Skip to main content

Full text of "Opisanie zabajkalskiej krainy w Syberyi"

See other formats


This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project 
to make the world's books discoverable online. 

It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject 
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books 
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to discover. 

Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the 
publisher to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying. 

We also ask that you: 

+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for 
personal, non-commercial purposes. 

+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers 
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web 



at |http : //books . google . com/ 




Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska- 
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady użytkowania 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 

Prosimy również o: 

• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 

• Przestrzeganie prawa 

W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 



tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/ 



5i^o ólc-^h \ 



M 

i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 
i 



Harvard College 
Library 



i 




FROM THE FUND BEQUEATHBD BY 

Archibald Gary Coolidge [^ 



CUuaoflB87 

PHOFE980R OF HISTORY 
190e-192S 

DIRECTOR OF THE UNIYSRSITY LIBRARY 

1910-1928 



m 



1 







lA^ 



^<^' 



BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH. 



TOK XŁy. 



OPISANIE 

ZABAJKALSKIEJ KRAINY 

w SYBEBYI 



AGATONA GILLERA. 



TOM PIERWSZY. 




LIPSK: 

F. A. BROCKHAUS. 

1867. 



iCa^ d Ó>Z/J 



,Jra, D, 



Is :^-'->« 




Pi^ifwj^oA 



A U T O H. 



wmm 



>'.fl-<r '"' 





^A 



PAMIĘCI: 

UORA FRANCISZKA MALCZEWSKIEGO, 
OKTORA KSAWEREGO SZOKALSKIEGO, 

KSIĘDZA JANA BOGMSKIEGO, 

5IĘDZA WINCENTEGO KROCZEWSKIEGO, 

lEŚNIAKA KAZIMIERZA SADOWSKIEGO, 

ALEKSANDRA WĘŻYKA, 

IGNACEGO BUŁDESKUŁA, 

JANA LITYŃSKIEGO, 

I WILHELMA KLOPFLAJSZA, 

MĘCZENNIKOM SPRAWY NARODOWEJ, 

ZMABŁYM NA WYGNANIU NERCZYŃSKIBH 



roiwifCA 



A U T O E. 



PRZEDMOWA. 



Kraj przezemnie opisywany z wielu względów jest 
ciekawy. Roślinność, zwierzęta, klimat, wyróżniają go 
od reszty Syberyi i robią z niego pole obszernego ba- 
dania dla nauki. Góry jego kryją ogromne bogactwa 
mineralne, które w przyszłości wielce podniosą znacze- 
nie jego produkcyjne. Dla geografa i etnografa wiele 
też nowego i ciekawego się w nim mieści. 

Położony na stoku wód spływających do oceanu Spo- 
kojnego, leży na wielkiej drodze ku wschodowi, którą 
pcha się życie moskiewskie, szukając nowych bogactw, 
nowego znaczenia i- nowych zaborów. 

Ztąd wychodziły (lekspedycye amurskie,)) które krainę 
tej rzeki, znaczną część Mandżuryi i brzegi morskie aż 
do Korei oddały pod panowanie Moskwy. Wpływ i 
przewaga polityki moskiewskiej w Chinach, zbliżenie się, 
ie tak powiem, pod mury Pekinu przez te zdobycze, 



VIII 



posuwanie się do Japonii, zabranie jej połowy Sacha- 
linu, tworzenie na wodach Wschodniego oceanu znacznej 
floty moskiewskiej, zwrócić powinno uwagę Europy na 
tę czynność brzemienną ważnemi wypadkami i na krainy, 
które służą za punkt wyjścia i rozszerzania się na 
brzegach wschodniej Azyi przewagi moskiewskiej. 

Polityka Moskwy tryumfuje w Pekinie; oręż jej 
zabiera krainy będące kolebką teraźniejszej dynastyi 
bohdochanów; propaganda zjednywa jej ludy Mongolii, 
a myśl i plany rozszerzają jej panowanie w Chinach, 
grożą panowaniu angielskiemu w Indyach i z oceanu 
Wschodniego robią morze moskiewsko-amerykańskie. 

Temu prądowi, który niesie ludność moskiewską na 
brzegi wschodnie Azyi, odpowiada takiż prąd, który 
prowadzi i osadza ludność amerykańską na zachodnich 
brzegach Ameryki, Tu i tam odkryto wyborne porty, 
wznoszą nad nimi miasta, które się prędko zaludniają; 
tu i tam złoto zwabia tysiące ludzi i zmusza ich do 
gorączkowej działalności, a przytem budzi się przemysł, 
handel i jak się wyraził jeden autor moskiewski: tworzy 
most przez ocean Spokojny, na którym spotka się libe- 
ralizm amerykański z despotyzmem moskiewskim, gdzie 
złączy ich wspólny interes, sympatya zysków, jeden 
cel osłabienia Anglii na morzu i zniszczenia jej wpływu 
światowego. 

Powtarzamy: ważne wypadki gotuje przyszłość na 
brzegach Wschodniego oceanu. Europa wcześnie do 



IX 

oieli powinna być przygotowaną, wcześnie powinna ob- 
mjśleć środki do zmniejszenia przewagi Moskwy w wscho- 
dniej Azyi, którą, gdy zabierze a ustali swe panowanie 
wspólnie z Amerykanami na oceanie Wschodnim, urze- 
czywistni się myśl moskiewskich despotów panowania 
nad światem! 

Gniazdo Czyngishana, które wyrzuciło na świat 
powódi mongolską, jest w posiadaniu Moskwy; z niego 
w moich oczach wypłynęły szyki, które zawładnęły bez 
bojn północną i wschodnią Mandżuryą; z ostatniej 
łatwo jest ruszyć na Chiny. 

Nic Moskwy nie wstrz}Tna w jej rozszerzaniu się 
w Azyi; tu ona czige się w swoim żywiole, tu ona 
widzi swoją misyę cywilizacyjną, tu znajduje zarodek 
nowej siły. Dla tych to powodów z takim zapałem 
w Moskwie przyjęto wiadomość o zawładnięciu Amurem 
i z takim naciskiem pcha się ludność w te odległe 
strony. Rozegrzana fantazya patryotów tutejszych 
widzi już namiestnika moskiewskiego w Pekinie, ban- 
dery moskiewskie pokrywające wody Spokojnego oceanu 
i pułki wypędzające Anglików z Indyi. 

Są to dzisiaj jeszcze marzenia głośno wypowiadane, 
ale stać się mogą rzeczywistością; spełnienia ich tern 
bardziej oczekiwać należy, że dotąd Moskwie w Azyi 
nadzwyczaj się powodzi. Ona wziąwszy ducha z Azyi, 
z wielkim taktem i rozumem tu postępuje i niema 



roku , któryby jej wpłjwa lub panowania nie roz- 
szerzył. 

Siłę tutaj tworzącą się można tylko osłabić przez 
podnoszenie narodów w Europie ujarzmionych; Anglia 
panowanie swoje w Indyi i na oceanie Wschodnim 
utrwalić bardzo może przez wydobywanie Polski z nie- 
wolniczej toni. Lecz nie mam zamiaru radzić, bo rada, 
poznawszy stan rzeczy, sama się każdemu nasunie; 
nie będę też mówić o rzeczach przyszłych, które tu 
wszyscy przeczuwają, ale chcę powiedzieć, że w obec 
tej nowej czynności Moskwy we wschodniej Azyi, 
nie będzie bez korzyści dla polityków europejskich, 
poznać się z krainą leżącą na drodze wielkich zdo- 
byczy. 

Dla nas Polaków konieczną jest rzeczą, dobrze 
znać Moskwę i jej krainy, jej siły, jej czynności; o 
każdym jej kroku wiedzieć powinniśmy. Chcąc się od 
ich panowania uwolnić, dokładniej ich od reszty Eu- 
ropy poznać jest naszym obowiązkiem, starałem się 
więc, ażeby dzieło moje dało nam Moskwę dokładnie 
poznać na tym odległym wchodzie. 

Prócz rzeczy interesujących naturalistę i polityka, 
znajdzie się w moim opisie niejeden fakt do historyi 
naszej niewoli. Zabajkale jest krainą deportacyi ; 
wznosi się tu mnóstwo polskich grobów. Każdy rok od 
stu lat prawie, składa tutaj jakieś polskie wspomnie- 
nie; dotąd mieszka tu dużo Polaków, którzy się wielce 



XI 



przyczyuili do oświecenia i ucywilizowania tutejszej 
krainy. 

Misyą Polski jest praca u siebie i wszędzie: dla 
wolności, godności, oświaty, samodzielności ludzi i 
Indów; zobaczymy, jak zagnani falami niewoli, wy- 
konali i wykonywają swą misyę w gnieździe Czyngis- 



Wielkiego zajęcia jest zbieranie pamiątek i śladów 
działalności Polaków po całym świecie rozproszonych; 
zebranie to potrzebne jest do naszej historyi z obec- 
nych czasów. Ono zaświadczy, o ile wierni jesteśmy 
naszemu powołaniu i o ile przynosimy pożytku ludz- 
kości. 

Tak przekonany, skrzętnie zbierałem ślady Pola- 
ków na tern wygnaniu i chociaż nie wiele, zawsze 
przecież udało się mi uratować nie jeden szczegół od 
zapomnienia. 

Takie poglądy i takie korzyści z opisania Zabajkala, 
skłoniły mnie do pracy nie łatwej w mojem poło- 
żeniu. 

Wygnaniec, zmuszony chować się i kryć ze zbie- 
raniem wiadomości dla niewzniecenia podejrzeń władzy, 
robiłem wszystko, co mogłem, ażeby obraz Zabajkala 
zrobić dokładnym. 

Pomimo trudności w zbieraniu wiadomości, udało 
się mi otrzymać dokładne szczegóły: o siłach zbroj- 
nych Zabajkala, o handlu, produkcyi, ludności i jej 



XII 



bogactwach. Opisałem także obyczaje, stan różnych 
religij, usposobienie, charakter ludności i nagroma- 
dziłem tyle wiadomości, ile ich dotąd żaden autor 
piszący o Zabajkalu w jednym obrazie nie przed- 
stawił. 



SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE I. 



Strona 

Ded;kae7ft V 

Pncdaonft VII 

Ctfii 7. Wstf p. Nerciyftski powiat 3 

EOZDZlAŁ I. Granica powiatu. Połoicnie geograficzne. Przestrzeń. 
Górj. Roałinnoać na Czokondo, Dauryjakie góry. Htepy onoftskie. 
Słone jeatora. Jesloro borzióskie. — Rzeki. — Osady znaczniej- 
sze. ~8Uty styka ludności wi^skiej. SUtystyka ludności kozackiej.— 
Charakterystyka Polaków, kozaków i stanowisko Polaków w ogóle 
' ' taBĄfkałem i ich tutaj oywilisacyjne dsi^anie. Siły zbrojne w wscho- 
dniej Syberyi h 

BOZDZIAŁ II. Jabłonowe góry i przeprawa przez nie. Spotkanie 
kopca waryata na stacyi. Dolina Ingody. Małorusini nad Ingodf. 
Ich pochodzenie i charakter. Wygnańcy polityczni nad Ingodf. 
Syberyacy polskiego pochodzenia. Opinia o roałieństwach miesza- 
nych. — Dochody urzędników gminnych i sprawy we wsiach. — 
Stan ukół gminnych w Dauryi. — Jezioro Kinon. — Załołenie 
Otyty. Mura wiew Amurski. — Ludność i opisanie Czy ty. — 
I Składki pani Rakowskiej na kościół katolicki. — Władze w Czy 

I cie. — Urzędnicy I oficerowie Polacy. — Listy wygnańców pollty- 

I cznych. — Urzędnicy. — Żydzi w Czycie. — Zapusty, kobiety, 

I życie umysłowe, szlachta zagonowa w Czycie. — Onufry Grądski. — 

Religia. — Garnizon. — Zmarli Polacy w Ożycie. — Dekabryści. — 
I Wyjazd Jenerała Zapolskiego. — Robactwo noszące nazwiska au- 

stryaków i prusaków. — Starzy politycy. — Policya za Bajka- 
łem. — Ualownictość okolic Czyty — wieś Wierch Czyta i polscy 
I wygnańcy w niej zamieszkali. — Projekt kolei łelatuej .... 2) 

I ROZDZIAŁ IIL AUmanka. — Wieczór nad Ingodą. — Żegluga In- 
I fodą. — Brzegi Ingody. — Wieś Aleksandrowsk i kwaterunek łoł- 

, Bierzy. — Trakt onoński. — Wody mineralne w onońskiej pro- 

wincyi. — Starsty w komendzie. — Pieśni iołnierskle. — Kąjda- 
I łowa. — Ksifięta Gantimury. — Tunguzi Gantimurowscy i ostatni 

I z Sachałtujew. — Mgły, chmury i obłoki. — Charakterystyka kilku 

I s moich towarzyszy żeglugi. — Żmija i rekrut Tatarzyn. — 

Echo. — Pomoc w iniwach. — Ptaki nad Ingod) i Szyłką. — 
Rekrut dezerter I manifest łaski. — Śpiewy ptaków. — Ujście 



XIV 

Strona 
Ononu i Ingody. — Brzegi Szyłki. — Przybycie do Ner- 
czyńsica 61 

ROZDZIAŁ IV. Półcienie NerczyAska. — Rzeka Nercza. — Historya 
Nerczyńska. — Statystyka Nerczyńska. — Baty na grobie. — Pro- 
tojerej. — Kupcy. — Botanicy. — Szkoły. — Cmentarze. — 
Partya aresztantuw i dwaj z Polski młodzieńcy. — Polacy zmarli 
w MerczyAsku. — Góry. — Barszczówka. — Jeszcze wody mine- 
ralne. — Kupcy Kandyńscy. — Jesień i piękność natury bez lii- 
storyi człowielca. — Stretieńsk. — Zdegradowany oficer. — Po- 
wrót kozalia ■ koronacyi. — Charakterystyka Moskali. — Po- 
azakiwanie J. Franklina w Syberyi. — Kozacy bij^ oficerów li- 
niowycłł 92 

ROZDZIAŁ V. Położenie Szylkińskiego Zawodu. Domy Syberya- 
ków. Drogi w Dauryi. Zima. Wpływ zimy. — Ubranie ał- 
mowe. — Zawieruchy sniełne. — Wiosna. — Połary puszcz. — 
Ikar syberyjski. — Dolina czałbuczyńska. — Włóczęgi. — Huta 
szklannii wynalazki Hilarego Webera. — Polacy zmarli wSzyłce.— 
Uiytki z kory brzozowej. — Natura budzi tęsknotę. — Góry Jako 
miejsca modlitw. — Samobójstwa. — Klimat Dauryi. — Jazwa 
syberyjska. — Święta dziewic. — Eicateriński rudnik i szyłkińskie 
kopalnie srebra. — UJśćkara, Zabójstwo. — Zielone Świątki. — 
Kobiety w Dauryi. — Wygnańcy polityczni w Szyłce 122 

ROZDZIAŁ Vr. Stan powietrza i rolnictwo. Robotnik w Dauryi. — 
Charakter Syberyaków. — Pielgrzymka kozaka do Petersburga. — 
Sprzedanie byczka. — Służący kapitana. — Wychowanie dzieci. — 
Partya w drodze do kopalni. — Wolter-szlachcic w łachmanach 
i Jego historya. — Maruszka kozak uralaki. — Bunt Pugaczewa 
i charakterystyka tego rewolucyonisty 154 

ROZDZIAŁ VII. Wyjazd z Szylki. — Podrói po nad brzegiem. — 
Dolina Kary. — Górnicy zwani slułitielc i kopalnie złota 
w Karze. — Katorżni. — Przymusowe roboty albo katorga. — 
Zbrodnie w katordze. — Śmierć Kotowskiego. — Zbiegi i postę- 
powanie ■ zesłanymi. — Spisek katorinych. — Urzędnicy, admi- 
uistracya i sądownictwo górnicze. — Naczelnicy górnictwa. — 
Tatariuow i Jego lustracya wyguańców politycznych. — Na- 
ryszkin. — Barbotte de Marny. ~ Mielekin. — Konfederaci 
barscy. — Towarzyskość i wieczorek w Karze. — Niższa Kara. — 
Msza katolicka. — Wspomnienie Ksawetego Szokalskiego. — 
Historya Pawła Różańskiego i Jeńcy polscy. — Średnia Kara. — 
Tolerancya religijna schizmatyków , podróże księdza i liczba 
katolików. — Ilość złota w Karze. — Łunżanki. — Ja- 
kób Panasiuk i wspomnienie Michała Wołlowicza. — Klimat 
w Karze 171 

ROZDZIAŁ VIII. Jazda bykami. — Rozmowa z Mołdawianinem i kilka 
słów o Jego ojczyźnie. — Formalnoiici uwalniające z katorgi. — 
Nocleg w budzie. — Polowanie policyanta. — Ucieczka Polaków 
z Aleksandrowska, ksiądz Boguński i jogo śmierć. — Oroczoni, ich * 
mieszkania, fizyonomia, ubiór. Język, śpiewy, tańce, stan natury, 
pokarmy i moralne przymioty. — Ich* gościnność, pojęcie dobrego 
i złego, śmiertelność, sposób chowania i rodzenie, gospodarstwo i 
zajęcia Oroczonów. — Granice Oroczonii. — Gdzie się zaczyna 



XV 

Strona 
- historya. — Podatki, rietelnoś<5. Jarmarki i władze OroczoDÓw. — 
Dolina Szałdemara. — Bartłomiej Biernacki. — Góra Golec Na- 
ajti«ki. — Kułtuma. — Kopalnie. — Górnicy. — Wygnańcy polscy 
V Kałtamie. — Folwark wygnańców. — Cmentarz wygnańców. 
Teorbanista, stodoła w Błonia, S. Marciejewski. — Podatki koza- 
ków plestyełł. — Bogdat'. — Picie lierbaty. — Dolina Urowu. — 
Ubranie kozaków. — Droga do Nerczyńskiego Zawodu .... 211 
ROZDZIAŁ IV. Położenie Wielkiego Nerccyńskiego Zawodu. — Prze- 
mysł, rękodzieła i handel Daaryi. — Wygnańcy polscy w Ner- 
ctynskim Zawodzie. — Biblioteka, kaaa, kaplica wygnańców. — 
Panie Grocholska, Sobańska i Bołzanowska. — Panie Więckowska, 
Bryokowa i Podlewska. — Niemieckre gazety. — Cmentarz wy- 
gaańców w Zawodzie i wspomnienie Malczewskiego, MigurskieJ, 
Wfłyka, Klopflajsza i innycłi zmarłych. — Deportowani Tatarzy 
i Czerkiesi. — Tolerancya w Syberyi i w Moskwie. — AVygnańcy 
moskiewscy. — Uczeni opisujący Dauryę. — Obserwatoryum ma- 
gnetyczne. — Szkoły górnicze. — Ile rocznie kradną urzędnicy 
w Moskwie? — Skłonność do nczt. — Statystyka ludności górni- 
czej. — Okoliczne kopalnie. — Temperatura 250 



NERCZYNSKI POWIAT. 



GuŁSK, Opisanie. I. 



w S TĘP. 



Z^abajkalski obwód położony jest w wschodniej Syberyi 
pod 119° 50' a 139° 26' długości i 49° 15' a 57° 30' szero- 
kości geograficznej. 

Graniczy na północ z jakuckim obwodem i irkucką gn- 
bemią, na zachód z irkucką gubernią, na południe z Mon- 
golia, na wschód z Mongolią, amurską krainą i jakuckim 
obwodem. Długość linii granicznej zabajkalskiego obwodu 
wynosi 550 mil, z tej liczby 264 i Yj przypada na linią de- 
markacyjną od Chin. 

Przestrzeni ma zabajkalski obwód: 10,905 mil O czyli 
539,345 wiorst Dj jest więc większy od Francy i o 1,157 mil D. 
lAdności rachują 356,688 ; na milę G wypada prawie 
33 ludzi. 

Razem z kiachtińskiem gradonaczelstwem, zabajkalski obwód 
ma przestrzeni 10,913 mil G) a ludności 364,541. Liczne 
pasma gór przerzynają Zabajkale w różnych kierunkach i 
tworzą z niego krainę alpejską. Najznaczniejsze pasma są: 
Jabłonowe i Sajańskie, które nad Bajkałem przybierają na- 
zwisko gór bajkalskich. 

Wód jest wielka obfitość; spływają do trzech wielkich 
kotlin. Wody nerczyńskie zabiera Amur i niesie do Spokoj- 
nego oceanu; wody wierchnioudińskie staczają się z Sie- 
lengą do Eajkału, a z niego płyną Angara do Jeniseju i 
ooeann Lodowatego; wody barguzińskie spływają do Baj- 
kału i do Witimu, który je niesie do Leny i oceanu Lodowa- 
tego. 

1* 



Pod względem administracyjnym zabajkalski obwód po- 
dzielony jest na trzy powiaty: nerczyński, wierchnioudiński i 
barguziński. Kiachtińekie gradonaczelstwo , położone w za- 
bajkalskim obwodzie, stanowi odrębną i administracyjnie nie- 
zależną od niego całość. 

W ciągu dzieła postaram się czytelników moich szczegó- 
łowo z każdym powiatem obeznać. 



Gnaiee powJatu. Połoienie tfeograficsoe. Przestrzeń. Góry. Roślinność xu 
Ciokondo. Danryjskie góry. Stepy onońskie. Słone Jeziora. Jezioro 
bonińtkie. — Rseki. — Osady snacsniejsse. — Statystyka ludności wi^- 
akiej. Statystyka ludnoiei kozackiej. — Cłiarakterystyka Polaków, ko- 
zaków i suaowisko Polaków w ogóle za Bajkałem i ich tutaj cywiliza- 
cyjne działanie. Siły zbrojne w wschodniej Syberyi. 



Aerczyński powiat zwany inaczej syberyjska Daury% od 
naroda Daurów, który w nim niegdyś zamieszkiwał, gra- 
niczy na północ z bargozińskim powiatem i jakuckim obwo- 
dem, na zachód z wierchnioudińskim powiatem, na południe 
E Mongolią, na wschód z Mongolią i krainą amurską. 

Położony jest pod 49'' 15' a 55° szerokości i 127° a 139° 
26^ dhigości. 

Długość powiatu ze wschodu na zaohód wynosi 178 i y, mil, 
iserokość 114 i Yj. Przestrzeń powiatu podają na 4,739 mil O- 
Powierzchnia Dauryi jest pokryta siecią wysokich gór i labi- 
ryntem dolin. Z Mongolii wchodzi do powiatu łańcuch gór 
JaUonowych; ciągnąc się wzdłuż zachodniej granicy powiata 
wwraca potem na północny wschód i przechodzi do jaku- 
ckiego obwodu, oddzielając go od amurskiej prowincyi. Tuż 
2anz za granicą, Jabłonowy łańcuch rozdziela się na dwa 
puma: jedno główne, którego kierunek wskazaliśmy, drogie 
nś zawraca na wschód, później północny wschód, stanowi 
dział wód pomiędzy Ingodą i Ononem i nazywa się Mały 
Gentej a w dalszym ciągu Ałchanaj. W tem paśmie nie- 
daleko od mongolskiej granicy znajduje się najwyższa góra 
w Dauryi zwana Czokondo (Sochondo) wysoka 8,529 stóp 



6 

nad powierzchnią morza. Radde, natoralista z Gdańska, był 
na tej górze w 1866. roku i znalazł następne rośliny alpejskie*): 
Oxigraphi8 glacialis, Dracocephalum grandiflorum , Callitri- 
chium rutaefolium, Pedicularis amoena, Pedicularis lappo- 
nica, Pedicularis euphrasioides , Pedicalaris yersicolor, Clay- 
tonią arctica, Campanula silenifolia, Salix berberifolia. 

Ze zwierząt na Czokondzie wymienia: Arctomys Eyers- 
manii, (czumbura po syberyjska), Lagomys alpinus, czar- 
nego niedźwiedzia i inne. Ptaki: Lagopas alpinus, Fregilus 
craculus i Pyrula erythrina. Roślinność tej góry dzieli Radde 
na sześć dzielnic : 1) Dzielnica roślin hodujących się na 
gruntach pozbawionych próchnicy (humusu), mająca wiele 
podobieństwa do flory okolic stepowej Dauryi, sięga do wy- 
sokości 3,500 stóp angielskich; 2) dzielnica dolnoalpejskich 
roślin do 4,500 stóp ; 3) dzielnica błot i sap porosłych mchem 
i borówkami dochodzi do wysokości 5,217 stóp; 4) dzielnica 
lasów syberyjskiego cedru sięga do 6,700 stóp; 5) dzielnica 
cedru ścielącego się po ziemi i wyrastającego w krzaki i 
6) dzielnica alpejska 8,259 stóp. 

Właściwe dauryjskie góry okryły licznemi pasmami pra- 
wie jednakowej wysokości cały ten trójkąt między Szyłką, 
Argunią i Ononem. l^a północ stepu, który jakby dalszy 
ciąg pustyni Gobi wchodzi w granice Dauryi między Ononem 
i Argunią, widać pasmo wysokie zwame Adon-Czełon. Śliczna 
to i malownicza okolica, obfitująca w drogie kamienie i bardzo 
ciekawa dla mineraloga. Od Adon-Czełonu w różne strony 
rozchodzą się ramiona dauryjskich gór. Główny łańcuch, 
z najwyższemi szczytami jest działem wód pomiędzy Szyłką 
i Giusimurem. Inne pasma jak n. p. pomiędzy Gazimurem a 
Uriumkanem, między Uriumkanem a Urowem i inne w naj- 
rozmaitszych kierunkach garbiące powierzchnię Dauryi i na- 
dające jej wejrzenie alpejskie, nie mają osobnych nazwisk* 
Najwyższe szczyty dauryjskich gór są: Kaczyński golec. Bata- 
kański golec, góra Sukłuj, Adon-Czełon, Połowiński golec 
i wiele innych. Wysokości ich oznaczyć nie mogę, bo ile mi 



*) Zapiski sibirskaho oddieła imperatorskaho geograficteskaho obsicse. 
Blwa. Kniłka XV. Petersburg, 1858. 



Yiadomo, nikt dot^d nie robił ta pomiarów i zapewno nie 
jedna góra po wymierzeniu okazałaby się wyższą, niź te, 
które z powieści podałem za najwyższe. W jakiejś geografii 
najwyższe szczyty daarjgskich gór oznaczono na 7,000 stóp. 
Trzeba jednak powiedzieć, że co do wysokości dauryjskie 
góiy nie mog% równać się z ałtajskiemi i Jabłonowemi, — 
najwyższe wierzchołki nie s% pokryte wiecznym śniegiem, 
roślinność wszędzie rozwija się, a tak zwane « golce », to jest 
S^ SÓ17 (najwjrższe), sięgają zaledwo dzielnicy karpackiego 
kosodrzewia. 

Równin w Danryi prawie niema. Błonia równe nad rze- 
ktmi nieoznaczają miejscowości, jaką zwykliśmy w geografii 
oznaczać wyrazem: równina. Stepy dauryjskie nie są także 
płaskie ani równe. Są to okolice wysokie, sfalowane, a dla 
idt bezłesności, nazwane przez tutejszych mieszkańców ste- 
psmL Ze stepów dauryjskich najciekawszym jest step onoński, 
zwany inaczej abagajtujewskim, położony pomiędzy Ononem 
i Argunią przy wierzchowiskach tych rzek. Jest to kraina 
wysoka, przerżnięta licznemi gałęziami gór i pagórków, ma- 
jąca charakter pustyni Gobi, która sięga aż Abagajtuja. 
Badde*) podróżtgący wzdłuż granicy chińskiej z polskim na* 
toralistą Antonim Wałeckim, granice stepowej okolicy ozna- 
czył następnie : Od północy bór sosnowy na prawym brzega 
Ononn rosnący, rzeka Onon Borza, pasmo adonczełońskich 
gór, jego ramiona, z którego wypływa Gazimur, i dolina rzeki 
Urołunguj , za którą zaczyna się kraj bujnej flory i bogactw 
metalicznych. Od północnego wschodu okala step onoński 
reeka Argon, od południa Mongolia, a na zachodzie bór 
sosnowy onoński przy posterunku Kiższy-Ułchuń. Przestrzeni 
ma mieć 380 mil O. W najniższych punktach nad jeziorem 
Baryń-Tarej obok kułussutajewskiego posterunku wyniesiony 
jest nad poziom morza 2,200 stóp angrielskich, w najwyższych 
dochodzi do 3,000. Góry i doliny stepu onońskiego są gołe, 
lasów na nich niema a roślinność bardzo uboga. Grunta bes 
próchnicy, w dolinach przesycone sodą i glauberską solą nie- 



*) DMro-moogolakąJa gr&nicA Zabajkala O. Raddego w Wiastnika impar* 
nakabo gaograficsaakaho obssoiaatwa, 1858. roku, seta. 4. 



8 

cdatne do uprawy, dla tego też rolnictwo jest tu zia naj- 
Biiszym stopnia kultury. Bsek w ogóle bardzo mało, lecz 
za to znajduje się kilka jezior większych i wiele mniejszych 
ze slon% wod%, które bardzo często, podobnie jak i stru- 
mienie tej okolicy, wysychają podczas skwarnego i suchego 
lata. Godniejsze uwagi jeziora noszą następne nazwy: Tarej- 
nor, Ubuduk, Cagan-nor, Hara-nor, Borza"") i inne. Zima 
jest tu surowa, śniegi rzadko ale obficie spadają; lata skwarne 
i bez deszczu. Ludność złożona z kozaków, Buriatów i Mon- 
gołów, bardzo jest nieliczna ; głównem jej zatrudnieniem jest 
chów bydła. Radde powiada, iż od Curuchajtu do Niżnego 
Ułchuna i do Onon - Borzy , hodują mieszkańcy stepowi 
84,000 koni, 5,000 bydła rogatego, 75,000 owiec, prócz tego 
hodują wielbłądów i małą ilość bawołów mongolskich. 
Wszystko tu sprzyja hodowli bydła i owiec. Radde nama- 
wia mieszkańców stepu onońskiego do zwiększenia stad i po- 
prawienia rasy owiec; przy pilnem krzątaniu się około tej 
gałęzi gospodarstwa, mogą w przyszłości Amurem wysyłać 
wełnę do fabryk amerykańskich. 

Rzek, rzeczek i strumieni różnej wielkości bardzo jest 
dużo w Dauryi. Przerzynają kraj w różnych kierunkach i 
aebrały w swoich dolinach całą ludność, która trudni się: 
rolnictwem, pasterstwem, handlem lub górnictwem: jest to 
albowiem kraj kopalni, wygnania; kraj obfitujący w do to. 



*) Jesioro Bo»« albo borzitiskie odległe o 80 wiorst od Ccyndantu, nie- 
daleko od wsi Turginu, ma obwodu 3 wiorsty 445 sąiui. Sól osadza się w niem 
sama i mieszkańcy od roku 1750 dobywają J) i rozwoif po Dnaryi. Sól osadu 
tlę w peryodzie od 15. maja do 16. paedzieruika ; gdy lato bywa suche, soli byw* 
obicie, gdy zaś lato bywa dżdżyste, sól nieosadza się, a licznych bowiem 
strumieni dużo napływa do Jeziora słodkiej wody. Roku 1757 dobyto s niego 
•Oli S6,063 pod6w; 1758. roku 28,863 pudów; 1772. roku 85,443 pudów; 1800. 
roku 14,890 pudów; 1801. roku 31,060 pudów; 1808. roku. 43,000 pud^w. 
W następnych latach ilość dobytej soli, stopniowo aż do 6,000 p. zmniej- 
szała się. Od 1756 do 1820. roku, to Jest w 64 letnim peryodzie, było 38 Ukich 
lat, w których sol w borzińskiem Jeziorze nieosadzała się wcale (Latopis 
goroda Irkucka Piotra Peżemskiego w irkuckich gubernialnych wiedomostiach 
Kr. 53 roku 1858). Roku 1857 wydobyto z borzióskiego Jeziora soli: 60,373 
pndów; wydatki na urzędników i robotników wyniosły 6,506 r. •. 44Vi kop., 
oa wydobycie puda soli potrzeba więc było 9*/^ kop. Dochodu miał akarb 
s tego jeziora roku 1857, 33,339 r. s. 73% kop., z liczby tej trzeba Jeszcze 
odtr%ci^ wydatki na transport soli. Roku 1858 wydobyto soli 103,076 padów, 
wydatki wyoiosły summę 9,586 r. s. 48Vi ^^V' 



w srebro, w drogie kruszce — słynny jako gniazdo i kolebka 
OiyDgii-hana i jako miejsce deportacyi. Najznaczniejsze 
neki w Daaryi s%: Szyłka, Argon i Onon, pomniejsze zaś: 
Nercza, Czarna, Czyta, Unda, Gazimur, Urinmkan, Urow, Aga, 
Borzui, Earanaia. 

Szytka bierze pocz%tek ze wschodnich stoków Jabłono- 
wego pasma; a źródeł i w całym górnym biegu nazywa się: 
Ingodą. U wierzchowisk Ingody, na prawym jej brzegu 
wznosi się pasmo atadąjskie. Dzikie te góry okryte cedrowa 
puszcza, ł%cz% się z łańcuchem, w którym jest góra Czo- 
kondo; one zakrzywiają koryto Ingody, która płynąc w pół- 
nocnym kierunku, szeroką doliną rozdziela pasmo Jabłonowe 
od licznie rozgałęzionych dauryjskich czyli nerczyńskich gór. 
Niedaleko od Czy ty, miasta stołecznego zabajkalskiego ob- 
wodo, Ingo da zasilona wodami rzeczki Czyty, wrzyna się 
w daoryjskie góry, zwraca się w stronę północnego wschodu 
i w tym kierunku płynąc, pod stanicą kozacką Horody- 
isczem, łączy się z południa płynącym Ononem i zmienia 
nazwisko Ingody na nazwę: Szyłka. Za stanicą Gorbica, 
Szyłka zwraca swe koryto na wschód, a pod kozackim po- 
Bteninkiem Ujśćstriełką, łączy się z znaczną rzeką Argunią 
i przybiera nazwisko Amuru. Amur jest jedna z najdłuź- 
wych i najpotężniejszych rzek Azyi; przepłynąwszy kilka 
tysięcy wiorst wpada do oceanu Spokojnego. — Szyłka płynie 
szerokim strumieniem, nie traci jednak przez to charakteru 
f»k górskich; spadek ma gwałtowny, pęd wody bystry, 
głębokość dosyć znaczną, lecz zdarzają się w niej miejsca 
płytkie, zasute kamieniami sterczącemi nad wodą. Wysokie 
góry z gbu stron ścieśniają jej dolinę i spadają stromemi, 
ikatistemi stokami nad koryto; płynąłem Szyłka sześćdziesiąt 
kilka mil i nieraz uderzony byłem malowniczym widokiem 
jej brzegów. Żegluga w dół rzeki jest łatwą; mielizny i 
rafy flis obeznany z miejscowością, bez trudności omija, — 
icglaga za to w górę rzeki, z powodu bystrego prądu jest 
bardzo trudna, a holowanie dla urwistych i wysokich skał na 
brzegach jest uciążliwe i żmudne. Spław na Szyłce od czasu 
(1S54) corocznych ekspedycyj na Amur jest dosyć ożywiony. 

0«ady nad Ingodą są następujące: Doronińsk, Tataurowa, 



10 

miasto Czyta (z 1,000 sążni od Ingody oddalone) i Kajda- 
łowa. Nad Szyłką 8% następne znaczniejsze osady: Horo- 
dyszcze, Uspieńsk, miasto Nerczyńak (położone o Yi i^^^^ od 
prawego brzeg^i Szyłki), Biankina, Stretińsk, Lamy, Szyi- 
kiński Zawód, Ujśćkara (o 2 mile zt%d między górami są 
kopalnie złota karyjskie) i Gorbica, za którą aż do Ujść- 
fltriełki są tylko na stacyach domki pocztowe, przy których 
z czasem powstaną wsie. 

Ludność kraju, którego głównym nerwem jest Szyłka, 
skupiła się w ważkiej dolinie tej rzeki, pobudowała dłagrie 
wsie nad jej brzegami, a pochyłość zabrzeży wzięła pod płag 
i uprawę rolną. Prócz rolnictwa, mieszkańcy nadbrzeżni 
trudnią się: spławem, myślistwem i handlem. Prócz kilku 
osad, w których mieszkają wolni włościanie, osiedleńcy i ka- 
torźni, reszta osad zamieszkc^ą jest przez kozaków pieszych 
i Tunguzów. — Do Ingody i Szyłki wpadają następne rzeki 
z lewego brzegu: Czyta, płynie z Jabłonowych gór szeroką 
doliną i wpada za miastem tegoż imienia do Ingody; Nercza 
wypływa z południowych stoków Jabłonowego pasma i dąży 
z północy na południe. Dolina jej osłonięta górzystemi za- 
brzeżami, wody czyste, zimne, koryto dosyć szerokie, spadek 
znaczny; w górnym biegu nad Nerczą, niema żadnej osady, 
głucha puszcza zwiedzana przez Tunguzów i Oroczonów przy- 
tyka do jej brzegów, w dolnym biegu jest nad nią kilka 
osad i miasto Nerczyńsk. Rzeka ta może być żeglowną , lecz 
mała ludność i małe jej potrzeby nie ożywiają spławu. 
Kuinga, rzeczka, bieg ma krótki, szerokość małą, dolinę 
górzystą, nad brzegami jej jest kilka osad, najznaczniejsza 
wieś Kuinga; rzeczka Czacza; rzeka Czarna, bystra, górska 
rzeka, brzegi jej puszczą okryte są niezamieszkałe, przy 
ujściu wieś Omoroj; rzeka Gorbica dawniej była linią de- 
markacyjną między Chinami a Moskwą. Z prawego brzegu 
wpadają do Ingody i Szyłki: Olenguj i Tura, małe rzeczki, 
nad brzegami ich koczują Buriaci; Onon — rzeka wielkości 
Szyłki, wypływa ze stepów Mongolii, charakter jej jeszcze 
w średnim biegu jest stepowy, dopiero w dolnym biegu góry 
staczają się i ścieśniają jej dolinę. Onon spadek ma znaczny, 
wody mętne, często pł3rtkie, i jest żeglowny. W górnym 



u 

Ue^ urodzajne, lecz mc^o uprawne grania przypierają do 
Oaonu, posteronki kozaków konnych i małe przy nich osady 
oiywkją jego brzegL Największe z osad kozackich 8%: Akaza 
i Gzyndant; w średnim i dolnym biegu nad Ononem koczują 
Bariaci hordy agińskiej. Nad Ononem urodził się Czyngis- 
inn? a pamiątki po nim w mogiłach i ruinach dotąd sig 
piz echowały. Do Ononu z lewej strony wpadają rzeczki: 
Akta, Da i Aga; nad Agą znajduje się Duma Stepowa to jest 
arząd agińskiej hordy. Z prawej strony wpadają do Ononu 
neki: Onon-Borzia, Turga i Unda — nad Undą mieszkają 
piesi kozacy i znajdują się osady: Szełopugina, Undińska 
Soboda i Nowo-Troicka Słoboda. 

Z prawej strony wpadają jeszcze do Szyłki następne 
^rzdu: Korynga pod Stretińskiem, Szi^demar i inne. 

Po Szyłce największą rzeką Dauryi jest Arguń; źródła jej 
a^^dnją się w Mongolii, gdzie ją nazywają Kajłar, w bliz- 
^Mci jeziora Dałajnor zwraca się ku północy i północnemu 
••chodowi. Odtąd koryto jej jest linią demarkacyjną między 
OuMmi i Moskwą. W górnym biegu Arguń jest stepową 
^4, w średnim biegu wrzyna się w góry i dolinę jej 
U do iM^ączenia się ^z Szyłką, zasłaniają coraz to wyższe 
goiy. Spadek ma znaczny, wody płytsze niż w Szyłce; 
y^Ji rafy, urwiste i wysokie przylądki utrudniają żeglugę. 
Widoki argańskie również są wspaniałe jak szyłkińskie; 
Syo&ta urodzajniej sze, łąki bujniejsze a i klimat cieplejszy 
^ Md Szyłką. Nad jej brzegiem ze strony moskiewskiej, 
"^^ypane są posterunki i stanice kozaków konnych; nąj- 
^Mttniejize z nich są: Abahajtuj, Curuchajtig, Ołocze i Ar- 
in"^; brzeg chiński jest pusty, niema tu osad i prócz Mon- 
iów, którzy utrzymują pikiety i strzegą granicy, niema 
im jednego mieszkańca. Do Arguni z lewego brzegu wpa- 
<m% następne rzeki: Urulumguj, j^ynie przez równinę^ na 
^rej położona jest wieś Konduj i rudnik srebrny Kliczka^ 
Wierehnia Borzia — na równinach tej rzeki znąjdiyą się wsie: 
woborzińak, Dono i Byska; Średnia Borzia, dolina jej 
»§ż8za niż poprzedniej rzeki. Nad nią i nad strumykami do 
iuq wpadającemi', położone są: Zawód kutumarski z srebrną 
'"'^ł hopalnie złota w Sołkokonie, wieś Czaszyna i rudnik 



12 

srebrny Kadąja; rzeka Niższa Borzia, dolinę jej 2amyki^% 
góry średniej wielkości, nad nią i nad strumykami do niej 
wpadaj%cemi znajduj% się: Dnczarski Zawód i rudnik srebrny 
Michajłowski; mieszkańcy nad rzekami wyżej .wspomnianemi 
są kozacy i katorżni. 

Inne rzeki wpadają z lewego brzegu do Arguni: strumień 
Sierebrianka złączony z Ałtaczą, nad którą położony jest 
Wielki Nerczyński Zawód, stolica tutejszego górnictwa; w oko- 
licy jego znajdują się srebrne rudniki w Błahodacku, w Gór- 
nej i w Wozdwizeńsku ; rzeka Urów płynie przez urodzajną 
dolinę, bieg ma kręty, góry łagodnie pochylone. Osady ko- 
zackie nad Urowem są: Godymboj i Siwacze; mieszkańcy tej 
doliny mają wydęte gardła (wole); rzeka Uriumkan, bystra, 
wazka, płytka w górzystej i urodzajnej dolinie, zamieszkałej 
przez pieszych kozaków; znaczniejsze wsie są: Bohdat* i Na- 
limsk. 

Największą z rzeczek wpadających do Arguni jest Gazi- 
mur; spadek ma znaczny, szerokości około 50 s<iżni, z^po- 
wodu płytkości nie może być żeglownym. Dolinę jego ota- 
czają wysokie góry, ludność kozacka i górnicza gęsto się 
w niej rozsiadła. Znaczniejsze osady nad Gazimurem są: 
Aleksandrowski Zawód*), od którego o dwie mile między 
górami położony jest rudnik i wieś Akatuja, a o mil dzie- 
więć kopalnie złota w Szachtamie; inne osady nad Gazimu- 
rem: Alenuja, Dagio, Grazimurski Zawód, w okolicy którego 
jest kilka srebrnych rudników, stanice Burakan, Batakan, 
rudnik srebrny i kopalnia złota w Kułtumie, Orkija i inne. 
Karenga wpada do Witimu. Daurya jest bardzo wyniesiona 
nad poziom morza, najniższe miejsca położone są na wyso- 
kości 2,000 stóp. Klimat w ogóle jest surowy; zima długa i 
mroźna, mrozy dochodzą do 40° R., lato gorące, upały do- 
chodzą do 40° R. Jesień mila, nie bardzo zimna i nie gorąca, 
wiosna prędko przechodzi. 

Ludność nerczyńskiego powiatu z powodu administracyj- 



*) Zawód prsetłumaczyć możo« wyrazem: zakład lub fabryka. Ja jedoak 
nietłumaczę tego wyrazu Jako imienia własnego, takie bowiem ma znaczenie 
w pospolitej nowie. 



13 



nej aleźności , podzielić można na cztery kategorye. 
Pierwsza obejmuje mieszkańców miast: Czy ty i Nerczyńska. 
Draga kategorya obejmuje Indność zależną od naczelnika 
powiatn, którego nazywać będziemy miejscowym wyrazem 
•ziemski sprawnik.n Trzecią kategorya stanowią kozacy: 
konni i piesi Czwartą wreszcie składają górnicy i aka- 
torżniB, to jest ludzie deportowani do robót w kopal- 
niach. 

Kie o wsz3'stkich kategoryach nerczyńskiej ludności ze- 
brałem dokładne cyfry statystyczne. Tu umieszczam tylko 
takie, które mają powagę urzędową. 

Statystyka ludności powiatu zarządzanej przez ziemskiego 
spnwmka, ułożona z urzędowego sprawozdania tegoż spraw- 
nika za rok 1857: 



14 





c: ;: 3 




2 




ff 




fl& 


^ 


5* o c 




-^•1 


B 


?% 








>r 




p 


K^ 




•^ 


i-» 


Tl 


^ M co 




c» oo >- 


^ 


o o fco 



'1 



s 



S 5 2 OS 

2 3 

P ^ o C ,— ^ 

^ S: «° « 2 

OD OD ^ S 



)«t 1^ oj Od 
lU oi w p^ 



g? »^ -j iji ?il 



SP tS X «> lo P 



co 



^ >► 1^ 
^ c» «C Sg 

^. g g 8 



*« ^ S fc 

o »-* 52 Ł 

5 0« CD ^ 



- "^ S .- 
Cl to « JT 



c' *« is !r s: X; -j 

o o o 1^ OJ oo -J 
g S I- ^ M © M 



C/t co 



co 1^ l:r ST 

Od Od co o 

hI C^ 00 ^ C9 

UO •« co co •a rj- ^;- 

e$ c^ *^ o* lO co ^ 

S O *® <» ** "^^ ^ 



3 3 3 



3 &< 









O 


? 




3 


3 


g. 


1 


O 






3 
P 


»r 


c 








o 




1 


S-. 


t 


1 

s 


,,-^ 


C 


Pt 


<1> 


«< 


s- 


s 


Ł 


3- 


T 




^ 


w* 


X- 


o 


2 


OB 


p 


P 


o* 


P 

5 


g- 








o 








1 


§ 




•^ 


1-* 


1 




-J 


►♦^ 




? 


l 


to 


fcO 


h9 


•a 






Oj 

N 


1^ 


9 






o" 


=•5 




3 


3 


00 

«5' 


o. 
*< 
a 


P 








3 


O 






? 




c 


•* 








3 
p 


• 


. 


p 


3 


«^. 






ET. 




2 


• 


" 


^ 




n 










c*- 








w 




CP 


C?« 
CO 
en 

O 


CD 

2 


2 

B 

B 
•O 


<p 


" 


3 


9* 


5 


o- 








a 










» 


►< 


^^ 


h^ 




1 


S* 
"i 


o 


§ 


00 

co 


1 


tr 




-J 


to 


♦ 


<D 


Oi 


CO 


CO 


w 


^.^ 










c 








1 


er 


fc 


M 








s 

s 

to 


i 


>-» 
to 
en 

CO 
Od 


6 

1 
1 


f 


co 
en 


►- 


g 


1 


S^ 


1^ 


s 


co 


4 


p 


-o 


»0 


oo 










5" 


e< 










N 










^> 


h^ 








& 


Od c;« 


o 


g 


OD 


co 


«! 


»— 


P 


tS* 


co 


K> 


OD 


§ 


3 


:: 


P- 





15 



Lud 


Iność: 






ladność męska 


ludność łeiiska 


ruem. 


Gmina tataurowska .... 


4031 


3789 


7820 


„ nśpieńska 


4784 


3160 


7994 


„ nstilińska 


2605 


1961 


4566 


Gromady urolgińskiej Dumy: 








Gromada umlgińska . . . 


920 


842 


1762 


„ ołowska 


1874 


1695 


3569 


„ szundaińska .... 


1056 


965 


2021 


„ mańkowska .... 


1530 


1298 


2828 


„ kożurtajewska . . . 


1660 


1299 


2959 


n ongocojska .... 


966 


801 


1767 


Razem w urulgińskiej Dumie 


8,006 


6,900 


14,906 



Gromady agińskiej dumy. 

Wieś Agińsk .... 

Gromada cugalska . . 
., byrchycugaleka 
„ torgińska . . 
n mogojtujewska 
n szołotujewska . 
„ kjaHńska . . 
tatJiałtnjewska 



220 
2208 
1230 

832 
1099 
1556 
2376 
1700 



149 
2112 
1233 

857 
1154 
1494 
2137 
1474 



369 
4320 
2463 
1689 
2253 
3050 
4513 
3174 



Rągem w afgipskiej Dumie 11,221 
Iłazem ....... 30,647 



10,61Q 21,831 



26,420 57,067 



Ludność według klas: 

ludność męzka ladność ieńska 



I^ehowieństwa grecko-rosyjs. 69 

;, jamajskiego . 47 

ttlachty dziedzicznej ... 149 

f, osobistej .... 18 

inspcćm 2. giełdy .... 9 

n 3. gi^dy .... 19 

mieszczan we wsiach ... 87 

włościan państwa .... 7184 

oficerów 3 

iobierzy we wsiach . . . 628 

bntonistów 92 

dymisyon. żołnierzy ... 21 

kozaków we wsiach . . . 102 

iołnierek bez męży ... — 

^<inatów i Tunguzów koczuj. 160 1 5 

n osiadłych .... 3164 

Tunguzów wałęsających się 117 

deportowanych na osiedlenie 2817 
^dników bez rangi 

(raznoczyńców) 102 



62 

47 

6 

10 

41 
6276 

9 
2 



82 

15111 

2391 

87 
2287 



rasem. 

131 

47 

196 

24 

19 

28 

128 

13460 

3 

637 

94 

21 

102 

82 

31126 

5555 

204 

5104 

102 



16 

Ludność ta co [do pochodzenia daieli się jak następuje: 
Moskali 18,919, Polaków 107 (rzeczywista liczba o wiele 
większa), Niemców 2, Tatarów 593, żydów 514, Buńatów 
osiadłych 1,384, Buriatów koczujących 20,836, Tunguzów 
osiadłych 4,218, Tunguzów koczujących 10,290, Tunguzów 
wałęsających się 204. 

Co do wiary: grecko -rosyjskiej jest 27,431, katolików 
107, ewanielików 2, żydów 514, mahometanów 593, lamaitów 
(buddaistów) 22,908, szamanów 5,512, popowców 5, ducbo- 
borców 1, skopców 4. Zrobić należy uwagę, iż moskiewscy 
urzędnicy rzadko kiedy podają w statystycznych sprawozda- 
niach liczbę sekciarzy, a często, bez zapytania, byle tylko 
był człowiek z Europy, zapisują go w liczbę Moskali wyzna- 
jących panującą wiarę; częściej jednak sekciarze a nawet 
ludzie tolerowanych wiar sami ukrywają pochodzenie i wy- 
znanie swoje a kłamią w obec urzędnika, dla tego, że przy- 
zwyczaili się, nigdy im prawdy niemowie. Dla tego- to 
liczby statystyki narodowości i wiar, radzę moim czytelnikom 
na sery o nie przyjmować. 

Tablica nowonarodzonych. Tablica śmiertelności. 

Urodsiło się: Umarło: 

Roku płci mfilciej płci ieńskiej. 
698 
763 
636 
547 
730 
729 
783 

4,886 3,543 2,923 

W siedmiu latach liczba urodzonych, przewyższyła liczbę 
zmarłych o 4,069. 

Ludność będąca pod zarządem sprawnika posiadała 
w 1857. roku: 49,000 koni, 58,744 rogatego bydła, 124,320 
owiec, 2,071 świń, 31,351 kóz, 2,204 wielbłądów, 49 re- 
nów. 



1851 


711 


1852 


864 


1853 


781 


1854 


810 


1855 


784 


1856 


817 


1857 


882 


Razem 5,649 



^czyiD 


kobiet 


473 


439 


455 


343 


520 


411 


589 


418 


642 


549 


429 


364 


435 


396 



17 

Zaoano: żyta ozimego 178 ćwierci (czetwierti), ze- 
brano 572ĆW. 

żyta jarowego 14315 „ „ 56687 „ 

kartofli . . 2482 „ „ 14617 „ 

Hość zbiorów zbóż innych gatunków niewiadoma. 

Ceny zboża we wsiach 1857. roka były następujące : ćwierć 
żyta ważąca 9 pudów kosztowała 4 r. 83y4 k. Ćwierć jarki 
4 r. 82 '^ k. Pszenicy 6 r. ^oy^ k. Jęczmienia 4 r. 66 k. 
Owsa 3 r. 10 k., tatarki 4 r. 59Vi ^j kartofli 1 r. Mąki 
żytniej ćwierć 4 r. 94% k., mąki pszennej 6 r. 99 k. Krup 
tatarczanych ćwierć 7 r. 1 k., krup jęczmiennych 7 r. 

Połowę ludności całego powiatu nerczyńskiego stanowią 
kozacy piesi i konni. Pieszych są trzy brygady w powiecie; 
hrygAÓy dzielą się na bataliony, których jest 12. Konnych 
kozaków w Nerczyńskiem jest tylko jedna brygada a w niej 
dwa półki, dwie inne konne brygady są w wierchnioudińskim 
powiecie, a wszystkich pułków w konnem zal>ajkal8kiem 
wojsku kozaków jest 6. 

Podaję tutaj statystykę ludności kozackiej, nie jednego 
powiatu, ale całego Zabajkala. 

m^ścsyzn kobiet nsea. 

Pieszych kozaków było 

w 1857. roku: .... 33142 33778 66920 

konnych kozaków . . . 23804 23377 47181 

Razem . 56,946 57,155 114,101 

Oficerów kozackich: 173. 

Z liczby powyższej, 4,209 ludzi było w czynnej służbie 
1857. roku, a 20,344 ludzi zostawało na kolei służby. 

Kie wielka liczba zabąjkalskich kozaków została osiedloną 
nad Amurem, ogólna jednak cyfra ludności kozackiej nie 
naniejszyła się,' ale owszem powiększyła, bo w skutek roz- 
porządzenia ministra wojny z dnia 18. maja 1858. roku za« 
częto wysyłać z garnizonów moskiewskich, znaczne partyo 
żołnierzy, przeznaczonych na osiedlenie kozackie. W la- 
GiŁŁit, Opisanie. I. ' 2 * 



18 

tach 1858, 1859 i 1860 przybyło do wsobodniej Sy- 
beryi 6,000 żołnierEy na osiedlenie, wszystkich zaś prze- 
znaczonych na osiedlenie jest 14,000, oprócz kobiet i 
dzieci. 

Ci nowi kozacy zostali osiedleni nad Amurem, około Irku- 
cka, Jenisejska i Zabajkalem we wszystkich palkach i ba- 
talionach. Pomiędzy nimi wielu jest Polaków; do 1860. roka 
za Bajkałem osiedlono 600 Polaków, a z tymi, którzy nad 
Amur i w inne miejsca zostali posłani do 1,000. Rachują 
w liczbie 14,000 idących na kozackie osiedlenie żołnierzy, 
2,500 Polaków.*) 



*) PodTÓiowAlem po Zabajkalu w 1855.. 1856., 1857., 1858. i 1860. roku. Zna- 
csof csęść mych podróży opisałem w 1858. roku ; wówczas nie było tu Jesacse 
Polaków-kozaków, dlatego o ulch i nic nie mówiłem. W lSb9. i 1860. roko 
jak wiemy, duio ich aa Bajkałem sostało osiedlonych, a liczba ich co miesiło 
eiąsle się powiększa. Polacy od dawaego bardzo czasu posyłani S4 w te oko« 
lice. Konfederaci barscy byli pierwszymi Polakami tu osiedlanymi, póśniej 
przybyli Kościuszkowscy iołnlerae. Powróceni przez cara Pawła do ojczysay, nie- 
którzy Jednak dla róinych powodów, zostaó tu masiell. a wielu poamlerało. 
Kilka familij za Bajkałem od konfederatów początek swój wyprowadsa. 
W czasie wojen Napoleona, Jeńców Polaków posyłano Ackże i za Bajkał, lecą 
w niewielkiej liczbie. 

Z towarzystwa Filaretów i młodzieiy litewskiej , kilku tnug oaie- 
dlono. 

Po roku 1831 wyganianie Polaków za Bajkał większe przybrało roa> 
aaiary. Kaidy rok a nawet miesiąc osadza! tu pewną liczbę naszych rodaków 
aa sprawy polityczne i Inne karanych. Syberyacy a początku z niedowierza- 
niem, nieufnością, nienawiścią i prześladowaniem ich spotykali. Połoieoie 
wygnańców było arcytrudue i przykre. Powoli Jednak Polacy wyższością 
ewej cywilizacyi, rzetelnością, dobrocią i uczciwością, zupełnie ich dla siebie 
posyskali. Lepszy byt i coraz większa względność władz takie się do tego 
prsycsyniła. Zaczęto wygnańców ssanować i traktować uczciwie. Ufność aa- 
stąpiła miejsce podejrzenia a gamienie się do Polalców, zapraszanie Ich do 
wspólek handlowych, na nauczycielów były bardzo częsŁemi objawami icli 
asacunku dla nas. Imię Polaka było rekomendacyą, — tytuł politycsnego 
przestępcy dokumentem uesciwosci i paszportem. 

Takie stanowisko dało moiność wpłynąć Polakom ua złagodzenie, Qpo- 
lerowanie obyczajów Syberyaków; dało im moiność poruszyć ducha uśpio- 
nego, obudsió myśl i poruszyć w nich oceńcie godności i samodzielności. 

Tolerancya przekonań i wiary w tutąjszej ludności, wiele rzemiosi, rodne 
sposoby gospodarowania, niektóre narzędzia rolnicze, lepsze nasiona abói, 
rotszersenie umiejętności eaytanła i pisania pomiędzy gminem, rozsaeraenie 
anąjomości obcych jęayków szczególniej franonakiego i róinych nauk w wys. 
•zych klasach ludności, znajomośó muzyki, — Syberyacy za Bj^kałem głównie 
Polakom są obowiązani. 

Posłannictwo cywilizacyjne Polaki -> i to alf na wygnaniu wyraalło. 



19 

ZtlMijkalskimi kozakami dowodzi ataman , mieszkający 
w Czycie i będący zarazem gubernatorem zabajkalskiego 
obwoda. 



Br«iuli»By zawsse wolności — • ta gdiie jej niema, staraliśmy się Ją wy- 
walać pnet rossieraenie oświaty i JodtkicJi pojf ć. HosprosseDi po świecie, 
intyoktowo oawet w tya dnchu dsiaiamy. 89 licane sboczenia z tej polskiii) 
dro^, — daiwna JednaJc rzecz, ii oawet ciemny bez wylcształcenia byle 
octcivy Polak, w obcej stronie ma w sobie coś wyissego, co go cmnsia mi* 
■e Tledt} by^ uiytecanym dla społeczeństwa. 

Akkiander II. uwolnił politycznych polskicli wygnańców i lud uczuł icłi 
fintą 1 dobrze ich wapomioa. Zostało tylko 27 rozproszonych po całej wscho- 
daiej Bybcryi, których n«d nie oheiał uwolnió. 

Po wyjeździe wif kssej liczby wygnańców zdawało aią , ie element polftkł 
alląllułcai b(dxie się sjamiejsaaiS , tA oto zaczęły przybywać całe tłumy Po- 
Uk«w aa wieczne osiedlenie, w stanie niewolniczym do ziemi tutejszej jako 
kttaey pTxy«1ązani. 

Jat to oo«a faza w tntejssem wygnaniu. 

Ba bałasa« sprawy, b«x wyroku, drogą prostego odkomenderowania, 
d» Olgo kałda władza wojskowa nad podwładnymi jej iołnierzami ma 
prawe, pozbawiono i posbawiajf Polski kilku tysięcy młodych ludzi, ska- 
ni^ idi oa zatracenie narodowości i wiary swojej i ua wieczne oddalenie od 

WTgntnie ich prsykrzejsse Jest od wygnania politycznych więźniów. 
Tiadjako lodzie wylKoiCałceni i posłani sa sprawę, która w wrogach nawet 
Ma aizanowaniey łatwiej mogli sobie wyrobić pozyeyą powsśną i śyete 
nai^ uieioe; ci tymczasem, nie mąjf nadziel powrotu, tą ciemni, więe 
lie ajną w jr bitnie jsaego stanowiska i skasani aą na nąjprzykrs^szą, nij- 
Kiąiliwtit, bo wojakowf zależność. Biedni ludsłe, serce się mi krąJe, gdy 
P«tn(Banich straconych dla krąju, gdy widzę wpływy i łapki, które im 
V^nti mąjf doeha, mowę i wiarę ojcaystf . 

Bsąd przy osiedlaniu ich tjraymał się prawidła rozpraszania, rosdais- 
l*"i*. Otiedlanie witksseai grupami, mog^ioby się przyczynić do trwałoś 
w ■•wie i w wierse polskiej; nieswracą)4c ^^ «^*8* »» sympatye, prsy- 
itfś, pokrewieństwo, poehodsenie, porozrzucał ich na znacsnej praestrseni, 
w bidę) wsi po kilkn. Okoliesność U, nie pozwalając im sgrupować się, 
tnjajti się do prędkiego ich wynarodowienia. 

Wnyscy są Indsia młodsi, dnio z nich ma łony w Polsce, które do 
ikk jadą, więkssa jednak iieaba Jest bezienna. W chaele, w gospodarstwie, 
^•(nebBa Jest kobieto , wiek zupełnego rozwinięcia sił męskich , wiek afe- 
k>ttv potnebide przedmiotu miłości, a lenić się nie mogą z rodaczkami, bo 
>)«■» to Polek ~ ransH więc ienie się s Rosyankami. Oienek taki pos- 
tawi ieb potomstwo włazy katoliekiej, bo nietoleranekie prawo, sraussą)«o« 
^tadaredzone z małżeństwa, w którem Jedna osoba Jest panoj^sej wiary, 
«T(bowywić w wierse grecko • rosyjskiej , ściśle jest dotąd w Moskwie pne- 



Kai^d, nie mośe ich winić sa te żenienia się i takim sposobsm wy- 
"■Mdewicoie potomstwa, bo ci biedni ludsie wiecznie tu, bex nadsiei po- 
**•«■ pnebywsć mnssą, a uiegąjąe Jak my wssysey potrzebom natury, 

2* 



I 



20 

Roku 1857 Zabajkalcy posiadali następuj%c6 fundusze: 
Kapit^ z wojskowych dochodów brzdąca 

monetą 19298 r. 5 % k. 

kapitał z wojskowych dochodów biletami ban- 

kowemi 25152 r. 8 k. 

kapit^ prowiancki (prodowolstwiennyj) . . 29818 r. 35 ^/^k. 

fundusz wojskowej rusko-mongolskiej szkoły 8124r.68y, k. 
fundusz przeznaczony na budowę sztabów 

pieszych kozaków 2525 r. 10^/4k. 

kapitał rezerwowy (wspomagatielnyj). . . 24788 r. 29 k. 

fundusze lazaretów 7446 r. 10 k. 

dochód z kar sądowych 95 r. 22 y^ k. 

Razem . 1 1 7,347 r. 99 y,k. 

swftlccyó ich nie mogf jak wygnańcy politycani duehowem łyciem, wiarf 
w pnyuło46 i mocnemi praekonanłaml, nakatąjfcemi lawsae i we wssyst- 
kiam opierad się okrutnym i poditępnym prawom, dfł^cym do wynarodo- 
wienia. 

Bą jednak i pomi^dty nimi ladzie, a nawet Jest ich duio, którsy nłechc% 
aic tu ieni6 dla tego, ieby daieei nie mied innej wiary. Niektórzy napisali 
liat do nacaelnika astaba, w którym mówif , ii rsąd chybia cela posyłą|ąo 
ich tutaj na zaludnienie, oni nie przyczynia si^ bowiem do rosmnoś«nia 
ludności nie mąj^c łon Polek, a z Roayankami dla istniejecie prawa i«nió 
alf nie b^df. Władza ich ten wainy dokument i wrałeuie jakie mdglby 
zrobić zadusiła; nie pujciła go dal^ i zostawiła bez odpowiedzi i re- 
zoltatn. 

Polska o wszystkich swoich synach, o ich losie, o kaidem nowem ros- 
proszenia i prześladowania wiedzieć powinna. Z tych drobnych i lieznyclx fak- 
tów , ułoły si^ historya naszej niewoli 1 naazego wyjarzmiania si^. Alekaaa- 
der n. wszedłszy pozornie na drogę zupełuie rółn% od tej, jak% aaedl 
Mikołaj, wyrzekł się niby prześladowania i Neronowego uciemi^ania naasego 
narodu. Łagodności%, mówi^, chciał nas pozyskać — a jednak widzimy, u 
Jego władza jest ci^łkf , ie i teraz nas krzywdzą i teraz wynaradawiają i 
teraz przeiladąjf. aapisuję ten fakt jako dowód, iż od nąjłagodatejaa«go i 
najbardziej iadzkiego obcego rzfdu, niczego oprócz małego ulienia, po- 
dobnego do wypoczynku na dziedzińcu więzienia, spodziewać się oie no> 
iemy. 

Polacy, nowo tutąJ jako kozacy osiedleni, sf ludzie ciemni, t»es wylcaa^i. 
oenła, oo nie dobrze rekomenduje naszych luięży 1 paoów w Icrąju, których 
obowiązkiem jest oświecenie luda, oświecenie wszechstronne, a n^bardsm 
w sprawie narodowej. Choeiai s% oni ciemni, iustynkta przeoiei narodo« 
wego nie stracili — wielu pomiędzy nimi (Jak w ogóle pomiędzy wssy«t- 
Idemi w Moskwie łołnierzami z Polski) chonąje na «nostchalgi%v , choroba 
która powstiO^ * tęsknoty do rodzinnego k4ta; jakoł z tęsknotą wspominali 
siemię polslcf, z ciekawością słuchigą wiadomości o ni^ i wiedzą, ie Jesta^ j 
w obc^ niewoli, i pragnę wolności. 



21 

Pnestrseni ziemi należącej w powiecie do kozaków, nie 
iBOgę podać bo w sprawozdania atamana, z którego liczby 
te wypisałem , wzmianki o niej nie było. 



RoiprosMnie pomlędsy obcymi sprawia, ii wprowadsają w mowę tatej> 
tt^ lodu niektóre polskie wyrasy, lecs sa to vn^ Jfisyk saoJecsyaiesąjf 
■Mkłtwtkiemi wyrasami, a nawet sapominąlą go supełnie; na ioh konya^ 
iDovi Jednak to, ii wstyds« aic tego sapomoienia, a wielu a nieb stara się 
■ieupomnieć mowy ojców i niezapomina Jej. 

Cleaoou niedoswala im wplyn^ó na oświatf lodu, pomięday kt<Srym 
pntbyYąJą, niemoina Jednak powiedzieć, ieby i oni korsyćci mu nie pny^ 
BMili. We wschodniej Syberji wielki Jest brak nemietflników, a pomiędsy 
Biai s« wyborni ssewcy, krawcy, stolarse, stelmachy, kowale, slusarse, 
Uaekinc, siodłane, kołodaiąje, pernkane, dobrty rolnicy, i roaszemOt 
■sslit snojego facho, wprowadsają isemiosła — i pnes to mimo woli , in- 
stpikioYDic wypełniają posłannictwo Polaki dobrsecsynienia ludom, konty- 
ttoją pntt wygnańców politycsnych wpływania na seuropeizowanie Za- 



/i widziałem pomifdsy nimi kilku ludzi z o^wiat^, mocnf wolą i 
pitksya charakterem, spotkałem kilkunastu a ciekawą, zajmującą prseszlo^ią, 
P««bayck do wojska aa udział w powstaniu wielkopolskiem w 1848. roku; 
iada, których iycie upływało w ucisku, w olcropnej niewoli, w ciągłyołi 
trokach, ofdzy, smutku i prześladowaniu, a ktorzy Jednak nie stracili 
•ctdYofoi. Wicie razy powtarzaó muszę , ie z wpływów , które zgubnie 
'■iałsją na monlnotó i cnotę człowieka, niema zgnbniejsiego wpływu nad 
■ie«olą. Ona zabija samodzielność człowieka, gubi jego godność i smussa 
poddawać się wszystkim wpływom, których w iyciu zawsze Jest więc^ 
atydi Bti dobrych. Człowiek w niewoli, robi się istotą bierną, nlemającą 
itty walczyć se złem; cbytrość, podstąp, zła wiara robi sią Jego cechą { nie 
■44« pociech duchownych, czystych, ludzkich Jakie dąje wolność, życie 
psMietne i obihość, szuka pociechy w wódce, w rozpuście — stwarza Ją za. 
^^UMai środkami, i dla tego to nigdzie niema tylu ludzi zepsutych, tylu 
tlodńci, łotrów, sbójców. sprzedażnych, wyuzdanych, krwawych i bescaeU 
>7^i> iadri jak w państwie despotyczuem i w społeczeństwie, gdzie kapita} 
tweny nędzę. 

Te ślady niewoli mośna jni zobaczyć na kilka kozakach -Polakach, 
vifksttśe Jednak nie uległa im i nadaje całej masie charakter lepszy i 
Wid wszy. 

Kowo osiedleni koiaey, popełnili tu mnóstwo wyitępków i są strachem 
dla starej ludności ; — o występkach popełnionych przez Polaków nie- 
•^rebae, uczciwością odróioiąją się od swoich kolegów innego narodowego 
psebedtenia. Ta właśnie róinlca, całą naszą tympatyę do nich zwróciła, 
*■* jett jesseae jednym dowodem w moich octach, ływotności polskiego 
urodo. 

Rie mąją ksiąiek, nie msją pomocy z krsju, zostawieni losowi i nie- 
*^; sapomnieni przez lodzi wyśej, co do umysłowości stojących, czyi się 
^ sepsi^ą jak ich kolediy, esy nie poddadzą ezoła pod hańbiące piętno, 
)>kie wyciska niewola, gdy Jnś pnejdsie w krew, szpik i w serce ludzkie? 
% to jeden wie I Lodzie są słabi i nie są posągami , nic nie przyjmują- 
<!■!; obawiając się jednak o ich przyszłość, dzisiaj mogę dać o nioh 



22 

statystyka zaś budynków kosackich w obn powiatach, 
jeet następna: domów skarbowych 27, domów wojsko- 
wych 53, domów gminnych 17, chat zamieszkałych przes 
kozaków 17,894, prochowni 14, magazynów zapasowych 
(zapasnych) 203, magazynów soli 8, młynów 1,582, łaźzu 
3,196, mostów 153, promów 51, szkół 14, lazaretów 6, 
ctgghauzów 33, manieźy 22, kuźni 3'4 4, badynków dla 
straży ogniowej 19, cerkwi murowanych 17, cerkwi dre- 
wnianych 36 , kaplic murowanych 1 , kaplic drewnia- 
nych 183. 

O urodzajach, zasiewach i ilości zbieranego przez koza- 
ków zboża, brak mi pewnych wiadomości. 

Prócz zabajkalskich kozaków, w wschodniej Syberyi są 
następne wojska: Pułk irkuckich kozaków, w nim 4,195 
mężczyzn zdatnych do służby, — słychać, że mają utworzyć 
drugi pułk irkucki. Pułk jenisejskich kozaków ma 4,141 
(roku 1859) mężczyzn zdatnych do służby, w Jakucku jest 
także pułk kozaków, liczba jego nie jest mi wiadoma. Nad 
Amurem w roku 1858 uorganizowano amurskie kozackie 
wojsko, składające się z dwóch konnych pułków i dwóch 
pieszych batalionów; liczbę ich ciągle powiększają żołnierzami 
z Moskwy przybywającymi. 

Liniowych wojsk w 1860. roku było pięć batalionów, 
w każdym było od 1,000 do 1,500 żołnierzy. Pierwszy ba- 
talion kwaterował w Eiachcie, drugi w Błahowieszczeńsku, 
stolicy amurskiego obwodu przy ujściu rzeki Zei do Amura, 
trzeci w Chabarówce przy ujściu Ussury do Amuru; czwarty 
w Kizi i w Kikołajewsku stolicy pomorskiego obwodu, przy 
ujściu Amuru do morza; piąty sformowano z irkuckiego i 
krasnojarskiego garnizonów i posłano na wyspę Saohalin na- 
leżącą do archipelagu japońskiego. 

Prócz tego są dwie baterye artyleryi w Wierchniou- 
dińsku i Błahowieszczeńsku , kilka bateryj lekkiej artyleryi 



świadectwo narodowi, ii większość idi prowadsi •!« pocsoiwie i tfakni 
do powietrza siemi i obycsąja ojcsyst«go, ie nie stmoiła serea do sioa« 
ków i posiada tą|emn« tiłf 8kupią)%e« w groaadf iadń Jednc^l narodo- 
wości. 



23 

kontkiej i eskadra monka, zostająca pod dowództwem 
admirała, będącego zarazem gubernatorem pomorskiego 
obwodn. 

Flotę moekiewską na oceanie Wielkim ciągle powiększają 
i myślą założyć port wojenny pomiędzy Koreą i ujściem 
Amaru, gdzie jest wielkie mnóstwo wybornych zatok i miej- 
scowości, w których mogą być urządzone wielkie obronne 
porty, mogące schować wielką flotę. Widzimy z tego, że 
siły zbrojne wschodniej Syberyi są wcale znaczne; na plac 
boju wystąpić może w czasie potrzeby przeszło 40,000 
wojska, nie zrobiwszy bardzo wielkiego uszczerbku w lu- 
dności. 

Siły te, kt^re mogą być jeszcze powiększone linio wemi 
i kozackiemi wojskami z zachodniej Syberyi, łatwo mogą 
zdobyć Mongolią, gdzie Moskale potrafili sobie wyrobić 
sympatyę, mogą opanować Pekin, — a z czasem, w obec 
bontów i dezorganizacyi Chin, byłyby w stanie całe niebieskie 
państwo zawojować. 

Dotąd Syberya jest krajem małej rolniczej produkcyi i 
znacznej armii w polu niepotrafiłaby wyżywić. Urodzajna 
jednak gleba amurska, gdzie pierwsze zasiewy wydały 28, 
30 i 33 ziarn z jednego ziarna, powiększająca się ludność 
wzdłaż Amnru i Ussury, która musi zająć się rolnictwem, 
obiecają w krótkim czasie znakomicie wznieść produkcyę 
zboża i niezawodnie da ona środki uruchomienia jeszcze 
hczniejszej armii. 

Siły zbrojne wschodniej Syberyi, postawił na obecnej 
stopie, tutejszy jenerał-gubemator Mikołaj Murawiew Amurski ; 
on przyłączył do Syberyi krainę amurską, krainę pomorską 
pomiędzy Koreą, Amurem i Ussurą, i wyspę Sachalin, co 
wszystko wyniesie dwadzieścia kilka tysięcy mil kwadrato- 
wych najurodzajniejszej ziemi, okrytej bujną południową 
roślinnością, i której warunki klimatyczne i położenie geo- 
graficzne, obiecują prędkie zaludnienie się i świetne rozwinię- 
cie. Moskwa stanęła mocną nogą na brzegach Wschodniego 
oceanu i w Mandżuryi, i z gorączkową czynnością, gro- 



24 

madzi ta eiły, ludność i wydobywa bogactwa. Jeieli 
jeszcze jeden będzie w Irkncka jenerał gubernator tak 
przedsiębierczy, czynny i ambitny jak Mnrawiew, ujrzymy 
niezawodnie dwugłowego orła na murze chińskim, zoba- 
czymy go wypędzającego emoka z pałacu bohdobana w Pe- 
kinie. 



II. 



JtUonowe góry i pneprawa pn«s nie. Spotkanie Jcupca -waryata na stacji. 
D«lina Ingodj. liałorasini nad Ingodf. Ich pochodsenie i charakter. 
WygDtAey polityesni nad Ingod%. Syberyacy polskiego pochodzenia. 
Opiitia o malieństwacb micsaanych. — Dochody ursędników gminnych 
lipnTj ve wsiach. — Stan sakół gminnych w Dauryi. — Jezioro Kinon. — 
Ztłoienie Ciyty. Marawiew A marski. ^ Ludność i opisanie Cayty. — 
Ahiki pani BakowakicJ na kościół katolicki. ~ Władae w Csycie. — 
Vnf4akj i oficerowie Polacy. — Listy wygnańców politycznych. — Ursę- 
doicj. — Źydti w Csycie. — Zapusty, kobiety, iycie amysłowe, szlachta 
ngeaowa w Giyele. — Onufry Grodzki. — Religia. — Garnizon. — Zmarli 
Polacy w Csyelo. — Dekabryści. — Wyjazd Jenerała Zapolsklego. — Ro- 
bsctYo noszące nazwiska austrysków i prusaków. — Szarzy politycy. — 
Policy t za Bajkałem. ~ Malownlczosó okolic Czy ty — wieś Wierch Czyta 
i polscy wygnańcy w olej mmlesakall. — Projekt kolei ielaanej. 



ro drodze trzęsącej i szerokiej, wózek mój powoli wtaczał 
«C na pasmo Jabłonowych gór. *) Po obu stronach drogi 
i pizedemną roztacza} się krajobraz ścieśniony górami, zasło- 
nięty puszczą, bez ludzi i domostw. Góry jednostajnej wy- 
sokości 2 płytkiemi dolinami, okryte modrzewiowym borem, 
* miejscu, w którem je przejeżdżać trzeba jadąc do Dauryi, 
pozbawione są cypli i turni, które niby ozdoba gotycka ster- 
czą na szczytach innych gór. Przepaści, urwisk malowni- 
czych, szumiących wodospadów nie ma tutaj; bór tylko a 
fwzej puszcza modrzewiowa okryła grzbiety i biodra gór i 
wdała im ciemny, ponury charakter. Wiatr w puszczy po- 
iwistuje smutną piosenkę, słychać tentent koni i dzwonek 



*) Nazwisko Jabłonowo góry nie pochodzi od Jabłoni ) które tutaj nie 
'^ti lecz od wyrazu tunguzkiego Jableni, z którego Moskale utworzyli 
^>U«aow«. Tungosi nasywąj^ te góry cJablenl daba.» t>aba oanaesa gór(. 



26 

karyera, pędzącego z depeszami do Irkucka, i widać na dro- 
dze schodzącego z góry starego żołnierza w odartym szarym 
płaszczu, rzeźkim i pewnym krokiem powracającego po dłu- 
giej służbie do domu. 

Na najwyższym punkcie przeprawy przez góry, 4,010 stóp 
angielskich nad poziom morza, stoi niziutki krzyż, schowany 
między krzakami, godło cierpienia i zbawienia, symbol hańby 
i chwały ! Krzyż ten niziutki jest jedyną tego miejsca ozdobą; 
podróżny jadący w interesie swoim lub rządowym, niezwróci 
uwagi na biedny krzyżyk, lecz ja, który przebywam te góry 
z wzrokiem ciągle zwracającym się ku zachodowi i jestem 
tutaj pomimo swojej woli, utkwiłem oczy w jego ramionach, 
które, bodaj się by rozciągnęły do Uralu i do oceanu Wiel- 
kiego i napełniły tę ziemię myślą Bożą, której pomimo krzy- 
żów tu i owdzie sterczących, dotąd niema na tej przestrzeni 

Widoków i miejsc malowniczych w przeprawie przez góry 
Jabłonowe nie widziałem. Właściwa ich wysokość, którą ra- 
chujemy od poziomu otaczających równin, nie jest wielka, 
lecz wyniesienie ich nad poziom morza, znacznie podnosi 
liczbę stóp ich wysokości, która zresztą nie jest wyższą od 
podrzędnych łańcuchów i pasem, ciągnących się wzdłuż rzek. 
Kilka szczytów przy granicy chińskiej mają charakter bar- 
dziej malowniczy i są wyższe od wierzchołków przezemnie 
widzianych. W dalszym ciągu pasma ku oceanowi Wielkiemu 
mają być także wysokie góry, lecz widoki i tam nużą swoją 
jednostajnością. 

Od głównego pasma oddzielają się w różnych kierunkach 
liczne gałęzie gór i zsuwają się nad Sielengę, Szyłkę, nad 
rzeki wpadające do Amura, do Leny. Te pomniejsze łańcu- 
chy garbią i nadają charakter górzysty, przestrzeni mającej 
kilkadziesiąt mil □. Na południu Jabłonowe góry łączą się 
z Sajańskiemi i Ałtajskiemi, na zachodzie z bajkalskiemi, a na 
wschodzie z Stanowemi górami. Dauryjskie góry są tylko odno- 
gami Jabłonowych. Zacząwszy od pustyń środkowej Azyi, aż 
do oceanu Lodowatego i Wielkiego, cała ta przestrzeń jest 
górzystą krainą , pokrytą niezliczoną liczbą dolin i pasem, jak 
nitki w kłębku pokrzyżowanych i poplątanych. 

Główne pasmo JaUonowe jest działem wód płynących do 



27 

ocetDo Lodowatego i do oceanu Wielkiego ; pierwsze spływają 
do Bajkała, do Jeniseju i do Leny; drugie zabiera potężny 
Amor i niesie je do oceanu Wschodniego. 

Charakter krain przed- i po-zajablonowycłi, znacznie się 
róini, a wnioskując z obecnego ruchu i powszechnego parcia 
kdnoaci z reszty Syberyi ku oceanowi Wielkiemu, należy się 
spodziewać: że krainy po-zajabłonowe, prędzej ożywią się 
i nabiorą cywilizacyjnego znaczenia, niż krainy położone po- 
między Uralem a pasmem Jabłonowem* Od krzyża na szczy- 
<ae stojącego, droga spuszcza się w te nowe, ciekawe i sto- 
jące na przedświcie lepszej przyszłości krainy. Wózek mój 
potoczjł się z góry, a wzrok poleciał w obszerną kotlinę 
zajadłą pomiędzy Jabłonowemi i dauryjskiemi górami, a oży- 
wioną neką Ingodą. Nie zobaczyłem w niej ani miasta, ani 
kościoła, nie zobaczyłem nic prócz błękitniejących w pomroce 
oddalona gór i szarzejącej w głębi równiny. Widoki pospo- 
lite, zwyczajne, nie budzą fantazyi ani jąj podnoszą, podróżny 
też zjeżdża z gór bez wrażeń, z spokojną wyobraźnią i obo- 
jętnie stawia pierwszy krok w kraju iczakamiemiym.)) 

Lad mieszkający w wierchnioudińskim powiecie, kraj za 
Jabłonowemi górami czyli Dauryą, inaczej zwaną nerczyńskim 
bajem, nazywa krajem zakamiennym. 

Pierwszą osadą zakamienną na trakcie z zachodu na 
wschód prowadzącym jest wieś Klucze; położona u stóp Jabło- 
iKmych gór na wysokości 2,880 stóp nad poziom morza, przy 
^^^jścin do szerokiej doliny Ingody. Dwa rzędy domów na 
poeJiyfeści pagórka składają wieś, której mieszkańcy trudnią 
^ rolnictwem i przewozem towarów. Stacya pocztowa znaj- 
•"je tóę na końcu wsi a więzienie etapowe za wsią wysta^ 
wiono. 

^a stacyi pocztowej spotkałem kupca z Nerczyńska (Wier- 
<*otarowa) pod strażą kozaka, jadącego do Irkucka. Był to 
ofcjwiek średniego już wieku, twarzy okrągłej bez żadnego 
Vft*tn; oczy ma błękitne, dobrodusznie zaćmione. Mówił 
•'^le o swojej sprawie, jakby przed wszystkimi chciał się 
■•Pfłwiedliwić. Głos miał słodki i pokorny; pocieszał się 
^"^i która dla uciśnionych ma niewyczerpane pomoce, 
*<nie był pewnym ani siebie, ani tych pomocy. Rezygna- 



28 

cya jego była udaną, uśmiech wymuazony i nienaturalnyi 
jakby gwałtem na oblicze wypchniony; ożywiał zaś serce, 
mdlejące z obawy o przyszłość, wódką, którą mu kozak, sam 
przytem pijąc, pić pozwalał. Mówili mi, że uwięziony kapiec 
ma pomieszane zmysły; należał do najbogatszych i mających 
nąjrozleglejsze stosunki handlowe kupców w Nerczyńsko. 
Jadąc pewnego razu z Czyty do domu, w księdze na stacyi 
przeznaczonej do zapisywania skarg na pocztylionów i ekspe- 
dytorów poczt, W. napisał zarzuty bardzo ważne i 6karg:i o 
przekupstwa i tym podobne postępki na gubernatora zabajkal- 
skiego obwodu jenerała Zapolskiego. Zarzuty gubernatorowi 
zrobione w tak niewłaściwy sposób, oburzyły go i spowodo- 
wały, że ów pisarz kupiec, jako potwarca został aresztowany 
i oddany pod sąd. Do robienia zarzutów gubernatorowi i to 
jeszcze w sposób publiczny, nikt w Moskwie nie ma prawa, 
śmiałość więc kupca wszystkich zdziwda a wyższych urzędni- 
ków oburzyła. Śmiałość taka w myśli moskiewskiego guber- 
natora, jako bunt surowo powinna być karana. Położenie 
kupca było trudne, odwaga jego mogła mu dużo nawarzyć 
bigosu i nawarzyła. W. stchórzył i udał waryata; pomimo 
tego sądy, chcące pochlebić gubernatorowi, skazały go na 
publiczną chłostę na szafocie. Ogromna kara i niezasłużona ! 
Zarzuty porobione Zapolskiemu niesprawiedliwie go dotknęły. 
Zapolski był bezinteresownym, życzliwym i względnym dla 
wygnańców politycznych i o ile to jest możliwem w Moskwie 
sprawiedliwym urzędnikiem. Sprawiedliwości jego niedole- 
rżał jednak i może słusznie nieszczęśliwy kupiec, wyrobił 
więc przeniesienie sprawy z pod sądów będących pod wpły- 
wem obrażonego gubernatora do irkuckich sądów, gdzie 
kapłanowie Temidy, nie obawiając się prześladowania intere* 
sowanego w tej sprawie gubernatora, łatwiej, ochotniej i 
uważniej wysłuchać mogą brzęczących argumentów obwinio- 
nego kupca. W Irkucka spodziewa się on uniewinnić, tern 
bardziej, że jenerał Zapolski wpadł w niełaskę Murawiewa 
i wyjeżdża do Moskwy. Przewidywania jego spełniły się, 
słyszałem później, że rzeczywiście bez kary na wolność wy- 
puszczonym został. 

Od Kluczy do miasta Czyty jest 37 wiorst, droga prowa* 



29 

da doliną Ingody, spagórkowaną i wszędzie zdatną do uprawy. 
Widok z traktu na oba pasma uprzyjemnia podróż, która 
bei wątpienia przyjemniejszą by była, gdyby częściej oko spo- 
tykało ludzi i ich mieszkania, bez których najpiękniejszy 
widok podobny jest do twarzy bez myśli. Dolina jednak 
Ingody, należy do najbardziej zaludnionych okolic Dauryi. 
Po8ttwaj|c się od Czyty w górę doliny, podróżny prócz innych 
pnejeżdźa przez następne wsie: Kukińsk *), Tataurowa, sto- 
lica gminy tegoż nazwiska, Ubałuj, Doronińsk **) i wieś Niko- 
lajewsk. W Nikołajewsku mieszkają Małorusini, którzy dotąd 
zschowali swój język i obyczaj. Historya ich przybycia w te 
odlegle strony Syberyi jest następna. W przeszłym wieku, 
w czasach hajdamactwa na Ukrainie, przeszło dwieście rodzin 
włościańskich porzuciło swoich panów na Ukrainie i uciekło 
za Dniepr. Katarzyna II. zbiegłym włościanom darowała 
Snmta w przedkaukazkiej krainie, gdzie pozakładali wsie i 
gdzie w pierwszych latach gospodarowania, nie źle się im 
powodziło. Przywykłym do próżniactwa i łatwego chleba 
włóczęgi, praca wydawała się niewolą, grunta niedosć uro- 
dzajnemi a klimat niezdrowym. Któregoś roku wielkie upały 
^Biczczyły im zasiewy, a zaraza wyniszczyła bydło, które im 
^d darował. Klęski zniechęciły ich do reszty do nowej 
miejscowości, porzucili ją więc samowolnie i udali się na 
póboc szukać nowego siedliska. Przyzwyczajeni do włóczęgi, 
jik cyganie przenosili się z miejsca na miejsce, nigdzie nie 
mogli znaleźć miejsca dogodnego do nowego osiedlenia* 
^neszh Ural i poszli dalej, przeszli całą Syberyą, aż do In- 
gody, dalej iść nie można było; góry, brak dróg obca gra- 
nica, stały na przeszkodzie ; wracać nie było po co — osiedlili 



*) o 6 wiorst od Kukiiiska a 40 od Czyty, na stoku suchej piaszczysto- 
ttiaisstcj góry, bije mineralae źródło , które co rok zmienia swoje miejsce, 
^oda tego źródła należy do gatunku szczawo w, temperatura 2 i Vi R. pomaga 
'^^'"JlcyiB na szkorbut i reumatyzmy. 

**) Kiedaleko od Dorooińska aą Jeziora z 80I4 glauberskf, zwan^ tutij 
SadiyT. Z Białego Jeziora pod Doronlńskiem i z Jezior w czitkaAskieJ gmfnl« 
«^haioQdińskiego powiatu wydobywają rocznie około 4,000 pudów soli gUu- 
^^'■kiej. Dzierżawcy płacą skarbowi od puda soli 10 kopiejek. Obecnie 
(18U. r.) dzleriawof Białego Jeziora Jest Cels Lewicki. Sól glauberską spła- 
*^ «B do Ozyty, gdzie w łkueł« izklanncj uiywą]% Jej Ja^o potaia. 



30 

mę więc nad Ingodą. Nad Ingodę przybyło tylko 70 rodzin, 
kilkadziesiąt osiadło w tomskiej gubemii, reszta zaś została 
na Kaukazie. Założyli tutaj wieś Nikołajewsk i zaczęli tru- 
dnić się rolnictwem i polowaniem ; osada ich prędko zakwitła. 
Między zbiegłymi z Ukrainy włościanami, było kilku Polaków, 
jeden z nich szlachcic Gaziński przybyłi z nimi aż nad In- 
godę i tu w późnej starości umarł; potomkowie jego dotąd 
mieszkają w Nikołajewsku. 

Małorusini nad Ingodą słyną z pracowitości i zamożności, 
wieś ich należy do najpiękniejszych osad okolicy. Rolnicy 
dobrze się mają, lecz lepiej się mają ci, którzy przy robic- 
twie i handlem się trudnią. Upewniali mnie, że w Nikołajew- 
sku jest kilku włościan mających kilkudziesięciotysięczne kapi- 
tały. Chwalą ich nie tylko dla bogactw, jakie posiadają, ale 
i dla rzetelności; uczciwość ich w porównaniu z syberyjska 
jest bardzo przykładną. Używają dotąd języka mi^oruskiego; 
w ich mowie zachowało się dużo wyrazów polskich i zwrotów 
żywo przypominających Ukrainę. Zwyczaje i śpiewy z nad 
Dniepru, zachowują i nad Ingodą. Młode jednak pokolenie 
a mianowicie dopiero rosnące, utraciło już wiele z cech i zwy- 
czajów swoich ojców; język zapruszyli wyrazami moskiew- 
skiemi i mongolskiemi, powoli też zapominają starych obycza- 
jów. Za lat kilkadziesiąt garstka Małorusinów z nad Ingody, 
straci odrębny swój charakter i zleje się w zupełną i jednolitą 
całość z Syberyakami. Za Bajkałem znajduje się jeszcze 
druga grupa Małorusinów nad Czykojem ; o niej nie mogłem 
zebrać żadnych szczegółów. 

W tutejszej gminie, jak i we wszystkich innych, prócz 
Syberyaków to jest: Moskali tu urodzonych, mieszkają jeszcze 
osiedleńcy różnych narodowości, za różne winy do Syberyi 
deportowani. W tataurowskiej gminie mieszkają (1855. r.) 
dwaj polityczni polscy wygnańcy: Stanisław Nowakowski 
z Lubelskiego za sprawę emisaryuszów 1833. r. do Syberyi 
posłany i Ignacy Kamieński z Wołynia; mieszka tu jeszcze 
Polak, którego nazwisko wyszło mi z pamięci, przysłany nie 
wiadomo za jaką sprawę przeszłego jeszcze wieku; obecnie 
ma stokilkanaście lat i zupełnie zsybiraczał. Za ałchanąj- 
skiemi górami jest gmina uścilińska, obejmi:gąca wsie nad 



31 

OnoneiD, którego okolice 8% piękniejsze i bogatsze niż oko* 
łiee Ingody. Uścila stolica tej gminy położona jest przy 
ajiciii Iii do Ononn. Pomiędzy włościanami ośoilińskimi 
jest rodzina, nosząca nazwisko Baranowskich. Ojciec tej ro- 
dziny pneszłego wieku, może za konfederacyę barską, ta 
pnjtkny, ożenił się z Sybiryaczką i umarł w późnej starości. 
Potomkowie jego należą do najbogatszych ludzi w gminie, 
odziuczBJą się uczciwością, dla której byli obierani na naczel- 
ników (głowy) gminy. 

Polska krew jest między tutejszymi mieszkańcami wybitną. 
Dzieei zrodzone z ojca Polaka i matki Sybeiyaczki, z rozkazu 
nada moBzą być greckiej wiary, używają języka matki i tylko 
w rynch lub w charakterze noszą ślady polskiego pochodze- 
nia. Wedhg obeerwacyi urzędnika, dobrze obeznanego 
z miejscową ludnością, dzieci Polaków i Syberyaczek wyró- 
żDiaji się od czystej rasy Moskałów, poczciwością i rzetel- 
nością. O ile obserwacya ta jest prawdziwą? nie wiemy, 
wnnkże powiedzieć trzeba przy tej okoliczności: że wszyscy 
dobrze myślący o kraju Polacy, żenienie się z Moekiewkami 
■wftżają bardzo słusznie za przekroczenie obowiązków naro- 
dowych. Pohtyka, potrzeby narodu pognębionego, muszą 
^ inne i różne od poglądów narodu mającego byt polity- 
^017. Karanie opinią publiczną tych, co się pożenili z Mo- 
ikiewktmi, uważalibyśmy za fanatyzm, ohińszczyznę i objaw 
niegodny człowieka XIX. wieku uważającego wszystkie narody 
la dobre i bratnie, gdybyśmy mieli niezależność, i gdyby 
ii<n>dowość nasza nie była zagrożoną. Rozkaz rządu ska- 
nye dzieci z małżeństwa mieszanego na grecką wiarę a przez 
^ na pośrednią utratę narodowości własnej. Prawo o mał- 
MÓstwach mieszanych, jest jednym ze sposobów stopniowego, 
powolnego wynarodowienia ludów, nad któremi Moskwa pa- 
■"je. Opierać się mu możemy, przez unikanie przyczyn wy- 
*ohg|cych jego zastosowania; opierać się powinniśmy pod 
^ klęsk, jakie sprowadza niewykonanie obowiązku naro- 
"^«w«go. Znaliśmy dużo dzieci małżeństw, w których jedna 
*ofaa była scluzmatyckiej wiary; z małym wyjątkiem wszyst- 
lóe te dzieci nie posiadały polskiej narodowości, a często 
* doszy były Moskalami. W obec tak zgubnych skutków, 



32 

opinia publiczna stanowcso wyraeić się musi, stanowczo sif 
też wyraża. Źle byłoby, gdyby ogół narodu, opinia nie po- 
wstrzymywał ludzi chorych mu przez miłość szkodzić, g'dyby 
się nie bronił od wynaturzenia. Nie mamy nienawiści ani 
pogardy dla Moskali i ich religii, szanujemy bowiem każdą 
narodowość i każde przekonanie i wiarę. Niechcemy jednak 
dla tego wyrzekać się swoich przekonań i swojej narodowo- 
ści, a rząd zmusza nas do tego i łapie nas na wędkę ro2e- 
grzanej krwi i pali płomieniem miłości i uczucia zbliżającego 
do osób jego narodu. Stała, która wiąże ręce Polaka z Mo- 
skiewką, przywiązuje go do narodu moskiewskiego i wyciąga 
mu z serca i krwi żywioły narodowe. Jeżeli małżeństwa 
mieszane nie będą środkiem politycznym, jeżeli je rz%d po- 
zbawi charakteru wynaradawiającego, a wiarę i narodowrość 
dzieci zostawi woli rodziców, i opinia co do małżeństw mie- 
szanych zmienić się musL Tymczasem jednak odmawiamy 
szacunku publicznego tym rodakom, którzy się pożenili z Mo- 
skiewkami. Oni pomagają rządowi do wynarodowienia Pola- 
ków, niech się więc nie dziwią, że w sercu mamy dla nich 
pogardę. Dużo bardzo Polaków posłanych do Rosyi na 
urzęda, do wojska lub na wygnanie nie pamiętali o naszych 
potrzebach, pogardzili opinią narodu ; miłość żony wyparła im 
z serca potrzebę opierania się zgubnym wpływom rządu, 
miłość żony zmusiła ich poddać się skutkom złego prawa i 
namówią do skazania dzieci na stratę narodowości — niech 
się więc jeszcze raz nie dziwią , że straciliśmy dla nich^ uczu- 
cie rodaków, że odsuwamy się od nich razem z szacunkiem. 
Wygnańcy polityczni, żeniąc się z Moskiewkami, podwójnie 
godni potępienia, bo podwójnie przeniewierzyli się, raz jako 
Polacy, drugi raz jako ludzie politycznego charakteru. Opinia 
wygnańców surowo kai*ciła kolegów, którzy tu żony i rodziny 
szukali, którzy otaczali się innej wiary potomstwem. Chwa~ 
limy ich za gorliwe starania i powstrzymywania kolegów od. 
takich małżeństw, nie zawsze jednak starania ich zostały 
uwieńczone pomyślnym skutkiem. Kilkunastu było takich, 
którzy boleść po stracie ojczyzny, słodzili pieszczotą na łonio 
żony obcego pochodzenia. Błądzili — a błądzić nie byli 
powinni, bo wiedzieli o swoich błędach. Wspominamy o 



33 



nidi, aieby ich nast^iGÓw od podobnych błędów po* 
wstnymać. 

Mówiłem o wybieranych przez hidność naczelnikach gminy. 
naczelnik ten ma pozom% władz§, rzeczywistym rz%dio% 
gminy jest najmowany przez nią pisarz. W Dauryi pisarz 
ma wielkie dochody, które razem z pensy% wynoszą liczbę 
lf500 rs. Komisarz rządowy, zwany w Moskwie Mstano* 
wym pristawemn a w Syberyi azasidatielemn, ma pod 
8voją władzą jedną, dwie a czasami kilka gmin, które two- 
rzą takim sposobem okręg administracyjny podległy władzy 
•ziemskiego 8prawnika.» Zasidatiel w Danryi, jak i 
wszędzie ma nie małe dochody. Mała, bo kilkaset rubli wy- 
nosząca pensya, z powodu licznych spraw włościańskich i 
znpebej zależności władz gminnych od komisarza wzrasta 
do liczb}- 2,000 i 3,000 rs. rocznego, rozumie się nieprawnego 
docliodiL 

Często wydarzające się we wsiach złodziejstwa, rabunki, 
morderstwa, przechowywanie zbiegów, prócz tego szarwarki 
i niedobór podatków, wyradzają wielką liczbę spraw w gmi^ 
me i wyrabiają stały i ciągły wpływ urzędników na nie, co 
wolność gmin robi pozorną i fałszywą. Tunguzi i fiuriad 
w Danryi, bez porównania mniej mają spraw niż gminy mo- 
skiewskie. Złodziejstwa, rabunki są między nimi rzadsze; 
gdybam chciał wyciągnąć wniosek z liczby spraw kryminał- 
nrh, mosiałbym powiedzieć , że Buriaci i Tunguzi są morał- 
niejsi od Moskali; co jednak nie tak się ma. 

l>otychc2as w gminach szkół elementarnych nie było. 
^^zisami jaki deportowany osiedleniec dla utrzymania się, 
zaklidal we wsi prywatną szkółkę, do której tylko za pewną 
aplfttą zamożniejsi rodzice dzieci posyłali, lecz wychowania 
publicznego dotąd niema w gminach daui7jskich. Rząd ob- 
wodowy rozkazał wreszcie gminom (1858. roku) zidoźenie 
w każdej po jednej elementarnej szkółce i w tych czasach 
ttajs budować domy dla szkół i nauczycieli. Obawiam się, 
^by z temi szkółkami, nie postąpiono tak, jak z większą 
^bą szkółek gminnych w Moskwie i w Syberjri. Budiąją 
4om ęzkobny, płacą nauczyciela, lecz do szkoły włościanie 
^«ci nie posyłają; zdarza się też, że we wsi stoi dom dla 

<i>ŁLEi, Opisanie. I. 3 



34 

Bckofy, a w niej nigdy nie było nanciyciela. Nie mato jest 
takich szkół w Moskwie, które tylko w statystyce powi^- 
8Eą}% oświatę, a w rzeczywistości nie przynoszą iadn^ ko- 
rzyśoL 

System wychowania w Prusach, Badenie, gdzie rodziców, 
nie mających oświaty, zmuszają do posyłania dzieci do szk^, 
powinien być wprowadzony w całej l^owiańszczyznie, w ogóle 
bardzo leniwej do nauki; inaczej oświata zbyt powoli roz- 
szerzać się będzie. Powiedzieć jeszcze wypada, że w Dauryi, 
której ludność składa się z wolnych wieśniaków, osiedleńców 
katorżnych, górników i kozaków, liczba umiejących czy* 
tać pomiędzy górnikami i kozakami większą jest nii pomię- 
dzy włościanami. Te dwie klasy społeczeństwa zostają (pod 
surowszą dyscypliną władzy, a od wykonywania trudnych 
obowiązków mogą się tylko drogą nauki uwolnić, ztąd tea 
mają i większy pochop do szkoły. 

Posuwając się ku północy doliną Ingody, podróiny po 
kilkumilowej od Klucz podróży, przejeżdża nad jezioro Kinon, 
mające kilka wiorst obwodu, położone na sfalowanej równinie 
pomiędzy kotliną Ingody i kotliną rzeki Gzyty. Woda roz- 
wesela każdy krajobraz, widok też wsi Kinon za jeziorem 
położonej i na pasmo Jabłonowe, zamykające horyzont jakby 
wielkim szańcem, należy do piękniejszych w okolicy. Cokol- 
wiek dalej na północ, na tem samem błoniu pod górami są 
jeszcze dwa jeziorka, mniejsze od Kinonu: do jednego wpada 
strumyk Szilnikowa, drugie nazywa się Ostrowno. 

Od Kinonu droga spuszcza się w dolinę Czyty, szeroką i 
obfitiąjącą w błonia i łąki. Przejechawszy rzekę Czytę w bród, 
wjeżdża się do miasta Czyty, malowniczo położonego międsy 
górami pod b2^ 2' szerokości a 131 <* icy długości geogr. od 
Ferro. 

CzyhsL przed kilku jeszcze laty była wioską, dopiero roku 
18dl została ogłoszoną jako miasto i stolica wówczas utworzo* 
nego zabąjkalskiego obwodu. Wzniesienie i wzrost swój winna 
jest Czyta jenerał -gubernatorowi wschodniej Syberyi, liiko^ 
tąjowi Murawiewowi Amurskiemu, człowiekowi, którego rządy 
(od 1848. r.) są epoką wzrostu handlu i znaczenia politycznego 
tutejszej krainy. Obdarzony wyższym umysłem, dal popęd 



35 

w wschodniej Syberyi do myślenia i nowego iycia. Przył|c2yt 
prowincyę amurską i usuryjską do Syberyi i przez to otwo- 
itjl dla niej drogi handlowe do Ameryki, Japonii i wszyst- 
kich krain nad kotliną Wielkiego oceanu p<^oźonych; rzucił 
myśl uorganizowania floty moskiewskiej na Wielkim oceanie, 
otworzył znaczną siłę zbrojną za Bajkałem, zapewniającą prze- 
wtgę Moskwy w wschodniej Azyi. Szczęśliwy na polu poli- 
tycznego działania, mniej był szczęśliwy w wytępianiu sprze- 
dąjności urzędników, w prześladowaniu ich nadużyć, zdzierstw 
i t. p. Energicznego charakteru i despota, więc też z energią 
tępił i karał nadużywających swej władzy urzędników. Wielu 
wypęddł ze służby, a wielu młodych, z nowemi pojęciami i 
liberalDych ludzi obdarzył swojem zaufaniem i podnosi ich 
do wyższego stopnia urzędów. Ci młodzi umieli się podobać 
jenerałowi i otoczyli go pochlebstwem, z poza którego nie 
mógł spostrzedz ich nadużyć i postępowania zupełnie podo- 
bnego do postępowania tych, których dawniej prześladował. 
Ci nowi cywilizowani zdziercy, popsuli jenerałowi opinię, na 
któri słusznie i rzeczywiście pracowsJ. Dostępny dla lądu, 
bronił gdzie mógł jego praw i swobody; żołnierze go lubią, 
bo wiedzą, że ich nie pozwala chłostać bez miary i że zniósł 
zbyteczną surowość dyscypliny; lud chociaż musiał ponieść 
wiele ofiar w kwestyi przyłączenia Amuru, nie stęka i zado- 
wokiiony jest z jenerdta, który po ludzku a nie po wojskowemu 
z nim przemawia. Z wygnańcami politycznemi postępuje 
łagodnie, z szacunkiem i względnością, okazując się człowie- 
kiem rozumu i serca, urzędnikiem pełnym tolerancyi i pięknej 
ttnbicyi. Zasłużył się Moskwie, ale co jest rzecz bardzo 
nadka, dobrze zasłużył się i ludzkości, chociaż nie umiał 
wykorzenić złego dawną rutyną i systematem Mikołajowskim, 
głęboko wprowadzonego w naturę moskiewską. 

Czytę, jako leżącą w środku Zabajkala, na pocz^ku wo- 
dnej komunikacyi z oceanem Wielkim, Mora wiew wybrał 
na stolicę Zabajkala i wyjednał dla nowego miasta przywileje 
migące na celu jego wzrost. *) Korzystne przywileje i ko- 



^} UictduAey mlMte na Ut 10 uwolnieni »ą od wsselkiego podilku, leci 
a to kaidj mlMaoMoin obowi^sany Jest w prseciąga lat 8. wysuwie dom 

3* 



36 

munikacya z Amurein, zachęcają wiele osób do osiedlania się 
w Ożycie. Roku 1855 ludność jej składała się z 700 osób; 
na początku 1860. r. było 854 osób, w tej liczbie 44 Polaków. 
W liczbie Polaków były tylko 4 kobiety. Urzędników w Oży- 
cie jest przeszło 150 i oni nadają miastu nudną, sztywną, 
urzędową fizyonomię. 

Domy wszystkie są drewniane, rozrzucone tu i owdzie 
bez porządku, cerkiew jedna drewniana; słyszałem (1860. r.), 
łe ze pkładt^k zebranych w Polsce a wynoszących 3.000 rubli 
i ze składek parafian mają budować kościół katolicki, i że 
parafia katolicka przeniesioną zostanie z Nerczyńskiegt} Za- 
wodu do Czyty. Składki zbierała na Wołyniu i Ukrainie 
szanowna pani Salomeą z Tamawieckich Rakowska, która 
nieraz przez nadsyłanie różnych sum, zaradzała potrzebom 
wygnańców polskich. 

Ulice są piaszczyste i niebrukowane, fizyonomia miasta 
jest jeszcze wiejską, a wiele wsi za Bajkałem mają pierwszeń- 
stwo przed Czyta co do zamożności i obszemości ; ale to do- 
piero początek, a Czyta z każdym dniem rozszerza się i ma 
przyszłość przed sobą. 

Opisywać budynków nie będę, bo niema tu ani jednego 
gfmachu, któryby wart był opisu lub wspomnienia. 

Następne władze mają tu swoje siedlisko. Rząd obwo- 
dowy, sąd okręgowy, sąd ziemski *), kasa obwodowa, zarząd 
pocztowy, policya, prócz tego zarząd wojskowy i deżurstwo 
zabajkalskich kozackich wojsk. 

Ogólny dochód z podatków w całym zabajkalskim obwo- 
dzie zbieranych jest około 300,000 rs. ; w tę liczbę nie wcho- 



wartuji^cy przynajmniej 100 rs., a kaidy kupiec dom wartujmy prsyoi^mnic^ 
300 rs. Dochód miasta sianowi sprzedał plarów. Jeżeli kto kupuje pod bu- 
dynki 500 sążni r]i za kałdj sąień płaci 3 kop. sr., Jeżeli kto kupuje 1,000 
sążni Q, płaci za każdy sążeń pierwszej połowy 3 kop. sr., a sa kaidy sąieA 
drugiej połowy po 5 kop. sr.. Jeżeli kupt^e 1,500 sąini Q, płaci aa kaidy 
sążeń ostatniej pięćsetki po 8 kop. sr., a Jeżeli 2,000 sążni, za każdy sążeń 
czwartej pięćsetki po 12 kop. sr. Prócz dochodu z placów, opłata za konsensa 
stanowi drug:| rubrykę dochodów miasta; zresztą żadnego podatku nikt w Cay- 
eie nie płaci. 

*) w roku 1857 z miasta Nerczyńska przeniesiono do Czyty stolicę i>o- 
wiątu nerciyńskiego. 



37 

di| dochody z górnictwa i podatki płacone pnez kozaków. 
jft pemye nnędników w całym obwodzie, wycłiodzi rocznie 
pnefizto 100,000 rs., w tąj liczbie około 41,000 pobierają urzę- 
dnicy pracig%cy w rz%dme obwodowym. W rządzie obwodowym 
lą trzy wydziały, któremi zarządza trzecb radzoów ( sowie* 
tników.) 

Listy pisywane przez wygnańców politycznych, ekspedy- 
torowie poczt odsyłają do tutejszego rządu, gdzie w 1. wy- 
dziale bywają czytane i cenzurowane. Jećeli list nie zawiera 
lic takiego, coby obudzało podejrzenie, odsyłają go według 
idreaa, w przeciwnym razie odsyłają do trzeciego wydział* 
eennkiej kancelaryi w Petersburgu, gdzie albo łist niszczą ^ 
•Ibo w^eślają myśli wolne a potem odsyłają do osoby, kió-* 
Rj adres wypisano na kopercie. 

Polityczni ¥rygnańcy, którzy znajdują się jeszcze w kopal- 
niach, nie mogą pisywać listów do kraju; ich listy palą 
wGkycie. Wolno jest tylko korespondować tym, którzy znaj* 
^ają się na osiedleniu lub w wojsku. Listy pisane z Polski 
do ^rygnańców, przechodzą także przez cenzurę III. wydziahi 
w Petersburgu lub przez oenzurę tutejsiej władzy. 

Urzędnicy pracują w kancelaryach od ósmej godziny zrana 
do dmuastej, a po południu od piątej do ósmej. Czasami 
sdarza się, że pracować muszą do 10. i do 12. w nocy, sió* 
Mwnie do tego, jak długo naczelnik wydziału siedzi w biurze. 
Uniefń urzędnicy nie mogą wyjść z biura przed swoim na- 
cnfastiem, jeżeli zajęty pilną robotą siedzi, nie zwracając 
>mgi na późną godzinę, i mali urzędnicy, chociażby nic nie. 
mieli do roboty, siedzieć muszą w kancelaryi. 

Pomiędzy urzędnikami w Gzycie jest kilku Polaków, w car 
lem zaś Zabajkalu liczba ich jest dosyć znaczna. Kilku po* 
między nimi po skończeniu uniwersytetów kosztem rządu, 
sostało tu przyshiBydi na służbę, są i tacy, którzy jak A. D. 
Zsnowicz za sprawę polityczną na służbę do Syberyi zostaM 
skazani, najwięcej jest jednak takich, którzy ułakomiwszy się 
aa większą pensyę urzędnika syberyjskiego i na mniejszą 
Httbę lat służby potrzebną do otrzymania emerytury, przy- 
jechali tu robić karyerę. O tych karyerzystach nie wiele 
powiedzieć można; są to w większej liczbie ludzie, którzy p€^ 



38 

niemiecka ojczyznę n podeszew noszą, a za zapHttę poseliby 
do piekła służyć Mefistofelowi. Ci janowie nie szanig% opi- 
nii narodowej, z lekceważeniem o niej mówią, potrzeby i po- 
glądy narodowe nazywają przesądami a ubrawszy się w płasz- 
czyk kosmopolity najczęściej moskwicieją. Wielu z nich po- 
żeniło się tutaj i dało początek moskiewskim rodzinom z pol* 
skiemi nazwiskami. Zły Polak jest zawsze i złym człowiekiem, 
oni też i na urzędach swoich nie są czyści a dla miejscowej 
ladności nic dobrego nie robią. Wspomniawszy o tych ladaco 
Polakach urzędnikach, powiedzieć powinienem, że są Polacy 
urzędnicy pod każdym względem zasługujący na szacunek na- 
rodu, którzy godnie reprezentigą charakter Polski i pożyte- 
cznie działają dla oświaty i cywilizacyi tych krain. Ci spra- 
wili, iż opinia miejscowa korzystnie wyraża się o wszystkich 
Polakach urzędnikach. 

Wspominałem już o moim zamiarze wyszukiwania śladów 
polskich, które z powodu niewoli naszej ojczyzny, po całym 
świecie na drogach i ścieżkach wszystkich krajów oznaczyły 
się. Dla tej to przyczyny, nie charakteryzując osób, wymie- 
niam nazwiska Polaków urzędników i oficerów w Zabajkala 
i w gradonaczelstwie kiachtińskiem służących. Może te na- 
zwiska nie wiele obchodzą powszechność naszą, wszakże ci, 
którzy pilnie obserwują rozchodzenie się elementu polskiego 
po świecie, prostego spisu nazwisk nie pominą obojętnie. 

Za Bajkałem w cywilnej służbie znajdują się obecnie na- 
stępni Polacy: Aleksander Despot -Zenowicz, skazany pnes 
jenerał-gubematora Moskwy Zakrewskiego na służbę na wy- 
gnaniu; Ludwik Biyńk, przyjechał do ojca wygnańca; Win* 
nicki; Jan Popławski; Ludomir Małecki, syn znan^ autorki 
Wandy Małeckiej*); Hektor Bildziukiewicz, a prócz tych; 
Stocki, Staniszewski, Barszewski, Janowicz, Bolerfaw £gerŁ, 
£omorowicz, Boratyński, Butkiewicz, Wojciech Siemaszkiewics, 
lirabia Plater (umarł niedawno i zostawił po sobie roeyjaką 
familię) i inni. 



*) WandA B Friiów llal«eka, wdowa po andytono w^ak polakich, ainarla 
w «0. roku iyeia w Wartuwie dnia 23. paśdsieraika 1880. r. Ona i mąŁ J^ 
Aobna aaahUrli •!« krąfowl. 



39 

W Ciycie jest unędnik Moakal rodem z Irkucka, nofn^ey 
pi^e nazwisko Ghodkiewica; zdaje się, że jest to potomek 
jtkiegoś konfederata. 

W wojsku kozackiem prócz doktorów, 8% następni oficero- 
wie Polacy: jenerał Sotłohub, Sokołowski, dowódzcy brygad; *) 
Wincenty Suchodolski; Władysław Despot-Zenowicz; Włsr 
dyilaw Akcyz; Cyryl i Demostenes Krzyżanowscy; Michał 
Bajwid i prócz tych Mikołaj Jachimowicz, Domański, Cho- 
lewińiki, Ghełmicki. 

W batalionach liniowych 13., 14., 15. i 16. służ^ następni 
oficerowie Polacy: Walenty Kołakowski, wzięty jako rekrut 
do wojska a w 1846. r. pomimo woli przetranslokowany w sto- 
l^nia oficera do Syberyi; Wiktor Salmanowicz; Czaplejewski; 
Ciedtanowicz ; Szarf; Jan Strzemeski i inni. Opinia publiczna 
z wyjftldem kilku powiada o nich, że 8% ludzie rzetelni, źe 
ł^Knrego i wziątek nie biorą, a z tego powodu trudniej jest 
s mmi robić interesa niż z Moskalami, którzy chociaż na 
OR^dsch bywają formalistami, przecież dla pieniędzy łatwo 
^ttnią formy i prawo. W wojsku oficerowie Polacy, (prócz 
kilku), acz nie zawsze lubiani przez dowódzców swoich, pra- 
nk zawBie posiadają ich szacunek i miłość żołnierzy z po- 
woda łagodniejszego obchodzenia się z nimi. 

O konserwowaniu w sobie narodowości przez tych panów, 
jsi powiedziałem kilka wyrazów; tutaj powiedzieć należy, iż 
% którzy mają żony Polki, w większej zupełności zachowugą 
^nnkter polski niż żonaci z Moskiewkami i niektórzy kawa- 
lerowie. W ogóle jednak urząd obcy, pobyt między obcymi, 
ich wpływ zgubne ślady wycisn^ lub wyciska na charakterze 
Polaków; dla tego to radziłbym każdemu urzędnikowi i ofi- 
^snmi, służącym w Rosyi a mającym prawo wracać do Pol- 
ski, nieodwlekać wyjazdu do ojczyzny i pospieszyć na pole 
najwłaściwszej dla Polaka pracy. 

W Moskwie jest wiele gatunków deportacyi. Deportują 
tt osiedlenie, do wojska, do robót, do kopalni, deportiigą na 
vzęda a prócz tego wyg^aniają drogą zwyczajnego odkomen- 
^nowania. W roku 1846 w skutek powstania organiziyącego 



*) SokołowiU, pałkownlk, iil« iły eilowiek, amarl w Csyei* 1860. roka. 



40 

lię w różnych punktach Polski, rząd podejtsywał wszystkich 
Polaków służących w wojsku konsystąjącem w granicach na- 
szego kraju i dla tego junkrów mających tego roku być 
awansowanymi na oficerów, odkomenderował do Syberyi, gdzie 
jako oficerowie zajęli różne posady w wojsku. Kilkunasto 
takim sposobem wypędzonych zostało z ojczyzny do wscho- 
dniej Syberyi. Los ich jest mocnym dowodem szkodliwości 
moskiewskiej i^użby. Kilku tylko potrafiło uratować i zacho- 
wać zacność/ godność charakteru i pojęcie potrzeb narodo- 
wych, wielu utraciło to wszystko przez zrobienie karyery, 
inni przez wpływ złego towarzystwa porobili się pijakami i 
skapcanieli jak to mówią w pospolitym języku, kilku znów 
smutnie zakończyło życie i karyerę, jako ofiary fieiłszywego, 
nienaturalnego i niewłaściwego dla Polaka położenia. I tak: 
Jan Łaudański oficer, umarł nagle w Kiachcie komendenąjąc 
mustrą (1852. r.), Walenty Tarkowski umarł w Czycie (1852), 
a żaden z nich nie miał szczęścia służenia poczciwej sprawie 
Polski. Ciechoński oficer zastrzelił się w Niżneudińsku a 
drugi z ich liczby oficer Zabłocki powiesił się w Kra8noja^ 
sku ; Wereszczyńaki umarł z pijaństwa, a oficerowie Tułowski 
i Zabiełło zmarli nad Amurem w czasie pierwszych ekspedycyj 
Murawiewa i byli uroczyście przez kochających ich żołnieny 
pochowani nad brzegiem tej wielkiej, zupinie wówczas nie- 
zaludnionej rzeki. Byli to ludzie nie źli, dosyć poczciwi, lecz 
czyż nie jest smutną i odraźliwą śmierć w moskiewskiej służ- 
bie, bez najmniejszej zasługi dla Polski i ludzkości. Smutno, 
och smutno! Zakończę już lepiej ten spis nazwisk ludzi, któ- 
T^y gdyby nie fatalne położenie Polski, może byliby pożyte- 
cznie życie spędzili, a nazwiska ich może byłyby umieszczone 
w rzędzie nazwisk godnych zachowania w pamięci szlachet- 
nych serc. 

Cywilni urzędnicy, noszą ciemno-zielone surduciki z żół- 
temi w dwa rzędy z herbem irkuckiej gubemii guzikami, koł- 
nierz wywrócony z takiegoż sukna, czapki małe, okrągłe z ko- 
kardami. Wyższa władza nie zabrania jednak chodzić urz^ 
dnikom w paltotach i frakach, więksea też połowa urzędników 
w kancelaryi tylko nosi skarbowy ubiór. 



41 

Pensya urzędników syberyjskich większą jest od moskiew- 
ibcłi, nie wystarcza jednak na potrzeby przyzwoitego iycia, 
i dla tego orzędoicy starają się o nieprawne dockody. 

Przywileje urzędników w Syberyi, zwabiają wielu młodych 
fałda i urzędników do Syberyi. Prócz mniejszego terminu 
ihaby, łatwiej i prędzej oti'zymują stopnie. Szlachcic', który 
Bkończył gimnazyum, wstępigąc w Moskwie do cywi^iej służby, 
po dwóeh latach otrzymuje rangę (czyn) koleźskiego regi- 
itntora, w Syberyi otrzymige ją po jednorocznej służbie. 
Szlachcic, który nie otrzymał patentu z ukończenia szkół, 
w Moakwie cztery a w Syberyi dwa lata służyć musi do 
otrzymania pierwszej rangi. Nieszlachcic, który skończył 
i;iDmazyoin w Moskwie, po sześciu, tutaj po trzech latach otrzy- 
muje rangę. Podoficer przechodzący z wojskowej do cywil- 
nąi shżby, dwanaście lat, a żołnierz dwadzieścia lat służyć 
nosi, zanim otrzyma stopień koleźskiego registratora. 

Co się tyczy obyczajów, wykształcenia, poloru, urzędnicy 
w Syberyi zapewno niczem nie różnią się od moskiewskich. 
Ta jak i tam można znaleźć ludzi z pięknem wychowaniem 
i nauką, bez owej sztywnej niemieckiej biurokratycznej dumy, 
itóra z niemieckiego urzędnika robi nieznośną istotę. Tu 
i tam zutleźć można ludzi bez wykształcenia, głupiuteńkich, 
me omiejących nic więcej zrobić, jak tylko napisać rozkaz 
lab okólnik rządowy. Są też pomiędzy nimi ludzie wykształ- 
<!ad ale z tyrańskiemi usposobieniami ; są ludzie grubych oby- 
czajów, pijacy, sprzedajni, biorący łapowe. Mnóstwo jest 
pokornych, ale mało umiejących zachować godność w postę- 
powania, wszyscy jednak są grzecsoiejsi w postępowaniu 
2 oświeconym człowiekiem od urzędników austryackich i pm- 
ikicfa, chociaż potrafią być grubianami opryskliwemi w po- 
iHpowaniu z ludźmi bez wykształcenia i bez tytiJu. 

Administracyjni urzędnicy prócz pensyi ze skarbu im wy- 
P^Mamej, pobierają takąż samą pensyę od osób, które od 
R^ zadzierżawify monopol sprzedaży wódek. Pensye te 
Pnewyższają niekiedy żołd skarbowy urzędnika, a powszechne 
H w całej Moskwie. Od gubernatora, aż do komisarza poli- 
<7i) WBzyaćy urzędnicy i^atni są przez tak zwany odkup; 
» Syberyi górnicy, kozacy, nawet niektórzy liniowi oficerowie 



42 

otrzymuj% pensy ę od odkupu, która niczem więcej nie jest 
jak tapowem i przekupstwem. 

Monopoliści, zatknąwszy bankowemi biletami usta on^ 
dnikom, nie zważają na instrokcyę, na prawo i postępigi 
jak im dogodniej; wódkę sprzedają wyżej nad taksę oma- 
czoną w kontrakcie, zaprawiają wodą, sprzedają co dzień, 
chociaż prawo dozwala wódkę sprzedawać tylko w iwi^ 
i to po mszy. Wszyscy znają nadużycia i bezprawia mono- 
polistów, ale wszyscy nie wyjmtgąc i cesarza, który z mono- 
polu wódki ma ogromny dochód, zammżyli oczy na to, co się 
dzieje. Obecny porządek rzeczy, krzywdzący konsumentÓY, 
wielce jest korzystny dla monopolistów i urzędników, nie 
dziwota więc, iż ci niedbają o wykonanie prawa. Suma, 
którą z tego tytułu urzędnicy w Moskwie pobierają od dzie^ 
żawców gorzatczanego monopolu, prawie jest równą sumie 
przeznaczonej w budżecie państwa na pensye dla urzędni- 
ków. 

W Moskwie wiele jest takich praw, o których wykonanie 
nikt nie dba; są prawa z tendencyą moralną, ochraniąjioe 
indywidualizm, a nawet przejęte są duchem wolności, jak 
n. p. prawa gpninne. Etoby jednak sądził Moskwę z tych 
praw, grabo się omyli. Prawa te piękne są na papierze, ale 
albo wcale nie wykonywane jak moralne prawo o sprsedaśy 
wódki, albo sprzecznie z dachem i literą prawa wykonywane, 
albo wreszcie przez nikogo, szczególniej przez władze niesia- 
nowane. 

Moskale bardzo są dbali o pozór. Podobni są oni w swo- 
jej pretensyi do cywilisacyi do owego kruka ubranego w cu- 
dze pióra. Piękne prawa, ' malowane miasta, wielkie insty- 
tucye naukowe, tolerancya i tem podobne rzeczy, są to piórka 
świetne, w które się Moskwa ubiera nie dla siebie, ale dla 
Europy, a które kryją grant i treść zupełnie inną. 

Czyta jest dotąd miaatem urzędników. Na kilku jej olicc- 
kach, gdzie się tylko zwrócisz, wszędzie napotkasz płaszcz i 
gwiazdkę na czapce urzędnika, szlify oficera, lub szary płasscf 
okrywający potulną postawę żołnierza. Życie towarzyskie 
bardzo mało rozwinięte, głuchota i cisza tu pani:^e, csłowiek 
lubiący zabawy, czyimość, ogromnie się tu znudzi. 



43 

Pomiędzy urzędnikami a oficerami kozackiemi pant:^e ry- 
-wilizacya w towarzystwach. Wszędzie, jedni nad drug^i 
dowcipem, obejściem, ubiorem starają się górować, a w mo* 
lis nie okazuj% sobie i^^zajemnego szacunku. 

W półtrzecia roku, po pierwszym moim pobycie w Czycie 
pRyjecfaatem powtórnie do tego miasta. Fizyonomia jego 
nicznie w przeciągu tego czasu zmieniła się. Wybudowano 
•to kilkanaście domków, porobiono nowe ulice, na rynku 
tepiec Judin wystawi! piętrowy dom, a w blizkości jego mia- 
ito wznioito gościuny dwór, w którym prócz kilku moskiew- 
•kich kupców, wyłącznie handli^ą ćydzi. 

Rynek z powodu kramarzy żydowskich w łapserdakach, 
rojących się od rana do wieczora, przypominał mi rynki pol- 
skie, napebione żydostwem. 

WCąyde mieszka (1858. r.) stu żydów. Wszyscy trudnią 
oę pnekopstwem i handlem. Na rynku prócz iydów widać 
gnipy Boriatów, pomiędzy któr3rmi tu i owdzie kręci się 
menczaiiin lub urzędnik moskiewski. Żydzi tutejsi przysłani 
■ostali do Syberyi za kryminalne przestępstwa. Korzystając 
t pnywilejów nadanych Czycie, ze wsi, w których mieszkali, 
pociągnęli do nowego miasta, gdzie wyrobili sobie pozwolenie 
ttpitywania tnę w listę mieszczan. Dopiero teraz (1858. r.) 
niejscowa władza przypomniała sobie, że istnieje ukaz, zabra- 
^W żydom osiedlania się w miastach gnbemialnyoh Sy- 
beryi; nie wypędzOa jednak tych, którzy już zostali mieszozt^ 
ittou, lecz rozkazała nie wydawać nadal pozwolenia do przyj- 
mowania ich w grono mieszczan czytyńskich. 

Żydzi dobrze się tutaj mają. Przebiegłością, sprytem kra- 
■mkim nie dorównywają Syberyakom, potrafili przecież 
ipomadzić w swoich rękach dosyć duże kapitały i opanować 
bamarski handel Gzyty. 

Piotr WieUd powiedział o Moskalach, że każdy z nich 
<Kiika czterech żydów; rzeczywiście jest tak. Zdolności han- 
dlowe Moskali są wielkie, kupcy ich targriąją się wytrwale 
fk i żydzi, umieją pochlebić knpi^ącym, umieją zręcznie za- 
*^*ilać towary, a jeszcze zręczniej umieją oszukać; są oni 
Bid)ezpiecsnymi współzawodnikami dla żydów, którzy, cho- 
ńihy tu przebywali w tak znacznej jak u nas licsbie, nigdy 



44 

nie zawładną całym handlem. Buriaci także lubili handel; 
mnóstwo ich zawsze widzieć można w Czycie, lecz nieznajo- 
mość języka, nizki bardzo stopień wykształcenia, a wressdt 
stepowe zwyczaje i nałogi nie pozwalają im panować wbaih 
dla i zrównać się z żydowskimi i moskiewskimi kupcami 
Trudno jest oszukać w handlu Moskala, równie trudno i Bu- 
riata; ostatni wiele ma cech wspólnych z pierwszym, a wspól- 
ność ta, ułatwi zatracenie odrębności Buriatów. Przed dwoma 
laty Czyta byłft podobną do wsi, teraz ma już pozór mia- 
steczka. Rozwinął się w niej handel, pomyślano i o zab*- 
wach towarzyskich. Założono ogród publiczny z altaną 
w środku miasta, w nim muzyka kozacka uprzyjemnia spacer 
publiczności. W zapusty 1858. r. dano pierwsze widowisko 
teatralne, w domu zajezdnym Prospera. Urzędnicy i ich żony 
sachęceni przez radzcę Łochwickiego, przedstawili znan% po- 
wszechnie wyborną komedyę Gogola «Bfewizor.» Powiadaji, 
że gra amatorów była wcale nie złą, publiczność dobrae 
zabawiła się, a pieniędzy zebrano kilkaset rubli, które oddano 
na dochód domu ochrony. 

Kozacy, emuli^ący z urzędnikami, przedstawili zaraz na 
drugi dzień komedyę: «Żenich iz nożowej linii » także aa 
Jcorsgrść domu ochrony. KUka tygodni gadano w towarsj- 
atwach o tych przedstawieniach; urzędnicy chwalili swoich, 
kozacy zaś swoich amatorów, nie przyszło jednak do kłótni 
pomiędzy partyami, a na balach umiano się bawić wspólnie, 
zgodnie i wesoło. W zapusty ruch na ulicach był wielki 
Każdy, kto mii^ konie lub mógł je nająć, posadziwssy 
w bryczkę swoją rodzinę, woził ją po wszystkich uhcach 
miasta i to nazywa się <ikatanie.» Reszta ludności tłumiła 
się około gór lodowych, zwanych akatuszkami,» gdzie na 
saneczkach lub skórze, kobiety i mężczyźni, starzy i młoda 
spuszczali się po pochyłości. Niezręczni wypadali z kolei, 
lub też przewracali się, inni pędząc tuż za nimi, przesuwali 
się przez nich jak frygi; wrzawa się wzmogła, a śmiech pa* 
łrzących ogłaszał każdy upadek i nową przygodę. 

Kat uszka jest ulubioną i narodową zabawą moskiewską. 
W zapusty, we wsiach i w miastach, wszędzie podróżny zo- 
baczy ludzi różnego wieku, z namiętnością oddąiącyoh się tCŚ 



45 

labiwie. W Czycie, nie tak sama zabawa, jak rozmowy i 
dowtipy patrzących zwracały moją uwagę. lOótnia pomiędzy 
kancelistą a podoficerem kozackim, zainteresowała wszystkich. 
Jeden dmgiemn wymawiał pochodzenie i stan jego; kance- 
lista lżył kozaków, kozak zaś lżył urzędników, spór skończył 
ńf bitwą, która nie miała jednak sinych i krwawych na- 
stępstw. 

Zabawy publiczne, dały mi dobrą sposobność przyjrzenia 
flię kobietom w Czycie. Ani jednej pięknej nie widziałem. 
O ich prowadzenia się mówili mi ludzie dobrze obeznani 
z towarzystwem miejscowem: że nie odznacza się szczególną 
surowością obyczajów, że wypadki niewierności małżeńskiej 
nie są bardzo rządkiem zjawiskiem, że wreszcie intrygi miłosne 
przeeskadzają tutejszym paniom spełniać należycie obowiązki 
matek i żon. 

W ostatnich czasach, wybudowano tu koszary dla kozaków, 
koszary dla artylerzystów, wznoszą wielki dom dla guberna- 
tora, myślą o wystawieniu nowego więzienia, lecz nie myślą 
o założeniu szkoły. W Czycie niema nawet szkoły elemen- 
tarnej, niema drukami i księgami, a życie umysłowe jest 
jeszcze w pieluchach. 

Kie tylko w Czycie, ale w całym zabajkalskim obwodzie, 
życie umysłowe jest żadne. W ci^ym obwodzie niema gim- 
nazyum ani wyższych instytucyj naukowych, handel księgar- 
ski wcale nie istnieje, drukami i litografii niema ani jednej. 
Ci, którzy lubią czytać, sprowadzają książki i gazety z Peters- 
burga, Moskwy, z Warszawy lub z Wilna. Dotąd nie urodził 
ńę w Zabajkalu ani jeden człowiek, któryby słynął w świecie 
Brakowym, literackim lub artystycznym. Przemysł i ręko- 
dzieła są także na bardzo nizkiej stopie. Kto choe nosić 
porządne ubranie lub buty, sprowadza je z Irkucka, z Peters- 
horga a nawet z Warszawy. Niedawno osiadło w Czycie 
kilkn polskich rzemieślników, zesłanych za kryminalne lub 
policyjne przestępstwa do Syberyi; jest więo teraz w Czycie 
iti^macb, stolarz, kowal, siodlarz, ale niema dobrego krawca 
i szewca. 

W liczbę mieszczan czytyńskich wpisano także kilkunastu 
Polaków, szlachty zagonowej z Litwy i z Wołynia, przysłanej 



46 

na osiedlenie, cz^to za przestępstwa małej wagi. Nie £ke 
się im powodzi, niektórzy pożenili się z Moskiewkami. S^ 
to ludzie prości, z malem lub źadnem wykształceniem, ale 
trzymają się kupy, jeden drugiego chętnie wspiera i wzajem- 
nie sobie pomagają. 

W ostatki polskie przypadkiem wstąpiłem do jednego 
szlachcica. W małej izdebce, w około kobierca siedziało kil- 
kunastu mężczyzn, bez surdutów, i śpiewając pieśni polskie, 
pop^ali wódkę i zajadali pieczeń na kobiercu postawioną. 
Przypomniał mi się wiek XyiII. i uczty szlacheckie z dymi%- 
cemi się czubami. Zmusili mnie zająć miejsce obok nich na 
podłodze i być świadkiem ich serdecznej zabawy i patryoty- 
cznych wspomnień. Zgoda i wzajemna dobra wola, jaka 
pomiędzy nimi panowała, zrobiła na mnie miłe wrażenie, 

Czasami, pomiędzy kategoryą podobnych jak oni deporto- 
wanych, spotkać można ludzi z ciekawą przeszłością i charak- 
terem. Onufry Grądzki, zmarł}' w Czycie przeszłego roka 
(1867), był szlachcicem zagonowym z okolic Dynaburga, gdzie 
miał obowiązek leśniczego. Wypadki, które tego człowieka 
do Syberyi sprowadziły, mogą nie jednego birbanta przekonać, 
jak jest potrzebną stateczność w żywocie człowieka i mog^ , 
jeżeli serce nie jest zupełnie zepsute, wstrzymać od lekko* 
myślnych miłostek. 

W domu Grądzkiego na ojczystej ziemi, panował dostatek, 
spokojność i kwitnęła młoda, piękna córka leśniczego, wielka 
pociecha i nadzieja rodziców. 

Zamożny obywatel, znikomy i sąsiad Grądzkiego, nawie* 
dził pewnego razu jego domek w puszczy i uderzony został 
pięknością dziewt^cia. Piękność ta zwabiała go po kilka 
razy na tydzień do samotnego domku i obudziła uczucia 
miłosne, które nie us^ oka rodziców. Spostrzegłszy nastę- 
pnie, że i córka przywiązała się do przystojnego sąsiada, źe 
coraz bardziej goreje płomieniem miłości, zabronili mu byw^aó 
w swoim domu. Sąsiad obietnicą ożenienia się otworzył 
zamknięte przed nim wrota, a uwiódłszy potem dziewczynę, 
haniebnie porzucił i więcej w domu stroskanego leśniczego 
nie postał. Krótką mają pamięć uwodziciele, wlody też sąsiad 
prędko zapomniał o krzywdzie, jaką biednym ludziom wyrz^i. 



47 

dsK, a nie inyśl%c, żeby prości i bez wykształcenia ladzie na 
fnwdę czuli hańbę córki, śmiało pojechał do ich domu, 
i^jąc jakiś interes do leśniczego. 6r%dzki oburzony był jego 
widokiem a potem prosił i nalegał, żeby zmył z jego córki 
kańbę przez ożenienie. Nie pomogły nalegania, bezczelny 
Hsiad uśmiechną sdę i zdziwił się nad pretensy% ojca w sier- 
międze, śmiejącego proponować córkę swą za żonę młodemu 
i bogatemu panu. 

Grodzki nie mógł dłużej hamować się i wybuchnął tajoną 
lemstą na zwodziciela, uderzył go pięścią w głowę dwa razy, 
a udeizył z taką siłą, że delikatny panicz padł na ziemię 
i wkrótce ducha wyzionął. 

Przestraszony Grądzki, bojąc się odpowiedzialności, wy- 
nióat tmpa z domu i utopił go w jeziorze. Było to w jesieni, 
zima wkrótce nadeszła, pokryła jezioro lodem i zakryła ślad 
zbrodni, która leśniczemu spać nie dawała. Spokojność na 
sawize uleciała z małego domku; żona leśniczego a matka 
Bhaohionej oórki, była świadkiem zabójstwa młodego pana 
i drżała o siebie i o swego męża. Niespokojność , obawy i 
cierpienia moralne, wywołały gwałtowną chorobę, która za- 
końezyła się śmiercią. 

Tymczaaem zbliżyła się wiosna, lody pękły i rybacy wycią- 
gnęli tmpa; poznano w nim obywatela, którego od kilku 
miesięcy napróżno szukano. 

Śledztwo wykryło zabójcę, Grądzki aresztowany, przyznał 
się do winy i opowi^zic^ powody, które wywołały śmierć jego 
i^skda. Sąd skazri go na pozbawienie praw politycznych 
i osobistych i posłał na osiedlenie do Syberyi. W Gzycie 
sobili Grądzkiego stróżem przy rządzie obwodowym. Mówią 
o nim, że się bardzo dobrze prowadził i że był przez wszyst- 
kiefa 'lubianym za swoją usłużność i poczciwość. O losie córki 
tte mogłem się dowiedzieć. 

Pod względem religii, w całej Dauryi wyraźna obojętność. 
W Czyde jest tylko jedna cerkiew, a i podczas niedzielnego 
Bsbożeństwa nie zawsze jest ludźmi napełniona. Do oboję- 
taości w religii przyczynia się kierunek handlowy i materyalny 
uesskańców Dauryi, a głównie małe wykształcenie ducho- 
wieństwa i naganne postępowanie popów. Sprawy kryminalne 



48 

pomiędzy popami zagęszczają się coraz bardziej. Obecnie mó- 
mą wszyscy o sprawie popa, oskarżonego o zgwałcenie mło- 
dej dzieweczki; udział innego popa w podpaleniu przez Tajsae 
Horyiiskiej Dumy i skradzenie pieniędzy skarbowych, został 
udowodniony i wszystkim jest wiadomy. Widziałem popów 
pijanych wstępujących do domów, gdzie za prześpiewanie 
nabożnej pieśni, upominali się o zapłatę , a jeźli im mało 7A' 
płacili, grubiańsko i natrętnie zażądali wyższego wynagro- 
dzenia. Na Boże Narodzenie, na Trzech Króli i Wielkanoc 
a prócz tego w święta parafialne , popi chodzą od domu do 
domu, śpiewają pieśni i za nie zbierają pieniądze; zwyczaj 
ten daje księżom jeden ze znaczniejszych dochodów, jest po- 
wodem wielu zgorszeń i jest powszechnym w całej Moskwie. 
Wytłumaczyć go można małem uposażeniem księży, których 
rząd takim sposobem zmusza do frymarczenia obrządkami 
rehgijnemi. 

Prócz kozaków i artylerzystów, w Czycie znajdiye się 
jedna kompania garnizonu, którego inne kompanie rozłożone 
są w Nerczyńsku, w Wierchnioudińsku i w hucie żelaznej 
w Piotrowsku. *) 

Stan i położenie żołnierzy garnizonowych, pomimo starań 
głównodowodzącego o polepszenie ich doli, jest opłakany. 
Garnizon do Czyty przybył z Nerczyńska; w ubogiej wio- 
szczyznie, którą zrobiono miastem, nie było koszar ani domu, 
gdzieby pomieścić można żcłnierzy. Rozkwaterowali ich więc 
w okolicznych wsiach, odległych od miasta o milę, dwie a 
nawet trzy mile i z takiej to odległości co drugi dzień mu- 
sieli chodzić na służbę i mustrę do miasta. Ciągłe marsze 
i po nich uciążliwa służba, wyczerpywi^ siły żołnierzy. 
Długo oczekiwali napróżno ulgi ze strony zwierzchności; nie 
mogąc się jej doczekać, żołnierze postanowili sobie sami 
radzić i ze wspólnych funduszów, które się złożyły z odtrące- 
nia kilku kopiejek z biednego ich żołdu, kupili dom na ko- 
szary, w których teraz mieszkają. 

Oberwani, ubodzy, uciemiężeni niewolą i ciągłą służbą, 
pomimo rozkazu] łagodniejszego z nimi obchodzenia się, za 



*) Garuiton zabąjkalskl r. 1859 został zniesiony I zamieniony Jcotaekioi. 



49 

najmniejsze przewinienia służbowe, ulegają hańbiącej karze 

Śniadania nie dają żołnierzom ; zamiast śniadania, codzien- 
nie rano feldfebel za opieszałość w ałużbie, za nieformalność 
w ubiorze, za pijaństwo i tym podobne przestępstwa, każe 
eUostać żołnierzy rózgami. Winni, a jest ich zawsze kilku- 
wata, stoją pokornie w szeregu, a prosząc o przebaczenie 
na pierwsze wezwanie, jeden po drugim obnaża się i z nad- 
zwyczajną cierpliwością przenosi chłostę. Po chłoście wraca 
dawna ponura wesołość, pijatyka, jeżeli jest grosz w kieszeni, 
i znowuż powtarzają dawne przewinienia. 

Żołnierz niema wyobrażenia o honorze; pojęcie godności 
ludzkiej nie objawia się w żadnym oporze, uległość bezwzglę- 
dna, niewola surowa wytępia ją w zarodku. Bez moralności 
i pojęć honorowych, w biedzie i w niewoli, nic dziwnego, że 
jest złodziejem. Opinia o żołnierzach jako o złodziejach, po- 
między; Moskalami jest powszechną. W Czycie żołnierze sto- 
jący na warcie przy więzieniu, w nocy złodziejów wypuszczali 
t pod zamka i wspólnie z nimi kradli w mieście ; przed świ- 
tem jedni powracali do numerów swoich a drudzy na wartę. 
Sprawy te wydały się i doszły nawet do wiadomości cara, 
który winnych surowo ukarać rozkazał. Śledztwo i kara 
nie powstrzymała złodziejstwa; żołnierze znowuż popełnili 
kilka kradzieży a rzeczy skradzione przechowali na odwachu. 
Ktoś doniósł o tem miejscowej zwierzchności, odwach zrewi- 
dowano i rzeczy znalezione zostały. Poglądy moralne niektó- 
rych oficerów, zachęcają żołnierzy do kradzieży; poglądy te 
ue są powszechne w moskiewskiem wojsku, wszakże ktokol- 
iriek lepiej zna to wojsko, często z niemi spotykać się musiał. 

Zmarły pułkownik D , dowódzca batalionu w Nerczyńskim 

Zawodzie, był wielkim formalistą, trzymał się nawet w dro- 
biazgach litery prawa a uszanowanie czynów do tego po- 
lawał, że karty nie po kolei, lecz według rang rozdawał. 
Zdarzyło się, że żołnierz z jego batalionu stojąc przy maga- 
zynach górniczych na warcie, ukradł kawał mięsa; górnicy 
dapali go na gorącym uczynku i oskarżyli przed dowódzca. 
Pułkownik wysłuchawszy przyznania się do winy, rzekł: «Ahl 
ty dnmin i łotrze I umiałeś ukraść a nie umiałeś schować? 

GiLLEK, 0pU3Ut«. I. 4 ^ 



50 

W gwardyjskim Siemionpwskim pułku w Petersburgu, gadzie 
taka czujna policya, żoJnierze kradną woły i krowy, a nigdy 
sprawki ich nie wydają 8i§, a ty kpie kawałka imięsa nie 
umiałeś schować? Za to, żebyś drugi raz nie kompromitował 
batalionu i był zręczniejszym, bez litości każe cię smagać 
fuszerze !» Innym razem znów jakiś żołnierz popełnił wielką 
kradzież. Wprowadzono go do górnicząj policyi i tam od 
razu przyznał się do winy. Oddano go pod sąd wojenny, 
a pułkownik, prezes sądu, badając obwinionego, rzekł: u Otóż 
to żołnierz bez honoru, przed górnikami nie wstydził się 
przyznać do kradzieży. Za to przyznanie, hańbiące batalion, 
nie spodziewaj się żadnego z mojej strony pobłażania. » 

Nauki pułkownika przypominają maksymy cygrańskiej naro- 
dowości, która nie sam w^ystępek, lecz niezręczność w wystę- 
pnym za złe uważa. Posłuszeństwo jest rseczą koniecsnie 
potrzebną w każdej armii, bez dyscypliny, wojskoby roa- 
przęgło się i nie potrafiłoby bronić państwa ; jest ona konie- 
cznem złem, gdyż bez niej wojsko zamieniłoby się w bandę 
trwożliwych rabusiów. Dyscyplina jest koniecznem dem, bo 
i wojsko jest złem koniecznem, bez których teraźniejsze pań- 
stwa obejść się nie umieją; lecz dyscyplina acz surowa, po- 
winna być rozumna. Zamieniając żołnierza w służbie na ma- 
chinę, nie powinna we względzie moralnym i umysłowym 
niszczyć jego samodzielności, nie powinna go spychać na sto- 
pień poniżenia, płaskiej pokory i nikczemnej obawy. Żołnierz 
moskiewski jest do tego stopnia związanym w życiu po-sa- 
riużbowem , że nie wolno mu jest bez cenzury swojej zwierzch- 
ności pisywać listów; nie wolno jest mu dorożką jeździć po 
mieście, spacerować w publicznych ogrodach, bywać w teatrze, 
w cukierni i we wszystkich miejscach, gdzie bywają ludzie 
przyzwoitsi; miejsce, wktórem się prawnie zabawić może jest 
szynk. Wszyscy zaczynając od jenerała, aż do podoficera, 
mają prawo czynnie i słowami poniewierać żołnierza, wszy- 
scy go też poniewierają i biją. Życie jego jest marszem 
przez rózgi i policzki. Odpowiedź, odwołanie się do prawa, 
w chwili, gdy oficer żołnierza policzkuje, uważane jest za 
grubiaństwo, za które surowo karzą. Żołnierz niema 
żadnych praw, któreby zabezpieczały jego osobistość, a żądigą 



61 

od nieifo obropy innych; pogardzony, nędzny musi zoatać 
atowieldem występnym; połowa też deportowanych do Sy- 
bcFji zbrodniarzy składa się z żołnierzy. 

Oficerowie tutejszego garnizonu są pod każdym względem 
niasi od liniowych a nawet kozackiclL Bez wykształcenia, 
pgacy, leniwi w służbie, myśląc tylko o groszu, którego zaw- 
ne na rozpustę potrzebują, nieprawnemi sposobami korzy- 
stają z żołnierza. Mówił mi jeden szeregowiec, że w tych 
dniadi kupili żołnierze wołu na mięso dla siebie; ledwie go 
nbili, pnsysyła m^r Eaługin po mięso i zabiera najlepszego 
kilkadziesiąt fantów, potem inni oficerowie, jeden za drugim 
przysyłali po mięso i prócz kiszek, kości i cokolwiek mięsa 
zabraU im całego wołu. Niektórzy z nich, uczciwsi, zapłacili za 
mięso według niższej niż na rynku taksy, inni nigdy nie zapłacą. 
Skrzywdzeni żołnierze wyrażają nieukontentowanie przez 
szepty i odgróżki, które słyszeć można tylko wówczas, gdy 
są sami i nikt obcy im nie przeszkadza; odgróżek jednak 
nie wypełniają i nie są zdolni ich wypsnie. Ciche te szepty 
dowodzą, że w tych wyziębionych duszach jest coś ludzkiego, 
jest jakieś blade, słabe pojęcie praw ludzkich, które się w nie- 
woli rozwinąć nie może. 

Skarżyć się przed wyższą władzą na krzywdy oficerów, 
nie zawsze mogą. Jeżeli jenerał jest rutynista i uważa skargę 
la objawienie buntowniczego usposobienia', (a takimi są i 
byli wszyscy jenerałowie, którzy wyszli ze szkoły Mikołaja), 
skarga sprowadza razy na plecy skarżącego. Wyższa władza, 
ażeby nie uzuchwalić żc^nierstwa, rzadko czyni zadość najspra- 
wiedliwszej skardze; zdarza się, że wskutek żołnierskiej skargi 
prowadzą śledztwo, jakie jednak najpospoliciej kończy się 
oniewinnieniem oficerów, potępieniem żołnierzy, którzy za to, 
ie napróżno trudzili zwierzchność fałszywemi i nieuza- 
ladnionemi pretensyami, oddawani nieraz bywają pod 
ląd, który ich przepędza przez kije. 

Nie mogąc nigdzie znaleźć sprawiedliwości, żołnierz ucieka 
s wojska lub cierpi, stłumiwszy wszystkie wznioślejsze popędy 
i uczucia, które przyniósł z sobą do służby. Znałem ludzi 
z pięknym charakterem i światłem w głowie, którzy, ujęci 
w karby surowej i nieustannej służby i niewoli, przez wiele 

4* 



52 

lat takiego bytu zaciemnili rozum, sponiewierali charakter 
swój moralny i zrobili 8i§ podobnymi do reszty niewolników. 
Służba żołnierza tak jest dolegliwą, ciasną i poniżoną, ii 
każdy woli pójść raczej do katorgi niż do wojska i dla teg^o 
to nasi wygnańcy polityczni skazani do robót w kopalniach 
litują się nad swoimi kolegami, skazanymi do wojska, jako 
nad tymi, którzy doświadczyć muszą trudniejszej niewoli, 
większej biedy i większego nieszczęścia. 

Pułkownik z pułku, major z batalionu, kapitan z roty, 
ciągną wielorakie korzyści. Mają oni dochody ze sprzedaży 
prowiantu, z furażu, opłacają się im muzykanci i rzemieślnicy 
wojskowi. Znałem oficerów, których wystawienie domu, zro- 
bienie mebli, powozu, siodła, uprzęży, butów i odzienia, prócz 
tego, co wydali na materyał, nic niekosztowało. Jeżeli do- 
wódzca ma dzieci, znajdzie między żołnierzami nauczyciela, 
który dzieci jego bezpłatnie uczyć będzie. Służba wojskowa 
objęta jest karami kodeksu kryminalnego, więc do wojska 
posyłają ludzi rozmaitego usposobienia, wykształcenia i spe- 
cyalności, z których dowódzcy korzystać umieją. Dzieci ofi- 
cerów syberyjskich uczą polscy wygnańcy polityczni do woj- 
ska posłani. 

W garnizonie zabajkalskim dawniej było wielu Polaków, 
służbą moskiewską ukaranych za udział w powstaniu 1831. r. 
Obecińe w Czycie jest jeszcze w służbie kilkunastu naszych 
wojowników i obrońców wolności z 1831. r. jako to: Woj- 
ciech Osuchowski z Wołynia, z Porycka, za udział w po- 
wstaniu posłany do wojska kozackiego w Omsku, a za udział 
w głośnej sprawie omskiej, która tak tragicznie przez Mikołaja 
rozwiązaną została, do rot aresztanckich w Ujść-Eamieniog-or- 
sku, zkąd po czteroletnim pobycie posłany znowuż na służbę 
do tutejszego garnizonu. StanisławBancella z Królestwa ; 
Antoni Romanowski; Józef Budny; Radzimirski; 
Józef Górski; Jankowski; J)awid Horodz.iejewicz; 
Stanisław Jaślikowski; Jan Terlecki; Stefan 
Dzierzko; Szymon Bekaszewicz, Bazyli Szebiecki, 
wszyscy za udział w wojnie z Moskalami w 1831. r. Biedni 
ci ludzie wiele, wiele wycierpieli. Dwadzieścia pięć łat służby 
w szeregu pod okiem Mikołaja, to dwadzieścia pięć lat życia 



53 

tortnrowego , powoli' a okropnie pozbawiającego człowieka 
swobody serca, myśli i gnębiącego wszystkie ludzkie popędy 
człowieka. Lepiej jest ginąć na szafocie, przyjemniej jest 
idysaó się na szubienicy, niż żyó w płaszczu żołnierza mo- 
skiewski^o dwadzieścia pięć lat i codzień obawiać się rózg 
i pałek. W 1859, r. jeszcze nie wszyscy wojownicy polscy 
byli uwolnieni. Wyciśnięto z nich soki żywotne, pozbawiono 
ich muszkuły giętkości, ich nerwy stępiono a jeszcze trzymano 
pod bronią biednych starców, jeszcze ich męczono służbą. 
Wszyscy zapomnieli o nich, lecz nie zapomniał wróg, który 
im pozazdrościł tchnienia przed śmiercią na ziemi rodzinnej. 
Piszący te stówa, przez swoich znajomych i protekcye, starać 
się musiał o uwolnienie kilku pozostałych, którzy już prawnie 
wysłużyli sobie dymisyą, i którą nareszcie dano im jako ła- 
skę!! W garnizonie zabąjkalskim służy jeszcze JanRydzew- 
ski, syn emigranta, urodzony we Francyi, posłany do wojska 
za udział w rewolucyach 1848. roku. 

Katolicy w Gzycie nie mają swojego cmentarza; chowają 
ich na cmentarzu moskiewskim. Pomiędzy smutnemi sosnami 
wznosi się kilka nizkich gprobów, pochylonych krzyżów, kilka 
kamieni mchem porastających ; chociaż tuż za miastem cmen- 
tarz położony, panuje tu cisza przer3rwana szumem lasu i ry- 
kiem bydła, które oskubuje trawę z grobów. Spoczywa tu 
me jeden nasz wojownik z 1831. r. Żołnierza, który pierś za 
0}czyznę nadstawiał, chociaż nie nosi głośnego imienia, cho- 
eisż nie odznaczył się wielkiezni czynami, warto jest wspo- 
mnieć, warto westchnąć nad jego mogi^^ą. Wypytywałem się 
o zmarłych w Gzycie, ale nikt mi o nich nic powiedzieć nie 
mniał, nikt nie potrafił mi wskazać ich grobów. Nowi ludzie 
o starych nic niewiedzą, a starzy, koledzy zmarłych, rozpro- 
szeni, nic o sobie, a nieraz i o śmierci brata nie wiedzieli. 
Dowiedziałem się jednak, że spoczywa na tym cmentarzu 
Bazyli Figlis, żołnierz polski z 1831. roku, jako jeniec 
posłany w szeregi moskiewskie, umarł po długiej niewoli 
37. stycznia 1852. r., mając lat 43, i Piotr Murzy no wski. 
Mnizynowski rodem z królestwa polskiego walczył z Moskwą 
w 1831. r. i posłany był do robót w Aleksandrowskim Zawo- 
dzie pod Irkuckiem, gdzie i po wypuszczeniu go na osiedle- 



54 

nie zamieszkdi:. Boku 1868 przyjechał do Gzyty i tataj qtx%- 
dzat zakładające się fabryki kupca Judina, gdy uderzony 
apopleksyą, nagle życie zakończył. Był to człowiek prosty, 
bez edukacyi, ożenił się z Syberyaczk% i zostawił domek i 
potomstwo w Alekrandrowsku. Chwalono go, jako cidowieka 
rzetelnego i sumiennego. 

Spoczywa tu jeszcze zacny człowiek i doktor, zawczesnie 
zmarły dla kraju i ludzkoilci Michał Wróblewski, Polak. 
Wróblewski skończył uniwersytet kosztem jakiegoś stypen* 
dyum. Swoich stypendystów rząd obowiązuje do pięcioletniej 
^iby skarbowej i naznacza im miejsca; na służbę Polakom 
naznacza zawsze miejsca w odległych od ich ojczyzny prowin- 
oyach. Daleko też i Wróblewski został posłany, posłano go 
bowiem do Dauryi na batalionowego lekarza. Chociaż w ob- 
czyźnie wychowany, Michał zachował prawość charakteru 
polskiego. Kochając Polskę, niósł pomoc każdemu bez 
względu na jego narodowość. Dbały o rodaków, odznaczał 
się bezinteresownością i gorliwością w wypełnianiu obowiąz- 
ków swojego zawodu. Myśląc po wysłużeniu przez rząd 
naznaczonego terminu powrócić do Polski, padł tymczasem 
ofiarą zacnego usposobienia do poświęcenia się. Roku 1854 
w Czycie i w innych nuejscach Dauryi, panował zjadliwy tyfus. 
Z czternastego batalionu, który podówczas znajdował się 
w Czycie, zmarło w niedługim czasie przeszło 200 żołnierzy. 
Choroba zaraźliwa szerzyła gwałtowne spustoszenia i wywołała 
Wróblewskiego na pole lekarskiej działalności. Jako prawy 
chrześcianin, z dobrą wolą spieszył wszystkim na ratunek: 
biednym i bogatym, dniem i nocą gotów był do u^g. 
Wielka czynność, stosunki z chorymi, osłabiły doktora, zaraza 
powaliła go na łóżko, z którego już nie powstał. Umarł 7. 
sierpnia 1854. r., mając lat 28. 

Z moskiewskich wygnańców politycznych mieszka w Czy- 
cie Dymi try Za wali szyn, który był dawniej lejtnantem 
floty 8. ekwipaźu, z którym powróciwszy z podróży na około 
świata do Petersburga wszedł do związku Dekabrystów, pół- 
nocnego oddziału, a po wybuchu 14. grudnia 1825. r. posłany 
został do robót w kopalni ; w Czycie mieszka jako osiedleniec, 



55 

TOk jednak wpływ na miejacową władzę , która wielce dowie- 
la jego rozumowi i enajomości tutejszej krainy. 

Po 1825. r. w Czycie przez wiele lat trzymano zamkniętych 
w więzienia niemałą liczbę Dekabrystów, słusznie nazwanych 
awangardą wolności w Moskwie. Mieli oni wielkie i rozumne 
oele a do ich towarzystwa należało wielu ludzi rozumnych i 
z pięknym charakterem. Rewolucya, którą wywołali w Pe- 
tersburga 1825. roku 14. grudnia, nie udała się, związkowych 
aresztowano, a Mikołaj przez cc^e życie energicznie ich prze- 
śladował. W Czycie położenie ich było bardzo przykre. Od- 
sunięci od świata i zamknięci, prześladowani i uciskani, byli 
pod nadzorem jenerała, umyślnie do ich pilnowania w wscho- 
dniej Syberyi komenderowanego. W czytyńskiem więzieniu 
dla rozrywki pozwolono im w żarnach mleć zboże. W 1830. r. 
przywieźli do Czy ty Michała Łunina, który tak rozumem 
jak i charakterem zaj^ pomiędzy Dekabrystami wybitniejsze 
stanowisko. Szanowny ten człowiek trzymany był przez 
b'lka lat w Schliiselburgu, gdzie szkorbut pozbawił go prócz 
jednego wszystkich zębów. Przywitany radośnie przez stę- 
sknionych niewolników, gdy im mówił o wilgotnej celi w nad- 
ładożskiej fortecy i o swoich zębach, rzekł: « Tak dzieci moje 
został się mi niestety jeden tylko ząb przeciwko rządowi. » 
I w niewoli Łunin niestradł pogody serca i dobrego humoru, 
był on też pomocą i pocieszycielem upadających w tak okro- 
pnej niewoli towarzyszy. Z Czyty przeniesiono ich w różne 
pnnkta Zabajkala. Dopiero po wyjściu z robót na osiedlenie, 
pc^ożenie Dekabrystów zrobiło się znośniejsze. Oni wspólnie 
z wygnańcami polskimi, wyrobili w wschodniej Syberyi po- 
szanowanie dla tytułu politycznego przestępcy i razem 
z naszymi wygnańcami wielce wpłynęli na oświatę i postęp 
ku dobremu w wschodniej Syberyi. 

W roku 1855 spędziłem kilka tygodni w Czycie; przeszły 
mi one bardzo jednostajnie, czyli wyrażając się pospolitym 
językiem dosyć nudnie. Najważniejszym wypadkiem tych 
kilku tygodni, był wyjazd do Moskwy jenerała Zapolskie go, 
pierwszego gubernatora i atamana zabajkalskiego. *) Żało- 



*) Zapolski Jako oficer rosyjski walczy! w 1S31. r. x Polakami i prsei 



56 

wany powszechnie i chwalony za łagodne obejście się z pod- 
władnymi, nie był jednak z taką ostentacyą odprowadzony, 
z jak% przed kilku laty zoetał przywitany. Wpadł w ni^askę 
potężnego Murawiewa, więc niebezpiecznie było okazywać 
mu zbyt wiele przychylności, wyjeżdżał przytem bez powrotu 
nie mógł więc być nikomu potrzebnym i dla tego nie oba- 
wiali się okazać mu obojętności przy pożegnania. Następcą 
jego został Michał Korsaków, cdowiek bez zdolności, 
lecz umiejący gorliwie i punktualnie wykonywać rozkazy zdol- 
nego Murawiewa. 

Lokale w Czycie są drogie, o porządne mieszkanie trudno 
wystarać się, przytem we wszystkich lokalach dokucza obrzy- 
dliwe robactwo prusaki, tu zwane tarakanami, i jeszcze 
obrzydliwsze pluskwy, które w kilku miejscowościach Zabaj- 
kala i Moskwy lud nazywa austryakami. W nazwiskach 
obydwu gatunków robactwa, lud polski i moskiewski dość 
trafnie zamknął charakter dwóch wielkich państw niemieckich; 
zgodnie też z tern pojęciem najznakomitszy publicysta mo- 
skiewski Hcrcen, nazwał Austryę <(śmierdzącą.» Za ścianą 
w sąsiedztwie mojej izdebki, w której mi dokucza tysiące 
austryaków i prusaków łażących po ścianie i stołach, mieszka 
wesoła i gościnna kobieta, żona pisarza wojskowego. Od 
rana do wieczora goście mojej sąsiadki nie dają mi chwili 
spokojnej; wódka zdrojami wiewa się w gardła wesołych 
kobiet i ich mężów, huczne pieśni brzmią nieustannie i roz- 
legają się aż na ulicach; gdy już w głowie zaszumi, senty- 
menta przyjaźni objawiają się w uściskach wzajemnych a koń- 
czą się karesami lub bitwą, której towarzyszą znane powszech- 
nie moskiewskie wyzwiska, a które Moskale nie tylko w gnie- 
wie i w złości, ale nawet w wykrzyknikach radości i uwiel- 
bienia powtarzają. 



nich wzięty byl dn niewoli. Podoficer Z woli Asie i prowadził go do sstaba, 
a w drodze zanoeował w karczmie, k której Zapolskł ociekł. ZwoliAtki po 
luimpanii 1831. r. potłany do robót w Merczyńskii, później był dozorcą stacjri 
pocztowej w Naczynie. Gdy Zapolaki Już Jako gubernator przejeżdżał praca 
stacyc, Zwoliński poznał go i przypomniawszy Jego ucieczkę rzekł: «.lencrale, 
nawarzyłeś mi bigosu przed 25 laty, gdy* z pod mego dozoru uciekł a karcmmy. 
To się nie i;odzi, niepowiuieneś był zdradzać mojej ufności, w Zapolaki prsy- 
pomniał sobie wszystkie okoliczności swej ncieczki i rad ze spotkania, tluma« 
czyi się, dla czego zmuszony był zdradzić Jego ufność. 



57 

Towarzystwo, które 8i§ zebrało w mojej izdebce, jest mniej 
wesołe. Składa się ono z oficerów tutejszych, ludzi bardzo 
miłego wykształcenia. Zaszczycili mnie swoją wizyt%, spo- 
dziewając się wypić wódki, której długo nie widząc na stole 
pnymówili się o nią bardzo otwarcie. 

Moskale, jako lud niewolników, nie lubią, mówić o wypad- 
kach iK>litycznych; wypadki jednak blizko ich obchodzące 
iwracając uwagę wszystkich, wywołują liczne rozprawy we 
wszystkich kółkach sp^eczeństwa. Goście moi, wódką roz- 
wiązawszy skrzydła szczupłej swojej fantazyi, mówili o bitwach 
i niepowodzeniach wojny krymskiej, którą teraz Moskwa pro- 
wadzi. Żaden z nich nie czytał gazet i nie jest dobrze obe- 
znany z postępem i z wypadkami tej wojny. O' bitwach 
wiedzą z opowiadania innych, a z tego, co^słyszeli, kombinują 
pkny, domyślają się przyszłych wypadków, w których bardzo 
pospolita chełpliwość, stanowiąca rys charakteru moskiew- 
skiego, znajduje obszerne pole popisu. Rzecz przez nich 
opowiadana zwykle jest przekręcona w szczegółach, zwięk- 
szona w rezultacie: jeżeli w bitwie padło 3,000 żołnierzy, po- 
wiedzą, że zginęło 10,000; a jeżeli zginęło 10,000, niezawodnie 
powiedzą, że było zabitych 30,000. Gdybym miał więcej cier- 
pliwości, opowiedziałbym opinie i rozmowy tych szarych 
poUtyków; lecz pomimo chęci drobiazgowego przedstawienia 
okoUc przezemnie zwiedzanych i charakteru tutejszej ludności 
nie ośmielam się powtórzyć banialuk tu słyszanych. Po- 
wiem tylko, że rozprawy polityczne bez wyższego wykształ- 
cenia Moskali, pełne są odwoływań i cytacyj biblijnych. 
Niektóre wyrażenia w biblii uważane są za przepowiednie 
nie ogólnego ruchu i historycznego postępu ludzkości, lecz 
za przepowiednie wypadków szczególnych i indywiduów obe- 
cnie działających. Odwoływanie się do apokalipsy, której 
nikt zrozumieć nie może i dla tego każdy ją cytuje, najpo- 
spolitsze jest w takich rozprawach. W takim zwrocie umy- 
ilófw i skłonności łączenia wypadków teraźniejszych z za- 
nóerzcyą przeszłością biblii, każdy dopatrzy się właściwego 
wszystkim Słowianom usposobienia mistycznego. 

Po wyjściu moich gości poszedłem na przechadzkę. Na 
ulicy zatrzymał mnie oficer kozacki i w sposób bardzo roz- 



58 

kazujący zapytał się o moje nazwisko. Nie wiedząc kto on 
jest, nie uważałem za potrzebne powiedzieć mu swojego na- 
zwiska. Odpowiedź moja była powodem, że zostałam wes- 
wany do policyi, gdzie musiałem wylegitymować się i poka- 
zać paszport. Oficer, który mnie zatrzymał, był policmajstrem 
Czyty; czytając mój paszport zauważył, iż nie posiadam pra- 
wnej kwalifikacyi do godnej odpowiedzi na niegrzeczne zapy- 
tanie i upomniał mnie, ażebym na przyszłość na każde zapy- 
tanie oficera na ulicy, odpowiadał potulnie i z uszanowaniem, 
— prawdziwie po moskiewsku. 

Z tego wypadku, zdawaćby się mogło, że policya za Baj- 
kałem tak jest surową, jak w Europie, że jak i tamta ście- 
śnia swobodę i dokucza podróżnym wymaganiem ciągłych 
meldunków. Tak nie jest. Za Bajkałem podróżny wolniejaay 
jest niż w Europie, policya mniej jest ciekawą i nie zawsze 
zatrzymuje podróżnego. Zdarzało się mi odbywać podróże 
kilkudziesięciomilowe bez paszportu i nigdzie mnie o takowy 
nie zapytali. Pochodzenie polskie odsuwało podejrzenia, a tytuł 
-politycznego przestępcyn służył mi zamiast paszportu. 

Wolność handlu za Bajkałem zupełniej szą jest niż w in- 
nych prowincyach Moskwy i większą niż w Niemczech lub 
we Francyi. Każdy, kto ma pieniądze, może tu handlować. 
System giełd, który tak ogranicza handel w Moskwie, wyjąw- 
szy Kiachty, mało jest zastosowany za Bajkałem. 

Niema tu bandy szpiegów, tajnej policyi i żandarmów, 
dla tego też za wyrażenia w kółku znajomych i za myśli 
wolne, nie pociągają do odpowiedzialności. Chociaż nie ma 
prześladowań politycznych, porządek jednak i bezpieczeństwo 
publiczne bynajmniej nie jest naruszone. 

Mniejsza surowość a większe bezpieczeństwo osób za Baj- 
kałem, tłumaczy się wielkiem oddaleniem od centrum pań- 
stwa, małą ludnością i rozsądkiem ludzi zostających obecnie 
przy władzy. Gdy ludność powiększy się, a ważność polity- 
czna i handlowa Dauryi przez stałą komunikacyę z oceanem 
Wschodnim podniesie, prowincya ta, zrobi się podobniejazą 
do innych prowincyj państwa: nie będzie można ruszyć aię 
bez paszportu, handel będzie ograniczony, bezpieczeństwo 
osób zawsze wątpliwe i przeminą złote czasy za Bajkałem. 



59 

Wspominftlem już, ie pod Czyta, po pięknej dolinie sonie 
tję rzeka t^;oź nazwiska i tuż za miastem wpada do Ingody 
śdeinionej skalami z szarego granitu. 

Najpiękniejszy widok miasta jest z za Ingody, nad któr% 
wybudowano magazyny, mieszczące w sobie prowianty dla 
dspedycyj amurskich. 

Na Moniu doliny, poprserzynanej krętem korytem rzeki 
rosną gaje czeremchy, łoziny, krzaki spirei plączą się z gło- 
giem, syberyjska jabłoń wyrosła obok modrzewia a z jednej 
i drugiej strony wznoszą się wyniosłe pasma gór; z lewej 
na spadzistości widać budujące się miasto, z prawej przytu- 
loną do gór wioskę. Piękne są wszędzie widoki. Nad In- 
godą urwiste skały, puszczą okryte góry, w dolinie zas Czyty 
sserokie błonia wabią miłośnika przyrody. 

Znudzony towarzystwem w mieście, uciekałem w okolice, 
gdne brodów i głupstwa ludzkiego nie byłem świadkiem, 
gdzie milcząca natura uderza wyobraźnią wzniosłemi kształ- 
tami a do skołatanego serca wlewa spokojność i wrażenia 
niezmącone żadną namiętnością. 

Wycieczki w górę rzeki Czyty szczególniej mnie zajęły. 
Ha jej błoniu rośnie mnóstwo kwiatów, które barwą lub za- 
pachem uprzyjemniają podróż. Obszerne spłazy pokryte są 
safirowym kwiatem Echinops ritro, groszki, różowe powoje, 
gwoździki, krwawniki, dzwonki farbują łąki i pagórki. Łąki 
tu i owdzie już są skoszone a na nich pasą się stada bydła 
i ihichają dzikiej pieśni buriackiego pastucha. 

I>wa pasma osłonięte błękitną mgłą upału, porosłe modrze* 
wiem i cedrami syberyjskiemi, trzymającemi się wierzchołków, 
bez wysokich ostrych szczytów, jak dwa wały zamykają do- 
linę, ciągnącą się daleko na północ. 

Z powodu kilkudniowych deszczów, potworzyły się obszerne 
kałuże i jeziorka na błoniu. Przy każdem musiałem zdejmo- 
wać buty, a idąc więcej boso niż w obuwiu, przyszedłem do 
Wierch Czyty, wsi odległej od miasta o cztery mile. 
Mieszkańcy tej wsi trudnią się rolnictwem i handlem z mia- 
stem i mają się nie źle. Pomiędzy ich chatami wznosi się 
kopuła drewnianej cerkwi i dom zamieszkały przez czterech 
wygnańców politycznych. Mieszkają w nim : Cels Lewicki, 



60 

rodem z Warszawy, za udział w związku propagandycznym 
1843. r. odkrytym, przysłany do nerczyńskich kopalni; Mi- 
chał Lewicki, brat Celsa, za udział w związku księdza Sce- 
giennego; Alojzy Tarkowski, także za udział w związku 
ks. Scegiennego, obydwaj posłani do kopalni i Ludwik Ta-^ 
raszkiewicz ze Żmudzi, powstaniec 1831. roku, emigrant, 
za powrót do kraju w 1847. r. w roli emisaryusza, posłany 
do nerczyńskich kopalni. Wszyscy są teraz na osiedleniu, 
(1855); założyli tu folwark, na którym wspólnie prowadzą 
rolne gospodarstwo. 

Od Wierch Czyty posuwając się dalej w górę rzeki, po- 
dróżny na przestrzeni kilku mil napotyka wsie Sziszkinę, 
• Burgeńsk i inne, dalej dolina razem z pasmem Jabłonowem 
zmienia kierunek na wschód i aż do swoich źródeł jest nie- 
zaludnioną. Rzeka Czyta wypływa z Jabłonowych gór; 
w wierzchowiskach jej są wysokie szczyty (golce*), zwane: 
jeden Saran, a drugi Songicam. Od doliny Czyty przeszedł- 
szy przez Jabłonowe pasmo, podróżny wejdzie w doliny na- 
leżące do system atu wód Witimu, w których przed kilku laty 
odkryto bogate pokłady złota. 

Dla dopełnienia opisu miasta Czyty, powiedzieć należy, że 
Amerykanin CoUins, ajent jakiegoś handlowego towarzystwa 
ze Stanów Zjednoczonych, podróżował w 1856. roku po Zabaj- 
kalu i podał rządowi projekt do wybudowania kolei żelaznej 
od Czyty do Irkucka kosztem tegoż towarzystwa. Kolej ta 
bez wątpienia byłaby bardzo pożyteczną dla tutejszej krainy, 
a ułatwiając komunikacyę z oceanem Wschodnim, ożywiłaby 
handel moskiewski z Ameryką, Chinami i Japonią. Collins 
żądał, ażeby ziemie, przez które przeprowadzi kolej, po obu 
stronach drogi na wiorstę czy też na dwie były oddane z6 
wszystkiem, co się w ziemi znajdzie, na zupełną własność to- 
warzystwa. Dla tego to warunku głównie, projekt Ameryka* 
nina został w 1857. r. w Petersburgu odrzucony; niedalekim 
jest jednak czas, w którym wschód Azyi połączony zostanie 
koleją żelazną z Europą, która dziesięćkroć razy zwiększy 
tutaj potęgę i znaczenie Moskwy, groźne dla interesów i ca- 
łości innych państw Azyi i Europy. 



m. 



AUnaoJu. — Wieoór uad Ingodą. ~ Żegluga Ingodą. -- Brzegi logody. — 
Win Aleksandrowsk i kwaterunek żołnierzy. — Trakt onoński. — Wody 
Biaeralne w onoAskieJ prowincył. — Starszy w komendzie. — Pieśni iot« 
nienkie. — Ką|dałowa. — Ksi^ięta Gantimury. — Tunguzi Gantimu- 
w^sey i osutni z Sactiahujew. — Mgły, chmury i obłoki. — Charakte- 
rystyka kilku z moich towarzyszy żeglugi. — Żmija i rekrut Tatarzyn. ~ 
Scko. ~ Pomoe w iniwach. — Ptaki nad Ingodą 1 Szyłką. — Kekrut 
d«ierter i manifest łaski. — Śpiewy ptaków. — Ujście Ononu i Ingody. — 
Brt^ Szytki. — Przybycie do Kerczyńska. 



Dnia 23. sierpnia 1855. roku wyjechałem z Czyty. Wóz 

parokonny trząsł mną jak na poleskiej drodze, która pnąc się 

z góry na górę rozwijała przedemną coraz nowe wdzięki. 

Ka górach chwieje się bór sosnowy, który pokrywa i nąj- 

^^yisze szczyty; wąwozy i doliny głęboko wpadły między 

góry, a w nich prócz zwierząt i niezliczonej liczby owadów 

niema innych mieszkańców. W kilku miejscach droga spuszcza 

^ na zielone łąki Ingody i koła wozu moczą się w falach 

^yrtrej rzeki. 

Po dwumilowej podróży przyjechałem do wsi Atamanki, 

, położonej w głębokiej dolinie rzeczki Nikiszichy, którą na- 

I mywają też Atamanką. Między Nikiszichą i równo odlegle od 

i liiej do Ingody płynącą rzeczką Głuboką, ciągnie się pasmo 

I SÓr zwane Szamańskiem, będące jedną z tysiąca odnóg 

Jibłonowych gór. Dość wysokie, dzikie, ponure to pasmo, 

^lo zapewno miejscem czamoksięzkich obrzędów szamanów, 

<>d których otrzymało nazwisko. Atamanką składa się z dwóch 

n^ów chatek i domów; założoną została w 1851. roku, to 

]^ w czasie, w którym Czyta ze wsi została podniesioną 



62 

do stopnia miasta. Wszystkim wieśniakom rozkazano wówczas 
wynieść się z Gzy ty i wynaczono im mał% dolinę na założe- 
nie nowej osady Atamanki. W przeciągu roku dno doliny 
zostało wykarczowane i zabudowane, a okolica, w której nikt 
nie chciał osiedlać się, została zaludnioną i ozdobioną ładną 
wioską. Ujście Nikiszichy do Ingody odległe jest o kilka-' 
dziesiąt sążni od wsi ; przy niem jest warsztat statków rzecz- 
nych, który sprowadza tutaj nową ludność i daje jej zaro- 
bek. Wiele bark skarbowych i kupieckich płynących na 
Amur tutaj budowano, bory na górach dostarczają wiele wy- 
bornych belek na budowę statków. Miejscowość górzysta, bes 
pól, nie sprzyja rolnictwu » mieszkańcy też Atamanki chociaż 
mają domki czyste i dosyć pozorne, stracili tu swoje fun- 
dusze. Praca w roli nie wynagradza ich trudów, a bieda 
<«taje się coraz dotkliwszą. Największym ciosem dla nich jak 
i dla połowy ludności nerczyńskiej , był rozkaz, który ich 
zrobił kozakami. Obow^iązki służby często odrywają ich od 
gospodarki, powiększają w^ydatki , które powoli rujnują dobry 
byt, jakim się dawniej cieszyli. 

Poszedłem nad Ingedę, na skalistą górę, podmywaną 
z jednej strony Ingodą , z drugiej Nikiszichą, która pod sto- 
pami tej skały ma swoje ujście. Oczekując na tratwę z żoł- 
nierzami, z którymi chciałem płynąć do Szyłki , spędziłem kilka 
godzin na skale. Modrzewie i sosny przyczepiły się do ni<9 
i kołyszą swe wierzchołki pod powiewem lekkiego wiatru; 
mrówki pod drzewami skrzętnie się* roją, zapachy ziół ł%czą 
się z żywicznym zapachem drzew. Tam wiewiórka skacze jk) 
gałęziach a mały, ładniutki Tamias striatus (burunduk) nie- 
widząc mnie siedzącego na kamieniu, wymknął się z szcze- 
liny skalnej i przesunąwszy się obok nóg moich, spuścił si^ 
w dół ku rzece. 

Miłem wrażeniem odbiły się w duszy mojej harmonia i 
powab przyrodzenia. Swoboda i ład we wszystkich tworach 
rozlewa urok i świeżość w znękanem sercu. 

Pod skałą, na kilkadziesiąt stóp w głębi, płynie piękna 
Ingoda, wywija się między górami, srebrzy się w czarną) 
puszczy i pluszcze uderzając o kamieniste jak ściany strom* 
brzegi. Słońce schowało się już za wierzchołki gór, z dolia 



63 

aoiUy już ostatnie promienie , a szczyty błyszczą się jeszcze 
jsk głowy swictydi na obrazku; obłoki żółkn% i coraz inacz^ 
ń^ &rbują, aź wreszcie słońce zupełnie zaszło i scliowało się 
V strome, w której leży moja rodzinna ziemia. Widok zro- 
bił si^ ponurym, ale nie mniej pięknym. 

Czemuż dawniej, piękność przyrodzenia cuciła we mnie 
apał, wzbudzała zacłiwycenie, swobodę wesołości, a dzisiaj, 
tęskne tylko, ale dla tego, że tęskne, miłe mi i przyjemne 
rozrzewnienie? Czemuż — wpatrując się w jej wdzięki, serce 
mi prędzej bije, rwie się i przelatuje w inne strony i na- 
pełnia się ich wsponmieniem? Patrzę się w piękną twarz 
pRyrody, nie okiem, co to świdruje jej tajenmice lub obleka 
ją cudami wyobraźni, lecz okiem mokrem i zamglonem. 
W każdej kropelce rosy, zwieszającej się z igiełki sosnowej, 
widzę łzy! Czyż i natura nie jest zdolną pocieszyć i ukoić 
wygnańca- niewolnika? Owszem — ona mnie pociesza, bo 
daje uczucie swobody i pobudza tęsknotę, a to tęskne uczu- 
cie, jest dla mnie jedynie miłem i przyj emnem, jest światłą 
chwilą wśród ciemnego i burzliwego dnia! Noc już zupełnie 
okryła okolicę, księżyc zaświecił nad rzeką, przejrzał się 
w wodzie i zniknął za chmurą. Poszedłem do wsi, gdzie 
astałem już żołnierzy, z którymi mam popłynąć. 

Nazajutrz raniutko, rozpaliwszy ogień na tratwie, odbi- 
liśmy od brzegu. Prąd uniósł nas szybko pomiędzy skały. 
Gruba mgła zaległa nad okolicą, przez nią brzegów nie- 
widomy a sternik nie może kierować tratwą i omijać mielizn 
lub nlf których niewidzi. W takiem położeniu, najłatwiejsza 
odeczka do Boga, starszy też i przełożony nad innymi żoł- 
oieiz z^ąt czapkę a za nim wszyscy inni i w głośnej mo- 
dlitwie prosił Boga o zachowanie nas od niebezpieczeństwa; 
tratwa tymczasem przez gęstą i jak płótno nieprzezroczystą 
mgłę płyn^ dalej i dalej... 

Ja nieobawiałem się żadnego wypadku, patrzyłem obo- 
jętnie na jego możliwość, niemiałem już bowiem nic do 
itraoenia, prócz wątłej nadziei służenia ukochanąj Polsce. 
Niestety! niewiem, czy Bóg mi dozwoli jeszcze, czy nmie 
aszczyci służbą i praeą dla ojczyzny — tego tylko pragnę! 
hko wygnaniec, niewiem: czy wrócę kiedy, czy praca moja 



64 

dojdzie kiedy rąk moich rodaków; czy nie będę skazany itt 
najokropniejszą dolę dla obywatela, to jest na życie, z któ- 
rego dla publicznego dobra nic korzystnego nie sj^ynie?! 

Około dziewiątej z rana, mgła rozrzedniała, podniosła się 
do błękitu nieba i skształtowała na niem owe łabędzie, 
gąski i żagle, których kształty obłoki przyjmują. Słońce się 
pokazało i zobaczyliśmy śliczne brzegi. Ingoda ma ttttq 
szerokość naszej Warty pod Poznaniem. Płynie bardzo by- 
stro; woda w czasie suszy dosyć płytka a łożysko rzeki na- 
pełnione jest mieliznami, rafami i prądami, tworzącemi się 
od uderzania fal od skały, które jak przylądki ostrym koń- 
cem wsunęły się w wodę. Jedna z raf nosi nazwisko « ka- 
mień kapitana.)) Powodem zaś do tego nazwania, było roi- 
bicie się czółna i śmierć kapitana płynącego w dół Ingody. 
Rzeka wezbrała i kapitan schował się pod wodę, przepły- 
nęliśmy nad nim szczęśliwie i przepłynęliśmy jeszcze nad 
wielu mieliznami i podwodnemi kamieniami bez żadnego 
wypadku. 

Rzeka, niby wstążka rozwiana wiatrem, kręci się pomiędsy 
górami obrosłemi borem. Dopływamy do góry, która zdaje 
się, że zagrodziła rzece drogę, ale góry rozstępują się, rzeka 
tworzy łuk, wpływa pomiędzy nowe brzegi, w inną znowoi 
niby zamkniętą okolicę. Górska rzeka tworząc mnóstwo 
zwrotów, bardzo podnosi ciekawość i uwagę podróżnego, 
którego wzrok oparty na górze, chciałby ją przeniknąć i zo- 
baczyć, co jest za górą. Fala prędko unosi nasz statek, 
mimo potoków, które hucząc po kamieniach między drze- 
wami wpadają do rzeki, mimo ujścia większych rzeczek i stm- 
raieni, które szeroką doliną łączą się z Ingodą. Czuję w sercu 
swobodę i piękność! 

Na brzćgach, w wiklinie ukrywa się mnóstwo kaczek i 
gęsi ; zatrwożone naszem zbliżeniem się z krzykiem i kwakiem 
trwogi ulatują nad wodą w inne bezpieczniejsze miejsca. 
Tymczasem opłynęliśmy znowuż kolano rzeki i zobaczyliśmy 
nowy krajobraz bez mieszkań ludzkich i ludzi. Siedząc n^ 
przedzie tratwy, wpatrywałem się w zmieniającą się p&^^ 
ramę nadbrzeży i niespostrzegłem, że prąd niesie nas na skałf< 
Żołnierze grali w karty i niewidzieli także niebezpieczeńatwa; 



66 

ttacitńem jaden żohuen ttaiy jnż i pracowity, cerując po- 
dartą bieliznę, podniósł wzrok gd igły, zobaczył groźną 
lUę i krzykiem ostrzegł o niebezpieczeństwie. Schwyciliśmy 
wszyscy wiosta, kije i zdołaliśmy tnftwę zepdinąć na środek 
rzeki. 

Gary prawie pionowo spadają w wodę ; w wielu mieysowh 
tworxą brze^, po którym nawet przejść nie można; gdzie 
indziej zoztawiają na brzegu wazki pas ziemi, na którym 
lyzaje się ścieżka dla koni, gdzie indziej znowni góry odda- 
h^ się od brzegu i obiegłszy część koła zbliżają się znowni 
nad nekę i tworzą takim sposobem równinę zamkniętą, ob- 
ttigąeą w łąki i urodzajne grunta. Takie tylko miejscowości 
mogą być zaludnione, lecz ich dotąd mało nad Ingodą spo- 
strzegłem. 

Formy gór tak jednostajne, że zdaje się jakby w chwili 
jednio pomysłu zostały utworzone, nad rzeką stają się roz- 
maitsze i ostrzejsze. Otóż stoi na brzegu żółta skala, jakby 
otworzona ze zbicia i nagromadzenia architektonioznych 
littpów; sosna uczepiwszy się do prostopadłej ściany, wysoko * 
podniosła swoją iglastą koronę, lada burza zepchnie ją z grunln, 
którego sokami karmiła się, i wpędzi w rzekę, która poniesie 
ją do oceanu, gdzie zgnije nikomu niepożyteczna. Biedne 
łnewo! Podobne jest ono do tych ludzi, którzy uczucie mi- 
łotei ojczyzny, zastępują obseemem a rzeczywiście żadnem 
bo kosmopolitycznem uczuciem dla ludzkości i giną w maTse^ 
niadi i w nieczynności jak owe drzewo bez pożytku. 

Blizko żółtej sterczy nad wodą slaHlA konglomeratowa, 
różowo zafarbowana; w jej szczelinie mocno uczepił się mo- 
toew, wisi nad wodą, a chociaż karłowaty jest jednak zie- 
lonym i pięknie zdobi swoją skałę. 

Bory, nie tylko wierzchołki i stoki gór, ale nawet doliny 
okrywają. Sosna przemaga liczbą inne gatunki drzew w bo- 
neh ingodzkich, ona nadaje okolicy ciemną barwę i ponury 
ivyrae. Pomiędzy sosnami dużo rośnie modrzewi, igły ich 
jiiBie}8zej zieloności niż sosnowe , miękkie i delikatne, 
stanowią rzeczywistą ozdobę okolicy. Lecz dopiero roz- 
Baitoóć i wesołoóć nadają jej rosnące na brzegach i 
wyspach drzewa liściaste i krzaki: czeremchy, łozy, wierzby, 

6lLŁB«, OpiMBiC. I. 5 



66 

brzozy białe i czarne, jabłoń syber^skai odka, głóg i 
spirea. 

Na wysokim lewym brzegu położona jeet wieś Ernszyna, 
złożona z czterech domków, stacyi pocztowej i wi^enis 
etapowego. Wysiedliśmy na brzeg i zjadłszy obiad w chacie 
znikomego* wieśniaka, popłynęliśmy do odległej o czteiy 
wiorsty od Kruszyny, a o czterdzieści wiorst od Czyty wsi 
Aleksandrowsk, położonej na prawym brzegu na miejscu 
równem i otoczonem w promieniu dwuwiorstowem pasmem 
gór. Płytka i bystra woda przy brzegu, niedozwoliła nam 
wylądować w miejscu, w którem chcieliśmy statek zatrzy- 
mać; jeden z żołnierzy musisi wejść w wodę i tratwę 
wstrzymał, zaczepiwszy cum§*) na pniu spróchniałego 
drzewa. 

W Aleksandrowsku nocowaliśmy. Żołnierzom sołtys we 
wsi naznaczył kwatery. Mieszkańcy nadingodzcy bardzo 
niechętnie prz^muj% żołnierzy. Jedna gospodyni, widząc 
sołtysa (starszyna) i żołnierza z workiem na plecach idąc^fo 
do jej chaty, zamknęła drzwi i schowała się. Ni^róino 
pukał żołnierz i napróżno próbował mocy drzwi i okien. 
Obchodząc chatę w okc^o i szukając dziury ,^ przez którą 
mógłby się do niej wcisnąć, klął niegościnną gospodynię; 
tymczasem jej synek niemogąc wejść drzwiami d'o chaty, 
otworzył tajemną zasuwkę w oknie i wsunął się do izby, nie- 
widząc żołnierza za nim przez okno wsuwającego się do mieszka- 
nia. Zdobywszy sobie takim sposobem przytulisko, wszczął 
kłótnię z gospodynią, która gproziła palcem synowi, i zmusił 
ją do postawienia wieczerzy na stole. 

Mieszkańcy wsi i miaat obowiązani są żołnierzy w marszu 
nakarmić, za pieniądze przez rząd naznaczone. -Wynagrodze- 
nie 'to jednak jest małe, a kwaterunki nieustannie prawie 
ciążą na ludności, nic więc dziwnego, że zniechęciły ją do 
żołnierzy. Gdy żołnierz wchodzi do izby, gospodyni ażeby 
zbyć żołnierza ladąjakim pokarmem, narzeka pospolicie na 
nieurodzaje i biedę; żołnierz rozumie się mało zwraca uwagi 



*) Cama — lina do pnyiriątywania łodal i statków przy bnegu: po 
rosyjsku naiywa się prieiak. 



67 

nft jej ntyBkiwania i pochlebstwenii groźbą> kłótnią lub Q8łag% 
mnie zawsze wystarać się o lepszy obiad. 

Nie we wszystkich okolicach, przyjmują żołnierzy w sposób 
tak megościnny; 8% okolice, w których żołtuerzy na kwaterze 
z radością witają, dobrze karmią i pieniędzy od nich nie 
biorą. 

Mieszkańcy Aleksandrowska trudnią się garncarstwem i 
prawie wszystkie wioski wzdłuż Ingody i Szyłki zaopatrują 
w miski i garnki; trudnią się tez rolnictwem. W ich ogro- 
dach widziałem piękne kapusty, buraki, marchew, brukiew, 
ziemniaki, ogórki, cebule i inne ogrodowe rośliny, które 
bujnością swoją przekonały mnie, iż ziemia nad Ingodą 
może produkować wszystkie rośliny hodowane w ogro- 
dadi polskich gospodyń. W Aleksandrowsku jest mała 
drewniana cerkiew, i oddział artyleryi ma tu swoje stano- 
wisko. 

O pięć wiorst od Aleksandrowska w błotnistej i otoczonej 
wysokiemi górami dolinie jest źródło mineralne szczawów. 
Dawniej chorzy przyjeżdżali do tego źródła, nad którem wy- 
budowano dla nich chałupy. Z powodu niezdrowej miejsco- 
wości, opuszczono je, domy rozwaliły się a źrócUo zanie- 
czyanszone zostało trawami i drzewem. 

Pod Aleksandrowskiem do Ingody wpada rzeczka Alengi^j, 
płynąca z południa na północ; w jej dolinie położone są wsie 
Narymsk i Elisawetińsk. Dnia 26. sierpnia odmówiwszy mo- 
dlitwy na tratwie puściliśmy się w dalszą drogę i wkrótce 
dopłynęHśmy do piaskowej skały na prawym brzegu. Woda 
i borze od dołu aż do wierzchołka wyżłobiły w niej stopnie, 
po których można wdrapać się aż na szczyt. Na każdym 
stopniu rosną rzędem modrzewia, podobne do smutnych 
ejprysów na grobach tureckich. Wpa^zy na prąd pod 
skałą, płynęliśmy bardzo -prędko. Skręciwszy się z korytem 
neki kilka razy, opłynęliśmy wieś Makie jewą, dwie mile 
od Aleksandrowska odległą, rozrzuconą na szerokiem błoniu. 
Od Makiejewej zaczynają się brzegi łąkowe, nizkie, łozą i 
wierzbą zarosłe. Góry odstąpiły od brzegów na wiorst kilka, 
i równiny między niemi i rzeką położone zarosły wysoką 
trawą. 

5* 



68 

Żegluga snędzy nizkiemi brzegami nie jest dłagą. Strome 
góry zbliiyły się wkrótce znomił do brzega; jedne kamienie 
stoczyły się w wodę, inne utrzymała się na pochylo6eiach, 
gdzie przez wiele lat gromadząc się, przypadkowo ułożyły 
się w kształt kopców, jakie stawiali starożytni Skandyna- 
wowie. 

Pr%d poniósł nasz% tratwę od lewego do prawego brzegu 
i o mało nieroztrzaskał jej o skałę podobną do baszty sta- 
rego zamku, uciętej z wierzchu i okrytej murawą i liszaj cami; 
częśó skały odpadłli stoi samotnie na brzeg^u^ jak skamieniały 
bohater podbiegunowej fiintazyi. 

Niadbrzeine ricały okryte są grubemi mchami i liszajcami. 
Łiszijce mienią się kolorami żółtym, czerwonym, fioleto- 
wym, przechodzą następnie przez szary w zielony kolor, 
w którym już widać pierwsze ślady tworzącydi się mcliów. 
Na usypiskach rosną chwasty i kwiaty a między niemi błę^ 
kitnieje śliczna ostrożka. Pomiędzy takiemi brzegami rzeka 
pędem przemyka się, niedając czasu do przyjrzenia się 
kształtom skalistych ścian i ich roślinnej omamentacyi. 

Ka brzegu czerni się kilka domków i ostrokoł etapowego 
więzienia, przy którem widać żołnierza stojącego na warcie 
i słychać brzęk kajdan do kopalni prowadzonych aresztan- 
tów. Jest to wieś Tura, odległa o 6 Vi mili od Aleksan- 
drowska. W tem miejscu dooiera do Ingody łańcuch gór 
Budungujski, będący jednem z ramion Jablonowyeh gór i 
mi^ący kierunek z północy na południe. 

Na przeciw wioski, na prawym brzegu Ingody jest ujście 
rzeczki Tury, która płynie z krainy agińskich Bnriatów z panna 
gór, w którem wznosi się wysoki wierzchołek Jełongi. Ze 
wsi Tury na prawo przez Ingodę ciągnie się trakt, który 
przechodzi przez krainę zamkniętą rzekami Ononem i in- 
godą. Kraina to wielce ciekawa, Obfituje w bydło, ma wy- 
borne grunta, mnóstwo drogich kamieni i obfitość wód mi^ 
neralnych. Przerzyna ją wiele rzecz- z których g^ówni^aze 
są Tura, Ha i Aga. Powiem kilka słów o niej i wnet po- 
wrócę do dalszego oiągu opisu żeglugi po Ingodaie. 

Wyżq wspomniany trakt prowadzi doliną Tniy, nad kt^ 
są wioski: Ziłbirińsk, Tyrgiti\jsk, Nowo Turińsk, Dacaann 



2 woduni mineralneim, Bałzińtk; od KnsoczyŚBka droga dzieli 
of na dwa ramiona : jedfło prowadzi na wschód do Agińskiej 
DuDj, drogie na południe nad rzeką 11% przez wieś Siióak, 
Aridorgińsk do Ustllińsk^, zk%d na wtchód i zachód ciągnie 
lig droga pograniczna nad Ononem przez kozackie stanice 
i pikiety. IVakt ten w wojnie z Chinami ważny jest pod 
wigl^em strategicznym. 

Mówiłem o obfitości źródeł mineralnych w tym k%cie 
Dniryi; o znaczniejszych dajg krótką wiadomość. W wierz- 
cłłowiskich Ononn na lewym jego brzegu tuż przy granicy 
Mongolii położone są wody kwaśno-żeleziste Czingishana, 
zwsoe inaczej Kudżyr Nugu. Od kopalni złota baldżyń- 
a^i odległe są o wiorst 60, od pikiety aszyngińskiej wiorst 
10, t od Czyty wiorst 550. Okolica górzysta, zdrowa i piękna. 
Wody odwiedzane są tylko przez Bnriatów i Mongołów. 

W dalszym biegu Ononu w okolicach Akszy znajdują się 
Kyra Byłyrińskie gorące mineralne wody. Z Akssj 
^ga do nich prowadzi przez Mangut albo przez kyrińską 
pikietę (karauł) i ułus (osada buriacka) ongocoński, od 
którego górzysta, dostępna tylko dla wierzchowej jazdy droga, 
loajica długości 45 wiorst, wprost już do wód mineralnych 
prowadzi. Z Czyty do Kyru Byłyrińskioh wód przez Mangut . 
^ wiorst 453. Położone w ciasnej dolinie potocznego 
Pttott Jabłonowych gór, wyniesione są nad poziom morza 
MOO stóp. Okolica dzika, skalista bi\jną roślinnością okryta, 
P<i^<trze lekkie i czyste. Źródło wytryska z granito-syeni- 
towej skały, temperatura jego 32° B., woda w niem przej* 
'^J*^) czysta , smak ługowaty. Strumień, który z niego 
^ywa, wpada do rzeczki Byłym. Chemicznie rozbierał 
J^ T. Lwów, chemik i wygnaniec polityczny.*) W blizkośei 
^'ódła wystawiono łazienki z jedną wanną, dom dla 12 osób 
^ dwie jurty dla Buriatów. Pod górą kupiec Istomin wybu- 
dował kaplicę, dalej cokolwiek znajduje się kaplica buddai* 
i^w, a na gałęziach okolicznych drzew wisi mnóstwo różno*- 
kolorowych gałganków, które wdzięczni za wyzdrowienie 



*) Zobacz aityknl w irknekich gabernskich wiedomostiach No. 5 roku 
'^^ pod tytolen : Zabąjkałskije mlneraJDyja Istoesnikł. 



70 

Buriaci na ofiarę duchowi źródła pozawieszali. Kyru Były- 
rińskie wody odwiedzane są głównie przez Boriatów i Tun- 
guzów, których tu rocznie bywa od 600 do 2,000. Lubiący 
wygody mieszkaniec Europy, musiałby tu zapasy potrzebne 
do jego życia z sobą sprowadzić, niema tu bowiem stałych 
mieszkańców a do najbliższej wsi liczą kilka mil. Buriatowi 
jednak przywykłemu do życia koczowniczego, bardzo tu jest 
dobrze: ma gdzie rozpiąć swój namiot wełniany, bydło jego 
znajduje paszę, a święte źródło daje mu zdrowie. Kilku 
naszych wygnańców w różnych czasach leczyło się razem 
z nimi wodą Kyru Byłyrińską. 

W okolicy bliższej Akszy są następne wody mineralne: 
szczawy żeleziste Urugujewskie o 50 wiorst od Akszy odległe* 
szczawy Orszandujewskie o trzy mile i wody minerake 
Akszyńskie o pięć wiorst od Akszy odległe. 

Najliczniej odwiedzane przez ludzi wyższych klas spo- 
łeczeństwa są mineralne wody w Darasunie. Odległe sa 
od Czy ty o mil 21; droga wazka, górzysta ale bardzo malo- 
wnicza prowadzi do Darasunu. Źródło szczawów żelezistych 
wytryskuje w ważkiej dolinie, temperatura jego w lipcu jest 
4" R., we wrześniu przy temperaturze powietrznej 7" R., tem- 
peratura źródła I"* R. Chemiczny rozbiór tego źródła, jak 
i wielu innych wód mineralnych robił T. Lwów.*) Przy 
źródle darasuńskiem wybudowano dla chorych cztery domki 
i dwie kuchnie. Za mieszkanie każdy z gości płaci 30 rs. 
bez względu na długość czasu tu spędzonego: tak za kilko- 
miesięczny, jak i za kilkodniowy pobyt zapłacić musi 30 rs.; 
za każdą kąpiel w wannie 1 dp. Tak dziwną, a bardzo 
niewygodną dla leczących się i podróżnych taksę sporządzfla 
zwierzchność tutejszych kozaków, do których wody Dara- 
sunu należą. Chorzy zaopatrują się sami w żywność. Spa- 
cery po okolicy są bardzo przyjemne; na górze wzniesiono 
altankę, jedyną ozdobę Darasunu. O dwie wiorsty od źródeł 
położona jest mała wioszczyna z czterech chiUup złożona; 
mieszkańcy jej są bardzo biedni, niemają zboża, bydła, a 
pospolitym ich pokarmem jest chleb z wodą. O pięć mil 



*) Irknekie gubernikie wiedomostł No. 5 roka 1853. 



71 

«d Daraminn we wsi Iliósk s) także ssczawy żeleziste. Po* 
między Ingod% i Ag%, w odległości trzech mil od wsi Eaj- 
datowej a jednej mili od wsi Ułdiirgi, są wody mineralne 
Uldnrińskie, szcsawiowo - żeleziste. 

W dolinie rzeki Ulatuj wjMidąjęce} do Ingody o 120 wiorst 
od Nerczyńaka, «| szczawy; w tejże dolinie i tegoż samego 
gatonkn wody mineralne co i w TJlatnjn, s% wody przy wsi 
Zawita cztery wiorsty od Ingody a 70 od Nerczyńska. 
Skntecznoici tych wód doświadczyło wieln ludzi. Łndnośó 
miejscowa, szczególniej bnriacka, czci je i gromadami korzysta 
z ich leczących włftsności. Wielka sdcoda, że przy tych źró- 
dłach niema hoteli, restanracyj a głównie aptek i lekarzy. 
Sic tu nie zrobiono dla upiększenia miejscowości i nie 
myślą nie zrobić dla wygody i potrzeb chorych. Dożo jeszcze 
<aasa oplynie, zanim pomyślą o urządzeniu mieszkań porzą- 
dnych i łazienek przy wodach mineralnych); nie prędko jeszcze 
postawione zostaną na stopniu europejskim. Z czasem jednak 
wody zabajkalskie z caiej Syberyi ściągać będą gości i cho- 
rych, bo skuteczność ich własności lekarskich już jest do- 
świadczona, a wszystkie znajdują się w miejscowości wspa* 
nirie) co do położenia, i w klimacie najzdrowszym w SyberyL 
Z Tory wypłynęliśmy ok<rfo południa. Upał ugromny, 
«czególnicj nam na wodzie dopieka; dla ochłodzenia się ze- 
Pokiwałem z tratwy w rzekę, której koryto robi się tu już 
azerszem a i dolina jest mniej ścieśniona i Uonia rozsze- 

Południowe słońce u^iło moich towarzyszy podróży! 
Z twarzą nie zakrytą, ku słońcu zwróconą śpią 'jak zabici; 
dwóch tylko nie śpi, jeden szyje buty, a drugi gotuje dla 
mnie obiad z mięsa i kartofli. Przełożony nad żołnierzami, 
z którymi płynę, miał urlop bez terminu, wydawany rosyjs- 
skiemu żołnierzowi po 15 latach służby; teraz, z powodu 
wcgny i spodziewanych z Anglikami przy ujściu Amuru po- 
tyczek zoetał wezwany do powtórnej służby. Jest to cdowiek 
już stary; twarz otwarta i dobra okolona jest faworytami 
Mikołajewskiemi; cichy, potulny, bojaźliwy, nie umie roz- 
kazywać i nie umie nadać sobie potrzebnej powagL Żołnierze 
podwładni mu, nie słuchają go, a na tratwie panuje jak się 



72 

on wyraia «r68pablikai» co ma aiac2yć ni^pon%iek i nie* 
poiłuszeństwo. 

Mofikiewflki żoinierz po dwudziesta latach nienagannej 
służby, otrzymuje medal pozłacany św. Anny, który go aa- 
boEpieoza od kary cielesnej; jeżeli zaś zasłuży na ni%, oddaj% 
go pod B%d, odbierają medal a potem już biją. W służbie 
takiej jak moskiewska, wielki przywilej uwalniający od ró«g, 
pałek i policzkowań można bez winy utracić a z nim i utracić 
tiaihę dwudziestoletnią, bo sztrofowany żołnierz muai jak 
rekrut wysługiwać się na nowo przez 25 lat'^) 

Przełożony nad komendą na tratwie, w podróży na buria- 
ckim stepie dla wielkiego gorąca zdjął z siebie płaszcz, położył 
go na podwodzie, sam zaś poszedł pieobotą. Płaszcz spadłz woza, 
zgubę jego spostrzegli dopiero żołnierze, oddaliws^ się od 
tego miejsca więcąj niż na pół mili. Poszli na powrót szukać 
go po drodze, ale ani płaszcza, ani też medalu, który był do 
niego przypięty, nie znaleźli. Biedny stary boi się, żeby go 
za zgubienie medalu pod sąd nie oddali, co jak ja myślę nie 
będzie miało miejsca. Perswazye moje nie wpływają na 
niego; zasępiony, zdesperowany chodzi milczący po tratwie, 
piecze kartofle, lub wreszcie wciągnięty przezemnie do ros- 
mo¥^, opowiada różne zdarzenia i przygody z swojego żoł« 
nierskiego życia, wylicza wszystkie smagania jakie otrzymał 
w przeciągu długiej służby i opisi;ye złodziejskie sztuki ofi- 
cerów i szeregowców. 

(Jechałem z oficerem N. N. w interesie służbowym, «mó- 
wił mi stary żołnien^» nocowaliśmy we wsi u bogatego chłopa. 
Nazajutrz rano ja poszedłem do gminnąj władzy po konie a 
oficer tymczasem upakował rzeczy i powynosił je na bryczkę. 
Konie były już zaprs^;nięte, mieliśmy wyjeżdżać, gdy goepo* 
dyni wyszedłszy z chaty spostrzegła swoje rzeczy pomiędzy 
rzeczami oficera i w obec ludności z całej wioski zebrańeri,. 



*) Dirndtieatoplceioletiii tennio alaiby łołnierM, AlekModtr II. umłenił 
w lSft9. rok« na 4wadiie«tol«tni a w ntśc lat póśniej na pi^Uaatoletiii. — 
Jett to ulga, al« nie snp«)na; po pittnairtoletniej tłuśbie iołniers nie Jost ada- 
tnyn do trodnej pney i nie aawtae Jeit w stanie sarobł6 sobie na kawałek 
cMeta. Ta re/onaa Jak i inne tago oaaarsa, noai na tobia charakter p^ł 
dohiti chfci , pół środka , jakiejś obawy i wąchania. 



73 

odebrah dwie poduszki, spodnie manszestrowe , koezule i 
róioe drobiazgi skradzione przez oficera. Aż mnie wstyd 
hjio za tego oficera, bo to nie dosyć, źe ukradł, ale jeszcze 
iebować nie umiał. Szczęściem, że kobieta nie oskarżyła go; 
byłby niezawodnie zdegradowany, a może i nie, boć uwierzy- 
liby mu, j^dyby powiedział, źe ja skradłem, albo też przy- 
padkiem owe rzeczy z swojemi zabn^em.» Takie i tym po- 
dobne wypadki opisywał mi stary wojak i czas mi niemi 
ibacał; tratwa tymczasem szybko sunęła się pomiędzy niz- 
kiemi brzegami. Milę upłynąwszy, zobaczyliśmy na brzegu 
wioskę Polszynę; drug% milę upłynąwszy zobaczyliśmy wieś 
Karymsk , zamieszkałą przez ochrzczonych Tunguzów. 
W wschodniej Syberyi Kary mam i nazywają Buriatów i Tun- 
guzów, któny przyjęli wiarę chrzesciańską ; nazywają ich także 
Jasasznymi. 

Aż do Tury, pasma obu brzegów okryte są puszczą. 
Od Tury bory trzymają się na górach prawego brzegu, góry 
saś lewego brzegu tylko u wierzchołków są zarosłe; po- 
chyłości bezleśne okryte są zeschłą od upałów trawą. Oba 
puma w wielu miejscach poprzerywane są dolinami rzeczek 
i strumyków dążących do Ingody; doliny te głębokie, 
ciasne i ciemne zwiedzane są tylko przez miejscowych mie- 
szkańców. 

Za kapliczką stojącą na górze, rozciągnęła się mała wioska 
Bindurga, zamieszkała przez osiedleńców zesłanych z Ro- 
>yi' ^a brzegu pasą się konie i bydło, które przed skwa- 
rem ucieka do wody i chłodzi się, stojąc w niej aż po brzuchy; 
hidzi nie widać. 

iKoTjto rzeki od Bindurgi jest skaliste. Słońce już zachodzi i 
czerwoną poświatą okryło góry; wiatru niema a w całej okolicy 
panuje wielkie milczenie I Żołnierze nie lubią ciszy, przerwali 
; j) więc śpiewem. Pieśń ich przykrem wrażeniem odezwała 
ćę w mojem sercu. Była to pieśń o szturmie Warszawy, jedna 
z tych, które puszczają w obieg pomiędzy wojsko i propa- 
KBją niemi caryzm. Bohaterem tej pieśni jest wielki książę 
Michał; Paskiewicz wspomniany jest w niej z szczególną 
pochwałą. Paskiewicz, mówi pieśń, wyjechał przed sze- 
itgi na dzielnym koniu , miał pierś okrytą orderami i 



74 

do dzieci swoich, do żołnierzy zawołał: « hurra na War- 
szawę !» 

Pieśni moskiewskie patryotyczne dyszą nienawiścią Pola- 
ków i Francuzów a w ostatnich czasach i nienawiść Angli- 
ków wyraża si§ w ich pieśniach. Groźby, szydzenie z nie- 
przyjaciół, pewność zwycięstwa, wysoka chełpliwość cechuje 
te pieśni. 

Śpiewali dzisiaj żołnierze jeszcze jedną pieśń o wojnie 
1831. roku. Wzywa ona Polaków do poddania się, do pokory, 
grozi zaś w przeciwnym razie wymordowaniem, wybiciem, za- 
braniem do niewoli i przegnaniem ci^ego narodu do 8y- 
beryi!! 

Pieśni patryotyczne moskiewskie' nie mają artystycznej 
wartości, lecz są ciekawe dla cudzoziemca jako wyraz uspo- 
bienia Moskali. 

O Paskiewiczu jest kilka pieśni. Jedna z nich, kiór| 
dzisiaj słyszałem, opisuje ucztę Erywańskiego, sprawiona 
za pieniądze żołnierzy. «Eriwański ucztuje, a żołnierze g^ód 
cierpią » mówi pieśń. Podobno dość słusznie posądzają go o 
zdzierstwo i kradzieże; ta pieśń skomponowaną być musii^ 
przez samych żołnierzy, przez poetów koszarowych a nie 
przedpokój owych, wiążących na strunach lutni swojej akordy 
laski pańskiej. 

Skończywszy pieśni patryotyczne, żołnierze zaczęli śpiewać 
pieśni gminne, wiejskie, miłosne, o «Matuszce Wołdze» o 
ttRzeczcei Dziewczynie» o nErasnym Sarafanie»itp< 
Pieśni te x>08iadają rzeczywistą wartość, melodye piękne, 
uczucie miłości wdzięcznie się w nich odzywa, rzewność, 
tęsknota podobać się mogą. Moi towarzysze śpiewali 
jeszcze trzeci rodzaj pieśni: pieśni wszeteczne i wyuzdane, 
najpospolitsze między gminem, odrażające a ¥rielce lu- 
bione. 

Chór śpiewaków krzykliwą melodyą popsuł mi najzupeł- 
niej wrażenie pięknego wieczora. Tratwa płynie i płynie, 
omija skałę z brzózką na wierzchu jakby z piórkiem na gło- 
wie, omija skałę, którą nasz sternik poetycznie nazwał 
dzwonnicą. Za temi skałami poszarpanemi i wyżłobionemi 
przez burze, na obu brzegach zobaczyliśmy dwie gromady 



75 

domów. Na prawym stoi na górze cerkiew drewniana jeszcze 
iii69końc2ona, a niżej na równinie kilkanaście chatek; na 
lewym brzegu osada jest obszerniejszą, a w niej widać bu- 
dynki więzienia etapowego, lazaretu i stacyi pocztowej. 
Oiada ta zowie się Kajdałowa, odległa jest od Tury o pięć 
mfl; mieszkańcy jej nie źle się mieli, wskutek jednak skoza- 
czenia ich w 1851. roku, bardzo podupadli. 

NocowiJem w domu kupca: poważnego starca. Fizyono- 
niia jego bardzo się mi podobała: nos mis^ grecki, wzrok 
błękitny, łagodny, * włosy na brodzie i głowie siwe, cera 
blada, marmurowa, a ogólny wyraz jego oblicza pełen był 
myiU i dążenia do zagrobowego życia. Patrząc na niego, 
żałowałem, że nie jestem malarzem. 

Kiedaleko od Kajdałowej o 25 wiorst jest wieś Urulga, 
w której mieszka książę dwunastu rodów tunguzkich Michał 
Aleksandrowicz Gantimur. Pochodzi on z mandżurskiego ple- 
mienia z rodziny panujących w Chinach cesarzów. Przodek 
jego i protoplasta Gantimurów, w XYII. wieku posiadał 
w Cłdnach czwarty urząd co do godności w państwie i brał 
pensyi trzy pudła złota i 1,200 lan (lan 2 rs.) srebra. 
W czasie wojny z Moskwą, wysłano go na czele chińskiego 
i tunguskiego wojska na zdobycie zameczku Kamara nad 
Amurem. 'Gantimur bez boju wrócił do domu, a obawiając się 
kary za tchórzostwo, z żonami, z krewnymi, z dziećmi, w liczbie 
500 dusz Tungpizów uciekł do Syberyi i przyjął moskiew- 
skie poddaństwo. Roku 1685 ochrzcił się pod imieniem 
Piotra, a syn jego Eatan otrzymał imię Pawła. Zabezpie- 
czono im majątek, dziedziczną władzę nad dwunastu rodami 
tongnzkiemi, tytuł książęcy, wpisano w listę moskiewskiej 
sdachty a następnie car wezwał ich do Moskwy. Gantimur 
z dwoma synami i z Sachałtujem, jednym ze starszych Tun- 
guzów, któremu rząd dał prawa dziedzicznego szlachectwa, 
pościł się w podróż. W drodze w mieście Narymie umarł 
stary Gantimur, a syn jego Katan z bratem Czikułajem i 
z Sachałtujem, szczęśliwie przybyli do Moskwy. Katan wrócił 
do Nerczyńska i rządził Tunguzami, a Czikułaj wstąpił do 
iłnźby moskiewskiej i już niewrócił do Syberyi. Katan 
z ochrzczonej żony miał syna Iłariona, który jako stolnik 



76 

cartki pobierał pensy! rocznie 40 rubli asygnacyami^ 30 wiader 
wódki, 40 ćwierci (czetwierti) żyta, 80 ćwierć owsa, só] i 
krupę.*) Bohdohan po ucieczce Gantimura wysłał do ni«go 
posłów, którzy mieli nakłonić go do powrotu i przywieiłi 
złoto, srebro, bogaty pas i zbroje w podarunku. Gantin&ar 
nie przyj%ł podarunków i nie powrócił. Wówczas wysfauo 
wojsko do Syberyi z rozkazem schwytania ge. Wojsko 
chińskie spotkało Gantimura na górze Umykej o 15 wiorst 
od miasta Nerczyńska. Zawrzała bitwa, Gantimur został 
raniony, a Chińczycy pobicL Przy zawieraniu traktatu ner- 
czyńskiego 1689, chińscy posłowie energicznie ź%dałi wydania 
Gantimura; Moskwa i%danie ich odrzuciła a Gantimurowie 
dotąd są moskiewskimi poddanymi. Tunguzowie Gantimara 
osiedleni zostali nad Szyłką, Gazimnrem, Kuingą, na stepach 
arguńskich i nad Ononem. W późniejszym czasie z osiedlo* 
nych nad Ononem i granicą, utworzono pułk kozacki, reszta 
dotąd zostaje pod władzą Gantimurów. Teraźniejszy ich 
ksiąźe jest prezesem zarządu (Dumy), złożonego z sześciu de* 
putatów, wybieranych przez gromady (uprawy) tungtakie, i 
ma nad nimi administracyjną i sądową władzę; zbiera z Tun- 
guzów podatki, załatwia ich spory, pobiera bardzo małą pensyę 
od rządu a znajduje się pod zwierzchnictwem władz powia- 
towych i gubemialnych, przez które jest zatwierdzany i od 
których zupełnie zależny. Władza księcia jest bardzo ogra- 
niczono; wykonywa, co mu rozkażą. Tunguzi nie płacą nra 
żadnej daniny a chociaż jest ich władzcą, oni są zupełnie wolni ; 
utrzymuje się głównie z bydła i z roli. Między przywilejami, 
jakie Tunguzom udzielono, najważniejszy uwalnia ich od 
poborów rekruckich; jesak czyli podatek płacą bardzo mały, 
wynoszący rubel sr. na rok od duszy. Teraźniejszy książę 
Michał służył w wojsku moskiewskiem i dosłużył się stopnia 
kapitana; po śmierci swego poprzednika porzucił szeregi i 
powrócił do Urulgi do obowiązków władzcy ttmguzkiego. Za- 
leżni od niego Tunguzi chwalą w nim dobroć, łagodność i 
brak dumy; jest to człowiek bardzo zwyczajnego wykształ- 



*) o rodle kuiui^ Gantimurowych, ^ irkuc. gubern. wledomostiaeli 
Nr. 4S roku 1859. 



77 

centt, Inbięcy dobrze wypić i zjeść i niemający żadnej wyższej 
ambicyi. Rysy ma europejskie a w języku i w obyczaju ni- 
eum się od Moskali nieróżni. Gantimurowscy Tangfozi dzielą 
mę im dwanaście rodów, ludność ich obojej płci wynosi 14,906. 
Esidy ród ma swoje nazwisko, jeden z nich zowie się Go- 
rodzki, drugi dosyć liczny, mieszkający nad Ingod% w oko- 
licach Eajdalowej nosi nazwisko Gantimnrowego rodu^ 
lecz niema tytułu książęcego ani nawet praw szlacheckicfa. 
Sami siebie w tym rodzie nazywają książętami, lecz rząd 
przyznaje tytuł książęcy tylko jednej rodzinie Gantimurów 
aostająccś P^^ władzy, która jest dziedziczną. Ci Gantimu- 
rowie, w obyczajach i w ukształceniu niczem nie różnią się 
od reszty tunguzkich rodów, są w biednym stanie, utrzy- 
mują się ze stad i z roli i z pełnienia obowiązków służących. 
Pewnego razu powoził mnie jeden Gantimur i z dumą mówił 
nń, źe jest talom samym książęciem, jak książę rezydujący 
w Urołdze. Potomkowie Sachałtnja, towarzysza podróży 
pierwnego Gantimura do Moskwy, który jak mówiłem otrzy- 
mał prawa dziedzicznego szlachectwa, zupełnie zmoskwi- 
cwlL Ostatni ich potomek nazywał się Sachałtnjew, skończył 
cztery kla^ szkoły powiatowej i został nauczycielem w szkole 
rządowej w Nerczyńsku. Z posady nauczyciela został prze- 
niesiony na posadę policmajstra . w Szyłce. Tutaj, pewnego 
razu ostatni z Sachałtnjew, poszedł z wizytą do swego kolegi 
ezynownika. Zebranie było liczne, wódka i gra. w karty 
rocweaelała gości. Zabawa, jak to często tutaj wydarza się, 
zakończyła się bijatyką, w której koledzy ezynownioy tak 
mocno potłukli Sachałtcgewa, że ten w kilka dni z tego 
powodu umarł (przed 6 laty). Był to człowiek łagodny, 
dobry, poczciwy i dla tego niezostawił po sobie ani grosza, 
a na pogrzeb jego złożyło małą sumkę kilku przyjaciół i 
iyczliwych mu za życia ludzi. 

Tunguzi otrzymali znaczne przestrzenie, lecz położone 
V różnych, często dalekich jeden od drugiego punktach 
Daaryi; okoliczność ta sprawia, iż nie tworząc skupionej 
w pewnej ndejscowości jednostki, łatwiej wynaradawiają się. 
Każda wieś otoczona ludem modciewskim, powoli prząjnmje 
jego język i obyczaj. Prawie wszyscy Tunguzi mówią juA 



78 

dosyó dobrze po moskiewskn, a niektóre icłi osady jak n. p. 
osada połoiona przy ujścia Naczyna do Gazimom zapomniab 
już ojczystego języka; źeni% Bi§ z Rosyankami i niczem prawie 
nie wyróżniają się od Moskali. Inne osady mniej uległjr wy- 
narodowieniu , szczególniej te, które znąjduj% się w są- 
siedztwie z Buriatami. Wiarę wyznają grecko -rosyjską, są 
jednak pomiędzy nimi lamaici i szamańskiej wiaiy ludae. 
Syberyacy nazywają ich Jasasznymi. Są oni w ogóle bardco 
zadowolnieni ze swego położenia, bo przywileje, które otrzy- 
mali, dotąd szanowane i zachowujące moc swoją, daj| im 
większą niż innym mieszkańcom swobodę a zależność dij% 
im uczuć przez niewielki podatek od nich ściągany. Eeiąiek 
i pisma swojego nie posiadają; umiejących czytać i pisać po- 
między nimi jest bardzo mało. 

Zrobić tu należy uwagę, iż Gantimurowscy czyli Jasassu 
w Dauryi Tunguzi, stanowczo różnią się od Tunguzów ko- 
czujących od Jeniseju aż do Jabłonowych gór i oceanu Wiel- 
kiego; tamci są na w pół dzicy, mają inne obyczaje, zacho- 
wali w czystości swój język, nie są osiedleni, nie zależą od 
Gantimura i płacąc jasak żyją swobodnie w puszczy jak wiatr 
w polu. Liczba też kocziąjących wiele jest większą od liczby 
osiedlonych Tunguzów w Dauryi. 

Ledwo czerwona zorza poranku pokazała się na niebie, 
otworzyłem okno, bo chciałem przyjrzeć się okolicy i poran- 
kowi we wsi, lecz nic nie zobaczyłem, gdyż cała okolica 
okrytą była grubą, białą mgłą, która jak chmury wlecze się 
i płynie po nad ziemią. 

Duch cadowieka w zapatrywaniu się na zjawiska świata, 
praccge rozumem i fantazyą. Jeżeli rozumem niezbada ta- 
jemnicy i przyczyny zjawiska, domyśla się jej fantazyą lob 
dowolnie ją stwarza. Wszystkie narody młodzieńcze, nie 
wyrobione rozumowo, w dziełach i w pojęciach swoich oka- 
zują wiele mistycznej, mglistej fantazyi, U Hebreów Bóg 
w obłoku wyprowadza lud swój z domu niewoli, obłok otacza 
arkę przymierza a gdy się nad nią unosi jest znakiem po- 
chodu do ziemi obiecanej ; przewodnicząc takim sposobem lu- 
dowi swojemu na pustyni Bóg z obłoku zawsze przemawia do 
swoich wybranych. Grecy chmurą Jowisza otaczali, z chmury 



79 



iryptda jego piorun, z dunnry wysypał się złoty deszcz na 
Danae. W mitologii litewskiej chmury 8% także odzieniem 
docha. W religii chrzescian obłok, mgła, chmura ma także 
codowne znaczenie: Bóg z obłokn przemawiał na górze 
Tabor, obłok nniósł Chrystusa w dzień wniebowstąpienia i 
akrył go przed wzrokiem apostc^ów. 

W pieśniach Ossyana dachy zmarłych bohaterów i ojców 
ptjmą w chmurach nad rodzinną ziemią; zawsze i wszędzie 
cbmora, obłok uważaną była za orionę, za szatę ducha. Sza- 
manowie mgły, jak i całą naturę napełnili dachami. 

Prawie wszyscy poeci lubią obłoki i chmury. Wielki śpię* 
wak Przedświtu, Zygmunt Krasiński, zaklęciem narodowej 
pieśni y sprowadził w obłokach duchów zmarłych naszych 
ojców nad jezioro szwajcarskie, od których usłyszał przepo- 
wiedzuę przyszłości Polski! 

I rzeczywiście, ten świat mgieł i obłoczków pełen jest 
tajemnicy. Materya kosmiczna, z której się słońca i planety 
otworzyły^ dla ludzkiego oka jest tylko mgtą; ogon komety, 
kióiy długą na kilkadziesiąt stopni wstęgą ciągnie się po 
niebie i przeraża ludzi, jest tylko mgłą — wszystko co jest ta- 
jonnicze jest zarazem mgliste. Na widok nieba zachmurzo- 
nego i oświeconego błyskawicami, serce się nam wznosi nie- 
ipokojnie, jak gdyby przeczuwało bytność Boga. Czarna 
cłasina, która się z szumem piorunów i błyskawic przesuwa 
w powietrzni, w sercu wrażliwego cdo wieka zostawia ta- 
jemmczy ślad podobny do uczucia, jakie w nas odzywa się 
przed każdym jwielkim wypadkiem, w któr3rm i my mamy 
vziąEĆ udzis^. 

Na widok nieba okrytego obłokami lub na widok mgły 
płonącej w górach, spokojniejsze i radośniejsze uczucie nas 
napełnia. Nie przeczuwamy wówczas żadnych wstrząśnień 
aoi burzy i dla tego to poeci widzą w nich osłony zmarłych 
ojeów, przypatrujących się ziemi, na której życie ich zeszło. 
IGstyczne znaczenie mgły w utworach ludzkiej wyobraźni, 
dk mnie jest dowodem szlachetnego związku ducha ludzkiego 
ze światem nadzmysłowym, którego nawet nasz wiek rozu- 
^sowy nie mógł zaprzeczyć; jest odgadnieniem znaczenia 
iśinych mgieł, które jako kosmiczny materyał} dały po- 



80 

cz%tek zdumiewającemu nieskończonością zjawisk wazeób- 
światu. 

Umysł ludzki nigdy napróźno niepracował; zadawalniajf 
nas badania i obserwacye rozumu, ale nie spoglądamy z lek- 
ceważeniem na mistyczne przeczucia i domysły fantacyi, od 
której człowiek zaczyna swoje ludzkie, duchowe życie. 

Białe mgły powoli znikały z okolicy \ rozpraszały* mę 
w powietrzu lub niknęły w głębokich dolinach. Niebo aię 
wyjaśniło, wybłękitniało i rozpoczął się poranek pogodnego 
i gorącego dnia. Siedliśmy na tratwę, odbiliśmy od brzegu 
i już płyniemy, uniesieni prądem rzeki; w tern starszy 
w komendzie przypomina sobie, że zosta w9 n6ź i^e wsi, 
rozkazał więc zbliżyć się do brzegu, zkąd wysłii sŁaregpo żoł- 
nierza po swój nóż do wsi. Mija godzina i druga, a ^ofeierz 
niewraca. Najprzyjemniejszy czas przepędziliśmy u brzegu; 
zniecierpliwieni wysłaliśmy rekruta dla odszukania noia i 
żołnierza. Przeszła jeszcze jedna godzina, już chcieUsmy 
wszyscy pójść do wsi szukać zguby i posłańców, gdy spo- 
straegliśmy idącego ku nam żołnierza, pijanego jak szewc 
zawadjaka i podpieranego przez cokolwiek trzeźwiejsz^o 
rekruta. Żołnierz w obec szynku zapomniał o noin, wstą- 
pił do niego, zkąd go ledwo wyciągnął posłany po niego 
rekrut. 

Płyniemy znowuż , tratwa sunie lekko , bez kołysania 
się. Za Kajdałową dolina Ingody znowuż rozszerza się, a 
góry i brzegi zniżają; trawa i wiklina chwieje się na brzegu 
obok sosny kłaniającej się pod powiewem wiatru. Na jef 
gi^ęzi żołnierze pokazali mi ładnego ptaszka, którego nazw^ 
ronża (Pica cyanea). Rzeka wpłynęła znowuż pomiędzy 
góry, a minąwszy na prawo wieś Szara taj, zostawiła je sa 
sobą i płynie po obszerniejszej dolinie. Widoki są mnie^j 
malownicze niż wczoraj widziane. 

Towarzysze mojej żeglugi i dzisiaj wszyscy prócz dwócb 
zasnęli. Ci dwaj zaś czuwający grali w chlusta. Młodszy 
w podartym płaszczu przegrywał już ostatni grosz , gdy 
tratwa, którą nikt niekierował, uniesiona prądem, gwalio. 
wnym pędem zbliżała się do cypla skały sterczącego n«d 
wodą. Ledwo zdołałem jednych obudzić a innych od fppy 



81 

odciągnąć, i wómoam wapólnemi ftitatni zapobiegliśmy oderee* 
nio, lecs nie mogliśmy opuścić pr%dn, który saa otadztt na 
mielizBie a z której dopiero po (Uogich staraniach potrafiHśmy 
aipchnąć się. Pnepłynęliśmy następnie pod nie wielk% skalą 
podobną do organów s nachyleniem na północny zachód, a 
potem pr^rpYynęliśmy do yni Kaknj na lewym brzegn, za- 
adeszkatej przez Tnngnzów z rodu Gantimurów, którzy takie 
■tteaakają i w sąsiedniej wsi zwanej ^Kniazia Bierego- 
.vaja.> Ostatnia wieś naz?raną została od tytułu księcia 
faifignzkiego; jest w niej stacya pocztowa, więzienie etapowe. 
Odlegift od Kajdałowcg o półozwarty mili; mieszkają w niąj i 
kozacy. 

Za Bieregowają Kniazia góty znowuż ścisnęły koryto In- 
gody. Na lewo wznosi się wielka akaliata góra; boki ma 
ftro«e i poszarpane, wierzchołki ostre, nm kamieniach rosną: 
trawa, mchy i roślina łomikamień {Saxifra|^ septentrionalia). 
Krzyi u szczytu rozszerza swe ramiona! Oóra ta wydała się 
mi niby miasto zburzone i zamienione w kupę gruzów, wśród 
którego ocalał tylko jeden krzyż umocowany na skale jak na 
ssrcn, a który pizypominijąc męczeństwo Boskie w Paiesty- 
ais, robi się zarazem symł)olem męczeństwa Polski! 

Żołnierzy woale nie ząjmąje piękna okolica. Dwaj, cały 
dneń zgarbieni, siedzą i grają w karty, wpatri^jąc się na- 
mięlnem okiem w ich maJatnrę: mikzą, czasami krzykiem, 
sporem lub wyzwiskiem przerywają milczenie, inni przypatrują 
się gne z boku. Jeden z grających jest stary żołnierz, pi- 
jak i rozpustnik: chudy, dzióbaty, zużyty, ambitny, bo dąży 
do przewagi w komendzie, jest jednak bardzo pokorny i ni- 
siatki w ohee człowieka wyższego stopniem lub rozumem. 
Jest on najlepszym śpiewakiem na tratwie ; pod wieczór, gdy 
pizegra, śpiewa na pociechę głosem grubym lecz dźwięcznym 
pieśń: cZa Uralom, za riekoj, kazaki guliąjut. Hej! hej! 
■ie rabicg! Kazaki guliąjot. Kazaki nie prostiakil Wolnyje 
lebiaża. Bejl hej! nie rabieji Wolnyje rebiatait. d.» której 
adodya tęskna i jwiaoka zarazem, długiem echem powtarza 
•( w góraoh. W razie wygranej śpiewa pieśni miłosne, we- 
sele, faib pieśń żi^erską o oficerach, którzy Pan Bóg wie 
ils czego ciągle zrzędzą, biją i wy^T^^ją żołnierzy. Drugi 

OiLLU, OpUanie. I. 6 



82 

karciarz jest jeszcse rekrutem; do wojska wstąpi! jako na- 
jemnik, pochodzi z Orenburga. W podróiy kilkaset rubli, 
za które się najął do wojska, pnejadł i przepiŁ Teraz, ciało 
wygląda przez dziury rozpadającej się koszuli i spodni, 
płaszcz ma obszarpany, buty bez podeszew; włosy rud«, twarz 
brzydka, wyraz fizyonomii młody, dobroduszny, lecz z nicj) 
zużycie i zepsucie wygląda. 

Z towarzyszami moje;j żeglugi nie mam blizkich stosun- 
ków. Żołnierze lubią, szczególniej z człowiekiem mającym 
od nich więcej pieniędzy zaprzyjaźnić się i pobratać, co pro- 
wadzi potem do przykrej nieraz poufałości, wymagań nie- 
ustannych i t. p. Pomimo, iż niedopuszczam żadnego z nich 
do pouiałości, lubią mnie jednak za to, że nienarzucam się 
im wyższością rozumową, że ich nie odpycham mową, której 
pojąć nie mogą, a ]^rostota moja jest naturalną i zachęcającą 
do otwartego postępowania; lubią mnie jeszcze i za to, że 
czasami ich herbatą częstuję. 

Rzeka wywya się pomiędzy górami jak w labiryncie; 
wiatru dzisiaj niema, pogoda prześliczna a tak jest cicho na 
około, że słyszeć można pluskanie płynących ryb. Żeglując 
przy brzegu, przestraszyliśmy sarnę, która piła wodę i nie 
słyszała naszego zbliżania się. Gdy już nas spostrzegła, zer- 
wała się z miejsca i jak strzała pobiegła na górę, przeska- 
kując krzaki i wyżłobienia; na górze dopiero stanęła i obej- 
rzała się, żeby poznać przedmiot, który ją spłoszył. Wkrótce 
pokazało się więcej sam na górze; zgrabne a chybkie bet 
bojaźni pasą się w tych głuchych miejscach. 

W samotnym i głębokim wąwozie nad wodą, zobaczy- 
liśmy wioskę Tałacze z kilku chatek złożoną i ukrytą 
w malowniczej miejscowości. Opływaliśmy wioskę, gdy 
rekrut- dezerter, znajdujący się także pomiędzy nami, krzy* 
knął ostrzegając rekruta Tatarzyna o żmii zbliżającej się 
do jego nogi z wyciągniętem żądłem. Zdziwieni stawieniem 
się jej na tratwie, otoczyliśmy Tatarzyna, który porzucił 
rudel i mordował kijem syczącą z boleści żmiję; inni po- 
mogli mu wrzucić ją na ognisko, zasyczało biedne stworzenie 
i już stężałą wrzucili do wody. Przynieśli ją zapewne z sia* 
nem, którem wysłali tratwę. Tatarzyn ów pochodzi takie 



83 

z Orenimrga; do wojska nąj%ł Bię za kilkaset rubli. Dzisiaj 
joi wizysiko stracił i żałuje, źe wstąpi) do wojska, z rezy- 
gnacją jedoak postępuje w nowym dla siebie zawodzie, 
trwożąc ńę nędasą i przykrościami wojskowej służby. Maho- 
netanizm porzucił i przyjął prawosławie. Pomiędzy Mo- 
dakmi iegna się ustawicznie, nic więcej nie umiejąc z no- 
w^ wiary, pomiędzy Tatarami modli się po tataraku i udaje 
loahometanina: usłużny i pokorny, jest przedmiotem żartów 
i śmiedia, jaki wywołiąje swoją rozmową źle po moskiewsku 
prowadzoną. Uszczęśliwiony ocaleniem od ukąszenia przez 
imiję, mówił nam o gadach i żm:gach w swojej rodzinnej 
stronie. Inny dorzucił do jego rozmowy, że żmije nie 
wszędzie kąsają, źe są okolice, w których umieją je zakląć, 
że nklęrie robi żądło żmii nieszkodliwem. 

Płyniemy u stóp wysokiej skały, groźnie jak stary omszony 
mur wznoszącej się z koryta rzeki. Żołnierze bawią się echem, 
które się długo między skałami powtarza; cieszą się po- 
wtórzeniem ich wyrazów, krzyczą, podrzeżoiąją i kłócą się 
z duchem, co im odpowiada, wszyscy są bowiem przekooaiii, 
ie echo jest głosem ducha ukrytego w górze. 

Ze skalistego korytarza wpłynęliby pomiędzy niższe 
brzegi. Na pochyłościach gór, na błoniu, widać orne role, 
a na brzegu wieś Sawinę. Chociaż dzisiaj niedziela, dziew- 
częta i chłopcy wystrojeni żną zboże, wiążą snopy: lud 
gromadnie na polach praccge. Na jednem polu , tłumy dzie- 
wcząt śpiewają, chłopcy pokrzykigą, gospodarz częstuje 
wódką swoich robotników, robota tymczasem posuwa się 
ddejf a nazywa się tutaj pomoc, dla tego, że robotnicy 
adnej zapłaty nie biorą. W Dauryi daje się uczuć wielki 
brak rąk roboczych, który jest tem dotkliwszy, że krótkie 
lato nakazige pośpiech w żniwie; gospodarz więc, ażeby zgro- 
madzić większą ilość żniwiarzy, ogłasza, że będzie u niego 
pomoc. Jest to prawdziwa uroczystość we wsL Nazajutrz 
zbiera się u gospodarza dosyć liczna gromada złożona z osób 
jjki obojej i po uczęstowaniu wychodzi ze śpiewami w pole. 
Fizy robocie, jak to widzieliśmy, gospodarz znowuż częstuje 
ł&iwiarzy, a pO skończonej pracy nowa uczta następuje i 
wesoła drużyna powraca do domu, napełniając krz^em 

6* 



84 

pieśni oałą okolicę. Gospodarz chociaż nio nie ptad ini- 
wiarzom, ^rjrdaje jednak dosyć daio pieniędzy na i^ nccęato- 
wanie. Zwyczaj ten serdeczny, wesoły, mądry by} nieg^ 
powszechnie słowiańskim a przypomina dawne, nieracfam- 
kowe i podobno szc^tiwsze czasy! 

Z nadbneżnych traw i trzcin, naeza tratwa wyptawni eo 
kilkaset kroków stada dzikich kaczek i ggti. Ubarwiesie 
pierza i rozmaitość pomiędzy kaczkami, szczególni^ zwrócife 
moją uwagę. Nie jestem ornitologiem, a balowałem pnedei, 
że nie miałem strzelby, bo przekonany jestem, fte nie jedea 
egzemplarz posiany omitolegora nznany bytt)y albo za bardzo 
rzadki i gdzie indziej nieznany, albo za nowy zupełnie podgatn- 
nek. GzapH jest takie bardzo wiele nad brzegami; atoją 
w szeregu jak posągi niby straż nieruchoma czatigąca nt 
ryby pokazujące się na powierzchni wody, chwytają je a 
chociaż ciężkie i tfuste odlatują prędko i zręcznie w odleg- 
lejsze miejsca.*) 

We wsi Gal kin a, zamieszkałej przez lud niedawno sko- 
zaczony, wylądowaliśmy z zamiarem przenocowania. Gał- 
kina jest cztery mila odległa od wsi Kniazia Bieregowi^; 
zbudowana po obu brzegach Ingody, otoczona jest łąkami 
i gruntami omemi. 

Gdy żołnierzy rozprowadzał sołtys po kwaterach, po- 
wtórzyły się Boeny, jakich byłem świadkiem -w Aleksm- 
drowsku. Kobiety wypędzały żołnierzy, a bez szemrań i 
Idótni ani jednego na nocleg nie puściły. Chodaż żołoiene 
płacą za jadło i przechody wojska nie są tak liczne i cc^ste 



*) DU ornitologów wypisiąję s dsIcU natoralUty MMka gatnnkl ptakówaj 
litóre w kr<Mkł«J nrojcj podróśy nad logodf i Styłkf lastrMlIi: Łntr efln«*l 
r«u, Anner •egctnn, Anser gnndia, Anut boaehM, Abm glocilAM, AMij 
/alcaU, Adm penelope, Adm elypeaU, Adm crecea, Anaa glMUUi; A«giait« 
cnrouicus; AUuda arv0n«is; Emberiaji cioides, Emberlaji tchoeBicloa, 
Tiu aureoU, Etnberitaphltloniu«; Ard«« ttAlIcris; Phllemos tlpMtri*; 1 
ntrn; PhaUroput cinereus; Falco linnnneulu % pneruliwym gloMB; m 
Tundo riparia, Hirondo domestica; Jynx torquifla; IfoUcilla ajba, UoUciJl 
UaTa; ^ica cyanea; Cyptelus cirls; Picus martlns; Paodion lialiaStos; 
<cola o«nantbe; Senlopas galHongo; SyWia aarorra, 9ylvfai oallfoptt, 8ylv1« ] 
regnlna; 8axieola rabieola; 8ylvia sibiriea; Totonna ochropiu, ToUdus [ 
T«ołaf Totanus glottłs; TrUon nebuloaua; Tringa minuta; Telrao bouai 
<cobacs PBtle«i«stwle m Amur Maaka. Pctersbnrg 1859. rokw). 



85 

jd[ w Polsce, mieszkańcoiii jednak bardzo dokuc^łj kwste- 
nakL U nas żohiien, szcsegółniej ziii&%y prawie niewychodzi 
I efcaty wloManina, któiy niewiem czy grosz dziennie otarzy* 
■Bje za iywicnie iołnierza; przytem kradzieie i niemoralne 
proifadsenie się wojskowych sprawiają, &e kwaterunki 
w Polsce s% jedną z więkasydi plag panowania moskiew- 
ikiego. 

Z Galkiny odpłynęliśmy rankiem 87. sierpnia; szerokość 
kioń, urodzijnośó grantów na pochyłościach sprzyja rol- 
Bictwu, które wzdloż całej Ingody, na bardzo nizkim stopnia 
krilory zostaje. 

W ftegładze naszej dotąd nie spotkaliśmy ani jednego 
wic^kaaego statka. Czółna i łódki, na których miejscowa 
lodnośe przepływa z jednego brzegi na dragi, krążyły po 
lalach neki, lecz one nie świadczą o ożywienia wodnego 
IrmktD do oceano. Dzisiaj dopiero spotkaliśmy dwie ogromne 
kopieckie tratwy; na jednej, ozdobionej czerwoną chorą* 
giewką, spławiali herbata i cukier, na drugiej sól w beczkach. 
Knpcy krzykiem powitali nas i popłynęli, życząc nam szczę- 
śliwej podróży. 

Koryto rzeki dzieli 6i§ tu na kilka odnóg, płytkich i 
ntradsających żeglugę; pomiędzy niemi zaległy obszerne wyspy 
i kępy. Po za knsakami wyspy widać na prawo sczerniałe 
dadby kozackicrj stanicy Z u barowa, do której z powoda 
midizn nie mogliśmy dopłynąć. Na jednej z nich osiedliśmy 
znowoi i pół godziny w wodzie muaeliśmy pracowad, zanim 
zrpdmęliśmy ją na głębinę. Następnie ominąwszy kilka- 
naście piaszczystych ławic i kęp, zbliżyliśmy się do wsi Nowa- 
Zabarowa, zamieszkałej przez deportowanych. Pozycya wsi 
bardzo jest wygodna; otaczają ją pola, na których żółci się 
dojrzale żyto, pszenica i czerwieni się tatarka. Na łąkach 
stada bydła poważnie postępują, a na błoniu bujają konie. 
W ogrodach widziałem wiele grzęd z ziemniakami, które 
w Daoryi weszły w powszechne użycie od niedawnego czaso, 
a mianowicie od czasa gromadniejszego zsyłania Polaków, i 
joi są ulubionym pokarmem ludnoścL Nie wstępowaliśmy 
do t^ rolniczej osady i jak się zdige z pozoru zamieszkałej 
pfzez pracowitych i zamożnych ludzL Popłynęliśmy dalej, 



86 

sajfty kałdy wedłag swego upodobania i potrzeby. Ja, nedMąo 
na kupie siana, spoglądam ciekawie na brzegi i okolice, mieaz- 
cząc w swej parnie ogólną fizyonomic krainy i wszystkie azcae- 
gó}y, stanowiące jej właściwość. Tatarzyn, który jest moim 
kucharzem, gotuje obiad przy ognisku, nie gaszonem prses 
cały czas żeglugi; karciarze siedli przy sterze > rzucigą karty, 
a fizyonomia tego, który byt wczoraj wesołym, posmutniała. 
Stary kawaler grabionego medalu, strapiony i nulc2%cy 
wałęsa się po belkach tratwy, inny ic^ierz śpiewa głosem 
przedętym i ochrypłym jak wiatr w jaskini pieśń o «Kii- 
driawieńkoj bierozie», wtórując uderzeniem młotka, któ- 
rym podbija dopiero co ukończone boty. Rekrut dezerter 
łata podartą koszulę i spodnie, nie zapominając dorzucić 
swego słowa do ogólnej rozmowy. Dezerter jest szcBapty, 
nizki, bardzo jeszcze młody chłopiec; uśmiech ma dobro- 
duszny, ruchy szlamazame, z oczów jednak wyziera prse- 
biegłość i zręczność, którą okazał w ucieczce ze swego bata- 
lionu. Dezercya odejmuje odowiekowi bezpieczeństwo, a 
w Moskwie pozbawia na zawsze ufności i ai do grobowej 
deski wystawia go na ustawiczne pociski prawa. Młody re- 
krut wiedział o tem wszystkiem, lecz złudzony nadzieją a 
przestraszony przykrym stanem żołnierza, myślał, że dla niego 
los nie będzie równie okrutnym jak dla tysiąca innych pró- 
bujących wyrwać się z niewoli — uciekł więc a błądząc ze 
swoim towarzyszem w puszczy i górach, przeszedł przeado 
sto mil drogi. Głód zmusił zbiegów do porwania cielęcia 
z pastwiska, które zaraz zjedli. Syberyjscy ohłopi nie chwy- 
tają zbiegów, owszem pomagają im w ucieczce chętnie da« 
waną jałmużną i przytułkiem, lecz w razie kradzieży prses 
zbiega popełnionej, ścigają go z zawziętością i bez litości 
prześladują. Poszkodowany chłop domyślił się, że cielę por^ 
wali zbiegi; puścił się w góry dla wyszukania winowajców, 
prędko ich wynalazł, powiązał i zemścił się oddigąc w ręce 
władzy. Rekrut skazany na znaczną karę, z powodu watą* 
pienia na tron Aleksandra U. od takowej manifestem zoałal 
ułaskawiony. Manifest co do niego w podobny sposób 
został wykonany jak i co do wielu innych. Przeczytano 
mu, że jest ułaskawiony, i zamiast pi^ek, dano mu 500 



87 

rózg, które mu poszarpały i pokrwawiły ciało od szyi aż 
do pi^; wypuszczono go potem z odwacha i odesłano do ba- 
taliona. ^) 

Od wsi Arsinowej rzeka płynie znowuź jakby kory- 
torzem skalnym. We wsi Rozmacłinina na lewym brzegu, 
odl^łej od Gałkiny o półczwarty mili, jest stacya pocztowa 
i etapowa; nie wstępowaliśmy do żadnej s tych wsi. 

Dzień jest pogodny, cisza dozwala mi chwytać echem 
wszystkie szepty, szumy i śpiewy, któremi ptastwo i owady 
napetniajf powietrznie. Wysoko nad górami leci stado żó- 
rawi i gromadnem stmkaniem ogłasza swój przelot; niżej bo 
tai nad wyspami krąży jastrząb zakreślający swoim lotem 
koliste figury w powietrzu. Podgarnąwszy dużo powietrza 
pod skrzydła, pfdzi jak piorun na zdobycz, którą upatrzył 
między krzakami. 

Po skale skacze cała rodzina kruków i wron ; jak skrzętna 
gospodyni krząta się każdy z tych ptaków, szuka żeru, 
wszystko dojrzy, niczem niepogardzi, a krakaniem, które 
jest wieszczym krzykiem burzy, ogłasza radość swoją. Pod- 
sunąwszy się pod brzeg lesisty lub toż zielone wyspy, my- 
śliwy z wrzawy ptaków i z śpiewów różnych a niezgodnych, 
lecz w ogólnej całości bardzo harmonijnych, pozna i roz- 
różni szczegółowo głos każdego ptaka. Usłyszy tutaj pu- 
ehanie głuszców, prześwistywanie kulików, granie cietrzewi, 
usłyszy piskanie kwiczoła, skrzeczenie żołny, ciurkanie dzię- 
cioła i śpiew nieznanego mi ptaka podobny do lamentów 
słowika. Chór ptastwa przeróżny wszędzie się rozlega, na- 
p^ia bory, gaje, Monia i skały. Nikt na ich śpiewy nie- 
zwraca uwagri, a jakże one ożywiają przyrodzenie? Jak każdy 
z nich głosem sobie właściwym, wygłasza uczucia niezrozu- 
mttłe dla człowieka, który odsunął się od natury, wyosobnił 
w kole stworzenia 1 lecz zrozumiałe dla ludzi serca lub nauki, 
którzy umieją czytać w pięknej księdze przyrodzenia i z po- 



*) w godzin) po pnybjcia do baulłonu, prsejfty ojcowsklem aeiueiem 
kosMMUnt, dU odebrania ma ochoty do desercyi n% pnyssłośe, liaui mu 
dać JessTM 300 podwójoycli rózg przed frontem całego batoUona. Myśl), ie 
Meday towarzysz mojej ieglugi, nigdy oie zapomni wypisania dno ha mani- 
fBtfn B4 jego chodem ciele. 



88 

jedynczych jej głosek układają w duchu obraz p^en myśUf 
znaczenia, obraz dzieła i wszechmocności Bożej, obraz, w kt6> 
rym « doskonałe rozwinięcie a wolność 8% dwie nierozdzielne 
idee nawet w przyrodzie. »*) 

Przemknęliśmy się mimo wsi Krasno jary, zbadowuiej 
w rozdole, a dalej mimo wsi Zawita, schowanej między 
górami prawego brzegu, na których coraz mniej sosen, leez 
za to coraz więcej modrzewi i brzóz widzieć się daje. Od 
Zawitej góiy zbliżyły się ku wodzie i na brzeg wyrziu^ty 
skały, ozdobione brzózkami rosn%cemi w szczelinach. Pomiędzy 
skibami zielone wyspy bardzo uprzyjemniają widoki Ka 
jedną z wysp wylądowaliśmy dk zebrania jag<ód czeremchy, 
które ju* dojrzały; jagody syberyjskiej jabłoni jeszcze nie 
dojrzały a jagody głogu i dzikiej róży czerwieniąc się na 
krzakach nachylają gałązki ku ziemi. 

Z wyspy popłynęliśmy do miejsca, w którem się schodzą 
dwie górzyste doliny, równej szerokości i jednakowej pię. 
kności, to jest doliny Ing ody i O non u. Onon płynie 
z Mongolii z południa; jest to mołe najpiękniejsza rzeka 
Dauryi. Złączywszy się z Ingodą, obie rzeki straciły swoje 
nazwiska. Tutejsi mieszkańcy nadaniem nazwiska jednej 
dalszemu ciągowi połączonych rzek, niechcieli ubliźyó dru- 
giej, dalszy więc ten ciąg nazwali inaczej, to jestSzyłką.^ 
Wody Ingody są płowo -zielonowatego koloni, wody Ononn 
białawe, nieczyste niby w naszej Wiśle. Płynąc razem, za- 
chowują jakiś czas swoją barwę, potem mieszają się i płyną 
korytem szerszem, powolniej i poważniej tocząc swoje wały 
Przy ujściu Ononu znajduje się kilka wysp krzaczastych, n 
któremi schowały się chaty wioski Ujśó Onon. 

Trzymając się prawego brzegu, pod którym płynie biała 
woda Ononu, dopłynęliśmy do wielkiego kamienia, na którym 

*) Słowa Humboldta w II. tomie Kosmosu, w tłumaczenia polskiem wy- 
danem w Warssawie. 

**) Naawibko Btylkf Jedni wyprowadiąjf od słowa tssywać: ł« niby dwi« 
nelci cssyły się, to Jest połąetyły. Inni la^, to Jest prawdopodoboiejssa, o4 
mongolskiego nectowolka stiło, to Jest sskło, łe niby wody Jej Jak 9ak^^ 
błysscz% się w ciemnej i gdnystej dolinie (Pojesdlca w aabąjkalakij kn^ 
Parssyna. Moskwa 1844). 



89 

t Kści drzew wychyla się krzyi £ wyobraieniem męczeńskiego 
oUicza Chrystusa Paaa. Od kamienia zwróciliimy ńę ka 
lewemu brzegowi, a wpadłszy na sielon% wodę Ingody, oply- 
ncliśmy wieś Zakamień, z której dochodziły nas głosy 
kdzkie i ryk bydła, powracającego do domu. Za Zakamie- 
ftiem wznosi się skalista góra z krzyżem, a za ni% nad brze- 
giem jednej z odnóg Szyłki pokazuje się biała cerkiew i 
^gi szereg szarych domków i chatek kozackiej wsi Qoro« 
dysz cza. Wylądowaliśmy w niej, upłynąwszy od Rozmach- 
aincj 4 i Vs i°^li« 

Z GoTodyszcza wypłynęliśmy 28. sierpnia, a ledwo mszy- 
liśmy z miejsca, siediiśmy na mieliźnie. Szyłka płynie ta 
korytem, zasianem wyspami; omamiony jednakowym pędem 
wody we wszystkich odnogach, żeglarz może się puśoió 
odnogą, która go zaprowadzi w ciaśniny między wysepki i 
płytkie miejsca, zkąd nie łatwo się wydobędzie. I nas 
wbśnie taki wypadek spotkał. Tratwa tak werznęła się 
w żwir, żeśmy ją musieli w górę ciągnąć, a potem ciągnąć 
ze sto sążni płytką po kostki odnogą. Szczęśliwie wy- 
brnąwszy z archipelagu drobnych wysepek, wsunęliśmy się 
znowuż na główne koryto rzeki. Prawy jej brzeg wysoki i 
górzysty, lewy nizki i równy; od niego góry oddaliły się na 
kilka wiorst Zanuast skał i dzikich urwisk, które każdej 
wrażliwej i poetycznej duszy tak podobają się, na lewem 
wybrzeża widać szachownicę pól, zasianą rozmaitem zbo- 
żem. Owies i pezeniczka, żyto i tatarka pięknie dojrzałe 
radoją serca wieśniaków, karmideli całej ludzkości. Widoki 
pola nie są wzniosłe: ogromem nie uderzają wyobraźni, 
nadzwyczajnością kształtów nie zachwycają fantazyi; ale 
łmjność zboża, falowanie się jego niby wody gdy wiatr 
wieje, zapadł, brzęk i śpiew skrzydlatych stworzeń, myśl 
o obfitości i dobrym bycie, jakie te łany przyniosą, wszyatko 
to razem sprawia, że widok pól jest miłym, a niema nic 
poetycznego dla tych tylko, którzy w niczem piękna dopa- 
trzyć się nieumieją. Wszakże Lenartowicz na tle równin, 
pól i zbóż mazurskich wysnuł tyle pieśni rzewnych, pro- 
stych i pełnych zapachu pięknej prawdy, jak i te pola, o 
których śpiewa! 



90 

Z doliny rolnictwo sięgło i do gór zabrzeinych, bo 
na ich pochyłościach widać także orne grunta. Rolnictwo 
dało dobry byt tutejszej okolicy i zwiększyło jej lu- 
dność. 

Opłyngliśmy dzisiaj wieś Mitro fa nową, dalej S arna o- 
nową na prawym brzegu z kapliczką na górze, dalej wieś 
Kubasową, potem Mi rs ano wą na lewym zbudowaną i po- 
siadającą stacyę pocztową i opalisadowane więzienie etapu. 
Upłynęliśmy cztery mile a od miasta oddziela nas jeszcze 
sześć mil wodnej drogi; lądem jest o wiele bliżej. Niespo- 
dziewając się zdążyć przed nocą do miasta, chcieliśmy zano* 
cować w Mirsanowej, lecz niemogliśmy tratwy skierować 
w odnogę, nad którą wieś ta stoL Napróżno robiliśmy wios- 
łami — bystry prąd głównego koryta unióri nas i zmusił mimo- 
woli dążyć 'na nocleg do miasta. Jednostajność widoków 
wysp rzecznych i piaszczyste brzegi zmniejszyły natężenie 
imaginacyi i uśpiły mnie. Spałem jak to zwykle na wodzie 
mocno i smaczno, a obudziłem się dopiero przy wsi Apriel- 
kowa, gdzie brzegi Szyłki są znowuż wysokie. Przedarła 
ona tu góry i w skałach wyrobiła sobie koryto. Schowana 
w górach, z wolnem wejrzeniem na rzekę wieś Sołni- 
kowa, powitała nas krzykiem dzieci kąpiących się przy 
brzegu; w szerszem miejscu, lecz także między górami poło- 
żona jest wieś Sawatiejewa. 

Żegluga po rzece, najprzyjemniejszą jest wieczorem. Słońce 
już zaszło i różowym promieniem jak gazą otuliło góry błę- 
kitniejące w oddaleniu i błyszczącą wodę. We mgle wie- 
czornej widać przy brzegu cerkwie monastyru uśpień- 
skiego. Poważną i do melancholii skłaniającą ciszę, przer- 
wało chrapliwe strukanie gromadą przelatujących źórawi; 
przeleciały , cisza zwiększyła się z gęstniejącym zmro- 
kiem. 

Przybyliśmy wreszcie na ujście Nerczy, która z prawego 
brzegu, dwoma ramionami wlewa swe czyste wody do Szyłki. 
Tratwę przywiązaliśmy przy brzegu a zabrawszy swoje ru- 
chomości, ruszyliśmy do pięć wiorst od ujścia odległego 
miasta. 

Ciemność nocy rozświcca blade światło księżyca. Kałuże 



91 

i wfkwj, zmusiły nas do zzacia się i do pieszej podróży 
boso, bardzo nieprzyjemnej pod ciężarem gniot%cego moje 
barki Łłnmoczka i po kamienistym gruncie. PrzyszHśmy do 
Słsrego Nerczyńska, osady złożonej z kOkudziesięciu dre- 
wnianych domów i cerkwi; ztąd jeszcze pół milki do Ner- 
ctyńtka, zbudowanego na pochyłej równinie, do któregfo 
z pokaleczonemi nogami zaledwo o północy przybyliśmy. 



IV. 



Półcienie MercsyAske. * Rseka Neresa. — Bistorye NercsyAske. — Statj- 
•tjka Nercsyfttka. — Baty na grobie. — Protojerej. — Knpcy. — Bota- 
nicy. ~ Stkoły. — Cmentarte. — Partya aresttantów I dwąj a Polski 
młoddeńcy. — Polaey smarli w NerciyAsku.— G^ry. -^ Bartscs<^wka.— 
Jossese wody mineralne. — Knpey Kandy&scy. — JeeieA I piękność na* 
tnry bes historyi cało wieka. — BtretieAsk. — Zdegradowany oficor. — 
Powrót kosaka s koronaeyi. — Cłiarakteryatyka Moskali. — Poosnklwa- 
nie J. Franklina w Syberyi. — Kosacy biją oficerów liniowych. 



Miasto Nerczyńsk położone jest pod 51** 58' azero- 
koóci a IS^"* 15' dhigości geograficznej od Ferro. Zbudomme 
jest w szerokiej i obfitującej w }%ki dolinie, na lewem piasz- 
czystem wybrzeża Nerczy. Okolice miasta są wcale przy- 
jemne: na błoniach snige się wężykowato rzeka, nad nią i 
na górach bezleśnych rośnie wiele kwiatów i mnóstwo jest 
ptaków. W blizkości wspaniała Szyłka a nad nią monastyr 
Uspienski, do którego mieszkańcy miasta robią wycieczki 
spacerowe. Klimat jest tu rówpie surowy jak i w reszcie 
Dauryi. Nercza *) pod miastem puszcza zwykle około 
23. kwietnia (to jest około 5. maja nowego stylu), zamarza zaś 



*) w wierscbowiskach swoicli Nercia płynie równoodległe od głowa 
Jabłonowego pasma ae wsclioda na saehód, potem sawraea na południe. Wpa- 
dają do niej aa prawej strony rsecski Uldurga, Ola i Chlła i maóetwo gór- 
skidi potoków, B lewej Nerctugan. W średnim i dolnym biegn na JeJ brsegarli 
połoione tą następne wsie: Kykir, Akima, Zinlaińsk, Kmpłańtk, 01l4ak, 
Kaogilsk, TorgiAsk, Bronikowa, KumakiAsk, Neresybsk nowy i sUry. Krą|, 
prses który Nercsa prsechodsi u Jabłonowycb gór. Jest niesaludniony , wasf- 
daie Jednak moie daó kawał clileba csłowiekowi , a inkcsna Jego pr aeaum e* 
adolna Jest do uprawy rolnej. Bory i lasy, sscsególniej w wierscłiowłakacli 
Heroiy, ogromne. 



93 

około 13. (35. nowego sijk) paźdsionuka. Średnio przez 192 
dm w rokn powienehnia jej bywa lodem okryta. Nerca 
pof 9wujtm njścin wznieBiona jeet 1,880 stóp nad posiom 

W jej okoHcy pierwszy raz Moskale pokazali się w 165S. 
roku; byl to oddział sotnika kozaddego Piotra Bekietową 
który na czele sta ludzi wystany byt z Jenisfrjaka na podbicie 
sabiglcalskich Boriatów i Tonguzów. Leoz miasto właściwie 
atoftone 1668. roku przez Atanazego Paszkowa, wojewodę 
jenisejskiego i komendanta ekspedyoyi amurskiej. Z pocz%tkn 
byt ta tylko drewniany zameczek (ostróg), który nazwali 
Kielndów, od nazwiska Tunguzów Nie Ind i (nie Indzie), któ- 
rem wówczas Moskale pogardliwie Tunguzów nazywali. Pr^ 
zmeczkn wzniesiono kalkanaicte chałup, a *liczba ich z na^ 
plprajiei ludnością powiększała się. Utworzyło się miasto, a 
sameczkn dzisiaj śladu niema. W XVII. jeszcze wieku Nercąjrósk 
został stolicą nerozyóskiego województwa. Moskale s%ffiadu- 
j|c z Polaka, wiele bardzo od niej przejmowali i tytuł tei 
poUi wojewodów dali swoim gpibematorom. Wojewodowie 
misU władzę mniejszą i mniej oznaczoną od dzisiejszych gn- 
bematorów, w odległych jednak od Moskwy prowincyaeh, 
nądzili samowładnie i hez kontroli, jakby lenni carzy- 
kowie; od polskich wojewodów znacznie się różnili tak co 
do godności, obowiązków jak i znaczenia politycznego. 

W tym także wieku Nerozyńsk, jako leżący na trakcie 
samkirn, był punktem zbornym dla kozaków i osiedleńców 
«dsf|eych się w Kadamuree i punktem wyjścia zbrojnych 
ebpedycyj, które tam walczyły z Głii&csEykamL 

W Nerczyńsku Moskwa zawarła traktat z Chinami 1689. 
roku; posłem moskiewskim był Gołowin, ze strony Chin pod 
pRsydeneyą unędnika chińskiego, konferowali jezuici. O 
traktacie nerczyńskim w innem miejscu obszerniej po- 



W XVn. też i XVni. wieku, do założenia Kiachty, z Ner- 
czyńska wychodziły do Pekinu moskiewskie kupieckie kara- 
wany. 

W nowszych czasach Nerczyńak został stolicą powiatu 
iMTGsyńskiego, od roku zaś 1857, w którym stolicę tego po- 



94 

wiata pnenietiono do Csyty, należy do liczby podrzędnych 
miast i jest na drodze opadka. Podnieśó go moie tyUco 
przemysły który się jeszcze nie prędko rozwinie , lab hande^ 
którego znaczenie z tego powodu, że Nerczyńsk leży na trakcie 
amarskim, podnieść się powinno. Gdyby Nerczyńsk przy 
samem ląjścin Nerczy, nad Szytką miał posadę, wzrost jego 
byłby pewniejszy. Pozycya na boku o kilka wiorst od głó- 
wnego trakta wod% sprawia, iż wiela flisów i kapców 
płynących na Amar bez szczegóhiego interesu do niego nie 
wstępuje. Dawniej miasto było w tem miejscu, gdzie dziś 
jest Stary Nerczyńsk; z powoda częstych powodzi i wy* 
lewów Nerczy, mieszczanie przenieśli się o pół mili w górę 
na piaszczysty pagórek, a byliby lepiej zrobili, gdyby się byK 
nsadowili nad Szyłk%. Już to Moskide niezawsze umicg% wy- 
bierać pozycye dla swoich miast; dowodem jest Petersborg, 
Moskwa, a za Bajkałem Kiachta, Nerczyńsk i inne osady. 
Nerczyńsk tem się wyróżnia pomiędzy wiela innemi mia- 
stami, że nieposiada tak jak one owej nudnej regulamoaci, 
niema fizyonomii tak bardzo skarbowej, wojskowej; nie.nmięj 
przeto jest nudne i nieciekawe. Rozrzucony na znacznąj 
przestrzeni, tylko w środka swoim zbadowany jest według 
planu na stolika czy no wnika zrobionego. Poboczne nliciki 
widać, że bez rozkazu powstawały; s% tam chałupy i nizkie 
domki z gnojnemi podwórkami, oddzielone od siebie ogro- 
dami i długiemi parkanami, które każdemu moskiewskiema 
miastu dają pozór wielkiej osady. Na ulicach piasek i cisza; 
ruch ludności zaledwo jest widoczny. Na rynku i ulicach 
do niego wiodących, s% porządniejsze domy, jest tam i ratusz 
murowany, gościnny dwór, dwie kamienice i cerkiew z zie- 
lonemi dachami. 

Ludność miasta wynosi 4,721 głów*) i składa się z miesz- 



*) Ludność u co do wiary j«st naat^pną: greeko-rosyjakiej wUry m^ieaysn 
Jett 8,455 kobiet S,S42; katolików 4; liesba U o wiolo Jest soacsoi^a^, Bi« 
obejmaje prócs tego katolików w wojaku będących ; łydów Jeat 9 męicsysn, 
8 kobiet; mahometan 3; akopców 3. 

Ludnoaó Mercsyńaka wsględnie aatruduień, tak Jeat w nnfdowem apnk* 
woadaniu iiorodnicsego a roku 1S57 praedatawiona : DnobowieAatwa Jeat 98 
męicaysn, 26 kobiet, raaem 124; pod tą rubryką objęci aą waayaey, kfiórsy 
pny kościele iyJt lab a rodaieów duckownych poeli^daf ; aalachty daiedsi* 



95 

caa tradniących nię rolnictwem, uprawą tytoniu, z kupców, 
któiiy z wołogodzkiej grubernii w przesriym wieku tu osiedli, 
z urzędników i z jednej kompanii czytyńskiego garnizonu, 
Mącej tutaj na załodze. 

Towarzyskie stosunki mało wyrobione. Zamożniejszych 
i uboższych ludzi zabawy, nie obchodzą nię bez gry w karty 

nwj 4 mficsyn, a kobiet, razem 7 osób; sslacbty 08obi8t<U 18 mclc«yxn, 12 
koWet, ruem 80; urtędnlków nietiUchty 143 mcic»y»n, 47 kobiet, razem 
130; hoaon>vyeh obywateli (pocsetuyota graidan) 16 męiesyaii, 13 kobiet, ra- 
ttB 2»; kapeów 1. giełdy 8 mficsysn, 5 kobiet, razem 13; knpców 8. giełdy 
36 mfiesyzn, 33 kobiet, razem 69; kapców 3. giełdy 1S4 racłozyzn, 116 ko- 
biet, razem 150; goscl 4 mciczytn; mteszezan 1,406 mcśczyzn. 1,819 kobiet, 
nicB 2,725; poddaaycłi lodzi 1 mcieayzna, 1 kobieta, rasem 2; ofieerÓY 7 mc. 
iesyzo, 6 kobiet, razem 13; żołnierzy 195 męiczyzo, 105 kobiet, razem 300; 
djmiayoBowaoycli łołirferzy 496 mcłczyzn, 169 kobiet, razem 665; kozaków 
15S nficsyzn, 149 kobiet, razem 800. Razem wszystkich meiczyzn 2,714 a 
kobiet 2^7. 

Urodziło sif w mieście 1848. roku 91 płci męzkiej, 102 ieńskiej; w roku 
1843 osób płei męsliiej 82, ieóskiej 76; w 1850. roku 72 płci mczkiej, 61 
ieiikiej; w 1851. rok« 96 płci mfaklej, 81 śeAaki^; w 1852. roka 108 płd 
BfzkieJ, 74 ieńskiej ; w 1853. roku 55 płci m^kiej, 71 ieńskią); w 1854. rokn 
78 płci n^zluej, 60 ieński^; w 1855. roku 92 płci mczkiej, 101 ieńskiej; 
w 1856. roku 95 płci m«zkiej, 78 ieńskiej. Rasem w dziewifciu laUeh urodziło 
lit 769 dsiMd płei nfskiej i 704 ieńsJcieJ. 

Unarlo w 184S. roku 89 mciczyzn, 90 kobiet; w 1849. roku 107 mężczyzn, 
104 kobiet; w 1850. roku 65 mcłczyzn, 78 kobiet; w 1851. roku 73 męicsyzn, 
G kobiet; w 1652. roku 82 mfiosytn, 62 kobiet; w 1858. roku 116mticsyzn, 
n koWct; w 1854. roku 80 mciezyzn, 61 kobiet; w 1855. roko 72 mfiesysa, 
U kobiet; w 1856. roku 79 mężczyzn, 54 kobiet. Razem w dziewięciu laUch 
Boarlo 763 mężczyzn i 703 kobiet. Liczba nowourodzonych przewyissa* 
liczbę tnarłyek o 7. — Liezby te oie rokuJ« prędkiego powlęktseaia się !»- 
diMiei ml^seowc;!. 

Zawarto małżeństw w 1848. roku 28; w 1849. roku 23; w 1850. roku 20; 
w ]»I.roka 18; w 1852. roku 22; w 1858. roku 21; w 1854. roku 28; w 1855. 
raka 32; w 1856. roko 24. Razem w dsiowięcin laUcli, sawarto mał* 
i«żitw 213. 

2 mieszkańców miasta w 1857. roku 6 oddanych zostało pod sęd za kry- 
Biaalae przestępstwa. 

Do miszu należy 43,241 dziesięcin (diesiaUn) i 712 sężni ziemi. Z U^ 
iiabj 21,151 dziesięcin 1,951 sężni, snajdąje się pod budynkami, ogrodami, 
Mvórsami; lakami, nlieaml, a 1,911 dziesięcin 1,200 Sfżni po dopraw^ roIn«. 

W roku 1857 zasiali miesaczsnie: żyu Jaiowego 181 ćwierei (esetwierti) 
Khraii 622; pszenicy zasiano 103 czetwiertl zebrano 824; owsa 57 csetwierci ze- 
bnool95; Jęczmienia 68 esetwierti zebrano 303; tatarki 103 czetwiertl zebrano 
S4; konopi 5 czetwiertl sebrano 32. Ceny aboża w Neresyńsko 1S57. roku 
były: ^ere (caetwiert) żyU 4 r. 45 k.; owsa 2 r. 40 k.; jęesmIenU 3 r. 
^ k.; tatarki 2 r. 70 k.; ziemniaków 3 r. Koni w roku 1857 było w mieście 
UHntak; bydła rogatego 2,786; owiec 2,800; świń 62; kót 51. Szynków 
^ło 3, prochownia 1. 



96 

i pyatykL Knpcy osBCs^dniąj i sloromiuęj ijgą, niż gdsie 
iodsiej, lees podcsu nroezyBtośoi fami^jnych występąją 
z catym przepychom i pretensyą dorobkowiciów do pań- 
skości. 

Naniętnoić do wyścigów konnych, we wszystkich klasach 
jest rozszerzoną. 

Wypadek przed rokiem zaszły, dotąd jest przedmiotem 
rozmów w tutejszem towarzystwie. Sprawnik P(o8ol8koj) i 
horodniczy S(tupiii) z powodu zon swoich, szczerze, po 
kobieeemn nienawid«|cych się, iyli w niezgodzie. Obmowy, 
plotki, wywołały pomiędzy obu domami niesnaski, które się 
tragicznie zakończyły. 

Ostry język sprawnika niedawał pokoju żonie horodni- 
czego: martwiła się kobiecina, nareszcie zachorowała i za- 
pewne nie ze zmartwienia umarła. Horodniczy, ekswojakowy, 
człowiek niepowściągliwy i gwałtowny, głosił, że sprawni- 
kowie J€igo zonę wpędzili do grobu a gdzie mógł szczypał 
sławę oraz honor męża i żony. Uniesiony zemstą, na zabawie 
publicznie zelżył panią sprawnikową a z mężem jej zrobił 
brutalską awanturę. Wówczas właśnie przyjechał do Nerczyńska 
Murawiew jenerał gubernator wschodniej Syberyi. Sprawni- 
kową udała się do niego ze skargą na horodniczego : opo- 
wiedziała mu wszystkie szczegóły brutalskich obelg i proaiła 
o opiekę i obronę. Jenerał gubernator człowiek europejski, 
pełen aawsse uszanowania dla kobiet, posłał po horodni- 
czego, surowo go zbeształ i zmusił w obecności swojej, aa 
klęczkach prosić o przebaczenie obrażonej kobiety. Po tej 
scenie zdawało się, że nastąpiła zgoda i koniec zawziętych 
kłótni, rozdmuchiwanych przez prowincyonalne plotkarstwo. 
Horodniczy ze sprawnikiem pogodził się przy butelce, obiecał 
zapomnieć wszystko, co między nimi zaszło, wylewał się 
z dowodami pn^yjaźni i wzajemnie obig panowie przepraszali 
się. Horodniczy wspomniał żonę swoją i obelgi, jakie ją 
do grobu sprowadziły: dla zup^nej więc zgody, zapropono* 
wał, ażeby sprawnik na grobie żony, odwołał wszystkie 
obelgi szkodzące punięoi nieboszczki i przeprosił swłoki 
w grobie leżące. Sprawnik pojeclul z horodniczym na grrói) 
zmarłej. Ledwo stanęli nad mogiłą i spawnik nachylił si^ 



97 

ieby prosić o przebaczenie nieboszczki, z za nagrobka wy- 
padło dwóch kozaków i powaliwszy sprawnika na grób d&li 
mu sto kilkanaście batów w obecności tryumfojącego horo- 
doicsego. Kłótnie i sceny takie zakończone zostały prze- 
tnnslokowaniem obu urzędników w różne odległe od siebie 
miejsca. 

Bijatyki w czasie zabaw i zgromadzeń wesołych pomiędzy 
ezynownikami, są w porządku dziennym; nikt juź na nie nie- 
zwraca awagi Obelga, spotwarzenie, nie wywołuje tutaj jak 
w Europie pojedynków. 

Głośną osobą w Kerczyńaku jest protojerej, przybyły 
pned kilkunastu laty z smoleńskiej gubemii, z którym przy- 
padkowo ńę poznałem. Średniego wzrostu, blady, dzióbaty 
i chudy, osta ma wcięte, oczy bystro latające, brodę i włosy 
jak wsejrecj księża moskiewscy nosi długie. Mówi słodko sło- 
wami biblii. Z mowy wziąłbyś go za świętego, za człowieka 
bez skazy. Wygadany i rozumny, protojerej prędko poszedł 
w górę: prócz wielu innych obowiązków przynoszących mu 
dochody, został inspektorem powiatowej szkoły. Niewiadomo 
m: czy z powodów ambitnych, czy ze względu na dobro 
religii czy też pochnięty złośliwością serca? protojerej odkry- 
wał wszystkie nadużycia władz duchownych w wschodniej 
Syboyi, denuncyował do synodu pojedynczych księży, malo- 
wać ich rozpustę, pijaństwo, handel, niedbałość o służbę 
Bożą i t. p. Koledzy oburzeni jego denuncyacyami, wystą- 
pili z nim do walki. Napróźno protojerej posyłał pieniąd2e 
do synodu i drogie dauryjskie kamienie, — głos większości 
aialazł posłuchanie i synod protojereja, jako człowieka nie- 
spokojnego, robiącego fałszywe denuncyaoye, osunął od obo- 
wif^ów i posyła na rekolekoye. Wszystkie plany i marze- 
uajego ambicyi rozwiały się i znikły, protojerej odegrywa 
dosiaj rolę męczennika prawdy, rolę prześladowanego w spó- 
ka&óatwie bociana; spodziewa się jednak, że prawda, to 
jest on, jak olej na wierzch wypłynie. O życiu tutejszych 
kopców już mówiłem. Oddani spekulacyi handlowej, całe 
ijae marzą o zebraniu kapitału. Kupiec, który potrafił 
zbogacić się, jeet arystokratą, czuje swoją godność nawet 
wobec majora i posiada, pomimo nie bardzo szlachetnych 

GłŁLiB, opisania. I. 7 



98 

sposobów zbogacenia się, szacnnek kolegów i publiczności. 
Pieniądz jest dowodem rozumu, zacności, on jest cnot% i wy- 
nagradza jakby zasługa postępki nikczemne dawniej popeł- 
nione. Na całym świecie człowiek bogaty jest szanowany, 
lecz prócz Ameryki nigdzie takiego szacunku nie posiada jak 
w Moskwie, a szczególniej w wschodniej Syberyi. Ubrani 
w surduty i palta nieposiadają samodzielności myśli, nie- 
dbają o samodzielność stanowiska w społeczeństwie, a o dą- 
żeniu do życia politycznego, nie ma co mówić. Kw^estye 
publiczne wielkiej wagi zajmują ich o tyle, o ile wpływu 
wywierają na obroty handlowe. Nauka jest dla nich także 
rzecz niepotrzebna. Mają wszyscy wiele sprytu, natural- 
nego rozsądku i ten im wystarcza. Dla nauki szkoda 
czasu, lepiej go obrócić na zabawy, używanie życia pray 
butelce i na łonie kobiety, oraz na przemyśliwanie sposobów 
zbogacenia się, będącego alfą i omegą wszystkiego na 
świecie. 

Znalazły się jednak w ich gronie dwie osoby, które, o 
rzadki fenomen I poświęciły się nie tylko handlowi ale i nauce. 
Pan Juriński, kupiec tutejszy, członek geograficznego to- 
warzystwa, z zapałem oddaje się botanice : odbywa podróże po> 
Dauryi i nad Amurem, zbierając kwiaty do swego zielnika, 
kopiuje stare napisy, zbiera zabytki archeologiczne, opisuje 
cale okolice, jednem słowem, pożytecznie pracuje na pię* 
knem polu nauki. Pan Zinzinów jest także botanikiem, 
posiada oranżeryę w Nerczyńsku, odbywa ekskursye i pisuje 
artykuły do różnych dzienników. Kupcy dowodzą, że handel 
i nauka niechodzą w parze a dla poparcia swojej opinii 
wskazują pana Zinzinowa, który botanizi\jąc, pozwolił na 
roli swojej kupieckiej działalności, wyróść chwastowi ban- 
kructwa. W oczach ludzi szerszego poglądu, poświ^enie 
zysków materyalnych wzniosłej szym dochodom moralnjrm, 
jakie daje nauka, zawsze budzi sympatyę; z nią też wymie- 
niam nazwiska nerczyńskich botaników i ich drobne ale 
piękne prace. 

Kupiectwo nerczyńskie, nie posiada wielkich kapitałów; 
cały kapitał kupców 1852. roku wynosił 93,000 rs., a w 1856. 
roku 120,600 rs. Zamożniejsi sprowadzają do swoich skle- 



99 

pów na 10,000 lub 5,000 towarów, wielu posiada tylko długi 
i towary na kredyt udzielone. 

Żydzi w Nerczyńsku trudnią się kramarstwem i nie źle 
im powodzi się. Wszyscy s% z Polski wysłani za różne prze- 
itępstwa, tylko nie polityczne. 

Mieszczanie trudnią się rolnictwem i uprawą tytoniu. 
Tytoniu zbierają rocznie do 5,000 pudów. Pud na miejscu 
w jesieni kosztiąje 1 rs., zimą i latem 1 i Vs a nawet 
2 i V, rs. 

W czasie, który upłynął pomiędzy pierwszym a powtór- 
nym moim pobytem w Nerczyńsku, ruch handlowy i ruch 
kdności w mieście zmniejszył się z powodu przeniesienia 
stolicy powiatu do Czyty. Dzisiaj prócz policyi, magistratu, 
biorą pocztowego i więzienia niema innych magistratur 
w nerczyńsku. Słychać, źe i załoga wojskowa opuszcza Ner- 
czyńsk. W niej jest kilku jeńców polskich z 1831. roku; na- 
zwiska ich W3rmieniłem opisując Czytę. Mieszka tu jeszcze 
jeden jeniec polski z 1812. roku niejaki Bzeźnicki. Za- 
brany do niewoli, długo służyć musiał w syberyjskich bata- 
Honach i dopiero przed kilkunastu laty otrzymał dymisyę. 
^iHesapomniał mówić po polsku, ale już zdziecinniał od sta- 
roici i pochylił się ku ziemi. Stary, wytarty płaszcz żoł- 
nierski okrywa szczupłą jego figurę, na którą nikt niczwraca 
owagL Ożenił się tu przed wielu laty i ma swoją własną 
dishipkę. 

W Nerczyńsku są trzy szkoły: elementarna, powiatowa i 
duchowna. Szkoła powiatowa posiada trzy klasy i czterech 
aaoczycieli; nauki wykładają w niej elementarne, uczniowie 
nie noszą mundurów. 

W szkole duchownej sposobi się młodzież na djaczków i 
inygotowuje do seminaryum duchownego w Irkucku; uczniów 
obecnie jest 70. Czterech nauczycieli wykładają w niej ję- 
lyid: moskiewski, cerkiewny, łaciński, grecki i mongolski, 
loą prócz tego arytmetyki, geografii, historyi świętej i re- 

Za miastem na piaszczystym pagórku bielą się groby sta- 
Jtgo cmentarza. Piasek rozwiał niektóre mogiły i poroz- 
nocał kości. Tutaj sterczą białe golenie, obok wala się 

I ?♦ 



100 

czaszka rozbita i piszczel, żebra porozrzucane tu i owdzie 
k%pi% się w piasku i sprowadzają smutne myśli o człowieku! 
Do kogo te kości należą? Ta czaszka rozbita, napełniona 
piaskiem, może to głowa człowieka pełnego niegdyś myśli i 
fantazyi: człowiek, do którego należała, może urodził się na 
równinach nadwiślańskich lub na brzegach niemeńskich — los 
zagnał go tutaj, żeby zginął bez pamięci i mogiły. Wiatr 
porozrzucał jego kości i porozbijał: nikt ich nie zbierze, nie 
poszanuje, nie wspomni o jego życiu! Może te kości byłybj; 
relikwią w swojej ojczyźnie, a tutaj wiatr niemi pomiata, 
zasypuje, bieli i poniewiera! Smutny jest los człowieka, ale 
i kości nie są bez przyszłości. Wielką jest wiara, która te 
próchna ożywia i uczy, że połamane i porozrzucane resztki czło- 
wieka zejdą się, ożywią i staną według zasługi w uwielbienia 
lub w potępieniu przed Bogiem i ludzkością zmartwychpowstałą! 

A ten piszczel, co sterczy groźnie nad piaskiem jak ma- 
czuga rozbójnika, do kogo należał? do jakiego człowieka i 
do jakiego narodu? Może człowiek, którego była czsęścią, 
splamiony zbrodnią wyrzucony został na to miejsce z nad 
brzegów Wołgi! Kości jego zgruchotane, były niegdyś petne 
Biły nadużywanej , strach w koło siebie siejącej ; dsiaiaj 
stoczone robakami, zwietrzałe, jak urągowisko podnoszą się 
z piasku! 

Te golenia zkąd przywędrowały? czy z gór Kaukazu? czy 
też z nad jezior finlandzkich ? * a może z nad Dniepru, 
Sekwany, albo z stepów kirgizkich lub naddońskich? Biorę 
je w rękę ze czcią i szacunkiem; a może to kość Podzieją, 
tyrana lub mordercy, a może też i kość męczennika narodo- 
wego, apostoła Bożej wolności? Może, bo tu w tej ziemi 
wygnania zbrodnia żyje i spoczywa obok cnoty! Ludzie nie 
rozróżnią ich kości, ale Bóg wie, do kogo one należały! 
Wielki jest Bóg, co ożywia kości umarłych! 

Smutno mi! Wiatr zachodni powiewa i igra z piaakieia 
i z kościami. Szczęśliwy, kto ma grób, a grób w swoj^ 
ziemi. Tutaj nie jeden nasz rodak: 

Konąjfc patrsy na świat, sam Jeden na świecie! 
Dło6 rau prtjchylna powieic nie zamykał 
Żałobne grono ioia nie otoczy , 



101 

NiJit nie pójdsie m tramną do wiflcsootei domu, 
Gftrtteczki piasku nie rzuci na ocsy. 
Zapłakać nie maaz komu!*) 

Tqź obok starego cmentarea, na wyźszem cokolwiek 
oneJBCO rosną na piaskn snMitne czarne krzaki i karłowate 
urny. Pomiędzy niemi stoi krzyż i wznoszą się nizkie mo- 
gfly — to jest cmentarz samobójców. Nie jednego wyrznty 
umienia Inb głupstwo, nie jednego rozpacz lub tęsknota 
wygnania zrobiły samobójcą! Niech ich Bóg sądzi, mo- 
dlitwa na ziemi niech będzie ich pamięcią pomiędzy 
mmi! 

Siadłem na piaskn i spoglądałem na rozrzucone i czernie- 
jące w dolinie miasto i na ostrokół więzienia pod skalistą 
górą, gdy odgłos bębna kierującego się ku więzieniu, uderzył 
w me ucho. Zbiegłem z pagórka, ulicą szli więźniowie 
w kajdanach, otoczeni żołnierzami; była to partya deporto- 
wanych do kopalni nerczyńskich. Stanęli w szeregach przed 
brtmą więzienia, urzędnik ich rachował; na boku stało dwóch 
młodzieńców, dwoje dzieci z naszej ziemi. Uczucie, które 
po miłości Boga jest najświętszem, uczucie, z którego narody 
aę chlubią i które wynagradzają, jednem słowem uczucie 
nilości ojczyzny, w nieszczęśliwej Polsce wróg karze jako 
sbrodnię i występek. Otóż dwaj na boku stojący młodziuchni 
więźniowie, wygnani zostali z Polski i zrównani są z zbro- 
dnitrEami za to, że Boże natchnienie uderzyło w ich serca 
i odezwało się chęcią pracy dla ojczyzny zawsze tak szczytną 
i świętą! Mówili biedni w towarzystwie kolegów gimnazyal- 
oydi, jakby pracować dla kraju, jakimby sposobem dostać 
ńę do wojsk francuzkich walczących z Moskwą; podsłuchano 
ich i za tę rozmowę dali po dwieście kijów i przysłali do 
nbót katorżnych ! 

Poszedłem powitać tych młodzieńców, jeszcze prawie 
dneci, powitać i pocieszyć na ziemi wygnania. Zacząłem 
ittimi rozmawiać, gdy głos czyno wnika więziennego rozległ 
BC za mojemi plecami, głos, co mnie plugawił i odpychał 
od rodaków. Niepozwolono ich powitać i odepchnięty zel- 



•) Adana Miekłewiccft Dtlady t ostści lY. 



102 

^ony słowami, odszedłem milcz%c. Bóg odpowie tym sie- 
paczom t 

Wprost rynka, na polu stoi cerkiew, a w około niej biel| 
się nagrobki nowego cmentarza. Kolamny ceglane pobie- 
lane ze d!oconemi gałkami gniotą mogiły kapców; nagrobki 
z muru w kształcie budek długiemi rzędami, zaległy cmen- 
tarz. Szumne napisy, górne porównania malują żal pozosta* 
łych i przymioty poległych w grobach, ów porównywa ionę 
swoją do pięknej róży, przyjemność i przykrości życia do za- 
pachu i kolców tej rośliny; na innym nagrobka napis głosi, 
że kochana żona zostawiła jedynego męża w nieutulonym 
żalu, który wylał się w rozciągłym, grobowym trenie. Wy- 
jątki z pisma sw. są najlepszemi napisami na grobowcach 
nowego cmentarza. 

Nad wielu mogiłami wznoszą się drewniane budynki z dasz- 
kami w rodzaju skrzynek, przypominające groby Tatarów; 
nad innemi drewniane szopy, nad innemi znowuź wznoszą 
się tylko drewniane krzyże, a nad innemi jeszcze nie masz i 
krzyżów. 

Polacy w mieście niemają osobnego cmentarza. Ciała 
ich grzebią na moskiewskim cmentarzu; ale niema tam ani 
jednego krzyża, kamienia i znaku, coby wśród gromady 
obcych grobów, wskazywał przychodniowi z Polski mogiłę 
rodaka. Zapomnienie okryło życie i grób zarazem. Spoczął 
tu niejeden wygnaniec, lecz o kilku tylko zebrałem wiado- 
mości. 

Jan Tarkowski z Wołynia, zmarły przed kilku laty^ 
tutaj spoczywa. Umarł w lazarecie wojskowym, a śmierć 
przyspieszyła mu chciwość stróżów. Idąc do lazareta 
Tarkowski zabrał z sobą kilka rubli, które dla żołnierza są 
znacznym już funduszem, a niedowierzając uczciwości do- 
zorców i felczerów, pieniądze chował na nodze za szpitalną 
pończochą. Bystre oko dozorców wypatrzyło miejsce, w któ- 
rem Tarkowski chował pieniądze, a nie mogąc innym spo- 
sobem ich otrzymać, dali mu w lekarstwie truciznę, od której 
nieszczęśliwy Jan umarł, a kapitał stróże zabrali. Kapitał 
ten, powtarzam, składał się z kilku rubli. 

Tarkowski w roku 1831 walczył na Wołyniu z Moskalazni 



103 

Jako powstaniec. Wzięty do niewoli, zapędzony został do 
zachodniej Syberyi, gdzie mu służyć kazano w kozackiem 
wojika. Gdy sprawa, której przewodniczył ks. Sierociński, 
w Omsku została odkrytą, Tarkowskiego z kilku innymi po- 
gnali do batalionu piechoty, który stał na załodze w forteczce 
w Presnowsku. W czasie aresztowania Tarkowskiego, w Omsku 
jol odbyły się krwawe egzekucye, mordowanie kijami naj- 
skchetniejszych wygnańców i juź skończyło się wysyłanie 
tych, co przy życiu zostali, do kopalni i fortec (1837. roku). 
Zdaje się, źe nie było powodów aresztowania Tarkowskiego, 
a jednak aresztowano go. Pewnego razu pisarze batalionowi, 
idąc z kancelaryi do domów w porze wieczornej , rozmawiali 
z Bob% o interesach biurowych. Jeden z nich myśląc o po* 
ł^alance następnego dnia rzekł «zawtra kak kończim 
jęto dieło, wot to otożgiom», co znaczyło, że jak 
skończą pracę w biurze, pohulają sobie. Mała dziewczynka, 
córka kozaka, słyszi^a ten frazes, ale źle zrozumiawszy wy- 
raz otoźgiom, powiedziała ojcu, że jacyś nieznajomi jej 
żołnierze szli ulicą, i mówili z sobą, iż chcą coś podpalić 
«iażgiom». 

W owym czasie z powodu sprawy omskiej, Jeńców naszych 
w całej Moskwie okropnie, po Neronowsku prześladowano. 
O związku omskim krążyły pomiędzy pospólstwem najfał- 
ttywsze wieści. Mówili, że jeńcy polscy zamierzają zbunto- 
wać się i mścić się na Moskalach spaleniem wszystkich miast 
i wsi syberyjskich i wyrżnięciem całej ludności. Ludzie ro- 
zoBmiejsi nie wierzy li takim wieściom, większość jednak nie 
tylko pospólstwa uwierzyła im i zaczęła podejrzliwie trak- 
tować Polaków. Każdy pożar w Syberyi i w Moskwie przy- 
pisywano Polakom; każdy wyraz, którego nierozumieli w mo- 
wie Polaków między sobą, był przyczyną naj złośliwszych 
podejrzeń i denuncyacyj. Życie naszych wojowników w nie- 
woli było opłakane. Męczeni ^użbą, dyscypliną wojskową, 
bez pieniędzy, w biedzie, podejrzy wani, prześladowani za 
najniewinniejsze postępki i mowy, bici i aresztowani nie- 
wiedząc za co i dla czego, powoli ulegali pod ciężarem tego 
^i^^o ucisku. 

Ojciec wysłuchawszy opowiadania dziewczynki, a wierząc 



104 

wszystkim pogłoskom o Polakach krążącym, zrobił wniosek, 
i* ludzie, którzy mówili o podpaleniu musieli być Polacy, i 
aaraz doniósł zwierzchności o zamiarze Polaków podpalenia 
Presnowska i zrobienia w nim rewolucyi. Areszto^nuio 
wszystkich Polaków, jacy tylko byli w Presnowsku, to j««t: 
Jana Tarkowskiego, Wojciecha Osuchowskiego, Ste&na 
Dzierzka i Krzyżanowskiego. Przy aresztowaniu zntdefii 
między rzeczami niektórych wiersze księdza Sierocińakiego, 
któremi ten gorliwy i ze wszech miar zacny patryota oiywiał 
energię, nadzieję i utrzymywał ducha polskiego pomiędzy 
Polakami w niewoli; prócz tego zi^aleźli u jednego list od 
kolegi Szadurskiego. Wiersze Sierocińskiego były w oczach 
komisyi śledczej w Omsku nieomylnym dowodem, iż aresaito- 
wani należeli do związku omskiego, czego im jednak nie 
mogli dowieść. W liście nie było mowy o żadnych zamia- 
rach i planach politycznych; Szadurski pisząc o róźnjrch 
okolicznościach i swojem położeniu, napisał, iż chciałby 
przespać czas niewoli, a obudzić się dopiero wtenczas, 
w którym rodacy krzykną «wolno8Ć». Był to wykrsyk 
serca stęsknionego i cierpiącego w niewoli , a nie hasło ja- 
kich siś ruchów*. Otóż takie dowody miała komisya należenia 
do związku obwinionych, a na zasadzie wyrazów słyszanych 
przez kilkunastoletnie dziewczę, zadecydowała, iż obwinieni,, 
w liczbie czterech, zamyślali roz|M)cząć rewolucyę w Pres- 
nowsku. Pisarze, słysząc o takim kierunku sprawy Polaków^ 
donieśli władzy, iż nie uwięzieni Polacy powiedzieli wyrazy, 
które słyszała dziewczynka na ulicy, lecz oni je wyneekli 
wychodząc z kancelaryi, a powiedzieli je w znaczeniu jak 
go wyżej określiłem. Nic jednak nie pomogło szlachetne 
przyznanie się pisarzy: więźniów trzymano pod śledztwem i 
sądem przez trzy lata, poczem skazano ich do rot aresztan- 
ckich w fortecy ujsćkamieniogorskiej nad Irtyszem. Tarkowski, 
Szadurski i ich koledzy, pracowali w kajdanach w fortecy 
przez lat pięć; w roku zaś 1845 czterech pognali do Ner- 
czyńska, gdzie wcielono ich w szeregi garnizonu, a Szadiuv 
skiego do Aczyiiska (w krasnojarskiej gubernii), gdzie umarł. 
Żołnierskii służba moskiewska, jako ciężka i zupełna niewola, 
objęta jest, jak mówiliśmy już, karami kryminalnego kodeksu ; 



105 

doświadczyli jej biedni więźniowie przez wiele lat Niemając 
odpomynka, w ciągłym trądzie, podejrzeniu i w obawie ku>» 
stracili młodość, świeżość ciała a moie i dzielność ducha- 
Tarkowski był uczciwym człowiekiem, a koledzy z ialem go 
wspominają. W ojczyźnie zostawił żonę i dzieci, które 
aioie niewiedzą, jak zeszło życie ogca, którym się mają 
pTawo cłilabić. Grobn jego nie mogłem wynaleźć. 

Przed 1840. rokn umarł w nerczyńskim lazarecie Dę- 
biński i ta pochowany. Imię jego jest mi nieznane. Dę- 
biński był szeregowcem w wojsku polskiem i bił się w 1S31. 
roku. Następnie wcielony do służby moskiewskiej, przy- 

^ pędzony do Syberyi, służył w garnizonie nerczyńskim. Wów- 
czas dożo było w garnizonie Polaków, prawie wszyscy ludzie 

i^ prości, bez wyższego wykształcenia, cnotliwie jednak żyli, 
Mobrze się prowadzili i chwaleni byli przez oficerów, którzy 
obawiah się ich energii i draźliwośd. Niektórzy, lecz takich 
b^lo niewielu, puścili się na złe, szachrajskie życie; koledzy 
stronili od nich i wyłączali ze swego grona. Większość była 
poczciwą i dobrze się trzymała. Do liczby ostatnich należał 
i lyębiński. Dostał on z tęsknoty czarnej melancholii. Po 
eałych godzinach i dniach, pogrążony w smutnem, rozdzie- 
njieem serca weselszych kolegów zadumaniu, na nic nie- 
nrrteał uwagi i nie widział, co się w koło niego robi. Nie- 
dbs] o siebie, o jadło, o ubiór, o rozrywkę. Koledzy nie 
opoBzczali go jednak, pamiętali o jego potrzebach, łatali mu 
boty, zaszywali dziury w mundurze, karmili i nie pozwolili 
nikomu skrzywdzić. Weselszą nad takie życie śmiercią za- 
kończył swoje w niewoli cierpienia. Pochowany ta jest jeszcze 
Franciszek Dusza, syn włościanina z pod Piotrkowa try- 
bunalskiego, rodem. ze wsi Kluczyk. Franciszek jeszcze przed 
rewolucyą służył w sławnym 4. pułku liniowym, i w tym 

; pidka w wielu bitwach z Moskalami okrył się męztwem. Był 

I to prawdziwy żołnierz polski: wysoki, silny, odznaczał się 
fmiałośeią , energią , męztwem i zamiłowaniem wesołego 
życia. Wzięty do niewoli, zapędzony został w 1833. roku 
<b Syberyi. W Niżneudińsku, pijąc w karczmie gorzałkę, 
był przedmiotem szydzeń Moskali, którzy z urągowiskiem 
jftk tylko Polaka spotkali, mieli zwyczaj krzyczeć « Polak 



106 

Warszaw u pro8pał.» Urągowiska te, dotykając najbo- 
leśniejszą stronę polskich żołnierzy, którzy się męztwem i 
odwagą odznaczali, wywoływały bójki i krwawe starcia 
między jeńcami i chłopami. Dusza nie mógł ich znieśd 
Rozogniony gniewem rzucił się na szydzących z niego 
w karczmie chłopów i ręką, która dzielnie władała bagnetem, 
zbił ich tak okropnie, źe trzech z nich wpadło z tego po- 
bicia w długą chorobę, z której niewiadomo, czy się wyli- 
zali. Był to więc, jak widzimy, zuch i do wybitki i do wy- 
pitki jedyny. Scena w karczmie nie przeszła mu płazem: 
aresztowali go, posadzili na odwachu w Irkucku, a po trzech* 
miesięcznym sądzie poranili mu plecy, przepędziwszy go 
przez ulicę żołnierzy uzbrojonych 500 kijami. Wytrzymał 
krwawą egzekucyę tęgi Franciszek a i po niej niestracil 
fantazyi żołnierskiej. Lubili go też koledzy, bo zawsze stawał 
w ich obronie, niepozwolił krzywdzić ich podoficerom i ofi-# 
cerom i całej drabinie czynownych ludzi. Był przytem 
usłużny, rzetelny i uczciwy człowiek. W Nerczyńsku mieszkił 
w kwaterze z kilku towarzyszami broni z 1831. roku. Przy- 
wałęsał się do nich pewnego razu zbieg z karyjskich ko- 
palni. Żołnierze dali mu przytułek i podzielili się z nim 
twardym kąskiem niewolniczego chleba. Długo siedział im 
na karku, Franciszek więc dla ulżenia sobie i kolegom, 
wystawił mu potrzebę zarabiania na kawałek chleba. 
Rozmowa zamieniła się na spór i kłótnię, w której zbi^ 
porwawszy cegłę z podłogi, cisnął ją tak mocno w piersi 
Duszy, iż ten od tego pocisku zachorował i musiał pójść do 
lazaretu. W lazarecie cherlał długo, mizerniał coraz bardziej, 
aż wreszcie oddał Bogu ducha około 1842. roku. W Syberyi 
Franciszek miał dwóch braci w niewoli: Jana, który w kam- 
panii 1831. roku służył w 7. pułku liniowym, i Mikołaja, naj- 
młodszego z trzech, który wstąpił w tymże roku do oddziaia 
wojsk powstańczych. Jan zastrzelony nad Bajkałem, a Mi- 
kołaj długo jeszcze wlókł nędzne życie żołnierza na etapie 
koło Irkucka; nie mogłem się dowiedzieć, czy uwolnili go 
po wstąpieniu na tron Aleksandra II., czy też złożył za 
braćmi kości swoje w syberyjskiej ziemi. 

O innych polskich wojownikach, tutaj spoczywających, 



107 

nioBOgłem zebrać pewnych wiadomości; może kto szczęśli- 
WUJ będzie odemnie i wyrwie z oceanu niepamięci losy 
tfeh dzianych ludzi, którzy piersiami swemi bronili wolności 
i tak długo za ni% cierpieli. Długo siedziałem na cmentarzu, 
scbowany pomiędzy bujno i gęsto na nim rosnącą bylicą i 
ptotanem. Nie jedna łza wydobyła się mi z oczów, nie jedno 
westchnienie wyrwało się z piersi 1 1 ciężkie, ciężkie i trudne 
iyde w niewolił .Zakręciło się mi w głowie, nie wiem, czy 
od tych uczuć, które mi w piersi burzyły, czy też od moc- 
nie zapachu bylicy; wstałem i smutny pociągnąłem swe 
kroki do miasta. 

Lato 1855. roku w Dauryi było gorące, deszcze często 
padające przyczyniły się do obfitych urodzajów. Kraj po nad 
Ingodą, Szyłką i Nerczą cierpiał niedostatek przez lat kilka 
z powodu nieurodzaju; tego roku nieobawiają się dro* 
żyzny. 

Dzisiaj w nocy 9. września (nowego stylu) przymrozek i 
szron okrył góry i łąki; po przymrozku nastąpił dzień bardzo 
gorący. Wieśniacy spieszą z żniwami. Z powodu suszy 
kilkudniowej woda w rzece opadła tak, że tratwę, którą zosta- 
wiliśmy przy brzegu, znaleźliśmy na lądzie, odległą od wody 
o dwa sążnie. Wiele nas trudów kosztowało zepchnięcie jej 
na wodę; zepchnęliśmy ją jednak szczęśliwie i znów płynę 
w towarzystwie tych samych żołnierzy, z którymi dotąd że* 
glowtłem. 

Minęliśmy wieś Uśpieńsk stolicę gminy, w której większą 
hetbc uwolnionych wygnańców polskich z kopalni nerczyń- 
ekich na osiedlenie zapisują, i skasowany monastyr uśpień- 
iki. Pjrąd poniósł nas pod lewy brzeg, ubrany wysokiemi 
górami: gsye tu i owdzie rzucone pożółkły, trawy wypło- 
wiały, a krajobraz ma już wyraz jesienny, który budzi me- 
lancholijną zadumę i rzewne, smutne przeczucia. 

Góry na prawem zabrzeżu należą do pobocznego pasma 
gór dauiyjskich znanego pod nazwiskiem łańcucha gór 
Bars zczowskich, które ciągną się pomiędzy Szyłką i rzeką 
Undą do Onónu wpadającą. Góry lewego zabrzeża należą 
^ pobocznego pasma Jabłonowych gór, znanego pod naz- 
wiskiem gór Kujeńskich. Góry Ecgeńskie są działem wód 



108 

pomiędzy Nerczą i Kujengą także do S2yłki wpadaj|c%, dągną 
się wzdłuż lewego brzegu Nerczy równoodległe od wielkiego 
pasma JaUonowego w wierzchowiskach Nerczy, z któr% razen 
zawracają kn południowi. Najwyższe szczyty Kujeńskie lą: 
Buchda, góra Cubakaińska, Osino wo i Ortikuj , położona ju 
na granicy jakuckiego obwodu. Z Kujeńskich gór wypływa 
Kttjenga, Czarna i wiele innych z lewego brzegu afluentów 
Szyłki. 

Góry Bar8zczow8kie, które siadły na prawym brzegu SzyHd, 
porosły borami; dzikie, ciemne, kształty maj% ostre i dość 
rozmaite. Szczyt jednej góry przypomniał mi wspaniałe ta* 
trzańskie tumie, których w Dauryi dotąd nie widziałem. 
SkiJa wyparta na wierzchołek, sterczy jak ogromny gnębień 
na okrągłej głowie. Skalisty grzebień długo nieznika z oczów 
podróżnego , a ufarbowany słońcem przy zachodzie, zdaje się 
być ozdobiony drogiemi kamieniami. 

Opłynęliśmy wieś Wielkie Klucze, cokolwiek dalej takie 
na lewym brzegu wieś Małe Klucze i wioskę Barszczewo 
blizko ujścia rzeki Barszczówki z prawego brzegu wpadająog 
do Szyłki. Przy samem ujściu tej rzeczki, w wązldem mieJBca 
pod skałą, zaszła bitwa 25. sierpnia 1689. roku pomiędcy 
kozakami i Tunguzami. Tunguzi uzbrojeni byli w łuki i 
strzały, odnieśli jednak zwycięztwo nad Moskalami, któryeh 
poległo 29 ludzi. Przed nie wielu laty mieszkało tu kilka 
wygnańców polskich ze związku Konarskiego. O 200 kroków 
od wsi są wody mineralne kwaśno-żeleziste, odkryte w 1831, 
przez nikogo nieodwiedzane. Prócz barszczowskich , w oko- 
licach miasta Nerczyńska są jeszcze następne źródła mine- 
ralne: w dolinie rzeki Urulgi o cztery mile od miasta we 
wsi Andronikowa jest źródło szcza wów. Wody z i ni- 
zino • kołtomojkońskie smak mają także żelezistych 
szczawów; od Nerczyńska odległe są o 13 mil, a od naj- 
bliższej wsi Ziulzikanu o 2 mile. Położone w dolinie głę- 
bokiej, leśnej, po której płynie strumień Kołtomojkon, wpa- 
dający z lewej strony do Nerczy. Nad źródłem są trzy cha- 
łupy, łaźnia i upadająca kaplica. Odkryte były przez myśli- 
wych w drugim dziesiątku lat naszego wieku. Chorych bywa 
ta rocznie do 70; wszystko z sobą, nawet chleb przywożą. 



109 

Drażliwych nerwów chorzy trapieni 8% obawą napaści sbie- 
góv z kopalni kaiyjskicb , których ścieżki ciągnąc się przez 
niedostępne paszcze, tędy właśnie przechodzą. Kie było 
jednak wypadku napaści, ani rabankn chorych ze strony 
zbiegów; odebrawszy kawałek chleba jałmużny, dziękują za 
niego i nikomu nic złego niezrobiwszy ciągną pokątnemi 
drogami. Wody ziulzino-kołtomojkońskie chemicznie roz- 
bieni Lwów. Temperatura źródła przy 19 stóp ciepła w po- 
wietrzu była 3** R.; przy cieple 7 stóp temperatura źródła 
b^ r B. 

Wieczorem przypłynęliśmy do wsi Biankiny, odległej 
4 mile od Nerczyńska, malowniczo rzuconej u stóp gór na 
prawym brzegu Szyłki. Dom kupców Kandyńskioh, budynki 
z czerwonemi dachami sztabu kozackiej pieszej brygady, 
dwie cezkiewki i chaty kozaków wesoło odbijają na zielonem 
tle gór. Kandyńscy mają tu główną swoją rezydencyę; tu- 
taj mieszka patryarcha tej rodziny, która obecnie liczy 60 
osób płci męzkiej, człowiek już wielce stary, otoczony pra- 
wmikami. Kandyńscy ważną rolę odegrywali w Dauryi. 
Handel zg^madził znaczne bogactwa w ich domu i zrobił 
zależną od nich całą ludność dauryjską. Nie było włościa- 
mna, któryby im nie był winien jakiej sumy, nie było to- 
WBfo, któryby z ich sklepów nie wychodził. Bez konknrencyi 
byfi panami handlu i mieli nad ludem władzę jakby moskiew- 
skiego szlachcica. Wpaść w ich niełaskę, więcej znaczyło 
tak wpaść w niełaskę czynownika, bo oni i czynowników 
trzjmali w swoich kieszeniach. Polscy wygnańcy mieli z nimi 
liczne stosunki handlowe, uczyli ich dzieci i nie jedną po- 
moc znaleźli w ich domu. Skozaczenie włościan nerczyń- 
tkich, wywołało ich bankructwo: ogromne sumy przepadły 
im u kozaków i sami nie mogli być wypłacalni. Nie zban- 
krutowali jednak zupełnie i dzisiaj jeszcze Kandyńscy han- 
dlują w Nerczyńsku, w Kiachcie, w Irkucku i w Moskwie. 
Ojciec patryarchy tej rodziny Aleksy z Moskwy deportowany 
był do Nerczyńska, niewiem za co. jGdy go wypuścili na 
osiedlenie (jeszcze przeszłego wieku), zaczął handlować i 
wkrótce doszedł do niemałego kapitału, który wzróri w ręku 
jego synów, dał im powagę i ogromny wpływ, o którym 



110 

mówiłem. Ciekawą byłaby łusŁorya ich handlowej dzi^alności 
w Dauryi, rzuciłaby wiele charakterystycznego światła na 
stan tej krainy w pierwszej połowie XIX. w. Niewiele jednak 
obeznany jestem z t% działalnością i dla tego ograniczam się 
co do Kandyńskich na powyższej wzmiance. 

W Biankinie trakt z Czyty zwraca na prawo do Nerczyń- 
skiego Zawodu, trakt zaś amurski prowadzi po Szyłce. Kto 
chce udać się w tę stronę, musi siąść tu na statek i popły- 
nąć rzeką, lub konno odbywać podróż wzdłuż rzeki po dróż- 
kach i ścieżkach wijących się nad przepaściami, po trudno 
dostępnych dla koni górach; powozem lub bryczką po tych 
drogach niepodobne przejechać. 

Z Biankiny wypłynęliśmy w czasie niknięcia rannej mgły: 
słońce coraz więcej ją przenika, wiatr gna w góry, skłębią, 
skupia i wreszcie zdziera uprzykrzoną zasłonę z okolicy. 
Dzisiejszy poranek był zimny i wietrzny, zwarzył liście i po- 
wlókł je czerwono-żółto-brunatną barwą. Jaskrawe te barwy 
niemają w sobie ciepła; są one zimne, mdłe i nie rażą 
oka. Brzozy ze skał zrzucają liście, wiatr i zimno niby 
starość szpeci je i obnaża, jeden listek jako ostatni ślad 
piękności, pognany zosta! za kłębem mgły, wałęsającym się 
od rana między drzewami. 

Niemasz przyjemniejszej podróży nad żeglugę rzeką, której 
brzegi wspaniale są ubrane. W^ąc się jej korytem, płynąc 
od skały do skały, jak w panoramie coraz nowe i innej 
piękności widzisz obrazy. Nieutrudzony fizycznie, spoglądasz 
okiem nieznużonem i świeżem, a czy to na góry, czy na 
rośliny, ptastwo, czy też spojrzysz na rybkę, co plusnęła 
przy twoim statku, zawsze się czegoś nauczysz, coś nowego 
spostrzeżesz. 

Brzegom Szyłki do tego, żeby były zupełnie pięknemi, 
brak jest tylko zamków ,^ kościołów, ruin i miast. Bez pracy 
ludzkiej, natura jest piękną jak myśl w kołysce , jak dźwięk 
w pieczarze, rodzący niezrozumiałe i niedąjące się określić 
wrażenie. Dzieła Boga są tak wielkie w swojej piękności, 
iż całości jej żaden człowiek nie obejmie. Poznajemy pię- 
kności stworzenia cząstkowo, obnażając i badając każdy 
szczegół z osobna, lecz ich ogólnej piękności poznać nie 



111 

moiemy. Jesteśmy wprawdzie w możności wyobrazić sobie 
WBpuuatoBĆ, wielkość piękności wszechstworzenia , lecz wyo- 
bnienie to jest małe i niedostateczne. 

Przyroda w ciągłym ruchu rozw^a przed naszym umysłem 
spokój niewypowiedziany w wielkiej liczbie chaotycznie rzu- 
conych szczegółów; systemat i porządek matematyczny, barwy 
najżywsze, kształty najrozmaitsze i t§ wielką myśl Bożą wy- 
glądającą z całości, którą dopiero może ludzkość przy skoń- 
cieniu swój ero zupełnie zrozumie. My, co nie możemy poznać 
W8Z3fstkidi sił przyrodzenia, dla odebrania wrażenia pię- 
kności, potrzebujemy koniecznie śladów ręki człowieka, 
wspomnień jego życia, ruin jego myśli, coby się przyczepiły 
do natury jak powój do ziemi, wniknęły w nią jak krew 
poświęcenia! Wtedy dopiero, jakby za uderzeniem laski Moj- 
żesza wytryska z ziemi krynica myśli, strumień zrozumiałej 
pięknoścL Potrzeba było dramatu ludzkiego na ziemi, jego 
potrzeb, myśli, jęków, ciała i krwi, ażeby Bóg przemówił 
przez nią. 

Brak historyi w tutejszych widokach bardzo czuć się daje. 
Patrzę na wdzięki tych okolic jak na obraz nieodgadnionej 
treści: niespostrzegam góry z mogilnym kopcem, niewidzę 
kamieni oplamianych ludzką krwią, świątyń wzniesionych 
pfzez mocną wiarę, jednem słowem niemasz historyi napi- 
sanej na tej ziemi, której głoski tak żywo zajmują umysł 
podróżnika w Europie. 

Zabór i chciwość sprowadziła ludzi w tutejsze kraje, nie- 
wola je zaludniła, i tej ślady spotykam: wieś, gdzie rolnik 
me jest wolny ; wiejska cerkiew , gdzie się modlą za despo- 
tów; huta srebrna, która zbogaca tychże despotów; żołnierz, 
który ich broni, i deportowany, który nosi ich kajdany i ję* 
kami daje znak życia. Jęki i tęskne westchnienia i bole 
wygnańców naszych są najpoetyczniejszym dźwiękiem w tej 
ziemi; one wydobędą z niej ową piękność, której brak przykro 
ocznć się dawał. 

Pierwsze osady moskiewskie w Dauryi, nad Szyłką po« 
vstały i dzisiaj w jej dolinie większa się mieści ludność, niż 
V dolinach innych rzek. Na przestrzeni dziesięcin mil, któ* 
nkmj dzisiaj przepłynęli, zmijduje się aż dziesi.ęć wsi- 



112 

WieśTarsk i inna, której nazwiska nie pamiętam, nalewem 
-wybrzeżu zbudowane; na prawem zaś wieś Dunaj owa — 
dalej znów na lewem wybrzeżu wsie WoJogina, Kukyr- 
taj w pięknem położeniu z żółtym budynkiem etapowego 
więzienia; wieś Uśókurłycz, wieś £pifamowa; wieś Ku- 
ku j, Matakan wszystkie zamieszkałe przez kozaków. Ka 
tej przestrzeni z lewego brzegu wpads^% do Szylki dwie 
ważniejsze rzeczki: Kujenga i Kurłycz. Eujenga dala na- 
zwisko pasmu gór; na lewem jej zabrzeżu wzno8z% ńę dwie 
wysokie góry: Bolsza i Kurlińska. Do niej z prawej strony 
wpadają rzeczki Milgibun i Ołów. Wierzohowiska Kujengi 
są niezaludnione. Rzeczka Kurłycz źródła ma w Kujeńskidi 
górach; w jej dolinie wieś Kurłyczeńsk i skarbowa gorzelnia 
teraz zniesiona, do której pędzali ludzi na wygnanie i do 
robót skazanych. Przy ujściu wieś Ujśćkurłyczeńsk. 

Był już wieczór, gdyśmy podpłynęli pod szeregi skał 
w brzozy ustrojone. Słońce zróżowało marszczącą się wodę 
i zapadło za góry według wyrażenia poety « błyszczące jak 
brylant. » W lekkiej, błękitnej mgle zobaczyliśmy białą 
cerkiew Stretieńska. Zmrok zgęszcza się, na szafir stropu 
niebios występują mrugające gwiazdy, nad brzegiem czerwie- 
nią się w oknach płomienie świec i goreją na podwórzach 
ogniska, przy których kozaczki gotują wieczerze. Zawiniwszy 
do brzegu, błądziliśmy jakiś czas po wsi, szukając &o\ńe 
noclegu. Cały dzień następny spędziliśmy w Stretieńsku. 
Jest to jedna z większych osad nad Szyłką, położona pod 
52° 15' szerokości a 135° 19' długości geograficznej. Miesz^ 
kańcy jej są zamożni, trudnią się rolnictwem i spławem; 
chaty mają drewniane i nieporządne, budynki sztaba koza- 
ckiego batalionu, magazyny i więzienie mają lepszy pozór od 
chat, bo są pomalowane żółtą farbą. Od 1858. roku Siretieńsk 
zaczął się wznosić i lepiej zabudowywać, gdyż obrano go za 
punkt zborny i za punkt wyjścia ekspedyoyj amurskich 
które do tego roku wychodziły z Szyłkińskiego Zawodu. 
Pogłoski ludowe o utworzeniu namiestnictwa ze wschodniej 
Syberyi, rezydencyę namiestnika naznaczały w Stretieóaka. 
Niewiadomo czy pogłoski te sprawdzą się, Stretieńsk jednak 
wznosi się i nabiera pozoru miasteczka. Okolica jest malownioca. 



113 

Szeczka Karynga, płynąca z Barszczowskich gór, łączy tu swoje 
▼ody z Szyłką. W Stretieńsku mieszka Antoni Lubo- 
radzki rodem z płockiego województwa. Na wieść o wejściu 
do kraju Artura Zawiszy 1833. roku, Lnboradzki ze swoim 
koleg% H. Weberem uciekł ze szkół, wyszukał śmiałego emi- 
aaryusza i z jego oddziałem wędrował po kraju. Pod Kro- 
śniewicami Zawisza posłał Luboradzkiego do miasta, żeby 
Łam dowiedział aię o sile Moskali, jaka się zbierała. Wracał 
z miasta w chłopskiej siermiędze i niósł bułki ze sobą , ale 
łiystre oko żandarmów zauważyło coś szczególnego w fizyo- 
nomii chłopca; wzięli go, odwieźli do Warszawy i piętna- 
itolehiiego przywieźli dó kopalni nerczyńskich. Teraz jest na 
osiedlenin. 

Na początku roku 1858 zwiedziłem powtórnie Stretieńsk. 
Mieszkańców jego jak i w ogóle całej Dauryi, skazanych na 
życie jednostajne, płynące leniwo jak błotna rzeka i zam- 
knięte kółkiem starań o materyalne potrzeby, zajmują wielce 
najmniejszej wagi wypadki wychodzące z kolei codziennych 
wydarzeń. Rzeczy, które gdzie indziej przeszłyby niezauwa- 
żane, tutaj są przedmiotem powszechnych rozmów i powszech- 
nego zajęcia. W każdej chacie każda osoba, którą w Stre- 
tień^ spotkałem, opisywała mi ze współczuciem los oficera 
kozackiego S(trolmana) za skradzenie żołdu kozakom, 
oddanego pod sąd i zdegradowanego na szeregowca. Pół 
mi, a szczególnie należący do wyższego kółka ludzie, od- 
prowsdzali transportowanego do Orenburg^ oficera; ściskano 
go i jego rodzinę, płakano, zaopatrywano w różne potrzebne 
mn na drogę rzeczy. Dowody sympatyi były tak liczne i 
ujmujące, iż i ten, który stał się ofiarą szlachetnej idei i 
wzniosłego poświęcenia, uważałby za szczęście, gdyby go 
podobne dowody sympatyi ^ krytycznej chwili klęsk i cier- 
pień spotykały. MSosierdzie i litość dla nieszczęścia cha- 
nkteryzuje naród moskiewski. Lecz kierunek miłosierdzia i 
tympatya, którą bez wyboru obdai^ją nieiizczęście sprowa- 
daone tak przez zbrodnię jak i życie szlachetne oraz cno- 
tliwe, rzuca cień na ich usposobienie moralne i niedaje ni- 
kfimu prswa chlubić się ze współczucia, jakie pomiędzy Mo> 
dalami wywołliŁ 
GiŁŁBm, OpiMoie. ' I. 8 



114 

Dragim wypadkiem, mocno także iBtere8ąj%cym tutejsza 
ludność, jest awantura, którą zrobili kozacy w 8%Biedni^ 
wsi Łenczakowie z rewizorem gorzalczanym, wysianym prsez. 
arędarzy monopolu gorzalozanego. Znalad on u kozaka ta- 
jemnie w domu pędzoną wódkę i jako corpos delicti chciał 
ją zabraó, ale kozacy, których było kilkunastu w chacie, 
zgasili światło, rzucili się na rewizora, wódkę odebrali, a 
jego potłukli. Wywiązała się z tego powodu sprawa; władze 
kozackie stanęły w obronie kozaków i ci zostali usprawie- 
dliwieni. 

Lecz ważniejszym nad te zdarzenia wypadkiem, w kro- 
nice miejscowej mieszkańców nadszyłkińskicH jest powrót 
z Moskwy z koronacyi cara Aleksandra II., kozaka miesz- 
kającego o kilkadziesiąt wiorst od Stretieńska we wsi Czal- 
buczy. Ze wszystkich okolic obszernego państwa i z liczny<^ 
wojsk moskiewskich przysłano na koronacyę deputatów, 
którzy asystując obrządkowi koronacyi, podnosili jego świet- 
ność. Z tutejszego batalionu posłano kozaka P(łotników 
Iwan), jako najbogatszego, pokaźnej fizyonomii i zręcznego 
człowieka. Przy koronacyi bardzo dobrze i przyzwoicie umiał 
się znaleźć ten prosty, umiejący tylko czytać i pisać lecz 
nie bywały w wielkim świecie cdowiek. Gar za asystencyc^ 
dał mu stopień oficera i dziedziczne szlachectwo. Tak 
obdarzony, z świetnemi wspomnieniami stolicy, powrócił 
W rodzinne strony. Nikt go tu poznać nie może, tak ai^ 
zmienił w stolicy: jedno zetknięcie się z towarzystwem apo- 
lerowanem, dało mu polor, łatwość obejścia się, pewność 
siebie, którą pospolicie odznaczają się ludzie w wielkich 
miastach mieszkający. Patrząc na niego, nie podejrzy wałbyś 
go o chłopskie wychowanie. Opowiada umiejętnie i z wielka 
powagą, wszystkie szczegóły koronacyi, wspomina z nie- 
dobrze utajoną chełpliwością o przedstawieniu się carowi i o 
tem, że carową w rękę pocałował, co w oczach tuteJ8zą| 
ludności ogromnie podnosi jego znaczenie. Opisige im dalej 
świetne pochody, obiad wspaniały, przy którym 8%siadk% 
jego była bogato ubrana młoda i piękna firejlina. Przemó- 
wiła do niego po francuzku, on jej z uśmiechem odpowie- 
dział, iź zwykł mówić tylko po moskiewsku, i piękna dama 



115 

in&v3a z mm o różnych rzeczach po moskiewskn. Wszyscy, 
co go ahichąj^y olśnieni są przepychem, jaki roztacza przed 
umi opowiadanie ich ziomka, zazdro8zcz% mu i szanują go 
gióiniie za to, że blizko byt wielkiego cara i widział wapa- 
ziały obrządek. 

Giętkość i zdolność zastosowania się do i>ołoienia, która 
nas uderza w tym kozaku, jest jednym z rysów charakteru 
moskiewskiego. Rosyanin niezmiernie prędko oswaja się ze 
swojem położeniem i na kaźdem stanowisku jest takim, jak 
gdyby do niego dawno przywyknął. Dezerterzy moskiewscy, 
którzy razem z Polakami zbiegłymi od poborów rekruckich, 
pracują od lat ¥ńelu w hutach górno -szlązkich, przyswoili 
sobie obyczaj, język i ducha miejscowej ludności, niestra- 
ciwBzy swojego. Moskal z liberalnymi ludźmi jest liberał* 
nym, tyranem, gdzie wymagają surowości, litościwym, gdy 
idzie za popędem swego serca i gdy mu wolno być litości- 
wym, chojnym, skąpym, płaskim, dumnym a zawsze prze- 
biegłym, zawsze zręcznym, pozornym i zawsze chciwym. 
W towarzystwie Europejczyków jest jak Europejczyk: pole* 
równym, grzecznym; w towarzystwie uczonych umie odegrać 
rolę uczonego, w towarzystwie azyatyckiem jest zupełnym 
Azjatą. Giętki i zmienny, wszystko do niego przylega, a 
w grancie zawsze jest jeden, zawsze jest Moskalem. Cha* 
zikter taki robi go zdatnym do dyplomacyi, do podbojów 
i q^rzy|a szczęśliwemu prowadzeniu interesów. Fortuna też 
oddawna jest na stronie Moskali. Kie oni cywilizacyi i 
ludom podbitym nieprzynoszą, żadnej ożywczej idei, żadnej 
GDoty niewpajają, nie dają szlachetnej dążności, ale umieją 
wnystko zużytkować, wszystko do siebie przyciągnąć, i umieją 
pomimo naśladownictwa na wszystkiem piętno swoje wy- 
canąć. Charakter tak giętki i zręczny, oddany w służbę idei 
niewolniczej caryzmn, robi Moskali niebezpiecznymi dla in-^ 
Dych narodowości i cywilizacyi. Czy porzucą teraźnieJBij- 
kierunek i zamienią go na lepszy, ludzki, wolniejszy? oto 
jeit pytanie wielkiej wagi. Niepowiem , żeby pomiędzy nimi 
me było elementów wolności; nie powiem, żebym wątpił o 
idi ludzką, cywilizacyjną przyszłość. Mają oni zdolność sku- 
się, wspólnego władania, mają instytucyę gminną 

8* 



116 

opart% na zasadach bardzo demokratycznych, maj% popęd do 
oświaty, a to jest dosyć na początek. Z tego iródła moie 
wypłyn%6 burzliwa rzeka, która zerwia tamy niewohiicze i 
omyje ich cywilizacyjną wodą. Moskale mogą spłakać z siebie 
kurz carski, wyciąć wrzody moralne despotyzmu, mogą 
zmienić organizacyę swoją moralną do niewoli skłonną, ale 
wątpię czy potrafią się wyrzec panowania, zabierania t^^o, 
co do nich nie należy, ozy przestaną kiedy być narodem zar 
borczym. Niewola zrobiła ich strasznymi dla luddcoka, 
wolność nie zrobi ich bezpiecznymi dla jej samodzielnego 
i wolnego rozwiania się. Czas już wrócić do mojej podróiy 
po Szyłce w 1855. roku. 

Po zejściu rannej mgły, która niby strop niebieski przy- 
tłacza codzień całą okolicę, wyruszyliśmy (13. września) ze 
Stretieńska. 

Na lewo, tuż pod Stretieńskiem , w głębokim wąwoiie 
siedzi wioszczyna MarguŁ Wsie na brzegu zawsze miło 
wita żeglarz, tęskniący do widoku ludzi. Nad Szyłką budo- 
wane są wsie na wązkiem wybrzeżu; z jedncg strony wodą, 
z drugiej górami zamknięte, wszystkie prawie mają malo- 
wnicze położenia. Przepłynęliśmy obok Farkowej, a dalej 
Lenczakowej, która ciągnie się przesi^o pół mili, przy- 
tulona do płaskiego zabrzeża podobnego do wału. Nqirzeciw 
sterczą skały, trafnie nazwane przez poetę żebrami i szkie- 
letem ziemi; przesuwamy się pod ich ścianami, wieszając 
na ich pochyłościach i urwiskach wyrojone zdarzenia i hiatorye, 
podobni w tem do wszystkich podróżników, których naj- 
wspanialsze krajobrazy gór i stepów wówczas zachwycają, g^ 
je zaludnią światem fantastycznych istot i napetkiią w razie 
braku rzeczywistych wspomnień wypadkami urojonemi. 
Ztąd to różni ladzie, patrząc na jedne i te same miejaoa, 
widzą w nidł różne wyrazy, kształty nawet inaczej się każdema 
przedstawiły ą i różne w każdym robią wrażenie. Opiay więc 
natury nigdy nie d^ą pewnego wyobrażenia o piękności i 
fizyonomii krainy, są one raczej kanwą, na której kaidy 
wyszywa inny obraz, a który jest tylko miarą sprężystości i 
bogactwa fantazyi podróżnego. Bez tych jednak opisów 
obejść się nie można w podróży. Są one tem w rzeesy- 



117 

wiitości i w opisie, czem są dekoracje dla dramatu w tea- 
ttwB; bez nich najpiękniejsza sztaka wyda się nudną, suchą 
i mało do rzeczywistości podobną. 

O półtory^mili od Lenezakowej, także na lewem wybrzeżu, 
jest wieś Łamy. Widok jej ozdobiony jest cerkwią z bły* 
SKząeym krzyżem i czerwonemi dachami baraków obozu 
kozackiego. W górze znajduje się prochownia, a przy niej 
stoi na warcie kozak w ogromnej niedźwiedziej czapce. 
ŁuDj są rezydencyą dowódzcy batalionu kozackiego i jego 
ttiabn. 

Słyszałem tu o poszukiwaniach w Syberyi śladów Johna 
Franklina, znakomitego żeglarza, który zginął w podróży 
do bieguna północnego. Poszukiwania Franklina przez wiele 
lat ztjmowały umysły w Europie a z Ameryki i z Anglii 
kilka ekapedycyj wysiano na północne wody, w celu wynale^ 
sienią jakichkolwiek śladów nieszczęśliwego żeglarza. Rząd 
aoskiewski chorując na słabość podobania się Europie, udaje 
nwsse sainteresowanie się kwestyami i sprawami szlache- 
tnemi, które albo zl^ daleko rozwijając się groźnemi mu 
hjć ntemogą, lub też z samej natury nie mają kamienia na 
aiewoię. Dla tego to wielcy wirtuozi, śpiewacy, różni artyści, 
aoAorowie jak Dumas, znajdują tu świetne przyjęcie i żywe 
aamSowanie sztuk pięknych i literatury; europejskiej sławy 
aktorka po gotowe wieńce jedzie do Kotikwy, chemik, bo- 
tanik, przemysłowiec, jednem słowem wszyscy wielcy ludzie 
niewhmej specyalności, na rękach są noszeni dla tego, żeby 
potem dobre słowo o Moskwie w Europie powiedzieli. Filan- 
tropijne przedsięwzięcia, pożary, powodzie, wyciskają zawsze 
t serca ministrów rozporządzenia, w których jeżeii zechcesz 
dopatrzysz się łzy z atramentem zmieszanej. Utyskują tu nad 
lotami negrów w Ameryce, gotowiby wielkie ofiary dla nich 
ponieŚ45, ale mówić niepozwalają o losie białych niewolników 
w Moskwie, których nazywają chłopami. Świat się zaintere- 
wwał losem odważnego Fnu^lina; jakżeby to wyglądało, 
łeby Moskwa w sposób energiczny nie okazała, jak ją boli 
aiewiadomość jego losu? Minister wydaje więc rozkaz do 
mystkich gubernatorów syber^ijskieh poszukiwania w Sy- 
lieryi Franklina, gdyż otr^ał wiadomość, że przy ujściu 



118 

Leny widziano jakiś statek rozbity, który, bardzo być może, 
niósł na swoim pokładzie angielskiego ieglarza. Gdyby wy- 
słano ekspedycyę na północne brzegi Syberyi, zaintereso- 
wanie się rz%du niewydałoby się nam podęjrzanem; ale 
rozkaz okólnikowy poszukiwania Franklina na całej prze- 
strzeni Syberyi, która jest krain% najzupełniej kontynentalną, 
brzegi zaś jej morskie zupełnie są niezaludnione, policsyć 
musimy do tych rozporządzeń rządowych robionych dla Eu- 
ropy, które są symptomatem choroby, o której wyżej mó- 
wiłem. 

Gubernatorowie okólnikiem rozkazali wszystkim władzom 
w gubemii robić owe poszukiwania i oto w środku prawie 
Azyi zaczęto na piaskach i w potokach szukać śladów okrętu 
Franklina; nad morzem nieszukano, bo tam niema ludno&cL 
Pisarz pewnej gminy, po skończonych poszukiwaniach, n»> 
pisał raport następnej treści: «Mam * honor donieść jaśnie 
wielmożnemu panu, iż wskutek rozkazu jaśnie wiebnożnego 
gubernatora, w gminie N. N. przez trzy dni szukano śladów 
Anglika Franklina. Z poszukiwań pokazało się, iż c^owiek 
tego nazwiska nigdy tu nie był, bo najstarsi mieszkańcy 
gminy nie pamiętają go. Śladów zaś okrętu po bardzo pil- 
'nych poszukiwaniach w rzeczkach i strumieniaoh niepokasalo 
się. Ośmielam się zrobić uwagę, że niepodobną jest rzecią, 
żeby ów Anglik na okręcie miał tu przypłynąć, najwickssa 
bowiem rzeczka gminy N. N. ma pół arszyna głębokości a 
dwa arszyny szerokości. Jeżeli jednak na przyszłość pokaie 
się człowiek z nazw^iskiem poszukiwanego, władza gminy 
natychmiast pod strażą dostawi go do miasta gubernial- 
nego.» Otóż, gdyby się był Franklin do Syberyi do- 
stał, byłby skrępowany odbył kilkudziesięciomilową podróś 
etapami do miasta gubernialnego , i jak się często w ta- 
kiej podróży zdarza, byliby mu może i plecy wygrzmo- 
cilil 

W dalszej żegludze przepłynęliśmy obok wioski Jer gał, 
ubożuchnej Farkowej, za którą pokazuje się brzeg grani- 
towy, podobny do tamy omszonej; obok Utoczkiny, na 
końcu której widać więzienie. W jakiejż okolicy Moskwy 
niema więzienia? Gdzie się zwrócisz wszędzie zobacsyss 



119 

mory lub ostrokoły; nad Amurem niemasz jeszcze osad, ale 
«l jui więzienia, w około których jakby koło świątyni ludzie 
Łfdą się bndować! 

Za Utoczkin% na znaoznej przestrzeni niemasz osad, 
ale za to po obu brzegach sterczą skały spiętrzone, podobne 
do obłoków skamienial^di. Na górach i skałach pasie się 
bydło i drapią się konie z zadziwiającą zręcznością. Góry 
pod szarą zasłoną pomroku, nabierają pozornej olbrzymiości ; 
piękne są pod tą zasłoną, chociaż nie możesz poznać i 
określić ich kształtów, podobne do tydi wielkich, mglistych 
poematów, w których brzemienie, porównanie, wielka liczba 
słów cię uderza, a po przeczytaniu nieznasz jeszcze ich 
treści. Jest to wielkość i piękność tajemnicza i jako taka 
łudząca i Mszywa. 

Bozpalililmy na tratwie wielkie ognisko. Czerwone jego 
płomienie oświecało nam drogę na rzece, lecz niedopomogło 
nam dopatrzyć wsi na brzegu, do której z niecierpliwością 
dążymy. Ciemność się zwiększa a z nią i zimno: żołnierzyska 
zbliżyli się do ognia, grzejąc zdrętwiałe ręce i nogi. Ja, 
otulony kożuchem, napróźno okiem rozrywałem ciemności, 
napróżno upatrywałem ludzkiego mieszkania. Płynęliśmy tak 
długo, niewiedząc gdzie i w jakiem jesteśmy miejscu, aż 
iFTeszde zobaczyliśmy światło na brzegu i brnąc po pas 
w wodzie, przyciągnęliśmy tratwę do lądu. Światło, 
któreśmy w oknie chaty zobaczyli, zaprowadziło nas do 
wsi Mangidaj, w której przenocowawszy, przybyliśmy 
nazajutrz do wsi Baty zwanej inaczej Boty, zbudowanej 
po obu brzegach rzeki a odległej od Stretieńska o ośm 
miL 

Blisko tej wsi pod górą jest źródło nafty; okolica uro- 
d:iąjna, mieszkańcy zamożni. Spędziliśmy tu dzień cały; 
kozacy z ćle utajoną radością opowiadali mi awanturę, 
która maluje pogardę i nienawiść kozaków do wojsk linio- 
wych. 

Wzdłuż Szyłki, zacząwszy od Biankiny, poczta znajduje 
się w ręku kozaków. Podróż z wodą bardzo jest łatwa, ale 
pod wodę holowanie statkiem niezmiernie jest trudne i po- 
łączone z niebezpieczeństwami; pomimo tego wynagrodzenie 



120 

jest małe, nieodpowiadąjące wielkości trudów, a wymagania 
ze strony przejezdnych oficerów 8% pospolicie bez granic 
Dla tych to powodów kozacy niekontenci 8% z poczty, któr| 
im narzucili; leniwie wypełniają swoje obowiązki, ociągają 
sig z wyruszeniem z miejsca i dokuczają czem tylko mogą 
podróżnemu, któremu bezkarnie dokuczyć można. Dwó^ 
oficerów B(orysławski) i P (orotów) nużący w artyleryi 
i piechocie, płynęli do miasta Nerczyńska. Przyjechawa^r 
do Batów, musieli zatrzymać się dla braku koni. Po kilku- 
godzinnem czekaniu, wyrozumiawszy, iź kozacy umyślnie 
niedają im koni, przywołali starszego uriadnika (pod- 
oficera) i surowo, po oficersku, rozkazali mu natychmiast 
konia przyprowadzić, w przeciwnym razie pogrozili skargą 
i chłostą. 

Koni jednak kozacy nie przyprowadzili i zmusili przez 
to jednego oficera do uderzenia uriadnika w policzek. 
Kozak odpłacił mu także policzkiem z dodaniem procenta, 
przywołał bowiem innych kozaków i obydwóch oficerów 
srodze poturbował. Kozacy natychmiast donieśli o tej awan- 
turze swojej władzy sfałszowawszy szczegóły: napisali, że ofi- 
cerowie byli pijani, że przez pijane szaleństwa zmusili ko- 
zaków do bronienia się, sami jednak broniąc się przed ich 
wściekłością, wcale ich nie bili. Oficerowie ze swojej strony 
donieśli władzy o brutalskiem obejściu się z nimi kozaków; 
rozpoczęli sprawę, w której zwierzchność kozacka, a 
szczególniej Brunner, dowódzca batalionu, starał się uspra- 
wiedliwić kozaków. Zawiść, lekceważenie przez kozaków 
wojsk regularnych, okazały się w zupełności w tej spra- 
wie. Postępek kozaków bardzo surowo karany przez prawa 
wojenne, zdawało się już, że przejdzie bezkarnie, ale skargi 
podobnego rodzaju przez innych przejezdnych robione, 
zmusiły wreszcie zwierzchność kozacką do głębszego i spra- 
wiedliwszego rozbioru skargi oficerów. Przekonano się, ze 
oficer artyleryi nigdy wódki nie pya, nie mógł więc być 
pianym, że raport Brunnera zawierał fałsze, i w skutek 
tego ataman podczas lustracyi skrzyczawszy przed frontem 
dowódzcę, kozaków, którzy bili oficerów, rozkazał ochłostać i 
posłać na służbę w okolice nadamurskie. 



121 

Z Batów wypłynęliśmy 15. września. Pogoda była prze- 
śliczna, niebo bez chmurki. Brzegi zżółkł% jesienną roślin- 
ności) pokryte, a powietrze pełne było zapachu siana. Wazę- 
diie wspaniałe widoki mieliśmy dzisiaj po drodze: skały 
wapienne, wysokie góry, obszerne błonia, kolejno po sobie 
następują, a rzeka coraz szersza, coraz głębsza błyszczy się 
i kręci jak wąż. Na przestrzeni 24 wiorst dzielącej Baty od 
Saylkińskiego Zawodu są dwie wioski: Czałbucza i Ul- 
gicze. 

Bo Szyłki przypłynęliśmy około południa. 



V. 



Połoienle Ssyłkińskiego Zawodu. Domy Syberyaków. Drogi w Dauryi. Zima. 
Wpływ limy. — Ubranie simowe. — Zawieruchy śnielne. — WiosnaT — 
Poiary pusscs. — Ikar syberyjski. — Dolina ccałbucsyńska. — Włóca^L — 
Huta ssklanna i wynalaaki Hilarego Webera. — Polacy amarli wSsyłce.— 
Ułylki X kory brsosowej. — Natura budzi tęsknotę. — Góry Jako miejsca 
modlitw. —Samobójstwa. — Klimat Dauryi. — - Jaiwa syberyjska. — Swifta 
diiewic. — Ekaterióski rudnik i ssyłkińskie kopalnie srebra. — UJśekariL 
Zabójstwo. — Zielone 6wi%tki. — Kobiety w Dauryi. — WjgnaAey połi- 
tycsni w Siyłce. — 



Zawód Szyłkińaki, który nazywają też wprost Szyłka, 
położony jest pod 52° 40' 45" szerokości a 136<> 15' 20' dłu- 
gości (od Ferro) geograficznej. Rzeka płynie tu szerokiem 
korytem *) w ciasnej dolinie, zamkniętej ponurem! g^óramL 
Wazka przestrzeń między lewym brzegiem rzeki a wysoką 
skalistą ścianą gór zabrzeżnych, służy za posadę Szyłkińskiemn 
Zawodowi. Na tym pasku ziemi ciągną się z pół mili dwa 
rzędy domków i chałup, które tworzą główną ulicę osady. 
Plac, na którym stoi cerkiew, i kilka małych przecznic nie- 
zmieniają przeciągłego kształtu osady. 

Ulice są niebrukowane, lecz z powodu piaszczystego i kamie- 
nistego gruntu błota prawie nigdy nie bywa. Obszerne podwórza 
i ogrody warzywne pomiędzy domami rozszerzają osadę, która 
ma 2,000 mieszkańców. 

W Szyłce niema ani jednego murowanego budynku. Domy 
bez piątr, budowane są z belek modrzewiowych lub sosno- 
wych. Dachy kryją korą brzozową źle spojoną i niedbale 



*) Około 150 Sfłni. 



123 

przywalają j% deskami lub kłodami, dla tego też wiatry łatwo 
je zrywają, a deszcz prawie do kaldego mieszkania przecieka. 
Frontem dom jest zwrócony do podwórza; dwa albo trzy 
szklarnie okna w bocznej ścianie pod daleko wystającym oka- 
pem amieszczone, patrzą na ulicę. Każdy dom opasany jest 
przyzbą (zawalnia), która chroni ściany od przemarznięcia. 
Wejście do domu bywa zwykle z podwórza przez ganek kryty, 
na kilku słupkacłi oparty. 

Szpary między belkami zatykają mchem, który jest przy- 
tufldem niezliczonej liczby robaków, zwanych u nas prusa- 
kami, a tutaj tarakanami. Żaden dom nie jest od nich 
wolny: ściany, szczególniej wieczorami, czemią się od ich 
rojów; lezą óne do garnków, zjadają chleb i potrawy, łażą 
po śpiącym czło¥deku, a na wygubienie ich niema prócz 
zimna innego środka. W jesieni wymrażają prusaków, lecz 
pewna ich liczba, schowana w ciepłym mchu zwykle ocala 
a następnego roku nowe z nich legfiony rozmnażają się. 
Szybkie, wytrwałe, żarłoczne, są wraz z obrzydliwemi austry- 
akami (pluskwami) plagą każdego syberyjskiego domu. 

Na zimę Syberyacy bardzo tro9kliwie opatngą drzwi, okna 
i wszystkie szpary szczelnie zatykają pakułami, dla tego też 
w nietzkaniach ich bywa ciepłb a nawet gorąco. Dla mnie, 
jak i dla wszystkich moich rodaków w Dauryi mieszkających, 
atmosfera mieszkania syberyjskiego jest nieznośną i za gorącą. 
Przybyli z łagodniejszego klimatu Polacy, łatwo znoszą tutejszy 
klimat a mieszkają w izbach mniej ogrzanych niż izby Sybe- 
'yików, którzy dziwią się ich wytrwałości na zimno. 

Piec w izbie Sył)eryaka ogromny, podobny do naszego 
piekarakiego pieca. Komin szeroki wyprowadza z izby dużo 
dei^a, dla tego też zaraz po wypaleniu się drew, gdy jeszcze 
z węgli wydobywa się Mękitny płomyczek gazu, zasypiają 
popiołem ognisko i komin zatykają; izba w momencie się 
ogrzewa i powietrze jej napełnia się gazem węglowym, nie- 
bezpiecznym dla zdrowia, a do którego Syberyacy bardzo się 
pizyzwyczaili. Zwyczaj utrzymywania w piecu pokarmów 
V garnkach od rana do wieczora, ciągłe skwarzenie się i to- 
pienie tłustości, powiększa swąd w mieszkaniu. 

Dolina czałbuczyńska, w której toczy się strumień Czałbu- 



124 

cza, przecina Szytkę na dwie połowy; jedna z nidi nosi na- 
zwisko Kokig. Blizko njścia Czałbuczy, stoi srebrna huto 
dzisiaj nieczynna, garbarnia, młyn wodny i linta azHanna, 
z której Idęby czarnego dymu, unosząc 8i§ pomiędzy skały 
poblizkiej góry Pawłówki, podnoszą malowniczą dzikość tego 
miejsca. 

Widok Szyłki jest bardzo malowniczy: Uękitna taśma rzeki, 
zielone błonia, skały i wysokie góry okryte borem modrzewi, 
stanowią ramy osady przytulonej do góiy, schowanej i zam- 
kniętej, z jednem tylko wolnem wejrzeniem na obłoki. Przez 
sze^ć miesięcy zwierciadło rzeki grubym lodem pokryte, sta- 
nowi jedyną drogę, która wygodnie i bezpiecznie prowadzi 
towary i podróżnych z Nerczyńska i z Amuru. W inne strony 
kraju prowadzą konne ścieżki, strome, kamieniste i pn%ce się 
po górach dróżki, na których koń i człowiek co krok naraża 
się na złamanie karku. Drogi wDauryi prawie wszystkie są 
niegodziwe; główniej sze trakty przechodzą także przez wyso- 
kie pasma i są pospolicie wązkie, pełne wyboi, korzeni i ka- 
mieni; wozy się na nich kruszą a konie męczą i zabijiyą. 
Latem i zimą rzeki są jedynie bezpiecznemi traktami: latem 
żegluga ułatwia komunikacyę a zimą wyborna sanna po lodzie. 
Sanna na traktach i drogach lądowydi z powodu małych 
śniegów, bywa podobnie jak i drogi letnie niegodziwą. 
W innych prowincyach Syberyi, w których padają wielkie 
śniegi i znajdi:^ą się szerokie płaszczyzny i równiny, komnni- 
kacya lądowa nie jest tak trudną, jak w Dauryi. 

Długa zima pokrywa okoliczne góry płachtą śniegu i kraj- 
obraz Szyflci przybiera w tej porze roku smutne i ponure 
barwy. Wiaterek chiwus wiejący w dolinach, szczypie i tsaę 
po twarzy i zmusza podróżnego do zakrycia jej kożuchem. 
Chiwus jest to leciuchny wiaterek, wiejący w czasie słro- 
zów w dolinach i w miejscowościach odsłoniętych: oddeeii 
jego nie porusza gałęzi, lecz podnosi siłę mrozu i robi go 
nieznośnym; pod jego powiewem nos, policzki w moment 
u^gaj% odmrożeniu, a ciało jednym kożuchem nie jest dosta- 
tecznie przed nim zabezpieczone. 

Zimą, natura nic ciekawego do duszy nie wprowadsa; 
brak wszelkiej barwy nie wabi oka, a trzydziesto- stopniowe 



125 

mrocy trzymają człowieka w ciasnych, swykle zasw§di!onycb 
mioKkaniach. Wówczas to wrażliwość serca zmniejsza tńę a 
sdacketniejflze acznoia uciekają z duszy, która zdaje się zię- 
hD%6 i brać na siebie grubszą naturę. Niewiem, czyście za- 
Bważyii, £ezimą ladzie zwykle gorsi bywają niź latem, mniej 
zdatni do popędów cfarześciańzkiej miłości i obojętniejsi na 
ogólniejflse a wznioś^aze cele człowieka. Nie mówię tego 
o lekkiej europe^zkiej zimie, ale o wj^wie zimy zupełnej, 
t^[iejy takicii, jaka bywa w Syberyi. Na sobie doświadczyłiem 
podobnego wpływu zimy i uważałem go w wielu osobach. 
W tąj porze powszechnej martwości i dusza się bardziej ma- 
teryalizaje, zamyka w egoizmie i nie wychodzi poza obręb 
leniwego a ciepłego bytn« Moie też to jest powodem, że 
lody w surowym klimacie żyjącej mało mają wspólnych inte- 
resów i celów publicznych, i że nie mają historyi. 

W krótkiem tutejszem lecie, gdy się góry i błonia zazie- 
lenia i zakwitnie piękna dauryjska flora, okolica Szyłki na* 
biom niecwykłego a właściwego sobie wdzięku. Ogrom nie 
zamieszkałych i pustych gór, piętrzących się do jednostajnej 
wysokości, formy ich okrągławe uderzc^ą wyobraźnię, lecz 
jej nie wznoszą,, barwy zaś bujnej roślinności ślicznie stroją 
góry, lecs im nie odbierają charakteru pustynnego i samo- 
tnego. 

EliiBst ma Daurya suchy i zdrowy. Jesień 1855% r. była 
bwdzo pogodną; błękit nieba rzadko się powlekał chmurami, 
powiekne było suche, przejrzyste, bez mgły i wiatrów. Liście 
z dizew opadły w pierwszych dniach października, śnieg także 
V owym czasie (1. października) pruszył, ale zniknął natych- 
nsśast Drugiego października grzmoty zdziw% mieszkańców, 
ikigdy in*awie jak tylko starzy ludzie pamiętają, nie zakłóca- 
iąee w tak późnej jesieni powietrza Dauryi; grnnot połączony 
hfl z obfitym i gruboziarnistym gradem. Około 22. paździer- 
nika zaez^ się już moene mrozy, które w jasne dnie żarnie- 
^aaij się na umiarkowane i przyjemne ciepło. W tym także 
csasie spadł śnieg, pokrył ziemię na kilka cadi i już do wio- 
sny nie stajał; większe śniegi tej zimy wcale nie padały. Jest 
to jeden z właściwych klimatowi Dauryi fenomenów, że po- 
viBio geograficznego położenia, gór^stego i znacznego wy- 



126 

niesienia nad poziom morza i mrozów dochodz%cych do 40 
stopni R. śniegi bywają bardzo małe. W listopadzie 
mrozy dochodziły do 20 stopni, a w grudnia przez a^ ty- 
dzień przed Bożem Narodzeniem termometr pokazywał 38 
stopni zimna. Mgła sucha, która towarzyszyć zwykła tna* 
skającym mrozom, zaległa doliny i zakryła góry: cdowiek 
stąpa, jakby po omacku, okryty kożuchami biegnie do ciepłq 
chaty, nie mogąc złapać marznącego oddechu; cisza w powie- 
trzu pani;ge, wiatru niema ani jednego tchu i ta to właśnie 
okoliczność robi znośnem tak wielkie zimno. Syberyacy oki7- 
wąją się zimą baranim kożuchem, na niego wdziewają « da- 
ch ę» to jest: kożuch sierścią na wierzch zwrócony, zrobiony 
ze skóry renifera, łosia, samy lub cielęcia. ( Kirgizi nosafdi- 
chy ze skóry źrebiąt.) Na nogi wciągają tunguzkie auntyi 
i w takiem odzieniu bezpiecznie w największe mrozy podró- 
żtyą. Dacha jest bardzo lekka, nie przepuszcza wiatru ani 
zimna i dobrze zabezpiecza w podróży; dachy i unty Sybe- 
ryacy przyjęli od dzikich ludów. Unty (buty) bywają długie 
aż za kolana, cholewki rzemyczkami do pasa przywi|n|j|; 
robią je także ze skóry renów, łosiów, sam, piżmowca, sierścią 
bywają w dół lub też na wierzch zwrócone. Skóra dobne 
wyprawiona niepospolitej miękkości grzeje nogę i nie obcttia 
jej. Z Chin od Mongołów przywożą unty wyszywane jedwa- 
biem w kwiaty i różne gzygzaki, które bogatsi w święta no- 
szą; cena unt dochodzi do 13 złp. Czapki noszą futrzane 
z uszami, a czasem i z kawałkiem futra, które jak języcsek 
na nos spada i okrywa. Rękawice także futrzane ogromnej 
wielkości. Taki ubiór nieksztc^ny jest i brzydki, lecz jako 
dobrze zastosowany do klimatu jest w powszechnem ożycia. 
W miejscowościach odkrytych, na równinach lub stepach 
jeżeli podróżnych spotka zawieja, (purga) wyprzęgaj) na- 
tychmiast konie, chowając się całkiem w kożuchy i leżąc na 
wozach nieruchomi, czekają póki straszliwa, mroźna a śnieżna 
zawieja nie przejdzie, która wszystko na trzy kroki preed 
człowiekiem białym tumanem zakrywa i pogrąża go w nie^ 
przenikniony i zimny chaos. Niebezpieczną jest w stepowych 
miejscach syberyjska zawierucha — najśmielszych przejintga^ 
trwogą : zawiane drogi, zabłąkane konie, mróz dojmujący ai 



127 

do kości, dalekość zbawczego ogniska i ten iwiat w górze^ 
BA dole i ze wszyBtkich stron biały, wiejący, bez żadnych 
przedmiotów dla oka, w którym nikt nie wie, gdzie się obró- 
cić, zabija podróżnego, jak piaszczysta burza Sahary. Zawie- 
nicha zatrzymige podróżnych na jednem miejscu nieraz i 
dzień cały, a czasami dwa i trzy dni ich mrozi ; skoro przej- 
dzie, zręczny Syberyak kieruje się bezdrożem po białej płasz- 
czyźnie i dąży niepewny do dalekiej osady, gdzie znajduje 
pokarm, ciej^o i zbawienie. 

Po Bożem Narodzeniu mrozy cokolwiek sfolgowi^y, ter- 
mometr wskazywał 30 i 25 stopni niżej zera; mrozy takie 
tą tu pospolite i isa umiarkowane uważane. Około Trzech 
Króli mrozy dochodzą do największej mocy, lecz tego roka 
(1856) nie przeszły zwyczajnej liczby 20 i 25 stopni B.; do- 
piero od 1. do 11. lutego wzmogły się i doszły do 35 stopni. 
Śniegi, jak to już mówiłem, rzadko padają. Mrzy czasami 
inieżny puch w powietrzu, lecz grubości śnieżnej warstwy 
na ziemi wcale nie podnosi. Słońce nie wysoko wzbija się 
nad horyzont i świeci przez kilka godzin jak i u nas mato- 
Tem, łagodnem światłem; promienie jego są obojętne, nie 
grzeją i śniegu nie tają; zimą odwilży nigdy tu nie bywa. 

W końcu lutego przez kilka dni wiatr d^ w górach i 
inieg pruazył, lecz zaraz pierwszych dni marca powietrze 
ociepliło się, niebo wyjaśniło, a promienie słoneczne spędzały 
śnieg z drogi, tak że już 10. marca sanna do reszty po- 
psuła się. Przez cały marzec trwała najpiękniejsza pogoda, 
jednego tylko dnia padał drobny deszczyk, który zupełnie 
oczyścił góry ze śniegu. Pomimo pięknych i ciepłych dni^ 
noce są bardzo mroźne, a lód na rzece mocno się trzyma, 
chociaż woda z gór płynie po nim. 

Ostatnich dni marca było kilkanaście gwałtownych wia- 
trów; osuszyły one mokrą ziemię. W pierwszych dniach 
brietnia, według powszechnego zwyczaju w całej Syberyi,. 
zaczęto wypalać zeschłe trawy. Ogień posuwa się z nizin na 
góry, obejmuje coraz szersze spłazy gruntu, wchodzi do borów 
i zapala je. Dymią się piiszcze, a góry jakby w wulkany 
zamienione buchają płomieniem; błękitnawy dym zaległ nad 
sjikińską doliną i otulił całą Okolicę w przezroczystą gazę. 



128 

Ciemność nocy powiększa nad2;wyczajność widokn pal^cydt 
się ł^k, gór i puszczy: fale światła i ognia spływają z góry, 
a czerwona łnna unosi się po nad szczytami i opasuje hory- 
zont szeroką, gorejącą wstęgą. Dnia 17. kwietnia p«W 
śnieg, ale nie zagasił pożaru, który wybucha w coraz to no- 
wych miejscach; posunął się już na góry okalające Szyłkmsti 
Zawód a w mieszkańcach jeszcze trwogi nie wzbudza. Nk 
żałują drzew w puszczy, trawa dla bydła i koni jest im po- 
trzebniejszą niż drzewo, którego nie cenią dla tego, że cały 
kraj jest borami okryty. Popioły spalonych chwastów uży- 
źniają łąki i podnoszą ich bujnosć. Dbia 21. kwietnia padsf 
drobny deszczyk, rolnicy cieszą się i wróżą dobre urodzaje; 
dnia 22. kwietnia deszcz mocniejszy zg^asił pożar puszczy, 
gorejącej już od ośmiu dni; dnia 23. kwietnia mokry śnieg 
pokrył ziemię, a w południe zamienił się na deszcz; dnia 2i 
kwietnia padł tak gęsty śnieg, jakiego jeszcze w Dauryi nie 
widziałem. Powietrze zupeltiie się zmieniło: pogoda prze- 
mienna jak u nas w marcu. Dnia 25. kwietnia mróz ści^ 
powierzchnię wody, a w następnym dniu kropił deszcz i Im- 
czał Aocny wiatr między skałami. Po deszczu powietrze 
ociepliło się, a 28. kwietnia lód pęld na rzece i poruszy! sie; 
30. kwietnia kra poszła, a rzeka wcale nie wezbrała. Dnia 1- 
maja kra jeszcze płynie, a woda ogromne bryły lodu na 
brzegi powywracała: rzeka zdaje się byó ujętą we dwa lo- 
dowe wały, które błyszcząc pod słońcem powoli topmgf: 
między zeschłemi chwastami, pokazują się już ździebełka mło- 
dej trawki. Dnia 2. maja powiewa ciepły wiatr, kra na rzece 
przerzedza się, na górach zakwitły fioletowe sasanki (Ane- 
mona pulsatilla.) W następnym dniu wiatr się wzmógł i 
sprowadził śnieg, który jednak prędko zniknął. Dnia 5. po- 
goda, 6. pruszył śnieżek i powiewał wiatr północno-wschodni; 
trawy znowuż podpalono, a dym pożaru powtórnie zaległ 
wądoły i doliny; mocny wiatr, który się zrywa momentalnie, 
rozszerza pożar po górach. Dnia 9. inąja drobny ale ciągły 
deszcz zgasił pożar, rzeka już się zupełnie z lodów oczyśdh 
i żegluga po niej otwarta. 

Okolica jeszcze nie zazieleniła się, szara j^ powłoka 
nie jest weselszą od białej, która przez tyle miesięcy brudnym 



129 

biMkiem lśniła nam oosy. Dnia 10. maja padał śnieg z desE- 
oem, a 12. grad z desaczem, 13. maja był dzień podunurny, 
pogoda przemienna, pączki już si^ pokazują na modrzewiach 
iapowiads^ą prędką zieloność wiosny. Dnia 16. maja, po 
dłtodnym wczorajazym dniu, .powietrze ociepliło się a wiatr 
wieje gorący, jakby w zupełnem lecie; bmry i trawy zapaliłby 
flę po raz trzeci i cały kraj dymem napełnfly. Wiatr pędzi 
ogień coraz dalej, obejmi]ge on etare drzewa, chwyta się ga- 
1^; zwierz ucieka z puszczy. Noc, straszny widok: ogień 
na drzewach miga jak ogniste języki lub zwiesza się jako 
liae czerwony z gałęzi; trzaskają drzewa, dym dusi przecho- 
dsicych. Zwaliło się wysokie mrowisko, pracowite zwie- 
nąkka wypędzone z domu i z ojczyzny swojej, uciekają 
w róiae strony, ogień je goni i pochłania; dziwny zapach 
rozchodzi się po lesie, świeży, miły i wonny, jest to zapach 
spalonych mrówek. Ludzie nigdy nie gaszą tych pożarów, 
ho i niema podobieństwa zagaszenia. Podróżny bardzo czę^ 
sto spostrzega całe spłazy puszczy wygorzałe, smutne i czarne: 
ibiewa u dołu okopcone, wierzchy mają okryte liśćmi, jakby 
koroaą chwały daną za wytrwałość i moc w chwili powszech* 
nego zniszczenia. Mech na wypalonej ziemi puszcza się do- 
piero po kilku latach, a i trawa w borach późno wyrasta; 
dośo «asu mija zanim zieloność zakryje ślady pogorzeliska. 
Dnia 17. maja termometr pokazuje ciepła 18 stopni B., 
trawa zazieleniła się i różodrzew rozkwitł. ( Rhododendron 
dmńeun — bognlmk, nazwa miejscowa.) 18. maj był po- 
cliaamy lecz ciepły; pojechałem konno w dolinę czałbucką, 
FrząjechawBzy obok koszar i magazynów wojskowych, uderzy 
hatdogo na samym wstępie w dolinę wysoka wapienna skała 
Bwieńczona krzyżem. Do tej skały przywi^eane jest następne 
podanie. Dawniej, gdy jeszcze w S^łce czynną była huta 
oabnia, a z gór okolicznych dobywano rudę srebrną, mię- 
^ay katorźaymi zesłanymi do kopalni , znajdował się młody 
edowiek, który dniem i nooą myślał nad sposobami ucieczki 
i kopalni, a przewidując wszystkie przeszkody, zwątpił w po- 
myślność twoich planów i rozpaczał. Kołega jego niewoli 
^ałaśał do łiywalców, żartował sobie z losu, co go okuł w kaj- 
^>ay, a p<»niBio niedoli weselił siebie i wszystkich dowci- 

GuŁnt, OpisaDie. I. 9 ' 



130 

pnemigadaniami, które wywoływały powszechny śmiechi radość. 
Ten to bywalec poetanowil pomódz zrozpaczonemu mlodzień- 
eowi. «Otói,» mówił do niego pewnego razu bardzo seryo^ 
«daj mi kwartę wódki a nauczę cię za nią latać po powietrzu; 
wówczas jak ptak polecisz i nikt cię w drodze nie złapie. » 
Chłopak niewierzył, wahał się, ale w końcu uwierzył czło- 
wiekowi, którego doświadczenie, obszerna znajomość rzeczy, 
była między katorłnymi znaną i cenioną. Przyjął więc pro- 
pozycyę, z długo zbieranego grosza kupił kwartę wódki i 
wyszedł z nauczycielem pod skałę , na której krzyż stoi. Gdy 
stanęli na niższym zrębie skały, starszy aresztant wymówił 
nad chcącym latać niezrozumiałe i tajemnicze wyrazy zaklę- 
cia a skończywszy czamoksięzką ceremonię, zawołał wieUdm 
l^osem: «Unoś się, unoś się, unoś!» Chłopak skoczył, padł 
ze skały na kamienie i potłulił sobie nogi, damawszy je 
w kilku miejscach, a nauczyciel latania, krzyknął do nieg^o 
ze skały, śmiejąc się na całe gardło: «A cóż? latać ju^ 
umiesz, tylko siadać nie nauczyłeś się. Daj mi drugą kwartę 
wódki, to cię siadać nauczę 1» Taki koniec był syberyjskiego 
Ikara. Podanie o nim dobrze maluje okropny, dziki dow^cip 
katorżnych. Zaraz za ową skałą znajdują się ruiny; myńłicie 
może, że miny zamku lub świątyni starożytnej? nie — dre- 
wniane ruiny huty i magazynów przed czterema laty opuszczo- 
nych. Huta, chociaż srebrne rudniki nie wyczerpały się, zo- 
stała opuszczoną, z powodu zwrócenia wszystkich sił tutejszego 
górnictwa do dobywania złota i zamienienia chłopów w gór- 
nictwie na kozaków. Huta żle wybudowana, jak i wszystkie 
inne górnicze roboty ladąjako wykonane, ledwo zostały opusz- 
czone, uległy zupełnemu zniszczeniu. Dachy na budynkacih 
pozawalały się, piece rozwaliły, kanały zamuliły, a kopalnie 
zasypały się. Niktby nie pomyślał patrząc na te miny, te 
prace górnicze dopiero przed kilku laty zostały w nich za- 
wieszone. Kupy rudy porozrzucane po dziedzińcu i czame 
żużle rozsypane po dolinie, najdłużej będą świadczyć o istnie- 
niu górniczego zakładu w Szyłce. 

Za hutą rozwija się wspaniale widok czałbnckiej doliny. 
Po prawej stronie krajobrazu sterczą skały Pawłówki, po lewej 
stś nad dymiącym budynkiem szklannej huty, wznoszą s^ 



131 

fory hgodniej pochylone, porosłe różodrzewem, gajami bne- 
liny, a w głębi ciemnym borem sosny i modrzewi ; na głó- 
WDjm saś planie krajobrazu rozwija się, jak w panoramie 
|i(boka dolina, niknąca między dalekiemi górami w błękitnej 
Bgle. Popędziłem konia, znikła mi z oczu Pawłówka, buta, 
i igeehałem w część doliny bardzo ponurą; gdy na jej śoia- 
lach zieleni się już trawa i pękają pączki drzew, na dnie 
■ifdzy ckwastami lezą jeszcze bryły lodu i śniegu. Im bar- 
dnej w gł^b, tem dolina staje się dzikszą i pustszą. Czał- 
Intea pod wydętym lodem ptynie po kamieniach, a nad nią 
wznosi się prostopadle ogromna skalista góra, której boczna 
ściana poryta i rozdarta, pełna jest skalistych iłobów i ur- 
wisk. W nich chowają się gniazda krucze; młode kruki fru- 
wając ze skały na skałę próbtgą swoich skrzydeł i przeraźli- 
wym inykiem witają starych, niosących im pokarm. Droga 
nę swęiaistaje się kamienistą, a dolina ciemniejsza; w niej 
anóftwo pobocznych dolin ma swoje ijście. Zwróciłem się 
V jedną z nich na prawo: nigdzie ani śladu zieloności, woda 
kocsy pod lodami, trawy wypalone, drzewa okopcone lub do- 
fOTT^ające, wszędzie popiół i węgiel. Kaida z pobocznych 
Mm ma znowui swoje pobocznice, swoje wądoły i wąwozy, 
k^ razem tworzą siatkę okrywającą kraj cały, a z której 
jik t labiryntu człowiek nieznajomy nie trafi do swego 
Bieskania. Poboczne doliny są zupełnie puste; nigdzie nie 
iiycbać criowieka, nie widać chaty, czasami tylko latem, mo- 
^ ta ipotkać pastucha, strzelca lub włóczęgę, który nciekl- 
ny z kaiyjskich kopalni, temi dolinami przemyka się na za- 
ekód, 2awsze ostrożny, a często niebezpieczny dla tych, co go 
ipotkają. 

Pneszłego roku w tej samej dolinie włóczędzy (brodiagi) 
■potkali żołnierza niosącego jadło dla swoich kolegów będą- 
cyck na sianokosie, i zapewno z obawy, żeby ich nie wydał, 
fowalili go na ziemię i poderżnęli mu wszystkie żyły w no- 
l*ck. Krew ubiegła i nieszczęśliwy prędko życie skończył. 

Jadąc tą wygorzałą, czarną, zawaloną drzewami okolicą, 
^em w myśli nie pożądane spotkanie włóczęgów; ezczę- 
'^ nie spotkałem żadnego. Prawie cały kraj na północ 
^ Szyłki jest bezludny, a im bardziej na północ, tem rzadziej 



132 

napotyka się człowieka. Górami, które si^ na tej pnertoMi 
garbi% i faliąją bez końca, można dotrzeć do oceanu Wkl- 
kiego lub też do morza Lodowatego, nic nie widząc próa 
gór, puszczy, dzikiego zwierza, koczującego Oroczona albo 
Tunguza. Deszcz zwrócił mnie z dalszej wycieczki; zmoknic^ 
przyjechałem do buty szklannąj, gdzie znalazłem gościnne 
pffzyjęcie u rodaków. 

W Dauryi znajduje się tylko jedna huta szklanna i U 
zupełnie wystarcza potrzebom kraju. Do robienia ma^ 
szklannej biorą tu zamiast potażu ku d żyr; jest to gatonek 
glauberskiej soli, który się wydziela na dnie jezior w góne 
Ingody położonych. Zimą robią przeręble i dostają glaabenk| 
sól ze dna dtugiemi żelaznemi czerpakami, i ztamtąd sptawiąji 
ją do Szytki. Piotr Wysocki w mydłami swojej w Akalai, 
używa kudżyru do robienia mydła. Zamiast piasku, któ- 
rego nigdzie w okolicy wynaleźć nie mogą, używają kwaroi 
do roboty szkła. Kwarc ten biały jak mleko, mocno sbi^ 
zawiera w sobie części żelazne i dla tego szkło z niego byia 
nieczyste i oszpecone mnóstwem drobnych pęcherzyków, któf« 
jak mak zasypują jego powierzchnię, gaszą blask i prseuo- 
czystosó szkła. Kwarc dostają z góry wznoszącej się w oko* 
licy Łenozakowej nad Szyłką. Od czasu, jak rodak nsM 
Hilary Weber wziął w dzierżawę od skarbu tutejszą hotfi 
używano rozmaitych sposobów do pozbycia się pęcherzykowi 
lecz wszystkie sposoby nie miały pożądanego skutku i sikh 
białego, zupełnie czystego nie otrzymano. Zaczął więc ^V 
ber farbować szkło, a po długich i licznych próbach otrzyaal 
szkło do kamieni podobne. Farbi^jąc masę szklanną octanen 
miedzi i doszedłszy do wiadomości temperatury różnej dla 
różnych odcieni farb, wyrabia szkło nieprzezroczyste, Gze^ 
wone i fioletowe. Po oszlifowaniu nacsynia pokaziąje sif 
najpiękniejszy flader i rozmaite rysunki, jak na marmunO) 
. i nac^rnia te podobne do naczyń z agatu nabierają niepo- 
spolitego blasku i pięknoscL Tak pomyślne rezultata zacb^' 
ciły Webera do dalszych doświadczeń; ma on nadzieję otrzy- 
mać szkło zupełnie imitąjące malacliit. Główna wada wyro* 
bów tutejszej fabryki, spostrzegać się zdaje w ich fonaia; 
brak dobrego majstra i trudność o takowego w Syberyi, jeś 



133 

powodem niekastattnośoi na«Byń. DomieseawBzy do masy 
flddamiej pewną ilość węgla i zamnrzywssy w takowej masie 
sKtabki ielasa, Weber w ciąga doby otrzymaje stal, która po 
ahartowaniił nie ustępuje najlepszej stali. Za pomocą 
tejże masy szklannej, Weber pokrywa żelazo miedzią, srebrem 
i iimemi metalami. *) 

*) Oto gpotibf jAkim W«bttr w liael* nUaonąl poltrjwa ieUso róinęml 
■ctalABii. BierM fant piaakn, funt poUłu albo fnnt wody siurcaanej, albo 
««dj a kwasem w^lowyin, 25 tołotnikdir węgla drsewoegoł to wssystko topi 
w ty||Q s gUaj ogniotrwałe). Ifastępaie ma$( oaklanną oatadtiwssy tincsB 
aa praoMk, pneaiewago pnesaito i wsypuje do metalowego kotła, a nalawssy 
vodą gotią)e nieastannie miesaąjąc. Kled j 6sk}o aapełnłe rosgotoje się i arobi 
df Ct^^em Jak eyrop, odsawa kocioł od ognła, atudai go i wsypuje weń 10 aoło- 
4aik^ draewaego węgla i 5 aołotaików niedokwasu tego metalff, kt^Srym choe 
pokryć łdaao. Jeleli chce ielaso miedaif pokr j<S , proasek powyiej opisany 
miesaa i alarctaaem miedzi i pogrfia w nim ielaao. W pieca do robienia 
aakla proaaek iw atopl aię w kilka godtln a ielaao okrywa alę miedzlf, która 
tak głęboko wpąfa się w niego, ii po atarcia pilnikiem mieda Jesacze wystę- 
puje aa powienchniił ielata, jeieli rozgrzawszy Je do czerwoności, rzucimy 
V wedf . Stóoownie do grabowi warstwy, Jak% samleraa pokryć ielaao, raa 
lab dwa razy aanaraa ielaao w roztopionej miedzi. 

Dia pokrycia ialaaa srebrem lub cynkiem, bierae niedokwasy tych meta- 
lów; operacya zaś sama aie różni się od powyłcj opisanej. 

Przy operaeyi pokrywania miedzią ielaca, Jeieli na font maay ezklannej 
44e faat węgla, ielazo nie okrywa się metalami, lecą zamienia się. w prae- 
eiąga 12 godzin na doskonałą stal. 

Czerwone, marmarkowe szkło robi następującym sposobem. Bierze: 
1) giaabeTakicj toli ( kadiyr^tiarcaan sody) 2) niedokwaa cyny (awany w tebry- 
Uek popiołem cynowym.) 3) Niedokwaa cynka. 4) Octan miedzi. 5) Węglan 
■agaezył. 6) Wapno. 7) Piasek iółty. 8) Węgiel drzewny. Miesaa to wszystko 
a Bislępn^ proporcyi: glaaberskiej soli 1 pud 13 funtów, gdy się Jui rotpa* 
•ei iedije plaika 1 pnd, octaoa miedal 2 fanty 15 zołotaików, cynowego po- 
pielą 90 zołotnlkow, niedokwaau cynku 50 zołotnilców, wapna 12 funtów, ma- 
gnezyi 10 solotników, węgla 4B zołotników. Gdy po zmieszaniu maaa Jest 
flprtę jak kaasa, kocioł adejmąją a ognia i masę przelew«Ją w garnek, w kt6> 
tym lię maaa na swycaą|ne szkło robi. Na trzeci daień a tego materyała 
Moiaa jui wyrabiać naczynia, lecz trzeba u^ starać, ieby gorąco w piecu nie 
naaicjszało się, Jeieli zaś jest zbyt włellcie gorąco, kolor szkła Jest zbyt 
demay. Weber przysłany do Syberyi mająo około lat 15, nie aezyłsię nigdaie 
skeniii, ani fabrykacyi sakła i własną obserwaeyą 1 doświadcseniem odkrył 
•poeób robienia szkła czerwonego i pokrywania metalami żelsza. Później do»- 
wiediiał się, łe szkło podobne znaae Jest i w Czechach, gdzie go nazywają 
cftMitem, lecz nie Jest tak piękne Jak szkło Webera. Weber w tak młody* 
akka posiany na wygnanie, sam się tu wykształcił; nauczył się po francuzku, 
reeyjska, po nieroleeku — nauczył się ssUSerstwa, chemii , i gdyby nie los, 
kKiy go rraeił w krainę pastą, pozbawioną pomocy naukowych, laboratoryf , 
fiyby nie wola raądu, która ręce i osobę Jego przywląaała do niewdzięcsaego 
& eylasych zdolności miejsca, wynalazczy Jego umysł doszedłby zapewne do 
^feyeh odkryć. 



134 

Niedaleko od hnty, Gzatbttcza wpada do neki Siytki i 
tworzy mał% przystań, w której biidcgf tratwy, barki i pa- 
rowe statki dla ekspedycyj amurakicb, już od trzech lat co- 
rocznie ztąd nad ocean Spokojny wypływających w celu oder- 
wania od Chin amurskiej i usuryjskiej krainy. 

Dnia 21. maja modrzewia zazieleniły się, rozpoczęto ro- 
botę w ogrodach; noce bywają jeszcze zimne. 22. maja śnieg 
padał przez cały dzień i okrył zupełnie ziemię; 24. maja śnieg 
znowu padał; pogoda marcowa, niebo zachmurzone, a białość 
śniegu zapomnieć każe, że to już wiosna. Dnia 25. śnieg 
zniknął z błonia i ze stoków gór, lecz bieli się jeszcze w wą- 
dołach i rozpadlinach skalnych; słońce zajaśniało dzisiaj 
w całym blasku a modrzew dokładniej rozwinął się. Na 
górach szyłkińskich rośnie mnóstwo róiodrzewa (rhododendron 
dauricum); kwiat jego okrywa pochyłości, jakby różowym 
kobiercem. Śliczny jest widok w tej porze okolicy; młoda 
zieloność modrzewi uwesela szare sktJy, a różodrzew najpię- 
kniej maluje góry. 

Na długiej skalistej ścianie, wznoszącej się nad Szyłką, 
aż w czterech miejscach są groby i krzyże cmentarne. Na 
głównym cmentarzu pochowani zostali: Franciszek Ko- 
rzeniowski, wieśniak ze Żmudzi, przysłany do tutejszej ko- 
palni za udział w powstaniu 1831. roku, zmarł na raka przed 
kilku laty; Kazimierz Ostrowski, włościanin z Królestwa^ 
także za powstanie 1831. r. do robót posłany. Gdy ich wy- 
puścili na osiedlenie, utrzymywali się tu, pełniąc służbę parob- 
ków; chwalą obydwóch za poczciwość i pracowitość. Obaj 
spoczywają wśród zmarłych tego narodu, z którym walczyti 
za życia. Ziemia umarłych wczoraj jeszcze biała i zamrożona, 
dzisiaj już się różuje kwiatami i zdobi zielonością. Klimat 
dauryjski od zimna nagle przechodzi do ciepła i upałów^ 
jakich w £uropie pod tymże stopniem szerokości geog^rafi- 
cznej nigdy nie bywa. Roślinność uderzona nagłem ciepłem, 
prędko rozwija się, zakwita, dojrzewa i opada. Nagle prao- 
miany w naturze, bez owego stopniowania, które jest wła- 
ściwe europejskiemu klimatowi są charakterystyczną cecłi% 
tutejszej krainy. Przez następne trzy dni padał desao, 
chmury zaległy niebieskie sklepienie i roztrącają się o góry; 



135 

powietrze pomimo deszcsu jest ciepłe. Dnia 28. maja pierw- 
aj raz słyazatem skrzecsenie źab, obficie znajd^j%cych si^ 
w zatokach i jeziorkach utworzonych przez rzek§. Dnia 29. 
demia cokolwiek przeschła, lecz 30. maja lun^ rzęsisty deszcz 
i zmoczył mnie 6iedz%cego w swojem mieszkaniu pod dachem 
1 kory brzozowej. Z kory brzozowej mają tu rozliczne użytki, 
fiobi% z niej tak zwane tujaski i tursuki, to jest: naczynia 
do czerpania wody*, przechowywania kwasu, jadła; robi% 
z niej pudła na mąkę, kaszę i t. p. rzeczy. W garbarniach 
Qźywaj% kory brzozowej zamiast dębu do garbowania skór. 
Skóry w brzozie nie tak dobrze garbują się jak w dębie; są 
stabaze i prędzej [się rozłażą. Oroczoni nad Szyłką, Manigiry, 
Goidy, Gilacy nad Amurem, robią z kory brzozowej łodzie 
zwane omoroczami. Omorooza ma dno płaskie; głęboka 
zaledwo na kilka cali. Korę zszywają i zalewają sm(^ą, we- 
wnątrz tę dziwną łódkę wykładają cieniuchnemi deszczułkamL 
Długość omoroczy bywa rozmaitą, od 1 sążnia aż do 10 są- 
żni; omoroczę na sześć osób można przenieść na plecach. 
Z powodu lekkości, posuwa się z nadzwyczajną szybkością 
po wodzie: jeżeli nią kieruje Oroczon obeznany z podobną 
żeghigą, koń w galopie nie prześcignie jej. Serce się lęka, 
patrząc na ludzi płynących na tej kruchej łodzi, a jednak 
jest ona bezpieczniejszą od innych zwyczajnych łódek n. p. 
batów, bo nie jest wywrotna, i byle nie wpaść na rafg, można 
bezpiecznie w niej płynąć. Dobroć jej szczególnie w tem się 
wykazuje, że pod najbystrzejszą wodę można w niej płynąć 
za pomoc% krótkiego wiosła. Prócz dziegciu i drzewa na opał 
ileż to jeszcze innych użytków daje brzoza? Wszakże to 
z niej, z tego płaczącego, jak sierota drzewa i ulubionego 
przez poetów, robią rózgi, któremi szerzą oświatę w Rosyi, 
acsą poriuszeństwa, miłości cara. 

Drzewem przez was ulubionym poeci, wyciskają w szko- 
łach, więzieniach, koszarach, we wsiach i w miastach łzy i 
krew. Rózgi 1 potężny środek; niemi carowie uczą Moskali 
środków zdobycia panowania nad światem, niemi siłę swoją 
wzmacniają; rózgi są kolumnami, podporami ich tronu 1 Dla 
tego to zapewno Buńaci nazywają brzozę m os k lewakiem 
Arzewem. Około 2. czerwca brzozy okryły się liściem; te- 



136 

goi dnia, rozsada, cebula i inne nasiona ogrodowe niedswno 
sasiane już zeszły. Od 1. do 4. czerwca była pogoda prze- 
mienna: chmury, słońce, io znowni deszcz, naprzemiany za- 
smucały i rozweselały okolice. 

Ciepło 4. czerwca wyprowadziło mnie wieczorem na prze- 
chadzkę na skaliste góry wznoszące się tuż nad szklano^ 
hutą. Widok zt%d bardzo zajmujący: słońce schowało się. la 
góry i lekki cień padł na okolicę, rzeka w głębi podmywa 
skały i zielone wyspy, a po jej zwierciadle krzyżują eię łodzie 
z żołnierzami i rozlega się hałas ludzi, spuszczających barkę 
na wodę. Domy Szyłki rozciągnięte w długą linię na wy- 
brzeżu widać ztąd, jak na dłoni. W powietrzu panuje spo- 
kojność dozwalająca imaginacyi swobodnie pobujać i oddae 
się wrażeniom pięknej przyrody; czemuż tęskne uczucie awraca 
mój umysł od tej spokojno4ci, od tego wdzięku i kieruje go 
tam, gdzie niespokojnie, gdzie ciągła burzał? Pochyłości góry 
żółcą się od kwiatu pięcioperstu (rosną tu 2 gatunki: Poten> 
tilla yerna i Potentilla cinerea), między niemi z liści w rocelę 
ułożonych na cienkim pręciku wznosi się biały w różowy 
wpadający kwiateczek androsace (Androsacae rillosa i dragi 
gatunek Androsacae dasyphylla), a dalej żółty mak (Pi^m- 
ver nudicaule ) z szczeliny skalnej, zwiesił ozdobną główkę ka 
ziemi i spogląda na nizkie gór niezapominajki (Myosotis 
Lappula.) Wierzchołek góry pstrzy się także od kwiatów; 
napoiły powietrze zapachem, zbudziły i podniosły czułość 
serca, które obojętne dla tych wdzięków i zapachów rozrze- 
wniało się raczej wspomnieniem innych kwiatów i innych 
krajów. Między ludźmi w gwarze codziennego życia, traci 
się czułość i zaciera siła tęsknoty, w samotności zaś, pod 
wrażeniem przyrody, budzi się uczuciowa, lepsza strona czło- 
wieka a wznosząc się miłością, wydobywa wszystkie cierpienia 
i bole, które zrosły się już z istotą serca. Wypada wi^, i» 
powinienbym unikać samotności, wpatrywania się w naturę^ 
która wszędzie jest inną i wszędzie piękną; że owszem dla 
zatarcia tego, co boli, powinienbym puścić się we wrzawa , 
otoczyó hałasem f Nie — wrzawa i hałas ludzi głuazy 8eree» 
pozbawia go czułości i przec to właśnie surowiej dokucza^ 
bo wprowadzając obce żywioły w atmosferę ducha, kłóci je^ 



137 

ist«i§ i pobudza boleśó mniej szlachetną, która się wyraża 
mespokojnością; boleść zaś obadzona przez miłość na łonie 
natury zamienia lię w szczytną rzewność i spokojną, jak za 
mebiosami tęskność. Pojmnję teraz dobrze słowa poety*): 

«Lecx cói robić mówcie sami? 
Kiedy tak mi labo z łzami, 
Kiedj serce Jak koA w cswale, 
Rsoca piaa^ w cierpień naJe; 
I a swą raną tak swawoli, 
Że nie boli to co boli. » 

Tak, boleść miłością, szczególniej miłością ojczyzny obu- 
dzona, jest rozkoszą; budzę ją też ciągłem wspomnieniem 
i samotnością a boleść ta robi mnie lepszym. 

Niewiem, czy na każdego człowieka natura podobnie 
wpływa, czy dla każdego jest budzicielką jego lepszej, moral- 
nej strony? Ja myślę, że jeżeli ktoś wobec natury nic nie 
czaję, nic mu się w duszy nie porusza, taki już przeżył swoje 
lepeze czasy, wyszastał skarby duszy, lub je życiem niestóso- 
wnem zag^^iszył. Piękny widok i spokój tęskność budzący, 
zachęcił mnie jeszcze do dalszej wycieczki na górę Pawłówkę, 
która naprzeciwko się wznosi. Wejście na nią jest przykre, 
nogi co chwila zsuwają się po zeschłych igłach sosen i mo- 
drzewi leżących na pochyłości, bór zakr3rwa widok, lecz po- 
maga do wdrapania się na wierzchołek góry. Ze szczytu do- 
piero rozściela się widok szeroki i wspaniały. Gdzie się 
zwrócisz, czy w stronę Chin, czy ku oceanowi Wielkiemu, 
czy ka północnemu biegunowi, czy też wreszcie ku Europie, 
wszędzie niezmierzone przestrzenie czarnych gór jeżą się i gar- 
bią. Widok ich ma w sobie wiele dzikości. Prócz osady, 
która się schowała pod górą , nigdzie nie widać domu, nigdzie 
krzyia, któryby błogosławił ziemię, głucho i pusto na około, 
nie się w powietrzu nie rozlega, góry stoją samotne, nieme 
jak w pierwszych dniach stworzenia. Puszcza na nich roz- 
ciągnęła się szeroka, długa a daleka od moich miejsc rodzin- 
nych, że myśl ku nim ztąd puszczona, choć leci na skrzypach, 
fędzi błyskawicą, zmęczy się zanim doleci i zemdlona już 



*) D. Magnanewski tr wierstn: <iDwie piastunki, o 



138 

siada na ojczystych górach, lub w gronie ludzi, których serca 
nie po azyatycku biją I 

Ażeby znaleźć ta iycie, musisz spuścić si^ w głębokie do- 
liny lub do kopalni, na górach zaś szukaj życia w swojen 
sercu. Ale i szukać go nie trzeba ; samo się wyraża zacbwy- 
ceniem, rzewnością, zdumieniem lub modlitwą. Nigdzie Uk 
dobrze nie umiem się modlić, jak na górach, nigdzie też Uk 
do modlitwy nie jestem usposobiony. Ledwo wejdę na gór; 
i okiem obejmę wszystkie szczegóły krajobrazu, serce się mi 
rozszerza i niewiem sam kiedy i jak ułożona wylatuje z niego 
skrzydlata modlitwa do nieba. Na górach zawsze kościoły 
budować powinni, one były i są miejscem natchnień, cudów 
i szczególnych zdarzeń. Wszak na Araracie spłonęła pierw- 
sza ofiara po potopie, a z jej dymem pierwsze dziękczynne 
westchnienia uniosły się ku niebu. Na górze Moria w Pale- 
stynie ojciec syna na ofiarę poświęcał, gdy ukazał sięaniołi wskir 
żując baranka na ofiarę, powtórzył Abrahamowi obietnice 
Boże. Góra Horeb nosi nazwisko « Bożej », tu bowiem Bóg 
przemówił do Mojżesza z gorejącego krzaku w postaci pło- 
mienia i dał mu posłannictwo do narodu w niewoli, w obcem 
jarzmie będącego, którego jęk i wołanie z ucisku robót priy- 
musowych doszedł do Niego. Bóg więc nie potwierdził obcej 
władzy nad Izraelem, nie uznał jej za słuszną i prawną; ow- 
szem, przeciwko niej uzbroił ramię Mojżesza w laskę, która 
się w węża zmieniała i miała mu służyć jako symbol władiy, 
przeciwko niej uzdrowił trędowatą rękę i wodę w krew ta- 
mienił. Przez te cuda dsA Bóg do poznania, że władza po- 
winna być jak wąż giętka i rozumna, a lud z ucisku obcej 
władzy, wydobyć się może wówczas tylko, gdy szanuje swoji 
własną władzę i w posłuszeństwie i jedności słucha jej ros- 
kazów, dał jeszcze do poznania, iż lud dążący do wolności, 
powinien się wad swoich niby brzydkiego trądu pozbyć, a 
utwierdzić wolność swoją może i powinien przez krew. Bóg 
sam- pomagał Izraelowi. Dla nas też z objawienia na góne 
Horeb spływa ta otucha, iż narodom pod obcą władzą będą- 
cym, Bóg sam pomaga, a środki do oswobodzenia dał 
nam poznać w symbolicznych cudach, które pod gorejącym 
krzakiem Mojżesz widział. Na Synai Mojżesz otrzymuje dzie- 



139 

sięe przykazań Bożych, zawierających naukę morahią starego 
testamentu. W nowym testamencie Tabor był świadkiem 
pizemienienia Chrystusa; góra Golgota miejscem największej 
na ziemi ofiary, z której jakby z źródła górskiego potok po- 
stępowego zbawienia ludzkości wypłynął. Z góry Oliwnej 
Chrystus wzniósł się w obłoki dla wniebowstąpienia. Nie 
wymieniam wszystkich gór słynnych z cudów i natchnień, 
wspomnę tylko, że i- Polska góry swoje świętością, cudami 
i modlitwą naznaczyła. Wawel, mieszkanie i groby królów, 
ma najdroższą dla nas świątynię ; góra Bronisławy uświęcona 
dachem pobożnej dziewicy i wspomnieniem, jakie obudzą 
kopiec w^oiesiony bohaterowi polskiej wolności Kościuszce; 
Marya, nazywana królową polską, panuje nad nią z Jasnej 
góry; Poczajów, Podkamień, Ealwarya, Ś. Krzyż i mnóstwo 
innych gór obarczonych świątyniami, są miejscami w Polsce 
wielkich modlitw, wielkich łez i wielkich zdarzeń. Słusznie 
góry nazwała natchniona Deotyma a nieba stopniami — namio- 
tem marzeń i oazami życial» 

Już ciemno było, gdym się spuszczał ze szczytu Pawłówki; 
wiatr się poruszył i smutnie w borze poświstuje, jak gdyby 
prsygrywal na grobie wisielcówj którzy niedawno tu się po- 
wiesili i tu zostali pochowani. Przeszłego roku powiesił się 
na tej górze niejaki Stołów, ojciec licznej rodziny. Ubliżył 
on metresie pewnego oficera i za to zbili go ogromnie róz- 
gtmi i już uwolnionego z robót, lecz będącego pod zwierzch- 
nictwem górnictwa posłali napowrót do robót 1 Z bólu i roz- 
paczy odebrał sobie życie. Tego zaś roku powiesił się tu, 
pisarz wojskowy Szmagin z niewiadomej przyczyny; mówią, 
że z rozpaczliwego szaleństwa, jakie często wywołuje pijań- 
stwo. Samobójstwa w Syberyi nie są rządkiem zjawiskiem. 
W krajach rozwiniętego życia umysłowego rodzą się cierpie- 
nia moralne popychające do samobójstwa; w Dauryi lud nie 
żyje umysłowo, nie zna cierpień moralnych wykształconego 
olowieka, nie oddalił się jeszcze daleko od natury, tu więc 
fowody samobójstwa i usposobienie do niego może się tylko 
wytłumaczyć tęsknotą, smutkiem niewoli. Między naszemi 
wieśniakami rzadkie są samobójstwa, tu najwięcej samobójstw 
bywa między gminem i nietylko pomiędzy ludźmi już doj- 



140 

rzałymi, ale nawet pomiędzy dziećmi. W Zerentui powieadl 
nę czternastoletnia dziewczynka. Ogam%ł j% bez żadnego 
powoda jakiś nieogarniony i niepojęty smutek; kilka rasy 
próbowała się powiesić, lecz zawsze j% spłoszono, w końca 
dokonała swego zamiaru powiesiwszy się na belce w oblewie 
"W innem miejsca piętnastoletniego chłopca postawili na straiy 
przy drzewie w siągi ułożonem; jakimś przypadkiem drzewo 
zapaliło się, a chłopiec przelękniony uciekł do lasu. Przy- 
szedł dozorca, pal%ce się drzewo rozrzucił, pożar zagasił, a 
niewidząc chłopca pobiegł go szukać do lasu. Tam o pięćdzie- 
siąt kroków od pogorzeliska znalazł go zaduszonego na ga- 
łęzi; klęczał, mając głowę zwieszoną na sznurku, .na którym 
nosił krzyżyk. W tym wypadku, strach niezawodnie był po- 
wodem występku, lecz skłonność samobójcza w tak młodej 
osobie zastanawia psychologa. Ojcowie i matki najczęściej 
podają ofiarę tej skłonności do samobójstwa, która wyrodzić 
się musiała z braku wiary i religijności, zauważanego prawie 
przez wszystkich podróżnych w Dauryi. Człowiek w niewoli, 
jeżeli niema głębokiej wiary, łatwo sprzykrzy sobie życie i 
scniedięca się do wszystkiego, a gdy do tego przyłączy się 
materyalny niedostatek lub nieszczęście, wpada w nieznośną 
i rozpaczliwą głuchotę obojętności. W takim stanie duszy, 
kropla wódki, żal chwilowy lub strach przed karą, prowadzi 
do targnięcia się na siebie samego. Niewola odbierając czło- 
wiekowi nadzieję i szczęście, z pierwszą odbiera mu i świeiośĆ 
uczuć, moc woli i zdolność walczenia z jprzedwnościami, 
. a z odebraniem szczęścia ochotę do życia. Człowiek przy- 
wykły do niewoli, ma zawsze siłę odebrać sobie życie, lecz 
rzadko ją posiada, gdy chce odebrać życie osobie, która jest 
przyczyną jego cierpień. Niewola zupełna azyatycka, taka, 
jaką widzieliśmy w Rzymie za imperatorów, jaką widzimy 
w Chinach, w Moskwie, i w innych państwach, ludom, 
które nie żyły historycznie, nie żyją jeszcze umysłowo i 
nie odsunęły się bardzo od natury, daje charakter i cechy 
ludów już starych, gnijących. Niewola wciska w moralna 
ich organizacyę chytrość, zdatność do podstępu, przebiegłość, 
sprzedajność, chciwość, zdemoralizowanie, niewiarę i wreszcie 



141 



uoy samobójstwa. Tylko człowiek wolny potrafi być moralr 
njm i cnotliwymi 

Dnia 5. czerwca ciepło doazio do 20 stopni B., 6. upał się 
powiększył i sucha letnia mgła siadła na górach; powietrze 
ptme, wieczorem grzmiało i deszcz padał. Od 7. do 10. 
GKrwca gorąco doszło do 25 i 27 stopni R. i czeremcha 
;PniniiB padus) rozkwitła i ziemniaki zeszły; 10. wieczorem 
niebo zaciągnęło się chmurami i zahuczało grzmotem, błyskało 
lię późno w noc, następny dzień także był pochmurny. 
W Daoryi wilgoci w powietrzu daleko mniej znajdujemy, niź 
w klimacie europejskim, ztąd to mrozy chociaż są gwałto- 
wniejsze a upały większe, nie dają się tak uczuć, jak w kra* 
jscb większej wilgoci; mróz trzydziesto - stopniowy tyle tutaj 
dokncza He mróz 20stopniowy w Europie, a i upał stopni 
tn^dziesto, nie daje się więcej uczuć, jak u nas 20stopniowe 
gOTfco. Dla tego też powodu zimą rzadko padają tu śniegi 
a latem deszcze. Jesień przeszłoroczna była bez deszczów, 
t wiosna tegoroczna uważana jest za więcej mokrą, niż zwy- 
cajnie. Lekarze powiadają, że suchość w powietrzu, robi 
klimat Bauryi adrowym; na suchoty nikt prawie tutaj nie 
vniera, cholera jest nieznaną. Wiatry i burze szczególniej 
Bi wiosnę bywają bardzo gwałtowne, ale rzadko się zdarzają. 
%berya zachodnia znajdvge się w gorszych klimatologicznych 
wnnkach od wschodniej, w której znowu Daurya wyróżnia 
H czystem i zdrowem powietrzem. Różne fenomena tak 
pod względem klimatu, jak i roślinności stanowczo ją wyró- 
śnisji od reszty Syberyi, a dają się one wytłumaczyć poło- 
wem geograficznem i topogra£cznem. Daurya łączy się 
bttpośrednio z ogromną wysoczyzną środkowej Azyi i na- 
^ do krajów spadających do kotliny Wielkiego oceamij 
BJKie rzek płynących na wschód , nie jest otoczone martwą 
putynią wiecznego śniegu i lodu, jak ujście rzek zachodniej 
iirodkowej Syberyi wpadających do oceanu Lodowatego; 
łtadndu i z p^nocy zasłoniona jest paamem Jabłonowyoh 
Sór, które wstrzymują zimne powiewy biegunowych wiatrów^ 
*M^ zaś wiejące z pustyń środkowej Aayi są suche i cie* 



Dnia 12. czerwca upał ogromny; tumany nieprzezroczyste, 



142 

które towarzyszyć zwyldy nie tylko wielkim mrozom, ale i 
wielkim upałom, jak dym zaległy nad okolicą. Dowiadiąjc 
się, że w Karze o cztery mile ztąd odległej, wybncUa micdiy 
końmi i bydłem jazwa syberyjska (karbunkuł). Nie opi- 
snję tej zarazy znanej w medycynie, a na którą, jak i na 
wszelkie inne zarazy niema lekarstwa. Jazwa, gdy silnie 
grasuje, wypadają znaczne stada bydła i koni. Ścierwa w zie- 
mię nie zakopują, lecz zostawiają je na powierzchni ziemi 
i ta to okoliczność powiększać zwykła zarazę. Ptaki niosące 
ścierwo padają martwe, a bąk, który wysysa wilgoć z zde- 
chłego na jazwę konia, gdy ukąsi cdo wieka komunikuje mv 
zarazę i takim sposobem od zwierząt przechodzi do ladzL 
Kolega mój Weber idąc drogą ukąszony został przez bąka, 
a spostrzegłszy symptomata zarazy, wbiegł do kuźni ,i tam 
rozpalonem żelazem wypalił uszkodzone miejsce na rękn i 
takim sposobem ocalał. Gdy się jazwa pokaże, wyganiają 
konie do puszczy, po której włócząc się swobodnie bez strasy 
ocalają i nie podlegają zarazie. 

Dzisiejszego dnia dziewczęta poszły do brzozowych |2fajów 
na góry, gdzie każda dla zbadania przyszłości zawiązuje ga- 
łęź w formie wianka. Jeżeli skręcona gałązka uschnie, jest 
złą wróżbą i zapowiada nieszczęście dziewczynie, jeżeli su 
liść nie opadnie, sok nie upłynie, a gałęź dalej kwitnąć bę- 
dzie, dziewczę wróży sobie ztąd zamęźcie i szczęście. Każda 
z nich, jak na uroczystość, wystroiła się i ubrała w najlepsze 
suknie. Do gaju udają się gromadami, w drodze chórem 
śpiewają różne pieśni; pisk ich głosów daleko się rozlega. 
Zwyczaj ten obchodzony bywa we czwartek przed 2jieloneiiii 
Świątkami i zowią go Siemik. Pochodzenie jego sięga po- 
gańskich czasów, do Syberyi przeszedł wraz z rosyjskiemi 
osiedleńcami. Te gromadki śpiewaczek na górach i w gajach 
mają wiele sielankowej malowniozości. Na drugi dzień Zie- 
lonych Świąt, w każdej wsi dziewczęta ubierają brzózkę 
w chustki, we wstążki i w różne gałganki; chodząc z mą po 
wsi śpiewają wesoło pieśni a za wsią topią ją w rzece. Brzoza 
owa przypomina powszechny zwyczaj w Polsce tu i owdzie 
jeszcze dotąd przechowany topienia Marzanny, o którym Biel* 



143 

iki i Długosz wspomina *), a ceremonia jej topienia była reli- 
g^njm obrządkiem dawnych Słowian. Dzisiaj jest ona tylko 
zwyczajem, którego znaczenia lud już nie rozumie. 

Wiosna tutaj po długiej zimie bardziej jest oczekiwaną 
mi w £uropie ; i ja przez owe sześć miesięcy zimowych, st§- 
skn^em się do zieloności lata, teraz za to, gdy już wszystko 
nkwitło, używam cał% duszą rozkoszy wiosennych w ciągłych 
i częstych wycieczkach. Dnia 13. czerwcsf po zniknięciu ran- 
nej mgły, puściłem się z towarzyszami moimi na malutkiej 
z czterech belek zbitej tratwie do Ujść Kary. Woda bystro 
niesie zia8z% tratewkę, a oczy pasą się coraz nowemi wido- 
kami Płyniemy pod skalistą ścianą, ustrojoną w polne róże, 
kióre się tam rumienią obok białych bukietów czeremchy, 



*) Obnfd topienia Marianny prsecbował nie i w górnym SzląEku. W by- 
toaaUm powiecie se słomy robią dsiewcsęta bałwana, ubierają go Jak cało- 
wieka I veao)o śpiewając wynosią sa wieś do wody, ścigane praes parobków. 
R. Zaorski powiada (w artyknle : Serbskie Łnśyee i ich mirackańcy, w Oasecie 
Waraiawski^ Kr. 296 s r. 1859. ) , ie n Serbów Łoiyckich istni^e obnądek 
alawienia draewa majowego, które się rowie Meja i wywoienic śmierci ae wsi 
lab wólka obranego w Jedliny. Konstanty hr. Tyszkiewics (zobaos: Wiadomośó 
Ustorycsoa o samkaeb, borodyszcaach i okopłakach starożytnych na Litwie 
i Insi Utcwakiej w Tece Wileńskiej, zeszyt Y. r. 1858.) starając się wytłama- 
ezjó prsesaacsenle licznych bardyo uroczysk noszących nazwę panieńskich 
czyn diiewiczych gór, domyśla się, ii na nich w zamierzchłych pogańskich 
czasach dziewice spełniały «obraądy, narady lab zabawy o, wspomina, iź na 
Biaitj Rasi przechował się dotąd obrzęd, będący świętem dziewic, i tak go 
•ptaje: «W dzień Zielonych Świątek same dziewczęta afolerąją się w Jedną 
gresadę; kaida z nich przynieśó Jest obowiązaną przysmak do jedzenia, na 
fA\ M stało, na przykład: Jaja, masło, mąkę, pirog domowy, uboisze nawet 
kawał chleba przynoszą z sobą, I tak zaopatrzono w wiejskie przysmaki, we- 
sela ae śpiewami idą na łąki lob lasy dla zbierania ziół polnych lob leśnych; 
fam z przyniesionych z sobą przysmaków wspólną wyprawiają ucztę. Między 
róiBeai siołami, sblór sznitkl koniecznym Jest warunkiem tej wycieczki, albo- 
wicB kaida u nich esiąje się w obowiązku przyniesienia t^ trawy do domu, 
Aa ngotowania z niej Imtszczu, strawy, do której Jakaś tajemnica tąj nroczy- 
ttddk Jest przywiązaną, a której znaczenia iadna z nich dzisiaj wytłumaczyć 
aic nnłe. W śpiewach wesołych dziewic nie odkryliśmy w poszukiwaniach 
aanyeh oddzielnych na to piosnek ; śpiewają one zwykle pieśni weselne lob 
le, których przy iniwaeh na polu uiywi^f * ^7^* miały nutę skoczną i wesołą.* 
Topienie Marzanny w Polsce, MeJa łuiycka, święto dziewic białomskie, sle. 
■ik rosyjski są Jednym i tym samym obrtędem religi nym z czasów pogan- 
Aleb. Hóśoiee, Jakie kaida miej8?owośe wprowadziła do tego obrzędu, tłu- 
■aesą Blę pierwotną róioicą w mowie i póinlejszą róinłeą w hisloryeznem 
mtwinłęcin tjeb Indów. Miezcwadzi ta wspomnleó, ii poetycany zwyczaj pol- 
fUA dziewic pnasciania wianków na wodę w wigilią Św. Jana, Jest takie 
Msroiytaem świętem dziewie. 



144 

a okryte eą cieniem gal^i modrzewiowych, jak baMurhin 
nad niemi rozpostartych. Ścianę tę skalną, znajdifj%c% się 
na lewym brzega Szylki, pnerywa ląjście potoka ŁnrgikaiiB, 
który hnczy w głębokiej, zagajonej dolince. Pray aamem 
ujściu na górze wznoszą się budynki Ekaterińskiej ko- 
palni (rudnika), wszystkie w ruinie. Rzadko miejsce w tak 
pięknem położeniu napotkać można: ściśnięte skalanoi, opa- 
sane borem, z boku ma szemrzący strumyk, przed sobą 
szeroką rzekę i wspaniały widok na góry i dolinę; m jaka 
cisza i samotność tu osiadła? W takiem miejscu rozrzucona 
kopalnia prawdziwego artystę zachęcić może do rysowania. 
Z ogromnej góry wznoszącej się nad Łnrgikanem wydoby- 
wano rudę ołowiane -srebrną pośledniego gatunku zwan^ 
ochrą, zmieszaną z żelazem. Rudy przechodzą przez skałg 
dolomitowe ' wapienną i pokłady krzemienL Z tej kopalni 
wozili rudę do przetopienia do huty w Szyłce, lecz od czasu 
(1852. r.) zarzucenia srebrnego hutnictwa, Ekaterińska ko- 
palnia została zarzuconą i codzień bardziej niszczeje i zasy- 
puje się. ♦) Lazaret dla aresztantów i górników już zupełnie 



*) Kopalnia Ekatari&ska odkryta sost|la w roku 1775. W peryodzic od 
1830, do 1650. r. wl^csnie, wydobyto z niej 1,8U.954 pudów rudy; ta oasa 
zawierała w aobie srebra 386 pudów 30 funtów i 30 Vs aolotoików, a ołowiu 
73,B85 pudów i 21 funtów. W roku 1850 pud rudy zawierał w sobie V« zoło- 
tnika srebra i lVs funta ołowiu. Górnictwo nercayńskie daieli sif na okrggi, 
okręgi aaś na dystancye. W ssylkiAski<^ dystancyi, próoa Ekateri^ki^ aną)* 
duj% sio następne kopalnie: 2) Nowo Ssyłki&ska (rudi>ik); w ui^ od 1S90. 
do 1850. r. wydobyto 158,087 pudów rudy, w któr^ by łosrebra 36 pudów, 14 fan- 
tów, 17 sołotników, a ołowiu 6,810 pudów, 25 Vt funtów. W pudsie rody 
a 1850. roku, było srebra V4 sołotników i 1% funU.ołowiu. 3) Staro 8syłki4afca 
(kopalnia); w r. 1845 w pudsie 8t%d dobyta rudy srebra było I,,! sołotników, 
a ołowiu 3,« funtów. 4) ZaehodniaS sachta prsy SkateriAski^ kopalni doatar- 
csała rudy mąlfcą) w 1830. r. w pudsie V4 sołotników srabra i l>/s funU ołowia. 
5) Michą) łowska kopalnia (priisk) dostarcsała rudy takiegoi JAk i poprsedsi&a 
bogactwa. 6) Konstantynowska takfś rudę posiada. 7) Ananińska i 8) Panfi. 
łowskie roboty dostarczały rud tegoi samego gatunku co i popraaduie kopal* 
nie, wssystkie caó rasem kopalnie ssyłkińskiej dystaacyi dostarczyły w dwa- 
dsiestoletttim peryodzie rudy 1,981.666 pudów, a srebra 431 pudów, 6 funtów. 
85V* sołotników, a ołowiu 82,078 pudów, 39 funtów. Prócz wyśąj wynaieoio- 
nycłi w t^ dystancyi zną)dąj% sif Joszcze następne kopalnie, w któryck robo^ 
prowadzono po kilkanaście Jat, a w niektórycłi po rozpooK^*^ natyduaiast 
porzucono: 9) Łurgikańska Itopalnia (rudnik). 10) BogacayAska i Aleknn> 
drowska. 11) OzałbuezyAska (priisk). 19) Wtoronaugidąlska (priisk). lS)Ti- 
gańska. 14) WierclLoio-uktyczeńska. 15) KrestowBka, dostarotyła w 1777. r. 



145 

srnmowmny, kapliczka na małym cmentarzn roin^je aię, inne 
budynki upadają, walą się, jak gdyby po mongolskim najei* 
dxie; jeden tyUco wybielony domc^ znajduje ńę w dobrym 
etanie i jeat zamieszkały przez stróża tych min Wincen- 
tego Dragana, Polaka nie za polityczne winy tu zesłanego. 
W Bosyi i w Syberyi budynki pospolicie drewniane wznoszą 
bardzo prędko. Jeieli władza w miejscu pustem i dzikiemi 
gdzie zwierzęta tylko mieszkały, rozkaże wybudować miasto 
hb &brykę, miasto powstaje jakby za dotknięciem czarodziej* 
skiej różczki, lecz wszystkie te improwizowane miasta i fa- 
bryki nie są trwałe; opuszczone, niszczeją prędzej niż były 
stawiane i w ciągu nie wielu lat ślad zaledwo zostaje na miej- 
aeu, na którem stały. Naprzeciw kopalni odnoga Szyłld 
obesedłszy dużą wyspę, łączy się znowu z głównem korytem 
neki; mówią, że dawniej główny prąd rzeki szedł właśnie 
tą odnogą. Dolina tu się rozszerza, a błonie uprawione^ pełne 
jest pól zbożowych, łąk i gajów wierzbowych; na błoniu czer- 
nieją się budynki wsi Stara Łenczakowa. Ruch statków 
aa wodzie dzisiejszego dnia jest niezwyczajny. Eilkanaikńe 
wieOdeh barek z prowiantem i wojskiem, wielka liczba gila- 
ckich łodzi z dnem płaskiem do trumien podobnych, wiele 
tratewy na których znajduje się do tysiąca sztuk by^a, wypły- 
wają dziaiaj na Amur. Oficerowie strzelają na pożegnanici 
echo ich strzałów góry powtarzają, żołnierze się tłumią, gro- 
madzą, pakiąją na statki mąkę, suchary, mięso i różne zapasy 
dla ekspedycyi złożonej z 2,000 ludzi; w innem znów miejscu 



alota s Bolotnik6w. 1(0 Tretionungtdąlska. 17) Styłkiftsk*. 18) Wostoosno- 
*7«fciaika. If) Wtwro-OullmesyAtk*. M) Pawłowska. 91) CsyogUtąjtko, 
:ft) Kopalnia noMr-astąlgora Bykoira. 93) Bkateryńaka draga. 9i) Okoła 
Sffriamkoirtkie]. 35) TerenijewBka. 96) Nowa (wssyitkie t« naawane wun^ 
' 4 t m*.m aprawoadanta pritekaml. ) 97) Stforf Koriamkowakl. 98) Saorf Otałba- 
wjaiki, 9») Iwaaowaka aatolaia. 90) Saarf j na góno Bogaeae. 91) Abra* 
a«««ki« robotj. 39) Stnrf Bracki koło EkateryAakieJ kopalni. 88) Sturf na 
r««i| ■Croale Łaigikana. 84) Siylkińskl rndnlk. Hudy w tyeh kopalniaofa. 
Jak I* wfdsIeUimy, tą biadne, roboty ttą}ni«pon«dBl4 w nieb prowadaoao, 
w ^^[SAryeli ai^acack saiedwo ilad kopalni poaoatał. Jeiali, Jak poataoo- 
na nowo rospoesnf ekapłoatacyę neresyńtkich kopalni, potrseba b^sie 
!Mn na wyreataorowanio, oponądkowania i labaipleoianla leh, ile po> 
bjła aa poeiftkowa kopanie ałf w górach. 
GiŁŁAB, Opisanie. I. 10 



146 

śolnierse si^ k%pi4f ^ w umem jetzcse chórem ipi«wąj% hib 
iagBigt laplakiine ionj i dsiecL 

Pneplynflki natsa tratewka; flotylla mająca zdobyć Amor 
za nami pozoitala i znownż nie nie slydiać prócz mimn wody 
i bnccsenia owadów. Nad zieloną zatoką lawego brsepi, 
piętrzy Bi^ ikata ztoftona z wapienia i z czerwonego konglo- 
meratu zwana Toczylną, za nią szeroko rozerialy się łąki Bo* 
gac^f. Stramień tego nazwiska wypływa z demn^ dolinki 
i twoisy błonie patrzące lic od kwiatów i bydła, ^oiywssy 
wiosła, płynęliśmy wpatrzeni w urocze brzegi i nncąo wstęp 
do pietei Pola o « Ziemi Naszej », dopłynęliimy do opold, 
w któr^ piaskowiec ułoiył się w regnlame warstwy i dła 
tego nazwanej Połosatik. Pod skałą znąjdiąją się piękne ame- 
tysty; dostałem jedną szczotkę ametystową z ilioznych krysz- 
tałów blado-fioletowych złołoną. Od Połosatikn woda bystro 
nas niosła na groźną skałę wapienną Irykan; oddali^ się 
ostroinie od sterczących przy brzega kamieni, wy^nęMimy 
na spokojniejsze wody a wkrótce wylądowaliśmy w Vj66 
Karze. 

Ujść Kara jest to wioska przy ujMn Kary do Szyfiri^ 
założona przed kilkn laty; o dwie mile ztąd są dynne kaiyj- 
dde kc^ahiie złota. KiUta domków, magazyn i lazaret dśik 
robotników w kopalni i dla kozaków stanowią osadę. Z* 
wsią, na brzega w samotaem miejscn jest dom Michalft 
Bokija, który otrzymawszy w Wilnie 1,500 k^ów, przysftuiy 
został do kopalni. Bokij jest rodem z bobrąjskiego powiatu 
inaleiał do związku młodzieży litewskiej, który pod przewo- 
dnictwem braci Dalewskich w 1846. r. założony został i miał 
na celo, rozwijaniem narodowości szezegóhuej w szkołach^ 
stanowić opór rządowi konwuls^pjnie ją duszącemu. Związek 
w 1849. r. pełen nadziei, iż Węgrzy i Polacy z Węgier prząjdą 
do Polski z chorągwią powstania, zamienił się na konspiracyę. 
Powstanie w Wilnie naznaczone było na Wielki Czwartek 
w 1849. r., lecz przed wybuchem wszystko się odkryło i spi- 
skowych pobrano. 

Po wsi kręci się dużo chorych; jedni wygrzewają się na 
słońcu, inni spaoerąją lub też łbpią ryby na wędkL Gdzie 
zwrócisz się, wszędzie napotkasz szlafmyce, dlagą kosznlę i 



147 

mrj płaucK chorego; twarze wybladłe i mizerne, postawy 
•yuHkłe i wynędznii^e, tuwają się zwolna jak cierne. Przed 
rtaym lasaretem, pod kozack% strażą siedzą na ganku cho- 
i^aregztanoi w ki^danachl 

Poetanowiliśmy przenocować za Ujść Karą na wybrzeiu 
atoki wyspą zasłoniętej. Wieczór był cichy i spokojny, cień 
«i gór sionko pada i kołysze się w bystrej wodzie. Jest 
te ląjłepszy ezas do dumania i do snu, lecz nie pozwolify mi 
»i iMiiąć, ani UŁ dmnać, tysiące komarów, od których na- 
i«* dTmem ognidca niepodobna się było obronić. Napiwszy 
ac fcerbaty, legliśmy na murawie dobrze okrywszy twarze 
1 1^ pned źarlocznemi komarami i zimnem, które po dzień* 
2/a npsle w nocy nastąpiło. 

Wiisliśmy jnft po wschodzie słońca; z dolin i gór dymiło 
»r> chfód niknął, a zanim wypiliśmy herbatę, b^to już b«r- 
^ gorąso. Z powodu trudnej żeglugi pod wodę, napowrót 
^ Ssylki poBzlitoy piechotą. Droga prowadzi po wybrzeto, 
■JH«y ł|kami i kwiatami. Tęskna konwalia (Convalaria po- 
bfonatoBi), niezapominajki łączne, polne róże prześlicznie 
^Mij; eserwt>ne gwoździki (Dianthus coUinus), iółty Le- 
outodon Taraxacum, brunatne główki Samgnisorby mające 
^ girbniku i uiywane przefe biednych Syberyak^ zamiast 
^ty, Iris uniflo^t zawilce leśne (Anemonae silyestris), 
''•wyPliIomis tuberosa odziały się w świeże barwy. Podróft 
^''■^^yk raczej spacerem w pięknym ogrodzie^ upał nam 
^ dokuczał; gorąco było takie, jakiego w Europie nie 
'"■^if^, termometr na słońcu pokazywał 43^ R. ciepł)^ a 
*cieiuQ po południu 33 stopnie. "Wiatm niema a słońce nąj- 
*''*ńi«g piecze. Do Irykanu przyszliśmy oblani potem; tu 
^ oeieniona i mokra ochłodzi nas cokolwiek. Z irykań* 
N Bka]y robotnicy skarbowi łanuą kamień, z którego tuz 
*«wapuo wypalają. Kilku ludzi zajętych jest tą pracą; 
'^ jedni na szerokiej przestrzeni, bywają często nawiedza- 
J*» przez zbiegów z Kary, którzy im prośbą lub groźbą od- 
**^ chleb i wszeikie wiktuały. Z powodu zbyt często 
^^^''^jącydi się odwiedzin, nie mogąc nic na dłużej zacho- 
l^^i^dobyli Bię na dowcipny sposób zabezpieczenia się od 
'^S^"* Na nadbneżnem jeziorku mi^ tratwę i wieczorem 

10» 



148 

pneiiOB8% na ni% pościele chleb i rzeczy, wypływają na faodak 
jeziorka i tam j% przymocowawszy śpią spokojnie. Zbie|^ 
dniem nie 6mi% zbliżyć się, w nocy tyUco nawiedz^ą id 
budę a widząc jej mieszkańców na jeziorze, tęskno ka nin 
patrzą z brzegu i nie mogąc dla głębokości wody ich donc- 
gnąó, głodni odchodzą do puszczy. 

Od Toczylnej, jednaj z piękniejszych skał w okolicy, pro- 
wadzą dwie drogi do Szyłki: pierwsza sunie się 6ciesk% sil 
brzegiem, druga jest pocztową drogą i prowadzi przez stroni 
i przy^ górę £kater3rńskiej kopalni. Góra ta jest pamiętał 
smutnem wydarzeniem; na samym jej szczycie bowiem zbójcy 
napadli i zamordowali przed kilku laty Francisska Klo< 
nowicza ze Żmudzi rodem, przysłanego do kopalni sandnij 
w powstaniu 1831, r. Ponieważ używany był do robót, wli 
dza chcąc mu sfolgować naznaczyła go do pełnienia postag 
dozorcy przy lazarecie, a jako odowiekowi rzetelnemu i poci 
ciwemu powierzała nieraz pieniądze na zakupienie różnyd 
rzeczy. Jadąc właśnie z jakiemś poleceniem z Kary do Scyfi 
na tej górze napadnięty został; długo się bronił i widać, I 
się mężnie brontf, bo naok(^o trupa jego, trawa szeroko hfi 
wytłoczoną, zmiętą i okrwawioną. 

Poszliśmy ścieżką, bo tędy bliżej i nie trzeba drapać « 
na górę; wazka, zasypana kamieniami kręci się nad wod 
pod prostopa^ śeianą. W kilku miejscach zalaną był4 wod( 
musieliśmy brnąć, drapać się po skałach i takim spoeobe 
doszliśmy prawie do samej Ekaterińskiąj kopalni, gdzie pn 
kuty był do brzegu rozbity statek. W tem miejscu ścłeM 
głęboko była zalana a przez skałę pionowo wznoszącą się u 
nami nie bardzo bezpiecznie było przełazić; weszliśmy jedn 
na nią, niechcąc wracać trudną drogą, którą już przebyliśfl 
Ledwo wszedłem na wysokość kilkusążniową i spojnsali 
przed siebie, struchlałem; trzeba się jeszcze było drapać i 
głśulką, stromą opokę a nigdzie na niej nie spostrzegłem srsi 
na którymby można całą nogę oprzeć, za nami zaś otwai 
byłii otchłań wodą zalana. Wracać niepodobna, bo łgiw 
jest wejść niż zejść z takiej skały; z bijącem więc seroea 
zamąconą głową drapałem się wyżej i wyżej, opierając koń 
nóg w szczelinach i chwytając się chwastów, riabo tkwiący 



149 

n akalfr Wszedłem pnecieft na szczyt a za mną i mój to- 
wmyu; hytem tak zmęczony, iż pa^em, jak martwy na zie- 
lu^. Szczęściem kopalnia była blizko pod nami, do której 
dowlókłszy ńęCj znaleźliśmy n gościnnego Wincentego wyborny 
kfftt z brzozowego sokn, który nas ochłodził i pokrzepił. 

llzisiaj e% Zielone Świątki, statki więc i tratwy płynące 
mką zostały umajone a i w Szyłce przed kaidym domem 
wetfaiięto po kilka brzózek; przypominały mi one takift sam 
nyeiąj majenia domów i n nas w czasie Zielonych Świ%t 
^dący w użyciu. Na przyzbach domów siedzą stare kobiety 
iódawie przypatrują się przechodzącym; dziewczęta zaś pre- 
Wuyonahue ubrane w najlepsze swoje snknie, gromadkami 
iptotnóą po ulicach. Żony urzędników chodzą w kapelu- 
tnch, kapcowe mają na głowach chustki, lecz ich córki od- 
^nifij ńę już pokazać w kapeluszach, a nie tylko córki kup* 
cóv i oórki pisarczyków, unterszychtmejstrów odważyły się 
libnć po pańsku i kapelusze swoje osypały mnóstwem kwia- 
^. Europejskie szale, suknie i szlafroczki, pelerynki i hur- 
my noszą już bez różnicy stanów wszystkie kobiety: sarafan 
madka widzieć się dtje. Wiadomo, że każda klasa moskiew- 
ikttgo społeczeństwa, różniąc się przywilejami i życiem, ró- 
^^ się także i ubiorem. W ostatnich czasach nastąpiła 
■nk odmiana i teraz spotkać można kupca w paltocie lub 
^ finka, a kupcową w czepku i w kapeluszu. Za czasów 
ptti Felińskiej w Berezowie uważano za zbrodnię kupcowej, 
fh włożyła czepek na głowę, i postanowiono w cerkwi zedrzeć 
« ł ^owy ten pański ubiór. W Dauryi mniej jest surową 
^"^óót*, stare zwyczaje nie zostały jeszcze porzucone, lecz już 
*^y, które wyróżniały różne klasy ludzi, zacz^ się mie- 
^ i zacierać, a początek temu dał czepek i kapelusz na 
l^e kupcowej i palto z frakiem na grzbiecie Irapca. Te, 
tore nie mają odwagi albo pieniędzy na kupienie kapelusza, 
^ jesscze według starego zwyczaju na tyle głowy prze- 
*^Hane jedwabne kolorowe chustki. 

^^aczki w Dauryi są zalotne i śmiałe, lubieżne ale 
^ ntmictoe; rzadko która mężatka niema kochanka, mierne 
«*Hlyxae, szczegóhdej w wyższej klasie, umieją zręcznie 
P^fcić i opanować mężczyznę a dla sukni nie jedna honor 



150 

poświęci. W Kuitumie miewkalft uboga wdova M.. s dwoma 
oórkami i synem. Starsza oór^a była brzydką, kulawą i nie- 
zmiemie złośliwą, n^łodsza zaś była bardzo piękną i dobrą. 
ICłodośó i pięknoiiS zwabiły wielu zalotników, a ten, któremu 
okazywała nie sentymentalną ale rzeczjrwistą wzajenmośó, ka- 
pował jej według zwyczaju salopy i ładne suknie. Zebrała 
ich pełny kufer, $ gdy zachorowała, klucz od kuferka troskli- 
wie chowała pod poduszką. Zupełnie opuszczona, leftala na 
łóżku pasiąjąo się ze zbliżającą się śmiercią. Gdy apostrzegia 
znaki konania kulawa siostra, zeszła z pieca i po cichutkn 
na palcach zbli^^yła się do poduszki, wsunęła pod nią rękę- 
a wydobywszy klucz, otworzyła nim kuferek i zaca^ z niego 
wybierać i odkładaó na bok lepsze, piękniejsze gałgany.* Ko- 
nająca otwor^ła oczy, a zobaczywszy, że siostra ją rabuje, 
skostniałą ręką schwyciła za jakiś świetny łach i krzycząc 
ciągnęła go do siebie. Starsza, obawiając się, żeby matka, 
której w domu nie było, po śmierci siostry rzecay jej sobie 
nie zabrała, puścić sukni nie chciała i szarpnąwszy nią, ścią- 
gnęła konającą z łóżka, która konwnlsyjnie, jako największy 
skarb ściskała swoje łachy. Obie siostry długo szamotały ai( 
wyrywi^ąc sobie suknię, dopiero nadejście brata, przerwało 
tę okropną scenę chciwości i próżności kobiecej. Po ¥ryjśeiu 
brata, sceny takie znowuż powtórzyły się; wzmocniły one 
chorobę młodszej i przyspieszyły śmierć. Kulawa zawładnęła 
całym majątkiem siostry, która zdobyła go kosztem piękności 
i niewinności swojej. 

Po tym z rzeczywistego zdarzenia skreślonym obrazka, 
a malującej przywiązanie kobiet do strojów, kończę opis ^a- 
baw Zielono-Świątkowych. Przed szynkiem, jak pszczoły 
w uluy roi się mnóstwo ludzi, jest on najwyraźniej oblężony 
przez pijaków; pod ścianą grają w karty, dalej cokolwiek 
kłócą się i biją a dalej jeszcze wykrzykując p^ane piosnki 
taczają się po ulicach. Na podwórzu jednego domu słychać 
słabe brzęki bałałajki, na której przygrywa dzielny i zuchwały 
parobek ubrany w manszestrowe szarawary i czerwoną ko- 
szulę ; nikt go nie słucha, tanecznic niema, wstał więc a brzą- 
kając z wielką fantazyą poszedł do szynku, gdzie zapewno 
anajdzie słuchaczy i tancerzy. 



151 

nngdnioy i knpoy spaoeng^ w k^tfyoletiaoh; konie p^ 
^ gaiopsm i grożą pijanym rostr%c6iiieiii, kapcowa w je- 
imbiick s tryuKEdm isnoąją wzrokiem na tych, oo nie mają 
koni i kftliKyoletBk. W przeehodsie praes ulice mign^ się 
^yflEo pisedemną obrasj ńwicta; c<|ro^ony i potnebi^ apo- 
CByika nie mogłem aię im <Bi46J pnypatrywać a we śnie już 
d ( y watoMi cienkie gtoay d^eweaąt topiących brzózkę. 

Ssy&a byta dawniej miejacem cichem i bez żyda. Przy- 
jaciele apokojnońci, jałeli nie byli pod władzą górnictwa, 
nogli ta analeśd k%t, jakiega napróftno azokaliby w Eoropie. 
Ta mogli oni cieazyó eię prawdziwie azya^r^ spokojnością. 
htereaa narodn, kweatye apółeczne i polityczne, nowe idee, 
Bowe poglądy nie trwo^łyby ich apokojnego^ leniwego omy- 
ala. Eocbójnik i złodziej mógł ich wprawdzie niQ{)okoió, lecz 
pnad nimi Łobm okiennice, CEi]gny i zły piea mo&e obronić; 
didwość lob duma orzędnika mogły zakłócić olubioną ciazę, 
ha i pned nim moftna aię było schować, drobnoatką okupić, 
a ptBad życiem, przed potrzebami ogółu, przed obow^zkami 
ipóteeanemi ani aię obronić, ani adiować, ani też okleić 
ttożaa. BadzSbym więc wazystkim lękliwym, nabożnym 
konserwatyatom i ludziom, którzy każdego ruchu i nowej 
"ofii boją aię w guście AUgemejne Cejtung, przenieżć aię do 
%beryi; ta ich życie nie dogoni, tu mogą znaleźć kąt, gdzie 
atmi obojętni dla świata i przez nikogo nieznani, apokojne 
6At i niczem nie zaldócone życie, jak gady i płazy mogą 
p^dnć. Lecz 8zylkę ci przyjaciele apokojności już omijać 
powiani, bo ona od niejakiego caaau zaczyna żyć, kręcić aię 
1 nazaó. Wprawdzie życie to nieprawdziwe, bo żró^o jego 
jest gdzieś ^Uileko, w aercadi ludzi, którzy mają prawo żyć 
V Moflkwie; fala jednak zaborcza, która z tego źródła przez 
Siytkę na Amur płynie, mogłaby wywołać jakie nowe myśli, 
<Kn) tel co goraza wyciągnąć waa z wygodnych betów przy- 
JKiele spokąjności, albo też co najgoraza zmuaić waa do ja- 
Bej pracy przyjaciele porządku. Szukajcie więc innych miejac 
w Dauryi, jeatem pewny, że znajdziecie a Sayłkę, która zro- 
^ ńę ważnym punktem wyjścia ekapedycyj amurskich, *) 



*) w 1S58. r. punkt wyjścia tych ekspedycyj- prieniesiono do 8tretiea»kA. 



1S2 

pomąj^de, bo oha jeet na drodse, po której moie jaka nie- 
pokoj%ca kwestya was zaosepić. Przyjeżdża tu wiela z Eu- 
ropy, czasem i z Ameryki ludzi , handel się oiywia a z nim 
i drogośó wazystkich produktów następige; zaczynig% przy- 
wozić gazety, pokazują sig czasem liberalni oficerowie^ potrM- 
bi^% pomocy biedni amurscy osiedleńcy, wojska i kupców 
podostatkiem a wszystko i wszyscy razem dąj% Szytce, sącze 
gólniej na wiosnę pozór jakiegoś życia. Ten ruch w Szyłce 
powięksasył i ludnoóć wygnańców politycznych. Obecnie mie- 
szkig^ tu nast^ni wygnańcy: Hilary Weber, rodem z Po- 
znańskiego, z gimnazyum płockiego. Dowiedziawszy się o wej- 
ściu Artura Zawiszy do Polski, uciekł i wynalazłszy go wis- 
saeh podzielał przygody dzielnego Artura. Po rozproszetuB 
oddziałku pod Krośniewicami, wzięty był do niewoli wrai 
z innymi we Włocławku przez zdradę jednego z towarzyszy; 
w 1834. r. przysłali go do kopalni. Alojzy Dembiak Ła- 
piński, szlachcic zagonowy z Łomżyńskiego, za powstanie 
zrobione w swojej okolicy w 1831. roku; długo ukrywał się 
w lasach, później wzięty i do kopalni posłany; Piotr Płoń- 
ski za tęż 8am% sprawę, także rodem z Ziomżyńskiego do 
kopalni przysłany. *) Teodor Sajczuk, włościanin z Miń- 
skiego , ze wsi Michała Wofiowicza, za pomoc dan% jema i 
przyłączenie się do jego oddziału, wzięty na placu z brosii 
w r^u, obity w 1833. r. kijami w Grodnie, ztamt%d do ko- 
palni przysłany. Maksymilian Gawry lenko, włościania 
z Mińskiego (na Biał^ Busi) za ucieczkę z wojska moskiew- 
skiego do polskiego w 1831. r., udział w kampami, emigruj 
do Galicyi i powrót ztamt%d z emisaryuszem Leopoldem Białkow- 
skim do Królestwa, wzięty w zbożu przez zdradę księdza Radzi- 
szewskiego pod Biał%, okropnie zbity ląjami w Warszawie, 
posłany do kopalni* Franciszek Sztrejmann, garbarz, 
rodem z Wilna, za udział w powstaniu 1831. roku obity knu- 
tami i posłany do kopahii. Te o f ii M o s z y ń s ki, rodem z Pło- 
ckiego, służył na kolei warszawsko -krakowskiej; przysUny 
do kopalni w 1856. r. za przewożenie korespondencyj spisko- 



*) PloAski powródł do krąja w 185. 8r. i w wioace rodsuinej w Ł«p*cii 
umarł w 1860. r. 



153 

wyeh i za emigracyę w r. 1848. Ignacy Stankiewicz, 
włościanin z Białostockiego , za powstanie 1831. r. do kopalni* 
W 14. liniowym batalionie znajdują się jako szeregowcy na- 
stępni wygnańcy polityczni do wojska posłani: Szymon 
Tarczewski, wójt gminy z Lubelskiego, za sprawę 1846. r. 
aresztowany wraz z znakomitym autorem Henrykiem Kamień- 
skim. Antoni Rudzki, rodem z Kiąjaw, student gimnazyum 
warszawskiego, za rozmowę, te trzebaby zastrzelić w powsta* 
nia Paskiewicza i wiadomość o mającem wybuchnąć powstaniu 
w 1846. r. Agaton Giller, z Kaliskiego, za emigrowanie 
w 1849. roku z zamiarem udania się do Węgier, propagandę 
w ceło oswobodzenia Polski i pisanie artykułów treści poli- 
tycznej, wydany r. 1853 przez Austryę, a w 1854. r. skazany 
do wojska. Wincenty Radecki z Podola, za powstanie 
w 1831. r. Kołyski i emigraoyę do Galicyi, zkąd wydany przez 
Aostzyę skazany do wojska. Wincenty Migurski, z San- 
domienkiego, za powstanie 1831. r., wyprawę emisaryuszów 
w 1833. r., posłany do wojska w Orenburskie, a ztamtąd za 
aciecskę, do wojska w Syberyi. *) Hipolit Zawadzki, 
z Krakowskiego, urzędnik górnictwa w Dąbrowie, za przygo- 
towanie powstania między górnikami w 1846. r. sądzony wraz 
z swoimi kolegami przez wielkiego tyrana, naczelnika gór- 
nictwa S.... otrzymał 1,000 kgów i posłany do wojska do 
Orenborga, a ztamtąd za posiadanie notatek z podróży Custina 
po Moskwie, do Sybezyi. 



•) Migwfłlii po powrocie do kri^ mioiiluł ir Wartsairie. W 1868. roko 
pę^echti do Wilna, gdsie w tydsień po prsybyda amarł. Pochewany obok 
A^ Dalowikiego na emeutarra ir Bosie. Zostawił po sobie pamiętniki, które 
po ŚMltrci Jogo drnkował Dtieanik litoraekl we Lwowie. 



VI. 



Stan powietrca i rolnictwo. Robotnik w Dauryl. •* Cłurakter 8]rb«rjak6«. — 
Piclgnymka kotaka do Petersburga. -^ 8prxedaaie byeaka. — Btaifcr 
kapitua. <*- Wyohoivanf« 4ateei. — Partja v drodta do koyalai. - 
Woltor-nlaokoic w laokaianaoh i J«go bitf4»rya. •— Maraaaka keuk 

uralski. — Bant Pugaccewa i charakterystyka tego rewolaoyonisty. 



Upal w dniach od 16. do 19. czerwott, pneszedł 30 
etopni R., powiotree jednak w nocybyto dość chłodne. Ihiia 
19. cserwoa upat był nieznośny: tennoinetr w poładme, 
w cieniu wskazywał S4 stopni cierpła. Tego* dnia powii) 
wiatr z pustyń środkowej Azyi i dął z ogromną gwałtowno- 
ścią, pędząc przed sobą tumany kurzu » tłumił oddech i pi- 
rzył oiało; powietrze ciężkie i parne, wiato zaś gorą^, dal 
mi prawdziwe wyobraienie o afirykańakim siroko. Z po- 
wodu wielkich upałów, rola wyschła, zasiewy powiędły i 
mieszkańcy Szyłki odbywali publiczne modły o deszcz. Pan 
Bóg wysłucliał ich modłów: dnia 90. czerwca deszosyk oiwie- 
2ył grunta i pocieszył rolników; przez 21. i 23. mgły się 
tłukły po górach, powietrze wilgotne i deazcz kropiL Zbofts 
ożyły i podnio^ się; można spodziewać się urodzajów. 

Urodzaje rzadko bywają w Dauryi; przeszłego roku hjts 
obfite zbiory i zboże tanie, lecz przez sześć z kolei lat za- 
przeszłych urodzaje chybiały, wszystkie prodnkta podrożały. 
Wysokie ceny zboża zniżone zostały przez znaczny dowóc 
z sąsiedniego powiatu wierchnioudińsl^ego , którego ludność 
głównie oddaje się pasterstwu i rolnictwu. Susze wiosenne 
wyniszczają zasiewy; w czasie zaś zbiorów pospolicie pada- 
jące deszcze nie mało szkód przynoszą. Grunta w ogóle są 



165 

cttrnoaieiiuie. Gdy sposoby npmwy zostaną bardsiej wy- 
doskonalone, Daarya może zakwitnąć rolmctwem. Obeonia 
rolnietwo jest jeszcze w niemowlęctwie, a z przyczyny braku 
r|k nie wiele gruntów znąjdiige się pod uprawą.*) 

Bobotnik jest drogi i trudno go dostać. W czasie siano- 
kosu i żniw parobek bierze dziennie od 1% do 3 rfp., 
przytem trzeba go nakarmić mięsem, chlebem i herbatą. 
Więksi gospodarze, uprawiający wielkie 8|4azy gruntu, na 
łniwa zamawiają już robotników w styczniu i w tern mie- 
ałąoa dają im zadatek. Nierzetelny robotnik bierze zadatek 
od dwóch lub trzech gospodarzy, a w czasie iniw zaledwo 
przez policyę moina go ściągnąć do roboty. Kupiec żaku 
pojący zboie, konopie i inne rzeczy, nieraz na pół roku 
przed terminem odbioru musi zapłacić chłopom, i nieraz pie- 
nitdze mu przepadają. Pociągnięty Syberyak do odpowie- 
dsiahuMeiy wykręca się następnym sposobem: «Czto wy? 
cito wy? nieużeli ja wam nieoddam? Podo&ditie, 
ja zarahotaju: ja że bolsze stoju kak wasze diesiat' 
«itłk owych?! »**) i wierzyciel musi czekać do nieskończo- 
sości Do sądów nikt po sprawiedliwość nie udi^® się, bo 
s|dów bardziej obawiają się wszyscy, ni& oszustów i zio- 
dz^jów. 

Jedną z najwybitniejszych cech charakteru Syberyaka, 
jsst chytrość i przebiegłość. Jeżeli ma interes, wchodząc do 
ishy żegna się według zwyczaju kilka razy, potem kłania 
się pokornie, wita, pyta o zdrowie i prowadzi rozmowę nie- 
mąjącą żadnego związku z interesem, dla którego przyszedł; 
nocą słodkie i pochlebne wyrazy, a dopiero po wyrozumieniu 
przychylnego usposobienia, odzywa się o interesie. Jeżeli 
zaś zauważy, że ciebie nieakaptował i że dla tego interes mu 
niepowiedzie się, wyczekiąje kilka miesięcy, a tymczasem 
aprzejoością, pocUebstwemy różnemi drobnemi usługami i 
podarunkami zjednjrwa osobę, a zawsze w stosownej chwili 



*) Wedłag akt rsądowjreh , w nercsyńskim powiecie pned roUam ISIO 
taafdoirało się rocinie pod rolną uprawą 54,909 dzieaifcia liemi. 

*^) Po polaks: «Co wy? Co wy? (chcocie). Csyi wam aieoddam? Po- 
ca«ką)el«, Ja aarobic, wsaakie wtfoej wart jettem, uli wasce dsiedf^ 
rabli.. 



166 

prosi czy to o poiycEenie pieniędzy, których nie myili oddać, 
«zy tei o inn% łaskę. 

W obec cadzoziemców, a nawet Moskali, Sybeiyacy ode* 
grywaj% rolę pokornych i głapowatych ludzL Nazywają of 
w obec nich Indźmi ciemnymi, nieoówieconymi, powtarzają 
zdania takie, jak n. p. następne: «UźI jęta Sybir' ma- 
tuszka?! My zdień liudi tiomnyje, nigdie nie by- 
wali i niczeho nieznajem. U was to i liudi obrazo- 
wannyje i amnyje i czestnyje, a nie takije padlecy 
kak u nas».*) Będzie ci%gle potakiwał, wychwiJał twój krsj, 
obyczaj i rozum; a w duszy rad, ie cię oszukał, śmieje sif 
tajemnie i pochwali się między swoimi, że cię wyprowadził 
w pole; dobrodusznosó zaś i łatwowierność twoj% nazwie 
głupstwem. 

Pewien dymisyonowany kozak miał sprawę z tatejszemi 
władzami, którą stanowczo przegrywał. Postanowi dla po- 
prawienia sprawy udać się z prośbą do cara i odwołać się 
do jego łaski. Instynktownie przeczuwał wybierając się 
w drogę, że skarga wprost zaniesiona, zostanie bez rezul- 
tatu, a moie spowodować, ie go nawet przed oblicze mo- 
narchy nie dopuszczą. Odegrywa więc w Petersburgu taką 
rolę: nie wspominając nic o swojej sprawie i celu swojej 
podróiy, poprosił o wstęp i o posłuchanie u cara, jedynie 
dla tego, ieby oglądać mógł Boskie i miłosierne obUcse 
ojca (batiuszki) cara. « Dawno jui,i> mówił, « ślubowałem 
odbyć pielgrzymkę do Petersburga, tak, jak inni ludzie od- 
bywają ją do Jerozolimy. Moim celem jest zobaczyć i oddać 
cześć najłaskawszemu naszemu ojcu. Blizkim jestem celu, a 
jeżeli car łaskawie przypuści mnie przed swoje oblicze, będę 
najszczęśliwszym z ludzi, bo wiem, że to pomoże mi do 
zbawienia mej duszy.» Donieśli o tem Mikołajowi; po- 
dobało się bardzo potężnemu carowi, że poddani jego piel- 
grzymują do jego stoliey jak katolicy do Bzymu. Ten, który 
się miał za najpotężniejszego wśród ludzi, nie odgadł za- 



*) Uehl u matka SjberjAl My ta Jesteśmy ludsie elemni, nigdaieemy nie 
byli 1 nie niewierny. U tras ludaie tą iryksatałceni , Toanmni, neadwi a sit 

tak Dodll lak u n«a. 



tak podli Jak u nas. 



157 

miun prostego kozaka i wierzył, iź on rzeczywiście oży- 
wiony byl tylko pobożną intencyą spojrzenia w jego oblicze. 
KubI go więc przyprowadzić przed siebie; przyjął go po 
ojcowska, pocałował, wyraził swoje zadowolnienie i pytał si^ 
go o rodzinę, o majątek, zdawał sie interesować losem, 
wssystkicli jego znajomych. Dalej pytał się, jak też tam 
na tym odległjrm wschodzie żyją kochani jego poddani, czy 
ich nie ugniatają urzędnicy, czy wymierzają im słuszną, 
prawną sprawiedliwość? Syberyak jak przed Panem Bogiem 
te skruchą sx>owiadał się szczerze przed carem, i w skromnych 
wyrazach, niby o tem niewiedząc co mówi, opisał nadużycia 
miejscowej władzy, jej sprzedajność, niesprawiedliwość. Gar 
zaciekawiony, pytał go o szczegóły; dawał mu je zręczny 
pielgrzym, a między innemi i swoją krzywdę umiejętnie 
w opowiadanie wsunął. I tu jeszcze knutowładny mocarz 
mepoznał taktyki prostego człowieka i dziękował mu za 
odsłonięcie prawdy; obiecał ukarać czynowników, zapro* 
wadzić inny porządek i wynagrodzić mu- krzywdę, którą mu 
niesumienni jego słudzy wyrządzili Interes był zrobiony; 
niespodziewał się jednak, że jego wyborna taktyka przy- 
niesie mu i słftwę i pieniądze. Niespodziewał się, że jego 
pielgrzymkę opiszą i wydrukiigą z jego portretem, że stanie 
ńę przedmiotem rozmowy i podziwienia dwom i Moskwy, 
ie go w Petersburgu ut rzy m yw ać będą kosztem skarbu, opro- 
wadzać po stolicy i pokazywać wszystkie jej osobliwości. 

Obdarzony na drogę, wrócił do Dauryi, uciuławszy sobie 
2 łaski knutowładnego znaczną sumkę pieniędzy i wygrawszy 
przepaćUy interes. Gdy już był pomiędzy swoimi, śmiał się 
t głupstwa petersburskiego a przygody swoje opowiadająo 
zaczynał od słów: <cWot, kak ja caria naduł.»*) Oto jest 
próbka tego, co nazywają syberyjską chytrością, ale 
próbka w wyższym stylu. Wypadek, który następnie opiszę, 
przedstawia tęż samą chytrość, ale w niższem jej sn^ 
cieniu. 

N. kupił od Syberyaka młodego byczka, których tu 
z mongolska nazywają «barakczan,>i i zapłacił mu 10 rs., 

*) • Otd, Jakem ean osmkał. » 



158 

zastrzegłszy sobie w umowie, ie dopiero ta trzy mieńiee 
zabierze bydlę. Po trzech miesiącach N. przyjechał pe 
byczka. Gospodyni przywitała go bardzo mile i ucz^stowabk 
f^śdnnie, lecz ogromnie zdziwiła się, gdy gość powiedział, ł» 
prsyjecliał po swojego byczka. (Jakiego pan chcesz byczka?* 
«(A ot tego, którego trzy miesiące temu, sprzedaliście nu.* 
fijakto sprzedali ?«> «Gzyź niewzięliście odemnie 10 rs. za niego ?» 
aPiem%dze tośmy wzięli, ale pan je dałeś za trzymiesięczne 
karmicttie a byczek jest mój jak i był moim. Karmflaa 
go wlasnemi rękami, lubię go jak Swoje dziecko, a paa 
chcesz, żebym mu go oddała; za nic go nie oddam In cPne- 
deft ja nie jeetem obowiąsany karmić twoich bydląt, za eói 
i na cóż więc dałbym owe 10 rs.?» «Nie, pan nie jeatsś 
obowiązany karmić moich bydląt, i pan dałeś pieniądze na 
karmienie swojego byczka^ ale go pan wprzódy kup odemnie.» 
Takiemi wybiegami dyplomatycznemi, gednemi zaiste wiel- 
kiej dyplomacyi europejskiej, ta prosta kobieta oszukiwała 
łatwowiernego kupca. Znudziła go ogromnie i wreszcie sta- 
nowczo mu do¥riodła, że nieme prawa ani do byczka, ani 
do pieniędzy, które dał za niego^ 

W Dauryi za takie sztuki trudno pociągać do sądowej 
odpowiedzialności, bo tu jak gdyby w kraju cnoty, niema 
zwyczaju zawierania piśmiennych umów, a wreszcie w sądzie 
zwykle obie strony przegrywają, bo obie muszą się opłacać. 
Ciągania się do sądu i policyi, naraża na większe wydatki, 
niż rzecz sama jest warta; wiedzą o tem dobrze praktycsni 
^beryacy i dla tego unikają sądów, a swoim wierzycielom 
bez żiMbej obawy płatają takie figle.*) Mają szczegóhu^s^ 
zdobiość poznawania ludzi i zastósowywania się do ich cha- 
rakteru. Kapitan P. przyjechał pewnego ran do wsi K. i 
stanąwszy w kwaterze, kierowany natręctwem i gmb^ańską 
względem podwładnych śmiałością urzędników, poełał eła- 
żącego swego Syberyaka do N. N. z takim rozkazem : «Pójdś 
do Polaka i rozkaż mu, żeby tu przyszedł do mnie; chcę 
od niego wziąźć konie, bo muszę zaraz jechać. » Służący 



*) «UchitrąJatiia> tM^icinc wjraicDit motkitwskJe, otosetiOte* róln« 



158 

z mkunńoigo i lekoewaiąc^gfo tozra nrego pAn», wniM, 
ie N. N. jest osobą, z którą można bez ceremomi i poiilU« 
postfpomtć, wsMdlszy wi^ do pokoju, zapytał: uKUfry ta 
jait N. N. Pokk?o «Gó& oi potrzeba?^ «Kapiian rozkAMł, 
śebyś przyszedł do niego* poiPitórzyl wiernie wyraiy puia 
mego. N. N. obrażony tonem rozkażą, gdzie d^ikatnońci i 
prolby trzeba się byio spodziewać, zawołał: « Jak tot maie 
twój pan rozkazał pRyjió do siebie? zaraz pójdź mi ztąd 
pnoz i p<iwiede panu, ie znać go niecfacęU Z jednego 
firsMsa poenał Syberyak, te ma przed sobą osobf lepiej 
wychowaną i nieprzywykłą do grubego obejścia; niett^ 
lowBość więc rozkazo wziął aa karb swój a nie wyohodząe 
I pokoi|i, nisko nldonił si^ i rzekł: uNie, niechiy paa 
przel)aczy; ja człowiek jestem ciemny, po hidzlcn nawat 
nówić memmeia. Pan rozlnsał mi, nąjpokomiig prosić 
psna, łebyi najlaskawiej raoaył prayjść do niego, on zań 
nie mógt pana odwiedzić, bo jest chory i zmęczony po* 
drÓE).* 

Syberyak jest leniwy i pizedaiębierozy. Wiarę ma w ogóle 
sStbą, chociaż jest zabobonny, Inbi wódkę i daśo jej pije; 
znałem takich, którzy przez wiele miesięcy, jednego dnia 
ms byM tnaiwymi. Zręczny w katdem półcieniu i potrzebie, 
pod uzględem obyczaju i rozumu daleko jest wyiazym od 
cblopa moskiewskiego. Rozum jego jedynie i głównie wy- 
hn^ się w obłudnem postępowania, i tego tylko nazywa 
TOsnsByniy który jest przebiegłym i ^sręcEnym szachrąjem 
lub ottBs t em. Wyrażenie prostyj czełowiek (to jest: 
prostoduszny, acaoiwy) znaczy to samo co giupi, a pochwały^ 
oddawane dc^czyśeom swoim, jak n. p. następna: «d obry j 
smirnyj, prostyj czełowiek, otiec nasz: my czerez 
nieho to rozżilisia» (dobry, cichy, aozdwy człowiek, 
net ojciec, my pnez niego to zostaliśmy zamoteymi) wy- 
mawiają takim tonem, jak gdyby chcieli powiedzieć: głupi 
olowiek, bo pozwolił nam oszukać siebie. Jeieli jeden dru* 
giego okpi i oszuka, chlubi się zaraz przed wszystkimi. 
Siewierza w beainteresowną pomoc, ani w przyjaźń, miłość 
i litość człowieka, który im dobrze robi nie myśląc o Bwojcr| 
^^nyści; podejrzywają go zawsze o dtt i skryte zamiary. 



160 

Podegrzywanie i nieufność taka sprawiają, iż zawsse dobrze 
prowadzą swoje interesa. 

Rozom ich jest to rozum niewolnika, który umie lAwi- 
rować, oszukiwać, maoać i jak to mówią przewąchiwać luda 
i sposoby, zniżać się, podnosić i dopinać swego. 

Dziwi mnie, że pomiędzy autorami, opisującymi Syberyą, 
znajdują się tacy, którzy się zachwycają nad prostotą oby- 
czajów Syberyaków i nad ich rozumem; stawią go sa wrsór 
awemu krajowi, przenosząc go nad rozum cnotliwego i pro- 
stodusznego postępowania. Charakter, którego kilka cech 
skreśliłem, jest właściwy nie tylko Dauryi, lecz prawie ealej 
Moskwie; spostrzegać się daje nie tylko w gminie, lecz i 
w wyższych klasach społeczeństwa i jest zasadniczą cedią 
polityki rządu. 

Chciwość w Syberyakach jest ogromną; każdy firodek do 
zdobycia i zarobienia jest dobrym. Są lubieżni, ale rze^ 
telnej miłości nieznają. Lubią wygody, wytrwale jednak 
znoszą głód i zimno. 

Syberyak jest pokorny, tam gdzie pokora przyniesie mu 
pożytek, ale z ludźmi, których się nie boi lub do których 
niema interesu, bjrwa opryskliwy. 

Prędko pojmuje i kombinuje rzeczy rzeczywiste, ale uczuć, 
msrśli, rzeczy oderwanych i będących po za kołem jego in- 
teresów, pojąć nie może. 

W mechanicznej pracy jest bardzo zręcznym; rseniieal- 
nikiem i żołnierzem bywa dobrym, a do handlu okaząje 
wiele ochoty i szczególniejszą adatność. W ludności tutej- 
szej, zasilanej aresztantami z Moskwy, wyrodziła się w skutek 
właśnie tak rozmaitego zbiorowiska wiar i języków, cnot i 
zbrodni, pewna tolerancya religijna i obyczajowa, a sarasem 
moralna obojętność. 

Wychowanie dzieci wyższych warstw społeczeństwa, jako 
to: urzędników i bogatych kupców, ma pozór europejaki^o 
wychowania. Panny uczą się czytać i pisać po moaldewsku 
i po francuzku; bogatsze uczą się grać na fortepiaoie. 
Wyszedłszy za mąż, wszystko czego się uczyły w mtodoód, 
zapominają: wyrazy francuzkie ulatują im z głowy, paloe 
sztywnieją, a cała ich usilność zwraca się do strojów i do 



161 

tehiiL Puma wykaEtatoona w nądowym instytacie wychOf- 
wania panien w Irkucku, awaśaną jeet za wsór obyczajów, 
a chociaż jest leniwa i niezna gospodarstwa, mąż jednak 
Ghlabi się ni% i piel^gnoge jako swój zaszczyt. 

W niższych klasach dziewczęta nie ucz% się ani czytać, 
ani pisać. Dziewczyna w posługach domowych przy matoe 
wychowana, wyrasta na niezłą gospodynię i wcześnie przy- 
zwycsaja się do wódki, której dużo tu p\j%. 

Synowie urzędników górniczych po skończeniu domo- 
wego wychowania, kształcą się w szkole iiłżynieryi gómicząj, 
w izkole konduktorów lub w gimnazyach w Petersburga, 
w Bamaule lub w Irkucku, zkąd wychodzą obeznani teore- 
tycznie ze swoim przedmiotem, lecz teoryi nie stangą się 
na madzie zastosować. Zdaje się, że wyjeżdżając ze szkół, 
cał| Dsukę tam zostawili; nie myślą o niej na urzędzie, a 
CBią nsilność zwracają na zabezpieczenie sobie dobrego bytu 
i powiększenie fortuny. 

Kupcy wychowiąją swoich synów na ludzi praktycznych, 
aiedbąjąc dla nich o wysokie nauki; nauczywszy ich czytać 
i pisać, wcześnie uczą ich handlu i sztuki robienia kapi- 
tałów. 

Kozakom głównie o to idzie, ażeby synowie ich umieli 
csytić i pisać; wyższe nauki uważają za niepotrzebne. 

W Dauryi umiejętność czytania więcej jest rozszetzona, 
nii w innych prowincyach Moskwy, rozszerzyli zaś ją głó- 
wnie wygnańcy Polacy, którzy przez wiele lat trudniąc się 
w Syberyi edukacyą dzieci, wielce przyczynili się do zeuropei- 
zowania północnej Azyi. 

Wiele da2oby się jeszcze napisać o tutejszej edukaoyi, 
•|dzę jednak, że określUem główne jej rysy, a szczegóły 
mniej są potrzebne. Wspomieć tylko wypada, że młodzież 
tsi^Bza ma wysoko rozwinięty zmysł praktyczny. Pisać uczą 
% prędko i dobrze, czytają płynnie choć treść z trudnością 
pojmują; do rachunków mają niepospolite zdolności, ale 
wynedlszy ze szkół zapominają o arytmetyce, a machiny 
lachunkowe (szczoty) sastępigą wszelkie rachunkowe dzia- 
łania i myślenie. Historyi i geografii małą ich uczą, i nie 
«iele też mają wiadomości z tych przedmiotów; jęąykÓF 

GiŁŁSS, Opinnic. L 11 



162 

obcy<^ łatwo się ucs%. Do pnodmiotów, które wymagaj! 
nie tyle machinahiej wprawy, ile myśli i pojętoośei swca, 
ttiemąją ani ochoty, ani zdolnodci. Obojętność w wiene 
niepoołvodzi z filozofii i rozumowego spekulowania, ale ze 
stępionego serca; spostrzegać się 'ona daje, jakby choroba 
dziedziczna nawet w dzieciach. 

Mały Syberyak, podobnie jak i dorosły, jest posłnseny, 
zręczny, wprawny; nigdy w szkole nie podnosi swego nmysia, 
serca nie rozszerza i nie rozjaśnia moralnego pojęcia i kończy 
nauki, zdatny do zwyczajnego, ogramczonego własnemi potne- 
bami życia, wcześnie ju£ umiejąc radzić sobie w każdej oko- 
liczności i wypadku. Nie sięga wysoko jego dusza, nie pnie 
się do żadnych wyżyn, obc% mu jest potrzeba obywatelskiego 
życia, lecz wie jak zabiegać o swe potrzeby, jak się wywinąć 
z trudnego położenia, jak wystarczyć samemu sobie i zrobić 
majątek. 

Czas już wrócić do tutejszego klimatu. 24. czerwca spadł 
deszcz ulewny, csJy dzień grzmiało i błyskało się, lecz przez 
następne dni świecia piękna pogoda, chmury zrzadka pne- 
ciągają przez góry, a gęstą, ranną mgłę wiatr powoli zdmu- 
chuje z dolin. Dnia 27. nadciągn^a burza z Mandżmyi; 
w bHzkości mego mieszkania piorun wpitdł do chaty i sabil 
mężczyznę, a kobietę obok niego stojącą nabawił kontuzyi 
28. czerwca deszcz mrzył przez cały dzień; 29. i 30. była 
pogoda i umiarkowane gorąco. 

Dzień 1. lipca znowuż mokry; dzisiaj przechodzda pi^es 
Szyłkę partya aresztantów do karyjskioh kopalni złota. &pie«r 
proszący o jałmużnę rozległ się na ulicy i wyprowadził ku 
nim mSosiemych ludzi. Już wiele miesięcy upłynęło od 
czasu, gdym podobnie do nich podróżowd; okropne wra- 
żenia tej podróży już się w części zatarły, a jednak na widok 
tych wynędzniałych, groźnych i ponurych fizyonomij, tyck 
pobrzękigących kajdan, bagnetów i szarydi żołnierzy, wvtra%* 
snęła mną odraza i przypomniała w8Z3fBtkie sceny, na któr« 
patrz^em, będąc z nimi złączonym przez szesnaście miestięcy. 
Ludzie ci, porfani do kopalni, zamknięci w więzieniu i w kaj- 
dany okuci, pędzeni do ciężkich robót i bici za lenistwo 
lab itiewyrobienie naznaczonej im rol>oty, myślą ustawiomie 



o tern jakby uciec i cho^ na kilka miesięcy uwolnić się od 
reb6t i niewoli. Uciekłszy, włóczą się po kraju, kryją 
w paszczach i w górach, a głód ich zmusza do rabunku i 
morderstw. Liczba włóczęgów w Syberyi jest bardzo znaczn% 
przygody ich i awantury są okropne; wyrabiają one ekscen- 
tryczne charaktery. Oto jeden z takich charakterów. 

Jakiś Ł(ewicki) przysłany został w końcu zesdego wieku 
do robót katorźnych w Syberyi, nie wiadomo za jaki wy- 
itępek, ale wiadomo, źe nie za polityczny. Posłano go do 
tńhdn warzonki soli między Leną i oceanem Wielkim (za^ 
y^d ten już nie istnieje). W owym czasie z katorżnymi 
mrowiej się jeszcze niż dzisiaj obchodzili; mirf prawo każdy 
bić 1^ bez obawy odpowiedzialności przed sądem, katorźny 
bowiem jest po za prawem. Roboty były rzeczywiście ciężkie, 
a n^dza okropna, nie dziwota więc, źe uciekali. Mordy i 
pożogi przez zbiegów popełniane, napełniały kraj cały trwogą 
i stradiem. 

L uciekł z robót z kilkunastu innymi; w puszczy uorga- 
nizowali się w groźną bandę rozbójników, która dobrze 
ittbrojona, długo utrzymywała się nad Leną. Na łódkach 
I dwoma haubicami posuwali się szerokiem łożem Leny, peł- 
nem wysep, zatok, ochraniających odnóg, i znienacka na- 
padali na nadbrzeżne a nieprzygotowane do obrony wioski. 
Wioski te maleńkie, położone w głuszy, w znacznej jedna 
od drugiej odległości, przedstawiały rozbójnikom pewną i 
bezpieczną zdobycz; palili je więc i bezkarnie rabowali Za- 
drżał w strachu kraj nadleński; nikt nie był pewny swego 
mienia i życia, a rozbójnicy tymczasem śmieli jak rozpacz, 
okrutni jak niewolnicy, szerzyli wszędzie słuszne powody ta- 
kiej trwogi. Miasta nadleńskie w owym czasie były to 
otad;^ złożone z kilkimasŁu lub kilkudziesięciu domków; mała 
w nich ludność, podobna do wieśniaków, zostawała bez 
wcselkiej obrony i mogła również bezkarnie być napadniętą 
i złopioną. Jakoż rozbójnicy zaczęli napadać i na miasta; 
V jednem stoczywszy krótką walkę z mieszczanami, domy 
■pahli a majątki zrabowali. Dopiero ten śmiały napad i po- 
większająca się coraz bardziej rozbójnicza banda, zmusiła 
^essałe miejscowe władze do energicznego ze siłą zbrojną 

11* 



164 

wystąpiema. Obława i pogoń wojskowa prseiladowaU szajka; 
wreszcie została ona rozbitą i rozproszoną a rozbójników 
połapano. 

Oddano ich pod 8%d i ukarano 1801. roku knutami; L. 
znajdował się w liczbie deUnkwentów. Posłany na nowo do 
robót, rwał się znowuź do ucieczki; niepodległy jego chir 
rakter, niedługo mógł znieść jarzmo katorgi, ociekł wice 
powtórnie. 

Wyobraźcie sobie przestrzeń od Leny do Easpyskiego 
morza, przestrzeń i dzisiaj jeszcze głuchą i pustą, a wówcas 
nad wyraz straszną i dziką. Ł. przebył ją szczęśliwie i wy- 
brnął z rozmaitych przygód, sunąc się jak dziki zwierz o 
głodzie przez puszcze i wody, to znowuź przemykigąo się jako 
rozbójnik przez drogL Dopiero nad Easp^skiem morsea 
szczęście go opuściło; tu został schwytanym, ukaranym wedlof 
prawa knutami i odesłanym do kopalni. 

W trzeciej ucieczce powędrował do Chin, gdzie Mongo- 
łowie obiegli go na stepie, a ściskając coraz bardziej łań- 
cuchem ludzi, wzięli wygłodniałego do niewoli i oddali Mo- 
skalom. Mongołowie, jeżeli spostrzegą uzbrojonego a ucie- 
kającego przez ich stepy człowieka, nie napadają na niego 
obcesowo, z obawy, żeby w własnej obronie nie zabił im 
jednego lub kilku jeźdźców; zbierają więc obławę i zdała za- 
mykają zbiega ruchomą kolunmą, która na chwilę nie vgun- 
czając go z oka, postępiige za nim w stronę, w którą się 
zwróci, ściskając coraz bardziej swoje groźne koło. Fn» 
kilka dni idąc za nim obława pilniąje, żeby ńę zbieg nie 
posilił, aż wreszcie znużonego i zgłodniałego bierze bez 
boju. 

Eząd moskiewski zbiegów wydanych z Chin surowiąi 
karze, niż tych, co się po Syberyi włóczą. Łewickiego^bili 
okrutnie kijami i posłali znowuź do kopalni. 

Z nerczyńskich kopalni L. uciekał jeszcze kilka razy, a 
zawsze nieszczęśliwie. Od knutów, k\pów zgięła się naia 
jego figrurka, ciało zaś poszarpane, pokaleczone, zdawało ńę 
być zszyte z rozmaitych gałganków i kawałków skóry. 

Po roku 1831, gdy naai polityczni wygnańcy w znaccn^ 
liczbie przybywali do nerczyńskich kopalni, L. był ytk 



165 

wmym starcem, saniechtl niepodobne noiecdd, a jako 
nietdatny joŁ do robót zostat awołniony a kopalni i 
wilęcał się po Dauryi rozmaicie zarabiaj%c na kawałek 
ehleba. 

Okn naszych wygnańców w Gazimnrze roka 1840, wyszli 
pewnego dnia na przechadzkę na góry. Na jednym z wy- 
niosłych szczytów zwabieni pięknym widokiem siedli i odpo- 
czywali; zadumanie ich przerwał głos altowy, rozlegający 
ńę u stóp góry. Ostry, cienki głos brzmiał ciągle między 
drzewami i zbliżał się kn wierzchołkowi. Poznawszy słowa 
znanej polskiej piećni, wygnańcy ciekawie upatrywali śpie- 
waka. Wkrótce i śpiewak wyszedi z goszczą drzew i wszedł 
na wierzchołek: był to starzec malej postaci, zgarbiony i 
okryty łachmanami żebraka; na plecach niósł worek z ka- 
wałkami rudy i bęben. Krok jego był rzeźwy i szparki; 
przywitał siedzących po polsku. Był to L., który wiecznie 
jak ti^cz wałęsał się po górach i puszczy dla wyszukania 
nowych pokładów metalowych; nigdy nic nie znalazł, prze- 
cież worka z kawałkami rudy, noszonemi na pokaz, nigdy 
me porzucał jak i bębna, na którym zwykle ogłaszał przyjście 
swoje do wsi. 

Dziwna postać, ruchy, mowa, ubiór, worek i bęben, 
rozbudziły ciekawość wygnańców; pytali się go więc o prze- 
nłoeć i przygody. 

Lewicki mówił im , że się urodził szlachcicem, że w Polsce 
zoitawtf żonę i dzieci, że wnuki jego s% już dzisiaj ofice- 
rami i urzędnikami; o powodach zesłania go do Syberyi za- 
śnieżał, a o przygodach swoich w katordze szczegółowo 
opowiadał. Zapytany, z czego się utrzymuje? odpowiedział, 
le z łaski ludzi, o którą nigdy nie prosi, lecz danej nie- 
odrzuca. Ody go zachęcali do pracy, rzekł: wNie, serce 
ojczyzno! (takie było z lepszych czasów jego przysłowie) 
nie! nigdy nie pracowałem, pracować nie będę. Moskale 
bili, a -nie mogli zmusić mnie do roboty. » Pragnąc uwolnić 
go od nędzy i wałęsania się zabezpieczyli mu wygnańcy przy- 
tdek i kawałek chleba na starość; lecz nie długo korzystał 
t ich uczynności. Siedzenie na jednem miejscu było dla 
mego przykre jak więzienie, po kilku więc tygodniach po* 



166 

bytu w ich donm, zerwał się jak oparaony, zabrał łachmany, 
worek z rud% i b§ben, a mówiąc: « Bądźcie mi tu zdrowi 
serce ojczyzno U roBzyt na włóczęgę. Osiadłszy we wai, la* 
kładał szkółkę i przez kilka tygodni uczył dzieci włościan; 
lecz rozgniewany na rodziców, że mu albo kaszy albo mąki 
skąpo dali, poturbowawszy chłopaków, zabierał worek z rad% 
porzucał szkołę i uderzając na pożegnanie w bęł>en, opnss- 
osał wieś. Włościanie z głosu bębna dowiadywali ai^ do- 
piero, że nauczyciela już niema w osadzie. Tak chodz%c od 
wsi do wsi, wszędzie uczył, lecz wszędzie nie długo prze- 
bywał. 

Pewnego razu przyjechał do kopalni Kułtumy naczelnik 
nerczyńskiego górnictwa Tatarinow. Cała osada była w po- 
ruszeniu, w kłopocie, przygotowana na przyjęcie nacseln^ 
jakby na przyjęcie osoby samego cara. Nazajutrz po jego 
przyjeździe, gdy naczelnik spał w jak najlepsze, a oaada 
drzemała czekając na skinienie urzędnika we śnie pogrążo- 
nego, nie śmiąc przejść pe¥mym krokiem przez ulicę, śeby 
nieobudzić kapryśnego pana, L. wszedł do wsi bijąc w bęben 
jeneralny marsz. Tjatarinow obudził się, zerwał się z pościeli 
równemi nogami, a myśląc, że jakaś znakomita osoba nie- 
spodzianie zawitała do Kułtumy, niespokojnie pytał się: ciKto 
taki przybył? Eto przybył? » <(To Ł.» odpowiadają mu. 
<cEtóż to jest, ten L.?» « Stary, dymisyonowany katorsnyl* 
oAch szelma,)) krzyknął w gniewie, ajak on śmiał mnie prze- 
budzić? ale dla czegóż on bębnił ?» «Ma taki zwyczaj, proazę 
jaśnie wielmożnego pana.» « Przywołać go natychmiast do 
mnie.)) Na przybyłego Tatarinow ofuknął się, a krzycząc, 
kazał mu bęben potłuc. «Hola, mój panie ,» zawołał L., a do 
mojego bębna niemasz żadnego prawa; jesteś naczelnikiem, 
ludzi a nie bębnów. Możesz panie naczelniku mnie kazać 
ukarać i potłuc, jeżeli masz sumienie starca karać, ale od 
mojego bębna warat)) Śmiała odpowiedź i wiadomość, że Ł. 
jest fiksatem, udobruchała Tatarinowa; dał mu rubla jał- 
mużny i bez kary odprawił. L. gdy miał za co, upijał aię. 
Baz idąc z szynku do chaty pijany, padł na drodze i za- 
snął; mróz był dwudziestokilkostopniowy , a L. nic nie 
miał na sobie prócz kilku gałganów. Miał już wtedy przeszło 



167 

90 lat; memiaint przeoieś, tylko palce odmroad. Po pół- 
nocy obadził się i wrócił do domu, a palce nie lubiąc le- 
denia w lazarecie, toporem odciął. 

Wkrótce po tym wypadku opuścił Szyłkę i przybył do 
AkatuL Mieszkał tam wówczas aresztant z moskiewskiej 
gubemii, człowiek wielkiego wzrostu i nadzwyczajnej siły. 
Zadufany w swej sile, wzywał kolegów swoich na szermierkę : 
«Kto kogo przemoże|» wołał, «otrzyma kwartę wódki od zwy- 
ciężonego I )> Znając jego siłę nikt nie przyjął wyzwania, L. 
jednak stanął na placu i chciał się z nim popróbować. 
Śmieli się aresztanci ze zbitego, skostniałego starca, a 
otoczywszy zapaśników, pewni przegranej starca, kraikami 
obodzali w nim odwagę. Młody aresztant zrzucił z siebie 
sienmęgę, zakasał rękawy od koszuli i dumnie oczekiwał 
pneciwnika; L. tymczasem, śmiąjąc się i żartcgąc, nagle 
przewrócił się i stanął na rękach nogami w górę i w takiej 
pozycyi wywracając koziołki, jak strzała puicił się na prze- 
ciwnika « uderzył go obcasem w oczy, potem porwał się 
na nogi i powalił zdziwionego i przelękłego mocarza! 

Taka to była starość człowieka, który w dostatkacb 
zrodzony, pamiętał już tylko jak przez mgłę lepszą swą 
przeadosć, a życia dokonywał bez troski, w żebractwie i 
włóczędze, znikczemniały w umyśle i w sercu. 

L. nie miał wiary i chociaż nie był wykształconym, był 
przedeź ateuszem, wychowywał się bowiem w XyiII. wieku, 
kiedy nauka Woltera dawała kierunek edukacyi. Brak wiary 
i lekceważenie wszeUderj świętości, jeszcze bardziej poniżały 
i szpeciły tę poniewieraną i włóczoną po drogach publicznych 
starość. Często napadała go ochota dysputowania z popami 
w materyach religijnych. Przeczył wszystkiemu, łapał popów 
na ulicy za sutanny i wołał im: «Kiemasz Boga» a szyderczo 
uśmiechał się i bawił kosztem tych, którzy z nim na seryo 
myśleli dysputować. Ciekawy był to obraz Woltera tego 
w łachmanach, dziewięćdziesięcioletniego włóczęgi, a z drugiej 
strony popów moskiewskich dysputujących z nim na grani- 
cach państwa niebieskiego. 

L pomimo poniżenia i spodlenia zachowid z dawn^ 
dumy nieugiętość, pewność siebie a na swoje łachmany 



168 

patrzał jak król na pnrparę, zbrodni zai srwoich wcale nie 
wstydził się. 

Żył jeszcze przeszłego roku, teraz nic o nim nie słychać; 
zapewno umarł gdzie w puszczy lub na drodze. Życie jego 
dowodzi, jak niewola, nie mogąc złamać i przenatunyó chs- 
rakterów niepodległych i dumnych, pozbawia człowieka we- 
wnętrznej godności i robi go ekscentrykiem w cuchnącej 
atmosferze ostatniego poniżenia i spodlenia. 

L. często przesiadywał u uralskiego kozaka Mamszki, 
który był przysłanym do robót katorżnych za udział w buncie 
Pugaczewa. Maruszka żył jeszcze przed kilkunastu laty, po 
roku 1840; miał swój dom w Eułtumie. Starzec przeszło 
stoletni, bezżenny, odznaczał się podobnie jak L. mocą 
fizyczną; lecz ten nie miał własnego kąta, ani ciepłego przy- 
tuliska, Maruszka przeciwnie miał własny zamożny dom, 
pożyczał na lichwiarskie procenta i był w całej okolicy znany 
jako bogaty człowiek. 

Wieści o wielkich pieniądzach i odosobnione, pustelnica 
mieszkanie, kilka razy naprowadzały rozbójników na dom 
Maruszki. Pewnego razu spuszczając się z pod strychu po 
drabinie, Maruszka cięty został kosą w głowę przez zacza- 
jonego w sieni złodzieja; spadł ogłuszony starzec, a złodziej 
począł go dusić. Lecz starzec ocknąwszy się poczuł swą moc, 
a wywinąwszy się z rąk napastnika, powalił go na ziemię i 
w żelaznych swych dłoniach o mi^o nie zadusił. Później 
powiązał go i zaprowadził do policyi. 

L. z Maruszka dobrze się znali, lecz nie lubili się; Ma- 
ruszka bowiem był gorliwym starowiercą i dla tego odoso- 
bnił się od wszystkich panującej wiary, L. zaś w nic nie 
wierzył a ta niewiara jego była pomiędzy nimi punktem 
spornym. L. o nic niedbał, ani o wygody, ani o mająt^, 
a Maruszka jak i wszyscy starowiercy był skąpym i sknerą. 

Maruszka lubił opowiadać o buncie Pugaczewa; o celit 
jaki upatrywał w buncie tak się wyrażał: aNie pytałem ja, 
kto był Pugaczew? czy on był rzeczywiście Piotrem III., czy 
też nim nie był, było to dla nas obojętną rzeczą; zbunto- 
waliśmy się zaś dla tego, bo w razie zwycięztwa, my 
zajęlibyśmy miejsca tych, co nas uciskali, my bylibyśmy 



169 



a religia woln^. Przegraliśmy, — o6£ robić? ich 
», a nasze nieazczęście ; bo łebysmy byli wygrali, 
aiehlyyńny swojego cara i sami zajęlibyśmy wszystkie nrzęda. 
Fuowie dzisiejsi byliby w takim uoiskn, w jakim my obec- 
lie majdnjemy się.n*) 

Pisarze, którzy BZttkąj% charakterów ekscentrycznych i 
Usą przypatrywać się cdowiekowi w ostatecznych i tradnych 
nnmkach łyda, w Syberyi znajdą dużo rzeczywistych wzorów 



^IaluB7B« n., «ftiowa mMklewska, sapewoiwaij sobU wierno^ gwMrdyi, 

nM csele-tfwstowałm męla swego Piotra III., snuwłla go do sneeaeaia aif 

ff«aa; pduiej pottaraia się o Jego śmierć i aama na tron wstąpiła. W kilka 

^ 9*taB 177S. roka kozak Emelian Pugaesew ogłodł nad Uralem, ie Jest 

'Mna III. earem » który sif sseifśUwie wymknfł a r^ oprawców. Lud 

m wtenjł, cala wscłiodnia Moskwa powstała, a do Moskali przjłąesjli sl^ 

KsłBKy, Kirgizi, Baszkiry i Tatorzy. Poiogi i morderstwa napełniły cały 

^ Psgaeaew swy ciężko posunął się ai za Wołgę, na czele krwawego 

fBisi, który go chciał jako Piotra III. posadzió na carskim tronie. Nie- 

vta4oiH>, Jakiby obrót Wzięła ta rewolucya, ieby właśni wojownicy Puga- 

otmt aie byii go zdradzili. Oddany przez swoich w ręce wojsk Katarzyny, 

^i pncs Snwarowa w śeiaznej klatce odesłany Uo Symbirslui, gdzie była 

^^ttttz liównodowodzfcego armi% moskiewską Piotra hr. Panina. Ody sta> 

«ffi Pugsczewa przed dumnym Jenerałem , zapytał go : « Jakieś ty śmiał 

*>^ć iemaą?» «Cói miałem robić Jaśnie wielmoiny panie, kiedym się 

*TnAd| odwaśył bro& i na casarzową podjąć Iv Paain obraiony taką odpo- 

^i>iUf , meił się na Pngaczewa i wyrwał mu kilkanaście włosów z brody. 

^7 poeu Dzieriawin przejeżdżał przez Symbirsk, Panin posłał po walecznego 

^"■iBwika. Ledwo wszodł do pokojo, padł Pngaeaew na lUęoaki przed Je- 

'^"^t a ten go zapytał: «Jak się masz Smelko?» «W nocy nie sypiam, 

'■Ki* płaczę ojcze mój. Jaśnie wielmożny panie.» « Oczekuj łaski NąJJaśnieJ- 

^ Pinil» odrzekł Jenerał i odesłał go napowrót do więzienia, z którego 

*T«i««ieny do Moskwy, w okrutny sposób został stracony. Miał on, mówi 

^^■ł«a«in, ciężkie kajdany na rękach i nogach, włosy czarne na glo- 

^ i brodzie rozczochrane, twarz okrągłą, oczy wielkie, czarne, ubrany był 

* •^■uny, zabrudzony barani koAnch. 2 tej wiayty n Panina widzimy, 

^ ^VMsew, który umiał tak energicznie pomszyć cały lud wschodniej Mo- 

^^ i tyie dał dowodów męztwa 1 przebiegłego rozumu, nie miał charakteru, 

w iije trielkie poczucie godności swojej; bo w nieszczęściu upadł i pła- 

<**■ prnd aieprzyjadelem łaskę chciał sobie wyżebrać. 

^iitoryey i poeci przedpokojów carskich Jak n. p. Daierżawin w swoich 

'Uęteikach (zobacz Ruską Biesiadę z roku 1659. Moskwa) nazywają Puga- 

*"**» rozbójnikiem i odmawiają mu politycznego charakteru. Tak nie Jest ; 

^l to człowiek z wyżazemi celami , krwawy i olŁrutny jako każdy rewolu- 

cyoiiits moskiewski. Słusznie go w obecnych czasach przedstawiają Jako 

'"'^Yy moskiewski typ rewolucyouisty z gminu powstałego. W ruchu Puga- 

y^ Bieli udziU i konfederaci barscy, których Moskale na wygnanie do 

"*>yi poposyłall. Ze swcffeml salacheckiej yrolności pojęciami stanęli po 

«i*ftic Udowej wolności. Jaką niósł Pugaczew. Nie wielu ich było, ale żo 

"fii aa itrooie Pngaczewa, widać to i z Pamiętników Dzierżawina. 



172 

pochyłości wszedł prędko i lekko, lecz na górze ani myśleć 
o prędkiej jeździe. Zawały, pnie, wjrsokie chwasty, trząskie 
miejsca co krok wstrzymują biedne zwierzę, które prócz tego 
kąsane przez ćmy bąków i komarów, broni się i kręci nie- 
spokojnie. 

W Dauryi niema owych drobnych muszek, które chma- 
rami zalegają w powietrzu i podróż bez siatki na twarzy 
robią prawie niepodobną w krasnojarskiej gubemii; lecz za 
to w lasach i w górach tutejszych ogromne mnóstwo bąków 
i komarów jest plagą dla bydła i podróżnych. Niepodobna 
ognaó się tym natrętnym owadom: siadają na ręku, n» 
twarzy, lezą w nozdrza, w oczy i w usta, koń wierzga i 
zrywa się do ucieczki, a jeździec zmuszony jest nieustannie 
poruszać gałęzią, ażeby chociaż cokolwiek uchronić się od 
bolesnych ukąszeń. 

Zjazd z góry niebezpieczniejszy jest niż wjazd na nią. 
Strach spojrzeć przed siebie, zdaje się, że koń wraz z jeźdź- 
cem za pierwszem potknięciem się wpadnie w otchłań: 
kamienie usuwają się z pod nóg i lecą na dół rozbijając się 
o pnie drzew. Przekonawszy się wielokrotnie o wytrwałej 
ostrożności tutejszych koni, niezszedłem z siodła i z ufnością 
powierzyłem swoje życie szlachetnemu zwierzęciu, które 
zręczniej i ostrożniej stąpa w niebezpiecznych miejscach, niż 
to sobie wyobrazić można. Zjechałem szczęśliwie na ró- 
wniejsze miejsce, a minąwszy malowniczą skałę Toczylną i 
łąki Bogaczy, pobiegłem prędzej brzegiem rzeki. Upał b^ 
nieznośny; bydło pouciekało z pastwisk do wody i po szyję 
zanurzywszy się, chłodzi się i broni takim sposobem od 
owadów. Miliony białych motyli jak lekkie sylfy poruszają 
zemdlonemi skrzydełkami i całemi gromadami padają na 
mokre miejsca, chciwie wysysając wilgoć ; mnóstwo ich gini« 
w kałużach i w wodzie- Przypominają mi one motyli w Tar 
trach, gdzie ciągną gpromadami w góry, a zemdlone padając 
w jeziora, stają się pastwą głodnych pstrągów. 

Zupełhy spokój w powietrzni, tylko szum owadów po- 
wszechny, brzmi nieskończenie, a koniki polne strzygą w tra- 
wie rozkoszując się w promieniach rfońca. Przemknąwszy 
się pod irykańską skałą i przez niewielkie błonie, zwróciłem 



173 

ii{ na lewo od rzeki na górzysty łańcuch, oddzielający dolina 
Kuy od doliny Szyłki. Na łące koń zwolnił kroku i powoli 
stąpając rwa! słodki perz, zwany tu ostrec (elimus pseudo 
agropirus), który tutejsze konie bardzo lubią, bo jest so- 
czysty i pożywny. Sfolgowałem koniowi i zwolna go po- 
pędzając wynosiłem się na górę. Kto tędy przejźdżać będzie, 
oiechąj spojrzy za siebie: wspaniała panorama 4oliny Szyłki 
V błękitnej mgle, na tle ciemnej puszczy, błyszczy długim 
bgcącym się pasem rzekL Wdzięk obok surowości, dzikość i 
Yeaolość widoku, zajmą i zabawią oko każdego. Przeciwna 
pochyłość łańcucha inny ma charakter. Spadek lekki, grunt 
podmoczony, drzewa powalone zalegają drogę; pusto tu 
i bezbarwnie. Grzązka i kamienista ścieżka sprowadza po- 
dróżnego w dolinę rzeczki Kary, której ujście opisałem. 

Dolina karyjska, jak i wszystkie doliny rzeczek i stru- 
myków, płynących do Szyłki z p^ocy od Jabtonowych gór, 
jest pusta i dzika. Góry niższe od szyłkińskich i bardziej 
|onure, dno doliny i jej pochyłości zarosłe są iglastym bo- 
iiem, rzeczka huczy roztrącając się o kamienie i unosząp 
piaski, napełnione złotem. Droga kamienista i błotna ciągnie 
fń^ przez tę smutną lecz bogatą dolinę. W łdlku miejscach 
itoją krzyże postawione przez pobożnych na pamiątkę za- 
jbityeh tutaj przez zbójców ludzL Im dalej wgłąb się wjeżdża, 
lem dolina jest ciemniejszą i smutniąjszą; robi ona w duszy 
prażenie « miejsca zatracenia.)) Po dwumilowej drodze, 
idioGiaż dolina ogołaca się z drzew, nie jest przeto weselszą; 
F tern miejscu położona jest osada Niższa Kara a obok 
^j znajdigą się kopalnie złota. Poldady piasku i potrza- 
lizanego granitu syenitowego, zalegające dolinę a obfitiąjące 
p doto, ciągną się po obu brzegach rzeki Kary. Stare 
Iroby ząjmiąją szerokie przestrzenie, obok nich gromady 
Mń kopią ziemię i wożą ją taczkami do płuczek, w których 
^ada oczyszcza złoto z kamieni i piasków. Kopalnie kaiyj- 
pbe zaczynają się przed Niższą Karą i ciągną się przeszło 
lAtory mili obok osad Średnia i Wierzchnia Kara. 
) Bobotnicy w kopalni należą do dwóch kategoryj. Tak 
teu ałużitiele czyli poddani górnicy, są to ludzie uro- 
pnu w Dauryi, z rodziców katorżnych czyli zesłanych do 



174 



kopalni. W kopalniach lub w kancelaryach górnicy praco^nć 
mnazą przez 35 lat; liczba ich jest dość znaczną, bo wszystkie 
pokolenia id%ce od katorżnego do niej należą. Górnik nie 
robi pod strażą, lecz obowiązany jest rocznie wykopać ziemi 
dawniej 65 kubicznych sążni a teraz 50 i zawieść je do 
płnczki. Ci zaś, którzy są wolni od kopania, pracują w bia- 
rach, gdzie na starość dosługują się czasami do stopni 
czynowników. Podatków nie płacą, a skarb daje im na 
osobę dwa pudy mąki i dwa ruble sr. na miesiąc. Każde 
dziecię płci męzkiej już od urodzenia otrzymiye takie wyna- 
grodzenie. W stosownym wieku rodzice obowiązani są po- 
syłać dzieci do szkół elementarnych rządowych, zkąd, jeżeli 
okażą zdatność do nauk, posyłają je do wyższej szkoły w Ne^ 
czynskim Zawodzie, po ukończeniu której wstępują jako 
pisarze do górniczych kancelaryj. Jeżeli zaś nie okażą pi- 
sarskich kwalifikacyj, pracować muszą już od 19. roku życia 
w kopalni, jako zwyczajni górnicy rydlem i. motyką. 

Górnicy, oddawszy naznaczoną ilość ziemi (urok), wrar 
cają do swoich domów, gdzie trudnią się handlem lub rol- 
nictwem. Obyczaje ich są luźne, lecz polerowniejsze od 
chłopskich; sposób życia nie wyrobił w nich charakteru ani 
rzeczywistych górników, ani też rolników. Byt zabezpieczony 
od nędzy nieprzechodzi jednak mierności; idea religijna i 
moralność słabo w nich jest rozwiniętą; posiadają zdolności 
przemysłowe i praktyczne wiadomości swojego fachu. Bo- 
dowa ich ciała wątlejszą jest od budowy chłopa -rolnika. 

Instrukcya wyrzelda względem górników te same pra- 
widła postępowania, co i z zesłanymi za zbrodnie do robót; 
różnice są nie wielkie. Prawo karzące w tych ludziach ojcow- 
skie winy, jest przeciwne zasadom porządnego na sprawie- 
dliwości uorganizowanego społeczeństwa; ludzie ci czują i 
pojmują jego niesprawiedliwość. Prawo to bardziej nawet i 
surowiej karze zbrodnie, które ich dalecy ojcowie poprfnili, 
niż w samych aktorach zbrodni, górnicy bowiem robić mnffl 
w kopalni 36 lat, gdy zesłani pracują tylko lat 20. Ta oko- 
liczność sprawia, iż górnicy umyślnie popełniają zbrodnie, 
za które karzą ich piórami lub knutami i skazują na lat 10, 
15 lub 20 do robót, co zawsze jest mniej uciążliwe od trądów 



175 

3& ktnidi w kopalni tegoż górnika; umyślnie je popełniają, 
bo tylko sbrodnia folgę im dać może w ciężkiej doli. 

Żony i córki górników nie 8% używane do robót, nie- 
odoaczają się wcale pięknotScią, ale zdarzają się pomiędzy 
■Kni kobiety ksztaftnych i przyjemnych rysów; główną ich 
oeefa| jest wielki popęd do elegancyi i zalotności. Gospodynie 
ąmezgorsze, wódki dużo piją i palą tytuń. 

Za ucieczkę oddają górnika pod sąd i karzą kijami, za 
miejsze pizestępstwa aresztem i rózgfami. Zdarza się po- 
v^ nimi napotykać nazwy rodzin zupełnie polskie, jak 
&• p. Wojciechowskich, Zielińskich, Domaszewskich, Sien- 
kiewiczów; są to zapewne potomkowie polskich wygnańców, 
któfiy pożeniwszy się z Syberyaczkami, zostawili nazwiska 
swoje pomiędzy obcymi w pokoleniu, które niezna języka 
tm wiary ojców swoich i niewie nawet, że ojcowie ich byli 
kPoMd. 

Droga kategorya robotników w kopalniach składa się 
ihidsi zerianych przez sądy wojskowe i cywilne z rozmai- 
^ krajów i narodów, zostających pod berłem moskiew- 
^ieoL Skazani do kopalni, pracują stosownie do terminu, 
wyrażonego w wyroku, 3, 10, 15 i t. p. lat. Skazani bez 
ooncBema liczby lat, pracują lat 17, poozem wychodzą na 
Międlenie, jeżeli w czasie robót nie pop^ili nowej zbrodni. 
Sfaiani na zawsze do robót, po przejściu lat 20 uwalniani 
^s kopalni, lecz nie mogą być osiedleńcami; wypuszczają 
iek na wolność, z tyti^em «dymisyonowany (odstawny) ka- 
tortoy». 

latorżni zawyrokowani na znaczniejszą liczbę lat, przez 
^ ośm są zamknięci w więzieniu i chodzą na robotę w kąj- 
^'lUKh i pod strażą; potem pracują bez straży i kajdan i 
wolno im prywatnie mieszkać. Gi, którzy przedstawią dosta- 
^^^ rękojmię rzetelności, mogą przejść do liczby podobnie 
P^^Cttj^cych jak górnicy, to jest, każdy na rok powinien wy- 
^^ 50 sążni kub. ziemi, poczem może mieszkać gdzie mu 
^ podoba i przez resztę roku trudnić się handlem, rze- 
*j^«in, lub rolnictwem. 

Aresztanci zamknięci w więzieniu, powinni wykopać i 
'^icść dziennie każdy 200 taczek; jeżeli zaś nie zwiezie 



176 

tyle ile ma kazano, wiecBorem otrzymuje oUoBtę. Grunt, 
który kopią, jest kamienisty albo tez mokry i bioinisty, trudno 
więc im wykonać naznaczone robotg; uwagi jednak meswrar 
cąj% na to, a chłoszczą bez miłosierdzia. 

Surowość w postępowaniu i nni%ca praca wywołuje licsoi 
dezercyę z kopalni; łagodniejsze postępowanie zmni^sn 
dezercyę, lecz ono nie od prawa a od usposobienia rz%cbs<qr 
kopalni zależy. Ka utrzymanie swoje katorżny pobiera ze 
skarbu dwa pudy m%ki i dwa ruble na miesiąc, za które 
musi wyżywić się i odziać. Za ucieczkę i przestępstwa po- 
pełniane w kopalni, katorżni otrzymują karę p letni 
(zmodyfikowany knut), knutów lub pałek (k^e). W eiągs 
roku z 1,000 aresztantów, średnio ucieka z kopabii do 
200 ludzi. 

Kobiety skazane do kopalni używane są do łatwiejszych 
robót, jako to: do tłuczenia rudy w kopalniach srebrnych, 
do prania, szorowania podłóg; zresztą położenie ich jest 
takie same, jak położenie mężczyzn. Katorżny, który pnebjł 
S lat w więzieniu, może się żenić; dzieci, jak to już mó- 
wiłem, przechodzą do klasy górników. 

Los katorżnych w jarzmie w istocie jest okropny; oi^ 
rzadko nędza, nagość dokucza im z jednej strony, a z dror 
giej przymusowa w kajdanach praca, przechodząca siły czło- 
wieka. Słabości i chorobie nie wierzą, dopóki wyozerpaw^ 
ostatek sił, nie padnie jak martwy; za powód meukończon^j 
roboty uważając zawsze lenistwo, smagają go bez litości 
Dzisiaj wymagania wieku, wpływ politycznych wygnańców 
i coraz rozszerzający się krąg oświecenia, złagodził takie 
los katorżnych; nmiej ich poniewiengą i prześladigą nii 
przedtem. Lecz chociaż jarzmo sfolgowi^o, zawsze ono jeit 
trudne, a bywa i nie do zniesienia, jeżeli tarafi się urzędnik, 
ściśle trzymający się prawa, co na szczęście nieszesęśliwyck 
jest coraz rzadszym przymiotem i coraz rzadszem ^awiskisoi 
pomiędzy Moskalami. Co się tyczy więźniów politycznych 
zesłanych do kopalni, w których liczbie najwięcej jest Pola- 
ków, postępowanie z nimi znaczni uległo zmianie. ^^' 
wniej pracowali jak i wszyscy inni, lecz powoli wrogów 
swoich zmusili szanować siebie, zmusili wyróżniać siebie 



177 

wńród thmu zbrodniarzy, i z małym wyjątkiem dzisiaj wszyscy 
pnwie &iechodz% do robót i doznsgą p^nego względności 
obejścia 'się ze strony górniczych urzędników, co nie maty 
tpa, ostatnim zaszczyt robi. 

Instytucya przymasowych albo katorźnych robót w za- 
Mdsie jest dobr% i korzystną instytucyą. Społeczeństwo, mó- 
wią niektórzy, człowieka, który mu szkodzi, nie ma prawa 
ńuercią karaó; wszyscy się jednak na to zgodzą, ze ma 
pnwo odebrać mu wolę a zmuszając go do pracy, sko- 
BJ^tsćz jego osoby, wynagradzając sobie takim sposobem 
^''^^t jftk% inu występek jego wyrządził. Nie jeden 
'występnych wzięty w kluby dozoru i pracy, może się po- 
prawić i poprawia się rzeczywiście , a nawet zostaje znowuź 
korz^nym członkiem społeczeństwa. 

Powiedzieliśmy, że w zasadzie instytucyą karna robót 
jttt dobrą, w zastosowaniu zaś, przez lenistwo, niedbalstwo 
Msdzy, zasada dobra wypacza się i instytucyą stała się szko- 
Mbwą dia społeczeństwa. 

i Gdyby zbrodniarzy klasyfikowano, podzielono ich na grupy 
i hżdą oddano pod szczególny dozór kapłana, któryby 
kiżdego przeszłośó, usposobienie dobrze poznał i pobudzał 
^ skruchy, wzniecał moralność i niedopuszcsał zwierzęcego 
i nimi obejścia się, społeczeństwo nie długoby czekało na 
laprswę zbrodniarza, co powinno być celem i skutkiem 
hmyeh instytucyj. Obecnie trzymają tylko aresztantów 
iffkopfthiiach dla jednych robót, strona ich duchowa i mo- 
Noftjest zupełnie zaniedbana: młody ze starym, występny 
niewimiym śpią na jednym tapczanie; obecność ich jest 
osłody, przysdość smutną, postępowanie z nimi nie- 
?, areaatant więc rzadko się poprawia. W kopalniach 
dch znajduje się tylko jedna cerkiew i to pod namio- 
■,' jeden pop nie jest w stanie i nie może wypełnić obo- 
swiaatuna {dobrej nowiny. Postępowanie surowe ma 
ciągłej zemsty, które zamiast łagodzić i poprawiać 
za, ząjątrza go bardziej. Aresztanci niemąją wy- 
i w święta muszą pracować; złączenie zaś starych 
zy z młodymi) którzy nieraz staK się tylko ofia- 
> Oiuw, Optottto. I. 12 



I 




178 

rami błędu lab lota, zgęaczA nad wtBy«tkiiiii ałmoiferc 
zbrodni, larato, rocssem i zachęca do niej, co pny litwcg 
uciecsce, daje się nosaó całemu krajowi i katorftne roboty 
robi miejscem wychowania zbrodniarzy, którzy całe ijoie 
wfócz% się, żebrzą, kradną, rabują i mordi^ 

Zimą tego roku utworzyła się w samej Karze szigka roz- 
bójników. Po zamordowaniu kobiety i jej dzieci, zostah 
wykryci i osadzeni w więzieniu. Latem, z powoda głupiej 
straiy, naczelnik bandy Dabrowin uciekł i zastraszył cal| 
okolicę. Kozacy puiciłi się za nim w pogoń, ale w nie- 
skończonych tutejszych górach i wądołach pog^ń była bez- 
skuteczną. Szczęściem, śe Dułnrowin nie mi^ąc co jeić, 
upadł bez siły w puszczy i został ląjęty w stanie zupełnego 
wycieńczenia. 

Tego roku takie aresztant na robocie uderzył fteUtfem 
w głowę pilnującego go kozaka i powalić na ziemię. 

Mógł bezpiecznie uciec, bo kozak ledwo dawał znaki 
życia, ale rozjątrzony i okrutny zbrodniarz niezadowofattl 
się jednem uderzeniem — potrzeba mu było jeszcze pastwienia 
się; rzucił się więc na ogłuszonego kozaka i tępym nożem 
pOował mu gardziel, a zostawiwszy głowę trzymc^ącą vę 
karku na jednym pasku ciała, porzucił trupa i zniko|ł 
w puszczy. 

Przesdego znów roku zbiegli aresztanci zamordo^ 
w lesie za Karą Kotowskiego Polaka, posłanego do ko- 
palni nerczyńskich za walkę z Moskahoni w 1881. roku. Po 
śmierci długo się nad nim pastwili, a wreszcie trupa smifr 
nionego do niepoznania powiesili na sośnie. Kotowski 1^ 
żołnierzem w wojsku moskiewskiem, ale znając olKrwiąi^ 
narodowe, w czasie powstania przeszedł w szeregi polskie- 
za co był pałkami i kopalnią ukarany. 

Rzadki dzień przejdzie bez wiadomości o now^ kradziedy 
lub rabunku, a jednak powiadają, iż mniej tu wystęj^w 
robią niż w Moskwie. Włóczęga <brodiaga) błąka po pussoiy, 
a odarty dla jednej koszuli gotów zabić człowi^a, a dii 
kawałka chleba będzie się nad nim pastwi. OiaitrwaniMK 
zbiegowi pokarmu lub pieniędzy można się zabezpieczyć o4 
morderstwa lub rabunku i są domy, szczególniej na ustronia 



179 

po^oione, które dają każdemu włóczędze hojne jiłmoźny, 
aieby ochronić się od zemsty. Od wiosny, w praeciągu 
bótioogo czata, uciekło z Kary 200 katorźnych, a z Szach- 
tamy jesoze więcej. Dwa więc tylko miejsca jak^ to liczbę 
tbrodiiiarzy wysiały pomiędzy spokojnych ludzi 1 

Z Dsuyi pustąj i niegościnnej zbiegi Btaraj% się wy- 
Bieić jak ni^rędzej, a unikając kozaków i Buriatów, dążą 
a Bajkał, gdzie są już bezpieczniejsi; tam bowiem wszędzie 
dają im eUopi jałmużny. Ztamtąd przemykają się do kras- 
Mjsrskiej i tomskiej gubemii, gdzie ich zwykle wielka liczba 
przebywa, a dalej, jeźli ich nie połapią i nie odeślą napo- 
wrófc do l^ercigrńska, przedzierają się przez prowincyę to- 
boUką i Ural do Rosyi, zkąd za nowe zbrodnie, pod 
znuenioBoni nazwiskami, powtórnie przybywają do Sy- 
bepyi. 

Jeźdi ze strony katorżnych, a jak ich tu jeszcze po- 
jgwdliwie nazywają «czołdonów,» widzimy pastwienie i 
Mzbestwienie w sbrodni, z drugiej strony, przyznać musimy, 
M pnesadzony uoisk ich stróżów pobudza ich do występ- 
Mm* Przed kilkunastu dniami uciekł był areaztant z ro- 
jioty, lecz wkrótce przez kozaków złapanym został w lesie. 
lAnacy, prowadząc go, biU ustawicznie kolbami, szturchali 
i mordowali. Zniecierpliwiony i zbity na zrazy aresztant 
iM ali^ w Wierzchniej Karze nachylił się, jak mówią dla 
po^Kcia kija, chociaż miał ręce skrępowane; zgodniejsze 
s pmrdą jest, że niemogąc z powodu ciągłego bida utrzy- 
suić 00 na nogach, upadł, a oficer w tej chwili zakrzyknął: 
MPal!» Kosacy nieusłuchali rozkazu oficera, dopiero za jego 
ttmrtóneniemi strzelili i kula ugodziła nieszczęśliwego. Na 
ft^ otoezoaiego licznym konwojem i skrępowanego, nie 
i^fAsok było podejrzy wać o zamiar ucieczki, a jedno mimo- 
pobe luudijłeiiie się, wywołało śmiertelny dla niego rozkaz 
|- I snofwuź: był tu urzędnik Kułaków, który ile razy. 
itty^' do miejsca gdzie kopią, nieśli za nim pęki rózg, a 
p^ był w kwaśnym humorze lub cokolwiek mu niepodobe^o 
iiS} jednego po drugim, całe gromady robotników kazał 
pMgać rózgamL Nie jednego tak pobił, że prędko potem 
w lazarecie. 

12* 



180 

W 1850. roku panowała w Karze mocna tyfoidaLoa go- 
ryczka; śmiertelność szerzyła się najbardziej pomi^day aresi- 
tantami, którzy w znacznej liczbie skapioii w ciasnem wię- 
zieniu i praeiąjąc w błotnistych i mokrych miejscach , więcej 
jak inni ludzie podlegali zarazie i padali przy tacskach. 
Nieprzedsięwzięto zaradczych środków, a pomoc dawana 
w jednym lazarecie była niewystarczającą; zginęło teś do 
tysiąca aresztantów. 

Taki stan rzeczy jest powodem zbestwienia się i osta- 
tecznego zatwardzenia w zbrodni i częstych uciecsek aresz- 
tantów. 

Niepoprawnych, kilkakrotnie ucieki^ących lub bardzo 
niebezpiecznych aresztantów, przenoszą do Akatai, odległej 
od Kary o 270 wiorst, gdzie w więzieniu dobrze strzeżonera, 
osadzeni bywają w kajdanach lub też do ścian przykuci na 
łańcuchu. Ucieczka ztąd jest trudniejsza i prawie nie- 
podobna. 

Ucisk i chęć wydobycia się na wolność skłania ich teś 
do ważniejszych przedsięwzięć, które jednak w zbrodnicsym 
i trudno dającym się spoić tłumie, kończą się zwykle na 
niczem. W kopalniach w Górnej i w Błahodackn, okok> 
1829. roku aresztanci zmówili się i ułożyli plan wydobydz 
się na wolność. Postanowionem było, rzucić się na żoł- 
nierzy i w pień ich wyciąć, potem napaść na domy uiwę- 
dników i mieszkańców, puścić je z płomieniem a ludzi po- 
mordować. Zabrawszy z sobą wszystkidi zesłanych, chcieli 
pomaszerować do sąsiednich kopalni i hut, gdzie odbiwszy 
z więzień aresztantów, z tak powiększoną liczb% w całej 
Dauryi siać mieli mord i płomienie, a następnie chcieli 
przerżnąć się przez Chiny. Naczelnikiem tego spisku, byt 
podobno moskiewski Dekabrysta Sukin ; on to kierował nimi, 
głównie z myślą oswobodzenia wszystkich swoich kolegów, 
zastanych do kopalni za rewolucyę 1825. roku w Peteraburgn. 
Na Idlka dni przed dniem, w którym plan miął być 
wykonany, kucharz miejscowego urzędnika, areaztant na- 
leżący także do zmowy ostrzegał swoich dobroczyńców i za- 
lecał ostrożność, napomykając, iż wkrótce ostatni dzień 
może dla nich nadejść. Badany, odkrył cały plan, którego 



18\ 

jednak niesnal szczegółowo; wymienił jako czynnego w spisku 
jednego tylko zesłanego, lecz tego jeszcze przed badaniem 
zoaleźti zamordowanego w pustej s z ac h c i e. Dalsze śledztwo^ 
poazokiwania, rewidowania, naprowadziły władze powtórnie 
i już na pewniejszy ślad zmowy, wkrótce też zatem cały plan 
i wszystkie tajemnice spiska były wykryte. 

Sokin miał byó knntami bity, lecz się w areszcie nerczyń- 
ikim powieaił; innych sorowo okarano. Opowiadano miv 
ie ddeń egzekncyi był prawdziwie s%dnym dniem. Boz<* 
strzelali dziewięciu, w innem miejscu kilkunastu aresztantów 
pozabijali kijami, a w innem znowuż krew się lała z pod 
knotów na szafotach. Tak się skończyło rozpaczliwe przed- 
ńfWBęde katorźnych, którzy, gdyby kucharz nie był się 
wygadił, byliby całą Dauryę napełnili pożogą i mordem. 
Te i tym podobne fakta malują dostatecznie katorźnych, do 
których jeszcze w ciągu naszego opisu wiele razy wracać 
nmdmy. 

Pisałem już, że znaczna część tutejszych urzędników po- 
bierała nauki w szkole inżynierów -górników i w szkole 
konduktorów w Petersburgu* Instytuta powyższe jak naj- 
lepiej są zaopatrzone we wszystkie pomoce naukowe i urzą- 
dione zostały tak starannie, jak rzadko który podobnego 
rodsajn instytut w Europie. Zdawałoby się więc, że ucznio- 
wie pobierający w nich nauki, powinni się odznaczać fachową 
inajomością, a zakres ich wiadomości powinien byó obszerny* 
lak jednak nie jest. Inżynierzy górnicy, którzy ztamtąd 
Fzjrjeżdżają na urzęda do Dauryi, prawie nic nie umieją; 
adania arytmetycznego byle bardziej skomplikowanego, nie 
Ukieją rozwiązać, o geologii zaledwo mają pojęcie a mani* 
polaeyi górniczej uczą się dopiero na miejsca. Niewiadomość 
idi jest uderzającą, a z pewnemi wyjątkami powszechną, 
obojętność dla nauki i nieznajomość swojej specyalnosci 
kardzo wielką; w braku ludzi, którzy bez książki na miejsca 
nauczyli się górnictwa, nieumieliby ani urządzić robót, ani 
też memi zarządzić. Z powodu niewiadomośoi nrzę^uków, 
górnictwo tutejsze jest w niemowlęctwie, a znajomość kraju 
^ i^go geologiczne opisanie jeszcze nie dokonane. Roboty 
V srebrnych rudnikach prowadzą ladajako i bez żadnego 



192 

porządku; w hutach maSto s rud wydaielaj% metalu, a w ko- 
palniach ztoia wiele go s wod% puazeiają praai ste i iiie> 
dokładne płukanie. Taka opinia o gónflcach nereiyśikick 
nie jest wyl^osnie maj%; powtórzyłem j% s głoea powuedi- 
aego. 

Stan wykształcenia urzędników, pomimo najleptiydi po- 
mocy naukowych i pieniężnych, przypomina mi sprawiedli- 
wość pneznacmń i prawdę, którą wiele razy hiitoTya po- 
twierdza. Naród ciemny i bez zasług cywilizacyjsydi nie 
ueywilizige się, ani oświeci, za rozkazem i wolą monarek^; 
wszelkie zakłady, najlepsze instytnta, które mają bez po- 
przedniczej, wiekowej pracy, zrównać początkujący w oświacie 
naród z narodami staremi w cywilizacyi, przynoszą resnttsft, 
na jaki się patrzymy, to jest żaden prawie, a preynajmnicg 
bardzo mały. Naród jeszcze nie da[|rzat do samodsidnej 
pracy ducha, nie uprawU; gruntu myili długą i trudną pracą, 
nic się też w nim nie przyjmuje, a wszystko zostaje pozo- 
rem, blichtrem lub złem naśladowaniem. Jest to spra- 
wiedliwość przeznaczenia; bo i na cóż byłaby praca? na eo 
trudy wiekowe? gdyby można rozkazem i wolą jednego, na- 
rzucić cywilizacyę narodowi! 

Administraeya górnicza jest bardso meporządną. Wielka 
mnogość urzędników, zawiadowców (pristawów), komisanów, 
unterszychtaacristrów, pisarzy, ogromne kancelarye, niedcoń- 
czone pisania i formalności, nie dopomagają porsądkowi. 
Zagmatwanie w administracyi powiększa W|rfyw, jaki naa na 
zanąd górnictwa jenerał gubernator w Irkucku. ICaneelar]ra 
jego nie wtajemniczona w interesa i w potrzeby gómkae, 
najczęściej takie rozkazy wydi^e, które psiąją porządek. €hi- 
bemator n. p. daje rozkaz, ażeby z takiej a takiig kopalni 
wydobyto przez niego oznaczoną liczbę pudów złota; tym- 
czasem brak rąk, ladfly*akie środki, a czasem okolicsnośei 
nie będąee w mocy człowieka, jak znpelae wysehnięde ne- 
czeky rołńą niemożliwem wykonanie roakaza. Ztąd nastę- 
piąje niezadowolnienie, zmiana uraędników, ąjaidy rozmai- 
tych komisyj, śledztwa, które się ciągną długo i niepotrze- 
bnie, pociąganie do odpowiedziahiości i mnóstwo spraw ta- 
mtgąoych postęp i łatwość administracyi. 



183 

S^waiefcwo górniese wyrokn^e wedhig praw wojskowych. 
Wyrok 8%da praechoćbd pnez kilka instancjrj, a naczelnik 
fllołn afdowege w głównym zarządzie górniczym w Ner- 
€^kim Zawodzie, zwykle jaki miody kancelista nieobez- 
amy z p rawem» zupełnie samowolnie zmienia wyrok sądu, 
a aawet tsul tposoli^ zniszcaaenia jego moey; bez zgłębienia 
i zbadania sprawy, daje o protokóle i wyrokn swoją opinię, 
foiyla j% do g^obematora, ten j% potwierdza i wyrok wy- 
konywi^ Pochodzą ztąd liczne niesprawiedliwości i nada* 
iycia, kióie tylko przez fakta lepiąj być mogą objaśnione. 

Z powodu licznych formid i formułek, z powodu to wła* 
śnie t^ ch^i zabezpieczenia się formalnościami od bezprawia 
i sunowoli urzędników, samowole i bezprawia szerzą się 
beapieezDe pod gęstą a lekką siatką formuł, które nie będąc 
dostsłeezne do zabezpieczenia prawa i porządku, są przecież 
doskonałem pokryciem dla sprzedajnosci, kradzieży i innych 
meimwych dochodów. Urzędnicy też tutejsi bardzo mają 
dziwne pojęcia o prawości i obywatelstwie człowieka; bez 
akrapuła kradną jeżeli można zręcznie ukraść, nikt zaś 
s tych, co o tern wiedzą, niema im tego za hańbę. Dla 
"nględów pieniężnych, przyjacielskich, gotowi są zawsze 
njnądzić dobro jednemu z krzywdą drugiego. Ludzie, 
kfcóny umieją sp^culować i żyć z nimi, prędko przy ich 
pomocy dorabiają się majątku. PrasyUady wykrycia się sprze- 
^f^Bości, przykłady sądu i kary za bezprawie bynajmniej 
innych w pefaienitt takowych nie powatrzymi^ą. 

Postępowanie urzędników z niższymi od siebie jest dumne 
i opiysktiwe, z wyższymi pokorne i płaszczące: duma jednak 
ezynownika nic na tcm nie cierpi, jeżeli odwiedzi dom 
k^pca hib z katonknymi raaem zabawi się. W towanystwie 
0^ gizeozni, wymowni i npolerowani; anibyś pomyślał, że 
ediowiek tak miiy jest tyranem dla zależnych od niego, że 
^ twój pnyjacsiel wylany dla ciebie dopóki masz pieniądze 
«lbo jesteś szanowanym praee wyższych urzędników, potrafi 
spebić nad tobą rolę kata, jeżeli wpadniesz w nieszczęście 
i praeśUdowauie. Taki jest charakter moralny nraędniców 
górnictwa; są oni bardmj ogładzeni od urzędników w Moskwie, 
InWą jak tamci życie wygodne, zabawy i karty, a przede- 



184 

wszystkiem starają ńę o dochody. Ka pochwala ich po- 
wiedzmy, ii umieją odró&nić wykształcenie od glniroetwa^ 
niewinnie cierpiących od zbrodniarzy, że posŁępowaziie iA 
z polskimi wygnańcami jest względne i delikatne i o ile tch 
jest w ich mocy łagodzą przykrość położenia naszych roda> 
ków. Dawniej nie było tak. Tatarinow, naczelnik ner- 
czyńskiego górnictwa, przed kilkunasto laty, gdy przybyli 
do kopalni wygnańcy ze Stowarzyszenia Ludu Polskiego, kaał 
ich wszystkich przedstawić sobie. Nasroźywszy się ogroBmie, 
głosem imperatora przemówi do nich: « Jeżeli i ta będziecis 
jeszcze myśleć przeciw rządowi, nie czeka was ani kok, 
ani stryczek, ale kije, któremi każę was zamęczyć! » Te 
rfowa wymówił z tak śmieszną grozą, że jeden z p rzybyłyc h 
nie mogąc wstrzymać się od śmiechu, lekko uśmiechnął sif. 
Tatarinow spostrzegł to, a wpadłszy w jeszcze więkną 
furyę, tupał nogami, pienił się i krzyczał: «Jak ty śmiałeś 
w mojej obecności uśmiechnąć się? Wiedzcie, że przyszliście 
do kraju, w którym śmiać się niewolnoln Po chwili z ow^ 
furyi i zapamiętania, z którego nasi wróżyli sobie ciągle 
prześladowanie, przeszedł w ton łagodny i spokojnie zi^y- 
tywał się o zi^ęcie i wiek każdego. aOt już głap8two,n rzekł 
zwracając się do nieboszczyka Podhorodyńskiego , « żebyś by) 
uczonym jak ten ... (tu wskazał na doktora Beaapre), tobym 
się nie dziwił, że należałeś do związku. Ale czegóżeś ty 
chciał? wszak było ci dobrze, bo miałeś majątek... ?» Długo 
nie mógł pojąć, jak nazywał, dziwactwa Polaków, któr^ i 
majątki swoje porzucają dla ojczyzny, i niemógł eśę wy- 
dziwić, że Indzie pieniężni, którym nig^y na niczem nie- 
zbywało, biorą udział w niebezpiecznych związkach. Zwrócd 
także uwagę na europejski ubiór wygnańców ^ kazał mt- 
którym zgolić brody, jako nieprzyzwoite dla katorżnych 
podbródki i &woryty, jako przypominające ludzi honorowych 
klas sp^eczeństwa, (czestnaho zwanya) i tak dalej mostro- 
wał ich, oglądał, głaskał i krzyczał. 

PorozsjtewBzy wygnańców do rozmaitych kopalni, ob- 
jeżdżał je potem. W jedhem miejscu krzyczał na urzędni- 
ków, że używają wygnańców do roboty, zastał ich bowiem 
przy tłuczeniu rudy i dziwił się, że nie umieją uwzględnić 



185 

hM z i^yksztaZoeniem; a znownż liiBtnó%o powtórnie kopal* 
lue, praez]r«i2 i gniewał się na nizędnŚców za to, ie fol- 
gojl tak niebezpiecznym ladziom, £e ich niep9dzaj% do ro- 
bofyi t. d. 

Tatarinow był naczelnikiem nerczyńskiego górnictwa od 
Ifól. do 1840. roku; po nim dopiero zacz^o ńę lepsze, ludzkie 
postępowanie z naszymi wygnańcami, po nim dopiero tyrania 
i barbarzyństwo w tutejszydł kopalniach zacz^o się zmniej- 
Bsć. Starcy, którzy pamiętają dawniejsze czaay, opowiadigą 
o mgdnikach tutejszych dawnych jako o grubych tyranach, 
ptttwi|eych się po zwierzęcemu nad ludźmi. 

Dzisiaj jeszcze w Dauryi ludność jest bardzo mał% a ko* 
nuudkaeye z innemi prowincyami trudne; przed sześćdzie- 
6iQ<aa siś laty była tu zupełna puszcza, dzika, odosobniona 
i miło znana. W tej puszczy zrzadka były rozrzucone małe 
osady, zamieszkałe przez lud gruby i napółdziki, dri%cy 
pned ogromną władzą naczelników. 

W roku 1775 wyjechał Su worów z Dauryi, naczelnik 
toł^^BBego górmctwa*), a na jego miejsce, za rozmaite awan* 
tory popełnione w Petersburgu, został zanominowany Bazyli 
syn Bazylego Nary sz kin, człowiek z starożytną} rodziny 
pocbodzący i syn chrzestny Katarzyny IŁ Naczelnik gór- 
sietwa był niezależny podówozaz od gubernatora, miał 
prawo awansować do rangi kaftana, degradować i karać 
nngdników. Tak obszerna władza z powodu wielkiego od- 
^aHem od stolicy, w kraju zamkniętym wysokiemi górami i 
nzdko przez kog^ zwiedzanym, łatwo mogła być nadużytą. Na- 
lynkin był królem w Dauryi, robił co mu się podobało i donosił 
enowcrj eo chciał, ponieważ kontroli nad sobą nie miał żadnej. 
Karyiikin b]^ to tyran ekscentryczny, fiksat w guście Nerona 
łab Heliogabala. Po przyjeździe swoim do Nerczyńskiego 
Zawodu przez jedenaście miesięcy siedział w domu z zam- 
biętami okiennicami,, nigdzie nie wychodził i nikomu nie- 
p(^azywał się a o zarząd wcale niedb^. Nagle, jakby ocucony 



*) Inny to Suworow, nie ten który wyrinął Pragę. Suworowi, o Ittórym 
■««1f , było imię Bazyli, ojci«c Jego był Jan. Nacseln{ki«m nerccyftakiego 
SMaictwa smuI w 17S1. roku. 



186 

z letarga, pormi«it MHOOhiośó i sacaeąl ezynnia wykoi^wać swoje 
anodowe obowiązld. Lnd CBęstował za skarbowe piairiyte 
wódk%, a uRędników za rozmaite nadaijeia poodaawal, de- 
gradował, a wielu knatami obił. Ich miejsca poobaadal 
hidźmi zesłanymi do katorgi; w prsedągn dwóch men^ 
awansował 190 ludzi na unędników i oficerów. W liabis 
awansowanych na oficerów było dwóch konfederatów bmkicb, 
którzy w 1772. roku przysłani byli na shiżbę źotnierdif do 
batalionu górniczego egzystującego w Daoryi: jeden z nidi 
nazywał się Wincenty Kazan owski, nazwiska drug ieg o 
nie mogłem się dowiedzieć. Sreln^, które miał poaliić do 
Petenburga, zatrzymał na pensye dla kreowanych prsea siebie 
ludzi, na rozmaite nagrody i zrobienie gazików sr^njck 
dla formującego się z Tunguzów i Bnriatów kozackiego paHn. 
Utworzył straż z rozmaitej zbieraniny; gwałtem dizzcił Tm- 
guzów i Bnriatów, a urządziwszy administraeyę zabni 
16,000 rs., armaty, proch i przy odgłosie dział i biohi w dzwon; 
rozrzucając pieniądze i pojąc wódką Iwłastrę, opuic9 na 
czele 1,000 ludzi Nerciyński Zawód i pomasonrował do Ir- 
kucka. Trudno wyrozumieć, jakie miał plany, ałe niess- 
wodnie bardzo ambitne. 

W mieście Nerezyń^kn mieszkał bardzo bogaty knyiee 
Sierebriakow, który dzierławił jakąś częić nerczyńskieh ko* 
palni. Naryszkin przybywszy a wojskiem swojem do mitsta, 
zsiadał od niego pieniędzy na dalszy marsz; kupieo dał na 
jakąś sumę raz jeden, potem drugi raz, a trzeci raz odmo* 
wił. Narysskin nie wiele myśląc, obiegł dom Sierebriakowa 
i z ielaznej armaty począł go i bombardować. Obielony 
widząc rzeczywiste niebezpieczeństwo, wydał mu żądaną 
sumę, pocsem Naiyszkin powędrował dalej ku Wiercfamo- 
udińskowi. 

Na stepie buriackim zabierał też co się dato: bydło i pie* 
niądze; tąjszę boriackiego za opór chciał aabić, a a Boriilów 
tworzył pułk huzarów. Zniszczywszy takim sposobem csły 
kraj za sobą, przybył pod Wierchniondiósk i zażądał od 
tamt^szego wojewody (tak się nazywał podówczas guberna- 
tor) poddania i kapitulacyl miasta. Wojewoda Tewiaczew 
wyszedł za miasto do niego z chlebem i z solą, oddał ma 



187 

miasto i tytułowa) go cankim tytułem Waasa Wyaokoś^S, 
(Wiefiesestwo); zaproail go do cerkwi na aaboieństwo^ które 
Bńło być na cseeó jego odprawione, a gdy wychodził i cerkwi 
areartowił go. Narysddn ze nczytn awc^ęj potęgi nagle 
ipufi prsez zdradę, marzenia jego rozprysły aię, a sam od- 
wimoDy został do Irkucka, gdzie bez straAy ehodatt i poił 
lad w nynkacitf a potem do Petersburga.. Wojsko jege długo 
jnnse wałęsało się i plądrowałto po kngu, tA gdy mu dano i 
apewmono amnestyę, rozeszło się do swoiełi domów; wówczas 
dopiero pojedynczo każdego karano. Naryszkin nie był ka- 
nny; dano mu dymisyę, w której powiedziano, że usuwa 
się a posady naczelnika za rozmaite dziwactwa (szałosti). 

Bastępe% syna efaraestnego Katarzyny był w 1777. roku 
brygadyer Jah Arszeniewski, syn Benedykta; o nim nic 
meomism powiedzieć. 

W Moskwie niema kary smkrci, zniosła j% jeszcze 
EUńeta, ale jeteli władza winnego ckee usun%ć z tego 
ńriata, kaie go poty bić pałkami lub knutami, dopóki 
go nicsab^ą. W przeszłym widm. naczelnicy nerezyńsoy 
dsfco takim sposobem ludzi zabgali. Mówią nam o Rycz- 
ko wie jako takim zabójcy. Byoakaw naleiał do świat* 
leji^ch i wykształoeńszych naozelniiEÓw, ale był prsytem 
apouętaly i bardzo surowy. Dobte wspomnienie po sobie 
niUwit naczełnik Barbott de Marny, Francuz, człowiek 
Mdły i łagodny. Naczefaiikiem był około 1789— 1791. roku. 
Biblioteka jego, złożona z kilkuset tomów dzieł doboro* 
^"7^, dotąd się przediowala w gfómictwie, nie ponmatana 
od tego czasu. Inni naczehiiey ówcześni byli już to mai^si, 
jot Yi^si, ale wszyscy tyrani. 

Bsądzea kopalni lub huty (uprawliajuszczyj) jest mniąjszą 
%si| urabiająeą się na wzór naczelnika. W Eutumarae b^ 
BMgdys rządzcą, zdaje się, ie w konou zeadego wieku, nie- 
jdD Mielekin. Był to okrutny urzędnik; mnóstwo ludzi 
«bit knutaaii i lubił pastwić się nad swemi ofiarami. Dzieci 
M jego widok dostawały choroby, a starzy chowali się przed 
■n po kątach; gdy pr»Bchodził przez wieś, żywej duszy nie 
Mo na alicy, bo każdy bał się jego spotkania. 

8., (zapomniałem jego nazwisko), ao^utant moskiewskiego 



188 

jenerała, romansował z paiii^ jeneralow%; mąż się o tem do- 
wiedział i kochanka sztrofował słowami, ten zaś go zelżył i 
pobił. Za ten występek, S. na początku tego wieku poflla- 
nym był do katortnych robót i przez dwa lata w Kutmnane 
dzień i noc w Imeie pracował. Kształtne i78y, młodość, 
szlachetność fizyonomii, zwróciły na niego uwagę Mielekiiia, 
któi7 wzi^ go później do siebie na rz%dzcę kuchni i doma. 
W czasie bytności Mielekina w Petersburgu, która bhzko 
rok trwała, tona jego a potem córka zbliżyły się same do 
przystojnego i młodego człowieka i obie zawiąealy z nim 
miłosne stosunki Mielekin powrócił a widząc na obu wy- 
raźne ślady tych stosunków, badi^ kobiety i dowiedział się 
o winowajcy, którego postanowił surowo ukarać, ćkodsi 
żona jego i córka w tym razie były bardziej od niego winne. 
Bez sądu, okuli byłemu adjutantowi ręce i nogi i wrzndh 
do więzienia. Na trzeci dzień wyprowadzili go na plac i na 
szafocie dali mu 60 knutów; plecy poszarpane oblali asciy- 
piącym salmiakiem (naszatyr) i odprowadzili do lazareto. 
W kilka dni po pierwszej egzekucyi znowuż gro ^wypro- 
wadzili na plac i znowuż dkli mu 50 knutów. Nienu^%o za- 
miaru zabić, tylko postanowiwszy ^ugo męczyć go, kaził 
i trzeci raz bić i polewać ciało salmiakiem. Tk pastwiąca 
się egzekucya trwała przeszło miesiąc a Bóg wie jaUiy 
długo jeszoze trwała, gdyby nsądzca sąsiedniej Duczary nie 
był eksadjutanta wyrwał z wściekłych rąk Mielekina. Dziwiu 
rzecz, ten tyran nie mśdł się wcale na żonie i córoe. 

W tym także czasie wspominają Kirgizowa, urzędnika 
również knutującego jak Mielekin. 

W owych okropnych czasach znajdowało się tu wiefai 
konfederatów barskich; byli zesłani rozumie się bez aądn^ do 
wojska i do kopalń. Jakiego obejścia doznawali od potwo- 
rów, których scharakteryzowałem, łatwo domyśleć się. Byli 
to pierwsi męczennicy polskiej wolności i pierwsi polscy wpy- 
gnańoy w Syberyi. Do czterdziestu konfederatów zmówiło 
się i postanowiło z kopalni uciekać. Wybudowali w Szyteo 
statek, na którym płynąc po Amurze chcieli się dostać do 
oceanu, spodziewając się tam pomocy od europejskich io- 
glarzy. Już mieli wypłynąć, gdy do Dauryi nadeszła wisulo* 



189 

mość o teierci Katanyny i o wstąpienia na tron Pawła. 
Termin uciecski odłożyli na późnij, a tymcsasem pnyszło i 
nwofaueme z Syberyi, z pozwoleniem wracania do Polaki 

Towarzyskość tutejsza różni się wielce od naszej. Bo*- 
BHma w zgromadzeniu, przy braku interesów publicznych, 
mdko wyczerpi^e się. Sztuka i literatura jest obc% dla tu- 
(ejsycłi mieszkańców; w wyższydi tylko kółkach znąjdi^ą 
się osoby, które będąc w dobrym humorze, rzucają w to- 
wwzystwie płytkie i krótkie zdania o przeczytanej książce 
leb jakiej wiadomości z gazety. Literatura nie stała się po- 
tnebą życia; książka jest zabawką chwilową, a ni^piękniejszy 
poemat, dzieło pełne żywotnych i wzniosłych myśli, nie po* 
nia serca, nie pobndza myśli. Książki z grubemi dowcipami, 
tlaifcenii żartami wzbudzające śmiech, znajdują więcąj czytel- 
ników, niż dzieła przyzwoite. Urzędnicy wychowywani w Pe- 
tenbmgu lub też osoby kształcone pod dozorem wygnańców, 
wifcej okasnją chęci do czytania, lecz nawet dla nich nie 
jest ono potrzebą życia* O polityce w towarzystwach mało 
ile śmielej mówią niż w Moskwie. Często zdanie nawiasowo 
Rocone, trąci bejrdzo wolnomyślnością; lecz widocznem jest, 
ie pnypadkiem znalazło się ono w głowie, że zkądsiś na- 
plyn^, a nie jest wyrobieniem własnego ducha. Rozmowa 
teś poważna o polityce jak i literaturze nudzi towarzystwo, 
które woli s^chaó o awansach, zmianach urzędników i o 
płotkach wyszłych z biura i z domu. Po takiej rozmowie 
ńaą i latem w dzień i w wieczór, kobiety i mężczyźni obsia- 
^ją stoliki i grą w karty zabawiają się. Grywają w prefe- 
mus, jeryłśsza, wista, bostona, ćwika, sztosa, farfu>na i 
TÓżne inne gry. Stawki są znaczne a zminowały już one 
nejednego kupca i urzędnika, który w zapale przegrywa i 
Aarbowe sumy, a później przed sądem odpowiada za swą 
pltohość i zepsutą karyerą pokuti^e za nią przez całe 
iieie. 

JeżeH sami mężczyźni zejdą się wieczorem, pohulanka nie 
ścieśniana formami przyzwoitości i obecnością dam, w całej 
sOe zajmuje umysły. P^ą ciągle herbatę i wódkę , śpiewają 
sprośne pieśni i dobrze się bawią, pobiwszy się częstokroć 
ptty kartach. 



190 

W tateJBsem towarzystwie czi^f ń^ doŁ%d zupełnie ob- 
cym; niemB rozmowy, w którcgbyn obetnie brat wima^ 
w karty nie gram, siedzę więc pomiędzy nimi znodzony i 
daleki od kręgu ich posjęć. 

CdowM TzecĘTwiBtej cywilizaoyi z tradaoadą ptiyj w f^ 
ozą}a eię do czczoaci towarzyakieij , do poaty«h form i oby- 
czajów. Wygnańcy też stronią od wszeUdoh zgromadzeń, a 
ci tylko B% z nich poź%iani i serdecznie w nich przejmowani, 
którzy ami% grać w karty i zespolili się z nimi iateressB 
albo ozcaością głowy. 

Aieby dać lepsze wyobrażenie o tutejszem to wM - zysU r i c 
urzędników, zaprowadzę was z sob% na wieczorek, na któiy 
jestem w Karze zaproszony. W salonie skromnie ozdobiaB|B 
zastałem jui kiUca kobiet siedzących na kanapie i krsesłsck 
Gospodyni domu csgstowała je mrośonemi i amaioneni 
w cukne jagodami. Męiezyzni zgromadzeni w drogim po- 
koju, zabierają aię do gry w karty. Przypatrzmy aię oso- 
bom. Pani L^ żona byłego rządzcy kopalni, zajmtge pierwne 
miejsce na kanapie. Jest to kobiecina dosyć pizyjemaa: 
oczy ma czarne i <itnir> Titft zamru^one, twarz gt^ift^^ i mmianą 
włosy ośemne uczesane w nioby; na ustach błąka eię oamiech 
zdziwienia, który psuł wrażenie jef wdzi^w i zdawał sie 
mówió, że pani ta, tak dnmnie i sztywno siedząca, ubrana 
z wytworną elegancyą, jest kobietą, jak to mówią, ogra- 
niczoną. Lecz oto powiadają mi, że pani L. czytaje po 
franoozkn wyznania kw, Augustyna, po polaku romanse i po- 
wieści Krassewsłdego, a po moakiewsku wszystkich powieścio- 
pis«rqr i poetów, że jest kobietą zupełnie wykastalteODą, 
uczyła się bowiem i matematyki, astronomii, geografii i hi- 
etoryi. Nauki przecież i etarannego wychowania w niej nie 
widać; wiadomości xiqpefaiłe jcg z giowy wywietraafy, soetab 
się w niej tylko zarozumiałość i nieznajomość gospodarstwa. 
Pani L. miała na sobie różową muślinową suknię i caaną 
mantynową mantylę. Srebrną łyżeczką brała ze 8iN>deczka 
porcelanowego po jednej jagódce; do rozmowy nie "'^Hłtln, 
tylko z góry, z dumą spoglądała na inne panie. Mężczj^znom 
wchodzącym do salonu, kiwała głową, jeżeli mieli rangi i 
znaczenie, jeżeli ich zaś. niemieli, nawet kiwnięciem głowy nie- 



191 

odpowiadali na ich ukłony. Obok niej sieddala zyzowafta 
ezynownica pani M., już nie młoda, bez csepka, w jedwaboąi 
nełonej sakni, otyła i grzeczniejsza od sw^jąj eyiiadki , bo i 
łodzioBŁ bez znaozenia raczyła kiwać głową. Zatrudniona 
była nroim zynaUdem w białych pantałonach i w róźow^ 
nkienoe i ciągle wtykała mu w nsta cukrowane jagody. Na 
spytania, pani M. odpowiadała lakonicznie, jednym lob 
dwoma 'wyrazami i lagodnem skrzywieniem ust, któremu 
atn^a się nadać charakter wspaniałej dobrodusznośoii nie 
nbliiajfcy powadze rangi, jak% posiadała. Obie te kobiety 
spoglądały z 883fderczem lekoewaieniem na chudą, pomaraz- 
CEoną Francuzkę, tonę urzędnika małąj rangi. Francuzka 
bardzo mi przypominała nasze bony lub panny hotelowe: 
łatwa w obejściu się, zwinna i rozmowna, na meszcsfście 
mówiła ni^dziwmąjazym językiem w świecie. Żadna z tych 
pań nie mówiła dobrze po fcancnzkn ani po niemiecku, któ- 
remi ta Francuzka dobrze mówiła. Mieszkając niegdyś 
w Polsce y nauczyła się cokolwiek mówić po polsku, tu zaś 
naaezyta się cokolwiek po moskiewsku a wyrażając się, 
ttieiza i plącze moskiewskie, niemieckie, poldde i iran* 
cukie wyrazy, z czego wyrabia się język, z którego te 
panie w oczy jej się śmieją. Francuzka jest zupełnie obcą i 
nie mogła zastóoowaó się do tutejszych zwyczi^ów, a że mąź 
jej jest małym uisędnikiem, więc moskiewskie panie ledwo 
swnosją wwagę na j«j osobę. Ruchliwość jcg nazywają bra- 
kiem wychowania, łatwość w rozmowie z mę&czyznami bra- 
kiem dobrych obycaąjów. Francuzka znów skarżyła się 
pnedemną na brak towarzyskiego wykształcenia w tych pa- 
niach, na niesn€>śną .sztywność, ceremonie i formalności, 
ir których dcostniały ich zabawy, na brak delikatności,' na 
plotkarstwo i t. p. 

Były jesscsse inne kobiety, podobne i niepodobne dd tych, 
które opMem, ale wszystkie wyfiokowane, sztywne, cere- 
nonialne; byia między niemi i Polka, tona urzędnika, miła 
kobiecina, mcdadna ale uprzejma i wdzięczna. Bjte ona z temi 
paniami na grzecznej ale bardzo zimnej stopie, widać, że nie 
kirmonizowała z niemi. Gdy puszczając kłęby dymu z fajki, 
pzypatngę się paniom z mego kącika, otwierają się drzwi 



192 

na oścież i wchodzi ... wchodzi «wieia Bab«l» jak aic Fna- 
cuzka wyraziła, to jest jejmość, która w pasie miała śre- 
dnicy półtora arszyna, czerwona jak rydz czy teź kilina. 
Miała dwa oczki latające, rozkazujące, ciekawe, osadzone 
w tłustej, ale kształtnej głowie; czepka nie miała. Na ogromni 
kibici spoczywał spuszczony z tłuściutkich ramion szal; su- 
knia na niej z zielonego, mieniącego się jedwabiu^ pnypo* 
minała mod§ rogówek. Wesda kozackim krokiem jakby masn- 
rowi^a, sztywna jak iołnierz w szeregu; na panów spojmit 
z góry, pysznie, dumnie i nieznacznie skinąwazy głow% przei^ 
do pań, z któremi zimno przywitała się. Jest to żona kon- 
ckiego oficera, pani J. Francuzka powiada mi, że m^ 
trzyma pod pantoflem, że wyręcza go w służbie, wydaje 
rozkazy kozakom i komenderuje kompanią, że kłód się 
z władzami o męża, bije się z jego napastnikami, ogadsje 
świat a do tego jest pełna pretensyi i grubej zalotności 

Pani J. chociaż wygadana jak kołowrotek, milczała dłs 
nadania sobie tonu, jeżeli zaś zmuszona była dać odpowiedź, 
dawała ją skromnie i treściwie, lecz za to oczy jej wcale 
niedcromnie po pokoju latały, szpiegowały wszystkie kąty, 
rachowały srebrne łyżeczki, słoiki z konfiturami; obejtHit 
ubiory, suknie, czepeczki, trzewiczki i wreszcie sięgnęły do 
pokoju mężczyzn i tam ciekawie spoczęły na chadyra i 
wiotkim jak trzcina mężulku, który z należnem uszanowaniem 
przypatrywał się jak pan pułkownik w okularach rozdawał 
karty do preferansa. 

Mężczyźni prawie zawsze w tutejszych zebraniach ocD|' 
czają się od kobiet i w innym pokoju bawią się paląc £ąjki 
pijąc wódkę, wino, i grając w karty. Bodcgby to jeszcze o 
pogodzie i słońcu mówili w swoich zebraniach, zawsaeby 
ztąd przeszli do gospodarstwa, do czasów, ich potrzeb i t p.; 
lecz di panowie o niczem podobnem niemówią: politjrkę wy- 
gnali za dziesiąte, piąte drzwi, kilka słów o zatrudnieniach 
urzędu swojego, kilka słów pogardliwych dla tego, co upadł 
i już szkodzić nie może, zresztą wódka i gra w karty sta- 
nowią jedyną rozrywkę mężczyzn. Siedzą nad zielonym sto- 
likiem nachyleni, zajęci, jakby nic za nimi i obok ai<^ nie 
było. Pan pułkownik S. rozdaje karty, oczy błyszczą mu 



193 

namiętnie z pod okularów i prawi różne śmieszne lub dzie- 
cinne anegdoty, których inni, jako pochodzące od zwierzch- 
nika, zdaj% się słuchać ciekawie: śmieją się, gdy spostrzegą 
uśmiech na jego twarzy, zasępiają się, skoro spostrzegą, źe 
i on zasępił się. Naprzeciw pułkownika siedzi młody czło- 
wiek, malutki, w złotych okularach, wychuchany, wypiesz- 
enmyj blady i delikatny. Przegrywa ostatnie 10 rs., a jutro 
albo pożyczy, jeżeli znajdzie łatwowiernego wierzyciela, albo 
też obieca zrobić komu dobrze przepadły interes, lub też 
wreszcie sprzeda cudzą rzecz albo konia swego. Inny gracz, 
tłnsty, powolny jegomość, z uśmiechem dobrodusznym, po- 
ciągnięty został do gry, nieznając jej dobrze; będzie on 
ofiarnym kozłem tej zAha,wy. Oficer kozacki, który mu do- 
pomaga, czerwony, opryszczony i głupowatej fizyonomii cdo- 
wiek, jest dzisiaj milczący i bardzo skromny, bo stary surdut 
rozdarł się mu pod pachą, w kieszeni ma tylko dwa ruble, a 
w głowie tylko dwa kieliszki. Inni stoją, siedzą i przy- 
patrują się grze nie rozmawiając z sobą jakby już wszystko 
wygadali i nie mieli już o czem mówić; może wódka, którą 
znowu roznoszą, rozwiąże im języki. 

Tak przeszły dwie godziny, a kobiety ciągle wyprężone, 
niei&e jak figury woskowe, niewiem, czy się bawią, czy też 
się nudzą? Czegóż one tak siedzą? pomyślałem sobie; czego 
się uśmiechają i wykrzywiają do siebie pop^ając likierem? 
Jak one się tu bawią, co robią i po co tu przyszły? 

Dali kolacyą. Na ogromnym stole zastawiono smako* 
wite pierogi z r^^bą, torty, ciasta, pasztety, pieczenić, kremy, 
potrawki^ szynki, w ogóle wielką obfitość potraw a wszystkie 
bardzo smaczne. Gotował je kucharz Polak Majewski 
Józef z Kaliskiego, przysłany do Syberyi za to, źe w 1833. 
roku emiaaryuszom nosił jedzenie do lasu. Przy kolacyi pa- 
Boje zupełna swoboda: każdy bierze to co się mu podoba, 
odchodzi od stołu i zajada w kąciku; tutaj przynajmniej niema 
^i nudnej etykiety i nieznośnej 'ceremonialności. Krótko 
trwała kolacya, bo goście mało jedli; służący półmiski ledwo 
timięte wynieśli napowrót. 

Po kolacyi kobiety znowuź zostały same w sali, lecz po 
k^ilku kieliszkach likieru mniej są milczące; słychać głosy 

GiLLEB, OpiMiłie. I. 13 



194 

ożywione i szepty, w których jedna drag% ogaduje. Męż- 
czyźni nie lubi% próżnować, bo damy jeszcze zajadały ciasU 
i desery po wieczerzy, gdy mężczyźni już poszli do zielo- 
nego stolika. 

Godzina dwunasta, boję się, żebym nie zasną}, żegnam 
więc towarzystwo i spieszę do mego mieszkania. 

Nic nudniej szego jak uroczyste tutejsze zebrania; człowiek, 
który nie umie grać w karty, chociaż byłby człowiekiem 
cnoty i rozumu, nie będzie wiedział co ma z 8ob% pocz|ć, 
do kogo się przysiąśó, lub o czem z nimi mówić? Kobieta, 
jeżeli nie umie i nie może błysnąć przepychem, zaintereso- 
wać plotką, osamotnieje pomiędzy niemi. Towarzystwo tu- 
tejsze ma pretensye do dobrego tonu, do europeizmu i po 
swojemu naśladuje obyczaje wielkiego świata, a naśladuje je 
jak ów ekonom w ramotach Wilkońskiego, który zboga- 
ciwszy się odgrywa rolę wielkiego pana. 

Niższa Kara jest dosyć znaczna osada, zbadow^ana ds 
pochyłości doliny, na miejscu wytrzebionem z lasu i zdsla 
okolonem puszczą. W ogródkach małych za domami sieja 
warzywa, sadzą ziemniake kapustę, g^och ; pól zasianych zbo- 
żem zupełnie niema. Wszystkie budynki są drewniane; po- 
między kletkami robotników i domami urzędników znajdojf 
się koszary kozackie, więzienie, lazaret dla kozaków i aresz* 
tantów porządnie utrzymywany. 

Zdała Niższa Kara ma pozór miasteczka. Dno dolinj 
naprzeciw osady, zawalone jest kupami piasku, machinami i 
taczkami a ożywione gromadą robotników kopiących i wo- 
żących złotodajne piaski. Wieczorem kończą się roboty a 
kozacy odprowadzają aresztantów do ciasnego więzienia. 
Szare ich siermięgi poszarpały się i zdarły; kajdany mają na 
nogach, motyki w rękach. Twarze znędzniałe i znużone, chód 
powolny; niesłychać między nimi ani pieśni wesołej, aoi 
żadnej rozmowy. Widok ich przejmuje litością i drżeniem; 
potępieni nie mają nadziei! obecność ich jest pracą w jarzmie- 
i trudną pokutą, przyszłość jak w perspektywie pokazuje 
ciągłe jarzmo, ciągłą nędzę, chłostę lub też jasny lecz bardzo 
słaby promyk uwolnienia się przez ucieczkę a potem nowe 
prześladowania, nowe zbrodnie i nową nędzę. Odwracamy 



195 

ńę od ich widokn, bo widok spodlenia, zbrodni i jarzmk 
przejmuje zgrozą, przykro pomsza serce, a nie sieje w niem 
ani jasnego uczucia, ani zdrowej myśli. Chodźcie lepiej ze 
mną czytelnicy na mszę katolicką. Ksiądz katolicki przy- 
jęciu^ z Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu dla wysłuchania 
spowiedzi i posilenia ciałem i krwią Zbawiciela katolików 
mieszkajicych w Karze. W domu, w którym zastrzelił się 
Ksawery Szokalski (męczennik sprawy narodowej, dusza zacna 
i poświęcająca się)^ urządzono na prędce ołtarz, przed którym 
hądz Jurewicz przez trzy dni odprawiał msze i spowiadał 
wiernych. Dwoje niemowląt zostało ochrzczonych i dwie 
pary zł^one ślubem małżeńskim. Nowożeńcy poznali się 
w kopabi; panowie młodzi i ich narzeczone przysłani zostali 
do robót za policyjne przestępstwa. Na msze i do spo- 
wiedzi zebrała się duża gromadka ludzi. Były tu dwie urzę- 
dniczki: Polka i Francuzka, urzędnik i oficer, kilku wygnań- 
ców politycznych i do dwudziestu kryminalistów z wy goło - 
nemi głowami, w kajdanach, odartych i bladych, pochodzących 
z Inflant, Bii^orusi, z Litwy i z Rusi; straż kozacka asysto- 
wała tym biedakom. 

W tej gromadzie niektóre głowy wyjaśnione poświęce- 
ińem, uświęcone cierpieniem zadanem za dokonanie obowiąz- 
ków narodowych , schylały się przed najświętszą Hostyą ra- 
zem z głowami napiętnowanemi zbrodnią! Boże, skrusz 
oerpienie niewinnych i wysłuchaj prośby ich za Polską, za- 
•y^anej z ziemi potępienia! jak również według wielkiego 
miloiierdzia Twego skrusz zatwardziałe serca winnych i nie 
pamictej im zbrodni popełnionych! 

W czasie mszy ci ostatni, którzy już odwykli od mo- 
ffitwy, przypomnieli sobie stary obrządek i złożywszy ręce 
pnyktadnie modlili się. Nabożeństwo to, w domu śmierci 
Szokalskiego i w syberyjskiej kopalni, miało dla mnie święty 
vok, jakiego się nigdy niezapomina. 

Po ukończonem nabożeństwie aresztanci zatrzymali mnie 
izaiądali, abym w ich imieniu prosił księdza o uwolnienie 
icli na trzy dni od robót dla nabożeństwa: « Niech nas 
^dz chociaż na te kilka dni uwolni z tego piekła,» mówili, 
•iebyśmy się mogli przygotować do spowiedzi !» Obiecałem 

13* 



196 

zakomunikować ich prośbę księdzu, poczem kozacy odpro- 
wadzili ich do więzienia, a ja z innymi poszedłem ns 
cmentarz. 

Cmentarz na pochyłości góry jest położony; zarósł trawą, 
głogami i krzewami polnej róży, która właśnie rozkwitła. 
Krzyże wyci%gaj% ramiona z krzaków i wskazują miejsca za- 
padłych mogił. Na tym cmentarzu został pochowany Szo- 
kabki. Miałem polecenie od kolegów wyszukać jego mc^ę, 
na której mieliśmy zamiar położyć kamień z napisem. Kt- 
próżno jednak odszukiwałem jego grobu : nikt mi z obecnyck 
nieumiał wskazać miejsca, w którem spoczywają szacowne 
jego kości. Mogiła jego między obcymi, nieprzyciągnie ro- 
daka ze łz% i modlitwą I 

Franciszek Ksawery Szokalski był synem Józefa i 
urodził się w dzisiejszej kijowskiej gubemii. Był on doktorem 
medycyny; za udział w powstaniu 1831. roku, był posłany . 
do wojska moskiewskiego w Omsku. Tam razem z księdzem 
Sierocińskim kierował wielkim związkiem między polskimi 
jeńcami wcielonymi do wojska. Celem tego związku byłs 
ucieczka ze zbrojną ręką z Syberyi, połączenie się z Kii)p- 
zami, którzy podówczas ucierali się z Moskalami, a potem 
przez Persyą lub Indostan dostanie się do Europy. Zamiar 
mógł się udać, bo Polaków w Omsku i w okolicach j^ 
było przeszło 2,400, a step kirgizki tuż pod bokiem. Związek 
na kilka dni przed wybuchem został odkryty za pomocą 
zdrajcy Knaka, który denuncyowal swoich kolegów. Roz- 
poczęły się aresztowania i jedno z najokropniejszych przesb- 
dowań Mikołaja, który się wściekał z gniewu i ze złości, ii i 
Syberya i klęski, ducha i energii Polakom nieodjęły. Szo- 
kalski w liczbie innych był aresztowanym. Osadzili go 
w więzieniu na odwachu. Ztąd po wielu trudach potrafił 
uciec razem z Ignacym Zubczewskim i Melodinim. Szokalski 
miał paszport wojskowego moskiewskiego doktora; Zubczewski 
odegrywał w drodze rolę felczera, a Melodini służącego. 
Uciekali pocztą, po trakcie wiodącym do orenburskiąj gu* 
bernii. Nieszczęście chciało, że w Presnowsku wszyscy trsą| 
zostali zatrzymani, poznani i następnie pod silnym konwojeią 
odesłani do Omska, gdzie wkrótce potem Szokalski, jaloi 



197 

jeden z najczynniejszych ludzi w związku, otrzymał okrutny 
wyrok na 6,000 k\|ów. Mikołaj najzacniejszych rozkazał za- 
mordować kiijaini, a egzekutorowi jenerałowi Gołofiejew, po- 
lecił mordować wszystkich bez litoóci i folgi. Dzień egze- 
kncyi (7. marca 1837. roku) był mroźny; na placu za mia- 
item zasypanym śniegiem, ustawiono trzy bataliony żoł- 
nierzy uzbrojonych w grube i długie kije. Szokalskiego 
pierwszego wprowadzili w uliog żołnierzy; był jak i wszyscy 
jego koledzy obnażony i przywiązane miał ręce do kolby 
ksnbina, za który kilku podoficerów ciągn^o, gdy z oby- 
dwóch stron sypn^y się razy kijów i sypały się ze złością i 
Bwziętością, o jakiej dzieje nie wspominają. Za nim szedł 
ksiądz Sierociński, a za tym dwunastu innych. Kije porwały 
ich na kawałki, płaty oderwanego cisIa ciągnęły się za nimi; 
kości było widać a plac egzekucyi był purpurowy od krwi 
w tak okropny sposób wytoczonej 1 

Przy każdym delinkwencie znajduje się zwykle doktor 
wcjskowy, który trzeźwi zemdlałego i daje opinię o jego 
ntScL W blizkości Szokalskiego znajdował się doktor 
uzywająey się, jeżeli mnie pamięć nie myli, Szaniawski. 
Cdowiek ten tknięty barbarzyńskiem katowaniem zacnego 
czkmieka i swojego przyjaciela, wołał na żołnierzy, idąc za 
Siokalskim: <cLżej bić, lżej bić, miejcie litość, lżej bo nie 
wytnsymala Idący zaś także za nim oficer, zajmujący posadę 
Iwrodniczego w Omskn, wydawał przeciwne rozkazy i krzy- 
eził na żołnierzy, żeby go mocniej i okrutniej bili. Sza- 
niawiki certował się ciągle z horodniczym, aż wreszcie za- 
woła na niego: «Nie wtrącaj się pan w rzeczy nie swoje! 
Bodziesz wówczas rozkazy wydawał, gdy będziesz na szafocie 
^ kontami aresztantów. Tu niedozwolę rozkazywać, nie- 
pozwolę mieszać się w moje atrybucye. Jestem doktorem i 
*i«in, co i ile może delinkwent wytrzymać. To jest rzeź, 
to czyste morderstwo a nie egzekucya, po coście więc 
vnie tu wzywali? Ja niechoę być świadkiem bezprawia i 
iwrderstwln Już nieszczęśliwy Szokalski padając więcej razy 
Bż Chrystus w drodze do Golgoty, otrzymał 5,000 pałek i 
psdl znowuż na ziemię. Szaniawski przybiegł natychmiast 
^ niego i rzekł: a Jak się czujesz? Jeżeli masz siły, lepiej 



198 

byłoby odrazu skończyć egzekucyę.» « Jestem tak zbity, że 
już nie wytrzymam brakujących 1,000 kyów» odpowiedział 
ledwo słyszanym głosem Szokalski. Szaniawski wi§c wbrew 
woli władzy przerwał egzekucyę, dał opinię, iż Szokalski ni^ 
wytrzyma więcej bicia, i oświadczył, iż on, jako doktor, 
korzystając z praw służących mu w takich razach, niedoi- 
woli, ażeby konającego jeszcze bito. Ustąpiła władza miło- 
siernemu i dzielnemu doktorowi i odest&ła Szokalskiego do 
lazaretu. Postępowanie Szaniaw^skiego rząd Mikołaja uznał 
za występne i odsunął go , karząc w nim sprawiedliwość i 
miłosierdzie, od obowiązków. Inni lekarze, którzy znajdo- 
wali się przy egzekucyi kolegów Ksawerego, obawiali się 
okazać im litość i nie użyli tak szlachetnie praw im służą- 
cych, jak Szaniawski, któremu tylko samemu Szokalski wi- 
nien był życie. 

W pół godziny po Szokalskim przyprowadzili do lazaretu 
poszarpanego lecz żyjącego jeszcze ks. Sierocińskiego i czte- 
rech innych, którzy także otrzymali po 6,000 kijów, i kilku, 
którzy mniej, bo po 3,000 otrzymali. Sierociński pasając się 
ze śmiercią, już w ostatnich chwilach życia nie myślał o 
sobie tylko o koledze. Patrząc na okropne męki Wła- 
dysława Drużyłowskiego, użalił się nad nim, a niemogąc się 
podnieść, wołał umierającym głosem na Szokalskiego: « Dok- 
torze! ratuj Drużyłowskiego; bardzo cierpi. » 

Ale Szokalski tak był zbity, że niemógł na łóżku poroazyć 
się i wołał do Sierocińskiego: ((Księże, proś kogo innego o 
ratunek dla Władysława; ja zupełnie nie mam sił i powstać 
z łóżka nie mogę!» To były ostatnie słowa, które do siebie 
ci zacni ludzie wyrzekli. Katował ich Franciszek EnoU, 
który także 3,000 kijów otrzymał, lecz ratunek jego na nic 
się nie zdał. W'krótce, bo w pół godziny po egzekucyi, omaz) 
w najokropniejszych cierpieniach Drużyłowski, za nim zaraz 
Sierociński, Melodini, Jan Wróblewski i Zagórski oddali 
Bogu ducha. Jabłońskiego, obywatela z Wołynia, zabili na 
placu, i trupa już jego przywiązawszy do sani, bili dla 
dopełnienia liczby uderzeń naznaczonej wyrokiem*). Szo- 



*) Dzień tych morderstw w Omsku pnypadł w tłusty etwutek. 



199 

kalski przyszedł do zdrowia, a gdy mu rany zabliźniły się, 
wyprowadzono go powtórnie na plac, dla dopełnienia bra- 
lającego do 6,000 tysiąca pałek. Jenerała Gołofiejewa już 
nie było, bez obawy więc kary za zlitowanie się nad Pola- 
Idem oficerowie kazali go lekko smagać. Jeden żołnierz 
uderzył go kijem między oczy i przeciął mu czoło i za to 
anz wytrącono go z szeregu. Otrzymawszy owe 1,000 ki- 
jów, na drugi dzień wywieziony został do kopalni ner- 
ctyósldch. 

W kopalni nie używano go do roboty, a wykształcenie i 
powaga w postępowaniu zjednały mu nawet szacunek wro- 
^w. Mieszkając w Karze miał dosyć liczną praktykę, a 
prócz tego dosyć znaczny dochód z handlu. Mógł utrzymy- 
wać się irygodnie, żyć i ubierać wykwintnie. Lecz Szokalski 
wszystko, co mii^, miał dla biedniejszych braci rodaków; 
nin nie wiele potrzebował, a nosił się jak najskromniej. 
Zwyczajnym jego ubiorem tutaj było palto z brunatnego 
nmodzi^u, z którego tutejsi chłopi robią siermięgi, kołnierz 
onyty futrem sobolowem, a podszewka była jedwabna, gro- 
denaplowa. Bogatsi jego pacyenci robili mu różne uwagi 
z powodu jego ubiorn , lecz one nie wpływały nn doktora, 
który lubił prostotę i przyzwyczaił się do swego ubioru. 
W leczeniu był bardzo szczęśliwy , szczególniej rany dobrze 
feezył. Słabe zdrowie, własne cierpienia, nieodciąg^ęły go 
oigdy od obowiązku niesienia pomocy bliźnim: niósł ją ro- 
bakom i nieprzyjaciołom. Chodził piechotą do o milę i więcej 
odlejB^ych od jego mieszkania chat katorżnych i Syberyaków 
i nimi im bezinteresownie ratunek i pomoc. Zwiedzając 
<*olice Kary, wstąpiłem do jednej z takich chat. Gospodyni 
pomawszy we mnie Polaka, zapytała się, czy nieznałem dok- 
tora Szokalskiego? Odpowiedziałem jej, iż osobiście nieznałem, 
A wiele o nim słyszałem. «Ach panie,» rzekła dalej, «co to 
V za człowiek, jaki dobry! To był ojciec i dobroczyńca 
■88 biednych ludzi. Ile razy kto w mojej chacie zachoiiował, 



* ^n&ie tabav, Jedsenla pączków, kiedy Polacy w kraju niepomni na nie- 
*^if bolajf i taftcsf nieras x Moskalami , odbywała się ta egzekacya. Tu 
^Uaazyka, tam Jęki; tu tańce, tamcliłosta; tu uśmieciiy, tam krew; tu we- 



•*»€. tam śmierć! 



200 

nigdy nieodmawiał, zawsze przyszedł chociaż mieszkał da- 
leko i cłiodzenie strasznie go > męczyło. Częstowałam go 
zawsze herbatą i białym chlebem (pszenny chleb, konieczna 
potrawa na stole każdego Syberyaka). Pewnego razu przy- 
szedł do mojego dziecka; nie miałam go czem poczęstować, 
bo nie miałam białego chleba. Przepraszałam go i ttmna- 
czyłam się, a on mi na to rzekł: ccMoi kochani nie chcęjs 
waszego białego chleba, ale pragn^bym, ieby wasze dnszs i 
serca były zawsze białe.» — Takie to wspomnienia zostawił po 
sobie wśród Indu obcego; tak się mśott na nim za krzywdy 
Polsce wyrządzone i takim był człowiek, którego Mikołaj n 
życia rznął i szarpał w drobne kawałki. 

Jakie musiało być jego zdrowie, wyobrazić sobie łatwo 
ze śladów, które okrutna egzekucya zostawiła na jefo 
ciele. 



«Kaid4 kość. Jak s kłosa iyto , 
Jak od suchych strąków grochy* 
Od skóry Jego odbito.D *) 



Całe ciało składało się z blizn, z pręg, jakby z kawał- 
ków pozszywanych. Co kilka dni dla dodania i utrzymania 
wątłych sił, musiał wycierać ciało spirytusem; po kaśd^ 
takiej operacyi czuł się lepiej, chociaż skarżył się na odurzę- 
nie głowy. 

Była to natura czynna, wzniosła; bezczynność była dk 
niego śmiercią. Dnia, godziny nie było, w którejby nie- 
myślał o Polsce, o wolności. Niczem niezłamany, i w Karze 
jeszcze roił ciągle nowe plany ucieczki. Zakomunikował 
wszystkim kolegom w Nerczyósku plan wspólnej ucieczki 
rzeką Amurem do brzegów Wielkiego oceanu. C&tą duszą od- 
dał się wykonaniu swego zamiaru, lecz gdy mu niepodo- 
bieństwo jego wykazano i stanowczo odrzucono myśl uciecski, 
wpadł w smutną melancholię. 

Tęskny i niespokojny w duchu, podejrzywał, że ciągle 
go szpiegują, oddają pod sąd i karzą. Smutek jego stawał 



*) Z Diiadów Mickiewicza. 



201 

się coraz głębesym i coraz większe, straszniejsze zmiany spo* 
strzegano w jego fizyonomii. 

Pewnego dnia zamknął si§ w swoim pokoju i chodził po 
nim prędkiemi krokami, ważąc w myśli jakiś zamiar. Jeden 
2 jego kolegów, A. Zwoliński, wracając do domu, zobaczył 
prsez okno doktora; uderzył go wzburzony i niespokojny 
jego stan. Spostrzegł w kącie stojącą strzelbę i domyślił się 
wszystkiego. Prosił doktora, żeby mu drzwi otworzył, lecz 
prośba zosti^a bez skutku; chcąc koniecznie przeszkodzić 
spełnieniu zamiaru zaczął drzwi podważać. Doktor pogroził 
ma z pokoju a kolega pobiegł po pomoc ; doktor tymczasem 
strzeiił sobie w piersi Strzelba nabita była złamanym gwoź- 
dziem. W kilkanaście minut potem wpadła policya, drzwi 
wyważyła i została Ksawerego rozciągnionego na podłodze; 
z piersi lała się krew strumieniem, a pies jego Filar, oparłszy 
mordę na piersi, przeczuwając blizką śmierć pana i dobro- 
dzieja, wył żałośnie. Policya chciała psa odpędzić, lecz 
doktor, który żył jeszcze, niepozwolił, mówiąc: «Nie odpę- 
dcajde, proszę was, niech się ze mną ten mój najwierniejszy 
towarzysz i przyjaciel pożegna.* Tydzień żył jeszcze po 
BtRale; policya w tym czasie pytała go o powody samobój- 
stwa: «iZ miłości» rzekł, «zastrzeliłem się» i nic więcej mówić 
niechciał. Kolegom zaś swoim, z których opowiadania spi- 
suję te szczegóły, mówił, że się zabił z tęsknoty do ojczyzny. 
Przed śmiercią ofiarował i poruczył ulubionego Filara opiece 
swego kolegi H. Webera. Okazywał ciągle pojęcie zdrowe, 
zdawał się żałować, że targnął się na życie, którego sobie 
nie dał; pogodzony z Bogiem, żegnał kolegów i Polskę i 
Tnnarł. 

Szokalski był niepospolitym człowiekiem; zacny, wykształ- 
cony, do śmierci zachował ducha czynnego, a zawsze gotów 
1^1 na nowe prace i nowe poświęcenia się dla ojczyzny. 
Utwo się zapalał, uczuciowy, marzyciel, roił tysiące planów 
i zamiarów, w których dopatrzeć można było wielkiej duszy 
i dobrej głowy. Dla kolegów i rodaków zawsze wylany i 
szczery; dzieli się z nimi ostatniem i wszystkiem, co posia- 
^ Mocne uczucie z wysokiem wyrobieniem rozumowem i 
rzewność serca łączyła się w nim z tęgą wolą, energia ze zda- 



202 

tnością do czynu i tworzyła zaj migocą i niepospolitą oso* 
bistość. 

Na blasze w kościele umieszczonej, a poświęconej jego 
pamięci, jest napis: # 

((FrAiłciscus Xaverius Szokabki 

Polonus. KiJovietisi9. Mcdieus. 

Post annuni MDCCCXXXI p. p. Sibiriensi militia ad»trictu9 

inque metallum damiiatus MDCCCXXXVII. 

Oblit Karae MDCCCXLIV.p 

Między modlącymi się w improwizowanym kościele znaj- 
dował się człowiek już stary, nizki; na bladej twarzy wie- 
kiem zmarszczonej odbijały włosy ciemne, postawę miał po- 
chyloną zgiętą przez wiek czy też prace. Był to Paweł 
Różański, rodem z Kaliskiego, z okolic Widawy, da- 
wny wojskowy polski. Historya jego jest ciekawa, bo wy- 
jaśnia losy jeńców naszych po 1831. roku, zupełnie prawie 
nieznane. 

Różański był już żołnierzem w 1825. roku; później, gdy 
w Warszawie sądzili członków Towarzystwa patryotycznego, 
jego jako podejrzanego o należenie do tej sprawy, przenieśli 
bez śledztwa i sądu, do wojsk moskiewskich w Omsku. W Sy- 
beryi, przy pomocy jenerała gubernatora Kopcewicza, wy- 
nalazł sposób powrotu do kraju i przez Wołyń, Czerwon% Ruś, 
Kraków przybył do Warszawy i zameldował się w swoim 
pułku, z którego tajemnie został wyrwany. Wszyscy myśleli 
że w. książę Konstanty odda go pod sąd, że go będzie 
prześladował; tymczasem wbrew oczekiwaniom, w. książę za 
samowolny powrót z Syberyi do pułku ukarał go tylko trzy- 
dniowym aresztem na odwachu. 

Wybuchło powstanie 29. listopada 1830. roku i zaczęła 
się wojna z Moskwą; Różański walczył mężnie w narodowych 
szeregach i prędko dosłużył się stopnia oficera. W wielu 
bitwach miał udział, a był w korpusie jenerała H. Dembiń- 
skiego; wzięty do niewoli w którejś bitwie, wcielony został 
wraz z innymi jeńcami do wojska moskiewskiego na Kau* 
kazie. 

On i "lO jeńców natychmiast po przybyciu do Kizlaru, 
zmówiwszy się jeszcze w drodze, uciekli. Szczęśliwie pnem* 



203 

kncli się ku Dnieprowri i skierowali się potem na północ ku 
mohilewskiej gubemii; ile potrzeba było rozumu^ przebiegłości, 
żeby przejść tak% przestrzeń, pisać niepotrzebujf . Po droćlze 
■potykali jMtrt^e jeńców do Moskwy prowadzonych i roz- 
pędziwszy konwój, zwykle zabierali ich z sobą. Pod Toto- 
czynem w mohilewskiej g^bernii napotkali Moskali, którzy 
prowadzili 40 polskich jeńców; uderzyli na nich, a po żwa- 
ir^ utarczce, w której Moskale stracili czterech ludzi, czter* 
dnestu jeńców zostało uwolnionych i połączyli się z śmiałymi 
bnćmL Prędko rozesda się wiadomość o śmiałym oddziale 
ibiegów; rozpuszczono obławy, które go ścigały; lecz 110 
śmiałków mogli się łatwo obronić i obławie z rąk wy- 
winąć. 

Za Mińskiem w lesie, nie daleko od karczmy, spoczywali 
wojownicy na śniegu, zmęczeni długim a niebezpiecznym 
pochodem. W nocy uirfyszawszy głuchy szelest zbliżającego 
•ię wojska, zerwali się na nogi, a opatrzywszy się w koło, 
spostrzegli, że są opa3ani łańcuchem moskiewskich żołnierzy, 
którzy niebawem zaczęli do nich palić. Był to batalion 
miński, wysłany za nimi w pogoń. Wojownicy widząc nie- 
bezpieczeństwo i przeważające siły, postanowili pójść na 
przebój przez ich szeregi, wydostać się na wolne miejsce, 
rozpierzchnąć, potem zebrać się i dalej pomykać ku Francyi. 
Gdy z bronią w ręku, byli bowiem uzbrojeni, przerzynają 
się przez moskiewski łańcuch, P. Różański, dowódzca oddziału, 
padł na śnieg okrwawiony od rany, którą w głowę otrzy- 
mał. Wypadek ten wstrząsnął postanowieniem innych, za- 
chwiał ich męztwem i był powodem, że się poddali coraz 
bardziej ściskającemu nieprzyjacielowi. Było to w zimie 
X 1831. na 1832. rok. Różański został odprowadzony do 
wiezienia w Mińsku i tam oddany pod sąd; towarzysze jego 
V różnych miejscach byli sądzeni. Z mińskiego więzienia 
JBż to przepiłowaniem krat, już podkopywaniem się pod 
anry zamierzał Różański uwolnić się, lecz zamiar jego wydał 
tię, a los jeszcze pogorszył się. Różański otrzymał 2,000 
kijów i z Mińska wysłany został na lat 20 do nerczyńskich 
b»palni. 



204 

Ledwo zdołał przybyć i rozpatrzeć się na miąjscn swego 
naznaczenia, Różański znowuż uciekł; przeszedł szczęśliwie 
większą połowę Syberyi, lecz w Tarze został poznanym i 
schwytanym. Tym razem ucieczka jego , po odesłaniu go 
napowrót do kopalni, prócz aresztu, niemiała gorszych na- 
stępstw. 

Przed kilkunastu laty odkryto kopalnie złota w Kane; 
Różański został do nich posłany, gdzie, dotąd mało koma 
znany przebywa, pełniąc obowiązki dozorcy piekarni dla ka- 
torżnych. 

Dzisiaj jest to już człowiek styrany, zgnębiony, spokojny, 
i niktby nie pomyślał patrząc na niego, iż młodość j^^ byłs 
obfitą w wypadki, które wywołał własną energią. Poczciwy, 
praktyczny jak każdy żołnierz, oszczędny, nie wiele myślał i 
wiedział, ale umiał działać. 

Wojownicy nasi z 1831. roku, w tułactwie swojem csly 
świat zwędrowali. Iluż to zmarło w emigracyi we Francji, 
w Anglii, Belgii i w Szwajcaryi? iluż zginęło w różnytfc 
wojnach? a iluż ich jeszcze wlecze tęskne życie w obczyźnie? 
A jednak szczęśliwsi ci, którzy szukali gościnności u zacho- 
dnich narodów, szczęśliwsi od tych, którzy w kraju zostali; 
ci bowiem wszyscy, z małemi wyjątkami, wcieleni zostali do 
wojsk moskiewskich i dzisiaj, znędznieli na umyśle i ciele, 
po 25. letniej służbie, jeszcze są w wojsku trzymani. Polacy 
jeńcy zapełnili całą Syberyą, a nieprzywykli do bmtalskiegD 
jarzma, rwali się z początku do wolności i ginęli pod pal- 
kami, lub też nagięci w jarzmo marnieli dla siebie i dla 
ojczyzny. 

Emigracyi losy są wiadome; pracowała ona jak omiala 
dla narodu i dla siebie i ma swoją historyę. Lecz któk na- 
pisze historyę drugiej, większej połowy wojowników z 1S31<. 
roku, to jest jeńców polskich, rozrzuconych po całem car- 
stwie, ginących i marniejących w najrozmaitszych przygodach 
i miejscach? Historya tych ludzi obchodzić nss musi, bod 
nie możemy być obojętni na losy i cierpienia wojowników 
naszych. Obraz ich losów, złożony z tylu szczegółów , Be 
osób było wygnanych, jest niepodobny do skreślenia; nie 



205 

wsystko wreszcie i zasługuje na powszechną wiadomość, ale 
wypadki, które mają cechy narodowe i nie były pojedynczem 
nocaniem się, powinny być notowane. W podróżach moich 
po Syberyi miałem już nie jeden raz sposobność , wyrwania 
1 zapomnienia podolmych faktów. 

Dnia 5. lipca pojechałem do Średniej Kary, odległej 
od Niższej o małe półmili. Droga wije się pod górami 
obok ciągnącej się na dnie doliny kopalni. Dojeżdżigąc do 
oredniej Kary zdaje ci się, iż dojeżdżasz do porządnego 
aiasta, bo dachy czerwienią się, bielą się ściany, widać 
jakąś basztę i kilka budynków mających wcale porządny po- 
sór. Wjechawszy na ulice, piękny ten pozór niknie, wszystkie 
te albowiem budynki, tak błyszczące zdaleka, są drewniane, 
opadają z tynku i pochylają się. Średnia Kara niedawno 
założoną została, bo w 1850. roku, a dzisiaj jest już dosyć 
obsiemą osadą. Jako siedlisko zarządu karyjskich kopalni, 
kancelaiyi, biur i magazynów, musiała się prędko wznieść i 
ośywić. Wszystkie- budynki rządowe, a jest ich znaczna 
liciba, stanęły w ciągu jednej zimy; pomalowano je i zdały 
9ę wspaniałemi gmachami. Lecz przeszła jedna i druga zima, 
pnebnczało kilka burz i budynki te już opadają i niszczą 
ńc. Już to wiele razy zauważono, że Moskale lubią zalu- 
dfiisć, budować i oświecać bardzo prędko. Car skinie i po- 
vittje wielkie miasto malowane, błyszczące i świetne. Roz- 
kaz improwizuje w puszczy miasta, znaczne wsie; rozkaz 
sprowadza mieszkańców, zakłada szkółki, do których ani 
jedno dziecko nie uczęszcza, i okolica nagle ożywiona wrze 
indzkiem życiem, gdy przed kilku miesiącami zwierzę 
w poazczy w tem samem miejscu żerowało. Ochota robienia 
wszystkiego w jednej chwili, jest to szczycenie się władzy, 
ffcha despotyczna, która naśladuje Boże «stań się i wszystko 
f^ stało !» Ale jakaż słaba ta ludzka wola! Dochodzi 
wprawdzie do rezultatu; lecz spojrzyj w te obszernie malowane 
ciasta, we wnętrze tych pięknych budynków, w głowy i 
*crca tych ludzi, a zobaczysz pustki lub młodą ruinę, 
^cdna burza — i nic niezostanie; nie będzie rozwalin, któreby 
Jrzez wieki świadczyły o tych, co je budowali, i przez wieki 
^Wiewały pokolenia! 



206 

Prócz budynków mieszczących kancelarye, stoi tn wię- 
zienie otoczone wysokim ostrokołem, po za którym widae 
okropne twarze , słychać kajdany i czujesz woń biedy i wb- 
doli, która zdaleka już, jak brzydki zapach, uderza zmjsh, 
odstrasza, odstręcza i smutkiem duszę przejmuje. Ciasne to 
więzienie mieści w sobie ogromn% liczbę aresztantów; dtch 
źle pokryty przepuszcza deszcz i moczy potępionych! Kiedi 
Bóg każdego uchowa od życia w tem miejscu i z ^ 
ludźmi. 

W ogrodzie, obok mieszkania rz%dzcy kopalni, stoi na- 
miot z krzyżem; jest to miejscowa cerkiew. W niej odbyw 
się nabożeństwo, na które rzadko uczęszczają aresztanci, bo 
dla nich świąt niema. Z powodu tej cerkwi przytoczę ta 
zdarzenie, które wywołało -nieporozumienia między księdzem 
katolickim i popem. Parafia katolicka zabajkalska jeit 
bardzo obszerna i ksiądz raz w rok tylko przyjeżdża w daise 
punkta parafii: spowiada i komunikuje, odprawia msze, 
chrzci i t. p. Niektóre miejsca odległe są o 1,000 i o 1,500 
wiorst, a i do nich ksiądz musi jechać, bo i tam znajduje 
się mała gromadka katolików, potrzebująca duchowego po- 
karmu. Z tego to powodu wierni z chrzcinami i spowiedzią 
muszą rok cały czekać, a zdarza się, że dziecię tak z po- 
wodu choroby rodziaów, albo też choroby dziecka, pot^^^ 
buje chrztu natychmiast, bo niebezpiecznie jest odkładać go 
aż do przyjazdu księdza. Ludzie z gminu nie umieją sobie 
radzić w takich razach i łatwo ulegają namowom popóv 
skłaniającym ich do ochrzczenia według schizmatyckiego 
obrzędu. Dowodzą popi tym biednym ludziom o niebes- 
pieczeństwie powstającem dla duszy rodziców i dziecka ae 
zwłoki chrztu; dowodzą, że chrzest prawosławny a ka- 
tolicki jedno znaczy, że wreszcie, jeżeli tego pragną, dziada 
może być katolickiem, chociaż on je w cerkwi ochrzci, i ta- 
kim sposobem przekonawszy ciemnych, dziecię chrzci i za- 
pisuje go w cerkiewne księgi. Klamka zapadła, potem joż 
rodzice nie mają prawa po katolicku wychowywać swego 
dziecka, chociaż im to obiecano, ^o przejście z prawosławia 
na inne chrześciańskie wyznanie jest zabronionem i haranem 
jako zbrodnia. Tak więc dziecko pomimo tłumaczących oko- 



207 

lkzao9ci i woli rodziców zostaje prawosławnem.*) Niedawno 
w karyjskim lazarecie umarła katoliczka; dziecię jej z ojca 
katolika zrodzone, ochrzcił pop tutejszy Samson, z obietnicą, 
iż metrykę prześle księdzu. Na żądanie, żeby dał dziecku 
świadectwo, iż jest katolickie i z katolickich rodziców po- 
ehodzi, odmownie odpowiedział. Wywiązała się sprawa, 
która zapewno odesłaną zostanie do rozstrzygnienia syno- 
dowi, a synod, jak się prawdopodobnie i pewno domyślam, 
zidecyduje, żeby dziewczyna została schizma tyczką. Taką ^ to 
i«t tolerancya religijna, którą się Moskwa chlubi przed 
Eoropą! 

Parafia zabajkalska katolicka jest większa od Francyi i 
obejmuje powiaty nerczyński, wierchnioudiński i barguziński. 
Proboszcz mieszka w Wielkim Nerczyńskim Zawodzie. Liczba 
katolików nie jest pewną i ciągle się zmienia, z powodu 
przybywania ciągłego nowych aresztantów z naszych pro- 
*incyj i ubywania ich. Tego roku wszystkich parafian jest 
758, a w tej liczbie 150 wygnańców politycznych. W cztery 
Wta potem w 1860. roku liczba katolików wzrosła do 
1635. 

Kopalnia złota w Średniej Karze jest także czynną. Co- 
dziemiie wieczorem z x>łaczki niosą do* zarządu oczyszczone 
złoto w zamkniętych cebrach pod strażą kozacką, zkąd przed 
Bożem Narodzeniem odwożą je do Wielkiego Nerczyńskiego 
Zawodu. Karyjskie kopalnie dają rocznie złota od 1,000 do 
lł200 funtów; przy większej ilości rąk i porządniejszej admi- 
nistracyi, liczba ta mogłaby się jeszcze powiększyć. Roboty 
P<>'Dwają się coraz bardziej w głąb doliny i coraz szersze 
^kopaliska zapełniają jej dno. 
Pod nazwiskiem karyjskich kopalni, znane są kopalnie 



I » Niższej, Średniej i Wierzchniej Karze, prócz tego kopalnie 
^ Bogaczy, Łunżankach i w Kułtumie. 

*) Putor luterakł priyjeidia « Irkucka. Gdy się trafi w czasie Jego prze- 
^« potrzeba chrztu dla dziecka katolickiego, clirzcl je, zawindamia księdza, 
*<«« pisze metrykę i wcifga dziecko w liczbę awołcłi parafiao. Jeżeli xa» 
^ futi« przejazdu księdza Jest potrzeba chrztu dla lutersklego dziecka, 
^ii chrzci Je, zawiadamia pastora i dziecko Jest luterskiem. To jest ro- 
'oau tolerancya ; popi moskiewscy do niej nieskłouBl. 



208 

Łunżanki odległe 8% od Kary o dwie mile; miesska 
tam obecnie Michał Jurczak Łapiński, szlachcic za- 
gonowy z Łap, powiatu łomżyńskiego, za należenie do 
powstania, które w 1831. roku i w tej okolicy wybuchło 
i starło nię z moskiewska pograniczna strażą pod Su- 
rażem. 

W Łunżankach umarł przed kilku laty Jakób Panasiuk, 
przysłany do kopalni i ląjami obity za sprawę Michała Woł- 
łowicza. Panasiuk należał do liczby tych poddanych Wołłowi- 
czów, którzy czynnie młodemu Michałowi pomagali. Był to 
człowiek prosty, bez wykształcenia, ale poczciwy i dobry 
patryota polski, choć językiem jego rodzinnym byt białorusE 
Przez ożenienie się z Sybiraczką straci! wiele z sympstyi 
kolegów; została po nim sierota córka, którą wziął na wy- 
chowanie kolega zmarłego Sajczuk, biedny, także biało- 
ruski włościanin i bardzo uczciwy człowiek. Z powodu 
wzmianki o Panasiuku, notijgę tu kilka szczegółów o Michale 
Wołłowiczu, które opowiadali mi ci, co mieli udział w tych 
wypadkach i aż do ostatniej chwili nieodstępowali młodego 
bohatera. Wołłowicz przybywszy z za granicy, przebywsJ 
w swojej wsi Czundry, położonej o jedną milę od Słonima. 
Ztąd często wyjeżdżaj do znajomych, przyjaciół i przez nich 
przygotowywał lud do powstania. Stryj jego własny, tchórz 
jakich wiele, doniósł rządowi o pobycie młodego emiaa- 
ryusza a swego synowca. W skutek tej denuncyacyi, Michał 
musiał szukać schronienia w borach. Z nim udało się kil* 
kunastu wieśniaków, którzy odważyli się podzielać przygody 
zacnego młodzieńca. Ztąd mieli napaść na Słonim, odbić 
więźniów i ogłosić powstanie. Napad na przechodzącą 
pocztę niepowiócU się. Obławy ciągle ścigały i śledziły 
tych zuchów. Razu pewnego zebrani czynownicy i tłumy, 
widząc wychodzącego z boru Wołłowicza ze swoim oddział- 
kiem, pierzchli i zemknęli co tchu. Było to w maju. Po- 
wstańcy w lesie już cztery dni nic nie jedli; do obławy 
przyłączyły się wojska. 

Niebezpieczna i nagła choroba Wołłowicza nie pozwoliła 
mu chronić się w inne bezpieczniejsze miejsca. Tak był 



209 



Mfy, że nie mógł bez pomocy chodzić i wstawać. Oparty 
na ręku Sajcssuka, ledwo wlókł nogi za sob%, a tymczasem 
obbwa coraz bardziej ich okrążała i ściskała. Wynaleźli 
wreszcie miejsce sefaronienia dzielnych powstańców i żoł- 
sieize uderzyli na nich. W tej niebezpiecznej chwili, 
Wołłowicz nie widząc już żadnego ratunku, chciał w usta 
twoje z pistoletu, który miał przy sobie, wystrzelić, lecz 
«tu7 ładunek nie wypalił; wówczas chwycił sztylet, gotując 
ńę do obrony. Żołnierza, który go chciał brać, ranił szty- 
letem (umarł potem z tej rany), lecz sam padł przeszyty 
iMgnetem. Żołnierstwo związało go i jego towarzyszów i 
awieźli do Grodna. W Grodnie komisya pod prezydencyą 
okrutnego i krwiożerczego Murawiewa sądziła ich. Wołło- 
wicz szecS śmiało na szubienicę, mówiąc do towarzyszy, aiż 
chlubna jest śmierć za ojczyznę !» Zginął mężnie i zacnie. 
Był to c^owiek bardzo pięknej powierzchowności, wysoki i 
wielkiej siły fizycznej; serce miał wzniosłe, szlachetne, rozum 
światły. Dla miłości Polski wszystko umiał poświęcić i zgin^ 
jako jeden z największych męczenników narodowych bez 
plamy i skazy. 

Z jego sprawy posłano wiele osób na Sybir. Wie- 
śniaków, którzy mu towarzyszyli: Teodora Sajczuka, 
Mikołaja Firetkę, Jana Marcinkiewicza, Jako- 
ba Panasiuka i wielu innych obili okrutnie kijami 
i postali do kopalni ; służącego Pawłowskiego, eko- 
noma z Czundr Pies akowskie go i innych na osie- 



Grzmot i pioruny, złączone z ulewnym deszczem, prze- 
sdLodziły dalszej wycieczce do Wierzchniej Kary. Wczoraj 
po południu padał grad; lecz wczorajsza i dzisiejsza burza 
była niedługo trwałą. Wieczorem powróciłem do Niższej 
Kiry. Klimat w Karze jest niezdrowy; podmoczona do- 
Hoa i zamknięta ze wszech stron górami, niema łatwego 
przewiewu. Wiatrów mało tu bywa, powietrze zaraża 
ńc gnijącemi resztkami roślinności; upały są tu większe 
ińż w innych dolinach. Wszystko to rozwija liczne cho- 
roby zaraźliwe ; mówiliśmy już o tyfoidalnej gorączce, 

OiŁŁU, OpUanie. I. 14 



210 



która wielu ludzi 8prz%tnęta, i o jaz wie syberyjski^, 
która i obecnie szczególniej między końmi grasuje, 
w mniejszym jednak stopniu niż w poprzednich Istacfa. 
Z Kary prawie zawsze jazwa rozchodzi się po szeroidej 
okolicy i robi ogromne spustoszenia pomiędzy bydłem i 
końmi. 



vin. 



Juda bykami. — Rozmowa x Ifołdawianinem i kilka słów o Jego ojczyźnie. — 
Formalności owalaiaJfM z katorgi. — Nocleg w badsie. ^- Polowanie po- 
licjanta. — UeiecslLa Polaków z Aleksandrowska, ksifdi BoguAaki i Jego 
śmierć. — Oroczoni, icłi mieszkania, fizyonomia, ubiór, J^yk, śpiewy, 
tajbee, stan natnry, pokarmy i moralne przymioty. — Ich gościnność, 
pojfeie dobrego i złego, śmiertelność, sposób chowania i rodzenie, 
gospodarstwo i zi^ęcia Oroczonów. — Granice Oroczonii. — Gdzie się za- 
czyna historya. — Podatki, rzetelność, jarmarki i władze Oroczonów. — 
Dolina Szałdemaru. — Bartłomiej Biernacki. — Góra Golec Naesyński. — 
Knłtama. — Kopalnie. — Górnicy. — Wygnańcy polscy w Kułtumie. — 
Folwark wygnańców. — Cmentarz wygnańców. Teorbanista, stodoła w Bło- 
nia, S. Marciejewski. — Podatki kozaków pieszych. — Bohdat'. — Picie 
herbaty. — Dolina Urown. — Ubranie kozaków. — Droga do Nerczyń- 
ikiego Zawodu. 



Z powodu kordonu opasującego Karę, a który nie prze- 
pnazcza koni, jako najbardziej podlegających zarazie, wyje- 
chałem z Kary bykami (6. lipca). Poważne byki wlokły się 
2 kroku w krok. Czy to z góry, czy na górę, jeden chód 
nchowują: nic ich nie zmusi do biegu, ani bat, ani krzyki 
woźnicy; idą podrzemując lub poskubując trawkę. 

Ledwo z półmili oddaliliśmy się z £ary, gdy nadciągnęła 
oarna chmura i nakryła góry i dolinę; wkrótce dały słyszeć 
nc grzmoty, echo ich straszliwie odbija się między skałami. 
Błyskawice nieustanne i pioruny w blizkości bijące nie poru- 
fiyły byków; nie zważały na burzę i szfy sobie powolnie. 
Łnn^ wreszcie deszcz z czarnej chmury, tak gwałtowny, jak 
gdyby wszystkie upusty nieba otworzyły się. Gniewając się 
»a obojętnych byków, przemokłem do nitki; na szczęście moje 
<3ania chmura prędko przeszła. Nadciągnęły inne bledsze 

14* 



212 

z lekka tytko deszczem kropiące, za nimi znowui bledsze 
chmury nadciągały, niebo się zwolna wycierało i powróciU 
pogoda. W przemokłej ziemi koła wozu grzęzły po osie; 
bydlęta natężały wszystkie stfy, ażeby wóz z błota wyciągnąć, 
i tu dopiero pomyślałem : nie masz tego złego, coby na dobre 
nie wyszło. Końmi musiałbym jeszcze dłużej jechać niź by- 
kami, bo i najlepszy koń zmęczyłby się na takiej drodze i co 
chwila potrzebowałby wypoczynku. 

Na górę Kulindę prowadzi naj ohydniej sza drog^a, zawałom 
pniami i bryłami skalnemi, trzaska i śliska, byki jednakim 
górę wóz wciągnęły a dalej już po lepszej drodze zwolna si^ 
spuszczały. Z Kulindy długo zatrzymał na sobie mój ?nrok 
piękny widok doliny szyłkińskiej, o którym juz pisałem jadąc 
do Kary. Na dobrej drodze poganiacz byków siadł na wói 
i rozpoczął ze mną rozmowę. Był on rodem z Mołdawii 
Fizyonomia jego wyrazista, szlachetnych południowych rysó^, 
uderzyła mnie z samego początku, chociaż fatalne piętna K. 
A. T. na policzkach i na czole, wzbudzały ku niemu odrazę, 
bo mówiły, że człowiek ten jest mordercą. Miał on swój 
dom w Bessarabii nad Prutem, posiadał też tam obsierae 
gospodarstwo, zasiewał szerokie pola kukurydzą, miał i wła- 
sną winnicę, wielkie stado bydła i żył w obfitości. Mająteł 
jego wzbudzał zazdrość chciwych ludzi, którzy łaknąc jego 
zbiorów, zgubili go, podrzuciwszy trupa zamordowanego cdo- 
wieka w ogrodzie za domem. Podejrzenie było wielkie, a 
nie mógł i nie umiał usprawiedliwić się przed sądem; został 
więc napiętnowanym, obili go knutami i posłali do kopabii 
w Syberyi. Tak on sam opowiadał wypadki, które go ai 
tutaj zaprowadziły. Wspominał z tęsknotą rodzinne strony 
i pragnął do nich powrócić, jakie bo tam życie.... wszyst- 
kiego można dostać, a wszystko tanie. Tutaj wszystko 
inaczej : zimno, chleb drogi, owoców niema i człowiek wlecze 
nędzne życie jak w pustyni Powiedziałem mu, że w skutek 
traktatu niedawno zawartego w Paryżu, południowa część 
Bessarabii, a więc i okolica, w której mieszkał, przeszła pod 
władzę Turcyi. Cieszył się z tego Mołdawianin, bo mówił, 
że lepiej jest żyć pod Turkiem niź pod Moskalem. « Byłem j* 
kilka razy w Turcyi, » mówił mi, «i znam dobrze Turków. Go- 



213 

ścinni, nigdy nie zdradzą, podatki płac% nie wielkie i naród 
nie jest uciśniony; potrzeba ci pieniędzy, więc bez trudności 
znajdziesz kredyt, bo Turek ci zanfe i da na bydło i gospo- 
dirkę ile zechcesz pieniędzy. A tu jakże inaczej ! Ludzie nie- 
gościnni, udśnieni, jeden drugiemu nie wierzy, oszukują się 
na każdym kroku... och! lepiej żyć pod Turkiem. Czyż teraz, 
j&ko pochodzącego z ziemi należącej do Tarcyi, nie zwrócą 
mnie do kraju? czyż sułtan ludzi swoich nie zażąda?)) Myśl, 
że może powrócić do kraju swego, poruszyła spokojny wyraz 
jego twarzy; widocznie radował się i cieszył. Niechciałem 
pozbawić go przyjemnych marzeń; niechaj się łudzi, wszak 
zhdzenie jest jedyną pociechą niewolnika. Ileż to ono przy- 
czynia się do przetrwania niewoli? Ono odpycha rozpacz i 

odsuwa zupełny upadek niechaj się więc łudzi, niechaj 

marzy i osładza ponure a cierpkie dni niewoli. 

Skończył rozmowę, ja milczałem, przeniosłem się bowiem 
myślą do jego ojczyzny; myślałem o jego nieszczęśliwym kraju, 
który przez wieki był piłką rzucaną sobie przez sąsiadów, jabł- 
kiem niezgody między Turcyą a Polską, później między Turcyą 
a Moskwą; i Węgrzy a z nimi i Austryacy mieli tam swoje inte- 
resa, swoje wpływy, i ich ręce przeciągały się do tych naddu- 
mgskich księstw, które nie mając nigdy zupełnej niepodległości, 
toląc się i garnąc to znowuź zdradzając rozmaite opieki, prze- 
trwały przecież do naszych czasów, winne jedynie byt swój 
zawiści sąsiadów. Historya Multan i Wołoszczyzny jest smutną 
ale ciekawą. Polska w tym kraju chciała się usadowić jako 
w przedmurzu swojem, pewna w takim razie swych granic 
i straszna dla Turcyi zagrażającej wówczas całej Europie. 
Tylko pod Polski opieką Rumunowie mogli rozwinąć swoją 
narodowość, zabezpieczyć wolność, tylko w przymierzu z nią 
dzisiaj i przy jej niepodległości mogą być niepodległymi. Na 
tym kraju, jako na wrotach do Turcyi, położyła Moskwa po 
npadku Polski swoją rękę i nie zdejmie jej, dopóki nie wy- 
izecze się zaborczych planów na wschodzie. Dopóki Multany 
graniczyć będą z Moskwą, dopóty wolność ich będzie zagro- 
żoną, a egzystencya niepewną! Jaka będzie ich przyszłość? 
jakie losy zapewni im nowa z księciem Kuzą ozganizacya i 
położenie zapewnione im przez traktat paryzki? Czyż wzmogą 



214 

się do samodzielnej potęgi? czy też zawsze będą ziemią, po 
której sąsiedzi bezpiecznie chodzić i gospodarować będą? 
Każdy naród, który ma w sobie życie i warunki bytu naro- 
dowego, a ambicya, tradycya dyplomatyczna, jarzmo lub cu- 
dza chciwość gniotą go i nie dają mu dojść do niepodległo- 
ści, należy niezawodnie do nieszczęśliwych, obudzających wsp^- 
czucie, a sprawa jego do kwestyj psujących harmonię i postęp 
ludzkości. Dzisiaj, gdy żadna sprawa i kwestya polityczna 
nie zc^atwia się przez jedno państwo; gdy solidarność rządów 
jest wyraźną i okazuje się tak w oswobodzeniu, jak i w utrzy- 
maniu jakiegokolwiek jarzma; dzisiaj, mówię, naród, któiy 
chce i ma siły do niepodległości, nie tylko z samymi ujarz- 
micielami walczyć musi, ale ze wszystkimi rządami pomaga- 
jącymi sobie i oplatanymi w tradycyjne stosunki. 

Gdy mi takie myśli zaprzątały głowę, nadjechał konno 
jakiś człowiek i zwolniwszy kroku, powitał mnie zwykłem: 
«Putiom doroga.» Był to robotnik z górnictwa (uro- 
cznik), człowiek już stary i biednie ubrany. Jadąc obok 
wozu mojego, mówił w następujący sposób o swoich intere- 
sach. ((Wysłużyłem w katordze lat 35 i należało się mi 
prawne uwolnienie jeszcze przeszłego roku. Pojechałem więc 
do Kary i poszedłem w tym interesie do pewnego urzędnika. 
Kazał mi czekać.... czekałem dzień jeden, drugi i tydzień, 
ale napróżno, urzędnik nigdy czasu nie miał. A że czas byt 
mi drogi, dałem urzędnikowi kilka rubli, ażeby mnie tylko 
prędzej odprawił i dał bilet uwolnienia. Pokazało się po dłu- 
giem szperaniu w papierach, że są tam jakieś nieformalności 
i że załatwić wątpliwość, jaka ztąd powstała, może tylko głó- 
wna władza górnicza w Nerczyiiskim Zawodzie. Przeszła zima, 
a ja jeszcze nie zostałem uwolnionym. Nadeszła wiosna i za- 
żądali, ażebym odrobił 65 kubicznych sążni w kopalni, cho- 
ciaż prawnie nic już odemnie wymagać nie powinni. Posze- 
dłem do kopalni, bo gdybym był nie poszedł, jako nieposłu- 
sznego i buntownika oddaliby pod sąd i nigdybym już z robót 
nie wy.*zedł; poszedłem i w upale, w błocie musiaiem praco- 
w^ać, a z trudów i mozołu o mało życia nie straciłem. Nui 
się więc znowu starać o bilet; temu dałem rubla, ten znalazł 
nową nieformalność w papierach i jemu więc dałem wziątke, 



215 

Żeby milczał. Aż tu pokazuje się, że sprawa moja zupełnie od 
innego czynownika zależy; i temu zapłaciłem i ach! ty, — 
pomyślałem sobie, — oto pijawki, zniszczą zupełnie duszę i osta- 
tni grosz zabiorą i jeszcze nie dadzą biletu. Tak chodziłem 
koło nich, dumnie odpychany, gdy się kłaniałem i z wynio- 
słością traktowany, gdy im kubany dawałem! Płaciłem im, 
a sam nie miałem co jeść, aż przecież chwała Bogu (i tu się 
przeżegnał) dostałem bilet i jestem wolny. Teraz trzeba 
cifżko pracować, ażeby nagrodzić straty jakie poniosłem. 
Żona na moje uwolnienie wszystkie sprzęty domowe, rupiecie, 
drób i krowę sprzedała, ale Bóg łaskaw na mnie, bo inni 
aż do koszuli się wyprzedają a uwolnić się nie mogą.)> 

Tak gradał o swojej doli i kłopotach, aż i wieczór zbliżył 
się i byki doszły do budy (bałagan) stojącej na łące bogdac- 
kiej przy przewozie, gdzie przeprzęgają zarazem i konie pocz- 
towe. Nocą niebezpiecznie puszczać się tak trudną i kamie- 
nistą drogą, jaka prowadzi do Kułtumy, wolałem więc w budzie 
przeczekać do świtu. Zniósłszy rzeczy, siadłem przy ognisku 
i gotowałem herbatę przyglądając się obecnym. Ludzi dużo 
było w budzie; kozak z kobietą, furmani, przewoźnicy, żoł- 
nierz i policyant z Kary, który ścigał zbiegłego z pieniądzmi 
aresztanta. Wkrótce wszyscy zasnęli prócz policyanta. On 
crawał, wyszedł potem, pokręcił się po dworze, czegoś upa- 
trojąc. Zaczaiwszy się, spostrzegł człowieka skradającego się 
brzegiem rzeki ku łódce. Po cichutku jak kot zbliżył się 
do niego, a gdy ten łódkę odwiązywał, rzucił się na niego 
z tyłu, związał mu ręce i przyprow^adził do budy ; tu posadził 
go w kącie i pilnował paląc fajkę i patrząc krwawem okiem 
na ognisko. Złapany mógł mieć lat 18. Był z rzędu robo- 
tników, pracujących w kopalni bez straży. I^iemogąc podo- 
łać trudnej nad siły jego robocie, uciekł, a niedoświadczony 
biąkał się przez kilka dni o głodzie w okolicznych górach; 
aż wreszcie odważył się zstąpić nad rzekę i poszukać łódki, 
na której przeprawiwszy się, miał zamiar wędrować do wsi 
rodzinnej, do matki i sióstr swoich. Siermięgę miał podartą, 
koszuli zaś wcale nie miał. Blask oczów zamącony i dziki — 
chciwie spozierał na herbatę. Dałem mu chleba i herbaty, 
pożarł to wszystko w momencie i spokojnie zasnął, obojętny 



216 

na karę, jaka go oczekuje. Policy ant chociaż nie tego schwy- 
tał, za którym go wysłali, kontent był jednak i z tej zdoby- 
czy i w oczekiwania nagrody, spojrzawszy jeszcze raz na 
skrępowane ręce chłopca, zasnął; gdy się obudzi, obrachnje, 
ile każda kropla krwi z pleców chłopca wytoczona przyniesie 
mu kopiejek. 

Ledwo się słońce pokazało i przedarło przez mgły nadrze- 
czne, juźeśmy na promie przeprawiali się na prawy brzeg* 
Szyłki. Pocztowa bryka i pięć koni, przewoźnicy, kozak i 
kobieta, zaledwo pomieściliśmy się na promie ; przy większej 
wodzie kruchy ten i stary prom bardzo łatwo z całym ładun- 
kiem mógłby pójść na dno, a mnie mógł spotkać los Boguń- 
skiego. 

Ksiądz Jan Boguński z Radomia, wikary, roku 1833 
przysłany został z cytadeli warszawskiej do robót katorżnych 
w Aleksandrowsku pod Irkuckiem, za przytułek dany emisa- 
rynszom usiłującym uorganizować powstanie i za kazanir 
patryotyczne w ich sprawie. Należał do niewielkiej liczb? 
tych, którzy po klęsce 1831. r. nie stracili nadziei podźwi- 
gnienia ojczyzny, i którzy za dewizę swego życia wzięli : «Nil 
desperandum. » Prace i usiłowania tych mężów, niedość oce- 
nione, obudziły ducha, a choć zakończyły się klęską i ofia- 
rami, nie przeszły bez pożytku, bo zakomunikowały ducht 
niepodległości pokoleniu, które po nich nastąpiło. Bohater- 
stwo, odwaga i poświęcenie emisaryuszów będą wiecznie do- 
wodem niepożytego niepowodzeniami ducha narodow^ego i 
jak feniks z popiołów ciągle odradzającej się żywotności 
Polski. Boguński zniósł mężnie cierpienie więzienia, trudną 
drogę wygnania i w Aleksandrowsku znalazł się w kole ludzie 
którzy dłonie okute podnosili jeszcze na cara. Pod przewo- 
dnictwem Piotra Wysockiego kilku Polaków w 1836. roku 
w Aleksandrowsku, pałając żądzą oswobodzenia się jakim- 
kolwiek sposobem przed zamknięciem ich w więzieniu, i^o- 
żyli plan ucieczki przez Syberyą, góry ałtajskie, Turkestan 
do Indyi, zkąd chcieli na angielskich statkach dostać się do 
Europy, gdzie łatwiej i pożyteczniej dla Polski pracować mo- 
żna. Plan ten prawie był niepodobny do wykonania, ale dla 
wielkich dusz i dla pragnących wolności nic niema niepodo- 



217 

bnego. Zrobili więc mapę ctUej Azyi, wytknęli ua niej drogi 
przez puszcze, góry, stepy pomiędzy dzikimi Indami i gotowi 
nczej amrzeć niż dłużej zostawać w niewoli, z żywnością na 
kJika dni mogącą wystarczyć, bezbronni, wymknęli się z Ale- 
ksandrowska. Do tej śmiałej pod wodzą pułkownika Piotra 
Wysockiego wyprawy należeli: major saperów Franciszek 
Malczewski, znany z udziału w powstaniu 29. listopada; ksiądz 
Jan Boguński, który w dniu ucieczki zachorował i koledzy 
musieli go pod ręce prowadzić; ksiądz Wincenty Kroczewski; 
Hipolit Kownacki; Antoni Luboradzki, młodzieniec 18 -letni, 
lyn wojownika Klemensa Luboradzkiego, poległego pod Kaj- 
grodem w 1831. roku, i wreszcie niejaki Kasperski, którego 
wzięli z sobą, nie wiedząc, iż za złodziejstwo i rabunek w cza- 
sie pożaru w Lublinie, a nie za polityczną sprawę był do 
robót przysłanym. Przebyli szczęśliwie kilka mil i przybyli 
Bad Angarę, gdzie zrobili tratwę modrzewiową dla przewie- 
nenia się na drugą stronę. Na tratwie przewieść się nie 
mogli, bo zrobiona ze świeżego drzewa tonęła; wysłali więc 
Kasperskiego dla wyszukania u brzegu łodzi. Kasperski spro- 
wadził łódkę i wieśniaka; ten wioząc ich łódką na środek 
rzeki, wprowadził w środek obławy, która się z powodu zdrady 
Kasperskiego zebrała, doniósł bowiem Moskalom o ich planie 
i zamiarach ucieczki, a później jeszcze w czasie śledztwa i 
sądu przez kłamliwe zeznania starał się wszystkich, a najbar- 
^ej Wysockiego obwinie i potępić. Obława do unoszonych 
hyrtrą wodą Angary pftczęła strzelać; kule świstały im ponad 
głowami, Wysocki został mocno w rękę raniony, łodzie 
z breegu posunęły się ku nim i wszyscy na wyspie zostali 
njęci. Przykuto ich na długi czas do taczek i długo w Irku- 
cku badano i sądzono. Piotr Wysocki otrzymał 1,000 kijów, 
ksiądz Boguński 500 kijów, inni zostali, a w tej liczbie i major 
Malczewski i ksiądz Kroczewski, rózgami ochłostani ; przenie- 
ńono ich przytem do nerczyńskich kopalni, do Akatui, gdzie 
'otrzymują Moskale najniebezpieczniejszych z więźniów. Kas- 
penki za zdradę swoją nie otrzymał żadnej nagrody, chociaż 
uczynił w czasie sądu powtórną na wygnańców naszych denun- 
cyacyę przed Czewkinem. Niepomogła mu zdrada, bo nawet 
'^ń wrogowie korzystając ze zdrady, zdrajców nie lubią, i 



218 

Kasperskiego z tymi, których zdradził, posłali do zabajkalskich 
kopalni. Ksiądz Boguński przez wiele lat zostawać w robo- 
tach i razem z Wysockim chodzić musiał w górę do kopania 
rudy. Po wyjściu Da osiedlenie trudnił się jeżdżąc po ner* 
czyńskim powiecie małym handelkiem, transportem towarów 
i żył bardzo skromnie i oszczędnie, tak, że mu skąpstwo za- 
rzucano. Na małym wózku, ciągnionym przez jednego konia, 
jeździł po wsiach, wstępował do chat i sprzedawał swoje to- 
wary. Znany był całej okolicy i miał obszerny kredyt. Skrom- 
nej postawy, w ubogiem ubraniu nabierał powagi w obec 
siły i z niezwykłą śmiałością przemawiał i traktował ludzi 
obdarzonych urzędami. Na przewozie przez Szyłkę w 1$46. 
roku w czasie wielkiej wody, wracając z Szyłkinskiego Zawodu 
od kolegi Webera, ks. Boguóski przypadkiem utonął. Mówią, 
że łódź kołysząc się bardzo, niespokojnem przeczuciem napd- 
niła księdza. Gdy fale miotały łodzią i nachylały ją na tę 
i na ową stronę, Boguóskiemu wypadł brewiarz z zanadrza: 
nachylił się chcąc go ująć, stracił równowagę i wpadł w wodę 
bardzo zimną w tej porze. Nieszczęśliwy kapłan wygnaniec, 
ratując się własnemi siłami, zdołał uchwycić się przewoźnika; 
ten zapewno z obawy, ażeby go z sobą w wodę nie wcią- 
gnął, odtrącił tonącego i w tej chwili fala pogrążyła i uniosła 
ks. Boguńskiego. Zwłoki jego znaleziono o pięć mil od Szył- 
kinskiego Zawodu, około Kułarek; pochowała go tam obca 
ręka. Na blasze poświęconej jego pamięci w kościele jest 
taki napis: «Joannes Boguński. Pglonus. Sandomiriensis. Sa- 
cerdos Yicarius in Radom. MDCCCXXXIII p. p. verbera pas- 
sus exilio metalloque plexus. MDCCCXLVI in fiumine Sziika 
casu mersus vixit annos XLY.» 

Na drugiej stronie rzeki bryczką pocztową bystro pobie- 
gliśmy wazką drożyną między zbożami. Błonie Łenczakowej 
jest uprawne i pokryte smugami kwitnącego zboża W oko- 
licach górzystych okrytych borami, pola zasiane żytem, jęcz- 
mieniem, tatarką, wita się jako przyjemne zjawisko, jako 
przypomnienie rodzinnych pól. Ileż uczuć w tej chwili w;)- 
słałem nad wielkopolskie pola? szczęśliwy, kto nie jest zmu- 
szony porzucać tych jak fale płynących zbóż! 

Z Łenczakowej zwróciliśmy się nad rzekę pod rudnik. 



219 

gdzie zostawiłem tłumoczek podróżny. Tu na kępie stoj% 
dwie ostrokręgowe dymiące budy, zrobione z kory brzozowej, 
podobne do starożytnych litewskich num. S% to mieszkania 
kilka oroczońskich rodzin, które porzuciły puszczę i życie 
koczujące. Zimą mieszkają we wsi, a latem przypominając 
sobie dawny sposób życia, przenoszą się nad Szyłkę, pod 
otwarty strop nieba. Eodziny te przyjęły chrzest i każdy 
z ich członków nosi na piersi mosiężny krzyżyk, lecz wiara 
ich jest żadną, a pojęcia o nowej nauce zupełnie nie mają. 
Mikułka, takie miał imię gospodarz głównego szałasu, głupio 
i ciekawie uśmiechając się, umawiał się ze mną o zapłatę 
za przewiezienie na bacie do rudnika i napo wrót. Obiecałem 
dobrze zapłacić a niewymieniwszy liczby, jaką mu dać myślę, 
siadłem w łodzi, a za mną Mikułka w zielonej kitajkowej ko- 
fizuh*, bez czapki, spodni i innego okrycia. Oroczoni są wy- 
bornymi orylami; pręciutko też przemknęliśmy się przez 
Szyjkę, a zabrawszy tłumoczek wracaliśmy napowrót. Dałem 
Mikułce 20 groszy za jego u^ugę ; był rad z tej sumy a wdzię- 
czność swoją wyraził w podziękowaniu. Prowadzony cieka- 
wością poszedłem obejrzeć ich jurty i zastałem je niespo- 
dziewanie ubogie. Prócz kożuchów, garnków, cuchnącego 
laicsa, świeżych ryb i brudnych ludzi, nic w nich nie było. 
Jarta buriacka urządzona jest z większem staraniem i uwagą 
na potrzeby i wygody ludzkie. W koło gasnącego ogniska, 
z którego dym przez otwór w górze i przez drzwi wychodził, 
siedziały nagie małe Oroczonięta, żona brata Mikułki, ubrana 
po rosyjsku, i chory, niziutki Oroczonin do straszydła podobny, 
miał bowiem twarz ogromną ze spłaszczonym nosem własci- 
vpn temu ludowi, szczęki wystające, oczy małe, ukośne, włosy 
dawno nieczesane i kurzem zlepione w grube kołtuny, na szyi 
i po calem ciele, okrytem podartą z chińskiej daby koszulą, 
narosły chorobliwe gruczoły. Oczy smutne, spokojnie i bez 
myśli na mnie patrzały; żółtość na ciemno śniadej skórze 
rozlana, jeszcze podnosiła przykre wrażenie, jakie ten nie- 
ttczęśliwy człowiek siedzący w popiele na mnie zrobił. 

Oroczoni, jak i wszystkie pierwotne ludySyberyi, są brzydcy : 
wzrostu małego, rzadko średniego, głowy okrągłe, włosy 
czarne, cera śniada ; oczy małe, płaskie , czarne i piwne, brwi 



220 

rzadkie, czoła nizkie; zarost bardzo rzadki. Na ksztahność 
i piękność budowy ciała ludzkiego, prócz spoftobu życia i 
rozwinięcia umysłowego, wpływa wiele zewnętrznych w 
naturze zjawisk, a szczególniej ciepło i zimno. Iffien- 
kańcy krain zimnych, lodowatych, mają wzrost mah, 
głowy nieproporcyonalnie duże, kontury twarzy ostre z wy- 
stającemi kościami poHczkowemi, oczy małe ukośne i dald[0 
rozsadzone, krępe plecy, piersi mocne, nogi krótkie i grube, 
ruchy niezgrabne i ciemny kolor ciała. Im dalej od moru 
Lodowatego, tern bardziej zaokr%gIaj% się i doskonalą kszt^* 
ludzkie. Człowiek umiarkowanego klimatu jakże się znako- 
micie różni od mieszkańca podbiegunowego ! Przeszedłszy ró- 
wnoleżnik klimatu umiarkowanego i posuwając się kn równi- 
kowi, kształty ludzkie znowu szpetnieją. Na drugiej półkoli, 
także to samo spostrzegamy; im bliżej umiarkowanego kli- 
matu idąc od równika, tern piękniejsze są i kształty, im dalej zaś 
odsuwać się będziemy od linii umiarkowanego klimatu idąc kn 
południowemu biegunowi, tem brzydsze kształty spostrzeżemy. 
Zdaje się mi, że na kuli ziemskiej, możnaby nakreślić linie 
estetycznych kształtów człowieka. Linie te na półkuli poła- 
dniowej, nie tak stanowczo odznaczać będą różnicę kfiztałtÓY 
i budowy ciała ludzkiego, jak na półkuli północnej, z tego 
właśnie powodu, że tam mniej jest lądów niż na naszej pół- 
kuli i co zatem idzie, klimat kontynentalny nie w takiej zu- 
pełności, jak u nas jest rozwinięty. 

Oroczoni noszą warkocze, ciało okrywają skórami z renów 
lub sarn, albo długą suknią z chińskiego bawełnianego wy- 
robu, lecz w ogóle jednego stałego i własnego ubioru nie 
mają. Stały ubiór w narodzie czy też na osobie, dowodem 
jest wyższego ukulturowania narodu, a rozumu w indywi- 
duum. Tam, gdzie niema ubioru stale przyjętego przez mie- 
szkańców, gdzie każdy się nosi, jak mu kaprys podyktuje^ 
tam lud jeszcze nie wyrobił w sobie wszystkich kierunków 
myśli i życia, czyli narodowości : dowodem tego są Oroczoni. 
Noszą się oni rozmaicie: to jak Tunguzi, to znów po moskiew^ 
sku lub mongolsku. Oroczon co znajdzie, co złapie, co kupi, 
we wszystko się stroi i wszystko przypnie do swego kożucha 
lub głowy, której nigdy nie czesze. Buriaci przeciwnie maj% 



221 



jtłi swój rodowy, buriacki kostium; wyżsi są też pod wzglę- 
dem myśli i obyczajów od Oroczonów. Ubiór więc jest jedną 
z cechf jednem ze znamion wyrobienia się i pewnych rezul- 
tatów w początkowej kulturze ludów. W miarę wzrostu cywi- 
Ezacyi szczegółowe kostiumy znikają i ludzkość upodobnia 
lię i jednoczy nawet w ubiorze. 

Oroczoni mówią po tunguzku. W ich mowie wiele jest 
wyrazów mandżurskich i rosyjskich. Młodzi Oroczoni, którzy 
▼zrastali ocierając się o Moskali, mówią nieźle ich językiem, 
lecz starsi wcale go nie znają. Tunguzi i Oroczoni stanowią 
jeden lad, bo mowa i obyczaj różni się na przykład tak, jak 
język Mazurów od języka Wielkopolanów. Tunguzów połu- 
dniowych nazywają Oroczonami od oron (ren, jeleń), dla tego, 
że zawsze na renach jeżdżą. Pochodzą z mandżurskiego ple- 
mienia. Język twardy, surowy a sposób wymawiania bardzo 
trudny dla europejczyka. 

Oto niektóre wyrazy oroczońskie: 



Barkan — Bóg. 
Bojie — esłovi«k. 
Ahhi — kobi«U. 
Botutt ~ dsievka. 
Onołgicza — chłopiec. 
Crio — iM. 
Unao — woda. 
Difaiko ~ lód. 
Togo — ogłeA. 
Kotto — nół. 
SUkko — topór. 
Kasgo — scuba. 
KiirM - Yłoay. 
Oaofto — not. 
Itto — ięby. 
Sinme ~ nsiy. 
tannokU — bnri. 
GhalU ~ rfka. 
taiikaczalme — palce. 
Obeku — punokieć. 
lUIganae — noga. 
laakem — pica. 
Riakko -. aoból. 
Ciakki . wiewiórka. 
Mwy* — koń. 
Hakar — krowa. 
Ueda ~ Moskal. 
l>*ia - atałaa, buda. 



Umuun — fajka. 

Om ukoi -~ daj. 

Amakal omakal — cłiod^ lu sarac. 

Berra — rseka. 

OJ oki ojone — w dół płynie. 

Solokł barogon — w górę płynie. 

Hodugan — strzelać. 

Barkan — luk. 

Jniga — straala. 

AJahu — koobać. 

Nekymna — szyja. 

Ami — ojciec. 

Oni <— matka. 

Hnttea — dsiecko. 

Httttakan — niemowlę. 

Eeseal — oczy. 

Hagdeki — podeas«w. 

Millo " ramię. 

Kauka — grdeka. 

Haanga ~ dłoA. 

Unty — buty. 

Inni — Język. 

Sioksi ojor — krew płynie. 

Keragi — pagórek. 

Uro — góra (wysoka). 

IJam — wierzchołek góry. 

Halgoń — kolano. 



222 

Samogłobki wymawiają grubo i krótko; maj% brzmienia, 
które głoskami alfabetów europejskich napisać si^ nie dają. 

Śpiewy ich są to przeciągłe, świszczące krzyki. Ton jest 
smutny i pod^iesiony. Rozmaitości melodyi nie posiadają; 
jedne dźwięki, jedna muzyka służy do wszystkich z małym 
wyjątkiem śpiewów. Pieśń ich zdaje się zawsze być impro- 
wizowaną, bo Oroczon na w^idok drzewa śpiewa o drzewie 
rozwodząc i trelując kilka wyrazów, które całą pieśń cze«to 
bez myśli stanowią; to samo na widok góry, obłoku nastę- 
puje. Pewien Oroczon poproszony przezemnie i potraktowany 
wódką, śpiewał mi romans dziewczęcia jadącego na renie 
z młodzieńcem, który powiada jej, że ją kocha i chce uści- 
snąć jej piersi wyniosłe, jak u rena. Kilka wyrazów tej pie- 
śni zanotowałem: 

«Oron gucia honatte omołge ojaron honatu djawak sim 
tiagu. Ahadhal ojocim, ukundukun ojocim, aleam cierekien 
gudje aje alem tiogu.» (Oron, ren; gucia, mówić; honatte, 
dziewczę; omołge, młodzieniec; ojaron, miłować; djawak sim 
tiagu, chciał ją pochwycić ; ahadhal ojocim, kocham dziewczę; 
ukundukun ojocim, piersi kocham ; gudie aje alem tiogu, mila 
mi byłoby....) 

Taniec ich jest skakaniem w kółko. Skacząc uderza nogą 
o nogę wyżej kostki, klaszcze w ręce i śpiewa jakieś dźwięki 
niewiążące się w harmonię , które mu muzykę zastępiąją. Je-st 
to w ogóle lud bez poezyi i nie muzykalny, trudnej myśli i 
nie uszlachetniony oderwaniem się od natury, przy której 
człowiek, jak to widzimy w Syberyi, jest grubem, złem, brzyd- 
kiem i mało różniącem się od zwierza stworzeniem. Jeźliby 
panowie sielankarze i iilozofowie, wskazujący jako wzór szczę- 
ścia życie tak zwane przy naturze, i ci wszyscy, którzy zachwy- 
cają się nad prostotą, cnotą życia niezepsutego cywilizacyą, 
przybyli do Syberyi, a przyjrzeli się Oroczonom, Buriatom, 
Jukagirom i Czukczom, poznaliby jak fałszywe i czcze były 
ich uwielbienia. Wszystkich wielbicieli tak zwanego stanu 
pierwotnego, naturalnego ludzi, wszystkich chwalców cnót 
patryarchalnych i prostoty złotego wieku, zapraszamy więc 
do Syberyi, pomiędzy dzikie ludy. Tu, patrząc na brud, cho- 
roby syfilityczne, głupotę i postępki koczujących ludów, na- 



223 

nczf się cenić dobrodziejstwa cywilizacyi i cywilizacyg uznają 
za stan naturalny człowieka. 

Za szałasem stała stara zamorusana baba, w długiej mon- 
golskiej sukni, popadanej i poszarpanej; ciekawie pokazując 
M mnie palcem, mówiła coś do starego Oroczona zmarszczo- 
nego i zgarbionego, mającego na sobie jedną tylko koszulę. 
Za szałasem pod drzewem gotowało się cuchnące mięso. 
Oroczoni jedzą renów w czasie głodu lub w święta, zwykle 
zaś karmią się łosiami, jeleniami, samami, piżmowcem, jedzą 
przytem wszelką padlinę, a nawet jak były przykłady i ścierwo 
zdechłego na karbunkuł konia, które, co dziwniejsza, nieudzie- 
liło im niebezpiecznej zarazy. Latem jedzą pospolicie ryby, 
jagody, zioła i cebule roślin; grzybów nigdy nie jadają. Od 
pewnego czasu i mąki używają ; pieką z niej chleb w popiele. 

Łedwom wszedł pomiędzy nich i zapaliłem fajkę, każdy 
z obecnych zaczął natrętnie prosić mnie o tytuń do fajki. 
Dzieci i kobiety, chory i stary, każdy wyciągnął rękę i wołał: 
«daj! daj!» Nasypałem każdemu z kapciucha cokolwiek ty- 
toniu na dłoń; wnet wszyscy nałożyli ganzy a resztę oszczę- 
dnie pozawiązywali w końce swoich sukien. Oroczoni są bar- 
dzo chciwi i namiętnie lubią tytuń i wódkę. Mają jednak 
niektóre piękne moralne przymioty, są bowiem dobroduszni, 
uczciwi, rzetelni, usłużni, nie złodzieje. Są przytem miłosierni 
i jeden drugiego chętnie wspiera. Gościnność Oroczonów 
jest to jeszcze owa dzika, koczująca gościnność, która nie 
w przychyleniu serca gościowi wyraża się, ale w nakarmieniu 
i w uraczeniu tern pożądańszem, że w puszczach karczem 
niema. Gościnność prawdziwa wyradza się dopiero między 
hdem trudniącym się rolnictwem. Jest to moralny wyrób 
człowieka, jest to odezwanie się miłości, tam więc gdzie du- 
«a jeszcze śpi, prawdziwej gościnności być nie może. W razie 
pomyślnego polowania Oroczon posyła natychmiast do naj- 
IHłszego koczowiska po sąsiada i wspólnie z nim ucztuje i 
zajada zabite zwierzę. Uczta trwa zwykle bardzo długo, 
!» Oroczon jest pijak i obżarty, chociaż głód cierpliwie znosi. 
Pojęcia cnoty i zbrodni nie mają jeszcze. Mają pewne dobre 
i złe przymioty i nałogi, ale pierwszych dobremi a drugich 
zfcmi nie nazywają; wszystko jest w nich bez wiedzy. Wy- 



224 

padek niżej opisany dowodzi, że pojęcie moralne złego i do- 
brego zaczyna się między nimi wyrabiać. Pewna oroczońskt 
rodzina składała się z ojca, matki i córki. Ojciec byt stu^ 
cem schorowanym i nie mógł już władać swoimi członkami; 
leżał niedołężny jak niemowlę , które trzeba karmić i opra- 
tać. Niedołęztwo jego stało aię ogromnym ciężarem dla oby- 
dwóch kobiet, bo nie miały brata, ani żadnego męiczyznj, 
któryby zabił dla nich zwierzę, ubrał i nakarmił zgłodniałych. 
Dla nlźenia sobie postanowiły zabić niedołężnego starca, co 
i uczyniły. Wkrótce potem matka z córk% pokłóciły się i wa- 
jemnie wyrzucały sobie śmierć starca. Z kłótni tej dowie- 
dział się darga o popełnionem morderstwie i obie kobiety 
oddał moskiewskim sądom na ukaranie. Osadzono je w wię- 
zieniu w Wierchnioudińsku. W czasie egzekucji knutem jt- 
kiegos zbrodniarza, wyprowadzili je na plac, aby były obecne 
całej ceremonii i powiedziano im, że i ich oczekuje podobos 
kara. Egzekucya ta ogromnie je przestraszyła, nie mogiy 
się odt%d utulić i znaleźć spokoju; ale obdarzone przebiegło- 
ścią i zręcznością właściwą dzikim ludom, zdołały omknfć 
z więzienia. Pogoń dościgła je i przyprowadziła napowrót 
Sąd uwolnił je od kary i oswobodził, opierając się zapewno 
na tej zasadzie, że niewiadomość grzechu nie czyni i ze po- 
stępek ich przez dzikich nie jest uważany za zbrodniczy. 
Wypadki, jak powyższy, pospolite są nie tylko u Oroczonów, 
lecz i u innych syberyjskich i w ogóle azyatyckich ladóv. 
Pani Felińska mówiąc o Ostjakach w swoich wspomnieniach 
z pobytu w Berezowie, opisuje podobne zdarzenie, gdzie dzieci 
głodem ściśnione, zjadły własną matkę, nie uważając wcale 
tego postępku za zbrodnię. Tunguzi chorych i starców nie- 
dołężnych, którzy jpotrzebują ciągłej opieki i troskliwości, 
zostawiwszy im małe zapasy żywności, porzucają w paszczy, 
gdzie stają się ofiarą głodnej śmierci lub drapieżnych zwie- 
rząt. Zwyczaj ten okrutny, pospolity jest także pomiędzy 
południowymi ludami Azyi, które przez cywilizacyę od natury 
oderwane nie zostały. Herodot wspomina, że Etyopi indyjscy 
starców i chorych zabijali i pożerali. Nowsi zaś podróżnicy 
mówią, że dotąd niektóre ludy w Indostanie (Ghoadowie) 
zachowują ten obrzydliwy zwyczaj. Pomimo mocnej i zdro- 



225 

w^ budowy ciała, śmiertelność między Oroczonami jest wielk%. 
Niebezpieczne gorączki, niebezpieczniejsza ospa, a szczegóUiiej 
syfilistyczne choroby grasigą między nimi upomie i wynisz- 
czają całe pokolenia. Choroby ostatniego gatnnka b% bardzo 
w puszczy rozszerzone; niczem ich nie leczą. Działają one 
ipornie i z większą zjadliwością niż w Europie; zmniejszyły 
też ludność oroczońską prawie o połowę. Zmarłych chowają 
w lesie, w drewnianych, prostokątnych do domków podobnych 
iknyniach. Do okolicy, w której nieboszczyka pochowali, 
oigdy nie wracają. 

Rodzenie Oroczoni uważają, jak i w starym zakonie, za 
iŁażenie niewiasty. Matki mające rodzić, na czas połogu 
wychodzą z szałasu i znajdują przytułek pod drzewem przy 
ogniu. Dopiero po urodzeniu wracają do domów. Kiemowł^ 
obw:gąją w skórki i układają w czółenku z brzozowej kory, 
a w razie podróży, przywiązują do grzbietu rena. Karawana 
s majątkiem Oroczona wyruszyła. Starsi idą pieszo przy sta- 
dzie, dziecko na grzbiecie rena krzyczy i płaczem zakłóca 
9okojność puszczy, a matka obojętnie z fajką w ustach po- 
it^pi^e obok rena. Miłość macierzyńska nie jest zbyt czułą* 
Gdy się znajdzie kupiec, ojciec i matka obojętnie sprzedają 
dnecko swoje jako towar i nigdy już potem nie dowiadują 
nę o niego i o jego przyszłe losy. 

Na kobiecie spoczywa cały ciężar gospodarstwa. Ona go* 
taje, stawia budę, odziera skórę ze zwierzęcia, przynosi do 
domu zwierzę , które mąż upolował, wychowuje dzieci, a mąż 
JQ bawi się, poluje, sprzedaje połów i robi omorocze. Leni- 
stwo otrzymuje ich w ciągłej biedzie. Rbdziny, które potracą 
nnów, osiadają przy wsiach rosyjskich i pełnią kozakom roz- 
Bttite posługi. Strzelają z małych grwintówek a czasami z łu- 
ków. Używają też jako broni palmy. Jest to długi kij 
s nożem na końcu. Zwierzęta najpospoliciej łowią w* sidła. 
Dia niedźwiedzia mają dziwne uszanowanie; po załuciu i zje- 
dzeniu jego mięsa, łeb obwinąwszy w korę brzozową wieszają 
■t drzewie na ofiarę duchom. "W Amurze co rok łowią ryby 
litem, zimą zaś przechodzą w górę rzek wpadających z lewej 
(trony do Amuru i tam polują. Nad rzeką £myr (rzeka Ał- 
Wicha), wpadającą do Amuru, gromadnie się zbierają dla 

GiLLKB, Opisanie. I. X5 



226 

polowania na wiewiórki. Najczęściej koczujf| nad rzekami 
Newir i Ołdoj ; nad ostatnią w grudniu bywa oroczoński jar- 
mark (boldżor), na który przyjeżdżają arguńscy kozacy ze 
swoimi towarami. Docierają do Zei, gdzie się spotykają 
z Jakutami, przechodzą góry Jabłonowe i koczi:gąc nad rze- 
kami do Leny wpadającemi, posuwają się z jednej strony 
ku Jakuckowi, a z drugiej na wschód ku Udzkowi. Granic 
ich ziemi niepodobna ściśle oznaczyć. Koczują w kraju roz- 
ciągającym się między rzekami od południa Szyłką, lecz 
w dolnym tylko jej biegu docierają do jej brzegów, od za- 
chodu Witimem, gdzie stykają się z Buriatami i Tunguzami, 
a od północy do górnego biegu rzek Olokmy, Tałbaczyna 
i Ałdanu do Leny wpadsjącycb. Na wschodzie rzeka Newir 
wpadająca z lewego brzegu w dół od Kutumandy do Amaro, 
jest etnograficzną granicą pomiędzy Oroczonami i Manegi- 
rami. Oba te ludy przechodzą jednak nieraz tę rzekę a Oro- 
czoni rozkładają swoje namioty nad Zeją, w Mandżnryi na 
prawym brzegu Amuru, i handlując z Mandżurami wchodzą 
czasami do Mongolii na prawy brzeg Arguni. Niepodobna 
jest nigdy stanowczo i dokładnie określić granic koczowisks 
dzikiego ludu. Lud na stopie natury, nieznając własności 
gruntowej, niema narodowości i państwa mieć nie może. 
Państwo jego jest ta puszcza, w którą się zwróci. Przechodzi 
znaczne przestrzenie, przeprawia się przez rzeki i góry i nowa 
ziemia, na której stan^, która dała mchu dla jego renów, 
zwierza dla jego strzelby i sideł jest jego ziemią, czasową 
jego ojczyzną; wypasł renów i poszedł dalej. Dla tego to 
jest rzeczą bardzo imaginacyjną, oznaczać granice mieszkań- 
com puszczy. Rzeki, które wyżej wymieniłem, nie są bynsj- 
mniej liniami demarkacyjnemi. Oroczoni przechodzą za nie, 
czasem nie dochodzą. Lud dziki jest jak zwierzę, cała ziemia 
jest jego dziedziną; rzeki zaś wymieniłem dla tego, żebyścis 
znaleźć mogli miejsca na mapie, w których nsgcsęściej ich 
spotykano. 

Oroczon niema kąta, któryby przywiązał go wspomnie- 
niem, któryby ozdobił grobem. Nic go do ziemi nie wiąże 
i nic mu jej nie każe kochać. Rolnik to dopiero przywią- 
zuje się świętą miłością do ziemi, bo z niej otrzymuje swój 



227 

byt i ma na niej swoje cmentarze. Historya nie wypisała 
jeszcze na czole dzikiego Bożego posłannictwa. Tu sen pa- 
nuje, ciemnota w myśli, głuchota w sercu i nic nie pcha- do 
życia historycznego. Szum puszczy rozkołysać wyobraźnię 
Oroczona i uśpił jak dziecię. Są jednak ślady jakiejś dawnej 
OTganizacyi między nimi. W XVn. wieku w czasie ekspedycyi 
kozaka Chabarowa (1650) Oroczoni mieli swoje miasteczka 
i księcia Lawkaj, które zniszczone zostały przez kozaków, i 
toaj lud ten jak dawniej buja po ziemi i historyę swoj% 
skkda z walk ze zwierzętami na polowaniu. Z człowiekiem 
BJe występuje do walki , owszem stroni , unika i ucieka od 
Mego. Obojętną jest mu, kto tam posiędzie pastwiska, które 
pned chwilą wypasał — on idzie dalej, a ziemia jest szeroką, 
paszcza ogromną a mchu i trawy wszędzie dużo. Niema hi- 
steiTJł ho niema własności. Człowiek, który osiada, uprawia 
kiwałek ziemi i poci się nad nią, naznacza ją własnem pię- 
tnem, kocha ją a broniąc jej od napastnika, który ją pragnie 
^drzeć, daje takim sposobem początek historyi. 

Jak życie dzikiego nie składa się do historyi, tak i serce 
jego niema się ku miłości. Dziki kocha dla ciała; serce go 
nie ciągnie, kobieta wdziękiem nie wabi, a gdy chuć i namię- 
tność w nim odezwą się, bierze pierwszą lepszą kobietę za 
żonę. W puszczy niema miejsca dla historyka i niema go 
^ romansopisarza, ale jest miejsce dla filozofa obserwatora. 
On może w tym człowieku na stopniu natury i w raju nie- 
udolności dopatrywać się drgnienia ludzkiej myśli, zasta- 
wwiać się i poznawać, jaką ona jest w człowieku -zwierzęciu, 
fik się podnosi i jak się ma ku wyrobieniu samodzielnemu. 

Oroczoni nie mają prawie żadnej władzy. Darga, ich 
**i«że, nie może mieć na oku i kontrolować ludu rozpierzch- 
oionego i przenoszącego się z miejsca na miejsce. Pallas 
nialari tytuł dargi i u BLałmuków, gdzie oznaczał deputowa- 
nego z ułusu do ułusu lub też do Moskali. Darga jest wy- 
wieranym przez Oroczonów i przez Moskali zatwierdzonym. 
Rozmaite potrzeby zrobiły Oroczonów zależnymi od Moskali; 
zależność ta wykazuje się przez płacenie co rok podatków 
^ pośrednictwem dargi. Podatki ( jesak ) wypłacają skórami 
•oboli, lisów a najpospoliciej skórami popielic. W oznaczony 

15* 



228 

dzień zimą zbierają się w pewnym miejscu w puszczy urzę- 
dnicy, kupcy moskiewscy, z puszczy wychodzą Oroczoni ze 
stadami, składają podatek, a potem zaopatrują się u kupców 
w proch, mąkę i inne potrzebne im rzeczy i za wszystko 
piacą skórami. Większą część sprzedanych skór przepijają 
na miejscu, kupcy bowiem przyjeżdżają z wódką, nią roz- 
pajają lud i utrzymigą go w nędzy. Zebrania te nazywają 
się sugłan albo boldźor (jarmarki) i z nich jesak odwożą do 
kozackiej wsi nad Szyłką do Gorbicy. Spis ludności oroczoń- 
skiej według ich opowiadań i składanego podatku jest zro- 
biony, ale nic nie mówi za pewnością podanej liczby składa- 
jącej ludność oroczońską. 

Oroczoni, jak i wszyscy dzicy, są bardzo rzetelni ludzie. 
Nie znają fałszu i oszustwa. Fałsz jest pierwszem następ- 
stwem zetknięcia się ich z kulturą europejską. Kupiec po- 
wierza Oroczonowi proch, tytuń, bez żadnej rękojmi odebra- 
nia, ale jest pewny, że dłużnik jego pokaże się następnego roku 
na jarmarku i odda, co winien. Ci, którzy częstsze mają sto- 
sunki z Moskalami, tracą piękny przymiot rzetelności i robią 
się przebiegłymi oszustami. 

Część Oroczonów została ochrzczona w następujący sposób. 
Na sugłanie bywa i pop, który pijanych i o niczem niewie- 
dzących pokropiwszy wodą lub zanurzywszy ich w niej, od- 
bywa ceremonię chrztu i nadaje im imiona. Później daje im 
krzyżyki, oznajmia, iż zostali chrześcianinami, że mają takie 
a takie imiona, że obowiązani są dzieci przynosić mu do 
chrztu, brać ślub w cerkwi; jeżeli zaś tego wszystkiego nie 
wypełnią i zechcą utrzymywać, iż nie są chrześcianami, czeka 
ich wielka odpowiedzialność i kara surowa oznaczona pra- 
wem. Taki chrześcianizm nic nie podnosi, nie kształci i nie 
daje biednemu ludowi. Poddaje się on popowi, którego raz 
w rok widzi na jarmarku, a przez resztę roku wyznaje sza- 
manizm. 2^ym duchom ofiarują mięso renów, skóry i różne 
gałgany, które na drogach krzyżo^^ch wieszają. Ofiarują też 
kości, a szczególniej łopatki zwierząt. Za szałasem na kijach 
wieszają bałwanki poobwijane w korę brzozową. Przysdość 
Oroczonów łatwą jest do przewidzenia. Rozpojeni, ciemni, 
dręczeni zaszczepionemi przez obcych chorobami, wymrą 



229 

t resztki zamienią się na Moskali. Biedny lud umrze przed 
rozpoczęciem swego iycia. 

Kilka godzin zabawiwszy między Oroczonami, opuściłem 
ich jurty i jadąc pomiędzy zbożami wjechałem w dolinę Goły, 
oągnącą się między wysokiemi górami nad strumykiem tegoż 
lazwiska. W miejscu, w którem się dolina rozszerza z po- 
wodu zejścia się dwóch strumyków, jadąc do Kułtumy trzeba 
ikręcić na prawo w dolinę Szałdemaru. Od skały wapien- 
lej, zwanej Biały Kamień, dolina Szałdemaru staje się bardzo 
ponari i dziką. Modrzewia i sosny ciemnym płaszczem po- 
kryły ogromne góry i dno ciasnej doliny, tu i owdzie z gę- 
iłych zarośli skały groźnie wyglądają, usypiska zaś skalne 
porody rododendronem, głogiem, chwastami i rozlicznemi 
krzewami, których gałęzie plączą się i wiążą nad roztrącają- 
cym się o kamienie strumykiem. Dolina Szałdemaru ma pół- 
•óstej mili długości. Na całej tej przestrzeni niema ani je- 
dnej chaty, niema łąk i miejsc odkrytych: wszędzie dwa po- 
tarc rzędy gór, leśna puszcza i skalne rumowiska nasuwają 
!*ic przed oczy podróżnemu. Wóz toczy się po kamieniach, 
po mokrych i trząskich miejscach, przez pnie, powalone 
drzewa i tysiączne zawały, przez które niewiem , dla czego 
konie nóg sobie nie połamią,- a wóz w drobne kawałki nie- 
l^gruchocze się? Nieznam w Dauryi przykrzejszej drogi i 
'dzikszej nad szałdemarską dolinę, a przecież kwiaty stroją 
^kamieniste stoki jej gór i wybijają się ku słońcu z gąszcza 
krzewów. Krzaczki tawuły (spirea sorbifolia) pełne bijJych 
l>nkietów, ślicznie się odbijają od ciemnego tła boru; rośnie 
Jej tu, jak i we wszystkich dolinach Dauryi, wielkie mnóstwo. 
Hododendron już okwitł, lecz za to wysokie łodygi wierz- 
'fcówki (epilobium angustifolium) okryły się pięknym różo- 
'*pn kwiatem; w tutejszych górach wierzbówka bujnie wyra- 
'i*a i okrywa znaczne spłazy ziemi. Z grubych mchów pod- 
'toflzą się krzaki malinowe, głogowe, kniaź en ica (rubus 
'•cticus) i inne. Deszcz dzisiaj utrudzą nam podróż. Chmury 
Wły na wysokich szczytach i jako mokry, gęsto ciekący 
*op zawisły nad doliną. Szałdemar wezbrał i spieniony 
ftdri z wielką gwałtownością. Spadek jest tak nagły, że 
»«g jego ma pozór kaskady. Modrzewia zgięte i wyrwane 



230 

Z grantu zawisły nad jego ło&yBkiem i służyć inog% jako 
most naturalny. Z gór ściekają obfite potoki i unoszą ostatek 
ziemi chroniącej się między głazami, a która robiła jedynie 
możliwą podróż po tej okropnej drodze. Droga od sam^ 
Szyłki podnosi się ciągle w górę, przechodzi potem przez 
główny łańcuch i spuszcza się w dolinę Naczynu, zamkniętą 
najwyższemi górami BauryL Tu w zupełnie samotnem i de- 
kiem miejscu wybudowali dom pocztowy, w którym wypo- 
czynek i jaką taką wygodę znaleźć można. W tej pustelni, 
bo tak nazwać można Na czy ńską s tacy ę, położoną ua wyso- 
kości kilku tysięcy stóp nad powierzchnią morza, jest jeden do- 
piero grób i to grób Polaka Bartłomieja Biernackiego, 
rodem zdaje się z Kaliskiego, przysłanego do kopalni ner- 
czyńskich za udział w powstaniu 1831. roku. Przykre prze- 
szedł koleje Bartłomiej. Więzienie, droga na wygpianie, prze- 
śladowanie, ciężkie roboty w kopalniach, tęsknota do krają 
zrujnowały jego zdrowie i wykopały mu grób w dzikiąj ziemi 
wygnania. Bartłomiej odznaczał się poczciwością życia i pra- 
wym charakterem. Gdy wyszedł na osiedlenie, znalazł przy- 
tulisko u zamożniejszych kolegów wygnańców, mianowicie u Mi- 
chała Gruszeckiego. Na stacyi Naczycskiej był z jego ramie- 
nia dozorcą stacyi i tu umarł przed kilku laty, źiiowany 
przez kolegów i wszystkich, którzy go znali. 

Naprzeciw stacyi wznosi się góra golec Naczyń skL 
Na wierzchołku jej sterczy granit. Wierzchołek kształt ma 
karpackich magór. Golec Naczyński ma być najwyższa górą 
w paśmie dauryjskiem. Na pochyłościach golca rośnie bór 
modrzewiowy i sosnowy. Wyżej drzewa rzednieją, karłowa- 
cieją, aż wreszcie ustępują krzakom ścielącym się (słańcom) 
okrywającym szczyt góry. Cedry syberyjskie zrzadka widzieć 
się dają w Dauryi; rosną na golcu i sąsiednich górach do- 
chodzących do wysokości, na której kosodrzewina rośnie 
w Tatrach. Niedźwiedzie czarne i bure mają tu pewne schro- 
nienie i przestrzenie nietknięte stopą człowieka, a wilki maj% 
tu swoje królestwo. Piżmowiec (moschus moschiferus, ka* 
barga), którego futro z grubą i długą sierścią używane jest 
na płaszcze i buty, sarny, wiewiórki i wszelkie zwierzę jest^bez- 
pieczne w tej wysokiej a ogromnej puszczy. Głębia jej przed* 



231 

«Uwia widok leśnej rainy. Wysokie drzewa legły na ziemi 
zwalone starością, poiarem lub bnrzą; pnie ich spróchniały 
i obyły się grubym mchem. Cały las, kilka pokoleń drzew 
legio i lamienflo się na warstwę urodzajnej ziemi. W tern 
mnóstwie drzew sterczy tysiące pni, wyrwanych korzeni, po- 
lunaoych gałęzi, panuje cisza grobowa i cień szary. W kilku 
miejscach pojedynczemi długiemi promieniami słońce zagląda 
między drzewa i złoci białą koronę kwiatka Trientalis £uro» 
paea. 

Deszcz przestał padać i wiatr rozpędza chmury na wszyst- 
kie strony; pokazał się błękit na niebie i zapowiedział suchą 
podróż. Konie zaprzęgają, a ja tymczasem siadłem na scho- 
dach, żeby lepiej przypatrzeć się okolicy. Po burzy zupełna 
cichość nastała, tylko między szczytami wiatr szumi przecią- 
gle, jftk gdyby hymn żałobny nad ofiarami tutaj poległemi. 

W Naczynie śnieg wcześniej pada. a mróz wcześniej warzy 
rośliny. Przeszłego roku na ś. Michała góry i dolina zasy- 
pane jaż były śniegiem , gdy nad Szyłką i Gazimurem świe- 
ciły jeszcze żółtą zielonością jesieni. Dzisiaj, dnia 7. lipca 
golec i inne góry okryte już są barwą jesieni, bo przymrozek, 
^'eindziej w tej porze nieznany, skurczył i poźółcił delika> 
tne igły modrzewia i liście brzozy. 

Konie już gotowe; jedziemy dalej. Dzwonek głucho się 
rozległ w paszczy i skacząc i trzęsąc się wjeżdżamy na górę 
otykąjąc między kamieniami, korzeniami, wpadając w dziury 
spróchniałych pomostów i w wyboje, które koła i woda po- 
n>bily. Biedne koniska co chwila ustają i okryte pianą ledwo 
weszły na szczyt góry, z której szerszy zakres puszczy 
»ożna objąć okiem. Wszędzie góry i góry, skały i bór za- 
palony pniami gnijącego drzewa, podszyty mchem i krzewami. 
Górzyste łańcuchy ną|rozmaiciej krzyżiąją się a doliny drzemią 
pod nakryciem odwiecznego lasu. 

Z tej góry spuszcza się podróżny w inną dolinę z po- 
^tkn głęboką i ponurą, lecz dalej coraz szerszą i weselszą. 
Bolina ta zowie się Jer maj; dno zalegają łąki, pochyłości 
IK wszędzie porosłe lasem. Po widoku puszczy, jaką się do- 
piero przejechiio, niezaludniona dolina jermi^ska wydaje się 
Wzo miłą i wdzięczną. Zielone farby ożywiające każdy 



232 

widok, za8tępuj% ciemną zieloność Szałdemaru i Naczyun, a 
flora barwista, pstra wspaniale rozkłada swe wdzięki. Liczne 
^tnnki lilii, jak bukiety na kobiercu utkały murawy: poma^ 
rańczowo- czerwona Lilium tenuifolium (zwana saranką) od 
podeszwy aż do szczytn gór kołysze się na pręcikach. Szeić 
listeczków jej korony wygięły się niby rondo chińskiego kur 
pelusza, a sześć pręcików w około ładnego słupka umieszczone 
rozrzucają po trawie delikatny czerwony pyłek. Prześliczne 
i strojne lilie z gatunku pospolitego nad Argunią lilium 
pulchellam zmoczone, strącają krople wody z ozdobnych 
listeczków. Lilium spectabile ma przepysznie ozdobione kie- 
^chowate kwiaty (zowią ją tutaj bogdojka); mnóstwo także 
rośnie na pochyłościach lilij cytrynowego koloru «hemero- 
calis flaTan (wołcza sarana). Lilie w Dauryi są barwisteze 
i bujniejsze niż w naszym klimacie. W lipcu i w czerwcn 
stroją one wszystkie bardziej otwarte doliny i góry, rosn^ 
nawet na znacznych wysokościach i na skałach. Zdarzyło 
się mi takie spotykać w górach ładny gatunek białej lub 
blado-różowej piwonii (paeonia albiflora); okrywa ona stoki 
gór nad Szyłką; Syberyacy zowią ją mariny korni i uży- 
wają za napój lekarski. W górze doliny jermajskiej znajdują 
się podobnie, jak i w blizkości Kaczyńskiego golca, źródła 
mineralne, nikomu nieznane. 

Z Jermaju przez stromą górę przejechałem w dolinę Ga^ 
Kimura. Z góry widok tej doliny, kręcącej się między wynio- 
«łemi, zielonemi górami, jest bardzo malowniczy. Gazimur 
•rebmym wężykiem toczy się po łąkach, a góry już to ście- 
śniają, już rozszerzają jego błonie. Widok szyłkińskiej doliny 
jest wspanialszy, bo ma więcej skał i spojrzenie obszerniejsze, 
lecz dolina gazimurska ma więcej uroku, a ugrupowanie 
gór szczególniej pod Kułtumą, odznacza się wielką rozmai- 
tością. 

Eułtuma jest to nie wielka osada przyczepiona do góry- 
Wszystkie budynki kryte są korą brzozową i mają ubog% po^ 
wierzchowność. Kopalnie rudy ołowiane -srebrnej, dałypocz%* 
tek tej wsi i one ją utrzymywały. Metal obficie jeszcze 
w nich znajduje się, lecz z powodu wszystkiemi siłariii popie- 



233 

ranej eksploatacyi złote zosti^ opuszczone. ♦) W dolinie 
itramyka Kułtamuszka, który wlewa tutaj swe wody do Gari- 
moru, przed kilkunastu laty odkryte zostało złoto w pokła* 
dach piaazczysto-łupkowych, którego rocznie dobywają około 
200 funtów. 

Lud górników ( słuźitielej ) w Eułtumie jest dość ubogi; 
dla skarbu muszą pracować przez wiele dni w roku, utrzy- 
mują się zaś z rolnictwa, które im zabezpiecza tylko konie- 
czne potrzeby życia. Znękane fizyonomie nie są ani piękne, 
ani zdrowe; budowa ich ciała mocna, ruchy zgrabne i zręczne. 
Chociai w górach mieszkają, nie mają przecież góralskiego 
charakteru. Posiadają przedsiębierczość i wytrwałość górali, 
lecz nie mają tej swobody, zwinności i młodzieńczej fantazyi, 
która się wyraża w życiu, w obyczaju, a jeszcze więcej w po- 
wieści i w śpiewie polskiego górala. Śpiewy nie są me- 
lodyjne. Uczta zachęca do śpiewu; nie tylko przy uczcie 
ale i przy żniwach i w kopalni zawsze chórem śpiewają. Mniej 
tańcują niż u nas. Z instrumentów muzycznych posiadają 
tylko jedną bałałajkę. W ostatnich czasach Polacy skrzypce. 



*) w góroicscj dystaucyi kaltumińskicj znajduji} się następne kopaluio 
łradniki: 1) KułtamłAski rudnik, sawlera rudy, w których pudzie bywa srebra 
1<M% lołotnikdw, a ołowiu S^^i/i funta (w 1845. r.). 2) pMobraieński ru- 
doik; w nim od csasu odkrycia, to Jest od 1811. r. do 1S53 wydobyto masf 
rady 2.406,144 pudów; w niej srebra było 1,208 pudów, 12 funtów, 3V8 zoło- 
taików. a ołowiu 386,21^7 pudów, llYs funtów. W pudsie rudy bywa wi^ 
mbn lia^yB^^^^o^f'^'^^^^* * ołowiu 6,4tVs'onta. 3) Panowtki priitk. Wpudsl« 
n4j ly. zołotników srebra, a 2% funu ołowiu (1830). 4} Kopalnia (pri- 
iik) odkryta w 1830. r. , w pudzie l,,oV2 srebra, Sj^tYs funta ołowiu. 5) Ko- 
N>ła s 18SS. roku, w pndaia V/^ zołotników arebrnyeb, a olowU 2% funta. 
C) Bołagi&ska kopalnia, w pudzie rudy srebra l.j, zołotników a i^o funtów 
tttowia. 7) Aleksandrowska kopalnia, w pudzie 1V4 zołotników srebra, 5,, fun- 
tów ołowia. 8) Mułdajska kopalnia, 1„«V„ zołotników srebra, a ołowiu l,sT'/a 
fanta w pndsio rudy. 9) Beasouowska kopalnia, w padste rudy l,i*/« zołotni- 
ków srebra, 1,m'/i funta ołowiu. 10) Ilińska kopalnia, l,i«Vi lołotników sre- 
^ 2 funty ołowiu w pudzie rudy. W dziesięciu wymienionych kopalniacłi 
•4 1830. do 1850. r. wł^ctnie, wydobyto ma«c rudy wałfc^ 797,317 pudów a z niaj 
SNbra 373 pudów, 37 Aintów, 18>/4 zolotolków, a ołowiu 132,556 padów, SC/s 
fiatów. Rudy kułtumińskie »ą bogaUze od szyłkiftskich. Prócz wyłoj wy- 
ttisnlonych, tą Jeszcze następne kopalnio w okolicacłi Kołturay : 11) i 12) Dwie 
kapalBle w Batakanie. 13) Bazauowska kopalnia. 14) KopaloiA nad rtteskf 
Udikanem. 15) Kopalnia nad Kułtumuszkf. 16) Pawłowska szacłłU. 17) Ko- 
l«lula nad Siwaczekanem. 18) Uikołąjewska kopalnia. 19) Nowokułtumiń- 
•k«. ao) Kopalnia Nr. 4. nad Knłtumf . 



234 



a Moskale harmonikę rospowasechnili. Syberyak jest ponu- 
rego umysłu człowiek, wódka tylko rozochoca go. Choeiaź 
najczęściej dla interesu, uprzejmym jest zawsze w swoim doma. 
Oświaty ma nie wiele, więcej jednak niż chłop moskiewski 
w Rosyi. Myśl zręcznie ukrywa, układa się dobrodusniie i 
dla tego często a zawsze niepostrzeżenie oszukiwa; kupiec 
i handlarz niepospolity. Śmiały jest w polowaniu i w po- 
dróży, lecz chociaż drwi z przełożonego, tchórzliwym jest i 
nizkim w obec niego. Pasterstwo na wielk% skalę, jak w in- 
nych górach, nie rozwinęło się. 

Po dziesięciomilowej podróży na kamienistych i wysokich 
drogach, wypoczynek w Kułtumie był mi bardzo pożądanym. 
Brnąc przez kałuże i błoto na ulicy, dobrnąłem do gościn- 
nego domu, gdzie Morfeusz nie pozwolił mi napić się her- 
baty. 

W Kułtumie obecnie mieszkają następni wygnańcy poli- 
tyczni: Karol Rudnicki, z Krakowskiego, przysłany do ko- 
palni za powstanie 1846. roku; Kazimierz Bernatowicz, 
z Litwy, za powstanie 1831. roku; Atamańczuk Joachim, 
z polskiej Rusi, za opuszczenie szeregów moskiewskich i przy- 
stąpienie do powstania 1831. roku; Aksamitowski Antoni, 
wieśniak z królestwa kongresowego, za powstanie 1831. roku 
a potem za udział wspólnie z panem swoim Kurellą , emigran- 
tem, w wyprawie Artura Zawiszy. 

Nazajutrz konno pojechałem w górę doliny gazimurskiej 
do folwarku czyli zaimki odległej o milę od Kidtumy a za- 
łożonej przez Michała Gruszeckiego. Jechałem pomiędzy wy- 
sokiemi trawami. Koniowi nie spieszyło się i idąc powoli 
skubał sobie trawkę pod skałami. 

Folwark złożony z dwóch domków, młyna wodnego, laini 
i budynku dla czeladzi, samotnie w pięknej dolinie przy ujściu 
potoku Siwaczekanu do Gazimuru położony, ma gospodar- 
stwo w lepszym stanic niż zwykłe syberyjskie, z tego powoda, 
że z polską znajomością i zamiłowaniem rolnictwa właściciele 
folwarku gospodarują. Za domem i warzywnym ogrodem, 
krzyż pod górą pilnuje mogiły starca, który chociaż nie za 
polityczną sprawę deportowany, znalazł u pełnego chrzęści- 
ańskiej miłości rodaka kącik, gdzie umrzeć mógł po chrze* 



235 

icnńsku. Spokojnie, zgodnie i cicho w Łatejszym domku. 
Polskie ksiąiki, obrazy, światła rozmowa, uprzyjemnia pobyt 
podróżnemu, któryby choial zawrócić do chaty wygnańczej i 
poznać jej gospodarzy. Mieszka tu obecnie kilku wygnańców 
politycznych: Michał Gruszecki, rodem z Kodnia z Pod« 
lasis, przysłany do kopalni nerczyńskich w 1839. r. za nale* 
łenie do Stowarzyszenia ludu polskiego, które w Warszawie 
uorganizował Aleksander Wężyk; Teofil Stojkowski, 
z Sandomierskiego, otrzymał 1,000 kijów w Modlinie za udział 
w związku, którym kierował ksiądz Ściegenny, i w 1845. r. przy- 
aluiy do kopalni; Floryan Danowski, ze Żmudzi, otrzy- 
ma! 1,000 kijów w arsenale w Wilnie i przysłany do kopaloi 
za należenie do Związku młodzieży litewskiej pod przewodnic- 
twem braci Dalewskich w 1850. roku; Adam Zwoliński, 
z Krakowskiego, podoficer wojsk polskich w 1831. roku, za 
odział w wielu bitwach z Moskalami i za inicyatywę w oswo- 
bodzeniu się partyi jeńców gnanych przez Litwę do wojska 
moskiewskiego, obity i przysłany do kopalni, a teraz jak i 
wszyscy inni zostaje na osiedleniu; Adam Litwiński, wło- 
ścianin z Augustowskiego, za powstanie 1831. r. obity i przy- 
słany do kopalni; Józef Piaskowski, z Łęczyckiego, przy- 
dany do kopalni w 1855. r. za wyjście za granicę w czasie 
zaburzeń w Europie, które po 1848. roku miały miejsce, i za 
obronę pistoletem swojej osoby przy aresztowaniu go w Kutnie. 

Doświadczywszy starej naszej gościnności i koleżeńskiego 
przyjęcia, powróciłem nazajutrz do Kułtumy na mszę. I tu 
bowiem ksiądz Jurewicz, przyjechawszy z Kary, miał mszę, 
spowiadał wiernych, którzy w liczbie zebrali się 15 a po na- 
bożeństwie poświęcił trzy krzyże, które koledzy na cmentarzu 
btolickim postawili na grobach Worożbiuka, Zielińskiego i 
Kruszyńskiego. 

Onufry Worożbiuk inaczej Worożbicki, włościanin 
z Podola, był jednym z licznych teorbanistów Wacława Rze- 
wuskiego emira złotobrodego, na czele których stał teorba* 
mata szlachcic G. Widort. ♦) Emir lubił konie i muzykę 



*0 6n«gon Widort nrodsony w 1764. r. TeorbanisU, poeta lodowy ukra- 
ttiki, X Wacławem Baewoskim był na waobodsie. Po 1831. r. był u Sangutakl 



236 

ukraińBką. W stajni miał kilka pokoi ozdobionych z tureckim 
przepychem. Czas dzielił między końmi i muzyką. Teorba- 
niici nakarmiwszy i oprzątnąwszy konie, gprywali wieczorami 
rozmarzonemu panu pieśni, które sami na cześć jego iiJożylL 
Pieśni te śpiewał jeszcze Onufry w Syberyi. Początek jednej 
z nich, ułożonej przez Widorta, pamiętam. Brzmi ona: 

9 HęJ I wyjichaw aara Rewucha, 

W czystyj step holatyl 

Perewisyw cser«B płeeay 
Sahąjdak bohaty! 
HrąJ morel czorne morę, biłe morę, sine morę, hala gida hal hu! ha! W. 
hu! hala gidu hu! hu I hu! hu I hu I 

Siwy koni polmall 

Hniedy i csoruy. 

Tiesztie mene sitob netołył, 

Rewuoha motoray. 
HrąJ morę! caorne morę, biłe morę, i t. d. 

Ssachtamir, Tamira (oaswa koni) 

To moi sokoły! 

Koły wsida, imłło idu 

Ne spadu nikoly! 
HrsJ morę, czorne morę, bile moro, i t. d. 

Ach! ty Gul4Ja moja myła 

Koty na tie siadu! 

Nosili mene po powitru, 

Nykoły ne spadu! 
Hrąj morę, csorne morę, biłe morę, , i t. d. 

Podaj Sawo konia iwawo 

NechąJ mene znąjut, 

Koly siadu na konia, 

Żyły mini drgąjot. 
Hrą) morę, caorue morę, bile morę, i t. d. 

Druga pieśń o Rewusze. Jego podróż na wschodzie: 
Sam do sebe stau kasaty, 
W swoju semlu Jak pryjdu, 
Klaknu, budu ciłowaty. 
Wie do inszej nie pUdu, i t. d. 



Bustachego; chwałę tego domu opiewał pny teorbanie i w tym roku we «rf 
KośoUaie na Wołyniu umarł. Syn Jego Kajetan poawi^ł się takie teort» 
nowi i pieśni; umarł w 48. życia w Sławucie 1857. Był to ostatni mistn 
teorbanista na Wołyniu. Syn Jego Franciszek grywa takie na torbaoie, ak 
to nie Jest zawód, któremuby poświęcił się wyłfcznie, Jak dsiad i o|cife«* 
Bawi Ukie u Sanguszków. Zachowały się pieśni Graegorsa na cześć ;B*- 
mana księcia Sangusakl w ukraińskim Języku, który był takie na Syberyi 4§ 
Tobolska wygnany, a potem na Kaukas, skąd wróeil do ojciysny. 



237 

Melodya tej pieśni żwawa, piękna i rzeczywiście ukraińska, 
dobrze zaleca kompozytorski talent Widorta. Worożbiuk 
w Syheryi śpiewał j% z energią i zawsze tylko w natchnienia 
miłych wsponmień. Pieśni te oźywiaty znękane jego serce i 
rozjaśniały zasępione czoło. A ślicznie śpiewał Worożbiuk 
i grał po mistrzowsku na teorbanie, który im dłużej zosta- 
wał na wygnaniu, tern rza^iej ręką jego dotykany, wisiał 
niemy i zakurzony na ścianie. Worożbiuk znany był na wy- 
gnaniu pod nazwiskiem teorbanisty, dostał się zaś na wygna- 
nie takim sposobem. Fantastyczny emir złotobrody dobrym 
był Polakiem i na głos powstającego na Podolu narodu 
V 1831. r. ruszył z bronią, z końmi i teorbanistami w służbę 
powstania. Bił się mężnie i postępował jako waleczny rycerz. 
Zginął w bitwie pod Daszowem; Worożbiuk zaś, który z pa- 
nem swoim byt w powstaniu , w tej bitwie wzięty został przez 
Moskali do niewoli i zapędzony do Syberyi. W tłumie jeń- 
ców szedł Worożbiuk na wygnanie: wesoły, śpiewny, dowci- 
pny i zręczny, umiał w pole wyprowadzić żołnierzy konwo- 
jt^ących i jaką taką folgę wyjednać dla kolegów, którzy dla 
tego dali mu przydomek Szachraja. Wszyscy lubili Szachrąja, 
on zaś wszystkich rozweselał. W drodze przez Wołyń i Ukra- 
inę panowie i panie pędzonym w obczyznę jeńcom hojnie 
ikładali pieniądze, ubranie i inne rzeczy potrzebne na daleką 
a trudną podróż. Był pomiędzy jeńcami niejaki K, teraz 
moskiewski oficer; jemu jeńcy powierzyli wspólną kasę i on 
z nig miał udzielać pieniądze w miarę potrzeb swoich towa- 
nyizy. K. haniebnie przeniewierzyt się kolegom. Schowaw- 
*zy dobrze pieniądze, ogłosił, że mu je ktoś ukradł, a chcąc 
nniknąć śledztwa, wymówek i pytań, udał chorego, został 
w lazarecie, a partya poszła dalej. Szachraj został także 
w lazarecie. W kilka tygodni potem przechodziła przez to 
miasto nowa partya jeńców pędzonych na wygnanie. Szach- 
T^ i E. jako zdrowych z tą partya wysłali w dalszą drogę. 
Kikt z nowych kolegów nie wiedział o brzydkim postępku 
K., ale Szachraj ciągle miał go na oku, udawał przyjaciela 
a pihiie śledził. W czasie noclegu w jakiejś małoruskiej wsi, 
gdy obaj spali na wielkim piecu w chacie, Szachraj zrewido- 
wał rzeczy K. i wymacał pozaszywane w płaszczu pieniądze. 



238 

Zdał sprawę przed kolegami z odkrycia, opowiedział o nie- 
poczciwości i zdradzeniu ufnoici kolegów i K., jak niepyszny, 
pieniądze musiał oddać na publiczny użytek. 

Onufry był posłany do wojska do Tobolska, gdzie wsku- 
tek starań od wielu lat już przebywającego na wygnaniu za- 
cnego Piotra hrabiego Moszyńskiego, oddany mu został do u^. 
Z Tobolska posłali go potem do Omska, gdzie go wziął takie 
do usług gubernator i pułkownik Markiewicz, Polak ale nie 
wygnaniec. Po odkryciu związku księdza Sierocińskiego 
w Omsku, i Onufry był aresztowanym. Eomisya śledcza ba- 
dała go głównie o to, czy Markiewicz, którego rząd misi 
w podejrzeniu, iż był w zmowie z jeńcami i pomag^ im 
w usiłowaniach, rzeczywiście naleźid do związku, czy tez o 
nim tylko wiedział? lecz teorbanista nie zdradził pułkownika 
i podejrzenia rządu nie poparł, za co okrutnie został skato- 
wany, bo otrzymał w 1837. roku 3,000 kijów i posłany został 
do srebrnej kopalni w Kułtumie. Tu, bez nadziei powrotu, 
znękany, nie mogąc pociechy znaleźć w sobie samym, ożenił 
się z dziewczyną syberyjską i po wyjściu na osiedlenie wysta- 
wił sobie chatę; lecz stracił dawną żywość i &ntazyę, bo 
czuł niewłaściwość swojego związku. Rzetelny i pracowity, 
trudnił się gospodarką, handlem wódki, ale głównie wyrobem 
fajek drewnianych, które kupowali koledzy i Syberyacy. Smu- 
tniał coraz bardziej a ze smutku, acz nie był pijakiem, szukał 
nieraz pociechy i zapomnienia w wódce. Żonę miał leniwą 
i zrzędną. Pomimo ubóstwa niechciała nigdy sama prać bie> 
lizny, szyć, szorować podłogi, bielić stancyi i narażała bie- 
dnego teorbanistę na ciągłe, niepotrzebne wydatki. Doprowa- 
dziłaby go do żebractwa, gdyby współwygnańcy i rodacy nie spie- 
szyli z pomocą. Gdy na prośbę kolegów wziął rozstrojony 
teorban i zaczął wygrywać narodowe polsko -rusińskie melo- 
dye, zamglone oko nabierało blasku i rozbudzona tęsknota 
na chwilę go moralnie podnosiła. Wchodząc pewnego razu 
po drabinie na poddasze, spadł i potłukł się. Długo potem 
chorował i już z łóżka nie podźwignął się; umarł w 1861. r. 
Po śmierci ziomkowie kazali żonie ubrać go w lepsze odzie- 
nie, które mu darowali, chcieli go bowiem pochować przy* 
zwoicie. Żona, która nibyto lamentowi^a i żałowała mężas 



239 



siewypełniła woli kolegów. uNiedam odzienia, » mówiła, nyrolę 
spnedac , będę miała za nie cokolwiek gro8za» i ubrała trupa 
w podartą koszalę i spodnie w gałganach. Ziomkowie męża 
kupili za 50 rs. ubranie, które sami podarowali, i ubrawszy 
biednego teorbanistę, pochowali go przyzwoicie. Nizki, 
śniady, postać prawdziwego Rusina z włosem czarnym, ogni- 
łem okiem, acz bez żadnego wykształcenia był jednak dobrym 
Polakiem i lubiany był powszechnie za poczciwość, kole- 
żeństwo i teorban, na którym spoczęły wspomnienia rodzinnej 
ziemi. 

Druga mogiła pokrywa zwłoki Wojciecha Zieliń- 
skiego, włościanina i żołnierza polskiego z 1831. roku. Za 
obronę ojczyzny prześladowany przez barbarzyńskich naszych 
wrogów, posłany został do tutejszych kopalni, gdzie nie mało 
dręczony był robotami. Umarł w lazarecie 1844. roku. Czarną 
tmmnę jego po drodze gałązkami wysłanej, odprowadzili 
koledzy ze śpiewem hymnów narodowo -religijnych na ten 
smutny cmentarz. 

W trzeciej mogile spoczywa także włościanin Antoni 
Kraszyński. "Wiadomo, że służba moskiewska gorszą jest 
dla Polaka od samej śmierci, a dzień branki do wojska jest 
dniem płaczu i żałoby w całej Polsce. Wyrwać si§ z wojska 
jest największem szczęściem. Kruszyński wzięty był także 
do wojska. Oderwano go z ojczystego zagonu, od rodziny i 
V 1844. roku w partyi złożonej z 500 równie jak on nie- 
■zcięśliwych rekrutów, pędzili pod silnym konwojem w da- 
lekie strony do Moskwy. Partya przybyła do miasteczka 
Błonia pod Warszawą i tam zamknięto ją w stodole i oto- 
czono żołnierstwem. Rekruci od samego punktu wyjścia, 
Bpatrywali okoliczności sprzyjających ucieczce; takowe nie 
■odchodziły. Zdobyli się więc na krok energii i stodołę, 
* której byli zamknięci, podpalili. Drzwi im natychmiast 
;«tworzono, wszczął się popłoch, krzyk, rekruci zaczęli uciekać 
iołnierze ich ścigać. W obronie swojej wrzucili rekruci 
ificeraw ogień, z którego szczęsUwie wymknął się, i poucie- 
^11 Wielu z nich połapali; inni szczęśliwie dostali się za 
pinicę, gdzie znoważ kryć się musieli przed rządem pru- 
tkim, który w obeo Moskwy odegrywa rolę jej żandarma. 



240 

Mi^zy schwytanymi był Kraszyński Antoni , Michał Mucha 
i Michał Strzemienny, wszyscy włościanie. Złapanya 
posądzali o danie początku pożarowi i ucieczce. Obwinieni 
odepchnęli od siebie taki zarzut, lecz 8%d dla tego, żeby za- 
służyć się i odebrać od cara nagrodę, potrzebował choćby 
na najniewinnieJBzego winę zwalić, byle tylko wykazać ntoj^ 
gorliwość i zręczność. 

Biciem, kułakami, intrygami i podstępem zmuszał ich sąd 
wojenny do fałszywego przyznania się, i zrobił, co zamierzał. 
Przyznano ich za naczelników demonstracyi w stodole, ska- 
zano do kopalni nerczyńskich i w Warszawie każdemu 
z nich dano po 1,000 k^jów. Po wyjściu na osiedlenie Kn- 
szyński ożenił się z Sybiraczką, niewiedząc nawet o t^m, U 
dzieci swoje skazuje przez to na wynarodowienie. 

Gospodarny i oszczędny, bawił się rolą, furmaństwem, a ze^ 
wawszy się przy dźwiganiu ciężarów, zachorował i umari | 
przed kilku laty. Koledzy jego z Błonia żyją dotąd i mieś- ! 
kają w Kułtumie. Mucha prawdziwy polski parobczak, nie- i 
ożenił się i służy u Michała Gruszeckiego, a Strzemienny ma ; 
żonę Sybiraczkę i niemogąc nigdy już wrócić do Polski, pn- 
euje ciężko nad zabezpieczeniem losu dzieciom urodzonym 
w niewoli. 

Na tym także cmentarzu został później . pochowany po- 
wszechnie znany w okolicy Kułtumy Stanisław Marcie- 
jewski. Była to figura zagadkowa, osoba, której pocho- 
dzenia nikt nie znał i niewiedział, zkąd i za co tu był przy- 
słany. Charakter i życie Marciejewskiego nie zasług^aje na 
biografię, bo nie było w nim wyższej moralności. Miał nis 
jedną wadę i nie jedną ujemną stronę w charakterze, które 
wspomnienie o nim nakazywałoby pokryć zapomnienieiiL 
Wszakże był to człowiek wpadsgący w oko, typ żołnierza 
umiejącego się bić , dowcipkować , hulać i lekko życie pędzie. 
Dowcip jego był bardzo oryginalny. Wzbudzał zawsse we- 
sołość i śmiech w towarzystwie; był to dowcip rzecsywiśóe 
koszarowy. Opowiadał mnóstwo anegdot o oficerach polskiego 
wojska i z życia swego w niewoli. 

« Znałem dy misy ono wanego feldjegra moskiewskiego , » mó* 
wił Marciejewki, « feldjegra, który rozwożąc carskie ukazy, 



241 

4 

e&łe życie krzycząc na furmanów sp^ił w pocztowej z dzwon* 
kiem bryczce. Życie spokojne w domu nieznośnie go nudziło, 
ożywiał je więc przypomnieniem dzwoniącej przeszłości. Cy- 
ferblat świecił się mu jak wyszorowany rondel, a na nosie 
'czerwonym miał wypisany stan swojej służby. Od rana 
codzień zalewając za kołnierz, był ciągle w stanie rozkosznym. 
Przez cały dzień leżał na łóżku p^any, a jak się obudził, 
Tołał zaraz nużącego. «Hej! Dymitry, a gdzieśmy przy- 
jechali ?» «Na stacyą wielmożny panie !» « Konie I prędzej 
konie zaprzęgajcie I Za ociąganie się wszystkim wam zęby 
wytłukę i doniosę o tern cesarzowi 1 Dymitry! zanim konie 
aprzęgną, podaj mi puzderko. » Dymitry podaje puzderko, 
oficer wydobywa flaszkę, nalewa do kieliszka wódki, a wy- 
piwszy icli kilka, krzyczał: «NoI jedź! tylko galopa, a prę- 
dzej, niezważaj na nic, chociaż wszystkie konie padną, jedź, 
bo wiozę carskie ukazy !» Służący zaczyna dzwonić i przy 
tym brzęku, przypominającym mu życie na feloljegerowskiej 
biyczce, zasypiał. A jak się obudził, powtarzała się ta 
Mina scena, nie jeden dzień, nie miesiąc, ale aż do śmierci. 
ZtBnął panie, a obudzi się dopiero wówczas, jak feldjegry 
Boga, aniołowie, zaczną dzwonić na sąd ostateczny.)) Oto 
jest próbka anegdot Marciejewskiego. Wyrażenia miał swoje 
wksne, a dowcip jego zaprawiony koszarową solą, tylko 
w koszarach mógł być słuchanym. 

W drodze do kopalni, w Krasnojarsku, niewiem już z ja- 
kiego powodu, wezwano go do policyi. Tam policmajster 
kizyczał na niego i w zapale wyzywania, chciał go uderzyć. 
Marciejewski w tej chwili chwyta «ziercało»i niem uderza 
po głowie policmajstra. Wszyscy osłupieli z oburzenia, z za- 
dziwienia, i za taką bezbożność i sprofanowanie nietykalnego, 
wrażającego wszystkim uszanowanie ziercała, postanowili 
go ukarać. Dla zrozumienia rzeczy- muszę powiedzieć czy- 
telnikom, że wyrazu ziercało (niby to zwierciadło) nie- 
podobna przetłumaczyć. Jest to na postumencie w kształcie 
hsm naklejony papier z prawami Piotra Wielkiego; nad 
hanią papierową unosi się złocony orzeł. Ziercało jest 
*>actuarium biura i każdej kancelaryi. W pokoju, w którym 
fo postawiono, wszyscy powinni przyzwoicie znajdować się, 

OiLLiK, Opisanie. I. 16 



242 

głośno nie mówić i w pokorze i z uszanowaniem zbliżać się 
do urzędników pracujących przy ziercale. Widok jego przy- 
pomina im prawa, których nigdy nie wykonują. Gdy spisy- 
wano protokuł z M&rciejewskiego z powodu znieważenia 
majestatu carskiego w ziercale, Marciejewski widząc podo- 
bieństwo ziercała do latarni, rzekł między innemi: « Polic- 
majster chciał mnie uderzyć, tt trzeba panom wiedzieć, że 
byłem szlachcicem i oficerem. Krew się we mnie wzburzyła, 
niechciałem, ażeby mnie zhańbiono i porwałem latarnię, która 
stała na stole, i nią broniłem siebie i swego honoru.u <Jakio 
latarnię? Znowuż znieważasz nasze prawa. Czyż niewiess, 
że to są nasze prawa, że to jest ziercało?» «Tym ci lepiej, 
panowie, prawami się broniłem, więc prawnie postąpiłem^ 
prawo wasze nie dopuściło mej hańby.n Awantura ta, w któ- 
rej się tak dowcipnie Marciejewski znalazła skończyła się bei 
smutnych dla niego następstw. 

Marciejewski z biedy zaczął pić i został ptakiem. Chcąc ; 
go powstrzymać od brzydkiego nałogu, wygnańcy wzięli go 
do siebie i namową, powagą i przykładem wpłynęli na niego, 
iż się zaczął przyzwoiciej prowadzić i przez kilka lat nie 
upijał się. Lecz nie umiał do końca być panem siebie; nałóg 
do wódki odezwsi się w nim na kilka lat przed śmiercią i 
z tego powodu został wykluczony z towarzystwa wygnańców. 
Zostawiony sam sobie, bez względu na siwe swoje włosy 
ożenił się z moskwiciałą Timguzką schizmatyckiej wiary i 
przez to zupełnie sponiewierał się. Miał kilkoro dzieci, p3 
ciągle, a naciśnięty biedą, żebrał na starość, włóczył aę 
wszędzie, nadużywając swego dowcipu i plugawiąc przez na- 
trętną żebraninę swoją godność. Odebrawszy wsparcie, pił 
przez trzy dni w szynku w Kułtumie. Pianego złożyła na 
wozie matka jego żony, chcąc go odwieść do domu, poło- 
żonego we wsi Tunguzów, przy ujściu Naczynu do Gazimum. 
W drodze uderzony apopleksyą umarł 25. listopada 1856. 
roku mając lat 55. Umarł, niepowiedziawszy nikomu rzeczy- 
wistego swego nazwiska, Marciejewskiego nazwisko nie było 
bowiem jego własne, lecz przybrane. 

Sprawy jego nikt dobrze niezna. Powiadają, że ttakyl 
w wojsku polskiem, co nie ulega wątpliwości, następnie, że 



243 

wziąwszy dymisyę, służył przy komorze w Radziwiłowie na 
Wołyniu; tu za kontrabandę oddanym zosts^ pod sąd i ska- 
zany na szeregowca do wojska moskiewskiego. Służył w gar- 
nizonie w Moskwie, gdzie znalazł kolegę, który potem przy- 
brał nazwisko Krasickiego. I Krasicki zginął, niepowie- 
dziawszy nikomu prawdziwego nazwiska. Mówią o nim, że 
byt geometrą na Wołyniu, że zakocliał się w córce bogatego 
obywatela, że nie otrzymawszy od ojca pozwolenia na związki 
małżeńskie z jego córką, wykradł ją, że panna uciekając 
z domu rodzicielskiego, zabrała mu kilka tysięcy rubli, że 
wreszcie ojciec córkę odebrał, a jej kochanka przed władzą 
oskarżył o kradzież. Sprawę poparł pieniądzmi i kochanek 
jego córki skazany został do wojska. W czasie rewolucyi 
1831. roku Marciejewski i Krasicki, chcąc walczyć w sze- 
regach polskich, uciekli z Moskwy z warty przy prochowni. 
Pnechodząc przez Mohilew, dowiedzieli się, że partya jeń- 
ców polskich uderzyła na konwój i szczęśliwie rozbiegła się 
w^ różne strony kraju, że w partyi byli dwaj oficerowie 
Marciejewski i Krasicki. Wkrótce potem obu dezerterów 
złapano i osadzono w Mohilewie. Tutaj bojąc się przyznać 
do właściwego pochodzenia i ażeby uniknąć kary na dezer- 
terów przepisanej, jeden powiedział, że się nazywa St. Mar- 
ciejewski, a drugi, że się nazywa Krasickim, że są oficerami 
polskimi, że prowadzeni w partyi do Moskwy wybili się 
z pod dozoru konwoju i w ucieczce zostali schwytani. Ze- 
znaniom dezerterów dano wiarę. Później obaj uciekli z od- 
wachu, lecz prędko powtórnie zostali schwytani, skazani 
do kopalni i nakoniec tutaj przybyli. Krasicki ożenił się 
także z Sybiraczką i trudnił się handlem. Jadąc w stepy 
btiriackie po woły, przepra\nał się wpław przez Onon. Fala 
przewróciła konia, na którym siedział Krasicki; niemogąc 
lic wydobyć z pod konia utonął. Jak mamie skończył Mar- 
ciejewski, już wiemy. Nie można z pewnością powiedzieć, 
czy wypadki życia tych dwóch ludzi są prawdziwe, lecz je 
ta takie uważać można, bo opowiadali je ludzie, którzy 
aogli być wtajemniczeni w ich życie i znali obydwóch od 
lat wielu. 

16* 



244 

Po mszy korzystając ze słońca, co z za chmur wyjrzało, 
pojechałem do Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu. Z Uonii 
gazimurskiego wjechaliśmy w dolinę Kurlej. Jest ona po- 
dobna do innych dolin już opisanych: też same góry po oba 
stronach, takiejźe bystrości potok, takież same łąki, bory i 
kwiaty, takaż bezludność i pustynnosó. 

Z kurlejskiej przez górę przejeżdża się w dolinę o len- 
to jską. Droga wije się pod górami wśród wysokich traw' 
między któremi obficie rośnie smaczna dla by^a polna wyczka; 
kwiat jej drobniutki koloru fioletowego lub różowego, obwija 
się w około grubszych chwastów i girlandami spuszcza eif 
z nich ku ziemi. Niezapominajki, ulubione kwiaty poetów 
we wszystkich krajach , rosną także w dolinach Dauiyi 
Piękny ten kwiatek jest właściwy nie tylko umiarkowa- 
nemu klimatowi, lecz stroi także wybrzeża rzek zimaycht 
lodowatych, płynących za 65 stopni szerokości geogra- 
ficznej. 

Patrząc obojętnie na piękności natury, niemogłem bacznej 
uwag^ poświęcić skargom kozaka, który ze mną jechał, na- 
rzekał on na teraźniejsze położenie. ((Dawniej,» mówił, ogdj 
byliśmy kmiotkami było nam o wiele lepiej. Wolno było 
pójść każdemu gdzie chciał a teraz jako kozakom, nie wobo 
jest bez biletu odwiedzić sąsiedniej wsi. Płacimy jak dawniej 
podatki*) a służba zabrała czas, któryśmy na zarobki obra- 



*) Chłopi (Uuryjscy Jftk wiadomo w 1852. r. Eamienieni lOsUli na ken* 
ków pieszych. I dtisią) płacf Jesicae podatki. Ci, któnj nie •§ na aloiMc. 
obowiązani aą co rok zebrać si^ w sztabie batalionu, gdaie od S5. mąJa do a& 
czerwca uczą Ich mustry. Cyfr^ podatków mam tylko z Jednego bataliom. 
Zntjfc ogólną licabę ludności kozacldej, moiemy podać prawdopodobną cyfti 
płaconych prtez nią podatków. W baUlionie w Ołocsy było dusi m^zkiek 
płacących podatki 3,662; dusza zaś płaci rocznie 3 ra., a więc batalion tapta- 
cił w 1857. roku podatku 7,986 rn W brygadzie zuajdąją się trry bauHony, 
cayU 10,648 duaa męzkich, które płacą rocznie podatkn 31^44 n. W trzeci 
brygadach opodatkowanej ludno8'ci Jest 33,149 , która płaci podatkn 99,426 n. 
rocznie. Co rok z pieszych batalionów wybierają na słułbę do kopalni i aiasl 
przeszło 2,000. Ci prsea czas słuiby nie płaeą podatków, odtrąrtwssy wifc 
6,000 rs. z powyśssci) sumy, wypada cyfra 93,426 rs. podatków, które plad 
zabąjkalskie kozackie piesze wojsko. Z tych podatków wypłacają dość niski« 
pensye oficerom, którym nłewolno trudnić się rolnictwem ani handlem; p«B4y) 
(5,000 rs. rocznie) aUmanowi, zakupują broń i opędzają wszystkie wydatki koal- 
soryaekie i administracyjne.'8amy wydatków nie mogę podać; sapewoiano asaie 



245 

cali. Ubożą nas, wymagają umundurowania, a tu niema za 
co i perkalowej koszuli kupić i czasu na zarobienie kilku 
rubli!?)) Obojętnie słuchałem tych skarg, bo byłem przeko- 
nany, iż prędko przywykną do nowego swojego położenia i 
jako starzy niewolnicy i z tej zmiany będą kontenci. Po 
picciomflowej podróży wjeżdżamy w dolinę Uriumkanu, 
tejże prawie szerokości co i gazimurska, lecz osadzona jest 
niźszemi górami. Uriumkan jest mała górska, kamienista 
neczka. Wpada do Arguni. Na jej błoniach znajdują się 
wyborne pastwiska, które zrobiły możliwą hodowlę bydła 
na znaczną stopę. Wybrzeża rzeki zarosłe są łoziną (salix 
pentandra) i wierzbą (salix fragilis). Na pochyłościach widać 
pólka zasiane pszenicą i żytem. 

Już był wieczór gdy stanica bohdacka wyrysowała się 
przed nami na szarem tle zmroku i błysnęła krzyżem na 
cerkwi. Pocztylion pędzi po ulicy, bryzgając błotem na 
wszystkie strony. Zanim konie przeprzęgną, spodziewam się 
cokolwiek odpocząć. W Bohdati jest mieszkanie dowódzcy 
kozackiego batalionu, którym jest obecnie znany z tyraństwa 
Xikitin. Każdy batalion zajmuje znaczną przestrzeń kraju. 
Kozacy zdaleka więc spieszyć muszą po rozkazy i na mustrę 
do swojego sztabu. Bohdat' jako stolica batalionu przybiera 
lepszy i zamożniejszy od innych stanic pozór. Piłem her- 
batę u najbogatszego kozaka w batalionie w towarzystwie 
oficera, dla którego kozak będąc z należytem uszanowaniem, 
był jednak jako bogaty, dość poufałym. Oficer, wysoki rudy 
mężczyzna, mówił przez nos. Tonem samo władztwa nadawał 
sobie powagę, którą nieumiał zaimponować gospodarzowi, 
bardziej niż on ogładzonemu, delikatniejszemu w obejściu się 
i w wysłowieniu, a posiadającemu większą dozę instynktu 
chytrości, który przenika człowieka bez poznania go i 



u wydatki lablen^ polewę w!f kssf dochodu , a resttę odsyłają w deposyta 
do banków i ku petersburskich. DepozyU te w tasle potncby a rotkasu cari 
obracane* 84 niekoniecznie na poiytak kezakdw. Tak wifc wojsko kozaków 
Bi« tylko, łe n!c nic konztaje, ale przynosi Jeszcze wielorakie zyski skar- 
bowi i Tz|dewł. Uorganizowanie zabąjkalskich i amurskich kozaków zro- 
tiio moiłlwen podbicie Chin bez kosztów i wielkich wysileA. Piesi ko- 
zacy mufltruJi slf karabinami ł majf takii sam regulamin, Jak piechota 
« armii. 



246 

umie do niego zastosować się. Oficer był Moskalem, a kozak 
Syberyakiem, instynkt zaś pomieniony jest szczególna cechą 
charakterów syberyjskich. Jeżeli gdzie, to w Sybeiyi nie 
bierz tego na seryo, co widzisz, bo wszędzie się oszukasz; 
nie wierz pięknym pozorom, bo to jest ol^uda. Charakter 
ludu tutejszego giętki, niemoralny, okryty płaszczem pozorów, 
nie jednego już i światłego człowieka złudził i wyprowadził 
w pole. Bogaty kozak miał dom porządnie zbudowaoy, 
oparkaniony, a świetlica urządzona była ozdobnie i elfr 
gancko. W kącie wisiały obrazy w srebrnych blachach (ry- 
zach) i obraz włóczkowy Pana Jezusa, zapewno zrobiony przei 
jaką biedną wygnankę; kanapa lakierowana, stoły nakryte 
obrusami, ściany świeżo wybielone, a podłoga żółto malo- 
wana. Kozaczka na wielkiej tacy przynosiła nam herbatj^ 
w pięknych, fajansowych filiżankach, oraz sucharki i cukier 
na spodeczku. W Syberyi piją herbatę, przygryzając cukier; 
mały kawałek wystarcza do sześciu i dziesięciu szklanek her- 
baty. Zwyczaj to oszczędny, a przy wysokich cenach cakiu 
jest bardzo dogodny i dobry. Syberyacy dużo piją herbaty: 
piją na śniadanie, obiad i kolacyą po kilkanaście szklanek lub 
czarek za każdym razem. Bogatsi piją tak zwaną baj eh ową 
lub kwiatową herbatę, jaką i my pgamy, ubożsi zaś cegieł- 
kowatą (kirpiczną) herbatę, inaczej zwaną karymską. Jest 
to uajpośledniejszy gatunek herbaty: odpadłe liście i łodygi 
krzewu herbacianego Chińczycy zbijają w twardą masę i 
w takiej postaci rozsyłają po kraju i za granicę. Syberyacj 
herbatę skrobią i tłuką w moździerzu, warzą w gorącej wodzie, 
podlewają mlekiem, masłem lub tłustemi makuchami z ce- 
drowych orzechów i piją z chlebem lub z bułką; jest to ulu- 
biona potrawa Syberyaka. Ledwo gość zdąży wypić filiżankę, 
czattgąca z tacą kozaczka natychmiast zabiera na tacę fili- 
żankę i nalawszy, znowu przynosi. Gdy gość pić niechce, 
gościnna gospodyni kłania się i pięknemi wyrazami prosi i 
zmusza do picia. Na znak, że gość już uraczył się i do 
syta napił się herbaty, trzeba na spodeczku filiżankę dnem 
do góry postawić, a w dystyngwowanych towarzystwach zo- 
stawić łyżeczkę w szklance. U biednych, których liczba 
wszędzie jest przemagającą, niema wystawy, ani też elegancyi 



247 

w przyjęciu gości. Maj% i oni samowary wyczyszczone i bły- 
szczące, ale rzadko z nich uiytkuj%. Od przyjezdnego za 
acs^towanie i gościnę rzadko bior% pieniądze, lecz przyj- 
mują podarunki, które zawsze prawie wartość ugoszczenia 
pnenoszą. Karczem i domów zajezdnych niema wcale w Dau- 
ryi, a do szynków, w których tylko wódkę sprzedają, nikt 
nie zajeżdża. 

Z Bohdati droga zwraca się na lewo w dolinę Kruczek 
na dość wysoką g^rę. Gdy zjeżdżaliśmy w dolinę motogorską, 
ziczęło już świtać. Ponury, ranny blask odkrył mi widok 
tej doliny szerokiej i w łąki obfitującej. Z gór uciekały po- 
ranne mgły, a przy drodze tli^o ognisko, przy którem 
spało kilku ludzi' w kożuchach. Strumyk Motogor wpada 
do rzeczki U rowu, która płynie w stronę północnego 
wschodu do Arguni; dolinę ma szeroką, góry zabrzeżne 
spłaszczone, grunta urodzajne i obsiane. Zboża już wykło- 
efly się i dają charakter rolniczy dolinie Urowu. Wioski 
dosyć często tu napotykamy. Stanica Chomiaki leży tuż 
pod większą stanicą zwana Siwacza, w której znajduje się 
stacya pocztowa, pięć mil odległa od Bohdati. Chaty Si- 
li aczy rozrzucone są nad Urowem w około żółtej drewnianej 
cerkwi. Chociaż gleba urowska jest urodzajną, kozacy w Si- 
vaczy nie są zamożni; chaty mają ubogie, gospodarstwo 
liehe. Ludność nawiedzona jest przez chorobę wydęcia 
gardła (wola). Ubiór szpetny. Kozak pieszy nosi surducik 
bez guzików, zapinający się na haftki. Sukno grube koloru 
branatnego, kołnierz i mankiety z takiegoż samego sukna, a 
przy nich wypustki czerwone. Spodnie także z czerwonemi 
wypustkami zrobione są z szarego, grubego sukna, jakie zwy- 
czajnie żołnierze noszą na płaszczach. Czapki wielkie, okrągłe 
2 psiem lub niedźwiedziem futrem , podobne bardzo do czer- 
kieskich. W takiej czapce zabajkalski kozak ponuro lecz 
wojowniczo wygląda. Płaszcze mają zupełnie takie same 
jak żołnierze w armii. Oficerowie ich noszą surduciki 
z czarnego , cienkiego sukna ; na piersiach mają przy- 
eyte z srebrnych tasiem patrontasze, czapki noszą ta- 
kież same jak szeregowcy. Według przepisów ubierają 
»it kozacy tylko podczas służby; w domu chodzą w chłop- 



248 

skicli brunatnych siermięgach i w kolorowych kosnh 
lach. 

Przez stanicę Klucze zbożami obsianą i stanicę Kur- 
hanową, gdzie także mieszkają Polacy, przybyłem do stacyi 
pocztowej w Ildykanie; ztąd przez małą dolinkę wjecha- 
łem znowui na góry, ubrane brzozowemi gajami i kobiercem 
wonnych kwiatów. Obok piwonii, niezapominajki, wyki 
wierzbówki , spirei i lilii , rosną na tym podnoszącym się i 
zapadającym na przemiany gruncie delikatne białe i Role- 
to we storczyki (orchis), biały przetacznik (weronica) wysoko 
się wznosi nad inne kwiaty; actinospora, kwiat mocnego za- 
pachu , właściwy tylko Dauryi , drobniutkie i jak śnieg 
białe kwiatuszki umieszczone na wysokiej i cienkiej ło- 
dydze pochyla za lada powiewem wiatru; astry pstrzą się 
farbą fioletowo - białą ; dyctamnus fraxinella i mnóstwo 
k\i'iatów z rodzaju dzwonków odznaczają się pięknemi ko> 
lorami. 

Góry z drzew ogałacąją się i widoki stają się obszemiejsK. 
Przedemną jak iale morza zielone piętrzą się grzbiety i ster- 
czące wierzchy; na horyzoncie zaś ciemnieją we mgle ar- 
guńskie góry, znajdujące się już w Mongolii. Po ciągłej 
puszczy wesoło się wita bezleśną okolicę, bo gdy oko przy- 
wykło do ograniczonych widoków, rade pot«ro leci po da- 
lekiej przestrzeni , wstrzymane tylko jednym horyzontem. 
Kraj w blizkości Nerczyńskiego Zawodu jest bezleśnym, a 
ponieważ nigdzie nie widać osad, które się pochowały w głę- 
bokich dolinach, kraj więc cały zdaje się być pustynią w tej 
porze uzielenioną i ukwieconą, lecz gdy zieloność zszarzeje i 
zniknie, wrażenie tej bezludnej okolicy jest nużącem i 
smutnem. 

Przelecieliśmy prawie przez stanicę Griazna, dalej 
przez jedną i drugą górę i już dojeżdżamy do Wielkiego 
Nerczyńskiego Zawodu. Pocztylion pędzi w czwał konie, 
które pryskają zeschłą ziemią i wytężywszy się jak wiatr 
lecą. Ledwo utrzymiJem się w ciasnej budce kibitki i po- 
tłukłem sobie głowę, fuderzając się ciągle o deski. Myśla^ 
łem, że szalona jazda po wybojach i kamieniach wyrruci 



249 



mnie z kibitki, trzymałem się więc oburącz, niezważając 
na ból boków i głowy; szczęściem zjechaliśmy z góry i 
njnałem w ciasnej dolinie, między wysokiemi górami 
Wielki Nerczyński Zawód, w którym wkrótce przed gościn- 
nym domem rodaka stanąłem, winszując sobie, że nie 
wstrząsnąłem sobie ani mózgu ani szpiku pacierzowego. 



IX. 



Połoienie Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu. ~ Pnemysł, rękodsieU i handti 
Dauryi. — Wygnańcy polscy w Nercayńakim Zawodzie. — Biblioteka, 
kasa, kaplica wygDa&ców. — Panie Grocholska, Sobańska i Bołsanowaka. — 
Panie Więckowska, Brynkowa 1 Podlewska. — Niemieckie gasety. — 
Cmentars wygnańców w Zawodzie 1 wspomnienie Malczewskiego , liigar« 
skiej, Węiyka. Klopfląjsza ł innych zmarłych. — Deportowani Tatany i 
Czerklesi.— Tolerancya wSyberyl i w Moskwie.— Wygnańcy moskiewscy. - 
Uczeni opisujący Daaryę. — Obserwatoryum magnetyczne. — Szkoły 
górnicze. — Ile rocznie kradną urzędnicy w Moskwie? — SkłonnoM ds 
uczt. — Statystyka ludności górniczej. — Okoliczne kopalnie. — Tem- 
peratura. 



Wielki Nerczyński Zawód położony jest na wysokości 
2,230 stóp nad poziomem morza, pod 51° 19' szerokością 
137° 16' długości geograficznej od Ferro. Ludności ma do 
6,000. Wszystkie budynki są drewniane, między niemi głó- 
wniej sze: cerkiew, kaplica katolicka, dom naczelnika gór- 
nictwa, ratusz z drewnianą dla straży ogniowej wieżą, la- 
zaret, koszary i kilka domów prywatnych, a między niemi 
dom na górce w ładnym ogródku, nazywany przez wygnań- 
ców hotelem litewskim, wystawiony przez wygnańców Wła- 
dysława i Katarzynę Rabcewiczów. Kilkanaście ulic, z któ- 
rych jedna nosi nazwisko Polskiej, rozrzucone są na pochy- 
łościach gór. Patrząc na nie ze spiczastych okalających osadę 
szczytów, Nerczyński Zawód przedstawia się malowniczo 
jako obszerne miasto. 

Na rynku skupia się cały handel Zawodu. Jedną jego 
stronę zajmuje rzęd murowanych sklepów, z których kilka 
tylko jest otwartych, inne zawsze są zamknięte. W środka 



251 

rynka stoją kramarskie budki z piernikami, igłami i z rói- 
nemi drobiazgami. Wszystkie wyroby tu sprzedawane spro- 
wadzone są idbo z Moskwy, z Chin albo też z Polski Prze- 
mysł w Dauryi nie rozwinął się dotąd. Prócz hut górniczych, 
jednej huty szklannej, kilka garbami i mydłami przez Pola- 
ków zi^oźonej, niema tu żadnych fabryk. Rękodzieła także 
nie kwitną. Kilku krawców, szewców, stolarzy, pomiędzy 
którymi są wygnańcy z Polski, wystarczają zupełnie potrzebie 
okolturowanej ludności. Człowiek przyzwyczajony do euro- 
pejskiego komfortu i sposobu życia, narażony jest w Dauryi 
na wielkie wydatki, bo towary z daleka sprowadzane, sprze- 
dawane są za podwójną a nawet potrójną swoją wartość. 
Cokier przywożą z Moskwy i z polskich fabryk Ukrainy : funt 
kosztuje tutaj 3 złp. 10 gr. lub 4 złp., a w odleglejszych 
miejscach funt kosztuje 5 złp. a nawet 6 złp. 20 gr. Z Chin 
sprowadzają lodowaty cukier (lediniec) brudnego, żółtego 
koloru, nieczysty lecz słodki; funt kosztcge 2 złp. 26 gr. 
W ostatnich czasach pokazał się u tutejszych kupców cukier 
smerykański, po wiele niższych cenach lecz gorszego od eu- 
ropejskiego gatunku. Trzeba się spodziewać, że ustalająca 
ńc żegluga na Amurze i zawiązujące się handlowe stosunki 
z Ameryką zniżą cenę towarów, a wyroby amerykańsko- 
angielskie wypangą z tutejszych rynków wyroby fabryk sta- 
łego l^u Europy. Funt suszonych śliwek ko8zt^je 4 złp.; 
ftmt rodzynków, migdałów 5 złp.; butelka szampańskiego 
wina kosztuje 33 złp. 10 gr., a nawet 40 złp. Ryż i jagły 
są tańsze, bo je z Chin sprowadzają. Tytuń mongolski wcale 
dobry i chiński lekki niewystarcza potrzebie, moskiewski zaś 
dva razy jest droższy jak w Moskwie. Buty zwane petersbur- 
skiemi źle szyte kosztują najmniej 33 złp. 10 gr., warszawskie 
eleganckie są o wiele drolsze. Buty kungurskie z grubej, 
mocnej skóry, ale także źle szyte kosztują od 15 do 20 złp. 
Płótna sprowadzają z Niemiec i z Polski, sukna z fabryk 
dawniej królestwa polskiego, a teraz z fabryk litewskich i 
moskiewskich; cena ich, jako i cena jedwabnych materyj, 
perkalików jest bardzo wysoka. Bielizna i ubiór, sprowadzane 
pocztą przez wygnańców z Warszawy, mniej koszti^ye niż 
zprawLone na miejscu. Sprzedają w tutejszych handlach wy- 



252 

roby jedwabne chińskie, wybornego gatunku, ale drogie. 
Futra, pomimo* tego, ie Syberya jest ojczyzną futer, nie 8% 
wcaie tanie. Drogość ich pochodzi ztąd, że Syberyacy nie 
umiej% ich wyprawiać, a dobrych kuśnierzy jest zupełny 
brak. Mąki pszennej w dobrym gatunku kosztuje pud 20 z)p.; 
pośledniejszych gatunków pud płacą 13 złp. 10 gr. i po 
6 zip. 20 gr. Rżana mąka jest tanią, pud kosztuje 2 złp., 
a nawet 1 złp. 10 gr. Kasza jęczmienna i tatarczana również 
jest tanią. Mleka w stepowych okolicach obfitość wielka, 
w okolicach górzystych i leśnych jest droższe. Zimą sprze- 
dają zamrożone mleko funtami: funt kosztuje 4 i 5 gr. a 
w Szyłce zimą, a szczególniej na wiosnę za funt żądają 8 gr. 
i 12 gr. Latem w wielu miejscach nie produkujących bydła, 
a do których dostawa jest trudną, jedzą zasolone mięso^ 
zimą zaś zamrożone. O świnie jest trudno, bo tutejsi Sybe- 
ryacy mało hodują nierogacizny. Rzeźników i piekarzy 
z profesyi wcale nie masz, każdy gospodarz jest rzeźnikiem, 
a gospodyni piekarką. W krajach nieucywilizowanych pracą 
ludzie nie podzielili się i człowiek musi być wszystkim i 
wszysl^e rzemiosła po trosze posiadać. Tak jest i tutaj: 
Syberyak wszystko umie zrobić, ale niedokładnie. Ażeby 
prowadzić handel lub rzemiosło, nie potrzeba konsensu i ter- 
minowania, i to jest dobrze, bo praca nieograniczona, hoj- 
niej wynagradza i wabi więcej ludzi. Arguń dostarcza dużo 
ryb, lecz w handlu nie wiele ich widać i nie są tanie. Bory 
pełne są zwierzyny, lecz jej na targach nie sprzedają. 
Ogromne stada jarząbków, cietrzewi, dzikich kaczek i gcei 
dostarczają wybornego i delikatnego mięsa, ale ażeby go 
dostać trzeba u t rzym yw ać myśliwego lub też samemu trudnić 
się myśliwstwem. Funt sarniny kosztuje 6 gr. lub też 3 gr. 
Drzew owocowych w Danryi zupełnie nie ma. W handlu 
pokazują się jabłka chińskie zamrożone; cytryn, pomarańcz^ 
winogron kupcy dauryjscy wcale nie sprowadzają. Ponieważ 
wspomniałem o zamrożonych owocach, nie od rzeczy będzie 
dodać, iż w Syberyi nawet gotowane pokarmy na długi 
czas zamrażają. Odegrzane są tak smaczne jak i świeżo 
ugotowane. Pilmeny czyli pirożki z mięsem, podobne 
do litewskich kołdunów, w zmarzłej postaci wożą z sobą 



253 

w dalekie podróże i odegrzawszy na noclegu lub popasie 
karmią się nieniL W dawnych czasach i u nas w Polsce był 
zwyczaj zamrażania pokarmów. Dopóki karczmy nie zrobiły 
zbytecznem zaopatrywania się na drogę we wszystkie wik- 
tuały, szlachcic wiózł z sobą faskę zamrożonego bigosu, który 
odegrzywał na popasie i smaczno zajadał. 

Drukami i księgami niema w Dauryi ani jednej. Mala- 
nów jest zupełny brak. Czasami napotkać można między 
zesłanymi umiejącego malować lub też malarza bohomaza 
tutejszego, malejącego świętych do cerkwi i dla chłopów. 
Kupcy prędko przychodzą do zamożności i bogactw, bo za- 
rabiają zawsze grosz na groszu. Trzeba się z nimi więcąj 
targować niż z żydami u nas i połowę im dawać tej ceny, 
którą podają. Tutejszy kupiec jest leniwy i opryskliwy, 
pełen pretensyi do cywilizacyi i ogłady europejskiej, niesu- 
mienny i niegrzeczny; niema też giętkości, którą odznaczają 
się nasi żydzi. Prędzej jeszcze niż na handlu, robią tu ma- 
jątki na dostawach, liwemnkach (podriadach) skarbowych; 
lecz jak prędko i łatwo przychodzą te bogactwa, tak też 
prędko i łatwo giną. O kredyt bardzo jest łatwo i ta oko- 
liczność sprawia, iż wiele osób, nic nie mając prócz kredytu, 
przedsiębierze znaczne spekulacye, które albo odrazu wzbo- 
gacają, albo też odrazu mjnują. We wsiach znajdują się 
kupcy łokciowych towarów i zdzierają z wieśniaków znaczne 
pieniądze. Sprzedaż we wsiach polega także na kredycie,^ 
albo na wymianie towarów na zboże, konopie i t. p. 

Chociaż ułatwiony kredyt sprzyja zwykle handlowi i roz- 
vinięciii się przemysłu, w Dauryi jednak przemysłu prawie 
wcale siema a handel jest cząstkowy i mały, lecz ma wielką 
przyszłość z otwarciem żeglugi do oceanu Wielkiego. 

Wracamy do opisania Zawodu. Zatrzymaliśmy się przy 
budkach kramarskich, od nich zwróciwszy się na lewo drogą 
pod górę, wejdziemy .na ulicę Polską, przy której mieszka 
kilku wygnańców polskich. Obecnie mieszkają w Zawodzie 
następujący wygnańcy polityczni polscy: Antoni Józef 
Beaupre, z Krzemieńca, uczeń Jędrzeja Sniadeddego, doktor 
medycyny, za czynny udział w związku Konarskiego Szymona 
aresztowany i w Krowie skazany na powieszenie. Już pod 



254 

stryczkiem oznajmiono mu (1838. roku), że karę śmierci zi- 
mienił car na wygnanie do kopalni nerczyńskich. Piotr 
Borowski) z Wołynia, nauczyciel, za udział w związku Ko- 
narskiego skazaoy na powieszenie, z pod szubienicy wy- 
wieziony do kopalni; Karol Podlewski, z krakowskiego 
uniwersyte()u, bity okropnie w czasie indagacyi w cytadeli 
w Warszawie; Aleksander Krajewski, rodem z Warszawy, 
urzędnik pocztowy, i Antoni Wałecki, z Lubelskiego, uczń 
wileńskiej akademii, pobity i odrapany przez ks. Trubeckiego, 
wszyscy trzej z cytadeli warszawskiej posłani do kopsloi 
nerczyńskich za udział w Stowarzyszeniu ludu polskiego, założo- 
nego przez A. Wężyka i G. Erenberga w Warszawie, a będą- 
cego odnogą wielkiego związku Konarskiego ;Józef Wałecki, 
brat poprzedniego, za udział w Stowarzyszeniu ludu polskiego, 
za emigracyę, za czynności emisaryusza, udział w Związki 
demokratycznym 1846. roku, za czynny udział w powataoin 
wielkopolskiem 1848. roku, gdzie był znany pod nazwiskiem 
Pozorskiego, wydany przez Prusaków, z cytadeli poriasy 
w 18dd. roku do kopalni; Zygmunt Wałecki, za udiiał 
w Związku demokratycznym w 1846. roku okropnie w cytsr 
deli mordowany, przysłany w 1848. roku na szeregowca do 
wojska w Nerczyńsku. Trzej bracia Wałeccy, prześladowała 
wraz z siostrą Konstancyą za sprawę ojczystą, są synaisi 
zasłużonego i w boju i w radzie Karola z Lubelskiego, któ^ 
wiele pracował i cierpiał i w późnej starości powszechnie 
szanowany, niemogąc doczekać się na powrót z wygnania 
synów swoich umarł w smutku i tęsknocie. Władysław 
Więckowski, prawnik, syn obywatela z Piotrkowskiego, i 
Gerwazy Gzowski, rodem z Pułtuskiego, prawnik takie, 
obydwaj za utworzenie na gruzach Stowarzyszenia ludu pol- 
skiego nowego związku i przewodniczenie jemu: związ^ 
odkryto w Warszawie w 1843. roku, Więckowski i Gzowski 
z cytadeli posłani do kopalni nerczyńskich na lat 20; Jerz^f 
Brynk, z Litwy, powstaniec 1831. roku, za udział w związku 
Szymona Konarskiego, przez którego był szanowanym, i>o- 
słany z Wilna do kopalni; Henryk Golejewski, z Podoła 
chlubnie odznaczył się jako oficer wojsk polskich w 1831. roka^ 
emigrant, z Anglii przybył do kraju jako emisaryusz w 1840. r. 



255 

aresztowany i z Kijowa posłany do kopalni; Ignacy Pióro, 
prawnik, za należenie w Warszawie do związku 1845. roku 
przysłany na osiedlenie; Władysław Lucy, z Lubelskiego, 
przysłany w młodym bardzo wieku w 1844. roku do kopalni; 
Ksiądz Feliks Zieliński, kanonik i proboszcz w Kołkach 
na Wołyniu, za udzii^ w związku Konarskiego z Kijowa 
przysłany do kopalni; Michał Mirecki, za powstanie sie- 
dleckie w 1846. roku skazany na powieszenie a potem do 
kopalni; Ludwik Uklejewski, z Litwy, za udział w Związku 
młodzieży litewskiej 1849. roku otrzymid 1,000 kijów w arse- 
nale w Wilnie i posłany do kopalni; Henryk Skórzewski, 
z Lubelskiego, za udział w związku księdza Ściegennego 1844. 
roku do kopalni; Wacław Orzeszko, z pińskiego powiatu, 
za związek Konarskiego; Dowiat Jerzy, z Szawelskiego, za 
powstanie 1831. roku do kopalni; Antoni Przybylski, 
garncarz, za powstanie 1831. roku; Władysław Choło- 
dowski i Józef Dąbrowski, młodzież z Augustowskiego, 
za zamiar odbicia rekrutów i ucieczki z nimi do Turcyi, 
otrzymali po 800 kijów w Modlinie i w 1856. roku przysłani 
do kopalni ;Mikołaj Anisimowicz, włościanin z miasteczka 
Krynki z Białostockiego, za powstanie 1831. roku a miano- 
wicie za bitwy z Moskalami w oddziale akademików wileń- 
skich; Józef Bomb iński, z Krakowskiego, żołnierz po- 
wstania 1831. roku, posłany do wojska, a za sprawę omską 
w 1837. roku obity kijami i posłany do kopalni; Józef 
Landsberg, z Litwy, za powstanie 1831. roku; Wincenty 
Linkiewicz, szewc z Wilna, za Związek młodzieży litew- 
skiej 1849. roku obity w arsenale (2,000) kijami i posłany 
do kopalni; Michał" Żyd ej ko, ze Żmudzi, starzec, jeniec 
z 1612. roku; Antoni Bogusz, z Łęczyckiego, za powstanie 
wielkopolskie w 1848. roku, w 1859. roku posłany do ko- 
palni; Aleksander Moszyński, z Litwy, emigrant; Bal- 
tazar Sn sio, włościanin z Krajnego pod Kielcami, za sprawę 
kńędza Ściegennego, obity kijami i posłany do kopalni. 

Nerczyński Zawód jest głównym punktem i najważniej- 
szym wygnaństwa polskiego w Syberyi, a możnaby go nazwać 
stolicą wygnańców zabajkalskich. Z dalekich stron spieszą 
wygnańcy zobaczyć się tu z kolegami, a na Boże Narodzenie 



256 

i Wielkanoc sgromadsąi% się dla wspólnego obchodu tyek 
świąt według zwyczaj a narodowego i dla naradzenia się nad 
potrzebami wygnaństwa. Z kasy, w której zawsze jest Idlka 
tysięcy rubli, a która składa się ze składek wygnańców^ 
biorą wsparcie starcy, chorzy, lub zostający bez zatrodnie* 
nia. Kasa daje także pożyczki i przez to pomaga w wyna- 
lezieniu sposobu do życia. Biblioteka wygnańców nerciyń- 
skich powstała ź funduszów i ofiar wygnańców, ma pnesiio 
3,000 tomów. Ona na tern dalekiem wygnaniu daje nie jeda^ 
pociechę sercu i niepozwaU zdziczeć umysłom* WząjeisDi 
.pomoc i wzajenma kontrola uorganizowały wygnańoóVł 
ułatw^iły życie, uratowały godność, podniosły umysły i spra- 
wiły, iż wygnaństwo polskie ma tutaj nieograniczony kredyt, 
wiarę i szacunek — szacunek, który się wyraża w postępowanio. 
2 nimi łagodnem i względnem władz i szukaniu z nimi han- 
dlowych, towarzyskich i innych stosunków tutejszej ludnoad 
Zaprawdę, pocieszający to i wspaniały widok tych lodzi 
pozbawionych praw, skazanych na tęsknotę, nędzę i kąj* 
dany, a panujących moralnie nad społeczeństwem, wśród 
którego przebywają, i zasiewających pomiędzy nimi ziana 
prawdziwej cywilizacyil 

W ulicy ciągnącej się za domem zarządu górniczego jei 
probostwo i kaplica katolicka. Maleńka ta kapliczka wy- 
starcza dla wiernych znajdiyących się w Zawodzie. W ótiam 
jest Mika niezłych obrazów; niektóre jak i część fundusEÓw 
na budowę kaplicy i niejedna książka i gazeta do biblio- 
teki nadesłane zostały przez wielce szanowną Ksawerę Gro- 
cholską z Podola, która jako prawdziwa Polka i chne 
ścianka troskliwie opiekowała się rodakami, których wróg 
rzucił w krainę wygnania, i przez długi czas pamiętała o ick 
potrzebach materyalnych i duchownych. Za tę opiekę, a 
te wzniosłe uczucia i piękne postępki, car Mikołaj aresztował 
Grocholską i skazał na wygnanie do Jarosławia, gdzie opie- 
kując się Polakami wziętymi do tam konsystującego batalioną 
kilka lat przebyła. W opiece zaś i w korespondencyi z wy- 
gnańcami zastąpiła ją Róża z Łubieńskich Sobańska i j^ 
sekretarka i pomocnica panna Tekla Bołzanowska. Obrai 
Chrystusa na krzyżu przypomina wygnańcom świętość i 



257 

eierpienia, które Daaladować powinni. W kaplicy znajd^jl| 
się mi^e organki, na których w święta brzmi katolicka mu- 
syka i pieśni narodowo*religijne. 

Dnia 13. lipca byłem w kaplicy na sumie, która uobec- 
niając dawno niewidziane obrządki, przeje duszę moją roz- 
newnieniem i gorącą modlitwą. Gromadka wiernych, wy- 
nosząca przeszło 30 osób, zapełniła świątyńkę; w liczbie tej 
tnajdowały się zacne i pełne poświęcenia Polki. Eazimira 
^Winnickich Więckowska, siostra Winnickiego, zastrze- 
lonego w czasie wyprawy emisaryuszów w Kaliszu, a narze- 
czona wygnańca w Nerczyńsku, z małym fiindusikiem puściła 
się w niebezpieczną i daleką podróż, przybyła szczęśliwie do 
Zawodu i tu połączyła się z Władysławem Więckowskim; 
dzisiaj dom jej skupia kolegów męża i uprz^emnia smutne 
i jednostajne dni wygnania. Kazimira B rynkowa, gdy 
aresztowali jej męża Jerzego w sprawie Konarskiego, była 
pociechą więźniów, a zostawszy sama z pięciorgiem dzieci, 
pncą i staraniem swojem dała im edukacyę i wspierała 
jeszcze biedniejszych od siebie. Gdy już dzieci dorosły, wy- 
dała jedną córkę za mąż za syna Ewy Felińskiej , drugą zo- 
stawiła w domu zacnych przyjaciół swoich u państwa Zub- 
ków na Białorusi, a synowi jednemu zabezpieczywszy kawałek 
dileba, z drugą córką i drugim synem pojechała na wygnanie 
riodzić los męża tyle lat niewidzianego. Zacna, światła, wy- 
kształcona, pełna słodyczy jest dla wszystkich wygnańców 
osłodą i pociechą. Córkę Józefę wydała za mąż za wy- 
gnańca Karola Podlewskiego. Tak więc w Nerczyńskim Za- 
wodzie są trzy domy polskie. Obyczaj narodowy, gościn- 
ność i wdzięk przyjęcia, którym się zawsze odznaczają Polki, 
aprzejmość, szczerość i światło, uradowały serce stęsknione, 
zostawiły w niem najmilsze wspomnienia. Wiadomości i po- 
głoski, że wielu z wygnańców oczekuje powrót do Polski, 
oweseliły oblicza wszystkich. Ten, kto nigdy na zawsze nie 
był oddalonym z kraju rodzinnego, niepojmie radości, jaką 
sprawia najmniejszy promyk obieci^jący ujrzenie ukochanej 
ziemi; nie pojmie i nie obejmie obszernych marzeń i bicia 
serca, które wiele lat pragnęło. 

Wieczorem wróciłem do swego mieszkania, gdzie przeczy- 

GiŁŁBS, Opistnie. I. 17 



258 

tanę gazety zatarły we mnie radość sprawioną przez pogłoskę 
powrotu. Czytam bowiem w Allgemeine Zeitnng, ze Niemcy 
w Krakowie wypędzili język polski z wszechnicy i z urzę- 
dów, ie jak zapowiada, rozumie się fałszywie, korespondent 
tej gazety, za lat kilkadziesiąt Kraków będzie niemieckiem 
miastem, i podle rozumuje nad potrzebą wynarodowienia 
Polaków. Smutna dalej wiadomość o ucisku polskości w Po- 
znaniu przez Putkamera i Niemców, o głodzie, o germanizo- 
waniu, kupowaniu przez Niemców naszych majątków i tem 
wytrwałem, zbrodniczem dążeniu do zatarcia i zamordowania 
naszcrj narodowości, zwróciły myśl moją do .potrzeb kraju, a 
mianowicie też do rozumnego prowadzenia i zarządzenia na- 
szych gospodarstw materyalnych i moralnych, które wzmocai 
i da siłę do zatamowania drogri u siebie i wszędzie pełza- 
jącym Niemcom i zatruwającym narody podbite. 

Pogoda sprzyjała wycieczkom moim i przechadzkom po 
Zawodzie. Poszedłem odwiedzić umarłych, a mieszkańcy 
tymczasem spieszyli do gaju, w którym naczelnik Rozgildiejew 
urządził spacery z muzyką na wzór spacerów publicznydi 
w Europie. Kobiety wyelegantowane bez gustu pokazigą na 
ulicy swoje wdzięki i ubrania, a każda jest ubrana z pre- 
tensyą i starannie wypstrzona. Najbiedniejsza Syberyaccka 
posiada przynajmniej kilka jaskrawych i jasnych sukien ; każda 
woli obejść się bez chleba niż bez eleganckiej sukni. 

Rzeczka Ałtacza dzieli Zawód ua dwie połowy. W drogiej 
połowie, do której dążę, stoi cerkiew, koszary, kilkadziesiąt 
chat, a za niemi na pochyłości góry znajduje się cmentarz. 
Jest to miejsce ustronne, zapełnione krzyżami i krzyżykami 
z szerokim widokiem na góry i miasteczko. O kilka kroków 
od cmentarza moskiewskiego jest cmentarz polski ogrodzony 
sztachetami i porządnie przez wygrnauców utrzymany. ]tfo> 
giły wygnańców godne są pamięci i poszanowania rodaków, 
tym więcąj mogiły wygnańców rzeczywiście zasłużonych kra- 
jowi Jeden grób kryje zwłoki Franciszka Malczew- 
skiego. Imię jego związane jest z wspomnieniem wielkiego 
dnia 29. listopada 1830. roku. On to, kiedy Wysocki w po- 
'chodzie swoim od Łazienek ucierał się z jazdą, poprowadzi} 
batalion saperów, w którym był podporucznikiem, do arsenaln. 



259 

stoczył z Moskalami walkę i głównie przyczynił się do zdo- 
tyda arseniJa. Dzielna jego i innych pomoc sprawiła, it 
powstanie rozpoczęte przez szkołę podchorążych, zostało 
dokonane i powodzeniem uwieńczone. Malczewski w oznaczonej 
gfodzłnie kazał w koszarach nderzyó na trwogę, a gdy bata- 
lion zebrał się i uszykował, stanął na jego czele i nie wiele 
mówiąc poprowadził do boju. Pułkownik, który nie był 
wtajemniczony w plan powstania, domyśliwszy się o co idzie, 
z bojafnią zapytał Malczewskiego : «Co robisz podporuczniku? 
Co zamyślasz? niewiesz na co się narażasz ?» «Na służbę pro- 
wadzę batalion, panie pułkowniku !» odpowiedział Malczewski. 
A gdy pułkownik kazał się saperom cofnąć do koszar, Mal- 
czewski aresztował go i poprowadził żołnierzy do zwycięztwa. 
Niemam zamiaru opisywać szczegółów powszechnie znanych; 
nadmienię tylko, że udział Malczewskiego w powstaniu 29. li- 
itopada był stanowczy, że rolę swoją mężnie i chlubnie speł- 
ni i że chwała, jaka Usznie otacza imiona, które wywołały 
pamiętne powstanie, otacza także blaskiem swoim i wojo- 
wnika, nad którego mogiłą obecnie znajdcgę się. Malczewski 
^1 jednym z najwaleczniejszych oficerów naszej armii. 
W kampanii 1831. roku odznaczył się w wielu bitwach a 
w końcu jej był dopiero majorem. Głównodowodzący nie 
oeeniali jak się należy mężów 29. listopada i do wyższych 
itopni musieli dobrać się udziałem w wielu potyczkach. Bez- 
interesowni , bez ambicyi , po dokonaniu bohaterskiego 
^Deła rozpoczęcia powstania, widzimy ich na dawnych mi^- 
Kach, pełniących dawne obowiązki. Odyby mieli cokolwiek 
więcej ambicyi, stanęliby na czele rządu i wojska i na tern 
lyskaćby tylko mogła rewolucya; lecz oni żadnej zasługi nie- 
przypisywali sobie i weszli w karby posłuszeństwa jenerałom, 
którzy cnoty, męztwa i doniodości ich czynów ocenić nie 
omieli. Skromność ich rzuca piękne światło na charaktery, 
ozacnia wspomnienie ich imion, lecz wolno nam wypowiedzieć 
abolewanie nad nią, gdyż w 8 trz> ' m ała ich od przewodniczenia 
^elu przez nich rozpoczętemu i oddała kierownictwo re- 
wolncyi ludziom, którzy jej nierozumieli. Mniej skromności 
ft więcej ambicyi w tych mężach, a nie mielibyśmy dyktatora 
Chlopickiego i jenerałów, którzy źle sprawę rozwijali i pro- 

17* 



260 

wadzili. Okryci krwi% i kurzem bitew Wysocki i Malczewiki 
wzięci zostali do niewoli i po wejściu Moskali do Warsiswy 
osadzeni w więzieniu u Karmelitów , gdzie przeszło trzy lata 
trzymani, doczel^ali si§ w tych smutnych miejscach Arion 
Zawiszy. Badanie, samotność i cierpienia wicńenia niah- 
mały energii naszych wojowników. Skazano ich na powie* 
szenie, ale obiecano darować życie, jeżeli ukorzą się pned 
carem i prośby o łaskę do niego napisze Pomimo odm- 
cenią propozycyi pisania prośby, Wysocki i Malczewski m^ 
zostali powieszeni, a car wyrok śmierci zamienił na nieni 
cięższy wyrok wygnania i robót w Syberyi. Przysłano ich 
na roboty w gorzelni yr Aleksandrowiricu pod Irkuddeo. 
Tutaj pod przewodnictwem Wysockiego postanowili Pobcj 
wygnani opuścić to miejsce pobytu i uciec z SyberyL ZniK 
nam już koleje tego przedsięwzięcia i wiadomo, że i Malczewski 
do niego należał. Zdradzeni, i^ęci zostali na wyspie Angai; 
i osadzeni w więzieniu w Irkucku. Wyroki wypadły sorowt, 
pomiędzy innymi major Malczewski przykuty został do taoki, 
otrzymał kilkaset rózg chłosty i został posłany z Wysockin 
do srebrnej kopalni w Akatui. 

Osadzeni w więzieniu, chodzili z niego okuci na cięikte 
roboty w górze, osładzając przykrą dolę wspomnieniem a 
nawet i nadzieją. Gdy tak zamknięci siedzą w więzienia, 
koledzy ich w innych kopalniach zostający, ale nie zamknięci 
w więzieniu, zmówili się, żeby Wysockiego odbić i uwolnić 
z więzienia, a potem z nim i z Malczewskim popróbowić 
jeszcze raz ucieczki. Nędza, w jakiej zostawali, niepozwolib 
im wykonać swoich zamiarów. Potrzeba było pieniędzy, a 
nie było ich zkąd wziąźć, postanowili więc tej potrzebie ai- 
radzić przez sfabrykowanie kilku asygnat Nierozpoczęli jesioe 
roboty, a zamiar ich został przez jaJdegoś cudzoziemca, zdaje 
się, że Szweda, zdradzony i ci szlachetni obrońcy Wysockiego 
byli aresztowani i skazani na knuty i piętnowanie ( 1840. roka). 
Na szafocie w Nerczyńskim Zawodzie Wincenty Chłopicki i 
S. Brono wski otrzymali po 10 knutów, a H. Weber nwolnit 
się od nich przez pchnięcie się nożem przed szafotem- 
Wkrótce jednak trudne położenie więźniów zmieniło się na 
lepsze. Wysockiemu pozwolono mieszkać we wsi i chodak 



261 

bjl na liście katorźnych, mógł zająć się gospodarstwem i 
mydlarnią. W domu, który sobie wystawił y^ Akatui, 
mieszkał z nim Wincenty Ghłopioki i Malczewski, gdzie sami, 
dając gościnne przytnlisko nowo przybywającym wyg^^ańcom, 
pracowali na kawc^ek chleba. Dwaj przyjaciele, Wysocki i 
Malczewski, pomimo lat i cierpień, które ich pochyliły, pra- 
cowali też i umysłowo. Czytali, kształcili się i wzbogacali 
eiągle umysły swoje wiadomościami. Tak płynęły lata. Mal- 
ciewski zachorował, a dla leczenia się przeniósł się z Akatui 
do Nerczyńskiego Zawodu, gdzie w domu doktora Beaupró, 
doenając czułych i troskliwych starań i pomocy ze strony 
kolegów, wyzionął ducha, pełen wiary w żywotność i przy- 
sstość Polski. Więckowski , który dla tego , żeby zachować 
wizerunki kolegów, sam, bez nauczycieli, żelazną pracą, 
oaoczył się rysować i jako tako malować, już po śmierci 
zdj^ portret Malczewskiego. Malczewski był wysokiego 
wzrostu, szczupły, włosy blond w rudawe wpadające, lubił 
porządek, akuratność i odznaczał się powagą. Charakter 
dzielny, szlachetny i skromny, wola pewna a chęć nie- 
dnnana, do końca miał ducha wojownika, patryoty, 
łtóry nie wyrazami, lecz czynami mierzy swoje życie, dla 
którego obowiązek względem ojczyzny jest wszystkiem. Służbę 
wojskową znał doskonale i posiadał wyższe od niejednego 
M swoich rewolucyjnych kolegów wykształcenie. Zestarzał 
•ic, a jednak nie przestał spodziewać się, że jeszcze wróci 
do Polaki. Ciągle marzył o powrocie, a gdy mu termin 
fobót w kopalniach (lat 18) wyszedł, podał notę do rządu, 
w której odwołując się do brzmienia wyroku i praw w Polsce 
obowiązujących, żądał pozwolenia powrotu do kraju. Odpo- 
wiedź odmowna i nieprawna nadeszła, ale już po jego śmierci. 
Zwłoki szacowne odnieśli koledzy na swoich barkach na cmen- 
tnz, a miejsce jego spoczynku uwiecznili kamieniem dolo- 
mitowym. 

Zmarł daleki od ojców ziemi, ale zawsze blizki naszych 
ierc i pamięci. 

Napis na blasze w kościele nerczyóskim, pamięci jego 
poświęcony, jest taki: ^Franciszek Malczewski, rodem z Białej 
Kosi Major b. Wojsk Polskich. Za udział w powstaniu 



262 

29. listopada 1830. roku do kopalni skasany. Umari w Ner 
czyńskim Zawodzie 8. lutego lSd2. roku.)» 

Obok dzielnego wojovniika i żołnierza spoczywa pod 
czarnym krzyżem niewieście ciało, w którem zacna dusza pne 
mieszkiwi^a z świ§t% zdolnością poświęcania się. Albina 
z Wiszniewskich Migurska urodziła się w Pamowcach 
Zielonych w czortkowskim cyrkule. Tam i we Lwowie, gdac 
hjhk na pensyi, spędziła swoją młodość. Ojciec jej Madą 
Prus Wiszniowski nieodznaczał się ani mocą charakteni, ani 
też siłą uczuć patryotycznych. Matka, Tekla z Szawłowakii^ 
odumarła Albinę w dziecinnym wieku. Brat Albiny Antoni 
walczył w 1831. roku; siostrze jej było imię Wincentyna. Al- 
bina poznała Wincentego Migurskiego w Sidorowie a państwa 
Korytowskich, gdzie po ucieczce z Laszek Murowanych z pod 
Lwowa schronił się. W Laszkach u państwa Ulatowsldi^ 
bawiło kilku emisaryuszów w 1833. roku. Pewnego ranka o 
świcie przyjechali urzędnicy i wojsko dla zrewidowania doma 
Ulatowskich. Było tam podówczas aż trzech emisaiynsrów. 
W największej obawie o los swoich gości, młoda i ślicna 
gospodyni domu Tekla Ulatowska zdążyła przed wejscaeB 
policyi sprowadzić emisaryuszów do swojcg sypialni i dwon, 
Migurskiemu i Twemickiemu , kazała się na łóżku swojem i 
męża położyć, nakryła ich materacami i sama na jednem 
położyła się, a na drugiem spoczęła Aniela Ulatowska, eioetn 
jej męża; trzeciego emisaryusza Hankiewicza pod łóżkiem 
schowała. Wszystko to w kilka zaledwo chwil było wyko* 
nane; policya brutalska, nieszanując sypialni kobiet, wenla 
do niej i zażądała, ażeby panie wstały i pozwoliły łóżka i pokój 
zrewidować. Ulatowska energicznie oparła się żądania i sta- 
nowczo wyszekła, że dopóki policya z pokoju, nie wyjdńe, 
dopóty ona z łóżka nie powstanie. Policya wydaliła się do 
innych pokojów, a strwożona gospodyni podniósłszy materace. 
pokazała zagrożonym przez policyę małe okienko pod su- 
fitem. Hankiewicz schował się w kanapę w sali stojącą* 
Migurski zaś i Twemicki przez okno usiłowali zemknąć. Kie- 
mogąc wdrapać się tak wysoko, byliby niezawodnie schwy- 
tani, ale słaba kobieta z nadludzką siłą uchwyciwszy jednio 
i drugiego za nogi, podsadziła do okna, przez które azca^ 



263 

śliwie zemknęli. Kiewiedząc, co się zrobiło z trzecim, i nie 
mogąc go wynaleźć na prędce, mszyła Ulatowska z miejsca 
ogromną szafę, zasunęła nią okienko a zarzuciwszy nocny 
szlafroczek, otworzyła policyi pokój sypialny. Nikogo w nim 
nieznaleźli, lecz w sali z kanapy wydobyli 'z wielkiem zdzi- 
wieniem i zmartwieniem Ulatowskiej Hankiewicza i zawieźli 
go do Lwowa. Opisaliśmy szczegółowo te sceny, żeby obe- 
znać czytelników z pięknym charakterem i wspaniałem uspo- 
lobieniem młodej Polki, której ukochany przez nią mąż Eu- 
geniusz Ulatowski, aresztowany za przytułek dawany rodakom 
i udział w związku , zmarł w więzieniu Iwowskiem. 

Takim sposobem ocalony Migurski przybył do Sidorowa, 
gdzie poznał Albinę. Następnie w domu jej ojca w Paniow- 
cacb znalazł przytułek i rok przeszło chroniąc się w tej oko- 
licy, pozyskał serce jednej z najzacniejszych Polek. Albina 
czoła, dobroczynna, wykształcona, poważna, była egzalto- 
waną patryotką i Migurskiego, którego widziała otoczonego 
dągłemi niebezpieczeństwami, całą swą duszą pokochała. 
Położenie jego obndzało w niej tysiące cierpień, które mężnie 
nosiła. Raz policya przybyła rewidować dom paniowiecki. 
Migurski już w ostatniej chwili schronił się w komin i tam 
szczęśliwie przebył rewizyę. Ileż to boleści targało serce 
czułej i wzniosłej kochanki -patryotki, ileż to radości i słod- 
kiej pociechy doznała, gdy po wyjechaniu komisarza zoba- 
czyła ukochanego, którego, chociaż był niższym od niej co 
do wykształcenia, kochała aż do najwyższego dlań poświę- 
cenia się I 

Odebrawszy instrukcyę i rozkaz od majora Święcickiego 
w lutym w 1835. roku, Migurski w charakterze emisarynsza, 
pod nazwiskiem brata Albiny Antoniego, pojechał do Kró- 
lestwa. Pod Sandomierzem zajechi^ do wsi Rzeczyca Mokra, 
gdzie się urodził i wychował i gdzie spodziewał się zastać 
twoich rodziców. Nie było" ich tam, bo rząd skonfiskował 
cjcu wieś za to, że czterej jego synowie walczyli w szere- 
pch polskich i razem z wojskiem emigrowali do Franoyi. 
Stary ojciec Walenty Migurski podówczas mający lat około 
80 i o kilkanaście lat młodsza jego żona, z jedynem dziecię- 
ciem, jakie im pozostało, 18-letnią Rafaliną mieszkali w San- 



264 

domierztt około katedry i w osierocenia i w smutku oczeki- 
wali śmierci. Tu ich niespodzianie odwiedził jeden z synów 
znany nam Wincenty. Radość, jak% staruszkowie przejęci 
byli, wkrótce skończyć się miała. Syn musiał jechać dalg i 
po dwudniowym pobycie w rodzicielskim domu udał się do 
Radomia, gdzie czwartego dnia po przebyciu Wisły zoelil 
aresztowanym i odesłanym do cytadeli w War8za¥ne. Totsj 
szpieg przybyły z Francyi wydał prawdziwe nazwisko Mi- 
gurskiego, a on, wiemy instrukcyi, niemogrąc się otroć, 
zadał sobie scyzorykiem sześć ran, z których wyleczeni, 
odesłanym został do wcjska moskiewskiego na szeregofci 
w Uralsku w orenburskim kraju. 

Niewiadomość i obawy o losie kochanka, a następni* 
okropna pewność o jego aresztowaniu, wstrząsły czuł% diutf 
Albiny. Nie będę opisywaniem znieważać jej boleści h 
wiem tylko, źe ta kobieta, która niechciała w domu zalnf 
mywać kochanka, gdy szło o sprawę narodu, przez cały otf 
podróży i więzienia Wincentego była rzeczywista męczennica 
Pisała do krewnych kochanka, do komendanta cytadeli, pf 
tając o życie i zdrowie jego. Chciała jechać, podzielać z 
jego los, pilnować go i chronić od prześladowań. H^ 
wiedziała się wreszcie, że starego ojca, za gościnność dtff 
synowi, ukarano kilkunastodniowym aresztem, a syn jegf 
w Uralsku przebywa, i powzięła natychmiast zamiar jechsoii 
do Uralska, żeby, jak pisała, przyczynić się do jego epoks^ 
ności i pomyślności, wyrzekając się wszystkiego dla szcz{ 
kochanka, w którym przedewszystkiem widziała prześlado* 
wanego za ojczystą sprawę patryotę. Kiezważała na odn* 
dzanie wszystkich jej życzliwych i krewnych, na niebezpi^ 
czeństwo <^ekiej podróży, na smutną przyszłość, jakiej ^ 
spodziewać mogła, gdy zostanie żoną żołnierza moskiewskiegOr 
i pojechała do Uralska, gdzie połączyła się ślubnym węsł^* 
z Wincentym Migurskim i była mu rzeczywistą osłodą i gwiaedi 
kierowniczką w smutnej nocy niewoli. Szanowali ją po> 
wszechnic, nawet wrogowie. Dał im Bóg dwoje dzieci, 
które wnet zabrał, dotknąwszy głęboko serce Albiny. Tę»| 
knota ich pożerała, a Albina przemyśliwała nad sposobasu 
wybawienia siebie i męża z niewoli. Ułożyli wspólnie plst 



265 

neiecEki, którego wykonanie zależało głównie od Albiny, jej 
aly i zręczności. Nad brzegiem rzeki znaleziono ubranie 
Migunkiego i list do £ony, w którym przeprasza j% za ode- 
rocenie, w jakiem j% przez śmierć dobrowohi% w nurtach rzeki 
pozostawia w obcej ziemi. Przynieśli list i rzeczy biednej żonie, 
której lament i rozpacz były najprawdziwsze. Smutek, ża- 
łoba, jak^ włożyła, nikomu nie pozwoliły podejrzywaó ją o 
tajone zamiary. Powszechne współczucie okazywano jej ; od- 
wiedzały j% panie, ciesząc i pomagając w sieroctwie. Wizyty 
zawaze ją niepokojem przejmowały. Ona pragnęłaby sama 
zostać, żeby nikt nie dopatrywał się i nie śledził prawdy 
w jej boleści, drżała, żeby mąż ukryty w pokoju przez chrzą^ 
knienie lub szmer niezdradził sam siebie. Tak przez pół roku 
odwiedzana, dzień i noc w obawie, w udawaniu, w naj- 
większem udręczeniu czas spędzała. Służąca jej, którą wzięła 
z sobą z Polski, pomagała jej jak mogła i sekret dobrze 
otrzymywała. W pół roku wreszcie otrzymała pozwolenie 
powrotu do kraju; dano jej na straż kozaka, który eskortując 
powóz zmuszał przez to Migurskiego do ukrywania się dal- 
szego. Niechcąc w moskiewskiej ziemi zostawiać trupów 
dzieci swoich, wykopała je z mężem na cmentarzu i zło- 
żywszy w jedną trumienkę, wiozła je do Polski jako i męża 
ukrytego w skrzyni pod kozłem. Zbytecznem jest ol^aśniać 
trodności takiej podróży, zbytecznem określanie obaw, cier- 
pień, odwagi, zimnej krwi, jaką przejętą być powinna i ja- 
kiej dała świetne dowody w tej ucieczce. Już się od Uralska 
oddalili o wiele mil, wjechali w saratowską gubernię, kiedy 
kozak podsłuchał rozmawiających z sobą małżonków i doniósł 
o tern władzy. W skutek denuncyacyi kozaka zatrzymano 
powóz, zrewidowano go, a znalazłszy w nim Migurskiego 
aresztowali go wraz z żoną i odwieźli do Saratowa. Tutaj 
pochowano dzieci, które matka z sobą wiozła. Była to scena 
peba efektu, gdy Migurscy weszli do kościoła i padli na 
Uęezld przed trumienkami. Ona w żałobie, poważna niewiasta, 
urok świętości miała w sobie, on w kajdanach. Los ich 
obudził powszechną sympatyę w Saratowie. Odwiedzały ich 
znakomite osoby Saratowa a arystokratki tamtejsze na klęcz- 
kach jakby świętej jakiej prosiły Albinę o błogosławieństwo. 



266 

Taki to wptyw posiada i takie wnratenie robi prawdawk 
cnotliwa niewiasta. Manifest z powodu zaślubin następcy 
tronu Aleksandra uwolnił Migurskiego od surowej kary i byl 
powodem, iż nie do robót, lecz tylko do wojska w Syberii 
go postano. Udali się znownt na nowe wygnanie, jessoe 
bardziej od ojczyzny oddalone, i po długiej podróży przybyli 
do Nerczyńskiegro Zawodu, gdzie liczne grono wspótwygniń* 
ców oddało hołd jej poświęceniu. Zdrowie jej nadwerężone 
trudami podróży, podkopane tęsknotą i smutkiem w Zawodiu 
coraz bardziej słabło. Wpadła w suchoty i w rok po pisy- 
byciu w nerczyńskie okolice oddała Boga ducha i spo- 
częła między wygnańcami, dla których poświęciła mająłfk, 
wolność i wszystko swoje prócz cnoty. Synek jej mały 
wkrótce po matce skończył życie i obok niej poohowaayn 
został. 

Inna mogiła kryje zwłoki człowieka ognistej i wzniorig 
duszy, którego całe życie było pracą dla ojczyzny. Aleksander 
Wężyk, rodem z Krakowskiego, ksztidcił się w uniwersytecie 
krakowskim razem z Gustawem £hrenbergiem, Karolem Po- 
dlewskim i Konstantym Sawiczewskim. Szymon Konania 
udając się z Francyi do wschodnich prowincyj Polski, w Kia* 
kowie poznał się z uniwersytecką młodzieżą, zakomunikował 
jej zasady swoje, plany i polecił udać się do Królestwa dli 
uorganizowania tam związku pod nazwiskiem StowarzyaaeBii 
Ludu Polskiego. Wyżej wymienieni pojechali do Warszawy, 
a dwaj pierwsi a • mianowicie też Wężyk z ogromną goriir 
wością pracował nad rozszerzeniem związku i propagandi 
demokratycznych zasad, a wreszcie i nad przygotowanien 
umysłów do powstania. Niezmordowany agitator Wężyk spro- 
pagował dzielniejszą młodzież Warszawy, a pomiędzy nią 
najczynniejszego Michała Olszewskiegro, i zrobił ze Stowaray- 
szenia Ludu Polskiego ognisko życia narodowego, które bilo 
pulsem pełnym zapału, energii i dobrej nadziei. Uczyli si^, 
kształcili sami i kształcili naród, rzuciwszy w odrętwiałe jega 
łono całą garść budzących myśb. Po klęsce 1831. roku i 
po klęsce emisaryuszów 1833. roku nastąpiły czasy stagnacsri 
Obawiono się działać, mówić, myśleć nawet po polsku, tak 
była ciężką katowska dłoń Mikołaja. Związkowi z odwan 



267 

bohaterów i pewnością młodzieńców rozruBzali umysły, obu- 
dziłi nadzieje i pod zasłoną niewoli zawrzało w głębi życie. 
Oni pierwsi w Królestwie po emisaryusach prowadzili sysie- 
mitycEną propagandę demokratycznej nauki, która jakkol- 
wiek' narodową nie jest, ocuciła przecież naród, wyjaśniła 
jego stanowisko i dzielnie przyczyniła się do wytworzenia 
mad zapełnię narodowych polskiej i>olitykL Walka, jaką 
stoczyli z przesądami arystokracyi i szlachectwa, pociski, 
jakie rzacali na jej wyłączność, były niezawodną zapowiedzią 
jedności i oobywatelenia ludności całej Polski. Tolerancya 
relig^na, obrona praw ludu i podnoszenie kwestyi jego 
BwUuzczenia, przemawianie za zrównaniem żydów, acz nie 
prędko, ale wydiio błogie owoce. Dobre ziarno nigdy nie 
ginie. Długo pracuje zanim na jaw w przeciwnościach wy- 
dobędzie się, ale wydobywa się i pomimo obcego początku, 
aakwitnąć musi barwą i pożytkiem narodowym. Karód złe i 
lue stosujące się do jego życia i tradycyi odrzuci, a soki 
•obie pożyteczne wyciśnie i zużjrtkuje. Tak było i z zasadą 
demokratyczną. 

Dzisiaj przeszły czasy demokratyzmu, ale był on ko- 
sieczną fazą w rozwoju pojęć narodowych; dzisiaj mamy za^ 
•ady polskie, które jednak bez kąpieli demokratycznej nie 
mogłyby wyklarować się i pogodzić wszystkich wyznań, za- 
trudnień i warstw sp^ecznych Polski. Stowarzyszeni usiło- 
wali żydów wciągnąć do związku i w tym celu Michał 01- 
ttewski napisał do nich braterską odezwę, o którą w cyta- 
deli podejrzywali Lelewela. Gorące słowa, argument równo- 
uprawnienia, wspólny ucisk, wspólny interes, nic nie mogło 
ówczesnych żydów poruszyć i pozyskać ich dla sprawy naro- 
dowej; pozostali obojętnymi, a roznoszący odezwę młody 
Mieczysław Wyrzykowski został tgęty, co naraziło bezpie- 
tteństwo związku, a w końcu dało powód do jego odkrycia 
(1838. roku). Związkowi zbierali się w domu ś. Krzyża, 
w mieszkaniu Aleksandra Krajewskiego, i dla tego nazwano 
ich Świętokrzyżcami. Tu tysiącami sypały się dowcipy 
i w dymie fajek wynurzały się myśli nieraz jędrne i śmiałe, 
I nawet zuchwałe plany. Gdy odkryto związek i Święto- 
biyżców pobrano do cytadeb, rozrzucone i zagaszone ognisko 



268 

propagandy polityczno -narodowej rozetlił znów w Wami- 
wie Gzowski, przez co po klęsce, jaka spadła na kraj prea 
wyłowienie tylu zdolnych ludzi, niedopnścił zapanować óbj 
cofającej zwykle naród w tył o kilka kroków. W cytadeli 
ówczesna komisya śledzcza, pod prezydencyą tyrana i okra- 
tnika ks. Qalicyna, składała się z ludzi podłego snmieiuft, 
łotrów i zdrajców. Pomiędzy jej członkami był niegodziwy 
i niebezpieczny szpieg i sędzia Tański. Postępowanie tfch 
ludzi z uwięzionymi było pełne gwałtu i barbarzyństwa. 
W czasie indagacyi bito ich rózgami, pomiędzy innymi i 
Wężyk został ochłostany; podsłuchiwano, głodzono, fałno- 
wano podpisy i protokuły i wszelkiemi sposobami starano 
się ich sprawie nadaó charakter z góry przez komisyę a- 
mierzony. Pewnego razu już w nocy wprost z teatru i bah 
przybył Galicyn do cytadeli i rozkazał skrępowanego powro- 
zami Bohdana Dziekońskiego wprowadzić do komisyi. Skrę- 
powany i trzymany za barki przez żandarmów badany hj^ 
przez arystokratycznego szpiega. Chodząc z cygarem po sali, 
zadawał pytania Dziekońskiemu a za zaprzeczanie dał ma 
prztyczka w nos. Dziekoński niemogąc inaczej obronić się, 
plunął księciu w oczy, który otarłszy ślinę dalej prowadził 
badanie i bicie więźnia po twarzy. Rozkrwawił mu nos i 
tak się pastwił przez całą noc, po każdej odpowiedzi dt^ 
mu prztyczka. A jednak nie było to najgorsze postępowania. 
Gdy przywieziono A. Wałeckiego z Wilna, gdzie książę Tra- 
beckoj podari na nim w kawałki ubranie i całe ciało podrapał, 
widząc to Leichte rzekł: «To my tutaj jeszcze łagodnie i po 
ludzku z więźniami obchodzimy się; skarżycie się na nas, a 
widzicie, że w Wilnie nie są tak ludzcy i dobrzy jak my 
tutaj w Warszawie.}) Skończyło się wreszcie okropne ba- 
danie, |w którem komisya dobrze obłowiła się, biorąc graibf- 
fikacye od rządu i pieniądze od rodziców uwięzionych sa 
czcze obietnice uwolnienia. Oddano ich pod sąd wojenny i 
skazano do kopalni w 1839. roku. Pomiędzy zesłanymi do 
kopalni nerczyńskich był i Aleksander Wężyk. Świętokrzyłej 
zastali tu już wygnańców z różnych stron Polski zesłanych 
za też samą co i oni sprawę. Nieznali się, niewiedzieli nie 
o sobie, a działali na tych samych zasadach, bo jeden człowiek 



269 

ich poruszył w Warszawie, w Litwie i na Rusi. Z początku 
ożywani byli do lekkich robót w kopalniach. Wężyk wysłany 
był na ł%ki dla pilnowania siana. Siedząc w budzie ze swoim 
kolegą czytał Helwecyusza i innych filozofów XVIII, wieku. 
Kieznajdowi^ w nich zajęcia dla swojego umy^u, trapiła go 
iMEczynnofló. Organizm jego moralny wymagał pracy i celu, 
któryby całą jego istotę poruszył. Stworzony był do dzia- 
Itoia, do wielkich celów i do środków a nie półśrodków. 
Bes pracy wyższej, bezczynny, nie mógł się utulić, nie mógł 
przyjść do siebie. W takiem położeniu albo ludzie upadają, 
^ dźwigają się silniejsi niż byli. Wężyk był też na 
drodse upadku. W chwili walki i niepokoju wewnętrznego, 
poznał prześliczną wiejską dziewczynę i całą duszą przylgnął 
do niej, pokochał ją. Gdyby nie była Rosyanką, byłby 
I ni% ożenił się, lecz jej wiara, która carowi służy za narzę- 
^^ wynaradawiające, stanęła naprzeciw jego miłości. 
Dłogo z sobą walczył, długo wahał się, aż wreszcie 
BW&Iczył miłość i rzucił ją na ofiarę uczuciom i zasadom 
polakim. Piękny to był widok młodzieńca, ogniem miłości 
ujętego, szarpiącego się jak lew z uczuciem i wreszcie dla 
nelkiej idei zadającego sobie dotkliwą ranę porzucenia i za- 
pomnienia ulubionego przedmiotu. Gdyby nie miał siły do 
nralczenia samego siebie, byłby oplatany zgubnemi dla Polaka 
swiądcami, powoli upadałby i upadłby nareszcie. Zwycięztwo 
oiywiło go, wyszlachetniło , na tern smutnem wygnaniu, 
V tej krainie strasznej ciszy i spokoju, znalazł cel, znalazł 
pncę, która dla Polski niemogła zostać bez pożytku. 
Cmysł i zasady swoje otrząsł z ekscentrycznych pojęć, stanął 
u twardym gruncie mocnych szerokich przekonań i nie 
^Ntawszy fanatykiem, z libertyna został człowiekiem religij- 
*yiQ- Życie jego odtąd na wygnaniu, z myślą o Polsce, 
tyło nieustanną pracą dla wygnańców. Szukał biednych i 
opierał, zachęcał do wytrwania upadłych i zrozpaczonych, 
• piękne to pasmo dni ożywiała zawsze jasna gwiazda nadziei 
^ Polski. Nie było miejsca i punktu tak dalekiego na 
wygnaniu, któregoby niezwiedził, niosąc wygnańcom pomoc 
ttteryalną w pieniądzach i moralną w słowie Chrystusa. 
IMoły był nietylko o kolegów za sprawy polityczne do 



270 

Syberyi przysłanych, ale i o Polakach, przysłanych ta n 
zwyczajne policyjne łab kryminalne przestępstwa. Żeby po- 
jednać ich z Bogiem, obadzić w nich akrachę, poprawę, 
w główni^szych osadach Danryi zaprowadził wspólne modły 
między katolikami. Przed ołtarzykiem urządzonym w mie- 
szkaniu którego kolegi dla odmówienia modlitw i litanij, zbie- 
rali się pod przewodnictwem politycznego wygnańca wszyscy 
katolicy z kopalni. Dla przewodników tego nabożeństwa 
napisał instrukcyę pod napisem: « Uwagi o potrzebach za- 
bąjkalskiej parafii», które umieszczam w dopiskach. Na Wiel- 
kanoc i święta Boiego Narodzenia zbierał Wężyk wszystldch 
Polaków katorżnych i dzielił się z każdym jajkiem święconem 
lub opłatkiem; wypytywał o potrzeby i zawsze poratowali 
zawsze miał w ustach słowo Boże, pokrzepiające w niedoli 
a niosące nadzieję (upadłym. Postać jego w kopalniach 
przedstawia się nam jako postać misyonarzal Te nabożeństwa, 
te wspólne modły ustały po jego śmierci. Wspólność była 
i jest cechą pożycia naszego tataj wygnaństwa, lecz do tej 
wspólności ladzie nie za polityczne sprawy deportowani 
nienależeli i nie należą. Wężyk tylko i kilku innych po- 
święcili się poprawieniu tych ludzi i dla nich to głównie i»r 
prowadził publiczne modły. Był on kasyerem ogóła wy- 
gnańców przez wiele lat co rok na te posadę obierany i 
szafarzem grosza przez kolegów i kraj składanego. Opasz- 
czony przez własną rodzinę, która o nim nie pamięti^a, żył 
z włtoiej pracy, oszczędzając dla siebie, a nic nie żałojfc 
dla innych. Po śmierci zostawił majątku 1,000 złp. Ko- 
ledzy powiększywszy fundusz ten dobrowolnemi składkami, 
postanowili w okolicy jego rodzinnej zakupić kolonię i 
oddać ją na własność rodzinie jakiego zasłużonego w boju 
lub radzie włościanina. Nosił się skromnie, ubogie odzienie 
łatał, pisać nie lubił. Życie czynne zawsze go od pióra 
odrywało. Czasami w wesołem usposobieniu ducha, w gronie 
przyjaciół, zaimprowizował lub napisii wierszyk, który potem 
śpiewany był okrasą i powodem wesołości koleżeńskich 
zebrań. Umarł w 1853. roku. Przy śmierci jego byli 
W. Więckowski, G. Ehrenberg, A. Krajewski, A. Wałecki 
i doktor Beaupre, który czytał modlitwy za umarłych. O^^a- 



271 

kiwali go wszyscy i na barkach swoich odnieśli na cmen- 
Uiz. Na mogile jego leiy kamień dolomitowy. 

W kraju Wężyk oddal się konspiracyi cał% duszą i 
istnolcią 8woj%; niemiał potrzeb innych i innych widoków, 
prócz potrzeb i widoków sprawy, której się poświęcił; na 
wygnaniu znów całkiem się oddal pracy dla kolegów, wyro- 
bieniu siebie na rzeczywistego męża i z zapałem szerzył 
V wygnanej g^romadce pociechy religijne i wiarę w Polskę. 
I^wo miał przekonywujące, podbijał niem i unosił, dla tego 
był szczęśliwym propagatorem. Na blasze w kościele par 
mi^ jego poświęconej jest taki napis: «Alexander Wężyk. 
Polomia in Palatinatu Cracoyiensi natus. Jagellonicae Uni- 
rerńtatis studiosus. MDCGCXXXIX p. p. in exilium opu8que 
metalli damnatus. Obiit dieXIY. Junii MDCCGLIII Nerczynski 
Zawód. expleyit annis XXXV.» 

Dalej wznosi się ciosowy głaz na mogile Ignacego 
Bałdeskuła, rodem z Ukrainy. Szanowny ten m%ż w 1831. 
roku poszedł pod «naki ojczyste i walczył w szeregach 
powstańczych. Wzięty do niewoli , zapędzony został do 
Omska na żołnierza. Tak w drodze jak i w służbie mo- 
skiewskiej doznał wiele trudów przykrych i prześladowań. 
Posiadając ufność wspótowarzyszy niewoli, wezwany był do 
związku, kierowanego przez ks. Sierocińskiego i gorliwie 
z innymi pracował nad wydobyciem się z Syberyi. Po zdra- 
dzie, która odkryła zamiary związkowych, aresztowany i 
prześladowany, skazany został przez sąd wojenny w 1837. 
roku do robót w kopalniach nerczyńskich. Tu przez czas 
jakiś używany do ciężkich robót, nie stracił ognia w duszy 
i &ntazyi Ukraińca. Zniósł wszystkie przeciwności mężnem 
sercem, doczekał się czasów folgi dla wygnańców a potem 
pracował w roli i zarządzał gospodarswem na folwarku za- 
k)ionym przez wygnańców pod Nerczyńskim Zawodem. 
KochaDy i lubiony jako kolega zacny, gościnny, jako człowiek 
pracowity, poczciwy i dobry Polak. Umarł w domu przyjaciela 
doktora Beanpró w 1849. roku, dotąd mile przez wszystkich 
wspominany. Na blasze w kościele pamięci jego poświęconej 
jest taki napis: « Ignacy Bułdeskuł rodem z Machnówki na 
Uipraillie , za udział w powstaniu 1831. roku do batalionów 



272 

aybirakicL, za udział w usiłowaniach ucieczki z Omska, do 
kopalni w roku 1837 skazany. Umarł w Nerczyńskim Za- 
wodzie dnia 23. kwietnia 1849. roku przeżywszy lat 40. » 

Ksiądz Wincenty Kroczewski, rodem z Lubelskiego, 
pochowany został na cmentarzu moskiewskim, bo wówczas 
nie mieliśmy jeszcze swojego. Wysoki katolicki krzyż wska- 
zuje miejsce jego spoczynku. Ksiądz Kroczewski należał do 
wyjątkowych kapłanów, do tych, którzy sprawę kościoła po- 
łączyli ze sprawą narodową, słusznie pojmując, iź bez tego 
połączenia grozi upadek jednej i drugiej. Gdy nastąpiła 
śmiała wyprawa emisaryuszów w 1833. roku, obfitująca 
w tragiczne sceny wielkiego poświęcenia, ksiądz Kroczewski nie 
uchylić się od dział^ia i niezamykał drzwi swoich pned 
ludźmi, o których powiedział poeta, że przyszli umrzeć oa 
rodzinnej ziemi. Za pomoc i schronienie dawane emisaryu- 
szom, Kroczewski był aresztowanym i przez sąd wojenny 
w Warszawie skazany do robót w Syberyi. Podróż ns ir7- 
gnanie mis^ bardzo przykrą. Gnany w tłumie zbrodniarzy 
ze skutemi rękami i nogami, nie mógł przez długi czas 
zrzucie z siebie odzienia, a potrawy niósł do ust ręką obcią- 
żoną łańcuchem. Poniewierany, niemógł odpędzić nędzy od 
siebie. Wszy jadły mu ciało, a żaden z oficerów, niechcial 
go odkuć na jeden moment dla zmienienia bielizny. 
W Aleksandrowsku dopiero pod Irkuckiem doznał małej 
ulgi. Tu należał z Wysockim i Malczewskim do ucieczki 
^Schwytany na wyspie Angary, przykutym został na kilka 
miesięcy do taczki i oddany pod sąd powtórnie. Sąd 
skazał go do kopalni nerczyńskich i rózgami ochłostać kazaŁ 
Zniósł mężnie katusze ksiądz Kroczewski, pracowi^ w katordze, 
lecz w końcu złamany cierpieniami zachorował i umarł 
w 1842. roku. JSapis na blasze w kościele pamięci jego 
poświęconej, jest taki: ((Yincentius Kroczewski. Polonus. 
Rachowo Łublinensis palatinatus natus MDCCCII. Sacerdos. 
Parochus in Prawno ejusdem palat. St Theologiae Magister. 
MDGCCXXXIII p. p. Exul in metallum damnatus. Obiit 
MDCCCXLII Nerczynski Zawód. » 

Przed nagrobkiem Malczewskiego świeżo usypany gróU 
a na nim kamień kryje zwłoki Wilhelma Klopflajsza, 



273 

rodem z Warszawy. Ojciec jego był piwowarem w Warsaa- 
wie i wcseśnie go odumarł, matka wyaała drugi raz ca mąi. 
Bolało go bardzo y ie rodńna zupełnie o nim zapomniała, 
w cytadeli go nieodwiedzata i na wygnaniu żadnej od niej 
wiadomości nieodełmL 

W uniwersytecie moskiewskim młodzież polska jeszcze 
przed 1846. rokiem uorganizowała między 8ob% cwi^iBek naro- 
dowy, który za powrotem w Polsoe rozszerzyła. Należał do 
niego znany chlnbnie w literaturze naszej J. Mi^orkiewicz. 
Po klęskach roku X 846 związek był czynniejszym. Jemu zawdzię- 
czamy, iż nie zerwano nici usiłowań narodowych, mógł więc 
w pracy organicznej nieść dalej tradycyę niepodległości Polski. 
Zssady związku były więcej narodowe niż związków poprze- 
dnioh. Kie kłócono się tu o formy, nieprzywią^ywano do wy- 
razów, doktryneryzm, ssemaiyzm partyi znikn^ niepowrotnie. 
Przyjaciele ludu gorąco przemawiali aa jego prawami, lecz nie 
wzniecali w nim nienawiści do szlachty. Uwłaszczenia nie uwa- 
żali za środek i sposób wciągnięcia ludu do powstania, lecz 
dbcieli go wprzódy przeprowadzić. Belig^ni, lecz byli pełni 
tolerancyi dla innych wyznań, i w ogóle mówiąc oparli się 
na szerokiej czysto narodowej podstawie, która najwłaściwszą 
jest dla nas. Dalecy od arystokracyi, nie blizcy byli demo- 
kracyi, z którą porozumiewali się, lecą mogli obie w sobie 
aamknąć i złączyć w jedną silną partyę narodową. Na czele 
związku w Warszawie stał Domaszewaki, który przed odkryciem 
związku umarł w cytadeli, Henryk Krajewski i Romuald 
ĆwierzbińskL Rok 1848 obudził wielkie nadzieje. Powstanie 
w Wielkopolsce, wypadki w Krakowie i we Lwowie, zmusiły 
związkowych do konspirowania i przygotowania kraju do po- 
wstania. Myśl jego rzucono pomiędzy lud warszawski, zawsze 
patryotyczny, lecz klęski, jakie spotkały ruchy narodowe w Po- 
znańskiem i w Galicyi, zmnsfly ich czekać. Zwrócono oczy na 
Węgry i czekano, rychło-li prz<gdą Karpaty i burzę powstania 
przeniosą na ziemie Polski. W tyle Moskali partych z Węgier 
aorganizowane powstanie mogło rachować na powodzenie. 
Postanowiono więc chwilę, w której Węgrzy prowadzeni przez 
Polaków z północnych stoków Karpat ustąpią na równiny polskie 
sażytkować ; chwilę tę miano zrobić dniem powstania nad Wisłą. 

GiLŁBB, OpiMDie. I. 18 



274 

Driwna rzecz, łe w tym samym czasie tałd sam plan po-' 
wstania nloż^^ Związek Młodzieiy litewskiej w Wilnie, któcy 
nic nie wiedział o konspiracyi warszawskiej, a o nim emi- 
gracya nic nie wiedziała. Jednakowe połoienie i jednakowe 
potrzeby bez porozumienia się i wspóbnego kierownika wy- 
wołają jedne i te same objawy. Kieranek, jaki wzięli 
sprawa* węgierska, był zgubnym dla konspiracyi wileński^ i 
warszawskiej. Pierwsza jeszcze w czasie kampanii przez nie- 
ostrożność rzemieślników przygotowujących się do powsta- 
nia, została odkryta, draga przetrwała wojnę węgierską, lea 
wielce osłabiona i niepewna siebie, bo rząd miał joż mei 
w swojem ręku, po których mógł dojść do kłębka. Nie- 
ostroiność rzemieślników warszawskich była takie powoden 
wejścia na trop spiskowych. Bawiąc się w szynka, odgrażali 
się na Moskałów, za co, gdy ich wzięto, badał ich Abramo- 
wicz o stosunki i znajomości, jakie mieU w Warszawie. Rze- 
mieślnicy o istnieniu związku nic niewiedzieli , nie mogli go j 
więc zdradzić; nie mogli tei ładnego podejrzenia rzucić na [ 
osoby, które z nimi komunikowały się, lecz ponieważ osoby •; 
te wyższe były od nich wykształceniem, więc z psim węchem j 
Abramowicz domyślił się czegoś i kazał je aresztować. | 
Pomiędzy pierwszymi aresztowanymi byli: Kajetan Chomi- : 
czewski, który na dwa lata przed odkryciem związku aresi- ; 
towany, ani jednem słówkiem siebie i innych nie zdradził, 
Tchorzewski i Michałowski, którzy bez myśli kompromit<»- 
wania związkowych, niezręcznością swoją i brakiem do- 
świadczenia wpadli w sidła przez intrygancką komisyę za- 
stawione i przyczynili się do odkrycia związku. Pierwszy 
był wygnanym do Permu, dragi z rozpaczy, iź był nie- 
winnym powodem odkrycia, łeb sobie w więzienia o piec 
rozstrzaskał. Wiadomości, jakie komisya śledzcza z różnydb 
zeznań otrzymała, wciągnęły kilka osób do cytadeli, lees 
związku nie zdradziły. Był on tak dobrze uorganizowanym, 
iż mógł przetrwać aresztowanie wielu z swoich członków. 
Mógł go tylko zdradzić i odkryć stojący na czele. Z cjta- 
deli ostrzeżono związkowych, iż mają aresztować jednego 
z naczelników, to jest Romualda Świerzbińskiego, który miał 
kasę związkową w swojem ręku. Polecono Świerzbińskiemn 



275 

ociekać, lecz niechoial, gniewając się, ie go o słabość po- 
sfdzają. «Ja jestem Świerzbiński ! Ja skata! Nie bójcie się o 
mnie, ja niemy jak skała !» Aresztowali go i na pierwszem 
posiedzeniu, po pierwszej pogróżce, przeżegnawszy się 
wszystko wyśpiewał. Zdrada Świerzbińskiego była haniebną. 
Odkrył plany, działania, wymienił z 200 nazwisk i to nawet, 
o czem niewiedział dobrze, ale miał jakie wskazówki, po- 
wiedział. Został on w tej sprawie jakby członkiem komisyi 
i dawał jej objaśnienia co do charakteru i tłumaczenia się 
dtwnych swoich kolegów. Chciano go zrobić profesorem, 
lecz on pomimo średniego wieku i ukończenia uniwersytetu 
w Moskwie, wolał udać się do Kijowa, gdzie wystudyowawszy 
medycynę został doktorem i ma posadę w Bałde. Areszto- 
wano wskutek jego zdrady w 1850. roku mnóstwo osób, 
pomiędzy nimi i Henryka Krajewskiego, który niewiedząc, 
ii Świerzbiński zdradził, a obawiając się, żeby z niego jakiej 
wiadomości nie wyciśnięto, wyskoczył oknem na bruk, gdy 
go żandarmi przez korytarz prowadzili do sali śledztwa. 
Złamał nogrę, wylecaono go jednak i badano. Bronił jak mógł 
ewiązkowych, lecz w obec zupełnej zdrady Świerzbińskiego 
obrona jego skuteczną być nie mogła. Pomiędzy aresztowa- 
nymi za tę sprawę byli mąż i żona Skimborowiczowie i 
Narcyza Żmichowska. Komisya śledzcza za odkrycie związku 
otrzymała od Mikołaja 400,000 ztp. gratyfikacyi. Prezesem 
js) był mięki tyran jenerał żandarmów Jołszyn, sercem i 
głową pułkownik Leichte, który później za Aleksandra II. 
ta zamordowanie batami dwóch chłopów w swoich donacyj- 
nych dobrach był pod sąd oddanym; inni crionkowie An- 
dronkin, sędzia kryminalny Brzuszewski, który w kilka lat 
potem gar^o sobie poderżnął, Blumenfeldt i inni. Sądu 
wojennego prezesem był stary jenerał Żytów, audytorem 
IGaniewicz, który jadąc saniami w czasie zawieruchy, gdy 
wjeidiid w bramę karczmy, uderzony wrotami w głowę za- 
bity został na miejscu. 

Klopflajsz należał także do związku. Wskutek areszto- 
wań w 1848. roku i dla interesu związku, wziąwszy z sobą 
małą cząstkę spadku po ojcu, wyszeiU za granicę. Przez dwa 
lata mieszkając w Wrocławiu, za swoje pieniądze i pieniądze 

18* 



276 

związkowych kupował emigracyjoe ksiątki i do Warasawy je 
posyłał; przez niego też związkowi komimikowaK się z eni* 
gracy%. Nie mogąc dłużej w Wrocławiu utrzymać się, ju 
po odkryciu związku pojecłiał w Poznańskie, gdzie ncsy 
Seweryn Mielżyński w Miłosławiu dał mu przytułek* Z po- 
wodu czujnej policyi, z Miłosławia pojechał do Prus pokkkihi, 
gdzie w Reńsku w dobrach tegoż Mielżyńskiego bawiŁ Uni- 
kając prześladowań i podejrzeń policyi musiał się znowni i 
z Beńska oddalić i udał się do Świecia, gdzie w doma tor 
nownego obywatela Wedelstedta gościnność i przytułek sni- 
lazł. Rząd pruski dat potem Elopflajszowi kartę wohugo 
pobytu, jakie w owych czasa^ dawano emigrantom. W taki 
sposób zabezpieczony, nieobawiał się ekstradycyL Lecs fdj 
raąd moskiewski zażądał wydania Elopfląjsza, Prusacy tci|* 
gnęli go do miasta powiatowego pod pozorem wydania mu 
nowej karty wolnego pobytu, tu go zdradliwie aresztomli 
i w 1852. roku razem z J. Wałeckim, Joachimem Szyeeni 
Władysław Bartkiewiczem Moskalom przez Słupcę do EaliM 
odeełalL 

W cytadeli dręczyli go samotnością, podsyłaniem szpiegót 
i innemi sposobami. W obec komiiyi umiał się z godnośdi 
zachować. Dobrze zbudowany i silny, stracił zdrowie i sitT 
w cytadeli i zachorował na suchoty. W ciszy więzienna cdi 
umysł jego przemyśliwał nad rzeczami, które mogły ludzkości 
pożytek przynieść. Jako uczeń gimnazyum realnego odebnł 
techniczne wykształcenie, znał dobrze chemią i inne naaki 
realne. Projekt udoskonalenia balonów i sposoby długiego 
izakonserwowania mięsa, do jakich doszedł w cytadeli h^ 
bardzo praktyczne i żałować należy, iż więzienie, wygnanie 
a potem śmierć niepozwoliły ogłosić światu pożytecznyeb 
jego wynalazków. Gdyby był żył, wiele przyniósłby pośytkn 
społeczeństwu. Skazany przez sąd wojenny do robót ncr- 
csyńskich w 1855. roku, przybył po długiej i przykrej eta- 
pami podróży na miejsce w pierwszej połowie 1856. roku rawn 
z kolegą swoim z tajże sprawy, Teofilem Moszyńskim, cisaią 
i maszynistą z kolei żelaznej. Już był mocno slaby. PIbI 
krwią i codzień znikał. Przyjęty serdecznie przez wygnań- 
ców, brał chociaż chory udział w ich interesach i poi|<kai 



277 

sobie powBzechii% miłość. Mieszka} w malntkim domku zwa^ 
nym Wenecy% dla weneckiego okna, w którym była biblio* 
teka. Domek Mt na dziedzińcu i w ogrodzie doktora Beaa- 
prśgo, który niemóg^ uratować gasnącego tycia. Na kilka- 
ntśeie dni przed śmiercią, prowadząc go pod rgkę szedłem 
Dft górę. Co chwila odpoczywi^, dyszał ciągle, a patrząc na 
okolicę nekl: «Tu zapewno będzie mój grób.)) Wiadomość 
o niebezpiecznym stanie chorego zgromadziła kolegów 
w stancyjce Elopflajsza. Siedział w fotelu, głowa nm zwisła, 
pot śmiertelny występował na czoło. Jeden z kolegów pod- 
pierał mu głowę, drugi trzymał go za rękę. Wilhelm uśmie- 
chem pełnym łagodności i miłości koleżeńskiej pożegnał 
bnci i opadł na poduszkę. Oczy zamknął i nastąpiło konanie. 
Przyszedł ksiądz Pawłowski z ciałem i krwią Pana Jezusa, 
Wilhelm oczy podniósł, otworzył usta i przyjął połowę ko- 
munikanta, drugiej połowy śmierć mu niedozwoliła przyjąć. 
Tak w chwili uroczystego aktu, na ręku kolegi Henryka 
Golgewskiego , cicho i spokojnie zasnął na wieki. Na 
trzeci dzień wygnańcy na barkach swoich zanieśli ciało 
jego na cmentarz. Portret wymalowała Kazimira Bryn- 
kowa. 

Klopflajsz należał do rzędu tych chrześciańskich i pełnych 
mSośei ludzi, którzy natychmiast przyciągają do siebie i 
wzbudzają uiność i osłodę. Zawsze wesołego i spokojnego 
amysłu, czynny i bardzo przedsiębiorczy, powszechnie byt 
Hibiany i nie miał nieprzyjaciół. Ojczyznę kochał nad 
wszystko. Gdy raz był świadkiem sporu wynikłego z po- 
równania Polski z innemi narodami, i słysząc zarzuty, że 
Polska niemii^a rzeczywistych mężów stanów i niemiała wiel- 
kości politycznej jak Francya, Anglia i inne narody, rzekł: 
tNiemamy czego zazdrościć wielkości, jaka im w 'Udziale 
przypa<tta. Polska wielką jest poświęceniem. » Zdania światłe, 
•hie przekonanie i wielka uczynność dawały mu piękną po- 
mimo młodego wieku powagę. Zostawił on w kraju w Cheł- 
mińskiem narzeczoną swoją Matyldę, do której tęsknił i na 
wygnamn. 

Na blasze w kościele nerczyńskim pamięci jego poświę- 
conej jest taki napis: « Wilhelm Klopflajsz rodem z War- 



278 

ssawy, b. uczeń gimnazyum realnego, w roku 1S55 sa «pr. 
pol. do kopalni skazany. Umarł w Nerczyńskim Zawodzie 
dnia 12. października 1856. Żył lat 30.» 

Kazimierz Sadowski, sołtys z Mostówki, wsi niedaleko 
Okuniewa położonej, spoczywa takie na tym wygnańców 
cmentarza. Kazimierz był typem polskiego włościanina. Go- 
spodarny, cierpliwy, uczciwy, miał w sobie coś patiyarchal- 
nego. Dobry katolik, wierny obyczajom ojców, zachowił 
ich cnoty i uczucia. Gorący patryota, w 1833. roka dat 
w swoim domu bezpieczne przytulisko i pomoc emiaaiyn- 
szowi Szpekowi. Nieobawiał się wspierać jego przedsięwziąć 
i planów, chociaż wiedział, jakiem zagrożony jest niebezpie- 
czeństwem. Szpeka aresztowano i rozstrzelano a szlachet- 
nych jego pomocników Sadowskiego i zięcia jego, takie 
włościanina, Filipa Kurka, Moskale porwali i oddali na długie 
męki. S%d wojenny obudwóch włościan skazał na kije i 
do kopalni. Sadowski, pomimo już dość póćnego wiekni 
otrzymał 3,000 kijów; okrwawiono, podarto ma plecy i 
potem w kajdanach wysłano do Syberyi. Kto podróży eta- 
pami do Syberyi nieodbywał, nigdy nie pojmie przykrości, 
trudów i niegodziwości Moskałów i zaciętości, z jak% pne- 
śladują Polaków. Sadowski wszystko to przeszedł a rzucony 
do kopalni nerczyńskich , potem i krwi% swoją zlewał to 
złoto, co błyszczy na koronie carskiej lub na paluszku pięknej 
damy. Bóg w tych trudach i ciężkiej doli dozwolił ma 
doczekać się starości a z nią folgi i osłody. Uwolniony sta* 
raniem kolegów od robót, pędził potem wśród nich swobodne 
życie, dozorując ogród Beanprego. Poczciwemu starusskowi 
udało się nawet raz złapać złodzieja w ogrodzie, przyesem 
dal dowód nie małej siły. Kochany, szanowany, zmart 
w Nerczyńskim Zawodzie, zostawiwszy wzór i pamięć pię- 
knego a poczciwego żywota. Koledzy na barkach swoich 
odnieśli ciało na wieczny spoczynek w obcej ziemi, gdzie 
a&i córka, ani wnuki nieprzyjdą odmówić modlitwy. Napis 
na blasze w kościele jest taki: « Kazimierz Sadowski rodem 
ze wsi Mostówki pod Warszawą. Włościanin w roku 1833 
za sprawę polską pędzony przez rózgi i do kopalni skasany. 
Umarł w Nerczyńskim Zawodzie 1851. roku żył lat 70. » 



279 

Obok jest grób włościanina noszącego tytuł ksi^cy. 
Michał książę Ge dr oj ć pochodził z ubożałej i pod- 
upadłej linii książąt Gedrojców. Urodził się w mińskiem wo- 
jewództwie. Był to człowiek prosty, bez wykształcenia, a 
w obyczajach nie różnił się od szlachty zagonowej, która 
bifldą, uczciwością i patryotyzmem odznacza się. W 1831. 
roku MichiJ Gedrojc na czele małego oddziału prowadził na 
Białorosi w okolicach mińskich partyzantkę. Napadł pewnego 
razu na oddział Moskali i odebrał im trzy armaty, potłukł 
chorągwie i zabrał kasę. Schwytany, osadzonym został 
w więzieniu w Wilnie, gdzie siedział z nim razem syn jego 
Justyn czy też Konstanty, imienia dobrze nie pamiętam. 
Syna jako młodego człowieka skazano do służby wojskowej 
na Kaukaz. Gdy już w ubiorze żołnierza przyszedł pożegnać 
ojca w więzieniu, ten rzekł do niego: « Wolałbym cię raczej 
widzieć na marach, niż w tym ubiorze; staraj się go zrzucić 
koniecznie. » W kilkanaście lat potem odebrał w Ner* 
czyńsku list od tego syna, który już dosłużył się stopnia 
oficerskiego. Dowiedziawszy się, że syn w służbie cokolwiek 
zmoskwicił się, chociaż się mógł w biedzie swojcg pomocy 
od syna spodziewać, nieodpisał mu nawet. Drugi jego syn 
szczęśliwie uszedł rąk Moskali i emigrował do FrancyL 
Przed wyjściem z Wilna przyniosła mu córka na drogę do 
Syberyi kilkadziesiąt dukatów. Stary ojciec, nie pomny na 
wielkie swoje potrzeby a dbały o pomyślność i los córki, 
pieniędzy nie wzią). Drogę miał trudną, często zapadał na 
zdrowiu i zostawał w lazaretach. Z tego powodu do ko- 
palni, do których był skazany, przybył dopiero w 1835. roku 
mając już lat 72. Gdy go uwolnili z robót, żył bardzo skro* 
mnie, skąpo, tak, że go posądzali o sknerstwo. Powód jego 
sknerstwa, może da się wytłumaczyć radą daną jednemu 
koledze: aZbieraj pieniądze,»> mówił do niego, «bo nie będziesz 
miał za co do Polski powrócić 1 Jeżeli wcześnie nie uciułasz 
sobie kapitaliku, nie wyrwiesz aię z Syberyi.» Z tego poka- 
zuje się, że tęsknił do kraju i spodziewał się powrotu. Kupił 
sobie chałupkę w Nerozyńakim Zawodzie, a ponieważ żył skąpo, 
więc go Syberyacy podejrzywali o bogactwa. Jeden z nich, 
jego służący, chcąc przywłaszczyć sobie mniemane bogactwa, 



280 

zakradł się w nooy do pokoju śpiącego starca i zaczął go 
dusić. Starzec miał jeszcze tyle siły, źe uwolnił szyję swoją 
z rąk zbrodniarza i zawołał na kolegę swej niewoli, Wincen- 
tego Radeckiego, z nim mieszkającego. Złodziej uciekł, leo 
starzec ocalał. Po tym wypadku sprzedał chałupę i osiail 
w najętem mieszkaniu. Umarł w 1854. roku, mając przesito 
90 lat i nic po sobie nie zostawiwszy. 

Chyliński Justyn, stolarz, zmarł w Nerczyńskim Za- 
wodzie 21. stycznia 1848. roku i tu pochowany ; iył lat 40. S^ł 
w wojskb polskiem i w 1831. roku bił się z Moskalami. Jako 
jeniec zapędzony do Syberyi i w Omsku wcielony został 
w szeregi moskiewskie. Tu naleiał do związku ks. Sierocm- 
skiego, przygotowywał się z innymi do opanowania forteey 
i ucieczki w stepy kirgizkie. Po odkryciu związku, trz3rmany 
długo w więzieniu, a z niego w roku 1837 w marcu wypro- 
wadzony na plac egzekucyi, gdzie odbito mu kajdany i obna- 
żonego wciągnięto w ulicę żołnierzy na mordowanie kijami 
Otrzymał kilka tysięcy kijów, a gdy mu rany zabliźnili , wy- 
pędzili go do kopalni nerczyńskich, gdzie kopal rudę, a sn- 
kając osłody w trudach ożenił się. Dobry, pracowity csto- 
wiek, umarł zostawiwszy jedną córkę. 

Parśnicki Maksymilian, przysłany został do kopalni zs 
udział w powstaniu 1831. roku. Kależał do liczby tych wy- 
gnańców, którzy w tęsknej niewoli, nie wsparci duchem wy- 
trwania, pożenili się z Syberyaczkami, niepomni na inną wiaię 
żony, przez którą i dzieci pozbawione zostaną narodowości 
Parśnicki z tęslmoty i wyrzucając sobie niewłaściwy dla 
polskiego wygnańca ożenek, zwaryował i umarł w lazarecie 
dnia 25. kwietnia 1848. roku. 

Pomiędzy wygnańcami spoczywa jeden tylko niewygnaniee 
ksiądz Cyryak Filipowicz, bernardyn i proboszcz, zmarły 
w Zawodzie 25. marca 1850. roku w wieku lat 48. Jesi 
przysłowie, że o zmarłych albo dobrze, albo też nic mówić 
nie trzeba. Gdyby się historycy trzymali tej zasady, nie 
mielibyśmy historyi. O zmarłych więc nie żle, lecz prawdę 
mówić trzeba. Ksiądz Filipowicz jest pod pewnym względem 
osobą historyczną, był on bowiem pierwszym proboszesem 
parafii zabajkalskiej po 1840. roku założonej i grał w historyi 



281 

tomflzegfo wygnaństwa pewn% rolę. Ksiądz Filipowicz, ro- 
dem z Litwy, nie byt wygnańcem, leoz przez metropolitę 
z Mokilewa zosta! do Daiiryi przydany na proboszcza pap 
nii Zabajkale nałeiało dawniej do irkackiej parafii, i 
Iffoboflzoz.z Irkucka tu dla nabożeństwa przyjeżdżał. Sta- 
nmia wygnańców, powiększająca się liczba katolików, byfy 
powodem do założenia nowej w Zabajkalu parafii, która 
obejim^e powiaty nerczyński, wiercłmioadiński i barga- 
aaski Za kilkoletnich rządów Filipowicza, fandnszami 
X kngn nadesłanemi i przez wygnańców złożonemi, pod 
okiem księdza Filipowicza wybudowano drewnianą kf^liczkę 
i wystawiono probostwo, a rząd wydzielił granta i łąki, gdzie 
stanął folwarceek probostwa. Ki^licę zaopatrzono w obrazy 
i we wszystkie potrzebne sprzęty, do czego ręki swojej i Fi« 
lipowicz dołożył i pod tym względem ma zasłagi. Dla cze- 
góż nie możemy go pochwalić i z innych względów? dla 
eiegóż niemożemy powiedzieć, że spełniał kapłańskie obo« 
wiyki jak przykazano i był Polakiem , jakim być powinien? 
Niestety, ani on, ani też większa liczba księży z urzędu pet- 
niicych obowiązki w Syberyi ani kapłańskich, ani polskich 
obowiązków nie spełnia jak się należy. Leniwy kapłfein , bez 
wyższego wykształcenia, zrażał parafianów grubem obejściem, 
pomiataniem wygnańców i brakiem godnego zachowania się 
w obec rządu. Nie myślę kreślić szcz^ółów z biografii 
księdza Filipowicza; są one sonutnym dowodem, że nie wszyscy 
księża umieją być obywatelami uciśnionego narodu i porząd- 
nymi ludfmi. Ksiądz Filipowicz nie splamił się żadnym 
głośnym w sprawie publicznej postępkiem, lecz życie jego 
codzienne i kapłańskie, lecz stosunki z parafianami były 
niewłaściwe, nie takie, jaldemi być powinny. 

Następcą Filipowicza na probostwie został także ber- 
nardyn, ksiądz Jurewicz, rodem ze Żmudzi, raczej na 
iołnierza niż na księdza utworzony. Tyle tylko zapisuję o 
pierwszym zabajkalskim proboszczu, prosząc Boga na jego 
pobie, ażeby nam dał księży spehiiających lepiej niż on 
•voje kapłańskie i narodowe obowiązki. 

Któż się nie zamyśli nad mog^ami wygnańców? Któż, 
^dąe tutaj , niezwróci się jak oni w swoich grobach twarzą 



282 

ku zachodowi, w stronę tej ojczyiny, dla której pracowili, 
dla której polegli w obcej ziemi, tęskniąc za ni% do gro- 
bowej deski? Kto w myśli przechodząc ich życie, splecioDe 
z trądów, poświęcenia, boleści i obowiązku, nie skieruje ais 
ku temu celowi, do którego oni we wszystkich momentodi 
życia dążyli? I Kto na ich mogiłach nie poszamąje Fobki, 
tak gorąco przez nich upragnionej, i kto wreszcie nz ick 
popiołach, nie wzniesie modlitwy za Polskę i za nimi? ten, 
albo niema serca, lub tei pojęcia ojczyzny! Tak! nie motoDj 
lepiej uczcić ich popiołów, jak wzniesieniem myśli i mm 
do Boga i szukaniem u Niego pomocy i pokrzepienia w in- 
szych pracach i zamiarach, w tych smutnych i okropnjdi 
czasach, w których wróg zastawił obszerne sidła na osb) 
narodowość! O Boże! dla pamięci tych, którzy zmirii 
w holu i w tęsknocie w obcej ziemi, a którzy są csyśó i 
usprawiedliwieni przed Tobą, daj nam siły, dąj nam pn- 
cować z korzyścią, jednomyślnie, jednoręcznie, jak jeda 
mąż i pomóż nam podżwignąć Polskę na niepodległość! 
Poeta*) o zmarłych tutaj tak wspomina: 

a Gdzie tic Juł nierai naprółno odbiła 

te kamienie macienysta mowa, 
Odsie sif inąfduje Albiny mogiła, 

Odaie w mroźnym grobie nie Jedna si^ głowa 
Ku aachodowi zwrócona zlołyła. 
Nietknięte rysy Ind długo zaeltowa 

1 długo csoło niby aamyalone 

Zwracać się będaie w 8w§ rodzinną stronę. 
Ma tę pustynią Panna litościwa 
Oecy swróciła w dobroei ntesmieniej 
Oto prsycliodsi jako matka tkliwa 1 
Chętnie zostaje wtfród drużyny wiernej. 
Oto anielska królowa przybywał 
yfitóć wieeznyełi lodów 1 w ohaele miaeni^ I 
Oto ozdoba niebieskich mieszkańców 
Zstępuje do nas i cieszy wygnańców! » 

Wracając z cmentarza mniej już osób napotykslem. 
Przed domami siedziały kobiety, gawędziły i przypatry^tły 



*) o. E. w wierszu a Stella Maris.n PoeU ten napisał na tern wygotti* 
piękne Sonety i piękniejsze Elegie dauryjskie, które nie Uk bogacrv«« 
faaUiyi, Jak racz^ dziel nościt i trseźwoseif myśli i jęsyka odnacsąlę iK* 



283 

ńę pnechodiąeym. Między przechodniami zwróciło moją 
uwagę trzech niewidomych starców, którzy chwytcg%c się 
ptotów i ścian, wz^emnie się prowadzili. Głowy po tatarsku 
<^olone, ubiór i mowa świadczyły, iż to 8% kazańscy Tatarzy. 
Posłani do kopalni za jakiś występek, zaniewidzieli. Umiesz- 
csono więc ich w domu kaleków niezdatnych do robót i 
w nim już wiele lat żyją, zawsze razem z sobą i w domu i 
na ulicy przebywając. Przepisy Mahometa wiernie zacho- 
wają i narodowości swej nie stracili. Pomiędzy deporto- 
wanymi do Nerczyńska wiele jest Tatarów krymskich, kau- 
bukich i kazańskich. Wszyscy chwalą ich rzetelność, trzeź- 
wość i pracowitość. Niejeden z nich przyjąt chrzest, większa 
jednak liczba choć bez meczetu zachowuje wyznanie ojców. 
Z nimi łączą się Czerkiesi przysłani za walkę z Moskalami 
pociętą w obronie wolności i całości swojego narodu. I tu 
me tracą zuchwałego ducha wolności. Opornie znoszą knuty, 
kije, kajdany i robotę. Uciekają, jak się tylko sposobność 
nadarzy, lecz albo giną w puszczach Syberyi, albo schwy- 
tani, p{)ddani bywają cięższej niewoli i większej mę- 
czarni. Żaden z nich niedochodzi do dzikiej ale pięknej 
iwoj^ w górach ojczyzny. Biedni, warci lepszego losu, 
oływieni są ciągłą nadzieją i wiarą w wojenny geniusz Sza- 
mila. 

&rupa podpierających się, ślepych Tatarów, przedstawiała 
obrazek bardzo malarski Przypatrywałem się im długo, 
dopóki nie znikli za zdrojem, nad którym krzyż stoL 
Tak stojącego zaczepił znajomy urzędnik rozmową o li- 
itach do kraju przez wygnańców posyłanycL « Dlaczego, » 
mówił, ttpisigecie panowie listy po polsku i zachow^jecie 
iwoje obyczaje? Zostaliście pomiędzy nas zesłani, po- 
winniście więc do nas zastosować się, żyć według naszego 
obyczaju, pisać i mówić po moskiewsku.» Odpowiedziałem 
Biu krótko, że obyczaje i język nie są podobne do sukni, 
tor| wdziać i zrzucić z siebie można. Długo mówi- 
liby jeszcze w tej materyi. Wyobrażenia urzędnika prze- 
gnały mnie, że dążenie do starcia, przerobienia w sobie 
Wttystkich obcych narodowości, jest właściwe nie tylko 
n^dowi, ale i ludowi moskiewskiemu, i jest rzeczywiście 



284 

groźne i niebezpieczne dla narodów, które oni pod- 
bili. 

W Syberyi daleko więcej jest tolenmcyi niż w Moskwie. 
Tolerancy% zasECzepili tn wygnańcy. CnoŁ% i pOBtępowaniea 
swojem zmusili siebie szanowaó, a przez to nanczyli hd, 
źe i obce rzeczy i obcy ludzie b% dobrzy, czego następstwem 
być musiała tolerancya. Nie leży ona w prawie, w syste- 
macie rz%dowym, ale lud syberyjski ma już ją w żyda. 
Nie tak jest w właściwej Moskwie. Tam nienawiść Modbifi 
ku Polakom ci%gle się wykazuje i zamienia się nienz 
w prześladowanie osób, których albo wyrok, albo interesi 
między nich rzuciły. W oczy śmieją się z katolickiej religii, 
z naszego obyczaju, odzywają się z lekceważeniem o wszyft- 
kich cudzoziemcach. Nienawiść i nietolerancya prawie 
wszędzie w Mo&dcwie panice i kłóje cudzoziemców oodziea* 
nemi, drobnemi przytykami. Urzędnicy Polacy, bcdąq^ 
w służbie w Moskwie, zapewno nie są wystawieni na po- 
dobne prześladowania, bo ich zadania czyn i obyczaj mo- 
skiewski, który sobie przyswoili. W wojsku położenie 
Polaka jest przykrzejsze, bo tu, jeżeli jest szeregowcem, za- 
braniają mu nawet mówić po polsku, a towarzysze shiżby 
Moskale, ciągiem naig^waniem się i przytykami, zmuszają 
zwykle w mniejszej liczbie zostających między nimi Po- 
laków, do przerobienia się na takich, jakimi są sami. Po- 
dobne oddziaływanie na obce żywioły, jakie w Moskalach 
spostrzegamy, naród nasz będący w niewoli powinien ko- 
niecznie w sobie wyrobić i zmuszać do przetwarzania się 
obce warstwy, powoli ale stale pod obcemi rządami gro- 
madzące się. Precz z naszych towarzystw obce języki, a 
niechaj nigdy do nikogo na swojej ziemi Polak nie mówi 
po niemiecku i po moskiewsku. 

Ody jeńców naszych w 1831. roku wcielono do wojsk 
moskiewskich, wszędzie ich w Moskwie drażniono i pnseda- 
dowano. Szydercze riowa Polak Warszawu proapal 
były powodem do licznych awantur, bójek, a nawet zabójstw. 
Gdy awantury przybierały groźny charakter, rząd widziat się 
zmuszonym zabronienia pod surową karą drwinek z naasycb 
jeńców. Lepsze zaznajomienie się z Polakami i czas, który 



S86 

wuystko bgodzi, codzienne, drobne prześladowania zmni^- 
stylj ale ioh zupełnie nie usunęły. Sam byłem nieraz świad- 
kiem i przedmiotem podobnego prześladowania. 

Syberyacy eą nietylko więksi ioleranci, ale upczejmiejsi i 
roBiimniejei od Moskałów. Umieją doskonale rozróżnić kry- 
minalistę od wygnańca politycznego i nie stawiają ich jedno- 
znacznie. W Moskwie przeciwnie, politycznych wygnańców 
Bwaiają za większych zbrodniarzy niż morderców, podpa- 
laczy i gwaltowników. Ten zmysł i węch dobry Syberyaków 
oprowadził harmonią w stosunkach, pożyteczną dla jednej 
i drogiej strony. Kryminaliści dla ulżenia swojej doli pod- 
szywają się nieraz pod tytuł politycznego przestępcy, ale 
Syberyacy prędko poznają się na tych farbowanych lisach i 
niedłogo pozwolą się zwodzić. Jeżeli który nazywa siebie 
Polakiem, a śle postępiąje, Syberyacy mówią: «To musi być nie 
Polak, a jeżeli przekonają się, że jest polskiego pochodze- 
nia, tłumaczą sobie złe, jakie w nim spostrzegli, tern, że nie 
jest politycznym przestępcą. 

Opinia taka i takie przekonania ludu prostego jest naj- 
lepszą pochwalą godnego i cnotliwego życia naszego wy- 
gnaństwa. Prócz polskich wygnańców politycznych, znaj- 
dują się w Dauryi i moskiewscy polityczni wygnańcy. Zesłani 
a spisek i rewolucyę 1825. roku w Petersbnrgpi, tak zwani 
Dekabryści, często się jeszcze trafiają, lecz częściej napotkać 
można tych, Moskałów, którzy za. udział w związku odkrytym 
w 1849. roku w Petersburgu do kopalni byli poslftni. Ludzie 
ci liberalnych przekonań wiele dobrego zrobili przez roz- 
Bocanie w Moskwie anticarskich idei i zasad przeciwnych 
biurokraoyi. Usiłowali oni zwalić starą budowę Moskwy, ale 
nie wiedzieli, co na jej miejsce postawić. Źle uorg^anizowani, 
i raczej wcale nieuorganizowani, więcej mówili niż działali 
i nie będąc zdolnymi do wywijania jakiego na większą 
skalę ruchu, w samym początku zdradzi się i wystawili na 
tyrańslde prześladowanie Mikołaja. Rok 1848 mocno na nich 
oddziałał, lecz ducha tej epoki dobrze niepojmowalL Na- 
pytali się Fourriera, St. Simona, Proudhona i innych so- 
cjalistów i komunistów, i opinie ich najbardziej zaprzątnęły 
im głowy. Byli to młodzi marzyciele i zapaleńcy, ale i 



286 

Indzie Bzlachetni i mew%tpliwi6 pożyteczni. N* wjgnaitm 
ekscentryczność przekonań swoich i socyalistyczne nunzeiut 
porzucili, zyskali za to pod względem politycznego wyrolm- 
nia się. Z polskimi wygnańcami, którzy ich ta po koleźeńsh 
przyjęli, zostą}% w dobrych ale nie znpelnie serdeczn^di 
stosunkach. 6łow% ich jest prawnik z fachu Pietrastewdi 
człowiek wymowny, bardzo czynny ale intrygant i niedakb 
widz%cy ; Spieszniew jest najuczeńszy i nąjpowainigof, 
Lwów chemik, Monbeli i Grygoriew, który zwaryował, otdi 
i wszyscy spiskowi z 1849. roku za Bajkałem znajdaj%cy a{. 
Po ich przybyciu trzymano ioh w Nerczyńskim Zawodzie, 
w Szylce, teraz zaś w Aleksandrowsku*). 

Rzecz zastanawiajfoa, ie wygnańcy polityczni pochodq 
tylko z dwóch narodów polskiego i moskiewskiego, i 
niema ani jednego Niemca, Szweda, Tatara zesitoiego a 
polityczne sprawy, chociaż jest ich dużo zesłanych za zwy- 
czajne zbrodnie. To może być miar% wykształcenia poli- 
tycznego tych narodów i zarazem wskazówką ich moni- 
ności. 

Od wygnańców przechodzę znowuż do natury Dauryi, i 
mianowicie do jej opisów. Dauryę zwiedzało wielu ncio- 
nych, mało jest jednak znaną a ich opisy przedmiotu nie 
wyczerpnęły. Pokłady geologiczne, bogactwa mineralne to- i 
tejszych gór i dolin, stanowią nieznany skarb i wieOde; 
źródło pracy dla geologów. Górnicy tutejsi, teoretycziw 
nie dość obeznani z geologią, geognozyą i innemi działani 
kamiennego znawstwa natury, dali tylko drobne wiadomości ^ 
o pokładach rud metalowych , a nieopisali i niezbadaK : 
składu i historyi tutejszych gór. Flora Dauryi zwab& 
wielu uczonych, którzy ją opisywali, a jednak dotąd nie- 
opisali. Od czasów Pallasa, który w przeszłym wiekn był 
w Dauryi i podał o niej wiele ważnych wiadomości i z dzie- 
dziny flory, nie jeden botanik Uądził po dzikich dauryjskkk 
górach. Obecnie Towarzystwo geograficzne w Petersborga 



*) z t«Ji« 6Łmti sprawy Pielraszewskiego kilku było potłaoyck do w^ 
w oreuburskłm krąja, jako to: Chauykow, który amarł w Uralsko, Plc«a^ 
ci«jew autor, Sapoinikow do rot areattaockieh w Orenburgu. 



. 287 

wydało ekspedycyę nczonych do wschodniej Syberyi, która 
zapewTfto pomnoży wiadomości o naturze, połoienin i hi- 
tdofryi £>am7i. Członek tej ekspedycyi pan Radde, Nienuec 
rodem z Pros polskich, to jest z Gdańska*), odbywał bota- 
nicsne i zoologiczne eksknrsye w Dauryi. Zebrał piękny 
plon dla nanki, ale ani miał czasn, ani też niemógł zająć 
81^ dokładnym opisem, który wymaga ciągłego, wielolet- 
niego pobytu na miejscu, a uskutecznić ńę nieda w nau- 
konrej przechadzce. Dla fizyka, meteorologa co tutaj za 
pole obszerne i wiele obiecujące! 

Pole to nieuprawne opisać dzisiaj niepodobna. Mało 
)«at źródeł, mało prac dokonanych w tym kierunku. Jeżeli 
więc i ja niedaję czytelnikom opisów przyrody tutejszej, 
mog%cych zadowolnić poważną naukę, raczą wybaczyć, raz 
jako nie specyaliicie w umiejętnościach przyrodzonych, a 



*) Paa Badde, cslowiek J«ti<a6 młod^, ale peł«i lapału dU naoU, ncsniem 
jMt królewieckiego uniwersyteiu. W roku 1655 swieduł brsegi Bąjkała 
pnes cstery miesiące. W roku 1856 swieUtał południowe strony Dauryi, 
•koUee Obodu, stepy ODotokie. Podróś jego w Daoryi trwała 11 mlesitcy. 
w wjelecsee nad Argnolą towarsysiył ran polaki nataraUsia, wygnaaiee An- 
toni Wałecki, któremu dokładną snąjoraością flory i kn^n tutejsaego byt 
wielce pomocny. Radde badał florę i faunę a głównie ornitologią. Zebrał 
ta wielka kolakeyc swlersąt, ptaków, rotiia dla towarsystwa geogralicssnego 
w Petenburgn. Co do owadów, wiele skorsystał «e abłorów Popowa, a 
eo do roelin wsbogacił Jego kolekcyc Ignacy Pióro, wygnaniec, darowaniem 
mm sielolka pnes siebie lebranego. Kolekeya u była na wystawie w Irku- 
cka. W sprawosdanin (o niej dyrektor syberyjskiego noaeum pan Sielakoj 
wymienia kilka rzadkich gatunków, których naawiska dopełniając wiado- 
aoici o Dauryi wypisuję. Z łurawi w kolekcyi Raddego snajdowaly się: 
^in% amigone. Oma leoeageranoa , Oma virgo, Grus ehryaaetoa, i jeden 
ptanek nieznany inrawia. Z drapieinych zebrał w Dauryi: AquilA łmpe- 
ńalia, Aąuila ftlva, Aqnila Chrysaitos i elanga. Wielka biała sowa 8trix 
n«tta i wiele sokołów. Zebrał dziewięć gatunków Embrelza, międsy któ- 
wnl nąjciekawsse: Bmbieisa ckrysophrys i Pleetrophanea Upponlea. 8lco- 
wronków było kilka gatunków, między innemi Alaoda mongolica. Z drozdów 
*lUi* Orecinela taria, Turdus ruficollis i Tnrdus pallidus. Ze śpiewającycli 
m4kl cyaaura, Sylrla ealllope, cyane, eoeraleeala, accentor monUnellns 1 
kilka gataaków locnstella. Z ezworonoŁoyeh w kolekcyi tąj były P*»"*«^J 
^fttteml: Equas hemionns, Antilope gutturosa, Canis korsac, ^^^^^J ^"*' 
MssteJia sibiriea. Z gryzących przeszło 200 egzemplarzów. W l»7. roku 
^•*ae popłynął nad Amur w HiogaAskie góry, gdaie dwa lato pnebr|r««y, 
^m nową koiekcyę. wiele nowych slworzeh odkrył i opisał, fian^^ 
i*tfi 1 niemieckiego towarzystwo Uumaczy i w swoich pamiętnikacn umi^^ 



288 

powtóre uiemaj^cemu skąd saczerpnąć wiadomoici, dla Mn 
dziel szeroko traktujących ten przedmiot Prócz PallMt i 
Raddego pondęday innymi i następni uczeni dali nam wii- 
domości o przyrodzie Dauryi : Wersilow wydal broszura po 
niemiecku: (cUeber das Yorkommen der silbeiiialtigen Bki- 
erze im Nertschinsk^r Bergcerier.* Tarczaninów, aastuloir 
botanik, wydal po łacinie w 1856. roku: Flora Baicalesu- 
Daurica. Antoni Wałecki w polskich pismach dmkoYil 
wiadomości o Dauryi i posiada systematyczny katalog tatąj- 
Bzych roślin. Jan Jureński botanik z Nerczyńska drukom! 
w moskiewskich pismach wiele opisów. Szymon Bogolabski, 
protojerej w Nerczyńskim Zawodzie, opisał Szachtamę i no- 
tatki meteorologiczne drukował w pamiętnikach towary- 
stwa. Zbiera prócz tego wiadomości etnograficzne o Daiii;i 
i bada miejscowe idyotyzmy. Lekarz kozacki z Oloczy) Mi- 
kołaj Kaszyn, w pamiętnikach towarzystwa i w irkuckich gi- 
zetach opisige obyczaje, bogactwo, topografię i choiobf 
Dauryi. Popów, entomolog z Kiachty, poznał tutejsze ovadj, 
rozszerzył o nich wiadomości w Europie przez rozsyłanie ic^ 
do wszystkich znaczniejszych kolekcyj. Jan Mecheda, roden 
z Tulczyna, porucznik jeneralnego sztabu, zwiedził Za- 
bajkale w 1860. roku i ma go opisać pod względem sta- 
tystycznym i topograficzno - wojennym i inni, któiyck 
prace rozrzucone po różnych pismach, wydane w lói- 
nych językach trudne s% do zebrania. W tej chwili wt\ 
mogę nawet podać o nich doUadnej bibliograficznej wiado- 
mości. 

W instytucye naukowe Nerczyóaki Zawód bardzo jsrt 
ubog^. Jest tu wprawdzie obserwatoryum magnetyczne, za- 
łożone zapewno w skutek odezwy Humboldta, ale z niego 
niewielki pożytek. Stanowisko to było dla Humboldta po- 
trzebne w sieci obserwatoryj magnetycznych, któremi opasał 
kulę ziemską. Poruszenie się, wahanie, nachylanie igły aa- 
gnesowej zapisuje człowiek niemą|%cy żadnego wyobrażenia 
o nauce, to jest podoficer górniczy, który często okiem 
zamrużonem przez alkohol przypatnge się ruchom igły. 
Obserwacye jego b% bardzo niedokładne. Z tutejszego obser- 



289 

wmtoTyum nie wielka więc spłynie korzyść dla nowej i pię- 
knej nauki o magnetyzmie ziemi. Laboratoryum chemiczne 
słaiy dla próbowania rud, ale niezatrudnia żadnego powa- 
^ego chemika; jakiś czas pracował -w nim moskiewski wy- 
gnaniec Lwów, który wiele wiadomości naukowych o Dauryi 
drokowal w irkuckich gazetach i innych pismach. Jest tu 
i azkota elementarna o czterech klasach dla dzieci górni- 
ków. Było w niej przeszło 200 uczniów, ale ponieważ we- 
dług przepisu rządowego komplet ma się tylko składać ze 
120 Uczniów, więc roku 1858 wszystkim nadkompletnym ka^ 
sano pójść do domu. Dziwnie pojęta potrzeba oświaty! 
Tylko w Moskwie mog% się dziać takie rzeczy i to za rządów 
niby liberalnych Aleksandra II. Prócz nerczyńskiej , jest 
jeszcze kilka niższego stopnia szkół elementarnych dla dzieci 
górników, jako to: w Karze, w Szachtamie, w Aleksan- 
drowsku. Nauczyciele tych szkółek mają stopień podofice- 
rów; prócz umiejętności czytania, pisania i arytmetyki nic 
więcej nie umieją. Niedbale, byle zbyć, wykonywają swoje 
obowiązki nauczycielskie, więc też dzieci nie wiele z ich 
wykładu korzystają. Rząd rzadko kiedy loiczny, w swojem 
postępowaniu na nauczycieli naznacza ludzi, którzy do tego 
zawodu niemają najmniejszego powołania. Każą im być 
nauczycielami, więc uczą dzieci; każą im być urzędnikami, 
więc bez względu na to, że niemają o urzędzie żadnego 
wyobrażenia , zostają urzędnikami. Wszechmocność cara 
wszędzie lubi się wykazywać. On chce, więc żołnierz jest 
ministrem; on chce, więc zaledwo umiejący podpisać się, 
jest uczonym ; on chce, więc uczciwy człowiek zostaje szelmą, 
Bzelma zaś uczciwym. « Wszystko ma z nas nasz car,)> mówił 
mi jeden Moskal. «Gdy mu potrzeba jesteśmy jak święci, a 
ffiy mu znów potrzeba jesteśmy jak djabli.» Nigdzie despo- 
tyzm tak niezabił, nie poniżył człowieka jak w Moskwie i 
dla tego służba rządowa jest uorganizowanem złodziej- 
stwem*), a wszystko z wierzchu pokostowane, wewnątrz 

*) N. Ogarew, moskiewski emigrant w Londynie, nazywa urt^dników mo- 
skiewskich uorganisowan§ bandą roabójuików. Csynownietwo ustanowił 
GiLŁU, Opisanie. I. 19 . 



290 

jest nadpsute i nadgniłe. Eto pozna dobnse Moskwę, ni 
tym społeczeństwo moskiewskie nie robi wrażenia młodego, 
ale zgrzybiałego jak było rzymskie za imperatorów społe- 
czeństwa. Dzieci w szkołach górniczych za przewinienii, 
nieposłuszeństwo, nie nanczenie się lekcyi, chłostane bymgi 
rózgami. Chłopcu dziesięcio- lub dwunastoletniemu dają 
po 100, po 50, 30 łoz. Dwadzieścia rózg jest laj- 
mniejszą porcyą. Dziecko tak bite wyrasta na najpoahiszniej- 
szego niewolnika i głupca. . Dziewczynki nie uczęszczają do 
szkół. 

Chociaż w tak głupio urządzonych szkołach uczy o{ 
ludność*) górnicza, a część znaczna wcale się nie uczy, piv- 



Piotr wielki. Zniósł mongolskich nri^ników i mougoltk) orgmnisaeyf , i 
racsej zniósł Jej fonny, sosUwiwssy ducha i nasUdąjfc oąjgorss^ oiemieeM 
recte austryack^ organiueyę, ursądsi) w Moskwie mongolsko-niemieckf bior^ 
kraeyę, która okradała, rabowała i wsielkieml sposobami dot^d cdziera loi 
Ogarew powiada , ie cywilni urzędnicy kosztitjf rocznie akarb 20,000.000 n. 
to Jest, czwart4 csfsć podatku poglównego czyli 25% dochodu. Racbąje Hi 
ie rocznie kradną około stu milionów rubli srebruych. Co za sirassna cjfn- 
Państwo, w Jctórem rozbój i kradzież aorganizowanf Jest na tak wleiM 
atopf , musi npasó w ruinę. Urzędnicy w Jedn^ gubernii kosztują rocsait 
209,600 rs. (No. 12 Kołokola z 1858. roku). 

*) Łuduoici w nerczyAskiem górnictwie w 1834. loku było 30,$49, w t^ 
liczbie włościan górniczych 23,030 (prócz kobiet), deportowanych 3,450, nsiu 
właściwi górnicy ( słułitiele ). W roku 1843 zesłanych do kopalni był* 
12,898 osób, górników zaś prócz kobiet 6^205 osób. W roku 1847 całej IndMsd 
było 39,452, w t^ liczbie włościan górniczych 24,669, a deportowanych 3,144. 
W klika lat potem ludnośó górnicza bardzo zmniejszyła się . tak z powoda 
zamienienia włościan górnictwa na kozaków , dla wielkiej śmIertelsssH 
w 1852. roku, dla pomnoionego zbiegostwa z kopalni Jak i wysyłsati 
mniejszych nii poprzednio partyj areszUntów za Bajkał. Roku 1853 de- 
portowanych do kopalni kobiet i męiczyzn było 6,054; górników (próct ko- 
biet) 5,711 osób. W 1856. roku deportowanych było 4,051 osób , a górników 
4,264. 

Roku 1857 ludność górnicza była następująca: Inżynierów góraicir«k 
w stopniu ssUbsoflcerów 1 ; w stopniu oberoficerów 13 ; sztabsoficerów gór- 
niczych 1; oberoficerów górniczych 37; sztabslekar&y 1; lekarzy 2; prowiio- 
rów 1; pomocników starszych lekarzy w stopniu oberoficerów 4; kMH 
duktorów i podoficerów górniczych 240; kancelistów 3; urzędników wysnarza- 
Jących robotę 8; pisarzy 146; uczniów lekarzy i aptekarzy 75; sczniów mkt 
nictwa 13; pomocników nauczycieli 3; probierzy 2; oberszt^gerów , satąlge- 
rów, majstrów w hucie i różnych majstrów 207; gatunkujących mdy N3; 
górników 8,412. W powyższych cyfrach snajdiąje się tylko liczba esek 
płci męskiej. Deportowanych do kopalni obojej płci 3,0Stt; przykuty^ *• 



291 

oież o wiele jest wyksztatceńsz^, roztropniejszą i ogładzeńszą 
od kozaków i włościan, dzięki wpływowi Polaków. Ogłada 
poprowadziła za 8ob% obyczaje, którychby nikt w tak bie- 
dnym i w niewoli zostającym ladzie niespodziewal się zna- 
leić. Lubią bardzo uczty, a biesiadnictwo , które się bez 
wódki i różnych jadeł obejść nie może, pochłania znaczną 
cz^ć zarobku. Gzęsto odwiedzają się; w święto rzadko 
która kobieta siedzi w domu. Od samego południa chodzą 
joi z wizytami, pociągając za sobą i mężów. Od górników 
zamiłowanie biesiadnictwa przeszło i do innych zatrudnień 
hidzi, tak źe stało się charakterystycznym rysem tutejszych 
zwyczajów. Urzędnicy, którzy tu stanowią arystokracyę, bie- 
siadnictwo rozwinęli na większą skalę. Obyczaje, zwyczaje i 
polor jest w nich zupełnie europejski. Wszyscy żyją nad 
stan swój. Utrzymują konie, wydają sute obiady, bale, maska- 
rady, na których leją się obficie w gardła drogie likiery i 
droższe wina, na stołach zaś wznoszą się potężne pasztety, 
ciasta, łakocie, które tu dwa razy tyle co w Europie kosz- 
tują. Urzędnik mający pensyi 300 lub 400 rubli, daje co 
rok ze dwa bale, z których każdy kosztuje 400 rs. Zkąd 
biorą pieniądze na zbytki? jak wystarczają ze szczupłej 
pensyi na wytworne życie? jest tajemnicą biura powszechnie 
znaną. Ubierają się wykwintnie i bogato. Urzędnik na 
każdym palcu nosi pierścionki z drogiemi kamieniami lub 
ziote obrączki. Zegarki mają z najlepszych fabryk europej- 
skich a ich żony ubierają się w aksamity, w atlasy, w ko- 
ronki i w sobole. Na Boże Narodzenie robią sobie wszyscy 
wizyty i aż do Trzech Króli wesoło się bawią. Przez cały 



idMaj 3; skutyeh przy robocie 143; w tspitaUch i zakładach dobroc^yonych 
170; akosaerek 7; dezerterów górników 833; dezerterów deportowanych 
(którzy z kopalni neitkli) było 3,538. Ucs^ych się dzieci 363, dzieci 
przeznaczonych ua górników i pobierających od skarbu prowiant 3,690. 
Kaaem wszystkich osób 14,918. Liczba kobiet zapewno drugie tyle wyuiesie, 
ogólna więc Jadnośó nerczyAskiego górnictwa dzisiaj dochodzi do 28,000 
osób. Dla straiy deportowanych w kopalniach i w więzieniach Jest na słułbie 
bataiioD kozaków. W nim sztabs- 1 oberoficerów 13, szeregowców 1,027. 
Pneatnegąłf oni prócz tego porz^dka i bezpieczeństwa osad i kas. Żołd po- 
hierąją z kasy legoi górnictwa. 

19* 



292 



ten czas codzień słyszysz o nowym balu, maskaradzie i i»- 
bawię. Każde święto, jak: Nowy Rok, Wielkanoc, imieniny 
8% powodem do świetnego wystąpienia i okazania całego 
przepychu domowego. Jednem słowem z cudzego potn, 
z cudzej pracy, okradanym groszem żyją jak magnaci, jak 
panowie, niedbający wcale o przyszłość. 

Wielki Nerczyński Zawód założony został roku 1680. Ro- 
boty zaś w hucie i kopalniach*) okolicznych rozpoczęły ń^ 
na początku XVIII, wieku. 



*) w bliłko^i Zawodu nąjwiękasa kopalnia rudy ołowlaao-arebro^ JcH 
w Wozdwiłeńsku i od uiej cala ta dystancya nosi nazwę woadwiieAaki^ 
Następujące w niej kopalnie znajdiąj§ się: 1) Wozdwiieńska, odkryto w 1701 
roku; od tego roku do 18S2 włącznie wydobyto z nią) rady 3,289.892 padóv; 
w ni^ było srebra 385 pudów 28 funtów 27 zoł., a ołowiu 119,903 padn 
i 30 funtów. Liczba srebra niezawicra ilości Jego dobytej w zeszłym wieka. 
W naszym wieku nąjczynniej roboty bjty prowadzone w 1843., 1844. i iHt, 
roku. W 1852. roku wydobyto tylko 335 pudów rudy ; w niej było arebn 
7 funtów 8374 so'*> ołowiu 49 pudów 27 funtów. Na pud więc rady wypHi 
srebra 4*/^ zoł., a ołowiu 7 funtów. Eksploatacya tej kopalni po kilkoIetaHj 
przerwie na nowo rozpoczętą została. Ta Jak i następna znajduję się w łev«« 
zabrzeia strumienia Honastyrsk w górze zwanego wozdwiłeńską. 3) Kmrpowtki 
No. 2. rudnik. W 1845. roku w pudzie rudy znajdowało się 1,|>/, zoł. srebn 
a 2to'/« fantów ołowiu. Między strumieniem Sienna a kopalnią MonastyrsM 
sę dwie kopalnie: 3) KrMto-Hoi8ią)ewski saurf. W 1852. roku w pudrie 
rudy było 2'A zoł. srebra a 10 funtów ołowiu ; 4) Szipicińska kopalaia. W 1$5I. 
roku w pudzie rudy siY^ zol. srebra, a 10% funtów ołowiu. Na góne K»- 
knj : 5) Kokąjska kopalnia; w 1832. roku w pudzie rudy arebn 1 zoł., t 
ołowiu 1 funt. Między strumieniami Stołbowym i Głubokim: €) Km- 
powsko-Głubokiński rudnik, w 1831. roku w pudzie rudy V/ą zoł. srebra lYi 
funtów ołowiu. 7) Iwanowski rudnik. W nim od 1830. do 1852. roku włó- 
cznie, wydobyto rudy 812,029 pudów; w niej srebra było 270 pudów 21 fo- 
tów 78% zoł., a ołowiu 55,958 pudów 9*/^ funtów. W 1852. roku w pwbfc 
było srebra lYs zoł., ołowiu «i funtów. 8) Dmitrowska kopalnia. W pudzie 
rudy bywa srebra „ zoł., a ll«iV8 funtów ołowiu. 9) Preobraie6flka kopał* 
nia. W 1845. roku w pudzie rudy było srebra ly^ zoł. , a 3 funtów oiowia. 
10) Kopalnia około W. Nerczyńskiego Zawodu. W 1832. roku w pndiic 
rudy było lVs zoł. , a ołowiu */« funtów. W wyilej wymienionych kopaloiaefa 
od 1830. do 1852. roku włącznie' wydobyto rudy 1,439.275 pudów a w nl^ 
srebra było 540 pudów, 35 funtów, ołowiu 136,565 pudów 39% funtów. Prócz 
tych w wozdwiżeAskieJ dystancyi znąjdąją się Jeszcze następne małe kopal- 
nie: 11) Kułtnkska robota. 12) Taganrog czyli pierwszy Troicki radnik. 
13) Drugi Troicki rndnik. 14) Staro Woskresieński rudnik. 15) Prokopąjewska 
kopalnia. 16) Czesnokowtka kopalnia. 17) Riezanowska kopalnia. 18) Nowe 
Woskresieński wierzchni. 19) Anfiłoaewska kopalnia. 20) WosnieaieAska ko- 
palnia. 2i) Nowo Woskresieńska średnia. 22) Nowo WoskresieAska niissi. 
23) Wasilewska czyli Snworowska. 24) Riasanowska. 25) Riazauowska No. I. 



293 

Z samego początku Zawód został stolicą, nerczyńskiego 
górnictwa i rezydencyą jego naczelników. W ostatnich cza- 
saeh (30 latach) następni byli naczelnicy górnictwa: Bar- 
nyszow, którego z powoda łagodnego obchodzenia się 
8 Dekabrystami usunęli j Tatarinów, łagodny i surowy dla 
wygnańców według humoru; Rodztwienny; Kowrygin; 
Jan Rozgildiejew dla wygnańców ludzki i szlachetny dla 
górników surowy, i wreszcie Oskar Dajchmann. Interesa 
górnictwa tutaj skoncentrowane, ożywiły to miasteczko, które 
bez nich nigdyby się niewzniosło, położenie bowiem niesprzyja 
handlowi, a ciasna górska okolica niezwabiłaby tu ludzi. 
Klimat w Nerczyńskim Zawodzie jest zdrowy. Średnia roczna 
temperatura — 3,4. Zim% średnia temperatura — 21,G; 
wiosną — 1,7; latem -f 12,8; jesienią — 3,2. Średnia tem- 
peratura grudnia — 21,7, stycznia — 23,7. Średnia tempe- 
ratura najzimniejszych dni stycznia dochodzi do — 28, a 
najcieplejszych dni stycznia — 17. Średnia temperatura lu- 
tego — 19,3; marca — 10,6; kwietnia — 1,5; maja -f 5,61; 
największe ciepło w maju dochodzi do f- 19, najmniejsze 
+ 1. Średnia temperatura czerwca -f 12,2; lipca -f 14,2; 
sierpnia + 11,9; września -f 6,5; października— 2,2; listo- 
pada — 13,7. 

Według obserwacyj p. Bogolubskiego w latach 1848, 
1849, 1850, 1851, 1852, 1853 wypadło śniegu średnio pierw- 
szego roku 0,291''; następnego 0,382"; trzeciego 0,307'' ; czwar- 
tego 0,535"; piątego 0,530"; szóstego 0,157; w tym roku sanny 
wcale nie było. Latem zaś w też same sześć lat średnio 
było deszczu 2,68"; 2,70"; 1,915"; 1,348"; 1,815"; 3,05". 
Boczna ilość śniegu i deszczu 17,1. Średnia liczba dni 
dżdżystych w roku 59,7. Szron w 1848. roku ostatni raz 
pokazał się "/lo- czerwca a znowuż pokazał się 'Vii* sierpnia; 



1S) Begenka. 27) Bekeinańtka. S8) Di«wUtopUtnlcka. 39) Ssnrf Bekel- 
■MA. 30) Tanuinowski rudnik. 31) Pierwmy Moiiastyrski. 32) Nowo Mo- 
■Mtyrai. 33) Kobota Nowo roonastynka. 34) No. 1. Karpowskł rodnik. 
3S) Mamokowski. 36) Pawłowski. 37) Nowo Otrada. 38) Jeremipjewska 
taehta. 3») Ssaehta Prób. 40) Sitolnia KonaUntego. 41) Kopalnia Dwóch 
^óttr. 43) 8iuoijtaj rudnik; osUtni ras kopali w nim 1768. rokn; proca 
^«b J«ueM daiMicó auilajMych kopalni. 



294 



w 1849. roku pokazał się %,. ^^^^ ; w 1850. roku byl szron 
w maju, a potem *%i. jj^7^> '^ iSbl. roku ostatni szron byl 

••14. czerwca, a potem "/u- sierpnia; 1852. roku •%. si«^ 
pnia; w 1853. roku ''/lo. sierpnia; a w 1854. rob 
^y,. września. 



KONIBC TOMU PIERWSZEGO. 



DIUKUM F. A. BBOOIBAUtA W ŁIPMCU. 



BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH. 

TOK ZZ4VI. 



1 1 



/M.;:...i 



OPISANIE 

ZABAJKAL8KIEJ KRAINY 

w SYBERYI 



AGATONA GILLERA. 



TOM DRUGI. 




LIPSK: 

F. A. BROCKHAUS. 

1867. 



Siau^4 2-A, 



SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE H. 



Strona 
BOZDZUŁ X. RMkA Argaft. — Kilka słów o Chioadi. — Wiatf Csał- 
bacsa.~ChaU ks. Pawłowskiego. — Strzelec WasiUa. — Stras ekiAaka 
i l«ki sa Arganif. — Wycieeska knStka w MongoUi. — Flora i bo- 
ffMtwa nadarguAskie. — Jaraarki pogranlcine. — Wfgiel Int- 
■i«i»7* — O^ra wygnaAeów. ~ Błahodaek i Dekabry^ — Odrna. 
Masakowtki i inał wygnańcy. — Koniaye prawników I moskiewskiego 
prawa reformy. — Statystylui srebra i jego kopalnie. — Dwócik 
waryatów. — Źydsi w katordse. — St. Wasilewski. » Midiałowsk 1 
wygnaAey w nim. — Rseki i ich w górach snaesenie. ~ Flora 

Borsii i wpływ na nif depla 3 

BOSDZIAŁ XI. Gospodarstwo rolne w Daoryi. — Wpływ Polaków na 
rsinictwe. — Ł%ki i sianokosy. — Robotnicy. — Hodowla bydląt i 
drobin. — Ogrodownictwo. — Jagody. — Orayby. — Kncknia. — 
WloóeittBie górnictwa. — Olbnym i chemik« — Wło^ianin i do- 
dsl^. ~ Zwlsrsfta: sobole, niedświedale, rysie, wilki, lisy, borsnki, 
rosomaki, wiewiórki, kałanki, reny, łosie, sarny, tygrysy i inne 
■wiersfta; polowania na nich. — Ptaki. — Ryby. — Sposoby łowienia 
ryb. — Słowo do charakterystyki 8yl>eryaków. ~~ Kat i tmpy. — 



KOZDZIAŁ XU. Podrói nad Oasimnrem. - Bnłany. — NIkitin i cha- 
rUterystyka oicerów koaackich. — Ossmicyn , caryca syberyjslu i 
JssBcse o ors^ikach gómicsych. — Samorodne prosCacsków rosn- 
jsy.— Golce i pasma gór danryJsUe. — I>n«wa w górach. — Stolce lo- 
dowe. — Kośskle ma^e; końskie gospodarstwo w Daaryl.^ Uspo- 
Mblenie religUne Inda. - Łącki. — Niebo w nocy. ~ Nocleg v knpca- 
kosaka. — Poćcycsna strona pnsscay. ~ Simowe widoki wsi i gór. — 
Polak adaa spotkany na drodse. — Fraacisssk i Aleksander Da- 
Iswsey i inni wygnańcy w Gaaimnrse. — Konfsdemci barscy i wy- 
gaańey Koócłnaskowscy. — Gaaimaieki Zawód. — Kopalnie ołowiano- 
msbme. — Śsaleró w Tajnie tragieami dwóch Polaków. — Zbro- 
dnia. — Drogie kamienie w Danryi — Okolice Gaaimnm. - Hi- 
itorya eksptoaUeyi aloU , sposób skspiontacyi i ilośó dobywanego 



as 



&i 



VI 



Smu 

ROZDZIAŁ Xn[. Daluy ci%g podróiy nad Gasimarem. — Maśle- 
nica. — Tańce i musyka. — Oaznkaństwa Syberyaków. — Powita- 
nia aa drodze. — Popas w Alenui. — Jeascce o earopejskieli i du- 
ryjskich górach. — Nocaa podrói. - Kowal Polak i chłopek poUki. - 
Podróż do Akatui. — Piotr Wysocki. — Wjgnańcy polscy v Akt- 
tui. — Wygnańcy smarli. — Biografia Łaniaa. — Hiatorya ibre* 
duiarza Filipowa. — Poprawa zbrodniarzy. — Maślenlków, ati- 
rowierca. — Oachoboratwo w Dauryi. — Kopalnie w okolicach 
Akatui , * 

ROZDZIAŁ XIV. Pamiątki z dawnych czasów w Dauryi. — Ml^xt 
urodzenia Czingishaua. — Jego historya. — Palące i grób Ctiagift- 
hana. — Pieczara Mangutska. — Z podroiy Piana de Carpino t Be- 
nedyku. — Zmienność lotów hiftoryczoych. -« Wał dauryjaki i Diie- 
wicze uroczyska. — Podanie o górze Nerczyńskiej. — Pojeistao 
Iwana Groźnego do Chin. — Stosunki a Ałtyn Hanem i poddanie sif 
Jego Moskwie. — Dalsze poselstwa ilo -Chin. — Wyprawa Pojakro« 
na Amur. — Pierwsza i druga wyprawa Chabarowa. — Lody u' 
Amurem. — Wyprawy 6tepanowa. — Bekietów i Paszkow. — Zabór 
Zabajkala kiego kri^u. — Upadek Stepauowa, — Polak Czernisowiki 
opanowywa dla cara Amur. — Powiększanie się ludootici moskie** 
skiej nad Amurom, -r- Poselstwo Spafarego. <— OtJ^ienie Ałbaiiaz 
i kapłtiiUcya. — Upaduk Moskwy uad Amarem. — Odbudowaait- 
Albasioa 1 powtórne obl^eoie. -~ Tołbttxin. ~ B(>Jton. -— Traktat 
Ner^ayńakL — Nowy upadek Moakwy uad Amurem. — Bistorya 
stoaonków z Cfainami ai do 1850. roku. -^ Elupedycya Amankia 
Murawiawa i zagarnifcie praez Moskwę nowych krain ^ 

ROZDISZAŁ XV. AlekMndrowak. — Hutnictwo srebrne w Daaryi. — 
Bogactwa kruszcowe. — Wygnańcy PqUcy w Aleksandrońka ^ 
V okolicy. -^ Fortunat Mi««r«wk>a. — Lityński. — Oraeatan 
poi^i w Aleksandrowsko. — Henryk Gruasecki, Michał Csaraiackl 
i Rafał Dwernicki. ~ Choroba kooia i zawierucha 

R0ZD2IAŁ XVI. Zmiany w powietrzu. — Pora zbierania jagód. ~ 
Roman Sokołowski. — Jesień i aima 1856. roku. — Maskarada. — j 
Teatra iołnierskie. — Jeucae o drogich kamieniach. — Dziewicsy I 
kamień. -^ Weieia. — Wapominki.«» Niesacsęśliwy powrót M^oieray 
z 3. ekspedyeyi amurskii^. — Ogród w Jednej nocy wyrosły. ~ 
Rosliuy. — Skutki braku domów zajezdnych. — Sekciarse urałscj. «- 
Pny bicie al^ do krayśa. — Brody i kozacy. — Góra Łnnlikai> 
ska. — Upodobanie w kwiatach. — Dolina Tapaga. — Góra 
Godqi Itt 

ROZDZIAŁ XVII. Lekarstwa gminne. ^ Lekarze Polacy. — Eksknrsye 
botaniczne. — Poselstwo Chińskie w Gorbicy i rozHzercanie sit Mo- 
skali nad Amurem. ^ Ekapedycye Murawie wa. — Pomorska iM>«a 
gnbernia. — Dncb zaboru Moskali. — Statki parowe na Szyioe. — 
Admirał Patłatin. — Wyjazd wygnańców. — Sucha ragla. ^ Powrót 
a cswartąj amurakiciJ ekspedyeyi. — Zgubne wpływy wynaradawia- 
Jtce i Michniewicc M 

ROZDZIAŁ XVUI. Kilka słów o liberalizmie moskiewskim. >- laieniay 
n'policmą)slra Korystelewa. — Bat u kupca. — Sceny aa wiecsorya- 
kaoh. — Obserwacye klinatoiegicane. ^ Powody róajiiey kUaMta 
na Wschodzie i Zachodzie. — Dolina Batyńska. — Podrói s Ner- 



VTI 

StrooA 
rxtA9ki«go Zftwodn do Durzary. — Wipomnienie wygnaAców. — 
Opowiłdanie o wizycie cara na Uralu.^ — Karawana ze złotem. — 
Choroby. — Uzkie miejiice. — Mlchat Świdałftski 226 

^ II. WIBBCUN0UDIŃ8KI I BARGUZIŃSKI POWIAT. 

tOZOZIAŁ I. Grasice obu powiatów. — Poloienio geograficzne i 
obnemoMc. — Góry. — Rzeki i charakter różnycli okolic. — Ko- 
uey Bariaei i liczba między nimi Polaków. — Wody mineralne 
w ToTce. — Witimekie paszcze. — Działy Wód. — Step buriackl. — 
ItMki: Uda, Cliilok, Czykoj i Sielenga, Jezioro Kosogoł w Mon- 
golii i Indy Urianehowie i Darchatowie. — Brygady koonycii koza- 
ków. — Statystyka ludności, pod władzą Sprawnika będącej. — 
Kiimat. — Flora. — Statystyka rolnicza. — Handel. — Fabryki. — 
Ż«liio i złoto 249 

lOZDZIAŁ II. Żegluga po Bajkale. — Brzegi Bajkału. — Mieszkańcy 
bnegów. — Nazwa Jeziora. — Gniew fiąjkałn. — Burze. — Wia- 
try. — Pora zamarzania. — Temperatura wody. — Głębokość. — 
I/eopolA Niemirowski i Atkinson. — Eksoficer - topielec. — Żegluga 
parowa na Bajkale. — Gzerkies osiedleniec. — Posolsk. — Jan 
Dosu. — Omal i inne ryby w Bąjkaie. — Psy morskie. — Po- 
n|tek Bąjlcałn i trręslenia ziemi — Kopalnie lapis-lazuli i nefritu. — 
Wyspy na Jeziorze. — Miejsca ówięte nad Bajkałem. — Znaczenie 
vyraza Bajkał w róinycli Językach 264 

lOZDZIAŁ III. Podrói z Poaolska do Kabaftska. ^ Szamanizm. — 
Jego starożytność, wiara w duchy, Jej idealność i teraźniejsze 
praktyki. — Moralność szamańska. — Obowiązki kapłanów. — Ich 
•tosnnek do Moskali. — Szamanizm u Czukczów. — Dziewięć nie- 
bios Jakuckieh. — Szamanizm u Juraków, Samojedów i Osjaków. — 
Wygubianie Tunguzów. •— Szamani, bóstwa i zwyczaje tungazkie. — 
Szamanizm mongolsko - buriacki. — Niebo , zien^ia. — Boski po- 
eiątek wielkich ludzi. — Słońce i księlyc czczone Jako bóstwo. — 
Smok. — Bogini Etugen. — Góry święte w Mongolii. ~ Cześć 
opiia. — Bóstwa wojny n Mongołów. — Bóg szczęścia. — Sołde- 
teagri. — Duchy nieszczęścia: Elie, Ada, Ałbin i Kułczyn. — Duchy 
przodków: Ongony.— Obrządek Ulłganu. — Święto Cagan Sara. ~ 
Zwyeuje szamańskie. — Leczenie i pobudzanie ducha u szamanów. — 
Szamani, ich powaga, żyeie i śmierć. — Pogrzeby Buriatów, — 
Upadek szamanlttaia 282 



NERCZYNSKI POWIAT. 

(DALSZY CIĄG). 



GiŁLU, Opisanie. U. 



X. 



BMka Argań Kilka słów o Chinach. — Wieó Ctalbncsa. ~ Chata ks. Pa- 
włowskiego. — Strselec Hlstula. — Strai chińska i ł%ki sa Argunif. •— 
Wydeeska krótka W Mongolii. — Flora 1 bogactwa nadarguńskie. — Jar- 
marki pognoiesno. ~ Węgiel kamiannj. — Góra wygnańców. — Ułaho- 
dack i Dekabryóci. — Oóroa. Maaskowski i inni wygnańcy. — Komisye 
prawników i moskiewskiego prawa reformy. ~ Statystyka srebra i jego 
kopalnie. — Dwóch waryatów. — iydsi w katordse. — 6t. Wasilewski. — 
Młehałowik i w oim wygnańcy. — Rseki i ioh w górach snacaenie. — 
Flora Borsii i wpływ na ni% ciepła. 



Z Nerczyńałdego Zawodu wyjechałem główną ulic% osady. 
Frzemkn%iem się obok ratusza, lazaretu i mam przed sobą 
l|1d Sierebrianki i hutę srebrną z rozwalonym dachem i wy- 
bitym bokiem. M\jam j% i już oko nie widząc śladów czlo- 
Tńeka przelatuje jak ptak z góry na górę. Okolica bezleśna, 
% wszędzie garby, grzbiety i grzebienie górskie okryte mgl^ 
błękitną i tysiącami kwiatów, które się wszędzie rozsiewają 
w milionach tysięcy ziam*). Zjeżdżam z góry patrząc na 
dolinę argnńską, a szczególniej na prawy jej brzeg należący 



*) Niektóre roóliny cosiadąJ% zadziwiającą tdolnoćó rospladniania się. 
lośHny t« spotykamy gęsto rosnące na wielkich spłasach aiemi. W Korespon- 
4tncie Rolniesym (Nr. 41 a rokn 1858), wyohodsąeym przy Gaaecle Warssaw- 
ikiej, w artykule o rozsiewaniu się chwastów , spotykamy ciekawe w tym 
wifflędsie spostrzełenla. Uwalamy sa poiyteczne, powtórzyć cyfry, które 
4sfą dokładne wyobrażenie o płodności niektórych roślin. Pracowity a nie- 
sotay antor tych spostrseicń powisda , ie jedno ziarno rnmiana psiego (an- 
thnnis cotnla) wydaje 40,650 siarn; rumianku prawdziwego (matricaria cha- 
••ailla) 45,000 1 złotok wiata wielkiego (ehrysanthemom leucanthemnm) 13,500; 
lopłaan (arctiam lappa) 34,5^; łocsygi ogrodowitl (sonchos oleracens) 
%.0OO, a maku polnego (papaver rhosas) 50,000 siarn. Roóliny te rosną i 
» Syberył. 



już do Chin a właściwiej do Mongolii , i 8taD%łem we wsi 
Czaibuczy tuż przy Ar guni położonej i posiadającej garbar- 
nię, w której pracvg% zadzierżawiwszy j% dwaj wygnanej 
Piotr Borowski i Zygmunt Wałecki. 

Prawe chińskie zabrzeże jest wyższe i zrzadka brzeziną 
porosłe, pomiędzy któr% rośnie nieznana w Dauryi leszcsptf 
i d%b mongolski (corylus hetorophylla i quercus mongolica). 
Krzaki popodszywały dna dolin, pomiędzy któremi pospolite 
e% maliny i smrodziny (ribes nigrum). Arguń ma źródło 
w Kentajskich górach w Mongolii; z początku płynie m 
wschód i tu się nazywa Kajłar, wykręca się potem ku pół- 
nocy, omija jezioro Dałajnor, wykręca. się powtórnie lecą 
już w kierunku północno-wschodnim, wrzyna się przyteo 
w coraz wyższe góry i z Szyłką schodzą się pod 53* 19' 45" siero- " 
kości północnej a 121° 50' 7,5" wschodniej długości odGreenich. 
Od Abagatuja do Ujść Striełki na przestrzeni 500 wiorst 
stanowi linię demarkacyjną między Syberyą a Mongolią- 
Spadek Arguń ma bystry, głębokość niewielką, jest jednak 
spławną. Jest węższą od Szyłki, ale lepiej od niej zar;- 
bnioną. Widoki obszerne i wdzięczne, lecz mniej wspaniale 
i groźne niż nad Szyłką. Po za skałą, o którą się wod& 
roztrąca, i za błoniem wznosi się wysoko górzysty łańcuch, 
który zasłania dalszy widok państwa niebieskiego i nibj 
mur zamyka jego granice. Ciekawe to państwo, te Chiny! 
Najludniejsze w świecie, najstarsze, zamknięte w sobie, wy- 
robiło własną cywilizacyę i kulturę i rozszerzyło ją w poło- I 
wie Azyi. Chińczyk ma obyczaje upolerowane, lubi wygody, 
miękkość, ma obszerne wiadomości', charakter chytry, podr 
stępny a pychę ogromną. Uważają się za naród najoświe- 
ceńszy na kuli ziemskiej i na podobieństwo Greków wszystkie 
inne narody nazywają barbarzyńcami. Ciekawie przenosiłem 
się myślą za te góry do pomalowanych i upstrzonych mia$t, 
do ogrodów nad rzeką Żółtą i do ich altanek, pomiędzy 
naród, który wynalazł proch, druk, igłę magnesową, ma 
wyborne fabryki, rolnictwo poprawne, a który pomimo tego 
jest barbarzyńskim, bo od wieków naprzód nie posunął si^. 
Gdzież podobne sprzeczności napotka podróżny? gdzie takie 
połączenie wysokiej kultury materyalnej ze zgnilizną mo- 



6 

rahą? Jakiż naród, podobnie jak Chiny, od nikogo nic nie 
biorąc doszedł do wynalazków i odkryć, które zaszczyt ro- 
zomowi przynoszą, i jednocześnie pogrążył się w moralnym 
barłogu i niewolniczem samolubstwie ? Wysoka knltura, nie- 
wola, stagnacya i upodlenie Chińczyków nasuwa obszerny 
przedmiot dla myślącego człowieka i rozwiązuje kwestyę^ 
która i Europę żywo zająć powinna, to jest, jak i odkąd kul- 
tura materyalna zamienia się w dzikość i barbarzyństwo? 
Swoim przykładem uczą Chiny wszystkie narody, że kultura 
materyalna bez duchowego i społecznego postępu niewystarcza 
dla ludzkości, że rozejście się tych dwóch kierunków i zu- 
pełne oddanie jednemu, materyalnemu lub moralnemu tylko, 
sprowadza zgniliznę, od której trup narodu ustrojony w wspa- 
niałe i piękne wyroby przemydtu zawraca do barbarzyństwa 
i dzikości, z której pierwotnie wyszedł. Chiny miały w sobie 
dużo żywiołów rzeczywistej cywilizacyi i gdyby nie despotyzm, 
który zaniknął ich w sobie, zaparł drogi postępu, wpędził 
ieh na drogę li materyalnej kultury, a wygnał idee moralno- 
politycznego doskonalenia człowieka i coraz lepszego uspo- 
łeczniania się, Chiny byłyby ogniskiem światła na kuli 
aemskiejy tern, czem jest dzisiaj Europa. Despotyzm to 
wprowadziwszy do Chin wieczne status quo, spowodował, że 
knltura materyalna zamieniła się w zgniliznę, a filozoficzna 
religia Konfucyusza w bałwochwalstwo. Przypatrując się nie- 
mym górom na granicy Chin, snuły się mi w głowie te 
myśli i sprowadziły zadumanie. Czy Europę nie czeka los 
podobny? Czy chrześcianizm pomagając despotyzmowi ochro- 
Bi ją od chińskiej zgnilizny , a kultura materyalna od skost* 
nienia i barbarzyństwa? Pochód cywilizacyjny wędrując 
z Azyi przez Europę, czy nie porzuci wkrótce ostatniej i 
€sy do Ameryki zupełnie nie przeniesie się? Nieodpowia- 
dałem sobie na te pytania, bo miałem przed sobą Chiny, 
wielki przykład i przestrogę dla narodów, Chiny wielkie, 
«kaltarowane , uorganizowane porządnie, upolerowane, a 
gnijące, skostniałe i zawadzające ogólnemu postępowi ludz- 
kości. 

Wieczorem odwiedziłem chatkę księdza Tyburcego Pa- 
włowskiego, rodem z Białorusi, franciszkanina, aresztowa- 



6 

nego za adsiał w zwi%zka Szymona Konarakiego na Wołynia 
w Horodcu, gdzie był w szanownym domu Urbanowskich 
kapelanem. W Kijowie przez sąd wojenny skazany na wy- 
gnanie, mieszka od lat wielu w Gaałbuozy, trudniąc się ry- 
bołóstwem i polowaniem. Chatkę ma skromną, malutką 
w ogrodzie stojącą. W chatce jest tylko jedna izba, a w niej 
łóżko, nad niem Matka Boska Częstochowska; na stolifai 
brewiarz. Gazeta Warszawska i Biblioteka Warszawska^ km- 
cyfiks i gitara. Gościnny gospodarz oprowadził mnie po swoim 
ogródku, pokazywał grzędy kwitnących ogórków, koper wy- 
bujały, starannie pielęgnowane kawony i melony, grzędy 
z kapustą, kartoflami, burakami, kalafiorami, fasolą i ze sło- 
necznikiem, pokazywał swoje sieci, które codzień zimą i latem 
zarzuca w wody Arguni, i to całe maleńkie swoje gospo- 
darstwo, któremu pomimo starości pracowicie oddąfe mą. 
Gdy już zmierzchło, poprosiłem gospodarza, ażeby sagnt 
jaką piosneczkę na gitarze. Wziął starzec gitarę, zabną- 
knął poważną a rzewną melodyę i zaśpiewał psalm: ^Bóg 
naszą ucieczką.» Mile brzmiała muzyka w chatynoe, a cicłie 
jej echo poleciało na błonia mongolskie. Ten rzewny pealm, 
gospodarz, jego gospodarstwo pogrążyły mnie w nowe za- 
dumanie, z którego przebudziłem się wezwaniem na wie- 
czerzę, na którą dano grzyby i orzechy przez księdza uzbie- 
rane. W Czałbuczy zainteresowała mnie jeszcze inna osoba 
w wieśniaczem ubraniu i po polsku mówiąca. Byt to takie 
starzec, lecz czerstwy i zdrowy; nazywa się Michał Mi- 
sz ula, rodem z białowiejskiej puszczy, gdzie był stneloea 
i gdzie w szeregach powstańczych w 1831. roku dał się Mo- 
skalom we znaki. Za to powstanie obity kijami, przyalany 
został do kopalni nerczyńskich, zkąd po wielu latach pncj 
uwolniony na osiedlenie, w Czałbuczy trudni się polowaniem. 
Codzień ledwo świtaó pocznie, dawny strzelec przywołuje 
psów i zarzuciwszy torbę z flintą na plecy, rusza na polo- 
wanie, a ma tu wszędzie wyborne polowania, bo na polaełi 
i błoniach mnóstwo jest zwierzyny, której bge co niemiara. 
Syberyacy chociaż rzadko w lot strzelają, są przecież do- 
brymi myśliwcami; Miszula i międ^ nimi nawet jest 
pierwszym myśliwym i najlepszym strzelcem. Uczciwy, wy- 



«oki, B czarną brod%, blady, jak widmo siania się po gó- 
rach. Gospodarny, oszczędny, mocno tęskni do ojczyzny i 
w niej pragnie kości swoje złożyć. Mieszka tu i trzeci wy- 
gnaniec, Wojnilowicz Aleksander, wieśniak, powstaniec 
z 1831. roku. 

Łąki za Arganią i w licznych dolinach na stronie chiń- 
skiej obfitują w trawy. Mieszkańcy nadarguńscy co rok 
umawiają się z chińską strażą graniczną o wolność kosze- 
nia tych łąk bez użytku dla nich zostających. Mongoło- 
wie za opłatą ze skór baranich lub ołowiu dozwalają Sybe- 
ryakom kosić siano. Gromady ludzi, bez żadnego paszportu, 
udają się za granicę na pokosy, gdzie kilka tygodni zosta- 
jąc, za tanie pieniądze zaopatrują się w najlepsze siano. I 
ja z jedną gromadą udi^em się dzisiaj na sianożęcie. Gra- 
nica chińska jest słabo obsadzona, więcej Moskale od Chiń- 
czyków, niż Chińczycy od Moskałów zabezpieczają się. Fi- 
idety chińskie stoją jedna od drugiej o kilka mil, straż 
utrzymują Mongołowie. . Jeżeli pikieta przy objeździe granicy 
ipostrseże, że Syberyacy bez jej pozwolenia koszą ich łąki, 
pah siano i niszczy całą robotę. W razie skargi lub interesu 
do Moskali, Mongołowie, wielcy formaliści, nie przechodzą 
granicy, lecz stanąwszy naprzeciw moskiewskich posterun- 
ków wywołują starszego kozaka i z nim konferują. 

Przez Argttń przejechaliśmy w bródj a dalej posuwając 
aę błoniem, wjechaliśmy na stromy łańcuch gór; z niego 
spuściliśmy się w pustą dolinę i przejechawszy jeszcze przez 
jedno wysokie pasmo, stanęliśmy w dolinie między kosarzami. 
Hieszkań ludzkich wcale niema, wszędzie tylko góry wypło- 
wiałe i zielone doliny. O 200 dopiero wiorst od linii de- 
narkacyjnej, w głąb Mongolii, gęatsze są osady i więcej 
ludzi. W naazej wycieczce niewidzieliśmy ani jednego pod- 
danego bohdohana chińskiego. Na pochyłościach rośnie tu 
leizczyna, nieznana w Dauryi, i dęby. Upał doskwierał na 
łące; chroniąc się przed nim, schowałem się w olszowym 
gaju nad strumykiem, a siadłszy na gałęzi przypatrywałem 
ńc muszkom, dziwnie regularnie geometryczne figury kreślą- 
cym w promieniach rfońca, tysiącom much i bąków, które 
glosząo swoje życie, brzmią w gaju i na górach. Olcha do- 



8 

rasta tutaj do wysokości drzewa, kiedy nad Ssyłką zaledno 
jest od krzaka wyź8z%. W południe kosarze zasiedli prsed 
budami z siana i z wielkiego kotła obiad zajadali. Upał tak 
dokuczały że od obiadu niektórzy odchodzili do strumyka i 
całe ciało, zimną jego wodą oblewali. Po obiedzie se dwie 
godziny spali kosarze w budach a gdy ruszyli na kośbę, ja 
już byłem na wysokiej górze i przypatrywałem się krajobn> 
zowi. Od dna doliny, w którem trawa dochodzi do wyso- 
kości konia, aż do szczytu, na którym stoję, cała góra a- 
rosła kwiatami. Mnóstwo lilij, pomarańczowego i żółtego 
koloni, faluje jak zboże pod wiatrem, między niemi ciemienyci 
(yeratrum nigrum) z szerokiemi liściami wysuwa na długiej 
łodydze swój smutny kłos i serrathula rapunculus pełnym 
różowym kwiatem stroi górę; echinops ritro, pięknego lĄ- 
kitu, także się spostrzegać daje. Oman (inula oculus) wysoko 
się wznosi, rośnie gromadnie i żółci wielkie przestrzenie; 
rozchodnik jest daleko wyższy niż u nas; wierzbówka, okwitle 
piwonie, podróżnik tu rośnie, a między niemi strzyże tysiące 
koników polnych, gromadami wybiegają z pod nóg konia i 
chrzęszcząc skrzydełkami, skaczą i unoszą się jak chmura 
szarańczy. Owad ten różowego albo żółtego kolom, ma n» 
skrzydełkach piękne czarne obwódki. Prócz koników pol- 
nych, bąki, motyle, muchy, komary i tysiące innych owi* 
dów śpiewają na kwiatach. Jest to królestwo owadów i 
kwiatów, rzadko dotykane stopą człowieka. Przestrzeń nad- 
graniczna Chin posiada wyborne grunta, jeszcze nigdy płu- 
giem i motyką nieporuszane , powietrze cokolwiek cie- 
plejsze niż w syberyjskiej Dauryi. Prócz straży mongol- 
skiej pokazują się tu czasem koczowiska Oroczonów; trmwy 
wydeptane są jedynym śladem ich pochodu. Czasami także 
pokazuje się tutaj zbieg z moskiewskiej kopalni. Biada mu. 
gdy go Mongołowie spostrzegą, bo wówczas zdaleka spro- 
wadzonymi ludźmi wytrwale choć tchórzowato ścigają, a 
schwytawszy, z wielką skrupulatnością spisują wszystko, co 
na nim i przy nim znaleźli, kują go w dyby i oddają Mo- 
skalom w Curuchajcie*). W skałach nadbrzeżnych Argnni 



*) OuraeliąJtiiJ m« Jadoosci 1,679. Połoionj p«d SO^ W sierokośd s a 13C* 



iffyj% «§ włócaęgi, którzy w nocy, jak lisy ze swoich nor, 
wymykają się na kradzieże do wsi nadarguńskich. 

Dolina, do której teraz wjechałem, ma smutną, wygorzałą 
postać, bez zieloności i kwiatów, Mongołowie bowiem spalili 
siano bez ich pozwolenia skoszone i popiołem zasoli cał% do- 
linę. Na miejsca, gdzie stały stogi, leżą teraz kupy popiołu 
i żuźlL Siano obficie nasycone sodą, po spalenia zostawia 
twarde do szkła podobne żużle. Koń mój kąsany przez 
owady i oblany potem, zaledwo dostał się na wierzchołek, 
przez który nad Arguń dostać się tylko mogłem. Z wierz- 
chołka miałem najwspanialszą panoramę całej okolicy. Do- 
lina Argani wyrżnęła się gzygzakowato między skalistemi 
górami. Kontury skał w liniach ostrych i okrągłych łamią 
się i zwieszają nad wodą. Przez błękitną mgłę widać zielone 
pochyłości i błonia srebrzącej się rzeki. W kilku miejscach 
dym unoszący się w powietrzu jak długa, ciemna flaga> 
wskazuje na miejsca, gdzie leżą osady kozackie. Podniósłszy 
wzrok wyżej, obejmiemy szerszy krąg kraju z falą drze- 
miących i rozbujałych jak morze gór ; nad niemi niby okręta 
nad wodą wznoszą się najwyższe szczyty. Oóry i morza 
najbardziej działają na wyobraźnię i wyzwalają, jak powiada 
Goszczyński, a i śpiewak « Pieśni o ziemi naszej n, czując tę 
potęgę wyzwalającą gór, woła: «W góry, w góry, młody 
bracie! Tam swoboda czekana cięU Doświadczałem i ja tej 
swobody i wyzwolenia serca w Tatrach tak wspaniałych i 
dzikich zarazem! Czułem się wolnym i lekkim na halach i 
w dolinach Beskidu! Codziennne troski znikały, kłopoty życia 
nie istniały, wzniosła natura odświeżała duszę. Bolejące 
myśli wyzdrowiały, zszarzane uczucia odświeżyły się w pol* 
•Uch górach i nabrały czerstwości. Górskie karpackie po- 
wietrze wprowadziło w piersi moje wielki zapas duchowego 
tdrowia. Tutaj i na górach jestem niewolnikiem, wygnań- 
eem. Oóry tutejsze niewyz walają serca od ciężkiej tęsknoty, 
nie leczą sponiewieranych uczuć, sfatygowanych myśli. Na- 



<€' dlagoflcl geognficsn«j. W Danrji Jest to punkt nąjbliiscy Pekino, dU 
tego Moskale dawno na niego swrócili uwagę. Dziś po prtyłącaeoiu A muru 
^wŁacii jego stnit^glciiui upadła. 



10 

próżno się zmuszanii napróżno wymagam wrażeń wsniosłycb, — 
góry na mnie, ja na nie patrzg i jestem zimny, zwycząiny 
człowiek. Może to dla tego, że góry Dauryi byty kolebką i 
gniazdem Czyngishana, może to dla tego, że tatąj tylu Indii 
cierpi, tęskni i pracuje!... 

W Oloczy, wsi w sąsiedztwie Gzalbuczy położonej, bjl 
przed kilku dniami jarmark chińsko-syberyjskL Żałuję, żem 
nie mógł na czas oznaczony pospieszyć. Prócz Ołoczy jar- 
marki podobne odbywają w Curuhajtujn, w Akszy nad Ono- 
nem*), w Gorbicy**) nad Szyłką. Jarmarki bywają raz do 
roku, zwykle w pierwszych dniach Upca. Syberyacy wioai 
szkło, kożuchy baranie, futra, rogi jelenie, ołów i różne 
metale, a Mongołowie jagły, ryż, chińską wódkę, imjki, 
cygarniczki ze szkła, palące szkła, posążki i ozdóbki, mateiye 
jedwabne i pó^edwabne, tytuń, herbatę i t. p. Nie umie* 
jąo rozmówić się ze sobą, jedni drugim wskazcgą na przed* 
miot, który pragną nabyć, i na rzecz, którą za niego ofia- 
rują. Za butelkę lub szklankę dają tyle jagieł, ile wejdzie w te 
naczynia. Jarmarki i stosunki z Mongołami w£bogacąj% nad- 
arguńską okolicę, która tak przez grunta, mineralne bo- 
gactwa, paszę wyborną już jest bogatą. Prócz złota ta i 
owdzie w dolinie Arguni znajdującego się, znajdigą się na 
jej brzegach pokłady węgla kamiennego. Około stanicy Gor- 
bunowej w blizkości Gzałbuczy, a o 12 wiorst od Nercsyń- 
skiego Zawodu, znajdują się bogate pokłady lignitu. Joż 
naczelnik górnictwa Barbotte de Mamy, około 1789. roku chcuA 
zaprowadzić eksploatacyę węgla bardzo potrzebnego dla to- 
tejszego hutnictwa; próbowano i w późniejszych naimi^iy 
ale wszystko skończyło się na próbach i węgiel nadaignńaki 
dotąd jest bez użytku. Jeszcze w innem miejsca nad t%ż 
samą rzeką, obok Dorosi^gskiego posterunku, znąjdi;g% mę 



*) Aksta ma 396 lodnotci męakicj. Połoiona pod iO^ 15' iscrokośei a 
131° 4' długości geograficsD^ w raaie wojnjr w Mongolii, Ak«sa moM dU araai 
najeidłajfcej oddaiS waine usługi. 

**) Gorblca ma 5&5 ludności mętklej; połoiona pod 53^ 6'0ierokości pólaoca^ 
« 186^ b(f długości. Kocący gorbiecjr pnos atóaunkt «wq)6 a Indami aad* 
amnrakimi ułatwili poinanie tej rzeki, a potem Jej sdobycie. Pierm* wo> 
Jenne na Amune ekspedycye oni, a mianowicie koaak Skobeleyn prow^dsll, 
który aa to w prędkim csaaie % podoficera dofłnaył Bif atopnin mąjon. 



11 

pokłady węgla, ale niiszego od lignita gatankn. Klimat 
jest tataj rówiue jak nad Scyłką zdrowy. Rzadko nawiedzają 
te okolice epidemiczne choroby. Szkarlatyna nad Argani% 
pienvizy raz pokazała się w 1853. roku, suchoty 8% nie- 



Wieczorem powróciłem do Czałbuczy z wycieczki do Mon* 
golii, a 16. lipca w upał dl-stopniowy do Zawodu. Dnia 
17. i 18. lipca upal wcale nie zmniejszył się. Nieznośne go- 
rąco zmusza mieszkańców do zamykania w dzień okiennic. 
W Wielkim Zawodzie nie można użyć kąpieli, potoki bo- 
wiem Ałtacza i Sierebrianka są bardzo płytkie i chcący 
liywać kąpieli wyjeżdżają do o dwie mile odległej Ar- 
goni. 

Wieczorem 18. lipca padł rzęsisty deszcz i ochłodził po- 
wietrze, z czego korzystając wyjechałem do Michi^owska 
2 zamiarem obejrzenia okolic rzeki Niższej Borzii. Od samego 
Zawodu droga pnie się w górę aż do wierzchołka, pamięt- 
iiego dla wygnańców jako miejsce schadzki w tym czasie, 
gdy za terytoryum kopalni wygnańcom wydalać się niepo- 
iwoliłi; to było jeszcze i w 1844. roku. Góra ta leży pomiędzy 
Zawodem a Błahodaokiem i Górną. Gdy się więc wygnańcy 
Mieszkający w tych osadach chcieli z sobą widzieć, tu się 
•chodzili, nie wychodząc po za obręb, za którym każdy 
uważany mógł być za dezertera. Tu sobie komunikowali 
wiadomości o Polsce, listy, książki i gazety. Widok ztąd 
podobny jest do wielu w Dauryi widoków, a jednak jest in- 
nym, bo inaczej ztąd rysiigą się linie, inaczej krzyżują się 
IMima i inaczej pstrzą kwiaty. Zachodzące słońce oczerwie- 
luło obłoki i rzuciło purpurowe blaski na ziemię. Góry sta- 
aęły w aureoli, a skupiająca się wieczorami mgła podnosiła 
lozmiar ich i wdzięki. Ztąd zjeżdża się w głęboką dolinę^ 
po której wygodna droga prowadzi do Błahodacka, wy* 
budowanego w lewem zabrzeżu doliny, niby we framudze 
górzystej. Na tle wysokich gór odbija się czerwony dach 
więzienia i szare domki osady. Na pochyłościach widać 
wykopafiska i szopy drewniane nad szybami. Kopalnie rudy 
ołowiano-srebmej w ^hodacku, równie jak i w Górnej, na- 
1^ do najdawniej w Dauryi eksploatowanych. W^ielu 



12 

z moskiewskich Dekabrystów zesłanych było na lat pięć do 
tej kopalni, gdzie zostawali pod szczególnym dozorem jene- 
rała, umyślnie w tym celu z Petersburga komenderowuiego. 
Mężowie ci, którzy dla wolności, życia i swobody nietato- 
wali, byli z szczególną zawziętością przez Mikołaja śdgua. 
Z Błahodacka do Akatui, Czyty i do Piotrowska byli pm- 
niesieni. Po wyjściu na osiedlenie, najznaczniejsza ci{k 
osiadła w Irkucku. Mężami najwięcej pomiędzy nimi odini* 
czającymi się charakterem niezłomnym i wielkim byl jak to 
już mówiłem: Łunin i jenerał Juszniewski. 

Pół mili za Błahodackiem, także we wklędtości lewego n- 
brzeża, ściśnięta górami stoi osada Górna; w około oi^ 
kilka kopalń, do których w rozmaitych czasach widt 
z naszych wygnańców wysyłano. Trzy ulice drobnych dom- 
ków pną się na górę; więzienie, koszary kozackie, dom n- 
wiadowcy (pristawa), którym jest obecnie trudniący się ma* 
larstwem Skrypin, malarz bez szkoły i nauczyciela, są gló- 
wniejszemi budynkami osady. 

W Górnej mieszkają następni polityczni polscy wygnańcy: 
Kasper Maszkowski, rodem z starokonstantynowildego i 
powiatu na Wołyniu. Zaraz po 1831. roku zawiązał Kai^ \ 
na Wołynia patryotyczny związek i szczęśliwie nim kicrowił j 
aż do przybycia Szymona Konarskiego. Ten go rozszerz^ ': 
a zastawszy w Wilnie także przed nim i bez jego inicyatywf > 
uorganizowany komitet, złączył litewskie z wołyńskiem to- t 
warzystwem i siecią związku okrywszy całą Polskę, ożywił 
ją i energicznie przygotowywał do powstania. Spiskowi dla 
bezpieczeństwa związku radzili Konarskiemu wyjeżdżać za | 
granicę. Ścigany, widział sam, ii rada była dobra, ale jq ' 
posłuchać i wykonać niechciał z obawy, ażeby za jego od- 
jazdem ruch i czynność związkowych nie osłabła. Przewidy- 
wania spełniły się. Konarski, który w roli lokaja J. Rods^ 
wicza podróżował, poznany przez jakiegoś żyda, aresztowany 
był pod Wilnem. Słaby charakter zresztą uczciwego Bo- 
dzewicza zdradził związek. Nastąpiły aresztowania. Związko- 
wych osadzono w Wilnie, w Kijowie i w Odessie. W Wa^ 
szawie i w Galicy i w inny sposób związek także został od- 
kryty. Maszkowski jako jeden z założycieli towarzystwa 



13 

wołyńakiego, a potem jako jeden z nąjczynniejszych w zwi%zka 
Konarskiego, był w Kijowie skazany na powieszenie. Wy- 
stawiono szubienicę w 1839. roku w fortecy kijowskiej i czte- 
rech związkowych podprowadzono pod ni%: .Maszkowskiego, 
P. Borowskiego, A. Beauprego i Fryderyka Michalskiego, ojca 
EmiHi, narzeczonej Konarskiego. Jnż mieli stryczki na szyi, 
gdy im przeczytano zmianę wjrroku śmierci na deporiacyę 
do kopalni nerczyńskich. Maszkowski schodząc z szubienicy, 
rzekł: aPrzyjemniej mi było wchodzić, aniżeli schodzić z szu- 
bienicy !» 

Prócz Maszkowskiego mieszkają tutaj ksiądz Karol 
Haas, z Wołynia rodem, za związek Konarskiego przysłany 
do kopalni; MichałMikutowicz, z Litwy rodem, za udział 
w związku braci Dalewskich odkryty w 1849. roku w Wilnie, 
do kopalni. W Błahodacku mieszka Ignacy Sawicki 
z Wołynia; za powstanie 1831. roku posłany do wojska 
w Ornaku a za udział w związku ks. Sierocińskiego do ko- 
palni przysłany. 

Przenocowawszy w gościnnym domu Maszkowskiego, który 
ma tu ogród, obsiewa pola, hoduje bydło, a gospodaruje 
wspólnie z Haasem i kariAi gości swoich słynnemi w ner- 
czyńakiej okolicy małdrzykami, poszedłem przed ruikiem do 
kopalni w górze. Słońce już mocno doskwierało, w po- 
wietrzu była cisza i parnota. Budynek drewniany, podobny 
do domu, i szopa między krzakami i kupami wyrzuconej ziemi, 
stoją nad wejściem do kopalni ; tędy spuszczają się robotnicy 
do kopalni, w głębi pracują przez dzień cały, niektórzy obcią- 
żeni kajdanami, wieczorem wychodzą z kopalni i idą na noc 
do więzienia. Los tych ludzi jest opłakany i twardy, chociaż 
często sprawiedliwym, boć społeczeństwo ma prawo szkodzą- 
cego mu zbrodniarza użyć jak zechce, a odebrawszy mu 
wolę i zmuszając do pracy używa go dobrze i korzystnie. 
Lecz dola taka tych, którzy niezasłuźyli na niewolę, jest 
barbarzyńskim gwałtem, a taką jest dola górników i nie- 
winnie zesłanych. Dziwna sytuacya górników zwróciła już 
uwagę komisyi prawników, która pod prezydencyą hrabiego 
Tołstoja przed kilkunastu laty zjechała z Petersburga i miała 
ołożyć nowe instrukcye postępowania i prawa dla katorgi 



14 

napisać. Komisya niewidsii^a innego sposoba dU ulień 
górnikom i zniesienia niesprawiedliwości im wyr^dioiMir 
tylko w powiękssenin róinic oznaczających obie klaty robot* 
ników w kopalni. Postanowiła więc niepoprawiąjąc loss gó>> 
nikówy pogorszyć los deportowanych i uchwaliła prswo, ł» 
każdy zesłany na znaczniejszą liczbę lat po¥rini6n przes oaea 
lat siedzieć w więzieniu na miejsca wygnania i chodzić w kaj- 
danach do najtmdniejszych robót; jeżeli zai takowych m 
będzie, umyślnie dla nich wyszukiwać ciężkich robót, bk* 
dawać Im odpoczynku a przywalać należy całym apMim 
niewoli. Gdyby to prawo było wykonywanem, położeniem 
słanych byłoby nie do zniesienia. Doświadczenie miejsoowTch 
urzędników umie łagodzić nierozsądne przepisy i intcw 
skarbu nawet na tern zyskuje , albowiem liczne wypadki d** 
wodzą, że surowe i barbarzyńskie postępowanie, przywodzi 
zesłanych do rozpaczy, zwiększa liczbę ekscesów i sbrodii. 
Myślę, że cudacka zasada polepszania losu jednyck 
przez pogarszanie losu drugich, którą pnyjęła rifo^ 
matorskim duchem ożywiona komisya, za^giqe na podkreito* 
nie i powszechną uwagę, bo ona nieraz w prawodawitiil . 
moskiewskiem objawiała się i jeszcze objawiać będzie. W ośt^ 
tnich czasach zostało postanowionem, że każdy nrsędsft 
za każde przewinienie, uchybienie n. p. takie, jak nies^tKcil 
czapki może kazać bez sądu ukarać zesłanego 70 pletnisd 
który niema prawa skargi i pisania próśb, tak samo, js 
niewolno mu pisywać listów do rodziny i przyjacióŁ 
kołaj w końcu swojego panowania zamiast knuta kazał użf 
wać piet ni, co na jedno wychodzi. Piet' jest to groby I 
trzech końcach rzemienny bat. W kopalniach wyjątkowi 
knut jest w użyciu.*) 



*) w tfoskwid sawsie było wnystko 1 jest poiorem. Nieni o^»^ 
nowe prawa dla oaiukania głopiego luda i nieświadomej Baropy; dą|9 
pompatyesne naswisko reformy, która w neciy tamcj nie nie smieniASi 
rsecsy. Wiadomo, ie Mikołaj cłielał być prawodawca i bawił się w kodeki^ 
Komisya kodyfikacyjna dla Królestwa pod pretydency^ Hobego napiisto «1 
inany s głupstwa kod«ks Mikołaja. Moskwy niesostswii tnkśe bes f 
kodeksu. Kodeks karny Mikołą|a. wydany prsea Błudowa» wpiowadsił taki 
waine smiany : knut saraienlł na bat o 3 końcach,* piętna na twarty « ^\ 
terami B. O. P. samlenione na piętna t literami K. A. T. Pletiaml bU« n»| 



15 

Do kopalni dla braku pozwolenia spnśció się nie mogłem i 
nie żalowaiem tego, bo stan kopalni ma być najgorszy a ro- 
boty źle wykonywane. Obecnie tutejsza kopalnia dostarcza 
do 6 pudów srebra na rok. Przed budynkami, o których 
wyiej w8iK>mmalem, siedziało na ziemi kilkanaście zerianych 
robotnic i tfnkły radę. Niektóre śpiewały, inne kupki przed 
niemi leżącej rudy ubierały w kwitnące gałązki wierzbówki, 
skracając czas żmudnej roboty narzekaniem na katorgę i ga- 
wędką. Charakterystyczny byłby to obraz katorgi, grupa 
tych kobiet opalonych, w nędznych ubiorach, zniszczonych 
fizycznie i moralnie, siedzących przy kupach rudy w kwiaty 
ustrojonych i oświeconych całą siłą palącą promieni połu- 
dniowego słońca. Rudę potłuczoną mężczyźni przewiewają 
przez wielkie druciane harfy i wiozą je na dwukolnych wóz- 
kach do płuczki. Ztamtąd wiozą ją do huty w Kutumarze, 
gdzie wytapiają z niej srebro. Dawniej nerczyńskie kopalnie 
dnżo srebra dostarczały, dzisiaj bardzo małą ilość. Od 1704. 
do 1747. roku rocznie otrzymywano srebra do 30 pudów. 
Odtąd ilość srebra zwiększała się a w 1775. roku otrzymano 
srebra 630 pudów. Od tego znów roku ilość srebra stopniowo 
zmniejsza się, lecz w roku 1846 huty tutejsze wydały jeszcze 
190 y, pudów. Ołowiu z Nerczyńska do ałtajskich hut wy- 
syłano rocznie od 1804. roku około 10,000 pudów, a na 
sprzedaż 3,000 pudów, teraz (1857. roku) tylko 1,759 pudów 
ołowiu a 18 pudów 8 funtów 57Vs zołotników srebra. Mata 
ta liczba niepochodzi z wyczerpnięcia rud, lecz z zaniedbania 
tej gałęzi górnictwa a podniesienia eksploatacyi złota. Ze 
wszystkich hut srebrnych Dauryi jest już tylko jedna czynną 
w Kutumarze*). 



■m słcml l*cs im aufoeie , nie po plecach , lees po paiytkach. DU nlepoł- 
■oletoich karft JMt lii^wa; Mmiut posłania do rot areaaUoekich, katorgi lab 
d«aa roboczego, kodeka kaie waiyatkich oddawać do wojska. K łe 8§ nie 
tjiko występni ale i wyatfpne, więc Jeden a%d trsymą}<o się litery prawa, 
skaaal dsiewcaynę do wojska. Wówesas dopiero przekonano się o nieros- 
•Idka prawodawcy 1 nasnacsono inne karę dla kobiet. W tym kodełuie Jak 
i ianych mosldewskich mnóstwo Jest wyraleń nieokretflonycli, Jak n. p. 
aiura^ wedlog stopnia i waino^i wyatępku, albo ukarać według eal^ suro- 
wości prawa, albo akarać Jako prsestępcę prawa i t. p. ogólników, dąJfcycJi 
nerokie pole do aamowoli i gwałtów. 

*) Kopalnie soajdujęce się w okolicach Blahodacka, naleię do dwóch 



16 

Z wycieczki do kopalni wrócdem po poładniu. Siedi|c 
przed domem uderzony zostałem dziwną postacią n^odego 
człowieka, który się ka mnie zbliżał. Był to waryat, Kk* 
mieć, rodem z Rygi- Przyszedł odwiedzić gospodam 



dystaocyi blahodackiej i sierentnjsklej. W pierwssej są następne kopainiti 
stare croby : 1) Błahodaeki rodnik, odkryty w 1745. roko ; do roko 1811 ^ 
canie wydobyto s niego rudy 7,178.680 padów. W tcj masie srcbrm było W 
padów 13 funtów 86 y^ tołotników a ołowiu 306,789 pudów 8 funtów. W podń« ndf 
srebra «(Vg zołotników, ołowiu l,|4Vt funtów. Międiy strumieniem Blaho4it' 
IZierentuJ: 2) Ekaterioo-Błałiodacka kopalnia; w pndsie rudy I'/, solatoikM 
srebra, 5 funtów ołowiu. 3) Bkaterino-Błahodacki rudnik. Do lS53.rokawyd«b)ti 
rady 1,116,466 pudów, srebra 378 pudów 13 funtów 637$ tołotników, ołowiu 79.(61 
pudów 31 V« funtów; w pudzie rudy bywa 1,5«V4 zołotników srebra, 4,^' < fu*^ 
ołowiu. 4)8paskł rudniii ; od 1830. do 1853.roica dobjrto rady 514,686 pudów^snla 
318 pudów 28 funtów 32'/, zołotników, ołowiu 62,596 pudów 19 funtów. 5) Wu:* 
Spaski rudnik. 6)DoroQiński ; w pudzie l„iZołotnlków 9rebra,4,.^g funtów ołoń. 
7)Trzecł Spaski rudnik; w pudzie 2„,'/« zołotników srebra, 6,4, Vx fontów oło^ib 
Między rzeczkami Mał* Kiłg« i Czalbuczf : 8) Ki Igi6ski rudnik. Do 1853. nki 
wydobyto rudy 2,770,303 pudów, srebra 282 pudów 21 funtów 72V8 zołotaikti. 
47,960 pudów 39 funtów ołowiu. Na pud 1„, zołotników srebra, 5„V, fantów ołom- 

9) Malce wskl. Od roku 1845 «do 1653 wydobyto rudy 670,784 padów, srfiii 
353 pudów 9 funtów 85 zołotników, ołowiu 73.357 pudów 14 funtów, w podmie l^i*^ 
zolotuikówbrebri,4,,5'/Kolo^lu;l<l*łsl^J^9t czynna ta kopalnia. 10)Sibiriakoviki* 
roboty; w pudzie 1.,t '/s zołotników srebra, 4,as '/■ funtów ołowia. Rasem w tyckl** 
palniacłi od 1830. do 1853. roku wydobyto rudy 1,581.883 pudów, srebra CK 
pudów33 fuiUów 72V« zołotników, ołowiu 184,193 pudów 39Vi funtów. Przy topMiii 
rudy w hutach, pospolicie Ya metalu w niej zawartego marnieje i gioir. 
11) Czałbuczyńska kopalnia. 12) Na górze Błahodati. 13) ZworygiAAz. 
14) 2ylińska. 15) Sojmonowska. 

W dystancyi zierentujskiej znajduje się takie kopalnie: 1) Zierentojilł 
rudnik, czasem ma bogate iyły. 2) Mikołajewska kopalnia ; w pudzie rudy S,% 
aołoŁników srebra,5,„ V«fantów ołowiu. 3)SCe£anoPiotrowski rudnik ; w padzie r«4 
5,44*/« sołolników srebra, ołowiu li,,,'/* funtów; 1 iesawsze tale bogaty. 4)AiciUir 
drowski rudaik ; w pudzie 1, „zołotników srebra,3ys funtówołowio. 5) Woidą)aitf 
rudnik odkryty w 1761. roku. 6) Troich SwiatIteleJ; od 1330. do 1853. 1 ' 
wydobyto 1,058.211 pudów, srebra 848 pudów 19 funtów 407. sołotaików, oievii 
305,413 pudów 25'/, funtów. Razem w tych kopalniach od 1830. do 1853. rok* 
wydobyto rndy 1,139.725 pudów, srebra 909 pudów 38 funtów 70 zołotników. ołovit 
218 349 pudów 31'/, funtów. Mniejsze kopalnie: 7) Nowo Zierentąjski itti» 
rudnik. 8) Nowo Zierentujskl wlerzchny. 9) Nowo Zierentajski aii**?- 

10) Nowo ZierentHjski. 11) SzumichlAska kopalnia. 13) ZwiegiM*^^ 
18) IliAska. 14) Pierwo Pokosyj. 15) Młchiejewski szurf. 16) Karpowskt k»- 
palnia na Majaku. 17) Czikaczjftsko Michiejewska. 18)1 19) Pierw© i ^»» 
Czikaczyńskie. 30) Piotropawlowskl rudnik. 21) Cagajski. 39) CsgM** 
sporny. 23) Suro Zierentujski. 24) Utkińska kopalnia. 25) Suro Pm»- 
chowska. 26) Jakowlewska. 27) Mokiejewska. 28) Tldykańska. 39) IHT 
kański Riesanowska. 30) Karpowsko Udykaftska. 31) Wtoro ^okofjt- 
32) Kotkcwa przy wsi Czaszczioa. 33) Szurf Bergauera i trzy inne. 



17 

pewny y że mu da co zjeść, lub też fajkę tytuniu. Ubrany 
byt w popadaną, brudną i podartą siermięga syberyjską; 
koBsoli nie miał, a przez dziury wyglądało ciało. Głowę 
miał okiytą watowaną czapką ogromnej wielkości, do kapę- 
lassa podobną; sukno w niej zupełnie podarte, a wata dłu* 
giemi niteczkami zwieszała się na wszystkie strony. Twarz 
Bii^ pociągłą, zakończoną ostrą brodą i porosłą rzadkim ru- 
dawym włosem; nos kształtny, wysoki a oczy najczystszego 
bl^dtu; wyraz ich oznaczał zdziwienie i nieoznaczoną ale spo- 
kojną tęsknotę. Zapuszczając wzrok swój w jego oczach, 
zdawało się mi, że jak niegdyś w oczach badającego mnie 
Leichtego ginie, w głębi jak w mętnej studni. Miejscowy 
urzędnik opowiedział mi wypadki, które młodego waryata 
do Syberyi sprowadziły. W Rydze nieszczęśliwy ten czło- 
wiek miał kochankę. Kochał ją mocno i szczerze, lecz ona 
niewierna danemu słowu wyszła za mąż za innego. Zdrada 
ukochanej kobiety szkodliwie podziałała na umysł Adolfa. 
Stał się smutnym, milczącym, & w niepewnych odpowiedziach 
i rozmowie nieporządnej , zauważyć było można pierwsze 
symptomata waryacyi. W owym czasie spłonęło jakieś ar- 
chiwum, a ponieważ Adolf mieszkał obok niego i widziany 
był w domu archiwalnym przed pożarem, więc go posądzili 
o podpalenie. Może być, że w istocie nieostrożność waryata 
była powodem pożaru, a może, prawdziwie winny, cncąc 
się uwolnić od odpowiedzialności, zwalił winę na człowieka, 
który się bronić ani dowodzić nie mógł. Adolf w sądzie 
lueprzyznawał się do winy. Odpowiedzi jego poplątane 
wzięto za udawanie, znalezienie się zaś waryackie za masko- 
wanie. Został osądzony i skazany do robót katorżnych. 
Przybywszy na miejsce naznaczenia, z powodu coraz bardziej 
wzmagającego się obłąkania uznanym został za niezdatnego 
do robót i odtąd ciągle wałęsa się po Górnej, otrzymując 
jakieś wsparcie ze skarbu. Przemówiłem do niego ojczy- 
stym jego językiem i pytałem go, kto i zkąd jest? Dobrą 
niemczyzną odpowiedział, że pochodzi z Rygi. Pytałem da- 
lej, za co przysłany został do kopalni? c(Niewiem.» «Za pod- 
palenie podobno?)) ffHa! ha! ha Id Zaśmiał się i nic nie rzekł. 
«Czy miałeś kiedy kochankę ?» Znownż ten sam śmiech na- 

GiŁLEB, Opisiiiiie. II. -2 



18 

Btąpił i nie rzeki Błowa. «Dla czego niewracasz do Rygi?* 
«Niepu8zczaj% mnie te szelmy. » «A do Rygi daleko ztąd?» 
wTrzy mile,» odpowiedział. O sprawie i w ogóle o przeszłości 
jego nikt się od niego nic nie może dowiedzieć; zapytany, 
milczy nparcie i podejrzliwie śmieje się. Ze wspomnień pm- 
Bzłości, z życia w rodzinie i w rodzinnym kraju nic ma nie 
zostało, prócz wspomnienia ojca we fraku, z którego to 
fraku śmieje się suchym, szyderczym śmiechem, i wspomnie- 
nia miasta Rygi i rzeki Dźwiny. Gdy zobaczy większą kupę 
domów, podobną do miasta, woła zaraz, że to Ryga, akaid| 
większą wodę Dźwiną nazywa. Bardzo często tajemnie ekn- 
dając się, wychodzi w pole i błądząc po górach przychodń 
do sąsiednich rudników. Tam przytrzymany, rwie się i wobk 
ażeby go do Rygi puścili. Podróże te jego do Rygi, koń* 
czące się na przejściu dwóch lub trzech mil, powszechnit 
są znane, nie biorą go więc do aresztu, jak to zwykle w ta- 
kich razach bywa, ale odsyłają do Górnej, gdzie włóczy sif ' 
po ulicach, odwiedza litościwych i pogprążony w milczem 
patrząc nieruchomie w jedną stronę, siedzi przed domami 
całe godziny. Tak i teraz usiadł na ganku i wlepił wzrok 
w jakiś punkt na górze pykając dymem z krótkiej fajec^ 
Milczał, i ja milczałem, a wtem nowy przybysz zwrócił moj| 
uwagę. Był to człowiek w średnim wieku, odarty; sunąj 
przed gankiem i ukłonił się gospodarzowi. Zanim gospodaa 
wyniósł dla niego miskę herbaty, przypatrzyłem sie J€go 
iizyonomii. Twarz miał okrągłą, pomarszczoną i uśmieek- 
niętą, lecz gdy uśmiech Adolfa był szydercjsy i przjkiyt 
śmiech przychodnia był głupowaty i bez wyrazu. Spodnie, 
koszula uszyte były z gałganków, które poodrywały sif i 
bujały w powietrzu, każdy trzymając się sukni kilkoma tyfln 
szwami. Miał na sobie prócz tego kożuch dziurawy, któcT 
zaraz zrzucił z siebie. Na plecach niósł brzozową kobiałkę* 
a w niej mnóstwo łatek, gałganków i obrzynków skór. Sta- 
wiając kobiałkę na ziemi, rzekł: « Muszę tego pilnować, bo 
mogą mi skraść, a to cały mój majątek. » Od gospodarza, 
niosącego mu na ganek herbatę, dowiedziałem się, że tea 
człowiek jest także waryatem, że pochodzi z kostron^ski^ 
gubernii i niewiadomo za co przysłany do kopalni. Włóay 



19 

się po okolicy, szukając roboty, ale jej nigdy znaleźć nie 
może. Sypia w polu lub przy drodze, starannie pilnując 
kopy ga^ganów, które zawsze z sobą nosi. Gdy przemówiłem 
do Adolfa, zadając mu nowe pytanie, na które mi znowu 
nie odpowiedział, przychodzień rzekł, śmiejąc się na całe 
gardło: «To głupiec, niewarte mówić do niego. » Adolf 
zrozumiał go i pokazując palcem, jakby chciał powiedzieć: 
«Który z nas "większy głupiec ?» śmiał się także. Wypiwszy 
herbatę, nagadawszy dużo o swoich nadziejach zarobku, za- 
brał gałgany, wdział kożuch i podartą czapkę, a poże- 
gnawszy gospodarza, poszedł powolnym krokiem do Za- 
wodu. 

Dziwne dzisiejsze spotkania znużyły mnie. Dla rozrywki 
wyszedłem na powtórną do wsi przechadzkę. Pusto było na 
ulicach, bo pora poobiednia wszystkich powołała do domu lub 
do roboty. Tylko przed jednym domem zebrało się kilka 
osób i grzało się na słońcu. Podszedłszy ku nim, powitany 
zostałem polsko-żydowskim językiem, byli to albowiem żydzi. 
Z powoda szabasu wystroili się w białe koszule i świąteczne 
ubrania. Młodzież i kobiety rozmawirfy z sobą, a ojciec 
rodziny i inny podźyły żyd, siedząc przy oknie, czytali przez 
okulary ialmad. Niepytałem się, za co ich do kopalni przy- 
słali, domyśliłem się bowiem, że albo za fałszerstwo, kontra- 
bandę, albo za tajemne dyrygowanie szajką. Jeden tylko 
żyd jest w Syberyi za polityczne sprawy, to jest Robert 
Fajnberg, doktor, rodem z Mitawy, a więc z polskiej prowin- 
cyi. Za czynny udział w rewolucyi berlińskiej 1848. roku 
wydany przez Prusaków, siedział kilka lat w cytadeli war- 
szawskiej, a ztamtąd posłany do robót w Ekaterińsku pod 
Tarą*). Gdy żydzi oświecą się, poczują swe polskie oby- 
watelstwo, zapewno wnet znajdą się pomiędzy polskimi wy- 
gnańcami, jak już są w polskiej emigracyi. Żydzi w kopal- 



•) Ffjnberg w EkateriAskn przebywał w towarsyatwie wygnańców Dyo- 
nizego i Onufrego Skarżyńskich, Joachima Szyca, Wojciecha Grochowskiego, 
Józefa Gałeckiego, Kaawerego Obarskiego ł innych. Po ich wyjeździe w iuue • 
okolice, a potem do krąjn, on nieuwolniony , został zupełnie oaamotniony i 
wpadł w obłąkanie. Z Tary przeniesiony do Tobolska^ tam umarł w lazarecie 
IMO. rokn. 

2* 



20 

niacb, prędko wykupują się i przechodzą do klasy u roczni • 
ków. Trudnią się wszyscy handlem i chociaż w zdatności 
do szachrajstwa ustępują Moskalom , mają się jednak dobrze. 
W niedługim czasie liczba żydów znacznie zwiększyłaby 
się w Syberyi, gdyby nie rząd, który zapobiegając ich roz- 
mnożeniu się, zabiera każdemu żydowi dzieci płci męzkiej 
w Syberyi zrodzone w 14. roku życia i oddaje ich na wy- 
chowanie do szkół kantonistowskich , gdzie kształcą się na 
żołnierzy. Tam wychowani przez ludzi innej wiary, pod surową 
dyscypliną wojskową, tracą przywiązanie do swojej wiaiy, 
zapominają jej obrządków, a wielu przyjmuje prawosławie. 

Wysłuchawszy smutnej wiadomości o samobójstwie Sta- 
nisława Wasilewskiego przed kilku miesiącami zaszłej, 
wyjechałem pod wieczór z Górnej. Stanisław Wasilewski, 
szlachcic zagonowy z mińskiej gubernii, przysłany został 
do kopalni za powstanie 1831. roku. Cierpiał wiele w wię- 
zieniu, w^ podróży, w katordze, lecz zawsze skromny, ma* 
łomówiący i uczciwy. Tutaj ożenił się z kobietą schizma- 
tyckiego wyznania i utrzymywał się z małego gospodarstwa, 
z wyrabiania drewnianych misek, łyżek i fajek. Bieda nie- 
odstępowała go i po ożenieniu, jako wierna przyjaciółka 
niechciała się od niego odczepić i ciągle ścigała. Pomiędzy 
wygnaństwem wzajemne wsparcie niepozwoliło nikomu wpaść 
w nędzę, a chociaż Wasilewski jako z Rosyanką żonaty tracił 
prawo do wsparcia, przecież był przez wszystkich, a miano- 
wicie też przez mieszkających w Górnej kolegów wspierany 
i ratowany. Był to człowiek stary, obyczaju i wykształcenia 
włościańskiego. Co mogło spowodować jego samobójstwo, 
dotąd niewiadomo. Czy walka w sumieniu z powodu dzieci, 
które w obyczaju, języku i wierze za matką poszły, c^ 
tęsknota do kraju, myśl samobójstwa natchnęły? trudno roz- 
strzygnąć. Na kilka dni przed śmiercią chodził do znajo- 
mych po żebraninie, czego nigdy w życiu nierobił. «N* 
dzieci,)) mówił, udajcie jałmużnę: potrzebują odzienia i po* 
karmu. » 

Wkrótce potem znaleźli go na sienniku martwego z po* 
derzniętem gardłem. Pomiędzy Polakami w ogóle samo- 
bójstwo jest bardzo rzadkie. Nawet przykre* położenie wy- 



21 

gnańca, wyradzające pesymizm, rozpacz, znajduje otulenie 
w pociechach wiary Chrystusowej, która dla nieszczęśliwych, 
biednych niewolników miewa zwykle dobrą nowinę. Wyższa 
moralność, religia i ta głęboka, niczem niezachwiana wiara 
w przyszłość Polski zrobiła rzadkiemi samobójstwa między 
wygnańcami, lecz im s% rzadsze, tern smutniejsze wrażenie 
robią na człowieku. 

Wieczorem byłem już w przeszło dwie mile od Górnej 
odległym Michałowsku, położonym nad rzeką Dolną 
Borzią. Wioska niewielka, ludność jej w połowie górnicza a 
w połowie kozacka. Mieszkają tu następni wygnańcy poli- 
tyczni: Jan Warchowski, z Lubelskiego rodem, przysłany 
w 1844. roku za udział w związku ks. Ściegennego, i Józef 
Berini y żołnierz polski z 1831. roku, za to powstanie posłany 
do Omska, a ztamtąd za związek ks. Sierocińskiego obity kijami 
i przysłany do kopalni. Obydwaj trudnią się gospodarstwem, 
handlem ryb i t. p. 

Szerokie błonia w dolinie Niższej Borzii i pola na stokach 
gór sprzyjają rolnictwu ; jakoż ludność tej doliny z większą 
korzyścią pracuje w roli, niż ludność dolin ku Szyłce posu- 
nionych. W Michałowsku jest kopalnia rudy ołowiane - sre- 
brnej, odkryta w 1760. roku a zarzucona przed kilku laty*). 
Dolna Borzia wpada do Arguni; jest płytką, koryto ma 
wązkie, dolinę szeroką, zabrzeża górzyste lecz spłaszczone i 
mniej niż inne okolice obfitujące w lasy. Rzeki w górach 
mają większą ważność i znaczenie w ogólnej rzeźbie kraju, 
niż rzeki płynące w równinach. Taka rzeka jak Borzia* 
ledwo zwróciłaby gdzie indziej na siebie uwagę, lecz tutaj 
formując szeroką dolinę, ma charakter wyraźny, ma swoje 



«0 w okolicy są nuttpojąea kopalnie: 1) Michalowslii rndniic. Od 1760. 
<o 1S53. roko wydobyto w nim rudy 7,470.080 pudów. Od 1830. do 1853. roku 
wydobyto rady 506, 452 pndów; w niej 6yło srebra 187 pudów, 9 funtów 46i/« zoł., 
a ołowia 39,947 pudów 26% funtów. W pndsie rady było srebra U^t •<>*•« ołowia 
3,i«V. fantów. 2) Annińeka kopalnia; w padaie rudy s tej kopalni bywa srebra 
2^V». ołowia 7^,*/e funtów. 3) Afanasiewska kopalnia, dawno larzucona. lUsem 
kftpałote tej dystancyi dostarczyły od 1880. do 1853. rokn wl^eanf e 506,972 pudów 
rady; w niej było srebra 138 padów, 28 funtów, 9 sołotników, a ołowia 40,428 
padów, 377« funtów. Więc tylko Jedna w samym Michałowsku kopalnia większa 
Uośe rady dostarcayła, w innycli eksploaUcya była nic niesnacz^c^. 



22 

poboczne doliny, które dopdniają rysunku okolicy. W gó- 
rach i potok ma wysokie zabrzeża i głębiej werznięŁ% dolinę, 
prędzej też wpada w oko> niż rzeka na płaszczyźnie. Waż- 
ność .rzek w górach bardzo podnosi się i przez to , źe nad 
niemi tylko dają się wybrać posady dla wsi i miast; nad 
niemi tylko znajdują się pola i one wreszcie są najlepszemi 
a często i jedynemi drogami. Dolina w kraju wysokim jest 
jak arterya i nerw w ciele ludzkiera; rzeki ożywiają góiy, a 
bez nich te wielkie podniesione masy ziemi i skał byłyby 
martwe i bez pożytku dla ludzkości. 

Widoki nad Borzią nie są wspaniałe, ale bardzo miłe. 
Murawy są tu zieleńsze, a kwiatów i ptastwa bardzo dużo. 
Rosną tu: niebieska tarczanka (scutellaria speciosa); dro- 
bniutkie, żółte kwiatuszki przytulii (gallium verum) i po- 
dobne do niej przechodzące w pomarańczowy kolor kwiatki 
patriniij różowy gnidosz (pedicularis incarnata); fioletowa 
goryczka (genciana amarella); śliczne białe kwiaty powojniku 
(clematis angustifolia), odznaczające się mocnym i przyjem- 
nym zapachem. Niebieski pszczeinik (draco caefalum), po- 
marańczowy popielnik (cineraria auronciaca) i inny jej rodzaj 
gronowaty, żółty (ligularia sibirica); parzydło wiązowe (spirea 
ulmaria) krzaczkami swemi bieli znaczne przestrzenie, gdy 
wierzbówka Je różuje a dzwonki niebiesko barwią. Między dzwon- 
kami widać ładniutki dzwonek Wahlenberga (campanułlaWahlcn- 
bergia) i dziki len syberyjski (linum perenne). W zbożach 
rośnie powój z wielkim różowym kwiatem ; kąkolu (agrostema 
githago) w zbożach nie widziałem, chociaż go dużo na gó- 
rach widywałem. Koło i)łotów rośnie dużo bylicy (artemisi* 
Yulgaris), piołunu (artemisia absinthium), Bożego drzewka (ar- 
temisia abrotanum). Znajdowałem tu jak i w wielu innych 
miejscach Dauryi: Thlaspi cochleari formę, plecostigma panci- 
florum, papayer alpinum, potentilla fragarioides , chrysos- 
plenium alternifolium , alyssum lenense, adonis apennina, 
dentaria tenuifolia, sambucus racemosa, corydalis remota, 
cerastium arvense, aąuilegia leptoceras i atropurpurea, se- 
necio campestris, ribes Dikuscha, armeniaca sibirica nad 
Szyłką, carex caespitosa, carex pediformis, euphorbia esnlsi 
scorzoiiera austriaca, iris Blondovii, vicia multicaulis, atra- 



23 

gene sibirica, alnobetala frucŁicosa, lathyrus humilis, spi- 
raea eericea, carex Meyeriana, acylosteum coeruleum, erio- 
phoroiu chamifisonii, eriopborum vagiiiatum, myosotis syl- 
Yeslris, viola discuta, moehringia lateriflora, viola dacty- 
loides, spiraea alpina, aelaginclla sanguinolenta, melica Gme- 
lina, polystychum fragrans (gatunek paproci) i inne, które 
już to sam, już moi znajomi w różnych porach roku w Dauryi 
znajdowali. Lato bywa gorętsze w Dauryi, niż w krajach 
pod t% samą szerokością powożonych w Europie i dla tego 
to wegetują tu rośliny, których nienapotykamy w Polsce, 
w Niemczech, w północnej Francyi, gdzie lato jest mniej 
gorące. Pan Beketow*), opierając się na zdaniu Bussengo, 
Gasparina i de Gandolle^a, utrzymuje, iż roślina dla swej we- 
getacyi potrzebuje pewnej sumy ciepła, rozłożonego między 
rozmaitą liczbą dni, zawartych między początkiem yriosny i 
jesieni. Kuknrudza, — mówi dalej, — dla wzrostu i zupełnego 
dojrzenia potrzebuje 2,000 ciepła R. Suma ciepła letniego 
w Warszawie, w^ Moskwie jest niższą od powyższej liczby, 
dla tego też roślina ta nigdy zupełnie nieda się w tych oko- 
licach zaklimatyzować, a rośnie wybornie i może być na 
^elką skalę uprawiana w Żytomierzu, Kijowie, Tambowie, 
Penzie i w innych miejscach, gdzie suma letniej tempe- 
ratury jest wyższą od 2,000 stóp. Winna latorośl potrzebuje 
2,400 stóp między dniami ośmiostopniowego ciepła do wy- 
dania dojrzałych gron. Tam, gdzie mniejsza jest liczba ogól- 
itcgo w lecie ciepła, winna latorośl pożytku nieprzyniesie. 
Suma letniego ciepła w Dauryi niedozwala też hodować 
tych roślin, chociaż trafiają się tu kwiaty, jakie podróżny 
^dzi na górach hiszpańskich, gdzie ciepło z powodu wyso- 
kości położenia (na każdą wysokość 725 stóp ciepło zmniejsza 
•ic 1 stopień R.) jest mniejszem, niż na równinach. Przyczyna, 
która sprawia, iż lato na wschodzie jest gorętsze niż na 
*J«hodzie, sprawia też, iż zima bez porównania jest tu surowszą 
niż na zachodzie. Ogromne mrozy, długa zima, tępi mnóstwo 
roślin, potrzebujących ciepła rozdzielonego pomiędzy dłuższym 

*) KUmat ewropejtkoj Ro»ii A. N. Beketowa w Ro.kim Wiesmłka 1859. 
r»kii w seMyci« latowyn. 



24 

czasem. Trwałe więc rośliny jako drzewa owocowe, knewy, 
wybornie hodujące się w Polsce, ta się niendają. Ziema 
zim% jest niby piecem ogrzewającym rośliny, później bowiem 
oziębia się w miarę powiększania mrozów. W Sybeip 
ziemia zamarza do znacznej głębokości i niema tyle 6f^ 
ile go ma polska ziemia, niemoże więc zachować żyda diw 
owocowych. 



XI. 



Gospodantiro rolue w Daurjri. — Wpływ Polaków na rolnictwo. — Łąki i 
•iaaoko«y. — Robotnicy. — Hodowla bydląt i drobin. — Ogrodownietwo. ~- 
Jagody. — Grsyby. — Kuchnia. — Włościanie górnictwa. — Olbrtym i 
chemik. — Włościanin i złodziej. — Zwierzęta: sobole, niedźwiedzie, 
rysie, wilki, lisy, borsuki, rosomaki, wiewiórki, kałanki, reny, łosie, 
sarny, tygrysy i inne swierifta; polowania na uicłi. — Ptaki. — Ryby.— 
Sposoby łowienia ryb. — 8łowo do charakterystyki Syberyaków. — Kat 
i trupy. — Borsa. 



Deszcz 20. lipca (1856. roku) rzęsisty i obfity zatrzyma! 
Biiue w Michałowska i zmusił do korzystania z gościmiości 
gospodarza, którego ściany ubrane widokami Warszawy, ozdo- 
bione były jednym z piękniejszych glinianych obrazków Gej- 
syka, przedstawiający jego samego w więzienia a żonę z nie- 
i&owlęciem na ręku i garnkiem w ręku, zbliżającą się do za^ 
kratowanego okna. 

Zanim deszcz pozwoli mi wyjechać z Michałowska, podam 
niektóre wiadomości o zwierzętach i gospodarstwie tutejszem. 
Upfawa roli jest tu jednopolowa; trzypolowa jest nieznaną, 
t o płodozmianie nikt nawet nie słyszdt. W czerwcu przez 
trzy lata podorują nowinę, a potem ją przynajmniej przez 
dziesięć lat zasiewają bez zmiany i wypoczynku, dopóki 
liemia nie wyjałowi się. Skoro siły urodzajne w gruncie już 
wyczerpią się, rolnik porzuca go i zaczyna uprawiać inny 
kawał gruntu, a gdy nowy znuży się i wyczerpie, wraca na 
itary, który przez wiele lat leżał ugorem. Mała ludność na 
wielkich przestrzeniach ziemi i brak ziemskiej własności robi 
nożliwym taki sposób gospodarowania. Gruntów nigdy nie 



26 

mierzwią , urodzaje bywają jednak piękne. Powiadają, ie ni 
grantach umierzwionych ziarno delikatnieje i dłuższego czasu 
potrzebuje do wzrostu i dojrzenia; ziarno zaś rzucone na griut 
niemierzwiony, lepiej stosuje się do klimatu i dojrzewa pned 
wczesną pospolicie zimą. Ozimin dla wielkich mrozów i ma- 
łych śniegów nie sieją. Zdarzają się przecież miejscowoici 
zakryte i ciepłe między górami, na których udają się oc- 
miny. Wiosną skoro tylko śniegi znikną, rozpoczyna Bf 
siew. Pora siewna przypada około połowy maja wedhg 
naszego kalendarza. Zasiewają żyto, pszenicę, potem owiei, 
jęczmień i tatarkę; rzepaku i prosa nie sieją, groch zaś i 
ziemniaki uprawiają w ogrodach. Najlepiej uprawione i za- 
siane grunta są polskie. Wygnańcy nasi nie jedną reforaę 
w tutejszem rolnictwie wywołali i obdarzyli Daury% lepszCTi 
gatunkami zbóż. Najlepsza pszenica zwana tu polską Inb 
krócej polka; jest ona bardzo przez Sybiraków poszukiwaca. 
jak i wszystkie ziarna i nasiona po<;ztą z Polski przez wy- 
gnańców sprowadzone. Posuchy wiosenne bardzo częste i 
pospolite są głównym powodem nieurodzajów. Mokra pk 
tegoroczna wiosna ogronmie podnieca siły roślinności. 
Ziarno zaledwo w ziemię wrzucone wschodzi, prędko wyrasta, 
kłosi się i dojrzewa w drugiej połowie sierpnia. Zboża pnr 
wie razem dojrzewają, a zima za pasem, która nieraz śnie- 
giem na pniu jeszcze będące zboża przywala, dla tego to na 
łeb na szyję spieszą się ze sprzętem. Zbiór zboża i iniwa 
trwa trzy a najdłużej cztery tygodnie. Zżęte zboże utóar 
diyą w polu w maleńkie kopy, potem zwożą je i przy donoach 
lub na lodzie w stogi układają, bo stodół nie mają. Młócą aa 
ziemi, a najwięcej zimą na lodzie. Żną sierpami, łąkriaś 
koszą. Kos od kilkunastu lat dopiero używają w Daurji i 
zowią je litowkami, dla tego, że pierwsi Litwini wpro- 
wadzili je w użycie. Słoma po wymłóceniu zostaje bei 
żadnego użytku. Dopiero w ostatnich latach widząc, ii Po- 
lacy i ze słomy użytkują i robią z niej sieczkę, którą bydło 
ze smakiem zajada, zaczęli używać jej na sieczkę. W taki 
to sposób zwyczaje, myśli, narzędzia, sposoby gospodaro- 
wania od narodu przechodzą do narodu i wiążą je wspóbią 
pracą i podobieństwem jej formy. To powolne, niewiele 



27 

zwracające uwagę komunikowanie sprzętów, narzędzi, wia- 
domości, a z niemi i poglądów i idei, ma wielkie znaczenie 
w lustoryi cywilizacji, bo ono przygotowuje narody nie* 
okrzesane do przyjęcia światfa cywilizacyi i kształci je na 
pracowników w winnicy ludzkiej doskonałości. Na rolnictwie 
snąć tu wpływ Polski, wpływ zupełnie dobroczynny, bo dosko* 
nalący jedno z najważniejszych ponieważ karmiących ludzkość 
zatrudnień. Nie mogło się ono jednak rozwinąć w większych 
rozmiarach, na skalę wielkiej uprawy. Miejscowość, klimat, 
a najwięcej lenistwo ludności utrzymuje rolnictwo na stopie 
małej uprawy. Każdy uprawia tylko tyle roli, żeby zbiór 
z niej wystarczył na wy karmienie jego i jego rodziny. 
W urodzajny rok sprzeda włościanin kilka pudów zboża 
kupcowi, a kilkadziesiąt rządowi, lecz na przednówku sam 
mąkę kupuje. Brak własności ziemskiej niepozwala także 
rozwinąć się rolnictwu. Pola orne rzadko są blizko domów 
pc^ożone; często o pół mili, a nierzadko i o dwie od wsi są 
odległe. Strata czasu z tego powodu wynikła, tu jest szko- 
dliwszą jak gdzie indziej^, bo go jest mało, bo zima zawsze 
za pasem. Do orki używają sochy. Gdzie niegdzie i i^og 
wprowadzony przez Polaków spostrzegać się daje. Łąk jest 
bardzo wiele. Każdy gospodarz kosi trawy, gdzie tylko 
sam zechce. Kto pierwszy kosą dotknie się łąki, do tego 
już ona na ten rok należy. Łąki położone w blizkości wsi, 
nie mogą już przez byle kogo być koszone. Starszy dzieli 
je między gospodarzy i w rok wyznacza im nową łąkę do 
koszenia. W ogóle łąki są bardzo od wsi odległe; czasami 
o trzy i o pięć mil trzeba jechać na sianożęcie. Czas ko- 
szenia łąk jest wielce wesołym i uroczystym. Kosarze z ko- 
tami, kotłami, chlebem i wszelkiemi wiktui^ami udają się 
na kilka tygodni na łąki, w głębokich i pustych dolinach 
położone. Po pracy zbierają się przy budach z siana poro- 
bionych i paląc ognie zajadają z kotła, śpiewają, albo na 
bałałajce grają. Kobiety udają się z mężczyznami, co podnosi 
malowniczosć sianokosów. Siano zwożą dopiero zimą, gdy 
śniegi i lody otworzą komunikacyę. Przy większej uprawie 
dla koszenia zbóż i łąk najmują już na ten czas robotników 
w styczniu i w lutym. Zadatek, który im dają, nieraz prze- 



28 



pada razem z robotnikiem. Pracowitością nieodznaczają eif. 
Jeżeli do wsi kupiec prz^'edzie , dziewczęta iiciekaj% od naj- 
pilniejszej pracy, a za niemi i mężczyźni porzucaj) robotej 
zgromadzają się w około kupca i chociaż nic nie ka^ 
długo się gapi% i przypatrują przywiezionym towarom. 2i 
umiarkowaną cenę Syberyak nie weźmie się do roboty; voE 
nic nie robić i wyciągać się na gorącym piecu, niż ma^oft- 
robić. Najęty robi powoli i leniwo, długo śpi, często wy- 
poczywa, dobrze i obficie zjada, a upomniany za lenistw, 
Idóci się i odchodzi. 

Owiec mało w Dauryi hodują. Owce są mocne, zdroiCi 
z grubą, • ordynarną wełną. Pasą się same bez pastseb 
w puszczy, a nierzadko giną pochwycone przez wilka bl> 
inne zwierzę. Z wełny wyrabiają Syberyaczki samodział u 
siermięgi. Krowy hodowane tutaj należą do dwóch gitifr 
ków: z rogami i bez rogów, mongolska rasa. Bogatsi tylb 
utrzymują większą liczbę krów. Latem krowy podobnie jik 
owce samopas bez pastuchów chodzą po górach swobodnie 
i długo nieraz błądzą po puszczy, zanim je właściciel wy- 
najdzie. Zwyczaj moskiewski ogradzania wsi płotem (poeko* 
tina) w kilku tylko wsiach południowej Dauryi jest w oiy- 
ciu, za to pola orne wszędzie są ogrodzone. Cieląt nieodito- 
wiają od krów, aż do następnego ocielenia się, utnymoji 
bowiem, że jak tylko cielę ssać przestanie, krowa mlcb 
dawać nie będzie, i rzeczywiście krowy tak są zbalamucose 
przez złe dojenie, że bez cielęcia mleka nie dają. Przy od^ 
wianiu cielęcia po barbarzyńsku kaleczą mu nozdrze i kole* 
przez nie przeciągają. Krowy są w ogóle małego wzrosią 
niemleczne i tanie. Gospodynie masło wyrabiają w domcack 
ręką, dla tego jest ono nieczyste i dopiero po przetopioiit, 
przez co staje się podobnem do łoju, używane jest do po- 
karmów. Masło zrobione na sposób europejski nazywają to 
czuchońskiem masłem, co naprowadza na domysł, ii 
sposób ten wprowadzili Szwedzi i Finnowie, których w pne- 
szłym wieku mnóstwo było w Syberyi na wygnaniu. Wsiyartr 
kich jeńców szwedzkich pędzono do Syberyi do robót hib 
na osiedlenie. Stracili tutaj swoją narodowość' a ich potoia- 
ków od Moskałów rozróżnić nie można. Maślanki nie oży- 



29 

vąją, serów zaś nie umiej % robić. Kilku Polaków załoiyło 
£ibryki serów polskich i szwajcarskich i w kilku miejscowo- 
ściach upowszechniło umiejętność ich robienia. Koni sióso- 
WDie do zamożności trzymają po kilka i kilkanaście. Latem 
także bez dozoru pasą się konie na łąkach i w borach; ką- 
sane przez bąków i komarów chowają się w gąszcze i częściej 
giną niż krowy. Pomimo ladajakiego hodowania, konie 
dsuryjskie są bardzo dobre, małego wzrostu, ale wytrwałe na 
mróz i głód, a przy tern bystre i silne. Chlewów i stajni 
w Syberyi wcale nie budują, dla tego konie i bydło przez 
cały rok znajduje się pod gołem niebem lub w nędznej szopie 
bez* ścian, która ochronić zwierząt nie może od zimna i za- 
wiei. Brak stajni i chlewów niczem nie da się wytłumaczyć, 
tylko jednym uałogiem i lenistwem, drzewa albowiem jest 
dożo i kupować go nie trzeba. Świń mniej hodują niż u 
nas. Kóz w domach mało trzymają. Drób składa się z sa- 
mych kur. U kilku kupców widziałem indyki i gęsi chińskie 
B wysokiemi narostami na dziobach , kaczek domowych nigdzie 
niewidziałem* Psów przy każdym domu jest kilku. Są one 
średniej wielkości, okryte gestem z długą sierścią futrem 
czamem. Latem i zimą przebywają na dworze. Syberyacy nie 
tak dla stróżowania swej chudoby psów trzymają, jak dla 
futer, które w Europie sprzedawane są jako niedźwiedzie. 
Kotów także chowają. Szczególniej piękna i duża jest rasa 
kotów mongolskich; robią z nich delikatne i drogie fu- 
terka. 

Ogrodownictwo oddanem jest pod wyłączną opiekę kobiet 
i staranniej niem się zajmują niż. rolą. W ogrodach zwykle 
przy chatach położonych sadzą ziemniaki, które wcale dobrze 
^ Dauryi udają się. Zaraza, która od lat tylu dotyka kartofle 
w Europie, tu jest nieznaną. Za Bajkałem sadzą więcej ziem- 
luaków niż w innych prowincyach Syberyi ; pochodzi to ztąd, 
że tu więcej przebywa polskich wygnańców niż gdzie indziej, 
którzy uprzedzenie do kartofli usunęli. Wiadomo, że Ka- 
tarzyna II. gwałtem zmuszała Moskali do sadzenia kartofli, 
że lud się opierał i krew się lała. Jeszcze w naszym wieku 
^ły kartoflane bunty w Moskwie, za które i na wygnanie 
chłopów wysyłano. Dzisiaj jeszcze znam okolice w Moskwie, 



30 

gdrie kartofle jak i tytan nazywają djabelskiem zielem i sadzić | 
ich niechcą; lecz to uprzedzenie powoli znika, a w Syberyi 
przez wpływ Polaków zupełnie zniknęło i Syberyacy juz za- 
smakowali w ziemniakach ; jedzą je z szczami Inb tel 
przypiekano na patelniach z masłem. Przy herbacie rannej 
zajadają ziemniaki pieczone w popiele; robią także z nidi 
mąkę. Ziemniaki stanowią dzisiaj ważny produkt gospo- 
darstwa ; bez nich niejedna rodzina w Dauryi tak samo jik i 
i w Europie doświadczyłaby głodu. Pud kartofli sprzedijk | 
po 16 i po 20 kop. srebr. Kapustę także tylko w ogrodach ! 
sadzą. Ma liście wielkie i szerokie, lecz za to małe gtofw;. 
Używają kapusty siekanej lub szatkowanej do 8z<»y, Iscs | 
samej gotowanej lub też z grochem albo z ziemniakami, jak \ 
u nas w Polsce, nie jedzą. Nieumieją też dobrze kwmóć [ 
kapusty. Kiedy już zbliża się pora zbierania kapusty, gospo- 
dyni zaprasza do siebie sąsiadki na kapustkę. Jest to zo- 
pełna uroczystość i z tego samego źródła wypłynęła, co po- 
moc w żniwie. Gromada kobiet w momencie ścina głov; 
kapuściane i siecze je w cebrach przyśpiewując wesoło. Go- 
spodyni swoje pomocniczki częstuje herbatą i wódką i 
w jednym dniu kończy się cała robota. Z dzieła pani Fe- 
lińskiej dowiadujemy się, że w zachodniej Syberyi, a miano- 
wicie w Berezowie, kapustka jest w zwyczaju. Ogórki są 
szczególniejszym przedmiotem pieczołowitości, bo zanim Uśe 
ich pokryje grzędy, a jakby kobiercem fałdzictym,**) codzien- 
nie, a często dwa razy na dzień muszą je polewać, na noe 
zaś deseczkami, rogożami lub słomą od zimna zakrywać. 
Jednym z najulubieńszych pokarmów Moskala i Syberyaka 
są ogórki, za które, jak mówi narodowe przysłowie, wie- 
czność oddać warto. Ogórki jedzą surowe, wprost 
z krzaczka zerwane, albo maczając je w soli, lub też wreszcie 
kiszone, lecz dobrze ogórków kisić nie umieją; rzadko się 
konserwują aż do Wielkanocy. Cebula także jest przed- 
miotem szczególniejszego starania tutejszych gospodyń. La- 
tem jedzą nać cebuli z chlebem lub z gotowanemi po- 
trawami, zimą zaś jedzą z solą jako ulubiony przysmak. 



*) z Pana Tadrassa Uickle«icxa. 



31 

Czosnka niemasz w danryjskich ogrodach. Baraki, brukiew, 
rzepa, marchew znajduje się w ich ogrodach, ale uiycie ich 
jest małe. Marchew zajadają surową, gotują ją w zupach, 
lub robią z niej pirogi. Jarzyn tych nie umieją jak u nas 
z mięsem przyrządzić. Gorczycę, koper sieją w ogrodach, 
chmiel podobnież: używają go do roboty piwa domowego, 
lecz go tu nie wiele wyrabiają. Lnu nie uprawiają. Z ko- 
nopi wyrabiają grube płótna. Rzodkiew wyrasta do ogromnej 
wielkości. Tytuniu w ogrodach dużo uprawiają. Gatunek 
dauryjskiego tytuniu liść ma średniej wielkości, łodygę wy- 
soką, smak w paleniu mocny i przykry. Nietylko mężczyźni, 
lecz i kobiety palą tytuń; nieraz widziałem młode dziew- 
czynki i pacholęta z fajką w ustach. Tabakę również po- 
wszechnie zażywają i używają jej jako prymki, co się nazywa 
tutaj kłaść za ząb. Powszechne użycie prymki ztąd zdaje 
się pochodzić , że szkorbut jest jedną z miejscowych chorób. 
Kobiety nie używają prymki, lecz za to nieustannie żują 
przepaloną żywicę z modrzewia, którą w handlu sprzedają 
pod imieniem siery. Mak pięknie się rodzi na tutejszej 
glebie, lecz go mało uprawiają. Mak, pietruszkę, selery, 
pory, kalafiory, kawony, dynie, melony hodują w swoich 
ogródkach wygnańcy z nasion przysyłanych im z Polski; od 
nich uprawa tych nasion przeszła do zamożniejszej tutejszej 
ludności. Dziewczyny w ogródkach mają po kilka grządek 
zasianych kwiatami. Rośnie tu mięta, którą później w bu- 
kietach w izbie dla zapachu wieszają, siarczyste pazurki, 
ślazy, słoneczniki, astry, nasturcye, w które się dziewczyna 
w święto stroi. 

Drzew owocowych niema, lecz za to jagody obficie rosną 
w górach i nad rzekami. Jagoda jest deserem na stole Sy- 
beryaka. Jagody czeremchy (prunus padus) czarne, z wiel- 
kieroi pestkami i cierpkie, są specyałem dla smakoszów sy- 
beryjskich. Czeremcha dojrzewa w sierpniu, lecz dopiero 
we wrześniu nabiera słodyczy. Kobiety gromadami wychodzą 
na zbieranie tych jagód i wielki ich zapas przygotowują na 
zimę. Tłuką je wraz z pestkami, przez co tracą słodycz i 
pieką w pirogach; na zimę suszą je. Bruśnica, borówka 
(vaocinium vitis idea] jest także ulubioną jagodą; na zimę 



32 

zamrażają borówki i w takim stanie na talerzach gośdoa 
podaj%. Robią z niej wyborną nalewkę i sok, który w gor%ciko* 
wych chorobach uśmierza pragnienie i rzeźwi chorego. Ma- 
liny (rabus ideus) rosną nawet w najdzikszych i w najas- 
niejazych dolinach, również i porzeczka syberyjska (nbtf 
diacanta) z słodkiemi, czerwonemi jagodami. Poziomek dn 
gatunki są tu znane : fragaria coUina i fr. yesca ; kolor owoeo 
jest bledszy niż u nas i smak mniej słodki. Pomiędzy dm* 
stami, w miejscach wysokich i mokrych, rośnie knaevk 
niziutki z jagodami słodkiemi, podobnemi do agreiti, 
zwany tu muchówka (ribes procumbeus). Gatunek czaroyelł 
jagód, zwanych łochynią, a tu gołubicą (yaccininm olfi' i 
nosum), smak ma kwaskowaty; głóg (bojarka) ma jagoiy j 
smaczne, czerwone i słodkawe; syberyjska jaUoń (pim ; 
baccata) jest drzewko średniej wielkości, owoc ma wielkośo 
wiśni. Zwarzony mocnemi przymrozkami września, nibien 
dopiero jabłko watego smaku; z jagód jabłoni robią na}evk( 
przypominającą nasze jabłeczniki. Rosną tu jeszcze nastfpit 
krzewy z jagodami: porzeczka czerwona (ribes rubrum^, 
srorodziny (ribes nigrum), kamionka albo kościanka (rabu 
8axatilli8), kniażenika (rubus arcticus), prunus daurica, po 
miejscowemu zwana per syk. 

Grzybów jest mniej niż jagód ; naj bujniej i najgęściej rossą 
tu grzyby zwane chrząszcze (gruzdi), dużo ich zbierają o* 
solenie ; włosianka ( tu zwana bielanka , ( boletus rofits \ 
grzyb czerwonego koloru, także go solą; rydzy jest doafć; 
prawdziwych zaś białych grzybów nigdzie w Dauryi nie- 
widziałem. Maślaki (boletus luteus) i koźlaki (borowiki, 
bierezowiki, boletus oliyaceus) zasuszają. W ogóle gnybów 
mniej się tu znajduje niż w polskich borach, a Syberyaaki 
nie umieją ich dobrze do jadła przyrządzić. 

Kuchnia tutejsza jest niesmaczną ; różnych zapraw, sosów, 
które smaku potrawom dodają, kucharki nieznają i nieczysto 
przytem gotują. Prawie każda potrawa, którą na stół po- 
dadzą, jest niesłona, smak ma obojętny, tłustawy i stodkawy. 
Prusaki zalegające ściany mieszkań padają w garnki i patelnie 
i z jadłem podają je na stół. W domach majętniejszjclt 
kupców i urzędników połowę potraw używają z europejskie 



33 

kmclmi, wprowadzili je kucharze polscy, tu znajdujący się na 
wyginaniu, lub też miejscowe kucharki, które od. nich nau- 
czyły się sztuki kucharskiej. 

Kołacze, obwarzanki, bulki, pierogi i różne ciasta, wy- 
bornie pieką Syberyaczki. Im bielsze i pulchniejsze ciasto, 
tern bardziej gospodyni zdaje się chlubić, a dom jej za bo- 
gatszy a więc i szanowniejszy jest uważany. 

Bolnictwo podtrzymige tylko dobry byt gospodarza, lecz 
samo nie wystarcza na wszystkie jego potrzeby i jest raczej 
sposobem dodatkowym a nie głównym zarobkowania Sybe- 
ryaka. Dla tego każdy prawie trudni się jaką spekulacyą. 
We wsiach pogranicznych kontrabanda jest bardzo powszech- 
nym i ogólnym sposobem zarabiania. We wsiach w głębi 
Bauryi położonych, prócz rolnictwa trudnią się i handel- 
kiem, furmaństwem , polowaniem i t. p. Dawniej, gdy pra- 
wie cała Daurya była pod zarządem władz górniczych, każdy 
cUop obowiązany był zwieść z rudnika do huty oznaczoną 
miarę rudy i węgla i rąbać drwa na węgle, co odpowiadało 
pańszczyznie w szlacheckich dobrach*). Go rok chłopom 
wskazywano nowe miejsca do zwożenia rudy, bywało więc 
tak, że cl^op z pod Czy ty musiał zwozić rudę pod Szyłką, 
to jest, ażeby zrobić swoją powinność, musiał wprzódy odbyć 
70 milową podróż. Żeby więc nie tracić czasu i funduszów, 
najmowali do wożenia rudy chłopów w blizkości hut miesz- 
kających. Ostatni zrobili z tego sposób do życia. Znaj- 
dując się w przyjacielskich stosunkach z niższymi urzędnikami 
gómictw^a, którzy od nich rudę odbierali, zwozili jej zwykle 
mniejszą niż byli powinni miarę, a za kwartę w^ódki otrzy- 



•) Nere«yftskie kopalnie. Jak nam wiadomo, wydawały rooinie około 
200 p»dów srebra i to w pomyślna caasy. Do ekaploatacyi użytych było 28,000 
wloMian i 10.000 górników i deportowanych. Wypada więc, *e katdy robotnik 
vyrobU20 aołotników srebra. Robotę tę priy dobrej administracyi, mogłoby wy- 
konać 558 dobrych robotników. Włościanin obowi«sany był rocanłe doeurciyc 
iy,kabic»nychsłini węgla, rudy aaś tyle, ile mu roakaaali. Cl, którsy » odle- 
głych punktów wozUi, Jak n. p. i Akatui do Ducaary (125 wiorst) musieli prze- 
wierć 38 padów rocznie , ci laś, którzy wozili z Ekaterłńskłego rudnika do 
Btylki (4 wlowt) 4W pudów rocznie. Za tę robotę skarb wJoscłaninowi 
pładł rocanie 4 ruble asygnacyjne. (Irkuckie Gubernskie Wiedomostil ^o. 19 
z roku 1859). 

GiLŁBK, Opisanie. II. 



34 

mywali zakwitowanie , jako jnź wszystką radę zwieilL M 
to sposób zarobkowania bardzo korzystny i włościaiiie 
mieszkający w blizkości hut dobrze się mieli. Włościanie 
górnictwa nieźle, a przynajmniej nie gorzej od włościan 
państwa się mieli, i gdyby nie złe obchodzenie się z nimi, 
los ich nie byłby przykrym. Górnicy, urzędnicy, wnyscy 
krzywdzili włościan. Włościanin, który szedł do osad pnr 
hucie lub kopalni, brał zawsze z sobą podarunki, które 
urzędnicy wyższych i niższych stopni brali od niego. Było 
to zwyczajem, że jak się tylko z interesem czy bez intei^sa 
chłop pokazał, musiał dawać masło, zwierzynę, knipy i t. p. 
Jeżeli przyszedł bez podarunku, niezawodnie został po- 
krzywdzony. Autor uwag nad stanem nerczyńskiego gór- 
nictwa '*') przytacza kilka faktów, malujących dobrze położenie 
włościan. 

((W roku 1835,» mówi on, ((Wszedł do nerczyńskiego labon- 
toryum chemicznego włościanin, z zawiadomieniem, iż przy- 
wiózł cztery kosze węgla. Chemik -podoficer, ledwo wszedł 
włościanin rzekł: «A czyś mi przywiózł jaki podarunek?» 
«Nie, wielmożny panie. Chciałem przywieźć, ale nic w donm 
nie miałem, bo ośmnaście tygodni chorowałem na febrę i nie- 
dawno z łoża powstałem, a przez ten czas nic nie zarobi- 
łem.)) Na twarzy włościanina, znać było rzeczywiście ślady 
choroby, na które jednak chemik rządowy, niezwracajfc 
uwagi, odpowiedział: «Ja ci dam febrę! Ja cię nauczę oszu- 
kiwać naszych braci! (naszeho brata, wyrażenie często 
używane a mające oznaczać ludzi z klasy, z jakiej mówiący 
pochodzi). Drugi raz niezawodnie bez podarunku nieprzyj- 
dziesz. Pójdź, — odezwał się potem do swego ucznia, — odbierz 
węgiel od tego psa, a pamiętaj dobrze mu zadać !» 

((Uczeń miał dopiero lat 16 , ale był złośliwym jak djabeL 
Wyszedłszy przed dom, opatrzył wozy, zmierzył kosze i zna- 



*) Hilary Weber w artykule: Zamietki o Nercsyńskich Zawodach, v Irka- 
ckich Gubernskich Wiedomostłach w 1859. roku, za k^óre urtędnicy górnictY* 
ścigali go i grozili kajdanami. W tej gazecie Weber umieścił «i«le mninjA 
i dobrze zaznajamiających z miejscowością artykułów. Chciał prses ai^ 
zwrócić uwagę na niejedną potrzebę tego kraju, oo tei rzeczywiście ndal* 
•ic mu. Napisał Je po moskiewska dla tego, ieby zwierzchność tutejcca OMgl* 
Je przeczytać. 



35 

lazł wszystko według przepisu. Gdy włościanin przesiewał 
węgiel przez sito i zagarniał go na kupę, uczeń niemogąc 
się przyczepić do akuratnie wypełniającego swoje obowiązki 
włościanina, przezywał go i łajij, na co spokojny włościanin 
wcale nieodpowiadał. W chwili, gdy już śmiecie od kupy 
odmiatał i robotę kończył, zniecierpliwony jego obojętnością 
i spokojną postawą, rzucił się na niego i wdrapawszy się 
mu na plecy, lewą ręką schwycił za włosy, nogami objął 
nogę olbrzymiego wzrostu włościanina, a prawą ręką nie- 
litościwie bił po bladej twarzy, po uszach, oczach i po no- 
sie. Olbrzym dopiero co powstały z choroby , porzucił 
miotłę, nogę, która służyła za punkt oparcia z tygrysowem 
usposobieniem malcowi, wysunął naprzód, całe zaś ciała 
w tył przegiął, jakby chciał ułatwić działanie niegodziwcowi. 
On, który go mógł zgruchotaó jednem uderzeniem, spokojnie 
znosił pastwienie się, które Bóg wie, jak długoby trwało, 
gdyby włosy, za które trzymał się uczeń chemii, nie były 
się wyrwały z głowy chłopa. Upadł malec na ziemię a mając 
pęk włosów w jednej ręce, a drugą krwią zawalaną, pobiegł 
do kolegów, do chemika i różnych urzędników, którzy przy- 
patrując się tej scenie, śmiali się do rozpuku i zachęcali 
malca do okrucieństwa. Olbrzym wziął znowuż miotłę do 
ręki, na twarzy zaś jego niewidać było żadnego uczucia; 
krew tylko z nosa i ust strumieniem na ziemię polała się, 
jako świadectwo nieszczęścia, na jakie z tytułu swego urodze- 
nia przez prawo był skazany. Podobne sceny powtarzały 
się tak często, że nikt już na nie uwagi niez wracał. Wykształ- 
ceni zwierzchnicy patrzeli przez palce na takie okrucień- 
stwa, bo sami niesprawiedliwie i okrutnie postępowali z tymi, 
których winą było, że się chjopami porodzili. Pe- 
wien włościanin usłyszawszy w nocy, że złodziej psuje dach 
i wdziera się na górę, nie mogąc znaleźć topora, porwał bu- 
telkę, wbiegł na górę i zaczajony czekał na złodzieja. Gdy 
ten wsunął już głowę w zrobiony przez siebie otwór, go- 
spodarz butelką huknął go po łbie, wskutek czego spadł 
złodziej na ziemię i potłukł się. Włościanin doniósł o tern 
wypadku policyi, i złodzieja potłuczonego wzięto, który, jak 
się z badania pokazało, był zbiegiem z kopalni. Gdy złodziej 



36 

W więzieniu wyzdrowiał, odesłano go do Nerczyńskicgo Za- 
wodu na dalsze śledztwo. Włościanina, jako potrzebnego do 
śledztwa, wezwano także do Zawodu, a tam władza obwi- 
niwszy go o zamiar zamordowania złodzieja, wrzuciła do 
więzienia policyjnego. Długo, bo aż do skończenia sprawy 
zbiega, siedział w więzieniu włościanin, a gdy go aniewin- 
niono, nie miał już krowy i konia, wszystko to bowiea 
poszło na wyjednanie łaski i sprawiedliwości sędziów! ISi^j 
z cł^opem odrazu, prędko interesu nie zakończyli, wiedi|B, 
iż dla niego czas droższy jest nad pieniądze. Czekanie skna 
się łapowem, danem urzędnikowi. Mają także w każdej 
kopalni kupę złej rudy, która będąc wystawiona na deszcze 
i zmoczona twardnieje zimą jak skała. Urzędnik chc^ey 
zedrzyć chłopa, każe mu z tej kupy rudę na wóz nakładać. 
Chłop, ażeby się uwolnić od tej trudnej roboty, któraby ma 
tyle czasu zabrała, ile kopanie w głębi kopalni, opłacić si$ 
musi. Wyżsi urzędnicy w następujący jeszcze sposób pomna- 
żali swoje dochody. Gdy włościanie w znacznej liczbie przy- 
jechali po rudę, mówiono im, że rudy jeszcze nie nakopano^ 
i kazano im dla tego, żeby napróżno czasu nie marnowali 
w domach czekać na zawiadomienie, które zwykle wówcas 
posyłano, gdy albo łąki lub zboża koszono, albo gdy z po- 
wodu dróg popsutych wozić było niepodobna. Włościanie 
w takich razach najmują miejscowych górników , którzy 
wziąwszy wielką zapłatę, dzielą się nią ze swoimi zwierzch- 
nikami. Wszystko było i jest powodem do zdzierstw. 
Jeżeli przy kupie węgli znajdowali drzazgę, trawę lub śmie* 
cie, co surowo z przyczyn ostrożności zakazane było, mor 
sieli się okupywać. Włościanom o 10 i więcej mil po naj- 
gorszej drodze zwozić kazano, od czego ci łapowem hib 
najęciem górników uchylali się, górnicy zaś będąc w poro- 
zumieniu z zwierzchnikami, zwozili węgiel bliżej hut wy- 
palany. 

Ukaz 1852. roku zamieniający tych włościan na kozaków, 
przerwał te zdzierstwa i okrucieństwa i poddał ich nowym i 
daleko gorszym. Ukaz ten przyczynił się także do upadku 
myśliwstwa, które z powodu łatwej sprzedaży futer do Chin, 
było jednem ze źródeł dobrego bytu. Dzisiaj mniej ta już 



37 

zwierzyny, jak dawniej. Soból (martes zibellina) w Dauryi 
jest bardzo rzadki Sobole tutejsze miały futra prześliczne; 
dziś w kilka lat zaledwo myśliwy napotka sobola. Nad 
Amurem, którego poczi^tek jest w Dauryi, znajduje się bardzo 
dożo soboli; ludy tamtejsze płacą, nimi państwu chińskiemu 
podatki i bardzo wiele ich zabijają. Ci, którzy obecnie po- 
wrócili z ekspedycyi amurskiej, przywieźli dużo sobolich 
skórek, które za tytuń, suchary, proch, guziki, ołów i różne 
bagatele wyhandlowali. Gilacy widząc wielką chciwość i chcó 
kupowania soboli, już się zaczynają drożyć. Ci, którzy po- 
płynęli z pierwszemi ekspedycyami , porobili dobre interesa. 
Za sobola, który ich kilkadziesiąt kopiejek kosztował, brali 
w Dauryi po 6, 8 i 10 rs. Bobrów w Dauryi niema. Nie- 
dźwiedź czarny (ursus niger) jest bardzo rzadki. Chroni sie 
on w ciemnych przepaścistych puszczach i w najwyższych 
górach około Naczynu i Szachtamy. Niedźwiedź bury (ursus 
arctos) jest tu pospolity. Rzadko na niego polują, bo polo- , 
wanie na niedźwiedzia jest niebezpieczne i trudne, a Syberyak 
narażać swojego życia nie lubi i woli mniejszy ale za to 
pewniejszy zysk, jaki mu polowanie na wiewiórki przynosi. 
Myśliwi polujący na innego zwierza, przypadkiem i nie- 
dźwiedzi zabijają. Najpospolitsze i najbezpieczniejsze a tu 
praktykowane polowanie na niedźwiedzia bywa w pierwszych 
dwóch miesiącach roku. Wtedy wytropiwszy jego legowisko, 
myśliwy zawala i zamyka gałęziami wejście do nory, poczem 
strzela do obud?onego zwierzęcia i zabija na pewno. Nie- 
dźwiedź przed człowiekiem ucieka i kryje się, nigdy go sam 
niezaczepia, lecz zaczepiony mężnie się broni i ze złością a 
ffll^ rzuca się na napastnika. Między tutejszą ludnością wiele 
jest osób pokaleczonych przez niedźwiedzi. W Uriupinie, 
wiosce nad Argunią położonej, poszedł pewnego razu do 
boru kozak maliny zbierać. U jednego krzaka spotksJ się 
z niedźwiedziem , który zajadając maliny, długo i spokojnie 
patrzał na człowieka. Kozak gdy zobaczył ogromną bestyę, 
przestraszj-ł się z początku, bo niemiał z sobą innej broni, 
prócz wielkiego noża, który każdy Syberyak jak i Mongoł 
w drewnianej pochwie, zatknąwszy z tyłu za pas, zawsze 
t sobą nosi. Ochłonąwszy z przestrachu kozak wydobył 



38 

nóż, nieroztropnie rzucił ńę na zwierzę i koln%ł je w brzach. 
Niedźwiedź schwycił go pazurami za głowę, ściągnął nm 
włosy i skórę z twarzy i pozbawił noea. Oblany krwią koiak 
i szarpany przez niedźwiedzia, niestracił przytomności i 
odwagi, lecz długo się z nim borukał, kłój%c go bez nsŁanka 
pod brzuch. Aż wreszcie padło ogromne niedźwiedzisko, a 
zwycięzki kozak, niosąc skórę niedźwiedzia i swoją, wrócił do > 
wsi. Dotąd żyje ów kozak w Uriupinie, podobny raczą do 
potworu, niż do człowieka. Futra niedźwiedzie są tutaj dosyć 
drogie. Najpospoliciej noszą tu psie futra podobne do lu^ 
•dźwiedzich, mają bowiem także włos długi, czarny z pięknym 
połyskiem. Futro psie człowiek z gminu uważa już za ele- 
gancyę i kładzie go na siebie w święta. Widywałem bardio 
tpiękne i dobrze podebrane, złudzić mogące i znawcę. Dobie 
>psie futro kosztuje tu od 20 do 30 rs. Futra kocie są drożae- 
Ryś ( felis lynx ) , wielkości wilka , utrzymuje się we wyso- 
kich puszczach. Futro ma pstrokate, z długim włosem, mało 
nżywane. Tutaj robią z niego szuby i drogo sprzedąjf 
Byś napada na sarny, ptaki i mięsem ich karmi się. i^ 
tchórzliwy ; napadnięty przez psów ocina się im, lecz w końcu 
ulega. Ślady na śniegu rysia są zupełnie takie jak wilcze; 
myśliwi od wilczych po tem je odróżniają, iż ślady rysia 8) 
równe, delikatne i bez rysunku (czertieży), ryś bowiem stąpa 
lekko, a podnosząc nogi, nie powłóczy ich jak wilk i pnei 
to śniegu w ślady nie osypuje. Po gałęziach, pniach powa- 
lonych stąpa zręcznie, w prostej linii, nie osuwając się Ba 
bok; skacze, robiąc ogromne susy. Rysie pojedynczo rzadko 
po puszczy chodzą, zwykle spotykają ich po kilka razem. 
Ryś zobaczywszy psów i myśliwego, zrywa się nagle i nie 
oglądając się za siebie, ucieka wielkiemi susami. Myśliwy 
na koniu i zgraja psów puszcza się za nim i długo, czasem 
kilkanaście wiorst go gonią. Ryś męczy się prędko, a nie* 
mając sił do dalszej ucieczki, wskakuje na drzewo i zostaje 
ugodzony kulą myśliwego. Jeżeli zaś psy go dogonią, brosi 
się ostro, lecz nie na długo starczy mu sił i odwagi; prędko 
się znuży i słabnie, a wtedy ulega zwycięzcy i bywa roz- 
szarpany. Syberyacy rzadko na rysie polują, dla tej zapewno 
przyczyny, iż w puszczy górzystej pogoń jest trudną. Kot 



39 

dziki (felis catus) znajduje się także w borach Dauryi. 
Jest jeszcze bojaźliwszy od rysia; futro jego sprzedają za futro 
z młodego rysia. Niektóre rodziny trudnią się wyłącznie po- 
lowaniami na rysi i niedźwiedzi i mają do tego polowania 
tylko używanych psów, bardzo mocnych i zręcznych. Wilk 
(canis lupus) chociaż ma chód cięższy i niezręczniejszy od 
rysia, rozumniej ucieka przed pogonią; nie spieszy się jak 
tamten, ale zwraca się w różne strony, a ubiegłszy wiorstę 
jedną lub dwie, wpada na skalne zabrzeźe doliny, obraca się 
całym korpusem i spogląda w dolinę na psów pędzących jego 
śladami. Gdy są już blizko, zrywa się i ucieka z nową siłą, 
dotychczasową ucieczką niestrudzony. Tak ciągle odpoczy- 
wając i obserw^ując nieprzyjaciela nieprędko się nuży, a 
siły mu wystarczają na długą pogoń. Napadnięty, wilk broni 
się zajadle i ulega dopiero po długiej walce z psami. Wilk 
samotnie trzyma się i krąży po puszczy. W krzakach scho- 
wany, czycha na małe i słabe zwierzęta; porywa je i unosi 
w pysku. Często zabłąkane owce stają się jego ofiarą. Skoro 
gtód dokucza, co się bardzo często zimą zdarza, wilki łączą 
8i§ w gromady bardzo żarłoczne i niebezpieczne, i połączonemi 
siłami polują i napadają na większe nawet od siebie zwierzęta. 
Głód wypędza wilków z lasu i zbliża do mieszkań ludzkich; 
wówczas porywają wszystko, co im wpadnie w łapy. Jest to 
zwierzę drapieżne lecz tchórzliwe, a w głodzie tylko niebez- 
pieczne. Syberyacy zastawiają sidła na wilki, a biją ich 
tylko wówczas, gdy się zbliżają do wsi; umyślnie na wilki 
nikt tu nie poluje. Przeszłego roku zimą dużo wilków za- 
bito. W puszczy nie miały co jeść i słabe, bez sił prawie 
zbliżały się do osad. Jednego dnia w moich oczach w Kuł- 
tamie zabito czterech wilków. Ścigali je konno i bez wy- 
strzału, kijami pozabijali. Futro wilka żółtawo -bure ma 
sierść długą; zafarbowane na czarno, sprzedawane bywa 
jako rysie. Wilczury w Dauryi są tanie i w powszechnem 
ożyciu. Lisy (canis vulpes), odpowiednio maści, mają różne 
nazwiska. Znajdują się tu lisy żółte zwyczajne, lisy krzy- 
żaki, czarne lisy, które osobnego gatunku nie stanowią; skórka 
czarnego lisa należy do najdelikatniejszych i najdroższych 
fater, są one wielką rzadkością między lisami Lisy zwane 



40 



ogniówki, maść mają mocno brunatną: polują na nie nad 
Argunią i Amurem. W górach niema odd2ielnego polowuua 
na lisy, czas wiosenny jest najlepszy do polowania na me, 
wtedy bowiem mokry często padający śnieg oblepia się im i 
przyczepia do ogonów i utrudnia ucieczkę. Na stepach onoó- 
skich polowanie na lisy odbywa się gromadami, które koimo 
z psami uszczuwają wielką ich liczbę. Lis korsak mały z viel- 
kiemi uszami , maści żółto-czarnej , znajduje się także w dąn- 
ryj skich górach. Borsuk (meles taxu8) karmi się gadnUt 
owadami, ptastwem i drobnemi zwierzętami. Robi sobie głę- 
bokie nory w górach, broni się zajadle i nieraz zadaje my- 
śliwemu niebezpieczne rany; futro jego jest małej wartości 
Rosomaka {gulo borealis) jest drapieżne zwierzę, żyje w głę- 
bokich puszczach, a z gałęzi rzuca się na grzbiety zwierząt: 
źrebięta dużo od niej cierpią. Futro jej jest tanie, ^l^ 
wiórka popielica (sciurus yulgaris) jest bardzo liczną w Danni 
i nad Amurem; futro ma popielate i czarnawej barwy. Naj- 
piękniejszy gatunek mieszka nad Argnnią. Syberyacy dożo 
jej polują i za futerka jej (jedno kosztuje od 21 do 25 kop. srebr.) 
zbierają znaczne pieniądze. Na jesień rozpoczyna się polo ' 
wanie na wiewiórki: rzekami Szyłką i Argunią dwie partye : 
myśliwych płyną w puszcze nadamurskie, zabierając z sob) 
konie i wiktuały na dwa miesiące. W puszczy rozkładają się 
taborem, ogniska się dymią, jeden myśliwy pilnuje koil» 
z jedzeniem, a inni z gwintówkami oddalają się w dzikie ostępj 
i góry na polowanie. Spostrzegłszy myśliwy wiewiórkę opien 
strzelbę na gałęzi lub pniu, ponieważ z ręki nigdy nie strzeb- 
Strzelcy w Dauryi od ręki źle strzelają, dla tego noszą z sobą 
widełki do oparcia broni tam gdzie gałęzi niema. Polowanie 
na wiewiórki zowie siębiełkowaniem (biełka — wiewiórkal 
Gdy już lody zetną się i rzeki zamarzną, myśliwi wracają 
do domów z znaczną zdobyczą. Tego roku niektórzy przr* 
wieźli po 1,000 wiewiórczych skórek, które albo sami upo- 
lowali, albo też wyhandlowali od koczujących Manegir6v. 
Ledwo powrócą do domów, kupcy zewsząd zjeżdżają się do 
wsi i z pośpiechem zakupują futerka, będące w pospolitem 
w Syberyi użyciu. Każda Sybiraczka ma salopę podbitą 
popielicami, z długą futrzaną peleryną, na której 



41 

Bajpickniejsze ogony tych zwierzątek. Poletucba (letiaga — 
Bciuropterus borealis) mieszka w brzozowych lasach Dauryi. 
Gniazda ma w dziuplach drzew, futro popielate, słabe. 
Barunduk (tamias striatus) jest małe, wesołe zwierzątko 
z (fiogim ogonem. Futerko ma delikatne źoltawo>pręgowate, 
głos podobny do świszczą lecz cieńszy. Człowieka nie bardzo 
się boi i można do niego blizko podejść. Na burunduków 
nie polują, albowiem z maleńkiej jego skórki nie może być 
wielki użytek; dla dzieci tylko robią z niego futerka. Tarba- 
gan zwany świszczem syberyjskim (arctomys bobac), żyje na 
stepach onońskich i w okolicach bliższych Arguni w norach, 
w których gromadnie przebywa. Ociężały, nieruchliwy, żre 
bardzo dużo. W nocy wychodzi na trawę i wówczas go psy 
i wilki łapią. Futre ma pstre, żółtawe, włos krótki i lśniący; 
podszywają -go pod płaszcze, a Buriaci robią z niego kożuchy 
zwane j erg acz. Tłuszcz jego jest bardzo ceniony i używany 
do smarowania skór. Zwierzątko zwane przez Buriatów 
czamburga (jewraszka po ros., spermophilus Eversmanni) ma 
żółte w centki futro; zabijają je chłopcy kijami. Zajęcy (tu 
z mongolska uszkan zwane) znajduje się bardzo dużo; futro 
mają białe, podszywają go pod salopy lub pod kołdry. Słabe 
i wartość jego jest mała. Mięsa zajęczego Moskale nie jedzą; 
Syberyacy nauczyli się go jeść od Polaków. Tumaków i 
szopów w Dauryi zupełnie niema. Nad Amurem mieszka 
canis procyonoides , bardzo podobny do szop, za które go 
wzięło wielu podróżników; przychodzi czasami, ale bardzo 
rzadko, i w tutejsze okolice. 

Kałanka (putorins veru8 — po rosyjsku horek) jest bardzo 
pokupna, ogon jej najbardziej ceniony, wykupywany przez 
Chińczyków na malarskie pędzle. Kałanka z czarną piersią 
jest największą z tego gatunku: bywa wielkości domowego 
kota, na żółtym włosie ma ość czarną, ogon krótki. Z ga- 
tnnka łasic mieszka tu wiele gatunków, jeden z nich zowie 
■ię Sołongoj. Gronostaj (putorius erminea) jest drapieżny, 
o połowę mniejszy od wiewiórki. Futro białe , koniec 
ogona czarny, gdzieindziej jest bardzo cenne, tutaj ma bardzo 
małą wartość, niepolują więc na niego, tylko przypadkiem 
zabijają. Najpiękniejsze gronostaje w Syberyi są jakuckie. 



42 

Wydry (lutra Yulgaris) 8% tu pospolite. Piżmowiec zwiny 
tu kabarga (moschus moschiferus). Samcowi w dwaitym 
roku życia wyrasta na brzuchu woreczek z piżmem, którr 
na miejscu kosztuje 1 r. 50 kop. srebrem. W roku 1854 Chiń- 
czycy przez Kiacht§ wywieźli na sumę 82,686 r. szyli sztok 
71,233. Chińczycy używają piżma za lekarstwo. Piżmowiec 
ma maść pstrą i burą, sierść gruba i ordynarna digłe 
wyłazi, robią z niej płaszcze i buty. Jedno futerko koatije 
50 kopiejek srebrnych. Piżmowiec przeskakuje mi^zy vy- 
Bokiemi. górami zręcznie ze skały na sks^ę ; bardzo tnidno 
go zabić. Ben (ceryus tarandus) przebywa w zimniej- 
szych niż Daurya okolicach, tutaj sprowadzają go Oroczoni; 
dziki ren po tunguzku zowie się sogdżoje. Jeleń (cermi 
elaphus), nazywany przez Syberyaków iziubr, a w ałtaj- 
skich górach morał, przebywa w Dauryi. Piękne to zwieiie 
położywszy rogi na grzbiecie, lekko biegnie przez my* 
piska skalne i gąszcze puszczy. Polowanie na niego jest 
trudne i mało go tu biją. Młode rogi jelenie, zwane pantr, 
po 100 r. para kupują Chińczycy; cieczy w nich sawartydi 
używają jako lekarstwa. Sam (ceryus capreolus) dużo 
w Dauryi znajduje się. Mięso ich jest tanie, a polowanie aft 
samy po polowaniu na wiewiórki i kałanki jest najpospo- 
litsze i najbardziej ulubione przez Syberyaków. Na wiosnę 
samy mają włos długi, skórę cienką i pełną dziurek, które 
robią robaki zwane tu świerszczami; prześladują one w tej 
porze wszystkie przeżuwigące zwierzęta. Na to szkodliwe 
robactwo natura dała zwierzętom lekarstwo w kwiecie sa- 
sanki (anemonae pulsatilla, tutaj z mongolska urgiy zwtitfi 
a w Moskwie postrieł). W czasie, kiedy jeszcze roślinnośe 
nierozwinęła się, sasanka już zakwita i gęsto okrywa po- 
łudniowe pochyłości gór zwane tu uwałem, a u nas aa 
Mazowszu grzej em. Sarny trą się niespokojnie, gro* 
madami udają się na miejsca okiyte sasanką i chd- 
wie ją jedzą. Gorycz tej rośliny niszczy robactwo la- 
skórne. Myśliwi zwykle w takich miejscach zaczaiwszy 
się strzelają do sarn, do których z powodu czujności wid- 
kiej i ostrożności trudno zbliżyć się. Polowanie takie 
zowie się na uwałach i jest zwykle bardzo po- 



43 

myślne, lecz mniej korzystne, bo skóry w tej porze 
podziurawione, słabe z wyłażącym włosem 8% mało ce* 
nione. 

Latem polowanie jest trudniejsze lecz za to korzystniejsze. 
Saray tracą zimową sierść, włos staje się krótszym i czerwień - 
szym. Skóra letnia samy zowie si§ tu jag o dni ca, dla tego, 
że sierść jej właśnie wówczas czerwienieje, kiedy samy za- 
czynają jeść jagody i udają się na pastwiska nasycone solą, 
które ta zowią sołońce. Myśliwi, znając zwyczaje sam, 
udają się na miejsca, kędy one zwykły chodzić, strzelają do 
nich lub też zastawiają na nie pułapki. W sierpniu na- 
stępuje pora parzenia się sam. Samiec nabiera energii, 
zapału, i rycząc okropnym głosem biega po górach za, 
samami; nazywa się to gonitwą (goń ba). Samce są pod- 
ówczas bardzo nieostrożne, a przez to stają się łatwym 
łopem dla myśliwego. Gdy już przejdzie w końcu sierpnia 
pora parzenia się, skóra szczególniej samca staje się 
bardzo mocną. Włos przez cały wrzesień jest krótki a 
maść zwyczajna. Skóra sarnia w tej porze zowie się tu 
barłowina i jest bardzo poszukiwana przez białoskómików, 
którzy wyrabiają ją na obuwie. Samiec nazywa się w Dauryi 
z mongolska guran, a skóra na szyi kukuja, która jest 
nadzwyczaj tęgą i wiele mocniejszą od skóry jelem'a lub bu- 
chają. Po zabiciu samca, skóry na szyi nie rozrzynają, lecz ią 
<^owicie z szyi, niby worek przez głowę ściągają. Tunguzi 
i Oroczoni paląc fajkę lub siedząc przy ognisku skórę tę mną i 
Drycierają w rękach, a gdy ją dostatecznie takim sposobem 
wyprawią, rzną na rzemienie i robią z niej czumbury, to 
jest troki do prowadzenia lub przywiązywania konia. Trok 
taki jest bardzo poszukiwany: jako ozdobą szczyci się nim 
jeździec i nie uważa za grzech skradzenie go, byle nim tylko 
konia ozdobić. Dobra szyja t^le kosztuje, co skóra z całego 
kozła. W październiku i w listopadzie włos saray staje się 
dłuższym a skóra cieńsza. Wtedy bywa trzecie polowanie 
na sarny. Zimą skóra jest jeszcze cieńszą a włos dłuższy 
luż w jesieni i bywa czwarte polowanie na samy , zupełnie 
różne od poprzednich. Samy wychodzą na łąki i z pod 
śniegu wygrzebują sobie trawę. Podejść ku nim tmdno, bo 



44 

łatwo się płoszą., i zimą w ogóle trudniej jest zabić sarnę niż laUn- 
Myśliwi bior% się na sposób i powoli oswajają samy z swojemi 
osobami. Objeżdżają pasące się na błoniach w saniach \nb 
konno, zakreślając koło, którego promień przeszło wiorstę dlngi 
Cicho się w tej jeździe zachowają i pilnie wpatrują lic 
w swoje ofiary. Wtem nagle rozlega się huk wystrzału ... i ssniy 
przestraszone uciekają w inne lecz niedalekie miejsce. Mj- 
śliwy puszcza się za nimi , objeżdża je powtórnie w nflńfj- 
Bzem już kole i powtórnie strzela na wiatr. Samy uciebją 
ale już bliżej, zaczynają bowiem już oswajać się z widokiem 
myśliwego i mniej już lękają się huku. Myśliwy zbliża się i 
objeżdża je w koło jeszcze mniejszego promienia. Sam? jii 
wcale się go nie boją, przypatrują się mu ciekawie nieopi' 
tmjąc w nim swego nieprzyjaciela. Wtedy myśliwy zbfiii 
się na metę, z której wystrzał może ich dosięgnąć, strzebi 
zbiera plon żmudnej a cierpliwej pracy. Polowanie tate 
nazywa sie objazd. Syberyacy przejęli go od Mongotó»j 
którzy w obyczaju, w języku nie tylko Dauryi, ale całej Sy- 
beryi nawet i Moskwie ślady zostawili. Wyrzeczenie Micki^ 
wicza , iż Moskwa jest państwem mongolskiem , wyrosłem n 
gruncie słowiańskim, ma zupełną racyę. Eto tylko poznil 
Moskwę i Mongolią, przyznać musi, iż oba te kraje błiio 
są z sobą spokrewnione. Pokrewieństwo to wykazuje sie i* 
krwi , w namiętnościach , w charakterze , a szczególnig 
w społecznych i politycznych instytucyach. Do tego, g^ 
się domieszała niemiecka myśl, wytworzyło się państwo po- 
tworne w granicach, nieludzkie w urządzeniach, straszsc 
w celach, zaborcze, barbarzyńskie i wiszące nad ludzkośdl 
jako chmura zaciemniająca światło wolności i cywiUzacń. 
Łoś (cervus alces) zowie się tu soch a tym. Przed pogonił 
umyka spiesznie, a napadnięty przez psów broni się przednieai 
kopytami. Mięso ma smaczne, a skóry poszukiwane są pr«* 
białoskómików. Polowanie na łosia pełne jest przygód, ni^ 
rzadko przecież stary myśliwy przynosi rodzinie swojej mię* 
ważące do 10 i 14 centnarów. Antylopa, zwana po mon- 
golsku dzereń (antilope gutturosa), przechodzi ze stcpó» 
chińskiej Mongolii na stepy onońskie, dokąd uciekają ści- 
gane przez tygrysów mongolskich. Na stepach pasą sic i 



45 

wędrują stadami, laczą się z bydłem, a przed napaścią lekko 
jak wiatr umykają. Polują na antylopy gromadami. Kozacy 
konno wyjeżdżają z psami na step , płoszą je i gonią w miej- 
sca, w których schowani myśliwi oczekują na nie ze strzel- 
bami. Polowanie na antylopy bywa bardzo korzystne ; 
pod wystrzałami myśliwych pada znaczna tych łagodnych 
zwierząt liczba. Mięso smaczne, skóry wyrabiają na płaszcze, 
baty i t. p. 

Wielbłądy są tylko na granicy Dauryi. Tygrysów (felis 
tigris) nie masz w Dauryi, przychodzą tu jednak od południa 
gnane głodem, lub w pogoni za innemi zwierzętami Roku 
1845 chłopi nad Urowem napotkali ogromnego, zgłodniałego 
tygrysa. Niewidząc nigdy takiego zwierzęcia, przelękli się 
go i uciekli, lecz wkrótce powrócili z obławą i zabili. Pan 
Sielski w artykule swoim o tygrysach w wschodniej Sy- 
beryi*) przytacza następne znane mu wypadki szczęśliwego 
polowania na tygrysów. Roku 1801 kozacy przy zejściu się 
Arguni z Szylką zabili tygrysa, a w roku 1815 w temźe 
miejscu zabili tygrysa Tunguzi. Roku 1820 około wsi Do- 
ronińska nad Ingodą, roku 1825 około Akszy, roku 1841 
około Gorbicy, roku 1845 około Curuchajtu zastrzelono 
tygrysów, które wei^zły do Dauryi z Mandżuryi, gdzie stale 
w górach Chingańskich i w innych miejscowościach nad 
Amurem, Usurą i Sungarą przebywają. W wierchnioudińskim 
powiecie, w jakuckim obwodzie polowano także na tygry- 
sów. Roku 1834 około Niżnio Angarska chłop zabił tygrysa; 
Tunguzi niechcieli należeć do polowania, wierzyli bowiem, 
źe w tygrysa wcielił się zły duch, i ażeby szkody nie robił 
w ich stadach, oddawali cześć religijną jego śladom. 
W swoich wycieczkach na północ tygrysy dochodzą do 62. 
stopnia szerokości. Prócz tygrysów wpada czasami do Dauryi 
felis irbis; bos gruniens nie w Dauryi wprawdzie, ale także 
z Mongolii pokazuje się w okolicach Tunki, a flamingo (ptak) 
w roku 1855 przypadkowo ztamtąd wleciał do Syberyi i był 
zastrzelony pod Irkuckiem na wyspie Angary. Dziki (sus 



*) w Zapiskach Sibirtkaho oddieła imperatorskabo Raskabo geograftcses. 
lubo obssca«stwa, tom I., rok 1856. 



46 

scroferus) znajdują się w Mongolii, zkąd często przecbodą 
w góry Dauryi, gdzie karmią się orzechami cedrowemi i 
korzonkami roślin. 

Ptastwa w Dauryi jest bardzo wiele. Niektóre gatnnki 
poznaliśmy z poprzednich wzmianek. Rozmaitość pomidij 
kaczkami szczególniej jest ciekawą. Polowanie na nie j«t 
Jatwe i korzystne, Syberyacy jednak niewprawni do strze- 
lania w lot, rzadko polują na dzikie ptastwo. Gęsi dzikich 
wielkie stada widzieć można. Cietrzewi, kuropatw, janab- 
ków, dropi, bekasów, słomek, kuligów obfitość. Są lo żu- 
rawie, orły, sowy, puchacze, jastrzębie. Liczba różnego 
ptastwa jest zadziwiająca, ale niema tu cudownego śpiewth 
naszych gajów, słowika, niema pracowitej jaskółki i nad dit- 
tami polskich wieśniaków przebywającego bociana. MysKir- 
stwo upadA w Dauryi. Myśliwi sławni na całą okolicę, 
którzy liczyli zabitych niedźwiedzi na dziesiątki, sarny m 
setki, a mniejsze zwierzęta na tysiące, są już rzadkimi i 
między starymi już tylko podobni myśliwi trafiają się. 

W ryby Daurya mniej obfituje niż inne okolice Sybeni 
Rzeki tutejsze jako płynące w kraju górzystym, niesprzyjają 
wielkiemu rozmnożeniu się ryb. Na brak przecież lyl' 
skarżyć się nie można; dostarcza ich Arguń, Szyłka i Gł- 
zimur. Szczupaki (esox lucius) bywają znacznej wielkości, 
dochodzi bowiem jeden do 50 funtów wagi; ważąco po ?0 
funtów są pospolite. Jesiotry mieszkają w Szyłce i dochodzą 
do dwóch centnarów wagi. Cenyjesiotrzyny są wysokie, za liiEt 
na miejscu płaci się po 15 i 16 gr. pols. Accipenser orientalis, 
tu zwana kaługą, w Moskwie bieługą, jest największą z tut^jszrA 
ryb. Z Szyłki wyciągają bieługę dochodzącą do 12 centnarów 
wagi. Mięso wielkiej i starej bieługi jest niesmaczne, młodej 
nierównie lepsze. Kawioru mało robią, tylko na domoire 
potrzeby. Gatunek pstrąga, zwany salmo lenoc (po mo- 
skiewsku lenok, po oroczońsku sugdżenna), jest bardzo po- 
spolity we wszystkich wodach Dauryi. Karp (cyprinus carpio, 
po moskiewsku sazan, po oroczońsku mergo) przebywa w Ai^ 
guni. W innych rzekach Syberyi niema karpia jak i biełogi- 
W Amurze i w jego afluentach są gatunki też same, jtkie 
opisujemy, mówiąc o Dauryi. Stare karpie dochodzą do 30 



47 

fantów wagi. Eastiorka poławia się w Szylce i w Amnrze. 
Mięso ma smaczne, mała, podobna z kształtu i smaku do 
sterlecia. 

Irpień pospolity (hajruz — salmo thymallus), drobna rybka, 
wielkości płotki , mięso bardzo smaczne , przypominające 
mięso z raka. Rybka zwana galian (cyprinus phoxiDU8, po 
oroezousku mundu) należy do najmniejszych, jest zaledwo 
wielkości małego palca. W rzekach bywa białego ' koloru, 
a w jeziorach, gdzie masami płodzi się, żółtego. Przyrządzają 
go w podobny jak minogi sposób. Krasnogłazka jest jeszcze 
mniejszą od galianu, płaska, biała i tak drobna, że ją trudno 
oczyścić; korcami ją poławiają i precz wyrzucają. Cyprinus 
labeo (po moskiewsku koń) należy także do mniejszych; 
jest biała, wazka i dosyć długa. Gatunek łososia (salmo 
fluyiatilis, po moskiewsku tajmień, po oroczońsku dżeli) na- 
leży do najbardziej cenionych i najsmaczniejszych ryb w Dauryi. 
Cyprinus leptocephalus (krasnopier, po oroczońsku sohobu) jest 
także smaczny i pospolity tutaj. Miętusy (gadus lota) zna- 
cznej wielkości i mnóstwo ich poławiają. Okonie, szczegól- 
niej w jezicyrach około Czy ty, poławiają bardzo wielkie. 
Szombunga (salmo lararetus, po moskiewsku sig, po oro- 
czońsku hutu) jest to gatunek samu (silurus azotus) mały, 
ważący 2 lub 3 funty, nieznany w wodach innych krain Sy- 
beryi. Cottus ąuadricomus (po moskiewsku byczek), cypri;- 
nuB lacustris (po moskiewsku czebek, po oroczońsku sakkasun) 
należą do liczby tutejszych ryb. Leszczów i naszych linów 
w Dauryi zapełnię niema. Piskorze i raki znajdują się. 
W Syberyi znajdują się raki tylko w rzekach płynących do 
Amura, a w zachodniej. Syberyi w Tobole i innych rzekach 
2 Uralu wypływających; w innych rzekach niema raków. Tu- 
tejsze raki są o wiele mniejsze od europejskich, w rzeczce 
Zierentai cokolwiek większe od w Szyłce przebywających. 
Syberyacy nie jedzą raków. Wstręt, jaki do nich mieli, za- 
czął jednak znikać, gdy zobaczyli, że Polakom nic złego od 
ich jedzenia niezrobiło się. Gotują tu z ryb zupę , smażą je 
z masłem lub jajami, albo w pirogu. Przypraw żadnych 
nieznają. Szczupaka i karpia z sosem nieumieją ugotować 
i dla tego to ryby tutaj nie mają tego jak w Polsce smaku, 



48 



gdzie gospodynie korzeniami, sosami, rozmaitemi zaprawuni 
smak ich podnoszą. 

Do połowu ryb używają sieci (niewodów). Użycie bę- 
benków i więcierzy wprowadzili Polacy. Wielkie ryby łowi* 
na tak zwane s nas ii. Snast' jest to lina, której końc« 
przytrzymane są wielkiemi kamieniami na dnie wody, linę »* 
samą na powierzchni wody utrzymują napławy. Do Jin/ 
przyczepiają gęsto jedna przy drugiej cieńsze liny z ikI* 
kiemi, wyostrzonemi haczykami. Ten przyrząd stawiany je^* 
zwykle na bystrej wodzie, gdzie ryby przechodzą i zahacz^ at 
na linkach. Wydobycie ich jest trudne i wymaga zręcmośc i 
doświadczenia. Na prądach rzek plotą z chroatu ściuj. 
które zwiększają pęd wody i pędzą ryby do mordy obok 
ściany zanurzonej. Mordy plotą z łoziny, bywają czasusi 
ogromnej wielkości; taki przyrząd zowie się tu wierze. ^> 
mniejsze ryby używają wędki. 

Nad Szytką i Argunią połów ryb jest jednym ze sposo- 
bów utrzymania życia. Z liczby innych bardzo pożytecznyca 
stworzeń a pospolitych w Europie, niema w Dauryi pszcui 
i pijawek. . | 

Życie jest łatwe, wszystkiego podostatkiem, wszystko bei 
trudów i wielkich usiłowań przychodzi, a jednak jest to 
mniej dobrego bytu niżby się spodziewać należało. Główny* 
powodem tego jest niewola polityczna i społeczna, a oni 
lenistwo ludu, który pomiędzy innemi cechami, charaktoy- 
zi:gącemi jego moralną stronę, posiada brak miłości ojczyzny- 
Do ziemi, do wsi rodzinnej przywiązują się o tyje, o ile ia 
ona zabezpiecza wygodne życie. Tak jak Niemcy opuszcnjf 
gromadami swoje dawne siedziby i bez żalu i wspomnienia 
przenoszą się w inne okolice. W obcej stronie nie t^knią 
do pól i lasów rodzinnych, a wspominają je wówczas, jeżeli 
się im w nowej siedzibie gorzej niż w dawnej powoda. 
Dziczyzna i grubość obyczajów wskutek ocierania się z wy* 
gnańcami znika i postęp obyczajowy, ogłady, jest prędki i 
powszechny. Do cywilizacyi daleko jednak iść im potrzeba, 
bo cywilizacya nie zaszczepia się inaczej, tylko na morałayia 
grancie wolności i na nim tylko zdrowy i posiky owoc 
wydaje. Na gruncie zaś pod ciężarem niepłodnej niewoli 



49 

W Ugorze leżącym, dobroczynny wpływ cywilizacyi wyraża się 
naprzód sposobem rozkładu i zepsucia. Zepsucie jest tu nie- 
małe, demoralizacya wielka, a choroby, które zwykły jej to- 
warzyszyć bardzo pospolite. Niewątpliwie jednak Daurya, 
nawet pod względem moralności i oświaty, wyżej stoi od 
innych prowincyj moskiewskich i syberyjskich. Umiejętność 
czytania coraz bardziej rozszerza się w Dauryi; pochodzi to 
ztąd, że zostający pod władzą górnictwa tylko drogą pisma 
uwolnić się mogą od ciężkich robót w kopalni, a w kozactwie 
tylko ladzie piśmienni dosłużyć się mogą wyższych stopni. 
W miejscowościach, gdzie niema rządowej szkółki, najczęściej 
jaki wygnaniec zakłada szkołę prywatną, a Syberyacy chętnie 
dzieci swoje do szkółki jego posyłają, byle nie żądał ód 
nich większego wynagrodzenia. Większą więc od innych 
okolic oświatę Daurya zawdzięcza szczególnemu swojemu 
położeniu z jednej strony, a z drugiej wygnańcom, któ- 
rych okrutne carskie wyroki rzuciły tutaj na zatracenie, 
a oni pomimo tego umieli być jeszcze pożytecznymi ludz- 
kości. 

Rankiem 21. lipca wypogodziło się i wyjechałem z Mi- 
chałowska. W drodze miałem prześliczny widok dwóch tęczy, 
jedna nad drugą wiszących. Znikły, mgły pierzchnęły, a 
upał doszedł do 25 stopni R. Po przybyciu do Zawodu, 
opowiadano mi o odkryciu w policyi w izbie kata trzech 
trupów. Człowiek ten zabijał pod okiem i dozorem policyi 
i dopiero przy jego zmianie okazało się, iż nie tylko był 
katem na szafocie ale i w domach spokojnych a zamożnych 
mieszkańców. 

Z Zawodu zaraz wyruszyłem drogą już opisaną. W do- 
linie Jermaju spotkała mnie gwałtowna burza. Pocztylion 
leciał trójką koni, głucho dzwoniąc w puszczy; nagle niebo 
zachmurzyło się i przeciągły grzmot zapowiedział burzę. 
Zaraz potem lunął deszcz. Okryłem głowę kapturem od 
burki i przypatrywałem się piorunom, które o kilkadziesiąt 
kroków odemnie uderzały w skały, wstrząsały zdało się posadą 
gór, odrywały kamienie z hukiem i łoskotem lecące na drogę 
pod kopyta końskie. Zawichrzenie okropne, wszystko roz- 
rywa się i pęka, a przerażone konie, chociaż z ogromną 

GiŁŁSi, OpiMnIe. II. 4 



50 

bystrością pędz% przez wody nowych potoków i odpadłe 
skały, niewiem czy nnio9% nas z niebezpieczeństwa. Sio^ 
ściem, że burza jak była nagł% i gwałtowną, tak też prędko 
ucichła i chociaż przemokli, ale cali przyjechaliśmy do ót 
płego ogpiska. Po każdej burzy elektiycznej twon^ af 
w górach nowe rozpadliny i urwiska, a skały inaciej 9( 
rysują. Elektryczność jest dłutem rzeźbiarskiem dla maitwej, 
nieorganicznej natury. 



XII. 



Podrół nad Gasimuren. — Butany. — Nikitin i charakterystyka oficerów ko- 
• sackich. — Ccernlcyn, caryca syberyjska ł Jesscze o urzędnikach górni- 
czych. — Samorodne prostaczków rozumy. — Golce i pasma gór dau- 
ryjskie. — Drzewa w górach. — Stolce lodowe. — Końskie mascie; koń- 
skie gospodarstwo w Daaryi. — Usposobienie religijne ludu. — Łucki. — 
Niebo w nocy. — Nocleg u knpca.kozaka. — Poetyczna strona puszczy. — 
Zimowe widoki wsi i gór. — Polak Zdun spotkany na drodze. — Fran- 
ciszek i Aleksander Dalewscy i inni wygnańcy w Gasimurze. — Kon- 
federaci barscy i wygnańcy Koćcinszkowscy. — Gazimurski Zawód. ~ 
Kopalnie ołowiano-srebrne. >— Śmierć w Tajnie tragiczna dwóch Polaków.— 
Zbrodnia. — Drogie kamienie w Dauryi. — Okolice Gazimuru. — Hi- 
storya eksploatacyi złota , sposób eksploatacyl i lloić dobywanego złota. 



cJNo, bnłany (sawrasy) no!)> wołałem popędzając konia, 
który mnie wiózł w małych saneczkach, i bułany począł 
schodzić z góry roztropnie podtrzymując pędzące mu na nogi 
sanie. Co to za zwierzę rozumne, ten bułany! pomyślałem, 
siedząc bezpieczny w saniach. Ile to w nim statku, ile po- 
wagi? Wie, gdzie jest niebezpiecznie, gdzie śmiało nogą 
stąpnąć nie może, a nigdy się nie spieszy, nawet wówczas, 
kiedy batem biję jego twardą skórę. Bułany powoli zszedł 
ze stromej góry i wjechał na rzekę Gazimur, po której wy- 
borna droga, niezachęoiła przecież mego poważnego konia 
do prędszego biegu. Napróżno szarpałem lejce, biłem batem, 
napróżno straszyłem i mówiłem do niego w dwóch językach — 
bałanek jakby tego nie słyszał i nierozumiał, kroku nie 
przyspieszył, a przebierając powoli nogami, biegł dalej ma- 
łego truchta. Wkrótce pokazała się znana nam już Kułtuma, 
bułany zobaczył domy i zawrócił mimo woli mojej do zna- 

4* 



52 

jom^ sobie chaty i 8tan%ł przed jej wrotami. Zmuszony 
więc byłem wstąpić i według zwyczaju podróżującycli tutaj 
poprosić, ażeby mi pozwolili ogrzać się w chacie. Trafiłem 
w dobrą porę; gospodarze pili właśnie herbatę i poczęsto- 
wali mnie jedną i drugą czarką, a chociaż herbatę tę było 
czems słychać i była masłem okraszona, piłem ją jednak 
z wielkim smakiem, og^ewając się nieznacznie. Co to za 
przyjemność, z mrozu, z długiej podróży, wejść do ciepłej 
iżby i przemarzłe ciało powoli ogrzewać! Każdy prawie 
z moich czytelników doświadczył tej przyjemności, boć i 
nasz kraj nie leży gdzieś za Włochami i obeznany jest 
z mrozem; dobrze więc było mi w chacie, a rozmarzając się 
w cieple, podziwiałem znowuż mądrość bułanego, który nie 
pytając się mnie o chęć i pozwolenie wstąpienia, zajechał 
przed wrota wcale porządnego gospodarza, jakby wiedział, 
że potrzebuję ogrzania się i posiłku. Ogrzawszy się nale- 
życie, podziękowałem gospodarzowi za gościnność, bułanego 
pogłaskałem, przemówiłem do niego kilka pochlebnych wy- 
razów, a siadłszy w sanie, uderzyłem go batem i pojechałem 
dalej. 

Leniwo wychodził z Kułtumy, oglądał się na wszystkie 
wrota, rżeniem witał konie, które przez płoty widział, a wje- 
chawszy na Gazimur, kroku nie przyspieszył i biegł zwy- 
czajnego truchta. Daurya ma najgorsze w świecie drogi 
Latem wyboje, kamienie i przepaście tęgie nawet nerwy 
poruszają; zimą zaś prawie nigdy w niektórych jej miejsco- 
wościach niema sanny, śniegi bowiem wypadają bardzo małe 
i mieszają się z piaskiem, ą sanie po piasku wloką się wy- 
kręcając gzygzaki od kamienia do kamienia. Dla tego tez 
tutaj rzeka, rzeczka lub zamarzły strumień wabi każdego 
podróżnego i wkrótce po zamarznięciu wód robią się na 
lodzie wyborne zimowe drogi. Droga na Gazimurze jest 
równa i gładka, ale niezmiernie kręta, bo idąc korytem 
rzeki, musi jak i rzeka opisywać rozmaite koliste figury, za- 
wracać, skręcać i bez końca wywijać się. Drogi też na rze- 
kach pospolicie bywają dłuższe od letnich, lecz ponieważ 
są gładkie i nietrudne, więc są bez porównania więcej 
uczęszczane od tamtych. 



53 

O milę od Enłtamy stoi na lewym brzegn Gazimuru 
folwark (zaimka) przy ujsoi^ potoka Siwaczekan ; o milę -dalej 
na prawym brzegu rzeki położona jest wioska Tntuma, zło- 
tona z kilka chat. Szlaban malowany czarno, czerwono i 
biafo, oraz pusta bndka przy nim dowodziły, że Tutuma jest 
itanicą, a mieszkańcy jej kozakami. Zajechałem przed dom 
najporządniejszy z powierzchowności; bułanego z samami 
zostawiłem na dziedzińca, a sam wszedłem do izby i popro- 
sfiem o dozwolenie ogrzania się. Gospodarz (Wachrasz) 
odraza poznał, że jestem Polakiem, a ponieważ Polacy mają 
repntacyę porządnych i rzetelnych ludzi, więc mnie przyjął 
gościnnie i częstował herbatą z placuszkami, które tu zowią 
lepi OSZ kami. Przy herbacie wszczęła się rozmowa. Go- 
tpodarz pytał, skąd i dokąd jadę? Zaspokojony w swojej 
ciekawości pytał potem o nowiny ze świata i o ceny na 
zboże? Był to człowiek mający ok(^o 60 lat, poważnego oby- 
czaju, bardzo roztropny i rozsądny. Gdy tutejszych kmieci 
pizeformowywali na kozaków, i on na starość został koza- 
kiem, a chociaż rząd starych ludzi nie rozkazał używać do 
słoźby, przecież batalionowy dowódzca, który mieszka w Boh- 
dati, sotnik Nikitin, wszystkich starców, a w tej liczbie i 
Wachrusza kazał uczyć służby. Biedny starzec ze sztywnia- 
lemi muazkułami musi wyciągać nogi i robić bronią jak 
młody. Nie tylko musztra, ale i podwody, liczne wydatki na 
ranundurowanie i inne obowiązki wojskowe odrywają go 
bardzo często od gospodarstwa, które nie tak starannie , jak 
poprzednio dozorowane, zaczyna upadać, a najzamożniejszy 
luegdyś w ckłej okolicy kmiotek już dzisiaj czuje niedosta- 
^k. Kozacy bardzo się skarżą na tego Nikitina. Jest to 
cdowiek nizkiego wzrostu, chorobliwej bladości, która, jak 
napis powiada o rozwiązłem jego życiu, ma temperament 
choleryczny. Prawie swobodnych i nie przywykłych do dy- 
scypliny włościan ujął w surowe wojskowe kluby. Za naj- 
"Miicjszą bagatelę, omyłkę, starca w mustrze bije po twarzy 
1 >7pie na ciało po tysiąc rózg. Spalił się niedawno dom, 
* którym mieszkał, i tejże zimy rozpoczął budowę nowego. 
Zebrał kozaków z różnych stanic, którzy musieli porzucić 
<loniy, gospodarstwa i spieszyć do odległej Bohdati, budować 



54 



dom dla dowódzcy, bez żadnego wynagrodzenia z jego strony. 
Niecierpliwy, ii dom w kilka dni nie może być goloiy, 
kręci si§ między cieślami, łaje ich, klnie i ustawicznie bije. 
Razu pewnego kozaka ociosywającego belkę na wyniesionej 
już ścianie przezywał, a niezadowolniony, że go nie mógł 
ręką dosięgnąć, szukał kamienia, ażeby go uderzyć, nacbjł2 
się, chcąc podjąć kamień, a potknąwszy się upadł na dn- 
giego kozaka, tuż obok niego zajętego robotą. Podlić^ 
się, a plując jak wściekły, bił ki;Jakami po twarzy biednefo 
człowieka, który wcale nie był winien potknięcia się sotoib- 
Kozakom młodym wbrew woli rządu żenić się nie pozwiła. 
Namiętność bicia, tak powszechną między Moskalami, fo&ik 
w wysokim stopniu. Przed lustracyą atamana Korsakcn 
przez kilka dni codziennie przeglądał swój batalion, musztro- 
wał, oglądał bieliznę, a chcąc zmusić kozaków do codzia- 
nego prania zupełnie czystych koszul i spodni, rzucał i^ 
koszule w błoto i w piasek, a pędząc przed szeregiem, \A 
jednego za drugim po twarzy i oczach. Razu jednego ■ 
złe musztrowanie się kilkunastu szeregowców, w każdej rocie 
kazał rozłożyć na ziemi po 70 kozaków i tak obnażonych 
^80 ludzi odrazu chłostać. Żaden się nie opierał, a g4j 
atamau ich lustrował i pytał, czy nie mają pretensyi do do- 
wódzcy? wszyscy krzyknęli, że nie mają żadnej pretemji, 
że się dowódzca z nimi dobrze obchodzi, pomiędzy sob§ aś 
bezustannie narzekali i biadali na niego. Uriadnika, o kt^ 
rym Nikitinowi powiedzieli, że zaleca się do jego metrefj, 
pchnął bagnetem, zrobił mu dużą ranę w boku i nie opi- 
trzy wszy jej, kazał go od głowy, na której oparł oba ko- 
lana, aż do pięt niemiłosiernie chłostać. Później dowiedriił 
się Nikitin, że denuncyacya była fałszywą, zdrowia nriada^ 
kowi jednak nie przywrócił, ani też zniszczonego go^^ 
darstwa przez czas choroby i strat poniesionych nie wynt- 
grodził. Gdyby kto zebrał różne wybryki humora NildtiJ>*» 
złożyłaby się książka, w której wystąpiłby charakter stęcMy 
i zgniły rozwiązłego tyrana, bez religii, nienawidzącego ludOt 
płaszczącego się w obec wyższych, uciskającego niższych, » 
niemajłicego żadnego zamiłowania swoich obowiązków, j^dnca 
słowem, charakter prawdziwie kozackiego oficera. PoznJeia 



55 

go przessłego rokn. Jechałem przez Szaldemar i w Naczynie 
nocowałem. Nikitin od trzech dni oczekiwał tutaj na przy- 
jazd nowego atamana zahajkalskiego , pułkownika Michała 
Korsakowa, któremu, ażeby, godnie przyjąć i przypodobać się 
ponaprawial drogi i wyjechał o 10 mil na jego spotkanie. 
Znudzony długiem oczekiwaniem i samotnością śpiewał, 
gadał z furmanami i przywoływał atamana przez komin. 
Jest to moskiewski zabobon, mający przyspieszyć pokazanie 
się długo oczekiwanej osoby. Kobieta zesłana do kopalnia 
s nmieazczona tutaj dla usługi podróżnym i szorowania po- 
dłóg, kładła mu kabałę, ale i kabała nie mogła nudów jego 
rozpędzić. W tej chwili ja nadjechałem ; kontent, że znalazł 
osobę, z którą może pomówić, rozpoczął rozmowę o wszy- 
sŁkiem i o wszystkich. Opowiadał życie i przygody swoje, 
które krasił w stylu moskiewskim dowcipami i żartami ko- 
szarowemi. Chwalił się z miłostek swoich w tym czasie, 
gdy był jeszcze oficerem w armii, a rozpustę swoją malował 
obrazowo. Był i w Polsce i dawał zdanie swoje o Polakach 
i o Polkach. Niepowtórzę go tutaj , bo pochwały , jakie on 
dawał kobietom naszym, gdybym z góry nie wiedział, że są 
fałszem, smutneby wrażenie w sercu zostawiły i kazałyby 
wątpić w cnotę niewiast polskich, którą się między kobie. 
tami innych narodów szczególnie wyróżniają. Wspominam tu 
jednak o tej gadaninie moskiewskiego oficera, ażeby ostrzedz 
moje rodaczki, że znajomość z Moskalami jest niebezpieczną, 
naraża bowiem dobrą sławę kobiet i sławę narodu. Później 
mówił o polityce, o kozakach, o znajomych, a gdy już 
wszystko wypowiedział, zaczął mówić o filozofii; moskiewski 
oficer zawsze udaje, że wszystko umie, że żaden przedmiot, 
żadna nauka nie jest mu obcą. Rozmowa przeciągnęła się 
późno w noc, a gdy znudzony nią drzemałem, Nikitin 
w zapale dowodzenia, krzyczał: «A cóż pan myślisz o nie- 
śmiertelności duszy? 1 Wszystko jest bajką, co nam o niej 
księża i filozofowie prawią. Ja panu powiadam, że jest 
bajką i zaraz panu dowiodę)) i zaczął dowodzić, czego ja 
szanując swoich czytelników, niepowtórzę. aA więc,i» ciągnął 
dalej, « najjaśniej pokazuje się, że żywota wiecznego być nie 
może, że niema nieśmiertelności duszy, że człowiek doszy 



56 

nawet niema i> mówiąc to, sam joż zmroczony bezsennoścą 
ziewnął potężnie i w tej chwili nad ot^artemi ustami tM 
znak krzyża świętego. Widząc to, parsknąłem ze śmiechUfbo 
rzecz3n^ście śmiesznym był ten skeptyk w mundurze, tyiui, 
pijak i rozpustnik zarazem , gdy robił znak krzyża pny zk- 
waniu. Moskale ziewając, robią zwykle znak krzyża na ra^ 
dla tego, ażeby przy nabieraniu powietrza w piersi czart lob jtki 
inny zły duch do duszy niewleciał. Skończyliśmy rozmowę, 
a nazajutrz on jeszcze spał, gdy ja już byłem w drodie. 
Dowiedziałem się później , że trzy dni jeszcze po spotkań 
się zemną, czekał na atamana, trawiąc czas na filozoficzoaD 
rozmyślaniu i biciu kozaków. W Bohdati jest stacya po«to«; 
gdy Nikitinowi dokuczają syberyjskie nudy, zatrzymuje po- 
dróżnych jadących pocztą i zmusza ich iść piechotą, gd" 
kozakom pod surową odpowiedzialnością koni nie wolao 
wówczas wynająć. Pan Kokszarów, urzędnik wysoki « gw- 
nictwa, z młodą żoną przejeżdżając przez Bohdat\ zmusoDj 
był przez niego dalszą peregrynacyę przez puszczę pies» 
odbywać. Wielu innych podróżnych, nawet wiozących pi- 
kiety rządowe, dla własnej zabawy osadził w sybir ce (areitf, 
koza). Czasami, gdy jedzie czynownik lub kupiec, o któr^ 
wie , że mogą mu zaszkodzić , każe im płacić według taksy, 
przez siebie samowolnie ustanowionej. Popów jak i góral- 
ków jednakowo nienawidzi Nikitin , a kozakom zabrania ^ 
wać podwody pod popów , objeźdżących swoje obszerne ^ I 
rafie. «Są to podli oszuści,* mawia o nich Iwan Iwanowic* | 
Nikitin, aktorzy nam prawią o Bogu, w jakiego sami nie- 1 
wierzą; niedawać im za to podwód. » 

Oficerowie pieszych dauryjskich kozaków, z małym bardw 
wyjątkiem, pochodzą z Moskwy. Przybyli oni do Sybcrji 
jak do dojnej krowy, z myślą wielkich dla siebie zysków- 
Pijacy i surowi dla podwładnych, wykonywają lada jako 
swe obowiązki. Ludzi porządnych, z wykształceniem i ^ 
seryo zajętych swoimi obowiązkami, bardzo jest mało po- 
między nimi. Znałem jednego, który obok Nikitina może po- 
służyć za wzór tutejszych oficerów kozackich. Był to Hayes* 
który także przybył z Moskwy. Prawie zawsze pijany, W^ 
katował ustawicznie kozaków. Leżąc pijany na łóżku, wdatf 



57 



swego służącego: «Hej!» Slażący na czworakach przyczotgał 
się do łóżka. Oficer siada mu na grzbiet i na nim przy- 
jeżdża w przeciwny kąt pokoju, gdzie stała szafka z wódką. 
Napiwszy się wódki, jedzie napowrót do swego łóżka, bodąc 
kolanami dwunożnego konia. Jedząc obiad, niezżuty ka- 
wałek mięsa wypluł na podłogę, a przywoławszy służącego, 
rozkazał mu jak psu połknąć kawałek wyplutego mięsa. 
Kozak rzuca się na czworaki i skacząc jak pies, rozkaz pana 
w zupełności wykonał. Mayen codzień był pijany, a wybryki 
hamora, którego próbkę podaliśmy, zamienił na zwyczaj 
codzienny. Gdy służący kozak nie usłuchał lub wzbraniał 
się wypełnić rozkaz pijanego pana, bity był po twarzy albo 
chłostany rózgami. Straazny to przykład spodlenia się czło- 
wieka w niewoli. Koku 1856 w Ołoczy nad Argunią Mayen 
nmstrował kozaków a podchmielony jak zwykle, wykładał 
im obowiązki żołnierza: «Car rozkaże w ogień pójść, powin- 
niście w ogień bez szemrania pomaszerować! Car rozkaże, 
w wodę i w wodę rzucajcie się!» To mówiąc, zakomendero- 
wał na lewo zwrot 1 i maszerując na przedzie, prowadził ba- 
talion do rzeki. Tak postępując przed szeregami, stanął na 
krawędzi wysokiego i urwistego brzegu; niewiedząc może, 
ie dalej już niema ziemi, zrobił jeszcze jeden krok i wpadł 
w rzekę. Kozacy jednak nie rzucili się za nim, ale spokojnie 
pod bronią stali na brzegu i obojętnie patrzeli jak ich oficer 
tonął w nurtach Argnni. Tak zginął Mayen, typ wielu ofice- 
rów i ofiara carskiej musztry. 

W Szałopuginie dwóch podoficerów kozackich pokłócili 
się z sobą. Jeden z nich pędzony zemstą, poszedł do do- 
wódzcy batalionu z denuncyacyą na swojego przeciwnika. 
Oskarżył go o ubliżenie do wódzcy, że w jakiejś tam chacie 
lekceważąco mówił o nim. Dowódzca rozzłoszczony, nie zba- 
dawszy rzeczy, zadenuncyonowanego podoficera kazał bić 
pizez kilka godzin rózgami. Okrwawiony podoficer zemdlał 
w tej katuszy, wstrzymano więc dalszą egzekucyę. Oficer 
kazał otrzeźwić podoficera, a zaledwo ten oczy otworzył, 
podskoczył ku niemu i drapał go po twarzy i nosie, 
wybijał zęby pięścią, a przestał bić dopiero wówczas, gdy 



58 

podoficerowi powtórnie krew z oczów, ust i nosa rzodla 
8i@ i gdy ten na pół martwy padł na ziemię. 

Major TroBzków nie był kozackim oficerem, lecz do- 
w6dzc% 12. liniowego batalionu 8y ber3Jskiego , który jakiś 
czas w Krasnojarsku kwaterował. Należał on jak i Mayea 
do liczby tych oficerów, którzy pałkę uważaj% za nąjlepsąf 
sposób do wykształcenia żołnierzy, a doskonałość żołnient 
widzą tylko w zręcznem robieniu bronią na paradzie, w na- 
szerowaniu i w ubiorze według formy. Troszków snron 
przestrzegał, żeby żołnierz miał włosy obcięte tuż pczy 
skórze. Jeżeli któremu włosy na cal odro^, a saraz idi 
nie ostrzygł, nie miał czasu lub zapomniał ostrzy dz, nie 
pomogły żadne tłumaczenia i powody usprawiedliwiająee; 
musiał poddać się krwawej chłoście. Jeżeli który guzika nie 
zapiął, gdy Troszków wchodził do koszar, lub teź w oznar 
czonej' liczbie kroków w regulaminie przed oficerem nt 
ulicy frontem nie stanął, ulegał chłoście, która czaBami go> 
dzinę całą trwała. Troszków chodził na musztrę z kijeia 
okutym w żelazo i nim jak Iwan Groźny bił żołnierzy po 
plecach, twarzy i po głowie, wywijał kijem jak azalonj 
mieczem, rozcinał nim nosy, policzki i uszy. Żolniene 
pozbawieni wszelkich śladów godności ludzkiej, a przez nie- 
ustające bicie straciwszy wreszcie czułość skóry, znosili faicic 
z pokorą i nie myśleli nawet oprzeć się mu i przez to zmusie 
do łagodniejszego postępowania. Koszary często Troszków 
s^wiedzał; gdy spostrzegł na podłodze ślinę lub plamkę od 
wyschłej śliny, kazał żołnierzom zlizywać, a gdy ci rozkaz 
wykonywali, on ich tymczasem kopał jak psów. Ten sam 
Troszków za kradzież pieniędzy rekruckich został oddany 
pod sąd i zdegradowany na prostego żołnierza. Wiadonnoae 
o wyroku i losie tyrana dowódzcy, sprawiła powszechna 
radość w batalionie. Troszków posłanym został do oren- 
burskiego korpusu. Tam dowódzca roty, w której służył* 
wiedząc, iż niegdyś był majorem, ulitował się nad nim, nie- 
posyłał go na służbę i wziął go do swego mieszkania, gdzie 
znalazł wszystkie wygody, do jakich był przyzwyczajony. 
Kiepomny na dobrodziejstwo mu wyrządzone, Troszków 
wspaniałomyślnego oficera chciał zamordować, kradnąc mu 



59 

•zkatuticę z pieniądzmi. Morderstwo nie ndało się, lecz azka- 
tałkę ściągnął i uciekł z wojska. Złapany i jako dezerter 
oddany pod sąd, wytrzymd karę 1,000 kijów, a następnie 
posłany został do rot aresztanckicłu Sprawdziło się na nim 
prsysłowie: (Jaką miarką mierzysz, taką ci odmierzą.)) Z po- 
wyższych przykładów niech nikt nie sądzi, że położenie żoł- 
nierza w Syberyi jest gorsze niż w Moskwie. Owszem, prze* 
ciwnie, z żołnierzami w Syberyi lepiej, łagodniej i bardziej 
po ludzku obchodzą się niż w Moskwie. Przyczyniła się do 
polepszenia losu żołnierza w Syberyi bytność wielu Polaków 
w wojsku i starania głównodowodzącego wojskami w wscho- 
dniej Syberyi jenerała Mikołaja Mura wiewa, krewnego zna- 
komitego Bakunina. Murawiew w swoim sztabie miał kilku 
Pokków, którzy pomogli mu w przeprowadzeniu małej swo- 
body w wojsku. Mniej już teraz biją i katują jak dawniej i żoł- 
nierzom zluzowane zostały karby i kleszcze starej dyscypliny. 

Gospodarz w Tutumie, którego na chwilę opuściliśmy, 
zna dawne czasy, zna dawnych czynowników górniczych i 
wszystkie wypadki nerczyńskie dobrze pamięta. Opowiadał 
mi o Czernicy nie, który był w tysiąc ośmset dwudziestych 
latach naczelnikiem nerczyńskiego górnictwa. Czernicyn, 
surowy tyran, niewidział na jedno oko; był ostatnim na 
wpółdzikim naczelnikiem tutejszego kraju. Jeździł jak sza- 
lony: konie od stacyi do stacyi musiały biedź w^ytężonym 
galopem, a mnóstwo ich padało pod nim od znużenia. Je- 
żeli woźnica w drodze zwolnił, kazał stanąć i bił go knu- 
tami, które zawsze z sobą w skrzyneczce stojącej pod no- 
gami woził. Najlepsze konie nic wytrzymałyby takiej sza- 
lonej jazdy, gdyby nie zwyczaj Czernicyna, zatrzymywania 
lic kilka wiorst od stacyi. Gdy przejechał siedem lub czter- 
naście wiorst, wołał na woźnicę ustójit) kazał podać sobie 
pozderko z wódką i mięsiwem, napił się, zjadł kawał mięsa, 
& na wyraz «8tupaj» woźnica z miejsca musiał pędzić ga- 
lopem. 

« Wiozłem go raz,)) mówił Wachrusz, ubyła zima, konie 
miałem dobre ale nie podkute. Przed końmi jechał konno 
kozak. Gdyśmy dojechali do niebezpiecznej gołoledzi, kozak 
zatrzymał się i ja konie wstrzymałem. Obudził się Czernicyn 



60 

i zapytał: «Co się zrobiło ?» «Gołoledź» odpowiedziałem; nie- 
zdążyłem wymówić tego wyrazu, a on już krzyknął : «KnutyU 
Ze strachu, jak zaciąłem konie, to przeleciały gołoledź prę- 
dzej od wiatru — i rzecz dziwna, co to może strach : ani jeden 
nie potknął się i nie upadł. Przyjechał Gzemicyn pewnego 
razu do górniczej osady, chłop jakiś poszedł do niego z n- 
portem. Wtem wchodzi pomocnik naczelnika do izhf, a 
mając interes do chłopa, zaczął z nim mówić. Chłop n- 
gadnięty odwrócił się do pomocnika i stanął tyłem do u- 
czebiika. Gzemicyn ogromnie obraził się: <cjak ty śmiałeś 
buntowniczo do mnie się obrócić? Gzy wiesz kto jestem? 
Knutówtn wyprowadzili chłopa i tak mocno sknatowali, iż 
we dwa dni umarł. » 

Był tu także naczelnik górnictwa Teodor Frisz, którego 
żona Anna z domu Eorniłów za nos wodziła, a wyręczając 
męża, czynownikami i całem górnictwem zarządzała. «Bjli 
to zła i surowa pani,» mówił Wachrusz, (f chłopów i sługi 
swoje, za każde przewinienia kazała bić knutami i sama 
przypatrywała się biciu. Raz służący, którego kazała oćwi- 
czyć, padł przed nią na kolana i prosił o zmiłowanie: «Ca- 
ryco syberyjsko!)} zawołał, '« zmiłuj się nademną i nie kats 
mnie knutami !» Baba była próżna, pochlebił jej tytuł carycy 
i przebaczyła służącemu. Jak się o tem inni dowiedzieli, a 
mieli być karani, przypadali do jej stóp, płacząc obejmowali 
je i wołali: « Matko caryco I caryco syberyjska zmiłuj się 
nad nami I » Taka prośba zawsze była skuteczną, zawsze a 
nią następowało przebaczenie, wkrótce też cały lud nazywał 
ją carycą syberyjską i ten tytuł został przy niej na 
zawsze. 

«W uralskich kopalniach niejaki Zworygin był urzędni- 
kiem; surowy w obejściu się z podwładnymi, robotnika za 
krzywe wkopanie słupa zabił batami. Za to zabójstwo 
siedział Zworygin dwa tygodnie w areszcie, poczem za karę 
był do nas tutaj przetranslokowany,)) ciągnął dalej Wachmsi, 
« gdzie został dyrektorem kopalni w Karze, a wkrótce za 
różne nadużycia zręcznie ukryte posunął go rząd w Peters- 
burgu do wyższego stopnia. Taka to u nas sprawiedliwość 
dla możnych 1» 



61 

O Mielekinie, o którym już pisałem, Wachnuz opowie- 
dziikl mi jeszcze co następuje. (tMielekin wychował ubogiego 
chłopca i zrobił go pisarzem, ale ustawicznie dokuczał mu 
i bił go. Nigdy z niego nie był zadowolony, a chociaż 
dobrze pisał, za każde pisanie tłukł go po zębach. Kazał mu 
pewnego dnia napisać raport; młody chłopiec pisze, a ko- 
ledzy jego, przewidując, że go Mielekin znowu pobije, ubole- 
wali nad nim i odzywali się z współczuciem: « Niezawodnie 
cię znowuż obije, oj niezawodnie, biedny ś ty!» «Nie,» odpo- 
wiedział pisarz z zapałem, aniel bić mnie teraz i już nigdy 
nie będzie Id aCóż mu ty zrobisz takiego? Czy czary puścisz 
na niego czy co? Jego nic nie odmieni, zawsze będzie 
ciebie i innych tłukł.» Młody pisarczuk napisał ^wój raport, 
poszedł do mieszkania Mielekina i oddał mu go do przeczy- 
tania. Mielekin był sam i siedział w szlafroku pal%c fajkę. 
Ledwo przeczytał ów raport, zacz%ł krzyczeć, wymyślać i 
chciał pisarza uderzyć; lecz ten odskoczył w tył i zawołał: 
•Stój, nie bij, dosyć już tego!» a wyciągnąwszy nóż z kie- 
szeni, ciągnął dalej: ciJa będę katorżnym, ale ty nikogo już 
bić nie będziesz.)) Mielekin przestraszony skoczył na łóżko 
i prosił o życie nacierającego nań pisarczuka: « Połóż nóż,» 
wołał, «nie morduj nmiel Przysięgam ci, że bić cię nigdy nie 
będę i zrobię cię unterszychtmajstrem ! (stopień podoficera 
w tntejszem górnictwie )» « Kłamiesz, o zakrzyknął chłopak, 
mierząc w niego nożem, ukłamiesz! Jeżeli cię wolno puszczę, 
oszukasz mnie jak zawsze i będziesz się mścił nademnąi» 
■Oto widzisz święte obrazy,» błagał płaczliwie Mielekin, aprzy- 
fięgam ci na nie, na Chrystusa Pana, na Bogarodzicę,» i palce 
na krzyż założył, oprzysięgam na sw. Mikołaja i na wszystkich 
świętych, że cię bić nie będę, mścić się nie będę i zrobię 
cię unterszychtmajstrem 1 » CUopiec po tej przysiędze nóż 
schował i poszedł do kancelaryi; tam koledzy pytali go cie- 
kawie: «A cóż? bardzo cię obił? co ci powiedział ?>» «Nie 
bił mnie,» odpowiedział chłopak z dumą, «bić nie będzie i 
zrobi mnie unterszychtmajstrem I » Śmiali się niedowierzająco 
koledzy, wtem wchodzi do kancelaryi Mielekin. Wszyscy 
jak na komendę powstali z uszanowaniem, siedli potem i 
udawali, że gorliwie piszą. Cichość grobowa nastała w kan- 



62 



celaryi) a Mielekin przystąpiwszy do swego sekretarza rzek): 
<( Trzeba nagrodzić pisarza. Dobrze się prowadzi i pisze sta- 
rannie. Napisz więc przedstawienie go do naczelnika m 
unterszycht majstra,)) i poszedł, zostawiwszy całą kancehryc 
w zdumieniu. Co takiego ich kolega zrobił, że aż Mielekh 
awansować go postanowił, wszyscy myśleli i pytali sie bIo- 
dego pisarza. « Patrzcie col» zawołał, a pokazując im dóc, 
mówił dalej : aNóż go tak zmienił i zrobił dobrym i względoju 
dla mnie. Radzę i wam użyć podobnego sposobu. » 

Nie skończyło się na tern opowiadanie. Gdy po kródhi 
obiedzie zapaliłem z fabryki Antoniego Rudzkiego cygtn 
z mongolskiego tytuniu , Wachrusz mówił co następnie' 
« Przez kilka lat sypiałem zwykle latem w ogrodzie i pned 
snem przypatrywałem się długo gwiazdom. Dziwna to mst 
że jedne gwiazdy znajdują się zawsze w jednem i tern samca 
położeniu, a inne między niemi chodzą: jednego roku st 
między temi, a innego znowuż między innemi g^iazdam 
Te, które się nieporuszają, migają światłem, a te, które zmie- 
niają miejsce, mają spokojniejsze i nie migocące świat2o.i 
Zdziwiłem się tą jego obserwacyą, nie objaśniony od nikogs, 
rozróżnił planety od stałych gwiazd: dałem mu potrzeba 
objaśnienia, a mówiąc z nim w tej materyi dalej, jessea 
nieraz podziwiałem w nim zdrowy rozsądek i pojęcia, di 
których doszedł jego samorodny a nieuprawiony rozual 
Taki był początek każdej nauki, a zastanowienie się i obw^ 
wacya jest najlepszym sposobem zbadania rzeczy i samodziet 
nosci umysłowej. Pewien także niewykształcony Syberyal^ 
znany mi osobiście, nie uczy wszy się nigdy arytmetyki, pm^ 
długie a pilne zastanawianie się nad rachunkowością, pitj^ 
szedł sam do teoryi ułamków. Sądził, że wynalazł teoi?) 
nieznaną a bardzo potrzebną, że za to odkrycie czeka f 
sława i fortuna. Zmartwił się więc bardzo, gdy się odeimi 
dowiedział, że teorya, do której on własną pracą doszedł 
jest już od bardzo dawna znana ludziom. 

Pożegnałem wreszcie gościnnego i mądrego starca, kttf! 
tak korzystnie wyróżniał się od swoich rodaków, i pojechałei 
jak tu mówią, w wierzch Gazimuru. O dwie wiorsty zt^l 
na lewym brzegu rzeki, jest druga stanica, która się taU 



63 

Totuma nazywa. Ifiezatrzymując się w niej , pojechałem 
dalej. Do lewego brzegu gazimnrskiej doliny przypieraj% 
góry amfiteatralnie wznoszące się aż do wysokości głównego 
daoryjskiego pasma, które jest działem wód płynących do 
Gazimuru i Szyłki. W tym łańcucha znajdują się najwyższe 
góry, z powodu nagich szczytów, zwane tn golce, jako to: 
Golec Połowiński, Golec Kaczyński, Golec Turowski, Bata- 
kański i inne. Golców w głównym tym pasie jest bardzo 
dużo, ciągną się jeden za drugim i wynoszą potężne a 
okrągłe szczyty nad morze gór okiem nieobjęte, falujące 
się i płynące w różnych kierunkach. Jądrowe to pasmo ma 
kierunek z południowego zachodu na północny wschód, za- 
czyna się na stepach onońskich, a wszedłszy jako linia gra- 
niczna między rzeki Szyłkę i Gazimur, ciągnie się w tym 
kieranku, a kończy się na Ujść Striełce, to jest, przy zejściu 
się Szyłki z Argunią. Góry wznoszące się za temi rzekami 
nie należą do tego łańcucha. Od niego poszły inne po- 
mniejsze pasma i łańcuchy, poprzerywane rzekami, a wy- 
jąwszy grzbietów do Arguni zbliżonych, wszystkie pokryte 
są czarną puszczą, cichą i milczącą, jak gdyby oczekiwała 
na życie. Najpospolitsze drzewa w tych górach są: mo- 
drzew, brzoza, sosna i osina. Drzewo z dauryjskiego mo- 
drzewia jest mniej dobre do budowy od sosnowego, prze- 
puszcza bowiem zimno, jest bardzo ciężkie, a belki jego 
podczas mrozów pękają ; sosnowe domy są cieplejsze i ściany 
mają mniej popękane. Modrzew rośnie w dolinach, wchodzi 
na stoki i znajduje się na wierzchołkach gór; dorasta zna- 
cznej wysokości, pnie ma średniej grubości, igły na zimę 
opadają. Sosna (pinus sykestris) mniej jest obfitą od mo- 
drzewia; rośnie podobnie jak i modrzew w wysokich i nizkich 
miejscowościach. Sosny dorastają do znacznej wysokości, 
lecz pnie mają mniej grube niż u nas; rosochatych, grubych 
i poważnych sosen bardzo mało tu widziałem, w borach też 
tutejszych prawie niema drzewa zdatnego do budowy okrę- 
tów. Brzozy rosną w górach dwa gatunki: biała (betula 
alba) i czarna (betula nigra). Brzoza kąpie warkocze w je- 
ziorku na dnie doliny, obficie rośnie na pochyłościach, a na 
szczytach chwieje się na granitowych skałach, które niby kość 



64 

pacierzowa wystąpiły na wierzch w głównem paśmie. Po- 
spolita w górach jest osina (popnlus tremulns) ; użytki z niej 
8% tu jeszcze mniejsze nii u nas. Jałowiec (junipenis sib^ 
ricus) rośnie w małej ilości na wysokich tylko górach i 
urwiskach skalnych obok berberysowych krzaczków; ber- 
berys tutejszy jest innego, niż europejski gatunku. Cedr 
syberyjski rośnie tylko w Dauryi na wyniosłych grzbietach 
w głównem paśmie ; w dolinach i w niższych łańcuchach me- 
znajduje się. Na najwyższych górach rośnie krzewina, zmitt 
tu słaniec, od słaniania się i pięcia po ziemi, odpowisdi 
ona kosodrzewinie karpackiej. Z tego powodu, że i naj- 
wyższe szczyty okr3rte są roślinami, wnoszę, iż wysokość ich 
dochodzi tylko do 6,000 stóp. Ka prawem zabrzeżu dołisj 
gazimurskiej cienie się górzyste pasmo, nie wiele niisK 
od poprzedniego: stanowi ono dział wodny między rzekane 
Gazimurem i Uriumkanem. Pasmo to ma także kieronei 
północno-wschodni, a kończy się nad Argunią między ujścimt 
Gazimuru i Uriumkanu, i w niem znajdują się golce, ak 
mniej potężne niż golce wyżej wspomniane. Widok góc 
w tej porze jest smutny i ponury, — nic oka nie rozwesela • 
fantazjri niepobudza. Pochyłości i szczyty śniegiem okryte, 
nie błyszczą się pod słońcem jak wierzchołki Tatrów i Alp; 
paszcza ciemnieje w dali, a w bliższych widokach drzewa j4 
na śniegu wyglądają jak gęste, czarne plamy na całunie. 
Dno doliny jest płowe, śnieg ją wprawdzie zasłał, ale nie 
zasypał zeszłorocznych trzcin i chwastów, których suche 
wiechy bujają nad śniegiem i drogą. Kręcąc się po Ga- 
zimurze , raz zawracam ku północy , innym razem na 
wschód lub południe, a zawsze mam przed sobą dra^miący 
widok. 

Droga, choć to po lodzie, psuje się coraz bardziej, bo 
zródliska kipiące pod lodem i na dnie rzeki, prą lód w góvf. 
łamią go i przez szczeliny wylewają wodę, która zaraz za- 
marza i tworzy powierzchnię gładką jak zwierciadło. Mój 
bułany w żaden sposób nie chce wejść na takie miejsce, 
przemawiam, wołam, używam argumentów bijących, ale nic 
nie pomaga: ciągnie mnie na brzeg, wiezie po kępiakack i 
chwastach, a ominąwszy takim sposobem gładkie miejsce, 



66 

wraca na rzekę. Gniewałem się na niego, nazywałam leni- 
wym i znarowionym, kiedy on był tylko roztropnym koniem, 
bo jad%c dalej obok stolca*) i wykipiska, ujrzałem pięknego 
konia, rozkraczonego na lodzie i zranionego. Napróźno dwaj 
chłopi usiłowali go podnieść; koń nie mógł zebrać nóg, 
z których każda w inn% stronę zwróciła się, i niezawodnie 
już biedne zwierzę uszkodzi się i okaleczy na zawsze. Widok 
ten przekonał mnie, że bułanemu ufać powinienem, że jest 
to koń bardzo mądry i wie co robi. Nazwałem go za to 
Radcą i postanowiłem nie narzucać mu swojej woli, a po- 
wodować się jego doświadczeniem. 

Konie tutejsze mają wiele nieoszacowanych przymiotów. 
Są ostrożne i roztropne, bystre, prędkie (wyjąwszy mojego 
bołanego) i wytrzymałe. Wzrost mają średni i mały, a po- 
wierzchowność nie obiecującą, maść jak wszędzie mają bardzo 
rozmaitą, a nazwiska maści, tutaj powszechnie używane, wy- 
jąwszy kilku, wszystkie są mongolskie. I tak: Sawrasy, 
oznacza konia bułanego z czarną grzywą; Kaury, bułany z ko- 
nopiastą grzywą; Igreńko, kasztanowaty z konopiastą grzywą; 
Haluny, światło-bułany, prawie masłowaty z czarną grzywą; 
Siropiegi, biały z ciemnemi plamami; Czankiry, jest koń 
mający białą mordę i białą oprawę uszów; Czały, na białem 
tle ma równo rozłożone włosy niby różowawe i innych 
maści; Gołuby, jest to maść bis^a z niebieskawym połyskiem 
jak n. p. bielizna z modrem; Woronko, nazywają karego 
konia. — Mało jest tutaj karych koni , prędko siwieją, ztąd 
nieraz można widzieć zupełnie białego konia, którego karym 
nazywają; Piegany, jest to nasz deresz, których jest bardzo 
wiele odmian; Ryży, kasztanowaty; Gniady, mający podpa- 
lany (żółtawy) brzuch i boki; Eoiłtary, jest koń skarogniadej 
maści i t. d. Syberyacy w Dauryi jeżdżą najwięcej konno. 
Do wozów zaprzęgają jednego konia w hołoble, drugiego zaś 
czasem dwóch naręcznych obok hołobli. Prędko nie jeżdżą, 
bo oszczędzają konie, ale jeżeli wiozą jakiego czynownika, 



*) Stolec, wyrai pobki ludowy; wgóracJi, gdzie aą licsne śródliska, ftim^ 
tnoną flf stolce lodowe , wysokie Jak góry. Stolec tu nazywa się daki- 
pieA. 

GiLUU, Opisanie. II. 5 



66 

który lubi prędko jeździć, puszczają konie w czwal i jak 
wiatry pędzą po zimowej na rzece drodze. Popasów nie- 
znają; koń idzie cały dzień i przechodzi bez wypoczynkn 
pięć lub dziesięć mil. Przybywszy na nocleg, koni zaraz nk 
karmią, lecz przywiązują je na trzy lub cztery godziny do 
płotu; Dazywa się to «wy8tojka.D Gdy koń zupełnie ocUo- 
dnie, rzucają mu cokolwiek siana, potem go poją, karmią 
owsem, sianem, nad ranem znowuź poją i wyjeżdżają w dalsą 
drogę. Konie tutejsze tak przywykły do wystojki, że jeidi 
konia prędko po podróży nakarmią i napoją, choruje. Wy- 
Stojka, jeżeli koń jest bardzo zmęczony, trwa przez &k 
noc. Nasi rodacy, długo tutaj mieszkający i mający gospo- 
darstwa i własne konie, powiadają, że wystojki są rtecEi 
bardzo dobrą i że rzeczywiście konie od chorób ochraniaj); 
lecz słyszałem także zdanie i to od znawców, że wystojki 
są do niczego, korzyści żadnej nie przynoszą, znarowiająi 
psują konia, i dla tego to konie Syberyaków mają smatoą 
powierzchowność. Nie wiem , która opinia jest prawdziwszą'^ 
Zimą konie w stajni nie stoją, a chociaż jest podostatkieiB 
borów i każdy z nich może użytkować, bo nie są niczjją 
własnością, przecież Syberyak, leniwy z natury , ani stajni, 
ani chlewów nie budi^e. Konie więc wystawione na mrus i 
śnieg, stoją w miejscu ogrodzonem, pod gołem niebem, a s 
staranniejszych gospodarzy pod szopą, której ściany z chmsbi 
są uplecione. Niedbałość taka i złe pielęgnowanie przynosi 
im wiele szkody. Niektórzy rodacy nasi w Dauryi mieszki' 
jacy, hodigą konie po europejsku i dla tego mają konie 
kształtniej sze i piękniejsze, a również mocne, bystre i wy- 
trzymałe jak i konie Syberyaków. Syberyak od Polaków 
z ochotą kupuje konia, bo wie, że konie od nich kupione 
są lepsze i pewniejsze. Hodowlą koni pilnie się zajmuje 
Zygmunt Wałecki i kilku innych kolegów^ którzy nie mało 
przyczynili się do udoskonalenia rasy dauryjskich koni. 
Inochodzców, to jest konie, które biegną wyrzucając razem 
przednią i odpowiednią tylną nogą, a nie na krzyż, jak zwy- 
czajnie, bardzo tu cenią; płacą za nich znaczne pieniądze 
i używają do wyścigów. Od jesieni, jak tylko rzeki staiu| 
przez całą zimę, nieustannie odbywają się wyścigi. Przed 



67 

każd) wsi^ na lodzie wytknięta jest sosenkami droga, długa 
na jedną wiorstę, po której w saniach, szczególniej w święta, 
Syberyacy ścigają się. Zwykle dwóch chłopów zmawia się. 
Zakładają się o pięć, czasem o dziesięć i trzydzieści rubli; 
zwyciężony płaci .nąjsumienniej umówioną sumę. Syberyacy 
namiętnie lubią wyścigi, a namiętność tę przejęli od Mon* 
gołów, którzy od wieków znają wyścigi i z zamiłowaniem 
oddają się tej korzystnej zabawie. Za konia wyścigowego 
(bieguniec) płacą wysokie ceny. Gospodarstwo końskie 
w Syberyi jest mongolskie. Ztąd też tyle wyrazów, nazwisk 
maści, uprzęży przejęto od Mongołów. Cena zwyczajna konia 
w Dauryi jest od 15 do 30 r. sr. 

Wracam do mojąj podróży i wjeżdżam do wsi kozackiej Ba- 
takan, która ożywia pustą okolicę, a cerkiew jej na szarawem 
tle gór rozwesela martwy widok. Batakan jest jedną ze znaczniej- 
szych wsi nad Gazimurem, a mając szynk (kabak) jest centrum 
małej okolicy i zwabia mieszkańców blizkich wsi ; odległy jest 
od Tutumy o 4 wiorsty. Zajechałem do popa, który przy her- 
bacie uskarżał się na lenistwo w nabożeństwie swoich parafian. 
•Dawniej, chociaż nie byli pobożnymi, zachowywali przy- 
najmniej formy nabożeństwa i szanowali kapłanów. Od czasu, 
mówił pop, jak zostali^ kozakami, przestali chodzić do cerkwi. 
Na nabożeństwie w dzień Bożego Narodzenia było tylko 
oim osób, a w Batakanie samym takich, którzy powinni 
bywać w cerkwi jest przeszło 200. Z tego możesz pan 
widzieć, w jakiem poszanowaniu jest religia. Do mnie przy- 
dtodzą jak do rÓ¥aiego sobie, bez żadnego uszanowania; od 
bywania w cerkwi wymawiają się służbą i gospodarstwem. 
Skarżyłem się kilka razy na ich obojętność przed dowódzcą 
batalionu Nikitinem, ale, albo mi nieodpo wiedział, albo też 
zbył głupią i grubiańską odpowiedzią. Protopop niedawno 
cerkwie objeżdżał; sponiewierał go i koni mu nie dał. Ko- 
zacy mając zły przykład z góry, demorabząją się coraz więcej 
a chociaż ich tam biją i szturchają, w obec duchownych 
stali się dumnymi i lekceważącymi. » Smutny stan religii, 
ikreślony przez popa, jest rzeczywistym. W wielu już miej- 
seowościach brak religijności zwrócił moją uwagę. Taki 
itan rzeczy ma swe źródło w usposobienia ludu; ale z dru- 

5* 



68 

giej strony przyznać potrzeba, że złe sprowadzili sami popi 
którzy w ogóle 8% ludzie bez oświaty, pijacy, tarudnią się 
spekulacyami i mają niewłaściwe dla duchowieństwa pieniężne 
i handlowe stosunki z ludnością; przytem sami są w wysokim 
stopniu obojętnymi i dają parafianom zgubny przykład indy- 
ferentyzmu religijnego. W jednej z sąsiednich cerkwi, pop 
dając młodej parze ślub, był tak pijany, ie przed dokoń- 
czeniem obrządku upadł i zaczął wyśpiewywać świeckie, nu- 
pustne piosenki. * Długi szereg mógłbym przytoczyć podo- 
bnych zdarzeń lecz sądzę, fte to, co już powiedziałem, dostaczoe 
jest do wyrobienia w sobie pojęcia o stanie religii prawosła- 
wnej w Dauryi. 

Napiłem się herbaty, koń. odpoczął, pożegnałem więc popi 
i pojechałem obachutawszy się w dwa płaszcze i kożudi. 
Mróz był wielki i szczypał mnie po policzkach; ręce, w któ- 
rych trzymałem lejce, kostniały mi i musiiiem co kilka minut 
jedną rękę chować za pazuchę i chuchać na nią dla ogra- 
nia. Dwie pary butów, z których jedne z psiem futrem, nie- 
dosyć zabezpieczały nogi od zimna, często więc wyskakiwałem 
z sani i biegłem obok Radcy, któremu przy mordzie wisisłf 
długie, lodowe stalaktyty; sierść na nim od szronu osiwiała, szrot 
zaś powoli topniejąc, oblewał konia ąimną wodą. Biegnąe, 
nabierał pod kopyta kule śniegowe, które mu dobrze stąpnąć 
niepozwalały; co kilka wiorst musiałem się zatrzymywać^ 
futrem ocierać mu mordę, zmiatać szron z sierści i topor- 
kiem z pod kopyt odbijać śniegowe bryły. 

O cztery wiorsty w górę od Batakanu, na tymże samym 
brzegu, położona jest wieś Ług; od niej aż do Oktagoczr. 
odległej o 16 wiorst, niema żadnej osady. Przestrzeń ta 
latem zapewne dosyć malownicza, obecnie bez kolorów i 
życia, szara i biała, podobać się nie mogła. W dolinie Ga- 
zimurskiej pól uprawnych dużo widać, łąki i błonia szeroko 
od góry do góry rozciągają się. Nad brzegiem rzeki roaną 
gęste krzewy czeremchy i wierzby; tu i owdzie ski^a się 
wznosi, lub wysoki stok góry. Brzegi gazimurskie są 
lownicze lecz ustępują w piękności brzegom SzyłkL 

Wieczorem, spotkałem kilka sani z kobietami i ko 
pędzili po lodzie, wyśpiewując wesołe śpiewki. Było to 



69 

wesele, dążące do domn pana młodego. Mignęli się koło 
mnie i znikli na zakręcie zarosłym krzewami. Wieczór krót- 
kiego dnia już nastąpił. Słońce cUodnawe rzuciło kilka garści 
źótŁych promieni na wierzchołki gór i niewidziane zniknęło. 
W Oktagnczy nocować nie życzyłem sobie, spieszyłem więc 
dalej. W nieznanej okolicy i nieznanemu, bez należytego za- 
infonnowania się o drodze, o wsi i o gospodarza, do któregoby 
można zajechać, niebezpiecznie jest nocą podróżować, a ja 
wła4nie zapomniałem zebrać potrzebne informacye i wkrótce 
marznąc, żałowałem, żem się puścił w podróż o tej porze. 
Pokazała się jedna gwiazdeczka na niebie i mróz się wzmógł. 
Niewiedziałem, jak daleko jest do następnej wsi i byłem 
niespokojny; na szczęście spotkałem kilka sani naprzeciw 
mnie jadących i zapytałem o drogę do najbliższej wsi. 
Ledwo przemówiłem, wyskoczył z sani chudy mężczyzna 
w baraniej czapce i w płaszczu podbitym baranami i zro- 
bionym na sposób mongolski, przywitał mnie, przypomniał, 
że już raz widzieliśmy się z sobą i radził mi, ażebym dwie 
wsie jeszcze ominął a w trzeciej zajechał do gospodarza, 
którego dom mi wskazał. Podziękowałem panu Łuckiemu i 
pospieszyłem na nocleg. Pan Łucki jest Moskalem, za- 
pewne polskiego pochodzenia. Służył w wojsku i należał do 
wielkiego sprzysiężenia Dekabrystów; mis^ też udział w re- 
wolucyi 1825. roku w Petersburgu, która się nieudała, za 
co uwięziony został i wysłany do kopalni. Po wyjściu na 
osiedlenie utrzymuje się z tak zwanej służby kabacznej, 
to jest, ałużby u monopolistów gorzałki. Ożenił się tutaj i 
ma kilkoro dzieci. Swoi, z powoda ubóstwa, mało z nim 
mają stosunków, dla^tego pan Łucki najwięcej z polskimi 
wygnańcami przestaje. 

Na niebo wysunęło się już tysiące gwiazd i na modrem 
sklepienia migają różowawem, niebieskawem , białawem lub 
źołtawem światłem. Mróz coraz bardziej czuć się dawał, nie 
mogłem lejc w ręku utrzymać, czoło mi przemarzło, a zimno 
i pod kożuch wciskać się zaczęło. Lejce zaczepiłem- o sanie 
i powierzając się z zupełną ufnością roztropności konia, 
czapkę nacisnąłem na brwi, ręce schowałem za pazuchę i 
■knliwszy się, nos zadarłem w górę, ażeby przyjrzeć się 



70 

gwiazdom, które też same i takiei same będą dsiBiąj świecić 
i mrugać nad Polską. Prześliczna jutrzenka (wenus) migali 
jak zarumienione w natchnieniu oko, zbliia się ku horyson- 
towi i wkrótce schowa się, aieby za chwilę nad inneou 
krajami zaświecić. Prawie nad głowami Uyszczą się świetne 
gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy, u nas zwane Wozem, bo u 
nim, jak mówi gmin i poeta, jechał Lucyper gdy Boga ^• 
zywał. Z boku Wozu skrzą się gwiazdy Eassiopei, które 
mając figurę krzesła, błyszczą niby krzesło anielskie prze- 
pychem blasku i światła. I Orion wynurzył się z otchłani 
za nim wkrótce pokazała się wielka gwiazda Syriasz. Światło 
jej błękitno -czerwone miga niby światło za czerwoną lampi 
na ołtarzu Matki Boskiej Częstochowskiej. Orion u nas 
zowie się Kosarze, a tutaj Kiczigi. W nocy jest on Begarem 
tutejszych mieszkańców: wiedzą, o której godzinie wschoda, 
gdzie się znajduje o północy, o której zachodzi i według 
tego mówią « kiczigi wysoko, jest już późno » i t. p.; latem 
Orion wschodzi bardzo wcześnie i wcześnie zachodzi, miea- 
kańcy tez wówczas godziny nocy inaczej odgadują. Jeieli 
kto pożycza złemu dłużnikowi i dał na przepadłe, gmin ts- 
tejszy mówi : <cDał na kiczigin, to jest, że' dług swój na gwias- 
dach zahipotekował. Sitko (plejady), «przez które Bóg prze- 
siewał ziarna dla Adama» (z Tadeusza), błyszczy się drobniutkie 
jak perełki w królewskiej koronie, a droga mleczna jak biała 
wstęga na granatowym płaszczu. Saturn świeci iółtawen 
światłem jakby z woskowej świecy, wjnruszył już z rogóir 
Byka i jest w połowie drogi do Bliźniąt. Bliźnięta tei dzi- 
siaj bardzo są świetne ; przypomniały mi one wiersze Mickie- 
wicza z Tadeusza: 

a Jui naprteciw łuiciycft, gwiasda jMloa, druga 
Błysnęła, Jui ich tysiąc, Jui ich milion mruga, 
Ka£tor t bratem Poluksem Jaśnieli na csele , 
Zwani niegdyś u Słowian ŁeU i Polele. 
Terai ich w todyalcn gminnym snów pnechrzczono , 
Jeden zowie się Litw% a drugi Koroną In 

Poeta zwrócił me myśli ku ojczyźnie. Patrząc w to wy- 
iskrzone niebo, myślą, jak gwiazda z góry, zaglądałem do 
Polski, z której mnie przemoc wrogów wygnała, i do ktÓKJ 



71 

jak z dalekiej gmazdy^ dojść tylko może blady promień mojej 
mfiości ! 

Tangnzi, Oroezoni, wałęsając się po puszczy, północ, po. 
ładnie, wschód i zachód nie po gwiazdach poznają, ale po 
mchu, kora bowiem drzewa z południowej strony zwykle 
jest obnażona, bez mchu, z północnej zaś strony rośnie na 
niej mech, który, jak ciepła kołdra, chroni je od mrozów i 
wichrów biegunowych. 

W pozłocie księżycowej pokazały się czarne, zapruszone 
śniegiem domy Jołginy, która znajduje się na lewym brzegu 
rzeki, o cztery wiorsty odległa od Oktaguczy; dwie znów 
wiorsty od Jołginy jest wieś Bura, a o cztery wiorsty od 
Bury, wieś Burakan, w której mam nocować. Wszystkie te 
wsie zamieszkałe są przez pieszych kozaków. We wsiach ani 
jedno światełko nie błyszczało, wszyscy spali; psy czując 
wilka w polu ujadają zajadle, a śnieg na górach okolicznych 
żółci się od księżyca, jakby pędzlem umaczanym w żółtej 
farbie został powleczonym. 

Późno przyjechałem do Burakanu, a bijąc psów, które 
w około sani gromadą mnie odprowadzały i biegnąc przed 
koniem, szczekały na niego, ledwo wynalazłem dom kozaka 
Rinmkina, do którego radził mi pan Łucki na noc zajechać. 
Sam gospodarz konia wyprzągł, a po wystojce obiecał go 
nakarmić i napoić. Dopiero nazajutrz rano poznałem lepiej 
dwóch gospodarzy domu i ich rodzinę. Byli oni bracia, 
ojciec ich umarł przed miesiącem; majątkiem który odzie- 
dziczyli nie myślą rozdzielać się, lecz zamierzają wspólnie 
w nim gospodarować. Obydwaj jeszcze młodzi ludzie: starszy 
trudni się handlem, młodszy jest podoficerem kozackim i 
starostą w stanicy, jako ludzie zamożni i osiadli są powsze- 
chnie szanowani. Starszy, gadatliwy człowiek, opowiadał mil, 
jakim sposobem doszedł do -własnego funduszu w owym 
czasie, kiedy jeszcze niemiał własności. «Miałem 16 lat, gdy 
ojciec dał mi 10 rubli na rozpoczęcie handlu. Otrzymawszy 
pieniądze, pojechałem natychmiast do miasta i kupiłem za 
nie kilka chustek i kilkanaście arszynów perkaliku, a wró- 
ciwszy do wsi, sprzedałem je za podwójną cenę. Znaczny 
zarobek zachęcił mnie do dalszych operacyj handlowych; za 



72 

drugim razem mogłem już za 20 rs. kupić towarów, w prze- 
ciągu kilku miesięcy kapitał mój potroił się, a w cztery Uk 
miałem już 150 rs. własnego funduszu. Odtąd zyaki zacięłj 
być większe, gdył i obroty robiłem znaczniejsze, a kapitał 
swój liczę już na tysiące rubli. Gdy nas przerobili na ko- 
zaków, otrzymałem pozwolenie handlowania w ca2ym bsts- 
lionie, z czego nie małe obieci:gę sobie korzyści. Brat mćj 
został starostą, a najmłodszy pisarzem batalionowym ; ostotni 
niedawno ożenił się, a wesele musiałeś pan wczoraj spotbe 
na drodze. Dzisiaj jadą do Tajny, gdzie mieszkają rodziee 
jego żony i po drodze wstąpią do nas.» Prędkie zbogacenie 
się z handlu, nigdzie nie zdarza się tak często jak w SybeiTi: 
krótkie opowiadanie Riumkina jest historyą prawie każdego 
tutejszego kupca. Handel prędzej poleruje c^o wieka m 
rolnictwo, Riumkin też korzystnie wyróżniał się pomiędzy 
kozakami, miał dosyć wiadomości, posiadło wiele zręcznoid, 
przebiegłości , z przez takt i giętkość swoją , poz3^abI 
względy tyranizującego wszystkich w batalionie kozaków do- 
wódzcy. 

Dwie jego siostry częstowały mnie i braci herbatą i buł- 
kami. Były to, jak i brat, rozmowne dziewczęta. Gwarzenie 
ich nieustawało; najwięcej mówiły o swoich towarzyszkach 
o sukniach, chustkach, perkaliczkach , o wieczorynkach i za- 
bawach, jakie przygotowały w czasie trwającej właśnie ma- 
ślenicy. Maslenica jest to ostatni tydzień kamawała, 
nasze zapusty. W tym tygodniu Moskale mięsa już nie jedzą, 
lecz za to mnóstwo zjadają smarzonych w maśle: blinów, 
kołaczów, gałuszek, pilmcnów (tutejsze kołduny), pierożków 
i przeróżnych placuszków. Zabawa jest powszechna. Siostry 
Riumkina i mnie uraczyły blinami i pierogami, a przy csetto- 
waniu i zachęcaniu do jedzenia, wdzięcznie się uśmiechały. 
Nie były jednak piękne, owszem odznaczały się brzydotą. 
Policzki rumiane i pucułowate, oczki małe bez wyrazu, war- 
kocze krótkie, nogi tęgie i mocne jak pnie, a kibić obszerna 
i gruba. Ubiór niepodnosił ich wdzięku; miały na sobie 
z różowego perkalu koszule i sarafany z modrej chińskiej 
daby. Za gościnę pieniędzy wziąźć niechciały, wypadało 
więc dać im jaki podarunek; lecz nie mająo nic do daro- 



73 

wania, obiecałem w powrocie przywieźć im słynnego w DaoiTi 
mydła z fabryki Piotra Wysockiego. Gdy się powietrze co- 
kolwiek ociepliło, wyjechałem około 10 godziny z Burakanu. 
Widoki okolicy podobne do wczorajszych: góry, śnieg, 
drzewa czarne, niebo jasne, słońce matowe i mróz, który aź 
do serca przechodzi i tam mrozi uczucia a obcina skrzydła 
fantazyi. 

Na lodzie, prócz jazów stawianych w poprzek rzeki, nie- 
napotyka podróżny żadnych przeszkód, lecz im dalej w górę 
Gazimuru, tem częstsze s% stolce na rzece i wylewiska za- 
marzłe, gładkie a niebezpieczne; obok takich miejsc droga 
wychodzi na ł%ki, śniegiem zaledwo na dwa cale zapruszone. 
Sanny tu niema i sanie wlec się musz% po trawie, głęboko 
wrzynając się w ziemię. Kępiska natrafiane na drogach 
łąkowych ogromnie męczą konia, a podróżnemu grożą zła- 
maniem karku. Z radością zawsze zjeżdżałem z łąki na 
rzekę, a poważny Radca z radości zwykle całą wiorstę biegł 
khisem. 

DoUna Gazimuru jest dosyć zaludnioną, wsie w niej są 
częste; o cztery wiorstę od Burakanu znajduje się wieś Eukuja, 
a od Knkui do Sołkokonu jest wiorst osiem. Tutaj doUna 
rozszerza się, błonia są większe a góry niższe od kułtumiń- 
ikich. W Dauryi tylko w dolinach rzek mieszkają ludzie, i 
to w dolinach główniejszych rzek: doliny poboczne są puste, 
głuche, bez mieszkania i życia. W górach zaś jeszcze puściej. 
Człowiek tam rzadko pokazuje się; czasem tylko myśliwy 
skrada się i goni sarnę, podłazi ostrożnie pod norę nie- 
dźwiedzia, dech wstrzymi^e, gwintówką mierzy, strzela i 
puszcza haczy i roznosi jęk zwierza, z którego, roznieciwszy 
ogień, myśliwy ściąga skórę, a spóźniwszy się do domu śpi 
na śniegu, przybliżywszy się do gorejącego pnia. Myśliwy 
jako pan i wróg zwierząt doświadcza wielu przygód i opo- 
wiada je potem rodzinie i przyjaciołom ; ale zimą i myśliwy 
rzadko odwiedza puszczę. Skarby złota i srebra, które kryją 
się w górach, zachęcają do poszukiwań i dalekich wycieczek. 
Syberyak też latem błądzi w ciemnych i zapadłych wąwo- 
zach, bacznie zwraca uwagę na wszystko, wszystko zimno 
opatrzy, wszędzie szuka pożytku materyalnego, od ziemi 



74 

złota, od puszczy zwierząt oczekuje, o poezyi nie myśli, dk 
tego też bogate te góry milczą, żadna legenda nie pny- 
czepiła się do skały, a podanie do góry, podróżny sam je 
musi ożywiać 1 

Zimą wiatrów, jak to mówiłem, nigdy prawie nieiBi 
w Dauryi. Powietrze zwolna płynie od bieguna północnego 
na południe i sprawia mały, ledwo znaczny ruch w anw- 
sferze i to w dolinach mających kierunek z północy kn po- 
łudniowi. Dziwne jest wrażenie takiej ciszy powietmg: 
drzewa stoją jak skostniałe, głuchota panuje na wysokośdiek 
i w dolinach, nic nie szeleści, nic nie wionie, zwierzę tyft« 
przebiega, myśliwy się pokazuje, zbieg się przesuwa i innfifo 
ruchu niema w tych głębokich borach. Pod ślicznie wy- 
gwieźdź onem niebem puszcza drzemie zasypana sniegfieB, 
mróz trzydziestopięciostopniowy tłumi i ścina oddech gra- 
jących się ludzi, a zwierzę głodne niespokojnie żeruje: tib 
jest strona poetyczna puszcz syberyjskich. Góry na północy 
Dauryi, rozciągające się u źródeł Nerczy i Czarnej, znaffli 
ożywiają się koczowiskiem Tunguza lub Oroczona, który bu- 
duje szałasy, pielęgnuje reny, latem przechodzi ogromse 
przestrzenie , a na miejscu , które opuścił, zostawił kilka tf' 
czek utkwionych w ziemi, popielisko i śmieci; lecz nnn 
Tunguz nie rusza się, siedzi w namiocie wojłokowym, kt«y 
ustawił w głębokim wąwozie, zwykle cieplejszym od ró- 
wniny. 

Z wycieczki w góry wracamy do drogi na GrazimniK. 
Wioski leżące na brzegu, a widziane od rzeki, mają pcnór 
malowniczy. U przerębli piją wodę krowy i konie, cokol- 
wiek dalej, także na lodzie, stoją sterty zbożowe, płotw 
opasane. Skoro rzeka zamarznie, Syberyacy zwożą zboża nt 
rzekę, tu je w sterty układają i rozpoczynają młódcę. Lód 
zastępuje im klepiska, na wymiecionej jego tablicy młócą 
zboże; pył klepiska nie brudzi ziarna i dla tego utrzymuje 
że lód jest najlepszem klepiskiem. Stodół nie znają. 0« 
sterty na lodzie pod względem malarskim, charaktenrznj) 
zimowe widoki tutejszych osad. 

Podróżnych dzisiaj nie napotykałem na drodze, widziato 
tylko kilka wozów z sianem i kilku kozaków wracających le 



75 

słażby. Od stanicy Uszmtiny, odległej od Sołkokonu 8 wiorst, 
a na prawym brzegu rzeki położonej, droga opuszcza koryto 
rzeki i ciągnie się po piasku i chwastach na błonia. Mój 
Radca, chociaż droga jest trudniejszą, nie zwolnił przecież 
kroka i biegnie jak zawsze powolnego truchta. W okolicy 
wsi Makarowej dolina skręca się, urozmaica i znowuż roz- 
szerza. Przejechawszy przez dosyć wysoką górę, jechałem 
odtąd pod samem zabrzeżem rzeki, którego góry, jakby 
przecięte, okazały w odłamie skalne swoje wnętrzności. Pod 
niemi ciągną się rzędem mi^e, zamarzłe jedorka, na któ- 
rych latem znajdują się stada i całe gromady kaczek. Wiatr 
mroźny wiał lekko w oczy i niedozwolił mi patrzeć na 
okolice i błękit nieba, po którem sunie rzęd bii^ych obło- 
ków. Zdają się one opierać na wysokich górach, będących 
na widnokręgu, które osłonięte siną mgłą, tworzą z niemi 
jedną całość; bliższe góry,- oblane światłem, zasypane śnie- 
giem, kształty swoje W3n:aźniej okazują. Nad doliną prze- 
biega cień obłoków, mknie się przez białe pochyłości i ginie 
między nieprzerachowaną pomadą wierzchołków. 

Badca mój, rzecz niezwyczajna, zmienił krok i bieży do- 
brego kłusa, wesoło spogląda przed siebie jakby poznawał 
rodzinne strony, a o trawie, która szeleści sucha pod jego 
nogami , już nie myśli. Jadąc kłusem , prędko dognałem na 
ważkiej drożynie pod skałami, sanie wypakowane garnkami 
i zbożem, zaprzężone w jednego konia. Za saniami szedł 
młody człowiek ubogo ubrany. Po krakowskiej czapce po- 
znałem, że jest Polakiem, i powitałem go ojczystem: « Niech 
będzie pochwalony Jezus Chrystus.)) «Na wieki, wieków 
Amen,» odpowiedział mi zdun i odtąd już znaliśmy się dobrze. 
Był to Antoni Jankowski, rodem z Wilna, należał do związku 
braci Dalewskich i w 1849. roku propagując rzemieślników 
wileńskich, pomiędzy którymi rozszerzał poemacik W. Pola 
o Kilińskim szewcu, a następnie przygotowując ich do po- 
wstania, które w Wilnie było naznaczone na Wielki Czwartek 
1849. roku, przez nieostrożność tychże rzemieślników został 
uwięzionym i stał się powodem do wykrycia, a później 
upadku związku. Po uwięzieniu posłali mu koledzy truciznę 
do więzienia; wypił ją, lecz uratowany przez Moskali, mocno 



76 

Ba zdrowia osłabiony, nie miał przy badania potnebnej iil)r 
do akrycia współzwi%zkowycfa. Zeznania jego, gwałtem i;- 
muBzone, które bez złej woli, osłabionym będąc na dadni 
ciele porobił, pociągnęły wiele młodzieży do więzienia. Bi- 
zem z nimi Jankowski oddany został pod sąd wojenny i ib- 
zany do kopalni. Przypędzony do Akatui, ciężkie życie ft^ 
wadził w biedzie i nędzy przez lat kilka; od jednego z 17- 
gnańców nauczył się robić garnków i dzisiaj z nich sbir- 
mige się. Z Akatui, gdzie mieszka, rozwozi je po wiia^i 
mienia na zboże, konopie i len, które spienięża; moiofatf 
pracując, niezapomina o kształcenia serca i amysła, a ko- 
ledzy dawno już zapomnieli o słabości jego i darowali oh 
winę, która ich wszystkich tu sprowadziła. Po krótkiej Ta- 
rnowie, rozstałem się z Jankowskim, powiedziawszy soltf 
Mdo widzenia w Gazimurzo) i dojechałem wkrótce do sUnky 
Jgdoczy, szesnaście wiorst odległej od Uszmuny, położosij 
na lewym, wyższym brzegu Gazimuru. Naprzeciwko niej b 
rzeką o dwie wiorsty stoi na nizkiem błoniu Zawód Ga- 
zimurski. Do Zawodu prędko przybiegłem, bo Radca 
zDowuż przyspieszył kroku. 

W Gazimurze niewiedziałem do kogo zajechać, aoiti> 
wiłem więc wybór Radcy, zdając się zupełnie na jego ia- 
stynkt. Radca czując, że jest panem swojej woli, przebij 
jedną i drogą ulicę i na końcu osady wjechał w otMte 
wrota obszernego domu, w którym, podziwiając znowa jefs 
roztropność, za8td:em rodaków. Właścicielami tego doan 
byli bracia Dale wscy, Franciszek i Aleksander, któiff 
pierwiastkowe posłani byli do kopalni w Akatui i tam rąbałi 
drzewo, w miłości i biedzie żywot pędzili. Następnie pn^- 
szedłszy do grosza, osiedli w Gazimurze, kupili ta dom i 
utrzymują się z handlu łokciowego, zbożowego, z robi^ia 
świec, i t. p. W ich domu mieszka kilka kolegów, wesoło 
mi więc dwa dni z nimi przeszły, tym więcej, że gościnność 
i koleżeństwo gospodarzy ujmowały im serca * wsayatkiek 
Franciszek Dalewski ma lat trzydzieści kilka, średniego 
wzrostu, nosi długie ciemno -blond włosy i bródkę radawą. 
Twarz szeroka, okrągła, oczy i ruchy bystre, wymowa nie- 
wyraźna, ale pełna zapału. Rósł on, jak i wiela młodych 



77 

w Litwie, bez świadomości narodowych obowiązków; prze- 
czytanie Przedświtu odkryło przed nim pole pojęć naro- 
dowych i pchnęło do czynu. Było to w 1846. roku. Jan 
Reer został w arsenale obity kijami, inni patryoci : Józef Bo- 
guriawski, Hofmejster Apolinary, Anicety Renier, wożeni 
po Wilnie na wozie delinkwentów, a następnie na szafocie 
odbierano im szlachectwo i wyrok czytano. Ten widok na- 
tchnął młody, zapalny umydt Franciszka i jego brata Ale- 
ksandra i na drugi dzień założyli już w szkołach związek 
między młodzieżą, który rósł i potężniał z każdym dniem. 
Młodzież utrzymywała w sobie narodowość polską, wbrew 
moskiewskim rozkazom. W każdej klasie było po kilku 
młodzieńców, którzy rozdawali współkolegom książki polskie, 
pilnowali rozmowy polskiej, rozszerzali wiadomości zakazane 
o rewolucyi 1831. roku i z historyi Polski i Litwy. Zdolniej- 
szych kosztem związkowych wysyłano na uniwersyteta mo- 
skiewskie. Skutecznie działając przeciw wynarodowieniu, 
związek ten egzystował bez żadnych stosunków z Warszawą 
i emigracyą. Rok 1848, a następnie powstanie w Węgrzech 
obudziły w związkowych wielkie nadzieje i spowodowały, że 
związek zamienił się na konspiracyę przygotowującą powsta- 
nie. Gdy Moskale wyruszyli do Węgier, a Dalewski Fran- 
ciszek na powstanie jeszcze nie decydował się, przyszło do 
niego trzech związkowych, pomiędzy nimi A. Jankowski, 
i grożąc Dalewskiemn pistoletem, wymogli decyzyę, nazna- 
czającą powstanie na Wielki czwartek. Odtąd robota kon- 
spiracyjna prowadzona pospiesznie, objęła rzemieślników i 
mieszczan po miastach, którzy mieli wystąpić z inicyatywą. 
Szlachty nie wiele było w związku. Jakim sposobem związek 
odkryty został, już mówiłem. Franciszek i Aleksander Da- 
lewscy i przeszło 200 młodzieży aresztowano. Litwa padła 
znowuż bezsilna na lat kilka. W komisyi śledzczej zacho- 
wanie się Franciszka Dalewskiego było pełne godności, 
jeszcze piękniejsze jego brata Aleksandra. Nic nie zdradzili, 
nikogo nieskompromitowali , a reperować musieli wiele ze- 
znań przez innych na niekorzyść uwięzionej braci porobio- 
nych. Komisya śledzcza drwiąc z Franciszka i zmuszając do 
wykrywania tajemnic, mawiała do niego : nChcesz być drugim 



78 

Konarskim, a niewiesz, że i on gadał ?» Nic nie pomogło, 
i z wszystkich związkowych najlepiej tłumaczyli się obydnj 
Dalewscy, bo nikogo niewydali: obydwaj podani sostah do 
kopalni w Akatui, pozostawiwszy liczną rodzinę, którą utnf- 
mywali.*) Tutaj w czasie wojny wschodniej 1854. i Ifóś. 
roku Aleksander Dalewski **) , który miał więcej jesaae 
hartu i energii od brata swojego i więcej był umysłowo jsk 
i politycznie wyrobionym, a miał obyczaje bez zmazy, gdji 
w 33. roku życia był jak dziewica niewinnym, otóż Ale- 
ksander powziął myśl ucieczki wygnańców z nerczyńdock 
okolic W szynielach żołnierzy moskiewsłdch, na łódce, midi 
zamiar spalić magazyny i wszystkie rekwizyta wojskowe Mo- 
skali, dzisiaj ących przeciw Francuzom i Anglikom na łne- 
gach Wschodniego oceanu, i na łódce puścić się w podńi 
Amurem, a następnie morzem do okrętów angielskich. Staiś 
wygnańcy byli przeci¥aii temu awanturniczemu projektowi i 
starali si§ od niego młodszych odprowadzić, lecz narożno; 
przygotowania trwały dalej, zakupiono łódkę, zrobiono sieć, 
starano się o płaszcze żołnierskie i broń, gdy tymczasem na- 
deszła wiadomość o zawarciu traktatu paryzldegro i pisa 
ucieczki Aleksandra Dalewskiego i współdziałania wygnańców 
z Anglikami zaniechany być musiał. 

Prócz Dalewskich mieszkają w Gazimurze: Paweł Wej- 
sztord, za udział w związku Dalewskich. Gdy matka 
odwiedzała go w więzieniu, rzekła do niego w ol)ec komisji 
sledzczej: <(Synul przeklnę cię, jeżeli w>'dasz kogo. Nie 



*) Piękna to i liczna była rodzina: matka wdowa, kilka córek i hn\ 
małoletni. Siostra Franciszka, Apolonia, wyszła za mąi w 1S62. rokn za 
sławnego Zygmunta Sierakowskiego « niegdyś wygnańca, a w 1863. rolta pai- 
kownika polskiego i naczelnika sil zbrojnych województwa kowieA^kirgo. 
Raniony i wzięty do niewoli przez Moskali, powieszony był Jenialny Zy> 
gmnnt w czerwcu 1863. roku w Wilnie przez Murawiewa WienaŁida, a ioaa 
Jego Apolonia i siostra Jej Telcla Dalewska wywiezione na wygnanie do Mo- 
skwy. (Przypisek autora późniejszy). 

**) Aleksander Dalewski uwolniony z Syberyi w 1859. roku, powróci! ń"* 
Wilna I utrzymywał sif tu i obowiązków przy kolei ieiasnej wileńsko - w^ 
szawskiej. Znakomity ten człowiek umarł przedwcześnie z powszechnym 
żalem w pierwszycli miesiącach 1863. roku i pogrzebiouy przez calf ludsoee 
patryotyczn^ Wilna na cmentanu w Rosie. Najmłodszy brat Jego Tytas 
rozstrzelany 1. stycznia 1864. rokn w Wilnie pracz Murawiewa Wiesaattela. 



79 



zieaz synem moim.)> Wejsztord jest z Nowogródka. Ju- 
szkiewicz Kazimierz, z Augustowskiego, za zamiar odbicia 
rekrutów polskich i udania si§ z nimi do Francuzów, wal- 
czących w Krymie 1855. roku; Adam Zarzycki, z Sando- 
mierskiego, za udział w związku ks. Ściegennego, przysłany 
do kopalni w 1S45. roku; Adam trudni się handlem; Józef 
Zubrzycki, z Białegostoku, za powstanie w 1831. roku. Za 
toż samo powstanie przysłano tutaj włościan w Gazimurze 
dzisiaj mieszkających: Benedykta Chodkiewicza, z pod 
Wilna, Antoniego Szkaderk§, z mińskiego województwa ; 
JanaAnańskiego, włościanina z Grodzieńskiego ; J a n a B o - 
rodzicza, leśniczego z Białowieży; Marcina Labanow- 
skiego, Antoniego Łabanowskiego, ze Żmudzi, oby- 
dwóch włościan ; Józefa Stankiewicza, także włościanina; 
Jana Marcinkiewicza, włościanina ze sprawy Wołłowicza, 
który także tutaj mieszka; z tej sprawy jest i Anański. 

Z nazwisk Polaków, wygnanych do Dauryi zeszłego wieku, 
dowiedziałem się tu o następnych: o Judyckim, Tarnow- 
skim i Kazanowskim, za konfederacyę barską tu przy- 
danych, i o Zielińskim, Brzozowskim i Domaszew- 
skim za powstanie Kościuszki. Ostatni trzej pożenili się tu 
z Moskiewkami i zostawili moskiewskie potomstwo dotąd tu 
kwitnące. Brzozowskiego potomkowie zowią się Biere- 
zowscy. Trzech wyżej wymienionych uwolnił car Ale- 
ksander I. i pozwolił im wrócić do Polski ; lecz Domaszewski 
zmarł przed pozwoleniem powrotu, a Zieliński prosił, żeby 
mu rząd pozwolił zabrać z sobą do Polski żonę i dzieci. 
Pozwolili mu zabrać żonę i jednego syna, reszta dzieci miała 
tu pozostać. Pozwolenie to nadeszło wówczas, gdy Zieliński 
leżał juź na śmiertelnej pościeli. 

Pomiędzy konfederatami do Dauryi zesłanymi, był jeszcze 
jakiś Chiłkowski; ożenił się z Syberyaczką, a potomkowie 
jego dotąd żyją. Wnuk konfederata, pułkownik Chiłkowski, 
greckiego wyznania, jest dzisiaj dowódzcą brygady konnych 
kozaków i mieszka w Curuchajcie nad Argunią. Posiada 
on liczny bardzo i piękny tabun koni, a prócz pamięci, że 
dziad jego był Polakiem, i prócz nazwiska nic w nim niema 
polskiego. 



80 



Gazimurski Zawód jest osadą górniczą jedną ze znaczniej- 
azych w Dauryi ; posiada kilka ulic, zabudowanych chałopiiiii, 
budynek drewniany huty srebrnej, zamkniętej prsed cstereou 
laty, lazaret i inne skarbowe budynki, które wszystkie pmd 
kilku laty opuszczone, już się rozwalają. W okolicy aiajdige nc 
kilka kopalni*) ołowiano-srebmych, z których największa jeA 
w Tajnie. W niej przed kilkunastu laty zginęło tra^coTB 
sposobem dwóch Polaków. W jednej z szacht tej kopslni 
pracowało trzech robotników: Wrzos, Stefan Rozańiki 
i jakiś Moskal. Rozłożony na dnie ogień, napełnS azachtę 
zabójczemi gazami. Dym powoli się z niej wydobywił i 
dusił trzech robotników, którzy oskardami odwalali n^ 
ołowiano-srebmą z siarką połączoną. Nie mogąc już dłoiej 
wytrzymać w zatrutej gazami atmosferze, po drabinie w^sfi 
z szachty na świeże powietrze. Różański widząc, iż id 
kolega Moskal został w szachcie i długo nie pokaziąje sie. 
krzyczał na niego z góry, ażeby się spieszył, bo jeżeli dłaśQ 



*) w dysUneyi gaslmunki^ s% nutępnjąee kopftIni« olowiano- ji t Hum '. 
1) Radnik w Tajnie; odkryty io»Uł w 1773. roku. W nim od rokn 189 4* 
1853 wydobyto rudy 434,404 pudów; w ią| rudtie srebra uwierało się 79 pę- 
dów, 24 funtów, 42 Vi sołotników, ołowiu 39,406 pudów, 35 funtów; rudy ą 
ubogie: w 1849. roku w pndsie rudy było erebra 65*/* lołoCiiików, a ii^Kt 
funta ołowiu. Od csaau tai ietnieuła tej kopalni, wydobyto s mt^ raiy 
1,619.078 pudów. 2) Ildykański, odnowiony ae etarych srobów 1759. ręka; 
w nim ai do naacycli esaaów wydobyto rady 658,818 pudów, w epoc« tae e4 
1830 do 1853. roku wydobyto rudy 48,990, w t^ radaie było arebra 10 padra. 
39 funtów 131/4 Bołotników, a ołowiu 4,642 pudów, 14V4 funtów; aa pod r^l 
wypada erebra |«V4 aołotników, ołowiu 3,t5V8 'nntów. 3) Priiek da Świftya 
Myeie; w pudiie rady atąd dobytej bywa srebra 87Vi sołotników i 2 tmiśt/ 
ołowiu. 4) KnlindlAeki priiak, w pndaie rady mYi <ołotoikóv arebra, 4«»% 
funtów ołowiu. 5) Krestowskt priisk raUy bywa arebra mV« aołotaiko*, 
ołowiu 3„,>/s funtów. 6) SsiweIńskI priisk; w pndsie rady 17'/^ solotaik^w 
srebra, 2„|*/« fantów ołowiu. 7) BałaehtŁ6ski ; w pudsie rady iy« aoleudfeiw 
srebra 8 funtów ołowiu (w 1864. roku). We wsayetklch tydi ko|MlaJack ad 
1830. do 1853. r. wydobyto rudy 526,055 pudów, a a nł^ otrsymaao n«bn 1« 
pudów, 85 ftantów, lOy. aołotników, ołowiu 47,888 pudów, S6*/« futim, 
Próes wymienionych, s% Jeasese nastfpiąjfoe kopalnie : 8) Ildy kajaki pólaeeM- 
aaehodni rudnik. 9) Priisk mifdcy Uriumkanem i Średnif Tąjnf. 10) BUb- 
nikowski prUsk. 11) l^riisk n«d Średnif Tą)n^ 12) Panfiłowaki prink. 

18) Potapowski. 14) Caupriakowski. 15) Iwanowska asaehta. 16) K o łsn ^ - 
kiAski priisk. 17) PrUsk około Tą|niAsklego radnika. 18) KrwtafMika. 

19) Dubrowiński. 20) W Średniej Kutindaie. 21) Pariłowaki. 92) Krategonki 
dragi. Rudy Jak to elf s wyśej podanych cyfr pokaaąje, sf nbołase v gaaimanktfj 
Jak w innych dystancyach nercaynskiego góniiotwa. (Priisk anaeay J 



81 ' 

tam potoatanie, niezawodnie zgrinie. Nie riysząc żadnej 
odpowiedzi, zszedł po drabinie, chcąc ma dać pomoc i wy- 
dobyć go na wierzch. Ledwo Różański zszedł na dno 
esachty, padł bez sił, zapełnię odarzony. Wrzos w niepo- 
koją i obawie oczekiwał Różańskiego, a niewidząc go długo, 
apościł ńę do kopalni i zastał obydwóch swoich kolegów 
faes zmysłów leżących na dnie; pochwycił więc czemprędzej 
Romańskiego i niosąc go, wychodził po drabinie. Czując 
działanie zabójczych gazów i zwiększające się odurzenie, wy- 
dobywał resztę sił, lecz w połowie drabiny siły go opuściły, 
X>ttdl i głowę roztrzaskał sobie o skałę. W kilka dni potem 
znaleźli na dnie szachty trzech trupów: Wrzos z zakrwawioną 
i rozbitą głową, trzymał prawą ręką Różańskiego. Wydobyto 
ich i pochowano w jednym grobie. Różański Stefan był 
włościaninem; za udział w powstaniu 1831. roku posłali go 
do nerczyńskich kopalni. Sprawa Wrzosa jest następująca. 
W roku 1831, gdy już wojna miała się ku końcowi, Wrzos 
i brat jego orali pole pod zimowe zasiewy. Z drogi zbo* 
czył ka nim moskiewski żołnierz, idący w małym oddziale 
wojska, a wykonywając rozkaz oficera, chciał im konia, 
którym orali, odebrać. Bracia niedali konia; żołnierz, ażeby 
ich zmusić do uległości, groził im odpowiedzialnością za 
opóźnienie depeszy czy też rozkazu od jakiegoś jenerała 
który oficer niósł z sobą. Groźba nie skutkowała. Wrzosy 
konia wziąść sobie niepozwolili. Wówczas żołdak pchnął 
jednego z nich bagnetem i mocno ranił; drugi widząc krew 
brata, rzaoił się na żołdaka, karabin wyrwał mu z ręki i 
zabfl: go własnym jegoż bagnetem. Ka tę scenę nadbiegli, 
żołnierze z oddziału na drodze, poUuli bagnetami Wrzosów, 
powiązali i zabrali ze sobą. Sprawy ich nie powierzyli Mo- 
skale sądom miejscowym, z obawy, ażeby prawa obo wią- 
zujące w królestwie Polskiem i mniejsza zależność sądów od 
rządu nie uwolniła braci Wrzosów, lub też łagodnie ich nie 
ukarała. Obydwóch więc zawieźli na Wołyń do Włodzimierza 
i oddali ich pod sąd tamtejszy, który otrzymał rozkaz, jak 
mają być ukarani Starszy brat raniony na początku zajścia 
z żołnierzem, umarł w więzieniu włodzimierskiem ; młodszego 
zaś, stosując do niego moskiewskie prawo w królestwie 

OiŁŁBB, OpiMnift. IL 6 



82 

Folskicm nie obowiązujące, na szafocie knutem obili i napi^tiK^ 
wali, wyciskając okropne litery K. A. T. na twarzy i wrtnckr 
p osłab na całe życie do kopalni nerczyńskich. Wrzoaowtt 
pochodzib ze wsi Jakubowice Murowane w Lubelskiem woja> 
wództwie. Wrzos był człowiekiemr bardzo poczciwym i Is- 
bianym. Ukarany niesprawiedliwie, stał się jak i wsijm} 
inni wygnańcy, ofiarą gwałtu i nienawiści Moskali do Po- 
laków. Człowiek prosty, zacnego serca, zgin^ chlahue 
poświęcając się raz dla brata, drugi raz dla kolegi i pny* 
jaciela swojego! 

W Gazimurze niedawno popełnioną została okropna zbro- 
dnia, która malując deportowanych z Moskwy zbrodniniTi 
zasługuje na opisanie. W lazarecie tutejszym leźat kiym- 
nalista z Moskwy, do katorżnych robót przysłany. Po 117- 
leczeniu się, zemknął z lazaretu, a kryjąc się między knt' 
kami na błoniu i oczekując nocy, któraby zabezpieczyła jeg9 
ucieczkę, napotkał nad rzeką kilkunastoletnią dziewcsyic. 
Zbliżył się do niej, dziewczę się przestraszyło i cbciało 
uciekać; zbieg jęj nie puścił, a w bestyalski sposób zaifo- 
koiwszy swoje chuci, oddalił się w krzaki. Dziewczę nie 
zdążyło ujść kilkudziesięciu kroków, kiedy targany obwą 
i strachem, powtórnie zbliżył się do niej. eiTy powiesz b- 
dziom, że ja tu kryję się? Ty zdradzisz mnie?» mówił do 
niej. «Nie powiem nikomu ani słowa, tylko mnie puść, 
tylko mnie nie trzymaj. » uNie wierzę ci, ty powieaz, idn- 
dzisz mnie.» uJak Boga kocham, niepowiem, puść nmie.> 
Nie zważał na dalsze prośby, na łzy dziewczyny, i chusJsi. 
którą miała na szyi, zadusił niebogę. Ukrywszy trupa mi$dąy 
krzakami, spiesznie oddalał się z miejsca, na którem dvie 
zbrodnie popełnił, gdy nagle spostrzegł chłopca dwunasto- 
letniego, zbliżającego się ze strzelbą. <cTy8 zbieg !» krzykntf 
chłopiec, «stójl bo cię zastrzelę U i wymierzył mu strzelbę 
w piersi. Zbrodniarz stchórzył, gdyż zbrodniarze pospolicie 
są tchórze. Mają oni dosyć zimnej krwi, żeby innych mor* 
dować, lecz żadnej odwagi nie posiadają, gdy sami są z*^ 
groźeni. Odważny chłopiec był na polowaniu, lecz zamiazi 
ptaka, złapał zbrodniarza. Mały i blady, idąc o kilkanaście 
krogów za zbiegiem, z wymierzoną w niego strzelbą, pi«* 



83 

wadał go tak przeszło p^ mili i oddal miejecowej władzy. 
Zbieg przyznał się od razu do zbrodni i z wielką bezczel- 
nością opisywał najdrobniejsze szczegóły swojej roskoszy i 
morderstwa. Odwaga, przezorność chłopca wszystkich za-> 
dziwiła, wszyscy w jego postępkn widzieli palec Boży, który 
niedopiucił, ażeby obrzydliwy morderca uszedł cało i bez- 
piecznie. Zbrodnie podobne nierzadkie 8% w Dauryi, rzadsze 
jednak niż w zachodniej Syberyi. Tam złodziejstwo więcej 
kwitnie, a morderstwo pospolitsze jest niż w Zabajkalskim 
kraju. Tutaj, złoczyńcy są pod większym dozorem, nie mog% 
więc z łatwością prowadzić swojego rzemiosła. Jeżeli ka* 
torżny z kopalni uciecze, opuszcza kraj, w którym jest znany, 
niema więc czasu do zbrodni. Ci zaś, którzy tu się już 
osiedli, mają domy swoje i gospodarstwo, prowadzą się 
dobrze. Większa liczba złoczyńców tutejszych pochodzi nie 
z klasy deportowanych, lecz z Hczby właściwych Syberyaków, 
to jest tu urodzonych Moskali. 

Okolice Gazimuru pod względem mineralnym są ciekawe 
i bogate. W blizkości znajduje się źródło wapienne Imkun, 
mające wody ciepłe. Wykopano przy nim stawik, a nad 
nina wybudowano lazaret, który przy ogromnej niedbałości 
tutejszej administracyi, rozwalił się już, a źródło mineralne 
jest bez uŻ3rtku. Wszystkie przedmioty zanurzone w źródle 
powlekają się po pewnym czasie kamienno -wapienną po- 
włoką. Pod Gazimorem także nad rzeką znajdują się opale, ^ 
lecz gorszego gatunku. W okolicznych górach są obfite rudy 
żelaza i miedzi, lecz dotąd ich niewyrabiają i są zachowane 
dla potomności, która może będzie pilniejszą i pracowitszą 
od teraźniejszego pokolenia. W dolinie rzeki Ildykan, która 
wpada do Gazimuru, znajduje się złoto. Dobywano go już 
przed kilku laty, a obecnie mają na nowo rozpocząć kopa- 
nie. Kopalnie w Kozakowej niedawno odkryte a odleglejsze 
od Gazimuru, położone są nad rzeczką która do Undy 



«) w gócxe i paśmie Adon Czołon, w odlegloici 165 wiorst od Ner- 
esy^kft, wiele Jeat tkwamaryny 1 ayberyjekiego topasa (tlaźełowies); ko* 
paiio teś tatą) berjle w dawnicjsajrełi esasach. Mad Ononem, niedaleko 
wioekl KiroctjAak, aoajdnje sif góra obfitiąjfca w granaty w małych krysc- 
uiaeh. 

6* 



84 






wpada. Kilka także mil od Gazimura znajduje się kopaliui 
złota, zwana nUzkie miej8ce.» 

Pierwsze poszukiwania ztota w Dauryi rozpocsąt jni po 
1831. roku naczelnik górnictwa Tatańnow. Pierwsse doto 
odkryte zostaio nad rzek% Kunikanem i Kunig%, wpadajfa 
do SzylkL Wkrótce potem unterazychtmejater Sienotniióv 
z Szylki odkrył złoto w dolinie karyjskiej, i donióal o \m 
rządzcy szyłkińskich kopalni Pawłuckiemu. Pawłucki m- 
począł zaraz kopania i próby, które potwierdziły nąjzupefaiiąi 
doniesienie Sienotrusowa. Rz%d moskiewski łiojnie wynsr 
gradza za odkrycie złota. Sienotrusów otrzymał rocsną peos^ 
100 rs., pensya ta po śmierci ojca przejdzie na nąjstan^go 
syna i tak następnie aż do najdalszego potomstwa. Pawłucki, 
który uwierzył doniesieniu o złocie, dostał roczn% peuft 
500 rs. W początkowych latach istnienia kopalni w Kant 
zaledwo po kilka funtów rocznie dobywano złota. Produkcji 
jego rok rocznie zwiększała się, tak, że w roku 1853 dobjto 
złota w Karze 70 pudów; od tego roku prodokcya znowu 
zmniejsza się, tak, że w 1857. roku z karyjskich kopdai, 
włączając w nie i kułtumióską, wydobyto dota tylko 30 pa- 
dów, 5 funtów, 39 zołotników. Pud złota koszti^e li,00d 
rub. sr. Po odtrąceniu wielkich kosztów eksploatacyi, czy- 
stego dochodu z tych kopalni nuał car w tym roku 365,840 r. k 
i 5% kop. Po odkryciu karyjskich kopalni, które od 183S 
do 1858. roku włącznie dały 400 pudów, odkryto kopałaie 
w Szachtamie (1850. roku); w Kułtumie odkryli złoto i»- 
botnioy urzędnika Nestorowa. 

Dzisiaj w porzeczu Szyłki znąjdigą się naatępąjfoe fah 
palnie riota: w Kozakowej, w Bogaczy, w Karze, w Łsb- 
żankach, w dolinie rzeczki Kułarki (przestali kopać, z po- 
wodu ubogich pokładów), w dolinie rzeki Gorbicy (1857. roka 
rozpoczęto kopanie). Blizko rzeki Undy, kopalnie w Ssae^ 
tamie*) najbogatsze po karyjskich w Dauryi. W poraeca 



•) Dolina rrecski SMChtamy ma 20 wiont dłogoM, wpada a pra«^ 
do Undy. W wienehowUkm doliny w 18W. rokn odkrył iloto A. J. Fw 
kapitan intoolarów górnietwa. Dtagoaó ałotycb pokładów wyaoti S ym 
Gruboió pnatego pokładu, prsea który do słota trteba alt dobywać — 
ft do 6 arstynów, w licabie ta] 9 arsayny gruboócl pnypada na 



Saamnni znajdują się nasilające kopalnie złota: nad rzeczką 
Bystrą w Uzkiem miejscn i w dolinie stnimyka Enłtnmnszka. 
W Jabłonowycli górach w Boldży nad rzeczkami tegoż na» 
zwiska, wpadającemi do Onona, inżynier górniczy Anosów, 
odkrył w 1856. r. złoto. Kopalnie tutejsze mają być bogate. 
Okolica leina, bezludna, nagle ożywiła się tłumem pracu- 
jący(di ludzi. Robotnicy w tej kopalni są wolni najemnicy. 
Prawie we wszystkicb dolinach Dauryi, znajduje się złoto, 
lecz w tak małej ilości, że koszta wydobycia go przeniosłyby 
izeczywistą jego wartość, dla tego poruszają tylko pokłady 
bogatsze i dobrze procentujące. W roku 1S59 robotnik 
odkrył pokłady bogate kopalni Ghudulejsk i doniósł o tem 
swojemu naczelnikowi Kokszarowowi. Ten przyswoił sobie 
sławę odkrycia, za co został pułkownikiem, a robotnika 
odesłał do katorgi gdzieś w odległem miejscu i tam trzy- 
mając go w ukryciu, jest pewny, że nikt z nim o pierw- 
szeństwo odkrycia walczyć nie będzie. 

Złoto w Kerczyńskim powiecie znajduje się zawsze w do- 
linach, w których wystąpi granito-syenity i łupki talkowate 
i najczęściej w dolinach małych rzek i strumyków. Nad 
większemi rzekami rzadko go znajdowano. Złoto bywa także 
i w górach, rozdołach, ale w małej ilości i bardzo rzadko. 
Domyślają się prawdopodobnie, że złoto pierwotnie znajdo- 
wało się w postaci żył w granicie syenitowym i w kwarcu, 
które przez plutoniczne rewolucye zostały zgruchotane i 
złoto stoczone w doliny. W postaci proszku znajduje się 



w fisachtaini* aą dwie kopalnie: jediM nasywa się Imperatorska, draga Ca- 
rjeyńaka. W roku 1851 i 1852 dobywano w Ssachtamle po 3 pady rlota, 
w 1453. roka wydobyto 105 pudów 5 fantów (największe samorodki w tcj 
kopalni bywąjf 10 sołotnlków wagi). W 1854. roka wydobyto 96 padów 
4 laiit#w, w Karae tego roko 41 padów, 94 solotołkewt a w Kultamie 5 pudów, 
99 fantów : w caleJ Dauryi 142 padów, 5 funtów, 27 sołotnłków). W 1857. roka 
wydobyto w Ssachtamle slota 18 pudów. Roboty trwą)^ 100 dni. Pokłady 
latem odiiiana|% tylko na 1 atssyn. Płaski do masayn woi^ ta na wóskaeh I 
koł<4% lelasnf. Dniem pracąjf katorini, którsy atrsymywani s% w więsienia, 
a w nocy górnicy 1 deportowani, którsy prywatnie miesskają. Robotników 
w 1854. roka było 9,437 (w tej licsble 870 katorinych; 8,000 cała ladoo^ó 
Saaebtany) w Kane było ioh 9,962 a w Kałtomle 134. Widok kopalni w noc, 
oświeconej ogoiskami, a massyn lampami, Jest aderaąjąey. (Opis Ssachtamy 
protojereja Bogolubskiego w Zapiskach Sibirskaho oddielenia geograficzeskaho 
obsseseatwa. Knlika n. Petersburg 1856. 1.) 



między Btrzaskanemi pokładami syenita (Kara) lob hipkii 
gliniastego (Knłtnma); w pokładach granitu, wapienia, aiota 
T^^y go niesnajdowano. Najwiękssa bryła samorodnego 
złota, jaką w Dauryi znaleziono, ważyła Vs funta. PoUady, 
które chowają złoto, pokryte są ciernią urodzajną, cwaną 
turfem. Turf zdejmują i zwoła na knpy, toi samo roUą 
z drugim pokładem, złożonym z piaska, z ghny zmigagan^ 
z kamieniami z syenitu, piaskowca i łupku, okrągłemi, a ta 
zwanemi gałkami. Przy zdejmowaniu wierzchnich pokładów, 
w każdej pół stopie gruntu szukają złota. Dopiero w tTsecim 
pokładzie, głębokim na 7 lub 10 stóp, znajduje mę aloto, 
zmieszane z czarnym, błyszczącym piaskiem żelaza magne- 
sowego i z kawałkami rudy żelaznej, bardzo bogatej, bo 
mającej 60 procentów żelaza. Stosunek złota do całej obeg 
masy, w której się znajdcge, jest jak 1 do 400,000; ras tylko 
jeden był jak 1 do 40,000 w Karze i pokład ten uważano 
za bardzo bogaty. Stosunek zaś dota do wszystkich pokła- 
dów jest jak 1 do 1,000,000; poldady takie uważane są aa 
ohfite. Warstwę mającą złoto, zowią piaskiem; składa się 
ona z gliny, i w niej bywa najlepsze złoto, z wielkich ka- 
mieni, ze znacznej ilości żelaza magnesowego i z piaska; 
średnia jej grubość wynosi 4 stopy. Piasek ze złotem wioaą 
w taczkach na machiny, w których oczyszczają go z cacid 
grubszych i kamieni, a później znów oczyszczają go z piasku, 
proszku żelaza magnesowego, z proszku cynobru i z bu* 
łych granitów, które znajdują się przy złocie. Blaszki zioia 
bywają tak drobne i cienkie, iż unoszą się na wodzie; pr^ 
płukaniu woda dużo złota unosL Najprostszy sposób pła- 
kania złota i oczyszczania go od części obcych jest na- 
stępny: Na równię pochyłą, mającą z dwóch stron dwie 
deseczki przymocowane, sypie się piasek, na który pusiccąi% 
prąd wody. Robotnik gracą, jakiej u nas używigą do laso- 
wania wapna, piasek party pędem wody zwraca ku górse 
równi, a kamienie omyte i opłukane precz wyrzuca. Części 
obce lżejsze, jako to, piasek, glinę, woda unosi, a w rÓToi 
zostaje złoto i żelazo magnesowe, które szczotką odgaiiiV% 
lub palcami oddzielają od złota. Ażeby zaś zupełnie rioto 
uwolnić od żelaza magnesowego, złoto suszą i rozpościerą9% 



87 

sa ptpierze i magnesem żelazo odciągają. Sposób oesyaaon* 
ma ztota wyiej opisany, nie moie być zastosowany w ko- 
, palniach wielkich, udoskonalono więc sposoby oczyszczania 
złota przez wprowadzenie machin płaczek. W kopalniach 
, oerczyńskich wprowadził machiny do i>łakania złota podpoł- 
^ kownik inźenieryi Jan Rozgildiejew, naczelnik nerczyńskiego 
. i^mictwa. Machina ta składa się z trzech pięter. Na naj- 
^ wyższym piętrze konie obracają gruby walec, pionowo w ma- 
. chinie umieszczony. Na drugim piętrze znajduje się wielkie 
z lan^o żelaza rzeszoto, mające 10 stóp średnicy, na które 
z taczek lub z dwukołowych wózków zsypują piasek z -ko- 
, pahiL W środku rzeszota, prostopadle do niego obraca się 
. walec, a do niego w nieznacznej jedna od drugiej odległości 
^ przymocowano osiem belek, z których w długich oprawach 
zwieszają się i opierają na rzeszocie żelazne grabie, grace, 
żelazne trzewiki i tem podobne narzędzia, przeznaczone do 
poruszania piasku we wszystkie strony, co, z j>owodn obrotu 
walca same wykonują. Wyżej cokolwiek od owych belek 
znąjdiąją się koryta i rury drewniane, do których woda 
z rezerwoaru obficie spływa i deszczem skrapia piasek po* 
mszany na rzeszocie. Kamienie zrobiwszy w rzeszocie jeden 
, obrót, dostatecznie się płuczą i wpadają w otwór, z którego 
odwożą je na osobne kupy ; części zaś lżejsze i drobniejsze 
spływają przez rzeszoto na pierwsze piętro, na którem znaj* 
daje się równia pochyła. Równia pochyła w tej machinie 
składa się z dwóch części: pierwsza jest bardziej pochylona, 
dmga zaś jest mniej spadzista, a mając kilka sążni długości, 
wychodzi za obręb machiny. Na równi zrobiono trzy progi; 
woda unosząc piasek przez próg, zrzuca go do rowka pod 
progiem znąjdigącęgo się. Nad każdym rowkiem porusza się 
w dwie strony wałek z żelaznemi szpilami, przymocowanemi 
w różnych kierunkach. Piasek z drobniejszemi kamykami i 
wodą spada na równię, spływa w rowek, z którego potrą- 
cane przez szpile części lżejsze unosi z sobą woda, a złoto 
i żelazo osadzają się na dnie; lecz następnie jeszcze poru- 
szone przez szpile, spływają przez drugi próg do drugiego 
rowka, dalej do trzeciego, z którego, jak i z dwóch poprze- 
dnich, odwożą je na wielki ważgierd. Złoto w tym peryodzie 



88 

plbkanift jeet jeszcze połączone z ielazem i radami otown- | 
nemi, do których stosunek złota bywa jak I do a,000 lab 
jak 1 do 3,000. Na ważgierdzie znajdują się takie tny | 
progp; tn złoto uwalniają od części obcych gracami i i^adą, 
a następnie wiozą go na mały ważgierd, gdzie w wodzie 
rękami i szczotkami oddzielają od złota części obce. HfM 
ztąd wydobyte połączone jest jeszcze z najcieńszym szlichea 
ielaza magnesowego, które oddzielają przez prażenie iłoto 
na patelni i wyciąganie magnesem resztek żelaza magn^ 
sowego. 

Przy płuczce i ważgierdach stoi straż kozacka i nnter- 
Bzychtmejster z górnictwa; pilnują oni wszystkich i jed« 
drugiego, ażeby nikt złota nie kradŁ Mają przecież sposoby 
kradzenia*), których nikt nie może dopatrzyć. 

Roboty w kopalniach złota zaczynają się w maju i trw»}i 
przez całe lato i świąt nie wyłączając aż do października. 

Złoto dauryjskie ma bardzo wysoką próbę. Karjjdde 
jest najczystsze i ma próbę 95 (francuzką) a więc tylko & 
części wypada na srebro i miedź znajdujące się w zlocie. 
Kułtumińskie złoto ma od 8 do 9 aliażu. 

Już pisałem, że przed 1850. roku nerczyóslde srehne 
hutnictwo żadnej korzyści carowi nie przynosiło, wydobycie 
bowiem i wytopienie w tuteJ8Z3rch hutach zołotnika srelm 
kosztowało 50 kopiejek, rzeczywista zaś wartość zołotnika 
jest tylko 25 kopiejek. Nie mogło więc nerczyńskie górnictwo 
utrzymać się z własnych funduszów i przez dwa lata ałtajskie 
górnictwo wspierało go swoimi dochodami. Dopiero poira- 
cenie kopalni srebra i eksploatacya złota poprawiła staś 
interesów. Złota od 1833 do 1868. roku dobyto 6,701 funtów 
i 23 doli. Dopiero Rozgildejew podniósł wysoko eksploatacye 



*) w kopalni KoukowąJ robotnicy skradli H ftinty słota i nkopali J* 
w iMie ; po dłngłem iledttvte Kłodci^ów ktoś wydał i Błoto odsnkali. tAfe* 
1853 w Saaehtainie koaaey akradU 4 pady słota. Nie podobna oawat « por 
bliieniu oceni<5 atrat. Jakie skarb ponosi praca kradaieś słota; strmły u 
Jednak 8% nie małe I ci«gte. Kradną albo Jui ocayaaesona I wypłnkao* iMa, 
«lbo UŁ ałodsleje sami wypłukują słoto a piaaków w ciennyeli i glfiboki* 
dolinach w pnsscsy. Za kradsiei słota kodeks wymierza ni^raro**** kart 
knnta, surowoić ta Jednak nie odstrassa od kradałeiy. Złoto ukradaioDe aprae- 
dą)% kapcom a ei odwoi^ Ja do Chin. 



dbta. Roku 1853 wydobyto z tutejszych kopalni 6,S57 fon- 
tów, 11 zołotników i 2 doli; z ałtajskich i jenisejskich 35,146 
fantów, 75 zołotników, 48 doli; z aralskich kopalni 13,938 
fantów, 6 zolotników i 66 doli. Rok 1853 pod względem 
produkcyi złota jest wyjątkowym i należy do nąjpomyslniej- 
azych w historyi kopalnictwa dota w Moskwie. Odtąd ciągle 
smoiejsza się ilość dobywanego złota. W roku 1856 wydo- 
byto w nerczyńskich kopalniach 2,400 funtów, w 1857. roku 
2,245 fantów. Zmniejszanie się produkcyi złota, zwraca znowuź 
jfórnictwo nerczyńskie do srebra. Posiada ono lasów 1,193.698 
diesiatyn, rudy niewyczerpane; przy dobrem więc urządzeniu 
aoie jak niegdyś dochód znaczny przynosić. Istnieje więc 
projekt wskrzeszenia srebrnego hutnictwa, a inienier Eich- 
wald, który niedawno powrócił z podróży naukowej po Eu- 
ropie, ma je urządzać. 



xin. 



Dftlssy ciąg podróły nad Oaiimurem. —- llMleoica. — Tftńce i nmyki. - 
0»iuka6stwft Syberyftków. — Powitania na drodse. ^ Popas w AlcaiL' 
Jeascse o europejskich i dauryjskich góraeh. — Nocna podrói. — K«vil 
Polak i chłopek poUkl. — Podrói do Akatui. — Piotr Wyaocki. — ^y 
gna&cy polscy w Akatni. — Wygnaftoy tmarii. — Biografta Łantna. " 
Hiatorya abrodniana Filipowa. — Poprawa sbrodniarsy. — Wwlwi 
ków, surowierca. — Duchoborstwd w Daurył. — Kopalnie w okolicadi 
Akatui. 



Po dwudniowym pobycie w Gazimurze , wyjechałem 
w dalszą drogę. Poczciwego Radzcę zostawiłem dla odpo- 
czynku u kolegów, od nich zaś wzi%łem białą klaczkę, zwaof 
Frejliną, która miała zupełnie inne przymioty nii Radzca, 
była bowiem gorącym, prędkim i cokolwiek znarowioti^ 
koniem. Z powodu krętego bardzo koryta Gazimom, nie 
jeżdżą tu po nim i droga wije się pod zabrzeżem doliny 
przez kępiska, trawy i grudę. O półmilki za Gazimurem, 
przytulona do góry, widnieje jakaś wioszczyna; ominąłem j| 
i przez błonie zmierzałem do gór ciągnących się na lewen 
zabrzeźu, gdzie wkrótce z za góry pokazała się kopuła cefkwi 
we wsi Dagio ; i do tej wsi nie wstąpiłem, a dążyłem wprost 
do wsi Onuczyny, o 15 wiorst odległej od Gazimom. Pod 
tem nazwiskiem znane są trzy wioski, jedna od drugiej o 
wiorstę drogi odległa; w drugiej, na górze, znajduje m^ 
opalisadowany etap. 

We wsi z powodu zapust (maślenicy) jest ruch wielki 
Gospodynie przez tydzień codziennie pieką i smażą wielką 
liczbę blinów, pirogo w, lepioszek i bułek. Gościa wszędzie 



91 

inktigą cuutami. Na nece odbywają się wytoigi w saniacli. 
Silkanastu ciekawych z daleka przygląda się wyścigom, a 
dwóch zapaśników pędzi z ogromną szybkością do mety. 
Priyhiegli razem, niewiadomo kto weźmie stawkę, zawrą* 
cają więc i powtórnie ścigają się; jeden joi dobiega do 
mety, stanął przy niej i z tryumfem spogląda na pędzącego 
za nim przeciwnika. 

Na nlicach w każdej wsi i po miastach robią w czasie 
z^>u8t huśtawki (katuszki), na których dziewczęta i chłopcy 
marznąc przez cafy dzień, zapamiętale się huśtają. Na 
każdem prawie podwórzu i przed każdym domem, deska 
oparta na belce zastępuje większą huśtawkę. Dwie dziewczyny 
w pstrych, pertcalikowych sukienkach stojąc na końcach 
deski, przeważają się wzajemnie i podskakują w górę; inne 
śpiewają, spaoengą po ulicy i przyglądają się chłopcom i 
młodzieńcom, którzy konno w jednej gromadzie paradiąją po 
ulicy lab też ścigają się. Matki z dziećmi i wszyscy starsi 
wiekiem w ozdobionych saniach używają szlichtady. Prze- 
jadą przez wieś, zawracają napowrót i ciągle jeżdżąc po tej 
jednej ulicy, odmrażają nosy i policzki. Śpiewy, hulatyka 
wszędzie się rozlega. Takież same zabawy bywają podczas 
świąt wielkanocnych. 

Ostatni dzień maślenicy zowie się dniem przebaczenia 
(dień proszczalnyj), bo wszyscy tego dnia wzajemnie się 
odwiedziła, piją i czy który przewinił, lub też nie przewinił 
przeciw sąsiadowi, prosi go o przebaczenie wszystkiego złego, 
jakie mu wyrządził. Piękny ten zwyczaj, niewiem kiedy 
powstał? Czy początek jego odnieść należy do czasów 
chrześciańskich, czy też do patryarchalnych obyczajów po- 
gańałdch Słowian? Szkoda wielka; że zwyczaj ten zamienił 
się w pustą formę, w przepis z przeszłości, do którego wy* 
konywając go, nikt żadnej wartości nie przywiązuje i zawiści, 
dając przebaczenie, z serca nie ruguje. 

Z domów słychać brzęki bałałajki i stak tańcowanego^ 
kozaka, który będąc tańcem narodowym Rusinów w Polsce, 
przyjęty został przez wszystkie nie tylko rusińskie, ale i 
moskiewskie ludy. W Dauryi tańcują Syberyacy kozaka i 
laczka; ostatni jest narodowym moskiewskim tańcem. W wy- 



92 

kształconych towarzystwach tańciąj% polskiego macorka, poDopY 
kontradansa, walca i inne europejskie tańce. 

Muzyka ludowa w Dauryi składa się tylko z jednej bali- 
lajki, teraz wchodzą w użycie i skrzypce; wprowadzili je 
Polacy, którzy skrzypce przekładają nad inne inatmmenti. 
Już kilkunastu kozaków i górników słyszałem rsępolącyck 
na skrzypcach. Piszczałki i fujarki na wiosnę nie slydiać 
jak u nas. Fortepianów w Dauryi jest bardzo mało; mógftfi 
je policzyć. Kilku urzędników i kilku kupców, wiedząc, u 
na fortepianie grywają damy dobrego tonu w Petersborgu i 
w Moskwie 9 sprowadzili fortepiany i prosili polskich iiy- 
gnańców oznajmionych z muzyką o naukę dla swoich cónk. 
Grę więc na fortepianie w tym kącie Azyi takie Polacy 
rozpowszechnili Dzisiaj lekcye muzyki na fortepianie w Za- 
bajkalu 'pomiędzy innymi udzielają: Władysław Więckowdd 
w Nerczyńskim Zawodzie, Przemysław Śliwowski i Anas 
Krajewska w Kiachcie. Najbardziej zaś artystyczną grą n 
fortepianie odznacza się Konstahty Sawiczewaki s Kiachtj. 
Ze strojenia fortepianów w Gzycie utrzymuje się Osnchowiki. 
Kozacy, i wojsko liniowe mają swoją wojskową nmiykip. 
Przy paradach lub w dzień galowy grywa ta muzyka rdise 
marsze, pieśni, tańce, jak krakowiaka i mazurka, ale ile 
£ałszu w tonach, jaka niezgoda w harmonii, wypowiedzieć 
nie umiem. Ja, który mam dosyć tępy słuch, a muzykę tak 
namiętnie lubię, że gotów jestem zawsze przysłuchiwać fff 
piskom pastuszej fujarki lub grubym tonom kobaj górak, 
nie mogłem wysłuchać mazura: aJeszcze Polska nie sgin^a^ 
którego wojskowe kapele grywają w dnie parady, i w końca 
zatknąłem uszy. Naczelnik Rozgildiejew, który, jakkolwiek 
za surowy dla podwładnych, miał wiele dobrych chęoi i okr 
zywał popęd do kultnrowania Dauryi, w Wielkim Neresyś- 
skim Zawodzie zebrał kapelę, która grywa oo niedsida 
w lasku przeznaczonym dla spaceru publicznoscL Druga 
^podobna kapela, prowadzona przez Polaków, egiyatoje 
w Kiachcie. 

Dzisiaj mróz sfolgował i nie zmusza mnie chować aoaa; 
powstrzymywałem więc gwałtowną Fr^linę, a jadąc powoli, 
przypatrywałem się okolicy i jadącym za mną Syberyakoau 



93 

WstrzymiJem konia, a połączywszy się z nimi, zapytałem: 

«Z k%d jedziecie?)) sZ niza (z do}n)» odpowiedzieli. «A 

dokąd jedziecie ?» «W wierch (w górę)» odrzekli i nic 

wi^j. Z odpowiedzi tej nic nie wyrozomiałem ; że z doła 

jechali, tom widział i pytać się o te niepotrzebowałem, a ie 

w górę rzeki dążą, na to takie patrzałem. Niezadowolniła 

maie więc ich odpowiedź i powtórnie zapytałem, ale jai 

nagląco i szcz^ółowo «z jakiej wsi i do jakiej jadą?» 

WówcEas dopiero odebrałem bardziej objaśniającą odpowiedź. 

PiiT^toczyłem tutaj moją z nimi rozmowę, ażeby jeszcze raz 

zwrócić uwagę czytelnika na charakter Syberyaka, a z nim 

i charakter Moskala, charakter przebiegły, podstępny i ostrożny, 

wyrabiany przez długą niewolę. W odpowiedziach swoich 

zawsze tłumaczą się niejasno. Ody zapytasz Syberyaka, ktoś 

ty? nigdy odrazu nieodpowie, lecz oparłszy wzrok swój na 

tobie, bada cię i nurtuje, a tymczasem przeciągłym głosem 

pyta: irKto? ja? » ciTy», a doszedłszy już do pewnego o 

tobie wyobrażenia i nie mogąc się ogólnikiem wykręcić, po- 
wiada wreszcie swoje nazwisko i pochodzenie. Jeżeli Sy- 
beryak co ukradł i powiadają mu to w oczy, skrzywiwszy 
ńę dobrodosznie woła: «Kto ukradł? Ja miałem ukraść ?» 
»Tyś ukradł, złapano się na gorącym uczynku.» uCzto wy? 
ezto wy batiuszka? czto wy miłosierdyj otiec ga- 
taritie?* odpowiada dyplomatycznie, a dopiero mocno na- 
tarty, szeroko rozprawia i dowodzi, co chwila zbaczając od 
trzedmioto, aż w końcu otumani, oplata się i wywinie. Wie 
»u dobrze, że sądownictwo moskiewskie jest do niczego, że 
oiicya leniwa i głupia, że koszta sprawy i większa obawa 
lynowników niż złodziejów w publiczności, dozwoli mu bez- 
amie broić; broi więc, oszukuje, zręcznie uwabiia się od 
dpowiedzialności, a w końcu chwali się ze złodziejstwa 
liędzy arwymi Gzynownicy wykrętaczów • złodziejów nazy- 
ają motodcami (zuchami). Gdy zaś nie może zręcznie 
dowcipnie wywinąć aię, udaje przed sądem głupiego lub 
edołcEnego. 

W Karze tamtejszy komisarz kazał pewnemu Syberyakowi 
myć dziesięć koszul dla chorych w lazarecie i płótno na 
Mznle zmierzył i oddał mu. Krawiec ukradł cztery koszule 



94 

i przepit je, a tześć przyniósł konuBarzowi. «CEy wsąyitkiB 
koszule przyniosłeś ?« pyta komisarz. uWszystkien odpowiidt 
krawiec. Komisarz przeliczył, a nieznaladszy czterech, zz^: 
aPowiedziałes, że tutaj b% wszystkie koszule, a jest ith. tylkt 
sześć, gdzież więc są cztery ?» oJakto?» mruczał krawiec,* jt 
wszystkie przyniosłem.)) Komisarz B%dz%c, że się omyli, 
drugi raz je przeliczył, a widząc, że nie jest w błędzie, » 
krzyknął: «Sześć przyniosłeś, czterech niemała «Tu są wszyitlie 
koszule 9 odpo¥riada krawiec, robiąc głupie oczy. «Ka iki 
koszul dałem ci płótna ?» «(Na dziesięć. » «A gdzież s| te 
dziesięć koszul? tu jest ich tylko sześć. )> « Tutaj 8%. a tGiy 
umiesz liczyć ?» «Umię.» cfLiczże sam?i» aRaz, dwa, tnj, 
cztery, pięć, sześć », wymówiwszy ostatnią liczbę, ipo- 
kojnie złożył koszule i mOczał. Zniecierpliwiony kondsai 
woła: «Dużo naliczyłeś?)) « Wszystkie. » « Kłamiesz, czterej 
niema.)) <fTu są wszystkie. » «Na dużo koszul dałem d 
płótna?* «Na dziesięć. » a A ty ile koszul przyniosleili 
« Wszystkie.)). « Kłamiesz, czterech niema. Tu jest ich tylko 
sześć, gdzież reszta?)) « Tutaj. » «Liczże jeszcze raz,i i 
trzy razy powtarzało się liczenie i niby głupie, a rzeczywiście 
bezczelnie przebiegłe odpowiedzi. Komisarz widząc, że z nim 
nigdy nie skończy i nic z niego nie wyrozumie, udeisył fo 
kilka razy kułakiem w zęby i wypchnął za drzwi Krawiec 
wróciwszy do swoich, opowiedział szczegółowo roznunr^ 
swoją, śmiał się z komisarza i chwalił się z teg^o, że go tsk 
dobrze podszedł (naduł). 

Michał Gruszecki w Kułtumie, znany z wymowy, dobrod 
i łagodności charakteru, jest dobroczyńcą całej okolicy. Ma 
on rozległy handel i duże gospodarstwo, ma więc i rozległe 
stosunki z SyberyakamL Niema Syberyaka nad Gazimnresi, 
któryby nie był mu winien pieniędzy, i któryby nie był mo 
obowiązany w jakikolwiek sposób. Ratuje ich jak może i 
jak może pomaga, pomimo to jest okpiwany przez nich na 
każdym kroku. Pewneg^o razu przyszedł do niego chłop i 
zapytał, czy siana od niego nie kupi? «Dobrze,» odpowiedział 
Gruszecki, «kupię, bo dużo siana tej zimy będę potrzebował." 
Pojechali oboje na łąkę, Gruszecki zmierzył stóg nana, 
ugodził się z chłopem, zapłacił mu, a gdy sanna usłała się^ 



95 

pofllal wozy i parobków po siano. Parobcy ohoieli nflkkładaó 
siano na wozy, lecz wstrzymali się, bo stóg wewn%trz był 
pnaty, chłop bowiem bardzo zgrabnie i zręcznie sianem 
obrzacil krzaki dal im pozór stogu i takowy sprzedał* 
Parobcy wrócili i powiedzieli gospodarzowi o oszustwie 
cliłopa. Gruszecki przywołał natychmiast chłopa i robił mu 
łagodnie wymówki, ale ten bezczelnie zaparł się swojego po- 
stępku i rzucił podejrzenie na innego. Następnego roku teni;e 
sam cliłop przyszedł znowuż do Gruszeckiego a z wielką po- 
korą, chwaląc go pięknemi słowy, zrobił mu nową propo- 
zycyę kupienia siana. «Nie głupim, » odpowiada Gruszecki, 
•przesadego roku oszukałeś mnie i tego roku chcesz mnie oszu- 
kać ?» aCo pan łaskawy mówi?i» odrzeU Syberyak. «Ja pana 
nieoazukiwałem i nigdy tak szanownego i dobroczynnego 
człowieka jak pan nie potrafiłbym oszukać. Źli ludzie 
skradli panu siano, ale tego roku sam będę pilnował, ażeby 
go nikt nie ukradł. » Pojechali znowuź na łąki, Gruszecki 
stóg zmierzył, przekonał się, że wewnątrz sianem był wy- 
pełniony i zapłacił chłopu. Chłop, skoro tylko sanna usłała 
ńę, siano zabrał na sanie i zwiózł do siebie. W kilka dni 
potem Gruszecki posłał po siano, ale siana nie było na łące 
ani jednego kłaczka. Gruszecki rozgniewany, przywołuje 
znowuż chłopa, skrzyczał go i obiecał odesłać do policyi. 
«Patrzcie,» obracając się do obecnych, zawołał chłop, wpatrzcie, 
ten człowiek. Pan Bóg wie dla czego i za co przyczepia 
się do mnie, beszta, łaje i krzyczy jak na niebożę stworzenie. 
Czego pan chcesz odemnie?» « Siano, któreś mi sprzedał, 
ukradłeś. Oto są świadkowie, którzy widzieli, jakeś je zwoził 
do domu.» «A to dziwna pretensyal I on to nazywa kra- 
dzieżą 1 Sanna usłała się, wszyscy dobrzy ludzie siano zwieźli 
do domów, a on siano zostawił w polu. Psuło się już, a 
on jeszcze nie myślał o zwózce. Zrobiło się mi żal siana, 
boć to ja, a nie kto inny, własną ręką go kosiłem, własnym 
potem oblewałem, pojechałem też dla tego po siano i przy- 
wiozłem je do domu.» «Więc się przyznajesz, żeś zabrał 
siano — to dobrze — teraz że mi oddaj siano.)) «Ja mam 
oddać? ... alboż ono do pana należy? a to za co mam go 
oddać ?» «Wszakże kupiłem od ciebie siano?)) uPrawda, kupiłeś 



96 

pan, ja nie przeczę temu, ale kupiłeś pan riano będące nt l|ee 
w stogu, a nie w domu.» I uszło mu bezkarnie, bo theąt 
go zaskarżyć, trzebaby było starać się, kłaniać, jeidDĆ, 
dprawa długoby przeciągnęła się i wywołałaby większe konkt 
ni£ wartość siana. Oszustwo tak się tu wkorzeniło, ii 
wszystkie interesa, liwerunki, handle, na niem się opienji. 
Ktoś n. p. ma oddać do skarbu 2,000 kubiesnych sąini 17- 
dobytej w kopalni złota ziemi i ze skarbu bierze za isą 
pieniądze. Dozorującemu nad robotami spekulant pład le 
100 rubli, a ten wymierzywszy 200 sąini, które rzecaywiide 
wydobył, daje mu zakwitowanie na 2,000 -^ążni. Fny^eidis 
potem inżenier do kopalni, mierzy wykopaliska i porównyn 
je z planami robót zesdorocznych ; pokazuje się, &e o t]fte 
to i tyle mniej wykopali ziemi, niż napisali w doniesienii. 
Pociągają dozorcę, ten przeczy i żąda, ażeby powtórnie w obe( 
niego mierzono wykopaliska. Mierzy sam, inżenier prąypatnóc 
się jego robocie, a w rezultacie okazało się, że w tym rota 
tysiąc sążni więcej niż potrzeba, było wykopano ziemi bt 
żenierowie są tutaj tak biegli, że prosty dozorca, bez nauki 
ale mający praktykę, oszukać go może w wymiarach. 

Handel opiera się na kredycie, a kaiyera handłam 
(z wyjątkiem Polaków) jest szeregiem dyplomatyomych 8«- 
chrajstw, figielków i oszukaństw. Człowiek poczciwy, w Uj 
matni dziwnych sposobów i złej wiary, nieda sobie lady, 
pospolicie też bankmtią|e. Gdy chłopów zamieniali na ko- 
zaków, chcąc im rząd choć w części wynagrodzić straty, jakie 
ponieśli, niekazał im płacić długów jakie zaciągnęli u kupców. 
Kupcy, nie mieli gdzie i do kogo udać się ze swoją kizyw4| 
i wielu z nich, a między nimi najbogatsi w Dauryi kupcy 
Kandyóscy zbankrutowali; kilku też wygnańców, jak Micłał 
Gruszecki, Gerwazy Gzowski duże sumy przez to potracilL Nie- 
korzystniej sze spekulacye tutaj są z rządem, bo nąjtatwi^ 
jest rząd oszukać z powodu przekupstwa czynowników. 

Czynownicy dla niższych od siebie stopniem i znacseiuCTi, 
a nawet dla katorżnych, byle ci mieli pieniądze, okaząją, jak 
to już mówiliśmy, wiele względności; bywają u nich i zape- 
wniają o swojej przyjaźni. Zdawałoby się, że uczucie i po- 
jęcie arystokracyi jest im obce, tymczasem rzecz się ma taa* 



97 

socj. Pjrcha arystokratyczna kwitnie tutaj, poEbawions 
poEorów godności, jak% ma w Europie. Diunni •%, chociaś 
w k%eie z katorźnym uściskają się, poniewierają ladimi uboi- 
siymi, a prsesfd, ie w bich lepssa jak w ludzie krew płynie, 
roswąja się. Hilary Weber wygnaniec polski, człowiek bardzo 
zdolny i przemyślny, światły i zamożny, byt w związkach 
poufafyoh ze wszystkiemi, najwyżssemi dygnitarzami Sybefyi 
Weber chciał się żenić z młodą i piękną wdową po zmar^^ 
doktorze, który miał stopień majora, Szwedką. Czynownicy 
i oficerowie dowiedzieli się o tern i niemogli wyjść z oburze- 
nia, ie błahorodna, że majorowa, wychodzi za katorżnego. 
Poczęli więc Webera prześladować, przekupili sługi, żeby 
wiedzieć o każdym jego kroku, wywiązali prawdziwie roman- 
sową intrygę; czyhali nawet nażycie Webera. Cały knj nad 
Scyłką wciągnął się w tę walkę przeciw Weberowi, której 
hasłem było, że błahorodna za katorżnego iść nie powinna. 
Młodej wdowie ofiarowali pieniądze na powrót do Finlandyi, 
pokazywali wyrok na Webera, gdzie był na knuty skazany, 
ale nic nie pomogło, piękna Szwedka wyszła za polskiego 
wygnańca, a ślub z nim wzięła w Karze tajemnie, z obawy, 
ażeby w ostatniej chwili arystokraci tutejsi nie przeszkodzili. 
Do czego więc^ lylko tkniemy się, okaziąje się pozorem, jak 
liberalizm, demokracya i przyjaźń dla polskich wygnańców 
tutejszych oficerów i czynowników; pozór i fałsz jest jądrem 
i główną cechą narodu moskiewskiego. Widziałem arysto- 
kratów nerczyńskioh b^ących się po policzkach i godzących 
lię bez przeproszenia przy kieliszku; zadosyć uczynienia za 
krzywdy honorowe nie wymagają, interes i chęć zysku prowadzi 
ich do domu osób, które ich obraziły. Widziałem jak pochle- 
biali wrogowi którego nienawidzą; udają przyjaźń dla niego, 
względy, szczerość i szacunek, a to z taką zręcznością,' że nie 
wiadomo czemu się więcej dziwić^ czy zręczności, czy podłoścL 
Lecz wracamy już do drogi, bo oto zbliżamy się do sta^ 
nioy: Gazimurskie Kawekucze, odległej od Onuczyn 7 wiorst. 
Malutka ta wioscsyna, na prawym brzegu Gazimuru poło- 
żona, składa się z jedn^, króciutkiej uUcy, w tej chwili 
pefaiąj ruchu zapustowego. Nie wstępowałem do Kawekucz 
lecz pojechałem wprost po rzece, drogą przez stolce i wy- 

OUŁII, OpiMUU«. II. 7 



łewiaka idącą. Frejlina, mniej ostroina niź Radca, biegli 
przez te niebezpieczne miejsca; gorąoyż to koń! nie mogic jq 
p oW B trzym a^, rwie się, p§dzi i sprawia mi ciągłą przei to 
obawę. Prędko dzisiaj mijam hidzi i prsestnsenie. Frejłiia 
dogania podróżnych, mija ich i leci lotem stmly. Nie mm 
czasn przyjrzeć się podróżnym, widzę tylko, to są ntanu 
w. płaszcze, włosem na wierzch wywrócone, w nnty, w bgrooiK 
futrzane rękawice i w czapki fntrzane z klapami na nsaeh: 
zdaleka, mają pozór przejeżdżających się niedćwiedzL Pne 
jeżdżamy obok siebie, niewitając się wcale, l)o nie ma tst^ 
pięknego zwyezajn witać każdego podróżnego w imię Boft 
jak w Polsce i na Litwie. Ody Syberyak chce z podróśajs 
rozmowę zacząć, lub o co zapytać pragnie, wówczas iRbi 
go dwoma wyrazami: «Pntiom doroga*— tak samo jeati 
w Moskwie. 

Dolina Gazimnru w tej okolicy jest szeroką, posiada l|ki 
obszerne i dużo gruntów na pochyłosciadi, sdatnych ^ 
uprawy. GÓ17 zniżyły się i bory są na nich rzadsze. PrfA» 
przebiegłem przestrzeń sześciowiorstową, oddzielającą mtat 
od stanicy Alenuj. Zajechałem na popas do chaty, ktot^ 
powierzchowność wydala, się mi zamożniejszą. ¥nj6af 
zostawiłem na dziedzińcu, a sam wszedłem do izby i prosifen 
o gościnę. Wzięli mnie za kupca i nuż wypytyw ać się o 
ceny towarów i nalegać na mnie, ażebym im pokazał tomsy, 
zachęcając mnie' obietnicą wielu kupujących. Powiedzisinif 
im, że nie mam towarów i że nie jestem kupcem. Nie ehatii 
mi wierzyć i nie prędko ich przekonałem o rzeczy wiily» 
swoim charakterze: Posadzili mnie za stołem i obficie rac^ii 
kirpicznym czajem z masłem, blinami, orzeazkasi 
(jest to gałuszka z ciasta wielkoaia kidEowego orzecha w msila 
smażona) pierogami i m hJu 8 »' z twarogiem, a tymuM^n 
brali w ręce moje rzeczy i eMtewie je oglądidK. Dsiewcs^ 
pochwyciły szal mój i podaiwialy w nim farty caerwoBe i 
czarna, jego miękkodć i ^ugie frendzle i naznaczały vm 
cenę. Okolicznoić ta, że się tym szalem opasywałem, o^ 
biła mi u nich .opinię bogatego •człowieka i wyjednab go- 
ścinne przyjęcie. Ubogą była rodzina, którą w tej chal/n*« 
poznałem. Koszule na dzieciach ż gmbego zgrzebnego plMia; 



99 

ponumo mrosa dsiedaki byty boro i nic na koszulach cie- 
płego nie miały. Oj dec rodsiny stansec w latach posnnicty, 
aiał takie na sobie do worka podobn%, zgrzebna koszulę, i 
^^ J®9o synowie, ładne i dobrze zbudowane ohłopcy, nie 
lepiej byli ubrani. Obydwaj byH ionad i mieli ju£ dzieci. 
Mi^a rodziny, gadatliwa stamszka, bardzo poważnie wyglądała 
między wnnkami , które od jej kolan nie odstępowały. Cała 
ta tsk liczna rodzina mieściła się w jednej niewielkiej izbie* 
Próes mnie, było u nich z wizytą kilka knmoszek i kilko 
sęsiadów. Łatwo wyobrazić sobie można, jak|i była pamota 
i ciasnota w izbie tylu ludźmi napełnionej. Rozmowa szła 
trtwo. Kozacy skarżyli się na mustzy, podatki; żalowah 
kmiec^ swojej przesdoici, wyrażali obawę, żeby ich tego 
jeszcze roku nie posłali nad Amur; kobiety zaś jak wszędzie, 
gadały o bliźnich swoich. Gospodarz zapewnił mnie, że 97 
morst oddzielające mnie od Kukuja, zdążę jeezcze do wie- 
ewra przebyć, wskazał mi drogę i pojechałem. Pieniędzy za 
goźeinę wziąaó nie chcieli, lecz przymówili się o mydło aka- 
tąjskie z fabryki Piotra Wysocki^o, które ma tu sławę naj- 
lepszego mydła Dauryi Obiecałem w powrocie wstąpić i 
dać im kilka Ihntów. 

Frejlina zaczęła kaprysić przy wyjeździe i nie chciała ruszyć 
1 mięjtea, uderzyłem ją więc batem. Ledwo bat dotknął jej 
skóry, wierzgnęła raz i drugi, myślałem, że mi zęby w mt- 
hitkich saniach siedzącemu wybije; rwała się, waijowała, at 
igęta za uzdę przez kozaków, stała się poshiszniejszą. Wy- 
prowadzili ją ze wsi na drogę i tam puścili; nie widząc już 
domów, z całych sił rzuciła nogami i pobiegła jakby na wy- 
ścigi. Hamowałem jej zapęd ile mogłem, dopiero gdy 
wpadła na piasczystą drogę, z lekka tylko popruszoną śnie- 
giem, a po której z dężkością szły podkute sanie, zwolniała 
w biegu i nabrała łagrodniejszego usposobienia. 

W Alenui opuśdłem dolinę Gazimurską i wjechałem 
w dolinę rzeczki, której nazwiska nie umiano mi powiedzieć. 
Oóry, które ją z dwóch stron osłoniły, mają formy okr%- 
giawe, stoki lekko spadziste, okryte grubą warstwą urodzajna 
aiemL Skały w kilku miejscach wystąpiły na powierzchnię, 
a wyaokość całego pasma jest jednobtąfną -* rzadko któiy 



100 

wierzchołek wyniósł się wyiej od sątiednich awssrtów. Na- 
tura nie dala danryjtkim górom wytwornych kntałtów, w 
wysiliła się w nich na SECsytne formy: turni malownicijrehi, 
ostrych cypli nigdńe nie widńałem; nećba gór jest jedis- 
stąjną, a linie okrągłe oharakteiyzają ficyonomic tych licafek 
łańcuchów i pasem. Boamaitości, fantacyi enrope|aldcj » 
tnry, niemass w kształtach Dauryi jak niema i poesyi, któii 
w innych górach wyobrainia Indu ubiera jaskinie i piecwy, 
przyczepia do pewnych miejecowoici cudowne wydarłcaji i 
snige z nich prostą, piękną, chociai ałudną ticankę powieści 
i gadek. Lud w Europie przez wieki patrząc na swoje g^, 
upoetyzował je i osłonił uroczym i^ymysłem, i tajemnice gór 
opowiada podróśnemu. Lud tam sercem zajrzał w g)^ 
ziemi, sercem ją poanaje i fantazyą przystraja. Otóż pt- 
czara nad Morskiem Okiem, a w niej czarne mnichy pib^ 
ogromnych skarbów wewnątrz- złoconych; daiwoiony faieg^ 
po ciemnej dolinie, porywają dzieci matkom, gonią młodiiBi 
i psoty różne wyrządzają; wilkołaki, boginki, rusałki pls^ 
bywają w lasach i wodach; szuin świerkowych borów badn 
tęsknotę lub wesołe wróiliy ; wycie psa zwiastuje wojnę U 
śmierć, silny wiatr bitwę, a wszędzie cudowna tąjeauńet, 
wszędzie poezya do góry jak bluszcz przyczepiona, we ngte 
nad doliną się unosi, a w szumie drzew i w bałtaie ekk* 
trycznym porusza się w burzy. — Lud nie mógi tajenMC 
przyrody zbadać rozumem , domyślał się więc ich se rc em i 
w symbolach wyrażał. Górom tutejszym brak takiąj poeqi 
i uroku cudownego: ou dopiero się rodzi. Lud co ta ss- 
mieszkuje, chociaż jest zabobonnym, nie ma serca wrsśliw^ 
i fantazyi, dusza jego nie do duchowych wyżyn poeiyi, ak 
do praktycznego życia, do zarobku, dobrego bytu i używaais 
skierowała się. Kiepokochał też tej ziemi, bo ją niedawaa 
zamieszkał; w mogiłach, które się tu wznoszą, nie jego pno^ 
kowie spoczywają, polom nie pot jego i nie krew jego na* 
dala biąjność. Patrzy więc na góry zimno jak handlara, jak 
człowiek, który wszędzie i we wszystkiem szuka konyioL 
materyalnej i używania. 

Słonce spuszcza się za góry, bladym, żółtym promieoscmi 
pomalowało chmury i wierzchołki i. wkrótce potem mmU^\ 



101 

We tmroko, w końca doliny opasanej z inech stron górami, 
ijmlem stanicę Maiarowę, leos nie wstępowałem do niej, 
bo drega, któr% jadę, prowadzi mnie w inną stronę, na lewo, 
oa wynio8i% górę. Z tmdnoscią dowlokłem się po piasczysi^ 
dfodie na wiench góry. Frejlina osUbla i co krok odp<H 
oywa. Zmrok pokrywa wierzchołki gór, a w dolinach jnft 
aoe zup^a osiadła. Spuszczając się nieznaną mi drogą 
w nietnaną dolinę, obawiałem się, aśeby nie zabłądzić i nie 
Yjedttó na skałę lub stolec, któryby mógł skruszyć me sanie 
i konia uszkodzić. Tak ciemno zrobiło się, że oko wykoL 
Kafśyea niema i ani jedna gwiazda nie Uyssczy na niebie; 
wiatra niema i nic nie pomsza się i nie hałasige w całej 
okolicy; zdawało się mi, źe w grobie jesteita. Nachyliwszy 
giowę do samej ziemi, tak fte kilka rasy czołem o nią 
zderzyłem, zaledwo potrafiłem rozpoznać drogę. Powierzywszy 
fa% wreszcie instynktowi konia, jechałem, pewnym będąc, 
ie imnszonym zostanę w pola przenocować na mrozie , kt6* 
Kgo potęga ogromnie cznć się dawała. Jechałem tak z go- 
dnjię, ai w końca konia zatrzymałem, z zamiarem ocseki- 
Yaaia iwitu na tern miejsca. Nadstawiam acha, czy nie 
nlyssę gfdsie szczekania lab hałasą; zagłębiam wzrok w cie- 
smoici, czy niedopatrzę gdzie światełka? W tem za sobą 
■postrzegam płomyk z okna mrugającej świecy. Ucieszyłem 
nę z jęj widoku i mając na oku pocieszający blask, dążyłem 
vpro8t do niego jak do mety. Długo świecił, wreszcie za- 
Sisl i znoważ mnie smutek opanował. Postanowiłem jednak 
jechać dalej i trzymać się kierunku, którym przed chwilą 
diśyłem. Po dość długiem jechaniu, koń stainął uderzywszy 
kolebią w jakiś przedmiot, wyskoczyłem z sani i przyjrzałem 
9ę przedmiotowi, który mnie zstnymni^ były to wrota, a 
a niemi stała chata. Radość wielka; psy ujadają i wpędzają 
uńe do sani, a z chaty nikt nie raczy) wyjrzeć; psy nie 
dozwoliły mi zbliiyć się do okna, nie dobndziwszy się więc 
nieszkaóców pojechałem dalej. Jechałem ulicą między do- 
nami, wszędzie śpią Indzie, jakby ich Tatarzy wymordowali; 
piy tylko szczekają, oskakują konia, biczem ich odganiam, 
vne8Msę i wołam na ludzi, ale ci śpią albo wyjrzeć nie- 
^cą. Zajechałem przed ostatni dom we wsi i postanowiłem 



102 



raesej gwałtem dostać się do niego, niieli dhiiej jescM 
przytuliska szakae. Tu tylko jeden pies ossciekiwat umie i 
biegał przy wrotach, iiiaj%o zamiar nie wpuścić mnie aa dii»- 
diiniec. Jego szczekanie, obudziło kogoś z mieazkańoó*; 
słyszę wołanie przez okno: kto tam? Z akcentu i apoaobs 
wymówienia poznaje głos Polaka, wołam więc po poliki: 
«Na Boga proszę cię otwórz, bo bł%dzę po nocy i zmumf 
na dworze.» Wnet światło ł>łysnęło w domu, otworzono ■ 
wrota, drzwi, konia wyprzęgli i postawili na wystojoe, t 
ja juł jestem w ciepłej izbie, zrzucam z siebie ciężkie płsoeie 
i kołuchy i patrzę wesoło na samowar, do którego gotfO' 
dyni rzuca czerwone węgle z pieca. 

Wioska do której przyjechałem była Kukuja, ta ans 
do której d%8yłem, właściciel zaś domu, który mi gościssie 
wrota otworzył był Tomasz Jurecki kowal z KałiskiegOt 
żołnierz polski z 1931. njka. Przebył walecznie bitwy togo 
sławnego powstania, a po upadku jego, wzięty przez Moskili 
jako jeniec, wcielony został do wojska moskiewskiego i po* 
słany do Niżnego Kowgorodu. Wówczas gdzie się tylko 
Polak w Moskwie pokassł, był prześladowany i jeńcy nsa 
niezmiernie wiele wycierpieli. W Niżnym Nowgorodzie h- 
recki i kilku jego kolegów wstąpili do szynku na wódkf; 
Moskale tam będący, zaczęli z nich drwić i szykanować jik: 
«Polak Warszawu prospału i t p. i tak tem rozdrażnili go- 
rącego Tomasza, że rzucił się na Moskali ze swoimi kols' 
gami, mocno ich pobił i poranił, tak że jeden z nich unsd 
zaraz z otrzymanej rany. Aresztowali Jurecki^no, dtigo 
sądzili i gnoili w więzieniu Moskale, aż wreszcie dali as 
2,000 kijów i posłali do nerczyńskich kopalni. Po wisti 
latach ciężkich robót ożenił się Tomasz i wyszedł na oae* 
dlenie. W Kakui Tomasz jest kowalem, słynie na całą oko- 
licę ze swojej roboty i z oiężłdej pięścL Nie moie sakM 
żadnej z Polski szykany i b^ zaraz każdego, któiy a( 
w obecności jego ośmieli drwić z Polski. Sam jeden ros> 
pędzał tłumy Moskali ; na swojego naczelnika Moskala, któiy 
mu powiedział także «Polak Warszawu prospałw porwał miot 
i byłby bezbożnego ducha na kowadle Moskal wysłoa|i^ 
gdyby nie kolega Tomasza, który obronił Moskala. «Ptais, 



103 

mówił do nmie Tomasz i tu w Syberyi pnez dwadneMa 
Idlka lat biłem się za Warszawę. Gdy więc teraz przyjadę 
i na atarość rękę wyciągaę, powinny mi przekupki warszawskie 
4ać darmo bułkę.* Wesołego hununii, rozsądny, mówił ze 
mną o polityce przez cał^ noc, a tyle ognia było w jego 
duszy, tyle prawdy w jego poglądach, że ja sam przy nim 
ogrzałem się i oświeciłem. Ma reputacyę bardzo uczciwego 
4xtowieka; z dalekich tei stron zwożą do niego kdlA dla na- 
•ciągania szyn i przyprowadzają konie do podkucia. Żaden 
kowal niezna tak dobrze swojego rzemiosła jak on. Pomocni- 
kiem jego w kuźni, jest mieszkający z nim razem Filip 
Kurek, włościanin ze wsi.Mostówki z pod Warszawy. Jest 
to typ prawdziwego polskiego chłopka: pomimo dwudziesto- 
kUkoletniego wygnania mówi i żyje, jakby był na Mazowszu* 
Złote serce, gorąco miłujące ojczyznę, od dwóch lat kme 
sobie mocny wóz, na którym chce do Polski powracać, a od 
śmierci Mikołaja powrotu spodziewa się. Filip Kurek za 
ukrywanie i pomoc dawaną emisaryuszowi Szpekowi w 1933. 
roku uwięziony, otrzymał 9,000 kijów i wraz z teściem swoim, 
sołtysem, zmaiłym w Nerczyóskim Zawodzie, Kazimierzem Sa- 
dowskim, przysłany został do kopalni, gdzie przez lat wiele 
mozolnie i w nędzy pracogąc, nie uronił ani jednej cnoty na- 
rodowej. 

W towarzystwie Tomasza i Filipa, biegła godzina za godziną 
na wspomnieniach Polski, na pogadance o kolegach, na 
wyrażeniu nadziei o niepodległości Polski. Wierzyli oni głę- 
boko, że ojczyzna nasza zmartwychwstanie, że zrzuci z siebie 
ohydne jarzmo, i chociaż zgarbieni, strudzeni niewolą, zmor* 
dowani tęsknotą, wiarę te usprawiedliwiali siłą swojego 
ducha, cnotą, poświęceniem dla kraju i pracą nieustającą. 

Póśno nazajutrz obudziłem się: koń już był nakarmiony 
i napojony, a i mnie koledzy wygnania orzeźwionego i sytego 
wyprawili w drogę, wskazawszy wszystkie góry i doliny przez 
które przejeżdżać miałem i ścieżki i drogi, które ominąć 
powinienmn. Frejlina znowuż grymasiła i opierała się przy 
w^ieźdsie z Kukui. Po wielu usiłowaniach, zmusiłem ją 
wreszcie do wyruszenia, i oto ciągnie mnie na górę, z której, 
po krętej drożynie zjechałem w dolinę. Dolina głęboka 



104 

mftiiiA mi^diy g^ry, pRedaelo&a jest wysokim do kb po- 
dobnym pagórkiem na dwie równe części. Na wiendidkack 
ti«rcs% skały i ciemnieje bór iglasty ; na pochyłościadi widać 
lagrody, to jest ploty, któremi tu każde pólko prsesnacnM 
do zasiewu ogradzają, dla tego żeby odironić zboża od sae- 
bodnie i wszędzie bez pastacba waięsającego się bydła. IH^ 
na dnie doliny, kilkanaioie koni kopytem wygtzebige tiaaf 
z pod śniegu, a nad nimi na obnażonej galęń oeiay mńe^ 
•zony pahacz woła ogromnym głosem. Głos jego p r zei aifa y 
rozlega się po calfej dolinie i odbija się o skały. Kenw 
trwożliwie na niego spoglądają, i ja się nie dziwię, że jege 
wołania wzięto za smutną wróżbę. 

Przejechałem w poprzek dolinę, droga zwęża się i iiidy 
jej stają się niewyraźne, aż wreszcie znikła zupełnie: maas- 
łem zbłądzió i inną drogą pojechałem. Po przykrej drods» 
mechoiałem wracać, tym bardziej, że zdawi^o się mi, że a 
górą, która jak ogromny grzbiet zarioniłii mi liorysont, m^ 
di^ się Akatiija. Śladem więc sań, które jak widać z ktacifcśw 
pozawieszanych na gałęziach siano wioidy z doliny, irjeiJiaiiiii 
na górę. Stok jej drzewami porosły i pokryty złomami ifał 
jest bardzo przykry, Frejlina wiele razy odpoczywała saaiB 
wdrapała się na wierzchołek. Ja idąc za ssniami Jak my« 
spotniałem, ależ za to, co za widok rozwinął się praedezsaą 
z wierzchołka goryl Warto było spotnieć i pociąć waselfcis 
trudy ażeby go zobaczyć. Od północy i wschodu piętrsiy się 
labirynt gór czarnych i sinych, puszcza na nich, adaleka wy- 
daje aię jak czarny leszcz rozpostarty na ogromnych bar- 
kach, wiatrem w tysiączne fiiłdy i karby ułożony! Wiatrs 
przecież nie ma, owszem w lesie grobowa cisza panuje. Oón 
na której stałem była jeszcze drzewami obrosła, lecs wszystkie 
góry, które się przedemną na południe i zachód roceiągałf 
były zupełnie nagie i śniegiem zasypane. Oko daleko aięga 
ze szczytn, a wszędzie góry i góry, białe, okrągłe, psj^- 
dyńczo na wysokiej równinie rzucone, lub ciągnące tię aae> 
regiem przerwanym doliną, a za nią znowuż nowy aasjug, 
nowe pasmo, aż do ostatniego na horyzoncie, które adage 
się być białym obłokiem. Powietrze było mrośne lecs p^ 
godne* niebo błękitne, a słońce rzucało z ukosa kięby anmyck 



105 

promieni, wydobywajfc tęczowe blaeki z każdej gwiazdeczki 
iniegik Nad ią pnatynią sfalowaną, Btwardł% i biał^ jak 
Ocean Lodowaty, nie nnoai się iaden ptak, nie etycha^ 
iadnego zwierzęcia i nie widać nigdzie krzyża, domn. Pntto, 
^eho i zimno jak pod biegunem. Byłbym dłngo przypati^* 
wał się okolicy, tym smugom nieskończonej białoćci i czar- 
ności, temu zejściu się i połączeniu w jeden widok obu barw, 
kcz mróz mi zazierał za pazuchę i przenikał koici. Umie- 
śeiwszy więc w mojej pamięci ten widok, zadumany jak 
zwykle wówezas, gdy nie możemy odgadnąć, co przedmiot 
praez nas widziany wyraża, siadłem w sanie i krętą drożyną, 
uderzywszy kilka razy o ząb skalisty wyzierający z pod śniegu 
i wpadłszy dwa razy w wyrwę deszczem wyrobioną, zjecha- 
łem na dno doliny nieznanej, zupełnie podobnej do wyżej 
opisanej. W niej, według moich domysłów znajdować się 
powinna Akatnja, tymczasem nigdzie w niej chatki nie wi- 
działem i nigdzie człowieka nie spotkałem. Eto zabmie musi 
brnąć dalej, i ja też, chociaż może oddalam się od celu 
mojej podróży, muszę już w tym kierunku dążyć jakim się 
z początku puściłem. Znowuż więc wjechałem na drugą górę 
i z niej objąłem wzrokiem całą okolicę, lecz nigdzie nieco- 
baczyłem ani kominu, ani dymu. Wjechałem w trzecią do* 
linę, lecz i ta jest niezamieszkałą i dopiero z trzeciej góry 
zobaczyłem w głębokiej, ponurej i ciasnej dolinie cmentarz 
na pagórku, za cmentarzem dwie długie ulice z chat i 
kletek zbudowane, a za wsią samotnie stojącą turmę: to 
Akatujal 

Z radością po tak trudnej i niepewnej drodze przyjechałem 
do Akatui, lecz z większą jeszcze radością byłem przyjęty 
przez zacnego i gościnnego pt&ownika wojsk polskich 
Piotra Wysockiego. Przez izbę, w której czeladź sie- 
działa przy stole, poprowadził mnie Wysocki do obszernego 
pokoju, świeżo wybielonego i ozdobionego kwiatami w do- 
meskach na oknach stojących. Stół, kilkanaście krzeseł, 
łóżko, książki na drugim stole i w szafce, oto umeblowanie 
tego pokoju. Obok był drugi mniejszy pokoik. Przyjęty i 
iśeiskany byłem jak syn przez ojca. Piotr Wysocki jest 
jeszcze człowiekiem czerstwym i w sile wieku. Cierpienia, 



106 

których tyle pnessedł nie liuiialy go dot^ Chonąje CMf^/kati 
jak dawniej, saw»e jednak naewaó ńę mołe c^wiridna 
silnym. Wysc^Eiego wzrosta, barczysty, postawa wyprosto- 
wana, wojskowa. Włosów szatyn, siwych jeazcae mena. 
Oko bystre, błękitne, nos duiy, czoło małe, a wyras twany 
wojowniczy i pełen miłości. Głos ma potęłny. Mówi jakby 
komenderował, a gdy mi opowiadał, jakie to wiersse pned 
rewolucy% 1831 roku młodziei czytywała, z jakich natchwiwa 
czerpała i zadeklamował kilka ostrów z Konrada Wattea- 
roda Mickiewicza, zdawało się mi, że słjrszę dowódcę, któiy 
stojąc przed frontem swojego ptdku, wkrótce go na bój po- 
prowadzi i że go pułk cały słyszy. 

Przy herbacie, obiedzie, przez cały czas mojego pohjtn^ 
nieastawała rozmowa. Pytał się troskliwie bohater 39. liito> 
pada o Polskę, o usposobienie ludności, wyrzekał, ie ginie 
duch wojowniczy, łe młodzież niezna służby wojaków^ 
Musiałem mu opowiedzieć swoją sprawę, a następnie dać na 
dokładny obraz kraju, i usiłowań ku jego wyjarzmieniu. Na* 
ganiał mocno propagandę waśniącą klasy społeczne u nas, 
a nienawiść demokratów do szlachty uważał za zgubną i 
niedowodzącą miłości ludu. Bohater 29. listopada nie faji 
wcale demokratą w codziennem pojęciu tego wyraża, nie 
byt też i arystokratą, był on i jest Polakiem miłąjącym nie 
tylko lud ale cały naród; był on Polakiem który rosunuigąo 
swój obowiązek narodowy, bez wielkiego jeniuszu, dat ini- 
cyatywę do wielkiego powstania narodu. Ogromne 
stanowi wielkość tego człowieka. Kocha on Polskę i 
nad Polskę. Kochając ją, kocha i lud wiejski i 
potrzebę jego podniesienia, zrównania; ale przed przeobra> 
żeniem społecznem narodu, chciał jego niepodległości i wy- 
wołał powstanie. Wysocki nie jest wcale podobny do rewo* 
Ittcyonistów europejskich. Jest to żołnierz polski, który mf 
umie bić za wolność i który spełniając obowiązek Polak% 
spełnił i postawił wielki fakt historyczny. Tak rnimmialrw 
Wysockiego, takim go poznałem; niedoznałem więo z jego 
poznania rozczarowania, którego doznali ci, co Wysockieigo 
mierzyli łokciem rewolucyonisty jenialnego. Pełen miłoacś 
kr^u i obdarzony umysłem pojętnym, zdolnym, nie aaógt 



107 

jednak fiaii%ó na caele Ts%da, jak stal na oaele koaspinM^ 
bo nie miał do tego potnebnej oiniejętności. Gdy mu 
powtórzyłem laisuty Moohnaekiego^ porobione mu w zni^' 
komifym opisie powstania 1831. roku, rzeU Wysocki: «Dn- 
wi^ 81^ ie Ibnryey mógł mi srobió saisui, ie nie myilatom 
e postawienia nowego rx%dn. Na kilka miesięcy pned 
S9. listopada, mówiłem w tej kwestyi z Maurycym i zapyty- 
wałem go, czy by nie wszedł do rz%da? Odpowiedział mi, 
ie nie; a moie z obawy, żebym mn nie powtórzył znów 
mojej proposycyi, unikał mnie i jui się zemn% nie widział, 
aż po dokonanem powstaniu. Nikt z przygotowujących 
powstanie a mających kwalifikacye na członków rządu, nie 
ebciat wejść do tego rządu; stało się więc, że powstanie 
wybuchło bez sw^^ rz%du.p Wysocki nie mógł, bo nie umiał 
nądzić; on powołując podchorążych do powstania słowami 
«godzina wolności wybiła, bierzcie karabinyj» i poprowa- 
dziwszy ich do zwydęztwa nad Moskalami, zrobił, co mógł, 
co byt powinien; że nie rwał się do spraw, nad jego siły i 
umiejętność, należy mu za nową zasługę jwczytać. Mo- 
chnacki lepiej od Wysockiego rozumiał potrzebę rewoluc^- 
nego rządu; kiedy go więc Wysocki zapytywał w tej kwestyi 
iproponowi^ mu cdonkowstwo rządu, Mochnacki powinien był 
zagąe się tem i mieć już gotową kombinacyę osób do rządu 
w dniu 29. listopada. Że powstanie nie miało swego rządu, 
winien temu więcej Mochnacki niż Wysocki. Wysocki nie 
znał opisów powstania Iftdl.roku wyszfych w emigracyi, rad 
więc o tych opisach dowiadywał się i ciekawie o poglądy 
autorów zapytywał. Czytał mi swoje prace, które także za- 
wierają opis 29. listopada. Prace te bardzo ciekawe, roz- 
poczynają się od opuiu rejterady Francuzów z Moskwie przez 
PoUę w 1612. roku, opisu wielce zajmigącego. Przy czy- 
taniu ustępu, w którym opisuje jak na placu Marsowem, 
ł^nkasińskiema i dwom jego kolegom szlify zrywano i wyrok 
csytano, stary Wysocki zaszlochał i ja za nim zapłakałem. 
Takie to czułe i piękne serce posiada nasz Piotr. Dowodzi 
on, że nie ucisk Elonstantego, nie prześladowania, grwałcenie 
kimstytucyi, wywołało 29. listopada powstanie, lecz potrzeba 
Biepodległośoi narodu. Że choćby obcy rząd był najlepszym, 



106 

dioćby tniołowie suni raądstli ale oboy, to poirataaie fli» 
loby miejsce, gdyi Polakom nie o lepne Imb gorsie mo* 
'skiewskie, pruskie i anstryaokie n%dy idzie, ale o to, My 
tyck rządów w Polsce nie było. Prseoiwko wice tym, IcUmf 
twierdzą, ie nie byłoby powstania, gdyby lioekato koiistf> 
tncyi nie gwaldli, występuje mocno WysockL W pnaA 
swoich zbacza Wysocki często od przedmiota, wd^ąe aę 
w historyczne zaciekania, lab filozoficzno*polityczne rocinao> 
wabia. Niemców uważa za niebezpieczniejszych dla nas nii 
Moskali; nie nazywa ich Niemcami, lecz Dajozerftni i as 
smutkiem przypomina ile to juft milionów Polaków nad £lfa% 
i Odr% miesdcających wynarodowili. 

Tak mi czas szybko schodził. Później oprowadzfl mnie 
Wysocki po swojem gospodarstwie, pokazywał fabrykę mydlb, 
opowiadał przygody swoje więzienne i na wygnaniu. Wia- 
domo, że w czasie kampanii zwycięzca Modcali w dais 
39. listopada 1830. roku, dosłużył się stopnia putkownika; 
że pod Wol% Moskale wzięli go do niewoli ranionego i tizy- 
mali w Warszawie w więzieniu przez trzy lata. Wyrok oliiy- 
mał na dmieró. Sąd namawiał go żeby podał do ^fkirły 
proóbę o ułaskawienie, ręcząc za dobiy skutek. Wysodd 
kazał sobie do celi więziennej przynieió papier i atramtiBt, 
lecz zamiast prośby o darowanie życia, napisał te ałows; 
uNie dla tegom broń podjął, ażebym prosit cesaraa 
o łaskę, ale dla tego, żeby jej mój naród nigdy aie 
potrzebował.)! Pomimo teg odpowiedzi, godnej być wy^ 
rytą na marmurze, Wysocki nie został stracony i Mikofc; 
karę śmierci zamienił na karę ciężkich robót w Sybes^L 
Po trzechletniem więzieniu wywieźli go z ojczyzny; w lfi>- 
skwie dowiedział się o śmierci Wincentego Niemojowsk ieg e; 
który w drodze na Sybir umarł w kajdanach w tern iwie 
śde. Przywieźli Wysockiego do Aleksandrowska pod Lrksefc. 
Tam pod jego przewodnictwem kilku Polaków uciekto. ^Wy^ 
socki ułożył plan ucieczki przez góry Sajańskie, Dż ungo » y% 
do Indostanu. Plan olbrzymi, trudny do wykonania, mim 
dowodzący śmiałości pomysłów pana Piotra. Już w iiuaaaa 
miejscu opisałem tę ucieczkę i zdradę Ka^Mrskiego, w skntiek 
której, oddziałek odważnych otoczonym został przez obhnsi^ 



109 

w chwili przepTawiania mę pnez Angara. Do i^jrnących na 
łódce strzebuio i Wysocki został raniony w rękę. Na wyspie 
wszystkiok t^ęto i oddano w Irkuckn powtórnie pod sąd. 
Wysocki pod sądem znowui rok siedział, wyrok zapadł na 
pReniesienie do kopalni w Akatni i 1,000 k\jów. Wyrok 
był wykonany, a Wysocki przykuty do tacdd przez dwa lata 
I wicEienia chodził na roboty w górę. Później władza gór- 
mesa nwolnSa go od robót i pozwoliła wolno mieszkać 
w Akatoi, ukrywszy tę swoją względność przed carem w Pe* 
iersburgu. Wysocki wówczas zajął się gospodarstwem, za* 
loźył mydlamię, i dzisiaj atrzymtge się ze swojej pracy, 
wspiera kolegów, wspiera chłopów i katorinych tutejszych, 
tak ze wszyscy nazywają go Ojcem i Dobroczyńcą swoim. 
Ma wielką powagę pomiędzy Syberyakami*), we wszystkiem 
się ga radzą i zawsze o pomoc do niego uciekają. Przez 
nądnoić i pracowitość swoją, doszedł do wcale porządnego 
gospodarstwa i zamożności, ale tez własną ręką pracuje i 
w roli i w mydłami. Oprowadził mnie po swojem gospo- 
darstwie. Wszędzie czystość, porządek zastałem. Czeladzi 
dożo, obfitość wszystkiego. Wysocki z Akatui prawie nigdzie 
mewyjeldiał, poznał jednak wszystkich wygnańców, gdyi 
kałdy odwiedzał zasłużonego patryarchę, a bardziej prześla- 
dowani przez rząd moskiewski jak Stefan Dobjfycz, Karol 
Buprecht, bracia Dalewscy i inni byli pierwotnie do Akatni 
podani. 

Wiele tei czasu Wysocki poświęca czytaniu i nauce. Na 
jego stole zastałem opisanie geograficzne Polski i moskiewski 
konwersaoyjny leksykon. Z biblioteki polskiej w Nerczyńskim 
Zawodzie liczącej do 3,000 tomów, przysyłają mu książki. 
Ka dzień 99. listopada, koledzy z odległych stron nerczyń- 
>kiego wygnahia, zdążają do Akatui i tu pamiętną rocznicę, 
w mieszkania Piotra Wysockiego uroczyście spędzają. Wy- 



*) Piotr Wysocki uwolniony x 8yb«ryi w 1857. roku, tosuwił po «obłe 
wiprainiMiie w Akatai n|)le|MM 1 długo Jego tmJt bt^« «« «• «•«*♦ ^V^ 
«»Me. Kąsano mn samieMka^ w mic^eio rodsinnom Warca, % której nlgdaie 
^daltó ait mn nlawolno. Tn aa płenifdae które dU niego ałoiyli eactegól- 
■H w emigraeyl i na Wołynia, kapił sobla siemię i w ai«d pnmfąc, koncsy 
Woj sasłuśony iywot. 



110 



•ocki gościnnie wszystkich podejmuje. CsMuni ktoś ao«f i 
palnie, a czasami wesołe, narodowe ftpiewy wieczorem w dna 
S. Satamina rozlegają się z mieszkania pana Piotra. | 

Z Wysockim mieszka razem Wincenty ChłopiekK 
rodem z Ukrainy. Przed rewolQcy% słn^ł w wojsko ■»• 
skiewskiem. Za patryotyczne nsitowania i ndziat w poYitnii 
przysłany do kopalni nerczyńskich. Gdy Wysocki neW 
przy taczce w wi^enin, on, Hilaiy Weber, MisinreMr 
Stanisław Bronowski i inni zmówili się, ieby WysockMg* 
odbić z więzienia i wspólnie z nim z Syberyi uciec Wo^t^ | 
byli w wielkiej biedzie, a do takiego przedsięwzięcia potnaki I 
było środków, mianowicie tei pieniędzy. Postanowili wiQe | 
potrzebną sarnę na drogę i do odbicia, zrobić w moekiemkkk 
papierach. Jeszcze nie zaczęli robić tych pieniędzy, gdy a- j 
miar wydał się i kilka wygnańców przyaresztowano. Pn?" ; 
gotowane mateiyały akryła gospodyni Chłopickiego Syke i 
lyaczka, z którą potem z wdzięczności Gfałopicki oienił ■(; I 
pomiino jednak braku acorpos delictin trzedł skazaDyoh »- i 
stało na knnty. Egzekacya odbywała się w Nerczyotfan I 
Zawodzie. CUopicki był kantowany i piętnowany liteM 
K. A. T. toi samo Bronowski. Webera gdy prowadzili m 
szafot, przebił się noiem, w skatek tego egiekocyę €od» 
niego wstrzymano, a gdy go wyleczono, joż go nie knis- 
wali, donieśli tylko, źe był bity. GUopieki z kona sw^jl 
mieszkają a Wysockiego. Ona mówi jak Polka i jest f^ 
spodynią doma*), GUopioki zaś pomocnikiem Wysodciego 
w mydłami i w gospodarstwie. Ghłopicki jest serdecnys 
przyjacielem Wysockiego, zapełnię ma oddany. O sobie lii 
myśli, tylko o Wysockim; jego powodzeniem, jego sli«|i 
szaconkiem iyje. Nie widziałem nigdy tak dobrego pnj" 
jaciela, jakim jest poczciwy Ghłopicki dla Wysockiego. 

Prócz wyżej wymienionych, mieszkają jeszcze w Akaiią 
następni wyg^nańcy polityczni: Stanisław Dutkiewiei 
z miasta Brzeska w Miechowskim powiecie, przysłany do ko- 
palni za uczestnictwo w powstania Mazarakiego lS4fi. roka. 



*) Chłopleka omarU w 1857. roka pn«d powrotoa^swoiaf* ■#*• ^ ' 
Ohiopleki po powrocie otlaiU na Dkraiaio. 



111 

Eustachy Racsyński z Podola, w wieku • młodzieńczym 
16 lat, za udnal w wyprawie emisarynsza Dziewickiego w 1833. 
roku, otrzymawszy 1,500 kijów, przytkany do Akatui, tu miał 
wypadek, że kobieta Sybeiyaczka, katorźna, która się w nim 
akochała, nożem go pchnęła, ale nie śmiertelnie; obecnie 
tmdni się handlem. Dziewicki niewidząc przyszłości dla 
twojej wyprawy, oddziałek swój rozdzielił na dwie części i 
dążył ku granicy. Znużeni i zgłodzeni weszli partyzanci do 
pewnego szlachcica i zażądali jego gościnności. Zasiedli do 
wieczerzy, przy której zasnęli, a broń ich była pod ścianą. 
Obywatel ten strachem do podłości doprowadzony został, 
^y j^fii^ goście siedzieli przy stole, on tymczasem zawia- 
domił kozaków o bytności partyzantów u siebie. Kozacy 
przybyli, otoczyli dom, a wpuszczeni do sali z pokoju go- 
spodarza, śpiących powstańców powiązali. Ze złapanych w ten 
sposób rozstrzelani zostali: Krasowski, Przeorski, Olkowski 
t 4 pułku piechoty i inni. Dziewicki w więzieniu w obe- 
cności Raczyńskiego otruł się. ^Ksawer Majewski szewc 
z Wilna, przysłany do kopalni za udział w związku mło- 
dzieży litewskiej w 1849. roku, poprzednio otrzymał 1,000 
k^ów; Jakób Wołęsowicz za tęż samą sprawę otrzyma! 
także 1,000 kijów i przysłany do kopalni*); Kazimierz 
Kisielewski żołnierz 1831. roku, następnie za udział w wy- 
prawie Artura Zawiszy w 1833. roku przysłany do ko- 
palni. 

Na cmentarza tutejszym spoczywają: Piotr Lewicki, 
podofieer z wojska polskiego .w 1831. roku**) zmarł w wię- 



*) Jakób Wołcflowics powróeony do kraja 1859 , w rokn 1863 powtórnie 
t Wilna pnes Unrawiewa Wiesiatiela do Syberyi wysłany. 

**) Piotr Łewiekl , rodem był a Waraaawy. Odbył kampanię 18S1. roku 
)ako podoficer. Z polakiemi wąjakami wysaedł sa granicę, a w roku 1833 
t bronie w ręka i»axedł s emiaarynssami do Królestwo Polskiego. Złapany 
i osadsony cosuł w Warssawie na odwachn. Tn go odwiedsał brat bes nogi, 
kMr| stracił w bojacłi , siostry i eała rodsina. Odwledsf ny icłi były ma po- 
eisebf i promieniem wtfród clemnoici. 8%d go skaaał na 3,000 k^ów i do ko- 
Pdol. Nastąpił dzień egseknoyi. Żołnierce Jak przeć noie pędzali prces k^e 
J«dDoese^ie Lewieklego Piotra, Maksymiliana Gawrylenkę i Wissniewskłego. 
I^ ostatni takie sa adsiat w wyprawie emisaryossów. Kaśdy kf] prceoinał 
ia ikórę , lab tei sostawiał na nl^ grab^ siną pręgę. Wytnymali kaidy po 
'iOQD kyów. Na egaekacyę patrsyła jakatf praekupka warssawslca; wids^e ieli 



112 

zienitt Akatiąjskiem w kajdanach; Dobrowolski z Łitwjr, 
przysłany do kopalni za udział w powstania 1831. roku, po- 
wiesił się w więzienia Akatujakiem z tęsknoty do kraju, di 
zony i dzieci które w kraju zostawiŁ Polacy w Akatoi ue 
mBJ% osobnego cmentarza i chowani są na jednym cmeoUn 
z Moskalami 

Prócz Polaków, których w różnych epokach do robóci 
do turmy w Akatui przysyłali, w tutejszem więzienia pm* 
bywało jakift czas kilku moskiewskich dekabrystów; jedsi 
z nich podpułkownik Michał Łunin, zmarł przed kiJb 
laty w Akatui ^^ własnym domu. Ciało jego odprowadstli 
na cmentarz polscy wygnańcy i ksiądz Tyburcy Pawbwiki, 
który był w Akatui przez lat kilka kapelanem Łunina. Si«itia 
z Petersburga wystawiła mu na cmentarzu tutejszym kaniesij 
nagrobek. Łunin był jednsrm z najświatlejszych członków 
związku moskiewskiego 1836. roku. Filolog niepoq>olity, 
mówił po moskiewsku, po polsku, po francuzku, po angiekki 
i po niemiecku; łaciński, grecki i hebrajski język znał do- 
skonale. Prócz nauki miał wiele dowcipu. Wyrobiony po- 
litycznie, nauką i charakterem, celował nad wszystkich de- 
kabrystów będących w SyberyL Podróżując za granicą, po- 
rzucił jeszcze w młodości swojej w Francyi schizmatyeki 
wiarę, a przyjął katolicką, której, aż do grobowej dtM 
był stałym i gorliwym wyznawcą. Łunin służył w gwaiAji 
carskiej. Roku 1814 za śmiałą odpowiedź daną Wielkiewi 
Księciu Konstantemu Pawłowiczowi, który łajał i besitri 
wszystkich oficerów, wydalony był z gwardyi do pałka ab- 
nów w armii. Konstanty na drugi dzień po wyzwiakack 
przepraszał oficerów i oświadczył się, ie im da osobiste ttr 
dosyć uczynienie, naturalnie w tej myśli, że żaden z nich ti- 
kowego nie przyjmie. Tymczasem Łunin ^Tsaedł z tlans 
oficerów i rzekł, że stanie do pojedynku z W. Księdan. 



m^kl i cierpienia, uphkAna pro«iła egzekutora, seby bitym poawolil vypic 
kiUa kielinsków pokrsepii04<^^ wódki. Niechciał aa to seswolić, leci ■iiaecw 
uległ eoergicsn^ prośbie I poczciwa kobieta podała kaśdema kiellaiek ««dk>. 
poczem soetali odwiezieni do lazarela, zk^d wkrótce wysłano idi do Syheifi. 
Wiezniewski aiedoszedł do mi^aoa: umarł w podróiy w Brzeicia-Utewakim. 
Jeden tylko z nicli, Gawryienko, w 1859. roku powrócił w iw< 
białoruskie strony. 



113 

Koastuity udał, ie ńę ma podoba śmiałość Łunina, gfrzecznie 
2 nim mówii, całował, ^ede do pojedynku nie stanął; brat zaś 
jego car Alektander L, oddalił go za tę śmiałość, jak juź 
mówiliśmy z gwardyi. Prześladowany Łunin przez pułko- 
wnika arnoji, który działał według danej mu z góry instrukcyi, 
TO%ł dymisyę; lecz chcąc znowoż uniknąć nadzoru policyi, 
wBtąpił powtórnie do ałuiby i to pod Konstantego dowództwo 
który odtąd prawdziwie czy fałszywie, dość te udawał przy- 
jaciela Ziunina, i dał mu stopień podpułkownika w pułku 
gwardyi ułanów. 

W tym czasie stojąc ze swoim szwadronem pod Warszawą 
w mijętności bogatej fami^i, której jeden z członków słynął 
jako zdrajca ojczyzny, utrzymywał dwóch niedźwiedzi, które 
z nim wszędzie wałęsały się i strachem napełniały bojaili- 
wych. Gospodyni domu niepodobały się zwyczaje Łunina i 
napisida do niego list, w którym się uskarżała na jego ekscen- 
tryczne upodobania i prosiła o zamknięcie niedźwiedzi. Łu- 
Bin odpisał jej , że gdyby jej ojciec nie był Polski zdradził, 
nie byłaby dzisiaj narażoną na nieprzyjemność oglądania 
w swoim pałacu, nie tylko czworonożnych, ale i dwunożnych 
niedźwiedzi. Kniaź Konstanty pewnego razu zabronił ofice- 
rom czernić wąsy. Zobaczywszy na paradzie, że Łunin ma 
ezame wąsy, a myśląc, że je ufiksatoarował, posłał ac^u- 
tanta do niego z wymówką. Adjutant podjechał do podpuł- 
kownika i rzeU: «Czytałeś pan«rozkaz W. Księcia? Dla czegóż 
pan maaz czarne wąsy?» a Czytałem rozkaz, odpowiedział 
Łimin, ale wówczas dopiero mógłbym powiedzieć dla czego 
mam czarne wąsy, gdyby Wielki Kniaź mógł mi powiedzieć, 
dk czego nie ma nosa.» Po rewolpcyi nieudanej 14. grudnia 
1825. roku w Petersburgu i odkryciu związku. Konstanty 
udawał, że nie wierzy wiadomościom o udziale Łunina w kon- 
spiracyi i uprzedził go o aresztowaniu. Łunin nie uciekał, 
gdy go przywieźli do Petersburga a słabego ducha towarzysze 
w naocznych stawkach, dowodzili mu, że należał do związku, 
izekł do komisy! śledczej: «Zbyt wiele szanuję tych panów, 
ażeby im kłamstwo zadawać. Co się zaś tycze szczeg^ów, 
które oni uważali za potrzebne zakomunikować panom, nic 
nie umiem powiedzieć, nie pamiętam ich, a być może, że 

GiLLii , Opisanie, łl. 8 



114 

i rzeczywiście miały mieJ8ce.» Gdy go wyprowadzili na phc 
kary, ubranego w płaszcz aresztanta i w czerwone ułańskie 
spodnie, zawołał na A. J. Czemyszewa: wCbodź pan bliżej i 
naciesz się tym widokiem.» Łunina osadzili w fortecy Sziiiel- 
burskiej, gdzie siedział w bardzo wilgotnej kazamacie, » 
stropu której krople wody na niego padały. Pewnego ran, 
wszedł do jego celi komendant fortecy, i zapytał wifinit 
czego żąda, że wszystko, co nie jest przeciwne jego obo* 
wiązkom, gotów mu uczynić. « Prócz parasola, niczego nie 
żądam jenerale !» odparł Łunin z humorem, który go nigdy 
nie odstępował. Po kilku latach ciężkiego więzienia, w ktoreai 
chorował mocno na szkorbut, co go pozbawił zębów, w 1830. 
roku posłany został do więzienia w Czycie, gdzie zastał ^la 
swoich towarzyszy. Po wyjściu terminu, na który był do 
kopalni skazany, osiedlono go we wsi Uryku pod Irkuckiem, 
gdzie zebrał sobie piękną bibliotekę i miał w swojem mi^ 
szkaniu kaplicę, w której jakiś czas odprawiał nal)ożeńst«o 
franciszkanin ze sprawy Szymona Konarskiego ks. Tyhorer 
Pawłowski, którego Lunin w podróży do Nerczyńska u siebie 
zatrzymał. Tu w jUryku, odwiedził go jenerał -gubernator 
Wschodniej Syberyi Wilhelm Rupert; Łunin, pokazując nt 
w swojej bibliotece 40 ogromnych tomów moskiewskie- 
prawa i jeden tom francuzkiego kodeksu, rzekł: aPatrz Paa^ 
jacy to śmieszni ci Francuzi , tyle tylko praw mają ile jetk 
w tej książeczce. U nas, inaczej, jak spojrzy kto na owe 
40 tomów, to już dla samej ich objętości, musi szanować 
nasze prawodawstwo) W roku 1840 oburzony religijneni 
i polityczne mi prześladowaniami Mikołaja, napisał po an- 
gielsku. (iRzecz o jego panowaniu, z dodatkiem różnych do- 
kumentów. '*')» Mikołaj dowiedziawszy się kto jest autorem 
tej broszury, chciał Łunina z początku rozstrzelać, póóii^ 
zmienił myśl i kazał go osadzić w więzieniu w Akatui (UU. 
roku), gdzie siedział razem z Piotrem Wysockim. Gdy Senator, 
który objeżdżał Wschodnią Syberyę, wszedł do jego ceb| 
Łunin rzekł do niego: (tPermetteż moi de tous faire Im i 



*) Uwagi o panowaniu Mikołaja po angielsku wydane w Loudynt* <^7' 
Niujorku. Proca tego wydał Łunin : uCoup d'oeil aur les afFaires de PoI«pe» 
1840; i cApercM aur la aociele occulte en Rusaie 18ie~1831.» 



115 

honneors de mon tombeau.» Wiem]!^ joż, że niepospolity 
ten człowiek umarł w Akatni. Bibliotekę po nim rozdrapali 
ceynownicy i różni ludzie. 

Straszne i ^awne więzienie Akatojskie położone jest w po- 
nurej dolinie za wsią. W obecnej chwili nie znajduje się 
w niem ani jeden polityczny więzień, kryminalistów zaś 
bardzo wielu. Najniebezpieczniejszych przykuwają do taczki 
lob na łańcuchu do ściany. Między przykutymi do ściany 
znajdował się niedawno niejaki Filipów, wielki zbrodniarz 
i morderca. Niewysoki i wątły, posiadał jednak wielką siłę. 
Zawsze pochylony, ze skromną miną, mówił cienkim, na- 
bożnym głosem. Nazywał sam siebie grzesznikiem, modlił 
lię zawsze gorąco i ze łzami w oczach, a robił to wszystko 
w celu zakrycia rzeczywistych zamiarów swoich. Przysłany 
lostał za niewiadome mi zbrodnie z Moskwy do kopalni. 
Pewnego razu Filipów udi^ się do ojca Maksyma, popa 
w Dagio. Kłaniając się niziutko ze złożonemi rękami na 
piersiach, prosił, żeby mu pozwolił zabawić w swojem to- 
warzystwie: «Och! Ojcze Dobrodzieju 1 i ja z duchownego 
itanu pochodzę. Ojciec mój był popem a ja na co wysze- 
dłem? Tak to Bóg karze występnych! Ochl cóż jabym dał, 
żebym mógł szczerze odpokutować za swoje zbrodnie i wejść 
znowuź pomiędzy poczciwych ludzi ?» Ojciec Maksym wzru- 
szony pobożnym głosem i skruchą Filipowa, posadził go obok 
siebie i dawał mu moralne nauki. nTak, Ojcze Maksymie! 
piszczał Filipów, Bóg jest miłosierny, on mi przebaczy. Jedna 
tylko, jedna rzecz mnie gubi, bo ona to właśnie zaspoka- 
jając chciwość wrodzoną ludziom, pobudza we mnie różne 
inne, złe namiętności: » «Cóż to takiego przeszkadza ci do 
zopełnej poprawy? a uOch! Ojcze Maksymie, to ta nieszczę- 
śliwa wiadomość sposobu, przez który podwajają się pieniądze 
jskie posiadamy.)) « Jakiż to jest sposób ?» mówił Maksym 
coraz ciekawszy. oDjabelski ojcze Maksymie, djabelski, strach 
powiedzieć, ale cóż kiedy skuteczność jego zawsze mnie po- 
ciąga !i» « Opowiedz mi go, ten sposób ?» Tu Filipów opowie- 
^óal ów sposób podwajania pieniędzy, a umiał tak opowie- 
dzieć, że popa zupełnie przekorni i pop zapragnął go do- 
iwisdzyć. ttOch Ojcze Maksymie, jest to rzecz niebezpieczna, 

6* 



116 

trzeba się bowiem wprzódy wyrzec na całą noc Boga i oddtć 
się pod opiekę djabia. Pieniądze które chcemy podwoić, 
trzeba włożyć pod poduszkę razem z zaklęciem, które mam 
przy sobie napisane. Na lóiku niemszając się, trzeba prsez 
cał% noc spokojnie przeleżeć, a nazajutrz rano, zajrzeć pod 
poduszkę, gdzie niezawodnie będzie podwojona anina pie- 
niędzy. » Ojciec Maksym poddał próbie 10 rubli i nazajutn 
miał pod poduszką 20 rublL Filipowa polubił i zaprzyjażnfl 
się z nim. O moralności , o poprawie nigdy już z nim nie 
gadał, tylko o bogactwie, podwajaniu pieniędzy, a potem o 
poczciwem życiu wśród dostatków z nim gwarzył. Kilka razr 
podwajali rosie sumy, aż wreszcie pop gnany ch<awo9ci|. 
chciał odrazu wszystkie pieniądze, jakie miał w domu podwoić, 
a miał ich przeszło 200 rubli. Odbywszy więc wszystkie cza- 
rodziejskie formy potrzebne do takiego aktu, pop wsanil 
200 rubli pod poduszkę i położył się w łóżku. Filipów wsuntl 
pod poduszkę pisane zaklęcie i wyszedł. Nazajutrz długo nie 
było Filipowa; napróżno pop w łóżku niecierpliwił się, ai 
nareszcie, nie mogąc już dłużej w łóżku leżeć, wstał, zajmł 
pod poduszkę i ani grosza nie znalazł. Filipów wsuwając za- 
klęcie, wszystko mu zabrał i już się więcej w domu p<^ 
nie pokazał. Maksym zaskarżył Filipowa, ale ten z gm- 
biaństwem odpowiedział, iż pop głównie jest wazystkiemB 
winien, bo zbyt wcześnie wstał i nie czekał na jego p rayjśc i s , 
więc też djabli wszystko zabrali, a w końcu grozfl, źe jemeh 
pop nie zaprzestanie dochodzić tej sprawy, opowie jak aę 
wyrzekał Boga, polecał 4jabłu, wzywał go i robił ucsestnikien 
swoich czarnoksięzkich sztuk, i t. p. Pop wiedział, że jeieli 
wiadomość o tej sprawie dojdzie do uszu Archireja, nieza- 
wodnie pozbawiony zostanie miejsca. Dla tego tez za radą 
czynowników zamknął dochodzenie kradzieży i nie prześla- 
dował oszusta. Wypadek ten, w którym, pop zrobił się 
ofiarą własnej chciwości i łatwowierności, tylko małą oświatą 
tutejszego duchowieństwa wytłómaczyć się daje. Filipów 
kupił sobie domek w Akatui i ożenił się. Raz, przed iaiie- 
ninami swojej żony, przyszedł do dozorcy kopalni (Nadzira- 
tiel) i kłaniając się mu niziutko, prosił do siebie na uroczr- 
stość imienin. « Niech pan zaszczyci domek mój swoj% obe- 



117 

cno&ei%, mówił, sa najszczęiliwazego będę się uważał, jeieli 
pan nie pogardzisz moim ubogim domkiem. » Tak samo za- 
prosił sodzierżatiela i smotritiela akatojskiego. Wszyscy 
trzej lubili wypić, a wiedząc, że na imieniach będą wódką 
częstować, poszli do Filipowa. Filip udawał bardzo urado- 
wanego z ich przybycia i był bardzo gościnnym. . Częstował, 
pod, goście się też prędko popili i padli bez zmysłów na 
podłogę. Wówczas Filipów pogruchotał swoje garnki, po- 
tłukł filiżanki i szyby, podarł na pijanych surduty, popod- 
bijal im oczy, obrał z pieniędzy, i nazajutrz rano, gdy goście 
leżeli jeszcze u niego na podłodze, poszedł do Rządcy ko- 
palni i wołał nabożnym głosem: aPaniel przychodzę Cię prosić 
o obronę i łaskę. Nadziratiel, Sodierżatiel i Smotritiel przy- 
szli do mnie wczoraj pijani i zrobili awanturę: pobili się i 
wszystko co mój ubogi domek posiadał, stołki, szyby, lustra 
potłukli. Jeżeli pan nie raczysz wejrzeć w moją krzywdę, 
zostanę zupełnie zrujnowanym. » Rządca posłał po swoich 
podwładnych i przyprowadzili ich do niego w opłakanym 
stanie z podbitemi oczami, opuchłemi policzkami i w po- 
dartem ubraniu. Stan w jakim się znajdowali, przekonał 
rządcę, iż Filipów mówd prawdę; g^y się więc wytrzeźwili 
kazał ich ochłostać i zapłacić straty, jakie przez nich Filipów 
poniósł. Urzędnicy ci byli w randze podoficerów; nic nie 
pamiętali, co się z nimi robtfo na imieniach, a bojąc się, 
żeby ich Filipów nie zaskarżył przed samym Naczelnikiem, 
zapłacili mu wysoką sumę, na którą ocenił straty przez nich 
mu poczynione. 

Filipów kilka razy, za zbrodnie i morderstwa był do ściany 
przykowany i uwalniany. Ostatnia rażą, siedząc przy swojej 
ścianie, był obecny rozmowie swoich kolegów o żonie Fili- 
powa, do której, śmiejąc się z męża utrzymywali, że się 
zaleca młody człowiek niedawno z turmy wypuszczony. Obu- 
dzda się zazdrość w Filipowie i wezwał żonę, żeby go od- 
wiedziła. Lecz aresztanci ostrzegli ją o gniewie męża, i 
żona do niego nie przyszła. Wówczas Filipów udał chorego 
i przez po^ów prosił żonę, żeby go przed śmiercią choć 
raz jeszcze odwiedziła, że niczego więcej nie pragnie, tylko 
jeszcze raz, chociażby przez kratę, ją zobaczyć i prosić o 



118 

przebaczenie za wszystko złe, które jej wyrządzfl. Napiekłszy 
kolaozów przyszła żona do więzienia i stojąc za kratą roc* 
mawiała z mężem. Filipów płakał, przepraszał, żegnał sif 
z nią niby przed śmiercią, a gdy zbliżyła się dla podanii 
mu przez kratę kołaczów, porwał ją za szyję, wciągnął m 
okno i trzymając w powietrza, za gardło dasił ją mocno. 
Byłby niezawodnie zadusił kobietę, gdyby aresztanci w po- 
moc jej nie przybiegli. 

Filipów siedzisk przykuty do ściany obok strasznego 
mordercy bez nóg, które stracił w paszczy, podczas wielkicŁ 
mrozów, uciekłszy z więzienia. Obaj zbrodniarze, jako są- 
siedzi łańcuchowi byli z sobą w najbliższych stosunkach, a 
dla rozrywki grywali w karty. Pewnego razu przy grze po- 
kłócili się a potem pobili. Kaleka schwycił Filipowa a 
gardło i dusząc go, kilka razy uderzył głową kolegi o sztabę 
żelazną. Mózg trysnął i Filipów żyć przestał. Taki był ko- 
niec zbrodniarza nabożnisia. 

Z licznego szeregu zbrodniarzy łańcuchowych, opisaliśmr 
tylko jednego, a to dla tego, że łączył on w sobie wszelkie 
niegodziwości z pozorną łagodnością i dobrocią , drapieim 
naturę ze słodką wymową, a złodziejstwo z pobożną miną: 
i połączenie takie, wyróżniało go ohydnie od innych tam 
będących zbrodniarzy. Nie jeden z tych zbrodniarzy po- 
prawia się i staje się porządnym człowiekiem. Gorkin, głoŚDj 
w całej Daur>'i złodziej, zręczny i bardzo niebezpieczny łotr. 
po wielu latach włóczęgi i najniegodziwszego życia, uwol- 
niony z katorgi, poprawił się i w Wierchnoudińskim po- 
wiecie ma dzisiaj gospodarstwo i należy do lepszych i rze- 
telniejszych gospodarzy. Wypadki poprawy, chociaż są bardzo 
rzadkie, przekonywają, iż złe w człowieku nie jest tak głę- 
bokie, ażeby go nie można wykorzenić, że nigdy nie trzeba 
powątpiewać w możliwość poprawienia się. Wzgląd t«», 
wszyscy prawodawcy kryminalni powinni zachować w swoich 
kodeksach karnych, a społeczeństwo raczej o poprawę, niż 
o karę zbrodniarza starać się powinno. 

Między róźnorodnemi zbrc dniarzami, znajduje się w Akatoi 
do ściany przykuty Maśleników, ofiara swoich religijny^ 
przekonań. Maśleników jest starowierca, posłany był do 



119 

kopalni, za propagowanie swojej wiary. W kopalni nie 
przestał szerzyć swoich przekonań i zyskiwał dużo prozeli* . 
tów, za co przykuty został do ściany, przy której jeszcze ma 
sposobność powstawać na oficyaIn% religję. Przed sądem 
Maśleników z godnością znajdował się i ct^y protokół na- 
p^nił opowiadaniami pełnemi nienawiści dla antychrysta 
cara. Maśleników jest chłopem ze wsi, odznacza się Wjmową. 
Bząd starowierców za wiarę zesłanych traktuje jednakowo 
ze riodziejami i mordercami. 

Prócz propagandy starowierców , która dzisiaj bardzo 
osłabła, przez jakiś czas propaganda Duchoborców bardzo 
czynną była w Dauryi. Duchoborcy inaczej pojmują Diltha 
8, jak prawosławni. Przy modlitwach na znak braterskiej 
miłości wzajemnie się całują. W życiu braterstwo okazuje 
się prędką, wzajemną pomocą i wsparciem, miłosierdziem i 
prawie komunizmem, który tylko w stosunkach pieniężnych 
między sobą zachowują. Kilkunastu Duchoborców, przy- 
słanych do kopalni za wyznawanie swojej wiary, najprzód 
pomiędzy deportowanymi, a potem pomiędzy włościanami i 
kapcami rozszerzyli swoje zasady. Gromadka ich rosła tutaj 
i niewiadomo jak daleko zaszłaby propaganda, gdyby jej 
Rąd moskiewski, żelazną ręką w zarodku nie przy dusił. 
Główni propagatorowie duchoborstwa: Gabarów, Kudrawcew, 
Aleksiejew, wszyscy trzej włościanie, wraz z innymi oddani 
byli pod sąd i okrutnie ukarani kijami. We wsi Czałbuczy 
nad Argunią wielu było prześladowanych włościan za ducho- 
borstwo. Najbogatszych: Mieżyginów i kilka jeszcze rodzin, 
wypędzili do Turuchańska , położonego pod 65 stóp północnej 
szerokości nad Jenisejem, jako głównego miejsca zsyłki, dla 
ludzi za wiarę prześladowanych. W Łunczakowie nad Szyłką, 
kilku duchoborców knutami ukarali za pokaleczenie obrazu 
Matki Boskiej i wydłubanie jej oczów. Prześladowanie to, 
położyło koniec propagandzie duch oborskiej , i ograniczyło 
tę sektę w Dauryi do niewielkiej liczby rozrzuconych po 
wsiach i kopalniach. 

Kopalnia Akatujska'*') dawniej zatrudniała wiele rąk, dzi- 



*) Kopalnie Akatojskle snajdiąją alf w dystaneyi Oazlmanko-Wotkr«BieA- 



120 



siąj elcsploatacya w niej zmniejszyła się. Srebrne jej pokbdy 
oblane potem męczenników i zbrodniarzy, zamknęły w sobie 



»ki«J, w której f^Ą nMtępiąJące rudniki. 1) Czistiakowtki priitk, w padiii 
rady s tej kopalni bywa srebra 2.,,'/, sołotników, ołowia 5tnV« fnB<«** 
3) PaoowskI priisk; w padsia rudy */« sołotników arebra, ołovia IS fnM»9 
(1S36. roka). 2) Oasimuro-Basaaowakl priisk; w padzie rady 2,94' /« sołota- 
ków srebra, i^t^^/t fantów ołowiu. 4) Andrzeja-Stratiłowska saachta; w padae 
rudy, srebra 2,t,Vs sołotników, olowia S„o fantów. 5) Andriejewska ssaebt^ 
w pudsio rudy srebra !,«■/■ sołotników, ołowiu St^^y^. 6) TriCsoowski snf; 
w pudzie rudy l„oV4 sołotników srebra, ołowiu 2 funty. 7) Alektaii<lroviki 
priisk; w pudzie rudy srebra 1 sołotnik, ołowiu 3 funty. 8) KaJapowiti 
priisk; w pudaie rudy srebra lVt sołotników, ołowiu 7 fantów. 9} Prtt 
Sstejgera If erkuriewa ; w pudzie rudy srebra S.e/A *<>'•« ołowin 6Vs iteat««. 
10) GrigoriewRki priisk; w pudzie rudy srebra 1„b'/i sołotników, ołowiu 3tA 
funtów. ll)8paski priisk w pudzie rudy srebra l„,>/« sołotników. 4,7,'iołe- 
wia funtów. 13} Jakowlewski priisk w pudzie rudy srebra 1 sołotaik , oło«is 
3 funtów. 13} Konstantynowski priisk w pudzie rudy srebra 1,*«V« zołotników. 
ołowiu 3«,V4 fumów. 14} Priisk odkryty w 1833. roku w padzie rudy srehn 
3,7, '4 zołotników, ołowiu 6 Aintów. 15) Trissczewo Koperski w padzie nij 
srebra 1 zołotnik, ołowiu 3 fanty. 16) Mikołajewski w padzie rady srttos 
l,;,'/a« ołowiu 8,To'/« funtów. l7) Kożewnikowski w pudzie rudy srebra J^'.., 
sołotników, ołowiu 5 funtów. 18} Pierwszy AkatuJ^ki rudnik odkryty wlSli. 
roku. W epoce od 1830. do 1853. roku włącznie wydobyto a niego ntf 
2,108,555 pudów. W tej masie srebra było 598 pudów, 30 funtów, 3,«, *»)«- 
tników, ołowiu za^ było 14,708 pudów 19 funtów. — Wypada na pad 
rudy srebra lVa sołotników, ołowiu 3 fantów. 19) Drugi Akatojski radoik; 
w t«J samcij epoce wydobyto z niego rody pudów 538,737 w której to mamt 
było srebra 186 pudów 33 funtów, 60V, sołotników, a 3993 padów ołowia i 
137, funtów: napad rudy srebra wypada l,^'/^ sołotników, 50'/, funtów ołowis. 
Rudnik ten odkryty zosUł w 1834. roka. We wszystkieli tych kopalniak 
rasem wsi^tyclu od ISSO. do 1853. roku wydobyto rudy 3,834,889 padów, w ui 
liczbie metalu było 899 pudów 3 funty 93V4 zołotników srebra i 43,916 padów, 
97, funtów olowin. Prócz wyiej wymieniooycli kopalni w Oazimanko We> 
skresieftskiej dystencyi, znąjdiąjf sif Jeaacae naatfpne: 30) Ssurf 39 sąŁm 
odległy od Akatujsklego rudnika. 21) Korniłowski priisk. 23) Priisk odkryty 
w 1817 roku o 2 wiorsty od Oazimuro-Bazanowsklego rudnika. 33) Priisk 
robotnika Kuramasina. 34) Szarf na górze Osłnówee. 25) Nowo Baaaaowski 
priisk. 26) Oazimnro-WoskresieAskl rudnik odkryty w 1793. roka. 37) Pni* 
w Bogdaryuie. 28} Priisk na górze Gazimuro-Woskresieński^. 39) IViiriL « 
wiorstę odległy od kopalni Oazimuro - BazanowskieJ. 30) Ifaszokowski prusk 
w Bogdarynie. 81) Priisk odległy o 130 s%4ni od Gazlmoro Basaaewakl# 
kopalni. 32) Pi«ty priisk na górze Gazinuro- WoskresleńskieJ. 33) Priisk 
sztygara Merknriewa. 84) Bazanowski. 35) Bocbtiftski. 36} Kałakovski«ge 
priisk. 37) Czwarty na górze Gaslmaro-WoskresieAsklc>J. 39} Katą|ewaka 
szachu. 39) Merkoriewa w górze Socliego Logu. 40) Siódmy aa górne Ga- 
simuro- WoskresieńskioJ. 41) Ifassukowski północno zacłiodai. 4f) Kala- 
kowo-Bykowskł. 43) Odległy o 37, wiorsty od Gazimuro - Bozaoovskl«fe. 
44 y Dwa priiski na górze Gaslnaro- WoskresieńakieJ. 45) Uarksstygtta Ko- 
źmina. 46) Priisk przy saor&e odległym 160 s^ini od Kałapowskick rebec 



121 

wiele pamiątek z niedawnej epoki. My przejdźmy do pa- 
miątek z dawniejszych czasów. 



47) W 8achym Logu. 48} Prilsk odkryty 1810. roka w Sachym Łogn. 49) 8surf 
odległy o 370 sąioi od OMlmuro-Bacanowskiego. 50) Origorlewskl Nr. 2 
priisk. 51) Wozdwlieóska ssachu. 

W sątledstwle Oazimoro • WoskretieńskicJ dyatancyi, snąjduje sif dysun- 
eya Ałgacsyńska , sa^łerąj^a najlepsze i najbogatsze rady ołowUno srebrne. 
W niej znajdują się następoj^ce kopalnie: 1) SaoharewskI priisk w pudzie 
nidy , bywa srebra },TtV« zołotników, 6^o funtów ołowiu. 2) i 3) Szubińskie 
prliskl w pudzie rady bywa srebra 4,«t zołotników, 8% funtów ołowiu. 
4) Ałgaezyński rudnik odkryty 1815. rokn, z początku byt nazywany kopalnią 
trzecią Doniaszcwskiego (syn polskiego wygnańca); w nim od roku 1830 do 
1652, wydobyto rady 769,274 pudów : w której było srebra 753 pudów, 19 fon- 
tów, 60*4 soiotaików, ołowiu zaś 145,649 pudów 3V« funtów. W roka 1842 
trafiono na iyją, która w pudzie rady zawierała srebra 10,,, '/a zołotników i 
l^iTy* fantów ołowia. 5) Aleksandro - Czistiakowski rudnik; w pudzie rady 
srebra 3„«Vs zołotników; 6,«,V8 funtów ołowia. 6) Partiejski priisk, w pudzie 
rady srebra 1,t»V4 sołotników, 4„,Vi funtów ołowia. 7) Ignatowski Nr. 1 
priisk ; w padaie rady srebra l«ai% sołotników, i^/^ fantów ołowiu. C) Priisk 
w dolinie AigaczyńskieJ ; w padzie rudy srebra 1 zołotnik , 2,uVs funtów 
ołowiu. 9) Nowy priisk, w podaie rady srebra, 94V« sołotników, ołowiu 
5,«a% funtów. 10) Nowo Ignatowski; w pudzie rudy srebra 1,141/4 sołotników, 
2,4, Va fantów olowin. 11) Tursnkąjskl; w padzie rady srebra 2V4 sołotników, 
^Ms% fontów ołowln. 12) Tnkssikindiński Nr. 3 priisk ; w padzie rudy srebra 
*2 zołotników, ołowiu 6 fantów. 13) Ignatowsko-Oazlmurski; w pudzie rady 
•rebra 2 sołotników, ołowiu 6 funtów. 14) Ignatowski Nr. 5; w padzie rady 
srebra l,,^ zołotników, 24«Vs funtów ołowiu. We wasystkicłi wyięj Ałgaozy ni- 
skiego okręga wymienionych kopalniach od roka 1830 do 1852. włącznie wydobyto 
rady 909,308 padów ; w nlciJ było srebra 804 padów 12 fantów, 30 zołotników, 
ołowin 156,568 padów , 34 fantów. W tym okręga są Jeszcze następujące ko- 
palnie: 15) Domaszewski Nr. 1 priisk. 16) Domaszewskiego w Hurban Szi winie. 
IT) Szarf góralka Domaszewskiego. 18) Priisk Nr. 1 Domaszewslriego od Sza- 
bińskiego lVt wiorsty odległy. 19) Domaszewskiego Nr. 2. 20) Siergiejcwski. 
21) TnthałtiUskl. 22) Ignatowski Nr. 2. 23) Czistlakowski w Hurban Sziwinie 
priisk. 24) ByrkiAskl. 25) Czistlakowski naprzeciw wsi Ałgaczy. 26) Mysz- 
kiteki. 27) Ignatowski Ifankeczerski prilsk. 28) Krestlański i inne pomniejsze 
kopalnie. 



XIV. 



Pamiątki s dawnych czasów w Dauryi. — Miejsce urodzenia Csłagithau. - 
Jego historya. — Pałace 1 grób Czingishana. — Pieczara UangntskL - 
Z podróły Piana de Carpino i Benedykta. -> Zmienność losów Ińto- 
rycsnych. — Wał daaryjaki i Dziewicze uroczyska. — Podanie e f«» 
Nerezyftskiej. — Poselstwo Iwana Groźnego do Chin. — Stoaunki z Altyi 
Hanem i poddanie się Jego Moskwie. — Dalsze poselstwa do Cłiii. ' 
Wyprawa Pojakrowa na Amur. — Pierwsza i druga wyprawa ChabarowL- 
Ludy nad Amurem. -~ Wyprawy Stepanowa. — Bekietów i PaszkoT. - 
Zabór Zabajkalskiego krąJa. — Upadek Stepanowa. — Polak Cttnipinia 
opanowywa dla cara Amur. ~ Powiększanie się ludności moskiewski 
nad Amurem. — Poselstwo Spafarego. — Oblężenie Albaaina i kjpin* 
lacya. — Upadok Moskwy nad Amurem. — Odbudowanie Albazina i po- 
wtórne oblęienie. — Tolbuzin. — Bejton. — Traktat NerczjAsiki. — 5«v} 
upadek Moskwy nad Amurem. — Historya stosunków z Chinami al da 
1850. roku. — Ekspedycye Amurskie Mnrawiewa 1 zagarnięcie przez ■«- 
akwę nowych krain. 



Od wspomnień Akatui i wiadomości o kopalniach, pisej- 
dźmy do pamiątek historycznych, jakie podróżny, rozsypane 
po różnych miejscowościach Dauryi napotyka. 

Daurya jest krajem rodzinnym Temndżyna, najstrasznieh 
szego zdobywcy, znanego pod imieniem Czingishana. Hi- 
storycy utrzymują, iż on z ojca Jem-kana tajszy mongoUkiegOi 
urodził si§ nad rzeką Onon i ztąd podniósł burzę, która pó) 
świata napełniła pożogą, oblała krwią rzezi i łupieztwa. I 
rzeczywiście, Czingishan w Dauryi urodził się, z północnego 
plemienia Mongołów: Buriatów. Kad Ononem o siedem wiont 
od Eka Arała (Wielka Wyspa), a o trzy od kozackiego poste- 
runku granicznego Soczujewskiego , znajduje się miejscowość 
Delium-Bołdok (pagórek Selezienka). Tutaj powiada historyk 
Abułgazi, w drugiej połowie XIL wieku, obozował Bogadnr 



123 

(bohatyr, wojownik) Jem-kan, taJRza mongolski i tu urodził, 
się mu syn Temadżyn, późniejszy, Czingiskan. Jnreński tu- 
tejszy botanik miejscowość te zwiedzał; uczony zaś Mongoł 
Banzarów stanowczo twierdzi i utrzymuje, oparty na wska* 
zówkach historycznych, iż w tej, a nie w innej miejscowości 
ujrzał dzienne światło twórca mongolskiego państwa. Te- 
mudżyn po śmierci Jem - kana opuścił rodzinne strony, 
odepchnięty od władzy przez hordę, nad którą miał panować 
i ociekł do Ung-kana władcy Keraitów i ożenił się z córk% 
jego Ujsulnginą. Następnie wrogów swoich Czennika i San- 
kaoa pobił, mając lat czterdzieści (1193. roku). Po otrzy- 
manem zwycięztwie, siedemdziesięciu jeńców ugotował w ko- 
tłach. Od tego dzikiego postępku i od zwycięztw nad swoim 
narodem, który zrobił ślepem narzędziem swojej woli, Te- 
mudżyn rozpoczął karierę historyczną, owe ogromne pod- 
boje i napady gwałtowne, niszczące jak szarańcza. W roku 
1202 Temudźyn powstał przeciw Ungkanowi, który go wsparł 
i przytnie w nieszczęściu. Roku 1206-zebni wszystkie hordy 
mongolskie na brzegach górnego Ononu, przy stolicy swojej 
Karakorum. Tam Chodża, zapewne to samo, co szaman, 
i^a^ywający się Bud Tangry, szanowany wielce przez lud, 
ogłosił mu, iż Bóg przeznaczył Temudżyna do wykonania 
▼ielkich rzeczy na świecie, i że Bóg chce ażeby Temudźyn 
podbił cały świat i był jego hanem, to jest Czingishanem. 
Bo oż3rwienia tych dzikich, leniwych i koczujących hord, 
trzeba było głosu Boga samego, trzeba było przez proroctwo 
wzbudzić w nich siły i wiarę, iż Bóg spojrzał na nich, 
wybrał i przeznaczył do ponawania nad światem. Tak zrobił 
i Mojżesz z Żydami , przepowiadając im moralne panowanie 
Bad światem, tak wszyscy wielcy w starożytności założyciele 
państw postępowali, tak samo zrobił i Temudźyn. Odtąd 
^stępuje on jako od Boga naznaczony, jako istota wyższa 
Batchniona i przez Boga prowadzona. Zapaliwszy dusze 
dzikich ludów, zamieszkujących Dauryę i wysokie, puste i 
smutne stepy środkowej Azyi, Temudźyn ruszył na podbój 
aemi i jak nawałnica spadł 1215. roku na Pekin, wyrzucił 
z tronu niebieskiego państwa dynastyę Niuczów i wysoko 
posunione w kulturze materyalnej Chiny zawojował. W trzy 



124 



lata potem zdobył welkie i potężne Chuaresmasach, njmiijąee 
przestrzenie dzisiejszego Tnrkestana, Zachodnich Chin, ii 
do gór Himalajskich. Mahmnd władca Chnaresmasachn upad) 
wraz z swojem państwem. Powodem do tego podboja, byh 
rzeź kupców mongolskich w Otrar. Krwawo zemśdl sie 
Czingishan: spalit Buharę, zniszczył jej bibliotekę; w S«- 
markandzie szczycącej się wynalezieniem papieru wymordcmit 
30,000 Indzi a 30,000 zabrał do niewoli i zapędził na stepy 
Mongolii; miasta Balk i Nisapur zrabował i zniszczył, abcdąe 
już panem Azyi od Kasp^skiego do Żółtego morza, od gór 
Himalajskich do Oceanu Lodowatego, umarł w 73 rokn łydt 
w 1227. roku. Następcy jego podbili Moskwę, Węgry, sUłi 
się panami Indyi, trwogą Polski i Europy! 

Pomijam ich dalszą historyę, a szukam śladów Temudips 
w Dauryi. Zgromadziły się prawie wszystkie w systenie 
rzeki Onon. W okolicach Akszy, stanicy i posterunku mo- 
skiewskim nad Ononem, znajdują się zwaliska, które ntzpn 
lud siedzibą Czingishana : może to dawne Karokorum i pi^ 
czary '") w których znajdują się różne napisy. Samotny kuritu 



*) w pieccarEe ManguttkleJ , na granicie są rółoe napiay, które JarcaiU 
skopiował. Z Jego opisu przytaczam natf pne szczegóły. Pny Wierdwie 01- 
chuńskim posterunku kozackim rzeka Onon wcliodzi z Mongolii w gnii» 
dzisiejszej Syberyi. O 35 wiorst w dół od tego roi(>Jsca, niedaleko Uup/^- 
skiego karauin, wpada do Ononu rzeczka Mangut, nad którą znąJ4ą}« ńr 
wysoka skała tegoi nazwiska. Na północnym stoku tiuły, ni«doch«da|c i^ 
pieczary, leły gładki granitowy kamień, a na nim czarną farb« napiiMt 
Jakieś wyrazy. Na drugim kamieniu takie przed pieczar), napisany Jest Jedci 
wiersz literami Laucza, to Jest staro-sanskryckiemi, których uiywajf kmMuiA 
w swojem piśmie świętem. WyłeJ zną|dHje się pieczara, do któr^ Jc«t tniKf 
przystęp. Ma oua długości 24 stopy, szerokości 14, a wysokości 5 arszyae*. 
W kącie pieczary w rokn 1853 pan JnreAski widział na kijach sawiciMat 
kawałki Jedwabnej materyi , a na nicłi wyobraione trzy buriackia bóstwa i 
alegoryczne figury z tekstem tybeukim. Pau Jureński słnsaaie się damyśii. 
że wizerunki bóstw nie od wielu lat muszą znajdować się w pieczarze. Pm- 
czara Mangutska nazywana Jest przez tubylców Nuketcja. Arcłiiraaadrtn 
Awwakum , orienUiista , napisy skopiowane przez Jareńskiego tak tła* 
maczy : 

1) Trzy wyrazy w górze napisane i^gurskiemi literami: 

Uber tanwar nnu i Uber tawar nsu, są to wyrazy aongelsUe. 
a znaczą one: aWłaściwe bogactwo Jest woda. > 

2) Drugi wiersz horyzontalnie napisany po sanskrycku, zawiera modtirst 
do świętego Buddaistów Bodisatwia. aOm ma ui bad me huu!» co laaay 
• O Maml Badma, przebacz.* 



125 

w tamtej okolicy w dolinie Kirikie, ma być mogiłą Czin- 
giflhana. Nad rzeczką Urolengaj wpadającą do Kondui, która 
nie do Onona lecz do Argoni płynie przez stepy, znajdują 
Bic także rozwaliny, będące dzisiaj nieforemną kupą gru- 
zów. Cegłę z min mieszkańcy Kondui zabierali i wystawili 
z niej cerkiew we wsi. Na kamieniach i cegłach były wy- 
robione różne iigury i wyrzezane napisy. Niektóre cegły 
oblane są polewą. Piasek te drobne szczątki pałacu także 
Czingishanowego coraz bardziej zasypuje. Kamień z napisem 
z tych ruin posłano do Petersburga. Niedawno robiono 
znowuż poszukiwania i wynaleziono w gruzach srebrną ta- 
blicę z mongolskim napisem. Kamień o którym wspomina- 
łem jest granitowy, napis wyczytał Schmidt w 1833. roku: 
opiewa zwycięztwa Czingishana 1219. roku nad Kluczkanem. 
Podróż dwóch Polaków: Jana de Piano Carpino i Bene- 
dykta, franciszkańskich mnichów, wysłanych w poselstwie do 
hana mongolskiego w roku 1246 przez papieża Innocen- 
tego lY. wyraźnie wskazuje kraj Zabajkalski, a mianowicie 
stepy u źródeł Ononu, za punkt centralny życia mongolskiego, 
za ognisko, z którego rozpostarł się ogromny pożar, przy- 
gaszony cokolwiek przez Polaków ńa Dobrem polu pod Li- 
gnicą. Ciekawe są w ich opisie wiadomości o ceremoniach 
wyboru hana Gażuka na państwo mongolskie, ciekawe wia- 
domości o tych hordach, przepychu i bogactwie cesarza, o 
poselstwach, od rozmaitych narodów i śmierci Jarosława 



S) Pod t«mi dtlewic^ wierszy wertykalnie napiMno literami tangatskieni, 
cokolwiek podobneiiii do tybeukich; w nich tlnmaoy posnął dwa wyrasy 
nongoUkie nuteck (mieszkanie^ rodzina) i aara-io (ksi^yca) jest to przy- 
padek drugi, wyrazu kai^yc. 

4) Dsloaifty wertykalny wiersz zawiera trzy indyjekie wyrazy : Om-a-hun. 

5) Pod tym wreszcie napiaem •% cztery chiiiskie litery , których, jak sl^ 
domyśla Awwakum, uczył się pisać pustelnik w pieczarze mieszkiOfcy. Z na- 
pisów tych wnioskować moina, ie rzeczywiście, mangutska pieczara była 
nieazkanlem buddiOtUego pusulnlka, a z wizerunków bóstw w ulą) umle- 
iiezonyeh widaó, Ae mieszkanie jego dotąd jest szanowane przez lud i uwa- 
łase za miejsce święte. Rzeczka Mangut, która tu wpada do Ononu, źródło 
Bia w górach Mały Oentej, płynie z południa na północ, długości ma wiorst 
SO. Dolina ją| w starołytności była zalndnloof, czego dowodzą licne mogiły 
1 ttare narzędzia, sprzęty, w niej znajdowane. W okolicy mieszkają gantimu- 
roTscy Tongusi Focogojsklegó rodu Hemnigany. Kraina przez którą płynie 
Ibagnt jest górzysU i wspanialej piękności. 



126 



księcia moskiewskiego, który bijąc czołem przed 
umarł na jego dworze z trucizny, jak również i o ova 
pałacu nad Bajkałem , należącym do jednej z żon bana i c 
owem zniszczeniu, na które zacząwszy od Dniepru patndi ai 
do Ononu, a malują go jako nader straszne i smutne. Go- 
nitwy które w XIIL wieku widzieli na stepach przy obione 
nana i dzisiaj jeszcze są w zwyczaju mongolskim, sposób 
podróżow^auia przez tyle wieków niezmienił się, pokan? 
pod namiotami Buriatów, jadaliśmy takie same jak oni 600 
lat temu pod temże niebem. 

Ojczyzna Czingishana, kraj w którym się zrodziła jcfi 
potęga, jest dzisiaj miejscem deportacyi; a naród który os 
na łupy prowadził, znikczemniały i ciemny jak przed wiekan. 
służy jako wierny niewolnik tym nad którymi panował, t* 
jest Moskwie i Chinom, państw^om, któremi niegdyś tnt^ 
w swojej dumie j a monarchów ich zmusza! do pielgiiysiih 
wania w dalekie strony, na stepowy dwór swój, gdrie afl» 
mamie ginęli, albo usta swoje plamili kurzawą wznieskwi 
przez pana Mongołów. Dziwne są losy narodów i niezbwittt 
drogi, któremi ręka historycznego przeznaczenia ich provadii> 
Lud, co podbił i zniszczył pół świata, potomkowie Ciiii^ 
hana, przeszli pod obcą władzę prawie, bez boju, i trv*J| 
pod nią bez niechęci, spokojni i potulni, a tylko z cbciwoaa, 
przebiegłości i chytrości wyglądającej im z oczu, podróii? 
poznaje, iż są potomkami wielkich zwycięzców i rabmw* 
Gniazdo Czingishana, z którego urodziła się niewola, pu*' 
jąca dzisiaj w systemie moskiewsko-mongolskiem nad po)o«| 
Azyi i Europy, dostarcza skarbów temu ludowi, który n^ 
gdyś najwięcej obdzierali. Ziemia przez Polaków w Hłl 
wieku, pierwszy raz opisana, służy dla ich potomków w XŁ 
wieku, za okoUce wygnania. 

W południowej stronie Dauryi, ciągnie się od północnejj 
wschodu starożytny wał, który około stanicy Ciimcfaajtf 
przechodzi przez Arguń i bierze kierunek południowo rt^ 
chodni w długiej linii nad rzeką Gan usypanej, aż wres»al 
ginie gdzieś w stepach Mongolii. Pod wałem , na całej ^ 
jego rozciągłości, znajduje się rów, z którego ziemię n» ^ 
wybierano, na wale zaś samym znajdują się kilkadaeflf^ 



127 

sąini odlegle jedno od drogiego oszańcowania czworoboczne, 
podobne do posad zamczyskami n nas zwanych; każde takie 
(wsańcowanie, mogło kilkadziesiąt ludzi pomieścić. Dzisiaj 
chociaż czas i ladzie wał ten zniszczyli, znacznie Bię jeszcze 
podnosi nad ziemię. Do czego on służył? trudno odgadnąć. 
Można jednak prawdopodobnie domyślać się, iż był starą 
granicą mongolskiego państwa, bo wszakże stary jest zwyczaj, 
dla bezpieczeństwa państwa, opasywania granic jego wałami. 
Chińczycy jako lud zamożny i ukulturowany, na granicach 
swoich nie wały lecz mury powznosili. Rzymianie granice 
swoje wałami opasywali, jak to świadczy wał Trajana i inne; 
i wał więc, który z Dauryi przechodzi w mongolskie stepy, 
mógł być wałem granicznym. Tunguzi i Mongołowie opo* 
wiadają o tym wale fantastyczne podanie. Przed wiekami, 
władca Mongolii chciał się żenić z córką hana, mieszka- 
jącego w dalekiej .ziemi. Hanówna była piękną dziewicą, 
słońca się bała, ażeby jej lica nie oszpeciło i dla tego nigdy 
swojej twarzy dniem nie pokazywała, a skrzętnie kryjąc się 
przed słonecznem światłem była pewną, że umrze natychmiast 
akoro słońce zajrzy jej w oczy. Han mongolski ożenił się 
z tą cudowną dziewicą, a chcąc żonę zachować sobie i ocalić 
ją od zguby, rozkazał zrobić od jej mieszkania do stolicy 
drogę podziemną. Ludy posłuszne jego woli spełniły rozkaz 
i tak powstał ten wał z ziemi, którą wyrzucono z podziem* 
nego kanału, a którym han sprowadził żonę do swojej 
wspaniałej rezydencyi*). 



*} Podanie, ie wat teu był drogą oaraecsonej hańskiej , priypomina po- 
ilobne podania w innych krajacii i Ucsne okopiska i urocsyska rosrzucoae po 
Asył. Europie, sscsególniej na polskiej ziemi. Zoryan Dołęga Ciiodakowski 
(Wiadomość Hittorycsna o Zamkacli, Horodysscskacli i Okopiakacłi staro- 
żytnych na Litwie i Moskwie litewskiej ^rzest Konstantego hr. Tyszkiewicza 
V Tece Wileńskiej. Zeszyt V roku 1858) wymienia wiele Dziewiczych Horo- 
dyszcz i gór Dziewiczych na ziemi moskiewskiej, w Polsce zaś mówi o na- 
*^piijeh: Dziewicza Hora w Bobrujskim powiecie pod Lubonicsami; w Du- 
bicAskim powiecie w Smordwie takai; Dziewicze pole na Kujawach w Prze- 
iMkim powiecie Błędowskiej parafii. Konstantyn hr. Tyszkiewicz dopełnia 
t« liczby aastfpnemi : Dziewicza góra nad Dnieprem między Kijowem a Riyszcse- 
wem pod miasteczkiem Trypol; uroczysko zwane Dziewicze pole, a na niem 
k«rhan Dziewiczy w Kosiuie w Borysowskim powiecie; Panieńska góra około 
l^ndoik pod Wilnem; uroczysko Panieńska góra inaczej Ihryczczem zwane 
^ bliskości Łohojska w Borysowskim powiecie i inne. Domyślać się należy. 



128 

W różnych punktach Daoryi, tzczególniej saś w pół- 
nocnym jej krańca nad Szylką, Ononem i Nerczą majdają nt 
na górach i równinach starożytne grobowce, budowane z ka- 
mienia, jakby izby bez pułapu. Na powierzchni podtoga rówm 
brukowana, obłożona jest w czworobok kamieniami, jeden aa 
drugim niby płot układanemi. Pod taką podłogą apoczywajt 
kości niewiadomo do jakiego ludu i czasu należące. Hiłin 
Weber rozebrał podłogę jednego grobowca i wydobył z pod 
niej szkielet człowieka, złożony w grobie w postawie sie- 
dzącej. Nic więcej prócz szkieletu w grobie nie znalad 
Tutejsi mieszkańcy, szczególniej Buriaci, niepozwalają po- 
ruszać starych grobów, a lekarze i naturaliści, którzy czasiki 
Buriatów przesłali do zbiorów kraniologicznych w Europie* 
mieli wiele kłopotu, zanim je otrzymali. Cieką wem byłoby 
dokładne zbadanie tych nieznanych grobowisk, których naj- 
więcej jest o 10 wiorst od Nerczyńska, po prawej stzooie 
rzeki Nerczy w dolinie Ust'*goż^a, o pięć wiorst dalej po 
lewej stronie Nerczy na Szamańsldem błoniu i jeazcae dakj 
na błoniu Duwannem. W braku wszelkich wiadomości o 
tern, jakiego ludu są te grobowce pamiątką, podajemy swój 
domysł do zbadania, a potem do odrzucenia go lub przyjfcit 
tutejszym archeologom. Że te groby nie są mongolskie ań 
tunguzkie, utwierdza nas ta okoliczność, iż ani pierwsi, tai 



iś urocsyaka Dtiewicze bjlj mieJ«o«m religijnycli urooiystości i ebnt^im 
dtiewiciych; do kałdego s nich tresitą Jest Jakaś legeada przy wifsAaa o dm- 
\ricy, miłości, i t. p. aŻe góry dsiewicse ni« tylko w dawnej 6łoviataetv 
snie znąjomemi były, pisse Konstanty d hr. Tysskiewiea, lecs 2e i Tatany 
takowe naswania, wespół s podaniami gmłnnemi a si«ble mąjf, pnekeay- 
wamy slf m splsn tnakomitssycłi kurlianów w lioskwie , wydanych w diMi 
Keppena, w którem on tak pisze, e Carewo - Uorodysicie emyli I>ti«wMiy 
gród, tak nazywają Moskale naayp dtlesi^ sąłni wysoki, poloiony na poJwdnit 
od neki Irtyssa (w ZaclioduieJ Syberyi) pośród niskłcłi sianoc^i. Kasyf 
tan tnąjomy Jest Tatarom pod naswiskim Kysyn-Tura to Jett Drtewlrif 
groda. Wedlag podania tamecznego Indu , nasyp ten , pomnik praccałycfe i 
tapomnianyeh wieków , asypany był ddewtcseml rakami na monaraif rciy- 
dencyę. Jest I drugie na wscliodnlm brzegn Irtysza podobnego naawania are- 
ezysko, w odległości 3 wiorst od Iskiera, gdzie dzisiaj znĄjdqJe aif 
Przeobraieftsk ; w uiem to ma byś pogrzeblona eórkk któregoś a hai 
porwana przez koclianka i razem z nim, przez sługi Jej ojca zabita.* Aai 
Jedno ze surołytnycfa usypisk , do których nazwa lub podanie « OsWwkm • 
Jest przywiązane, ule mołe pójśó w porównanie, co do obfzeroości x 
dziewiczym w Dauryi. 



129 

drudzy, smarłych w podobny sposób nigdy niechowali, bo, 
albo palili trupów na stosach, porzucali je w puszczy, alb<x 
wrzucali do wody, lub też wreszcie na powierzchni ziemi 
w drewnianych grrobowcach składali. Dopiero najezdniczy 
porządek Moskali, zmusił Buriatów do grzebania trupów 
w ziemi. Chińczycy chowają trupów w mogiłach w postawie 
siedzącej, lecz oni tak są przywiązani do ojczystej ziemi, iź 
w obcej, trupów nawet nigdy nie zostawiają, i w naszych 
czasach jeżeli Chińczyk zemrze w Mongolii albo w Mandżuryi 
krewni lub przyjaciele wiozą trupa do Chin i tam go chowają, 
nie mogą to więc być chińskie groby. Piano — Carpino i Be- 
nedykt w podróży swojej wspominają, (zobacz Historyę Lite- 
ratury Polskiej M. Wiszniewskiego tom II), iż za Bajkałem, 
mieszkały ludy zwane Naimarami, że ludy te były pogańskie, 
a kraina ich górzysta i zimna; że narody Naimarów, nie trudniły 
•ię rolnictwem i prowadziły pod namiotami koczujące życie, 
jak i zdaje się południowi ich sąsiedzi Mongołowie; że wreszcie 
ei ostatni Naimarów zupełnie wytępili. Może więc być, że groby 
te są jedyną pamiątką po Naimarach, o których tyle tylko 
wiemy, ile nam o nich wyżej wymienieni podróżnicy napisali. 
Do góry, która wznosi swój okrągły wierzchołek na pra- 
wym brzegu Nerczy, naprzeciwko miasta Nerczyńska, z epoki 
wojny Chin z Moskwą (XVII w.) przywiązane jest następne po- 
danie. Tunguzi zostający pod władzą kniazia Gantimura, 
którzy się niedawno byli poddali Moskwie, zajmowali na tej 
górze stanowisko. Chińczycy zaś na lewym brzegu Nerczy, 
na błoniu stali obozem. Gantimur miał bardzo małe siły, a 
chcąc oszukać Chińczyków i przestraczyć ich pozorem wiel- 
kich wojsk, rozkazał niewiastom przebrać się po męzku i wziąść 
broń, krzaki ponarzucał kożuchami i płaszczami, i udał, że 
gotów jest na spotkanie. Chińczycy niewiele robili sobie 
zOantimura, nie zaczepiali go jednak, gdyż w Nerczyńsku 
odbywały się podówczas konferencye z okolniczym Goło- 
winem, które zakończyły się traktatem i fortel Gantimura 
JTobiły niepotrzebnym. 

Wzmianka o traktacie, prowadzi nas do historyi zaboru 
tych krain przez Moskwę. Wcześnie bardzo zwrócUa ona 
•woja uwagę na Wschodnią Azyę i Chiny, i przez poselatwa? 
OaiBi, Opisaoie. II. 9 



190 

kuijerów i szpiegów wysyłanych do Mongolii i Chin, sUnh 
się poznać te kraje, dawno juź bardzo przedstawiające )at«^ 
zdobycz dla przedsiębierczego i śmiałego wojownika. JeszcK 
Iwan Groźny, twórca właściwy moskiewskiego państwa, sięgntl 
swoj% żądz% zdobywczą w środek Azyi i w roku 1567, i 
więc przed zdobyciem Zachodniej Syberyi, wysłał atammÓT 
Jana Piotrowa i Bumasza Jałyszewa do Mongolii, z instrokcj^ 
zbadania i poznania ogromnych przestrzeni tego kraju i ró- 
żnych ludów w nim kocziąjących. Poselstwo to zwędromlo 
cał% Wschodnią Azyę: było za Bajkałem, nad morzem Ko- 
rejskiem, a przy pomocy Mongołów dotarło aź do Pekion: 
po powrocie opisało Zachodnią czyli Czarną Mongolię i a- 
komunikowało Groźnemu wieści o Tybecie, Turkestasie, 
Bucharyi i Kaszkarze. Poselstwo to palcem Iwana wskaafc 
potomkom carskim szerokie krainy do zdobycia w tej cipd 
świata, i odtąd widzimy Moskali coraz głębiej ka Oceaoovi 
Wschodniemu posuwających się i pod swój wpływ i panomBk 
zagarniających ludy środkowej Azyi. 

Od poselstwa Groźnego, przez lat wiele nie słychać o 
żadnym do Chin wysłańcu. Dopiero po zawojowaniu Zacho- 
dniej Syberyi roku 1608 wojewoda Tomski Bazyli Wołyśsli 
razem z karawaną wysłał poselstwo złożone z trzech koakóv 
i tłumacza, pod przewodnictwem dwóch książąt Kirgiskich. Po- 
selstwo to udawało się do mongolskiego Ałtyn-hana {ńfy 
tego hana), lecz w drodze dowiedziawszy się, iż Złoty liin 
został wyrzucony ze swoich koczowisk przez Kałmuków, ttó- 
ciło napowrót do Tomska.'*') Drugie poselstwo do Ałtyn haair 
szczęśliwsze od pierwszego, przybyło 1616. roku do jego 
ułusu. Dobrze było przyjęte i przywiozło ztąd wiele wiado- 
mości o Chinach i narodach środkowej Azyi, zachęciijącyck 
do podboju. 

Trzecie poselstwo do Ałtyn hana, wysłał 1620. roku wo- 
jewoda Tobolski książę Kurakin. Składało się ono z dwóc^ 
kozaków Jana Petlina i Piatońki Eisilowa. Ścisnęło ono 



*) Zobacs artykuł : aO pi«r«ych mosko^skich putiesBestwiacJi v Kitą^ • 
w piśmie: (rjeiemiesiactiiyja 8ocsitiienia» s roka 1755 miesięe Lipiec. IVte w 
burg. 



131 

wędy między Ałtyn banem i Moskwą i przjniiósło nowe 
wiadomości o okolicach przez siebie zwiedzonych. 

Także 1690. roka wysłano poselstwo w cela poznania 
drogi do Chin korytem rzeki Jeniseja i zawiązania stosunków 
z pogranicznymi książątkami. Andrzej Szarygin i Bazyli 
Tiumeniec*) zwiedzili okolice Górnego Jeniseja, a u księcia 
Watli wyjednali pozwolenie przejazdu moskiewskim kupcom 
przez jego państewko do Chin i przywieźli od niego list do 
swojego cara. Zadzierzgały się więc coraz bardziej stosunki 
Moskwy z Mongolią i rosło znaczenie pierwszej w Azyi. Mon* 
gołowie szczególniej byli i są podatnem dla Moskwy narzę- 
dziem do pomnażania jej potęgi i znaczenia w tej części 
świata. Nosząc w sobie liczne cechy upodobniające ich do 
Mongołów, Moskale zdają się tu byó jakby w swoim kraju, 
jakby w swoim żywiole. Mongołów ciągnie moralny węzeł 
podobieństwa, do Moskali; wkrótce też widzimy Ałtyn bana 
mocno zaprz^ażnionego z nimi i poddającego się ich władzy. 
W czasie rewolucyi, która zakończyła się zdobyciem Chin 
przez Mandżurów, Ałtyn han wyruszył ze stepów swoich 
w okolice Krasnojarska i tutaj 1636. roku uznał władzę Mo- 
skwy nad sobą, mogąc już bezkarnie zrzucić z siebie zwierz- 
słmość niebieskiego państwa. 

Wtargnięcie Moskali nad Amur mandżurski, o którem 
niżej obezemie powiemy, zbliżyło Moskwę do Chin i wyka- 
zało niebezpieczeństwo Chińczykom sąsiadowania z Moska- 
lem. Car Aleksy 1654. roku posłał do Pekinu Teodora Baj- 
kowa, który miał się dowiedzieć o tytule bohdohana (cesarz 
chiń^i) i zawrzeć z nim traktat przyjaźni i handlu.**) Od 
kahnuckiego Tajszy Abłaja, koczującego nad Irtyszem, otrzy- 
mał Bąjków przewodników i konwój, z którym przybył do 
Bźongoryi i był tam dobrze przyjęty przez Kontajazę (bana) 
Senga, którego ojciec Batur (umarł 1655. roku) pokonawszy 
wiele kałmuckich książąt i część Bucharyi, był właściwie 
założycielem państwa Dżungoryi. Ztąd przez stepy mongolskie 
i miasto Kokoton, przybył do Pekinu, gdzie był źle przyjęty 



*) Tamie. 
••) Tamie. 

9* 



132 

i niedopuszczony do audyencyi u cesarza, jakoby z pogodo 
ceremoniału, któremu niechcial się Bajków poddać. Wrócił 
więc z niczem do Moskwy tąź samą drogą, i swoją ciekawi 
podróż opisał. 

Roku 1658 wysiano do Pekinu Perfilewa, lecz i on próa 
podarunków, żadnego aktu carowi nie przywiózł. Podejrzli- 
wość Chin , tak słusznie obudzona wtargnięciem nad Amtir i 
przyjęciem w poddaństwo Ałtyn bana, robiła starania mo- 
skiewskie w oplataniu Chin, częściej niż dawniej pro- 
żnemi. 

Roku 1668 nowych posłów: Piotra Jarykina i buchsrca 
Setkuna Ałbdina, wysłał rząd moskiewski do Pekinu; lea i 
ich poselstwo przyj ętem nie było i prócz przywiezienia diia- 
skich towarów innych rezultatów nie miało. 

Roku 1672 władze Mandżuryi, przez kurjera wysłanego 
do wojewody nerczyńskiego Arszyiiskiego, proponowały ną- 
dowi moskiewskiemu wysłanie nowego poselstwa do Pekinu, 
w celu objaśnienia coraz dalszego wdzierania się kozaków 
w głąb Mandżuryi. Odpowiadając żądaniu, Moskwa posłała 
do Pekinu: Miłowanowa i Eobiakowa*). Ci jakkolwiek dobrze 
przyjęci, spornych kwestyi nie załatwili, przy¥neźli tylko 
piśmienne żądanie wydania władzom chińskim Gantimora 
kniazia tunguzkiego, który podobnie jak dawniej Ałtyn han 
poddał się Moskwie, uciekłszy z pod władzy Chin. Tutaj 
potrzeba zrobić uwagę, że jak Ałtyn han, nie był władcą 
całej Mongolii, tylko kilku hord, tak i Gantimur nie był 
kniaziem wszystkich Tunguzów, tylko kilku rodów. Żądanie 
wydania Gantimura zostało odrzucone, a kwestye sporne, 
z powodu rabunków i samowolnego gospodarowania Kozaków 
nad Amurem, miały wkrótce wybuchnąć płomieniem wojny. 
Dla lepszego zrozumienia tych sporów, rzućmy wstecz okiem, 
na sadowienie się Moskali nad Amurem, na ich walki s tu- 
bylcami i zabory za Bajkałem. 

Opanowanie całej prawie Syberyi, dokonane zostało prcez 
Moskwę małą garstką ludzi i bez wielkich kosztów. Kosacy 



*) elstoriko Btatisticzetkoje obozi-Ienie torgowych snoscesfi lC«Mkvy 
ft Kltąjem.* Soczloitnie A. KorsAka. Kaan 1857. roku. 



133 

napadali na spokojne i cbikie, nieznające palnej broni pół- 
nocne lady, które nie mogły oprzeć się ich natarcia i ra 
pierwszem wezwaniem składały jessak i wchodziły w pod. 
daństwo cara. Jakutsk wcześniej niż Danrya i Amarska pro- 
wincya zostały zabrane do Moskwy. Z Jakutska zahartowani 
i także na wpół dzicy kozacy, robili wycieczki w odległe 
krainy, zbierali fatra i żywili się kosztem tabylców. Duch 
ten podróży, śmiałych przedsięwzięć, zamiłowanie we włó- 
czędze i skłonność do podbojów tanim kosztem i bez wielkich 
niebezpieczeństw, dot%d właściwy jest Moskalom, czego do- 
wodem jest opanowanie niedawne pięknych krain tnrkestańskich 
w okolicach Bałkasza i zabór Amura. 

Rokn 1636 oddział kozaków wyraszył z Jakntska w smutną 
krainę rzeki Ałdanu, z zamiarem zmuszenia swobodnej tam- 
tejszej ludności do płacenia jessaku. Oddział ten posunął się 
daleko, ku krajom nadmorskim. Tam w Udzkiej krainie*) 
•potkawszy koczujących Tunguzów, dowiedzieli się od nich, 
o bogatej, urodzajnej, a mało zaludnionej okolicy, przez 
którą płynie jedna z największych rzek Azyi, Amur. 

W tym także czasie dragri oddział kozaków wyruszywszy 
z Jenisejska rzeką Angara w okolice Bajkału, dowiedział się 
od tamtejszych Tunguzów i Buriatów o krainie górzystej) 
obfitującej w złoto i srebro, przez którą płynie rzeka Szyłka 
i o mieszkańcach tej krainy Daurach, którzy tradnią się 
pasterstwem i rolnictwem, a zostają pod władzą kniazia 
Ławkoja, mającego swoją rezydencyę przy ujściu rzeczki 
Urki do Amurn. 

Opowiadania kozaków o nowych, bogatych, łatwych do 
zdobycia krainach, zapaliły wyobraźnią i wznieciły nigdy nie- 
nasyconą w moskalach żądzę podbojów i zawojowań obcych 
ziem i narodów. Wskutek odebranych wiadomości, pierwszy 
Jakntski wojewoda Piotr Goło win, poraczył kozakowi Bazy- 
lemu Pojakrowi wyprawę na południe, z rozkazem zwiedzenia 
nowych krain, poznania miejscowości i zasobów jej ludności, 
dróg i t. p. 

Pojakrów na czole 130 kozaków, wypłynął (1643. roku) 



*) UdzkA kraina l«iy nad brzegami Ocliockiego morza. 



134 

8 Jakutska Len% aź do ajlcia Ałdann. Następnie wplyn^ 
na Ałdan i p}yn%ł t% rzeką aż do ujścia Uczury, z Uczory 
wpłyn%} na rzeczkę Ganam i tu przezimował. Dalej jnż 
płyn%ć nie można było, pasmo gór Jabłonowych, wzniosio 
ta dzikie szczyty swoje, które koniecznie przebyć potnebi 
było, ażeby się dostać do nowej , i bogactwami swemi lu- 
lającej wyobraźnią nąjezdców krainy. Kozacy przywykli do 
trudnych podróży i wycieczek w pustyniach jakutskich, na ton- 
gozkich nartach (sanie) szczęśliwie przebyli Jabtonowe góiy, 
a spuszozając się południowym ich stokiem trafili w dolinę 
jtzeki Briandy. Nad jej brzegiem porobili statki «i popłyofli 
Briandą, ta doprowadziła ich do wielkiej rzeki Zsci, któn 
wpadając do Amuru, na ujściu ma przeszło 500 sążni szero- 
kości. Pierwszą osadę Daurów spotkali przy ujścia Umti- 
kana do Zei, mieszkańców zmusili do zapłacenia jesaka Wiel- 
kiemu Białemu carowi, o którym ten swobodny Ind 
nigdy dotąd niesłyszał. Nie uważając jesaku za dowód pod- 
dania się pod obcą władzę, zapłacili go dla pozbycia cif 
nąjezdców, lecz byli tyle nieostrożni, że opowiedzieU ia 
wiele szczegółów o nowej, nieznanej kozakom krainie. Sły- 
sząc o osadzie Mołdikiczyd, położonej przy ujścia Selimbj 
(in. Selimda i Selimdża) do Zei, Pojakrów wysłał do niej 50 
kozaków po żywność i futra. Tu kozacy doznali pierwszego 
oporu i nie tylko, że nie otrzymali żywności i futer, ale 
odpędzeni zostali od Mołdikiczydu. Nie kusili się kozacy o 
zdobycie tej osady i udali się w dalszą wyprawę, a wpły- 
nąwszy na Amur, żeglowali po niej trzy tygodnie aż do 
ujścia wielkiej rzeki Sungary do Amura, płynącej z Chin, 
którą oni nazwali Szingała. W sprawozdaniu swojem przed- 
siębierczy Pojakrów powiada, że cała przestrzeń nadbrzeżnych 
okolic Amura od i^gscia Zei, do ujścia Sungary i jeszcze da^j 
w dół aź do ujścia Ussury, zamieszkaną była przez lad D«* 
czerów. Od ujścia Ussury w dół Amura, zamieszkał hid 
Natki (dzisiejsi Goldy), a przy ujścia Amuru do morza 
mieszkali jak i dotąd mieszkają Gilacy, którzy prócs tego 
zaludniają wyspy Szantarskie na morzu i północDą stronę 
wyspy Sachalin, należącą już do archipelagu Japońskiego. 
Kozacy przezimowali w krainie Gilaków, których zmusili do 



135 

zapłacenia jesaku. Wziąwszy od Gilaków 480 soboli i 16 szub 
sobolich, kozacy (1645. roku) morzom Tugurskiem dopły- 
nęli do ujścia rzeki Uli. Tu wysiedli na brzeg i przebyli na 
nartach pasmo Stanowych gór, a potem rzeką Mają, która 
wpada do Ałdann i Leną, dopłynęli roku 1646 do Jakutska* 

Pomyślny rezultat pierwszej wyprawy moskiewskiej do 
Mandźuryi, zachęcił do dalszych egzpedycyi na południe* 
W trzy lata po powrocie Pojakrowa, roku 1649 Dymitry 
Fransbek wojewoda jakntski, pod dowództwem Erofeuszą Cha< 
barowa rodem z Solwyszegodzka , wysłał nową wyprawę 
w krainy amurskie, złoźopą z 70 kozaków i ochotników. 
Oddział ten z Jakutska popłynął w górę Leny, wpłynął potem 
na znaczną rzekę Olokmę wpadającą do Leny; z Olokmy 
wpłynął na rzeczkę Tugir, a przeprawiwszy się przez góry 
JaUonowe, puścił się rzeką Urką, przy której ujściu do Amuru 
mieszki^ książę Daurów: Ławkoj. 

Ławkoj słysząc o nowym najeździe kozaków, porzucił 
swoją rezydencyę i schronił się ze wszystkiemi mieszkańcami 
w puszczy. Chabarów znalazł przez ludność opuszczone domy , 
a obawiając się, z powodu małej liczby ludzi puszczać w dół 
Amura, powrócił w roku 1660 do Jakutska. Osady daurskie, 
które widział Chabarów w swej podróży, opatrzone byfy 
drewnianemi parkanami, umocowane basztami, oraz wałem i 
rowem przy parkanie. Wewnątrz wałów i parkanów stały 
domy, z papierowemi chióskiemi oknami. 

W rok potem (1651. roku) tenże sam Chabarów, na czele 
znaczniejszego oddziału kozaków, wyruszył powtórnie z Ja- 
kutska, z zamiarem zmuszenia Daurów do poddania się Mo- 
skwie. Pierwsza osada, którą na brzegach Amuru w dół od 
ajścia Ałbazichy napotkał, złożoną była z trzech oddzielnych 
od siebie wsi, należących do trzech książąt daurskich: Go- 
gudara, Ołgamei iLotudima. Daurowie spotkali nieprzyjaciół 
na równinie, lecz zaraz po pierwszym wystrzale kozaków, 
cofnęli sią do ufortyfikowanych osad. Wówczas Chabarów 
zbliżył się ku wałom i żądał, ażeby Daurowie złożyli broń ^ 
poddali się władzy moskiewskiej. Propozycye zostały z dumą 
odrzucone i kozacy szturmem, zrobiwszy wyłom, zdobyli 
jedną po drugiej wszystkie trzy wioski. Z\yycięztwo niewiele 



136 

kosztowało, Daurowie bowiem nie byli wojennym ludem, nie 
mieli palnej broni i acz małej, ale wyćwiczonej garstce opneć 
się nie mogli. W bitwie tej zgin^o 661 Daurów, mięto 
do niewoli 243 kobiet i 118 dzieci; prócz tego zabrali 2&7 
koni i 117 sztok bydła. Chabarów przebył C tygodni w zdih 
bytej osadzie, a szukając nowych zdobyczy, popłynął w doi 
Amuru. 

Dtt igścia Zei żeglował pół trzecia dnia, zt%d w niewiel- 
kiej odległości w dół rzeki, na prawym brzegu Amuru, poło- 
żoną była wieś Tołgin, rezydencya księcia Eokoreja, złoloai 
z 26 pustych jurt. Daurowie bowiem na wieść o przybydi 
moskiewskich łupieżców, opuścili swoje mieszkania i schroniłi 
się w górach. Po pewnym przeciągu czasu, myśląc, że n^od- 
nicy już odpłynęli, powrócili do Tołgina. Omylili się; chcwi 
kozacy czekali na nich i zmusili do wykonania przysięgi n 
wierność Białemu carowi, a zarazem musieli zobowiązać się 
do płacenia jesaku. Daurowie tołgińscy ulegli przemocy, lea 
nie myśleli wykonać narzuconych zobowiązań, a nie bardbo 
pilnie przez kozaków strzeżeni, uciekli powtórnie w gór;. 
Chabarów zaś, nie mogąc się inaczej zemścić, spalił Tolgist 
a patrząc na dymiące się jeszcze zgliszcza odpłynął ka Sss- 
garze, do ujścia której żeglowfli sześć dni. 

Między ujściem znacznej r^eki Burei (Niuman Bira), któn 
płynie z północy od Jabłonowego pasma do Amuru, a njiam 
Sungary, Amur przerzyna się na przestrzeni 21 y, mili prta 
wysokie pasmo Hingańskich gór. Ścieśnione i skałami ubn- 
mowane koryto Amuru, ma w tern miejscu do 500 s^ 
szerokości, a głębokości od 7 do 10 sążni. W innych 11119- 
scach na równinach, koryto Amuru zarzucone wyspami ma 
kilka, a nawet kilkanaście wiorst szerokości. Chabarów, M 
mieszkający z tej i z drugiej strony Hinganu, nazywa Go- 
g u łam i; powiada o nich, że mieszkają w msJych domkach 
i trudnią się rolnictwem. Dzisiaj w tych stronach miesdnją 
Mandżurowie(Manczżurowie) iManegry; ostatni, w ubioize^ 
języku i w obyczajach, bardzo mało różnią się od znanYck 
nam już Oroczonów. Ujście Sungary od Striełki, to jest od 
łączenia się Szyłki z Argunią i utworzenia się Amuru, odlegle 
jest o 203 y, milL Sungara płynie z południa z gór nan- 



137 

dżankicli Golin-Szan-Jan- Alin. Jest to rzeka ogromna i szersza 
niż Amur. Chińczycy twierdzą, że Amur do Sungary a nie 
Sangara do Amura wpada. Ghabarów powiada, że od ujścia 
Szyngriu (to jest Sungary) mieszka nad Amurem lud Duczery, 
za niemi zaś Aczany (przez Pojakrowa nazwani Natki). 
Pomiędzy Aczanami, w wielkiej wsi, Chabarów postanowił 
przezimować. Aczanowie trudnili się rolnictwem, mieszkali 
zaś w obszernych wsiach i mogli być bezkarnie łapieni. Dla 
zaopatrzenia się w potrzebną żywność odkomenderował 100 
kozaków, w górę rzeki. Kozacy łupili w nadbrzeżnych ułu- 
sach, rabowali dobytek biednych Daurów i Aczanów i między 
tymi spokojnymi;, niewojowniczymi ludami, szerzyli śmierć 
i trwogę, jako zwiastunów moskiewskiego panowania. Cier- 
pliwość ludów przebrała się; złupione ludy postanowiły 
wreszcie ukarać najezdników i odbić łupy od nich wydarte. 
Daurowie i Aczanie w liczbie 1,000 ludzi, napadli na koza- 
ków, lecz zostali odparci, a oddział (100) powrócił do osady 
i pomagał następnie pozostałym kozakom w jej fortyfiko- 
wanio. 

Ludy koczujące po obu brzegach Amuru, zostawt^y pod 
zwierzchnią władzą Chin, a prowincya Amur, na północ aż 
do Jabłonowych gór była częścią Mandżuryi. Chiny więc 
były obowiązane bronić podwładne sobie ludy od ucisku i 
najazdu kozaków; jakoż han Uczurwa w Mandżuryi, roz- 
kazał uzbrajać i zbierać wojska w mieście Niumgucie nad 
Songarą i pod dowództwem księcia Izineja, wysłał je do 
ziemi Aczanów. Chińczyków było 2,020, mieli 8 armat, 30 
strzelb kilkolufowych i 12 pinartów (armata z gliny, w którą 
wchodzi pud prochu; pinarta używaną jest przez Chińczyków 
jak u nas petarda). Do stanowiska kozaków jak zwykle nigdy 
nie spiesząc się, maszerowali trzy miesiące, nareszcie 24. marca 
(t. s.) 1652. roku stanęli pod wicami Aczańskiego miasta i 
rozpoczęli kanonadę. Przez zrobiony wyłom, udało się wojsku 
chińskiemu wtargnąć do miasta, lecz zaraz zostali wypędzeni. 
Tymczasem 150 kozaków zrobiło wycieczkę i zabrali chiń- 
czykom 2 armaty. Chińczycy w szturmie i w odpieraniu wy- 
cieczki stracili 676 ludzi i połowę swoich wojennych zapasów. 
Nieudany szturm, zmusił ich zamienić oblężenie na blokadę 



138 

Kozacy prędzej czy później, pozbawieni komunikacyi ze swoim 
krajem i prowiantów, uledzby mnsieli, dla tego też Chaba- 
rów, skoro tylko kra przeszła na rzece, wyniósł się cichaczem 
z Aczańskiej fortecy i popłyn%ł w górę Amuru. W tej po- 
dróży, bliżej Ze i zliczył się z Chabarowem oddział z 144 ludzi, 
opatrzony w dostateczne ilość ołowiu i prochu, a wysłany 
z Jakutska na pomoc zagrożonym żołnierzom Chabarowa. 
Tak wzmocnieni kozacy, posuwali się w górę rzeki, zbierając 
jesak i łupiąc mieszkańców, niekarni i niesforni, a przyzwy- 
czajeni do łupiestwa i grabieży, niechcieli słuchać swoich 
dowódców. W Tołginie, gdzie Chabarów miał zamiar wy- 
budować zameczek (ostróg), nieposłuszeństwo, kłótnie i nie- 
zgoda do tego doszły, że wielu kozaków pojedynczo oddaliło 
się od oddziału i na swoją rękę działali. Nareszcie 100 ko- 
zaków razem opuściło Cłiabarowa i udali się do Jakutska. 
Osłabiony w ten sposób oddział, niemógł już nic ważnego 
przedsiewziąsć, Chabarów jednak z pozostałymi przybywszy 
na ujście Komary*) wybudował tu zameczek, który miał być 
głównem stanowiskiem Moskali nad Amurem. Ztąd wysłid 
gońca do Jakutska z doniesieniem o zaszłych wypadkach i 
losach wyprawy i z prośbą o nadesłanie mu większej siły 
zbrój ucj. Mała łudność Jakutska i bardzo mała liczba wojska 
tam konsystującego , była powodem, że żądanie Chabarowa 
nie zostało w zupełności spełnione. Wojewoda Jakutski wy- 
słał czemprędzej do Moskwy kurjera z wiadomościami, a do 
Komary wyprawił 150 kozaków z trudnością zebranych pod 
dowództwem Dymitra Zinowiewa. 

Wiadomości o Amurze, rozchodziły się po całej Syberyi. 
Opowiadano o bogactwach, wybornej ziemi, pięknej roślin- 
ności w nowej krainie ; mówiono o wspaniałej rzece, obfitości 
ryb, zwierzyny, o łatwości zdobycia tego kraju: i wszyscy 
chcieli się tu przenosić, wszyscy marzyli o Amurze, jako o 



*) Komara- ilAoiarA albo Hamar-Bira^ suaczna nęka, płynie s południa 
na północ do Amuru. Długości raa około 43 milo ; njftcie JoJ od Strielki od- 
ległe Jest o 91 mil. W nasiycli czasacti wsdłui Amura od Strielki ai do Ko- 
mary koesujf ludy; Oroczoni i llanegry; a za ujęciem Komary w dół Amara 
ku chińskiemu miastu AJgun (po mandżursku Sacbalin Uła Hoton) ai do 
Sungary I dalej Jeszcze ai do ujścia Ussury, mieszkąjf na brzogacłi Amuru 
Uandłurowie* 



139 

raja I nabywając go siemią obiecaną, Chanaanem syberyjskimi 
Wówczas już powstał projekt zupełnego i stanowczego przy- 
łączenia do Moskwy amurskiej prowincyi, i 3,000 wojska 
chciał car wysłać pod wodz% kniazia Łobanowa Rostowskiego 
na zdobycie nowych i bogatych krajów w Mandźuryi ; projekt 
ten jednak nie przysze^ wówczas do skutku. 

Tymczasem Zinowiew złączył się (1653. roku) z Chabarowem 
i ąjął w kluby karności niesforne kozactwo. Kazał im orać, 
i stać, zmnszał do pracy, do której mieli wstręt wielki, a 
który zamienił się potem na niechęć do Zinowiewa. Zino- 
wiew jednak umiał sobie radzić i umiał powstrzymać wyuzda- 
nych podwładnych. Chabarów wskutek wezwania wyjechał 
do Moskwy, gdzie car bardzo dobrze go przyjął, obdarzył 
tytałem bojarskiego syna i nominował starostą wszystkich 
wsi (prykaszczyk) od Ustkutska aż do granic Jakutskiego 
okręgu. W tym północnym kraju osiadł śmiały, waleczny 
i przedsiębiorczy Chabarów i resztę życia spędził na łonie 
rodziny. Wieś Ghabarowa, istniejąca dzisiaj w tamtej okolicy, 
przypomina imię swego założyciela, słynnego z łatwych zwy- 
cięztw nad Amurem wojownika. 

Po zupełnem opuszczeniu przez Ghabarowa nowej krainy, 
Zinowiew natarty przez Ghińczyków, nie mógł oprzeć się i 
dwa ostrogi moskiewskie w Komarze i w Ałbazinie, zniszczone 
zostały przez wojska niebieskiego państwa. Moskale jednak 
nie zrażali się niepowodzeniem, a dowództwo nad nimi objął 
prosty, szeregowy kozak Onufry Stepanów, człowiek przed- 
siębierczy, śmiały i wyższych zdolności. Zaraz po objęciu 
dowództwa, Stepanów pof^ynął do ujścia Sungary, gdzie za- 
grabiwszy zboże mieszkańcom, przezimował w ziemi Ducze- 
rów. Następnej wiosny (1654. roku) Stepanów puścił się na 
rzekę Sungarę ; brzegi tej rzeki więcej zaludnione niż Amuru, 
ziemia uprawna, przedstawiały korzystne polo do najazdu, 
dla chciwych panowania i łupów kozaków. Pomyślny, pół- 
nocny wiatr nadymał żagle statków i posuwał je w górę 
rzeki. Na trzeci dzilń żeglugi po Sungarze, kozacy pewni 
pomyślnego końca wyprawy, zobaczyli Chińczyków na brzegach, 
którzy zatamowali im dalszą drogę, następnie napadli, pobili 
i zmusili do odwrotu. Wkrótce po tern zdarzeniu przybył na 



140 

pomoc Stepanowi sotnik Piotr Bekietów z JeniMJska. B^ 
kietów przepłynął wszerz przez burzliwy Bajkał i od nieje 
dostał się do Amuru, wskazując nowe drogi i nowe knje do 
zdobycia. On dał początek usadowieniu się Moskali w Zi- 
bajkalskim kraju, czyli w powiatach Nerczyńskim i WierA- 
noudinskim, a następnie wcieleniu go do Syberyi. 

Bekietowa wysłał Atanazy Paszków, wojewoda Jenisejski, 
który o Amurze miewał wiadomości z zameczku Bargun- 
skiego, z opowiadań tamtejszych Tunguzów i myśliwTti 
Z tych opowiadań poznawszy miejscowość, rozkazał Bekie 
towi przebyć Bajki^, a następnie płynąć Sielengą do ujśM 
w niej Ghiłoku, a potem Ghiłokiem aż do złączema 9( 
z nim jeziora Irgień, nad którem rozkazał wybudować n 
zameczek (ostróg). Następnie rozkazał mu przejść góry Ji- 
błonowe, a potem płynąć Ingodą, Szyłką do ujścia Nepcirt 
tu kazał mu wystawić drugi zameczek, a potem dopiero 
udać się nad Amur. Bekietów rozkaz Paszkowa w zupełnoiei 
wykonał. Wybudował zameczek nad Irgeniem i przy ajśdi 
Nerczy (1653. roku), a potem złączył się z pobitym pną 
Chińczyków Stepanowem. 

W jesieni 1654. roku zaczęli kozacy odbudowywać znue* 
czek Komarski, ukończyli zaś robotę dopiero nasŁcp9 
wiosny. Zamek otoczony był wałem, w którego cztered 
kątach porobione były baterye. Na wałach i przy l^aŁerric^ 
wbito w ziemię podwójne palisady; prócz tego, bronił p 
i wzmacniał rów (głęboki na 1 sążeń, szeroki na 2 saliń) 
i żelazne szpile w rowie powtykane i piaskiem zasj^at 
Wewnątrz zamku wystawiono wielką bateiyę, cerkiew i donH 
dla kozaków. 

Chińczycy dowiedziawszy się o robotach i fortyfikania np 
nowem kozaków nad Amurem, przybyli w znacznej sile pcł 
zamek Komarski. Dziesięć tysięcy żołnierzy było dostatecai 
do zupełnego wyparowania kozaków z Amuru, a 15 ara^ 
dostateczne do zburzenia naprędce sklejonego zamku. Cliii* 
czycy mieli taką siłę pod Komara, zostali jednak pobkii 
odpędzeni. Szlamazami z natury, przyzwyczajeni do wywest* 
sów i wygód, bez odwagi i broni europejskiej, Chińcifey 
nigdy niedotrzymają placu biegłemu a wyćwiczonemo rot- 



141 

nienowi. Dnia 20. marca rozpoczęli kanonadę z dział wcią- 
gnionych na skałę naprzeciw zamku i z dwóch bateryi, które 
w niewielkiej odległości od zamku usypali. Kanonada trwała 
dzień i noc całą, nie wyrządzając wielkich szkód schowanym 
za wałami kozakom. 

W nocy z dnia 24. na 25. marca Chińczycy przypuścili 
sztorm do zamku. Atak nie udał się, w tejże chwili bowiem 
oddział kozaków zrobił wycieczkę i odparł Chińczyków. 

Po przegranej, Chińczycy cofnęli się w głąb Mandżuryi, 
a bohdohan wydał rozkaz, ażeby ludy mieszkające nad Amu- 
rem, porzuciły dotychczasowe swoje siedziby i przeniosły się 
w inne okolice, mniej zagrożone. Tryumfujący Stepanów, 
w cerkwi zamkowej kazał ochrzcić dwóch chińskich niewol- 
ników; trofea zaś zwycięzŁwa, i jesak posłał carowi do Moskwy, 
na znak poddania jego władzy nowej krainy. 

Na rok przed tą bitwą, Jakutski wojewoda, wysłał na 
pomoc Stepanowi bojarskiego syna Teodora Puszczyna, z roz- 
kazem postawienia chaty przy zejściu się Szyłki z Argunią,. 
którą przeznaczył na stacyę zimową dla kozaków. Po wy- 
hudowaniu chaty Puszczyn złączył się ze Stepanowem i po- 
płynął z nim do ujścia Sungary, gdzie kozacy zabrali dużo 
zboża, które starczyło im na rok cały; prócz tego narabo- 
wali mnóstwo rzeczy i obciążeni łupami, popłynęli w dół 
Amuru do ziemi Gilaków, gdzie Puszczyn wybudował zameczek 
Kosogorski i wybrał jesak od Gilaków. 

W po-wrocie do Komary, kozacy nie zastali już mieszkań- 
ców na brzegach Amuru, w skutek bowiem rozkazu bohdohana, 
wynieśli się w inne strony, a osady swoje poniszczyli. Wy- 
ładnienie kraju było bardzo nie na rękę kozakom, pozba- 
wiało ich bowiem łatwej sposobności utrzymywania się z łu- 
l^iestwa i zmuszało do pracy. Wówczas także nadeszły z Mo- 
skwy od cara rozkazy, które polecimy kozakom unikanie 
sporów i bitw z Chińczykami, a obok tego łagodne i ludzkie 
obchodzenie się z ludnością koczującą i z niewolnikami, a 
przytem zachęcały do dalszych zdobyczy. 

Roku 1655 wojewoda Jenisejski Atanazy Paszków, został 
przez cara mianowanym Naczelnym dowódcą egzpedycyi 
amurskiej. W skutek tej nominacyi, Paszków popłynął Angara 



142 

do Bajkała, przeprawi) się przez jezioro i udał się z oddziałem 
kozaków drogą, którą przebywał poprzednio Bekietów. Obok 
zamku przy ujściu Nerczy, Paszków założył miasto Nerczyńsk 
(roku 1658), przeznaczając go za punkt wyjścia dla amurskich 
egzpcdycyi i na stolicę nowozdobytych krajów. Z Nerczyńska 
wysłał Paszków rozkaz do Stepanowa, w którym polecał 
przysłanie 100 kozaków do Nerczyńska, pozostałym zaś roz- 
kazywał osiąść przy ujściu Ałbazichy i tam odbudować za- 
meczek. 

Stcpanów nie mógł rozkazu wykonać, w tej chwili bowiem, 
stojąc na czele 500 ludzi, znajdował się przy ujściu Sungary 
i tam był otoczonym przez znaczne siły Chińczyków. Poło- 
żenie Stepanowa było rozpaczliwe, niekarne źołdactwo ucie- 
kało, a Chińczycy coraz bardziej ścieśniali i szarpali jego 
małą armię. Każdy, pojedynczo ratował się ucieczką; nie- 
którzy pędzili aż do Leny, resztę Chińczycy zabrali do nie- 
woli, a 17 tylko złączyło się z Paszkowem w Nerczyńska. 

Na katastrofie Stepanowa przy ujściu Sungary kończy się 
pierwszy period najazdu moskiewskiego na kraj Amuru. Na- 
jazd ten znamionują łupieże, rabunki i swawola kozactwa. 
Śmiałość, odwaga, duch przedsiębierczy i awanturniczy, obok 
nieostrożności i nie wyrachowania, oddał wreszcie garstkę 
wojowników i łupieżców zarazem w ręce wyczekujących, 
szlamazarnych i zanadto ostrożnych Chińczyków. 

Klęska nad Sungarą, na lat kilka przerwała wycieczki i 
egzpedycye nad Amur; ochota do zdobyczy i zagarnięcia 
wspaniałego Amuru, opuściła kozaków. W tym to jednak 
pierwszym peryodzie, Moskale usadowili się stanowczo w Za- 
bajkalskim obwodzie i kraje jego, dwa razy większe od Francji 
wcielili do Moskwy. Zabór tych prowincyi i wyparowanie 
z Dauryi ludów miejscowych, sprawiło szybki wzrost ludności 
moskiewskiej w Zabajkale, który potem ułatwił dalsze ope- 
racye zaborczego państwa na Wschodzie. 

Przystępujemy teraz do opisu usiłowań nowych zaborów 
Amuru, czyli do drugiego periodu zdobyczy moskiewskich 
w Zabajkale. 

W mieście Kireńsku 'nad Leną bywają jarmarki, dość 
licznie odwiedzane przez nadleńskich mieszkańców. Roku 1 665 



143 

na Kireńskim jarmarku, był wojewoda Ilimski: Ławrenty 
Obuchów, człowiek powszechoie znienawidzony, za swoje 
okrucieństwa i zuchwałe prześladowania. Podwładni Obu- 
chowa zmówili się na niego i postanowili zabić tyrana. 
Przewodnikiem zmowy był IJikifor Czerju^gowski , którego 
moskiewskie i syberyjskie kroniki nazywają Polakiem. Na 
wracającego Obuchowa z jarmarku do Ilimska, spiskowcy 
napadli i w łódce go zabili. Czerń igowski i jego towarzysze, 
nciekli przed karą nad Amur i w miejscu, gdzie stał nie- 
gdyś zameczek Ałbaziński, zniszczony przez Chińczyków, wy- 
budowali nowy zamek i osadę Ałbazin (1671 roku). 

O Czemigowskiego pochodzeniu nic dowiedzieć się nie 
mogliśmy. Kroniki nazywają go Polakiem. Być może, że i 
jego towarzyszcL byli Polacy, których Moskwa zabrała do nie- 
woli w wojnie z Polską za Jana Kazimierza prowadzoną, i 
posłała ich do Syberyi na służbę. Dość, że Czemigowski ze 
swoimi towarzyszami osiadłszy w opuszczonym już przez Mo- 
skali kraju, dał im nowy popęd do zaboru i osiedlenia się 
nad brzegami Amuru. Z Ałbazina kozacy Czemigowskiego 
pobili wyprawy w dół i w górę Amuru i zmuszali koczujące 
lady, które po upadku Moskali w katastrofie Stepanowa, 
powróciły na powrót w dawne swoje koczowiska amurskie, 
do płacenia jesaku i uznawania swojej władzy. Czemigowski 
w celu odzyskania wstępu do Syberyi i uzyskania zapomnienia 
śmierci Obuchowa, jesak odesłał do Nerczyńska i doniósł 
tamtejszemu wojewodzie, że zapanował Amurem na rzecz 
Moskwy. Zaczęła ludność moskiewska płynąć do Chanaanu 
syberyjskiego i zakładać gęste osady. Roku 1672 jeromonach 
Hermogen, w Ałbazinie, który stał się stolicą świeżo zagar- 
niętej krainy, na uroczysku zwanem Brusiany kamień, za- 
łożył monastyr Zbawiciela. Ludność w Ałbazinie coraz bardziej 
powiększała się. Na przestrzeni 237 wiorst, dziejącej Striełkę 
od Ałbazinu, w krótkim przeciągu czasu, założono kilka 
oead, między któremi największą była wieś Pokrowsk. Osie- 
dleńcy trudnili się rolnictwem, rybołóstwem i myślistwem 
i nowe te kolonje prędko zakwitnęły bogactwem i dobrym 
bytem. 

Opanowanie pięknej krainy, podało w niepamięć występek 



144 



Czemigowskiego i car przebaczył mu winę jako człowiekowi 
sobie zasłużonemu i mianow^ go nawet swoim namiettuikieB 
w Ałbazinie (1674. roku). Wojewodą Nerczyńskim byl ])od> 
ówczas syn bojarski Paweł Szulgin. Jaki był koniec Gsenh 
gowskiego, który będąc równiei przedsiębierczym i awia* 
turniczym jak Cbabarów i Stepanów^, był przytem ostro- 
źniejszym i lepiej pojmującym interesa nowej kolonii? nie- 
wiadomo. Następcą jego był Grzegorz Łonszaków. 

^ Namiestnicy w Ałbazinie, często zmieniali się. Roku 1681 
był namiestnikiem Ałbazinu Wojejków, syn Teodora Woj*}- 
kowa wojewody nerczyńskiego, a każdy z nich stanJ się jsk 
najwięcej ludzi nad Amur sprowadzić. Ludność moskieirda. 
nie tylko nad tą rzeką, ale i na jej afluentach pokazywali 
się. Nad Zeją , długą przeszło 143 mil , a obfitującą w roi- 
koszne błonia i grunta urodzajne, wystawili Moskale trzy » 
meczki. Wierchoziejski przy ujściu Amamysza do Zei, Se- 
limbiński nad Selimbą (pobocznica Zei) i Dołoński, w dS 
od ujścia Selimby. Klimat cieplejszy niż w Syberyi, bojat 
roślinność, przypominająca roślinność czarnomorskich pr«> 
wincyi, plenność gleby, obfitość ryb i zwierząt, wabiąc sybe- 
ryjską ludność, utrwalała tym sposobem element moskievała 
w północnej Mandżuryi. 

Roku 1675 rząd moskiewski, usUował drogą dobrowol- 
nego zrzeczenia się przez traktaty ze strony Chin, uzyskać 
potwierdzenie zaboru Amura i w tym celu wysłany lostJ 
do Pekinu grek mołdawski Spafari ze świtą doźoną ze 100 
osób. Poselstwo nic nie zrobiło. Chiny niczem nie zmossoBi) 
ani też pobite, niechciały dla pięknych oczów Spa&re^ 
pozbyć się obszernej pro wincyi, i propozycyę potwierdzenii 
zaboru, odrzuciły. Prócz tego, dwór pekiński z energictaefi 
oburzeniem odezwał się o najeździe Moskali na Mandioiyc > 
o ich postępowaniu barbarzyńskiem i rozbój niczem, o poio* 
gach które wzniecili i łupach których tam dokonali; ż^ 
jeszcze wydania sobie zbiegłego księcia tunguzkiego Gtf^ 
mura, a nieodpowiedziawazy na list cara, Spafarego z nictcB 
odesłał. Spafary przeczuwał zbliżającą się burzę, posłał ^ 
napomnienie Moskalom nad Amurem, ażeby nadal zadiowaK 
się spokojniej, jesaku nie zbierali, żeby 'zaniechali i^N' 



145 

śmii^ej po Zei i w dół Amara, w przeciwnym bowiem* 
razie, sprowadzą sobie nad głowy niebezpieczeństwa srogiej 
wojny. 

Napomnienie Spafarego było bezskaiecznem , a wojewo- 
dowie Nerczyńscy dalej zabór i łupy szerzyli. Koku 1681 
wojewoda Wojejków, wysłał z Nerczyńska do Ałbazina bojar- 
skiego syna Sienotrasowa i polecił ma z ochotnikami udać 
się na ujście Amara i obejrzeć, opisać a następnie zabrać 
brzegi morskie rozkazał. O ekspedycyi Sienotrasowa, ża- 
dnych śladów w archiwach nie znaleziono, z tego wnosić na- 
leży, że się skończyła nie najlepiej. 

Druga ekspedycya w owym czasie, wypłynęła z Ałbazina, 
do ujścia rzeki Amguń i na rzekę Amguń."') Dolina Am> 
goni obfituje w ł%ki, pola arodzajne i lasy, w których znaj- 
duje się dużo soboli, z piękniejszem i delikatniejszem futrem 
niż na sobolach amurskich. Ekspedycya ówczesna, zmusiła 
ludy aragońskie do płacenia jesaku, wystawiła zameczek Ust' 
Dukiczański, przy ujściu do Amgani rzeki Dukiczana. 

Posuwające się coraz dalej zabory moskiewskie i roz- 
gospodarowywanie się w nich kozaków, a szczególniej nie- 
ustające rozboje i łupiestwa, zmusiły wreszcie powolnych 
Chińczyków do zbrojnego wystąpienia i odparcia bronią na- 
jazdu. 

Cesarz chiński Szeńczu (Ean-si) roku 1682 wysłał Łan- 
dania z orszakiem zbrojnych do miasta Jaksa (Ałbazin) i 
rozkazał pod pozorem polowania zbliżyć się do miasta, 
obejrzeć jego fortyfikacye, zbadać położenie mieszkających 
tam Łocza (tak Chińczycy nazywają Moskali), ich sposób 
życia, resarsa wojenne i zapasy żywności; przytem rozkazał 
mu obejrzeć i wskazać najlepsze drogi dla wojsk, mających 
być wysłanemi do Ałbazina. 

Łandań rozkaz w zupełności wykonał i doniósł cesarzowi 
o łatwości zdobycia ^baziua, a jako najlepszą do niego 
^S^6} wskazi^ Amar, po którym wojska na statkach, bez 



*) Amguft nałeij do wickssych nek wpadających do Amura z lewego 
l»n«ga; Jui uiedaltko Iłmaou amurskiego Jest Jej ąjsefo, do limanu od Striełkl 
U«H pnesslo 390 mil. W nassych csasach (XIX. wieku) nad Amgunlą ko- 
csttJ4 ludy tunguskiego plemienia: Nisadalcy i Samagarcy. 

QiLi.BR, Opisanie. II. 10 



146 

'przeaikód i niebezpiecuństwa, zbliiyć dę mogą do Mkj 
Loczów (Moskali) nad Amurem. 

Roka 1683 ekspedycyę kozacką wysłaną z Albazina u 
Amgań, Chińczycy zatrzymali w Ajgonie*) i kozaków aMi 
do niewoli. Niewstrzymato to jednak kozaków od ótlLsrfń 
napaści. Skargi od biednych ludów amurskich na zlodiiq- 
stwo Łoczów niepokoiły Pekin, tak, ze nielubiący wojny i 
pełen dobroci i miłości dla ludzi (jak ńę sam nazywa) bolh 
dohan Kan-si, wydal surowy rozkaz zupełnego wypędma 
Moskali z Mandłuryi. Łandań otrzymał tytuł Mejren-Ciiai- 
gina, to jest naczelnego wodza wojsk; jemu do pomocy d»- 
dani zostali, fligiel-adjutant Guanbao, wódz Bandaria, Hast 
pierwszego stopnia Ponczon i ningutski wódz Sabsa. Pod 
dowództwem tych jenerałów, przybyło pod Ałbazin 100 sUt* 
ków (bns), na każdym znajdowało się 50 ludzi; lądem at 
przymaszerowiJa 10,000 armia, ze 150 polowemi i z 50 oU(- 
żniczemi działami. 

Zaraz po zajęciu stanowisk w około Ałbazinu, ChińanT 
schwytali 45 Moskali, chcących się dostać na tratwie do misili. 
Trzydziestu zabili, a 15 (kobiety i dzieci) wzięli do niewdL 
Tegoż dnia rozpoczęto roboty oblęinicze i kanonadę, kión 
trwała przez całą dobę. Namiestnikiem Ałbazina był |n^ 
dówczas Tołbuzin; załoga pod jego wodzą zostająca, diii» 
ucierpiała od strzałów armatnich i groził jej prócz tego bnk 
żywności. W takiem położeniu rzeczy niewiedział Tołfaoai 
nic lepszego nad kapitulacyę. Załoga Ałbazińska z 600 ko- 
zaków złożona, zaopatrzona w żywność na drogę, opńA 
miasto i pod eskortą wojska chińskiego odesłaną zostiłs ^ 
Nerczyńska. W drodzo- nad Argunią kozak Bazyli i aUf' 
dziestu pięciu jego towarzyszy, ujęci łagodnością CfaińecykóWi 
wraz z żonami i dziećmi oświadczyli, że zrzekają się pod- 
daństwa cara i chcą zostać poddanymi Bohdohana. Proili* 
ich była wysłuchaną. Odesłano ich do Pekinu, gdzie irytBt 
czono im osobny kwartał i gdzie dotąd potomkowie ichnir 



*) AJgQB Jest Jedyne miasto chińskie nad Amurem , poloione m pR«7* 
bnegn, odległe od ląjiels Zei wiorst 40. W roko ISSS pny n^u Zd fr 
rawlew Młoiył miasto BłałiowlesiCMósk i ąroblł go stolicą obveds 99^ 
naswlska. 



147 

eznie rozmnożeni, zupełnie schińAzcseni, ale wyznający grecko- 
rosyjską wiarę, przebywają.'^) Reszta załogi Ałbazińskiej przy- 
była do Nerczyńska w 1685. roku. 

Łandań, 160 niewolników zabranych przez Moskali nad 
Amarem nie w wojnie, a trzymanych w Ałbazinie, uwolnił; 
miasto zaś i jego fortyfikacye już ogołocone z ludności, kazał 
spalić i zburzyć. 

Jeszcze przed, bitwą Ałbazińską, oddziały wojsk chińskich 
rozeszły się po całej północnej Mandżuryi i napadły na za- 
mecski nad Zeją, Selimbą, Amgunią i Tugirem i takowe 
zniszczyły. Mieszkańcy i załogi tych zameczków pouciekały; 
częścią w drodze połapane i odedane do Pekinu. Wszystkie 
wsie moskiewskie, które się juz w znacznej liczbie nad Amu- 
rem zabudowały, zostały spalone przez Chińczyków i wkrótce 
prócz popielisk i gruzów, niezostało innego śIcmIu panowania 
moskiewskiego nad Amurem. 

Moskale przyzwyczajeni do gwałcenia traktatów, nie my- 
śleli dotrzymać warunków ałbazińskiej umowy. Wojewoda 
Korczyński Iwan Własów, zaraz po nadejściu kozaków do 
Kerczyńska, rozkazał im powracać do Ałbazina pod rozkazami 
tegoż samego Tołbuzina i miasto i fortece odbudować. Tym- 
czasem jenisejski wojewoda, kniaź Konstanty Szczerbatów, 
pod którego władzą była ówczesna Wschodnia Syberya, po- 
wierzył Bejtonowi dowództwo nad innym wojskiem idącem 
także do Ałbazina. Złożone one było z 576 żołnierzy, z 10 
armat, które mii^y 100 żelaznych kul i 100 pudów prochu. 
Mała armia Bejtona, była niekarnym motłochem, złożonym 
z samych prawie malkontentów carskich. Deportowani strzelce 
z Moskwy, Wygnani do Syberyi sekciarze i za różne prze- 
stępstwa wysłani z Moskwy ludzie, wcieleooi zostali do tej 
armii. Niechieli słuchać rozkazów dowódzcy i w marszu do- 



*) Ta kolonia moskiewska w Pekinie, wain* rolę odegrał* w historyl 
niebetpiecniych dla Chin stosanków % Moskw). Otrsjmała ona waine prsy- 
vllcje Mandinrów; a adolniejsl nływani byli Jako naucsyeiele Jfsyiu mo> 
skiewskiego w rółnyeli sakołach w Pekinie. Wkrótce aa Jakietf prcestępstwo, 
odebrano Moskalom pekiftskira pnywileje mandiurskle 1 wcielono ich do 
klasy iolniorsy (sobaes: Istorlko SukisUeaeskoJe Obosrienle targowych sno- 
aienii Rosii a Kitąjem. Socsinienie ▲. Korsaka). 

10* 



148 



puszczali się rożnych nadaiyć. Wojejkowa wojewodę ner- 
czyńskiego wracającego do Moskwy napadli , zrabowali i n- 
ledwo żywcem z rąk wypuścili. 

Bejton tę niesforną tłuszczę, ledwo zdołał przyprowtdik 
do zameczku Udińskiego. Tutaj, wczasie spoczynku żołniem, 
Buriaci, których Chińczycy podburzyli przeciw Moskwie i 
którzy z nią po partyzancku ucierali się, zabrali pasące ńe 
na błoniu konie oddziału Bej tona i uprowadzili je na po- 
łudnie. Ten wypadek jak również ciągłe napady Bnriatów i 
Mongołów na zamek w Selengińsku, zmusił Bejtona do zmiur 
kierunku marszu.'^) Zamiast do Nerczyńska, udał się do 
Sielengińska, w blizkosci którego nad jeziorem Gęsiem sto- 
czył bój z Buriatami. Pobił ich i odebrał łupy, które poprzedaw 
stracił, szczególniej konie, a następnie pomaszerował doKc^ 
czyńska, zkąd razem z Tołbuzinem i jego wojskiem pn^ 
płynął do miejsca gdzie stał Ałbazin. Zaraz po przybydi 
usypali szańce, odnowili fortyfikacye, wystawili domy i pe 
dawnemu zasiali grunta. 

Bohdohan dowiedziawszy się w Pekinie o powrocie Mosbi 
do Ałbazina, wysłał nową armię nad Amur, pod dowództwca 
jenerałów Łandania, Bandarża i Guanbao. Lądem i vod| 
przybyły w Lipcu (1686. roku) wojska chińskie do Albszin 
w liczbie 8,000 ludzi i zażądały poddania się MoskaU, oIm- 
cując im zachowanie życia i łaski wspaniałomyślnego Bohdo- 
hana. Moskale odrzucili propozycyę Łandania i wycieakł 
uprzedzili zaczepne działania nieprzyjaciół. Artylerya chiń- 
czyków zmusiła ich do odwrotu i zamknięcia się w forteei; 
którą silnie ostrzeliwała. Moskale odważyli się i na dmsi 
wycieczkę, lecz i tym razem wycieczka szkody Chińczyko* 
nie przyniosła, gdyż jenerał Bandarża wpędził ją nspowrut 
do fortecy. 

Następnego dnia, Moskale uczynili zasadzkę na podjiid 
chiński, wysłany dla zrekognoskowania fortecy. Knnw 
potyczka jaka się w skutek tego wywiązała, zakończyli ^ 
cofnięciem Moskali za szańce. We dwa dni po tej potjcsft 



•) Zobaes: Po^liedniąja Osada Ałbatina Mańcza Kttąjcami w 1(^<7. r*ki 
K. SleUkaho. Kniłka Y. Zapisok Sibfrskaho Oddieła. 



149 

Łandań opanowsd wał południowy fortecy i pozostawił na 
nim kilka posterunków, poczem na brzegu rzeki, tuz przy 
mieście, pod silnym ogniem z fortecy, wystawił bastjon, któ- 
rego budowie Moskale przeszkodzić nie mogli. 

Pod zasłoną grubej mgły pewnego poranku , Moskale 
wyszli z szańców i usiłowali odzyskać dawniej utracony wał 
południowy, lecz usiłowania i tym razem zwycięztwem nie 
były uwieńczone. We dwa dni potem, Moskale znowuź zro- 
bili now% wycieczkę, także bez ważnych następstw. 

Chińczycy nie mogąc ogniem artyleryi zniszczyć fortyfikacyi 
Ałbazina, a mi^emi zwycięstwami zmusić walecznej załogi 
do poddania się , postanowili oblężenie zamienić na blokadę. 
Przez wykopanie rowu chcieli odprowadzić rzekę od miasta 
i pozbawić załogę wody; przytem otoczyli miasto szeregiem 
bateryi i bastjonów z ziemi sypanych. Moskale w celu 
przeszkodzenia robotom nieprzyjaciela, przez cztery dni i 
cztery noce, utrzymywali nieustający ogień z fortecy. Chiń- 
czycy równym ogniem odpowiadali. Wówczas zgin^ (wrze- 
sień 1686. roku) dzielny dowódzca ałbazińskiej załogi 
Tołbttzin ; przy dowództwie poaostał już sam pułkownik 
Bejton. 

Bejlon, jedną jeszcze ale już ostatnią zrobił wycieczkę, 
z zamiarem zdobycia bateryi wzniesionej w północnej stronie 
miasta. Wycieczka nie udała się. Moskale w licznych a krwa- 
wych utarczkach ponieśli wielkie straty: liczba ich znacznie 
zmniejszyła się, a żywność wyczerpywała się. Bez nadziei 
pomocy i jakiegokolwiek ratunku, dziesiątkowana chorobami, 
oddalona od miejsc rodzinnych i zaludnionych, trzymała się 
jednak dzielnie i mężnie trwi^a ałbazińska załoga. Jedyną 
pomoc Ałbazinowi mógł podać Kerczyńsk, lecz znaczna 
odległość, mała ludność, a głównie napady na zamek Ner- 
cz^ński Buriatów i Mongołów, nie dozwoliły myśleć o wy- 
słaniu nad Amur wojsk posiłkowych. Z każdym dniom po- 
łożenie Ałbazińskiej załogi pogorszało się i głód już jej do- 
skwierać zaczął. Chińczycy od uciekających z oblężenia 
Moskali, wiedzieli o wszystkiem, co się wewnątrz fortecy 
robiło i z szlachetną bezinteresownością ofiarowali moskiew- 
skiej załodze w Ałbazinie żywność. Bejton nie przyj- ży- 



150 

wności, a na dowód, ie ma jeszcze co jeść, postał duMian 
jenerałowi w podarunku piróg maj%cy 40 funtów wagi Len 
ścieśniający z dnia na dzień głód, zmusił Bejtona do spmim- 
nia tonu i do prośby zaniesionej do chińskiego wodza o iy- 
wność. Chińczycy znaleźli się prawdziwie po rycerakn, a- 
opatrzyli najeźdźców w żywność i posłali im swoich UHaoj 
do leczenia rannych. 

Z liczby 900 kozaków i 1,000 chłopów, którzy przy po- 
czątku oblężania stanowili załoga forteczki, zostało jni tylko 
przy życiu 82 ludzi; nie atakowali ich Chińczycy, leci odstf- 
piwszy o 4 wiorsty od forteczki, zostawili małe sitj dk 
obserwacyi Moskali (w miesiącu sierpniu), a główna armii^ 
postępując doliną Amuru i Szyflci, przybyła pod Kerczyi^ 
i zamierzała rozpocząć oblężenie tego miasta (1688. roka). 

Moskwa nie mogła z powodzeniem prowadzić wojny w tyik 
dalekich stronach, dzisisg jeszcze mało zaludnionych, % 
w Xyil. wieku prawie pustych. Prowizye sprowadzano ń 
z Jenisejska, a wojsko pomocnicze, które ztamtąd wyru8la^ 
blizko dwa lata znajdowało się w pochodzie; dla tych po- 
wodów Moskale pragnęli wojnę tę przerwać jak najprgdsj 
i zaproponawali Chińczykom układy, na które d ijo- 
dzili się. 

Oręż umilkł i rozpoczęły się konferencye o pokój. Zastroey 
Chin do Korczyńska (Nibezu) na konferencye wysłany był: 
Łandań, Bandarża, Sabsu, Maku i kilku mniejszych dygni- 
tarzy jak: Hebei Amban Songoto, szef dywizyi Nakczu, To- 
gogan, Amai i Maci w orszaku 10,000 armii, która goto«| 
była w razie zerwania układów, natychmiast rozpoci|ć zi* 
czepne działanie. Posłem moskiewskim był Teodor Golowin; 
orszak jego składał się z 500 strzelców. Rozmowa z Moska- 
lami odbywała się po łacinie. Całą zaś konferencye pro* 
wadzili i traktat redagowali także po łacinie dwaj w MUók 
chińskiej zostający jezuici- Herbilion i Pereira. 

Chińczycy stanęli obozem na prawym brzegu Nerciyt 
miejscem zaś konferencyi były namioty, odległe o 5 li (2^ 
wiorsty) od chińskiego obozu, a 5 li od miasta Nerciyńika 
Chińczycy upominali się o zwrot wszystkich ziem swoich, 
które im Moskale zabrali, to jest o zwrot wszystkich kra- 



151 

jów za Bajkałem aź do Leny, która była dawniej p^nocn% 
granicą niebieskiego państwa. Trudno było Moskalom zrzec 
się wydartej sąsiadowi krainy i wiele czasu przeszło na pró- 
żnych sporach. Chińczycy dziewięć razy zrywali konferencye, 
lecz potrzebujący pokoju Moskale dziewięć razy napowrót je 
rozpoczynali; aź wreszcie zniecierpliwiony uporem Moskali 
Łandań, chciał zupełnie opuścić miejsce traktowania i po- 
groził rozpoczęciem zaczepnych kroków. Jakoż ustąpił 
z miejsca i obóz przeniósł na lewy brzeg pod samo miasto. 
Ruch ten skłonił Moskali do ustępstw i pokój przyszedł do 
skutku. Traktat nerczyński podpisany został 27. sierpnia 
168a. roku. 

Oznaczył ten traktat granice między Chinami a Moskwą, 
jak następuje. Rzeka Arguń aż do jej ujścia jest Unią de- 
markacyjną, ztąd załamuje się ona i postępuje wzdłuż koryta 
rzeki Szyłki w górę tej rzeki, aż do ujścia rzeki Gorbicy do 
Szyłki. Ztąd granica zawraca na północ korytem rzeki Gor- 
bicy, idzie do głównego pasma JaU:onowych gór, a dalej 
wykręca się ku wschodowi i dąży do Oceanu Wielkiego linią, 
którą nakreśla główne pasmo wspomnionych gór, ginące 
w morzu znacznie p^nocniej od ujścia Amuru."') Z tego 
widzimy, że Moskale zrzekli zię północnej Manźuryi, to jest 
krainy Amuru; Chińczycy zaś ustąpili Moskwie Dauryi, 
Wierchnoudińskiego i Barguzińskiego powiatu i wszystkich 
krain aż do Leny. Kiepewne dotąd posiadanie tych krajów 
zostało utrwalone i przewaga Moskwy w wschodniej Azyi 
zabezpieczona. 

Traktat Nerczyński urządził stosunki handlowe Moskwy 
z Chinami i otworzył ostatni kraj dla Moskali aż do samego 
serca, do Pekinu. Od tego czasu, rząd moskiewski wysyłsJ 
swoim kosztem do Pekinu karawany z futrami, które tam 
sprzedawano na rzecz skarbu carskiego. Naczelnikiem kara- 
wany bywał zwykle komisarz, utrzymywany w Pekinie, wraz 
ze WBzystkiemi podwładnymi kosztem Bohdohana. Handel 
chiński został monopolem iządu moskiewskiego i przynosił 



^) Łanda6 przj iąj»eia Argunł (BrguA) postawił kamień granicsnj t na- 
pisem .w Jfsykn maiidiurskim , chiiksklm, mongolakim, moskiewskim 1 ł«- 



152 

mu znaczne zyski. Drogami moskiewskiego handlu, szła 
odtąd do Mongolii propaganda moskiewska polityczna; dro- 
gami handlowemi wyrabiała sobie Moskwa te stosunki, które 
jej pozwoliły tak stanowczą rolę w 1860. roku w Pekinie 
odegrać i położyć pierwsze fundamenta do przyszłego za- 
boru Chin. 

W skutek zawartego pokoju, garstka wojowników, która 
tak długo i mężnie broniła się w Ałbazinie, opuściła miasto 
i zaopatrzona przez Chińczyków w pieniądze, łodzie i ży- 
wność, powróciła do Nerczyńska.*) Ałbazin i wszystkie osady 
Moskali nad Amurem, zostały zniszczone, a kraj Amuru'^) 
powrócony do Mandżuryi-Chin. Na tem kończy się drugi 
perjod historyi moskiewskiego najazdu we Wschodniej 
Azyi. 

Bohat»r Ałbazina pułkownik Bejton, powrócił do Ner- 
czyńska z załogą swoją i wkrótce został zupinie zapomniany. 
Nieotrzymawszy prawie żadnej nagrody, doświadczał ciągłego 
niedostatku i umarł w biedzie w Wiercholeńsku. 

Roku 1692 Piotr Wielki, posłał do Pekinu, jako swego 
pełnomocnika Izbranda Ipesa, z rozkazem wystarania się o 
pozwolenie handlowania z miastami Mandźuryi i Mongolii. 
Poselstwo uwieńczone zostało dobrym skutkiem, gdyż dozwo- 
lono kupcom wysyłać towary swoje do stolicy Mongolii i do 
stolicy Mandźuryi. Karawany kupieckie z Sielengińska szły 
do Urgi, z Nerczyńska zaś do Naunu. Dozwolono także i 
prywatnym ludziom udawać się do Pekinu wraz z skarbową 
karawaną, które bywały coraz liczniejsze i często składały 
się aż z 1,000 osób. Równąż swobodę pozyskali Moskale 
w Urdze, w której nieustannie, przeszło 200 Moskali prze- 
bywało. 



*) Zobaes: N. Świerbiejewa Opisanie plawania po riekie Amurme ekape- 
djoyi generał gubernatora WostocsnoJ Syberjri w 1854. roku. Petertburg. 
1857. loku. FutiewoJ iumał pławania po riekie Amuru od Ust' Striełoesnabo 
karauła do wpadienia Jeja w tatarskij prollw. Permikina. Roiorienie Alba- 
sina (1685^1689. roku) N. E. derujrełui. Artykuł drukowany w Irknekick 
guberskieh wiadomościach w 1857. roku a oenowany na śródłach eUAekicb. 

**) Stuków w Irkuekieli guberskicii Wiadomoe'ciaeli Nr. 33 roku 1859 ntrsy 
mnje, ii Hongoło-Buriaoi naaywąj) Amur: Hara-mureA (cutrną raeką) który 
te wyraa wymawiąlf Haramur, a csego Moskale srobiii Amur. 



153 

Kupcy moskiewscy przez sprowadzanie do Chin towarów 
drogą kontrabandy, byli wstanie sprzedawać je taniej niź 
skarb, przez co sprawili, że dochód z karawan pekińskich 
zapełnię npadł, i monopol handla z Chinami był dla rz%du 
bez poźytkn. Nie zmniejszyło to jednak ruchu handlowego 
z Chinami, ale go owszem powiększyło. Prowadzenie sig 
moskiewskich kupców w Chinach, MongoHi i Mandżuryi wcale 
nie było przykładne, dawało ono Chińczykom bardzo złe wy- 
obrażenie o całej Moskwie. Oszustwa, kłótnie, bójki z Chiń- 
czykami i pijaństwo Moskali spowodowało liczne skargi ze 
strony Chińczyków, i naraziło dobre stosunki z Moskwą. 
Wskutek tego, Piotr Wielki wysłał ambasadora do Chin, 
którym był kapitan gwardyi Leon Izmaiłów, z poleceniem 
starania się o przyjęcie stałego, moskiewskiego konsula 
w Pekinie i o postawienie jeszcze trzech innych konsulatów 
w prowincyonalnych chińskich miastach. Eonsulowie mieli 
czuwać nad prowadzeniem się kupców, a jeneralny konsul 
miał załatwiać i rozsądzać wszystkie spory, które stały się 
powodem słusznych skarg. Prócz tego miał jeszcze Izmaiłów 
polecenie starania się na dworze pekińskim, o pozwolenie 
zupinie wolnego handlu w całych Chinach dla Moskali."') 

Izmaiłów praybył do Pekinu 1720. roku i acz dobrze był 
przyjęty przez bohdohana i otrzymał nawet od niego poda- 
runkową szubę, nic nie mógł zrobić i odjechał w wspania- 
łym orszaku złożonym z 90 wielbłądów i z 90 koni, ale 
z odrznconemi propozycyami. Niepomyślny rezultat tego 
poselstwa przypisują sporom powstałym przy regulowaniu 
granicy, która była niepewną od Mongolii wzdłuż dzisiej- 
szego Wierchnoudióskiego powiatu i Irkuckiej gubemii, a 
w których Moskale usiłowali dowieść, że mają prawo do 
ziem głębiej w Mongolii położonych; jako też i odmowie 
cara lia żądanie Chin wydania 750 jurt Mongołów, którzy 
uciekli z pod panowania chińskiego do Syberyi, a rząd mo- 



*9 Jak stoeunki s Chinami leśały Piotrowi na serca, dowodzi pomicdiy 
iaDemt roskax roku 1711 wydany, w którym poleca kapcom, aieby się nda- 
vali także do miast Sełim, Daba i do Tybeta. Roskaz ten rozumie się nie 
■Bógł być wykonanym. (Zobacz: Istoriczeskoje Statistiozeskoje Obozrienie tor< 
Cowyeli Snoszenij Moskwy a Kitąjom. Soctituenie A. Korsaka). 



154 



Bkiewski, K%doy powiększenia się ludności w Syberyi, 
traktatu , którym się zobowiązał do wydawania zbiegów, U- 
kowych wydać nie chciał. 

Pomimo niemożności zaprowadzenia konsulatu w Pekiaie, 
Izmaifów pozostawił tam konsula pod tyti^em ajenta handlo- 
wego, którym był Szwed: Lorenc Lange. Lange bawił w P^ 
kinie 17 miesięcy i nie tylko, ie dworu pekińskiego dłi 
moskiewskich projektów zjednać nie umiał, ale owsum pc^* 
czynił si§ do ocUodnięcia stosunków między Chinami a Ho* 
akwą i zwiększenia niezadowolenia z Moskwy w Pekioiei 
Nadużycia też i szachrajstwa moskiewskich kupców uensł*- 
wały, a wszystko to razem spowodowało bohdohana Echu^ 
do surowych środków. Wydał 1722. roku rozkaz wyp^dzenii 
Moskali z Urgi, a przy tern cofnął pozwolenie, na zasadae 
którego moskiewskie karawany odwiedzimy Pekin. 

Handel moskiewski i wpływ cara polityczny wiele wówcps 
ucierpiał, a ucierpiał z winy samychże Moskali, którzy zdiKr 
stwa na jakie zawsze wystawiała ich chciwość właanej zwien- 
chności, powetować chcieli nieprawnemi zyskami na Mongo- 
łach i Chińczykach. Pustynność ówczesnej Syberyi i w^ 
oddalenie jej od Europy, sprawiły, że w niej urzędnicy mo- 
skiewscy łatwiej mogli dopuszczać się nadużyć i sienej roi- 
win%ć cechy, które stanowią charakter moskiewskiej bnir«- 
kracyi. Byli tu oni jakby carzykami. Samowładni i ckdwii 
rządzili gwałtem i swojem widzimisię. Kupcy, jako najbo- 
gatsi, byli szczególniej troskliwym przedmiotem zdzient*^ 
czynowników. Musieli się oni za wszystko opłacać i nukm 
wówczas, gdy ich rabowali. Za to też czynnownicy nakA 
gdy kupcy rabowali i oszukiwali nie tylko Sybcryaków, ile » 
Chińczyków, co jak to wyżej widzieliśmy, oddziałało nas^ 
sunki międzynarodowe obu państw. 

Gusiatników, kupiec handlujący w Mongolii, gdy 17171 roki 
wracał z Urgi ze złotem, srebrem i chińskiemi materyiBii 
napadnięty był za Bajkałem przez Wojewodę irkuckiego U* 
wrentego Ratkina'^) i zupełnie przez niego złnpiony. ^^ 
aiatników musiał na Mongołach straty odb^'ać. Ten Batkio 



*) Letopii IrkuUka Peśemikiego. 



155 

by) niepospolitym tyranem. Bez sądu, za najmniejszą winę, 
bil kupców i mieszczan knutem, a często oberwało się i 
dworianom. W zdzierstwie nieznal granic. Nadużycia, 
które pop^ni}, tak były krzyczące, że rząd Petersburski, 
niezmiernie pobłażliwy dla złodziei i rozbójników, nie mógł 
dłużej tolerować postępowania Ratkina i wezwał go do Pe- 
tersburga, gdzie mu głowę uciąć kazał. Niezabezpieczyła 
jednak śmierć Ratkina mieszkańców od ucisku, cała bowiem 
Moskwa składała się z ludzi do Ratkina podobnych. Drżeli 
więc jeszcze potem Syberyacy przed raj^usiami i zdziercami 
urzędowemi; handel cierpiał, a wszystko to razem, źle od- 
działywało na stosunki z Chinami. 

Chiny zupełnie zamknęły się przed Moskwą, handel i 
wszelkie stosunki zosta w£^ w rozerwaniu. Cesarz Jun - dżeń 
następca Echansiego, pod tym tylko warunkiem obiecywał 
znowuż otworzyć Chiny dla handlu z Moskwą, jeżeli ta 
zgodzi się na uregulowanie granicy i obranie punktu pogra- 
nicznego dla wymiany handlowej. 

Piotr umarł i zostawił sprawy chińskie w dawnym stanie. 
Katarzyna I. (z domu Skowrońska) wysłc^a do Pekinu, hra- 
biego Raguzińskiego Sawę Władysławicza, który po wielu 
trudnościach pokonanych, potrafił wreszcie 25. sierpnia 1727. 
roku zawrzeć traktat Biu^yński, ważny szczególniej pod tym 
względem, że dał początek dzisiejszemu handlowi w Kiachcie. 
Jednym artykułem tego traktatu, naznaczono na granicy 
dwa punkta dla handlu zamiennego: pierwszy, na którym 
później powstała Kiachta i Curuchajtuj. Handel karawanowy 
nie byt zupełnie zniesiony, owszem, dozwolono karawanom 
moskiewskim, co trzy lata udawać się do Urgi i do Pekinu. 
Nie podniosło to przecież handlu karawanowego ; upadał coraz 
bardziej, coraz mniejsze były jego korzyści, aż wreszcie zu- 
pełnie zaniechany został i po 1755. roku, w którym wyszła 
do Pekinu ostatnia moskiewska karawana, zamienił się cał- 
kowicie na handel pograniczny, i z rąk rządu przesze^ w ręce 
prywatnych ludzi. 

Innym artykułem Buryńskiego układu, zobowiązały się 
wzajemnie Moskwa i Chiny do wydawania sobie zbiegów. 
Ci jednak którzy uciekli przed zawarciem traktatu, mieli 



156 

spokojnie pozostać na miejscach nowej swojej ojczyzny. Ci 
którzy przejdą granice z broni% w ręku i dopu8z<sać się będf 
w sąsiedniem państwie rabunków, morderstw i 22odzieJ£tT, 
ulegną karze śmierci. Uregulowano granicę sporną. Próo 
tego Raguzióski przeprowadził w tym traktacie prz^óf^ 
w Pekinie misyi duchownej moskiewskiej i ^postanowieott 
porządku i form w międzynarodowych stosunkach. 

Od traktatu Buryńskiego , przez wiele lat przyjazne sto- 
sunki między Moskwą a Chinami nie uległy żadnej zmianie. 
Dopiero w roku 1762. z powodu przyczyn niżej wymienio- 
nych, Chiny zerwały stosunki polityczne i handlowe z Moskal, 
a misyę duchowną w Pekinie wzięto pod straż. 

Koku 1756. za panowania bohdohana Eiańłuna, któiy 
przyłączył do Chin Turkestan Wschodni i Tybet, wojsb 
mandżursko-chińskie wtargnęły do Dżungoryi (kraina ałtajska). 
Amursan, kontajsza kałmucki, na czele kilku plemion opnścd 
swoją ojczyznę i uciekłszy do Syberyi poddał się Moskwie. 
Kiańłun zażądał na zasadzie traktatu, wydania w swoje ręce { 
Amursana i odsunięcia się od spraw Dżungoryi, w które j 
Moskwa poczęła się mieszać. Dwór petersburski dał sŁanowcaą 
odpowiedź, że nie wyda Amursana, szeroko wyłożył swoje I 
pretensyę do Dżungoryi, nad którą zwierzchnią władzę wnz 
z Chinami chciał wywierać, a w końcu wyraził swoje nie- 
zadowolenie z powodu dumnego i pogardliwego tonu, jakiego 
cesarz chiński używa w swoich z władzami moskiewskiemi 
stosunkach. 

Amursan umarł w Tobolsku 1757. roku (może otruty) o 
czem władze chińskie zosti^y zaraz zawiadomione, a trupa po- 
kazano im na granicy. Nie poprawiło to jednak położenia. 
Moskale więc żądali, ażeby dla ostatecznego załatwienia 
kwesty i spornych, przybyło chińskie poselstwo do Petersbnip, 
dorzuciwszy do znanych nam już pretensyi, żądanie wolnej 
żeglugi na Amurze. Chińczycy tymczasem zdobyli Dżungorjft 
żądania zaś Moskwy jako zuchwale odrzucili bezwarunkowo. 
Roku 1760 uciekł znowuż z Chin Hareng i x)oddał się Mo- 
skwie. Bohdohan zażądał wydania go , napisał o tem H^t 
pełen wyrażeń lekceważących do moskiewskiego senatu, a 
widząc nowe ze strony Moskwy pogwałcenie traktatu, z^ 



157 

wał 1762. roku, jak to już wiemy, z Moskwą wszelkie sto- 
sunki. 

Carowa Katarzyna II. roku 1763, wysłała swojego amba- 
sadora do Pekinu kapitana Kropotowa. Bohdohan udzielił 
mu audencyi, lecz odrzucił propozycye Moskwy. Poseł 
z niczem wrócił do Petersburga, lecz wtrótce w stopniu puł- 
kownika przybył do Kiachty, i tu szczęśliwie z chińskiemi 
urzędnikami ukończył konferencyę i dnia 18. października 
1768. roku podpisd: nową umowę. Buryński traktat został 
we wszystkich punktach potwierdzony, a artykuł o wydawaniu 
zbiegów, zupełniej i dokładniej został określony. 

Wiele innych kwestyi pominięto milczeniem, które spro- 
wadziło zgodę. Handel w Kiachcie po sześcioletniej przerwie, 
na nowo rozpoczął swoje czynności. Spory w 1775. roku do 
których jak zawsze Moskale dali przyczynę, wywołały zam- 
knięcie handlowych czynności na dni trzy; a spory 1778. roku 
na całe dwa lata i dni trzynaście. 

Roku 1785 uciekł z Chin i poddał się Moskwie Uładzak, 
a Bnriaci syberyjscy zrabowali chińską karawanę, wiozącą 
towary do Majmaczynu. W skutek tego, stosunki z Chinami 
znowuż zerwane zostały, ale nie przez Moskwę tylko przez 
rząd niebieskiego państwa. Handel zamknięto, a Moskale 
herbatę musieli od Anglików kupować. 

Irkucki namiestnik, jenerał Nagel, rozpoczął przez Suną 
1). ambaniego w Urdze, umowy z dworem pekińskim, które 
z pewnością zostałyby bez rezultatu, gdyby Moskwie nieprzy- 
Bzedł w pomoc jezuita Parenen, posiadający ogromne zna- 
czenie, wpływ i powagę na dworze pekińskim, a skłoniony 
do ujęcia się za stroną moskiewską przez innego jezuitę za- 
mieszkałego w Petersburgu. Staraniom jego przypisać na- 
leży szczęśliwe zakończenie całej tej sprawy. Dnia 9. lutego 
1792. roku stanęła nowa umowa z Chinami, dopełniająca dawne 
traktaty, i po sześcioletniej przerwie handel w Kiachcie otworzo- 
nym został. 

Roku 1805 Gołowkin wysłany został jako poseł do Chin, 
lecz dwór pekiński nie widząc rzeczywistych powodów do no- 
wych umów, nie wpuścił go do swego państwa. 

Odtąd stosunki z Chinami były ciągle przyjazne i nie uległy 



158 

żadnej zmianie. Dopiero około 1850. roku powstała myfl 
nowego, ale juz stanowczego opanowania Amnm i przylątaenii 
go do Moskwy. Jenerał Marawiew - Amurski wysyłał emiti- 
ryuBzów i szpiegów w krainę, od której potem nazwę otrzyml 
i ci opisywali mu drogi, ziemię i podawali sposoby owładmę. 
cia, które zgadzały się zupełnie ze sposobami, doradzanemi 
kapitanowi Kruzensztemowi przez lorda Stratgallona. Sia- 
nowny lord mówił do kapitana: « Nigdy się nie pytaj o po- 
zwolenie Chińczyków, lecz rób tak jakbyś posiadał ich pozwo- 
lenie, a dopiero potem należy się tłumaczyć i usprawiedli- 
wiać ze swoich czynności. » Jenerał Mura wiew -Amurski po- 
stępował według tej rady, i najpiękniejszą w północnej Aiyi 
krainę przyłączył bez krwi rozlewu do Syberyi. 

Jednym z pierwszych wysłańców Murawiewa do Mandzmyi 
był Waganow. Miał on instrukcyę dokładnego opatrzeniA 
pogranicza i zarazem resursów chińskich w tej prowi&cyi 
Waganow w mandżurskim ubiorze poznanym i zabitym zo- 
stał. Dowiedziawszy się o tem Moskale, upomnieli się o 
ekstradycyę Waganowa, nazywając go zbiegiem. Nacidcsai 
z tego powodu Chińczycy, odpowiedzieli, że Waganow nie 
żyje, że nie władze kazały go zabić, lecz rozbójnicy napadli 
na niego w drodze i zamordowali, że gotowi są dać si- 
dosyć uczynienie. . Jakoż, jakichsiś łotrów, którzy mieli wy- 
roki śmierci, nazwawszy ich mordercami Waganowa, ici^ 
na linii demarkacyjnej w obec Moskali w Curuchajcie a rwkia 
Waganowa wydano im. 

Najczynniejszym z emisaryuszów Murawiewa był Skobel- 
cyn kozak z Gorbicy. Jako zncgący języki ludów nad Ama- 
rem mieszkających, a przytem człowiek zręczny i obeznaay 
z Amurem w którym nie raz ryby łowił, był wielce poży- 
tecznym Murawiewowi. On prowadził jako przewodnik 
pierwszą ekspedycyę Amurską z Szyłki do ujścia Aman, 
prowadził drugą i trzecią, i swoją energią a doswiadcsenioa 
przyczynił się wiele do świetnej zdobyczy. 

Pierwsza ekspedycya z 1,000 przeszło ludzi złożona, z ży* 
wnością i bronią, wypłynęła pod dowództwem Murawiewa 
14. maja 1854. roku. W owym czasie Anglicy blokowali 
porty kamczackie i ujście Amuru, gdzie się Moskale pokaałi; 



159 

głównym więc celem tej ekspedycji było zasilenie załóg 
moskiewskich i obrona brzegów przed Anglikami. Murawiew 
miał jednak jeszcze inny cel. Znali ten cel wszyscy, a słowa, 
które wypisano na bramie tryumfalnej w Szyłce: «Dla Ru- 
skich Pekin nie daloko» wyraźnie wskazywały myśl ża- 
bom. Chwila w której Murawiew odbijał od brzegu w Szyłce, 
była dniem radości dla Moskali. Na górach paliły się smolne 
beczki, lasy były uiluminowane, toż samo i Szyłka, a na jej 
dlagiej ulicy stały bramy tryumfalne. Zabawa, strzelanie, 
szeroko rozniosły odgłosy tryumfu zaborców. Pewni byli po- 
wodzenia. Nareszcie odpłynęła mała flotylla Murawiewa, 
w której znajdował się i parowiec pod nazwiskiem Arguń 
o sile 60 koni, zbudowany w Szyłce; poniosła panowanie 
knnta i smutne prawosławne chrześciaństwo w dziewiczy 
kraj Mandżuryi. W tej ekspedycyi było też kilku Polaków 
wygnańców, a mianowicie Szymon Tarczewski, którego 
wzięto jako pisarza batalionu; Aleksander Peszke farmaceuta 
także do wojska zesłany*) i Karol Toliński, który poi^ynął 
dla zdejmowania widoków z pięknych brzegów Amuru. Chiń- 
czycy w Aj gunie, zdziwieni zjawieniem się cudzoziemców, 
usiłowali ich powstrzymać. Murawiew oświadczyć kazał gu- 
bernatorowi chińskiemu: że ekspedycya jego nic groźnego i 
niebezpiecznego dla Chin nie niesie ; że tylko wielka potrzeba 
dania pomocy Moskalom zaatakowanym na brzegach Wscho- 
dniego oceanu przez Anglików, skłoniła go do użycia drogi 
przez Amur, jako najbliższej, lecz że z tego powodu, żadnej 
do posiadania Amuru pretensyi sobie nie rości. Gubernator 
chciał ażeby Murawiew zatrzymał się aż do nadejścia z Pe- 
kinu pozwolenia przebycia Amura, lecz Murawiew dał rozkaz 
do dalszej żeglugi i bez pozwolenia Chińczyków przybył na 
ujście Amura, gdzie od swojego imienia założył miasto Ni- 
kołajewsk. 

W jaki sposób odpierał Anglików nie do mnie należy. 
Obrona brzegów była łatwą, bo usiłowania Anglików zaszko- 
dzenia tu Moskwie były niedołężne. Gdyby Anglicy chcieli 
wylądować i pobić Moskali nad Amurem, co wówczas nie 



*) Petike opltał Podrói twoją Amurem. 



160 

naraziłoby ich na wielkie straty, zadaliby znaczny cioi no- 
akiewskiej przewadze w Wschodniej Azyi. Nie wylądowali i 
nie pobili Moskali , a dzisiaj widzimy już tataj Moskwę ahą 
i groźną dla właściwych Chin. Nie zrobili tego, więc pną- 
czy nili się do zaboru całej północnej Mandżoryi, na któq 
Murawiew może nie byłby się rozłakomił, gdyby jej byl lu^ 
widział w ekspedycyi podjętej głównie dla odparcia Angli- 
ków. Za utratę południowej Bessarabii w wschodniej woj- 
nie, sowicie Moskwa wynagrodzoną została Amorem i 
Ussurą. 

Z pierwszej ekspedycyi wojska wróciły do Szyłki po lodse; 
część jednak wojsk zostiJa na ujściu Amura , który zajęła oa 
rzecz Moskwie i pozakładała tam osady : Nikołaj ewsk, Mariósk 
nad jeziorem Kizia i inne. Murawiew ze swoim sztabea 
wrócił do Irkucka przez port Ajan, a następnie pizez Ja- 
kuck. 

Nie będziemy opisywać historyi ekspedycyi Manvie«a, 
wspomnimy o nich w dabzym ciągu; tu tylko powiedacć 
nam należy, że Murawiew przekupił chińskich urzędnikowi 
zawarł z nimi traktat 16. maja 1858. roku w Ajgunie, któ- 
rym Chińczycy niemogąc wojny prowadzić z Moskwą, a po- 
wodu zajęcia swoich sił w wojnie z powstańcami, w wojaif 
z Francuzami i Anglikami ustąpili Moskwie całą północni 
Mandźnryę i kraj między morzem a Ussurą. Cesarz duński 
niechciał ratyfikować tego traktatu. Intrygi więc moskiew^ 
wywołały nową wojnę między Chinami i Francyą a An^ 
wojnę która skończyła się pokojem zawartym za pośrednictweD 
moskiewskiego posła Ignatiewa w Pekinie. 

Chińczycy odwdzięczając Moskwie za pośrednictwo, oso- 
bnym traktatem z Ignatiewem (1860. roku) zawartym, ?•* 
twierdzili traktat Ajguński; prócz tego ustąpili Moskwi' 
krainę ałtajską, czyli dawną Dżnngoryę i dali jej *•«■• 
przywileje handlowe, które wzmocniły wpływ moskiewtb 
w Pekinie. Ignatiew, pomimo szkody jaką Mryrządził ChinOB 
tym traktatem, uważany był przez rząd bohdahana za zha*^ 
Chin, gdyż jego to pośrednictwu przypisywał oddalenie «{ 
czerwonych barbarzyńców z Pekinu (Anglików i Francuiówli 
oddawano mu więc honory królewskie i z tryumfem , w orsaaka 



161 

kiJkotynęcznej jazdy mongolskiej ten zręczny Moskal odpro- 
wadzony do Kiachty. 

Zdobycze te, szczególniej przyłączenie Amuru i Uśsnry do 
Syberyi, nadało tej ostatniej ważność handlową i polityczną, 
zbliżyło ją i złączyło z cywilizaoyą i ruchem ladno6ci na 
oceanie Wschodnim. Wyborne porty na brzegach morskich, 
staną się schronieniem znacznej moskiewskiej floty, która 
w mchach swoich mniej będzie zależną od floty czarnomorskiej 
i bałtyckiej. Zbliżenie się Moskwy do Stanów Zjednoczonych, 
przez to przyłączenie zostało ułatwionem; związało ono mo- 
cniej te dwa państwa, ożywiło między niemi handel i pol i* 
tyczną sympatyę, która się już wyraziła w wielkiej wojnie 
wschodniej. W czasie blokady brzegów sybei^^jskich przez 
Anglików, Amerykanie dostarczali Moskalom, narażonym na 
niedostatek i oczekającjrm głodu: mięsa, mąki i broni. Usiłują 
oni Anglików ztąd odsunąć i cały handel w tej części Azyi 
wziąść w swoje ręce. Pomimo wojny, do nowo otworzonego 
portu w Mikołajewska (1857. roku), wysłali sześć okrętów 
2 towarami, dwa z Bostonu, dwa z Hon Konga, i dwa z S. Fran- 
cisko; prócz tego pięć okrętów wysłali do portu w Ajanie. 
Jak na początek to dosyć. Roku 1858 zawiązała się w Ir- 
kucka kompania handlu amurskiego, z obszememi preroga- 
tywami; kompania też rosyjsko-amerykańska podnosi swoją 
czynność, a wszystko to razem obiecuje wielkie rozwinięcie 
handlu moskiewskiego, jego bogactwa i podnosi przewagę 
Moskwy w Wschodniej Azyi. 

Stosunki z Japonią dają tej przewadze nowy grunt Boku 
1855 admirał Putiatin zawarł traktat handlowy z Japonią, 
a w 1856. roku przybyły pierwsze dżonki japońskie do Ni- 
kolajewska z towarami swojego kraju. W kilka lat potem 
Murawiow zabrał już i przyłączył do Syberyi większą po- 
łowę wielkiej wyspy Sachalinu, należącej do archipelagu ja- 
pońskiego i o tym zaborze dumnie zawiadomił cesarza 
w Jeddo. 

Temu posunięciu się .Moskali do brzegów wschodniej Azyi 
i do Japonii, energicznie rozw^ącej się na morzach Oceanu 
Spokojnego moskiewskiej działalności, towarzyszy posuwanie 
się ludności europejskich do brzegów zachodnich Ameryki. 

GiLLBR, Opisanie. II. 11 



162 

Odkrycie złota w Kalifornii pchnęło snaczną Indność w te 
strony , rozwinęło handel i utworzyło z S. Francisko nie- 
zmiernie ważny port. Na tychie brzegach, ale należących do 
Anglii, w ziemi uCiaśniny Piadżeta» (Puget-Saund) w oiU- 
tnich czasach, nad brzegami rzeki Frezer także odkryto 
złoto. Okoliczność ta wzmogła zaludnianie tych dotąd po- 
stych okolic. Powstają tam miasta jak g^^^y Po deszczu. 
Tannsend, Stilikon, Olimpia stolica Piadżet-Sannda, Port- 
land, Wiktoria, na wyspie z portem, z którego Anglia n- 
mierzą zrobić dragi Liwerpool, mają przed sobą wielką 
przyszłość handlową i polityczną. Anglia zrozumiała jni 
ważność skupiania się ludności europejskiej po obu brzegadi 
Oceanu Spokojnego, oceniła bogactwo nowych krain; ł 
otwierając dla siebie i świata Japonię i Chiny, zwraca wy- 
tężony wzrok na wypadki i ruch, który wnosi tu życie eu- 
ropejskie, robi z Oceanu Spokojnego plac nowych zabiegów, 
nakonieo i otwiera przytem nowe źródło bogactwa. Euro- 
pejczycy przeczuwając świetną przyszłość tych krain, nsihijf 
skrócić drogę do Oceanu i radziby przerwać stały ląd Ame- 
ryki. Kanał i koleje na przesmyku Panamskim; kolej że- 
lazna którą Amerykanie zamierzają do Kalifornii prowadzić; 
projekt angielski kolei żelaznej od Wankuweru do Haliiakn 
przez Kanadę i ziemie Angielskie ; telegraf przez Syberyc do 
Ameryki, projekta kolei z Amura do Moskwy, świadczą o 
nowym prądzie w ludzkości, dążącym do kotliny Oceaaii 
Spokojnego, w której być może, kwestya wydarcia han- 
dlu świata z rąk angielskich rozstrzyganą będzie. Anglicy, 
jakby przeczuwając przyszłość, usiłują już wzmocnić sie na 
zachodnich brzegach Ameryki. Niezamieszkałe dotąd swe 
ziemie, nazwali Kolumbją Angielską, dali jej osobay 
kolonjalny zarząd; nie szczędzą pracy i nakładów, aieby 
mieć tylko punkt pewny i silny na Oceanie, który nie ma 
żadnej przeszkody dla eskadry, jakaby w celach dla Anglii 
nieprzyjaznych — chciała od Amuru i Kalifornii, popłynąć 
do brzegów Indostann i Australii. 

Rywalizigąoe z Anglią Stapy Zjednoczone, w miarę zbli- 
żania się ku Moskwie, coraz częściej wchodzą na drogę, 
którą idzie Anglia. Przymierze tych dwóch silnych rywalów 



163 

Anglii, może być dla niej bardzo groźnem; interesem więc 
jej być powinno, wcześnie osłabiać awoich przeciwników. 
Kie osłabi zaś ich sposobami dotąd praktykowanemi, to 
pewna, albowiem sposoby te dotąd tylko wzmacniały siły 
jej przeciwników, które jak ńę tntaj rozłożyły, staraliśmy 
n$ przedstawić. 



U* 



XV. 



Aleksaudrowsk. — Hutnictwo arebme w Daaryi. — B<^Betwa knitteo««.' 
Wygnańcy Polscy w Aleksandrowska i w okolicy. — Poctanat Wamt- 
wics. — Lityński. — Cmentars polski w AloksaBdrowskn. — Hwijk 
Grusiecki , Michał Csarnieckl i Rafał Dwernicki. — Choroba konia i w 
wierneha. 



Z Akatui wyjechałem drożyną wiodącą do Alekaandrowib, 
lecz zamiast przez góry, pojechałem na okół, dolinką stn- 
myka, który płynie od Akatui do rzeki Gazimnr. Kkogo 
w drodze nie spotkałem i nikogo prócz stada plegoczącjtk 
kawek nie widziałem. Dolina ma ze dwie wiorsty szerokoiei; 
góry bez drzew, śniegiem zlekka przyprószone, oslamijl 
liczne wąwozy, które z różnych stron dążą do Gazinmn- 
Sanna zła przez całą zimę, teraz jeszcze więcej poi»8iiła ac- 
sanie wloką się po gołej ziemi, a Frejlina robi bokami i irj- 
tęża wszystkie swoje siły. 

Dolinka poboczna którą jechałem, złączyła się wresne 
z Gazimnrską doliną i zdaleka we mgle owinięty pokaal 
się krzyż aleksandrowskiej cerkwi. Aleksandrowsk pnwie 
w środka doliny, na błonia położony, ma posadę szeroki i 
wdzięczną; widok jest na góry. Przyjechałem w chwili 
zmroka i stanąłem w domu należącym niegdyś do Gerwa* 
zego Gzowskiego, naprzeciw lazaretu, w którym t» 
zacny człowiek miał handel i gościnne przytalisko dla bie- 
dniejszych kolegów. Dzisiaj dom ten należy do Hipolita 
Pasierbskiego i Henryka Wokulskiego, którsy ta a- 
łożyli fabrykę świec. 



165 

Naeajutrz poszedłem zwiedzić miasteczko. Oglądając dhig^ie 
ulice i przecinające je przecznice, a dalej z drzewa budynki 
mieszczące w sobie policyę i binra zarządu górniczego 
Aleksandrowskiego okręgu, brnąłem po kostki w błocie. 
Nsg^ odwilż, znak blizkiej wiosny, bo w czasie zimy nigdy 
in odwilży nie bywa i deszcz ze śniegiem wczoraj pad&^'ący, 
pokrył ulice grubym pokładem błota. Chociaż w Aleksan- 
drowska nie było tak dalece czemu przypatrywać się, a 
przedmioty widziane nie nagradzały trudów czyszczenia sukien 
z Mota, przeciec według zwyczaju ciekawych a pilnych po- 
dróżnych, drepti^em po miasteczku i rysows^em sobie w pa- 
mięci te chatki i Idetki, z których mi na nos kapie 
woda. 

Aleksandrowsk należy do największych osad w Bauryi; 
jakoż posiada kilkanaście ulic, rynek z cerkwią, kilka skar- 
bowych budynków i ani jednej kamienicy; posiada garbanią 
obecnie nieczynną, hutę srebrną także od kilku lat nie- 
ozymią, już rozwalającą się i kilka tysięcy mieszkańców, 
których dobrobyt jest większy, niż ludności osiadłej nad 

z powodu huty, której dach skręcony wichrem pochylił 
ńę jak czapka na bakier i przy pierwszym silniejszym po- 
dmachu spadnie na piece, z których mieszkańcy, co noc 
wydągają cegły i żelazo, a policya ich nigdy na gorą- 
cym uczynku złapać nie może, z powodu więc tej huty, 
powiedzmy jeszcze kilka słów o hutnictwie srebrnem 
w Dauryi. 

Wspominałem już, że główne pasma tutejszych gór zło- 
łone 8% z granitu. Widzimy go na pochyłościach i na 
wierzchołkach; rumowiska skalne w dolinach, składają się 
zwykle z kamieni granitowych, syenitowych, a w części i 
z gnejsowych. 

W ramionach i górzystych gałęziach, rozchodzących się 
od głównego pasma, a wyniesionych prawie do tejże samej 
wysokości, co i główne pasmo, granit podniósł na sobie i 
wysadził skały wapienne. Linia graniczna między granitem 
i wapieniem, wypełnioną została po szparach rudami ołowiano- 
srebmemi. Żyły tak osadzone, służą za punkt wyjścia , 



166 

z którego się inne iyly rozlały i wypetndy róinoldenDfann 
a liczne szpary wapienia. Ostatnie żyły rad lei% w skib 
zwykle równolegle od siebie. Z tatejszych kopalni, pny- 
najmniej ^/^ znajdują się w pokładach wapiennych, a renti 
w łupka glinianym i w szarej wace. Górnicy posawijiej 
się w skale za żyłą, natrafiąj% na kłęby rady, w jedDem 
miejsca, w znacznej masie nagromadzone. Srebro snijdąje 
się pospolicie w radzie ołowianej, połączonej z małą iloacii 
rudy żelaznej; lecz znajduje się także w radzie żelaznej, po- 
łączonej z małą ilością ołowiu; ostatni gatunek żyt nileiy 
do mało procentujących, bo trudniej jest dobyć taką iff^ 
ze skały i tradniej z nich niż z pierwszych wydzielić srebn; 
dla tego też z rud takich wcale tutaj nie użytkują, a pn^* 
najmniej eksploatowanie ich jest bardzo małe. 

Rudy te były w dawnych wiekach wyrabiane pnei tu- 
bylców plemienia mongolskiego. Stare zroby, hcznie raSsor 
fiane, zmuszają nas odnieść początek nerczyńskich kopabi 
do odległych wieków. W Xyil wieku, sława tych kopiU 
ściągnęła z Jakucka i z « Jenisejska kozaków, ujanmiddi 
Dauryi. Nędzna kultura pierwotnych mieszkańców, kocio- 
wnicze życie, rodzi pytanie: jakim sposobem dawali lofaie 
radę z trudną operacyą wydzielania z rud srebra? Moflkile 
zaczęli roboty w kopalniach, dopiero po ukończonej wojnie 
z Chinami, na początku XyiII wieku, i są ślady, że pierwnjai 
górnikami byli sprowadzani przez nich Polacy z Góne^ 
Szląska. Pierwsza huta była w Nerczyńskim Zawodzie a- 
łożona; następnie założono hutę w Duczarze, potem w Ento- 
marze, w Gazimurze, w Aleksandrowska i w Szyłoe(nS0. 
roku). W końcu XVIII wieku było sześć hut, w który* 
srebro wytapiano; kopalni zaś i rudników, w którydi robo^ 
trwają oddawua, lub też porzucone zostały, jest obecnie kil- 
kaset. Wytapianie srebra prędko otrzymało wielkie roi* 
miary i znaczne rozwinięcie. W latach od 1760 — 1770, gdy 
naczelnikiem tutejszego górnictwa był Suworow, imiesiiik 
feldmarszałka oplamionego krwią polską na Pradze, otr^ 
mywano rocznie srebra 240 centnarów* Od tej epoki, s^ 
pniowo zmniejszała się ilość dobytego srebra. Przed kilki- 
nastu laty otrzymywano go jeszcze 80 centnarów, a 



167 

vy^^ Aa huty i kopalnie srebra, gdy przewyższyły wartość 
dobytego srebra, i dobywanie złota na wielk% skalę, spowo* 
dowało apadek srebrnego hutnictwa. Dzisiaj jedna tylko huta 
srebrna w Kutnmarze jest czynną a z niej w przecięciu otrzy- 
mują rocznie do 20 centnarów srebra. 

Początkowo kopalnie nerczyńskie były własnością pry- 
watną, póćniej zabrali ja carowie na swoją prywatną własność. 
Przy taniości robotnika powodzenie tutejszego górnictwa 
byle zapewnione. Dawniej górnicy dzielili się na 3 klasy. 
Pierwsza składała się z chłopów poddanych korony, było 
zaś ich, samej płci męzkiej 27,000. Uprawiali oni tyle grun- 
tów ile sami chcieli, płacili podatki, lecz prócz tego używani 
byh do robót w górnictwie, do rąbania drzewa, palenia węgla, 
i zwożenia rudy. Tych to właśnie chłopów roku 1852 spo- 
sobiąc się do zabrania Amurskiej prowincyi, następnie i Chin, 
zamienili na kozaków i uwolnili z pod jarzma górnictwa, 
torowsze natomiast jarzmo dyscypliny wojskowej wciskając 
im na karki. Druga klasa i trzecia, składała się ze służy- 
tieh, czyli właściwych górników i z deportowanych. Dzisiaj 
tylko dwie ostatnie klasy, których liczba od 7,000 do 9,000 
robotników wynosi, pracują w kopalniach i w hutach. 

Ślady na powierzchni ziemi rud ołowiane -srebrnych, są 
bardzo częste i góry dauryjskie kryją jeszcze niezawodnie 
wielkie skarby dla przyszłości zachowane. Skarby te być 
może nie będą już wówczas obracane na utrzymanie blasku 
i potęgi carskiego domu, wysysającego krew 70 milionów 
ładzi. Poszukiwanie rud srebrnodajnych odbywa się przez 
bicie szybów i ulic (sztolni) w górach. Przy porządnem 
gospodarstwie, potrzeba by było bić kilkanaście i więcej 
studni, dla oznaczenia dokładnego kierunku, długości, gru- 
bości i bogactwa żył, następnie zrobić plan kopalni i roz- 
Idad robót na długie lata, a dopiero potem zacząć wyrabia- 
me. Tutaj postępują inaczej, jak tylko natrafią na żyłę, 
zaraz zakładają kopalnię, a nieznając kierunku żył, posuwają 
korytarze, ji^ to się często zdarza, w stronę, w której się 
ndy nieznajdtgą; ztąd próżna strata czasu, kapitałowi zmamo 
wanie ciężkiej, ludzkiej pracy, i ztąd to tyle jest tu kopalń, 
w których roboty trwały tylko rok jeden. 



168 

Rady tak co do składa, jak i bogactwa dziel% się na kilb 
gatunków. Najbogatszą jeet ruda skTystaluowaaa, pnećro- 
czysta i bezkolorowa, rzadko w tutejszych kopalniach natn- 
fiana. Uboższy od tej gatunek, zowie się z niemiecka blaj- 
glanc a zawiera w sobie dużo ołowiu i pławi się z tatwosoi; 
ten to gatunek podtrzymige głównie tutejsze hatnietTOi 
Rada ołowiano > srebrna zafarbowana .ochrą jest koloni żolb* 
czerwonego, posiada nie wiele ołowiu, srebra jeszcze miii^; 
jest pospolita w Dauryi. Prócz wymienionych, znajdują ac 
w obfitości rudy ołowiane- srebrno -siarczane i inne w pol|* 
czeniu z żelazem, kwarcem i arszenikiem. 

Po wykopania i wydobycia rudy z kopalni, odbywa ac 
jej gatunkowanie. Chłopcy, kobiety zesłane do kopalni i 
w ogóle wszyscy fizycznie słabi, tłuką i rozbraja radę mło- 
tkami. Części puste i obce jak kwarc precz odrzucają, a rudt 
sproszkowaną zsypują na kupy. Uboższe rudy prosikiji 
w wodnych stępach, potem przewiewają przez arfy i mą 
do płuczek, gdzie woda oddziela i unosi części obce i Uejsis 
niezawierające metalu, a przez to podwyższa w rudzie sto- 
sunek srebra. Siarczano-ołowiane rudy nie ulegają płoka&ia» 
lecz w wielkich kupach bywają prażone. 

Tak przygotowane rudy, wiozą do huty i sypią je vir- 
stwami, przesypując węglem sproszkowanym i przesisBjfB 
Iirzez arfę do pieców, zwanych tutaj szachtne piece. Piece 
te są budowane z c^ły i bywają jednych rozmiaró*. 
W hucie znajdiąje się ich kilkanaście (w Kutomarze jest idk 
16). Każdy piec ma właściwe sobie przymioty, któiyeb 
przyczyn wyśledzić nie można, a które zna tylko robotnils 
ciągle przy jednym piecu pracujący; i tak, jedne piece, je- 
żeli do nich sypią na raz dużo węgla i rudy, prędzej rad{ 
topią; inne przeciwnie, łatwiej ją topią, jeżeli w niewielkich 
ilościach sypią do nich rudę i węgiel. Piec szachtowy, ib* 
2 sążnie wysokości; w górze jest otwarty. Na jednej le 
ścian wewnątrz znajduje się miara, a w bocznej ścianie znaj- 
dują się dwa, jeden nad drugim wyrobione otwory: niższy 
podczas topienia się rudy zalepiają. Od ściany frontov«j 
sypią rudę i węgiel; od tylnej zaś ściany aypią sam w^^ 
Jako flusu, to jest rzeczy stałych, łatwo topnych, a wi$c 



169 



nbtwiąjących topienie się metalu, niywąją stłaczonych żużli 
(adak). Rudę nie jednego ■ gatunku sypią do pieca, ale ró* 
tnych gatunków i z różnych miejsc braną, a główna zasługa 
majstra zależy na utworzeniu mieszaniny łatwo topiącej się. 
Mieeh, który roznieca i potęguje ogień w piecu, poruszany 
jest przez konia lub wodę. Gdy już ruda stopi się i stanie 
się i^nną, ołów i srebro, jako cięższe, przez wszystkie 
warstwy węgła sf^ywają na doł, a żużel przez otwór górny 
wypływa z pieca. Dwa razy na dzień dolny otwór przebi* 
jaja i spuszczała przez niego ołów w formy, w ziemi zro- 
bione. Piec szach towy raz zapalony, nic bywa studzony 
dopóki nie zepsuje się, co zwykle przez sześć miesięcy na- 
stępige. Stosunkowo, ile wypuszczają żużli i ołowiu z pieca, 
tyle też zaraz dosypują węgli i rudy. 

Oddzielanie srebra od ołowiu, odbywa się w piecach 
płomienistych, zwanych tutaj gali da. Piec płomienisty 
zbodowany jest w kształcie rotondy i wymazany wewnątrz 
gliną ogniotrwałą; z boków ma kilka otworów, na trzonie 
nś w samym środku pieca, znajdige się wklęsłość prosto- 
k^toa, głęboka na ly, cala; średnicy piec płomienisty ma 2 
B^^ie. Tuż obok płomienistego pieca, znajduje się piec 
zwyczajny, w którym nieustannie pali się drzewo; miechy 
aś pędzą z niego do pierwszego pieca powietrze i płomień, 
l^tóre w nim nieustannie jak w piekle krążą i sprawiają 
widok efektowy. Oto jak go poeta opisuje: 

cGdsIe w ciemnych skleiwch niewolnlcse dłonie 
6^9 młotami kroescowe pokłady, 
Co Jakby iyły kr^lf w siemi łonie, 
A wyrsoeone te swojej poeady, 
Topnląjf w hude ogniem który płonie » 
Jak swlastan piekła straszliwy I blady. 
I w dtikim krassców smiesianych pośane, 
0<wleea dziksse niewolników twarse.» 

Ileż to polskich twarzy, oświeconych jest tym ogniem? 
Ileż to polskich dłoni z których miecze wolności wytrącono, 
skuto przy młocie z dłonią rozbójniczą? To złoto i srebro, 
które zdobi carskie pałace, świeci na pańskich stołach, wy- 
dobyte pr^ ciężkich za ojc^rzuą i wolnością westchnieniach 



170 

wygnańców, czyż naprowadza im myśli smutnego pooątki 
ich bogactw, a te myśli, osy* rodE% uczncia spramedli- 
wości?! 

Ołów wydobyty w znacznych ilościach z saachtowego pieei, 
wkładają do płomienistego i puszczają na niego płosiiń 
Ołów prędko się roztapia, i płynna jego masa powoH 9^ 
nkwasoradnia (to jest ołów łączy się z kwasorodem); i po- 
nieważ niedokwas ołowiu, jest gatunkowo lżejszy, więc snos 
się na powierzchni i przez niewielki żłobek w głównjck 
drzwiczkach twardniejąc, spływa przy pomocy ludzi. Lodoe 
go ściągają i natychmiast wrzucają do małego pieca, nąj)* 
cego zaledwo 1 łokieć kubiczny, szczehiie zamkniętego i 
żarzącemi się węglami napełnionego, gdzie niedokwas otovii 
odkwasoradnia się i stamtąd już czysty ołów wyponco)! 
w formy robione z surowcu. Operacya ukwasoradnianit a$ 
trwa w i^omienistym piecu przez trzy lub cztery dni; srebn 
które trudno łączy się powietrzem, opada na dół i osisds le 
wklęsłości, o której wyżej pisałem. Znakiem nkwaaoro^ 
nienia się ołowiu, jest połysk i blask coraz ^dększy srefan: 
gdy już ołów zupełnie ukwasorodni się i srebro posiada Uaik 
zwyczajny, gaszą ogień i wlewają dla prędszego ostadsii* 
wodę do pieca, a z wklęsłości wyważają srebrną biM^i 
która się zowie blikiem. Każdy blik ma na powierzchni róisi} 
wielkości pęcherze, z których gdy pękały wylało się Biel>nv 
Przy powolnem studzeniu pieca blik wstrząsa się, h^ 
i widać jak na jego powierzchnię występują pęcbent 
W srebrze znajdują się części złota, które wydzielają w Pe- 
tersburgu. 

Pobyt w kopalniach merkuryuszu i ołowiu, jak rówsieł 
pobyt w hutach ołowiano-srebmych, nie jest tak bardzo, ji^ 
utrzymują, szkodliwym dla zdrowia robotników; lecz robotnicy 
od szkodliwych wpływów tego pobytu, uchronić się nofl 
tylko przez dyetę, której w czasie roboty w hucie ściśle pn^ 
strzegają; mięsa, które ma w takim razie najbardziej sskoM 
wcale nie jedzą. Roboty w hucie w czasie zimy, są tAf 
dliwsze dla zdrowia, niż podczas lata. 

Prócz złota i srebra, Daurya obfitiąje i w inne krosscft 
Rudy miedziane znajdują się wielu miejscach, n. p. w Da<^ 



171 

tałdsOy w miejscu zwanem światy Mys, w okolicy Gazimankiego 
Zawodu i w innych. Hut do wytapiania miedzi niema dotąd 
w Dauryi; miedź zaś z Moskwy przywożona, jest tu droga: 
za funt miedzi płacą 5 z}p. Koperwas zwietrzały znajdigą 
w szczelinach i szwach gór. Budy cynowe znajdcgą się nad 
Ononem. Próbowano z nich dobywać metal i założono hut§ 
cynową. Cyna którą otrzymywano, złożona w składach 
w kaztiJcie cegiełek lub prętów, wietrzała z czasem i w pro- 
szek rozsypywała się. Fenomen ten podobno powtarza się 
i w hutach cynowych w Europie, lecz tam umieli sobie po- 
radzić; tutejsi zaś majstrowie nie mogli znaleźć środka prze- 
ciwko proszkowaniu tego metalu i zupełnie porzucili eksploa- 
towanie rud cynowych. 

Galman znajduje się obficie w kopalniach ołowiu; pró- 
bowano kilka razy wytapiać z niego cynk, lecz nigdy w zna- 
cznej ilości nie wyrabiano, a dzisiaj wszelkie próby zanie- 
chano. Kopalnia rudy merkuryalnej założoną została w oko- 
licy Górnej, lecz przed kilku laty została opuszczoną; obecnie 
mają znów rozpocząć dobywanie merkuryuszu, bo jest po- 
trzebny do amalgamacyi złota, tym sposobem moźnaby resztki 
złota 9 które z piaskiem i wodą uchodzą, wyłowić. Rudy że- 
lazne są w Dauryi bardzo pospolite; całe góry tych rud, 
mających 50 procent żelaza znaleźć tu można, jak n. p. 
w okolicy stanicy Eułarek nad Szyłką i w .okolicach Gazi- 
murskiego Zawodu. Magnetyt (ruda magnesowego żelaza) 
jest obfity. Hut żelaznych dotąd niema w Dauryi, a mając 
pod ręką najlepsze żelazne rudy, na miejscowe potrzeby 
przywożą żelazo aż z Piotrowskiego Zawodu. Funt szynowego 
żelaza koszti^e tu 13 gr. pols. a innego żelaza po 10 groszy. 
Wiadomo jest, że u nas i w Pirenejskich górach, nieraz 
zdarza się, że kowal z kawałka rudy w kuźni robi żelazo; 
zasługuje przecież na uwagę, że tu w Karze, kowal z kawałka 
rudy żelaznej, otrzymanej przy płuczce złota i 1% funta wa- 
żącej, w zwykłym kowalskim piecu, w przeciąga 35 minut, 
otrzymał sztukę czystego żelaza ważącą ^ funta. Próbę 
z tymże żelazem kilka razy powtórzył i otrzymał z niego 
stal: jest to dowodem bogactwa i dobroci rud żelaznych 
w Dauryi. 



172 

Siarki dużo snajdoj^ w nerczyńskich gónch; kopią j| 
w stanie dającym się używać, szczególniej przy kopalni ol»- 
wiu w ZierentuL Grafitu wyborowego, znajdują si^ ok 
góry, a mianowicie w dolinie rzeki Kuringi, nad SijA|. 
Ckociaż naczynia grafitowe sprowadzają z Niemiec za trjMk| 
cenę, przecież dotąd nie założono tu £Eibiyki grafito«:fdi 
naczyń. W ostatnich latach wynaleaono nad Argmii i 
Gzikojem (w Wierchnoudińskim powiecie ) znaczne pokMf | 
węgla kamiennego, lecz przy dostatku drzewa, nie prefto l 
z niego będą użytkować. Olej skalny (nafta) snajdujiey wf \ 
na wschodnim brzegu Bajki^u, w Dauryi płynie tylko w jedsea \ 
miejsca , z góry w okolicy stanicy Baty. Chłopi olejn tbl- 1 
nego używają jako lekarstwa na ból głowy. 

Z tego wszystkiego widzimy, że ogromne są bogact«> 
kopalne dauryjskich gór, lecz brak rąk, charakt^ kraju tt 
wpół dziki, oddalenie od wielkich dróg handlowych i lenifea* 
wrodzone mieszkańców, są przyczyną, iż bogactwa t« nit- 
przynoszą korzyści jakichby spodziewać się należało! 

W Aleksandrowsku mieszkają następni wygnańcy pohcT ' 
Pasierbski Hipolit Platon rodem ze Żmudzi, powitiaMe 
z 1831. roku, następnie emigrant, mieszkał długi czas w ifi- 1 
glii, gdzie ożenił się z Anną Berd. W roku 1848 brał apa^ 
udział w powstaniil Wielkopolskiem ; z pod Miłosławia w^fdu? 
był jak eroisarynsz na Żmudź, gdzie ścigany przez Moibi 
i obławę, długo bronił się i rannym będąc, wzięty został śi 
niewoli do Wilna, zkąd wysłany do kopalni nerezyńikkk 
Wokulski Henryk z Lubelskiego rodem, przjshif 
w młodym wieku do kopalni w 1844. roku za pogadanki po- 
lityczne. Ksiądz Piotr Ściegienny, proboszcz z Cbodkr 
za przewodniczenie związkowi, który miał na celu wywotni* 
powstania chłopskiego w 1844. roku. Powstanie niendafe ■! 
i zaraz w początkach w Kieleckiem przytłumione 
Ksiądz Piotr aresztowany i odstawiony do Kielc, gdzie 6 
gubernator Białoskórski, przez podejście wyciągnął z ni^* 
tajemnice związku. Z cytadeli warszawskiej, po nieprawne* 
zdjęciu sukienki kapłańskiej, skazany na śmierć, potem ^ 
kopalni nerczyńskich. Ksiądz Piotr praez czytanie ewanie&H 
doszedł do utworzenia samodzielnej teoryi socyalnej, którt^ 



. 173 

hyUk wiar% polityczną całego zwiadu. W Aleksandrowska 
pędzi ubogie samotne życie. '^) Tatąj, on i kilkunastu innych 
wygnańców założyli towarzystwo, które pędziło życie na za- 
mdach wspólności. Teorye te nie wytrzymały praktyki i to* 
warzystwo upadło. Karol Sci|egienny jeometra, brat Piotra, 
z» tęż esaną sprawę skazany do kopalni ; Dominik Ściegienny, 
włościanin, brat Piotra, za tęż sprawę w 1844. roku obity 
kijami i przysłany do kopalni**) nerczyńsldch wraz z Balta- 
sarem Susło, Adamczykiem i z innymi chłopamL Hipolit 
Baciborski urzędnik ordynacyi Zamojskich, za udział 
w związku towarzystwa demokratycznego i w powstaniu 1846. 
nka, w Galicyi, przysłany do kopalni. Marceli Br ochocki 
z Płockiego rodem, powstaniec w 1831. roku, pod Łysoby- 
kami wzięty do niewoli, potem uwolniony, następnie za udział 
w Stowarzyszeniu ludu i)olskiego w 1838. roku przysłany do 
kopalni nerczyńskich. Fortunat Misiurewicz z Wołynia, 
powstaniec 1831. roku, posłany do Omska, za związek jeńców 
polskich skazany do kopalni nerczyńskich.***) Józef Ja- 
ckiewicz z Litwy rodem, za sprawę Konarskiego, przysłany 
do kopalni. 

W bliższych lub dalszych okoUoach Aleksandrowska mie- 



*) Kfl. Piotr Ściegienny w 1857. roku prsenieeiony do Permu. 
**) Dominik Ściegienny w 1897. roku powrócony do krąjn, lees uras po 
powrocie, m propaganda polakości mi^dsy chłopańoi w kareanie, powtómis 
*»i Hda wygnany do Wołogdy. 

***} MisiurewicK Fortniiat urodził lię na Wołyniu. W 1831. roku po^płe- 
nył do wojfka polskiego. Wsięty w kt^rej^ bitwie do niewoli, map^aony 
iMtał do Omaka, gdaie go amnaiii do słaiby moakiewakiąl. Zwląaek Siero- 
ci&skiego i Ssokalakiego, maj§cy na celu nciecakę c Syberyi i sorganiaowanio 
iKirgisów, powabnej i groźnej dla Moskwy siły, miał go pomioty swoimi 
eiłoiikami. Za ten awi«a«k długo siedaiał w włcsieniu w Omakn i skaauy 
do kopalni uerciyAskich. Tu doswiadcsywszy wiele biedy i praykroici, na- 
l«iał do świńsku który miał na celu ucieczkę a Syberyi i odbicie Piotra Wy- 
sockiego a wi^ienia. Raeca się wydała, csterech obito knutaml, inni a 
V liecbie ich ł MisłoMwles wi^aieniem aostaU ukarani. Te waaystkie nie- 
powodzenia, stracona nadzieja powrotu do krąJu, bieda i potrzeba gospo- 
d«ntva, zachęciły Ifisiurewicaa do ośenienia się; wzi^l Sybiraczkę. Żonę i 
iltleci naueaył po polsku i naueayt miłować Inrą) polski. Po wyjAcln n« 
^^edlenle wstąpił do słuiby w Odkupie, aa oo byi prsea kolegów naga- 
Biooy. Zresatf gościnny, koleieński i dobry eałowiek, z radością dowiedział 
•ię o pozwoleniu powrotu do krąju w 1857. roku. Umnrl w ojczyźnie, na 
Podolu 1859. rokn. 



174 • 

Bzkąj% nattfimi wygnańcy polscy. W Siełopnginie mieidi 
Teofil Kownacki, oficer powstania 1831. rolni, la «•• 
lecznośó ozdobiony dotjm krzyżem, przydany do kopslB, 
rodem z Wołynia i Kajetan Przewłocki z LobeUdegOr 
w młodym wieku, za pogadanki polityczne przysłany do b- 
palni w 1844. roku. W Kadai mieszkają: Teofil C zapili 
rodem z Wołynia, za czynny udział w związku S. Konanibq|f» 
posłany do kopalni nerczyuskich, razem z Kasprem Maaskos- 
skim. Antonim Beaupre i P. Borowskim. Z przybyciem wf 
gnańców ze sprawy Konarskiego urządzony został na wygnuM | 
Ogół. Pod tą nazwą istniało wiele lat stowarzyszenie n- 1 
bajkalskich wygnańców, mające na celu zachowanie dsc^ ! 
charakteru i wyrobienie moralne i polityczne wygnańeóft 
Ogół posiadał kasę, do której wygnańcy płacili podsfli 
Z kasy u trzymywa no chorych i niemąjących zaroUm, ^ 
wano pożyczki potrzebującym. Ogół posiadał własną bi£^ 
tekę, utrzymywał gazety, pocztę wygnańczą. Sesye odlif 
wały się na Boże Narodzenie, na które zdaleka jeździli i^ 
wygnańcy. Wł^tdza moskiewska w Syl)eryi wiedziała o M* 
syach i o Ogóle, ale nie występowała przeciwko nio* 
Ogół najwięcej się do tego przyczynił, że wygnańcy z Wsch^ 
dniej Syberyi, powrócili do kraju niezłamani w duchu i btf| 
uronienia charakteru reprezentantów Polski 

W Kadai mieszka jeszcze Józef Lutyński, cjnflt 
z Warszawy, za udział w pomocy dawnej emi 
Szpakowi 1833. roku obity kijami i przysłany do 
i Leonard Urbanowicz powstaniec z 1831. roku. 
umarł wkrótce po przybyciu do kopalni na zapalenie 
Jan Lityński, skazany za udział w Towarzystwie Df&o* 
kraty cznem i należenie do wyprawy na Siedlce w 184€.rekd 
Otrzymał 500 kijów ; człowiek młody, poczciwego i tagtMloeg^ 
charakteru. Na blasze w kościele jego pamięci po8więooi4l 
jest taki napis: «Jai> Lityński rodem z Płońska w Wojewodztvif 
Płockiem b. aplikant sądowy przy trybunale warszaw^i^ 
w roku 1846, za sprawę polską do kopalni skazany. tatŚ 
w Kadai w grudniu 1848. » ' 

W innych wioskach Dauryi mieszkają jeszcze następni M 
wygnaniu będący Polacy: Józef Pilcicki powstaniec ISSU 




175 

roku rodem z Białostockiego; Jan Piotrowicz żołnierz 
z 1831. rokn wcielony do wojska moskiewskiego w Czycie. 
Stanisław Brono wski, służył w wojska moskiewskiem, 
z którego w 1831. roku przeszedł do powstania, za co zesłany 
do rot aresztanckiehy potem do wojska na Kaukaz, gdzie 
uciekł do Czerkiesów i z nimi walczył przeciw Moskwie; 
wzięty do niewoli, skazany został do kopalni, tu za usiłowanie 
odbicia Wysockiego obity knutami; mieszka w Duczarze. 
Rab kin powstaniec z 1831. roku; Anna Reke powstaniec 
z 1831. roku Łotysz; z Kurlandyi był do Syberyi wygnany 
Rokicki za udział w sprawie 1846. roku. Ręka na Litwie, 
lecz nie wiem gdzie mieszkał. Napoleon Wysocki z Bia- 
łostockiego powstaniec 1831. roku; gdy go pędzono do Sy- 
beryi, Moskale prości myśleli, że car pędzi na wygnanie 
Napoleona cesarza i biegli mu przypatrywać się; Walenty 
Walendowski rzeźnik z kaliskiego, za udział w powstaniu 
Wielkopolskiem w 1848. roku, posłany do wojska moskiew- 
skiego; z drogi uciekł, ale złapany, wreszcie posłany na ko- 
zaka nad Amur; Kasper Więckowski powstaniec z 1831* 
roka zesłany do kopalni nerczyńskich , zkąd uciekł i już 
wiele lat nie ma o nim żadnej wieści; Piotr Jankowski, 
emisaryusz w 1833. roku, wszedł w Augustowskie i tam wzięty 
i do Syberyi posłany do kopalni. 

Z Rosyan przysłanych do Nerczyńska za sprawę polsk%, 
był ta tylko jeden A gł aj Korowaj ew praporszczyk z wojska 
moskiewskiego, za pomoc udzielana związkowym Konarskiego. 
Przed kilku laty przeniesiono go ztąd na Kaukaz, gdzie ma 
znowu pozwolono wstąpić do wojska. 

Francuz także tylko jeden był do kopalni nerczyńskich 
za sprawę polską przysłany. Karol de Lucenay za udział 
w związku Konarskiego w Wilnie aresztowany i przez sąd 
wojenny skazany. 

W każdej miejscowości, którą zwiedzam, mam zwyczaj 
udawania się na cmentarz, a z porządku jaki tam znajduję i 
z pielęgnowania grobów wnoszę o czci mieszkańców dla 
umarłych i o ich uczuciowej, moralnej stronie. W Dauryi 
cmentarze, prócz kilku, są zupełnie zaniedbane i nieogrodzone; 
bydło chodzi po mogiłach, wiatry kostsi wygrzebują. Na 



176 

świeżej mogile zwykli stawiać krzyż, lecz większa liczba 
krzyżów sprachniałych lub zgniłych, leży rozstrzaskaDydi ai 
grobie. Żyjący nie pamiętają tutaj o umarłych i króikci 
chowają ich pamięć w sercu. 

W Aleksandrowsku Polacy nie mają osobnego cmentun: 
spoczywa tu jednak kilku Polaków. Henryk Gruszecki 
rodem z Lubelskiego ze wsi Kruchowa, przysłany w młodni 
wieku do kopalni, za pogadanki polityczne wspólnie z Heft- 
rykiem Wokulskim, Władysławem Lucym i Kajetanem Pi»- 
włockim w 1844. roku. Żył lat 30, umarł 7. sierpsiA 
1853. roku. 

Spoczywa tu także podoficer z czwartego liniowego pdb 
i wojownik z 1831. roku Michał Czarniecki. Za powstiaie 
posłany był do robót w Troickim Zawodzie pod KańskieB, 
zkąd, gdy się rozpoczęło prześladowanie Polaków w Svbei?i 
w skutek odkrytego związku w Omsku, wydany był z innjoi 
do nerczyńskich kopalni. W Aleksandrowsku po dh^ 
biedzie i dłuższej tęsknocie oddał Bogu ducha, nie doczeksaa^ 
się widoku ojczystego nieba 1 

Rafał Dwernicki zmarł tu w 1847. roku; żył trzydaoei 
kilka lat Rodem był z Podola i uczył się w gimaastai 
Winnickiem, zkąd za okazane uczucia patryotyczne, po ISSI. 
roku oddano go do 6 korpusu armii moskiewskiej, misBO- 
wicie do « liczebnego pułku» w Moskwie. W patką 
jego jak i wszystkie dzieci polskie tam posłane bito okn^ń 
rózgami wypędzijąc z nich ducha i język polski. Móvi^> 
modlić się po polsku mieli zabronione , nie zostawiono fli 
odrobiny wolnej woli. Dzień i noc pod przymusem biedM 
dzieci tam zostawimy. Uczono ich nienawiści do Potid, 
zmuszano okazywać pogardę dla wszystkiego oo było poiskii 
i wstydzić się, że urodzili się Polakami. Bez nułosierdai 
postępowano z tą młodzieżą, z roskoszą nad nią pastwioafl 
się i moralnie żyłowano. Jednak ani rózgi, ani niewoh 
sroższa niż niewola czarnych w Ameryce, niepotrafila w iA 
sercach zagasić wielkiej iskry świętej miłości oja^zBy. Ttt 
się ona, schowana w głębi tajemnej świątyni, a pny m* 
darzonej okoliczności płomieniem czynu rozpalała się. BSrdtf 
dzieci, czasami zgromadzały się w kąciku i tam po dckatła 



177 

ieby ich żołnierze, ani też* koledzy Moskale nie slyBseli^ 
mówili o Polace, o wojnie, o wolności. Jedną tak% poga- 
dankę podsłuchali stróże tej fabryki, w której Mikołaj Pola- 
ków przerabiał na Moskali, porwano ich więc zaraz, chło- 
stali aź do krwi jako przestępców politycznych, i w liczbie 
kilkunasta popędzili w sołdaty do Syberyi. Rafała przy- 
alali do batalionu w Nerczyńskim Zawodzie. Tutaj przez 
wiele lat zostając w koszarach, chodził na ową ciężką żoł- 
nierską służbę. Życie w koszarach, towarzystwo koszarowe, 
wyraziły swoje piętna na jego charakterze. Stał się milczą- 
cym, zamkniętym w sobie, niedowierzającym i słnżbistą. 
Jakkolwiek bez wyższego wykształcenia, miał jednak zdrowy 
pogląd na rzeczy, a z taką siłą wyrywana z niego cnota i 
miłość Polski, wyrwaną nie została. Po długiem szturchania 
i poniewieraniu awansowany został na podoficera, który to 
itopień większej swobody mu nie nadał; uwolnił go tylko od 
bicia podoficerów, którzy dawniej jako żołnierza bić mogli. 
Teraz mógł być bitym tylko przez feldfebla i oficerów, co 
było już małą ulgą w tej piekielnej niewoli. Tymczasem 
charakter jego stawał się coraz dziwaczniejszym i tęskniej- 
ttym; w końcu opanowała go głęboka melancholia, która 
nmieniła aię, na peryodycznie objawiające się obłąkanie. 
Pewnego razu, kolega jego i rodak, także żołnierz wygnaniec, 
wychodził z koszar na polowanie. Rafiił widząc strzelbę 
w jego ręku, z obłąkanym i tkliwym wzrokiem jął błagać, 
ażeby mu z sobą pozwolił pójść na polowanie, 
o Po cóż pójdziesz, kiedy nie masz strzelby?)) 
•Nic to nie szkodzi, odrzekł Rafał, mam kule, stanę na 
stanowiska y ugodzę z ręki kulą zająca i zabgę. Weź mnie 
z sobą, proszę Gięl» 

Kolega wiedząc o jego obłąkaniu, obawiał się brać go 
z sobą na polowanie, lecz Rafał tak nalegał i prosił, że 
wreszcie pozwolił mu pój4ć z sobą. Poszli w góry. Rafał 
stanął na stanowiska a trzymając w ręku kulę, wpatrywał 
ńę w jeden punkt oczekując na zwierzę. Tymczasem kolega 
jego zabił zająca i siadł obok niego. Rafał nic przez kilka 
minut nie mówił, wtem nagle, jakby przestraszony, z ser- 
decznym jękiem zawołał: (cCzy widzisz? czy widzisz Win- 

OiŁŁBK, OpUanle. II. 13 



178 

centy? Ale ty nic nie widzisz; żebyś miat perspektywę, tobji 
zobaczył I » 

«Ależ Rafale, uspokój się, masz jakieś przywidzenie i om 
cię strachem napełnia I » 

« Patrz! krzyknął biedny żołnierz, patrz! jedzie car, aa 
nim dużo, dużo wojska, miliony wojska, cały naród iol* 
nierzy, a każdy żołnierz niesie z 8ob% pęk kijów. Idą do 
Polski, będą bić naszych o mój Boże! Dawaj mi stneib( 
prędzej strzelbę. Już jest car blizko mnie, wypalę do m«go. 
zabiję i naszych ocalę. » Wyrwał strzelbę z rąk Wincentcfo 
i drżąc celował w błękitną przestrzeń. Pot wystąpił inel- 
kiemi kroplami na czole i oblał go, oczy nabnJy blsiki. 
jakby w nich całą moc swą umieścił, aż wreszcie padł tf 
ziemię nieprzytomny i zemdlony. Wincenty otrzeźwił sb- 
chetnego obłąkańca i odprowadził go do koszar. 

Już był w stanie obłąkania, kiedy z podoficera awsDK* 
wano go na oficera; lecz obłąkanie to, jako peryodjcne, 
długo niezauważone, nie przeszkadzało mu w służbie, ktcr^ 
machinalnie wykonywał. Kiedy mu przynieśli dyplom » 
oficera, uwalniający go od poboi, otrzymał także obrtf 
Chrystusa, który wygrał na loteryi (puszczony był bowieu 
razem z innemi rzeczami na loteryą, przez wyjeżdżającego 
do Moskwy czynownika) ; Rafał stan^ przed obrazkiem i nekl: 
« Dziękuję Ci Chrystusie Panie, za to, żeś mnie zrobił o6ee- 
rem, że mnie już bić nie będą. Ale, dla czego do b^i 
mnie nie wrócili, kiedy się o to tak dawno, całą dosi 
proszę? Ponieważ jesteś tak niemiłosiernym i nieubłaganTOł 
nie chcę Cię trzymać u siebie I » i darował go towarzyszowi 
Wywieziony w dziecinnym wieku z kraju , pamiętał go jak 
przez mgłę, a tak go jedoak czule i głęboko kochał. Umari 
w przytomności umysłu. 

Powrotu do Szyłki z Aleksandrowska opisywać nie bę<i{» 
wspomnę tylko na zakończenie tej .podróży, o chorobie Frej- 
liny. Ledwo odjechałem wiorst kilkanaście, Frejlioa pi^ 
na nogi, ale -gdy ją szarpnąłem lejcami, zerwała się i I^ 
biegła dalej. Na przestrzeni czterech mil, upadała tak 
kilkanaście razy. Zkąd pochodziła ta słabość i jaki jej ^ 
początek, nie mogłem wówczas odgadnąć, a niespokojny, p^ 



179 

pędziłem ją do wsi, w którejbym mógł użyć jakich za- 
radczych środków przeciw jej chorobie. Tymczasem zbliżał 
się zmrok, niebo osłoniło sig czamemi chmurami, a wicher 
potężnej zmiatając z gór masy śniegu, zwiastował mi za- 
wierncjic. Frejlina słabła coraz bardziej, a dojechawszy do 
skały sterczęcej nad drogą, padła znowuż i wyprzęgła się 
z hołobli. Wydymania żołądka i karczowe rzucanie głową i 
nogami, zatrwożyły mnie, myślałem bowiem, że klacz już 
zdycha; lecz nie tracąc zupełnie nadziei, usiłowałem ją za- 
pnądz i zmuszałem do wstania. Nie mogła jbż stać na no- 
gach, drżały pod nią, a jak tylko podniosła się, zaraz pa- 
dała. Usiłowałem ją więc zaprządz, leżącą na ziemi, lecz 
wówczas pokazało się, że wcale nie umiem zaprzęgać i że 
nie dam sobie rady w tak trudnym razie. Chodziłem więc 
w około klaczy i biedowałem jak hiszpański próżniak, ale klacz 
nie wstawała; zmrok zgęszczał się, a wicher z wściekłym pi- 
skiem świszczał w szczelinach skał i wyżej, coraz wyżej, aż 
ka niebu podnosił śnieżną kurzawę. To niebezpieczna sybe- 
ryjska zawierucha się zaczyna, pomyślałem sobie i zmarznę 
na saniach. Futro miałem stare, pod nim wprawdzie dwa 
płaszcze, ale bez waty, buty chociaż z futrem ale zimne, 
rękawiczki zgubiłem, niebezpieczeństwo było więc groźne. 
Obracam się na wszystkie strony i nurzam wzrok w lodowatej 
kurzawie, lecz nikogo nie dojrzałem, tylko śnieg i brudny 
kawał stepu. Wtem nagle słyszę hałas, najwyraźniej bieg 
konia, a wkrótce potem na niziutkich jak czółno saneczkach, 
zobaczyłem kozaka w ogromnej niedźwiedziej czapce, dążą- . 
cego ku mnie. Uradowałem się jakby z widoku przyjaciela, 
przywitałem i uprzejmie o pomoc poprosiłem. Kozak obejrzał 
konia, pokiwał głową i powiedział, że nie dojadę do naj- 
bliższej wsi, o czternaście wiorst ztąd położonej; lecz ścią- 
gą! hołoble, rzemienie pozawiązywał i zaprzągłszy na ziemi 
leżącego konia, zaczął nań hukać, bić nogą i biczem, ja 
1 drugiej strony robiłem to samo , a Frejlina przestraszona 
Masem zerwała się i pobiegła jak strzała. Wskoczyłem na 
limie, nie mogłem podziękować kozakowi za pomoc, gdyż 
J^jlina czując zawieję , biegła , jakby wiatr prześcignąć 
chciała. Dwie mile przebiegła w godzinę, a wpadłszy na 

12* 



180 



podwórko pierwszej chaty którąśmy napotkali, padła jak ni^ 
żywa. Wyprzągłem j% przy pomocy gospodarza , który ztru 
poznał się na jej cłiorobie, było to morzysko (kolki 
kiszkowe), powstałe w skutek nakarmienia jarem żytei. 
Frejlina z boleścią tarzała się po ziemi, lecz naziyntrz o świcie 
wstała zdrowsza, zbliżyła się do siana, ale go nie jadk 
Przegalopowanie się wczorajsze pomogło jej bardzo, i chociii 
wychudła przez jedn% noc, jak szczapa, byłem jai pen;. 
ze żyć będzie. Na dalsze drogę, nająłem jednak konie, i 
ją przywiązawszy do sani, doprowadziłem w całości i oddałeś 
właścicielowi, który mi jej na tę podróż pożyczył, z ioteDcnt 
w daleką drogę nie brania z sobą cudzego konia. 



XVI. 



ZmUoy w powiekrsu. — Pora sbierania Jagód. — Roman Sokołowski. — Jc< 
sieA i lima 1856. roka. — Maskarada. — Teatra iołniełskie. — Jesiesa 
a drogich kamlcDiaeii. ~ Dsiewicay kamień. — WeseJa. — Wspomiuki. — 
NiessestsUwy powrót iołniersy s 3. ekspedjcyi amurskiej. — Ogród 
w Jednej nocy wyrosły. — Rośli oy. — Skutki braku domów zajezdnych. — 
Sekciarze nralsoy. — Prsy bicie się do krsyŁa. — Brody i kozacy. 
Góra Łardikańska. — Upodobanie w kwiatach. — Dolina Tapaga. — 
Góra OodoJ. 



Od wiosny, któr% na śnieżnym krajobrazie błękitnawa 
mgła zwykle zwiastuje, przechodzę do daty powrotu mego 
z wycieczki do Akatui i notuję dalej zmiany powietrza w Szyłce, 
która jest mi przeznaczoną na mieszkanie. 

Dnia 27. lipca (1856. roku) padał deszcz; przez dni zaś 
następne mieliśmy piękną pogodę, zapowiadaną jeszcze przed 
wschodem słońca, przez gęste, białe mgły, płynące w doli- 
nach. Około godziny 7 słońce już przeziera przez mgły, a 
w pół godziny potem zupełnie je rozpędza. O ósmej ^kończy 
się chłodnawy poranek, a zaczyna się gorąco do samego 
wieczora. Dnia 30. i 31. lipca lazur nieba wyjaśniony, gorąco 
bez wiatru, woda w rzece opada i mielizny występują na 
powierzchnią. Dnia 1. sierpnia wieczorem, zerwał się ulewny 
deszcz z grzmotem i piorunami; dnia 2. sierpnia pogoda 
przemienna, 3. deszcz padał cały dzień. Przez następne cztery 
dni mieliśmy ciepło i piękną pogodę: noce są coraz chło- 
dniejsze, woda zimniejsza, mgły gęstsze a roślinność prze- 
kwita. Dnia 8. sierpnia wieczorem burza elektryczna. Niebo 
zachmurzone, zapchane czamemi chmurami : ciemności wszystko 



182 

ogarnęły i cisza zapanowała. Wtem nagle błyskawica pół 
widnokręgu rozświeciła i rzuciła blad%, purpurową oświaię 
na góry, których wierzchołki pokazały się i znowuż zniUj 
w ciemności. Błyskawice powtarzają się, przelatują w mgnie- 
niu oka ogromne przestrzenie, i z niezrównaną szybkością 
zapalają się i gasną. Patrząc na te mieniące się góry, na 
te fale światła, które w sekundzie kilka razy uderzają o siatkę 
oka i nikną , zda się, że to jest łuna czarnoksięzkiego świata. 
Nad głowami przeraźliwie zagrzmiało. Grzmot z trudnością 
posuwa się po sklepieniu niebios i z łoskotem, podobnym 
do darcia szmaty, rozpruwa powierzchnię. Wstęgi piorunowe 
obwijają się o góry, krzyżują, aż wreszcie cały ten widoł 
zalany został deszczem. Grzmoty i pioruny całą noc trwo- 
żyły mieszkańców i zwierzęta w norze zatrzymywały. Burza 
elektryczna sprawia w duszy wrażenie bojaźni i nicości, to 
znowuż wznosi serce i szerzy w duszy błyskawicę moralną. 
Wielki jest Bóg burzy , Bóg piorunów i Uyskawic ! Dnia 9. 
i 10, pogoda i gorąco, zboża już zżółkły, maliny, kamionki 
(rubus 8axatillis), czeremchy, łochynie, zwane gołubieą (yac- 
cinium ulginosum) dojrzały, jagody poziomek. już prseazły. 
Bobią tu ogromne zapasy czeremchy. Pojedynczo, lub ca- 
łemi gromadami, |)łyną w łódkach do wysp na Szyłce obfi- 
tujących w czeremchę. Śpiewają chórem przy nachylanifi 
gałęzi i zbieraniu jagód w brzozowe koszyki. Pora dojrze- 
wania jagód, jest wesołym czasem przechadzki i zabawy. 
I ja też poszedłem z jednym z towarzyszów wygnania do 
wsi Ulgiczy zbieirać jagody. Upał doskwierał, na łąkach i 
w borach miliony bąków i much brzęczy i hula; komary, 
motyle, z których błękitne są bardzo piękne, żuczki zielone 
ze złotemi pręgami i koniki polne strzygą i tęskno szemjrzą. 
Między konikami, śliczny jest gatunek różowych koników ze 
skrzydełkami czarno bramowanemi. Konie pochowały się 
w- gąszcze drzew samotnych dolin, krowy powchodzily do 
wody i głowy ich tylko widać; z gajów zaś na wyspach i na 
brzegach pod skałami, słychać śpiewy zbiengących jagody. 
Okolica ożywiła się i rozweseliła od tego mchu wywołanego 
zbieraniem jagód. 

Najadłszy się do syta jagód czeremchy, od których mi 



183 

zęby ścierpły, poszedłem do Ulgicz gdzie napOem się mleka, 
w domu zamieszkałym przez trzy rodziny. Gospodarz tego 
doma miał dwóch synów, dawno pożenionych i obarczonych 
licniem potomstwem; wszyscy mieszkają razem i wspólnie 
gospodarują. Miłość rodzinna, wyrażająca się w wspólnictwie 
synów jednej rodziny, jeąt zwyczajem starosławiańskim. Utrzy- 
mają się dotąd w społeczeństwach, które nie wyrobiło samo- 
dzielności jednostek. Po gościnnem uraczeniu, wsiaćUem na 
mały bacik i wieczorem wodą wracałem do Szyłki. Światło 
ze szczytów gór już znikło, a purpura obłoków zbladła i 
zszarzała ; łódź sunie się po niezmarszczonej wodzie pod coraz 
to inne, u zawsze malownicze brzegi. Już zmierzchło, gwiazdy 
wystąpiły na powierzchnię błękitu i sierp księżyca rzucił 
kolumnę światła w głębią czystej wody. Jaki wieczór i za- 
pach roskosznyl jak ta rzeka bezpiecznie i spokojnie nas 
niesie, a nie tak niosła nieszczęśliwego Boguńskiego i So- 
kołowskiego, którzy w jej nurtach grób znaleźli. 

Roman Sokołowski był człowiekiem nJlodym i pełnym 
nadziei. Wzięty do wojska przez Moskali, umieszczony zo- 
stał w liczebnym pułku w Moskwie, gdzie w najsurowszym 
rygorze na niewolnika chowany, nie stał się w niczem do 
nich podobny i moskiewskiego ducha nie przejął: nie był- 
więc serwilistą, oszustem i grabieżcą, ale pozostał człowie- 
kiem wolnym, prawym i sprawiedliwym. Za zachowanie tych 
przymiotów długo nie był awansowanym na podoficera, chociaż 
miał do tego awansu wojskowe kwalifikacye. W podobnem 
jak on położeniu było jeszcze kilkunastu innych w tym pułku 
Polaków, dokuczali im Moskale i wymyślali, na każdym kroku 
usiłując poniżyć. Gdy już miara dokuczania przebrała się. 
Sokołowski w imieniu swoich kolegów, skarżył się na nie- 
właściwe postępowanie z nimi zwierzchności, i zakonkludo- 
wał, że takiem postępowaniem do duźby ich zniechęcają, 
Jenerał skargę uważał za niebezpieczny symptom buntu i 
Sokołowskiego jak i jego kolegów, zaropotprotiw służbie 
(szemranie przeciw służbie) skazał na służbę do Syberyi. 
Tutaj prędzej poznano się na wartości tych ludzi. Soko- 
łowski był topografem, Murawiew więc wysłał go z pierwszą 
ekspedycyą amurską, z rozkazem zrobienia pomiarów w krainie 



184 

pnesnaczonej do zaboru. Płyną} na tratwie biedny Polak, 
a E nim kilku ioYnierzy. Kra dopiero co przesila, lecx 
w głębi na dnie leiał jeszcze nie jeden kawał lodu. 

Powietrze było zimne, woda dnia. Gdy tratwa Soko* 
łowskiego zbliżała się do wsi Lamy, kra wydobyła się ze 
dna i tratwę przewróciła. Sokołowski z towarzyszami utonął, 
ocalał tylko jeden żołnierz. Zdolności i polskie serce Soko- 
łowskiego, były powodem żałoby kolegów po nim. 

W tymże samym* roku znalazł śmierć w falach Szyłki 
Person, moskiewski oficer rodem z Peteraburga. Należał 
także do pierwszej amurskiej ekspedycyi. Był właśnie w Szył- 
kińskim Zawodzie i gotował się do odpłynięcia, gdy odebrał 
wiadomość, że jego kochanka wyszła za mąż, za Polaka i 
miłość jego zapomnieniem okryła. Widać, że była ta miłość 
rzeczywistą, co się rzadko pomiędzy Moskalami zdarza, gdyś 
po tej wiadomości nie mógł się niczem pocieszyć i rozerwać. 
Boleść jego rosła i zamieniała się w rozpacz. W takiem 
usposobieniu napisał list do matki, w której mówi dla czego 
życie odbiera sobie, a do kochanki zdradliwej napisał tylko 
te dwa wiersze: « Polubiła ty Polaka mołodca, pogubiła ty 
ruskaho udalcan poszedł nad rzekę, rzucił się w nią i tam 
ukoił boleść z miłości wzajemnością nieodpłaconej. 

Od 11. do 13. sierpnia dnie były chłodne i 14. padał 
deszcz, nastąpiły dnie pochmurne. Dnia 18. znowuż deszcz^ 
żniwa rozpoczęły się, noce już mocno zimne bywają. Dnia 
21. sierpnia z chmury ciągnącej się nad Gzałbuczyńską doliną, 
wypadł śnieg i okrył północne stoki gór, śnieg przetrwał 
całą godzinę. Dwóch następnych dni chłód zmusił nas do 
cieplejszego ubierania się, lecz 24. powróciło ciepło i pogoda. 
Dnia 25. sierpnia padał deszcz, a do 10. września pogoda 
promienna i deszcz przeskadzający żniwom. Liście pożółkłe 
opadają, chłód późnej jesieni. Dnia 11. września przymrozek 
ściął wodę w kałużach a góry i dachy okrył szronem, rzeka 
wezbrała. Następne dni były pogodne, w nocy przymrozki, 
żniwa się jeszcze nie skończyły, a 18. września rozpoczęto 
kopanie kartofli. Dnia 18. i 19. pads^ deszcz, a 21. wypadł 
gęsty śnieg i zasypał kapustę i niewykopane jeszcze kartofle. 
Do 26. września dnie były pogodne, noce mroźne, doliny 



185 

głębiej w góry wsunięte, pokryte śniegiem, który 28. wy- 
padł na szersze doliny i otwarte pola i przywalił nie zżęte 
jeszcze zboia i snopy nie ułożone w stogi. Zboża tego roka 
były bujne i kłosiste, spodziewano się taniości i obfitości 
chleba. Kto pośpieszył się ze żniwami, temu praca wyna- 
grodzi się ; ci zaś którzy przed porą deszczów żniw nie ukoń- 
czyli, dużo w tym roku utracą, gdyż zboża deszczem powa- 
lone na pniu i w snopach porosły. Bnia 30. września śnieg 
znowuż wypadł i dopiero 3. października stajał. Przez cały 
październik śnieg ani też deszcz nie padał, powietrze było 
SDcbe, słońce mało grzejące. Mrozy nocne ścinają wodę u 
brzegów rzeki, dniem prąd wody łamie lody i niesie je 
środkiem rzeki (nazywa się to płynięcie lodów tutaj: szuga). 
W porze tej komunikacye są przerwane, a utrwalają się do- 
piero po zamarznięcia rzek. Cały listopad był pogodny, suchy 
i zimny. Bnia 5. listopada był mocny mróz. Szyłka zamarzła 
w nocy z 6. na 7. listopada; 11. zaś śnieg na kilka cali po- 
krył ziemię i już przez całą zimę nie stajał. W listopadzie 
we wszystkich domach wymrażają prusaków (tarakanów). 
Mieszkańcy na pięć lub sześć dni wynoszą się z domów do 
łaźni z ruchomościami wszystkiemi i otwierają okna, drzwi i 
blachy w piecach; domy nagle jakby po najeździe opusto- 
•załe, nadają w tej porze smutny charakter krajowi. 

Pomimo niezłych urodzajów, ceny produktów są dosyć 
wysokie. Pud mięsa wołowego sprzedają po 1 r. 25 kop. to 
jest po 6 groszy polskich funt; pud pszennej mąki najlepszego 
gatonku 3 ruble sreb.;, pośledniego gatunku 1 rubel; pud 
rżanej mąki płacą po 35 kopiejek; pud ziemniaków 20 ko- 
piejek; pud owsa 30 kop.; funt herbaty po 1 r. 50 kop.; a 
cegiełkę herbaty 1 r. 30 kop. 

Grudzień był bardro mroźny. Na Boże Narodzenie, przez 
Itilka dni z rzędu, termometr Rom. stał 35 niżej zera, a na 
Trzech Króli (1857. roku) 40 niżej zera. Okna pokryły się 
grubą na cal warstwą mrozu. Od Nowego Roku do Trzech 
Króli bawią się tu w maski. Młodzież fantastycznie poubie- 
rana za dziewczyny lub straszydła, kobiety po turecku lab 
kozacku, a każdy w braku charakterystycznego ubioru ma 
na sobie przynajmniej jakiś gałganek lub świecidełko. Ko- 



186 

biety twarze zakrywają chustkami, które na pierwsze wez- 
wanie uchylają, a wdzięcznie śmiejąc się, pokazują biak 
ząbki. Maski zbierają się w gromady z kilka osób złożone 
i w nocy, przy trzaskającym mrozie, spacerują po ciemnych 
ulicach. Gdy w oknie światło spostrzegą, wchodzą maaki 
do mieszkania i nic nie mówiąc, przechadzają się po pokojadi 
i pokazują swoje ubiory. Odmówić przyjęcia maskom bytol>y 
niegrzecznością: gospodarz do nich przemawia kilka wyrasów, 
maski piszczącym głosem odpowiadają i wychodzą. Niektóre 
gromady spacerują z bałałajką i te w każdym domu tańcują 
kozaka i palą fajki. 

W Europie ostatni tydzień karnawału, tutaj zaś pierwazy 
tydzień poświęcają maskaradom. Przypatrując się tym spa- 
cerom, wciskaniu się do cudzych domów, przypomniałem 
sobie wszystko, com czytał o karnawale rzymskim. Ró- 
żnica między obu karnawałami taką jest, jaką jest różnica 
między niebem i powietrzem Włoch a Syberyi. Tam namiętna j 
zabawa, dowcip, gust, tam całą duszą i istotą swoją lad i 
się bawi i szaleje — tutaj zimne, nudne spacery, milczenie i 
tańce , ubiory niegustowne , brak dowcipu , zręczności i 
lekkości. 

Do zabaw karnawałowych w Syberyi należą i teatra ama- 
torskie żołnierzy po koszarach. Na scenie występują źołniene 
cudacko poubierani i grają zwykle dowcipną a gminną sztukę. 
Dekoracyi nie mają, gra amatorów jest prawdziwie żołnieraką, 
publiczność śmieje się, a aktorowie za zebrane pieniądze, 
wychylają potem w szynku kilka kwart wódki. 

Towarzystwo wyższe, klassa czynowników inaczej się bawi; 
tu mniej wesołości, a więcej wystawności i nudów. Tego 
roku, w pierwszym tygodniu karnawału, było w Wielkim 
Nerczy oskim Zawodzie aż pięć balów, bardzo świetnych 
z muzyką, kandelabrami i dobrą wieczerzą; lecz tańcowano 
bardzo mało, mężczyźni grali w karty, a kobiety porzuczone 
w sali przez młodzież, same ze sobą rozmawiały. W zebra- 
niach tutejszych brak jest duszy i wesołości. Polor i zwy- 
czaj z Europy przeniesiony, chociaż się przyjął, weaela i 
życia przyjacielskiem zebraniom nie nadał. Pumeksem cy- 
wilizacyi z wierzchu ogładzeni, w duszy są azyatami, u któ- 



187 



Tych zabawa jest rozpustą, wesołość szaleństwem, przyzwoi- 
tość sztywnością, przyjemność niezgrabnością. Styczeń 1857. 
roku był bardzo mroźny, bezwietrzny. W lutyn mrozy co- 
kolwiek łagodniały, przechodziły przecież 20 stóp. Rom., 
w końcu miesiąca pruszył śnieg. 

W lutym zrobiłem wycieczkę do Eułarek, stanicy odległej 
o 30 wiorst od Szyłldńskiego Zawodu, gdzie mieszka Lud wik 
Sobolewski z Kaliskiego rodem, przysłany do kopalni za 
udział w powstaniu 1846. roku w Krakowie. Zimowy kra- 
jobraz nad rzeką ma także nie jedną cechę piękności. Ze 
tkał potężnych na brzegach zwieszają się zamarzłe kaskady, 
bielejące między drzewami szronem posypanemi i świecącemi 
pod słońcem blaski ięczowemi. Szczególniej częste są lo- 
dowe kaskady na skałach wapiennych. W architektonice na- 
tory, skały wapienne, zajmują pomiędzy skałami z powodu 
•woich ostrych linii, rysunków pokręconych, takie stano- 
^nsko, jakie zajmuje architektura gotycka między róźnemi 
porządkami budownictwa. W innych miejscach ciągną się 
skały czerwonego piaskowca, a na nich biała płachta śniegu 
tworzy z farbą skały malowniczą całość. Pomiędzy takiemi 
brzegami, posuwaliśmy się po wybornej drodze na lodzie 
* Bybkością ptaka lecącego w powietrzu*. Minęliśmy Poło- 
tatik ametystowy, Ujść karę i już dojeżdżamy do stanicy 
Połowina. 

Z powodu wzmianki o ametystach, powiedzmy jeszcze kilka 
^T^Łzów o drogich kamieniach w Dauryi, dla dopełnienia 
wiadomości wyżej pod tym względem przez nas podanych. 
Ametysty znajdują się w obfitości i dla tego są bardzo tanie. 
Bywają koloru różowawego, fioletowego i brunatnego. Kry- 
ształy ametystu, znajdują się w skorupie z kwarcu i pia- 
skowca formy okrągłej. Po rozbiciu kuli, okazują się w środku 
J<U kryształy, a między nimi substancya czarna, miękka, lepka 
<wana woskiem lub górską smołą. Żyły turmalinu często 
*f«fiają się. Turmalin bywa koloru różowego i zielonego, 
i&s kształty nieforemne i słabą przezroczystość; jeżeli jest 
przejęty miecznemi smugami, które go czynią w półprzezro- 
^stym, zowią go zgniłym. Pomiędzy żyłami zgniłego tur- 
^Dalinu, znajdują się kryształy igiełkowate^ prześlicznej wody,' 



188 



kolora wiśniowego. Topaz syberyjski inaczej zwany tiaielo- 
wiesem, jest bezkolorowy, przezroczysty, rzadko zielonaw^; 
ścięcia ma wybornie zachowane i w ogóle posiada wiellą 
rozmaitość w krystalicznych formach. Pod względem kry- 
stalografii, jest to bardzo ciekawy kamień i wartość jego 
mineralogiczna jest większa niż handlowa. Topaz zacbodoi, 
czyli żółty górny kryształ, trafia się także w Dauryi. Aqiu- 
marina blado zielonego i zielono niebieskowego koloro, jest 
bardzo pospolita w nerczyńskich górach, kryształy ma sbpko- 
watę, sześciościenne. Odmiana aquamariny, koloni ciemno 
zielonego zowie się berylem, znajduje się ta nad Ononen. 
Chalcedonu jest wielkie mnóstwo, kolor ma słabo niebieskarf 
lub fioletowy. Agatów jest dużo, więcej jeszcze krwawni- 
ków. Brak szlifierzy i mały handel, sprawiają, iż drogie 
kamienie są tu bez żadnego użytku. Granaty s% po kopal- 
niach złota. Kryształ górny biały jak i zadymiony, bardio 
jest pospolity. Wydobywano kryształy, ważące po trzy cen- 
tnary. Jeżeli spostrzegą żyłę złożoną z drobnych kryształów 
górnych i aąuamariny, rozkopują i idąc w jej kierunkn, 
trafiają na miejsca puste, wypełnione piaskiem, podobne do 
jaskiń. 

W takich jaskiniach znajdują wielkie bryły kryształu gór- 
nego i aquamariny, a często także i topaza syberyjskiego. 
Pomiędzy rzecznemi kamieniami znajduje się kryształ zao- 
krąglony przez tarcie , bywa on żółtawy , z rozmaitemi nno- 
gami, a czasem z kropelką wody w środku. Przez Sybery*^^* 
nazywany jest «gołysz.n O opalach w Dauryi już pisałem. 
Dyamentów i rubinów nie ma tutij wcale. Marmuru znajdnje 
się tylko jeden gatunek, to jest marmur biały przy njjcio 
Czarnej do Szyłki i nad Gazimurem. Kolorowych i ezarnycl> 
marmurów wcale nie ma, lecz znajduje się wapień bardzo po- 
dobny do marmuru. Jaspis zielony i różnokolorowy obfiae 
w różnych miejscach jest rozrzucony. Malachitu dotąd n^ 
znaleziono. Skał kredowych wcale nie ma. 

Połowina jest to wioseczka z 10 chat złożona w połoienw 
wdziecznem. Zajechałem do chaty znajomego gospodarza. 
Wewnątrz chaty wyglądała zewsząd zamożność i porządek. 
Podłoga było świeżo wyszorowana, piec wybielony, w kącie 



189 

kilka świętych obrazów przybitych do ściany, miejsce to 
w języku tatejszym, zowie się bożnica. Pod bożnic% stal 
biały stół, a pi'zy ścianach w około izby ławki. Nad drzwiami 
pod sufitem, od pieca do sufitu przymocowane deski, zowią 
nę połatią. Półka ta i piec jest łożem, na którym po 
całych dniach mężcayzni wylęgają się. Usiadłem przy stole 
pod bożnicą, zastawionym jęczmiennym chlebem i pszennemi 
plackami. Gospodyni częstowała mnie herbatą z masłem, 
mężczyźni wyciągnięci na gorącym piecu, z pod sufitu roz- 
mawiali ze mną i opisywali okropny stan wojsk, które po- 
wróciły z Amuru. Córka gospodarstwa kręciła się koło pieca, 
i przygotowywała jadło małym braciszkom, fiyła to piętna- 
stoletnia dziewczyna w niebieskim sarafanie; u warkocza 
poazczonego na plecy, miała przywiązany woreczek czarny, 
aksamitny, oszyty perełkami, a w woreczku dźwigała « dzie- 
wiczy kamień)) symbol czytości. Pierwszy tu raz wi- 
działem dziewiczy kamień; gospodyni nie chciała mi wytłu- 
maczyć jego znaczenia, lecz domy8lU:em się, a domysł mój 
inni potwierdzili, że nosi go dziewczę, które niewinności 
swojej jeszcze nie straciło. Takie odróżnienie w kraju, gdzie 
niewinność należy do najrzadszych zjawisk, ma swój cel i 
korzystnie wpływa na opinię o dziewczynie. 

Już kilkakrotnie pisałem o obyczajach i o demoralizacyi 
tutejszej. Zepsucie jak zaraza, ogarnęło cały kraj i nikogo już 
ono tutaj nie razi. Pewien cudzoziemiec ożenił się z Sybe- 
ryaczką, a przekonawszy się, że cnota jej była tylko pozo- 
rem, wymawiał matce złe wychowanie córki. Matka na te 
wymówki z uśmiechem mu odpowiedziała: « Dziwne są twoje 
wymagania i pretensye! Trzeba ci wiedzieć, że u nas w Sy- 
^ryi, niewinne dziewczęta nie rodzą się wcale. » 1 rzeczy- 
^1^'ie, wstydliwa i niewinna kobieta jest zjawiskiem. Oby* 
(^je, wychowanie, sprośne mowy rodziców i sąsiadów, po- 
pędzają do zepsucia i utraty niewinności. Przed kilku ty- 
godniami w tej samej Poło winie, żona młodego kozaka, 
porzuciła młodszego od siebie męża i uciekła ze swoim ko- 
cbankiem, starym i szpetnym człowiekiem, przysłanjrm z Mo- 
*^Łwy do kopalni za popełnione morderstwo. Kochanek jej 
czołdon (tak nazywają zesłanych za kryminał) był prócz 



190 

tego zbiegiem z kopalni i należał do licznej rodziny włóczęgów^ 
która zapełnia wszystkie drogi i kąty Syberyi. 

Z powodu takich obyczajów, śluby i wesela tutejsze nie 
mają uroczystej cechy ślubów i wesel naszego ludu. Mło- 
dzieniec oświadcza się rodzicom przez swatów, wiedząc o 
tem, że ich córka dawno przestała byó panną. W wili§ ślnbo, 
w tak nazwany dziewicznik czyli dziewiczy wieczór, drachnj 
prowadzą pann§ młodą do łaźni, rozplatają jej warkocz i 
myją, a wróciwszy do chaty, przy jadle i piciu, śpiewąji 
obrzędowe pieśni. Aż do samego ślubu panna młoda chodzi 
z rozpuszczonemi włosami, i w łaźni przy rozplataniu w«^ 
kocza, w zabawie, a wreszcie i przy prośbie rodziców o bło- 
gosławieństwo, ciągle płacze, lamentuje i ubolewa nad przej- 
ściem swobody dziewiczej. Im więcej łez widzą w oczach 
młodej, im wykrzykniki i lamentacye są częstsze i bardziej 
wzruszające, tem bardziej chwalą pannę młod% i mówi^ ffoto 
jak ona pięknie nauczyła się płakać !» Do ślubu jadą lub idą, 
bez pieśni i wystawy. Po ślubie zbierają się goście, a upiwszy 
się śpiewają wesoło ; pannie młodej głowę obwiązują chustki, 
co odpowiada naszym oczepinom ; tańcują przy bałałajce, pro- 
wadzą do łoża i na ten kończy się cały obrzęd. 

Gdy mąż umrze, żona w pierwszych miesiącach po p^ 
grzebie, kilka razy sprawia wspominki (upominki). Później 
już tylko w rocznice śmierci odbywają się wspominki; na- 
szych dziadów w dnie zaduszne nie znają Syberyacy. B/^®® 
na wspominkswsh, u zamożnej wdowy Sienotrusowej w Szyici- 
Towarzystwo było liczne, siedzieliśmy w około stołu, zw^ 
wionego potrawami , pierogami , rybami. Wdowa sama czę- 
stowała nas ryżem z rozynkami i wódką. Po skończonym 
objedzie piliśmy znowu wódkę i herbatę i rozmawialiśmy o 
przygodach sąsiadów, o gospodarstwie; poczem dwóch p<>" 
pów, obróciwszy się do bożnicy, przed którą lampy i świe<* 
zapalono, śpiewali nabożną pieśń za duszę zmarłego, mo- 
dlitwę za cara i jego rodzinę, a obecni chórem wtorowaii 
popom. Po modlitwie wszczęła się znowuż gawędka i częsw" 
wanie herbatą i wódką i na tem skończyły się wspominiD* 
Wdowy, szczególniej po miastach, ubierają się w czJU^ 
suknie i chustki czarne na głowach. Na pogrzebach poP* 



191 

id) przed trunmą z odkrytem wiekiem, śpiewając pobożne 
pieśni za nmarłego i za cara; orszak pogrzebowy, bywa nie- 
liczny, a pochód cały nie ma głębokiej powagi , z powoda 
śpieszenia się popów, prędkim krokiem prowadzących trumnę. 
O groby żyjący krewni nie wiele dbają i nie sadzą kwiatów 
na mogiłach. 

W Połowinie i Eułarkach, zastałem jeszcze chorych z odmro- 
żenia żołnierzy 14^ i innych batalionów, którzy wracając 
w październiku i listopadzie 1856. roku z trzeciej ekspedycyi 
amarskiej, ponieśli straszną klęskę od głodu i mrozu na 
przestrzeni od gór Hingan aż do Ujść Stri^ki. Ekspedycya 
ta wypłynęła z Szyłki wiosną pod pozorem dostarczenia ży- 
wności wojskom będącym nad Oceanem Wschodnim, w rzeczy 
zaś samej w celu lepszego usadowienia się nad dolnym Amu- 
rem, założenia tam nowych osad na ziemi duńskiej. Chiń- 
czycy nie mogąc wstrzymać ekspedycyi, puścić ją musieli 
mimo Ajgunu. Crdy część wojsk do 1,000 ludzi, na jesień tą 
samą drogą wracała do Szyłki, Moskale nowem Idamstwem drogę 
sobie utorowali. Oświadczyli bowiem, że żądają tylko wol- 
nego przejścia j że to są wojska wracające do Syberyi i że 
JQż obecnością swoją w ich ziemi więcej niepokość ich nie 
będą. Pomimo tego i naątępnego roku wypłynęła nowa eks- 
pedycya, która już nie osłaniała planu zaboru północnej Man- 
dżnryi i usadowiła stanowczo. Moskali wzdłuż całego Amuru. 
Lecz wracając do wspomnienia powrotu ekspedycyi w 1856. 
roku, opiszemy klęskę jaką to wojsko w powrocie poniosło. 
Żołnierze w górę rzeki ciągnęli barki, gdy na rzece pokazała 
się kra {^ynącą wielkim nawałem. Lepsi oficerowie jak ka- 
pitan Walenty Kołakowski, Polak, radzili ażeby wstrzymać 
powrót aż do zupełnego zamarznięcia rzeki, a potem dopiero, 
po lodzie na saniach radzili powracać. Wyżsi oficerowie 
ndy nie przyjęli, a pewnej nocy, mróz mocno ścisnął, rzeka 
zamarzła, barki u brzegu porzucić musieli i czekać na 
brzegu potrzeba było, dopóki lód nie zgrubieje. Tymczasem 
Kaztę prowiantów żołnierze zjedli i z małym zapasem chleba 
puścili się w podróż po lodzie. Głód wkrótce doskwierać 
zaczął, a mróz do kości żołnierzy dojmował. Wielu z nich 
padło na drodze z głodu i zimna; żaden z nich nie byłby 



192 

wrócił, gdyby nie wypadek szczęśliwy dla nich, śe na irodh 
ich drogi, statek pa];owy Szyłka, napełniony zapasmi ij* 
wności, zamarzł pomiędzy lodami. Zapasami temi po«lia 
się i część ich zabrawszy z sob%, szli do Ujść Stri^, g^ 
się już rozpoczyna okolica zaludniona. Do głoda przyczyniło 
się i złodziejstwo oficerów moskiewskich. 

Wielk% bowiem część prowiantów żołnierskich, wymiewii 
na futra sobolowe u ludów koczujących nad brzegami Aman> 
Żołnierze wiedzieli o tern nadużyciu oficerów i gdy głód cne 
się dawał, rozpoczęło się szemranie, ustała karność, i ofic^ 
rowie obawiali się o swoje życie. Jeden tylko oficer Koh- 
kowski uczciwie wyszedł z żołnierzami. Nie sprzedał icb pro- 
wiantów, a swoje pieniądze i ubranie wymieni na ryi i 
Mandżurów, którym zasilił zgłodniałą kompanię. On tó 
najmniej ludzi utracił i naj szczęśliwiej doszedł. Sam ciągot 
swoje sanie, zachęcał do wytrwałości i porządku i znajdofW 
posłuch. Innych oficerów słuchać nie chcieli , i szli bei tf* 
dnego porządku, jeden za drugim ciągnąc się jak daadf. 
Przeklinali oficerów, przeklinali cara i Murawiewa a p«^ 
jak muchy. W nocy rozpalali ogniska na lodzie i pny "^ 
nocowali, po każdym noclegu na mrozie 30 stopniowynt ><>' 
stawało kilku trupów. Junkrowie .szli osobną gromadą. P* 
jednym noclegu, gdy się wszyscy zerwali na nogi, mlod^^ 
ładny chłopiec Małków, ruszyć się nie mógł, odmrodbo* 
wiem nogi po same kolana. Prosił kolegów żeby go ^ 
porzucali na lodzie, na pożarcie wilkom, żeby go a^ff^ 
chociaż na gałęzi, dopóki nie dogonią jakiej znacmi^ 
garstki żołnierzy; ale przyjaciele jego również jak on mbdn 
junkrowie, byli nieczuli na jego prośby, i zostawiwszy kokR 
na lodzie, sami odeszli w dalszą drogę. Ogień zagasi, «i^ 
zimny wiał, a biedny młodzieniec na lodzie, sam j^ 
w puszczy marzł coraz więcej. Dla uchronienia się od yńttit^ 
na brzuchu i rękach przyczołgał się do brzegu i tamp<^ 
pełznął pod gęsty krzak, który go od wiatru aasłonil. Ttf 
przeleżał noc i dzień. W noey pokazały się na lodzie «i^ 
zwabione trupami żołnierzy, znaczącymi ślad tego okropocf* 
pochodu. Można sobie wyobrazić obawę i uczucia, j*^ 
przejmowały Małkowa, na widok bestyi szarpiących tmpo* 



193 

Jego towarzyszów broni. Nie tknęły go jednak. Partya 
konnych myśliwych, wracaj%ca z polowania na wiewiórki, 
spostrzegła żywego jeszcze Małkowa pod krzakiem, zabrała 
go z sobą, ogrzała, nakarmiła, lecz w drodze umarł. Z ty- 
siąca ludzi umarło na lodzie przęsło 300 żołnierzy. Głód 
tak dokuczył, że w końcu tych, którzy isó nie mogli, a któ- 
rych im ciągnąć kazali, dobijali i ciało ich przypiekłszy 
przy ognisku rżnęli i zjadali. Nie wiem jaka liczba żołnierzy 
zjedzonych została przez towarzyszy, to pewna, że w ten 
sposób niemało życie zakończyło. Pomiędzy zjedzonymi był 
i junkier Hołownia, którego żołnierze ciągnęli na saniach 
jako chorego i mającego nogi odmrożone. ((Go my będziemy 
dworianina ciągnąć? Niechaj go djabli wezmą, my jesteśmy 
słabi i głodni i dla niego poświęcać się mamy!?» Dobili 
go więc, odcięli mu ręce, nogi i zjedli je, kadłub porzu- 
ciwszy na lodzie. Gdy przybyli do Ujść Striełki wymarzli i 
głodni, a potem do innej stanicy już nad Argunią położonej, 
tamtejsi kozacy nie chcieli ich przyjąć na kwatery, tłumacząc 
się, że nie mają na to rozkazu od swojej władzy, a bochenek 
chleba sprzedawali im po rublu. Kołakowski do najwyższego 
stopnia oburzony tą moskiewską nieludzkością i nieczułoscią 
na los ich ziomków, kazał gwałtem zajmować kwatery i za- 
bierać żywność. Zdarzyło się, że wówczas przejeżdżałem przez 
Bohdat', gdzie mieszkał Nikitin major, mający władzę nad 
owymi kozakami. Przedstawiłem mu stan rzeczy i nama- 
wiałem, żeby wysłał naprzeciw idącym podwody z żywnością 
i rozkaz posłał do stanic {przyjmowania na kwatery żołnierzy, 
o Nie mogę tego uczynić, odrzekł, albowiem nie mam na to 
rozkazu od atamana i byłbym odpowiedzialnym. » Oto są 
skutki zbytecznej centralizacyi! Nieszczęściu nikt nie może 
zaradzić, gdyż na to nie ma rozkazu, a tymczasem zginęło 
kilkaset ludzi. 

Nareszcie reszta żołnierzy przyciągnęła się do Szyłki. 
Nogi, policzki i ręce poodmrażane, brody im zarosły, oczy 
od głodu i zimna nabrały wilczego blasku, szynele podarte, 
w gałganach; nie można było bez żałości patrzyć na tych 
biednych ludzi, których los nie poiniszył serca i ręki ich 
zwierzchników, ich braci, w celu przyniesienia im jakiej- 

(łiLLKR, Opisanie. II. 13 



194 

kol wiek pomocy. Czyż się dziwić okrucieństwu moskieł- 
flkiemu w Polsce, kiedy Moskale są obojętni na nieffica(idi 
własnych braci i synów? Niewola doprowadziła ich do tq 
zwierzęcej obojętności ! Po powrocie Kołakowski napisał n- 
port do jenerała Korsakowa, który był dowódcą ttuaą 
amurskiej ekspedycyi, i w raporcie szczerze, szczegofcw 
opisał wszystko co się stało. Za szczerość taką odpokutował 
Kołakowski. Dano ma poznać, że o takich rzeczach wt 
pisze się raportu, że podobny raport jest denuncyacyą » 
jego zwierzchników; raport więc zniszczono, Kolakowtki^ 
do awansu nie przedstawiono, a jego bezpośredni dowódca 
pnłkownik Jazyków, zwymyślał go i złajał. Klęskę ntatio 
zupełnie i żadnej wiadomości o niej nie dopuszczono do 
jenerał -gubernatora Murawiewa i do Cara. My piemi 
podajemy o niej dla historyi wi&domość, z tą wzmianką, it 
przyłączenie tych pięknych krain Amuru, prócz straty ovy«k 
300 zmarzłych ludzi, więcej Moskwy nie kosztowno. ?tVK» 
bez trudów, kosztów i strat dokonała nowego zaboni. 

Z powodu wspomnienia nazwiska Jażykowa, przypomiia 
się nam następujący fakt. Pułkownik Jazyków, miał widt 
pięknych przymiotów, dobrze postępował z wygnańcami po- 
litycznymi, ale przytem był wielkim pochlebcą i lin^a 
przed wyższymi, co zresztą jest ogólną charakterystyką bo* 
skiewskich oficerów. Gdy znajdował się za swojem wojski* 
w Ust' Zejsku, który świeżo został na ziemi mandinnki^ 
założony przez Murawiewa; Murawiew wyszedłszy z Jtff" 
kowem przed dom, chwalił budynek, okolice i rzekł: «j«k 
tu pięknie będzie, gdy kiedyś ogród przed tym domem itf- 
rośnie się.o Jazyków wierny sługa, rozumie skinienia pańskie} 
fantazyi, i w ciągu jednej nocy, zebrawszy wszystkich i<^ 
nierzy, wykopał z lasu 3,000 drzew i zasadził je przed doB<« 
jenerała. Murawiew rano obudził się, wyszedł przed dom i 
stanął zdumiały. Czarodziej jakiś życzenie jego zamieni ^ 
rzeczywistość. Tam gdzie było wczoraj wieczorem pdc, <»• 
siaj nad rankiem jest wielki ogród, z rozrosłemi, stiifWJ 
drzewami 1 To czarodziejstwo, nie — to potężna moja woh, 
pomyślał sobie w dumie despotycznej moskiewskiego jencnk 
Murawiew, i lekkie, grzeczne robiąc wymówki Jaiykow*^ 



195 

za niezapotrzebne trudzenie iołnierzy, przedstawił go do 
orderu I 

Marzec 1857. roku by2 pogodny i snchy; dnia 16. marca 
wi^ silny wiatr wschodnio-północny i oziębił powietrze ; dnia 
17. marca mróz 20. stopniowy, następnych dni mróz sfolgo- 
wał, mocne jednak były przymrozki. Kwiecień z wyjątkiem 
kilkn dni, był również pogodny, dniem ciepło cznó jo£ da- 
wało zbliżającą się wiosnę, noce zaś jak zim%; dnia 7. kwie- 
tnia wiatr wschodni rozszerzył poiar zeschłych traw na 
prawym brzegu Szyłki zapalonych, śnieg jeszcze nie zupełnie 
zginął. Od 7. do 11. kwietnia dni jasne i ciepłe; dnia 11. 
padł gęsty śnieg, jakiego przez całą zimę nie było; 12. kwie- 
tnia jeszcze śnieg pada, od 13. do 19. rozpoczął tajać. Od 
20. do 29. piękna pogoda utrwaliła się, wiatr północny oziębia 
jeszcze powietrze; przyleciały już kaczki, w borach pokazało 
się mnóstwo cietrzewi , głuszców i jarząbków. Potoki w gó- 
rach zerwały lody i spływają w doliny, mniejsze rzeki jak 
Urów, Uriumkan i Gazimur już puściły, na Szyłce jeszcze 
lód trzyma się mocno, woda z gór płynie po lodzie i pod- 
jada go z obu*brzegów. Lód kruszeje i pęka. Indzie jednak 
przechodzą po nim; na dwie godziny przed poruszeniem się 
lodu (29. kwietnia) widziałem ludzi z wielkiem niebezpie- 
czsństwem przechodzących przez rzekę. Dnia 30. kwietm*a 
lód zupełnie popękał i kra ruszyła się. Dnia 1. maja kra 
jeszcze płynie, powodzi nie ma, woda jest mała; wiatr połu- 
^iowy bardzo gwałtowny pędzi i wznosi kurzawę, a pożary 
traw objęły góry i doliny na około. Trawy rozpoczynają 
kiełkowanie. Od 1. do 4. maja dnie pochmurne i wietrzne^ 
sasanka już kwitnie, fioletowe jej kwiaty, okrywają pochyłości 
i szczyty gór, jest to najwcześniejszy kwiat w Dauryi. Dnia 
5. maja wypadł śnieg, ale prędko stopniaŁ Przez kilka dni 
niebo jasne, wiatry, z dnia 9. na 10. deszcz ciepty wiosenny. 
Dnia 10. wiatr południowo wschodni, różodrzew dauryjski 
(rododendron) na pochyłościach ku słońcu obróconych za- 
Mtł. Różodrzew kwitnie przez cały maj, okrywa tak stopy 
jak i wierzchołki wysokich gór. Nie masz nic roskoszniejszego 
wiosną, jak gaj brzozowy podszyty krzakami kwitnącego 
różodrzewu. Gały las, świeżo umajony, rumieni się od 

13* 



196 

gęstych kieUohów jego kwiatu, przed któryini listków mwet 
nie widać. O tej porze jednak brzezina i modrzew jeneie 
nie rozwinęły się, tylko róźodrzew na szarem tle gór oer- 
wieni się. Dnia 11. maja padat deszcz ze śniegiem; 13. i U 
wiatry ciepłe od Chin; 14. maja pogoda, stoki połudmowr 
gór, zazółciły się od pięcioperstu (Jondziłł. Potentilla tou 
i Poten: cinerea); rozkwitł także traganek (astragailiu bi- 
florus) obficie znajduj%cy się na paśmie lewego brz^pi Szyfti 
Gagea. pusilla pospolita na łąkach, rośnie takśe na górscb; 
w mokrych i zasłoniętych miejscach joź rozkwitła. Boskwitf 
takie biały i powabny kwiatek androsacae Tillosa i andro- 
sacae dasyphylla, a na ujściu rzeczki Godoju fioletowy kwitt 
blekotu (hyoBcyamus physaloides). Od 14. do 18. maja, dni 
chłodne i wietrzne, w nocy były przymrozki; rozpoczęły «t 
roboty w ogrodach i w pohi, na drzewach pokazała ńf 
pierwsza, płowa jeszcze zieloność. Dnia 20. i 21. maja pr** 
szył śnieg, ale stopniał natychmiast; 22. wiatr, 33. piękw 
pogoda, modrzewia już zazieleniły się. Dnia 24. pogods 
z wiatrem, trawy w puszczy znowuź się pa]%, na mokrych 
miejscach rozkwitła śledziennica i łótoć (chrysósplenium alter- 
nifolium i caltha pallustris). Dnia 25. wietrzna pogods, 
w nocy był przymrozek, na stokach rosnąca odontbarsas 
Y. alysum alpestrae ustroiła ż^ym kwiatem góiy; Ińly 
tasznik (thlaspi) pięknie rozkwitł, głodek (draba lutea) joi 
dawno, jak tylko śniegi zeszły, zakwitł, obecnie zaś swoia 
drobniutkiem, żółtym kwiateczkiem pokrył całe pola; ttgti 
dnia słyszałem pierwszy raz tego roku krzyk kukułld. Dnii 
26. maja na górach Pawłówki i Godoju, pomiędzy mcbsBi 
do skały przyczepione, .zakwitły dwa gatonki kosacca (im 
pumila i iris rutenica) i skromny kwiateczek chaptalia hnrti 
(elipsylon); w gajach i żłobach górskich kwitnie już piębij 
miłek (adonis yemalis), a w szczelinach i w zrębach sM 
drzewami zacienionych, w miejscach dzikich i samotoyck 
kołysze się kwiat orlika (aquilegia atr(^urpurea). Kwitai 
już także niezapomniajki i fiołki bez zapachu (nola faiie- 
gata). Okolica z każdym dniem większego nabiera wdzięką 
codzień nowe i piękniejsze kwiaty zakwitają, poohyłości pstni 
się a skały ubierają. 



197 . 

Na skalach rośnie wielka rozmaitość mchów, porostów i 
lifzajoów, które zacząwszy od czerwonego i drobnego jak 
pyłek liszajca, bez żadnego jeszcze śladn roślinności, od fio- 
letowego, żółtego i szarego, w którym już widaó kształty 
rośfinne, aż do czamozielonego liszajca podobnego już do 
mchu, malują wszystkie ściany, zręby i szczeliny skał. Zdaje 
ńc, że pędzlem ktoś po skałach pociągnął, a tam znów 
mchami jak kobiercami wysłał. 

Zanim zupełnie rozwinie się roślinność, notojemy jeszcze 
kilka faktów ze świata nie tak spokojnego, jak królestwo 
Flory. W Syberyi, a więc i w Dauryi, nie ma zajezdnych 
domów i podróżny, jak to jaż wiadomo, zmuszony jest upra- 
szać o gościnność nieznanych sobie ludzi. Jeżeli podróżny 
tnfi na rzetelnego i poczciwego gospodarza, znajdzie tam i 
bezpieczeństwo i hojne ugoszczenie i na brak zajezdnych 
domów nie będzie się użalał; lecz liczba dobrych wszędzie jest 
w porównaniu ze złymi mniejszą i dla tego też tutaj często 
źie się trafia z noclegiem. Narażony na kradzież, niewygody, 
na zły pokarm, z przyjemnością przypomina sobie karczmy 
polskie ubogie i pochylone, które go niegdyś zadowolnió nie 
mogły. Okolica blisko Szyłki mało produkuje i wszystkie 
produkta tak do życia jak i wygody potrzebne sprowadza 
z dalekich stron. Targów jak u nas nigdy tu nie bywa, 
kupcy zaś przyjezdni zwykle stawają po domach, mieszkańcy 
meraz po kilkunastu dniach dopiero dowiadują się o przy- 
byciu kupca z towarami i takowe rozkupują. Z powodu 
br&ka targów i zajezdnych domów wiele handel cierpi. Ku- 
pający, przez pokątną sprzedaż narażeni są na dowolne 
podwyższanie ceny towarów, na oszukaństwa i na brutalstwa 
kupca; a kupiec znowuż przez brak bazarów narażony jest 
na stratę czasu, a przez brak zsjezdnych domów na kradzież. 
Przed kilku tygodniami, pewien kupiec przywiózł do Szyłkit 
znaczny transport mąki, z którą stanął na przedmieściu Eukuj 
utkht właścicielowi domu i mąkę umieścił pod jego szopą. 
Whiściciel domu, w nocy, gdy kupiec i jego furmani twardo 
zasnęli, beczki z najlepszą mąką ukradł gościowi i wywiózł 
je do ciemnego wąwozu , gdzie je dobrze schował. Kupiec 
przywołał police , zrewidowali cały dom, lecz mąki nie zna- 



198 



lećli; złodsiej kupca za rzucone na jego uczciwość podejnenie, 
kazał mu za gościnność duio zapłacić, a w końca wypchfi|| 
go za drzwi. W kilka tygodni po wyjefdśie kupca, jawnie 
w obec policyi, która wraz z mieszkańcami podziwiała jego 
dowcip złodziejski, sprzedawał ukradzion% mąkę i do odpo- 
wiedzialności pociągniętym nie był. 

W sąsiedztwie mojem, mieszkający Morozów, jest nie- 
pospolitym złodziejem. Podróżnych zawsze zaprasza do swo- 
jego domu i okrada każdego; codziennie szer^ woiów stoi 
przed jego chatą i codziennie słyszę hałas, kłótnie i sksigi 
na złodziejów. Jednemu ginie uzda, lejoe, innemu ubiór lub 
pieniądze w jego domu. Policya rewizje odbywa, leci bo- 
skuteczne, a ten eksploator gościnności, bezkarnie dał^ 
prowadzi swoje rzemiosło. Sąsiad mój z drugiej strony, Ti- 
moszenków, jest gościnny w podobny sposób jak i Morosót, 
i w jego domu giną gościom różne rzeczy, a opinia pabłicns 
żadnego z nich hańbą, odrazą i wzgardą nie napiętaowiłi, 
nazywa ich tylko chytrymi ludźmi w znaczeniu roztropności 
i zręczności. Tak złodziejstwo, które usystematyzowane lo- 
stało w rządzie moskiewskim i jest duszą jego policki, 
podważyło moralność publiczną i stało się treścią obyci^ór 
narodu. 

Tępość serca, indyferentyzm religijny w Dauryi, 8pr»wii» 
iż sekciarstwo mniej się tu rozwinęło niż w Moskwie. Kw 
brak jednak i tu sekciarzy, lecz przybywają oni z MoikwyT 
lub z innych prowincyi Syberyi. Na początku tego wieka 
przysłano tu do kopalni, wielu kozaków uralskich za to, ie 
nie chcieli służyć carowi, i za zawichrzenia religgne. Władn 
nie mogła ich, ani więzieniem, ani katowaniem, anwoć 
do robót w kopalniach. Jeden otrzymał 150 knutów, a wok) 
do końca, że nie będzie dla antichrista (to jest cifa) 
robił, zamknęli go więc w więzieniu i tam przez wiele k^ 
grnoili. Dwunastu z nich dożyło czasów cara Mikołaja i po- 
wróciło przy wstąpieniu na tron nad Ural. 

W Borzińskim posterunku nad Arg^inią, służył u koiaki 
deportowany z Moskwy parobek. Był to człowiek średaiefo 
wieku, trzeźwy, pilny, pracowity i bardzo pobożny. Snao- 
wali go i kochali wszyscy. W dnie wolne qd roboty wc^ 



199 

tywał się w Biblię i cz^to bywał zamyślony. Łubil mówić 
o piśmie świętem, o ziem pani\j%cem po cerkwiach, co da2o 
powód do podejrzywania go o sekciarstwo; lecz nikt nie mógł 
wyrozumieć, jakiej sekty jest zwolennikiem. Nabożeństwo 
jego ci^le powiększało się, unikał wreszcie towarzystwa i 
oddawał się samotności, w której układał jakieś tajemnicze 
plany. Jakie to były plany, wkrótce wszyscy zobaczyli. 
W noc wielkopiątkowa, w porze zimnej i śnieżnej, wyszedł 
w pole do krzyża, który poprzednio wkopał w ziemię. Tam 
długo modlił się, uniesiony natchnieniem mistycznem przybił 
się do krzyża, ofiarując się Bogu za grzechy ludzkie. Ope- 
rscya przybicia się nie była łatwą, dokonał jej jednak w sposób 
następujący. Nogi przybił jedną ręką do krzyża, drugą 
trzymając się za jego ramię; lewą rękę wetknął na wielki 
gwóźdź wbity z przeciwnej strony krzyża, toż samo chciał 
uczynić z prawą ręką, lecz siły go już opuściły i rękę tę 
miał zwiśniętą. Nazajutrz ludzie wyganiający bydło w pole, 
zdziwieni zostali widokiem człowieka przybitego do krzyża. 
Otowa pochylona w cierniowej koronie; był obnażonym, tylko 
łono miał białą płachtą przepasane, ranę w boku posiadał, 
a ci^e ciało miał krwią oplamione. Pod krzyżem na ziemi 
leżała kopia i rozrzucone narzędzia męki Chrystusowej. 
Zbiegli się ludzie i poznali w człowieku przybitym do krzyża 
parobka pobożnego z Borzińska. Jeszcze żył, kiedy go 
zdejmowano z krzyża. Po otrzeźwieniu, odesłano go do 
lazaretu w Nerczyńskim Zawodzie, tam przyszedł do zdrowia 
i wówczas oddano go pod inkwizycyę. Badano go głównie 
*o powody, które go skłoniły do samobójstwa. « Chciałem 
umrzeć jak Chrystus za ludzi i przez to zasłużyć się Bogu» 
odrzekł. Popi posłali go na rekolekcye do monastyru św. 
Inocentego w Irkucku, zkąd powróciwszy, żyje dotąd w Ner- 
^yósku. Usposobienie mistyczne -sekciarskie powazechneni 
jest pomiędzy ludem prostym w Moskwie, i ztamtąd ono 
przeszczepia się do Syberyi. 

Sobotników w Dauryi jest niewielka liczba. Sobotnicy są 
^ żydzi Moskale. Sekta ta zrodziła się pomiędzy chrześci- 
janami Moskalami i doszła do takiej potęgi, że Iwan Groźny 
zbrojnie ją zwalczać musiał. Wiara ich, niewiele różni się 



200 

od wiary żydowskiej. Siorowieroów więcej je«t w Dmryi 
nii innych sekciarzy, szczególniej między kozakami na po- 
łudnie Aleksandrowskiego Zawodu. Kiedy chłopów w lUt 
roku zamieniali na kozaków, we wsi Dono, nie chcieli diłopi 
golić bród i strzydz włosów, jak im to nakazane było. Pro- 
sili jak o łaskę ażeby im pozwolono brody nosić, żebjr kk 
nid zmuszano do przestąpienia przykazań bożych. Prośbj idt 
przez nietoleranckie władze cara, zostały odrzncone i »ti> 
rowierców zmuszano do poddania głów swoich pod noijcf 
cyrulika. Najfanatyczniejszy z nich, nic dozwolił ogohć ńc : 
ostrzydz, żaden przymus nie pomagał, pozostał wiernym oby- 
czajowi ojców swoich. Aresztowano go więc i w wicaflnis 
nakłaniano do posłuszeństwa. Jenerał Sołohuh, dovódo 
kozackiej brygady, człowiek dobry i tolerancyjny, z TOłki» 
wyższego usiłował opór jego złamać ; sekciarz na jego tfge* 
menta odpowiedział rzuceniem się na jenerała i zdarcKO 
szlif z jego ramion. Przewinienie tego rodzaju, snrowo jes 
w Moskwie karane, sekciarz więc oddany został pod s^ wo- 
jenny, który go skazał na kilka tysięcy pałek. W casie 
egzekucyi w Ołoczach, padł ten kozak zabiły kijami j^ 
męczenik staro wierski. Jednak opór jego sprawił, że jeocnt 
Sołohub wystarał się o pozwolenie noszenia bród dla sti^ 
wierców kozaków w Nerczyńskim kraju. 

Dnia 37. maja padał deszcz rzęsisty; dnia 38. maja npi 
okolica już zupełnie zielona. Dnia 29. rankiem deszcz p>M 
po południu było wielkie gorąco, w oczach prawie rozv^ 
się roślinność. Dnia 30. maja pierwszy skrzek żab tego ift* 
słyszałem; dnia 31. czeremcha rozkwitła. Białe jej bokietf 
zdobią ogrody, w których prócz czeremchy, nie ma inny^ 
drzew. Kilka ogródków na sposób europejski założonycłi^ 
zostało przez Polaków wygnańców, rosną w nich abc^ 
spiree, brzozy i kilka gatunków krzewów, które dały»f^ 
zaaklimatyzować. Taki ogródek założyła w Nerczyńskim Za- 
wodzie, pani Katarzyna Rabcewiczowa , żona Władys^** 
Raboewicza wygnańca, dzisiaj należy on do skarbu. Ogro- 
dnictwo tutejsze wiele skorzystało z bytności Polaków, ^ 
przez nasiona sprowadzone z Polski podnieśli je i rozszenp 
zamiłowanie jego między Syberyakami. Pani Kazimira Biys- 



201 

łowa poBUida piękny ogródek jej r§ką uprawiany na folwarku 
Beanprego pod Nerczyńskim Zawodem; w Enłtumie H. Go- 
lejewdd i M. Gruszecki, posiadają także swoje ogrody. 

Dnia 1. czerwca gorąco doszło do 20 st. Rom. wyżej zera; 
w południe zerwał się gwałtowny wicher zachodni, który nam 
deszcz napędził. Na górze za hutą szklanną znalazłem dzi- 
siaj obwitą w około drzewa piękną alpejską roślinę: atragene 
alpina. Kwiaty jej blado liliowe, duże, zwieszają się ku 
ńemi z gibkiego pręta, ustrojonego w liście i niby wieniec 
okalają pień starego modrzewia. W lesie na tej górze, 
rośnie mnóstwo pięknego groszku (lathyrus) fioletowo nie- 
bieskowego koloru, i wyczki (yicia silyatica). Znalazłem tu 
r pięknymi liśćmi fiołek (yiola dissecta) kwitnący obok 
białego kwiatka, poziomki i niezapominajki górnej (myo- 
sotis lappnla). Krzaczki tawuły (spiraea hypericifolia ) 
gęsto ' rozsiały się w lesie i białem kwieciem , rozweselają 
zieloną świątynię wiosny, a róźodrzew przepysznie ją 
stroi. 

W dolinie Czałbuczyńskiej snałazłem błękitny corydalis. 
Dnia 3. czerwca padał deszcz, a z 3. na 4. czerwca był mocny 
przymrozek, który ściął wody w kałużach. Dnia 4. czerwca 
dzień pochmurny i zimny, zdaje się, że nagle cofnęliśmy się 
do marca, bo i niebo tak samo jest ołowiane i powietrze 
zimne jak w marcu. Dnia 5. czerwca wróciło ciepło. Dnia 
6. czerwca zrobiłem małą wycieczkę wodą do kolegi M. Bo- 
kija w Ujść Karze. Znalazłem tu wiele kwiatów. Zawilec 
narcysowy (anemonae narcisifiora) na wysokim, delikatnym 
pręcie z rumowisk skalnych wygląda i białe kwiaty wychyla 
do słońca. Między kamieniami w mokrych miejscach rośnie 
primula cortusoides, konwalia (conyalaria polygonatum) nie- 
pachnąca, w kątach się chowa i ze zrębów skał zwiesza białe 
kielichy swoich kwiatów. Mniej obficie rośnie conyalaria 
mayalis, piękniejsza od tamtej, lecz i ta mniej ma zapachu 
od europejskiej. Na pochyłościach gór. znajdowałem dużo 
kosaćca i żółty kwiat wężymordu (scorzonera), popielca gór- 
nego (cineraria alpina) i brodawnika mleczowego (leontodon 
tanxacum). Na błoniu rośnie mnóstwo wyczki ; na wysokich 
prętach, zdała jak puch wyglądający kwiat, właściwy tylko 



202 

Dauryi, thalicŁnim petalloideum i biały takie kwiat rogownicj 
(cerastiam yulgatum). 

Dnia 7. czerwca wiatr z deszczem, 8. pochmurno i ditodno, 
w nocy był przymrozek i szron; tego roku wiosna jest sncki 
i zimna, robiicy trac% nadzieję pomyślnych zbiorów, gdji 
zboża uderzone suszą wiele ucierpiały. Do 12. czersrca po- 
goda była przemienna, 12. zajaśniała pogoda i ciepło a 11 
mieliśmy już upał i grzmot Dnia 14. zrobiłem wycieczka 
w dolinę Lurdikańską. Od Ekaterińskiego rudnika drogi 
kręta malowniczo pnie się na wysoką Łurdikańsk% góit- 
Gała ta góra w kilku miejscach jest wydrążoną, znsjdiye n^ 
w niej bowiem kilka pieczar i kilka kopalń. Kopalni zwiediić 
nie mogłem, gdyż poczęsd zawaliły się. Według sprawosdsuis 
rządowego od rozpoczęcia robót w 1775. roku aż do ops> 
szczenią tych kopalni w 1852. roku, wydobyto z nich śrebn 
1,226 pudów, 28 funtów, zototników; a ołowiu 233,856 padów, 
Z'6% funtów, ta ilość metalu znajdowała się w massie ludj 
ważącej 9,132,842 pudów; kopalnia ta położona jest bardso 
romantycznie, wszędzie skały, las, niebezpieczne drogi i 
piękne rośliny składają się na obrazy. Góra Lurdikańska joi 
wapienna, znajdują się w niej także pokłady wyborna 
grafitu, a rudy ołowiane -srebrne połączone z żeleiniskim 
wypełniają ją w rozmaitych kierunkach. Wierzchołek jeit 
poszarpany, tumie ostre jak zęby grzebienia, sterczą b> 
nim. Wiatr szumi przeciągle , orzeł i jastrząb unosi się st- 
demną; nie słyszę krzyku niewolnika i« rozkazu dozorcy, lat 
widzę podlącego się człowieka, nic mi więc nie przeszkadtf 
do wrażenia wspaniałego widoku na wodę i góry, dźwignifte 
, ku niebu potężną dłonią Boga. Na wierzchołku zerwałeś 
kilka orlików (aąuilegia atropurpurea i aąuilegia Tulgtfif)? 
piękny, różowy kwiatek rośliny rosnącej w Ameryce pkkff 
sibirica, blado fioletową asterkę, żółty kwiatek pępsv7 
(crepis), lepnicę (silene), piaskowiec skalny (arenaria «o^ 
tillis), różowo wiśniowy kwiat sierpika (serrathala rapos- 
culus), a u spodu góry wielką Dość zawilca leśnego (sB^ 
monae sUrestris), irisów, pięcioperstów i jal^oni sybeijj- 
skich. Dolina Łurdikańska jest wazka i głęboka i całkowió' 
zarosła drzewami; pod ich zielonym stropem, w 



203 

deoia pogr^iony, płynie malutki stramyk. Dalej cokolwiek 
w wierzchowiska doliny, znajduje się pieczara, największa 
w Dauryi. Sam wynalazłem kilka pieczar, z których jedna 
mogła mieć 6 8%źni długości, lecz odszukać owej wielkiej 
pieczary nie mogłem. 

Do 19. czerwca dnie cieple, na niebie bez chmury, słońce 
sicye pa]%eemi promieniami i wysusza ziemię, przez trzy dni 
następne deszczyk krótko padający, odwilżył na jeden cal 
ziemię, a 22. czerwca wiatr j% znowuź wysuszył. Na Pa- 
^fówce zbierałem dzisiaj kwiaty. Przy wejściu do kopalni 
"W tej górze rośnie brzezina i modrzew i mnóstwo żółtych 
kwiatków isopyrum talictroides , rosnącej pospolicie przy 
płatach i drogach. Cokolwiek wyżej, na stoku kamienistym 
ziialazłem phlox sibińca i fioletowy kwiatek miecznicy po* 
śpolitej (polygala yulgaris). W lecie rozkwitły lilie (heme- 
rocahs flava), orliki i przepyszny kwiat obuwika (cypripedium 
macrantes) czerwony, biało nakrapiany, podobny do balonu 
kołyszącego się w powietrzu. W kwiecie który zerwałem, 
spoczywał na dnie; zewsząd zasłonięty, motyl, wspanialsze 
zaiste mający mieszkanie od największych potentatów ziemi. 
Ka wierzchołku znalazłem kwiaty biało różowe pachnącej 
rośliny stellera chamae jasme i ładne kwiaty lilii krótko- 
listnej; lilium pulchellum, tak pospolitej nad Argunią, tu 
^ północnej stronie Dauryi nigdzie nie widziałem. Pod 
górą w dolinie zerwałem kilka kwiatków pierwiosnka sybe- 
ryjskiego (primula sibirica) i goryczki wodnej (gentiana 
aquatica). 

We dwa dni potem, zrobiłem powtórną wycieczkę na górę 
Szklaoną, na której las podobny jest do ogrodu, a miłośni- 
kowi przechadzek i samotności nastręcza ustroń powabną i 
skłaniającą do dumania. Kwiaty barwami i wonią weselą 
oko i powonienie, a rozmaitą pięknością swoją zwracają, 
umysł do Wszechmocnego, który tak wspaniale przyozdobił 
ziemię, najdrobniejszy kwiatek wykończył i utrzymuje z ró- 
^mem staraniem i miłością jak i człowieka. Lubiłem zawsze 
^afy, rwałem je w szczęśliwych chwilach pobytu na ziemi 
polskiej, lecz chwilowo tylko zajmowały one podówczas moją 
wyobraźnię. Dzisiaj inaczej je lubię, lubię je jako przyjaciół 



204 

wiernych i niezdradliwych, jako jednf s głosek, kiÓKBulli; 
w naturze opisał 8W0J% mądrość. W tym wspaniałym a tpo- 
kojnym świecie roślinnym, tttlę swoją tęsknotę za wolnoidi 
i aspakajam boleści wygnania. Kie znając roślin jako botasit 
znam je przecież jako przyjaciół, którzy mnie cies^fi i 
pięknością swoją zajmowali. I dzisiaj kilka ładnych kwistóv 
znalazłem. Inny gatunek obnwika, mniejszy, biały i cs9> 
won o nakrapiany (cypripedium gnttatnm) obficie ta miń 
i jakby szereg łódek pływa w leśnem morzn zidonoścL TV ; 
tejsi mieszkańcy, robią z obnwika herbatę i piją ten mp^ ' 
w boleściach żołądkowych. Siódmaczek pospolity (Ineatofii 
enropaea) chowa biały kwiatek między chwastami, a gi-uuiub 
różowa (pirola rosaea) maluje obszerne przestrzenie hm 
kłosami różowych kwiatów, tutaj nazywają ją bodijan. 2» 
lazłem tu drobną konwalijkę (mayanthemum bifolinm), łólF 
do różyczki podobny kwiat pełnika (trollius asiaticus) i kSi 
odmian rośliny orobus. Bagno (ledum palnstre) podaijb 
cały las, wszędzie go pełno, wszędzie się bielą jego M^ 
teczki. Mocny zapach bagna , pnemaga nad zapacbaiii i^ 
nych roślin w lesie. 

Dnia 27. czerwca dnie były pochmurne, ale bez denat 
i wiatrów. Dnia 27. pod skałami nad rzeką znalazłem n^ 
rykańską roślinę menispermum dauricum; oplats ona knó^ 
nie i drzewa jak bluszcz, liść ma delikatny i wielki, km 
teczki blado-zielone. W jesieni girlandy menispermum, obdt 
żonę są czamemi jagódkami. Macierzanka (thymnt serpyM 
już to zwiesza się ze skały, już ją niby wonnym kobinte* 
osłania. W jednej z ciasnych, pobocznych dolin, któit 
przerywają rząd gór na zabrzeżu, znalazłem jeszcze cale A» 
dolinki wysłane grubym lodem, a tuż zaraz przy lodop 
kwitnęły obuwiki, geranije które są tu bardzo pospoliie t 
bardzo rozmaite, fioletowe, białe, różowe, nakrapiane; ti^^ 
czy ca chełmik (scutellaria galericulata) , wieload bl{fcitK 
(polemonium caernleum) przytulią północna ( galimn W 
reale). j 

Dnia 28. czerwca gorąco i grzmot. Przewiodszy m^m 
prawy brzeg rzeki, poszedłem w dolinę Tapagi, która peM 
jest kwiatów i grzybów. Przy złączeniu dę Tapagi z SqP 



205 

kińską doliną, pod skałami znajdcge są ssereg małych jesior, 
okolonych trzęaawicą, łabuziem i drzewami Na kfpach jezior 
rośnie niebieskiego kolom kosaciec łąkowy (iris sibihca), 
na skiJach zaś w miejscach zacienionych 6axifiraga flagellaris 
z białemi kwiateczkami; na każdym listku korony, znajdują 
sig kropeczki żółte i czerwone, niby w figury jeometryczne 
ustawione, i kniaźenika, która rośnie w nizinach i na górach. 
Flora dauryjska nie ma stale oznaczonych granic, jak flory 
iimych górzystych krajów. Taż sama sosna i brzoza, co 
rośnie na cyplach wysokich gór, rośnie i w dolinach; kwiaty 
widziane w nizinie, można zobaczyć i na wierzchołkach ; cedr 
tylko nie zstępuje w doliny i trzyma się wielkich wjmiosłości, 
również i jałowiec na miejscach nizkich nie rośnie. Za je- 
ziorami na błoniu, gdzie teraz obóz dla wojska wzniesiono, 
mnóstwo także kwiatów, szczególniej gwoździków. 

Dnia 29. czerwca padał deszcz, 30 pogoda, 1. lipca znowuż 
deszcz padał, 2 i 3 niebo zachmurzone, powietrze gorące i 
parne. Dnia 4, lipca upał 25 str. R. wyżej zera; nad rzeką 
gromady bąków i owadów poruszają się i tną bydło i konie, 
które kozacy na Amur spławiają, na zasilenie tam zapro- 
wadzonego moskiewskiego gospodarstwa. Zrobiłem dzisiaj 
wycieczkę na górę Godoj, odległą o pół mili od Szyłkió- 
skiego Zawodu. Po drodze, na górach natrafiałem na pur- 
parowo-roiową wierzbówkę (epilobinm augustifolium). Wy- 
sokie kłosy wierzbówki pięknie ubierają lasy, a na jesień 
strząsają na ziemię biały puch. Przedarłszy się przez krze- 
winy i gromady kwiatów, wchodzi się na szczyt Godoju, u 
stóp którego płynie Szyłka. Od północy Godoj zasłonięty 
J6st borem, od południa zaś ma wolne wejrzenie na wodę 
i góry. Południowa jego pochyłość jest stroma i nagle 
spada ku rzece, pochyłość ta jest bezleśna, ale za to osy- 
pana liliami, astrami, mlecznicą, wrotyczem (tanaoetum vul- 
gare), dziką różą, krzaczkami gwiazdnicy z białym kwiatem 
(stellaria, tu zwane perekatipole) i macierzanką. Widok ze 
Kczytn jest wspaniały i rozległy. Ja jednak zwróciłem się 
w stronę mniej piękną, ale z której zdawało się mi, powietrze 
s nad Wisły przypfynie i usychające serce ożywi O Boże 
mój! jakieś ci dzięki złożyć powinienem za to, że dotąd 



206 

vr tej zawierusze życia, nie straciłem zupnie czułości lerOf 
że została w nim iskra, która się zawsze w obec wsptnialego 
widoku chwały twojej w naturze roznieca w ogień ib3oig i 
w płomień tęsknoty i modlitwy za Polskę ! Każda gón i 
każdy piękny widok w tej ziemi wyginania, budzi we tak 
też same uczucia. Wszędzie w podniesionem sercu ctejit 
wielkość Boga, myśl moja zwraca się ku mej nieszcsęśliiei 
ojczyźnie, która mi jest ciągle przytomną ze swojemi nuuń 
jarzmem i przyszłą wielkością, którą widzę jakby na jt*K- 
Dzięki ci Boże, za zacłiowanie mnie w miłości, która nie ^ 
puszcza rozpaczy w klęsce, a przy wzystkich dolegtiwoidi^ 
robi mnie szczęśliwym nawet na wygnaniu! 

Schodziłem z góry po pochyłości, wiodącej do OodojAig j 
doliny. Gromady bąków i much prześladowały mnie, * | 
wszystkich stron napadają rojami jak pszczoły i doftfi** 
kąsają, psa mojego Wesołego okrwawiły, trze się biediy 
z bólu i pyskiem ogania. Goniony przez owady, zatnysr 
wałem się tylko dla zerwania jakiego kwiatka. Na niżsr^ 
kondygnacyach góry, rośnie dużo saxifragi, widziałem tc^ 
piękny różowy kwiat cynanchum roseum i kwiaty rośłiajt 
którą nazywają tu z Mongolska mangyr (gatunek allinm). 

U stóp góry rośliny są jeszcze bujniejsze. Tu pnie ■{ 
po krzakach, duży kielichowaty powój (convolvulis subło^ 
bilis) i kwiat swój opiera na obcej gałązce, tuląc się do 114 
niby niewiasta do męża. Lilium spectabile z trawy po P* 
dochodzącej wychyla swe purpurowe kwiaty obok powigaib 
(clematis angustifolia), obsypanego białem, pachnącem Hi^ 
ciem. Tutaj powojnik nazywany jest kopyłownik i ^ 
z niego herbatę. Phlomis tuberosa dochodzi tu do I Yt łow* 
wysokości, różowe paszczękowate kwiaty w kółka, w pe*>1 
odłegłości od siebie osadzone, dają mu postać strojsefi 
arabskiego minaretu. 

Wysokie są tu także rozchodniki (sedum) i w Kcny* 
odmianach. Są rozchodniki żółte, biało-zielone, półowt*^ 
różowo brunatne, rosną pospolicie na błoniach; odnitff 
pępawy są także liczne, koloru żółtego, niebieskiego i I*** 
natnego. Znalazłem tu jeszcze kilka odmian ptęciopeRtit 
koniczynę syberyjską (pentafillum lupinaster), lepnice (siff^ 



207 

inilaŁa), dziurawiec górny (hypericum montanum). Przy 
ścieżce nad rzeką pod skałą, oplecioną w menispermę, zwaną 
tutaj dzikim chmielem, występują skały łupkowe, połysku- 
jące metalowym blaskiem. W niektórych skałach warstwy 
łupku lezą horyzontalnie do rzeki, inne przekręcone na ukos, 
lub też na sztorc leżące, złożone z cieniutkich warstewek, 
wydają się być kartami w książce, na których wieki historyę 
natury pisały. Inne łupki stanowią massy jednolite, trudno 
łainiące się w tablice, połysku czamo-śrebrzystego jak stal. 
Przez skały łupkowe przebiły się w kilku miejscach sine 
wapienie z skrystalonemi żyłami kwarcu i z żyłami żółto 
białego feldspatu. We szwie dwóch gór znajduje się skała 
żółto -zielono -różowego porfiru. Wszystkie te skały pokryte 
są drzewami i kwiatami. Na zrębach ich rosną lilie i ostróżki 
(delphinium grandiflorum) lazurowego koloru z jedwabnym 
połyskiem liści. Pod tak ubranymi brzegami płynie rzeka i 
i okręca się w około zielonych wysep. Nad samą wodą roz- 
kwitły białe piwonie (paeonia albiflora) które nad Szyłką 
szczególniej są pospolite. 



XVII. 



Lekarstwa gminae. — Lekarze Polacj. — Bkakursye boUnicsae. — P«d*** 
Ohióskie w Gorbicy i rocnersanle się Moskali nad AniireB. — Iki^ 
dyoye Mnrawlewa. -~ Pomonka nowa gubernia. — Dadi ssboni łu- 
skali- — sutki parowe na Sayice. — Admirał PutiaUn. — Wjjaid «;- 
gaa&eów. — Sucha mgła. — Powrót x ciwartej amnrskiej ek«pedyc;t- - 
Zgubne wpływy wynaradawiające 1 Hielinlewicf. 



Dnia 5. lipca (1857. roku) między bydłem objawiła ot 
straszna zaraza syberyjska (karbunkuł), która co rok dśt* 
siatkuje inwentarze i wielkie szkody wywołuje w goifo- 
darstwie. Susza; kobiety w ogrodach dwa razy na dna 
zmuszone 8% polewać ogórki, tytuń i kapustę. Pomi^^ 
ludźmi panują epidemicznie dyarye i febry. Nie masidos% 
któryby nie był przez chorobę nawiedzony, śmiertelność jedsik 
nie zwiększyła się, chociaż lecz% się środkami zabobonna^ 
i szarlatańskiemi. I lak nad Gazimurem kozacy leczą febif 
wywarem z igieł sosnowych; na ten cel 8cinaj% z dziewifcn 
sosen młode wierzchołki i gotuje je w garnku. 

Liczba ma tu jakieś talizmanowe znaczenie. W innjrt 
wsiach chorego na febrę, parz% i myją w trzech tainiackr 
należących do różnych właścicieli; tu znowui liczba titVr 
która u wszystkich ludów jest w poszanowaniu, ma jakiś 
tajemnicze znaczenie. Na febrę piszą zaklęcia na kartkach 
które, skoro rzucą do wody, choroba natychmiast ost^ 
W jednej z sąsiednich wiosek, lekarz gminny, febrę kcf}! 
w następujący sposób. Wyrzynał ky sosnowy wysokości cfco- 
rego człowieka, obierał go z kory, a rdzeń pozostały pn?- 
wiązywał do krzyża chorego; po pewnym przeciągu 



209 

odnocał kij , wrzucał go w wodę szepcząc czarnoksięzkie 
słowa, a febra jak mówią wierni ustawała. Gdzie indziej 
znowoż taką ma gmin receptę na febrę. Trzeba wziąść 
trzy karteczki, na nieb napisać łacińakiemi głoskami 
imiona: Sedrach, Misacb i Awdenago, to jest imiona mło- 
dzieńców, którycb Nabuchodonozor kazi^ wrzucić do roz- 
palonego pieca. Karteczki te potem potrzeba spalić, a po- 
piół ich zmieszać z razowym chlebem i zrobić z tego pigułki 
które chory w paroksyzmie zażywać powinien, żegnając się 
przytem. Zaczyna się od pigułki, w której są prochy Se- 
dracha, potem się zjada pigułkę Misacha, h w ostatku Awde- 
nago. Dyeta przytem jest potrzebną. Zamawiania krwi, 
zażegnywania są w powszechnem użyciu, lekarstwo przeciw 
boleści zębów, jest bardzo skuteczne jak wierzy lud, jeżeli 
sif codziennie przy wstawaniu wprzódy lewą nogę w onuczki 
i w buty obuwa. Wiara w podobne środki nie tylko między 
gminem, ale i w innych warstwach społecznych jest silną; 
osłabła jednak tam gdzie się znajdują rzeczywiści, cywilizowani 
lekarze. Tam chętnie na febrę używają chiny, chętnie udają 
się po radę do lekarzy i mania zabobonnych lekarstw już 
znikać poczęła. Doktorów medycyny jest tu nie wielu. Przy 
lazaretach górniczych, kozackich i wojskowych, połowa le- 
karzy składa się z Polaków, druga połowa z Moskali. Naj- 
większą reputacyę jako lekarz, ma tutaj Antoni Beaupre, 
uczeń Jędrzeja Śniadeckiego. Ponieważ Beaupre zesłany jest 
na wygnanie za sprawę Konarskiego, więc mu wzbronionem 
było leczenie i podpisywanie się na receptach. Rozkaz jednak 
cara, który pozbawia człowieka nauki a ludzkość pożytku 
z niej, nie skutkował, ludność tutejsza gamie się do Beau- 
prego z prośbą o rady; zwożą do niego chorych z dalekich 
8tron, o tysiąc i więcej wiorst, apteki wydają lekarstwa za 
jego receptami bez podpisu. Maciej Łowicki uczeń aka- 
demii wileńskiej, jest lekarzem wojskowym, zesłanym z Odessy 
do Syberyi za sprawę Konarskiego. Jest to cdowiek bardzo 
poważny, literat. Napisał dziełko nie wydane p. t. Listy 
z Wschodniej Syberyi. Słynął też tu jako lekarz i człowiek 
Wróblewski, który w Syberyi musiał się odsługiwać za 
naukę kosztem skarbu odbytą, umarł w Czycie 1852. roku. 
{'iLLiR, OpiMułe. II. 14 



210 

Prócz wyżej wymienionych są za Bajkałem następujący lehne 
Polacy w służbie rządowej: Wyszkowski, Weryha, Zda- 
nowicz, Podgórski, Henryk Krzywicki, Rogo- 
ziński, Steckiewicz, i mieszkający w Kiacbcie powBfr 
chnie szanowany Piotr Marcinkiewicz; lekarze weteiy- 
naryjni: Andrzej Pietraszkiewicz i niedawno tn zmHf 
Simson. , 

Dnia 6. i 7. lipca padał deszcz, dnia 8. lipca w dcltiśt 
Szałdemarskiej był mocny przymrozek. Dnia 9. lipca pogoii 
dnia 10. deszcz, a w górach burza elektryczna. Dnia 11 i 
12: pogoda. Zrobiłem wycieczkę botaniczną na wyspę mif^ 
Szyłkińskim Zawodem a Starą Łenczakową położoną. Wj«pt 
ta piasczysta, okryta jest krzewami, łąkami i polami ipn* 
wnemi, ma trzy wiorsty długości, a około dwóch szcrokoiet 
Zboża już wykłosiły się, lecz nie zapowiadają dobrych zbJe- 
rów. Kwiatów jak w ogrodzie. Szczególniej dużo rośnie » 
Weroniki, kłosy jej jak zboże chwieją się pod wiatrem; ^ 
każdym kłosie siedzi po kilka motylów, które podobne^ 
kwiatów, ulatują za zbliżeniem się do nich człowieka. (^ 
wonawe kity szczawiu (rumex acetosella) i brunatny U» 
krwiściągu również jest tu obfity. Znalazłem tu z haJtośt- 
lonawym kwiatem astrogallus uliginosus, błękitny dzwonek 
(adenophora polymorpha), a na piaskach lichą roślinkę **" 
baldia rosca. 

Od 14. do 20. lipca upał od dwudziestu dochodnl i» 
30 stopni R. wyżej zera; dnia 15. wiatr gorący i knrr, ktif 
jak mgła całą okolicę pokrył; tego dnia na Grodoja znaU*" 
następne kwiaty: sophora alopecuroides , małe krzaczki 19 
rośliny zastąpić mogą w ogrodach akacyę; oman kosBi(r 
(inula oculus), kąkolu (agrostema githago) mniej to rtw* 
niż u nas, w zbożach go nie widywałem, na błoniach i I** 
rach murawą okrytych jest pospolity. Dziewczęta siejłf^ 
w ogródkach, a w święta włosy nim stroją. Nieśmicrteh*; 
(gnaphalium leontopodioides), dzwonki w rozlicznych odm**! 
nach, sparcetta z kwiatami różowo fioletowymi (hedysw^j 
Buffruticosum), traganek (astragallus hypoglottis) zebrite«| 
ztąd do zielnika. Dnia 16. lipca grzmot i deszcz kiótki|| 
trwały. Na błoniach doliny Bogaczy zarosłej dziką wił » 



211 

łoziną (0alix pentandra) znaladem rzepik pospolity (agrimonia 
eupatoria), biało-rożowe kwiaty achillei millefolium , żółte 
kwiateczki osadzone w kłosy rośliny melillotus ofificinalis; 
kosaciec różowo fioletowy (iri8dichotoma),wielosił(polemoniam 
caerolemn) rogawnice (cerastiom), patrinia sibirica, biał% 
demierzycę (veratram album), dryakiew (scabiosa colnmbaria ), 
sierpiki (serratula). Znalazłem prócz te^o kwiaty sang^ai- 
snga alpina, fioletowe kwiaty dzwonka skupionego (campannla 
glomerata), kozłek leśny (valeriana sil^estris), piękny żółty 
kwiat hypericmn ascyron, różowy kwiat dyctamnus fraxinella, 
żółty bażanowiec (lysymachia ynigaris) i błękitny jeżowiec 
(echinops ritro). 

Dzień 20. lipca pochmurny, 21. ulewny deszcz z grzmo- 
tami i piorunami, rzeka wezbrała, w ogrodach zakwitły ogórki 
i ziemniaki. Dnia 22. lipca deszcz, lecz następne dnie aż 
do 1 . sierpnia były pogodne i ciepłe, wieczory 8% już chłodne 
jak w jesieni, a nocy zimne. Tegoroczne lato było mniej 
gor%ce niż zeszłoroczne, mniej także padało deszczów, a 
więcej było dni pochmurnych ; urodzaje chybiły. Dnia 24. lipca 
znalazłem na Pawłówce kwiaty, które w Wielkopolsce zowi% 
babie zęby (lynaria anterimum), wysoko rosnącą z kwiatami 
różowo fioletowemi sosiurea alata. 

Dnia 26. w dolinie Orkii znalazłem krzaki potentilla fru- 
ticosa, gęsto okryte żółtym kwiatem i wysokie na 2 y, łokcia ; 
gnidosz (pedicularis verticillata), storczyk czerwonawo fiole- 
towy (gymnadenia connopsea), dzwonek Walenberga, (Vah- 
lenbergia grandiflora) sparcetę (hedysarum suffruticorum ) 
orobus latyroides, malutki, biało czerwony kwiateczek linnea 
borealis. Dolina Orkijska jest jedną z pobocznie Czałbu- 
czyńskiej doliny, długa na kilka wiorst, lesista i mokra, 
wiatry chłodne mają do niej wolne wejście od północnego 
wschodu; j^ynie w niej potok Orkija. 

Dnia 2. sierpnia przymrozek, tatarka wymarzła, ogórki i 
kartofle wiele ucierpiały ; w tej porze przymrozki bywają bardzo 
nadko. Od 2. do 17. sierpnia wszystkie dnie były pogodne 
i ciepłe, lecz noce chłodne. Flora przybiera już barwy jesienne. 
W Szałdemarskiej dolinie 8. sierpnia znalazłem : goryczkę phi- 
cową (gentiana pneumonanto) białe drobne w kłos osadzone 

14* 



212 

kwiaty rośliny cimicifuga 8implex, w miejscach cienistych 
wyrosłe na kilka łokci w górę; ligularia sibirica wyrasta także 
wysoko, ma kwiaty żółte w wielkich gronach na tęgich prę- 
tach osadzone; cineriara auronciaca koloru żółto brunatnego 
i białą achillea pratensis. W miejscach mokrych rośnie biały 
sedum aizoon, biały kwiat dziewięciornika (pamasaia palio- 
stris) i żółto zielony kwiat svertia comiculata rosnący tylko 
w Dauryi. Znalazłem tu jeszcze biały złocień (chrysantemum 
leucantbemum ) , frędzlowaty czerwony gwoździk, (dianthus 
superbus) przymiotnik ostry (erigeron acre), tojad mordo- 
wnik (aconitum napellus) i żółty wieprzyniec (hypochaeris 
grandiflora). 

Od 17. do 23. sierpnia noce zimne, dni ciepłe, liście 
żółkną na drzewach. Dnia 23. sierpnia deszcz, wieczorem i 
w nocy padał śnieg, który pokrył ziemię na kilka cali grubą 
w^arstwą. Śnieg w dolinach leżał dzień cały, w górach prze- 
leżał dwa dni. Tego roku nie było grzybów, jagód bardzo 
mało, ogórki mają owoce małe i gorzkie, kapusta wcale nie 
zwinęła się w głowy. Dzień 24. sierpnia zimny i pochmnniy, 
25. pogoda, a 26. upał. Od 27. do 30. sierpnia dnie ciepłe. 
Rozłóg miękolistny (cotyledon melacophyllum ) i cotyledon 
spinosa rozkwitły. Dnia 30. sierpnia wiatr północny i deszci. 
Dnia 31. sierpnia przy odgłosie armat, przypłynął z ujścia 
Amuru do Szyłki statek parowy Lena i przywiózł wiadomości, 
że pomimo woli Chińczyków, na lewym brzegu Amuru osie- 
dliła się ludność moskiewska. Od Striełki aż do gór Hingan 
pobudowano co 60 lub 80 wiorst osady kozackie, i wydano 
rozkaz kozakom pieszym w Dauryi przesiedlenia na przyssiy 
rok 10,000 szeregowców nad Amur. Tak więc zabór Amura 
stal się faktem dokonanym, a dokonanym bez woli rząda 
Chińskiego i bez wojny. Chińczycy w 1855. roku, gdy pły- 
nęła druga ekspedycya na ujście Amuru, zatrzymali prsy 
Ajgunie Murawiewa dla zrobienia mu przedstawień co do 
jego najścia posiadłości Chińskich i zabezpieczenia się 
w osobnej umowie od najazdu wojsk przyjaznego mocarstwa 
na przyszłość. Murawiew powiedział im, żeby wysłali po- 
selstwo swoje do Syberyi, gdzie do Gorbicy przyjedzie z P^ 
tersburga wyższego niż on czynu jenerał i umowę z nimi 



213 

za^^rrse. Sam tymczasem odpłynął, a Chińczycy wysiali po- 
selst-wo do Gorbicy. Poselstwo zatrzymało się w domu ko- 
zaka Skobelcyna i miesiąc czasu napróżno czekało na owego 
jenerała z Petersburga. Przyjmowano ich grzecznie, upomin- 
kami obdarzano , lecz nie myślano z nimi konferować aż ido 
czasu nagromadzenia większych sił moskiewskich nad Amu- 
rem. XJ Skobelcyna był guwernerem Polak wygnaniec. Poseł 
Chiński często wchodził do jego mieszkania, oglądał jego 
wielkie wąsy i widocznie rad z nim przestawał. Głaskc^ go 
po twarzy, brał za wąsy, oglądał jego rzeczy, i pewnego 
razu ukradł mu mydło i ręcznik. "Wiadomo, że Chińczycy 
Nc«pólme z Moskalami mają wielką skłonność do złodziejstwa, 
nie zdziwił się więc Polak, że poseł cesarza Chińskiego ukradł 
mu ręcznik. Kradzież ta nie przerwała przyjaznych stosun- 
ków, ale gdy poseł użył jeszcze przyj azniejszego karesu, to 
jest uderzył go w kark, wygnaniec odwrócił się i wyciął 
posłowi policzek. Widać że w Chinach bicie po policzkach 
nie jest obrazą, bo Chińczyk nie skarżył się na wygnańca, 
ale owszem nachodził jak i dawniej jego mieszkanie i trwał 
w« dobrych stosunkach. Nienawiść jednak Moskali do Pola- 
ków, z policzka, który poseł otrzymał, wywnioskowsJa, że Po- 
lacy chcą wojnę między Chinami a Rossyą wywołać i dla 
tego osobę posła wszędzie szanowaną znieważyli. Major Bruner, 
człowiek zły i karciarz, zrobił w tym duchu denuncyacyę, i 
rozpoczęła się sprawa, która skończyłaby się być może bardzo 
smutnie dla naszego kolegi, gdyby nie rozsądek naczelnika 
górnictwa Rozgildiejewa i jenerała Mura wiewa Amurskiego, 
którzy widząc, że poseł nie skarży się na zniewagę mu uczy- 
nioną, a znając obyczaje chińskie, 'chińskie karesa i kom- 
) plementa, sprawę tą umorzyli. Tymczasem, poselstwo w pole 
wyprowadzone przez Mura wiewa, wynudziwszy się w Gorbicy, 
i Tiiczem powróciło do Ajgunu, a w następnym roku (J856) 
patrzyć musiało na nową ekspedycyę wojsk moskiewskich, 
i «*a ich powrót, a wreszcie sadowienie się Moskali na dobre 
I w ich ziemi. Nakazane wysłanie 10,000 szeregowców kozaków 
1 nad Amur, przy siłach regularnego wojska tam już konsy- 
I "tającego, utwierdzi posiadanie Amuru w rękach carskich i 
\ anusi Chińczyków do potwierdzenia faktu spełnionego. Kozacy 



114 

mąj% byó wysiedleni z żonami i z dziećmi, Daarya poriwii 
się więc przeszło 20,000 ludnoścL OpuBtoBzej% pnei to n» 
które okolice i zmniejszy się^ zamożność krajo. Wprawdai 
tak%ż samą ilość żołnierzy z Moskwy maj% pnypfdiłe ^ 
Dauryi, maj% zamienić ich na kozaków, rozkażą im poEoić 
się i lukę powstałą takim sposobem zap^nią. Kozacy, po- 
mimo że im malują krainę Amuru jako mlekiem i miodn 
płynącą, niechętnie rzucają siedziby w których się porodii. 
Niezadowolenie i szemranie pomiędzy nimi jest wielkie, ik 
nie wyjdzie ono po za granice bierności i nie zamieni aę m 
czyn. Opozycya moskiewska charakteryzuje się wynimm 
nnakiwał mu palcem w bucie» i kończy się zawstt n^- 
zadowolenie jej zupełnem oddaniem się w posłach dujm 
rozkazom. 

Tego roku (1857) prócz 14 bataljonu syberyjskiego, któfy 
umieszczony został na ujściu Zei do Amuru, gdzie w pn^ 
ciągu trzech miesięcy wybudowano koszary, lazaret i 50 do- 
mów, a przytem usypano szańce i na wały zatoczono óah, 
przesiedlono nad Amur trzy setki konnych kozaków z iontai 
i dziećmi, w ogóle 1,000 osób ludności kozaczej. Tegomki 
także odbudowano stary Ałbazin, miasto wiele razy wipcw- 
nane w historyi wojny z Chinami w XVII wieku. Chińciyty 
zajęci ttomieniem powstania od tylu lat szerzącego się i 
wojną z zachodniemi mocarstwami, bezczynnie prąypatngi 
się na wdzieranie się w ich ziemie sąsiada pótnocnegO) 
w obec którego wszystkie zobowiązania traktatowe pUn^ 
przestrzegali. Gdy Ambanibejs (gubernator) Ajgunu off^ 
w tym roku jenerała Murawiewa, na jakiej zasadzie Motbk 
wkraczają w ich ziemie i dla jakich powodów gwałcą traktarp. 
tenże jenerał odpowiedziiU, że Moskwa traktatów nie depe0» 
że szanuje swoje zobowiązania względem Chin, lecz zajmsji 
kraj za lewym brzegiem Amuru rozciągający się i pi*r 
łączają go do Moskwy jako dawno moskiewski i słusznie di 
przynależący. Tak więc rząd Chiński mógł się pnsekonaćt 
że tu nie idzie o proste przeprowadzenie wojsk moskiewskich 
nad brzegi Oceanu, jak to w pierwszych trzech swoich ekip^ 
dycyach Moskale utrzymjrwali, ale o zupełny, nieprawif 
aabór ich ziem. Po takiem oświadczeniu , Murawiew ludm 



215 

koczi^jącym na lewym brzegu powiedzieć kazał, że jeżeli do 
nowego roku (1858) nie przejd% na brzeg prawy, uważani 
będ% za poddanych moskiewskich. Zapewno rozkaz ten 
spełnionym nie będzie, któżby bowiem zaniósł to oświadczenie 
do puszczy; tak więc ludy te, nic o tem nie wiedząc, 
zostaną niewolnikami Moskwy. Rząd Chiński ze swojej 
strony wzbronił Mandżurom wszelkich stosunków z Moska- 
lami. 

Każda ekspedycya amurska, której zamiary przed światem 
tak zręcznie ukryte zostały, mocniej Moskali utwierdzała 
w nowych krajach. W pierwszej ekspedycyi Murawiew zajął 
dolny Amur i jego liman; założył tam bowiem Nikołajewsk, 
Piotrowsk i* Mariński posterunek odległy o 500 wiorst od 
ujścia, poznał kraj i brzegi morskie ku Korei, gdzie oznaczył 
miejsca dla przyszłych miast portowych. W roku 1855 po- 
słano nad dolny Amur kozaków i 15 liniowy batalion, który 
umieszczono w Marińsku i tuż przy nim założonej osadzie 
Kizia, jak również w zatoce Decastro, przez góry tylko o 
30 wiorst odległej od Kizi. Nad Decastro usypano szańce, 
wybudowano koszary i strzelano ztamtąd do okrętów an- 
gielskich blokujących brzegi Syberyi; nad limanem Amuru 
wzniesiono także fortyfikacye ziemne. Blokada angielska, 
żadnej szkody Moskalom w Syberyi nie uczyniła, a poi^użyła 
w obec Chin za pretekst zaboru, który ich bardzo wynagrodził 
za utratę południowego kąta Bessarabii. Anglicy nie po- 
trafili nawet zniszczyć kilku moskiewskich statków w Kam- 
czatce. Po bitwie w Piotropawłowsku , flota Kamczacka 
Moskali pod wodzą kontradmirała Zawojki, schroniła się 
w bezpieczne miejsca przy ujściu Amuru; później znowuż 
admirał moskiewski Putiatin . z dwoma małemi statkami, 
ścigany na otwartem morzu przez Anglików, zręcznie im 
wywinął się i znalazł pewny przytułek w Nikołajewsku. Mo- 
skale tryumfowali z Anglików i żartowali sobie z ich by- 
strości wojennej i znajomości jeograficznej. W roku 1856 
w trzeciej ekspedycyi, wysłano dwa bataliony nad dolny 
Amur, a przed Chińczykami wykręcili się Moskale oświadcze- 
niem, że wojska te udają się przez ich ziemie dla tego 
tylko, ażeby ułatwić Moskalom nad Oceanem będącym po- 



216 



*wrót do Syberyi, a przybywszy na miejsce, z ziem nad dohiTB 
Amurem położonych, utworzyli nową Moskiewską gaWnit 
pod nazwą wPrimorskąja Obłasfi) (Obwód Pomorski). Ih- 
rawiew do tej gubemii wcielił obwód Kamczacki i ob«ś4 
Ochocki, ziemie na prawym brzega Amura położone ii* 
cząwszy od ujścia Ussury i cały pomorski kraj od Korei ^ 
ujścia limanu Amuru. Obszerna to więc grabemia, a pm* 
znaczona głównie do nowych nad morzem zaborów i do ii- 
żenią za posadę nowo tworzącej się flocie moskiewskiej, di 
tego i gubernator jej Wzięty został z pomiędzy maryntizj: 
jest nim obecnie . kontradmirał Kozakiewicz ; stolica obwods 
jest Nikołajewsk. Kozakiewicz obstalował w Ameryce kil- 
kanaście statków handlowych i kilka wojennych, dla mtjąo^ 
się organizować floty oceanu Wschodniego; marynany « 
zniszczonej floty czarnomorskiej przenieśli nad tenże ocen 
i takim sposobem rzucili pierwsze podwaliny do potęgi nowij 
na tym odległym Wschodzie. Gilaków i inne ludy w Po- 
morskim Obwodzie, od wieków mieszkające, ujęli uUe 
w 1856. roku w kluby poddaństwa. Podzielili ich na bordy, 
ponaznaczali im rządców, obdarzyli tych ostatnich kaftaosK 
wygalonowanymi , strachem i podarkami zyskali sobie i(i 
posłuszeństwo i rozpoczęli moskalenie Gilaków od wyuczeoii 
ich przeklęstw i wyzwisk w języku moskiewskim, cief» 
uczą zawsze najpierwej wszystkie podbite narody i od ly- 
mierzania im chłosty rózgami za rozmaite przekroczenii po- 
licyjne. Gilacy spokojnie przyjęli te odmiany i bez szemraui 
słuchają nowej władzy. 

W czwartej ekspedycyi (1857. roku) przystąpiH Mcsbk. 
jak to widzieliśmy, do opanowania i usadowienia się n*^ 
średnim i górnym Amurem • i już bez ogródki powicdneh 
Chińczykom, że Amurski kraj jest odwieczną ich dziediifll 
gniazdem ich przodków , i że jako ziemię moskiewską, bi(»1 
ją teraz na nowo w posiadanie. Dziwna rzecz, ale wtitt 
głębokiej uwagi, że Moskale każdy kraj jaki zabierają, ^ 
zabrali, nazywają swoją odwieczną dziedziną i wysuwają i^ 
prawne tytuły da posiadania tych krain. Jeżeli jeff«< 
weźmiemy na uwagę głęboką wiarę ludu moskiewskiego 
w cara, którego uważają za pierwszego monarchę świat** 



217 

rządzącego wszystkiini cesarzami, królami i książętami na 
ziemi, a wszelki ich opór Inb wojnę z carem nazywają bnntem 
przeciw carowi, to w tych objawach dopatrzymy się nie- 
przepartego ducha żabom k la Ozingiskan, dążącego do 
opanowania świata, nad którym panowanie od Boga mu 
naznaczonem zostało. Ten to duch zaboru i grabieży sprawia, 
że co rok powiększają Moskale przestrzeń swojej imperii, a 
z ii^szywej wiary w boską wolę przemawiającą przez carów, 
wysnuwają owe kłamliwe dowody, mające grabież pozorem 
prawności zasłonić. Moskale tak już wzrośli z tern kłam- 
stwem, że na serjo myślą, iż nie są zaborczym narodem, 
że tylko przyłączają do swego państwa kraje do nich słu- 
sznie należące, będące odwieczną ich dziedziną. Ile z ta- 
kiego ich usposobienia nieszczęść wylało się na ludzkość? Ile 
lez i krwi stało się ono powodem ? I jakie ciężkie ujarzmienie 
i straszna niewola padła z tego usposobienia na narody, 
wiadomo każdemu; lecz ile jeszcze plag padnie z tego sa- 
mego źródła na ludzkość? przeczuć tylko można, widząc i 
to, co się robi w najodleglejszym, prawie nieznanym Eu- 
ropie kącie moskiewskiego cesarstwa. 

IjCCz wracamy już do statku Lena, który szumiąc kołami, 
wesoło przepływa obok moich okien. Statek ten zbudowany 
jest w Nowym Yorku i jak wszystkie roboty Amerykanów 
odznacza się mocą, ale nie elegancyą. Długości ma 17 sążni, 
szerokości 2%* sążnia, pogrąża się w wodzie na 8% stopy; 
maszyna parowa o sile 25 koni, umieszczona jest na po- 
kładzie. Statek ten kupiony został przez Kozakiewicza, wraz 
z drugim statkiem parowym Amur o sile 60 koni, przezna- 
czonym także de rzecznej żeglugi, za 40,000 dolarów. Lena 
2 ujścia Amuru przywiozła 300 pudów amerykańskiego cukru, 
ładunek manilskich cygar, kilka tysięcy sztuk sobolich futer 
i jenerała Murawiewa Amurskiego, zręcznego rozszerzy- 
ciela potęgi moskiewskiej kosztem niedołężnych Chin. Przy- 
bycie Leny do Szyłkińskiego Zawodu byłp powitane z ra- 
dością przez mieszkańców, rokujących sębie w przyszłości 
ogromne zyski z handlu z Ameryką. Że^^ten handel stanie 
się rzeczywistym, widzieli z szczęśliwego przybycia do nich 
Leny. 



218 

Prócz Leny i Amura, Moskale kupili (1857. roka) od 
Amerykanów trzeci statek, nazwany Ameryka. Ka nim po- 
płyń^ z ujścia Amuru na Żółte Morze, admirał Potiato, 
ażeby być obecnym działaniom Anglików na tern moxxa i 
wystąpić jako pośrednik przy zawieraniu traktatu Chin z Aa- 
glikaroi i Francuzami. Za pośredniczenie, Moskale spodat- 
wają się pozyskać od rządu cesarza chińskiego, potwierdsene 
zaboru uskutecznionego przez Murawiewa. Putiatin usiłont 
z Kiachty lądem dostać się do Pekinu i tam wystąpić s pn* 
pozycyą pośredniczenia. Przywiózł od cara kosztowne i bo- 
gate podarunki dla cesarza chińskiego, pomiędzy którai 
widziałem wiele rzeczy zabranych dawniej z pałaców i dwoiśf 
polskich. W liczbie innych, był tam puhar srebrny i oriea 
polskim i z cyfrą Stanisława Augusta. Naszemi bogactwH 
utyli carowie i ze skarbów nam zrabowanych czynią świ^n 
podarunki aż w Pekinie. Chińczycy mocno niedowiemj|(^ 
pomimo podarunków, nie przyjęli pośrednictwa Putittiift- 
Z Kiachty pojechał więc do Nikołajewska, zkąd widzieliśwr 
go płynącego na Żółte Morze, lecz i tam Putiatin sici(śht> 
szym nie był ; wrócił nic nie zrobiwszy do Petersburga. * 
Murawiew dalej sam i jak to zobaczymy lepiej interesaa<^ 
skiewskie poprowadził. 

Żegluga parowa na Szyłce i Amurze powoli się utnai^ 
pierwszy parowy statek, który się pokazał na tych woM 
nazywał się Arguń. Budowali go Moskale V SiylkińAi* 
Zawodzie pod kierunkiem morskiego inżyniera Ie^hW* 
lejtnanta Szarubina w 1853. roku. Machina zrobiona ^ 
także w Syberyi w Piotrowskim Zawodzie. NiedoUadooir 
machiny sprawiła, iż statek nie chciał się mszyć z miejsca, ^ 
piero po licznych naprawach popłynął w 1855. roku i»i^ 
Amuru , a następnego roku ztamtąd puścił aię w górę neb* 
lecz pod Ajgunem siadł na mieliźnie, tam przezimowała** 
wiosnę 1856. roku powrócił do ł^ikołąjewska. 

W roku 1854 pod przewodnictwem inżyniera kapiw* 
lejnanta Buraczka, wybudowano w Szyłkińskim Zawodtf 
drugi parowiec, nazywający się Szyłka. Kosztowa) j*^ ^ 
pierwszy statek z powodu kradzieży budujących, dwa nif 
tyle co statek kupiony w Ameryce, a w dodatku niedoti«- 



219 

doość machiny i nieumiejętność inśynierów, z których jedem 
był Niemiec, prosty kowal z Wirtembergii, odegrywaj%cy tm 
rolę ncKonego inżyniera, sprawiła, iż parowiec nie chciał 
iść pod wodę. W roku 1856 wypłynął z Bzyłki, lecz w Ku- 
tmnandzie, odległej o 250 wiorst od Ujść Stri^ki, machina 
popsuła się, a statek siadł na mieliźnie. 

Mechanicy i inżynierowie moskiewscy nie umieli statku 
naprawić i parowiec przez dwie zimy stał w Kutumandzie, i 
był powodem, że tam założono moskiewską osadę, a pro- 
wiantem jaki miał w sobie, podratował głodne i zmarzłe 
wojska i>owracające po lodzie, o czem było wyżej. W roku 
1857 przywieziono nowe kotły i dopiero wówczas statek po- 
płynął na ujście Amuru. 

W roku 1855 na małym parowcu Nadjeżda, o sile 15 koni 
]^ąl w górę rzeki Putiatin. Udawał się on wówczas do 
Petersburga po instrukcye względem polityki moskiewskiej 
w Chinach w stosunku jej do interesów mocarstw zachodniej 
Europy w temże państwie. Po powrocie z Petersburga wy- 
stąpił w roli pośrednika. Nadjeżda stanęła na mieliźnie przy 
Ałbazinie i Putiatin przykuwszy ją do skały, lądem przybył 
doSzyłki; dopiero w 1856. roku ataman M. Korsaków puścił 
flię na Na4jeżdzie w górę rzeki i dotarł aż do Biankiny. 
Lena więc jest już czwartym na wodach tutejszych parowcem, 
2a lat kilkanaście należy się spodziewać, że żegluga parowa 
będzie więcej ożywiona i wówczas przyniesie wielkie zyski 
Moskwie, tem pewniejsze, im więcej Europejczyków osiądzie 
w nowo zdobytej krainie. Murawiew sprowadza tu na osie- 
dlenie Menonitów, którym daje grunta i obiecuje ważne 
przywileje; wszedł prócz tego w stosunki z Czechami, na- 
mawiając ich do emigracyi nad Amur, a Amerykanie obie- 
cah mu część emigracyi europejskiej dążącej do Stanów 
Zjednoczonych, zwrócić na osiedlenie nad Amur. To krzą- 
tanie się ma za zasadę stworzyć tu potęgę moskiewską, 
przed którą Chiny nie ostoją się. Jak w Europie Konstan- 
tynopol jest celem pragnień i usiłowań zdobywczych Moskwy, 
tak w Wschodniej Azyi podobnym celem jest Pekin. Moskwa, 
posiadając te dwa punkta, nabierze siły, która wszystko 
rozstrzygać będzie i idee Czingishana panowania nad światem 



220 

nreeczywiBini, jeieli jak dotąd państwa europejskie obojftiik 
patrzyć się będ% na jej wzrost olbrzymi. 

Dnia 3. września (1857. roku) padał deszcz; pierwsi wy^fnańcr 
polscy, uwolnieni przez manifest cara Aleksandra, wyjechali d» 
kraju. Od 3. do 10. września pogoda przemienna. Dnia 11- 
września jeszcze przed wschodem słońca dały się słyszeć gnmfltr 
i pioruny i wypadł grubo ziarnisty grad. Po wypogodwa 
się, dym (marewo) zaległ nad okolicą, zapewne pnszcaa- 
paliła się. Policya nakazała mieszkańcom z powoda imioB 
cara, którego pseudo liberalności Moskale nie mogą pojfti 
uważają ją dość słusznie za nowe sposoby powiększenia s- 
modzierstwa carskiego, nakazała okna wszystkie uilamioovae. 
W Dauryi Syberyacy nie znali dotąd illuminacyi jako bi»- 
festacyi wierności poddaniczej , rozkaz ten więc byl dla wA 
nowością i wykonanym nie został; tylko w kilku domad 
skarbowych świeciły się cyfry cara i migały lampki. Wi 
12. września gorąco, 13. dzień pochmurny, kwiaty już znikit; 
dnia 14. i 15. deszcz z wiatrem południowym, dnia 16. pogodk 
tenże wiatr otrząsa liście z drzew. Dnia 17. chłód i wsśf. \ 
Cały kraj, jak oko sięgnie, z ginącą na horyzoncie fal^ pór. 
ze wszyetkiemi wklęsłościami pokryty jest żółtą farbą. Po* , 
wietrze we wrześniu przezroczystsze niż latem, ztąd te 
rysujące doliny i góry, stają się wyraźniejsze, a jesienne fiaty | 
roślinności jaśniej szemi. Lubię bardzo jesienne widob'; ^ 
barwy smutne i wiaterek chłodny, wiejący na czoło zagra* 
pracą myśli i przepowiadający zniszczenie letnich ozdób bi> 
tury. Dnia 18. września w nocy mróz, lecz dnie aż do 5i 
września były pogodne, w południowych godzinach dcpk- 
Ptastwo ulatuje w cieplejsze strony. Kaczki i dzikie gęś 
ciągną dolinami gęstemi gromadami i od strzi^ów, któi* 
przez całe dnie prawie nieustannie z różnych stron ily^^ 
mnóstwo ich padło. Myśliwi od wielu lat nie pamiętają takiij 
obfitości ptastwa. Od 24. do 30. wrze'śnia dnie były po- 
chmurne i wietrzne, lasy poczerniały, gęsi i kaczki pw^*" 
ciały, rozpoczęło się polowanie na jarząbki. 

W życiu wygnańców wielka zmiana. Większa poto*^ 
zabiera się do drogi, do rodzinnego kraju, uwolnienie b*»- 
zając nie jako łaskę cara, ale jako naprawienie niespram- 



221 

dliwosci wyrządzonej. Radość wyjazdu zminiejszoną została 
z powodu licznych wyjątków od uwolnienia. Wielom bowiem, 
pomimo przedstawienia Murawiewa, car i jego namiestnik 
w Warszawie Gorczaków, odmówił pozwolenia powrotu. 
Ja jestem w liczbie tych, którym nie wolno wracać do 
ojczyzny. 

Dnia 1. października wiał zachodni wiatr. Niebo jasne i 
pogoda trwała do 6. października. Tego dnia była sucha* 
ingła, podobna do tych mgieł, które tutaj w czasie wielkich 
upałów i mrozów zalegają w powietrzu. Słońce przez suchą 
mgłę świeci jak przez płachtę i można na nie patrzeć gołem 
okiem. Mgła sucha jest w Dauryi pospolitem ^awiskiem, 
deszcz po niej rzadko kiedy pada. Go może być przyczyną 
jej zjawiska? nie możemy wytłumaczyć. Kie zdaje się nam, 
ażeby to była ta sama mgła, którą obserwowano w Europie 
1783. roku i 1831. roku. Nazywano ją także suchą, świeciła 
ona w nocy a trwała przeszło miesiąc, wiatr jej nie rozpędzić, 
woń miała nieprzyjemną, unosiła się nad górami i równi- 
nami, lecz jej na morzu nie było, nie nikła i w czasie 
deszczu. Przypuszczano, iż to są mgły z ogona komety, 
Arago przeczył temu tłumaczeniu i przypuszczał, iż mgła ta 
sUada się z gazów wypartych z ziemi przez trzęsienie i wy- 
buchy wulkaniczne. Tutejsza mgła jest do tej podobną, 
lecz nie świeci, nie ma rażącego zapachu, przytem jest fe- 
nomenem stałym, nie tylko w letnie, ale i w jesienne dnie 
miesiąca. 

Szóstego października wypadł śnieg; mgła, gdy śnieg padał, 
nie zniknęła. Od 6. do 12. października pogoda chłodna. 
Przybyły do Szyłki wojska wracające z czwartej amurskiej 
ekspedycji. Żołnierze holowali na statkach prowianty broń i 
amunicyę i stanęli z flotyllą swoją u brzegu, na którym roz- 
łożyli ogień dla ogrzania skostniałego ciała. Przynieśli 
z sobą dokładniejsze wiadomości o postępach moskiewskiego 
zaboru, niż te, któreśmy mieli od załogi statku Lena. Po- 
między Striełką a ujściem Burei, na przestrzeni 1,064 założyli 
dwanaście wsi, które zaludnili konni kozacy. Wsie te mają 
służyć za stacye wojskowe i zarazem pocztowe. Wybrali 
przytem miejsca na założenie nowych osad, które w przy- 



222 

Bzłym roku będ% pobudowane. Nazwiska wsiom dane zostah 
od nazw rozmaitych oficerów i urzędników, któny midi 
ndział w ekspedycyach murawiewoskich. Z wygnańców wj- 
biera się nad Amur z Wierchnoudińskiego powiatu Kre3«> 
wicz z rodzina 8W0J%, zabiera z 8ob% kilkunastu ludś i 
myśli założyć osadę nad morzem, której, jeżeli pozwoli, » 
mierzą dać nazwę Nowy Kraków. Nad ujściem Smpij 
* myślą Moskale wybudować forteczkę, a osada Ujśćffjt 
gdzie rezyduje sztab 14 liniowego batalionu, zamienioBą »- 
staje z rozkazu Mura wiewa na miasto Błahowieszczeńsk, któn 
przeznaczone jest na stolicę drugiej nowej gubernii, uosiąai 
nazwę Amurskiego Obwodu. Pierwszym gubernatorem ^ 
grnbemii został zanominowany jenerał Busse , który w nh 
1858 ma przybyć na stałe do swej rezydencyi. Dronm 
nad Amurem jest wielka, ale wkrótce ona zniknie, jit 
tylko zacznie się uprawa rolna. Nad dolnym Amurem «s» 
nowe, także i w tym roku założone zo8tał'y, dawne leptfj 
zaludniły się. Tam, już w tym roku chłopi rolę uprawili i 
zebrali z pól swoich pierwsze zboże. Zbiór był bardzo ob- 
fity, praca hojnie wynagrodziła się, a wzdłuż całego Anin 
ziemia jest dobra, urodzajna. Miasta Mikołajewsk, Ba 
w tym roku bardzo wzrosły, mają już postać dużych tb^^ 
czek. Ludy koczujące, bez szemrania poddają się nowtsi 
porządkowi rzeczy i nic nie rozumieją zmian jakie Uao^ 
prowadzają. Chińczycy nie stawiają żadnych przeszkód b> 
borowi, obserwują tylko ciekawie ruchy wojsk, spisują HcAj 
statków, ludzi i domów postawionych i robią minę, jtttj 
się chcieli wziąść do broni. Murawiew jednak pewny j^ 
że do wojny nie przyjdzie, a tymczasem przekupuje n^* 
dników chińskich w Ajgunie i stara się, żeby car wisW 
nadzwyczajnego posła da Pekinu. 

Pomiędzy żołnierzami, którzy wrócili z ekspedycyi, n^T 
duje się Michnie wicz, rodem z Litwy, człowiek młody, 
przystojny, posiada stopień junkra. Michniewicze pocbod^ 
z "Wilna; brat starszy junkra, jadąc do Syberjri, gdzie » 
mierzał zrobić karjerę jako urzędnik, zabrał z sobą młodtftf*' 
brata, który wówczas miii zaledwo lat 10. Wychowtf* 
pomiędzy obcymi, bez dozoru i opieki rodaka nanciycw** 



223 

niezmiernie zgubny wpływ wywiera na charakter moralny i 
narodowy młodzieńca. Michniewicz u brata swego w Krasno- 
jarsku, róal niczego więcej nie ucz%c si§ , prócz moskiewskiego 
języka. Towarzystwo moskiewskich dzieci, rozmowy ze słu- 
gami i znajomymi po moskiewsku prowadzone, sprawiły, że 
m!ody Litwin, prędko nauczył się języka wrogów swoich, a 
zapomniał ojczystej, polskiej mowy. Dzisiaj mówi po polsku 
jak cudzoziemiec, łatając się moskiewskiemi wyrazami. Język 
mu splątał się i popsuł, a za lat kilkanaście, ulecą mu 
z głowy jak sieroty ptaki, ostatnie wyrazy rodzinnego 
języka. Widok Polaka, który już zaponmiał, albo zmieszał 
z obcym swój język, wstrętem przejmuje każdego uczciwego 
człowieka. Wszak język jest zasadą narodwości, świątynią 
jego odrębności, ostatnią kotwicą zbawienia dla narodu, 
który już wszystko utracił; z zapomnieniem mowy ojców, 
umierają nawet nadzieje. A jednak, jak lekceważymy ten 
wielki skarb ducha, tę puściznę mądrości przodków naszych! 
Autorowie piszą coraz gorzej po polsku, używają coraz więcej 
obcych, nawet moskiewskich i niemieckich wyrazów. Młodzież 
szczególniej z Litwy, Rusi, z Poznańskiego, mówi jakimś 
babilońskim językiem ; zatracili już kryształową czytośó wspa- 
niałej i pięknej mowy polskiej. W wojsku i na urzędach 
w Moskwie będący Polacy, szybko zanieczyszczają swój język, 
a zczasem zupełnie zapominają. Jakiegoż to występku do- 
puszczają się ci niedbalcy o mowę swoją, jakie surowego 
sądu stali się winnymi w obec Polski! Brat Michniewicza 
należał do takich niedbalców występnych i podkopał w dziecku, 
które wywiózł z Polski na zatracenie, fundamenta narodo- 
wości. Nie dbał on nie tylko o jego narodowość, ale i mo- 
ralność. Młody Michniewicz nie odebrał żadnego religfijnego 
wychowania, utracił więc i wiarę ojca swojego, stał się pra- 
wosławnym i moralnym po koszarowemu. Wielka liczba 
ludzi, szuka jedynie szczęścia i bytu w służbie rządowej na- 
jezdników, pogardza rzemiosłem, pogardza pracą, a łatwą 
ale niebezpieczną i niemoralną służbę w moskiewskim rządzie, 
uważa za korzystną i o zgrozo! za honorową dla siebie. Zły 
brat nie widział też innej drogi dla młodzieńca tak haniebnie 
opuszczonego, i kazi^ mu podać prośbę o przyjęcie go do 



224 



wojska w stopniu junkra jako szlachcica. Do wojskoYii 
służby nie wiele trzeba rozumu, zia się tam głupi i m^dry 
i dla tego to ludzie szlacheckiego urodzenia a głupi, chętetf 
gdyż łatwo, starają ńę o służbę w moskiewikiem wojski. 
Służba ta, młodego Michniewicza zgubiła go do reszty. Pn? 
zapisywaniu bowiem w szeregi, nie zapytali go jakiej jeit 
wiary, a potem mimo jego wiedzy napisali, że jest greko- 
rossyjskiego wyznania. Młody Michnie wicz z obawy sąds i 
utraty protekcyi zwierzchników, nie protestował przecivk0 
umyślnej pomyłce i takim sposobem zrzekł się wiary, w któi^; 
urodzony został. Dzisiaj, gdy doszedł do większego roa&s. 
władze nie chciały przjgąć od niego żadnego w tej wiene 
objaśnienia i oświadczyły, iż takowe, uważałyby za nie ia- 
wolone prawem odstąpienie od panującej religji i ukanćby 
go musiały. Trwa więc Michniewicz w wierze w tak dzivBj 
sposób narzuconej i wynaturzył ducha swojego. Wspomni^ 
nia ojczystej ziemi, Wilna, już jak przez mgłę słabo odn* 
wają się w jego sercu i niewyraźnie wybijają na nim tt 
cechy, które stanowią Polaka. Iluż to ludzi w podobsj 
sposób pozbawionych zostało narodowości swojej! Diii to 
ludzi w ten sposób najezdnicza władza wyzuła ze skarbu* 
ojczystych! 

Młodzi Polacy, którzy szukają kaijery na urzędacb lit 
wojsku w Syberyi i w Moskwie, przez żenienie się iVo- 
skiewkami, gubią często siebie i swe potomstwo dla Fobb. 
Ci, co tu przyjeżdżają z kraju już pożenieni, nie utrącają Ui 
szybko narodowości swojej , jakkolwiek c^ieci nie moff 
Y^chowaó w zupełnej czystości obyczaju i języka pol- 
skiego. Nie dość silną uwagę zwrócono u nas ,na htwtfTC 
wynaradawiania się będących na urzędach w Moskwie Po- 
laków, i dla tego, wielu rodziców, chętnie synów swoick 
wysyła do Moskwy, byle tam błysnęła nadzieja kaijen. 
Wysyłają ich dla widoków materyalnych, nie wiedząc o te& 
że ich przez to narażają na pozbycie się większego bo wr 
ralnego dobra i świetniejszej bo narodowej karyery. Nl^ 
ostrożność to nasza własna i leniwe pojmowanie obowiąckw 
narodowych} z drugiej strony zmateryalizowanie się i cb^ 
łatwego życia, sprawiły, iż nasze nazwiska bistoiyciH 



225 

adziwiflów, Chodkiewiczów, Potockich, Raczyńskich, Chrep- 
wiczów, Sierzputowskich, Zapolskich, Tyszkiewiczów i wiele 
nych przeszły do Moskali i Niemców i że niemi nazywaj% 
^ ladzie w jednym i w drugim narodzie, nie mający cha- 
ktera .żadnego z nich, stanowiąc jakieś hermafrodyty na- 
idowe. 



GiLŁU, Oplssnle. łl. 15 



xvni. 



Kilka liów o libersliimie moski«wikia. ~ Imieniiij u polSemą^rtn Imt 
stele wa. — Bal o kapca. — Sceny oa wiecioryokach. — Obaermaejt Uh 
matologicaoe. — Powody rótniey klimata na Wachodsie i lachodti r ' 
Dolina BatyAska. — Podróft a Mercayńekiego Zawoda do Dccaary. ' 
Wspomnienie wygnańców. — Opowiadanie o wisycie cara na Unia. ^ 
Karawana ze slotem. — Choroby. ~ Uskie miejsce. — Michał Syi*, 
dsiński. 



Przez cały dzień 12. października (1857. roku) socht^ 
mgła zalegała w powietrzu, a przez ni% słońce wygląda jik 
kula czerwona bez blasku promieni. Następnego dnia ngt^' 
nie zniknęła. Wieczorem 12. śnieg i zawierucha. Dnia l^i 
silny mróz, potem przez kilka dni jasna pogoda, która flf^ 
utrzymała aż do końca miesiąca. W nocy 3. listopada ptUi 
śnieg z deszczem, nad rankiem zamarzło i utworzjfła sf 
ślizgawica; 3. i 4. listopada silny mróz, 5. i 6. zimna pogoii 
przy wietrze zachodnim. Między ludźmi panują goiąc^ 
przytem ból oczów prawie epidemiczny; bóle głowy, )aak 
i katary są również powszechne. W nocy z 6. na 7. listopi 
zamarzła Szyłka i zaczęła się rzeczywista zima; tatąj ńmą 
od Ś. Dymitra (v. s.) to jest od pory zamarzania nA 
rachować potrzeba. Od 8. do 14. listopada dokuczliwe mroiT; 
14. i 15. zawieja śnieżna i wiatr wschodnio północny. Aft 
do końca listopada utrzymywały się mrozy od 10 do 27 stc^B. 
niżej zera. 

Dzień 29. listopada obchodziliśmy już w zmniejssonem gna- 
nie. Tutejsi mieszkańcy bardzo żałują, że wygnańcy polscy 
wyjeżdżają, ciągnęli z nich bowiem wieloraki pożytek. Ib* 



227 

rawiew Amurski wyraził się sam, źe Syberya z uwolnieniem 
wygnańców wiele atraca. c< Można było, mówił on, za Baj- 
lułem, lepszą odebrać edukacyę i lepszych znaleźć nauczy- 
cieli, jak w Petersburgu lub' w Moskwie. » On jednak ze 
swojej strony nikomu przeszkód do powrotu nie stawia i stara 
się, ale napróżno, o uwolnienie wszystkich. Dnia 29. listo- 
pada był wiatr i zawieja, nast^nych dni mrozy cokolwiek 
sfolgowały. 

Długie, zimowe wieczory Syberyacy starają się spędzić na 
zabawie. Imieniny w tej porze przypadające, prawie zawsze 
soczyście i wystawnie są obchodzone. Zostałem i ja dzisiaj 
zaproszony na imieniny do tutejszego policmajstra, mającego 
tylko stopień podoficera. U groscinnego Korystelewa zebrało 
się liczne towarzystwo, należące do średniej klassy społe- 
czeństwa. Było tu kilku kupców niezgrabnych, w paltach i 
w surdutach. Jeden tylko z nich liberał, odznaczał się 
elegancyą, wymową i dowcipem liberalnym, lecz niezawsze 
przyzwoitym. Dowcipem swoim dokuczał doktorowi woj- 
skowemu I..., człowiekowi młodemu, libers^owi także, ale 
codzień pijanemu. Postawa doktora jest oryginalną. Buchy 
skromne, mina potulna, chodzi na palcach, a mówiąc składa 
r^ na piersiach. Frazy jego układne, idodkie, po mo- 
skiewsku pijane. Pomiędzy doktorami Moskalami tutig bę- 
dącymi, zauważymy tu nawiasowo, wielu jest pijaków ; dwóch 
z nich Po. i Sz. niedawno umarło z pijaństwa. Doktor J. 
Podtrzymuje taką reputacyę doktorów moskiewskich; nie 
przeszkadza mu to jednak do tego, żeby był dobrym czło- 
wiekiem; świadectwa uwalniające od służby w wojsku lub 
w katordze wydaje bez zapłaty, a chorych w lazarecie nie 
okrada. Nie być złodziejem, to znaczy dzisiaj być liberalnym; 
lorzyczeć na złodziejstwa to znaczy dzisiaj w Moskwie to samo 
co być rewolucyonistą; ponieważ jednak car ma być libe- 
^ym, więc w modzie jest krzyczeć na złodziejów, a Mo- 
skale uważają się dla tego za najbardziej rewolucyjny naród 
^ świecie, usposobiony już poprowadzić ludzkość na nowe 
^ory. Zniesienie poddaństwa w Moskwie, do którego dała 
powód swoim naciskiem i prośbami szlachta polska na Litwie 
zdaje się im być czynem, który raz na zawsze zniósł u nich 

Ib* 



228 

niewolę, i gdy przed chwilą mieli nędznic pychę niewolników, 
dzisiaj chcą sob^e przyswoić wspaniałą dumę wolnych ludzL 
Ale im to jakoś nie idzie. Jako wolni, nie umieją poroszać 
się i działać , ' a dawne nawyknienia niewolnika ciągle odzy- 
wają się. Im się jednak inaczej zdaje; szczęśliwi, nie widzą, 
ie car dla tego tylko uniósł poddaństwo, żeby chłopów 
oddać w inne jarzmo czynowników i przez nich wyrobić 
sobie nową siłę do ciśnienia, daleko potężniejszą jak dotych- 
czasowa, gdyż wydobywaną z szerokiej ludowej podstawy. 
Rezultatem tego będzie, że dworzaństwo, chłopi, mieszczanie, 
inteligencya i głupi, jednem słowem cały naród pójdzie 
w sroższe, bo lepiej exploatowane jarzmo carów. Tymczasem 
jednak liberalna febra, przechodzi przez ciało moskiewskie 
i wywołuje dreszcze wstrząsające, na które car obojętnie 
patrzy, trzymając w ręku skuteczne lekarstwo, prędko koń- 
czące chorobę; wie on, że po tej febrze, chory padnie 
z wdzięczności przed nim na kolana, a on go i naoraioie 
opanuje. I w naszem towarzystwie u policmajstra zebranem, 
górą był modny liberalizm. Doktor więc, chociaż czynownik, 
znosił cierpliwie dowcipy nad nim robione przez kupca, t 
na jego żarty odpowiadał na serjo, obszernie i poważnie, ze 
złożonemi rękami odpierając zdania preopinanta. Dowcipnj 
kupiec nie tylko z doktora , pozwolił sobie żartować 
i z pani K., która się na tern nie poznsia. Pani K., 
jest żoną bogatego kupca, wesoła, zalotna, ma lat około 30, 
twarz ściągłą, oczy błękitne niby obietnicą roskoBzy zam- 
glone. Figurka zgrabna, postawa wyniosła ubrana w czer- 
woną, kraciastą, jedwabną suknię, na włosach po modnemu 
uczesanych, ma czarny, elegancki czepeczek. Jest ona dusz^ 
zabawy i przedmiotem podziwu dla zgromadzenia. Próci 
niej, żona młodego oficyalisty z Odkupu, zwraca na siebie 
uwagę towarzystwa. Z ojca Polaka urodzona, w fizionomji 
tylko przypomina Polki. Ubrana w jedwabną zieloną suknię, 
na głowie ma wstążki brunatne, które stroją jej twarz, 
błyszczącą pięknem, błękitnem okiem. Inne panie, ubrane 
są według starej moskiewskiej mody w chusteczkach na gło- 
wie. W moskiewskiem towarzystwie, jak i w azyatyckiem, 
kobiety osobno się bawią i te panie są więc żenowane aa 



229 

bair% w jednym pokojn z mężczyznami. Jest to dla nich 
nowym zwyczajem, nie znaj^ go, więc nieśmii^e 8%; ale 
baczną uwagę zwracają na dwie panie w cywilizowanym 
stroju i zachowanie się ich, jak i poruszenia starają się na- 
śladować. 

Zaraz po przybyciu, każdego gościa częstują naliwką. 
Kobiety wzdragają się i udają, że pić nie chcą. Gospodyni 
kłania się i prosi ażeby piły, panie prośbom ulegają, i oto 
jedna z nich, piękna pani z mongolskiemi rysami, umoczyła 
usta w kieliszku i postawiła go nie wypity na tacy. Tu 
następują nowe prośby i nalegania, piękna pani znowuź im 
nlega i wypija już cały kieliszek aż do dna, z taką wprawą, 
iż gotów byłem podejrzywać, że z czynnością wychylania 
kieliszków dobrze musiała być obznajmioną. Potem jednak, 
kiedy już kieliszek na tacy postawiła, skrzywiła się według 
zwyczaju i usta chustką zasłoniła, chcąc przez to pokazać, 
źe wódki nie pija i nie lubi. Te same ceremonje musiała 
l^spodyni wyprawiać ze wszystkiemi innemi kobietami; jest 
to przymus miły dla tutejszych ludzi, a gdzie go nie znajdują, 
tam skarżą się na niegościnność. 

Mężczyźni piją bez przymusu. Po wypiciu nalewki za« 
paliliśmy cygara, a młode panie idąc za modą, zapaliły pa- 
piroay. Stare, w obawie, żeby nie wzięto ich za niecywili- 
zowane istoty, wzięły się także do palenia. Tak siedząc 
w dymie, rozmawialiśmy, aż do chwili, w której na tacach 
wniesiono herbatę, cukier i ciastka. Junkrowie, których tu 
było kilku, zaraz po herbacie, nie mogąc już dłużej wytrzy- 
mać w naszem towarzystwie, wynieśli się do drugiego po- 
koju i jedni siedli do preferansa, a drudzy do sztosa. Przy 
ich stole, rej prowadził 18 letni junkier, kierujący się na 
szulera. Do tego rzemio^a wprawiał go rodzony ojciec, 
który wspólnie z synalkiem, pewnego razu przegrał 1,000 
rabli skarbowych, nie swoich pieniędzy i za co z majora 
zdegradowanym został na szeregowca. Do junkrów przy- 
siadł się wysoki, chudy oficer, który w jednym tygodniu 
wygrał w karty 1,500 rubli, a w drugim tygodniu przegrał 
takąż sumę. Chciwy i nie honorowy, żałując przegranych 
pieniędzy, podał raport do dowódzcy batalionu, donosząc 'mu, 



230 

Łt prz«gni nie swoje, ale skarbowe pienifdse, a odi^ 
swój los w jego ręce, prosi, ażeby mu pomógł w nifiMCuwi 
i tych oficerów, którzy od niego wygrali, zmasfl do twń- 
cenią mu pieniędzy. Oficerowie oburzeni byli podłością m- 
jego kolegi, wiedzieli bowiem, te nie swoje, ani tet sbr 
bowe, lecz od nich wygrane pieni%dze przegrał; dziwifi ii; 
też zuchwalstwu, z jakiem powierzył zeznanie swoje ^ 
wódzcy, które mogło skończyć się sądem i degradacyą; oicff 
jednak dobrze obrachował, wiedział, źe dowódzca batałioa 
należ%c sam do gry, nie odda go pod sąd z obawy, ai^ 
przy śledztwie, udział jaki miał w grze nie został wykcj^ 
Jakoż w rzeczy samej, winnego pod sąd nie oddał, a ofioeri* 
którzy wygrali, zmusił do zwrócenia pieniędzy nie hoBon- 
wemu koledze. O godzinie 9 wniesiono stoły i zastawili ji 
pierogami, kremami, pasztetami i różnymi pizjBmakuŁ! 
Wieczerza była suta i kosztowna jakby u jakiego psna. h 
wieczerzy panie zaproponowały tańce. Sprowadzono gnt^: 
rzępolącego na skrzypcach jakieś fałszywe mazurki, po&i 
walce. Tańce rozpoczęły się kozakiem. Sam gospodarz, eśh 
wiek otyły, o cienkich nóżkach, z żoną swoją również oiA' 
kobietą wycinał prysiudy , skakał ciężko i robił z pewaą elr- 
gancyą wszystkie te dziko-zalotne mchy, które stanowią i*' 
żaka. Grospodarz po kolei tańcował ze wszystkiemi klob^ 
tami, poczem dopiero kilku podpiłych poszło w jego iia^F 
Kiedy taniec idzie w jak najlepsze, otwierają się nagk ^R" 
i wpada do pokoju straszna, odarta, ślepa na jedno flk* 
baba; taczając się, posunęła się do mężczyzn i zaiotoiep*' 
częła ich prosić do tańca. Zdarzenie to i ta okobcznośĆ, ii 
tylko starsi tańcowali, a młodsi nie chcieli hasać, sUonk 
do porzucenia tańca. Bawiono się ¥rięc potem w gr; ^ 
warzyskie, które także Polacy tu wprowadzilL Grano w f^ 
towalnią i w pierścionek. Przy wykupywaniu £antów ptf* 
prawie zawsze skazywane były na całowanie mężczyzn. W#i 
skowi tymczasem grali ciągle w karty i kłócili się pny tA 
a starsi popijając wódką, prowadzili gorący spór o dhiV°ij 
i szerokości dwóch parowców Leny i Amuru i o ncsyiM^i^ 
pana pułkownika. 

Bogaty kupiec M., na swoje imieniny dawał bal; bjH 



231 

i ja na ten bał zaproszony. Zgromadzenie sidadalo się 
z oaób do tutejszej arystokracji należących, to jest zamo- 
iniejsiych kupców i oficerów wyższych stopni. Pokoje pięknie 
umeblowane. Przyjęcie byto eleganckie, wieczerza prawdziwie 
pańska, zalecała się obfitością madery i szampańskiego wina, 
którego butelka kosztuje tu 6 rubli. Kobiety ubrane były 
bardzo bogato w jedwabie, tiule, aksamity i kwiaty. Orkiestra 
nie z jednego skrzypka jak u policmajstra składała się, ale 
csla kapela wojskowa wystąpiła. Tańczono kontredansa, 
mazury i inne tańce wielkiego świata; z kozakiem, jako tań- 
cem gminnym, nikt nie wystąpił. Część gości: ludzie po- 
wabni i praktyczni, jak sami siebie nazywają, w drugim po- 
koju zasiedli do gry w karty. Pomiędzy grającymi jest i 
pułkownik O..., pierwsza osoba w Szyłce, człowiek młody ^ 
labiący grę, wino i kobiety. Służył w gwardyi, tam widział 
na swoje własne oczy cesarza, ma się więc z tego powodu 
za coś wyiezego od innych pułkowników i lekko wszystkich 
traktąje. W Petersburgu nauczył się mówić kiepsko po fran- 
cusku, ale zdaje się mu, że z tą francuzczyzną posiadł wszy- 
stkie rozumy i że jest bardzo uczonym. Lekkomyślny i 
próżny, bije żołnierzy i pochwala liberalny kierunek zs^ro- 
wadzany w armii. W obec niego wszyscy milczeli, i pozwolili 
ogrywać siebie tak Wielkiemu człowiekowi. Zabierając kupę 
pieniędzy do swojego puilaresu, rzekł do gospodarza: uKuśmo 
Wasilewiczu, powinieneś to sobie uważać za wielkie szczęście, 
śem raczyt nawiedsić twój dom.» Kupiec pokłonił się na 
taki komplement i zapewnił, że tego szczęścia nigdy nie za- 
pomni. W półgodziny potem pułkownik zaczął przegrywać, 
<H> go tak rozgniewało, że rzucił karty na stół, odepchnął 
ed siebie krzesło i krzyknął abardzo żałiąję, żem wszedł 
▼ tak nieprzyzwoite, niedobrane towarzystwo !» Poszedł do 
salL Muzyka grała kontredansa, młodzież stawała do tańca. 
2apros3 i pułkownik jedną z pań i stanął wraz z innymi; 
^>tem żyłka karciaraka i chęć popróbowania fortuny znowuż 
ttę odezwała, zostawił więc tancerkę na środku sali i po- 
l^ieg) pomiędzy graczy ciągnąć sztosa. Tańcujący kwadrans 
^Kekali na pułkownika, aż nareszcie jeden z nich, poszedł do 
niego z przypomnieniem, że panie czekają. «Zaras, zaraz 



232 

mój panie, powiedział pułkownik, powiedz pan ^^ paióoi 
niechaj jeszcze na mnie poczekają !» To był człowiek wiel- 
kiego świata i po petenbargskn liberalny. Bawiono ńf 
jednak wesoło, a nikt nie czuł się obrażonym lekcewaieaiea 
jakie pułkownik całemu towarzystwu okazywi^, gdyi prifai- 
wnikowi wszystko wolno. 

Zabawy gminu na wieczorynkach, w tej porze rohą 
częstsze jak kiedy indziej. Wódka, jedzenie, śpiewy HNk* 
łajka rozwesela umysły wszystkich. Po zabawie, późno w mc 
cUopcy z dziewczętami znikąj% i w inny sposób bawią B^ 
Panujący teraz liberalizm, pozwala i oficerom bywać ni w- 
czorynkach , gdzie znajdują się mniej przyzwoicie jak dlo^ 
Należy to bowiem do cech liberalizmu moakiewsioe^ 
że w towarzystwie objawia się on jako niqpnyzwoit«ć» 
a w obyczajach jako rozpusta. Rozpustni oficerowie 
aż do cynicznej nagości posuwający się, nazywui ^ 
liberalnymi. Mówili mi oni, że i car ma liberabe obf 
cząje, że wyjeżdża ze swoimi adjutantami i prsjjaoo^ 
mi jak Adlerberg, Baranów, na dacze pod Petenbsrf 
i tam w tajemnicy pije i odprawia nago kankisost 
bale. Tak to Moskwa pojęła liberalizm i tak fsnamtk 
prąd ducha, który w niej usiłował zaszczepić idee ^ 
ności 1 

Na jednej z wieczorynek, przed kilku dniami odtętej. 
przysdo do grubych scen między oficerami gónuksmi t o^ 
cerami liniowymi. Pokłócili się o dziewczynę; kłótim » 
mieniła się na bicie i wzajemne policzkowanie, w któiTBi 
chłopi wzięli udział. Zeszło się więcej górników i wiBÓgt 
się przez to ogień walki, która skończyła się wymiceaieB 
oficerów za drzwi. Tutejsi oficerowie często przy grze w Jarty 
i w pijatyce wymyślają na siebie, policzkiąją się i jtkhit^ 
drapią, jak to nie dawno miało miejsce między acyotsntea s 
kaznaczajem 14 batalionu. Sceny te nigdy jednak do tni- 
cznych następstw pojedynku nie doprowadzają. ZwaazieBi 
następnego dnia godzą się przy kieliszku. Zkąd o6cao^* 
biorą pieniądze na gry i kosztowną rozpustę? dłttgo dlt a^e 
było zagadką, pensy e bowiem pobierają małe i ledwo ^ 
życie wystarczające. Żołnierze rozwiązali mi tę ngad^- 



233 

obwinieniami oficerów o kradzież prowiantów i różne nie- 
prawne dochody. 

W pierwszej połowie grudnia, dnie by}y zimne i pogodne. 
Dnia 11., 12. i 13. wiał wiatr zachodni, który podnosił moc 
zimna i przez trzy dni następne sprowadził na ziemię lekki 
puch śniegowy; dnia 17. grudnia wiatr usts^, mróz po- 
większył się; dnia 18. wiatr północno zachodni i śnieg; dnia 
19. gmdnia było 21 stop. R. niżej zera, a 22. grudnia 30 niżej 
zera; dnia 23. grudnia mróz stał się piekącym z powodu 
wiatra zachodniego. Dnia 27. śnieg, a 28 mróz przesdo 
trzydziesto stopniowy z mroźn% mgłą; przez cztery następne 
dni mróz sfolgował. 

Ostatniego grudnia, odwiedzili mnie moi znajomi Oro- 
czoni. Nie widziałem ich przez cale lato, koczowali bowiem 
aż nad Leną. Zimą powrócili nad Szyłkę na czterech renach, 
które w spadku po krewnych otrzymali. Poczęstowałem ich 
wódką, herbatą i tytuniem, za co byli mi niezmiernie wdzię- 
czni i obejrzałem reny, słusznie nazwane wielbłądami pół- 
nocy. 8ą to zwierzęta bardzo pożyteczne i spokojne. Oczy 
mają łagodne jak samy. Siodła na nich były szerokie i nie 
wygodne. Do renów zbiegło się dużo dzieci, które chwytały 
je za ogony, uszy i nogi; poczciwe te zwierzęta cierpliwie 
znosiły przykre zabawy dziecinne i żadnemu psotnikowi 
szkody nie zrobiły. Mówili mi Oroczoni, że w tym roku 
plemię ich zmniejszyło się przez choroby, które Moskale im 
zaszczepili. 

Dnia 1. stycznia (1858. roku) mróz 15. stopniowy, a więc 
umiarkowany. Dnia 2. stycznia zrobiłem wycieczkę na saniach 
w góry. Wiatru w dolinach nie było, lecz gdym wjechał 
lia wysokość głównego pasma, uczułem wiatr od północy i 
znaczne poniżenie temperatury. W nocy miałem z góry 
^idok bardzo wspaniały. Góry poplątane jakby w zwoje i 
w kłęby, o nieporachowanych pasmach, sterczały jako olbrzy- 
nue mogiły, przypruszone śniegiem, ozłoconym poświatą księ» 
życa i bladym promieniem migających gwiazd. Krajobraz 
«hnny, spokojny jak śmierć, wrażenie jego duszy nie podnosi, 
lecz ją przejmuje głęboką melancholią, a fantazja jak to 
Wadę światełko na śniegu, rozpryskuje się w tysiące tęczo- 



234 

wyeh, mdłych świateł. Gwiazdy spadające, którydi w pm- 
ciągu godziny naliczyłem do 30, kreślą świetlane linie w po- 
wietrzu i ruchami swojemi ożywiają martwy obraz noiowtfii 
pejzażu. Gwiazdy najczęściej spadały z okolic Małego Sie 
dźwiedzia i Oryona. Do 15. stycznia mrozy utrzymywahf ą 
pomiędzy 15 a 30 stopniami niżej zera, dnia 15. stycaitbii 
mróz 33 stopni; dnia 22. stycznia 35, a 23. stycznia 37 ikofe 
niżej zera. Chociaż zima tegoroczna w Dauryi jest w ptn- 
wnaniu z innemi zimami, lekką, nigdy jednak i takich jk 
tegoroczne mrozy, w Europie pod ta samą azerokokif g^ 
graficzną nie bywa. Nie tylko mrozy bywają to silnig^. 
ale i upały latem, jak się czytelnicy moi już dowiedafe. 
bywają tu większe niż w Europie pod tąż samą szerdkofca 
Klimatologia tłumaczy nam te różnice. 

Wiadomo, iż głównym powodem ciepła na aemi fi^ 
słońce. Ciepłem jakie rozrzuca, przejmuje się ziemia i «odi. 
które to ciepło następnie w porze zimna w}'dobywa się oi 
zewnątrz i ogrzewa powietrze. Woda jest lepszjrm kollie^ ! 
watorem cieplika niż ziemia, dłużej też go zachowuje i >>( | 
tak prędko jak ziemia pozbywa się go. Dla t€j przycin(f 
lądy otoczone wodą, lub jak Europa, poprzerywane środsK*- , 
nemi morzami i głębokiemi zatokami, mają zimą ciepkjsKI i 
temperaturę niż wielkie massy lądu w Azy i. 

Szczupłe kształty europejskiego lądu na zachodzie, roz- 
szerzają się, grubieją ku wschodowi i zamieniają się w«i^ 
kie przestrzenie mniej poprzerywane morzami. Na laiBj* 
wschodzie , ląd europejski długą linią styka się z Aij%i ^ 
mającą mórz śródziemnych i daleko w lądy zachod^c^^i 
zatok. Klimat też postępując z zachodu, coraz snrowKp^ 
staje się na wschodzie. Akademik petersburgaki Wifflo- 
łowski utrzymuje, iż temperatura z zachodu na wschód c* 
jednej linii szerokości, o każde 555 wiorst zmnicjsn •>? ^ 
1 st. R.; z północy zaś na południe, na jednym pohidsiki 
o każde 278 wiorst powiększa się o 1 st. R. Mrozy fńcc tf 
wschodzie są surowsze a zima dłuższą. Słońce, jak gdf^ 
chcąc wynagrodzić długi brak ciepła, mocniej lateata*^ 
pieką, bo cieplik nie chwytany przez wodę, udziela się 9**^ 
ziemi i sprawia, iż i lato tutaj jest gorętsze. Jak <i*' 



235 

eoraz 8^ surowsze z zachodu na wschód, tak i lato, w mniej- 
Bsym jednak stopniu, powiększa z zachodu na wschód średni% 
Bwoj% temperaturę. Na wschodzie, gdzie tak obszerne massy l%dii 
ipotykamy, klimat przechodzi z ostateczności w ostateczność, 
od ogromnych mrozów zim% do ogromnych upałów llttem. 
Ostateczności te, są główną cechą kontynentalnego klimatu, jak 
umiarkowanie jest cechą klimatów przybrzeżnych. Prawdy te 
klimatologiczne przedstawione na karcie, dają nam odrazu 
wyobrażenie o klimacie jakiejkolwiek krainy. Dotąd nie mamy 
karty klimatu syberyjskiego, lecz posiadamy kartę klimatu 
Polski i Moskwy przez Wiesiołowskiego po moskiewsku sporzą- 
izoną. Na tej karcie widzimy, iż linia jednakowej, średniej 
letniej temperatury (izotera), postępując na wschód nachyla 
lię zarazem ku północy. Izotera n. p. Warszawy, przechodzi 
pfzez Mohilew nad Dnieprem, Moskwę, Wiatkę, Perm, co 
snaczy, że w tych miastach jednakowa jest średnia letnia 
temperatura. Izochimeny zaś (linie jednakowej, średniej 
nmowej temperatury) od wschodu ku zachodowi postępąjąe, 
Mu^ylają się także ku północy, i tak widzimy, że linia 
jednakowej średniej temperatury zimowej, od kaspijskiego 
morza ciągnie ku Kubanowi, a dalej przez Perekop, Odessę 
ko Warszawie przechodzi. Tłumaczenie powyższe wskazuje 
nun główne powody różnic klimatu pod jedną szerokością 
na wschodzie położonych ; nie zawiera jednak wszystkich po- 
wodów tych różnic, powodów wypływających z topogra* 
lieznego pc^ożenia kraju, jego podniesienia, roślinności, bo- 
gtctwa mineralnego, zaludnienia, ilości wewnętrznych wód, 
Ittów, i t. p. 

W dniach 24., 25. i 26. stycznia mróz zmniejszył się o 
kilkanaście stopni, lecz 27. i 28. znowuż powiększył się. 
Dnia 29. stycznia zrobiłem wycieczkę w dolinę rzeczki, może 
od sławnego mongolskiego wodza Baty nazwanej. Od wsi 
Batakanu nad Gazimurem położonej, wjeżdża się w dolinę 
nrotłą drzewem i krzakami; dolina zwęża się i wznosi się 
V górę, na którą prowadzi kamienista dróżka. Las śniegiem 
nsypany, czarny i biały; nie słychać w nim ptastwa ani 
■wierząt; drzewa bezlistne podobne do szkieletów chrzęszczą 
^ngiemi konarami, senno, tęskno i zimno I Szczyt góry, na 



236 

który wjecWem, leży w głównem paśmie gór i jest odk(^ 
od Batakanu o 8 wiorst. Widok z niego na okolice zub- 
niają drzewa,, wzrok ginie w głębi paszczy i ze zdziwienien 
spostrzega w ukrytej dotince, między wysokopiennemi lea 
cienkiemi drzewami, płomień i dym ogniska. Kto go nn- 
niecił w tem samotnem miejsca? Kto się ogrzewa przj m 
w tej porze? Maszą to być zbiegi z kopalni, anikąj%cy miejK 
zamieszkałych, których drogi prowadzą przez dzikie wfdolf 
i pastę doliny. Tutaj ich szpieg nie podpatrzy, kozak i» 
ujmie, tutaj chociaż zimno, ale swobodnie czas im pn^ 
chodzi. I ja nie myślałem swojem zjawieniem się zakłóof 
ich pustynnego spokoju i wzniecać w nich obaw;, ^ 
miejsce, które zasłoniło ich przed niewolą, odkryte zostało. 
Zjechałem więc z góry w wazką dolinę rzeczki Baty, któn 
tu właśnie ma swoje źródło. Dolinka Batinska również jot 
ponurą jak i Szałdemarska, przez nią jednak, a nie pn0 
ostatnią, prowadzą transporta towarów. W połowie drogi 
spotkałem taki transport. Kozacy na śniegu karmili konie, 
a sami siedli przy ogniska, nad którym wisiał kociołek z go- 
tującą się herbatą. Wieźli mięso i wódkę do Batakanu. Eoaie 
ich strudzone, stanęły nad sianem zwiesiwszy głowy i je»e 
nie chciały, kozacy zapalili fajki i wpatrywali się we wrząt^ 
w kociołku. Twarze czerwone i sine od zimna, marsowtło 
przedstawiały się w ogromnych niedźwiedzich czapkach; 
kożuchy baranie przepasane mieli pasami rzemiennemii » 
którymi tkwiły noże i toporki, bez których Syberyak nigdy 
w drogę się nie puszcza. Tak wyglądać musiały zastępy 
Batego , przed którymi drżała £uropa ; takie wojska wjcho- 
wiąje Moskwa w odległych swoich prowincyach, pneiaa- 
czf^ąc je także do wniesienia zniszczenia i mordów pomięć 
cywilizowane narody. Nie napróżno Moskwa zostawała tik 
długo pod panowaniem Mongołów i nie bez przyczyny opa- 
nowała rodzinny kraj Czingishana i Batego, który być noi^ 
urodził się nad rzeczką, noszącą jego nazwisko, nad któcf 
się obecnie znajduję. Przejęła ona barbarzyńskie sposolif 
działania od Mongołów i straszną missyę historyczną tcg^ 
narodu. Kozak jest jak Mongoł Xin wieku, wolny na fwoi* 
stepie i w swoich górach , lecz w ciężkiej niewoli dustf ^ 



237 

^erce jego zostaje; dla tego to jest potulnem narzędziem 
caryzmu, dla tego to przy sprycie wolnego człowieka, sam 
jest niewolnikiem i niewolę z nożem i pochodnią jak Mongoł 
roznosi po świecie. Przedstawią oni jeszcze nie jedno wido- 
wisko pożogi świata i najścia średniowiecznego barbarzyńców 1 
Dolina Batyńska ma znaczny bardzo spadek; szerokość jej 
kn ujściu zwiększa się stopniowo, a głębokość zmniejsza; 
koryto rzeki także szerszem się robi i podchodzi pod szereg 
poszarpanych skał. Następnie dolina Batego łączy się z do- 
lina Żeron, szeroką i wspaniałą. Po obu brzegach Żeronu, 
rozpostarte są błonia łąk i kozaków: .stogi siana, jak domkf 
zapełniają dolinę. Kzeka Baty połączywszy się z Źeronem 
zwiększa się i brzegi ma tu porosłe olchą, łozą i czeremchą, 
po za któremi w kształcie baszt, ścian i słupów wznoszą się 
skały, pokryte szaremi i czerwonemi liszajcami. Śnieżek 
drobny padał, gdy nad górami rodzielającemi wody Żeronu 
od Szyłki' zobaczyłem wspaniałą tęczę, która w tej porze 
jest zjawiskiem niezmiernie rządkiem. Nie wierzyłem oczom 
moim i myślałem, że to wyobraźnia moja rozpięła nad śnie- 
gami kolorową wst^ę, ale i towarzysz mej podróży Adam 
Litwiński zobaczył ją i przypatrywał się z równem jak moje 
podziwieniem: Godzina była trzecia po południu, a dzień 
29. stycznia (nowego stylu). Dolina Baty długości ma mil 
8 i łączy się w końcu z Szyłkińską doliną naprzeciw wsi 
Baty. 

Dnia 30. i 31. stycznia stan powietrza nie odmienił się; 
!• i 2. lutego wiał mocny wiatr zachodni. Zima tegoroczna 
jest cieplejsza niż zeszłoroczna i bardziej wietrzna. Od 3. do 
5. lutego, był mróz 18 stopniowy. 

W lutym przybyłem do Nerczyńskiego Wielkiego Zawodu, 
2 którego w trzaskający mróz wyjechałem, kierując swojego 
konia zaprzężonego do malutkich sanek w okolice jeszcze 
mi nieznane. Zaraz po wyjeździe zbłądziłem. Po godzinnej 
podróży spotkałem dopiero człowieka, który mi wskazał 
drogę do Duczary po ważkiej, bezśnieżnej dolince, ciągnącą 
ńę po chwastach i kretowiskach. Długo znowuż nie widziałem 
ani ludzi, ani też ich śladów; pusto na około, kraj bezleśny, 
a nad nim szerokie oko bladego słońca, płynące po błęki- 



238 

tnawem niebie. Dopiero w głębi doliny, po dwugodzinne} 
podróży, ujrzałem dym unoszący się jak czarna taśma nad 
wądołem. Zwróciłem się w stronę, w której dym spostrze- 
głem i zobaczyłem tam trzy chaty schowane pomiędzy gó- 
rami, z których powitało mnie hałaśliwe szczekanie jwów. 
Pokazało się i kilku ludzi, od których otrzymawszy doldadne 
informacye, co do dalszej drogi, wyruszyłem w nadziei, it 
teraz już nie zbłądzę. Folwarcaek, który opuściłam, nie ma 
osobnego nazwiska, nazywają go jak i wszystkie podobne 
folwarki zaimka takiego to, a takiego człowieka. Fol- 
warków takich w okolicach Nerczynskiego Zawodu jest kil- 
kanaście; właściciele ich latem tylko w nich przebywają, 
ciągłymi zaś ich mieszkańcami są ekonom i parobcy. W około 
każdego folwarku jest kilkadziesiąt lub kilkaset dziesięcin 
ziemi zasianej zbożem. Najlepsze gospodarstwo i największy 
folwark w okolicy Nerczynskiego Zawodu należy do doktora 
Beauprego, w którym ekonomem jest stary Żydejko, jeniec 
z 1812. roku. 

Od zaimki przez małą poprzeczną dolinę wjechałem na 
góry, z których ujrzałem kilkanaście łańcuchów gór, jednej 
wysokości, oblanych matowemi promieniami słońca. U stóp 
moich mocno wgłębiona między góry sunęła się dolina, a na 
jej dnie czerniały się domki. Wstrzymując konia z góry, 
szczęśliwie przyjechałem do wsi. Nazywa się Zierentiąj po- 
piereczny, i rzeczka nad którą jest zbudowana, nosi takież 
same nazwisko. Chatki rozrzucone bez planu, nie tworzą 
regularnych ulic; na dziedzińcach przed niemi kupy gnoju, 
dają osadzie brudne i nieporządne wejrzenie; mieszkańcy są 
kozacy trudniący się rolnictwem, grunta mają dobre, cho- 
wają dużo koni i bydła. Nie wstąpiłem do żadnej chaty i 
skierowałem się na drugie pasmo gór, z którego widać było 
miejsce, gdzie w 1848. roku kozacy zamordowali Kaspra 
Drożewskiego , przysłanego z Polski do kopalni, za jakiś 
kryminalny, nie polityczny występek. Wygnańcy polityczni, 
z wygnańcami kryminalnymi Polakami, których tutaj także 
nie brak, komunikują się o tyle tylko, o ile który z nich 
okazuje skłonności do poprawy; zbliżają się do nich jak 
Aleksander Wężyk, w celu niesienia im chrześciańskiej po- 



239 

mocy 1 budzenia w nich ncznć i przekonań szlachetnych. 
Przyznać trzeba, iź wiele kryminalistów Polaków dobrze się 
tu prowadzi; większa liczba pożeniła się tutaj i stale osiadła. 
Drożewski mii^ lepsze od innych wykształcenie i lepiej się 
też prowadził. Wybudował on w Nerczyńskim Zawodzie, 
pierwszy w tym kraju wiatrak, który jednak dla braku sta- 
rych wiatrów, nie mógł być czynnym i rozebranym został. 
Następnie Drożewski pracował nad balonem swojego wy- 
nalazku, któryby go mógł ztąd przenieść do Europy i tru- 
dn3 się handlem. Kozacy sądząc, że ma dużo pieniędzy, 
okrutnie go zamordowali, lecz pieniędzy przy nim nie zna- 
leźli. 

Przez wieś dragi Zierentuj nazwaną, gdzie jest stacya 
pocztowa i etap, znowuż wjechałem na góry. Słońce zaszło, 
niebo przechodząc od jaskrawych kolorów, mieniło się w różne 
farby, nakoniec pas pomarańczowy na horyzoncie zszarzał, 
potem sczerniał i wszystko pogrążyło się w ciemności. 
W nocy dojechałem już do Duczary, osady obszernej, poło- 
żonej w dolinie strumienia Kaukczy, płynącego do rzeki 
Dolnej Bcrzi. Wieś ciągnie się długim pasem, chaty dre- 
wniane mieszczą w sobie ludność górniczą, osiedleńców i kil- 
kunastu Polaków. Cerkiew z zielonym dachem, wynosi na- 
dętą kopułę ponad walące się budynki huty ołowiano- 
srebmej i więzienie, w którem niegdyś zamykani byli i 
nasi bracia. Nocowałem u gościnnego Stanisława Bronow- 
skiego, napróżno wyczekującego pozwolenia powrotu do oj- 
czyzny. 

Nazajutrz wyjechałem dalej. Tuż za Duczarą w lesie, 
zatrzyma! mnie stojący przy drodze krzyż polski, czerwono 
pomalowany pomiędzy głogami i modrzewiem; miłe zrodził 
on we mnie wspomnienia z zachodu, z mojej ziemi pełnej 
krzyżów i grobów męczenników wolności. Przesunąwszy się 
przez niewielki pagórek, wjechałem w dolinę Urowu dwie 
horsty szeroką, zupełnie ze śniegu ogołoconą. Z powodu 
piasku na drodze, wysiadłem z sani i szedłem obok konia 
piechotą na mrozie 35 stopniowym. Okropna to była podróż; 
głodny, skostniały, przybyłem wieczorem do wsi kozackiej 
Sołońce, o pięć mil odległej od Duczary, gdzie przenoco- 



240 

walem. Chata do której zajechałem była uboga i maifltki; 
mróz przenikający przez ściany , skrapla się i nap^d csh 
domek wilgocią; okna z drobniutkich szkiełek, najrozmtó- 
szych form, po wszywane w korę brzozową, były jak ckk8K> 
W kącie wisiał zakopcony obraz Ś. Mikołaja, stał bialj ^ 
lecz cała rodzina zgromadzona była na og^mnym piec. 
i na zydlu pod piecem. Gospodyni, staruszka lat ^ 
zmarszczona i zgarbiona, ale wesołej myśli i rozmowna, b- 
lejąc na jedną nogę, nastawiała samowar, z szafy mleko i 
bułki dostawała, pytając mnie tymczasem ciągle o moich ^ 
łęgów, których dobrze znała. «Czy wyjechał już Gzowib'^ 
a Gruszecki wyjechał? a Zarzycki, a Dalewski kiedy isjjei- 
dżąją? Otóż to dobrzy ludzie, niechaj im Bóg szczęści : 
odprowadza w rodzinne strony. Dobrze nam było z «• | 
szemi rodakami. Wszyscy poczciwi , a nas biednych dv 
krzywdzili i nie pogardzali nami. Powyjeżdżali, nie wieb 
zostało, och! lepiej by nam było, gdyby oni tu z nami itn 
stali » mówiła krzątając się około zastawy stołu. Gospodis 
domu, człek podeszły w latach, lecz jeszcze rzeźki i zdro«i^ 
nie widział na jedno oko, lubił jak i jego żona gaw^ędzić. 
Gdym już zasiadł do stołu, opowiadał mi o swoich rodzis- 
nych stronach, to jest o Uralu, gdzie w Złotoustin bjip^ 
nikiem i zkąd przj^any został do Syberyi. 

ttRoku 1824, zwiedzał Złotoustie, nieboszczyk car 1k- 
ksander I. Przyjmowaliśmy go chlebem i solą i powEzech^ 
radością, bo myśleliśmy, że nam za to da wolności. B^ 
illuminacye i uczta dla ludu. Wytoczono beczki z wódki i 
każdy pił, ile tylko chciał i mógł, kilku chłopów zapiło i^Ą 
na śmierć i padli martwi przy beczkach. Nazajutrz rm^ 
car mając przy boku Dybicza, wyszedł na balkon, a polic- 
majster Desterlot z dołu, spięty w mundur jak struna, ra-, 
portowsi mu o stanie osady, a mówiąc o wczorajszej oocMr 
doniósł, że kilku od pijaństwa przy beczkach umarło. Car 
zasmucił się i nic nie odpowiedział, lecz Dybicz z balkosa 
wykrzyczał policmajstra za to, że o takiej bagateli csn>v. 
raportował i że mu przez to wesoły humor odebrał. P<^^ 
majster drżał jak listek ze strachu, stał z godzinę pod ^ 
konem, a gdy mu wreszcie kazali pójść do domu, zmartwiony 



241 

niełaska I dostał apopleksyi i tegoż dola umarł. Gar zwie- 
dzał kopalnie, lazaret, wysłuchał próśb o jałmużnę i wsparcie 
łaskawie wielom udzielił, wysłuchał skarg na urzędników, 
lecz ich nie ukarał i wolności nikomu nie dał.» 

Gadatliwy starzec, od wspomnień ze swojej przesdtości, 
przeszedł do wypadków krajowych. Mówił mi, że mieszkańcy 
Sołońców dawniej lepiej się mieli, że od czasu jak ich Mu- 
rawiew porobfl kozakami, podupadli i zubożeli, że ogromnie 
się obawiają, ażeby ich nad Amur nie przenieśli, a z całego 
postępowania rz^du i ze znaków niebieskich wróżył straszna 
wojnę, a Na trzy tygodnie przed Bożem Narodzeniem, nad 
ranem, przed wschodem słońca, zniknęła jutrzenka i dwa dni 
nie było jej widać; jest to niechybnym znakiem bliskiej 
wojny. Przed Bożem także Narodzeniem widzieliśmy na 
niebie ogniste słupy'; schodziły się i rozchodziły, a całe niebo 
GEerwieniło się jakby krwi% zalane; wszystko to oznacza, że 
będzie wojna.» Owe dupy na niebie o których mówił starzec, 
była to zorza północna, która pod tym stopniem szerokości 
geograficznej, pod którym jest Daurya położona, jest rządkiem 
igawiskiem. W okolicach północnej Syberyi, gdzie zorza 
jest stałem zjawiskiem, mieszkańcy z jej pokazywania się, 
żadnych wróżb nie robi%; tutaj zaś, ponieważ nie często j% 
widnj%, więc z jej zjawiska różne, jak i u nas, przepowiednie 
wyci%gaj%. 

Na uHcy Sołońców, przez cał^ noc paliły się ognie, a 
przy nich na mrozie prawie 40 stopniowym grzali się Indzie, 
którzy z końmi czekali na karawanę, wioz%c% złoto i srebro 
dla cara w Petersburgu. Karawana nad rankiem przybyła 
do Sołońców, konie przeprzęgli i pojechała dalej. Składała się 
z trzech krytych na saniach powozów, a do każdego z nich 
po 8 koni było zaprzężonych; z kilku kibitek i sani, w któ- 
rych siedziała straż kozacka. W jednym, szczelnie zam- 
kniętym powozie, znajdowało się d^oto, a w dwóch innych 
siedzieli urzędnicy, pod których okiem i dozorem wioz% 
złoto dla despoty. Jest w Dauryi ogólne podanie i wiara, 
że dopóki karawana ze złotem nie przejedzie, dopóty nie 
ustaną wielkie mrozy, że temperatura natychmiast po wy- 
wiezieniu dota łagodnieje. Gdy już karawana odjechała, 

GnuŁU, opisanie. II. 16 



242 

stara gospodyni rzekła. «Ko, sława Boga I mimloga knt 
proszła i stuża projcliot*)» Tak rzeczywiście, shmnie to 
złoto krwi% ludzką nazwane, albowiem krwią i potem tf- 
wolników wydobyte, szpikiem z kośd knntami potnasktnid 
namaszczane, błyszczy potem w koronie carskiej lab na |ił- 
cach jego metres, jako znak ciężkiej niewoli 69 ibilkmBi 
ludzi, pracujących we krwi i w mozolnym trudzie, na ntnf- 
manie jednej despotów rodziny 1 

O kilka wiorst za Sołońcami, znajdiąją się ćródls ittki 
Urowu, która, jak to już pisałem, wpada do Argnni, pff* 
płynąwszy mil 20 w dolinie wapiennemi górami zastoufią 
Dolina ta należy do najniezdrowszych okolic w Dwrji 
W wierzchowiskach rzeki przy Sołońcach skurczenie cńa^ 
wola (struma) kretynizm panują, ale nie są powsKckseie! 
choroby. Za to w średnim i dolnym bieg^ tej rzeki ni* 
kańcy podlegają licznym chorobom. We wsi Urów Trick* 
połowa mieszkańców choruje epidemicznie na wolę, sfao* 
fuły, rachitis (angielska choroba) albo na chroniczne feiSTf 
którym towarzyszą powiększanie się wątroby i śledsoi^ 
kończące się wodną puchliną. Chorobliwe wydęcie giA 
nie tylko pomiędzy ludźmi jest tu pospolite, podlegają * 
i domowe zwierzęta, jak: krowy, konie, szczególniej ai^ 
i świnie. Te choroby zjawiają się i w innych okoHaA 
Dauryi ; wola między ludźmi i zwierzętami szczególniej ^ 
wszechną jest nad Szyłką. 

Razem z wschodem słońca wyjechałem z Sołoniec Z góq 
na górę jadąc, przebyłem doliny potoków: Tołówka, ^ 
wianka i Mostówka, które płyną do Urowu. Okołiei * 
posępna i dzika jest niezamieszkałą. Z tych dolin it^ 
pnie się na łańcuch gór, będących działem wodnym tsi^ 
Urowem i Gazimurem; tutaj okolica urozmaica się i itf>l 
jest posępną. Pędząc z góry po drodze bardzo podcH 
nagle, w ciemnej puszczy, w głębokiej dolinie, na ksoM 
wytrzebionego gruntu, uderza oko wędrowca wieś iniji* 
pozór europejskiego miasteczka. Domki z wielkimi oki{ai^ 
malowanemi na zielono okiennicami i czerwonemi dacfta^ 



*) Chwftłft Bogu 1 krew ladika wywieiionn i mrosy wnet usuaą. 



243 

budso weaolo odbgają od czarnego tla pnszosy. Przy skar- 
bowych domach, ganki', ^py, balustrady, ozdobione 8% 
ciesielską rzeźb%, a wszystko to jest nowe i błyszczące. 
Wzdłaź drogi po oba jej stronach, ciągną się dwa rzędy 
takich domków, zupełnie do siebie podobnych; widać, ie je 
wznosib jedna myśl i jedna ręka; na końcu ulicy stoi mu- 
rowana strażnica, okrągła jak baszta. Druga ulica schodzi 
ńę z tamtą pod kątem prostym, i zabudowana jest licho 
akleconemi chatami. Osada ta nazywa się Uzkie miejsce. 
Założył ją przed kilku laty Rozgildiejew, założyciel Kary. 
Bozgildiejew lubił budować i wznosić miasta w przeciągu 
miesiąca. Miał on tę wolę despoty, która pragnie w jeden 
moment być realizowaną. Dał rozkaz i wnet powstawały 
domy, którym dawał przez malowania i różne ozdoby 
pozory europejskie. Intrygi wygryriy go z Dauryi, a 
szczegóbiiej ta okoliczność, iż Murawiew silnej woli 
cs^owiek , człowieka równej woli pod sobą znieść nie 
mógł. 

W Uzkiem miejscu jest kopalnia złota nad rzeczką Tajna. 
W niej pomimo 37 stopni mrozu, odgrzewają w tej chwili 
z wierzchu ziemię palącemi się Idodami i wygrzebigą złoto 
zmieszane z piaskiem. Ta i sąsiednia kopalnia nad rzeczką 
Bystra, dostarcza rocznie 80 funtów złota. Do strumyka 
Bystra wpada potok Takówka, nad którą zeszłego roku roz- 
poczęto kopanie złota. Wszystkie te kopalnie razem, dostar- 
czają około 320 funtów złota. 

. Rzeka Tajna od Uzkiego miejsca płynie na północ do Ga- 
zimoru; droga poprowadzoną jest przez jej dolinę, rozszerza- 
jącą się w miarę zbliżania do jej ujścia. Mróz dzisiejszy 
zmuszał mnie do częstego wychodzenia z sani i do biegu 
kłusem przy koniu, który zbielał od szronu. U nozdrzy 
potworzyły się długie lodowe stalaktyty, które grubiejąc za 
każdym krokiem, mocno dokuczały biednemu zwierzęciu i 
wisiały długie na pół łokcia. Wszyscy, których dzisiaj spot- 
kałem, podobni byli do Jbałwanów śnieżnych. Kożuchy i 
ezapki zbielały, u wąsów wisiały igły lodowe, takież igły od 
brwi i rzęsów zasłoniły oczy. Najmniejszy włosek i puszek 
aa twarzy omarzł i zrobił niepodobnem poruszenie głową. 

16* 



2U 

Około południa szron pokrywający mnie etopniał i pm* 
jął wilgocią ubranie. Zziębnięty, prsemokly, z radoid| 
powitałem wieś kozacką Tajne, położoną przy lejtoi 
zif doliny Tajnińskiej z Gazimurską. Tntaj ogrzafem o^ 
wysuszyłem i dowiedziałem się o 6mierci kolegi wyga- 
nia, Michała Świdzińskiego, zaszłej jeszcze roku tetśt^ 
1857. 

Michał Świdziński urodził się w Galicyi. Ojciec jigo 
był księdzem uniackim, który go wychował w silnem pRf* 
wiązaniu do mowy i obyezaju ludu nurińskiego. Ctftp^ 
pilnie poetów którzy dawną Ruś idealizowali, jak: BoMai 
Zaleskiego, Seweryna Goszczyńskiego, Tomasza Fidir^ 
Olizaroskiego; romanse Michała Czajkowskiego i innyck» 
torów piszących u nas. o Rusi, którzy rzeczywiście tf 
powód do tego prądu jaki Ruś przebiega, a wyraża Ą 
jako dążenie do podniesienia narodowości i niepodlegloBO 
rusińskiej. Marzył z nimi razem Świdziński o święta^ 
wielkiej Rusi, nie mającej nic wspólnego z Moskwą; ztęfH 
sobie serce czynami bohaterskiemi kozaków Siczy i Zapo* 
roźa, których egzystencyę Moskwa jeszcze przed ostatecnfK 
upadkiem Polski zniszczyła; ożywiał się podaniami walk śt 
powych i roztkliwiał obrazami życia ukraińskiego, pehegi 
woni i poezyi. Postanowił w końcu całkowicie poświęcić^ 
dla ukochanej Rusi, której przyszłość dusznie widział tifti 
w związku z Polską, równą i bratnią, i tylko przez oititai| 
dźwignąć pierwszą zamierzał. Z takiem postanowioiaB 
opuścił Galicyę i udał się do Konstantynopola, ażeby i» 
porozumieć się z reprezentantem kozaczyzny polskiej ^ ^ 
chałem Czajkowskim, jedynym człowiekiem pomiędzy BM' 
nami, który na drodze samodzielnego czynu , robił u83ovaaii 
urzeczywistnienia marzeń poetów i dźwignięcia silmj ^ 
i pięknej, zostającej w jednym związku politycznym zPolikl 
i z Litwą. Porozumienie przyszło do skutku i Cząjkomk' 
wysłał Świdzińskiego nad Dniepr, z poleceniem ssenesftl 
myśli o wolnej i niezależnej kozaczyznie pomiędzy ttf* 
tejszymi Rusinami. Świdziński wędrował jakiś cnt f* 
Ukrainie i szerzył tam wspomnienia przeszłości. Cliodd** 
chaty do chaty, a w pielgrzymce swojej doznawał pomocy ^ 



245 

Polaków nkraińakich. Z nad Dniepru pneniósł Świddński 
pielgnymki swoje propagacyjne nad Don, łudząc się, iż i 
tam wspomoienia z pnesziości wolnej kozaczyzny z ozazów 
polskich, znajdą odgłos. Nie wiedział że Dońcy straeili 
ducha wolnego, iż nic wspólnego z Siczą nie msją, a język, 
obyczaje i usposobienie ich jest zupełnie moskiewskie. 
Pierwszy też esauła, do którego udał się ze słowem woI- 
nem, zdradził go, związał i oddal w ręce władz moskiew- 
skich. Z nad Donu przywieźli Świdzińskiego do Peters- 
^^T^g^ gdzie z więzienia ucieU i schronił się w kościele Do- 
minikanów. 

Tam go prędko stróże kościelni i księża spostrzegli, a 
wydobywszy z ukrycia, zapytali, kto on jest i dla czego 
ukrywa się w kościele. Odpowiedział, że jest Polakiem, że 
był więziony jako przestępca polityczny, że uciekł z więzienia 
i prosi o pomoc. Fizyonomia niepokaźna, odarty ubiór, 
obudziły w księżach wątpliwość co do prawdziwości zeznań 
Świdzińskiego ; strach zaś, który w ludziach w jarzmie cią- 
giem będących, szerzy zawsze moralne spustoszenie i obo- 
jętność, a popycha do podłoty i zdrady, spowodowfd:, iż 
Swidzińskiemu nie tylko pomocy nie dali, ale przytrzymali 
i odstawili do więzienia. Sąd wojenny, po długiem badania, 
skazał go do kopalni i Świdziński w 1850. roku odtranspor- 
towany został do Akatui, gdzie natychmiast inni wygnańcy 
polscy wzięli go w opiekę pomiędzy siebie. Umysł jego 
wrażliwy, skłonny do marzeń i zapalny, nie mógł znieść 
wygnania i wytrwać w nieszczęściu; wpadł w melancholię i 
odosobnił się, a potem dostał obłąkania, w którem popeł- 
niwszy jakieś wykroczenie, oddany powtórnie pod sąd i ska- 
kany na kije. Wygnańców powaga była podówczas tak 
wielką, że wpłynęli na to, iż tylko przez formy tej krwawej 
egzekucyi przeprowadzili Moskale Świdzińskiego, ale go nie 
ł»li Wkrótce potem w biedzie i tęsknocie, z rozstrojonym 
Umysłem, marząc ciągle o wolnej kozaczyznie, zapadł mocno 
ua zdrowiu. Koledzy przenieśli go do Nerczyńskiego Za- 
wodu, najęli tam dla niego mieszkanie, zapewnili pomoc 
Iskarską i zaopatrzyli we wszystkie potrzeby. Już będąo 



246 

mocno Blabym, przyszła ma ochota jechania do Ałefau- 
drowska. Nie można mu było wyperswadować tego a- 
miaru ; wyjechał i w drodze w osadzie zwanej Borzmeki p»- 
stemnek, umarł na stacyi pocztowej (1857. roka) i w \k^ 
wsi pochowany został. 



n. 



TERCHNOUDIŃSKI I BABGUZIŃSKI 
POWIAT. 



I. 



Giwiee oba powiatów. — Połoieaie goograftcine i obnernoić. — Góry. — 
Bieki i oliankter róśnyeh okolic. — Kosaey Bariaoi i licsba między nimi 
Polaków. ~ Wody mineralne w Tuice. — Witimskie pasacae. — Dslały 
Wód. — Step barlaoki. ~ Raeki : Uda, CUłok, Csykoj i Melenga. ~ Je. 
Kiofo Kosogoł w Mongolii i lady Urianehowie i Darehatowie. — Brygady 
konnych kosaków. — Statystyka ludności, pod wladc§ Sprawnika będą- 
ca. — Klimat. — Flota. — SUtystyka rolnicsa. ~ Handel. — Fabryki. — 
lelaao I Słoto. 



Wierchnondiński i Bargasiński powiat, położony jest 
także w Zabajkalskun Obwodzie. Wierchnoudiński graniczy 
na południe z Mongolią, na zachód z powiatem Irkuckim i 
jeziorem Bajkałem, na póhioc z powiatem Bargnzińskim, 
utworzonym w 1857. roku z cz^ci Wierchnoudińskiego, a na 
wschód graniczy z Nerczyńskim powiatem czyli Dauryą. 

Barguziński powiat graniczy na zachód z BajkiJem, na 
póhioc z Irkucką gubernią i Jakuckim Obwodem, na wschód 
także z Jakuckim Obwodem, na południe z Nerczyńskim i 
Wierchnoudińskim powiatamL 

Największa długość obu powiatów od Witimu aż do zet- 
knięcia ai§ Bajkalskich gór z Sajańskiem pasmem na granicy 
Mongolii, wynosi około 230 mil geograficznych; największa 
nerokoió z północy na południe około 100 mil. Położone 
między 120* a 135 "^ długości geograficznej, i między 50° a 
56'' północnej szerokości, oba te powiaty obszemością swoją 
równają się większym państwom Zachodniej Europy. Prze* 
Btrzeni tej krainy, nie znajdigąc w żadnych danych aktach 
rządowych i w opisach naukowych, dokładnie nie możemy 



250 

obrachowaó, a i połoienia geograficznego ściśle oataji 
nie możemy, gdyi granice ci%gn%ce się przez piutynie, me 
dokładnie na mapach s^ oznaczone. 

Od zachodu i południa wchodzi w te powiaty pumo Sir 
jańakioh gór. Jedna ich gałąź ciągnie się wzdłuż loongoi- 
skiej granicy; druga zmierza ku Bajkałowi, rozgałęzia si^u 
liczne, w roinych kierunkach dążące pasma, otacza jeziM 
i tu przybiera nazwisko Bajkalskich gór. Cala pizesinś 
od granicy mongolskiej, zamknięta Bajkałem z jednej, t 
korytem Sielengi z drug^iej strony, jest krainą zimną i didi7l^ 
wysokich gór. Najwyższe szczyty znajdują się na brMgick 
południowo-wschodnich jeziora i w punkcie zetknięcia ■( 
z głównym łańcuchem S^ańskim. Wierzchołki pokryte śue- 
giem, a wysunięte za linię roślinności i tu nazywają gokaia. 
Znaczniejsze wierzchołki są następujące: Hamar-Daban m 
wysokości 5,120 stóp; Nuken-Daban (daba po tunguzku gón); 
droga która przez te górę przechodzi, wznosi się do wj*^ 
kości 4,235 stóp; Budduriun, Ukurej, Hungurulow, Zennfii 
Euzimur, Urgeduj, Golec Wydreński ma 4,260 stóp wysokoki, 
Golec Langatujski, Golec Demidów, Śnieżny, Sirotski, Goltt 
Muriński i inne, może i wyższe od wymienionych, lecf nai^ 
znane. 

Głębokie doliny i wązkie wądoły, zasute usypiskami fU* 
nemi a mokre i pokryte puszczą, towarzyszą szamiącj* 
między granitowemi odłamami rzeczkom i stromieiM*- 
Większa liczba dolin jest bezludna; w niektórych, obfitijl- 
cych w trawy, miesdcają w małych ułusach Bnriacl ftt! 
trakcie z Irkucka do Kiachty, pnącym się nad przepaściitf 
po najwyższych górach, założone zostały stacye pocztowa ^ 
wsie: Śnieżna, Ałasak, Ogłok i inne, w których osadneo 
dymissyonowanych żołnierzy i posieleńców. Górzysta bu^ 
scowośó, surowy klimat, jest powodem, że ludność wioM^ 
moskiewskich w górach nie zwiększa się, lecz prsedwtt* 
zmniejsza się, przez wynosznie się w inne, żyzniejsze okottcB- 

Przez góry poprowadzono trakt z Irkucka do Kiaditjr i 
znaczne bardzo summy na niego wyłożono. Podróżni z I^ 
kttcka, udają się drogą wzdłuż rzeki Irkut do Tunki, a ń^ 
albo przez kozackie pograniczne osady do Kiachty, albo 



251 

• 

pnez Eułttik i stacye: Hamar Dabańsk^, dnieźii% i Amar 
kowską, w dolinę rzeki Biydy, którą dostają się nad Sielengę 
i do Kiachty. Drogi te niezmiernie są wałne dla Zabajkala; 
ieglaga bowiem po Bigkale ustaje w listopadzie , jezioro zai 
lamansa dopiero w styczniu; w czasie więc od ustania że* 
głogi do zamarznięcia, a dragi raz na wiosnę od końca 
kwietnia aż do polowy czerwca, kommnnikacya z Zabajkalem 
odbywa się przez górzystą okolicę, którą opisuję, po wyżej 
wspomnianych drogacb, zawalonych pniami, kamieniami i 
śniegiem, niebezpiecznych a trudnych. Powóz ani bryczka 
nie przejedzie temi drogami; podróżni więc zmuszeni są 
jechać wierzchem, towary także na koniach przewożą*). 

W Barguzińskięj krainie, na północ od Sielengi, góry 
nie są tak znaczne jak w Wierchnoudińakim powiecie. Większe 
pasma są: ciągnące się między rzeką Barguzinem a Baj-^ 
kalem, zowią Dżergejskie; pasmo pomiędzy Barguzinem i 
Witimem, zowie się od rzeki Ikat wpadającej do Witimu, 
Ikatskiem; wreszcie pasmo nazwane Griaznem, z powodu 
biot znajdujących się na górach, które przebywać trzeba, 
udając się do kopalni złota witimskich. Na samym brzegu 
Bajkala, zacząwszy od wsi Kułtuk, leżącej w Irkuckim 
jeszcze powiecie w krańcowym punkcie jeziora, aż do ujścia 
Bielengi, znajduje się tylko kilka małych pod górami równin ; 
^ększa część brzegu na tej przestrzeni ubramowaną jest 
granitowemi i trachitowemi górami, które spadając w wody 
jttiora, przedstawiają wspaniale widoki. Na tej przestrzeni 
nuędzy Eultukiem a Sielengą wpada do Bajkału mnóstwo 
górskich potoków i rzeczek. Wymieniam większe rzeczki: 
Utalik, Sagzan, Murin, Śnieżna, Wydrenka, Pieremnaja, 
^Bzowka, Maszy cha, Iwanowka, Manye, Manturicha. Osad 
ludzkich na t^ linii jest bardzo mało; największa i nąjwa- 
^eJBza jest wieś Fosolsk. 

Za glównem pasmem Bajkalskiem, okolica pochylona ku 
Sielendze jest także górzystą, lecz doliny są obszerniejsze^ 



*) Od KaKaka do Anukow^ 25 mil koano Jeeha6 trseba. M» stacjMk 
"^ sgo^i ohleba 1 herbaty oawet dostać nie moftaa, podróiay nl«aną}§c7 
Jtiyka boriaeklego , rosmówić się nie mofte. 



252 

równiny azenze, grunta lepsze, a Uimat za górami, kUn 
wstrzymują zimne wiatry od Bajkała, jest łagodniejszy. Db 
tych przyczyn i ludność tej okolicy jest gęstsza. Mienk^i 
tu także Buriaci i Moskale. Uhisy buriackie mak, śokm 
z wojłokowych jnrt, lab z brzeziny kłeconych ssałasów, p- 
łożone s% w tych dolinach i równinach, które niewisściiń 
stepami nazywają; tu i owdzie znajdują się wsie modórr- 
skie. Nad jurty niektórych ułusów, wznoszą się buddjjAie 
ówiątynie, zbudowane w chińsko -mongolskim ponądki; » 
w wioskach błyszczą się krzyże na byzantyńskich kopobck 
moskiewskich cerkwi. 

Nad jeziorem Gęsiem w tej okolicy położonem, wbmb 
się główna świątynia Buriatów, przy której mieszka Hanbi' 
Lama, biskup buddajskich Buriatów; jest to wige ftoiiei 
Bnddaistów, będących pod władzą Moskwy. W bliiMi 
tego jeziora, odkryto w ostatnich czasach obfite pokU{y 
umbry; w blizkosci także znajdują się źródła słone. Pems 
liczba Buriatów, a szczególniej mieszkający wzdłuż mongi»l- 
skiej granicy, zamienioną została na kozaków, utrzymióąc^fk 
straż pograniczną*). 

O górach na p^noc od Sielengi już pisałem ; im bardb^ 
na północ, tem góry te są niższe, równiny błotnistaB^ 
płaszczyzny liczniejsze. W tej okolicy znajdują się wody ge- 
rące siarczane w Turce**) i takież same wody koło nńifti 
Barguzina. Mieszkańcy tej okolicy są Buriaci, zostający poi 
władzą Barguzióskiego tajszy ; ludność moskiewska 



•) Kozacy nadgranicsni, nad riek% Dłyd§ i w g<iraeli bą}kaUkich , « gn- 
Bicftoh -wietebnoudińskiego powiaiu nłcszkąlfey, tUBowią polfc kouj. flMt* 
Jego jMt w Haracajcie. Kozacy tego pułku tą głównie Buriaci, •!• af « mb 
1 Moskale i 140 Polaków, których w 1859. roku tu na kozackie ońtBaat 
przypędzono. W okolicy nadbąfkalskiej, leifcej w granicach drugiego piB" 
Irkuckiego we wsiach: Murin, Utulik, Kułtuk, kłlkttdzie8i«eiQ Polaków w nit 
1858 oa kozackiem osiedleniu osadzono. 

**) Tarka odległa jest od Bajkału !>/« wiorst, od Irkucka 410 wiorst. Ok»- 
lica lesnft i niemalowuicsa. Przy źródle powstała mała wioseczka; w jisrf' 
wano tei cerkiew, dom dla goici z 10 numerami i dwie wanny w latieśkack: 
numer miesięcznie kosztoje 7 rs. 14 kop. a kąpiel Jedna d3 grosie. J«tf ^ 
tu lekarz i apteka. Źródło chemicznie rozbiera! w 1806. roku aptekanBsla. 
w roku 1836 doktor Hess, » w 1859. roku T. Lwów. Wody msjf sn^ "^ 
nawo gorzki, lekiio gryH<^y; temperatura 13° wyś^ aera R. 



253 

pomiędzy nimi, jest jegsoze nielicin^, a skopia się głównie 
około Barg^zina. Na północy Barguzińskiego powiatu po- 
kazują się jn£ koczujący Tunguzi szamańskiej wiary. I na 
tej przestrzeni wiele rzek wpada do Bajkału, największe 8% 
Barguzin i Wierzchnia Angara, mająca ujście na północnej 
krawędzi tego jeziora. 

Na wschód od tych brzegów rozciąga się kraina na prze- 
miany górzysta i równa, bezludna i okryta nieprzebytą 
puszczą. Błądzą po niej Tunguzi, płacący jesak. Baz do 
roku zbierają się nad jeziorem Baunkut, przez które płynie 
rzeka Cypa, dla sprzedaży Moskalom futer. W tej puszczy, 
ma źródło swoje rzeka Witim, która płynie na północ do 
Leny, a której koryto jest granicą Barguzińskiego powiatu 
od Nerczyńakiego, a potem od Jakuckiego Obwodu. W do- 
linach afBuentów Witimu, odkryto niedawno pokłady słota; 
eksploatacya jego ściągnęła tu ludność moskiewską, która 
jednak z powodu surowego klimatu, gruntów nieurodzajnych 
i mokrych, stale tu nie osiada, lecz tylko czasowo prze- 
bywa. Większe rzeki wpadające do Witimu w granicach 
Zabajkala są: Kydymot, Alanga, Gypa i Muja. 

Wschodnią krawędź powiatu Wierchnoudińskiego opasiąją 
Jabłonowe góry, których ramiona ciągnące się nad Czy- 
kojem, Chiłokiem, Udą i Sielengą, okryły drugą połowę po- 
^atu siecią dolin i pasem górskich. Linia głównego łań- 
^cha jest działem wód , płynących do Oceanu Wielkiego i 
do Oceanu Lodowatego. U stóp tego łańcucha i w samych 
górach znajdują się małe jeziorka, które towcu^zyszą zwykle 
każdemu działowi wód i są jedną z cech oznaczających i 
charakteryzujących każdy dział. Jeziorka te są pospolicie 
głębokie, wodę mają jasną i zimną i jako wielkie źródliska 
zaopatrują wodą potoki i strumienie. Przypominam , że 
^ Tatrach naszych, które są działem wód między Wisłą a 
I^^najem, jeziora te lud zowie stawami albo morskiemi 
oczami. Na dziale wód między Dniestrem a Wisłą, a ściślej 
"liędzy Seretem a Bugiem, w okolicy pagórkowatej, jeziora 
*c ^ mniejsze i lud je tam nazywa sine oczy. Na Litwie 
na działach, znajdują się podobne do głębokich studni 
z wodą zardzewiałą. W panu Tadeuszu, w obrazie matecznika 



254 

pańcia ) MiekiewicK pneflicznie opisał te chankŁeryst^ene 
jesiorka. 

W Pirenejach jeziora takie towarzyszą takie dzukm 
wód; na najwyższej pomi^zy nimi górze Maladecie, nugd^e 
się na ogromnej wysokości aż kilka jezior; toż samo w Al- 
pach i w Apeninach. W krajach nknlturowanych, podfai- 
wionych lasów, znmieiisza się massa wód w rzekach, t j^ 
ziora działowe wysychają i znajdi^ą się tylko ich IMl 
Jabłonowe pasmo najzupełniej potwierdza obeerwacygjw 
na działach. Podróżny jadący z Zachodu, przejeżdża Mi 
jeziorem Irgeń i Szaksza, położonych u zachodnich itóf 
pasma, i nad jeziorami Bachlej, Takiej, Iwan, Szałyń i S* i 
Prócz tych, naliczyćby tu można wiele innych jezior gónkid^ | 
z których czerpią wody rzeki i potoki , zasilające wszjstkk ' 
wodne sieci kraju. Do Jabłonn przypiera od zachoda V 
soka, sfalowana równina, którą nazywają stepem barii- 
ckim; okryta jest borem modrzewiowym, posiada oboent 
łąki i pola, mogące być uprawianemi. W borach loóie 
wiele gatunków jagód i roi się mnóstwo komarów ; na h^ 
całe gromady dropi obaczyć można, od wielości któiTclT 
aż łąki się bielą. Ułusy otoczone są stadami bydła i hti 
które swobodnie Uądzą po polach, a tu i owdzie wieś oai> 
dleńców założona, lub też na stepie samotnie dom pocito«7 
stojący, a przy nim więzienie etapowe z ostrokołem, pntd- 
stawiają się Buriatom jako znaki szerzącej się moakie*^ 
cywilizacyi. Moskal w kraju zdobytym przedewszystkk* 
buduje więzienie; po licznych więzieniach poznaje się por- 
wanie moskiewskie. Na drogach tej krainy, podróanj tt 
potyka konne orszaki Buriatów, karawany kupców i ta* 
warami na dwukólkowych wózkach, żołnierzy i rekratf* 
w marszu, partye okutych aresztantów, lub bryczkę poato«| 
oficera, przed którą ustępują gromady okutych i nieobUjd 
ludzi. 

I^a buriackim stepie znajdijgą się źródliska dwóch i»t 
Udy i Chiłoku; obie płyną ze wschodu na zachód i wpadąjl 
z prawej strony do Sielengi. Uda jest rzeką górską, btnaii 
nad nią, szerokie zamieszkałe przez Buriatów Hoiyńshi^ 
Chiłok płynie w szerokiej dolinie, pochyłości, zabreeii ^ 



256 

błonia zasiane 8% zbożem. Nad Chilokiem mie«kaj% Bnriaci 
i Moskale starowiercy, których nazywają Siemiejcami. Nad 
tą rzeką w 1856. roku założono we wsi Biczurze fabrykę 
cukru z buraków; w okolicy tej rzeki znajduje się także 
huta żelazna w Piotrowsku, do której wysyłają skazanych do 
ciężkich robót w Syberyi. 

W południowych okolicach Wierchnoudińskiego powiatu, 
równoodległe od Ghiłoku, płynie od Jał^onowych gór rzeka 
Czykoj. Dolina jej górzysta i malownicza; mieszkańcy tru- 
dnią się rolnictwem, pasterstwem i kontrabandą towarów 
£ Mongolii. Ludność składa się z Buriatów, posieleńców i 
Siemiejców. Nad rzeczami Gremuszą, Morozową, Aszańczą 
i innemi, wpadającemi do Czykoju', znajdują się kopalnie 
złota. Na p<^udnie od Czykoju, okolica w niektórych miej- 
scach piasczysta, w innych górzysta, łączy się ze stepami 
Wielkiej Mongolii; w niej położona jest Eiaohta, miasto 
z powodu handlu z Chinami, najważniejsze w całej Sy- 
beryi. 

Główną rzeką powiatu Wierchnoudińskiego jest Sielenga. 
Źródła jej znajdują się w stepach Mongolii. Płynie w po- 
czątkach z zachodu na wschód ; wszedłszy w granice Syberyi, 
zawraca się na północ i zdąża do Bajkału. Brzegi tej rzeki 
są wysokie, górzyste, a pod względem piękności ustępują 
tylko brzegom Szyłki. Nad Sielenga mieszkają Buriaci i Mo- 
skale. Pierwsi trudnią się pasterstwem, drudzy pasterstwem, 
rolnictwem i przewozem herbaty. Z lewej strony wpadają 
do Sielengi następne rzeki: Ege, która wypływa z jeziora 
Kosogoł, w granicach Mongolii położonego; w granicach Mon- 
golii znajduje się jej koryto i ujście. W granicach Syberyi 
zabiera Sielenga wody rzeki Dżyda i Tiemnik. 

Jezioro Kosogolskie, w ostatnich czasach zostało celem 
ucieczek moskiewskich podróżników. Permikin zwiedził jego 
okolice w roku 1856 i 1857 i obudził w gubernatorach irku- 
ckich chęć zabrania i przyłączenia go do Syberyi. Permikin 
powiada, że lud Urianchów, mieszkający nad Kosogołem i 
ich sąsiedzi Darchatowie, koczujący w Mongolii w wierzcho- 
wiskach Jeniseja, niecierpliwie pragną być poddanymi (!) 
białego cara; że go uważają za prawego swojego władzcę 



256 



a nie oesana chińakiego; a cUlej, ie oni fcwierds%, ił im 
car powinien panować w cał^ Mongolii, albowiem aUiii 
granice Moekwy 8% daleko na południe za Mongoli% (bcIV 
Zwracamy uwag^ na te słowa moskiewskiego podióżaik^ 
z nich bowiem w przyszłości wyprowadzać będą powody k 
nowego zaboru i tytuły prawne do posiadania MoBf& 
Ż^a zaboru jest nienasyconą w Moskalach. Słyszałem se- 
dawno w Irkucku od nich, że kraina Eosogolska jest pigli^ 
te jej mieszkańcy sympatyzują z Moskalami i ch<^ ^ 
carskimi poddanymi; wi^ należy zadość uczynić idi kjoh 
niom i kraj ten zabrać. Darchatowie należą do 
plemienia z Urianchami. Pierwsi zapomnieli już 
starożytnego języka, którego drudzy jeszcze używają. 

Przy opisie różnych okolic dwóch powiatów, 
liśmy o ludności i rodzaju jej zatrudnień. Teraz wymisBimi 
podziały urzędowe tej ludności. Znaczna jej część suhi^ 
nioną została na kozaków konnych, których podzidcso m 
dwie brygady. Pierwsza brygada obejmige ludność Inriicfali 
i moskiewską, mieszkającą wzdłuż granicy mongolsidfó oi| 
Tunki nad Irkutem, aż do miejsca w którem Jabłono^y Mkj 
cuch przecina granice, wchodząc z Mongolii do Syba|^ 
Buriatów i kmieci moskiewskich pomiędzy Tunką a £Mfcl|| 
dopiero w roku 1857 zamieniono na kozaków i wciekios^i 
tej brygady, której stolica znajduje sig nad granicą Ghiiikii 
we wsi Kudara, o 40 wiorst od Eiachty. W ostatoidiai-, 
sach widzimy rząd carski w wschodniej Syberyi bardzo {«* 
liwie zajęty powiększaniem swoich sił zbrojnych. Jnż ÓDŚąi 
posiada tu armię, która dała mu przewagę politycszią «| 
wschodniej Azyi; ma on jednak zamiar armię tę yodśtd 
do takiej liczby, któraby mu pozwoliła zająć resztę Maadśsjiil 
i Mongolii, oraz zawojować Chiny. i 

Druga brygada konnych kozaków jest w KercqfBsIpB 
powiecie nad Argunią i Ononem, ze stolicą w Cnracbyar 
Trzecia brygada konnych kozaków mieści się w Wiercbaie* 
dińskim powiecie nad Sielengą i złożona jeet z samych Bf 
riatów. Ludność tych trzech brygad w roku 1858, IS^^ 
1860 powiększoną została przesiedleniem z Moekwy kSo 
tysięcy żołnierzy garnizonowych, pomiędzy którymi M* 



257 

kilkuset Foiftków. Polacy pomięflzani zostali z Buriatami i 
Moskalami. Prócs tych, osiedlono kilkuset jako kozaków 
picsszych w Dauryi i tak%ż liczbę pomiędzy kozakami nad 
Amurem. Statystykę konnych wierchnoudińskich kozaków 
podałem w ogólnej statystyce kozaków zabajkalskich*). 

Prócz Buriatów kozaków mieszkają w obu powiatach Bu- 
riaci wolni. Ci ostatni płacą podatki, a znajdują się pod władzą 
Tajszów obieralnych i Dumy stepowej , która jest instytucyą 
zależną od Naczelnika powiatu, a posiadającą nad Buriatami 
władzę administracyjno -policyjne -sądową. Dum w obu po- 
wiatach jest trzy: Eudarińska nad Bajkałem, Sielengińska 
nad Tiemnikiem i Horyńska nad Udą. Prócz tego są dwie 
gromady buriackie, nie zostające pod władzą tajszów i dum, 
lecz pod władzą tak zwanych Upraw inorodnych: 
pierwsza nazywa się Gongolską uprawą, druga Zakamieńską. 
Buriaci kudaryńscy wyznają szamanizm, reszta Buriatów, a 
w tej liczbie i kozacy są buddaistami. Podróżnik mo- 
skiewski Maak**) powiada, ie w 1831. roku Buriatów za 
Bajkałem było 152,000; w tej liczbie 72,000 mężczyzn i 
80,000 kobiet. Przed Bajkałem miało ich być 20,000. Teraz 
ludność ta wzrosła do 190,000. Nam się zdaje, że pan Maak 
błędnie podaje liczbę ludności buriackiej. Moskale w ogóle 
liczbę obcej ludności zwykli zmniejszać dla powodów poli- 
tycznych. Jesteśmy przekonani, że nie wiele omylimy się, 
jeżeli liczbę Buriatów w Syberyi podamy na 400,000 przed i 
za Bajkałem, na wielkiej przestrzeni Syberyi mieszkających, 
którą dla względów etnologicznych potrzeba nazwać Bu- 
riacyą. 

Ludność moskiewska składa się z chłoi>ów, posieleńców, 
kupców, mieszczan i urzędników. Chłopi płacą podatek { 
dają rekrutów do armii regularnej. Podzieleni są na gminy 
i gromady (obszczestwa). Są zamożni i w dobrym, bycie. 
Wyznają albo grecko - rossyjską albo starowierską religię. 
Szlachty posiadającej własność gruntową nie ma wcale. Po 
wsiach i miastach rozrzuceni są deportowani osiedleńcy 



*) Zobacz opisanie Nereiyńskiego powiatu. 
•*) Patieasostwie na Amur. Petersburg, 1859 atr. 14. 

17 
GiŁŁBB, Opisanie. IL ** * 



258 

Moskale, Żydzi, Polacy i Tatany, a w Piotrowska depcita- 
wani do robót. W oba powiatach jest miast cztery: Tni* 
ckosawsk (Kiachta), Sielengińsk, Wierchnoodińsk i Bsifh 
adn. Ladnoić w nich, co do języka, stanu i zatrodnieiiiiiMt 
mieszana*). 



*) Naatfpnjąee lietby, wjjfte s raportów onfdowj^di 
tystykę ludności xo8ti0§cej pod loskaumi 6pravnika powiatu w rakiltf': 



1) Gmina TarbogoUOsł^^ 



3) 
4) 
5) 
6) 



Maclioraibirska 
Knnalejska 
UrłukBka . . 
lUńska . . . 
ItaaeyAska . 



7)Gromada Iwolgińaka 



Bąjanliosońaka . . 

Kułaka 

Duma Kndaryńaka . . . 

Horyńska .... 

Slelengińska . . . 
lS}QromadaBnriat4SwCongolaka . 
14) V » ZakamieAaka 



«) 

9) 

10) 

11) 

la) 



Domów. 

1855 

1686 
1356 
2715 
9041 

705 

365 

402 

337 



MtiesysD. 

niewiadomo 

> > 

5943 

7970 

6S53 

1878 

986 

1969 

1063 



Kobiet. 



880 0"t) 9284 
9038 Onrt) 19067 
4297 Oart) 12363 

104 (juH) 160 
1377 Onrt) 2139 

Ludnosó według klasa: 

Mficaystt. 

Duchowieństwa grecko-rosayjskiego świeckiego 144 

p » > takonoego 91 

Dacliowieństwa świeckiego bndAiO*J^ł«80 • • 1^ 

Kupców trseciej glldyi po wsiach .... 5 

Salachty dsiedzicsnej 63 

Sslachty osobistej 69 

Uiessczaa we wsiach miesskąjęcyeh ... 20 
Włościan państwa 27827 



Oficerów we wsiach 

Żołnieny we wsiach 

Urlopowanych łołniersy po wsiach . . . 

Dymissyonowanych folniercy 

Kosaków miesakaj%cych ml{dsy chłopami 
Włościan cwanych ekonomicsnymi . . . 

Słaiących klasztornych 

Burlatów kocsuj^cych 



1 

58 

35 

145 

194 

1544 

59 

34531 

Buriatów osiadłych 3209 

Deportowanych na osiedleniu 9905 



56SS 

7811 

6S&3 

1791 
9e» 

1317 

1184 

9381 

17805 

12098 

167 

SOT9 

Kobi«t 
156 



5 

56 

8t 

34 

28964 

3 

S9 

14 

113 

77 

1637 

44 

33355 

9069 

1814 



IflI 



Rasem . 70940 68736 

Zrobió tu naleiy uwagę » ił licaby powyłsse nie prxedatawi^« laśsn 
całego powiatu. Nie wescły w nie liczby ludności po miastach nieszkaM^ 
i liczby ludności koaackiej; dalflj nie ma tu licaby ludności sosmiccf M 
władsf górnictwa i liczby wojsk Uniowych. Polacy miesakąjf gfiśtHi f^ 



Klimat w tej krainie w ogóle jest surowy, ale zdrowy. 
Nad Bajkałem powietrze przesycone jest wilgoci%; wieją ta 
zimne ^wiatry i temperatura jest niższ% niż w sąsiednich 
okolicach. W górach Bajkalskich padają gęste śniegi, a latem 
deszcze, w sąsiednich zaś okolicach powietrze jest suche, 
śniegi i deszcze rzadkie. Zimą mrozy dochodzą do 40 stop. R. 
niżej zera. Lato bywa bardzo gorące. Upi^y dochodzą do 
30 stop. R. wyżej zera w cieniu. 

Granta są urodzajne. Szczególniej nad Chiłokiem i Czy- 
kojem znaczną jest produkcya zboża. Wierchnoudiński po- 
wiat zaopatruje w zboże Dauryę i okolice blizkie Irkucka. 

miMUeh i międiy koMkami nił po wsiach. Ni« mogłem zebrać ogólnej 
iiesby lodooścl bes róinlcy włada, pod którycłi aan^dem zostaje; a niektó- 
rych tylko kaocelaryi udało się mi otrsymaó wiadomości statystycsae , które 
tD podaję. Otói, liccba 139,676 mieszkająca na wsiacli pod władsi| sprawnłka, 
według wiar dsieli się: 

Mężczytn. Kobiet. Razem. 

Greko -TossyjskieJ 35799 85443 71243 

Katolików 56 3 59 

Reformowany cli »•• 3 — 3 

Żydów . . . , 596 284 S80 

Maiiometanów 259 13 271 

Baddaistów 32026 30681 62707 

Sttaianów 2202 2318 ^ 4515 

Naleiy tu objaśnló, ie sutystyka rzfdowa nie zwykła podawać liczby 
ludności , nalei§cej do róinych sekt kościoła wscłiodniego. Wsaystkieh sek- 
cUrzy mieści pod rnbykf wyanąjęcyeh grecko-ros8yJsk§ wiarę. W Wierchaoa- 
diAskim powiecie z liczby 71,242 prawosławnyeli, należy przynajmniej 80.000 
oddzielić na wyznawców rółnycłi sekt. 

w innem tąjemnem sprawozdaniu, sprawnik wierelinondińskich staro- 
Yierców dzieli na dwie sekty. Popowców wedłag niego Jest 7,931 mężczyzn, 
8|013 kobiet, razem 15,944. Bezpopoweów 583 mężczyzn , 548 kobiet, razem 
MSI. My uważamy liczby te za niedokładne i liczbę sekciarzy tego powiata 
podając na 30,000, Jesteśmy przekonania, iż podaliśmy rzeczy wist8z% liczbę 
«arowier»kieJ ludności. 

Liczba nowonarodzonych w roku 1849 wynosiła dzieci płci męzkię) 2,435, 
^eci pici żeńskiej 2,157 po wsiach. Liczby te co rok zmniejsząf« się Uk, 
*» w roku 1857 dzieci płci męskiej we wsiach nrodaonych było 1,942, dzieci 
Plei żeńskiej 1,688. W przeciągu lat dzieci ę«ia urodziło się 17,825 chłopców 
1 15,780 dziewcząt W roku 1849 zmiirło we wsiach 1,390 mężczyzn , 1,140 
kobiet. Roku 1857 zmarło 1,074 mężczyzn i 935 kobiet. W przeciągu zaś 
^t dtiewięcia amarło 10,561 mężczyzn 1 8,458 kobiet. 

Małżeństw zawarto w 1849. roka 582 , w roka 1857 , 690. Liczba więc 
małżeństw powiększyła, a Ucaba nowonarodzonych zmniejszyła się, co do. 
vodzi zmniejszenia się siły urodzajnej w ludności , na co wpłynęła rozpusta 
i służba wojskowa. W dale więc lat od 1841. do 1857. roka włącznie, zawarto 
»»»łżeństw 5,497. 

17* 



260 

Flora bojna, mniej jednak obfita nii flora w Daniji. St 
górach ro8n% sosny, modraewia, brzozy i cedry; w dołiuek 
rosną wierzby, łozina, czeremcha i jabłoń syberyjska; ^ 
róie dzikie i wszystkie prawie drzewa i knaki, o Ićójtk 
mówiliśmy w opisie Daaryi. Zwierząt dzikidi z drogiffi 
futrami jest nie wiele w Wierchnondińskim poinea^ 
w którym za to daio jest domowych zwierząt: kosi i 
bydła. Barguziński znów powiat pełen jest wilków , liióv. 
soboli, niedźwiedzi, za to hodowla domowych tjtńen^f^ 
mała. 

Nerczyński powiat jest krajem górnictwa, WierdiMi- 
diński krajem rolnictwa i pasterstwa*), Barguziński zaś wieDą 



*) w 1S57. roku do ladności zostającej pod włtdsf tpnvnilu i 
Ziemi pod sabudowaniami, ogrodami, po- 

dwóraami 347087 daleaitein G > ^ **^ 

Ziemi pod rolną uprawą 20O483>/« • > » M » 

Pod ląliami a07494Vi > » « » * 

Pod lasami 214159 » » * SS * 

Pod drogami 21886V4 » • > 1« * 

Pustkowi 643530 » » > 37S • 

Pastwisk 10640 • ■»»»*_ 

Raaem . 1,645438 datesiccin Q i U» i|iB 
wfośdanie WierchnoudiAaklego powiatu (prilea koiaków i »•■">■} 
aasieli w 1857. roku syU oaimego 6,373 ćwierci ( cietwierti ) artnii M^^ 
ayU Jarego 72,573 ćwierci sasiali, a 190,668 ćwierci sebrali; psnuey "^ 
9,924 ćwierci, a aebrali 23,746 ćwierci; owsa 11,920, a aebnli 30,43ićaa^; 
Jceamienia 4,551, a zebrali 8,380; prosa 93 aasiali, a 226 ćwierci ickfił>;kt> 
nopi 1,390 ćwierci aasiali, a 1,137 aebrali,* taUrki 712 aaaUU a 219 ■**■>' 
Oenj aboia w powiecie tego roku byłj nastfpąjąoe: ćwierć iyta (vifi^f*' 
dćw) płacono po 2 r. 70 kop. ; ćwierć owsa (waga 6V9 pnda) po 2 r. kif^ 
ćwierć Jcoamienia (waga 8 pudów) po 2 r. 30 kop.; ćwierć tatarki (•# 
8 pudów) 6 r. 60 kop.; psienicy (waga 8 padów) 4 r. 80 kop.; ćwitii^*^ 
Jfcsmiennych (8 pudów) płacono po 5 r. 20 kop.; ćwierć psaeaafek km 
po 5 r. 60 kop.; tatarcaanyołi krup po 7 r. 60 kop.; owsianych 7 r. S>ke?-: 
ćwierć Jagieł (8 pudów ) kosstowała 8 r. 50 kop. 

w roku 1857 eliłopi i Boriaei utrsymywall 106,351 koni; 131,09 kf* 
rogatego; 248,671 owiec; 20,606 bwId, 35,332 kós; 994 wielbłądów. 

w roku 1857 a ludności włoóciaAski^ w Wierehnondi&akim pv9V^' * 
aa morderstwo, 11 aa słodaiejttwo , 6 la fałszowanie pleni^sy, i^f^ 
lanie, oddań yc li aosUło pod sąd kryminalny. Łleaby te nie obąi*^^'' 
sądzonycli przez gminy, damy i samego sprawnika. Nie dąją ^ ^'^ 
dnego obrazu przestępstw popełnionych w powiecie, tym bardzie. ** "' 
obejmują ladności miejskiej i kosaekią). Przy ananem tolerowaaia i 0^* 
wanitt występków przez poddanych cara , Jedna tylko cz{ćć zbredai ift/0' 
nych, dochodzi do wiadomości włada. 



261 

piitfcsą. Pad względem handln Wierclmoadiński powiat 
dotąd by} nąjwaŹBierjszym; Eiachia bowiem w nim położona 
posiada monopol handlu herbatą. Handel rybami rozwiną! 
się nad Bajkałem. Handel kramarski i handel kolonialnych 
i łokciowych towarów koncentnge ńę w miastach i 
^ękazych siołach; w ogóle jest to handel drobny, słożąoy 
tylko mi^scowym potrzebom '^). Handel księgarski wcale nie 
Istnieje. 

Rękodzielnictwo na bardzo niskiej stopie. Mieszkańcy 
wyroby rzemieślnicze i fabryczne sprowadzają z Irkucka lub 
z Moskwy. Chłopi robią na swoje potrzeby samodział, płótno 
i wyprawiają skóry. 

Fabryk w powiecie jest zaledwo kilka. Pod Wierchnou- 
dmskiem jest huta szklanna, należąca do kupca Kurbatowa i 
wielki n^yn tegoż Kurbatowa. O fabryce cukru w Biczurze 
jnś mówiłem, należy ona do kupca Nerpina. W roku 1856 
zebrali 30,000 pudów buraków, a w roku 1857 wyrobiono 
cokra na 17,788 r. sr. Zatrudniała ta fSabryka 170 robotników, 
w roku 1859 upadła. 

Tenże sam Nerpin w Ujśó Eiachcie założył rafineryę 
cukru; piasek cukrowy otrzymywał z Chin. Stracił wiele na 
tern przedsiębiorstwie i fabrykę zamknął. Nad Czykojem we 
wsi Szembielik znajduje się mydlamia i olejnia w której 
robią olej z cedrowych orzechów. W roku 1859 w spra- 
wozdaniu urzędowem podano wartośó wyrobionego tu mydła 
na 12,000 r. sr., a wartość wyrobionego oleju na 3,500 r. 
Obie te fabryki należą do wygnańca Konstantego Sawiczew- 
skiego z Krakowa, który do czyszczenia orzechów cedrowych 



«) Wyobraienie o handlu na wsiach da nam następująca tablica, pried- 
tUwiąJica ruch handlowy na Jarmarkach wiejskich w 1857. roku. We wsi 
T&rbosats^n przywieziono na Jarmark towardw na 1,000 r. sr., sprzedano za 
7uo r. We wsi KabaAskn na dwóch Jarmarkach było towarów : na pierwszym 
za 27,400 r. sr., z których sprzedano na 4M5 r.; na drugim towarów na 
15,S00 r. sprzedano na 3,835 r. W Czertowkinie przy ujscio Sielengi, gdzie 
Jeet wielki handel omulami, było na Jarmarku towarów na 83,830 r. sr., z kto- 
rycłi sprzedano na 38,860 r. W Kudarse w gminie lUńskl^ było towarów na 
31,700 r. sprzedano na 3,005 r. W Twarogowej było towarów na 14,500 r. 
iprxedaBO na 960 r. W Onie (duma Buriacka) było towarów na 5,450 r. 
sprzedano 3,900 r. sr. 



262 

i wytłaczania z nich oleju, uiywa machiny pnez siebie wy- 
nalezionej. Sawiczewski w Szembieliku prócz tego zaj%t się 
wykończeniem machiny innej, także swojego wynalazku, a 
w Kiachcie posiada handel herbaty. 

Aleksander i Felicyan Karpińscy, także wygnańcy, w Pio- 
trowsku założyli fabrykę szwajcarskich serów, któr%po kilka 
latach istnienia, przed wyjazdem do krają w 1857. roku, zwi- 
nęli. Garbarni w powiecie jest 5. 

Pod względem mineralnym, biedniejsze s% tutejsze oko- 
lice od nerczyńskich. Prócz żelaza, złota, umbry, grafitu, 
znajduje się tu jeszcze ruda miedziana, którą odkrył w 1856. 
roku Sołowiew; węgiel kamienny w okolicach Wierchnou- 
dińska i Sielengińska, nafta, siarka i soda w jeziorach blizko 
mongolskiej g]ranicy położonych. 

W rządowej żelaznej hucie w Piotrowsku w roku 1846 
otrzymano żelaza lanego 39,941 pudów z którego wyrobiono 
34,945 pudów kutego żelaza i 885 pudów stali. 

Wartość wszystkich wyrobów z tej huty 1857. roku wy- 
nosiła 127,871 r. 33 kop. Czystego zaś dochodu przynioeb 
carowi 14,872 s. 86 y, kop. Wyrabiają tu różne instrument! 
żelazne, ko^y, machiny. 

Warzelnia soli w Sielengińsku, założona w 1719. roku prset 
prywatnych, na początku XIX. wieku przeszła na własność cara 
i miejsce deportacyi dla skazanych do robóŁ W roku 1846 
otrzymano z niej 13,008 pudów soli. Dzisiaj warzelnia ta 
przestała być czynną. 

W roku 1858 było w Wierchnoudińskim powiecie 9 ko- 
palni złota, a w Barguzińskim rozpoczęto kopalnie złota 
w 38 miejscach. W 1857. r6ku wydobyto z 9 kopalni 13 
pudów złota, 38 funtów, 21 zołotników i 26 Y, doli. Massa 
piasku, w którym się to złoto znajdowało, ważyła 7,321,366 
pudów, wypada więc na 100 pudów piasku 70 '/^ doli złota. 
Robotników najemnych w kopalniach złota było 1,082 z tg' 
liczby 17 uciekło, 2 złapano. Kozaków dla pilnowania 
złota było 28, koni roboczych 446, lekarz 1. W obu 
powiatach nie skarb, lecz kupcy eksploatują złoto. Roczne 
utrzymanie robotnika w kopalniach Czykojskich koszto- 



263 

iło 100 r. sr., w kopalniach zaś Witimskich od 200 do 

D r. ST.*). 



*) w ioDjch kopalniach słota, roccne atraymanie Jednego robotnika ko- 
twiło: V kopalniach piSInocno-Jeniai^skioh od 350 do 350 r. sr.j w poło- 
•wo-JeniHlskich od 150 do 250 r. sr.; v biroałhekioh kopalniach 150 r. sr.; 
ikkfflińskich od 300 do 400 r. sr. 



n. 



Ż«glug« po Bajkale. — Brsegi Bąik«ła. — Mienkańcj brsegów. — Ham 
Jesiora. — Oolew Bajkału. ~ Bune. — Wiatry. — Pora aamaraanla.— 
Temperatura wody. — Głęboko^. — LeopoIA NIemirowski i Atkioioa. — 
Ekaoficer- topielec. — Żegluga parowa na Bąjkaie. ~ Gaerkies oaiedle- 
niec. — Posoltk. — Jan Dussa. — Omal i inne ryby w Bąjkate. — 
Psy morskie. — Poeiątek Bajkału i trsfsienla siemi. — Kopalnie lapii 
laanli i nefritn. — Wyspy na Jesłone. • Miejsca iyrlftu nad Bąjkalea.— 
Zńacsenie wyrasu Bajkał w róinych j^ykaeb. 



\y Listwiennicznej, głównym porcie Bsgkału, siactfem u 
parowie Następca Tronu, naleź%cy do pana N. Miaśni- 
kowa. Dano hasło, para zasyczała, kotwice zdjęto i statek 
ruszył. Oddaliwszy się od brzegu w prostej linii na dwie 
wiorsty, sternik zwrócił go w kierunku północnym. Oparfy 
na burcie, spoglądałem na brzeg, pod którym płynęliśmy 
przeszło 50 wiorst. Skały i wysokie góry połamane i potm- 
skane w fantastyczne kształty, ubramowały jezioro. W nie- 
których miejscach usuwaj % się w gł%b pejzażu i zakreśIiwsĘf 
łuk koła, tworzą zielone i wesołe zatoki. Stromo stercząc, 
moczą kamienne stopy, pełne jam i pieczar w czystych i głę- 
bokich falach jeziora, a na brzegu nie zostawiają nawet miejsca 
na wąziutką ścieżeczkę. Widoki brzegów są nieporównanej 
piękności , acz cokolwiek za jednostajne. W jednem miejsca 
podnosi się z wody granitowa ściana. Na jej szarem tle po- 
rozpinały się mchy i żółte liszajce, a na wierzchołku stoją 
między sosnami niby gotyckie igły, ostrokręgowe massy Ica- 
mieni. W innem miejscu, w żółtawej skale, zielone żyły wjją 
się i kręcą, jak pasy na jaskrawej tkaninie. Owdzie niby 



265 

nmek z dziedzińcami, basztami, marami i słupami, wykuty 
I kamienia: niedostępna siedziba dachów i ptaków pochyla 
się nad wodą, jakby w ni% miał wkrótce upaść. 

Nic trudniejszego jak opisywanie kształtów skał, których 
linie łamane, proste, krzywe, tworz% formy, jakich nam nie 
przedstawia architektara przez ładzi utworzona. A te zamki, 
riopy, baszty, ta architektonika natury, jakże jest wspaniale 
ozdobiona, jaka obfitość i rozmaitość ozdobi Zacząwszy od 
liazajców, które zdobią skały, jak malowidła nasze ściany, 
od mchów , które niby makaty i bogate kobierce wyściełają 
akabe nisze i komory, upiększyło je całe królestwo roślin. 
Modrzewia, brzozy, sosny i wierzby zielenią się na wierz- 
chołkach i na stoktuih. Mnóstwo drzew powalonych, świadczą 
o gwałtowności wichrów na jeziorze. Tam sterczy pień, owdzie 
korzenie; tam się drzewo nachyliło nad wodą, owdzie roz- 
postarło baldachim konarów, a pod niem kwitną alpejskie 
rośliny i świegocze ptaszyna. Przylądki poszarpane i pory- 
sowane są wodą i piorunami. Rzeźba dziwaczniejsza od 
arabskiej i indyjskiej fantazyi, zdobi boki groźnej przepaści. 
Słońce lipcowe wysypało na brzegi snopy promieni; oUoki 
Wfdrające po błękicie rzucają na nie cień szybko przechodzący. 
Woda, roztrącająca się o kamienie, pokrywa je pianą i huczy 
ponaro; szum zaś, który, głębokie na pięćset sążni piersi 
jeziora wydają, nastraja do kontemplacyi. Szereg gór na 
brzegu przerwany jest głębokiemi, ciemnemi dolinami, które 
uoBą jezioru w dani wody potoków, skaczących między ka- 
mieniami i wody strumieni płynących w cieniu drzew. Przy 
ujściu prawie każdej takiej doliny znajduje się mała zatoka. 
W jednej z tych dolin czerwienią się dachy kilku budynków ; 
lą to koplnie złota, które się już wyczerpało; w innem miejscu 
dymi się w ponurym wąwozie huta szklanna. Dalej, na 
wązkiem wybrzeżu stoi domek stary, opustoszały i samotny, 
jest to stacya pocztowa Kadilna: latem nikt w niej nie mieszka, 
limą zaś, gdy podróżni po lodzie przejeżdżają Bajkał, mieszka 
tn ekspedytor pocztowy i furmani. Kilkanaście wiorst dalej 
Da północ ożywiają brzegi, cztery domki stacyi Oołoustje, 
także zimą tylko zamieszkałe. 

Brzegi Bajkału z kilku stron, nie mogą być zaludnioncy 



266 

strome bowiem góry wychodzące wprost z wody, a w ife- 
wieln tylko miejscach oddalające się od niej, robią poiycje 
zdatne do kolonizowania, bardzo rzadkiemi. MiesilraTifiiiii 
brzegów i wysp jeziora s% głównie Bariaci. Boriat nie po- 
trzebuje wiele miejsca, jemu wystarcza kawałek łąki, w|iki 
pas ziemi pod górą; jurta i namiot jego wszędzie ńę po- 
mieści. Jezioro karmi, a łódka niesie go do sąsiada i i^ 
Kamienia Szamanów. Jest on tutaj wolny, 8amottf< 
a urzędnicy, żołnierz, kupiec i podróżny, nie płoszą go swoia 
widokiem. I 

Buriaci Bajkał nazywają morzem świętem; nazwa ti i 
uczczenie przeszło od nich do Moskałów, którzy w kilkn tylko 
osadach nad Bajkałem mieszkają. Broń Boże, jeżeli kto go 
zamiast morza tylko jeziora tytułem obdarzy. Jest to obna. | 
za którą Bajkał, podobny w tem do czynowników, mści tą 
burzą, falowaniem i kołysaniem, a czasem i zatopienia | 
statku. Opowiadają wiele wypadków zemsty jeziora. Pewnego I 
śmiałka, który go w podobny sposób obraził, burza dwa ty- | 
godnie rzucała pomiędzy brzegami*), ledwo ubłagane doekf I 
pokorą i odwołaniem obrazy, wstrzymały wichry, powici|- 
gnęły fale i pozwoliły mu w całości zawinąć do bnega | 
Jeżeli płynąc po Bajkale, podróżny nie wiedząc o zabobonną 
wierze ludu, nazwie go jeziorem, cała osada statku oaekice 
śmierci i robi wymówki podróżnemu, które w razie * 
czywistej burzy, kończą się wyrzuceniem grzesznika « 
statku. 



*) Jest tu zapewno mowa o burzj, która prset dwaDaśde dai i 
galłotf , na której w 1835. roku płynął a powrotem i Zabajkala KoastiUj 
Csewkin (dzisiaj minister Icomunikacji )4dowych i wodnych). Mówif. <* 
GaewkiD płyn^ w Umtf stronę , obratił Bajkał naawf JesiAra. fnjt^P^ 
Jedoak sscsciliwie. Morse prsecieł ole sapomniało obrasy i w powrocie mb- 
icMo się. Wiele podobnych wypadków opowiadaj* rybacy bajkalscy. SutA 
porwany Jesienna burz* , czasami przei cały miesiąc nie moie pnybit <• 
brzegu i błąka się po roahnkanyełi falach , które przea Jego pokład pntat- 
ląją sif i sieją trwogę w sercu załogi a poboinem diżeniem •łf'ł*^ 
JąceJ iimieroi. Wiele tei statków rozbija się o skaliste i ostre pnjif^ 
albo ginie na rafie lub podwodnym progu. Żegluga parowa prseprawf pC 
Bą|kał ułatwiła i zrobiła bezpieczniejszą. Łecs i teras gdy baraa ssskeei^ 
parowiec , kilka , czasami trzy i cztery dni waicsyd musi z baiwsosoUf i*** 
Sawinie do brzegu. 



267 

W caasie gdy wichry północne podnoszą na jego po- 
wierzchni ogromne bałwany i mocno miotają statkiem, po- 
dróżni doświadczają choroby morskiej. 

Wiatry na jeziorze 8% bardzo pospolite*). Zrywają się 
nagle, zmarszczą i zbałwanią jezioro i biada wówczas łódkom 
i czółnom, które się oddaliły na pełną wod§. Widok wzburzo- 
nego jeziora, wzbudza w duszy Buriata uczucie przestrachu 
i poszanowania. Bajkał si§ gniewa, mówi Buriat, aje£eli 
wówczas jest na wodzie, cicha magasz (modlitwa) do duchów 
świętego morza wyrywa się mu z piersi. W jesieni burze 
są codziennem zjawiskiem i bywają bardzo gwałtowne. Bryły 
ogromne lodu przewalają się, trą, szumią i jezioro podobne 
jest do lodowatego morza. 

Chociaż zamarza Bajkał dopiero w pierwszej połowie Sty- 
cznia (nowego stylu), żegluga po nim w jesieni zupełnie 
ustaje. Burze nie pozwalają jego powierzchni wcześniej po- 
Icryć się lodem, fale bowiem wysadzają w górę lodowate 
zwierciadło , a wicher je kruszy i pędzi. W zimie , podróżni 
po lodzie przejeżdżają. Lód bywa cieńszy niż na rzekach. 
Wichry często jeszcze pod lodem falują wodę i przeraźliwie 
huczą. Podróżni słysząc pod nogami grzmot i huk podobny 
do strzału armatniego, trwożą się i z przerażeniem spoglądają 
na szeroką szparę, która przed nimi na lodzie nagle się roz- 
warła. Przejazd jednak po lodzie nie jest tak niebezpiecznym, 
jakby się zdawać mogło. Doświadczenie i roztropność wo- 
źniców ochrania od nieszczęśliwych wypadków. Lód pęka i 
rusza się w połowie, a żegluga otwiera się w końcu maja 
(nowego stylu.) 

Dzień w którym przeprawiałem się przez jezioro był jasny 
i pogodny. Słońce przeziera się w zielonej fali, a w wodzie 
spadającej z kół parowca, tworzy niknące co chwila tęcze. 



*) Wiatr północno saehodni na Bąjkalo sasjwa sif Kaltnk , spnyja 4o- 
glndM, bo nie sprowadut bony. Południowy jest iriatrein bokowym, na- 
*Tv>J4 go Ssełon ; południowo lai wschodni Bargniinem , od miatU tegoł 
raswiska. Ifąjniebeipiecsniejsse wiatry aą północne , wieiifce s ogromn% siłf 
> przepaści, debr i dolin nadbrzeinych gór. Ten to wiatr sprawia, U w póśnej 
jMleni cKCsto bursę tu panujf i śe Jesioro nie moie aamarinfó w eaasie, 
V którym inne jesiora i raeki w Syberyi aamarsąją. 



268 

Wiatru nie ma i jezioro spokojne, zaledwo si^ maneiy. 
Woda jego w massie ma kolor szmaragdowy jak i w msaM 
Morskiem oku ; w szklance jest bez kolom i czysta jak ba. 
Przezroczysta jest do tego stopnia, śe kamienie na 8, a nsv^ 
na X0 Si|żni w głębi sterczące i ryby w takiej gl^ ^ 
nące, widać na powierzchnL Przytem jest tak chłodna, it 
kąpać się w niej nie podobna; smak ma słodki. Pan Ssezila 
obserwator z Irkucka, temperaturę wody Bajkału, w mióHi) 
w którem Angara wypfywa, podaje + 6** R. Obsernw^t 
robił w Lipcu, temperatura powietrza była od + 22° B.d9 
+ 26"" R. Na dwa arszyny w głąb od powierzchni, teB|w- 
ratura wody była jeszcze niższą. Na drugim brz^jra ib^ 
Poselskim monastyrze jezioro jest płytsze i temperators aa 
wyższą od 7 do 10 stóp. R. Około Babiego Korczu, Umft- 
ratura wody z piaskiem zmieszanej od + 15"* R. do 16* &, 
dzień był także lipcowy, w powietrzu ciepła + 26'' R. Teah 
peratura wody przy ujściu Sielengi przy cieple + 24^ B. 
w powietrzu, była + Id"* R. Woda rzek małych do Bó" 
kału wpadających, ma temperaturę od + 7*" R. do + 8* H 
Głębokość Bajkału rozmaicie podają. Pospolita gi^lńa jeit 
500 sążni. Są miejsca głębokie na 800 sążni i mające piiiLiiIi 
1000 sążni głębokości'*'). Długość jego dochodzi do 100 idI 
geograficznych, szerokość największa 14 mil, a najmni^sM 



*) w roka 1859 s powoda projektu telegrafu i Moskwy do Ocesaa Wai 
dniego, podanego pnes D. Romanowa, zamierzano praez Bąjkal linit i 
Aczn% przeprowadzić i w tem eelu lejtnant Koaonow robił pomiary jege f^ 
bokowi. Oto rezultaty Jego pomiarów. Głębokość u brzegu w UstwioirT 
7 stóp, a 50 s%łni od brzegu głębokość 90 BąŁniy grunt kamienisty. Hapnaow 
przylądka Syty głębia 196 sąłni, grunt ił z piaskiem. Naprzeciw 8ołote»^ 
doliny głębia 700 8«ini w odłegło^ei pół wiorsty od brzegu. Bą)kał w ■#- 
węissem miejscu pomiędzy ujściem BoguJdi^ki a Siełeogi, gdzie ma tylke 
4 mile szerokości i gdzie Jest nąjpłytszy , ma głębokości u bisegu 3 stopy . • 
5V4 wiorst od brzegu głębia 22 sąłni. potem 80; o 12 wiorst od braega f^ 
bokośś 210 Sfłni , grunt czarny ił. Odtąd do Sielengi glębokośś saesfłA się 
stopniowo zmniejszsó, o 8 wiorsty od J^ średniego ujścia była tylko 3% i 
Żuławy Bognldiejki i Sielengi ooras bardziej wsuwsją się w Jezioro i ■ * 
mogą się zejśś i utworzyć przesmyk który rozdzieli na dwie połowy i* 
łączące się z sobą kanałem. O 5V, wiorst od PosoUka głębia 16% H*^ >*** 
piasek; o 6V« wiorsty, 95 sąini głębi, o 24V« wiorsty od Posolska s • 
58% wiorsty od Łistwieniey 480 sążni głębia, grunt ił; dal«j napcMciw M- 
łowycłi Wrot, 87 wiorst od Poselska, a 46 od Lislwieniey, głębokośe W 
sąini. 



269 

7 i 4 mil. W miejscn, w którem przeprawialiśiny się, ma 
nrerokości 8 mil. 

Jniećmy odpłynęli od brzegn trzy mile, a góry widać 
było jeszcze jak na dłoni. Na północ i poładnie zwierciadło 
jeziora łączy się z horyzontem; na wschodnio południowym 
brzegu widać góry pokryte puszczą i śniegiem, należące do 
najwyższych nad Bajkałem. Ostrokręgowe szczyty, otoczone 
chmurami, ciągną się długiem pasmem. Widok ich z jeziora 
wielce jest pięknym i wspaniałym. 

Piękność brzegów [sprowadziła nad Bajkał kilku malarzy. 
Widziałem krajobraz Leopolda Niemirowskiego *) robiony 
olejnemi farbami, przedstawiający miejscowość zwaną Wrota 
Bajkalskie. Skała sterczy w jeziorze jak kolumna i łączy 
się z brzegiem naturalnym pomostem. Skała ta podobna jest 
rzeczywiście do wrót, pod którymi przepłynąć można. Kra- 
jobraz Niemirowskiego jest nocny; światło księżyca odbija 
się w jeziorze i mdłą poświatą okrywa skały, łódka z ludźmi 
dopływa do wrót' Atkinson, akwarellista angielski, który 
wydał w ostatnich czasach opis swojej podróży po Syberyi, 
zrobił akwarellą Wrota Bajkalskie. Wschodzące słońce na 
jego pejzażu zarumieniło wodę i skały. Koloryt jest tywy, 
a pejzaż wysokiej wartości. Widziałem prócz tego, widok 
Kołtuka nad Bajkałem robiony przez Atkinsona i brzegu po- 
rosłego drzewami w chwili zachodu słońca. Oba te krajo- 
brazy wszystkim się podobają; my zrobimy tu uwagę, że 
pejzaże syberyjskie Atkinsona mają koloryt i powietrze nie 
syberyjskie. Piękne są one, ale nie są wiemem oddaniem 
natury tutejszej. Smimów pejzażysta Irkucki, zrobił także 
kilka widoków bajkalskich; między innemi, widziałem jego 
roboty, widok monastyru Poselskiego. Krajobrazy Smimowa 



•) Leopold Niemirowtki , pnysłaoy do kopalni u twi^Mk Stynona Ko- 
nankiego, % Wołynia. ZwiedsU prawie oal% Wsohodni« Syberyc, był i 
w Kamciatee. Posiadał wiele talentu malarskiego. Malował akwarell%, olejno 
1 ołówkiem, pitkniejsse widoki zwiedsaną) pnes siebie krainy. Wspaniałe 
pejsaśe Wseliodnl^ Syberyi, które Iw. D. Bołycsew wydał w 18S6. roka prcy 
swojej podróiy, robione sf z obrazów i rysunków Niemirowskiego, o ozem 
Bułyczew ani wzmianki nie zrobił; czemu się nie dziwimy, wledsfc, ie i opisy 
w tern dalele tą plagiatem. 



270 

nie odznaczają się wysokim artyzmem, ale są z& to neieloą 
kopi% syberyjskiej natury. 

Parowiec nasz szybko zbliża się do celu podróży. Joi 
zobaczyliśmy kopuły monastyrn, już wschodnie brzegi jezion 
wyraźniej kształty swoje rozwinęły, a pasażerowie aa^ '. 
zbierać swoje manatki. Sternik widz%c to powszechne bqr 
tanie się ostrzegł, iż zawcześnie myślemy o opuszczenia siatka, 
bo chociaż Posolsk wydaje się nam blizko, dzieli nas jedttk 
od niego 18 wiorst. Postano w^em skorzystać z czasa po- 
trzebnego na przebycie tych 18 wiorst i przyjrzeć się i^ 
towarzystwu zebranemu na pokładzie parowca, na którą a- 
jęty przypatrywaniem się brzegom i wodzie, nie zwna^ 
uwagi. Towarzystwo było wcale nie liczne. Prócz nassy. 
nisty anglika czy też niemca, sternika i załogi parowea, ł^^ 
na statku dymissyonowany pułkownik, stary, pocbybnj ^ 
rześki człowiek, obok niego kobieta z niemowlęciem, któri} 
stary z szczególną troskliwością usługiwał. Dowiedziałem •$ 
później, że młoda kobieta była żoną syna pułkownika, ktÓ!?. 
będąc już kapitanem, za zmarowanie i kradzież żołnierskich 
pieniędzy zdegradowany został na szeregowca. Prócz tjet 
osób, było na statku dziesięciu żołnierzy, dwie wieśniaciki 
ubrane po staro -obriadzku, dwóch kupców w zabrudzonych 
paltach i starzec siwy jak gołąb, trzęsący się ze stsioA 
który powracał do domu z pielgrzymki do grobu św. boeefi* 
tego w Irkucku. 

Obejrzawszy podróżnych, zacząłem rozmowę z kondakn- 
rem statku o Bajkale i jego okolicach i o kompanii źeg{>P 
parowej. Dawniej, jak to już mówiłem, przeprawa pcA^ 
Bajkał odbywała się na galiotach i statkach żaglowych, z«ł> 
nych karbasami, które kursowały między Posolskieffl * 
Listwienniczną. Od lat kilkunastu taż przeprawa odhjvt 
się na statkach parowych. Założycielem żeglugi parowej m 
Bajkale był kupiec N. Miasników. Wybudował on dwa pa- 
rowce (1845. roku) które nazwał Mikołaj i Nas tępe* 
Tronu. Mikołaj spłonął i przez wiele lat, aż do roku 185S, 
tylko jeden statek kursował po jeziorze. Czynny bardzs 
przedsiębiorca D. E. Bernardaki, zaczął w 1857. roku w Listwien- 
niczej budować dwa statki parowe, każdy o sile 60 koia. 



271 

pod djrekoy% inżynieraFineobanika Gada, anglika. Statki skoń- 
czone, 26. października 1858. roku spuszczone na wodę i 
uroczyście poświęcone zostały. Jednemu dano nazwisko Mu- 
rawiew - Amurski, drugiemu Bernardaki. Tak więc 
obecnie trzy parowce żeglują po wodach Bajkału. 

Rozmowny konduktor rozgadawszy się, opowiedział mi 
jeszcze historyę pewnego Moskala, który znalazł traiczn% 
śmierć w nurtach jeziora. Człowiek ten pochodził z arysto- 
kratycznej rodziny i służył w orenburgskim korpusie w sto- 
pniu oficera. Za zmarnowanie pieniędzy skarbowych, oddany 
pod sąd i wygnany został do Irkucka. Imię jakie nosił, nauka 
którą posiadał, otworzyły mu salony arystokracyi ii*kuckiej, 
na czele której stały dwa domy wygnańców: kniazia Trube- 
ckiego i kniazia Wołkońskiego , dekabrystów moskiewskich. 
Oficer o którym mowa, był wszędzie dobrze przyjęty 
i dobrze widziany. Położenie jego w Irkucku zrobiło 
się dogodnem, a los zdawał się mu uśmiechać. Przy- 
jaciele, ażeby wyrwać go z poniżenia i dać mu sposobność 
wrócenia do stopnia i praw jakie utracił, wystarali się, że 
został naznaczony na służbę do wojska kozackiego, gdzie 
mogliby mu dać zręczność odznaczenia się i postarać się o 
pretekst do przedstawienia go do nagród i awansu. Tym- 
czasem eksoficer zabezpieczywszy sobie przyszłość, myślał; 
że już nie miał potrzeby odegrywać dłużej uciążliwej mu 
roli przyzwoitego i porządnego człowieka i wrócił do dawnych 
obyczajów. Zaczął pić po szynkach z ludźmi z gminu, albo 
t«ż z deportowanymi za złodziejstwa, ogadywał przytem pro- 
tektorów swoich, za co wszystko arystokracya zamknęła mu 
fewi przed nosem. Wypchnięty ze salonów, jeszcze więcej 
puścił wodze nałogowi, który zręcznie umiał w sobie przez 
jakiś czas utaić. Nadszedł wreszcie czas udania się na 
służbę. Zdarzyło się, że jednocześnie z eksoficerem prze- 
prawiała się przez Bajkał księżna Wołkońska, która prote- 
gowała go, a następnie oświadczyła, że dom jej jest dla 
^ego zamkniętym. Eksoficer pił z kozakami pod pokładem. 
Nie źle już podchmielony wyszedł na pokład, a zobaczywszy 
^i§żnc, zbliżył się do niej i chciał z nią mówić. Księżna 
odwróciła się od niego i weszła do swojej kajuty. £ksoficer 



272 

chcąc się po pijanemu koniecsnie przed księżną lupnwiedli- ' 
wić i przekonać j%, &e pijakiem nie jest, udał nc za ni^ j 
lecz księżna nie chciała go nawet shichać i wjrsria zaowa u I 
pokład. Natrętny i uparty i tu jej nie dał pokoju ibabalifie 
prosił o pozwolenie usprawiedliwienia się, grożąc ▼ pr*- 
ciwnym razie utopieniem się. Księżna, obrażona jego oi' 
tręctwem, odpowiedziała sucho, że nie ma przylemności me 
go 9 a więc i jego usprawiedliwiania się buchać nie po^ 
buje i schroniła się powtórnie w kajucie, rozkasiwssy mh)f 
do siebie nie wpuszczać. Eksofioer udał się pod poldad, i 
tam nie zagasiwszy alkoholem pragnienia, wrócił z pijWT* 
także podoficerem na pokład. Długo zamglonym wutien 
wpatrywał' się w wodę jeziora, nagle zrzucił z siebie pbtfii 
przechylił się przez burtę statku i rzucił się w wod§. 8titek 
wstrzymano, spuszczono łódkę na jezioro, lecz topielei^ 
mogli odszukać. 

Konduktor kończył opowiadanie w chwili opostcaBi 
kotwicy. Parowiec zatrzymał się o dwieście sążni od bmp 
i podróżni na łódkach popłynęli do Poselska. Jezioro 'fi^ 
tu płytkie, statek więc nie może jak w Listwienniirf ^ii6kK 
się do samego lądu. W Posolsku nie ma domu Ajadse^ 
a podróżni którzy chcą tu dłuższy czas zabawić, muszą sobc 
gościnności w domach wieśniaków. Ja ją znalazłem w dotf 
czerkiesa, zesłanego do Syberyi na osiedlenie za udeA 
w góry do Kazi -muły, który wówczas wojował z taoaki^ 
a był może największym bohaterem Kaukazu. Czerkies met^ 
tu już lat kilkanaście, zestarzał się, ożenił się i prz^ v^ 
żony swojej prawosławną, wyrzekłszy się Alkoranu. Sp^ 
tem tu dzień cały. Czas mi przeszedł na zwiedzania ^^ 
nastyru, na przechadzkach nad jeziorem i słuchaniu opowii' 
dań o bitwach kaukazkich. Czerkies , jakkolwiek joi «]^ 
rodowiony, nie zapomniał ojczyzny swojej, a iskra miłf^ 
dla niej tliła jeszcze w jego sercu. 

Posolsk jest osadą z kilkudziesięciu domów złożeni, ^^ 
rzuconych na mokrej równinie. Mieszkańcy trudnią sie i?* 
bołówstwem, a głównie połowem omuli. Omul świeży wctte 
jest smaczną lybą, kamuono mnie nimi na śniadanie, obiiB 
i wieczerzę. Nie wiem czy z powodu postu, ozy też z powois 



273 

siedoaUtku, w całej wsi nie mogłem dostać kawałka mięsa ^ 
wszędzie mi odpowiadali, źe prócz ryb i chleba, nic więcej 
w domu nie maj%. Musiałem przestać na tern co było. Nie 
będę jednak skarżyć się jak angielscy i niemieccy wojażerowie 
na brak pokarmu do którego przywykłem. Nie będę z tego 
powodu moich opisów zapełniać dowcipnymi lecz pustymi 
frazesami, w których podróżny usiłuje dowieść, że dla pu- 
bliczności poświęcił się, bo zamierzając zaznajomić ją z nie- 
znaną krainą, udał się w podróż, w której doświadczył wielu 
przygód i przykrości, pomiędzy któremi najważniejszą byli 
ta, iż nie umieli mu ugotować ulubionego puddingu lub kawy 
z kartoflami. 

W Syberyi podróżny przyzwyczajony do wygód, doświadczy 
wielu podobnego rodzaju przykrości. Nie ma tutaj hotelów, 
podróżny musi więc albo wozić z sobą kuchnię, lub też jeść 
to, co mieszkańcy jedzą. 

O kilka sążni od jeziora wznosi się cerkiew murowana 
z zielonemi kopułami i kilka drewnianych budynków, oto- 
ozonydi ogrodem i murem, .w których mieszkają czemcy 
(zakonnicy) i służba klasztorna. Szum wód blizkiego je- 
ziora, okolica pełna piękności, zachęca i skłania w tern po- 
wabnem ustroniu do kontemplacyi, której jednak zakonnicy 
wcale się nie oddają. Odmówiwszy przepisane modlitwy, 
odprawiwszy zwyczajne nabożeństwo, zakonnicy dnie całe 
spędzają bezczynnie na rozmowie i staraniu o rzeczy do- 
czesne. Życie prowadzą wygodne i wesołe. Gościnnie przy- 
jęty i poczęstowany fajką, dowiedziałem się od nich, że Po- 
8oUk otrzymał swą nazwę z powodu śmierci Erofeusza Za- 
hołockiego, posła moskiewskiego, wysłanego przez cara Ale- 
^6ja do mongolskiego hana Gecenia, a którego tutaj Buriaci 
zdradliwie roku 1650 wraz z synem i siedmiu kozakami za- 
^i< Zwłoki posła spoczywają za murem klasztornym. Nad 
jego mogiłą postawiono żelazny krzyż z napisem głoszącym 
okropną śmierć nieszczęśliwego posła. W dziesięć lat potem 
jnż ta miejscowość była w ręku moskiewskiem, a na pamiątkę 
smutnego zdarzenia wybudowano kaplicę, którą potem prze- 
budowano na cerkiew. Za panowania cara Teodora Aleksie- 
jewicza, w roku 1681 przy cerkwi wybudowano monas^ 

OiLŁBK, opisAuie. n. 18 



274 

pod tytułem Przemienienia Pańskiego (Spaś Preobnieński). 
Cerkiew jest niska i ciemna i jak klasator nie zawiera w loke 
nic godnego awagi. 

Do wspomnień nadbajkalskich należy takie śmierć p*> 
czciwego polskiego wieśniaka Jana Dnszy. Doia ^ 
rodem z Kaliskiego Województwa. Shiźyt jako aafp- 
wiec w wojska polskiem w 7 pułku liniowym. W roh 
1631 bił się walecznie z moskalami, zawsze pełnymi dlitti 
nienawiści. Po upadku powstania, wcielony do wojsk m* 
skiewskicłi wraz z dwoma swoimi braćmi, piecbot| pRj- 
pędzony został do Syberyi, gdzie zmuszono go slaiyevbir 
talionie konsystującym w Irkucku , a braci posłano do Xff> 
czyńska. W batalionie kochali go koledzy, był bowiem edo- 
wiekiem uczynnym, przyjemnym w obejściu, skromnjB i 
poczciwym. Wróciwszy z warty lub' mostry robił z konea 
brzozowych fajki, sprzedawał je, a groszem zkąd sebnnja 
osładzał swoją żołnierską dolę, nieraz pocieszył i smatoefo 
ziomka, jak i on za obronę ojczyzny męczonego shiibi^ 
spoty. Pewnego razu Dusza odkomenderowany był z oddai- 
łem żołnierzy do konwojowania partyi aresztantów za B»^ 
Ody powracał z komenderówki nad samym Bajkałem, dnp 
żołnierz strzelił w niego i na miejscu położył. Zabójca W 
Moskal. Dusza nie mif^ z nim nigdy żadnych stosonkóf. 
ani znajomości, niewiadomo więc czy przy^dkiem, czj^ 
moskiewską do Polaka niechęcią karabin jego był kie^o«v^ 
ifiiszę pogrzebano na cmentarzu po nad jeziorem, amonknt 
jego oddano pod sąd, który go wysłał do robót naat*^ 
•skich. Z mogił poszedłem po nad jezioro. Wodywzbarn* 
zachodnim wiatrem uderzają z wściekło -ponurym jękieA* 
brzegL Fale wyrzucane na ląd, okrywają go na kilka ^ 
rozpryskującą się pianą; na jeziorze wysokie jak paliki bi^ 
wany przewalają się i harcują, statek gwałtownie kołTtK^ 
na kotwicy. Uroczyste i wspaniałe ma wejrzenie Bą^ 
podczas burzy! Lubię taki widok! Wpatrując się w bon^i^ 
&le, rozłoBzczone i pieniące się jak zemsta, a hałasajfoe jf 
tysiące ludzi, uczucie moje zwykle rzewne, tęskne i lago^ 
jędrnieje i czuję się silniejszym i śmielszym. Wołam M 
wówczas z poetą « burzy! burzy! lepsza burza !» 



275 

Idąc brzegiem, zrywałem po drodze iriey i lilije, któryoh 
tu rośnie bardzo duio. Zielone łąki, gaje brzozowe, wesoło 
stroją okolice. Na polance nad wodą, zobaczyłem budę zro- 
bioną z kory sosnowej. Dym wychodził drzwiami i bud§ 
jakby obłokiem okrążył. W budzie zastałem kilku rybaków 
w modrych koszulach, siedzących przy ognisku i kurzących 
lulki; kobiety także z lulkami w ustach gotowały ryby dla 
swoich mężów; dzieci bawiły się popiciem. 

Całe rodziny udają się tu na połów i lato spędzają na 
samotnych brzegach w budach na prędce skleconych. Dzieci 
wcześnie przyuczają do wioseł. Widziałem ojców puszczają- 
cych się w dużej łodzi na jezioro z siedmioletniemi a nawet pię- 
. cioletniem ichłopcami, którzy zastępowali dorosłych wioślarzy. 

Bajkał obfituje w ryby. Najpospolitszą rybą w jego wo- 
dach jest omul (Salmo autumnalis), którego jest kilka gatun- 
ków.*) Omul jest ulubioną rybą Syberyaków; w poście za- 
stępuje im śledzia, do którego zbliża się smakiem. Solenie 
omuli nad Bajkałem jest niedoldadne i nieumiejętne , prędko 
się też psują i nie mogą być w dalekie strony wywożone, 
hpieó pospolity, zwany tu harguz (salmo thymallus) znaj- 
duje się w Bajkale i prawie we wszystkich rzekach Wschodniej 
Syberyi; łowią go bardzo dużo, lecz handel nim jest tylko 

*) Bo Irkucka s Bajkału prsywieciono solonych omuli w roku 1847 bees«k 
9)38; 1848. roku 3637 becsek; w 1849. roku 2367 becsek ; v 1850. roku 
S072 beczek ; w 1851. roku 3947 becsek ; w 1853. roku 1809 becsek; w 1858. roku 
3990 becsek ; w 1854. roku 2167 beczek ; w 1855. roku 1822 becsek ; w 1856. 
rohn 2372 becsek. Najlepsze omule poła^iąjf -w Sielendse 1 nasywąją je sielga. 
Beetka ważąca od 30 do 40 pudów, a sawierąj^ca od 800 do 1000 astuk aielgi, 
ko«stovala w 1856. roku od 36 r. do 50 ra. Becska omuli angarskick za- 
żerająca od 1500 do 1800 sztuk, a waiąca od 35 do 40 pudów, kosstowala od 
16 do 32 rs. Becska barguzińskich omuli, wagi od 35 do 45 pudów, sztuk od 
1500 do 2000 kosztowała od 16 do 26 rs. Beczka korgińskicli omuli, które 
'ovią przy ujściu Korgi, wagi od 35 do 45 pudów, iztuk od 1500 do 200O 
kosztowała od 16 do 80 rs. Ikry omulowej przywieziono 870 pudów; pud od 
3do 3r8. Swłeiycli omuli prsywiesiono: Boguldiejki, to jest łowionych przy 
Bjścia Boguldiąjki 91,000 sztuk , tyslfc płacono od 14 do 30 rs. ; kotcowych 
onuli 33,000 sztuk ; czywirkujskich omuli 300 pudów; omuli zwanych kuczerga 
M)000 sztuk. Gatunki te omuli różnią si« wielkośdą 1 tłustoiieif. W inne 
okolice Syberyi nie mało ich takie wywożą, a ogólny połów omuli podają na 
W tydccy beczek. Omule znajdują się w Bajkale i w rzekach do niego wpa- 
*«j»cych. Przy nj<cłu Jenłseju, Tazu, Janie i w Indłgirce Kolymle jesl inny 
ptnnek omuli (Salmo omnl). 

18* 



276 

iiłi^8C0¥^. Prócz tego łowi% w Bąjkaje sznmboBgi^ (Jineki: 
Salmo laYarettts', po moskiewska sig); sscEapaków {fsmk 
cius); miętusy (gados lota, po mos. nalim); pstrągi (foRb); 
jesiotry (accipenser orientalis) i wiele umych, pomi^ 
któremi poczwaroryb (Klak. callionymus baikaleuBis) 0Ę 
tu g<^omianka, właściwy jest tylko BąjkalowL Jest toijii 
mdła, mięso ma białe, bez łuski i tak tłusta, ze gdy fl» 
eona z głębi jeziora, jakiś czas martwa pod promietfB 
irfońca na brzegu przeleiy, tłuszcz, z którego ztoiona, roiii^ 
się i zo8taj% same kości. Prawie nigdy nie pokaiqjeii(* 
powierzchni jeziora; w czasie burzy fale wynacaj^jl* 
brzeg. Tłastość jej kupi;g% Chińczycy ; Buriaci aiyv^ H | 
samiast masła. W Bajkale &yj% także psy morskie (phoo) ; 
zwane tutaj nerpy. Pies morski karmi młode piersujni U- j 
gowisko i gniazdo, w którem chowa młode, uUkidt poi 
ńniegiem na lodzie, nad dziur%, którąsam robi, albo teioi' 
szpar% powstałą w skutek pękania lodu. Pływa doskonik; 
chodzi z trudnością, od dziury w lodzie oddala się tfto^ 
tyle, ieby mógł za najmniejszym szelestem, jednym skołiei| 
rzucić się w wodę. Pływając pod lodem, przez kaidą ufĄ 
wychyla głowę dla nabrania powietrza. Zdarza się, śe«f 
szedłszy z wody, lód gwałtownie zamyka się i biedne z«is4 
zostaje na jego powierzchni na pastwę myśliwym. LsiA 
szczególniej w dni doneczne często głowę nad wodę w^isn 
lub też wychodzi na kamienie wychylające się z wody. Eh* 
się rybami, szczególniej zaś poczwarorybą. Poliąją na latf 
dla pięknej skóry i tłuszczu, którego około Zwiastował* 
ma ze 30 funtów, a na Wielkanoc do 40 fiintów. Bai» 
jedzą jego mięso, Moskale mają je w obrzydzeniu. Moik^ 
polują na niego ze strzelbami na sankach, Buriaci łovi| go 
w sieci, które zastawiają przy otworach w lodzie. 

Uczeni domyślają się, że Bajkał jest kotliną atwonooi 
przez trzęsienie ziemi, co kierunek i położenie gór zdi|je fl| 
potwierdzać. Wulkanicznego początku góry oŁacnjt i^ 
zewsząd i mają wiele śladów uprawdopodobniających hyp^M 
wielkiej rewolucyi, w skutek której utworzył się BajkaŁ ftl^ 
powszechnem mniemaniem, że trzęsienia ziemi i walM* 
bywają pospolicie w krajach przy morskioh, lobuiesbj^^i^ 



277 

ffyeh od morsa. Humboldt dowodzi przedwnie. Powiada 
on, ie środek wielkiego I%da, południowy Ałtoj, ulegał po- 
dw^nemii tnBcrieniu ziemi, którego jednym środkiem jest 
wlkan gór niebieskich (Thianschan), a dmgim jezioro Baj- 
kał. Istnieme wnlkanii wygasłego w paśmie Thian-schan, 
potwierdza najnowsza podróż akwarellisty Atkinsona. 

W okolicadi Bajkała trzęsienia ziemi są zwyczajnem zja- 
rókiem; hypoteza więe o początku wulkanicznym Bigkahł, 
sdąje mę nam byó uzasadnioną. Trzęsienia te odzywają się 
w Irkucku z jednej strony, a w Wierchnoudińskn, w Sielen- 
gin^n i w Eiacheie z drugiej strony. W Sielengińsku 
ifBtrząśnienia bywają najmocniejsze. Kolberg, który od wielu 
lat robi w tem mieście obserwacye meteorologiczne, naliczył 
od 1847. roku do 1857. roku przez 10 lat 21 trzęsień w Sie- 
lengióskn, na rok więo wypada po dwa trzęsienia. Szwarc 
astronom powiada, 4e w Irkucku bywają rzadsze niż w Sie- 
lengińskn trzęsienia, z czego wnosi, że leży na boku linii 
głównych wstrząśnień. 

BajkalskiB góry, złożone ze skał granitowych, gnejsowych 
i trachitowyeh, nie zawierają metalicznych bogactw. Na za- 
chodnim brzegu wydobyły się skały wapienne i piaskowiec; 
ta tylko w dolinach znaleziono złoto. PoUady złota są 
ubogie i śle procentują, w kopalni którą podróżny widzi 
« parowca, po trzech latach eksploatacyi złoto wyczerpało 
rię. O odkryciu innych metalów nad Bajkałem nie sJy- 
ssałero. 

Z drogich kamieni znajduje się nad Bajkałem w obfitości 
tylko lapis lazuli i nefrit. Lapis lazuli dobywają z góry, 
należącej do pasma na lewym zabrzeżu rzeczki Tałoj. Ujście 
Tałoju do Bajkału znajduje się o dwie wiorsty od Kułtuku. 
Wagość Tałoju wynosi wiorst 30, szerokość przy ujściu 3 
sążnie, a w średnim biegu sążeń; dolina wazka, góry nad 
nią stromo jak ściany wznoszą się. Góry na prawem za- 
brzeżu złożone są z wapienia. Pięć wiorst w górę od ujścia po. 
kaznje się szpat polowy, w którym trafiają się apatity i czarny 
tarmalin. Lewe zabrzeże Tałoju, mianowicie w wierzcho- 
wiBku rzeki, sldada się z szarej waki, a w nim pięć wiorsi 
od njścia widzieć się daje gruby pokład wapienia, do mar- 



. 278 

mora podobny, bia2y i czerwonych kolorów. Pod nim » 
legaj % granity i granito^syamty. W wapieniu sknwoaTmi 
jakby poruszonym z miejsca , znąjdiąje się m%cciia wapiestt 
materya, zafarbowana niedokwasem żelaza. W k%iow7ckjegi 
warstwach trafiają się zrzadka syenit i szara waka. Cnb 
łączące mąozną wapienną materyę z drobną miką, w poM 
zrudzia2ych źył, ciągnie się w wapieniu. W miejscadi, gdae 
ijly te rozszerzają się, znajdują się kawały lapis lazoH, pt* 
łączone z wapieniem, który ma wielki wpływ na jego w* 
tośó. Ta](joska kopalnia należała do Permikina*) któiy 1^ 
roku* odkrywszy lepsze gatunki lazurowego kamienia, tuBti 
TOboty w Tałoju. W parowie odległym o 30 wiorst od & 
łojskiej kopalni, Permikin znalazł hondrodit z szpinellą. Dn(^ 
kopalnia lazurowego kamienia, należąca także do Penukini 
znajduje się nad rzeozką Małą Bystrą, która pnep)yB|«"! 
35 wiorst wpada do Irkutu. Szerokość koryta od ) <io ( 
aążni. Na dziesięć wiorst w górę od ujścia, Bystn ^aA 
eię na dwa ramiona, nad lewem są nowe kopalnie iipe^ 
żuli. Na granito-syanicie spoczywają warstwy wapienia Aff- 
nistego, białego, podobnego do dolomitu. W nim inij^ 
się lapis lazuli i siarka w kryształach po szparach i ij^ 
wypełnionych zmączonym wapieniem i miką, lekko nfri^ 
waną niedokwasem żelaza. Lapis lazuli znajduje się jesa* 
nad rzeczką Śludzianką i nad Tułuntajem, wpadającyn ^ 
Małej Bystrej. Lazurowy kamień bajkalski, ma kolor ^ 
kniej szy, większy połysk i większą wpółprzezroczytość, tf 
lazurowy buoharski kamień. W kopalni Bystrej, wydofcf* 
wają kawfl^ lazuru ważące 3 pudy. Prócz lazurowego, o** 
fiają się kamienie fioletowego i zielonego koloru. Od l^ 
roku to jest epoki odkrycia przez Permikina kopalni, do n^ 
1859 wydobyto kamienia lazurowego 600 pudów. Nefiit ^ 
w tym roku odkrył Permikin; do 1859. roku wydobył go 5* 
pudów. W dolinie Śludianki, prócz kopalni lazurowego^ 
mienia, znajdowały się jeszcze kopalnie bąjkalitn, ^^ 



*) OpUanie prliaków Łasorewaho kamuia w Pri Bąjkalskieh r^ 
pnez H. Wersiłowa, drukowane w Zapiskach Sibirskaho OddieU I«F^ 
torskaho Ruakaho Oeograficseakaho ObMcsestwa. Kniika IV. PMsiMt^ 
1858. roku. 



279 

iakśe zarzucone. Pod wpółprzezroczyst% czarna miką, warstwa 
w&pienia' z drobnemi kryształami homblendy, zawiera big'- 
kalit w szparach wypefaiionych prócz tego skruszonym wa- 
pieniem i szpatem. 

Na południe o 82 wiorsty od Poselska; nad brzegiem je- 
ziora, między rzeczkami Pieremną i Kurkuszewką, znajdige 
nę węgiel kamienny, należący do Współki Żeglugi Parowej. 
Odkryto także węgiel kamienny w dolinie przy ujściu rzeki 
Miuicz do Bajkału. Nafta pokazuje się na brzegu od ujścia 
Barguzinu do Wierzchniej Angary i na południowo wschodnich 
brzegach Bajkału. Jest jej tu wielka obfitość. S% także 
w okolicach Bajkału gorące wody siarczane i małe jeziorka 
se słoną wodą. 

Wysp na Bajkale jest bardzo dużo. Pokryte krzakami lub 
trawą porosłe, zamieszkałe są przez Buriatów, którzy według 
starożytnych podań twierdzą, że okolice Bajks^u są ich ko- 
lebką, krainą w której się utworzył ich naród. Za czasów 
Ozingishana Buriaci bajkalscy nazywali się Ojrat*buriat. 
Boku 1189 plemię to na znak przyznania władzy Czingishana 
nad sobą, posłało mu w podarunkn orła. W jedności państwa 
mongolskiego, niedługo trwały te plemiona; już w Xiy wieku 
rozpadły się na wiele państewek i niezależnych od siebie 
hord, z których wiele w Xyil wieku Moskwa ujarzmiła. 
Większe wyspy na Bajkale są: Nerpowa, Stołbowska, Listwie- 
niczna, Pusta, Bakłania, Boguczańska, wyspy Uszkanie i 
Cziwerkujskie. Największa z wysp Bajkału jest Olchon, ma 
10 mil długości a ^% ^^ szerekości. Wschodni brzeg 01- 
chonu jest piasczysty, północno wschodni górzysty i okryty 
roślinnością; w tej okolicy wyspy sterczy Szamańska skała, 
nazywana przez Buriatów Aechu-czołan, to jest straszna skała. 
Buriaci wyznający szamanizm czczą i ubóstwiają te skiUę. 
Cześć ich dla niej , jest tak rzeczywistą , iż Buriat 
w obec niej nigdy nie skłamie; przysięgają w jej imię. Sły- 
szałem, że w środku skały ma być wielka pieczara, w której 
według podania, duchy same sobie zrobiły świątynię. Buriaci 
na łodziach pielgrzymują do skały i na niej pod przewo- 
dnictwem szamanów, odprawiają obrządki dziwnej i poe- 



280 

tjemej swej wiary. Z powoda tej skały Oldłon, noiniły 
uważać za stolioc bariackiego mamanizma. Urodytko iwim 
Casaeza Czingishana, jest rówoieź praedmiotem czci i fA' 
grzymek na Olchon. Wiele innych jeszcze skał i kuniai 
nad jeziorem b% także jak i Aechn-czołan ubóstwiaiie i u*^ 
oone. Kamień zni^diąj%cy się w środku Angary przy wyptyiit 
jej z fiajkala, w imię którego sądowe nawet psyńsgi 
odbywają i sks^a Szamańska, wychyliy^fca się z wód jai 
wsi Kułtaku , należą do tej licaby. Buriaci wieną, iż n 
tyoh skibach i kamieniach mieszkają Ongony, to j/d 
duchy. 

Nie umiem wymienić wszystkich miejsc świętych nad Bo- 
kałem, lecz wiadomo mi, że liczba ich jest znaczna.* Mon 
dla tych to miejsc Bajkał nazwany został Świętem moriei. 
Szamanie wierzą w mnóstwo złych i dobrych duchów. Eiidi 
miejscowość ma swego ducha; cała natura jest ich aedb- 
skiem i zasłoną. Ogrom wód jeziora, wysokie pasBia fó^ 
dziwnych kształtów skały, wspaniałość i wielkość widokóf, 
wszystko to razem wyrobiło wiarę w potęgę bsjkilibdi 
duchów. Burze groźne, przejmujące dusze trwoiłi«c* 
dreszczem , nieszczęśliwe przygody żeglarzy, wyrobiły snofii 
wiarę w złośliwość tych duchów. Ponieważ złosUwoić tn- 
dnicó jest przebłagać, więcej się też do złych niż do do- 
brych duchów modlą; a oikrami starają się ich sjedsić, 
zbadać i odsunąć złe względem siebie zamiaiy; wi{C ta 
duchy bajkalskie, jako mocniej okaziąjące swoją doSmsi 
w burzy i w wichrach , są przedmiotem i większej aci nt- 
manów. 

Dla uzupełnienia wiadomości o Bajkale, przytaczamy a*" 
czenie jego nazwiska u rozmaitych ludów, które tłOfflKnł 
N. G. Minin. (Newski Albom 1839. roku). Otóż, wedh| 
niego wyraz bej gał, w języku buriackim znaczy: był o^ 
Nazwisko więc jeziora wskazuje na ogromną katastrofę ^T 
buchu i trzęsienia, której winno jest swój początek. W ja* 
kuckim języku, bej znaczy bogaty, kel jezioro. Bt^ 
więc czyli Bajkał, według Jakutów oznacza bogate jsńo^ 
czyli jezioro obfitujące w ryby. W chińskim językn ^Tf^ 



281 

ąfkal oamcsa północne morze, bej bowiem znaosy p^oc, 
lał morze. Który z tych narodów nadat nazwę jezioru, 
inirzygnąć tradno; najprawdopodobniej jednak przypn- 
ió można, iż nazwę nadali mu finriaci i w niej, jeżeli 
)Vne tłumaczy Minin, zawarli historyę utworzenia się 
ijkału. 



in. 



Podrói I Potolska do Kaba&tka. — SsamuiUiB. — Jego sUroiytMie, «in 
w duchy, J<(| Idealność i toraśolejsae praktyki. — Moralność miw i* ** ' 
Obowi^ki kapłanó-w. — Ich stoaunek do Moskali. ~ Ssamaaim ■ Cnk- 
CBÓw. — Dziewięć niebios jakuckioh. — Stamanism o Jankom^ Sno- 
Jodów i Ostjaków. -> Wygubianie Tangasów. — Ssamani, bóitwain?* 
csąle tanguskie. — SsamanUm mongolsko-boriacki. — Niebo, Zicaa' 
Boski poctftek wielkich Indsi. — 8to6ce i ksiciyc cscsoneJakobóin«-' 
Smok. — Bogini Etagen. ^ Góry święte w Mongolii. — Catśe ofBa.' 
Bóstwa wojny n Mongołów. — Bóg sscsfśela. — Snide-tengri. — Di^ 
niesacsęsoia : Elie, Ada, Albin i Kułcsyn. — Duchy praodków: OafM;- 
Obrcf dek uilganu. — Święto Cagan Sara. — Zwycsaje siamaijkit -- 
Lecsenie i pobudsanie ducha u atamanów. — Ssamani, ich povtgi. i?^ 
i śmierci. — Pogrseby Burlatów, — Upadek ssamanismu. 



Z Poflo)8ka wyjechałem a raczej wyszedłem 8. lipct. h 
małym, dwukolnym wózku złożywszy rzeczy swoje, sam po- 
szedłem piechotą. Z początku droga wije się nadjeiuitw^ 
później skręca na prawo w gęsty brzozowy lasek. Jeaon 
straciłem z oczów, dochodzi mnie tylko gwar wód J4^ 
który łączy się z przeciągłym szumem boru. Góry o^ 
piwszy na południe od Posolska, pobiegły na wschód, p<rt9 
na północ i półkolem zakreśliły równinę bajkalską, mM^ 
kilka mil kwadratowych przestrzeni. Równinę skrspia ^ 
rzek, między niemi Sielenga w północnym jej knśca foi 
wsią Gzertowkiną, ośmiu korytami wpadająca do BąjW 
jest największą z rzek, wody swe w dani jezioru mo9|C7<» 
Żuławy Sielengi odznaczają się żyznością gruntu. 

Równina od Bajkała wznosi się coraz wyżej ai do pf- 



283 

Prsy brzegu mokra i blofcna, okryta łąkami, poprzerywana 
zatokami i odnogami jeziora, wyżej jest piasczystą, a wyżą) 
jeascze już pod górami składa się z gruntów urodzajnych. 
Roślinność jest bujna. Olchy, brzozy, wierzby tworz% we- 
sołe gaiki i lasy, między niemi ci%gną się błonia, płyną stru- 
mienie, widnieją pola orne i kwitną kwiaty, strój niejsze i 
świetniejsze niż w Syberyi przedbąjkalskiej. Na górach czer- 
nieje sosna i modnew. Widoki miłe i coraz inne. Na drodze 
spotykasz dzwoniącą pocztową bryczkę i wózki mongolskie, 
dwukołowe, ciężkie i niezgrabne, powszechnie w Wierch- 
noadińskim powiecie używane. Na wózkach tych z cieka- 
wością przypatrujesz się siedzącym Syberyakom, dobrze zbu* 
dowanym i pełnym męzkiej siły, oraz śniadym z mongol- 
skiemi rysami, średniego wzrostu Buriatom, których widok 
przedewszystkiem nasuwa porównanie z ich przodkami — 
z przodkami, którzy zdobyli, złnpili zwyciężyli i ukarali 
świat, a wydali potomków słabych, pokornych i bojaźliwych, 
którzy bez boju ulegli obcej władzy i płaszcząc się w po- 
dłości słuchają obcych rozkazów. Wielka jest sprawiedliwość 
Boża! Starzy Mongołowie obalali państwa, niszczyli narody, 
a Bóg im na tych gruzach nie pozwolił wyrobić w sobie idei 
żywota narodowego, które dopiero ugodnić może i poświęcić 
ludy i dać im sUy Feniksowe. Nocowałem w Twarogowie, 
wiosce z cerkwią wśród piasków p<^ożonej. Gdy wiatr od 
jeziora powieje, piaski zasłaniają gęstą kurzawą hozyzont i 
2**ypują orne pola. Z Twarogowa przez spłazy okryte 
żytem wykłoszonem, przez lasy i łąki powoli się wlokąc, 
wieczorem doszedłem do Eabańska, odległego o 8 mil od 
Posolska. 

Kabaósk jest najznacznicjszą osadą na równinie bajkal- 
skiej, która jest dosyć dobrze zaludnioną. Ludność ta mieści 
ttę w kilkunastu wioskach i licznych drobnych ułnsach bu- 
nackich. Buriaci tutejsi należą do plemienia Kudaryńskiego 
1 wyznają szamanizm. Ludy wyznc^ące szamanizm, nie dają 
niu szczególnego nazwiska. Mongołowie po przyjęciu bud- 
daizma, szamanizm, który był ich pierwotną wiarą, nazwali 
Hara Szadzin (Czarną wiarą) czyli wiarą błędną. Chiń- 
scy zowią go Tiaoszeń, co znaczy taniec przed du- 



284 

duoni.*) Dikwniej, aismnmninn rooBenony l^i migdij inPEjri* 
kiemi plemionaini buriaokieiBi ; dnsiąj prócz Hiafej Ikśf 
wymawców GluTstora, większa potowa Boriatówy miiaaiiii 
zdbajkalskich wiemy w nwotkę Baddy. Samaiiiniiowi m^' 
kalem pozostała wierną oz^ć plemienia Hoiyńekiego i plof 
Endaryńskie Buriatów. W frknckiej zaś gubemii, pnedly* 
kalem mienkaj%ce plemiona Buriatów, jako fo: Kadaką 
Atoskie, Idińakie, Bałagańskie i 'V^eroholeń8k]6 , dil|i 
wierzą w prawdy izamanizmn, z którym chcemy ezytehikk 
swoich zapoznać. 

Szamanizm jest najstaroiytaiejszą religią w pólnoaią i 
w środkowa Azyi. Lady koczujące między Oeeaiia 8^ 
kojnym a Morzem Białem i między Lodowatem momn • 
murem chińskim, dotąd są szamańskie; pierwotnie jedodki 
w Chinach i w Turkestanie, a nawet w półDocnej Anerfce 
rozszerzony był szamanizm.**) Mongołowie porzucili dofiat 
szamanizm w XVU wieku i przyjęli naukę indyjską Bad^ 
połowa Buriatów dopiero w zeszłym wieku poszła w iA Bdf^ 
Z jednej strony buddaizm, z drugiej mahometanizm, a wreisdi 
ohrześcianizm , śdedniły koło wyznawców staroźytocj lą- 
dowej wiary i sprawiły , iź ta wiara upada, a nikt nie wi^ 
i nie umiał nam jeszcze wytłumaczyć jej zasad, dofat- 
tów i dobrze objaśnić różnorodnych a fimtast yc znyA J9 
obrządków.. Bez duchownej centralizaoyi i uorganiaoaaą 
hierarchii, szamanizm nie mógł zachować cech jedności; ks 
kontroli podlegać musiał w różnych miejscowośeiacli waą' 
scowym wpływom, z czasem coraz też bardziej wyróżnili "T 
i urozmaicał sam w sobie. 

Szamani wierzą w Boga, ducha najwyższego i niewTobi- 



*) CMrn^a Wiera ill Ssamaostwo a Mongołów, D. Bamarowa. Ki^» 
1846. roka. 

**) Wian Bakimoaów Orenlandskieh, nleoorgaaiiowaM, saboboBaa. fn^ 
bai obrsfdków i balwaaów, wielc« jMt podobna do aybaryjsktag* f* 
nisma. Csci takie Boga dobrego ( Torogarlsuk ) i Boga ałego (n P****^^ 
biety). Kapłani Jej Aniekoki (csarodsicije) mąjf takiei aamt •b*v>l^ 
wrótenła, badaate doehów , Jak i aaamaal. PodobieAatwa te, timkltl^ «« 
postawić prsypotseieiiłe, ii półooene ludy Ameryki, wiarc swojf «*H^^ 
luddw pólnocn<^ Azyi. (Yoyage dana Je mera dn Nord k bord de la eor«» 
la Reioe Hortense par Charlea Bdmoad Chojeeki.) 



285 

ionego. Wien% w dachów dobrych i złych, napetnug^cych 
świst cały; wszystkie twory poruizane są przez tajemnicze 
dneby. Jest więc duch ognia, dnch ziemi, wody, powietrza, 
duch śmierci, szczęścia i nieszczęścia, dach polowania i cały 
nereg nieprzerachowany demonów rozmaitej władzy i przy- 
miotów. Dachów nie wyobraiaj^ ani w obrazie, ani w po- 
ląga, nie figuryzaj% ich i nie stawiaj % im świątyń; duchy 
bowiem s% nie ujęte, znajdi:gą się wszędzie a cały świat jest 
ich kościołem. Z tego pokazuje się, śe zasada i treść sza- 
nauizmn podobną jest do pierwotnego ideała kaidej pogań- 
skiej wiary. Jesteśmy bowiem mocno przekonani, fte naj- 
grubsze bałwochwaktwo , początkowie było czyste i wofaie 
od ohydząjących je obrządków i figar. Idealne myśli i wyo- 
brażenia nzewnętrzając się, poganizowafy i doszły do tego, 
śe treść ich pierwotna została zapomnianą, duchy zostały 
bałwanami, a obrządki zamieniły się w guślarstwo, zabobon 
i krwawe ofiaiy. 

Niektóre szamańskie ludy, do dziś dnia nie mają bałwa- 
nów i bałwochwahii. Wierząc, iż duchy są wszędzie, nie 
starali się odgadnąć ich natory i postaci; widzą ich działanie 
^ przyrodzeniu, w nieszczęściu, a słyszą ich głosy w wichme, 
w burzy, w przenikającem milczeniu lub hałasie swoich 
puszcz. Szamanizm więc u tych ludów nie jest bałwo- 
chwalstwem. Religia ich zasadza się na doddcanin woli du- 
chów, odwróceniu ich dych względem ludzi zamiarów; na za- 
^^niu, wróżbie, zabobonnem unikaniu pewnych miejscowości, 
1 1. p. obrządkach, przywiązanych do pewnego czasu i miejsca 
lob okoliczności, obrządkach, które nawet stałych form nie 
>^j|- Guślarstwa, sposoby badania woli duchów, są wielo- 
'^c i zależą najzup^niej od umiejętności i fantazyi ka- 
P^^A* Praktyki guślarskie są tak dziwne, rozmaite i liczne, 
Iż w żaden sposób pod pewne prawidła podciągnąć się nie 
^^. Z tych tajemniczych a często kuglarskich praktyk, 
ittc zasadniczego o samej wierze nie podobna wywnioskować, 
**^ zresztą zgubiwszy treść w dowolnych a cudackich for- 
^"^^9 Btała się niezrozumiałą dla samych nawet szamanów. 

Pomiędzy innymi ludami, szamanizm pneedstawia się nam 
i^ jako bałwochwalstwo. Tu idee igęli w formy i porobili 



bałwanów struganych lab wypchanych ze skór {n ti era ggfA 
Obrządki jak i u pierwszych, głównie maj% na celu p(nn)f> 
wanie duchów rozlicznemi sposobami, w obec Egromadttup 
ludu, rozmowę z nimi i wróżbę. Dochy ssJdęte i pnywolks, 
zstępują w szamana, dają mu światło i odkrywają Ujeaiis 
przyszłości. Podczas czynności zaklinania, lud stoi yo^ 
żony w pobożnej trwodze i w milczeniu, lub też sklidufoe 
i pada na klęczki do modlitwy. 

O moralności szamanizmu jeszcze mniej jest «iste 
niżeli o jego treści i dogpmatach. Niektórzy zape^nuaj|» • 
w nauce szamańskiej znajduje się zakaz krzywdzenii M i 
kradzieży, że poleca wstrzemięźliwość, szanowanie ro4ii6ÓVt 
wspieranie biednych i dziękczynienie Bogu. Ze zoajoBoń 
życia i obyczajów szamańskich ludów, można raczej wyiM* 
skować , iż zupełnej nauki moralności szamanizm nie oi i 
nie posiada; że dobre i złe cechy jakie w chanktenfti 
w obyczajach tych ludów spostrzegać się dają, są refottiiB 
innych przyczyn i nie mogą być uznane za wypływ i p^ 
cenie ich wiary, której nikt nie uczy; wiary obowifcajin 
tylko do słuchania wieszcza szamana i wykonywasit jcp 
rozkazów, a która nie posiada ani stałych obrządków, m 
hierarchii, ani świątyń, ani też ksiąg religijnych. 

Kapłani szamanizmu u rozmaitych ludów są ronsiM* 
nazywani. Tunguzi nazywają ich szamanami; z ich jfij^ 
przeszedł ten wyraz do europejskich języków. Tungnn ^ 
wyraz szaman z mandżurskiego saman, co oznacza vA 
Banzarowa, człowieka wzruszonego i zachwyconego. Ti^ 
szamana nazywają Kam. Szamana obowiązkiem jest \^ 
odprawiać religijne obrzędy, wróżyć, przepowiadać pnysA*; 
badać wolę duchów nad którymi mają władzę i opofiwi' 
ją ludom. Sposoby, jakiemi to robią są bardzo ronoti^f* 
zawsze dziwne. Sztukę czarnoksiężników posiadają ^ *^ 
sokim stopniu i przez nią wyrobili sobie poważanie. Sfo«> 
i wróżby szamana, lud uważa za objawienie Boże i x ^^ 
czcią i poszanowaniem zamyka je w sercu swojem. Wi^ 
w potęgę cudów, lud lęka się zarazem tej bożej, ^oaM 
ozajnej mocy, którą w prostoduszności swojej 
przypisuje. 



287 

Eapłkni żyi% kosztem pablicznym , a wpływ ich na lad 
jest wszechstronny i rozliczny. Szaman sam sobie obiera 
następcę, wtajemnicza go w swoją dnchow% umiejętność i 
przez wiele lat sposobi do roli, jak% ma póiniej odegrywać. 
Nie każdy szaman zna skuteczne sposoby zaklinania i pano- 
wania nad duchami. Wszystko wiedzących, wysoko natchnio- 
nych, jest nie wielu; ci maj% szczególniejszą stawę i powagę 
prawie boską. Liczba wpół-wiedzących i niektóre tylko spo- 
soby wróżby mających, lub w połowie tylko w nie wtaje- 
mniczonych, jest znaczna; są to jakby niższych stopni kajani. 

Gmin moskiewski nazywa sztuki szamańskie djabelskimi. 
Moskale wierzą jednak w ich prawdę, potęgę i udają się do 
nich w pewnych razach, jak n. p. gdy kto chce dowiedzieć 
się o skradzionej rzeczy, lub po radę dla chorego. Szamani 
obcym niechętnie wróżą, obawiają się bowiem odpowiedzial- 
ności przed władzą moskiewską, która ich nie toleruje; nie 
wdają się też w stosunki ż obcymi i unikają Moskali. Szaman 
swobodny jest tylko w puszczy, tam nie obawia sią czynownika, 
&ni popa moskiewskiego i tam jest i dla obcych przystę- 
pniejszy. W okolicach zamieszkałych przez Moskali, szaman 
okrywa się przed ich wzrokiem i znany jest tylko między 
swoimi. Szamani głównie wstrzymują syberyjskie ludy od 
pnyjęcia chfześciaństwa; oni to strzegą*staroźytnej wiary swoich 
ojców i nie dopuszczają swoim ludom zasymilowania się 
z Moskalami; dla tego to popi starają się ograniczyć ich 
wpływ środkami policyjnemi, a urzędnicy starają się ich 
zniszczyć nieuznaniem ich za kapłanów i prześladowaniem 
jako kuglarzy. Za Bajkałem lamowie prześladują także 8zv 
manów — w potrzebie jednak sami się do nich udają. Liczba 
szamanów bardzo zmniejszyła się, zupełny jednak upadek 
szamanizmu nie jest bliski. 

Ksiądz Argentów, missyonarz prawosławny pomiędzy 
Czukczami, mieszkającymi nad Lodowatem morzem, Anady- 
rem i cieśniną Berynga, opisuje*) nawrócenie przez siebie 



*) Pati«wyja lapłski Hwiassctennika missionera Andr«Ja ArgeDtowa w pri- 
polarnoj mlestnostł. Zapiski Sibirskaho Oddieła. Kniika IV. Petersburg 
1868. roko. 



288 

Bsamana Tniepo i pewnej szamanki (nie tylko mę^aym ka 
i kobiety mogą być kapłanami) na wyspie cmkoi^iej Ae-Ha- 
tenutie w Czawańskiej zatoce: aW 8%Biedztwie mąieai, po- 
wiada Argentów, nocowała szamanka, oddzielona 
skórzaną śoian%. Łamania, rzncania się, ir3rcie i 
nie ustawało przez cał% noc Zmęczony bytem trudiii pe* 
drói), a szcaególniej niebespieeznem przebyciem aekaaf, 
dzielącej wyspę od lądu, pragnąłem więó wypocząć; lecz ht 
łasowanie szamanki nie dało mi zasnąć. Przy pierMj& 
brzasku dnia, szamanka weszła do mnie. Fizyonomic mak 
silną i męzką, czoło szerokie i wypnUe, ramiona pat^faer 
dłoń ogromną, wzrost wysoki. Weszła do mnie z roąnsEiD- 
nemi włosami, z wybladłą twarzą, a wskazując r^ u ■- 
niald i rany, które okrywały jej dało, rzekła cichym glMOŁ- 
«£piepiel (popie), patrz co ze mną zrobiły nieposiMii 
dachy, ochrze^* mniel a Szaman według TnniftwiAwiŁ Jabp- 
row, powiada dalej Argentów, jest mędrcem czyli caroni- 
kiem; natura na poiytek ludzki odkryła mu niektóre swoje 
tajemnice. Ponieważ człowiek jest zepsuły, samsa «ąf 
moie i £le ludziom robić. Cznwańcy (to jest Cznkcnń 
nad Gzawańską zatoką) mówią, źe moc cudowna anatf 
tak jest wielką, iż może obdarzyć życiem umarłego iwwfi- 
giłę wpędzić zdrowego. Czukczowie czcząc potęgę 
nazywają ich Enenylian albo Eugenkliawol, co 
boski. Eugenkliawol wstrzymige wiatry, włada haaą i biT 
życem, ręką może gwiazdy z nieba zdejmować, i może, tf 
oparzywszy się, chować je za pazuchę i zaćmienie ha^ 
jego potędze przypisują. Pewnego razu, gdy Argentów f» 
czył tak cudownej władzy, obecny szaman chcąc go o o^ 
przekonać, splunął na dłoń, potarł ręce i na dłoni pobfll 
się jaśniejący jak gwiazda kamyk. 

Szaman Tniepo, w dyspucie z Argentowem, powiedia' 
mu następną, pełną rozsądku i tolerancyi naukę: wWyj^ 
steście moskalami, a Bóg dał wam wiarę moskiewski i ^ 
nie. Dla tego też posiadacie swoją wiarę i jeździcie koniu* 
a- Bóg tylko jest jeden w niebie t My jesteśmy Csnkcmmi > 
Bóg dał nam wiarę czukocką i renów. Dla tego tei ib*^ 
wiarę swoją i jeździmy renami, a Bóg tylko jest je^ 



289 

w niebifil Zostańcie więc wy Moskale przy swoich koniaeh 
i wierzcie po moskiewska, a my Czukczowie będsiemy 
wierzyć po'czukocku i zostaniemy przy awoich renach! Bóg 
zaś, który ma w opiece swojej wszystkie religie i wszystkie 
narody, patrząc z nieba, zobaczy, czy wy Moskale po mo- 
skiewska żyjecie, a my Czukczowie ozy po czukocku żyjemy 
i zobaczy dalej: czy każdy wykonywa swoją wiarę U 

Inny Czukcza nazwiskiem Ulwiek, słysząc naukę chrześeia- 
nizmu, odpowiedział missyonarzowi «6dy byłem młodym, 
Moskale pochlebiając mi przyjaźnią proponowali mi przyjęcie 
ich wiary. Oprzeć się nie umiałem namowom i przyjęłem 
chrzest. Teraz na te wypadki mojego życia, patrzę już 
okiem starca. I cóż nam chrzest przynosi? Z siebie, z przy- 
kładów innych przekonałem się, że ladzie którzy zostają 
chrzeócianami, ubożeją, stada ich zmniejszają się, reny im 
giną. Ludzie nawet u nas, od czasu jak się chrzcić zaczęli, 
więcej wymierają i liczba ich coraz zmni^sza się. Starców 
jo2 prawie nie mamy pomiędzy sobą. Wielu nie po ludzku^ 
jakby do niczego niezdatne i opuszczone reny, poumierało. 
W dawnych czasach nie tak było. Człowiek zaczynał życie 
od krwi, boleści i płaczu, i tak je samo powinien kończyć.»*) 
Uwagi te na wpółdzikiego dostrzegacza są poczęśd pra- 
wdziwe. Pod panowaniem moskiewskiem, pomimo mniemanej 
troskliwości rządu i pomocy w czasie, niedostatku i głodu, 
dawanych koczującym ludom Syberyi, liczba ich coraz 
uniiicijaza się i zamożność między nimi znika. Choroby dzie- 
ai%tkiąją, a ospa i wenerja, dawniej nieznana, wyniszcza całe 
plemiona. Wódka, którą poją ich kupcy moskiewscy, po- 
chłania cały dobytek dzikiego gospodarza. Ten smutny 
itan rzeczy jest symptomem zatracania bytu i ludowej indy- 
nidoalności; przyczynę jego widzą w nowej wierze i nowych 
jhycnj^ch. Pomimo przywiązania do ojczystej wiasy Czukczów, 
ad ten dziki a bitny, który dotąd Moskwie się nie poddał, 
esaka nie płtei i jest niezależnym, coraz więcej ulega wpły- 



*) OBukcaowto amierą|%e«so ciłowieka w chwUi konuii* dob^ąjf, pne- 
lodtesj ma Mre« pnes śebra lewego boku. Zabobonnie wieną, śe etłowłek 
tórj w tan tpofób iyełt ole kożety, po tfaiiai«i walQpą)« w dnsse swoloh 
«laci 1 krawnjoh , 1 oifetj lak. 
OI1.I.BB, Opłaaaia. II. 19 



290 

wom tej niszesycielki narodów. Handel i miasyc neną si 
t«l) lodowatej północy włfidzę Moskwy. Śliepcow i AigeDtWi 
kilkuset, podobno do 1000 Czakczów, kocziijicych v okoM 
KoYymy, nad któr% znajdują ńę i moskiewskie osady, i»- 
kłonili do pozornego porzucenia szainanizma. Ci, kt«? 
mieszkaj% w innych okolicach Czokocyi, szczególnie} w or- 
licach posunionych ku cieśninie Berynga, w całej ap^ 
zachowali szamanizm i wytrwale odtrącają niebezpieczDe & 
nich, gdyż do niewoli pcpwadzące, nawracanie. 

Dusze zmarłych przodków i duchów symbolizującjcb s3f 
natury, wyobrażają w formie małych bałwanków orazlikfci 
noszą je zawsze z sobą na szyi lub do sukni przycapii)^ 
Bałwanki te zowią Kieelien albo Krekamczatkaa, (^ 
znaczy duchy domowe.*) Każda góra, rzeka, jezioro, w(|bfe 
każda miejscowość, jest pod władzą ducha miejscowego, kto? 
aę zowie Awynralian. Duchom miejscowym ofi^ 
strzały, tytuń, sadło, psów i renów, a w ważnych wypadkiefc 
i ludzi. Czukczowie przybywszy na nowe koczowisko, (b* 
rają się naprzód zaskarbić łaski Awynraliana i ofisr^ilBi 
stosownie do możności, jednego lub kilka renów, albo pe^* 
Ofiary te odbywają się przed szałasem. Gdy ze stada pny* 
prowadzą rena, gospodyni szałasu, uzbrojona włócznią, V' 
chodzi na jego spotkanie i przeszywa mu lewy bok wtib 
sposób, żeby można ręką serca dosięgnąć. Zwierzę pidi^* 
z upadku jego i mąk konania wróżą wypadki przysit«0^ 
Jeżeli ren upadł głową w stronę z której przybyli, (>«N» 
woła miecz inki (dobrze); jeżeli zaś padnie głową w stroK 
przeciwną rodzinnej okolicy , wróżą ztąd nieszGięśde i 
śmierć ♦♦). 

Następnie gospodyni ręką wydobywa spiekła krew 1 1*9 
ofiary i rzuca nią w około siebie. Kr^ią także ofiaiyobii' 
żuje męża, dzieci i jurtę, a mąż pomazige nią czoło, pći* 
i podeszwy swej żony. Kości ofiary nigdy nie rąbią. Nt^ 
patce kładą rozżarzony węgiel i z jej pociemnienia odgtdiil 



*) Opisanie Nikolajewskaho CsMusk&ho PricJiodA prMs A. Argcste**- 

**) a DsłennikK kupc» Michała Baramygiaa ir Zapiskach SibinkaM Of 
diela. KQiika VI. , 



291 

pnyszłość.*) Podczas tych ofiar obrządki kapłana spełnia 
właściciel jurty lub jego żona. Bałwany więksse umieszczają 
w jurtacli. W święta wynoszą je na miejsce zgromadzenia i 
tam częstują sadłem. Nowonarodzone dziecię myją uryną. 
Trapów rzucają na pożarcie zwierzętom, lub palą. Wielo- 
źeństwo istnieje między nimi. Gościnność Czukot posuwa 
do tego stopnia, że miłemu a pożądanemu gościowi pozwała 
z żoną swoją obcować. Przysięgę wykoniąją przez schwy- 
cenie ręką języka i wyciągnięcie go z ust. Ogromnie są. 
niechlujni, w mieszkaniach swoich wypróżniają się. Częsty 
głód, sposób życia, zwyczaj zabijania ludzi niedołężnych, jest 
według Argentowa głównym powodem zmniejszania się ich 
ludności**). 

Ażeby uzupełnić i zrobić o ile można dosadnym obraz 
Ssamanizmu, zmuszeni byliśmy w^jść po za granice kraju 
przez nas opisywanego. Myślę, że czytelnicy dobrze przyjmą 
to zboczenie i że nie będzie dla nich bez interesu, szcze- 
gółowsza wiadomość o prastarej wierze ludów północnej 
Azyi. Brak hierarchii, centralizacyi i kontroli, wyrodził jak 
to jnź mówiliśmy, w szamanizmie pewne odmiany i odcienia, 
i sprawił, że każdy lad naginał go do swoich pojęć, do po- 
trzeb i wyciskał na nim piętno swojej indywidualności. 
Brak kontroli dozwala dotąd każdemu szamanowi naginać 
praktyki religijne, stosownie do stopnia swej czamoksięzkiej 
umiejętności. Pomimo tej jakby sekciarskiej rozmaitości, 
wspólne cechy, świadczące o wspólnym początku, każdy 
w szamanizmie łatwo dostrzeże. 

Jakuci sąsiedzi południowi Czukczów, ze wszystkich 
pierwotnych syberyjskich ludów, najwięcej ulegli zmoska* 
leniu i pomiędzy nimi najwięcej rozszerzył się chrześcianizm. 
^ie 8% jednak chrześcianami w ścisłem tego słowa znacze- 



•) Zieliński Oastaw w poemacie iwoim Klrgis, ^irspomina o podoboem 
X koiei iMiraBa, nacosfiJ na węgiel, wróienin. 

**) Jeoerał Kope^ wraeąjąe t wygoania, doznał pomoej od Csakesów, jako 
csłowiek cierpi^ey sa iroloo^. Obras prsjmlotów tego ludu okretflonj pnea 
fenerała Jest dla tego lądu pochlebny. W Dtiennlkn Kopcia aoijdujf się 
isesegóły eharakterysajfce asamanlsm n Kancaadałów, Cankeiów i Tan- 

19* 



292 

nio. Religia ich jett mięssftwną ohrześciańakicb z maii- 
ikiemi pojęciami, a i praktyk sBaaiańekich jeszoe nie «^ 
nekli aię. Ssamanism jakacki utwony) dziewic oiflbua 
W pierwaa^h siedmiu amieszczone 8% różne swiencto, koń, 
re&y, któremi karmi% się dusze nieboasctyków. Widńf 
I tego, ie idea ijcia po za grobem i nagrody w pnyaljB 
iyciu, nie jeet obc% szamanizmowi. Owe siedem mebioi^ 
katów, to samo znacz% co Nirwana u buddaistów, Kiókitn 
Niebieskie u chrześcian, tak materyalnie pojęte i mjifem 
przedstawione jak "Baj u mahometan. W ósmem oi^ 
mieszka Bóg piorunu i błyskawicy Siurdah-Siagt-t«tB 
(straszny -topor -pan); w dziewiątem zaś niebie mieobBóf 
Ar-toen (czysty-pan) najwyższa istota i stwórca; jego in^ 
nazywa się Kubej-hatun (szanowna pani)*). 

U Juraków, po Czukczach najbitniejszego ludu póboci^ 
Syberyi, szamanizm nie wyrobił tak rażących grabem okn- 
cieństwem zwyczajów jak u Czukczów. Juracy mieskajf b> 
wielkim półwyspie utworzonym przez odnogę Obaką, wff^ 
Lodowate i odnogę Jenisejską. Jest to lud walecny; ^ 
czat bitwy z Moskalami, a chociaż nakłonił się do pkoos 
im jesaku i pozwolił na jarmarku pokropić się wodf i^ 
eona, mało jest przecież zależnym od władz carskicb, s « 
chrześcianizmie nie ma żadnego wyobrażenia. Boga Jo*? 
nazywają Num. Prócz niego czczą mnóstwo pomnig^ 
duchów, których bałwany wyciosują z drzewa Inb i koie 
mamutowych i dają im postać renów, lisów, wiewNRk^ 
innych zwierząt, prócz wilka.**) Nabożeństw nrociys^ 
nie znają i świąt żadnych szamanizm juracki nie potf^ 
Jeżeli rybołóstwo lub polowanie nie powiedzie się, slbo jc>^ 
duchy zagrzmią w niebiosach i zagrożą w boror, J"^ 
pada przed ^bałwankiem na kolana i wznosząc r^oe do g^ 
błaga o miłosierdzie. Gościnni, prawdomówni, nie o^ 
złodziejstwa. W domowem pożyciu są przyldtadni, ioay 0** 
nigą, a chorych aż do śmierci troskliwie pielęgnują i i*^ 



*) Ooserki TurukaaakjOio kraja, kiii«UA Kosfcrowa w fapŁikach 
Oddieła. KaUka IV. 

**) Koatrów. Ooserki Tarałunakaho krą|a. 



S9S 

imeiktemi ^KMobanu. Gdy chory omrse, calt rodzma ncieka 
z etnmu (sKabs lub namiot) i w biizkości stawia dla siebie 
dragi csnm. Potem, wkopaj% w ziemię csterj slupy, na 
nich zawieszają ekórę rena, umyślnie na ten cel zabitego i 
na skórze sUadają trupa, na której nieboszczyk udać się ma 
do nieba. Przy tmpie składają wszystkie rzeczy, jakich 
siywał za żyda i kawał mięsa reniego na drogę do nieba. 
W trzy dni po tałdm pogrzebie, rodzina zmarłego wraca na 
ttiejece jego spoczynku, i kaftdy z jej członków, puszcza na 
tnipa po dwie lub po trzy strzały z łuku. Po tej ceremonii 
oddalają się w inne okolice i nigdy jui nie zbUiają się do 
tego miejsca. Niemowlę po urodzeniu myją w wodzie, a 
dla wzmocnienia jego sił, nurzają w śniegu. Matki karmią 
dzieci piersiami przez pięć lub sześó lat. Juracy mówią 
dyalektem samojedzkiego języka i należą do plemienia samo- 
jedzkiego. Są to więc pobratymcze ludy i tworzą jedną 
pupę narodową Samojedów. Właściwi Samojedzi mieszkają 
V północnych okolicach Tobolskiej i Archangielskiej gubemii 
ai do morza Białego. Boga jak i Juracy nazywają Nnm 
Num jest istota wyisza, stwórca nieba i ziemi, pełen do- 
broci i miłosierdzia; imię jego z weselem w modlitwach wy- 
mawiać trzeba. Istoty jego Samojedzi nie symbolizują i nie- 
wyobratoją w posągach ani w malowaniach. Na wysokich 
pagórkach ofiamjąNumie białych renów; mięso ofiar surowe 
*aini zjadają. Wierzą także w Tadeptów, to jest złych, 
szkodzących ludziom duchów, których dośliwość usunąć i 
przebłagać można modlitwą i ofiarami. Bałwanów nazywają 
h ega mi. Bałwany ich nie odznaczają się sztuką ani dobrem 
wyrobieniem; drewno ociosane niezręcznie, przypominająca 
postać człowieka, często kołek z trzema symbolicznymi 
wrębami lub kamień dziwacznego kształtu, jest wyobra- 
żeniem ducha. ' Tadepty, szkodząc ludziom , robią to w brew 
woli dobrego Boga Numy. Podczas ofiarnych modiitw, 
Bamojedzi uderzają w pezer (rodzaj bębna) i wydają okrzyki 
koj! hoj! hojt 

Głownem miejscem w Samojedyi szamańskich obrządków 
był dawnie przylądek Balwański na wyspie Wajgacz, dokąd 
nawet tobolscy Samojedzi gromadami pielgrzymowali. W pie<^ 



294 

onrae pnylądka, stal główny bałwan pośród wielo ianyck 
mniejszych figur. Wichry głucho świsscz^ce w piecnne, 
niby organy, wEbudzały w obecnych uczucie po^gi Bogii 
objawiające aię w etrachu i w pokorze. Kapitan tngieliki 
Barrow w 1556. roku widział w tej pieczarze pOB|gi i a- 
krwawionemi ustami i oczami, albowiem Samojedzi, labijijy 
renów na ofiarę, krwią ich pomaeują bałwany. Setanm 
Iwanow w roku 1824 w tej pieczarze jui nie zaitai biłw 
nów, widzisz tylko poniszczone i pogruchotne metałowe i 
drewniane narzędzia, sznurki i rozmaite rzeczy skladineii^ 
gdyś na ofiarę. 

Innem miejacem gromadnego zbierania się Samojeió«» 
nabożeństwa, byt las w Kanióakiej ziemi, w Mezeńddn fo* 
wiecie, w Archangielskiej gubemii. Na drzewach nawieoiM 
tu mnóstwo różnokolorowych gałganków, które 1*7^^ 
wieszać na grobach zmarłych szamanów. Samojedś azaai* 
nów, to jest kapłanów nazywają Tadyb albo Tadbe} 
Dziedzicznie syn po ojcu zostaje Tadybem, których <*•• 
wiązkiem jest przywoływanie duchów, wróżba i lecieikie. 

Samojed nie żeni się z dziewczyną tego rodu, z któnfo 
sam pochodzi. Kobieta uważaną jest za nieczystą vś^ 
Młodzieniec chcący się żenić, daje za żonę jej rodaooB^T 
kup. Umarłych wynoszą przez umyślnie na ten cel irobi*f 
otwór w czumie, grzebią ich w mogiłach, lub cho«^ 
w lesie, w drewnianych skrzyniach na powierzchni ńefli' 
Na grobie zabijają rena, na którym trupa przywieźli. ^' 
sięgi Samojedów odbywają się w rozliczny sposób. ^^ 
i>y^>^4<^y pi^zyŃęgę, wziąwszy w rękę garść ziemi lob tótp< 
mówi, jeżeli kłamię, niechaj się rozsypię jak ta ziemń, 1*^ 
zniknę jak ten śnieg; albo, położywszy głowę pod ikóit 
niedźwiedzia, woła, jeżeli kłamię, niech mnie niedćvi^ 
pożre. 

Ostjacy wszyscy prawie zostali chrześcianami , lect cId** 
ściaństwo ich jak i ws^stkich aborygenów Syberyi, jestp** 
zorne. Umieją się żegnać, noszą krzyżyki na piersiacii 1* 
w kieszeni, lecz wyobrażenia o Bogu, według zasad chn^ 
ściańskich nie mają, pacierza nie umieją i w rzeczy saiD^j^ 
takimi jak i ich ojcowie szamanistami. Ostjacy mietfNt 



3d5 

w wiełu powiatach Tobolskiej, Tomskiej i Jenisejakiej gu- 
bemii. Lud niechli^jny, leniwy, chytry. Chorych i nie- 
liołfsnych porzucają bez pomocy w puszczy. Mężczyzm su- 
rowo obchodzą się z żonami i biją je bez litości. 

Ostjak w Tomskiej gubernii, którego ufność udało się 
mi pozyskać, opisywał mi następne wróżby swoich szamanów. 
Nad jednem z jezior w nadobskiej puszczy stała jurta, a 
w jurcie bałwan, w około którego wiele drogich futer na 
efitrę pozawieszano. Przed jurtą gorzało og^nisko. Szaman 
obrany w suknię skórzaną, na której różne symboliczne znaki 
były wyszyte i różne kółka i figury metalowe przymocowane, 
^zeskoczył, bijąc w bęben, kilka razy przez ognisko, poczem 
na huśtawce kołysał się ai do chwili zemdlenia i zupełnego 
oitnpienia. Gdy upadł nie ziemię, pokryty potem i pianą, 
wróżył zbliiając3rm się do niego, mając oczy zupełnie zam> 
kttięte. Używają tam pomiędzy innymi i następnego sposobu 
wróżenia. W ciemnej izbie zamyka się szaman i zaraz z wie* 
siora uderza metalową łopatką o kółka żelazne, rzędem 
prsymocowane do drążka także metalowego. Kółka trącając 
o siebie wydają iskry, które w ciemności niby nikłe duchy 
pokszują się i nikną. Czynność wydobywania iskier z tego 
iMnędzia powtarza się do północy, wtedy zstępują duchy na 
enmoksiężnika, napełniają go i odkrywają przed nim wszystkie 
tajemnice przyszłości, z których szaman potem robi użytek 
dla ludzi. 

Tunguzi, lud najszerzej rozsiadły i najgościnniejszy w puszczy, 
koczuje na orgromnej przestrzeni między Jenisejem i Ocea- 
nem Wielkim. Za Bajkałem pokazują się na północnych 
brzegach jeziora, nad Witimem, w Dauryi i nad Amurem, 
|dzie nazywają się Oroczonami. Lud to czynny, wytrwały i 
rzetelny. Kozakom, zdobywającym Syberyą, oparł się kilka 
razy nad Jenisejem i Angara. Przywiązany do koczowni- 
»ego życia. Umie rachować tylko do tysiąca i nie zna po- 
izidu czasu na miesiące i tygodnie. Choroby syfilityczne i 
Mpa, zmniejszają coraz bardziej tunguzką ludność. Od 1850. 
loku ludność ta w siedem lat zmniejszyła się prawie o po* 
towę; czas, w którym ostatni Tunguz nie na placu boju, 
«cz powalony brzydką chorobą legnie, jest niedaleki. Tun- 



296 

guzi atn7inmj%, że ołioroby syfilittycsne Moable do bA 
sprowadzili, ie dawniej, mianowicie w czasach kiedy nikaas 
jesakn nie płacili , chorób takick nie znalL W Eoropis !•> 
skale wyniszczają podbite narody bronią, noną 
i systemem politycznego prześladowania; w Syberyi 
je wódką i przez siebie zasoczepionym jadem 
Śmiertelność z powodu tych diorób tak się wznogii) ii 
starzec 60 letni dzisiaj między Tunguzami jest naAa«% 
Dobry byt zniknął, reny powypadały; mgbogslny Tn^ 
nie tysiące jak dawniej , ale zaledwo setkę renów v twam 
stadzie posiada. 

Szamani tunguzcy obfitsi są w różne sposoby !!■■* 
od innych szamanów. Zasnąwszy w samotnem miirjHifi^ 
man śpi długo; ciekawi przyszłości zbliżają się do vt^\ 
zadają mu pytania, na które przez sen odpowiada. Zdaje a^ 
że szamani znają sposoby magnetyzowttnia, bo powji^ 
sposób wróżenia niczem więcej nie jest jak magnetycas 
jasnowidzeniem. Inne sposoby pobudzania w solne dsehs 
do wróżby, mają już charakter obrządku. Szaman sbn^f 
w płaszcz (tatyło) ze skóry rena, ozdobiony blaszkami, laikM^ 
b\jąc w bęben, który trzyma przed sobą, przeskaki^ foa 
ognisko. Skoki jego są szybkie, nagłe i wysokie; gdy EaęaHtĘ 
padnie na ziemię zasypia i powiada obecnym x»y poleiM 
będzie pomyślne i w której stronie zwienęta się zu^dąlt 
Tym skokom i wróżbie szamana, zupełnie podobnym do vi«k| 
ostjackich szamanów, przypatrvge się zwykle tłum poboiiiA 
Tunguzów. W obec takiegoż tłumu zebranego nad nśĄ 
lub jeziorem, szaman rzuca się w wodę i zdi^e się w ai 
tonąć; lud go ze czcią wydobywa, lecz zupełnie suekqK*i 
podziwia moc duchów, które nawet w wodzie ochronilj «k 
kapłana. Nie wiem, czy to rzucanie się w wodę jest pn^ 
gotowaniem się do wróżby, ozy też jest zwykłem, bei » 
jemnego znaczenia kuglarstwem? Kniaź Kostrów powiedz- 
że jenissejscy szamani, noszą czapki z długiemi na ćMŚ 
arszyna rogami, a na płaszcz swój wkładają żełazae łańcucfefi 
których waga dochodzi do trzech pudów. Skoro tylko saosH 



^ Oewrkl Tarahutkaho krą|A. 



297 

pakale aę w koozowiskii, Tiungud robi% dla niego osobny 
ctam, eabijąją renai a mi^ao wie6Ei^% na około jego mie- 
aricBiuA. Ssaman w canmie rozjMdiwazy ognisko, rozpoczyna 
obnędek wróżenia. B^ni^ łamie się i wykręca, krzyczy 
głosami róóąych zwierząt, przeskakiye j^rzez ogień, bierze 
w usta węgle gorejące, a& w końcu wpada w zachwycenie, 
w którem rznoa się twarzą na ziemię, wstaje zwolna, siada 
w środka namiota, zakrywa oczy i odpowiada pytającym. 
Jsko zapłatę za wróżby otrzymuje szaman mięso i futra 
nożnycli zwierząt. Tenże sam pisarz wymienia następnych 
hogóir tunguskich: Szewagi-Okszari, główny Bóg; wyo- 
brażają go jako wysokiego, bez brody, w średnim wieku 
mężczyznę w złotem ubraniu. Oziabki jest bogiem patro- 
Bea Tunguzów: wystawiają go sobie jako męża średniego 
mostu i średnich lat, ubranego w parkę (płaszcz tunguzki) 
le skór bii^ego rena. Oziabki za zgodą Boga Szewagi- 
Obzara, wybiera szamanów, których władza ma źródło 
Boskie. Wyżej wymienieni bogowie są dobremi bóstwami i 
Biesskąją w niebie. W odległych, ciemnych puszczach 
■iesaka zły Bóg, Bóg śmierci i zniszczenia Harc hi (Czarny 
fi^). Głowę JDA potworną, oczy og^niste, nos płaski, włosy 
ttame; ubiera się w czarne tunguzkie odzienie, a chcąc 
^bić eiłowieka, bierze na siebie postać wilka, niedźwiedzia 
ab łosia. 

Prócz owych trzech, czczą Tunguzi wielu pomniejszych 
^Ofów. U kom (nur północny, gagara po moskiewsku, co- 
mbos septentrionalis ) jest Bogiem wody. Tunguz płynąc 
teką, jeiżeli trafi na wir, rzuca w niego na ofiarę temu 
«gu strsał^y jadło łub jaki gałgan. Galii' (łabędź) i 
uszy (oTz^) są bóstwami polowania. Tierepga (ja- 
nąb) jest Bogiem wróżby. Euti (niedźwiedź) Bogiem 
ąfmy i wiele innych. 

W czasie połogu żony, Tunguz zrębige drzewo i wbya 
in w jego pień, poczem przez dziurę swojego namiotu 
oprowadza położnice, która przez ognisko palące się przed 
Aiotem, trzy razy dla oczyszczenia się przechodzi. Oczysz- 
snia obrządek jest starożytnym i powszechnym zwyczajem. 
(bywał 8i§ w rozliczny sposób; nie mniej przeto ma jednoy 



298 

wspólne znaczenie. O oczyszczeniu niewiast mamy Ufa* 
krotne wzmianki w starym testamencie. Mitologia indfjib 
wspomina o bogini Drobede, która poślubiła pięciu nam 
braci i co rok przenosząc się do drugiego, oczyszcah a{ 
przez ogień. *) Niemowlę po urodzeniu k%pi% Taęm 
w wodzie lub w śniegu. Imię dziecku nadaje pierwszy p^ 
który po potogu odbytym iony, wejdzie do czomu. TssgK 
żeni się w 15 lub w 16 roku życia. Umówiwszy się o «■( 
dziewczyny, młodzieniec zabiera z domu ojca 
czon% i na tem kończy się weselny obrsądek. 
jeżeli pan młody jest zamożny, odprawia wesele, łtŃcgo 
zabawy składają się z picia wódki, tańców i spiewó*. 

Z czumu , w którym zmarł Tung^uz zrywają pobyóe, t 
na ognia stawiają patelnię z sadłem rena, poczem abim? 
dmgiego rena , tmpa owijają w jego skórę i gnehą I 
w ziemi. W grobie mężczyzny składają ulubioną nn * | 
życia gwintówkę, nóż, topor, łuk i kocioł z przebitein daoM | 
w grobie kobiety nóż i laskę, którą renów popędzali. 1^ i 
mogiłę rzucają kawał mięsa, reszta zjadłszy; pakują fi«# 
majątki na renów i przenoszą się w inne okolice, troikM ! 
zacierając swoje ślady w obawie , ażeby tmp wstawf ; 
z grobu, temi śladami za nimi się nie powlókł. ZaboteMi: 
ta obawa dowodzi, że Tunguzi wierzą, iż człowiek cJti^^: 
wicie nie umiera i wierzą w jego nieśmiertelną dusifL te 
nieśmiertelności duszy napotykana u dzikich i u ośw 
conych ludów, jest ideą powszechną całej ludzkości Pl» 
chodziła ona, jak i wszystkie inne pojęcia, całą drabiB(k» 
.tegoryi. Przeczuta przez ludy stojące na najniższym szodMi 
człowieczeństwa, przez lady które już zastanawiając sęaŁ 
naturą, zrobiły ją osłoną tajemniczych duchów, pojętą, pm^ 
stawioną została bardzo zmysłowie jak to widzimy w saar 
nizmie. Przez ileż to form przejść musiała, zanim 
przez panteistyczną teoryą metampsychozy, dossia 
do wzniosłego i pięknego pojęcia chrzeloian o nieśraieitik 
ności duszy ludzkiej! 



*) Wiara, Prawa 1 Obyczaje Indyan priet Franciuka KarpifakiscN 
w lipskiem wydaniu jego daieł 1SS6. roku. 



299 

Tongazi, którzy nic j^tszcze od chrseścian nie przejęli, nie 
gRebią zmarłych, lecz zaszywszy trupa w skórę rena, wie- 
oajf go między czterema drzewami cedrowemi. Na gałę- 
ziach drzew zawieszają broń zmarłego i kocioł z dnem prze- 
hitom. Tnngnzi turuchańscy pod trupem rozkładają ogień, 
a spaliwszy go, uchodzą spiesznie w inne okolice. Tunguzi 
boguczańscy nie palą tmpów, lecz zostawiają je między 
irzewami, na których zrębują wszystkie gałęzie, ażeby te£ 
^p po nich nie zszedł na ziemię. Dołganie , plemię Tun- 
?nsów w Jenisejskiej gubernii, czum, w którym skończył 
^e nieboszczyk, okładają chrustem, krewni zapalają go, i 
^pa wnaz z czumem puszczają z dymem. 

Szamanizm Buriatów i Mongołów lepiej jest znany. Ta- 
•mnice jego wydobyte i ogłoszone zostały przez uczonego 
Wariata D. Banzarowa*) i my z jego dzieła skorzystać nie- 
wieszkamy. Głównym Bogiem Szamanów - Mongołów jest 
Tiebo. Niebo jest istotą wiecznej sprawiedliwości, a przy- 
em iródłem wszelkiego iycia; jednem słowem, jest ono 
fazechmocnym Bogiem. Ziemia jest drugim Bogiem. 
^Mgdyś Ziemia złączoną była z Niebem, przy ich rozłączaniu 
tworzył się ogień i powstały wszystkie zjawiska. Niebo 
^ ojciec dało życie- a Ziemia jako matka nadała formy 
icystkim tworom: dla tego też szamanie Niebo zowią 
jeem, a Ziemię Matką. Wola Nieba, tworząca i wypro* 
idzą)ąca zjawiska, nazywaną jest d za jaga albo dzaja, 
> jest przeznaczenie, los; oznacza też duszę człowieka, która 
nim jak i w bóstwie jest siłą twórczą. Wola Nieba jest 
robodą, która wyraża się tem, że wbrew zwyczajnym pra* 
om natury, posyła na ziemię istoty wyższe, ludzi, którzy 
■downie rodzą się i wielkieh rzeczy na ziemi dokonywają, 
tak Tanszi eh aj, który podniósł potęgę mongolskiego 
emienia Siańbi, urodził się z ziarnka gradu, spadłego 
nieba w tuta pewnej księżniczki. Han mongolski Hunnn 
i mówi podanie, miał dwie prześliczne córki, a niezna- 
Iszy młodzieńców, godnych posiadać tyle wdzięków, poświęcił 
Nieba. Niebo przyjęło ofiarę i posłało do królewien wilka, 



*) w dsiele Cioroąja Wiera. Kasań 1846. roku. 



300 

który wraz 7. niemi dal pooz%iek sławnemu w Mongolii pło- 
mieniowi Ho j che cayli Ujgnr. CSzingishan uroda) •( 
takie z woli Nieba i dla tego nasywal siebie synem lU 
czyli synem Boga. 

Wszystkie rodziny monarchów i niektóre rodziny ujtb* 
kratyczne początek mają również boski. Patrysrclia Mob- 
golów Bo don car, od którego naród ten poosą^ siij 
wyprowadza, urodził się, jak mówi podanie, z zony, Ubb 
spłynęła na jego matkę i zapłodniła ją. 

Niebo Mongołów, jak Bóg chrześcian, wszystko pnesAt i 
nic przed niem ukryć się nie moie. Gniew swój 0I9M 
Niebo w burzy piorunem i róźnemi zjawiskami niehMdócaL 
Mogan han z dynastyi Tugin, posłów chińskiego eomt 
długo trzymał u siebie w niewoli , a zawart z mmi tnhIA 
dopiero wówczas, gdy Niebo ogromną burzą oku^i " 
nie podoba się mu potępowanie hana. W XV. wł^ H«' 
gołowie wzięli do swoj^ zawsze ciężkiej niewoli cłaśib^ 
cesarza, a uwolnili go z tego powodu, że w naczyniB, w* 
rego cesarz używał do picia wody,, zobaczyli świsiło cfl^ 
wone, które wzięli za znak Nieba. Gdy pionm v^ 
w dom lub w drzewo, utrzymują Mongołowie, iż dy ^ 
w nich mieszkał i dla tego nie gaszą pożarów. Cdofia 
szczęśliwym być może tylko przy łasce Nieba; o m| ^ 
starać się usilnie powinien. Jedno z mongolskidi M 
opisiąje rozmowę Czingishana z braćmi i podwładnymi*^ 
dowódzcami o tem co jest szczęście? Rozmowę tę Gbb|* 
zakończył następnemi riowami: « Rzeczy wistem Bzd^ia* 
z którem żadne inne porównane być nie może, jest o|ida| 
łttfka rządzoy świata Wiecznego Nieba !» Niebo więc ł?^* 
jest najwyższem bóstwem Mongołów, wyznających *■* 
nizm; inne Bóstwa są tylko narzędziami jego woli i ^ 
Czcili Niebo, nie uosabiając go, wyobrażali go 9cM»i^ 
Ducha w formie błękitnego nieba. W późniejszym o*^ 
przed YI. wiekiem po Chrystusie, jak się domyśla Buotf^ 
szamani mongolscy przyswoili sobie perskiego Ousoi* 
Nazwali go Hormuzd i uważali go za króla Niebs. ^ 
muzd jednak i Niebo, było wyobrażeniem jednej i ^ 
samej idei. Dziejopisowie mongolscy, Czingishana dsit«4 



301 

ras «Łwem pomiędzy ludźmi, mieszkańcem niebios, posłanym 
Ba ziemię przez błękitne i wieczne Niebo; drugi raz nazy- 
wają go synem Hormuzda: co jasno dowodzi tożsamości 
Nieba i Hormuzda w ich pojęciu. 

Gzingishan uważając się za syna Boga, starał się go też 
i naśladować. Hormuzd mii^ dziewięć duchów w swojej 
władzy, Czingis więc utrzymywał dziewięciu wojewodów, a 
chorągiew jego składała się z dziewięciu buóczuków. Ban- 
zarów utrzymuje, iż Temucźyn (to jest Gzingishan) przyj- 
imię ducha, syna Nieba, znanego w mitologii mongolskiej 
pod imieniem Hadżir - Czingis - Tengri, Z imienia 
tego bóstwa, zrobił ten wielki zdobywca tytuł dla siebie. 
Historycy muzułmańscy powiadają, że szaman Biut*) oznaj- 
mił Temudżynowi, iż Bóg mu powierzył władzę nad całą 
ziemią i rozkazał nazywać się Czingisem**). Widać, że 
Biot został wtajemniczony w tajemne plany strasznego zdo- 
bywcy, dla których przeprowadzenia, potrzebne mu było 
imię ^bóstwa i wiara w jego pochodzenie i przeznaczenie 
boskie. Później gdy Biut, dumnemu władzcy świata, nie oka- 
sjynl zupełnego szacunku; ten z obawy, żeby wpływowy 
flzaman nie odkrył tajemnicy i nie ogłosił, iż jest urodzony 
jak każdy inny człowiek, rozkazał bratu swojemu Dżuczi 
zamordować szamana. Lud, który ubóstwił naturę, « a głó- 
wnym swoim Bogiem zrobił najpiękniejsze z jej zjawisk 
Niebo, czcić też musiiJ słońce i księżyc. Chińscy dziejo- 
pisowie mówią, że Huńscy banowie na wiele lat przed Chry- 
stusem, dzień rozpoczynali od pokłonu słońcu, a kończyli 
go wieczorem pokłonem księżycowi. Za panowania Czingi- 
aidów, wećttug świadectwa Piana Karpini, cześć ta dla irfońca 
i księżyca trws^a jeszcze na dworze mongolskim. Ten po- 
dróżny powiada, że Mongołowie księżyc nazywali wielkim 
cesarzem, a słońce nazywali matką księżyca, dla tego, że 
księżyc otrzymuje światło od słońca. Księżycowi, według 



*) IbbI historycy podaje nasirlsko tego ssamana Bud % priydomkiem 
TiBDgry. 

«•) Imłff GUngiM, rosmaieio plaaą w Iwopies Jedni pUi% Jak Bsasardw 
CfeingU, inni Dłengia, my Jednego i drogiego sposobu pisania niy warny, nie 
bfdfo pewni, które Jest więcej usasadaione. 



którego czas rachowali, przyznawali wpływ na sprawy ludzkie} 
i podobni w tern do Spartanów, występowali w pochód i 
rozpoczynali ważniejsze sprawy podczas pełni ksifżyca, ibo 
w któr%kolwiek kwadrę. Gwiazdy były także dragorzędsen 
bóstwami i odbierały cześć bosk%. Przypisywano im vphT 
i władzę nad zdrowiem i życiem człowieka; wierzono że (en 
wpływ wzbogaca ładzi i powiększa ich stada. Szcz^lnieJBl 
cześć oddawano konstelacyi siedmiu starców (widki 
niedźwiedzica) i składali jej na o^arę kumys, mlekoiHi^ 
rzęta ; takąż cześć odbiersJy dziewięć większych grózd. 
Wiele także powietrznych zjawisk czczone były jako bóstwii 
a między nimi bóg błyskawicy, bóg szronu, ifreocie 
smok zwany z chińska łu. Głos smoka jest grzmotem, U;- 
Skawica zaś była skutkiem ściągania i rozciągania Bmociefft 
ogona. Smok spuszcza się czasami na ziemię, albo sietak 
blizko nad nią unosi, że można go dojrzeć z ziemi. Wim 
w smoka, dotąd, pomimo przyjęcia baddaizmn, aachovqe 
się między Mongołami. Głosu jego, to jest grzmotów ofro- 
mnie się lękają. Wierzą, że za rozlanie mleka lub kaiBj*» 
piorun błyska nad mieszkaniami i karze winnych za manio- 
wanie darów bożych. Jedno tylko plemię mongolskie Zrsir 
chanów nie obawia się burzy, wierzą bowiem, że mająpsj' 
wilej ochraniajcy ich od pocisków piorunowych; w eoś* 
więc burzy krzykami starają się zmusić do milczenia f^ 
źnego smoka, podobne krzyki słyszeliśmy w czasie gnfiO^ 
i pomiędzy Buriatami. 

Po Hormuzdzie czyli Niebie, drugim głównym bogi* 
była bogini Etugen czyli Ziemia. Tę boginią Pl&no Esif^ 
zowie Itoga, i mówi, że Mongołowie obawiali się teg* 
bóstwa natury i składali mu ofiary. £tugen jako silą sa^ 
jest przyczyną tworzenia się i wzrostu zjawisk liemAiir 
jest ona przytem źródłem skarbów i dla tego nazywaj) j| 
złotą boginią. Władza jej rozdzielona jest pomiędzy sied*^ 
dziesiesiąt siedem bóstw natury. Ponieważ ubóstwili nito^ 
rzeki więc, góry i różne inne miejscowości, a raczej did| 
niemi władnące, odbierają cześć boską. Miejsca te Daiyw4| 
świętemi. Niektóre miejsca odbierają cześć powsitckili 
w narodzie, inne są miejscami świętemi tylko dla jedsep 



303 

pokolenia, familii lab oaoby. Na mieJBcach świętych, po- 
spolicie na górach w wspanialem położeniu lub przy dro- 
gach, stawiają z chrustu kaplice obo czyli obon. Jak tylko 
ssaman oznajmi, źe duch wybrał sobie pewn% miejscowość 
na mieszkanie, natychmiast wierzący lud sypie na tern 
miejscu wał niski z kamieni, z ziemi i stawia obon. Obszer- 
m^szą wiadomość o obonach podamy gdzie indziej; tutaj 
Ograniczamy się do określenia obonów jako świątyń szaman- 
Bkich, przy których zabijają na ofiarę zwierzęta, a podróżni 
na ofiarę składają włoa z grzywy konia. Po przyjęciu bud- 
daizmu, obony zostały zachowane, obrządki tylko przy nich 
namańskie zastąpione zostf^y lamajskiemi. 

Miejsca święte, które czci cały naród, były albo kolebką 
jego, albo też miejscem ważnych historycznych wypadków. 
Diińaj, chociaż rozszerzyli się Mongołowie i zamieszkali 
odległe krainy, nie zapomnieli przecież o świętych miejscach 
Btarej swojej Ojczyzny i składają im pobożne ofiary. Taką 
cześć odbiera góra Burchan-chałdan w północnej Mongolii, 
około której koczowali przodkowie Czingishana; góra Gen- 
mhan obok poprzedniej położona; Hangajhan w północnej 
Mongolii, Dzetkuhan; góra Munehan y. Monahan w połu- 
iniowej Mongolii, duch której uważany jest za patrona 
Baddaizmn, w okolicy której jak twierdzi mylnie Szmidt 
[wekowany jest Czingishan i wielu innych wielkich ludzi. 
Btjkał jest świętem morzem, a z rzek świętych wymieniamy 
Sielengę, Onon, Kerełun i Żółtą rzekę. Niektóre ze świętych 
>BiQic Buriatów już wymieniliśmy. 

Niektóre plemiona mongolskie modlą się do Manihana 
i>Qga lasów i polowania. Przedstawiają go jako olbrzyma, 
jNOia zwierząt i myśliwych i wszystkich mieszkańców lasu. 
}ałą ziemię szamanizm napełnił nimi i żywioły. Mongołowie 
lieh, a ci którzy jeszcze są szamanistami mają, boginię 
?t albo Ot (ogień) inaczej Galajhan (królowa ognia). 
3ieść ognia jak i wiara w fiormuzda przeszła do Mongołów 
> Persyi i przypomina naukę Zoroastra. Bogini Ut daje bo- 
PMtwa i szczęście swoim czcicielom; jest ona przytem boginią 
syitości Ogień według powszechnej wiary ma moc oczyss- 
injąpą. Każdy przychodzień według starożytnego zwyczaju. 



304 

wszedłszy do domu Idania tn% napnód ogniskowi, poleo^ 
się jego opiece. Ognisko jest ssanowane jako symbol i źródto 
czystości. Kigdy nie wrzaoąj% do niego rzeczy śmierds%cydi i 
zanieczyszczających jego sił^. Nalanie wody na ogień, spluaiceis, 
przekroczenie, zamierzenie się szablą Inb noiem na ogifiń, jeit 
uwaiane za wielki grzech. Ofiary ogniowi stiadają z wódki, 
masła, sadła, i t p. materyałów zwiększających ]>łomienie. FIsbo 
Karpini powiada, ie rąbanie drzewa w blisko^ ognia i wy- 
dobywanie nożem mięsa z kotła, pod którym jesscze psi 
się drzewo, uważają Mongołowie za grzech. Ut występnysk 
karze pożarem i chorobami naskórnemi. Ogniem occysKząią 
wszystko co uważają za nieczyste. Tunguzki dla oc^nesenia 
się po połogu, trzy razy przechodzą przez ogień. Mongo- 
łowie rzecz albo istotę mającą się oczyścić, przenoaią nad 
ogniem, alba przeprowadzają między ogniskami, Itib Uż 
trzymają ją po nad płomieniem. Szałas W którym człowiek 
umrze, ogniem czyszczą; czyszczą go i wówczas, gdy pioc«a 
w bliskości zabije człowieka. Posłowie obcych państw, uda- 
jący się do potężnych mongolskich hanów, przed aadyoBcyą 
przechodzili pomiędzy dwoma ogniskami; wszystkich bo- 
wiem cudzoziemców podęjrzywano o złe zamiary wzgiedsa 
hanów, siła zaś oczyszczająca ognia robiła ich nieakod& 
wymi. 

Erlikhan był bogiem śmierci. 

Wyraz Tengri oznacza każdego ducha, albo nidio. 
Tengri są wiecznymi duchami mieszkającymi w niebie; nie- 
które z nich mają dobre, inne posiadają zle prsymiofy. 
Główniejsze bóstwa pomiędzy tengrami są następujące: Bo- 
gatur Tengri czyli Bóg Odwagi, napełnia męztwem wal- 
czących, lecz sam udziału w bitwie nie bierze. Jeat «■ 
stróżem królów, opiekunem ludu, naczelnikiem m glzyu Ł, a 
powodem zamożności bogatych ludzi. Bóg Odwagi jest 
przytem hetmanem niebieridch wojsk, a miecz jego 
rozwala i góry zamienia na równiny! Dajczyn Tengri 
bogiem żołnierzy. Modlą się do niego Mongołowie 
marszów, a na ofiarę dla niego zabijają jeńców, 
czyli Duchem Zwycięztwa jest Kissagan Tengri^ Wo- 
jownik protegowany przez Eissagana, powiada pewny 



305 

mongolski c zabija nieprzyjaciela, zdziera z niego ubiór za- 
krwawiony i wiesza go po prawej stronie źródła, z lewej 
zaś strony na znak zwyci§ztwa prowadzi konia swojego 
wroga. u Ladzie, zwykle ze swego usposobienia moralnego, 
sposobu życia, wyprowadzaj% idee i stwarzają bóstwa. Lud 
tez spokojny i rolniczy nie posiada krwawych bóstw, ani du- 
chów zniszczenia; lecz Mongoły, którzy przez długie wieki 
ogami^i byli szałem zdobyczy i zapisali swe imię krwa^ 
wemi śladami na kartach historyi, utworzyli nie jednego 
lecz trzech bogów wojny. 

Bóg Dzoł-dzajagaczy jest bogiem szczęścia. Wize- 
runek jego znajdował się w każdej jurcie. Dzajagaczy jest 
symbolem dobrej natury człowieka, broniącej go od ztych. 
ludzi i dachów. Według chińskich i mongolskich mora- 
listów, dualistyczny układ natury człowieka nie istnieje. 
Człowiek nic złego w naturze swojej na świat ze sobą nie 
przynosi. 23» wyradza się w nim z czasem, w skutek róż- 
nych okoliczności, wśród których życie człowieka upływa. 
Szczęście według Rzymian było ślepym i niezasłużonym przy- 
padkiem; według Mongołów szczęście jest stanem zwyczaj- 
nym i naturalnym człowieka, utrzymywanym przez Dzajaga- 
czego, dopóki człowiek zasługcge na łaskę nieba. Dzajagaczy 
opiekiąje się zdrowiem i dobrym bytem człowieka, broni go 
vr niebezpieczeństwie, odsuwa nieszczęścia i chroni od złych 
przygód. Stara modlitwa do tego bóstwa brzmi jak nastę- 
p(\je. « Proszę Cię, o szczęścia Dzajagaczy tengrii Ciebie, 
który wyb^asz oczy i tłuczesz kość pacierzową złodziejowi, 
zapuszczającemu palce w moje mleko i rzucającemu arkan 
na moje stado 1» 

Bogini Emegeldzi-dzajaczi była patronką dzieci. 
Sułde-tengri czyli duchy opiekuny. Było ich dziewięć, 
liezba święta u Mongołów. Duchy opiekuny mongolskie, 
praTpominają siedem duchów Amguspandów, którzy w mito- 
'U>fpi perskiej, pod władzą Ormuzda walczyli z Arimanem, 
^r obronie stworzeń* Sałde-tengri są to rycerze w pan- 
oersBAch, w chełmach, uzlnojeni mieczami i kopiami. Każdy 
2 zaich w jednym ręku trzyma bat, w drugim chorągiew. 
Pr^y każdym snajdige się sokół, lew, tygrys, niedźwiedź i 

G IŁŁBK , OplMniC II. 20 



306 

pies. Bronią śmiertelnych od klęsk i dla tego tak wojo> 
"wniczo wyglądają. 

Z wielkiej liczby bogów i dachów dmgorzędnych v7lBł^ 
niamy jeszcze następnych: Elie, zjawiający się w portK 
ptaka tegoż nazwiska, wróży nieszczęście; duchy A di, 
latając po powietrzu straszą ludzi, szerzą choroby i so- 
lone namiętności; duchy Ałbin oszukują ludzi w po^ 
błędnych ogników, pokazujących się na stepach, pny ^ 
gach; duchy Kułczyn potwornie wyobrażane, 8trsft|łikfc 
ludzi. Cześć jaką Mongołowie oddawali zmarłym pnodkoii 
wywołc^a trzecią kategoryę bóstw zwanych Ongony. Wpo- 
czątkach, cześć ta jak dotąd w Chinach, była tylko holdeiD 
oddawanym cnotom zmarłych. Przy spacząjących ńc po- 
jęciach, dusze zmarłych ubóstwiono i potworzono doctóf 
podobnych do słowiańskich upiorów. W dawnych canA, 
robili Mongołowie lalki, przypominające postaci zmtńjfk 
ukochanych osób i stawiali przed niemi pierwsze potn«Ti 
y^aniali się im, całowali. Zwyczaj ten już nie istnieje, h 
Czingisie, oddawanie czci zmarłym w zmienionej fonn^ 
było jeszcze w zwyczaju. Piano Karpini wspomina, « » 
jego czasów, czcili Mongołowie ducha Czingishana. Ei^ 
z jego następców zaraz po wstąpieniu na tron odbywał po- 
dróż do ośmiu białych jurt (najman cagan kger) g^ 
oddawał hołd i ofiary cieniowi wielkiego przodka. Togtff, 
syn Esena hana Eałmuckiego, przez zabójstwo dotacA? 
do mongolskiego tronu, z pogardą mawiał o CzingisK i 
zniszczył święte jurty. Gdy nie chcii^ przeprosić oena 
ubóstwionego hana, mówi podanie, krew rzuciła się "* 
nosem i upadł martwy przy jego grobie. MoDgob«* 
wierząc , że ich królowie pochodzą z Boga i są ich na ik»i 
namiestnikami, słuchają ich z bezwzględnem posłaszeństwe^t 
a po śmierci czczą i wielbią jako bóstwo. Wiara i c^ 
taka dla monarchów przeszła od Mongołów do M(i^ 
którzy także wierzą, że carowie ich są namiestniki' 
Boga. Hubiłaj potomek Czingisa, owładnąwszy łron^ 
chińskim, roku 1363 wybudował w Pekinie kościół ofi 
swoich przodków poświęcony. 

Dusze zmarłych, wsławionych dobrymi lub złymi poitjp- 



307 

kami nazywane 8% więc Ongony. Maj% one, jak i inne 
bóstwa, nieostający wpływ na ładzi. Szaman zaraz po śmierci 
ogłasza, czy dusza zmarłego została ongonem, czy też nie? 
Dosze dobrych ludzi źyj% na drugim świecie spokojnie; 
dusze zaś złych ludzi nie przyjęte do nieba, a na ziemię 
wrócić nie mogfąc, zo8taj% za karę zawieszone pomiędzy nie- 
bem i ziemią, błądz% po ziemi i szkodzą, jak niegdyś za 
łycia, ludziom i ich dobytkowi. Szamana rzeczą jest poznać, 
jaki ongon sprowadzi chorobę lub nieszczęście, a róźnemi 
zaklęciami i obrzędami wypędza go z c^owieka i z mieszka- 
nia. Jest to więc to samo, co wypędzanie djaUa z opęta- 
nych w Europie. Najczęściej dusze szamanów zostają on- 
gonami Każda miejscowość ma swego ongona. Są ongony 
powszechnie w całej krainie znane. Mnóstwo duchów tego 
rodzaju dostarczył królewski ród Bordźiginów, z którego 
pochodzi Gzingis. Dusze wszystkich członków tej rodziny 
uważane są za dobrych ongonów i lud modlił się do nich 
jak do bogów. 

Teraz przejdziemy do szamańskich obrzędów, jakie się 
jeszcze zachowały u Buriatów, mianowicie też do opisów 
taiłganu. Tailgan odbywa się trzy razy w roku.*) Pierwszy 
taiłgan odbywa się w maju na cześć królów czyli duchów 
połndnia; jest to święto wiosny, święto odrodzonej natury. 
Drugi taiłgan na cześć królów czyli duchów wód, jest 
letniem świętem. Trzeci taiłgan zaczyna się w końcu sier- 
pnia i trwa przez cały tak zwany biały miesiąc. Jest to 
nowy rok szamańskich Buriatów. Nowy rok buddajskioh 
Buriatów i Chińczyków nazywa się także biały miesiąc, lecz 
przypada w zimie w miesiącu lutym. Na świętej górze 
przeznaczonej na miejsce ofiarne stawiają ołtarz, a o dwa- 
dzieścia sążni od niego, rzędami ustawiają naczynia z mle- 
kiem i tarasunem (wódka z mleka); cokolwiek dalej stoją 
zwierzęta przeznaczone na ofiarę. Gdy się już publiczność 
zgromadzi, szaman bierze żodo**), pali jego koniec i macza 



•) BarUty Irkatskoj Gab«rnU. J. Bwtfikowa. W Irknttkiah Qiib«riuki«h 
Wiedono«tUeh. Mr. 8 roka 1858. 

••) Żodo J«tt to pałecskA wystragaoA i bnosy] na koAcii wniMscsona J«tfe 
^IcrkowA kon, któn| tsafliaii pali prMd ofitff. 

20* 



308 

go w płynach zawartych w naczyniach. Poświęciwszy Łakiai 
sposobem naczynia, postępuje ku ołtarzowi a zwróciwny 
twarz w stronę południa, odmawia głośno modlitwę, kn^- 
cz%c jak najgłośniej. Wówczas przystępują do niego jeden 
po drugim, siedmiu jego pomocników wybranych z obecoej 
publiczności. Eaźdy z nich w prawem ręku trzyma sńakę 
z tarasunem, a w lewej warząchiew z mlekiem. Gdy jń 
sbliź% się do szamana, powtarzają za nim wyrazy ccok! 
cokl cok!» Szaman umoczywszy iodo w misce każdego 
z nich, pryska płynem w stronę południa. Potem podnoofc 
żodo do góry, wskaziąje na niebo, a pomocnicy jego na- 
cąją miski na ziemię, wołając « niechaj się poszcBęścL* Je- 
żeli miska upadnie do góry dnem oznacza niesscz^Mie, 
jeieli zaś padnie dnem na ziemię oznacza szczęście. Cere- 
monia rzucania misek trzykroć się powtarza. Następnie 
szaman zwierzęta ofiarne oblewa tarasunem, rozrzyna m 
brzuchy, wyrywa grdyki, potem dotyka ich żodem, a obró- 
ciwszy się ku południowi, wymawia te wyrazy aąjchon terl* 
Dalej gotują mięso ofiarne i dzielą je na trzy części, prse- 
znacząjąc pierwszą szamanowi i starcom, drugą część rodzinie 
która ofiarowała zwierzęta, a trzecią obecnym na taiłgsaie. 
Kości ofiarują bogom. Po tych wszystkich ceremonia^ 
rozpoczynają się wyścigi konne i zapasy szermierskie. Zwy- 
cięzcom podają tarasun, ubien^ą ich i prowadząc pod r^ee, 
wyrażają im różnemi sposobami swoją atencyę, Koniowt 
który pierwszy dobiegnie mety, jadący na nim, wylewa sft 
grzywę cokolwiek tarasunu, a resztę podaje starcowi. Po 
wyścigach i zapasach rozpoczyna się uczta i pijatyka. 
W końcu cały orszak powraca do domu. Na czele jedzie 
szaman, a jeden z jego otoczenia, trzyma w ręku palącą 
się głownię. Za nimi konno i w arbach posuwają się lui 
Buriaci, śpiewając różne pieśni i krzycząc głosami , któcyini 
naśladują wycie wilków lub szczekanie psów. 

W innych okolicach Buriacyi odbywany taiłgan, tak opi- 
suje Kobyłecki.*) «Na wzniesionem rusztowania z dan^ 



*) WlAdoao^l o Syberyi i Podróie w d1^ odbyte w latach 1831 , 1831 
ISSS i 1884. roka priM J. K. w Waniawie 1837. roka. 3 ton/. 



309 

stawa ssaman z bębenkiein, Bnriaci otaczają go w koło. 
Szaman nie poraszając się, zwraca zwrok swój ku wschodowi 
i oczekuje pokazania ńę słońca. Skoro się pierwsze pro- 
mienie okai%, uderza w bębenek, a cały naród pada na 
twarz. Dłogo slycbaó dźwięk bębenka, aż gdy już szaman 
s%dzi, że bóstwo wysłuchało tajemnych życzeń każdego, za- 
czyna głośną modlitwę, a zgron^adzenie powstaje na nogi i 
po każdej zwrotce odpowiada «Go gegea!» (wysłuchaj! zlituj 
nc!) Modlitwa szamana jest następująca: «0 Burchanie i 
Okodylu! i wy Jurgę, Kiny, Ongony, Nogaty! Bogowie i 
Wielcy Duchowie! dobrzy i źli, przebywający w lasach i 
w górach, w wodzie i pod ziemią, dajcie nam zdrowie! Za- 
chowi^cie nas od upadku góry i zalania się w wodzie! 
Dajcie obfitość dziatek i bydła! Rozmnóżcie zwierzynę i ryby! 
Udzielcie dostatek herbaty i wygodne odzienie! Ty zaś o 
słońce, daj nam pogodę piękną i jasną, abyśmy przy blasku 
twoim, mogli się korzystnie zająć łowami! Wy święte dusze 
•zamanów, nie odmawiajcie nam waszej pomocy i opieki! 
brońcie od wrzelkiego przewidzianego i nieprzewidzianego 
niebezpieczeństwa! W dowód naszych chęci i posłuszeństwa 
pnynosimy wam na ofiarę, o bogowie i duchy! dwadzieścia 
koni, pięćdziesiąt krów, sto owiec i sto kózl» Po ukoń- 
czonej modlitwie, przyprowadzają szamanowi ofiary, on je 
aderza nożem na rusztowaniu. Poczem skóry w koło jart 
wieszają na żerdziach, a mięso częścią układają w kotły* 
częścią pieką na drzewcach. Gały naród zasiada, ofiamicze 
mięso roznoszą w brudnych korytach; każdy bierze wielki 
kawał mięsa, rozrzyna go na drobniejsze, trzymając jeden 
koniec w zębach, drugi w ręku. W czasie uczty prosty 
naród pije mleczny napój tarasunu, tajsza zaś z zajsanami i 
szulengami piją kolejno wódkę. Kobiety jako nieczyste 
według obrządku szamańskiego, siedzą w osobnych groma- 
dach. Potem piją herbatę, i t. d. Najadłszy i napiwszy się, 
saczynają zabawy: zapasy, biegania i strzelania z łuków, a 
zręczność w strzelaniu, w wysokiem stopniu posiadają 
Bariaci.w 

Banzarów też same obrzędy u dawnych szamańskich Mon- 
gołów, tak opisuje. Święto wiosenne, początek ma w nąj- 



310 

odleglejszej Btarożytnośoi. Jeszcze do Chrystusa czasów, a 
panowania dynasty! Hunnu, lad zgromadza! się wiosoi dk 
składania ofiar przodkom, niebu, ziemi i duchom. Rabiik- 
wis (Yoyage en Tartarie) powiada, ze 9. maja Mongoloiie 
kobyły poświęcali bóstwu, wylewając kumys na ziemię i od 
tego rozpoczynali uroczyste święto. Pomiędzy KsImobiDii 
pogańskimi Tatarami, to święto nazywa się Urns Sars 
(miesiąc Urus); inni Tatarzy zowi% go Saban. Mongotofie 
przywiązywali kobyły do sznura między dupami zawieao- 
nego. Jeden człowiek na kobyle, drugi na ogiene ob- 
jeidżał stado, poczem pierwszy z nich oblewał kamjsea 
konie i do grzywy przywiązywał kawałek czerwon<j mr 
teryL 

Święto jesieni, również jest starożytne jak i wiosenna 
Marko Polo powiada, że rozpoczynało się 28. sierpnia: daea 
ten był pierwszym w roku. Nowy Bok i święto jesienM 
nazywają Mongołowie Gagan Sara, co przetłumaczono na 
biały miesiąc lub białe święto. Han Hubiłaj panujący w Clii- 
nach i w Mongolii, co rok. w jesieni jeździł na stepy i tam 
według mongolskiego zwyczaju obchodził Nowy Rok; a po- 
wróciwszy do Pekinu, tam znowuż zimą według chińskiego 
zwyczaju odprawiał Nowy Rok. Banzarów utrzymuje, ie 
w dosłownem tłumaczeniu Gagan Sara , znaczy mieii|e 
twarogu, to jest miesiąc w którym Mongołowie i Bama 
najwięcej produkują i jedzą twarogu — jest to nasz wne- 
sień. Gzerwiec nazywają Buriaci miesiącem trawy, sierpiffl 
miesiącem mleka, miesiąc twarogu jest pierwszym w roku, 
który rozpoczynają wielkiem świętem , ofiarami zwierąt 
domowych, wyścigami konnemi, szermierstwera i wielkieau 
ucztami. 

Publiczne ofiary Mongołów i Buriatów odbywają ^ 
zawsze pod przewodnictwem szamanów , prywatne ofiary 
sUadają bez ich pomocy. W mieszkaniu wiszą na śeianadi 
różne potworne bałwanki , lalki , a czasem skóra barania lub 
krzesiwo zawieszone jest jako symbol bóstwa. Boriaci oma- 
żują je śmietaną, lub też wtykają im w usta kaw^ek sadła. 
Przed każdem ważniejszem przedsięwzięciem, składają bóstw 
na ofiarę mięso, wódkę, którą lejąc na ziemię mówią: cokl 



311 

cok! cok! Jeieli ń% nie spehti to o co 3ariat prosił boga* 
srywa jego figurę ze ściany i chłoszcze ję rózg% lub paskiem* 
Przed jedzeniem rzucają kawał mi^a w ogfień na ofiara 
Ulubioną ich potrawą jest baranina. Barana zabijają uderzę* 
niem nożem w lewy bok, przez ranę zapuszczają rękę we 
wnętrzności i tam mną i ściskają serce zwierzęcia, które 
kończy życie w konwulsyach i męczarniach. Ten sposób 
zab^nia, jest powszechnym pomiędzy ludami szamań- 
skimi. 

W chorobie szaman oznajmia jaki duch jest przyczyną 
choroby i czego żąda od chorego za x>i^2ywrócenie zdrowia. 
Najpospoliciej zdrowie kupić można ofiarą zwierzęcia. Gdy 
przyprowadzą ofiarne zwierzę, szaman róźnemi guriami złego 
ducha z ciała chorego wprowadza w swoje ciało, a potem 
jnż z siebie wprowadza w ofiarne zwierzę, które zabijają i 
jedzą. Robi się to takim sposobem. Szaman wkłada na 
siebie obrzędową suknią z różnemi blaszkami, figurami i 
brzękadłami, wdziewa na głowę czapkę lub chełm (orgoj) 
z kawałków żelaza i z jedwabnej materyi zrobiony*) i uderzając 
powoli w bęben (kece), modli się siedząc na ziemi. Bębnie, 
nie wzmaga się stopniowo, a postać szamana ożywia się, 
twarz nabiera dzikiego, nadzwyczajnego wyrazu, jak gdyby 
duch się mu objawiał; aż wreszcie szaman zrywa się na 
nogi, tańczy, skacze, kręci się jak szalony, bije się po ciele, 
knyczy, wrzeszczy, wzdycha, piana toczy się mu z ust a to 
jest już znakiem, że ziy duch opuścił chorego i wstąpił 
w szamana. W chwili tych wściekłych ruchów, obecni łapią 
szamana i starają się go przytrzymać, co im nie łatwo udaje 
się, albowiem szaman posiada wówczas ogromną siłę. Gdy 
się już uspokoi, rozkazuje mieczem przeszyć sobie brzuch* 
lub wpycha nóż w piersi; krew tryska a on zakrwawionym 
nożem nos sobie podrzyna lub oko wybija. Lud patrzy 
obojętnie lecz z zadziwieniem na kaleczenie się szamana, gdyż 
przekonany jest, że nic ztego sobie nie zrobi, albowiem 
władza jaką posiada nad duchami, w jednej minucie go 



*) Codzienny ubiór buriackiego stamana. róini się od ludowego odiienU 
citrwonf tasieoilif na etapee. 



312 

uzdrowi. Szamanowie mnóstwo podobnych, zadziwiający^ 
sawet europejczyka sposobów używają. Trzymają gorejąct 
głownię w dłoni, a ogień się ich ręki nie chwyta, wkladąji 
rozpalone i^elazo w usta i nie parzą się, wyrzucają z «t 
różne rzeczy, i t. p. Wszystkie te sztuki mają na oeln prtf- 
konaó lud o potędze bożej szamana, albo też pobudzić dneb 
do wróżby. Zdarza się, że zwyczajne sposoby nie skotknjt, 
i jasno widzenie nie wstępuje w szamana; w takim rsae 
obecni krzykiem, śpiewem i kląskaniami budzą w nim u- 
tchnienie. Ceremonia ta zowie się to go eh u. 

Obrządki przy wróżeniu, leczeniu i ofiarowaniu rótaą nc 
jak to już mówiłem, a różnice te są następstwem twórofMci 
umysłu lub umiejętności szamanów, którzy nie posiadają 
żadnych raz na zawsze danych sobie prawideł ani też kon- 
troti. Jeden z moich znajomych, opisywał mi ofiary pnr 
których był obecny, dawane w celu ubłagania o zdroirie 
chorej osoby. Ciała zwierząt ofiarnych zawieszono na dne- 
wach, pod któremi zgromadzona była liczna publiczoośe. 
Szaman rzucał miskę która padała dnem na ziemię, Iso 
przed rzuceniem pobudzał w sobie ducha przez tamaniił 
wykręcania gimnastyczne , tłuczenia podobne do wieUdej 
choroby, oraz krzyki, piski, przypominające krakanie knki, 
huczenie sowy i wycie wilka. Najbardziej uderzającym szck- 
gółem tego obrządku byłu chmura ptaków, która w ckrnU 
padania miski nadleciała i siadła na drzewach, a po siDoń- 
czonym obrządku, na znak szamana zrobiony ręką w po- 
wietrzu, odleciała w stronę zachodu. Lud strwożony takia 
objawem cudowności szamańskiej , pobożnie zwrócony ki 
południowi kłaniał się. 

Jak i nasi owczarkowie i cudowni gminni lekarze , mh 
mani leczą także zamawianiami, które gdy okażą się nie- 
skutecznemi, lud powiada, że szaman nie chciał nlecs^ 
chorego; nigdy zaś nie powątpiewa w jego umiejętność i 
nie podejrzywa o guślarstwo. Wiara w szamanów oraz idi 
powaga jest nadzwyczajna. 

Dawni rycerscy banowie Mongołów, odwoływali aę d* 
ich wyroczni. Szamani i szamanki które Kopeć nazywa sy 
billami, przepowiadali im, jaki będzie los wojny, ctj 



313 

dęztwo uwieńczy icb najazdy, czy tei oczekiwać mają prze- 
granej. Z lota strzał odgadują przyszłość, a lud mocno 
wierzy, i£ oni rządzą źywioltoii i siłami natury. Wywołują 
pioruny i błyskawice, wstrzymigą burze. Klęski publiczne, 
zaraza na bydło i konie, napady wilków na stada, są zawsze 
powodem do ofiar, któremi rozrządza szaman i wiele z nich 
korzysta. Podróżni przedstawiają ich jako kuglarzy, chci- 
wych pieniędzy i oszustów; nam jednak zdaje się, że 
w zapatrywaniu się na nich jako na prostych kuglarzy 
jest albo niedogodność obserwacyi i niezrozumienie cu- 
downości jaką się otaczają, albo też jak w moskiewskich 
pisarzach, tendencya szkodzenia tym, których uważają za 
swoich nieprzyjaciół. 

Buriaci szamańscy w modHtwie składają trzy palce,' doty- 
kają niemi czoła i nachylają głowy. Szamana nazywają Bu- 
riaci Buge albo Be; szamankę Udagan albo Idogen, a 
ich cudowne sztuki bug^emtg, co Moskale przetłumaczyli 
na szamanió. Każdy ułus utrzymuje swojego szamana. Sza- 
man pospolitą robotą nie zajmuje się, potrzeby jego jednak 
8% dobrze zaopatrzone. Ci, którzy od dzieciństwa czują się 
do kapłaństwa powołani, których system nerwowy i wybu- 
jałii chorobliwa wyobraźnia unosi w n^odości w mgliste 
sfery myśli i melancholią twarz ich obleka, wychodzą na 
prawdziwych szamanów. Wtajemniczeni we wszystkie sztuki, 
sposoby i naukę swoich nauczycieli, z czasem sami zaczynają 
wierzyć w boską siłę i moc ich ożywiającą; sami wierzą, że 
nauka, rada dana przez nich ludowi, jest boskiem objawie- 
niem. Pogrzeby wielkich szamanów obchodzą wspaniale i 
uroczyście. Ciała ich palą, a ^opioty zsyptgą w urny, które 
unieszczają między gałęziami starych modrzewi. Prochy 
z czasem wiatr rozsypuje, lecz drzewo, które było grobem 
kapłuia, pozostaje we czci i poszanowaniu narodu; drzewo 
prachnieje i upada, lecz miejsce na którem stało jest 
•więte. W dolinie Tarasowskiej przy ułusie Taras w Idiń- 
skiej dumie (Irkucka gubernia) wznosi swoje konary stary 
modrzew, który był grobem sławnego szamana. Dzisiaj to 
drzewo w takiej jest czci, iż Buriaci w tej okolicy, urzę- 
dowe przysięgi wykonują w imię tego drzewa. 



314 

Dawniąj kiedy Bariaci byli niesaleinym ludem, ok 
swoich zmarłych palili, albo chowali w skrzynkach mi^ 
drzewami, lub tei rzucali w puszczy na pożarcie zwienętoa; 
dzisiaj rz%d moskiewski nauczył ich grzebać trupów w zicni 
Obrządek palenia w następny sposób i dzisiaj choć rsadb 
odbywa si§. Trupa rozciągniętego na skórze, wiozą w wóib 
lob na koniu w orszaku rodziny i przyjacióL Zloiywsf 
ciało na kupie chrustu, kładą przy niem pieniądze, neai 
nieboszczyka i stos podpalają. Gdy między suchemi pii^ 
ziami błyśnie pierwszy płomyczek, nie oglądając się, ucie- 
kają wszyscy do swoich jurt Zdaje się, że powodem tQ 
ucieczki jest wiara w duchy, które odpędzone ogniem od 
zmariego, mogłyby rzucić się na obecnych. W lasach chovij| 
trupów na sposób tunguzki, wieszając na gałęziach faliskid 
drzew: siodło, fajkę i różne rzeczy nieboszczyka, a u 
sznurkach różnokolorowe gałganki. Rzeczy przy grołńe sio* 
żonych nikt sobie nie przywłaszcza, są bowiem zasssmi' 
nione, to jest zaklęte, a przywłaszczenie ich sprowadza nit- 
szczęście. Moskale przecież mało sobie robią skrupułu w ^ 
względzie i kradną pamiątki grobowe. Zwyczaj rsucsnii 
trupów na pożarcie zwierzętom, upada w Syberyi; pny- 
pominą zwyczsj starożytnych Parsów, którzy w podobny 
sposób ze zmarłymi postępowali. Nie jeden zwyczsj, nie 
jedno pojęcie południowych Azyatów, znajdujemy w SybiSTi 
rozszerzone. Palenie ciał na stosach' jest pospolite w Indpi 
wiele zaś guślarstw, myśli i wyobrażeń szamańskich, oki- 
ziają powinowactwo z zabobonną wiarą Daosów, rosszerscsą 
w Chinach, i wiele wspólnego z wiarą Indusów i z ińuą 
Zoroastra w Persyi Banzarów twierdzi , że sirsmsniia 
powstał w środkowej Azyi; my jesteśmy zdania, że foj 
głębszem zastanowieniu i gruntowniej szej kiytyce, po- 
chodzenie szamanizmu z południowych stron Azyi zostaaie 
udowodnionem , a odleglejsza od samego braminizmu stsro- 
żytość jego uznaną będzie. Pas A^i od 20 do 36" północną 
szerokości jest ojczyzną wszystkich główniejszych religii 
świata. W tym pasie braminizm, buddaizm, judaizm, chiw- 
ściaństwo, mahometanizm powstały. W krainach tego pmi 
nauczał Konfiicyusz i Łaokin; tu powstała 2k>roastn>«t 



315 

wiara cscicieli ognia. Kraje te, które Opatrzność ntgwyra- 
iniej przeznaczyła na plac natchnień, wizyi, objawień, za 
kolebkę wiar, niezawodnie też wydały i azamanizm, zk%d 
przez Chiny i stepy Mongolii rozszerzył ńę w puszczach i 
równinach lodowatych Syberyi, nie sprzyjających podnie- 
aeniu ducha, rodzącemu natchnienia poetyczne i objawienia 
relig^ne. 

Obraz szamanizmu zakończamy skreśleniem jego upadku 
wedle Banzarowa. Wiara ta, jak mówiliśmy, była wyzna- 
waną przez większą połowę Azyi. Buddaizm i mahometa- 
Bizm od południa; chrześciaństwo od zachodu postępując, 
ścieśniło i coraz bardziej ścieśnia przestrzeń, na której 
tajemnicza wiara w niezliczoną liczbę duchów jest ¥ryzna- 
waną. 

Buddaizm na wiele lat przed Chrystusem przekroczył 
góry Himalaju i znalazł licznych prozelitów w Chinach, 
w Japonii i w szamańskim Turkestanie. Z wschodnich stron 
tej krainy, buddaizm przeszedł do zachodniej Mongolii, a 
Tobo-han z dynastyi Tugin, urzędownie go przyjął w końcu 
VI, wieku. Wcześniej jeszcze chrześciańska nauka prze- 
niknęła do Mongolii, lecz nigdy tam nie miała licznych 
wyznawców. Po upadku dynastyi Tugin, Ojchory gorliwie 
popierali buddaizm, a w Turkestanie w tym czasie cała 
ludność przyjęła wiarę proroka z Mekki. 

Haństwa Mongolskie w północnych Chinach były więc 
buddajskie wówczas, kiedy jeszcze północni Mongołowie i 
Boriaci mocno trzymali się dawnej szamańskiej wiary. Czingis, 
który z tych okolic pochodził, podniósł nachylający się ku 
opadkowi szamanizm; co było tem łatwiejsze, źe buddaizm 
lue przeniknął do najniższych warstw narodu, a był tylko 
u góry wyznawanym. Po Czingisie, następcy jego panigąc 
w Pekinie pod nazwiskiem dynastyi Juan , byli znowuż bud- 
daistami. Cesarze wie juańscy utrzymywali na swoim dworze 
wielką liczbę łamów, co nawet według chińskich kronikarzy, 
stało się powodem ich upadku w Chinach. Gdy ostatni 
cesarz z tej dynastyi Togon-Timur, nciekł z Pekinu, religia 
Baddy zupełnie w Mongolii upadła, a stare szamaństwo 
ostało znowuż na krótki czas panującą wiarą. Za pano- 



316 

wania hana Dzajana w Xyi. wieka Bzamaninn stuowoa 
upadł na dworze moDgolskim , a missyonane buddajsey t» 
szerzyli now% wiarę pomi^y lodem. Dwaj miezyonane bi^ 
dajscy Nejdżi-tojn (urodzony 1593. roku umarł 1680. nh) 
i Dzaja-bandida, pierwszy w Mongolii, dmgi w Dimgin 
między Kałmtikami, opowiadali wiarę Bnddy. Całe i^ 
spędzili w missyonarskich wędrówkach i obalili szaimza 
w większej części Mongolii. Dzaja bandida, WBjpotoBSj 
Nejdzitojna, miał wielki wpływ na kałmuckich kanów,i«f' 
mógł na nich, iż wydali rozporządzenie: «że jeżeli kto^ 
panym będzie na czci oddawanej ongonom, oddać msDfl 
karę konia i owcę, a ongony zostaną spalone; jeieli w 
kto zażąda od szamana lub szamanki, aby odprawiafi dff* 
obrządki, da za karę konia; szaman zaś lab szamanka łi{4 
okadzani różnemi ziołami. » 

Mongołowie i Buriaci zostający pod władzą moekiefik^ 
najdłużej trwali w starej wierze. W pierwszej poło** 
przeszłego wieka Urgiński Katachta (arcybiskop w Mozfoi 
baddajski ) namówił Buriatów zabajkalskich do porcBoetf 
szamanizmu, a przyjęcia buddaizmu. Połowa Buriatów zostik 
wierną wierze dawnej ojców, a inne ludy syberyjskie, ^ 
mimo szerzącego się chrześciaństwa, nie myślą takłe stf 
się szamanizmu. Plemiona syberyjskie które urz^o^i* 
przyjęły naukę ewanielii, nie wyrzekły się bynajmniej itii4 
wiary. Mając krzyżyki na piersiach, modlą się po ^ 
wnemu do duchów szamańskich; nad umiejętność zFobiesi 
znaku krzyża świętego , nic więcej nie umieją z d0*^ 
religii. 

Na wyspach Aleutskich, Kurylskich, innych sąsiednich 
grupach i w Mandżuryi, szamanizm dotąd nie jest podfcopii]^ 
ani przez buddaistów ani też przez chrześciaństwo, diodi^ 
w Mandżuryi opowiadali słowo Chrystusa katoliccy ktitaj 
a na owych wyspach greccy księża. W północnej wresiflij 
Europie, fińskie plemiona od Wołgi do Białego JAotu, F^i 
zomie wyrzekły się swoich wiar, które były tylko od«i*i 
szamanizmu. Słuchając nauki popów, jednocześnie cfC^ 
Keremetia i różne dobre i złe duchy. 

Ścieśniana z różnych stron starożytna i pierwotni ^i*'* 



317 

Indów północnej Azyi, chyli się do npadku; codzień tnci 
coś z swojej sHy, codzień bardziej przypierają j% do zimnych 
i niegościnnych brzegów Lodowatego Oceanu. Zapewno nie 
prędko jeszcze wykorzenia i zniszczę wiarę w duchy, lecz 
prędko zasady jej i obrządki pomieszane zostaną z zasadami 
i obrządkami nowemi. Znikną święte drzewa i szamańskie 
kamienie, a zastąpi je krzyż, który już błyszczy na kopulach 
cerkwi sąsiadujących z puszczami. Czas, w którym nie 
bęben szamana, lecz dzwon chrześciański zacznie zwoływać 
ludność tych puszcz na nabożeństwo, będzie czasem śmierci 
starych a dziecinnych ludów Syberyi. Mówiliśmy już o 
ciągłem zmniejszaniu się tych ludów. Gywilizacya umie cy- 
wilizować dzikie krainy tylko wytępianiem ludności. Ucie- 
kają od cywilizacyi biedni wpółdzicy, bo wiedzą, że ona 
z nową wiarą i z obyczajem śmierć im niesie; uciekają lecz 
cywilizacya goni ich , dopędza i zaopatrzeniem potrzeb, 
zmiękcza grubość obyczaju, a wódką i zarazą zab^a. Nie- 
które ludy zupełnie wyginą, inne przeradzając się moralnie, 
stracą swą indywidualność i fizycznie nawet przekształcą się. 
Poociekają duchy z puszcz, lodów i gór pólbocy, lecz za- 
nim to nastąpi, ważną jest rzeczą dla nauki utrwalić ich 
obraz. Nie wyczerpałem wszystkich źródeł, wiem ile brakige 
mi do skreślenia zupełnego obrazu szamanizmu; sądzę 
jednak, iż i te szczegóły nie zostaną bez pożytku dla piszą- 
cych po polsku historyków i etnografów. 



KONIEC TOMU DRUGIEGO. 



DSOKISII P. A. BHOOKBAVtA W ŁZFSK0. 



J 



BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH. 



TOH XI. vn. 



BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH. 



TOK XI. vn. 



OPISANIE 



ZABAJKAL8KIEJ KRAINY 

w SYBEEYI 



AGATONA GILLERA 



TOM TRZECI. 




LIPSK: 

F. A. BBOCKHAU& 
1867. 



X > J, 



-i , . - ^ ^. 



3Lccv^< Ł|r, 



SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE III. 



Cifśe n. WIBRORMOUDINSKI I BARGUZIN8KI POWIAT. (Ciw 
daltsy.) 

ROZDZIAŁ IV. KabaAsk. ~ Żydsi w Kabaftsku. — Polaej tr KabaA- 
•ka.^- Gmina moskiewska. — Wybory gminne nnfdników. — Ich 
atrybncye. — Pobór rekrutów. — 8ąij gminne. — Włamoóó gruntowa 
w gminie. — Swoboda 1 pors^dek carski. — Powinności siemskie. — 
Ciemne podatki. — Podatki skarbowe. — Magaiyny ekonomlesne. -^ 
8płs ludności. ~ Owady. — Droga do liińska. — Monaster Troiekl. — 
Sekta Chłystów. — Ssynk i chłopi. — - Kaplicska na górce. — Bro- 
dłagł. — Śtarwark. — Znownś Brodiagi. — Bargusin. ~- Bnna. — 
Sprawnik Beklemlsaew. — Gubernator wileński Bibików .... 8 

ROZDZIAŁ V. Jarta bnriaoka. — Boftnica. — Kuchnia burlacka. — 
Ubiory Buriatów. -> Połołenie, temperatura i statystyka Wierehno- 
odińska. — Rynek. — Muiyka. — Prsygody Polaków w partyi are- 
sstantów. — Zmarli Polacy. — WygnaAoy polscy w Wlerohnondłńsku, 
w Piotrowska i w innych miejscach. — PosieleAcy. — Wladse po- 
wiatowe. — Zarsfdy i władie miejskie. — Pollcya. — Z hlstoryi 
WiercbnoadUska. -— Nocleg s Burlatami na Ifoe. — Ignacy OiJ> 
lyk. — Widok okolicy 85 

ROZDZIAŁ VI. Kurbińsk. ~ llarya Malesews kiego. — Śpiew i pieśni 
Buriatów i innych ludów syberyjskich. — lliastrele esyli Dustihor- 
■sy. -^ Prsekład csterech plenni buriackieh. — Powiastka o słońcu 
i o ddewesynie. — Bajka o spone pomi^dsy krukiem, kawkf, a la- 
b{dxlem. — Powie- o Diambie i podanie o Bocheńskiej góne. — 
Legendy o aaómłeniu ksifiyea. ~ Obrsądkł Buriatów i Chińcayków 
pedcaas zaómienia. -~ Istoty według teotolU Buddaistów. — Wyobra- 
ienia o słońeu, kslfiycn i gwiasdach. — PrseobraŚenia Buddy. — 
Bi^ka o Ifaehahaiaaie. — Wyobraśenie cara. — Zkąd królowie i ca- 
rowie pochodaft -~ Podanie o bnosie. — Podania o poeaftkaeh ho> 
ryńskich Buriatów. -> Legendy o poeaftkach Buriatów i Mongołów.— 
Błsterya podboju Buriacyi 67 

ROZDZIAŁ VII. Samiłowanie w koniach. — O goóeinności , eharakterue 
i usposobieniu Buriatów. — Kiedy sif twonyły narody? ^ Wstręt 
do rolnictwa. — Noeleg pod borem. — Obrafdki weselne i o mał- 
ieństwaeh u Buriatów, — Pą|aaA buriacki. ^ Obon. — Uroesysto^cl 
wyóelgowe. — Mowa lamy. — Popas. — Rosmowa o Dalą; laiiii« 



VI 



i stosunkach s nim Buriatów. — Sposoby sprowadania 8viftycb 
ksifg. — Jfsyk buriackl. — Ślepy chłopiec — Wnieiik po n- 
chodiie słońca. •— Oniński olas i Horjńska Dana. — Dnfdicah 
i prawa Buriatów, — ZłodsiiOstwa Tą}ssów. — Kilka awsg o pt- 
giięblonych narodowościach. — Dalssa podrói. — Płśmłenaośe Ban- 
tów. — Bansarów i Inni ich uoseui. — Cay będą mieć swejf łilex»> 
turę? — Ostateccoy cel historyi. — Popierecsna. — Oddaiał kantaoi- 
stów Żydów i choroba podoficera od bicia róągaml. — Wypfdmie 
djabła. -- Medycyna łamów % 

ROZDZIAŁ VIII. O buddaismie w ogóle. — Jego dogmata i mral- 
Dośó. — Nirwana. ~> Niektóre bóstwa buddąjskie. — Legendy o B«i- 
dzie. — Mały wpływ moralności Buddy na iycie. — Soisserasie 
się baddaiamu i Hcsba Jego wysnawoów. — Hierarcłiła baddą|tlu. — 
Dalą) lama i Tybet. ^ Wpływ hierarchii na usposobienie i ksltaif 
ludów. — Zdanie o tern Herdera. — Tehoa lama i Dairi. — Ko* 
tuoiita mongolski. ^ Hamba lana bariacki i spory prsy }^e wybo- 
rco. — Niłssych stopni duchowieństwo, ioh nbiory i ślnby. — Cte- 
rakterystyka łamów i Ich stosunek do popów. — Opis świftyai ba* 
riaeki^ i naboae&sfcwa w nich odprawianego. — iDstrumeota muyki 
kościelnej. —Sprsfty i księgi kościelne. — Zakł^a. — Jesicse o ai- 
boie6stwach ^ 

ROZDZIAŁ IX. Od PopiereosneJ do Pogromaą). ~ Cyganka. ^ CkF 
i Jealora. — Pop tutejszy. -- Sobotnloy. •— Wiersayna Udy.— Osm- 
stwa. — Woźnica BoboJ. ^~ Ile Jest prawdy w l«oryi ogólasgs 
usscsgśliwiania ludskości? — Transporta wojennych cifiarów. — 
Jurta . w Kondzie i komisars buriackl. — Podrói Hurawiewa d* 
Jeddo, Pejho i powrót Amurem. ~ Oddalał iołniersy i prsygeśa 
oberwanego podróżnego. — Spotkanie a tąjsaf i arystokracja bo- 
riacka. — Beklemisaówka. — Ssakssa. >- Starowłercy i tytoń. " 
WJasd w góry. -* Osairman i s. Mikołaj. — Kiaya ^ 

ROZDZIAŁ X. Mrośny poranek. — Stacya pocatowa. — Brak kwi. 
— Ursfdsenia i ceny pocztowe. -~ Pijaństwo i towaraystwo wstna> 
mięźHwoścI. — Podrói w saniach Sieiengf. — Malownicatt brsegb - 
Siemiejcy. — Bespopowcy. — Popowcy. — Ich ołtarakterystyks. — 
Opór stawiany władzy. — Zkfd Siemiąjcy przybyli do Syberyi! — 
Sielengińsk i Jego statystyka. -> Misyonarse angielscy. — Polscy.— 
Bostuiewy i Jeszose o dekabrystach. — Okolice Saełongińsko. - 
Uprawa lnu i szkoła elementarna w Urłuku. — Monastyr Cukąfs^ 
i Jego aałoiyciel. — Nadieidin. — Paul ekspedytorowa. — MsUa* 
wianin. — Wróiba z wilka. — Przybycie do Ujść Kiachty . . . • ^ 

ROZDZIAŁ XI. UJŚĆ KiadiU. ~ Troickosawsk. — Posfg ryby. -B«^ 
ludności. ~ Zaliłady naukowe i dobroczynne. — Aleksander Zsa^ 
wics. — Cła od herbaty i ich sniienie aa staraniem Zawwicsa. — 
Parady wojskowe. — Klimat i choroby. — Wlq|skte domy w Kin- 
nie. — • Okolice i aałośenie Troiekosawska. — Sawa RacnińskŁ " 
Statystyka ludności. — Kiaehta. ~ Malara Bi^chel. - Szkoła doń- 
skiego Jfisyka. ~ Klub. kupiecki. — Chińczycy Jako goście. - Nafce- 
ieństwo katolickie. -~ Żołnierse Polacy. » Wygnańcy potoey « 
Kiachcie.-- Powrót Jeńeów z 1831 r. de ojczyzny. — Rodaina połi^ 
nad grobem. » Polacy amarli w Kiachcie. — O kupcach ttittimy^ 
ich patrjotyzm, cywilła«eya i obarakter. — MoMeh Izrael. — C^ 



VII 



Btrona 
nkter moskiewski. — Obejście sif, sądj o Polakach i ich wpływ na 
Moskwę w obecnym liberalnym csasie. — Życie towanyskie. — Za- 
bawy, rozmowy, stroje, koncerta. — Ueseni.'— Herbata, miejsca Jej 
sbioni, co wpływa na Jej dobro<S. — Csaa, w którym herbatę do 
Europy przywieaiono. — Co mięssąj^ s herbatą. — Drogi Jej tran- 
sport. — Ilość herbaty, wywoionej do Moskwy i innych krajów. Jej 
komunikacya. — Przemycanie. — Sicsególowy spis towarów, służą- 
cyeh do wymiany i ich ilość 190 

lOZDZlAŁ Xli. Majmacsyu. — Karawana wielbłądów. — Opisanie 
miasta. — Wraienie. — Zabawy na ulicy. — Policyauci.'— Ubranie 
ChiAesyków. — Osnaki caynów. — Dynasty a mandiurska. — Po- 
wsUAey biorą stare nbiory. — Konserwatyzm chiński. — Przestrze- 
ganie esytośei rasy. — Świątynia w Mió^nacsynie. — Kary chi6- 
sltie. — DierguczeJ. — Podarunki ł Putiatin. — Stosunki między- 
narodowe ua pograniczu. — Ambanl Bejse mongolski. — Missya du- 
chowna rosyjska w Pekinie. — Teatr miejski i muzyka. .— Zarozu- 
miałość 1 patryotyzm chiAski. — Świątynia czci cesarza i czci Boga. — 
DzłeA zaduszny u Chińczyków. — Koiifucyusz. — Religie w Chi- 
nach. — Tąjpingowie 235 

H)DATKI. 

rvsgi nad potrzebami parafii ZabaJkalskieJ, przez A. Węiyka .... 375 

tiograiia Baddy 283 



II. 



WIERCHNIOUDINSKI I BARGUZINSKI 
POWIAT. 

(DALSZY CIAO.) 



GiiŁBB, Opissoif. lir. 



IV. 



Kabatek. — Żjdsi w KabaAska. — Polacy w KabaAska. — Ominą mosUa- 
V8ka. — Wjbory gminoe anfdników. — Ich atrjbucye. — Pobór rekra- 
tów. — 6(|d7 gmiane. — Właanol^ gruntowa w gminie. — Swoboda i po- 
rifdek carski. — Powinności ziemskie. — Ciemne podatki. — Podatki 
akarbowa. — Hagasyny ekonomlcine. — Spis Indno^i. — Owady. — 
Droga do UiAska. — Monaster Troicki. » Sekta Chiyatów. — Ssynk 
i chłopi. — Kapliczka na górse. — Brodlagi. — Ssarwark. — Znownł Bro- 
diagi. — Bargazin. — Burza. — Sprawnik Beklemisaew. — Gubernator 
wileAski Blbików. 



Kabańsk ma postać miasteczka. Dość obszerny i ludny, 
a pomif dzy chatami s% i porz%dne domki Ulice błotne i za- 
gnojone; na jednej z nich jest szkółka elementarna w 1859 
założona staraniem sielengińskiego kupca Frołowa, który na 
ni% dom i fundusze ofiarował. Rynek ozdobiony jest cerkwią, 
a zapełniony [straganami żydowskimi, na których ci wy- 
gnańcy z Palestyny i z Polski sprzedają bułki, pierniki, ryby, 
tytuń, igły, wstążki i łokciowe towary. 

Żyd w Syberyi jak i w Polsce trudni się tylko handlem 
i kramar8twem< Żydzi tutejsi nie posiadają wielkich kapi- 
tałów, lecz nie s% bez pieniędzy, a dobry byt jest pomiędzy 
i^mi powszechny. Wszyscy pochodzą z Polski lub z Mało- 
nisi, zkąd za policyjne i kryminalne przestępstwa, głównie 
zsś dla tego, że ich Moskwa zawsze prześladuje, zostali wy- 
ceni i wygnani do Syberyi na osiedlenie. Ubiór, w jakim 
chodzą w Polsce, tu porzucili; ubierają się po moskiewsku, 
iioszą brody jak i kacapi, a żony ich zawiązują chustki na 
głowie na sposób tutejszych mieszczek. Zmiana ubioru spra- 
li 



wiła, iż między ladno8ci% tutejszą nie stanowią odrębnś 
grupy. Rysy tylko i wyraz całej fizyonomii wyróinia ich od 
reszty ludności. Starsi mówią po żydowska, po moskienb 
i po polsku; pokolenie zafi tutaj urodzone mówi już tylko po 
moskiewsku i po żydowsku. Rozrzuceni w małej liczbie po* 
mi§dzy Moskalami, bardziej niż w Polsce ulegają o\m 
wpływom i prędzej zmieniają mowę, obyczaje, a joitti 
i wiarę. Młodzi Żydzi z większą już łatwością i lepiej tpr 
żają się po moskiewsku, niż po żydowsku; często tei moin 
ich usłyszeć w domach własnych, z rodziną swoją oży^f 
cych języka moskiewskiego; są nawet i tacy, którzy tsfśat 
zapomnieli języka żydowskiego. Liczba odstępców od viuT 
swoich ojców nie jest małą między nimi. Dla uwolnienii 9( 
od kary knuta, dla interesów pieniężnych, przechodzą n 
prawosławie, chociaż w sercu noszą lekceważenie i pogarit 
dla nowej wiary. Dzieci neofitów noszą żydowskie imioA 
a dla świata mają imiona moskiewskie. Poznałem ick ki^ 
W obec Moskali udają przykładnych chrzescian, tajcsBtf 
jednak wykonują przepisy i obrządki starej wiary, a w da- 
ciach wpajają nienawiść do wiary narzuconej. Żyd ochncawy 
jest wprawdzie złym chrześcianinem, dzieci jego sercem Igil 
do wiury ojca, lecz powoli zaniedbują wypetnieoi* JQ 
obrządków ; trzecie za to i czwarte pokolenie od ojca neofif 
pochodzące zaciera w sobie wszelkie ślady żydo^Koa^ 
Za Bajkałem największa liczba Żydów zgrom adz^a sie^^ 
cie i w Kabańsku. Uchwały cara Mikołaja nie dozwably iv- 
mnożyć się ludności żydowskiej w Syberyi. Wszystkie diiw 
tu urodzone kazał car brać w dziecinnych jeszcze latach i^ 
wojska; ci zaś, którzy przyjechali tu z rodzicami wygna*** 
z Polski, dorósłszy, wracać musieli do Polski. Tak nietok- 
rancyjne postępowanie- i okrutne zarazem, nie zostało bei 
ważnych następstw. Wielu Żydów w wojsku zmuszonych M* 
do kawalerskiego życia; ci zaś, którzy się pożenib', diiect 
swoje oddawać musieli rządowi na wychowanie, który dj«j- 
pliną zmuszał ich do zdeptania wiary ojców. Postępowanie c«a 
Aleksandra II., jako dla nich łagodniejsze, może dozwoli 2y- 
dom zapuścić korzenie w Syberyi i pomnożyć tu swoją lud«* 
Nadzieje te jednak nie są ugruntowane na żadnem prvt% 



owssem prawo jest dla nich dągle okrutne i niesprawiedliwe, 
a w Bo0yi właściwej mieszkać im nie wolno. Żydzi w tym 
swoim ncisku, zamiast złączyć ńę z również nciśniętymi Po- 
lakami i przez to wywołać skuteczny opór niesprawiedliwej 
włftdzy, łudzą się jakiemiś nadziejami na Rotszylda. Sądzą, 
ie ich pieniędzmi wybawi z ciężkiej niewoli i wcześnie już 
głoszą go tu swoim bohaterem. Ciemni sądzą, że on jest 
potężnym ministrem francuzkiego państwa; inni myślą, że 
jest księciem, a inni jeszcze, że jest królem najbogatszym na 
świecie; że jako potomek króla Dawida ujmie się za nimi 
i wyprowadzi ich z moskiewskiej niewoli, równie ciężkiej jak 
egipska, fiiedni — nie wiedzą, że tenże sam Rotszyld po- 
życza pieniędzy ich prześladowcy, który za jego pieniądze 
władzę swoją powiększa, ludy mu podwładne gnębi i tysiące 
corocznie porywa dzieci żydowskich na Litwie i Rusi, a wy- 
wozi je w głąb Rosyi na sołdaokie wychowanie. 

Prócz Żydów na rynku kabańskim kręcą się Buriaci w ma- 
łachąjach, Bnriatki z czerwonemi i świecącemi się od tłuszczu 
policzkami, i brodaci chłopi moskiewscy. Polaków w Ka- 
bsDsku mieszka kilkunastu; znam tylko z nich jednego 
Franciszka Kuolla, przysłanego za sprawę polityczną. 
Knoll jest rodem z Poznańskiego, za udział w kampanii 1831 
roku deportowany do wojska moskiewskiego w Omsku. Tam 
za udział w związku ks. Sierocińskiego i doktora Szokalskiego 
aresztowany, otrzymał 8000 kijów i skazany do kopalń ner- 
Gzyńskich. Teraz jest na osiedleniu. Dawniej mieszkał tu 
jeszcze Karśnicki, przysłany do Syberyi na wygnanie za 
adział w czynnościach emisaryusza Sulimierskiego w 1833 r. 
W roku 1843 powrócony został do ojczyzny. 

Za wsią położone jest więzienie etapowe, w którem nasi 
liracia, pędzeni ze zbrodniarzami, w dusznej atmosferze nie- 
raz przebywać muszą. Ztąd jest widok na blizkie góry, 
a stóp których nad Kabanką zbudowany jest Kabańsk. 
W samej wsi znajduje się dom mieszczący w sobie władze 
gminne; Kabańsk jest bowiem stolicą gminy. 

Gmina moskiewska, o której już nieraz wspominaliśmy, 
ze wszech miar jest ciekawą instytucyą- i zasługuje na szcze- 
gółowe opisanie. Zbaczam więc znowu od głównego przed* 



6 

miota mojej podróży , pewnym będ%c, te w chwili, wktśej 
gpninc moskiewską przedstawiają jako wiór dobrego spote* 
cznego urządzenia, a z której powodu gloezą, ie Moikn 
jest demokratycznym narodem i na niej budują nadzieję ^ 
ności: socyaliści i komuniści, jak Proudhon, łe w ckvi 
takiej opisanie gminy moskiewskiej zajmie moich cxf^ 
ników. 

Gmina moskiewska składa się z kilku, a bywa tiUi 
i z kilkunastu wsi, mieszczących w sobie ludno&ó z kilka- 
sięoy złożoną. Podległa władzom gubemialnym i powato* 
wym, w wewnętrznym* zarządzie według ustawy ma )fj^ 
wolną. Urzędnicy gminni wybierani są przez gospodsif' 
Wybierani są ci, których każe wybriić sprawnik. W 
przyjdzie chłopom wybrać kogo innego, a nie uncdo«f» 
kandydata, sprawnik chłoszc^e ich rózgami bez ceranoiik 
jak o tem świadczą urzędowe opisy w urzędowej gsM* 
ffOnbemialne Irkuckie Wiadomości ». Urzędnicy gminmtf 
pobierają żołdu, urząd więc ich jest honorowym; dla tego to 
mają tytuł « szanowny*) (Poczticnnyj, Wasze pocztieniel^któT 
jest zniewagą, jeżeli się go zwróci do urzędnika koTOiutff>> 
oficera lub dworanina moskiewskiego. Naczelnikiem gaiif 
jest głowa (albo wołostny, po polsku wójt). Bywi ■• 
zwykle gospodarz majętny, mający między chłopami powiii' 
nie, a dobrze widziany przez rząd. Delegowani ze wń, ^ 
gminy należących, zbierają się w wójtostwie (wotostne fn^ 
wlenie), gdzie w obecności koronnego z powiatu ancdi^ 
przysłanego jako komisarza na wybory, wybieraj) g^ 
Komisarz carski odgrjrwa przy wyborach główną rolę. J*"^ 
kandydat do urzędu nie posiada ufności gminy, a dioe w* 
stać jej naczelnikiem, daje komisarzowi łapowe, a tenp^ 
wagą swojego urzędu, proźbą, a najczęściej grośb) ^ 
wybrać poleconego przez siebie kandydata. Opór i 
chłostę w powiecie; nigdy więc chłopi nie opieraj) ^ 
i zawsze wybierają na głowę tego, którego chce mis* k**" 
sarz. Ponieważ wolność wyborów jest illuzyjną, więc w 
cała machina gminna nie ma charakteru samoii4<b>^ 
i mieć go nie może, gdyż obaliłaby wszystkie carskie ^ 
dze nad sobą postawione, które są wyrazem woli ną^ 



despotycznej, nie cierpiącej iadnej innej woli obok siebie. 
Ka papierze wygląda gmina bardzo pięknie, ale w rzeczy 
samej jest tylko najniższym szczeblem w drabinie carskich 
urzędów, szczeblem, z którego brzydka niewola zstępi^e 
i rozchodzi się na najniższą warstwę ludności Decydują 
przy wyborach większością głosów lub jednomyślnością. 
Wiece te gminne pełne są ruchu. Nie usłyszy tutaj nikt 
mów świetnych, nie ma nic parlamentarnego w zg^romadze- 
niu. Głos zabierają nąjgadatliwsi , a czasem mówi kilku ra- 
zem; mówca musi pojedynczo prawie każdego gospodarza 
przekonywać — regulaminu obrad nie posiadają. Hałaśliwe 
zgromadzenie za jawieniem się urzędnika, który może ka- 
żdego z obradujących ochłostać, zamienia się na zgromadze- 
nie milczących. Wówczas dzieje się wszystko według myśli 
i rozkazów urzędnika. Wiece te gminne przypominają nam 
obrady ludu polskiego na Podhalu tatrzańskim. Formy pod- 
halskich obrad są bardzo starożytne i mają więcej charakteru 
riowiańskiego, niż obrady gminne rosyjskie. Jakkolwiek 
urzędnik nagina obrady według swojej woli, przecież wpływ 
ich jest znaczny i wielostronny. Chłop wybierający naczel- 
nika gminy, a przez to wpływający na zarząd gminny, po- 
csuwa swoją ludzką wartość i rozw^a samodzielność. Do- 
wiaduje się o prawach obowiązigących , o potrzebach gminy, 
a postanowienia zarządu chętniej wykonywa. Narady gminne 
ożywiają życie społeczne, wciągają najniższą ludność w koło 
publicznych interesów ; lecz ponieważ jest to lud niewolą na- 
uczony posłuszeństwa i bez oświaty, więc też te obrady nie 
tylko, że nie są rozwijaniem wolności, ale przeciwnie utwier- 
^ją władzę despotyczną carów, gdyż są dla niej poparciem 
loającem cechy dobrowolności. 

Głowa wybierany jest co trzy lata. Mandat jego potwier- 
^ gubernator i od tej chwili staje się on równie zależnym, 
jak każdy pltAny czynownik. Jedna i ta sama osoba może 
przez kilka terminów trzyletnich być na głowę obieraną. 
Zwyczajnie głowa ubiera się po wiejsku , lecz w czasie obrad 
1 wówczas, kiedy zasiada przed ziercałem, wkłada na sie- 
bie urzędowy kaftan. W każdej kancelaryi, a więc i gmin- 
B^y stoi na stole ziercrio, czyli postument z orłem na 



wierzchu, którego ściaDy oblepione 8% papierem i 
nyiD przepieami cara Piotra Wielkiego, oińewająoeini, jsl^at 
ludzie prywatni i urzędnicy zachować inaj% w ktneebryiśr 
jakie 8% obowiązki urzędnika, i t. p. Pod postomeateBi aif* 
duje się szuflada, w której chowają pieniądze, pbcoDett 
nieprzyzwoite zachowanie się w kanoelaryi. Głowa jfM 
czas służby uwolniony jest od kary cielesnej; za popelawi 
występki karanym być moie tylko przez sąd po Aóf^ 
urzędu. Dzieje się jednak inaczej. Nieraz sprawnik itts 
oficer wykułakttje głowę , a czasami nawet i rózgi doiteje - 
rozumie się nieprawnie. Jeżeli głowa objeżdża giiłiiięTvb> 
żdej wsi starszyna (sołtys) raportuje mu ostanie wn^if 
padkach w niej -zdarzonych. Głowa jako naczelnik ian|ii 
gminy jest wykonawcą rozkazów wyższej carskiej wlidif ; « 
prowadzi pobór rekrutów, zbiera podatki i odsjk j« ^ 
kasy powiatu ; jest sędzią w sprawach cywilnych małg «9 
nie przewyższających 15 rubli sr.; jedna zwaśnionych i ki* 
chłopów za policyjne i administracyjne wykroczenia irw** 
lub chłostą. Jest to więc urzędnik administracjjno-pobcyjM- 
sądowy w gminie. W każdem wójtostwie jest areszt i kib 
dziesiętników czyli policyantów, wybieranych pnes |fe*f 
pomiędzy chłopami, a którzy tak samo jak on nie pobiffi)! 
żadnego wynagrodzenia. Zastępca głowy zowie się )ttnifr 
da tern (kandydat gołowy), pomocnikiem zaś je(^ j^ 
starszyna gminy (sołtys gminy, wołostnyj 8ttr47*)» 
który wykonywa rozkazy głowy, bije za wyrokiem, *•** 
po podatki , i t p. czynności spełnia. Ma on także swcfp 
zastępcę; pensyi nie pobiera. 

Pierwszą po głowie osobą w gminie jest pisarz gmi»ft 
którego wybiera głowa, a gubernator potwierdza. ^^ 
może być wybrany z liczby ludzi nie należących do fBMf, 
najczęściej pisarzami bywają wypędzeni ze służby czynowoif^ 
oficerowie, feldfeble dymisyonowani, różni pokątni pi*^ 
Urząd jego nie jest honorowym , pensyę pobiera z docfcow' 
ziemskich. Ponieważ u Moskali formuły biurowe i pi*** 
urzędowe jest obszerne i częste,* przeto pisarz nie moie<* 
podołać i ma pod ręką kilku pomocników, którycb ssb ^ 
min-jje a gmina im płaci. Pisarz jest niby ueMtJ^ 



9 

gtowy, dyrektorem jego licznej kancelaryi, archiwistą, dzien- 
nikarzem ; pisze rozkazy do soHyeów , raporta i sprawozdania 
do czynowników, ca^tige gminie rozporządzenia władzy, wy- 
daje paszporta; na wszyeftkioh zaś rozkazach, odezwach 
i aktach gminy podpisuje się głowa, który najczęściej pod- 
pisać ńę nie umie. Pisarz właściwie jest najważniejszą, osobą 
pierwszego znaczenia w gminie. Do niego też wszyscy inte- 
resenci się udają, do niego spieszą z łapowem, z którego 
pisarz ma ogromne dochody. Lada jakie wykonywanie obo- 
wiązków urzędowych, przekupstwo, wymijanie prawa, mydle* 
me oczów i oszukaństwo tak jest w. Moskwie zakorzenione, 
że zacząwszy od kancelaryi cesarza i ministeryów, wszyscy 
biorą łapo we , gwałcą prawo , lab je przekręcają. Toż samo 
więc jest i w zarządzie gminnym, w którym binromania roz- 
winiętą została do wysokiego stopnia. Z powodu wpływa 
wyższej l^inrokracyi ustał w gminach samorząd, a wolność 
ich stała się pozorną; z powodu zaś riabego moralnego wy- 
robienia urzędników, prawność i sprawiedliwość w gminach 
jest także tylko pozorną. Winy ztąd nie można przypisywać 
gminnej instytucyi, która jest nie złą. Że złe głębiej leży, 
przyzna każdy znający dobrze wewnętrzne życie Moskwy; 
leży ono w morainem usposobieniu całej ludności, wyrabia- 
nem przez system niewoli politycznej , według którego naród 
moskiewski przez tysiąc lat był i jest rządzonym. 

W każdej wsi, jakem to już mówił, znajduje się sołtys 
(sielski starszy na) i jego zastępca, których także sami wło* 
ścłanie wybierają na trzy lata. O wyborze sołtysa nie zawia- 
damiają gubernatora. Sołtys pensyi nie bierze, od kary 
cielesnej nie jest uwolniony. Obowiązki jego są następne: 
naznaczać kwatery dla żołnierzy, chwytać złodziei i bez- 
paszportowych i odstawiać ich do gminy, jednać lub rozpę- 
dzać pijaków, zbierać podatek i wykonywać rozkazy głowy 
i pisarza. 

Do najważniejszych obowiązków gminy należy pobór jre- 
^tów, który odbywa się takim sposobem. Izba skarbowa 
(kazionnaja pałata) dzieli gubernię na okręgi rekruckie (re- 
^ckij uczastok). Każdy okręg liczy 1000 mężczyzn zdatnych 
do wojska; dozoruje nad nimi starosta rekrucki, wybrany 



10 

pnez swój okręg na (sas jednego poboru, albo na lal kilb. 
Starosta obowiązany jest o kaidenr zmnieJMenia tię hb po- 
wieszenia mczkiej ludności ^ okręgu , donońć wytnej vbr 
dzy. Obowiązany jest takie zebrać rekrutów i odwietć ick 
do miasta powiatowego. Na papier i atararoent do koreipti* 
dencyi, którą prowadzić musi, bierze starosta s gnuBy 7 ^ 
J5 rs.; zresztą nie otrzymtge za swoje trudy isdnego ^jtt 
grodzenia. Spis ludności zdatnej do wojska, a za tdstaegt 
jest kaidy mężczyzna od 18 do 60 lat uwaiany, iowiea( 
spisem porządkowym (oczerednyj spisok). W nim iwjpn^ 
umieszczone są rodziny, mające w gronie swojem fląjwif^ 
liczbę mężczyzn , następnie rodziny mniej licme, ti do n- 
dzin, w których jest tylko jeden mężczyzna czyli jedni dtfi> 
Gdy wyjdzie rozkaz poboru i naznaczą cyfrę 7, 10 lob U 
ludzi, mających być wziętymi z okręgu (cyfra ta inuuf^ 
się lub zwiększa stosownie do potrzeby państwa), or^ 
gminy wybiera rekrutów z pomiędzy rodzin na poa|lb 
spisu porządkowego umieszczonych. Kolej dania rekrsU » 
rodziny złożone z dwóch lub jednej duszy, niezmierne rmIo 
przychodzi. 

Gdy izba skarbowa potwierdzi spis rekrutów pnes gnii>9 
zarząd podany, starosta rekrucki zawiadamia mających ^ 
wziętymi do wojska, o losie, jaki ich czeka, iroskssive*> 
ażeby się z gminy nie wydalali. Poczem zbiera rekn^t 
sprowadza ich do zarządu gminy, a ztąd do miasta, ^ 
zasiada komisya poborowa, złożona z kilku czynowniwC' 
lekarza i oficerów. Dostawiają zwykle do miasta «ic^ 
liczbę rekrutów nad oznaczoną przez izbę skarbowi; j^ 
bowiem okaże się który niezdatnym, biorą do wojska ioMS^ 
umieszczonego w dalszej kolei spisu porządkowego. Bcta^ 
powinien mieć lat od 18 do 35. System moskiewskiego f** 
boru rekruta mniej jest dotkliwym dla ludności, uii b^ 
napoleońskiej konskrypcyi , która w królestwie Pobkieio obo- 
wiązi:^e. U nas każdy prawie, co się wykupić nie po^ 
służyć musi; tutaj ten tylko, na którego kolej prin>^* 
z Królestwa też, z Lit^^y i Rusi biorą dwa rasy ^^ 
liczbę rekrutów, niż z jakiejkolwiek moskiewskiej ^ 
wincyL 



11 

Gmina daje fiinduBze na amnndarowanie , prowiant, iołd^ 
wódkę dla swoich rekratów i na strawne ai do chwili wej* 
ścia ich w czynną shiibę w pałkach. Wydatki te nie naleftą 
do kategoryi podatków, obarczają jednak znaczną cyfrą 
skromny budżet gminy, którą zapłacić muszą gospodarze. 
Urzędnicy gminni i starosta rekrucki przez czas lAużby swo« 
jej są uwolnieni od poboru. Rodziny branych starają się 
wszelkiemi sposobami uwolnić synów swoich od wojska, gdyi 
i n Moskali wzięty do wojska za nieszczęśliwego jest uwa- 
iany — przekupują więc lekarzy, czynowników, a często 
udaje się takimi sposobami dzieci swoje od stuiby uwolnić. 
Majętniejsi najmują za siebie rekrutów, z liczby takich, któ« 
ny nie obowiązani są pójść do wojska. Najemnik powinien 
być z tejże samej klasy ludności, co i rekrut, i powinien 
należeć do tej samej gminy i okręgu. Gmina daje świadectwo 
najemnikowi, że w .razie, jeżeli kolej na niego przyjdzie, 
zastąpi go innym rekrutem. Jeżeli najemnik jest poganinem, 
musi ochrzcić się; sekciarze nie mogą najmować prawosła- 
wnych, lecz muszą starać się o najemników z sekty, do któ* 
rej należą. Za najemnika i^cą gminie 50 rs. podatku. Za 
niedobór rekrutów gmina płaci do kassy państwa 450 rs. 
Pobór kończy się zakwitowaniem z odebranych funduszów 
i rekrutów, danem przez komisyę poborową gminie, i za- 
kwitowaniem, które odbierają rodziny za danych na- 
jemników. 

Szlachta zagonowa i Żydzi w polskich wschodnich prowin- 
cyach zmuszani są nieprawnie dostarczać większą liczbę ro- 
ntów, niż Moskale, a to dla prędszego zmoskalenia obu 
tych klas polskiej ludności , do czego służba wojskowa służy 
j^o jeden ze skuteczniejszych środków. W miastach pobór 
rekratów odbywa się według tychże prawideł, co i we wsiach 
•karbowych, 

Kiektórzy włościanie za różne zasługi dla carów uwolnieni 
•% od branek , lecz płacić muszą podatek rekrucki. Rodzina 
Snzaninych posiada przywilej oswabadząjący ją raz na zawsze 
od poboru rekruckiego, a otrzymała go za to, że w czasie 
^ojny z Polakami 1612 r. jeden Suzanin, zmuszany, ażeby 
wydał miejsce schronienia Michla, syna Filareta, został 



12 

zabity, a nie wydal tajemnicy. Cale prowincje, jtkiLp. 
Bessarabia, Jakacki, Ochocki i Kamczacki obwód, ipowodi 
malej ludności uwolnione 8% od poborów. Eocnjice ple* 
Biiona Syberyi 8% również wolne od branki; lea mektón 
1 nich , jak n. p. część Buńatów i osiadłych Tnngawa «- 
stalą zapisaną w rejestra kozackie. 

Szlachta, urzędnicy, popi, kupcy pierwszych gildyi, i» 
alegają brance, lecz 8% obowiązani do dobrowolna v^ 
pienia do służby wojskowej lub cywilnej, tak daleee, łe je- 
żeli w trzech pokoleniach nikt z rodziny nie dosłoiy) a$ 
czynu, cała rodzina traci dworzaństwo. Z chłopów pod^ 
nych panom, dziedzic oddaje do wojska tego, którego ckc 
się pozbyć, zwykle próżniaka i złodzieja, który mn bbf^ 
korzyści nie przynosi. Gminy także ludzi najgorsiego j^ 
wadzenia się starają się wepchnąć do wojska, a ludzi pon)* 
dnych i pracowitych we wsi zatrzymują. ^ Właściciel, tó^T 
ma 20 dusz poddanych, płaci podatek rekmcki, lea i* 
daje rekruta; jeżeli ma więcej niż 20 dusz, przez kDki** 
nek daje jednego rekruta: jeżeli zaś ma wielu poddssj^ 
co rok obowiązany jest dać rekrutów tylu, ile rąd ■•• 
znaczy. Teraz , kiedy poddaństwo w Moskwie znoi^} ^ 
wiadomo jeszcze, według jakich przepisów brać b{4 ^ 
wojska uwolnionych z poddaństwa chłopów. Lecz to doitf 
nie należy, tern więcej, że poddanych w Syberyi nigdy*' 
było i dotąd nie ma. 

Sądownictwo w gminie rosyjskiej należy do jednej z tkj^ 
najmniej rozwiniętych i najniedołężniej wykonywanych. K-^ 
goskin, autor syberyjski, którego wiele artykułów pctap 
trafnych obserwacyi i gruntownych rad czytaliśmy w ^ 
dowej gazecie, pisze co następuje*): «Bez pewnych t j* 
wnych przepisów i wskazówek sąd w zarządach gmunP 
bywa zwykle stronnym i niesprawiedliwym. Bal i dla oeg^" 
głowa gminy ma dbać i starać się o zadosyćuczynienie tff^ 
wiedliwości, kiedy niesprawiedliwość jest tyle zyskowna i* 



*} o todie krasgan mieiUa sobojn. Irkockie Gubtroai* *»"*"•'" 
Vt. 46, rok 18;^8. 



13 

pewnia sędziemu kieliwek wódki i łapo we, a przy tern kiedy 
wie sędzia, źe wyrok niesprawiedliwy, nie wywoła apelaoyi. 
Do kogoi chłop ma apelować? Może do zasidatiela albo 
aprawnika? Lecz ci mają wspólne interesa z głow% i apelo- 
wanie do nich na nic się nie zdało. Gdy chłop udaje się do 
miasta do wyższych władz, wydaje więcej pieniędzy, niż wart 
jest przedmiot sporny, a wydaje bez pomyślnego skutku. 
Trseba jeszcze i to zauważyć, że zasidatiel, sprawnik, go- 
bemator , s% to osoby bardzo dumne, a dla biednego chłopa 
nie dostępne; dużo maj% wielkich interesów, nie maj% 
więc czasu poświęcać się interesowi sprawiedliwości dla ma- 
toezkioh ludzi. Jednem słowem, biedny chłop nigdzie nie 
znajduje sprawiedliwości i chociaż pokrzywdzony, musi mil- 
czeć i cierpieć. Włościanin niedoświadczony udaje się do 
sądów gminnych lub wiejskich i ponosi w skutek tego liczne 
straty, bo najmniejsza sprawa, chociażby o ukradzioną krowę 
lub konia, kosztuje go w sądzie 100 zł.; a zdarza się, że po- 
mimo takiego wypadku odchodzi bez sprawiedliwości, miano- 
wicie wówczas, gdy dodziej jest bogatym i nie skąpo szafuje 
pieniędzmi. Pewnego [razu — mówi Zagoskin — sprzedano 
źrebię chłopu , który go wymienił na konia. Konia chłopu 
tejże nocy ukradli. Po długiem szukaniu pokrzywdzony do- 
wiedział się, że konia skradł ten sam człowiek, od którego 
nabył go, i że go już dla zatarcia śladu innemu oddał. 
Złodziej, nie mogąc wykręcić się od poszukiwań chłopa, zde- 
cydował się wynagrodzić mu krzywdę, lecz ażeby nie roz- 
głaszać swojego występku i nie narażać się na sądy, polubo- 
wnie chciał sprawę zakończyć. Jakoż napisał rewers, w któ- 
rym powiedział, że kupił od chłopa źrebię, za które pienią- 
to obiecuje oddać na nie daleki termin. Termin przeszedł, 
& złodziej pieniędzy nie oddawał. Oskarżył go więc chłop 
przed sądem i stracił na tę sprawę przeszło 120 złp. 
i w końcu przegrał ją, bo złodziej hojniej dawał łapowe. 
Sąd na zasadzie, iż rewers nie według form przepisanych 
i nie na stemplowym papierze był napisany, pretensye do 
złodzieja unieważnił. Kilka takich wypadków dostatecznie 
zniechęcają chłopów do szukania sprawiedliwości w sądach. 
Sąd w biurze sprawnika albo «asidatiela tańszym bywa. 



14 

Lecz ci CBynownicy bardzo rzadko larai rocsfcnjgaj^ tikk 
aprawjT, tylko odsyłają je pospolicie do zarządów gmiaiijck 
Przed tym areopagiem biedny chłop sprawy swojej hm V 
gra; tu częściej łapowe i wódka przechyla samiema lędBir 
na stronę dającego i wywołuje dla pokrzywdzona ujfat 
kszejszy, bo domowy ucisk. Wódka, która w wi^ naA 
jest tem u nas, czem był sąd Boży w średnich wiekttk 
wa£ną gra rolę w gminnym sądzie. Sędziowie gmiimi «*- 
dząc, iż wyższa władza spraw przez nich prowadzonych ha- 
trolowaó nie będzie, i wiedząc jeszcze, że ich wieśniak iids 
nie odważy się oskarżyć, ażeby winnego U8prawiedłiiz« 
umieszczają na szalach Temidy grube swoje pięśde. Zdm^ 
łoby się, że sąd gminny, jako złożony z wielu osób, pon- 
nienby być niestronnym dla ludzi tegoż samego satarudniaA 
co i oni — lecz tak nie bywa. Gospodarze porządni, \f0 
się pokusy sumienia, na jaką wódka ich naraża, nie bysiil 
na sądach gminnych. Zbierają się więc w nich zwjUep- 
jacy, ludzie, których sumienia ulotniły się z gorzałką i w- 
dług których ten ma tylko słuszną sprawę, kto więcej wó6> 
dostarczy sądowej gromadzie. Bez uczęstowania wódką f^ 
krzywdzony nigdy swej sprawy nie wygra. Przed taki to ii* 
wiele spraw włościańskich, jako to: spory, kłótnie, ■* 
oszustwa, familijne nieporozumienia, bywają wytsaa^- 
Pijany ten sąd rozstrzygając z cynizmem i gwałtem iF>07 
sumienia lub tajemnic rodzinnych, sprawy niewinnych i t^ 
gich lodzi, jeżeli nie narazi na straty materyalne, i&^ 
poniży uczucie godności ludzkiej.D 

Radzi więc autor wprowadzenie do sądów gminnych «^ 
siej określonych form i przepisów, któreby samowolę a^ 
miły, i kolejne, wybieranie na sędziów ludzi prawych; ^ 
radykalny środek poprawienia złego widzi tylko w oiwi«* 
brak której jest, jak się wyraża, jedyną przyczyną ff^ 
obyczajów i brutalskich skłonności gminu moskiewskiego^ 

Własności gruntowej osobistej nie ma w Syberyi ('i*'^ 
należą do skarbu albo do gmin. Starszyna wiejski «y^ 
cząstkę roli każdemu gospodarzowi, którą może F>*^ 
w arędę, lecz sprzedać jej jako swojej dziedzicznej wlaiaM' 
nie może. Po śmierci gospodarza dzieci jego nie dńśą ^ 



15 

Bemi% po nim pozostałą, lecs otrzymują kawał gnrntn 
B ogólnego prcez sołtysa prowadzonego podziału, na nich 
przypadłą. W Syberyi każdy gospodarz otrzymuje 15 dzie- 
ńęcin gruntu. Z czasem, gdy ludność w Syberyi powiększy 
ńę, z pewnością własność osobista ziemska zaprowadzoną 
Bostanie. Teraz już jej idea coraz więcej jest zrozumianą, 
a potrzeba jej urzeczywistnienia coraz bardziej i powszechni^ 
poczutą. 

Ogromne przestrzenie wcale niezaludnione i puste, spra- 
wiają, ii nikt tu nie dba o grunta; każdy gospodarz orze, 
gdzie się mu podoba, i ile chce i może zorać, tyle też mor- 
gów uprawia i zasiew 3u Grunta te jednak nie do niego, 
lecz do gminy należą, a chociaż gospodarz sprzeda je komu 
innemu, gmina przecież praw własności do nich nie traci. 
Zwyczaj sprzedawania gruntów rozszerza się i utrwala; są już 
gospodarstwa, które drogą sprzedaży w trzeciem pokoleniu 
otrzymują się. Wielkiej, folwarcznej upraiiy w Syberyi do- 
t^ nie ma; są wprawdzie małe folwarki (zaimki), będące 
własnością prywatnych ludzi , lecz one mają zupełnie odrębny 
charakter od^folwarków europejskich. Robotnik jest najemny, 
oprawa ladajaka, a gdy właściciel sprzedaje folwark, sprze- 
daje raczej budynki, które wniósł, a nie grunta, które upra^ 
wia}. Gmina lub skarb może je w każdym czasie odebrać, 
dla małej jednak ich wartości nigdy z nich nie ruguje na- 
bywcy albo spadkobiercy — i tą drogą z czasem własność 
komunalna w Syberyi zamieni się na osobistą. Pastwiska we 
wsi są wspólne; w około każdej wsi znaczna przestrzeń 
ogrodzona (poskotina) jest miejscem , na którem bydło ze wsi 
•ię pasie. Łąki są także wspólną własnością, a sołtys co rok 
w bliższych miejscowościach dzieli je na tyle części, ile jest 
gospodarzy we wsi. W okolicach dalszych, pustych, każdy 
może bez pytania skosić tyle trawy, ile się mu podoba. 
Lasy są także własnością gmin albo skarbu. Lasów nie 
^elą i właściwie do nikogo one nie należą; każdy rąbie 
drwa bez żadnej kontroli, gdzie mu się podoba. 

Własność gruntowa w właściwej Moskwie inaczej jest 
^uregulowaną, ściślej oznaczoną i nie ma charakteru w takim 
stopniu komunalnego, jak w Syberyi. Syberya, jako kraina, 



16 



w której stoimnki społeczne i posiadania dopiero vynkań 
się, musiała wydać formy odpowiednie twonącemu iic i^ 
łeczeństwn, formy mniej ścieśniające rach i CKynoośd eb 
nomicsne człowieka, niż w społeczeństwacłk siarycL M 
szlachty, siedzącej na roli, obszerność przestrzeni, jest nok 
pierwszą przyczyną, dla której własność gruntowa nie nRg** 
lowana przez prawo, nie ma charakteru indywiduabNfa. 
a handel i przemysł wbrew przepisom rządowym, me ^ 
zwolił ścieśnić się konsensami i przywilejami. W SjbeFp- 
Jcto chce być rolnikiem, może orać ziemię, którą mu gain 
odda, albo którą sobie sam w puszczy wykarczoje; o f«ii»- 
lenie do handlu i przemysłu, wyjąwszy miast, nikt csBioA 
władz nie pyta i nikt im za konsensa i patenta nie ptei 
Pod tym względem więcej tu jest swobody niż w Europfc 
- W tej chwili Syberya jest na progu innej pny«fc* 
Nagłe zmiany we wszystkiem dają się spostrzegać. Lada* 
garnąca się z Moskwy, handel otwierający się z różnyiiu ka- 
jami, wywołują odmiany stosunków społecznych i pozbtiiW 
Byberyę tej swobody, której surowe prawo despotyzms i »• 
rokracya nie mogła z powodu obszernych przestrzeni o^ 
niczyć i wprowadzić na kolej, którą szły inne narody. ^J* 
berya ma wiele właściwych sobie cech, które ją wyróżsajl 
od właściwej Moskwy. Nie ma tu poddanych, szlachty a*- 
miańskiej; klasy społeczne mieszają się z sobą i niem 
się tak stanowczo , jak w Rosyi. Większa swoboda hsB^ 
i przemysłowa, większa tolerancya obcych zwyczajów i i* 
gil, wywołana przez wj^yw wygnańców polskich, korzy*ti» 
oddziałać mogą na jej przyszłość. Z tego , co powiediiah^ 
nie wypada, ażeby Syberya była krainą wolności. Cśo^ 
mając tutaj więcej swobody w pracy i w ruchach, nii*^*' 
ropie, nie przyszedł jeszcze do uczucia własnej godas* 
i nie zapragnął praw politycznych; posłuszeństwo niewe^ 
ków, pozbawiające wysokich moralności uczuć, nie wypę- 
dziło się z duszy kolonistów rosyjskich, a ręka biarob*?' 
i tu już przeważnie zaczyna ciężyć, aztąd wypadki nadsij* 
samowolności, pognębienia nie są rzadkie. Osobistość* 
wieka żadnem prawem nie jest zabezpieczona, a wola cT 
Rownika z równąż surowością i groźbą objawia się, j^ *^ 



17 

pana stojfcego z batem na zagonie. Naturalna swoboda 
człowieka y będąca następstwem niemożności kontrolowania 
go, ściera się tu z niewolniczym porządkiem carskim, anie- 
poparta wyźszem dążeniem do rzeczywistej moralnej i poli- 
tycznej wolności, łatwo mu ulega i tworzy z Syberyi kraj, 
w którym obok siebie idą: « nieobnzdana» stepowa Bwoboda 
i formy życia najcięższej niewoli. Co z tego ścierania się 
wyniknie, daleka przyszłość okaże. 

Podatków gruntowych nikt w Syberyi nie płaci, lecz 
za to mieszkańcy obowiąssani są uiszczać się z powinności 
gruntowych (ziemskie powinnosti), które wolność gminy 
bardzo ograniczają, dotkliwie wszystkim czuć się dają i otwie- 
rają czynownikom obszerne pole do zamachów na gminny 
samorząd. Powinności gruntowe zawierają kilkanaście kate- 
goryi, które tem są dla wolnych chłopów, czem są darem- 
Bzczyzny i pańszczyzna dla chłopów pańskich. Niektóre z po- 
winności są słuszne i sprawiedliwe, lecz więcej jest zupełnie 
niepotrzebnych, wprowadzonych przez carskich czynowników 
a uświęconych przez długi zwyczaj. Oto jest szereg powin- 
ności ziemskich: 

Poprawianie i utrzymywanie dróg w porządnym stanie; 
poprawianie i budowanie mostów gminnym funduszem 
i pracą — gdzie mostów nie ma, tam obowiązane są gminy 
utrzymywać przewozy na rzekach. Ze swoich funduszów bu- 
dują chłopi domy dla pomieszczenia zarządów gminnych i na 
isby ^rromadzeń (zbomaja); z tychże funduszów budują ma- 
gazyny zbożowe, kupują sikawki, beczki i inne narzędzia do 
głoszenia ognia, (rzadko w której wsi można je znaleźć);' 
utrzymi^ą kancelaryę gminną i opłacsgą pisarzy wiejskich. 

Dla przechodzących lub stale kwatenjyących wojsk obowią- 
zane są gminy dawać bezpłatnie kwatery i za bagatelne wy- 
nagrodzenie żywić żołnierzy; dawać także muszą podwody 
pod wojsko i podwody dla partyi aresztanckich, a w braku 
żołnierzy chłopi transportcyą aresztantów. Gminy utrzymują 
pocztę tak zwaną powiatową. Ta poczta przeznaczona jest 
wyłącznie dla czynowników i urzędowych ekspedycyi. Chłopi 
powinni mied powóz, bryczkę i konie zawsze gotowe do 
«Hprzęgu na pierwsze zawołanie jadącego czynownika. Jego 
OiŁus, Opisuito. III. 2 



18 

wola musi być w momencie wykonaną; biada chłopu, jeal 
pospiesznie nie wypełni rozkazu — czynownik gniewt a^ 
kopie nogami posłusznego chłopa, bije kułakami po t«iny, 
a w dodatku ochłostaó każe i zedrze. Za wiezienie cif» 
wników chłopi nie otrzymują żadnego wynagrodzenia. Utnj- 
maj% także umeblowane mieszkanie dla czynowników pfv> 
jeżdżających do wsi i karmić ich muszą bez zapłaty. M 
jeszcze drugi rodzaj poczty utrzymywanej przez dilopót; 
nazywają ją wiejską (mieżdudwoma). Na tej poczcie a 
małe wynagrodzenie, ale najczęściej darmo, dawać mi^ 
podwody dla urzędników, posłańców, żołnierzy, jednem ^ 
wem wszystkim , posiadającym blankiet od sprawniln M 
gubernatora. Lecz uciążliwszy od tych poczt i podwódjtrt 
obowiązek wiezienia złota i srebra do Petersburga, pncfo* 
żenią armat i różnych skarbowych ciężarów. Ponicwtik* 
dność w Syberyi przy traktach mieszkająca jest zbytectf 
obarczona podwodami i pocztami, więc do wiezienia cici«»' 
naznaczają chłopów mieszkających zdała od traktów. Zds* 
się, że włościanin musi odbyć podróż dziesięcio- lob dti- 
dziesto- milową, ażeby przewieźć ciężar skarbowy pneijrfj^ 
fltacyę. Chociaż za taki rodzaj podwód płacą, lecz n^ 
nie wynagradza nawet czasu straconego na przewóz; dłitegti 



ażeby się uwolnić od tego ciężaru, najmują do wwa* 
skarbowych rzeczy za wyższą sumę nad t^, którą im ^ 
płaci, chłopów mieszkających przy samym trakcie. 

W Syberyi praktykuje się jeszcze następna powinw*- 
Skarb dużo potrzebi]ge zboża dla wojska , kopabu i ^ 
żnych fabrycznych zakładów carskich ; zboże to zakopuje ^ 
dług taksy dowolnie ułożonej w gubemialnym rządzie, ^ 
spolicie dosyć nizkiej. Gzynownicy wystani na waie v 
zakupu, strachem, groźbą, podstępami zmuszają chłopów* 
sprzedania zboża za cenę niższą, niż w taksie, a w b** 
trakcie wystawiają cyfry według taksy. Chłopi próci ^ 
to zboże tanio sprzedane muszą odwieźć na mkf^ 
W Wierchnoudińskim powiecie odwozili je do miasta C^; 
droga zła i daleka groziła zniszczeniem bydląt i koni; ^ 
vdęo Buriatów i chłopów mieszkających przy trakcie a*"* 
dwa razy wyższą od otrzymanej za zboże. 



19 

Do powinności ziemskich należ% jeszcze podarunki dawane 
sprawnikom i innym czynownikom, którzy pierwszy raz 
przyjeżdżają do wsi, Ińb których łaskę gmina chce zaskarbić. 
Zbieranie pieniędzy na ten cel zowie się zbieraniem ni- 
tek z ludzi (s mira po nitkie), a łapo we dane czynownikowi 
zowie się barankiem w papierze (baraszok w bnmażkie). 
Jest to tylko zwyczaj, a nie przepis prawa, ale wykroczyć 
przeciwko niemu gmina nie może, bo ci panowie mogą 
zawsze i w każdym razie dokuczyć gminie i narazić j% na 
dwa razy większe wydatki. Niektóre z powinności znane s% 
pod technicznem wyrażeniem ciemne podatki (tiomnyje 
podati). Nazwa ta pochodzi ztąd, iż podatki te nie są pra* 
wnie, chociaż za wiedzą czynowników cara, pobierane. Spra- 
wozdania z nich nikomu nie zdają, a są one dla czynowni- 
ków niewyczerpanem źródłem dochodu. W tern ciemnem 
źródle maczają ręce gminni urzędnicy i carscy czynownicy — 
ono ich zbliża i razem do ^ssania gminnych bogactw pro- 
wadzi. Szereg ten powinności nie jest jeszcze zupełny, mnó- 
stwo bowiem ma gmina wydatków jednorazowych; śledztwa 
jej kosztem są prowadzone, gdy do kategoryi powinności na- 
leżą. Pomimo tak licznych ciężarów i powinności i ręki 
czynowników, jakby żelazem cisnącej gminę — chłopi skar- 
bowi w lepszym są bycie, niż chłopi będący własnością pa- 
nów w Moskwie. 

Podatki skarbowe, płacone przez ludność wiejską do kassy 
państwa, nie są wysokie. Najważniejszy podatek jest po- 
duszne (pogłówne). Płacą go tylko mężczyźni. Wysokość 
jego nie przechodzi trzech rubli srebrem od osoby. Po- 
dusznego nie płacą: szlachta, popi, wojskowi i kupcy. Poda- 
tek wpływający do funduszu komunikacyi lądowych i wo- 
dnych, wynosi w przecięciu od osoby 10 kopiejek. Podatek 
na ogólną konsumcyę kraju (kapitał narodnaho prodowolstwia) 
wynosi od osoby 10 kopiejek. Kapitał ten spoczywać ma 
jako depozyt w kassie państwa, a część jego, 3000 rs., w kassie 
każdego powiatu. W czasie głodu z rozkazu gubernatora 
»ają z tego funduszu kupować zboże i rozdawać go ludowi 
cierpiącemu niedostatek; w rzeczy zaś samej kapitał ten 
'^wany jest przez cara na jego potrzeby, albo też potrzeby 

2* 



20 

wojikowe państwa. Na lazareta i inne podobne cele placf 
takie po kilka kopiejek od osoby. W ogóle podatki skar- 
bowe nie obci%ii^% zbytecznie moskiewskiej ladności; tą one 
bez porównania niniąisze, niż w Austryi i Prasach, są orss 
niniejsze od podatków jrfaconych w polskich prowincjach 
zostających pod najazdem moskiewskim, które dla powodów 
dąiących do wynaturzenia i zrujnowania ekonomicznego na- 
Biego narodO) obarczają trzykroć większemt podatkami 
i kontrybncyami, niż pod tem samem berłem zostającą la* 
dność moskiewską. 

Do pięknych i pożytecznych urządzeń w gminie rorpjskiej 
należą magazyny ekonomiczne. Każdy gospodarz obo- 
wiązany jest corocznie zsypać pewną miarę zboża do maga- 
zynu. Gdy się już zboża w magazynie zbierze tyle, że aa 
każdego mężczyznę we wsi wypada ly, czetwierti, miars 
coroczna zmniejszoną bywa — a część zboża, która nad po- 
trzebną ilość znajdiąje się w magazynie, sprzedaną byws, 
i pieniądze odsyłają do funduszu narodowej konsumcyL 
Każdy gospodarz, jeżeli mu braknie na zasiew ziarna, ma 
prawo wziąsć potrzebne mu dla zasiewu zboże z mac^azynii, 
a po żniwach takąż miarę zwraca. W czasie głodn cMopi 
biorą zboże z magazynów na pokarm. W razie braku, jedne 
magazyny pożyczają zboża od drugich. Skarb z kapitała 
konsumcyi narodowej powinien przesłać pieniądze do miejsc 
zagrożonych głodem , co się jednak rzadko zdarza. W czs- 
sie wojny, magazyny ekonomiczne po wsiach zaopatrują armię 
w potrzebny jej prowiant, bez żadnego wydatku pienięcUy- 

W miastach znajdują się zapasowe magazyny, na- 
pełnione zbożem zakupionem przez skarb. Wliczywszy ko- 
szta przewozu, skarb pożycza za poręką, lub sprzedaje 
z tych magazynów zboże biednym ludziom, po oenie pny- 
noszącej szósty procent dochodu. Z zapasowych magazynów 
korzysta i armia. 

Spis ludności czyli rewizya, na zasadzie którego rozkła- 
dają i oznaczają cyfrę podatków, odbywa się co 18 lat; jest 
to czas żywego zajęcia i ukrywania się ód spisu. Jeżeli kto 
umrze w peryodzie ośmnastoletnim , rodzino płacić za niego 
musi podatek aż do nowej rewizyi; jeżeli zaś urodzi się 



21 

MT tym peryocUie, nie płacą za niego podatku aż do nowej 
rewizyi. Za wziętego do wojska takie do chwili rewisyi, 
w której wykreślają go z listy opodatkowanych, rodzina pla- 
•cić musi poduszne. 

Obraz ten rosyjskiej gminy, który staraliśmy się zgodnie 
2 prawdą skreślió, nie jest tak świetny, jak go moskiewscy 
pisarze starają się przedstawić. Samorząd i wolnośó jest 
•w niej mocno ograniczona wpływem czynownictwa; a reforma 
gminna tak jest tu potrzebną, jak i w innych krajach, jeieli 
Armina ma służyć za podwalinę silną, dobrze i po ludzku 
urządzonego państwa. 

Porzuciwszy Kabańsk, który nam dal powód do zajęcia 
się gminami, wsunęliśmy się w dolinę Sielengi. Wózek 
z tłomoczkiem wysłałem naprzód, a sam poszedłem pieszo 
ścieżką wijącą się pod górami. Po wczorajszym deszczu ro- 
ślinność dzisiaj jaśniej zazieleniła się, a- powietrze napełniło 
się aromatem kwiatów i zapachem żywicznym modrzewi 
i sosen. Na górach w puszczy wiatr szumi przeciągle, w do- 
linie między g&jami panuje cisza, zakłócona tylko lekkim 
i długim brzękiem owadów. Roje ćmy, unoszącej się nad 
mokrą murawą, błyszczą skrzydełkami, które zdają się być 
srebrem pomalowane. Motyle osiadły każdy kwiatek, a spło- 
szone przez nas, ulatują na wzorzystych skrzydrikach, otrzą- 
sając z nich delikatny pyłek, którym się w kielichach kwia- 
tów zawalały. A jakież to piękne i świetne ubarwienie tego 
stworzenia , które stało się symbolem płochego i bezcelowego 
życia! W jednej gromadzie latają motyle czerwone, żółte, 
granatowe, brunatne, czarne i białe, porysowane kółkami, 
kwadratami, pręgami i różnemi figurami. Ze wszystkich 
istot na ziemi, owady najpiękniejszemi farbami zostały uma- 
lowane. Prócz motylów ileż to innych owadów pstrzy się 
wszystkiemi kolorami kwiatów, do których mają wiele podo- 
bieństwa! Zacząwszy od krówki, co się wala na drogach 
w pomiocie bydlęcym, a zakuta jest niby w pancerz w czarne 
z metalowym połyskiem pokrywy, widzimy pomiędzy chrzą- 
szczami wielką rozmaitość kolorów. Jeden gatunek ma 
ciemno-granatowe pokrywy , inny złotem lub srebrem poły- 
skujące zielone; tu widziałem zielonego chrząszcza z zielonemi 



22 

pokiywamiy npstrzonemi róiowemi plamanu. Pasikoaiki 
żółte, zielone, różowe — mucby nawet niektóre iDajątjftai 
ccęść tnłowu i skrzydła pięknie malowane. Patrząc nt ocdobf 
tych drobnych istot, 8}ysz%c ich śpiewy, brzęki i cicrkiak 
widz%c ich pląsy w powietrzu i ruchy okazujące pebiok 
życia, roimowoli pomyśleó trzeba o wielkości Stwórcy, tó- 
rego władza i twórczość zdumiewa w ogromnym, lunkoś- 
czonym jako całość wszechświecie i równie zdamiewaTSir 
łym, upstrzonym owadzie, którego lada wiatr ODOsi! 

Posuwając się coraz dalej przez ł%ki i gaje, otocioDy ro- 
jem owadów a napastowany przez żarłocznych koinsz«>t 
mijałem długi szereg dwukolnych wózków , wiozących i^ 
z Piotrowska i paki herbaty z Kiachty. Konie jeden za dn* 
gim powoli postępują, a woźnicy zasnęli, wyciągnąwey 9{ 
na pakach; na przednim wózku kołysze się dzwonek, ani^ 
szczony pod krzyżem w małej kapliczce, jakiemi kaźdt bn* 
wana moskiewskich furmanów jest ozdobiona. Boriaci takir 
najmują się do kupieckich transportów, lecz nie umiesKs^^ 
krzyża na naczelnym wózku karawany; ubrani w kossłlt 
dabowe, albo w kożuchy tarbaganie, wloką «e pf 
wozach leniwym krokiem z obnażonemi głowami, z któi^ 
spada na plecy długi warkocz. 

Przeszedłszy 24 wiorsty, przed zachodem słońca p«y^* 
łem do wsi Tarakanowa, w której prawie wszyscy <^ 
zowią się Tarakanowscy i są jakby z jednej familii 2 1v^ 
kanowa wyjechałem o świcie, dążąc do 24 wiorsty odlegig 
wsi Iliósk. Na przestrzeni od Kabańska do Ilińska zsajdi^ 
się następujące rosyjskie osady: Kiuki, Bieregowa, BriiB* 
z cerkwią nad rzeczką Wilujk% wpadającą do Sieleogi? ^*' 
rakanowa, Mostówka, Tałówka, Tiugowo, Troick i D"*; 
Ludność więc doliny sielengińskiej nie jest małą, a pocW* 
ona od rodziców na zsyłkę skazanych; głównem jej »^ 
dnieniem jest rolnictwo. Między płotami żółci się (13. Bp** 
żyto, które obiecuje piękne zbiory; pszenica pdna chw«s»»' 
mała jest i nędzna, jęczmień dopiero się kłosi, tatarka k*** 
tnie, a konopie mogą już ukryć tchórza lub zbiega. D<^ 
zwęża się , góry zbliżają się do siebie , a na ich tle pomip? 
trawami i krzakami bielą się mury klasztorne, pod zaM 



23 

których wzdłuż traktu stanęło kilka chatek. Jest tó mona- 
iŁer Troicki. Mur okala trzy świątynie i badynek mieszkalny* 
Qłówna świątynia murowana, posiada cudowny obraz ś. Mi- 
Irałaja) do którego pielgrzymują okoliczni mieszkańcy; dwie 
inne cerkwie drewniane, małe, poczerniałe, z gankami ozdo- 
l>ionemi rzniętą balustradą, nakryte są kopułami i daszkami 
przypominającemi architekturę chińską i bizantyńską, z Ictó- 
tych pomieszania utworzyła się architektura moskiewska. 
t^Bzedłem do otwartej cerkiewki i opatrzyłem obriizy i ko- 
łostaza. Chrystus, Matka Boska i wszyscy święci na tych 
obrazach są mało podobni do ludzi; twarze potwornie 
brzydkie, ręce i nogi powykręcane, oczy wyłupiaste, koloryt 
odpowiedni rysunkowi. Blachy srebrne i złocone okrywają 
obrazy i zakrywają dziwolągi, które malarzowi podobało się 
nazwać wizerunkami świętych. Malarstwo za Bajkałem na 
iMurdzo nizkim stopniu rozwinięcia dotąd się znajduje; nie ma 
ta ani jednego malarza, któryby potrafił tak malować, ażeby 
la jego obrazy bez wstrętu można było spojrzeć. W cerkwi 
t^Iizko drzwi zobaczyłem malarza, stojącego z pędzlem w ręku 
[ffsed wielkim obrazem Boga Ojca, który pilnie odnawiał. 
Zajęty robotą/ nie zwrócił na mnie uwagi i długo przypatry- 
miłem się jego malowaniu, nie przerywając ciszy, jaka 
w świątyni panowała. Zrobiwszy ostatnie, wykończające po- 
aiągnięcie pędzlem, złożył paletę, odwrócił i spostrzegł mnie 
[^rzypatnąjącego się jego malowaniu. Zdziwiła go postać 
odeznajomego cudzoziemca, grzecznie jednak odpowiedział na 
noje przywitanie i wdał się w rozmowę, z której dowiedzia- 
łem się, że w malarstwie kształcił się bez nauczyciela, że 
nnych wzorów prócz tych, jakie widział w syberyjskich 
serkwiach, nie widział, że wreszcie o założeniu monasteru 
lic nie wie, a historyi jego nie zna. Ponieważ nie wiele od 
niego dowiedzieć się mogłem, a rozmowa rwała się i sta- 
wtiA lakoniczną, pożegnałem więc malarza -monacha, opuści- 
łem cerkiew i klasztor, o którym w drodze już opowiedziano 
ni z jego historyi następny szczegół. 

Do wsi zbudowanej za murami klasztornymi deportowali 
przed niewielu laty kilkunastu Chłystów, z rozkazem, ażeby 
ich monachowie doprowadzili do porzucenia swojej sekty. 



24 

Ta sekta jest mię8zanin% chneściaÓBkich, łydowdddi i gn- 
ckich pojęć; w Chrystusa nie wierzą i jak Żydzi ociekq| 
Messyasza. Modlą się w piwnicach , które im sbzą n ^a^ 
W około cebra wody, z której i^ naciśnięciem sprężyny ^ 
chodzi posad Stwórcy Boga , chodzą obnażeni jeden a A» 
gim i wzajemnie bicznją się, mówiąc słowa: tCbł^M- 
chlyszczn! Chrysta iszczuln Rząd mocno przesbdiije H 
sektę , ztąd modlitwy swoje ai w piwnicach odpnwiic ai* 
szą. Chłyści na wygnania nie wyrzekli się wiary swfe 
owszem poparli ją bardzo czynną propagandą. Naweriwst^ 
dużo chłopów, kapców, a nawet sami monachowie ulegli iA 
wpływowi , porzucili chrześciaństwo i zostali CUystm 
Odszczepieństwo trzymane było w jak największej tajensief, 
propaganda zaś, która przeniosła się do monastem, pro**" 
dzoną była bardzo ostrożnie ; nie zaraz więc rząd o niej if 
dowiedział. W końcu jednak gorliwsi, zapaleńti, a V^ 
i nieostrożni, wygadali się przed ludźmi, któny ^^ 
o wszystkiem donieśli i zdradzili swoich bracL UwicńeBi 
i prześladowania przerwały propagandę Ghłystów. Monsebf' 
postano na rekolekcye i do więzienia w moskiewskimi n^ 
sterach, a ztamtąd przysłali do Troicka nowych moDicw*; 
innych zaś Chłystów deportowali w odleglejsze « lodovi* 
okolice Syberyi. Nie wiem , czy który z nich ocalał i poiow 
na miejsca. W Moskwie sekta Ghłystów najwięcej m* «"•' 
lenników w Jarosławskiej gubernii. 

W blizkości, bo o dwie wiorsty od monasteru, poiiicfcf 
błotami, osłonione gąszczem drzew, znajduje się ćródło«« 
mineralnych gorących, niezbadane chemicznie i zostające bd 
wszelkiego użytku. 

We wsi Ilińsk przyjęty gościnnie przez zamożnego cU^i 
spędziłem cały dzień. Potrzeba odpoczynku kazała mi « Di*' 
sku zostać; piękna zaś okolica zachęciła do wycieczek i q)f*' 
wiła, iż wcale tutaj nie odpocząłem. Ilińsk był dawniej bt- 
warkiem i dotąd gmin nazywa go zaimka. Kilksdfie<l| 
chat zbudowanych w około cerkwi , stojącej na płaca, vaff^ 
w sobie ludność zamożną, trudniącą się rolą i lunnaDst*'*' 
Szynk jest serdecznym punktem osady. Śpiewy z niego *?" 
chodzące rozlegają się po wsi; serca uderzone bnęb** 



35 

babłajki, rozrzefwniaj% się, weselą i młodzież przed karozm% 
wiwija kozaka, dopijając z wielkiej butelki, na którą smutno 
spogląda żołnierz, niemający za co kupić gorzałki. Starzy 
siedzą w szynka zajęci pijatyką; twarze okryte długiemi bro- 
dami czerwienią się jak buraki ugotowane; głośno rozma- 
wiają i krzyczą, powtarzając w uniesieniach radości i gniewu 
znaną powszechnie klątwę moskiewską. Kobiet nie widziałem 
w szynku, te w domach piją i tam dotrzymują placu mężom 
i kochankom. 

Chłopi tutejsi w fizyonomiach swoich noszą ślady krwi 
r mongolskiej. Włosy blond i rude, cera biała, właściwa Mo- 
skalom, w Wierchnoudińskim powiecie ustępuje typowi 
buriackiemu. Twarze z płaskiemi nosami, cerą i włosami 
ciemnemi, z wystającemi szczękami, pospolite między ludno- 
ścią moskiewską, wskazują na krzyżowanie się ras i sąsiedz- 
two Mongołów. Mężczyźni noszą tutaj szerokie szarawary 
z i^ótna, z daby lub z manszestru; na nie jak wszędzie 
w Moskwie wkładają koszule z pstrej materyi robione. 
Siermięgi z szarego lub brunatnego samodziału, nad biodrami 
ł^ęte pasem wełnianym, czerwonym. Eleganci noszą sier- 
inięgi piaskowego kolom, robione z wełny i konopnianyoh 
nici; końce jej wyszywają manszestrem i czerwoną wełną. 
Zimą na to ubranie wkładają kożuchy. Na nogach noszą 
obszerne buty zwane brodnie, z żółtemi cholewami. "Włosy 
noszą długie, a okrywają je czapką miejskiego kroju, kape- 
hiBzem domowej roboty, albo czapką z filtra lisiego. Kobiety 
oa koszule perkalowe wkładają sarafany i gorseciki wełniane 
fafótkie, z tyłu sfałdowane, swobodnie z tyłu i z przodu 
uwieszone. Na to wdziewają krótki sukienny lub perkalowy 
Icaftan z peleryną. Wierzch głowy okręcają chustkami; staro- 
świeckie zaś kobiety ubierają głowę podobnie jak (polskie 
Wieśniaczki, okręcają je bowiem wielkiemi chustkami, jak 
Kujawianki, w kształt turbanu, a niektóre pod chustką noszą 
•^ożytne kokoszniki. Ubiór chłopów wierchnoudińskich 
niewiele różni się, jak z tego widzimy, od strojów nerczyń- 
skich i jak tamten niejest malowniczy. 

Kilkaset sążni za wsią, na stoku góry wznosi się pomię- 
^ drzewami kapliczka. Ścieżką stromą doszedłem do niej. 



26 

Wewii%trz snąjdoje się obraz ścięcia głowy ś. Jana; Bi ^ 
przed obrazem leżała kupka miedziaków, łożona na ofin^ 
przez pobożnych, lampa i świece woskowe, Obrai itroitr 
zwiędłe już kwiaty, zapewne przez wiejskie dziewki iwiftan 
ofiarowane. Przy kaplicy nikt nie mieszka, deko tataj jik 
w pustelni, a miedziaki stają się zwykle łapem ibiegói; 
włóczących się po lasach. Obraz ten ś. Jana słynie codiai 
Mówią, że przed kilkudziesięciu laty mieszkała wllińskapo" 
czciwa staruszka; z okien swojej chaty widziała ona ns tq 
górze gorejącą świecę. Zjawisko to powtarzało sif co ooe 
i ciekawą staruszkę wyprowadziło wreszcie na gorg) g^ 
znalazła święty obraz. Wiadomość o cudownem objawieDio lif 
obrazu prędko rozeszła się po okolicy i ściągnęła doń M 
pobożnego ludu, który wystawił mu kaplicę. W cbowWt 
osoby ofiarujące się do tego obrazu doświadczają skotecsi^ 
pomocy. Processya z chorągwiami i obrazami co rok nasi^ 
dza miejsce święte. Widok z kapliczki na dolinę gón^ 
a przerżniętą modrą wstęgą Sielengi , na wioski z c^k«i*K 
zielone łąki i wyspy na rzece, osłonięte gazą błękitnej fl^< 
pełen jest piękna i tęsknego uroku t Od kaplicy atykijie 
między pniami ogorzałemi, gałęziami i chwastami* ^dnf** 
łem się na szczyt Sielengińskiego pasma, zkąd widok aB*l 
i jeszcze piękniejszy, Porzeczki, maliny, poziomki, t^ 
w wysokiej trawie; z niej także wyziera białe oczko drfl^ 
temy i różowa wiecha epilobii. Owady dokuczyły isi * ^ 
wycieczce. Bąków takie mnóstwo , iż nie mogłem 9i ^ 
opędzić, zakrwawiły mi uszy i ręce; muchy, muszki i koitf? 
gromadami napadały na mnie , wsuwały się w rękawy, P^ 
koszulę i zgryzły mi ciało. Nie mogąc sobie dać radjs^ 
słabemi stworzeniami, a których siła jest w liczbie i **•" 
łaniu massami, spuściłem się z gór, nadeptawszy « ^^^ 
na błyszczącą jaszczurkę i spłoszywszy kuropatwę i gs*"^ 
Pod górą ślad w trawie skierował moje kroki. Byl <<> ** 
niedźwiedzia idącego z góry do rzeki. Od chłopa opsttM" 
oego bydło dowiedziałem się, że niedźwiedź przyszedłby *' 
dem, który dopiero co opuściłem, rozproszył jego stado,* 
dusił mu krowę i powrócił w góry. 



27 

Maji|c ciało jakby pokrzywą przez owady poparzone, po- 
ssedfem wykąpać się do Sielen^. Gdy wychodziłem z wody, 
Bpostrzegłem zbliżającą sig ostrożnie gromadkę ludzi. Stare, 
wytarte siermięgi , worki na plecach , naczynia do picia z kory 
brzozowej (tujaski), wiszące przy pasach, postawy spłoszone, 
twarze nędzne, nie pozwoliły mi wątpić, że to byli bro- 
diagi (zbiegi z kopalni, włóczęgi). Ubrałem się czemprędzej 
i nie okazt^jąc przestrachu, śmiało ich pierwszy przywitałem. 
Stanęli a przypatrując się z niedowierzaniem mojej osobie, 
odpowiedzieli mi. pokornie na przywitanie. Miałem na sobie 
sukienne palto i dla tego wzięli mnie w pierwszej chwili za 
CKynownika, lecz następnie z wymawiania przekonali się, że 
oie tylko nie jestem czynownikiem, ale nawet i Moskalem 
nie jestem, i już bez obawy zaczęli ze mną rozmawiać. 
Pfzyznali, że rzeczywiście są brodiagami, że uciekli z ko- 
palni w Szachtamie, a pytali się, czy niema we wsi jakiego 
csjnownika lub kozaków, i czy mogą bez niebezpieczeństwa 
do niej się udać. Z dalszej rozmowy dowiedziałem się, że 
wszyscy byli Moskalami, a jeden z nich był Tatarem. 
Uprzejmość moja powoli rozwiązywała im usta. Opisali mi 
Bwoją podróż, a mianowicie przejście przez niegościnny i nie- 
bezpieczny step Buriatów. Chłopi moskiewscy zbiegów- nie 
tąpią, owszem wspierają ich jałmużną i dają im schronienie; 
Bariaci za to polują na nich, a spostrzegłszy brodiagę, bez 
obawy sądowej odpowiedzialności strzelają do niego, odzie- 
rają ze wszystkiego i trupa na polu porzucają. Przejście 
trięc przez ich ziemie połączone jest z wielkiemi trudnościami. 
Brodiaga dostawszy się w okolice zamieszkałe przez chłopów, 
I szczególniej za Irkuck, uważa się za bezpiecznego i nie 
obawia się głodu. Jeden z nich opowiedział mi spotkanie 
i Buriatero. Szedł zdała od ułusu, ukrywając się pomiędzy 
Icrzakami; Buriat go jednak zoczył i konno z wycelowaną 
V niego strzelbą zbliżył się o kilkanaście kroków. Brodiaga 
[Mdł na kolana, a złożywszy ręce, błagał go o darowanie mu 
^ycia, obiecując wszystko co ma na sobie, oddać napastni- 
kowi. Buriat przyjął pokorną prośbę, a gdy się umawiają 
) cenę, brodiaga podpełznął na kolanach do Buriata, błaga- 
ąc ciągle płaczliwym głosem ; nagle schwycił kamień z ziemi 



28 

i ngodztt nim w głowę napastnika. Buriat ogłuszony, opu- 
ścił z ręki strzelbę, brodiaga ją porwą}, śdągoął potem 
Bnriata z konia, zamordował go i na jego koniu przejechał 
przez cały step. 

Inny, widać stary wyga, opowiadał mi, ie przed dwu- 
dziestu laty partya kajdaniarzy, idąc traktem do Nerczyńafca, 
rozbroiła konwój, zabrała broń, proch i kule iołniereomr 
i przez kilka miesięcy napadała na transporta towarów i bo- 
gatych Buriatów. Zebrano obławę z Buriatów, ale tchÓR- 
liwy ten naród nie śmiał uderzyć obces na uzbrojonych 
i przygotowanych do rozpaczliwej obrony rozbójników. 
Dwóch tylko z całej obławy znalazło się ludzi śmiałych i od- 
ważnych. Na koniach tak zgięci, że prawie zasłonięci byli 
głowami zwierząt, uzbrojeni jeden w strzelbę i pistolet , drugi 
w łuk i strzały, manewrowali po stepie, a przechyliwszy sie 
na jeden bok konia , strzelali raz po raz do uciekających bro- 
diagów. Pierwszy strzał ugodził atamana bandy, inne powa- 
liły kilku brodiagów. Reszta odstrzeliwała się ^— Buriat 
z łukiem zabity został; lecz śmierć atamana i kilku towa- 
rzyszy odebrała im odwagę i chęć oporu, a obława tymcza- 
sem zbliżała się i zabrała ich wszystkich z sobą. 

Zadowolony, że mi brodiagi nie zabrali pieniędzy, które 
miałem przy sobie, i nie zabili, pożegnałem ich, żyeiąe 
szczęśliwej drogi i poszedłem do wsi, oni zaś do lasu udali 
się. We dwie godziny potem widziałem ich chodzących od 
chaty do chaty i żebrzących o jałmużnę. Pod każdem oknem 
wołali: ^(Łaskawi nasi ojcowie i matki! niezapominajcie 
nieszczęśliwych przechodniów! W imię Chrystusa dajcie nam 
jałmużnę! » Na takie wezwania otwierały się okna, wysuwały 
się ręce kobiet z bochenkami chleba, z mlekiem i pieniędzmi 
Brodiagi nocą wyszli ze wsi i dobrze zrobili, bo nazajntrz 
rano przyjechał czynownik z powiatu, spędzający chłopów do 
naprawiania drogi. Rozkaz ten był nie w porę wydany, 
chłopi bowiem zajęci byli koszeniem łąk i zaczynającemi się 
żniwami; uradzili więc, ażeby posłać którego z pomiędzy 
siebie do czy no wnika z prośbą o odłożenie szarwarku do 
jesieni, gdyż teraz robota w polu zabiera im cały czas, 
a zwłoka w niej może ich narazić na straty całego zbioru. 



29 

Tej misyi do czynowmka po^%l się nąjstarazy i najpowa- 
iniejsEy we wsi gospodarz. Przemawiał w imieniu gromady; 
pnedstawiąjiic słuszne powody jej prośby. Czynownik, który 
chciał, ażeby jenerał -gubernator, mający tym traktem prze- 
jeżdżać, pochwalił go za dobrze utrzymaną drog§, nie chciał 
słachać prośby gromady, a krzycząc i odgrażając się, wezwał 
ją pned siebie. Ledwo chłopi zebrali się, czynownik obces 
napadł na nich: «A wy łotry, a wy podlecy i mierzawcyt 
Jakto? buntujecie się, niesłuchacie rozkazu cara i jakieś 
prośby i deputowanego do mnie wysyłacie 1 A wy wiecie, 
że to niewolno, że niemożna niepokoić naczalstwa? Ja was 
nauczę! doniosę o wszystkiem naczalatwu, doniosę, że zbun- 
towaliście się i pójdziecie pod sądl* I tak długo krzyczał, 
huczał i straszył. Gromada przestraszona, schyliła głowy 
przed czynownikiem , obiecała pójść na szarwark i wyparła 
ńę wysłania do niego starego gospodarza z prośbą. Wszystko 
skupiło się więc na starym, który za swoją gromadą ujmo- 
wał się i przez nią był upoważniony. Czynownik tejże gro- 
madzie w swojej obecności kazał starca ochłostać. I cóż 
myślicie, iż gromada takiego rozkazu nie wykonała? Gdzie 
tam — ciż sami, którzy go wysłali, wysiekli go rózgami aż 
do krwi; starzec zdradzony przez gromadę, ledwo dowlókł 
zbite ciało do domu. Gdy wychodziłem z Ilińska, chłopi sali 
na drogę z taczkami i z rydlami. 

Wózek wysłałem znowu naprzód, a sam poszedłem pieszo. 
Spieszyć się nie miałem po co i do nikogo, mogłem więo 
czasu na podróż nie żałować. Idąc nad brzegiem Sielengi, 
rwałem kwiaty, rosnące na skałach i chłodziłem się porzecz* 
kami, rosnącemi ppzy drodze. Na Sielendze znajdiąje się 
dożo wysep porowych wierzbami, czeremchą i jabłonią sy- 
beryjską. Brzegi rzeki także ubramowane są liściastemi 
drzewami. Pożary wiosenne zostawiły okropne ślady w bo- 
rach. Niektóre góry czernią się jakby węglami osypane były, 
na nich sterczą nagie ogorzałe drzewa. Wielkie przestrzenie 
zniszczonych borów, i to w miejscach, które nigdy uprawia- 
nemi być nie niogą, są dowodem strasznej lekkomyślności 
tutejszych ludzi. Człowiek gdzie tylko zstąpi, niesie zniszcze- 
nie. Dziecko z pręcikiem w ręku ścina główki kwiatom dla 



30 

igraszki, wyrzuca jaja z gniazda i lubi łamać i ntnoji 
Człowiek dojrzały tej żyły niszczeDia bynajmniej nie pozbnń 
się; zostaje ona w nim, lecz się inaczej okazuje. Żyde pa- 
sawa się koleją niszczenia i tworzenia zarazem; grób jeś 
kołyską, upadek wyniesieniem, njemnosć wywołuje dodstnisić 
i nawzajem. Niszczenie i tworzenie jako objawy żyda, po- 
wszecłine 8% w całej naturze. Stworzenia nie obdarzone rt- 
zumem, niszczą tylko takie twory, które są im potnetaf 
do życia; człowiek zaś rozumny szerzy zniszczenie bez hdacj 
korzyści dla siebie, tylko dla dogodzenia swej &ntaip 
i ujemności własnego ducha. Inaczej wytłumaczyć wlśe me 
możemy już dzisiaj szkodliwej zabawki w Syberyi nincmii 
przez pożary lasów. Jakby na dokładniejsze utwieidzenie 
prawd dopiero co wypowiedzianych, mówią nam, ie u 
zniszczenie lasów ma swoje pożytki, a mianowicie ^rj^fii 
niezliczoną liczbę owadów, które utrudniają załadnie*? 
kraju, zmniejszają wilgoć w powietrzu i ziemi, a takia 
sposobem wpływają na złagodzenie zbyt surowego Ićm^ 
Pożytek, jaki natura nawet z lekkomyślnego niszczenia »» 
wyciągnąć, nie odpowiada stratom przez nie wywotea 
i dla tego niszczenie to z popędów natury wyniUe, noao 
jest nagannem i niegodnem człowieka, który wówczas tjfe 
obala istniejące pożytki, jeżeli się czuje w możnośd po^ 
wienia nowych a większych korzyści. 

I w tem czarnem, ogorzałem miejscu, dolina sielengiń^ 
nie jest bez piękności — boki jej złożone z szarych i (9f- 
wonawych granitów, pokiereszowane piorunami a mcbt* 
jakby plastrami obłożone, mają tę malowniczość dziką, j^ 
zawsze widzimy w miejscach, które fantazya nasza czaron^ 
cami napełnia. Mógłbyś tu umieścić Wolnego Strzelca, «r 
wającego potęgi piekielne , a któremu, gdy leje cudowną bk 
przeszkadzają widma, czarownice, djabli, z wrzaskiem i F 
skiem, rykiem i jękiem, które w harmonią strasznej, «^ 
niałej burzy muzycznej potrafił ująć talent Webera. 

W takiem to miejscu, pod skałą pochyloną ku wodiA 
na wąziutkiej ścieżce, napotkałem nową bandę brodiago*- 
Posępność okolicy i miny rozbójnicze napotkanych napew 
mnie trwogą. Postawy ich okazywały śmiałość i od^ift 



31 

ludzi, którzy znajdują się u siebie, w puszczy, gdzie wolność 
dzisiaj na pustynie wygnana, nie ulega prześladowaniu poli* 
cyi i żandarmów. Obdarci, z toporami i nożami u pasów, 
mogli mnie napaść, odrzeć i zabić. Bystre spojrzenie czło- 
wieka zagrożonego utratą życia, dało mi wyczytać w ich 
wzroku tę niepewność i trwożliwość, która jest cechą nie- 
wolnika — z drugiej strony męztwo i spokój człowieka, 
który niema względem ludzi złych zamiarów, pokierowały 
moimi krokami. Wszedłem pomiędzy nich i przywitałem 
według zwyczaju wędrowców; zdawali się mnie badać, czy 
nie myślę o zdradzie, a w końcu pożegnali, oglądając się za 
mną kilka razy. ' Może poznali we mnie do wolności jak 
i oni spragnionego człowieka, może odgadli we mnie uczu- 
cia, które mnie od młodości postawify przeciw tym, z pod 
władzy których uciekali. Ludzie często nic nie mówiąc do 
siebie, rozumieją się, a instynktem odgadujemy nieprzyjaciół. 
W tem krótkiem spotkaniu przeczuliśmy się nawzajem, i ja 
w swoją stronę a oni w swoją spokojnie rozeszliśmy się. 

Góry po obu stronach rzeki tak szczelnie stykają się 
z sobą, że zdają się dążyć jednym ciągiem. Dopiero na 
skręcie doliny prawe zabrzeże rozstąpiło się i odkryło po- 
boczną dolinę, w której płynie do Sielengi od północy rzeka 
Itanca. Tą doliną udają się podróżni do gminy Itanczyckiej 
i do miasta powiatowego Barguzina.*) • 

Upał dzisiaj afrykański; atmosfera przenikniona drgającem 
światłem, ciężka jest i parna. Już przeszedłem wieś Po- 
powo i domek stacyi pocztowej Połowina , samotnie pod górą 
^j%<5ył zostawiłem za sobą, gdy zerwał się wicher, który 
wzdął wodę i rzucił fale na brzegi. Na przetkanym złotemi 



*) Bargu2iu poioiony Jest pod 53° 36' szerokości poł. i 127° 28' długości 
jcografiesnej od Ferro. Ludności ma 489 osób. Pomitdzj niemi jest kilku* 
nutu Polaków niesoanycli mi z nazwiska. Jeden t nieh, Jan Andrzejewski, 
<terzee liczący dsisią) lat ii O, w nędzy i żebractwie docliodsi do swojej mo- 
€ii7' Mie mogłem się dowiedzieć, za co ten starzec był wygnanym do Sy- 
Wyi; moie m czasów kobfedetacyi Barskiej, W Barguzinie umarł 1859 r. 
Wilhelm Kincbelb«ker, który był niegdyś osynowniki«m ; na udział w zwifsku 
północnym Dekabrystów skazany był na 20 lat do kopalni. Duło wycierpiał. 
Po owolnienin na osiedlenie słułył w odkupie. Na starość niegdyś ten nie- 
Po*polity człowiek rozpił stę. Zostowlł po sobie ionę i kilkoro dzieci. 



promieniami błękicie pokąsała się chmura, caniość jej nJk 
a objętość rozszerzała się — wkrótce nakryła ona ca^ itnp 
niebieski, a wyrzucając z łona swego błyskawice i pionie 
prysła naraz gęstym deszczem. Schowałem się migd^ ^l^ 
oione z sob% krzaki głogowe i tn przetrwałem bonę, ^ 
wicher gdzieś dalej popędził. 

Przed wieczorem przyszedłem do wsiUtoczkiny itapm- 
nocowałem. Oświeżone powietrze napełniło się z^tteki 
ziół, niebo okryło się wojskiem obłoczków ozłoconych i s;*' 
parowanych przez zachodzące słońce, wspaniale omslowiii 
niby sklepienie włoskiego kościoła. Nastąpiła wielka cMi 
— słońce schowało się ,. jastrząb porwał małego wrWi 
i uniósł go w górę. Słychać było jeszcze z głębi powietnae} 
pisk nieszczęśliwego ptaszka, gdy czarny orzeł aliertji: 
duio powietrza pod szerokie skrzydła, przeleciał oadeaą 
a gdzieś od góry odezwało się kwilenie sokoła. 

Tymczasem doszedł mnie głos rozmowy chłopów tf^ 
nych przetl sąsiednim domem. Rozmawiali o spnnib 
wierchnoudióskim Beklemiszewie, krewnym Momiesi 
Amurskiego. We wsi Iwołdze, mówili, trzydziesta goco^ 
rzy podali skargę na spra wnika jenerał -gabernttoiofi; 
w niej wypisali wszystkie nadużycia młodego csynowwk^ 
a głównie skarżyli się na surowe i tyrańskie z piiiiij^^ 
postępowanie. Jenerał- gubernator zadosyćuczynienie i ^ i 
powiedź na ich skargi pozostawił woli oskarżonego tjKk | 
wnika, do którego miał wielkie zaufanie. I jakie v^i 
postąpił czynownik? czy przebaczył skargę chłopom i mi^^ 
z nimi postępowanie? Wcale nie — zebrał podpinojch 
prośbie w kancelaryi gminnej, kazał przywieźć csłf ^ 
rózeg i pałek i kazał ich chłostać jednego po drogim tf ^ 
omdlenia. Okrwawionym i zbitym chłopom na ki 
jabłko, oddał podartą skargę i rzekł: uJakżeście toiielip^ 
dawać skargę na czyno wnika i pisać jakieś adre^? ^ 
łotry i niegodziwcy f oto macie rezolucyę wypisani os ' 
jem ciele I Wiedźcie o tem, że chociażbyście do taa^ 
cara posłali na mnie skargę , taką zawsze a nie insi ^ 
bierzecie odpowiedź. » 

Przeszłego roku, mówili daląj chłopi, za niep)tceiu« F^ 



83 

datku sprawnik Beklemiszew tak mocno kazał katować kilku 
-wtościau, źe niektórzy długo chorowali, a jeden nie wstał 
już z pościeli. Oto 8% łagodne rządy carskie! 

Tenże sprawnik urządził drogę pocztową do Czyty od 
'Wierchnoudińska, pobudował porządne stacye; a że droga 
prowadzi przez puste okolice Buriatów, a Moskale przy tra- 
ktach starają się nadać fizyonomię zaludnioną i cywilizowaną 
swojej krainie, więc na stacye pospędzał cl^opów Siemiejców 
i kazał im tu osiedlić się i nowe wsie pobudować. Chłopi 
nie chcieli opuszczać dawnych siedzib nad Chiłokiem, gdzie 
ziemia dobra, wsie stare i dobrze zagospodarowane i nie 
chcieli przenosić się w okolicę dziką i nieurodzajną. 
Wszystkie prośby o pozostawienie ich na miejscu próżne 
były; musieli uledz, porzucić rodzinną glebę i siąść na trakcie, 
dla pokazania cudzoziemcom potęgi Moskwy. 

Sprawnik Beklemiszew jest człowiekiem nie mającym lat 
trzydziestu. Zajęty gorliwie reformą powiatu, używa do jej 
przeprowadzenia sposobów, które już znamy. Nieźle edu- 
kowany, mówi po francuzku, w salonie odznacza się polorem 
i dobrem znalezieniem się. Lapowego nie bierze i dla tego 
uchodzi między Moskalami za człowieka bardzo •liberalnego 
i postępowego. 

Okazuje się znowu, że liberalizm moskiewski uważany jest 
przez Moskali za niezabieranie cudzej własności. Liberalista 
więc moskiewski nie jest złodziejem; ale to nib przeszkadza 
mu ukraść cudzą wolność i używać sposobów najwyrafino- 
wańszego ucisku i dokuczania. 

Polor, liberalizm, mord i ucisk, są to sprzeczności, 
które tylko w Moskwie chodzą w parze. Przy tej okoliczno- 
ści przypominam, iż gubernator wojenny Wilna Bibików, 
był podziwiany z powodu swojej grrzeczności, ogłady i do- 
brego serca. Wydawał wspaniałe bale, a w salonie znajdo- 
wał się jak paryzki dobrego tonu elegant. Kobiety chwaliły 
go i uwielbiały jego dystyngwowaną swobodę. Pozór miał 
europejskiego człowieka. Wspiera! matki osierocone wię- 
źniów, wygadywał na cara — uwięzionych zaś synów za po- 
lityczne sprawy tych matek, którym pochlebiał, kazał karać, 
GiŁŁBS, Opisanie. III. 3 



34 



odzierać , jako najsurowszy , graby i nieogładzoBy tynn - 
a sam odwiedzając cele więzienne, rozmawia! z wifimas: 
tylko po brutalsku, pysznie i znieważająco. 

W Moskalu tylko, powtarzamy, godzą się podobne Oit>> 
Łeczności, a zgoda ta stanowi o charakterze Moskali. 



Jarta bariacka. — Bożnica. -> Kuchnia bariacka. — Ubiory Buriatów. — 
Półcienie, temperatura i statystyka Wierclinoudińska. — Rynek. — Ifu- 
syka. — Prsygody Polaków w partyi aresctantów. — Zmarli Polacy. — 
Wygnańcy polscy w Wierchnoudińskn , w Plotro-wsku i ir innych miej- 
scach. — Posieleńcy. — Władse powiatowe. -^ Zarządy i władse miej- 
skie. — Polieya. — Z historyi WierchnoudUiska. — Nocleg i Bariataml 
na Ifce. — Ignacy C<Jsyk. — Widok okolicy. 



Ubok Utoczkiny góry zniżają się, a cokolwiek dalej przy 
Wierchnoudińsku dolina Sielengi znacznie się rozszerza. Na 
obszernych jej błoniach porosłych krzakami koczują Buriaci. 
W rozmaitych jej miejscach stoją ich jurty, które robią albo 
2 wojłoka, to jest z grubej materyi zbitej z szersci bydlęcej, 
albo z belek sosnowych, lub z kory brzozowej i modrzewiowej. 
Bnriaci jurty swoje nazywają gyr. Gyr drewniany jest to 
szałas prostokątny. Nie ma w nim ani okien, ani też komina. 
Wojłokowy gyr ma kształt ostrokręgu, także bez komina 
i okien. Zimą mieszkają w wojłokowych namiotach jako 
cieplejszych, latem zaś w szałasach. 

Obok jurty obszerne ogrodzenie, podobne do tak zwa- 
nych koszar na halach karpackich, przeznaczone jest dla by- 
dła, koni i owiec, z których się utrzymują; jest to bowiem 
lud pasterski. 

Kilka lub ' kilkanaście jurt stanowi ułus czyli wieś. 
^sy te małe, niziutkie, czernią się jak mrowiska w doli- 
nach nad strumykami i rzekami. Na środku jurty czyli gyru 
goreje nieustannie ognisko. W około niego na wojłokach 

3* 



36 

siedzą z podgictemi do siebie nogami Buriaci. Dym z gjn 
wychodzi przez otwór w dacha albo przez drzwi. Ył 'kątk 
stoi beczka napełniona mlekiem kilkanaście dni kwaśniejącem; 
z niego robi% wódkę zwan% araki albo tara san, i stoi tes 
w tym kącie kilka bmdnych naczyń ze swieźem mlekifTB, 
którego nigdy nie cedzą, i z masłem. W drogim kąde sb- 
łasu także obok drzwi, złożone są wojłoki na jurtę zirnon) 
i skórzane worki, zwane u nas w Polsce dawniej budii- 
kami; w nich wożą masło, mięso, trzymają mleko, i Ł pi 
W trzecim kącie naprzeciw beczki jest legowisko gospodsr^ 
i stoją skrzynki, w których chowają ubiór, pieniądze i her- 
batc. W czwartym wreszcie kącie stoi bożnica, o cztered 
lub trzech stopniach, podobna do stopni, na których u nas 
doniczki kwiatów stawiają pod oknami. Bożnica pomalowast 
jest jaskrawemi kolorami w różne symboliczne figniy. Ss 
każdym z dwóch pierwszych stopni stawiają rzędem siedea 
małych kielichów mosiężnych, płytkich, do filiżanek podc- 
bnych, wspartych na kilkucalowych słupkach. Ka tntcm 
stopniu stoi ośm kielichów i dzwonek. Kielichy te są pne- 
znaczone do składania ofiar dla Boga, które to ofiary ńkt 
dają się z kilku ziarnek pszenicy, żyta, jęczmienia, ze8kn^ 
płego sadła, masła, araki i mleka. Ka najwyższym siopoii 
stoją burhany, to jest posągi bogów mosiężne z omaa- 
nemi ustami, gdyż Buriat dzieli się z bóstwem svoj| 
strawą. ' 

Przybywający do jurty po przejściu progu, zwracając at 
do bożnicy, kłania się według buddajskiego zwyczaju Boga 
albo pada na klęczki ze złoźonemi rękami. Oddawszy UUóm 
sposobem cześć burhanom, wita gospodarza wyrazem myndv! 
siada przy ognisku, zapala ganzę i pociągając z niąj dyn^ 
rozpoczyna rozmowę. 

Dziecko owinięte w kożuchy śpi w kołysce o jedo;* 
biegunie, matka drzemie, a nad ogniem w nie wycay szcro nyia 
kociołku praży się ar ca. Arca jest to gąszcz poiostalr 
z mleka, z którego wódkę wypędzono, prażony z mąką. 
ulubiony pokarm Buriatów. W tym samym kotle gotań 
8 aj (herbatę), bez której obejść się nie mogą. Heił»i{ pgt 
cegiełkowatą z sadłem, solą i mlekiem, z czego robi ■( 



37 

gatonek pożywnej supy. Do ulubionych potraw naleiy takłe 
mięso baranie opiekane. Baranów dużo chowają, tak dla 
kożuchów, mięsa, jak i wełny, z której robi% wojłoki. 
Araki prawie codzień p\|%. Mleko krowie raz przepędzone 
przez alembik, daje wódkę słabą i cierpką; dwa razy prze- 
pędzone zbliża się smakiem do kartoflanej wódki. Jadigą 
prócz tego Bziłun (ciasto surowe), mangjr (gatunek 
czosnku) i cebule kwiatów Lilium Martagon i Hemerocalis 
flaya (tebechen po buriacku). Taką jest kuchnia ludu paster* 
skiego. Pokarmy te porządnie przyrządzone, są znoine i dośó 
pożywne, ale Buriaci, którzy są ludem nieschludnym i bru- 
dnym, gotigą je w kotłach , które nigdy wiechcia nie widziały, 
i na których warstwa brudu jest grubą na kilka linii. Ma* 
sło, mleko i ich śmietana, pełna jest włosów i nieczystości, 
cuchnie od brudu; dla tego powietrze w jurcie jest ciężkie 
i niezdrowe. Buriat rzadko się myje, a umywszy się, twarz 
suszy na słońcu lub przy ogniu. 

Lubią błyskotki i piękne stroje. Młodzieniec włosy wy- 
rywa z brody szczypczykami, zalotnie warkocz na głowie 
zaplata, a chociaż jest umorusany i brudny, podoba się je- 
dnak Buriatce, obciążonej paciorkami i koralikami i równie 
zamorusanej, jak obejmujący ją w pas kochanek. 

Język jak rysy Buriatów są mongolskie. Twarze mają 
szerokie, kości policzkowe wystające, nos mały, spłaszczony 
i szeroki u podstawy z nozdrzami odkrytemi i podniesionemi 
w górę. Oczy mają czarne i podłużne; prócz zwierzęcej na- 
miętności, mówi Mickiewicz, nic się nie wydaje we wzroku 
Mongoła. Blask ich czarnych oczów podobny jest do ga- 
snącego węgla. Włosy mają czarne, zarost na brodzie bar- 
dzo rzadki. Buriat goli głowę, tylko na cznbku głowy zo- 
stawia kupkę włosów, z których splata warkocz. Osoby du- 
chowne, to jest lamo wie, warkoczy nie noszą, ale całą 
głowę golą. 

Koszul Buriaci nie noszą. Ci, którzy bliżej miast mie- 
szkają i zostają w ciągłych stosunkach z Moskalami i Pola- 
kami, zaczynają już nosić koszule z perkaliku lub z modrej 
daby szyte na spospb moskiewski. Spodnie ze skóry albo 
z daby zwane umundun noszą tak mężczyźni jak i kobiety. 



38 

Kożuch nazywaj% j erg acz; robią go z futra baramefe 
albo z tarbaganów, z krótkim, stojącym kołnierzem. Km^ 
dzie kożucha oszywają futrem delikatnem, lub suknem cea- 
wonem, albo dab%. Jergacz jest długi aż do pięt. Buddj- 
gył czyli dygył jest paradnym ubiorem. Jest to długa jik 
sutanna kapota bez fałdów, na piersiach wyszywana róiao- 
kolorowymi paskami albo futrem, robiona z modrej khajki, 
czarnego manszestru, albo z jedwabnej materyL Kobietr 
noszą takież same jak mężczyźni jergacze; buddygyły aś 
ich obszyte są u dołu falbaną. Na buddygył kobiety vtii- 
dają krótki bez rękawów kaftan, zwany udzie, najpospolia^j 
manszestrowy. Przepasują się b echem (pas); u pasa vi(i' 
czyzn wiszą hutaga (nóż), hete (krzesiwo), czakiur (kne 
mień), uła (hupka) i kapturga (kapciuch). Nosia tś 
płaszcze zwane sobba. Sobba jest płaszcz sukienny z reb- 
wami, z pelerynką podobną do sukien krakowskich. Sobte 
bywa szara, czarna, czerwona, lub granatowa, z peleirab 
czerwoną. Kobiety noszą sobby zwykle jaskrawych kolon*. 
Płaszcze takie nie są w powszechnem użyciu; ja widziałeś 
je tylko w kilku miejscach na ludziach bogatych. GIgyj 
nakrywają kapeluszami z szerści, zwaoemi ma łacha je. Mi- 
łachaj jest to lekki mały kapelusik, z dnem okrągłem. i*- 
kończonem czerwonem kutasem, zwanem cacuk, lab ś*ś- 
cącą g^ką; rondo jest ku górze wywrócone. Forma tef) 
kapelusza ma podobieństwo do przewróconego rydza. B<^ 
noszą małachaje z srebrnej taśmy z gałką pomacaną i z in- 
kami czerwonemi spadąjącemi na plecy. Zimą noszą ax^ 
ciepłe z lisiego futra. 

Kobiety na środku czoła rozczesują włosy na dwie stro£5 
i nad uszami związują je w pęki, ubrane koralami i peie^ 
kami — dwa te loki grube i ciężkie ułożone w kształt pro- 
stokąta nazywają hiho. Panny na przedzie i tyle g)o*? 
splatają wiele krótkich warkoczyków , które także jak i łii^ 
ozdobione są perełkami, koralami i srebmemi kóftas^ 
Prócz tego noszą kobiety na czole przepaski z manszestn:* 
gęsto naszywane koralami i perełkami; nazywają je doril- 
han. W uszach wiszą ogromne stalowe lub srebrne kófto- 
wate kolczyki. Głowa Buriatki przeładowana jest ozdobami; 



39 

błyszczy się i pstrzy od rozmaitych kamieni; twarz zaś mo- 
no śniada i rumiana rzadko kiedy jest umytą. Buriaci 
baddaiści noszą ieź na piersiach medale z wyobraże- 
siem świętych i różańce, na których nawet w podróży 
modłą się. 

Zulusu po piasczystej drodze przyszedłem nad Sielengę*), 
przez którą na promie przeprawiłem się i przybyłem do 
W'ierchnoudińska, miasta stołecznego tegoż powiatu, a ni^- 
porządniej zabudowanego ze wszystkich miast zabajkalskich. 
Położone na piasczystej równinie wyniesionej, 1970 stóp nad 
poziom morza pod 51^ 50' szerokości jeograficznej a 125^ 
& długości od Ferro, przy ujściu rzeki Udy do Sielengi. **) 
okolone malowniczo wzgórzami Dwie rzeki i szerokie 
Bad niemi błonia dostarczają miastu ryb i siana, pozwa- 
lają utrzymywać znaczne stada bydła i trudnić się rolnem go* 
ipodarstwem. Trakt z Irkucka nad Amur, idący przez Wier- 
Bhnoudińsk, i drugi także bardzo ważny trakt z Irkucka do 
Kiachty, wzmagają ruch handlowy miasta i wzbogacają go.**^*) 



*) Sielenga pod Wierch noad i Asktem sanmna regnlarnie około 4. listopada 
[oowego stylu), pustcza 2. mąJa. 

**) W Wierehnoudińsku średnia rocsua temperatura 4*0,0. Średaia tem. 
>«ratara ximy — 15,9; wioeny -ł-1,0; lata -^14,7; Jesieni —0,6. Średnia 
imperatura miesięcy: grudnia — 15,1; stycznia —17,4; lutego — 13,8; 
marca —5,8; kwietnia -^ 1,4; mą}a+7, 3; czerwca 4-13,3; lipca 4-16,3; 
lierpnia 4-14,5; wrześnik 4-7,8; października —0,3; listopada —9,3. De- 
Bcsów rocznie średnio bywa 95,8. 

***) Roku 1850 zabito w Wierchtioudiftsku krów i wołów 1500 sztuk, bara- 
łów 500. Mieszkańcy skonsumowali 13,500 pudów wołowego i 5,500 baraniego 
DffM. Wiercbnoudińsk Jest głównym rynkiem zbołowym Zabajkala. W r. 
350 przywieźli do miasta ro^ki rianej 24,896 pudów, pszennej 5500 pudów; 
iwsa 1400 pudów, Jęczmienia 75 pudów, spirytusu 14,055 wiader, wódki 
7,908 wiader — z tej liczby w samem mieście wypito 3000 wiader. Jest tu 
sden wielki magazyn wódki i 4 szynki, garbarni 2, Ikuta szklanna 1, my- 
ilarnia 1, krawców 4, szewców 6, kowali 6, ślusarzy 1, cieśli 32, mularzy 11, 
tkiarzy 1, malarzy 3. W mieście sf dwie szkoły elementarne, w nich na- 
eayciell 9, uczniów 57. Miejski lazaret 1; w nim chorych w 1850 roku było 
08, umarło 38. Więzienie miejskie 1; w niem tegoi roku osadzonych było 
72 mę£czyzn i 7 kobiet. Z liczby tej uwolniono 182 męłezyzn, 3 kobiety; 

omarło. Za morderstwa było 30 osób, za kradziei 39, aa zbiegostwo 127, 
a włóczęgę 7, za nieposzanowanie władz carskich 30, za propagandę sekciar* 
ką 8, podpalaczy 9, za kradziei skarbowych pieniędzy 6, matek pod^n anyeh 

dzieciobójstwo 2, za fałszowanie pieniędzy 3, la zgwałcenie kobiety 1, za 
ibunlu 7. Ma odwachn siedzą przestępcy wojskowi; liczby ich podać uitt 



40 



LadnoBci ma 3549 osób.*) Ulice zabudowane drenii' 
nemi domkami i niebrukowane , proste i bardio jęte 
atajne. - Domy rozdzielone parkanami , mniej aą nsraioBi 
na gwałtowność pożarów, niź w ścieśnionych miiitack 
Europy. Taki sposób budowania powszechny w iUMyi, » 
daje miastu pozór obszerniejszej osady , niź jest rzedywiicie, 
utrzymuje świcie powietrze i nadaje miastom firfODM 
wiejskie. 

Ruch ludności na ulicach bardzo jest mały. Kifti b*' 
szczek, wy bladły czynownik i śniady Buńat, powoli 2d|lq| 
na rynek, gdzie jako w ognisku najwięcej jeat wnawy i bie- 
ganiny. Płaszcze szare z czerwonemi kołnierzami naj«iec(j 
widzieć można na pobocznych ulicach, w okolicach up^ 
wni. Czasem przemknie się poważna figura popa w oboemiS 
sutannie, podpierająca się wysoką laską, lub tei w żil^ 
bnddygył owinięta postać lamy. Na rynku wjrmurowano ob- 
szerny bazar, w środku którego przy straganach, bodb^ 
i sklepach aniąje się wielu kupigących. 



iami«my. Wicsieoit etapowe, pomiencuOąoe cusowo idących do kopd"^' 
w oiem więśuiów było (w 1850 r.) mcicsysn 1674, kobiet 136. Ulic v ut 
ście 24, płac 1, ogrodów 450, miejeo pustych 69,039 «ą>niQ> c»ea«tfq ^ 
pól ornych 687,600 tąŁai Q ; w ogóle słemi w posiadania miasta lM^«i^ 

*) W tej liesbie ludności męskie 1906, ieńskicj 1G4S. Grecko-rNjfitas 

wiary mcłcsysn 184t, kobiet 1629; katolickiej mcicsysn 22, Icobiet 9; l}^ 
mcłcsysn 39, kobiet 5; Mahometsn 1. Ludność ta według kisi i sp**^ 
iycU dsieli sif.- 

Ifcicsyu. Kobiet. Bm* 

Duchowieństwa grecko-rosyjskiego .... 5 14 " 

Ludai prsy cerkwiach 17 17 * 

fistab-oficerów 1 1 * 

Ich dsieci 1 - ' 

Ober-oficerów 2 1 ' 

ich dzieci — 1 * 

Kosackich ober-oficerów 6 6 ^ 

Ich dsieci 3 I * 

Ursędniiców wyiszych stopni 10 5 ^ 

,. uiżssych stopni 30 14 ^ 

Ich dzieci IS 19 * 

Kancelistówa 32 9 ^' 

DynJsyonowanych sztab-ofieerów . . , . 1 1 | 

„ ober-oficerów .... 9 d '' 



urzędników wyiszych . 4 2 



( 



41 

Knpcy tutejsi takie już brody zgolili i przestroili się po 
francQ2ku. Siedz% poważnie przed swoimi składami, a przy- 
patrując się publiczności, ciągną dym z delikatnych papiro- 
sów. Z kupującym obchodzą się niegrzecznie, jako źle wy- 
chowani, sztukę zaś oszukiwania posiadają w wysokim 
stc^niu. W budkach zasiedli Żydzi i mieszczanie, ubrani 
w długie nankinowe hałaty z nieogolonemi brodami; na 
straganach zaś, jak na całym świecie, tak i w Wierchnoudiń- 
sku wrzaskliwe przekupki kłócą się o każdy grosz, spierają 
się o każdy ogórek taniej sprzedany. Chłopi- starowiercy 
licznie są na targu zebrani; przywieźli zboże, które przy 
wozach sprzedają. Żołnierz sprzedaje buty swoje i koszulę, 
Buriat siano i konia; tam targują się, w innem miejscu wy- 
zywają po moskiewsku, w innem kłócą się po buriacku, 
a w innem jeszcze przekupki wszystkiemi językami łają, 
a niebardzo lekkiemi pięściami szturchają posieleńca za to, że 
ukradł bułkę, i usiłują go zaprowadzić do policyi. 



Mciczyzn. Kobiet. Rasem. 

Ich dsi«ci 3 1 4 

DjiBiByonowuiych ars^dników niłszych . . 4 4 8 

Ich dłieci 3 3 5 

Poczetnych graidau 8 3 5 

KatDoctyńców 145 238 383 

Kopców pierwssej gildy 7 3 10 

trzeciej giłdy 68 58 136 

Mi«sacsan 695 746 1141 

Żołnierzy na iłułbie 295 55 350 

Kantonistów . . , 38 — 38 

I^ymisyoDowaoycb iolniercy 34 13 36 

Urlopowanych iołniersy 8 3 4 

Kozaków na słuibie 191 93 284 

Dłieci kozaków 93 86 179 

I>yini«yonowaoych kozaków 83 71 154 

Ich idzieei 59 105 164 

8'róiy 7 3 iQ 

Liczba politycznych wygnaiiców w ogólnych statystycznych sprawozdaniach 
nie figuraje. 

MalłeAstw zawarto w Wierchnoadiń^ku 36 w rokn 1850. W tej liczbie 
iBalieństw kawalerów z pannami było 30. kawalerów z wdowami 1, wdowców 
« pannami 3, wdowców i wdowami 2. Urodziło sif dzieci płci mczklej 112, 
PW iefiskiej 93, razem 205. W tej liczbie z prawego łoła było 164, z nie- 
prawego 36, podrzutków ,3. Umarło mełczyzn 110, kobiet 77, razem .187 
iudzł. 



42 

W święta rozlega się po rynku muzyka wojskowa pnez 
długi czas konsy8tuj%cego tu 13. batalionu syberyjskiego. 
Grywa przed kamienica, w której mieszka jenerał brygadj 
Micłiajtowaki, człowiek nielubiony, który z przykrością ak 
musiał tolerować dobre, ludzkie obejście się oficerów z Po- 
lakami, zedanymi za sprawę narodową do wojska. Tłum Bu- 
riatów i mieszczan otoczył muzykantów i przysłuchuje się 
polkom, walcom, marszom, mazurom i krakowiakom, Jrtó- 
remi popisiąje się kapela. 

Tony powiązane z sobą w fałszywą całość, raią ucko 
przyzwyczajone do dobrej muzyki; Syberyacy przecież za- 
chwycają się nią, a łiałas dźwięków napełnia wszystkich we- 
sołością. Wielki świat miasta krąży konno i w powosadi 
po ulicy, lub z okien domów słucha muzyki. Damy poubie- 
rane w muszliny, batysty i jedwabie, w atłasowych i tiiilo- 
wych kapeluszach jeżdżą w lekkich kabryolecikach i w nie- 
zgrabnych faetonach — oficerowie i młodzież cywilna assystiąje 
damom. Eonie pędzą galopa, białe twarzyczki w powozach 
zwracają się z uśmiechem do panów, podskakujących na sio- 
dłach jak pitki elastyczne. Ci Buńaci i Moskale w jednej 
grupie, te obyczaje i fizyonomie europejskie i azyatyckie, 
które się tu spotkały i zmieszały z sobą, były próbką tych 
form, w które Azya, nacierana z północy przez Moskwf, 
z południa przez Anglię, wejść musi. Co wymknie z tej 
mieszaniny, z tego zlania się sprzecznych z sobą cywilizacji? 
Czy Azya ożywi się i pójdzie koleją europejskiego postępu? 
czy też Earopa przejmie się duchem azyatyckiego konserwa- 
tyzmu i pielęgnować będzie stan istniejący? — przysdość 
pokaże. Tymczasem ścieranie się wzajemne dwóch światów, 
te przemiany, jakie wywołuje wzięcie się za ręce dwóch kul- 
tur, z których jedna jako przemożniejsza uciska drugą, wy- 
radzają we mnie smutne uczucia i myśli, jakie zawsze 
zbliżający się koniec jakiegokolwiek bytu w czujących du- 
szach obudzać musi. 

W Wierchnoudińsku są 4 cerkwie , 3 kaplice i 431 domów, 
z których kilkanaście jest murowanych. Największym budyn- 
kiem jest więzienie za miastem. W niem wielu naszych 
rodaków przebywało, bo i gdzież jest więzienie, w któremby 



43 

Polak za wolność prześladowany nieznajdowal się? Opowia- 
dano mi, że gdy w skutek sprawy omskiej, rozpoczęło się 
powBzecłme prześladowanie Polaków w Syberyi, trzydziestu 
naszych, znajdujących się w warzonkach soli w Troicku pod 
Eańskiem, okuto w kajdany i transportowano do Nerczyńska. 
Przechodzili przez Irkuck; tam powiększyła się ich liczba. 
Gdy ich wyprowadzali z irkuckiego więzienia, otoczeni przez 
żołnierzy, stanęli w jednym szeregu z kryminalistami. Kry- 
minalistom pogolono na ulicy pół głowy, a naszym jeńcom 
powiedzieli, że to samo z nimi zrobią, jeżeli 60 kopiejek od 
każdej głowy oficejowi nie zapłacą. Nasi pieniędzy nie mieli, 
nie mogli więc zebrać żądanej sumy, ale oświadczyli, że po> 
nieważ nie ma zwyczaju golić głowy więźniom stanu, więc 
i oni ogolić się nie pozwolą. Oficer nie zważał jednak na to 
oświadczenie i kazał ich golić. Pierwszym w szeregu był 
Wieniarski, żołnierz z 1831 roku; do niego więc pierwszego 
przystąpił cyrulik z brzytwą i mydelniczką i zrzucił mu 
czapkę. Wieniarski schwycił za kark cyrulika i wyciął mu 
policzek, od którego ten koziołka wywrócił. Żołnierze w je- 
den głos zakrzyczeli: « Polacy buntują się!» i rzucili się na 
niewolników. Wszczęła się straszna wrzawa i krwawa bójka, 
którą dopiero przybycie gubernatora przerwało. Gubernator 
dowiedziawszy się, o co rzecz poszła, oficera kazał na od- 
wach posadzić, a naszych z nieogolonemi głowami wyprawił 
w dalszą drogę. Gdy taż sama partya przybyła do Wierchno- 
udińska, policmajster tutejszy wypędził z podwórza więzien- 
nego przekupki, które sprzedawały aresztantom strawę, bo- 
jąc się zapewne, ażeby nie ułatwiły jeńcom naszym skomu- 
nikowania się z Polakami mieszkającymi w mieście. Zam- 
knięci w celach, cały dzień nic nie jedli. Upominali się 
o strawę, lecz im takowej nie przynieśli, ani też kupić nie 
pozwoliU. Przywiedziony do ostateczności niegodziwem po- 
stępowaniem policmajstra powstaniec ze Żmudzi, którego 
nazwisko opowiadający zapomniał, wywalił drzwi swojego 
lezienia i kolegów z innych numerów uwolnił. Wszczął się 
znowu wielki hałas i krzyk, że Polacy zbuntowali się. Po- 
hcmajster przestraszony przybiegł natychmiast do więzienia, 
ft obawiając się rewolucyi, pozwolił naszym chodzić po dzie- 



44 

dzińcu więziennym i posilić się strawą. We dwa dni if 
transportowano partyę dalej. Polaków prócz iolnieny oli- 
czyly tlamy chłopów z kajami i z psami, przeznaczonys ^ 
Bzcznda i szukania zbiegłych i kąsania w razie bunto. M 
otoczeni przeszli cały step boriacki i dopiero w NeroTÓAi 
doświadczyli folgi. Tam , chociaż aiywaoi byU do roMt 
w kopalniach, lepiej się z nimi zaczęli obchodać. Tsbeltt 
przykrości nasi doświadczali i takim; sposobami zmanli^ 
poszanowania siebie i traktowania ludzkiego. 

Na cmentarzu w Wierchnoudińsku spoczęło wielu Pobków; 
z tych nazwiska tylko trzech żołnierzy s% mi wiad»ft 
Zieliński zmarły w 4. dziesiątka naszego stulecia, ^ 
jako żołnierz w kampanii 1831 roku, w której mężnie Bu- 
dował się. Po upadku powstania zapędzony zostsł ii ^ 
Wierchnoudińska i t\i zmusili go do służby w odopA 
moskiewskich. Koledzy nazywali go Zielińskim Duij^ 
tak dla wysokiego wzrostu, jak i dla odróżnienia od dn* 
giego Zielińskiego, którego nazywano Małym. 

Józef Zieliński Mały, rodem był z Krakowskiego^ 
jewództwa. W wqjsku polskiem był żołnierzem i krew vtq|i 
rozlewał w 1831 roku. Wzięty jako jeniec, zapędzony do 
Syberyi; tu mu byó kazano szeregowcem. W biedzie, w- 
sku, bez nadziei powrotu, chcąc sobie ulgę zrobić wii^ 
woli, ożenił się z Syberyaczką i zostawił z ni^ kilko* 
dzieci. Po wielu latach cierpienia uwolniony ze bId^ 
wracał już do Polski, gdy właśnie z powodu kamptnn *r 
gierskiej 1849 r., Mikołaj wydał ukaz zabrania do po«tót«] 
służby dymisyonowanych żołnierzy — i jego więc zawoho* 
zatrzymano w drodze i cofnięto do Wierchnoudińska. M 
w ciężkim smutku, wypiwszy pewnego dnia z towany** 
półkwaterek wódki, ledwo powrócił do domu, umsiłaH^ 
śmiercią (1849 r.). Obydwaj Zielińscy byli poczciwi Istot 
Jednego imienia, ale nie spokrewnieni z sobą. Tne^ 
wreszcie żołnierz na cmentarzu wierchnoudińskim spoo^ 
jacy nazywał się Ka czuba; był to chłop z Łęcfycbf' 
obrońca kraju w 1831 roku, w którym walczył w wielu k** 
taliach. Po opanowaniu Warszawy przez Moskali, ttif^ 
go i popędzono na służbę moskiewską w Syberyi Zbid 



45 

przed kilkanasty laty. Pozostali koledzy z poszanowaniem 
jego imi§ wspominają. 

Obecnie w Wierchnoudińsku mieszkają następni wygnańcy 
polscy: Henryk Monikowski, w 1846 roku za rozmowę 
o planach politycznych, posłany do wojska wraz z Antonim 
Rudzkim w Syberyi; Julian i Feliks Jordanowie, bra- 
cia z Krakowskiego województwa, zesłani do kopalni za 
udział w związku demokratycznym w 1846 roku; Andrzej 
Koźmiński, burmistrz Nowego Brzeska w Krakowskiem, 
starzec, za popieranie ruchu miechowskiego w 1846 r. przy- 
słany etapami na osiedlenie; Michał Pospiechiewicz, 
rodem z okolic Piotrkowa Trybunalskiego, jeniec z 1881 r., 
podany do wojska; Wiktor Juchniewicz, rodem ze 
Żmudzi, i Beniowski, obaj jeńcy z 1831 roku; Karol 
Lachowski, ze sprawy emisaryusza Szpeka w 1833 r. 

W Piotrkowsku, o 100 wiorst od Wierchnoudińska, nad 
rzeczką Bałegą, pod 51^ 16' szerokości jeograficznej a 126^ 
43' długości jeograficznej położonym, mającym 3079 ludno- 
ści, do huty żelaznej na roboty było wielu naszych deporto- 
wanych. Niedawno mieszkał tam zesłany do robót Aleksan- 
der Grzegorzewski, obywatel ziemski z Krakowskiego 
i właściciel wsi z okolic Puław. Za związek demokratyczny 
i udział w ruchach 1846 r. osadzony został w cytadeli war- 
szawskiej, w której siedział do 28. kwietnia 1848; przenie- 
siony do Modlina, we dwa miesiące po przybyciu do tej 
fortecy wywieziony został do Syberyi. Grzegorzewski szano- 
wany z powodu zacnego charakteru, w Piotrowsku zwa- 
ryował. Obłąkanie jego było spokojne , tęskne ; nic od ni- 
kogo, a nawet od żony wsparcia z kraju nie przyjmował. 
Jeżeli do którego kolegi poszedł z wizytą, nie chciał nic 
jeść ani pić, myśląc, że mu dają jałmużnę. Tak głęboko 
przejęty był tą zasadą, że człowiek sam sobie wystarczać 
powinien, iż ta wreszcie zamieniła się w manię i główną 
osią była jego obłąkania. Aleksander, niegdyś człowiek ro- 
zumny i pracowity, autor jgospodarakich i innej treści arty- 
kułów, które drukował w różnych dziennikach peryodycznych, 
powróci z wygnania z rozumem rozdartym, z wyobraźnią 
starganą, jako smutna ofiara więzienia i wygnania. Żona 



46 

jego Sabina z Gostkowekich Grzegorzewska, autorka PaBi^ 
tników drukowanych w Bibliotece Warszawskiej i ^bA 
c Niewiasta, w całym rozwoju swej moralnej i amyato*ej 
istoty », prosiła o jego uwolnienie. Uwolnili go w skutek j^ 
starań, bo wiedzieli Moskale, że już im szkodliwym byćsie 
może. Aleksander po powrocie do ojczyzny nmarl w ob 
licach Rawy 13. czerwca 1855 roku. 

Obecnie mieszkają w Piotrowsku: Jan Re er, rod* 
z Poznańskiego województwa, uczeń uniwcrsyteta beria- 
skiego; wysłany był na Litwę jako emisaryusz, w cela piw- 
gotowania tam powstania w 1846 r. Schwytany praez )!*• 
skali Reer, otrzyms^ 1500 kijów w Wilnie i przysłany «*>* 
do kopalni w Syberyi. Alojzy Wenda, dzierżawca »»• 
ski z Krakowskiego, za 'udział w ruchawce powsuńog 
w Miechowskim powiecie w 1846 roku, wydany w ręce Mo- 
skali przez Prusaków, przysłany został do kopalni. Ludwik 
Mazaraki, obywatel z Krakowskiego, za przewodnieac* 
nad powstaniem w Miechowskim powiecie w 1B46 rokfi, 
uwięziony w Prusach , uciekł z ich aresztu ; powtórnie scłwT- 
tany, wydany został w r§ce Moskali, którzy go tnyi*^ 
w cytadtjli warszawskiej do 28. kwietnia 1848 r., a nastfp* 
wywieźli do kopalni w Syberyi. Julian Boksiańikił 
z Krakowskiego, za udział w powstaniu powiatu Ifiec^ 
wskiego w 1846 roku deportowany do kopalni. Teofil Bf* 
bnowski, za udział w ruchawce powstańczej pod pnew- 
dnictwem Pantaleona Potockiego w powiecie Siedkck* 
skazany ^do kopalni. Michał Podgórski, pocatmij^ff 
z Nowego Brzeska, za udział w ruchawce miechoirsną 
w 1846 r. zesłany do kopalni. 

W okolicy Piotrowska mieszkają: Aleksander I»f" 
piński, adwokat z Lublina, za czynny udział w zm^ 
Gzo wskiego, odkrytym w 1843 roku, skazany do kopi^B' 
Felicyan Karpiński, za czynny udział w zwi|ik8 "^ 
Scegiennego , skazany do kopalni. Karpińscy nie s) b^*^ 
Po wyjściu na osiedlenie założyli tu fabrykę siwigcarii* 
serów. 

W Gremuczce , gdzie jest kopalnia dota, położona w *• 
linie rzeczki tegoż nazwiska, płynącej do Gzykojoi miesM- 



47 

Karol Ruprecht, rodem z Paław, aczeń uniwersyteta 
berlińskiego, za naczelny udział: w związku demokratycznym 
w Warszawie w 1846 r. i w ruchawce siedleckiej, skazany 
razem ze swoim koIeg% Stefanem Dobryczem przez Paszkie- 
wicza na powieszenie. Już byli pod szubienica i stryczki na 
szyję założono, gdy im przeczytano zmianę ^roku śmierci 
na wyrok kopalni w Akatui. Ztamtąd po wyjściu na osie- 
dlenie przybył do Gremuczki. Aleksander Rodkiewicz, 
z Warszawy, za udział w związku Scegiennego deportowany 
do kopalni. Jan Nowakowski, z Sandomierskiego, za 
udział w związku ks. Scegiennego i w przygotowaniu po- 
wstania, obity przez Moskali kijami i zesłany do kopalni. 
We wsi Urłuku nad Czikojem mieszka Apolinary Kre- 
do wic z z Lubelskiego, za udział związku emisaryuszów 
w 1833 roku zesłany do kopalni. We wsi Itancy mieszka 
Krasowski. 

Część ludności Wiercbnoudińskiego powiatu składa się 
z posieleńców, którzy albo wprost z Rosyi deportowani zo- 
stali, lub też po uwolnieniu z robót katorżnych zostali po- 
sieleńcami. Posieleniec (osiedleniec) otrzymywał dawniej 
15 dziesięcin gruntu, na którym mógł pobudować się i za- 
gospodarować. Dawniej także posieleńcom dawano pomoc 
pieniężną lub w materyałach na zaprowadzenie gospodarstwa ; 
w późniejszym czasie pomoc ta została zniesioną. Posieleńcy 
uważani za najniższy szczebel ludności wiejskiej. Przez 
pierwsze dwa lata nie płacą podatku, później zaś płacić 
xnu8zą poduszne. Jeżeli posieleniec nie jest przez rząd za- 
uważany w przeciwnem prawu prowadzeniu się i przez dzie- 
sięć lat nie był strofowanym, może być zapisany na listę 
chłopów (krestjan) lub mieszczan. Prawo nie dozwala im zawierać 
kontral^tów i nie dozwala robić zobowiązań wyższych nad sumę 
10 groszy, nie dozwala im wstępować do służby wojskowej, lecz 
nie zabrania, wyjąwszy posieleńców politycznych, p^nić obo- 
wiązku pisarza gpouny. Świadectwo posieleńca w sądzie 
uważane jest za nieważne. Paszporta biorą od władz gmin- 
nych. Z wschodniej do zachodniej Syberyi nie digą im pa- 
szportów; z za Bajkału do Irkucka niełatwo także udzielają 
im pozwolenia do wyjazdu. W zachodniej Syberyi polity- 



48 

cmym posieleńcom nie pozwalają wjeżdżać za obręb tnedh 
milowy od wsi lab miasta, w którem zmuszono ich mieazkie. 
W wschodniej Syberyi jest większa wolność, a wygnsócj 
nasi na posieleniu , za pozwoleniem władzy mogą jeździć po 
całej Wschodniej Syberyi. 

Polityczni posieleńcy pochodzący ze szlachty i skazani oi 
konfiskatę majątków, pobierają wsparcie rządowe w ilości 
57 rs. na rok; starcy i kalecy pobierają rocznie 114 n. Ci 
którzy pochodzą z klassy miejskiej lab włościańskiej, chodii 
takie skazani zostali na konfiskatę majątków, nie mają pnn 
do wsparcia rządowego. Dzieci posieleńców należą joi do 
klassy włościańskiej, do lat 17 nie płacą podatku, lecz sic 
są wolne od rekruckiego poboru. 

Pomiędzy posieleńcami wielu jest bardzo niewiadomego 
pochodzenia zbiegów i włóczęgów, którzy przed sądami 
ukryli swoje nazwiska. Ci mogą dopiero po siedmiu lataeli 
pobytu na posieleniu żenić się. Dawniej zakładano dla po- 
sieleńców osobne osady, teraz posyłają ich pomiędzy Sybe 
ryaków i nie oddzielają jednych od drugich. W miasUćb 
posieleńcom gorzej jest, niż po wsiach: w miastach bowiem 
wpisywani są do cechu sług i na żądanie lub skargę paB> 
bywają chłostani w policyi. Od chłosty żadna kategorya po- 
sieleńców, nawet politycznych, nie jest uwolnioną, chodai 
nie było wypadku, ażeby politycznego posieleńca bez a^do, 
jak to się dzieje z innymi, ochłostano, albo też, żeby wpi- 
sano którego z nich do cechu sług. 

Urząd dozorcy posieleńców w cs^ej Syberyi został ok- 
siony. Obowiązkiem tego urzędnika był dozór policyjny nad 
posieleńcami. On godził spory, chłostał winnych i niewin- 
nych, miał kontrolę nad osobami i gospodarstwem posieleń- 
ców. Teraz posieleńcy z resztą ludności zależni są od wladi 
nad całym krajem postawionych. 

Mówiliśmy już o tem, że powiat podzielony jest na okręp 
policyjno- administracyjne (stany), któremi zarządza stanowy 
pristaw, gatunek komisarza w Syberyi, zwany zasidatielesi. 
Stanowy prowadzi śledztwa, ściga złoczyńców, zbiegów i włó- 
częgów, załatwia i sądzi pomniejsze sprawy, ma dozór nad 
podatkami i bezpośrednią władzę nad zarządami gminneni; 



przeprowadza pariye rekratów, zaopatruje je w żywność 
i wykonywa rozkazy s^dn ziemskiego; donosi mu o wszyst- 
kieh wypadkach zaszłych w jego okręgu , a dziennik swoich 
czynności posyła gubernatorowi Kancelarya stanowego składa 
się z kilku pisarzy, urząd zaś jego naleiy do 9. klassy urzę- 
dów. Rangę powinien mieć stanowy de jurę, ale nie de 
facto dwunasta Jeden ze stanowych ma tytuł karczemnego 
(gorzaiczanego), który mu daje dozór nad szynkami i obo- 
wiązek śledzenia, czy kto w powiecie tajemnie gorzałki nie 
pędzi. 

Rząd powiatowy nazywa się ziemskim sądem. Prezesem 
jego jest sprawnik, członkami zaś zasidatiele. Urząd spra- 
wnika jest 8. klassy, ranga mą|ora, a tytuł Wysokobłaho^ 
rodie. Kancelarya sądu ziemskiego zawiaduje sekretarz. 
Dzieli się ona na sekcye (po moskiewsku stoły): ziemską, 
kryminalną, policyjną, spraw cywilnych, i t. p. Naczelnikiem 
sekcyi jest stołonaczelnik , urząd jego naleiy do 14. klassy, 
zastępcą jego jest pomocnik. W kaidej sekcyi panuje kilku 
pisarzy. Prócz tego w sądzie ziemskim jest archiwista 
i dziennikarz. 

Atrybucye sądu ziemskiego różnorodne i sprzeczne z sobą, 
krzyżują się i plączą , a ujęte w liczne a drobnostkowe formy, 
tworzą sieć nie dopuszczającą ciągłej kontroli i pokrywającą 
rażące nadużycia. Małe pensye urzędników są powodem ich 
przekupstwa. Każdy czynownik bierze łapowe, każdy obcho- 
dzi prawo i krzywdzi ludność. Zła edukacya moralna 
i krzywe pod względem obowiązków urzędnika i obywatela 
pojęcia, nie dozwalają wjrrobić się opinii publicznej karcącej 
nadużycia urzędu. Niewolnicze posłuszeństwo narodu zachęca 
do bezprawia czynowników i zapewnia, iż takowe igdą bez- 
karnie i nie wywołigą odpowiedzialności. Wszystkie sprawy 
w urzędzie bardzo ćttugo, chociaż krócej niż w Austryi są 
prowadzone. Powolność ta czynności urzędu wynika z li- 
cznych a niepotrzebnych form i braku środka zmuszającego 
do pośpiechu. W biurze sprawnika od lat wielu leżą sprawy 
nie załatwione na stole, a z załatwieniem ich sprawnik nie 
•pieszy się, gdyż wie, że za opieszałość nie przyszłą mu egze- 
kucyi, tylko w najgorszym razie wygowor (naganę), za 
QuLn, OpiMsto. UL 4 



60 



który Bic ńę nie i^aci S%d siemski przedBUwtt galiemi^ 
rowi miesięczny raport swoich c^nnosci. 

Kassa powiatowa jest osobn% insiytai^, nie mającą « 
wspólnego z 8%dem ziemskim. Prócz kilku pisanj i kta^BŁ 
którego urząd należy do 9. klassy, w kancelaiTi ktayoikiii 
zasiada buchhalter i dziennikarz. Do kassy wplywiji z po- 
wiatu podatki i różnych kategoryi skarbowe doehody. ft- 
ni%dze kassyer wydaje za rozkazem izby skarbowej i fflkff- 
natora, a pozwolenie jechania pocztą (podorołne) wjdi^B 
zasadzie świadectwa policyi, po opłaceniu podatkn flo- 
towego. 

Instytucya znana pod nazwiskiem Szlacheckiej Opiib 
(Dworianskaja Opieka), zarządza majątkami waiyatów i aoi^ 
pochodzących z kasty dworiańskiej. Za Bajkałem instftKn 
^ podobna nie istnieje. 

Opieka Sierót (Sierocka Opieka) zarządza majątkuni lioi 
pochodzących z innych klass ludności. 
' Sąd sowiestny (sumienia) wyrokuje według 9aaam 
w sprawach zaszłych między męśem a żoną, między ro^ 
cami a dziećmi i w sprawach kryminalnych, popebio^ti 
przez małoletnich. 

Sąd kryminalny rozstrzyga sprawy kryminalne. Strtpeif 
jest pierwszym urzędnikiem w powiecie. Urząd ten vya|^ 
Piotr I. i nazwał go carskiem okiem. Strapczy ma byćitń- 
żem prawa i powinien przestrzegać, ażeby takowe we w^' 
kich urzędach było spełniane. 

Wyroki sądu ziemskiego i wszelkich innych sądów, t^ 
pczy obowiązany jest w przeciągu trzech dni pi«i* 
i podpisać. Jeżeli spostrzeże, że śledztwo niedbile b^ 
stronnie było prowadzone, a wyrok jest nieprawDy i ni**?"' 
wiedUwy, służy ma prawo protestacyi, moŁywa której «?*•■ 
żywszy, przedstawia prokuratorowi, a ten odsyła je do s^ 
nistra sprawiedliwości. Protestacya strapczego nie W8tnyw«* 
wykonania wyroku , owszem wykonywany bywa w ciłej i» 
ciągłości; gdy zaś nadejdzie od ministra odpowiedź i oop 
strapczego uznane w niej są za prawne, delinkwent4}wi p^ 
za każdy knut, który niesłusznie otrzymał; gdy 15^ ^^ 
strapczego uznane są za niewłaściwe, wymówki żadnej i^ i 



51 

powoda nie otrzymuje. Przy każdej rewizyi w mieszkania, 
obok policmajstra i deputata od gminy, jeżeli podejrzany 
jest mieszczaninem,' lub deputata od szlachty, jeżeli podejrzany 
jest szlachcicem, znajdować si§ powinien i strapczy. 

Zdaje się, że ten artykuł prawa zapewniać powinien bez- 
pieczeństwo osób. Tak jednak nie jest, bo to prawo jak 
i inne również piękny pozór mające, należą do kategoryi 
praw pisanych dla Europy, ale niewykonywanych dla ludno- 
ści, lub też z powodu ogólnego zepsucia ladajako spełnianych. 
Przy każdej publicznej egzekucyi strapczy powinien być 
obecnym; ale i tu jak wszędzie odegrywa tylko rolę bez- 
czynnego obserwatora. Strapczy razem z policmajstrem ma 
zwierzdmi dozór nad więzieniami i szpitalami, któremi za- 
rządzają dozorcy więzień (smotritiele) i dozorcy szpitali. 
W wypadkach ważnych, które nie dadzą się podciągnąć«pod 
atrybucye żadnej z licznych władz powiatu, strapczy składa 
komissyę ogólną (obszcze prisutstwie), ze sprawnika, polic- 
majstra, z siebie, a czasem i z sędziego miejskiego. Komi- 
sya spisuje protokół i wydaje wyrok. O wszelkich, byle wa- 
żnych wydarzeniach, strapczy może z pominięciem rządów 
gubemialnych i ministerialnych, donosić wprost samemu 
carowi, tak samo jak i dowódzcy komend żandarmskich. 
Urząd strapczego jest 9. klassy. 

W miastach według praw moskiewskich urządzonych, 
polskiemu magistratowi odpowiada władza zwana ratuszem 
albo dumą. Władza dumy w mieście jest administracyjna 
i sądową zarazem. Prezesem dumy jest urzędnik honorowy, 
zwany głową miasta. Prezesem komisyi sądowniczej 
V ratuszu jest sędzia miejski. Głowa, sędzia i członkowie 
dumy, obierani są na lat trzy z grona najbogatszych w mieście 
kupców i mieszczan. Wybór odbywa się przez rzucanie ga- 
łek czarnych i białych w urnę na ten cel urządzoną. Wybór 
zatwierdza lub odrzuca gubernator. Wszyscy ci urzędnicy 
mają pomocników, zwanych kandydatami, .także obieranych 
przez gminę miejską. Żołdu pierwsi i drudzy nie pobierają. 
Bo wyborów w mieście nie należy: dworzaństwo, urzędnicy, 
duchowieństwo i cudzoziemcy w mieście stale mieszkający. 
Ci, prócz płacenia podatków z nieruchomości , jakie w mieście 

4* 



52 

posiadsją, żadnego udziału w życiu i sprawach miejsb} 
gminy nie mąj%. 

Naczelnikiem kancelaryi dumy jest sekretarz phtny. Obo- 
wiązkiem jego jest pilnować, ażeby wszystkie ayuMB 
i rozporządzenia dumy opierały sif na prawie i woli guber 
natora. Buchhalter zawiaduje wydziałem docŁodóir i fj* 
datków miejskich; pobiera on także pensyę, jak i v8^ 
pisarze i naczelnicy stołów w dumie. 

Oprócz tych urzędników jest jeszcze w mieście urwłaik 
niepłatny, zwany starostą miejskim; on odbiera poditt 
od poborców, naznacza podwody, urządza publiczne utgc?- 
stości, w ogóle jest wykonawcą rozkazów dumy. 

Duma administruje dochodami miasta, sądzi 8prav7^ 
łej wagi, godzi zwaśnionych, naznacza taksatorów, bn^ 
ulicf , budige gmachy publiczne i zakłady przeznaczone » 
pożytek miasta. W miastach, w których nie ma kwj* 
powiatowego, stępie i pozwolenia do podróży pocztową 
sprzedają dumy.*) 

Zasidatiel kupiecki jest zarazem kassyerem <ios7- 
Duma nie może nakładać nowych podatków na miejskie po- 
trzeby i grosza jej nie wolno wydać na inne cele, jak tjfc 
na potwierdzone i nakazane przez gubernatora lab ws&^ 
spraw wewnętrznych. W wielkich miastach ratusz dzieli sf 
na dwie dumy: mieszczańską i kupiecką. 

Starosta cerkiewny, który administruje dodioda* 
cerkwi, nominowany jest przez dumę. Dochód cerkwi sHi» 
się ze sprzedaży świec woskowych, a głównie z ofiar peł- 
znych. Rachunek z przychodów i wydatków starosta »ił 
popowi zwanemu błahoczynny (dziekan). Popi pobi^ 
pensyę od rządu, a duchowieństwo jest od niego zop^ 
zależne i jest wybornem i posłusznem narzędziem politjtziKB 
w ręku tegoż rządu. 

Wpływy, z których się układa budżet miejski, s| ni*^ 
pujące : dochód z wagi rządowej , znajdującej si§ na rynb- 



*} Dochód se stapia Jest bardso xnaetny. Naleiy on do dvorB mi^^ 
Monopol aoli, a aicsególnl^ wódki i cła, §ą nąlobfitaseml nihrykaai iti^ 
moskiewskich. 



53 

podatek ze sklepów, magazynów, straganów, warsztatów, 
febryk; '/j procentu od każdej sprzedaży nieruchomości 
w mieście ; podatek kupiecki *) i dochód z różnych monopoli. 
Prócz tego każde miasto ma swoje pola, łąki i place, które 
paszcza w dzierżawę lub sprzedaje na rzecz kassy miejskiej. 
Większa część dochodów miejskich zabieraną jest do kassy 
państwa; stosunkowo do niej suma obracana na publiczny 
użytek miasta jest małą. 

Kzeźnicy i piekarze od swego rzemiosła nie płacą 
datku; kopytkowego i różnych ceł opłacanych od transpor- 
tów na rogatkach nie ma w Rossyi; podymne jest także nie- 
znanym tu podatkiem. Podatki więc, jak z tego widzimy, 
nie obciążają zbyt mieszkańców; są one o wiele niższe od 
podatków w Polsce na miasta przez Moskali nałożonych, 
a jeszcze niższe od podatków pruskich i austryackich. Przy- 
chód kassy miejskiej miasta Wierchnoudińska w roku 1850 
wynosił 6933 rs. 99 kop.; wydano na potrzeby miasta 3725 
rs. 90 kop. 

Komissya kwatermistrz o wsk a w mieście składa się 
z policmajstra i deputatów od szlachty, kupców, mieszczan 
i urzędników posiadających nieruchomości. Komisya nazna- 
cza kwatery żołnierzom, a z podatku kwaterunkowego wy- 
najmuje dla oficerów kwatery. W Wschodniej Syberyi po- 
datek kwaterunkowy wynosi 2 procent od wartości posiadanej 
w mieście nieruchomości. 

Gmina miejska i wiejska w sposób powyżej opisany, uor- 
ganizowaną została za czasów carycy Katarzyny II. Pozornie 
gmina jest wolną i samodzielną w zarządzie, w rzeczywisto- 
ści jednak nie tylko wiejska, ale i miejska gmina nic bez 
czynowników nie może uchwalić i przeprowadzić. «Czyż to 
jest wolna i samodzielna gmina, woła pewien patryota mo- 
skiewski ♦♦), w której czynownik 14. klassy, pochodzący 
z żołnierskich dzieci, może ochłostać rózgami członków mu- 
nicypalności, a nawet jej naczelnika? Jakaż to jest wolność 



*) FierwsieJ giłdy kup1«c pUei 2O0O rs., drugiej gildy 600 rs., a trs«eiej 
SO rs. rocznie. 

^) Gorodzkija Obszcziny w Irkackicli Gubernskich Wiedomostiach, Dr. 85' 
rek 1S59. 



54 

gminy, kiedy na jej sessyach policmajster, stroi miejddfgo 
porządku, siedzi na krześle prezydenta, [a wybieralni cdte* 
kowie dumy bojaźliwie cisną si§ w sieni i nieznacznie 17- 
my kają się do domów? Niestety! nie możemy nazwać takiej 
instytucyi z^omadzeniem , municypalnością, gminą, ani ot- 
wet cieniem gminy. » 

Naczelnikiem policyi w gubernialnycb miastach jest pa- 
li cmaj ster, w powiatowych horodniczy. Miasta podae- 
lone są na kwartały (cyrkuły), a w każdym kwartale rąH 
policyą kwartalny lub czastny (komisarz cyrkułu). Bis* 
policmajstra nosi nazwę gorodowa uprawa. Zan^da 
niem jeden z komisarzy cyrkułowych; w niem pracuje mktt- 
tarz, kilku mniejszych urzędników i wielu pisarzy. Zmu^JL 
czyli dyrekcya policyi, wykonywa wyroki sądowe, sądzi pi» 
stępstwa policyjne, śledzi zachowanie się polityczne ludnośą 
przestrzega porządku i spokojnosci w mieście, wydaje im- 
dectwa paszportowe, awizige paszporta, ma nadzór nad wię- 
zieniami, lazaretami i straią ogniową. Liczba policyaat0V 
zwanych dziesiętnikami, jest bardzo znaczną; prócz nich i* 
dyrekcya policyi pod swoją władzą komendę kosaków i ii- 
walidów. Za policmigstrem jeździ zawsze kozak, 
czony do aresztowania osób na ulicach, wskazanych mu ; 
policmajstra. Policmajstra urząd jest 8. klassy, kwaitaliMfe 
10. klassy. Posady te zwykle zajmują wojskowi. Śpsdh 
przymusowe i karne, jakich policya używa, są: chłosta róz- 
gami, areszt i pieniężne kary. 

Z historyi Wierchnoudińska wiadomo nam jest, że sals- 
żony został r. 1670 i że w roku 1687 napadnięty był pno 
Buriatów i Mongc^ów, którzy pomagali w wojnie z Moska- 
lami Chińczykom. Tegoż roku napadli i na Sielengiask 
i także zostali odparci. Główny plan działań w tej wojnie 
był nad Amurem; nad Sielengą zaś Chińczyków lastępowah 
Mongoły i Buriaci, prowadząc podjazdową wojnę. Ma** * 
wojna paraliźowi^a energię Moskali nad Amurem, roziywab 
ich siły, nie dozwali^a wysłać na główny plac boju posSSkhm 
większych i nakazigąc mieć się ciągle na baczności w okoli- 
cach Bajkału. Moskale mieli w ogóle małe siły na teati* 
wojny, lecz słabo atakowani, łatwy opór dawali. Mongołów* 



55 

i Buriaci źle się bili. Wyparci z £uropy, powrócili do sianii, 
w jakim się znigdowali przed panowaniem Gzingiahana. Od- 
waga ich zmarniała na łonie chińskiej kultary, « rozam pań- 
stwowy snikn%ł przez przyswojenie sobie idei sirupieszałego 
Niebieskiego cesarstwa. Najazd, rabunek » nie mógł z nich 
wytworzyć narodu mogącego przetrwać klęski i nieszczęścia; 
gdy im więc wydarto panowanie nad światem, zsunęli się na 
stanowisko ludu bez ducha, energii i wyższego życia. 
W wojnie z Moskalami, chociaż mogli bez wielkich wysileń 
zniszczyć w samym początku panowanie Moskwy w Wscho- 
dniej Azyi, zdobyli się tylko na małe rozbójnicze napady, 
które Teodor Gołowin, dowodzący Moskalami nad Sielengą, 
odpierał małemi silami i zmuszał niektóre hordy do uznawa- 
nia władzy moskiewskiej. Główna kwatera Gołowina była 
w Sielengińsku ; ztąd pozbawiony środków wyżywienia swojej 
małej armii, ruszył na wschód do Kerczyńska, gdzie zawarł 
traktat z Chińczykami, który był podstawą teraźniejszej po- 
wagi Moskwy w Azyi. 

Mieliśmy już sposobność przedstawić, jak silną jest ta 
prsewaga i nieustające zabory z jednej strony w Mandżuryi 
i w Mongolii, a z drugiej w głąb Turkestanu, który po za- 
borze knyu za jeziorem Bałkasz położonym, po zdobyciu 
w Kokanii miasta Ak-Meczetu w 1853 r. nad 8yr Darią, od- 
ległego o 500 wiorst na wschód od morza Aralskiego, po 
zdobyciu przez Bezaka w r. 1861 miasta także kokańskiego 
Jany Kurhan, a wreszcie po zawarciu przez moskiewskiego 
poeła Ignatiewa przyjaznych paktów z emirem Chiwy i Bu- 
haryi, uważany być może jako zagrożony w swoim bycie po- 
litycznym. Jenerał- gubernatorowie orenburscy, podbiwszy 
Kirgizów i Kokańców, posuwają władzę Moskwy w głąb 
Torkestanu, którego zajęcie jest tylko kwestyą czasu. Po 
zaborze tych państw środkowej Azyi, Moskale staną się nie- 
dalekimi fląsiadami Anglików w Indostanie i zagrożą tam ich 
panowaniu tak samo, jak przez zabór północnej Mandżuryi 
zagrozili niepodległości Chin i Japonii. Miłość pokoju 
i obawa wojny z potężną Moskwą, nie dozwala dać odporu 
tejże Moskwie, która umie korzystać z takiego usposobienia, 
i od czasów Gołowina systematycznie posuwając swoje za- 



56 

\Ktfy, stała si^ pani% północnej i środkowej Azyi w pnedągn 
niespełna dwóch wieków. Gołowin, po mwarcin traktatu, 
uśmienał zbuntowane pnes ostatnią wojnę ludy bnriackie^ 
gnębił je i karał, a zmasił rasem z Tung^azami do wąiścia 
w zupełne poddaństwo Moskwy. Następnie ufortyfikował 
Nerczyńsk i Wierchnoadińsk i powróci w 1691 r. do miasta 
Mosłcwy, gdzie później dosłużył się stopnia feldmarBinUi, 
był faworytem cara Piotra Wielkiego i był pierwszym lirabią 
moskiewskim; tytuł zaś łirabi otrzymał od niemieckiego ce- 
sarza Leopolda. 

Późniejsza historya Wierchnoudińska zawiera koleje wzro* 
sta miasta i drobne fakciki świata urzędniczego na prowineyi. 
Nic one nas nie zajmuj%; siadłszy więc na wózek chłopdd, 
zapakowany skrzynkami lierbaty i workami z mąk^, przed 
zachodem słońca opuściłem miasto. Konie potrząsając kle- 
kotami, po drodze piasczystej w dolinie Udy powoli mę 
wloką. 

Za moim wózkiem toczą cię jeszcze dwa inne wózki 
z mąką, przy których idą pieszo wesoły Ajuszka i milczący 
Munka, dwaj Bariaci, towarzysze mojej podróży. Ujeehili- 
śmy z p^ mili, gdy Ajuszka zaproponował, ażebyśmy zano- 
cowali na łące, przez którą sunął się strumie^ Przyj^em 
propozycyę i wnet konie były wyprzężone i w pętaeh pu- 
szczono je na łąkę. Buriaci rozłożyli ognisko, zawiesili nad 
niem kocioł z herbatą i wetknęli na drewniany rożen kaw^ 
baraniny. Słońce tymczasem zaszło i rozległ się krzyk Ba- 
riatek zaganiających bydło do ułnsu, który o kilkanaście 
kroków od naszego koczowiska nad tym samym potokien 
był położony. Munka siadł j^rzy ognisku, nogi podłożywszy 
pod siebie, i nie odzywając się do nikogo, spoglądał na kocioł 
i rożen z baraniną. Na spokojnej jego twarzy nie wybijała 
się żadna myśl i namiętność. Ciemno żółta jakby wyglanso- 
wana cera, oczy podłużne, nieruchome, wlepione w jeden 
punkt, postawa skurczona i zgięta, przypominała buddajskkh 
burhanów, zalegających półki i kufry buriackich szałasów. 
Zdawało się, że ani ognisko, ani kocioł, ani nasze krzątanie 
się nic go nie obchodzi, że duch jego oddany rozmyślania^ 
używa roskoszy Nirwanu (nicestwo- królestwo Boże Bnddai- 



57 

ftów). Z tej sadomy obudctfo go wrzenie w kotle. Enykn%ł 
na Ajnnkęy ćeby ma poddał cegiełkę herbaty i soli. Ajaszka 
roBwi%aał bnrdiuk i wydobył z niego herbatę, śmietanę ^ aól, 
kawał chleba i rozłożył to wszystko przed Mońką, który 
toporem naskrobawszy herbaty, wrzucił j% do kotł^, osol^ 
8Bpraw2 gęstą jak. masło i śmierdzącą śmietaną — i znowui 
wlepiwszy oczy w kocioł, siedział jak dawniej nieruchomy 
i milczący. Ajuszka powoli poruszając nogi, ustawicznie 
kręcił się i rozmawiał ze mną i z dwoma jeszcze innymi to- 
warzyszami podróży. Ci dwaj byli to chłopi i kupcy zara- 
zem, pochodzenia moskiewskiego , chociaż cerę i rysy mieli 
boriackie. Ojciec jednego z nich był Moskalem, matka Bu- 
riatką; drugiego zaś babka była Boriatką, a rodzice oboje 
byli już Moskalami; w rysach jednak zachował się typ mon- 
golski. Zostając w ciągłych stosunkach z Buriatami, mieszkają 
bowiem w wiosce położonej na buriackim stepie, mówią 
chętniej i łatwiej po buriacku , niż po moskiewska, a nawet 
w rozmowie z rodziną używają buriackiego języka. Młodszy 
z nich siedział obok Munki i palił fiijkę; starszy schowawszy 
się w budę na wózku, ciągnął z butelki wódkę, a wzrokiem 
pilnował jej przed Buriatami, z którymi musiałby się po- 
dzielić, gdyby spostrzegli flaszkę w jego ręku. 

Zostawiwszy różnie zajętych towarzyszy przy ognisku, 
posse&m z Ajuszką do ułusu i weszliśmy do pierwszego 
z brzegu szałasu. Przed szałasem tłusta młoda Buriatka 
dofla krowę, a małe, pyzate, na wpół nagie dzieci bawiły się 
z psami, które warcząc zerwały się na nas. W szałasie go- 
rsało ognisko i dymem napełniło całe wnętrze. Przy ogrnisku 
■iedzii^ stary z pomarszczoną twarzą, niewidomy Buriat, 
& na kożuchu leżała rozciągnięta z nabrzmiałemi policzkami 
i ze zwisłemi ustami ospała Buriatka. Kilka skrzynek i be- 
czek, pomalowana ze świecącemi burhanami bożnica, świad- 
^ły o zamożności nieszczęśliwego starca, który już od 
^ehi lat pozbawiony jeat dziennego światła. Wchodząc, 
pnywitaliśmy go przeciągłem myndu i siedhśmy, zapaliwszy 
&jki, przy ogrnisku. Starzec mówił po moskiewsku i rozpo- 
<^ ze mną rozmowę od zapytania: kto jestem, zkąd i dokąd 
jadę? Gdym mu powiedział, że jestem Polakiem, odrzekł. 



58 

fte mat kilku Polaków, ladsi bardso dobrych, ieikwjk 
którego przyszedł, częstowany był herbata i dobrem sli* 
wem. Buriaci nie 8% mówni, a szosególnie z obcjmi li^ 
chętnie wdają się w rozmowę. Starzec należał jednskfr 
j%tkowo do ludzi gadatliwych, a ie miał więcej wMÓffmm, 
niż jego ziomkowie, gadania więc jego dosyć mnie ^Bf 
wały. Mówiąc o wierze buriackiej , powiedział, źe ic^ li» 
hany nie są bogami, lecz tylko wyobrażeniem bóstwa, lik 
samo jak obrazy chrześciańskie. Mówił następnie o s«vi 
ślepocie i o niknącym wzroku wnuka swojego, Idlkioiii^ 
letniego chłopca, i pytał o środki przeciw tej strasaiejek^ 
robie, której i lamowie zaradzić nie mogą. Poi-adziki* 
tylko, ażeby chłopiec wzrok swój chronił od dyma, i^ 
dUwie działającego na oczy*), i poczęstowawszy go tytsiim 
wyszedłem z gyru. 

Herbata i baranina już była dawno gotowa; Monb ^ 
sam większą połowę tych specyałów, a dla mnie i Aji^ 
cokolwiek tylko zostawiL Nie gniewaliśmy się na niego ■ 
taką krzywdę, lecz za karę nie poczęstowałem go wódk%f< 
której zjadłszy kawałek baraniny, zasnęliśmy wszjsefifll 
dogorywająoem ognisku. 

Pierwszy sen przerwało nam przybycie kilku fonoiM' 
moskiewskich. Roztasowali się tuż obok nas i pizj naa^ 
ogniu ugotowali herbatę. Wyjechali przed świtem i At^ 
nam uprząż. Ajuszka konno musiał ich gonić, a dogii"^ 
w mieście, po długich kłótniach i groźbie, że się adt* 
skargą do policyi, uprząż odebrał, którą niby to pneip 
myłkę zabrali z sobą. 

Ledwo ucichł grwar przybyłych furmanów , odeswal 4 
dzwonek pocztowej bryczki, a zbliżając się i sbliżajie^ 
nas, ucichł przy samem ognisku. Bryczka stanęła i wj9^ 
z niej piyany konduktor, wiozący listy i pieniądze. Taeią(i 
się, szedł do ogniska, a chcąc tlejącą głownią zi^alić i^ 
upadł na popielisko. Nie mógł powstać o własnych ^^ 



*) Choroby ocsów jak i syfillsm bardzo dokuoi^4 Bariatom. K"^ 
kUSry ma ctyale ocxy. Zacserwienieoie białka, nabrsękłoać i saropiett*^ 
akntkiem niechli^stwa 1 dymu. Widsialem staruaakę lat 80, ccierąffCf fc"** 
baraniom materyf , która sic w chorych ocsach sbłerała. 



59 

i musieliśmy go podnosić. Szczęściem nic nie spalił na so- 
bie i nie oparzył się. Zapaliliśmy ma fajkę i zaprowadzili 
na bryczkę — i znowuź dzwonek zabrzęczał, a my przy 
niknącem jego dzwonienia na nowo zasypialiśmy. 

Nazajutrz póćno rosiliśmy z miejsca. Ąjuszka powrócił 
z miasta po ósmej godzinie, miałem więc dosyć czasu do 
zwiedzenia i obejrzenia huty szklannej w Bierezowie, na 
wdzięcznym łęgu na brzegu Udy, niedaleko od naszego no* 
<degu położonej. Huta należy do kupca Kurbatowa, a modelistą 
w niej był podówczas Ignacy Cejzyk, którego roboty z gliny, 
należące do dziedziny rzeźbiarskiej, zwróciły powszechną 
uwagę. Cejzyk jest już starcem ośmdziesięcioletnim , z łoża 
nie wstaje. Włosy i broda siwe, zdobią twarz pomarszczoną 
i bladą; oblicze niegdyś piękne, dzisiaj poważne, nosi na 
aobie ślady i wyraz smutnych i dotkliwych kolei. Cejzyk 
urodzony w okolicach Sejn, wychowany w Crrodzieńskiem 
województwie, w Wilnie uczył się pod przewodnictwem Fran- 
ciszka Szmuglewicza rysunku i skulptury, do której pokazy- 
wał wiele ochoty i zdatności. Po dłagim pobycie w Wilnie, 
osiadł na prowincyi w własnej wsi w okolicach Słucka, gdzie 
wspólnie z bratem, ez - wojskowym , oddawał się gospodarce, 
a sztukę zupełnie zarzucił. Stosunki z sąsiadami, oddalenie 
od miast większych, prace rolne, interesa i zabiegi szla- 
checkie, nie sprzyjają sztukom; umysł Cejzyka w inną stronę 
zwrócony, musiał powrócić w dziedzinę muz drogą więzienia 
i wygnania. W tym czasie wszedł on do jakiegoś towarzy- 
stwa Massonów, które przez robienie fałszywych pieniędzy, 
chciało kredyt despocie odebrać. Cejzyk robił fałszywe pie- 
niądze. Prócz tych celów, zdaje się, że do użycia tak nie- 
prawnych środków sldonił go interes własny, to jest zły stan 
majątkowy. Fabrykowane papiery puszczał w świat za po- 
średnictwem brata Feliksa i rozumiał, że takim sposobem 
zasługige się wolności, którą Massonowie napróżno budoją. 
Zręczność Cejzyka zapewniła bezpieczeństwo braci i sprowa- 
dzŚa lepszy stan majątku. Ale do czasu dzban wodę nosi, 
i złe środki nie sprowadzają dobrego celu. Fałszerstwo wy- 
kryto i obu braci uwięzili. 

W więzienia najwięcej dolega samotność i bezczynność; 



60 



każdy więc więzień przedewszystkiem pngnie zaj^ 
a w braku sposobności do pracy, lepienie fignr z cUehi 
dhibanie dziur, kreślenie linii i tern podobne bagatele są m 
już miłe i pożądane. Gejzyk podobnie się bawił. Gdy oleff 
z chleba kilka posążków, nie wiedział, że to jest początek 
zawodn, który miał całe jego życie zapełnić. EsEtaRooi^ 
delikatność i piękność jego wyrobów z chleba, iidenyhB- 
mego autora i dozorców więzienia. Prosił o glinę i dotitr 
ezyli mu jej. Odt%d robił już trwalsze i piękniejsze iwoy. 
Urzędnicy obdarzeni ozdobnemi, glinianemi naczyniami, o^ 
wdzięczyli się sfolgowaniem petów więźniowi 

Proces dłngo się ciągnął, a zakończył się wyrokieiBił- 
żującym obu braci na utratę szlachectwa, konfiskatę Bigą* 
tków i zesłanie do Syberyi. Tobolski gubernator wlir 
czywszy roboty Cejzyka, zatrzymał go w Tobolska i « 
wysłał do kopalni nerczyńskich , do których wyrokiem sąi 
był przeznaczony; było to w roku 1828. Takim sposobea 
bracia rozłączeni zostali: Ignacy został w Tobolsku, Fe& 
zaś poszedł do Nerczyńska, gdzie także jak i jego brat il^ 
pienia gliny utrzymywał się, a umarł w Ołoczach nad Aip- 
nią, nie doczekawszy się brata, który za nowy iiystęp^ 
transportowany był z Tobolska w tamte strony. 

Ignacemu dobrze się działo w Tobolsku ; wyroby j^ 
coraz piękniejsze, znajdowały pokup; brano je do Pe^af* 
barga i Moskwy. Naczynia z jego ręki wyszłe, pictooiaą 
kształtów równały się antykom greckim; omamentaeya d«*»* 
nów, kubków, i waz pełna była wdzięku i gotyckig fentaifl- 
obrazy zaś z gliny były już artystycznemi utworami neft* 
rza. Czystość linii i rysunek dokładny, kompozycya viff» 
pełna myśli , zawsze okazująca poetyczną wyobraźnię, b*«**" 
niczna wprawa, były powodem, że go uważano za atals^ 
wanego mistrza. Gdyby Cejzyk, po opuszczenia Wilna, vf 
był zarzucił sztuk pięknych , gdyby się był kształcił i W 
dalej, mielibyśmy w nim niepospolitego rzeźbiarza. ŁoC 
inaczej pokierowały nim; nudami aresztu zmuszony do pnfy| 
później prowadził ją tylko dla chleba. Liczne obstałoś** 
zmuszały go nieraz do rzemieślniczego pośpiecfan; zt%diB* 
wszystkie jego wyroby mają artystyczną wartość, a wp 



61 

źnej starości robione są nawet niezgrabne. Zrobiwszy model, 
wyciskał w nim zwykle glinę, a przy suszenia wygładeat 
i ozdabia! swoje wyroby. Materyał niewdzięczny, jakim jest 
glina, nie pozwala! nadawać jego wyrobom cech wysoki^ 
doskonałości; paczenie się, kurczenie i pękanie gliny pr^ 
suszeniu, odbierało czasami pierwotny ksztiJt jego wyrobom 
i nadwyrężało poprawność rysunku. Ile to trzeba było cier- 
pliwości, ażeby pokonać mateiyał i zrobić z niego płasko- 
rzeźbę, albo wazę ze splecionych i pokręconych z sobą 
liści 1 

Gliniane wyroby nie mog% być trwałe, lecz w Syberyi 
nie mógł się Cejzyk kusić o trwalszy i lepszy materyał. 
Marmurowych dzieł niktby tu nie nabywał dla wysokiej ich 
ceny — artysta zaś musiał myśleć o utrzymaniu siebie, o jak 
iiajprędszym zbycie swoich towarów; nie mógł więc używać 
kosztownego materyału, któryby mógł jeszcze przed późną, 
przyszłością świadczyć o jego talencie. Dla materyału, ja- 
kiego używał, nazywamy go garncarzem, ale gamcarzem- 
artystą, takim, jak Benyenuto Cellini był złotnikiem- 
artystą. 

W Tobolsku, jak już wiemy, nie źle wiodło się Gejzy- 
kowi, a dobroczynny Piotr Moszyński naznaczył mu 800 rs. 
dożywotniego dochodu; dobry byt miał więc ustalony. Po- 
siadał tam na przedmieściu własny domek w ogrodzie pełnym 
kwiatów. Kobietę, z którą się ożenił, nauczył po polsku, 
i ona go serdecznie kochała i w praoy mu pomagała. Miał 
dwóch synów, którym dawał polskie wychowanie, wielu 
przyjaciół i życzliwych, a do szczęścia brakowało mu tylko 
rodzinnego powietrza. Cejzyk si^ tem jednak zadowolnić 
nie umiał; chciał, ażeby mu było lepiej i myślał zostać bo* 
gatym i w tym celu powtórnie rozpoczął fabrykę fałszywych 
moskiewskich assygnatów, nie przeczuwając, iż podobne za- 
trudnienie mogło go pozbawić szacunku u ludzi. Powtórnie 
Aresztowany, sądzony był w Tobolsku i skazany do kopalni 
w Akatui, zkąd uwolniony po kilku latach na osiedlenie, 
loieszka obecnie pod Wierchnoudińskiem. '^) 



^) w roku 1857 pneoiósł slf do Irkacka. 



62 

Dzisiaj przesdość rodn w jego sercu przykre wyrzuty. 
« Jestem jakby na wpół martwy, oczy mi nie dopisiąj^, i^ 
driy, a jednak ciągle pracuję*, mówi} do mnie, «pracojf, 
żeby zapomnieć i uspokoić się. Gdy rysigę lub lepię, z pa- 
mięci mej uchodzi wspomnienie przes^ości, p^nej apadków 
moralnych i klęsk materyalnych.» 

Gejzyk, chociaż od tak dawna mieszka między [obcymi, 
nie zapomniał ojczystej mowy. Wtrącony między gnus 
i gburów aresztanckich, umysł jego aczkolwiek zmahł, 
świeci jednak resztką nauki i przypomnieniem wileńskiego 
wykształcenia. Wypadki krajowe mocno go zajmi^ą i oży- 
wiają — polityka jest ulubionym przedmiotem jego rozmoiry; 
czasem zdaje się mu, że jeszcze powróci na Litwę. Zdrowie 
jego coraz słabsze, pracować jednak musi na utrzymsiiie 
siebie i rodziny, która mu pomaga w jego robocie. Żoos 
i syn w formach, dawniej już przez Cejzyka zrobionych, ivy- 
tłaczają z gliny różne wyroby, lecz nie umieją im nadać 
duszy pięknej, wykończenia artystycznego. Wyroby te cho- 
ciaż^ noszą imię Cejzyka, nie mogą być jako jego ddeh 
uważane. 

Za Bajkałem wiele osób wzięło się do naśladowania Cej- 
zyka, tak, że utworzyło się prawie rzemio^o z podobnego 
gatunku prac. Ci rzemieślnicy dla łatwiejszego poknpn, wy- 
roby swoje puszczają także pod firmą Cejzyka. Należy więc 
być ostrożnym w ocenianiu dzieł noszących jego nazwisko 
i umieć rozróżnić rzeczywiste jego dzieła od naśladowanydL 

Z dzieł Cejzyka wymienię tu kilka. Płaskorzeźba wysta- 
wiająca kopalnię akattgską, należy do lepszych. W doHme 
widać więzienie, w którem tylu naszych braci siedziało, 
i wieś w oddaleniu; na horyzoncie puszcza się słońce za 
góry, a na niebie jest kilka obłoczków. Na przednim phmie 
obrazu widać okno sztolni (w Wieliczce nazywają sztolnią 
ulicę albo piec) , a przy niem kilku więźniów , wożących 
w taczkach rudę; bliżej na samym przedzie spoczywa więzień 
przykuty za rękę i nogę do taczki rudą nap^ionej. Odziei 
na nim podarta, na twarzy rysuje się ciężka zaduma i spo- 
kojna rezygrnacya; głowę zwiesił na prawą rękę i na niej 
się oparł. Płaskorzeźba, o której mowa, jest pamiątką 



63 

B czasów bytności Cejzyka w Akatui; zarzucić jej można brak 
wykończenia. 

Lepiej wykończoną prac% jego jest Arystoteles z ksi%żką 
w ręku, siedzący pod drzewem, i płaskorzeźba według ca- 
dzego rysnnkn wykonana, przedstawiającego Chrystusa bło- 
gosławiącego dzieci. Wyższej jednak wartości od innych 
dzieł jest płaskorzeźba, w której Cejzyk przedstawia siebie 
samego siedzącego w więzieniu. Twarz aresztanta pełna 
myśli, wsparta na ręku, zwróconą jest do krzyża stojącego 
na stolika. Pod stołem pomiędzy ubogiemi sprzętami igrają 
myszki, a ośmielone ciszą i nieruchomą postawą więźnia, 
zbliżają się do jego nóg. Na innej płaskorzeźbie, również 
odznaczonej piękną prostotą, widać mury więzienne i kobietę 
z dzieckiem na ręku, zbliżającą się do okna, z którego z za 
kraty spogląda wyczekujące oko uwięzionego. Dwojaki, które 
z sobą kobieta niesie, pozwalają domyślać się, że scena ta 
przedstawia żonę artysty, niosącą tajemnie jadło mężowi do 
więzienia. Inna znownż płaskorzeźba wystawia nam izbę 
w sybirskiej chacie. U pułapu wisi koszyk na długim drągu, 
służący za kołyskę, a na łóżku siedzi zadumana kobieta 
i karmi piersią osierocone uwięzieniem ojca niemowlę. Jest 
to żona artysty. Pod ścianą stoi kądziel, garnki i wiele 
drobiazgów z flamandzką cierpliwością i dokładnością wy- 
robionych. 

Ironiczny nastrój ducha Cejzyka pokazuje nam płasko- 
rzeźba, w której artysta przedstawia mitologicznego jeniusza 
poszczającego w powietrze bańki mydlane — i tłum wielkich 
ludzi znanych z Historyi, chwytających te bańki. Poważny 
i nad wszystkimi panujący Czas, na widok usiłowań tych 
ludzi, złośliwie uśmiecha się, jakby myślał: Kiedy sądzicie, że 
już macie sławę, wy macie tylko bańki mydlane! Bańka my- 
dlana jest symbolem sławy. 

W innym obrazie symbolizuje artysta miłość macierzyńską 
w pelikanie, karmiącym dzieci krwią z własnego serca dobytą. 
W innym znowuż przedstawia w karykaturze pijaka, jadącego 
aa bydlęciu. 

Prócz płaskorzeźb robił Cejzyk posągi, portrety w glinie^ 
które nie tylko podobieństwem zwracigą uwagę, ale i pię- 



64 

koością wykończenia. Widzialem tylko dwa poitre^ jtp 
roboty: pierwszy Piotra Moszyńskiego, wygnańca z Tobolską 
drugi Mikołaja Murawiewa Amurskiego, jmen^-gnbetBston 
Wschodni^ Syberyi. 

Z posągów i popiersi znane s%: popiersie Moszyńskie 
pos%źek Buddy i inne, przedstawiające symbolicznie hośsn 
i legendy Buddaistów, które Gejzyk robił na sprzedsi Bs- 
riatom. 

Wiele z dawnych jego robót potłukło się i już dziale 
w Syberyi lepsze jego dzieła w niewielkiej licsbie nc aą- 
dują. W Polsce liczba jego dzieł jest bardzo naałą. W dfióe 
zbiorów któregoś z amatorów sztuk pięknych na Ufaiivą 
czytałem i o glinianych obrazach Cejzyka; nie wiem, cif 
w innych zbiorach naszych znaleźć je można. 

Więcej niż obrazów robił Gejzyk naczyń, które mog| id** 
bić stoły najwytworniejszych salonów. Dzban mysfi«ib« 
ozdobiony łupami polowania, zrobiony jest z czarnej gii^K 
której stosownie do potrzeby nadawał metalowy polor, vii' 
nem miejscu pół polom, pół matu albo cały mat Ztjnfii 
dzik, ptastwo błotne i pies na dzbanie, wyrobione sf j*UIV 
najdelikatniejszym dłutem. 

Bujna fantazya Gejzyka w ozdobach naczyń miała pole ie 
okazania się i okazała się teź w całej zupełnosoL Gust) a/i 
w tych splotach, wieńcach i kształtach z całej nataiyki*' 
nych, nadaje im cechy dobrej kompozycyi. Cukimeikę 
z brunatnej gliny osiadły drobniutkie muszki; do wazy pB^ 
lgnęły liście różnych form; na innem naczyniu pełznie nk 
na innem znowuż rozleciały się ptaszki, rozkwitł kvii^ 
a pszczoły zdają się z niego sfrunąć, miodem obd^ta^ 
Domy, ludzie, wypadki historyczne, były takie źródl«> 
z których czerpał ornamenta ten garncarz -artysta. F^ 
nawet z jego fabryki wyszły jako dzieła sztuki Jedna £9^ 
wyobraża trupią główkę, inna rozwinięty kwiat lotom ^ 
trąbki z liści zwiniętych, inne znowuż rozmaite figury s|i^ 
ckiej mitologii. Prześliczną jest cygarnica wyobrażająca vi^ 
źnia przykutego do taczki i spoczywającego pod diie«i*' 
Drzewo wewnątrz spruchniałe służy do chowania cy^t 
taczka zaś zastępuje popielniczkę. 



65 

Robota figek dożo czasu Gejzykowi zabierała; znajdowały 
one największy pokup^ musiał więc nawet z obrazą wyższych, 
artystycznych popędów nad niemi więcej pracować, niż nad 
dziełami i naczyniami szlachetniejszego przeznaczenia. 

Obejrzawszy pracownię, po długiej interesującej rozmo- 
wie z artystą, ulegając wezwaniom Ajuszki, pożegnałem 
starca nachylonego do grobu i pojechałem dalej, spoglądając 
na okolicę, a myśląc o artyście, którego opuściłem i o na- 
turze człowieka mieszczącej w sobie największe sprzeczności 
duchowe i moralne. 

Myśli tych nie będę tu wypisywać; wolę powiedzieć jak 
wygląda okolica, przez którą przejeżdżam, a w której nic 
wielu z czytelników moich było, chociaż bardzo łatwo być 
mogą, pod warunkiem poprzedniego podania się w podejrze- 
nie u moskiewskiej władzy. Dolina Udy szeroka, droga po 
niej równa i dobra. Z obu stron doliny ciągną się pasma 
niewysokich gór, złożonych głównie z granitu, u wierzchoł- 
ków zarosłych krzewami. Na zielonem błoniu wije się błę- 
kitna taśma rzeki, której koryto zapełnione jest Ucznemi 
wyspami. Widoki zakryte są mgłą błękitno -szarawą, a po 
niebie suwa się kilka chmurek, z których może deszcz wy- 
padnie. 

Widoki, powiecie, pospolite, wszędzie takie zobaczyć 
można. Tak, ale nie wszędzie zobaczycie na błoniu i pod 
stopami gór drobniutkie szałasy ułusów; nie wszędzie stada 
bydła i owiec białych z czamemi głowami, za któremi uga- 
lua się Buriat z warkoczem; nie wszędzie zobaczycie obony 
na górach i mogiły, które może kryją koście tych, co spa- 
lili Lublin, mordowali w Sandomierzu, zniszczyli Kraków 
a cofnęli się z pod Lignicy; nie wszędzie usłyszycie śpiew, 
który w pierwszej chwili weźmiecie za krzyk wzywający 
potomków Gzingishana do boju lub grabieży; nie wszędzie 
wreszcie zobaczycie okolicę, która was uderzy jednostąjnością, 
podobną do tej myśli , jaka do nas przemawia z niewolniczej 
historyi Azyi.. 

Deszcz zaczął kropić i zmusił mnie do schowania się 
w budkę rogożową na moim wózku umieszczoną, gdzie 
wkrótce ukołysany powolnym ruchem wozu, zasnąłem i nie 
OiLLai, Opisaoie. Ul. 5 



66 



widziałem jnź okolicy, nad któr% spuściły nę 
chmury. 

Nocowaliśmy pomimo deszczu gdzieś w polu, bo koce 
zmęczone podróżą, po ślizkiej drodze dalej stąpać nie mo^ 
i potrzebowscy wypoczynku. 



VL 



KorbJAsk. — Marya llalciewskiego. — Śpiew i piejni Banatów i innych Io« 
dów sjberyjaliich. — lliustrele czyli Dussihorszy. — PriekUd cżterecłi 
pieśni boriacliłch. — PowiMtlia o sło&ca i o dziewciynie. — Bąjka o spo- 
ne pomifdsy krukiem , kawkf a labfdsłem. — Powieść o Dftambie i po- 
dauie o BocbońskicJ górse. — Legendy o zaćmieniu księżyca. — Obrządki 
Bariatów i Chińczyków podczas zaćmienia. — Istoty według teozofii Bod- 
daistów. — Wyobrażenia o słońcu, księżycu i gwiazdach. — Przeobrażenia 
Baddy. — Bajka o Macbahałanie. — Wyobrażenie cara. — Zkfd królo- 
wie i carowie pochodzą? — Podanie o brzozie. — Podania o początkach 
horyńdkich Bnriatów. — Legendy o początkach Buriatów i Mongołów. — 
Historya podboju Buriacyi. 



Nazajutrz znowu deszcz padał, a ja dopiero obudziłem 
się i wychyliłem się z budy,' gdyśiiiy przyjechali do przewozu 
nad rzekę Kurbę. Nad rzeką zastaliśmy stado owiec, które 
Bnriat i Buriatka , okryci sobbami granatowego koloru z czei*- 
wonemi pelerynami, wpędzali na prom. 

Nie mog%c z owcami pomieścić się na promie, długo 
czekaliśmy na przeprawę na tamten brzeg rzeki , zabudowany 
chatami wioski nazywającej się Eurbińsk, w której W osta- 
tnich czasach gwałtem osiedlili kilkanaście rodzin starowier- 
skich z okolic Piotrowska. 

Rzeczka Eurba , wazka i bystra, początek bierze w paśmie 
idącem ku Bajkałowi od gór Graźnych, a płynąc z północy 
na południe w dolinie obfitującej w łąki, niedaleko od Eur- 
bińska wpada z prawego brzegu do Udy.*) 



*) O trzydzieści wiorst na północ od Kurbińska przy wsi Hassurt, są 
mineralne wody, słynne pomiędzy BuriaUmi. 

5* 



68 

W Kurbińsku nie zatrzymaliśmy się. Boriaci nie lubą 
wsi ani miast — ojechali więc z pół mili za wieś i tam a 
ł%ce stanęli dla popasu koni. Chcieli dla siebie ngotowK 
herbaty , lecz deszcz zalał ognisko. Deszcz tnjmal mnie tei 
ciągle w budzie, a nie miałem czem rozerwać nadów. ^ 
nie mogłem, a myśl harmonizując ze słotą, zwinęła ś^ 
w sobie i odmówiła mi posługi. Byłem w jakiems oshipK^ 
duchowem, ani we śnie, ani na jawie; stan to jest ś* 
znośny, a doświadczał go każdy więzień lub cdowieki^ 
czony życiem. W takim kłopocie przypomniałem sobie, « 
w tłumoku mam Maryę Malczewskiego — zacz^em o^ 
i orzeźwiłem ducha. Czytałem wiele razy prześliczna IbJli 
a nigdy na mnie tak silnego wrażenia nie zrobiła, ni^^ 
mi się nie podobała, jak w tej budzie na popasie. Ikitc 
w tym utworze pięknych obrazów, wzniosłych myśli, & 
prawdy i uczucia! Poeta przenióat mnie do rodsni^ 
kraju, pomiędzy naród, który nadewszystko ukochil» 
i ożywił pustynię mojego umysłu. Smutne jest tlo MiiJ^ 
ale ten smutek był dla mnie weselem. Smutnego nie nar- 
wie obraz wesoły, barwy jaskrawe; dla smutnego sige hiii? 
woni i życia tylko smutny jeniusz boleścL 

Gdy poruszona myśl zaczęła żywiej krążyć i snąć to J^ 
smo, które nawet nad globem zupinie nie wysn^e s^ 
tymczasem chmury przecierały się, słota przechodzS* i *• 
jaśniało słońce. Ajuszka ucieszony pokazaniem się ełońci* 
zapłakanym stropie niebieskim, zaczął wyśpiewywać bonw* 
pieśni. Nie zrozumiałem ich, lecz wsłuchiwałem sicwia*" 
dyę, która jest obrazem uczucia. Ton buriackiej picśii po- 
dobny jest do tatarskich dźwięków; nie mogłem ich w! 
spamiętać. W ich śpiewie nie ma wdzięku, nie ma i*te9 
miękkości, ani brzmień łagodnych; tony krzykliwe, Sb^ 
tęskne, są podobne do przeciągłego wołania: zniżąjł '^ 
podnoszą, smutnie ciągną jak wicher w lesie, hafeśB*^ 
wrzeszczą jak namiętność dzikiego, a zawsze modulujl *•? 
w około jednego tonu , który stanowi całe bogactwo ^ 
melodyi narodowej. ' Nie mogłem zatrzymać w nchn tej •*" 
lodyi i nit mogłem jej zrozumieć. Widocznie pieśni i»i *ł 
tęskne, smutne i rzewne, lecz któż wie, czy to, cob** 



69 

wydaje się smntkiem, nie jest wesołością, a ton, który mi 
brzmi jak westchnienie, nie jest wybuchem radości? 
Wszystko jest tu inaczej jak u nas. Łndzie maj% inne mo- 
ralne potrzeby, myśli i uczucia, i mowa więc głosu inaczej 
je wyraża. Słuchając śpiewów Azy atów, nieraz tony ich obu- 
dzały we mnie wesołość, gdy słuchacze pojmujący melodyę 
smutnieli i na odwrót: gdy się mi zdawało, że śpiewak uty- 
skuje, oni pękali od śmiechu. 

Ubóstwo melodyi wskazuje na ubóstwo serca, na szczupły 
zakres uczuć. Narody śpiewne są narodami uczuć szlache- 
tnych. Wiadomo, że wszystkie północne ludy, zacząwszy od 
Finów: Samojedy, Tunguzi, Jakuty, Buriaci, a wreszcie 
Mongc^owie, mało śpiewają i serca też mają grube, nieczułe 
na głos boleści brata, dziecka lub matki. Ubogie są tony 
ich pieśni, bo nie znają duchowej miłości kobiety; obcą im 
wznioślejsza jeszcze miłość rodaków, pomiędzy którymi z na- 
łogi jedynie żyć mogą i umieją, a wreszcie wielka miłość 
Boga pomiędzy nimi jest tylko strachem i trwogą. 

Niektóre z ludów syberyjskich nie mają wcale pieśni; te 
stoją najniżej w wyrobieniu umysłowem. Na widok jakiego- 
kolwiek przedmiotu powtarzają jego nazwisko, dodając przy- 
miotnik, n. p. zobaczywszy rzekę, woła w śpiewie: (cO rzeko! 
rzeko! rzeko rybna! O rzeko piękna, rzeko dobra !» Zo- 
baczy górę, wnet w ustach jego powstaje śpiew: «0 góro 
wielka! O góro matko, góro zielona, góro leśna, góro 
karmicielko ! » i tak ciągle powtarza tęsknym głosem jedno 
i to samo, dopóki mu przedmiot widziany z oczów nie 
zginie. Zobaczy ptaka, i otóż w ustach jego powstaje im- 
prowizacya bez myśli i ładu o ptaku. Zobaczy kamień, las, 
obłok, wilka, rena, o wszystkiem śpiewa, a drugi raz śpiewu 
tego wykrzyknikowego powtórzyć nie potrafi. W śpiewie 
tym nie ma ciągłej myśli, nie ma formy, a z uczucia wre- 
szcie nie wiele. Pieśni stałych, któryohby się uczył jeden od 
drugiego, nie posiadają. Pieśń ich jak pierwszy krzyk no- 
wonarodzonego dziecka, jest zbiorem improwizowanych wy- 
krzykników wyrażających istotę, przymiot, a czasem samo 
nazwisko rzeczy. Są to dźwięki ludu-dziecka, który wstał 
z raju niewiadomości , a oglądając się po Bożym świecie, 



70 

zdziwiony jego pięknością, wyrzuca z pieni tony, które ny- 
częściej Bą bezmyślne. Od takpieśni zacząć u ę n^usiila 
pieśń wszystkich narodów! 

Inne lady syberyjskie więcej już wyrobione y poaadijt 
pojedyncze strofki, piosenki, a nawet dumy. Chodaż he^ 
tych pieśni jest szczupłą, ale zawsze pieśń ujęta w fomf, 
ciągnąca jedną myśl, istnieje pomiędzy nimi, jako piemsy 
znak zaczynającej życie umysłowości. Do tej drugiej kite- 
goryl należą i Buriaci. Śpiewają pospolicie przy wóde«; 
można jednak pastucha w polu, a podróżnego w drodse 
dyszeć śpiewającego. Są nawet ślady, że mieli ni^rdyś swo- 
ich mins trelów, których nazywali duszihorszy. Cii^ 
drując z ułusu do ułusu, śpiewali ludowi pieśni, pr zyg r jii^j y 
na lutni. 

Zebrałem i przetłumaczyłem kilka pieśni boiiackiclL Tti- 
maczenie to nie oddaje właściwości form tych pieśni, tylko 
ich treść. 

Oesekiwanie kochaoka. 

Na gorse , lasem zarosłej , pada śnieg 1 simny wiatr wieje. Gdj śauf ns* 

staje, priyjdsie mój szaaowny prłjjaciel, i wódk%, którą dia nicfo b»- 

biłam, wesoło up^Je się! 
Na bezles'aej górse suieg pada, przyjdzie mój koehAnek i pogrs^e of po! 

moim ogniu, który dla niego roznieciłam I 
Na wysokią) górze śnieg pada; sadm% ciepłe wiatry, aniegi tpłynf, a t^l 

trawa wyrośnie, przyjdzie mój kocliany znajomy i pogada se maą' 
Biały ko6 u słupa trzy razy przewrócił się, kochanek mój prsjjdzle i tt>7 

razy zakręci mi się w głowie I 
Kasztanowate irebię trzy rasy zerwało się z wodzy, przyjdzie mój koekK^- 

zakręci mi się trzy razy w głowie i trzy rasy pierś mą aśeiśoie! tn; 

razy pierś mą uścisuiet 

Tęsknota do kochanki. 

Za rzeką wydeptana droga — paszczę po niej siwego konia, niecfasij ak my 

śli kochana , ie zapomniałem o niei) ! 
Na śnieżnej górze wydeptana droga — puszczę po niej białego konia, aieeMi 

wie kochana , ie Ja tu tęsknię I 
Po górzystej drodze puszczam mojego deresza; nigdy nie myałałem, łe m 

z uią rozstanę! 
Ża górami i wodami siedzę, patrzę, ale nic ujrzeć nie mogę. Rozkaz hai^ 

mnie tu zatrzymuje, a czarny łeb kulawego naczelnika wymknąć siew 

Bie pozwalał 

Tęsknota. 
Silne ielaso rozgrzewa się w ogniu miechem pobadsasym, 



71 

Siostra oddana w cudze rfce, smuci się I 

Czarue ielaso w czerwonym ogniu rozgrzewa się, 

Siostra moja w obcej stronie utyslcnje t 

Na górę wejdziesz i cielcawie spojrsyss na wybielone Icości, 
Na wysok% górę wejdziesz — kałda tam biała Icość ciekawa! 

Bywałem pomiędzy różnemi narodami i nie. zoalasłem Urn przy* 
Jaciół i kocłianlti! 

Źrebię ciiodzi przy matce i skacze, 

Ja teraz sam pląsam! 

W tabunie cłiodzi kasztanowaty koń i karcuje, 

Ja bes ojca cliodzę i sam harcnjęl 

Biesiada. 

Rzeczywiście wyborny to 1 leczący armian,*) 

Wino dane nam przez Bogdoja I **) 

Przyjemne Jak miód, 

Będziemy go pić w braterskiej biesiadzie! 

Gdy go wiele niyjesz, 

Obejmie cię nieroz»ądek; 

Lecz gdy miarę zachowasz, 

Uiyjesz prawdziwej roskoszyl 

Wiwat zdrowie, siła, młodość! 

Złączył nas szczęśliwy los! 

UiywaJ milej słodyczy mleka, 

Pociecha dla serca — zabawa z przyjaciółmi I 

Tę pieśń utworzył 

Syn Wana Baj ran. 

Mieszkający w Hosaundsie w Wschodniej Mongolii. 

NajśpiewnieJBzym ludem w Syberyi 8% przybysze z Europy 
w ogóle osiedli tu Moskale. Tubylcy pieśni swojej w wyź- 
aem jej znaczeniu nigdy już mieć nie będ%, obcy bowiem 
p»pływ i panowanie przygniata ich i wynaturza w chwili, 
kiedy jeszcze prócz języka i zabobonu, duch ich nic więcej 
ńe wyrobił. Zaczną więcej i lepiej śpiewać, ale wówczas 
i)§dą już ludźmi z wyrazem i wiarą moskiewską, a z rysami 
i krwią tylko buriacką lub tunguzką. 

Podań, bajek, klechd opowiadanych, więcej posiadają Bu- 
riaci, niż pieśni. W nich to okazuje się ich narodowa fan- 
tazya, błyszcząca nieraz barwami rzeczywistej poezyi. Dla 



*) Armian znaczy lecząoe źródło. 
**) BogdoJ znaczy święty lub cesarz. 



72 



lepszego poznania tego jeszcze mało znanego Inda, 
ta kilka klechd w tłumaczeniu polBkiem, które zbienlińii 
pisarze rosyjscy, pomiędzy innymi Szaszkow. (Zob. irko^ 
Gub. Wiadomości z r. 1857 i 58.) 

«W dawnych bardzo czasach, powiada jedna i tjtk 
klechd, mieszkała w paszczy rodzina, utrzymująca się i pn? 
rąk swoich. Pewnego razu matka tej rodziny poeliłt cóil> 
do źródła po wodę, daleko od ich siedziby poloiottf- 
U źródła zobaczyła dziewczynka ptaków śpiewających a p^ 
cych wodę. Zachwycona ich głosami, długo wstuchiwibafi 
w śpiewy. Matka tymczasem długo a napróino cak# 
na córkę, w gniewie i w niecierpliwości zawołab. iCoou 
tam tak długo robi? a bodaj ją słońce porwało !• U^ 
wymówiła te wyrazy, słońce i księżyc jakby na rodni spt- 
ściły się ze stropu niebieskiego i wyprzedzając się, d^ 
ku ziemi, ażeby porwać ładną dziewczynkę, które vidq{ 
grożące jej niebezpieczeństwo , w jednej ręce trzymając off* 
paczkę, drugą mocno schwyciła za krzaczek. LecfiM^ 
jej nie pomogło, słońce uniosło ją z ziemi razem z kntciki* 
u Teraz mam towarzyszkę, z którą czas wesoło 8p{<ii(*t 
rzekło słońce. A księżyc na to: «Ja krążę sam jeden, i^ 
tego w nocy, a droga nocna jest niebezpieczna. Ty dni* 
podróżujesz i możesz obejść się bez towarzyszki, odsty v 
więc dziewczynę ! » Mońce oddało dziewczynę koc«y»"™ 
i znowuż z księżycem zaczęła swoją wspaniałą i cichi po^ 
po niebie. Na księżycu od tego czasu pokazały się phoj? 
których dawniej nie było.» 

Inna bajka opisuje spór pomiędzy krakiem, kawką i ^' 
będziem. 

« Dawniej kruk, kaWką i łabędź miały jednakowej Witófl 
pióra, a nawet kruk i kawka myślały, że białość ich ]•* 
wyższą od łabędziej. Inne jednak ptaki innego były «d*^ 
i przyznawały większą białość łabędziowi. Takie nmieffli"* 
przykrem było dla kruka i kawki i bolała ich nieonic'*' 
sława łabędzia. Chcąc powszechną opinię na swoją a^ 
przeciągnąć, postanowiły na wysoką, sosnami zarosłą g^ 
wezwać całą ludność ptasią i tam rozstrzygnąć spór pomifoT 
flobą a łabędziem. 



73 

Kruk pierwszy przybył na miejsce 8%du. Niebo tymcza- 
sem zajaśniało, obłoki powlokły się purpurą, a gdy słońce 
weszło, wnet ptastwo na całym świecie obudziło się. 
Z trzciny, która rosła na jeziorze, frunęła szara kaczka; 
z wysokiej trawy cietrzew, a z gniazda swego na wierzcbołku 
brzozy wyleciała sroka, i poleciały na miejsce sporu, dokąd 
ze wszystkich stron przybyło mnóstwo przeróżnego ptastwa. 
Obsiadły ptaki wszystkie sosny i gwarem swoich głosów na- 
pełniły okolice. Długo trwały spory i sądy, większość jednak 
głosów przyznała w końcu , iź białośó łabędzia większą jest 
od białości jego przeciwników. Rozleciały się ptaki, lecz 
wprzódy postanowiły jeszcze ukarać zarozumiałość kruka 
i kawki przez spalenie ich rodzinnego lasu. Obowiązek pod- 
palenia włożyły na czaplę. 2^edwo gwiazdy pokazały się na 
niebie, czapla poszła szukać ognia, a znalazłszy go u paste- 
rzy, podpaliła las. Płomień szybko posuwając się, ogarnął 
gniazdo kruka, który ledwo od dymu nie zadusił się, a opa- 
lony i bez sił, upadł na ziemię, Nazajutrz przybiegła do 
niego kawka i opowiedziała mu wczorajsze przygody. Do- 
wiedział się z tego opowiadania, że przyjaciółka jego parzona 
ogniem', przebiła dziobem ścianę i tym sposobem uchroniła 
się od zupełnego opalenia. Dla tej to przyczyny odtąd sz^a 
kawki jest białą, a kruk jest zupinie czarnym. » 

Powieść o Dźambie dokładniej maluje fantazyę bu- 
ridcką: 

« Bardzo już dawno temu , jeszcze przed zawojowaniem 
nas przez Białego cara*), w pewnym ułusie gromada zuchów 
wybierała się na wojnę. Zebrał ich młody Dżamba, człowiek 
olbrzymiego wzrostu, mocny jak bohater, a zdrów jak wół. 
Przygotowali się zupełnie do drogi : kołczany napełnili strza- 
łami, zaciągnęli nowe cięciwy, miecze wyostrzyli i spletli 
grzywy koniom. Chcieli już wyruszyć i jak piorun przebiedz 
okolicę, lecz ojciec Dżamby nie puszczał go na wyprawę. 
« Zostań w domu, mój synu, mówił do niego, bądź pociechą 
Biojej starości, słuchaj ojca i zostań w domu.)> Nic nie mo- 
gło go wstrzymać w jego zamiarach ; nie pomogły ani prośby, 



*) Białym carem nazywają moskiewskiego cara. 



74 



am groźby ojca. Rozgniewany takim uporem syna, avcbl 
w gniewie: «Idź! lecz przeklinam cię w imienin sieli i 
i ziemi! » Przekleństwo nie poskutkowało, Dźamba dalk- 
«ło do wyprawy, a oddział jego wesoło siactt na koń i z krę* 
kiem ruszył z miejsca. Dłago jechali, posuwając się eon 
bardziej w gł%b Syberyi. A gdzie tylko przejechali, shf^ 
dymu wznosiły się nad ułusami, czerwono luny pokAipi|v 
się na niebie, lały się strumienie krwi. Nic nie sosunil 
za flobą, prócz popielisk lub jurt pogorzałych. Banda Dżn? 
tymczasem zmniejszała się powoli. Pewnego raza zginflj^st 
brat, ugodzony strzałą w gardło; drugiego dnia zorinckp^ 
ciu towarzyszy, aż wreszcie z licznego niegdyś o^^ń^ 
zostało tylko dziesięciu ludzi. W smutku pogrążeni, jedai 
dalej, a gdy wyjechali za skałę, spotkali tam wielką hofef 
nieprzyjaciół, którzy się na nich z wściekłością rzudU Zi- 
wrzała bitwa, a w niej wszyscy towarzysze Dżamby igio^ 
on sam tylko ocalał, zawdzięczając życie bystrości ulobios^ 
konia, który uniósł go z pobojowiska, a potem ze 
osłabły, padł martwy na ziemię. Dżamba opłakiwał 
konia i długo nie mógł przyjść do siebie, aż wreszcie neti: 
aNie chcę, żeby zwierzęta pożarły mego konia d i pochonl 
go w ziemi. Potem Dżamba postanowił wrócić do rodoBag 
okolicy. W drodze karmił się trawą i jagodamL Pn^ 
nął szerokie rzeki, przeszedł wysokie góry. W jednemai^ 
scu napadnięty przez niedźwiedzia, stracił oko, okulawili"' 
prawą nogę i zupełnie osiwiał. Dużo czasu upłjsflo od 
chwili, w której Dżamba opuścił ułus; ojciec umarł, bftcn 
pożenili się i zapomnieli o nim. Grdy wrócił do domo. ^ 
poznali go i nie chcieli uznać go za brata. « Jeżeli R^ 
wiście jesteś naszym bratem, rzekli mu, pokaż, jakąotf 
siłę (Dżamba bowiem był bardzo mocnym człowickieal. 
a tymczasem spoczywaj z Bogiem. » Nazajutrz zebnii śt 
mieszkańcy całego ułusu i przyprowadzili ogromnego l?^ 
na którym Dżamba miał okazać swoją siłę. frsptm 
i Dżamba, wszyscy patrzyli na niego: on wziął łuk, dcci«* 
dźwiękła i byk padł ugodzony jego strzałą. Lecz da ^ 
strzał Dżamba wyczerpał ostatek swoich sił i padł martłj 
pod nogi swoich braci. » 



75 

Podanie o Bochońskiej górze, spisane przez pana S. R., 
je6t także dość ciekawe. Odrzuciwszy cudowność, którą lud 
^iV8zędzie osłania rzeczywistość, podanie to przedstawi nam 
się jako historyczny wypadek. 

«Jaź kilkaset lat upłynęło od czasu, w którym Buriat Za- 
Jaazin przybył z południa do stóp góry Hoszun i osiadł 
-w Arguńskim ułosie , który wówczas składał się z pięciu jurt. 
Ożeniwszy się z bogatą wdową z tegoż samego ułusu, miał 
z nią czterech synów: Bochona, Tarasa, Zaglika i Amakzaja. 
Najstarszy z nich Bochon, powiększył Arguński ułus i od 
swojego imienia nazwał go Bocheńskim"'); drugi Taras zało- 
żył ułus Tarasiński; trzeci Zaglik założył nad rzeczką Ama- 
czą ułus Zaglikski, a najmłodszy z nich Amakzaj, za jakiś 
-występek wypędzony przez ojca i braci, mieszkał z żoną 
swoją w puszczy i trudnił się myślistwem ; ziemie zaś i stada, 
które do niego należały, zabrał Taras. 

Amakzaj był niepospolitym strzelcem i odznaczał się przy- 
tem ogromną siłą. Strzała, który puścił z Hoszyńskiej góry, 
padała w Tarasińskim ułusie, odległym o pięć wiorst. Cho- 
ciaż dobrze mu się działo , ale sprzykrzył sobie życie w pusz* 
esy i postanowił odebrać zabrany mu przez brata majątek. 
Pewnej ciemnej nocy wpadł więc o samej północy do jurty 
Tarasa i pogroził mu śmiercią, jeżeli nie zwróci mu zabra- 
nego majątku, a przytem jeżeli nie odda i swojej posiadłości. 
Przestraszony Taras oddał mu wszystko, co posiadał i tejże 
samej nocy z żonami i z dziećmi uciekł nad Osę , zkąd już 
nie wrócił do dawnej siedziby. 

Bochon i Zaglik obawiając się, ażeby ich ten sam los nie 
spotkał, co i Tarasa, podmówili żonę Amakzaja, która za 
wielką ilość złota obiecała im zabić swojego męża a ich 
brata. Amakzaj wrócił z polowania , zmęczony i głodny zjadł 
sutą wieczerzę i położył się spać, lecz więcej już nie wstał 
ze swojego łoża: tarasun bowiem, który pił przy wieczerzy, 
byt zatruty przez jego żonę. Nazajutrz bracia spalili ciało 
Amakzaja, majątek między siebie rozdzielili, małą tylko 
cząstkę przeznaczając wdowie otrutego brata. 

^ Boehoóski ułas połołony Jest o 30 ^larst od TdyAskieJ stepoirej 
domy w Irkuckiej gabernil. Osa o 30 wiorst od Boohońskiego nlasu. 



76 



Zajaszin nie bral żadnego udziahi w sprawaeb smiś 
dzieci. Bawił się polowaniem, lecz najwięcej csaaa ipcM 
na modlitwie i rozmowie z Bogiem na góne Hnszim. h- 
wnego razu Bochon i Zaglik weszli do jnrty ojea e^nj/eHif 
lecz zastali j% pustą, nawet ognisko zagasło. Nie wiedife, 
gdzie się ojciec podział, wracali do domn przez HmaŃki 
górę i na niej znaleźli ciało ojca przez wilków ntgarpmt 

W trzy lata po tern wydarzenia, Bochon pnecninKe 
blizką śmierć, przywołał brata i krewnych, kaśdemn pnr 
znaczył cząstkę majątku swojego i prosił, aieby go oboł 
ojca pochowali, a górę nazwali od jego imienia. (Hśbi 
jego wola została spełnioną i odtąd góra nosi jego m- 
zwisko. 

Zaglik miał trzech synów, którzy po jego smierd b^ 
władzcami trzech kłusów, a ponieważ łączyła ich mił<^ hi- 
terska, nie dzielili majątku, ale rządzili nim po koki. F^ 
wnego razu trzej bracia polując na Bocheńskiej góne, tpo- 
strzegli pieczarę, której dna nie mogli dopatrzeć, (^ąc 
poznać jej tajemnicę, najstarszy a zarazem najodważzicJB; 
i najmocniejszy z braci , Madaj , spuścił się na linie na di? 
przepaści. W jednej ścianie pieczary były drzwi, Msdi^ jr 
otworzył i zobaczył wspaniały salon, oświecony prześlicisea 
światłem, przy ścianach którego stały skrzynie pełne iMa 
i srebra, a na środku, na małem podwyższeniu, leii^t 
stara kobieta, (tę staruszkę nazywają Matk) Zieoią^- 
Staruszka pozwoliła mu wziąść ile tylko chce złota i Brel!n> 
poczem za danym znakiem bracia wyciągnęli go z jaskini. 

Madąj kilka razy zwiedzał pieczarę i zawsze wnol 
z kupą złota. Pewnego razu bracia chcąc sami posiąść bo- 
gractwa, któremi Madaj dzielił się z nimi, przerżnęh ttas, 
zabrali złoto i poszli do domu, a jego zostawili w jiddn:- 
Bez pokarmu i sposobów otrzymania go, Madaj myibł, if 
tam zginie. Trzy dni i trzy nocy modlił się ustawicznie, ^ 
wreszcie wycieńczony głodem , upadł na kamioś i nie mógł 
już z niego powstać. Tymczasem kamień pomszyl się i za- 
czął podnosić się ku górze, aż wreszcie wydobył się ns ze- 
wnątrz. Madąj na świeżem powietrzu prędko przyszedł ^ 
siebie. Przy wejściu do jaskini nie było złota, ani bita 



77 

leżał tylko łuk z kości zrobiony. Wzi%|; go w ręce i chdat 
pójść do domu, gdy nagle za nim odezwał się glos: «Ma- 
daja stój!» Odwrócił się Madaj i zobaczył stojącego na ka- 
mieniu łysego starca (Boga Stworzyciela nazywają łysem 
starcem) ze strzałą w ręku. «Oto jest strzała, weź ją i strzel 
ze swego łuku do mieszkania swoich braci. Postanowiłem 
ich ukarać za niecne z tobą postąpienie. Ocalenie swoje je- 
steś winien prośbom Zajaszina i Bochonal» Rzekłszy to, 
łyay starzec zniknął, a kamień ów do dziś dnia zamyka 
otwór jaskini. Madaj zbliżywszy się do swojego ułusu, puścił 
strzałę w jurtę braci i w tejże chwili spadł ogień z nieba 
i jurtę spalił. » 

Od tego czasu góra Bocheńska jako mieszkanie Starca 
łysego i Matki Ziemi, uważana jest za świętą, i od tego 
czasu Ząjaszin i Bochon czczeni są niby podrzędni bogowie 
jako święci. Góra ta jest miejscem, w którem okoliczni 
Buriaci składają ofiary Bogom i grzebią ludzi wsławionych 
przez święte życie. Tutaj wykonują przysięgę, obchodząc 
kilka razy suche drzewo, stojące na wierzchołku góry. Ko- 
bietom nie wolno jest wchodzić na górę, u stóp jej tylko 
mogą wznosić swoje modły. 

Bazyli Parszyn*) powtarza bajkę o zaćmieniu księżyca, 
którą mu opowiedział buriacki lama: 

« Bardzo to już dawno temu, bo jeszcze przy stworzeniu 
świata, dwóch dobrych duchów chciało stworzyć istotę wyż- 
szą od człowieka i przygotowali już na nią materyał. W oza- 
aie ich nieobecności przelatywał przez te miejsca dy duch 
i popsuł materyał przygotowany na utworzenie wyższej od 
człowieka istoty, przez domieszanie do niegp swoich nieczy- 
stości. Zrobiwszy taką śmierdzącą psotę, zły duch umkną), 
a tymczasem przybyły dobre duchy. Poznały one szatańską 
sprawkę, ciężko westchnęły i poszły szukać złego ducha. 
Uciekł on daleko i dobrze schował się. Dobre duchy uno- 
Bząc się po przestrzeni nieba, długo napróżno go szukały. 
Zapytywały wiatru: czy nie widzii^ złego ducha? Wiatr 
nadął się i powiedział: «iż był wówczas w lesie i szalał po 



*) tojesdka v Zabąjkalsk^ kn^. Moskwa 1844. 



78 



poln, nie mógł więc widzieć złego dacha. Lecz apyt^arl 
się chmury, ona wam może da o nim wiadomość.* 

Zapytały się chmury. Chmura odrzekła: aii nic nieć 
działa, bo unosiła 8i§ nisko nad ziemią i zbierała rosę: te 
zapytajcie się księżyca, on wysoko zawieszony , pitnj* 
wszystkie strony i wszystko widzieć może.R 

Zapytały się księżyca. Księżyc prostoduszny, pwiritf 
im, że widział rzeczywiście złogo ducha na wschód noehń- 
cego. Poleciały więc dobre duchy na wschód, znahiriB 
złego ducha i rozpoczęły z nim walkę. Szatan cbodii k- 
brze się bronił, przecież został zwyciężony i na dwjeita- 
rąbany. 

Leżąc na ziemi opuszczony i okaleczony, rayśM oą^ 
tylko o tern: «Kto to wskazał duchom miejsce «W 
schronienia? Nikt, zawołał, nikt mnie inny zdradoć « 
mógł, tylko głupi księżyc. Poczekajże księżyca, ja ci ^ 
płacę za to», a mówiąc to, rozdziawił ogromną twojł P*" 
szczękę. Księżyc zląkł się bardzo i ze strachu aloviB> 
mógł wyrzec. Potem zbladł jak srebro i osłabiony tp 
w ogromną rozwartą paszczę szatana. Zfy duch połb)}^ 
lecz księżyc wypadł z jego wnętrzności, i odtąd il«nC 
wpadnie mu w paszczę , robi się zaćmienie księżyca, & &. 
mu z paszczy wypadnie , świeci poprzedniem swojot w» 
tłem.ł) 

Pan Stuków w gazecie Amur*) z ksiąg buddajskiA B»* 
"riatów wypisał następną legendę o zaćmieniu księżyca. 01* 
legendy nie wiele różnią się i z nauką Buddy preerit^ 
Buriacyi. Legenda w książce świętej tak zaczyna się: 

« Składam cześć Buddzie, pismu świętemu i dndw^^e- 
stwul Religijno-moralna nauka o księżycu. Z glfbokiia 
uwielbieniem składam cześć ś. Trójcy ! Pewnego ram, i*ł 
święty Budda znajdował się w mieszkaniu radości, "^ of^ 
dzie królewicza Iłagukczego, w mieście Szrawaścic, j**" 
•z liczby asurów , potężny Racha **) , schwytał ducha k»pJ* 



•) Nr. 7. B Toku 1860. 

••) W teoBofii Baddaifltów istoty dsielą się na s«e«ć gatBokóv: u"" 
grów (dobrych dachów), asurów (słych duchów), któny waleif ■ "ł'"* 
o rasąjaoe, to Jest o napój nieśmiertelności; triect gatunek ictot sf i*"'' 



79 

^tegri saran) za to, że księżyc i słońce złapały go na gorą- 
cym uczynku pożerania rasajany. O zbrodni Racha dowie- 
dział się Wisznu i jednym zamachem strasznego pałasza od- 
rąbał głowę świętokradzcy. Racha mszcząc się na księżycu, 
schwytał go w swoją paszczękę, z której księżyc uwalnia się 
następną modlitwą do ś. Buddy: nBoże bohaterze, zasłoniony 
przez tego potwora, udaję się do ciebie i z żywą wiarą pro- 
szę cię, wybaw mnie od nieszczęścia. » Budda usłyszawszy 
modlitwę, rzekł: « Saran udał się pod opiekę Miłosiernego 
zamieszkującego Wszechświat, do zwycięzcy wroga, więc 
Rachu uwolnij Sarana.» I oto potężny Racha puścił księżyc 
i udał się do króla asurów (złych duchów) Bimaczytra, ze 
smutkiem w obliczu, z włosami najeżonymi. Bimaczytra 
ujrzawszy go ze swojego tronu, rzekł: aDla czego tchórzu 
puściłeś księżyc, kiedy już raz schwytałeś go i dla czego 
przyszedłeś tu z wyrazem przerażenia na twarzy ?» Racha 
odpowiedział: « Gdybym nie puścił księżyca, kiedy do uszów 
moich doleciał rozkaz Buddy, nie widziałbym już dni jasnych, 
bo głowa moja rozpadłaby się na siedem części. » 

W czasie zaćmienia słońca lub księżyca buddajscy Buriaci, 
mężczyźni i kobiety wychodzą na pole i zaczynają krzyczeć, 
grać i hałasować. Scena ta robi dziwne wrażenie i ma 
wiele strasznej poezyi. Twarze przerażone, hałas ogromny, 
dzika muzyka brzmi, piszczy; mężczyźni strzelają z gwintó- 
wek i łuków do słońca lub księżyca, rzucają na niego ko- 
pije, topory, noże, kije, kamienie, a baby rzucają rozpalone 
głownie na potwornego Racha, który słońce porwał w swoje 
zęby i zapalają trawy na stepie. 

W chwili zaćmienia jakiś strach przejmige nawet 
zwierzęta i pomagają one ludziom w uwolnieniu światła 
^onecznego od potworu, szczekaniem, rżeniem, beczeniem, 
ryczeniem, a głosy ich w ciszy, jaka panuje podczas zaćmie- 
nia, zlewają się z głosami ludzkiemi w strasznie dziką 
i okropną harmonię. Buriaci przekonani są, iż takiemi spo* 



^^wij swierzęU, pl«ty Birici , ktdriy miesikajf w pnedsionkn piekła i do- 
świadczają ogromnego głodu, iołądki mnją bowiem Jak góry wielkie, a nogi 
cienkie jak trzciny ; MÓsty wreszcie gatunek iatot »ą to mieszkańcy piekła. 



80 

sobami pomagają słońca lub księżycowi oswobodzić się z psr 
szczęki szatana. 

W Chinach taź sama wiara w powody sprowadzające zt- 
ćmienie, wywołi:ge podobne sceny, jak i na bariackim stepie. 
Przed m^jącem nastąpić zaćmieniem, dygnitarze . państwa 
wchodzą w czamem ubraniu do pałacu obrzędów , padają po 
trzykroć na klęczki, uderzając czołem o ziemię dziewięć 
razy. Gdy mistrz ceremoniału bierze zapaloną świecę i klęka, 
uderzają w małą litaurę, a na odgłos jej za bramą zaczynaj) 
bębnić w metalowe bębny. Głos ich wyprowadza na ulicę 
wszystkich lodzi z bębnami, mosiężnymi talerzykami, mie- 
dnicami, w które dzwonią dopóty, dopóki zaćmienie nie 
przejdzie; huk ten i cała ceremonia pomaga słońcu uwolnić 
się z paszczęki. 

Buriaci buddajscy utrzymują, że ziemia jest nieruchoms, 
a słońce nad nią porusza się; nie jest przytem okrągła, lecz 
składa się z trzech wielkich lądów. Ka jednym lądzie czyli 
wyspie mieszkają ludzie, na drugiej zmarłe dusze, a na trze- 
ciej wyspie jest ogromna góra, oparta na pępku świata, os 
szczycie której mieszka Szakjamuni; niżej przebywają dobre 
duchy, a niżej jeszcze dusze świętych; w otchłani zaś i^ 
góry przebywają złe duchy i dusze grzeszne. Podania te 
i wiara ma tło religgne. Podane sobie przez kapłanów 
obrazy lud po swojemu przekształcił i zamienił na legendj. 

Kiedy Bóg, mówią oni, stwarzał świat, wzi^ w rgoe 
mieszaninę materyi i kawałkami porozrzucał w różne stronj 
przestrzeni. Z tych kawałków materyi potworzyły się słońce, 
księżyc i gwiazdy, które zacho¥n\ją ruch nadany im pnei 
Boga. Szakjamuniego czyli Buddę, który dał początek bnddaj- 
skiej wierze, nazywają synem Boga i twierdzą, że się uro- 
dził z kielicha kwiatu wśród rzeki Gangesu, a ludziom po- 
kazał się w towarzystwie Anandy, swego ucznia. Przez 
wiele lat nauczał prawd Bożych, a potem poszedł na świętą 
górę, dokąd żadna żyjąca istota z ziemi wejść nie może. 

Księgi święte Buddaistów mówią: a Atmosfera rozszem 
się na 40,000 mil w górę, w niej świecą słońce, księżyc 
i gwiazdy, które się kręcą na około góry Sumeru. Słońce 
złożone jest z ognistego kryształu, średnicy ma 51, obwoda 



81 

153, grube zaś na sześć JmU i 18 hubi. Na słońcu jest t^- 
soki mar ze złota i cztery pałace. W wschodniej jego oko- 
licy jest pałac srebrny, w południowej lazurowy, w zacho- 
dniej kryształowy, w północnej złoty. W głównym pałacu 
mieszka _ syn tegrija Naran (duch słońca) z towarzyszami. 
Księżyc średnicy ma 50, obwodu 150, grubości 6 mil i 18 
hubi. W środku muru, mającego 12 mil obwodu, na słońcu 
i na3 księżycu jest ziemia, a na niej jeziora, rzeki, kwiaty, 
drzewa Eałbarawas, i t. p. Gwiazd rachuj% na 185 milionów. 
Na każdej gwiaździe jest także pałac; w tych pałacach mie- 
szkają synowie i córki dobrych duchów. Plamy na księżycu 
jedna z legend nazywa zającem. Szakjamuni- Budda prze- 
obraził* w zająca Hormusta-tegri i przeniósł go na księżyc, 
który to zając przedstawia się nam jako plama. » 

O Buddzie powiadają, że ulegał 500 przeobrażeniom. 
"W jednem ze swoich przeobrażeń był i w Buriacyi. Mówił 
mi pewien Buriat, że Budda miał trzy lata, gdy pokazał się 
w ich ziemi i poświęcił ją swoją stopą. 

Przyjęcie buddaizmu wiele wpłynęło na wyrobienie fpo- 
"wiastek i podań ludowych; wiele z nich jako narodowe kur- 
sujące, mają początek z Tybetu. Buriat trudniący się nad 
Czykojem ciesielstwem, opowiedział mi tybecką bajkę o gnie- 
wnym bogu Ma chahałanie, opatrzonym w kilka rąk, który 
zwykł był jeździć na bystrym, niedoścignionym koniu. Pe- 
wnego razu Hawrak (lama niższego stopnia) popełnił jakiś 
występek i lamowie dla .ukarania go, powołali przed swój 
areopag. Hawrak wiedział, co go tam czeka i dla tego nie 
poszedł przed sędziów. Lamowie byli w wielkim kłopocie, 
gdyż nie wiedzieli jakim sposobem pochwycić występnego. 
Machahałan przyszedł im w pomoc, pojechał na swoim ko- 
niu do Hawraka, porwał go i wiózł z sobą. Hawrak jak- 
kolwiek przestraszony, myślał o wyrwaniu się z rąk boga. 
Jadą, jadą, aż tu zobaczyli ogromnego, nadzwyczajnego 
byka. a Jakiż to piękny byk, zawołał Hawrak, jakiż to byk! 
wartoby go obejrzeć !» Machahałan zaciekawiony, zsiadł 
z ćonia i poszedł obejrzeć byka. Hawrak tymczasem zaciął 
dzielnego konia, puścił cugle, a koń jak wiatr poleciał na- 
przód. Machahałan wskoczył na byka i bił go, chcąc pod- 

OiŁŁBK, OpisaDie. III. 6 



82 

stępuego kapłana dogonić , ale byk powoU się ruszał. S- 
Gzował go, rozkrwawil mu mordę, byk stawał debs, ik 
prędzej iść nie mógł. Odtąd Machabałan zawsze jeździ lu 
byku. Hawrak zaś szczęśliwie od sądu oswobodziwszy ». 
długo harcował na wiatronogim konia, aż mn później j«b 
inny Bóg odebrał go, nie zwrócił jednak Machahałanowi. 

Opowiadał mi też ów Buriat tybecką bajkę o Aritio- 
łach, którzy maj% mnóstwo głów i rąk. Są tacy, roórU ■!- 
co mają tysiąc rąk, a w kaidym ręku oko — wszystko wi 
zrobić mogą i wszystko widzą. Są to symbole wsiechw- 
dzącej Opatrzności. 

Słyszałem też kilka powiastek z ust buriackich do^ 
wskiego pochodzenia. Kad Czikojem opowiadano mi ^ 
wną powieść o kupcu Tretiakowie. Tam także zapył*J sf 
mnie pewien Buriat: Czy widziałem kiedy cara? Odpoifr 
dzii^em mu, że widziałem. <( Jakże on wygląda? i j^ ^ 
jest?» «0t tak sobie jak każdy cdowiek wygląda, podubij 
jest nawet do ciebie. » «To być nie może I On jest wyi^J 
odemnie.» o Nie, jest twojego wzrostu, ma taki sam boi. 
policzki, oczy, usta, jednem słowem do ciebie jest podobaj* 
«Toś nie widział cara, kiedy tak mówisz, albowiem wsrri>7 
banowie i carowie na świecie są tak wysokiego wzrost ^ 
głową sięgają niebios i nie są do ludzi podobni. » 

Inny Buriat dowodził mi , że raj ziemski był nad kmv^. 
że ztamtąd ludzie rozeszli się po świecie, że ziemia idiv^ 
tylko była kolebką rodu ludzkiego, ale była też \M^ 
wszystkich królów i carów. « Monarchowie świata podio3% 
mówił, od naszych mongolskich banów. Jedni poszli aa p(^ 
łudnie i tam cera ich zżółkła, inni poszli na zachód i p** 
noc i tam cera ich zbielała. Biały car moskiewski nie 'y^ 
carem obcym z innej krwi pochodzącym, ale jest kośoi 
z kości naszych hanów i następcą ich w prostej linii od dJC" 
idącym.)) Ile jest moralnej prawdy w tern buriackiem p** 
daniu, spostrzedz łatwo — temu, kto zna ducha, w j*k* 
moskiewscy carowie występują; jest to rzeczywiście dw 
mongolski , słusznie więc Mongołowie uważają can>w 1^ 
stępców swoich okrutnych i krwawych władzców. Po<1«b* 
podobne wskaziyą stan rozumu i duszy narodu, a są «^ 



83 

zówką drogi, po której lud pójdzie w przyszłości. W naszych 
oczach drogoskaz ten morahiy pokazuje drogę, na której 
Buriaci i Mongołowie spłyną z czasem w jednolitą massę ze 
swenii potomkami moraln3rmi, Moskalami. 

Podanie o brzozie jest także ciekawe. Brzoza biała, mó- 
wią Buriaci, w dawnych czasach nie rosła w Syberyi. Jej 
wyrośnięcie zwiastowało nadejście Moskali i prędkie opano- 
wanie przez nich tej ziemi. Pokazała się naprzód nad To- 
bołem, Jenisejem i wnet potem tamte kraje Moskale posie- 
dli. Wyrosła potem nad Angara i Zabąjkałem, i oto panuje 
tu dzisiaj biały car. 

Brzozy rośnie wielkie mnóstwo w Syberyi, rośnie nawet 
w miejscach niedostępnych puszczy, których noga człowieka 
nie dotykała, nie wiem więc, czy podanie, które utrzymuje, 
że dawniej brzoza nie rosła w Syberyi, zgodne jest z pra- 
wdą. Lecz to jest ciekawe, źe Buriaci uważają ją niby za 
chorągiew moskiewską, za pewny i nieomylny znak panowa- 
nia moskiewskiego. Nad Angara, mówił mi tenże sam Bu- 
riat, gdy w dawnych czasach wyrosły brzozy, a jeszcze Mo- 
skali nie było, zaraz tamtejsi Buriaci rzucili dawne siedziby 
i uciekli na południe do Mongolii. Podanie o brzozie roz- 
szerzone jest także między Mongołami chińskimi. Słyszał 
go p. Haupt*) i powiada, że w Mongolii brzozę nazy- 
wają moskiewskiem drzewem; że utrzymują, iż dawniej 
w Mongolii nie rosła, teraz zaś obficie tam się znajduje. 
Z tego wnoszą Mongołowie, iż biały car weźmie ich pod 
swoje panowanie. Przypuszczenie takie jest więcej niż pra- 
wdopodobne — a Moskale w Syberyi już śmiało twierdzą, 
że Mongolia słusznie i śmiało do nich należeć powinna, tem 
bardziej, ^e tego sobie sami Mongołowie życzą. 

Horyńscy Buriaci o początkach swoich i o przejściu 
pod panowanie Moskwy, takie mają podanie: 

« Słynny wojownik i wskrzesiciel buddaizmu w Mongolii, 
Ałtan han Tumetski (urodził się 1507 r., umarł 1583) miał 
ministra nazwiskiem Bargu. Ten Bargu miał trzech synów, 



*) Zamietki na puti , iz Klachty w Urgu 1850. W Zapiskach Sibirskaho 
Oddieła Imperatorskabo Ruskabo Gieograficaeskaho obsscsestwa. Kniłka Y. 
Petersburg 1858. 

6* 



84 



najmłodszy zaś z nich Hońtąj miał jedenasta synów, kbM 
imiona b%: Galzot, Choacaj, Kubdat, Gnczyt, Szanit, Hir 
gan, Hndaj, Bodongut, Halbin, Cagan i Bałanaj. Ci nw- 
wie odznaczali się wzrostem, mocą i pięknością ciah; ą 
oni patryarchami jedenastn rodów horyńskich.*) 

Około 1600 r., mówi dalej podanie, był pomiędzy S(^ 
nami**) bohater Babej. Był to zuch niepospolity. ]&> 
tkonia, na którym jeżdżąc po brzegach Ammru, pnedctknil 
skały, drzewa, a kamienie koń jego kopytami krusyL Bi- 
bej był także wybornym strzelcem, zabijał bowiem z dn* 
dziesta stad, w odległości ledwo dostępnej dla oka, cwiasg 
które mu wskazali. Przytem wszystkiem pił znakomicie. 

Pewnego raza przy źródle tramienia znalazł Babej \Kvsr 
zową strzelbę z tajemniczą pieczęcią. Nie mogąc pneo^ 
napisu w pieczęci , zaniósł strzelbę do swojego głównego b- 
płana Eeuken-Egekgena. Kapłan obejrzawszy piecasęć, i^'- 
Bttbej-bejłe-bator, na stfzelbie, którąś znalazł, jest jaspis^n 
pieczęć Lasunhana. Jest to znak, że kiedyś będzies b- 
nem.***) 

Przepowiednia spełniła się, Bubej został hanem (1604 r) 
i miał sławnego syna Daj-hon-tąjdżi, którego oźenS z ^ 
wica Baldźin, pochodzącą z narodu Bułeren, koczującego » 
południe od jego ułusów. Do Sołonów przybył na łw* 
cały ułus Bułeren. Wesele było świetne i hałaśliwe. Crt^ 
wany Bubej podarował nrfodej parze jedenaście horyńiici 
rodów. 

Piękna Baldźina prócz innych przymiotów posiadała zdoi- 
nośó trzynastu riti-hubiłhanf) Nie długo po jej ff«s^ 
umarła żona Bubeja. Bubej , chociaż miał lat 74 , nie cbea^ 



*) DsisiąJ Jest 14 horyńskich rodów. Trsy nowe rodj povstalj v «^>^ 
podziału wykonanego przes rz%d moskiewski w 1795 r. Ciiocąjów, KsMrit* 
i Harganów podzielono na wschodnich (fiarun) i zachodnich (Dzbd). 

**) Sołony, lud koczujący nad Amurem. 

***) Łusunhan Jest królem smoków. Według jednej legendy aa g^i^ ^ 
drakrutie otacza Szakjamuniego 28,000 smoków. Wcdłog innej 100,000 sao^** 
Łusunhany Sf to latające cudowne żmije. 

t) EUtihubiłhan jest to zdolność przedstawienia się w rozUcsay^ ^^ 
tach i przedmiotach , umiejętność cudowna zmieniania natury i fony f^ 
miotów. 



85 

być wdowcem, ożenił się wi§c z młodą i wesołą dziewczyną, 
która żartami i zabawami ze swoim pasierbem obudziła za- 
zdrość Baldżiny. PowstiJa nienawiść i kłótnie między obu 
kobietami. Dajhontajdźi dla uniknienia domowych swarów, 
zabrał darowane mu jedenaście horyńskich rodów i powędro- 
wał na południe rzeki Onon do Kukulbi-in-kupczy, gdzie jak 
śpiewają dauryjscy poeci, natura balsamiczną dłonią poroz- 
sadzała ogrody i porozrzucała najwspanialsze widoki. 

Młoda macocha nie przestała chować zemsty w piersiach 
swoich i mawii^a do starego męża: <(Żona powinna słuchać 
męża, a syn ojca. Jakimże ty jesteś hanem i ojcem, kiedy 
syn twój posłuszny swojej żonie, porzucił ciebie i osiadł bez 
twego pozwolenia w Kukulbi-in-kupczy?)) Prawdziwie mówi 
stare buriackie przysłowie: a Dzielny jeźdjsiec z najszaleń- 
szego konia zrobi łagodne jagnię, a młoda i piękna żona 
najupartszego i opryskliwego starego męża przerobi także na 
posłuszne jagnię. » Bubej usłuchał namów żony i w gniewie 
posłał 2000 ludzi wojska nad brzegi Ononu, z takim rozka- 
zem : « Gdy przyjdziecie do koczowisk Dajchontajdżija, porwij- 
cie moją synowę Baldżinę, oderżnijcie jej prawą pierś, a po- 
tem zabijcie. Później macie oderżnąć jej głowę, ręce i nogi 
i rozrzucić po uroczyskach. Wronego, ulubionego konia 
Baldżiny rozkazuję wam utopić. Dajchontajdżija zaś i jego 
jedenaście horyńskich rodów przyprowadzicie przed moje 
oblicze ! •> 

Z takim rozkazem ruszyło wojsko nad Onon, lecz nie mogło 
tam porwać Baldżiny, gdyż zamieniła się w bieluteńki śnieg 
— zabrali więc samego Dajchontajdżija i przyprowadzili go 
przed oblicze Bubeja. 

Za drugicm przybyciem żołnierzy nad Onon, Baldżina za- 
mieniła się w rzeczułkę, lecz widząc, że zabierają jedenaście 
horyńskich rodów, pokazała się im w właściwej postaci, 
a oddając się w ich ręce, rzekła: « Bierzcie mnie i postąpcie 
według rozkazu ojca- cara. Mogłabym i teraz przemienić się 
i ujść waszych rąk, lecz nie chcę dłużej sprzeciwić się oj- 
cowskiej woli. Och I jakżebym chciała w przyszłej przemianie 
żyć znowu pomiędzy ukochanymi Iloryńcami! Wówczas 
chciałabym zaprowadzić pomiędzy Horynkami dziesięć cnót 



białych.))*) Po tych słowach żołnierze oderźnąwszy |«r 
prawą, zabili Baldżinę przy źródle rzeki Tury; głowę ją 
porzucili na szczycie góry wznoszącej się na połBdiue 9^ 
jeziora Baldżln, a ulubionego jej konia wizacili w rmiĄ 
UaromoriŁoj. Po dokonaniu morderstwa, wojsko zebnfej^ 
denascie horyńskich rodów liczących juz wówczas 2000 te 
i zapędziło je przed Bubeja. 

Zmartwiony śmiercią małżonki Dajchontajdźii, b^d^ b b- 
płana Keukgenkgekgena, mówił o okrucieństwie ojca i o $t^ 
jej niewinności. «Dajhontajdżi, odraekł mu kapłan, m 
z tronu ojca swojego i sam zostań łianem.D «Kie -o^ 
wiedział nieszczęśliwy mąż Baldżiny — niechaj mójoios 
panuje, ja wybieram sobie sposób koczowniczego iyt»* 
« Niechaj i tak będzie », zakończył kapłan a Dsjhootajdii li^ 
dał: ((Jeżeli zostanę w przyszłej przemianie lamą i g^ Mt 
kręcił kołem nauki, rozszerzę pomiędzy moim nkockin 
ludem wzdłuż i wszerz, wysoko i nizko wiarę Sa^a** 
niego ! » 

I odtąd prowadził syn Bubeja koczujące ze swoim W» 
życie i błądził po stepach Mongolii , jak okręt po frl^i 
Częśó Horyńców rozeszła się po Mongolii, gdzie ii«?tM 
ich Bargu- Mongołami; inni zaś poszli na północ, akoo^^ 
za Bajkałem, prowadzili krwawe boje z Hamniagananult-I 
Tunguzami) , a pokonawszy ich, zmuszeni potem byli p*^ 
się pod panowanie Białego cara.^) 

Cnotliwy Dajhontajdżi po śmierci swojej żony tosob^ 



*) Cnoty biało są: 1) Ochranianie iycia wssystkich ttvoneA: T.F* 
ioa; 3) cBysŁość; 4) iniloi<S prawdy; 5) zamiłowanie spokoja; €) W^ 
i ssczere obejście się; 7) rozmowy nanccąj^ce; 8) zwalczenie ■»••?**' 
9) miłośó i mlłosierdsie; 10) mocna wiara. 

**) Kolcu 1689 eiedm hord czyli ą}mak(>w mongolslcich, porwdwsnk^ 
m swoich Sain-hana i Cecen-hana , poddały się If oalcwie. HcHj » ^ 
wały się: Congoł t. Zongoł, Sarioł, Tabanak, Hatagen, Scen, Mb«3^ 
i Horyńska. Ci Mongołowie nazywają aię dziś Buriatami i w nictt« «< i*" 
źnią się od tych Buriatów, którzy w odległych wiekach Jai byli mn^^ 
camł tej ziemi. 'Buriacya, to Jest kraina przez Bariatów samiesckał*- •* 
czona Jeat z zachodu rzekf Okf, wpadą}ąc% do Angary, ze «f«b«^i** 
Onou, z południa granica pa&stwa Chińskiego , a8p(>lnocy Unią prMck**^ 
przez wierzchowiska Leny od liścia do niej Iłgi, tkąd Jąkaci aa P^''*^^' 
wyparci. Kraina ta leiy pomiędzy 116*» a 137® długości wschodni^ 159^ • »= 
północną) aserokośoi. 



87 

iarc buddaj8k% pomiędzy Horyńcami, wcieliwszy się 
osobę znanego tajszy Damby-dugar-rynczinowa, a później 
8zc7.e wcieliwszy się w osobę głośnego z utwierdzenia bud- 
lizmu u Buriatów pomocnika llamby lamy i głównego ho- 
rńskiego Corzija nazwiskiem Tojndoł Cuwanowa. Baldżina 
18 wcieliła się w żonę wyże; wspomnianego tajszy nazwi- 
dem Cojdżyt-Godokeewne, i założyła Oniński dacan (ko- 
jiól).»*) 

O pochodzeniu całego narodu zachowało się kilka 
odau. Jedno z nich, rozszerzone pomiędzy przedbajkal- 
dmi Buriatami, mówi: 

«W dawnych czasach Niebo zesłało dwoje dzieci, chłopca 
dziewczynkę, na górę wznoszącą się przy ujściu rzeki Tunka 
o Irkuta. Dzieci te cudownie wykarmione przez dziką świ- 
ię, zostały praojcami plemienia, które się później rozpadło 
a dwa narody. Na tej górze dwaj bracia urodzeni z cudo- 
mej.pary, w gniewie rozłączyli się z sobą. Buriat, od któ- 
ego pochodzą Buriaci, powędrował na północ, w okolice 
^jkału; drugi brat Mongoł, od którego pochodzą Mongoły, 
towędrował w stepy na południe.)) 

Podanie zabajkalskich Buriatów o początkach całego na- 
odu, jest odmienne od powyższego. 

« Niebo, mówi ono, zesłało dwoje dzieci, chłopca i dzie- 
wczynę. Dzieci te przez trzy lata żyły w wodzie jak ryby. 
kdowna staruszka, także w niebie urodzona, zobaczywszy 
izieci w wodzie bajkalskiej , poczęła je wabić do brzegu, wy- 
liosła na ziemię i wychowała. Para ta miała ośmiu synów; 
ii dali początek ośmiu buriackim hordom, które koczowały 
lad Leną, później powędrowały na południe w okolice Bar- 
fuzina, gdzie wpadły w nowszych wiekach pod panowanie 
uoskiewskie. » 

Opisując historyę moskiewskich zaborów w Wschodniej 
^zyi, .opowiedzieliśmy, jakim sposobem zabajkalscy Buriaci 
wstali poddanymi Moskwy. Nie mówiliśmy jeszcze o pod- 
boju przedbajkalskich Buriatów. Damy więc tutaj krótki 

*) Wzgliad na proishoźdienje i pierechod w poddaństwo Rosił kocanju- 
■Młych ca Bajkałom Horyiisko-agiAakich Moogoloburiatów. Ca. Stukowa. Ir- 
kttUkie Gub«r8. Wiedom., Nro. 33 r. 1859. 



88 



rys zabora całej Buriacyi, powtarzając te tylko ze maind 
nam już szczegółów, które potrzebne są do całości obra 
moskiewskiego podboju Buriacyi 

Podbicie narodu na wpół dzikiego, który nie wjr^ 
w sobie idei państwa, nie wiele krwi i pracy kosztnje. Bnk 
zwierzchniej władzy, jednoczącej siły narodu, i orguiner 
nie wiążącej w porządną całość rozpierzchnionych na m- 
cznej przestrzeni plemion, brak wreszcie interesu wspóinf^ 
pomiędzy temi plemionami , nie dozwalał stawić eneipc^znep 
oporu kozakom, którzy gnani instynktem zaboru, dnn 
awanturniczych przygód , z własnego natchnienia darfi ą 
coraz bardziej na wschćd. 

Bazylii Aleksiejew pierwszy ruszył na podboje po a^ 
rzekę Angarę , lecz mając słabe siły i nie mogąc pokout 
licznych przeszkód, z niczem wrócił do dawniej już opt» 
wanej ziemi Jenisejskiej. 

Maksym Perfiliew wysłany w r. 1627 z oddziałem konlńf 
z Jenisejska, popłynął w górę rzeki Angary, aż do mam- 
skich porohów, znajdujących się o 80 wiorst w gorg od vj^ 
Uimu*), a ztąd już lądem wdzierał się w te nowe i i^ 
krainy. Perfiliew pierwszy zetknął się z Buriataml Fnen- 
żeni widokiem nieznanych im wojowników, pozwolili ia 
c< zrabować swój dobytek.*)**) 

Następnego roku Piotr Beketów, wypłynąwszy aff^ 
z Jenisejska na czele 30 ludzi , zwiedził dalsze okolice Ai- 
gary, zrabowd! Buriatów mieszkających nad rzeką Oką*** 
i z wielkimi łupami, zachęcającymi do nowych wypraw » p^ 
wrócił do Jenisejska. 

Roku 1629 Jakób Chrypunów porfany z Tobolsb v 
upokorzenie Buriatów, pobił ich w małych potrcsk^i 
przy ujściu rzeki Oki i nad Ilimem, lecz temi zwyd^^iai 
zupełnie ich ukorzyć nie potrafił. Chcąc łagodnością i h^b- 
wością zyskać dla Moskwy Buriatów, wrócił im Chrypnaf* 



*) Rseka Ilim wypływa z gór ciągowych się od Bąjkało 'pomftdiy M 
i Angarf i wpada do ostatniej z prawego bnega. 
**) Potieatestwie na Amnr, prsei Maaka. 

«•«) Oka ma źródło w Si^Ańakieh alpach, w bliako^i aródel Irkati. NP* 
g południa na północ i wpada do Angary z lewego brsego. 



89 



jeńców w potyczkach zabranych. Lecz i ten środek okazał 
się bezskutecznym; Buriaci Kozaków odprowadzających jeń- 
ców wymordowali i poddanymi Moskwy być nie chcieli. 

Rokn 1631 Maksym Perfiliew powtórnie posłany w krainę 
Buriatów, mając znaczniejszy oddział wojska i dwie armatki, 
wybudowi^ ufortyfikowany zamek nad Angara, który nazwał 
Brackim. Zamek Bracki stał się punktem w^'ścia nowych 
ekspedycyi w krainę Nadarguńską i ogniskiem, z którego 
panowanie moskiewskie rozszerzyło się nad przedbajkalikimi 
Buriatami. Odtąd Buriaci w ok&licach zamku płacić musieli 
Moskalom uciążliwy jesak w sobolowych futrach, nie tylko 
za siebie, ale i za podbitych przez siebie w 1634 roku 
Tunguzów. 

Pięćdziesięciu dwóch kozaków pod dowództwem Duna- 
jewa wysłanych na łupicstwo i zbieranie jesaku, nie wrócili 
do Brackiego zamku: wszyscy legli pod strzałami Buriatów. 
Mikołaj Radokowski na czele stu kozaków wymaszerowawszy 
tegoż roku z Jenisejska, zmusił ich na nowo do posłu- 
szeństwa. 

Roku 1637 Bazyli Czermenin z Brackiego zamku udał się 
ze swoim oddzii^em w górę Angary i ^upił tamtejszych Bu- 
riatów, a że Moskale uważają zawsze za poddanego sobie, 
kto złupić się pozwoli, więc i ich ogłosili za carskich ludzi. 
Ci jednak nowi poddani nie chcieli płacić jesaku dobrowolnie, 
lecz 1639 roku £liasz Barłow argumentami przemocy skłonił 
ich do posłuszeństwa, do którego prędko przyzwyczaiwszy 
się, po kilku nieudolnych próbach nie usOowali już w tam- 
tej okolicy zrzucić z siebie jarzma cudzoziemców. 

Ekspedycye wychodzące z Krasnojarska, zwiedziwszy oko- 
lice rzeki Kan*), usiłowały w roku 1645 upokorzyć Buria- 
tów; nie słuchający cara a poddany swojej władzy, nazywa 
się u Moskali niepokornym. Doprowadzić go do pokory, 
która u nich jedno znaczy, co niewola, uważają bez względu 
na najokrntniejsze środki, za czyn chrześciański , za rzecz 
Bogu podobającą się. Podboje i zabory moskiewskie są więc 



*) Kan ma iródło w odnogach gór Si^Ji^^skicU i wpada % prawego brzegu 
do Jenissąju. 



90 

pontek^ wynikiem ich wiary, a potrzeba ich nie jest stwo- 
rzona systematcm carskim, ale jest następstwem idi 
moralnego ukształtowania, jest najgłębszą i najistotniejszą 
podwaliną charakteru narodowego. Dla zaspokojenia tej 
wewnętrznej potrzeby zaborów, Moskale używają wszystkich 
środków, od zabójstwa, gwałtów i mordów poczynając. Gdy 
się łaszą, dają koncessye, gdy grzecznością i gładkością 
osłaniają się, gdy są liberalni, braterscy i przyjacielscy, to 
tylkA dla tego, że przez to spodziewają się rozszerzyć swoje 
zabory. Nad Kanem nie n^ogli bronią upokorzyć Buriatów, 
więc użyli lisiego podstępu łaskawości i nią skłonili bnris* 
ckiego księcia Hanko , rządzącego Buriatami nad rzeką Udą*^ 
do wejścia w stosunki z Moskalami, które doprowadziły do 
poddaństwa Moskwie. Korzystając z jego przyjaznego ospo- 
bienia, w roku 1648 \¥ybudowali w jego ziemiach zamek 
Udiński (teraz miasto Niżnoudińsk) , a zyskawszy w nim 
punkt oparcia, już w następnym roku wysyłali z niego 
zbrojne oddziały kozaków do zbierania jesaku. Kozacy roz- 
bijali i okradali Bnriatów i doprowadzili ich do tego, że na 
jeden z takich oddzii^ów rzucili się i zupełnie go wymordo- 
wali. Na krótki tylko czas tą rzezią kozaków oswobodzili 
się od moskiewskiego jarzma, już bowiem w 1652 r. Buna- 
ków na nowo ich w tej okolicy upokorzył i wprzągł w nie- 
wolnicze koło carskiego państwa. 

Trzeci szereg ekspedycyi w ziemię buriacką miał kierunek 
0(1 Angary do wierzchowisk Leny. Gałkin z Jenisejaka po- 
płynął Angara i rzeką Ilim i nad tą ostatnią założył Uimsk 
1629, a potem przebył przestrzeń od Ilimu do Leny — i nad 
Leną zaioiyt zamek czyli ostróg Ustkutski, z którego wy- 
chodziły zbrojne bandy kozaków i opanowały całym krajem 
położonym u wierzchowisk Leny. 

Beketów, wiele razy wspominany, dotarł Leną do ujścia 
rzeki Kuleugi**), a ztąd wyruszył na równiny zamieszkałe 



*) Dwie 8ą Udy w Sybcryi : o Jednej, płynącej do Sieleogi, mówił jsay : 
U, o której tu Jest wzmianka, pocsftek ma w Sąjańskich górach, « wpada d» 
Angary s lewego brzega. 

**) Kulenga wpada do Leny pod WiercholeAskiem. 



91 

ffrzez Buriatów. Pobity przez nich, cofnąć się musiał równie 
jak i inni dowódzcy kozackich band. 

Te niepowodzenia nie odebrały jednak ducha kozakom. 
Roku 1641 wsparł ich wojewoda jakucki. Wysłał on dobrze 
uzbrojony oddział kozaków pod dowództwem Bazylego Witia- 
siewa, z rozkazem podbicia nadleńskich Buriatów , odznacza- 
jących się męztwem i zdolnością oporu. Banda Witiaziewa 
dotarła do Angi.*) Nad tą rzeką stoczyli krwawą bitwę. 
Buriaci dobrze się bili i długo opierali się najezdnikom. 
Książę ich Czenczugaj, widząc, źe zwycięztwo przechyla się 
na stronę nieprzyjaciół, a nie chcąc przeżyć hańby swego 
lodu i wpaść w ręce moskiewskie, w czasie boju żywcem 
spalił się na stosie, podobny do starożytnych bohaterów! 

Ta piękna bitwa złamała główną siłę Buriatów nadleń- 
skich — zostali upokorzeni i zmuszeni do płacenia podatku. 
Tegoż roku dla utrzymania ich w niewoli, Marcin Wasiliow 
założył ostróg Wiercholeński, na który roku 1644 nadleńscy 
Buriaci połączeni z nadangarskimi napadli i obiegli, lecz 
Moskali nie pokonali. 

Roku 1645 Aleksy Bedarew z bnndą zbrojnych wyruszył 
na południc, przeszeiU Angarę, za którą pobitym będąc 
przez Buriatów, uciec musiał do Wiercholeńska. To zwy- 
cięztwo uwolniło ich na lat kilka od rozbojów kozackich 
i panowania moskiewskiego. 

W roku 1649 obiegli po raz drugi gniazdo moskwicyzmu 
Wiercholeńsk. Bazyli Niefediew odpędził ich od zamku 
i spustoszył, zrabował Buriacyę po obu stronach Angary. 
Takim sposobem pokonani zostali Buriaci przed Bajkałem. 
Nie mogąc orężem utwierdzić swojej niezależności, usiłowali 
ucieczką i przeniesieniem się w dalekie okolice oswobodzić 
się od cudzoziemców, podatków i rabunków. Wkrótce 
i puszcza nic mogła ich ochronić od coraz głębiej, coraz 
dalej rozszerzających się Moskali. Roku 1648 Buriaci nad 
Oką mieszkający, opuścili swoje koczowiska i uciekli na 
wschód, zkąd 1651 podstępną namową Perfiliewa nakłonieni, 
powrócili. 



*) Anga wpada do Leoy z prawego brzegu w góry od miasta WiercUoleAska. 



92 



Roku 1652 Dymitry Firsow na lewym brzegu Anpij 
założy) zamek w Bałagańsku. Dowódzca zamka a póiDtfj<ff 
założyciel Irkucka, Jan Pochabow, srogą tyranią i nimi 
nieumiarkowanem okrucieństwem wywołał zbiegostwo Bo* 
tów nadangankicli, którzy w znacznej liczbie przcnieilifi? 
do Mongolii. Założenie Irkucka , jego szybki wzrost i Ika 
nagromadzenie si^» w nim Moskali, było ostatecznym ©ow 
dla przedbąjkalskich Buriatów. Irkuck zmoskala cali^ Bf» 
cyc i ściera ślady pierwotnych jej mieszkańców. 

Niektóre szczegóły z podboju zabąjkalskich BariatórJB 
nam 8% znane. 

Roku 1643 Kurbat Iwanow zmusił gwałtem Bnnató»M 
wyspie bajkalskiej Olchonie do przyjęcia moskiewskiego ps* 
daństwa. 

Roku 1645 Bazyli Eolesników z bandą kozacką wM 
północne brzegi Bajkału i po kilku potyczkach zTungnaS' 
założył ostróg w Wierchnoangarsku. 

Nad Buriatami mieszkającymi pomiędzy Bargoias 
i Sielengą panował wówczas książę Turukaj-Tabun. MówMea- 
że w jego krainie znajduje się srebro i złoto, które aaf*" 
tycznie ściągało zawsze Moskali. Roku 1646 z Jews^ 
wysłano do Turukaja znanego nam już Jana Podabeft 
który udał się do niego niebezpieczną drogą około poh^^'" 
wych brzegów Bajkału. Po drodze Buriatów nad bW* 
mieszkających złupił i upokorzył, nad Bajkałem stoczrU W 
potyczkę, a zabrawszy im jeńców, ofiarował ich wpodaw** 
Turukajowi. Książę ten zaprzeczył wieściom o metalic*"?* 
bogactwach jego krainy, i szepnął do ucha szukająceiM »■ 
tych zdobyczy kozakowi , iż Buriaci złoto i srebro ołnyfli"!! 
od mongolskiego hana Cecena (Cican v. Setsen han). "*■' 
siębiorczy Pochabow postanowił udać się do Urgi, ***? 
hana, i pojechał tam w charakterze posła od Towl* 
z którym zaprzyjaźnił się. Dobrze przyjęty przei C««* 
zawiązał stosunki pomiędzy nim a carem i skłonił do ^J^*** 
posłów swoich do Moskwy (1648^. 

(""ar Aleksy przewidując ze stosunków zawiązanych t **" 
gołami nowe zdobycze dla siebie, przyjął posłów bardio 
skawie i wyprawił do hana w poselstwie Erofeus* ^^ 



93 

łockiego, którego Buriaci w roku 1650 nad brzegami jeziora 
zamordowali wraz z orszakiem. Śmierć posła nic uwolniła 
ich od niebezpiecznych stosunków z Moskalami. 

Roku 1648 Jan Gałkin wybudował zamek w Barguzinie, 
z którego wychodźcy na rozboje bandy kozaków podbijają- 
cych zabajkalskie plemiona. Gałkin zbierał już jesak od Bu- 
riatów mieszkających pomiędzy Barguzinem a jeziwem Jera- 
wióskiem na stepie buriackim. 

Roku 1652 Piotr Bekietów na czele 100 ludzi przepłynął 
Bajkf^, a posuwając się rzekami Sielengą i Ghiłokiem , założył 
zamek w Irgieńsku, wziął w niewolę tamtejszych Buriatów, 
przeszedł góry Jabłonowe, założył zamek w Nerczyńsku, 
a wszędzie łupiąc po drodze, udał się nad Amur, gdzie 
wrzs^a wojna z Chińczykami. 

Zamki budowane w Syberyi przez kozaków, otoczone 
nieprzebytą puszczą, chroniły pierwszą ludność moskiewską 
w Syberyi i zabezpieczały ją od napadów tubylców. Wał 
wzniesiony z ziemi i uzbrojony palisadami, otaczał kilka 
drewnianych domków i bud, które nazwane zost^y zamkami 
czyli ostrogami. Z daleka sprowadzone prowianty, strzelba 
myśliwska i sieci kozackie, karmiły nieliczne załogi zamków, 
złożone z kozaków pałających namiętnością podboju i łupiestw, 
zahartowanych w zimnie i przyzwyczajonych do wypraw awan- 
turniczych przez puszcze, góry, lody i rzeki, gdzie częściej 
z niedźwiedziem lub samą, niż z strzałą Tunguza lub Bu* 
riata spotykał się obrosły i zczemiały od trudów syberyjski 
kozak. Me^o są znane losy na wpółdzikich zdobywców Sy- 
beryi. Uzbrojeni w strzelby, noże i topory, ciągnąc czasami 
lich% armatkę, przedzierali się przez ponure gęstwiny puszcz 
szronem ubielonych, lub powierzywszy życie wątłej łodzi, 
pozwolili unosić się wodom rzek w krainy nieznane, gdzie 
przerażeni ich widokiem mieszkańcy, składali dobrowolnie 
futra na odczepne, a czasami zniecierpliwieni kradzieżą i uci- 
skiem, witali cudzoziemców strzałami i bojem, który rzadko 
zwycięztwem kończyć umieli. Kie mogli oprzeć się najezdni- 
kom liczebnie od nich słabszym, bo nie mieli ani broni 
palnej, ani też nie byli jak tamci żadną namiętnością oży- 
wieni. Nie mieli proroka, któryby na widok niebezpieczeń- 



94 

stwa wiarą w wielkie posłannictwo na ziemi i w opie^ B» 
zapali) do czynu i do zlania się w jedną narodową Ba» 
nie mieli też człowieka wielkiej woli, jak Czing[isb»n, tóil? 
ich w odpłacie za najazd, w ściśniętych szeregach p<bi 
z mieczem zemsty na świat. Prawie żadnej organiiacri k 
mając, żyjąc na podobieństwo wilka lub niedźwiednSr ""^ 
musieli szczupłej garstce nielicznych kozaków, którzy bwta 
ze stu lub z pięćdziesięciu ludzi złożonymi , zabierali wi<k» 
przestrzenie od największych w Europie krajów. Jaki^ ^ 
gód doświadczali, jakie trudności przełamywali hb (ff^p* 
łatwo sobie wyobrazić. Krążąc jak nurki po pusicack- 9t 
stepów mongolskich aż do zamarzłych fal Biegun**? 
Oceanu, udeptali pierwszą warstwę historycznego grtata^?* 
beryi, której warstwę drugą urabiała t.csknota Inds « ■** 
Wisły, Niemna i Dniepru. 

Po założeniu Nerczyńska, powstały zamki w YFwrcto- 
udińsku i Sielengińsku — a z nich wszystkich wymyWjf * 
bandy, szukające w górach i borach ułusów buriackidu ik* 
wracały z dobrą otuchą i z jukami zapełnionymi fotiisi * 
saku i zdobyczą łupiestwa. Od nich promieniami <^ 
przedłużanemi rozszerzał się wpływ i panowanie mf^ 
ków z Europy. 

Moskale prędko zmienili sposoby postępowania i ^^ 
syberyjskiemi. Ucisk , rozbój i gwałty kozaków XVII. w" 
jako trudniej wiodące do zupełnego zassymiiowania, a 
nione zostały na postępowanie łagodnością osłonięte i fc>** 
rowanie sposobu ich życia i wiary. Czego nie dokoial**?*' 
tego ma dokonać handel i powolne, ale stanowcze wi^łf*" 
nie na odrębność ludową tych ludów, podyktowane js* 
wyższość kultury, siłą popartej. Widząc, że ich nie efcc* 
żają, że ich z puszcz i jurt nie wypychają , nie mając ia^ 
innej wyższej potrzeby, prócz potrzeby dzikiej i koeio*** 
czej swobody, w której ich nie ograniczono, ludysyberrp* 
pierwotną swoją nienawiść do cudzoziemców poriuc2f i**" 
dziły się z nowym porządkiem rzeczy, nieznacznie irio<bfl^ 
ich przez zamiłowanie wygodniejszego materyalnego bftafi^ 
zatracenia. Wódką rozpojono a handlem pociągnięto ick • 
siebie. 



95 



W wojnie z Chinami wybuchłej z powodu kolonizowania 
Moskali nad Amurem, Buriaci i Mongołowie stanęli po 
mie Chin i napadali na zamki i oddziały kozackie, lecz 
traktacie nerczyńskim (1689), którym Chińczycy zrzekli 
wszelkich prentensyi do dzisiejszego Zabajkalskiego ob- 
lu, Buriaci siedzą już spokojnie i używają bytu odpowia- 
|cego ich usposobieniu. Zadowoleni z niego, płacą regu- 
lie podatek, pozbywając się co rok prawie jednej z cech, 
re ich od moskiewskiej ludności wyróżniają j tam zaś, 
ie proces zassymilowania trudniej się odbywa, zaczepiony 
braszny w tym klimacie syfilizm, przeciwko któremu nie 
10 ira ratunku, tępi ludność buriacką i tunguzką, i robi 
!J8ce ludności moskiewskiej. 



vn. 



Zamiłowanie w koniach. — O gościnności, charakterse i uspoaobiesiRjPA^ 
tów. — Kiedy się tvror«yly narody? — Wstręt do rolnictwa. -S*te 
pod borera. — Obrsądki weselne i o małieństwacłi n Bnriatów. — ?^ 
buriackl. — Obon. — Uroczystości wyścigowe. — Mowa lamy. — Pł* 

— Rozmowa o DalaJ lamie a stosunkach z nim Borłatów. — »P<*^ 
sprowadzania świętych ksi^g. — Język bnriacki. — Ślepy ckl«f««-' 
Wraienie po zachodzie słońca, — Oniński nłas i Horyńsiui Df«.' 
Urządzenia i prawa Buriatów, — Złodziejstwa Tąjszów. — K>Jkł ««S 
o pognębionych narodowościach. — Dalssa podróż. — Pisnieuość ftB** 
Łów. — Banzarów i inni ich uczeni. — Czy będf mieć swojt li^^* 

— Ostateczny cel historyi. — Popiereezna. — Oddział kaatoałstoł *?** 
i choroba podoficera od bicia rózgami. — Wypędzanie 4JaUa. - ^■ 
cyna Umów. 



AjuBzka przestał śpiewać , konie ruszyły z miejsc* i F 
wiozły nas nad jeziorko Biele czyli Sagan-nor. Na jego I"*? 
stoi kilka szałasów i rośnie bór sosnowy; po jego z» f ' 
wierzchni pływają stada kaczek i chwieje się trzcina x«^^ 
Bydło powoli kroczy z pastwiska, a za niem mały cUop^ 
wołający na matkę, która niesie z jeziora wodę do jarty 
Na ścieżkach i drogach widzę orszaki konne. Konie Btf* 
tów małe są, ale bystre i zgrabne. Bez konia Buriat ob^ 
się nie może, a chociaż go troskliwie nie pielęgnuje i ^ 
dla niego nie zbiera, lubi go przecież, pieści się i s*^" 
jakby zasługą. Wyścigi konne od wieków istnieją »JC^ 
nimi, połączone z religijnemi obrządkami i zapafisnu s«^ 
mierskiemi, i kiedy w Europie nie myślano jeszcze o bJ* 
już je Buriaci i Mongołowie zamienili na zwyczaj narwJ**? 



97 

Wyścigi przyczyniły się wiele do polepszenia rasy ich koni 
i rozszerzyły ich zamiłowanie. Buriaci 8% przedewszystkiem 
narodem konnym i pasterskim. Kobiety, dzieci nawet, jeż- 
dżą wybornie konno. Patrząa na nich, zdaje się, że każdy 
przyrósł do siodła; wszystkie podróźie, nawet kilkudziesiccio- 
milowe, odbywają konno. 

Robotnik z Bariata ladajaki, ale jeździec niepospolity; 
na polowanie . rzadko wychodzi. Kobiety doglądają bydła 
i owiec, robią wojłoki,* a mężczyźni prócz chodowa nia koni 
prawie niczem się nie zajmują. Małe potrzeby, swoboda 
stepowa, czas w próżniactwie pędzony i chęć nieobudzona 
X>osiadania więcej nad to, co wszyscy Baria<;i posiadają, robią 
ich szczęśliwym ludem. Myśl Buriata nie buja w niebiosach, 
serce nie tęskni do wzniosłego i pięknego, dobrze mu więc 
Jest w brudzie i w błocie. 

Siodła, czapraki i uzdy Buriaci zdobią bardzo starannie, 
-wysadzają blachą, kością, srebrem, nawet koralami. Piękne 
siodło i czaprak większą jest oznaką elegancyi, niż ubiór. 
Kilka orszaków konnych tak elegancko przybranych, minęło 
nas, witając wyrazem ctmyndun; między nimi było osiem 
kobiet w manszestrowych sukniach. Buriat uprzejmie wita 
gościa i podróżnego, lecz nie zaleca się serdeczną, pra- 
wdziwą gościnnością. To co mówią o ich gościnności, do- 
broduBzności , jest nieprawdą. Buriat jest tylko serdeczniej 
gościnnym dla zwierzchnika , dla czynownika, lub oficera. Dla 
nieznajomego, lub też człowieka bez powagi urzędowej czy 
majątkowej, na gościnne i uprzejme prujecie zdobyó się nie 
umie. Każdy jednak jest bezpiecznym w jego domu; nie 
okradnie i nie zabije bowiem pod własnym dachem, jak to 
często robią chłopi moskiewscy z podróżnymi. Podejrzliwy^ 
podstępny i chytry jego charakter nigdy dobrodusznością 
nie odznacza się; nie wiem więc, dla czego podróżni mo- 
skiewscy unoszą się nad gościnnością i dobrodusznością Bu- 
riatów? Niezawodnie byli czy no wnikam i, a przynajmniej 
ludźmi bogatymi i dla tego spostrzegli przymioty, których 
ja i wszyscy, co ich lepiej poznali, nie spostrzegli. 

Buriat miłosiernym jest dla zwierząt, lecz nie ma litości 
dla ludzi. Ciekawy i uważny, chciwy i leniwy, lubi swo- 

OiŁŁBS, Opitanle. III. 7 



98 

bodę , a w ełużbie jednak jest serwiiistą. Roikaz hiAj «?- 
pełni, chociażby rozkaz ten obrażał i obamł naturę Ind^ 
Powolnie wykonywa obowiązki służby, ale nigdy mc of»- 
nuje, nigdy krnąbrnie nie odpowiada. Jest siepaczem, ^ 
mu nim być każą, pniem, gdy na niego krzyczą, michin, 
gdy nim poruszają; lecz zostawiony sam sobie, nwzgkdiii 
lenistwo wrodzone z krzywdą służby. Prz^ożony nie pce- 
straszą go swoją władzą, jak Moskala, lecz znajduje vEii 
zawsze bierne narzędzie. W służbie wojskowej wieh Bun- 
tów umiera , nie mogą bowiem przyzwyczaić się do pokiiw* 
żołnierskich, życie zaś w koszarach jest dla nich nienośaŁ 
Mickiewicz uważa Mongołów za ideał ślepego posłoszeHtn- 
« Mongoł, mówi on, wrodzonym in6t3rnktem zgaduje wyńn^ 
drugiego i poddaje się jej bezwarunkowo. Maksym* dyscy- 
pliny militarnej wyciągnięta z długiego doświadczeni*: « 
gdzie tylko znajdzie się dwóch żołnierzy , jeden musi i«k»- 
zywać, a drugi słuchać, jest u nich skutkiem skłonności s** 
turalnej.))*) Lud z takiem usposobieniem, w ręku dcipow 
może być użjrty na zagładę wolności w świecie. Ho^ 
urobili się na ich podobieństwo i posłuszeństwo stak sc 
główną cechą ich charakteru. To podobieństwo ułatwili^ 
nie się Mongołów z Moskalami, którzy jeszcze dzisiaj zdołu 
są do napadów na ludy spokojne i do szarańczowych po^ 
dów na cywilizacyę. 

Do bitwy Buriaci nie są zapaleni, lękają się krwi, ^ 
ciąż mięso niegotowane jedzą. Tchórzliwi i bojazliwi, t ^ 
sadzki na słabszego śmiało uderzają , lecz przed większą », 
drżą i korzą się. Fanatyzm obdarza ich tylko mczt^ts* 
żądza łupów robi ich krwawymi i okrutnymi, a tylko w* 
w gromadzie daje im odwagę wojskową.**) 



*) Pisma Adama Mickiewfcta, Tom VI. Rsees o litentane Oa^it^ 
wykładana w koJegiam fraacuzkiem. Wansawa, 1858 r. 

*•) Parszyn, pisarz rosyjski, tak ich charakteryzitje: « Moagalowit H »* 
rodem cliytrym, dumnym, bojaźliwym, ludzkim i niedowieną}fty«- ** 
czynownicy pełząjf przed swoimi naczelnikami , a w obee podwłtfdtTt** 
niedostępnymi arystokratami. Dla interesu proch a ziemi b(d| ^''i*'^ 
a gdy interes odrobią, znać uie chcą swego dobroczyńcy. Mongoł '*^''''\ 
sobą panuje. Tylko długa obserwacya nauczy odgadywać grf uesncia u 
ciemnych obliczach. Chociai zdolni czuć gifboko , praeciei tak nmi^ * 



99 

Miłość ich rzeczy własnych, ojczystych, daleką jest od 
miłości ojczyzny. Lubią swoje stepy dla tego, że ich kar- 
mią, na nich tylko żyć pragną, bo gdzieindziej klimat ich 
zabija; lecz nie kochają myśli ducha własnego, nie kochają 
kraju swojego jako jednostki moralnej , więc nie są narodem 
"W wyższem pojęciu tego wyrazu. 

Przepisy religijne spełniają szczegółowo, lecz obojętni są 
o wzrost i interesa swojej religii. Zabobon czepia się ich 
głowy i serca, lecz wiara nie porusza ich ducha. For- 
malistami są w praktykach religijnych, lecz obojętnymi 
w wierze. 

Wola ich jest uporem, a rozum przebiegłością. Pojęć 
i dążeń politycznych nie posiadają, a cywilizacyę przyjmują, 
zatracając do szczętu swój indywidualizm mongolski. Ruch 
cywilizacyjny zastawszy ich na stopniu ludowym, gubi ich 
zupełnie. Jeżeli którego z nich oświeci i nauką obdarzy, 
jednocześnie zaciera w nim swojskość, język i obyczaj wła- 
sny. Jeżeli zaś ten ruch wywabi go z popiołu i brudu jurty 
i osadzi w salonie europejskim, zabija go nawet fizycznie. 
Zdanie, że czas nasz nie jest czasem tworzenia się narodów, 
wielokrotnie potwierdza się. Żaden nowy naród nie utwo- 
rzy się w tych czasach. Lud, który nigdy nie miał bytu 
polityczno-moralnego, który nie posiada ducha własnego, 
wszechstronnie wyrobionego i nie jest całością moralną 
w ludzkości, nie podniesie się do wysokości narodu. Szybki 
postęp cywilizacyjny, ogronmy ruch idei i ścieranie się na- 
rodów, nie dadzą czasu plemieniem na wyrobienie narodo- 
wości w p^ni ducha samodzielnego. Epoka nasza ma inne 
zadanie. Niepodległość i byt już istniejących narodów, po- 
dniesienie ich do znaczenia państwowej podstawy, a dalej 
udoskonalenie społeczne i polityczne, ułatwienie i uzacnienie 
życia przez rozszerzenie dobrodziejstw religii, nauki, prze- 



bie samykae dę, ie trudno doetneds namiętności na ich kawowa skórae. 
Ogromnie ambitni, wtisystko gotowi poświęcić dla wyniesienia się lab nagrody. 
Gdy prsejeidła dygnitarz, cisną się do jego przedpokoju, aieby potem mogli 
powiedzieć w ułusie , io byli i rozmawiali z dygniurzem. p W tym rysie 
kałdy dopatrzy moralnego pokrewieństwa z Moskalami; róinią się od nich 
tem , łe mają mniej złodziei i zbójców. Lecz Jak i oni są nierzetelni, w han- 
dlu osaaici, chciwi na złoto i srebro — słowo dla interesu zawsze łamią. 

7* 



100 

mysłu i handlu, jest w porządku dziennym prac laddcoid 
dziewiętnastego wieku. Na tworzenie się z ludów narodów, 
na skupianie się i krystalizowanie rodów i plemion w jedsą 
całość narodową, były wieki średnie. Buriaci w tych wie- 
kach wspólnie z Mongołami światem władali , ale narodea 
nie zostali; wątpić więc należy, czy nim dzisiaj zoatana. 

Bór sosnowy zasłonił nam widok na grapy jeśdsoór 
spieszących na jakąś uroczystość do sąsiedniego ołus. 
Słońce zaszło. Nad małenv jeziorkiem w boru chcieliśmy no- 
cować, lecz rdzawa w niem woda i gęsty osad na brzegadi 
fioletowego i czerwonego koloru , odstręczył nas od tego ci- 
chego a powabnego miejsca, przypominającego mi vod|jr 
w litewskich borach. Jeziorko to nazywa się Umybej^or, 
t. j. zgniłe jezioro. Munka mówił, źe w niem ryby żjć nk 
mogą , lecz ptastwa na niem, szczególniej zaś ślicznie npstno- 
nych kaczek, wiele pływało. 

Za borem na łące obraliśmy miejsce na nocleg. Obok 
nas ciągnęła się wazka smuga pola zasianego żytem. Za ł|k| 
pod górami kręci się Uda, a nad nią stoi ułua, z którcfo 
dochodzą nas krzyki i dźwięki wesołych pieśni. Żytko buj- 
nie wyrosłe przyniesie obfity plon gospodarzowi. Od ^Ticr 
chnioudińska pierwsze to pole zasiane żytem widziakn. 
Buriaci opieszale biorą się do rolnictwa, a pomimo pootocf 
i przymusu ze strony władz, w niektórych tylko ohobctA 
nad Irkutem i Sielengą , gdzie znają i sztuczne sposób; p^ 
lewania pól (irrygacya), trudnią się rohiictwem. Hoiyucf 
zaś Buriaci nad Udą stale się trzymają dawnego sposobi 
życia i do rolnictwa mają odrazę. Rolnictwo wymaga dą/^ 
i trudnej pracy. Buriat woli nie jeść chleba, albo kopić p 
od Moskala, niż pracować w roli. Życie pasterskie nie wy- 
maga ciągłej pracy i dozwala, bez obawy co jutro jeść tif 
będzie, palić w jurcie ganzę lub spać przez cały dzień, ńt 
nie robiąc. Przyjemniejszy więc jest dawny próżniacki Mp^ 
sób życia, niż nowy rolniczy, pełen kłopotów i znojn. 

Zmrok już się zgęszczał. Buriaci pojedynczo lub po hSn 
pokazują się na błoniu i śpiewając, jadą do ołusa nad Cd% 
w którym, jak mi mówił Munka, niezawodnie być musi we- 
sele. Gdyśmy już konie puścili na łąkę i drew na <^giń 



101 

naznosili, pokazało się, że nie mamy ognia. Habka zamo- 
kła, a Manka swojem ładnem, koralami wysadzanem krze* 
siwem, nie mógł ognia skrzosać; posłaliśmy więc konno 
Ajoszkę do ułasu po ogień. Aj uszka prędko się sprawił. 
'Nie długo czekając, zobaczyliśmy go pędzącego galopem 
z gorejącą głownią w dłoni. Postać jego oświecona czerwo- 
nym płomieniem, wydała się nam podobną do postaci sza- 
tana. Rozpaliliśmy ognisko, nad niem zawiesiliśmy kocioł 
do herbaty, a siadłszy potem przy ogniu, dowiedzieliśmy się 
od Ajuszki, źe w ułusie rzeczywiście odbywa się wesele. 

Chłopiec do rodziców dziewczyny, z którą chce się żenić, 
posiyła swatów (hudurn); ci umawiają się o cenę dziew- 
czyny i odwożą kałym. Za dziewczynę otrzymuje ojciec 
pospolicie trzydzieści sztuk bydła; bogaci płacą całemi sta- 
danai. Rodzice żeniącego się młodzieńca dają mu i n d ż i , 
to jest weselne podarunki, które ułatwiają mu nabycie 
panny. Jeżeli żona z mężem żyć nie chce i uciecze od 
niego, tajsza przypomina jej obowiązki małżeńskie chłostą; 
jeżeli zaś ucieczka kilka razy powtarza się, ojciec jej obo- 
wiązany zwrócić mężowi bydło, a córkę może wydać za in- 
nego. Tam gdzie za żonę nie dano kałymu, ucieczka z domu 
męża jest rozwodem i daje jej prawo wyjść za innego. Ko- 
rzystają z tego Buriatki; znałem jedne, która miała ośmiu 
żyjących mężów. Łatwość w obcowaniu z kobiatami, nie- 
dbanie o wierność małżeńską, bardzo strasznie rozMerza 
zaszczepiony przez Moskali sifilizm. W wielu jurtach nie 
tylko rodziców, ale wszystkie dzieci widziałem osypane kro 
stami wenerycznemi. 

W dzień wesela pan młody przyjeżdża w orszaku przy- 
jaciół do jurty narzeczonej swojej. Dziewczyna nie poka- 
zuje się, a goście przez całą noc ucztują: piją araki, jedzą 
baraninę, śpiewają i tańczą. Taniec ich nazywa się nad on. 
Stojąc naprzeciw siebie, trzymają się za ręce, a krzycząc 
i śpiewając, przebierają nogami na krzyż, tak, że prawa 
noga dotyka prawej nogi, a lewa lewej nogi kobiety. Za- 
bawa trwa przez całą noc. Nazajutrz matka wyprowadza za- 
krytą pannę młodą i odkrywszy jej zasłonę, oddaje ją mło- 
dzieńcowi. Państwo młodzi oddają potem według staroży- 



102 

Łnego obyczaju cześć i ofiarę ogniowi i rasem z gośćmi od- 
jeżdżają do mieszkania pana młodego, gdzie zaraz po pny- 
byciu, panna młoda rzuca kawałki mięsa na ogień, pod ściasj 
i przez otwór u góry, którsrm wychodzi dym z jurty. "We- 
sele kończy się na fecie i pląsach. W Mongolii i w Buriacp' 
podczas ofiar składanych przez nowożeńców ogniowi, odm- 
wiają następującą modlitwę*): « Królowo ognia, matko Cł. 
z wiązu urodzona, rosnącego na wierzchołkach gór Haofaj- 
hanu i Burchatuhanu 1 Początek twój sięga chwili oddziele- 
nia się ziemi od nieba; powstałaś ze stopy matki Eti^fs 
i zrobiono cię królem dobrych duchów! Matko Ut! ojckc 
twój: twarda stal, matka: krzemień, a przodki: wi|n>ve 
drzewa; blask twój dochodzi do nieba i przenika cilą 
ziemię I 

Ogień skrzesany przez mieszkańca nieba (Czingrisa), a n- 
palony przez królowę Ułuken (matkę Czingisa) ! Bogini U:, 
składamy ci na ofiarę żółte masło i białego z i^tą g)o«) 
barana 1 Tyl która masz dzielnego syna, śliczną synonf 
i piękną córkę — tobie matko Ut, patrzącej w górę, ofiars- 
jemy wino czarkami, a sadło garściami 1 Daj szczęście kr^ 
wieżowi (tak nazywają pana młodego), królewnie (pam 
młoda) i całemu narodowi. Cześć ci dajemy I » 

Są okolice, w których jest zwyczaj, że nie matka oddaje 
córkę panu młodemu, ale ten ją sam porywa i u wozi do 
domu, gdzie wesele się odbywa. W innych znowuż okoli- 
cach, mianowicie nad Czikojem, Huduru (swat) odwiosłsr 
kałym ojcu, zabiera pannę młodą, okrywa ją białą zasioai 
i w orszaku gości wiezie do pana młodego, który z swif 
jurty nie wydala się, i tu dopiero odbywa się ceremow 
przy ogniu i owe rzucanie mięsa. Tu i owdzie istnieje itaf- 
dzy Buriatami dziwny zwyczaj, że pierwszą noc po wesdn. 
żona (byrygawacz) nie z mężem (nuturni) spędza, ale i db- 
wnym kochankiem, jeżeli go miała, albo też z jakimkohnek 
kawalerem na wesele zaproszonym, a potem dopiero obcoje 
z mężem. 

Buriat może mieć stosownie do zamożności kilka st^et 



*) CcernąJB wiera. D. Bancarowa. Kasaft 1846, str. 37. 



103 

ioUf lecz bieda utrzymuje jeduoieństwo. Takich, którzy 
mają po kilka żon, nie wielu jest między nimi. Żona wię- 
oej pracować musi od męża. Ona szyje suknie, wyszywa je, 
robi wojłoki, wyrabia skóry, kręci linki z końskiej szersci, 
z żyl robi nici, gotuje, doi krowy, dozoruje w domu i wy- 
chowige dzieci. Mąź pilnuje stada, zakupuje potrzebne do 
domu rzeczy, lub sprzedaje, buduje jurty, robi siodła, łuki 
i metalowe ozdoby uprzęży, które każdy w swoim kowalskim 
przenośnym piecyku wykończa. 

Małżeństwa kojarzą się w młodym wieku i tej okoliczno- 
ści przypisać należy prędką utratę wdzięków młodości. Ko- 
bieta trzydziestoletnia ma już twarz pomarszczoną , ciało wy- 
schłe, obwisłe i pozór starej baby. Mężczyźni także staro 
wyglądają; nigdy nie mogłem zgadnąć lat Buriata. Organi- 
sacya słaba do pracy ; wielka śmiertelność dzieci wytłumaczyć 
się daje klimatem surowym, ale i wczesnem żenieniem się. 

Drugą żonę nazywają baga-kgerkgen. Po śmierci męża 
nrolno jej jest wyjść za mąż za syna jego z pierwszej żony. 

Dłago siedzieliśmy przy ognisku , piliśmy herbatę, słuchali 
&JQ8zki i śpiewów z ułusu. Już przyzwyczaiłem się do tego 
iposobu źyćia i podobają się mi te popasy i noclegi w polu. 
Myśl nie zamknięta ścianami, zawsze jest świeżą i bujniejszą, 
i wrażenia obficiej udzielają się sercu. Głównie jednak 
lodobała się mi prostota i swoboda koczowniczego życia. 

Księżyc już wypłynął na ciemny strop nieba, gdyśmy spać 
^szlL Zanim się obudzą moi towarzysze, opiszę ich fizyo- 
lomie. Ajuszka jest jeszcze młody chłopak, wesoły i uprzejmy. 
Twarz mapłasko-kwadratową, cerę ciemną, wyraz fizyonomii 
iobry i przyjemny. Między swoimi uchodzić może za pię- 
mego mężczyznę. Warkocz elegancko spleciony, ubiór sta- 
'anny i czysty, dobrze go zaleca. Po moskiewsku mówi nie 
ile i jest moim tłumaczem. Munka ma lat trzydzieści, wy- 
gląda zaś na pięćdziesięcioletniego mężczyznę. Twarz bardzo 
niada, brzydka i brudna, usta ogromne, nos mocno spła- 
zczony. Brakuje mu kilku zębów, które mu przed kilku 
aty wybił koń na wpół dziki. Warkocz jego przed rokiem 
pleciony, zakurzony i brudny, jest mieszkaniem białych 
iwierzątek, które u nas żartobliwie nazywają egipskiemi 



104 

barankami. Ubiór zasmarowany i podarty, robi jesaae 
odraźliw8z% jego figurę. Po moBkiewsku nie umie , a xe m% 
rozmawia za pomocą migów. Ja takie migami ran odpom- 
dam i kilkunastu buhackiemmi wyrazami , których się w dra- 
dze nauczyłem. 

Obudziliśmy się, gdy już słońce było wysoko i zaraz wy- 
jechaliśmy. Dzień był gorący, ranne mgły szybko znikh, 
a widok mieliśmy na góry i ułusy, gęsto w dolinie roan- 
dzone. Na szczytach kilku gór wznoszą się -o bony, ktśte 
także nazywają ombonamL 

O bon jest to buda z tyczek jodłowych w formę otftn- 
kręgn ułożonych. W środku budy stoi słup, na ktai?B 
w czasie igrzysk lamowie stawiają burhanów. Wyraz obaa 
znaczy kupa, bo z daleka ma pozór kupy ostrokr^ u w ^ 
Obony na górach bezleśnych widnieją na widnokręgu, jik 
mogiły starożytne; charakteryzują one krainę Biiriatófv. 
Pejzażysta malujący tutejszą naturę, nie może go pomisąr. 
Nieprzerwany ciąg dolin i samotnych wądołów, pasma ms- 
rozplatane gór, drobne jurty, liczne stada i obon na gont, 
jako jedyny znak i nietrwała pamiątka myśli o Bogu tató- 
szych ludzi, wpadają w oczy jako szczególne cechy bom* 
ckiego krajobrazu. Pejzaż ten pod niebem posianem białeai 
obłokami, pociągnięty niebiesko^zarawą mgłą, nosi w ukk 
wyrażenie niepewnej tęsknoty i smutku nieokreślonego. 

Wiara powszechna w duchy miejscowe, które wpływiją 
na roślinność, zwierzęta i ludzi pewnych miejscowości, diła 
początek obonom, które w czasach klęsk i nieurodzaju 
szą na cześć tychże duchów. Obony są zabytkiem 
zmu. Lamowie, którzy godzą wiarę Buddy z ofanądkuB 
starej wiary, zachowali obony, lecz nadali obrządkom pny 
nich odprawianym charakter nowej religii. Miejsce, na któ> 
rem ma stanąć obon, poświęca lama świętą wodą raszisB. 
Poczem wkopują w ziemię broń, stare zbroje, jako to: 
hełmy i pancerze, talerzyk miedziany zwany sugnsoS 
z srebmemi pieniędzmi, różne ubiory, jedzenia, lekarstwa 
i naczynia. To wszystko zasypują węglem i ziemią, a na j(j 



*) w Sugusu składąjf ofiary pned bnf banami. 



105 

powierzchni okładają kamienie w kształt krzyża, którego 
jedno ramię wskazuje na stronę między północą a wschodem, 
drugie ramię na stronę między wschodem a południem, 
trzecie mi)gdzy południem a zachodem , czwarte zaś na stronę 
między zachodem a północą. Na około tych kamieni sta- 
wiają tyczki, które wierzchołkami opierają się o siebie 
i tworzą takim sposobem okrągłą budę z otworem z jednej 
strony. Obon, właściwiej rzecz skreślając, jest kaplicą bu- 
ńacką, przy której corocznie odbywają się wyścigi konne 
i igrzyska. 

Niektóre obony poświęcone złośliwemu bóstwu Lusud, 
panigącemu nad wodami, zowią się także łnsnd. Stawiają 
je blizko wody i modlą się przy nim o łaskę i proszą, ażeby 
ludziom i wszystkiemu, co ich otacza, nie szkodził. 

W mongolskich książkach lamy Wadżradara Mergen 
Dian czy, p. t.: «0 obrządkach i modlitwach przy obonachw 
i o « Wystawianiu obonów»*) powiedziano, że po zakopaniu 
różnych pamiątek i zrobieniu usypiska, sadzą na niem drzewa 
i stawiają ptaka gar u de, albo też według starego zwyczaju 
wtykają w nie łuk, strzały, kopię i miecz. Na około wiel- 
Jciego usypiska robią dwanaście małych, a wszystkie są sym- 
bolem świata według pojęć Buddaistów. Środkowe usypisko 
przedstawia górę Sumer, a inne przedstawiają dwanaście 
dwipów czyli części świata. Każde usypisko przystrajają 
figurami zwierząt i ptaków, a na kamieniach napisane są ró- 
żne modlitwy. Zamiast krwawych ofiar Szamanów, ofiarują 
Buddaiści owoce, zboże, mleko, wino, i t. p. Modlą się nie 
tylko do ducha obonu, lecz i do duchów miejsc sławnych 
pomiędzy Buddaistami, jako to: Magady, Bu dały, 
Udiany, Szambały, Hridrakuty, Tybetu i całej Mon- 
golii. Pomiędzy Buriatami stawiają obony w sposób wyżej 
opisany. Opisaliśmy już także wyścigi konne Szamanów-Bu- 
riatów przy nich odbywane; teraz opiszemy uroczystości wy- 
ścigowe u Buddaistów -Buriat ów. 

W dzień święta obon obkładają nowemi tyczkami, lamo- 
wie poświęcają go i modląc się przy dźwięku trąb, muszli 



*) CzernAja wiera. D. Bansarowa. Str. 27 i 28. 



106 



i kotłów. Po tern nabożeństwie następuje pod górą nofe 
mężczyźni siadają w jednem kółku, kobiet j w dnfn 
Pierwsze miejsca na wojłokach lub poduszkach zajmuj) » 
mowie i urzędnicy. Przed nimi na małych stolikach lib ń 
na korze brzozowej zamiast obrusa, stawiają ngotomzeb- 
ranie głowy i araki. Lamowie l^ogosławią pokarm, pooa 
następuje uczta, na którą mięsa i wódki dostarczają ah^ 
Kto nie dostawi mięsa , płaci karę pieniędzmi , których ttpt 
oddają lamom za nabożeństwo, a resztę ofiarują zwyó^am 
wyścigowym i szermierzom. Obecni na uczcie robią Bii| 
składkę na tenże sam cel. Każdy ułus prócz mif sa obonf- 
zany jest wysłać kilka koni na wyścigi. 

W ludniejszych miejscowościach czasem sto koni ^ ^ 
razu do mety , do której przestrzeń kilka albo tez i doaitc 
wiorst wynosi. Widok goniących się i przeicigającyck ▼»- 
kiej liczbie Buriatów pełen jest życia i malowniczośd Kfl>^ 
który dobiegł pierwszy do mety i za nim kilka 'wsf^ 
z kolei, przyprowadzają przed łamów. Ci siidiją ■ 
nie i czytają albo mówią pochwały tak koni jtk i <^ 
właścicieli, i dają ostatnim nagrody, które nie hf^ 
znaczne; ci, co na ostatku przybiegli, otrzymują tjlkof* 
kilka groszy. O mowach pochwalnych nabiorą ojtehicf 
wyobrażenia z mowy, którą tu w tłumaczeniu podąjesr'*^ 

tt Wieczny pokój niechaj panuje na świecie, mówi ita^ 
Wyznawcy buddajskiej wiary, błyszczącej jak słońce, ■«■>? 
do was w imieniu Zonbacha (bóstwo) , który utrzymoje i^ 
i władzą obdarza! Wielmożni panowie i panie, do «ai*^ 
wię i wam oznajmiam , że stale i mocno jak skała atnn*- 
jecie prawa i wypełniacie ukazy naszego cara, a wołasz 
obdarzyła was większemi niż innych łaskami! Panowie ic>r 
dnicy, pochodzący z carskiej krwi i z książęcego rodi ^ 
źniczki, do was wszystkich się odzywam, słuchajcie! Fb^ 
wami błyszczy niebieska jasność najwyższej świecy! ni^ 
kolorowa świeca potomstwa! przed wami kwitnie )^ 
szczęśliwości: wieczna i niezmienna religia! Miesbi? 
wschodnich okolic Bajkalskiego morza, wyznający swoboi* 



*) Obon p. Dawydowa w Zapiskach Sibirtkaho Oddi«łA. 



107 

na tym złotym świecie buddajską wiarę, przynieślicie ofiary 
miejscowości na górze Egolenhan (obłok car)! Z bogatej 
czarnej góry od wschodniej strony płynie w zachodnią stronę 
obfite i czyste źródło. Obon podniósł się i stoi jak zam- 
knięty kwiat lotosu ! Przy dziękczynieniach i ofiarach na Są- 
dnym Rabża (nazwisko obonu), stojąc na wierzchołku wyso- 
kiej i białej skały, prosiliście o pomyślność i szczęście 1 
Mówię wam o wierzchowcu , który pierwszy dobiegł do mety, 
donoszę wam o wielkiej sile stepowego konia! 

Wiadomość o ludach mieszkających nad Bajkałem i w Za- 
bajkalu, a wyznających religię mongoło-buriacką, podał 
z rozkazu Jego Wysokości cara pan jenerał-gubemator wscho- 
dniej Syberyi, a prawdziwość tej wiadomości stwierdził swoją 
pieczęcią bohater biały car i potwierdził drugą pieczęcią 
Ban-czin-dałaj łama gaszi. W północnej okolicy przy świą- 
tyni Ribo Guzi Gaidan (nazwisko onińskiego kościoła), pod 
władzą głównego Bandina-Hamby : Iszy Zamsujewa, osiadł 
pan zaaak-lama (godność duchowna) Namźił Gałdanów, nie- 
skończenie litościwy, nieograniczenie miłosierny, mądry 
i znający pismo święte oraz szesnaście wielkich prawd zło- 
tego Haniura. Oto jest jego nigdy nie zmęczony, ulubiony, 
dzielny i piękny koń stepowy ! Podczas każdej uczty, zawsze 
w przyszłości pierwszy dobiegaj do mety i niechaj cię chwalą 
tysiące ludzi! Koniu ze sławnemi i długiemi uszami, z że- 
laznem! kopytami i z zębami z lanego srebra, pierwszym bądź 
w wyścigach i w pochwałach ! Koniu z kopytami stalowemi 
i z zębami ze srebra kutego , biegnij i deptaj wrogów i okry- 
waj kurzem swoich nieprzyjaciół! Gdy pobiegniesz środkiem 
ważkiej doliny , zmiataj kurzawę z okolicznych pagórków 1 
Bądź tak bystrym jak proch zapalony! bądź szybkim jak 
strzała z łuku .puszczona! bądź jasnym jak czyste niebo 
i światłym jak wygładzone toli!*) Przestrzeń, którą prze- 
biegłeś, jest górzysta i długa, słup, do którego dążyłeś, jest 
z czerwonego cyprysu! Biegniesz z własnej ochoty bez po- 
pędzania i rozpędzasz złych duchów! Siłą i bystrość twoja 
jest taka, jakiej tylko ludzie żądać mogą. Mieszkasz nad 



*) Toli Jest to micdtłaDy kr^g używany do naboieństwa prs«z Buddaistów 



108 

zimnem źródłem na dziedzińca z sinego kamienia, pija 
wodę z czarnego źródła na skalistym dziedzińca! Syna b- 
sztanowatego ogiera, źrebię kasztanowatej Uacsy! jtśa 
najlepszym pomiędzy nieznuźonymi biegunami! O zsfi^ 
ztotA goleń (ajal zagaj ałtan szagaj!) jesteś rze<33fwi9C3e ś^ 
zmordowany bieganin 

Po wyścigach występują przed pabliczność szermiene. 
którzy dotychczas na boku w drugim rzędzie parami ńt- 
dzieli. Szermierze łono maj% zakryte, zresztą są obaażeai 
Przed bitwą podchodzą do lamy, który ich błogosławią d^ 
każdemu porcyę araki i pryska im w oczy tym mpo^ 
Przeciwnicy obejmują się w pasie, usiłując wzajemnie pow»- 
lić się: biją się kułakami, drapią paznokciami, a£ vrenae 
jeden zwyciężony, pada, a zwycięzca przy powsseda^ 
wesołości i pochwałach publiczności , z podrapanemi i a- 
krwawionemi plecami, odbiera powtórne błogosłuwieńst^s 
lamy i nagrodę. 

Rycerskie te zabawy pochodzą z lepszych czasów MougcS 
i one to wychowały spokojny i tchórzliwy naród na wojoro- 
ków i łupieżców świata. Przy każdej świątyni odbywają ń^ po- 
dobne zabawy. Dzień zapasów jest wielkiem świętem, a^j* 
weselszym dniem w roku, dniem, w którym cała ichsistitM 
i pusta kraina ożywia się i nap^ia ludźmi. Wszyscy d|i| 
wówczas do obonów , a tutaj rozgrzawszy krew wódką, x aa- 
miętnością przypatrują się zapasom, a w wyścigach pnm 
wszyscy biorą udział. 

Obejrzałem na wysokiej górze stojący obon, zkąd » 
ogromną przestrzeń wspaniały odkrywa się widok, a tsam- 
jąc się z góry wraz z kamieniami, które nogi moje pon- 
szały, powróciłem do oczekującego na mnie Ajuszki, któft 
chcąc dognaó Munkę i dwa inne wózki, pędzfi i krsjcp^' 
szi! szil sszil sszil na kłusem biegnące konie. Sz^iik* 
mijaliśmy góry porosłe macierzanką i doliny kwieciste h- 
sikoniki skaczą i furczą w powietrzu. 

Przed południem jeszcze dognał nas orszak weselny, a a* 
krzyczawszy: «mynde! myndelo zostawił nas za sobąi^Bsgo 
pstrzył się na drodze , zanim zniknął za górą. Orszak ta 
jechał z ułusu, w sąsiedztwie którego nocowaliśmy, do ałasi 



109 

pana młodego. Na arbie siedziała młoda para. On — pny- 
8tojny a bystrego wzroku młodzieniec, objąwszy praw% ręką 
swoją zonę, szepti^ jej coś do ucha; ona głowę w dół spu- 
ściła i twarz r§k% zakryła. Gdy Aj uszka ich powitał, odsło- 
niła twarz wcale piękną, a spojrzawszy na nas, znowuż ręką 
się zakryła. Ubiór miała świetny i bogaty. Buddygył z lśnią- 
cego się manszęstru, oszyty jedwabnemi i adamaszkowemi 
pasami; na nim ciasny kaftan czerwonemi taśmami oszyty, 
na szyi kilka jakby złotych łańcuchów, na piersiach zaś wi- 
siał duży srebrny medal w koralowej oprawie. Hiho za 
uszami i warkocze obciążone były świecidełkami. Twarz jej 
oblana była rumieńcem, a oczy małe i ukośne, rzucały na- 
miętnością zamącone spojrzenia. Pan młody również był 
strojnie ubrany w manszestry i jedwabie, warkocz miał 
długi, a małachaj na głowie bardzo elegancki. W około 
arby młodych jechało konno kilkanaście kobiet i ze trzydzie- 
stu mężczyzn, a wszyscy byli w świątecznych strojach, roz- 
grzani nocną zabawą, wesoło pokrzykiwali i śpiewali. 

Prócz ułusów, podróżny napotyka tutaj stacye pocztowe, 
przy których kilka chałup i domków zamieszkałych przez 
osiedleńców, są punktami szerzącymi moskiewską ludność 
pomiędzy Buriatami. Obok stacyi pocztowej jest zawsze 
i etap. Więzienie etapowe otoczone ostrokołem, stoi przy 
drodze, a partya aresztantów w kajdanach dochodzi do 
niego, w którem przenocowawszy, wyruszy dalej. W partyi 
jak zawsze, są polityczni polscy wygnańcy, których Mikołaj 
niżej postawił od zbrodniarzy. Od Wierchnioudińska minę- 
liśmy już kilka więzień etapowych. W żadnem państwie na 
świecie nie ma tyle więzień, co w moskiewskiem ! 

Od etapu zwróciliśmy się na lewo na mały pagórek, za 
którym nad jeziorkiem Eołpinne, popasaliśmy kilka godzin. 
Ledwo rozłożyliśmy ognisko, nadjechał na wózku jakiś po* 
bożny Buriat. Na piersiach miał medalionik z wyobrażeniem 
nieznanego mi bóstwa, a |w ręku trzymał różaniec, którego 
paciorki, modląc się ciągle w drodze, przerzucał. Medalio- 
niki i różańce w powszechnem są użyciu u Buddaistów. Nie 
wiadomo mi, czy chrześcianie wzięli je od Buddaistów, czy 



110 

tei ci ostatni od pierwszych. Dnigie przypnszcmiie li^ 
się byó prawdopodobniejszem. 

Prócz medalioników i różańców mają Buddaiad poMi 
do katolickich infały i oniaty. Zdaje się, ze zaprowidnfii 
n nich liczni sekciarze chrześciańscy, szczególniej Kestsf* 
nie , którzy w pierwszych wiekach po Chrystusie rozesdi ą 
po całej Azyi, a szczególniej po Chinach; osiadali i yI^ 
becie. 

Fizyonomia dopiero co przybyłego Bariata blada, smioą 
przypominała twarze ascetów. Był to jednak pomimo swt 
jej pobożnej miny człowiek światowy i gadała. Pocn^«» 
łem go herbatą, a przy herbacie skierowałem ronn©"? *> 
Dalaj lamy. «Dalaj lama, mówił gość mój, jest meoBitf' 
teiny i nietykalny. Już kilka monarchów asiłowało ałiB 
jego osobę i ziemię. Na wojska jednego, co jni mgśj^ 
Tybetu, piLŚcił ogień, który ich spalił i w popiół aairf 
kraj z którego pochodzilL Innego króla , co także bijm^ 
Tybet, zalał wodą wraz z wojskami; woda jak morze wA 
wystąpiła na ziemię i kraj niepoboinego króla zalała. ^ 
do niego ze złemi zamiarami przystąpić nie moie i nikt ^ 
nigdy nie pokona. » Nie wiedział mój gość, że Dabjh* 
w przeszłym wieku pomimo takiej wszechmocaoki ^m 
podwładnym cesarza chińskiego. 

O pielgrzymowania Buriatów do Lassy, rezydencji P"ł 
lamy w Tybecie, która jest tem dla Buddaistów, cze» j^ 
Rzym dla chrześcian, mówił mi gość mój, co następ^ 
« Podróż do Tybetu długa jest i niebezpieczna. Ogro** 
góry i wielkie pustynie trzeba przebywać, gdzie Iwlń » 
ma, a jeżeli są, to opryskliwi, niemiłosierni, nawet drtf 
podróżnemu nie chcą wskazać. Potrzeba dożo pioiH? 
i odwagi , kto chce się udać do Tybetu. Przytem rtą^ >* 
nie pozwala na takie pielgrzymki, a chiński rząd nie pf* 
puszcza w głąb swego państwa. Są wprawdzie ponńt^ 
nami tacy bohaterowie, co byli w Tybecie, ale je?tichłi^ 
dzo mało.)) 

My tu dodamy, że w ogóle, wpływ Dalaj lamy na Bni^ 
tów i Mongołów pod berłem moskiewskiem zostają cjdu j* 
żaden albo bardzo mały. Oddzieleni granicami państw ii>* 



111 

knictych w sobie, narodami podejrzliwymi i ogromnemi 
przestrzeniami, nie mogą się z sobą komunikować. Rząd 
moskiewski krzywo patrzy na wpływ Dalaj lamy, wychodząc 
z poglądu, ie Buriaci nie zasilani dachem i nie utwierdzani 
kontrolą i rozkazami głowy swojej religu, odcięci i zosta- 
wieni sami sobie, prędzej ulegną wpływowi panującego 
w Moskwie kościoła. Zdarza się jednak, jak mnie o tern 
zapewniano, że do Buriatów przybywają lamowie z Tybetu, 
a właściwie od Kutuchty, który mieszka w Mongolii i znosi 
się z Dalaj lamą. Tak rzadkich a drogich gości Buriaci 
ukrywają pomiędzy sobą troskliwie, płacą im dużo, pielę- 
gnują i dogadzają z wielką starannością. Wysyłają też 
tajemnie swoich łamów na naukę do Mongolii, którzy zno- 
wuź przed władzami chińskiemi ukrywać się muszą. Wraca- 
jący ztamtąd, jest bardzo szanowany i posiada wielką po- 
wagę i wziętość między swoimi. 

Ograniczone i tak bardzo ścieśnione stosunki z wyższą 
hierarchią, która przebywa za granicami Syberyi, nie wywo- 
łuje przecież niezadowolienia Buriatów przeciw rządowi mo- 
skiewskiemu. Owszem są oni zadowoleni ze swego położe- 
nia i rząd znajduje pomiędzy nimi emisaryuszów, których 
wysyła do Mongolii w celu propagowania tam sympatyi dla 
Moskwy. 

Księgi święte pisane w języku tybeckim, sprowadzają 
Buriaci z Mongolii lub z Chin. Burhanów, medalioniki 
i różne aparata kościelne, także tam nabywają za drogie 
pieniądze i przewożą drogą kontrabandy. Przed kilkunastu 
laty oficer moskiewski Rozgildiejew, odprowadzając missyę 
rosyjską do Pekinu , przywiózł ztamtąd wiele ksiąg tybeckich 
i burhanów, i takowe sprzedawał Buriatom za 10,000 rs. 
Archirej irkucki Nił, fanatyk i despota, oskarżył oficera przed 
władzą i pociągnął go za to do odpowiedzialności, wycho- 
dząc z zasady, że sprowadzanie ksiąg tybeckich, oświecając 
Buriatów w wierze Buddy, przyczynić się może do oporu 
^ Pi^yjęciu prawosławia. Rząd jednak na ten raz uwolnił 
oficera od odpowiedzialności i skargę archireja zostawił bez 
skutku. 

Pobożny Buriat napiwszy się do syta herbaty, skończył 



112 

zajmnj%c% rozmowę, pożegnał nas i odjeclial. Resztę po- 
pasa spędziłem na spisywaniu słowniczka mongolskich iryn- 
zów, potrzebnych mi w codziennych stosunkach zBuristm 
Ajuszka dyktuje mi wyrazy i tłumaczy na moskiewski jęiji 
Język Buriatów w wymawianiu jest gruby i twardy. SpS- 
głoski h, g, k, ł, prawie w każdym wyrazie słyszeć się dają; 
łatwy jest jednak ich język, do nauczenia się, a moskieirecj 
chłopi między nimi mieszkający, łatwiej i lepiej nim mówią, 
niż swoim ojczystym językiem. Pomiędzy Buriatami naj* 
czyściej mówi% po mongolsku plemiona Khałkasów i Sides- 
gińskie, to jest na chińskiej granicy mieszkający: Ataganc^ 
wie, Songoły, Sartałowie i Tabangutowie. Horyńcyjużmn^j 
dobrze mówią po mongolska. Dyalekt tonkińskich i niiac* 
udińskich Buriatów jeszcze więcej zaprnszony jest obcym 
wyrazami ! Buriaci zaś na północy Bajkału i koło ŁeDj mi^ 
szkający, wiele tatarskich wyrazów wcielili do swego j^zji^ 
Gramatykę języka buriackiego napisał Kastren, Szwed, rodess 
z Finlandyi, znakomity filolog, p. Ł: «Ver8uch einer bona* 
tischen Sprachlehre». 

Od słownika oderwał moją uwagę ślepy chłopiec pod^^ 
rający się kijem. Szedł drogą dosyć prędko, a usłyszansy 
rozmowę, zwrócił się ku nam. Posadziliśmy go koło ogm- . 
ska i dowiedzieliśmy się, źe idzie do wsi Kluczy, połoionc 
za Jabłonowemi górami, od której go dzieli jeszcze mil kil- 
kadziesiąt. W tej wsi urodził się : w pien;i'6zym roku iycii 
oślepiła go ospa. Dzisiaj ma lat 21. Ślubował odbyć piel- 
grzymkę do grobu ś. Inocentego w Irkucku i z domu wj* 
szedł z towarzyszem, który nim opiekował się i prowadsl 
W powrocie z Irkucka, już za Bajkałem, towarzysz niego- 
dziwie porzucił go i biedny ten chłopiec niewidomy, t^ai' 
szony jest sam jeden odbywać dalszą podróż. Chociał nie 
ma przewodnika, nie zbacza z drogi i nie błądzi; idzie ha 
obawia i stąpaniem poznaje kierunek drogi. 

Wziąwszy z sobą ślepego chłopca, wjechaliśmy ao^ 
w dolinę Udy. Góry tutaj spłaszczyły się. Po zadiodoe 
słońca świecą na niebie ufarbowane obłoki, a po goncie 
błądzą jeszcze czerwone promienie. Słońce wkrótce je ści^' 
gnęło i wnet wszystko pociemniało. Na niebie pokaaat n( 



113 

ksi^yc lekko zarumieniony jak twarz więźnia, który ode- 
tchnął wolnem i świeżem powietrzem. Wrażenie tego prze- 
ślicznego wieczora przypomniało mi wyrazy wyśpiewane 
w pobratymczej ziemi Łużyczan sercem tęskniącem do oj- 
czyzny, w podobny wieczór do dzisiejszego: 

Ach I kiedyi mi będzie dano 
UJneć cichy nocy wschód — 
I Itsiciyca twan rumiana 
w pneśrocsy ojetystych wód. 
Serca ból w Wiśle snyć 
I s Jej fal spokój pić i*) 

Nocowaliśmy pod gór%. Nazajutrz od stacyi Kule zwró- 
ciliśmy znowu na lewo i przejechawszy pasmo pagórków 
ustrojonych obonem, wjechaliśmy w dolinę rzeki Ony.**) 
Dolina jej zamieszkała jest przez Buriatów; szerokie błonia 
dostarczają dosyć paszy dla ich stad. Widoki nad Oną, 
szczególniej przy ujściu, są malownicze. Na łąkach pasie się 
Bydło, czernią się utusy, więzienie i stacya pocztowa; dalej 
zaś wznosi się budynek Dumy, a za nią wyniosłe pasmo 
i głęboka dolina rzeki Kudanu, z lewej strony wpadająca 
do Udy. Strumyk Zyrgilej przejechaliśmy w bród, przez 
Gnę zaś wazką i bystrą przeprawiliśmy się na promie. 
Przewoźnicy nasi byli prawie nadzy, w biodrach tylko 
przepasani. Przewodnik ich, stary już człowiek, ciało miał 
czarniawe, spiczastą czaszkę i malutkie oczy. Surowa jego 
fizyonomia nasuwała wyobrażenie * Charona. Ponury i zło- 
śliwy jak tamten , wymyślał nieustannie na przeprawiających. 
I do mnie przemówił opryskliwym głosem, lecz nie zrozu- 
miałem jego mowy i zostawiłem ją bez odpowiedzi. Na tam- 
tej stronie Ony, każdy za swoją duszę oddawał mu mały 
pieniążek, lecz buriacki Charon nie zadowolnił się datkiem 
i znowuż wykrzyczał wszystkich, szczególniej zaś Munkę^ 
Uspokoiliśmy go dodatkiem kilku kopiejek. 



*) Wierss Romana Zmorskiego. 

**) Źródła Ony snajduj^ się w górach, które od pasma Oriaśnego prse- 
eiągn^y si^ na sachód. Ona płynie s północy na południe i pod HoryAak% 
Duną wpada % prawego bnegu do Udy. 
GiŁLBB, Opisanie. III. 8 



114 

Popasaliśmy -w Onińnkim i:^asie, którego jurt; Toaw^ 
się wzdłuż rzeczki na znacznej przestizenL Lnd&e gfib 
roili się po ułosie. Tam kilka Bnriatów nagich p)a«ik> b- 
nie, owdzie za jurtą, stary jej gospodarz zarzynał łwiii: 
gdzie indziej siodłano konie lub je zaprzęgano do iib: 
dwóch zaś łamów w żółtych sukniach, z różańcami w rgbci 
bosi, poważnie przechadzali się po wsi, a dzieci tłosteia- 
morusane, po łące biegały i zanurzały się w kałnach- 

Oniński ułus jest stolicą Horyńskiej Ordy, która odh- 
błonowych gór do Sielengri siadła w dolinach rzek^pi^ 
do Udy i Chiłoka; składa się z 14 rodów. Liczba ludnois 
tej ordy dochodzi do 40,000 osób. 

Roku 1648 kozacy zmusili do płacenia jesaku 160 ten*" 
ków horyóskich, którzy do kassy Nerczyńskiego wojewód«t«*) 
płacili po 20 kop. sr. od osoby. Tegoż roku czarne cbB?- 
gwie horyńskie odesłali Moskale pod straż do ItancyńAi^ 
ostrogu i jedenastu chłopców amanatów (zaliładnikóti d 
jedenastu rodów horyóskich. Roku 1703 dnia 2 marca V 
szedł reskrypt na imię zajsana Gi^uckiego rodu Badana D^ 
rakiewa, którym Moskale pozwolili Horyócom koczowłc f» 
ich stepie Kudaryńskim i nad rzekami Sielengą, Itanci, i»ir 
Tugną, Chiłokiem, Oną (An%), Kudarą i Kurbą. Boka 1|<? 
dnia 3. marca wydały irkuckie władze reskryt na imif dw 
tajszy: Rinczyna Szodojewa i Ołbori Dasziewa, poawalą^ 
im koczować od Bajkału aż do chińskich granic. RokalłU 
Moskale urządzili pomiędzy nimi wojenne essanlstwa. w*" 
1727 car Piotr II. ofiaroi^ał im jedenaście chor^gwL BfiM 
1747 nad Oną założono kantor rządzący, z którego pow** 
później stepowa duma. Roku 1777 senat pozwolił Hoiyńcea 
sprzedawać do Chin w Kiachcie konie i bydło. Boku loS 
car Mikołaj I. przysłał im 14 nowych chorągwi. 

Prawa, którym Buriaci podlegają, są mieszaniną ichokj- 
czajowego prawa z prawem pisanem, moskiewskiem. Hw 
ich oddzielone są od gmin chrzesciaóskich, a władie ** 
nimi oddawane są Buriatom. 

Horda czyli plemię, dzieli się na rody. Naczelnik** 



* Syberya dsieliU się dawniej na województwa, jak teru m 



115 

rodu jest Tohołoj. TJrz%d jego odpowiada urzędowi na- 
szego sołtysa we wsi. Tohołoj zbiera podatki, naznaczą 
podwody, s^dzi polubownie małe sprawy; ma prawo karać 
przestępców porządku policyjnego ; sam zaś przez czas swego 
urzędowania uwolniony jest od kary cielesnej. Tohołoja 
wybierają na trzy lata; najczęściej obierają członków jednej 
rodziny. 

Kilka połączonych rodów stanowi gminę (rodowa uprawa), 
nad którą władzę ma Z aj san. Zajsan wybierany jest przez 
ludność g^iny, według tychże samych prawideł, co i tohołoj. 
Kancelarya jego składa się z jednego pisarza. 

Kilka gmin stanowi jednąf hordę, którą zarządza Duma 
stepowa. Duma jest instytucyą administracyjno -sądowo- 
policyjną. Sądową władzę posiada w zakresie spraw cywil- 
nych i policyjnych, sprawy zaś kryminalne odsyła do sądów 
kryminalnych moskiewskich. Do kategoryi kryminalnych 
spraw należą: bunt, pędzenie wódki ze zboża, morderstwo, 
rabunek i fałszerstwo. Jeżeli Buriat popełni występek, na- 
leżący do jednej z tych kategoryi, natychmiast władze mo- 
skiewskie zjeżdżają na śledztwo, osadzają winnego w więzie- 
niu i sądzą według swojego kodeksu. Za inne zaś prze- 
stępstwa, jako to: złodziejstwa, skaleczenia, oszustwa, i t. p., 
pociągają Buriatów do sądów moskiewskich w takim tylko 
razie, jeżeli występek popełniony został na territoryum za- 
mieszkanym przez Moskali. W przeciwnym razie tohołoj, 
zajsan , a czasami tajśza , sądzi sprawę i wydaje ustny wyrok. 
W tych sądach nie trzymają się litery prawa pisanego, bo 
go nie znają, ale sądzą według sumienia albo zwyczaju; 
w każdym więc rodzie jedno i to samo przestępstwo inaczej 
bywa karane. W sprawach cywilnych duma wydaje wyroki 
w sporach zaszłych tylko pomiędzy Buriatami. Od wy- 
roków dumy wolno jest założyć apelacyę do sądów mo- 
skiewskich. 

Duma jest zależną- od ziemskiego sądu , lecz warunki tej 
zależności są w prawie bardzo ciemno określone. W niektó- 
rych razach powaga dumy jest prawie równą powadze sądu 
ziemskiego, lecz w ogóle jest podległą jego władzy. Prezy- 
dentem dumy stepowej jest taj sza. Tajszę wybierają, 

8* 



116 

ft gubernator zatwierdza go na nrzędzie i moie go zmcś. 
z arzędu, kiedy mu się podoba. Władza tajazy jest dożj- 
wotnią, lecz nie dziedziczną. Jest jednak zwyczaj, że w^- 
bierają członków jednej rodziny, lecz ten zwyczaj nie obo- 
wiązuje jako prawo. 

Posiadać urząd, jest rzeczą zaszczytną i szUchetBą; 
chciwie też Buriaci dążą do władzy. Podczas wyborów two- 
rzą się partye: każda z nich przekłada swego kandydati. 
Ztąd spory, gadania, choć nie ujęte w regulamin parfaaieir 
tarny, nie mniej przeto poruszające namiętności po&tycne. 
Wybory, jeżeli są przez Moskali narzucone, ponusają wiek 
ambicyi, interesów i są jedyną chwilą, w której Burat as 
sposobność okazać, jak pojmiye sprawę publiczną. 

Urząd tajszy należy w ogólnej klassyfikacyi urzędów ma- 
skiewskich do XIV. klassy. Tajsza posiada prawo oaobiatefc 
szlachectwa. Urząd jego jest honorowy, pensyi nie poliieił. 
ludność go poważa i rozkazy pilnie spełnia. 

Pierwszym tajszą horyńskim zatwierdzonym przez Mosbl 
był Szodoj Bułturik z Gałzuckiego rodu, potomek wieiład 
mongolskich banów (1728 r.). Następcą jego był syn Sia- 
czyn Szodojew. 

Członkami Dumy stepowej są komisarze (zasidatieki 
także wybieralni. Są oni pomocnikami , doradzcami i sus- 
zem wykonawcami rozkazów tajszy ; pensyi z nich żadea aie 
pobiera. 

W kancelaryi Dumy są jednak i płatni urzędnicy, jsiu 
to: tłumacz i pisarze, którzy w rzeczy samej pod imieaic* 
pierwszych rządzą. Wszystkie akta, rozkazy w Dumie, pbzł 
{>o buriacku mongolskiemi głoskami; raporta zaś i doniesie- 
nia jak i wszystkie akta komunikowane władzom rosyjdam. 
pisane są po moskiewska. Bardzo często zdarza aię, U ui 
tajsza, ani komisarze nie znają moskiewskiego jęsyka i pod- 
p*iBUJą się na aktach niezrozumiałych, przez pisarza zredago- 
wanych. Kassyera nie ma w Dumie; zebrawszy podatki, tsj- 
sza takowe odsyła do kassy powiatowej. Spisy ludności po- 
datkowe znajdują się w Dumie, w sądzie ziemskim i w i^ 
skarbowej. O każdem przeniesieniu się Buriata i powiiti 
do powiatu, wszystkie te władze powdnny być zawiadoiaiooe. 



117 • 

Podatki dają w naturze futrami i to się nazywa jesakiem; 
ecz ponieważ Buriaci nie 8% myśliwymi, więc płacą jesak 
[>ieniędzmi. Stopa podatkowa jest małą, mniejsza od tej, 
którą rząd moskiewski zaprowadził w Polsce, a nawet od 
iej, wedłng której pobierają podatki w Rosyi. Rekrutów 
Buriaci nie dają, lecz za to niektóre ich plemiona w zupeł- 
ności zamienione zostały na kozaków. Bariat może wstąpić 
3o wojska regrulamego jako ochotnik, zastępca, lub najemnik. 
3 najemników łatwo jest między Buriatami. ' Chciwi są na 
pieniądze, a nie wiedząc, jaka to i gdzie ich czeka służba, 
JO rok w dosyć znacznej liczbie w sposób najemniczy wstę- 
[»QJą do wojska. Pieniądze , za które sprzedali swoją wol- 
ność, prędko tracą; żołnierze zaś, którzy nie lubią najemni- 
l[ów, bardzo im dokuczają, i ci biedacy albo uciekają 
if końcu z wojska i wchodzą na drogę prowadzącą pod 
pa&i i do aresztu, albo też nie mogąc przyzwyczaić się do 
iycia koszarowego, umierają. 

Własności gruntowej nie ma pomiędzy Buriatami. Ziemia 
iest własnością rodów, a granice tej własności ściśle są 
oznaczone. Spory o własność gruntową pomiędzy rodami, 
ittb też między rodami a gminami moskiewskiemi, są bardzo 
[^ęste, rozstrzyga je izba skarbowa. 

Systemat według którego są rządzeni Buriaci , uwzględnia 
ich sposób życia, obyczaje i wyobrażenia. Potęga niewolni- 
niczej centralizacyi nie daje im się uczuć w całej sile. Od- 
rębność, którą posiadają w państwie, ma na celu przywiąza- 
nie ich do Moskwy. Rząd co do nich pojmuje : iż łagodność 
i koncessye zrobione obcej narodowości, chociaż działają 
powolnie, lecz za to stanowczy jest ich wpływ. Zadowolnieni 
E obecnego porządku rzeczy, nie doświadczając ucisku, nie 
mają powodu przy zupełnym braku idei ojczyzny i samo- 
izielnego bytu myśleć o opozycyi, o wyemancypowaniu się, 
i tymczasem wynaturzenie ich coraz postępuje i sami nie 
f>ędą wiedzieć , kiedy i jak przestaną być Buriatami. 

Za odznaczenie się w służbie, za przyjęcie chrztu, za 
ofiary w bydle lub w pieniądzach, zrobione dla wojska, za 
bezpłatny przewóz skarbowych ciężarów, za życic osiadłe 
i zatrudnienie się rolnictwem — car na przedstawienie gu- 



. 118 

bematora obdarza Buriatów medalami lub honorowymi kir 
ftanami, oszytymi srebmemi lab złotemi galonami j od r. 1766 
nagradza ich także kindżałami. 

W każdej Dumie jak i w każdym c^usie, pachołcy uży- 
wani do posyłek, noszenia rozkazów, zowi) się damoly. 
Damołem musi być każdy z kolei Bnriat, mienkąiicy 
w ułusie. 

Obecnie taJ6z% horyńskim jest Tarba Damboj, ayn Zyf- 
żyta, maj%cy rangę koleżskiego registratora. Mies^ z>^ 
niedaleko za skiiJą, która przecina w poprzek dolinę Oi|t 
a gdzie wybudował sobie domek europejski i posiada licae 
stada bydła. 

Poprzednikiem jego był Dorza Dombiel, syn Gahaa, 
nazywany przez Moskali Dombiłowem. Moskale woy^ 
nazwiska mongolskie zakończają po swojemu na •ów. Ba- 
riaci obojętnie przyjmują takie zmiany, przyzwyczaili się jaż 
do nich i sami nawet w swej mowie poczęli je używać. 

Dombiel służył w wojsku moskiewskiem i doshiżyl at 
stopnia kapitana. W Petersburgu na dworze carskim wyn^ 
się wiary ojców i został prawosławnym. Powróciwszy * ^ 
dzinne strony, został na rozkaz rz%du wybranym na taj^* 
Buriaci z powodu zmiany wiary nie lubili go. Zebrafflf 
pewnego razu 100,000 podatków, Dombiel pieniądze te la- 
mowy popa Stukowa, który był przy nim, skradł, a db^ 
tarcia złodziejstwa, budynek Dumy spalił i doniósł, ieis* 
spalił się zebrany podatek. Zbrodnia nie wiem jakim sp<*^ 
bem została odkrytą, Dombiela i Stukowa aresitoWA 
a wina obydwóch udowodniona. Dombiel skazany został oi 
pozbawienie wszystkich praw i do robót w fortecy; mówi* 
mi, że w drodze zastrzelił się. Popa nie wiem jak aąd »>■ 
rał, ale podobno uwolniony został. 

Następca Dombiela w czasie kampanii z Francyą i Ang*! 
rozwinął wielką czynność. Armaty, knle, które wysyła* 
nad Wschodni Ocean, Buriaci z rozkazu jego pneirofi* 
darmo przez swoją okolicę. Gdy wyszedł rozkaz do posp** 
tego ruszenia (opołczenie), Zygżytów zebrał na nie od B"'*^ 
tów znaczne sumy , a później takowe skradł wraz s uu^ 
skarbowemi sumami. Przeniewierstwo tąjszy już po !»*■ 



119 

wyjeździe wykryte zostało. Zrzucono go z tajraoBtwa, od- 
dano pod 8%d, a w czasie drugiej mojej bytności w Oniń- 
skim idnsie, horyńskim tajszą był Aczyrów, nic prawie nie 
umiejący po moskiewsku. 

Przeniewierstwa i złodziejstwa tajszów są skutkiem ze- 
tknięcia się dwóch nar^odowości i wj^ywu przemożniejszej 
z nich moskiewskiej. Tajszowie zapatrują się na moskiew- 
skich urzędników i naśladują ich. W narodzie skazanym na 
upadek, przemiana moralna zaczyna się z wierzchu , a szerząc 
się, zapuszcza gangrenę coraz głębiej, aż wreszcie zabija zu- 
pełnie naród. Wynarodowieniu towarzyszy zawsze zepsucie 
moralne, owszem zepsucie moralne używane jest przez de- 
spotów jako środek wynarodowienia. Moskiewski despotyzm 
szerzy zbytki, serwilizm i złodziejstwo, w narodach przez 
siebie podbitych. Charaktery chwiejące, mające już ślady 
moskiewskiej choroby, nie mają z początku odwagri stanąć 
w obronie świętej, ale potępionej przez rząd a wyśmianej 
przez jego mądrych lokai sprawy: pocieszają się jednak tero, 
że w duszy nie przestali jej być wiernymi. Te cechy obo- 
jętności i słabości prowadzą mimo woli i wiedzy do odszcze- 
pieństwa, które reszty dokonywa. 

Potwierdza się ta prawda i na Buriatach. Odszczepień- 
stwa mnożą się. Roku 1857 tunkiński tajsza Zangiej Hama 
i syn jego Dambi Zangiej porzucili wiarę bnddajską i po- 
<:iągnęli za sobą do chrztu przeszło 720 Buriatów, których 
zaraz zapisali w liczbę Moskali. Nowoochrzczony tajsza 
otrzymał imię Mikołaja Aleksandrowicza, order ś. Włodzi- 
mierza, bogate kaflany, a żony obn tajszów krzyżyki i bro- 
szki złote, a wszyscy szulengowie (v. zajsanowie), również 
^jnie za odmianę wiary wynagrodzeni. Tajsza bałagański 
V r. 1850 pnyjął prawosławie i nazwany został Grzegorzem 
Andrejewym. Za jego przykładem poszła częśó bałagańskich 
Buriatów i 4760 ludzi przyjęło nową wiarę. W nlusie Pukuck 
^budowano dla nich cerkiew. Chodzi do niej przez cieką- 
^oś^ wielu ludzi szamańskiej wiary, oswajają się i przywy- 
^^i% takim sposobem do nowych obrządków, a chęć nagrody 
popchnie ich dalej. 

Ordery, podarunki i różne błyskotki, ciągną nawet w Eu- 



120 

ropie ludzi do przeniewierzenia się uwoim zasadom, opuMs 
i pożytkowi narodowemn; nie moina się więc dziwić, ie po- 
między ludem, który stoi po za cywilizacyą, jeszcze się wię- 
cej ludzi łapie na ten wabik. 

Wiara ma wielkie znaczenie w społeczeństwie, a w lan- 
dach podbitych i pognębionych zachowując dawny (Amą 
i wyobrażenia, zachowuje narodowość. Dla narodu pofir 
bionego, reformy religijne, językowe, społeczne lub objcB- 
jowe, zawsze 8% niebezpieczne, gdyż otwierają wrota «płf- 
wom nieprzyjaznym gniotącego ich narodu. Nie idzie j 
żeby naród podbity stał w miejscu i wyrzekł się tak i 
nego jak i materyalnego postępu i pomijał koniecsne i»- 
formy ; lecz to jest koniecznem , ażeby zbyt szybko me »- 
ufał nowościom i ostrożnie je przyswajał. Każdą pneseuf 
powinien przyjmować wówczas tylko, jeżeli ona z niego pe- 
chodzi i przez niego samego jest przeprowadzana; każdą w 
przemianę narzuconą przez rząd najezdniczy, ma odpjckit 
opozycyą i neutralizować obojętnością; jeżeli zaś rząd im. 
przez nakazywane przemiany i reformy, nie ma podstępsec^ 
celu wynarodowienia, i jego reformy mogą być pożytecoe. 
to zanim się je przyjmie, potrzeba wprzódy usunąć t wś 
wszelkie ślady obcego pochodzenia i znarodowić je zapd^ 
Naród podbity ma na celu i mieć tylko powinien pas 
utrzymanie narodowości zabezpieczyć siły, które mu did^ 
byt niepodległy; obowiązkiem więc jego jest piel^ponw 
tych sił i trzymanie ich w czystości. Domieszanie oboft 
pierwiastku, mogącego utorować sobie drogi przez pwo* 
nie z inicyatywy narodu pochodzącej reformy, może mm^ 
rdzenną ideę bytu niepodległego , może zamienić ją inB|» po- 
zornie świetną i łudzącą, i takim sposobem podkopać saró^ 
w samym fundamencie. W narodzie podbitym jako ▼ óefe 
chorym, nie jedno lekarstwo bywa zabójcze. Trzeba wi{* 
wiedzieć , które lekarstwo zdrowie , a które śmierć dać mok- 
Lekarstwa reform łatwo i dobrze przechodzą w narodtf^ 
które mają narodowe rządy; one zniosą i niebespieecoe tr«* 
cizny — gdy często zdarza się, że też same lekarstwa o^ 
tni oddech odbierają podbitym narodom. Ostrożność vi(* 
wielka i zachowanie narodowości ciągle na uwadze. Nif j^J 



121 

tak dobrze nie zachownje, jak wiara, jeżeli naród i rząd 
ugniatający jest innego wyznania. Bariat, który porzaoa 
boddaizm lab szamanizm, przestaje być Bnriatem nie tylko 
w obyczaju, ale i w dochn, i zostaje na podobieństwo swo- 
jego wroga. Fakta więc odstępstwa od wiary w tak znacznej 
Uczbie dokonywanego, jak powyższe, są już bardzo niebez- 
piecznym symptomatem blizkiego rozUadu. 

Z Ony wyjechaliśmy piasczystą drogą przez bór sosnowy. 
W nim spotkaliśmy* czterech łamów żółto i czerwono ubra- 
nych, pędzących konno na nabożeństwo do Ony, a później 
już drzemiąc, dowlekliśmy się do wsi Oniński bór, gdzie 
rozstałem się z moimi towarzyszami podróży. Przykrem mi 
było rozstanie się z nimi. Przyzwyczaiłem się do Ajuszki 
i Mońki, oni ze mną oswoili się; ciekawość moja nie budziła 
w nich podejrzenia, ja ich też dobrze poznałem. Równie 
chętnych i usłużnych towarzyszy wątpię ażebym wynalazł. 
Czule więc pożegnaliśmy się i oni odjechali, zostawiwszy 
mnie na kwaterze u zamożnego chłopa. 

Oniński bór położony jest w piasczystej dolinie. Okoliczne 
wzgórza porosłe są sosnami, krzaczkami, a bagna w części 
zasiane zlK>żem. Uboga gleba, pospolite susze na wiosnę, 
a mianowicie zwykłe tu robactwo w zbożu, naraża rolników 
onińskich na znaczne straty; trudnią się więc obok rolnictwa 
i zyskownym handlem z Buriatami, z którymi prócz interesu 
łączy ich wspólność krwi. Chłopi tutejsi są Moskale, lecz 
małżeństwa mieszane sprawiły, że nie ma ani jednej osoby 
we wsi, któraby nie miała rysów mongolskich. Językiem 
ich domowym jest prócz moskiewskiego i buriacki, a naj- 
częściej mieszanina obydwóch. 

O świcie opuściłem wioskę. Wiózł mnie Bnriat nazwi- 
skiem Sutuaaj, mruk i pochmurnego oblicza. Znudzony na- 
próżnem staraniem wzbudzenia jego ufności, zapaliłem fajkę 
i puściłem myśl i oczy moje na góry i lasy. Piaski, bory, 
pagórki smutne, nie mogły zado wolnie wyobraźni. Dym 
z jurty jak flaga żałobna unosi się nad okolicą. Jak tylko 
zimne wiatry zawieją, jurta pustoszeje, a jej mieszkańcy 
przenoszą się w ciasne, zakryte doliny. To życie wpólko- 
czownicze lubią Buriaci: zapewnia im swobodę, lecz prze- 



122 



szkodziło do uorg^anizowania się w historycEny naród. Swo- 
boda ich nie jest tak szeroka i luźną, jak kocnij^cydi Tb- 
guzów , lecz za to stanęli od nich wyżej umysłowo i mońkśt, 
i doszli do początków trwalszej społecznej oiiganizaeyi & 
wszystkich pierwotnych ludów syberjgskich stoją oni ■aj**' 
źej, nawet co do piśmienności. Piszących i czytającjcfa p» 
mongolska i tybeckn, szczególniej pomiędzy dndiowieństves 
jest nie mato; dostarczyli nawet moskiewskiej literstsne 
kilka aczonych pisarzy. 

Między nimi najgłośniejszy jest Dordzi Banzarow, 
człowiek chlubnie znany z wieła prac jeograficsno-yrtofy- 
cznych, pisanych po moskiewska lub po niemiecku. Daś- 
czywszy nauki w uniwersytecie kazańskim, otrzymał fistk 
urzędnika do szczególnych poleceń przy jenerał-galiemlom 
Wschodniej Syberyi i został wybrany na c&łonka Towstp- 
stwa jeograficznego i archeologicznego. Podziwiany M & 
niezwyUej nauki i szanowany dla poczciwości serca. Emk- 
pejskie wychowanie i nauka nie pozbawiły go pr83rw^aai 
i miłości do swojego narodu. Z salonu europejskiego tęifcsi 
do jurty stepowej i umarł wiemy wierze ojców. Śaiać 
zaskoczyła go w młodym wieku w Irkucku, w rokn 185& 
Wyprawiono mu wspaniały pogrzeb; ciało prowadzili bao^ 
wie, urzędnicy, a przyjaciele zmarłego szli za jego 

Hałsan Hombojew lama, pisze po moskiewsko;] 
jest jego przekład powieści mongolskiej aArdżi Bordzi.**) 

Sandżałz Dandarów zebrał przysłowia borach 
które dotąd jeszcze nie są wydane. 

Uczeni Buriaci pracę swoją poświęcają Moskalom, s ■» 
myślą o kulturze i obudzeniu umysłowości własnego mioit 
Zawsze to jest oznaką wynarodowiania się, gdy ucae&i psa 
w języku narodu panującego. Przy takiem usposobienia «^ 
pić należy, czy Buriaci przyjdą kiedykolwiek do 



*; Bansarów wydal pomiędzy innemi wspomniane pnes na« wielt m? 
ddalo aCternąJa wiera* i c Objaśnienie Jarlyka ToehUrayna do króli jd- 
skiego Władysława Jagiełły z r. 1392», które wydał wras t larłyklsa ktm 
Oboleński w Kazania 18A0 r. 

**) Powieść ta 'drukowana była w dzienniku: ObsaczezanimaCiela} ^^^ 
•tulk. 



123 

literatury — dot%d nic tego zjawiska nie zapowiada. Siła 
i dach narodu panującego nad nimi, pociąga ich uczonych 
do siebie. W obec wyższości Moskali, nie mogą odważyć 
się na trudną i długą, acz sławną i pożyteczną pracę oświe- 
cania własnego narodu. Szkół Buriaci nie posiadają, lamo- 
wie tylko pojedynczo uczą bogatszych czytać po mongolsku; 
ci zaś, którzy mają potrzebę oświaty europejskiej, uczą się 
w szkołach moskiewskich. 

Buriaci nic nie budują i nic nie zostawiają dla przyszło- 
ści, nawet grobów. Próżno szukam po górach ich cmenta- 
rsy, próżno upatruję trwałych pamiątek, któreby świadczyły 
o ich tu bytności. Gdy ich Moskale zupełnie zassymilują, 
świątynie ich spruchnieją, nie zostanie po znikłym ludzie 
ruiny, ani popieliska, ani zgliszcza nawet, a kości ich trzeba 
będzie szukać w puszczy albo w mogiłach, o które noga wę- 
drowca nie potknie się, a wzrok ich nie spostrzeże. 

Ile to pokoleń przeszło, które po sobie nic nie zostawiły, 
ile to ludów zginęło, po których nawet mogiły nie zostało? 
Smutne jest takie milczenie, taka śmierć zupełna ludów; 
ależ smutniejsza jeszcze wędrówka pomiędzy grobami, które 
chowają kości wolnych a obdarzonych zacnem posłannictwem 
ludów; pomiędzy ruinami, w których kamień świadczy 

ubiegłem życiu; pomiędzy zagonami, co potem pracy 
oblewane i krwią ofiary skrapiane! Tak — smutniej jeszcze 
wędrować po cmentarzu narodu dzielnego, który pracował 
na chwałę Boga i pożytek ludzkości, który dobijał się nie- 
śmiertelności i zostawił po sobie kilka ruin i kilka idei! 
^iel to być nie może, ażeby nie było innej nieśmiertelności, 
próc« nieśmiertelności historyi i pamięci. Nie warto byłoby 
pracować i poświęcać się na taki mały ślad, jakie życie lu- 
^1 życie nawet narodów po sobie tu na ziemi zostawia, 
^dzie indziej musi być plac nieśmiertelności, którą staroży- 
l^ni tak pięknie usymbolizowaU w Elizejskich połach; gdzie 
^ndziej utrwalenie ubiegłego życia! Nie odejmujcie Boga 

1 chwały w Bogu, jako ostatecznego celu historyi, nie po- 
obawiajcie życia nieśmiertelności duchowej królestwa Bożego ! 
"^ wiary w chwałę wyższą, boską, w pamięć trwalszą, 



124 



nieśmiertelną, zasługi i pracy tak naroda jak i lado - 
smatnem byłoby życie, a niesprawiedliwą nagroda! 

Zajęty temi myślami, nie spostrzegłem, jak mio^ioF 
wioskę osiedleńców Oriady, położoną przy ujściu ntdt 
Nachiaha do Udy. Po kilkogodzinnej podróży w dobi 
ostatniej rzeki, wjechaliśmy na równinę nhisami naą 
Mad równiną unosi tię jastrząb i szybuje w powietrza ns» 
kiemi skrzydłami wielki stepowy orz^, a ogromni Ikifa 
dropi jak u nas stada gęsi , zabielają błonie. Tą rmia 
przyjechaliśmy do wsi Popierecznej , odległej o 33 nil d 
Wierchnoudińeka , a słynącej w jego okolicy położtfKB m 
neralnem źródłem (szczawy), które często zmienń f^ 
miejsce, a w połowie lata niknie, pokazuje się zsś xBa*i 
w jesieni lab wiosną. 

W Popierecznej spotkałem oddział kantonistów, któni 
prowadzono na służbę do batalionów syberyjskich. Caif^ 
oddział, prócz kilku Moskali, złożony był z Żydów poSibd 
którzy oderwani w dziecinnych latach z domów rodadeMbi 
na Wołyniu, Ukrainie i Litwie, zmoskalili się i zsposBiii 
prawideł wiary. Wielu już odstąpiło od niej , większość jf- 
dnak bez wykonywania obrządków, wierną była wiertfAln- 
hama i Jakóba. Prowadził ich podoficer, Moskal, którnt 
za wysługę przedstawili do awansu na praporBzcz3rka. W^ 
droży biedny podoficer zachorował: ucieka z won i^ 
z kwatery w las albo w pole i krzyczy , że go śdgtją* * 
nie chce pójść pod sąd, że jest niewinny, i t p- M^ 
i rózgi nie znikają mu z oczów i ze strachu nie wie, f^ 
się podziać. 

Opowiedzieli mi kantoniści dziwną jego chorał»c i F*'' 
o radę. Poszedłem do niego w celu uspokojenia zbtfkoiC 
umysłu, lecz ledwo przestąpiłem próg, podoficer pneiP 
się, włożył płaszcz na siebie i drżąc, stanął praedemną f*^ 
tem. Uspakajałem ^o nadaremnie, nie wierzył mi i p*^ 
rzywał, że jestem sędzią i mam rozkaz ujęcia go. Vnjtx?Ęi 
jego choroby prędko odgadłem. Dwadzieścia lat «:pędsoatv 
w służbie, w ciągłej obawie chłosty, tak hojnie pnset 
rów szafowanej, zwichnęło jego rozsądek. Wojskowa 
Moskwy nie tylko psuje ludziom serca, ale i gW- 



125 

Żołnierz biedą i małym żołdem zmuszany do kradzieży, 
a przesadzoną formalnością i nazbyt srogą dyscypliną do 
przeniewierzania i opuszczania się w służbie, wszystkie swoje 
starania kieruje do tego, ażeby ukryć przestępstwo, a gdy 
BJę ono wyda, nędzną prośbą i pochlebstwem chce uniknąć 
chłosty. 

Chory podoficer już wychodzi z kategoryi rózeg, nie 
dłago sam będzie miał wielkie prawo chłostania innych. 
Powierzają mu służbę oficerską, którą najlepiej wykonywa 
i wszystkie władze umysłu napręża do dobrego pojęcia in 
sirukcyi — nie widzi jednak sposobu uniknięcia zarzutów, 
które mogą cofnąć jego awans. W takiem usposobieniu sta- 
nęła mu w pamięci dwudziestoletnia przeszłość, te rózgi 
i patki, które połamały się na jego ciele — dusza się za- 
trzęsła i biedny człowiek z radości, że zostanie oficerem, 
swaryował. Zdaje się mu, że wszyscy zazdroszczą szczęściu, 
jakie go czeka i chcą go wepchnąć na dawne stanowisko, pod 
rózgi, sąd nie schodzi mu z myśli; ucieka więc, szukając 
ratunku i rady sobie z obawą dać nie może. Znałem kilku 
żołnierzy, którzy z wielkiej radości, że zostaną oficerami, 
zupełnie zgłupieli; jednego zaś, co wpadł w stan zadowolniema, 
które mu odjęło głos na cały miesiąc. Wiem, że tak gwałtowne 
uczucie szczęścia mija i człowiek powraca do rozsądku; ra- 
dziłem więc troskliwym podwładnym podoficera, ażeby ża- 
dnych leków nie używali, gdyż chory z pewnością wy- 
zdrowieje. 

Nie przekonały ich moje słowa, wszyscy bowiem zabobon- 
nie wierzyli, że jakaś kobieta dała mu ziele w napoju, od 
którego oszalał; a chłopi twierdzili, że ma djabła w sobie 
i że trzeba posłać po Buriata niedaleko ztąd mieszkającego, 
i^awnego z leków i głośnego z umiejętności wypędzania 
djaUów z ludzi. 

Sławny ów lekarz przyszecU, obejrzał podoficera, potwier- 
dził domysł chłopów i wziął się do wypędzenia djabła. By- 
łem obecny tej ceremonii. Odezwał się najprzód do chorego 
w te słowa: «Nie będziesz się gniewał?* «]Sie będę», od- 
powiedzi^ chory. Potem zaczął się Buriat modlić, prędko 
przerzucając gałeczki różańca, przechylił głowę chorego, 



126 

dmuchnął na ni% i napiął. Złoiyt oastępnie z korną etaą 
ręce i wezws^ do pomocy Szakjamuniego, i modlił się po- 
wtórnie na różańcu, dmuchn%w8zy i eplanąwszy na nsjf 
chorego. Nareszcie trzeci raz powtórzył modlitwy i tned 
raz plunął, ale juź na piersi chorego. « Teraz b^dacn 
zdrów, powiedział, djabeł z ciebie juź wyszedł. > Jakoś 
chory wrócił do rozsądku, trapiące myśli opuściły go 
i z wdzięcznością odezwał się o lekarzu, który wyppW 
z niego nieprzyjaciela duszy. 

Lamowie, jak wiadomo, nie tylko są kapłanami, ale ile> 
karzami. Medycyna ich od wieków ani kroku ku doskona- 
łości nie zrobiła. Księgi medyczne pisane w tybecbn 
języku przed tysiącem lat, i dzisiaj są dla nich jedyną ia* 
strukcyą i źródłem nauki. Nie obserwują jak eoropejecr 
lekarze, nie kombinują symptomów choroby, nie badają a*- 
tury człowieka i nie robią żadnych eksperymentów mogącyck 
udoskonalić naukę. Lama poznaje z pulsu stan cierpiącego 
człowieka, a zdeterminowawszy chorobę, zagląda do ksifgi 
lekarskiej, w której opisany jest sposób leczenia kaid^ 
choroby. Ich medycyna rozróżnia kilkanaście sposobów pol- 
sowania choroby. Poznają także choroby przez kręcenie się 
magnetycznych ławek, których i do wróżenia ożywają. Fo^ 
macya ich zna tylko roślinne lekarstwa. 

Wiara w medycynę łamów, nawet między Moskalami j«t 
powszechnaf i chorzy chętniej powierzają swoje zdrowie 
w ręce lamy, niż w ręce europejskiego lekarza. WidzirfW 
chorujących na niewyleczone choroby, dla których już nasa 
medycyna nie miała żadnego środka, z ufnością z dalekiek 
stron udających się do łamów w przekonaniu, że oni jedni 
siły i zdrowie powrócić mogą. Nieraz udaje się lamom wylectT^ 
trudną chorobę, lecz pojedyncze wypadki nie mogą być powo- 
dem pochlebnego sądu dla ich medycyny w ogóle. Cuitim Bad- 
majew lama, słynie jako doktor w Irkucku, a w 1860 r. pojechał 
leczyć do Petersburga i okazać wysokość tybeckiej umieję- 
tności przed zarozumiałymi Europejczykami. Drugi Iw* 
Danoarun, mieszkający nad Kiranem pod Kiachtą, niedawno 
zmarły, słynął także jako lekarz. Ani jeden ani drogi nia 
używał szarlatańskich sposobów. Szarlatanizm jednak, mo- 



127 

dHtwy, sposoby cndowne , które i n nas pod formą zażegny- 
wań praktykują się, osłaniają grabą nieznajomość lekarską 
wi^szości łamów. Oto jeden z tych sposobów: robią z cia- 
sta lalkę wielkości chorego, ubierają w suknie, i modUtwami, 
zaklęciami wyprowadzają chorobę z człowieka w lalkę, 
którą potem grzebią w ziemi. Ghociai na niskim stopniu 
zostaje medycyna buddajska, zasługuje jednak na uwagę 
i badanie. Lekarz, któryby chciał poznać ją , znalazłby może 
nie jeden sposób, któryby się dał z pożytkiem w naszej me- 
dycynie zastosować. 

Buriaci odosobnieni i odcięci od środka duchowego i na- 
ukowego ich życia, nie tylko w wierze, ale i w medycynie, 
połączonej z religią, mniej umieją, niż Tybetanie i Mongo- 
łowie. Nie każdy lama jest lekarzem, albowiem nie każdy 
zna język tybecki, w którym są księgi święte i medyczne 
pisane. Niższych stopni duchowieństwo oddaje się prakty- 
kom religijnym, nauka lekarstwa jest mu obcą, lub ją zastę- 
puje szarlatanizmem. Środki, jakich używają dla podniesienia 
powagi swojej, poznać można z dwóch następnych faktów. 

Pod Kiachtą w ułusie mieszka kilkanaście buriackich ro- 
dzm. Dla odprawienia nabożeństwa przyjechał pewnego razu 
do nich stary lama. Po nabożeństwie Buriaci przystąpili do 
niego i prosili o błogosławieństwo. Lama wydobywszy z za 
pazuchy świętą książeczkę, błogosławił każdego, dotykając 
nią głów nachylających się. Gdy stanęła przed nim najbo- 
gatsza w ułusie Buriatka, lama wstrzymał rękę wyciągniętą 
do błogosławieństwa, spojrzał na nią surowym wzrokiem 
i rzekł: « Umrzesz w tym roku!)> Kobieta zatrwożona, 
z płaczem prosiła lamy o ratunek i sposoby uniknięcia okru- 
tnego przeznaczenia. Lama odpowiedział, iż może ominąć 
losy wyroku wyższego modlitwami i przebłaganiem rozgnie- 
wanego na nią bóstwa. Przez cały rok Buriatka zapraszała 
do siebie łamów, karmiła ich, hojnie płaciła i ustawicznie 
z nimi modlitwie była oddaną. Minął rok, Buriatka nie 
umarła, a wyznawała z wiarą, że dalsze życie winną jest 
opiece i nabożeństwu łamów. W następnym roku nie mogła 
już do siebie zapraszać łamów, gdyż nie miała ich czem opła- 
cać, wszystko z niej wyciągnęli troskliwi ojej życie lamo wie. 



128 

Inna znowuż Buriatka w Kiachcie niebezpiecznie ack- 
rowala, lama podjął się wyleczyć ją pod warankiem fo*- 
sięgi , że w żadnym razie nie uda się do europejskich lebn? 
Buriatka przysięgła, lama j% leczył, lecz jego lekint«iBt 
biednej kobiecie nie pomagały. M%ż chory zwabił w Ibk 
i do konającej jui przywołał lekarza, mojego pRjjaa^ 
Ratunek był niepodobny, chora wyzionęła ducha, « hm 
rozgłosił, ie złamanie przysięgi sprowadziło śnuerć iwoji? 
mu uwierzyli. Takimi sposobami zyskują Umowie ńif 
w swoją medycynę i poszanowanie, i takiemi odstrgeań^ 
riatów od europejskich lekarzy. Tymczasem mnóstio kk 
umiera w skutek złego leczenia, na •gorączki i syfilizabócy 
acz w mniejszym stopniu, nii między Tunguzami, birde 
jest jednak i między Buriatami rozszerzony. 



vm. 



o buddaismie w ogóle. — Jego dogmaU i moralność. — Nirwana. — Niektóre 
bóstwa buddajtkie. — Legendy o Buddaie. — Mały wpływ monlnoici 
Bnddy na iycie. — Rosszercanie się buddaizmn i liccba Jego wyspawców. 
~ Hierarchia bnddajska. — DaląJ laina i Tybet. — Wpływ hierarciiii na 
usposobienie i kulturę ludów. — Zdanie o tem Herdera. — Tehon lama 
i Dairi. — Kutuchta mongolski. — Hamba lama bnriacki i spory pny 
Jego wyborae. — Niisaych stopni dnełiowieństwo , ich ubiory i tfluby. — 
Charakterystyka łamów i ich stosunek do popów. — Opis świątyni bn- 
riackłej i nabożeństwa w nich odprawianego. — Instrumenta rousyki kościel- 
nej. — Spntf ty i księgi kościelne. — Zaklęcia. — Jeszcze o nabołeństwach. 



Suddaizm, który Buriaci i Mongołowie zowią żółtą 
wiarą (szira seadżin), dla lepszego wyróżnienia gp od sza- 
manizmu, który zowią czarną wiarą (hara szadżin), po- 
wstał z braminizmu w Indostanie w VI. wieku przed Chry- 
stusem. Juz w owe czasy braminizm stracił pierwotną swoją 
idealność , czystość jego nauki została zaćmioną i zagubioną, 
i zamienił się na pogaństwo. Kasta Braminów- panująca 
w Indyacłi, wprowadziła mnóstwo obrządków i praktyk reli- 
gijnych, które zupełnie zastąpiły naukę wiary i moralności. 
Sekty wylęgłe na jego łonie, mioly na celu naprawę zepsutej 
wiary , a rzeczywiście wprowadziły do niej dziwaczniejsze po- 
jęcia i gorszące nieraz obrządki. 

Pomiędzy sekciarzami owego czasu, najświatlejszym umy- 
słem i najszlachetniejszem sercem obdarzony byt Syddart 
Szakjarauni Gotama, syn króla Kapiławatsu, urodzony 

OiLŁBK, Opisanie. III. 9 



130 

w rezydencyi ojca swojego Soddodana, znany pomzcdaś 
pod nazwiskiem Buddy, to jest mędrca. 

Nauka Buddy tchnie wznio^ moralnością i smętnym pe- 
glądem na świat i życie. Nie wspomina nic o Boga Shróitf. 
za początek i koniec wszystkiego uważa nicestwo. Nad sń- 
tern panuje los, fatum nieuniknione. Wszystko zaś v 6x^ 
dżinie fizycznych i moralnych zjawisk ma swoją prnayif 
i skutek. Przyczyn człowiek nie powinien badać, bo w 
jest do tego wysokością rozumu swego ukwalifikoTuja; 
skutki same, byt, życie, zajmować go powinny. 

Życie i wszelki byt jest męczarnią, cierpieniem zminieB 
i nietrwalem, jako zależnem od przyczyn zjawiskiem. ^ 
nie masz na świecie trwałego, wszystko się rodzi, pnedtab. 
starzeje i znika, nic rzeczywiście nie istnieje i materya n» 
zamienia się w nicość. Wyrwanie się od bytu, ńkiosso, 
jest końcem cierpienia; uwolnić się zaś od niego mofa* 
przez życie świątobliwe. 

Nirwana czyli nicestwo, jest ostatecznem celem iaof 
sciem wszelkiego stworzenia, jest ono tem dla' Buddii** 
czem jest dla chrześcian królestwo Boże i czem jest u 3b^ 
metanów nieśmiertelny , przyszły raj — to jest nagrodą csflC- 
Gdy dusza przejdzie przez różne twory i organizacje, cer« 
doskonaląc się przez wytępienie w sobie dych popę^'* 
przez wyniszczanie namiętności, staje się wreszcie goda^p?' 
rzucenia bytu, który jest bólem, męką i' niesicrfścK* 
a nadchodzi dla niej pora połączenia się z trwałym* J*" 
zmiennym, bez namiętności, bez bólu i życia bytem, to J^ 
nicestwem czyli brakiem wszelkiego bytu. Szczęście wó«* 
jest tylko możUwem i rzeczywistem , gdy człowiek «*^ 
nicestwem. Dla tego to przejście z Sansary (istniejtf^ 
świata) do Nirwany (nicestwa), powinno być gorąco up*" 
gnioną chwilą, do której przygotowywać się musi crfo*» 
we wszystkich swoich przemianach. 

Głównym więc dogmatem nauki buddajskiej jest Xir«^ 
Dogmat o przejściu dusz w inne ciała, wziął Budda od I»*" 
minów. Gdy człowiek umrze, dusza przechodzi, obdtfi*" 
temiż samemi przymiotami i wadami w inne twory, jciflj ^ 
na ziemi, to na innym świecie. Gdy człowiek ży! poofi** 



131 

dusza przechodzi w szlachetniejsze organizma i bliższą jest 
Nirwanu; przeciwnie, jeżeli człowiek życie złem skalał, du- 
sza przechodzi w podlejsze, mniej doskonałe organizma/ 
i Nirwana oddala się od niego, a cierpienie bytu na długi 
czas będzie jego udziałem. Życie więc nasze na ziemi jest 
zależne od czynów, jakie dusza gdzieś dawniej w innym 
bycie popełniła. Gdy nam cierpienia i nieszczęścia bardzo 
dolegają, jest to znakiem, że odbywamy karę za dawne i nie 
znane nam przewinienia; tak znowuź szczęście, pokonanie 
cierpienia i namiętności , uwaźanem jest za nagrodę za dawne, 
również nam nieznane poczciwe czyny. Życie więc nasze 
ziemskie jest fatalistycznem następstwem przyczyn nam nie- 
znanych. Nie badać, dla czego i zkąd powstały nasze dole- 
gliwości, lecz wierzyć należy, iż przyczyna ich jest słuszną, 
że przeznaczenie karze nas za dawne winy z zamiarem po- 
prawienia. Namiętność ciała i złe moralne wypleniać należy, 
a pełnieniem cnoty zasługiwać na lepszą w przyszłości prze- 
mianę, na samą nirwanę wreszcie, która wszystko w sobie 
pochłonie. 

Bóg Buddy jest więc nicestwem, z którego wszystko po- 
wstało i na którem wszystko się skończy. Zjawiska świata, 
byt wszelki i życie, dla tego boli, że są oderwaniem się od 
Boga, wyłonieniem się z nicestwa: wszystko więc jest tu na 
ziemi smutną próżnością, a nicestwo przeznaczeniem. We- 
^Qg tej nauki człowiek niczem się nie różni od tego, co go 
otacza; we wszystkich tworach przebyw^a dusza, która jest 
jakby falą oderwaną z oceanu nicestwa. Ztąd wyrodziło się 
to poszanowanie i litość , jaką zachowują Buddaiści dla zwie- 
rząt; ztąd wszystko i wszyscy ludzie bez różnicy stanów, są 
równi w obecBoga, w obec nicestwa. Nauka ta ograniczyła 
wolę człowieka, panteistycznie powiązawszy ją z tem, co 
było, i z tem, co go otacza. Nacechowawszy wszystko pię- 
tnem zmienności, smutną koleją fatalizmu, zwróciła wpra- 
wdzie usiłowania wyznawców na pokonanie cierpienia , wyko- 
rzenienie namiętności i wszelkich popędów; lecz przytem 
wepchnęła go w samolubną obojętność, a nie znając zasady 
postępowego ruchu, nie mogła też ucywilizować i wyrobić 

9* 



132 

wysokiego moralnego, Bpolecznego i politycznego stanowiib 
dla ludów, które ją jako wiarę prsyjęły. 

Moralność Buddy, jak to już raz powiedzieliiniy, jot 
wzniosłą: zaleca ona czystość, trzeźwość, skromność, wrto*- 
mięćliwość, miłosierdzie dla ludzi i zwierząt^ 

Wiara fiuddy przeszła przez te same koleje, które I9H 
udziałem wszystkich prawie religii na świecie. Jego filow 
ficzna nauka zaćmioną została w późniejszym czade zabob^- 
nem i legendami. Nauka, której bóstwem było nkeitYo, 
ubóstwiła Buddę i świątobliwych jego wyznawców, 1 wpro- 
wadziła do swoich świątyń bóstwa bramińskie; poiwoajk 
posągi i bałwany, które miały być tylko symbolem bóafc«ai| 
a które wreszcie jako samo bóstwo zostały uczczone; «7tt>- 
bita obrządki, które treść wiary zapomnieniem pokn^ 
i z filozoficzno-mistycznego systematu przerobiła się na leS- 
gię na wpół pogańską, podzieloną na liczne sekty, jik 
i wszystkie inne religie na świecie. 

Dzisiejszy buddaizm czci jako świętych lab bof^v ^ 
1000 budd, którzy rządzą światem. Między nimi wAif 
Buriatów czterech jest znaczniejszych , głównych bogów (I& 
gurtu), to jest: Wajroczan, mieszkający w środku śńn^ 
Akszobija, Ratna-Sambawa na południu i Amiubt 
V. Ab i da, mieszkający na zachodzie. Te cztery bóstwa db 
objawienia ludziom prawdziwej wiary buddaizmu, wodiy 
się w Kerkesundijego ^erkesundi), Kanakamnnijefo. 
Kgaszybę i Sz akjamuniego. A łącząc się z pocz|UDai 
wszystkiego i z wszystko pochłaniającą nirwaną, Wajrocdft 
posłał na ziemię namiestnika swego Samantabsdrt 
Akszobija namiestnika Waźrapanija; Ratnasambawa m* 
miestnika Ratnapanija, a Abida Hong8zim-bo4i- 
satwę. Te ostatnie bóstwa noszą nazwę Mannszi-bs^^J 
bogowie ludzie. 

Każdy Budda jest identyczną osobą z duchem, któirjab 
nicestwo, czas i przestrzeń ogarnia, z niego wyłaniajfc n{ 
w świecie zjawisk, świeci wielkością i pięknością, a woitsija 



*) Horainośe Boddy lepiej posnamy sjego łydoryau, który w 
do tego dcieU amietscsamy. 



.133 

Mzcze świecie przybiera na siebie widzialną formę.*) Do- 
konałość główniejszych bnddów jest zupełna: oni stwarzają 
Kdaty, równi są pierwobytnemn duchowi, rządzą ziemią, 
lemją życiem, obdarzeni nieśmiertelnością, wszecbmocnością; 
aidy z nich prócz tego jest nieśmierlelnym bogiem. Prócz 
fch wspólnych przymiotów każdy budda ma przymioty so- 
)ie tylko właściwe i jest jakby patronem, mającym pewny 
ograniczony wydział opieki. 

Nie mogę si§ tu wdawać w wyliczanie wszystkich bóstw 
ich charakteru; wspomnę tylko jeszcze o następnych: Wa- 
tzirsatwa, na wschodzie przebywający; Amogasidda na 
»ółaocy; Samaudabadra na południowym wschodzie; 
fi rtyncn-ikgi-barykczi na północnym zachodzie; Duk- 
^uruksen-saran na północnym wschodzie; Oktorgojin- 
lii-rukhen w górze i Czink-batu-coktu, w dole 
mieszkający. 

Dla poznania legend, które historyę i naukę Szakja- 
nuniego przekształciły, podajemy następne święte po- 
lania : 

« Budda na górze Hridrakuta, powiada jedno podanie, 
pogrążył się w Samadi i wówczas w dziedzinie uczuć i form, 
pokazał się gmach wielkości tysiąca światów. Budda 
wszedł do gmachu, otoczony liczną świtą samych Bikszu. 
Było ich w jego orszaku 68,000, później liczba ta wzrosła 
do 6,000,000. Śpiewy duchów brzmiały wdzięcznie ze wszyst- 
kich stron, gdy Budda siadł na tronie i pogrążył się znowuż 
w samadi (kontemplacya). W czasie rozmyślania, z każdej 
pory ciała Buddy pokazał się promień światła, które oświe- 
ciło niezliczone światy, a w środku tych światów słychać 
było śpiewy napominające słabe duchy. Światło potem przez 
makówkę wróciło w ciało Buddy i w tej chwili duchy w nie- 
zmiernej liczbie gangesowego piasku otoczyły Buddę i 10,000 
i^y w koło go obeszły. Budda kaszlnął i zachwycenie jego 
■kończyło się, lecz echo jego kaszlnięcia odezwało się we 



*) Badditm nssmatriwi^emyj w otnossenii k po^Iiedoi^atieUin Jeho obi- 
t^osacEtai w Sibiri. Socsinieuie NiU , arcbiepiskopa JarosUwskaho. Petera 
borg 1Q58 r. 



134 

wszystkich stronach świata. Na to hasto ludzie, dadf, 
bóstwa, wśród nowych cudów pogrążi^ą się w samadi, vij- 
waj% króla duchów i namawiają go, ażeby prosił Baddc 
o naukę. Pochwalił Budda ducha za to, że do niego ^ 
się i porównał go do ciemnej komnaty, do której osgk 
wzniesiona została zapalona świeca. Duch w pępka Bo^ 
zobaczył świat cały, a w nim Buddę, głoszącego 9wi(tątt> 
ukę, i w uwielbieniu przyrzekł, iź wiary jego nigdy nie po- 
rzuci. *) 

Druga legenda powiada, że Szakjamuni w trzynsitfB 
dniu ritihubiłganu z pępka swojego wypuścił dwa proaiai^ 
które sięgły aż do niebios. Na każdym promieniu utwooib 
się łono i z każdego objawił się budda. Każdy z tych y^ 
z pępka swojego wypuścił znowuż dwa promienie, a ]itb> 
żdym z nich znowuż objawił się budda. Takim sposobcB 
tworzące się bóstwa zapełniły trzy tysiące światów. Xietjft» 
buddy, lecz i bodisatwy czyli półbogowie, w podobny spo«i 
z każdej pory swego ciała tnogą tworzyć hubiłhanów. «iab 
słońce, pisze pewien lama do Stukowa, wypuszczając z sete 
miliony promieni, ogrzewa, ożywia, obudzą aily w rośtisao- 
ści i sprowadza dojrzałość wszystkich roślin na dżamtNi^ 
pie, tak samo każdy budda wypuszczając z siebie Tsa&f05 
swoich hubiłhanów, ogrzewa, ożywia, obudzą siły idopnn- 
dza do udoskonalenia i samopoznania istoty duszą obduflB^ 
Jako słońce nie pracuje samo przy wegetacyi, lecz tjfc> 
oświeca i ogrzewa ziemię i dozwala nasionom rozwijać sfc 
tak i buddy nie sami zbawiają istoty żyjące , lecz obiiiłi4l 
tylko w nich samodzielność i wolc.»**) 

Obraz powyższy, jak się z tego tłumaczenia okazuje, je< 
symbolem panteistycznej idei , która jest podstawą boddai2tf> 
Zbyt bujna fantazya Azyatów sprawiła, iż symbole i ołfłfl 
ich są tak cudackie i dziwne. Niezmierna wielkość po**y 
Szakjamuniego oznacza wielką i wzniosłą jego duszę; b>i^ 
zaś długie ręce możność niesienia prędkiej pomoc; j j^ 



*) Buddłsm, jeho dogmaty, hJatoHa i literatura, CMrM W. Wtfifit**- 
profe«9ora KUiOskaho Jacyka. 8t. Petersburg 1857. 

**) A^itykuł Stukowa w Gubernsklch Irkutakich Wiedom. Nro. M '• ^^ 



135 

siezmieniej dłagości pot§g§ w opowiadania prawd wiary, 
sięgającą do królestwa badd Eherełunhagana; dża- 
l>i)al, t. j. siedzenie jego z nogami podwiniętemi pod siebie, 
oznacza opatrzność i opiekę nad światem. 

Bujna fantazya wyznawców Buddy wypaczyła zupełnie 
Jego naukę, która uznając równość ludzi w obec Boga i na* 
uczając ludzkości, zrosła się jednak z despotycznemi rządami 
Azyi, nie stworzyła politycznych form i rządów, opartych 
na zasadach sprawiedliwości; nie dsTła wolności i obywatel- 
stwa ludziom , choć uwolniła ich od krwawych ruchów i mor- 
derczych wojen , jakie wywołał islamizm w zachodniej Azyi. 

Zasadzając doskonałość człowieka tylko na wewnętrznem, 
moralnem kształceniu się, Budda sam rzucił nasiona, które 
jego naukę pozbawiły szerokiego pożytku moralnego. Na- 
dając moralności kierunek ascetyczny, ograniczył ją i nie 
pozwolił przekształcić społeczeństwa. Zniósł krwawe ofiary 
z ludzi i z zwierząt, nauczał miłosierdzia dla wszystkich 
tworów, lecz zbyt wyłącznie zalecał staranie się o zbawienie 
ewojej duszy i dążenie do nirwany. Doskonałość na ziemi 
-widział w bezczynnej kontemplacyi , która rugiąjąc ziemskie 
myśli, zobojętniając do ziemskiego bytu, napełnia duszę 
roskoszą nicestwa. Człowiek podobnie doskonalący się, 
wznosi się po nad ziemską sferę i spogląda na starania i za- 
biegi ludzi, jako na rzeczy błahe, mniej czuje dolegliwości 
życia i społeczeństwa, i nie usiłige im zaradzić. Rozpływając 
się w nieograniczonej myśli o nicestwie, w czczości ascety- 
cznej, nie może być pożytecznym dla narodu, który tylko 
poprawić się może pracą wśród ludzi i z ludźmi. 

Piękna moralność Buddy zgubioną więc została przez 
nirwanę, a samodzielność człowieka przez metampsychozę — 
nic dziwnego, że dzisiaj obrządek ją zastępuje, że praktyki 
religijne wystarczają dla jego wyznai^ców. 

W obec braminizmu nauka Buddy jest krokiem naprzód, 
jest postępem; lecz z nauką i moralnością chrześciańską, 
która zaleca czynną miłość, czynną a nie ascetyczną dosko- 
nałość, która powiedziała ludziom, że są nie tylko równi, 
ale i wolni, i rozkazała dążyć do Królestwa Bożego na 
ziemi 1 w niebie, porównywaną być nie może. 



136 



Buddaizm, wyparty przez Braminów z Indostann, !» 
szerzył się w sąsiednich krajach: w Cejlanie, ▼ pańcfemń 
Indochińskich, w Korei i w Japonii; przez Tybet, ktor 
został stolicą jego hierarchii, wkroczył do Chin i od 1917 t. 
zacz%} szerzyć się między Mongołami. W Mongolii badden 
kilka razy upadał, ai wreszcie stał się ich narodową wiin. 
Od Mongołów przeszedł do Bariat^w. Bnriaci są «9* 
młodszymi wyznawcami tej religii, skutecznie bowłem fn- 
cnjący misyonarze buddajscy przybyli do nich z MoBfsB 
w 1755 r. 

Buddaisci wiary swojej nie rozszerzali orężem, jikfł- 
zułmanie i Chrześcianie : Bndda bowiem surowo astnef^ 
aieby nikomu gwałtu i krzywdy nie robić, nikogo nie ob* 
szać , a zalecił wpływać na umysły środkami moraliKini n- 
zumu i opowiadania. Gdyby Buddaisci rozszerzali byli wę- 
żem swoją wiarę, byłaby dzisiaj nie tylko Azya baddsjib- 
Mongołowie bowiem, zwycięzcy świata, panowie Aryi i pp- 
łowy Europy, jak narzucili ludom niewolę i władze «wj% 
tak byli w sile narzucić im i swoją wiarę. Chociaż wkrf 
swojej gwałtownemi środkami na orężu po świecie nie i^ 
nosili , liczba jednak ich jest ogromna : według Weben. f^ 
fessora berlińskiego, Buddaisci składają piąt% czętć t^ 
ludności. 

Hierarchia buddajska bardzo jest liczna i podzielooi * 
wiele stopni. Głową jej niby papieżem jest Dał aj it«»* 
który jest wcieleniem Boga Szakjamuniego, a który pńa 
duchownej, piastuje i świecką godność króla. Tybet, rt* 
państwo, rozległe na 27,000 mil kwadratowych, ludności P"" 
siadające przeszło 2,000,000, od wielu wieków zosUje^ 
rządami duchownych. Przeważnego udziału w sprawtck^ 
litycznych Azyi Tybet nigdy nie miał, wojen jako pnw'' 
wnych nauce Buddy unikał, lecz miał sa tx} pocif? 
moralną, był i jest dotąd duchowną stolicą większej po^^^ 
Azyi. 

Nie wiadomo nam dokładnie, jak rządzą lamowie « ^T 
becie : czy sprawiedliwość i miłosierdzie kieruje ich r^j^ 
czy dobry byt jest udziałem ludu , a porządek as^ ^ 
insU tucyi ? czy też rządy ich , jak to ma miejsce w in»** 



137 

dnchownem państwie na świecie, 8% wprost zaprzeczeniem 
zasad , które jako kapłani ogłaszać muszą ? 

Że duchowieństwo buddajskie ukulturowało Tybet, o tern 
wspominają podróżni. Budynki obszerne, świątynie i kla- 
sztory przez nich wzniesione, nadały tym dzikim górom po- 
zór ucywilizowanej krainy. Język tybecki, na który wszyst* 
kie księgi buddajskie z sanskryckiego zostały przetłumaczone, 
stał się językiem powszechn3rm , jak u nas łaciński; uczą się 
go na Cejlanie, znają go i na północy pomiędzy Buriatami. 
W tybeckich księgach Buddaiści znajdują prawidła wiary, 
4łi8toryę; z nich uczą się medycyny i nauk astronomicznych. 
Język tybecki i wiara tybecka jest węzłem łączącym różne 
języki i narodowości w jedną grupę, pod względem moral- 
nym, w jedną pomimo granic obszerną rodzinę, która po- 
siada swoją odrębną, własną cywilizacyę, różną wielce od 
europejskiej, nie mniej przeto godną uwagi. 

^a obyczaje takTybetanów, jak i innych ludów, buddaizm 
wiele wpłynął. Turner, poseł angielski do Tehou-Lamy r. 
1783, powiada, iż nie widział ludu tak poczciwego i gościn- 
nego, jak Tybetanie, a piękne te przymioty w ubogich gó- 
ralach Himalaju słusznie nauce duchowieństwa przypisuje.*) 

Wpływ łamów starł i z Mongołów okrutną dzikość i zro- 
bił ich gościnnym i dość rzetelnym' ludem, lecz nie umiał 
dotąd wykorzenić z nich popędu do siepactwa i do rabunku. 
Nauka Buddy złagodziła ich usposobienie niewolnicze — łecz 
z drugiej strony zrobiła ich obojętnymi na potrzeby i inte- 
resa publiczne, a niskie służalstwo, chciwość, tchórzostwo, 
podniosła do wyższego stopnia. Nauka Buddy zrobiła dalej 
Mongołów miłosiernymi dla zwierząt, ptaków i ryb, a nie 
mogfa ich nauczyć miłości ludzi. Człowieka, byle nie bał 
nę odpowiedzialności, bez skrupułu sumienia Mongoł zabije, 
a waha się zabić ptaka. Nie porusza się w imię niezależności 
swojego narodu, ale jak wicher i dzisiaj jeszcze poleci na 
lupy z ogniem i nożem w ręku. 



•) P drói Turnera do Tybetu i Butanu r. 1783 , w dziele « Wybór najcie- 
kawszych podróży i o«<kryć», w oddziale I., pod tytułem: Podróie po Asyl po 
ludniowej przez K.Garniera, przekład Wojciecha Szymanowskiego. Wilno 1863. 



138 

Że buddaizm nie mógł zupełnie pnemioiić obycn^ 
i usposobienia swoich wyznawców, nie dziwi nas to wdk 
Przemiana taka nie jest łatwą, dowodem jest i sama Euni^ 
której narody pomimo chrzesciańatwa i wysokiej cywOiagi 
dotąd jeszcze zachowały wiele obyczajów i popcdóv ft- 
gańskich. 

O wpływie buddaizmu na charakter i obyczaje jefo if 
znawców, Herder tak się odzywa*): 

uTak wszelako chciała szczęśliwa konieczność, ii tvii% 
systemat mnichów nie zdołał odmienić ani ducha urodi) 
ani potrzeb jego i klimatu. Mieszkaniec gór wysokick, łi- 
pi wszy sobie rozgrzeszenie, używa swobodnie życia i wa- 
łości, wychowuje i zabija zwierzęta, chódaź w przecfao^ms 
dusz wierzy; przepędza radośnie piętnaście dni na siyś 
godach ślubnych, mimo zakazu kapłanów i doskonalMa 
jaką do bezźeństwa przywiąziigą. Tak to wszędzie nrojeai 
ludzi zgodziły się z ich potrzebą przyrodzoną ; poty o; a 
ostatnia umawiała, póki znośnej nie zawarła ugody. Co« 
nieszczęście byłoby , gdyby szały panujące w wierze niro^o 
wszyscy spełniali najściślej 1 A tak w niektóre wierzą, tk ici 
nie spełniają, i taki stan umysłowy martwego przekorna 
zowie się na ziemi wiarą. » 

Wj^yw jednak buddaizmu na obyczaje był więkaty ■« 
Herder przypuszcza; wpływ ten do pewnego stopnia był po- 
żyteczny, w innych względach zgubny; lecz że nie pow^ 
wykorzenić i zmienić grubych, zwierzęcych popędów i vt 
wolniczych skłonności azyaiyckich ludów, nie można Dii*v 
tego szczęśliwą koniecznością, co i sam Herder, mwĘf 
dalej o dodatnej stronie buddaizmu w dziedzinie żyda, *^ 
się przyznawać. 

a Pomimo to wszystko, mówi on, rząd ten Łsmf. ^ 
rażący na pierwszy rzut oka, nie tylko nie był szkodliwa 
lecz nawet stał się użytecznym. Gruby lud pogański foof- 
ttgący siebie za potomków małpy , wzniósł się pnez to »^ 
zawodnie w niektórych względach na wyższy stopień oghsj 



*) Pomycly do filozofii dziejów rodsaju ludzkiego przez Herdcn, t"^ 
iył z Diemieckiego Józef Bychowiec. Wilno 1S38. 



139 

towarzyskiej, do czego B%siedztwo Chin nie mało aię przy- 
czyniło. Beligia pochodząca z Indyi, sprzyja ocfagdostwu 
ciała, więc Tybetanie nie tak żyją, juk lady stepowe tatar- 
skie. Sama nawet ta ostra wstrzemięźliwość, zalecana przez 
łamów, stała się dla niektórych .wędzidłem, a dla innych 
przedmiotem współubiegania się cnotliwego; równie teź 
skromność, trzeźwość, umiarkowanie, te przymioty stano- 
wiące stosunki płci obojej , są przynajnmiej postępem do pe- 
wnej doskonałości, który osiągnąć nie tak moie ród ludzki 
potrzebuje, (?) jako raczej doń się zbliżać. Wiara w przecho- 
dzenie dusz wzbudza litość ku tworom ożywionym, tak, że 
tych dzikich mieszkańców gór i skał nie można było podo- 
bno łagodniejszą uskromić uzdą, jak tern urojeniem, oraz 
wiarą w długie pokutowanie i srogie męki piekielne. Sło- 
wem, religia tybetańska podobna nieco do tej, jaką miała 
sama £uropa w ciemnych jej wiekach, a nawet bez owego 
porz^Jcu i moralności uwielbianych w Tybetanach i Mongo- 
łach. Równie jest zasługą względem ludzkości, że ta religia 
Szaki wprowadziła pewną naukowość i język piśmienny 
wśród tych góralów, a nawet i dalej wśród Mongolii, i może 
przygotowania do wyższej uprawy towarzyskiej i tym okoli- 
com przeznaczonej. Droga Opatrzności między narodami 
dziwnie długa, a jednak ona jest samym porządkiem 
natury. » 

Dalaj lama rezyduje w mieście Lhlasa, w ogromnym bu- 
dynku, mającym 10,000 pokoi. Jest on nie tylko nieśmier- 
telnym, ale i nieomylnym. Po śmierci jednego Dalaj lamy, 
duch Buddy wchodzi w jego następcę, tak że cały ich szereg 
jest jedną i tą samą osobą, tylko w innem ciele. 

Nieśmiertelnym także jest pomocnik Dalaj lamy, zajmu- 
jący drugi stopień w hierarchii buddajskiej; nazywa się 
Wanczeń Bokdo Erdeń czyli Tehou Lama, Jest on 
wcieleniem Abidy, rezyduje w Małym Tybecie w Dżasbi 
Hlumbu czyli Tehou-Loumbu. 

Od roku 1720 Dalaj lama w zarządzie swojem państwem 
jako król ograniczony został i znajduje się pod zwierzchnią 
władzą cesarza chińskiego, który posyła do Tybetu swego 
namiestnika, rządzącego w imieniu Dalaj lamy. Wpływ 



140 

ostatniego na sprawy religii w calem państwie 
jest o wiele silniejszy , nii po sa granicą Chin. Dla mśę 
wpływu jego w dalszych krajach, potworzyły się rói]ie,«' 
zależne od Dalaj lamy baddajskie hierarchie. Japonii, bn 
jest również buddajską, wyzwoliła się 2 pod wpl^wi T)te 
i ma swojego własnego papieża. Jest nim Dairi. Dnrow 
byli samowładnymi monarchami Japonii aż do 1143 r. Wtak 
Enbo, naczelnik wojska, władzę Dairom wyrwał i ^ 
rz%dzą Japoni% cywilni cesarzowie, a Dairowie 8| im pti- 
władni. 

Nie będziemy opisywać wszystkich stopni hieni«&ia>fii 
bnddaizmu w różnych krajach Azyi i mniejszej Inbn^a^ 
ich zależności od Tybetu ; rzecz jednak nasza wymaga ^ 
byśmy wspomnieli o hierarchii mongolskiej, której wphvB 
Buriatów jest bardzo stanowczy. 

Rz%dzc% kościoła buddajskiego w Mongolii jee( S^ 
tuhta-Bokdo-Gegen, który to stopień odpowia^ ff* 
dności arcybiskupa metropolity w naszym kościele. Kii^ 
jest jak i Dalaj lama nieśmiertelnym. Po śmierci jego* o* 
lej Mongolii, a czasem i w Buriacyi szukają cUopiccisi*f 
więdła i chorobliwą fizyonomią i noszącego na cide f^ 
tajemnicze znaki, z których lamowi e wnioskują, ie ^ 
zmarłego Kutuhty wcielił się w chłopięcia. Skoro tabip 
wynajdą, prowadzą go uroczyście do pałacu w Urdie. ^ 
szają w świątyni Kutuhtą i po ci^ym kraju zbienjl * 
niego podarunki i pieniądze. Mały Kutuhta jest pod ap 
nym wpływem wyższego duchowieństwa: Szandżabów, Bp- 
bów, Zasyków. Jest on w ich ręku maryonetką, > ^ 
robią co im się podoba. Dzielą się jego dochodami i ^ 
dzą, samego zaś troskliwie w bezczynności pielęgnuj) ' ^ 
rają się , ażeby umysł jego na zawsze pozostał w niedols<t^ 
Zapewniali mnie, że Kutuhtowie umierają zwykle li** 
młodo, lamowie bowiem trują ich z obawy, ażeby m^'^ 
tuhta doszedłss^ do wieku, w którym się rozom i •■■•■ 
dzielność człowieka objawia, nie ograniczył idi ^^ 
i nie odebrał zagrabionych mu funduszów. 

Główna świątynia w Urdze nie jest wspaniałą i ■* P 
nawet w porządku i w czystości utrzymana. Priac Kawf 



141 

j«et badynkiem skromnym i bez gustu skleconym. Rząd 
moskiewski stara się przeciąć wszelkie komnnikacye Buriatów 
z Kutuht% i kilka razy zebrane pomiędzy Buriatami poda- 
runki dla nowo zainstalowanego Kutuhty skonfiskował. 

W Urdze jest wielkie seminaryum dla łamów, gdzie się 
ttcz% tybeckiego języka i teologii. Nieznane mi jest urzą- 
dzenie, ani dokładny program nauk, w tej szkole dawanych. 
Jeden z kuryerów, których rząd moskiewski często do Urgi 
posyła, zwiedzając to miasto, trafił w seminaryum na wykład 
nauki. Mówił mi, źe seminarzyści w wielkiej liczbie zgro- 
madzeni byli w dużej sali. Wśród powszechnego milczenia 
nauczyciel poważnie przechadzał się po sali i zadawał uczniom 
pytania. Zła odpowiedź ucznia wywoływała głośny śmiech 
jego kolegów, lecz nie skłoniła nauczyciela do dania uczniowi 
żadnego objaśnienia. Mierzonemi kroki prowadził dalej 
swój spacer po sali, a gdy już śmiech ustał, zrobił toż 
samo pytanie innemu uczniowi, a następnie innym. Zła od- 
powiedź wywoływała zawsze ogólną wesołość. 

Świątynie w Urdze przez cały dzień są otwarte i nabo- 
żeństwo w nich nigdy nie ustaje. Łamów w tem mieście 
liczą na tysiące; ich żółte i czerwone postacie ustawicznie 
się snują po ulicach i rynkach miasta. Raz w rok, nie wiem 
w jakie święto , lamowie z całej wschodniej Mongolii zbierają 
«ę w Urdze, gdzie ich fetują przed świątynią potrawami 
gotowanemi w ogromnych jak studnie kotłach. Uroczy- 
stości są świetne, a miasto zdaje się ^ być najechane przez 
armię księży. 

Naczelnikiem buriackiego duchowieństwa w granicach 
Byberyi jest Hamba-Lama; godność jego odpowiada godno- 
ści biskupiej w chrześciańskim kościele. Tytuł jego urzędowy 
jest: Bandidi- Hamba-Lama wszystkich bunackich i tun- 
gukich rodów. Rezydige w Huł-nor (Oęsie jezioro), gdzie 
ńc znigdige główna buddajska świątynia Buriatów. 

Hamba lama w czasie nabożeństwa wkłada na siebie 
żółty ornat i infułę na głowę, podobną do infuł katolickich 
biskupów. Wchodząc do świątyni, błogosławi ofiary złożone 
^^ stekach, z których potem lamowie robią sobie ucztę, 
i błogosławi lud i dary przed ołtarzem. Gmin dotyka się ze 



142 

czcią Bzat jego i błogosławionych darów, które lamom ■ 
patyczkach roznoszą. Ofiary, jak to wiemy, dawane sa i» 
dła, zboża, chleba, araku, baranów, i t. p. 

Taboret przy ołtarzu przeznaczony jest na siedzenie & 
Hamby przez czas odprawianego nabożeństwa. Rned ex 
złożone są święte księgi i dzwonek. Obok niego bi wn- 
szych taboretach zasiada duchowieństwo niższych skofK 
a na ławkach ustawionych rzędami, aż do drzwi, pobrtick 
wojłokami lub czerwonem suknem, zasiadają lamowie, gn- 
jąoy na różnych instrumentach. 

Mieszkanie Hamby znajdtge się opodal świątyni Hil^a0ra. 
Kandydatów na Hambę lamę wybierają lamowie , s ar je- 
dnego z nich nominuje. Wybory są prawie zawsze pormte 
zawziętych sporów i kłótni pomiędzy dwoma główneni M- 
dajskiemi plemionami Bnriatów , 1 j. horyńskiem i ńtkm^ 
skiem, którzy szczerze się nienawidzą. Ponieważ ttofia 
Hamby jest między Sielengińcami, zawsze też i Hamha i iA 
grona jest nominowany. Hor3rńcy od roku 1809 oddani pod 
zarząd hułnorskiego hamby, nsiłigą z pod niego wyiaBKiir 
i stanąć samodzielnie. Sielengińskim lamom zamcaj|Hs> 
ryńcy miłość nowinek i wprowadzenie wielu śpiewór pe- 
kińskich na miejsce tybeckich. Nie mogąc otrzymać wteif* 
biskupa, starają się Horyńcy którego ze swoich lasióv V 
nieść do stopnia hamby. Walka z tego powoda pospdiT 
dwoma plemionami, gorliwie przez Moskali podsycana . ń 
dochodzi do gwałtów i bitew, lecz wysila się w kłóbiiaclL 
a mianowicie w skargach i prośbach, podawanych do a^ 
skiewskiego rządu. 

Roku 1834 po śmierci hamby Dżamsujewa, SielenfiBCf 
starali się brata zmarłego zrobić hambą i dla podtnriBasa 
swojego wyboru zebrali oddział 800 ludzi, idożony z !§■•* 
i naczelników rodów. Plemię zaś congolskich BiiniMv 
usiłowało swojego ziomka Diłagowa wcisnąć na to sicJBff 
i podtrzymywało go oddziałem z 506 ludzi złożonym. H^ 
ryńcy znowuż pracowali dla swojego corżia: Tojngol (ja- 
nowa i w liczbie 4500 podali prośbę do irkuckiego gubem* 
torą Zejdlera o popieranie praw swojego ziomka i o pr** 
niesienie stolicy hamby z Hułnom nad Kudun. Omr tef» 



143 

ru nazywają lamowie czasami zburzenia (ebdere kuj- 
ja). I tym razem Sielengińcy zwyciężyli. 
Terafniejszy hamba lama odznacza się ogromną otyłością; 
yscy też jego poprzednicy byli otyli, widać, ze wszędzie 
jb duchowny dobrze nasyca. 

Po hambie najwyższą godnością w hierarchi buriackiej 
. Sziretuj; niższe zaś stopnie są: Zasyk (v. Dzasak), 
tama (v. Dae), Sordżei (v. Sarzej), Nansu (y. Lansu). 
Lamowie pochodzą z różnych klass społeczeństwa, obo- 
zani są wszyscy do bezżenności i do wykonywania w ży- 

pewnej liczby przykazań. I tak Gełun, t. j. pierwszy 
pień rzeczywistego lamy, powinien zachowywać 200 przy- 
lań; Gecul zaś, niższy od niego w hierarchii, obowiązany 
i wykonywać 100 przykazań; Ban di trzydzieści pięć; 
»warak pięć, a Ubuczi (v. Obuszyj), najniższy stopień 
drabinie duchownej, trzy tylko przykazania wykonywać 
irinien. 

Ubuczi nosi ubiór pospolity, dla odznaczenia zaś ducho* 
ej godności przewiązuje się czerwonym pasem. Howarak 
li suknię różniącą się od ludowej żółtym kolorem;' Bandi 
ń żółtą suknię i czerwony pas ; Gecuł żółtą suknię , Czer- 
ny pas i czerwoną przepaskę przez prawe ramię. Frze- 
ika ta oznaaza, że lama używa tylko czystych pokarmów, 

których gmin i niżsi lamowie nie są obowiązani i mogą 
ć co się im podoba. 

Wyższe duchowieustwoo nosi na żółtych sukniach czer- 
•ne płaszcze. Prócz koloru sukni żółtego lub czerwonego, 
nowie wyróżniają się od reszty ludności czerwoną tasiemką 

kapeluszu i zupełnie ogoloną głową. 

Ubuczi obowiązany jest pościć trzy razy na miesiąc 
)Tzed posągami i obrazami odmawiać modlitwę Om-mani- 
dine*chum, która oczyszcza człowieka od grzechów i za- 
§ca do bogobojnego życia. 

Nie podobna mi wypisać wszystkich przykazań, które la- 
rwie ślubują zachowywać. Kilkanaście z nich dostatecznie 
ftelnika zapoznają z cnotami, które z urzędu pełnić przy- 
fgli. Lamowie przysięgają: 1) oszczędzać życie wszystkich 
orów żyjących ; 2) nie przywłaszczać sobie cudzych rzeczy ; 



144 

3) starać nię o mądrość; 4) nie kłamać; 5) nie iuyvić ^ 
rącycfa napojów; 6) nie nosić wieńców i nie używać ptiś* 
del; 7) nie śpiewać światowych pieśni, nic tańcować i ii 
uczęszczać w miejsca publicznej zabawy; 8) nie zaniedlRiK 
przez lenistwo lub obojętność swoich obowią^w; 9i ń 
chować u siebie srebra , złota i nie dotyluić się drogici wt 
tali i rzeczy wytwornych. 

Gdyby lamowie wypełniali zaprzysiężone pRykazaiuar s^ 
zawodnie i lud byłby moralniejszym: lecz niestetj i b lid 
nauka jest w dowie, a nie w życiu. Obowiązani ą oik- 
wywać czystość cielesną i nie maj% żon, lecz oieniwar ato- 
dego Buriata z starszą od niego kobietą, do czasu jego doj- 
rzałości zastępują go w obowiązkach małżeuikicŁ Ba 
skrupułu pyą wódkę, lecz najpowszechniej łamią ihib w 
stwa. Każdy prawie lama za nabożeństwo, za każdą lalc 
religijną, każe sobie sowicie płacić — po śmierci m nS** 
mego należy prawie zawsze do sukcessorów. Chan % 
a wszyscy jeżeli nie bogaci, to używają przynajmniej b0>^ 
wygodnego bytu. Lud ich żywi , oni bowiem dli liW 
szego zbawienia swoich dusz ' i przewodnictwa docbon^ 
nie trudnią się handlem, rolnictwem, ani też żsdnjalK''' 
mysłem. Pod względem wykształcenia nie bardzo tei V^ 
są od gminu. Znałem jednego Sziretiga, gdym mitokilF^ 
między Buriatami nad Gzikojem , który lubiąc moje tovs?' 
stwo, odwiedzał mnie w mojem schronieniu. Kie znal ^ 
ryi ani jeografii i zgoła żadnych w najpospolitszych d»v^ 
wiadomości nie posiadał. Znał tylko księgi święte i oW 
w której się urodził. Odemnie piBrwszy raz slyscsł o Po** 
Francy i, Niemczech i o Moskwie, jak i o tem, żetó* 
nie ma dusznego prawa do rządzenia nimL 

Ta prawda tyle razy wyrzeczona, że gdzie Ms^ 
stwo jest światłe, moralne i gorliwe, tam i lad jtft iBOitf? 
i wykształcony i odwrotnie, tutaj się potwiardA ^ 
smy jednak niesprawiedliwi, gdybyśmy kamieniem pot(F>^ 
rzucili na cale duchowieństwo buddajskie. Są m^ ^ 
ludzie do niczego, lecz są i zacni, poważni i goriivi<>^ 
bro ludu. Dla tych to wybranych ci^y stan używa wJ^W* 
szacunku. Większość jest leniwa i próżniacb, ^ ^ 



145 

i pracowici i ubodzy, którzy czas trawi% w cnocie, na nabo- 
żeństwie, leczenia chorych i czytaniu ksi^ świętych. 

Lamowie przesiadają pilnie szamanizm i gdyby nie prze- 
szkody ze strony moskiewskiego duchowieństwa, pozyskaliby 
dla religii Buddy nie tylko reszt§ Bariatów, ale iTimguzów. 
Każdy z wyznawców jego, któiy dla wróżby lub po radg 
uda ńę do szamana, ukarany bywa przez łamów dziesięcio- 
dniowym postem. Moskiewskiemu duchowieństwu nie podoba 
się ta gorliwość łamów i ich apostołowanie buddaizmu. Woli 
ono szamańską wiarę, która nie będ%c uorganizowaną w ko- 
ściół i nie maj%c hierarchii, łatwiejszą jest do zniszczenia, 
niż buddaizm. Skargi na łamów z ich strony są bardzo 
częste. Wpadła mi w ręce skarga pewnego popa. Zarzuty, 
jakie porobił lamom, przytoczę w treści, gdyż one najlepiej 
wykażą stosunek prawosławnego duchowieństwa do buddaj- 
skiego. 

W skardze tej powstaje przedewszystkiem na gorliwość 
missyonarską łamów, której popi nie mają i na usiłowania 
nawrócenia szamanów do buddaizmu; a przytaczając sposoby 
nawracania, mówi, jakoby lamowie głosili, iż : 1) wiara Szak- 
jamuniego powinna być wyznawaną przez wszystkie koczu- 
jące ludy Syberyi , pochodzi bowiem od ich współbraci Mon- 
gołów, z którymi łączy ich język, i jednakowe obyczaje; 2) że 
religia prawoi^awna jest moskiewską i odpowiednią pojęciom 
i skłonnościom Moskali. Dla Buriatów zaś i innych ludów, 
którzy pojęciami, mową i obyczajami różnią od Moskali, 
nie jest stosowną i we^ug przedwiecznych wyroków, nigdy 
się między nimi rozszerzyć nie może; 3) że lamowie na za- 
sadzie tolerowania ich religii przez rząd moskiewski głoszą, 
jakoby prawo rozkazywało, ażeby Bariaci byli wyłącznie wy- 
znawcami Szakjamuniego. Odwołując się do kilku przykła- 
dów surowej kary na tych Buriatów, którzy porzuciwszy 
szamanizm, już jako chrześcianie ^udawali się do szamanów, 
twierdzą, że szamanizmu rząd nie toleruje i prześladi:gą 
szamanów i bogów ich niszczą. 4) Głoszą wreszcie, że ci 
Bariaci, którzy zostaną chrześcianami , muszą przez to samo 
porzucić narodowy sposób życia i muszą stosować się do nie- 
znośnych dla Buriata praw, zwyczajów i postów moskiewskich- 

GiŁŁM, Opisanie, m. 10 



146 

Temi to i wszelkiemi innemi sposobami, mówi z gofrycif 
skarga popa, namawiają lamowie szamanów do pnyjfda iA 
wiary. Wpływ ich nie tylko daje się spostrzegać na sEamt- 
nach, w sąsiedztwie ich zamieszkałych, lecz okazuje saę m- 
wet w odleglejszych plemionach bargnzińskich , kadarińdick 
i jakuckich Buriatów. Zamierzając wszystkich i ^yznaw ećw 
szamanizmu pozyskać, potrafili już Buriatów tonkiDskiei 
i ałarskich skłonić do porzucenia swej wiary i przyjęcia refi- 
gii Buddy, chociaż najwyższe ukazy 1728, 1746 i 1775 r. 
z 25. maja surowo zabraniają nawracania w państwie naiff- 
sklem na jakąkolwiek inną wiarg, albo sektę chrześdiBdcf, 
prócz nawracania na wiarę grecko-rossyjską. 

Skargi popów poskutkowały. Tunkińscy Boriaci zoitifi 
namówieni do porzucenia buddaizmu i dzisiaj szamani, jeż^ 
odstępują od nauki swojej, to nie dla Buddy, lecz dkuiki 
prawosławnej. 

W 1829 r. w 18 rodach sielengińskich i w 14 rodsA 
horyńskich było laroów nie płacących podatków 292, Itnów 
zaś płacących podatek i howaraków było 2069, razem V5S^- 
kich księży 2361. Dzisiaj liczba ich została przez rząd oęn- 
niczoną. Przy parafialnej świątyni (dacan) może się znaj^ 
wać tylko 13 łamów. Łamów nie uznanych przez rząd a 
kapłanów i dzisiaj jest dosy(^. Klasztorów nie ma w Burian:: 
w innych jednak krajach, jako to: w Tybecie, w Moncrfi 
znajdują się buddajskie klasztory. 

Świątynia buddajska u Buriatów budowana jest z bdeł 
w kwadrat albo w prostokąt, otoczony galery^ drewnbsf. 
na której umieszczone słupy podtrzymują okapy dachu. St 
dachu znajduje się mała czteroscienna wieżyczka, z kt«tj 
podnosi się cienka drewniana igła. Architektura tych świą- 
tyń jest mieszaniną chińskiego i rosyjskiego sposobo ba- 
dowania, jak i większa liczba świątyń prawosławarcb 
w Syberyi. 

Duchowną stolicą Buriatów jest Huł-nor, gdzie obok 
głównej świątyni wznosi się piętnaście kaplic, poatawionyc^ 
przez rozmaite rody sielengińskie. Świątynia hułnorska wna** 
sioną została r. 1768 za rządów Hamby Lamy: Zanby Agatós^ 
jewa z funduszów składkowych, wynoszących sumę 83,lW rs. 



147 

Kilkanaście nłusów składa parafię. W każdej parafii jest 
dacan (kościół); żaden z dacanów nie może być pod wzglądem 
ozdób porównywanym z głównym hułnorskim dacanem. 

Przy dacanie mieszka w jnrtach kilkunastu łamów, zosta- 
jących pod władzą sziretuja, mającego biskupie prawa. 

W świątyni złożonej z przedsionka i obszernej nawy, 
prócz ławek i krzeseł, znajdują się stoły, na których instru- 
menta muzyczne są złożone, jak również stoły z księgami 
świętemi i ołtarz, na którym jest posąg Szakjamuniego i po- 
sągi różnych bóstw. Na ścianach i nad ołtarzem zawieszone 
są sztuki różnokolorowej materyi, skóry tygrysów, wilków, 
obrazy malowane i narzędzia przeznaczone do odpędzania 
dych duchów. 

Przy wejściu do świątyni i w samej świątyni umieszczone 
są hurdu, to jest kręgi cylindrowe, na których wypisane 
są różne modlitwy. Obracanie hurdu znaczy to samo, co 
odmawianie modlitw: im kto więcej razy obrócił, tem się 
więcej i gorliwiej modlił. Forma w religii prawie zawsze 
&eśó zagłusza; Buddaiści doszli już do tego, że nie wyma- 
gają wzniesienia m3rśli i serca do Boga, ani nawet wiadomo- 
ści tego, co modlitwa zawiera. Potrafili oni ułatwić modli- 
twę: machinalna praca kręcenia hurdu jest zasługą przed 
Bogiem; w kilku minutach można odmówić ze sto tysięcy 
modlitw. Przerzucanie paciorków różańcowych, bez mó- 
wienia modlitwy, jest także uważane przez nich za mo- 
dlenie się. 

Nabożeństwa w świątyniach odbywają się kilka razy na 
dzień, a nawet i w nocy. Lamowie grają na różnych instru- 
mentach: trąbią, brzęczą, bębnią, dzwonią, hi^asują, nie 
troszcząc się wcale o harmonię. Im przeraźliwsza, głośniejsza 
i bardziej rozdzierająca uszy muzyka, tem jest piękniejszą. 
Eto nie słucha tej muzyki z pobożną czcią i dreszczem, ten 
zostanie w przyszłem życiu biritem, to jest djabłem; kogo 
zaś muzyka ta natchnie pobożnością, uwolniony będzie od 
trzech nieszczęść i dusza jego będzie zbawiona. Głosy i rin- 
gi! ki (t. j. muzyki), odzywają się także jako modlitwa za 
cara, pomyślność jego i długie życie, oraz jako prośba 
o zwycięztwa dla jego wojsk i szczęście wszystkich jego pod- 

10* 



148 

danych. W csasie grania lad pada na klęczki i 'na twifx. 
składa ręce i modli się. 

Gdy muzyka acichnie, lamowie czytaj% księgi śsifito 
i śpiewają pieśni nabożne głosem przeciągłym i grobowra, 
poczem znowuż odzywa się muzyka, znowui śpiewy, i t 4 

Instrumentów używają następnych. Dzwonki i7bi% dmt| 
obciągnięiey zwane oczar honho; bywa ich w koecieie i0 
pięćdziesięciu. Damiry czyli małe bębny, w które nie pi- 
łeczkami, lecz rękami uderzają; bywa ich w świątyń ś» 
dwudziestu. Prócz tych w orkiestrze kościelnej jest 
trydzieści bębnów, w kształcie miednic robionych; 
talerzyków mosiężnych, dwadzieścia talerzyków wypQti|<^; 
instrumenta zwane zarla, dynszyk, ganłan, biszker* 
czyli różnych kształtów trąby unyr-buzi i trąby zwane 4t- 
gan i u ar da. Trąb używają długich lub waltoniL Ifajł 
też instrument podobny do cymbałów, złożony z kratek mt- 
siężnych, w które uderzają pałeczkami. Uiywi^ takb 
dzwonków mosiężnych i konch, w które dmą jak w ti^ 

Prócz instrumentów zns\jduje się w świątyni wiełe 
tów obrzędowych, jako to: dwa wielkie na kołach 
parasole, dwanaście małych parasoli, dwa pandapa tf*- 
dobne do parasoli), dwie chorągwie, trzy żeli 
(darami), mosiężne słońce i księżyc, ośm 
i inne jeszcze narzędzia, oraz różnych kształtów i koioń* 
parasoliki, które podczas wielkiego nabożeństwa dk «{- 
kszej ostentacyi trzymają lamowie w rękach; kopie zk, Ui 
kołczany, strzały, szpady, pancerze i kolczugi, ntrsymjmtf 
są dla obrony świątyni i odpędzania od niej złydi duiiśft 
Skóry zaś zwierząt znajdowaniem się w przedsionka pn^p^ 
minąć mają pobożnym pot^ę twórczą Boga. Toli-maaiil 
jest to pięknie oszlifowany dzbanek, przeznacsony do o^f* 
wania posągów. 

Ubiór kościelny łamów zowie się w an g n n - h obcoIi 
W świątyni hułnorskiej ma być do tysiąca obrazów. )&•* 
które malowane są złotem, inna ozdobione są blachami, i^ 
zywanemi czimyk, wyobrażają bogów i cuda przez meku 
ziemi robione. 

W księgi święte każda świątynia jest dobrze 



149 

f hnłnorBkim dacanie jest przesslo tysiąc tomów: Księgi 
ndrft, znane pod różnymi tytularni, opisują moralność 
addąjską; Wina ja dyscyplinę; księgi za6 Abidarma opi- 
ąją metafizykę bnddajską. 

W parafialnych śMdątyoiach pospolicie używane księgi są: 
[andżnr-Dandźura, około stu tomów wynoszące; Ago- 
si, opisujące przymioty wiecznego Boga; Najdan, zawie- 
Bjące modlitwy do 16 bogów; Da znad, opisująca sposoby 
bronienia się od popędów namiętności. Inne jeszcze święte 
ńęgi noszą tytuły : Manikgambun, Gunrin, Mintukba, 
lunduj, Dymcsin, Ałtank-gerel, Barakny, Maity, 
Uldzin-hatunu-todzi, i inne. Czytują także po koacio* 
ach, wyłącznej czci Szakjamuniego poświęconych, księgi pi- 
ma świętego Szatza*Tubaich, pod tytułem Undusu- 
łudur, z przeróżnemi modlitwami. 

W księdze Sunduj są tar ni czyli zaklęcia wsanskryckim 
ęiyku. Lamowie powtarzają te zaklęcia, nie rozumiejąc ich 
maczenia. Utrzymują oni, że kto potrafi jak należy wymó- 
»ió tami, umieszczone w świętych księgach, i kto zrozumie 
eh znaczenie ) ten posiądzie władzę nad całą naturą. Deszcz, 
inieg, piorun i Uyskawica służyłyby mu na rozkazy; może, 
tiedy zechce, być niewidzialnym i nabierze umiejętności le- 
czenia chorób. 

Oto jedno tami o zachowaniu życia: Om ra dża ha 
isim ru di jam bad di da bad szi na du ja dam 
bad b goh szu dak ła dzi szin gun. 

Za rządów Gawan-iszi-dżymsujewa, hamby lamy bu- 
ńackiego, jeden sziret lama (1811 roku) zwaryował, tru- 
dniąc się przez lat pięćdziesiąt nad odgadywaniem tajemnic 
tami 

W wielkich świątyniach zbiór duchowieństwa bywa bar- 
dzo liczny. O świcie, skoro tylko zapali się poranna zorza, 
lamowie wchodzą do kaplic przy kościele, poświęconych czci 
assurów, nienawidzących Boga, i proszą ich o wybawienie 
ludzi od wiecznych mąk piekła. Zyskawszy sobie ich 
^i^lędy, wchodzą do świątyni i podczas solennego nabożeń- 
stwa czytają ustępy z ksiąg wyżej zatytułowanych. Przed 
południem jest nabożeństwo za monarchów i za ludy, oraz 



150 

prośby o odpuszczenie grzechów, o obfite zbiory i bajnok 
roślinności. Po południa omywają posagi i zwierdadlui 
latarnię, przed któr% znajduje się toli, przeznaooM 
do składania ofiar, i kadz% przed posagami. Naatępnii 
odmawiają modlitwy z uproszeniem o wybawienia od 
sześciu strasznych przeobrażeń, przyczem składają o&iiT 
iansan. 

Boga Badma Linhuwa, który narodził się po śmkici 
Buddy, wypełniał wszystkie jego przykazania i jest patronea 
dusz, oraz patronem monarchów, błagają o miłosierdzie ud 
duszami w grzechach zmarłych , o wyjednanie wyższego sto- 
pnia przeobrażeń i o odsunięcie cierpień od ludzL 

W celu ubłagania boga Hongszim-bodi-satwa, tikte 
o wybawienie od grzechów, ustanowiony został szaksit- 
ban, t. j. post i pokuta za grzechy. W nabożeństwie do 
niego zapalają świece, składają ofiary i odmawiają modlitwę: 
Om-mani-padme-hun, którą tłumaczą niektórzy w bs- 
stępujący sposób. Przez wyrażenie Om wymawia się proiU 
o wybawienie od grzechów, przez wyraz ma wzywa się łsi^t 
Bożą, przez ni prośbę o przebaczenie; wyrażenie pad a- 
wiera modlitwę o uwolnienie koni od przeobrażenia n; 
w gady; me odpędza złe duchy, a hun jest prośbą o uwol- 
nienie od piekła. 

Inni lamo wie dają tej najpospolitszej buddajskiej modli- 
twie inne znaczenie. W czasie szakszabanu nie jedzą mifia 
i nie piją gorących napojów. Prócz tego postu, wisjicy 
obowiązani są pościć 8., 15. i 30. każdego miesiąca, czego 
Buriaci nie spełniają. 

Raz w rok odprawiają nabożeństwo do boga Majdari, 
rządzcy przyszłego świata, którego obnoszą w urocijiitcj 
processyi na około kościoła. Największe jednak święto jest 
noworoczne, trwające przez cały miesiąc. Wówczas wnyicj 
lamowie obowiązani są być na nabożeństwie, gdy w iaM 
święta tylko ci lamowie uczęszczaó muszą do kości<^a, któnf 
przy nim znajdują się. 

Wyobrażenie bóstw bywa czasem potworne w postsd 
ludzi i zwierząt. Szakjamuni bywa przedstawiony w postaci 
siedzącego człowieka, z założonemi pod siebie nogaai 



151 

z kubkiem w ręku — tak zapewno Budda siadywał, odda- 
jąc się ulubionej przez niego kontemplacyi. 

Kończąc rzecz o buddaizmie buriackim, nadmienić powi- 
sienem , iż wiadomości w tym przedmiocie czerpałem po części 
s ksiąg i z opowiadań wiarogodnych ludzi, lecz głównie z wła- 
mych obserwacyi. 



IX. 



Od Poptereesnej do Pop'oiiiBeJ. — Cyganka. ~ Ukyr i J«Bioca. — FtpaM- 
ray. — SobotnJcy. — WiemyDa Udy. — Oianstwa. — Wośalea BoN.- 
Ile j«9t prawdy w teoryi ogólnego ntacaf^ll wiania Indskoad? — 9* 
porta wojonnyeh ci^iarów. — Jarla w Kondsie i koaiaaa bartakL - 
Podrói Marawiowa do Jeddo, Pejho i powrót Amorem. — OddMłsł- 
nierty i pnygoda oberwanego podróinego. — Spotkanie i tą)m| i in^ 
kracya bnriacka. -^ Bekleminówka. — Siakaia. — Starowiercy i tptL - 
WJasd w góry. — Otairman i L Mikołaj. — Krsyi. 



Wii|2^ nić Opisania naszego, przerwaną ustępem ob^ 
daizmie , przypominamy czytelnikom, źe jesteśmy na 8kqM 
boriackim , we wsi Popiereczna. Od niej i od świątyni bid- 
dajskicg, w jej okolicy znajdującej się, rozpoczynamy t0 
dalszą podróż. 

Okolica za Popiereczna jest równa, porosła modisetio- 
wemi borami. Znaczniejszych wód i rzeczek nie ma tirtq» 
rzadsze więc są i utasy, gdyi Buriat tam się Inbi onedłi^ 
gadzie potok szemrze po kamieniach, lub trawa pocliyli<t 
nad jeziorem. 

Na polach, lezących odłogiem od stworzenia świata, i * 
gałęziach leśnych przebywa mnóstwo rozlicznego ptaft**? 
szczególniej liczne są dropie, które krykaniem swojem fOt 
rywąją ciszę, pannjącą w tej okolicy, jak smatek w doi?- 
Podróżny, stradzony napróżno robionemi pytaniami wobuc^i 
który na wszystkie odpowiada: atołmacz gej (nie mii' 
tłumacza), przysłuchiwać się musi głosom ptaków, jako ja4)f' 
nym objawom żyda. Wsłuchuję się i ja w głosy skowiwbi 



153 

którego w wielu okolicach Sybeiyi nie ma, a jego tęskne^ 
ucinane śpiewanie przypomina mi skowronków polskich^ śpię* 
wających nad flpoconemi głowami naszych oraczy. O I zawsze 
miłe i roskoszne wspomnienia rodzinnej ziemi, nigdy ńę nie 
ulatniacie i człowiek z wami chodzi po świecie, jakby 
z opieką Boią 1 Fal% wspomnień wzmaga się burza tęsknoty 
wygnańca, a mtfości% ojczystą prostują się kroki moralnego 
zepeacia. Skowroneczku polski, kiedyż nad moj% głową za- 
śpiewasz?! 

Prócz skowronka, słyszałem tntaj skrzypienie drozda, 
błysnęły mi żółte pióra żołny i coś zaczerwieniło się 
niby gil. 

Wieczorem przyjechałem do osady holonistów Pogromna. 
Na dziedzińcu tegoż samego domu, w którym nocowałem, 
rozpięła namiot cyganka, którą z dwojgiem dzieci transpor- 
, tiąją na miejsce urodzenia. Pod namiotem dwa wojłoki 
^słnźyły rodzinie za posłanie. Wózek o dwóch kołach stal 
przy namiocie, a pod nim leżał stróż majątku cygańskiego, 
wielki i czujny pies. 

Z rozmowy poznała cyganka, że jestem Polakiem, i za- 
praszając mnie na wieczerzę, nazwała mnie rodakiem swoim. 
« Ojciec mój, mówiła, podiodził z Litwy, był więc Polakiem. 
Byto mo tam dobrze, jak wszystkim, których Polska gościn- 
nie przyjdą; według jednak cygańskiego zwyczaju nie trzy- 
jAal się jednego kraju, ale włóczył się po świecie; dostał się 
do Rossyi, a Mosksde wysłali go zaraz do Syberyi, gdzie ja 
jnt pod Nerczyńskiem urodziłam się. Nie umiem po polsku, 
ale pamiętam, że ojciec mój był polskim cyganem, uważam 
Bię więc za Polkę. >« 

Była to jeszcze kobieta młoda, oczy błyszczące jak węgle, 
rysy kształtne, w ruchu zwinna i poważna. Głowę ubrała 
chustką czerwonego koloru — nogi nosiła boso. Dzieci jej, 
chłopiec i dziewczynka, rezolutne stworzenia, ubrane były 
w modre koszulki. 

Dziewczynka w małym kociołku, wiszącym na trójnogu 
nad ogniskiem, gotowała kaszę; chłopiec pętał konia, pasą- 
cego się opodal na łące , a matka o kilka kroków od ogniska 
wróżyła dziewczętom i babom, które się ze wsi do niej 



154 

sbiegly i okrążyły doią gromadą. W tej gromadzie bjli 
i m^czyzni i lama w czerwonej, zaplamionej dziegciem 
siikm. Proeil cyganki, aieby mu wyirróźyta, gdńe mę znaj- 
di^% skradzione mu wczoraj rzeczy. Z szałasu wzięli mi 
kilkanaście wojłoków, kilka worków wełny, koszule , baty 
i kilka rubli pieniędzy. Zmartwiony, nie mogąc odkzyt 
śladu złodziejów, przybył po ratunek do cyganki. Cyganka 
widząc wielką wiarę lamy w jej wróżbiarską naukę, zape- 
wniła go, że wróżyć będzie i wskaże mu miejsce, w któren 
się jego własność znajduje, ale zażądała poczekania do jutra, 
gdyż do wróżby chciała przygotoprać się niejedzeniem wie- 
czerzy i c^onocnem wzywaniem ducha. 

W pierwszym dnia brzasku był już lama przed cyganką, 
która mu dokładnie opisała fizyonomie złodziejów, historyk 
kradzieży i wskazała miąjsce w trzeciej dolinie, pod tzzeci| 
górą, gdzie zakopane zostały skradzione mu rzeczy. Łtma 
uradowany z wróżby, dał cygance kilkadziesiąt kopiejek, 
a obiecywał więcej, jeżeli pójdzie z nim do trzeciej doliny 
pod trzecią górę. Cyganka zadowolona z nagrody, wymó- 
wka się od towarzyszenia lamie koniecznością wyruszenia 
w drogę. Jakoż zwinęła wkrótce namiot, złoiyta go na 
wózku, chłopiec przyprowadził konia, zaprzęgła go i z pne- 
wodnikiem, który był raczej stróżem danym jej przez soł- 
tysa, wyruszyła ze wsi — a pies za wózkiem ze zwieazonpi 
ogonem powoli pociągnął.*) 

Ja też pojechałem za cyganką, a strząsłszy się po drodie 
nie utorowanej na zeschłym błocie, przyjechałena do wsi 
Ukyru, w okolicy której widziałem duże stada bydła i koai. 
Ukyr jest wsią moskiewską, zamieszkałą przez osiedleńcÓT; 
położony w okolicy jeziorzystej. Z jezior okolicznych naj- 
większe są: Ukyrskie czyli Krowie, Erawińskie i jezioro, 
z którego wypływa rzeczka Konaj, wpadająca do Witimo. 
Ka stepach jeziora Erawińskiego w r. 1688 zaszła krwawa 
potyczka pomiędzy Moskalami a Mongołami. W okolicy 



*) w bliikości Pogromn^ Jest iródło mineralne. Sseuwy tut^^t ilj- 
nęły se swej skutecsaoici. Nad źródłem wybudowano dom dla chorych. 
Dsłslą) mniej odwiedsane i sapuszcsone. Źródło w caasie wielkich npadeT 
wjsycha. Tegoft samego gatnnkn wody aą w Mąjdarynie. 



155 



te tego jeziora, nad rsecską Tułdun, mąjdiąje ńę wiele 
awników i agatów. 

Drewniana cerkiew w Ukyrze nadaje wiosce lepszy pozór, 
tak bowiem nie zdobi siedziby ladzkiej, jak domy boże* 
) tutejszy jest człowiek prosty, ale gościnny i poczciwy, 
nawszy kilku wygnańców polskich, dawniej tu mieszka- 
t^h, przekonał się, że fałszywe o Polakach szerzą wyobra- 
ia pomiędzy Moskalami; że Polacy obstając przy swoich 
mch i dawnych granicach, nikogo krzywdzić nie chcą, 
rolnoBĆ wszystkim dają; że nie mają w sobie nic je^ 
ddego, a są większymi tolerantami w religii od wszysi- 
I innych narodów; przekonał się dalej, że nienawiść kar* 
na dla Polaków, jest niesłuszna i haniebna, przez co od 
1 stanął wyżej i wyróżnił się moralnie od swoich kolegów 
ikorosyjskich — został bowiem sprawiedliwym. 
Zebrałem tutaj cokolwiek szczegółów o moskiewskiej 
Bie Sobotników, których tu kilkunastu mieszka. Sekcia- 
ci mówią i modlą się po moskiewsku, lecz wiara ich nie 
le różni się od żydowskiej. Oczekują Messyasza jak Ży* 
t w Chrystusa nie wierząc; przy modłach okrywają się 
ertelną płachtą, nazywaną przez Żydów tałes; używają 
ke skrzyneczki z przykazaniami, którą Żydzi nazywają 
ił, noszą nawet i cyc es. Kobiety golą głowy. Obrzeza- 
jest także u nich w zwyczaju i uważają go jako symbol 
nniena. Żydów przyjmują jako braci i jedzą z nimi z je* 
eh naczyń. 
Bobotnicy wylęgli się z żydowskich przekonań, które bar- 

^y^y po Moskwie rozszerzone przed Iwanem Groźnym, 
^ko założyciela nie jest dobrze znane. Jego propaganda, 
U^KO Apostołowanie, taką wielką liczbę Moskali odprowa^ 
'^ od chrzesciaństwa, że zdawało się, iż cała Moskwa «o- 
^ Bobotnicką. Wzmogli się nie tylko w liczbie, ale 

bogactwa i powagę, tak, że mogli zbuntować się prze- 
ko Iwanowi Groźnemu. Ten car zmuszony był z sobotni* 
ii formalną wojnę prowadzić; pokonał ich, tysiącami 
^ował, palił i topił, nie potrafił jednak zupełnie wy- 
i^* Dzisiig liczba sobotników w Rosyi nie jest m^ 
*omnaźa się ciągle* W Syberyi znąjdiąją się pojedyńcio 



156 

poroznncani , a w snacmiejazych grapach mieszkają t|1k» 
w Tomskiej gubernii i w okolicach Irkncki. 

Droga 2a Ukyrem zwraca ńę w stronę połodniowo- 
wschodnią i prowadzi przez lefoe, podmocsone rówoi^f. 
Woda 8%czy się pod powierzchnią ziemi , lub rozleiwa się p» 
bagnach, jeziorach i ścieka w małydi strumieniach. GbI| 
okolicę nwaiać moina za wielkie źródiisko, doatarcs^ącs 
wody rzekom płynącym do Bajkahi i Witimn. RoOimioió 
jest bajną, ale obfitość jagód w borach szczególniej ndeno. 
Chodziłem po nie kilka razy do bora, ale mnie 
z niego wypędzały zjadliwe komary i zacięte drobne 
których rozpłodzeniu sprzyja ta wilgotność grantu. Na po- 
lanach w kilkn miejscach jarty bnriackie, nie zmieniają po- 
nurego charakteru okolicy. 

Tego dnia jeszcze dojechałem do ułasu Wierszyna Udy. 
Osada ta złoiona jest z kilka szałasów bariackicb, więzieBia 
etapowego i stacyi pocztowej , którą wyhodował Żyd z Poiiki 
deportowany, i umebłowsi, oraz nrządził po europejska. 
Można więc tn znaleźć wygodę niezwykłą w tym kraju, dofaiy 
obiad, kawę i wino. Podróżny skazany na jedzenie cndrną- 
cego bariackiego mleka i baraniny źle upieczonej, dtętaie 
płaci wysokie ceny za potrawy europejskie. Ruch podróznyeh 
znacznie się wzmógł od pewnego czasu i ciągle powiększ 
się; rodak nasz więc dobre tu robi interesa i nabiera da- 
brego zachowania i znaczenia u mieszkańców. I>o niefo> 
jako bogatego, garną się ubodzy jego współwyznawcy i jai 
utworzyli tu małą kolonię żydowską. 

Zastałem w Wierszynie Udy oddzisi żołnierzy, maasen- 
jąoy do batalionów nadamurskich. Buriaci zmuszeni ich aa- 
karmić, dali im dwa barany i cegiełkę herbaty. Jedni zol* 
nierze gotowali sobie pokarm, inni poszli do jurt, w któtyek 
napróżno upominali się o mleko i araki. Buriaci każd^aa 
odpowiadali: ntołmacz gej!» i udawali, że ich nie rozmniitją. 
Klnąc wszystkich Buriatów, którzy w końcu do juii nie 
chcieli ich wpuszczać, udali się żołnierze do Żydów. Ci v6- 
wnież niczem ich nie obdarzyli, lecz zawsze handlarze, kupOi 
od nich kilkanaście funtów prochu. Ledwo żołnierze wyna- 
azerowali, wzięli się do wysypania z woreczków prodnS 



157 

jakiei było ich zadziwienie, kiedy zamiast prochu wy- 
sypał się z woreczków drobniatki piasek! Żołnierze oszukali 
^ydów, piasek z wierzchu osypali prochem i za takowy go 
sprzedali. Ambicya handlowa kupców mocno draśnięta tmn 
oasnkańrtwem, wyraziła się w niezmiernym hałasie i utyald- 
-waniu na żołnierzy. Jeden drugiego obwiniał o nieostrożnoić, 
A wszyscy krzyczeli. 

W jednym tygodniu ten sam żyd już drugi raz został 
przez Moskali oszukanym. Kupił beczkę miodu , lecz przy 
je^o przekładaniu pokazało się, że miód był tylko z wierzchu, 
a pod spodem jakaś do niczego nie zdatna materya. Oszu- 
stwo u Moskali tak jest pospolite i taką zdolność do niego 
posiadają, iż nikt z nimi w tej mierze równać się nie może. 
Nie daleko od Wierszyny Udy, w błotach, znajdują się 
źródła Udy; w nie wielkiej także ztąd odległości znajdują 
«ic w garach wody mineralne, zostające bez żadnego 
aftytku. 

Na buriackim wózku ruszyłem z ułusu. Wiózł mnie Bu- 
riat, nazwiskiem Boboj, który prócz spodni, nie miał na 
sobie innego ubrania. Krótki warkocz spadał na szerokie 
plecy, pierś miał wyniosłą, ręce żylaste, kolor ciała bardzo 
śniady. Wesoły, śpiewał i gawędził ze mną przez całą drogę, 
nie zwracając uwagi na komary, które mu na ciele siadały. 
Przyzwyczajony do powietrza, nie może długo w chacie wy- 
trz3rmać. Miejskie życie jest dla niego nieznośne; czuje się 
w siłach tylko w dymie jurty lub przy koniach na stepie. 
Formy towai^zyskie są dla niego niewolą, a ubiór gniecie mu 
pierś. Dał więc folgę swojej naturze, jurty nie porzuca, 
a ubiór bierze na siebie tylko w czasie mrozu i deszczu. 
Pywilizacya europejska zabiłaby go bardzo prędko, jak za- 
biła już wiele ludów swobodnych, których stare pojęcia 
i obyczaje nagle reformować lub przerabiać chciano. Powolna 
tylko reforma, stopniowe odmiany, mogą zastałe ludy wpro- 
wadzić na stanowisko europejskich narodów, do którego 
dążyły krwawą pracą dziejów przez tysiąc lat. Co dla naa 
jest szczęściem, dla nierozwiniętych ludów jest nieraz bólem 
i nieszczęściem; co jest celem naszych pragnień, dla nich 
jest przedmiotem wstrętu. Płonne więc też są marzenia 



158 

gwałtownych cywilizatorów i zapalonych refonDałorav, toi- 
ny cały świat od raza pragnęliby ncywilizowmć, mią 
awojej formułki urządzić, a wedłag chętki oazciętliwić, te 
względu na nałogi, przyzwyczajenia i pojęcia narodów, t^ 
dna forma polityczna, ani teorya aocyalna, chodażhy aa » 
łości ugruntowana, dogodny plac życiu zapewniak, ■ 
obdarzy wazyatkich narodów wolnością i azczęadem. M) 
będzie dla jednego , a zgubną i cisnącą dla drugiego aink 
Ludy nie są do siebie podobne, formy więc ich ź^bi 
mogą być jednakowe. Dla tego to uniwersalne BMOoihe 
lub państwa sztukowane z różnych narodów, jak iwsttf^ 
Rossya i Pmssy, są niepodobne i zabójcze dla udoekcwkBi 
się ludzkości, i dla tego to także kosmopolityeme t8K« 
uszczęśliwiania ludów do niczego nie doprowadzają. Gdy a; 
ludy upodobnią, myśli zbliżą, a obja¥ry i potneby ipa j^ 
dnakowo zacechują, wówczas będą na porządku' daasp 
uniwersalne monarchie, federacyjne republiki i nceptr »- 
eyalne , dla wszystkich narodów jedne i te same. Doiai ■ 
piękne te marzenia stawiając na drugim planie rzecrpnstM^ 
to jest istotne potrzeby i interesa narodowości, prEjfojaM 
się do ich osłabienia i zamiast dobrego bytu, prsyuosą tata 
niewolę. Podbój i ąiarzmienie w imię cywilizacyi , jest dan^ 
w sprawiedliwych umysłach za dobry uważany, chodai^' 
dąo ląjarzmieniem, nie cywilizacyą, lecz śmierć narodowi psp' 
nosi, i jest tak ohydny, jak każdy inny gwałt i iiAia*- 
jak podbój i zabór w interesie króla lub j^o pia<« 
dokonany. 

Obszerna to materya i dalekoby nas od pnedBiiolB» 
prowadziła. Zakończymy więc ją wzmianką, że nigdoetoo^ 
rye ogólnego uszczęśliwiania i cywilizacyjnych podbojów* ^ 
munizmy i socyalizmy, nie są szkodliwsze, jak u nas, fta 
pojęcie narodowości, jako punktu oparcia dla budowy p0^ 
tycznej i społecznej państwa zrodziło się, i przei P<i*f 
przeprowadza się. Czcze i łudzące teorye ogólnego sb^ 
śliwiania, zastępując pracę na rzeczywiste szczęście, bo^ 
narodu w formie mu dogodnej , obracają się wprost u ^^ 
rzyść igarzmicieli. Teorye te zastępują nieraz miłość <^ 
zny i uczą poświęcać jej sprawę sprawie wymaizoB^si^ 



159 

powszechnego dobra. Uważając narody za zawady i prze- 
szkody dla swoich koBmopolitycznych widoków, popierają 
mimo wiedzy srogich despotów. Życie i obserwacya dają 
inne rezultata , niż książkowa mądrość i marzenia. Obser- 
-wacya ta uczy nas, że ten tylko na ogólne szczęście i cywi- 
lizacyę ludzkości pracuje, który stawia niezależność, byt 
narodu i szanuje prawa do bytu innych narodów. Rzeczy- 
wista postępu praca odsuwa teorye uniwersalnego szczęścia, 
grabiące pojedyncze narodowości, jak z oburzeniem odtrąca 
d%żenia samolubne pojedynczych państw, uznające wynatu- 
rzenie narodów podbitych za warunek swojego dobra i bytu. 
Jedna i druga zasada jest niewolą i zniszczeniem naturalnego 
porządku rzeczy. Różnica między niemi ta tylko zachodzi, 
że pierwsza teorya, chcąc całą ludzkość uwolnić i uszczęśli- 
wić, bez wiedzy wtłacza ją w niewolę, a druga wyraźnie 
i z wiedzą utrzymuje sztandar niewoli. 

Wracamy do Boboja, którego przyzwyczajenie i szczęście 
potrąciły w nas myśli żywotne, a który mi ciągle prawił 
o swojem szczęściu w dymie jurty i o swojej nagiej, stepo- 
wej swobodzie. Kolejno odwracał się to do mnie, to do 
swoich ziomków, którzy wieźli Moskalom kotwice i armaty, 
przeznaczone do wzmocnienia samodzierstwa carskiego 
w wschodniej Azyi. Spotkałem już dzisiaj kilka wielkiego 
kalibru fortecznych dział i kilkanaście kotwic dla przyszłej 
marynarki na Japońskiem morzu. Dziesięć wołów lub koni 
z wielkim -trudem ciągnęło po błocie jedną armatę. Wszę- 
dzie też widziałem po drodze upadłe ze znużenia konie. 
Furmani z obawą zapytywali, czym nie spotkał w drodze 
więcej armat i kotwic. « Jeżeli jeszcze kilka takich transpor- 
tów wieźć nam każą, to cały nasz dobytek przepadnie. i> 
Słuszne obawy — rząd nie ma żadnego względu na interesa 
poddanych; po drodze pełnej gór, wy boi i błota, każe im 
wieźć ogromne ciężary, niszczy ich majątki, nie dając im 
żadnego wynagrodzenia. Biedni Buriaci muszą w dowód 
swojego przywiązania do tronu tracić swoje konie. 

Prócz Buriatów niezadowolonych i sarkających na nie- 
zmiernie ciężkie dowody swojej miłości do cara, spotykałem 
dzisiaj karawany chłopów syberyjskich, wiozących prowianty 



160 

dla wojsk nadamurskich. I ci mają wielki cięśar, lecz rob| 
sobie folgę csęstemi popasami i noclegami i odbierąji 
zapłatę. 

Przez całą stacyę trzęsąc się po złej drodze, Boboj ob> 
ja2 zabite bydlęta i transporta, a wieczorem ze zbolałą gloi) 
i pottuczonemi bokami przywiózł mnie do utnsa Eonii. 
gdzie mnie umieścił w jurcie swojego przyjaciela. 

Jurta mieściła liczną rodzinę. Matka jej była (teą 
Głowę ubraną w korale, złożyła na kożucha i boleśnie lę- 
kała. Mąż nie okazywał współczucia chorej i obojętnie piS 
fajkę, rozmawiał z gośćmi lub spoglądał na gotującą aą 
w kotle arce. 

Pod bożnicą, jako w miejscu honorowem, siedział 
komisarz , urzędnik Xiy. klassy. Przebien^ paciorki 
wydawał wchodzącym do jurty rozkazy i zdawał się m 
zwracać uwagi na moją osobę. Po moskiewska nie nówd. 
a raporta do Dumy pisał na kolanie pismem mongolikin. 
słupkowem. Zaczynał od lewej ręki i wiersze prowadził i« 
w poprzek papieru , lecz z góry do dołu. Fizyonomię mui 
ujmującą. Wysokiego wzrostu, krępy i otyły, miał na niw 
buddygył z szarej jedwabnej materyi, ubramowany futetioai 
Sobolewem. Twarz pełna życia i dobroduszności, jasnisk a- 
dowoleniem, wzrok bystry i rozkazij^ący. Mało mówił, ka 
nie zdawał się pysznić ze swojego urzędu. Pod jego dossfca 
wiozą Buriaci dowody przywiązania do tronu , to jest g« 
kotwice i armaty. Piłem herbatę i karmiłem cak»em i dUt 
bem zamorusane dzieci gospodyni, gdy pan komisan iw» 
cił się do mnie i przez tłumacza zapytał, wiele koni zdechłjf*^ 
i wiele armat ugrzczłych w Uode widziałem na dro^^ 
Odpowiedziałem, iż koni upadłych widziałem nie mato, vwd 
zaś kilka siedzących w błocie, lecz doUikdnie nie unieBai 
powiedzieć, bo nie rachowałem ich i mało zwracałem mfi 
na wysilenia Buriatów, w dawaniu dowodów przywi^asia; 
swego do tronu. Komisarz skłonił mi głową i aapali«Bąrj 
ganzę, oddał się milczenia, gdy tymczasem małe psodik^ 
zachęcone cukrem, obiegły mnie i natarczywie npomiiiiłf4rj 
o podarunki. Szczupłe zapasy nie pozwólmy mi ełiciwośe iekj 
zaspokoić; pobiegły więc do ogniska i tam z bradnego Mk 



161 

-karni i r^ami wybierały arc§ , pakowały w g§by, a szybko 
wypróżniwszy kocioł, rozpoczęły na nowo śmiechy i psoty. 
Najmłodsze z nich, owinięte w koźachy niemowlę , kwiliło 
w kołysce o jednym biegunie; matka poruszona jego płaczem, 
pochyliła się nad kołyską i podała dziecięciu chor% pierś. 

Atmosfera w jurcie, jak i we wszystkich mieszkaniach 
Bnriatów, była niezmiernie ciężka. Kwaśniejące mleko 
w skórzanych workach napełniło ją zgnilizną i smrodem; 
dym błąkający się po kątach i oddech kilkunastu ludzi, 
jeszcze bardziej ją zaraźaŁ Ubiór i wszystkie sprzęty zdają 
się być nigdy nie czyszczone; brud je pokrywa i wydziela 
sapach, który jest właściwy niechlujnej nędzy i brudnemu 
bogactwu. Bożnica jedna była utrzymana w czystości. 

O kilkanaście kroków od jurty obozował oddział żołnie- 
rzy, których coraz większą liczbę pchają nad Amur. Punktem 
ich zbornym jest Stretińsk, od roku 1858 bowiem już nie 
i S^łki, ale z tej stanicy wychodzą ekspedycye amurskie. 
W tym roku prócz żołnierzy, przesiedlono z nad Ononu 
i innych rzek nad Amur przeszło 500 rodzin kozackich, 
w których było do 4000 indywiduów — szybko więc zaludnia 
się Moskalami ta dopiero co zdobyta kraina.*) Pomiędzy 



*) Rx%d chi6aki M-ssystkich pnewodników ekspedycji 1853 i 54 r., prowa* 
dsoDych pnes Iforawiewa, akarał iinieroi«. Pnewodniey cl byli Manegiry. 
W roku 1857 odprawiono nad Amur wielu, bardso iołniersy x gamisonów 
wielko -rossyjskich, których tam poienionyeh w drodae % publlcsneml kobie- 
tami jako kozaków osiedlono. Pomięday nimi było 900 Polaków, do których 
Heehał proboesca Irkucki, ks. fiawermiekl, w celu utwierdaenla ich w religii. 
Podróż swojf po Amnrse ks. Sswermickl opisał 1 wydal w Pamiętniku rell- 
KUao-moralnyro w Warsaawle. Całe lewe wybneie Amura, wyjąwssy 500 
vioTtt la ajleiem Ussury, w roku 1859 lostało salndnlone kosakaml, Tegoi 
roku 1859 Murawie w a Nikołą)ewska w iicsncj świcie popłynął do Jeddo, 
V celu skłonienia cesarsa Japonii do arsecKenia alf wyspy Sachallnu na rsecs 
Hoskwy — arsecsenia tego nie usyskał , dał więc loakas sabranla. Jakoi 
ryełano baullon wojska na tf wyspt * oświadctono miesskańeom , fte s% pod- 
lanymi Białego Cara ,i dumnie sawiadomiono nąd japoAskI, ie Sachalin jai 
pnyłącsony 1 powróeony (sic) sostal do Moskwy. Japonia w milcienlu 
prsyjfła o tern wiadomość 1 oporu nie stawiła. 

Z Jeddo popłynął Murawiew na ąjście P^ho i tam Chińcsykom powlnsso* 
iral iwyciąstwa nad Anglikami 1 Francusaml. Kiedy cesara chiński nie chciał 
Mpi^ać trakutu AjguAskiego, s polecenia Murawiewa Ignatiew namówił 
3hl6czyków, aśeby nie wpnsscaall poselstwa Iranenakiego i angielskiego na 
Pcjho. Chińcsycy ulegli podstępnej namowie i stąd powstała druga wojna 
GiŁLBi, Opisanie. III. H 



obosttj^cymi iołtaiemuni siedział nachylony do ognia ł/m » 
widomy chłopiec, o którego pielgrzymce pinłem; qnlkiE 
go żołnierze na drodze i wzięli s 8ob%; w ich towarzysfem 
weselej mu i bezpieczniej. Wykrzyktgąc lofaieine pieŚBi, 
piekli iotnierze barana na drewnianym rołniCy a Biraa 
przypatrywali aic im z daleka. 

W godzinę potem, gdy już siedli do skromnej wiecasn^ 
i 6l^»ego poczciwie nakarmili, przybył do nich c^owiek, ss 
gołem ciele msjący kilka g^ganów — znalazł zm^nifek 
i został zaproszony do jedzenia. Był to także żolaisci; 
otrzymawszy dymissyę, wyruszył pieszo do rodzinna wioski, 
a przechodząc przez bór na górse, został napadnięty fom 



% owctni mocarstwami , która xa pośrednictwem Ignatiewra sakoies^la «c tn- 
ktatem. Bohdoiian potwierdcił traktat ąjguński. a wdsicesny ca poandaelM. 
podpisał ubór przez Moskwę Diangorji i swoich ziem, Y.liaodćarri ftH*- 
łooych. 

Z Pejho Marawiew popłynął ku brsegom pomiędzy Kor«ą i ąJacMsa Aaaia. 
podobały mu się i roskasał Je zająć na rzecz Moskwy; rozkaa zoctai «iU- 
ntfliy w następnym roku. 

Powracając Amarem, przy ujściu Sungary spotkał się Hnrmwiew^ z jtatn 
łem cliiAsklm i wezwał go do siebie na parowiec. Jenerał pmybyi, a ■■»• 
wlew rospoczął c nim przez tłumacza rozmowę, w któr^ rozkazywał s^ 
cliiAski posterunek s lewego brzegu Amura. Hurawiew unosił się, wyz^nł 
po bratalsku Jenerała i pogroził mu kułakami. Jenerał milcaal i wjni&d «{ 
z parowca, a świtę Jego Murawiew po grubiańsku wypędził. W godziaę p^ 
tern odebrał Jenerał cliiński grseczne zaproszenie na lierbatc« gdyś chciał saa 
mówić o pretensyach Moskwy do Chin z powoda zabicia ro«yjekief» kepcs 
nad Ussurą przez Mandżnra , który tego knpea zastawszy gwałcącego asa itmę. 
zamordował. Jenerał nie przyjął zaproszenia, posŁeruii«k Jednak z icwtęt 
brsegn zdjął, a co do Mandiura oświadczył, jeieli Marawiew riM«. aieby 
był śmiercią karany, zabić go kaie. Tak to Moskwa robi ta intereea. Men* 
wiew t początku grzeczny i łagodny, Jak Jui wziął górę nad Clił*c«yk«» 
zmienił ton postępowania i brntalstwera oraz strachem resztę otrzyia^. 

- w dalszej drodze odebrał Marawiew prośbę od byłego eiiiaskiege amte- 
nibejsa (gubernatora) w AJgunie, którego cesarz chiński aa sawareie aii^ 
rzystnego traktatu zamknąć kazał w kłodę, a następnie śmiercią ukarać. 1^ 
gubernator podarunkami przez Mnrawiewa przekupiony, C«raa proaB p 
o wstawienie się za nim do rządu chińskiego, lecz wstawienia się tcfe wcait 
nie uzyskał. Następca' jego, nowy gubernator w Ajgonie, oświadoyt 
kazał Morawiewowt, ie Jeieli i jego obdarzy podarunkani , będsie ■■ Jak 
tamten pożytecznym. Marawiew nie potrzebował jni jego usług, oświadtzfc 
mu więc kazał , ie jeieli jeszcze raz ośmieli się z podobną pro|»oaycyą ef 
stąpić , pośle 300 kozaków do AJgunu i tam na rynka przed podwładaym a^ 
narodem kaie go rózgami ochłostać. Ambaoibejs pnestrasaył atęi i h« 
podarunków służy Moskalom, a Moskaie eoraz dal^ i ceraa < 
yz9 się. 



163 

tneeh zfaiegów i kopalni. « Oddaj pieniądze !» kizyknęli. 
« Miałem dwa ruble w kieszeni, mówił odarty, a myśląc, ie 
nimi odkupię sobie życie, wyjąłem i dałem je oberwańcom. 
Leci niezadowoleni datkiem, zawołali: « Rozbieraj się i to 
prędzej — ściągaj buty, płaszcz i koszulę; a gdy się będziesz 
opierał, w łeb ci paJnimyU Mieli strzelby, mogli więc 
groźbę wykonać. Nie było co robić, trzeba było być posłu- 
sznym, byle tylko ocalić życie. Wykonałem rozkaz i stałem 
przed nimi jakem z łona matki ¥ryszedł. Wówczas jeden 
z nich zlitował się nademną i wziąwszy na siebie moją czer^ 
woną koszulę, którą mi uszyła moja kochana Jewdokija, dał 
mi tę oto zawBzawioną i popadaną, oraz gatki, z których 
co krok urywa się i odpada gałgan. Ubranego w ten sposób, 
pościli mnie drogą, a sami poszli w las.n 

Śmiali się żołnierze z nagości ez- kolegi, nie mogli go 
jednak ubrać, bo sami mieli tylko po jednem ubraniu; lecz 
mu dali tytuniu i fajkę, a zapewniając go, że teraz już przy- 
zwoicie może podróżować, czule się z nim pożegnali. 

O wschodzie słońca, zapłaciwszy Buriatom za mleko i ka- 
wałek baraniny, dla mnie upieczonej, cenę, jakaby mogła 
w taksie żywności najdroższych miast w Europie figurować, 
wyjechałem z Kondy. Wiózł mnie Cydyp, młody, a choć 
mazgajowaty w ruchach, wesoły jednak BuriaŁ 

Niedaleko tego ułusu znajdują się źródła rzeki Kondy, 
płynącej na północ do Witimu. Od Wierszyny Udy do 
Kondy przejeżdżałem przez jedno pasmo niewysokich gór, 
pełnych Uota i źródlisk; za Kondą zaraz wjeżdża się w wyż- 
sze góry, okryte bujniejszą roślinnością. Za tem pasmem 
ciąguie się szeroka dolina Chiłoku, pełna jezior, z drugiej 
strony obramowana Jabłonowemi górami. 

Gdyśmy zjeżdżali z góry, Cydyp spostrzegł powóz dążący 
naprzeciwko nam, zatrzymał konie, wysiadł z wózka i stanął 
na drodze. Powóz zatrzymał się przed nim — i jadący roz- 
poczęli z Cydypem rozmowę, trwającą przez pół godziny. 
Powóz potem odjechał, a Cydyp zadowolony i jaśniejący 
radością, wskoczył na wózek, zaciął konie i prędko jak 
strzała popędził po równej drodze doliny. W owym powozie 
siedziało trzech Buriatów : jeden z nich miał na sobie czarną 

11* 



164 

atłasową suknię) waricocs elegancko spleciony i maij 
Insik na głowie — był to tąjsza horyński. Tv 
biała, raczej europejska nii mongolska, ozdobioma łagodno- 
ści%; kark krótki, ręka pulchna, powaga oprzejma w poste- 
wie, dumna grzeczność w spojrzeniu — wszystko razem ds- 
wało temu człowiekowi pozór dżentlemeńskL Mówili ini, śe 
tąjsza ten jest wykształconym c^owiekiem i lubianym pna 
Buriatów. Ma 'trzy żony, lubi bardzo pochlebstwa, ftgdygo 
tytułują Jaśnie Wielmożnym Panem, nie posiada się z radości 
Buriaci lubią w ogóle tytuły, a wiele rodzin wywodzi wmći 
początek od Czingisa, różnych hanów i znakomitych Mn 
Mongolii. Jest to arystokracya buriacka, z góry apogl^dsjici 
na małe pierwiastki moskiewskiej arystokracyL Ttjmfr 
i naczelników rodów tytułują Sajt-nar (magnat - wielko- 
rządzca); żony zaś ich Sajhan-abagaj (prześliczne ksc- 
żniczki). Próżność, na którą i człowiek cywilisowany Hak 
często chorąje, nie wydyma jednak tak bardzo bariacki^ 
arystokraty, jak niemieckiego barona lub czeskiego hrafaiciga 
Są oni dostępni dla ludu i mniej niż tamci róinią się od 
niego. Wielkie rozumienie o sobie i wskazywanie na bó- 
lów i cesarzów jako przodków swoich, nie przeszkadza m 
do nizkiego kłaniania się przed lada jakim czynownibeB 
moskiewskim, jak pomiatanie innnemi narodami nie wyro- 
biło w nich samodzielności i siły bytu. 

Znając tę próżność Buriatów, nie zdziwił mnie miłalfci 
uśmiech na licach tąjszy, wywołany wielkim tytułem, od któ- 
rego Gydyp zaczął swoją skargę. Oskarżał swojego sąsiad 
o samowolne zabranie mu wozu. Niższe włiMlze bez skstti 
zostawiły jego skargę, ale spodziewa się, że sprawiedhirsić 
boska tąjszy krzywdy jego nie utrzyma. Tąjsza wypyta sil 
o wszystkie szczegóły kradzieży, a dostatecznie objaśnioat, 
zapewnił go , że po powrocie do Ony natychmiast ^^da ros- 
kaz zwrócenia mu zabranego wozu. 

Obok tąjszy siedział w powozie młody i ładny BsiiiC 
w niebieskiej atłasowej sukni — był to jego sekretsB; 
i drug^ starszy w czerwonem, atłssowem ubraniu: bjł to 
jego domowy kapelan (lama). 

Gydyp leciał jak szalony. Minęliśmy jakąś stacyę, bb 



165 

obosów transportowych, kilka kocsowiak i ołnaów, pnesanę- 
liśmy ńę przez staoyc Beklemiazówkę, którą założył próiny 
spraimik Beklemiszew , przezwał od swojego imienia, zalu- 
dnił gwałtem napędzonymi starowiercami , a w domu poczto- 
wym zawiesił swój portret — i jadąc brzegami malowniczego 
jesiora Szaksza, stanęliśmy we wsi osiedleńców moskiewskich 
tegoi nazwiska, wyniesionej 3264 stóp angielskich nad po- 
ziom morza. 

Nad Szakszyńskiem jeziorem mieszka przeszło pięćdziesiąt 
rodcin starowierskich i jeden Polak, jeniec z 1881 r., Czar- 
niecki, początkowo do kopalni zesłany, a teraz będący na 
osiedleniu. Staro wiercy, chociaż niedawno tu osiedleni, nie 
śle się mają. U jednego z nich jadłem obiad, złożony z bli- 
nów , pieczeni i kaszy ; obiad ten po kuchni buriackiej ¥rydał 
mi się bardzo wytwornym. 

Podróżny w domu starowierca powinien wstrzymywać się 
od palenia tytuniu — niczem ich tak oburzyć nie można, 
jak fiajką. Uważają tytuń za roślinę bardzo szkodliwą i na- 
zywają ją djabelskiem zielem. Utrzymtgą, że Pan Bóg 
surowo zabronił ludziom palić tytuń i zażywać tabakę, że 
namseenie tego przykazania jest jednym z największych 
grzechów. Starowierca prędzej zgodzi się zamordować czło- 
wieka, jak wypalić fajkę ^uniu. Ten wstręt do tytuniu, 
zważywszy szkody, jakie tytuń sprawia w fizycznej organiza- 
cyiy a następnie i szkody moralne, jakie przezeń ponosimy, 
nie wydaje się nam śmiesznym. Przypominamy, jak wymo- 
wnie i pięknie skreślił Michelet szkody, jakie tytuń przyniósł 
ludziom. Tytuń skłania do fuepożytecznego dumania i ma- 
nenia nieograniczonego, z ląjmą czynności ludzkiej, człowiek 
palący nie skory jest do roboty, nie rwie się do spraw pu- 
blicznych, w miłości obojętnieje, a dymienie czas mu zapeł- 
nia. Nie powtórzymy zdań wymownego firancuzkiego pisarza, 
lecs dopełnimy je uwagą, że tylko zakaz religijny mógł po- 
wstrzymać od palenia tytuniu, a ten zakaz, o ile nam wia- 
domo, istnieje tylko u starowierców. Lecz ci znowuż sta- 
wiając go wyżej nad inne przykazania, uważając palenie tytu- 
niu za większe złe, niż rozpustę cielesną, kradzież i zabójstwo, 
wpadli w przesadę, która ich moralności wcale nie podnod. 




166 



Pozbawienie głowy naturalnej jej osdoby, to jeit 
i brody, aważąj% takie starowiercy za śmiertdi^ gneA - 
dla tego wnyscy noszą długie włosy i brody. W 
nia starowierca grzeszniej i gorzej jest ogolić się lub < 
niżeli okraść. Jak Żydzi, etarowiercy nie jedz% 
z ladśmi grecko - rosyjskiego wyznania, ani tei 
obcych wyznań. Zamknięci w sobie, pogardzają 
co nie jest ich form i przekonań. Kościoła paniąjącego w Mt- 
diwie nienawidzą, ale boją się cara; wicoej jnź przyu^auiiąj 
totaj w Syberyi okazują przychylności Polakom, niź smmm 
rodakom prawosławnym. 

Jezioro Szakszyńskie nie jest wielkie. W zielonych jcguMsfii 
przegląda się malownicza okolica. Mały stramieó, z niego 
płynący, jest wierzchowiskiem rzeki Chdok. W bliskości jeit 
drugie większe jezioro Irgeń, a za górami, na półoocacck 
brzegach Szakszy wznoszących się , znajdąjemy kilka jesaoe 
jezior alpejskich, których wody do Leny spływają. 

Od Szakszy wjeżdiba podróżny w góry Jabłonowo^ ktftcjcb 
najwyższy punkt o kilkanaście wiorst ztąd położony, ject 
zarazem granicą powiatu Wierclmoudiński^;o. Jecinhe 
w góry z dwoma Buriatami. Jeden z nich lama, powozi — 
żółte ubranie duchownego złożył na siedzenia, a pędząe ko- 
nie, zrzadka odzywał się. Oczy niewyspane, twarz doiirs- 
duszno-głupowata, nie nosiła śladów życia czyat^gn i wstai- 
mięśliwego. Woźnica z niego lepszy niż ka^an. Wybonie 
kierował końmi w miejscach niebezpiecznych. 

Towarzysz jego byt pospolitym Buriatem, ubrany w bm- 
skiewską siermięgę i mongolski małachąj; na piersiadi wad 
wielki malowany medalion. Bóstwo na nim wyobnżaK 
w postaci karłowatej i czarnej, nazwał Oszirmanem (to 
samo , co Ariman czg^i 4jabeł). Z ust Osńrmana biidia pło- 
mień, włosy i occy ma ogniste, głowę otacza blask aareoK. 
Bóstwo to ze ściśniętemi pięściami, z wyszczereonemi zebaaii, 
deptało coś z wielką energią i siłą, a płomienie jak w pie^ 
kle, zewsząd go otaczało. nJest to bóg silny, powiedbóal 
mi Buriat, podobny do modciewskiego bog^ Mik<^^!» 

Ludy syberyjskie prawie wszystkie nazywają boga Mocbf 
Mikołajem. Mikołaj odbiera szczególniejszą cześć od Modcali; 



167 

jest to najpopularniejszy między nimi święty — po domach 
Jego wizerunki częściej napotyka się, niż Chrystusa, i dla 
tego to obce ludy myślą, iż Bóg Moskali nazywa się 
Mikołaj. 

Malowanie Oszirmana na medalionie było nie gorsze od 
bohomazów, sprzedawanych na łokcie po cudownych miejscach 
w Europie. 

Towarzysz mój, kołysany jednostajnym ruchem powozu, 
zasn%t — lama nie spał, ale milczał. Tymczasem wjeżdżali- 
śmy coraz wyżej i wkrótce stanęliśmy u stóp krzyża na 
szczycie pasma , odległego o 24 mile od Popierecznej. U stóp 
tego krzyża skończyłem pierwszą moją podróż, odbytą w ceki 
zwiedzenia wierchnoudińskiego kraju. 



X. 



11 roioy ponnek. — 8Ucya poestowa. — Brak kotii. — Unądicait i tHr 
poestow«. — Pijaliatwo i towftrsystYo «ttiMmłfBUv4wei. — P«dni v 
niaoh Siel«ng^ — Malownicse brzegi. — Sternicy. — BtKfmęntf-^ 
Popowej. — Icb eharakteryatjka. — Opór stawiany władiy. — IM 
Siemicjey praybyił do 67 bery i? — Sielenśińsk i jego itatyicyfci. ~ ■" 
•yonarae angielscy. — Polacy. — Bestoiewy i Jeaaeae o dekateytiMk' 
Okolice SielciłgiAaka. — Uprawa lnu i sikola olcmentana v Uiłifcc " 
Monastyr CxikoJ«ki i jego sałoiyciel. — Nadieidin. — Pani tkKfdff 
rowa. — Moldawianin. — Wróiba a wilka. — Pnybycie do U|śe Ełi^ 



W mroźny poranek styczniowy jechałem na ghdkia b- 
dzie Udy. Horyzont lekko zarumienił się, reszta cioBime 
znikała, a mróz powiększał się. Buriat, chociaż pnjwju* 
jony do mrozów, nie mógł wysiedzieć na koćle; ręce, «^ 
wane w ogromne rękawiczki, sztywniały, nogi ziębły, ei 
kilka więc wiorst zeskakiwał ze sani i biegł przy koniach 
Nic to jednak nie pomogło, i na nosie i na policzkach V 
stąpiły białe plamy odmrożenia. I mój kożuch dostatecotf 
mnie nie zabezpieczał; zimne dreszcze prsechodzfly ni p 
ciele , a palcami od nóg nie mogłem poruszyć. Kaaałeoi Bf 
riatowi pośpieszać; wskoczył na sanie i jak wicher poNi^ 
lismy się po lodzie. Dzień tymczasem coraz jaśniejsiy bi> 
stępował. Wysunęło się czerwone słońce, oblało sMev 
i różowemi promieniami uśnieion% okolicę i dzwonienie p<^ 
ranne w cerkwiach odezwało się. Z ich odgłosów wno>d^ 
źo miasto joż nie daleko. Jakoż wkrótce pokazały tk J^ 
cerkwie i magazyny, przy których żołnierz w obsieni** 



169 

fatrze i w ogromnych butach stał jak titap nierachomy, z ka- 
rabinem w ręku. 

Wjechaliśmy do miasta i zatrzymaliśmy się na stacyi po- 
cztowej. Zeskoczywszy ze sani, czemprędzej pobiegłem do 
izby pasażerskiej, a Bariat do kuchni. Izba była zimna, 
a od pieca, w którym paliło się, odpędzał dym, buchający 
jak z komina. Nie było cieplejszego schronienia, więc w tej 
izbie trzeba było pozostać. Prócz mnie znajdował się w niej 
urzędnik z rodziną, jadący na służbę do zachodniej Syberyi. 
^na, troje małych dzieci, z zapłakanemi od dymu oczami, 
wychodziły do sieni, zkąd ich znowuż mróz ¥qpędzał napo- 
wrót w zadymione powietrze. Biedna kobieta tuliła dzieci 
do piersi, zakrywała im oczy i wołała na ekspedytora, ażeby 
ogień kazał zalać, bo inaczej dym ich podusi. Ekspedy^r 
kręcił się jak fryga, skakał, gadał, a nio nie zrobił. « Zaraz, 
zaraz wypali się, bądź pani spokojną. Chwilkę cierpliwości 
będzie ciepło i dym wyjdzie » — i pobiegł do sieni, gdym 
go zatrzymał upomnieniem się o konie do następnej stacyi. 
o Kie ma koni i nie wiem, czy dziś, a nawet czy jutro jeszcze 
bcdą.» A to dla czego nie ma koni na stacyi ?» « Prosta 
przyczyna, mój panie: wczoraj jenerał, jadący do Gzyty, za- 
brał siedem trójek i konie dot^ nie wróciła. Dzisiaj rano 
przyjechał kuryer carski i mówił, że wkrótce za nim drugi 
knryer przyjedzie. Po obiedzie ekspedyować muszę dwie 
poczty 9 do Piotrowska i do Barguzina, a jutro znowuż dwie 
poczty do Czyty i do Kiachty. Prócz tego dwanaście po- 
dorożnych wcześniej, przed pańską podorożną zameldo- 
wano mi; tamte więc osoby prędzej niż pan otrzymają 
konie — a pan ztąd dopiero na trzeci dzień wyjechać mo- 
żesz.* Dwudniowe czekanie w zimnej i zadymionej izbie, 
obawą mnie przejęło i sldoniło do przemysliwania nad środ- 
kami dalszej podróży. Najlepszym środkiem byłaby kłótnia 
z ełupedy torem i groźba; lecz ponieważ nie byłem czyno- 
wnikiem, więc wątpiłem w skuteczność moich gróźb. Zostar 
wał mi jeszcze jeden środek — łapowe, i tego postanow^em 
oiyć, a tymczasem 'prostem, ażeby samowar dla mnie na- 
stawiono. 

W piecu już dopalało się i dym powoli znikał. Dzieci 



170 

weselue bie^y po pokoju, zbltiały się do mnie i poofl^ 
szczebiotać. Zrobiwszy znajomość z dziećmi, btnQ k 
było poznać się z rodzicami. Pokazało się, i% mifEac 
WBpóh&ych znajomych i ta okoliczność ułatwiła nam godśą 
rozmowę. Dowiedziałem się od nich wiele nec^r o KiMka 
do której dątyłem , i o zwyczajach pocztowych. Po mńiiiw 
owinąwszy się w fatra, siedli w wielłde sanie, nakiTliMM 
głowy rogoża i odjechali. 

Zostałem sam jeden na stacyL Przyniesiono ssaon^ 
śmietankę i bałeczki. Kończyłem śniadanie, gdy wsiedli 
pedytor. Zapytałem o cenę śniadania i zapładłem m trr 
razy więcej, nii żądał, a potem zaraz upraejmie popnAa. 
ażeby mnie na stacyi nie zatrzymywał i wyprawd iŃ* 
jak najprędzej. Ekspedytor uśmiechnął się i obieoił ni ^ 
te same konie, które na kuryera czekały, orsz ttfi^ 
mnie, że tylko dla mnie samego, jako człowieka gisMOf 
i uprzejmego, tyle łaski okazuje, i że dla nikogo ^^ 
względów podobnych by nie okazał. 

Zadowolony, że sztuka z ekspedytorem szcięślm >F 
udała, zapaliłem fajkę, gdy wszedł do izby kupiec, ob* 
podoroźnę , błagał i prosił ekspedytora o konie, ale i 
żno. Udał się wreszcie do mnie i zaproponował, 
konie dla mnie przeznaczone kazał zaprządz do jsgo «k 
mówił, że mi w nich wygodnie i ciepło będzie jsdttći * 
zaś zapłaci za dwa, a ja tylko za jednego konia. Nastrp^ 
mi się sposobność pokrycia strat, jakie poniosłem v M^ 
zapłacie za śniadanie; przyjąłem więc propozycyę i vi9 
saniach wyjechałem z Wierchnoudińska. 

Poczty w Syberyi, podobnie jak i w Moekwie, uUiiifl 
prywatne osoby. Rząd najmniej biorącemu od puj bs 
drogą licytacyi wypuszcza pocztę. Za Bajkałem nąjcąM 
diłopi są utrzymującymi poczty. W Czycie sa każdfti^ 
płaci rząd rocznie 900 rs., na innych stacyach po sto n^ 
po pięćdziesiąt, a nawet po czterdzieścL 

Pewnemu oąynownikoMri przed kilku laty poroasno N(f 
tacye pocztowe i zalecono, ażeby starał się smniejajćś^ 
tychczasowe ceny. Czynownik pojechał do wsi, IHęef^^ 
trakcie, i zebrawszy bogatszych chłopów, nalegał, «**^j 



171 

podj^ Bię atnynywać pocstę za tanie pieniądae, bo tego 
aoUe oar źjocy. GUopi skrobali się w głowy i długo nie 
ehcieli pnystaó na ceny dawane im, ale powoli nstępig^e 
powadse, groźbom, w końcn batami zapełnię przekonani, 
obowiązali się utrzymywać trójkę koni za 40 rubli rocznie; 
podpinli kontrakt, a czynownik za oszczędnoóć kasy otrzy- 
mał nagrodę. 

Na trakcie od Nerczyńskiego Zawoda do Czyty na kaśdej 
stacyi znajdują się po trzy trójki koni, od G^yty do Irkucka 
i Eiachty po siedem trójek. Liczba ta koni po stacyaob, 
przy zwiększonej liczbie przejeżdżających, jest nie wystarcsa- 
j|cą i dla tego podróżni narażeni są na każdej stacyi na 
długie czekanie. 

Pakiety, listy i różne ekspedycye rządowe przewożą 
utrzymujący poczty za ceny kontraktowe; podróżni zaś opła- 
cają za każdego konia na wiorstę po trzy grosze. W innych 
prowincyach ceny te są wyższe. Mała opłata dając małe 
zyski pocztarzom, przyczynia się także do mitręgi po sta- 
cyach; koni dawać nie chcą, tłumacząc się, że są w roz- 
jeździe. Podróżny zmuszony więc jest prywatnie na boku, za 
cenę rozumie się bardzo wysoką, wynająć konie, a jeżeli po- 
stanowił czekać , zawsze coś zje i wypije na stacyi i zwiększa 
prwz to dochody ekspedytora. 

Prędko jeżdżą poozty moskiewskie, lecz zatrzymywania 
po stacyaoh i różne mitręgi dużo czasu zabierają i wiele 
kosztują. Oficerowie i czynowiucy łatwiej sobie radzą. Grożą 
ekspedytorom, biją furmanów i utrzymujących konie po- 
cztowe -- dają im też za to prędzej konie. O nich to do- 
weq>nie powiedział J. U. Niemcewicz: 

•Wszędzie po drodze spotykałem pocztylionów w nąjgor- 
>qnn humorze; wozili oni świetną wielce personę: 

Ta — gdxi« J% kolwiek iMkawto poprowadi* gwiudr « 
Kyje na wssyttkleb plecach pamiftkf swąj Jasdy! 
Pod Jej pi^knemi stopy ciągiem bit^ drogi, 
Nie ndłe fodi« slf kwiaty, leoa twarde batogi.* 

Prywatne zaś osoby nie mogą sobie w podobny, a bardzo 
skuteczny sposób w Moskwie radzić. Liczne przejazdy oar- 



172 



skich kuryerów i feldjegrów, którzy p^dsą na A 
karku, najdotkliwiej daj% się nczać ntrzymigfcyiii pHriF> 
Zatrzymywać ioh nikt nie śmie, dla nick zawsze powinr^ 
gotowe konie, a chociażby zagnali wazyatkie konie, mijąk 
tego prawo. Instrokcya pocztowa , zalecająca jak u^ 
dniejaze postępowanie czynownikom z pocztylioDtai, j* 
jak i wszystkie inne prawa w Moskwie, rozporzfdsesin fi- 
saaem, ale nie wykonywanem. 

Kto chce jechać pocztą, powinien w kaaaie powiissq 
zaopatrzyć się w tak zwaną podoroźnę. Kassjcr«7^ 
ją na zasadzie świadectwa policyi, za o]^^ trzydśe^^ 
piejek za stempel i jednej kopiejki podatku od kai^ vM^ 
Sty. Podorożna jest podpisana przez gabematon, hm^ 
i buchaltera; przed wyjazdem potrzeba ją zawiaowae v i»* 
licyi i w biurze pocztowym. 

Gzynownicy pocztowi bardzo mało są i^tni. Ebpe^^ 
na stacyi pobiera miesięcznie 5 rubli , pocztmajster « ■>* 
scie po wiato wem 16 rs., a w gnbemialnem 30 n. wś^ 
cznie. Z pensyi takiej urzędnik nie może utrzymać sfi^ 
tego stara się o poboczne a nieprawne dochody. PsMa 
więc muszą dawać im łapowe, bo inacz^ nie daleko nj^ 

Murawiew Amurski stara się w csynownikaiek i oiefl* 
wykorzenić sprzedaj ność, lecz próżnemi są wszystkie jtp 
starania, dopóki oświata i pensye urzędników nie «M 
podniesione. Znaczną także przyczyną przekupstwa «!*' 
wników jest życie nad stan ij>ijań8two. Gzynowmk psi^ 
braQiu pensyi hucznie występuje , zajada przysmaeiki, t j^ 
resztę miesiąca, jeżeli nic nie ukradnie, żyć musi kM 
i chlebem. W Irkucku widziałem taczających się at df 
czynowników i widziałem leżących w rynsztoku w sUb»* 
p^nego osłupienia. W dzień koronacyi teraśniejsMgo ^ 
wyprawiono dla ludu ucztę i wytoczono na rynka kdb ^ 
czek wódki. Pomiędzy gminem , tłoczącym się przy kecita^ 
było wielu czynowników. Pijani zalegli poboczne nłi^t Ą 
śmierć zapiło się sześciu; pijanych czynownikóv poM 
z ulic sprzątać musiała. W czasie uroczystości wypnffitfM 
.z powodu zawarcia z Chinami traktatu Ajgttńskiego( li H 
1858 r.) , ośmiu ludzi umarło przy beczkach z wódk% ■^'1 



J73 

oimi była kobieta, tnynastoletni chłopak i jeden czynownik. 
Pijaństwo w Syberyi wzmaga się i sprowadza częstsze wy- 
stępki i zbrodnie, a upodlenie moralne czyni powszechniej- 
azem. Jedna czwarta popełnionych zbrodni początek swój 
zniała w pijaństwie; rząd zdaje się podtrzymywać ten zgubny 
dla ladzkości nałóg. Polacy w Litwie nie tylko wzięli ini- 
cjatywę w reformie włościańskiej , pierwsi prosząc cara o po- 
zwolenie zniesienia poddaństwa, ale i w wielkiej moralnej 
reformie luda, jakiej podstawą są towarzystwa wstrzemięźli- 
'woścL W niektórych okolicach kongresowej Polski i na 
Żmudzi zawiązane podobne towarzystwa, niezmiernie szybko 
rozszerzyły się w wielu okolicach Litwy, a biorąc z tego 
pochop do naśladowania rosyjskie gubernie, tu i owdzie 
utworzyły towarzystwa wstrzemięźliwości pomiędzy Moska- 
lami. Dobre jak i złe jest zaraźliwem — przykład w Litwie 
dany odezwał się ai nad Leną, gdzie w okolicach Kireńska 
utworzono towarzystwo wstrzemięźliwości. W Irkucku pro- 
jekt podobnego towarzystwa nie mógł być przeprowadzonym 
dla obojętności władz i duchowieństwa, a za Bajkałem nikt 
nie próbował jego urzeczywistnienia. 

Z Wierchnoudińska wyjechałem więc z kupcem i jakąś 
panią, nie żoną, ale przyjaciółką kupca. Siadłem a raczej 
położyłem się pomiędzy nimi. Sanki były ogromne, wyłożone 
pierzynami, kożuchami i poduszkami, na których wygodnie 
jak w łóżku rozciągnięci, zwykle odbywają podróże zimą 
bogaci Moskale, o którym to ich zwyczaju wspomina w swo- 
ioh pamiętnikach nieporównany Pasek. Zakrywszy się przed 
wiatrem rogoża, nie widzieliśmy świata Bożego. Pani zziębła 
i mówić nie chciała, kupiec usn^, a ja wychyliłem głowę 
z pod rogoży. Jechaliśmy po lodzie korytem Sielengi. 
Brzegi jej osadzone wspaniałemi górami, których boki prze- 
cięte odsłoniły warstwy różnych skał, pokrytych żółtemi 
i zielonemi mchami. Jedna z gór na lewym brzegu wysoko 
wznosi ostrokręgowy szczyt , spadzistości ma zasypane kamie*- 
niami i bryłami skał, u stóp zaś jej jakby mieszkanie pu- 
stelnika, stoi opuszczona chata z obaloną ścianą i ze zdartym 
dachem. 

Niebo z czystego błękitn jasne i czyste. Z południa 



174 



wi^e saesypiący wiater^. Pnjjechaliimy do 8t&^ Ittnr#i 
potoionej na lewym łirzega. Prócz domu poeztowecorfi 
tu kilka cbalop, a obok nich stogi siana. Ekspedytor śm^ 
był Polakiem z Mobilewskiego wojewódstwa; od najwcnair 
azej młodości moskalony przez wychowanie i shiibt Jtp^ 
sową nax moskiewskiej ziemi, popsnł sobie język, ak p 
polska nie zapomniał. 

Kupiec mój z ow% swoją nie ładną towarzyską nie M 
ze nmą jechać daląj i zabawił się na stacyi z dwaDiaiiV 
jaciołmi, także kopcami, jadącymi z Kiachty, ktonj « 
bardzo bogaci, skromnie ubrali zię w baranie kożudby. kim 
juz ledwo stał na nogach. 

I z Reszczyka jedialiśmy po Sielendse. Widoki mkt 
giej stacyi jeszcze ładniejsze, niż napierwasej. Patrie la^ 
siebie, widzi się długą, wazką, lodowatą prsestczna, a» 
kniętą z dwóch stron górami na trzy tysiące stóp wynkiML 
Wierzchołki okrągłe lub ostre, boki zaś kamioiiste albo ta. 
jak na lewym brzegu, pokryte humusem i aarorie bom 
Na prawym brzegu wznosi się skała, podobna do la of M 
zamku, a za nią po stromej pochyłości narysowab ■( i^i^ 
droga, prowadząca do Piotrowska. Cokolwiek daląj^ mij» 
samym brzeg^u, jest góra Omulówka, z bokani j#f 
w ściany zrąbanymi. Na lewym zaś brzegu widniej|M 
wsi Ganzurin, a naprzeciw niej, pod skałą tegoż jm^H^ 
wpada do Sielengi rzeka Kiąjtnnka. Dolina i okobes i4 
rzeczki należy do najgęściej zaludnionych i najżyzai^^ 
ziem w powiecie. Pobudowano nad nią duże wsie, jikb' 
nalej, Eiąjtun i Tarbogotąj — ostatnia jako stolica pi^ 
ma pozór miasteczka. Ludność składa się prawie wył|^ 
ze starowierców, których, jak wiemy, zowią tu Sieai*]' 
skiemi. Nad Kujtunką jest jej główne skąpienie, k« 
mieszkają i nad Ghiłokiem, Gzikojem, Udą i Siekill-^ 
Obiecałem dać szczegółowe wiadomości o tej ludności i oki^ 
tnicę tę spełniam. 

Siemiejoy dzielą się na dwie. sekty: Bezpopowtów i ^ 



•) w gminach Tarbogotąjski^, MuchonibirskieJ, Kimal^tki^ Crtiki^ 
IwołgiAtkitJ, KaUMąl i BąJanhorateklcJ. 



175 

powców. Pierwń nie mig% stałych księży, a w ich naboźeń- 
■twie pnsewodniczy swykle nąjsiarssy i najpoważniejscy 
"W gromadzie. Trafia się jednak, źe powierzają urząd ka- 
plimski człowiekowi zau&nema, którym tylko może być 
zbieg z monastyru, albo wyknężony pop. Modlą się przed 
obrazami, mającemi cechę starożytności; sakramentów nie 
mają żadnych. Bezpopowiec, chcący się żenić, upatruje 
eobie dziewczynę, zmawia się i wykrada z domu rodziciel- 
ski^o. Rodzina dziewczyny goni zbiegów — jeżeli uda się 
jej ich dogonić , młodego bije, zmusza do uczęstowania 
wódką, a pannę odbiera niezręcznemu porywcy; gdy zaś 
zbiedzy szczęśliwie ujdą przed pogonią, nikt już nie ma 
pr&wa rozerwać ich małżeńskiego związku. Ślubów nie mają, 
cywilne małżeństwa uważają za niepotrzebne. Bogatego i po- 
rządnego chłopaka tak zwykle gonią, aby go nie dopędzić; 
g^y zaś biedny porwie córkę bogatego, bywają nieraz 
i krwawe bójki z panem młodym i jego przyjaciółmi. Po 
dokonanem już porwaniu , rodzice uwiezionej i znajomi przy- 
jeżdżają do domu młodego pana i ten wyprawia im huczne 
wesele. W podobny sposób zawierają małżeństwa nasi Fili- 
poni w Augustowskiem województwie. Porywanie było ob- 
rządkiem małżeńskim przedchrześciańskich Polaków i wszyst- 
kich Słowian; jest to więc dotąd zachowany tylko przez 
reskolników bardzo stary zwyczaj. 

Małżeństwa, acz nie poświęcone przez kościół, bywają 
trwałe; przeniewięrzenie się bowiem małżeńskie nię uważane 
jeet za grzech, ani występek. Stosunki między obojga płcią 
nie są ograniczone wstydliwością, bo dogadzanie huci ciele- 
snej uważane jest przez bezpopowców tylko za oddanie po- 
trsebnego długu naturze i dla tego nie może być szkodliwem 
moralności. 

Zabawy bezpopowców, szczególniej wieczorynki, są bar- 
dzo wesołe. Gdy już pogasną światła w końcu zabawy, 
chata zamienia się na dom rozpusty. Dziwna rzecz, że przy 
tak luźnych stosunkach między płciami, dzieci rodzą się 
silne i zdrowe. 

Popowcy liczniejsi są od bezpopowców; różnią się od 
ostatnich tylko tern, że nie obywają się bez księży. Nie 



176 

uznają jednak za kapłanów wszystkich popów, wyświfoo^i 
przez biskupów grecko* rosyjskiej, panajfcej wiiry. ^ 
ich są to pospolicie malkontenci, ladzie zbiegli i nn^ 
rów, z daleka sprowadzani i dobrze ukrywam. Ksboeo^ 
odprawiają według dawnego sposobu, w rsecsy nn^ś 
wiele różniącego si§ od obrzędów prawosławnych. Popon * 
wolno utrzymywać ksiąg metrycznych, albowiem ip?*"! 
ludności jest przeciwne woli bożej. 

Pomiędzy Siemiejcami, prócz dwóch wymieoionTck h^. 
są jeszcze sekty Ikonoborców, Buchoborców, Skopcót i^ 
łoputów nie liczne i mało znane.*) 

Chłopi siemiejscy wzrost mają zwykle wysoki, ptety «■ 
rokie, piersi wyniosłe; system mnszkulamy hardao w śi 
dobrze rozwinięty, pięści mają ogromne, ręce i nogi ij^ 
Twarze wielkie, pociągłe, posiadają wyraz męzkiej siłj, ^ 
wagi i pewności, lecz nie ma w nich serca i dobrod Os; 
niebieskie, wzrok ponury i rozbójniczy, długie wh»j i M- 
zwiększają surowość ich fizyonomii. Szczęki wydstaCt * ^ 
ich mało się oddala od typu rzeczywiście wielkorosyjA*^ 
Kobiety siemiejskie obw^ają głowy chustkami, jak 
polskie; pięknych kobiet jest mało. 

Siemiejcy podstępni są i chciwi. Chciwość ich 
niej okazuje się w handlu. Mówią, ie są gościnni i 
Zbiegom z kopalni dają chętnie jałmużny i pnytotek; v^ 
jednak zdarza się, że ich zab^ają dla tego tylko, siai^' 
nie zapłacić za robotę w polu , do której ich najmajf v ^ 
ległych od wsi folwaricach. Przedsiębierczość, eneigiit ^ 
trwałość i hart woli, należą do rysów dodatnich ick eh* 
kteru. Mocna wiara i przywiązanie do swoich pn^*^ 
stanowią także ich zaletę. Pracowici i akuratoi, ne<>^ 
jednak, którą bardzo zalecali się, już utrącają. Zsmib^ 
rolnictwa wynieśli z Polski i są najlepszymi i nMJaaav^ 



♦) Pewien ursędntk podaje lictbc popowców pici męskiij * '"^"^ 
U»944, A betpopoweów na 1131. Łiesby te nie tą wiurogodof. ^^'^^ 
riOło «*C praedstawli Rosyc Jako Jednolite, nawet wiar* aiero«<tó«l«** *** 
albo sapelnie pomiJiO* aekciarzy , Jakby wcale ich nie było, aib« ^ _^ 
zmniejtiajf. Podwoi wsty powyissf licsbę 8ieini4c<(w, blli« K"^ 
prawdy. 



177 

flsymi rolnikami we Wschodniej Syberyi. Grantów nie gnojki 
bo gleb* jest żysna, ale je starannie orsą, bronuje i lawsse 
mąyą lepsze od innych chłopów zbiory. 

Ubierają się dobrze. W domu labią czystość i porządek. 
Wszystkiem, co nie jest zgodne z ich obyczajami, nałogami 
i .wiarą, pogardzają. Rząda carskiego, jako wyznającego 
inną wiarę, którą nazywają wielkoroeyjską, nienawidzą. 
Popów prawosławnych nazywają lekceważącemi przezwiskami, 
i awaiąją ich za najszkodliwsze istoty na świecie. W nieje- 
dnej rozmowie zaawaiyłem, iż ta nienawiść jest fanatyczną; 
lecz ich nienawiść, jak &natyzm jest zupnie bierny. Silną 
wolę okaziąją głównie w oporze, do czynów samodzielnych 
więc niezdatni, i tak przekonań jak i sprawy swojej nie 
nmieją energicznie popierać. Oto kilka przykładów ich 
oporu. 

W tysiąc ośmsetnym czterdziestym rokn sprowadzili Sie- 
zniejcy z Moskwy starowierskiego popa, który w tajemnicy 
chrzcił, błogosławił nowożeńców i chował zmailych. Bząd 
dowiedział się o jego bytności pomiędzy nimi i zaczął gorli- 
wie go śledzić i szukać. Kiedy już odkryto miejsce jego po- 
bytu, Siemiejcy ukryli go w górach i nie chcieli wydać 
w ręce władzy. Wysłano więc do nich jenerała Beznosikowa 
z wojskiem, z rozkazem zmuszenia ich siłą do wydania popa. 
Chłopi nie zlękli się z początku, lecz gdy nąjzamożniejszych 
otoczonych tłumami, wojsko wyprowadziło na plac i jako do 
buntowników wymierzyło działa i lufy karabinów, padli 
wszyscy na kolana i obiecali zdradzić swojego kapłana. Za- 
prowadzili ¥rięc jenerała w góry i tam w jego ręce wydali nie- 
szczęśliwego popa. 

W roku 1850 sprowadzili znowuż popa z Rosjri — i zno- 
wiiż rząd go ścigał i szukał. Zasidatiel dowiedziawszy się od 
szpiegów, że pop pewnego dnia pojedzie wskazaną sobie 
drogą, zaczaił się w krzakach, popa zatrzymał i aresztował. 
Gdyby był z popem pojechał wprost do miasta, byłby uni- 
knął awantury, która go spotkała. Nieostrożny, zostawił pod 
strażą w sąsiedniej wsi popa, sam zaś pojechał do Biczury, 
wielkiej starowierców osady. Jednocześnie z zasidatielem 
przybył do Biczury konno parobek i przywiózł jej mieszkań- 

GlŁLBI, OpiMDie. III. 13 



178 

com wiadomość o aresztowaniu popa. Skoro zobaczyli jii|- 
cego tilic% zasidatiela, kilka tysięcy ładzi napadło sa iiXf& 
ściągnęło z bryczki i oprowadzając po nlicach, bio, b^ 
wało i poniewierało w rozmaity sposób. Przjprowaftdfi f 
wreszcie do chaty i tam groiąc mu śmierdą, wynoffis 
nim rozkaz uwolnienia popa. Strai widząc driącą re^ » 
pisany rozkaz , nie chciała uwolnić popa. Rzucono się ^ 
po raz drugi na zasidatiela i byłby pewno padł o&i), g^ 
go był nie zasłonił jeden ze starców gromady. Ziató 
Czamowskoj napisał powtórny rozkaz, w skutek k^^ 
puszczono wreszcie popa, lecz zasidatiela wsadzono doiUffe- 
Sztafetą o tym wypadku- zawiadomiony Muiawiew i*nfa« 
pośpieszył sam do Biczury, przemówił łagodnie do ftin«^ 
ców i skłonił do uwolnienia zasidatiela , wydania popt i ■^ 
winniej szych gospodarzy w ręce władzy , których poiffl * 
rowo ukarał. 

Sprawnik Beklemiszew namówił ludność jednej wiosfcw 
poddania się opiece duchownej popa, którego sam «* 
wybiorą, ale uznanego przez władzę. Deputowany od^**" 
wierców pojechał do Moskwy, a nie mogąc z wslnasp 
sobie monastyrów wybrać prawowiernego wedłog ich ff^ 
popa , powrócił z niczem. Wówczas rząd wysW in ^ 
popa z liczby tych starowierców , którzy pogodrii * 
z istniejącym porządkiem rzeczy. Chłopi go nie pB?K** 
odsunęli się od niego zupełnie i cerkwi budować nie f^ 

Do takiego tylko oporu zdolni, na takie obja^' ał**?" 
się ich nienawiść prawosławia. Tylko półśrodkowe i ^^ 
nowcze działanie wywołuje ich fiinatyzm religijny- »'!' 
jednak może, że w razie sprzyjających okoliczności «* 
pewnej nadziei będzie w etanie rozdmuchać ich ftfl*^ 
w energiczniejszy ogień buntu. 

Siemiejcy nazywają siebie sami Polakami, dlatego* 
z Polski, gdzie spokojnie i swobodnie wyznawali s^ojł '^^ 
do Syberyi zostali wypędzeni. Polska dawniej byUj«^5'^ 
krajem w Europie, zabezpieczającym bezpieczny pnj^ 
wygnańcom i ludziom, prześladowanym za swoje przckon*"* 
Żydzi w średnich wiekach z Niemiec i z Francyi wypf*** 
w Polsce zostali gościnnie przyjęci. Po Białogórslwj ^*^ 



179 

kilkadziesiąt tysięcy Czechów znalazło w Polsce przytułek. 
Wieln reformatorów i ludzi postępowych w XVI. wieku 
z Niemiec, z Węgier, z Włoch i z Francyi schroniło się 
w naszym kraju. Sekciarze moskiewscy, uciskani w swojeg 
ojczyźnie przez carów, uciekali do Polski. Emigracya mo- 
skiewska w Polsce była bardzo liczna, a rozpoczęła się jesz- 
cze w Xy. wieku. W połowie XVIII, wieku liczne jeszcze 
tłumy starowi^rców szukały w Polsce przytułku. Dla wy- 
grnańców była Polska tern, czem jest dzisiaj Belgia, Szwaj ca- 
rya, Włochy, Turcya, Anglia i Francya. Starowiercom po- 
zwolono swobodnie wyznawać wiarę swoj%; zabezpieczono im 
te prawa, jakich używali sami Polacy, dano im ziemię — 
i było im w Polsce bardzo dobrze. 

Gdy już Polska nachylała się do upadku, r. 1735 wojska 
moskiewskie, plądrujące po Polsce z powodu wojny, wywo- 
łanej przez wybór na króla Stanisława Leszczyńskiego, prze- 
szło 20,000 starowierców otoczyły i gwałtem ich z Polski do 
Syberyi uprowadziły. Roku 1764 już po raz trzeci gwałt 
przez moskiewskie wojska na starowiercach w Polsce był 
dokonany i znowuż 20,000 ich uprowadzono i za wyrokiem 
carycy Kat€u>zyny II. do Syberyi na osiedlenie pognano. 
Część tych starowierców osiedloną została w Tomskiej guber<> 
nii, gdzie ich dotąd, acz nie mówią po polsku, zowią Pola- 
kami; reszta zaś osiedloną została za Bajkałem. O drugiej 
partyi starowierców, idącej w 1755 r. z Polski do Syberyi, 
tak się odzywa kronika Irkucka*): a Tego roku, 1755, przybyU 
do Irkucka idący za Bajkał polscy staroobriadcy. Prowadził 
ich podpułkownik Iwan Iwanow.* 

W roku 1852 kilkaset rodzin siemiejskich znowuź zmu- 
szone były do opuszczenia siedzib swoich, ale już za Bajka- 
łem będących. Amur nie należał jeszcze do Moskwy, a droga 
do Oceanu Spokojnego ciągnęła się przez bezludne krainy. 
Dla ich zaludnienia na trakt od Jakucka do Ajanu przenie- 
siono 211 dusz męzkich i osadzono ich 1852 r. przy stacyach 
pocztowych wzdłuż rzeki Mai, na przestrzeni 5C0 wiorst. 
Kraina nad Mają skalista, mokra, okryta puszczą i zimna 



«) Irkucki* Gubernakte Wicdomocti. Nr. 84, u 1859. 

12* 



180 

nic gprzyja aupelnie rolnictwu; dopiero prsy njiciii Ma • 
Aldanu, w miejsca, gdńe jui Jakuci miesdEają, rboie 4i 
newa. Eaąd musiał tych starowieroów karmić, bo «« » 
mogli utrzymać się. Szkorbut, gor%czki i ftp«rte tóc 
sprzątnęły prawie połowę nadmajskich Siemiejoów. G^P 
Amur zabrano i otworzono wygodną kommukscyc 1 0» 
nem, Siemiejców z nad Mai przeniesiono w okofiw ^om 
Jakucka i urodzajniejaze. 

Sielenga płynie w ważkiej dolinie. W wielu mi^*' 
jakby w korytarzu przesuwa się przez góry, winnytio' 
przez szerokie kotłowiny , i wówczas góry od jej koiyto «fr 
stępują i zagięte w półkole, widnieją na horyzoncie. *^ 
kiej kotłowinie znajduje się druga od miasta stacji poctfw 
Nietiesowsk. Zszedłem się tutaj z dwoma starcami aewc- 
skimi. Tradycya przybycia z Polski bardzo j«*t ję** 
żywą między nimi. a Mieszkaliśmy w Polsce, izeld )«» 
jeszcze wówczas, kiedy tam panowie rządzili; dohneał 
tam było, ale cóż? kiedy ta zła caryca Katarym ^i^ 
nas zabrała, a Polacy obronić nas nie umieli* 

Na ścianie tej samotnej stacyi, pomiędzy rycini*^ 
obrażającymi bitwy i ludzi sławnych, wisiał obm ś. 
bary z gliny, przez Gejzyka bardzo dobrze zrobiony. 

Z Nietiesowaka wiózł mnie Buriat Zołtoj, chłopiec . 
wały w świecie. Małachaj z czerwonym kutasem w^- 
na bakier , wesoło przez drogę ciągnął dym z fajecnit * 
zapytania moje bardzo rezolutnie odpowiadał. 

Buriaci nad Sielenga są wyższego wzrostu od '^^'^ 
ale więcej niż tamci zmoskwicieli. Na Ucmy(A y^ 
Sielengi pomiędzy krzakami stoją ich ubogie jaity i?*^ 
stada, popędzane przez dzieci i kobiety. ^ 

W chwili zachodzenia słońca Zołtoj pokazał »» ^ 
Chiłoku, a już w nocy przywiózł mnie do sti^ rjT 
tiewsk, w której tylko kilka minut zatrzymałem "C\a 
szej drodze spotykałem długie obozy chłopów '^"'^ 
herbatę z Eiachty, a o północy przybyłem do StortS* 
leńgfińska, ujechawszy rzeką tego dnia mil 17. , , j^ 

W Sielengińsku nocowałem. Rano, gdy sic J"* ^^ 
wzbiło nad góry, poszedłem obejrzeć miasto. StuT 



181 

gińsk, założony roka 1666 i położony na prawym brzega 
^elesgi, ma posadę piasosystą i ścieśnioną wysokiemi gó- 
rami. Mieszkańcy zajęci są rolą i małym handlem. Domki 
ich drewniane i ubogie, ulice niebrukowane, cerkiew maro- 
wana. Stary Sielengińsk był niegdyś znaczniej szem miastem, 
był bowiem stolicą włbdz powiatowych i głównym placem 
handlu z Chinami w KYII. wieku. Przeniesienie tego handlu 
do Kiachty, a władz powiatowych do Wierchnoudińska 
i wzniesienie 1841 roku nowego miasta o pół mili na lewym 
brzegu Sielengi, sprowadziło upadek starego. 

Nowy Sielengińsk położony na przeciwnym brzegu rzeki, 
acz lepiej i porządniej zabudowany, jest małem, mającem 
tylko 33 domy miasteczkiem. W Nowym Sielengińsku jest 
także stacya pocztowa, magistrat, cerkiew i baterya airtyler]^. 
Handel skupia się w ręku kilku kupców, z których tylko 
jeden, p. Starców, obraca znaczniejszym kapitałem.*) 

Gdy p. Kobyłecki przejeżdżał przez Sielengińsk**), w oko- 
licy jego mieszkali jeszcze dwaj angielscy missyonarze. Mieli 
tu dwa domy, w których utrzymywali aptekę i bibliotekę. 
Jeden z missyonarzy tłumaczył psalmy Dawida na język bu- 
riacki; żony zaś missyonarzów uczyły dziewczątka buriackie 
plecenia koszyków. 

Apostołowanie ewangielii przez angielskich missyonarzy 
między Buriatów, nie wydało owoców; ani jeden bowiem 
Buriat z ich rąk nie przyjął ohrześciaństwa. Rząd moskie- 
wski, podejrzywając missyonarzy o ułatwienie korespondencyi 



*) Ladnosc 6ielengiń«ka według tprawocdAń urzędowych wynosiła W 1857 
roka 985 osi^b, w t€j licsbł« 529 męłcBysn i 456 kobiet. Co do narodowości 
było: 765 Moskali, 316 Buriatów, 1 Tnngns, 3 Polaków i 1 Niemiec. Liesba 
DOWoaarodBonych w 1845 roku b)la 10 daieci pici męskiej, 16 płci ieńskieji 
w 1856 r. 37 cłiłopców, 30 dziewcząt; w 1857 r. 33 cliłopców, 30 dziewcząt. 
Umarło w 1855 r. 9 mężesysn, 3 kobiety; w 1856 r. 17 mciczyzn, 14 kobiet; 
w 1857 r, 17 męiesysn, 13 kobiet. llałieAstw sawarto w miecie w 1855 roka 
3; w 1856 r. 8: w 1857 r. 13. Przestrzeń, Jaką zajmowały domy, ogrody, 
podwórsa w Siei engińsku , wynosiła 333 dziesięcin; łąki 3801 dziesięcin; 
drogi 90 dziesięcin, pustkowia 3753 dziesięcin; razem miasto posiadało 
5966 dsiesięcin. 

**) Wiadomo^i o Byberyi i podróie w niej odbyte w latach 1831, 33, 31 
i 34. Warszawa 1837 r. 



182 

wygnańcom politycznym z zagranicą, misyę ich zniósł i wy- 
jechać im kazał z Syberyi — pozbawiając przez to okolice 
dobroczynnego i oświatę szerzącego zakładu. 

W Sielengińsku mieszka Szymon Krzeczkowski, ns- 
uczyciel z Radomia, przysłany do Syberyi za udział w zwiąib 
księdza Ściegiennego. Za czasów Kościuszki wysiany był do 
Sielengińska obywatel Jakób Pawsza, wspomniany pnei 
jenerała Kopcia w jego syberyjskim dzienniku. 

Moskiewskich politycznych wygnańców jest dwóch w Sie- 
lengińsku: Michał Bestużew i Tors on. Pierwszy z nidi 
należy do rodziny, która wiele ucierpiała za sprawę wobo- 
ści w Rossyi. Michał Bestużew był sztabskapitanem w gwir- 
dyi carskiej i czynnym członkiem północnego związku dda- 
brystó^;. Dnia 14. grudnia 1825 wziął udział w rewolue^ 
w Petersburgu i wyprowadził przeciwko carowi kompanię 
wojska, którą dowodzfl. Rewolucya nie udała się, Miduł 
Bestużew aresztowany i skazany na lat 20 do kopalni, a po- 
tem na osiedlenie. Torson był adjutautem sztabu marynarki 
w stopniu kapitana- lejtnanta. Należał także do północnego 
związku i takiż wyrok otrzymał, jak i jego przyjaciel. Oby- 
dwaj uwolnieni przez cara Aleksandra II., nie wrócili do 
Rosyi, lecz pozostali w Syberyi, gdzie pożenili się i zago- 
spodarowali. 

Brat Michała, Mikołaj Bestużew, człowiek . roniomj 
i szlachetny, umarł na wygnaniu w Sielengińsku' i tu został 
pochowany. Bardzo czynny członek północnego związku de- 
kabrystów, propagował wolności idee, wciągał do walb 
wielu szeregowców i stanął pomiędzy rewolucyonistami na 
placu Senatu w Petersburgu 14. grudnia 1825. Wyrok otrrj- 
mał na lat 20 do kopalń syberyjskich. 

Trzeci Bestużew, Aleksander, zginął na Kaukazie. 
Był on także sztabskapitanem gwardyi i adjutantem księcia 
Aleksandra Wirtembergskiego. Miał udział w rewolucyi 14^ 
grudnia i był bardzo czynnym w związku północnym. O nim 
to napisał Mickiewicz : 

Ta ręka, któr^ do mnie BMtuiew wyciągnął, 
Wiesccł i iolnierE, U ręka od pt<Sra i broni 



183 

Oderwana i car Ją do taciki zapnfgnfł — 
Dziś w minach ryje, skuta obok polskiej dłoni. 

Wyrok Aleksandra Bestużewa brzmiał na śmierć, lecz 
-ułaskawiony został przez cara Mikołaja z tego powodu, źe 
sam do niego z przyznaniem się do winy poszedł; wyrok 
zamieniono mu na lat 20 kopalni w Syberyi. Później już na 
"Syberyi, Mikołaj uwolnił go z kopalni i przenieść kazał na 
Kaukaz do służby wojskowej. Na Kaukazie Aleksander Be- 
stużew pisał powieści bardzo głośne i wielkiego znaczenia 
^w rosyjskiej literaturze, pod pseudoninem Marlińskiego. Był 
to poeta i utalentowany powieści opisarz ; lecz z pokory jego 
•y^ obec cara okazuje się, że był charakteru słabego 
1 wahających się zasad. Na Syberyi napisał poemat p. t.: 
« Wojnarowski », w którym opiewa wygnanie Wojnarowskie- 
jfo, następcy Mazepy, wysłanego przez] cara Piotra L do 
Irkucka. 

Ten szereg indywiduów zasłużonych wolności, a noszą- 
cych jedno nazwisko, dopełnia miczman Piotr Bestużew 
i najdzielniejszy z nich Bestużew Rumin. 

Piotr Bestużew należał do związku północnego, miał 
udział w rewolucyi 14. grudnia i za to zdegradowany został 
na szeregowca. Dalsze jego losy są mi nie w^iadome. 

Bestużew -Rumin, nie wiem, czy był spokrewniony z po- 
przednimi, lecz wiem, że wszystkich przewyższał stałością 
charakteru i wielkością serca. W moskiewskiem wojsku ^u- 
źył w stopniu podporucznika i miał udział w związku połu- 
cUiiowym dekabrystów, którego główne siedlisko było w Tul- 
£zynie, a był rozszerzony między rosyjskiemi oficerami na 
Wołyniu, Podolu i w Ukrainie. Związek południowy miał 
więcej ludzi dzielnych i lepiej pojmujących potrzeby ludów 
i rewolucyi, niż związek północny, którego głównem siedli- 
skiem był Petersburg. Północny związek wahał się w przy- 
znaniu konieczności odłączenia Polski od Moskwy; południowy 
zaś przeciwnie za jeden z głównych swoich celów po obale- 
aia despotyzmu i zaprowadzeniu republiki, uważał konie- 
czność oddzielenia Polski od Moskwy w granicach przedroz- 
biorowych i nie rościł żadnych pretensyi do Litwy i Rusi, 



184 



nicsem stuBsnie ni« dajfcycfa ńę uzasadnić, a od ktonń 
me 8% wolni wszyscy nowocześni liberaliści i rewoIiicyaBiiB 
moskiewscy. 

Poładniowy związek wchodził w stosunki e towanyifcOTs 
patryotycznem w Warszawie i komunikował sif ze zwiąifciB 
polskimi na Wofyniu przez Piotra Moszyńskiego. Głow|jqp 
i sercem był pi^kownik Paweł Pestel, aaior Rnskiei hir 
wdy; głównymi zaś jego pomocnikami byli jener^ Jasafr- 
wski, Siergiej Morawiew Apostoł i Bestuźew^Ramin. On* 
tni energicznie popierał projekt wymordowania cał^ ceibę 
rodziny i proponował w tym względzie swoje ustiigL ^at 
koło związkowe rozszerzał, a jeszcze pilniej propagoml je{0 
zasady. Słowiański związek, który na Wołynia utwonsiBs' 
rysów, połączył Bestuiew-Rumin z południowym, a w po- 
wstańczym ruchu żołnierzy rosyjskich na Ukrainie w 1825 n 
dowodzonym przez Siergieja Murawiewa Aposti^t ciyBif 
miał udział. Wzięty do niewoli z bronią w ręka , powie8(3(f 
został przez cara w Petersburg^u, razem z Pawłem Pertiea 
Ryliejewem, Siergiejem Murawiewem Apostołem i la- 
chowskim. 

Z ludzi interesujących się w Sielengińskn naoką, ma^ 
mi jest tylko nazwisko Kelberga, który od lat wielo robią 
spostrzeżenia meteorologiczne i zapisuje wszystkie zjswiib 
natury, zdarzone w jego okolicy. Trzęsienia riemi, Isk aę- 
ste w Sielengińskn, przeloty ptaków, wezbranie i o pa ^w^ 
rzeki, wszystko to pilnie notuje ten przyjaciel nankL Odte* 
syberyjski towarzystwa rosyjskiego jeograficznego wlikseb. 
oceniając prace Kelberg^a, posłał mu dyplom na csłoaia*' 
goż towarzystwa Instrumenta obserwacyjne Kelberga ^ 
dzo niedokładne, spostrzeżenia jego nie są przecież beswp 
dla nauki. 

Okolica Sielengińska bardzo jest malownicza; garT> U»* 
nia, wdzięcznie ją stroją. Na odnodze Sielengi widail* 
Bariatów, młócących żyto na lodzie. Tutejsi Bnriad nB# 
oddawać się rolnictwu i są już pomiędzy nimi tacy, co|^ 
4 i 5 dziesięcin zbożem zasiewają. Dotąd jednak robień 
nie zmiemło ich zwyczajów i nie przywiązało do ziemi ^ 
przecież wyżsi od Horyńców pod względem kultniy i s^ 



185 

tnich nie lubią. Przy kaidem spotkaniu jedni drugich wy- 
śmiewają. Duchowieństwo tych dwóch buriackich plemion, 
jak to wiadomo już czytelnikom, nienawidzi się, a hoiyńgoy 
lamowie mniemają, że Sielengińcy są odszczepieńcami 
i twierdzą, że pekińskie śpiewy i obrzędy przyjęli; sami zaś 
o Bobie są tej opinu, iż gorliwie trzymają się tybeckich 
przepisów, które pomiędzy nimi lamowie z Łhassy przybyli, 
i Horyńoy w Tybecie uczący się, rozszerzyli. 

O kilka wiorst od Sielengińska wpada z prawego brzegu 
do Sielengi rzeka Czikoj; przy ujściu jej znajdują się żu- 
ławy, rzęd skał ostrokręgowych i wieś Striełka, zamieszkała 
przez ochrzczonych Buriatów. Dolina Czikoju jest jedna 
z piękniejszych i żyzniejszych*); zaludnienie jej także jest 
znaczne. 

Rozsadowiły się tu duże wsie, jak Kudara i Urłuk**); 
w tej dolinie także wznosi się monastyr Czikojski, zbudo- 
wany na skale , w miejscu dzikiem i zarazem pięknem. Fun- 
datorem jego jest Bazyli Nadieżdin, deportowany na osiedle- 



*) w WienehowiakMh Csikoja snąjdiąjf »ię wody siarcsane, nieacs^ 
sscianc, a o 50 wiorst od ScemMeliku sf wody kwasoo-łelasitte w Jamaró- 
wce. Źródła »ą w dolinie ponurej 1 wilgotnej, prsy nich dwie cliaty. Siar- 
esaoe wody tą w Kanaleju nad raekf tegoi naswfska, ptjnąeą do A«y, która 
wpada do Csikojo. 

M) Urłnk połoiony Jest pod 50° IS* saerokości poładniowcj i 124° 57' 
dlngoBci JeograficsneJ. Ludno^i ma 595 osób. Okolica Urlukn odznacia się 
nprawf lasu, któr% roissenyli tu Polaey. Jest to jedyny punkt w Zabą}- 
JkAlii« w którym len dobraa sif ndąje. I inne okolice mogłyby len produko- 
wać , leea wstr^ do nowości sprawia, ii opróea urłackl^, iadna go Inna 
okolica nie oprawia. Plsars gminny w Urłukn, Apolinary KredowicSf prsy- 
tłany s Lubelskiego sa sprawę eralsarynsaów w 1883 r., taloiył w Urłnka 
18€0 r. szkolę elementarna. Długo masiał prsekonywaó włościan o pośytka 
z oświaty, sanlm oswiadcsyli gotowość wybudowania Jej swoim kosztem. 
DłnicJ Jednak kołatać masiał do wladi carskich o poswolenle na Jej aałole- 
nto. Ursędnicy odpowiadali maj «Na oo oświata chłopom? Ody będ§ oświe- 
ceni, iaden czynownik nie da sobie z nimi rady. Teras Już z nimi nie łatwo 
radaió, później będzie Jeszrze gorzej. Jak się nauczą plsaó, to będą na nas 
skargi pisywać, wszystko sami przeczy tsją i koniec będzie z naszą powagą.* 
Nie snsił się KradowŁes niechędą eaynowników, oie przestraszył się łeh 
groźbami — i po kilka wreszcie latach starania, otrzymał od samego guber- 
natora Korsakowa pozwolenie na sałolenie szkoły. Zostawiwszy po sobie tak 
dobrą pamiątkę gminie, która go gościnnie przyjęła, przeniósł się Kredowics 
nad Amur. 



186 



nie w Syberyi za włóczęgostwo. Piełgrzymował bez ] 
do któregoś z cudownych miejsc w Rosy i, wzięto go jiki 
brodiagę i w kajdanach do Syberyi przysłano. ^ t» 
człowiek nie głupi i nadzwyczaj pobożny. W Kizchae ń- 
szkał jakiś czas przy cerkwi, w której gorliwie ipekś^ 
obowiązki kościelnego i dzwonnika. Jaz wówczas caotiiR 
i pobożne życie posieleńca zwróciło na siebie umgf po- 
wszechną. Nadieżdin dręczony szczytną namiętnościi, bea 
wszystko dla Boga poświęca, zniknął pewnego razu z Kadn. 
a nikt nie wiedział, gdzie się podział. Udał się tMJ/oMt 
w puszczę i tam skleciwszy na skale domek, uakaiaL 
cały modlitwie oddany. Chłopi w^iialazłszy pustełsif ^ 
dieżdina, nosili mu chleb i żywność różną, oraz tom^ 
wieści po kraju o pobożnym pustelniku. Tak spędsl s^* 
kilka w pustelni; później namówiono go, żeby na isi^ 
pustelni wybudował klasztor , do czego obiecano ma waeb 
pomoc. Przy tej to pomocy pobożny posieleniec wn«^ 
dzisiaj stojący na skale monastyr i sam został w nim z^^s- 
nikiem pod imieniem Warłaama, a następnie jego przebić 
nym.. Warłaam umarł 1840 roku. Lud uważa go i aidjst' 
świętego. 

Na zachód od Sielengińska jest okolica pełna *eś^- 
z których największe jest Gęsie, nad którem jest owa wiei* 
buddajska świątynia. Nad strumieniem, wpadaj^cjn ^ 
tego jeziora, jest dzisiaj nieczynna warzelnia soli, oSf^ 
od miasta wiorst 40. 

Podróż Sielengą coraz więcej mnie zajmowała. Wyisii^t^ 
nieskończenie długie transporta herbaty i orszaki koant Sb- 
riatów, przesuwaliśmy się pod górami, w różne kienuki pc" 
wykręcanemi, po dość szerokim horyzoncie rzeki, tó 
zimą na rzece większy jest, niż latem. Płytkość wody «* 
dozwala rozwinąć się większej żegludze; płyn% więc Sielai9 
tylko tratwy i małe statki ze zbożem i z herbatą. Za to ?' 
bołostwo w Sielendze zajmuje wiele rąk. Prócz ryb zntji"* 
jących się w innych rzekach Zabajkala , poławiają w Sic^ 
dze omule. 

Przed południem jadąc ciągle w górę rzeki, ptzyjecW* 
do stacyi Nomochonowskiej , gdzie mi koni nie dali, thnnsfsf 



187 

aic przejazdem licznym podróżnych. Zmuszony czekać kilka 
godzin , kazałem , ugotować obiad, a sam poszedłem na 
spacer. 

Wieś i stacya zbudowana na piaskach. Okolica jedno- 
stajna i smutna. Nie było na co patrzeć; wróciłem więc na 
stacyf i zacz%łem spisywać obserwacye podróżne, gdy w dru-< 
gim pokoju krzyk i płacz niemowlęcia przerwał moje myśli. 
Położyłem pióro i oczekiwałem uspokojenia dziecka, gdy 
tymczasem pani ekspedytorowa weszła do pokoju i siadła na 
tcanapie. Była to młoda, kształtnych rysów i dobrej figury 
osoba. Miała na sobie żółtą muślinową, z falbanami suknię 
i ciemną jedwabną mantylę; włosy zaczesane w nioby, osła- 
niały wysokie czoło; oczy niebieskie, żywe, ręka mała, spra- 
cowana. Wszystkie te szczegóły w nudnej okolicy i na nu- 
dniejszej jeszcze stacyi, przyjemnie rzucały się w oczy. 
Bozmowę z nią lUatwiło mi poprzednie zapoznanie się z jej 
mężem w mieście i pozdrowienie, które od niego przywiozłem. 
«AchI kiedyż on powróci? — rzekła podniesionym głosem. 
• Obiecał być jutro w domu. » « Jutro! tak dłago? Widocznie 
nie wie, jak mi jest tęskno bez niego. » I tyle było miłości 
w tych słowach, że uważać musiałem ekspedytora za szczę- 
śliwego człowieka, kiedy jest tak kochanym. Mąż jej był 
rodem z Mohilewskiego województwa, Polak grecko-rosyj- 
skiego wyznania, żona zaś Syberyaczka. 

Dalsza gawęda o towarzystwie sielengińskiem , o jego 
zwyczajach i tajemnicach skróciła mi dwie godziny czekania. 
Podano wreszcie obiad, a obiad, jakiego jeszcze w całej 
podróży nie jadłem: kapuśniak, kurczę i bekasy z ogórkami 
na sposób polski przyrządzone. Pani ekspedytorowa przez 
miłość dla męża, jego rodaka po polsku, z polską gościn- 
nością przyjmowała. Po obiedzie zaprzężono konie. W po- 
czątku nie miłem mi było czekanie, teraz zaś obojętnie 
przyjąłem wiadomość, że już wszystko gotowe do dalszej 
podróży. Jak to nigdy człowiekowi nie można dogodzić I 

Pożegnawszy miłą ekspedy torowe , wyruszyłem ze stacyi 
1 znowuż po lodzie, znowuż pomiędzy górami. Kie zatrzy- 
>naliśmy się przy wsi Marina, zamieszkałej przez Chrześcian- 
^iatów, ani przy ujściu rzeki Tiemnik, nad którą jest 



188 

Sielengińska Stepowa Duma, a w niej tajaem ZamW loj^ 
tnjew. Cokolwiek dalej, na prawjm bnegn, jert mm 
Jareńsk, takie przez Ghrześcian-Boriatów zaladniona, Wm 
się jni no0z% po moskiewska i język moakiewiki p r ijjtt M 
Naprzeciw Jareńska widnieje wieś BUaty z moskiewsfci ■ 
dnością. Dolina Sielengi zmienia tu swój gónsystj fibm 
kter. Góry b% niższe i z wierzchn tylko rzadką mmaaą p 
rosłe; na brzeg^h zamiast skał, występują piaski i roeafi 
na nich wątle choiny. 

Przed wieczorem przyjechałem na stacyę Batińską. Otl^ 
bez dacha, stogi siana, bryki, sanie, konie i kilki iiAi' 
zim% zapełniają ten brzeg; latem inną drogą jei^ ^ 
Kiachty, w inne tei miejsca przenoszą stacye pookone. 
I tutaj chcieli mnie zatrzymać, prosząc, aiebym czekil tt 
konie , które przedemną powiozły kupców. Byłbym mawś 
kilka godzin stracił, gdyby nie ta szczęśliwa okoliczoośr, ie 
pisarzem stacyi był Mołdawianin. Ten poznał z mo«T, ^ 
jestem Polakiem i przemówił do mnie płynną i czystą p>^ 
szczyzną. Mołdawianin szanował nasz naród, a mnie trtkkK 
wał jakby rodaka; nie chciał więc robić mi przykrości i «7- 
starał się o konie. Po polsku nauczył się pocseiwy IbUi- 
wianin na Podolu, gdzie zostawił najprzyjemniejsze svq( 
wspomnienia; dla tego to cieszy się na widok Polaka i nH 
mu usługi i ustępstwa , których innym odmawia. Na ^oo- 
wych Polska zostawia zawsze trwałe ślady. 

Ciemniało się, gdyśmy dojeżdżali do folwarku DrameaoMr 
i gdy pocztylion krzyknął, pokazując mi przed asiRBi 
końmi pędzącego po lodzie wilka: « Czeka pana i mnie jiktf 
niezwykła radość i przyjemność, bo wilk leciał przed asai.' 
Wiadomo, iż lud twierdzi, że jeżeli lis, zając, stan h^ 
lub pop przejdzie drogę, to oznacza nieszczęście i ssit^ 
przygodę; przejście zaś wilka wróży szczęście. Tym ntfi 
wróżba dla mnie spełniła się, gdyż w trzy miesiące poUB 
otrzymałem pozwolenie powrotu do ojczyzny, uporci7«>^ 
mi dotąd odmawiane w Petersburgu na trzykrotne pned' 
stawienia Murawiewa Amurskiego. 

^^j^^' głowę zapełnioną wróżbami pocztyliona, obndita 
się ze ^dnych nadziei, gdy płomień błysnął przeden^ 



189 

lesie na górze. Na jednej, drogiej , potem na trzeciej 
»x^e błysły ognie i oświeciły nam drogę. Były to ognie 
•zniecione przez ludzi rąbiących drzewo w borach — i jak 
%dz%cych po pustyni, doprowadziły nas ulicą oświetloną 
» Ujśókiachty, w której zanocowałem. 



XI. 



V)i6 Kiacht*. — Troickosawak. — Pos^g ryby. — Rneh lodnoui. - &^ 
naukowe i dobroosyone. — Aleksander Zenowiea. — Cła odlwrti^i^ 
iniienie la sUraniem Z«nowicu. — Parady wojskowe. — Kla*^'**' 
roby. — Wi^skie domy w Kiranie. — Okolice i aaloienie Trekio***^ 
— Sawa Raguaińaki. — Statystyka ladnoaci. — Kiachta. - Maim ^ 
chel. - Sskoła chińskiego Jt>yka. — Klob kupiecki. - ChiAayc?^* 
go^ie. -> Nabożeństwo katolickie. — Żołnierse Polacy. — ^TP^- 
polscy w Kiaehcie. — Powrót Jeńców a 1831 r. do ojeiysay* - **^ 
polska nad grobem. — Polacy smarli w Kiaehcie. — O kapuc^^' 
ssych, ich patryotytm, eywilisacya i charakter. — lloB«k Im*-' 
Charakter moskiewski. — Obejście się, sądy o Polakach i kkv^* 
Moskwa w obecnym liberalnym csasie. — Życie towarzyskie. — '■^'^ 
TOimowy, stroje, koncerta. — Uczeni. — Herbata, mi^sca jq iki^'/* 
wpływa na jej dobroć. — Caas, w którym herbatę do Earap? P**^ 
siom>. — Co mięssąjf % herbatą. — Drogi jej transport. — n«e y^' 
wywoionej do Moskwy i (Innych krajów jej , komanikacya. -^'"*^ 
canie. — Sacaegółowy spis towarów, słnaących do wymiasyi"*** 



Ujść Kiachta jest wieś złożona z 137 domów, bi taj- 
gach Sielengi; ludności ma 1397 osób, w tej liob* ** 
mężczyzn i 886 kobiet. Blizkość handlowej Kiachty, P** 
nad splawną i rybną rzeką, łąki i lasy, a wreszcie rolw^ 
i farmaństwo, sprawiły, iż tutejsi mieszkańcy dol»« "^ 
mają. Cerkiew wznosi się w środku wsi. Była ta nifg^ ** 
krownia, rafinująca piasek cukrowy z Chin sprow*?- 
Założyciel jej, kupiec Iwan Remienników, nie oózp^^ 
włożonego nakładu, cukrownię zamknął. Z fabryk v Ir 
Kiaehcie jest czynną tylko jedna garbarnia. W cslyn kfl? 
zabajkalskim jest z dziesięć garbami i te dobrych i"*^ 
resów nie robią, dla tego, iż tutaj prai^e każdy cUop*? 



191 

prawią skóry na swoją potrzebę, a jeżeli je kupige, to 
kazańskie, a nie miejscowe. 

Do Ujść Kiachty z Sielengińska jest mil 15, a z Ujść 
Kiachty do Troickosawska dVa ii^ili* Droga do ostatniego 
miasta prowadzi przez pagórkowatą i piasczystą okolicę. 
Widoki posępne, zapowiadające zbliżenie się do pnstyni Kobi. 
Sosny na piaskach wyrosłe, żałobnie odbijają od ich płowej 
farby. W dolinach potoków cokolwiek jest więcej zielono- 
ści, niż na górach, lecz i ta nie jasna, nie wesoła zieloność. 

Jadąc ciągle po piaskach, stanąłem wreszcie u rogatki 
na pagórku przed miastem. Wybiegło- do mnie kilku z po- 
granicznej straży i wziąwszy kilkanaście kopiejek na wódkę, 
szybko obejrzeli paszport i puścili mnie bez rewizyi. Pierw- 
sza to rogatka widziana przezemnie za Bajkałem. Niedaleko 
rogatki bieleje się obszerny gmach komory, a następnie 
przez ulicę znacznie pochyloną wjeżdża się na rynek Troicko- 
sawska.*) Rynek jest obszerny, piasczysty, przerwany do- 
łem, którym się sączy latem wysychający potok Kiachta. 
Na środku rynku wznosi się murowany bazar; jest to budy- 
nek dosyć wysoki i długi, mieszczący w sobie rzęd sklepów 
z towarami bławatnemi i korzennemi. Tutaj się i targi miej- 
skie odbywają. W rynku stoi jeszcze murowana cerkiew, 
także z zielonym dachem, i żółto pomalowany, drewniany 
dom Gradonaczalstwa. Wszystkie te budynki ledwo zwracają 
uwagę. 

Najciekawszą rzeczą w rynku jest granitowy posąg ryby, 
wkopany w ziemię przy bazarze. Znaleziono go w piaskach 
okolicznych pagórków i jako dzieło starożytności mongolskiej, 
jako pomnik ich czci religijnej, godny zachowania, przenie- 
siono do miasta i na rynku postawiono. Posąg ten ma wyra- 
źny kształt ryby. Oczy są dobrze oznaczone ; zamiast skrzela 
wyciosano koło; linia obwodowa wystaje na powierzchnię 
kamienia. Niżej w dole wyciosano jakieś kręte znaki; są to 
podobno starożytne napisy. Z drugiej strony ten bałwan 
wcale nie jest wyrobiony. Wysokości z pewnością nie mogę 



*) Troieko8a>*sk poloiony Jest pod 50^ 21' tzerokoćci północnej i 12A^ 24' 
dlogoici wschodniej od Ferro. 



192 

oznaczyć, gdvi nie wiem, jak głęboko wkopany jest t » 
mię; część posągu, wystająca nad ziemię, wysoką jeii u 
siedem stóp. Wyciosany jest z granitu, snajdojioefo ^ 
w sąsiednich górach. 

W starożytności posąg ten niezawodnie odbisnt ad 
religijną — do dziś dnia Mongołowie mają ryby v M*^ 
gólniejszem poszanowania i nie jedzą ich. Borisci M 
skrupulatni od pobratymców swoich, ryby ze emakiem #' 
dają, co może być jnź skutkiem stosunków z }Sab^ 
Mongołowie pograniczni także z powodu tych stosoBkórs 
w jednem już odstąpili od powszechnych w ich un^ 
przekonań; i tak: dawniej rybołóstwo w rzece 6an,it!i^ 
przez Mongolię do Arguni, w której poławiają najkptt^ 
pie, wydzierżawiali kozakom, nie chcąc sami pizyloiyćii^ 
do bezbożnego czynu łowienia ryb ; teraz zaś widzie, * 
kozacy z karpi duże mają dochody, sami łowią i spneiw 
karpie. 

Inne ulice Troickosawska zabudowane w prostg ^ 
ciągnącemi się domkami, miernej są szerokości, b pB 
głównej, na której zrobiona jest szosa, wszyBtide iflM|l 
pełne piasku głębokiego, aż po kostki, co baidzo atn^ 
chodzenie. Dla tego to zapewno kupcy i czynowoicy,^ 
jacy kilkaset rubli rocznego dochodu, pieszo posneiot^ 
chodzą; nawet do sąsiada, mieszkającego o kilkaset bobi** 
jeżdżą w dwóchkołowych karyolkach o jednym to>* 
Ubożsi tylko i gmin chodzi pieohotą po mieśde z moMK^ 
wyciągając nogi z piasku. W czasie wichrów i półao^ 
wiatrów, często tutaj wiejących, wznosi się konawZ} kun 
niby obłok zakrywa miasto, wciska się w oczy i f*^ 
a przez okna, kominy dostaje się nawet do misaikiB. 

Prócz murowanego soboru na rynku, sąjeswzewTWT^ 
saweku dwie drewniane, żółte cerkwie Mikolska i U^Ń*"* 
na cmentarzu i następujące zakłady: szkoła po«ii^ 
w której nauki elementarne wykładają; dom ochrony (di^ 
prijut); dom przytułku dla kaleków i starców, wyina'^''''^ 
przy cmentarzu; szkoła dla dziewczyn, założona 1838rQi>t 
szkoła rusko -mongolska, założona 18d3 r., ózm^'^'^' 
szpital miejski i lazaret wojskowy. 



193 

Ruch ludności w mieście w ogóle jest mały. Prócz kupca 
i czynownika w powoziku lub w linijce na piasku, zrzadka 
się pokazuje na uHcy mieszczanin lub cUop ; za to żołnierzy, 
kozaków i Buriatów jest pełno. 

Następujące władze i instytnta rządowe mają swoją rezy- 
dencyę w Troickosawsku: Gradonaczalstwo czyli rząd guber- 
nialny, komora, komisarz pograniczny do spraw chińskich, 
mieszkający w odległej ztąd o 3 wiorsty Kiachde, polioya 
i biuro pocztowe. Gradonaczalnikiem obecnie jest Ale- 
ksander Despot Zenowicz, Polak rodem z Litwy, za 
propagandę liberalną w uniwersytecie petersburskim skazany 
na urząd do SyberyL Zenowicz, człowiek wysokiego wy- 
kształcenia i prawości, powznosił szkoły, zaprowadził nie- 
znaną tu sprawiedliwość, i można powiedzieć, ucywilizował 
ten kąt Syberyi, w którym zrobiono go pierwszym urzędni- 
kiem. Poprzednikiem jego był Fiedorowicz. 

Gradonaczalnik bierze rocznej pens3ri 8000 rs., dyrektor 
komory 5000, a komisarz pograniczny 2000 rs. Ci urzędnicy 
obowiązani są dla podtrzymania przyjacielskich stosunków 
z Chińczykami, dawać ich urzędnikom uroczyste obiady 
i podarunki, co też rzeczywiście przyczynia się do dobrej 
komitywy i przyjaźni obustronnej. 

Komora tutejsza po petersburskiej jest najważniejsza 
w państwie, przynosi bowiem państwu ogromny dochód.*) 



*) Od fanU kwiatow^U herbaty płacą cła 75 kop. , od eiarnc(} 40 kop., 
a od oagiołki potpolitąj herbaty 20 kop. sr. W roku 1848 opłacano cła od 
herbaty 4,433,890 rs.; w r. 1843 opłacono 3,535,495 rs.; w 1844 r. 4,478,183 rs.; 
w 1845 r. 5,087,874 rs.; w 1846 r. 5,485,727 rs.; w 1847 r. 5,817,893 rs.; w 1848 
r. 5,541,826 rs.; w 1849 r. 3,865,132 rs.; w 1850 r. 4,311,314 rs. Wartość sas 
herbaty, od której cło opłacono, podana pnes kopców, była: w 1842 roka 
6,566,874 rs.; w 1843 r. 4,803,823 rs.; w 1844 r. 5,689,096 rs.; w 1845 r. 6,576,159 
«.; w 1846 r. 7,008^1 rs.; w 1847 r. 6,648,079 rs.; w 1848 r. 5,171,985 rs; 
V 1849 r. 4,596,024 n.; w 1850 r. 6,542,821 rs. To ogromne cło sprawia drolysnfi 
herbaty i pozbawia nbogich tego adrowego i prsyjeranego napoju. Żeby asnnfó 
to niesprawiedliwe i szkodliwe cło, ieby zrobić większy uiytek, bo i biednym 
daó moinośó picia herbaty, Aleluander Zenowicz wspólnie % Henrykiem Kra- 
jewskim wypracowali obszerny finansowy projekt, niepospolite dzieło trafno- 
ści rozumowania i nauki, który przyjęty przez ministra finansów, sUł się po- 
tem przez zatwierdzający go dekret carski powodem zniżenia cła na herbatę 
* pozwolenia jej przywożą przez wszystkie komory państwa. Wpływem na po- 
niżenie tego cła w Rosyir dwaj wyiej wspomnień! rodacy zasłużyli się 
lodzkości. 
OiŁŁBK, Opisanie. IH. 13 



194 

Załoga składa się z pułku konoych kosaków i i biialioa 
QS{t, 15) liniowego wojska, w któiym znajdi\je się do W 
żołniersy. Parady wojskowe, dla pokazania Chmajba 
wielkości siły państwa moskiewskiego i zngcsnośd żotusn, 
odbywaj% się na samej linii demarkacyjnej w obec a{n> 
saonych Chińczyków. Przed dwoma laty na tak% pand{ » 
brano kilka tysięcy wojska; Chińczycy obojętnie petf^ 
wali się mustrze i obrotom żołnierzy; lecz gdy zaczęto fA 
z dziii^ i z karabinów , przestraszyli się i uciekli do dcM«> 
Rz%d moskiewski niezmiernie zręcznie wodzi za aw Oof. 
Bogate podarunki, pokazywanie im z daleka licKn;ckw# 
grzeczność i groźba, wszystko to razem w oczach diiuf}iB* 
otacza Moskwę urokiem wielkości, bogactwa i siły. 

Klimat kiachtiński w ogóle jest zdrowym i nie vie!e ^ 
źni się od klimatu innych okolic Zal>ąjkala. Od ibV^ 
września panują tu biegunki, tyfus i szkorbut, któiy s^ 
gólniej pomiędzy źołnierstwem jest pospolity — nie b^ 
jednak te choroby symptomów niebezpiecznych i lai^ 
śmiertelnych. Kurzawy sprowadzają zapalenia oczóv i !» 
piersiowe; w zimie i w jesieni częste s% febry, reuna^ 
i inne choroby z przeziębienia. Ze wszystkich jednsk cki^ 
najbardziej rozszerzone s% syfilityczne; przyczyną 0^^ 
rozszerzenia jest prócz niemoralności , unikanie k^ 
Chory zaczyna się leczyć wówczas, gdy choroba w citQ^ 
rozwinięta, staje się już niebezpieczną — dla tego tyhte 
jest ludzi, noszących na twarzy brzydkie ślady tych cboó^ 
Zamożniejsi mieszkańcy Troickosawska i Kiacfaty, n^ 
jąc latem upałów i kurzawy , wyjeżdżają do wiejskich doctf* 
nad malowniczym Czikojem, o kilka mil ztąd odiegv^ 
i tam płeć piękna używa kąpieli i popisuje się konną j»"ł 
przed mężczyznami. Wdzięczne łąki, góry, woda i s^^* 
powietrze wabią tam każdego ; co rok więc zwicksa ^ 
liczba willi, których szczególniej jest dużo we wsi loo^ 
Kiran, gdzie i wojsko latem w obozie przebywa. PodW** 
nem znajduje się jezioro tegoż nazwiska, z wapienną *** 
nad którem doktor z Wołynia rodem, Wilhehn Ph«pl>^ 
Polak, przyjaciel biednych, założył szpital dla choiycłi. 
Okolica Troickosawska jest bardzo jednostajna i fin"^ 



195 

Wszystkie góry w około b% piasczyste. Karłowate sosny, 
słabo uczepione w grancie, kołysane wiatrem, tęskno szumią 
iałobnym świstem. W piaskach sterczą kamienie i odłamy 
skał granitowych i grnejsowych; trawka zżółkła zaledwo je 
pokrywa. Z dolin i wklęsłości okolicy największą jest dolina 
Troicka. Domki czarne z bielącemi się listwami okien, kilka 
zielonych dachów i białych budynków, nie tworzą całości 
malowniczej. Tylko murowane miasta dają piękne widoki, 
tylko wysokie wieże kościołów robią je wspaniałemi. Dla 
czego w tak ponurej okolicy założone zostało miasto, kiedy 
w blizkości nad Sielengą i Czikojem, tuż przy linii demar- 
kacyjnej, są wdzięczne pozycye, wytłumaczyć sobie można 
owym osobliwym gustem despotów, którzy stolice państwa 
wybudowali w błotach, w zimnym i wietrznym klimacie, bez 
względu na zdrowie mieszkańców; chcących przez to poka- 
zać , że ich potęga naturę samą pokonać jest zdolna. 

Założycielem Troickosawska i Eiachty jest Sawa Łukicz 
Wladysławicz hrabia RaguzińskL "^ Caryca Katarzyna I. roku 
1726 posłała go do Pekinu jako swojego posła. Konferencye 

*) Sawa Łukict WładysUwlcz hrabia Ragnzińskł, tajny radaca moskie- 
wski, arodsił się w Bosnil. W młodości był kupcem, oraz tajnym moskie- 
wskim ajentem w Konstantynopola. Nagradaąjąe Jego lasługi, oar Piotr I. 
poiwolił mu handlować w swojem państwie i darował ma 1708 r. w Moskwie 
dom. Roku 1710 otnymał tytuł radscy dwora i trzy wsie w Małornsi, 
w któryeli chłopów wolnych car zrobił poddanymi zręcznego Serba. Boka 
1711, w czasie kampanii, znajdował się przy boku Piotra i tegoi roku otrzy 
mał za staraniem cara od rzeczypospolitcj DnbrownickieJ tytuł hrabiego Ba- 
g«zińskiego. W r. 1716 wysłany sosUł do Włoch; r. 1730 Jeździł do Rzymu 
po posąg Wenery, darowany carowi przez papieia Klemensa XI. Carowa 
Katarzyna I. mianowała go radzcą stanu i ambasadorem do Chin. Roku 1726 
HagnsiAski uroczycie wjechał do Pekinu i miał audyencyę u cesarza Jun 
Diina. Chińczycy upominali się o zwrócenie krąju ai do Bajkału, a gdy się 
Hagazińskl na to odstąpienie nie zgadzał, pogrozili, ie całe poselstwo Mo- 
dern wymorzą. Jakoł zmienili postępowanie i przysłali złe pokarmy i poili 
wodą słoną. W końcu kazali mu wyjechaó z Pekinu i narady końozyó nad 
Barią. Raguziński więc ztamtąd wyjechał, zosUwiwszy swojego ajenta Lo* 
reuca Langa. Mad Burlą zawarł trakUt, który natychmiast posłany zosUł do 
r»tyfikacyi do Pek.inu. Urzędnicy chińscy' podsunęli swojemu cesarzowi tra- 
ktat z dowolnie przez siebie ,pozmienianemi artykułami do podpisu — lecs 
Koziński przyjąć go nie chciał. Nowe groźby nie pomogły nlo i urzędnicy 
mosieU w końcu dać do ratyfikaoyi traktat rzeczywisty z niezmienionemi 
punktami. Cesarz ratyfikował go , a urzędników swoich za gorszącą dowoI< 
noić ukarał odebraniem rang i skonfiskowaniem mi^ątków. Raguziński umarł 
^ Petersburgu 1736 r. 

13* 



196 

m stolicy spełały na nicsem, poseł wyjechał s Fddnn i» 
daleko dzisiejszej Kiachty, nad rzek% Bvri%, rocpoc^I ssn 
traktowane z urzędnikami chińnkimi. Tataj SO. sierpnia (r.k 
lawart traktat handlowy i regulujący graoioe mifdsj ^ 
państwami ; zaspokojono oraz pretensye i akai^gi majtam 
Po otrzymaniu ratyfikacyi traktatu z Pekinu, B sp an ś ^' * 
łożył tegoż roku zameczek, który nazwał Troickosai^iB^ 
wybudował w nim cerkiew ś. Trójcy i komcwę. Pny ""mAs 
prędko powstała osada kupiecka, handel jej irnwi, hiMc 
powiększała się i dzisiaj Troickosawsk ma ładnoBO 9S 
osób; w tej liczbie 2912 mężczyzn i 2945 kobiet tow 
posiada 771, w tej liczbie murowanych 6. W pnedfliłR*" 
(1853) mieszkańcy wojsku dąją kwater 442. 

Gradonaczalstwo kiachtińdde, którego stolicą jefitTnMAf- 
sawsk, ma przestrzeni 8 mil kwadratowych. Miaito poa^ 
kupiecką słobodę Eiachtę i wieś Ujść Eiachtę; łste 
ogólna wynosi 7863 osób. W tej liczbie 3723 w^a^ 
i 4130 kobiet.*) 

Z Troiokosawska szosą dług% na 2% wiorsty t doj^ 
się do Kiachty. Szosa prowadzona jest doliną slruisio* 
latem ledwo sączącego się po piaskach, a limą sbut^ 
mieszkańcom do szUchtady. Bardzo rzadko padą)| tu ok^ 
a pomimo ostrych mrozów, góry prawie zawsse ą vsf^ 
i gdyby nie ów strumień, którego woda zimą wydobj« H 
z pod lodu i szeroko zamarza, Kiachtińcy nie snahlyjF^ 
jemności sannej jazdy. 

Kto jedzie do Kiachty, powinien w Troicku nof^iof 
się w bilet z podpisem gradonaczalnika, bo bet niego 
przepuszczą go przez rogatkę. Przy tej rogatce w Bk^ 
znowuż rewidują, szukając srebra i złota; nic to jednik* 



*) Łttdnorf^ ta co do klMS społeesnych dslelłfat si^ jak aastff^' ^^ 
ivień8twa I familiami 95; szlachty dałedzicsBęJ 09; sslachtj ^*°^\^ 
Indsi r<Sftnego satrndnienia (rainoezy&eów) 9703 ; honorowych ekf*^ 
Jiapc<Sw 915; miesscsan ł słołfcych 9173; wlo^an skarbowych 197; •'^ 
poddanych 300; wojska a familiami 1140; dyufsayoBowanyeh kflakff«|2^ 
kosaków arłopników 19; kantonistów 947; posieleAców 35; Koopl^*^ 
dłyeh 164. Urodsiło się w 1853 r. chłopców 163, dsiewcitt 149, rtf^ 
Umarło 174 mcfteaysn, 117 kobiet, raa«m 991. IfałA^stw tawut* & ^^ 
mywano koni 3905, bydła rogatego 2135, owiec 1990, swia 855, kśifl<- 



197 

prsesikadsa do przewożenia tych metalów bez wiedzy rz%dQ, 
Gdyby ściile wypełniano przepisy celne, handel w Kiachcie 
byłby niemożliwy; kupcy też nie robią sobie żadnego skro- 
pliła z tajemnego przewożenia dota i wiele go do Chin, po- 
mimo surowych zakazów, puszczają. Zakazy te są tak ostre, 
ii mieszkańcom Kiachty nie wolno nawet w domu na własne 
potrzeby posiadać innych prócz papierowych pieniędzy. 

Kiachta położona w tej samej dolinie, co i Troickosawsk; 
ludności ma 599 osób. Pozór ma cichego, ustronnego mia- 
steczka. Wolno w niej mieszkać tylko kupcom, ich rodzi- 
nom i ringom. Ulice niebrukowane. Domów 31, z tych 
niektóre bardzo ładnie zbudowane. Na górce wznosi się 
murowana cerkiew, białą blachą pokryta i bogato wewnątrz 
ozdobiona. Niektóre w niej obrazy malowane są przez naj- 
lepszego malarza, jaki był w Wschodniej Syberyi, Chrystyana 
Eajchela. Obrazy te są dla nas ciekawe i z tego powodu, że 
głowy Chrystusa i apostołów malarz robił według głów pol- 
skich wygnańców.*) 

Wielki kwadratowy gmach z dziedzińcem w środku jest 
magazynem metalów i towarów, przeznaczonych do wymiany 
na lierbatę. Niedaleko od drewnianej bramy, za którą 
o kilkadziesiąt kroków wznosi się chińskie miasto Majmaczyn, 
stoi dom komisarza pogranicznie. 

W Kiachcie jest szkoła chińskiego języka**), w której 
prócz chińskiego języka , uczą jeografii i historyi. Szczególną 
własnością tej szkoły jest to, iż w niej nikt się jeszcze po 
chińsku nie nauczył. Obecnie nauczycielem w niej jest pan 
Krymski, który przebył 15 Lat w Pekinie i chwali bardzo 



*) Chrystyan lUJehel, Polak, rodem • Podola, był bratem sławnego na- 
Bismatyka, który aiQ w Warsaawie orodaił. Chrystyan ksaaldł sif w akade- 
mii petersburski^ i osiadł w Irkucka. Tu ośenił się a córk^ JenerałoweJ 
Jttssniewskiej , Polki, której m^l sa ndsiał w sprawie dekabrystów w 1825 r. 
deportowany był do Syberyi. Jenerał Jusaniewski nmarł w RoawodneJ pod 
Irkuckiem, a Ri^eliel umarł w 1867 r. w drodse a Litwy do Kijowa. Był to 
wcale dobry malars portrecista. 

^) Sakoła eliińskiego Języka saloion% sostała w 1835 r. pnea kopca N. If. 
Iłmmnowa, który proca tego wybndował sspital drewniany w Trołckosawskn, 
prseprowadsał drogi w około Bąjkałn i niejedno pnedsięwslęcie spoiytkiem 
dla kraju wykonał. Pierwsaym nancsycielem w tej sskole był anany w Rosyi 
orlcntaiitU ksifda Jakimf Biesnria. Ucsniów w niej bywa około 20. 



198 



roKum i zwyczaje chińskie; śjoie i knltoTa tego 
ńą mu podobała, że przekłada ją nad enropejd^ 

W Eiachcie A. Zenowioz wraz z kilka knpoami, jaka. |i 
Śpieezyłowem, założył klub kupiecki. Czas w nim wpędzają u 
zabawie i czjrtanio. Prócz gazet moskiewskich, pnanmaęt 
klub: Independance Belge, Allgemeine Zeitong, Doif-Bsriir 
i Bibliotekę Warszawską. Dotychczas żyde klubowe w n- 
pełności nie rozwinęło się. Kupcy nie zawsze pnfBwmk 
znajdiąją się na zgromadzeniu i dla tego dyżurni snmseBi^ 
wykładać prawicUa dobrego zachowania. Poniewni KmUi 
B% narodem pojętnym i nailadowniczym, skutkują więc w Ub- 
bie lekcye grzeczności i kupcy kiachtińscy są jui dni^ 
ludźmi najwięcej europejskiej ogłady posiadającymi w 8f- 
beryi. 

W Kiachcie jest jedyna za Bajkałem , prywatną wiasBOŚoi 
będąca, apteka. 

Na ulicach tej osady i prawie we wszystkick doMck 
snigą się nieustannie Chińczycy, którym wolno jest bet Isp- 
tymacyi do Kiachty przychodzić ; do Troickosawska ja iA 
nie puszczają. Wszedłszy do domu, Chińczyk w niemBe 
jest żenowany ; przechodzi z pokoju do pokoju , bierze wmj^ 
kie przedmiota w ręce i ogląda je ciekawie ; obecoyob im 
wita przez podanie ręki, zapala swoją ganze i odpocsfwsc, 
wychodzi. Do takich wizyt wszyscy tu przywykli; katij |S- 
spodarz pilnuje tylko zegarków i sprzętów z drogiego neafei, 
ażeby ich goście nie pokradli. Chińczycy są bardzo of^ 
złodzieje, dla tego to bogatsi kupcy mają dla ich prrócdi 
osobne pokoje. Złodziejstwem odznaczają ńę tylko ubsis 
ludzie; bogaci kupcy chińscy są rzetelni i o złodzieistwo fS' 
dejrzywać ich nie można. 

Mieszkańcy Kiachty sprowadziła herbatę, materye i rśisi 
prodnkta chińskie na swoje potrzeby, bez opłaty cis; ko 
już do Troickosawska nie wolno nic, pomimo koBStyi 
przewozić; porto-franco bowiem obejmuje tylko tę jedną t 

Zanim obszerniej o Chińczykach i Mąjmaczynie 
będę, uważam za potrzebne powiedzieć kilka siów jmat 
o zwyczajach ludności kiachtińskiej i o bandln tatfjaja* 
a zacznę od wspomnienia moich rodaków. 



199 

W czasie mojej bytności wKiachcie przybył tu proboszcz 
s Nerczyńskiego zawodu. W dużej murowanej sali urządzono 
naprędce ołtarz i zaczęła się ofiara święta. Wiernych na na- 
bożeństwie było przeszło czterdziestu.*) Było i kilku Mo- 
iltali obecnych w kaplicy, wiedzeni ciekawością poznania 
laszych obrządków.* Znajdują się zwykle w kościele bardzo 
przyzwoicie, dopiero po powrocie do domów pozwalają sobie 
brytyki. Wielu, widząc krzyż na ołtarzu, bije pokłony; lecz 
iriększa liczba modlitwę przed katolickim krzyżem lub 
>1)razem za grzech uważa. 

Prócz urzędników i wygnańców było u spowiedzi 18 linio- 
nrych żołnierzy, pomiędzy zaś nimi dwunastu rekrutów, któ- 
rych z Polski niedawno aż tutaj zapędzili. Dwóch tylko z nich 
DDodliło się na książkach, inni klęcząc, ze złożonemi rękami 
izeptali narodowe modlitwy. Fizyonomie tych biednych ro- 
iaków były smutne i spłoszone; młode to cUopcy z domo- 
Mrych zagród w świat obcy rzuceni, pod rygor wojskowy 
[>ddani, są przestraszeni nowem swojem położeniem. Widok 
ich żałością i smutkiem w sercu mojem się odezwał. Nie- 
[>świeceni, a systematycznie psuci przez namiętnie nienawi- 
dzącego nas wroga, czy zachowają w sobie świętości na- 
rodowe? 

Człowiek zanim się wynarodowi, wprzódy upaść musi 
moralnie — wróg więc zastawia wszędzie sidła tego upadku 
la Polaków. Nigdzie te sidła nie są tak niebezpieczne, jak 
n wojsku i w każdej służbie cywilnej na obcej ziemi. 
W nich Polak ograniczony w swej woli, kierowany przez 
lieprzyjaznych dowódzców, prowadzony przez niechętnych 
colegów inn€»j mowy i wiary, nie może skutecznie opierać 
dę moralnemu zabójstwu, na nim powolnie dokonywanemu. 
Stopniowo przyswaja sobie wyobrażenia ciemięzców, a zmu- 
izony robić karyerę i starać się o zasługę, wysusza w sobie 
ibfite źródło zdrowia moralnego i narodowego. 

I znowuż, wydarty z łona ojczyzny w latach, w których 
ię już obudziły siły męzkie i wywiązuje się potrzeba mał- 



•) w Klechcie I TrolckoMwsku r. 1860 było 79 katolików i 10 katoliesek, 
rnyfcy Polacy. 



200 

źeńatwa^.moie tylko zaspokoić tę potrzebę wzwifsknschą 
kobiet%. Nad takiem zwi%ekiem unosi się potworne prań 
o małżeństwach mi^zanych i dzieci z niągo płodzone forjn 
dachowi narodowemu i wyciska na nich piętna 
Jeżeli zaś przez wiele lat wojując, odeprze zwydęzko ] 
i siły wynarodowienia i z tryumfem chce na siemię ojc^f^ 
odnieść nietknięte skarby ducha narodowego , odnosi je, ik 
już nie zdatny do życia, umiera, jak rudera piękna ptiiŁiii 
ści% i tylko wspomnieniami lepszą przyszłość rodząca. Shi- 
tne to jest, ach! smutne I Nie masz zaprawdę więknefo mt- 
szczucia, jak być pod władzą narodu i rz%da oboega 

Obok młodych stała grupa starców, także w munimdb, 
jeńcy z 1831 r. Dwa pokolenia w niewoli! Jeńcy podc- 
ieni, pomarszczeni, niektórzy w okularach, w b zyB c y pnne 
modlili sig z książek, a nie jeden z nich wyrażał aię lefią 
i czyściej po polska, niż ci niedawno w niewoli będący n* 
kruci. Starość tych niegdyś obrońców ojezyznj pzsecME 
na obcej ziemi jeszcze w służbie i wśród rodzin tu zaisiia* 
nych, które wygnańczej mowy ojca nie rozumieją! Parón|- 
wając starych żołnierzy z 1831 roku i w późniąjszych ktscż 
wcielonych do wojska moskiewskiego, z rekratami v no- 
wszych czasach z Polski wybieranymi, widzimy już mf{0- 
dziwę skutki systematu ociemniąjącego Polskę, który tś. 
gorliwie car Mikołaj zastosowywał. Starzy , jeńcy z 1831 t^ 
wszyscy prawie umieją czytać i pisać, oraz mają dosyć nm- 
tła; rekruci zaś nowi są ciemni, a na kilkudziesięcin zakd*» 
jeden umie czytać. Oświata więc u nas pod moakiewiba 
rządem nie postąpiła, ale przeciwnie wstecz się oofosk. 
Rząd moskiewski wielką liczbę szkół elementarnych, któn 
w końcu xviii, i w pierwszej ćwierci XIX. wieku pozsl^ 
dano u nas, skasował, albo też, jak na Litwie i lUisi, leiat 
w nich uczyć w języku moskiewskim, którego dzieci sift 
rozumieją — dla tego mniej jest u nas niż dawnie csyii> 
jących i piszących, a oświata jest mniej powszechną, nii a 
czasów polskich. 

Jeńcy z 1831 roku, dotąd w Kiachde przebywaÓ9^> 1* 
Grzegorz Koziarkiewicz, Paweł Marciniak, Bieś- 
kowski, Wincenty Rybiński, Stanisław Malj* 



201 

szewski z Oszmiańskiego, z oddziała Mataazewioza; Kra- 
jewski, felczer, imieniem Wojciech*); Wincenty Mań- 
kowski z Wołynia, Domaszewski, Jan Dombski, 
Tomasz Zalecki, Wincenty Pieńkowski z Podola, 
Stanisław Deńczuk, Stefan Amirecki, Józef We- 
reta, Andrzej Grigncz, Antoni Tomaszewski, Jan 
Szymański, Stefan Niemirowski, Bonifacy SzoL 

Z wygnańców po0iadiy%cych wyiszą oświatę, mieszkają 
ta następig^cy: Henryk Krajewski, prawnik, za przewo- 
dniczenie zwi%zkowi, odkrytema w 1850 r. w skatek zdrady 
se słabości Romoalda Świerzbińskiago wynikłej, trzymany 
lat cztery w cytadeli warszawskiej, następnie skazany na lat 
sseśó do kopalń nerczyńskich. Ztamtąd przybył do Kiaohty. 
l^arzeczona jego, Anna z Lewickich p. v. Domaszewska, 
przyjechała do niego z Polski; w Irkucku odbył się ślub, po 
którym powrócili do Kiachty. 

Konstanty Sawiczów ski z Krakowa, uczeń Jagielloń- 
skiego uniwersytetu, przysłał^ do kopalni za udział w sto- 



*} Wojcieeh Krajewski, rodem s Łfcsyekiego, podofieer wojsk polskich, 
waicsył w 1831 r. s Moskalami , sa to posłany do wojsk moskiewskich w By- 
tMryi. TntiiJ irobiono go felcserem. W fadia tym srobił snacine postępy 
I nmbrawsay prsy doktorach lekarskiego doiwladosenia, leesył nieras sacif^li- 
wie kolegów i biednych ludsi. Słniyl w Kiachcie w chwili otnymanego po- 
swoleaia powrota do ojciyiny. Z nim rasem uwolniono w Kiachcie wielu 
iasjch wojowników 1831 roka. Wssysey lebrawsij się w Jedną gromadę, 
powędrowali do Polski, aieby tam stare lata spędsić i ko^ w siemi swojej 
tioij6. Zostało tylko kllkn, kt<Srsy poieniwssy się s Syberyacskami , nie 
■ieli Gródków powrota a familiami. Kawalerowie aa^ wssysey wymssyli 
w towarsystwie Wojciecha Krajewskiego , spodsiewąjąe się od niego w rasie 
;lioroby w Uk dłagi«J i dalekiej podróśy pomocy i rady lekarskiej. Krąje- 
«W8ki pososułych eaole poftegnawsay, sosUwil im na pamiątkę ksiąiki swoje 
lo iMbośeństwa i pieśni religijne. Sali starcy kacjesysnle; Kn^ewskl aacho- 
•owal, a pomimo silnej i mocnej organiaacyi nmarł w drodae w Wlackiej 
pabernil , nie i^rsawsay oblicza świętej , rodsinn^J i npragnłonej sleml. To- 
rarsjsse pokrywssy Jego swłoki obcą siemlą, posali dalej — ale satrsymali 
eh w Moskwie. Było to w caasie krymski^ wojny. Car nieladski tyoh sla- 
•yeh starców, chcących jni tylko nmrseó w ojcsynie, kasat sabraó do po- 
rtórnej slaśby i popędsió ich w inne okolice. Co się potem stało s pocsci- 
rynii wiaroaaml, którsy nie mogli dojśó do Polski? nie wiem. Csy prsenle- 
U sowy neisk i nową niewolę, która Ich, snękanyeh dwadsiestoldlkoletnlą 
łnibą, jni będących blisko Polski, powtórnie od niej oddaliła? Csas prsy- 
sły moie wykaie. Moie nie Jeden nie sniósł Jui tego ciosu 1 smarł. Jak 
irojolech Krajewski, nie odetchnąwsay nudwiślańskiem powietrzem I 



202 

warzyHBenia ludu polskiego w 1838 r. Po wyjściu nA ow- 
dlenie zamienskał w Kiachcie, gdzie trudni się przemysln 
i handlem. 

Przemysław Śliwowski w młodym bardzo wieku a 
rozmowy polityczne skazany na szeregowca do garmzon 
w Jarosławiu, a ztamt^d za to, że rzucił karatńn pne4 
frontem i wyrzeczenie słów , Łe nie chce eitaijć carowi, pnj- 
stany do batalionów syberyjskich. Śliwowski jest rota 
z Wołynia. 

Hieronim Holsztejn, takie z Wołynia, za udial 
w powstaniu 1831 roku skazany do wojska, a za ndzal 
w związku Omskim przysłany do kopalni nerczy^skich. 

Po mszy udaliśmy si§ na cmentarz, gdzie ksiądz Jarevia 
poświęcić grób przed kilku miesiącami zmarłego Pobką 
Kazimierza Pukińskiego z Białegostoku. Wdowa zmaiłego, 
w sędziwym wieku kobieta, Polka, stała nad grobem z dwoat 
synami tu urodzonymi. Życie zmarłego upłyn^o spokojń 
i cicho. Przyjechał do Syberyi z łona swoją, która jsko 
akuszerka znalazła tu obowiązek. Od dwudziestu przeszło lit 
mieszkając w Syberyi, nie zapomniała ani słowa po polski 
i synów swoich wychowała w języku i w duchu polskiB. 
Chociaż nieznajomy, żywy wziąłem udział w żalu rodsaf. 
Poczucie braterstwa i miłości, jakie piastujemy dla każdego 
rodaka, współczucie, płynące z wspólności pochodzenia, ni- 
gdzie tak mocno nie wyraża się, jak w obcej ziemi. T«t^ 
każdy rodak, chociaż nieznany, bez imienia w faiatoryi, no- 
cniej i silniej zajmuje, niż w kraju — jest postacią, kióc) 
się długo pamięta i długo wspomina. Związek duchowy, ji- 
kim są złączone jednostki narodowe, nie jest fikcyą, lie 
jest rzeczą błahą, a słusznie powiedział nasz wieUd filosit 
Karol Libelt, że : kto nie czuje miłości dla człowieka siodso- 
nego na wspólnej ziemi i przemawiającego językiem ojcó*; 
kto nie dba o jego boleści i smutki, a nie cieszy się jego 
szczęściem — kto nie podnosi rodaków do wysokości morsl- 
nej, na jakiej sam stoi, i obojętnie patrzy na ich niedo- 
statki, niewolę i ciemnotę — ten nie zna wielkiej, najwię- 
kszej po Bogu miłości, miłości ojczyzny. Grób ten acs 
kryje kości człowieka pospolitego i nieznanego, i ta 



203 

po polsku ubolewająca nad mogd!!, osypaną z ziemi obcej, 
yotnufafclii na zawsze -w mojej pamięci i zajęła miejsce w moim 
opisie jako obraz smutnego rozproszenia, do jakiego przy- 
wiodła nas niewola. 

W rok po pogrzebie męża, spotkał okropny wypadek 
biedną siwą akuszerkę, która jeszcze biedniejszych od siebie 
rodaków wspierała. Starszy jej syn, którego widziałem pła- 
czącego nad grobem ojca, dwudziestoletni, piękny młodzie- 
niec i główna podpora starości matki, idąc obok cerkwi 
w Kiacbcie, przed jej progiem padł i nagle umarł na ane- 
wryzm. Wielki był smutek biednej matki, wielkie osieroce- 
nie i boleść. 

W Troickosawsku i w Eiachcie katolicy nie migą oso- 
nego cmentarza i grzebani 8ą na cmentarzu moskiewskim. 
Nie mało tu jest grobów polskich. Kiektóre nas mocno zaj- 
mują, bo pokrywają zwłoki żołnierzy polskich, wygnanych 
do Syberyi za to, że uczciwie i mężnie bronili ojczyzny 
i wolności. 

Andrzej Poniatowski, zmarły przed kilkunastu laty, 
był żołnierzem w wojsku polskiem, pomagającem Napoleo- 
nowi w kampanii z Moskwą 1812 r. Wzięty do niewoli, po- 
i^any był do syberyjskich batalionów, w których służąc lat 
S5, dosłużył się na starość dymisyi. Starość późna, bieda 
i ożenienie się, nie pozwoliły mu wrócić do kraju. Dzieci 
jego, tu urodzone , srogi ukaz carski zabrał mu i oddał także 
vr szeregi do kantonistów. Służą dzisiaj w Kiachcie, nie 
wiedząc, że noszą królewskie imię. Poniatowski nie był 
spokrewniony z głośną familią Poniatowskich ■— familia jego 
była uboga i nieznana. Był to człowiek bez wykształcenia, 
lecz chwalony przez wszystkich jako poczciwy i gościnny. 
Żołnierzy z 1881 roku rad u siebie prz^mował i dzielił się 
8 nimi ubogim kawałkiem chleba. 

Jan Iwaszkiewicz, rodem z Oszmiańskiego powiatu 
Da Litwie, służył w oddziale powstańców Matnszewicza w r. 
1881 i walecznie potykał się w wielu potyczkach z Moska- 
lami. Wzięty do niewoli pod Wiszniowem, razem z innymi 
leńcami osadzony został w więzieniu ś. Kazimierza. Na wieśó 
o zbliżaniu się Matuszewicza w okolice Wilna, Moskale jen- 



204 

eów zacK^łi z miasta uprowadzać pod silnym konwojem. 
Matusiewicz rzeczywiście zaatakował konwój, z którego ptr 
dło wiela Moskali, ale też i kilka naszych jeńców zgiji^ 
Konając od kul polskich ci ostatni, pocieszali się, JMik ai 
mówił ich kolega, t% myśl%, że powstanie nie upadło i ie 
przed śmierci% widzieli walczących rodaków. Oddział tes 
300 jeńców został dalej uprowadzony, a konwój wzmocnioBO 
artyleryą. Za Oszmianą spotkał ich korpusik moakiewdo^ 
art^leryi) prowadzony nad Wisłę przez Tołstoja. Gdy na za- 
pytanie, kogo prowadzą, odpowiedziano, ie niewolników 
polskich — «Ha! — krzyknął Tołstoj — to buntownicj! 
rozbójnicy 1 jabym z nich darł pasy i żyły wyciągnął!* lik 
dokończył swojej mowy, albowiem ogromny kamień zrgccnie 
rzucony, uderzył go w nogę i powalił. Ten kamienny arga- 
ment zrozumiał moskiewski cywilizowany hrabia i zatrzymsl 
język za zębami. Skaleczony i przestraszony Tc^atoj , chdst 
rozpocząć śledztwo, celem wykrycia winnego, lecs badtius 
jego nie przyniosły żadnego skutku, tem bardziej, źe u 
jeńcami ujął się dowódzca konwoju i pretensye hrabiego od- 
sunął. W czasie tych sporów jeden z jeńców, Kwiatkowski, 
umknął z szeregu; konwojni nie spostrzegli jego ncieedd 
i ruszyli dalej. Gdy partya niewolników weszła w las, h^ 
dący własnością któregoś z Czapskich, jeńcy widzieli Kwist- 
kowskiego wychodzącego z gęstwiny i podno8z%oego chustkę 
do góry. Zrozumiano ten znak i prawie wszyscy rsacOi 8i| 
hurmem w gęstwinę. Żołnierze konwojni strzelili z karabi- 
nów za nimi w gęstwinę, puścili pogoń i grad kartacaów. 
Strzały i pogoń nie wiele szkodziła uciekającym; wybraąwsj 
z niebezpiecznego położenia jeńcy, rozproszyli się po krąia» 
trzech tylko w lesie złapano i tych na miejscu, bes sąda, 
rozstrzelano. Nie mogłem się dowiedzieć, jak się ci lamor^ 
dowani przez Moskali żołnierze nasi nazywali Uciekło 19<9 
stu zaś bliżej konwoju zostających, widząc dla siebie niemo- 
żność ucieczki, nie ruszyli się z miejsca. Iwaszkiewici 1^ 
w liczbie ostatnich. Ta ucieczka wywołała dla pozoatałyekk 
w partyi jeńców surowe obchodzenie się. Osłabionych po- 
dróżą popychali Moskale bagnetami i krwią polską znac^F^ 
ślady po drodze syberyjskiej. Na noc zamykano ich po ato- 



306 

dotftch,* otoczonych wojskiem, ażeby im odj%6 s3ę do 
ndecski, morzono ich prawie głodem. Dawali im stare, 
spleśniałe i stoczone przez robaków suchary — jedli je, za- 
pijali wod% i szli na wygnanie z ojczyzny bosi, odarci, zn^ 
kani i wycieńczeni złym pokarmem, napastowani przez ro* 
bactwo, które skórę zjadało. 

Przybyli wreszcie do Smoleńska; tntaj w. książę Michał 
ich lustrował. Jeńcy opowiedzieli mu biedę, głód i barba- 
nsyństwa konwojnych; niektórzy odchyliwszy poszarpane 
^taszczę, pokazali mu ciało nagie bez koszuli, na którem 
były place gołego mięsa ze skóry odartej. Wzruszył ten wi- 
dok w. księcia, długo z jeńcami uprzejmie po polsku roz- 
mawiał i odjechał, wydawszy rozkaz lepszego karmienia 
i odziewania jeńców. Od Smoleńska więc mieli jui wygo- 
dniejszą drogę. 

Niektórzy posłani byli do Zachodniej Syberyi i tam wcie- 
leni zostali w szeregi kozackie ; innych do liniowych batalio- 
nów, w których dotąd przebywają. Tu i tam przebywając 
w znacznej liczbie, wyrobili dla siebie w wojsku nie miią 
powagę. Obawiali się ich Moskale i dla tego szanowali. 

Iwaszkiewicz posłany był do Tobolskiej gubemii na ko- 
zaka, lecz gdy wywiązi^a się sprawa Omska i w skutek niej 
rozpoczęto powszechne dokuczanie Polakom i rozpraszanie 
po odległych punktach Syberyi, Iwaszkiewicz skazany został 
do liniowego batalionu w Irkucku, a ztamtąd do takiegoż 
batalionu w Kiachcie. Tutaj wcale nie źle mu się wiodło; 
potrafił pracować, więc zarabiał sobie grosze i nigdy nie był 
t>ez pieniędzy. Odznaczał się zdrowym rozsądkiem, prostotą 
i rzetelnością. Żył skąpo tem, co mu skarb moskiewski 
dawał, a to, co sam zarobił, pilnie chował. Ka starość wy- 
rodziła się w nim mania zbierania starych gratów i drobno- 
stek bez żadnej wartości. Pewnego razu posłany do Ujść 
JSiranu dla rozbijania namiotów w obozie, zmęczył się pracą 
-w upale, zachorował niebezpiecznie, a odwieziony do laza- 
retu w Troickosawsku, umarł tam na tyfus w 1853 r. Fun- 
ilosik swój, skąpstwem i pracą zebrany, porozdawał pomię- 
dzy kolegów, a część jego zapisał na kościół katolicki i kilka 
tutejszych cerkwi. Wspominają go dotąd bardzo dobrze, 



206 

a widać, ie miał więcej silnej woli, nii niejeden zPoUńv 
bo nie szukał osłody w |niewołi prses ożenienie ńę i Mo- 
8kiewk% i umarł kawalerem, wiemy wieize i ojczyźnie. 

D%brow8ki z Wileńskiego województwa, tomnfs 
Iwaszkiewicza tak w oddziale Matuszewicza, jak i w niewok 

W czasie, w którym obrońcy wolności z 1831 roka weN- 
lani byli w szeregi despoty i skazywani na wygnanie, w b 
kucku i w wielu innych miejscach Wschodniej Sybeiyib^ 
na wygnaniu w wojsku wielu Siemionowców. Tak nszyraio 
zobderzy z połku gwardyi siemionowskiego, któryck a 
udział w ruchu rewolucyjnym 14. gp^dnia 1825 r. w Feten- 
burgu wysłano do Syberyi i porozdzielano pomiędzy rótie 
bataliony. W Irkucku najwięcej było Siemionowców. Pio- 
ści ci ludzie, oświeceni mimowolnym udziałem w rewolo^ 
dobrze prowadzili się w Syberyi i naszych jeńców z 1831 r. 
przj^ęli otwartemi rękami, jakby braci rodzonych. Siemio- 
nowcy (byli to sami Moskale) i Polacy stanowili dwie pn?- 
jazne grupy; zapraszali się wzajemnie na żołnierskie noty, 
razem jedli i pili , oraz obok siebie zawsze sypiah w k(W» 
rach. Dziwili się dowódzcy tej ich przyjaźni , sądzili bowien, 
że różne pochodzenie narodowe i wiara ich rozdzieh; poli- 
zało się przeciwnie: narodowość i wiara nie stanęła na F*' 
szkodzie przyjaźni; silny bowiem jest jednakowy wciet je- 
dnakowego poczucia niesprawiedliwości i niewoli, i jedi»- 
kowe przekonanie o niegodziwości rz%dów despotycznyca 
Jeżeli kogo z ich grona oficerowie uciskali i prześladows£t 
Polacy stawali w obronie Siemienowców; ci znowoż hn^h 
Polaków. Ukarać żołnierza bez swojej woli nie pozwabli 
i zmusili oficerów tem swojem zachowaniem się do pobbifi- 
wego, przez szpary patrzenia na swobodę, ktÓT| sobie 
w służbie wyrobili. Polaków w początkach nie używali ira^ 
do służby, obawiali się bowiem z ich strony oporu lab 4^ 
ścia, które z powodu dużej liczby naszych mogło być groźoe 
i smutne wywołać następstwa; głaskali więc oficerowie in- 
szych żołnierzy, oswajając ich takim sposobem z nowem po- 
łożeniem. Miłość i wzajemna kontrola była siłą ich w obec 
carskich rozporządzeń. Łotrów wyrzucali .ze swego grW- 
To wszystko łagodziło przykrość ciężkiego losu i zmnolo 



208 

wrogów me tylko do poszanowanift ich moralnej wyiuości, 
ale i do obdarzenia ioh zupełną wiarą. Świadectwo Polaka 
-'^WBze przyjmowano jako pewny dowód. Dopiero gdy na- 
szych porozdzielano na małe kapki i porozsyłano w odległe 
miejsca, stracili swoją sHę moralną i zaraz służba i położenie 
ich stało się trudniejszem. Ci, co do Eiachty byli przezna- 
czeni, lepiej się mieli od innych. Otrzymali tu więcej swo- 
body, a łatwość zarobku dla tych, których wcielono do po- 
granicznej straży, sprawiła, iż mogli pędzić życie znośniejsze 
i wygodniejsze. Dąbrowski był naznaczony do Eiachty. 
Prowadzenie się jego tutaj było wcale dobre. Z powodu 
prawa o małżeństwach mieszanych nie chciał się żenić z Mo- 
skiewką. Umarł około 1850 roku, wiemy zasadom naro- 
dowym. 

Karol Karczewski, stary żołnierz polski, rodem z Po- 
znańskiego województwa. Służył w 4. pułku i;danów polskich, 
w którym był wachmistrzem. Kampanię 1831 roku odbył 
z chlubą dla siebie. Pod Grochowem stracił palec; miał 
udział we wszystkich bitwach jenerała Dwernickiego, którego 
ź<^nierze, będący na wygnaniu, z miłością i szacunkiem 
wspominają. Z Dwernickim przeszedł do Galicy! , zkąd wy- 
wabiony przez manifest Mikołaja, powrócił do Kongresówki, 
tu został zaaresztowany i z innymi wysłany do wojska 
w Syberyi. Ostatecznie żył w Kiachcie, gdzie się ożenił 
i biedował po żołniersku. Umarł 15. stycznia 1852 r., mając 
lat 65. Pozostali koledzy odzywają się o nim jako porządnym 
i dobrym człowieku. 

Maciej Janosz*, rodem z Piotrkowskiego powiatu, słu- 
żył w wojsku polskiem w 7 liniowym pułku piechoty jako 
szeregowiec. W tym pułku odbył kampanię 1831 roku. Po 
upadku powstania zapędzony do Syberyi, wcielony został do 
batalionu konsystującego w Irkucku. Wjrpadki omskie 
w całej Syberyi odezwsły się. I w Irkucku podejrzywał rząd 
moskiewski i lud jego żołnierzy polskich o zamiary powsta- 
nia i plany spalenia miasta i wsi okolicznych. Przedsięwzięto 
przeciwko nim środki ostrożności. Żołnierze Moskale ode- 
brali tajemny rozkaz szpiegowania i pilnowania w koszarach 
swoich kolegów Polaków; broń mieli nabitą, tornistry przy- 



208 

gotowana i odebrali polecenie nencenia się na Polakśt 
i wymordowania ich, gdyby usiłowali wznieść romch?. 
Pokazuje się, ie nawet w 8yberyi ns%d carów nie noielf 
spokojnym co do nas, że niewola nasza nawet totaj jest pi- 
wodem do ciągłych jego obaw, niespokojności i shboia 
Polacy nie maj%c zamiarów, o jakie byli podejnymni, tf 
wiedzieli, w jakim celu nakazane były te środki oitroiaośa 
Nikt im nie mówił o denuncyacyi, a pilnowanie i ifoAi 
obronne w koszarach nie ustawały. Dowiedzieli si§ ^nm^ 
kto jest sprawcą nowej niedoli, i dennncyantowi, cbtpfti^ 
go na ustroniu, tak skórę wygrzmocili, że ten z pofaieiittr 
chorował, dłago cherlał, a wreszcie i umarŁ Za to teK 
wymierzenie kary łotrowi, wielu naszych jeńców oBadanc* 
zostało na odwachu ; pomiędzy nimi był i Miehat Glęboeb 
bardzo szanowny człowiek. Skazano wreszcie na nowe lo- 
zerianie naszych jeńców. Głębocki wyprawiony do Hi^ 
udińska pod najściślejszy dozór polic^no-wojskowy; 'vssj^ 
a pomiędzy nimi i Macieja. Janosza, wytraneportomo ^ 
Kiachty. Tutaj Janosz ożenił się , a nie dociekawsy k 
wolności, umarł 1846 r. 

Roch Erdutowski, z Kongresówki rodem, jako pn4 
żołnierz walczył z Moskalami w 1831 r. Po skońdong ^ 
nie, w tłumie aresztowanych zapędzony zoetał doWs^odu^ 
Syberyi w szeregi moskiewskie. Umarł w Eiachde 1850 k 
żona wkrótce po nim zmaita, a pozostałą sierde, ^ 
ośmioletnią, wziął pod swoją opiekę kolega ojca, takie it*' 
nierz ubogi, i czule zajmował się jej wychowaniem. 

Paweł Kowalski, rodem z Sieradza, żołnierz slSSl^' 
jako niewolnik w wojsku moskiewskiem, umaił w Ttó^ 
sawsku, zostawiwszy po sobie wdowę. 

Tomasz Walenczuk, włościanin i żołnierz llhóff^ 
pułku piechoty, obrońca niepodległości narodowej wiSSIf-i 
umarł w Troickosawsku w stanie bezżennym, nawet ntcm 
przed śmiercią nie mogąc się uwolnić od nienawirtnego ■*" 
rego płaszcza. 

Lisowski z powstania litewskiego w 1831 rokn, M"^ 
musiał w tutejszym batalionie i tu umarł, zo8tawi««7f' 
sobie żonę. 



200 

Wojciech Figlus, włościanin z Piotrkowskiego po* 
wiata, Btażyt w kosynierach 1831 r. Po zdobyciu Warszawy 
Moskale przez jakiś czas jemu, jak i wieln innym, pozwolili 
zostawać w Polsce, a to w cela, aieby ci, którzy wyszli za 
granicę, widząc, iż pozostali nie 8% pociągnięci do kary, 
dobrowolnie powrócili do rodzinnych miejsc. Ten manewr 
ndat się: wieln wróciło, a wówczas wszystkich, w tej liczbie 
i Figlusa, popędzili do Syberyi. B^ żołnierzem w Irkacku, 
potem w Kiachcie , gdzie i amarł kawalerem. Z tęsknoty 
do krają dostał oUąkania; u trzymy wał się z wypełniania 
obowiązków robotnika i furmana. 

Michał Mytłaszewski, włościanin z Łęczyckiego, 
Bhłżył w kosynierach w 1831 roku. W roku 1882 z Kali- 
skiego województwa i niektórych powiatów Mazowieckiego, 
wzięto z domów przeszło 500 naszych wojowników i popę- 
dzono ich do Syberyi na moskiewską służbę. Mytłaszewski 
był w ich liczbie. Pod Słoninom na Litwie dwóch z tej 
partyi potrafiło się wymknąć; jednego, Gałkowskiego, od- 
razn Moskale złapali i tak go zbili i poranili kolbami, iż 
saraz ducha wyzionął; drugi, Maciej Stasiak, złapany został 
już nad Wisłą, zkąd w kajdanach piechotą odtransportowany 
io Irkucka, gdzie na drogi dzień po przybyciu dano mu 
500 kijów, a po wyleczeniu wcielono w szeregi. 

Partyę tych jeńców prowadził oficer Nowicki , przechrzta, 
ctóry niewolników okradał i krzywdził w żywności i w ubra- 
liu. Do Tobolska przybyło ich 490, reszte z powodu cho- 
roby zostawioną była po drodze w różnych lazaretach. 
W Tobolsku przywitał ich wygnany Piotr Moszyński, a stru- 
Izonych długim marszem, noclegami w stodołach i na gnoju, 
lakarmi) i uczęstował wódką; zaś drugi wygnaniec, Roman 
csiążę Sanguszko wsparł ich pieniędzmi, każdemu po 25 
cop. przeznaczając. W Tobolsku z tej partyi zostawiono na 
łużbie 50, stu posłano do Tomska, stu do Krasnojarska, 
i 240 do Irkucka. W ostatnim oddziale był i Mytłaszewski. 
W Tomskiej gubemii Tatarzy przyjmowali naszych jeńców 
gościnnie i po bratersku. Karmili ich, raczyli, a jako zasłu- 
onydi ludzkości wojowników, witali. Proponowali im ucieczkę 
lo Bucharyi i pod haniebnego moskiewskiego jarzma i sami 

GiŁŁBBff Opijanie. UL 14 



210 

pod ich zasłoną ueiekaó chcieli. Projekt pneeniesieBit 9( 
wspólnie z Tatarami może p^yszedłby do skatkii, gdjfk; 
ostatni broń posiadali Brak broni zrobił niemożliwem 17- 
konanie planu tatarskiego. Jeńcy więc nasi, wdci^coii a te 
dowody współczacia Tatarów dla Polski, pożegnali ich jik 
nąjczuUj i dalej powędrowali do Irkucka, dokąd prsybji 
w 1898 roku, w chwili nowego prześladowania Polski pnei 
trzy, zbrodnią rozbioru połączone z sobą, dwory. 

Ci nasi żołnierze, którzy służyli w 4. pnłkn liaio^ya 
piechoty, w konnej artyleryi i w 2. połkn ułanów, jiko 
okryci sławą wielkiego męztwa, z większą zawziętośdą nii 
inni byli przez Miko&ja i Moskali przesladowanL Każdefo 
z nich z ogoloną głową trzymano przez kilka miesitcy ps 
fortecach; niektórzy cały rok i dłużej kurzem pracy niewol- 
niczej w fortecach pokrywać musieli wspaniały wyraz m^«a 
w sobie. Z fortec dopiero posyłano ich do wojaka i ta kir 
zano ich dłużej służbą męczyć, niż jeńców z innych połkór 
polskich. Tak to Mikołaj i Moskale nie potrafili poszanowić 
cnót w swoich przeciwnikach i mścili się za to i karali, k 
byli najmężniejszymi z pomiędzy mężnych. Dla tego to 
prześladowania jeńcy nasi ukrywali swoje za^ug^i i nie pnj- 
znawali się, że służyli w tych polskich oddziałach. Mjitls* 
szewski z Irkucka przeniesiony do Troickosawska, umaił ta 
kawalerem w 1842 roku, uczciwe życie zakończywszy iics 
przeniewierzenia się duchowi ojczystemu. 

Michalewski, żołnierz polski , przybył z My tłasaewskm 
w tejże partyi do Irkucka. W rok po jej przybyciu, kapi- 
tana 4. pułku, Sudika, którego zrobili podoficerem w wojite 
moskiewskiem , pod eskortą żandarmów wywieziono z Irkocks 
na zachód. Koledzy jego dotąd nie wiedzą, z powodu jakick 
podejrzeń i gdzie go wywieziono; mówili, że do Petenboigi, 
lecz wszystkie informacye nie objaśniły nic o losie Sudika 
Zaraz po powstaniu Sudik posłany był do Wiatki, zkąd a 
to, że z Ferdynandem Żołędziem, podporucznikiem 3» pułb 
liniowego, nie chciał wykonać przysięgi na wierność carowi, 
wysłani byli obydwaj do Irkucka. Tu Sudika porwiao 
i wszelki ślad o nim zaginął; Żołędzia zaś popędzono dskj 
nad Lenę do Kireńska na szeregowca; dalsze je^ losy są 



2H 

mi także niewiadome. Michalewski z Irkooka wyriśny do 
Troickosawska i tu zmart. 

Prócz wymienionych, zmarto w Kiachcie i w Troicko- 
sawskn wiela jeszcze innych wianisów, którzy także bronili 
piersiami swojemi ojczyzny, cierpieli za m% dhig% niewolę 
i wygfnanie; a dla tego tylko ich nazwiska zostały zapomniane, 
ie nie pochodzili ze znakomitych rodzin, że to byli ladzie 
prości, bez książkowego wychowania. Nie mogłem się do* 
wiedzieć nazwisk wszystkich zmarłych, nie mogłem wszyst- 
kich polskich serc, zasypanych mongolską ziemią, uczcić 
wspomnieniem; niechaj przynajmniej ci, których nazwiska 
na jaw wydobyłem, nie giną w pamięci ładzi poczciwych, 
a miejsce ich spoczynku niechaj będzie święte dla wędrownika 
i przypomina mu potrzebę niepodległości i wolności Polski, 
Litwy i Rusi. 

Cmentarz tutejszy w porządniejszym jest stanie, niż w in- 
nych okolicach Zabajkala. Bydło nie pasie się na grobach 
a źli ludzie nie rozwalają pomników, nie kradną krzyży 
i innych rzeczy z cmentarza, jak w Irkucka , gdzie nieraz 
i orgie odprawiane na grobach zobaczyć można. Pomiędzy 
nagrobkami nie znaladem ani jednego pięknego. Obok ka- 
plicy na cmentarzu , spostrzegłem zapłakaną kobietę z pochy- 
łonem nad grobem obliczem; łkania i westcłmienia wydoby- 
wały się z jej piersi. Zbliżyłem się do niej, lecz mnie nie 
widziała: boleść nie zawsze lubi mieć świadków; oddaliłem 
się więc spiesznie z cmentarza, nie chcąc przerywać jej po- 
bożnego żalu. 

Główną klassą kiachtińskiej ludności są kupcy.*) Większa 
ich liczba złożona jest z komisantów, przez pochlebstwo na- 
zywanych kupcami, a którzy rzeczywiście prowadzą tylko 
interesa swoich pryncypałów, mieszkających w Moskwie, 
w Kazaniu, w Tiumeniu, wTomsku, w Irkucku i w Jakucku. 
Komisanci obok cudzych, załatwiają i swoje interesa i wszyscy 
żyją w dostatkach. 



«) w tkotek ukaia 15. m«rea 1800 loka w Kiaohoie nie wolno baadlo- 
wać kupcom ugranictnym. Tutejszy handel jMt pnywilet^n earakieh pod- 
danych. 

14* 



212 

Handel heri)ftt%, j^omimo ogromnego da i kosztownych 
transportów, przynosi znaczne zyski. Kupcy tntejm pręAo 
się na nim bogacą. Kilku posiadających w handlu i w go- 
tówce po 100,000 i 200,000 mbli sr., praed dzieai^ii h,tj 
roapoczynalo swqją karyerę jako kupczyki z kapifilew 
20 ruWi.*) 

Aieby zrobić majątek, kupiec koniecznie omijać mmi 
przepisy rządowe i jego nierozsądne polecenia — co tei robi 
totaj każdy haiidli:gący. Człowiek, który nie chce me^nMwm 
sobie poczynać, zbankrutuje ^ a w razie secacSliwym nie 
prędko stanie się zamożnym. Powolny wzrost samoiności 
nie jest w duchu tutc^Bnego kupiectwa; gdy aic którcflia 
aacznie powodzić, pędzony żądzą fortuny, ożywa środków 
pokątnego handlu do zdobyda sobie odrazn dosftatfcóc 
i pozycyi w świecie handlowym. Wypadki nagiego wir ca to 
dostatków i prędkiego zdobycia fortuny są tak poepoliłe, 
jak w Ameryce, a upadki i bankructwa o wiele rzadBie. 
Umysł kupców, acz przedsiębierczy, ryzykowny, nie mca 
się jednak w awanturnicze spekulaoye i przedaiębi£»^t«a, 
które charakteryzują Amerykanów. Kupiec moskiewski jest 
ostrożnięjszy od amerykańskiego, a nie dusi pieniędzy po 
skrzyniach, jak żydowski. Chciwy, nie przebierający w środ- 
kach, nie dba o przepisy prawa i w tern jeat podobny do 
kupców całego świata. Handel bowiem do dziś dnia z wńy 
rządów nie otrząsł się z rutyny, która tłumaczy różne nie- 
prawości, sumienia zatwardza, a moralność robi fikcyą. 
Kupiec, któryby nigdy większych nad słusznie należącydi się 
zysków nie brał, jest wielką rzadkością nie tylko w Sybeiyi, 
ale i Europie. Na pochwałę tutejszych kupców to się da 
powiedzieć, że nie żałują pieniędzy ani na jałmużny , ani aa 
naukę, ani też nie skąpią ich w potrzebie publicznej. Ka* 
piecSzelichów, założyciel kompanii handlowej amerykańskie}, 



*) Roka 1854 było w Kiachcie 59 kupców, mąjfejeh w hnadla «i|C4| 
nii 50,000 rs. W licsbie tej było 37 kopców t Rouyl, a 31 s SybctyL Pte- 
wsi rasem mieli 5,79€,91S rs. w liandlowycli obroUch, druday 4,4nySn ti- 
Prtywót I wywó« r. 1854 wynosił 10,485,128 rf.j na kupców wice, kteny 
mieli mniej, nl« 50,000 rs. w obrode , wypada tylko 47,699 r«^ W peftr 
nym handla równie! wysokie samy s% w ruchu. 



213 

jsdobył dla Moskwy właanym przemysłem i prawie kosztem 
wyspy Kurylskie, Aleuckie i cz§śó lądu północnego Ameryki. 
Niedawno zmariy w Iricnoku kupiec Jefim Eućaieców, na 
ekspedyeye, które krainę Amura zdobyły dla Moskwy, ofia* 
rował ae swojej szkatoły ogromne samy; prócz tego na bu- 
dowę instytutu dla panien i na budowę cerkwi daśo* pienię* 
dey zapisał. Inni kupcy, jako to: Miedwiednikowa, założyła 
w Irkucku bank odirony i dom wychowania sierót, a m%a 
jej wybudował cerkiew; Sołowiew, wiele razy wsparł pie* 
niędzmi oddział syberyj^ towarzystwa jeograficznego. 
Świeżo, na pamiątkę zawarcia traktatu sjguńskiego 1868 r^ 
który tak ogromne korzyści daje Moskalom w Azyi, kupcy 
kiachiyńscy założyli dwa stypendya dla biednych uczniów, 
oddających się nauce języków wschodnich. Prawie wszystkie 
cerkwie po miastach kupcy fundowali. Jest to klassa w spo- 
lecseństwie moskiewskiem najpatryotyczniejsza, nąjzamożniej* 
sia i najwięcej siły moralnej posiadająca. W Jcażdej składce 
czy to na potrzeby miasta, czy na potrzeby państwa, kupcy 
hioi^ znaczniejszy udzii^, niż uprzywilejowana szlachta mo* 
skiewska, a zawsze s% hojni, chociaż ojczyzna ich nie jest 
w wieUdej potrzebie. Chociaż więc ciągną nieprawemi spo* 
sobami ogromne zyski, chociaż zdzierają publiczność, a ta- 
jemnym powodem do hojności w ofiarach jest tylko próżność, 
ambicya, jednak kng z nich wielką korzyść odnosi. W obec 
tego, jakże smutno, że u nas w Polsce, z wyjątkiem War- 
szawy, bardzo rzadko natrafia się na obywateli kupców^ 
a cały handel spoczywa w ręku skąpych, ściskających fiię w obec 
potrseby publicznej Żydów. Jeżeli kraj nasz jest ubogi, to 
dla tego, że nie mamy średniej klassy, a Żydzi, posiadający na- 
sze kapitały, jeszcze nie cz^ją się wszędzie S3rnami Polski, jeszcK 
nie 8% jej obywateUuni. Patryotyczną rzeczą dzisiaj w naszem 
nędznem położeniu , jest trudnić się handlem z myślą i celem 
obywatelskim; patryotyczną rzeczą jest dalej tak Żydów, za«> 
jętych handlem, jak Niemców, oddanych przemysłowi, do* 
prowadzać do uznania się w obowiązkach względem ujarzmić* 
aej ojczyzny. 

Moakwa dla tego jest bogatą, że ma swoje kupiectwo, 
które serca i szkatnly dla swojego kraju odkrywa. Uderta^ 



214 

jąoem jest, &e pny pospolitem i Qtny]ni:g%cem nmysl wrf^ 
rse rzeczywistej zatrudnienia, kupcy kiachtyńscy, a s mii 
i cały naród moskiewski, skłonny jest do mis^rcyzma i m^- 
ciarstwa. Zdolności handlowe ł%czą się w nich z pmir 
dzoną poboinoicią. Dopóki poboinoić Moskala nie vMns, 
lecz w wielkiej liczbie pokłonów i w dłngim poście ■{ 
mieści, dopóki jest tylko form% bez treści, dopóty Mo^ 
jest wiernym wyznawcą dogmatów i obrządków panigąo^ 
kościoła. Gdy zaś pobożność ogarnie serce i nmyil, f^ 
się głębszą i skłania go do myśli i zastanowienia; vim( 
roznm jego paszcza się na fale mistyczne i odit{pi}t 
od zasad kościoła. Ledwo nie każdy, kto biblię eijti 
w Moskwie, staje się odszczepieńcem , jeżeli nie refonottons 
religii. 

W tysiąc ośmset czterdziestych latach przybył do Eiiektf 
monach Izrael, posłany z Bossyi do Syberyi na rekoldc^ 
jako podejrzany o nowe i niezgodne z objawieniem pojfiOi' 
Biskap irkacki mianował go archimandrytą w kłasztonsni' 
Sielengą. Był to człowiek około czterdzieści lat m^ 
wyniosłej postawy, z wyrazem łagodności i świctośd tt 
twarzy, wymowny przytem i światły. W towanystnA 
mówił wiele o zepsuciu grecko -rosyjskiego i katolickie 
kościoła, oburzał się na egoizm popów i księży, ^ńuf^ 
na odstąpienie ich od prawdziwego ducha Chrystoiowf); 
mówił dalej, że wzniosłą ideę Chrystusa zastąpiono aoKM 
obrządkami, które chrześcianizm spoganizowały. Włdif 
zepsucie wiary, a w skutek niego pomnałi^ące się gn»^ 
ludzkości, Bóg dobrotliwy, dla poprawienia tego co Kpn^ 
przysłał na świat po raz drugi syna s¥ra»jego Jezusa (kt 
stusa — i on to jest właśnie synem Bożym, po ras ^ 
objawiającym się Chrystusem. Opisy w ewangielii stsiif *t 
zrealizować w scenach naśladowniczych. Młodszą od v^ 
osobę, córkę kupca Mołczanowa, ogłosił za Matkę B«ż|, 
inną pannę za Maryę Ms^dalenę. Izrael znalazł wysns*^ 
nietylko pomiędzy zakonnikami w monastyrach, ale i P<^ 
między kupcami w Kiachcie i w Wierchnoudińsku; tt*^ 
i do Rosyi przeszła jego nauka, gdzie sławna pani TQcd»Vi 
założycielka patryotycznego monastyru w Borodinie, s «•• 



215 

fltępnie jego ksieni, przeszła z innemi paniami na now% wiarę 
Izraela. 

Zbór wyznawców Izraela byt w Eiachcie, w altanie pe- 
wnego kopca; głównym jednak punktem jego zgromadzeń 
nabożnych i propagandy byt monastyr Czykojski. Ztamtąd 
szerzył pomiędzy wiernych wiadomość o powtómem obja- 
-wieniu Chrystusa i naukę nowej, niby doskonalszej wiary 
i moralności. Dzisiaj jego przeciwnicy wiele mówi% o nie- 
•świftobliwem i niemorahiem iyciu Izraela; nie można jednak 
wierzyć temu, co oni mówią: ja z pewnego ćródła słyszałem, 
"±e prowadził iycie czyste i wstrzemięźliwe. 

Popi i rząd carski został wreszcie zawiadomiony o istnie- 
niu nowej sekty przez zdradę 2ony pewnego czynownika, 
którą propagowano dla nowej wiary. Izraela w skutek jej 
dennncyacyi aresztowano i wywieziono do Sołowieckiego mo- 
Tiastyrn, gdzie wszelki ślad po nim zaginął. Kupcy i inni 
jego wyznawcy od kary albo wyłgali się, albo wykupili. 
Panna Mołczanów, owa Matka Boska, wyszła potem za mąt 
xa majora Eaługina. Dzisiaj mało kto przyznaje się do wiaiy 
Izraela i nazywają go oszustem; są jednak tajemni jego 
czciciele, którzy i portret jego zachowali i wszystkie czyny 
i nauki w żywem chowają wspomnienia. 

Mówiliśmy jn£ kilka razy o sekciarstwie i o liczbie sekt 
'W Rosyi. Sekciarstwo moskiewskie róini się od czeskiego, 
niemieckiego i angielskiego, czczością i bezpłodnością swoją. 
Nic ono dla ludzkości nowego nie przyniosło i własn^o na- 
rodu nie pchnęło na wolne prądy historyi. Czynność jego 
Icończyła się zawsze na biernym oporze i zgodzie z niewolą. 
I>ach moskiewski skłonny do fiantazyowania w wierze, podo- 
bny jest w tem do niemieckiego, że z łatwością znosi poli* 
tyczną, umysłową i socyalną niewolę. 

Bez poznania popędów sekciarskich, niepodobna jest po- 
znać gruntownie charakteru moskiewskiego, którego ce- 
ebaini gtównemi w historyi są: zabór, niewola, handel i sek- 
ciarstwo. 

Kiachtińscy i irkuccy kupcy ogolili brody, porzucili na- 
rodowy ubiór i noszą się po europejsku. Ogłada europejska 
ikie jeat jeszcse cywilizacyą, bo nie wywołi^ge samodzielności 



216 

myśli i czynu, nie rodzi zdrowia duszy i d%żenia do (Aijmtr 
teUtwa, do wolnośei i do czynnego ndziala w spniEick 
państwa. Og^da europejska wprowadnla nowe zbytki, orio- 
niła moralne zepsucie i dzikie skłonności cywililin^n 
placht% pozorów. Pani, która się ubiera jak Paiyisnk^ 
i pan, który ma minę dźentiemena, tr%ci sarowizn^ i cb^tkaaa 
barbarzyńcy y które zręcznie kryć umiej% w earop^sba 
obejściu, w łatwej z każdym o wszystkiem rozmowie i w po- 
wierzchownym liberalizmie. Bystre, a oswojone z monlai 
obserwacy% oko, dostrzeże pod tern pokryciem moTafaią obo- 
jętność, CZCZ08Ć serca i głowy, oraz bngrdk% zdolność do 
niewoli. Przebiegłość w charakterze kupców i w diankfeecse 
całego narodu moskiewskiego, chodzi w parse z dobrodi- 
8zności%; interes z gościnnością, chytrość z milosierdiiea^ 
niewola z uszanowaniem nieszczęścia, poziomość duszy z po- 
rywami szlachetnymi, ciemnota z pretensyami prsewodnicieiBi 
światłym, obojętność patryotyczna ze ślepem spełniania 
rozkazów rządu, niedbałość o sprawy publiczne z łiojiiotei| 
ofiar dla tychże spraw, jeżeli za nie oczekuje nagroda ii|r 
dowa; skąpstwo z uczynnością — jednem stowena, w óan- 
kterze moskiewskim łączą się najsprzeczniejaze przpsiatj 
i grają biegunowo przeciwne sobie czynniki, tworząc dokb- 
dną i zupełną całość niewolnika we krwi, w dusaicy i w si- 
mieniu. Występek chodzi w szacie cnoty. Iwan Grossa 
w czapce Jakobina; a człowieka, który dzisiaj dokoczily kir 
to wał i mordował słabego, jutro ze łzą w oku zobaczyć so- 
żesz wspierającego niewolnika, roztkliwionego nad niuu^ 
ściem. Te to właśnie sprzeczności, ta niezwyczajna giętkość 
charakteru, powtarzamy, sprawiła, że podróini cndsozieaiĘf 
nie mogą dobrze poznać Moskali i głoszą o nich wjnK 
przeciwne sądy i opinie. 

Obejście się z wygnańcami polskimi w ostatnich 18 Is- 
tach pełne było względności, a nawet poszanowania Stf- 
szałem opinie chłopów i mieszczan, kupców i uzędiahBRr 
o Polakach, i zauważyłem, że wszyscy jeżeli nie wspólendo 
dla nas posiadają, to z pewnością wszyscy cziąją zacBośe 
sprawy, poświęcenie wygnańców i uznają wyższość bsb^ 
moralną. We wschodniej Syberyi imię Polaka iden^fikąjc 



217 

aię w umyśle Syberyaka z wyobrażeniami rzetelności, uczci- 
wości i cnoty. Opinie takie wyrobione zostały postępowa- 
niem godnem i szlachetnem wygnańców — Polska nie mogła 
tutaj lepiej być reprezentowana, jak bylti. Polacy trudni% 
si^ tu nauk% i wychowaniem dzieci, gospodarstwem rolnem, 
handlem i przemysłem, a dzisiaj w znaczniejszej liczbie po- 
wrac^%c do ojczyzny, zoBtawi^% duży zast^ lodzi, przez 
siebie wykształconych i nie jeden pożyteczny zwyczaj hib 
nowość gospodarska albo przemysłową.*) 

Pola<7 dla uchronienia się od zgnilizny moralnej mo- 
skiewskich towarzystw, nigdy ich sami nie szukali, a nawet 
stronili od nich; jednak wyrobili sobie dobroczynny i kształ- 
cący wpływ, zostawiając po sobie wielką pamięć. Po wy- 
jeździe wygnańców, opinię o zacności polskiąj podtrzymuje 
mała pozostała garstka, kilku Polaków urzędników wysokich, 
sumiennych w obowiązku i niesprzedąjnych. 

Skazani do kopalni, chętnie przyjmowani byli w wyższych 
towarzystwach i dystyngwowani w nich z wielką delikatno- 
ścią; starano się o Polaków i brano ich do domów na na- 
uczycieli, buchalterów i mgdy, z małemi wjó%tkami, nie zna- 
leźli tam pogardy z powodu swojej pozycyi po za prawem 
i nigdy lekceważenia z powodu swojej sprawy nie doświad- 
czyli. WAustryi i Prusach więźnie stanu i wygnańcy Polacy 
nigdy nie doznawali tak łagodnego i względnego obejścia, 
jak w Wschodniej Syberyi ; bo też grant serca moskiewskiego, 
chociaż go przez wieki niewola carska popsuła, jest zdolniejszy 
do poprawy od niemieckiego. Im bardzicg na zachód, tern 
gorsze było postępowanie z Polakami i fałszywe, bo niena- 
wiścią zaprawione, o nich opinie. Już w Zachodniej Syberyi 
los wygnańców był twardszy, jak w Wschodniej Syberyi. 
W Orenburskiej gubemii i na Kaukazie gorzej jeszcze po- 
stępowano z naszymi, jak w Zachodniej Syberyi — to po- 
stępowanie w wielkorosyjskich guberniach było już zupełnie 



*) S«Tii« de deBx MondM i AUg«m«ln« Z«ltuog, w artykotaeli swoich 
o Syberyi, prócs wielu fałMÓw, amiesciły i tę potwtrcif wiadomość, ii 
wygnańcy polscy nie chcieli do Polski powracać. Z kilko tysięcy wygnanych 
aostało tylk9 pnnssło 90, kt^rsy poic»iw«ay się > Moskiewkami, nie ebcieli 
w Polsce robić sgorsienia widokiem swoich familii moskiewskich. 



218 

Ełe, a w Polsce samej Moskale z więźniami poctępoją jĄ 
najgorzej, tak samo podle i nikczemnie ^ jak Anstryicy 
w Ku&ztajnie, Szpilbergu i Ołomuńcu, a Pmaftcy w Pteaa- 
niu, Toruniu, Kistrzynie i w Berlinie. 

Po W8t%pienin na tron cara Aleksandra, który me jot 
ani liberalnym, ani tei wspaniałomyślnym człowiekiem, wy- 
padki same i okoliczności tak wewnętrzne, jak i sewnętrrae, 
jego samego, jak i cały naród moskiewski, głównie a t^ 
mnym wpływem Polaków, popchnęły po drodze libershg. 
Dąłenie do postępu, cywilizacyi, wołania o naakę i oświsic. 
krzyki na przedajność i tyranię czynowników i ofirerów, M 
poddaństwo chłopów, na zdzierstwa kupców, ciemnotę po- 
X>ów i inne nadużycia, przy pomocy nKołokoła* Herocai, 
stały się powszechnymi. W tym hałasie nowego iycia, pol- 
scy wygnańcy nabrali znaczenia i wpływ ich sięgnęt pnm 
do wszystkich zakładów wojskowych, do samego Petersbofi. 
Zygmunt Sierakowski uczynił akademię wojaków^ giówaja 
rozsadnikiem ludzkich i liberalnych pojęć w armii; poJsc; 
studenci w uniwersytetach: petersburskim, moskiewskim 
i kijowskim, zrobili z tych uniwersytetów og^niaka, zapal^^ec 
młode, szlachetne umysły, ogniem reformy; polaka sibcbks 
na Litwie dała początek niezmiernej wagi społeczna refer* 
niie: zniesienia poddaństwa — i oto Moskale wszystkim 
żaglami płyną do lepszej, wolniejszej przyszłości. Sacięśe 
im Boże w tej żegludze! i nie dopuść, żeby wpadK na nff 
zwrotne, na skały rzeczywistego interesu despotów, ktsfy 
ich jeden, jeżeli zechce, zatrzyma, niewolą ukołysze i zwróe 
przeciwko swoim dobroczyńcom, Polakom — a jak io zawase 
bywa przy reakcyi, zwróci z większą niż kiedykolwiek ■»- 
nawiścią. Te symptomata reakcyi po kilkoletniem dążeń 
już się spostrzegać dają. 

Życie towarzyskie w Kiachcie więcej niż w innych nis* 
Stach Zabajkala rozwin^o się po europejsku. Kupcy hjwHi 
u czynowników, a czynownicy u kupców; różnice między wm 
znilnją i już nie ma tej społecznej między klaasami jedncfo 
społeczeństwa pogardy, którą jeszcze widzieć kai^ może 
w samej Moskwie. Rozmowy w towarzystwach bywają 
błahe: gadają o handlu, o strojach, zabawach, a plotee^ 



219 

-wszystkich najwięcej zajmują. Od dwóch lat rozmowy o po- 
Utyoe i literaturze, a to nieraz w bardzo wolnym duchu, 
C8§8to ustyazeć moina; lecz widocznie przedmioty te zbyt są 
dla nich nowe i krótko ich zawsze zajmują. Wystawnośó 
castępuje dawną prostotę w przyjęciu. Gromadne zabawy 
i bale nie są rzadkie. W ucztach gospodarze starają się 
w zbytkowym przepychu okazać swoją zamożność i polor, 
a w sutem uraczeniu swoją gościnność. Gry towarzyskie są 
następujące w użyciu: karty, loteryjka, ślepa babka, goto^ 
walnia i inne; tańce zaś znane są: kontredans, mazur, walec, 
polki, taniec zwany barynia i inne. Prawie wszystkie ko- 
biety, nawet stare baby bez zębów, palą papierosy. Czasem 
panna brząka na fortepianie, a na komplement kawalera 
odpowiada po francuzku. Najprzyjemniejszą jednak zabawą 
8% karty, a między młodzieżą pijatyka i rozpusta. Wesołość 
robi się czynną tylko przy kieliszku. W towarzystwie kobiet, 
mężczyźni obowiązanymi będąc do przyzwoitości, nudzą się, 
a kobiety też nie posiadają wdzięku i tej umiejętności obej* 
ścia, która zatrzymuje mężczyznę. Rozmowę sztukują fran- 
cozkiemi wyrazami; nie panuje tu jednak w towarzystwach 
tak wyłącznie język francuzki, jak w Irkucku, gdzie arysto* 
kracya podobna do naszych lafirynd, tylko po francuzku 
rozmawia. Nauczycielami języków w Kiachcie, jak i gdzie- 
indziej, są Polacy — oni tu także rozszerzyli najwięcej grę 
na fortepianie. W trzynastu domach są fortepiany, a w je- 
dnym jest panna, która maluje olejno. 

Na muzyce nie zna się wcale tatejsza publiczność. Byłem 
na koncercie Redrowa. Bilety i afisze roznosił po domach 
komisarz policyi. Gdyby w ten sposób biletów nie rozno- 
szono, koncertant mii^by kilku, a może kilkunastu słuchaczy. 
Komisarz wchodzi do każdego domu, grzecznie zaprasza na 
koncert i wtyka w ręce bilet. Wstyd byłoby odmówić ko- 
misarzowi i wstyd przyznać się do obojętności lub nieznajo- 
mości muzyki. «Gdy nie pójdę na koncert, myśli sobie 
każdy, p. komisarz rozgniewa się, a wszyscy powiedzą, 
te nie odebrałem dobrej edukacyi» — kupuje bilet i idzie 
na koncert. 

W dużej utapetowanej sali gradonaczalstwa, zebrało się 



220 

praenlo sio o(BÓb oa kocoercie. Orkiestra kozacka pod 4f- 
rekoyą Polaka, Gnegorza Kosiarkiewicza, gral^ Polki i i»- 
żne lekkie rseczy. Panie nadiy w pierwaiych rs§dach Łijtwl 
Wfizy«tkie by}y ubrane bogato w jedwabie i w tiale, % mt 
hez gastu. Moda krynolin jai dosita do Kiaehty. Baite 
podobamy mi ei^ koronkowe i tiulowe mantyle, orfobtoar 
osarnemi ogonkami gronostajów, '^osy aaczeaa2y wedh| 
najświeassej mody. Męaatki powldadi^ ładae cae pc ci fc ^ 
a panny, prócs drogich kamieni, nic nie miały we wlonek 
Co aic tyosy wdzięków — irkackie kobiety niaj% pierwnca- 
stwo prsed kiachtińtkiemi. Na koncercie nie widaialem m 
jednaj piękności. Byty milutkie i ładne twarayeski, ka 
wiele nos^o w rysach ślady krwi mongolsko-chińakiej , kton 
w ogóle nie produkige estetycznych kształtów. Poaifdcr 
kobietami wpadła mi w oko twarz staruszki niemieekiiek 
rysów. Jakoż dowiedziałem się, że staruszka ta bjia ntanf- 
wiście Niemką, że wychodząc za Moskala, weding zwyea^ 
germańskich księżniczek, porzuciła swoją wiarę. Spo>^kilni 
ja wszędzie po Rosyi i Syberyi dużo podobnych Nieaek 
łub Niemców, którzy dla małżeństwa, karyery sloihowg 
i widoków pieniężnych, zostali sohizmatykamL 

Kilku młodzieży we frakach i tużurkach robiło hoBSff 
damom, te zaś zalotnym uśmiechem odpowiadały na fxi»- 
czności. 2<łośliwi ludzie mówią, że ci eleganccy kaws2s«- 
wie łatwe między kobietami mąią sukcessa. Grzecsny gospo- 
darz, który odstąpił koncertantowi sali, częatował płeć fif- 
kną konfiturami. 

Mężczyźni, prócz czynowmków i kozackich oficeró*, 
prawie wszyscy ubrani po franouzku. Wykrochmaleoe ick 
kołnierzyki sięgały aż do nosa. Przechadzali aię po aali, & 
dania sobie tonu; starsi kupcy, nie mogąc dla otyłości pora- 
szać się, siedzieli pokornie na jednem miejscu sa sw^m 
żonami i córkami. Godne uwagi, że na koncercie nie bgiii 
ani jednego oficera wąjsk liniowych. Podobno luraekMiii 
ci panowie nad przyzwoitą zabawę rozpustne wiecsotyab 
i muzykę bałałajki; lecz być może, że i mały iołd nie pa- 
zwolił im pójść na koncert, na który bileta p. Redrow bosł 
nam płacić aż po trzy ruble. Przy drzwiach i zi 



221 

w eienmycb kątach bbH, stali lab siedzieli zwabtem przez 
policyf mieszczMiie w chałatach i ich iony vr chttstksch na 
gtowie; byli pomiędzy nimi nawet Indzie w siermięgami. Ta 
escść pnbliezności bardzo była niezadowoloną z koncertu. 
Ifozyki nic nie rozumiała i ^wiła się, dlaczego po każdym 
wstępie panowie klaszczą w dłonie; myśleli, że tu znajdą 
hecę, a znaleźli muzykę gorszą, niż ich domowa. Ghiwędztli, 
ie już drugi raz pan komisarz nie wyciągnie im biletem 
tFzech rubli z kieszeni, ie się złapać nie dadzą i na żaden 
koncert nie pójdą. 

niureszcie wyszedł artysta. Jest to człowiek szczuplutki, 
bla^ i malutki; rękę, w której trzymał smyczek, ozdobić 
aż kilkoma bransoletkami. Z powodu, że p. Redrow, uro- 
dzony w Syberyi, może jest pierwszym artystą swego rodzin- 
nego kąta, podaję tu program jego koncertu. Grał: Wa- 
ryacye Beriota, Elegię Ernsta, Słowika Yieuztemps^a , We* 
necki karnawał Paganiniego i Szatańską galopadę itH^asnej 
kompozycyi — wtórować mu na fortepianie doskonale- gra- 
jący artysta. Konstanty Sawiczewski. 

Mechanicznej wprawy ma Redrow dosyć, lecz nie ma 
^ j^ir^ 8^^® uczucia i indywidualności. Kompo^ycya jego 
odznacza się hałasem i figielkami smyczkowemi. Może Re- 
drow zostałby arstystą, gdyby się dłużej kształcił. Kupiec 
Sołowiew spostrzegł w nim wielką ochotę do muzyki 
i swoim kosztem wysłał go na naukę do Petersburga. Tam 
nauczycielami jego byli: Swieczin, solista carski, i Ł. Man- 
reo, inspektor carskich teatrów. Po powrocie do Syberyi 
zotftsl Redrow dyrektorem orkiestry irkuckiego teatru. 

Za Bajkałem tylko do Kiachty jeidtą artyści muzyczni. 
W innem mieście tej prowincyi nigdy jeszcze nie było 
koncertu. 

W Kiachcie trzech Polaków dawało koncerta: Ad^m- 
Gross, adwokat i fortepianista z Łabelskiego , aotor melodyi 
do wielu pieśni polskich, spiewasych przez wygnańców; 
Konstanty Tropiański, niepospolity artysta, grał tu w 1856 
roku na fiecie i skrzypcach, i Parys z Lubelskiego, skrzypek. 

Prócz tych w różnych latach następni artyści odwiedzali 
Kiachtę i dawali tu koncerta: pani Otawo, Włoszka, na 



tkrsypcach; Puca, skrzypek; Maler, fortepianista; Femń, 
śpiewak, (gdy się okazało, źe by2 dezerterem z wojek wją- 
ląjskich króla Ferdynanda, rz%d moBkiewski po wyjodoe 
z Kiachty kazał go aresztować); Sebastianów, skrzypek; 
pani Daharo, śpiewaczka; Saaylet, flecista; Banchera, 
skrzypek, i Eummer, Niemiec, wiolonczelista z Mb^ 
z którego grania nawet w Eiachcie nie byli zadowolenL 

Teatru w Eiachcie i nigdzie za Bajkałem nie ma. W ś«i{tt 
i w karnawał czynownicy i kupcy grają moskiewskie koas- 
dyjki. Dotąd nie zawitała tu żadna kocziąjąca trapa akto- 
rów i nie miałaby też tu wielkich zysków: po kilka pend- 
stawieniach dalsze widowiska musiałyby być dawane pned 
pustemi ławkami. 

Uczonych nie wielu tu mieszka. Popów, dyrektor sikałj:, 
namiętny zbieracz owadów, który nie jedn% kolekcją wzbo- 
gacił zbiory entomologiczne w Rosyi, w Polsce i w inajc^ 
krajach, nie przestaje dotąd w pracy, którą nmflowiŁ 
Rade, podróżnik niemiecki, większą liczbę owadów sybe- 
ryjskich, sprzedanych przez siebie akademii peterabunki^ 
otrzymał od Popowa, jak znowuż zielniki syberyjskie, tejże 
akademii sprzedane, otrzymał w podarunku od Ignseego 
Piorą. Popów nic nie pisze, również także tntaj miesiki- 
jacy Dubrowski, amator botaniki, spostrzeżeń swoich aie 
opistge. Z piszących do gazet moskiewskich wymieniano su 
tylko jednego p. Piętrowa. O innych osobach, poświccosyck 
nauce lub literaturze w Eiachcie, nie słyszałem. Drukaoi 
i księgami nie ma w Eiachcie, nie ma też i dobrego kn- 
wca i szewca; lepsze wyroby, służące tak do ubrania, jik 
umeblowania mieszkań, z daleka sprowadzać muszią. 

Posty, które Moskale tak ściśle zachowają, obserwowaae 
są już tylko w niższej klassie ludności. Oświeceńsca kłsais 
w piątki nie tylko mleko, ale i mięso smacznie sąiada. 

Eiachta swoje bogactwo, byt i sławę winna jest kasdlosi 
zamiennemu herbatą z Chinami*), którą tak Moskale jik 



*) Głównym panktem handiowym Motkwy t Chinami Jest docf 4 Kiacfeia. 
Latem w pawna dni, wtdłui aałaj linii damarkaeyjn^ odbjwi% ^ iwf" 
oicane jarmarki Moskali i Mongołów » aa które i kupey chińaej łjniitiirt 



223 

HoDgoIowie nazywają czaj. W języku chińskim krzak ber- 
baciany zowie się cza, liście zań je^o czaję, i zt%d po- 
wstał mongolski i moskiewski czaj. Nazwisko the, tea, 
te, thee, utworzone zostało z wyrazu ti-e, którym mie- 
szkańcy Fuczianu (pro¥r]noya w Chinach) herbatę nazywają. 
Znane są dwa gatunki krzewu herbacianego: herbata czarna 
(thea bohea) i zielona (thea yiridis). Herbata rośnie w Chi- 
nach, zacząwszy od Oceanu aż do Tybetu i od 23^ do 31^ 
szerokości północnej. 

Herbatę, którą do Europy, a szczególniej też do Kiachty 
wysyłają, zbierają w następigących okolicach: 1) W pro- 
wincyi Fuczian na górach Wui-szań i na pagórkach 
Bohea. Na niewysokiem paśmie Łunszań rosną podobno 
najlepsze gatunki herbaty. 2) W prowincyiAńhoj w okręgu 
Ań-cine-fu, na górze Łunminszań rośnie wyborna her- 
bata, zwana Lun-czin-cza. W tej także okolicy, na górze 
Hnan-szań rośnie herbata, zwana kwiatową.*) 8) W okręgu 
Hoj-czokeu-fu, na górze Huan-szań, zbierają herbatę 
Snnjucza, zwaną zieloną, której szczególne gatunki mają 
nazwy: Ciaosze, co znaczy ptasie języki; Liansin pączek 
i Inczżen srebrzysty jedwab. 4) W okręgu Nin go fu 
zbierają dobrą herbatę na górach Cijuszań i Jaszań. 
5) W prowincyi Cże-c-zian, na górze Fańszań rośnie 
także dobra herbata. 6) W prowincyi Hunań herbata, z po- 
wodu nizkiego położenia plantacyi, jest cierpka i nieprzyje- 
mnego smaku; z niej to wyrabiają cegiełkowatą herbatę. 
7) W prowincyi Sycznan najlepsza jest na górach Myń* 
8 zań i Eszejszań. 8) W prowincyach Gojdzen, Ku an- 
ton i Szansi rośnie herbata średniego gatunku. 9) W pro- 
wincyi Junnańskiej rośnie herbata, zwana puercza; wy- 



HąJsnacBBlcifMy t tych jarmarków bywa w Cumcbąlcle. Z miast: 6«mipa]a- 
tyńaka, Piotropawłowska (Tobolska gabarnia) i Omaka, wychods% karawany 
moakSewakich kupców do miaat Ctagactak i Kuldia. Od r. 1849 ten kara- 
wnnowj haod«l prtybrał wickssa rotmiary. Za pośrednictwem Tatarów, mo- 
skiewscy kupcy wesili w stosunki t Zachodniemi Cbinami 1 wysylą|« a Trołeka 
towary do 1710 wiorst odległego Ctugucsaku, do którego s SemipalatyAska 
jett 370, a > Omska 1114 wiorst. Od r. 1653 rospoctfli tei Moskale s Chi- 
unmi handel morski w 8sanghą|«. 

♦) Pntiessestwie w Kiuj w 1853 god. Kowalewskaho. 



224 

sokośó krzewu tego gatunku dochodzi do 10 ftn>jBÓv, 
a pień ledwo można obj%ć r^ami. 

W ogóle w średnich Chinadi lepszą jest herbsta; kne* 
jej tam ma lVs arszyna wysokości, a dziki krzew 5 arsyi»v 
wysoki W pohidniowych Chinach krzew herbaty jest irii- 
szy, liście większe, lecz smak gorszy. Trzy razy do roki 
liście z krzewu zbierają, krzew zaś do 12 lat shiży pfaa- 
tatorowi. 

Pierwszą herbatę do Europy przywieźli kupcy kompan 
wsohoduio-indyjskięj na początku Xyi. wieku. We Fnacji 
uiywana jako lekarstwo, na początku XYIII. wieku pa w ui ^ 
ofaniej już jako napój poczęta być znaną. Do Ameryki rska 
1781 przywieźli pierwszy raz herbatę. Do Moskwy sń aa 
począ^u XVIL wieku pierwszy raz przywiezioii% byia htrbet i 
przez moskiewskich posłów, wracających od Attyn-bsM 
z Mongolii. Pomiędzy podarunkami było 200 pecz^ her- 
baty; posłowie chcieli je wyrzucić, lecz w Moskwie 
się na jej wartości. 

G^y obecnie trwające powstanie w Chinach 
kupcom drogi transportowe, kupcy majmacsyńacy latą ft 
sprowadzać z Szanghaju tęż samą herbatę, któr% Angbey 
kupują; znawcy tutejsi są tego mniemania, iż ona jest gor- 
szą od fucziański^. Anglicy wiele cenią herbatę blęlatnawo* 
zieloną. Chińczycy więc dla większego zysku, czarnej herbacie 
różnemi sposobami nadają ten kolor. Dla dodania aś »- 
pachtt, mieszają z herbatą liście pachnącej róiy i śKwck; 
mieszają z nią także jasminum sambac, jasminum paiucab- 
tum, aglaia odorata, olea firagrans, pomarańcse, gardeaii 
florida i czasami cloranthua. 

Wielką różnicę w dobroci i w aromacie herbaty 
czas, w którym była zbieraną. Herbata zbierana w 
cach lutym i w marcu, jest o wiele lepszą od herbaty 4nr 
giego, w kwietniu, zbioru; ta zaś jest lepszą od trzeciego 
zbioru, w maju i czerwcu. Kupcy kiachtińscy głoozą, iżdai 
to właśnie otrzymiąją z pierwszych zbiorów herbatę , a la- 
glicy w Szanghaju i w Kantonie kupują herbatę późniejszo 
zbiorów; lecz zbyt wiele mają interesu w podobnem 
nin, ażeby im wierzyć można. 



225 

Wiadomo już, 2e do Kiachty sprowadzają herbatę z Fu- 
czianu, głównie z okolic góry Wuiszań. Ztąd wiozą j% przez 
miasta Tsongangien i Gzunań do miasta Gzian szań. 
Na tej drodze są wysokie góry, przez które ludzie na sobie 
lierbat§ przenoszą. 

Czianszuń jest w prowincyi Gie-czian; ztąd si^awiają 
herbatę wodą do miasta Hanczżeu, a następnie po brzegu 
morskim do Szanghaju. Z tego portu puszczają się na pełne 
miorze do wyspy Gzuńmyń, następnie płyną przy brzegach 
aialego lądu aż do miasta Tian tziń, ztąd w górę rzeki 
Baj che do miasta Tunczieu, o 22 wiorst oddalonego od 
Pekinu. Tutaj pakują herbatę na mułów i minąwszy Pekin, 
gdzieby musieli cło opłacić, wiozą ją do miasta Dźan 
dziakeu (Kałgan), gdzie opłacają cło, a ztąd na wielbłą- 
dach przez stepy mongolskie do Majmaczynu. Gła, jak 
w średnich wiekach u nas, po wszystkich miastach w Ghi- 
nach opłacane być muszą. Cto od herbaty nie jest wielkie, 
lecz dla tego dotkliwe jest dla handlu, ii daje sposobność 
urzędnikom zdzierania kupców. Przekupstwa i zdzierstwa 
urzędników w Ghinach są tak rozpowszechnione, jak w pań- 
stwie moskiewskiem. Dla tego to przekupstwa i stagnacyi 
moralnej, wiele pięknych instytucyi społecznego dobra w Ghi- 
nach, podobnie jak w Moskwie, zostało wykoszlawionych 
i zeszpeconych. Nadużycia, bezprawia i ciemnota, pozbawiają 
tych instytucyi wszelkiego pożytku. 

Transport herbaty w Mąjmaczynie złożony bywa w ma- 
gazynie i tu przybywają moskiewscy kupcy, godzą się o ceny 
i wiozą herbatę na komorę moskiewską, gdzie większe cło 
niż w Chinach bywa pobierane. 

Z powodu niepewnych dróg , dla grasujących korsarzy na 
morzu, 'do Tiantsinu nie morzem, lecz lądem sprowadzają 
herbatę. Od Kałganu do Majmaczynu liczą 1285 wiorst; 
eata zaś przestrzeń, którą herbata przebywa przez trzy mie- 
siące od Fuczianu do Majmaczynu, wynosi 5000 wiorst. 
Dostawienie jednego puda do Kiachty koszttge 10 rs. Funt 
więc herbaty w Mąjmaczynie kosztuje u chińskiego kupca 
78 kop. sr. Cenę jąj podnosi cło w Troickosawsku, a na- 
stępnie dhigi transport przez Syberyę i Moskwę. Dawniej 
GiLUS, OpiMoU. m. 15 



226 

wodą do Moskwy spławiali herbatę , lecs transport t% dnfi 
trzy lata w drodze zostawał; terai więc na koładi ww^jł 
od Kiachty do Moskwy.*) 

Przemycanie na granicy moskiewskiej Bardzo jest ipo- 
wszechnione. Trudnią się niem Buriaci i straż pogruienL 
Gdy kogo pierwszy raz złapią na przemycaniu, ktniya 



*) w roku 1846 przewiesiono pnes kiaehtiA«lc% komora kcrteiy k«>*- 
wej, cwftoej bajebowf, 37,529 pak, curnej 91,0S5 pak, ateleii^ i i»>>^ 
2M. ceglelkowatej 30,303 pak. Pakę tutzjwją eybikiem; byvi « "4^ 
50 do 80 fantów. Paka bywa drewnianą, oasyU sewnątn •kócf, 
wyłożona papierem ołowianym. Prseduią herbatę spraedają w młKk < 
akich pudełkach. Etykiety na herbacie pfsaae wą po chińska lak ■" 
wtka na cienkim papierte. 

Fries komorę w latach niłej wskaianych pTxesslo pak: 



Rokn. 


Kwiatowa. 


Csarna. 


ZieloiiA. 


Ce«iełke««i- 


1860 


38,674 


76,340 


55 


20,014 


1855 


14,897 


69,869 


53 


SS,3SS 


1856 


23,603 


94,674 


5li» 


»,9e 


1857 


25,611 


139,429 


155 


45,5« 



To, co naxyw«ją kwiatem herbaty, s« to młode, ledwo reswinifte noki 
li^ł, pokryte białawym puchem. Baj snacay biały, bąjcbowa irifcj^* 
biała herbata. Gatunki herbaty w handlu aą naatępae: 1) Familoa, tup"^ 
dla tego, łe na herbacie wypisane Jest nazwisko (familia) kupca; 2) !■**** *• 
od prowincyi Sansin , której kupcy mąją przywilej handlowania i Kw^' 
3) herbaU bą}chowa ordynaryjna; 4) Łianaio, nąjlepasj gatnnck tvwH^ 
5) zielona, ma kolor iółtawo-słelony; Ject to herbaU lepaza, jedeaj^f*^ 
zowie się cesarską, inny San pcheń czyli pachnące liście. 

w r. 1798 przywieziono do Kiachty herbaty 46,977 pudów; wllflU* 
69,850 pudów. Od 1801 do 1810 w przecięciu rocaaie 75,076 padó«: « ^ 
stępnym dziesiątku w przecięciu rocznie 96,145. Od 1821 do 30 roctaie MU^ 
pudów; od 1630 do 1840 rocznie 190,228 pudów ; od 1840 do 50 roetak!?^ 
pudów; od 1850 do 60 rocznie 338,854 pudów. Do Anglii przywiesioa* « t^ 
roku 49,648,849 funtów, a w 1847 roku 50,921,486 fantów. Tc^ i«^><* 
Stanów Zjednoczonych 12,927,643 funtów wywieziono % Chin. W)w« h*** 
więc do Moskwy o wiele Jest mniąj«zy, nii do inoydi krą}ów. Kesitfc;* 
herbaty w rolnych krąfach była w 1847 roku następna: W Wielki^ ^f^ 
wypito herbaty 1,273,700 pudów; w Stanach ZJedoocsoaycłi 375^ H'^ 
w Rosyi 346,360 pudów; w koloniach angielskich 200,000 pudów; wHaB"'^- 
i Jej koloniach 28,500 pudów; w Niemczech 18,300 pudów; we Fraacti iK 
koloniach 14,000 pudów; w południowej Ameryce 14,000 pndów; « ^* 
5,600 pudów; w Hiszpanii i Portugalii 2,800 pudów; we Włoszec* 14O0 P*^' 
w Szwecyi i Danii 700 pudów — razem wypito 2,280,360 pndów. Wj|ii» • 
osobę rocznie w Wielkiej Brytanii 1,. funU, w HoUandyi 1„ fsits: *^ 
nach Zjednoczonych 1 funt; w Rosyi 6,r łutów; we Francji 0„ iatt. yiT^^^ 
czech 0,s łuU. Z Kantonu do Anglii wiozą herbatę morsem ; fracht ti f^ 
wynosi 2 złp. 20 gr. Handel w Kantonie nie Jest tak JeieśnioBy ■>?•■*• 
się rządu, Jak w Kiaehcie, dla tego hertete angielska jwt I 



227 

bywa rózgami; za dragim razem kara bywa surowszą, a za 
trzecim razem winnego oddają pod sąd. 

Boriaci są zręcznymi kontrabandzistami. Przewożą towary 
z bronią w rękn i nieraz bójki staczają z celnikami. Nie* 
dawno n kupca chińskiego w Majmaczynie celnicy mongolscy 
spostrzegli kilku Bnriatów syberyjskich, zaczaili się na nich 
i w drodze napadli; jeden Buriat wystrzeli) i zabił celnika, 
inni uciekli — dwóch jednak z tej bandy kontrabandzistów 
wpadło w ręce chińskiej władzy. Jednego z nich posadziw- 
szy na koniu, prowadziła policya chińska dla wydania go 
Moskalom. Aresztowany miał nóż z sobą: nagle przeciął 
rzemienie, konia sparł ostrogami i uciekł bez śladu. Zezna- 
nia* jednak jego towarzysza wykryły całą bandę, którą Mo- 
skale oddali pod sąd wojenny. 

Towary moskiewskie Chińczycy biorą po cenach pekiń- 
skich, które bywają niższe od wartości towaru. Moskiewskie 
sukna tańsze są w Pekinie o 20 procentów, niż w Rossyi; 
sobole także są tam tańsze; zamiana więc na towary nie jest 
korzystną dla kupców, a jest ona przez rząd nakazana. 
Prócz tego nakazu wykluczenie przez rząd moskiewski 
kredytu z handlu chińskiego, także źle na tenże handel od- 
działywa.*) 

Metale*, szczególniej z2oto i srebro, mają w Chinach wyż- 
szą niż w Europie wartość , która codzień wzrasta z powoda 
wielkiej ilości metalu, wywożonego z Chin przez handlarzy 
opium. W Eaachcie jedyna tylko zamiana złota i srebra na 



•) Naatfpoe cyfry wyktsiąjf tteo handla Rotyi b róinemi państwami Acyl. 
Handel ten jest placem odbyta dla fabryk moskiewskich, budsi praemysł 
Moskwy t wimacnia wpływ JiJ polityki. Od rokn 1847 do 54 średoie eyfry 
^fsywosa i wywoso tego iiandla były : Haadlu Moskwy a Cblnami S,419,S09 rs. 
wywósy 6|579,S10 rs. prsywóz, rasem 13 998,519 rs. Z Atyatyckf Turcy%: 
^53,601 wy wól, 714,409 prsywói, rasem 1,268,310 rs. Z Persy%: 755,815 wy- 
irós, 8,S89,M8 prcywós, rasem 4,645,863 rs. Z Kirgisy^: 1,602,586 wywóa, 
^6^,998 prsywós, rasem 8,229,584 rs. ZChiw^: 11U|091 wywós, 167,685 prsy- 
wÓM, rasem 277,776 rs. Z Buhar%: 340,295 wywós, 559,909 prsywós, rssem 
■00,204 rs. Z Tssskentem : 330,355 wywós, 498 270 prsywós, rssem 828,625 rs. 
S Kokantem: 20,672 wywoso, 86,492 prsywoco, rasem 57,164 rs. Z innymi 
mijamł Asyi wywós śaden, prsywós 957,354 rt. Ogólnie wifo do krsjów 
syatyckleb wywolą rocsale towarów na 10,132.924 rs., a prsywoif s aieb 
lo Ro«yi na 15,109,975 n. — rasem eały handel na 25,242,899 rs. 

16* 



228 

herbatę, przynosi kapcom moskiewskim znacsne zjiio.*) 
Pewien kupiec chiński za sztukę jedwabnej maieiTi i^ 
w towarach od swojego znajomego sto rubli ^ nic od tej 
ceny nie odstępował, aż gdy mu pokazał srebro, wn^ca{ 
materyi zniżył do 70 rs. I to jeszcze była zbyt wysoka ooi; 
mój znajomy postanowił j% więc kupić za złoto i kopii j^B 
cztery półimperiały, czyli za 20 rs. Przykład ten pnekoijn 
i£ tylko wymiana na metale bywa korzystną. Bząd j» 
skiewski długo zabraniał wywozu złota i srebra do Oi^ 
Dopiero ukazem 6. sierpnia 1854 r. pozwolił wymieoiić »- 
broy ale tylko w wyrobach, okazem zaś 1. sierpnia 1$&t. 
wydanym za staraniem Murawiewa Amurskiego i A. Zmsm^ 
cza, dozwolono i złoto wywozić, lecz z pewnemi ogniÓB^ 
niami. Wymiana herbaty wyłącznie za metale jeat nfaA- 
nioną. Metale trzeci% część towarów, a połowę mitośo 
futer mogą stanowić. Kupcy jednak stosunek tra loetałót 
do innych wymienianych towarów stosownie do potnaiif, 
om^ając prawo, zmieniają. Chińczycy za pół impeiyab^ 
po 8, 9, a nawet po 10 rubli ; za rubla w srebrze daji 1 ' 
80 kop. Złoto można i w moskiewskiej monecie wtywĆi 
srebro tylko w wyrobach lub w zagranicznej monecie. &- 
pcy moskiewscy Bkup^ją więc po Europie pieniądze sitbKie 
cudzoziemskie i corocznie znaczną ich ilość, szciególag 
pięciofrankówek francuzkich, wywożą przez Eiachtę do(łiB. 
Wartość złota i srebra, przechodzącego przez tntęjszi koaiat 
do Chin, podają na 994,621 rs., lecz jest ona wiele V7i>ł 
przez okątny handel po za komorą. 

Brzęczącej monety przez 6 lat pobytu we Wschodiag 
Syberyi nie widziałem, bo nikt jej tu w ruch nie poss* 
a każdy chowa dla sprzedania Buriatowi lub ChińcĘF^t^ 
W roku 1854 i innych latach Chińczycy mocno dopytj«tt 
o srebro i dawali za niewielkie procenta; wszyscy v9 
kupcy rzucili się do sprzedaży srebra, tak, że w Iito^ 
w niewielu domach zostały przybory stołowe ze srefan: » 



•) w XyiII. wieku MoskJiU bardso mało Jmbcm wyirasiU »Q^K 
baty. JedBottkf wymiasy t« ttrony Chin była w6vcsaa fcimka, M ^ 
harbata. Złoto i nabro było po kiti^ca podóweaaa glówaya ■j^"'*^ 
aitykałam s Chla do Rosyi -^ dtłsiąj na odwrót noaay tit mąf|. 



229 

wet irebrne blachy z świętych obrazów pozdzierali i wysyłali 
kontrabandą do Chin. Pokazało się, ie wiele fetłszywego 
srebra sprzedali Moskale; to ochłodziło zapał Chińczyków do 
■kupowania srebra. Dzisiaj dowierzają tylko metalowi w mo- 
necie i drożej go płacą niź w naczyniach. 

Prócz drogich metalów, idą z Syberyi do Chin na wy- 
mianę: miedź, ołów i żelazo w bardzo małej ilości, mika, 
Biarka, korale i paciorki. Paciorki sprzedawane Chińczykom 
w Eiachcie, sprowadzają drogą tranzytową z Włoch przez 
Polskę, na Brody, Odessę i Niżninowgorod. W roku 1851 
sprzedano ich za 88,828 rs., a w 1854 tylko za 22,418 rs. Wy- 
wożą także: zegary ścienne i kieszonkowe, gaziki metalowe 
i rogowe, tace z fabryk moskiewskich, zwierciadła i szldo 
w taJBach oraz naczyniach. Szkła Wywieziono w 1851 roku na 
79,380 rs., a w 1853 roku tylko na 2202 rs. Cukier rafinat, 
zboże, mąkę, dywany i kobierce, oraz papier do pisania, 
którego rocznie kupują Chińczycy na 3000 rs. Sukna cien- 
kie 1 grube, które w pierwszych czterech dziesiątkach obe- 
cnego stulecia sprowadzali Moskale do Kiachty z fabryk 
polskich i litewskich. Od czasu zniżenia się ceny w Chinach 
na sukna, co musiało nastąpić w skutek wielkiego dowozu 
sukna przez Anglików i od czasu wzrostu fabryk moskie- 
wskich, jak i odmówienia tranzytu polskim suknom przez 
Bossyę, stosunki handlowe litewsldch i polskich fabryk 
I Kiachtą przerwały się i dzisiaj wyłącznie prawie fabryki 
moskiewskie wysyłają sukna do Kiachty.*) Prócz sukna 



*) Od roku 1825 odbyt sukien polskich w Kłachele Uirdso wsrastitł, uk, 
li la^tfpłł zapełnię sakna praskie. Pó^nl^, polskie tokn* ost^powaly mo- 
skiewskim, Uk, łe od 1844 r. prswie sapełnle Jai lessły s plua totejstego. 
ChlAcsyey polskie sakoft swykle lowl^ międzyrceckle , od mUste Międty- 
rseca, s którego najwięcej sukien nassych, bsrdso pnes Chlńeiyków cenlo* 
nych, wyprawiano. Moskiewscy fabrykanci podstywąjf się pod dobr^ sławę 
polskich sukien i nasy wą|9 Ukie wyroby swoje mlędsyneckieml. Do Kłachty 
•prowadsono aoklen: 



Roka. 


lloskiewskleh. 


Polskich. 


Praskich. 


Innych narod^^ 


1825 


60.950 arstynów 


8,516 arssyn. 


292,311 arwyn. 


2,659 arsayn. 


1826 


92.929 „ 


155,608 „ 


224,864 „ 


«,648 „ 


1827 


134,706 „ 


834,021 „ 


9,155 „ 


MW „ 


1828 


238.417 ,, 


478,8"1 „ 


4,837 „ 


1,878 „ 


1829 


297,743 „ 


815,329 „ 


W4 ., 


hiu „ 



230 

bior% jeszcze Chińczycy kort, kamlot, manszester, który 1b^ 
pvg% kolorowy. Manszester wysyłają fiiibryki moskieinkie; 
w r. 1850 sprzedały go Chińczykom 2,994,000 arszynów, po 
cenach od 30 do 59 kopiejek za arszyn. Pótmerynoso«t 
materye, terno, nankin, perkalik, płótno. Odbyt Iniaayck 
towarów bardzo zmniejszył się. W r. 1854 wywieziono iek 
na cenę 159,988 rs. — płótna nie chcą jn£ Cłiińccycj kito- 
wać. Chustki bawełniane, kajzertachy (dradem), któiyck 
w roku 1850 wyszło do Chin 35,300 arszynów, kitajki, e«i- 
lich (tik).*) 

Skóry safianowe, kozłowe, baranie i juchtowe. Skór 
jachtowych dostarczają do Kiachty fabrykami z Tootski, 
z Tiumenia i z Kangur. Skór kozłowych i safianowych fa- 
brykanci z Kazania. Roku 1854 wyszło do Chin skór juchto- 
wych na sumę 46,249 rs., innych na sumę 50,857 n. 
Obecnie więcej jest żądania do Chin safianów, niż skór 
juchtowych. 

Rogi młodych jeleni (cervus elaphas), są przedmiotem 
handlu do Chin; płynną massę, wewnątrz rogów znajdigąeą 
się, używają Chińczycy w medycynie jako środka pobnd^^ 
cego. Para rogów po cłiióska zowie się panta; w EiadiciB 



Roko. Motklewtkloh. Polskich. Pruskich. łasych woodM. 

1830 144,441 arssynów 468,879 arszyn. 7S5 arssyn. 38S;nsfa. 

1831 138,794 „ 637,875 „ — „ 448 ^ 

Od tego roka polskich sukien oorat mniej natut^saym targu, mŁ ■iŁiirw 
aupełnls. Jak i pruskie attiką|% — ust«pią)% Je litewskie, których hlisfce m 
połowę pomifdiy wjmienionemi Jako moskiewskie. W rokn ISM piajeitrt 
do Kiachty sukna 1,149,766 arasynów. Sukna litewskie i moskiewskie i pe- 
wodtt ii s% cieplęjsie nii angielskie. Jako grubase, powssechaic ^ wywac 
w północnych Chinach — pokąsały si( nawet w Kantonie , 8anaghą|«, w S*- 
csu i iunych miastach, gdsie wyłfcsnie angielskie i ameryfcatfMkie saka* 
miały odbyt. (W 184$ roku Anglicy wprowadsili do Chin swoich sukiea 
1,545,590 arssynów, co wsbadiiło obawy fabrykantów moskiewskich. Tak w 
w Aayi lloikale wasędsie rywalisiąJt s Anglikami.) 

*) Wyrobów bawełnianych pntywiesiotto do Kiaehty w 1831 r. MtwHt 
wskich na 24S,117 rubli assygnacyjnych, cudsosiemskich on »7,OU ; w roka 
1841 na 975,119 rubli, cudtoslemskich na 5116; w 18&1 i 
1,194,789 rubli, cudsosiemskich nic. Towary moskiewsicie powoli, 
nowcso wyparły s tnt^ssego targu obce wyroby. (Zobncs 
Statisticseskoje Obosrtenie torgowych snossenii Rossii s Kitąjem, pnet Esr- 
saka. Ksifika sumiennie napisana i dająca dokładne wyobraientc o UiHj» » « 
handlu.) 



231 

kotrtąie od 100 do 160 n. W r. 1864 wywieziono ich na 
sarnę 88,077 rs. 

Wywoź% także piżmo, fatra bobrów morskich i rzecmych, 
ogony bobrowe, fatra popielic i różnych grys%oych niedświe* 
dci. Fatra wilcie, niedźwiedzie, rysie, gronostaje, korsaki, 
piescy, różnych gatanków lisie futra i łapy różnych zwiens%t, 
iotra kota domowego i dzikiego, królików i zajęcy, baranie, 
kota morskiego, rosomaki i sobole. Od r. 1817 do 1819 wy- 
wieziono z Syberyi do Chin fater sztok 24,681,526. Od roku 
1841 do 1843 sztuk 8,806,222 za cenę 4,798,397 rs. W r. 1861 
wartoió wywiezionych futer wynosiła 1,193,713 rs., a w roku 
1864 wynosiła 247,996 rs. Wywóz więc futer corocznie się 
zmniejsza. Z rozmaitych gatunków futer najwięcej Chińczycy 
knpiąj% baranków, które z moskiewska nazywają mertuszka. 
Sprowadzają je z Syberyi, z Moskwy i z Buoharyi. Nąjbar- 
dziej cenione futra s% zabajkalskioh czarnych jagniąt i ukra- 
ińskich białych jagniąt. Ostatnie są bardzo tanie; sprowa- 
dzają je z Ukrainy przez Niżnynowgorod, sztuka po 28 kop. 
sr. Prócz tych, cenione są w tutejszym handlu baranki rie- 
ssetiłowskie i krymskie. Chińczycy robią z nich kurmy 
(gatunek peleryny). Wiewiórek wielka liczba znajduje się 
w handlu kiachtińskim. Prawie całoroczne polowanie za 
Bajkałem, dające 600,000 sztuk wiewiórek, w Kiacbcie znaj- 
duje odbyt. Wewiórka z powoda koloru faterka ciemnego 
i jasnego, dzieU się na dwa gatunki. Na wschodzie ż^ący 
gatunek jest ciemnopopielaty — im bliżej Europy, tern futro 
jej bywa jaśniejsze, a w Europie czerwono brunatne. Oba 
gatunki podzielone są w handlu na podgatunki, różniące się 
^'^^r^^^^f* gf^tością, delikatnością, wielkością lub maścią 
futerka. W pierwszym, ciemno-popielatym, najlepsze wie- 
wiórki są te, które b^ą nad Argunią, potem te, na które 
polują w Ochocku, nad Szyłką i nad Olokmą, potem z nad 
Neresy i Ononu. Co do dobroci, taką koleją idą jej pod- 
gatunki: zakamienna, bargozińska, czikojska, wierchnoudiń- 
ska, zabajkalska, jakucka, tunkińska i irkucka. Światlejszej 
naści wiewiórka mniej jest ceniona, a europejska posiada 
małą wartość. W drugim gatunku znane są w handlu na- 



232 

itępne podgatimki: leÓBka, angurska, wilojska, ji.iiiifjiri, 
krasnojarska, obska, teleucka, irtyszska i wołogodaka. 

Bobrów tak izecsnych jak i morskich doatarcaa kompnia 
rosyjsko - amerykańska. W Kiachcie rocmie około 700 akar 
bobrowych bywa w spnedaAj. Taż kompania dosttaiCB «j- 
der rocznie do 5000 skórek. Lisów jest w tatejaaym fandit 
do 45 gatunków, z których futra korsaka s% nąjpokapnł^Bs; 
korsak zaś dauryjski ciemniejszy jest od innych. Soboli ais 
wiele kupuj% Chińczycy. W r. 1859 soból, za którego pb- 
cono w Irkusku 10 rs., płacono w Pekinie 3 rs. Zaobserwo- 
wano także, że sobole, które w Pekinie sprKediją, wi^ka* 
s% i piękniejsze od syberyjskich; pochodzą, zdaje eię^ sMbb* 
dżuryi. Łapy lisie mają duży odbyt — najniśaze gatndd 
łap tu sprzedawanych pochodzą od ukraińskich i pokkic^ 
lisów. Łapy przednie droższe są od tylnych. Handel b- 
trami zmniejszył się, należy jednak do najbardziej wzbogaci- 
jąoych gałęzi handlu w Rossyi. Ilość futer wy^woścmyck ds 
Chin, równa się liczbie futer sprowadzanych na jarank 
lipski. Do Chin przywożą także swoje futra Amerykanie. 
Chińczycy mają wybornych kuśnierzy, lepszych niż Moaksls 
i Niemcy. Zdarza się więc, że futra moskiewskie wfpn- 
wione w Chinach, sprzedawane są napowrót do Boesyi. 

Od lat kilkunastu Mongołowie zaczęli używać chUs; 
i zboże przez Eaacbtę sprowadzają z Syberyi. Ukas 1£3S 
roku dozwolił mieszkańcom Zabajkala prowadzić [bez są- 
dnego ograniczenia handel zbożem z MongołamL Wywóz 
zboża , acz dotąd nie jest znaczny , stanowi jednak dla tatg- 
szych rolników ważny artykuł dochodu. Pszenica znigd^je 
więcej odbytu, niż inne gatunki zbóż. W roku 1854 wywie- 
ziono zboża na sumę 4500. Wywożą także mięso, nasb, 
ryby i aptekarskie materyały, (ostatnich rocznie aa 5500 n^ 
w ogóle wszysikich produktów gospodarstwa rolnego, wrss 
z materyałami lekarskimi , idzie do €hin na sumę 50,99* n- 
Miód, sadło, dziegieć, mydło i świece w niewielkiej ilośei 
na sumę 1500 rs. znajdują się w handlu. Koni, byAi 
i świni knpigą rocznie Chińczycy na 7d93 rs* Jednostki 
w wymianie jest wartość cegiełki herbaty, która nie jeii 
stałą, w przecięciu wynosi 50 kop. sr. Od towarów oio- 



233 

skitwtkioh Chmccycy nie w Majnaosynie, lecs dopiero 
w Eaijgaiue oto pobierają, które rocznie skarbowi Bohdofaana 
pr^rnosL 400,000 n. 

Wymiana odbywa się od mie«i%ca listopada przei omowe 
mieaiąoe. Latem istnie^je tylko drobny, nieznaczny handel — 
kiipey w tym czasie oczekiąją na obstalnnld i ostalenie 019 
cen herbaty na jarmarku niżnonowgorodzkim. 

Chińczycy prócz herbaty, sprzedają Moskalom materye 
jedwabne, odznaczające się mocą i trwałością &rby. Cza- 
czuncza materya półjedwabna, na koszale i letnie ubrania 
powszechnie używana w Syberyi, sztuczka kosztuje 10 rs. 
Materya także pó^edwabna, rzadko tkana, ale mocna, ka- 
powana przez chłopów syberyjskich na koszale, nazywa ńę 
fanza. Kanfa czyli atłas chiński, bywa ślicznych kolorów, 
graby i delikatny. Jedwabna materya, zwana w Chinach 
ntańdżen, a w Kiachcie granitor, bardzo jest poszukiwaną 
przez płeó piękną zamożniejszej ludności w Syberyi ; materya 
zwana krep', delikatna jak kaszemir i inne, w gaście ustę- 
puje francuzkim jedwabiom. Deseń i na chińskiej materyi 
bywa bardzo ładny, ale nigdy nie bywa tak pięknym i ele- 
ganckim, jak francozki. Mocniejsze są za to chińskie mate- 
rye od francuskich i farby mają żywsze. Ceny jedwabiów są 
niskie w głębi Chin, lecz w Majmaozynie wyższe są od lyoń- 
skich wyrobów.*) 

^ Prócz tego przywożą z Chin do Sybeiyi: bawełnę, puch 
kozi, róż, papier, rolety, drogie kamienie, księgi tybeckie, 
posągi, wyroby z chińskiej laki, z blachy, porcelanę, cybu- 
chy bambusowe i pieprzo^re, tytuń, skóry bydlęce sorowe, 
do obszywania pak z herbatą, ryż, imbir z okolic Kantonu, 
i rumbarbarum ¥ry8okiej wartości, zbierany w okolicach 
Kaszkaru , Jarkentu, Aiiaru i nad jeziorem Kokonor. Dalej 
idą z Chin do Syberyi jaUka i winogrona, które sprowadzają 



«) Wartotf^ bawelnlMiydi i JMlwabnyeh matoryi g ChiS do Syberyi 
pni jwiesionych : 

W roku 1841 byU 19,670 n. bawełnianych, i 87,088 n. Jedwabnych. 

„ 184S „ 99,048 n. „ „ 75,732 n. „ 

„ 1848 „ 14,984 n. „ „ 81,548 n. „ 

„ 1850 „ 22,477 n. „ „ 48,511 n. 

„ 1854 „ 8,827 n, „ „ 18,665 n, „ 



234 

I Katganu, a Moskalom spnedąją w gtanie camroioayB, 
r6ine bakalie, konfitury aache i cukier. Cukier chińfci jett 
twardszy od europejskiego i brudny, gdyż go nie rainsi^ 
lecE przez wyparowanie zamieniąią na gcst% masaę, która tą 
krystalizuje. Jest on wiele tańszy od europejskiego i dk 
tego przez lud niywany. Bocznie 8prowadBaj% ookra od kifta 
do kilkunastu tysięcy padów, i tak w 1841 r. aprowadsoao 
go 12,319 pudów za sumę 98,099 rs.; w 1848 r. 21/)62 pa- 
dów za sumę 84,250 rs. ; w 1854 r. 4648 pudów za saaf 
87,508 rs. Prócz tego, szkła palące, wyroby ze aakla, naAs- 
dającego drogie kamienie, tusz i farby, a% prsedmiotBBd 
handlu ze strony Chin, któiy nabiera coraz większego sas- 
ezenia dla Europy. Wartoió tego handlu dla Moskwy sbcbs- 
gółowo i doklsdnie określiliśmy. Na zakończenie tego ros- 
dzialu wypiszmy cyfry, które nam pokaią, jaki jest handsl 
innych narodów europejskich z Chinami, i tak: w roka 1816 
przywóz towarów z Wielkiej Brytanii do Chin ocenioBy aa 
3,566,318 fantów szterlingów, a wywóz z Chin do VneSaq 
Brytanii na 5,785,117 fantów szterlingów. Tegoi roka pnf- 
wóz ze Stanów Zjednoczonych Ameryki do Chin ocenioay aa 
520,000 funtów szterlingów, a wywóz na 1,320^000 tatów 
szterlingów; z HoUandyi przywóz i wywóz na 8,OOOgOOO M- 
szpańskich piastrów. Przywóz z Francyi do Chin ocesioBj 
(1845) na 28,917 franków, wywóz na 502,210 frmnków. 



xn. 



Mąjmaczya. >- Karawana wielbłądów. — Opisanie miasta. — Wraienle. —^ 
Zabawy na alłej. — Polleyanei. — Ubranie ChiAcsyków. >- Osnalii cgj" 
nów. -^ Dynastya mandiurska. — Powstańcy bior% stare nblory. — K«n- 
serwatysm chiński. — Prsestrseganie csytotfoi rasy. — Świftynia w llą|- 
maczynie. — Kary chińskie. — ■ DłerguezeJ. — Podarunki i Putiatin. — 
Stosunki ml^aynarodowe na pogranietn. -^ A.mbani Bejse noogoiski. — 
llissya duchowna rosyjska w Pekinie. — Teatr mi((Jski i musyka. — Za- 
rosnmiałoM i patryotytm chiński. — Świątynia ciel cesarta 1 csci Boga. — 
Daleń zadassny u Ghińcsyków. — Konfueyuss. ~ lUllgie w Chinach. -» 
Tąjpingowie. 



jNa samej linii demarkacyjnej, tiiź obok Kiachty) wznosi 
się drewniana moskiewska brama, żółto pomalowana, z dwu- 
głowym orłem na szczycie, przez której wrota, cały dzień 
otwarte, przechodzi się na chińską stronę. Na noc wrota 
8% zamknięte, a klucz jest w ręku komisarza pogranicznego; 
lecz dniem żadnej nie potrzeba legitymacyi do przejścia 
bramy. 

Za bramą znajduje się neutralne territoryum, na którem 
się odbywały konferencye Baguzińskiego z chińskiemi po* 
słami, a następnie o 120 sążni odległa pokazige się chińska 
drewniana brama, przy której nie ma żadnej straży. Za 
bramą, o kilkaset kroków dalej, położone jest chińskie ku- 
pieckie miasteczko Majmaczyn, założone r. 1730. 

Przestrzeń pomiędzy granicą a Majmaczynem przeznaczoną 
jest do wyrzucania błota, śmieci i różnych nieczystości 
miejskich. Wałęsa się tutaj mnóstwo psów, 8zuki^ą<^dli 



236 

kości i żem w kałuiach pomyi i w kupach śmieci/ Ta foj 
pierwszej mojej bytności spotkałem karawanę s pięćdiieaifdi 
wiblbł%dów, pny których było tylko dwóch Mongołór 
w źóHych koinchach i w kapeluszach z czerwonemi wi^i- 
kami. Jeden, siedzący na przednim wielbłądzie, prowadńl 
karawanę, drug^, także wierzchem jadący , samykał j|. 
Wielbłądy szły długim rzędem, powiązane sznurami i 0(91- 
czone pakunkiem herbaty."^) Przez nozdrze prsedągaicti 
pałeczka ze sznurkiem, przywiązanym do ogona drogiego 
wielbłąda , łączy jedno zwierzę z drugiem. Ten sposób |n>- 
wadzenia wielbłądów jest okrutny i dziki; biedne zwi«i|to 
szarpane w dotkliwych miejscach, nie mogą nachybe d(, 
głowy na bok zwrócić, ani też o jeden krok w tył ponskie 
i idą smutne jeden za drugim ze zwieszonemi głowami, po- 
dobne do szeregu sołdatów. 

Mongoł, gdy chce siadać na wielUąda, uderza go prge- 
kiem — zwierzę pada na klęczki, a potem pociągnięte mią 
zrywa się i puszcza kłusem. Konie tutejsze oswofij ń^ 
z wielbłądami i w jednej z nimi gromadzie przebywają; lees 
konie syberyjskie, które rzadko wielbłądów widigą, aa ick 
widok ze strachem pierzchają. 

Mongołowie utrzymują wielkie stada wielUądów, Bsiisa 
zaś tylko pograniczni chodu ją te pożyteczne i łagodne 
zwierzęta. 

W nizinie na prawo od miasta widać stado bawclór, 
pędzone do wody przez dwóch chińskich parol>ków, któor 
pomimo trzaskającego mrozu głów swoich nie nakryli. 

Bawoły w kilku miejscach za Bajkałem są ntrzymywaae; 
chodiąją je dla ciekawości z amatorstwa, a nie dla poiraebf, 
jak w Chinach. Spotkanie się z temi zwierzętami już zifo- 
wiadało, że jestem w innym kraju; jakoż wszystko ta jest 
insze. 

W ostrokole, opasującym miasto, znajdują się od sybffjj- 
skiej strony trzy bramy, od nich ciągną się trzy główne 



*) Wielbłąd niesie na sobie csteraaiieie pndów i sa traasport od 
do Klacbty (1285 wiont) sarabia 16 n. Drogf Łf praebyira v 45 daL I* 
Kajnaoayna roesnle prsybjwa 10,000 wletbl%dów. 



237 

ulice Majmaczynu, kończące si^ na drogiej stronie miMto 
snoważ trzema bramami. Te ulice przecięte są przecznicą, 
także od bramy do bramy przez cale miasto poprowadzonej. 
Za 08trok(^em od południa jest przedmieście. 

Wszystkie bramy są drewniane; główną i najwznioślejszą 
jest środkowa, przez którą wchodzimy do Majmaczynu. Jest 
to budynek z wygiętym dachem, z kolumnami, ozdobiony 
balustradą, napisami, czerwonym i żółtym papierem; 
w środku wisi kolorowa latarnia. Za bramą uderzony zo- 
stałem widokiem chińskiej ulicy. Dużo widziałem rysunków 
chińskich miast, jakże jednak inną jest rzeczywistości P»» 
trzylem na ulicę, jak korytarz ciągnącą się przedemną, jako 
na widok zupełnie dla mnie nowy. Wszystko tu jest inne, 
jak w £nropie. Domy trudno wyróżnić jeden od drugiego. 
Obie strony ulicy są długą, nizką, z gliny ulepioną ścianą, 
nad którą tu i owdzie wystają krzywe dachy bram. W icia- 
nach widać tylko kilkanaście okien papierowych. Okna te 
aą od kuchni, okna bowiem od mieszkań wychodzą na dzie* 
dzińce wewnętrzne, przystrojone z całym drobiazgowym 
przepychem chińskiej fiEuitazyi. 

Wejście do domu jest z ulicy przez bramę; po liczbie 
bram, jedynych ozdób ulicy poznaje się liczbę domów w mie- 
ście. Daszki nad bramami przystrojone są smokami, kwia- 
tami rytemi w drzewie i wylakierowanemi. Wrota same jak 
i odrzwi są przepełnione ozdóbkami. Prócz rzeźby w drze- 
wie, widzisz na nich symboliczne lub religijne malowidle, 
straszydła i napisy, oraz mnóstwo pstrego papieru, przyle- 
pionego w różnych miejscach. W każdych wrotach wisi 
kilkanaście wielkich latami, wydętych jak banie, z natłu- 
szczonego, kolorowego papieru, z jedwabiu lub z muślinu; 
a obok nich wiszą latarnie sześciocienne papierowe, umie- 
szczone w rzeźbionych ramach i jedwabnemi kutasami ozdo- 
bionych. 

Z powodu świąt Białego Miesiąca, cale miasto było wy- 
miecione i ulice przystrojone. W poprzek ulic co kilkanaście 
kroków pozawieszano równoodległe od siebie sznurki, a na 
nich mnóstwo proporców papierowych, podobnych do cho- 
rągiewek naszych ułanów. Te żółte, czerwone, białe, niebie- 



238 

•kie i aelone proporce, s rozmaitemi nepieasni, wie«g| 
aad głow^ przediodnia, którego z drogiej strony o^tmmjj^ 
glosy bębnów y huki moidzieRÓw i dsikie pitki i baiisj is- 
stmmentów, bardsiej ra£%ce, mi kooie miisyki reivoiBe|JBQ 
£iiropy« 

Gdzie się zwrócisz, wszędzie ujrzysz długą scamnę, Uaar, 
izeibione smoki, latarnie i papier, aż ćmi się w ocsaek od 
tflj jaskrawości. Gdzie tylko stąpniesz, rozwija się pned toli% 
ftttktazya, której bojnoió rozprysła się i rozleciała w ^siącas 
pstre saczeg^ki Nigdzie nic wielkiego, ani wnioelego ais 
zobaczysz. Myńl ludzka z iadnej formy nie wygląda jske 
potęga natchnienia; nigdzie linii prostych, lab wspanisfe n- 
okr^lonych nie widać, a wszędzie nizkosć, (płaakoee, kny- 
wizna i lamanina nuiy umysł, gubiący się w nieskoóczoa^ 
ilości drobiazgów. Europejczykowi, przyzwyczajonemu ds 
form pięknych i prostych, nic się tu podobać nie mcie; 
przyznać jednak kaśdy musi, iż całość tych wszystkich dro- 
bnostek, ogólny wyraz ozdób i form, nie jest poabawioay 
włeściwej sobie wspaniałości. Z tych farb jaskrawości, la- 
kierów i cacek, wyziera piękność dziecinnej wyobraźni, któn 
rozńucA szczegóły, jak listki kwiatka zskochana kobieta, 
a nie potrafi już potem złożyć z nich bukietu z docfao«a| 
wonią csłkowitej prawdy. 

Ale idźmy dalej i przypatrzmy się bliżej tej próbie cyai- 
lizacyi najstarszego na świecie narodu, który prseżył tyń|oe 
lat, a nie trafił na drogę postępu i wolności, jakiego majri 
od wielu wieków nie poruszył nowych pojęć, a wyobnśaii 
z wielkiej starości zupełnie zdziecinniała. Naród jest tik 
ścisłym organizmem, jak cdowiek, i jak on na starość gils- 
pięje i dziecinnieje. 

W środku miasta, tam gdzie główna ulica pnecina śą 
z przecznicą, stoi jak stara elegantka wylakierowana bada, 
oblepiona papierem i latarniami ozdobiona. W niej aiedasfe 
kilku mężczyzn, pijących herbatę, i błyszczały się bałwnki 
bogów. Przed bud% w wielkiej &jerce gorzały węgle, a pr^ 
nich w miedzianem naczyniu gotowałś się woda, nad któi% 
przeziębli przechodnie ogrzewali ręce. Zastałem lam wiella 
tłum ludzi. Pomiędzy nimi w środka aktorowie alicani grsti 



239 

komedyc, śpiewali, w kdtko kr^iyli i improwisowali niesro- 
zumiałe dla niiie poemata. Aktorów było kilkimastu; ko- 
Btiimiy ich dsiwaezne. Twarze mieli biało, damo lub czer- 
wono pomalowane, albo pręgami poznaczone. Przebrani za 
kobiety, muszkami i kropkami upstrzyli twarze, a warkocze 
według starej mody, na grzebienie podnieśli. 

Ubiory nie zabezpieczały aktorów od zimna, wszyscy te£ 
w Bwoioh atłasowych sukniach posinieli i trzęóli się jak listki 
osinowe. Każdy aktor trzymał w ręka muzyczny instrument 
Jeden pałeczkami uderzał w drewniany ^locek i stukaniem 
wtórował rzępoleniu na trzechstrunowych skrzypcach artyście, 
grającemu dzik% i nieharmonijną melodyę; inny grał na rogu, 
a inny znowuft dzwonił w mosiężne talerzyki, i kolegę swego 
zachęcał do silniejszego uderzania w instrument zwany kab 
(bębenek). Tak każdy uzbrojony w instrument, hałasował 
jak mógł najgłośniej i w ślad za drugim w koło postępował. 
W irodku kota dwóch aktorów: rycerz i kobieta, odegry- 
wali dyalog z poważną gestykalacyą. 

Mówili mi, że uliczni aktorowie nie grywają sztuk pisa« 
nych, lecz improwizują na dany temat komedyę, dyalog lub 
monolog. Świadczyłoby to o zdolnościach poetyckich tych 
ludsi i o niesłuszności pogardy, w jakiej aktorowie w Chi- 
nach zostają. Po skończonym dyalogu dwaj inni aktorowie 
weszli w koło, a inni jak poprzednio chodząc jeden za dru- 
gim, przygrywali. Powtarza się zmiana oBÓb w dyalogu, 
dopóki wszyscy aktorowie po kolei nie wypowiedzą swojej 
roh; potem dopiero szykują się w rzędy i otoczeni ciżbą 
ludu, nad głowami którego sterczy bambuk policyanta 
i świszczę bat jego kolegi, postępują w uroczystej processyi 
na drugą ulicę, gdzie znowuż przed podobną budą dają 
nowe przedstawienie. Chodząc tak z miejsca na miejsce, 
pTsec cały dzień bawią darmo publiczność przez cały Miesiąc 
Biały. Podczas gry strzelają z małych moździerzy, a poli- 
cyanci oparci o mur, pilnują porządku. Policyantami są tu- 
taj sami Mongołowie. Ubiór noszą pospolity, kożuchy lub 
bnddygyty; różnią się tylko czerwonym kapeluszem od 
gminu. 

Vf tłumie, który mnie włbśnie gniecie, cisnąc się do 



240 



aktorów 9 jeden policyant, staiy, ehudy i aiadsony 
dnemal pod murem, a drogi młodszy i rzeświejny, gtispo- 
waio spoglądał na publiczność, która na nieg^o nąjmniejng 
uwagi nie zwracała. 

Publiczność złożona głównie z Chińczyków i cokohnił 
Mongołów; pomięd^ nimi widać kilku Moskali, p iaybyły cŁ 
z Eiackty na majmaczyńskie zabawy. Pomimo wielkiego 
mrozu, Chińczycy nie mieli na sobie koincłiów, ani cieple 
płaszczy, a ubiór ich zimowy od letniego różni aic tylko «i- 
towanemi spodniami. Ubierają się w długą, a rękaaisu 
suknię, z jedwabnej lub bawełnianej materyi, albo w ankisaa^; 
kolor ulubiony jest granatowy, suknie czarne i fioktoM 
takite są w modzie , żółty kolor używany jest tylko w dai 
świąteczne. Na przedzie suknię szczelnie zapinają, [z tjh 
zdobią ją szeroką na kilka dłoni jedwabną taśmą, rękawy 
zaś obszywają futrzanemi mankietami. Na to ufafranie wkb- 
dają kaftanik albo pelerynkę, sięgającą do paaa s krótkiai 
rękawami, zwaną kur ma. Do jedwabnych, letnich siksi 
używają czarnych atłasowych kunn ; pospolicie jednak komy 
robią z sukna, albo z kożucha baraniego; bogaci dos^ 
kurmy sobolowe. 

Szyja jest zwykle obnażona. Buty noszą bes wyaokidi 
cholew, na grubej, białej podeszwie. Forma ich obawia jsat 
niezgrabna i niedogodna do chodzenia, dla tego to w cka- 
dzie kołyszą się. 

Głowy wygolone, pokrywają kiq[)elnaikami filcowemi tSbo 
jedwabnem i, które ze spodu manszestrem wyUadąją, z wy- 
wróconem rondem i dnem wypukło-okrągtem, zakońccoDeaa 
strzałką, z której spływa kutas z czerwonego jedwabią. 
Urzędnicy na strzałce noszą różnokolorowe gałki. Kolor gatti 
oznacza godność i rangę urzędnika. Gałkę rubinową noś 
namiestnik prowincyi, to jest ambani bejs; niżssej godnośa 
urzędnicy noszą gałki koralowe, modre, z lapis lacnli robtone^ 
z topazu, z muszli; kunduje, czyli najniżsi un^dnicy, na- 
szą mosiężne gałki, a żołnierze i ludzie, nie mąjąoy cayiOT, 
nie noszą ich wcale. Gałka prsesrooiorsta oan^cą jest wyż- 
szego stopnia; gładka ma pierwszeństwo przed rseibioiią. 
Pawie pióra są także oznalcą godności Ambani b^se «on- 



241 

golski Dosi gałkę pąsową i pawie pióro o pięciu oczkach. 
Zresztą prócz bogatszych materyi, ubiór urzędoików niczem 
ni^ wyróżnia się od zwykłego ubrania chińskiej ludności. 

Każdy Chińczyk w kieszeni nosi pałeczki, które mu służą 
zamiast widelców; prócz tego w kieszeni albo u pasa nosi 
kapciuch z tytuniem i ganzę w pięknej kościanej lub jedwa- 
bnej pochwie. ^ 

Pod kapeluszem noszą małe krymki, a na uszach zimą 
futrzane kształtu ucha pudełka, nauszki, obszyte haftowaną 
nutteryą. Okrycie to nie zabezpiecza głowy od podmuchów 
zimowego wiatru; znoszą jednak łatwo surowość mongol< 
skiego klimatu. 

Przy goleniu głowy zostawiają na wierzchu pęk włosów, 
które splatają w warkocz. Długość warkocza uważana jest 
za ozdobę i zaletę mężczyzny. Wąsów i brody nie wolno 
im nosić; golą też lub szczypczykami wyrywają zarost. 
Chiński rząd przeprowadziwszy systematycznie niewolę, po- 
dobnie jak rząd moskiewski w Polsce, wydaje przepisy ubie- 
rania się, nie zostawiigąc nawet wolności noszenia się według 
upodobania. 

Po czterdziestu latach życia, rząd chiński, jako oznakę 
zbliżającej się starości, dozwala Chińczykowi nosić wąsy, 
'a po pięćdziesięciu latach i brodę. Zdaje się mu bowiem, 
ze broda i wąsy przystoją tylko starcom. 

Modę golenia głowy i wąsów zaprowadziły w Chinach 
obce, najezdnicze dynastye, a mianowicie obecnie panująca 
mandżurska dynastya Cin. Początek tej dynastyi dii Nur - 
chau czyli Tajczu, wielki wojownik, sprawiedliwy król, 
i założyciel Mandżurskiego państwa i literatury mandżurskiej, 
jBinarły 1627 roku. Następca jego Tajcu, zmarły 1643 r., 
azeroko rozszerzył granice Mandżuryi. W rok po jego 
śmierci Mandżurowie zdobyli Pekin. Uzurpator cesarz Lic- 
sy-czen został wypędzony, a syn mandżurskiego wtadzcy 
Tajcu, nazwiskiem Szundżi albo Czun-dżi, został bohdo- 
bAnera czyli cesarzem chińskim. Mandżurowie prędko 
sebińezczeli, lecz ubiór, jaki nakazali nosić, dotąd pozostał. 
Poii^atańcy teraźniejsi, pomniąc, że ich ojcowie inaczej się 
nosili* że dzisiejszy strój jest oznaką niewoli, zapuścili 

OiŁŁBB, Opisanie. III. » 16 



242 

^losy na głowie i brodzie, i włożyli staroświecki kostin 
przodków. 

Zamiłowanie przeszłości, starych obycsajów, którem śf 
Chińczycy przed wszystkiemi narodami odznaczają ; ten koB- 
serwatyzm, który w Chinach wyobrażenia, sposoby żrek 
sprzęty i forroy staroświeckie dotąd zachowuje, ^lan 
wielu podróżników, zachował ich narodowość nieaszkodaas 
pod obcymi najazdami i w całości wyprowadził ich i toń 
wynarodowienia. Nie wypędzili najezdników , ale prses iwój 
uparty konserwatyzm obyczajowy, urobili ich na swoje pcrfo- 
bieństwo. Zdaje się, źe Opatrzność dla teg^o nie dab im 
ducha postępu, a obdarzyła zdolnością zachowawcą, że 
chciała nowemu światu w nich pokazać te myśli i formy 
życia, jakie wyrobiła odległa starożytność wschodu. 

Konserwatyzm obyczajowy i zamiłowanie przeszłości jest 
w pewnych razach 8ił% narodową — dla teg^o to Chiźci^ 
nie ulega wpływom obcej kultury, ale swoją pomiędzy zaro- 
dami rozszerza i niewoli obcej nie obawia się, albowiem <Bi 
nie jest w stanie odebrać mu dobytku moralnego cnli 
narodowości. 

Chińczycy w zetknięciu się z Europą , a mianowicie po 
przyjęciu chrześcianizmu , bo kiedyś go z pewnością pfZTJBi. 
wejdą dopiero w grono postępowych narodowości, oeknf 
się z długowiecznego snu, poruszą ze skostnienia dachowego; 
zostaną przecież zawsze Chińczykami: przyjmą nowe ids^* 
ale je sformują po swojemu. 

Twarzy Chińczyka nie będę opisywać, jest ona o aas 
z licznych rysunków dostatecznie znaną. Nadmienić jednak 
należy, że fizyonomia chińska bliższą jest typn eoropejskiifc, 
niż mongolska, a kształty jej są dość piękne. Wzrost Biją 
w ogóle średni. Cera źółtowata i rumiana, jaśniejna cd 
mongolskiej, a trafiają się, szczególnie w młodych lata^ 
zupełnie biali. Ospa wiele twarzy oszpeca w Chinadir nis 
znają tu bowiem sposobów jej szczepienia. Podróim z^e- 
wniają, że na południu swojego kraju Chińczycy znają 
szczepienie ospy — lecz z opowiadania samych Chińeiyków 
zdaje się nam, że to podanie podróżnych jest mylne. 

Włosy mają czarne, zęby brzydkie, ręce małe i piękse 



243 

moda noezema dlagich paznokci z Gbin pneazla do Europy; 
nog^ małe, a kobiet zdeformowane. Chińczycy majmaczyńscy, 
nie z Pekinu, lecz z prowincyi Sajsin pochodzą. Prócz nich 
mieszkają ta Mongoły, zajęci furmaństwem i niższą posługą 
w domach kapców. 

Z malyin wyjątkiem, prawie wszyscy tutejsi Mongołowie 
są ladzie dobrego wzrostu, szerocy w plecach, krępej i mo* 
cnej organizacyi. Piersi mają wysokie, twarze wielkie, 
óniade. W fizyonomii ich mniej bywa dobroduszności , niż 
w buriackiej, za to jest więcej dzikiej energii i męskości. 
Chińczycy Mongołami, jako narodem grubym i niecywilizo- 
wanym, pogardzają; mieszkając jednak w ich ziemi, starają 
się iyó z nimi w zgodzie. Po mongolsku rzadko który 
z nich mówi, a prędzej 'Mongoł uczy się po chińsku, niż 
i Chińczyk po mongolsku. 

W tłumie gapią<^ch się, jak i wałęsających się po ulicach 
uderza podróżnego brak kobiet. Nigdzie ani Mongołki, ani 
> Chinki nie dopatrzy; czasem tylko Moskiewka, żona kupca 
lub urzędnika, wiedziona ciekawością, pokaże się tutaj na 
krótko i znowuż znika. Rząd surowo zabrania Chinkom 
osiedlać się w Majmaczynie; zasadą zaś tego zakazu jest 
; dbałość o czystość rasy. Dla nas Europejczyków dziwnem 
gię taki zakaz wydać musi; w Chinach nikogo on nie dziwi, 
bo zgadza się zupełnie z duchem tego odosobnienia, jak 
i 'z głębokiem przekonaniem o wyższości ich narodu nad 
wszystkie narody świata. W mieście, w którem codzień Mo- 
skale bywają, łatwo mogłoby nastąpić zmieszanie się ich 
krwi z obcą, a czystość i doskonałość rasy mogłaby przez 
to ucierpieć. W U rdze, stolicy Mongolii, o 300 wiorst 
od Mąjmaczynu położonej , jeden cyrkuł oddany jest chińskim 
knpcom, lecz i tam kobiet z sobą nie biorą, obawiają się 
bowiem stosunków ich z pogardzanymi Mongołami. Wszyscy 
^cc Chińczycy, którzy opuszczają ojczyznę, udając się do 
Mongolii lub na granicę syberyjską, żony swoje pozostawiają 
w^ kraju, a sami po lat kilka, a nawet kilknaście bez kobiet 
tntąj przebywają. Ile na tern cierpi moralność i zdrowie 
pabUczne? łatwo się domyślić, a grzech Sodomy powtarza 
Bię to prawie publicznie. 

16* 



244 



Od grupy aktorów, id%o ciągle iąz samą ulic%y 
jej końca, przewodnik mój zboczył na lewo i pns 
obszerne wrota wprowadził innie na niewielki, dniemi pif- 
tami cioBOwemi brukowany plac Z jednej jego Atrony 
wznoszą się małe domki, w których przebywa straż poHcjjn 
i pograniczna, oraz znajduje się więzienie; na^ placu aai po- 
rzucone są msie moździerze i kule. Za temi badynkaw 
wgłębi wrót widać obszerny dziedziniec i dom mieszkitay 
z kancelaryą Dzerguczeja. Chciałem zwiedsić jego nie- 
azkanie, lecz Mongołowie mnie nie puścili, robiąc giii e uMe 
uwagę, iż tam nie wolno jest wchodzić obcemu. Z dn^ 
południowej strony placu, za niewysokim marem, wnosi 
się mniejsza świątynia Majmaczynu. Budowa jej bardzo po- 
spolita, ściany nizkie, drewniane, "zewnątrz i wewnątrz jsk 
pudełko oblepione i ozdobione. Przez cały czaa świąt Bia- 
łego miesiąca*), chodząc prawie codzień do Majmadyns, 
zawsze znalazłem tę świątynię zamkniętą ; zwiedsać ji!J et- 
dzoziemcom nie pozwalają. Bóstwo, na cześó kt^ego j| 
wzniesiono , wyobraża kobietę z mnóstwem rąk. Nie mogłem 
się dowiedzieć, jak go nazywają; domyślam się jednak, ii 
to mnóstwo rąk musi być symbolem szczodrości i obfitości 
Jeden z moich znajomych (zabity w pojedynka NieUodśw), 
wysłany do Pekinu z missyą dyplomatyczną, kupit tam bał- 
wana mosiężnego , wyobrażającego bóstwo płci ieńakic}, ma- 
jące cztery twarze, jak Światowid, i wiele rąk, które pod- 
niósłszy w górę, obejmuje niemi drugie bóstwo pici męskie) 
z tyluż twarzami i rękami. Obydwa te bóstwa prsedstawioae 
są w chwili używania cielesnej roskoszy. Tak potwonie 
wyobrażane bóstwa są pospolite w mitologiach asymtyckkk 
ludów. Wirapatryn, który się urodził z potu indyjskiego 
Szywena, miał tysiąc głów i dwa tysiące rąk. 

Przeu tą świątynią, o której pisaliśmy, wznoszą się d«t 
wysokie, czerwone z pozłacanemi gałkami słupy, a na aick 
żółte chorągwie Bohdohana powiews^ą. Przy słnpeck os 



•) Świfto BUł«go mlMifca esjll Nowy r»k, i 
•Mm tfwittem. Prses eałj Jago esu bawłf aiff wesoło. BęAj 
piacs^ paAstwa schowana; w miastach, a nawet w odludnych wiolach hnat 
muzyka » Ja^ni^e illumłnacya i dą)ą pnedstawlenia w teatts*. 



246 

podstawach stoją dwa drewniane, zielonym pokostem pocią- 
gnięte lwy z czerwonemi oczami i rozwartemi paszczami. Zk 
nimi nakoniec, równoodległe od świątyni, wznoszą się budynki 
teatru miejskiego, a dalej po za teatrem główna świątynia 
Majmaczynn. 

2^nim opiszemy teatr i drogą świątynię , wspomnieć nam 
naleiy, źe w areszcie, do którego pozwolono mi wejść, nie 
zastałem ani jednego aresztanta. Izba aresztantów jest nizka 
i ciemna; na tapczanie w niej spoczywało kilka policyantów 
i strażników. Poproszeni przez mego przewodnika, pokazywali 
mi narzędzia kary i opisywali sposób ich użycia. Kajdany, 
któremi kigą ręce i nogi oddanych pod sąd winowajców, są 
to małe, lekkie i zgrabnie robione łańcuszki — na ścianie 
wisiało ich kilkanaście par. Bicze, służące poiicyantom cho- 
dzącym po mieście jako monitory dla publiczności, plecione 
są ze skóry; długość mają znaczną i przywiązane są do bi- 
czyska czerwono i czarno malowanego. Wielkie i mniejsze 
kije bambusowe, w znacznej liczbie w kącie porzucone, uży- 
wane są do chłosty i służą jako broń dla policyantów. 
Bambusami, zacząwszy od szyi, biją po całem ciele, a na- 
wet po piętach. Winowajcę rozkładają na ziemi, oprawca 
następuje nogą jeden koniec bambusa, a drugi jego koniec 
puszcza na ciało delinkwenta. Od cielesnej kary nikt w Chi- 
nach nie jest uwolniony. Urzędnikom służy prawo chłostania 
kapców i gminu, ale i sami mogą być ochłostani. Po po- 
liczkach biją podwładnych, również często jak w Rossyi. 
Do tego rodzaju egzekucyi służy osobne narzędzie rzemienne, 
podobne do naszych placek na muchy. Jedną z najdotkliw- 
szych kar, jest zamknięcie głowy w dyby. Dyby są to kwa- 
dratowe kłody drzewa; bok kwadratu długi jest przynajmniej 
na arszyn ; grubość kłody wynosi ćwierć łokcia — w środku 
jest otwór, w którym się szyja zmieścić może. Kfoda ta 
otwiera się, a gdy już umieszczą w niej głowę winnego, za- 
myka się bardzo szczelnie i pieczętiąją. Gniecie mocno ra- 
miona i kark, przyczem więzień nie może ręką dostać do 
ust, nie może się też położyć i bez cudzej pomocy w żaden 
sposób obejść się nie potrafii. Dyby są rzeczywistą torturą. 
Delinkwent musi w nich, stosownie do wyroku, siedzieć 



246 

w więzienia osnaozoii% liczbę miesięcy lab lat. Bogatn li- 
dzie y skazani na dyby , za wsonięciem w rękę opłaty uigdu- 
kowi , mog% być uwolnieni od więzienia i karę dybów maaą 
w swoich domach. Toporów, któremi chińscy kaci tak biegle 
i zręcznie głowy ścinają, i noźów do krajania ludai w kamtt, 
nie widziałem w Mąjmaczynie. W Uidze więńenie nic jeit 
puste, jak w Majmaozynie. Jeden z moich piY^eiót, kftóiy 
zwiedzał urgińskie więzienie i opisywał mi jego sfcęcliie i ^ 
szące powietrze , oraz niegodziwe obchodzenie się z wjęmiwd, 
znalazł w niem, w miejscu ciasnem i zamykaj%oeiii af 
z wierzchu, jak skrzynia, człowieka, przykut^po aa sz^ ^ 
podłogi. Łańcuch wp^ się mu w ciało, tak, źe biedny tca 
człowiek nie mógł poruszyć się bez największego bola i a* 
draśnięcia ran i mięsa, łańcuch krwawi%cego. Obie rfBt 
miał skute jednym łańcuszkiem — iw takiej pocycyi, m 
mogąc się w żadną stronę poruszyć, nieszczęśliwy jni rsk 
przeleżał. Towarzysz jego w innej skrzyni w podobny tpo- 
sób był przykuty. Obaj skazani byli na icięcie. EgaekacTZ 
miała się odbyć w pierwszem za murem chióskim mieiae, 
ale władza została zawiadomiona, iż w drodze rosiwjiicy 
chcą ich odbić i dla tego wstrzymała ich egaekacK 
i w Urdze do dalszego rozporządzenia zatrzynoata delinkwea- 
tów w skrzynkach. 

Rozum chiński silił się na wynalazki mordaj%ce i doka- 
czające człowiekowi. Powszechna opinia uważa kary w toi 
państwie za najokrutniejsze, najmniej ludzkie, a opinię tę 
w zupełności potwierdzają okropne odkrycia Anglików w wię- 
zieniach Kantonu. Czytając te szczegóły, wstręt obndsa- 
jące, powątpiewamy o zacności ludzkiej natury i ocsymy oc 
cenić dobrodziejstwa cywilizacyi. Zarzuty, jałde a tego po* 
wodu robimy Chińczykom, mogą oni niestety odeprzeć arfs- 
mentami, że i u nas było coś podobnego. Egzekacye w £a- 
ropie , tortury inkwizycyi świętej , targające kałdą ccęać ddb 
ludzkiego; owe gotowania w gorącej wodzie winow^om; 
owe wbijania na pal, łamania kołem, obrzynanie uszów, ląk, 
nosów; ucinanie nóg, głodzenie, wrzucanie w mokre i zgafle 
ciemnice ~ dowodzą, iż serce człowieka wszędzie, w kaii4pB 
klimacie i pod różnemi systemami rządowymi, nie zaleca •$ 



247 

łagodnością i miłosierdziem; dowodzą wreszcie, iż chrze^ 
ściańaka Europa nie mniej była i jost dotąd okrutną, jak 
i Azya. Wielki rozum państw starożytnych, ani też gorąca 
wiara i nauka, pełna najszczytniejszej miłości chrześciańskiej, 
nie złagodziła okrucieństwa luir i egzekucyi. Podniesienie 
tylko godności przez nadanie udziału człowiekowi w spra- 
wach państwa, wolność tylko polityczna i społeczna, łago- 
dziła zawsze wrodzone okrucieństwo człowieka , uszlachetniała 
Jego prawa i pozbawiała ludzi widoków obrzydliwego mordo- 
wania i pastwienia się nad winowajcami. Przykłady takich 
wpływów rozumnej chrześciańskiej wolności są rzadkie w hi- 
stoiyi. Okrucieństwa rewolucyi francuskiej w niczem nie 
zmniejszają prawdy naszej uwag^. Wolność bowiem w rewo- 
lucyi francuzkiej nie była chrześciańską , nie była zupełną, 
s nawet nie było jej wcale w owych czasach walki i namię- 
tności. Dla wydobycia siły wprowadzono niewolę, strach — 
« na końcu dopiero tych wszystkich walk zabłysnąć miała 
rozumna i słuszna wolność. Dopóki więc takiej wolności 
nie będzie na świecie, dopóty nie będzie rzeczywiście ludz- 
kich kar dla winowajców. Chiny nie są wcale skłonne do 
wolności; niewola sU^a się drugą ich naturą; należy się je- 
dnak spodziewać, iż szerzący się coraz bardziej chrześcianizm 
w Państwie Niebieskiem, zasieje w niem ziarna wolności, 
a te wytępią okrucieństwo w sercach i prawach. 

Dżerguczej jest urzędnikiem policyjnym, administra- 
cyjnym i sądowym — naznaczany i zmieniany co trzy lata 
przez ministeryum spraw wewnętrznych w Pekinie. Wszyst- 
kie sprawy międzynarodowe przechodzą przez jego ręce, po- 
dobnie jak w Kiacl^cie przez ręce komisarza pogranicznego. 
On depesze rządu moskiewskiego, kuryerów, posłów i missyę 
duchowną rosyjską wyprawia dalej w głąb kraju do Am- 
bani Bejsa w Urdze; a ten albo już sam sprawę załatwia, 
albo ją oddaje pod decyzyę najwyższej rady w Pekinie 
(Nuyko), złożonej z czterech ministrów, których znowu obo- 
wiązkiem jest, przedstawić sprawę samemu Bohdohanowi. 
Dżerguczej nie pobiera ze skarbu państwa żadnej pensyi, 
«trzymige się zaś z procentów, pobieranych od towarów 
wprowadzanych do Chin. Dochód musi mieć znaczny, bo 



248 

kupey 8% aapełnie od nie^ jsaleini i przes ofiai^ oras kiWij 
nauwają przeszkody , jakie im w handlu b tytułu swej wbdiy 
robić może. 

Gdy w czasie świąt lub urocsystych wizyt, Dierpriaej 
wyjeżdża ze swojego domu , nios% przed nim chorągwie, łś- 
cuchy, baty do rozpędzania tłumów i inne luurzędm kny, 
będące symbolem władzy urzędnika; muzyka piocąf, 
a okrzyki ludu towarzyszą jego pochodowi. Do nosKua 
chorągwi, batów i łańcuchów używani są policyanci i akto> 
rowie, jako ludzie należący do najniższej i do najbodiiej 
pogardzanej klasy ladnosci. 

Byłem świadkiem wizyt , oddawanych przez teraini^aefo 
Dżerguczeja urzędnikom moskiewskim w Kiachcie i w IMckL 
Dżerguczej jechał w małym, chińskiej stroktury powoac^ 
Na dwóch ogromnych, ciężkich i doskonale okutych ki^K^ 
spoczywa podługowate, nizkie padło, do akrsynki podota, 
wewnątrz obite materyą jedwabną, błękitną, a zewB|tn 
obite granatowem suknem; do sukna poprzyszywano kwiitj 
oraz kółka, i tem podobne ozdoby z manazestra wykroyQa& 
Powóz taki jest bardzo niewygodny; jedna tylko, najwiteą 
dwie osoby, zmieścić się w nim może, i to leżąc, albo też 
siedząc na nogach, po turecku. Na poduszkach z caerwo- 
nego sukna siedział w tem pudle Dżerguczej, który odchy- 
liwszy jedwabną firankę, bacznie przypatrywał się budynkoB 
i ludności miasta. Teraźniejszy Dżerguoaej (1858) jest csb- 
wiek juź nie młody: wąs szpakowaty zdobi przyjemnydi 
i kształtnych rysów oblicze; cerę ma białą, ramianą, a wf- 
raz twarzy poczciwy i spokojny. Suknię miał na aobie po- 
pielato -fioletową, kurmę sobolową, a czapkę ratliłti 
z gałką i kutasem na wierzchu. Do powozu zapnęioeo 
jednego konia; woźnica, idący przy nim pieszo, prow»ii3 
go za uzdę. Za powozem jechało konno kilkunastu dam- 
skich urzędników i kupców, świątecznie przybranych, i ho- 
norowy oddział moskiewskich kozaków. Przed powozem aso 
jechał oficer mongolski konno z dobytym pałaszem , a obsk 
niego drugi Mongoł, wiozący ogromny czerwony psrvoL 
Takiż sam parasol dźwigał Chińczyk; obok niego azedt 
człowiek z wielką, zieloną, ze złotemi plamami tablką, do 



249 

której przybito czerwoną, z jakimś napisem tabliczkę. Na 
przodzie rozdzieliwszy taę na dwa długie szeregi, po oby- 
dwóch bokach drogi szli ladzie niosący czerwone tablice 
z napisami (w każdym rzędzie po dwóch), długie zielone 
kije, kilka jedwabnych sztandarów i chorągwie; dwóch poli- 
cyantów w wysokich, czerwonych kapelnszach, niosło kaj- 
danki, a dwóch w czarnych kapeluszach bicze. Na samym 
sań przodzie orszaku znajdowali się muzykanci i dwaj z cho- 
rągiewkami ladzie, wołający naprzemiany przeciągłym 
i ochrzypłym głosem. Cały orszak zamykał oddział mon- 
golskiej konnicy, uszykowany w dwa długie rzędy. Mongo- 
łowie ci ubrani w brudne kożuchy i w czarne kamlotowe 
karmy chińskie, na wygolone głowy powkładali na bakier 
z wielką fantazyą zwieszone, fatrzane, z wstążkami czapki; 
na plecach niósł każdy kołczan obity blachą i napełniony 
strzałami, a na lewem ręku wielki łuk. Twarze ich nie- 
amyte i dzikie, starcżyte uzbrojenie, żywo mi przedstawiło 
tych Mongołów, co świat wojowali, a rżnęli rodaków moich 
w Sandomierzu, w Krakowie i w Wrocławiu. Dżerguczej 
zrobił wizytę komisarzowi, gradonaczalnikowi, dyrektorowi 
komory i prokuratorowi. Gdy powóz zajechał przed dom, je- 
den z młodszych rosyjskich urzędników wysadzał go z po- 
wozu i pod rękę prowadził do mieszkania, gdzie czas ucho- 
dził na rozmowie, częstowaniu i ofiarowaniu wzajemnych 
podarunków. 

Urzędnicy moskiewscy robiąc wizyty Dżerguczejowi , sta- 
rają się także, o ile możności, otoczyć się wschodnią pompą. 
Posiadają oni kapitały przez rząd przeznaczone na fetowanie 
'W pewne dni roku i podarunki dla urzędników chińskich. 
Zwyczaj robienia podarunków tak jest w Chinach rozpo- 
'wszechniony , iż zacząwszy od Bohdohana aż do najmniej- 
szego czynownika, wszyscy je biorą i nawzajem dają. Zwy- 
czaj ten zgubny dla moralności urzędników, wiele przyczynia 
się do rozszerzenia sprzedajności. 

Admirał hrabia Putiatin w czasie wojny Chin z Angli- 
kami i Francuzami, chcąc przez Kiachtę dostać się do Pe- 
kinu, proponował Bohdohanowi rossyjskich inżynierów do 
ufortyfikowania Pekinu i kilku portowych miast. Bohdohan 



260 

nie przyjął propoiycyi; podarunki więc snacniej vuUMci. 
które przeinaczono dla bohdohana i minittrów chińakkk 
admirał zabrał z sobą na Ocean Wielki, gdzie był poiontt 
bezczynnym obserwatorem wojennych działań spizymierteBr 
ców, a w Tian-tzinie dnia 18. czerwca 1858 r. upnedat 
sprzymierzonych i zawarł z Chinami traktat bardzo kony^J 
dla RosyL 

Do zawarcia traktatu i pierwszeństwa, jakie dla Moskij 
sachowano, przyczyniły się nie mato i podannkL Mifdc 
nimi znajdował się pubar z orłem białym i x ntpas 
ńwiadczącym, że należał do króla polskiego Stani^wftAi- 
gosta. Po zawarciu traktatu, jeszcze tegoż samego rab, 
rz%d carski posłał znowu bohdohanowi bogate podwub- 
Powieżli je do Pekinu wraz z ratyfikowanym ąjgnóibi 
traktatem (zawartym 16. maja 1858), dwaj pp.: Nieklodtfr 
i Chitrowo. Podarunki, grzeczność i inne sposoby tik 
w przyjmowaniu , jak i w obejidu się z Chińczykami} Im^ 
dzo przyczyniają się do utwierdzenia przyjaznych aUisaśat 
i do tej względności jak i ustępstw, jakie robi państwo- 
bieskie Rossyi. 

I urzędnicy chińscy wyprawiają fety dla rosyjskich. DiS" 
guczej prawie co rok podczas świąt Białego miesiąca ^ 
w Majmaczynie obiad, na który zaprasza urzędników z TroŃ^ 
Przy obiedzie wznoszą toasty za zdrowie cessRÓw: cui* 
skiego i rosyjskiego, za pomyślność i wieczną przYJanoby* 
dwóch państw. W roku 1853 Ambani Bejae mongolikii ^ 
jeżdżając granice, przybył do Mąjmaczynu. Ówczesny P*" 
donaczalnik kiachtiński Rehbinder, jako niższej rangi o4 
namiestnika mongolskiego, pośpieszył do Mąjmafii;* 
z powitaniem. Orszak jego składał się z wieka 'iirKdjukB^* 
galowo ubranych, stu kozaków i z orkiestry, która p^ 
całą drogę przygrywała. Po zwykłym ceremoniale powitia* 
Ambani Bejse pytał się o zdrowie jego, o zdrowie jeno*' 
gubernatora Wschodniej Syberyi i zdrowie cara, a nai^P"* 
częstował swego gościa herbatą, cukierkami i konSisaf- 
Gradonaczałnik chciał z nim zawiązać rozmowę treśd ^ 
tycznej, ale Ambani Bejse umiał dyplomatycznemi, nk ^ 
znaczącemi odpowiedziami pominąć ją i przeszedł do ^ 



251 

mowy innej treńoi. W trzy dni potem, w lektyce wiedonej 
pnez tny konie, otocsony trzystu jeźdźcami, Ambani Bejze 
rewizytował gradonaczalnika w Troicku, bawił n niego tny 
godziny i uczęstowany odjechał. Ubrany był bardzo skro- 
mnie; rysy miał chińskie, matka jego bowiem była Chinką, 
a ojciec był Mongołem i ambani bejsem w Urdze. Godność 
jego jest dożywotnią i jest on nie tylko namiestnikiem, ale 
i księciem Wschodniej Mongolii. Przy jego bokn znajdnje 
się niedostępny prawie Ambani, jego pomocnik. Pomocnicy 
namiestnika często s% zmieniani i zwykle, jak i większość 
urzędników chińskich, są pochodzenia mandżurskiego. Bez 
swojego pomocnika namiestnik nic nie może zrobić. Rozkazy 
wychodzą z podpisem obydwóch; ponieważ zaś na urząd 
ambaniego posyłają zwykle człowieka mającego zaufanie 
u dwora, więc też sekretnie polecają mu, ażeby szpiegował 
ambani bejsa i czuwał, żeby nie dążył do niepodległości 
swojego kraju. 

Gońce moskiewscy z depeszami do rządu bohdohana, od- 
dają takowe w Urdze. Goniec w podróży po Mongolii płaci 
za wszystko srebrem lub materyami, w Urdze zaś znaczniej- 
szym urzędnikom , a nawet namiestnikowi dać musi poda- 
runki. Traktat tiantziński dozwolił gońcom i posłom mo- 
skiewskim jeździć do samego Pekinu; zaprowadził on stalą 
i regularną pocztę pomiędzy Pekinem a Irkuckiem. Z dru- 
giej znów strony depesze i odezwy od Chińczyków odbiera 
w Kiachcie komisarz pograniczny i gradonaczalnik, odsyłając 
je do jenerał -gubernatora Wschodniej Syberyi. Dawniej 
gońcy chińscy jeździli do Irkucka, dzisiaj tylko do Troicka. 
Depesze chińskie pisane są po mandżarsku ; depesze zaś i ode- 
swy moskiewskiego rządu pisane są po moskiewsku i po 
mandżarsku. 

Mongolski język pomiędzy kozakami pogranicznymi nie 
jest żadną nowiną; mówią nim wszyscy, którzy z Mongołami 
zostają w stosunkach handlowych. Mandżurski język zna 
także nie jedna osoba na pograniczu — tłumaczy więc nie 
brak Moskalom. Chiński język, którego w stosunkach' mię- 
dzynarodowych z Moskwą rząd bohdohana nie używa, po- 
trsebny jest szczególniej dla kupców. Szkoła chińskiego 



jęsykMk w Kiachcie nikogo, jak to jnź powiedziaieiii, p* 
chińska nie nauczyła; lecz za to wszyscy c^onkowie sńsji 
powracający z Pekina, mówi% dobRC po duńsko i T<us8^ 
nsają w Rossyi wiadomości o tym ze wszech miar ciekiwja 
narodzie. 

Początek roBsyjskiej dnchown^ missyi w Pekinie b^ ss- 
iiępujący. Po poddaniu sif Ałbazina w XVTL wiekn, \3kar 
dziesiąt moskiewskich rodzin przyjęło poddaństwo dusdia 
Odprowadzono je do Pekinu, gdzie przyjąwazy ubiór i olif- 
cząje chińskie, wiary chrześciańskiej nie pcHrzneilL Sl^gi 
czas byli oni bez księży i pomocy duchownej; kopey wę^ 
moskiewscy, którzy corocznie posyłali karawany z towsruń 
do Pekinu , starali się u rządu chińskiego o pocwolenie |o- 
sytania im księży greckich. Niejaki Grzegorz OskolkoVf 
knpiec z Jareńska, człowiek czynny i przedsiębierczy, znu- 
dziwszy kilkakrotnie ze swoją karawaną Chiny, wyjedosl 
u cesarza E chan si, człowieka bardzo uczonego, a wydw i r 
nego przez Jezuitów (zmarł 1722 r.), pozwolenie wysjiua 
duchownej missyi do Pekinu. Oskc^kow wracając doSybe^p. 
umarł w Chinach 1713 r.> a roku 1715 wysianą joi aośtah 
pierwsza missya do Pekinu, złożona z 9 osób , pod pnews- 
dnictwem Ilariona Leżajskiego. 

Missya dobrze była przyjętą. Bohdohaa wszystkie jq 
członkom naznaczył pensye i nadał czyny. Łesąjaki lasrf 
1718 r. O śmierci jego Moskale natychmiast zostali tmt- 
domieni przez władze chińskie, z uwagą, iż dozwolą idragMJ 
missyi przybyć do Pekinu. Piotr Wielki mianował nacsefań- 
kiem drugiej missyi Ino cent ego Kulczyckiegro, profe- 
sora filozofii w słowiańsko • grecko - łacińskiej *w*iŁ»M 
w Moskwie, wyświęconego na biskupa (archireja) Pereyasli^ 
skiego w r. 1721. Kulczyckiego Chińczycy nie chcieli pMĆ 
do Pekinu, wydał się im bowiem niebezpiecznym pobft 
w stolicy osoby, wysoką godność biskupią piastującej. Ks^ 
czycki kilka lat napróżno oczekiwał na pozwolenie chińskie; 
aż wreszcie Moskwa ulegając uporowi Chin, postała w 139 
roku do Pekina archimandrytę "Antoniego Pł at kol- 
ski eg o. Kulczycki mianowany irkuckim biskupem, mssit 
w klasztorze Wożniesieńskim pod Irkuckiem, a w kilkadDe- 



253 

eiąt lat po śmierd policaony został w poczet świętych 
grecko -rossjjskiego kościoła. Dzisiaj jest on patronem Sj- 
beryi, a do grobn jego z odległych stron pielgrzymigą. 
[Nazwisko Inocentego wskaznje na niewątpliwe pochodzenie 
jego rodziny z prowincyi Wschodniej Polski, gdzie dot%d 
Kulczyccy greckiego i łacińskiego wyznania się znajdują. 

Następcy Antoniego Płatkowskiego noszą po większej 
części naz^dska polskie; wszyscy bowiem znakomitsi i uczeńsi 
popi w Rossyi XVII. i XYIIL wieku pochodzili z Polski, 
albo się w szkołach polskich uczyli. Pod wpływem polskiej 
cywilizacyi wyrabiało się duchowieństwo prawo^wne a£ do 
naszego upadku. Po Piątkowskim naczelnikami missyjnego 
klasztoru w Pekinie byli: II arion Trusow, zmarły w Pe- 
kinie; Gerwazy Lincewski, poprzednio był przełożonym 
Blichegłowskiego monastyru w Kijowie, zkąd w towarzystwie 
[eromonacha monastyru Zofii w K\jowie, Joiła Wróblew- 
skiego, Teodozego Smorzewskiego i Aleksego 
Smolnickiego, pojechał w r. 1743 do Pekinu. Missya ta 
praebywała tam do 1765 r. Po powrocie do Rossyi, Łin- 
sewski wyświęcony został na biskupa Perejasławskiego. 
Tegoż samego roku udał się do Pekinu na czele missyi 
ircbimandryt Ambroży Jumatów; członkami zaś jej byli: 
ieromonachowie Sylwester i Sofroniusz, jerodyakon 
Sergiusz i Stefan Zimin, Eliasz Iwanow i Aleksy 
[> ani łów. Missya ta przebywała w Pekinie lat 17, a z po- 
wodu sporów dyplomatycznych z Rosyą, została przyareszto- 
9vana; członkowie jej powymierali w Pekinie, prócz Sylwe- 
(tra, który powrócił. W r. 1771 wyjechała nowa missya pod 
rwierzchnią władzą archimandryta Mikołaja. 

PiBsez dość długi czas każda missya zmieniała się co dzie- 
ięć lat, teraz zmienia się co lat pięć. Prócz popów, rząd 
Mtraki posyła przy missyi przebranych za księży uczonydi, 
wojskowych i politycznych ajentów, którzy opisi^ą kraj, 
rwyczaje, historyę jego, drogi i pozycye strategiczne, oraz 
snoby państwa, a prócz tego robią w Chinach propagandę 
Ua Moskwy. W Kiachcie misyonarze zrzucają europejsld 
ibiór, golą głowy i ubierają się po chińsku, a to dla tego, 
e z powodu ubioru cudzoziemskiego mogliby być znieważeni 



254 

w Pekiiiie, gdsie Ind nie dowierza obcym, a pnytem jeit 
niezmiernie ciekawy. Chińczycy każdego cadzozieiDca ofjf- 
dąj% od 0tóp do głów, dotykaj% się jego ubiom orai dik 
i wBzyntko fnotnją Bobie troskliwie w pamięci. Nie raiołfiif 
więc mizsyonarze w Pekinie chwili spokojnej i we wianen 
ubraniu bezpiecznie by przez ulicę przejść nie mogli. 

Z Eiachty ai do muru chińskiego jad% miasyonarse po- 
wozami, które tam zostawiają, a dalszą podróż odbywi|i%i* 
wielbłądach. Wracająca missya zabiera powosy przy 
które do tego czasu wbidza chińska przecbowiąje. Do i 
Pekinu missjri towarzyszy oddział kozaków. 

Po powrocie do Bosyi, misyonane długo nie mogą a^ 
pnyzwyczaić do europejskich ubiorów i pokarmów. Wida 
z nich zamiłowanie chińskich obyczajów zachowają pncz 
całe życie. 

Missya składa się z 10 osób; dyplomatycznego znacaeaii 
nie ma i dla tego przed oblicze bohdohana nie jest dopa- 
szczaną. Nie ma też charakteru prozelityczn^o, bo atny- 
mując wiarę pomiędzy wyznawcami greckimi, moskiewskiBgo 
pochodzenia, nie trudni się nawracaniem i g^oeseniem siowa 
Bożego pomiędzy poganami — jest to raczej misaya propar 
gandy politycznej, która z dniem każdym wsraai^ąey 
w Głdnach wpł^w Rossyi utwierdza i przygotowiąje grant do 
nowego zaboru. Korzyści więc odnosi carat z tej wmgi 
ogromne. Dostarczyła ona Rosyi znakomitych orientali^hów, 
zaznajomiła Moskali z historyą, zwyczajami, literaturą i «- 
łami Cłiin — porobiła liczne i ważne stosunki w stolicy, 
które pozwoliły jednemu z rosyjskich postów, Ignatiewowi^ 
wywołać ostatnią wojnę Chin z Francy ą i Ang^lią, nanacie 
się potem na pośrednika pomiędzy walczące strony i w aa- 
grodę pośrednictwa pozyskać dla Bosyi ważne -pnjmik^ 
i zrzeczenie się ziem: Amuru, Ussury i Dżongoryi, na mes 
tejże Rosyi. Dzisiaj Rosya potrzebige tylko rękę wyeiągBąć, 
a Pekin będzie w jej ręku. 

Mówiliśmy już o teatrze na ulicy, wypada nam teraz po- 
wiedzieć o teatrze miejskim, stojącym na placyku, pomiędąy 
dwoma świątyniami. Budynek jego, kształtn nieobaaca^ 
budy, wymalowany i zewsząd upstrzony ~ otwarty jest od 



256 

frontu. Scena wzniesiona kilka stóp nad powierzchnią 
placn, z powoda wielkiego zimna wysłaną była wojłokami. 
Przy jednej jej ścianie palą się węgle w fejerce, nad nią 
muzykanci i aktorowie grzeją sobie ręce lub też piją herbatę, 
do której woda na węglach ciągle się także na scenie gotuje. 
Ani jednak węgle, ani herbata nie może ich dostatecznie 
ogrzać, bo od południa do ciemnej nocy grają codzień na 
zimnie, dochodzącem do 20 stopni R. Usta im sinieją, ciało 
przechodzą mroźne dreszcze, a tu trzeba przynajmniej z pół 
godziny, stojąc nieruchomie, śpiewać lub też wypalić sążni- 
sty monolog przed gapiącą się publicznością. Zasłony, kulis 
nie znają. Ściany teatru ladajako pomalowane, zastępują 
nasze dekoracye; w kącie sceny wisi czerwona firanka, za- 
krywająca aktorów, gotujących się do wystąpienia na scenę. 
Zresztą obok tylnej ściany na scenie stoi duży stół i kilka 
krzesz, a na nich siedzi szereg muzykantów, nieustannie 
skrzypiących, bębniących i grających na rozmaitych instru- 
mentach. 

Były tu też same instrumenta, które widzieliśmy na ulic^, 
to jest deska, w którą pałeczkami stukano, bębenek, tale- 
rzyki mosiężne , rożki i skrzypce o trzech strunach. Na 
skrzypcach grał woskowej bladości, stary, pomarszczony, 
bez nosa i jak trup nieruchomy Chińczyk; ciągnął on smy- 
czek pomiędzy strunami i wydobywał z nich takim sposobem 
dźwięki podobne do skrzypienia nienasmarowych kół mougol- 
Bkiego Wózka. Drugi starzec, również chudy i blady, grat 
na lutni (czah); innych instrumentów, których Chińczycy 
posiadają bardzo mele, nie było na scenie majmaczyńskiej. 

Wielokrotnie już opisywano muzykę chińską. Wiadomo 
z tych opisów, że gama chińska składa się z 12 tonów, roz- 
dzielonych na 12 półtonów — jest to więc mazyka zupełnie 
odrębna i inna od europejskiej. Wdzięku, harmonii, nikt 
w niej nie dosłucha. Hałas, wrzawa, pisk, skrzypienie, 
"brzęk, huk i stukanie, ułożone w jakieś jednostajne zwrotki, 
Ictórych w żaden sposób spamiętać nie mogłem, nieustannie 
się odzywa i ciągle towarzyszy grze aktorów. Wystąpienie 
aktora na scenę, muzyka bębnem i brzękiem talerzyków 
ogłasza. Do głosów takiej muzyki dodajcie przeciągłe, 



256 

ochnypte i grabo piucząoe śpiewanie, a raczej deUamoYB- 
nie aktorów, lub też mieneone, jakby w takt wymamae 
■Iowa ich mowy ostrej, świazcz%cej i wcale nieprzyjenag 
dla ucha, a będziecie mieU wyobrażenie okropnego haka, 
jaki usłyszałem , wcisnąwszy się między pnblicznoóć, skupioBi 
i zbit% w kupę przed budą teatralną. 

Trafiłem właśnie na koniec sztuki. Na scenie atalo kilkih 
nastu aktorów w sukniach atłasowych, czerwonego, czancgo 
i ióttego koloru. Jeden z nich miał oczy biało zamalowue. 
Na przodzie sceny dwóch aktorów wygłaszało bardzo dlq|i 
dyalog. Jeden z nich przebrany był za starca , miał wifc 
białą brodę, spódnicę także białą i czarny kaflanik, i aa 
głowie kapelusz, podobny do kapeluszy tatrzańskich gónh, 
z długą kitą białego lnu. Drugi, młody cdowiek z can| 
brodą, miał na sobie żółtą, atłasową, wzorzysto wyhaftowiai 
suknię, a na głowie koronę ze złoconego papieru. Oaol? te 
rozmawiały ze sobą gniewliwym głosem, gestykulowalf, 
śmiały się, odwracały się, klękały, tyłem do siebie stawiał; — 
co wszystko dla obznajomionych ze sposobami i symbokai 
sceny chińskiej miało pewne czynności i wypadki, oznacsąiiee 
znaczenie. Ja jednak nic nie rozumiałem ich gry, a pne- 
wodnik mój żądanego tłumaczenia dać mi nie umiaŁ Wię- 
kszość publiczności, złożona z Mongołów, jak i ja, me 
rozumiała mowy aktorów, dawali bowiem przedstaYieuie 
w ojczystej, chińskiej mowie, mało upowszechnionej wMoa- 
goUi. Nic to jednak Mongołom nie przeszkadzało do weso- 
łości i śmiechu, jaki się im udzielał z twarzy Chińczyka 
pojmującego każdą myśl, ruch i umiejącego ocenić kaidj 
dowcipny frazes. W loży, naprzeciw budy teatralnej posta> 
wionej, siedział Boszko, to jest sekretarz Dżergraczeja, 9?a 
jego i nauczyciel syna. Te trzy najważniejsze pomiędzy wi- 
dzami osoby, starały się o minę bardzo poważną i dla teęo 
siedziały prawie nieruchomie ; publiczność także, pomino 
homerycznego śmiechu, napadającego na nią csaaami, bardv 
poważnie, a głównie przyzwoicie zachowała się. Nie jesi U> 
publiczność tak ruchliwa, zmienna, wrażliwa, jak europejska. 
Oblicze jej , jak oblicze każdego Azyaty, tem aię różni pae- 
dewszystkiem od europejskiego, iż żadnej gry nczsciow^ 



257 

lub myślowej, żadnych zmian w niem nie dostrzeżesz: wie- 
cznie bez rucha, zadumanie i ponury obraz zimnej kontem- 
placyi na niem się rysuje. ObUcze Europejczyka jest jak 
oblicze na portretach Tycyana, Rembrandta lub Rodidco- 
wskiego, ukoloryzowane, rumiane, żywe — a oblicze Azyaty 
niby biały, bez koloru życia, posąg snycerza. Wzruszenie, 
smutek, tęsknota, wesołość, zdaje się, jakby się wcale na 
zewnątrz nie okazywały: w gniewie, w złości, w bitwie 
i w miłości, oblicze Chińczyka zawsze jest to samo. Dyplo- 
mat i kupiec przy umawianiu się i targowaniu, ma taki sam 
wyraz twarzy, jak śpiewak na polu, lub kochanek przy swo- 
jej miłej. Niewola to nauczyła ich ukrywać wszystkie uczu- 
cia i starła z ich oblicza tę grę pełną zajęcia, te drgania 
myślą nerwów, te kolory i zmiany, jakie wykazują usposo- 
bienie człowieka wolnego. Niewola to włożyła na nich zimną 
i nieruchomą maskę, z której nawet badawcze oko nie zawsze 
rzecz jaką wyczyta.. Usposobienie ich duszy nie z twarzy, 
lecz z oczów poznawać trzeba — oko ich błyszczy jak i na- 
sze, chociaż blask jego jest mniej od naszego zmienny. 
I w oczach już pokazuje się wpływ wychowania history- 
cznego, w]^yw życia przez długie wieki niewolniczego. Nie 
potrafiła jednak niewola przemódz natury ludzkiej tak da- 
lece, ażeby oczom nadała ów zawsze jednostajny wyraz, 
zawsze jeden i ten sam blask. 

Następnego dnia byłem znowuż w teatrze majmaczyń- 
skim, 'lecz wziąłem ze sobą przewodnika znającego język 
chiński, i z jego objaśnień, jak i z pantomin aktorów, wy- 
rozumiałem treść granej komedyi. 

Pierwsza scena przedstawiała kobietę bogato ubraną, 
siedzącą przy oknie swego mieszkania i śpiewającą bardzo 
długo, bo przeszło pół godziny, pieśń tęskną, miłosną. 
Śpiew jej był mocny i krzykliwy; z niektórych dźwięków, 
z serca dobytych, zakłopotanej fizyonomii i rozpaczliwego 
trzęsienia rękami, domyśleć się można było, iż śpiew jej 
malował tęsknotę i boleść. Firanka czerwona, rozpięta na 
prętach i postawiona na stole , wyobrażać miała ścianę domu. 
Pod nią zbliżył się jadący konno rycerz, mąż śpiewającej 
kobiety. Jazdę wierzchową na scenie chińskiej oznacza za- 
OiŁŁii, Oplianie. III. 17 



dzieranie nóg do góry i trzaskanie biesem na scenie. Otei 
tak jadący rycerz zbliżył się pod okno i podsłuchał śpies. 
Z niego wyrozumiał tajemnice sercowe swej iony, bo poten 
ryknął okropnym głosem jakieś rozpaczliwe wyrazy. Kt gita 
jego kobieta za ścianą bez najmniejszej zmiany w fizyononi 
i postawie odpowiedziała piskliwą gadaniną. Dnei pneóitk- 
wiał kłótnię małżeńską, a stawał się coraz hałaśliwnja 
i kłótliwszym. Aż wreszcie firankę ze stołem wyniesiono » 
sceny i żona w orszaku zbrojnych wystąpiła w nastejBij 
scenie do walki z mężem -rycerrem, także siłą zfarejsą 
otoczonym. Rycerz ubranym był w czarną atłasową sikni^ 
twarz zaś całkowicie pokrył białą farbą; od nosa pnei eeolo 
wymalował czarną pręgę, nozdrza i koniec nosa takie czmo 
podmalował. 

Przez malowanie twarzy Chińczycy wyrażają morabe 
przymioty, usposobienie i charakter człowieka. Kaidy przj- 
miot lub wada innym kolorem na twarzy jest malowass; 
każda pręga i plamka jest obrazem wewnętrznego stuo 
duszy ludzkiej; żeby więc zrozumieć grę aktorów i pojfe 
sztukę, potrzeba koniecznie znać symbolikę teatralną; ba 
niej teatr chiński wyda się jakby kręcenie się bezmyfiayck 
marjonetek. 

Formy i instrukcya krępują bardzo aktora; nie ma ob 
swobody i możności rozwinięcia swojego talentn. Aktor 
chiński, pragnący grę swoją wydoskonalić, nic nie wyaaj- 
duje, nic z siebie nie wydobywa. Gdy się nauczy pewnyek 
ruchów, mrugań oczami, obznajmi się z symboliką i nanczjr 
się roli, a w grze nie odstępuje od przepisanych ma fonm 
jest już dobrym aktorem: talent jest dla niego rzeczą nie- 
potrzebną. Dla niego wszystko tu jest przewidziane i zi- 
przód postanowione; aktor wie, na jakiej desce powiaia 
stanąć, prawą czy też lewą nogą wprzódy ma stąpać, ile 
razy obrócić się powinien, ile razy przejść po scenie , i^ 
razy mrugnąć okiem. Podniesienie ręki, nogi, pomsass^ 
głowy, stojąc w jednem miejscu, oznacza także więcej skrnu- 
binowaną czynność, która w europejskich teatrach istot- 
czynnością, tu zaś znakiem jest przedstawioną. Kupa stoików 
i krzeseł na scenie oznacza wyniosłą górę. Gdy aktor wej- 



259 

dtie na stołek, widz wyobrazić sobie powinien podróżnego 
na ogromnie wysokiej górze. Chodzenie po scenie z kijami 
i zamierzanie się nimi w pewnej, stałej pozycyi, oznacza 
bitwę zażartą, w której się leją potoki krwi. Otóż i orszaki 
walczących niał&onków, najspokojniej przechodząc obok sie- 
bie z jednej strony sceny na drugą i grożąc sobie kijami, 
przedstawiły obraz morderczej walki. Nie wiem, kto w tej 
bitwie zwyciężył, bo nikt nie tryumfował, nikt nie 'był za- 
bity i powalony; zapewne walka była nierozstrzygnięta, bo 
już w następnej scenie widzimy małżonków stojących przed 
, sądem króla oraz jego dygnitarzy i oskarżających się wzaje- 
, mnie. Scena ta sądu, jak i wszystko, bez życia była ode- 
grana: małżonkowie się tylko poruszali na scenie, śpiewali 
i kłóciU się, a sędziowie milcząc jak posągi, słuchali ich. 
W końcu dopiero odezwał się król i pokój w stadle zapro- 
wadził, poczem wszyscy aktorowie w uroczystej processyi 
zeszli ze sceny. 

Z tego, cośmy powiedzieli, czytelnicy mogli wyrozumieć, 
że teatr chiński zupełnie jest różny od europejskiego. Chin- 
c«yk mniej dba o prawdę w przedstawieniu, a więcej 
o prawdę w słowie i treści. Podobny w tym względzie do 
starych Greków, u których także więcrj ważyła myśl, ten- 
deneya autora, niżeli gra i wystawa teatralna. Chińczycy 
mają także cos na kształt chórów greckich. Podczas długich 
monologów lub dyalogów, aktorowie ukryci za zasłoną 
w kącie sceny, pokazując tylko głowy, nie należące do gry, 
deklamują jak chóry greckie. 

Mają też Chińczycy, jak i Grecy, bardzo obszerną litera- 
turę dramatyczną, dotychczas mało jeszcze znaną, ale już 
i te utwory, które znamy, wskazują na wielkie jej bogactwo. 
Czytelnicy Biblioteki Warszawskiej przypomną sobie wyjątek 
z chińskiej komedyi, drukowany tam w polskim przekładzie 
przed kilkunastu laty , a w nim wyborną charakterystykę 
skąpca. Charakterystyki tak zupełne i dokładne nie są 
rzadkie w literaturze dramatycznej chińskiej; a gdy się 
Europa lepiej zapozna z językiem i życiem tego odwie- 
cznego i zamkniętego dotąd w sobie narodu, znajdzie tu 

17* 



260 

obfity kruszec myśli i obszerne pole do badania ijói u 
Wschodzie. 

Wielkie zimno, wzmagające się pod -wieczór, nie doim- 
lito mi doczekać się końca trajedyi , którą pnedsUiidaM: 
z nosem i uszami przemarzłemi , poszedłem do doran tuusp 
kupca chińskiego, gdzie ogrzewając się, dziwSem w^vtA 
tern zamiłowaniem widowisk, dla którego i trzaskający sira 
nie jest żadną przeszkodą. Lubią oni wszelkie widoviib. 
Kuglarzy, skoczków, jest bardzo dużo w Chinach; hćzbtflB 
teatrów stałych i wędrujących ma być tak wielką, ii vi 
tylko miasteczka, ale nawet i wsie posiadają swoje tinto»> 
Każde widowisko zbiera znaczną publicamość, takaotńo^ 
wówczas, kiedy się nic nie płaci, a w Chinach «icif<ftx 
teatra w święta Bia2ego miesiąca dają widowiska beKphtee- 
Jeżeli gawńedż nie rozumie myśli i słów, bawi ją wytworw 
i dziwactwo ubiorów; a przewracanie ócz, chód i ^l^k^ 
miczne, są zawsze przyczyną wesołości tłumu. 

Teatr chiński, jak i pojęcia moralne oraz przemyil, ^ 
wieków żadnego postępu nie zrobił; uważają go za ac^t 
doskonałości i nie przypuszczają, ażeby gdzieindsiąj aąfio 
być nie tylko coś lepszego, ale nawet coś równ^^ iek tea- 
trowi. I jestem przekonany, że gdyby zobaczyli eoiopejiki 
teatr, nie zrobiłby na nich najmniejszego wrażenia i vciie 
by się im nie podobał, bo muzyka europejska nieprseatYtt 
do ich serca. W Kiachcie wielokrotnie słyszeli orioefhft 
grającą utwory najznakomitszych mistrzów europejskicb, ko 
nie pojęli ich tonów, płynących wspaniałą melodyit P*^ 
harmonii i myśli. Gdy ich potem zapytali o zdanie, ^^ 
dzieli: « Nasza muzyka ładniejsza. » 

Chińczycy nigdy nic obcego nie pochwalą ; wszystko, co 
jest swojskie, krajowe, chińskie, to jest i dobre. Ob? 
zwyczaj, wynalazek, chociażby poznali jego dobrą strona ^ 
wywoła ich uznania. Dumni są ze swojej kultury i roia«»' 
a prawdę powiedziawszy, mają być z czego dumni, mi^ "^ 
czem szczycić. Wszak to większa część wieUdch wyntb^* 
których odkryciem w ostatnich wiekach Europa taę 06^^ 
Chińczycy już dawno posiadali. Wynaleźli oni prochi w^ 
magnesową, druk, rozmnażanie ryb sztuczne; maj) sw(^ 



261 

wynalasku kondoktory, oświetlenie gazem*); mają znakomite 
fabryki, najsławniejszą porcelanę i farby, herbatę i jedwa- 
bnictwo, oraz w kwitnącym stanie rolnictwo. Mają bogatą 
literaturę, dramata, powieści, poezyę, hiatoryę — i dział 
umiejętności nie leży odłogiem, a z obserwacyi astronomi- 
cznych Cluńczyków korzystali już nie mało nczeni w Europie; 
mają swoją własną architekturę, malarstwo i snycerstwo; 
mają gazety, kluby, fiakrów, lombardy, bilety wizytowe, 
stoły wingące, magnetyzm zwierzęcy, muzea autografów; 
mają kanały, pocztę, kolonie wojskowe, rząd centralizacyjny, 
policyę, wojska, okręty, więzienia, handel pieniądze papie- 
rowe i machiny rachunkowe, mają wszystko, co i Europa po- 
siada, prócz parowych maszyn i elektrycznych telegrafów, 
i dla czegóż nie mają być, powtarzam, dumni i zarozumiali? 
Mają obyczaje upolerowane, historyę starożytną, poczynającą 
się na 2275 lat przed Chrystusem ; cywilizacya zaś, wpływ 
ich rozszerza na połowę Azyi, a żadnym językiem tylu ludzi 
nie mówi na świecie, ile chińskim.**) Mają to wszystko, 
lecz nie mają chrześciaństwa i dla tego są niedołężni, słabi 
i brudni. Mają to wszystko, lecz nie mają idei postępu i nie 
są wolni — i dla tego stagnacya wszystko zmrOztta, zepsuła 
i zamieniła ich na barbarzyńców. Chiny, powtarzamy, są 
przestrogą dla ludzkości, że kultura materyalna nie wystar- 
cza do szczęścia i godności narodów; że kierunek utylitarny, 
który się w Europie tak rozszerzył, zgubnym jest, jeżeli nie 
łączy się i nie równoważy się z wielkiemi ideami chrześciań' 
stwa: miłości, wolności i postępu, 

Zamflowanie swojskości, samochwalstwo i pogarda obczy- 
zny, nie jest patryotyzmem , jak to niektórzy kosmopolici, 
ludzie bez obowiązków publicznych w* Europie, dowodzą. 
Patryotyzm jest ideą wyższą, ożywczą, opartą nie tylko na 
miłości kraju i narodu, ale i ducha samodzielności doskona- 



*) Obfite iródla gasu snajdą)§ się « prowiocyi Ssetachuan, nazwane stu- 
dniami ogniatemi. Gasu t nich wydobywającego aię używają Chińczycy do 
ogrMWtDte ł oświetlania. (Zob. Gawądy naolcowe Apolinarego Zagórskiego.) 
««) Wedlag nądowej rhińakiąj atatystyki. Indnoać paftstwa Clii6akieg» 
proca Mongolii, Turkeatanu, Tybeta, Tangutu, wynosi 179,554,967 rodzin^ 
Gsyli 414,686,994 dust. 



262 



lącej Bic krigu; nie nueńci w Bobie pychy i nie nosi 1 
zatracenia dla obcych narodowoścL Paiiyotysm enropeido, 
polski, równouprawnia wszystkie narodowości, ciefisy tią ick 
postępem, pomaga im do szczęścia i wolności, pne^ 
i stara się o te wspólne dobra — a nienawidzi tylko i wil- 
czy z swoimi i obcymi ciemiężycielami: jest to więc w calw 
znaczenia tego wyraża patryotyzm chrzesciańakL KodiajfC 
swój naród nadewszystko, nie pyszni się i nie pawi pned 
innymi;' nie boi się przyznać do swoich wad, a co «idn 
dobrego u innych, przyswaja to skwapliwie, daj%c ma ctd^ 
narodowe. Jego ambicya i chwała wyraża się w poświęcenia 
czystem, w współabiegania się, w pomaganiu praesładowa- 
nym i w przewodnictwie cywilizacyjnem , które dąży do roir 
szerzenia światła, wolności i sprawiedliwości, dobrano bjfta 
i dobrych zwyczajów. Patryotyzm więc europejski, pokfta, 
jest ideą żywą, budzącą, dzielną; oiywia on ludzkie serca 
i zapładnia umysły; bez niego nie masz miłości ludzkości 

Patryotyzm zaś chiński jest zamknięciem aię w nise 
i jak patryotyzm moskiewski, nienawiścią innych. Jest ca 
wynikiem konserwatywnego usposobienia narodu, a nie dsie- 
łem miłości ojczyzny; jest on raczej nałogiem, zwycaiem, 
wyobrażeniem, a nie ideą, cnotą i postępem. Piz^zaać 
jednak potrzeba, iż i ten chiński patryotyzm, ta nienawiść 
i pogarda obczyzny, oraz to wielkie rozumienie o sołae, 
wielce się przyczyniło do trwałości tego narodu i vpłpr«t 
jaki jego kultura w Azyi wywarła. Pewność tylko siebie, 
dobre o sobie rozumienie, obok rzeczywistych pnymiotów, 
sprawia, iż naród jest potężny i wpływowy. Wszystkie os- 
rody wpływowe w Europie: Francya i Anglia, są narodsai 
zarozumiałymi i dumnymi. Narody bardziej naśladowcze, » 
samodzielne, wątpiące w siły swoje i nie dowierzające sobie, 
są zawsze słabe, niedołężne i zależne. 

Wykazaliśmy wyżej, iż Chińczycy mieli z czego się skzt- 
cić, że dobre rozumienie o sobie mają czem poprzeć; ia» 
przekonywamy się, iż wiara w siebie, uważanie się za «ji- 
szy , rozumniejszy od innych narodów , bywa często objawea 
i rezultatem rzeczywistej wyższości. Nie śmiejmy się wifc 
z chińskiego patryotyzmu; niewola pozbawiła go szczytnotti. 



263 

odarłft ż istotnych ceoh miłości, atamknęta w ciasnych grani- 

«aofa, a zamieniając w uporczywe narzędzie koneerwatyzmu, 

nie pozwoliła mu na podobieństwo dobroczynnej rzeki, nio* 

8%cej swobodę i obfitość życia, wylać się na zewnątrz. 

A jednak w przyszłości jeszcze, gdy go chrześcianizm wypełni, 

a potoki wolnej krwi wykąpią, zrobi się on może potęgą, 

, która naród chiński postawi w szerega narodów przewodników 

dobrej sprawy postępu. Duło jednak czasu upłynie, zanim 

, ta chwila nadejdzie, i dużo potrzeba będzie burz, wstrzą- 

śnień i pracy, zanim nastąpi odrodzenie się moralne i ocknie 

się uśpiona a dawniej tak silna jego samodzielność. Niepo* 

, dobna przypuścić, ażeby najliczniejszy naród na świecie mógł 

, zaginąć; żeby Opatrzność nie miała go powołać na kolej 

postępu i sprawy cywilizacyjnej. Prawdą jest, że upadek 

, jego moralny i polityczny jest wielki ; że społeczeństwo jego 

jest chore i kłoni się do rozkładu; że stare Chiny, jak owox> 

przejrzały, gniją, a zewsząd czattgą, żeby go strącić 

z drzewa. I zapewne strącą ten owoc i nikt inny go nie 

■trąci, tylko Moskwa — lecz narodu zniszczyć nie potrafią, 

narodu nie wyplenia; a gdy to chińskie nasienie zostanie 

podlane chrześciaństwem, gdy w niego wszczepią ideę ruchu, 

to pewno znowuż w nowe drzewo urośnie i niepodległością 

zakwitnie. 

Za teatrem- jest drugi plac, mały, wybrukowany cioso- 
wemi płytami i otoczony zewsząd galeryami oraz budynkamL 
Przy nim wznosi się główna świątynia Majmaczynu, a przed 
nią świątynia, czci cesarza poświęcona. Nikt nie może po- 
modlić się do Boga , nikt nie może przyjść do jego kościoła, 
nie uderzywszy wprzódy czołem przed tronem. Nieposłusznej 
nainry człowiek, jeżeli czci nie odda tronowi, musi przynaj* 
mniej przejść obok świątyni cesarskiej , a widząc ją tuż przy 
ł)oakiej, mimowoli odnosi początek władzy cesarza do Boga 
i pomsza przez to szereg myśli oraz wyobrażeń korzystnych 
dla despoty, bo osłaniających go aureolą świętości i bosko- 
ioi, kierujących go na reprezentanta bożego, a nawet na 
boga ziemskiego. 

Nie tylko w Chinach monarcha tak wysoki , boski stopień 
sąjmiąje, lecz i w wielu miejscowościach Rosyi, której nrzą- 



264 

dienia potitycsne bardzo 8% do chińskich podobiw, bil on 
nazywa bogiem ziemskim, a i w Rzymie łryto to hm 
Despotyzm labi odwoływać się do Boga i obok niego *• 
wać, a wszędzie jest do siebie podobny, ws^dne ujn 
jednakowych środków i podobne też wszędńe nask^pitM 
zostawia. 

Świątynia cesarska jest drewnianą, dach na niej wygiHif, 
opiera się na dwóch ścianach; z dwóch stron świftymij^ 
otwartą; w około otacza ją balustrada. W środkn tago^ 
wnego kościoła wznosi się na stopniach tron cessm, v^ 
biony chorąg?riami i materyami. Przed tronem itoji^ 
ptaki z drzewa wyrobione, zdaje się, ze imawie. lU tro- 
nem i w innych miejscach a połapu pozawieszane pifin** 
i drewniane pająki, latarnie z jedwabnej mateiyi i z jełańg* 
rogu. Pod ścianami umieszczono dłagie a wązkie ióhe ck>* 
rągwie, z wydrukowanym albo z wyhaftowanym mote 
Smok ten kręcący się jak żmija, łuską poktyty, jest bstai 
państwa. Smok (łu) jest symbolem władzy nieognaioo^t 
mądrości i siły, a czasami też bywa symbolem męikig^y 
przyrodzenia (jan). Obok herbu bywa na chorągwi «J**^ 
wane nazwisko cesarza i państwa. Kaady cesan pnj «^ 
powaniu na tron inaczej nazywa kraj, którym nada. Tcff 
panujący cesarz wstępując na tron 26. lutego 1850 rob. ■** 
zwał Chiny ukrólestwem powszechnej obfitością 
sam zaś nazywa się Hien-fong. Imię to jest znasetjftB 
na południu Chin, na północy nazywają go Siań-fj^ 
Ojciec jego był Dao-Hnan.. Hien-fong ma synów: !•»•• 
I-hun, I-czu, I-cnn. Obok chorągwi poostawisli ■io'''' 
halabardy, czerwone laski ze smokami, bambusy. KsfiM* 
wszędzie, szczególniej na tronie, pełno. W dzień No«l* 
Roku i w każde święto, Dżergruczej otoczony 
i kupcami , rozpoczyna uroczystość pokłonem pned 1 
cesarza. *) 

Po prawej stronie cesarskiego kościoła znąjdije of P^ 
małym budynku niziutka galerya, na której ściansch «?■*' 



*) w Chinach nriędoioj last^pujf kapłanów, oni bowi«in prtt**'"** 
obn^om nltggnjFB, które są sarawm obnfdami poiUtjtMoemi. 



265 

lowanA jest hittorya Hongłoja, *.kt6rego twarz zwykle ma- 
lig% dotawym kolorem. Tutaj na podłodze leżały zabite na 
ofiary barany i cakierki. 

O kilka wreszcie kroków za t% świ%tyni% wznoń się inny 
kościół, czci Boga poświęcony; je^t to główny i największy 
budynek w Majmaczynie. Dach wygięty i wysoki, front 
ozdobiony bardzo bogato. Drzewa, kwiaty, liście, winogrona 
i róine owoce; ptaki i czworonożne zwierzęta; klatki, domy, 
figury ludzkie i mitologiczne; róine potwory, znaki i symbole, 
wszystko to rżnięte w drzewie i pomalowane, plącze się 
w pstrą, ale ładn% całość, która niby barwisty kobierzec 
okrywa ściany i słupy frontu kościoła. Omamentaoya Ul 
czysto chińskiego gustu bardzo się podobać może. W niej 
spostrzegać się już daje wyższe estetyczne wyrobienie: arty- 
stki brał przeróżne kształty królestw flory i fauny oraz z ca- 
łego przyrodzenia, a utworzył z nich obraz nie bez myśli: 
wszystko, co świat posiada, kłania się i cześć oddi^ 
bóstwu. Ozdoby te wyrzeźbione w drzewie, prześlicznej ro- 
boty, kosztują około 100,000 rs.; w nich podziwiać potrzeba 
cierpliwość chińskiego robotnika. I rzeczywiście, robotnik 
chiński jest najoierpliwszy, nąj wy trwalszy, a może i najtań- 
szy robotnik na świecie. Robi on powoli, ale dokładnie; 
najdrobniejszą rzecz wykończy tak starannie, jakby na wieki 
służyć miała. Praca też więcej niż gust i materyał cenioną 
jest w chińskich wyrobach. 

Balustrada czerwono lakierowana, zamykała wnętrze,, do 
którego wejśde wzbronione jest cudzoziemcom. Przez balu- 
stradę jednak mogliśmy dosyć dobrze obejrzeć wszystko, co 
się w kościele znajdowało. Napełniał go .mrok tajemniczy, 
Tozświecany bladawem światłem lamp, wiszących u pułapu, 
które najozdobniej przystrojono. Omamentacya ścian w ko- 
ściele nie mniej pstra i obfita, jak i frontu. Ka ołtarzu 
stało bóstwo pozłacane ; na środku zaś kościoła cztery grube, 
wysokie, drewniane posągi, ubrane po rycersku w posrebrzane 
i pozłacane blachy. Przewodnik mój nie umiał mi powie- 
dzieć nazwiska tych bałwanów; utrzymywał tylko, iż to są 
bóstwa mandżurskie. Wiadomo, że obojętność relig^na 
Chińczyków dozwoliła, jak niejfdyś obojętność Rzymian 



w Panteonie, igromadsać i ponsUwiaiS w swoich iwńątf^adk 
bóstiwa rosmaitych narodów. Zn^duj% si^ wi^ w iok k»- 
ściobch bałwany buddąjskie, daoskie, mandinrakie i modi 
się w nich Lama, Ssamui i Ghińocyk wyaumia i^aokina, jak 
i wielbiciel filosoficsncg wiary Konfocyusaa. 

Chińczyk modli się, składając ręce na piersiach i pm^MJĘ/t 
na kolana, Lama zaś przygrywają nabożnym swoim śpiewoB. 
Zastałem właśnie dwóch starych Łamów, siedsfcycfa na sMi 
pn^ stole ofiarnym i czytających pobożne księgi tybeebr; 
naprzeciw nich -siedzieli dwaj pospolici Mongołowie i bs 
myśli w oczach spoglądali na nas i na łamów. Stołów ofiar- 
nych było ai trzy. Na środkowym, pomiędzy papienwsBi 
kwiatami, poustawiane był posążki różnych bogów, a foed 
niemi złożone barany, ponakry wane złoconym papierem, ha^ 
fitury, cukierki i inne jadła. «Na dwóch polK>cznyeh slolsd^ 
wśród mnóstwa świecidełek, jeszcze obfitsze ofiary leialf. 
Zewnątrz świątyni stoi wysoka, rzeźbą ozdobiona kadsieliieB; 
w niej, codzieó przez miesiąc odwiedzając to miejsce ^ ue 
widziałem oleiów, ani kadzid^ palących się; nie widiialem 
też modlących się Chińczyków,, ani odprawianego asbo- 
żeństwa. 

Nigdzie lud nie jest tak przygotowany do przyjęcia DOivq 
wiary, jak w Chinach, bo nigdzie niewiara, czczoeć reUfU"* 
nie jest tak powszechna. Ofiary bez serca złożone, obrządek 
okazały, którego nikt nie pojmiąje i w którym bynajmiiq 
nie idzie o podniesienie ducha, a zresztą zupełny indylsrea- 
tyzm, niewiadomośó i zabobon, oto są cechy religijnego 
usposobienia Cbin. Gdyby nie ustawa politycsna, Ouay 
dawno przyjęłyby chrześciaństwo: gdyby nie nrządaeais 
państwa, od wieków utrzymigące na jednynl i tym Bttmjm 
stopniu pojęcia i wyobrażenia, które zamieniły swobodę ży- 
cia na ruch jednostajny, łudzący porządkiem i posoccn 
rzeczywistego życia; gdyby nie te instytucye policyjno-pob* 
tyczne, które instynkta konserwacyjne silnie ngruntowslf 
w moralnej ich naturze — Chiuy byłyby od dawna knjż 
na swoich świątyniach zatknęły. 

Prócz obrządku, którym rozpoczyna I>żergaciej No«y 
rok, w jesieni można w Jdąjmaczynie widzieć obrz^^iek od- 



dawania czd amartym przodkom. Kaida rodaina robi mi- 
niaturowe 2 papieru powosiki: w nich sadaaj% lalki, mąjąoe 
Tryobrażaó osoby zmarłe, za niemi ciągną lilipuckie wózki 
z cukierkami, owocami, mąką i róinem jedzeniem dla zmar- 
łych; do tych wózków papierowe woły aą zaprzęione. 
Wszystko to znoszą na plac przed teatrem, a zrzuciwszy na 
jedną kupę papierowe ekwipaźe i lalki , zapalają — i śmiejąc 
się, przypatrują się, jak płoną ich ofiary. Jest to dzień 
sadaszny Chińczyków, w którego obrządku napróźno szuka- 
libyśmy ducha i tęsknoty. Smutny obrządek wspominania 
zmarłych zamienili na widowisko , zabawkę dziecinną i wesołą 
komedyę. Gześó zmarłym, za którą tak chwalono w£uropie 
Chińczyków, datuje się od najdawniejszych czasów. Dowo- 
dzi ona, iż idea nieśmiertelności duszy dawno jest tu roz- 
powszechnioną. Konfucyusz zaleca oddawać cześć duszom 
przodków i staWiać przed niemi jedzenia, a cnotliwych mo- 
narchów Wuwan i Czeugun bardzo chwali za to, źe «zmar^ 
łym przodkom służyli jakby żywym. » 

Chińczycy składają jeszcze ofiary duchom miejscowości 
i duchom znakomitych mężów. Bobdohan składa ofiary 
słońcu, księżycowi, niebu i ziemi. Obrządki te należą do 
obrządków religii Konfucyusza, który głosząc swoją moral- 
ność polityczną i jej główną zasadę: bezwarunkowe i zupełne 
poełuazeństwo cesarzowi i rodzicom, nie myśhił z nauki swo- 
[ąj tworzyć religii. Maksymy jego tak dogodne dla deapo- 
bów, przez nich podniesione zostały w formach obrządko- 
wych, religijnych; stały się one rządową moralnością i za- 
mieniły Cluny na mumię moralną. «Całe państwo, mówi 
EEerder*), jest mumia balsamowana, okraszona hieroglifami 
[ w jedwab owinięta. Krążenie wewnętrznych sił jego, jest 
ak życie zwierząt, podczas zimy śpiących. Imię Konfu- 
cjusza, mówi dalej, jest dla mnie wielkie, lubo wiadome 
cąjdany, jakie sam nosił, jakie z najlepszą wolą przez swoją 
"sądową moralność ludowi zabobonnemu i całemu chińskiemu 
>olitycznemu urządzeniu na wieczne czasy narzucił. Przea 



*) Ponijiły do filosofli Dstejów rodsaju ludzkiego, prieloiył c Dieni** 
ikicgo JÓMf BjcfaowUc. Tny tomy. Wilno 18S8 r. 



taką moralność ten lad, jak nie jeden naród na kidi : 
skiej, satnymat ńę wśród swego wycbowama, jakby w i 
pacholęcia: ponieważ ten mecbanicsny pop^ nauki obyc» 
jowej, wolny poat^ nmyahi na sawsaa zatamował, a w » 
mowładnem państwie dragi się Eonfocyosa nie nrodafl.* 

Zmarłych Chińcsyoy otacsają ssanownem wspomniemf ; 
jefteli zaś kto omree w obcej siemi, wioe% pobożnie dafe 
jego do Chin i grzebią w ziemi, w którg ojcowie jego 90- 
czywają. Mongolię, złączoną z nimi politycznie, nwaiiii a 
obcą krainę i nie chowają w niej swoich nmaiłf^, te 
wiozą tnipów przez stepy za mur chiński. Po amierei n^ 
dzioów noszą trzy lata źalobę; po śmierci brata lub siostiy 
kilka miesięcy ; po dzieciach nie noszą ialoby. Kolor łalobiy 
jest biały. Po śmierci cesarza cała Indność Nielńeskiefs 
państwa obowiązana jest nosić iatobę przez rok jsdea. 
Wówczas biorą białe pasy i suknie białemi tągmanw osy- 
wają; kapelusze noszą bez kutasów i przez cały* rok g)óv 
nie golą. 

Chińczyk, jeieli żona jego jest niepłodną, ieni się z dragą, 
z trzecią, tak, ie niektórzy mają po kilka ion, z kto^^ 
najwięcej rodząca uważana jest za rzeczywistą jego małionkę. 
Dzieciobójstwo bardzo jest pospolite, a nie jest uważane za 
występek. Prawo zgodnie z nauką Konfticyasza, uwas^ąe 
ojca za pana nieograniczonego swojej rodziny, pozwała ma 
z nią robić, co się podoba i nie pociąga do odpowie- 
dzialności. 

Nanka Konfucyusza stała się religią rządu, arysŁokrani 
i uczonych. Klassy niższe wyznają inne wiary. Wielka lic^ 
Chińczyków przywiązaną jest do zabobonnej wiary Daosóv, 
której założyciel Łao ki u (inaczej Leodza) dowodsS, H 
człowiek w tutejszym, ziemskim bycie, może zostawać wbo- 
pośrednich stosunkach z duchami nadziemskimi; podobaf 
w tym względzie do Szamanów, których wiara zależy as 
wywoływaniu i radzeniu się duchów. Wiara ta sybenjfka 
czyli szamańska, rozszerzona niegdyś w Mongolii, dzissj 
jeszcze jest wiarą ludu mandżurskiego. Dynastya Gin, dś- 
siąj panigąca, jest szamańską, a nam się zdaje, że wiara ta 
początek wzięła w Chinach i ztamtąd rozszerzyła aię na pół- 



269 

nocy. Ciekftwą byłoby rsecsą, wykazanie podobieństwa po- 
między szamanizmem a pojęciami i obrządkami Daosów. 

Wiara Tybetu i Mongolii, o której wyiej obszernie mó- 
wiliśmy, jest takśe w Chinach bardzo rozszerzoną. Mówif, 
że baddaizm jest w Chinach protegowanym, i bardzo to 
być mo2e, gdyż wiara utrzymująca ludzi w bezmyślnej kon- 
templacyi, rzucająca cień na zabiegi ludzkie, które uważa za 
przeszkodę do zbawienia — wiara , która jest przeciwną po- 
stępowi społecznemu i utrzymi^e ludzi w wiecznej stagnacyi, 
bardzo jest dogodną dla despotyzmu. 

Mthometanizm w państwie Chińskiem wyznają tylko 
ludy zamieszkujące Małą Bucharyę czyli Turfan. Chińczyków- 
Mahometanów nie ma wcale. 

Nie mało Chińczyków wyznaje od dawna naukę Chrystusa. 
Liczbę efarześcian podają na kilkadziesiąt milionów, co nam 
się zdige pnsesadzonem. 

Tajpingowie, którzy powstali przeciwko cesarzowi 
i jeszcze dotąd nie są pokonam, mają byó, jak utrzymają 
ladzie blisko ich znający, chrześcianami. Jeżeli tak jest, to 
chrześcianizm w Chinach uległ skażeniu, które go tak wyró- 
żniło, że nie jest podobny do żadnej z religii i sekt chne- 
ściańskich. Państwo swoje zbuntowani Tajpingowie naswali 
okrólestwem całego swiatan, a ich król Hong-sint-sinen, 
rodem z Kuangsi, ogłasza, że jest synem Boga, młodszym 
bratem Jezusa Chrystusa, przysłanym dla poprawienia ludzkości. 
JhDode, walczące państwo Tajpingów, uległo już wewnętrz- 
nemu i to bardzo silnemu wstrząśnieniu. Nad jego wscho* 
dnia częścią panował Jang Siutschin, także rodem 
z Kuangsi, będący wcieleniem Ducha Świętego; brat zaś 
Honga, Wei-Tszang-hoei, był królem północnych pro- 
wincyi. Roku 1856 król Duch święty Jang, przy pomocy 
Weja, zwalić chciał i odtrącić od władzy Honga, młodszego 
brata Chrystusa, jako człowieka grzesznego i nie zasługują- 
<9ego więcej na łaskę Boga. Spisek dwóch królów przeciwko 
trzeciemu wydał się, a Hong energiczny, grożący mu zamach 
uprzedził napadem. Janga i jego stronników wyrżnął, 
w Nankinie, będącym stolicą Tsgpingów; brat jego Weja 



270 

póćniej był tswyińczonjm. Takim Bpotobem Hong atnjml 
się pny wUÓMy. 

Prowincje Kiangsti, Ssetszuen i Kueitszeii 8% irodkicB 
potęgi króla Tajpingów: w tych prowincytch bowiem nues- 
kają lody, które go uważają sa poełanaika niebiekiega^ 
drugiego po Chrystane syna Boiego. 

Nauka ewangielii, głoezona w dawnych wiekach, jak of 
pokasige z powstania Tajpingów, przyjęła się w GUoiok 
Ziam» j^ Kooone na bujną rolę i opuaacsone, roalo popołi 
pod wpływem zabobonu i obyczajów chińakich, a nrafaiy 
w duże drzewo, wydi^o owoo nadgniły' i zepsuty. ChrańeA- 
nizm Tajpingów jest rzeczywiście chińskim. Ckińaka narodo- 
wość nie tylko obyczaje i mowę mieazki^ących wśród akik 
ludzi przerabia na swoje kopyto, lecz i ideę, myśl, pnijmoje 
tylko wówczas, gdy ją przekręci, ubierze po awojenu. gdy 
ją zrobi, jednem słowem, zupełnie swojską, narodową. 

Tientszukiao w prowincyi Honan, to są rzymscy kato- 
licy. Ci udziału w powstaniu nie brali. Katolicy nie ulko 
w tej jednej prowincyi, lecz i w innych rozrzuceni nie- 
szkają ^aleiy się spodziewać, ie tolerancya, jaką im ostatnie 
traktaty zabezpieczyły, przyczyni się bardzo do ngmnio«iaia 
chrseściaństwa i powoła większą liczbę missyonarzy do Chin. 

Naukę Chrystusa w Chinach pierwsi Nestoryanie |iio- 
sili. Odtąd aż do naszych czasów, w różne wieki, laisayo- 
narze wszystkich narodów europejskich udawali się do dun. 
Nie jest moim zamiarem opisywać historyi chrseśdaaski^ 
missyi — wspomnieć mi jednak wypada , że i Polacy s missy^ 
narzami innych narodów pracowali na tem obszemem i obie* 
o^jącem obfite zbiory polu chińskiem. 

Ś. Jacek Odrowąż, uczeń ś. Dominika, fundator do- 
minikanów w Polsce, udi^ się w roku 1228 na Wschód dla 
opowiadania słowa Boźeg^. Hana Jazygów, kocaąjących nad 
Donem, nawrócił, a ztamtąd udał się cio Turkestann, prze- 
darł się do Tybetu i do Eatąju, prowincyi północnych Chin*)> 
gdzie missyonarze w przeszłym wieku znaleźli jeszcze ślady 



*) Wyjątek B Podróiy po Wucbodsle pncs A. Mnchlitekiafo v Pwir 
tDiku religijno-moralnym, miesifc mą)f etsrwiec iS58 r. 



271 

ehrześciaństwa, pozostałe zapewne po ewangielicznej siejbie 
naszego ziomka. W późniejszych czasach spotykamy w Chi> 
nach missyonarza Polaka, ks. Andrzeja Rudominę, zmar- 
łego na suchoty r. 1621 w prowincyi Fo Kien. Żywot tego 
[ apostolskiego męża opisał ks. Wojciech Męciński, jezuita, 
^ Polak, missyonarz w Japonii, gdzie 1643 r. żywot swój za- 
pieczętował męczeństwem. 

Kiedy Rudomina wyjeżdżał do Chin, Maciej Sarbiewski 
* iak^ na jego odjazd napisał Odę po łacinie: 

&!> wńamA cNdalns AlHeo. 
i IM. n., od. n. 

F* I więc Jui galewilwema powiersywssy drogie *) 

Życie Twe Afrykowi, na odmęty srogie 
Płyniees Andrzeju , wojny mleii z wiatrami 
^ Bulowego dworu tyranami? 

Nie trwoły dę okropny widok morskiej fali, 

Odsie mokremł tarany woda wodę wali; 

A praelatojfc Burus władogromy. 

Pcha lódś to w niebo, to w podziemne domy? 
, Lecs sa nie sobie wałfc groźby uporczywe 

Jaskini EoloweJ i morza mrukliwe; 
Śmiejesz się mile, a na nieochrone 
Przypadki rsncars oko niezmruione: 
^ Jakim więc TuskulaAskie zwiedząjfc ogrody, 

Na plęknes patrzał kwiaty , lab gdzie n|cse wody 

Tocząc Anło, wije się i pieni 

Po roskosznego Tyburn przestrzeni. 
Wdziękiem oblicza twego morze ubłagane 
Oto juł gniewy składa, jui widzę usłane. 
Jak tylko na dal rzucić mogę okiem; 
Legły u brzegów snem fale głębokiem. 

A Neptun kryształowe zamknąwszy źrenice, 

Słodki wydycha pokój. Odcinaj kotwice 

Rychło od lądu; a w czasie pogodnym 

DiO wiatrom okręt poganiaó łagodnym. 
Królowa, która ziemią i morzami władnie. 
Od szkodliwych przypadków zachowa cię snadnie: 
Ani dopuści, aby swego sługi 
Podrół przeciwnej doznała ieglugi. 

Irkaek, dni* IS. grudniii 18B8 r. 



•) Tłumaczenie polskie Adama Naruszewicza. 



DODATKI. 



OiK*!***! OpiMoie. Ul. 18 



UWAGI 

NAD POTRZEBAMI PARAFH ZABAJKALSKIEJ 



ALEKSANDRA WĘŻYKA. 



Tak się stało z rozporządzenia Bożego, ie od Karpat 
i Odry, aż do ostatnich granic wschodnich państwa Rossyj- 
skiego, losy kościoła katolickiego są głównie powierzone 
pieczy i pilności polskiego plemienia. W niektórych miej- 
scowościach podzielamy wprawdzie to stanowisko w winnicy 
Pańskiej z innemi plemionami, jako to: w Galicyi z plemie- 
niem niemieckiem, w krajach Zakankazkich z plemieniem 
armeńskiem, ale przewyższając je wszystkie i liczbą i świa- 
tłem, od nas to głównie zależy wymagać rachunku z powie- 
rzonego nam skarbu. 

Różne wedle różności czasów udzielane nam były środki 
przez Opatrzność do wypełniania naszego posłannictwa. 
W niezbyt odległej jeszcze przeszłości uorganizowani pod 
znamionami licznego i prawie wyłącznie paniąjącego ducho- 
wieństwa, posiadając w rękach swoich środki edukacyjne, 
mieliśmy prócz tego ramię świeckiej władzy; dzisiaj to po- 
łożenie nasze zmieniło się. 

Nie jest tu moim zamiarem wyluszczać, jak i w jakim 
czasie uiszczaliśmy się z włożonego na nas obowiązku, lub 
też jakie winy i grzechy doprowadziły nas do obecnego 

18* 



276 

upadku; pracownicy bowiem tych ubiegłych wieków atoją 
już przed sprawiedliwym i mądrzejszym sędzią, dla odebra- 
nia zapłaty wedle swej pracy; pragnę tylko z obejrzenii 
teraźniejszego położenia wyciągnąć teraźniejsse obowiądd^ 
zwracając szczególniejszą uwagę na parafię zabąjkałską. 

Nawet mało wprawne oko, przy pierwsaeni wejrzeBi^ 
jest w stanie poznać, że położenie nasze jest niebezpiecznan, 
że Bóg dopuścił ciężką próbę na naszą wytrwałość; ale nie 
każdy może dokładnie zmierzył, lub nie chciał zmierzyć, al| 
głębokość przepaści, nad którą stoimy. Otwórzmy więcoaj 
na poznanie rzeczywistości, na nic bowiem nam się tk 
przyda niewiadomość niebezpieczeństwa , lub zmniejszuue go 
za pomocą dobrowolnego złudzenia. 

Kościół katolicki, w ogóle wzięty, stojąc pod obroną 
obietnic Chrystusowych, może spokojnie zapatrywać ńę ca 
burze , wznoszące się w koło niego , bo nawet bnuny piekieisc 
nie przemogą przeciw niemu; lecz inaczej ma się rzecz zpo- 
jedyńczemi cząstkami ogólnego kościoła. Historya osb«^ 
nas o niebezpieczeństwie. 

Kościół afrykański, najświetniejszy może z kościołów, m- 
asczyoony krwią tylu męczenników i uświetniony tylu gcnia- 
Bzami, zginął do szczętu, i dopiero po czternasta wiekach 
zaczyna na nowo się odzywać, na tej samej wprawdzie 
ziemi, lecz pod znamionami innych plemion. Kościół 
w Arabii, odprawiający niegdyś swoje koncylia prowincyo- 
nalne, dziś mało kto i wie o jego przeazłem istniema; 
w bliższych nam nawet czasach zaginął kościół w Anglii 
i w wielu krajach niemieckich. 

W obec więc takich wypadków, możemyż sobie obiecy- 
wać, że dla nas uczyniony będzie wiatek, że grzechy, któic 
drugich wtrąciły w przepaść, nam nie będą azkodliwemi, ie 
to, co opuści nasze lenistwo lub nieoględność, to Bóg a 
nas uczyni? Gdzież jest ten liczny zastęp świętych i m^ 
czenników, których czyny i krew pośrednicząca pnsed Bo> 
giem, mogłyby w nas wzniecać zaufanie?! Gdzież są ót^ 
wody wytrwałości, uspokajającej serce? Mniemam nawHi 
że z rozważania przeszłości można by nawet przeciwne wy- 
ciągnąć wnioski; w ciągu bowiem 60-letniej epoki pióby, 



277 

kaiden rok przekazuje następnemu uazcznplone dziedzictwo, 
bo wieifty, że zginąć możemy. 

Każden z parafian winien siebie nważaó za żołnierza, 
postawionego na straży, i nikt niecb nie mówi: to do mnie nie 
należy — bo kościół podzielony na dnchownych i świeckicb, 
jakkolwiek dla piewszych pozostawił wyłącznie część zatru- 
dnień, jako to: administrowanie sakramentów, odprawianie 
mszy świętej, i t. d. — lecz i świeckich uż3rwa do większego 
lub mniejszego udziału w pracach kościoła, wedle potrzeb 
czasu i większego lub mniejszego niebezpieczeństwa. Histo- 
rya przekonywa nas o tem dowodnie. 

W pierwszych czasach chrześciaństwa, kiedy hierarchia 
kościoła była jeszcze nieliczną i konstytucya jego oieukoń- 
czoną, świeccy nie tylko należeli do wyborów na godności 
duchowne, ale nawet do narad nad uregulowaniem dy- 
scypliny i porządku życia chrześciański^fo; długo bardzo 
świeccy mieli udział w koncyliach powszechnych i prowin- 
cyonalnych; dłużej jeszcze, bo prawie do ostatnich czasów, 
świeckim służy prawo przedstawiania na miejsca duchowne, 
opieka nad klasztorami i zakładami dobroczynnemi , i t. d. 
Ponieważ zaś kościół niejednostajnie rozwija się we wszyst- 
kich swoich częściach, dzieje się więc tak, że w jednym 
i tymże samym czasie, w różnych częściach istnieje rozliczny 
podział pracy, różny udział świeckich w uprawie winnicy 
Pańskiej. I tak, kiedy we Włoszech, Francyi i Hiszpanii, 
świeccy pod zasłoną licznego duchowieństwa, mogą bezpie- 
cznie oddawać się zatrudnieniom swego powołania, widząc, 
ie jest komu uchylić grożące niebezpieczeństwo, lub za- 
wczasu o niem ostrzedz'; w Anglii sam ojciec nad tem czu- 
wać musi , azali dziecko jego nie jest narażone na zgorszenie 
wo wierze w szkołach, w których ma odbierać wychowanie; 
w Prussach świecki sam nieraz musi być sędzią, azali symo- 
niacki duchowny nie wytłumaczył fałszywie woli kościoła; 
w Chinach zaś nieraz dom świeckiego służyć musi za schro- 
nienie dla proboszcza i za punkt zbierania się wiernych na 
Wspólną modlitwę. Tak więc duchowni i świeccy nie mówmy: 
«to do nas nie należy », bo wiara w posłuszeństwie kościołowi 
est wspólnym naszym fachem, a zastanawiajmy się raczej 



278 

pilnie nad potnebami tej miejscowości, w której nu Bó; 
osadzi), abyśmy się nie stali winnymi niedbalstwa, aby nawet 
nasza osobista i ascetyczna pobożność nie była nam pocij- 
tana za opuszczenie. 

Ludność parafii zabajkalskiej sldada się prawie z osmiaiet 
dusz obqjej ploi; ta ludność jest rozproszoną na przestzxu 
10,000 mil kwadratowych, malemi grupami, kilka łnb kiUbs- 
naście osób wynosz%cemi; nijwicksze skupienie w NenoTB- 
skim zawodzie, nie wynosi 100 dusz. To nawet roalokoraie 
ludności nie jest stałem, ale bądź to z przyczyny szobua 
zarobku, lub z okoliczności niezależnych od niej, pedlegs 
częstym zmianom. 

Z tego więc krótkiego wykazu łatwo jest osądaić, ze ns- 
proszenie jest głównym defektem naszej parafii; leczdopioo 
przez przypatrzenie się skutkom , wynikającym s tego rocpn>- 
•szenia, można poznać całą rozciągłość tej klęski. W spofe- 
czności bowiem spoczywa dopiero rzeczywista sfia, i aib 
X)dosobniony nie jest dosyć mocnym, aby mógł być bei|śs- 
x»nym; w społeczności słabsi wzmacniają się przyUadaa 
mocniejszych, a mocniejsi czerpią siłę w tej atmocfcnpe 
prawdy, która ich otacza. W społeczności wyradaa się ta 
zbawienny wstyd grzechu, który często zastępiige raeesywisfy 
wstręt do grzechu; w społeczności bezpieczniej prwtAcm^je 
się prawda, bo mniej oświeceni uczą się od oświeconych, 
a zboczenia rozumu tych ostatnich prostują się 
powszechnym. Te to korzyści społecznego bytu są dla 
stracone skutkiem naszego położenia. Przez rozpr 
proboszcz, który jest widomym przedstawicielem jednośd 
kościoła i organem środków, zalecanych przez niego ki 
utwierdzeniu w wierze, zaledwie jest w stanie raz w rsk 
pokazać się oczom parafian. Przez niemożność przypomina* 
nia nauki za pomocą kazań lub nauki katechizmu, zacief^ 
eię w umyśle parafian najelementamiejsze pojęcia o zbawie- 
niu duszy — powoli wprowadzają się coraz większe zwotiic- 
nia i odstąpienia w nauce. Wielu parafian, nie mając 
ści słuchania mszy świętej w święta i niedziele, poaba« 
rady i zachęty ze strony oświeceńszych katolików, albo 
w ciągu całego roku żyją bez Boga, jako zwierzęta, albo 



279 

powodowani instynktem wrodzonym człowiekowi do obcho- 
dsenia jakichkolwiek uroczystości, przyłączają się do iycb, 
które im są najbliższe, nie patrząc na szkodliwe skatki ztąd 
•dla nich wynikające. 

Temi to dro^mi, przez powolny wpływ czasn, wielu ka- 
-tolików przeradza się na heretyków, nie z przekonania, nie 
•doświadczywszy tych uniesień pychy, jakich doświadczają 
2>rawdziwi hereziarohowie, ale przeciwnie, często nie wiedząc 
•o tern i nie umiejąc naznaczyć daty, kiedy błąd wziął 
w nich początek. Takiemi to drogami wielu zobojętniwszy 
na prawdy religijne, nie przyłączywszy się nawet do błędu, 
ni zimni, ni gorący, iyją, miotani jedynie instynktami ciała, 
i tak przed naszemi oczami, w obec rzeczywistej poboinosci 
wielo, marnieje kościół, podobny do owego drzewa, które 
wicher nie obalił i piorun nie dotknął, ale zetlało drobnemi 
dsiałaniami atmosfery i toczeniem małych, zaledwie widzial- 
nych robaczków. 

W obec takich to następstw nie można pozostać bezczyn- 
nym obserwatorem; duchowni i świeccy winni podpierać 
budynek, w którym wspólnie mieszkają i którego ruina 
wszystkich dotknie. Rozproszenie wprawdzie nie da się 
wprost usunąć, bo ono zależy od przyczyn, które nie są 
w naszych rękach, ale czego nie można usunąć w zupełno- 
ści, temu można zaradzić w części; położenie zresztą takie, 
jak nasze, nie jest jedynem w historyi kościółki, ani terażniej- 
ssości, ani w przeszłości. 

W przeszłych wiekach, które nastąpiły po śmierci Chry- 
stusa Pana, ówcześni katolicy, rozproszeni na nie wielkie 
gminy, otoczeni nieprzyjaznym sobie światem, który ńsgrody 
swoje przeznaczał dla innych zasad, nie mieli ani wsparcia 
od mocy ziemskich, tmi tych wspaniałych świątyń, ani tych 
licznych ambon, z których peryodyczne opowiadanie i tłu- 
maczenie słowa Bożego, mogłoby wzmacniać ich przekona- 
nia. Ale też pod ciężarem tego położenia widzimy tych pier- 
wotnych katolików, z energią i wytrwałością chwytających 
się środków, wskazanych im przez mężów oświeconych Du- 
chem ś., przeciw rozproszeniu; walczą oni powiększeniem 
węzłów społecznych, zbliżających ich do siebie; nawet po- 



280 

trzeby powssedniego iyciA, wapólne stołowanie aif , wcpćhe 
zarobkowanie, 8lai% im do dopięcia tego celu: grota, doią 
nstępiąje im kościół. O wiele zaś z jedn^ strony wimamtąji 
wzajemne węzły, o tyle z drogiej strony odtącsąią tic n^ 
skrupulatniej od tego, co się ani przyswoić, ani popnwić 
nie da; unikają obrzędów poganów, nie l%cz^ się z mBii 
przez małżeństwa, zacierają w mieszkaniach awoi^ wmlkis 
znaki, przypominigące im obce przekonania; od mA więc 
uczmy się, jak postępować i radzić sobie należy. 

Nasze położenie nie jest wprawdzie takie aame, ale jest 
podobne; nie potrzebujemy, podobnie im, uczyć się dopiero 
wiary i rutyny życia chrześciańskiego, ale potrzeboisiDy 
przechowywać to, uo już wiemy; nie potrsebajemy wyn^- 
wać środków, ale wskazane wykonywać; kościół bowiem 
nauczał i naucza o ważności święcenia świąt i niedziel prB» 
niego przepisanych, naucza o ważności modlitwy q>oteczD^ 
Budynek kościelny wprawdzie jest pożytecznym , ale nie jeit 
koniecznym; w stronach nawet, gdzie kościoły aą licBMJiBt^ 
ale nie dość liczne, pobożni obywatele nie mog%c dla wa- 
żnych przyczyn znajdować się w kościele parafialnym , w pne- 
pisane święta i niedziele zbierają w mieszkania awojem cze- 
ladź i domowników na wspólną modlitwę, aby, nie mogą& 
mieć przed oczami ofiary rzeczywistej, mieli Jej podobieństwot 
Go zaś tam jest chwilową potrzebą, tu w parafii jest ciągl|; 
co więc tam jest czasowym obyczajem, to tu powinno być 
trwałą i ciągłą praktyką. Jeżeli więc w jakiej miejscowości 
zamieszkige trzech katolików, niechaj d aważaj% się la spo- 
łeczność katolicką: Chrystus Pan bowiem obiecał zaszotycić 
obecnością swoją trzech zebranych w imię Jego. Taka ^io> 
łeczność niechaj wprowadza u siebie obyczaj święcenia świąt 
przez zbieranie się na wspólną modlitwę; nijprostaza izba 
uprzątniona na tę chwilę, może służyć ku temu, bo droasią 
jest Panu wierność serc, aniżeli nąjwspanialsse oadoby* 
Niechaj na zebraniu jeden z parafian czyta głośno stosownie 
wybrane modlitwy, któreby drudzy powtarzać mogli cicho^ 
aby pomódz nie umiejącym się samym modlić, i aby to nie 
było modlenie się pojedynczo razem, ale modlenie się spo- 



281 

Uesne. Brak kacań moina sa8t%pió odmawianiem akta 
wiary > pr^kacań Boskich i koBci^nych, lub tei odcsytywa- 
niem stosownych kazań, już gotowych, majfcych ^robatę 
koście1n%. Ponieważ aas wszelkie usiłowania ludzkie dopiero 
za pomoc% niebieską mogą otrzymać dobre powodzenie, 
i ponieważ Matka Boska Częstochowska uznana jest od da- 
wnych czasów za' szczególną Opiekunkę naszego plemienia, 
której już często doznawaliśmy pomocy, niechi^ więc para- 
fianie, zaprowadzając u siebie obyczaj schodzenia się na 
wspólną modlitwę w święta i niedziele, uciekną się teraz 
w t^ naszej potrzebie do tego nieomylnego źródła, oddając 
te swoje intencye szczególnej opiece Matki Boskiej Często- 
chowskiej. 

Taki to więc obyczaj zbierania się na wspólną modlitwę 
i powtarzania sobie peryodycznego nauk kościoła rozpo- 
wszechniony po naszej parafii, stać się może zawiązkiem 
społeczności katolickiej, w której dopiero tkwi moc i bez- 
pieczeństwo pojedynczych; będzie on przechowywał to, co 
tak ważnem jest przechować i będzie przypomniał to, co 
pamiętać należy. 

Proponowana praktyka nie obejmuje wprawdzie i nie 
wyczerpuje wszystkiego, co czynić można, bo też tutaj po- 
dobnie, jak we wszystkich sprawach fundamentem rzeczywi- 
stej pożyteczności jest dobrowolne roztrząśnienie sumienia, 
stawienie przed trybunałem Bożym środków swoich i czynów 
swoich; i temu też to szczeremu roztrząśnieniu sumienia 
poddaję pod rozbiór i wykonanie te niniejsze uwagi nad pa- 
rafią Zabajkalską. 

Niechaj nikt nie mówi: a Stójmy bespiecznien, albowiem 
tginąć możemy. Niechaj nikt nie mówi: «To do mnie nie 
lależy, ja mam swój fachn — bo wiara jest fachem wszyst- 
dch w porittszeństwie kościołowi, domem, w którym 
rizyscy mieszkają; oświeceńsi zaś katolicy są naturalnymi 
pomocnikami duchowieństwa. Niechaj nikt nie mówi: 
Zginęliśmy I na co nam się przyda ratować budynek, któ- 
ego zguba nieuchronna ?» — bo Chrystus Pan mówi: 
Pukajcie, a będzie wam otworzono », a ręka jego małe 



282 



neczy oiyni wielkiemi. Ale praeciwnie niecbaj każd y bjewe 
ndziftl we wspólnej potrzebie, stowając z ufnością i wjlr— - 
)o6oią pod starą i znaną nam chorągwią Matki Boskig 
CzęBtochowekiej, któreg skutecznej opi^i doznaliśmy joi 
wielokrotnie w przesztoici. 



BIOGRAFIA BUDDY.*) 



W^ niniejszej biogprafii Buddy nie myślimy powtarzać ba- 
jek, znajdujących się we wszystkich jego biografiach; 
szczegóły o wystąpieniu Buddy w Indyach, braliśmy nie 
z specyalnych biografii Szakjamuniego, lecz z źródeł więcej 
wiarogodnych, a mianowicie z księgi Winaj, która jest 
kodeksem moralnych i społecznych maksym buddaizmu; nie 
jest także naszym zamiarem objaśniać krytycznie podania 
i legendy Buddaistów o założycielu ich religii i filozofii — 
przytaczamy tylko fakta, które zdały się nam prawdopodo- 
bniej szymi i zasługującymi na wiarogodność. 

Szczegółów o osobie Buddy nie wiele istnieje — brak ten 
zapełniamy wiadomościami o politycznym i moralnym stanie 
Indyi, oraz wiadomościami o wypadkach ówczesnych, które- 
imy czerpali z dzieł buddajskich. Materyałów do niniejszej 
biografii dostarczyły nam dzieła Buddaistów indyjskich, 
przetłumaczone na język chiński. W końcu powiemy kilka 
wyrazów o chronologii, której używamy w tej biogfrafii. 
W dziełach indyjskich Buddaistów, czas, w którym żył Budda, 
różnie jest oznaczony; ze wszystkich tych sprzecznych ozna- 
czeń, data naznaczająca urodzenie Buddy przed 600-nym 
rokiem do narodzenia Jezusa Chrystusa, zdaje nam się naj- 
prawdopodobniej szą. Ograniczamy się tą wzmianką, zosta- 
-wiając wyłuszczenie powodu, dla których data powyższa 
zdała się nam najprawdopodobniej szą , do osobnego artykułu. 



•) TlamacscDia s TOMyJ«kl«fo. 



284 

W polowie siódmego wieku przed narodzexuem Chryitoi, 
w północnym Indostanie, na wschód od teraźniejsiego pń- 
stwa And, istniało u stóp pasma Himalsjsidch gór, nd 
górnym (prawdopodobnie) brzegiem rzeki Gangesu, piństvo 
Kapilawastu. Mieszkańcy tego państwa pochodzili z po- 
kolenia Szak'ja, a byli potomkami Ikszwaknły, mourc^ 
panującego w mieście Potałakie; z powodu nieporonoueB 
familijnych, dzieci Ikszwakuły opuściły rodzinne wMto 
i powędrowały na północ, gdzie osia^szy u poładBio*7ch 
stoków Himalaju, z czasem rozmnożyli nię i utwonjfin^ 
czn% ludność, nad któr% panowała rodzina Gotamy. Nacal- 
nik czyli monarcha tego plemienia mieszkał w KapiUiwoe, 
w mieście, którego w obecnych czasach nie ma nawet łi^ 
albowiem jeszcze za iycia Buddy zostało zniszczone, a TÓt- 
szkańcy jego rozpędzeni. Tui w sąsiedztwie, na zsdiód i F^'* 
łudnie od ludności plemienia Szakja, w terainiejssym Asdiiet 
rozciągały si^ granice państwa Szrawasti. Cała ts iti^ 
od wierzchowisk Gangesu aź do Benareau, nazywil^ ńfi 
Kosała. Monarchowie szrawastijscy , których pańfŁwo tt- 
leko za granice dzisicrjszego Audu ciągnęło mę, jozj^^ 
władzcami całej Kosały, a więc i panami Kapdawsita, ow 
wszystkich drobnych księstewek tej prowincyi. I^iisR oko- 
lice Gangesu, od Benaresu do Bengalu, należały do bogatej 
a obszernej Magady, stolicą której było miasto Racśign^ 
w dół od dzisiejszego miasta Patna. ^awaati połoionebro 
na zachód od Eapiławaatu o 35 mil 6 wiorst (250 «ior4» 
a Benares na południowy zachód o 68 mil i 4 wiont (480 
wiorst), a Raczżagricha na południowy wschód od Ktpi^**' 
stu odległą była o 157 mili i 1 wiorstę (1100 wiorst). 

Wtenczas panował w Kapiławaście Soddodama, oititt 
potomek Ikszwakuła w prostej linni; był on głową wieio* 
licznej fiEimilii; z synów jego znani są: Syddart, zrodn^ 
z Machamai i Nanda z UotamL Bracia królewscy fl^r 
dzali osobnemi księstwami udzielnemi i chodsi om*" 
starszego brata za swego naczelnika, jednakie byli róts^ 
inymi w zarządzie swoich księstw. Zrobimy tu owsgc* ^ 
stosownie do obyczajów owego wieku, w razie braku k«?c* 
z domu panującego, albo naznaczonego przez notfi^} 



285 

lenistwa oddawano w earz^ Brahmanów, 8]dadaj%oych już 
i w owe czasy potężną kastę i sprawujących obowi^ek mi- 
nistrów, rsądzców, ofiarników i nauczycieli duchownych. 
Mając prawo życia i śmierci, prawo wybi(»rania podatków 
z włości im wydziek)nyoh,. książęta i brahmani byli niezale- 
żnymi władzoamL Ówcześni brahmani odznaczali się ukształ- 
oeniem i oświatą, a filozoficzne szkoły w Indyi prawie 
wszystkie były przez nich założone. 

Syddart przez ojca był przeznaczony na następcę tronom 
w tym celu według możności owego wieku, odebrał najsta- 
raimi^sze wychowanie. Soddodam wcześniej jeszcze oddal 
mu część swoich posiadłości, otoczył świetnym dworem 
i ożenił z córką jednego z udzielnych książąt, także z po- 
kolenia Ssakja pochodzącej. Syddart do dwudziestego roku 
życia znajdował się na tem stanowisku; ale zaledwie mi* 
nęlo mu lat 20, opuścił ojcowski dom, zostawiając zdziwio- 
nego i zasmuconego tym postępkiem Soddodama, i zginął 
bez wieścL Próżne były wszelkie poszukiwania; mówiono 
tylko, że się udał za granicę wschodnią Koeały i w łachma- 
nach pustelnika wałęsał się po różnych okolicach, szukając 
dla siebie duchownego nauczyciela. Nie było już żadnej 
sv^%tpliwości, że Syddart postanowił porzucić marności świa- 
towe i że nie dbąiąc o świetną- pozyoyę , wolał zostać pokor- 
lym a prawowitym pustelnikiem. Podania buddajskie nie 
ioatatecznie objaśniają powód, który sldonił młodego księcia 
lo tak niezwyczajnego postępku. Podania te mówią: «że 
>yddart miał duszę łagodną i wrażliwą, że ubolewając nad 
mutnem przeznaczeniem człowieka, poddanego praw(»n 
Lciążliwej śmierci, chorobom i cierpieniom codziennym, szu- 
igji spokoju w samotności, i w pustyni chciał się uwolnić od 
łopotów tego śwista. Syddart w postępku tym naśladował 
t^f^oczesnych mędrców, którzy dla takichże pobudek świat 
orzucaii. » 

Nie przecząc, że tak moralne pobudki skłoniły młodego 
Bi^cia do porzucenia świata, zdaje się nam, że polityczny 
ban pokolenia Szalga był rzeczywistym powodem do tego 
oet^pku. Państwo Kapiławastu należało do liczby niezale- 
Dych prowincyi i wolnych miast, znąjdcgących się w Mad- 



286 

jadessi osyli Środkowym kraju (tak się podówcaas nazywab 
cała kotlina Gangesu), których mieszkańcy po<^odzi]i i ró- 
żnych pokoleń i rodów, cieszyli się niepodległością i b^ 
reądzeni albo przez swoich rodzinnych monarchów, lab UŁ 
przez arystokracyę. Drobne te państewka składały niegdyś 
obszerny związek; niektóre z nich straciły już 8W% mepodk- 
gloió, a w czasach Soddodamy reszta ich była aaleiną aliio od 
Magady lub też od Kosały, t. j. od dwóch krain, które 
Madjadesz dzieliły na wschodni i zachodni. Wzro«t pot^ 
monarchów, panujących w Raczżagrichu i w Ssrawaśck, za- 
bezpieczał ich przewagę polityczną w Magadsie i w £oMk, 
pozwalał im zaokrąglać granice swoich państw przez zaborr 
niepodległych miast i krain. Obydwie te d3rnastye do jednego 
dążyły celu, t. j. do jednej monarchii w Madjadeszi, a bvć 
może, że do jednej, powszechnej monarchii w IndyadL Na 
wschodzie działali w tym celu królowie Raczćagricha i sa- 
zwali się panami ci^ej Magady; na zachodzie tymcESsem 
królowie Szrawastijscy nieznacznie podbąjali ziemie sąi^da- 
jąoe z Audem: bardzo już ograniczyli państwo E^dawuta. 
Od zachodu i od południowego zachodu opasali je graiłiei 
Kosały, zkąd w razie potrzeby, wojska w przeciągu dwóch 
dni mogły zdążyć pod mury Kapiławasty; na wschód zaś od 
tego miasta aż do Euszinagary, gdzie mieszkało rocbóJBicss 
i chciwe krwi pokolenie Eirata, ciągnęły się pustynie. Mo- 
narchowie szrawastijscy polowali na polach, należących do 
pokolenia Szakja, jakby na swoich własnych gruntaclL Mo- 
narcha kosalskiPrasenaczżita, który wstąpił na tron po ojca 
swoim Brahmadacie, zmusił Szakijc^ków do tego, że ss 
dali za żonę córkę swego pokolenia: a trzeba wiedzieć, v 
między potomkami Ikszwakuły istniało prawo, które zafart- 
niało wydawać córki swoje za mężów innych rodów, jak 
również zabranitiJo żenić się z cudzozicmkamL SzakijaTcy 
znając swoją słabość polityczną, przeczuwali juz swój spa> 
dek, a chociaż byli oni dumni ze swego pochodeenia z kstfr 
Kszatria, a rodzina Gk»tamy nazywała siebie dynaatyą sloaca, 
jednakże musieli ustąpić i zgodzić się na żądania szrawastij- 
skich królów, którzy nie mogli pochwalić się znakomitością 
przodków swoich, pochodzili bowiem z niższej kasty. Nie 



287 

mogąc ntnsymać narodowej aamodzielności, Szak\jczycy nie- 
nawidzieli rodziny Brahmadaty; od czasu zaś wstąpienia Pra- 
senaczżity w pokrewieństwo z niemi, nienawiść ta jeszcze 
zwiększyła rię; uważali bowiem to pokrewieństwo za poniże- 
nie izlacbetnego swego pochodzenia, a następnie w postępku 
szrawast^skiego króla przeczuwali zamiar zniszczenia ich 
państwa. W taldern położeniu swojego kraju, następca 
Soddodama wyrzekł się swoich praw i nadziei wskrzeszenia 
dawniejszej niepodległości ojczyzny swojej; ucieczka jego 
bowiem nastąpiła w tym właśnie czasie, kiedy Prasenacziita 
•tanł się o rękę szakijskiej dziewicy. Syddart w ciszy życia 
pustelniczego zamierzał utulić cierpienia swojej duszy. 

Pustelnictwo w owe czasy było w poszanowaniu i znajdo- 
wało sympatyę narodu. Było ono nie tylko następstwem 
zniechęcenia się do tutecznego, ziemskiego życia, albowiem 
Idimat Indyi zachęcał do pustelnictwa, a klęski publiczne 
zwiększały liczbę pustelników. Wiara powszechna Indyanów 
-w przejście dusz z jednego gatunku istot w dragi gatunek, 
także wywoływałii pustelnictwo. Cierpienia i uwolnienie się 
od nich, były to dwie idee rozpowszechnione we wszystkich 
klassach społeczności , zapełniające głowy anachoretów i pa- 
nujące w systematach filozoficznych. Idee te całkowicie 
przeszły do buddaizmu; odrzuciła je tylko jedna epikurejska 
•zkols Łokajatika. Ludzie przejęci ideą pożądanego uwolnie- 
nia duszy od wpływów zmysłowości, odsuwali się od towa- 
rzystw i rodziny, a oddaleni od światowego ruchu, przez 
surowość życia, spodziewali się pozyskać szczęście przysdego 
|;ycia w odrodzeniach się duszy, albo też przez głębokie 
i spokojne myślenie usiłowali odgadnąć tajniki bytowania 
świata i człowieka. Często zdarzało się, że nawet monarcho- 
"wie w Indyi porzucali przy schyłku życia królewskie do- 
ztostojeństwo, a odstąpiwszy tronu następcom swoim, 
resztę życia spędzali w ciszy zamiejskich ogrodów i gajów 
na religijnem rozmyślaniu. Godność pustelnika była świętą 
-w oczach narodu i nietykalną: żywność otrzymywał z jałmu- 
tey wieśniaków, magnatów lub królów, którzy opiekowali 
flię anachoretami. 

Z powodu tych sprzyjających okoliczności, utworzyło się 



w iDdyaoh mnóstwo rozmaitych pusteiaików, któnj ak- 
dniali rotkosme brzegi Grangeeu, bananowe gaje i górskie 
jaskinie. Jedni byli to dobrowolni pokutnicy, którzy poddi- 
wali się nąjwy myślBiejszym próbom i cierpieniom ; ism hfi 
to pofttelnicy kontemplacyjni, któny szukali spokojo waie- 
mchomośoi dała i duszy, albo pogrążali się w kontempkcTi: 
inni znowuft pustelnicy włóczyli się po wsiach i ij^'j^ 
muiny mieszkańców. Zróbmy tu uwagę, ie rodzice Sd^ 
muniego (Syddarta t. Buddy), o ile nam jest wiadono, vt 
sprzyjali pustelnictwu. W okolicach Kapilawasty byto ^ 
pustelników, lecz ich cynizm i wycieńczone fizyonomie «^ 
dzaly w Soddodamie odrazę do sposobu ich życia, • &•*«* 
najgłośniejsi pustelnicy nie mieli poważania u SzakiL t^ie 
moina ł%dać poważania, mówił potem sam Budda, od po* 
tomków Kszatria szlachetnego i wysokiego roda.» Glóne 
schronienie pustelników było w Magadde, a wuamńtk 
w wschodnich jej krańcach. Bimbasara, który TratffS " 
tron po ojcu Mahapadma, był w owym czasie pot^ó!* 
monarchą w Indyach, a Magada, w której panowil, ^ 
bogat% i kwitn%cą krainą. Państwo jego rozssenyto zt ^ 
Bengalu i Brahmaputry do Benaresu; na południe od Dak- 
szinu czyli teraźniejszego Dekanu, dzieliły Magada góy 
Małaja t. Windja ; z północy zasłaniały ją Himalajskie ^' 
Jako monarcha światły i przewidujący, Bimł>asan dswi^ 
schronienie w swojem państwie mędrcom i post^mkoB* 
którzy korzystając z jego łaski, ze wszystkich stron lodn 
dążyli do Raczżagrichu ; tutaj filozofowie rozmaitych M 
i różni pustelnicy znajdowali sposób do życia, doetti^ 
i tolerancyę. Uczeni otaczaK Bimbasarę; okolice ttolict, 
a szczególniej jaskinie i pieczary góry Hridrakmty, ntpeh^ 
się pustelnikami; w lasach, ciągnących się na połndoiei* 
południowy wschód od stolicy aż do miasta Gąji, raiay bu- 
rego znane są dzisiaj pod nazwiskiem Budda- Gaji, i ^ 
Nirańczżany, mieszkali pustelnicy kcmtemplacyjni, s f^ 
dzy których miał szczególniej głośne imię Udrakontf 
i Aratakałama. Jeszcze dalej na brzegu rzeki mieszkał Uravit*^ 
kasz-jana, czciciel ognia, bardzo głośny ze surowości i^cp^ 
życia, corocznie odwiedzany przez pobożnych z Bacsiagticfa?- 



28» 

Opuściwszy swoją ojczyznę, Syddart nie miał zamiaru 
i postanowienia wybrania sobie pewnego i jut stałego pu« 
atelniczego życia. Wszystko dowodzi ie z początku nie 
swracal uwagi na różnice i nieprzyjazna istniejące między 
pustelnikami, a chciał tylko ^czyó się z pierwszymi 
lepszemi, których napotka. Dowiedziawszy się o hridn^ 
kntskieh pokutnikach, udał się natychmiast do Magady, 
a minąwszy Koszamki, teraźniejszy Attahabad i Benares, 
wstąpił do zakonu dobrowolnych pokutników. Pod ich prze- 
wodnictwem okrutnie i dziwnemi sposobami męczył swoje 
ciało; sądząc z gorliwodci, z jaką postępował w pokucie 
młody prawracziyka (w owym czasie nazywano tym wyrazem 
ludzi, którzy dla zbawienia duszy świat porzucali), wnosimy, 
że myśl cierpienia, z której nie zdawał sobie rachunku, za- 
jęła go zupnie, i że naśladował zabobonne zapnsanie się 
swoich nauczycieli, nie dla tego gównie, ażeby oczekiwał 
szczęśliwej nagrody i rozkoszy w przyszłem życiu, ale dla 
tego, żeby zrobić się nieczułym i przywyknąć do znosisenia 
wszelkich prób i trudów życia. Od czasu tego, gdy Syddart 
zacasął zastanawiać się nad życiem, które prowadził, zmniej- 
azyła się w nim gorliwość pokutnicza; leżenie na kolących 
roślinach, osypywanie się popiołem, stanie przez cały dzień 
pod palącemi promieniami słońca, oraz inne sposoby i zwy- 
ccaje pokutników, niszczące w duszy źródło żywego uczucia, 
wydi^ się mu niepożytecznemi, nie niszc^ły bowiem pychy, 
a niezgodne były z rozumem csiowieka mniej więcej świa- 
tłego. Smutny pogląd na świat, stworzenia i życie, wzmo- 
cniły się z czasem w Syddarcie, a przekonanie o powsze- 
cłinych cierpieniach głębiej w jego duszy korzenie zapuściło — 
w pokucie nie znalazł on rzeczywistego środka do uwol- 
nienia się od tych cierpień. Dla tego opuścił pustelników 
hridrakutsldch i udał się do Udrakoramy i Artakałamy, na- 
uczycieli znanych z duchownego życia. Ci pustelnicy kon- 
templacyjni należeli do liczby tych duchownych zapaśników, 
którzy dla własnego udoskonalenia się, opuszczali czynne 
życie i starali przyswoić sobie stały i niezmącony pokój 
duszy; nieczułość, jedna z zasad indyjskiej ascetyki była ich 
dąfteniem i celem. Syddartowi bardzo podobało się spokojne 

OiŁiMMt OpiMnIe. III. 19 



890 



i^oie pokutników kottlie«q)Ui«xiBy<^^ i poitaaainl 
nimi na długi csas poaosUć. Uczył »ę od nidi 
żyoia konlamplaoyjnogo i wni]cB%| we wisystkie m* 
tąj««iBice; pod ick pnewodnictwom pnessedt ww^t^ 
uei«b]a tymbolioHiej drabiny pogrątaua sifi wtunago w ■•- 
faie* któi^ nują stopniowo oipokąiaó dusz^, awalniae j| ei 
fftU uocuć i myśli, otnodz ją ^ wpływów aewn^taąfck 
wraień i wprowadiiaó w ni% nigdy ąioiem 
kć(i. Całe dnie upędntl ni^mohoinie, z roskoaif 
•i^ w świat ma(Mń, i tak pr^zwyczail si^ do tego i 
kontemplacyi > ia ona ai do końca jego iycia była dkn i^- 
prsyjenmiąjflzem zatrudnieniem. « Jednakie, nómf M* 
Ińografowie, «nie zadawalnia^ go zaiady syatenata kon- 
templacyjnego Udrakoramy i Artakalamy; nienaraMWf 
i ataiy spokój duszy, na tzczeblach ich systemata kantw 
plaeyjnego, zdawał ńo mu niepodobnym i mniemał, że m 
nąjwyiszyob stopniali zanuiyania si^ samego w ziębią wów- 
czas, kiedy ustaje wszelki rueh i czynność dos^, juś 
jeszcze istnieje. Dla tego, dodąj% jego biografowie, Sjfśśtfk 
porzuoit nowych nauca^cieli i już bez wzoru ■amodiylzis 
posun%t si^ na drodze duchownych zapasów.* I iz c czyaiś os^ 
jak to póśniej zobaczymy, nieistnienie jaźni tak oeobo«q^ 
jak i ogólmąj, było podwaliną, jedn% z zasad nanki Bnd^ 
a mniemanie to buddsjskie jest rezultatem poffLądu na csecij 
istniejące, a podległe prawom: rodzenia, zmieniania aft 
ciąc^go i nicestwa. Budda wcielił do swojej aacełiyki pianie 
całkowity system badania swoich nauczycieli, odnncił z niffs 
jedno tylko przekonanie: ie najwyższy aaczebel ksa- 
templacyi jest stan zupełnego oswobodzenia ai^ dns^r o^ 
zmysłowości, i, j. nirwana (nicestwo). Namiętność jego km- 
templacyjna dowodzi, iż Budda póśni^, niż myśł% : 
opuścił pustelników kontemplacyjnych. Od 
si^ jego z Hridrakutu upi|yn^o sześć lat, z któzych pra«d»- 
podobnie większą liczbę przepędził uArtakałamy, a mniijl 
połowę u Udrakoramy. Ostatni człowiek był nąigii>śnii>i|w 
badaczem owego czasu; napisał on dzieło, w którem wyłoi)! 
zasady swojej filozof. Syddart nie pnyjąt zupełnie naab 
uczonego Udrakoramy i w póżniąjsąym 



8W»im mówd o niedoststkach tego tystemato. Róimc«r 
w filoseiofliyoli poglądach , a bardso być mole, fte i śmieró 
Udrakoramy y która, 8%da%o s niepewności podań buddaj- 
■kioh, w tym csaaie nastąpią, była powodem, iź Syddart 
rozpoct%ł mowa łyeie kocznj%ee. Przeniósł się w okolice 
6ąji i postanowił już prowadzić życie bez przewodników. 
• Tutaj, mówią jego biografowie, «w rozmowie z samym sobą 
iw oiągłem myilenia, rozstrzygną wątpliwości i pytania, na 
kt6re nie mogH zadawalniająco odpowiedzieć pustelnicy; 
rozum jego roqaśnii^ i odgadł rzeczywiste znaczenie przed* 
miotów i sjawisk, przeniknął tajemnice cierpień, gnębiących 
oiłowieka i wynalazł pewne sposoby uwolniema się od nicb.» 
Inaczej mówiąc, utworzył własny, samodzielny pogląd na 
llloiofię i ascetykę, utworzył nową naukę, różniącą się od 
istniejących podówczas nauk i systematów. Od tego właśnie 
ensu, kiedy z ucznia 9yddart został samodzielnym myślicie- 
lem, nazywany jest przez buddajskioh pisarzy Buddą, które 
to imię zostało już przy nim na zawsze. Wyrazem « Budda* 
nazywali Indyanie te osoby, które odznaczały się wiadomo- 
śeiami teoretycznemi i praktycznemi, wyróżniały się surowo- 
ścią żyda i krasomóstwem. Zachwyceni wyznawcy Szahja* 
mimiego, nazywając nauczyciela swojąj religii Buddą, miesz* 
SEOzą w tym wyrazie wszystkie możliwe człowieka dosko- 
nałośoi: moralne, umysłowe, a nawet i fizyczne. Rozumie 
się samo przez się, że sam Budda, chociaż uznawał się za 
mędrca, t. j. buddę, nie cenił dę tak w3rsoko, jak go cenili 
jego wyznawcy. Będąc głęboko przekonanym, że zasady 
jego, do których doszedł w swobodzie i ciszy samotności, 
0% ;>ewne i doskonałe, a odkrycia swoje w dziedzinie filozofii 
i moralności uważając za światło prawdy, która powinna wy- 
korzenić przesądny zabobon i skrzywienie rozumu, panujące 
według niego w szkołach innych filozofów i pustelników, on 
sam przez to uznawał siebie za jedynego i powszechnego prze- 
wodnika w duchownem życiu i mądrego nauczyciela w odkry- 
waniu prawd. Gorliwość w nawracaniu była mu obcą, 
jednakże późniejsze wypadki dowodzą, że wierzył w swoje 
posłaamiotwa Tak przynajmniej marzył w początkach swego 
społecznego żyda, wówczas, kiedy doświadczenie nie ochła* 

19* 



dza jeszcze gorliwości młodcieńcsąj. Nie chc%c siebie i two- 
ich idei zagrzebać w postyni, poaUnowi) w poreacoBjB 
przez niego świecie rozszerzyć 8woj% naukę. Dhk tego to 
opuścił okolice Gaji i adal si^ ku zachodniej granicy Magaly. 
myśl%c, jak się zdaje, odwiedzić rodzinne swe miHifr 
W rachubach swoich omyld się: sam jeden, bez gtotniys 
imienia i wyznawców, nie mógł szczęśliwie wystąpić as 
polu, na którem odznaczało się tylu ascetów, tyfa ładń 
uczonych, otoczonych tłumami uczniów, a szanowaDydi w na- 
rodzie. W Benaresie spotkał kilku swoich krewnych i od 
nich rozpocz%l rozszerzanie swojej nauki Próba nie siili 
się; Szalgaputra, t j. członkowie rodziny Seakja, wysaisli 
go i lekceważyli sobie powagę nauczycielską, jaką okaijwsl, 
tłumacząc im swoje ascetyczne poglądy; naganiali w mm 
niestatek i lekkomyślność, z jaką kilka razy amieniał sposób 
śycia i porzucał pustelników, oraz dowiedli ma, ze nie ^ 
ani potrzebnej powagi w nauczaniu ludu, ani teś deśsi&d> 
czenia mądrego, za jakiego się uważał. 

Niepowodzenie, jakie go spotkało na pierwszym kraka 
publicznego życia, zwróciło uwagę Buddy nn niepessość 
swego położenia i na warunki, które dałyby mu bmkbmć 
wpłynąć na opinię społeczeństwa; nąjpei^niejsaym środkiem 
dopięcia tego zamiaru było niezaprzeczenie praewodnictn 
i kierowanie tłumem stronników i współwyznawców. Bnddi 
usiłował stworzyć sobie stronników, a wiedaał o tesi, ie 
gdyby potrafił pozyskać anachoretę, szanowanego w bs- 
rodzie, powaga i wpływ jego w społeczeństwie zoskal^ 
utrwalone. Najznakomitszym anachoretą był w owym eam 
Uruwiłwa Kas^apa. Budda postanowił pozyskać sobie teg« 
wpływowego człowieka, co, jak się domyślać możemy, m 
było łatwą rzeczą. 

Z tym zamiarem od Benaresu wrócił do miasta G^, m 
brzegi Nirańczżany, gdzie, jak to już mówiliśmy, pmibf^ 
Kasqapa. 

Wiadomo już nam, że Uruwiłwa Easąjapa był csddełsi 
ognia, lecz to nie dowodzi, żeby był wyznawcą religii 2o- 
roastra, gdyż ta religia była obcą w Indy ach, Z populsnKŚo 
Uruwiłwy windyach wnioskogemy, że był albo Sziwait% t > 



293 

należał do tych, którzy czcili ogień, jako symbol Sziwy, symbol 
siły niszczącej, albo tet był wyznawcą Uł)aki(a), założyciela 
filozoficznej szkoły, znanej w późniejszych czasach pod na- 
zwiskiem Wajszesziki, według której ogień był najczynniej- 
szym kosmicznym elementem. Czciciele ognia ubóstwiali 
takie niebieskie światła. Czciciel ognia przy wschodzie 
słońca oddawał cześć wschodzącemu światłu; w pewne go- 
dżiny dnia zalrijał zwierzęta , przeznaczone na ofiarę ogniowi, 
i palił wonne kadziła; w nocy zapalał ognie na ołtarzach 
i lampy. Ogień, jak się domyślać prawdopodobnie można, 
nigdy nie był gaszony. 

Na tych to zatrudnieniach przechodziły dnie Uruwiłwy 
Kaazjapa; otaczało go zaś wielu uczniów. Dwaj młodzi jego 
bracia, Oajja Easzjapa i Nati Easzjapa, przebywali także 
na brzegach Nirańczżany i każdy z nich miał kilku uczniów, 
a także czcił ogień. Uruwiłwa najstarszy w rodzinie, miał 
nad nimi władzę, a jako nauczyciel był pierwszą osobą 
w Niraczżańskiem społeczeństwie czcicieli ognia. 

Budda chciał nawrócić Uruwiłwę, uczniem zaś jego nie 
myślał zostać, i dla tego przybył do niego w roli gościa 
i sąsiada. Stary anachoreta .przywitał go ozięble i radził 
mu, ażeby w innem miejscu poszukał sobie schronienia. 
Budda, bez wględu na jego podejrzliwość, osiadł w pustej 
pieczarze, niedaleko mieszkania czcicieli ognia. Od tego 
czasu rozpoczął on walkę z religijnemi i osobistemi przesą- 
dami Uruwiłwy, i nie zwracając uwagi na żadną przeszkodę, 
sześć lat pracował Budda, działając bardzo ostrożnie. Przez 
ndtagi i oznaki uszanowania starał się zyskać sympatyę 
i ufność Uruwiłwy. Dzielił się z nim jałmużną, którą zbierał 
w okolicznych wsiach, oraz zbierał i przynosił mu owoce, 
które małpy z wierzchołków drzew rzucały na niego; uczyn- 
ność swoją do tego posunął, że zapalał ogień na ołtarzach 
anachorety. W tym czasie, kiedy pobożni pielgrzymowie od- 
wiedzali Uruwiłwę, Budda krył się na przeciwnym brzegu 
rzeki, nie mając, jak mówił, żadnego prawa do hołdów 
i jałmużn, dawanych Uruwiłwie; w rzeczy zaś samej dla 
tego krył się, ażeby przybysze, widząc go w towarzystwie 
pustelnika, nie myśleli, że jest jego uczniem. Takiem to 



294 

postępowaniem Budda powoli zytkiwat przyjadą Unwihiy, 
Ictóry go wreszcie pocz^ szanować i wybawił iycie jego ci 
wielkiego niebezpieczeństwa. Budda bardzo cs^ato mkmd 
się na dragi brzeg Nirańczźany, gdzie ohoda%c po wmc^ 
zbierał jalmuiny lab też szukał samotnoicL Pewnego laa 
rzeka od deszczów wezbrała i tradno było pmgść j% w k6i 
w miejscu, w którem zwykle Budda przecbodriŁ Z wjekeói 
Bwojej Budda powracał podczas burzliwej nocsy i mt ptaswi- 
diąjąc niebezpieczeństwa f WBt%pił w wodę; lecs ledwo po^ 
szedł kilka kroków, porwał go pr^d rzeki i ractM fide 
uniosły z 8ob%. Uruwitwa w trwodze ocsekiwat s w ajege 
przyjacida nad brzegiem, a usłyszawszy krzyk i pozoancf 
głos Buddy, zebrał swoich uczniów i wyratował toa^Dege. 
Wypadek ten, jak się zdaje, zbliżył i jeszcze mocniej ś^acfi 
Uruwiłwę z Badd%. Ostatni zwiększij%c stopniowo wpłfs 
swój, wykorzeniał w Umwiłwie dawne przekonania, a ; 
ny wał go , że obrządki czcicieli ognia są zabobonne i i 
skonałe, oraz tłumaczył mu swoje poglądy i 
moralności, poglądy według niego rzeczywiste, a 
czystą i prostą. Drobniejsze szczegóły nawrócenia Urw^ay 
są nam nieznane, wiadomo jest Irflko z pewnością, żeBodda 
nawrócił Uruwiłwę, że ten porzucił dawną swą wiarę isoakdl 
gorliwym obrońcą jego nauki. 

Dawne ofiary zostały zaniechane, a naczynia ofisEzie 
wrzucono w rzekę Nirańczżan. Za przyktadena swi^ego as- 
nczyoiela, uczniowie Uruwiłwy przyjęli nową nankę i Ba«T 
sposób życia. Bracia jego: Gąjjja i Nati, złącsyli się takie 
z nowem religijnem społeczeństwem, pewni będąc, że g^ 
by ono nie było lepszem od dawniejszego, brat iob sten? 
nie stałby się nigdy zwolennikiem nowej nankL Nie u^ 
jeszcze dobrze ducha nauki Buddy, wszj^y zoetali jej sp»- 
lennikami, a Budda miał już kilkaset wyznawoów. 

Wypadki te wkrótce zrobiły się głosnemi w narodzie. 
Dawno już wszyscy wiedzieli, że jeden z Szakjapatróa- 
a mianowicie syn Soddodamy, został pustelnikiem. W wtt 
scowościach, w których przebywał, ucząc się, lab zbieni^ 
jałmużny, znali go pod nazwiskiem Szramana Gotany, t j. 
obrońcą wiary z domu Ootamy; Budda sam siebie wapai 



285 

Uki« SoramMiein. W tym czarie, kiedy Budda nawracał 
Umwilwę, mówiono, ii ten ofttatni zyskał ucznia z kasty 
Kaaatria, kcz Budda stanąwszy na czele licznej sekty, zadał 
Mśz tym pogtoskom , a dał |»owód do nowych i wainiejszych 
wi«6ci. Zaczęto gadać, łe na Wschodzie wystąpił na czele 
kilkuset zwolenników człowiek królewskiego pochodzenia, 
C pokolenia Szakja, i &e zamierza osiągnąć godnoió Czakra- 
•rartina Złotego okręgu (kc^a). Nazwisko to przypominało 
Indowi monarchę całych Indyi i lepsze czasy jedności pań- 
stwa. Pogłoska o pozornych dążeniach Buddy, doszła nawet 
io dwom Raczftagriskiego i wznieciła różne obawy między 
dworakami; lecz Bimbassara nie wierzył tym pogłoskom, 
a Buddę uwaiał jako sekciarza, nie mającego ładnych poli- 
tycznych celów. Przybycie jego do Racziagrichu stanowczo 
niisBczyło wszelkie w tym względzie obawy. Tymczasem, 
kiedy względem Buddy robiono różne przypuszczenia, -on 
postanowił już nie tąieninie, ale publicznie wystąpić i prze- 
■ieić mę do takiej miejscowości, któraby zabezpieczyła 
byt jego zwolenników. Wybrał za miejsce swego pobytu 
itolicę Magady^ ażeby przez to zadać fałsz kursiąjącym o nim 
pogłoskom i zarazem spodaiewi^ się w tern miejscu znaleźć 
łatwiejsze utrzymanie. Ruszył więc z całem swojem bractwem 
od brzegów Nirańczżany do Raczżagrichu i osiadł w okoli- 
sach stolicy, na pochyłościach Hridrakruty, w sąsiedztwie 
[pokutników, dawnych swoich nauczycieli. Pierwszym jego 
3E3rnem w nowej siedzibie było usprawiedliwienie się z przy- 
9is3rwanych mu politycznych celów: publicznie więc oświad- 
MByłi Że dawno już porzucił świeckie myśli, a sława świa- 
lowa obcą mu jest jako zakonnikowi. Bimbassara przekona- 
nym będąc o niewinności Buddy, obdarzył go swoim 
isaeunkiem i opieką, obiecując bractwu wszelką pomoc. 
Przychylność monardiy była dla Buddy bardzo korzystną. 
W owe czasy schronienie, dane pustelnikom, uważane było 
A czyn miły Bogu i zbawienny — wnet też pobożni pomy- 
ileli o wygodnem przytulisku dla Szramanów. Budda, jak 
;o powiedzieliśmy wyżej, osiadł w Hridrakrocie. Góra ta 
Nryróżniata się z pomiędzy górzystego łańcucha, otaczającego 
Kaczżagrichę, pięciu wierzchołkami, na których gnieźdźmy 



296 

•ic orty; od nich to góra nasvan% lOsUl^ Hridnbte 
(gridra znacsy onet, a knU albo kiicsa wierack<^dk). Na 
Btromych jej pochyłościach zaąjdowaly ńę piecauty, w kió- 
ryck chroniąc się od burz i hałasów apolecEoego iycia, flr 
mieazkiwali pustelnicy. Hridrakuta poloaona byta w bU»- 
śoi miasta (8 wiorst na północny wschód), locz okolice j^ 
były puste i dzikie. Chociaż Budda więcej lubił tę pm^^mf, 
niż inne miejscowości, więcej oiywione, jednakie banfao jod 
Ucsne jego bractwo, wymagało wygodniejaaej aiedsiby. 

Kdanda, magnat Raczźagrichu , darował Bnddae aań- 
stem ogród czyli gąj bambusowy, odległy na połnoe od 
miasta o wiorstę; ogród ten od nacwiska wkucicidt swrf 
się Kałandaka. Poprzednio w tym ogrodzie prsebywsli pu- 
stelnicy z sekty Nirgranta, którym, widz^ p cayc hjl aeil 
monarchy dla Buddy , Kałanda ogród odebrał i darował gt 
Buddzie. Tu znalazł ten ostatni gotowe juk i njigadBf 
mieszkanie dla siebie i swego bractwa. 

Pod 8przyjaj%cemi , jak ¥ńdzimy, okolicsnościaai Badda 
rozpoczął życie publiczne. Wypadki z póśnic^jazago lyaa 
Buddy nie zachowały się u buddąjskich piaarzów, nie wicsiy 
więc, jakie postępy robiła nauka Buddy; nie mnieaiy lic 
powiedzieć o sporach Buddy z innemi szkołami Indyi; ais 
wiemy nic o jego podróżach i innych sicsególachf ktoR 
opowiedziane porządkiem czasu, utworzyłyby całość dekawą 
i historyczny jego charakter odznaczyły. Ws^acy biografo- 
wie opisijgą szczegółowo życie Buddy aż do ca«a, w któiya 
Budda z bractwem swojem przeniósł się do Raczżagndba; 
tu przerywają nić swojego opowiadania i opisiąją 
już lata życia indyjskiego reformatora. Budda mnari, 
lat 80; wówczas zaś, kiedy nawrócił Uru^rdwę, 
przeszło 30 lat, od tego czasu aż do ostatniego 
lat jego życia upłynęło czterdzieści lat O tvm najwa^i^- 
szym peryodzie nic nie mówią jego biografowie. W Mb 
faktów z tego peryodu powiemy o sposobie życia Bud^y od 
czasu zamieszkania w Raczżagrichu, o saaadach jego hfaeisa 
i stosunkach tegoż bractwa do społecseńatwa, 

Budda był szramanem. Wyraz ten oznaosał cdomkbt 
poświęconego ascetyzmowi; był to wyras ogólny, nie < 



297 

czajmy iadnej Bsezególnej sekty; dopiero od tego ezasu, jak 
Budda nazwał Bię szramanem, tym wyrazem mianować 
kaidego buddaiatc. Historyczne znaczenie godności szramana 
bndduici tak objaśniają. Dawnemi czasy, mówi jedna sudra, 
opisii\j%oa pochodzenie kast, często zdarzało się, że ludzie 
z powodu nieszczęść domowych, lab też z wewnętrznego 
popędu opuszczali świeckie życie, wyzuwali się z obowiązków 
familąjnego życia i chronili się w pustyni. W górach, la- 
sach, stawiali szałasy i w nich bez kłopotów, na spokój- 
nem myśleniu życie trawiU. Zapasów żywności nie robili 
wcale; rankami i wieczorami wychodzili do bliskich wsi, 
zbierali tam od miłosiernych osób pokarm oraz odzież i po- 
wracali do szałasów. Kienaganne postępowanie, panowanie 
nad namiętnościami i odosobnienie się od świata było po- 
wodem, że ich nazwano brahmanami, t. j. czystymi Klassa 
ta ludzi utworzyła z czasem kastę Brahmanów. W później- 
szym czasie wielu brahmanów, utraciwszy prostotę dawnych 
obyczajów, nie mogli już żyć w samotności, nie chcieli wię- 
cej trawić życia na rozmyślaniu i z pustelników zrobili się 
włóczęgami. Włócząc się po wsiach, żyli z czarów, zaklęć, 
a lud ich nazywał swoimi nauczycielami. Moralność icb 
upadła, a dawna surowość życia zupełnie znikła. W osta- 
tnich czasach utworzył się inny rodzaj anachoretów, nazwa^ 
nych Szramanami. 

Szraman wyrzeka się także świata, ślubuje być wiecznie 
zakonnikiem i na znak wzgardy dla świata, goli włosy na 
głowie i brodzie; oddaliwszy się od światowego zgiełku, 
spędza życie na doskonaleniu się wewnętrsnem. Szramani 
nie tworzyli osobnej kasty; szramanem mógł być człowiek, 
pochodzący z kasty Essatria, Brahmanów, jak i człowiek 
z kasty Wąjs^a i łSsudra. 

Z tego pokazuje się, że Brahmani dali początek życiu 
pustelniczemu, jednak w czasach Buddy istniała liczna klassa 
pokutników, którzy nie są podobni do pierwotnyoh Brahma- 
nów. i nie mają nic wspólnego z włóczącymi się pustelnikami 
Nie wiadomo także, czy pokutnicy należeli do kasty brah« 
nańskiej. 

Szramanami więc, według przytoczonego dzieła byli lu* 



398 

4ńe, którzy prowadriH dncłMiwe śym, nie wediog p<^ 
•woj€g kasty, i wymawtU atoetyome oras filoioi io— o naady, 
t6foe od brahmaotekkik KoAdy amawti iredtag ń«bie 
w»l i regslowal apoaó^ dnehowego iyeia. Budda 
igodsie K dnckem swojej nanki, wykormuć 
Iineo%dy i nbobony pwteteik^. hwAą owoym eheial ffo- 
Ińó tanę dla •oeptyeycmm i Ubertynunm; w iycm sai wto- 
mtl pfraktycRiie po^iyó sorowe zasady cnoty z proaMf 
obyeaigów. Godnoftć szramona w postopowmiii powinna aę 
byta okaaywaó, do czego wiele wagi przywiązywnl. 

Stawiając swe życie za wzór dla swoich wyznawców, sposób 
ich iycia starał się radami i nsaką nrządzió i ndosfconalie. 
Jego społecznoić Szramanów nazywała się Sanga, i. j. zgro- 
madzeniem albo bractwem. Członek bractwa nazywał się 
Bikszn, t. j. iebrakiem, albowiem kaftdy przy wstąpienin do 
bractwa Mubował praedewazystkiem nbóstwo i wymeewaK 
aię n^asności. Bikssn życie swoje ntrzymywał z jalmiiaT 
miłosiernych osób, a poaiewai imię to źiąasyio aię z goteo* 
Icią zakonnika, byto więc powszechnie szanowane. W owe 
czasy prowadzili spór o to: co jest bardziej n bawi ean e 
1 ważniejsze: dawać jałmużnę, czy też braó jatmnżnę? Naj* 
anpetniejsza równoić panowała w bractwie Boddy; atarszym 
łyył ten, który wcaeśniej wstąpił do bractwa. Ten, który 
słabował zostać bikszu, chociażby pochodził z kaely Kscatrta 
albo Brahmańskiej, musiał wszędzie i we wszystkiem natępowar 
pierwszeństwa biksan z kasty Wąjszja, jeżeli ten dawniej zo- 
stał członkiem bractwa. 

Będ%c stanowczo przeciwnym zabobonom polratnftów, 
Badda nie naśladował ich chsiwactw, różnych m%k edbie za- 
dawanych i niezwycz^nego sposobu ich życia, które zwra- 
cało na nich oczy lada i przejmowało go pełnem nszanowa- 
nią podziwieniem, a nie dosyć ukrywało pychę i potneby 
materyalnego utrzymania się, które kierowały ich poetępo- 
waniem. Chciał on, ażeby bikszu w zgodzie ze ilnbem na 
ubóstwo, zachowując surowe zasady, prowadził etę pscyzwoi- 
oie, żeby powierzchowność ssramana okazywalu powainy 
kierunek jego powołania i myśli. Żadne wrażenia i w p ł y w y 
nie powinny go bawić, ani mu przeszkadzać; wyraz jego 



299 

oblicza powinien być ciągle spokojnym , postowm prosta, chód 
umiarkowanym, obejście ńę pełne godności. Suknia powinna 
okiywaó całkowicie ciało bikazn; form% nś jego ubiorą był 
płaszcz myśliwski Buddy, w którym chodził, uciekłszy z Ea- 
piłiiwaatn* Bikszowie szyli sobie ubiór ze starych i wyrzu- 
conych na śmieciaka gałganów; kaidy zaś ga^n prali dla 
tego, afteby ubiór ich, chociaŁ ubogi i nędzny, wyglądał 
€systo i porządnie. 

Budda miał wiehi opiekunórw i Danapaii, czyH loda, fctó* 
Tty obowiązali mę dostarczać mu środków do utrzymania 
łwactwa. Wysokie urodzenie Buddy ułatwiało mu wtt^ do 
łudzi wyiszej klassy społeczeństwa; prócz tego i on sam sta- 
rał ńę o względy znakomitych osób. Więksaa też liczba 
jego Danapati byli to Btfbzłowie drobnych posiadłości, 
rządzcy miast, magnaci i bogacze. Ofiarowali oni Buddzie 
samiąiskie swoje domy, ogrody oraz gaje, i budowali w nich 
mieszkania dla jego bractwa. Wille, które przeohoddly 
w posiadłość Buddy, nazywały się Sangarami, t. j. ogrodami 
bractwa; nazwiAiem tem odtąd mianiąją kaide schronienie 
sakonników buddajskieh. Życie w mieście, pośród hałasu 
i rozrywek, Budda uwaiał za przeszkodę spokojności duszy 
i pneszkodę do rozmyślań szramana, i dla tego to mieazka- 
nia dla bractwa obierał zwykle w pewnem oddaleniu od 
miast i wsi, zamieniając mieszkanie w odległości od siedzib 
ludzkich na stałą regułę, czasowie tylko dla zbierania jał- 
mużny, lub w nudę zaprosin, dozwalając szramanom prze- 
bywać w mieście. 

Biksztt żywfi się tem, co w ciągu dnia wyżebrał. Go 
ranek Budda opuszczał Sangaramę i otoczony tłumem uczniów 
•woich, udawał się do miast, gdzie rozchodzili się w różne 
strony, każdy trzymając w ręku patrę czyli żebraczą czaaaę. 
Budda przykładem i ustnie nakasywał, ażeby bikssu żebrząc, 
sachowywali powagę swojej godności i starali się nad niczem 
nie zadziwiać, oraz nie okazywać roztargnienia. Odmowę 
jak i hojną jałmużnę przyjmowali z obojętnością, a chodząc 
od domu do domu, prosili o jałmużnę bogatych i ubogieh 
mieszkańców. Według ówczeraego zwyczaju, nigdy słownie 
nie prosili o jałmużnę, lecz nic nie mówiąc, podawaH go- 



300 

Bpódanom swoje imski, w które ci kładli gotowany ryi, hUb 
inne potrawy i oddawali je proszącym. Po otrzymamn jsl- 
mnżny, Budda błogosławił dom miłosiernego, żrczył go^KH 
darzowi i całej rodzinie szczęścia, dostatków i zdrowia, pny^ 
tern bardzo często prawił o poiytka, jaki przynosi dawanie 
jałmużny. Około południa bikszowie powracali z zebimni 
jałmuiną do Sangaramy częió, jałmużny oddawali biednjn, 
których napotykali, drug% jej część rzucali w poste miejtct 
dla zwierząt i ptastwa, a resztę sami pożywali, rozdzieliirssy 
je między sobą na równe części. Resztę dnia Badda spadał 
na rozmowie z otaczającymi go wyznawcami, lub też, cota^ 
najczęściej zdarzało, szedł w odludne miejsca do piecsaiy 
lab pod drzewo, gdzie sia^zy z podwiniętemi pod sie^ 
nogami, w nieruchomej postawie, oddawał się nlałnonej kos- 
templaeyi. Takim sposobem pośród swoj^o bract¥ra upłf- 
wały dnie żebrackie życia Buddy. Bikszu nie mieli zapasów 
pokarmu, ani ubrania, i najzupełniej zależeli od niiłosi^niaa 
publiczności. Jeżeli który nie miał odzieży, szedł do ossdy 
po materyały do niej; jeżeli nie miał sandałów, lob też md 
do sporządzenia starego ubioru, znowuż udawał się po m 
do ludzi. 

Rok Indyanów dzielił się na trzy pory: zimę, lato i je- 
sień. Zimę Budda spędzał między swoimi uczniami, przeby* 
wając najczęściej w okolicy Raczżagrichu lub SzrawastL 
Latem, to jest w porze peryodycznych deszczów w kiaja 
Madjadesz, kiedy Ganges i wszystkie rzeki wzbierały, a ko- 
munikacye zostały przerwane, Budda posyłał bikszów w ró- 
żne miejscowości na letnie mieszkanie, mając na owadae 
potrzeby bardzo licznego bractwa, oraz dla uniknienia nędiy 
i niedostatku, jak i dla ulgi osobom miłosiernym, którzy 
sami podc^s lata żyli zapasami, zimą zebranemi. Bikna 
udawał się do jakiejkolwiek wsi, osiadał na cztery letnie 
miesiące w jej okolicach i przez cały ten czas nie widywał 
swoich towarzyszów. Budda także oddalał się latem, mając 
czasami w towarzystwie jednego z swoich uczniów. Po upły- 
wie czterechmiesięcznej samotności, Bikszowie zbierali się 
w pewnem miejscu, a Budda znowuż wstępował w ich grooo. 
Każdy z obecnych opowiadał postępy, jakie zrobił w docko- 



301 

^wnem doskonaleniu się podcsas swego oddalenia, po6więoo- 
nego kontemplacyi, i radzit się Buddy w w%tpliwoiciaoli 
jego moralnej i kontemplacyjnej nauki. W jesieni bractwo 
Buddy rozchodziło się partyami po całej Magadzie i Kosale. 
Budda najczęściej odwiedzał Szrawasti, w okolicach którego 
posiadał darowany mu ogród Cżetawania; prócz tego chodził 
także do rozmaitych miast Magady, Kosały, Madury i Uczż- 
czżajanii, a nawet do Andru, która połoion% była w środku 
p<^dniowej Indyi, i do Katingpi na brzegu Koromandelskim; 
ojczyste zaś, a niegościnne miasto Kapiławastę, odwiedził 
tylko trzy, czy tei cztery razy. 

Uważamy za potrzebne, powiedzieć kilka wyrazów o po- 
dróżach Buddy w dalekie zaindyjskie krainy. S%dz%c ze 
sposobu żyda Buddy, z okoliczności i wypadków tego życia, 
jak i ze starych tradycyi, wnioskigemy że Budda dla roz- 
sserzenia swej wiary, lub też dla innych powodów, nie 
opuszczał nigdy granic właściwej Indyi. O wschodniej stro- 
nie starożytnej Indyi nawet po śmierci Buddy nie znajdu- 
jemy żadnej wzmianki w buddajskich autorach; w iK)tudnio- 
wej Indyi wspominają o kilku państwach, z wysp południc- 
wego morza, Cejlon, z którego w późniejsze czasy bnddaizm 
rozszedł się do innych wysp Oceanu, a nawet do Siamu 
i Birmanu, lecz w epoce, w której żył Budda, był jeszcze na 
wpół dzik% krainą. Himalajskie góry od północy były natu- 
ralną granicą Indyi; za niemi, według indyjskich podań, 
znajdowały się bajeczne i cudne krainy, do których wstęp 
zagradzały dzikie i nieprzebyte góry. Starożytni Buddaiści 
najlepiej znali krainy, położone za północnym zachodzie od 
Indyi; w dziełach ich znąjdi^emy wzmianki o Pańccale 
(Penczab), Machaczinie (Persya), K^pinie (Kaszemir i Kabul), 
o Bahliku (narodzie mieszkającym na północ od Bałkn) 
i nakonieo o Eusatanie ; lecz nazwiska tych krain 
i miast poznali Buddaiści dopiero w dwieście lat, a nawet 
później po śmierci Buddy. W opowiadaniach dawniejszych 
czasów nie możemy odkryć śladów jakichkolwiek stosunków 
Indyanów z ludami zcuihodnimi i północno-zachodnimi. 
Istniejące podania Buddaistów o podróżach Buddy do 
państw i narodów w późniejszym czasie norganiiowanych, 



302 

wymyślone loftoly prses indyjslcK^ Baddaktów, mUbj vm 
pocUebió, aibo tei wymyślone zostały prses miejaeowjek 
procełitów, któny pragnęli laascsycić rodzinne etroi^ p^ 
byteoL Boddy. Wedłog takich to podań, Budda dodioW 
aft do stóp Ahąja. Nieetronni bnddąjscy piaane zapewai^ 
ie Bodda odwiedza! tylko Szrawasti i inne miasta iodyj^ńSf 
zreaztą oale śycie ap^ził w Magadrie , krainie azeagśłnaąi 
i bogatej, która w owe czaty była achronianiem dk aia- 
aakańców okolie, w których aię szerzyły Earasa, giód, izb 
wojny. 

Budda, jak się ze wszystkiego pokazuje, nie w zanuans 
rozszerzania swojcri nauki podróżował i włóczył aic po Uyi; 
do tych liecnyoh wycieczek mogło być powodem: aamiloaańs 
w podróżach, albo niebezpieczeństwo obyczajów dla btaetoa, 
wymkni|ó mogfce ze stałego osiedlenia ńę w pewnej mieJNa- 
wośd i wresaeie okoUczności, o których nie doa^ naa wia> 
donosó. Pomimo wielkiej ostroftnośoi Buddy w opowiadama 
i rozszerzaniu swojej nauki, społeczność jego wysnaopców 
z czasem znacznie urosła i zwiększyła się. Wedłofr buddijakick 
pisati^r liczba bikszów wynosiła przeszło lOOO; jiowód zsś 
tego wzrostu objaśnia się tern, źe Budda pod opiek% wiele 
mośnych i znakomi^ch osób, zabezpieczał w swojesA bnefeeia 
dla biednych i nieszczęśliwych ludzi utr z y manie wygodne 
i bezpieczne. Ludzie, którzy się trudnili filozofia, za^ia* 
wali naukę metafizyomą i analizę bytu w jego bracteia; 
jeaeli zaś kto chciał poświęcić się surowemu i c zysty ch oby* 
Czajów śyciu, znajdował w temźe bractwie wzór i 
w postępowaniu Buddy. Takim sposobem weado do je 
braotwa wiele osób głośnych z rozumu, wykształcenia, lab 
tei z nienagannego postępowania. Z liczby ich 
byli: Mahakaaąjapa, którego Budda szanował dla jego 
wego ascetyzmu; Subnti, metafizyk; Mongaijama, odanaoaąyyy 
się hiatorycznemi wiadomościami, orss doskonałoeci% koniem- 
plaoyi, i nareszcie Szaripntra, najuniseńesy i nąjwymo¥nii^jaąy 
nauG^rciel idei Buddy. Traktaty Szaaputca, które iiady ej f 
doady póśniejszych czasów, wywołała nuędzy BuddemtaBsi 
liczne spory: w dziełach jego zm^dowali już liereay^ Ze 
życia Buddy bg^ on bardzo szanowanym człowiekiem w hn^ 



303 

eiwk^ ał%ci^w6»y aif z braotwem, pn»Ę dłagi csas nia wy*- 
kouywał ślubów diKshownych^ prowttdmt ci^ate dy^uiy 
z rótoewi aekolami relig^no-indyjakieini, a w n^wracanm 
bikssów zastępował samego Bndd^ 

Uruwiłwa Kaazjapa, Mabakaagapa, Monga^ama i Szari-^ 
piitjra» zostali wyznawoami Buddy, nąjąo a sieh kaidy wiar 
siiyok aczniów. Z początku wifo bezpośredBiek wyznawców 
BiuMk miat bardzo mato. Padcaas podróży do rodzinnego 
miMta Kapilawasta, liczbę wyznawców powifkzzyli rodacy 
Buddy. Według opowiadań buddąjakick autorów, Budda 
wjpraaem usugata* (witajcie) przyjmował do bractwa bikazów, 
nawicyuwów ze swego pokolenia Szalgaputrów. Rodacy jego 
na wyścigi zpieazyli do bractwa Buddy; namiętność do du-» 
chownego życia, która tak nagle owładnęła ziomkami Buddy, 
miała główny powód w dezorganizowanem i chylącem się do 
upadku położeniu pokolenia Szakja, o czem już poprzednio 
mówiliśmy. Uważamy za poizzebne zrobić tu dwie uwagi, 
a nziprzód: Zóa^e się nam, wbrew opowiadaniom Buddai- 
stów, że namiętność do zakonnictwa Szak^czyków wyrodzid 
gię musiała już po śmierci Soddodany, który nie sprzyjał 
w ogóle pustelnikom, a Buddę prosił, ażeby bez pozwolenia 
rodzioów nie przyjmował ich do społeczności bikzzów; po- 
wftóre, ie zazidy wówczas wypadki, o których nie wiemy^ 
a które zmuszały Szak^czyków do zzsiaiiy sposobu ^cia. Kio 
wszyscy bowiem dobrowohiis zostali błkzzami: niektórzy byli 
zmuszani, a na innych wypadł los, który ich także zmnazat 
do wstąpiła do bractwa. Budda gorliwie ztarał się o na* 
wrócenie swoich rodaków do szramaństwa* Wszyscy stryje- 
czni jego bracia, prócz Mahanamy, który nie chciał ponm- 
ció ksł%żęeąj godności, wstali do społeczności bikszów; 
rodzonego swojego brata Nande, Budda zzcins^ do wstąpieniu 
do tejże społectazości. Kanda byl synem Soddodana i Pracz* 
żapati, która znowuź była stanz% siostrą Mahazciai, matki 
Bud4y* l^aoda miał młodą żonę i tęskniąc za nią, kilkakroó 
usiłował zbiedz z bractwa, łecz za każdym razem nieubłagany 
Budda znalazł sposoby zwrócenia go. Ze stryjecznych braci 
Buddy głośniąjsi są: Dewadatta, znany z nienawiści do 
Buddy, i Ananda, brat poprzedniego, ulubiony uczeń Buddy, 



d04 

od którego ai do śmierci nie odstępował, nie odancagief 
«ic jednak rarow% moralnością; dla tego to pó£nie)Bi Bnddai* 
ici, ile razy wystawiają zdanie Bnddy o gOTBiącem ftfos, 
wspominają nazwisko Anandy. 

Za przykładem młodych ksią&ąt possty i kobiety ta^ 
flkie. PraczźapatiT. Gotami, która po śmierci siostry Mabsani, 
Idlka dni dopiero mającego Buddę karmiła i wyóiank, 
Praczłapati porzuciła świat i założyła to warzystwo biknueŁ 
Biksznnki mieszkały oddzielnie od bikszów, iycie zaś taUe 
same prowadziły jak ostatni; było ich nie wiele i zdi^i ag 
nam, że wszystkie pochodziły z plemienia Ssalga. Nąji^ 
śniejsze z grona bikszunek były: Praczżapati i Qtbsłi,ntM 
a wymowy. W dyspucie z brahmanem ze szkoły Łołoji^lD, 
Utbała trafnemi porównaniami dowiodła mu nieśmierteiBOtei 
duszy. 

W Indyach nieprzychylnem okiem patrzyli na safotaiiB 
towarzystwa bikszunek, dla tego, że kobieta uwaian tm 
jest za istotę niższą i uważano za rzecz nieriuszną, do|ias^ 
ozać tak słabe istoty do stanu duchownego. 

Towarzystwo bikszunek jest jedynym przyldadem i»- 
skiego zgromadzenia duchownego w Indyach. W póśnieJBy^ 
czasach, w czasach upadku pierwotnych czystych i prot^ 
buddajskich zwyczajów, surowi Buddaiści upadek ten pnyi^* 
sywali założeniu zgromadzenia bikszunek. 

Wiele faktów i wskazówek, nawiasowo znajdiąjącydi 119 
w dziełach Buddaistów, dowodzą że życie Buddy nie oply* 
nęło, jak to oni utrzymują , bez przykrości i niebezpiecseństw, 
przed temi niebezpieczeństwami zasłaniała go opieka osób 
znakomitych i jego osobisty charakter. Nie ma wą^ifiwoścł 
że Budda miał wielu nieprzyjaciół i ludzi, któny mv a^ 
zdroscili. Buddaiści jednak nie podają nam sBCzegótow 
w tym względzie, bo uwielbienie imienia Buddy zmiunło 
ich do zakrycia tych szczegółów. Ograniczywszy się wnniaiiką, 
iż nieprzyjaciele Buddy nie jedną przykrość mu tptvm&, 
zwracamy się do ważniejsMgo przedmiotu i chcemy objaśnić 
powody nieprzyjaznego stanowiska jego przeciwników i wy* 
kazać, jakie osoby były nieuUaganymi jego nieprayjadohia 
i czy prawdą jest, że Budda powstawał przeciw Kschonai 



305 

i cbcemy objaśnić, o ile bj)a wainą poKtyoiDa jego rola 
w porównania ze stanowiskiem mędrca, wykorzeniającego 
labobon i błędy roznma? Odpowiedzi na te pytania nie 
w krzykach brahmanów , lecz w baddąjskich źródłach szukać 
naleśy, które nam objaśniają poglądy Buddy na społeczeń- 
itwo i wskazują główny cel jego posłannictwa. Budda nie 
odegrywat roU politycznego reformatora i wszystko nas prze- 
konywa, ie na ówczesny porządek społeczny zapatrywał się 
jako na stan z samej natury rzeczy wypływający, a rozdzie* 
lenie na kasty uwaisał za prawne. Poglądy jego w tym 
względzie bardzo jasno są opisane w Sudrze o pochodze- 
oiu kast. 

((Zwracamy się «do pierwszego stanu ludzkiego rodu, do 
tych odległych czasów, w których sama ziemia bez pracy 
i Btarań człowieka, dawała mu owoce i zboże ». Do tych cza* 
9ÓW, mówi Sudra dalej, w których « niedbalstwo i chciwość 
bdzi osłabiły roślinność ziemi i do tego stopnia wyniszczyły 
produkcyjne jej siły, ie zmusiły wreszcie człowieka pracować 
na wyżywienie siebie. Wówczas powstało rolnictwo, roz- 
dzielenie uprawianej ziemi na drobne kawały i własność 
ńemska. Rozdział gruntów nie dla WBzystkich byt źródłem 
iostatków i dobrego bytu: obok pracowitości i pilności po- 
kazało -się lenistwo; lenistwo wywołało niedostatek, ubóstwo 
i głód, a z tego wówczas między rolnikami wynikły kłótnie, 
ikargi i rabunki. Rozsądek zmusił ludzi do szukania rzeczy- 
iristych sposobów zaradzenia istniejącemu złemu, i udali 
lię do mgmędrsMgo z pomiędzy siebie, do doświadczonego, 
i zarazem mocnego ^człowieka, i prosili go, ażeby słuchał 
eh skarg, bronił człowieka prawego, a ksrał winnego; żeby 
ngował ze społeczeństwa łotrów i przez mądrze wykonywaną 
sładzę swoją zapewnił J pomyślność ludowi. Naczelnikowi 
Tzeba było dać utrzymanie i w tym celu każdy właściciel 
{Tonta wydzielił część pola, z którego zbiory obowiązał się 
iddawać naczelnikowi, a który takim sposobem doszedł do 
irtasnośei gruntowej we wszystkich polach. Od tej to wła- 
mości otrzymał nazwę Kszatria, t. j. właściciela pól (kszatra 
maczy pole). . W późniejszym czasie wysokie stanowisko 
csntria, jego władza, godność, stateczność, spowodowały, 

GiŁUi, OplMDie. III. 20 



306 

!te go nazwano Racćii, t. j. wapaniałym, świetoya (itni 
znaoay promień). Wzroat Indnoiici, nowe potnebr, «pra- 
taly nowe klasey ludności: Was^a i Sandra, t j. ludo pi» 
myałowych, kopców, artystów i nemieslników. Tyneniea 
inni chcąc oddalić się od nieasocęść, albo nąjic vi{eg 
skłonności do pobożnych rozmyślań, niżeli do ob7» 
telsldego i rodzinnego życia, ndawałi ńę napnityiueiiiW' 
rsyli kląs0ę anadioretów, znanych pod sanownem Bum* 
skiem brafamanów, t. j. czystych.* 

Budda, jak to widzimy z powyższego objaśnienii, b^ 
Kszatria zrobił najpierwszą klassą społeczeństwa i hnuecflie 
potrzebną w dobrze uiz%dzonem państwie. Dla wi{ka8f» 
dowoda swoich twierdzeń, odwołają się podsait ^nU&i- 
skie, do wiersza, który miał sam Badda ni^isać: ■Sckti 
Kszatria bardzo poszanowana przez ludzi, wyżssą j«t od » 
nnych kast: ozdobiona odwagą i rozumem, nuDtnnmf^ 
na niebie i na ziemi. » Znaczenie kasty brahnumtkk} Bidśi 
bardzo ograniczył. Brahman wtedy jest tylko godaa**' 
dług niego szacunku, dopóki zachowi^e pierwotną ctj^ 
obyczajów i jest odosobniony od świata. Podobne ognn- 
czenie przywłaszczeń brahmańskich nie mogło bei odposiedn 
z ich strony pozostać. Kilka mów, wykrywających po^ 
brahmanów, zawierające przeciwne im przekonann, Mf 
zapewne odpowiedzią na ich polemikę. Brakminy s**^ 
kastę swoją za pierwszą i najwyższą, a prócz tego stn^f* 
wali, iż czystość moralna jest im whMwą. Aitkjf^ 
pretensye brahmanów do wyłącznej duchowna doikoniloia, 
Budda odrzucił pochodzenie ich od Braluny, pocqMk ith 
kasty oznaczył historycznie, przez co brahmanowie nie ^ 
że nic w powadze nie zyskiwali, ale nawet iofa nsctf* 
zmniejszało się. 

«Brahmany, mówi Budda, swoją kastę uważają a g<^ 
szacunku i wynoszą ją nad inne. Nasza kasta, mówi|0<>* 
jest czysta, a inne są ciemne i nizkie. My pochodsBy ^ 
Brahmy; my jesteśmy urodzeniem ust jego, i dla tego j^*^ 
śmy czyści w teraźniejszym i będziemy czyści w pnp*łP 
wiekach. Co się mnie tycze, ja jestem bikszu i n nmie ■» 
masz kast, nie masz nieugiętego samolubstwa i pycfaj ^ 



307 

manów; to jest obyczaj świata, a nie mój. Ka świecie jest 
jedno dla wszystkich prawo: za winy snrowa zapłata, a za 
onotę blogoslimionych nagroda. Gdyby to prawo nie obo- 
wiązywało brahmanów, a dalg, gdyby brahmanowie nwol- 
fkieni byli od smntnych następstw grzechu, a przeznaczone 
dla nich były jedynie nagrody błogosławionych, w takim 
tylko razie mogliby wynosić si^ ze swoją kastą. Ale wia- 
domo, że prawo surowej zapłaty bez wyjątku wszystkich 
obowiązuje. Złe płaci sig złem, czarne czamem, podobnie 
czyste i^ad się czystem, białe białem. Spojrzyjcie na brah- 
manów: oni się żenią, mają dzieci i w ogóle niczem nie wy- 
różniają się od zwyczajnych śmiertelnych, a obok tego na- 
zywają się czystymi. Nie — nie tacy są moi uczniowie. 
Moja nauka jest lepszą, dla tego, że jest prawdziwą. » 

Zresztą nie wyobrażajmy sobie, że Budda uważał za 
0woje zadanie, prześladowanie przekonań brahmańskicłu 
Budda nie uważał ich pretensyi za bardzo ważne, a brahma- 
nowie też nie ścigali i nie napadali nieustannie na 
Buddę. W tych czasach brahmanowie nie składali jednoli- 
tego, uorganizowanego towarzystwa, któreby mogło jedno- 
myślnie bronić swojej sprawy. Niektórzy byli na zaszczytnych 
posadach społeczeństwa i przejęci egoizmem lub też pogrą- 
żeni w roskoszach, mato dbali o pochodzenie z ust Brahmy; 
inni znowużf z ich liczby byli przyjaciółmi Danapati i Buddy. 
Inni utworzyli nowe filozoficzne systemata i odstępowali od 
podań brahmańskich; a byli pomiędzy nimi i tacy, których 
sam Budda musiał szanować z powodu surowego i nienagan- 
nego życia. Ci tylko brahmanowie walczyli z Buddą, których 
nazywał włóczęgami i odstępcami od pierwotnego sposobu 
życia. Oni nazywali się szrawakami; wyraz ten właściwie 
osnacza buchacza i często wzmiankowany jest przez Buddai- 
stów, którzy tym wyrazem oznaczali człowieka postępują- 
cego według nauki Buddy. Szrawaki bramańscy różnili się 
zapełnię od buddajskich. Za życia Buddy świat uczony roz- 
dzielony był na trzy szkoły, t. j. szkołę filozoficzną, kontem- 
placyjną i szkołę podań. Szrawaki należeli do ostatniej 
lakoły; wierzyli bezwarunkowo we wszystko, czego uczyła pi- 
śmienna lub ustna tradycya; tradycye ich zawierały Wedy, 

20* 



308 

i dla tego nazywali się takie czytaj^ymi albo stodysjęcTW 
Wedy.*) Poglądy na świat i człowieka, bajeczne podina 
o stworzeniu świata i stworzenia istot, a następnie prmaątf, 
maj%ce na widoku korzyść brahmanów, Szrawakowie ipojfe 
z ksiąg Wedy. W czasach Buddy atndyowali tylko w We- 
dach ustępy, mające związek c wiarą i zabobonnemi nakgaś 
lądu, t. j. wieszczbę i astrologię. Sposób sycia i ipńam 
fię kosztem ludu, zrobiło ich nieprzyjaciółmi Buddy, ho jego 
nauki, zaprzeczające pochodzeniu od Brahmy, mogty kk 
pozbawić chleba — i zaiste, były słosanym powodes da 
niechęci przeciw Buddzie. 

Mówiąc o reformach Buddy religii Indyanów, fOspoH- 
oie utrzymują w Europie, ie Budda głównie i p ra eden u yi t - 
kiem zwrócił uwagę swoją na obrzędy religijne i na knm« 
ofiary. Zrobimy tu kilka uwag: Obrzędy indyjskiej rel^ 
jako nieprawdziwe i niepotrzebne, Budda rzeczywiście odna- 
oił, wskazując na moralną, wewnętrzną stnmę cahwiekiLf 
jako na jedynie zdolną pomódz do adoskonalenit 
Odrzucił takie ofiary z zwierząt, nauczając, te każde i 
stwo jest jednem z najważniejszych występków, a die, jakk 
zabójca popełnia, dziesięć razy hojniej odpłacone ma będzie 
Jednakie o tych ofiarach Budda rzadko wspomina i kiadzif 
je na równi z innymi obrzędami; taką obojętność i krótka 
wzmiankę o tym przedmiocie tłumaczą tem, że ofiary z zwie- 
rząt nie były powszechne w Indyi. I rzeczywiście opowia> 
dania buddajskie stanowczo potwierdzają nasz domy^ Mó- 
wią one o Madjadeczii, ze w okolicach prawego {poIMmo' 
wego) brzegu Gangesu leje się krew zabijanych na oiac; 
zwierząt; na lewym zaś (północnym) brzegu Gangesu pravt>- 
wiemoŚG ludu wyraża się w oddawaniu czci duchom w jał- 
mużnach i dobrych uczynkach. Z tego wnieść moisa, ic 
w południowej Indyi panowała religia Maheeawary (Szf«7)t 
a w północnych Indyach religia Wisznu, chociai aifdiie 
w najdawniejszych dzidach buddąjskich nie spotkaliiaij 



*) Według sUrołytnych buddąjskich pod«A, Wed tylko tnj b;(». 
Zróbmy tu uwagę, łe w tekście nie ma mowy o aakolo Wedaata, kten ^ 
■nic4 pnyiią}mnią) w buddąjskich dsieładi pomtała. 



909 

nazwiska Wisznu, ani też Narajany (ten wyraz takie Wissnn 
znaczy). Eai^anami krwawej religii Sziwy byli t^kie brak- 
manowie. 

Buddaiści często wspominają o sześciu sekdarzacb, stałych 
przeciwnikach Baddy. Sekciarze ci byli to filozofowie, którzy 
przeczyli i zbijali teoretycznie zasady jego nauki. Niektórzy 
znajdowali si§ przy dworach monarchów i byli przez nich 
szanowani. Większa ich liczba należała do szkoły Lokaja^ 
tiki, inni mieli swoje własne poglądy, a wszyscy walczyli 
z nauką Buddy. Łokajatiki głównie bronili teoryi przypadko- 
wości, którą Budda znosił nauką o przyczynach; inni zaś 
filozofowie oburzali się na twierdzenie Buddy, które 
odrzucało samodzielną a niezmienną duszę w człowieka 
' i w świecie. 

Prócz tych i w innych jeszcze poglądach, róiniła się filozofia 
Buddy od ówczesnej ind^skiej filozofii; lecz głównie i stale 
' walczył on z teoryą przypadkowości i z istnieniem jaśni 
w człowieku. Ostatniej myśli bronili nie tylko Nirgranta, 
' którzy uznawali niepodległą zmianom duszę pod nazwiskiem 
Cziywy, t. j. żywej, lecz także i Brahmanowie, którzy na* 
> uczali o boskości praojca Brahmy i bronili panteistycznej 
' idei wszechbytności Sziwy. Filozofia Buddy sprzeciwiała się 
' także zasadom wyznawców Kapiły, t. j. dualizmowi ducha 
i i materyi, a nauczającem o niezmiennej i nieczynnej duszy. 
Sprzeczną jeszcze była nauka Buddy z teoryą niezmiennej 
i czynnej duszy wyznawców Ułłuki. W filozoficznych walkach 
Buddy nie wzmiankują jednak sporów z wyznawcami osta* 
tnich dwóch szkół, zapewne dla tego, że filozofie Kapiły 
i Ułłuki w owe czasy nie były jeszcze ujęte w systemata. 
Zasady Kapiły systematyzowane przez Paóczaszika, znane są 
pod nazwiskiem filozoficznej szkoły Saókja, a zasady Ułłnka 
znane pod nazwiskiem Wajszesziki. Budda musiał często 
spotykać w stolicy króla Racziagrichu wyznawców wszystkich 
tych szkół. Buddaiści mówią, że dysputował z nimi 
w obec tłumów ludu, a czasami w obecności samego króla. 
Mnóstwo bajek, które z okoliczności dysput Buddy opowia- 
dają Buddaiści, robią niepodobnem określenie szczegółowe^ 
a prawdziwe tych dysput 



810 

Pokutnicy byli nąjosyiuuejaąymi niepnjjaciolBii B«d4j. 
Ani o jednej ukole Budda nie wyrażał się z taki jmA^ 
i goryczą, jak o pokutnikach. Pokutnicy czcito, cbodu 
niesprawiedliwie, nazywani 8% Nirgranła. Godne owigi, ie 
mało jeszcze znana szkoła Kirgranta złączyła w jeden ąyiUn 
różne sposoby doskonalenia siebie. Sposobów tjch bjb 
trzy: udoskonalenie rozumu, kontemplacya i poknU. I| 
drog% można dojść do upragnionego oswobodzenia af i <b»* 
wienia. Nirgranta trzy te rodzaje doskonalenia się i^p^ 
w jeden systemat i utworzyła zupełny kurs dncbowęgoiidi. 
Doskonalący się zaczynał od pokuty; praez kUkokteie ^ 
browolne męki wykorzeniał w sobie instynkta zmyikwe; po- 
tem ćwiczył się w głębokiej i spokojnej kontemplaqi, ^n 
powinna była nauczyć go nieczułoici i uczynić dsof j^ 
obojętną na wszelkie zewnątrz idące wrażenia; a ^tmot 
kształcił swój rozum przez badanie prawd. Budda, jak to 
już wiemy, przeszedł wszystkie te stopnie doskoualeuo so- 
bie, a nawet wprowadził je do swojej nauki, 1 1| ^fto 
różnicą, że pokutę odrzucił, a zamiast jej rozkazał i^bij- 
wać moralności maksymy i zachowywać surowe prawiik 
w postępowaniu. Domyślamy się, że pokutnicy wlTirginoK 
stanowili większość, albowiem Buddaiści im i w ogóło 
wszystkim pokutnikom , którzy odsunęli się od iwiatoimo 
życia, dawali nazwisko Nirgranta.. Nie składali oni jotiaob- 
tąj sekty, różnili się między sobą pochodzeniem, wi 
i sposobami pokuty. Budda żyjąc czas jakiś z pokntaibWt 
poznał ich zwyczaje i odkrył pobudki, które ukrywali poi 
pokrywką utrudzenia się życia. Wzgardy, z jaką ich jaraA 
nie mogli nigdy Buddzie przebacisyć ; a mszcząc się, wyśBM**'^ 
go i krzywdzili. Budda odpłacił im odkryciem ich t^^ 
i malującemi wyrazami skreślił ich postępowanie. Zscjto* 
jemy jedną z sutr Buddy przeciw pokutnikom. 

Rzecz dziąje się w ogrodzie bogatej kobiety, w okoli- 
Baczźagrichtt. Gromada pokutników z nauczycielea o*^ 
Niagrodą używa przyjemnego cienia i prowadzą międiy loN 
rozmowę żywą i głośną. Przedmiotem ich rozmów bykpo^ 
lityka, ministrowie i sprawy publiczne. Następnie vA^ 
o bitwach, wozach, koniach i przechadzkach w ogro^is^ 



811 

oceniali kobiety, ałnór, potrawy, mówili o Bmacznyoli iot* 
-wiaoh i tym podobnych rzeosach. Podcsas tej rozmowy 
wszedł pomi^y nich Santan, mieszkaniec Baczżagrieha 
i ncaeń Buddy. Przywitawszy się z nimi, Santan zrobił 
uwagę, że podobne rozmowy są niewłaściwe dla ludzi ich 
etanu i z tego powodu chwalił nienaganne postępowanie 
i mądrość Buddy. «Nie mieliśmy sposobności, poznać mą- 
drości twojego Szramana Gotamy, odpowiedzieli mu pusteK 
nicy, bo on woli raczej milczeć, nii mówić z obcymi ludimL 
On jni tak przyzwyczaił się do odludnego życia, że zrobił 
się podobnym do krowy, która nic, prócz trawy nie widzi. 
A jednak nazywa się mędrcem, odgraża się, że jedn3rm wy* 
razem porazi swoich przeciwników, że zrobi ich niemymi 
jak żółwie i radzi, ażeby go nikt nie zaczepiał, bo nie znaj* 
dzie miejsca, w któremby się od jego strzał uchroniL Kie- 
ehaj tu przyjdzie, przywitamy go nowem nazwiskiem krowy, 
która nie dowidzi — ale otóż i on sam się zjawia. » «Nie 
wstawajcie z mi^sca i nie witajcie go, zawołał Niagroda, 
niechaj sobie siędsie, jak chce i gdzie chce.» I rzeczjrwiście 
Budda po długiej kontempłacyi w pieczarze Hridrakuty, po* 
saedt do ogrodu, ' ażeby odświeżyć swój umysł. Pokutnicy 
zapomniawszy o zmowie, za zbliżeniem się Buddy wstali ze 
swoich kobierców i witali go według zwyczaju: Witaj Go* 
tama! witaj SzramanI Dawno nie widzieliśmy się z sobą! 
Cóż cię tutaj sprowadza? Siądź i rozmawii^ z nami* Budda 
grzecznie przyjął zaprosiny, rozesłał swój kolńerzec i siadł 
na nim. Niagroda tymczasem rozpoczął podstępną rozmowę 
o nauce Buddy i prosił go, ażeby objaśnił im zasady swojej 
nauki. «Nie pytaj się mnie, odpowiedział Budda, o moją 
naukę, bo ona jest tak głęboka i wielka, że jej nie pojmuje* 
cie. Co się zaś tyoiy waszych zasad, znam je bardzo dobfze 
i jestem w stanie je ocenić. » Pragnęlibyśmy wiedzieć, od- 
rzekł Niagroda, jaką masz opinię o zasadach naszego żyoia.n 
« Wasze zasady, • prawfl Budda, są nikczemne i śmieszne* 
Niektórzy z pomiędzy was chodzą nago, zakrywają się lę* 
koma; niektórzy nie chcą jeść z dzbanka, ani talerza; nie 
siądą przy stole między dwoma ludźmi, między dwoma no- 
żami lub dwoma talerzami; inni znownż nie chcą siąść przy 




312 

przy stole i nie bior^ jałmnAny w doma, w któryn mę 
Bnajdaje braemienna niewiasta, albo gdzie jest dożo 
lab spotykają psa. Inni nie labi%, kiedy ioh 
a jedz% tylko dopóty, dopóki wszyscy milcs%. Inni 
nie będą jeśÓ z dwóch talerzów i nie zźnwasy pokansa, if' 
kają go siedem razy, potknąwszy pokarm; wigoej jeść ń 
choą i siedem razy pozwalają dołożyć pokannii na 9w6i i^ 
lerz. Inny je tylko ras jeden w dzień, w dwm, w in^^ 
a nawet w tydzień. Inni znowaź karmią się tylko 
odwarem ryżowym, krowim lab jelenim łajnem, 
drzew, gałęziami, liićmi, froktami leśnemi, lab też 
Niektórzy nbiór noszą na plecach, inni okrywąfą się] 
korą z drzew, roślinami lab skórą jelenia; 
włosy, albo podwiązają je włosianą przepaską. Niekiócsy 
noszą ubiór żałobny, ciągle trzymają ręce w górę podniesicBe, 
nie siadają na ławkadi lab rogożach, a siedzą w postaw 
zwierzęcia; golą głowy, a zostawiają brody i wą^. Jfiekió- 
rzy nago leżą na kolących rofilinach , lab na krowim gnoju. 
Niektórzy codzień, a inni co tydzień trzy razy się myją. IBe 
wyliczę wszystkich sposobów, którymi męczycie aię, leei m- 
pytam cię, Niagrodo: Gzy czyste są zasady takie i tsJd spo- 
sób życia ?» cBez wątpliwożd są czyste, odpowiada I6a- 
groda.j» «A ja, rzekł Budda, odsłonię ci nteczyitooć w ni^ 
ukrytą. Czegóż oozeknjeeie, dobrowolni męcsenicjT za wa- 
sze trądy? Oczekujecie odludzi jałmożn i szacunku, a kiedy 
otrzymacie jedno i drugie? Namiętnie lgniecie do wygód 
doczesnego życia, nie chcecie i nie znacie nawet sposobów 
wyrzeczenia się tych wygód. Jeżeli z daleka zobaczycie 
idących ludzi, wnet z pobożną miną człowieka 
siadacie, a gdy się oddalą, zatrudniacie się caem 
^aoenuecie, lub też swobodnie odpoozywacie. Jeżeli kta 
przy was zacznie poważną Inb uczoną rozmowę, nigdy j^ 
nie pochwalacie; jeżeli zaś kio zapyta was o co, odpowiada* 
cie mu wzgardliwem milczeniem. A jeżeU spoetneieGie, że 
uszanowanie oddawano szramanom lub brahmaaom, wolacte 
obelżywie: «Po co ten szacunek dla szramanówi czyż oai 
go warci !i> jeżeli szraman je pokarmy z powtómei^ siewa, 
obrzucacie go wyzwiskami, a jeżeli dadzą wam niezniacsBy 



813 

pokarm, nie probając, oddajecie go innym — a wykwintną 
potracę dla siebie chowacie. Oddani występkom i nami^ 
tnościom, bierzecie na siebie pozór skromności. Kie — nie 
takiem być powinno życie dachowe. Pokata wówczas 
jest tylko korzystną, jeżeli pod nią nie masz samolubnych 

Kiedy Budda walczył ze swoimi przeciwnikami, tymcsa« 
sem ^ jego społeczności wyrodziła się. niezgoda i odszcse- 
pieńfltwo, które tyle tmdów go kosztowały, ile walka z ze- 
-wnętrznymi przeciwnikami. Młodzi bikszn, z plemienia 
Szahja, wprowadzili do bractwa dncha niezgody i nie bardzo 
sarowe maksymy; nie mogli przyzwyczaić si§ do żebrackiego 
ftycia i do pamąjącej w bractwie równości kast. Budda nie* 
raz żałował, że przyj- nieposłusznych uczniów. Najwięcej 
go niq[M>kofl stryjeczny jego brat, Dewadatta. Nie jako nie- 
prsyjaoiel Buddy , ale jako criowiek samodzielny i wpływowy, 
godzien jest uwagi. Buddajsoy autorowie chociaż jak najgo- 
rzej ihałują Dewadatta, jednakowoż z uszanowaniem odzy- 
wają się o jego surowem życiu i głębokim a wykształconym 
rozaniie. Według nich postępowaniem Dewadatty kierowała 
pycha i namiętność, która dużo złego nabroiła w bractwie. 
Po ucieczce Buddy z Kapiławastu , Dewadatta ofiarował Jacz- 
żadarze rękę i serce swoje, myśląc o następstwie tronu. 
Zamiar nie udał się mu, zmuszono go bowiem do wstąpienia 
do bractwa bikszów. Ta okoliczność zrobiła go niebezpie- 
cznym nieprzyjacielem Buddy. Przeniósł się razem z Buddą 
do Raczżagrichu, gdzie pochlebiając wojskowemu umysłowi 
Aczżatasatra, synowi i następcy Bimbasary, zyskał w nim 
opiekuna oraz przyjaciela i został rywalem Buddy, który 
jednak miał znakomitszego opiekuna w osobie samego Bim- 
basary. Dewadatta jakimkolwiek sposobem chciał dojść do 
naczelnictwa w bractwie bikszów, a przynajmniej usiłował 
pozyskać wpływ i poszanowanie, jakie posiadał Budda. 
Utworzył partyę w bractwie, która się skłt^ała z mniej wię- 
cej wykształconych i przywiązanych do niego bikszów; 
a innych potrafił przyciągnąć do swego stronnictwa, którzy 
jednak w skutek usfiowań Szariputra, powracali do Buddy. 
Dewaddade nie udawały się plany: godził się on kilka razy 



314 

s Baddą, lecz nigdy na dlago — po pogodsenia mę^ bncn 
saowui z nieprzyjftźnią w sercu spoglądali na siebie. 

Nie uważamy sa potrzebne, opisywać SBcaegółowo prie- 
ikdowania Buddy przez Dewadattę. fiuddąjscy autiirone 
wedłag zwyczaju,- podnoszą i zwi^csząią <Ucropnoeć tcge 
prześladowania. Dewadaita pewn^^ razu w gniewie ismi3 
na Buddę kamieniem. Wypadek ten wydat ńę biografoBi 
Buddy bardzo zwyczajnym i dla tego przerobili go w na- 
stępny sposób. Dewadatta nająwszy deśli, rockacał im no- 
bić wielką machinę do rzucania pocisków i kaziJ 
ją na wierzchołek Hridrakuty, u stóp której Budda 
przebywał. Z wierzchołka góry za pomocą machiny, Dewa- 
datta rzucił na stryjecznego brata kawał akaly, któia aa 
szczęście nie trafiła go. 

Nsjwaini^szą winą Dewadatty było wprowadasue da 
bractwa odszczepieństwa i herezyi. Zarzucają mu, ae aie 
wierzył i zaprzeczał zagrobowemu życiu — leea sarant powyi* 
ssy przez czerniących Buddaistów pamięć Dewadatty i wy- 
znawców Łokąjatiki niczem nie jest poparty. Dewadatta tem 
się róinił od Buddy, iż trzymał się surowszych jesicse pi»- 
wideł, niż Budda. W pokarmach był bardzo umiaricowaayB: 
nie jadł ryb, albowiem i one, jak wsijstkie zwieraęta, obda- 
rzone są życiem; nie pyał mleka, bo mleko praeznacMDe 
jest dla cieląt, a nie dla ludzi; nie używał eoli, jako nie- 
czystej i dużo pyłu zawierającej; nosił ubiór z jednej sstaki 
płótna, ażeby uwolnić się od niepotraebnej pm^ myó^ 
ubioru z kawsłków płóiaui; a wreszcie mieiskał nąjeięścig 
w miastach i we wnach, ażeby być niedaleko od opiekunów. 
W tern głównie różnił się Dewadatta od zwyczsjów i pcawidct 
Buddy, a za to zrobili go pierwszym heretykiem w buddai- 
zmie. Pięć powyższych punktów były charakteryaąjąoeiBi es- 
chami, tak nazwanego odszczepieństwa Dewadatl^* Odsacse- 
pieństwo to istniało jeszcze w Indyaoh do YIU. wieku po 
Chrystusie; wspominają je łK>wiem w tym czasie ^kamey 
podróżni. 

(Gdybyśmy chcieli wnioskować z położenia Buddy i li- 
cznych sndr, podawanych za jego własne, musielibyŚBiy 
przyznać słuszność Buddaistom, którzy wychwaliła pod nie- 



315 

biosa krasomówstwo i obfitość wymowy swojego naacsyciela. 
Pefwne jednak świadectwa, wzięte także z dzieł Buddaistów, 
xde pozwalają nam wierzyć w pochwały zachwyconych Bad- 
4aistów. l^iepnyjadele Buddy zarzucali mu zamiłowanie 
milczenia. Uczniowie jego potwierdzają to następnie: «Co 
<dicecie robić w naszej społeczności? mówili do chcących 
zostać bikszami. My mamy dwa rodzaje zatrudnienia: filo- 
zofię i kontemplacyę. Niektórzy z nas wzbogacają rozum 
■wój wiadomościami i ćwiczą się w dyalektyce; inni, 
A mianowicie nauczyciel nasz, nad pierwsze zatrudnienie 
przekłada milczenie kontemplacyjnego życia. » Budda nie 
opowiadał i nie tłumaczył swoich poglądów oraz myśli, jeżeli 
go o to nie prosili. W ważnych wypadkach lubił jednak 
mówić o swoich ideach, a za okazane dobrodziejstwo odpła- 
cał się duchowną nauką, w której najczęściej mówił o cno- 
tach obywatelskich i rodzinnych, a szciególniej pochwalał 
miłosierdzie. Za życia Buddy nikt jego wyrazów nie aar 
pisywał; nauki i wypadki jego życia wiadome są z ustnych 
podań, a nic o nich nie wiedzielibyśmy, gdyby szczęśliwa 
pamięć Anandy nie zachowała ich dla potomności. Lecz 
bądźmy sprawiedliwi względem Buddy. Niezawodnie był on 
jednym z najbardzi^ wykształconych mędrców swojego 
wieku. Przyzwyczijenie się przez wiele lat do surowego 
życia nie starło w nim dobrego wychowania, jakie otrzymał 
w domu rodziców. Do naszych czasów doszło wiele podań 
buddąjskich, z których można chociaż w przybliżeniu poznać 
charakter jego wymowy. Z nich dowiadujemy się, że Budda 
na robione mu pytania, w odpowiedzi swojej nie wahał się, 
i że zawsze był gotów nauczać ludzi, chcących go słuchać; 
że podróżi^ąc w różnych krainach indyjskich, w rozmowie 
z cudzoziemcami używał języka tychże krain. Mówił więc, 
o ile jest wiadomo, trzema językami : magadzkim, drawir- 
skim i językiem Mlecza. Magadzkim językiem mówili w Ma- 
gadzie, w której Budda spędził większą połowę swego życia; 
drawiraki język jest to dzisiejszy tamulski. O języku Mlecza 
nie można z pewnością powiedzieć, że był to język zaindyj- 
skich barbarzyńców, albowiem Buddaiści krainy, leżące za 
granicami Ma^jadeszi, nazywali wyrazem Mlecza. Zresztą 



316 

ilady, które nię zachowały w buddajekich antoraeh, nie 
wskaaiją podobieństwa tych języków, nawet brzmienie i^ 
je«t różne. 

Budda by) Indyaninem. Zwyczaje i n^ogi rodaków 
zostawiły nie zgładzone ślady w jego nance, a mowie 'jego 
udzieliły tej oryginabiej cechy, która oharakterysnje twoiy 
filozofów indyjskich i w ogóle całą indyjak^ litoaiBrfL 
W kei^;ach starych, zawierających naukę Baddy, adena 
nadzwycziyna krótkość wysłowienia. Sndry aą to aforynsy, 
czyli krótkie filozoficzne i moralne zdania Buddy. W poda- 
niach buddajskich aforyzmy Buddy 8% także krótkie, ]ea ta 
już dodane b% objaśnienia: Aforyzmy te ukazały aę w fomie 
poetycznej i większa ich liczba składa się z jednego szyold, 
czyli wiersza. Następny aforyzm zawiera istotę monbicś 
nauki Buddy: «Nie rób złego — rób dobrze i ndoakouali^ 
twoj% duszę. » Pierwsze dwie części tego zdania wskazują as 
czynne warunki duchownego życia; ostatnie, to jest udoake- 
nalenie, na kontemplacyę buddajską. Teoretyczna asakę 
swoją Budda wyraiił w takim aforyzmie: « Wszystko, co 
jest, ma swoje przyczyny; wszystko co ginie, ginie z przy- 
czyn.)) Myśląc nad tym aforyzmem, Szaripatra pena- 
cił zasady Sanczźąja, nie zostawiające człowiekowi nadań, 
a należącego do szkoły Łokfgatiki, i został wyzna w c ą 
Buddy. 

Większą połowę swoich aforyzmów Budda obleU w fonaę 
liczbową, która to forma w dziełach indyjskich filoaofiw 
dosyó jest powszechną. W czasach, w których wiadomości 
przechodziły do potomności przez podania, liczbowe formidtf 
były wielką pomocą dla pamięci. Taki sposób wyrażenia bvł 
bardzo powszechny w Indyach; dowcipne przysłowia, będące 
treścią ludowej mądrości, także w formule liczbowej istaialr. 
Buddaiści w swojej literaturze przyswoili sobie tę foraic 
i według niej wyłożyli nauki Buddy. Dla tej to foraiy nawet 
wzorowe ich dzieła nie odznaczają się systematem; w licabe- 
wem wyrażeniu szeregów idei, ustawienie według lic^ 
wskazuje ich powinowactwo, lecz nie ma tam porsądko 
i związku loicznego. Z liczbowych aforyzmów Buddy, pri;^ 
tocz3nny następny; «Trzy pieczęcie mojej nauki: Każdy b^t 



317 

jest krótkotrwały; w nicsem nie ma samodzieliiości; nirwana 
(nicestwo) jest spokój. « Oto jeszcze kilka podobnych afo- 
X7zmów, które cytujemy bez wyboru: «S^ cztery sposoby 
chowania umarłych: w wodzie, w ogniu, w ziemi i w iesie.» 
Co znaczy, że w czasach Buddy trupa albo rzucali w wodę, 
flJbo palili na stosie (ten rodzaj pogrzebu był najpospolitszym), 
albo grzebali w ziemi, lub, co także nie rzadko się trafiało, 
Tzttcali trupa w lesie na pożarcie dzikich zwierząt, i « Bikszo- 
^e, mówił Budda, nie uży wiacie czterech sposobów żywie- 
nia się, szukając ich na dole, w góne, w krainie światowej 
i w kątach. » Aforyzm ten zabraniał bikszom dla wyżywie- 
nia się 1) trudnić rolnictwem i nabywać jakąkolwiek wła- 
sność; 2) trudnić się astronomią i astrologią, ćledzić bieg 
gwiazd i planet, oraz badać fizyczne zjawiska; 3) zabraniał 
starać się o przypodobanie bogaczom i zabraniał pochle- 
biać magnatom; nareszcie 4) zabraniał trudnić się wróżbą, 
zaklęciem i czarami. nCzyn bywa dwojaki: zupełny i poło- 
wiczny. » To jest, jeżeli człowiek zdecydiąje się na jakikol- 
wiek postępek, postępek ten ma znaczenie zupełnego czynu; 
nieurzeczywistnienie zamiaru jest połowicznym czynem. Dla 
tego to w buddajskich dziełach często napotyka się takie 
-wyrażenie: « półtora czynu », co oznacza zamierzony i wy- 
konany. 

Budda, jak i wszyscy Indyanie, poetycznie objaśniał 
i ozdabiał mowę swoją porównaniami, allegoryami i innemi 
retorycznemi ozdobami, które zwracają uwagę na najsuchsze 
przedmiota i uprzyjemniają najpospolitsze rzeczy. Trafne 
porównanie było w Indyi prawidłem dyalektyki i zastępowało 
dowodzenie. W mowach Buddy znąjdiąje się mnóstwo podo- 
bnych ozdób; niektóre jego porównania dla nieoznajomio- 
nego z naturą i zwyczajami Indyi, są niezrozumiałe. Dla 
przykładu przytoczymy kilka jego porównań. « Serce ludzkie, 
powiada Budda, podobne jest do uszów słonia » — co znaczy, 
£e jest w ciągłym ruchu. wBikszowie, naśladujcie żółwia, 
który chowa się do swego chodzącego domku* , to jest zada- 
walniajcie się kontemplacyjną czynnością umysłów waszych 
i chrońcie się od zgubnych wrażeń zewnętrznych przedmiotów, 
na podobieństwo żółwia, który widząc na brzegu morskim zbliża- 



318 

j%oego się szakala, chowa głowę, nogi i ogon pod rogow% 
tarczę i takim sposobem broni się od zębów iułocssego 
zwierza. « Czysta moralność jest jak nadęty powietrzem skó- 
rzany worek: jeżeli j% uszkodzisz, npadnie.» Mówi on totii 
o workach niywanych do pływania, które Irapcy i bogad 
ladzie brali ze sobą podczas żeglugi; worid te napefamwe 
powietrzem i szczelnie zamknięte , w razie rozbicia się ołifta 
wybawiały żeglarzy, którzy rzucali się na nich w f«le mona, 
powierzając życie swoje losowi; jeżeli w lakiem niebeifie- 
cznem położeniu żeglarz chociaż cokolwiek uszkodził ńk% 
i zrobił w nim maleńki otwór, giną): niechybnie. Na podo- 
bieństwo tego wypadku, jeżeli człowiek chociaż raz jtdg^ 
zadość uczyni występnym pociągom, nic już nie za- 
trzyma fali namiętności i zostawiony samemu sobie, upa& 
i ginie. 

Budda używał porównania, jako sposobu więcej riecŁj f wi - 
ście wpływającego na przekonanie, niż wszystkie dowodaeuis. 
Oto przykład: Budda nie badał metafizycznych kweatt|i, 
któremi trudnili się inni filozofowie. Uczniowie często 
pytali się go o to: z czego powstał świat i zaludniające go 
istoty? czy mają początek i jaki? co oczekuje człowi^a pa 
śmierci, który już przeszedł wszystkie przeobrażenia? ^Ta^ 
kie kwestye, odrzekł Budda, nic nie wpływają na obowiąidi 
szramana; zanim zbadacie ten przedmiot, przejdzie drogi 
czas, zbliży się śmierć i zastanie was nieprzygotowanych. 
Wyobraźcie sobie człowieka, którego strzałą ugodzili 
w piersi; ocalenie go zależy od sztuki lekarza, który może 
lekko wydobyć mu z piersi śmiertelne narzędzie. Gzyi ra- 
niony wówczas zapyta się lekarza: zanim ^'mi strsalę wydobę> 
dziesz z piersi, powiedz mi, z jakiego drzewa crobioBa 
strzi^a, jakiego jest koloru i jakiegu ptaka pióra są do mg 
przyklejone, a z jakiego wreszcie metalu jest jej osAne? 
Czyż on powinien myśleć o takich rzeczach, wiedząc, ie csm 
przechodzi, a śmierć mu grozi? o 

Innym razem Budda wykładał pojęcia różnych szkól 
o jednych i tychże samych przedmiotach. Opowiedziawszy 
im wszystkie poglądy i spory, które z tego powoda powatriy 
między filozofami, mówi następnie: « Wszystko to prsypo- 



319 

mina mi starą hisŁoryc o niewidomych hidnach. Pewien 
Raczia rozkazał zebrać i zgromadzić we dworze wszystkich 
ślepych od urodzenia. Rozkaz był wykonany, gromadę śle- 
pych sprowadzono do dwom i przedstawiono ich Raoziy. 
« Ślepi, zapytał ich, jak wygląda 8łoń?» «Mahadiewa, od- 
powiedzieli ślepi, nie możemy wiedzieć, jak słoń wygląda, 
jesteśmy bowiem ślepi od urodzenia ?» «Czy chcecie poznać 
słonia? zapytał Raczża. Podziękowali mu za taką wzglę- 
dność. Raczża rozkazał koniuszema przyprowadzić słonia 
na dziedziniec i doprowadzić do niego ślepych. Gdy im po- 
wiedziano, Łe słoń przed nimi stoi, zbliżyli się do niego 
i każdy zaczął obmacywać tę część ciała, na którą rękami tra- 
Uh Jeden obmacując uszy słonia, znalazł w nich podobieństwo 
do rzeszota; drugi trąbę wziął za linę; innym się zdało, że 
kły są podobne do pali, głowa do studziennego wiadra, 
szyja do belki, ogon do krótkiej liny. Kiedy już ślepi pne- 
ataii obmacywać słonia, zawołał ich król do siebie i zapytał: 
mI cóż? czy wiecie teraz jak słoń wygląda?* « Wiemy, od- 
powiedział jeden ze ślepych, słoń podobny jest do wiadra. » 
«Nie, odrzekł drugi, słoń jest podobny do belki. » «Nie 
prawda, krzyknął trzeci, on podobny jest do liny.» Zaczęli 
krzyczeć i hałasować, a każdy wołał, że słoń tak wygląda. 
a Gzy z pewnością wiecie, powiedział potem Raczża, że słoń 
tak wygląda, jak mówicie?*) Zamiast przyznać się do nie- 
^adomości swojej, ślepi zakrywszy oblicze rękami, zaczęli 
spierać się, z początku po cichu, później coraz głośniej 
i o mało nie pobili się. Raczża długo z upodobaniem pa- 
trzał na nich, aż wreszcie rzekł: « Ładzie pozbawieni 
^wzroku! Na cóż nierozsądnie spieracie się o powierzcho- 
^wność słonia, kiedy wy nawet nie wiecie, co takiego obmacy- 
waliście U 

Pmwo odpłaty było zasadą nauki Buddy. Budda często 
o niem mówił, pobudzając niem do cnoty i odstręczigąc od 
występku. Czarne, mawiał, pład się ezamem, białe białem. 
Czyny, do których stosowana jest idea zapłaty, są pier- 
wiastkową zasadą i nie niknącą przyczyną wszelkiego istnie- 
nia. Wszystko jest następstwem czynów. « Żyjemy, mawiał 
Budda, rodzimy się i umieramy, cierpimy i jesteśmy szosę- 



S20 

śliwi, w Bkatek czynów^ któreśmy spełnili przed pneobnie- 
niem. Summa spraw, wykonanych prsez dosse, podtnjmije 
istnienie wszechświata i wssystide stopnie oraz rodajs iitet 
Rodzaj i powaga czynów oznacza dla dasz priys^ fen| 
metamorfozy I Między czynem a zBi^t% bywa tołamoK 
i powinowactwo. Ladzie występni, którzy w óocaenijmhf' 
cie niywąj% roskoszy, przygotowają dla ńebie m^wjsiy- 
sdem iycio. Eto jest czcicielem ognia, oraz niełi«fcxfc 
świateł i kto w oczekiwania przyszłego szczetdi eodpeń 
trzy razy omywa się, ten niezawodnie przeobrazi n^wiiK- 
raęcia. 8% znowuż ladzie, którzy przez dziwaczne ijcie zf- 
śl§, ie prz€|jd% w krainę duchów; naśladigą piy, ^"^ 
i inne zwierzęta, adąj% niemych — i jakiż reznltat \^ 
ich starań? Naśladiąj%c zwierzęta i niemych w docsenyiB ^ 
cie, w przyszłym zrobi% się rzeczywistemi zwien^tami i nie- 
mowami. Za wyatępld męki, za dobre uczynki roskoa 
Lecz czyż na cUugo będą te rozkosze? I jakiei to j^ 
azczęście w przeobrażeniach? DłUg% jest noc dla tego, któiy 
nie śpi; dłag% jest droga dla znużonego wędrowca; ^ 
jest szereg przeobrażeń, oczekujących nierozomnego o^ 
wieka. Nie — rzeczywisty pokój i szczęście nie w pmolin- 
żeniach się znajduje, lecz w uwolnienia się od nieb. Ow 
do czego doprowadza rzeczywiste duchowe żyde, bei po^ 
s%dów i zabobonu. Bikszul ty jesteś w formie cdowieb, 
w szlachetnej formie, z której tylko jest możliwe nwołaia* 
eię od przeobrażeń, a która rzadko przez tysiąc lat j^ 
udziałem duszy. Skorzystaj z drogiego skarbu, zmaap'*' 
doskonalenie siebie wj^ywy dawnych czynów i zdąiąj g^ 
wie do nirwany. » 

Wiara w przeobrażenia i w ideę zapłaty, jak nąjlqi^l^ 
maczyła wszystkie wypadki, spotykające prywatnego człowiek*' 
los każdego i stanowisko w społeczeństwie. Jednaj nse^^ 
tylko potrzeba, a mianowicie criowieka, któryby °^ "^ 
wniejsze przeobrażenia tak swoje jak cudze. I rzecay«^ 
jeżeli uwierzymy buddijskim autorom, nie było ani jednego «r 
padku, ani jednej okoliczności, którejby Budda nie objaśni! i »* 
usprawiedliwił dawniejszemi przeobrażeniami WqpottBi*^ 
jego w tym względzie były niewyczerpane. Lecą aby «f 



321 

Sprawiedliwymi, zróbmy uwagę, łe większa liczba podobnych 
opowiadań lab wymysłów s% utworzone przez póśniejszych 
Buddaistów; łatwa ich wyobraźnia wzbogaciła literaturę bud- 
daj8k% nowym rodzajeąi dzieł b&rdzo ciekawych i popular- 
nych. Co się tycze Buddy, niepbdobna jest uwierzyć, ażeby 
wymyślał podobne bajki; niepodobna takie wierzyć , żeby do 
tego stopnia się łudził, iżby miał wierzyć w rzeczywistość 
opowiadanych wypadków. Z tego wszystkiego najpodobniej- 
szem jest do prawdy, że opowiadania, które kładą na karb 
Baddy, nie aą przez niego wymyślone, lecz je brał z powie- 
ści ludowych, i że znane wypadki dawniejszych czasów po- 
równywał z wypadkami, na które patrzał, lub w których 
brał udział. Pod tym warunkiem tylko wierzyć można, że 
Budda opowiadał niektóre wypadki starych czasów. Te opo- 
wiadania Buddy pełne są przekonywającej naiwności i ma- 
h}j% nam obraz współczesnych mu obyczajów i zwyczajów 
indyjskich, przenosząc słuchacza w dawne czasy. Nic prócz 
opowiadanego wypadku, nie wymyślał; zawsze mówi o takich 
obyczajach i zwyczajach , jakie były za jego życia w Indyach. 
Udzielamy czytelnikom jedno z podobnych opowiadań. 

« Wiele wieków upłynęło od czasu panowania w Benaresie 
króla Kriki.*) W państwie powszechnym był dobry byt 
i spokojność: rolnictwo i pasterstwo za jego czasów kwi- 
tli ęły; ludność zwiększała się; nie było wojny i kłótni, 
a o chorobach i rabunkach słychać nie było. Monarcha 
rządził państwem mądrze i sprawiedliwie. W tych szczęśli- 
wych czasach, młody Benaresczyk, nazywający się Kumara, 
syn brahmana, opuścił rodzinne strony i udał się do połu- 
dniowych Indyi, gdzie chcis^ pod przewodnictwem pewnego 
brahmana lepiej wykształcić się. Brahman miał sławę uczo- 
nego i znakomitego nauczyciela, a słynął także z wykładu 
ksiąg Wedy. Sława o jego zdolnościach i uczoności rozeszła 
się po całych Indyach , ze wszystkich stron zbiegała się mło- 
dzież na naukę do niego. Zaraz po przybyciu do południo- 



*) Imię tego Racsii csętto Jest irtpominane ▼ baddjjakieh dtiełach. Bud- 
dyści mówią, ie u jego csasów ijl Budda Kaszjana, oajtoakomitazy poprse- 
dnJk Buddy Btakjamiinkgi^. . . 

GiŁŁBB, OpłMnlc. III. 21 



322 

wyoh Indyi, Benareaceyk pouedł do domu brthmiin. Od* 
dawuy unanowaBie goq»odarsowi, goić tkronnie mA 
« Witaj, miody cdowieka, raekt bnhman, Kk|d jeśm 
i w jakim cela tu przybyłeś? » «ftodjń2)Bm ii§ w Środkom 
państwie {MBi^e4eeti)^ odpowiedaial Benamciyk, pajm- 
diem Mś ta w tym zamianę, ai^by a nóg widkiego nśm 
Bkorsyatać z jego nauki. » «Cz^ż cbcesi si^ aczye?* ofj- 
tal dalej l»rahman. « Chciałbym pod twojem pnewodortMa 
poznać Wedy.» « Prześliczny wybór; ksi^ Wedy«i|eqjik 
inne zaelagi\|% na oznąjomienie si^ z niemi. Tak poiżMi 
myśleć i postępować każdy rzeczywisty brakmaiL* Fo \Ą 
rozmowie Benaresczyk został aczniem brakmaiia i ikeki' 
jego nooki. 

W dni rekreacyi, Benaresczyk rasem s towangfouH ki* 
pal się w rzekach i jeziorach, albo prsechadzał a{ po ■iO' 
akich placach i rynkach, lub też zbierał wonne ni^ 
i drwa na ofiary. Baz podczaa takiej przechadzki Besm- 
ozyk zapytał swoich -kolegów: oZapewno wszyscy jei^"^ 
dziećmi brahmanów, lecz dot%d nie wierni zkąd jN^cM^ 
rodem? » Jeden powiedział mu, ie jest rodem z wsekadiick 
Indyi, inni pochodzili z północnych, a inni jesscRi •c^ 
chodniąj ludyi. aJa zaś, rzekł z kolei Benarescs^, rodś> 
łem sig w Środkowem państwie. » (cNic zgoła nie MJ 
o twojej ojczyźnie; o innych krainach aczą nas pci^i^' 
modrość ze wschodu, oUuda na zachodzie, poenoo«BB» 
urodziło się na południu, a potwacz mieszka na póhocj* 
Powiedz nam, co jest godnego uwagi w Środkowem jsi" 
stwie?» Benaresczyk odpowiedział im: «Moja ojoynij^ 
prześlicznym krajem, podobnej nigdzie nie masz. Obfiugs 
w trzcinę cukrowa, pachn%cy ryż i różne płody; bydł^^o"^ 
wego bardzo dużo ; nauki i sztoki kwitną; Ind jest bogitSi 
szczęśliwy, a odznacza się miłosierdziem, rozumem i dołi^ 
uczynkami. W kraju mojem płynie rzeka Ganges; va^^ 
kto się wykąpie w cichych jego falach. Na brtfga^ ^ 
gesu w różnych miejscach znajduje się ośmnaście ^vM^ 
w których mieszkają, trudno pracując, Muni, gotowi «xb>^ 
się do nieba. » (cA czy są między wami, pytali go <kfej ^ 
warzysze, ludzie uczeni, tacy n. p. jak nasz n»nciy«»^* 



323 

I 

kCo 819 tyo» ucsoności, odpowiedział Benaresczyk, w mojej 
ojosyznie jest jeden nceoiiy, lew wymowy; w obeo niego 
omeB luraesyciel mmienić i wstydzić by się mnsiaŁs Słysząc 
WBsyeikie te opowiadania Benareeczyka o Środkowem pań- 
stwie ^ towarzysze jeg^ w wysokim stopnia zdziwieni, po- 
stanowili zwiedzić tę krainę. Z t% myśl% powrócili do 
domu, a złożywszy drwa, które z sobą przynieśli, poszli do 
swego nanozyciela. cBenaresczyk, nasz towarzysz, rzekli do 
brahmana, tyle pięknych rzeczy powiedział nam o swojej 
ojcsyznie, źe cłicielibyśmy j% widzieć. » « Środkowe państwo, 
odpowiedział brahman, rzeczywiście jest piękn% krainą, 
wai^scy o tern mówią; lecz dostatecznem jest słyszeć, co 

niej mówią, a zwiedzić jej nie ma powoda. » a Tam, cią- 
gnęli didej mczniowie, mieszka znakomity aczony, przed któ- 
rym t j^li mamy wier^ć Benaresczykowi, ty nasz mistrza 
'rumienić się powinieneś.* «A więc w orodkowem państwie 

B% ladzie rozomniejsi odemnie, a ja myślałem, ie w całych 
'ittdyacb nie masz człowieka, któryby się móg^ ze mna po<* 
'równywać.!) uMy tam sami powędnyemy; zobaczymy Środ- 
kowe państwo, wykąpiemy się w Gangesie i popróbnjemy sił 
' BWCAck w dyspucie z znakomitym oczonym, a z chwałą i bo- 
' gaotwem powrócimy do swojej krainy. » Brahman labił swo- 
' ich aczniów i nie chciał z nimi rozstać się. «I ja pójdę 
' z wami, powiedział im, zabierzcie moje rzeczy, snknię moją 
>2 jeleniej skóry, wazę do omywania się i naczynia ofiarne. « 

1 wszyscy razem adali się w podrói. 

W ka£dem mieście , przez które brahman i jego aczniowie 
> przechodzili, natychmiast badowali pomost, przeznaczony do 
dyspnty. Chcących dyspotować było bardzo wiela, lecz źa^ 
^ den z nich nie mógł się oprzeć sztoce brahmana. Zwycię- 
żeni z wstydem uchodzili z pomostu, z zgryzoty rozbi^jąjąc 
swoje wózki i uderzając głowy swoje wazami, popiołem na^ 
I pełnione, i oddalali się w róine* strony, na podobieństwo 
i kruków, uciekających z tych miejsc, w których wojownicy 
I uczą się z łuków strzelać. Zdarzało się, ie tryumfującego 
i brahmana spotykali i odprowadzali z chorągwiami, oraz wi- 
tali krzykiem i pochwałą. Takim sposobem brahman doszedł 
do Benaresu. Wchodząc do tego miasta, pomyśli, te nigdzie 

21* 



324 

ff 

godnych siebie pneoiwników i ncsonjch ladxi me istjdDe, 
tylko na dworze króla — i dla, tego brahman ' wproit M 
się do pałacu króla KrikL Króla powitał według zwjtaj^ 
mówiąc: «(B%dź królu zawsze zwycięzcą, zdrowym i ijj 
długo !i> poczem usiadł z winnem uszanowaniem i odeml 
się: « Królu, w rodzinnym kn^u dużo nsnczylem są 
teraz chciałbym w obecności twojej dyeputować i tutej^fm 
uczonymi.)) Monarcha zwróciwszy się do dworzanó* iwoich, 
zapytał się: a Czy w mojem państwie jest jaki ucaosy, któ- 
ryby odważył się na djrsputę z tym brałmianem?* >^ 
odpowiedział jeden z dworzan — w jednej wio«oc jw^ 
brahman, nazywający się Kapiłaszama: stndyowa^ ^<Mf 
i inne księgi, a znany jest ze swego rozumu i a^cnoki 
w dyspucie. » Król posłał pó Kap^aszamę , któiy «fa^ 
przybył do dworu i zgodził się podyspntować x buta"* 
południowych Indyi. Król rozkazał wybudować eitndf 
i rozdzielić ją na dwie połowy, w któzych mogliby afP<^ 
mieścić przeciwnicy ze swoimi stronnikamL W dsa oo** 
ozony przybył i król na XEuejsoe dysputy, gdzie ju ^ 
całe zgromadzenie, na niego czekające. Jeden z diran»o* 
zapytał króla, któremu z przeciwników pozwoli zrobię pi^' 
•ze pytania? « Brahman z pc^dnia jest naszym g^M 
powiedział monarcha, niechaj on zaczyna dysputa* ^^ 
stając z pierwszeństwa, brahman wyłożył kwesty^ i « ^ 
nie jej rzekł pięćset wierszy; mówił pięknie, rozomiufii^ 
prędko, że słuchacze nawet z natężoną uwag) nle^ 
kilka wierszy spamiętali Kapiłaszama jednak dobne Q**i* 
i zastanawiał się nad każdym wyrazem wiersiy s^J4* 
przeciwnika, ocenił myśh w nich zawarte i zrobiwssy oo*' 
gółowe sprawozdanie z zadania przeciwnika, na^ ^ 
jego zasady, znalazł w nich sprzeczności, dowodne, i« 4 
słabe i nie jasne — a z takiem przekonaniem i gnuł^*^ 
ścią mówił, że przeciwnik jego nie mógł mu odpo«i^ 
dzieć i został pokonanym; albowiem według praw dyip^^ 
zwycięzcą jest ten, który dowodami swoimi zmusi pt"^ 
wnika do milczenia, przez które to milczenie pnP"^ 
wyższość przeciwnej strony, a swoją słabość. Kiról pof»- 
sBował zwycięztwa Kapiłaszamie, osypał go pocbwtłtfu > >* 



325 

zdolność i zręczność dyalektyczn%, wieś jego rodzinną odddł 
mu na własność. Kapiłaszama podziękował za łaskę królowi 
z trynmfem powróci' do domu. 
Eapiłaszama, zostawszy właścicielem wioski i bogatym 
ci^owieldem, wkrótce się ożenił. Po roku poźyda, żona 
nrodzffa mu chłopca z złotawemi włosami. W trzy tygodnie 
po urodzeniu się chłopca, Eapiłaszama według zwyczaju za- 
prosił do siebie krewnych na ceremonię nadania chłopcu 
imienia. Po krótkie naradzie jednogłośnie postsnowili nadać 
cUopcu imię Kapiła, które przypominało imię ojca i wska- 
zywało na złotawy kolor włosów niemowlęcia (kap^a znaczy 
złotawy, żółty). Po odbytej ceremonii chłopiec został oddany 
pod opiekę mamek i piastunek: karmiły go śmietanką, ma- 
słem i innemi pokarmami. Eapiła troskliwie chowany przez 
rodziców , rósł jak żółta lilia (grzybień żółty fi[luk. Nymphaea 
Intea, Nenufar), wychylająca się z pod powierzchni wód. 
"W młodzieńczych latach uczyli gó pisać, arytmetyki i innych 
nauk potrzebnych; potem mówili mu o obowiązkach brah- 
mana, uczyli go, jak brać popiół, ziemię i trzymać naczynie 
z wodą; uczyli go także wszystkich poruszeń, które trzeba 
zrobić przy omywaniu się. Nauczyli go wymawiać: Om! 
(tajemnicze słowo, wymawiane przy zaklęciach i w hymnach) 
i Bum! (wyraz wymawiany w ceremonii przywoływania du- 
chów), oraz wykładali mu naukę Wedy. Kapiła nauczył się 
-wszystkich ceremonii przy składaniu ofiar, a wkrótce innych 
mógł już uczyć. Sam czytywał podania i mógł je innym wyUta- 
dać; a wreszcie miał już prawo brać ofiary i dawać innym 
jałmużnę. Sześć powyższych punktów są koniecznym warun- 
Idem do osiągnięcia zupełkiej godności brahmana. Eapiła był 
nadzwyczaj przenikliwym ; rozum jego , jak gor^ąca lampa, 
oświetlał najciemniejszy przedmiot Pewnego razu słuchając 
wykładu ojca swojego, Eapiła zapytał: «Co znaczy głos 
czyli litera Gzża w Rigwedzie?» « Litera ta, odpowiedział 
ojciec, ma głębokie znaczenie, które jest trudno odgadnąć; 
tak nam mówili poprzednicy nasi.» « Czyżby, zawołał Ea- 
piła, starożytni mędrcowie przekazywali nam litery bez 
znaczenia? Co się tycze mnie, ja domyślam się zna- 



326 

ecema tej liiery.* Ojciec zdziwiony rozamem fjna, uM | 
mu ludność nauczyciela i wkrótce potem umarŁ 

« Dobry uczynek nigdy nie bywa bea nagrody. Ci, yimj 
debrę robi% w gromadzie, w gromadzie otnjmiól a^^^ 
Oto przykład. Prasenacziyta, król szrawast^sld, niit M 
olnbione iony; obie były piękne i kyfy w najwiękag ^ 
dzie i przyj aini. W Szrawasti mówili tylko o dvóekJ■^ 
knoiciach, zamkniętych w pataca króla. Budda wM, ie 
aaczęśUwy los, któiy im aię dostał w podziale, icb P(^>^ 
i przyjaźń, są następstwem dobrego nczynku, jaki ę^ 
w dawnych czasadi. Wówczas były one ionaaii kibfli 
i obie były pełne miłosierdzia. Pewnego razn wkaa^ 
cnotliwego pustelnika i przez to wyjednały dla sisbie My- 
śliwą przyszłość ; jedna z nich na talers s wieraelni oa&M 
najlepszych potraw, a druga na wiersch talerza asIkA 
mniej smaczne potrawy, a lepsze schowała wewnitrc. Ti 
okoliczność sprawiła to, ie w nowej przemianie, tośnmj 
ionami Prasenaczźyty, róinily się w piękności: ńatm^óh 
wspaniałą powierzchowność, odznaczała się dehkataą ffpr 
nizacyą i roskosznemi ruchami.* 

W mowach i naukach Buddy najbardziej nas udem *** 
tny ton i rozpaczliwy pogląd na świat Myśl, ie ród W* 
skazany na cierpienia, nie była własnością samego iMfi 
owszem była ona pospolitą i powszechną w IndjadL Mi 
ją tylko rozwinął i zastosował ideę cierpienia do wmg^ 
Uego, co istniało. Gdy Budda odzywa aię o powsiediBj^ 
cierpieniach, które towarzyszą przeobrażeniom, wjTSMjjff^ 
pełne są surowego ascetyzmu; gdy zaś mówi o twjcaj^ 
^awiskach fizycznego świata, wyrazy jego pełne są hm^ 
i rozczarowania. Tego rodzaju aforyzmy Buddy rosmotf 
•ą w różnych jego mowach; treścią ich najcs^ej \fl^ 
krótkotrwałość i śmierć. « Wszystko , co jest złożone, isóri 
Budda, prędzej czy później rozproszy się; wszystko, eoji^ 
urodzone, umrze. Zjawiska giną jedne za drugiemi; f^ 
azłość, teraźniejszość, przyszłość, ustawicznie pnedM^ " 
wszystko jest krótkotrwałem , wszystko podlega P^ 
zniszczenia. Bystre rzeki płyną i nie cofiegą się napo*!^* 
słońce nieustannie dopełnia swego biegu; całowiek ip^ 



327 

tfdości pnechodsi do ieraśniejszosci, a iadna siła nie mo&d 
^o powrócić w pnearioóć. Rankiem widdmy jakikolwiek 
-przedmiot, a wieczorem już go malećó nie możemy; wczoraj 
s&chwycal nas prseśliozny kwialek, dzisiaj jaż go nie masz. 
X pocói upędzać się za gin%cemi dobrami? Niektórzy gorli- 
-me trudzą i starają się o to, żeby zabezpieczyć sobie szcze- 
nicie w doczesnem życia — lecz próżne są ich nsiłowania; 
podobni są do tego, który uderzając wodę kąjem, myśli, 
±e woda rozstąpiwszy się, zostanie już na zawsze w takiem 
położenia. Go się urodziło musi umrzeć: ani powietrze, mo- 
jne, ani góry, pieczary, żadne miejsce w całym świecie nie 
potrafi nas schować przed śmiercią. Bogacz i biedak, szla- 
•ofacic i człowiek z gminu, jednakowo śmierci ulegają; umie- 
nia starcy, młodzieńcy, ludzie średnich lat i niemowlęta, 
« nawet embryon w wnętrznościach matki umiera bez wszel- 
kiego względu i terminu. Bogactwo, honory, dzieci nie 
tnogą przetrwać: wszystkie te ziemskie dostatki rozproszą się 
i znikną. Prostą i pewną drogą zdążamy do śmierci. Ciało 
ludzkie, utwór czterech elementów, jest jak gliniane naczy- 
-nie pękające za pierwszem mocniejszem uderzeniem. W ży- 
ciu ciało jest źródłem namiętności, burz i mąk. Zbliża się 
starość, a z nią następują i choroby; starzec rzuca się 
-w mękach konania, jak ryba na gorącym popiele, aż póki 
śmierć nie zakończy jego cierpień. Życie podobne jest do 
dojrzałego owocu, który przy pierwszym powiewie wiatru 
może spaść; co chwila powinniśmy o nie obawiać się. 
Pierwszy wypadek przeznaczenia skraca bieg naszego życia, 
na podobieństwo niknących dźwięków harmon^nej arfy, kiedy 
jej struny pękają pod palcami muzykanta. Palącej się lampy 
nie zasłaniają, i ty światła rozumu nie zaciemniaj namiętno- 
ścią. Rzeczywistym mędrcem jest ten, który ustawicznie 
myśli o oswobodzeniu się ze świata cierpień, trzyma na wo- 
dzy swoje namiętności i dąży do nirwany. Otóż do jakiegfo 
kresu zdążać powinny wszystkie nasze usiławaniat Nirwana 
(nicestwo) jest gorąco upragnionym celem wszystkich. Po 
nieskońcBonem kołowaniu w niezliczonych kształtach istnie- 
nia, po niezliczonych przemianach naszego stanu, po wszyst- 
kich pracach, niepokojach, burzach i cierpieniach, nieodłą- 



328 

etnych od przeobrażeń , zrzucamy nareszcie z nebie ^ 
namięinoftci, awalniamy się od wszelkiej formy utnteoit, 
ozasu, oraz przestrzeni, a pogrążamy ńc w apokój i wiat 
nie. Tu jest jedyna ucieczka od smutków i chorób, U » 
ozem nie zamącone szcz^ie. — Nirwana — jest nieśmicftel- 
ność, od niej już nie ma powrotu. » 

Udzielamy jeszcze urywek o przyszłym sadzie, V9f^* 
zbioru nauk Buddy. Cechiąje go żywość obraza; w aato 
ma on dużo wspólnego z, ludowemi podaniami bip^t 
całkiem jednak jest przesiąknięty duchem Buddy. TtBU]- 
wkiem zakończymy ustęp o nauce Buddy i powióónj^ 
faktycznej biografii jego. 

«0d Czżambutwipa (Indyi) daleko aż na połodoinia^ 
szą się dwa pasma gór, które zewsząd świat saaTbj^ 
W górach tych panuje wieczna i nieprzenikniooz deoBOK: 
promienie słońca nigdy tam nie dochodzą i nąjpotfioi^l? 
duch nie jest w stanie rozjaśnić denmości ^attua. 
W głębi tej ciemności znajduje się piekło i ^^ ^"^ 
władzcy piekła. Ludzie, którzy grzeszyli na tym p«^f^ 
Śmierci idą do królestwa Jamy. Tam zaraz po pn?^ 
stróże piekielni przedstawiają ich Jamie, mówiąc: «Oto^ 
śmiertelni ludzie, grzesznicy, któny oczelnąją twego ^p^* 
Wówczas ubolewający władzca rzecze do nich: uPlrigow 
moil Żyjąc między ludźmi, czyście nie widzieli dncb^* 
rości, czyż nie słyszeliście zbawiennych jego usukiW* 
«Nie, Mahadewa, myśmy nie widzieli taki^o docbai^ 
słyszeliśmy słów jego.i» aJakto! powie im Jama, ^^ 
widzieliście człowieka starego, człowieka, któremas^*?' 
padają, włosy siwieją, skóra się marsze^ i nabiera to^** 
gorczycy; czarne blizny występują na całe ciało, plwy"! 
schylają, chód robi się nierównym, nogi nic mogi ^ 
utrzymać, głowa się trzęsie, a szyja wyciąga się; •^^^ * 
ciele obwisła i opada jakby na szyi krowiej; ufta, g«^ 
język, wysychają i grubieją, postawa się pochyla, oddeci 
słabnie i zamienia się na bolesne wzdychanie; glos chiip^ 
i staje się podobnym do skropienia piły? NiedoleiBy*^ 
rzec wychodzi wsparty na kąju; podeszły ^^ wy^of 
w nim soki i krew. Wkrótce zupełnie go siły opo«^J* 



329 

. «tareec nie tylko, ie joż nie może byó csynnym, lecz na- 
p^et £ miąjtca raazyó się nie mole. Nie jest jui podobny do 
izło^wieka, a dosza jego trzęsie się i mocige. Czyście nic 
podobnego nie widzieli?* Grzesznicy, dr£%cy ze strachu, 
>clrzekii% głosem konającym: « Widzieliśmy, Maliadewot» 
i< Kiedyście widzieli, dla czegóż nie pomyśleliście o tem, że 
\ -wy zestarzejecie się, że was nie ominie przeznaczenie rodu 
ii&dzkiego? Pla czegóż na widok starości nie powzięliście 
zamiaru poświęcić żyda dobremi uczynkami, ażeby w i^rzy- 
azlem życiu nie cierpieć już mąk starości ?» « Niestety, my- 
Biny o tem nie myśleli, bośmy zupełnie nie starali się 
o s^woje zbawienie. » Potem Jama znowuż zapyta grzeszni- 
ków: o Czyście widzieli, żyjąc na świecie, ducha choroby ?» 
«Nie, Mahadewo, nie widzieliśmy takiego ducha. » »Jakto? 
zawoła Jama, nie widzieliście człowieka chorego? Harmo- 
'nijny związek żywiołów, tworzący ciało człowieka, rozstrąja 
się, porządek w organizmie psuje się; męki, których z tego 
^ powodu doświadcza chory, trzymają go na pościeli i oczów 
' nie pozwalają mu zamknąć: nie może siedzić, ani chodzić, 
' ani powstać ze swego łoża; rodzina karmi go i poi. Czyście 
^ nie widzieli podobnego widoku ?» « Widzieliśmy, Mahadewo !» 
'' tt Dla czegóż nie pomyśleliście, że i wm podobny los ocze- 
' kiąjOy że i wy doświadczycie przykrości chorób? Dla czegói 
' nie staraliście się o dobre uczynki, ażeby późnij nie do- 
'^świadcząc męczarni chorób ?» «Nie, Mahadewo; w lenistwie 
^ i opieszałości swojej nie pomyśleliśmy o tem.» « Nierozumni t 
4 ozyście widzieli ducha śmierci ?» <cNie widzieliśmy, Maha- 
>' dewo.» ttJakto? Czyście nigdy nie widzieli konającego 
^ człowieka? Życie opuszcza jego dało, trupa kładą na po- 
'* grzebowem łożu, ubierają go w różnokolorowy ubiór, po- 
^ krywają go całunem, osłaniają parosalami i firankami, i wy- 
i noszą go z domu. Trumnę otaczigą krewni nieboszczyka, 
f zrzucają z siebie naszyjniki i inne o^^ob^i rozpuszczaią 
i^ włosy, głowy przysyp^ją popiołem i gl^^-etJ^ lV»»i«n^ owaaj- 
misją swój smutek. Czyście widział « ^O^^^^^ wiAok*ł» 
• Widzieliśmy, Mahadewo.^ al dla c^^ ^ ^ie ^om^i^eUtóe 
o tem, że i nad wami jest prawo śi^^^^Ó^ J^ ^ '^. '5^'°^^?' 
I cie? ^'ie chcieliśde prowadzić cn,^ ^s-i^^ ^ Ł^^^i •^^ ^ 



prowadzić cn^%>^i 



S30 

w -prtj^ńtfm uwolnić ńf od Uk smataego loso..* «liiMletj 
nie stftralifany się o to.« Wówcsas Jftma powie gisemAsa: 
«Nie dbaliście o pnyszle źyoie, nie wykon^waliścae dobici 
ncfTiików — niywajcie więc teras owoeów swojej opicuiA 
6ci : będriecie eierpieó męki, nie sa gnechy w^Msydi fnd- 
kówy rodneów i krewnych, lecz sa własne swoje gnBdj: 
samiśeie sle robiH, sami otrzymacie sa nie saplatę.* Men 
Jama da znak piekielnym stróżom, a ci pochwycą giiMMU - 
ków za ręce i nogi, i wrzuca ich w gorej%ce plomiesR pie- 
kła, na widok którego włosy na głowie stawi^^ i eeree pfjb 
ze strachu. » 

Wspomnieć tu musimy o kilku wypadkach, w kkóryck 
Budda miał udział. Ze wszystkich tych wypadków, opora- 
damy najprzód o śmierci Soddodana. Zdaje się, ie mam 
ojca nastąpiła w pierwszych latach i^postolskiego źycn Bsdi?. 
Stary Soddodana, przeoiuwaj^ prędką śmierć, dsaióil 
o tem 83mowi i prosił go, aieby go prsjrszedl oimieóaŁ 
Budda z Racziagrichu wezwany przez umierającego cjea, pa- 
ipieszyl do Kapiławastu. Buddaiści szczegółowo epMń 
ostatnie poiegnanie się ojca z synem. 

ff Wieść o mającej nastąpić śmierci Soddodana pt^^ 
rozeszła się po Kapiławascie. Lud się gromadził na ulieaek 
a mówiąc o tym wypadku, przeczuwał, łe po śmierci krśk 
przyszłość plemienia Szakijskiego ściemnieje. W tej dwiłi 
Budda wszedł do miasta. Widząc ostatniego potomka w pto- 
stej linii Ikszwakuły i ostatnią nadzieję fumiiii Gotamy 
w ubiorze pustelnika, lud nie mógł wstrzymać aię od Ib 
i smutnych wykrzyków. Budda tymczasem przeszedł fffsec 
tłumy i wszedł w źebrackim płaszczu do pokoi palaes 
W sali, w której spoczywał konający monarcha, zgromadok 
się cała jego rodzina, dworzanie i kobiety: ws z yscy stali pi^ 
grążeni w milczeniu i w smutku. Soddodana leiąc na » 
kdem łóiku, wodził błędny wzrok w około. Ka wiM 
starca wyniszczonego przez chorobę , z wpadłemi pobcakiBi 
z iółtością rozlaną po twarzy i będącego juł w śmiert^aycii 
kurczach, Budda mimowolnie zawołał: «Czyi to jest isćj 
ojciec, który niegdyś ^ynął z męzkiej i wspaniałej postawy' 
Gdzie się podziała siła i piękność jego?» Sposlnegisj 



331 

Baddf, król powitał go riabym głosem i rozkazał, aftoby 
dotknął go swoją r^. «PocieflHE fię królu, mówił Budda, dla 
coMgół masz się tmnció? Zoitawiasz po sobie sławę state- 
cmego męia.» Wyrzekłtay to, wyciągnął opaloną od słońca 
lękę i połoiył j% na gorącej głowie ojca, a pocieszając go 
anratnemi prawdami swojej nauki, był świadkiem ostatniego 
idm konającego. Ledwo skonał Soddodana, w sali powstało 

, łkanie 9 obecni rzucali się na pomogę, rozpuszczali swoje 
włosy, zrzncaM z siebie naszyjniki, rozdzierali suknie i bili 

, się w piersi, opłakując nieboszczyka. Wspominali jego 
nęctwo, mądre panowanie i gorzko ubolewali, że państwo 
w Soddodanie stractfo całą swoją potęgę, a księstwa obronę. 
Potem ciało króla omyli pachnącą wodą, okryli kapi^ą (cienka, 
wełniana tkanina) i położyli w trumnę. W dzień pogrzebu 
postawili trumnę na kata&lku, a w okoló niej pozawieszali 
matki splecione z drogiemi kamieniami: przed trumną palili 
kadzidła i rozsypali pacbnące kwiaty po pożodze. Potem 
trumnę zdjęli z katafalku i wynieś ją z pałacu. Budda 
•zedł przed trumną, niosąc kadzielnicę z wonnościami. 
Orszak przybył do stosu, ułożonego z drzew białego mali^- 
akiego sandału i na nim postawili trumnę ze zwłokami Sod- 
dodana. Budda stos podpalił, a gdy już ogień zamienił 
w popiół zwłoki nieboszczyka, najbliżsi krewni zagasili ogień 
mlekiem, zebrali kości Soddodana i starannie złożyli je 
w złotą urnę. Postawiwszy urnę na ziemi, zbudowali nad 
nią wieżę i pozawieszali na niej chorągwie, kobierce i dzwo- 
neczki. Gdy już wsi^cy oddali cześć wieży, Budda rzekł: 
«Kic nie ma wiecznego na ziemi, nic nie ma trwałego : życie 
arnika jak urojenie, jak fiilizywe widzenie. » 

Od śmierci Soddodany aż do ostatniego dziesiątka lat 
iyda Buddy upłynęło dużo czasu, o którym, jak to już mó- 
wiliśmy, buddajscy autorowie nic nie piszą. Dla tego opi- 
szemy wypadki, śród których Budda zakończył swoje życie. 
Buddajscy autorowie piisą» że Budda w tym czasie wiele 
utracił ze śmiercią trzech opiekujących się nim królów. 
PierwB^r z nich był Pradióta, syn Mahaczakry, król Ucz- 
ezżajanii. Z opowiadań Buddaistów dorosumiewamy się, że 



332 

król ten jest ta tama otoba, która stała tóę bohaterem ia- 
dyjskićh dramatów i znana jest z roman^csnyeli yiaygó d. 

Dmgi, najgorliwszy opiekan i Danapati Boddy, BebAi- 
sara , król Magady , takie zmarł w tym czasie. Po nim m 
ośem, czy też siedem lat przed śmiercią Buddy, wst^iłM 
stolicę raosiagricką syn jego Aczżatasatrau Wątlenie m 
tron nowego króla było dla Buddy niebezpiecsnem. ^csśi- 
tasatra nie lubił Buddy i jeszcze przed W8t%pieiiiem ni tran 
pomagał planom Dewadatty. Ostatni cieszył mę v duąr 
z okoliczności tyle sprzyjających jego ambitnym zanśroB. 
Lecz nowe stanowisko nagle zatarło w nim dawne iiq»iO- 
bienia. Z początku nie zwracał uwagi na kw es iye rólsi|ee 
zakonników ; potem zaś niespodziewanie okasał się kya^&^p^ 
dla Buddy i chciał mu zastąpić opiekę , jaką obdanał Bsdię 
zmarły król. Dewadatta nagle umarł. Od tej daty upljn^to 
kilka lat bez ważnych wypadków, chociaż w tyra ćmie 
zwolennicy Buddy, Szariputra i Mongaljama, araarfiwpo- 
desdym wieku; umarło takie kilku starych biknów. Los 
jednak uwziął się na Buddę i zatruł mu ostatnie dni żyda 
Śmierć dobroczyńcy Prasenaczźyty, szrawastijskiego kroit, 
była wielkim ciosem dla Buddy. 

Prasenaczżyta był najgorliwszym wielbicielem fiaddr. 
Zdało się, że chciał przewyższyć jeszcze Bimbasarc w hopl- 
ici i szacunku dla Szramana Grotamy. Okoliczność ta wyve- 
łała przyjazne stosunki między Prasenacziytą a domem G(h 
tamy. Zdaje się jednak, że rzeczywistą przyczyną pnyc^- 
ności króla szrawastąjskiego dla Szałgaputrów, a nooie i sn- 
cunku dla Buddy, była Moli, żona I^aaenacziytyy poc^ 
dząca z ludu Szalga. Bez względu na to, źe SzaJdicijcy 
związek ten uważali za hańbiący, pyszna Moli z radeśni 
nań się zgodziła; zyskała sobie przychylność świekry, łtścz 
początkowo nawet jej widzieć nie chciał- i umialia wzbodat 
w mężu swoim miłość i szacunek , któremu urodziła nasl^pet 
tronu Wiruczżake. Od tego czasu rodziny: Prasenacsiytf 
i Gotamy wzajemnie odwiedzały się, a stosunki pTTfjsns 
między obu dworami wzmocniły się i utrwalmy. Udai, «b- 
basador Soddodany przy szrawast^skim dworze, zyskał tt^" 
zupełniej ufność Prasenaczżyty i został jedynym pośredzi- 



383 

Idem pomicdiy obu dworami; Prasenfbczźyta albowiem nie 

uwaial za potrzebne utrzymywać ambasadora w Kapiławaście. 

Tak przyjazne stosunki rokowały Szak^czykom szczęśliwa 

przyszłość. Tymczasem wzrastał Wirucziaka, którego Szak- 

japutrowie nienawidzieli Puszczali pogłoski, że Moli nie 

pochodzi z rodziny GoŁamy, że była kwiaciarką u jakiegoś 

' magnata, z matki krewnego Buddy, i że Wiruczźaka jest 

' synem niewolnicy I Kilkakrotnie chcieli na polowaniu z nie- 

* uaoka napaść na Wiruczżakę i zamordować go; i byliby' go 

^ zabili, gdyby rozsądek starszych w rodzinie Szakja od tęga 

^ zamiaru ich nie odwiódł. Takie krzywdy i wzgarda zniechę- 

' cafy Wiruczżakę do Szakijczyków i wzbudziły w jego sercu 

ofaęć zemsty. Przysiągł za tak dumne i pogardliwe obej- 

( ście się z nim, surowo zemścić się na Szakijczykach. Ledwo 

> też wstąpił na tron szrawastijski, zaczął zaraz uzbrajać się 

' na Kapiławastę. 

Gdyby Aczżatasatra, jak zamierzał, ogłosił wojnę Wiruczżace, 
zapewnoby przeszkodził najazdowi ostatniego na Kapiławastę. 
Lecz tymczasem Aczżatasatra miał inne plany: chciał bowiem 
' opanować Wajszali. Miasto to należało do najbogatszych 
zniasŁ Indyi i styn^o z wyrobów tkackich i krawieckich. 
Wajszalijcy byli wolnym narodem, a rzeczpospolita ich nie- 
zależnem państwem od Magady. Aczżatasatra pociągnięty 
bogactwem rzeczypospolitej , przeprawił na statkach wojska 
swoje na lewy czyli północny brzeg Gangesu i w kilka dni 
stanął pod murami Wajszali. Wąjszalijczycy zawiadomieni 
byli o uzbrojeniu się Aczżatasatry, przygotowali się do za- 
ciętej obrony. Odważnie napadli na raczżagrichską armię, 
a napad ich był tak dzielny i decydująca, że zmusili do od- 
wrotu swoich nieprzyjaciół i gonili ich aż do brzegów Gan- 
g^esu. Aczżatasatra zaledwie zdołał z armią swoją uciec 
i przeprawić się na prawy brzeg Gangesu. Tryumfujący 
Wąjszalijey wrócili do miasta, przekonani będąc, źe Aczżata- 
satra nie ożmieli się drugi raz na nich napaść. Tymczasem 
Aczżatasatra dowiedziawszy się o powrocie Wasjzalijców, roz* 
kazał znowuż armii swojej przeprawić się na drugi bizeg, 
powiedziawszy w tym rozkazie: « Jeżeli nie pomaszerujemy 
do Wajszali, Wajszałijcy z bronią w ręku nawiedzą Baczża- 



334 

griehę. Pnepramwsify mę pnes Ganges, AcsBaUnkn |*> 
stepował prawie tus ca Wąjasalijcami i stanął pf>d ieb as* 
stem w chwili, w Ictórej ńf go bynajmniej nie spodaewifi. 
Skonystat z ich opiessałości, otocsył miasto i rozpoes|t it- 
gulame oblężenie. Uporz%dkowaw8Z7 wojsko, sam powród 
do BaosiagrichiL 

Wiraoażaka takie w tym csasie palnąć aenatą, nM^ptis 
caele swej armii do Ki^flawasto. Baddaiici powiid^it as 
w drodze przysi%gt wynisscsyó Siak^ca^ków i cetneć isk 
61ad z powierzchni ziemi; obiecał dopóty nie piiiiij ssD 
rzezi, dopóki nie zobaczy stnimieni krwi ni»awistii^|Qi bb 
rodo. Ssakijczycy przygotowali się do obrony; w EtęSkwm- 
icie zebrali się k8i%&ęta i panowie z gromadsmi ozbr^ieB^ 
wieśniaków. Saakijozycy opuściwsąy mury miaata, roipoca^ 
bitwę z nieprzyjacielską armią, lecz nie mogąc a w jivi ę iyć 
przemagaj%cego liczbą nieprzyjaciela, cofnęli się do misiU, 
które ufortyfikowali i w niem bronić się postanowili. Wi- 
mczżaka obiegł Kapiławastę i łądał poddania się 
groiąc w razie odrzucenia jego proposycyi śmieroią i 
com, a miastu supelną miną. Wtedy właśnie bogaty dasr> 
żawoa Szamba, którego buddajscy antorowie nasywi^ mśir 
zorcą rolnictwa, zebrawszy znaczne s^, pn^byi 
rodakom na pomoc do Eapiłl^wasty. Z morów 
Szakijczycy, jak ich rodak śmiało przerftn^ si^ pr 
oblęźnicze i szoaęśliwie dotarł do bramy miejski^. Biaaa 
była zamknięta i nie otworzyła się na jego spotkanie; naptó^ 
żno Szamba błagał i prosił, ażełiy go wpuszczono do missls» 
Szakijczycy milczeniem mu odpowiadali. Szamba więc w rsa- 
paczy znowuż ze swoim korpusem uderzył na niepn3ji- 
ciela i pnerśn%ł się przez jego szeregi Przenióeł się poten 
do obc^ krainy, gdzie załoftył kolonię Szalgaputrów, 
Szamba, od jego nazwiika. 

Szakijczycy, którzy nie wiadomo dla czego odrsocili ] 
moc Szamby, nie chcieli nawet słuchać propoqpcyi Wń 
żaki. Podówczas był u nich rząd oligarchiczny. Dyoaa^ 
Gotamy w prostej Unii zakończyła się śmiercią Soddodsaa; 
bracia ostatniego poumierali, nie zostawiwf^ po sofaśe w- 
Btępoów, dzieci ich bowiem zostali Szramanami. iyi tyfice 




335 

jesacze Mabanama, stryj Buddy, leoe i ten nie coBtał królem^ 
moae dla tego, ie poboczna linia nie miała prawa do tronu, 
a może tei dla tego, że w biaku następcy trona wybieraHi 
króla rad*, starazycb. Mabanama nie był więc królem Eapi* 
tawastn, lecz byl prezeeem rady państwa. Po niejakim caar 
sie Wiruczżaka posłał drug% proposycyę radzie państwa, 
proponaj%c kapitnlacyę , warunki której miał już w samem 
mieście oenaczyć. 

Rozprawy nad t% propozycyę rosdzieliły radę na dwie 
partye: jedna z nich nie wierzyła cl^ytrym warunkom Wie- 
rucoiaki i radliła się bronić do oetatka; druga partya zło- 
żona z najstarszych członków rady , mając na względzie różne 
losy wqjny i słabą nadziąję w obronie, zdecydowała przyjąó 
kspitalacyę. Ich opinia przemogła i bramy miasta otworzono 
niepr^jaciotoBL Nie możemy uwierzyć temu opisowi, bez 
przypuszczenia zdrady. Czyż podobną jest rzeczą, ażeby 
Szakijcsycy byli tak niedołężni, że nieprzyjacielowi pozwolili 
wejść do miasta, dJa oznacasnia warunków kapitulacji? 
Kajprawd<^>odobnieJ8ae ze wszystkiego jest to , że Wiruczżaka 
szturmem zdobył Kapiławastę. Wszedł do miasta z bardao 
licznem wojskiem i ze słoniami; osadziwszy pałbc i inne wa- 
żniejsze punkta, dał rozkaz rzezi i mordowania bez pardonu 
i be^ względu na płeć i wiek. Buddaisci mówią, że około 
stu tysięcy ludzi zginęło w tej rzezi. Mahanama na początku 
rzezi utopił się w jeziorze pał^Msowem. Znakomitszych 8ea« 
kijozyków Wiruczżaka męczyć kazał, a wymordowawszy ich, 
powrócił do Szrawasti z wielką zdobyczą, zadowolniony 
zemstą i nowem zwiększeniem granic swego państwa. Naród 
Ssalga na zawsze utracił byt polityczny. Ci Szakijcsycy, 
którsy ocaleli w tej powszechnej klęsce, a nie chcieli sostaó 
niewolnikami azrawastąjskieh królów, uciekli do Nepalu i in- 
nych sąsiednich państw. Ojczyzna tego ludu została i:^a- 
rzmioną, bogactwa jego zrabowane, rozeszły się po oałyeh 
Indyach: drogie nassgrjaiki, sandały, złote bransoletki, pier- 
ścienie i inne ozdoby, które po katastrofie kapiławastyjskiej 
pokazały się nawet u zakonników, były jedynemi śladami 
bogatego niegdyś narodu. 

Gdzie był i co robił w tych krytycznych czasach Budda? 



336 

Podczas politycznych burz i klęsk, Budds zawsze gdzieś 
znika, ukazaj%c się ta i owdzie w najkrytyczniejszej cłtri. 
W ostatnich wypadkach Budda nie był bezczynnym, ka 
adział, jaki wziął w tak tradnym razie, byt zapełnię be- 
owocny. Los, który go utrzymywał w pośród tyhi niebo- 
pieczeństw i strat, na ostatek najdotkliwiej go nderH: 
zdaje się, £e ciosu tego nie mógł już wytrzym ać. Skoro 
tylko rozeszły się pogłoski o nieprzyjacielakiGii naiuacf! 
Wiruczżaka, Szakijczycy zaraz przypomnieli sobie Boddf, 
posłali do niego zawiadomienie o tych zamiarach i pnali 
go, ażeby odwiedził swoją ojczyznę, której zagrażał ntfKd 
nieprzyjaciół. Spodziewali się Szakijczycy, £e pustelnik po- 
wszechnie szanowany przez naród, zaprzyjaźniony z króknu, 
którzy go odwiedzali jak prz)jaciela, i mający wielkie pon- 
lanie w Szrawasti, wpływem swoim odsunie groiace niebo- 
pieczeństwo. Zdaje się, źe i Budda myślał, że jego «|^ 
i powaga nie zostanie w tym razie bez pomyślnego recsltstii. 
Przybył do Kosały, myśląc odwieśó Wiruczżakę od pnedop- 
wziętego planu. Z t3rm zamiarem, powiadają buddajscy wioro- 
wie, Budda siadł pod uschłem drzewem przy drodse, po 
której Wiruczżaka dążył do Kapiławasty. Po niejtkiis 
czasie pokazało się szrawastijskie wojsko: Wiruczżaka, o^ 
ozony liczną świtą, jechał konno. Zbliżywszy się do mejtf^ 
w którem siedział Budda, zatrzymał się, a poznawsiy g<cs 
rzekł: «(Dla czegóż, Szramana-Gotamy, wybrałeś dla odpo- 
czynku suche drzewo, które cię nie zakryje przed 8k>B^ 
cznemi promieniami? w blizkości jest tyle drzew cienistjcl- 
mógłbyś które z nich wybrać dla odpoczynku. » Budda od- 
powiedział Wiruczżace przysłowiem, w którem zawieitk 
się prośba do niego: «Na cóż ma ten szukać aetastji^ 
drzew, który jeszcze ma dach rodzinny?o Prośba Bnd^ 
nie powiocUa się i nie przyniosła żadnej korzyści jego to- 
dakom. 

Podczas rzezi i rabunku Kapiławastn, Budda zm^dowit 
się niedaleko od swego ojczystego miasta; przy nim hf^ 
Ananda, ulubiony jego uczeń. Do ich uszu dochodził ksłis 
niszczonego miasta, brzęk mieczów i jęki mordowaaffk 
mieszkańców. wNiechsj się spełni ich przeznaczenie*, a aktr- 



337 

^ się na ogromny ból głowy, połoiył się na ziemi, a na- 
krywaj się płasECzem, nie diciał mieć świadka tajemnego 
smutku, który ścisną) jego stoicką duszę. 

W nocy, która nastąpiła po oddaleniu się Wiruczżaka 
z Kapiławastn , Budda sam jeden poszedł do miasta i chodził 
po opustoszałych i milczących ulicach między trupami i gru* 
zami. Przechodząc przez ogród pałacu Soddodana, który 
mu przypomnii^ dnie w młodości tam spędzone, usły* 
szał jęczenie i zobaczył przy mdtem świetle gwiazd obnażone 
ciała dziewic, z odrąbanemi rękami i nogami, a członki ciał 
rozrzucone były między drzewami. Niektóre z tych ofiar 
okrucieństwa Wirucziaki nie żyły, inne jeszcze żyły i wyda* 
wały K piersi jęki konania. Budda chodząc pomiędzy 
temi dziewicami, zakrywał ich ciała, pocieszał ich wyra- 
zami rodzinnego współczucia; był świadkiem ostatniego 
tchnienia umierających, którym obiecał spokój w przy- 
szłam życiu, i tak spędził ostatnią noc w ojczystem swojem 
mieście. 

Wkrótce po tych wypadkach spotykamy Buddę na dro- 
dze z Kapiławastu do Knszinagary, miasta położonego 
w stronie południowego wschodu o 72 mil (500 wiorst) od 
Kapiławasty. Gdzie szedł i po co, nie wiadomo. Zdaje się, 
ze szedł bez oznaczonego celu, chcąc jak najprędzej oddalić 
się z miejsca, które mu przypominało tak okropne sceny. 
Rzadko bywał w Kuszinagarze, w biednem i upadającem 
mieście. W towarzystwie Anandy, Budda przechodził przea 
okolice pustynne i nieurodzajne krokiem wątłym i milczał, 
przygnębiony chorobą i wiekiem. Rzadko kiedy przemawiał 
do towarzysza podróży, a wyrazy jego wskazywały usposobie- 
nie pełne smutku. Mówił o krótkotrwałości życia i śmierci, 
przeczuwając już blizką śmierć swoją. 

Niedawne okropne wypadki usprawiedliwiały posępny 
pogląd Buddy na świat; nigdy też Budda nie mówił z ta- 
kiem uznaniem o nietrwałości nadziei oraz szczęścia, i nigdy 
z tak głębokiem uczuciem nie opłakiwał smutnego losu 
ludzi. Idąc pod brzemieniem choroby i znużenia, coraz 
bardziej utract^ siły. Był już wówczas wątłym starcem, 

OiLŁBR) Opisanie. III. 22 



338 

miał bowiem ł&t olmdziesiąt. Ból krzjźa, na który cierpiał 
przes całe życie, coraz bardziej powiększał się i zmnszd ęo 
kilkakrotnie w drodze zatrzymywać się pod cieniem drzer. 
Pomimo słabości, podróży nie przerywał i doszedł ai do 
rzeki Hiranii, płynącej niedaleko Koszinagara. Dalej już vć 
nie mógł i zatrzymał się na zachodnim brzegu rzeki d bro^k. 
o dwie wiorsty od miasta, w stronie północno 'SidiJMfBŚcjf 
Tu się zakończyła ziemska wędrówka Buddy. Siły ta^śnk 
go opuściły; na kobiercu, rozesłanym przez Anandę, pobirł 
B^Ci g}ow% ku północy zwróconą, wedłog zwyczaju ia^ 
skiego, drzewa sała (Shorea robusta) ocieniały i zastaiśilT 
go od promieni słońca. Czuł mocne pragnienie — bttfto 
już ostatnie chwile jego życia. 

Ananda z żałością przypatrywał się śmiertelnemu ir^E^ 
niu się swojego brata, przyjaciela i nauczyciela. W efavili; 
gdy oczy Buddy zamykały się na wieki , a śmierć już tóiłt 
pieczęć swą na usta, usłyszał jeszcze wyrazy: eNic nif asa 
trwałego 1» 

Płakał Ananda nad zwłokami Buddy, a nakrynzy }e 
płaszczem, poszedł zawiadomić mieszkańców o śraierdj^go 
i prosił ich o trumnę do pochowania Buddy. Eoszintgarcj 
chętnie zgodzili się na ostatni dar dla wędrowca, kteiy 
umarł opodal ich miasta; zrobili trumnę i wszystko pmfo* 
towali do obrzędu spalenia go na stosie. Tymczasem wieśe 
o śmierci Buddy rozesda się po Magadzie i dosria do 
uczniów jego, mieszkających w różnych miejscowościK^ 
Madjadeszu. Niektórzy z nich oczekiwali tylko śmierd 
Buddy, żeby zrzucić z siebie płaszcz Szramana i powróo^ 
na łono swoich rodzin; inni pozostali wiernymi zasidon 
nauczyciela i dążyli do Kuszinagary, oddać ostatnią cześć 
zmarłemu Buddzie. Trumnę z jego ciałem postawili n 
stosie , na znak poszanowania dla zmarłego obeszli stos tnjr 
razy, a potem go zapalili. W godzinę z ciała Buddy lo- 
stciy się tylko białe kości i popiół. 






389 

Artykuł o Buddzie napisany według archimandryty O. Pał- 
:adia i tłumaczony z rossyjskiego dzieła : Trudy Czlenow rossij- 
ikoj duchownoj missii] w Pekinie. Tom I. St. Petersburg, 
L852 roku. 



\ 



KONIEC. 



DEtTKISK P. A. BE00KHAU8A W LIPSKU.