This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project
to make the world's books discoverable online.
It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to discover.
Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the
publisher to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for
personal, non-commercial purposes.
+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web
at |http : //books . google . com/
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska-
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady użytkowania
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o:
• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
• Przestrzeganie prawa
W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/
5i^o ólc-^h \
M
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
i
Harvard College
Library
i
FROM THE FUND BEQUEATHBD BY
Archibald Gary Coolidge [^
CUuaoflB87
PHOFE980R OF HISTORY
190e-192S
DIRECTOR OF THE UNIYSRSITY LIBRARY
1910-1928
m
1
lA^
^<^'
BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH.
TOK XŁy.
OPISANIE
ZABAJKALSKIEJ KRAINY
w SYBEBYI
AGATONA GILLERA.
TOM PIERWSZY.
LIPSK:
F. A. BROCKHAUS.
1867.
iCa^ d Ó>Z/J
,Jra, D,
Is :^-'->«
Pi^ifwj^oA
A U T O H.
wmm
>'.fl-<r '"'
^A
PAMIĘCI:
UORA FRANCISZKA MALCZEWSKIEGO,
OKTORA KSAWEREGO SZOKALSKIEGO,
KSIĘDZA JANA BOGMSKIEGO,
5IĘDZA WINCENTEGO KROCZEWSKIEGO,
lEŚNIAKA KAZIMIERZA SADOWSKIEGO,
ALEKSANDRA WĘŻYKA,
IGNACEGO BUŁDESKUŁA,
JANA LITYŃSKIEGO,
I WILHELMA KLOPFLAJSZA,
MĘCZENNIKOM SPRAWY NARODOWEJ,
ZMABŁYM NA WYGNANIU NERCZYŃSKIBH
roiwifCA
A U T O E.
PRZEDMOWA.
Kraj przezemnie opisywany z wielu względów jest
ciekawy. Roślinność, zwierzęta, klimat, wyróżniają go
od reszty Syberyi i robią z niego pole obszernego ba-
dania dla nauki. Góry jego kryją ogromne bogactwa
mineralne, które w przyszłości wielce podniosą znacze-
nie jego produkcyjne. Dla geografa i etnografa wiele
też nowego i ciekawego się w nim mieści.
Położony na stoku wód spływających do oceanu Spo-
kojnego, leży na wielkiej drodze ku wschodowi, którą
pcha się życie moskiewskie, szukając nowych bogactw,
nowego znaczenia i- nowych zaborów.
Ztąd wychodziły (lekspedycye amurskie,)) które krainę
tej rzeki, znaczną część Mandżuryi i brzegi morskie aż
do Korei oddały pod panowanie Moskwy. Wpływ i
przewaga polityki moskiewskiej w Chinach, zbliżenie się,
ie tak powiem, pod mury Pekinu przez te zdobycze,
VIII
posuwanie się do Japonii, zabranie jej połowy Sacha-
linu, tworzenie na wodach Wschodniego oceanu znacznej
floty moskiewskiej, zwrócić powinno uwagę Europy na
tę czynność brzemienną ważnemi wypadkami i na krainy,
które służą za punkt wyjścia i rozszerzania się na
brzegach wschodniej Azyi przewagi moskiewskiej.
Polityka Moskwy tryumfuje w Pekinie; oręż jej
zabiera krainy będące kolebką teraźniejszej dynastyi
bohdochanów; propaganda zjednywa jej ludy Mongolii,
a myśl i plany rozszerzają jej panowanie w Chinach,
grożą panowaniu angielskiemu w Indyach i z oceanu
Wschodniego robią morze moskiewsko-amerykańskie.
Temu prądowi, który niesie ludność moskiewską na
brzegi wschodnie Azyi, odpowiada takiż prąd, który
prowadzi i osadza ludność amerykańską na zachodnich
brzegach Ameryki, Tu i tam odkryto wyborne porty,
wznoszą nad nimi miasta, które się prędko zaludniają;
tu i tam złoto zwabia tysiące ludzi i zmusza ich do
gorączkowej działalności, a przytem budzi się przemysł,
handel i jak się wyraził jeden autor moskiewski: tworzy
most przez ocean Spokojny, na którym spotka się libe-
ralizm amerykański z despotyzmem moskiewskim, gdzie
złączy ich wspólny interes, sympatya zysków, jeden
cel osłabienia Anglii na morzu i zniszczenia jej wpływu
światowego.
Powtarzamy: ważne wypadki gotuje przyszłość na
brzegach Wschodniego oceanu. Europa wcześnie do
IX
oieli powinna być przygotowaną, wcześnie powinna ob-
mjśleć środki do zmniejszenia przewagi Moskwy w wscho-
dniej Azyi, którą, gdy zabierze a ustali swe panowanie
wspólnie z Amerykanami na oceanie Wschodnim, urze-
czywistni się myśl moskiewskich despotów panowania
nad światem!
Gniazdo Czyngishana, które wyrzuciło na świat
powódi mongolską, jest w posiadaniu Moskwy; z niego
w moich oczach wypłynęły szyki, które zawładnęły bez
bojn północną i wschodnią Mandżuryą; z ostatniej
łatwo jest ruszyć na Chiny.
Nic Moskwy nie wstrz}Tna w jej rozszerzaniu się
w Azyi; tu ona czige się w swoim żywiole, tu ona
widzi swoją misyę cywilizacyjną, tu znajduje zarodek
nowej siły. Dla tych to powodów z takim zapałem
w Moskwie przyjęto wiadomość o zawładnięciu Amurem
i z takim naciskiem pcha się ludność w te odległe
strony. Rozegrzana fantazya patryotów tutejszych
widzi już namiestnika moskiewskiego w Pekinie, ban-
dery moskiewskie pokrywające wody Spokojnego oceanu
i pułki wypędzające Anglików z Indyi.
Są to dzisiaj jeszcze marzenia głośno wypowiadane,
ale stać się mogą rzeczywistością; spełnienia ich tern
bardziej oczekiwać należy, że dotąd Moskwie w Azyi
nadzwyczaj się powodzi. Ona wziąwszy ducha z Azyi,
z wielkim taktem i rozumem tu postępuje i niema
roku , któryby jej wpłjwa lub panowania nie roz-
szerzył.
Siłę tutaj tworzącą się można tylko osłabić przez
podnoszenie narodów w Europie ujarzmionych; Anglia
panowanie swoje w Indyi i na oceanie Wschodnim
utrwalić bardzo może przez wydobywanie Polski z nie-
wolniczej toni. Lecz nie mam zamiaru radzić, bo rada,
poznawszy stan rzeczy, sama się każdemu nasunie;
nie będę też mówić o rzeczach przyszłych, które tu
wszyscy przeczuwają, ale chcę powiedzieć, że w obec
tej nowej czynności Moskwy we wschodniej Azyi,
nie będzie bez korzyści dla polityków europejskich,
poznać się z krainą leżącą na drodze wielkich zdo-
byczy.
Dla nas Polaków konieczną jest rzeczą, dobrze
znać Moskwę i jej krainy, jej siły, jej czynności; o
każdym jej kroku wiedzieć powinniśmy. Chcąc się od
ich panowania uwolnić, dokładniej ich od reszty Eu-
ropy poznać jest naszym obowiązkiem, starałem się
więc, ażeby dzieło moje dało nam Moskwę dokładnie
poznać na tym odległym wchodzie.
Prócz rzeczy interesujących naturalistę i polityka,
znajdzie się w moim opisie niejeden fakt do historyi
naszej niewoli. Zabajkale jest krainą deportacyi ;
wznosi się tu mnóstwo polskich grobów. Każdy rok od
stu lat prawie, składa tutaj jakieś polskie wspomnie-
nie; dotąd mieszka tu dużo Polaków, którzy się wielce
XI
przyczyuili do oświecenia i ucywilizowania tutejszej
krainy.
Misyą Polski jest praca u siebie i wszędzie: dla
wolności, godności, oświaty, samodzielności ludzi i
Indów; zobaczymy, jak zagnani falami niewoli, wy-
konali i wykonywają swą misyę w gnieździe Czyngis-
Wielkiego zajęcia jest zbieranie pamiątek i śladów
działalności Polaków po całym świecie rozproszonych;
zebranie to potrzebne jest do naszej historyi z obec-
nych czasów. Ono zaświadczy, o ile wierni jesteśmy
naszemu powołaniu i o ile przynosimy pożytku ludz-
kości.
Tak przekonany, skrzętnie zbierałem ślady Pola-
ków na tern wygnaniu i chociaż nie wiele, zawsze
przecież udało się mi uratować nie jeden szczegół od
zapomnienia.
Takie poglądy i takie korzyści z opisania Zabajkala,
skłoniły mnie do pracy nie łatwej w mojem poło-
żeniu.
Wygnaniec, zmuszony chować się i kryć ze zbie-
raniem wiadomości dla niewzniecenia podejrzeń władzy,
robiłem wszystko, co mogłem, ażeby obraz Zabajkala
zrobić dokładnym.
Pomimo trudności w zbieraniu wiadomości, udało
się mi otrzymać dokładne szczegóły: o siłach zbroj-
nych Zabajkala, o handlu, produkcyi, ludności i jej
XII
bogactwach. Opisałem także obyczaje, stan różnych
religij, usposobienie, charakter ludności i nagroma-
dziłem tyle wiadomości, ile ich dotąd żaden autor
piszący o Zabajkalu w jednym obrazie nie przed-
stawił.
SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE I.
Strona
Ded;kae7ft V
Pncdaonft VII
Ctfii 7. Wstf p. Nerciyftski powiat 3
EOZDZlAŁ I. Granica powiatu. Połoicnie geograficzne. Przestrzeń.
Górj. Roałinnoać na Czokondo, Dauryjakie góry. Htepy onoftskie.
Słone jeatora. Jesloro borzióskie. — Rzeki. — Osady znaczniej-
sze. ~8Uty styka ludności wi^skiej. SUtystyka ludności kozackiej.—
Charakterystyka Polaków, kozaków i stanowisko Polaków w ogóle
' ' taBĄfkałem i ich tutaj oywilisacyjne dsi^anie. Siły zbrojne w wscho-
dniej Syberyi h
BOZDZIAŁ II. Jabłonowe góry i przeprawa przez nie. Spotkanie
kopca waryata na stacyi. Dolina Ingody. Małorusini nad Ingodf.
Ich pochodzenie i charakter. Wygnańcy polityczni nad Ingodf.
Syberyacy polskiego pochodzenia. Opinia o roałieństwach miesza-
nych. — Dochody urzędników gminnych i sprawy we wsiach. —
Stan ukół gminnych w Dauryi. — Jezioro Kinon. — Załołenie
Otyty. Mura wiew Amurski. — Ludność i opisanie Czy ty. —
I Składki pani Rakowskiej na kościół katolicki. — Władze w Czy
I cie. — Urzędnicy I oficerowie Polacy. — Listy wygnańców pollty-
I cznych. — Urzędnicy. — Żydzi w Czycie. — Zapusty, kobiety,
I życie umysłowe, szlachta zagonowa w Czycie. — Onufry Grądski. —
Religia. — Garnizon. — Zmarli Polacy w Ożycie. — Dekabryści. —
I Wyjazd Jenerała Zapolskiego. — Robactwo noszące nazwiska au-
stryaków i prusaków. — Starzy politycy. — Policya za Bajka-
łem. — Ualownictość okolic Czyty — wieś Wierch Czyta i polscy
I wygnańcy w niej zamieszkali. — Projekt kolei łelatuej .... 2)
I ROZDZIAŁ IIL AUmanka. — Wieczór nad Ingodą. — Żegluga In-
I fodą. — Brzegi Ingody. — Wieś Aleksandrowsk i kwaterunek łoł-
, Bierzy. — Trakt onoński. — Wody mineralne w onońskiej pro-
wincyi. — Starsty w komendzie. — Pieśni iołnierskle. — Kąjda-
I łowa. — Ksifięta Gantimury. — Tunguzi Gantimurowscy i ostatni
I z Sachałtujew. — Mgły, chmury i obłoki. — Charakterystyka kilku
I s moich towarzyszy żeglugi. — Żmija i rekrut Tatarzyn. —
Echo. — Pomoc w iniwach. — Ptaki nad Ingod) i Szyłką. —
Rekrut dezerter I manifest łaski. — Śpiewy ptaków. — Ujście
XIV
Strona
Ononu i Ingody. — Brzegi Szyłki. — Przybycie do Ner-
czyńsica 61
ROZDZIAŁ IV. Półcienie NerczyAska. — Rzeka Nercza. — Historya
Nerczyńska. — Statystyka Nerczyńska. — Baty na grobie. — Pro-
tojerej. — Kupcy. — Botanicy. — Szkoły. — Cmentarze. —
Partya aresztantuw i dwaj z Polski młodzieńcy. — Polacy zmarli
w MerczyAsku. — Góry. — Barszczówka. — Jeszcze wody mine-
ralne. — Kupcy Kandyńscy. — Jesień i piękność natury bez lii-
storyi człowielca. — Stretieńsk. — Zdegradowany oficer. — Po-
wrót kozalia ■ koronacyi. — Charakterystyka Moskali. — Po-
azakiwanie J. Franklina w Syberyi. — Kozacy bij^ oficerów li-
niowycłł 92
ROZDZIAŁ V. Położenie Szylkińskiego Zawodu. Domy Syberya-
ków. Drogi w Dauryi. Zima. Wpływ zimy. — Ubranie ał-
mowe. — Zawieruchy sniełne. — Wiosna. — Połary puszcz. —
Ikar syberyjski. — Dolina czałbuczyńska. — Włóczęgi. — Huta
szklannii wynalazki Hilarego Webera. — Polacy zmarli wSzyłce.—
Uiytki z kory brzozowej. — Natura budzi tęsknotę. — Góry Jako
miejsca modlitw. — Samobójstwa. — Klimat Dauryi. — Jazwa
syberyjska. — Święta dziewic. — Eicateriński rudnik i szyłkińskie
kopalnie srebra. — UJśćkara, Zabójstwo. — Zielone Świątki. —
Kobiety w Dauryi. — Wygnańcy polityczni w Szyłce 122
ROZDZIAŁ Vr. Stan powietrza i rolnictwo. Robotnik w Dauryi. —
Charakter Syberyaków. — Pielgrzymka kozaka do Petersburga. —
Sprzedanie byczka. — Służący kapitana. — Wychowanie dzieci. —
Partya w drodze do kopalni. — Wolter-szlachcic w łachmanach
i Jego historya. — Maruszka kozak uralaki. — Bunt Pugaczewa
i charakterystyka tego rewolucyonisty 154
ROZDZIAŁ VII. Wyjazd z Szylki. — Podrói po nad brzegiem. —
Dolina Kary. — Górnicy zwani slułitielc i kopalnie złota
w Karze. — Katorżni. — Przymusowe roboty albo katorga. —
Zbrodnie w katordze. — Śmierć Kotowskiego. — Zbiegi i postę-
powanie ■ zesłanymi. — Spisek katorinych. — Urzędnicy, admi-
uistracya i sądownictwo górnicze. — Naczelnicy górnictwa. —
Tatariuow i Jego lustracya wyguańców politycznych. — Na-
ryszkin. — Barbotte de Marny. ~ Mielekin. — Konfederaci
barscy. — Towarzyskość i wieczorek w Karze. — Niższa Kara. —
Msza katolicka. — Wspomnienie Ksawetego Szokalskiego. —
Historya Pawła Różańskiego i Jeńcy polscy. — Średnia Kara. —
Tolerancya religijna schizmatyków , podróże księdza i liczba
katolików. — Ilość złota w Karze. — Łunżanki. — Ja-
kób Panasiuk i wspomnienie Michała Wołlowicza. — Klimat
w Karze 171
ROZDZIAŁ VIII. Jazda bykami. — Rozmowa z Mołdawianinem i kilka
słów o Jego ojczyźnie. — Formalnoiici uwalniające z katorgi. —
Nocleg w budzie. — Polowanie policyanta. — Ucieczka Polaków
z Aleksandrowska, ksiądz Boguński i jogo śmierć. — Oroczoni, ich *
mieszkania, fizyonomia, ubiór. Język, śpiewy, tańce, stan natury,
pokarmy i moralne przymioty. — Ich* gościnność, pojęcie dobrego
i złego, śmiertelność, sposób chowania i rodzenie, gospodarstwo i
zajęcia Oroczonów. — Granice Oroczonii. — Gdzie się zaczyna
XV
Strona
- historya. — Podatki, rietelnoś<5. Jarmarki i władze OroczoDÓw. —
Dolina Szałdemara. — Bartłomiej Biernacki. — Góra Golec Na-
ajti«ki. — Kułtuma. — Kopalnie. — Górnicy. — Wygnańcy polscy
V Kałtamie. — Folwark wygnańców. — Cmentarz wygnańców.
Teorbanista, stodoła w Błonia, S. Marciejewski. — Podatki koza-
ków plestyełł. — Bogdat'. — Picie lierbaty. — Dolina Urowu. —
Ubranie kozaków. — Droga do Nerczyńskiego Zawodu .... 211
ROZDZIAŁ IV. Położenie Wielkiego Nerccyńskiego Zawodu. — Prze-
mysł, rękodzieła i handel Daaryi. — Wygnańcy polscy w Ner-
ctynskim Zawodzie. — Biblioteka, kaaa, kaplica wygnańców. —
Panie Grocholska, Sobańska i Bołzanowska. — Panie Więckowska,
Bryokowa i Podlewska. — Niemieckre gazety. — Cmentarz wy-
gaańców w Zawodzie i wspomnienie Malczewskiego, MigurskieJ,
Wfłyka, Klopflajsza i innycłi zmarłych. — Deportowani Tatarzy
i Czerkiesi. — Tolerancya w Syberyi i w Moskwie. — AVygnańcy
moskiewscy. — Uczeni opisujący Dauryę. — Obserwatoryum ma-
gnetyczne. — Szkoły górnicze. — Ile rocznie kradną urzędnicy
w Moskwie? — Skłonność do nczt. — Statystyka ludności górni-
czej. — Okoliczne kopalnie. — Temperatura 250
NERCZYNSKI POWIAT.
GuŁSK, Opisanie. I.
w S TĘP.
Z^abajkalski obwód położony jest w wschodniej Syberyi
pod 119° 50' a 139° 26' długości i 49° 15' a 57° 30' szero-
kości geograficznej.
Graniczy na północ z jakuckim obwodem i irkucką gn-
bemią, na zachód z irkucką gubernią, na południe z Mon-
golia, na wschód z Mongolią, amurską krainą i jakuckim
obwodem. Długość linii granicznej zabajkalskiego obwodu
wynosi 550 mil, z tej liczby 264 i Yj przypada na linią de-
markacyjną od Chin.
Przestrzeni ma zabajkalski obwód: 10,905 mil O czyli
539,345 wiorst Dj jest więc większy od Francy i o 1,157 mil D.
lAdności rachują 356,688 ; na milę G wypada prawie
33 ludzi.
Razem z kiachtińskiem gradonaczelstwem, zabajkalski obwód
ma przestrzeni 10,913 mil G) a ludności 364,541. Liczne
pasma gór przerzynają Zabajkale w różnych kierunkach i
tworzą z niego krainę alpejską. Najznaczniejsze pasma są:
Jabłonowe i Sajańskie, które nad Bajkałem przybierają na-
zwisko gór bajkalskich.
Wód jest wielka obfitość; spływają do trzech wielkich
kotlin. Wody nerczyńskie zabiera Amur i niesie do Spokoj-
nego oceanu; wody wierchnioudińskie staczają się z Sie-
lengą do Eajkału, a z niego płyną Angara do Jeniseju i
ooeann Lodowatego; wody barguzińskie spływają do Baj-
kału i do Witimu, który je niesie do Leny i oceanu Lodowa-
tego.
1*
Pod względem administracyjnym zabajkalski obwód po-
dzielony jest na trzy powiaty: nerczyński, wierchnioudiński i
barguziński. Kiachtińekie gradonaczelstwo , położone w za-
bajkalskim obwodzie, stanowi odrębną i administracyjnie nie-
zależną od niego całość.
W ciągu dzieła postaram się czytelników moich szczegó-
łowo z każdym powiatem obeznać.
Gnaiee powJatu. Połoienie tfeograficsoe. Przestrzeń. Góry. Roślinność xu
Ciokondo. Danryjskie góry. Stepy onońskie. Słone Jeziora. Jezioro
bonińtkie. — Rseki. — Osady snacsniejsse. — Statystyka ludności wi^-
akiej. Statystyka ludnoiei kozackiej. — Cłiarakterystyka Polaków, ko-
zaków i suaowisko Polaków w ogóle za Bajkałem i ich tutaj cywiliza-
cyjne działanie. Siły zbrojne w wschodniej Syberyi.
Aerczyński powiat zwany inaczej syberyjska Daury% od
naroda Daurów, który w nim niegdyś zamieszkiwał, gra-
niczy na północ z bargozińskim powiatem i jakuckim obwo-
dem, na zachód z wierchnioudińskim powiatem, na południe
E Mongolią, na wschód z Mongolią i krainą amurską.
Położony jest pod 49'' 15' a 55° szerokości i 127° a 139°
26^ dhigości.
Długość powiatu ze wschodu na zaohód wynosi 178 i y, mil,
iserokość 114 i Yj. Przestrzeń powiatu podają na 4,739 mil O-
Powierzchnia Dauryi jest pokryta siecią wysokich gór i labi-
ryntem dolin. Z Mongolii wchodzi do powiatu łańcuch gór
JaUonowych; ciągnąc się wzdłuż zachodniej granicy powiata
wwraca potem na północny wschód i przechodzi do jaku-
ckiego obwodu, oddzielając go od amurskiej prowincyi. Tuż
2anz za granicą, Jabłonowy łańcuch rozdziela się na dwa
puma: jedno główne, którego kierunek wskazaliśmy, drogie
nś zawraca na wschód, później północny wschód, stanowi
dział wód pomiędzy Ingodą i Ononem i nazywa się Mały
Gentej a w dalszym ciągu Ałchanaj. W tem paśmie nie-
daleko od mongolskiej granicy znajduje się najwyższa góra
w Dauryi zwana Czokondo (Sochondo) wysoka 8,529 stóp
6
nad powierzchnią morza. Radde, natoralista z Gdańska, był
na tej górze w 1866. roku i znalazł następne rośliny alpejskie*):
Oxigraphi8 glacialis, Dracocephalum grandiflorum , Callitri-
chium rutaefolium, Pedicularis amoena, Pedicularis lappo-
nica, Pedicularis euphrasioides , Pedicalaris yersicolor, Clay-
tonią arctica, Campanula silenifolia, Salix berberifolia.
Ze zwierząt na Czokondzie wymienia: Arctomys Eyers-
manii, (czumbura po syberyjska), Lagomys alpinus, czar-
nego niedźwiedzia i inne. Ptaki: Lagopas alpinus, Fregilus
craculus i Pyrula erythrina. Roślinność tej góry dzieli Radde
na sześć dzielnic : 1) Dzielnica roślin hodujących się na
gruntach pozbawionych próchnicy (humusu), mająca wiele
podobieństwa do flory okolic stepowej Dauryi, sięga do wy-
sokości 3,500 stóp angielskich; 2) dzielnica dolnoalpejskich
roślin do 4,500 stóp ; 3) dzielnica błot i sap porosłych mchem
i borówkami dochodzi do wysokości 5,217 stóp; 4) dzielnica
lasów syberyjskiego cedru sięga do 6,700 stóp; 5) dzielnica
cedru ścielącego się po ziemi i wyrastającego w krzaki i
6) dzielnica alpejska 8,259 stóp.
Właściwe dauryjskie góry okryły licznemi pasmami pra-
wie jednakowej wysokości cały ten trójkąt między Szyłką,
Argunią i Ononem. l^a północ stepu, który jakby dalszy
ciąg pustyni Gobi wchodzi w granice Dauryi między Ononem
i Argunią, widać pasmo wysokie zwame Adon-Czełon. Śliczna
to i malownicza okolica, obfitująca w drogie kamienie i bardzo
ciekawa dla mineraloga. Od Adon-Czełonu w różne strony
rozchodzą się ramiona dauryjskich gór. Główny łańcuch,
z najwyższemi szczytami jest działem wód pomiędzy Szyłką
i Giusimurem. Inne pasma jak n. p. pomiędzy Gazimurem a
Uriumkanem, między Uriumkanem a Urowem i inne w naj-
rozmaitszych kierunkach garbiące powierzchnię Dauryi i na-
dające jej wejrzenie alpejskie, nie mają osobnych nazwisk*
Najwyższe szczyty dauryjskich gór są: Kaczyński golec. Bata-
kański golec, góra Sukłuj, Adon-Czełon, Połowiński golec
i wiele innych. Wysokości ich oznaczyć nie mogę, bo ile mi
*) Zapiski sibirskaho oddieła imperatorskaho geograficteskaho obsicse.
Blwa. Kniłka XV. Petersburg, 1858.
Yiadomo, nikt dot^d nie robił ta pomiarów i zapewno nie
jedna góra po wymierzeniu okazałaby się wyższą, niź te,
które z powieści podałem za najwyższe. W jakiejś geografii
najwyższe szczyty daarjgskich gór oznaczono na 7,000 stóp.
Trzeba jednak powiedzieć, że co do wysokości dauryjskie
góiy nie mog% równać się z ałtajskiemi i Jabłonowemi, —
najwyższe wierzchołki nie s% pokryte wiecznym śniegiem,
roślinność wszędzie rozwija się, a tak zwane « golce », to jest
S^ SÓ17 (najwjrższe), sięgają zaledwo dzielnicy karpackiego
kosodrzewia.
Równin w Danryi prawie niema. Błonia równe nad rze-
ktmi nieoznaczają miejscowości, jaką zwykliśmy w geografii
oznaczać wyrazem: równina. Stepy dauryjskie nie są także
płaskie ani równe. Są to okolice wysokie, sfalowane, a dla
idt bezłesności, nazwane przez tutejszych mieszkańców ste-
psmL Ze stepów dauryjskich najciekawszym jest step onoński,
zwany inaczej abagajtujewskim, położony pomiędzy Ononem
i Argunią przy wierzchowiskach tych rzek. Jest to kraina
wysoka, przerżnięta licznemi gałęziami gór i pagórków, ma-
jąca charakter pustyni Gobi, która sięga aż Abagajtuja.
Badde*) podróżtgący wzdłuż granicy chińskiej z polskim na*
toralistą Antonim Wałeckim, granice stepowej okolicy ozna-
czył następnie : Od północy bór sosnowy na prawym brzega
Ononn rosnący, rzeka Onon Borza, pasmo adonczełońskich
gór, jego ramiona, z którego wypływa Gazimur, i dolina rzeki
Urołunguj , za którą zaczyna się kraj bujnej flory i bogactw
metalicznych. Od północnego wschodu okala step onoński
reeka Argon, od południa Mongolia, a na zachodzie bór
sosnowy onoński przy posterunku Kiższy-Ułchuń. Przestrzeni
ma mieć 380 mil O. W najniższych punktach nad jeziorem
Baryń-Tarej obok kułussutajewskiego posterunku wyniesiony
jest nad poziom morza 2,200 stóp angrielskich, w najwyższych
dochodzi do 3,000. Góry i doliny stepu onońskiego są gołe,
lasów na nich niema a roślinność bardzo uboga. Grunta bes
próchnicy, w dolinach przesycone sodą i glauberską solą nie-
*) DMro-moogolakąJa gr&nicA Zabajkala O. Raddego w Wiastnika impar*
nakabo gaograficsaakaho obssoiaatwa, 1858. roku, seta. 4.
8
cdatne do uprawy, dla tego też rolnictwo jest tu zia naj-
Biiszym stopnia kultury. Bsek w ogóle bardzo mało, lecz
za to znajduje się kilka jezior większych i wiele mniejszych
ze slon% wod%, które bardzo często, podobnie jak i stru-
mienie tej okolicy, wysychają podczas skwarnego i suchego
lata. Godniejsze uwagi jeziora noszą następne nazwy: Tarej-
nor, Ubuduk, Cagan-nor, Hara-nor, Borza"") i inne. Zima
jest tu surowa, śniegi rzadko ale obficie spadają; lata skwarne
i bez deszczu. Ludność złożona z kozaków, Buriatów i Mon-
gołów, bardzo jest nieliczna ; głównem jej zatrudnieniem jest
chów bydła. Radde powiada, iż od Curuchajtu do Niżnego
Ułchuna i do Onon - Borzy , hodują mieszkańcy stepowi
84,000 koni, 5,000 bydła rogatego, 75,000 owiec, prócz tego
hodują wielbłądów i małą ilość bawołów mongolskich.
Wszystko tu sprzyja hodowli bydła i owiec. Radde nama-
wia mieszkańców stepu onońskiego do zwiększenia stad i po-
prawienia rasy owiec; przy pilnem krzątaniu się około tej
gałęzi gospodarstwa, mogą w przyszłości Amurem wysyłać
wełnę do fabryk amerykańskich.
Rzek, rzeczek i strumieni różnej wielkości bardzo jest
dużo w Dauryi. Przerzynają kraj w różnych kierunkach i
aebrały w swoich dolinach całą ludność, która trudni się:
rolnictwem, pasterstwem, handlem lub górnictwem: jest to
albowiem kraj kopalni, wygnania; kraj obfitujący w do to.
*) Jesioro Bo»« albo borzitiskie odległe o 80 wiorst od Ccyndantu, nie-
daleko od wsi Turginu, ma obwodu 3 wiorsty 445 sąiui. Sól osadza się w niem
sama i mieszkańcy od roku 1750 dobywają J) i rozwoif po Dnaryi. Sól osadu
tlę w peryodzie od 15. maja do 16. paedzieruika ; gdy lato bywa suche, soli byw*
obicie, gdy zaś lato bywa dżdżyste, sól nieosadza się, a licznych bowiem
strumieni dużo napływa do Jeziora słodkiej wody. Roku 1757 dobyto s niego
•Oli S6,063 pod6w; 1758. roku 28,863 pudów; 1772. roku 85,443 pudów; 1800.
roku 14,890 pudów; 1801. roku 31,060 pudów; 1808. roku. 43,000 pud^w.
W następnych latach ilość dobytej soli, stopniowo aż do 6,000 p. zmniej-
szała się. Od 1756 do 1820. roku, to Jest w 64 letnim peryodzie, było 38 Ukich
lat, w których sol w borzińskiem Jeziorze nieosadzała się wcale (Latopis
goroda Irkucka Piotra Peżemskiego w irkuckich gubernialnych wiedomostiach
Kr. 53 roku 1858). Roku 1857 wydobyto z borzióskiego Jeziora soli: 60,373
pndów; wydatki na urzędników i robotników wyniosły 6,506 r. •. 44Vi kop.,
oa wydobycie puda soli potrzeba więc było 9*/^ kop. Dochodu miał akarb
s tego jeziora roku 1857, 33,339 r. s. 73% kop., z liczby tej trzeba Jeszcze
odtr%ci^ wydatki na transport soli. Roku 1858 wydobyto soli 103,076 padów,
wydatki wyoiosły summę 9,586 r. s. 48Vi ^^V'
w srebro, w drogie kruszce — słynny jako gniazdo i kolebka
OiyDgii-hana i jako miejsce deportacyi. Najznaczniejsze
neki w Daaryi s%: Szyłka, Argon i Onon, pomniejsze zaś:
Nercza, Czarna, Czyta, Unda, Gazimur, Urinmkan, Urow, Aga,
Borzui, Earanaia.
Szytka bierze pocz%tek ze wschodnich stoków Jabłono-
wego pasma; a źródeł i w całym górnym biegu nazywa się:
Ingodą. U wierzchowisk Ingody, na prawym jej brzegu
wznosi się pasmo atadąjskie. Dzikie te góry okryte cedrowa
puszcza, ł%cz% się z łańcuchem, w którym jest góra Czo-
kondo; one zakrzywiają koryto Ingody, która płynąc w pół-
nocnym kierunku, szeroką doliną rozdziela pasmo Jabłonowe
od licznie rozgałęzionych dauryjskich czyli nerczyńskich gór.
Niedaleko od Czy ty, miasta stołecznego zabajkalskiego ob-
wodo, Ingo da zasilona wodami rzeczki Czyty, wrzyna się
w daoryjskie góry, zwraca się w stronę północnego wschodu
i w tym kierunku płynąc, pod stanicą kozacką Horody-
isczem, łączy się z południa płynącym Ononem i zmienia
nazwisko Ingody na nazwę: Szyłka. Za stanicą Gorbica,
Szyłka zwraca swe koryto na wschód, a pod kozackim po-
Bteninkiem Ujśćstriełką, łączy się z znaczną rzeką Argunią
i przybiera nazwisko Amuru. Amur jest jedna z najdłuź-
wych i najpotężniejszych rzek Azyi; przepłynąwszy kilka
tysięcy wiorst wpada do oceanu Spokojnego. — Szyłka płynie
szerokim strumieniem, nie traci jednak przez to charakteru
f»k górskich; spadek ma gwałtowny, pęd wody bystry,
głębokość dosyć znaczną, lecz zdarzają się w niej miejsca
płytkie, zasute kamieniami sterczącemi nad wodą. Wysokie
góry z gbu stron ścieśniają jej dolinę i spadają stromemi,
ikatistemi stokami nad koryto; płynąłem Szyłka sześćdziesiąt
kilka mil i nieraz uderzony byłem malowniczym widokiem
jej brzegów. Żegluga w dół rzeki jest łatwą; mielizny i
rafy flis obeznany z miejscowością, bez trudności omija, —
icglaga za to w górę rzeki, z powodu bystrego prądu jest
bardzo trudna, a holowanie dla urwistych i wysokich skał na
brzegach jest uciążliwe i żmudne. Spław na Szyłce od czasu
(1S54) corocznych ekspedycyj na Amur jest dosyć ożywiony.
0«ady nad Ingodą są następujące: Doronińsk, Tataurowa,
10
miasto Czyta (z 1,000 sążni od Ingody oddalone) i Kajda-
łowa. Nad Szyłką 8% następne znaczniejsze osady: Horo-
dyszcze, Uspieńsk, miasto Nerczyńak (położone o Yi i^^^^ od
prawego brzeg^i Szyłki), Biankina, Stretińsk, Lamy, Szyi-
kiński Zawód, Ujśćkara (o 2 mile zt%d między górami są
kopalnie złota karyjskie) i Gorbica, za którą aż do Ujść-
fltriełki są tylko na stacyach domki pocztowe, przy których
z czasem powstaną wsie.
Ludność kraju, którego głównym nerwem jest Szyłka,
skupiła się w ważkiej dolinie tej rzeki, pobudowała dłagrie
wsie nad jej brzegami, a pochyłość zabrzeży wzięła pod płag
i uprawę rolną. Prócz rolnictwa, mieszkańcy nadbrzeżni
trudnią się: spławem, myślistwem i handlem. Prócz kilku
osad, w których mieszkają wolni włościanie, osiedleńcy i ka-
torźni, reszta osad zamieszkc^ą jest przez kozaków pieszych
i Tunguzów. — Do Ingody i Szyłki wpadają następne rzeki
z lewego brzegu: Czyta, płynie z Jabłonowych gór szeroką
doliną i wpada za miastem tegoż imienia do Ingody; Nercza
wypływa z południowych stoków Jabłonowego pasma i dąży
z północy na południe. Dolina jej osłonięta górzystemi za-
brzeżami, wody czyste, zimne, koryto dosyć szerokie, spadek
znaczny; w górnym biegu nad Nerczą, niema żadnej osady,
głucha puszcza zwiedzana przez Tunguzów i Oroczonów przy-
tyka do jej brzegów, w dolnym biegu jest nad nią kilka
osad i miasto Nerczyńsk. Rzeka ta może być żeglowną , lecz
mała ludność i małe jej potrzeby nie ożywiają spławu.
Kuinga, rzeczka, bieg ma krótki, szerokość małą, dolinę
górzystą, nad brzegami jej jest kilka osad, najznaczniejsza
wieś Kuinga; rzeczka Czacza; rzeka Czarna, bystra, górska
rzeka, brzegi jej puszczą okryte są niezamieszkałe, przy
ujściu wieś Omoroj; rzeka Gorbica dawniej była linią de-
markacyjną między Chinami a Moskwą. Z prawego brzegu
wpadają do Ingody i Szyłki: Olenguj i Tura, małe rzeczki,
nad brzegami ich koczują Buriaci; Onon — rzeka wielkości
Szyłki, wypływa ze stepów Mongolii, charakter jej jeszcze
w średnim biegu jest stepowy, dopiero w dolnym biegu góry
staczają się i ścieśniają jej dolinę. Onon spadek ma znaczny,
wody mętne, często pł3rtkie, i jest żeglowny. W górnym
u
Ue^ urodzajne, lecz mc^o uprawne grania przypierają do
Oaonu, posteronki kozaków konnych i małe przy nich osady
oiywkją jego brzegL Największe z osad kozackich 8%: Akaza
i Gzyndant; w średnim i dolnym biegu nad Ononem koczują
Bariaci hordy agińskiej. Nad Ononem urodził się Czyngis-
inn? a pamiątki po nim w mogiłach i ruinach dotąd sig
piz echowały. Do Ononu z lewej strony wpadają rzeczki:
Akta, Da i Aga; nad Agą znajduje się Duma Stepowa to jest
arząd agińskiej hordy. Z prawej strony wpadają do Ononu
neki: Onon-Borzia, Turga i Unda — nad Undą mieszkają
piesi kozacy i znajdują się osady: Szełopugina, Undińska
Soboda i Nowo-Troicka Słoboda.
Z prawej strony wpadają jeszcze do Szyłki następne
^rzdu: Korynga pod Stretińskiem, Szi^demar i inne.
Po Szyłce największą rzeką Dauryi jest Arguń; źródła jej
a^^dnją się w Mongolii, gdzie ją nazywają Kajłar, w bliz-
^Mci jeziora Dałajnor zwraca się ku północy i północnemu
••chodowi. Odtąd koryto jej jest linią demarkacyjną między
OuMmi i Moskwą. W górnym biegu Arguń jest stepową
^4, w średnim biegu wrzyna się w góry i dolinę jej
U do iM^ączenia się ^z Szyłką, zasłaniają coraz to wyższe
goiy. Spadek ma znaczny, wody płytsze niż w Szyłce;
y^Ji rafy, urwiste i wysokie przylądki utrudniają żeglugę.
Widoki argańskie również są wspaniałe jak szyłkińskie;
Syo&ta urodzajniej sze, łąki bujniejsze a i klimat cieplejszy
^ Md Szyłką. Nad jej brzegiem ze strony moskiewskiej,
"^^ypane są posterunki i stanice kozaków konnych; nąj-
^Mttniejize z nich są: Abahajtuj, Curuchajtig, Ołocze i Ar-
in"^; brzeg chiński jest pusty, niema tu osad i prócz Mon-
iów, którzy utrzymują pikiety i strzegą granicy, niema
im jednego mieszkańca. Do Arguni z lewego brzegu wpa-
<m% następne rzeki: Urulumguj, j^ynie przez równinę^ na
^rej położona jest wieś Konduj i rudnik srebrny Kliczka^
Wierehnia Borzia — na równinach tej rzeki znąjdiyą się wsie:
woborzińak, Dono i Byska; Średnia Borzia, dolina jej
»§ż8za niż poprzedniej rzeki. Nad nią i nad strumykami do
iuq wpadającemi', położone są: Zawód kutumarski z srebrną
'"'^ł hopalnie złota w Sołkokonie, wieś Czaszyna i rudnik
12
srebrny Kadąja; rzeka Niższa Borzia, dolinę jej 2amyki^%
góry średniej wielkości, nad nią i nad strumykami do niej
wpadaj%cemi znajduj% się: Dnczarski Zawód i rudnik srebrny
Michajłowski; mieszkańcy nad rzekami wyżej .wspomnianemi
są kozacy i katorżni.
Inne rzeki wpadają z lewego brzegu do Arguni: strumień
Sierebrianka złączony z Ałtaczą, nad którą położony jest
Wielki Nerczyński Zawód, stolica tutejszego górnictwa; w oko-
licy jego znajdują się srebrne rudniki w Błahodacku, w Gór-
nej i w Wozdwizeńsku ; rzeka Urów płynie przez urodzajną
dolinę, bieg ma kręty, góry łagodnie pochylone. Osady ko-
zackie nad Urowem są: Godymboj i Siwacze; mieszkańcy tej
doliny mają wydęte gardła (wole); rzeka Uriumkan, bystra,
wazka, płytka w górzystej i urodzajnej dolinie, zamieszkałej
przez pieszych kozaków; znaczniejsze wsie są: Bohdat* i Na-
limsk.
Największą z rzeczek wpadających do Arguni jest Gazi-
mur; spadek ma znaczny, szerokości około 50 s<iżni, z^po-
wodu płytkości nie może być żeglownym. Dolinę jego ota-
czają wysokie góry, ludność kozacka i górnicza gęsto się
w niej rozsiadła. Znaczniejsze osady nad Gazimurem są:
Aleksandrowski Zawód*), od którego o dwie mile między
górami położony jest rudnik i wieś Akatuja, a o mil dzie-
więć kopalnie złota w Szachtamie; inne osady nad Gazimu-
rem: Alenuja, Dagio, Grazimurski Zawód, w okolicy którego
jest kilka srebrnych rudników, stanice Burakan, Batakan,
rudnik srebrny i kopalnia złota w Kułtumie, Orkija i inne.
Karenga wpada do Witimu. Daurya jest bardzo wyniesiona
nad poziom morza, najniższe miejsca położone są na wyso-
kości 2,000 stóp. Klimat w ogóle jest surowy; zima długa i
mroźna, mrozy dochodzą do 40° R., lato gorące, upały do-
chodzą do 40° R. Jesień mila, nie bardzo zimna i nie gorąca,
wiosna prędko przechodzi.
Ludność nerczyńskiego powiatu z powodu administracyj-
*) Zawód prsetłumaczyć możo« wyrazem: zakład lub fabryka. Ja jedoak
nietłumaczę tego wyrazu Jako imienia własnego, takie bowiem ma znaczenie
w pospolitej nowie.
13
nej aleźności , podzielić można na cztery kategorye.
Pierwsza obejmuje mieszkańców miast: Czy ty i Nerczyńska.
Draga kategorya obejmuje Indność zależną od naczelnika
powiatn, którego nazywać będziemy miejscowym wyrazem
•ziemski sprawnik.n Trzecią kategorya stanowią kozacy:
konni i piesi Czwartą wreszcie składają górnicy i aka-
torżniB, to jest ludzie deportowani do robót w kopal-
niach.
Kie o wsz3'stkich kategoryach nerczyńskiej ludności ze-
brałem dokładne cyfry statystyczne. Tu umieszczam tylko
takie, które mają powagę urzędową.
Statystyka ludności powiatu zarządzanej przez ziemskiego
spnwmka, ułożona z urzędowego sprawozdania tegoż spraw-
nika za rok 1857:
14
c: ;: 3
2
ff
fl&
^
5* o c
-^•1
B
?%
>r
p
K^
•^
i-»
Tl
^ M co
c» oo >-
^
o o fco
'1
s
S 5 2 OS
2 3
P ^ o C ,— ^
^ S: «° « 2
OD OD ^ S
)«t 1^ oj Od
lU oi w p^
g? »^ -j iji ?il
SP tS X «> lo P
co
^ >► 1^
^ c» «C Sg
^. g g 8
*« ^ S fc
o »-* 52 Ł
5 0« CD ^
- "^ S .-
Cl to « JT
c' *« is !r s: X; -j
o o o 1^ OJ oo -J
g S I- ^ M © M
C/t co
co 1^ l:r ST
Od Od co o
hI C^ 00 ^ C9
UO •« co co •a rj- ^;-
e$ c^ *^ o* lO co ^
S O *® <» ** "^^ ^
3 3 3
3 &<
O
?
3
3
g.
1
O
3
P
»r
c
o
1
S-.
t
1
s
,,-^
C
Pt
<1>
«<
s-
s
Ł
3-
T
^
w*
X-
o
2
OB
p
P
o*
P
5
g-
o
1
§
•^
1-*
1
-J
►♦^
?
l
to
fcO
h9
•a
Oj
N
1^
9
o"
=•5
3
3
00
«5'
o.
*<
a
P
3
O
?
c
•*
3
p
•
.
p
3
«^.
ET.
2
•
"
^
n
c*-
w
CP
C?«
CO
en
O
CD
2
2
B
B
•O
<p
"
3
9*
5
o-
a
»
►<
^^
h^
1
S*
"i
o
§
00
co
1
tr
-J
to
♦
<D
Oi
CO
CO
w
^.^
c
1
er
fc
M
s
s
to
i
>-»
to
en
CO
Od
6
1
1
f
co
en
►-
g
1
S^
1^
s
co
4
p
-o
»0
oo
5"
e<
N
^>
h^
&
Od c;«
o
g
OD
co
«!
»—
P
tS*
co
K>
OD
§
3
::
P-
15
Lud
Iność:
ladność męska
ludność łeiiska
ruem.
Gmina tataurowska ....
4031
3789
7820
„ nśpieńska
4784
3160
7994
„ nstilińska
2605
1961
4566
Gromady urolgińskiej Dumy:
Gromada umlgińska . . .
920
842
1762
„ ołowska
1874
1695
3569
„ szundaińska ....
1056
965
2021
„ mańkowska ....
1530
1298
2828
„ kożurtajewska . . .
1660
1299
2959
n ongocojska ....
966
801
1767
Razem w urulgińskiej Dumie
8,006
6,900
14,906
Gromady agińskiej dumy.
Wieś Agińsk ....
Gromada cugalska . .
., byrchycugaleka
„ torgińska . .
n mogojtujewska
n szołotujewska .
„ kjaHńska . .
tatJiałtnjewska
220
2208
1230
832
1099
1556
2376
1700
149
2112
1233
857
1154
1494
2137
1474
369
4320
2463
1689
2253
3050
4513
3174
Rągem w afgipskiej Dumie 11,221
Iłazem ....... 30,647
10,61Q 21,831
26,420 57,067
Ludność według klas:
ludność męzka ladność ieńska
I^ehowieństwa grecko-rosyjs. 69
;, jamajskiego . 47
ttlachty dziedzicznej ... 149
f, osobistej .... 18
inspcćm 2. giełdy .... 9
n 3. gi^dy .... 19
mieszczan we wsiach ... 87
włościan państwa .... 7184
oficerów 3
iobierzy we wsiach . . . 628
bntonistów 92
dymisyon. żołnierzy ... 21
kozaków we wsiach . . . 102
iołnierek bez męży ... —
^<inatów i Tunguzów koczuj. 160 1 5
n osiadłych .... 3164
Tunguzów wałęsających się 117
deportowanych na osiedlenie 2817
^dników bez rangi
(raznoczyńców) 102
62
47
6
10
41
6276
9
2
82
15111
2391
87
2287
rasem.
131
47
196
24
19
28
128
13460
3
637
94
21
102
82
31126
5555
204
5104
102
16
Ludność ta co [do pochodzenia daieli się jak następuje:
Moskali 18,919, Polaków 107 (rzeczywista liczba o wiele
większa), Niemców 2, Tatarów 593, żydów 514, Buńatów
osiadłych 1,384, Buriatów koczujących 20,836, Tunguzów
osiadłych 4,218, Tunguzów koczujących 10,290, Tunguzów
wałęsających się 204.
Co do wiary: grecko -rosyjskiej jest 27,431, katolików
107, ewanielików 2, żydów 514, mahometanów 593, lamaitów
(buddaistów) 22,908, szamanów 5,512, popowców 5, ducbo-
borców 1, skopców 4. Zrobić należy uwagę, iż moskiewscy
urzędnicy rzadko kiedy podają w statystycznych sprawozda-
niach liczbę sekciarzy, a często, bez zapytania, byle tylko
był człowiek z Europy, zapisują go w liczbę Moskali wyzna-
jących panującą wiarę; częściej jednak sekciarze a nawet
ludzie tolerowanych wiar sami ukrywają pochodzenie i wy-
znanie swoje a kłamią w obec urzędnika, dla tego, że przy-
zwyczaili się, nigdy im prawdy niemowie. Dla tego- to
liczby statystyki narodowości i wiar, radzę moim czytelnikom
na sery o nie przyjmować.
Tablica nowonarodzonych. Tablica śmiertelności.
Urodsiło się: Umarło:
Roku płci mfilciej płci ieńskiej.
698
763
636
547
730
729
783
4,886 3,543 2,923
W siedmiu latach liczba urodzonych, przewyższyła liczbę
zmarłych o 4,069.
Ludność będąca pod zarządem sprawnika posiadała
w 1857. roku: 49,000 koni, 58,744 rogatego bydła, 124,320
owiec, 2,071 świń, 31,351 kóz, 2,204 wielbłądów, 49 re-
nów.
1851
711
1852
864
1853
781
1854
810
1855
784
1856
817
1857
882
Razem 5,649
^czyiD
kobiet
473
439
455
343
520
411
589
418
642
549
429
364
435
396
17
Zaoano: żyta ozimego 178 ćwierci (czetwierti), ze-
brano 572ĆW.
żyta jarowego 14315 „ „ 56687 „
kartofli . . 2482 „ „ 14617 „
Hość zbiorów zbóż innych gatunków niewiadoma.
Ceny zboża we wsiach 1857. roka były następujące : ćwierć
żyta ważąca 9 pudów kosztowała 4 r. 83y4 k. Ćwierć jarki
4 r. 82 '^ k. Pszenicy 6 r. ^oy^ k. Jęczmienia 4 r. 66 k.
Owsa 3 r. 10 k., tatarki 4 r. 59Vi ^j kartofli 1 r. Mąki
żytniej ćwierć 4 r. 94% k., mąki pszennej 6 r. 99 k. Krup
tatarczanych ćwierć 7 r. 1 k., krup jęczmiennych 7 r.
Połowę ludności całego powiatu nerczyńskiego stanowią
kozacy piesi i konni. Pieszych są trzy brygady w powiecie;
hrygAÓy dzielą się na bataliony, których jest 12. Konnych
kozaków w Nerczyńskiem jest tylko jedna brygada a w niej
dwa półki, dwie inne konne brygady są w wierchnioudińskim
powiecie, a wszystkich pułków w konnem zal>ajkal8kiem
wojsku kozaków jest 6.
Podaję tutaj statystykę ludności kozackiej, nie jednego
powiatu, ale całego Zabajkala.
m^ścsyzn kobiet nsea.
Pieszych kozaków było
w 1857. roku: .... 33142 33778 66920
konnych kozaków . . . 23804 23377 47181
Razem . 56,946 57,155 114,101
Oficerów kozackich: 173.
Z liczby powyższej, 4,209 ludzi było w czynnej służbie
1857. roku, a 20,344 ludzi zostawało na kolei służby.
Kie wielka liczba zabąjkalskich kozaków została osiedloną
nad Amurem, ogólna jednak cyfra ludności kozackiej nie
naniejszyła się,' ale owszem powiększyła, bo w skutek roz-
porządzenia ministra wojny z dnia 18. maja 1858. roku za«
częto wysyłać z garnizonów moskiewskich, znaczne partyo
żołnierzy, przeznaczonych na osiedlenie kozackie. W la-
GiŁŁit, Opisanie. I. ' 2 *
18
tach 1858, 1859 i 1860 przybyło do wsobodniej Sy-
beryi 6,000 żołnierEy na osiedlenie, wszystkich zaś prze-
znaczonych na osiedlenie jest 14,000, oprócz kobiet i
dzieci.
Ci nowi kozacy zostali osiedleni nad Amurem, około Irku-
cka, Jenisejska i Zabajkalem we wszystkich palkach i ba-
talionach. Pomiędzy nimi wielu jest Polaków; do 1860. roka
za Bajkałem osiedlono 600 Polaków, a z tymi, którzy nad
Amur i w inne miejsca zostali posłani do 1,000. Rachują
w liczbie 14,000 idących na kozackie osiedlenie żołnierzy,
2,500 Polaków.*)
*) PodTÓiowAlem po Zabajkalu w 1855.. 1856., 1857., 1858. i 1860. roku. Zna-
csof csęść mych podróży opisałem w 1858. roku ; wówczas nie było tu Jesacse
Polaków-kozaków, dlatego o ulch i nic nie mówiłem. W lSb9. i 1860. roko
jak wiemy, duio ich aa Bajkałem sostało osiedlonych, a liczba ich co miesiło
eiąsle się powiększa. Polacy od dawaego bardzo czasu posyłani S4 w te oko«
lice. Konfederaci barscy byli pierwszymi Polakami tu osiedlanymi, póśniej
przybyli Kościuszkowscy iołnlerae. Powróceni przez cara Pawła do ojczysay, nie-
którzy Jednak dla róinych powodów, zostaó tu masiell. a wielu poamlerało.
Kilka familij za Bajkałem od konfederatów początek swój wyprowadsa.
W czasie wojen Napoleona, Jeńców Polaków posyłano Ackże i za Bajkał, lecą
w niewielkiej liczbie.
Z towarzystwa Filaretów i młodzieiy litewskiej , kilku tnug oaie-
dlono.
Po roku 1831 wyganianie Polaków za Bajkał większe przybrało roa>
aaiary. Kaidy rok a nawet miesiąc osadza! tu pewną liczbę naszych rodaków
aa sprawy polityczne i Inne karanych. Syberyacy a początku z niedowierza-
niem, nieufnością, nienawiścią i prześladowaniem ich spotykali. Połoieoie
wygnańców było arcytrudue i przykre. Powoli Jednak Polacy wyższością
ewej cywilizacyi, rzetelnością, dobrocią i uczciwością, zupełnie ich dla siebie
posyskali. Lepszy byt i coraz większa względność władz takie się do tego
prsycsyniła. Zaczęto wygnańców ssanować i traktować uczciwie. Ufność aa-
stąpiła miejsce podejrzenia a gamienie się do Polalców, zapraszanie Ich do
wspólek handlowych, na nauczycielów były bardzo częsŁemi objawami icli
asacunku dla nas. Imię Polaka było rekomendacyą, — tytuł politycsnego
przestępcy dokumentem uesciwosci i paszportem.
Takie stanowisko dało moiność wpłynąć Polakom ua złagodzenie, Qpo-
lerowanie obyczajów Syberyaków; dało im moiność poruszyć ducha uśpio-
nego, obudsió myśl i poruszyć w nich oceńcie godności i samodzielności.
Tolerancya przekonań i wiary w tutąjszej ludności, wiele rzemiosi, rodne
sposoby gospodarowania, niektóre narzędzia rolnicze, lepsze nasiona abói,
rotszersenie umiejętności eaytanła i pisania pomiędzy gminem, rozsaeraenie
anąjomości obcych jęayków szczególniej franonakiego i róinych nauk w wys.
•zych klasach ludności, znajomośó muzyki, — Syberyacy za Bj^kałem głównie
Polakom są obowiązani.
Posłannictwo cywilizacyjne Polaki -> i to alf na wygnaniu wyraalło.
19
ZtlMijkalskimi kozakami dowodzi ataman , mieszkający
w Czycie i będący zarazem gubernatorem zabajkalskiego
obwoda.
Br«iuli»By zawsse wolności — • ta gdiie jej niema, staraliśmy się Ją wy-
walać pnet rossieraenie oświaty i JodtkicJi pojf ć. HosprosseDi po świecie,
intyoktowo oawet w tya dnchu dsiaiamy. 89 licane sboczenia z tej polskiii)
dro^, — daiwna JednaJc rzecz, ii oawet ciemny bez wylcształcenia byle
octcivy Polak, w obcej stronie ma w sobie coś wyissego, co go cmnsia mi*
■e Tledt} by^ uiytecanym dla społeczeństwa.
Akkiander II. uwolnił politycznych polskicli wygnańców i lud uczuł icłi
fintą 1 dobrze ich wapomioa. Zostało tylko 27 rozproszonych po całej wscho-
daiej Bybcryi, których n«d nie oheiał uwolnió.
Po wyjeździe wif kssej liczby wygnańców zdawało aią , ie element polftkł
alląllułcai b(dxie się sjamiejsaaiS , tA oto zaczęły przybywać całe tłumy Po-
Uk«w aa wieczne osiedlenie, w stanie niewolniczym do ziemi tutejszej jako
kttaey pTxy«1ązani.
Jat to oo«a faza w tntejssem wygnaniu.
Ba bałasa« sprawy, b«x wyroku, drogą prostego odkomenderowania,
d» Olgo kałda władza wojskowa nad podwładnymi jej iołnierzami ma
prawe, pozbawiono i posbawiajf Polski kilku tysięcy młodych ludzi, ska-
ni^ idi oa zatracenie narodowości i wiary swojej i ua wieczne oddalenie od
WTgntnie ich prsykrzejsse Jest od wygnania politycznych więźniów.
Tiadjako lodzie wylKoiCałceni i posłani sa sprawę, która w wrogach nawet
Ma aizanowaniey łatwiej mogli sobie wyrobić pozyeyą powsśną i śyete
nai^ uieioe; ci tymczasem, nie mąjf nadziel powrotu, tą ciemni, więe
lie ajną w jr bitnie jsaego stanowiska i skasani aą na nąjprzykrs^szą, nij-
Kiąiliwtit, bo wojakowf zależność. Biedni ludsłe, serce się mi krąJe, gdy
P«tn(Banich straconych dla krąju, gdy widzę wpływy i łapki, które im
V^nti mąjf doeha, mowę i wiarę ojcaystf .
Bsąd przy osiedlaniu ich tjraymał się prawidła rozpraszania, rosdais-
l*"i*. Otiedlanie witksseai grupami, mog^ioby się przyczynić do trwałoś
w ■•wie i w wierse polskiej; nieswracą)4c ^^ «^*8* »» sympatye, prsy-
itfś, pokrewieństwo, poehodsenie, porozrzucał ich na znacsnej praestrseni,
w bidę) wsi po kilkn. Okoliesność U, nie pozwalając im sgrupować się,
tnjajti się do prędkiego ich wynarodowienia.
Wnyscy są Indsia młodsi, dnio z nich ma łony w Polsce, które do
ikk jadą, więkssa jednak iieaba Jest bezienna. W chaele, w gospodarstwie,
^•(nebBa Jest kobieto , wiek zupełnego rozwinięcia sił męskich , wiek afe-
k>ttv potnebide przedmiotu miłości, a lenić się nie mogą z rodaczkami, bo
>)«■» to Polek ~ ransH więc ienie się s Rosyankami. Oienek taki pos-
tawi ieb potomstwo włazy katoliekiej, bo nietoleranekie prawo, sraussą)«o«
^tadaredzone z małżeństwa, w którem Jedna osoba Jest panoj^sej wiary,
«T(bowywić w wierse grecko • rosyjskiej , ściśle jest dotąd w Moskwie pne-
Kai^d, nie mośe ich winić sa te żenienia się i takim sposobsm wy-
"■Mdewicoie potomstwa, bo ci biedni ludsie wiecznie tu, bex nadsiei po-
**•«■ pnebywsć mnssą, a uiegąjąe Jak my wssysey potrzebom natury,
2*
I
20
Roku 1857 Zabajkalcy posiadali następuj%c6 fundusze:
Kapit^ z wojskowych dochodów brzdąca
monetą 19298 r. 5 % k.
kapitał z wojskowych dochodów biletami ban-
kowemi 25152 r. 8 k.
kapit^ prowiancki (prodowolstwiennyj) . . 29818 r. 35 ^/^k.
fundusz wojskowej rusko-mongolskiej szkoły 8124r.68y, k.
fundusz przeznaczony na budowę sztabów
pieszych kozaków 2525 r. 10^/4k.
kapitał rezerwowy (wspomagatielnyj). . . 24788 r. 29 k.
fundusze lazaretów 7446 r. 10 k.
dochód z kar sądowych 95 r. 22 y^ k.
Razem . 1 1 7,347 r. 99 y,k.
swftlccyó ich nie mogf jak wygnańcy politycani duehowem łyciem, wiarf
w pnyuło46 i mocnemi praekonanłaml, nakatąjfcemi lawsae i we wssyst-
kiam opierad się okrutnym i poditępnym prawom, dfł^cym do wynarodo-
wienia.
Bą jednak i pomi^dty nimi ladzie, a nawet Jest ich duio, którsy nłechc%
aic tu ieni6 dla tego, ieby daieei nie mied innej wiary. Niektórzy napisali
liat do nacaelnika astaba, w którym mówif , ii rsąd chybia cela posyłą|ąo
ich tutaj na zaludnienie, oni nie przyczynia si^ bowiem do rosmnoś«nia
ludności nie mąj^c łon Polek, a z Roayankami dla istniejecie prawa i«nió
alf nie b^df. Władza ich ten wainy dokument i wrałeuie jakie mdglby
zrobić zadusiła; nie pujciła go dal^ i zostawiła bez odpowiedzi i re-
zoltatn.
Polska o wszystkich swoich synach, o ich losie, o kaidem nowem ros-
proszenia i prześladowania wiedzieć powinna. Z tych drobnych i lieznyclx fak-
tów , ułoły si^ historya naszej niewoli 1 naazego wyjarzmiania si^. Alekaaa-
der n. wszedłszy pozornie na drogę zupełuie rółn% od tej, jak% aaedl
Mikołaj, wyrzekł się niby prześladowania i Neronowego uciemi^ania naasego
narodu. Łagodności%, mówi^, chciał nas pozyskać — a jednak widzimy, u
Jego władza jest ci^łkf , ie i teraz nas krzywdzą i teraz wynaradawiają i
teraz przeiladąjf. aapisuję ten fakt jako dowód, iż od nąjłagodatejaa«go i
najbardziej iadzkiego obcego rzfdu, niczego oprócz małego ulienia, po-
dobnego do wypoczynku na dziedzińcu więzienia, spodziewać się oie no>
iemy.
Polacy, nowo tutąJ jako kozacy osiedleni, sf ludzie ciemni, t»es wylcaa^i.
oenła, oo nie dobrze rekomenduje naszych luięży 1 paoów w Icrąju, których
obowiązkiem jest oświecenie luda, oświecenie wszechstronne, a n^bardsm
w sprawie narodowej. Choeiai s% oni ciemni, iustynkta przeoiei narodo«
wego nie stracili — wielu pomiędzy nimi (Jak w ogóle pomiędzy wssy«t-
Idemi w Moskwie łołnierzami z Polski) chonąje na «nostchalgi%v , choroba
która powstiO^ * tęsknoty do rodzinnego k4ta; jakoł z tęsknotą wspominali
siemię polslcf, z ciekawością słuchigą wiadomości o ni^ i wiedzą, ie Jesta^ j
w obc^ niewoli, i pragnę wolności.
21
Pnestrseni ziemi należącej w powiecie do kozaków, nie
iBOgę podać bo w sprawozdania atamana, z którego liczby
te wypisałem , wzmianki o niej nie było.
RoiprosMnie pomlędsy obcymi sprawia, ii wprowadsają w mowę tatej>
tt^ lodu niektóre polskie wyrasy, lecs sa to vn^ Jfisyk saoJecsyaiesąjf
■Mkłtwtkiemi wyrasami, a nawet sapominąlą go supełnie; na ioh konya^
iDovi Jednak to, ii wstyds« aic tego sapomoienia, a wielu a nieb stara się
■ieupomnieć mowy ojców i niezapomina Jej.
Cleaoou niedoswala im wplyn^ó na oświatf lodu, pomięday kt<Srym
pntbyYąJą, niemoina Jednak powiedzieć, ieby i oni korsyćci mu nie pny^
BMili. We wschodniej Syberji wielki Jest brak nemietflników, a pomiędsy
Biai s« wyborni ssewcy, krawcy, stolarse, stelmachy, kowale, slusarse,
Uaekinc, siodłane, kołodaiąje, pernkane, dobrty rolnicy, i roaszemOt
■sslit snojego facho, wprowadsają isemiosła — i pnes to mimo woli , in-
stpikioYDic wypełniają posłannictwo Polaki dobrsecsynienia ludom, konty-
ttoją pntt wygnańców politycsnych wpływania na seuropeizowanie Za-
/i widziałem pomifdsy nimi kilku ludzi z o^wiat^, mocnf wolą i
pitksya charakterem, spotkałem kilkunastu a ciekawą, zajmującą prseszlo^ią,
P««bayck do wojska aa udział w powstaniu wielkopolskiem w 1848. roku;
iada, których iycie upływało w ucisku, w olcropnej niewoli, w ciągłyołi
trokach, ofdzy, smutku i prześladowaniu, a ktorzy Jednak nie stracili
•ctdYofoi. Wicie razy powtarzaó muszę , ie z wpływów , które zgubnie
'■iałsją na monlnotó i cnotę człowieka, niema zgnbniejsiego wpływu nad
■ie«olą. Ona zabija samodzielność człowieka, gubi jego godność i smussa
poddawać się wszystkim wpływom, których w iyciu zawsze Jest więc^
atydi Bti dobrych. Człowiek w niewoli, robi się istotą bierną, nlemającą
itty walczyć se złem; cbytrość, podstąp, zła wiara robi sią Jego cechą { nie
■44« pociech duchownych, czystych, ludzkich Jakie dąje wolność, życie
psMietne i obihość, szuka pociechy w wódce, w rozpuście — stwarza Ją za.
^^UMai środkami, i dla tego to nigdzie niema tylu ludzi zepsutych, tylu
tlodńci, łotrów, sbójców. sprzedażnych, wyuzdanych, krwawych i bescaeU
>7^i> iadri jak w państwie despotyczuem i w społeczeństwie, gdzie kapita}
tweny nędzę.
Te ślady niewoli mośna jni zobaczyć na kilka kozakach -Polakach,
vifksttśe Jednak nie uległa im i nadaje całej masie charakter lepszy i
Wid wszy.
Kowo osiedleni koiaey, popełnili tu mnóstwo wyitępków i są strachem
dla starej ludności ; — o występkach popełnionych przez Polaków nie-
•^rebae, uczciwością odróioiąją się od swoich kolegów innego narodowego
psebedtenia. Ta właśnie róinlca, całą naszą tympatyę do nich zwróciła,
*■* jett jesseae jednym dowodem w moich octach, ływotności polskiego
urodo.
Rie mąją ksiąiek, nie msją pomocy z krsju, zostawieni losowi i nie-
*^; sapomnieni przez lodzi wyśej, co do umysłowości stojących, czyi się
^ sepsi^ą jak ich kolediy, esy nie poddadzą ezoła pod hańbiące piętno,
)>kie wyciska niewola, gdy Jnś pnejdsie w krew, szpik i w serce ludzkie?
% to jeden wie I Lodzie są słabi i nie są posągami , nic nie przyjmują-
<!■!; obawiając się jednak o ich przyszłość, dzisiaj mogę dać o nioh
22
statystyka zaś budynków kosackich w obn powiatach,
jeet następna: domów skarbowych 27, domów wojsko-
wych 53, domów gminnych 17, chat zamieszkałych przes
kozaków 17,894, prochowni 14, magazynów zapasowych
(zapasnych) 203, magazynów soli 8, młynów 1,582, łaźzu
3,196, mostów 153, promów 51, szkół 14, lazaretów 6,
ctgghauzów 33, manieźy 22, kuźni 3'4 4, badynków dla
straży ogniowej 19, cerkwi murowanych 17, cerkwi dre-
wnianych 36 , kaplic murowanych 1 , kaplic drewnia-
nych 183.
O urodzajach, zasiewach i ilości zbieranego przez koza-
ków zboża, brak mi pewnych wiadomości.
Prócz zabajkalskich kozaków, w wschodniej Syberyi są
następne wojska: Pułk irkuckich kozaków, w nim 4,195
mężczyzn zdatnych do służby, — słychać, że mają utworzyć
drugi pułk irkucki. Pułk jenisejskich kozaków ma 4,141
(roku 1859) mężczyzn zdatnych do służby, w Jakucku jest
także pułk kozaków, liczba jego nie jest mi wiadoma. Nad
Amurem w roku 1858 uorganizowano amurskie kozackie
wojsko, składające się z dwóch konnych pułków i dwóch
pieszych batalionów; liczbę ich ciągle powiększają żołnierzami
z Moskwy przybywającymi.
Liniowych wojsk w 1860. roku było pięć batalionów,
w każdym było od 1,000 do 1,500 żołnierzy. Pierwszy ba-
talion kwaterował w Eiachcie, drugi w Błahowieszczeńsku,
stolicy amurskiego obwodu przy ujściu rzeki Zei do Amura,
trzeci w Chabarówce przy ujściu Ussury do Amuru; czwarty
w Kizi i w Kikołajewsku stolicy pomorskiego obwodu, przy
ujściu Amuru do morza; piąty sformowano z irkuckiego i
krasnojarskiego garnizonów i posłano na wyspę Saohalin na-
leżącą do archipelagu japońskiego.
Prócz tego są dwie baterye artyleryi w Wierchniou-
dińsku i Błahowieszczeńsku , kilka bateryj lekkiej artyleryi
świadectwo narodowi, ii większość idi prowadsi •!« pocsoiwie i tfakni
do powietrza siemi i obycsąja ojcsyst«go, ie nie stmoiła serea do sioa«
ków i posiada tą|emn« tiłf 8kupią)%e« w groaadf iadń Jednc^l narodo-
wości.
23
kontkiej i eskadra monka, zostająca pod dowództwem
admirała, będącego zarazem gubernatorem pomorskiego
obwodn.
Flotę moekiewską na oceanie Wielkim ciągle powiększają
i myślą założyć port wojenny pomiędzy Koreą i ujściem
Amaru, gdzie jest wielkie mnóstwo wybornych zatok i miej-
scowości, w których mogą być urządzone wielkie obronne
porty, mogące schować wielką flotę. Widzimy z tego, że
siły zbrojne wschodniej Syberyi są wcale znaczne; na plac
boju wystąpić może w czasie potrzeby przeszło 40,000
wojska, nie zrobiwszy bardzo wielkiego uszczerbku w lu-
dności.
Siły te, kt^re mogą być jeszcze powiększone linio wemi
i kozackiemi wojskami z zachodniej Syberyi, łatwo mogą
zdobyć Mongolią, gdzie Moskale potrafili sobie wyrobić
sympatyę, mogą opanować Pekin, — a z czasem, w obec
bontów i dezorganizacyi Chin, byłyby w stanie całe niebieskie
państwo zawojować.
Dotąd Syberya jest krajem małej rolniczej produkcyi i
znacznej armii w polu niepotrafiłaby wyżywić. Urodzajna
jednak gleba amurska, gdzie pierwsze zasiewy wydały 28,
30 i 33 ziarn z jednego ziarna, powiększająca się ludność
wzdłaż Amnru i Ussury, która musi zająć się rolnictwem,
obiecają w krótkim czasie znakomicie wznieść produkcyę
zboża i niezawodnie da ona środki uruchomienia jeszcze
hczniejszej armii.
Siły zbrojne wschodniej Syberyi, postawił na obecnej
stopie, tutejszy jenerał-gubemator Mikołaj Murawiew Amurski ;
on przyłączył do Syberyi krainę amurską, krainę pomorską
pomiędzy Koreą, Amurem i Ussurą, i wyspę Sachalin, co
wszystko wyniesie dwadzieścia kilka tysięcy mil kwadrato-
wych najurodzajniejszej ziemi, okrytej bujną południową
roślinnością, i której warunki klimatyczne i położenie geo-
graficzne, obiecują prędkie zaludnienie się i świetne rozwinię-
cie. Moskwa stanęła mocną nogą na brzegach Wschodniego
oceanu i w Mandżuryi, i z gorączkową czynnością, gro-
24
madzi ta eiły, ludność i wydobywa bogactwa. Jeieli
jeszcze jeden będzie w Irkncka jenerał gubernator tak
przedsiębierczy, czynny i ambitny jak Mnrawiew, ujrzymy
niezawodnie dwugłowego orła na murze chińskim, zoba-
czymy go wypędzającego emoka z pałacu bohdobana w Pe-
kinie.
II.
JtUonowe góry i pneprawa pn«s nie. Spotkanie Jcupca -waryata na stacji.
D«lina Ingodj. liałorasini nad Ingodf. Ich pochodsenie i charakter.
WygDtAey polityesni nad Ingod%. Syberyacy polskiego pochodzenia.
Opiitia o malieństwacb micsaanych. — Dochody ursędników gminnych
lipnTj ve wsiach. — Stan sakół gminnych w Dauryi. — Jezioro Kinon. —
Ztłoienie Ciyty. Marawiew A marski. ^ Ludność i opisanie Cayty. —
Ahiki pani BakowakicJ na kościół katolicki. ~ Władae w Csycie. —
Vnf4akj i oficerowie Polacy. — Listy wygnańców politycznych. — Ursę-
doicj. — Źydti w Csycie. — Zapusty, kobiety, iycie amysłowe, szlachta
ngeaowa w Giyele. — Onufry Grodzki. — Religia. — Garnizon. — Zmarli
Polacy w Csyelo. — Dekabryści. — Wyjazd Jenerała Zapolsklego. — Ro-
bsctYo noszące nazwiska austrysków i prusaków. — Szarzy politycy. —
Policy t za Bajkałem. ~ Malownlczosó okolic Czy ty — wieś Wierch Czyta
i polscy wygnańcy w olej mmlesakall. — Projekt kolei ielaanej.
ro drodze trzęsącej i szerokiej, wózek mój powoli wtaczał
«C na pasmo Jabłonowych gór. *) Po obu stronach drogi
i pizedemną roztacza} się krajobraz ścieśniony górami, zasło-
nięty puszczą, bez ludzi i domostw. Góry jednostajnej wy-
sokości 2 płytkiemi dolinami, okryte modrzewiowym borem,
* miejscu, w którem je przejeżdżać trzeba jadąc do Dauryi,
pozbawione są cypli i turni, które niby ozdoba gotycka ster-
czą na szczytach innych gór. Przepaści, urwisk malowni-
czych, szumiących wodospadów nie ma tutaj; bór tylko a
fwzej puszcza modrzewiowa okryła grzbiety i biodra gór i
wdała im ciemny, ponury charakter. Wiatr w puszczy po-
iwistuje smutną piosenkę, słychać tentent koni i dzwonek
*) Nazwisko Jabłonowo góry nie pochodzi od Jabłoni ) które tutaj nie
'^ti lecz od wyrazu tunguzkiego Jableni, z którego Moskale utworzyli
^>U«aow«. Tungosi nasywąj^ te góry cJablenl daba.» t>aba oanaesa gór(.
26
karyera, pędzącego z depeszami do Irkucka, i widać na dro-
dze schodzącego z góry starego żołnierza w odartym szarym
płaszczu, rzeźkim i pewnym krokiem powracającego po dłu-
giej służbie do domu.
Na najwyższym punkcie przeprawy przez góry, 4,010 stóp
angielskich nad poziom morza, stoi niziutki krzyż, schowany
między krzakami, godło cierpienia i zbawienia, symbol hańby
i chwały ! Krzyż ten niziutki jest jedyną tego miejsca ozdobą;
podróżny jadący w interesie swoim lub rządowym, niezwróci
uwagi na biedny krzyżyk, lecz ja, który przebywam te góry
z wzrokiem ciągle zwracającym się ku zachodowi i jestem
tutaj pomimo swojej woli, utkwiłem oczy w jego ramionach,
które, bodaj się by rozciągnęły do Uralu i do oceanu Wiel-
kiego i napełniły tę ziemię myślą Bożą, której pomimo krzy-
żów tu i owdzie sterczących, dotąd niema na tej przestrzeni
Widoków i miejsc malowniczych w przeprawie przez góry
Jabłonowe nie widziałem. Właściwa ich wysokość, którą ra-
chujemy od poziomu otaczających równin, nie jest wielka,
lecz wyniesienie ich nad poziom morza, znacznie podnosi
liczbę stóp ich wysokości, która zresztą nie jest wyższą od
podrzędnych łańcuchów i pasem, ciągnących się wzdłuż rzek.
Kilka szczytów przy granicy chińskiej mają charakter bar-
dziej malowniczy i są wyższe od wierzchołków przezemnie
widzianych. W dalszym ciągu pasma ku oceanowi Wielkiemu
mają być także wysokie góry, lecz widoki i tam nużą swoją
jednostajnością.
Od głównego pasma oddzielają się w różnych kierunkach
liczne gałęzie gór i zsuwają się nad Sielengę, Szyłkę, nad
rzeki wpadające do Amura, do Leny. Te pomniejsze łańcu-
chy garbią i nadają charakter górzysty, przestrzeni mającej
kilkadziesiąt mil □. Na południu Jabłonowe góry łączą się
z Sajańskiemi i Ałtajskiemi, na zachodzie z bajkalskiemi, a na
wschodzie z Stanowemi górami. Dauryjskie góry są tylko odno-
gami Jabłonowych. Zacząwszy od pustyń środkowej Azyi, aż
do oceanu Lodowatego i Wielkiego, cała ta przestrzeń jest
górzystą krainą , pokrytą niezliczoną liczbą dolin i pasem, jak
nitki w kłębku pokrzyżowanych i poplątanych.
Główne pasmo JaUonowe jest działem wód płynących do
27
ocetDo Lodowatego i do oceanu Wielkiego ; pierwsze spływają
do Bajkała, do Jeniseju i do Leny; drugie zabiera potężny
Amor i niesie je do oceanu Wschodniego.
Charakter krain przed- i po-zajablonowycłi, znacznie się
róini, a wnioskując z obecnego ruchu i powszechnego parcia
kdnoaci z reszty Syberyi ku oceanowi Wielkiemu, należy się
spodziewać: że krainy po-zajabłonowe, prędzej ożywią się
i nabiorą cywilizacyjnego znaczenia, niż krainy położone po-
między Uralem a pasmem Jabłonowem* Od krzyża na szczy-
<ae stojącego, droga spuszcza się w te nowe, ciekawe i sto-
jące na przedświcie lepszej przyszłości krainy. Wózek mój
potoczjł się z góry, a wzrok poleciał w obszerną kotlinę
zajadłą pomiędzy Jabłonowemi i dauryjskiemi górami, a oży-
wioną neką Ingodą. Nie zobaczyłem w niej ani miasta, ani
kościoła, nie zobaczyłem nic prócz błękitniejących w pomroce
oddalona gór i szarzejącej w głębi równiny. Widoki pospo-
lite, zwyczajne, nie budzą fantazyi ani jąj podnoszą, podróżny
też zjeżdża z gór bez wrażeń, z spokojną wyobraźnią i obo-
jętnie stawia pierwszy krok w kraju iczakamiemiym.))
Lad mieszkający w wierchnioudińskim powiecie, kraj za
Jabłonowemi górami czyli Dauryą, inaczej zwaną nerczyńskim
bajem, nazywa krajem zakamiennym.
Pierwszą osadą zakamienną na trakcie z zachodu na
wschód prowadzącym jest wieś Klucze; położona u stóp Jabło-
iKmych gór na wysokości 2,880 stóp nad poziom morza, przy
^^^jścin do szerokiej doliny Ingody. Dwa rzędy domów na
poeJiyfeści pagórka składają wieś, której mieszkańcy trudnią
^ rolnictwem i przewozem towarów. Stacya pocztowa znaj-
•"je tóę na końcu wsi a więzienie etapowe za wsią wysta^
wiono.
^a stacyi pocztowej spotkałem kupca z Nerczyńska (Wier-
<*otarowa) pod strażą kozaka, jadącego do Irkucka. Był to
ofcjwiek średniego już wieku, twarzy okrągłej bez żadnego
Vft*tn; oczy ma błękitne, dobrodusznie zaćmione. Mówił
•'^le o swojej sprawie, jakby przed wszystkimi chciał się
■•Pfłwiedliwić. Głos miał słodki i pokorny; pocieszał się
^"^i która dla uciśnionych ma niewyczerpane pomoce,
*<nie był pewnym ani siebie, ani tych pomocy. Rezygna-
28
cya jego była udaną, uśmiech wymuazony i nienaturalnyi
jakby gwałtem na oblicze wypchniony; ożywiał zaś serce,
mdlejące z obawy o przyszłość, wódką, którą mu kozak, sam
przytem pijąc, pić pozwalał. Mówili mi, że uwięziony kapiec
ma pomieszane zmysły; należał do najbogatszych i mających
nąjrozleglejsze stosunki handlowe kupców w Nerczyńsko.
Jadąc pewnego razu z Czyty do domu, w księdze na stacyi
przeznaczonej do zapisywania skarg na pocztylionów i ekspe-
dytorów poczt, W. napisał zarzuty bardzo ważne i 6karg:i o
przekupstwa i tym podobne postępki na gubernatora zabajkal-
skiego obwodu jenerała Zapolskiego. Zarzuty gubernatorowi
zrobione w tak niewłaściwy sposób, oburzyły go i spowodo-
wały, że ów pisarz kupiec, jako potwarca został aresztowany
i oddany pod sąd. Do robienia zarzutów gubernatorowi i to
jeszcze w sposób publiczny, nikt w Moskwie nie ma prawa,
śmiałość więc kupca wszystkich zdziwda a wyższych urzędni-
ków oburzyła. Śmiałość taka w myśli moskiewskiego guber-
natora, jako bunt surowo powinna być karana. Położenie
kupca było trudne, odwaga jego mogła mu dużo nawarzyć
bigosu i nawarzyła. W. stchórzył i udał waryata; pomimo
tego sądy, chcące pochlebić gubernatorowi, skazały go na
publiczną chłostę na szafocie. Ogromna kara i niezasłużona !
Zarzuty porobione Zapolskiemu niesprawiedliwie go dotknęły.
Zapolski był bezinteresownym, życzliwym i względnym dla
wygnańców politycznych i o ile to jest możliwem w Moskwie
sprawiedliwym urzędnikiem. Sprawiedliwości jego niedole-
rżał jednak i może słusznie nieszczęśliwy kupiec, wyrobił
więc przeniesienie sprawy z pod sądów będących pod wpły-
wem obrażonego gubernatora do irkuckich sądów, gdzie
kapłanowie Temidy, nie obawiając się prześladowania intere*
sowanego w tej sprawie gubernatora, łatwiej, ochotniej i
uważniej wysłuchać mogą brzęczących argumentów obwinio-
nego kupca. W Irkucka spodziewa się on uniewinnić, tern
bardziej, że jenerał Zapolski wpadł w niełaskę Murawiewa
i wyjeżdża do Moskwy. Przewidywania jego spełniły się,
słyszałem później, że rzeczywiście bez kary na wolność wy-
puszczonym został.
Od Kluczy do miasta Czyty jest 37 wiorst, droga prowa*
29
da doliną Ingody, spagórkowaną i wszędzie zdatną do uprawy.
Widok z traktu na oba pasma uprzyjemnia podróż, która
bei wątpienia przyjemniejszą by była, gdyby częściej oko spo-
tykało ludzi i ich mieszkania, bez których najpiękniejszy
widok podobny jest do twarzy bez myśli. Dolina jednak
Ingody, należy do najbardziej zaludnionych okolic Dauryi.
Po8ttwaj|c się od Czyty w górę doliny, podróżny prócz innych
pnejeżdźa przez następne wsie: Kukińsk *), Tataurowa, sto-
lica gminy tegoż nazwiska, Ubałuj, Doronińsk **) i wieś Niko-
lajewsk. W Nikołajewsku mieszkają Małorusini, którzy dotąd
zschowali swój język i obyczaj. Historya ich przybycia w te
odlegle strony Syberyi jest następna. W przeszłym wieku,
w czasach hajdamactwa na Ukrainie, przeszło dwieście rodzin
włościańskich porzuciło swoich panów na Ukrainie i uciekło
za Dniepr. Katarzyna II. zbiegłym włościanom darowała
Snmta w przedkaukazkiej krainie, gdzie pozakładali wsie i
gdzie w pierwszych latach gospodarowania, nie źle się im
powodziło. Przywykłym do próżniactwa i łatwego chleba
włóczęgi, praca wydawała się niewolą, grunta niedosć uro-
dzajnemi a klimat niezdrowym. Któregoś roku wielkie upały
^Biczczyły im zasiewy, a zaraza wyniszczyła bydło, które im
^d darował. Klęski zniechęciły ich do reszty do nowej
miejscowości, porzucili ją więc samowolnie i udali się na
póboc szukać nowego siedliska. Przyzwyczajeni do włóczęgi,
jik cyganie przenosili się z miejsca na miejsce, nigdzie nie
mogli znaleźć miejsca dogodnego do nowego osiedlenia*
^neszh Ural i poszli dalej, przeszli całą Syberyą, aż do In-
gody, dalej iść nie można było; góry, brak dróg obca gra-
nica, stały na przeszkodzie ; wracać nie było po co — osiedlili
*) o 6 wiorst od Kukiiiska a 40 od Czyty, na stoku suchej piaszczysto-
ttiaisstcj góry, bije mineralae źródło , które co rok zmienia swoje miejsce,
^oda tego źródła należy do gatunku szczawo w, temperatura 2 i Vi R. pomaga
'^^'"JlcyiB na szkorbut i reumatyzmy.
**) Kiedaleko od Dorooińska aą Jeziora z 80I4 glauberskf, zwan^ tutij
SadiyT. Z Białego Jeziora pod Doronlńskiem i z Jezior w czitkaAskieJ gmfnl«
«^haioQdińskiego powiatu wydobywają rocznie około 4,000 pudów soli gUu-
^^'■kiej. Dzierżawcy płacą skarbowi od puda soli 10 kopiejek. Obecnie
(18U. r.) dzleriawof Białego Jeziora Jest Cels Lewicki. Sól glauberską spła-
*^ «B do Ozyty, gdzie w łkueł« izklanncj uiywą]% Jej Ja^o potaia.
30
mę więc nad Ingodą. Nad Ingodę przybyło tylko 70 rodzin,
kilkadziesiąt osiadło w tomskiej gubemii, reszta zaś została
na Kaukazie. Założyli tutaj wieś Nikołajewsk i zaczęli tru-
dnić się rolnictwem i polowaniem ; osada ich prędko zakwitła.
Między zbiegłymi z Ukrainy włościanami, było kilku Polaków,
jeden z nich szlachcic Gaziński przybyłi z nimi aż nad In-
godę i tu w późnej starości umarł; potomkowie jego dotąd
mieszkają w Nikołajewsku.
Małorusini nad Ingodą słyną z pracowitości i zamożności,
wieś ich należy do najpiękniejszych osad okolicy. Rolnicy
dobrze się mają, lecz lepiej się mają ci, którzy przy robic-
twie i handlem się trudnią. Upewniali mnie, że w Nikołajew-
sku jest kilku włościan mających kilkudziesięciotysięczne kapi-
tały. Chwalą ich nie tylko dla bogactw, jakie posiadają, ale
i dla rzetelności; uczciwość ich w porównaniu z syberyjska
jest bardzo przykładną. Używają dotąd języka mi^oruskiego;
w ich mowie zachowało się dużo wyrazów polskich i zwrotów
żywo przypominających Ukrainę. Zwyczaje i śpiewy z nad
Dniepru, zachowują i nad Ingodą. Młode jednak pokolenie
a mianowicie dopiero rosnące, utraciło już wiele z cech i zwy-
czajów swoich ojców; język zapruszyli wyrazami moskiew-
skiemi i mongolskiemi, powoli też zapominają starych obycza-
jów. Za lat kilkadziesiąt garstka Małorusinów z nad Ingody,
straci odrębny swój charakter i zleje się w zupełną i jednolitą
całość z Syberyakami. Za Bajkałem znajduje się jeszcze
druga grupa Małorusinów nad Czykojem ; o niej nie mogłem
zebrać żadnych szczegółów.
W tutejszej gminie, jak i we wszystkich innych, prócz
Syberyaków to jest: Moskali tu urodzonych, mieszkają jeszcze
osiedleńcy różnych narodowości, za różne winy do Syberyi
deportowani. W tataurowskiej gminie mieszkają (1855. r.)
dwaj polityczni polscy wygnańcy: Stanisław Nowakowski
z Lubelskiego za sprawę emisaryuszów 1833. r. do Syberyi
posłany i Ignacy Kamieński z Wołynia; mieszka tu jeszcze
Polak, którego nazwisko wyszło mi z pamięci, przysłany nie
wiadomo za jaką sprawę przeszłego jeszcze wieku; obecnie
ma stokilkanaście lat i zupełnie zsybiraczał. Za ałchanąj-
skiemi górami jest gmina uścilińska, obejmi:gąca wsie nad
31
OnoneiD, którego okolice 8% piękniejsze i bogatsze niż oko*
łiee Ingody. Uścila stolica tej gminy położona jest przy
ajiciii Iii do Ononn. Pomiędzy włościanami ośoilińskimi
jest rodzina, nosząca nazwisko Baranowskich. Ojciec tej ro-
dziny pneszłego wieku, może za konfederacyę barską, ta
pnjtkny, ożenił się z Sybiryaczką i umarł w późnej starości.
Potomkowie jego należą do najbogatszych ludzi w gminie,
odziuczBJą się uczciwością, dla której byli obierani na naczel-
ników (głowy) gminy.
Polska krew jest między tutejszymi mieszkańcami wybitną.
Dzieei zrodzone z ojca Polaka i matki Sybeiyaczki, z rozkazu
nada moBzą być greckiej wiary, używają języka matki i tylko
w rynch lub w charakterze noszą ślady polskiego pochodze-
nia. Wedhg obeerwacyi urzędnika, dobrze obeznanego
z miejscową ludnością, dzieci Polaków i Syberyaczek wyró-
żDiaji się od czystej rasy Moskałów, poczciwością i rzetel-
nością. O ile obserwacya ta jest prawdziwą? nie wiemy,
wnnkże powiedzieć trzeba przy tej okoliczności: że wszyscy
dobrze myślący o kraju Polacy, żenienie się z Moekiewkami
■wftżają bardzo słusznie za przekroczenie obowiązków naro-
dowych. Pohtyka, potrzeby narodu pognębionego, muszą
^ inne i różne od poglądów narodu mającego byt polity-
^017. Karanie opinią publiczną tych, co się pożenili z Mo-
ikiewktmi, uważalibyśmy za fanatyzm, ohińszczyznę i objaw
niegodny człowieka XIX. wieku uważającego wszystkie narody
la dobre i bratnie, gdybyśmy mieli niezależność, i gdyby
ii<n>dowość nasza nie była zagrożoną. Rozkaz rządu ska-
nye dzieci z małżeństwa mieszanego na grecką wiarę a przez
^ na pośrednią utratę narodowości własnej. Prawo o mał-
MÓstwach mieszanych, jest jednym ze sposobów stopniowego,
powolnego wynarodowienia ludów, nad któremi Moskwa pa-
■"je. Opierać się mu możemy, przez unikanie przyczyn wy-
*ohg|cych jego zastosowania; opierać się powinniśmy pod
^ klęsk, jakie sprowadza niewykonanie obowiązku naro-
"^«w«go. Znaliśmy dużo dzieci małżeństw, w których jedna
*ofaa była scluzmatyckiej wiary; z małym wyjątkiem wszyst-
lóe te dzieci nie posiadały polskiej narodowości, a często
* doszy były Moskalami. W obec tak zgubnych skutków,
32
opinia publiczna stanowcso wyraeić się musi, stanowczo sif
też wyraża. Źle byłoby, gdyby ogół narodu, opinia nie po-
wstrzymywał ludzi chorych mu przez miłość szkodzić, g'dyby
się nie bronił od wynaturzenia. Nie mamy nienawiści ani
pogardy dla Moskali i ich religii, szanujemy bowiem każdą
narodowość i każde przekonanie i wiarę. Niechcemy jednak
dla tego wyrzekać się swoich przekonań i swojej narodowo-
ści, a rząd zmusza nas do tego i łapie nas na wędkę ro2e-
grzanej krwi i pali płomieniem miłości i uczucia zbliżającego
do osób jego narodu. Stała, która wiąże ręce Polaka z Mo-
skiewką, przywiązuje go do narodu moskiewskiego i wyciąga
mu z serca i krwi żywioły narodowe. Jeżeli małżeństwa
mieszane nie będą środkiem politycznym, jeżeli je rz%d po-
zbawi charakteru wynaradawiającego, a wiarę i narodowrość
dzieci zostawi woli rodziców, i opinia co do małżeństw mie-
szanych zmienić się musL Tymczasem jednak odmawiamy
szacunku publicznego tym rodakom, którzy się pożenili z Mo-
skiewkami. Oni pomagają rządowi do wynarodowienia Pola-
ków, niech się więc nie dziwią, że w sercu mamy dla nich
pogardę. Dużo bardzo Polaków posłanych do Rosyi na
urzęda, do wojska lub na wygnanie nie pamiętali o naszych
potrzebach, pogardzili opinią narodu ; miłość żony wyparła im
z serca potrzebę opierania się zgubnym wpływom rządu,
miłość żony zmusiła ich poddać się skutkom złego prawa i
namówią do skazania dzieci na stratę narodowości — niech
się więc jeszcze raz nie dziwią , że straciliśmy dla nich^ uczu-
cie rodaków, że odsuwamy się od nich razem z szacunkiem.
Wygnańcy polityczni, żeniąc się z Moskiewkami, podwójnie
godni potępienia, bo podwójnie przeniewierzyli się, raz jako
Polacy, drugi raz jako ludzie politycznego charakteru. Opinia
wygnańców surowo kai*ciła kolegów, którzy tu żony i rodziny
szukali, którzy otaczali się innej wiary potomstwem. Chwa~
limy ich za gorliwe starania i powstrzymywania kolegów od.
takich małżeństw, nie zawsze jednak starania ich zostały
uwieńczone pomyślnym skutkiem. Kilkunastu było takich,
którzy boleść po stracie ojczyzny, słodzili pieszczotą na łonio
żony obcego pochodzenia. Błądzili — a błądzić nie byli
powinni, bo wiedzieli o swoich błędach. Wspominamy o
33
nidi, aieby ich nast^iGÓw od podobnych błędów po*
wstnymać.
Mówiłem o wybieranych przez hidność naczelnikach gminy.
naczelnik ten ma pozom% władz§, rzeczywistym rz%dio%
gminy jest najmowany przez nią pisarz. W Dauryi pisarz
ma wielkie dochody, które razem z pensy% wynoszą liczbę
lf500 rs. Komisarz rządowy, zwany w Moskwie Mstano*
wym pristawemn a w Syberyi azasidatielemn, ma pod
8voją władzą jedną, dwie a czasami kilka gmin, które two-
rzą takim sposobem okręg administracyjny podległy władzy
•ziemskiego 8prawnika.» Zasidatiel w Danryi, jak i
wszędzie ma nie małe dochody. Mała, bo kilkaset rubli wy-
nosząca pensya, z powodu licznych spraw włościańskich i
znpebej zależności władz gminnych od komisarza wzrasta
do liczb}- 2,000 i 3,000 rs. rocznego, rozumie się nieprawnego
docliodiL
Często wydarzające się we wsiach złodziejstwa, rabunki,
morderstwa, przechowywanie zbiegów, prócz tego szarwarki
i niedobór podatków, wyradzają wielką liczbę spraw w gmi^
me i wyrabiają stały i ciągły wpływ urzędników na nie, co
wolność gmin robi pozorną i fałszywą. Tunguzi i fiuriad
w Danryi, bez porównania mniej mają spraw niż gminy mo-
skiewskie. Złodziejstwa, rabunki są między nimi rzadsze;
gdybam chciał wyciągnąć wniosek z liczby spraw kryminał-
nrh, mosiałbym powiedzieć , że Buriaci i Tunguzi są morał-
niejsi od Moskali; co jednak nie tak się ma.
l>otychc2as w gminach szkół elementarnych nie było.
^^zisami jaki deportowany osiedleniec dla utrzymania się,
zaklidal we wsi prywatną szkółkę, do której tylko za pewną
aplfttą zamożniejsi rodzice dzieci posyłali, lecz wychowania
publicznego dotąd niema w gminach daui7jskich. Rząd ob-
wodowy rozkazał wreszcie gminom (1858. roku) zidoźenie
w każdej po jednej elementarnej szkółce i w tych czasach
ttajs budować domy dla szkół i nauczycieli. Obawiam się,
^by z temi szkółkami, nie postąpiono tak, jak z większą
^bą szkółek gminnych w Moskwie i w Syberjri. Budiąją
4om ęzkobny, płacą nauczyciela, lecz do szkoły włościanie
^«ci nie posyłają; zdarza się też, że we wsi stoi dom dla
<i>ŁLEi, Opisanie. I. 3
34
Bckofy, a w niej nigdy nie było nanciyciela. Nie mato jest
takich szkół w Moskwie, które tylko w statystyce powi^-
8Eą}% oświatę, a w rzeczywistości nie przynoszą iadn^ ko-
rzyśoL
System wychowania w Prusach, Badenie, gdzie rodziców,
nie mających oświaty, zmuszają do posyłania dzieci do szk^,
powinien być wprowadzony w całej l^owiańszczyznie, w ogóle
bardzo leniwej do nauki; inaczej oświata zbyt powoli roz-
szerzać się będzie. Powiedzieć jeszcze wypada, że w Dauryi,
której ludność składa się z wolnych wieśniaków, osiedleńców
katorżnych, górników i kozaków, liczba umiejących czy*
tać pomiędzy górnikami i kozakami większą jest nii pomię-
dzy włościanami. Te dwie klasy społeczeństwa zostają (pod
surowszą dyscypliną władzy, a od wykonywania trudnych
obowiązków mogą się tylko drogą nauki uwolnić, ztąd tea
mają i większy pochop do szkoły.
Posuwając się ku północy doliną Ingody, podróiny po
kilkumilowej od Klucz podróży, przejeżdża nad jezioro Kinon,
mające kilka wiorst obwodu, położone na sfalowanej równinie
pomiędzy kotliną Ingody i kotliną rzeki Gzyty. Woda roz-
wesela każdy krajobraz, widok też wsi Kinon za jeziorem
położonej i na pasmo Jabłonowe, zamykające horyzont jakby
wielkim szańcem, należy do piękniejszych w okolicy. Cokol-
wiek dalej na północ, na tem samem błoniu pod górami są
jeszcze dwa jeziorka, mniejsze od Kinonu: do jednego wpada
strumyk Szilnikowa, drugie nazywa się Ostrowno.
Od Kinonu droga spuszcza się w dolinę Czyty, szeroką i
obfitiąjącą w błonia i łąki. Przejechawszy rzekę Czytę w bród,
wjeżdża się do miasta Czyty, malowniczo położonego międsy
górami pod b2^ 2' szerokości a 131 <* icy długości geogr. od
Ferro.
CzyhsL przed kilku jeszcze laty była wioską, dopiero roku
18dl została ogłoszoną jako miasto i stolica wówczas utworzo*
nego zabąjkalskiego obwodu. Wzniesienie i wzrost swój winna
jest Czyta jenerał -gubernatorowi wschodniej Syberyi, liiko^
tąjowi Murawiewowi Amurskiemu, człowiekowi, którego rządy
(od 1848. r.) są epoką wzrostu handlu i znaczenia politycznego
tutejszej krainy. Obdarzony wyższym umysłem, dal popęd
35
w wschodniej Syberyi do myślenia i nowego iycia. Przył|c2yt
prowincyę amurską i usuryjską do Syberyi i przez to otwo-
itjl dla niej drogi handlowe do Ameryki, Japonii i wszyst-
kich krain nad kotliną Wielkiego oceanu p<^oźonych; rzucił
myśl uorganizowania floty moskiewskiej na Wielkim oceanie,
otworzył znaczną siłę zbrojną za Bajkałem, zapewniającą prze-
wtgę Moskwy w wschodniej Azyi. Szczęśliwy na polu poli-
tycznego działania, mniej był szczęśliwy w wytępianiu sprze-
dąjności urzędników, w prześladowaniu ich nadużyć, zdzierstw
i t. p. Energicznego charakteru i despota, więc też z energią
tępił i karał nadużywających swej władzy urzędników. Wielu
wypęddł ze służby, a wielu młodych, z nowemi pojęciami i
liberalDych ludzi obdarzył swojem zaufaniem i podnosi ich
do wyższego stopnia urzędów. Ci młodzi umieli się podobać
jenerałowi i otoczyli go pochlebstwem, z poza którego nie
mógł spostrzedz ich nadużyć i postępowania zupełnie podo-
bnego do postępowania tych, których dawniej prześladował.
Ci nowi cywilizowani zdziercy, popsuli jenerałowi opinię, na
któri słusznie i rzeczywiście pracowsJ. Dostępny dla lądu,
bronił gdzie mógł jego praw i swobody; żołnierze go lubią,
bo wiedzą, że ich nie pozwala chłostać bez miary i że zniósł
zbyteczną surowość dyscypliny; lud chociaż musiał ponieść
wiele ofiar w kwestyi przyłączenia Amuru, nie stęka i zado-
wokiiony jest z jenerdta, który po ludzku a nie po wojskowemu
z nim przemawia. Z wygnańcami politycznemi postępuje
łagodnie, z szacunkiem i względnością, okazując się człowie-
kiem rozumu i serca, urzędnikiem pełnym tolerancyi i pięknej
ttnbicyi. Zasłużył się Moskwie, ale co jest rzecz bardzo
nadka, dobrze zasłużył się i ludzkości, chociaż nie umiał
wykorzenić złego dawną rutyną i systematem Mikołajowskim,
głęboko wprowadzonego w naturę moskiewską.
Czytę, jako leżącą w środku Zabajkala, na pocz^ku wo-
dnej komunikacyi z oceanem Wielkim, Mora wiew wybrał
na stolicę Zabajkala i wyjednał dla nowego miasta przywileje
migące na celu jego wzrost. *) Korzystne przywileje i ko-
^} UictduAey mlMte na Ut 10 uwolnieni »ą od wsselkiego podilku, leci
a to kaidj mlMaoMoin obowi^sany Jest w prseciąga lat 8. wysuwie dom
3*
36
munikacya z Amurein, zachęcają wiele osób do osiedlania się
w Ożycie. Roku 1855 ludność jej składała się z 700 osób;
na początku 1860. r. było 854 osób, w tej liczbie 44 Polaków.
W liczbie Polaków były tylko 4 kobiety. Urzędników w Oży-
cie jest przeszło 150 i oni nadają miastu nudną, sztywną,
urzędową fizyonomię.
Domy wszystkie są drewniane, rozrzucone tu i owdzie
bez porządku, cerkiew jedna drewniana; słyszałem (1860. r.),
łe ze pkładt^k zebranych w Polsce a wynoszących 3.000 rubli
i ze składek parafian mają budować kościół katolicki, i że
parafia katolicka przeniesioną zostanie z Nerczyńskiegt} Za-
wodu do Czyty. Składki zbierała na Wołyniu i Ukrainie
szanowna pani Salomeą z Tamawieckich Rakowska, która
nieraz przez nadsyłanie różnych sum, zaradzała potrzebom
wygnańców polskich.
Ulice są piaszczyste i niebrukowane, fizyonomia miasta
jest jeszcze wiejską, a wiele wsi za Bajkałem mają pierwszeń-
stwo przed Czyta co do zamożności i obszemości ; ale to do-
piero początek, a Czyta z każdym dniem rozszerza się i ma
przyszłość przed sobą.
Opisywać budynków nie będę, bo niema tu ani jednego
gfmachu, któryby wart był opisu lub wspomnienia.
Następne władze mają tu swoje siedlisko. Rząd obwo-
dowy, sąd okręgowy, sąd ziemski *), kasa obwodowa, zarząd
pocztowy, policya, prócz tego zarząd wojskowy i deżurstwo
zabajkalskich kozackich wojsk.
Ogólny dochód z podatków w całym zabajkalskim obwo-
dzie zbieranych jest około 300,000 rs. ; w tę liczbę nie wcho-
wartuji^cy przynajmniej 100 rs., a kaidy kupiec dom wartujmy prsyoi^mnic^
300 rs. Dochód miasta sianowi sprzedał plarów. Jeżeli kto kupuje pod bu-
dynki 500 sążni r]i za kałdj sąień płaci 3 kop. sr., Jeżeli kto kupuje 1,000
sążni Q, płaci za każdy sążeń pierwszej połowy 3 kop. sr., a sa kaidy sąieA
drugiej połowy po 5 kop. sr.. Jeżeli kupt^e 1,500 sąini Q, płaci aa kaidy
sążeń ostatniej pięćsetki po 8 kop. sr., a Jeżeli 2,000 sążni, za każdy sążeń
czwartej pięćsetki po 12 kop. sr. Prócz dochodu z placów, opłata za konsensa
stanowi drug:| rubrykę dochodów miasta; zresztą żadnego podatku nikt w Cay-
eie nie płaci.
*) w roku 1857 z miasta Nerczyńska przeniesiono do Czyty stolicę i>o-
wiątu nerciyńskiego.
37
di| dochody z górnictwa i podatki płacone pnez kozaków.
jft pemye nnędników w całym obwodzie, wycłiodzi rocznie
pnefizto 100,000 rs., w tąj liczbie około 41,000 pobierają urzę-
dnicy pracig%cy w rz%dme obwodowym. W rządzie obwodowym
lą trzy wydziały, któremi zarządza trzecb radzoów ( sowie*
tników.)
Listy pisywane przez wygnańców politycznych, ekspedy-
torowie poczt odsyłają do tutejszego rządu, gdzie w 1. wy-
dziale bywają czytane i cenzurowane. Jećeli list nie zawiera
lic takiego, coby obudzało podejrzenie, odsyłają go według
idreaa, w przeciwnym razie odsyłają do trzeciego wydział*
eennkiej kancelaryi w Petersburgu, gdzie albo łist niszczą ^
•Ibo w^eślają myśli wolne a potem odsyłają do osoby, kió-*
Rj adres wypisano na kopercie.
Polityczni ¥rygnańcy, którzy znajdują się jeszcze w kopal-
niach, nie mogą pisywać listów do kraju; ich listy palą
wGkycie. Wolno jest tylko korespondować tym, którzy znaj*
^ają się na osiedleniu lub w wojsku. Listy pisane z Polski
do ^rygnańców, przechodzą także przez cenzurę III. wydziahi
w Petersburgu lub przez oenzurę tutejsiej władzy.
Urzędnicy pracują w kancelaryach od ósmej godziny zrana
do dmuastej, a po południu od piątej do ósmej. Czasami
sdarza się, że pracować muszą do 10. i do 12. w nocy, sió*
Mwnie do tego, jak długo naczelnik wydziału siedzi w biurze.
Uniefń urzędnicy nie mogą wyjść z biura przed swoim na-
cnfastiem, jeżeli zajęty pilną robotą siedzi, nie zwracając
>mgi na późną godzinę, i mali urzędnicy, chociażby nic nie.
mieli do roboty, siedzieć muszą w kancelaryi.
Pomiędzy urzędnikami w Gzycie jest kilku Polaków, w car
lem zaś Zabajkalu liczba ich jest dosyć znaczna. Kilku po*
między nimi po skończeniu uniwersytetów kosztem rządu,
sostało tu przyshiBydi na służbę, są i tacy, którzy jak A. D.
Zsnowicz za sprawę polityczną na służbę do Syberyi zostaM
skazani, najwięcej jest jednak takich, którzy ułakomiwszy się
aa większą pensyę urzędnika syberyjskiego i na mniejszą
Httbę lat służby potrzebną do otrzymania emerytury, przy-
jechali tu robić karyerę. O tych karyerzystach nie wiele
powiedzieć można; są to w większej liczbie ludzie, którzy p€^
38
niemiecka ojczyznę n podeszew noszą, a za zapHttę poseliby
do piekła służyć Mefistofelowi. Ci janowie nie szanig% opi-
nii narodowej, z lekceważeniem o niej mówią, potrzeby i po-
glądy narodowe nazywają przesądami a ubrawszy się w płasz-
czyk kosmopolity najczęściej moskwicieją. Wielu z nich po-
żeniło się tutaj i dało początek moskiewskim rodzinom z pol*
skiemi nazwiskami. Zły Polak jest zawsze i złym człowiekiem,
oni też i na urzędach swoich nie są czyści a dla miejscowej
ladności nic dobrego nie robią. Wspomniawszy o tych ladaco
Polakach urzędnikach, powiedzieć powinienem, że są Polacy
urzędnicy pod każdym względem zasługujący na szacunek na-
rodu, którzy godnie reprezentigą charakter Polski i pożyte-
cznie działają dla oświaty i cywilizacyi tych krain. Ci spra-
wili, iż opinia miejscowa korzystnie wyraża się o wszystkich
Polakach urzędnikach.
Wspominałem już o moim zamiarze wyszukiwania śladów
polskich, które z powodu niewoli naszej ojczyzny, po całym
świecie na drogach i ścieżkach wszystkich krajów oznaczyły
się. Dla tej to przyczyny, nie charakteryzując osób, wymie-
niam nazwiska Polaków urzędników i oficerów w Zabajkala
i w gradonaczelstwie kiachtińskiem służących. Może te na-
zwiska nie wiele obchodzą powszechność naszą, wszakże ci,
którzy pilnie obserwują rozchodzenie się elementu polskiego
po świecie, prostego spisu nazwisk nie pominą obojętnie.
Za Bajkałem w cywilnej służbie znajdują się obecnie na-
stępni Polacy: Aleksander Despot -Zenowicz, skazany pnes
jenerał-gubematora Moskwy Zakrewskiego na służbę na wy-
gnaniu; Ludwik Biyńk, przyjechał do ojca wygnańca; Win*
nicki; Jan Popławski; Ludomir Małecki, syn znan^ autorki
Wandy Małeckiej*); Hektor Bildziukiewicz, a prócz tych;
Stocki, Staniszewski, Barszewski, Janowicz, Bolerfaw £gerŁ,
£omorowicz, Boratyński, Butkiewicz, Wojciech Siemaszkiewics,
lirabia Plater (umarł niedawno i zostawił po sobie roeyjaką
familię) i inni.
*) WandA B Friiów llal«eka, wdowa po andytono w^ak polakich, ainarla
w «0. roku iyeia w Wartuwie dnia 23. paśdsieraika 1880. r. Ona i mąŁ J^
Aobna aaahUrli •!« krąfowl.
39
W Ciycie jest unędnik Moakal rodem z Irkucka, nofn^ey
pi^e nazwisko Ghodkiewica; zdaje się, że jest to potomek
jtkiegoś konfederata.
W wojsku kozackiem prócz doktorów, 8% następni oficero-
wie Polacy: jenerał Sotłohub, Sokołowski, dowódzcy brygad; *)
Wincenty Suchodolski; Władysław Despot-Zenowicz; Włsr
dyilaw Akcyz; Cyryl i Demostenes Krzyżanowscy; Michał
Bajwid i prócz tych Mikołaj Jachimowicz, Domański, Cho-
lewińiki, Ghełmicki.
W batalionach liniowych 13., 14., 15. i 16. służ^ następni
oficerowie Polacy: Walenty Kołakowski, wzięty jako rekrut
do wojska a w 1846. r. pomimo woli przetranslokowany w sto-
l^nia oficera do Syberyi; Wiktor Salmanowicz; Czaplejewski;
Ciedtanowicz ; Szarf; Jan Strzemeski i inni. Opinia publiczna
z wyjftldem kilku powiada o nich, że 8% ludzie rzetelni, źe
ł^Knrego i wziątek nie biorą, a z tego powodu trudniej jest
s mmi robić interesa niż z Moskalami, którzy chociaż na
OR^dsch bywają formalistami, przecież dla pieniędzy łatwo
^ttnią formy i prawo. W wojsku oficerowie Polacy, (prócz
kilku), acz nie zawsze lubiani przez dowódzców swoich, pra-
nk zawBie posiadają ich szacunek i miłość żołnierzy z po-
woda łagodniejszego obchodzenia się z nimi.
O konserwowaniu w sobie narodowości przez tych panów,
jsi powiedziałem kilka wyrazów; tutaj powiedzieć należy, iż
% którzy mają żony Polki, w większej zupełności zachowugą
^nnkter polski niż żonaci z Moskiewkami i niektórzy kawa-
lerowie. W ogóle jednak urząd obcy, pobyt między obcymi,
ich wpływ zgubne ślady wycisn^ lub wyciska na charakterze
Polaków; dla tego to radziłbym każdemu urzędnikowi i ofi-
^snmi, służącym w Rosyi a mającym prawo wracać do Pol-
ski, nieodwlekać wyjazdu do ojczyzny i pospieszyć na pole
najwłaściwszej dla Polaka pracy.
W Moskwie jest wiele gatunków deportacyi. Deportują
tt osiedlenie, do wojska, do robót, do kopalni, deportiigą na
vzęda a prócz tego wyg^aniają drogą zwyczajnego odkomen-
^nowania. W roku 1846 w skutek powstania organiziyącego
*) SokołowiU, pałkownlk, iil« iły eilowiek, amarl w Csyei* 1860. roka.
40
lię w różnych punktach Polski, rząd podejtsywał wszystkich
Polaków służących w wojsku konsystąjącem w granicach na-
szego kraju i dla tego junkrów mających tego roku być
awansowanymi na oficerów, odkomenderował do Syberyi, gdzie
jako oficerowie zajęli różne posady w wojsku. Kilkunasto
takim sposobem wypędzonych zostało z ojczyzny do wscho-
dniej Syberyi. Los ich jest mocnym dowodem szkodliwości
moskiewskiej i^użby. Kilku tylko potrafiło uratować i zacho-
wać zacność/ godność charakteru i pojęcie potrzeb narodo-
wych, wielu utraciło to wszystko przez zrobienie karyery,
inni przez wpływ złego towarzystwa porobili się pijakami i
skapcanieli jak to mówią w pospolitym języku, kilku znów
smutnie zakończyło życie i karyerę, jako ofiary fieiłszywego,
nienaturalnego i niewłaściwego dla Polaka położenia. I tak:
Jan Łaudański oficer, umarł nagle w Kiachcie komendenąjąc
mustrą (1852. r.), Walenty Tarkowski umarł w Czycie (1852),
a żaden z nich nie miał szczęścia służenia poczciwej sprawie
Polski. Ciechoński oficer zastrzelił się w Niżneudińsku a
drugi z ich liczby oficer Zabłocki powiesił się w Kra8noja^
sku ; Wereszczyńaki umarł z pijaństwa, a oficerowie Tułowski
i Zabiełło zmarli nad Amurem w czasie pierwszych ekspedycyj
Murawiewa i byli uroczyście przez kochających ich żołnieny
pochowani nad brzegiem tej wielkiej, zupinie wówczas nie-
zaludnionej rzeki. Byli to ludzie nie źli, dosyć poczciwi, lecz
czyż nie jest smutną i odraźliwą śmierć w moskiewskiej służ-
bie, bez najmniejszej zasługi dla Polski i ludzkości. Smutno,
och smutno! Zakończę już lepiej ten spis nazwisk ludzi, któ-
T^y gdyby nie fatalne położenie Polski, może byliby pożyte-
cznie życie spędzili, a nazwiska ich może byłyby umieszczone
w rzędzie nazwisk godnych zachowania w pamięci szlachet-
nych serc.
Cywilni urzędnicy, noszą ciemno-zielone surduciki z żół-
temi w dwa rzędy z herbem irkuckiej gubemii guzikami, koł-
nierz wywrócony z takiegoż sukna, czapki małe, okrągłe z ko-
kardami. Wyższa władza nie zabrania jednak chodzić urz^
dnikom w paltotach i frakach, więksea też połowa urzędników
w kancelaryi tylko nosi skarbowy ubiór.
41
Pensya urzędników syberyjskich większą jest od moskiew-
ibcłi, nie wystarcza jednak na potrzeby przyzwoitego iycia,
i dla tego orzędoicy starają się o nieprawne dockody.
Przywileje urzędników w Syberyi, zwabiają wielu młodych
fałda i urzędników do Syberyi. Prócz mniejszego terminu
ihaby, łatwiej i prędzej oti'zymują stopnie. Szlachcic', który
Bkończył gimnazyum, wstępigąc w Moskwie do cywi^iej służby,
po dwóeh latach otrzymuje rangę (czyn) koleźskiego regi-
itntora, w Syberyi otrzymige ją po jednorocznej służbie.
Szlachcic, który nie otrzymał patentu z ukończenia szkół,
w Moakwie cztery a w Syberyi dwa lata służyć musi do
otrzymania pierwszej rangi. Nieszlachcic, który skończył
i;iDmazyoin w Moskwie, po sześciu, tutaj po trzech latach otrzy-
muje rangę. Podoficer przechodzący z wojskowej do cywil-
nąi shżby, dwanaście lat, a żołnierz dwadzieścia lat służyć
nosi, zanim otrzyma stopień koleźskiego registratora.
Co się tyczy obyczajów, wykształcenia, poloru, urzędnicy
w Syberyi zapewno niczem nie różnią się od moskiewskich.
Ta jak i tam można znaleźć ludzi z pięknem wychowaniem
i nauką, bez owej sztywnej niemieckiej biurokratycznej dumy,
itóra z niemieckiego urzędnika robi nieznośną istotę. Tu
i tam zutleźć można ludzi bez wykształcenia, głupiuteńkich,
me omiejących nic więcej zrobić, jak tylko napisać rozkaz
lab okólnik rządowy. Są też pomiędzy nimi ludzie wykształ-
<!ad ale z tyrańskiemi usposobieniami ; są ludzie grubych oby-
czajów, pijacy, sprzedajni, biorący łapowe. Mnóstwo jest
pokornych, ale mało umiejących zachować godność w postę-
powania, wszyscy jednak są grzecsoiejsi w postępowaniu
2 oświeconym człowiekiem od urzędników austryackich i pm-
ikicfa, chociaż potrafią być grubianami opryskliwemi w po-
iHpowaniu z ludźmi bez wykształcenia i bez tytiJu.
Administracyjni urzędnicy prócz pensyi ze skarbu im wy-
P^Mamej, pobierają takąż samą pensyę od osób, które od
R^ zadzierżawify monopol sprzedaży wódek. Pensye te
Pnewyższają niekiedy żołd skarbowy urzędnika, a powszechne
H w całej Moskwie. Od gubernatora, aż do komisarza poli-
<7i) WBzyaćy urzędnicy i^atni są przez tak zwany odkup;
» Syberyi górnicy, kozacy, nawet niektórzy liniowi oficerowie
42
otrzymuj% pensy ę od odkupu, która niczem więcej nie jest
jak tapowem i przekupstwem.
Monopoliści, zatknąwszy bankowemi biletami usta on^
dnikom, nie zważają na instrokcyę, na prawo i postępigi
jak im dogodniej; wódkę sprzedają wyżej nad taksę oma-
czoną w kontrakcie, zaprawiają wodą, sprzedają co dzień,
chociaż prawo dozwala wódkę sprzedawać tylko w iwi^
i to po mszy. Wszyscy znają nadużycia i bezprawia mono-
polistów, ale wszyscy nie wyjmtgąc i cesarza, który z mono-
polu wódki ma ogromny dochód, zammżyli oczy na to, co się
dzieje. Obecny porządek rzeczy, krzywdzący konsumentÓY,
wielce jest korzystny dla monopolistów i urzędników, nie
dziwota więc, iż ci niedbają o wykonanie prawa. Suma,
którą z tego tytułu urzędnicy w Moskwie pobierają od dzie^
żawców gorzatczanego monopolu, prawie jest równą sumie
przeznaczonej w budżecie państwa na pensye dla urzędni-
ków.
W Moskwie wiele jest takich praw, o których wykonanie
nikt nie dba; są prawa z tendencyą moralną, ochraniąjioe
indywidualizm, a nawet przejęte są duchem wolności, jak
n. p. prawa gpninne. Etoby jednak sądził Moskwę z tych
praw, grabo się omyli. Prawa te piękne są na papierze, ale
albo wcale nie wykonywane jak moralne prawo o sprsedaśy
wódki, albo sprzecznie z dachem i literą prawa wykonywane,
albo wreszcie przez nikogo, szczególniej przez władze niesia-
nowane.
Moskale bardzo są dbali o pozór. Podobni są oni w swo-
jej pretensyi do cywilisacyi do owego kruka ubranego w cu-
dze pióra. Piękne prawa, ' malowane miasta, wielkie insty-
tucye naukowe, tolerancya i tem podobne rzeczy, są to piórka
świetne, w które się Moskwa ubiera nie dla siebie, ale dla
Europy, a które kryją grant i treść zupełnie inną.
Czyta jest dotąd miaatem urzędników. Na kilku jej olicc-
kach, gdzie się tylko zwrócisz, wszędzie napotkasz płaszcz i
gwiazdkę na czapce urzędnika, szlify oficera, lub szary płasscf
okrywający potulną postawę żołnierza. Życie towarzyskie
bardzo mało rozwinięte, głuchota i cisza tu pani:^e, csłowiek
lubiący zabawy, czyimość, ogromnie się tu znudzi.
43
Pomiędzy urzędnikami a oficerami kozackiemi pant:^e ry-
-wilizacya w towarzystwach. Wszędzie, jedni nad drug^i
dowcipem, obejściem, ubiorem starają się górować, a w mo*
lis nie okazuj% sobie i^^zajemnego szacunku.
W półtrzecia roku, po pierwszym moim pobycie w Czycie
pRyjecfaatem powtórnie do tego miasta. Fizyonomia jego
nicznie w przeciągu tego czasu zmieniła się. Wybudowano
•to kilkanaście domków, porobiono nowe ulice, na rynku
tepiec Judin wystawi! piętrowy dom, a w blizkości jego mia-
ito wznioito gościuny dwór, w którym prócz kilku moskiew-
•kich kupców, wyłącznie handli^ą ćydzi.
Rynek z powodu kramarzy żydowskich w łapserdakach,
rojących się od rana do wieczora, przypominał mi rynki pol-
skie, napebione żydostwem.
WCąyde mieszka (1858. r.) stu żydów. Wszyscy trudnią
oę pnekopstwem i handlem. Na rynku prócz iydów widać
gnipy Boriatów, pomiędzy któr3rmi tu i owdzie kręci się
menczaiiin lub urzędnik moskiewski. Żydzi tutejsi przysłani
■ostali do Syberyi za kryminalne przestępstwa. Korzystając
t pnywilejów nadanych Czycie, ze wsi, w których mieszkali,
pociągnęli do nowego miasta, gdzie wyrobili sobie pozwolenie
ttpitywania tnę w listę mieszczan. Dopiero teraz (1858. r.)
niejscowa władza przypomniała sobie, że istnieje ukaz, zabra-
^W żydom osiedlania się w miastach gnbemialnyoh Sy-
beryi; nie wypędzOa jednak tych, którzy już zostali mieszozt^
ittou, lecz rozkazała nie wydawać nadal pozwolenia do przyj-
mowania ich w grono mieszczan czytyńskich.
Żydzi dobrze się tutaj mają. Przebiegłością, sprytem kra-
■mkim nie dorównywają Syberyakom, potrafili przecież
ipomadzić w swoich rękach dosyć duże kapitały i opanować
bamarski handel Gzyty.
Piotr WieUd powiedział o Moskalach, że każdy z nich
<Kiika czterech żydów; rzeczywiście jest tak. Zdolności han-
dlowe Moskali są wielkie, kupcy ich targriąją się wytrwale
fk i żydzi, umieją pochlebić knpi^ącym, umieją zręcznie za-
*^*ilać towary, a jeszcze zręczniej umieją oszukać; są oni
Bid)ezpiecsnymi współzawodnikami dla żydów, którzy, cho-
ńihy tu przebywali w tak znacznej jak u nas licsbie, nigdy
44
nie zawładną całym handlem. Buriaci także lubili handel;
mnóstwo ich zawsze widzieć można w Czycie, lecz nieznajo-
mość języka, nizki bardzo stopień wykształcenia, a wressdt
stepowe zwyczaje i nałogi nie pozwalają im panować wbaih
dla i zrównać się z żydowskimi i moskiewskimi kupcami
Trudno jest oszukać w handlu Moskala, równie trudno i Bu-
riata; ostatni wiele ma cech wspólnych z pierwszym, a wspól-
ność ta, ułatwi zatracenie odrębności Buriatów. Przed dwoma
laty Czyta byłft podobną do wsi, teraz ma już pozór mia-
steczka. Rozwinął się w niej handel, pomyślano i o zab*-
wach towarzyskich. Założono ogród publiczny z altaną
w środku miasta, w nim muzyka kozacka uprzyjemnia spacer
publiczności. W zapusty 1858. r. dano pierwsze widowisko
teatralne, w domu zajezdnym Prospera. Urzędnicy i ich żony
sachęceni przez radzcę Łochwickiego, przedstawili znan% po-
wszechnie wyborną komedyę Gogola «Bfewizor.» Powiadaji,
że gra amatorów była wcale nie złą, publiczność dobrae
zabawiła się, a pieniędzy zebrano kilkaset rubli, które oddano
na dochód domu ochrony.
Kozacy, emuli^ący z urzędnikami, przedstawili zaraz na
drugi dzień komedyę: «Żenich iz nożowej linii » także aa
Jcorsgrść domu ochrony. KUka tygodni gadano w towarsj-
atwach o tych przedstawieniach; urzędnicy chwalili swoich,
kozacy zaś swoich amatorów, nie przyszło jednak do kłótni
pomiędzy partyami, a na balach umiano się bawić wspólnie,
zgodnie i wesoło. W zapusty ruch na ulicach był wielki
Każdy, kto mii^ konie lub mógł je nająć, posadziwssy
w bryczkę swoją rodzinę, woził ją po wszystkich uhcach
miasta i to nazywa się <ikatanie.» Reszta ludności tłumiła
się około gór lodowych, zwanych akatuszkami,» gdzie na
saneczkach lub skórze, kobiety i mężczyźni, starzy i młoda
spuszczali się po pochyłości. Niezręczni wypadali z kolei,
lub też przewracali się, inni pędząc tuż za nimi, przesuwali
się przez nich jak frygi; wrzawa się wzmogła, a śmiech pa*
łrzących ogłaszał każdy upadek i nową przygodę.
Kat uszka jest ulubioną i narodową zabawą moskiewską.
W zapusty, we wsiach i w miastach, wszędzie podróżny zo-
baczy ludzi różnego wieku, z namiętnością oddąiącyoh się tCŚ
45
labiwie. W Czycie, nie tak sama zabawa, jak rozmowy i
dowtipy patrzących zwracały moją uwagę. lOótnia pomiędzy
kancelistą a podoficerem kozackim, zainteresowała wszystkich.
Jeden dmgiemn wymawiał pochodzenie i stan jego; kance-
lista lżył kozaków, kozak zaś lżył urzędników, spór skończył
ńf bitwą, która nie miała jednak sinych i krwawych na-
stępstw.
Zabawy publiczne, dały mi dobrą sposobność przyjrzenia
flię kobietom w Czycie. Ani jednej pięknej nie widziałem.
O ich prowadzenia się mówili mi ludzie dobrze obeznani
z towarzystwem miejscowem: że nie odznacza się szczególną
surowością obyczajów, że wypadki niewierności małżeńskiej
nie są bardzo rządkiem zjawiskiem, że wreszcie intrygi miłosne
przeeskadzają tutejszym paniom spełniać należycie obowiązki
matek i żon.
W ostatnich czasach, wybudowano tu koszary dla kozaków,
koszary dla artylerzystów, wznoszą wielki dom dla guberna-
tora, myślą o wystawieniu nowego więzienia, lecz nie myślą
o założeniu szkoły. W Czycie niema nawet szkoły elemen-
tarnej, niema drukami i księgami, a życie umysłowe jest
jeszcze w pieluchach.
Kie tylko w Czycie, ale w całym zabajkalskim obwodzie,
życie umysłowe jest żadne. W ci^ym obwodzie niema gim-
nazyum ani wyższych instytucyj naukowych, handel księgar-
ski wcale nie istnieje, drukami i litografii niema ani jednej.
Ci, którzy lubią czytać, sprowadzają książki i gazety z Peters-
burga, Moskwy, z Warszawy lub z Wilna. Dotąd nie urodził
ńę w Zabajkalu ani jeden człowiek, któryby słynął w świecie
Brakowym, literackim lub artystycznym. Przemysł i ręko-
dzieła są także na bardzo nizkiej stopie. Kto choe nosić
porządne ubranie lub buty, sprowadza je z Irkucka, z Peters-
horga a nawet z Warszawy. Niedawno osiadło w Czycie
kilkn polskich rzemieślników, zesłanych za kryminalne lub
policyjne przestępstwa do Syberyi; jest więo teraz w Czycie
iti^macb, stolarz, kowal, siodlarz, ale niema dobrego krawca
i szewca.
W liczbę mieszczan czytyńskich wpisano także kilkunastu
Polaków, szlachty zagonowej z Litwy i z Wołynia, przysłanej
46
na osiedlenie, cz^to za przestępstwa małej wagi. Nie £ke
się im powodzi, niektórzy pożenili się z Moskiewkami. S^
to ludzie prości, z malem lub źadnem wykształceniem, ale
trzymają się kupy, jeden drugiego chętnie wspiera i wzajem-
nie sobie pomagają.
W ostatki polskie przypadkiem wstąpiłem do jednego
szlachcica. W małej izdebce, w około kobierca siedziało kil-
kunastu mężczyzn, bez surdutów, i śpiewając pieśni polskie,
pop^ali wódkę i zajadali pieczeń na kobiercu postawioną.
Przypomniał mi się wiek XyiII. i uczty szlacheckie z dymi%-
cemi się czubami. Zmusili mnie zająć miejsce obok nich na
podłodze i być świadkiem ich serdecznej zabawy i patryoty-
cznych wspomnień. Zgoda i wzajemna dobra wola, jaka
pomiędzy nimi panowała, zrobiła na mnie miłe wrażenie,
Czasami, pomiędzy kategoryą podobnych jak oni deporto-
wanych, spotkać można ludzi z ciekawą przeszłością i charak-
terem. Onufry Grądzki, zmarł}' w Czycie przeszłego roka
(1867), był szlachcicem zagonowym z okolic Dynaburga, gdzie
miał obowiązek leśniczego. Wypadki, które tego człowieka
do Syberyi sprowadziły, mogą nie jednego birbanta przekonać,
jak jest potrzebną stateczność w żywocie człowieka i mog^ ,
jeżeli serce nie jest zupełnie zepsute, wstrzymać od lekko*
myślnych miłostek.
W domu Grądzkiego na ojczystej ziemi, panował dostatek,
spokojność i kwitnęła młoda, piękna córka leśniczego, wielka
pociecha i nadzieja rodziców.
Zamożny obywatel, znikomy i sąsiad Grądzkiego, nawie*
dził pewnego razu jego domek w puszczy i uderzony został
pięknością dziewt^cia. Piękność ta zwabiała go po kilka
razy na tydzień do samotnego domku i obudziła uczucia
miłosne, które nie us^ oka rodziców. Spostrzegłszy nastę-
pnie, że i córka przywiązała się do przystojnego sąsiada, źe
coraz bardziej goreje płomieniem miłości, zabronili mu byw^aó
w swoim domu. Sąsiad obietnicą ożenienia się otworzył
zamknięte przed nim wrota, a uwiódłszy potem dziewczynę,
haniebnie porzucił i więcej w domu stroskanego leśniczego
nie postał. Krótką mają pamięć uwodziciele, wlody też sąsiad
prędko zapomniał o krzywdzie, jaką biednym ludziom wyrz^i.
47
dsK, a nie inyśl%c, żeby prości i bez wykształcenia ladzie na
fnwdę czuli hańbę córki, śmiało pojechał do ich domu,
i^jąc jakiś interes do leśniczego. 6r%dzki oburzony był jego
widokiem a potem prosił i nalegał, żeby zmył z jego córki
kańbę przez ożenienie. Nie pomogły nalegania, bezczelny
Hsiad uśmiechną sdę i zdziwił się nad pretensy% ojca w sier-
międze, śmiejącego proponować córkę swą za żonę młodemu
i bogatemu panu.
Grodzki nie mógł dłużej hamować się i wybuchnął tajoną
lemstą na zwodziciela, uderzył go pięścią w głowę dwa razy,
a udeizył z taką siłą, że delikatny panicz padł na ziemię
i wkrótce ducha wyzionął.
Przestraszony Grądzki, bojąc się odpowiedzialności, wy-
nióat tmpa z domu i utopił go w jeziorze. Było to w jesieni,
zima wkrótce nadeszła, pokryła jezioro lodem i zakryła ślad
zbrodni, która leśniczemu spać nie dawała. Spokojność na
sawize uleciała z małego domku; żona leśniczego a matka
Bhaohionej oórki, była świadkiem zabójstwa młodego pana
i drżała o siebie i o swego męża. Niespokojność , obawy i
cierpienia moralne, wywołały gwałtowną chorobę, która za-
końezyła się śmiercią.
Tymczaaem zbliżyła się wiosna, lody pękły i rybacy wycią-
gnęli tmpa; poznano w nim obywatela, którego od kilku
miesięcy napróżno szukano.
Śledztwo wykryło zabójcę, Grądzki aresztowany, przyznał
się do winy i opowi^zic^ powody, które wywołały śmierć jego
i^skda. Sąd skazri go na pozbawienie praw politycznych
i osobistych i posłał na osiedlenie do Syberyi. W Gzycie
sobili Grądzkiego stróżem przy rządzie obwodowym. Mówią
o nim, że się bardzo dobrze prowadził i że był przez wszyst-
kiefa 'lubianym za swoją usłużność i poczciwość. O losie córki
tte mogłem się dowiedzieć.
Pod względem religii, w całej Dauryi wyraźna obojętność.
W Czyde jest tylko jedna cerkiew, a i podczas niedzielnego
Bsbożeństwa nie zawsze jest ludźmi napełniona. Do oboję-
taości w religii przyczynia się kierunek handlowy i materyalny
uesskańców Dauryi, a głównie małe wykształcenie ducho-
wieństwa i naganne postępowanie popów. Sprawy kryminalne
48
pomiędzy popami zagęszczają się coraz bardziej. Obecnie mó-
mą wszyscy o sprawie popa, oskarżonego o zgwałcenie mło-
dej dzieweczki; udział innego popa w podpaleniu przez Tajsae
Horyiiskiej Dumy i skradzenie pieniędzy skarbowych, został
udowodniony i wszystkim jest wiadomy. Widziałem popów
pijanych wstępujących do domów, gdzie za prześpiewanie
nabożnej pieśni, upominali się o zapłatę , a jeźli im mało 7A'
płacili, grubiańsko i natrętnie zażądali wyższego wynagro-
dzenia. Na Boże Narodzenie, na Trzech Króli i Wielkanoc
a prócz tego w święta parafialne , popi chodzą od domu do
domu, śpiewają pieśni i za nie zbierają pieniądze; zwyczaj
ten daje księżom jeden ze znaczniejszych dochodów, jest po-
wodem wielu zgorszeń i jest powszechnym w całej Moskwie.
Wytłumaczyć go można małem uposażeniem księży, których
rząd takim sposobem zmusza do frymarczenia obrządkami
rehgijnemi.
Prócz kozaków i artylerzystów, w Czycie znajdiye się
jedna kompania garnizonu, którego inne kompanie rozłożone
są w Nerczyńsku, w Wierchnioudińsku i w hucie żelaznej
w Piotrowsku. *)
Stan i położenie żołnierzy garnizonowych, pomimo starań
głównodowodzącego o polepszenie ich doli, jest opłakany.
Garnizon do Czyty przybył z Nerczyńska; w ubogiej wio-
szczyznie, którą zrobiono miastem, nie było koszar ani domu,
gdzieby pomieścić można żcłnierzy. Rozkwaterowali ich więc
w okolicznych wsiach, odległych od miasta o milę, dwie a
nawet trzy mile i z takiej to odległości co drugi dzień mu-
sieli chodzić na służbę i mustrę do miasta. Ciągłe marsze
i po nich uciążliwa służba, wyczerpywi^ siły żołnierzy.
Długo oczekiwali napróżno ulgi ze strony zwierzchności; nie
mogąc się jej doczekać, żołnierze postanowili sobie sami
radzić i ze wspólnych funduszów, które się złożyły z odtrące-
nia kilku kopiejek z biednego ich żołdu, kupili dom na ko-
szary, w których teraz mieszkają.
Oberwani, ubodzy, uciemiężeni niewolą i ciągłą służbą,
pomimo rozkazu] łagodniejszego z nimi obchodzenia się, za
*) Garuiton zabąjkalskl r. 1859 został zniesiony I zamieniony Jcotaekioi.
49
najmniejsze przewinienia służbowe, ulegają hańbiącej karze
Śniadania nie dają żołnierzom ; zamiast śniadania, codzien-
nie rano feldfebel za opieszałość w ałużbie, za nieformalność
w ubiorze, za pijaństwo i tym podobne przestępstwa, każe
eUostać żołnierzy rózgami. Winni, a jest ich zawsze kilku-
wata, stoją pokornie w szeregu, a prosząc o przebaczenie
na pierwsze wezwanie, jeden po drugim obnaża się i z nad-
zwyczajną cierpliwością przenosi chłostę. Po chłoście wraca
dawna ponura wesołość, pijatyka, jeżeli jest grosz w kieszeni,
i znowuż powtarzają dawne przewinienia.
Żołnierz niema wyobrażenia o honorze; pojęcie godności
ludzkiej nie objawia się w żadnym oporze, uległość bezwzglę-
dna, niewola surowa wytępia ją w zarodku. Bez moralności
i pojęć honorowych, w biedzie i w niewoli, nic dziwnego, że
jest złodziejem. Opinia o żołnierzach jako o złodziejach, po-
między; Moskalami jest powszechną. W Czycie żołnierze sto-
jący na warcie przy więzieniu, w nocy złodziejów wypuszczali
t pod zamka i wspólnie z nimi kradli w mieście ; przed świ-
tem jedni powracali do numerów swoich a drudzy na wartę.
Sprawy te wydały się i doszły nawet do wiadomości cara,
który winnych surowo ukarać rozkazał. Śledztwo i kara
nie powstrzymała złodziejstwa; żołnierze znowuż popełnili
kilka kradzieży a rzeczy skradzione przechowali na odwachu.
Ktoś doniósł o tem miejscowej zwierzchności, odwach zrewi-
dowano i rzeczy znalezione zostały. Poglądy moralne niektó-
rych oficerów, zachęcają żołnierzy do kradzieży; poglądy te
ue są powszechne w moskiewskiem wojsku, wszakże ktokol-
iriek lepiej zna to wojsko, często z niemi spotykać się musiał.
Zmarły pułkownik D , dowódzca batalionu w Nerczyńskim
Zawodzie, był wielkim formalistą, trzymał się nawet w dro-
biazgach litery prawa a uszanowanie czynów do tego po-
lawał, że karty nie po kolei, lecz według rang rozdawał.
Zdarzyło się, że żołnierz z jego batalionu stojąc przy maga-
zynach górniczych na warcie, ukradł kawał mięsa; górnicy
dapali go na gorącym uczynku i oskarżyli przed dowódzca.
Pułkownik wysłuchawszy przyznania się do winy, rzekł: «Ahl
ty dnmin i łotrze I umiałeś ukraść a nie umiałeś schować?
GiLLEK, 0pU3Ut«. I. 4 ^
50
W gwardyjskim Siemionpwskim pułku w Petersburgu, gadzie
taka czujna policya, żoJnierze kradną woły i krowy, a nigdy
sprawki ich nie wydają 8i§, a ty kpie kawałka imięsa nie
umiałeś schować? Za to, żebyś drugi raz nie kompromitował
batalionu i był zręczniejszym, bez litości każe cię smagać
fuszerze !» Innym razem znów jakiś żołnierz popełnił wielką
kradzież. Wprowadzono go do górnicząj policyi i tam od
razu przyznał się do winy. Oddano go pod sąd wojenny,
a pułkownik, prezes sądu, badając obwinionego, rzekł: u Otóż
to żołnierz bez honoru, przed górnikami nie wstydził się
przyznać do kradzieży. Za to przyznanie, hańbiące batalion,
nie spodziewaj się żadnego z mojej strony pobłażania. »
Nauki pułkownika przypominają maksymy cygrańskiej naro-
dowości, która nie sam w^ystępek, lecz niezręczność w wystę-
pnym za złe uważa. Posłuszeństwo jest rseczą koniecsnie
potrzebną w każdej armii, bez dyscypliny, wojskoby roa-
przęgło się i nie potrafiłoby bronić państwa ; jest ona konie-
cznem złem, gdyż bez niej wojsko zamieniłoby się w bandę
trwożliwych rabusiów. Dyscyplina jest koniecznem dem, bo
i wojsko jest złem koniecznem, bez których teraźniejsze pań-
stwa obejść się nie umieją; lecz dyscyplina acz surowa, po-
winna być rozumna. Zamieniając żołnierza w służbie na ma-
chinę, nie powinna we względzie moralnym i umysłowym
niszczyć jego samodzielności, nie powinna go spychać na sto-
pień poniżenia, płaskiej pokory i nikczemnej obawy. Żołnierz
moskiewski jest do tego stopnia związanym w życiu po-sa-
riużbowem , że nie wolno mu jest bez cenzury swojej zwierzch-
ności pisywać listów; nie wolno jest mu dorożką jeździć po
mieście, spacerować w publicznych ogrodach, bywać w teatrze,
w cukierni i we wszystkich miejscach, gdzie bywają ludzie
przyzwoitsi; miejsce, wktórem się prawnie zabawić może jest
szynk. Wszyscy zaczynając od jenerała, aż do podoficera,
mają prawo czynnie i słowami poniewierać żołnierza, wszy-
scy go też poniewierają i biją. Życie jego jest marszem
przez rózgi i policzki. Odpowiedź, odwołanie się do prawa,
w chwili, gdy oficer żołnierza policzkuje, uważane jest za
grubiaństwo, za które surowo karzą. Żołnierz niema
żadnych praw, któreby zabezpieczały jego osobistość, a żądigą
61
od nieifo obropy innych; pogardzony, nędzny musi zoatać
atowieldem występnym; połowa też deportowanych do Sy-
bcFji zbrodniarzy składa się z żołnierzy.
Oficerowie tutejszego garnizonu są pod każdym względem
niasi od liniowych a nawet kozackiclL Bez wykształcenia,
pgacy, leniwi w służbie, myśląc tylko o groszu, którego zaw-
ne na rozpustę potrzebują, nieprawnemi sposobami korzy-
stają z żołnierza. Mówił mi jeden szeregowiec, że w tych
dniadi kupili żołnierze wołu na mięso dla siebie; ledwie go
nbili, pnsysyła m^r Eaługin po mięso i zabiera najlepszego
kilkadziesiąt fantów, potem inni oficerowie, jeden za drugim
przysyłali po mięso i prócz kiszek, kości i cokolwiek mięsa
zabraU im całego wołu. Niektórzy z nich, uczciwsi, zapłacili za
mięso według niższej niż na rynku taksy, inni nigdy nie zapłacą.
Skrzywdzeni żołnierze wyrażają nieukontentowanie przez
szepty i odgróżki, które słyszeć można tylko wówczas, gdy
są sami i nikt obcy im nie przeszkadza; odgróżek jednak
nie wypełniają i nie są zdolni ich wypsnie. Ciche te szepty
dowodzą, że w tych wyziębionych duszach jest coś ludzkiego,
jest jakieś blade, słabe pojęcie praw ludzkich, które się w nie-
woli rozwinąć nie może.
Skarżyć się przed wyższą władzą na krzywdy oficerów,
nie zawsze mogą. Jeżeli jenerał jest rutynista i uważa skargę
la objawienie buntowniczego usposobienia', (a takimi są i
byli wszyscy jenerałowie, którzy wyszli ze szkoły Mikołaja),
skarga sprowadza razy na plecy skarżącego. Wyższa władza,
ażeby nie uzuchwalić żc^nierstwa, rzadko czyni zadość najspra-
wiedliwszej skardze; zdarza się, że wskutek żołnierskiej skargi
prowadzą śledztwo, jakie jednak najpospoliciej kończy się
oniewinnieniem oficerów, potępieniem żołnierzy, którzy za to,
ie napróżno trudzili zwierzchność fałszywemi i nieuza-
ladnionemi pretensyami, oddawani nieraz bywają pod
ląd, który ich przepędza przez kije.
Nie mogąc nigdzie znaleźć sprawiedliwości, żołnierz ucieka
s wojska lub cierpi, stłumiwszy wszystkie wznioślejsze popędy
i uczucia, które przyniósł z sobą do służby. Znałem ludzi
z pięknym charakterem i światłem w głowie, którzy, ujęci
w karby surowej i nieustannej służby i niewoli, przez wiele
4*
52
lat takiego bytu zaciemnili rozum, sponiewierali charakter
swój moralny i zrobili 8i§ podobnymi do reszty niewolników.
Służba żołnierza tak jest dolegliwą, ciasną i poniżoną, ii
każdy woli pójść raczej do katorgi niż do wojska i dla teg^o
to nasi wygnańcy polityczni skazani do robót w kopalniach
litują się nad swoimi kolegami, skazanymi do wojska, jako
nad tymi, którzy doświadczyć muszą trudniejszej niewoli,
większej biedy i większego nieszczęścia.
Pułkownik z pułku, major z batalionu, kapitan z roty,
ciągną wielorakie korzyści. Mają oni dochody ze sprzedaży
prowiantu, z furażu, opłacają się im muzykanci i rzemieślnicy
wojskowi. Znałem oficerów, których wystawienie domu, zro-
bienie mebli, powozu, siodła, uprzęży, butów i odzienia, prócz
tego, co wydali na materyał, nic niekosztowało. Jeżeli do-
wódzca ma dzieci, znajdzie między żołnierzami nauczyciela,
który dzieci jego bezpłatnie uczyć będzie. Służba wojskowa
objęta jest karami kodeksu kryminalnego, więc do wojska
posyłają ludzi rozmaitego usposobienia, wykształcenia i spe-
cyalności, z których dowódzcy korzystać umieją. Dzieci ofi-
cerów syberyjskich uczą polscy wygnańcy polityczni do woj-
ska posłani.
W garnizonie zabajkalskim dawniej było wielu Polaków,
służbą moskiewską ukaranych za udział w powstaniu 1831. r.
Obecińe w Czycie jest jeszcze w służbie kilkunastu naszych
wojowników i obrońców wolności z 1831. r. jako to: Woj-
ciech Osuchowski z Wołynia, z Porycka, za udział w po-
wstaniu posłany do wojska kozackiego w Omsku, a za udział
w głośnej sprawie omskiej, która tak tragicznie przez Mikołaja
rozwiązaną została, do rot aresztanckich w Ujść-Eamieniog-or-
sku, zkąd po czteroletnim pobycie posłany znowuż na służbę
do tutejszego garnizonu. StanisławBancella z Królestwa ;
Antoni Romanowski; Józef Budny; Radzimirski;
Józef Górski; Jankowski; J)awid Horodz.iejewicz;
Stanisław Jaślikowski; Jan Terlecki; Stefan
Dzierzko; Szymon Bekaszewicz, Bazyli Szebiecki,
wszyscy za udział w wojnie z Moskalami w 1831. r. Biedni
ci ludzie wiele, wiele wycierpieli. Dwadzieścia pięć łat służby
w szeregu pod okiem Mikołaja, to dwadzieścia pięć lat życia
53
tortnrowego , powoli' a okropnie pozbawiającego człowieka
swobody serca, myśli i gnębiącego wszystkie ludzkie popędy
człowieka. Lepiej jest ginąć na szafocie, przyjemniej jest
idysaó się na szubienicy, niż żyó w płaszczu żołnierza mo-
skiewski^o dwadzieścia pięć lat i codzień obawiać się rózg
i pałek. W 1859, r. jeszcze nie wszyscy wojownicy polscy
byli uwolnieni. Wyciśnięto z nich soki żywotne, pozbawiono
ich muszkuły giętkości, ich nerwy stępiono a jeszcze trzymano
pod bronią biednych starców, jeszcze ich męczono służbą.
Wszyscy zapomnieli o nich, lecz nie zapomniał wróg, który
im pozazdrościł tchnienia przed śmiercią na ziemi rodzinnej.
Piszący te stówa, przez swoich znajomych i protekcye, starać
się musiał o uwolnienie kilku pozostałych, którzy już prawnie
wysłużyli sobie dymisyą, i którą nareszcie dano im jako ła-
skę!! W garnizonie zabąjkalskim służy jeszcze JanRydzew-
ski, syn emigranta, urodzony we Francyi, posłany do wojska
za udział w rewolucyach 1848. roku.
Katolicy w Gzycie nie mają swojego cmentarza; chowają
ich na cmentarzu moskiewskim. Pomiędzy smutnemi sosnami
wznosi się kilka nizkich gprobów, pochylonych krzyżów, kilka
kamieni mchem porastających ; chociaż tuż za miastem cmen-
tarz położony, panuje tu cisza przer3rwana szumem lasu i ry-
kiem bydła, które oskubuje trawę z grobów. Spoczywa tu
me jeden nasz wojownik z 1831. r. Żołnierza, który pierś za
0}czyznę nadstawiał, chociaż nie nosi głośnego imienia, cho-
eisż nie odznaczył się wielkiezni czynami, warto jest wspo-
mnieć, warto westchnąć nad jego mogi^^ą. Wypytywałem się
o zmarłych w Gzycie, ale nikt mi o nich nic powiedzieć nie
mniał, nikt nie potrafił mi wskazać ich grobów. Nowi ludzie
o starych nic niewiedzą, a starzy, koledzy zmarłych, rozpro-
szeni, nic o sobie, a nieraz i o śmierci brata nie wiedzieli.
Dowiedziałem się jednak, że spoczywa na tym cmentarzu
Bazyli Figlis, żołnierz polski z 1831. roku, jako jeniec
posłany w szeregi moskiewskie, umarł po długiej niewoli
37. stycznia 1852. r., mając lat 43, i Piotr Murzy no wski.
Mnizynowski rodem z królestwa polskiego walczył z Moskwą
w 1831. r. i posłany był do robót w Aleksandrowskim Zawo-
dzie pod Irkuckiem, gdzie i po wypuszczeniu go na osiedle-
54
nie zamieszkdi:. Boku 1868 przyjechał do Gzyty i tataj qtx%-
dzat zakładające się fabryki kupca Judina, gdy uderzony
apopleksyą, nagle życie zakończył. Był to człowiek prosty,
bez edukacyi, ożenił się z Syberyaczk% i zostawił domek i
potomstwo w Alekrandrowsku. Chwalono go, jako cidowieka
rzetelnego i sumiennego.
Spoczywa tu jeszcze zacny człowiek i doktor, zawczesnie
zmarły dla kraju i ludzkoilci Michał Wróblewski, Polak.
Wróblewski skończył uniwersytet kosztem jakiegoś stypen*
dyum. Swoich stypendystów rząd obowiązuje do pięcioletniej
^iby skarbowej i naznacza im miejsca; na służbę Polakom
naznacza zawsze miejsca w odległych od ich ojczyzny prowin-
oyach. Daleko też i Wróblewski został posłany, posłano go
bowiem do Dauryi na batalionowego lekarza. Chociaż w ob-
czyźnie wychowany, Michał zachował prawość charakteru
polskiego. Kochając Polskę, niósł pomoc każdemu bez
względu na jego narodowość. Dbały o rodaków, odznaczał
się bezinteresownością i gorliwością w wypełnianiu obowiąz-
ków swojego zawodu. Myśląc po wysłużeniu przez rząd
naznaczonego terminu powrócić do Polski, padł tymczasem
ofiarą zacnego usposobienia do poświęcenia się. Roku 1854
w Czycie i w innych nuejscach Dauryi, panował zjadliwy tyfus.
Z czternastego batalionu, który podówczas znajdował się
w Czycie, zmarło w niedługim czasie przeszło 200 żołnierzy.
Choroba zaraźliwa szerzyła gwałtowne spustoszenia i wywołała
Wróblewskiego na pole lekarskiej działalności. Jako prawy
chrześcianin, z dobrą wolą spieszył wszystkim na ratunek:
biednym i bogatym, dniem i nocą gotów był do u^g.
Wielka czynność, stosunki z chorymi, osłabiły doktora, zaraza
powaliła go na łóżko, z którego już nie powstał. Umarł 7.
sierpnia 1854. r., mając lat 28.
Z moskiewskich wygnańców politycznych mieszka w Czy-
cie Dymi try Za wali szyn, który był dawniej lejtnantem
floty 8. ekwipaźu, z którym powróciwszy z podróży na około
świata do Petersburga wszedł do związku Dekabrystów, pół-
nocnego oddziału, a po wybuchu 14. grudnia 1825. r. posłany
został do robót w kopalni ; w Czycie mieszka jako osiedleniec,
55
TOk jednak wpływ na miejacową władzę , która wielce dowie-
la jego rozumowi i enajomości tutejszej krainy.
Po 1825. r. w Czycie przez wiele lat trzymano zamkniętych
w więzienia niemałą liczbę Dekabrystów, słusznie nazwanych
awangardą wolności w Moskwie. Mieli oni wielkie i rozumne
oele a do ich towarzystwa należało wielu ludzi rozumnych i
z pięknym charakterem. Rewolucya, którą wywołali w Pe-
tersburga 1825. roku 14. grudnia, nie udała się, związkowych
aresztowano, a Mikołaj przez cc^e życie energicznie ich prze-
śladował. W Czycie położenie ich było bardzo przykre. Od-
sunięci od świata i zamknięci, prześladowani i uciskani, byli
pod nadzorem jenerała, umyślnie do ich pilnowania w wscho-
dniej Syberyi komenderowanego. W czytyńskiem więzieniu
dla rozrywki pozwolono im w żarnach mleć zboże. W 1830. r.
przywieźli do Czy ty Michała Łunina, który tak rozumem
jak i charakterem zaj^ pomiędzy Dekabrystami wybitniejsze
stanowisko. Szanowny ten człowiek trzymany był przez
b'lka lat w Schliiselburgu, gdzie szkorbut pozbawił go prócz
jednego wszystkich zębów. Przywitany radośnie przez stę-
sknionych niewolników, gdy im mówił o wilgotnej celi w nad-
ładożskiej fortecy i o swoich zębach, rzekł: « Tak dzieci moje
został się mi niestety jeden tylko ząb przeciwko rządowi. »
I w niewoli Łunin niestradł pogody serca i dobrego humoru,
był on też pomocą i pocieszycielem upadających w tak okro-
pnej niewoli towarzyszy. Z Czyty przeniesiono ich w różne
pnnkta Zabajkala. Dopiero po wyjściu z robót na osiedlenie,
pc^ożenie Dekabrystów zrobiło się znośniejsze. Oni wspólnie
z wygnańcami polskimi, wyrobili w wschodniej Syberyi po-
szanowanie dla tytułu politycznego przestępcy i razem
z naszymi wygnańcami wielce wpłynęli na oświatę i postęp
ku dobremu w wschodniej Syberyi.
W roku 1855 spędziłem kilka tygodni w Czycie; przeszły
mi one bardzo jednostajnie, czyli wyrażając się pospolitym
językiem dosyć nudnie. Najważniejszym wypadkiem tych
kilku tygodni, był wyjazd do Moskwy jenerała Zapolskie go,
pierwszego gubernatora i atamana zabajkalskiego. *) Żało-
*) Zapolski Jako oficer rosyjski walczy! w 1S31. r. x Polakami i prsei
56
wany powszechnie i chwalony za łagodne obejście się z pod-
władnymi, nie był jednak z taką ostentacyą odprowadzony,
z jak% przed kilku laty zoetał przywitany. Wpadł w ni^askę
potężnego Murawiewa, więc niebezpiecznie było okazywać
mu zbyt wiele przychylności, wyjeżdżał przytem bez powrotu
nie mógł więc być nikomu potrzebnym i dla tego nie oba-
wiali się okazać mu obojętności przy pożegnania. Następcą
jego został Michał Korsaków, cdowiek bez zdolności,
lecz umiejący gorliwie i punktualnie wykonywać rozkazy zdol-
nego Murawiewa.
Lokale w Czycie są drogie, o porządne mieszkanie trudno
wystarać się, przytem we wszystkich lokalach dokucza obrzy-
dliwe robactwo prusaki, tu zwane tarakanami, i jeszcze
obrzydliwsze pluskwy, które w kilku miejscowościach Zabaj-
kala i Moskwy lud nazywa austryakami. W nazwiskach
obydwu gatunków robactwa, lud polski i moskiewski dość
trafnie zamknął charakter dwóch wielkich państw niemieckich;
zgodnie też z tern pojęciem najznakomitszy publicysta mo-
skiewski Hcrcen, nazwał Austryę <(śmierdzącą.» Za ścianą
w sąsiedztwie mojej izdebki, w której mi dokucza tysiące
austryaków i prusaków łażących po ścianie i stołach, mieszka
wesoła i gościnna kobieta, żona pisarza wojskowego. Od
rana do wieczora goście mojej sąsiadki nie dają mi chwili
spokojnej; wódka zdrojami wiewa się w gardła wesołych
kobiet i ich mężów, huczne pieśni brzmią nieustannie i roz-
legają się aż na ulicach; gdy już w głowie zaszumi, senty-
menta przyjaźni objawiają się w uściskach wzajemnych a koń-
czą się karesami lub bitwą, której towarzyszą znane powszech-
nie moskiewskie wyzwiska, a które Moskale nie tylko w gnie-
wie i w złości, ale nawet w wykrzyknikach radości i uwiel-
bienia powtarzają.
nich wzięty byl dn niewoli. Podoficer Z woli Asie i prowadził go do sstaba,
a w drodze zanoeował w karczmie, k której Zapolskł ociekł. ZwoliAtki po
luimpanii 1831. r. potłany do robót w Merczyńskii, później był dozorcą stacjri
pocztowej w Naczynie. Gdy Zapolaki Już Jako gubernator przejeżdżał praca
stacyc, Zwoliński poznał go i przypomniawszy Jego ucieczkę rzekł: «.lencrale,
nawarzyłeś mi bigosu przed 25 laty, gdy* z pod mego dozoru uciekł a karcmmy.
To się nie i;odzi, niepowiuieneś był zdradzać mojej ufności, w Zapolaki prsy-
pomniał sobie wszystkie okoliczności swej ncieczki i rad ze spotkania, tluma«
czyi się, dla czego zmuszony był zdradzić Jego ufność.
57
Towarzystwo, które 8i§ zebrało w mojej izdebce, jest mniej
wesołe. Składa się ono z oficerów tutejszych, ludzi bardzo
miłego wykształcenia. Zaszczycili mnie swoją wizyt%, spo-
dziewając się wypić wódki, której długo nie widząc na stole
pnymówili się o nią bardzo otwarcie.
Moskale, jako lud niewolników, nie lubią, mówić o wypad-
kach iK>litycznych; wypadki jednak blizko ich obchodzące
iwracając uwagę wszystkich, wywołują liczne rozprawy we
wszystkich kółkach sp^eczeństwa. Goście moi, wódką roz-
wiązawszy skrzydła szczupłej swojej fantazyi, mówili o bitwach
i niepowodzeniach wojny krymskiej, którą teraz Moskwa pro-
wadzi. Żaden z nich nie czytał gazet i nie jest dobrze obe-
znany z postępem i z wypadkami tej wojny. O' bitwach
wiedzą z opowiadania innych, a z tego, co^słyszeli, kombinują
pkny, domyślają się przyszłych wypadków, w których bardzo
pospolita chełpliwość, stanowiąca rys charakteru moskiew-
skiego, znajduje obszerne pole popisu. Rzecz przez nich
opowiadana zwykle jest przekręcona w szczegółach, zwięk-
szona w rezultacie: jeżeli w bitwie padło 3,000 żołnierzy, po-
wiedzą, że zginęło 10,000; a jeżeli zginęło 10,000, niezawodnie
powiedzą, że było zabitych 30,000. Gdybym miał więcej cier-
pliwości, opowiedziałbym opinie i rozmowy tych szarych
poUtyków; lecz pomimo chęci drobiazgowego przedstawienia
okoUc przezemnie zwiedzanych i charakteru tutejszej ludności
nie ośmielam się powtórzyć banialuk tu słyszanych. Po-
wiem tylko, że rozprawy polityczne bez wyższego wykształ-
cenia Moskali, pełne są odwoływań i cytacyj biblijnych.
Niektóre wyrażenia w biblii uważane są za przepowiednie
nie ogólnego ruchu i historycznego postępu ludzkości, lecz
za przepowiednie wypadków szczególnych i indywiduów obe-
cnie działających. Odwoływanie się do apokalipsy, której
nikt zrozumieć nie może i dla tego każdy ją cytuje, najpo-
spolitsze jest w takich rozprawach. W takim zwrocie umy-
ilófw i skłonności łączenia wypadków teraźniejszych z za-
nóerzcyą przeszłością biblii, każdy dopatrzy się właściwego
wszystkim Słowianom usposobienia mistycznego.
Po wyjściu moich gości poszedłem na przechadzkę. Na
ulicy zatrzymał mnie oficer kozacki i w sposób bardzo roz-
58
kazujący zapytał się o moje nazwisko. Nie wiedząc kto on
jest, nie uważałem za potrzebne powiedzieć mu swojego na-
zwiska. Odpowiedź moja była powodem, że zostałam wes-
wany do policyi, gdzie musiałem wylegitymować się i poka-
zać paszport. Oficer, który mnie zatrzymał, był policmajstrem
Czyty; czytając mój paszport zauważył, iż nie posiadam pra-
wnej kwalifikacyi do godnej odpowiedzi na niegrzeczne zapy-
tanie i upomniał mnie, ażebym na przyszłość na każde zapy-
tanie oficera na ulicy, odpowiadał potulnie i z uszanowaniem,
— prawdziwie po moskiewsku.
Z tego wypadku, zdawaćby się mogło, że policya za Baj-
kałem tak jest surową, jak w Europie, że jak i tamta ście-
śnia swobodę i dokucza podróżnym wymaganiem ciągłych
meldunków. Tak nie jest. Za Bajkałem podróżny wolniejaay
jest niż w Europie, policya mniej jest ciekawą i nie zawsze
zatrzymuje podróżnego. Zdarzało się mi odbywać podróże
kilkudziesięciomilowe bez paszportu i nigdzie mnie o takowy
nie zapytali. Pochodzenie polskie odsuwało podejrzenia, a tytuł
-politycznego przestępcyn służył mi zamiast paszportu.
Wolność handlu za Bajkałem zupełniej szą jest niż w in-
nych prowincyach Moskwy i większą niż w Niemczech lub
we Francyi. Każdy, kto ma pieniądze, może tu handlować.
System giełd, który tak ogranicza handel w Moskwie, wyjąw-
szy Kiachty, mało jest zastosowany za Bajkałem.
Niema tu bandy szpiegów, tajnej policyi i żandarmów,
dla tego też za wyrażenia w kółku znajomych i za myśli
wolne, nie pociągają do odpowiedzialności. Chociaż nie ma
prześladowań politycznych, porządek jednak i bezpieczeństwo
publiczne bynajmniej nie jest naruszone.
Mniejsza surowość a większe bezpieczeństwo osób za Baj-
kałem, tłumaczy się wielkiem oddaleniem od centrum pań-
stwa, małą ludnością i rozsądkiem ludzi zostających obecnie
przy władzy. Gdy ludność powiększy się, a ważność polity-
czna i handlowa Dauryi przez stałą komunikacyę z oceanem
Wschodnim podniesie, prowincya ta, zrobi się podobniejazą
do innych prowincyj państwa: nie będzie można ruszyć aię
bez paszportu, handel będzie ograniczony, bezpieczeństwo
osób zawsze wątpliwe i przeminą złote czasy za Bajkałem.
59
Wspominftlem już, ie pod Czyta, po pięknej dolinie sonie
tję rzeka t^;oź nazwiska i tuż za miastem wpada do Ingody
śdeinionej skalami z szarego granitu.
Najpiękniejszy widok miasta jest z za Ingody, nad któr%
wybudowano magazyny, mieszczące w sobie prowianty dla
dspedycyj amurskich.
Na Moniu doliny, poprserzynanej krętem korytem rzeki
rosną gaje czeremchy, łoziny, krzaki spirei plączą się z gło-
giem, syberyjska jabłoń wyrosła obok modrzewia a z jednej
i drugiej strony wznoszą się wyniosłe pasma gór; z lewej
na spadzistości widać budujące się miasto, z prawej przytu-
loną do gór wioskę. Piękne są wszędzie widoki. Nad In-
godą urwiste skały, puszczą okryte góry, w dolinie zas Czyty
sserokie błonia wabią miłośnika przyrody.
Znudzony towarzystwem w mieście, uciekałem w okolice,
gdne brodów i głupstwa ludzkiego nie byłem świadkiem,
gdzie milcząca natura uderza wyobraźnią wzniosłemi kształ-
tami a do skołatanego serca wlewa spokojność i wrażenia
niezmącone żadną namiętnością.
Wycieczki w górę rzeki Czyty szczególniej mnie zajęły.
Ha jej błoniu rośnie mnóstwo kwiatów, które barwą lub za-
pachem uprzyjemniają podróż. Obszerne spłazy pokryte są
safirowym kwiatem Echinops ritro, groszki, różowe powoje,
gwoździki, krwawniki, dzwonki farbują łąki i pagórki. Łąki
tu i owdzie już są skoszone a na nich pasą się stada bydła
i ihichają dzikiej pieśni buriackiego pastucha.
I>wa pasma osłonięte błękitną mgłą upału, porosłe modrze*
wiem i cedrami syberyjskiemi, trzymającemi się wierzchołków,
bez wysokich ostrych szczytów, jak dwa wały zamykają do-
linę, ciągnącą się daleko na północ.
Z powodu kilkudniowych deszczów, potworzyły się obszerne
kałuże i jeziorka na błoniu. Przy każdem musiałem zdejmo-
wać buty, a idąc więcej boso niż w obuwiu, przyszedłem do
Wierch Czyty, wsi odległej od miasta o cztery mile.
Mieszkańcy tej wsi trudnią się rolnictwem i handlem z mia-
stem i mają się nie źle. Pomiędzy ich chatami wznosi się
kopuła drewnianej cerkwi i dom zamieszkały przez czterech
wygnańców politycznych. Mieszkają w nim : Cels Lewicki,
60
rodem z Warszawy, za udział w związku propagandycznym
1843. r. odkrytym, przysłany do nerczyńskich kopalni; Mi-
chał Lewicki, brat Celsa, za udział w związku księdza Sce-
giennego; Alojzy Tarkowski, także za udział w związku
ks. Scegiennego, obydwaj posłani do kopalni i Ludwik Ta-^
raszkiewicz ze Żmudzi, powstaniec 1831. roku, emigrant,
za powrót do kraju w 1847. r. w roli emisaryusza, posłany
do nerczyńskich kopalni. Wszyscy są teraz na osiedleniu,
(1855); założyli tu folwark, na którym wspólnie prowadzą
rolne gospodarstwo.
Od Wierch Czyty posuwając się dalej w górę rzeki, po-
dróżny na przestrzeni kilku mil napotyka wsie Sziszkinę,
• Burgeńsk i inne, dalej dolina razem z pasmem Jabłonowem
zmienia kierunek na wschód i aż do swoich źródeł jest nie-
zaludnioną. Rzeka Czyta wypływa z Jabłonowych gór;
w wierzchowiskach jej są wysokie szczyty (golce*), zwane:
jeden Saran, a drugi Songicam. Od doliny Czyty przeszedł-
szy przez Jabłonowe pasmo, podróżny wejdzie w doliny na-
leżące do system atu wód Witimu, w których przed kilku laty
odkryto bogate pokłady złota.
Dla dopełnienia opisu miasta Czyty, powiedzieć należy, że
Amerykanin CoUins, ajent jakiegoś handlowego towarzystwa
ze Stanów Zjednoczonych, podróżował w 1856. roku po Zabaj-
kalu i podał rządowi projekt do wybudowania kolei żelaznej
od Czyty do Irkucka kosztem tegoż towarzystwa. Kolej ta
bez wątpienia byłaby bardzo pożyteczną dla tutejszej krainy,
a ułatwiając komunikacyę z oceanem Wschodnim, ożywiłaby
handel moskiewski z Ameryką, Chinami i Japonią. Collins
żądał, ażeby ziemie, przez które przeprowadzi kolej, po obu
stronach drogi na wiorstę czy też na dwie były oddane z6
wszystkiem, co się w ziemi znajdzie, na zupełną własność to-
warzystwa. Dla tego to warunku głównie, projekt Ameryka*
nina został w 1857. r. w Petersburgu odrzucony; niedalekim
jest jednak czas, w którym wschód Azyi połączony zostanie
koleją żelazną z Europą, która dziesięćkroć razy zwiększy
tutaj potęgę i znaczenie Moskwy, groźne dla interesów i ca-
łości innych państw Azyi i Europy.
m.
AUnaoJu. — Wieoór uad Ingodą. ~ Żegluga Ingodą. -- Brzegi logody. —
Win Aleksandrowsk i kwaterunek żołnierzy. — Trakt onoński. — Wody
Biaeralne w onoAskieJ prowincył. — Starszy w komendzie. — Pieśni iot«
nienkie. — Ką|dałowa. — Ksi^ięta Gantimury. — Tunguzi Gantimu-
w^sey i osutni z Sactiahujew. — Mgły, chmury i obłoki. — Charakte-
rystyka kilku z moich towarzyszy żeglugi. — Żmija i rekrut Tatarzyn. ~
Scko. ~ Pomoe w iniwach. — Ptaki nad Ingodą 1 Szyłką. — Kekrut
d«ierter i manifest łaski. — Śpiewy ptaków. — Ujście Ononu i Ingody. —
Brt^ Szytki. — Przybycie do Kerczyńska.
Dnia 23. sierpnia 1855. roku wyjechałem z Czyty. Wóz
parokonny trząsł mną jak na poleskiej drodze, która pnąc się
z góry na górę rozwijała przedemną coraz nowe wdzięki.
Ka górach chwieje się bór sosnowy, który pokrywa i nąj-
^^yisze szczyty; wąwozy i doliny głęboko wpadły między
góry, a w nich prócz zwierząt i niezliczonej liczby owadów
niema innych mieszkańców. W kilku miejscach droga spuszcza
^ na zielone łąki Ingody i koła wozu moczą się w falach
^yrtrej rzeki.
Po dwumilowej podróży przyjechałem do wsi Atamanki,
, położonej w głębokiej dolinie rzeczki Nikiszichy, którą na-
I mywają też Atamanką. Między Nikiszichą i równo odlegle od
i liiej do Ingody płynącą rzeczką Głuboką, ciągnie się pasmo
I SÓr zwane Szamańskiem, będące jedną z tysiąca odnóg
Jibłonowych gór. Dość wysokie, dzikie, ponure to pasmo,
^lo zapewno miejscem czamoksięzkich obrzędów szamanów,
<>d których otrzymało nazwisko. Atamanką składa się z dwóch
n^ów chatek i domów; założoną została w 1851. roku, to
]^ w czasie, w którym Czyta ze wsi została podniesioną
62
do stopnia miasta. Wszystkim wieśniakom rozkazano wówczas
wynieść się z Gzy ty i wynaczono im mał% dolinę na założe-
nie nowej osady Atamanki. W przeciągu roku dno doliny
zostało wykarczowane i zabudowane, a okolica, w której nikt
nie chciał osiedlać się, została zaludnioną i ozdobioną ładną
wioską. Ujście Nikiszichy do Ingody odległe jest o kilka-'
dziesiąt sążni od wsi ; przy niem jest warsztat statków rzecz-
nych, który sprowadza tutaj nową ludność i daje jej zaro-
bek. Wiele bark skarbowych i kupieckich płynących na
Amur tutaj budowano, bory na górach dostarczają wiele wy-
bornych belek na budowę statków. Miejscowość górzysta, bes
pól, nie sprzyja rolnictwu » mieszkańcy też Atamanki chociaż
mają domki czyste i dosyć pozorne, stracili tu swoje fun-
dusze. Praca w roli nie wynagradza ich trudów, a bieda
<«taje się coraz dotkliwszą. Największym ciosem dla nich jak
i dla połowy ludności nerczyńskiej , był rozkaz, który ich
zrobił kozakami. Obow^iązki służby często odrywają ich od
gospodarki, powiększają w^ydatki , które powoli rujnują dobry
byt, jakim się dawniej cieszyli.
Poszedłem nad Ingedę, na skalistą górę, podmywaną
z jednej strony Ingodą , z drugiej Nikiszichą, która pod sto-
pami tej skały ma swoje ujście. Oczekując na tratwę z żoł-
nierzami, z którymi chciałem płynąć do Szyłki , spędziłem kilka
godzin na skale. Modrzewie i sosny przyczepiły się do ni<9
i kołyszą swe wierzchołki pod powiewem lekkiego wiatru;
mrówki pod drzewami skrzętnie się* roją, zapachy ziół ł%czą
się z żywicznym zapachem drzew. Tam wiewiórka skacze jk)
gałęziach a mały, ładniutki Tamias striatus (burunduk) nie-
widząc mnie siedzącego na kamieniu, wymknął się z szcze-
liny skalnej i przesunąwszy się obok nóg moich, spuścił si^
w dół ku rzece.
Miłem wrażeniem odbiły się w duszy mojej harmonia i
powab przyrodzenia. Swoboda i ład we wszystkich tworach
rozlewa urok i świeżość w znękanem sercu.
Pod skałą, na kilkadziesiąt stóp w głębi, płynie piękna
Ingoda, wywija się między górami, srebrzy się w czarną)
puszczy i pluszcze uderzając o kamieniste jak ściany strom*
brzegi. Słońce schowało się już za wierzchołki gór, z dolia
63
aoiUy już ostatnie promienie , a szczyty błyszczą się jeszcze
jsk głowy swictydi na obrazku; obłoki żółkn% i coraz inacz^
ń^ &rbują, aź wreszcie słońce zupełnie zaszło i scliowało się
V strome, w której leży moja rodzinna ziemia. Widok zro-
bił si^ ponurym, ale nie mniej pięknym.
Czemuż dawniej, piękność przyrodzenia cuciła we mnie
apał, wzbudzała zacłiwycenie, swobodę wesołości, a dzisiaj,
tęskne tylko, ale dla tego, że tęskne, miłe mi i przyjemne
rozrzewnienie? Czemuż — wpatrując się w jej wdzięki, serce
mi prędzej bije, rwie się i przelatuje w inne strony i na-
pełnia się ich wsponmieniem? Patrzę się w piękną twarz
pRyrody, nie okiem, co to świdruje jej tajenmice lub obleka
ją cudami wyobraźni, lecz okiem mokrem i zamglonem.
W każdej kropelce rosy, zwieszającej się z igiełki sosnowej,
widzę łzy! Czyż i natura nie jest zdolną pocieszyć i ukoić
wygnańca- niewolnika? Owszem — ona mnie pociesza, bo
daje uczucie swobody i pobudza tęsknotę, a to tęskne uczu-
cie, jest dla mnie jedynie miłem i przyj emnem, jest światłą
chwilą wśród ciemnego i burzliwego dnia! Noc już zupełnie
okryła okolicę, księżyc zaświecił nad rzeką, przejrzał się
w wodzie i zniknął za chmurą. Poszedłem do wsi, gdzie
astałem już żołnierzy, z którymi mam popłynąć.
Nazajutrz raniutko, rozpaliwszy ogień na tratwie, odbi-
liśmy od brzegu. Prąd uniósł nas szybko pomiędzy skały.
Gruba mgła zaległa nad okolicą, przez nią brzegów nie-
widomy a sternik nie może kierować tratwą i omijać mielizn
lub nlf których niewidzi. W takiem położeniu, najłatwiejsza
odeczka do Boga, starszy też i przełożony nad innymi żoł-
oieiz z^ąt czapkę a za nim wszyscy inni i w głośnej mo-
dlitwie prosił Boga o zachowanie nas od niebezpieczeństwa;
tratwa tymczasem przez gęstą i jak płótno nieprzezroczystą
mgłę płyn^ dalej i dalej...
Ja nieobawiałem się żadnego wypadku, patrzyłem obo-
jętnie na jego możliwość, niemiałem już bowiem nic do
itraoenia, prócz wątłej nadziei służenia ukochanąj Polsce.
Niestety! niewiem, czy Bóg mi dozwoli jeszcze, czy nmie
aszczyci służbą i praeą dla ojczyzny — tego tylko pragnę!
hko wygnaniec, niewiem: czy wrócę kiedy, czy praca moja
64
dojdzie kiedy rąk moich rodaków; czy nie będę skazany itt
najokropniejszą dolę dla obywatela, to jest na życie, z któ-
rego dla publicznego dobra nic korzystnego nie sj^ynie?!
Około dziewiątej z rana, mgła rozrzedniała, podniosła się
do błękitu nieba i skształtowała na niem owe łabędzie,
gąski i żagle, których kształty obłoki przyjmują. Słońce się
pokazało i zobaczyliśmy śliczne brzegi. Ingoda ma ttttq
szerokość naszej Warty pod Poznaniem. Płynie bardzo by-
stro; woda w czasie suszy dosyć płytka a łożysko rzeki na-
pełnione jest mieliznami, rafami i prądami, tworzącemi się
od uderzania fal od skały, które jak przylądki ostrym koń-
cem wsunęły się w wodę. Jedna z raf nosi nazwisko « ka-
mień kapitana.)) Powodem zaś do tego nazwania, było roi-
bicie się czółna i śmierć kapitana płynącego w dół Ingody.
Rzeka wezbrała i kapitan schował się pod wodę, przepły-
nęliśmy nad nim szczęśliwie i przepłynęliśmy jeszcze nad
wielu mieliznami i podwodnemi kamieniami bez żadnego
wypadku.
Rzeka, niby wstążka rozwiana wiatrem, kręci się pomiędsy
górami obrosłemi borem. Dopływamy do góry, która zdaje
się, że zagrodziła rzece drogę, ale góry rozstępują się, rzeka
tworzy łuk, wpływa pomiędzy nowe brzegi, w inną znowoi
niby zamkniętą okolicę. Górska rzeka tworząc mnóstwo
zwrotów, bardzo podnosi ciekawość i uwagę podróżnego,
którego wzrok oparty na górze, chciałby ją przeniknąć i zo-
baczyć, co jest za górą. Fala prędko unosi nasz statek,
mimo potoków, które hucząc po kamieniach między drze-
wami wpadają do rzeki, mimo ujścia większych rzeczek i stm-
raieni, które szeroką doliną łączą się z Ingodą. Czuję w sercu
swobodę i piękność!
Na brzćgach, w wiklinie ukrywa się mnóstwo kaczek i
gęsi ; zatrwożone naszem zbliżeniem się z krzykiem i kwakiem
trwogi ulatują nad wodą w inne bezpieczniejsze miejsca.
Tymczasem opłynęliśmy znowuż kolano rzeki i zobaczyliśmy
nowy krajobraz bez mieszkań ludzkich i ludzi. Siedząc n^
przedzie tratwy, wpatrywałem się w zmieniającą się p&^^
ramę nadbrzeży i niespostrzegłem, że prąd niesie nas na skałf<
Żołnierze grali w karty i niewidzieli także niebezpieczeńatwa;
66
ttacitńem jaden żohuen ttaiy jnż i pracowity, cerując po-
dartą bieliznę, podniósł wzrok gd igły, zobaczył groźną
lUę i krzykiem ostrzegł o niebezpieczeństwie. Schwyciliśmy
wszyscy wiosta, kije i zdołaliśmy tnftwę zepdinąć na środek
rzeki.
Gary prawie pionowo spadają w wodę ; w wielu mieysowh
tworxą brze^, po którym nawet przejść nie można; gdzie
indziej zoztawiają na brzegu wazki pas ziemi, na którym
lyzaje się ścieżka dla koni, gdzie indziej znowni góry odda-
h^ się od brzegu i obiegłszy część koła zbliżają się znowni
nad nekę i tworzą takim sposobem równinę zamkniętą, ob-
ttigąeą w łąki i urodzajne grunta. Takie tylko miejscowości
mogą być zaludnione, lecz ich dotąd mało nad Ingodą spo-
strzegłem.
Formy gór tak jednostajne, że zdaje się jakby w chwili
jednio pomysłu zostały utworzone, nad rzeką stają się roz-
maitsze i ostrzejsze. Otóż stoi na brzegu żółta skala, jakby
otworzona ze zbicia i nagromadzenia architektonioznych
littpów; sosna uczepiwszy się do prostopadłej ściany, wysoko *
podniosła swoją iglastą koronę, lada burza zepchnie ją z grunln,
którego sokami karmiła się, i wpędzi w rzekę, która poniesie
ją do oceanu, gdzie zgnije nikomu niepożyteczna. Biedne
łnewo! Podobne jest ono do tych ludzi, którzy uczucie mi-
łotei ojczyzny, zastępują obseemem a rzeczywiście żadnem
bo kosmopolitycznem uczuciem dla ludzkości i giną w maTse^
niadi i w nieczynności jak owe drzewo bez pożytku.
Blizko żółtej sterczy nad wodą slaHlA konglomeratowa,
różowo zafarbowana; w jej szczelinie mocno uczepił się mo-
toew, wisi nad wodą, a chociaż karłowaty jest jednak zie-
lonym i pięknie zdobi swoją skałę.
Bory, nie tylko wierzchołki i stoki gór, ale nawet doliny
okrywają. Sosna przemaga liczbą inne gatunki drzew w bo-
neh ingodzkich, ona nadaje okolicy ciemną barwę i ponury
ivyrae. Pomiędzy sosnami dużo rośnie modrzewi, igły ich
jiiBie}8zej zieloności niż sosnowe , miękkie i delikatne,
stanowią rzeczywistą ozdobę okolicy. Lecz dopiero roz-
Baitoóć i wesołoóć nadają jej rosnące na brzegach i
wyspach drzewa liściaste i krzaki: czeremchy, łozy, wierzby,
6lLŁB«, OpiMBiC. I. 5
66
brzozy białe i czarne, jabłoń syber^skai odka, głóg i
spirea.
Na wysokim lewym brzegu położona jeet wieś Ernszyna,
złożona z czterech domków, stacyi pocztowej i wi^enis
etapowego. Wysiedliśmy na brzeg i zjadłszy obiad w chacie
znikomego* wieśniaka, popłynęliśmy do odległej o czteiy
wiorsty od Kruszyny, a o czterdzieści wiorst od Czyty wsi
Aleksandrowsk, położonej na prawym brzegu na miejscu
równem i otoczonem w promieniu dwuwiorstowem pasmem
gór. Płytka i bystra woda przy brzegu, niedozwoliła nam
wylądować w miejscu, w którem chcieliśmy statek zatrzy-
mać; jeden z żołnierzy musisi wejść w wodę i tratwę
wstrzymał, zaczepiwszy cum§*) na pniu spróchniałego
drzewa.
W Aleksandrowsku nocowaliśmy. Żołnierzom sołtys we
wsi naznaczył kwatery. Mieszkańcy nadingodzcy bardzo
niechętnie prz^muj% żołnierzy. Jedna gospodyni, widząc
sołtysa (starszyna) i żołnierza z workiem na plecach idąc^fo
do jej chaty, zamknęła drzwi i schowała się. Ni^róino
pukał żołnierz i napróżno próbował mocy drzwi i okien.
Obchodząc chatę w okc^o i szukając dziury ,^ przez którą
mógłby się do niej wcisnąć, klął niegościnną gospodynię;
tymczasem jej synek niemogąc wejść drzwiami d'o chaty,
otworzył tajemną zasuwkę w oknie i wsunął się do izby, nie-
widząc żołnierza za nim przez okno wsuwającego się do mieszka-
nia. Zdobywszy sobie takim sposobem przytulisko, wszczął
kłótnię z gospodynią, która gproziła palcem synowi, i zmusił
ją do postawienia wieczerzy na stole.
Mieszkańcy wsi i miaat obowiązani są żołnierzy w marszu
nakarmić, za pieniądze przez rząd naznaczone. -Wynagrodze-
nie 'to jednak jest małe, a kwaterunki nieustannie prawie
ciążą na ludności, nic więc dziwnego, że zniechęciły ją do
żołnierzy. Gdy żołnierz wchodzi do izby, gospodyni ażeby
zbyć żołnierza ladąjakim pokarmem, narzeka pospolicie na
nieurodzaje i biedę; żołnierz rozumie się mało zwraca uwagi
*) Cama — lina do pnyiriątywania łodal i statków przy bnegu: po
rosyjsku naiywa się prieiak.
67
nft jej ntyBkiwania i pochlebstwenii groźbą> kłótnią lub Q8łag%
mnie zawsze wystarać się o lepszy obiad.
Nie we wszystkich okolicach, przyjmują żołnierzy w sposób
tak megościnny; 8% okolice, w których żołtuerzy na kwaterze
z radością witają, dobrze karmią i pieniędzy od nich nie
biorą.
Mieszkańcy Aleksandrowska trudnią się garncarstwem i
prawie wszystkie wioski wzdłuż Ingody i Szyłki zaopatrują
w miski i garnki; trudnią się tez rolnictwem. W ich ogro-
dach widziałem piękne kapusty, buraki, marchew, brukiew,
ziemniaki, ogórki, cebule i inne ogrodowe rośliny, które
bujnością swoją przekonały mnie, iż ziemia nad Ingodą
może produkować wszystkie rośliny hodowane w ogro-
dadi polskich gospodyń. W Aleksandrowsku jest mała
drewniana cerkiew, i oddział artyleryi ma tu swoje stano-
wisko.
O pięć wiorst od Aleksandrowska w błotnistej i otoczonej
wysokiemi górami dolinie jest źródło mineralne szczawów.
Dawniej chorzy przyjeżdżali do tego źródła, nad którem wy-
budowano dla nich chałupy. Z powodu niezdrowej miejsco-
wości, opuszczono je, domy rozwaliły się a źrócUo zanie-
czyanszone zostało trawami i drzewem.
Pod Aleksandrowskiem do Ingody wpada rzeczka Alengi^j,
płynąca z południa na północ; w jej dolinie położone są wsie
Narymsk i Elisawetińsk. Dnia 26. sierpnia odmówiwszy mo-
dlitwy na tratwie puściliśmy się w dalszą drogę i wkrótce
dopłynęHśmy do piaskowej skały na prawym brzegu. Woda
i borze od dołu aż do wierzchołka wyżłobiły w niej stopnie,
po których można wdrapać się aż na szczyt. Na każdym
stopniu rosną rzędem modrzewia, podobne do smutnych
ejprysów na grobach tureckich. Wpa^zy na prąd pod
skałą, płynęliśmy bardzo -prędko. Skręciwszy się z korytem
neki kilka razy, opłynęliśmy wieś Makie jewą, dwie mile
od Aleksandrowska odległą, rozrzuconą na szerokiem błoniu.
Od Makiejewej zaczynają się brzegi łąkowe, nizkie, łozą i
wierzbą zarosłe. Góry odstąpiły od brzegów na wiorst kilka,
i równiny między niemi i rzeką położone zarosły wysoką
trawą.
5*
68
Żegluga snędzy nizkiemi brzegami nie jest dłagą. Strome
góry zbliiyły się wkrótce znomił do brzega; jedne kamienie
stoczyły się w wodę, inne utrzymała się na pochylo6eiach,
gdzie przez wiele lat gromadząc się, przypadkowo ułożyły
się w kształt kopców, jakie stawiali starożytni Skandyna-
wowie.
Pr%d poniósł nasz% tratwę od lewego do prawego brzegu
i o mało nieroztrzaskał jej o skałę podobną do baszty sta-
rego zamku, uciętej z wierzchu i okrytej murawą i liszaj cami;
częśó skały odpadłli stoi samotnie na brzeg^u^ jak skamieniały
bohater podbiegunowej fiintazyi.
Niadbrzeine ricały okryte są grubemi mchami i liszajcami.
Łiszijce mienią się kolorami żółtym, czerwonym, fioleto-
wym, przechodzą następnie przez szary w zielony kolor,
w którym już widać pierwsze ślady tworzącydi się mcliów.
Na usypiskach rosną chwasty i kwiaty a między niemi błę^
kitnieje śliczna ostrożka. Pomiędzy takiemi brzegami rzeka
pędem przemyka się, niedając czasu do przyjrzenia się
kształtom skalistych ścian i ich roślinnej omamentacyi.
Ka brzegu czerni się kilka domków i ostrokoł etapowego
więzienia, przy którem widać żołnierza stojącego na warcie
i słychać brzęk kajdan do kopalni prowadzonych aresztan-
tów. Jest to wieś Tura, odległa o 6 Vi mili od Aleksan-
drowska. W tem miejscu dooiera do Ingody łańcuch gór
Budungujski, będący jednem z ramion Jablonowyeh gór i
mi^ący kierunek z północy na południe.
Na przeciw wioski, na prawym brzegu Ingody jest ujście
rzeczki Tury, która płynie z krainy agińskich Bnriatów z panna
gór, w którem wznosi się wysoki wierzchołek Jełongi. Ze
wsi Tury na prawo przez Ingodę ciągnie się trakt, który
przechodzi przez krainę zamkniętą rzekami Ononem i in-
godą. Kraina to wielce ciekawa, Obfituje w bydło, ma wy-
borne grunta, mnóstwo drogich kamieni i obfitość wód mi^
neralnych. Przerzyna ją wiele rzecz- z których g^ówni^aze
są Tura, Ha i Aga. Powiem kilka słów o niej i wnet po-
wrócę do dalszego oiągu opisu żeglugi po Ingodaie.
Wyżq wspomniany trakt prowadzi doliną Tniy, nad kt^
są wioski: Ziłbirińsk, Tyrgiti\jsk, Nowo Turińsk, Dacaann
2 woduni mineralneim, Bałzińtk; od KnsoczyŚBka droga dzieli
of na dwa ramiona : jedfło prowadzi na wschód do Agińskiej
DuDj, drogie na południe nad rzeką 11% przez wieś Siióak,
Aridorgińsk do Ustllińsk^, zk%d na wtchód i zachód ciągnie
lig droga pograniczna nad Ononem przez kozackie stanice
i pikiety. IVakt ten w wojnie z Chinami ważny jest pod
wigl^em strategicznym.
Mówiłem o obfitości źródeł mineralnych w tym k%cie
Dniryi; o znaczniejszych dajg krótką wiadomość. W wierz-
cłłowiskich Ononn na lewym jego brzegu tuż przy granicy
Mongolii położone są wody kwaśno-żeleziste Czingishana,
zwsoe inaczej Kudżyr Nugu. Od kopalni złota baldżyń-
a^i odległe są o wiorst 60, od pikiety aszyngińskiej wiorst
10, t od Czyty wiorst 550. Okolica górzysta, zdrowa i piękna.
Wody odwiedzane są tylko przez Bnriatów i Mongołów.
W dalszym biegu Ononu w okolicach Akszy znajdują się
Kyra Byłyrińskie gorące mineralne wody. Z Akssj
^ga do nich prowadzi przez Mangut albo przez kyrińską
pikietę (karauł) i ułus (osada buriacka) ongocoński, od
którego górzysta, dostępna tylko dla wierzchowej jazdy droga,
loajica długości 45 wiorst, wprost już do wód mineralnych
prowadzi. Z Czyty do Kyru Byłyrińskioh wód przez Mangut .
^ wiorst 453. Położone w ciasnej dolinie potocznego
Pttott Jabłonowych gór, wyniesione są nad poziom morza
MOO stóp. Okolica dzika, skalista bi\jną roślinnością okryta,
P<i^<trze lekkie i czyste. Źródło wytryska z granito-syeni-
towej skały, temperatura jego 32° B., woda w niem przej*
'^J*^) czysta , smak ługowaty. Strumień, który z niego
^ywa, wpada do rzeczki Byłym. Chemicznie rozbierał
J^ T. Lwów, chemik i wygnaniec polityczny.*) W blizkośei
^'ódła wystawiono łazienki z jedną wanną, dom dla 12 osób
^ dwie jurty dla Buriatów. Pod górą kupiec Istomin wybu-
dował kaplicę, dalej cokolwiek znajduje się kaplica buddai*
i^w, a na gałęziach okolicznych drzew wisi mnóstwo różno*-
kolorowych gałganków, które wdzięczni za wyzdrowienie
*) Zobacz aityknl w irknekich gabernskich wiedomostiach No. 5 roku
'^^ pod tytolen : Zabąjkałskije mlneraJDyja Istoesnikł.
70
Buriaci na ofiarę duchowi źródła pozawieszali. Kyru Były-
rińskie wody odwiedzane są głównie przez Boriatów i Tun-
guzów, których tu rocznie bywa od 600 do 2,000. Lubiący
wygody mieszkaniec Europy, musiałby tu zapasy potrzebne
do jego życia z sobą sprowadzić, niema tu bowiem stałych
mieszkańców a do najbliższej wsi liczą kilka mil. Buriatowi
jednak przywykłemu do życia koczowniczego, bardzo tu jest
dobrze: ma gdzie rozpiąć swój namiot wełniany, bydło jego
znajduje paszę, a święte źródło daje mu zdrowie. Kilku
naszych wygnańców w różnych czasach leczyło się razem
z nimi wodą Kyru Byłyrińską.
W okolicy bliższej Akszy są następne wody mineralne:
szczawy żeleziste Urugujewskie o 50 wiorst od Akszy odległe*
szczawy Orszandujewskie o trzy mile i wody minerake
Akszyńskie o pięć wiorst od Akszy odległe.
Najliczniej odwiedzane przez ludzi wyższych klas spo-
łeczeństwa są mineralne wody w Darasunie. Odległe sa
od Czy ty o mil 21; droga wazka, górzysta ale bardzo malo-
wnicza prowadzi do Darasunu. Źródło szczawów żelezistych
wytryskuje w ważkiej dolinie, temperatura jego w lipcu jest
4" R., we wrześniu przy temperaturze powietrznej 7" R., tem-
peratura źródła I"* R. Chemiczny rozbiór tego źródła, jak
i wielu innych wód mineralnych robił T. Lwów.*) Przy
źródle darasuńskiem wybudowano dla chorych cztery domki
i dwie kuchnie. Za mieszkanie każdy z gości płaci 30 rs.
bez względu na długość czasu tu spędzonego: tak za kilko-
miesięczny, jak i za kilkodniowy pobyt zapłacić musi 30 rs.;
za każdą kąpiel w wannie 1 dp. Tak dziwną, a bardzo
niewygodną dla leczących się i podróżnych taksę sporządzfla
zwierzchność tutejszych kozaków, do których wody Dara-
sunu należą. Chorzy zaopatrują się sami w żywność. Spa-
cery po okolicy są bardzo przyjemne; na górze wzniesiono
altankę, jedyną ozdobę Darasunu. O dwie wiorsty od źródeł
położona jest mała wioszczyna z czterech chiUup złożona;
mieszkańcy jej są bardzo biedni, niemają zboża, bydła, a
pospolitym ich pokarmem jest chleb z wodą. O pięć mil
*) Irknekie gubernikie wiedomostł No. 5 roka 1853.
71
«d Daraminn we wsi Iliósk s) także ssczawy żeleziste. Po*
między Ingod% i Ag%, w odległości trzech mil od wsi Eaj-
datowej a jednej mili od wsi Ułdiirgi, są wody mineralne
Uldnrińskie, szcsawiowo - żeleziste.
W dolinie rzeki Ulatuj wjMidąjęce} do Ingody o 120 wiorst
od Nerczyńaka, «| szczawy; w tejże dolinie i tegoż samego
gatonkn wody mineralne co i w TJlatnjn, s% wody przy wsi
Zawita cztery wiorsty od Ingody a 70 od Nerczyńska.
Skntecznoici tych wód doświadczyło wieln ludzi. Łndnośó
miejscowa, szczególniej bnriacka, czci je i gromadami korzysta
z ich leczących włftsności. Wielka sdcoda, że przy tych źró-
dłach niema hoteli, restanracyj a głównie aptek i lekarzy.
Sic tu nie zrobiono dla upiększenia miejscowości i nie
myślą nie zrobić dla wygody i potrzeb chorych. Dożo jeszcze
<aasa oplynie, zanim pomyślą o urządzeniu mieszkań porzą-
dnych i łazienek przy wodach mineralnych); nie prędko jeszcze
postawione zostaną na stopniu europejskim. Z czasem jednak
wody zabajkalskie z caiej Syberyi ściągać będą gości i cho-
rych, bo skuteczność ich własności lekarskich już jest do-
świadczona, a wszystkie znajdują się w miejscowości wspa*
nirie) co do położenia, i w klimacie najzdrowszym w SyberyL
Z Tory wypłynęliśmy ok<rfo południa. Upał ugromny,
«czególnicj nam na wodzie dopieka; dla ochłodzenia się ze-
Pokiwałem z tratwy w rzekę, której koryto robi się tu już
azerszem a i dolina jest mniej ścieśniona i Uonia rozsze-
Południowe słońce u^iło moich towarzyszy podróży!
Z twarzą nie zakrytą, ku słońcu zwróconą śpią 'jak zabici;
dwóch tylko nie śpi, jeden szyje buty, a drugi gotuje dla
mnie obiad z mięsa i kartofli. Przełożony nad żołnierzami,
z którymi płynę, miał urlop bez terminu, wydawany rosyjs-
skiemu żołnierzowi po 15 latach służby; teraz, z powodu
wcgny i spodziewanych z Anglikami przy ujściu Amuru po-
tyczek zoetał wezwany do powtórnej służby. Jest to cdowiek
już stary; twarz otwarta i dobra okolona jest faworytami
Mikołajewskiemi; cichy, potulny, bojaźliwy, nie umie roz-
kazywać i nie umie nadać sobie potrzebnej powagL Żołnierze
podwładni mu, nie słuchają go, a na tratwie panuje jak się
72
on wyraia «r68pablikai» co ma aiac2yć ni^pon%iek i nie*
poiłuszeństwo.
Mofikiewflki żoinierz po dwudziesta latach nienagannej
służby, otrzymuje medal pozłacany św. Anny, który go aa-
boEpieoza od kary cielesnej; jeżeli zaś zasłuży na ni%, oddaj%
go pod B%d, odbierają medal a potem już biją. W służbie
takiej jak moskiewska, wielki przywilej uwalniający od ró«g,
pałek i policzkowań można bez winy utracić a z nim i utracić
tiaihę dwudziestoletnią, bo sztrofowany żołnierz muai jak
rekrut wysługiwać się na nowo przez 25 lat'^)
Przełożony nad komendą na tratwie, w podróży na buria-
ckim stepie dla wielkiego gorąca zdjął z siebie płaszcz, położył
go na podwodzie, sam zaś poszedł pieobotą. Płaszcz spadłz woza,
zgubę jego spostrzegli dopiero żołnierze, oddaliws^ się od
tego miejsca więcąj niż na pół mili. Poszli na powrót szukać
go po drodze, ale ani płaszcza, ani też medalu, który był do
niego przypięty, nie znaleźli. Biedny stary boi się, żeby go
za zgubienie medalu pod sąd nie oddali, co jak ja myślę nie
będzie miało miejsca. Perswazye moje nie wpływają na
niego; zasępiony, zdesperowany chodzi milczący po tratwie,
piecze kartofle, lub wreszcie wciągnięty przezemnie do ros-
mo¥^, opowiada różne zdarzenia i przygody z swojego żoł«
nierskiego życia, wylicza wszystkie smagania jakie otrzymał
w przeciągu długiej służby i opisi;ye złodziejskie sztuki ofi-
cerów i szeregowców.
(Jechałem z oficerem N. N. w interesie służbowym, «mó-
wił mi stary żołnien^» nocowaliśmy we wsi u bogatego chłopa.
Nazajutrz rano ja poszedłem do gminnąj władzy po konie a
oficer tymczasem upakował rzeczy i powynosił je na bryczkę.
Konie były już zaprs^;nięte, mieliśmy wyjeżdżać, gdy goepo*
dyni wyszedłszy z chaty spostrzegła swoje rzeczy pomiędzy
rzeczami oficera i w obec ludności z całej wioski zebrańeri,.
*) Dirndtieatoplceioletiii tennio alaiby łołnierM, AlekModtr II. umłenił
w lSft9. rok« na 4wadiie«tol«tni a w ntśc lat póśniej na pi^Uaatoletiii. —
Jett to ulga, al« nie snp«)na; po pittnairtoletniej tłuśbie iołniers nie Jost ada-
tnyn do trodnej pney i nie aawtae Jeit w stanie sarobł6 sobie na kawałek
cMeta. Ta re/onaa Jak i inne tago oaaarsa, noai na tobia charakter p^ł
dohiti chfci , pół środka , jakiejś obawy i wąchania.
73
odebrah dwie poduszki, spodnie manszestrowe , koezule i
róioe drobiazgi skradzione przez oficera. Aż mnie wstyd
hjio za tego oficera, bo to nie dosyć, źe ukradł, ale jeszcze
iebować nie umiał. Szczęściem, że kobieta nie oskarżyła go;
byłby niezawodnie zdegradowany, a może i nie, boć uwierzy-
liby mu, j^dyby powiedział, źe ja skradłem, albo też przy-
padkiem owe rzeczy z swojemi zabn^em.» Takie i tym po-
dobne wypadki opisywał mi stary wojak i czas mi niemi
ibacał; tratwa tymczasem szybko sunęła się pomiędzy niz-
kiemi brzegami. Milę upłynąwszy, zobaczyliśmy na brzegu
wioskę Polszynę; drug% milę upłynąwszy zobaczyliśmy wieś
Karymsk , zamieszkałą przez ochrzczonych Tunguzów.
W wschodniej Syberyi Kary mam i nazywają Buriatów i Tun-
guzów, któny przyjęli wiarę chrzesciańską ; nazywają ich także
Jasasznymi.
Aż do Tury, pasma obu brzegów okryte są puszczą.
Od Tury bory trzymają się na górach prawego brzegu, góry
saś lewego brzegu tylko u wierzchołków są zarosłe; po-
chyłości bezleśne okryte są zeschłą od upałów trawą. Oba
puma w wielu miejscach poprzerywane są dolinami rzeczek
i strumyków dążących do Ingody; doliny te głębokie,
ciasne i ciemne zwiedzane są tylko przez miejscowych mie-
szkańców.
Za kapliczką stojącą na górze, rozciągnęła się mała wioska
Bindurga, zamieszkała przez osiedleńców zesłanych z Ro-
>yi' ^a brzegu pasą się konie i bydło, które przed skwa-
rem ucieka do wody i chłodzi się, stojąc w niej aż po brzuchy;
hidzi nie widać.
iKoTjto rzeki od Bindurgi jest skaliste. Słońce już zachodzi i
czerwoną poświatą okryło góry; wiatru niema a w całej okolicy
panuje wielkie milczenie I Żołnierze nie lubią ciszy, przerwali
; j) więc śpiewem. Pieśń ich przykrem wrażeniem odezwała
ćę w mojem sercu. Była to pieśń o szturmie Warszawy, jedna
z tych, które puszczają w obieg pomiędzy wojsko i propa-
KBją niemi caryzm. Bohaterem tej pieśni jest wielki książę
Michał; Paskiewicz wspomniany jest w niej z szczególną
pochwałą. Paskiewicz, mówi pieśń, wyjechał przed sze-
itgi na dzielnym koniu , miał pierś okrytą orderami i
74
do dzieci swoich, do żołnierzy zawołał: « hurra na War-
szawę !»
Pieśni moskiewskie patryotyczne dyszą nienawiścią Pola-
ków i Francuzów a w ostatnich czasach i nienawiść Angli-
ków wyraża si§ w ich pieśniach. Groźby, szydzenie z nie-
przyjaciół, pewność zwycięstwa, wysoka chełpliwość cechuje
te pieśni.
Śpiewali dzisiaj żołnierze jeszcze jedną pieśń o wojnie
1831. roku. Wzywa ona Polaków do poddania się, do pokory,
grozi zaś w przeciwnym razie wymordowaniem, wybiciem, za-
braniem do niewoli i przegnaniem ci^ego narodu do 8y-
beryi!!
Pieśni patryotyczne moskiewskie' nie mają artystycznej
wartości, lecz są ciekawe dla cudzoziemca jako wyraz uspo-
bienia Moskali.
O Paskiewiczu jest kilka pieśni. Jedna z nich, kiór|
dzisiaj słyszałem, opisuje ucztę Erywańskiego, sprawiona
za pieniądze żołnierzy. «Eriwański ucztuje, a żołnierze g^ód
cierpią » mówi pieśń. Podobno dość słusznie posądzają go o
zdzierstwo i kradzieże; ta pieśń skomponowaną być musii^
przez samych żołnierzy, przez poetów koszarowych a nie
przedpokój owych, wiążących na strunach lutni swojej akordy
laski pańskiej.
Skończywszy pieśni patryotyczne, żołnierze zaczęli śpiewać
pieśni gminne, wiejskie, miłosne, o «Matuszce Wołdze» o
ttRzeczcei Dziewczynie» o nErasnym Sarafanie»itp<
Pieśni te x>08iadają rzeczywistą wartość, melodye piękne,
uczucie miłości wdzięcznie się w nich odzywa, rzewność,
tęsknota podobać się mogą. Moi towarzysze śpiewali
jeszcze trzeci rodzaj pieśni: pieśni wszeteczne i wyuzdane,
najpospolitsze między gminem, odrażające a ¥rielce lu-
bione.
Chór śpiewaków krzykliwą melodyą popsuł mi najzupeł-
niej wrażenie pięknego wieczora. Tratwa płynie i płynie,
omija skałę z brzózką na wierzchu jakby z piórkiem na gło-
wie, omija skałę, którą nasz sternik poetycznie nazwał
dzwonnicą. Za temi skałami poszarpanemi i wyżłobionemi
przez burze, na obu brzegach zobaczyliśmy dwie gromady
75
domów. Na prawym stoi na górze cerkiew drewniana jeszcze
iii69końc2ona, a niżej na równinie kilkanaście chatek; na
lewym brzegu osada jest obszerniejszą, a w niej widać bu-
dynki więzienia etapowego, lazaretu i stacyi pocztowej.
Oiada ta zowie się Kajdałowa, odległa jest od Tury o pięć
mfl; mieszkańcy jej nie źle się mieli, wskutek jednak skoza-
czenia ich w 1851. roku, bardzo podupadli.
NocowiJem w domu kupca: poważnego starca. Fizyono-
niia jego bardzo się mi podobała: nos mis^ grecki, wzrok
błękitny, łagodny, * włosy na brodzie i głowie siwe, cera
blada, marmurowa, a ogólny wyraz jego oblicza pełen był
myiU i dążenia do zagrobowego życia. Patrząc na niego,
żałowałem, że nie jestem malarzem.
Kiedaleko od Kajdałowej o 25 wiorst jest wieś Urulga,
w której mieszka książę dwunastu rodów tunguzkich Michał
Aleksandrowicz Gantimur. Pochodzi on z mandżurskiego ple-
mienia z rodziny panujących w Chinach cesarzów. Przodek
jego i protoplasta Gantimurów, w XYII. wieku posiadał
w Cłdnach czwarty urząd co do godności w państwie i brał
pensyi trzy pudła złota i 1,200 lan (lan 2 rs.) srebra.
W czasie wojny z Moskwą, wysłano go na czele chińskiego
i tunguskiego wojska na zdobycie zameczku Kamara nad
Amurem. 'Gantimur bez boju wrócił do domu, a obawiając się
kary za tchórzostwo, z żonami, z krewnymi, z dziećmi, w liczbie
500 dusz Tungpizów uciekł do Syberyi i przyjął moskiew-
skie poddaństwo. Roku 1685 ochrzcił się pod imieniem
Piotra, a syn jego Eatan otrzymał imię Pawła. Zabezpie-
czono im majątek, dziedziczną władzę nad dwunastu rodami
tongnzkiemi, tytuł książęcy, wpisano w listę moskiewskiej
sdachty a następnie car wezwał ich do Moskwy. Gantimur
z dwoma synami i z Sachałtujem, jednym ze starszych Tun-
guzów, któremu rząd dał prawa dziedzicznego szlachectwa,
pościł się w podróż. W drodze w mieście Narymie umarł
stary Gantimur, a syn jego Katan z bratem Czikułajem i
z Sachałtujem, szczęśliwie przybyli do Moskwy. Katan wrócił
do Nerczyńska i rządził Tunguzami, a Czikułaj wstąpił do
iłnźby moskiewskiej i już niewrócił do Syberyi. Katan
z ochrzczonej żony miał syna Iłariona, który jako stolnik
76
cartki pobierał pensy! rocznie 40 rubli asygnacyami^ 30 wiader
wódki, 40 ćwierci (czetwierti) żyta, 80 ćwierć owsa, só] i
krupę.*) Bohdohan po ucieczce Gantimura wysłał do ni«go
posłów, którzy mieli nakłonić go do powrotu i przywieiłi
złoto, srebro, bogaty pas i zbroje w podarunku. Gantin&ar
nie przyj%ł podarunków i nie powrócił. Wówczas wysfauo
wojsko do Syberyi z rozkazem schwytania ge. Wojsko
chińskie spotkało Gantimura na górze Umykej o 15 wiorst
od miasta Nerczyńska. Zawrzała bitwa, Gantimur został
raniony, a Chińczycy pobicL Przy zawieraniu traktatu ner-
czyńskiego 1689, chińscy posłowie energicznie ź%dałi wydania
Gantimura; Moskwa i%danie ich odrzuciła a Gantimurowie
dotąd są moskiewskimi poddanymi. Tunguzowie Gantimara
osiedleni zostali nad Szyłką, Gazimnrem, Kuingą, na stepach
arguńskich i nad Ononem. W późniejszym czasie z osiedlo*
nych nad Ononem i granicą, utworzono pułk kozacki, reszta
dotąd zostaje pod władzą Gantimurów. Teraźniejszy ich
ksiąźe jest prezesem zarządu (Dumy), złożonego z sześciu de*
putatów, wybieranych przez gromady (uprawy) tungtakie, i
ma nad nimi administracyjną i sądową władzę; zbiera z Tun-
guzów podatki, załatwia ich spory, pobiera bardzo małą pensyę
od rządu a znajduje się pod zwierzchnictwem władz powia-
towych i gubemialnych, przez które jest zatwierdzany i od
których zupełnie zależny. Władza księcia jest bardzo ogra-
niczono; wykonywa, co mu rozkażą. Tunguzi nie płacą nra
żadnej daniny a chociaż jest ich władzcą, oni są zupełnie wolni ;
utrzymuje się głównie z bydła i z roli. Między przywilejami,
jakie Tunguzom udzielono, najważniejszy uwalnia ich od
poborów rekruckich; jesak czyli podatek płacą bardzo mały,
wynoszący rubel sr. na rok od duszy. Teraźniejszy książę
Michał służył w wojsku moskiewskiem i dosłużył się stopnia
kapitana; po śmierci swego poprzednika porzucił szeregi i
powrócił do Urulgi do obowiązków władzcy ttmguzkiego. Za-
leżni od niego Tunguzi chwalą w nim dobroć, łagodność i
brak dumy; jest to człowiek bardzo zwyczajnego wykształ-
*) o rodle kuiui^ Gantimurowych, ^ irkuc. gubern. wledomostiaeli
Nr. 4S roku 1859.
77
centt, Inbięcy dobrze wypić i zjeść i niemający żadnej wyższej
ambicyi. Rysy ma europejskie a w języku i w obyczaju ni-
eum się od Moskali nieróżni. Gantimurowscy Tangfozi dzielą
mę im dwanaście rodów, ludność ich obojej płci wynosi 14,906.
Esidy ród ma swoje nazwisko, jeden z nich zowie się Go-
rodzki, drugi dosyć liczny, mieszkający nad Ingod% w oko-
licach Eajdalowej nosi nazwisko Gantimnrowego rodu^
lecz niema tytułu książęcego ani nawet praw szlacheckicfa.
Sami siebie w tym rodzie nazywają książętami, lecz rząd
przyznaje tytuł książęcy tylko jednej rodzinie Gantimurów
aostająccś P^^ władzy, która jest dziedziczną. Ci Gantimu-
rowie, w obyczajach i w ukształceniu niczem nie różnią się
od reszty tunguzkich rodów, są w biednym stanie, utrzy-
mują się ze stad i z roli i z pełnienia obowiązków służących.
Pewnego razu powoził mnie jeden Gantimur i z dumą mówił
nń, źe jest talom samym książęciem, jak książę rezydujący
w Urołdze. Potomkowie Sachałtnja, towarzysza podróży
pierwnego Gantimura do Moskwy, który jak mówiłem otrzy-
mał prawa dziedzicznego szlachectwa, zupełnie zmoskwi-
cwlL Ostatni ich potomek nazywał się Sachałtnjew, skończył
cztery kla^ szkoły powiatowej i został nauczycielem w szkole
rządowej w Nerczyńsku. Z posady nauczyciela został prze-
niesiony na posadę policmajstra . w Szyłce. Tutaj, pewnego
razu ostatni z Sachałtnjew, poszedł z wizytą do swego kolegi
ezynownika. Zebranie było liczne, wódka i gra. w karty
rocweaelała gości. Zabawa, jak to często tutaj wydarza się,
zakończyła się bijatyką, w której koledzy ezynownioy tak
mocno potłukli Sachałtcgewa, że ten w kilka dni z tego
powodu umarł (przed 6 laty). Był to człowiek łagodny,
dobry, poczciwy i dla tego niezostawił po sobie ani grosza,
a na pogrzeb jego złożyło małą sumkę kilku przyjaciół i
iyczliwych mu za życia ludzi.
Tunguzi otrzymali znaczne przestrzenie, lecz położone
V różnych, często dalekich jeden od drugiego punktach
Daaryi; okoliczność ta sprawia, iż nie tworząc skupionej
w pewnej ndejscowości jednostki, łatwiej wynaradawiają się.
Każda wieś otoczona ludem modciewskim, powoli prząjnmje
jego język i obyczaj. Prawie wszyscy Tunguzi mówią juA
78
dosyó dobrze po moskiewskn, a niektóre icłi osady jak n. p.
osada połoiona przy ujścia Naczyna do Gazimom zapomniab
już ojczystego języka; źeni% Bi§ z Rosyankami i niczem prawie
nie wyróżniają się od Moskali. Inne osady mniej uległjr wy-
narodowieniu , szczególniej te, które znąjduj% się w są-
siedztwie z Buriatami. Wiarę wyznają grecko -rosyjską, są
jednak pomiędzy nimi lamaici i szamańskiej wiaiy ludae.
Syberyacy nazywają ich Jasasznymi. Są oni w ogóle bardco
zadowolnieni ze swego położenia, bo przywileje, które otrzy-
mali, dotąd szanowane i zachowujące moc swoją, daj| im
większą niż innym mieszkańcom swobodę a zależność dij%
im uczuć przez niewielki podatek od nich ściągany. Eeiąiek
i pisma swojego nie posiadają; umiejących czytać i pisać po-
między nimi jest bardzo mało.
Zrobić tu należy uwagę, iż Gantimurowscy czyli Jasassu
w Dauryi Tunguzi, stanowczo różnią się od Tunguzów ko-
czujących od Jeniseju aż do Jabłonowych gór i oceanu Wiel-
kiego; tamci są na w pół dzicy, mają inne obyczaje, zacho-
wali w czystości swój język, nie są osiedleni, nie zależą od
Gantimura i płacąc jasak żyją swobodnie w puszczy jak wiatr
w polu. Liczba też kocziąjących wiele jest większą od liczby
osiedlonych Tunguzów w Dauryi.
Ledwo czerwona zorza poranku pokazała się na niebie,
otworzyłem okno, bo chciałem przyjrzeć się okolicy i poran-
kowi we wsi, lecz nic nie zobaczyłem, gdyż cała okolica
okrytą była grubą, białą mgłą, która jak chmury wlecze się
i płynie po nad ziemią.
Duch cadowieka w zapatrywaniu się na zjawiska świata,
praccge rozumem i fantazyą. Jeżeli rozumem niezbada ta-
jemnicy i przyczyny zjawiska, domyśla się jej fantazyą lob
dowolnie ją stwarza. Wszystkie narody młodzieńcze, nie
wyrobione rozumowo, w dziełach i w pojęciach swoich oka-
zują wiele mistycznej, mglistej fantazyi, U Hebreów Bóg
w obłoku wyprowadza lud swój z domu niewoli, obłok otacza
arkę przymierza a gdy się nad nią unosi jest znakiem po-
chodu do ziemi obiecanej ; przewodnicząc takim sposobem lu-
dowi swojemu na pustyni Bóg z obłoku zawsze przemawia do
swoich wybranych. Grecy chmurą Jowisza otaczali, z chmury
79
iryptda jego piorun, z dunnry wysypał się złoty deszcz na
Danae. W mitologii litewskiej chmury 8% także odzieniem
docha. W religii chrzescian obłok, mgła, chmura ma także
codowne znaczenie: Bóg z obłokn przemawiał na górze
Tabor, obłok nniósł Chrystusa w dzień wniebowstąpienia i
akrył go przed wzrokiem apostc^ów.
W pieśniach Ossyana dachy zmarłych bohaterów i ojców
ptjmą w chmurach nad rodzinną ziemią; zawsze i wszędzie
cbmora, obłok uważaną była za orionę, za szatę ducha. Sza-
manowie mgły, jak i całą naturę napełnili dachami.
Prawie wszyscy poeci lubią obłoki i chmury. Wielki śpię*
wak Przedświtu, Zygmunt Krasiński, zaklęciem narodowej
pieśni y sprowadził w obłokach duchów zmarłych naszych
ojców nad jezioro szwajcarskie, od których usłyszał przepo-
wiedzuę przyszłości Polski!
I rzeczywiście, ten świat mgieł i obłoczków pełen jest
tajemnicy. Materya kosmiczna, z której się słońca i planety
otworzyły^ dla ludzkiego oka jest tylko mgtą; ogon komety,
kióiy długą na kilkadziesiąt stopni wstęgą ciągnie się po
niebie i przeraża ludzi, jest tylko mgłą — wszystko co jest ta-
jonnicze jest zarazem mgliste. Na widok nieba zachmurzo-
nego i oświeconego błyskawicami, serce się nam wznosi nie-
ipokojnie, jak gdyby przeczuwało bytność Boga. Czarna
cłasina, która się z szumem piorunów i błyskawic przesuwa
w powietrzni, w sercu wrażliwego cdo wieka zostawia ta-
jemmczy ślad podobny do uczucia, jakie w nas odzywa się
przed każdym jwielkim wypadkiem, w któr3rm i my mamy
vziąEĆ udzis^.
Na widok nieba okrytego obłokami lub na widok mgły
płonącej w górach, spokojniejsze i radośniejsze uczucie nas
napełnia. Nie przeczuwamy wówczas żadnych wstrząśnień
aoi burzy i dla tego to poeci widzą w nich osłony zmarłych
ojeów, przypatrujących się ziemi, na której życie ich zeszło.
IGstyczne znaczenie mgły w utworach ludzkiej wyobraźni,
dk mnie jest dowodem szlachetnego związku ducha ludzkiego
ze światem nadzmysłowym, którego nawet nasz wiek rozu-
^sowy nie mógł zaprzeczyć; jest odgadnieniem znaczenia
iśinych mgieł, które jako kosmiczny materyał} dały po-
80
cz%tek zdumiewającemu nieskończonością zjawisk wazeób-
światu.
Umysł ludzki nigdy napróźno niepracował; zadawalniajf
nas badania i obserwacye rozumu, ale nie spoglądamy z lek-
ceważeniem na mistyczne przeczucia i domysły fantacyi, od
której człowiek zaczyna swoje ludzkie, duchowe życie.
Białe mgły powoli znikały z okolicy \ rozpraszały* mę
w powietrzu lub niknęły w głębokich dolinach. Niebo aię
wyjaśniło, wybłękitniało i rozpoczął się poranek pogodnego
i gorącego dnia. Siedliśmy na tratwę, odbiliśmy od brzegu
i już płyniemy, uniesieni prądem rzeki; w tern starszy
w komendzie przypomina sobie, że zosta w9 n6ź i^e wsi,
rozkazał więc zbliżyć się do brzegu, zkąd wysłii sŁaregpo żoł-
nierza po swój nóż do wsi. Mija godzina i druga, a ^ofeierz
niewraca. Najprzyjemniejszy czas przepędziliśmy u brzegu;
zniecierpliwieni wysłaliśmy rekruta dla odszukania noia i
żołnierza. Przeszła jeszcze jedna godzina, już chcieUsmy
wszyscy pójść do wsi szukać zguby i posłańców, gdy spo-
straegliśmy idącego ku nam żołnierza, pijanego jak szewc
zawadjaka i podpieranego przez cokolwiek trzeźwiejsz^o
rekruta. Żołnierz w obec szynku zapomniał o noin, wstą-
pił do niego, zkąd go ledwo wyciągnął posłany po niego
rekrut.
Płyniemy znowuż , tratwa sunie lekko , bez kołysania
się. Za Kajdałową dolina Ingody znowuż rozszerza się, a
góry i brzegi zniżają; trawa i wiklina chwieje się na brzegu
obok sosny kłaniającej się pod powiewem wiatru. Na jef
gi^ęzi żołnierze pokazali mi ładnego ptaszka, którego nazw^
ronża (Pica cyanea). Rzeka wpłynęła znowuż pomiędzy
góry, a minąwszy na prawo wieś Szara taj, zostawiła je sa
sobą i płynie po obszerniejszej dolinie. Widoki są mnie^j
malownicze niż wczoraj widziane.
Towarzysze mojej żeglugi i dzisiaj wszyscy prócz dwócb
zasnęli. Ci dwaj zaś czuwający grali w chlusta. Młodszy
w podartym płaszczu przegrywał już ostatni grosz , gdy
tratwa, którą nikt niekierował, uniesiona prądem, gwalio.
wnym pędem zbliżała się do cypla skały sterczącego n«d
wodą. Ledwo zdołałem jednych obudzić a innych od fppy
81
odciągnąć, i wómoam wapólnemi ftitatni zapobiegliśmy oderee*
nio, lecs nie mogliśmy opuścić pr%dn, który saa otadztt na
mielizBie a z której dopiero po (Uogich staraniach potrafiHśmy
aipchnąć się. Pnepłynęliśmy następnie pod nie wielk% skalą
podobną do organów s nachyleniem na północny zachód, a
potem pr^rpYynęliśmy do yni Kaknj na lewym brzegn, za-
adeszkatej przez Tnngnzów z rodu Gantimurów, którzy takie
■tteaakają i w sąsiedniej wsi zwanej ^Kniazia Bierego-
.vaja.> Ostatnia wieś naz?raną została od tytułu księcia
faifignzkiego; jest w niej stacya pocztowa, więzienie etapowe.
Odlegift od Kajdałowcg o półozwarty mili; mieszkają w niąj i
kozacy.
Za Bieregowają Kniazia góty znowuż ścisnęły koryto In-
gody. Na lewo wznosi się wielka akaliata góra; boki ma
ftro«e i poszarpane, wierzchołki ostre, nm kamieniach rosną:
trawa, mchy i roślina łomikamień {Saxifra|^ septentrionalia).
Krzyi u szczytu rozszerza swe ramiona! Oóra ta wydała się
mi niby miasto zburzone i zamienione w kupę gruzów, wśród
którego ocalał tylko jeden krzyż umocowany na skale jak na
ssrcn, a który pizypominijąc męczeństwo Boskie w Paiesty-
ais, robi się zarazem symł)olem męczeństwa Polski!
Żołnierzy woale nie ząjmąje piękna okolica. Dwaj, cały
dneń zgarbieni, siedzą i grają w karty, wpatri^jąc się na-
mięlnem okiem w ich maJatnrę: mikzą, czasami krzykiem,
sporem lub wyzwiskiem przerywają milczenie, inni przypatrują
się gne z boku. Jeden z grających jest stary żołnierz, pi-
jak i rozpustnik: chudy, dzióbaty, zużyty, ambitny, bo dąży
do przewagi w komendzie, jest jednak bardzo pokorny i ni-
siatki w ohee człowieka wyższego stopniem lub rozumem.
Jest on najlepszym śpiewakiem na tratwie ; pod wieczór, gdy
pizegra, śpiewa na pociechę głosem grubym lecz dźwięcznym
pieśń: cZa Uralom, za riekoj, kazaki guliąjut. Hej! hej!
■ie rabicg! Kazaki guliąjot. Kazaki nie prostiakil Wolnyje
lebiaża. Bejl hej! nie rabieji Wolnyje rebiatait. d.» której
adodya tęskna i jwiaoka zarazem, długiem echem powtarza
•( w góraoh. W razie wygranej śpiewa pieśni miłosne, we-
sele, faib pieśń żi^erską o oficerach, którzy Pan Bóg wie
ils czego ciągle zrzędzą, biją i wy^T^^ją żołnierzy. Drugi
OiLLU, OpUanie. I. 6
82
karciarz jest jeszcse rekrutem; do wojska wstąpi! jako na-
jemnik, pochodzi z Orenburga. W podróiy kilkaset rubli,
za które się najął do wojska, pnejadł i przepiŁ Teraz, ciało
wygląda przez dziury rozpadającej się koszuli i spodni,
płaszcz ma obszarpany, buty bez podeszew; włosy rud«, twarz
brzydka, wyraz fizyonomii młody, dobroduszny, lecz z nicj)
zużycie i zepsucie wygląda.
Z towarzyszami moje;j żeglugi nie mam blizkich stosun-
ków. Żołnierze lubią, szczególniej z człowiekiem mającym
od nich więcej pieniędzy zaprzyjaźnić się i pobratać, co pro-
wadzi potem do przykrej nieraz poufałości, wymagań nie-
ustannych i t. p. Pomimo, iż niedopuszczam żadnego z nich
do pouiałości, lubią mnie jednak za to, że nienarzucam się
im wyższością rozumową, że ich nie odpycham mową, której
pojąć nie mogą, a ]^rostota moja jest naturalną i zachęcającą
do otwartego postępowania; lubią mnie jeszcze i za to, że
czasami ich herbatą częstuję.
Rzeka wywya się pomiędzy górami jak w labiryncie;
wiatru dzisiaj niema, pogoda prześliczna a tak jest cicho na
około, że słyszeć można pluskanie płynących ryb. Żeglując
przy brzegu, przestraszyliśmy sarnę, która piła wodę i nie
słyszała naszego zbliżania się. Gdy już nas spostrzegła, zer-
wała się z miejsca i jak strzała pobiegła na górę, przeska-
kując krzaki i wyżłobienia; na górze dopiero stanęła i obej-
rzała się, żeby poznać przedmiot, który ją spłoszył. Wkrótce
pokazało się więcej sam na górze; zgrabne a chybkie bet
bojaźni pasą się w tych głuchych miejscach.
W samotnym i głębokim wąwozie nad wodą, zobaczy-
liśmy wioskę Tałacze z kilku chatek złożoną i ukrytą
w malowniczej miejscowości. Opływaliśmy wioskę, gdy
rekrut- dezerter, znajdujący się także pomiędzy nami, krzy*
knął ostrzegając rekruta Tatarzyna o żmii zbliżającej się
do jego nogi z wyciągniętem żądłem. Zdziwieni stawieniem
się jej na tratwie, otoczyliśmy Tatarzyna, który porzucił
rudel i mordował kijem syczącą z boleści żmiję; inni po-
mogli mu wrzucić ją na ognisko, zasyczało biedne stworzenie
i już stężałą wrzucili do wody. Przynieśli ją zapewne z sia*
nem, którem wysłali tratwę. Tatarzyn ów pochodzi takie
83
z Orenimrga; do wojska nąj%ł Bię za kilkaset rubli. Dzisiaj
joi wizysiko stracił i żałuje, źe wstąpi) do wojska, z rezy-
gnacją jedoak postępuje w nowym dla siebie zawodzie,
trwożąc ńę nędasą i przykrościami wojskowej służby. Maho-
netanizm porzucił i przyjął prawosławie. Pomiędzy Mo-
dakmi iegna się ustawicznie, nic więcej nie umiejąc z no-
w^ wiary, pomiędzy Tatarami modli się po tataraku i udaje
loahometanina: usłużny i pokorny, jest przedmiotem żartów
i śmiedia, jaki wywołiąje swoją rozmową źle po moskiewsku
prowadzoną. Uszczęśliwiony ocaleniem od ukąszenia przez
imiję, mówił nam o gadach i żm:gach w swojej rodzinnej
stronie. Inny dorzucił do jego rozmowy, że żmije nie
wszędzie kąsają, źe są okolice, w których umieją je zakląć,
że nklęrie robi żądło żmii nieszkodliwem.
Płyniemy u stóp wysokiej skały, groźnie jak stary omszony
mur wznoszącej się z koryta rzeki. Żołnierze bawią się echem,
które się długo między skałami powtarza; cieszą się po-
wtórzeniem ich wyrazów, krzyczą, podrzeżoiąją i kłócą się
z duchem, co im odpowiada, wszyscy są bowiem przekooaiii,
ie echo jest głosem ducha ukrytego w górze.
Ze skalistego korytarza wpłynęliby pomiędzy niższe
brzegi. Na pochyłościach gór, na błoniu, widać orne role,
a na brzegu wieś Sawinę. Chociaż dzisiaj niedziela, dziew-
częta i chłopcy wystrojeni żną zboże, wiążą snopy: lud
gromadnie na polach praccge. Na jednem polu , tłumy dzie-
wcząt śpiewają, chłopcy pokrzykigą, gospodarz częstuje
wódką swoich robotników, robota tymczasem posuwa się
ddejf a nazywa się tutaj pomoc, dla tego, że robotnicy
adnej zapłaty nie biorą. W Dauryi daje się uczuć wielki
brak rąk roboczych, który jest tem dotkliwszy, że krótkie
lato nakazige pośpiech w żniwie; gospodarz więc, ażeby zgro-
madzić większą ilość żniwiarzy, ogłasza, że będzie u niego
pomoc. Jest to prawdziwa uroczystość we wsL Nazajutrz
zbiera się u gospodarza dosyć liczna gromada złożona z osób
jjki obojej i po uczęstowaniu wychodzi ze śpiewami w pole.
Fizy robocie, jak to widzieliśmy, gospodarz znowuż częstuje
ł&iwiarzy, a pO skończonej pracy nowa uczta następuje i
wesoła drużyna powraca do domu, napełniając krz^em
6*
84
pieśni oałą okolicę. Gospodarz chociaż nio nie ptad ini-
wiarzom, ^rjrdaje jednak dosyć daio pieniędzy na i^ nccęato-
wanie. Zwyczaj ten serdeczny, wesoły, mądry by} nieg^
powszechnie słowiańskim a przypomina dawne, nieracfam-
kowe i podobno szc^tiwsze czasy!
Z nadbneżnych traw i trzcin, naeza tratwa wyptawni eo
kilkaset kroków stada dzikich kaczek i ggti. Ubarwiesie
pierza i rozmaitość pomiędzy kaczkami, szczególni^ zwrócife
moją uwagę. Nie jestem ornitologiem, a balowałem pnedei,
że nie miałem strzelby, bo przekonany jestem, fte nie jedea
egzemplarz posiany omitolegora nznany bytt)y albo za bardzo
rzadki i gdzie indziej nieznany, albo za nowy zupełnie podgatn-
nek. GzapH jest takie bardzo wiele nad brzegami; atoją
w szeregu jak posągi niby straż nieruchoma czatigąca nt
ryby pokazujące się na powierzchni wody, chwytają je a
chociaż ciężkie i tfuste odlatują prędko i zręcznie w odleg-
lejsze miejsca.*)
We wsi Gal kin a, zamieszkałej przez lud niedawno sko-
zaczony, wylądowaliśmy z zamiarem przenocowania. Gał-
kina jest cztery mila odległa od wsi Kniazia Bieregowi^;
zbudowana po obu brzegach Ingody, otoczona jest łąkami
i gruntami omemi.
Gdy żołnierzy rozprowadzał sołtys po kwaterach, po-
wtórzyły się Boeny, jakich byłem świadkiem -w Aleksm-
drowsku. Kobiety wypędzały żołnierzy, a bez szemrań i
Idótni ani jednego na nocleg nie puściły. Chodaż żołoiene
płacą za jadło i przechody wojska nie są tak liczne i cc^ste
*) DU ornitologów wypisiąję s dsIcU natoralUty MMka gatnnkl ptakówaj
litóre w kr<Mkł«J nrojcj podróśy nad logodf i Styłkf lastrMlIi: Łntr efln«*l
r«u, Anner •egctnn, Anser gnndia, Anut boaehM, Abm glocilAM, AMij
/alcaU, Adm penelope, Adm elypeaU, Adm crecea, Anaa glMUUi; A«giait«
cnrouicus; AUuda arv0n«is; Emberiaji cioides, Emberlaji tchoeBicloa,
Tiu aureoU, Etnberitaphltloniu«; Ard«« ttAlIcris; Phllemos tlpMtri*; 1
ntrn; PhaUroput cinereus; Falco linnnneulu % pneruliwym gloMB; m
Tundo riparia, Hirondo domestica; Jynx torquifla; IfoUcilla ajba, UoUciJl
UaTa; ^ica cyanea; Cyptelus cirls; Picus martlns; Paodion lialiaStos;
<cola o«nantbe; Senlopas galHongo; SyWia aarorra, 9ylvfai oallfoptt, 8ylv1« ]
regnlna; 8axieola rabieola; 8ylvia sibiriea; Totonna ochropiu, ToUdus [
T«ołaf Totanus glottłs; TrUon nebuloaua; Tringa minuta; Telrao bouai
<cobacs PBtle«i«stwle m Amur Maaka. Pctersbnrg 1859. rokw).
85
jd[ w Polsce, mieszkańcoiii jednak bardzo dokuc^łj kwste-
nakL U nas żohiien, szcsegółniej ziii&%y prawie niewychodzi
I efcaty wloManina, któiy niewiem czy grosz dziennie otarzy*
■Bje za iywicnie iołnierza; przytem kradzieie i niemoralne
proifadsenie się wojskowych sprawiają, &e kwaterunki
w Polsce s% jedną z więkasydi plag panowania moskiew-
ikiego.
Z Galkiny odpłynęliśmy rankiem 87. sierpnia; szerokość
kioń, urodzijnośó grantów na pochyłościach sprzyja rol-
Bictwu, które wzdloż całej Ingody, na bardzo nizkim stopnia
krilory zostaje.
W ftegładze naszej dotąd nie spotkaliśmy ani jednego
wic^kaaego statka. Czółna i łódki, na których miejscowa
lodnośe przepływa z jednego brzegi na dragi, krążyły po
lalach neki, lecz one nie świadczą o ożywienia wodnego
IrmktD do oceano. Dzisiaj dopiero spotkaliśmy dwie ogromne
kopieckie tratwy; na jednej, ozdobionej czerwoną chorą*
giewką, spławiali herbata i cukier, na drugiej sól w beczkach.
Knpcy krzykiem powitali nas i popłynęli, życząc nam szczę-
śliwej podróży.
Koryto rzeki dzieli 6i§ tu na kilka odnóg, płytkich i
ntradsających żeglugę; pomiędzy niemi zaległy obszerne wyspy
i kępy. Po za knsakami wyspy widać na prawo sczerniałe
dadby kozackicrj stanicy Z u barowa, do której z powoda
midizn nie mogliśmy dopłynąć. Na jednej z nich osiedliśmy
znowoi i pół godziny w wodzie muaeliśmy pracowad, zanim
zrpdmęliśmy ją na głębinę. Następnie ominąwszy kilka-
naście piaszczystych ławic i kęp, zbliżyliśmy się do wsi Nowa-
Zabarowa, zamieszkałej przez deportowanych. Pozycya wsi
bardzo jest wygodna; otaczają ją pola, na których żółci się
dojrzale żyto, pszenica i czerwieni się tatarka. Na łąkach
stada bydła poważnie postępują, a na błoniu bujają konie.
W ogrodach widziałem wiele grzęd z ziemniakami, które
w Daoryi weszły w powszechne użycie od niedawnego czaso,
a mianowicie od czasa gromadniejszego zsyłania Polaków, i
joi są ulubionym pokarmem ludnoścL Nie wstępowaliśmy
do t^ rolniczej osady i jak się zdige z pozoru zamieszkałej
pfzez pracowitych i zamożnych ludzL Popłynęliśmy dalej,
86
sajfty kałdy wedłag swego upodobania i potrzeby. Ja, nedMąo
na kupie siana, spoglądam ciekawie na brzegi i okolice, mieaz-
cząc w swej parnie ogólną fizyonomic krainy i wszystkie azcae-
gó}y, stanowiące jej właściwość. Tatarzyn, który jest moim
kucharzem, gotuje obiad przy ognisku, nie gaszonem prses
cały czas żeglugi; karciarze siedli przy sterze > rzucigą karty,
a fizyonomia tego, który byt wczoraj wesołym, posmutniała.
Stary kawaler grabionego medalu, strapiony i nulc2%cy
wałęsa się po belkach tratwy, inny ic^ierz śpiewa głosem
przedętym i ochrypłym jak wiatr w jaskini pieśń o «Kii-
driawieńkoj bierozie», wtórując uderzeniem młotka, któ-
rym podbija dopiero co ukończone boty. Rekrut dezerter
łata podartą koszulę i spodnie, nie zapominając dorzucić
swego słowa do ogólnej rozmowy. Dezerter jest szcBapty,
nizki, bardzo jeszcze młody chłopiec; uśmiech ma dobro-
duszny, ruchy szlamazame, z oczów jednak wyziera prse-
biegłość i zręczność, którą okazał w ucieczce ze swego bata-
lionu. Dezercya odejmuje odowiekowi bezpieczeństwo, a
w Moskwie pozbawia na zawsze ufności i ai do grobowej
deski wystawia go na ustawiczne pociski prawa. Młody re-
krut wiedział o tem wszystkiem, lecz złudzony nadzieją a
przestraszony przykrym stanem żołnierza, myślał, że dla niego
los nie będzie równie okrutnym jak dla tysiąca innych pró-
bujących wyrwać się z niewoli — uciekł więc a błądząc ze
swoim towarzyszem w puszczy i górach, przeszedł przeado
sto mil drogi. Głód zmusił zbiegów do porwania cielęcia
z pastwiska, które zaraz zjedli. Syberyjscy ohłopi nie chwy-
tają zbiegów, owszem pomagają im w ucieczce chętnie da«
waną jałmużną i przytułkiem, lecz w razie kradzieży prses
zbiega popełnionej, ścigają go z zawziętością i bez litości
prześladują. Poszkodowany chłop domyślił się, że cielę por^
wali zbiegi; puścił się w góry dla wyszukania winowajców,
prędko ich wynalazł, powiązał i zemścił się oddigąc w ręce
władzy. Rekrut skazany na znaczną karę, z powodu watą*
pienia na tron Aleksandra U. od takowej manifestem zoałal
ułaskawiony. Manifest co do niego w podobny sposób
został wykonany jak i co do wielu innych. Przeczytano
mu, że jest ułaskawiony, i zamiast pi^ek, dano mu 500
87
rózg, które mu poszarpały i pokrwawiły ciało od szyi aż
do pi^; wypuszczono go potem z odwacha i odesłano do ba-
taliona. ^)
Od wsi Arsinowej rzeka płynie znowuź jakby kory-
torzem skalnym. We wsi Rozmacłinina na lewym brzegu,
odl^łej od Gałkiny o półczwarty mili, jest stacya pocztowa
i etapowa; nie wstępowaliśmy do żadnej s tych wsi.
Dzień jest pogodny, cisza dozwala mi chwytać echem
wszystkie szepty, szumy i śpiewy, któremi ptastwo i owady
napetniajf powietrznie. Wysoko nad górami leci stado żó-
rawi i gromadnem stmkaniem ogłasza swój przelot; niżej bo
tai nad wyspami krąży jastrząb zakreślający swoim lotem
koliste figury w powietrzu. Podgarnąwszy dużo powietrza
pod skrzydła, pfdzi jak piorun na zdobycz, którą upatrzył
między krzakami.
Po skale skacze cała rodzina kruków i wron ; jak skrzętna
gospodyni krząta się każdy z tych ptaków, szuka żeru,
wszystko dojrzy, niczem niepogardzi, a krakaniem, które
jest wieszczym krzykiem burzy, ogłasza radość swoją. Pod-
sunąwszy się pod brzeg lesisty lub toż zielone wyspy, my-
śliwy z wrzawy ptaków i z śpiewów różnych a niezgodnych,
lecz w ogólnej całości bardzo harmonijnych, pozna i roz-
różni szczegółowo głos każdego ptaka. Usłyszy tutaj pu-
ehanie głuszców, prześwistywanie kulików, granie cietrzewi,
usłyszy piskanie kwiczoła, skrzeczenie żołny, ciurkanie dzię-
cioła i śpiew nieznanego mi ptaka podobny do lamentów
słowika. Chór ptastwa przeróżny wszędzie się rozlega, na-
p^ia bory, gaje, Monia i skały. Nikt na ich śpiewy nie-
zwraca uwagri, a jakże one ożywiają przyrodzenie? Jak każdy
z nich głosem sobie właściwym, wygłasza uczucia niezrozu-
mttłe dla człowieka, który odsunął się od natury, wyosobnił
w kole stworzenia 1 lecz zrozumiałe dla ludzi serca lub nauki,
którzy umieją czytać w pięknej księdze przyrodzenia i z po-
*) w godzin) po pnybjcia do baulłonu, prsejfty ojcowsklem aeiueiem
kosMMUnt, dU odebrania ma ochoty do desercyi n% pnyssłośe, liaui mu
dać JessTM 300 podwójoycli rózg przed frontem całego batoUona. Myśl), ie
Meday towarzysz mojej ieglugi, nigdy oie zapomni wypisania dno ha mani-
fBtfn B4 jego chodem ciele.
88
jedynczych jej głosek układają w duchu obraz p^en myśUf
znaczenia, obraz dzieła i wszechmocności Bożej, obraz, w kt6>
rym « doskonałe rozwinięcie a wolność 8% dwie nierozdzielne
idee nawet w przyrodzie. »*)
Przemknęliśmy się mimo wsi Krasno jary, zbadowuiej
w rozdole, a dalej mimo wsi Zawita, schowanej między
górami prawego brzegu, na których coraz mniej sosen, leez
za to coraz więcej modrzewi i brzóz widzieć się daje. Od
Zawitej góiy zbliżyły się ku wodzie i na brzeg wyrziu^ty
skały, ozdobione brzózkami rosn%cemi w szczelinach. Pomiędzy
skibami zielone wyspy bardzo uprzyjemniają widoki Ka
jedną z wysp wylądowaliśmy dk zebrania jag<ód czeremchy,
które ju* dojrzały; jagody syberyjskiej jabłoni jeszcze nie
dojrzały a jagody głogu i dzikiej róży czerwieniąc się na
krzakach nachylają gałązki ku ziemi.
Z wyspy popłynęliśmy do miejsca, w którem się schodzą
dwie górzyste doliny, równej szerokości i jednakowej pię.
kności, to jest doliny Ing ody i O non u. Onon płynie
z Mongolii z południa; jest to mołe najpiękniejsza rzeka
Dauryi. Złączywszy się z Ingodą, obie rzeki straciły swoje
nazwiska. Tutejsi mieszkańcy nadaniem nazwiska jednej
dalszemu ciągowi połączonych rzek, niechcieli ubliźyó dru-
giej, dalszy więc ten ciąg nazwali inaczej, to jestSzyłką.^
Wody Ingody są płowo -zielonowatego koloni, wody Ononn
białawe, nieczyste niby w naszej Wiśle. Płynąc razem, za-
chowują jakiś czas swoją barwę, potem mieszają się i płyną
korytem szerszem, powolniej i poważniej tocząc swoje wały
Przy ujściu Ononu znajduje się kilka wysp krzaczastych, n
któremi schowały się chaty wioski Ujśó Onon.
Trzymając się prawego brzegu, pod którym płynie biała
woda Ononu, dopłynęliśmy do wielkiego kamienia, na którym
*) Słowa Humboldta w II. tomie Kosmosu, w tłumaczenia polskiem wy-
danem w Warssawie.
**) Naawibko Btylkf Jedni wyprowadiąjf od słowa tssywać: ł« niby dwi«
nelci cssyły się, to Jest połąetyły. Inni la^, to Jest prawdopodoboiejssa, o4
mongolskiego nectowolka stiło, to Jest sskło, łe niby wody Jej Jak 9ak^^
błysscz% się w ciemnej i gdnystej dolinie (Pojesdlca w aabąjkalakij kn^
Parssyna. Moskwa 1844).
89
t Kści drzew wychyla się krzyi £ wyobraieniem męczeńskiego
oUicza Chrystusa Paaa. Od kamienia zwróciliimy ńę ka
lewemu brzegowi, a wpadłszy na sielon% wodę Ingody, oply-
ncliśmy wieś Zakamień, z której dochodziły nas głosy
kdzkie i ryk bydła, powracającego do domu. Za Zakamie-
ftiem wznosi się skalista góra z krzyżem, a za ni% nad brze-
giem jednej z odnóg Szyłki pokazuje się biała cerkiew i
^gi szereg szarych domków i chatek kozackiej wsi Qoro«
dysz cza. Wylądowaliśmy w niej, upłynąwszy od Rozmach-
aincj 4 i Vs i°^li«
Z GoTodyszcza wypłynęliśmy 28. sierpnia, a ledwo mszy-
liśmy z miejsca, siediiśmy na mieliźnie. Szyłka płynie ta
korytem, zasianem wyspami; omamiony jednakowym pędem
wody we wszystkich odnogach, żeglarz może się puśoió
odnogą, która go zaprowadzi w ciaśniny między wysepki i
płytkie miejsca, zkąd nie łatwo się wydobędzie. I nas
wbśnie taki wypadek spotkał. Tratwa tak werznęła się
w żwir, żeśmy ją musieli w górę ciągnąć, a potem ciągnąć
ze sto sążni płytką po kostki odnogą. Szczęśliwie wy-
brnąwszy z archipelagu drobnych wysepek, wsunęliśmy się
znowuż na główne koryto rzeki. Prawy jej brzeg wysoki i
górzysty, lewy nizki i równy; od niego góry oddaliły się na
kilka wiorst Zanuast skał i dzikich urwisk, które każdej
wrażliwej i poetycznej duszy tak podobają się, na lewem
wybrzeża widać szachownicę pól, zasianą rozmaitem zbo-
żem. Owies i pezeniczka, żyto i tatarka pięknie dojrzałe
radoją serca wieśniaków, karmideli całej ludzkości. Widoki
pola nie są wzniosłe: ogromem nie uderzają wyobraźni,
nadzwyczajnością kształtów nie zachwycają fantazyi; ale
łmjność zboża, falowanie się jego niby wody gdy wiatr
wieje, zapadł, brzęk i śpiew skrzydlatych stworzeń, myśl
o obfitości i dobrym bycie, jakie te łany przyniosą, wszyatko
to razem sprawia, że widok pól jest miłym, a niema nic
poetycznego dla tych tylko, którzy w niczem piękna dopa-
trzyć się nieumieją. Wszakże Lenartowicz na tle równin,
pól i zbóż mazurskich wysnuł tyle pieśni rzewnych, pro-
stych i pełnych zapachu pięknej prawdy, jak i te pola, o
których śpiewa!
90
Z doliny rolnictwo sięgło i do gór zabrzeinych, bo
na ich pochyłościach widać także orne grunta. Rolnictwo
dało dobry byt tutejszej okolicy i zwiększyło jej lu-
dność.
Opłyngliśmy dzisiaj wieś Mitro fa nową, dalej S arna o-
nową na prawym brzegu z kapliczką na górze, dalej wieś
Kubasową, potem Mi rs ano wą na lewym zbudowaną i po-
siadającą stacyę pocztową i opalisadowane więzienie etapu.
Upłynęliśmy cztery mile a od miasta oddziela nas jeszcze
sześć mil wodnej drogi; lądem jest o wiele bliżej. Niespo-
dziewając się zdążyć przed nocą do miasta, chcieliśmy zano*
cować w Mirsanowej, lecz niemogliśmy tratwy skierować
w odnogę, nad którą wieś ta stoL Napróżno robiliśmy wios-
łami — bystry prąd głównego koryta unióri nas i zmusił mimo-
woli dążyć 'na nocleg do miasta. Jednostajność widoków
wysp rzecznych i piaszczyste brzegi zmniejszyły natężenie
imaginacyi i uśpiły mnie. Spałem jak to zwykle na wodzie
mocno i smaczno, a obudziłem się dopiero przy wsi Apriel-
kowa, gdzie brzegi Szyłki są znowuż wysokie. Przedarła
ona tu góry i w skałach wyrobiła sobie koryto. Schowana
w górach, z wolnem wejrzeniem na rzekę wieś Sołni-
kowa, powitała nas krzykiem dzieci kąpiących się przy
brzegu; w szerszem miejscu, lecz także między górami poło-
żona jest wieś Sawatiejewa.
Żegluga po rzece, najprzyjemniejszą jest wieczorem. Słońce
już zaszło i różowym promieniem jak gazą otuliło góry błę-
kitniejące w oddaleniu i błyszczącą wodę. We mgle wie-
czornej widać przy brzegu cerkwie monastyru uśpień-
skiego. Poważną i do melancholii skłaniającą ciszę, przer-
wało chrapliwe strukanie gromadą przelatujących źórawi;
przeleciały , cisza zwiększyła się z gęstniejącym zmro-
kiem.
Przybyliśmy wreszcie na ujście Nerczy, która z prawego
brzegu, dwoma ramionami wlewa swe czyste wody do Szyłki.
Tratwę przywiązaliśmy przy brzegu a zabrawszy swoje ru-
chomości, ruszyliśmy do pięć wiorst od ujścia odległego
miasta.
Ciemność nocy rozświcca blade światło księżyca. Kałuże
91
i wfkwj, zmusiły nas do zzacia się i do pieszej podróży
boso, bardzo nieprzyjemnej pod ciężarem gniot%cego moje
barki Łłnmoczka i po kamienistym gruncie. PrzyszHśmy do
Słsrego Nerczyńska, osady złożonej z kOkudziesięciu dre-
wnianych domów i cerkwi; ztąd jeszcze pół milki do Ner-
ctyńtka, zbudowanego na pochyłej równinie, do któregfo
z pokaleczonemi nogami zaledwo o północy przybyliśmy.
IV.
Półcienie MercsyAske. * Rseka Neresa. — Bistorye NercsyAske. — Statj-
•tjka Nercsyfttka. — Baty na grobie. — Protojerej. — Knpcy. — Bota-
nicy. ~ Stkoły. — Cmentarte. — Partya aresttantów I dwąj a Polski
młoddeńcy. — Polaey smarli w NerciyAsku.— G^ry. -^ Bartscs<^wka.—
Jossese wody mineralne. — Knpey Kandy&scy. — JeeieA I piękność na*
tnry bes historyi cało wieka. — BtretieAsk. — Zdegradowany oficor. —
Powrót kosaka s koronaeyi. — Cłiarakteryatyka Moskali. — Poosnklwa-
nie J. Franklina w Syberyi. — Kosacy biją oficerów liniowych.
Miasto Nerczyńsk położone jest pod 51** 58' azero-
koóci a IS^"* 15' dhigości geograficznej od Ferro. Zbudomme
jest w szerokiej i obfitującej w }%ki dolinie, na lewem piasz-
czystem wybrzeża Nerczy. Okolice miasta są wcale przy-
jemne: na błoniach snige się wężykowato rzeka, nad nią i
na górach bezleśnych rośnie wiele kwiatów i mnóstwo jest
ptaków. W blizkości wspaniała Szyłka a nad nią monastyr
Uspienski, do którego mieszkańcy miasta robią wycieczki
spacerowe. Klimat jest tu rówpie surowy jak i w reszcie
Dauryi. Nercza *) pod miastem puszcza zwykle około
23. kwietnia (to jest około 5. maja nowego stylu), zamarza zaś
*) w wierscbowiskach swoicli Nercia płynie równoodległe od głowa
Jabłonowego pasma ae wsclioda na saehód, potem sawraea na południe. Wpa-
dają do niej aa prawej strony rsecski Uldurga, Ola i Chlła i maóetwo gór-
skidi potoków, B lewej Nerctugan. W średnim i dolnym biegn na JeJ brsegarli
połoione tą następne wsie: Kykir, Akima, Zinlaińsk, Kmpłańtk, 01l4ak,
Kaogilsk, TorgiAsk, Bronikowa, KumakiAsk, Neresybsk nowy i sUry. Krą|,
prses który Nercsa prsechodsi u Jabłonowycb gór. Jest niesaludniony , wasf-
daie Jednak moie daó kawał clileba csłowiekowi , a inkcsna Jego pr aeaum e*
adolna Jest do uprawy rolnej. Bory i lasy, sscsególniej w wierscłiowłakacli
Heroiy, ogromne.
93
około 13. (35. nowego sijk) paźdsionuka. Średnio przez 192
dm w rokn powienehnia jej bywa lodem okryta. Nerca
pof 9wujtm njścin wznieBiona jeet 1,880 stóp nad posiom
W jej okoHcy pierwszy raz Moskale pokazali się w 165S.
roku; byl to oddział sotnika kozaddego Piotra Bekietową
który na czele sta ludzi wystany byt z Jenisfrjaka na podbicie
sabiglcalskich Boriatów i Tonguzów. Leoz miasto właściwie
atoftone 1668. roku przez Atanazego Paszkowa, wojewodę
jenisejskiego i komendanta ekspedyoyi amurskiej. Z pocz%tkn
byt ta tylko drewniany zameczek (ostróg), który nazwali
Kielndów, od nazwiska Tunguzów Nie Ind i (nie Indzie), któ-
rem wówczas Moskale pogardliwie Tunguzów nazywali. Pr^
zmeczkn wzniesiono kalkanaicte chałup, a *liczba ich z na^
plprajiei ludnością powiększała się. Utworzyło się miasto, a
sameczkn dzisiaj śladu niema. W XVII. jeszcze wieku Nercąjrósk
został stolicą nerozyóskiego województwa. Moskale s%ffiadu-
j|c z Polaka, wiele bardzo od niej przejmowali i tytuł tei
poUi wojewodów dali swoim gpibematorom. Wojewodowie
misU władzę mniejszą i mniej oznaczoną od dzisiejszych gn-
bematorów, w odległych jednak od Moskwy prowincyaeh,
nądzili samowładnie i hez kontroli, jakby lenni carzy-
kowie; od polskich wojewodów znacznie się różnili tak co
do godności, obowiązków jak i znaczenia politycznego.
W tym także wieku Nerozyńsk, jako leżący na trakcie
samkirn, był punktem zbornym dla kozaków i osiedleńców
«dsf|eych się w Kadamuree i punktem wyjścia zbrojnych
ebpedycyj, które tam walczyły z Głii&csEykamL
W Nerczyńsku Moskwa zawarła traktat z Chinami 1689.
roku; posłem moskiewskim był Gołowin, ze strony Chin pod
pRsydeneyą unędnika chińskiego, konferowali jezuici. O
traktacie nerczyńskim w innem miejscu obszerniej po-
W XVn. też i XVni. wieku, do założenia Kiachty, z Ner-
czyńska wychodziły do Pekinu moskiewskie kupieckie kara-
wany.
W nowszych czasach Nerczyńak został stolicą powiatu
iMTGsyńskiego, od roku zaś 1857, w którym stolicę tego po-
94
wiata pnenietiono do Csyty, należy do liczby podrzędnych
miast i jest na drodze opadka. Podnieśó go moie tyUco
przemysły który się jeszcze nie prędko rozwinie , lab hande^
którego znaczenie z tego powodu, że Nerczyńsk leży na trakcie
amarskim, podnieść się powinno. Gdyby Nerczyńsk przy
samem ląjścin Nerczy, nad Szytką miał posadę, wzrost jego
byłby pewniejszy. Pozycya na boku o kilka wiorst od głó-
wnego trakta wod% sprawia, iż wiela flisów i kapców
płynących na Amar bez szczegóhiego interesu do niego nie
wstępuje. Dawniej miasto było w tem miejscu, gdzie dziś
jest Stary Nerczyńsk; z powoda częstych powodzi i wy*
lewów Nerczy, mieszczanie przenieśli się o pół mili w górę
na piaszczysty pagórek, a byliby lepiej zrobili, gdyby się byK
nsadowili nad Szyłk%. Już to Moskide niezawsze umicg% wy-
bierać pozycye dla swoich miast; dowodem jest Petersborg,
Moskwa, a za Bajkałem Kiachta, Nerczyńsk i inne osady.
Nerczyńsk tem się wyróżnia pomiędzy wiela innemi mia-
stami, że nieposiada tak jak one owej nudnej regulamoaci,
niema fizyonomii tak bardzo skarbowej, wojskowej; nie.nmięj
przeto jest nudne i nieciekawe. Rozrzucony na znacznąj
przestrzeni, tylko w środka swoim zbadowany jest według
planu na stolika czy no wnika zrobionego. Poboczne nliciki
widać, że bez rozkazu powstawały; s% tam chałupy i nizkie
domki z gnojnemi podwórkami, oddzielone od siebie ogro-
dami i długiemi parkanami, które każdemu moskiewskiema
miastu dają pozór wielkiej osady. Na ulicach piasek i cisza;
ruch ludności zaledwo jest widoczny. Na rynku i ulicach
do niego wiodących, s% porządniejsze domy, jest tam i ratusz
murowany, gościnny dwór, dwie kamienice i cerkiew z zie-
lonemi dachami.
Ludność miasta wynosi 4,721 głów*) i składa się z miesz-
*) Ludność u co do wiary j«st naat^pną: greeko-rosyjakiej wUry m^ieaysn
Jett 8,455 kobiet S,S42; katolików 4; liesba U o wiolo Jest soacsoi^a^, Bi«
obejmaje prócs tego katolików w wojaku będących ; łydów Jeat 9 męicsysn,
8 kobiet; mahometan 3; akopców 3.
Ludnoaó Mercsyńaka wsględnie aatruduień, tak Jeat w nnfdowem apnk*
woadaniu iiorodnicsego a roku 1S57 praedatawiona : DnobowieAatwa Jeat 98
męicaysn, 26 kobiet, raaem 124; pod tą rubryką objęci aą waayaey, kfiórsy
pny kościele iyJt lab a rodaieów duckownych poeli^daf ; aalachty daiedsi*
95
caa tradniących nię rolnictwem, uprawą tytoniu, z kupców,
któiiy z wołogodzkiej grubernii w przesriym wieku tu osiedli,
z urzędników i z jednej kompanii czytyńskiego garnizonu,
Mącej tutaj na załodze.
Towarzyskie stosunki mało wyrobione. Zamożniejszych
i uboższych ludzi zabawy, nie obchodzą nię bez gry w karty
nwj 4 mficsyn, a kobiet, razem 7 osób; sslacbty 08obi8t<U 18 mclc«yxn, 12
koWet, ruem 80; urtędnlków nietiUchty 143 mcic»y»n, 47 kobiet, razem
130; hoaon>vyeh obywateli (pocsetuyota graidan) 16 męiesyaii, 13 kobiet, ra-
ttB 2»; kapeów 1. giełdy 8 mficsysn, 5 kobiet, razem 13; knpców 8. giełdy
36 mfiesyzn, 33 kobiet, razem 69; kapców 3. giełdy 1S4 racłozyzn, 116 ko-
biet, razem 150; goscl 4 mciczytn; mteszezan 1,406 mcśczyzn. 1,819 kobiet,
nicB 2,725; poddaaycłi lodzi 1 mcieayzna, 1 kobieta, rasem 2; ofieerÓY 7 mc.
iesyzo, 6 kobiet, razem 13; żołnierzy 195 męiczyzo, 105 kobiet, razem 300;
djmiayoBowaoycli łołirferzy 496 mcłczyzn, 169 kobiet, razem 665; kozaków
15S nficsyzn, 149 kobiet, razem 800. Razem wszystkich meiczyzn 2,714 a
kobiet 2^7.
Urodziło sif w mieście 1848. roku 91 płci męzkiej, 102 ieńskiej; w roku
1843 osób płei męsliiej 82, ieóskiej 76; w 1850. roku 72 płci mczkiej, 61
ieiikiej; w 1851. rok« 96 płci mfaklej, 81 śeAaki^; w 1852. roka 108 płd
BfzkieJ, 74 ieńskiej ; w 1853. roku 55 płci m^kiej, 71 ieńskią); w 1854. rokn
78 płci n^zluej, 60 ieński^; w 1855. roku 92 płci mczkiej, 101 ieńskiej;
w 1856. roku 95 płci m«zkiej, 78 ieńskiej. Rasem w dziewifciu laUeh urodziło
lit 769 dsiMd płei nfskiej i 704 ieńsJcieJ.
Unarlo w 184S. roku 89 mciczyzn, 90 kobiet; w 1849. roku 107 mężczyzn,
104 kobiet; w 1850. roku 65 mcłczyzn, 78 kobiet; w 1851. roku 73 męicsyzn,
G kobiet; w 1652. roku 82 mfiosytn, 62 kobiet; w 1858. roku 116mticsyzn,
n koWct; w 1854. roku 80 mciezyzn, 61 kobiet; w 1855. roko 72 mfiesysa,
U kobiet; w 1856. roku 79 mężczyzn, 54 kobiet. Razem w dziewięciu laUch
Boarlo 763 mężczyzn i 703 kobiet. Liczba nowourodzonych przewyissa*
liczbę tnarłyek o 7. — Liezby te oie rokuJ« prędkiego powlęktseaia się !»-
diMiei ml^seowc;!.
Zawarto małżeństw w 1848. roku 28; w 1849. roku 23; w 1850. roku 20;
w ]»I.roka 18; w 1852. roku 22; w 1858. roku 21; w 1854. roku 28; w 1855.
raka 32; w 1856. roko 24. Razem w dsiowięcin laUcli, sawarto mał*
i«żitw 213.
2 mieszkańców miasta w 1857. roku 6 oddanych zostało pod sęd za kry-
Biaalae przestępstwa.
Do miszu należy 43,241 dziesięcin (diesiaUn) i 712 sężni ziemi. Z U^
iiabj 21,151 dziesięcin 1,951 sężni, snajdąje się pod budynkami, ogrodami,
Mvórsami; lakami, nlieaml, a 1,911 dziesięcin 1,200 Sfżni po dopraw^ roIn«.
W roku 1857 zasiali miesaczsnie: żyu Jaiowego 181 ćwierei (esetwierti)
Khraii 622; pszenicy zasiano 103 czetwiertl zebrano 824; owsa 57 csetwierci ze-
bnool95; Jęczmienia 68 esetwierti zebrano 303; tatarki 103 czetwiertl zebrano
S4; konopi 5 czetwiertl sebrano 32. Ceny aboża w Neresyńsko 1S57. roku
były: ^ere (caetwiert) żyU 4 r. 45 k.; owsa 2 r. 40 k.; jęesmIenU 3 r.
^ k.; tatarki 2 r. 70 k.; ziemniaków 3 r. Koni w roku 1857 było w mieście
UHntak; bydła rogatego 2,786; owiec 2,800; świń 62; kót 51. Szynków
^ło 3, prochownia 1.
96
i pyatykL Knpcy osBCs^dniąj i sloromiuęj ijgą, niż gdsie
iodsiej, lees podcsu nroezyBtośoi fami^jnych występąją
z catym przepychom i pretensyą dorobkowiciów do pań-
skości.
Naniętnoić do wyścigów konnych, we wszystkich klasach
jest rozszerzoną.
Wypadek przed rokiem zaszły, dotąd jest przedmiotem
rozmów w tutejszem towarzystwie. Sprawnik P(o8ol8koj) i
horodniczy S(tupiii) z powodu zon swoich, szczerze, po
kobieeemn nienawid«|cych się, iyli w niezgodzie. Obmowy,
plotki, wywołały pomiędzy obu domami niesnaski, które się
tragicznie zakończyły.
Ostry język sprawnika niedawał pokoju żonie horodni-
czego: martwiła się kobiecina, nareszcie zachorowała i za-
pewne nie ze zmartwienia umarła. Horodniczy, ekswojakowy,
człowiek niepowściągliwy i gwałtowny, głosił, że sprawni-
kowie J€igo zonę wpędzili do grobu a gdzie mógł szczypał
sławę oraz honor męża i żony. Uniesiony zemstą, na zabawie
publicznie zelżył panią sprawnikową a z mężem jej zrobił
brutalską awanturę. Wówczas właśnie przyjechał do Nerczyńska
Murawiew jenerał gubernator wschodniej Syberyi. Sprawni-
kową udała się do niego ze skargą na horodniczego : opo-
wiedziała mu wszystkie szczegóły brutalskich obelg i proaiła
o opiekę i obronę. Jenerał gubernator człowiek europejski,
pełen aawsse uszanowania dla kobiet, posłał po horodni-
czego, surowo go zbeształ i zmusił w obecności swojej, aa
klęczkach prosić o przebaczenie obrażonej kobiety. Po tej
scenie zdawało się, że nastąpiła zgoda i koniec zawziętych
kłótni, rozdmuchiwanych przez prowincyonalne plotkarstwo.
Horodniczy ze sprawnikiem pogodził się przy butelce, obiecał
zapomnieć wszystko, co między nimi zaszło, wylewał się
z dowodami pn^yjaźni i wzajemnie obig panowie przepraszali
się. Horodniczy wspomniał żonę swoją i obelgi, jakie ją
do grobu sprowadziły: dla zup^nej więc zgody, zapropono*
wał, ażeby sprawnik na grobie żony, odwołał wszystkie
obelgi szkodzące punięoi nieboszczki i przeprosił swłoki
w grobie leżące. Sprawnik pojeclul z horodniczym na grrói)
zmarłej. Ledwo stanęli nad mogiłą i spawnik nachylił si^
97
ieby prosić o przebaczenie nieboszczki, z za nagrobka wy-
padło dwóch kozaków i powaliwszy sprawnika na grób d&li
mu sto kilkanaście batów w obecności tryumfojącego horo-
doicsego. Kłótnie i sceny takie zakończone zostały prze-
tnnslokowaniem obu urzędników w różne odległe od siebie
miejsca.
Bijatyki w czasie zabaw i zgromadzeń wesołych pomiędzy
ezynownikami, są w porządku dziennym; nikt juź na nie nie-
zwraca awagi Obelga, spotwarzenie, nie wywołuje tutaj jak
w Europie pojedynków.
Głośną osobą w Kerczyńaku jest protojerej, przybyły
pned kilkunastu laty z smoleńskiej gubemii, z którym przy-
padkowo ńę poznałem. Średniego wzrostu, blady, dzióbaty
i chudy, osta ma wcięte, oczy bystro latające, brodę i włosy
jak wsejrecj księża moskiewscy nosi długie. Mówi słodko sło-
wami biblii. Z mowy wziąłbyś go za świętego, za człowieka
bez skazy. Wygadany i rozumny, protojerej prędko poszedł
w górę: prócz wielu innych obowiązków przynoszących mu
dochody, został inspektorem powiatowej szkoły. Niewiadomo
m: czy z powodów ambitnych, czy ze względu na dobro
religii czy też pochnięty złośliwością serca? protojerej odkry-
wał wszystkie nadużycia władz duchownych w wschodniej
Syboyi, denuncyował do synodu pojedynczych księży, malo-
wać ich rozpustę, pijaństwo, handel, niedbałość o służbę
Bożą i t. p. Koledzy oburzeni jego denuncyacyami, wystą-
pili z nim do walki. Napróźno protojerej posyłał pieniąd2e
do synodu i drogie dauryjskie kamienie, — głos większości
aialazł posłuchanie i synod protojereja, jako człowieka nie-
spokojnego, robiącego fałszywe denuncyaoye, osunął od obo-
wif^ów i posyła na rekolekoye. Wszystkie plany i marze-
uajego ambicyi rozwiały się i znikły, protojerej odegrywa
dosiaj rolę męczennika prawdy, rolę prześladowanego w spó-
ka&óatwie bociana; spodziewa się jednak, że prawda, to
jest on, jak olej na wierzch wypłynie. O życiu tutejszych
kopców już mówiłem. Oddani spekulacyi handlowej, całe
ijae marzą o zebraniu kapitału. Kupiec, który potrafił
zbogacić się, jeet arystokratą, czuje swoją godność nawet
wobec majora i posiada, pomimo nie bardzo szlachetnych
GłŁLiB, opisania. I. 7
98
sposobów zbogacenia się, szacnnek kolegów i publiczności.
Pieniądz jest dowodem rozumu, zacności, on jest cnot% i wy-
nagradza jakby zasługa postępki nikczemne dawniej popeł-
nione. Na całym świecie człowiek bogaty jest szanowany,
lecz prócz Ameryki nigdzie takiego szacunku nie posiada jak
w Moskwie, a szczególniej w wschodniej Syberyi. Ubrani
w surduty i palta nieposiadają samodzielności myśli, nie-
dbają o samodzielność stanowiska w społeczeństwie, a o dą-
żeniu do życia politycznego, nie ma co mówić. Kw^estye
publiczne wielkiej wagi zajmują ich o tyle, o ile wpływu
wywierają na obroty handlowe. Nauka jest dla nich także
rzecz niepotrzebna. Mają wszyscy wiele sprytu, natural-
nego rozsądku i ten im wystarcza. Dla nauki szkoda
czasu, lepiej go obrócić na zabawy, używanie życia pray
butelce i na łonie kobiety, oraz na przemyśliwanie sposobów
zbogacenia się, będącego alfą i omegą wszystkiego na
świecie.
Znalazły się jednak w ich gronie dwie osoby, które, o
rzadki fenomen I poświęciły się nie tylko handlowi ale i nauce.
Pan Juriński, kupiec tutejszy, członek geograficznego to-
warzystwa, z zapałem oddaje się botanice : odbywa podróże po>
Dauryi i nad Amurem, zbierając kwiaty do swego zielnika,
kopiuje stare napisy, zbiera zabytki archeologiczne, opisuje
cale okolice, jednem słowem, pożytecznie pracuje na pię*
knem polu nauki. Pan Zinzinów jest także botanikiem,
posiada oranżeryę w Nerczyńsku, odbywa ekskursye i pisuje
artykuły do różnych dzienników. Kupcy dowodzą, że handel
i nauka niechodzą w parze a dla poparcia swojej opinii
wskazują pana Zinzinowa, który botanizi\jąc, pozwolił na
roli swojej kupieckiej działalności, wyróść chwastowi ban-
kructwa. W oczach ludzi szerszego poglądu, poświ^enie
zysków materyalnych wzniosłej szym dochodom moralnjrm,
jakie daje nauka, zawsze budzi sympatyę; z nią też wymie-
niam nazwiska nerczyńskich botaników i ich drobne ale
piękne prace.
Kupiectwo nerczyńskie, nie posiada wielkich kapitałów;
cały kapitał kupców 1852. roku wynosił 93,000 rs., a w 1856.
roku 120,600 rs. Zamożniejsi sprowadzają do swoich skle-
99
pów na 10,000 lub 5,000 towarów, wielu posiada tylko długi
i towary na kredyt udzielone.
Żydzi w Nerczyńsku trudnią się kramarstwem i nie źle
im powodzi się. Wszyscy s% z Polski wysłani za różne prze-
itępstwa, tylko nie polityczne.
Mieszczanie trudnią się rolnictwem i uprawą tytoniu.
Tytoniu zbierają rocznie do 5,000 pudów. Pud na miejscu
w jesieni kosztiąje 1 rs., zimą i latem 1 i Vs a nawet
2 i V, rs.
W czasie, który upłynął pomiędzy pierwszym a powtór-
nym moim pobytem w Nerczyńsku, ruch handlowy i ruch
kdności w mieście zmniejszył się z powodu przeniesienia
stolicy powiatu do Czyty. Dzisiaj prócz policyi, magistratu,
biorą pocztowego i więzienia niema innych magistratur
w nerczyńsku. Słychać, źe i załoga wojskowa opuszcza Ner-
czyńsk. W niej jest kilku jeńców polskich z 1831. roku; na-
zwiska ich W3rmieniłem opisując Czytę. Mieszka tu jeszcze
jeden jeniec polski z 1812. roku niejaki Bzeźnicki. Za-
brany do niewoli, długo służyć musiał w syberyjskich bata-
Honach i dopiero przed kilkunastu laty otrzymał dymisyę.
^iHesapomniał mówić po polsku, ale już zdziecinniał od sta-
roici i pochylił się ku ziemi. Stary, wytarty płaszcz żoł-
nierski okrywa szczupłą jego figurę, na którą nikt niczwraca
owagL Ożenił się tu przed wielu laty i ma swoją własną
dishipkę.
W Nerczyńsku są trzy szkoły: elementarna, powiatowa i
duchowna. Szkoła powiatowa posiada trzy klasy i czterech
aaoczycieli; nauki wykładają w niej elementarne, uczniowie
nie noszą mundurów.
W szkole duchownej sposobi się młodzież na djaczków i
inygotowuje do seminaryum duchownego w Irkucku; uczniów
obecnie jest 70. Czterech nauczycieli wykładają w niej ję-
lyid: moskiewski, cerkiewny, łaciński, grecki i mongolski,
loą prócz tego arytmetyki, geografii, historyi świętej i re-
Za miastem na piaszczystym pagórku bielą się groby sta-
Jtgo cmentarza. Piasek rozwiał niektóre mogiły i poroz-
nocał kości. Tutaj sterczą białe golenie, obok wala się
I ?♦
100
czaszka rozbita i piszczel, żebra porozrzucane tu i owdzie
k%pi% się w piasku i sprowadzają smutne myśli o człowieku!
Do kogo te kości należą? Ta czaszka rozbita, napełniona
piaskiem, może to głowa człowieka pełnego niegdyś myśli i
fantazyi: człowiek, do którego należała, może urodził się na
równinach nadwiślańskich lub na brzegach niemeńskich — los
zagnał go tutaj, żeby zginął bez pamięci i mogiły. Wiatr
porozrzucał jego kości i porozbijał: nikt ich nie zbierze, nie
poszanuje, nie wspomni o jego życiu! Może te kości byłybj;
relikwią w swojej ojczyźnie, a tutaj wiatr niemi pomiata,
zasypuje, bieli i poniewiera! Smutny jest los człowieka, ale
i kości nie są bez przyszłości. Wielką jest wiara, która te
próchna ożywia i uczy, że połamane i porozrzucane resztki czło-
wieka zejdą się, ożywią i staną według zasługi w uwielbienia
lub w potępieniu przed Bogiem i ludzkością zmartwychpowstałą!
A ten piszczel, co sterczy groźnie nad piaskiem jak ma-
czuga rozbójnika, do kogo należał? do jakiego człowieka i
do jakiego narodu? Może człowiek, którego była czsęścią,
splamiony zbrodnią wyrzucony został na to miejsce z nad
brzegów Wołgi! Kości jego zgruchotane, były niegdyś petne
Biły nadużywanej , strach w koło siebie siejącej ; dsiaiaj
stoczone robakami, zwietrzałe, jak urągowisko podnoszą się
z piasku!
Te golenia zkąd przywędrowały? czy z gór Kaukazu? czy
też z nad jezior finlandzkich ? * a może z nad Dniepru,
Sekwany, albo z stepów kirgizkich lub naddońskich? Biorę
je w rękę ze czcią i szacunkiem; a może to kość Podzieją,
tyrana lub mordercy, a może też i kość męczennika narodo-
wego, apostoła Bożej wolności? Może, bo tu w tej ziemi
wygnania zbrodnia żyje i spoczywa obok cnoty! Ludzie nie
rozróżnią ich kości, ale Bóg wie, do kogo one należały!
Wielki jest Bóg, co ożywia kości umarłych!
Smutno mi! Wiatr zachodni powiewa i igra z piaakieia
i z kościami. Szczęśliwy, kto ma grób, a grób w swoj^
ziemi. Tutaj nie jeden nasz rodak:
Konąjfc patrsy na świat, sam Jeden na świecie!
Dło6 rau prtjchylna powieic nie zamykał
Żałobne grono ioia nie otoczy ,
101
NiJit nie pójdsie m tramną do wiflcsootei domu,
Gftrtteczki piasku nie rzuci na ocsy.
Zapłakać nie maaz komu!*)
Tqź obok starego cmentarea, na wyźszem cokolwiek
oneJBCO rosną na piaskn snMitne czarne krzaki i karłowate
urny. Pomiędzy niemi stoi krzyż i wznoszą się nizkie mo-
gfly — to jest cmentarz samobójców. Nie jednego wyrznty
umienia Inb głupstwo, nie jednego rozpacz lub tęsknota
wygnania zrobiły samobójcą! Niech ich Bóg sądzi, mo-
dlitwa na ziemi niech będzie ich pamięcią pomiędzy
mmi!
Siadłem na piaskn i spoglądałem na rozrzucone i czernie-
jące w dolinie miasto i na ostrokół więzienia pod skalistą
górą, gdy odgłos bębna kierującego się ku więzieniu, uderzył
w me ucho. Zbiegłem z pagórka, ulicą szli więźniowie
w kajdanach, otoczeni żołnierzami; była to partya deporto-
wanych do kopalni nerczyńskich. Stanęli w szeregach przed
brtmą więzienia, urzędnik ich rachował; na boku stało dwóch
młodzieńców, dwoje dzieci z naszej ziemi. Uczucie, które
po miłości Boga jest najświętszem, uczucie, z którego narody
aę chlubią i które wynagradzają, jednem słowem uczucie
nilości ojczyzny, w nieszczęśliwej Polsce wróg karze jako
sbrodnię i występek. Otóż dwaj na boku stojący młodziuchni
więźniowie, wygnani zostali z Polski i zrównani są z zbro-
dnitrEami za to, że Boże natchnienie uderzyło w ich serca
i odezwało się chęcią pracy dla ojczyzny zawsze tak szczytną
i świętą! Mówili biedni w towarzystwie kolegów gimnazyal-
oydi, jakby pracować dla kraju, jakimby sposobem dostać
ńę do wojsk francuzkich walczących z Moskwą; podsłuchano
ich i za tę rozmowę dali po dwieście kijów i przysłali do
nbót katorżnych !
Poszedłem powitać tych młodzieńców, jeszcze prawie
dneci, powitać i pocieszyć na ziemi wygnania. Zacząłem
ittimi rozmawiać, gdy głos czyno wnika więziennego rozległ
BC za mojemi plecami, głos, co mnie plugawił i odpychał
od rodaków. Niepozwolono ich powitać i odepchnięty zel-
•) Adana Miekłewiccft Dtlady t ostści lY.
102
^ony słowami, odszedłem milcz%c. Bóg odpowie tym sie-
paczom t
Wprost rynka, na polu stoi cerkiew, a w około niej biel|
się nagrobki nowego cmentarza. Kolamny ceglane pobie-
lane ze d!oconemi gałkami gniotą mogiły kapców; nagrobki
z muru w kształcie budek długiemi rzędami, zaległy cmen-
tarz. Szumne napisy, górne porównania malują żal pozosta*
łych i przymioty poległych w grobach, ów porównywa ionę
swoją do pięknej róży, przyjemność i przykrości życia do za-
pachu i kolców tej rośliny; na innym nagrobka napis głosi,
że kochana żona zostawiła jedynego męża w nieutulonym
żalu, który wylał się w rozciągłym, grobowym trenie. Wy-
jątki z pisma sw. są najlepszemi napisami na grobowcach
nowego cmentarza.
Nad wielu mogiłami wznoszą się drewniane budynki z dasz-
kami w rodzaju skrzynek, przypominające groby Tatarów;
nad innemi drewniane szopy, nad innemi znowuź wznoszą
się tylko drewniane krzyże, a nad innemi jeszcze nie masz i
krzyżów.
Polacy w mieście niemają osobnego cmentarza. Ciała
ich grzebią na moskiewskim cmentarzu; ale niema tam ani
jednego krzyża, kamienia i znaku, coby wśród gromady
obcych grobów, wskazywał przychodniowi z Polski mogiłę
rodaka. Zapomnienie okryło życie i grób zarazem. Spoczął
tu niejeden wygnaniec, lecz o kilku tylko zebrałem wiado-
mości.
Jan Tarkowski z Wołynia, zmarły przed kilku laty^
tutaj spoczywa. Umarł w lazarecie wojskowym, a śmierć
przyspieszyła mu chciwość stróżów. Idąc do lazareta
Tarkowski zabrał z sobą kilka rubli, które dla żołnierza są
znacznym już funduszem, a niedowierzając uczciwości do-
zorców i felczerów, pieniądze chował na nodze za szpitalną
pończochą. Bystre oko dozorców wypatrzyło miejsce, w któ-
rem Tarkowski chował pieniądze, a nie mogąc innym spo-
sobem ich otrzymać, dali mu w lekarstwie truciznę, od której
nieszczęśliwy Jan umarł, a kapitał stróże zabrali. Kapitał
ten, powtarzam, składał się z kilku rubli.
Tarkowski w roku 1831 walczył na Wołyniu z Moskalazni
103
Jako powstaniec. Wzięty do niewoli, zapędzony został do
zachodniej Syberyi, gdzie mu służyć kazano w kozackiem
wojika. Gdy sprawa, której przewodniczył ks. Sierociński,
w Omsku została odkrytą, Tarkowskiego z kilku innymi po-
gnali do batalionu piechoty, który stał na załodze w forteczce
w Presnowsku. W czasie aresztowania Tarkowskiego, w Omsku
jol odbyły się krwawe egzekucye, mordowanie kijami naj-
skchetniejszych wygnańców i juź skończyło się wysyłanie
tych, co przy życiu zostali, do kopalni i fortec (1837. roku).
Zdaje się, źe nie było powodów aresztowania Tarkowskiego,
a jednak aresztowano go. Pewnego razu pisarze batalionowi,
idąc z kancelaryi do domów w porze wieczornej , rozmawiali
z Bob% o interesach biurowych. Jeden z nich myśląc o po*
ł^alance następnego dnia rzekł «zawtra kak kończim
jęto dieło, wot to otożgiom», co znaczyło, że jak
skończą pracę w biurze, pohulają sobie. Mała dziewczynka,
córka kozaka, słyszi^a ten frazes, ale źle zrozumiawszy wy-
raz otoźgiom, powiedziała ojcu, że jacyś nieznajomi jej
żołnierze szli ulicą, i mówili z sobą, iż chcą coś podpalić
«iażgiom».
W owym czasie z powodu sprawy omskiej, Jeńców naszych
w całej Moskwie okropnie, po Neronowsku prześladowano.
O związku omskim krążyły pomiędzy pospólstwem najfał-
ttywsze wieści. Mówili, że jeńcy polscy zamierzają zbunto-
wać się i mścić się na Moskalach spaleniem wszystkich miast
i wsi syberyjskich i wyrżnięciem całej ludności. Ludzie ro-
zoBmiejsi nie wierzy li takim wieściom, większość jednak nie
tylko pospólstwa uwierzyła im i zaczęła podejrzliwie trak-
tować Polaków. Każdy pożar w Syberyi i w Moskwie przy-
pisywano Polakom; każdy wyraz, którego nierozumieli w mo-
wie Polaków między sobą, był przyczyną naj złośliwszych
podejrzeń i denuncyacyj. Życie naszych wojowników w nie-
woli było opłakane. Męczeni ^użbą, dyscypliną wojskową,
bez pieniędzy, w biedzie, podejrzy wani, prześladowani za
najniewinniejsze postępki i mowy, bici i aresztowani nie-
wiedząc za co i dla czego, powoli ulegali pod ciężarem tego
^i^^o ucisku.
Ojciec wysłuchawszy opowiadania dziewczynki, a wierząc
104
wszystkim pogłoskom o Polakach krążącym, zrobił wniosek,
i* ludzie, którzy mówili o podpaleniu musieli być Polacy, i
aaraz doniósł zwierzchności o zamiarze Polaków podpalenia
Presnowska i zrobienia w nim rewolucyi. Areszto^nuio
wszystkich Polaków, jacy tylko byli w Presnowsku, to j««t:
Jana Tarkowskiego, Wojciecha Osuchowskiego, Ste&na
Dzierzka i Krzyżanowskiego. Przy aresztowaniu zntdefii
między rzeczami niektórych wiersze księdza Sierocińakiego,
któremi ten gorliwy i ze wszech miar zacny patryota oiywiał
energię, nadzieję i utrzymywał ducha polskiego pomiędzy
Polakami w niewoli; prócz tego zi^aleźli u jednego list od
kolegi Szadurskiego. Wiersze Sierocińskiego były w oczach
komisyi śledczej w Omsku nieomylnym dowodem, iż aresaito-
wani należeli do związku omskiego, czego im jednak nie
mogli dowieść. W liście nie było mowy o żadnych zamia-
rach i planach politycznych; Szadurski pisząc o róźnjrch
okolicznościach i swojem położeniu, napisał, iż chciałby
przespać czas niewoli, a obudzić się dopiero wtenczas,
w którym rodacy krzykną «wolno8Ć». Był to wykrsyk
serca stęsknionego i cierpiącego w niewoli , a nie hasło ja-
kich siś ruchów*. Otóż takie dowody miała komisya należenia
do związku obwinionych, a na zasadzie wyrazów słyszanych
przez kilkunastoletnie dziewczę, zadecydowała, iż obwinieni,,
w liczbie czterech, zamyślali roz|M)cząć rewolucyę w Pres-
nowsku. Pisarze, słysząc o takim kierunku sprawy Polaków^
donieśli władzy, iż nie uwięzieni Polacy powiedzieli wyrazy,
które słyszała dziewczynka na ulicy, lecz oni je wyneekli
wychodząc z kancelaryi, a powiedzieli je w znaczeniu jak
go wyżej określiłem. Nic jednak nie pomogło szlachetne
przyznanie się pisarzy: więźniów trzymano pod śledztwem i
sądem przez trzy lata, poczem skazano ich do rot aresztan-
ckich w fortecy ujsćkamieniogorskiej nad Irtyszem. Tarkowski,
Szadurski i ich koledzy, pracowali w kajdanach w fortecy
przez lat pięć; w roku zaś 1845 czterech pognali do Ner-
czyńska, gdzie wcielono ich w szeregi garnizonu, a Szadiuv
skiego do Aczyiiska (w krasnojarskiej gubernii), gdzie umarł.
Żołnierskii służba moskiewska, jako ciężka i zupełna niewola,
objęta jest, jak mówiliśmy już, karami kryminalnego kodeksu ;
105
doświadczyli jej biedni więźniowie przez wiele lat Niemając
odpomynka, w ciągłym trądzie, podejrzeniu i w obawie ku>»
stracili młodość, świeżość ciała a moie i dzielność ducha-
Tarkowski był uczciwym człowiekiem, a koledzy z ialem go
wspominają. W ojczyźnie zostawił żonę i dzieci, które
aioie niewiedzą, jak zeszło życie ogca, którym się mają
pTawo cłilabić. Grobn jego nie mogłem wynaleźć.
Przed 1840. rokn umarł w nerczyńskim lazarecie Dę-
biński i ta pochowany. Imię jego jest mi nieznane. Dę-
biński był szeregowcem w wojsku polskiem i bił się w 1S31.
roku. Następnie wcielony do służby moskiewskiej, przy-
^ pędzony do Syberyi, służył w garnizonie nerczyńskim. Wów-
czas dożo było w garnizonie Polaków, prawie wszyscy ludzie
i^ prości, bez wyższego wykształcenia, cnotliwie jednak żyli,
Mobrze się prowadzili i chwaleni byli przez oficerów, którzy
obawiah się ich energii i draźliwośd. Niektórzy, lecz takich
b^lo niewielu, puścili się na złe, szachrajskie życie; koledzy
stronili od nich i wyłączali ze swego grona. Większość była
poczciwą i dobrze się trzymała. Do liczby ostatnich należał
i lyębiński. Dostał on z tęsknoty czarnej melancholii. Po
eałych godzinach i dniach, pogrążony w smutnem, rozdzie-
njieem serca weselszych kolegów zadumaniu, na nic nie-
nrrteał uwagi i nie widział, co się w koło niego robi. Nie-
dbs] o siebie, o jadło, o ubiór, o rozrywkę. Koledzy nie
opoBzczali go jednak, pamiętali o jego potrzebach, łatali mu
boty, zaszywali dziury w mundurze, karmili i nie pozwolili
nikomu skrzywdzić. Weselszą nad takie życie śmiercią za-
kończył swoje w niewoli cierpienia. Pochowany ta jest jeszcze
Franciszek Dusza, syn włościanina z pod Piotrkowa try-
bunalskiego, rodem. ze wsi Kluczyk. Franciszek jeszcze przed
rewolucyą służył w sławnym 4. pułku liniowym, i w tym
; pidka w wielu bitwach z Moskalami okrył się męztwem. Był
I to prawdziwy żołnierz polski: wysoki, silny, odznaczał się
fmiałośeią , energią , męztwem i zamiłowaniem wesołego
życia. Wzięty do niewoli, zapędzony został w 1833. roku
<b Syberyi. W Niżneudińsku, pijąc w karczmie gorzałkę,
był przedmiotem szydzeń Moskali, którzy z urągowiskiem
jftk tylko Polaka spotkali, mieli zwyczaj krzyczeć « Polak
106
Warszaw u pro8pał.» Urągowiska te, dotykając najbo-
leśniejszą stronę polskich żołnierzy, którzy się męztwem i
odwagą odznaczali, wywoływały bójki i krwawe starcia
między jeńcami i chłopami. Dusza nie mógł ich znieśd
Rozogniony gniewem rzucił się na szydzących z niego
w karczmie chłopów i ręką, która dzielnie władała bagnetem,
zbił ich tak okropnie, źe trzech z nich wpadło z tego po-
bicia w długą chorobę, z której niewiadomo, czy się wyli-
zali. Był to więc, jak widzimy, zuch i do wybitki i do wy-
pitki jedyny. Scena w karczmie nie przeszła mu płazem:
aresztowali go, posadzili na odwachu w Irkucku, a po trzech*
miesięcznym sądzie poranili mu plecy, przepędziwszy go
przez ulicę żołnierzy uzbrojonych 500 kijami. Wytrzymał
krwawą egzekucyę tęgi Franciszek a i po niej niestracil
fantazyi żołnierskiej. Lubili go też koledzy, bo zawsze stawał
w ich obronie, niepozwolił krzywdzić ich podoficerom i ofi-#
cerom i całej drabinie czynownych ludzi. Był przytem
usłużny, rzetelny i uczciwy człowiek. W Nerczyńsku mieszkił
w kwaterze z kilku towarzyszami broni z 1831. roku. Przy-
wałęsał się do nich pewnego razu zbieg z karyjskich ko-
palni. Żołnierze dali mu przytułek i podzielili się z nim
twardym kąskiem niewolniczego chleba. Długo siedział im
na karku, Franciszek więc dla ulżenia sobie i kolegom,
wystawił mu potrzebę zarabiania na kawałek chleba.
Rozmowa zamieniła się na spór i kłótnię, w której zbi^
porwawszy cegłę z podłogi, cisnął ją tak mocno w piersi
Duszy, iż ten od tego pocisku zachorował i musiał pójść do
lazaretu. W lazarecie cherlał długo, mizerniał coraz bardziej,
aż wreszcie oddał Bogu ducha około 1842. roku. W Syberyi
Franciszek miał dwóch braci w niewoli: Jana, który w kam-
panii 1831. roku służył w 7. pułku liniowym, i Mikołaja, naj-
młodszego z trzech, który wstąpił w tymże roku do oddziaia
wojsk powstańczych. Jan zastrzelony nad Bajkałem, a Mi-
kołaj długo jeszcze wlókł nędzne życie żołnierza na etapie
koło Irkucka; nie mogłem się dowiedzieć, czy uwolnili go
po wstąpieniu na tron Aleksandra II., czy też złożył za
braćmi kości swoje w syberyjskiej ziemi.
O innych polskich wojownikach, tutaj spoczywających,
107
nioBOgłem zebrać pewnych wiadomości; może kto szczęśli-
WUJ będzie odemnie i wyrwie z oceanu niepamięci losy
tfeh dzianych ludzi, którzy piersiami swemi bronili wolności
i tak długo za ni% cierpieli. Długo siedziałem na cmentarzu,
scbowany pomiędzy bujno i gęsto na nim rosnącą bylicą i
ptotanem. Nie jedna łza wydobyła się mi z oczów, nie jedno
westchnienie wyrwało się z piersi 1 1 ciężkie, ciężkie i trudne
iyde w niewolił .Zakręciło się mi w głowie, nie wiem, czy
od tych uczuć, które mi w piersi burzyły, czy też od moc-
nie zapachu bylicy; wstałem i smutny pociągnąłem swe
kroki do miasta.
Lato 1855. roku w Dauryi było gorące, deszcze często
padające przyczyniły się do obfitych urodzajów. Kraj po nad
Ingodą, Szyłką i Nerczą cierpiał niedostatek przez lat kilka
z powodu nieurodzaju; tego roku nieobawiają się dro*
żyzny.
Dzisiaj w nocy 9. września (nowego stylu) przymrozek i
szron okrył góry i łąki; po przymrozku nastąpił dzień bardzo
gorący. Wieśniacy spieszą z żniwami. Z powodu suszy
kilkudniowej woda w rzece opadła tak, że tratwę, którą zosta-
wiliśmy przy brzegu, znaleźliśmy na lądzie, odległą od wody
o dwa sążnie. Wiele nas trudów kosztowało zepchnięcie jej
na wodę; zepchnęliśmy ją jednak szczęśliwie i znów płynę
w towarzystwie tych samych żołnierzy, z którymi dotąd że*
glowtłem.
Minęliśmy wieś Uśpieńsk stolicę gminy, w której większą
hetbc uwolnionych wygnańców polskich z kopalni nerczyń-
ekich na osiedlenie zapisują, i skasowany monastyr uśpień-
iki. Pjrąd poniósł nas pod lewy brzeg, ubrany wysokiemi
górami: gsye tu i owdzie rzucone pożółkły, trawy wypło-
wiały, a krajobraz ma już wyraz jesienny, który budzi me-
lancholijną zadumę i rzewne, smutne przeczucia.
Góry na prawem zabrzeżu należą do pobocznego pasma
gór dauiyjskich znanego pod nazwiskiem łańcucha gór
Bars zczowskich, które ciągną się pomiędzy Szyłką i rzeką
Undą do Onónu wpadającą. Góry lewego zabrzeża należą
^ pobocznego pasma Jabłonowych gór, znanego pod naz-
wiskiem gór Kujeńskich. Góry Ecgeńskie są działem wód
108
pomiędzy Nerczą i Kujengą także do S2yłki wpadaj|c%, dągną
się wzdłuż lewego brzegu Nerczy równoodległe od wielkiego
pasma JaUonowego w wierzchowiskach Nerczy, z któr% razen
zawracają kn południowi. Najwyższe szczyty Kujeńskie lą:
Buchda, góra Cubakaińska, Osino wo i Ortikuj , położona ju
na granicy jakuckiego obwodu. Z Kujeńskich gór wypływa
Kttjenga, Czarna i wiele innych z lewego brzegu afluentów
Szyłki.
Góry Bar8zczow8kie, które siadły na prawym brzegu SzyHd,
porosły borami; dzikie, ciemne, kształty maj% ostre i dość
rozmaite. Szczyt jednej góry przypomniał mi wspaniałe ta*
trzańskie tumie, których w Dauryi dotąd nie widziałem.
SkiJa wyparta na wierzchołek, sterczy jak ogromny gnębień
na okrągłej głowie. Skalisty grzebień długo nieznika z oczów
podróżnego , a ufarbowany słońcem przy zachodzie, zdaje się
być ozdobiony drogiemi kamieniami.
Opłynęliśmy wieś Wielkie Klucze, cokolwiek dalej takie
na lewym brzegu wieś Małe Klucze i wioskę Barszczewo
blizko ujścia rzeki Barszczówki z prawego brzegu wpadająog
do Szyłki. Przy samem ujściu tej rzeczki, w wązldem mieJBca
pod skałą, zaszła bitwa 25. sierpnia 1689. roku pomiędcy
kozakami i Tunguzami. Tunguzi uzbrojeni byli w łuki i
strzały, odnieśli jednak zwycięztwo nad Moskalami, któryeh
poległo 29 ludzi. Przed nie wielu laty mieszkało tu kilka
wygnańców polskich ze związku Konarskiego. O 200 kroków
od wsi są wody mineralne kwaśno-żeleziste, odkryte w 1831,
przez nikogo nieodwiedzane. Prócz barszczowskich , w oko-
licach miasta Nerczyńska są jeszcze następne źródła mine-
ralne: w dolinie rzeki Urulgi o cztery mile od miasta we
wsi Andronikowa jest źródło szcza wów. Wody z i ni-
zino • kołtomojkońskie smak mają także żelezistych
szczawów; od Nerczyńska odległe są o 13 mil, a od naj-
bliższej wsi Ziulzikanu o 2 mile. Położone w dolinie głę-
bokiej, leśnej, po której płynie strumień Kołtomojkon, wpa-
dający z lewej strony do Nerczy. Nad źródłem są trzy cha-
łupy, łaźnia i upadająca kaplica. Odkryte były przez myśli-
wych w drugim dziesiątku lat naszego wieku. Chorych bywa
ta rocznie do 70; wszystko z sobą, nawet chleb przywożą.
109
Drażliwych nerwów chorzy trapieni 8% obawą napaści sbie-
góv z kopalni kaiyjskicb , których ścieżki ciągnąc się przez
niedostępne paszcze, tędy właśnie przechodzą. Kie było
jednak wypadku napaści, ani rabankn chorych ze strony
zbiegów; odebrawszy kawałek chleba jałmużny, dziękują za
niego i nikomu nic złego niezrobiwszy ciągną pokątnemi
drogami. Wody ziulzino-kołtomojkońskie chemicznie roz-
bieni Lwów. Temperatura źródła przy 19 stóp ciepła w po-
wietrzu była 3** R.; przy cieple 7 stóp temperatura źródła
b^ r B.
Wieczorem przypłynęliśmy do wsi Biankiny, odległej
4 mile od Nerczyńska, malowniczo rzuconej u stóp gór na
prawym brzegu Szyłki. Dom kupców Kandyńskioh, budynki
z czerwonemi dachami sztabu kozackiej pieszej brygady,
dwie cezkiewki i chaty kozaków wesoło odbijają na zielonem
tle gór. Kandyńscy mają tu główną swoją rezydencyę; tu-
taj mieszka patryarcha tej rodziny, która obecnie liczy 60
osób płci męzkiej, człowiek już wielce stary, otoczony pra-
wmikami. Kandyńscy ważną rolę odegrywali w Dauryi.
Handel zg^madził znaczne bogactwa w ich domu i zrobił
zależną od nich całą ludność dauryjską. Nie było włościa-
mna, któryby im nie był winien jakiej sumy, nie było to-
WBfo, któryby z ich sklepów nie wychodził. Bez konknrencyi
byfi panami handlu i mieli nad ludem władzę jakby moskiew-
skiego szlachcica. Wpaść w ich niełaskę, więcej znaczyło
tak wpaść w niełaskę czynownika, bo oni i czynowników
trzjmali w swoich kieszeniach. Polscy wygnańcy mieli z nimi
liczne stosunki handlowe, uczyli ich dzieci i nie jedną po-
moc znaleźli w ich domu. Skozaczenie włościan nerczyń-
tkich, wywołało ich bankructwo: ogromne sumy przepadły
im u kozaków i sami nie mogli być wypłacalni. Nie zban-
krutowali jednak zupełnie i dzisiaj jeszcze Kandyńscy han-
dlują w Nerczyńsku, w Kiachcie, w Irkucku i w Moskwie.
Ojciec patryarchy tej rodziny Aleksy z Moskwy deportowany
był do Nerczyńska, niewiem za co. jGdy go wypuścili na
osiedlenie (jeszcze przeszłego wieku), zaczął handlować i
wkrótce doszedł do niemałego kapitału, który wzróri w ręku
jego synów, dał im powagę i ogromny wpływ, o którym
110
mówiłem. Ciekawą byłaby łusŁorya ich handlowej dzi^alności
w Dauryi, rzuciłaby wiele charakterystycznego światła na
stan tej krainy w pierwszej połowie XIX. w. Niewiele jednak
obeznany jestem z t% działalnością i dla tego ograniczam się
co do Kandyńskich na powyższej wzmiance.
W Biankinie trakt z Czyty zwraca na prawo do Nerczyń-
skiego Zawodu, trakt zaś amurski prowadzi po Szyłce. Kto
chce udać się w tę stronę, musi siąść tu na statek i popły-
nąć rzeką, lub konno odbywać podróż wzdłuż rzeki po dróż-
kach i ścieżkach wijących się nad przepaściami, po trudno
dostępnych dla koni górach; powozem lub bryczką po tych
drogach niepodobne przejechać.
Z Biankiny wypłynęliśmy w czasie niknięcia rannej mgły:
słońce coraz więcej ją przenika, wiatr gna w góry, skłębią,
skupia i wreszcie zdziera uprzykrzoną zasłonę z okolicy.
Dzisiejszy poranek był zimny i wietrzny, zwarzył liście i po-
wlókł je czerwono-żółto-brunatną barwą. Jaskrawe te barwy
niemają w sobie ciepła; są one zimne, mdłe i nie rażą
oka. Brzozy ze skał zrzucają liście, wiatr i zimno niby
starość szpeci je i obnaża, jeden listek jako ostatni ślad
piękności, pognany zosta! za kłębem mgły, wałęsającym się
od rana między drzewami.
Niemasz przyjemniejszej podróży nad żeglugę rzeką, której
brzegi wspaniale są ubrane. W^ąc się jej korytem, płynąc
od skały do skały, jak w panoramie coraz nowe i innej
piękności widzisz obrazy. Nieutrudzony fizycznie, spoglądasz
okiem nieznużonem i świeżem, a czy to na góry, czy na
rośliny, ptastwo, czy też spojrzysz na rybkę, co plusnęła
przy twoim statku, zawsze się czegoś nauczysz, coś nowego
spostrzeżesz.
Brzegom Szyłki do tego, żeby były zupełnie pięknemi,
brak jest tylko zamków ,^ kościołów, ruin i miast. Bez pracy
ludzkiej, natura jest piękną jak myśl w kołysce , jak dźwięk
w pieczarze, rodzący niezrozumiałe i niedąjące się określić
wrażenie. Dzieła Boga są tak wielkie w swojej piękności,
iż całości jej żaden człowiek nie obejmie. Poznajemy pię-
kności stworzenia cząstkowo, obnażając i badając każdy
szczegół z osobna, lecz ich ogólnej piękności poznać nie
111
moiemy. Jesteśmy wprawdzie w możności wyobrazić sobie
WBpuuatoBĆ, wielkość piękności wszechstworzenia , lecz wyo-
bnienie to jest małe i niedostateczne.
Przyroda w ciągłym ruchu rozw^a przed naszym umysłem
spokój niewypowiedziany w wielkiej liczbie chaotycznie rzu-
conych szczegółów; systemat i porządek matematyczny, barwy
najżywsze, kształty najrozmaitsze i t§ wielką myśl Bożą wy-
glądającą z całości, którą dopiero może ludzkość przy skoń-
cieniu swój ero zupełnie zrozumie. My, co nie możemy poznać
W8Z3fstkidi sił przyrodzenia, dla odebrania wrażenia pię-
kności, potrzebujemy koniecznie śladów ręki człowieka,
wspomnień jego życia, ruin jego myśli, coby się przyczepiły
do natury jak powój do ziemi, wniknęły w nią jak krew
poświęcenia! Wtedy dopiero, jakby za uderzeniem laski Moj-
żesza wytryska z ziemi krynica myśli, strumień zrozumiałej
pięknoścL Potrzeba było dramatu ludzkiego na ziemi, jego
potrzeb, myśli, jęków, ciała i krwi, ażeby Bóg przemówił
przez nią.
Brak historyi w tutejszych widokach bardzo czuć się daje.
Patrzę na wdzięki tych okolic jak na obraz nieodgadnionej
treści: niespostrzegam góry z mogilnym kopcem, niewidzę
kamieni oplamianych ludzką krwią, świątyń wzniesionych
pfzez mocną wiarę, jednem słowem niemasz historyi napi-
sanej na tej ziemi, której głoski tak żywo zajmują umysł
podróżnika w Europie.
Zabór i chciwość sprowadziła ludzi w tutejsze kraje, nie-
wola je zaludniła, i tej ślady spotykam: wieś, gdzie rolnik
me jest wolny ; wiejska cerkiew , gdzie się modlą za despo-
tów; huta srebrna, która zbogaca tychże despotów; żołnierz,
który ich broni, i deportowany, który nosi ich kajdany i ję*
kami daje znak życia. Jęki i tęskne westchnienia i bole
wygnańców naszych są najpoetyczniejszym dźwiękiem w tej
ziemi; one wydobędą z niej ową piękność, której brak przykro
ocznć się dawał.
Pierwsze osady moskiewskie w Dauryi, nad Szyłką po«
vstały i dzisiaj w jej dolinie większa się mieści ludność, niż
V dolinach innych rzek. Na przestrzeni dziesięcin mil, któ*
nkmj dzisiaj przepłynęli, zmijduje się aż dziesi.ęć wsi-
112
WieśTarsk i inna, której nazwiska nie pamiętam, nalewem
-wybrzeżu zbudowane; na prawem zaś wieś Dunaj owa —
dalej znów na lewem wybrzeżu wsie WoJogina, Kukyr-
taj w pięknem położeniu z żółtym budynkiem etapowego
więzienia; wieś Uśókurłycz, wieś £pifamowa; wieś Ku-
ku j, Matakan wszystkie zamieszkałe przez kozaków. Ka
tej przestrzeni z lewego brzegu wpads^% do Szylki dwie
ważniejsze rzeczki: Kujenga i Kurłycz. Eujenga dala na-
zwisko pasmu gór; na lewem jej zabrzeżu wzno8z% ńę dwie
wysokie góry: Bolsza i Kurlińska. Do niej z prawej strony
wpadają rzeczki Milgibun i Ołów. Wierzohowiska Kujengi
są niezaludnione. Rzeczka Kurłycz źródła ma w Kujeńskidi
górach; w jej dolinie wieś Kurłyczeńsk i skarbowa gorzelnia
teraz zniesiona, do której pędzali ludzi na wygnanie i do
robót skazanych. Przy ujściu wieś Ujśćkurłyczeńsk.
Był już wieczór, gdyśmy podpłynęli pod szeregi skał
w brzozy ustrojone. Słońce zróżowało marszczącą się wodę
i zapadło za góry według wyrażenia poety « błyszczące jak
brylant. » W lekkiej, błękitnej mgle zobaczyliśmy białą
cerkiew Stretieńska. Zmrok zgęszcza się, na szafir stropu
niebios występują mrugające gwiazdy, nad brzegiem czerwie-
nią się w oknach płomienie świec i goreją na podwórzach
ogniska, przy których kozaczki gotują wieczerze. Zawiniwszy
do brzegu, błądziliśmy jakiś czas po wsi, szukając &o\ńe
noclegu. Cały dzień następny spędziliśmy w Stretieńsku.
Jest to jedna z większych osad nad Szyłką, położona pod
52° 15' szerokości a 135° 19' długości geograficznej. Miesz^
kańcy jej są zamożni, trudnią się rolnictwem i spławem;
chaty mają drewniane i nieporządne, budynki sztaba koza-
ckiego batalionu, magazyny i więzienie mają lepszy pozór od
chat, bo są pomalowane żółtą farbą. Od 1858. roku Siretieńsk
zaczął się wznosić i lepiej zabudowywać, gdyż obrano go za
punkt zborny i za punkt wyjścia ekspedyoyj amurskich
które do tego roku wychodziły z Szyłkińskiego Zawodu.
Pogłoski ludowe o utworzeniu namiestnictwa ze wschodniej
Syberyi, rezydencyę namiestnika naznaczały w Stretieóaka.
Niewiadomo czy pogłoski te sprawdzą się, Stretieńsk jednak
wznosi się i nabiera pozoru miasteczka. Okolica jest malownioca.
113
Szeczka Karynga, płynąca z Barszczowskich gór, łączy tu swoje
▼ody z Szyłką. W Stretieńsku mieszka Antoni Lubo-
radzki rodem z płockiego województwa. Na wieść o wejściu
do kraju Artura Zawiszy 1833. roku, Lnboradzki ze swoim
koleg% H. Weberem uciekł ze szkół, wyszukał śmiałego emi-
aaryusza i z jego oddziałem wędrował po kraju. Pod Kro-
śniewicami Zawisza posłał Luboradzkiego do miasta, żeby
Łam dowiedział aię o sile Moskali, jaka się zbierała. Wracał
z miasta w chłopskiej siermiędze i niósł bułki ze sobą , ale
łiystre oko żandarmów zauważyło coś szczególnego w fizyo-
nomii chłopca; wzięli go, odwieźli do Warszawy i piętna-
itolehiiego przywieźli dó kopalni nerczyńskich. Teraz jest na
osiedlenin.
Na początku roku 1858 zwiedziłem powtórnie Stretieńsk.
Mieszkańców jego jak i w ogóle całej Dauryi, skazanych na
życie jednostajne, płynące leniwo jak błotna rzeka i zam-
knięte kółkiem starań o materyalne potrzeby, zajmują wielce
najmniejszej wagi wypadki wychodzące z kolei codziennych
wydarzeń. Rzeczy, które gdzie indziej przeszłyby niezauwa-
żane, tutaj są przedmiotem powszechnych rozmów i powszech-
nego zajęcia. W każdej chacie każda osoba, którą w Stre-
tień^ spotkałem, opisywała mi ze współczuciem los oficera
kozackiego S(trolmana) za skradzenie żołdu kozakom,
oddanego pod sąd i zdegradowanego na szeregowca. Pół
mi, a szczególnie należący do wyższego kółka ludzie, od-
prowsdzali transportowanego do Orenburg^ oficera; ściskano
go i jego rodzinę, płakano, zaopatrywano w różne potrzebne
mn na drogę rzeczy. Dowody sympatyi były tak liczne i
ujmujące, iż i ten, który stał się ofiarą szlachetnej idei i
wzniosłego poświęcenia, uważałby za szczęście, gdyby go
podobne dowody sympatyi ^ krytycznej chwili klęsk i cier-
pień spotykały. MSosierdzie i litość dla nieszczęścia cha-
nkteryzuje naród moskiewski. Lecz kierunek miłosierdzia i
tympatya, którą bez wyboru obdai^ją nieiizczęście sprowa-
daone tak przez zbrodnię jak i życie szlachetne oraz cno-
tliwe, rzuca cień na ich usposobienie moralne i niedaje ni-
kfimu prswa chlubić się ze współczucia, jakie pomiędzy Mo>
dalami wywołliŁ
GiŁŁBm, OpiMoie. ' I. 8
114
Dragim wypadkiem, mocno także iBtere8ąj%cym tutejsza
ludność, jest awantura, którą zrobili kozacy w 8%Biedni^
wsi Łenczakowie z rewizorem gorzalczanym, wysianym prsez.
arędarzy monopolu gorzalozanego. Znalad on u kozaka ta-
jemnie w domu pędzoną wódkę i jako corpos delicti chciał
ją zabraó, ale kozacy, których było kilkunastu w chacie,
zgasili światło, rzucili się na rewizora, wódkę odebrali, a
jego potłukli. Wywiązała się z tego powodu sprawa; władze
kozackie stanęły w obronie kozaków i ci zostali usprawie-
dliwieni.
Lecz ważniejszym nad te zdarzenia wypadkiem, w kro-
nice miejscowej mieszkańców nadszyłkińskicH jest powrót
z Moskwy z koronacyi cara Aleksandra II., kozaka miesz-
kającego o kilkadziesiąt wiorst od Stretieńska we wsi Czal-
buczy. Ze wszystkich okolic obszernego państwa i z liczny<^
wojsk moskiewskich przysłano na koronacyę deputatów,
którzy asystując obrządkowi koronacyi, podnosili jego świet-
ność. Z tutejszego batalionu posłano kozaka P(łotników
Iwan), jako najbogatszego, pokaźnej fizyonomii i zręcznego
człowieka. Przy koronacyi bardzo dobrze i przyzwoicie umiał
się znaleźć ten prosty, umiejący tylko czytać i pisać lecz
nie bywały w wielkim świecie cdowiek. Gar za asystencyc^
dał mu stopień oficera i dziedziczne szlachectwo. Tak
obdarzony, z świetnemi wspomnieniami stolicy, powrócił
W rodzinne strony. Nikt go tu poznać nie może, tak ai^
zmienił w stolicy: jedno zetknięcie się z towarzystwem apo-
lerowanem, dało mu polor, łatwość obejścia się, pewność
siebie, którą pospolicie odznaczają się ludzie w wielkich
miastach mieszkający. Patrząc na niego, nie podejrzy wałbyś
go o chłopskie wychowanie. Opowiada umiejętnie i z wielka
powagą, wszystkie szczegóły koronacyi, wspomina z nie-
dobrze utajoną chełpliwością o przedstawieniu się carowi i o
tem, że carową w rękę pocałował, co w oczach tuteJ8zą|
ludności ogromnie podnosi jego znaczenie. Opisige im dalej
świetne pochody, obiad wspaniały, przy którym 8%siadk%
jego była bogato ubrana młoda i piękna firejlina. Przemó-
wiła do niego po francuzku, on jej z uśmiechem odpowie-
dział, iź zwykł mówić tylko po moskiewsku, i piękna dama
115
in&v3a z mm o różnych rzeczach po moskiewskn. Wszyscy,
co go ahichąj^y olśnieni są przepychem, jaki roztacza przed
umi opowiadanie ich ziomka, zazdro8zcz% mu i szanują go
gióiniie za to, że blizko byt wielkiego cara i widział wapa-
ziały obrządek.
Giętkość i zdolność zastosowania się do i>ołoienia, która
nas uderza w tym kozaku, jest jednym z rysów charakteru
moskiewskiego. Rosyanin niezmiernie prędko oswaja się ze
swojem położeniem i na kaźdem stanowisku jest takim, jak
gdyby do niego dawno przywyknął. Dezerterzy moskiewscy,
którzy razem z Polakami zbiegłymi od poborów rekruckich,
pracują od lat ¥ńelu w hutach górno -szlązkich, przyswoili
sobie obyczaj, język i ducha miejscowej ludności, niestra-
ciwBzy swojego. Moskal z liberalnymi ludźmi jest liberał*
nym, tyranem, gdzie wymagają surowości, litościwym, gdy
idzie za popędem swego serca i gdy mu wolno być litości-
wym, chojnym, skąpym, płaskim, dumnym a zawsze prze-
biegłym, zawsze zręcznym, pozornym i zawsze chciwym.
W towarzystwie Europejczyków jest jak Europejczyk: pole*
równym, grzecznym; w towarzystwie uczonych umie odegrać
rolę uczonego, w towarzystwie azyatyckiem jest zupełnym
Azjatą. Giętki i zmienny, wszystko do niego przylega, a
w grancie zawsze jest jeden, zawsze jest Moskalem. Cha*
zikter taki robi go zdatnym do dyplomacyi, do podbojów
i q^rzy|a szczęśliwemu prowadzeniu interesów. Fortuna też
oddawna jest na stronie Moskali. Kie oni cywilizacyi i
ludom podbitym nieprzynoszą, żadnej ożywczej idei, żadnej
GDoty niewpajają, nie dają szlachetnej dążności, ale umieją
wnystko zużytkować, wszystko do siebie przyciągnąć, i umieją
pomimo naśladownictwa na wszystkiem piętno swoje wy-
canąć. Charakter tak giętki i zręczny, oddany w służbę idei
niewolniczej caryzmn, robi Moskali niebezpiecznymi dla in-^
Dych narodowości i cywilizacyi. Czy porzucą teraźnieJBij-
kierunek i zamienią go na lepszy, ludzki, wolniejszy? oto
jeit pytanie wielkiej wagi. Niepowiem , żeby pomiędzy nimi
me było elementów wolności; nie powiem, żebym wątpił o
idi ludzką, cywilizacyjną przyszłość. Mają oni zdolność sku-
się, wspólnego władania, mają instytucyę gminną
8*
116
opart% na zasadach bardzo demokratycznych, maj% popęd do
oświaty, a to jest dosyć na początek. Z tego iródła moie
wypłyn%6 burzliwa rzeka, która zerwia tamy niewohiicze i
omyje ich cywilizacyjną wodą. Moskale mogą spłakać z siebie
kurz carski, wyciąć wrzody moralne despotyzmu, mogą
zmienić organizacyę swoją moralną do niewoli skłonną, ale
wątpię czy potrafią się wyrzec panowania, zabierania t^^o,
co do nich nie należy, ozy przestaną kiedy być narodem zar
borczym. Niewola zrobiła ich strasznymi dla luddcoka,
wolność nie zrobi ich bezpiecznymi dla jej samodzielnego
i wolnego rozwiania się. Czas już wrócić do mojej podróiy
po Szyłce w 1855. roku.
Po zejściu rannej mgły, która niby strop niebieski przy-
tłacza codzień całą okolicę, wyruszyliśmy (13. września) ze
Stretieńska.
Na lewo, tuż pod Stretieńskiem , w głębokim wąwoiie
siedzi wioszczyna MarguŁ Wsie na brzegu zawsze miło
wita żeglarz, tęskniący do widoku ludzi. Nad Szyłką budo-
wane są wsie na wązkiem wybrzeżu; z jedncg strony wodą,
z drugiej górami zamknięte, wszystkie prawie mają malo-
wnicze położenia. Przepłynęliśmy obok Farkowej, a dalej
Lenczakowej, która ciągnie się przesi^o pół mili, przy-
tulona do płaskiego zabrzeża podobnego do wału. Nqirzeciw
sterczą skały, trafnie nazwane przez poetę żebrami i szkie-
letem ziemi; przesuwamy się pod ich ścianami, wieszając
na ich pochyłościach i urwiskach wyrojone zdarzenia i hiatorye,
podobni w tem do wszystkich podróżników, których naj-
wspanialsze krajobrazy gór i stepów wówczas zachwycają, g^
je zaludnią światem fantastycznych istot i napetkiią w razie
braku rzeczywistych wspomnień wypadkami urojonemi.
Ztąd to różni ladzie, patrząc na jedne i te same miejaoa,
widzą w nidł różne wyrazy, kształty nawet inaczej się każdema
przedstawiły ą i różne w każdym robią wrażenie. Opiay więc
natury nigdy nie d^ą pewnego wyobrażenia o piękności i
fizyonomii krainy, są one raczej kanwą, na której kaidy
wyszywa inny obraz, a który jest tylko miarą sprężystości i
bogactwa fantazyi podróżnego. Bez tych jednak opisów
obejść się nie można w podróży. Są one tem w rzeesy-
117
wiitości i w opisie, czem są dekoracje dla dramatu w tea-
ttwB; bez nich najpiękniejsza sztaka wyda się nudną, suchą
i mało do rzeczywistości podobną.
O półtory^mili od Lenezakowej, także na lewem wybrzeżu,
jest wieś Łamy. Widok jej ozdobiony jest cerkwią z bły*
SKząeym krzyżem i czerwonemi dachami baraków obozu
kozackiego. W górze znajduje się prochownia, a przy niej
stoi na warcie kozak w ogromnej niedźwiedziej czapce.
ŁuDj są rezydencyą dowódzcy batalionu kozackiego i jego
ttiabn.
Słyszałem tu o poszukiwaniach w Syberyi śladów Johna
Franklina, znakomitego żeglarza, który zginął w podróży
do bieguna północnego. Poszukiwania Franklina przez wiele
lat ztjmowały umysły w Europie a z Ameryki i z Anglii
kilka ekapedycyj wysiano na północne wody, w celu wynale^
sienią jakichkolwiek śladów nieszczęśliwego żeglarza. Rząd
aoskiewski chorując na słabość podobania się Europie, udaje
nwsse sainteresowanie się kwestyami i sprawami szlache-
tnemi, które albo zl^ daleko rozwijając się groźnemi mu
hjć ntemogą, lub też z samej natury nie mają kamienia na
aiewoię. Dla tego to wielcy wirtuozi, śpiewacy, różni artyści,
aoAorowie jak Dumas, znajdują tu świetne przyjęcie i żywe
aamSowanie sztuk pięknych i literatury; europejskiej sławy
aktorka po gotowe wieńce jedzie do Kotikwy, chemik, bo-
tanik, przemysłowiec, jednem słowem wszyscy wielcy ludzie
niewhmej specyalności, na rękach są noszeni dla tego, żeby
potem dobre słowo o Moskwie w Europie powiedzieli. Filan-
tropijne przedsięwzięcia, pożary, powodzie, wyciskają zawsze
t serca ministrów rozporządzenia, w których jeżeii zechcesz
dopatrzysz się łzy z atramentem zmieszanej. Utyskują tu nad
lotami negrów w Ameryce, gotowiby wielkie ofiary dla nich
ponieŚ45, ale mówić niepozwalają o losie białych niewolników
w Moskwie, których nazywają chłopami. Świat się zaintere-
wwał losem odważnego Fnu^lina; jakżeby to wyglądało,
łeby Moskwa w sposób energiczny nie okazała, jak ją boli
aiewiadomość jego losu? Minister wydaje więc rozkaz do
mystkich gubernatorów syber^ijskieh poszukiwania w Sy-
lieryi Franklina, gdyż otr^ał wiadomość, że przy ujściu
118
Leny widziano jakiś statek rozbity, który, bardzo być może,
niósł na swoim pokładzie angielskiego ieglarza. Gdyby wy-
słano ekspedycyę na północne brzegi Syberyi, zaintereso-
wanie się rz%du niewydałoby się nam podęjrzanem; ale
rozkaz okólnikowy poszukiwania Franklina na całej prze-
strzeni Syberyi, która jest krain% najzupełniej kontynentalną,
brzegi zaś jej morskie zupełnie są niezaludnione, policsyć
musimy do tych rozporządzeń rządowych robionych dla Eu-
ropy, które są symptomatem choroby, o której wyżej mó-
wiłem.
Gubernatorowie okólnikiem rozkazali wszystkim władzom
w gubemii robić owe poszukiwania i oto w środku prawie
Azyi zaczęto na piaskach i w potokach szukać śladów okrętu
Franklina; nad morzem nieszukano, bo tam niema ludno&cL
Pisarz pewnej gminy, po skończonych poszukiwaniach, n»>
pisał raport następnej treści: «Mam * honor donieść jaśnie
wielmożnemu panu, iż wskutek rozkazu jaśnie wiebnożnego
gubernatora, w gminie N. N. przez trzy dni szukano śladów
Anglika Franklina. Z poszukiwań pokazało się, iż c^owiek
tego nazwiska nigdy tu nie był, bo najstarsi mieszkańcy
gminy nie pamiętają go. Śladów zaś okrętu po bardzo pil-
'nych poszukiwaniach w rzeczkach i strumieniaoh niepokasalo
się. Ośmielam się zrobić uwagę, że niepodobną jest rzecią,
żeby ów Anglik na okręcie miał tu przypłynąć, najwickssa
bowiem rzeczka gminy N. N. ma pół arszyna głębokości a
dwa arszyny szerokości. Jeżeli jednak na przyszłość pokaie
się człowiek z nazw^iskiem poszukiwanego, władza gminy
natychmiast pod strażą dostawi go do miasta gubernial-
nego.» Otóż, gdyby się był Franklin do Syberyi do-
stał, byłby skrępowany odbył kilkudziesięciomilową podróś
etapami do miasta gubernialnego , i jak się często w ta-
kiej podróży zdarza, byliby mu może i plecy wygrzmo-
cilil
W dalszej żegludze przepłynęliśmy obok wioski Jer gał,
ubożuchnej Farkowej, za którą pokazuje się brzeg grani-
towy, podobny do tamy omszonej; obok Utoczkiny, na
końcu której widać więzienie. W jakiejż okolicy Moskwy
niema więzienia? Gdzie się zwrócisz wszędzie zobacsyss
119
mory lub ostrokoły; nad Amurem niemasz jeszcze osad, ale
«l jui więzienia, w około których jakby koło świątyni ludzie
Łfdą się bndować!
Za Utoczkin% na znaoznej przestrzeni niemasz osad,
ale za to po obu brzegach sterczą skały spiętrzone, podobne
do obłoków skamienial^di. Na górach i skałach pasie się
bydło i drapią się konie z zadziwiającą zręcznością. Góry
pod szarą zasłoną pomroku, nabierają pozornej olbrzymiości ;
piękne są pod tą zasłoną, chociaż nie możesz poznać i
określić ich kształtów, podobne do tydi wielkich, mglistych
poematów, w których brzemienie, porównanie, wielka liczba
słów cię uderza, a po przeczytaniu nieznasz jeszcze ich
treści. Jest to wielkość i piękność tajemnicza i jako taka
łudząca i Mszywa.
Bozpalililmy na tratwie wielkie ognisko. Czerwone jego
płomienie oświecało nam drogę na rzece, lecz niedopomogło
nam dopatrzyć wsi na brzegu, do której z niecierpliwością
dążymy. Ciemność się zwiększa a z nią i zimno: żołnierzyska
zbliżyli się do ognia, grzejąc zdrętwiałe ręce i nogi. Ja,
otulony kożuchem, napróźno okiem rozrywałem ciemności,
napróżno upatrywałem ludzkiego mieszkania. Płynęliśmy tak
długo, niewiedząc gdzie i w jakiem jesteśmy miejscu, aż
iFTeszde zobaczyliśmy światło na brzegu i brnąc po pas
w wodzie, przyciągnęliśmy tratwę do lądu. Światło,
któreśmy w oknie chaty zobaczyli, zaprowadziło nas do
wsi Mangidaj, w której przenocowawszy, przybyliśmy
nazajutrz do wsi Baty zwanej inaczej Boty, zbudowanej
po obu brzegach rzeki a odległej od Stretieńska o ośm
miL
Blisko tej wsi pod górą jest źródło nafty; okolica uro-
d:iąjna, mieszkańcy zamożni. Spędziliśmy tu dzień cały;
kozacy z ćle utajoną radością opowiadali mi awanturę,
która maluje pogardę i nienawiść kozaków do wojsk linio-
wych.
Wzdłuż Szyłki, zacząwszy od Biankiny, poczta znajduje
się w ręku kozaków. Podróż z wodą bardzo jest łatwa, ale
pod wodę holowanie statkiem niezmiernie jest trudne i po-
łączone z niebezpieczeństwami; pomimo tego wynagrodzenie
120
jest małe, nieodpowiadąjące wielkości trudów, a wymagania
ze strony przejezdnych oficerów 8% pospolicie bez granic
Dla tych to powodów kozacy niekontenci 8% z poczty, któr|
im narzucili; leniwie wypełniają swoje obowiązki, ociągają
sig z wyruszeniem z miejsca i dokuczają czem tylko mogą
podróżnemu, któremu bezkarnie dokuczyć można. Dwó^
oficerów B(orysławski) i P (orotów) nużący w artyleryi
i piechocie, płynęli do miasta Nerczyńska. Przyjechawa^r
do Batów, musieli zatrzymać się dla braku koni. Po kilku-
godzinnem czekaniu, wyrozumiawszy, iź kozacy umyślnie
niedają im koni, przywołali starszego uriadnika (pod-
oficera) i surowo, po oficersku, rozkazali mu natychmiast
konia przyprowadzić, w przeciwnym razie pogrozili skargą
i chłostą.
Koni jednak kozacy nie przyprowadzili i zmusili przez
to jednego oficera do uderzenia uriadnika w policzek.
Kozak odpłacił mu także policzkiem z dodaniem procenta,
przywołał bowiem innych kozaków i obydwóch oficerów
srodze poturbował. Kozacy natychmiast donieśli o tej awan-
turze swojej władzy sfałszowawszy szczegóły: napisali, że ofi-
cerowie byli pijani, że przez pijane szaleństwa zmusili ko-
zaków do bronienia się, sami jednak broniąc się przed ich
wściekłością, wcale ich nie bili. Oficerowie ze swojej strony
donieśli władzy o brutalskiem obejściu się z nimi kozaków;
rozpoczęli sprawę, w której zwierzchność kozacka, a
szczególniej Brunner, dowódzca batalionu, starał się uspra-
wiedliwić kozaków. Zawiść, lekceważenie przez kozaków
wojsk regularnych, okazały się w zupełności w tej spra-
wie. Postępek kozaków bardzo surowo karany przez prawa
wojenne, zdawało się już, że przejdzie bezkarnie, ale skargi
podobnego rodzaju przez innych przejezdnych robione,
zmusiły wreszcie zwierzchność kozacką do głębszego i spra-
wiedliwszego rozbioru skargi oficerów. Przekonano się, ze
oficer artyleryi nigdy wódki nie pya, nie mógł więc być
pianym, że raport Brunnera zawierał fałsze, i w skutek
tego ataman podczas lustracyi skrzyczawszy przed frontem
dowódzcę, kozaków, którzy bili oficerów, rozkazał ochłostać i
posłać na służbę w okolice nadamurskie.
121
Z Batów wypłynęliśmy 15. września. Pogoda była prze-
śliczna, niebo bez chmurki. Brzegi zżółkł% jesienną roślin-
ności) pokryte, a powietrze pełne było zapachu siana. Wazę-
diie wspaniałe widoki mieliśmy dzisiaj po drodze: skały
wapienne, wysokie góry, obszerne błonia, kolejno po sobie
następują, a rzeka coraz szersza, coraz głębsza błyszczy się
i kręci jak wąż. Na przestrzeni 24 wiorst dzielącej Baty od
Saylkińskiego Zawodu są dwie wioski: Czałbucza i Ul-
gicze.
Bo Szyłki przypłynęliśmy około południa.
V.
Połoienle Ssyłkińskiego Zawodu. Domy Syberyaków. Drogi w Dauryi. Zima.
Wpływ limy. — Ubranie simowe. — Zawieruchy śnielne. — WiosnaT —
Poiary pusscs. — Ikar syberyjski. — Dolina ccałbucsyńska. — Włóca^L —
Huta ssklanna i wynalaaki Hilarego Webera. — Polacy amarli wSsyłce.—
Ułylki X kory brsosowej. — Natura budzi tęsknotę. — Góry Jako miejsca
modlitw. —Samobójstwa. — Klimat Dauryi. — - Jaiwa syberyjska. — Swifta
diiewic. — Ekaterióski rudnik i ssyłkińskie kopalnie srebra. — UJśekariL
Zabójstwo. — Zielone 6wi%tki. — Kobiety w Dauryi. — WjgnaAey połi-
tycsni w Siyłce. —
Zawód Szyłkińaki, który nazywają też wprost Szyłka,
położony jest pod 52° 40' 45" szerokości a 136<> 15' 20' dłu-
gości (od Ferro) geograficznej. Rzeka płynie tu szerokiem
korytem *) w ciasnej dolinie, zamkniętej ponurem! g^óramL
Wazka przestrzeń między lewym brzegiem rzeki a wysoką
skalistą ścianą gór zabrzeżnych, służy za posadę Szyłkińskiemn
Zawodowi. Na tym pasku ziemi ciągną się z pół mili dwa
rzędy domków i chałup, które tworzą główną ulicę osady.
Plac, na którym stoi cerkiew, i kilka małych przecznic nie-
zmieniają przeciągłego kształtu osady.
Ulice są niebrukowane, lecz z powodu piaszczystego i kamie-
nistego gruntu błota prawie nigdy nie bywa. Obszerne podwórza
i ogrody warzywne pomiędzy domami rozszerzają osadę, która
ma 2,000 mieszkańców.
W Szyłce niema ani jednego murowanego budynku. Domy
bez piątr, budowane są z belek modrzewiowych lub sosno-
wych. Dachy kryją korą brzozową źle spojoną i niedbale
*) Około 150 Sfłni.
123
przywalają j% deskami lub kłodami, dla tego też wiatry łatwo
je zrywają, a deszcz prawie do kaldego mieszkania przecieka.
Frontem dom jest zwrócony do podwórza; dwa albo trzy
szklarnie okna w bocznej ścianie pod daleko wystającym oka-
pem amieszczone, patrzą na ulicę. Każdy dom opasany jest
przyzbą (zawalnia), która chroni ściany od przemarznięcia.
Wejście do domu bywa zwykle z podwórza przez ganek kryty,
na kilku słupkacłi oparty.
Szpary między belkami zatykają mchem, który jest przy-
tufldem niezliczonej liczby robaków, zwanych u nas prusa-
kami, a tutaj tarakanami. Żaden dom nie jest od nich
wolny: ściany, szczególniej wieczorami, czemią się od ich
rojów; lezą óne do garnków, zjadają chleb i potrawy, łażą
po śpiącym czło¥deku, a na wygubienie ich niema prócz
zimna innego środka. W jesieni wymrażają prusaków, lecz
pewna ich liczba, schowana w ciepłym mchu zwykle ocala
a następnego roku nowe z nich legfiony rozmnażają się.
Szybkie, wytrwałe, żarłoczne, są wraz z obrzydliwemi austry-
akami (pluskwami) plagą każdego syberyjskiego domu.
Na zimę Syberyacy bardzo tro9kliwie opatngą drzwi, okna
i wszystkie szpary szczelnie zatykają pakułami, dla tego też
w nietzkaniach ich bywa ciepłb a nawet gorąco. Dla mnie,
jak i dla wszystkich moich rodaków w Dauryi mieszkających,
atmosfera mieszkania syberyjskiego jest nieznośną i za gorącą.
Przybyli z łagodniejszego klimatu Polacy, łatwo znoszą tutejszy
klimat a mieszkają w izbach mniej ogrzanych niż izby Sybe-
'yików, którzy dziwią się ich wytrwałości na zimno.
Piec w izbie Sył)eryaka ogromny, podobny do naszego
piekarakiego pieca. Komin szeroki wyprowadza z izby dużo
dei^a, dla tego też zaraz po wypaleniu się drew, gdy jeszcze
z węgli wydobywa się Mękitny płomyczek gazu, zasypiają
popiołem ognisko i komin zatykają; izba w momencie się
ogrzewa i powietrze jej napełnia się gazem węglowym, nie-
bezpiecznym dla zdrowia, a do którego Syberyacy bardzo się
pizyzwyczaili. Zwyczaj utrzymywania w piecu pokarmów
V garnkach od rana do wieczora, ciągłe skwarzenie się i to-
pienie tłustości, powiększa swąd w mieszkaniu.
Dolina czałbuczyńska, w której toczy się strumień Czałbu-
124
cza, przecina Szytkę na dwie połowy; jedna z nidi nosi na-
zwisko Kokig. Blizko njścia Czałbuczy, stoi srebrna huto
dzisiaj nieczynna, garbarnia, młyn wodny i linta azHanna,
z której Idęby czarnego dymu, unosząc 8i§ pomiędzy skały
poblizkiej góry Pawłówki, podnoszą malowniczą dzikość tego
miejsca.
Widok Szyłki jest bardzo malowniczy: Uękitna taśma rzeki,
zielone błonia, skały i wysokie góry okryte borem modrzewi,
stanowią ramy osady przytulonej do góiy, schowanej i zam-
kniętej, z jednem tylko wolnem wejrzeniem na obłoki. Przez
sze^ć miesięcy zwierciadło rzeki grubym lodem pokryte, sta-
nowi jedyną drogę, która wygodnie i bezpiecznie prowadzi
towary i podróżnych z Nerczyńska i z Amuru. W inne strony
kraju prowadzą konne ścieżki, strome, kamieniste i pn%ce się
po górach dróżki, na których koń i człowiek co krok naraża
się na złamanie karku. Drogi wDauryi prawie wszystkie są
niegodziwe; główniej sze trakty przechodzą także przez wyso-
kie pasma i są pospolicie wązkie, pełne wyboi, korzeni i ka-
mieni; wozy się na nich kruszą a konie męczą i zabijiyą.
Latem i zimą rzeki są jedynie bezpiecznemi traktami: latem
żegluga ułatwia komunikacyę a zimą wyborna sanna po lodzie.
Sanna na traktach i drogach lądowydi z powodu małych
śniegów, bywa podobnie jak i drogi letnie niegodziwą.
W innych prowincyach Syberyi, w których padają wielkie
śniegi i znajdi:^ą się szerokie płaszczyzny i równiny, komnni-
kacya lądowa nie jest tak trudną, jak w Dauryi.
Długa zima pokrywa okoliczne góry płachtą śniegu i kraj-
obraz Szyflci przybiera w tej porze roku smutne i ponure
barwy. Wiaterek chiwus wiejący w dolinach, szczypie i tsaę
po twarzy i zmusza podróżnego do zakrycia jej kożuchem.
Chiwus jest to leciuchny wiaterek, wiejący w czasie słro-
zów w dolinach i w miejscowościach odsłoniętych: oddeeii
jego nie porusza gałęzi, lecz podnosi siłę mrozu i robi go
nieznośnym; pod jego powiewem nos, policzki w moment
u^gaj% odmrożeniu, a ciało jednym kożuchem nie jest dosta-
tecznie przed nim zabezpieczone.
Zimą, natura nic ciekawego do duszy nie wprowadsa;
brak wszelkiej barwy nie wabi oka, a trzydziesto- stopniowe
125
mrocy trzymają człowieka w ciasnych, swykle zasw§di!onycb
mioKkaniach. Wówczas to wrażliwość serca zmniejsza tńę a
sdacketniejflze acznoia uciekają z duszy, która zdaje się zię-
hD%6 i brać na siebie grubszą naturę. Niewiem, czyście za-
Bważyii, £ezimą ladzie zwykle gorsi bywają niź latem, mniej
zdatni do popędów cfarześciańzkiej miłości i obojętniejsi na
ogólniejflse a wznioś^aze cele człowieka. Nie mówię tego
o lekkiej europe^zkiej zimie, ale o wj^wie zimy zupełnej,
t^[iejy takicii, jaka bywa w Syberyi. Na sobie doświadczyłiem
podobnego wpływu zimy i uważałem go w wielu osobach.
W tąj porze powszechnej martwości i dusza się bardziej ma-
teryalizaje, zamyka w egoizmie i nie wychodzi poza obręb
leniwego a ciepłego bytn« Moie też to jest powodem, że
lody w surowym klimacie żyjącej mało mają wspólnych inte-
resów i celów publicznych, i że nie mają historyi.
W krótkiem tutejszem lecie, gdy się góry i błonia zazie-
lenia i zakwitnie piękna dauryjska flora, okolica Szyłki na*
biom niecwykłego a właściwego sobie wdzięku. Ogrom nie
zamieszkałych i pustych gór, piętrzących się do jednostajnej
wysokości, formy ich okrągławe uderzc^ą wyobraźnię, lecz
jej nie wznoszą,, barwy zaś bujnej roślinności ślicznie stroją
góry, lecs im nie odbierają charakteru pustynnego i samo-
tnego.
EliiBst ma Daurya suchy i zdrowy. Jesień 1855% r. była
bwdzo pogodną; błękit nieba rzadko się powlekał chmurami,
powiekne było suche, przejrzyste, bez mgły i wiatrów. Liście
z dizew opadły w pierwszych dniach października, śnieg także
V owym czasie (1. października) pruszył, ale zniknął natych-
nsśast Drugiego października grzmoty zdziw% mieszkańców,
ikigdy in*awie jak tylko starzy ludzie pamiętają, nie zakłóca-
iąee w tak późnej jesieni powietrza Dauryi; grnnot połączony
hfl z obfitym i gruboziarnistym gradem. Około 22. paździer-
nika zaez^ się już moene mrozy, które w jasne dnie żarnie-
^aaij się na umiarkowane i przyjemne ciepło. W tym także
csasie spadł śnieg, pokrył ziemię na kilka cadi i już do wio-
sny nie stajał; większe śniegi tej zimy wcale nie padały. Jest
to jeden z właściwych klimatowi Dauryi fenomenów, że po-
viBio geograficznego położenia, gór^stego i znacznego wy-
126
niesienia nad poziom morza i mrozów dochodz%cych do 40
stopni R. śniegi bywają bardzo małe. W listopadzie
mrozy dochodziły do 20 stopni, a w grudnia przez a^ ty-
dzień przed Bożem Narodzeniem termometr pokazywał 38
stopni zimna. Mgła sucha, która towarzyszyć zwykła tna*
skającym mrozom, zaległa doliny i zakryła góry: cdowiek
stąpa, jakby po omacku, okryty kożuchami biegnie do ciepłq
chaty, nie mogąc złapać marznącego oddechu; cisza w powie-
trzu pani;ge, wiatru niema ani jednego tchu i ta to właśnie
okoliczność robi znośnem tak wielkie zimno. Syberyacy oki7-
wąją się zimą baranim kożuchem, na niego wdziewają « da-
ch ę» to jest: kożuch sierścią na wierzch zwrócony, zrobiony
ze skóry renifera, łosia, samy lub cielęcia. ( Kirgizi nosafdi-
chy ze skóry źrebiąt.) Na nogi wciągają tunguzkie auntyi
i w takiem odzieniu bezpiecznie w największe mrozy podró-
żtyą. Dacha jest bardzo lekka, nie przepuszcza wiatru ani
zimna i dobrze zabezpiecza w podróży; dachy i unty Sybe-
ryacy przyjęli od dzikich ludów. Unty (buty) bywają długie
aż za kolana, cholewki rzemyczkami do pasa przywi|n|j|;
robią je także ze skóry renów, łosiów, sam, piżmowca, sierścią
bywają w dół lub też na wierzch zwrócone. Skóra dobne
wyprawiona niepospolitej miękkości grzeje nogę i nie obcttia
jej. Z Chin od Mongołów przywożą unty wyszywane jedwa-
biem w kwiaty i różne gzygzaki, które bogatsi w święta no-
szą; cena unt dochodzi do 13 złp. Czapki noszą futrzane
z uszami, a czasem i z kawałkiem futra, które jak języcsek
na nos spada i okrywa. Rękawice także futrzane ogromnej
wielkości. Taki ubiór nieksztc^ny jest i brzydki, lecz jako
dobrze zastosowany do klimatu jest w powszechnem ożycia.
W miejscowościach odkrytych, na równinach lub stepach
jeżeli podróżnych spotka zawieja, (purga) wyprzęgaj) na-
tychmiast konie, chowając się całkiem w kożuchy i leżąc na
wozach nieruchomi, czekają póki straszliwa, mroźna a śnieżna
zawieja nie przejdzie, która wszystko na trzy kroki preed
człowiekiem białym tumanem zakrywa i pogrąża go w nie^
przenikniony i zimny chaos. Niebezpieczną jest w stepowych
miejscach syberyjska zawierucha — najśmielszych przejintga^
trwogą : zawiane drogi, zabłąkane konie, mróz dojmujący ai
127
do kości, dalekość zbawczego ogniska i ten iwiat w górze^
BA dole i ze wszyBtkich stron biały, wiejący, bez żadnych
przedmiotów dla oka, w którym nikt nie wie, gdzie się obró-
cić, zabija podróżnego, jak piaszczysta burza Sahary. Zawie-
nicha zatrzymige podróżnych na jednem miejscu nieraz i
dzień cały, a czasami dwa i trzy dni ich mrozi ; skoro przej-
dzie, zręczny Syberyak kieruje się bezdrożem po białej płasz-
czyźnie i dąży niepewny do dalekiej osady, gdzie znajduje
pokarm, ciej^o i zbawienie.
Po Bożem Narodzeniu mrozy cokolwiek sfolgowi^y, ter-
mometr wskazywał 30 i 25 stopni niżej zera; mrozy takie
tą tu pospolite i isa umiarkowane uważane. Około Trzech
Króli mrozy dochodzą do największej mocy, lecz tego roka
(1856) nie przeszły zwyczajnej liczby 20 i 25 stopni B.; do-
piero od 1. do 11. lutego wzmogły się i doszły do 35 stopni.
Śniegi, jak to już mówiłem, rzadko padają. Mrzy czasami
inieżny puch w powietrzu, lecz grubości śnieżnej warstwy
na ziemi wcale nie podnosi. Słońce nie wysoko wzbija się
nad horyzont i świeci przez kilka godzin jak i u nas mato-
Tem, łagodnem światłem; promienie jego są obojętne, nie
grzeją i śniegu nie tają; zimą odwilży nigdy tu nie bywa.
W końcu lutego przez kilka dni wiatr d^ w górach i
inieg pruazył, lecz zaraz pierwszych dni marca powietrze
ociepliło się, niebo wyjaśniło, a promienie słoneczne spędzały
śnieg z drogi, tak że już 10. marca sanna do reszty po-
psuła się. Przez cały marzec trwała najpiękniejsza pogoda,
jednego tylko dnia padał drobny deszczyk, który zupełnie
oczyścił góry ze śniegu. Pomimo pięknych i ciepłych dni^
noce są bardzo mroźne, a lód na rzece mocno się trzyma,
chociaż woda z gór płynie po nim.
Ostatnich dni marca było kilkanaście gwałtownych wia-
trów; osuszyły one mokrą ziemię. W pierwszych dniach
brietnia, według powszechnego zwyczaju w całej Syberyi,.
zaczęto wypalać zeschłe trawy. Ogień posuwa się z nizin na
góry, obejmuje coraz szersze spłazy gruntu, wchodzi do borów
i zapala je. Dymią się piiszcze, a góry jakby w wulkany
zamienione buchają płomieniem; błękitnawy dym zaległ nad
sjikińską doliną i otulił całą Okolicę w przezroczystą gazę.
128
Ciemność nocy powiększa nad2;wyczajność widokn pal^cydt
się ł^k, gór i puszczy: fale światła i ognia spływają z góry,
a czerwona łnna unosi się po nad szczytami i opasuje hory-
zont szeroką, gorejącą wstęgą. Dnia 17. kwietnia p«W
śnieg, ale nie zagasił pożaru, który wybucha w coraz to no-
wych miejscach; posunął się już na góry okalające Szyłkmsti
Zawód a w mieszkańcach jeszcze trwogi nie wzbudza. Nk
żałują drzew w puszczy, trawa dla bydła i koni jest im po-
trzebniejszą niż drzewo, którego nie cenią dla tego, że cały
kraj jest borami okryty. Popioły spalonych chwastów uży-
źniają łąki i podnoszą ich bujnosć. Dbia 21. kwietnia padsf
drobny deszczyk, rolnicy cieszą się i wróżą dobre urodzaje;
dnia 22. kwietnia deszcz mocniejszy zg^asił pożar puszczy,
gorejącej już od ośmiu dni; dnia 23. kwietnia mokry śnieg
pokrył ziemię, a w południe zamienił się na deszcz; dnia 2i
kwietnia padł tak gęsty śnieg, jakiego jeszcze w Dauryi nie
widziałem. Powietrze zupeltiie się zmieniło: pogoda prze-
mienna jak u nas w marcu. Dnia 25. kwietnia mróz ści^
powierzchnię wody, a w następnym dniu kropił deszcz i Im-
czał Aocny wiatr między skałami. Po deszczu powietrze
ociepliło się, a 28. kwietnia lód pęld na rzece i poruszy! sie;
30. kwietnia kra poszła, a rzeka wcale nie wezbrała. Dnia 1-
maja kra jeszcze płynie, a woda ogromne bryły lodu na
brzegi powywracała: rzeka zdaje się byó ujętą we dwa lo-
dowe wały, które błyszcząc pod słońcem powoli topmgf:
między zeschłemi chwastami, pokazują się już ździebełka mło-
dej trawki. Dnia 2. maja powiewa ciepły wiatr, kra na rzece
przerzedza się, na górach zakwitły fioletowe sasanki (Ane-
mona pulsatilla.) W następnym dniu wiatr się wzmógł i
sprowadził śnieg, który jednak prędko zniknął. Dnia 5. po-
goda, 6. pruszył śnieżek i powiewał wiatr północno-wschodni;
trawy znowuż podpalono, a dym pożaru powtórnie zaległ
wądoły i doliny; mocny wiatr, który się zrywa momentalnie,
rozszerza pożar po górach. Dnia 9. inąja drobny ale ciągły
deszcz zgasił pożar, rzeka już się zupełnie z lodów oczyśdh
i żegluga po niej otwarta.
Okolica jeszcze nie zazieleniła się, szara j^ powłoka
nie jest weselszą od białej, która przez tyle miesięcy brudnym
129
biMkiem lśniła nam oosy. Dnia 10. maja padał śnieg z desE-
oem, a 12. grad z desaczem, 13. maja był dzień podunurny,
pogoda przemienna, pączki już si^ pokazują na modrzewiach
iapowiads^ą prędką zieloność wiosny. Dnia 16. maja, po
dłtodnym wczorajazym dniu, .powietrze ociepliło się a wiatr
wieje gorący, jakby w zupełnem lecie; bmry i trawy zapaliłby
flę po raz trzeci i cały kraj dymem napełnfly. Wiatr pędzi
ogień coraz dalej, obejmi]ge on etare drzewa, chwyta się ga-
1^; zwierz ucieka z puszczy. Noc, straszny widok: ogień
na drzewach miga jak ogniste języki lub zwiesza się jako
liae czerwony z gałęzi; trzaskają drzewa, dym dusi przecho-
dsicych. Zwaliło się wysokie mrowisko, pracowite zwie-
nąkka wypędzone z domu i z ojczyzny swojej, uciekają
w róiae strony, ogień je goni i pochłania; dziwny zapach
rozchodzi się po lesie, świeży, miły i wonny, jest to zapach
spalonych mrówek. Ludzie nigdy nie gaszą tych pożarów,
ho i niema podobieństwa zagaszenia. Podróżny bardzo czę^
sto spostrzega całe spłazy puszczy wygorzałe, smutne i czarne:
ibiewa u dołu okopcone, wierzchy mają okryte liśćmi, jakby
koroaą chwały daną za wytrwałość i moc w chwili powszech*
nego zniszczenia. Mech na wypalonej ziemi puszcza się do-
piero po kilku latach, a i trawa w borach późno wyrasta;
dośo «asu mija zanim zieloność zakryje ślady pogorzeliska.
Dnia 17. maja termometr pokazuje ciepła 18 stopni B.,
trawa zazieleniła się i różodrzew rozkwitł. ( Rhododendron
dmńeun — bognlmk, nazwa miejscowa.) 18. maj był po-
cliaamy lecz ciepły; pojechałem konno w dolinę czałbucką,
FrząjechawBzy obok koszar i magazynów wojskowych, uderzy
hatdogo na samym wstępie w dolinę wysoka wapienna skała
Bwieńczona krzyżem. Do tej skały przywi^eane jest następne
podanie. Dawniej, gdy jeszcze w S^łce czynną była huta
oabnia, a z gór okolicznych dobywano rudę srebrną, mię-
^ay katorźaymi zesłanymi do kopalni , znajdował się młody
edowiek, który dniem i nooą myślał nad sposobami ucieczki
i kopalni, a przewidując wszystkie przeszkody, zwątpił w po-
myślność twoich planów i rozpaczał. Kołega jego niewoli
^ałaśał do łiywalców, żartował sobie z losu, co go okuł w kaj-
^>ay, a p<»niBio niedoli weselił siebie i wszystkich dowci-
GuŁnt, OpisaDie. I. 9 '
130
pnemigadaniami, które wywoływały powszechny śmiechi radość.
Ten to bywalec poetanowil pomódz zrozpaczonemu mlodzień-
eowi. «Otói,» mówił do niego pewnego razu bardzo seryo^
«daj mi kwartę wódki a nauczę cię za nią latać po powietrzu;
wówczas jak ptak polecisz i nikt cię w drodze nie złapie. »
Chłopak niewierzył, wahał się, ale w końcu uwierzył czło-
wiekowi, którego doświadczenie, obszerna znajomość rzeczy,
była między katorłnymi znaną i cenioną. Przyjął więc pro-
pozycyę, z długo zbieranego grosza kupił kwartę wódki i
wyszedł z nauczycielem pod skałę , na której krzyż stoi. Gdy
stanęli na niższym zrębie skały, starszy aresztant wymówił
nad chcącym latać niezrozumiałe i tajemnicze wyrazy zaklę-
cia a skończywszy czamoksięzką ceremonię, zawołał wieUdm
l^osem: «Unoś się, unoś się, unoś!» Chłopak skoczył, padł
ze skały na kamienie i potłulił sobie nogi, damawszy je
w kilku miejscach, a nauczyciel latania, krzyknął do nieg^o
ze skały, śmiejąc się na całe gardło: «A cóż? latać ju^
umiesz, tylko siadać nie nauczyłeś się. Daj mi drugą kwartę
wódki, to cię siadać nauczę 1» Taki koniec był syberyjskiego
Ikara. Podanie o nim dobrze maluje okropny, dziki dow^cip
katorżnych. Zaraz za ową skałą znajdują się ruiny; myńłicie
może, że miny zamku lub świątyni starożytnej? nie — dre-
wniane ruiny huty i magazynów przed czterema laty opuszczo-
nych. Huta, chociaż srebrne rudniki nie wyczerpały się, zo-
stała opuszczoną, z powodu zwrócenia wszystkich sił tutejszego
górnictwa do dobywania złota i zamienienia chłopów w gór-
nictwie na kozaków. Huta żle wybudowana, jak i wszystkie
inne górnicze roboty ladąjako wykonane, ledwo zostały opusz-
czone, uległy zupełnemu zniszczeniu. Dachy na budynkacih
pozawalały się, piece rozwaliły, kanały zamuliły, a kopalnie
zasypały się. Niktby nie pomyślał patrząc na te miny, te
prace górnicze dopiero przed kilku laty zostały w nich za-
wieszone. Kupy rudy porozrzucane po dziedzińcu i czame
żużle rozsypane po dolinie, najdłużej będą świadczyć o istnie-
niu górniczego zakładu w Szyłce.
Za hutą rozwija się wspaniale widok czałbnckiej doliny.
Po prawej stronie krajobrazu sterczą skały Pawłówki, po lewej
stś nad dymiącym budynkiem szklannej huty, wznoszą s^
131
fory hgodniej pochylone, porosłe różodrzewem, gajami bne-
liny, a w głębi ciemnym borem sosny i modrzewi ; na głó-
WDjm saś planie krajobrazu rozwija się, jak w panoramie
|i(boka dolina, niknąca między dalekiemi górami w błękitnej
Bgle. Popędziłem konia, znikła mi z oczu Pawłówka, buta,
i igeehałem w część doliny bardzo ponurą; gdy na jej śoia-
lach zieleni się już trawa i pękają pączki drzew, na dnie
■ifdzy ckwastami lezą jeszcze bryły lodu i śniegu. Im bar-
dnej w gł^b, tem dolina staje się dzikszą i pustszą. Czał-
Intea pod wydętym lodem ptynie po kamieniach, a nad nią
wznosi się prostopadle ogromna skalista góra, której boczna
ściana poryta i rozdarta, pełna jest skalistych iłobów i ur-
wisk. W nich chowają się gniazda krucze; młode kruki fru-
wając ze skały na skałę próbtgą swoich skrzydeł i przeraźli-
wym inykiem witają starych, niosących im pokarm. Droga
nę swęiaistaje się kamienistą, a dolina ciemniejsza; w niej
anóftwo pobocznych dolin ma swoje ijście. Zwróciłem się
V jedną z nich na prawo: nigdzie ani śladu zieloności, woda
kocsy pod lodami, trawy wypalone, drzewa okopcone lub do-
fOTT^ające, wszędzie popiół i węgiel. Kaida z pobocznych
Mm ma znowui swoje pobocznice, swoje wądoły i wąwozy,
k^ razem tworzą siatkę okrywającą kraj cały, a z której
jik t labiryntu człowiek nieznajomy nie trafi do swego
Bieskania. Poboczne doliny są zupełnie puste; nigdzie nie
iiycbać criowieka, nie widać chaty, czasami tylko latem, mo-
^ ta ipotkać pastucha, strzelca lub włóczęgę, który nciekl-
ny z kaiyjskich kopalni, temi dolinami przemyka się na za-
ekód, 2awsze ostrożny, a często niebezpieczny dla tych, co go
ipotkają.
Pneszłego roku w tej samej dolinie włóczędzy (brodiagi)
■potkali żołnierza niosącego jadło dla swoich kolegów będą-
cyck na sianokosie, i zapewno z obawy, żeby ich nie wydał,
fowalili go na ziemię i poderżnęli mu wszystkie żyły w no-
l*ck. Krew ubiegła i nieszczęśliwy prędko życie skończył.
Jadąc tą wygorzałą, czarną, zawaloną drzewami okolicą,
^em w myśli nie pożądane spotkanie włóczęgów; ezczę-
'^ nie spotkałem żadnego. Prawie cały kraj na północ
^ Szyłki jest bezludny, a im bardziej na północ, tem rzadziej
132
napotyka się człowieka. Górami, które si^ na tej pnertoMi
garbi% i faliąją bez końca, można dotrzeć do oceanu Wkl-
kiego lub też do morza Lodowatego, nic nie widząc próa
gór, puszczy, dzikiego zwierza, koczującego Oroczona albo
Tunguza. Deszcz zwrócił mnie z dalszej wycieczki; zmoknic^
przyjechałem do buty szklannąj, gdzie znalazłem gościnne
pffzyjęcie u rodaków.
W Dauryi znajduje się tylko jedna huta szklanna i U
zupełnie wystarcza potrzebom kraju. Do robienia ma^
szklannej biorą tu zamiast potażu ku d żyr; jest to gatonek
glauberskiej soli, który się wydziela na dnie jezior w góne
Ingody położonych. Zimą robią przeręble i dostają glaabenk|
sól ze dna dtugiemi żelaznemi czerpakami, i ztamtąd sptawiąji
ją do Szytki. Piotr Wysocki w mydłami swojej w Akalai,
używa kudżyru do robienia mydła. Zamiast piasku, któ-
rego nigdzie w okolicy wynaleźć nie mogą, używają kwaroi
do roboty szkła. Kwarc ten biały jak mleko, mocno sbi^
zawiera w sobie części żelazne i dla tego szkło z niego byia
nieczyste i oszpecone mnóstwem drobnych pęcherzyków, któf«
jak mak zasypują jego powierzchnię, gaszą blask i prseuo-
czystosó szkła. Kwarc dostają z góry wznoszącej się w oko*
licy Łenozakowej nad Szyłką. Od czasu, jak rodak nsM
Hilary Weber wziął w dzierżawę od skarbu tutejszą hotfi
używano rozmaitych sposobów do pozbycia się pęcherzykowi
lecz wszystkie sposoby nie miały pożądanego skutku i sikh
białego, zupełnie czystego nie otrzymano. Zaczął więc ^V
ber farbować szkło, a po długich i licznych próbach otrzyaal
szkło do kamieni podobne. Farbi^jąc masę szklanną octanen
miedzi i doszedłszy do wiadomości temperatury różnej dla
różnych odcieni farb, wyrabia szkło nieprzezroczyste, Gze^
wone i fioletowe. Po oszlifowaniu nacsynia pokaziąje sif
najpiękniejszy flader i rozmaite rysunki, jak na marmunO)
. i nac^rnia te podobne do naczyń z agatu nabierają niepo-
spolitego blasku i pięknoscL Tak pomyślne rezultata zacb^'
ciły Webera do dalszych doświadczeń; ma on nadzieję otrzy-
mać szkło zupełnie imitąjące malacliit. Główna wada wyro*
bów tutejszej fabryki, spostrzegać się zdaje w ich fonaia;
brak dobrego majstra i trudność o takowego w Syberyi, jeś
133
powodem niekastattnośoi na«Byń. DomieseawBzy do masy
flddamiej pewną ilość węgla i zamnrzywssy w takowej masie
sKtabki ielasa, Weber w ciąga doby otrzymaje stal, która po
ahartowaniił nie ustępuje najlepszej stali. Za pomocą
tejże masy szklannej, Weber pokrywa żelazo miedzią, srebrem
i iimemi metalami. *)
*) Oto gpotibf jAkim W«bttr w liael* nUaonąl poltrjwa ieUso róinęml
■ctalABii. BierM fant piaakn, funt poUłu albo fnnt wody siurcaanej, albo
««dj a kwasem w^lowyin, 25 tołotnikdir węgla drsewoegoł to wssystko topi
w ty||Q s gUaj ogniotrwałe). Ifastępaie ma$( oaklanną oatadtiwssy tincsB
aa praoMk, pneaiewago pnesaito i wsypuje do metalowego kotła, a nalawssy
vodą gotią)e nieastannie miesaąjąc. Kled j 6sk}o aapełnłe rosgotoje się i arobi
df Ct^^em Jak eyrop, odsawa kocioł od ognła, atudai go i wsypuje weń 10 aoło-
4aik^ draewaego węgla i 5 aołotaików niedokwasu tego metalff, kt^Srym choe
pokryć łdaao. Jeleli chce ielaso miedaif pokr j<S , proasek powyiej opisany
miesaa i alarctaaem miedzi i pogrfia w nim ielaao. W pieca do robienia
aakla proaaek iw atopl aię w kilka godtln a ielaao okrywa alę miedzlf, która
tak głęboko wpąfa się w niego, ii po atarcia pilnikiem mieda Jesacze wystę-
puje aa powienchniił ielata, jeieli rozgrzawszy Je do czerwoności, rzucimy
V wedf . Stóoownie do grabowi warstwy, Jak% samleraa pokryć ielaao, raa
lab dwa razy aanaraa ielaao w roztopionej miedzi.
Dia pokrycia ialaaa srebrem lub cynkiem, bierae niedokwasy tych meta-
lów; operacya zaś sama aie różni się od powyłcj opisanej.
Przy operaeyi pokrywania miedzią ielaca, Jeieli na font maay ezklannej
44e faat węgla, ielazo nie okrywa się metalami, lecą zamienia się. w prae-
eiąga 12 godzin na doskonałą stal.
Czerwone, marmarkowe szkło robi następującym sposobem. Bierze:
1) giaabeTakicj toli ( kadiyr^tiarcaan sody) 2) niedokwaa cyny (awany w tebry-
Uek popiołem cynowym.) 3) Niedokwaa cynka. 4) Octan miedzi. 5) Węglan
■agaezył. 6) Wapno. 7) Piasek iółty. 8) Węgiel drzewny. Miesaa to wszystko
a Bislępn^ proporcyi: glaaberskiej soli 1 pud 13 funtów, gdy się Jui rotpa*
•ei iedije plaika 1 pnd, octaoa miedal 2 fanty 15 zołotaików, cynowego po-
pielą 90 zołotnlkow, niedokwaau cynku 50 zołotnilców, wapna 12 funtów, ma-
gnezyi 10 solotników, węgla 4B zołotników. Gdy po zmieszaniu maaa Jest
flprtę jak kaasa, kocioł adejmąją a ognia i masę przelew«Ją w garnek, w kt6>
tym lię maaa na swycaą|ne szkło robi. Na trzeci daień a tego materyała
Moiaa jui wyrabiać naczynia, lecz trzeba u^ starać, ieby gorąco w piecu nie
naaicjszało się, Jeieli zaś jest zbyt włellcie gorąco, kolor szkła Jest zbyt
demay. Weber przysłany do Syberyi mająo około lat 15, nie aezyłsię nigdaie
skeniii, ani fabrykacyi sakła i własną obserwaeyą 1 doświadcseniem odkrył
•poeób robienia szkła czerwonego i pokrywania metalami żelsza. Później do»-
wiediiał się, łe szkło podobne znaae Jest i w Czechach, gdzie go nazywają
cftMitem, lecz nie Jest tak piękne Jak szkło Webera. Weber w tak młody*
akka posiany na wygnanie, sam się tu wykształcił; nauczył się po francuzku,
reeyjska, po nieroleeku — nauczył się ssUSerstwa, chemii , i gdyby nie los,
kKiy go rraeił w krainę pastą, pozbawioną pomocy naukowych, laboratoryf ,
fiyby nie wola raądu, która ręce i osobę Jego przywląaała do niewdzięcsaego
& eylasych zdolności miejsca, wynalazczy Jego umysł doszedłby zapewne do
^feyeh odkryć.
134
Niedaleko od hnty, Gzatbttcza wpada do neki Siytki i
tworzy mał% przystań, w której biidcgf tratwy, barki i pa-
rowe statki dla ekspedycyj amurakicb, już od trzech lat co-
rocznie ztąd nad ocean Spokojny wypływających w celu oder-
wania od Chin amurskiej i usuryjskiej krainy.
Dnia 21. maja modrzewia zazieleniły się, rozpoczęto ro-
botę w ogrodach; noce bywają jeszcze zimne. 22. maja śnieg
padał przez cały dzień i okrył zupełnie ziemię; 24. maja śnieg
znowu padał; pogoda marcowa, niebo zachmurzone, a białość
śniegu zapomnieć każe, że to już wiosna. Dnia 25. śnieg
zniknął z błonia i ze stoków gór, lecz bieli się jeszcze w wą-
dołach i rozpadlinach skalnych; słońce zajaśniało dzisiaj
w całym blasku a modrzew dokładniej rozwinął się. Na
górach szyłkińskich rośnie mnóstwo róiodrzewa (rhododendron
dauricum); kwiat jego okrywa pochyłości, jakby różowym
kobiercem. Śliczny jest widok w tej porze okolicy; młoda
zieloność modrzewi uwesela szare sktJy, a różodrzew najpię-
kniej maluje góry.
Na długiej skalistej ścianie, wznoszącej się nad Szyłką,
aż w czterech miejscach są groby i krzyże cmentarne. Na
głównym cmentarzu pochowani zostali: Franciszek Ko-
rzeniowski, wieśniak ze Żmudzi, przysłany do tutejszej ko-
palni za udział w powstaniu 1831. roku, zmarł na raka przed
kilku laty; Kazimierz Ostrowski, włościanin z Królestwa^
także za powstanie 1831. r. do robót posłany. Gdy ich wy-
puścili na osiedlenie, utrzymywali się tu, pełniąc służbę parob-
ków; chwalą obydwóch za poczciwość i pracowitość. Obaj
spoczywają wśród zmarłych tego narodu, z którym walczyti
za życia. Ziemia umarłych wczoraj jeszcze biała i zamrożona,
dzisiaj już się różuje kwiatami i zdobi zielonością. Klimat
dauryjski od zimna nagle przechodzi do ciepła i upałów^
jakich w £uropie pod tymże stopniem szerokości geog^rafi-
cznej nigdy nie bywa. Roślinność uderzona nagłem ciepłem,
prędko rozwija się, zakwita, dojrzewa i opada. Nagle prao-
miany w naturze, bez owego stopniowania, które jest wła-
ściwe europejskiemu klimatowi są charakterystyczną cecłi%
tutejszej krainy. Przez następne trzy dni padał desao,
chmury zaległy niebieskie sklepienie i roztrącają się o góry;
135
powietrze pomimo deszcsu jest ciepłe. Dnia 28. maja pierw-
aj raz słyazatem skrzecsenie źab, obficie znajd^j%cych si^
w zatokach i jeziorkach utworzonych przez rzek§. Dnia 29.
demia cokolwiek przeschła, lecz 30. maja lun^ rzęsisty deszcz
i zmoczył mnie 6iedz%cego w swojem mieszkaniu pod dachem
1 kory brzozowej. Z kory brzozowej mają tu rozliczne użytki,
fiobi% z niej tak zwane tujaski i tursuki, to jest: naczynia
do czerpania wody*, przechowywania kwasu, jadła; robi%
z niej pudła na mąkę, kaszę i t. p. rzeczy. W garbarniach
Qźywaj% kory brzozowej zamiast dębu do garbowania skór.
Skóry w brzozie nie tak dobrze garbują się jak w dębie; są
stabaze i prędzej [się rozłażą. Oroczoni nad Szyłką, Manigiry,
Goidy, Gilacy nad Amurem, robią z kory brzozowej łodzie
zwane omoroczami. Omorooza ma dno płaskie; głęboka
zaledwo na kilka cali. Korę zszywają i zalewają sm(^ą, we-
wnątrz tę dziwną łódkę wykładają cieniuchnemi deszczułkamL
Długość omoroczy bywa rozmaitą, od 1 sążnia aż do 10 są-
żni; omoroczę na sześć osób można przenieść na plecach.
Z powodu lekkości, posuwa się z nadzwyczajną szybkością
po wodzie: jeżeli nią kieruje Oroczon obeznany z podobną
żeghigą, koń w galopie nie prześcignie jej. Serce się lęka,
patrząc na ludzi płynących na tej kruchej łodzi, a jednak
jest ona bezpieczniejszą od innych zwyczajnych łódek n. p.
batów, bo nie jest wywrotna, i byle nie wpaść na rafg, można
bezpiecznie w niej płynąć. Dobroć jej szczególnie w tem się
wykazuje, że pod najbystrzejszą wodę można w niej płynąć
za pomoc% krótkiego wiosła. Prócz dziegciu i drzewa na opał
ileż to jeszcze innych użytków daje brzoza? Wszakże to
z niej, z tego płaczącego, jak sierota drzewa i ulubionego
przez poetów, robią rózgi, któremi szerzą oświatę w Rosyi,
acsą poriuszeństwa, miłości cara.
Drzewem przez was ulubionym poeci, wyciskają w szko-
łach, więzieniach, koszarach, we wsiach i w miastach łzy i
krew. Rózgi 1 potężny środek; niemi carowie uczą Moskali
środków zdobycia panowania nad światem, niemi siłę swoją
wzmacniają; rózgi są kolumnami, podporami ich tronu 1 Dla
tego to zapewno Buńaci nazywają brzozę m os k lewakiem
Arzewem. Około 2. czerwca brzozy okryły się liściem; te-
136
goi dnia, rozsada, cebula i inne nasiona ogrodowe niedswno
sasiane już zeszły. Od 1. do 4. czerwca była pogoda prze-
mienna: chmury, słońce, io znowni deszcz, naprzemiany za-
smucały i rozweselały okolice.
Ciepło 4. czerwca wyprowadziło mnie wieczorem na prze-
chadzkę na skaliste góry wznoszące się tuż nad szklano^
hutą. Widok zt%d bardzo zajmujący: słońce schowało się. la
góry i lekki cień padł na okolicę, rzeka w głębi podmywa
skały i zielone wyspy, a po jej zwierciadle krzyżują eię łodzie
z żołnierzami i rozlega się hałas ludzi, spuszczających barkę
na wodę. Domy Szyłki rozciągnięte w długą linię na wy-
brzeżu widać ztąd, jak na dłoni. W powietrzu panuje spo-
kojność dozwalająca imaginacyi swobodnie pobujać i oddae
się wrażeniom pięknej przyrody; czemuż tęskne uczucie awraca
mój umysł od tej spokojno4ci, od tego wdzięku i kieruje go
tam, gdzie niespokojnie, gdzie ciągła burzał? Pochyłości góry
żółcą się od kwiatu pięcioperstu (rosną tu 2 gatunki: Poten>
tilla yerna i Potentilla cinerea), między niemi z liści w rocelę
ułożonych na cienkim pręciku wznosi się biały w różowy
wpadający kwiateczek androsace (Androsacae rillosa i dragi
gatunek Androsacae dasyphylla), a dalej żółty mak (Pi^m-
ver nudicaule ) z szczeliny skalnej, zwiesił ozdobną główkę ka
ziemi i spogląda na nizkie gór niezapominajki (Myosotis
Lappula.) Wierzchołek góry pstrzy się także od kwiatów;
napoiły powietrze zapachem, zbudziły i podniosły czułość
serca, które obojętne dla tych wdzięków i zapachów rozrze-
wniało się raczej wspomnieniem innych kwiatów i innych
krajów. Między ludźmi w gwarze codziennego życia, traci
się czułość i zaciera siła tęsknoty, w samotności zaś, pod
wrażeniem przyrody, budzi się uczuciowa, lepsza strona czło-
wieka a wznosząc się miłością, wydobywa wszystkie cierpienia
i bole, które zrosły się już z istotą serca. Wypada wi^, i»
powinienbym unikać samotności, wpatrywania się w naturę^
która wszędzie jest inną i wszędzie piękną; że owszem dla
zatarcia tego, co boli, powinienbym puścić się we wrzawa ,
otoczyó hałasem f Nie — wrzawa i hałas ludzi głuazy 8eree»
pozbawia go czułości i przec to właśnie surowiej dokucza^
bo wprowadzając obce żywioły w atmosferę ducha, kłóci je^
137
ist«i§ i pobudza boleśó mniej szlachetną, która się wyraża
mespokojnością; boleść zaś obadzona przez miłość na łonie
natury zamienia lię w szczytną rzewność i spokojną, jak za
mebiosami tęskność. Pojmnję teraz dobrze słowa poety*):
«Lecx cói robić mówcie sami?
Kiedy tak mi labo z łzami,
Kiedj serce Jak koA w cswale,
Rsoca piaa^ w cierpień naJe;
I a swą raną tak swawoli,
Że nie boli to co boli. »
Tak, boleść miłością, szczególniej miłością ojczyzny obu-
dzona, jest rozkoszą; budzę ją też ciągłem wspomnieniem
i samotnością a boleść ta robi mnie lepszym.
Niewiem, czy na każdego człowieka natura podobnie
wpływa, czy dla każdego jest budzicielką jego lepszej, moral-
nej strony? Ja myślę, że jeżeli ktoś wobec natury nic nie
czaję, nic mu się w duszy nie porusza, taki już przeżył swoje
lepeze czasy, wyszastał skarby duszy, lub je życiem niestóso-
wnem zag^^iszył. Piękny widok i spokój tęskność budzący,
zachęcił mnie jeszcze do dalszej wycieczki na górę Pawłówkę,
która naprzeciwko się wznosi. Wejście na nią jest przykre,
nogi co chwila zsuwają się po zeschłych igłach sosen i mo-
drzewi leżących na pochyłości, bór zakr3rwa widok, lecz po-
maga do wdrapania się na wierzchołek góry. Ze szczytu do-
piero rozściela się widok szeroki i wspaniały. Gdzie się
zwrócisz, czy w stronę Chin, czy ku oceanowi Wielkiemu,
czy ka północnemu biegunowi, czy też wreszcie ku Europie,
wszędzie niezmierzone przestrzenie czarnych gór jeżą się i gar-
bią. Widok ich ma w sobie wiele dzikości. Prócz osady,
która się schowała pod górą , nigdzie nie widać domu, nigdzie
krzyia, któryby błogosławił ziemię, głucho i pusto na około,
nie się w powietrzu nie rozlega, góry stoją samotne, nieme
jak w pierwszych dniach stworzenia. Puszcza na nich roz-
ciągnęła się szeroka, długa a daleka od moich miejsc rodzin-
nych, że myśl ku nim ztąd puszczona, choć leci na skrzypach,
fędzi błyskawicą, zmęczy się zanim doleci i zemdlona już
*) D. Magnanewski tr wierstn: <iDwie piastunki, o
138
siada na ojczystych górach, lub w gronie ludzi, których serca
nie po azyatycku biją I
Ażeby znaleźć ta iycie, musisz spuścić si^ w głębokie do-
liny lub do kopalni, na górach zaś szukaj życia w swojen
sercu. Ale i szukać go nie trzeba ; samo się wyraża zacbwy-
ceniem, rzewnością, zdumieniem lub modlitwą. Nigdzie Uk
dobrze nie umiem się modlić, jak na górach, nigdzie też Uk
do modlitwy nie jestem usposobiony. Ledwo wejdę na gór;
i okiem obejmę wszystkie szczegóły krajobrazu, serce się mi
rozszerza i niewiem sam kiedy i jak ułożona wylatuje z niego
skrzydlata modlitwa do nieba. Na górach zawsze kościoły
budować powinni, one były i są miejscem natchnień, cudów
i szczególnych zdarzeń. Wszak na Araracie spłonęła pierw-
sza ofiara po potopie, a z jej dymem pierwsze dziękczynne
westchnienia uniosły się ku niebu. Na górze Moria w Pale-
stynie ojciec syna na ofiarę poświęcał, gdy ukazał sięaniołi wskir
żując baranka na ofiarę, powtórzył Abrahamowi obietnice
Boże. Góra Horeb nosi nazwisko « Bożej », tu bowiem Bóg
przemówił do Mojżesza z gorejącego krzaku w postaci pło-
mienia i dał mu posłannictwo do narodu w niewoli, w obcem
jarzmie będącego, którego jęk i wołanie z ucisku robót priy-
musowych doszedł do Niego. Bóg więc nie potwierdził obcej
władzy nad Izraelem, nie uznał jej za słuszną i prawną; ow-
szem, przeciwko niej uzbroił ramię Mojżesza w laskę, która
się w węża zmieniała i miała mu służyć jako symbol władiy,
przeciwko niej uzdrowił trędowatą rękę i wodę w krew ta-
mienił. Przez te cuda dsA Bóg do poznania, że władza po-
winna być jak wąż giętka i rozumna, a lud z ucisku obcej
władzy, wydobyć się może wówczas tylko, gdy szanuje swoji
własną władzę i w posłuszeństwie i jedności słucha jej ros-
kazów, dał jeszcze do poznania, iż lud dążący do wolności,
powinien się wad swoich niby brzydkiego trądu pozbyć, a
utwierdzić wolność swoją może i powinien przez krew. Bóg
sam- pomagał Izraelowi. Dla nas też z objawienia na góne
Horeb spływa ta otucha, iż narodom pod obcą władzą będą-
cym, Bóg sam pomaga, a środki do oswobodzenia dał
nam poznać w symbolicznych cudach, które pod gorejącym
krzakiem Mojżesz widział. Na Synai Mojżesz otrzymuje dzie-
139
sięe przykazań Bożych, zawierających naukę morahią starego
testamentu. W nowym testamencie Tabor był świadkiem
pizemienienia Chrystusa; góra Golgota miejscem największej
na ziemi ofiary, z której jakby z źródła górskiego potok po-
stępowego zbawienia ludzkości wypłynął. Z góry Oliwnej
Chrystus wzniósł się w obłoki dla wniebowstąpienia. Nie
wymieniam wszystkich gór słynnych z cudów i natchnień,
wspomnę tylko, że i- Polska góry swoje świętością, cudami
i modlitwą naznaczyła. Wawel, mieszkanie i groby królów,
ma najdroższą dla nas świątynię ; góra Bronisławy uświęcona
dachem pobożnej dziewicy i wspomnieniem, jakie obudzą
kopiec w^oiesiony bohaterowi polskiej wolności Kościuszce;
Marya, nazywana królową polską, panuje nad nią z Jasnej
góry; Poczajów, Podkamień, Ealwarya, Ś. Krzyż i mnóstwo
innych gór obarczonych świątyniami, są miejscami w Polsce
wielkich modlitw, wielkich łez i wielkich zdarzeń. Słusznie
góry nazwała natchniona Deotyma a nieba stopniami — namio-
tem marzeń i oazami życial»
Już ciemno było, gdym się spuszczał ze szczytu Pawłówki;
wiatr się poruszył i smutnie w borze poświstuje, jak gdyby
prsygrywal na grobie wisielcówj którzy niedawno tu się po-
wiesili i tu zostali pochowani. Przeszłego roku powiesił się
na tej górze niejaki Stołów, ojciec licznej rodziny. Ubliżył
on metresie pewnego oficera i za to zbili go ogromnie róz-
gtmi i już uwolnionego z robót, lecz będącego pod zwierzch-
nictwem górnictwa posłali napowrót do robót 1 Z bólu i roz-
paczy odebrał sobie życie. Tego zaś roku powiesił się tu,
pisarz wojskowy Szmagin z niewiadomej przyczyny; mówią,
że z rozpaczliwego szaleństwa, jakie często wywołuje pijań-
stwo. Samobójstwa w Syberyi nie są rządkiem zjawiskiem.
W krajach rozwiniętego życia umysłowego rodzą się cierpie-
nia moralne popychające do samobójstwa; w Dauryi lud nie
żyje umysłowo, nie zna cierpień moralnych wykształconego
olowieka, nie oddalił się jeszcze daleko od natury, tu więc
fowody samobójstwa i usposobienie do niego może się tylko
wytłumaczyć tęsknotą, smutkiem niewoli. Między naszemi
wieśniakami rzadkie są samobójstwa, tu najwięcej samobójstw
bywa między gminem i nietylko pomiędzy ludźmi już doj-
140
rzałymi, ale nawet pomiędzy dziećmi. W Zerentui powieadl
nę czternastoletnia dziewczynka. Ogam%ł j% bez żadnego
powoda jakiś nieogarniony i niepojęty smutek; kilka rasy
próbowała się powiesić, lecz zawsze j% spłoszono, w końca
dokonała swego zamiaru powiesiwszy się na belce w oblewie
"W innem miejsca piętnastoletniego chłopca postawili na straiy
przy drzewie w siągi ułożonem; jakimś przypadkiem drzewo
zapaliło się, a chłopiec przelękniony uciekł do lasu. Przy-
szedł dozorca, pal%ce się drzewo rozrzucił, pożar zagasił, a
niewidząc chłopca pobiegł go szukać do lasu. Tam o pięćdzie-
siąt kroków od pogorzeliska znalazł go zaduszonego na ga-
łęzi; klęczał, mając głowę zwieszoną na sznurku, .na którym
nosił krzyżyk. W tym wypadku, strach niezawodnie był po-
wodem występku, lecz skłonność samobójcza w tak młodej
osobie zastanawia psychologa. Ojcowie i matki najczęściej
podają ofiarę tej skłonności do samobójstwa, która wyrodzić
się musiała z braku wiary i religijności, zauważanego prawie
przez wszystkich podróżnych w Dauryi. Człowiek w niewoli,
jeżeli niema głębokiej wiary, łatwo sprzykrzy sobie życie i
scniedięca się do wszystkiego, a gdy do tego przyłączy się
materyalny niedostatek lub nieszczęście, wpada w nieznośną
i rozpaczliwą głuchotę obojętności. W takim stanie duszy,
kropla wódki, żal chwilowy lub strach przed karą, prowadzi
do targnięcia się na siebie samego. Niewola odbierając czło-
wiekowi nadzieję i szczęście, z pierwszą odbiera mu i świeiośĆ
uczuć, moc woli i zdolność walczenia z jprzedwnościami,
. a z odebraniem szczęścia ochotę do życia. Człowiek przy-
wykły do niewoli, ma zawsze siłę odebrać sobie życie, lecz
rzadko ją posiada, gdy chce odebrać życie osobie, która jest
przyczyną jego cierpień. Niewola zupełna azyatycka, taka,
jaką widzieliśmy w Rzymie za imperatorów, jaką widzimy
w Chinach, w Moskwie, i w innych państwach, ludom,
które nie żyły historycznie, nie żyją jeszcze umysłowo i
nie odsunęły się bardzo od natury, daje charakter i cechy
ludów już starych, gnijących. Niewola wciska w moralna
ich organizacyę chytrość, zdatność do podstępu, przebiegłość,
sprzedajność, chciwość, zdemoralizowanie, niewiarę i wreszcie
141
uoy samobójstwa. Tylko człowiek wolny potrafi być moralr
njm i cnotliwymi
Dnia 5. czerwca ciepło doazio do 20 stopni B., 6. upał się
powiększył i sucha letnia mgła siadła na górach; powietrze
ptme, wieczorem grzmiało i deszcz padał. Od 7. do 10.
GKrwca gorąco doszło do 25 i 27 stopni R. i czeremcha
;PniniiB padus) rozkwitła i ziemniaki zeszły; 10. wieczorem
niebo zaciągnęło się chmurami i zahuczało grzmotem, błyskało
lię późno w noc, następny dzień także był pochmurny.
W Daoryi wilgoci w powietrzu daleko mniej znajdujemy, niź
w klimacie europejskim, ztąd to mrozy chociaż są gwałto-
wniejsze a upały większe, nie dają się tak uczuć, jak w kra*
jscb większej wilgoci; mróz trzydziesto - stopniowy tyle tutaj
dokncza He mróz 20stopniowy w Europie, a i upał stopni
tn^dziesto, nie daje się więcej uczuć, jak u nas 20stopniowe
gOTfco. Dla tego też powodu zimą rzadko padają tu śniegi
a latem deszcze. Jesień przeszłoroczna była bez deszczów,
t wiosna tegoroczna uważana jest za więcej mokrą, niż zwy-
cajnie. Lekarze powiadają, że suchość w powietrzu, robi
klimat Bauryi adrowym; na suchoty nikt prawie tutaj nie
vniera, cholera jest nieznaną. Wiatry i burze szczególniej
Bi wiosnę bywają bardzo gwałtowne, ale rzadko się zdarzają.
%berya zachodnia znajdvge się w gorszych klimatologicznych
wnnkach od wschodniej, w której znowu Daurya wyróżnia
H czystem i zdrowem powietrzem. Różne fenomena tak
pod względem klimatu, jak i roślinności stanowczo ją wyró-
śnisji od reszty Syberyi, a dają się one wytłumaczyć poło-
wem geograficznem i topogra£cznem. Daurya łączy się
bttpośrednio z ogromną wysoczyzną środkowej Azyi i na-
^ do krajów spadających do kotliny Wielkiego oceamij
BJKie rzek płynących na wschód , nie jest otoczone martwą
putynią wiecznego śniegu i lodu, jak ujście rzek zachodniej
iirodkowej Syberyi wpadających do oceanu Lodowatego;
łtadndu i z p^nocy zasłoniona jest paamem Jabłonowyoh
Sór, które wstrzymują zimne powiewy biegunowych wiatrów^
*M^ zaś wiejące z pustyń środkowej Aayi są suche i cie*
Dnia 12. czerwca upał ogromny; tumany nieprzezroczyste,
142
które towarzyszyć zwyldy nie tylko wielkim mrozom, ale i
wielkim upałom, jak dym zaległy nad okolicą. Dowiadiąjc
się, że w Karze o cztery mile ztąd odległej, wybncUa micdiy
końmi i bydłem jazwa syberyjska (karbunkuł). Nie opi-
snję tej zarazy znanej w medycynie, a na którą, jak i na
wszelkie inne zarazy niema lekarstwa. Jazwa, gdy silnie
grasuje, wypadają znaczne stada bydła i koni. Ścierwa w zie-
mię nie zakopują, lecz zostawiają je na powierzchni ziemi
i ta to okoliczność powiększać zwykła zarazę. Ptaki niosące
ścierwo padają martwe, a bąk, który wysysa wilgoć z zde-
chłego na jazwę konia, gdy ukąsi cdo wieka komunikuje mv
zarazę i takim sposobem od zwierząt przechodzi do ladzL
Kolega mój Weber idąc drogą ukąszony został przez bąka,
a spostrzegłszy symptomata zarazy, wbiegł do kuźni ,i tam
rozpalonem żelazem wypalił uszkodzone miejsce na rękn i
takim sposobem ocalał. Gdy się jazwa pokaże, wyganiają
konie do puszczy, po której włócząc się swobodnie bez strasy
ocalają i nie podlegają zarazie.
Dzisiejszego dnia dziewczęta poszły do brzozowych |2fajów
na góry, gdzie każda dla zbadania przyszłości zawiązuje ga-
łęź w formie wianka. Jeżeli skręcona gałązka uschnie, jest
złą wróżbą i zapowiada nieszczęście dziewczynie, jeżeli su
liść nie opadnie, sok nie upłynie, a gałęź dalej kwitnąć bę-
dzie, dziewczę wróży sobie ztąd zamęźcie i szczęście. Każda
z nich, jak na uroczystość, wystroiła się i ubrała w najlepsze
suknie. Do gaju udają się gromadami, w drodze chórem
śpiewają różne pieśni; pisk ich głosów daleko się rozlega.
Zwyczaj ten obchodzony bywa we czwartek przed 2jieloneiiii
Świątkami i zowią go Siemik. Pochodzenie jego sięga po-
gańskich czasów, do Syberyi przeszedł wraz z rosyjskiemi
osiedleńcami. Te gromadki śpiewaczek na górach i w gajach
mają wiele sielankowej malowniozości. Na drugi dzień Zie-
lonych Świąt, w każdej wsi dziewczęta ubierają brzózkę
w chustki, we wstążki i w różne gałganki; chodząc z mą po
wsi śpiewają wesoło pieśni a za wsią topią ją w rzece. Brzoza
owa przypomina powszechny zwyczaj w Polsce tu i owdzie
jeszcze dotąd przechowany topienia Marzanny, o którym Biel*
143
iki i Długosz wspomina *), a ceremonia jej topienia była reli-
g^njm obrządkiem dawnych Słowian. Dzisiaj jest ona tylko
zwyczajem, którego znaczenia lud już nie rozumie.
Wiosna tutaj po długiej zimie bardziej jest oczekiwaną
mi w £uropie ; i ja przez owe sześć miesięcy zimowych, st§-
skn^em się do zieloności lata, teraz za to, gdy już wszystko
nkwitło, używam cał% duszą rozkoszy wiosennych w ciągłych
i częstych wycieczkach. Dnia 13. czerwcsf po zniknięciu ran-
nej mgły, puściłem się z towarzyszami moimi na malutkiej
z czterech belek zbitej tratwie do Ujść Kary. Woda bystro
niesie zia8z% tratewkę, a oczy pasą się coraz nowemi wido-
kami Płyniemy pod skalistą ścianą, ustrojoną w polne róże,
kióre się tam rumienią obok białych bukietów czeremchy,
*) Obnfd topienia Marianny prsecbował nie i w górnym SzląEku. W by-
toaaUm powiecie se słomy robią dsiewcsęta bałwana, ubierają go Jak cało-
wieka I veao)o śpiewając wynosią sa wieś do wody, ścigane praes parobków.
R. Zaorski powiada (w artyknle : Serbskie Łnśyee i ich mirackańcy, w Oasecie
Waraiawski^ Kr. 296 s r. 1859. ) , ie n Serbów Łoiyckich istni^e obnądek
alawienia draewa majowego, które się rowie Meja i wywoienic śmierci ae wsi
lab wólka obranego w Jedliny. Konstanty hr. Tyszkiewics (zobaos: Wiadomośó
Ustorycsoa o samkaeb, borodyszcaach i okopłakach starożytnych na Litwie
i Insi Utcwakiej w Tece Wileńskiej, zeszyt Y. r. 1858.) starając się wytłama-
ezjó prsesaacsenle licznych bardyo uroczysk noszących nazwę panieńskich
czyn diiewiczych gór, domyśla się, ii na nich w zamierzchłych pogańskich
czasach dziewice spełniały «obraądy, narady lab zabawy o, wspomina, iź na
Biaitj Rasi przechował się dotąd obrzęd, będący świętem dziewic, i tak go
•ptaje: «W dzień Zielonych Świątek same dziewczęta afolerąją się w Jedną
gresadę; kaida z nich przynieśó Jest obowiązaną przysmak do jedzenia, na
fA\ M stało, na przykład: Jaja, masło, mąkę, pirog domowy, uboisze nawet
kawał chleba przynoszą z sobą, I tak zaopatrzono w wiejskie przysmaki, we-
sela ae śpiewami idą na łąki lob lasy dla zbierania ziół polnych lob leśnych;
fam z przyniesionych z sobą przysmaków wspólną wyprawiają ucztę. Między
róiBeai siołami, sblór sznitkl koniecznym Jest warunkiem tej wycieczki, albo-
wicB kaida u nich esiąje się w obowiązku przyniesienia t^ trawy do domu,
Aa ngotowania z niej Imtszczu, strawy, do której Jakaś tajemnica tąj nroczy-
ttddk Jest przywiązaną, a której znaczenia iadna z nich dzisiaj wytłumaczyć
aic nnłe. W śpiewach wesołych dziewic nie odkryliśmy w poszukiwaniach
aanyeh oddzielnych na to piosnek ; śpiewają one zwykle pieśni weselne lob
le, których przy iniwaeh na polu uiywi^f * ^7^* miały nutę skoczną i wesołą.*
Topienie Marzanny w Polsce, MeJa łuiycka, święto dziewic białomskie, sle.
■ik rosyjski są Jednym i tym samym obrtędem religi nym z czasów pogan-
Aleb. Hóśoiee, Jakie kaida miej8?owośe wprowadziła do tego obrzędu, tłu-
■aesą Blę pierwotną róioicą w mowie i póinlejszą róinłeą w hisloryeznem
mtwinłęcin tjeb Indów. Miezcwadzi ta wspomnleó, ii poetycany zwyczaj pol-
fUA dziewic pnasciania wianków na wodę w wigilią Św. Jana, Jest takie
Msroiytaem świętem dziewie.
144
a okryte eą cieniem gal^i modrzewiowych, jak baMurhin
nad niemi rozpostartych. Ścianę tę skalną, znajdifj%c% się
na lewym brzega Szylki, pnerywa ląjście potoka ŁnrgikaiiB,
który hnczy w głębokiej, zagajonej dolince. Pray aamem
ujściu na górze wznoszą się budynki Ekaterińskiej ko-
palni (rudnika), wszystkie w ruinie. Rzadko miejsce w tak
pięknem położeniu napotkać można: ściśnięte skalanoi, opa-
sane borem, z boku ma szemrzący strumyk, przed sobą
szeroką rzekę i wspaniały widok na góry i dolinę; m jaka
cisza i samotność tu osiadła? W takiem miejscu rozrzucona
kopalnia prawdziwego artystę zachęcić może do rysowania.
Z ogromnej góry wznoszącej się nad Łnrgikanem wydoby-
wano rudę ołowiane -srebrną pośledniego gatunku zwan^
ochrą, zmieszaną z żelazem. Rudy przechodzą przez skałg
dolomitowe ' wapienną i pokłady krzemienL Z tej kopalni
wozili rudę do przetopienia do huty w Szyłce, lecz od czasu
(1852. r.) zarzucenia srebrnego hutnictwa, Ekaterińska ko-
palnia została zarzuconą i codzień bardziej niszczeje i zasy-
puje się. ♦) Lazaret dla aresztantów i górników już zupełnie
*) Kopalnia Ekatari&ska odkryta sost|la w roku 1775. W peryodzic od
1830, do 1650. r. wl^csnie, wydobyto z niej 1,8U.954 pudów rudy; ta oasa
zawierała w aobie srebra 386 pudów 30 funtów i 30 Vs aolotoików, a ołowiu
73,B85 pudów i 21 funtów. W roku 1850 pud rudy zawierał w sobie V« zoło-
tnika srebra i lVs funta ołowiu. Górnictwo nercayńskie daieli sif na okrggi,
okręgi aaś na dystancye. W ssylkiAski<^ dystancyi, próoa Ekateri^ki^ aną)*
duj% sio następne kopalnie: 2) Nowo Ssyłki&ska (rudi>ik); w ui^ od 1S90.
do 1850. r. wydobyto 158,087 pudów rudy, w któr^ by łosrebra 36 pudów, 14 fan-
tów, 17 sołotników, a ołowiu 6,810 pudów, 25 Vt funtów. W pudsie rody
a 1850. roku, było srebra V4 sołotników i 1% funU.ołowiu. 3) Staro 8syłki4afca
(kopalnia); w r. 1845 w pudsie 8t%d dobyta rudy srebra było I,,! sołotników,
a ołowiu 3,« funtów. 4) ZaehodniaS sachta prsy SkateriAski^ kopalni doatar-
csała rudy mąlfcą) w 1830. r. w pudsie V4 sołotników srabra i l>/s funU ołowia.
5) Michą) łowska kopalnia (priisk) dostarcsała rudy takiegoi JAk i poprsedsi&a
bogactwa. 6) Konstantynowska takfś rudę posiada. 7) Ananińska i 8) Panfi.
łowskie roboty dostarczały rud tegoi samego gatunku co i popraaduie kopal*
nie, wssystkie caó rasem kopalnie ssyłkińskiej dystaacyi dostarczyły w dwa-
dsiestoletttim peryodzie rudy 1,981.666 pudów, a srebra 431 pudów, 6 funtów.
85V* sołotników, a ołowiu 82,078 pudów, 39 funtów. Prócz wyśąj wynaieoio-
nycłi w t^ dystancyi zną)dąj% sif Joszcze następne kopalnie, w któryck robo^
prowadzono po kilkanaście Jat, a w niektórycłi po rozpooK^*^ natyduaiast
porzucono: 9) Łurgikańska Itopalnia (rudnik). 10) BogacayAska i Aleknn>
drowska. 11) OzałbuezyAska (priisk). 19) Wtoronaugidąlska (priisk). lS)Ti-
gańska. 14) WierclLoio-uktyczeńska. 15) KrestowBka, dostarotyła w 1777. r.
145
srnmowmny, kapliczka na małym cmentarzn roin^je aię, inne
budynki upadają, walą się, jak gdyby po mongolskim najei*
dxie; jeden tyUco wybielony domc^ znajduje ńę w dobrym
etanie i jeat zamieszkały przez stróża tych min Wincen-
tego Dragana, Polaka nie za polityczne winy tu zesłanego.
W Bosyi i w Syberyi budynki pospolicie drewniane wznoszą
bardzo prędko. Jeieli władza w miejscu pustem i dzikiemi
gdzie zwierzęta tylko mieszkały, rozkaże wybudować miasto
hb &brykę, miasto powstaje jakby za dotknięciem czarodziej*
skiej różczki, lecz wszystkie te improwizowane miasta i fa-
bryki nie są trwałe; opuszczone, niszczeją prędzej niż były
stawiane i w ciągu nie wielu lat ślad zaledwo zostaje na miej-
aeu, na którem stały. Naprzeciw kopalni odnoga Szyłld
obesedłszy dużą wyspę, łączy się znowu z głównem korytem
neki; mówią, że dawniej główny prąd rzeki szedł właśnie
tą odnogą. Dolina tu się rozszerza, a błonie uprawione^ pełne
jest pól zbożowych, łąk i gajów wierzbowych; na błoniu czer-
nieją się budynki wsi Stara Łenczakowa. Ruch statków
aa wodzie dzisiejszego dnia jest niezwyczajny. Eilkanaikńe
wieOdeh barek z prowiantem i wojskiem, wielka liczba gila-
ckich łodzi z dnem płaskiem do trumien podobnych, wiele
tratewy na których znajduje się do tysiąca sztuk by^a, wypły-
wają dziaiaj na Amur. Oficerowie strzelają na pożegnanici
echo ich strzałów góry powtarzają, żołnierze się tłumią, gro-
madzą, pakiąją na statki mąkę, suchary, mięso i różne zapasy
dla ekspedycyi złożonej z 2,000 ludzi; w innem znów miejscu
alota s Bolotnik6w. 1(0 Tretionungtdąlska. 17) Styłkiftsk*. 18) Wostoosno-
*7«fciaika. If) Wtwro-OullmesyAtk*. M) Pawłowska. 91) CsyogUtąjtko,
:ft) Kopalnia noMr-astąlgora Bykoira. 93) Bkateryńaka draga. 9i) Okoła
Sffriamkoirtkie]. 35) TerenijewBka. 96) Nowa (wssyitkie t« naawane wun^
' 4 t m*.m aprawoadanta pritekaml. ) 97) Stforf Koriamkowakl. 98) Saorf Otałba-
wjaiki, 9») Iwaaowaka aatolaia. 90) Saarf j na góno Bogaeae. 91) Abra*
a«««ki« robotj. 39) Stnrf Bracki koło EkateryAakieJ kopalni. 88) Sturf na
r««i| ■Croale Łaigikana. 84) Siylkińskl rndnlk. Hudy w tyeh kopalniaofa.
Jak I* wfdsIeUimy, tą biadne, roboty ttą}ni«pon«dBl4 w nieb prowadaoao,
w ^^[SAryeli ai^acack saiedwo ilad kopalni poaoatał. Jeiali, Jak poataoo-
na nowo rospoesnf ekapłoatacyę neresyńtkich kopalni, potrseba b^sie
!Mn na wyreataorowanio, oponądkowania i labaipleoianla leh, ile po>
bjła aa poeiftkowa kopanie ałf w górach.
GiŁŁAB, Opisanie. I. 10
146
śolnierse si^ k%pi4f ^ w umem jetzcse chórem ipi«wąj% hib
iagBigt laplakiine ionj i dsiecL
Pneplynflki natsa tratewka; flotylla mająca zdobyć Amor
za nami pozoitala i znownż nie nie slydiać prócz mimn wody
i bnccsenia owadów. Nad zieloną zatoką lawego brsepi,
piętrzy Bi^ ikata ztoftona z wapienia i z czerwonego konglo-
meratu zwana Toczylną, za nią szeroko rozerialy się łąki Bo*
gac^f. Stramień tego nazwiska wypływa z demn^ dolinki
i twoisy błonie patrzące lic od kwiatów i bydła, ^oiywssy
wiosła, płynęliśmy wpatrzeni w urocze brzegi i nncąo wstęp
do pietei Pola o « Ziemi Naszej », dopłynęliimy do opold,
w któr^ piaskowiec ułoiył się w regnlame warstwy i dła
tego nazwanej Połosatik. Pod skałą znąjdiąją się piękne ame-
tysty; dostałem jedną szczotkę ametystową z ilioznych krysz-
tałów blado-fioletowych złołoną. Od Połosatikn woda bystro
nas niosła na groźną skałę wapienną Irykan; oddali^ się
ostroinie od sterczących przy brzega kamieni, wy^nęMimy
na spokojniejsze wody a wkrótce wylądowaliśmy w Vj66
Karze.
Ujść Kara jest to wioska przy ujMn Kary do Szyfiri^
założona przed kilkn laty; o dwie mile ztąd są dynne kaiyj-
dde kc^ahiie złota. KiUta domków, magazyn i lazaret dśik
robotników w kopalni i dla kozaków stanowią osadę. Z*
wsią, na brzega w samotaem miejscn jest dom Michalft
Bokija, który otrzymawszy w Wilnie 1,500 k^ów, przysftuiy
został do kopalni. Bokij jest rodem z bobrąjskiego powiatu
inaleiał do związku młodzieży litewskiej, który pod przewo-
dnictwem braci Dalewskich w 1846. r. założony został i miał
na celo, rozwijaniem narodowości szezegóhuej w szkołach^
stanowić opór rządowi konwuls^pjnie ją duszącemu. Związek
w 1849. r. pełen nadziei, iż Węgrzy i Polacy z Węgier prząjdą
do Polski z chorągwią powstania, zamienił się na konspiracyę.
Powstanie w Wilnie naznaczone było na Wielki Czwartek
w 1849. r., lecz przed wybuchem wszystko się odkryło i spi-
skowych pobrano.
Po wsi kręci się dużo chorych; jedni wygrzewają się na
słońcu, inni spaoerąją lub też łbpią ryby na wędkL Gdzie
zwrócisz się, wszędzie napotkasz szlafmyce, dlagą kosznlę i
147
mrj płaucK chorego; twarze wybladłe i mizerne, postawy
•yuHkłe i wynędznii^e, tuwają się zwolna jak cierne. Przed
rtaym lasaretem, pod kozack% strażą siedzą na ganku cho-
i^aregztanoi w ki^danachl
Poetanowiliśmy przenocować za Ujść Karą na wybrzeiu
atoki wyspą zasłoniętej. Wieczór był cichy i spokojny, cień
«i gór sionko pada i kołysze się w bystrej wodzie. Jest
te ląjłepszy ezas do dumania i do snu, lecz nie pozwolify mi
»i iMiiąć, ani UŁ dmnać, tysiące komarów, od których na-
i«* dTmem ognidca niepodobna się było obronić. Napiwszy
ac fcerbaty, legliśmy na murawie dobrze okrywszy twarze
1 1^ pned źarlocznemi komarami i zimnem, które po dzień*
2/a npsle w nocy nastąpiło.
Wiisliśmy jnft po wschodzie słońca; z dolin i gór dymiło
»r> chfód niknął, a zanim wypiliśmy herbatę, b^to już b«r-
^ gorąso. Z powodu trudnej żeglugi pod wodę, napowrót
^ Ssylki poBzlitoy piechotą. Droga prowadzi po wybrzeto,
■JH«y ł|kami i kwiatami. Tęskna konwalia (Convalaria po-
bfonatoBi), niezapominajki łączne, polne róże prześlicznie
^Mij; eserwt>ne gwoździki (Dianthus coUinus), iółty Le-
outodon Taraxacum, brunatne główki Samgnisorby mające
^ girbniku i uiywane przefe biednych Syberyak^ zamiast
^ty, Iris uniflo^t zawilce leśne (Anemonae silyestris),
''•wyPliIomis tuberosa odziały się w świeże barwy. Podróft
^''■^^yk raczej spacerem w pięknym ogrodzie^ upał nam
^ dokuczał; gorąco było takie, jakiego w Europie nie
'"■^if^, termometr na słońcu pokazywał 43^ R. ciepł)^ a
*cieiuQ po południu 33 stopnie. "Wiatm niema a słońce nąj-
*''*ńi«g piecze. Do Irykanu przyszliśmy oblani potem; tu
^ oeieniona i mokra ochłodzi nas cokolwiek. Z irykań*
N Bka]y robotnicy skarbowi łanuą kamień, z którego tuz
*«wapuo wypalają. Kilku ludzi zajętych jest tą pracą;
'^ jedni na szerokiej przestrzeni, bywają często nawiedza-
J*» przez zbiegów z Kary, którzy im prośbą lub groźbą od-
**^ chleb i wszeikie wiktuały. Z powodu zbyt często
^^^''^jącydi się odwiedzin, nie mogąc nic na dłużej zacho-
l^^i^dobyli Bię na dowcipny sposób zabezpieczenia się od
'^S^"* Na nadbneżnem jeziorku mi^ tratwę i wieczorem
10»
148
pneiiOB8% na ni% pościele chleb i rzeczy, wypływają na faodak
jeziorka i tam j% przymocowawszy śpią spokojnie. Zbie|^
dniem nie 6mi% zbliżyć się, w nocy tyUco nawiedz^ą id
budę a widząc jej mieszkańców na jeziorze, tęskno ka nin
patrzą z brzegu i nie mogąc dla głębokości wody ich donc-
gnąó, głodni odchodzą do puszczy.
Od Toczylnej, jednaj z piękniejszych skał w okolicy, pro-
wadzą dwie drogi do Szyłki: pierwsza sunie się 6ciesk% sil
brzegiem, druga jest pocztową drogą i prowadzi przez stroni
i przy^ górę £kater3rńskiej kopalni. Góra ta jest pamiętał
smutnem wydarzeniem; na samym jej szczycie bowiem zbójcy
napadli i zamordowali przed kilku laty Francisska Klo<
nowicza ze Żmudzi rodem, przysłanego do kopalni sandnij
w powstaniu 1831, r. Ponieważ używany był do robót, wli
dza chcąc mu sfolgować naznaczyła go do pełnienia postag
dozorcy przy lazarecie, a jako odowiekowi rzetelnemu i poci
ciwemu powierzała nieraz pieniądze na zakupienie różnyd
rzeczy. Jadąc właśnie z jakiemś poleceniem z Kary do Scyfi
na tej górze napadnięty został; długo się bronił i widać, I
się mężnie brontf, bo naok(^o trupa jego, trawa szeroko hfi
wytłoczoną, zmiętą i okrwawioną.
Poszliśmy ścieżką, bo tędy bliżej i nie trzeba drapać «
na górę; wazka, zasypana kamieniami kręci się nad wod
pod prostopa^ śeianą. W kilku miejscach zalaną był4 wod(
musieliśmy brnąć, drapać się po skałach i takim spoeobe
doszliśmy prawie do samej Ekaterińskiąj kopalni, gdzie pn
kuty był do brzegu rozbity statek. W tem miejscu ścłeM
głęboko była zalana a przez skałę pionowo wznoszącą się u
nami nie bardzo bezpiecznie było przełazić; weszliśmy jedn
na nią, niechcąc wracać trudną drogą, którą już przebyliśfl
Ledwo wszedłem na wysokość kilkusążniową i spojnsali
przed siebie, struchlałem; trzeba się jeszcze było drapać i
głśulką, stromą opokę a nigdzie na niej nie spostrzegłem srsi
na którymby można całą nogę oprzeć, za nami zaś otwai
byłii otchłań wodą zalana. Wracać niepodobna, bo łgiw
jest wejść niż zejść z takiej skały; z bijącem więc seroea
zamąconą głową drapałem się wyżej i wyżej, opierając koń
nóg w szczelinach i chwytając się chwastów, riabo tkwiący
149
n akalfr Wszedłem pnecieft na szczyt a za mną i mój to-
wmyu; hytem tak zmęczony, iż pa^em, jak martwy na zie-
lu^. Szczęściem kopalnia była blizko pod nami, do której
dowlókłszy ńęCj znaleźliśmy n gościnnego Wincentego wyborny
kfftt z brzozowego sokn, który nas ochłodził i pokrzepił.
llzisiaj e% Zielone Świątki, statki więc i tratwy płynące
mką zostały umajone a i w Szyłce przed kaidym domem
wetfaiięto po kilka brzózek; przypominały mi one takift sam
nyeiąj majenia domów i n nas w czasie Zielonych Świ%t
^dący w użyciu. Na przyzbach domów siedzą stare kobiety
iódawie przypatrują się przechodzącym; dziewczęta zaś pre-
Wuyonahue ubrane w najlepsze swoje snknie, gromadkami
iptotnóą po ulicach. Żony urzędników chodzą w kapelu-
tnch, kapcowe mają na głowach chustki, lecz ich córki od-
^nifij ńę już pokazać w kapeluszach, a nie tylko córki kup*
cóv i oórki pisarczyków, unterszychtmejstrów odważyły się
libnć po pańsku i kapelusze swoje osypały mnóstwem kwia-
^. Europejskie szale, suknie i szlafroczki, pelerynki i hur-
my noszą już bez różnicy stanów wszystkie kobiety: sarafan
madka widzieć się dtje. Wiadomo, że każda klasa moskiew-
ikttgo społeczeństwa, różniąc się przywilejami i życiem, ró-
^^ się także i ubiorem. W ostatnich czasach nastąpiła
■nk odmiana i teraz spotkać można kupca w paltocie lub
^ finka, a kupcową w czepku i w kapeluszu. Za czasów
ptti Felińskiej w Berezowie uważano za zbrodnię kupcowej,
fh włożyła czepek na głowę, i postanowiono w cerkwi zedrzeć
« ł ^owy ten pański ubiór. W Dauryi mniej jest surową
^"^óót*, stare zwyczaje nie zostały jeszcze porzucone, lecz już
*^y, które wyróżniały różne klasy ludzi, zacz^ się mie-
^ i zacierać, a początek temu dał czepek i kapelusz na
l^e kupcowej i palto z frakiem na grzbiecie Irapca. Te,
tore nie mają odwagi albo pieniędzy na kupienie kapelusza,
^ jesscze według starego zwyczaju na tyle głowy prze-
*^Hane jedwabne kolorowe chustki.
^^aczki w Dauryi są zalotne i śmiałe, lubieżne ale
^ ntmictoe; rzadko która mężatka niema kochanka, mierne
«*Hlyxae, szczegóhdej w wyższej klasie, umieją zręcznie
P^fcić i opanować mężczyznę a dla sukni nie jedna honor
150
poświęci. W Kuitumie miewkalft uboga wdova M.. s dwoma
oórkami i synem. Starsza oór^a była brzydką, kulawą i nie-
zmiemie złośliwą, n^łodsza zaś była bardzo piękną i dobrą.
ICłodośó i pięknoiiS zwabiły wielu zalotników, a ten, któremu
okazywała nie sentymentalną ale rzeczjrwistą wzajenmośó, ka-
pował jej według zwyczaju salopy i ładne suknie. Zebrała
ich pełny kufer, $ gdy zachorowała, klucz od kuferka troskli-
wie chowała pod poduszką. Zupełnie opuszczona, leftala na
łóżku pasiąjąo się ze zbliżającą się śmiercią. Gdy apostrzegia
znaki konania kulawa siostra, zeszła z pieca i po cichutkn
na palcach zbli^^yła się do poduszki, wsunęła pod nią rękę-
a wydobywszy klucz, otworzyła nim kuferek i zaca^ z niego
wybierać i odkładaó na bok lepsze, piękniejsze gałgany.* Ko-
nająca otwor^ła oczy, a zobaczywszy, że siostra ją rabuje,
skostniałą ręką schwyciła za jakiś świetny łach i krzycząc
ciągnęła go do siebie. Starsza, obawiając się, żeby matka,
której w domu nie było, po śmierci siostry rzecay jej sobie
nie zabrała, puścić sukni nie chciała i szarpnąwszy nią, ścią-
gnęła konającą z łóżka, która konwnlsyjnie, jako największy
skarb ściskała swoje łachy. Obie siostry długo szamotały ai(
wyrywi^ąc sobie suknię, dopiero nadejście brata, przerwało
tę okropną scenę chciwości i próżności kobiecej. Po ¥ryjśeiu
brata, sceny takie znowuż powtórzyły się; wzmocniły one
chorobę młodszej i przyspieszyły śmierć. Kulawa zawładnęła
całym majątkiem siostry, która zdobyła go kosztem piękności
i niewinności swojej.
Po tym z rzeczywistego zdarzenia skreślonym obrazka,
a malującej przywiązanie kobiet do strojów, kończę opis ^a-
baw Zielono-Świątkowych. Przed szynkiem, jak pszczoły
w uluy roi się mnóstwo ludzi, jest on najwyraźniej oblężony
przez pijaków; pod ścianą grają w karty, dalej cokolwiek
kłócą się i biją a dalej jeszcze wykrzykując p^ane piosnki
taczają się po ulicach. Na podwórzu jednego domu słychać
słabe brzęki bałałajki, na której przygrywa dzielny i zuchwały
parobek ubrany w manszestrowe szarawary i czerwoną ko-
szulę ; nikt go nie słucha, tanecznic niema, wstał więc a brzą-
kając z wielką fantazyą poszedł do szynku, gdzie zapewno
anajdzie słuchaczy i tancerzy.
151
nngdnioy i knpoy spaoeng^ w k^tfyoletiaoh; konie p^
^ gaiopsm i grożą pijanym rostr%c6iiieiii, kapcowa w je-
imbiick s tryuKEdm isnoąją wzrokiem na tych, oo nie mają
koni i kftliKyoletBk. W przeehodsie praes ulice mign^ się
^yflEo pisedemną obrasj ńwicta; c<|ro^ony i potnebi^ apo-
CByika nie mogłem aię im <Bi46J pnypatrywać a we śnie już
d ( y watoMi cienkie gtoay d^eweaąt topiących brzózkę.
Ssy&a byta dawniej miejacem cichem i bez żyda. Przy-
jaciele apokojnońci, jałeli nie byli pod władzą górnictwa,
nogli ta analeśd k%t, jakiega napróftno azokaliby w Eoropie.
Ta mogli oni cieazyó eię prawdziwie azya^r^ spokojnością.
htereaa narodn, kweatye apółeczne i polityczne, nowe idee,
Bowe poglądy nie trwo^łyby ich apokojnego^ leniwego omy-
ala. Eocbójnik i złodziej mógł ich wprawdzie niQ{)okoió, lecz
pnad nimi Łobm okiennice, CEi]gny i zły piea mo&e obronić;
didwość lob duma orzędnika mogły zakłócić olubioną ciazę,
ha i pned nim moftna aię było schować, drobnoatką okupić,
a ptBad życiem, przed potrzebami ogółu, przed obow^zkami
ipóteeanemi ani aię obronić, ani adiować, ani też okleić
ttożaa. BadzSbym więc wazystkim lękliwym, nabożnym
konserwatyatom i ludziom, którzy każdego ruchu i nowej
"ofii boją aię w guście AUgemejne Cejtung, przenieżć aię do
%beryi; ta ich życie nie dogoni, tu mogą znaleźć kąt, gdzie
atmi obojętni dla świata i przez nikogo nieznani, apokojne
6At i niczem nie zaldócone życie, jak gady i płazy mogą
p^dnć. Lecz 8zylkę ci przyjaciele apokojności już omijać
powiani, bo ona od niejakiego caaau zaczyna żyć, kręcić aię
1 nazaó. Wprawdzie życie to nieprawdziwe, bo żró^o jego
jest gdzieś ^Uileko, w aercadi ludzi, którzy mają prawo żyć
V Moflkwie; fala jednak zaborcza, która z tego źródła przez
Siytkę na Amur płynie, mogłaby wywołać jakie nowe myśli,
<Kn) tel co goraza wyciągnąć waa z wygodnych betów przy-
JKiele spokąjności, albo też co najgoraza zmuaić waa do ja-
Bej pracy przyjaciele porządku. Szukajcie więc innych miejac
w Dauryi, jeatem pewny, że znajdziecie a Sayłkę, która zro-
^ ńę ważnym punktem wyjścia ekapedycyj amurskich, *)
*) w 1S58. r. punkt wyjścia tych ekspedycyj- prieniesiono do 8tretiea»kA.
1S2
pomąj^de, bo oha jeet na drodse, po której moie jaka nie-
pokoj%ca kwestya was zaosepić. Przyjeżdża tu wiela z Eu-
ropy, czasem i z Ameryki ludzi , handel się oiywia a z nim
i drogośó wazystkich produktów następige; zaczynig% przy-
wozić gazety, pokazują sig czasem liberalni oficerowie^ potrM-
bi^% pomocy biedni amurscy osiedleńcy, wojska i kupców
podostatkiem a wszystko i wszyscy razem dąj% Szytce, sącze
gólniej na wiosnę pozór jakiegoś życia. Ten ruch w Szyłce
powięksasył i ludnoóć wygnańców politycznych. Obecnie mie-
szkig^ tu nast^ni wygnańcy: Hilary Weber, rodem z Po-
znańskiego, z gimnazyum płockiego. Dowiedziawszy się o wej-
ściu Artura Zawiszy do Polski, uciekł i wynalazłszy go wis-
saeh podzielał przygody dzielnego Artura. Po rozproszetuB
oddziałku pod Krośniewicami, wzięty był do niewoli wrai
z innymi we Włocławku przez zdradę jednego z towarzyszy;
w 1834. r. przysłali go do kopalni. Alojzy Dembiak Ła-
piński, szlachcic zagonowy z Łomżyńskiego, za powstanie
zrobione w swojej okolicy w 1831. roku; długo ukrywał się
w lasach, później wzięty i do kopalni posłany; Piotr Płoń-
ski za tęż 8am% sprawę, także rodem z Ziomżyńskiego do
kopalni przysłany. *) Teodor Sajczuk, włościanin z Miń-
skiego , ze wsi Michała Wofiowicza, za pomoc dan% jema i
przyłączenie się do jego oddziału, wzięty na placu z brosii
w r^u, obity w 1833. r. kijami w Grodnie, ztamt%d do ko-
palni przysłany. Maksymilian Gawry lenko, włościania
z Mińskiego (na Biał^ Busi) za ucieczkę z wojska moskiew-
skiego do polskiego w 1831. r., udział w kampami, emigruj
do Galicyi i powrót ztamt%d z emisaryuszem Leopoldem Białkow-
skim do Królestwa, wzięty w zbożu przez zdradę księdza Radzi-
szewskiego pod Biał%, okropnie zbity ląjami w Warszawie,
posłany do kopalni* Franciszek Sztrejmann, garbarz,
rodem z Wilna, za udział w powstaniu 1831. roku obity knu-
tami i posłany do kopahii. Te o f ii M o s z y ń s ki, rodem z Pło-
ckiego, służył na kolei warszawsko -krakowskiej; przysUny
do kopalni w 1856. r. za przewożenie korespondencyj spisko-
*) PloAski powródł do krąja w 185. 8r. i w wioace rodsuinej w Ł«p*cii
umarł w 1860. r.
153
wyeh i za emigracyę w r. 1848. Ignacy Stankiewicz,
włościanin z Białostockiego , za powstanie 1831. r. do kopalni*
W 14. liniowym batalionie znajdują się jako szeregowcy na-
stępni wygnańcy polityczni do wojska posłani: Szymon
Tarczewski, wójt gminy z Lubelskiego, za sprawę 1846. r.
aresztowany wraz z znakomitym autorem Henrykiem Kamień-
skim. Antoni Rudzki, rodem z Kiąjaw, student gimnazyum
warszawskiego, za rozmowę, te trzebaby zastrzelić w powsta*
nia Paskiewicza i wiadomość o mającem wybuchnąć powstaniu
w 1846. r. Agaton Giller, z Kaliskiego, za emigrowanie
w 1849. roku z zamiarem udania się do Węgier, propagandę
w ceło oswobodzenia Polski i pisanie artykułów treści poli-
tycznej, wydany r. 1853 przez Austryę, a w 1854. r. skazany
do wojska. Wincenty Radecki z Podola, za powstanie
w 1831. r. Kołyski i emigraoyę do Galicyi, zkąd wydany przez
Aostzyę skazany do wojska. Wincenty Migurski, z San-
domienkiego, za powstanie 1831. r., wyprawę emisaryuszów
w 1833. r., posłany do wojska w Orenburskie, a ztamtąd za
aciecskę, do wojska w Syberyi. *) Hipolit Zawadzki,
z Krakowskiego, urzędnik górnictwa w Dąbrowie, za przygo-
towanie powstania między górnikami w 1846. r. sądzony wraz
z swoimi kolegami przez wielkiego tyrana, naczelnika gór-
nictwa S.... otrzymał 1,000 kgów i posłany do wojska do
Orenborga, a ztamtąd za posiadanie notatek z podróży Custina
po Moskwie, do Sybezyi.
•) Migwfłlii po powrocie do kri^ mioiiluł ir Wartsairie. W 1868. roko
pę^echti do Wilna, gdsie w tydsień po prsybyda amarł. Pochewany obok
A^ Dalowikiego na emeutarra ir Bosie. Zostawił po sobie pamiętniki, które
po ŚMltrci Jogo drnkował Dtieanik litoraekl we Lwowie.
VI.
Stan powietrca i rolnictwo. Robotnik w Dauryl. •* Cłurakter 8]rb«rjak6«. —
Piclgnymka kotaka do Petersburga. -^ 8prxedaaie byeaka. — Btaifcr
kapitua. <*- Wyohoivanf« 4ateei. — Partja v drodta do koyalai. -
Woltor-nlaokoic w laokaianaoh i J«go bitf4»rya. •— Maraaaka keuk
uralski. — Bant Pugaccewa i charakterystyka tego rewolaoyonisty.
Upal w dniach od 16. do 19. czerwott, pneszedł 30
etopni R., powiotree jednak w nocybyto dość chłodne. Ihiia
19. cserwoa upat był nieznośny: tennoinetr w poładme,
w cieniu wskazywał S4 stopni cierpła. Tego* dnia powii)
wiatr z pustyń środkowej Azyi i dął z ogromną gwałtowno-
ścią, pędząc przed sobą tumany kurzu » tłumił oddech i pi-
rzył oiało; powietrze ciężkie i parne, wiato zaś gorą^, dal
mi prawdziwe wyobraienie o afirykańakim siroko. Z po-
wodu wielkich upałów, rola wyschła, zasiewy powiędły i
mieszkańcy Szyłki odbywali publiczne modły o deszcz. Pan
Bóg wysłucliał ich modłów: dnia 90. czerwca deszosyk oiwie-
2ył grunta i pocieszył rolników; przez 21. i 23. mgły się
tłukły po górach, powietrze wilgotne i deazcz kropiL Zbofts
ożyły i podnio^ się; można spodziewać się urodzajów.
Urodzaje rzadko bywają w Dauryi; przeszłego roku hjts
obfite zbiory i zboże tanie, lecz przez sześć z kolei lat za-
przeszłych urodzaje chybiały, wszystkie prodnkta podrożały.
Wysokie ceny zboża zniżone zostały przez znaczny dowóc
z sąsiedniego powiatu wierchnioudińsl^ego , którego ludność
głównie oddaje się pasterstwu i rolnictwu. Susze wiosenne
wyniszczają zasiewy; w czasie zaś zbiorów pospolicie pada-
jące deszcze nie mało szkód przynoszą. Grunta w ogóle są
165
cttrnoaieiiuie. Gdy sposoby npmwy zostaną bardsiej wy-
doskonalone, Daarya może zakwitnąć rolmctwem. Obeonia
rolnietwo jest jeszcze w niemowlęctwie, a z przyczyny braku
r|k nie wiele gruntów znąjdiige się pod uprawą.*)
Bobotnik jest drogi i trudno go dostać. W czasie siano-
kosu i żniw parobek bierze dziennie od 1% do 3 rfp.,
przytem trzeba go nakarmić mięsem, chlebem i herbatą.
Więksi gospodarze, uprawiający wielkie 8|4azy gruntu, na
łniwa zamawiają już robotników w styczniu i w tern mie-
ałąoa dają im zadatek. Nierzetelny robotnik bierze zadatek
od dwóch lub trzech gospodarzy, a w czasie iniw zaledwo
przez policyę moina go ściągnąć do roboty. Kupiec żaku
pojący zboie, konopie i inne rzeczy, nieraz na pół roku
przed terminem odbioru musi zapłacić chłopom, i nieraz pie-
nitdze mu przepadają. Pociągnięty Syberyak do odpowie-
dsiahuMeiy wykręca się następnym sposobem: «Czto wy?
cito wy? nieużeli ja wam nieoddam? Podo&ditie,
ja zarahotaju: ja że bolsze stoju kak wasze diesiat'
«itłk owych?! »**) i wierzyciel musi czekać do nieskończo-
sości Do sądów nikt po sprawiedliwość nie udi^® się, bo
s|dów bardziej obawiają się wszyscy, ni& oszustów i zio-
dz^jów.
Jedną z najwybitniejszych cech charakteru Syberyaka,
jsst chytrość i przebiegłość. Jeżeli ma interes, wchodząc do
ishy żegna się według zwyczaju kilka razy, potem kłania
się pokornie, wita, pyta o zdrowie i prowadzi rozmowę nie-
mąjącą żadnego związku z interesem, dla którego przyszedł;
nocą słodkie i pochlebne wyrazy, a dopiero po wyrozumieniu
przychylnego usposobienia, odzywa się o interesie. Jeżeli
zaś zauważy, że ciebie nieakaptował i że dla tego interes mu
niepowiedzie się, wyczekiąje kilka miesięcy, a tymczasem
aprzejoością, pocUebstwemy różnemi drobnemi usługami i
podarunkami zjednjrwa osobę, a zawsze w stosownej chwili
*) Wedłag akt rsądowjreh , w nercsyńskim powiecie pned roUam ISIO
taafdoirało się rocinie pod rolną uprawą 54,909 dzieaifcia liemi.
*^) Po polaks: «Co wy? Co wy? (chcocie). Csyi wam aieoddam? Po-
ca«ką)el«, Ja aarobic, wsaakie wtfoej wart jettem, uli wasce dsiedf^
rabli..
166
prosi czy to o poiycEenie pieniędzy, których nie myili oddać,
«zy tei o inn% łaskę.
W obec cadzoziemców, a nawet Moskali, Sybeiyacy ode*
grywaj% rolę pokornych i głapowatych ludzL Nazywają of
w obec nich Indźmi ciemnymi, nieoówieconymi, powtarzają
zdania takie, jak n. p. następne: «UźI jęta Sybir' ma-
tuszka?! My zdień liudi tiomnyje, nigdie nie by-
wali i niczeho nieznajem. U was to i liudi obrazo-
wannyje i amnyje i czestnyje, a nie takije padlecy
kak u nas».*) Będzie ci%gle potakiwał, wychwiJał twój krsj,
obyczaj i rozum; a w duszy rad, ie cię oszukał, śmieje sif
tajemnie i pochwali się między swoimi, że cię wyprowadził
w pole; dobrodusznosó zaś i łatwowierność twoj% nazwie
głupstwem.
Pewien dymisyonowany kozak miał sprawę z tatejszemi
władzami, którą stanowczo przegrywał. Postanowi dla po-
prawienia sprawy udać się z prośbą do cara i odwołać się
do jego łaski. Instynktownie przeczuwał wybierając się
w drogę, że skarga wprost zaniesiona, zostanie bez rezul-
tatu, a moie spowodować, ie go nawet przed oblicze mo-
narchy nie dopuszczą. Odegrywa więc w Petersburgu taką
rolę: nie wspominając nic o swojej sprawie i celu swojej
podróiy, poprosił o wstęp i o posłuchanie u cara, jedynie
dla tego, ieby oglądać mógł Boskie i miłosierne obUcse
ojca (batiuszki) cara. « Dawno jui,i> mówił, « ślubowałem
odbyć pielgrzymkę do Petersburga, tak, jak inni ludzie od-
bywają ją do Jerozolimy. Moim celem jest zobaczyć i oddać
cześć najłaskawszemu naszemu ojcu. Blizkim jestem celu, a
jeżeli car łaskawie przypuści mnie przed swoje oblicze, będę
najszczęśliwszym z ludzi, bo wiem, że to pomoże mi do
zbawienia mej duszy.» Donieśli o tem Mikołajowi; po-
dobało się bardzo potężnemu carowi, że poddani jego piel-
grzymują do jego stoliey jak katolicy do Bzymu. Ten, który
się miał za najpotężniejszego wśród ludzi, nie odgadł za-
*) Uehl u matka SjberjAl My ta Jesteśmy ludsie elemni, nigdaieemy nie
byli 1 nie niewierny. U tras ludaie tą iryksatałceni , Toanmni, neadwi a sit
tak Dodll lak u n«a.
tak podli Jak u nas.
157
miun prostego kozaka i wierzył, iź on rzeczywiście oży-
wiony byl tylko pobożną intencyą spojrzenia w jego oblicze.
KubI go więc przyprowadzić przed siebie; przyjął go po
ojcowska, pocałował, wyraził swoje zadowolnienie i pytał si^
go o rodzinę, o majątek, zdawał sie interesować losem,
wssystkicli jego znajomych. Dalej pytał się, jak też tam
na tym odległjrm wschodzie żyją kochani jego poddani, czy
ich nie ugniatają urzędnicy, czy wymierzają im słuszną,
prawną sprawiedliwość? Syberyak jak przed Panem Bogiem
te skruchą sx>owiadał się szczerze przed carem, i w skromnych
wyrazach, niby o tem niewiedząc co mówi, opisał nadużycia
miejscowej władzy, jej sprzedajność, niesprawiedliwość. Gar
zaciekawiony, pytał go o szczegóły; dawał mu je zręczny
pielgrzym, a między innemi i swoją krzywdę umiejętnie
w opowiadanie wsunął. I tu jeszcze knutowładny mocarz
mepoznał taktyki prostego człowieka i dziękował mu za
odsłonięcie prawdy; obiecał ukarać czynowników, zapro*
wadzić inny porządek i wynagrodzić mu- krzywdę, którą mu
niesumienni jego słudzy wyrządzili Interes był zrobiony;
niespodziewał się jednak, że jego wyborna taktyka przy-
niesie mu i słftwę i pieniądze. Niespodziewał się, że jego
pielgrzymkę opiszą i wydrukiigą z jego portretem, że stanie
ńę przedmiotem rozmowy i podziwienia dwom i Moskwy,
ie go w Petersburgu ut rzy m yw ać będą kosztem skarbu, opro-
wadzać po stolicy i pokazywać wszystkie jej osobliwości.
Obdarzony na drogę, wrócił do Dauryi, uciuławszy sobie
2 łaski knutowładnego znaczną sumkę pieniędzy i wygrawszy
przepaćUy interes. Gdy już był pomiędzy swoimi, śmiał się
t głupstwa petersburskiego a przygody swoje opowiadająo
zaczynał od słów: <cWot, kak ja caria naduł.»*) Oto jest
próbka tego, co nazywają syberyjską chytrością, ale
próbka w wyższym stylu. Wypadek, który następnie opiszę,
przedstawia tęż samą chytrość, ale w niższem jej sn^
cieniu.
N. kupił od Syberyaka młodego byczka, których tu
z mongolska nazywają «barakczan,>i i zapłacił mu 10 rs.,
*) • Otd, Jakem ean osmkał. »
158
zastrzegłszy sobie w umowie, ie dopiero ta trzy mieńiee
zabierze bydlę. Po trzech miesiącach N. przyjechał pe
byczka. Gospodyni przywitała go bardzo mile i ucz^stowabk
f^śdnnie, lecz ogromnie zdziwiła się, gdy gość powiedział, ł»
prsyjecliał po swojego byczka. (Jakiego pan chcesz byczka?*
«(A ot tego, którego trzy miesiące temu, sprzedaliście nu.*
fijakto sprzedali ?«> «Gzyź niewzięliście odemnie 10 rs. za niego ?»
aPiem%dze tośmy wzięli, ale pan je dałeś za trzymiesięczne
karmicttie a byczek jest mój jak i był moim. Karmflaa
go wlasnemi rękami, lubię go jak Swoje dziecko, a paa
chcesz, żebym mu go oddała; za nic go nie oddam In cPne-
deft ja nie jeetem obowiąsany karmić twoich bydląt, za eói
i na cóż więc dałbym owe 10 rs.?» «Nie, pan nie jeatsś
obowiązany karmić moich bydląt, i pan dałeś pieniądze na
karmienie swojego byczka^ ale go pan wprzódy kup odemnie.»
Takiemi wybiegami dyplomatycznemi, gednemi zaiste wiel-
kiej dyplomacyi europejskiej, ta prosta kobieta oszukiwała
łatwowiernego kupca. Znudziła go ogromnie i wreszcie sta-
nowczo mu do¥riodła, że nieme prawa ani do byczka, ani
do pieniędzy, które dał za niego^
W Dauryi za takie sztuki trudno pociągać do sądowej
odpowiedzialności, bo tu jak gdyby w kraju cnoty, niema
zwyczaju zawierania piśmiennych umów, a wreszcie w sądzie
zwykle obie strony przegrywają, bo obie muszą się opłacać.
Ciągania się do sądu i policyi, naraża na większe wydatki,
niż rzecz sama jest warta; wiedzą o tem dobrze praktycsni
^beryacy i dla tego unikają sądów, a swoim wierzycielom
bez żiMbej obawy płatają takie figle.*) Mają szczegóhu^s^
zdobiość poznawania ludzi i zastósowywania się do ich cha-
rakteru. Kapitan P. przyjechał pewnego ran do wsi K. i
stanąwszy w kwaterze, kierowany natręctwem i gmb^ańską
względem podwładnych śmiałością urzędników, poełał eła-
żącego swego Syberyaka do N. N. z takim rozkazem : «Pójdś
do Polaka i rozkaż mu, żeby tu przyszedł do mnie; chcę
od niego wziąźć konie, bo muszę zaraz jechać. » Służący
*) «UchitrąJatiia> tM^icinc wjraicDit motkitwskJe, otosetiOte* róln«
158
z mkunńoigo i lekoewaiąc^gfo tozra nrego pAn», wniM,
ie N. N. jest osobą, z którą można bez ceremomi i poiilU«
postfpomtć, wsMdlszy wi^ do pokoju, zapytał: uKUfry ta
jait N. N. Pokk?o «Gó& oi potrzeba?^ «Kapiian rozkAMł,
śebyś przyszedł do niego* poiPitórzyl wiernie wyraiy puia
mego. N. N. obrażony tonem rozkażą, gdzie d^ikatnońci i
prolby trzeba się byio spodziewać, zawołał: « Jak tot maie
twój pan rozkazał pRyjió do siebie? zaraz pójdź mi ztąd
pnoz i p<iwiede panu, ie znać go niecfacęU Z jednego
firsMsa poenał Syberyak, te ma przed sobą osobf lepiej
wychowaną i nieprzywykłą do grubego obejścia; niett^
lowBość więc rozkazo wziął aa karb swój a nie wyohodząe
I pokoi|i, nisko nldonił si^ i rzekł: uNie, niechiy paa
przel)aczy; ja człowiek jestem ciemny, po hidzlcn nawat
nówić memmeia. Pan rozlnsał mi, nąjpokomiig prosić
psna, łebyi najlaskawiej raoaył prayjść do niego, on zań
nie mógt pana odwiedzić, bo jest chory i zmęczony po*
drÓE).*
Syberyak jest leniwy i pizedaiębierozy. Wiarę ma w ogóle
sStbą, chociaż jest zabobonny, Inbi wódkę i daśo jej pije;
znałem takich, którzy przez wiele miesięcy, jednego dnia
ms byM tnaiwymi. Zręczny w katdem półcieniu i potrzebie,
pod uzględem obyczaju i rozumu daleko jest wyiazym od
cblopa moskiewskiego. Rozum jego jedynie i głównie wy-
hn^ się w obłudnem postępowania, i tego tylko nazywa
TOsnsByniy który jest przebiegłym i ^sręcEnym szachrąjem
lub ottBs t em. Wyrażenie prostyj czełowiek (to jest:
prostoduszny, acaoiwy) znaczy to samo co giupi, a pochwały^
oddawane dc^czyśeom swoim, jak n. p. następna: «d obry j
smirnyj, prostyj czełowiek, otiec nasz: my czerez
nieho to rozżilisia» (dobry, cichy, aozdwy człowiek,
net ojciec, my pnez niego to zostaliśmy zamoteymi) wy-
mawiają takim tonem, jak gdyby chcieli powiedzieć: głupi
olowiek, bo pozwolił nam oszukać siebie. Jeieli jeden dru*
giego okpi i oszuka, chlubi się zaraz przed wszystkimi.
Siewierza w beainteresowną pomoc, ani w przyjaźń, miłość
i litość człowieka, który im dobrze robi nie myśląc o Bwojcr|
^^nyści; podejrzywają go zawsze o dtt i skryte zamiary.
160
Podegrzywanie i nieufność taka sprawiają, iż zawsse dobrze
prowadzą swoje interesa.
Rozom ich jest to rozum niewolnika, który umie lAwi-
rować, oszukiwać, maoać i jak to mówią przewąchiwać luda
i sposoby, zniżać się, podnosić i dopinać swego.
Dziwi mnie, że pomiędzy autorami, opisującymi Syberyą,
znajdują się tacy, którzy się zachwycają nad prostotą oby-
czajów Syberyaków i nad ich rozumem; stawią go sa wrsór
awemu krajowi, przenosząc go nad rozum cnotliwego i pro-
stodusznego postępowania. Charakter, którego kilka cech
skreśliłem, jest właściwy nie tylko Dauryi, lecz prawie ealej
Moskwie; spostrzegać się daje nie tylko w gminie, lecz i
w wyższych klasach społeczeństwa i jest zasadniczą cedią
polityki rządu.
Chciwość w Syberyakach jest ogromną; każdy firodek do
zdobycia i zarobienia jest dobrym. Są lubieżni, ale rze^
telnej miłości nieznają. Lubią wygody, wytrwale jednak
znoszą głód i zimno.
Syberyak jest pokorny, tam gdzie pokora przyniesie mu
pożytek, ale z ludźmi, których się nie boi lub do których
niema interesu, bjrwa opryskliwy.
Prędko pojmuje i kombinuje rzeczy rzeczywiste, ale uczuć,
msrśli, rzeczy oderwanych i będących po za kołem jego in-
teresów, pojąć nie może.
W mechanicznej pracy jest bardzo zręcznym; rseniieal-
nikiem i żołnierzem bywa dobrym, a do handlu okaząje
wiele ochoty i szczególniejszą adatność. W ludności tutej-
szej, zasilanej aresztantami z Moskwy, wyrodziła się w skutek
właśnie tak rozmaitego zbiorowiska wiar i języków, cnot i
zbrodni, pewna tolerancya religijna i obyczajowa, a sarasem
moralna obojętność.
Wychowanie dzieci wyższych warstw społeczeństwa, jako
to: urzędników i bogatych kupców, ma pozór europejaki^o
wychowania. Panny uczą się czytać i pisać po moaldewsku
i po francuzku; bogatsze uczą się grać na fortepiaoie.
Wyszedłszy za mąż, wszystko czego się uczyły w mtodoód,
zapominają: wyrazy francuzkie ulatują im z głowy, paloe
sztywnieją, a cała ich usilność zwraca się do strojów i do
161
tehiiL Puma wykaEtatoona w nądowym instytacie wychOf-
wania panien w Irkucku, awaśaną jeet za wsór obyczajów,
a chociaż jest leniwa i niezna gospodarstwa, mąż jednak
Ghlabi się ni% i piel^gnoge jako swój zaszczyt.
W niższych klasach dziewczęta nie ucz% się ani czytać,
ani pisać. Dziewczyna w posługach domowych przy matoe
wychowana, wyrasta na niezłą gospodynię i wcześnie przy-
zwycsaja się do wódki, której dużo tu p\j%.
Synowie urzędników górniczych po skończeniu domo-
wego wychowania, kształcą się w szkole iiłżynieryi gómicząj,
w izkole konduktorów lub w gimnazyach w Petersburga,
w Bamaule lub w Irkucku, zkąd wychodzą obeznani teore-
tycznie ze swoim przedmiotem, lecz teoryi nie stangą się
na madzie zastosować. Zdaje się, że wyjeżdżając ze szkół,
cał| Dsukę tam zostawili; nie myślą o niej na urzędzie, a
CBią nsilność zwracają na zabezpieczenie sobie dobrego bytu
i powiększenie fortuny.
Kupcy wychowiąją swoich synów na ludzi praktycznych,
aiedbąjąc dla nich o wysokie nauki; nauczywszy ich czytać
i pisać, wcześnie uczą ich handlu i sztuki robienia kapi-
tałów.
Kozakom głównie o to idzie, ażeby synowie ich umieli
csytić i pisać; wyższe nauki uważają za niepotrzebne.
W Dauryi umiejętność czytania więcej jest rozszetzona,
nii w innych prowincyach Moskwy, rozszerzyli zaś ją głó-
wnie wygnańcy Polacy, którzy przez wiele lat trudniąc się
w Syberyi edukacyą dzieci, wielce przyczynili się do zeuropei-
zowania północnej Azyi.
Wiele da2oby się jeszcze napisać o tutejszej edukaoyi,
•|dzę jednak, że określUem główne jej rysy, a szczegóły
mniej są potrzebne. Wspomieć tylko wypada, że młodzież
tsi^Bza ma wysoko rozwinięty zmysł praktyczny. Pisać uczą
% prędko i dobrze, czytają płynnie choć treść z trudnością
pojmują; do rachunków mają niepospolite zdolności, ale
wynedlszy ze szkół zapominają o arytmetyce, a machiny
lachunkowe (szczoty) sastępigą wszelkie rachunkowe dzia-
łania i myślenie. Historyi i geografii małą ich uczą, i nie
«iele też mają wiadomości z tych przedmiotów; jęąykÓF
GiŁŁSS, Opinnic. L 11
162
obcy<^ łatwo się ucs%. Do pnodmiotów, które wymagaj!
nie tyle machinahiej wprawy, ile myśli i pojętoośei swca,
ttiemąją ani ochoty, ani zdolnodci. Obojętność w wiene
niepoołvodzi z filozofii i rozumowego spekulowania, ale ze
stępionego serca; spostrzegać się 'ona daje, jakby choroba
dziedziczna nawet w dzieciach.
Mały Syberyak, podobnie jak i dorosły, jest posłnseny,
zręczny, wprawny; nigdy w szkole nie podnosi swego nmysia,
serca nie rozszerza i nie rozjaśnia moralnego pojęcia i kończy
nauki, zdatny do zwyczajnego, ogramczonego własnemi potne-
bami życia, wcześnie ju£ umiejąc radzić sobie w każdej oko-
liczności i wypadku. Nie sięga wysoko jego dusza, nie pnie
się do żadnych wyżyn, obc% mu jest potrzeba obywatelskiego
życia, lecz wie jak zabiegać o swe potrzeby, jak się wywinąć
z trudnego położenia, jak wystarczyć samemu sobie i zrobić
majątek.
Czas już wrócić do tutejszego klimatu. 24. czerwca spadł
deszcz ulewny, csJy dzień grzmiało i błyskało się, lecz przez
następne dni świecia piękna pogoda, chmury zrzadka pne-
ciągają przez góry, a gęstą, ranną mgłę wiatr powoli zdmu-
chuje z dolin. Dnia 27. nadciągn^a burza z Mandżmyi;
w bHzkości mego mieszkania piorun wpitdł do chaty i sabil
mężczyznę, a kobietę obok niego stojącą nabawił kontuzyi
28. czerwca deszcz mrzył przez cały dzień; 29. i 30. była
pogoda i umiarkowane gorąco.
Dzień 1. lipca znowuż mokry; dzisiaj przechodzda pi^es
Szyłkę partya aresztantów do karyjskioh kopalni złota. &pie«r
proszący o jałmużnę rozległ się na ulicy i wyprowadził ku
nim mSosiemych ludzi. Już wiele miesięcy upłynęło od
czasu, gdym podobnie do nich podróżowd; okropne wra-
żenia tej podróży już się w części zatarły, a jednak na widok
tych wynędzniałych, groźnych i ponurych fizyonomij, tyck
pobrzękigących kajdan, bagnetów i szarydi żołnierzy, wvtra%*
snęła mną odraza i przypomniała w8Z3fBtkie sceny, na któr«
patrz^em, będąc z nimi złączonym przez szesnaście miestięcy.
Ludzie ci, porfani do kopalni, zamknięci w więzieniu i w kaj-
dany okuci, pędzeni do ciężkich robót i bici za lenistwo
lab itiewyrobienie naznaczonej im rol>oty, myślą ustawiomie
o tern jakby uciec i cho^ na kilka miesięcy uwolnić się od
reb6t i niewoli. Uciekłszy, włóczą się po kraju, kryją
w paszczach i w górach, a głód ich zmusza do rabunku i
morderstw. Liczba włóczęgów w Syberyi jest bardzo znaczn%
przygody ich i awantury są okropne; wyrabiają one ekscen-
tryczne charaktery. Oto jeden z takich charakterów.
Jakiś Ł(ewicki) przysłany został w końcu zesdego wieku
do robót katorźnych w Syberyi, nie wiadomo za jaki wy-
itępek, ale wiadomo, źe nie za polityczny. Posłano go do
tńhdn warzonki soli między Leną i oceanem Wielkim (za^
y^d ten już nie istnieje). W owym czasie z katorżnymi
mrowiej się jeszcze niż dzisiaj obchodzili; mirf prawo każdy
bić 1^ bez obawy odpowiedzialności przed sądem, katorźny
bowiem jest po za prawem. Roboty były rzeczywiście ciężkie,
a n^dza okropna, nie dziwota więc, źe uciekali. Mordy i
pożogi przez zbiegów popełniane, napełniały kraj cały trwogą
i stradiem.
L uciekł z robót z kilkunastu innymi; w puszczy uorga-
nizowali się w groźną bandę rozbójników, która dobrze
ittbrojona, długo utrzymywała się nad Leną. Na łódkach
I dwoma haubicami posuwali się szerokiem łożem Leny, peł-
nem wysep, zatok, ochraniających odnóg, i znienacka na-
padali na nadbrzeżne a nieprzygotowane do obrony wioski.
Wioski te maleńkie, położone w głuszy, w znacznej jedna
od drugiej odległości, przedstawiały rozbójnikom pewną i
bezpieczną zdobycz; palili je więc i bezkarnie rabowali Za-
drżał w strachu kraj nadleński; nikt nie był pewny swego
mienia i życia, a rozbójnicy tymczasem śmieli jak rozpacz,
okrutni jak niewolnicy, szerzyli wszędzie słuszne powody ta-
kiej trwogi. Miasta nadleńskie w owym czasie były to
otad;^ złożone z kilkimasŁu lub kilkudziesięciu domków; mała
w nich ludność, podobna do wieśniaków, zostawała bez
wcselkiej obrony i mogła również bezkarnie być napadniętą
i złopioną. Jakoż rozbójnicy zaczęli napadać i na miasta;
V jednem stoczywszy krótką walkę z mieszczanami, domy
■pahli a majątki zrabowali. Dopiero ten śmiały napad i po-
większająca się coraz bardziej rozbójnicza banda, zmusiła
^essałe miejscowe władze do energicznego ze siłą zbrojną
11*
164
wystąpiema. Obława i pogoń wojskowa prseiladowaU szajka;
wreszcie została ona rozbitą i rozproszoną a rozbójników
połapano.
Oddano ich pod 8%d i ukarano 1801. roku knutami; L.
znajdował się w liczbie deUnkwentów. Posłany na nowo do
robót, rwał się znowuź do ucieczki; niepodległy jego chir
rakter, niedługo mógł znieść jarzmo katorgi, ociekł wice
powtórnie.
Wyobraźcie sobie przestrzeń od Leny do Easpyskiego
morza, przestrzeń i dzisiaj jeszcze głuchą i pustą, a wówcas
nad wyraz straszną i dziką. Ł. przebył ją szczęśliwie i wy-
brnął z rozmaitych przygód, sunąc się jak dziki zwierz o
głodzie przez puszcze i wody, to znowuź przemykigąo się jako
rozbójnik przez drogL Dopiero nad Easp^skiem morsea
szczęście go opuściło; tu został schwytanym, ukaranym wedlof
prawa knutami i odesłanym do kopalni.
W trzeciej ucieczce powędrował do Chin, gdzie Mongo-
łowie obiegli go na stepie, a ściskając coraz bardziej łań-
cuchem ludzi, wzięli wygłodniałego do niewoli i oddali Mo-
skalom. Mongołowie, jeżeli spostrzegą uzbrojonego a ucie-
kającego przez ich stepy człowieka, nie napadają na niego
obcesowo, z obawy, żeby w własnej obronie nie zabił im
jednego lub kilku jeźdźców; zbierają więc obławę i zdała za-
mykają zbiega ruchomą kolunmą, która na chwilę nie vgun-
czając go z oka, postępiige za nim w stronę, w którą się
zwróci, ściskając coraz bardziej swoje groźne koło. Fn»
kilka dni idąc za nim obława pilniąje, żeby ńę zbieg nie
posilił, aż wreszcie znużonego i zgłodniałego bierze bez
boju.
Eząd moskiewski zbiegów wydanych z Chin surowiąi
karze, niż tych, co się po Syberyi włóczą. Łewickiego^bili
okrutnie kijami i posłali znowuź do kopalni.
Z nerczyńskich kopalni L. uciekał jeszcze kilka razy, a
zawsze nieszczęśliwie. Od knutów, k\pów zgięła się naia
jego figrurka, ciało zaś poszarpane, pokaleczone, zdawało ńę
być zszyte z rozmaitych gałganków i kawałków skóry.
Po roku 1831, gdy naai polityczni wygnańcy w znaccn^
liczbie przybywali do nerczyńskich kopalni, L. był ytk
165
wmym starcem, saniechtl niepodobne noiecdd, a jako
nietdatny joŁ do robót zostat awołniony a kopalni i
wilęcał się po Dauryi rozmaicie zarabiaj%c na kawałek
ehleba.
Okn naszych wygnańców w Gazimnrze roka 1840, wyszli
pewnego dnia na przechadzkę na góry. Na jednym z wy-
niosłych szczytów zwabieni pięknym widokiem siedli i odpo-
czywali; zadumanie ich przerwał głos altowy, rozlegający
ńę u stóp góry. Ostry, cienki głos brzmiał ciągle między
drzewami i zbliżał się kn wierzchołkowi. Poznawszy słowa
znanej polskiej piećni, wygnańcy ciekawie upatrywali śpie-
waka. Wkrótce i śpiewak wyszedi z goszczą drzew i wszedł
na wierzchołek: był to starzec malej postaci, zgarbiony i
okryty łachmanami żebraka; na plecach niósł worek z ka-
wałkami rudy i bęben. Krok jego był rzeźwy i szparki;
przywitał siedzących po polsku. Był to L., który wiecznie
jak ti^cz wałęsał się po górach i puszczy dla wyszukania
nowych pokładów metalowych; nigdy nic nie znalazł, prze-
cież worka z kawałkami rudy, noszonemi na pokaz, nigdy
me porzucał jak i bębna, na którym zwykle ogłaszał przyjście
swoje do wsi.
Dziwna postać, ruchy, mowa, ubiór, worek i bęben,
rozbudziły ciekawość wygnańców; pytali się go więc o prze-
nłoeć i przygody.
Lewicki mówił im , że się urodził szlachcicem, że w Polsce
zoitawtf żonę i dzieci, że wnuki jego s% już dzisiaj ofice-
rami i urzędnikami; o powodach zesłania go do Syberyi za-
śnieżał, a o przygodach swoich w katordze szczegółowo
opowiadał. Zapytany, z czego się utrzymuje? odpowiedział,
le z łaski ludzi, o którą nigdy nie prosi, lecz danej nie-
odrzuca. Ody go zachęcali do pracy, rzekł: wNie, serce
ojczyzno! (takie było z lepszych czasów jego przysłowie)
nie! nigdy nie pracowałem, pracować nie będę. Moskale
bili, a -nie mogli zmusić mnie do roboty. » Pragnąc uwolnić
go od nędzy i wałęsania się zabezpieczyli mu wygnańcy przy-
tdek i kawałek chleba na starość; lecz nie długo korzystał
t ich uczynności. Siedzenie na jednem miejscu było dla
mego przykre jak więzienie, po kilku więc tygodniach po*
166
bytu w ich donm, zerwał się jak oparaony, zabrał łachmany,
worek z rud% i b§ben, a mówiąc: « Bądźcie mi tu zdrowi
serce ojczyzno U roBzyt na włóczęgę. Osiadłszy we wai, la*
kładał szkółkę i przez kilka tygodni uczył dzieci włościan;
lecz rozgniewany na rodziców, że mu albo kaszy albo mąki
skąpo dali, poturbowawszy chłopaków, zabierał worek z rad%
porzucał szkołę i uderzając na pożegnanie w bęł>en, opnss-
osał wieś. Włościanie z głosu bębna dowiadywali ai^ do-
piero, że nauczyciela już niema w osadzie. Tak chodz%c od
wsi do wsi, wszędzie uczył, lecz wszędzie nie długo prze-
bywał.
Pewnego razu przyjechał do kopalni Kułtumy naczelnik
nerczyńskiego górnictwa Tatarinow. Cała osada była w po-
ruszeniu, w kłopocie, przygotowana na przyjęcie nacseln^
jakby na przyjęcie osoby samego cara. Nazajutrz po jego
przyjeździe, gdy naczelnik spał w jak najlepsze, a oaada
drzemała czekając na skinienie urzędnika we śnie pogrążo-
nego, nie śmiąc przejść pe¥mym krokiem przez ulicę, śeby
nieobudzić kapryśnego pana, L. wszedł do wsi bijąc w bęben
jeneralny marsz. Tjatarinow obudził się, zerwał się z pościeli
równemi nogami, a myśląc, że jakaś znakomita osoba nie-
spodzianie zawitała do Kułtumy, niespokojnie pytał się: ciKto
taki przybył? Eto przybył? » <(To Ł.» odpowiadają mu.
<cEtóż to jest, ten L.?» « Stary, dymisyonowany katorsnyl*
oAch szelma,)) krzyknął w gniewie, ajak on śmiał mnie prze-
budzić? ale dla czegóż on bębnił ?» «Ma taki zwyczaj, proazę
jaśnie wielmożnego pana.» « Przywołać go natychmiast do
mnie.)) Na przybyłego Tatarinow ofuknął się, a krzycząc,
kazał mu bęben potłuc. «Hola, mój panie ,» zawołał L., a do
mojego bębna niemasz żadnego prawa; jesteś naczelnikiem,
ludzi a nie bębnów. Możesz panie naczelniku mnie kazać
ukarać i potłuc, jeżeli masz sumienie starca karać, ale od
mojego bębna warat)) Śmiała odpowiedź i wiadomość, że Ł.
jest fiksatem, udobruchała Tatarinowa; dał mu rubla jał-
mużny i bez kary odprawił. L. gdy miał za co, upijał aię.
Baz idąc z szynku do chaty pijany, padł na drodze i za-
snął; mróz był dwudziestokilkostopniowy , a L. nic nie
miał na sobie prócz kilku gałganów. Miał już wtedy przeszło
167
90 lat; memiaint przeoieś, tylko palce odmroad. Po pół-
nocy obadził się i wrócił do domu, a palce nie lubiąc le-
denia w lazarecie, toporem odciął.
Wkrótce po tym wypadku opuścił Szyłkę i przybył do
AkatuL Mieszkał tam wówczas aresztant z moskiewskiej
gubemii, człowiek wielkiego wzrostu i nadzwyczajnej siły.
Zadufany w swej sile, wzywał kolegów swoich na szermierkę :
«Kto kogo przemoże|» wołał, «otrzyma kwartę wódki od zwy-
ciężonego I )> Znając jego siłę nikt nie przyjął wyzwania, L.
jednak stanął na placu i chciał się z nim popróbować.
Śmieli się aresztanci ze zbitego, skostniałego starca, a
otoczywszy zapaśników, pewni przegranej starca, kraikami
obodzali w nim odwagę. Młody aresztant zrzucił z siebie
sienmęgę, zakasał rękawy od koszuli i dumnie oczekiwał
pneciwnika; L. tymczasem, śmiąjąc się i żartcgąc, nagle
przewrócił się i stanął na rękach nogami w górę i w takiej
pozycyi wywracając koziołki, jak strzała puicił się na prze-
ciwnika « uderzył go obcasem w oczy, potem porwał się
na nogi i powalił zdziwionego i przelękłego mocarza!
Taka to była starość człowieka, który w dostatkacb
zrodzony, pamiętał już tylko jak przez mgłę lepszą swą
przeadosć, a życia dokonywał bez troski, w żebractwie i
włóczędze, znikczemniały w umyśle i w sercu.
L. nie miał wiary i chociaż nie był wykształconym, był
przedeź ateuszem, wychowywał się bowiem w XyiII. wieku,
kiedy nauka Woltera dawała kierunek edukacyi. Brak wiary
i lekceważenie wszeUderj świętości, jeszcze bardziej poniżały
i szpeciły tę poniewieraną i włóczoną po drogach publicznych
starość. Często napadała go ochota dysputowania z popami
w materyach religijnych. Przeczył wszystkiemu, łapał popów
na ulicy za sutanny i wołał im: «Kiemasz Boga» a szyderczo
uśmiechał się i bawił kosztem tych, którzy z nim na seryo
myśleli dysputować. Ciekawy był to obraz Woltera tego
w łachmanach, dziewięćdziesięcioletniego włóczęgi, a z drugiej
strony popów moskiewskich dysputujących z nim na grani-
cach państwa niebieskiego.
L pomimo poniżenia i spodlenia zachowid z dawn^
dumy nieugiętość, pewność siebie a na swoje łachmany
168
patrzał jak król na pnrparę, zbrodni zai srwoich wcale nie
wstydził się.
Żył jeszcze przeszłego roku, teraz nic o nim nie słychać;
zapewno umarł gdzie w puszczy lub na drodze. Życie jego
dowodzi, jak niewola, nie mogąc złamać i przenatunyó chs-
rakterów niepodległych i dumnych, pozbawia człowieka we-
wnętrznej godności i robi go ekscentrykiem w cuchnącej
atmosferze ostatniego poniżenia i spodlenia.
L. często przesiadywał u uralskiego kozaka Mamszki,
który był przysłanym do robót katorżnych za udział w buncie
Pugaczewa. Maruszka żył jeszcze przed kilkunastu laty, po
roku 1840; miał swój dom w Eułtumie. Starzec przeszło
stoletni, bezżenny, odznaczał się podobnie jak L. mocą
fizyczną; lecz ten nie miał własnego kąta, ani ciepłego przy-
tuliska, Maruszka przeciwnie miał własny zamożny dom,
pożyczał na lichwiarskie procenta i był w całej okolicy znany
jako bogaty człowiek.
Wieści o wielkich pieniądzach i odosobnione, pustelnica
mieszkanie, kilka razy naprowadzały rozbójników na dom
Maruszki. Pewnego razu spuszczając się z pod strychu po
drabinie, Maruszka cięty został kosą w głowę przez zacza-
jonego w sieni złodzieja; spadł ogłuszony starzec, a złodziej
począł go dusić. Lecz starzec ocknąwszy się poczuł swą moc,
a wywinąwszy się z rąk napastnika, powalił go na ziemię i
w żelaznych swych dłoniach o mi^o nie zadusił. Później
powiązał go i zaprowadził do policyi.
L. z Maruszka dobrze się znali, lecz nie lubili się; Ma-
ruszka bowiem był gorliwym starowiercą i dla tego odoso-
bnił się od wszystkich panującej wiary, L. zaś w nic nie
wierzył a ta niewiara jego była pomiędzy nimi punktem
spornym. L. o nic niedbał, ani o wygody, ani o mająt^,
a Maruszka jak i wszyscy starowiercy był skąpym i sknerą.
Maruszka lubił opowiadać o buncie Pugaczewa; o celit
jaki upatrywał w buncie tak się wyrażał: aNie pytałem ja,
kto był Pugaczew? czy on był rzeczywiście Piotrem III., czy
też nim nie był, było to dla nas obojętną rzeczą; zbunto-
waliśmy się zaś dla tego, bo w razie zwycięztwa, my
zajęlibyśmy miejsca tych, co nas uciskali, my bylibyśmy
169
a religia woln^. Przegraliśmy, — o6£ robić? ich
», a nasze nieazczęście ; bo łebysmy byli wygrali,
aiehlyyńny swojego cara i sami zajęlibyśmy wszystkie nrzęda.
Fuowie dzisiejsi byliby w takim uoiskn, w jakim my obec-
lie majdnjemy się.n*)
Pisarze, którzy BZttkąj% charakterów ekscentrycznych i
Usą przypatrywać się cdowiekowi w ostatecznych i tradnych
nnmkach łyda, w Syberyi znajdą dużo rzeczywistych wzorów
^IaluB7B« n., «ftiowa mMklewska, sapewoiwaij sobU wierno^ gwMrdyi,
nM csele-tfwstowałm męla swego Piotra III., snuwłla go do sneeaeaia aif
ff«aa; pduiej pottaraia się o Jego śmierć i aama na tron wstąpiła. W kilka
^ 9*taB 177S. roka kozak Emelian Pugaesew ogłodł nad Uralem, ie Jest
'Mna III. earem » który sif sseifśUwie wymknfł a r^ oprawców. Lud
m wtenjł, cala wscłiodnia Moskwa powstała, a do Moskali przjłąesjli sl^
KsłBKy, Kirgizi, Baszkiry i Tatorzy. Poiogi i morderstwa napełniły cały
^ Psgaeaew swy ciężko posunął się ai za Wołgę, na czele krwawego
fBisi, który go chciał jako Piotra III. posadzió na carskim tronie. Nie-
vta4oiH>, Jakiby obrót Wzięła ta rewolucya, ieby właśni wojownicy Puga-
otmt aie byii go zdradzili. Oddany przez swoich w ręce wojsk Katarzyny,
^i pncs Snwarowa w śeiaznej klatce odesłany Uo Symbirslui, gdzie była
^^ttttz liównodowodzfcego armi% moskiewską Piotra hr. Panina. Ody sta>
«ffi Pugsczewa przed dumnym Jenerałem , zapytał go : « Jakieś ty śmiał
*>^ć iemaą?» «Cói miałem robić Jaśnie wielmoiny panie, kiedym się
*TnAd| odwaśył bro& i na casarzową podjąć Iv Paain obraiony taką odpo-
^i>iUf , meił się na Pngaczewa i wyrwał mu kilkanaście włosów z brody.
^7 poeu Dzieriawin przejeżdżał przez Symbirsk, Panin posłał po walecznego
^"■iBwika. Ledwo wszodł do pokojo, padł Pngaeaew na lUęoaki przed Je-
'^"^t a ten go zapytał: «Jak się masz Smelko?» «W nocy nie sypiam,
'■Ki* płaczę ojcze mój. Jaśnie wielmożny panie.» « Oczekuj łaski NąJJaśnieJ-
^ Pinil» odrzekł Jenerał i odesłał go napowrót do więzienia, z którego
*T«i««ieny do Moskwy, w okrutny sposób został stracony. Miał on, mówi
^^■ł«a«in, ciężkie kajdany na rękach i nogach, włosy czarne na glo-
^ i brodzie rozczochrane, twarz okrągłą, oczy wielkie, czarne, ubrany był
* •^■uny, zabrudzony barani koAnch. 2 tej wiayty n Panina widzimy,
^ ^VMsew, który umiał tak energicznie pomszyć cały lud wschodniej Mo-
^^ i tyie dał dowodów męztwa 1 przebiegłego rozumu, nie miał charakteru,
w iije trielkie poczucie godności swojej; bo w nieszczęściu upadł i pła-
<**■ prnd aieprzyjadelem łaskę chciał sobie wyżebrać.
^iitoryey i poeci przedpokojów carskich Jak n. p. Daierżawin w swoich
'Uęteikach (zobacz Ruską Biesiadę z roku 1659. Moskwa) nazywają Puga-
*"**» rozbójnikiem i odmawiają mu politycznego charakteru. Tak nie Jest ;
^l to człowiek z wyżazemi celami , krwawy i olŁrutny jako każdy rewolu-
cyoiiits moskiewski. Słusznie go w obecnych czasach przedstawiają Jako
'"'^Yy moskiewski typ rewolucyouisty z gminu powstałego. W ruchu Puga-
y^ Bieli udziU i konfederaci barscy, których Moskale na wygnanie do
"*>yi poposyłall. Ze swcffeml salacheckiej yrolności pojęciami stanęli po
«i*ftic Udowej wolności. Jaką niósł Pugaczew. Nie wielu ich było, ale żo
"fii aa itrooie Pngaczewa, widać to i z Pamiętników Dzierżawina.
172
pochyłości wszedł prędko i lekko, lecz na górze ani myśleć
o prędkiej jeździe. Zawały, pnie, wjrsokie chwasty, trząskie
miejsca co krok wstrzymują biedne zwierzę, które prócz tego
kąsane przez ćmy bąków i komarów, broni się i kręci nie-
spokojnie.
W Dauryi niema owych drobnych muszek, które chma-
rami zalegają w powietrzu i podróż bez siatki na twarzy
robią prawie niepodobną w krasnojarskiej gubemii; lecz za
to w lasach i w górach tutejszych ogromne mnóstwo bąków
i komarów jest plagą dla bydła i podróżnych. Niepodobna
ognaó się tym natrętnym owadom: siadają na ręku, n»
twarzy, lezą w nozdrza, w oczy i w usta, koń wierzga i
zrywa się do ucieczki, a jeździec zmuszony jest nieustannie
poruszać gałęzią, ażeby chociaż cokolwiek uchronić się od
bolesnych ukąszeń.
Zjazd z góry niebezpieczniejszy jest niż wjazd na nią.
Strach spojrzeć przed siebie, zdaje się, że koń wraz z jeźdź-
cem za pierwszem potknięciem się wpadnie w otchłań:
kamienie usuwają się z pod nóg i lecą na dół rozbijając się
o pnie drzew. Przekonawszy się wielokrotnie o wytrwałej
ostrożności tutejszych koni, niezszedłem z siodła i z ufnością
powierzyłem swoje życie szlachetnemu zwierzęciu, które
zręczniej i ostrożniej stąpa w niebezpiecznych miejscach, niż
to sobie wyobrazić można. Zjechałem szczęśliwie na ró-
wniejsze miejsce, a minąwszy malowniczą skałę Toczylną i
łąki Bogaczy, pobiegłem prędzej brzegiem rzeki. Upał b^
nieznośny; bydło pouciekało z pastwisk do wody i po szyję
zanurzywszy się, chłodzi się i broni takim sposobem od
owadów. Miliony białych motyli jak lekkie sylfy poruszają
zemdlonemi skrzydełkami i całemi gromadami padają na
mokre miejsca, chciwie wysysając wilgoć ; mnóstwo ich gini«
w kałużach i w wodzie- Przypominają mi one motyli w Tar
trach, gdzie ciągną gpromadami w góry, a zemdlone padając
w jeziora, stają się pastwą głodnych pstrągów.
Zupełhy spokój w powietrzni, tylko szum owadów po-
wszechny, brzmi nieskończenie, a koniki polne strzygą w tra-
wie rozkoszując się w promieniach rfońca. Przemknąwszy
się pod irykańską skałą i przez niewielkie błonie, zwróciłem
173
ii{ na lewo od rzeki na górzysty łańcuch, oddzielający dolina
Kuy od doliny Szyłki. Na łące koń zwolnił kroku i powoli
stąpając rwa! słodki perz, zwany tu ostrec (elimus pseudo
agropirus), który tutejsze konie bardzo lubią, bo jest so-
czysty i pożywny. Sfolgowałem koniowi i zwolna go po-
pędzając wynosiłem się na górę. Kto tędy przejźdżać będzie,
oiechąj spojrzy za siebie: wspaniała panorama 4oliny Szyłki
V błękitnej mgle, na tle ciemnej puszczy, błyszczy długim
bgcącym się pasem rzekL Wdzięk obok surowości, dzikość i
Yeaolość widoku, zajmą i zabawią oko każdego. Przeciwna
pochyłość łańcucha inny ma charakter. Spadek lekki, grunt
podmoczony, drzewa powalone zalegają drogę; pusto tu
i bezbarwnie. Grzązka i kamienista ścieżka sprowadza po-
dróżnego w dolinę rzeczki Kary, której ujście opisałem.
Dolina karyjska, jak i wszystkie doliny rzeczek i stru-
myków, płynących do Szyłki z p^ocy od Jabtonowych gór,
jest pusta i dzika. Góry niższe od szyłkińskich i bardziej
|onure, dno doliny i jej pochyłości zarosłe są iglastym bo-
iiem, rzeczka huczy roztrącając się o kamienie i unosząp
piaski, napełnione złotem. Droga kamienista i błotna ciągnie
fń^ przez tę smutną lecz bogatą dolinę. W łdlku miejscach
itoją krzyże postawione przez pobożnych na pamiątkę za-
jbityeh tutaj przez zbójców ludzL Im dalej wgłąb się wjeżdża,
lem dolina jest ciemniejszą i smutniąjszą; robi ona w duszy
prażenie « miejsca zatracenia.)) Po dwumilowej drodze,
idioGiaż dolina ogołaca się z drzew, nie jest przeto weselszą;
F tern miejscu położona jest osada Niższa Kara a obok
^j znajdigą się kopalnie złota. Poldady piasku i potrza-
lizanego granitu syenitowego, zalegające dolinę a obfitiąjące
p doto, ciągną się po obu brzegach rzeki Kary. Stare
Iroby ząjmiąją szerokie przestrzenie, obok nich gromady
Mń kopią ziemię i wożą ją taczkami do płuczek, w których
^ada oczyszcza złoto z kamieni i piasków. Kopalnie kaiyj-
pbe zaczynają się przed Niższą Karą i ciągną się przeszło
lAtory mili obok osad Średnia i Wierzchnia Kara.
) Bobotnicy w kopalni należą do dwóch kategoryj. Tak
teu ałużitiele czyli poddani górnicy, są to ludzie uro-
pnu w Dauryi, z rodziców katorżnych czyli zesłanych do
174
kopalni. W kopalniach lub w kancelaryach górnicy praco^nć
mnazą przez 35 lat; liczba ich jest dość znaczną, bo wszystkie
pokolenia id%ce od katorżnego do niej należą. Górnik nie
robi pod strażą, lecz obowiązany jest rocznie wykopać ziemi
dawniej 65 kubicznych sążni a teraz 50 i zawieść je do
płnczki. Ci zaś, którzy są wolni od kopania, pracują w bia-
rach, gdzie na starość dosługują się czasami do stopni
czynowników. Podatków nie płacą, a skarb daje im na
osobę dwa pudy mąki i dwa ruble sr. na miesiąc. Każde
dziecię płci męzkiej już od urodzenia otrzymiye takie wyna-
grodzenie. W stosownym wieku rodzice obowiązani są po-
syłać dzieci do szkół elementarnych rządowych, zkąd, jeżeli
okażą zdatność do nauk, posyłają je do wyższej szkoły w Ne^
czynskim Zawodzie, po ukończeniu której wstępują jako
pisarze do górniczych kancelaryj. Jeżeli zaś nie okażą pi-
sarskich kwalifikacyj, pracować muszą już od 19. roku życia
w kopalni, jako zwyczajni górnicy rydlem i. motyką.
Górnicy, oddawszy naznaczoną ilość ziemi (urok), wrar
cają do swoich domów, gdzie trudnią się handlem lub rol-
nictwem. Obyczaje ich są luźne, lecz polerowniejsze od
chłopskich; sposób życia nie wyrobił w nich charakteru ani
rzeczywistych górników, ani też rolników. Byt zabezpieczony
od nędzy nieprzechodzi jednak mierności; idea religijna i
moralność słabo w nich jest rozwiniętą; posiadają zdolności
przemysłowe i praktyczne wiadomości swojego fachu. Bo-
dowa ich ciała wątlejszą jest od budowy chłopa -rolnika.
Instrukcya wyrzelda względem górników te same pra-
widła postępowania, co i z zesłanymi za zbrodnie do robót;
różnice są nie wielkie. Prawo karzące w tych ludziach ojcow-
skie winy, jest przeciwne zasadom porządnego na sprawie-
dliwości uorganizowanego społeczeństwa; ludzie ci czują i
pojmują jego niesprawiedliwość. Prawo to bardziej nawet i
surowiej karze zbrodnie, które ich dalecy ojcowie poprfnili,
niż w samych aktorach zbrodni, górnicy bowiem robić mnffl
w kopalni 36 lat, gdy zesłani pracują tylko lat 20. Ta oko-
liczność sprawia, iż górnicy umyślnie popełniają zbrodnie,
za które karzą ich piórami lub knutami i skazują na lat 10,
15 lub 20 do robót, co zawsze jest mniej uciążliwe od trądów
175
3& ktnidi w kopalni tegoż górnika; umyślnie je popełniają,
bo tylko sbrodnia folgę im dać może w ciężkiej doli.
Żony i córki górników nie 8% używane do robót, nie-
odoaczają się wcale pięknotScią, ale zdarzają się pomiędzy
■Kni kobiety ksztaftnych i przyjemnych rysów; główną ich
oeefa| jest wielki popęd do elegancyi i zalotności. Gospodynie
ąmezgorsze, wódki dużo piją i palą tytuń.
Za ucieczkę oddają górnika pod sąd i karzą kijami, za
miejsze pizestępstwa aresztem i rózgfami. Zdarza się po-
v^ nimi napotykać nazwy rodzin zupełnie polskie, jak
&• p. Wojciechowskich, Zielińskich, Domaszewskich, Sien-
kiewiczów; są to zapewne potomkowie polskich wygnańców,
któfiy pożeniwszy się z Syberyaczkami, zostawili nazwiska
swoje pomiędzy obcymi w pokoleniu, które niezna języka
tm wiary ojców swoich i niewie nawet, że ojcowie ich byli
kPoMd.
Droga kategorya robotników w kopalniach składa się
ihidsi zerianych przez sądy wojskowe i cywilne z rozmai-
^ krajów i narodów, zostających pod berłem moskiew-
^ieoL Skazani do kopalni, pracują stosownie do terminu,
wyrażonego w wyroku, 3, 10, 15 i t. p. lat. Skazani bez
ooncBema liczby lat, pracują lat 17, poozem wychodzą na
Międlenie, jeżeli w czasie robót nie pop^ili nowej zbrodni.
Sfaiani na zawsze do robót, po przejściu lat 20 uwalniani
^s kopalni, lecz nie mogą być osiedleńcami; wypuszczają
iek na wolność, z tyti^em «dymisyonowany (odstawny) ka-
tortoy».
latorżni zawyrokowani na znaczniejszą liczbę lat, przez
^ ośm są zamknięci w więzieniu i chodzą na robotę w kąj-
^'lUKh i pod strażą; potem pracują bez straży i kajdan i
wolno im prywatnie mieszkać. Gi, którzy przedstawią dosta-
^^^ rękojmię rzetelności, mogą przejść do liczby podobnie
P^^Cttj^cych jak górnicy, to jest, każdy na rok powinien wy-
^^ 50 sążni kub. ziemi, poczem może mieszkać gdzie mu
^ podoba i przez resztę roku trudnić się handlem, rze-
*j^«in, lub rolnictwem.
Aresztanci zamknięci w więzieniu, powinni wykopać i
'^icść dziennie każdy 200 taczek; jeżeli zaś nie zwiezie
176
tyle ile ma kazano, wiecBorem otrzymuje oUoBtę. Grunt,
który kopią, jest kamienisty albo tez mokry i bioinisty, trudno
więc im wykonać naznaczone robotg; uwagi jednak meswrar
cąj% na to, a chłoszczą bez miłosierdzia.
Surowość w postępowaniu i nni%ca praca wywołuje licsoi
dezercyę z kopalni; łagodniejsze postępowanie zmni^sn
dezercyę, lecz ono nie od prawa a od usposobienia rz%cbs<qr
kopalni zależy. Ka utrzymanie swoje katorżny pobiera ze
skarbu dwa pudy m%ki i dwa ruble na miesiąc, za które
musi wyżywić się i odziać. Za ucieczkę i przestępstwa po-
pełniane w kopalni, katorżni otrzymują karę p letni
(zmodyfikowany knut), knutów lub pałek (k^e). W eiągs
roku z 1,000 aresztantów, średnio ucieka z kopabii do
200 ludzi.
Kobiety skazane do kopalni używane są do łatwiejszych
robót, jako to: do tłuczenia rudy w kopalniach srebrnych,
do prania, szorowania podłóg; zresztą położenie ich jest
takie same, jak położenie mężczyzn. Katorżny, który pnebjł
S lat w więzieniu, może się żenić; dzieci, jak to już mó-
wiłem, przechodzą do klasy górników.
Los katorżnych w jarzmie w istocie jest okropny; oi^
rzadko nędza, nagość dokucza im z jednej strony, a z dror
giej przymusowa w kajdanach praca, przechodząca siły czło-
wieka. Słabości i chorobie nie wierzą, dopóki wyozerpaw^
ostatek sił, nie padnie jak martwy; za powód meukończon^j
roboty uważając zawsze lenistwo, smagają go bez litości
Dzisiaj wymagania wieku, wpływ politycznych wygnańców
i coraz rozszerzający się krąg oświecenia, złagodził takie
los katorżnych; nmiej ich poniewiengą i prześladigą nii
przedtem. Lecz chociaż jarzmo sfolgowi^o, zawsze ono jeit
trudne, a bywa i nie do zniesienia, jeżeli tarafi się urzędnik,
ściśle trzymający się prawa, co na szczęście nieszesęśliwyck
jest coraz rzadszym przymiotem i coraz rzadszem ^awiskisoi
pomiędzy Moskalami. Co się tyczy więźniów politycznych
zesłanych do kopalni, w których liczbie najwięcej jest Pola-
ków, postępowanie z nimi znaczni uległo zmianie. ^^'
wniej pracowali jak i wszyscy inni, lecz powoli wrogów
swoich zmusili szanować siebie, zmusili wyróżniać siebie
177
wńród thmu zbrodniarzy, i z małym wyjątkiem dzisiaj wszyscy
pnwie &iechodz% do robót i doznsgą p^nego względności
obejścia 'się ze strony górniczych urzędników, co nie maty
tpa, ostatnim zaszczyt robi.
Instytucya przymasowych albo katorźnych robót w za-
Mdsie jest dobr% i korzystną instytucyą. Społeczeństwo, mó-
wią niektórzy, człowieka, który mu szkodzi, nie ma prawa
ńuercią karaó; wszyscy się jednak na to zgodzą, ze ma
pnwo odebrać mu wolę a zmuszając go do pracy, sko-
BJ^tsćz jego osoby, wynagradzając sobie takim sposobem
^''^^t jftk% inu występek jego wyrządził. Nie jeden
'występnych wzięty w kluby dozoru i pracy, może się po-
prawić i poprawia się rzeczywiście , a nawet zostaje znowuź
korz^nym członkiem społeczeństwa.
Powiedzieliśmy, że w zasadzie instytucyą karna robót
jttt dobrą, w zastosowaniu zaś, przez lenistwo, niedbalstwo
Msdzy, zasada dobra wypacza się i instytucyą stała się szko-
Mbwą dia społeczeństwa.
i Gdyby zbrodniarzy klasyfikowano, podzielono ich na grupy
i hżdą oddano pod szczególny dozór kapłana, któryby
kiżdego przeszłośó, usposobienie dobrze poznał i pobudzał
^ skruchy, wzniecał moralność i niedopuszcsał zwierzęcego
i nimi obejścia się, społeczeństwo nie długoby czekało na
laprswę zbrodniarza, co powinno być celem i skutkiem
hmyeh instytucyj. Obecnie trzymają tylko aresztantów
iffkopfthiiach dla jednych robót, strona ich duchowa i mo-
Noftjest zupełnie zaniedbana: młody ze starym, występny
niewimiym śpią na jednym tapczanie; obecność ich jest
osłody, przysdość smutną, postępowanie z nimi nie-
?, areaatant więc rzadko się poprawia. W kopalniach
dch znajduje się tylko jedna cerkiew i to pod namio-
■,' jeden pop nie jest w stanie i nie może wypełnić obo-
swiaatuna {dobrej nowiny. Postępowanie surowe ma
ciągłej zemsty, które zamiast łagodzić i poprawiać
za, ząjątrza go bardziej. Aresztanci niemąją wy-
i w święta muszą pracować; złączenie zaś starych
zy z młodymi) którzy nieraz staK się tylko ofia-
> Oiuw, Optottto. I. 12
I
178
rami błędu lab lota, zgęaczA nad wtBy«tkiiiii ałmoiferc
zbrodni, larato, rocssem i zachęca do niej, co pny litwcg
uciecsce, daje się nosaó całemu krajowi i katorftne roboty
robi miejscem wychowania zbrodniarzy, którzy całe ijoie
wfócz% się, żebrzą, kradną, rabują i mordi^
Zimą tego roku utworzyła się w samej Karze szigka roz-
bójników. Po zamordowaniu kobiety i jej dzieci, zostah
wykryci i osadzeni w więzieniu. Latem, z powoda głupiej
straiy, naczelnik bandy Dabrowin uciekł i zastraszył cal|
okolicę. Kozacy puiciłi się za nim w pogoń, ale w nie-
skończonych tutejszych górach i wądołach pog^ń była bez-
skuteczną. Szczęściem, śe Dułnrowin nie mi^ąc co jeić,
upadł bez siły w puszczy i został ląjęty w stanie zupełnego
wycieńczenia.
Tego roku takie aresztant na robocie uderzył fteUtfem
w głowę pilnującego go kozaka i powalić na ziemię.
Mógł bezpiecznie uciec, bo kozak ledwo dawał znaki
życia, ale rozjątrzony i okrutny zbrodniarz niezadowofattl
się jednem uderzeniem — potrzeba mu było jeszcze pastwienia
się; rzucił się więc na ogłuszonego kozaka i tępym nożem
pOował mu gardziel, a zostawiwszy głowę trzymc^ącą vę
karku na jednym pasku ciała, porzucił trupa i zniko|ł
w puszczy.
Przesdego znów roku zbiegli aresztanci zamordo^
w lesie za Karą Kotowskiego Polaka, posłanego do ko-
palni nerczyńskich za walkę z Moskahoni w 1881. roku. Po
śmierci długo się nad nim pastwili, a wreszcie trupa smifr
nionego do niepoznania powiesili na sośnie. Kotowski 1^
żołnierzem w wojsku moskiewskiem, ale znając olKrwiąi^
narodowe, w czasie powstania przeszedł w szeregi polskie-
za co był pałkami i kopalnią ukarany.
Rzadki dzień przejdzie bez wiadomości o now^ kradziedy
lub rabunku, a jednak powiadają, iż mniej tu wystęj^w
robią niż w Moskwie. Włóczęga <brodiaga) błąka po pussoiy,
a odarty dla jednej koszuli gotów zabić człowi^a, a dii
kawałka chleba będzie się nad nim pastwi. OiaitrwaniMK
zbiegowi pokarmu lub pieniędzy można się zabezpieczyć o4
morderstwa lub rabunku i są domy, szczególniej na ustronia
179
po^oione, które dają każdemu włóczędze hojne jiłmoźny,
aieby ochronić się od zemsty. Od wiosny, w praeciągu
bótioogo czata, uciekło z Kary 200 katorźnych, a z Szach-
tamy jesoze więcej. Dwa więc tylko miejsca jak^ to liczbę
tbrodiiiarzy wysiały pomiędzy spokojnych ludzi 1
Z Dsuyi pustąj i niegościnnej zbiegi Btaraj% się wy-
Bieić jak ni^rędzej, a unikając kozaków i Buriatów, dążą
a Bajkał, gdzie są już bezpieczniejsi; tam bowiem wszędzie
dają im eUopi jałmużny. Ztamtąd przemykają się do kras-
Mjsrskiej i tomskiej gubemii, gdzie ich zwykle wielka liczba
przebywa, a dalej, jeźli ich nie połapią i nie odeślą napo-
wrófc do l^ercigrńska, przedzierają się przez prowincyę to-
boUką i Ural do Rosyi, zkąd za nowe zbrodnie, pod
znuenioBoni nazwiskami, powtórnie przybywają do Sy-
bepyi.
Jeźdi ze strony katorżnych, a jak ich tu jeszcze po-
jgwdliwie nazywają «czołdonów,» widzimy pastwienie i
Mzbestwienie w sbrodni, z drugiej strony, przyznać musimy,
M pnesadzony uoisk ich stróżów pobudza ich do występ-
Mm* Przed kilkunastu dniami uciekł był areaztant z ro-
jioty, lecz wkrótce przez kozaków złapanym został w lesie.
lAnacy, prowadząc go, biU ustawicznie kolbami, szturchali
i mordowali. Zniecierpliwiony i zbity na zrazy aresztant
iM ali^ w Wierzchniej Karze nachylił się, jak mówią dla
po^Kcia kija, chociaż miał ręce skrępowane; zgodniejsze
s pmrdą jest, że niemogąc z powodu ciągłego bida utrzy-
suić 00 na nogach, upadł, a oficer w tej chwili zakrzyknął:
MPal!» Kosacy nieusłuchali rozkazu oficera, dopiero za jego
ttmrtóneniemi strzelili i kula ugodziła nieszczęśliwego. Na
ft^ otoezoaiego licznym konwojem i skrępowanego, nie
i^fAsok było podejrzy wać o zamiar ucieczki, a jedno mimo-
pobe luudijłeiiie się, wywołało śmiertelny dla niego rozkaz
|- I snofwuź: był tu urzędnik Kułaków, który ile razy.
itty^' do miejsca gdzie kopią, nieśli za nim pęki rózg, a
p^ był w kwaśnym humorze lub cokolwiek mu niepodobe^o
iiS} jednego po drugim, całe gromady robotników kazał
pMgać rózgamL Nie jednego tak pobił, że prędko potem
w lazarecie.
12*
180
W 1850. roku panowała w Karze mocna tyfoidaLoa go-
ryczka; śmiertelność szerzyła się najbardziej pomi^day aresi-
tantami, którzy w znacznej liczbie skapioii w ciasnem wię-
zieniu i praeiąjąc w błotnistych i mokrych miejscach , więcej
jak inni ludzie podlegali zarazie i padali przy tacskach.
Nieprzedsięwzięto zaradczych środków, a pomoc dawana
w jednym lazarecie była niewystarczającą; zginęło teś do
tysiąca aresztantów.
Taki stan rzeczy jest powodem zbestwienia się i osta-
tecznego zatwardzenia w zbrodni i częstych uciecsek aresz-
tantów.
Niepoprawnych, kilkakrotnie ucieki^ących lub bardzo
niebezpiecznych aresztantów, przenoszą do Akatai, odległej
od Kary o 270 wiorst, gdzie w więzieniu dobrze strzeżonera,
osadzeni bywają w kajdanach lub też do ścian przykuci na
łańcuchu. Ucieczka ztąd jest trudniejsza i prawie nie-
podobna.
Ucisk i chęć wydobycia się na wolność skłania ich teś
do ważniejszych przedsięwzięć, które jednak w zbrodnicsym
i trudno dającym się spoić tłumie, kończą się zwykle na
niczem. W kopalniach w Górnej i w Błahodackn, okok>
1829. roku aresztanci zmówili się i ułożyli plan wydobydz
się na wolność. Postanowionem było, rzucić się na żoł-
nierzy i w pień ich wyciąć, potem napaść na domy uiwę-
dników i mieszkańców, puścić je z płomieniem a ludzi po-
mordować. Zabrawszy z sobą wszystkidi zesłanych, chcieli
pomaszerować do sąsiednich kopalni i hut, gdzie odbiwszy
z więzień aresztantów, z tak powiększoną liczb% w całej
Dauryi siać mieli mord i płomienie, a następnie chcieli
przerżnąć się przez Chiny. Naczelnikiem tego spisku, byt
podobno moskiewski Dekabrysta Sukin ; on to kierował nimi,
głównie z myślą oswobodzenia wszystkich swoich kolegów,
zastanych do kopalni za rewolucyę 1825. roku w Peteraburgn.
Na Idlka dni przed dniem, w którym plan miął być
wykonany, kucharz miejscowego urzędnika, areaztant na-
leżący także do zmowy ostrzegał swoich dobroczyńców i za-
lecał ostrożność, napomykając, iż wkrótce ostatni dzień
może dla nich nadejść. Badany, odkrył cały plan, którego
18\
jednak niesnal szczegółowo; wymienił jako czynnego w spisku
jednego tylko zesłanego, lecz tego jeszcze przed badaniem
zoaleźti zamordowanego w pustej s z ac h c i e. Dalsze śledztwo^
poazokiwania, rewidowania, naprowadziły władze powtórnie
i już na pewniejszy ślad zmowy, wkrótce też zatem cały plan
i wszystkie tajemnice spiska były wykryte.
Sokin miał byó knntami bity, lecz się w areszcie nerczyń-
ikim powieaił; innych sorowo okarano. Opowiadano miv
ie ddeń egzekncyi był prawdziwie s%dnym dniem. Boz<*
strzelali dziewięciu, w innem miejscu kilkunastu aresztantów
pozabijali kijami, a w innem znowuż krew się lała z pod
knotów na szafotach. Tak się skończyło rozpaczliwe przed-
ńfWBęde katorźnych, którzy, gdyby kucharz nie był się
wygadił, byliby całą Dauryę napełnili pożogą i mordem.
Te i tym podobne fakta malują dostatecznie katorźnych, do
których jeszcze w ciągu naszego opisu wiele razy wracać
nmdmy.
Pisałem już, że znaczna część tutejszych urzędników po-
bierała nauki w szkole inżynierów -górników i w szkole
konduktorów w Petersburgu* Instytuta powyższe jak naj-
lepiej są zaopatrzone we wszystkie pomoce naukowe i urzą-
dione zostały tak starannie, jak rzadko który podobnego
rodsajn instytut w Europie. Zdawałoby się więc, że ucznio-
wie pobierający w nich nauki, powinni się odznaczać fachową
inajomością, a zakres ich wiadomości powinien byó obszerny*
lak jednak nie jest. Inżynierzy górnicy, którzy ztamtąd
Fzjrjeżdżają na urzęda do Dauryi, prawie nic nie umieją;
adania arytmetycznego byle bardziej skomplikowanego, nie
Ukieją rozwiązać, o geologii zaledwo mają pojęcie a mani*
polaeyi górniczej uczą się dopiero na miejsca. Niewiadomość
idi jest uderzającą, a z pewnemi wyjątkami powszechną,
obojętność dla nauki i nieznajomość swojej specyalnosci
kardzo wielką; w braku ludzi, którzy bez książki na miejsca
nauczyli się górnictwa, nieumieliby ani urządzić robót, ani
też memi zarządzić. Z powodu niewiadomośoi nrzę^uków,
górnictwo tutejsze jest w niemowlęctwie, a znajomość kraju
^ i^go geologiczne opisanie jeszcze nie dokonane. Roboty
V srebrnych rudnikach prowadzą ladajako i bez żadnego
192
porządku; w hutach maSto s rud wydaielaj% metalu, a w ko-
palniach ztoia wiele go s wod% puazeiają praai ste i iiie>
dokładne płukanie. Taka opinia o gónflcach nereiyśikick
nie jest wyl^osnie maj%; powtórzyłem j% s głoea powuedi-
aego.
Stan wykształcenia urzędników, pomimo najleptiydi po-
mocy naukowych i pieniężnych, przypomina mi sprawiedli-
wość pneznacmń i prawdę, którą wiele razy hiitoTya po-
twierdza. Naród ciemny i bez zasług cywilizacyjsydi nie
ueywilizige się, ani oświeci, za rozkazem i wolą monarek^;
wszelkie zakłady, najlepsze instytnta, które mają bez po-
przedniczej, wiekowej pracy, zrównać początkujący w oświacie
naród z narodami staremi w cywilizacyi, przynoszą resnttsft,
na jaki się patrzymy, to jest żaden prawie, a preynajmnicg
bardzo mały. Naród jeszcze nie da[|rzat do samodsidnej
pracy ducha, nie uprawU; gruntu myili długą i trudną pracą,
nic się też w nim nie przyjmuje, a wszystko zostaje pozo-
rem, blichtrem lub złem naśladowaniem. Jest to spra-
wiedliwość przeznaczenia; bo i na cóż byłaby praca? na eo
trudy wiekowe? gdyby można rozkazem i wolą jednego, na-
rzucić cywilizacyę narodowi!
Administraeya górnicza jest bardso meporządną. Wielka
mnogość urzędników, zawiadowców (pristawów), komisanów,
unterszychtaacristrów, pisarzy, ogromne kancelarye, niedcoń-
czone pisania i formalności, nie dopomagają porsądkowi.
Zagmatwanie w administracyi powiększa W|rfyw, jaki naa na
zanąd górnictwa jenerał gubernator w Irkucku. ICaneelar]ra
jego nie wtajemniczona w interesa i w potrzeby gómkae,
najczęściej takie rozkazy wydi^e, które psiąją porządek. €hi-
bemator n. p. daje rozkaz, ażeby z takiej a takiig kopalni
wydobyto przez niego oznaczoną liczbę pudów złota; tym-
czasem brak rąk, ladfly*akie środki, a czasem okolicsnośei
nie będąee w mocy człowieka, jak znpelae wysehnięde ne-
czeky rołńą niemożliwem wykonanie roakaza. Ztąd nastę-
piąje niezadowolnienie, zmiana uraędników, ąjaidy rozmai-
tych komisyj, śledztwa, które się ciągną długo i niepotrze-
bnie, pociąganie do odpowiedziahiości i mnóstwo spraw ta-
mtgąoych postęp i łatwość administracyi.
183
S^waiefcwo górniese wyrokn^e wedhig praw wojskowych.
Wyrok 8%da praechoćbd pnez kilka instancjrj, a naczelnik
fllołn afdowege w głównym zarządzie górniczym w Ner-
€^kim Zawodzie, zwykle jaki miody kancelista nieobez-
amy z p rawem» zupełnie samowolnie zmienia wyrok sądu,
a aawet tsul tposoli^ zniszcaaenia jego moey; bez zgłębienia
i zbadania sprawy, daje o protokóle i wyrokn swoją opinię,
foiyla j% do g^obematora, ten j% potwierdza i wyrok wy-
konywi^ Pochodzą ztąd liczne niesprawiedliwości i nada*
iycia, kióie tylko przez fakta lepiąj być mogą objaśnione.
Z powodu licznych formid i formułek, z powodu to wła*
śnie t^ ch^i zabezpieczenia się formalnościami od bezprawia
i sunowoli urzędników, samowole i bezprawia szerzą się
beapieezDe pod gęstą a lekką siatką formuł, które nie będąc
dostsłeezne do zabezpieczenia prawa i porządku, są przecież
doskonałem pokryciem dla sprzedajnosci, kradzieży i innych
meimwych dochodów. Urzędnicy też tutejsi bardzo mają
dziwne pojęcia o prawości i obywatelstwie człowieka; bez
akrapuła kradną jeżeli można zręcznie ukraść, nikt zaś
s tych, co o tern wiedzą, niema im tego za hańbę. Dla
"nględów pieniężnych, przyjacielskich, gotowi są zawsze
njnądzić dobro jednemu z krzywdą drugiego. Ludzie,
kfcóny umieją sp^culować i żyć z nimi, prędko przy ich
pomocy dorabiają się majątku. PrasyUady wykrycia się sprze-
^f^Bości, przykłady sądu i kary za bezprawie bynajmniej
innych w pefaienitt takowych nie powatrzymi^ą.
Postępowanie urzędników z niższymi od siebie jest dumne
i opiysktiwe, z wyższymi pokorne i płaszczące: duma jednak
ezynownika nic na tcm nie cierpi, jeżeli odwiedzi dom
k^pca hib z katonknymi raaem zabawi się. W towanystwie
0^ gizeozni, wymowni i npolerowani; anibyś pomyślał, że
ediowiek tak miiy jest tyranem dla zależnych od niego, że
^ twój pnyjacsiel wylany dla ciebie dopóki masz pieniądze
«lbo jesteś szanowanym praee wyższych urzędników, potrafi
spebić nad tobą rolę kata, jeżeli wpadniesz w nieszczęście
i praeśUdowauie. Taki jest charakter moralny nraędniców
górnictwa; są oni bardmj ogładzeni od urzędników w Moskwie,
InWą jak tamci życie wygodne, zabawy i karty, a przede-
184
wszystkiem starają ńę o dochody. Ka pochwala ich po-
wiedzmy, ii umieją odró&nić wykształcenie od glniroetwa^
niewinnie cierpiących od zbrodniarzy, że posŁępowaziie iA
z polskimi wygnańcami jest względne i delikatne i o ile tch
jest w ich mocy łagodzą przykrość położenia naszych roda>
ków. Dawniej nie było tak. Tatarinow, naczelnik ner-
czyńskiego górnictwa, przed kilkunasto laty, gdy przybyli
do kopalni wygnańcy ze Stowarzyszenia Ludu Polskiego, kaał
ich wszystkich przedstawić sobie. Nasroźywszy się ogroBmie,
głosem imperatora przemówi do nich: « Jeżeli i ta będziecis
jeszcze myśleć przeciw rządowi, nie czeka was ani kok,
ani stryczek, ale kije, któremi każę was zamęczyć! » Te
rfowa wymówił z tak śmieszną grozą, że jeden z p rzybyłyc h
nie mogąc wstrzymać się od śmiechu, lekko uśmiechnął sif.
Tatarinow spostrzegł to, a wpadłszy w jeszcze więkną
furyę, tupał nogami, pienił się i krzyczał: «Jak ty śmiałeś
w mojej obecności uśmiechnąć się? Wiedzcie, że przyszliście
do kraju, w którym śmiać się niewolnoln Po chwili z ow^
furyi i zapamiętania, z którego nasi wróżyli sobie ciągle
prześladowanie, przeszedł w ton łagodny i spokojnie zi^y-
tywał się o zi^ęcie i wiek każdego. aOt już głap8two,n rzekł
zwracając się do nieboszczyka Podhorodyńskiego , « żebyś by)
uczonym jak ten ... (tu wskazał na doktora Beaapre), tobym
się nie dziwił, że należałeś do związku. Ale czegóżeś ty
chciał? wszak było ci dobrze, bo miałeś majątek... ?» Długo
nie mógł pojąć, jak nazywał, dziwactwa Polaków, któr^ i
majątki swoje porzucają dla ojczyzny, i niemógł eśę wy-
dziwić, że Indzie pieniężni, którym nig^y na niczem nie-
zbywało, biorą udział w niebezpiecznych związkach. Zwrócd
także uwagę na europejski ubiór wygnańców ^ kazał mt-
którym zgolić brody, jako nieprzyzwoite dla katorżnych
podbródki i &woryty, jako przypominające ludzi honorowych
klas sp^eczeństwa, (czestnaho zwanya) i tak dalej mostro-
wał ich, oglądał, głaskał i krzyczał.
PorozsjtewBzy wygnańców do rozmaitych kopalni, ob-
jeżdżał je potem. W jedhem miejscu krzyczał na urzędni-
ków, że używają wygnańców do roboty, zastał ich bowiem
przy tłuczeniu rudy i dziwił się, że nie umieją uwzględnić
185
hM z i^yksztaZoeniem; a znownż liiBtnó%o powtórnie kopal*
lue, praez]r«i2 i gniewał się na nizędnŚców za to, ie fol-
gojl tak niebezpiecznym ladziom, £e ich niep9dzaj% do ro-
bofyi t. d.
Tatarinow był naczelnikiem nerczyńskiego górnictwa od
Ifól. do 1840. roku; po nim dopiero zacz^o ńę lepsze, ludzkie
postępowanie z naszymi wygnańcami, po nim dopiero tyrania
i barbarzyństwo w tutejszydł kopalniach zacz^o się zmniej-
Bsć. Starcy, którzy pamiętają dawniejsze czaay, opowiadigą
o mgdnikach tutejszych dawnych jako o grubych tyranach,
ptttwi|eych się po zwierzęcemu nad ludźmi.
Dzisiaj jeszcze w Dauryi ludność jest bardzo mał% a ko*
nuudkaeye z innemi prowincyami trudne; przed sześćdzie-
6iQ<aa siś laty była tu zupełna puszcza, dzika, odosobniona
i miło znana. W tej puszczy zrzadka były rozrzucone małe
osady, zamieszkałe przez lud gruby i napółdziki, dri%cy
pned ogromną władzą naczelników.
W roku 1775 wyjechał Su worów z Dauryi, naczelnik
toł^^BBego górmctwa*), a na jego miejsce, za rozmaite awan*
tory popełnione w Petersburgu, został zanominowany Bazyli
syn Bazylego Nary sz kin, człowiek z starożytną} rodziny
pocbodzący i syn chrzestny Katarzyny IŁ Naczelnik gór-
sietwa był niezależny podówozaz od gubernatora, miał
prawo awansować do rangi kaftana, degradować i karać
nngdników. Tak obszerna władza z powodu wielkiego od-
^aHem od stolicy, w kraju zamkniętym wysokiemi górami i
nzdko przez kog^ zwiedzanym, łatwo mogła być nadużytą. Na-
lynkin był królem w Dauryi, robił co mu się podobało i donosił
enowcrj eo chciał, ponieważ kontroli nad sobą nie miał żadnej.
Karyiikin b]^ to tyran ekscentryczny, fiksat w guście Nerona
łab Heliogabala. Po przyjeździe swoim do Nerczyńskiego
Zawodu przez jedenaście miesięcy siedział w domu z zam-
biętami okiennicami,, nigdzie nie wychodził i nikomu nie-
p(^azywał się a o zarząd wcale niedb^. Nagle, jakby ocucony
*) Inny to Suworow, nie ten który wyrinął Pragę. Suworowi, o Ittórym
■««1f , było imię Bazyli, ojci«c Jego był Jan. Nacseln{ki«m nerccyftakiego
SMaictwa smuI w 17S1. roku.
186
z letarga, pormi«it MHOOhiośó i sacaeąl ezynnia wykoi^wać swoje
anodowe obowiązld. Lnd CBęstował za skarbowe piairiyte
wódk%, a uRędników za rozmaite nadaijeia poodaawal, de-
gradował, a wielu knatami obił. Ich miejsca poobaadal
hidźmi zesłanymi do katorgi; w prsedągn dwóch men^
awansował 190 ludzi na unędników i oficerów. W liabis
awansowanych na oficerów było dwóch konfederatów bmkicb,
którzy w 1772. roku przysłani byli na shiżbę źotnierdif do
batalionu górniczego egzystującego w Daoryi: jeden z nidi
nazywał się Wincenty Kazan owski, nazwiska drug ieg o
nie mogłem się dowiedzieć. Sreln^, które miał poaliić do
Petenburga, zatrzymał na pensye dla kreowanych prsea siebie
ludzi, na rozmaite nagrody i zrobienie gazików sr^njck
dla formującego się z Tunguzów i Bnriatów kozackiego paHn.
Utworzył straż z rozmaitej zbieraniny; gwałtem dizzcił Tm-
guzów i Bnriatów, a urządziwszy administraeyę zabni
16,000 rs., armaty, proch i przy odgłosie dział i biohi w dzwon;
rozrzucając pieniądze i pojąc wódką Iwłastrę, opuic9 na
czele 1,000 ludzi Nerciyński Zawód i pomasonrował do Ir-
kucka. Trudno wyrozumieć, jakie miał plany, ałe niess-
wodnie bardzo ambitne.
W mieście Nerezyń^kn mieszkał bardzo bogaty knyiee
Sierebriakow, który dzierławił jakąś częić nerczyńskieh ko*
palni. Naryszkin przybywszy a wojskiem swojem do mitsta,
zsiadał od niego pieniędzy na dalszy marsz; kupieo dał na
jakąś sumę raz jeden, potem drugi raz, a trzeci raz odmo*
wił. Narysskin nie wiele myśląc, obiegł dom Sierebriakowa
i z ielaznej armaty począł go i bombardować. Obielony
widząc rzeczywiste niebezpieczeństwo, wydał mu żądaną
sumę, pocsem Naiyszkin powędrował dalej ku Wiercfamo-
udińskowi.
Na stepie buriackim zabierał też co się dato: bydło i pie*
niądze; tąjszę boriackiego za opór chciał aabić, a a Boriilów
tworzył pułk huzarów. Zniszczywszy takim sposobem csły
kraj za sobą, przybył pod Wierchniondiósk i zażądał od
tamt^szego wojewody (tak się nazywał podówczas guberna-
tor) poddania i kapitulacyl miasta. Wojewoda Tewiaczew
wyszedł za miasto do niego z chlebem i z solą, oddał ma
187
miasto i tytułowa) go cankim tytułem Waasa Wyaokoś^S,
(Wiefiesestwo); zaproail go do cerkwi na aaboieństwo^ które
Bńło być na cseeó jego odprawione, a gdy wychodził i cerkwi
areartowił go. Narysddn ze nczytn awc^ęj potęgi nagle
ipufi prsez zdradę, marzenia jego rozprysły aię, a sam od-
wimoDy został do Irkucka, gdzie bez straAy ehodatt i poił
lad w nynkacitf a potem do Petersburga.. Wojsko jege długo
jnnse wałęsało się i plądrowałto po kngu, tA gdy mu dano i
apewmono amnestyę, rozeszło się do swoiełi domów; wówczas
dopiero pojedynczo każdego karano. Naryszkin nie był ka-
nny; dano mu dymisyę, w której powiedziano, że usuwa
się a posady naczelnika za rozmaite dziwactwa (szałosti).
Bastępe% syna efaraestnego Katarzyny był w 1777. roku
brygadyer Jah Arszeniewski, syn Benedykta; o nim nic
meomism powiedzieć.
W Moskwie niema kary smkrci, zniosła j% jeszcze
EUńeta, ale jeteli władza winnego ckee usun%ć z tego
ńriata, kaie go poty bić pałkami lub knutami, dopóki
go nicsab^ą. W przeszłym widm. naczelnicy nerezyńsoy
dsfco takim sposobem ludzi zabgali. Mówią nam o Rycz-
ko wie jako takim zabójcy. Byoakaw naleiał do świat*
leji^ch i wykształoeńszych naozelniiEÓw, ale był prsytem
apouętaly i bardzo surowy. Dobte wspomnienie po sobie
niUwit naczełnik Barbott de Marny, Francuz, człowiek
Mdły i łagodny. Naczefaiikiem był około 1789— 1791. roku.
Biblioteka jego, złożona z kilkuset tomów dzieł doboro*
^"7^, dotąd się przediowala w gfómictwie, nie ponmatana
od tego czasu. Inni naczehiiey ówcześni byli już to mai^si,
jot Yi^si, ale wszyscy tyrani.
Bsądzea kopalni lub huty (uprawliajuszczyj) jest mniąjszą
%si| urabiająeą się na wzór naczelnika. W Eutumarae b^
BMgdys rządzcą, zdaje się, ie w konou zeadego wieku, nie-
jdD Mielekin. Był to okrutny urzędnik; mnóstwo ludzi
«bit knutaaii i lubił pastwić się nad swemi ofiarami. Dzieci
M jego widok dostawały choroby, a starzy chowali się przed
■n po kątach; gdy pr»Bchodził przez wieś, żywej duszy nie
Mo na alicy, bo każdy bał się jego spotkania.
8., (zapomniałem jego nazwisko), ao^utant moskiewskiego
188
jenerała, romansował z paiii^ jeneralow%; mąż się o tem do-
wiedział i kochanka sztrofował słowami, ten zaś go zelżył i
pobił. Za ten występek, S. na początku tego wieku poflla-
nym był do katortnych robót i przez dwa lata w Kutmnane
dzień i noc w Imeie pracował. Kształtne i78y, młodość,
szlachetność fizyonomii, zwróciły na niego uwagę Mielekiiia,
któi7 wzi^ go później do siebie na rz%dzcę kuchni i doma.
W czasie bytności Mielekina w Petersburgu, która bhzko
rok trwała, tona jego a potem córka zbliżyły się same do
przystojnego i młodego człowieka i obie zawiąealy z nim
miłosne stosunki Mielekin powrócił a widząc na obu wy-
raźne ślady tych stosunków, badi^ kobiety i dowiedział się
o winowajcy, którego postanowił surowo ukarać, ćkodsi
żona jego i córka w tym razie były bardziej od niego winne.
Bez sądu, okuli byłemu adjutantowi ręce i nogi i wrzndh
do więzienia. Na trzeci dzień wyprowadzili go na plac i na
szafocie dali mu 60 knutów; plecy poszarpane oblali asciy-
piącym salmiakiem (naszatyr) i odprowadzili do lazareto.
W kilka dni po pierwszej egzekucyi znowuż gro ^wypro-
wadzili na plac i znowuż dkli mu 50 knutów. Nienu^%o za-
miaru zabić, tylko postanowiwszy ^ugo męczyć go, kaził
i trzeci raz bić i polewać ciało salmiakiem. Tk pastwiąca
się egzekucya trwała przeszło miesiąc a Bóg wie jaUiy
długo jeszoze trwała, gdyby nsądzca sąsiedniej Duczary nie
był eksadjutanta wyrwał z wściekłych rąk Mielekina. Dziwiu
rzecz, ten tyran nie mśdł się wcale na żonie i córoe.
W tym także czasie wspominają Kirgizowa, urzędnika
również knutującego jak Mielekin.
W owych okropnych czasach znajdowało się tu wiefai
konfederatów barskich; byli zesłani rozumie się bez aądn^ do
wojska i do kopalń. Jakiego obejścia doznawali od potwo-
rów, których scharakteryzowałem, łatwo domyśleć się. Byli
to pierwsi męczennicy polskiej wolności i pierwsi polscy wpy-
gnańoy w Syberyi. Do czterdziestu konfederatów zmówiło
się i postanowiło z kopalni uciekać. Wybudowali w Szyteo
statek, na którym płynąc po Amurze chcieli się dostać do
oceanu, spodziewając się tam pomocy od europejskich io-
glarzy. Już mieli wypłynąć, gdy do Dauryi nadeszła wisulo*
189
mość o teierci Katanyny i o wstąpienia na tron Pawła.
Termin uciecski odłożyli na późnij, a tymcsasem pnyszło i
nwofaueme z Syberyi, z pozwoleniem wracania do Polaki
Towarzyskość tutejsza różni się wielce od naszej. Bo*-
BHma w zgromadzeniu, przy braku interesów publicznych,
mdko wyczerpi^e się. Sztuka i literatura jest obc% dla tu-
(ejsycłi mieszkańców; w wyższydi tylko kółkach znąjdi^ą
się osoby, które będąc w dobrym humorze, rzucają w to-
wwzystwie płytkie i krótkie zdania o przeczytanej książce
leb jakiej wiadomości z gazety. Literatura nie stała się po-
tnebą życia; książka jest zabawką chwilową, a ni^piękniejszy
poemat, dzieło pełne żywotnych i wzniosłych myśli, nie po*
nia serca, nie pobndza myśli. Książki z grubemi dowcipami,
tlaifcenii żartami wzbudzające śmiech, znajdują więcąj czytel-
ników, niż dzieła przyzwoite. Urzędnicy wychowywani w Pe-
tenbmgu lub też osoby kształcone pod dozorem wygnańców,
wifcej okasnją chęci do czytania, lecz nawet dla nich nie
jest ono potrzebą życia* O polityce w towarzystwach mało
ile śmielej mówią niż w Moskwie. Często zdanie nawiasowo
Rocone, trąci bejrdzo wolnomyślnością; lecz widocznem jest,
ie pnypadkiem znalazło się ono w głowie, że zkądsiś na-
plyn^, a nie jest wyrobieniem własnego ducha. Rozmowa
teś poważna o polityce jak i literaturze nudzi towarzystwo,
które woli s^chaó o awansach, zmianach urzędników i o
płotkach wyszłych z biura i z domu. Po takiej rozmowie
ńaą i latem w dzień i w wieczór, kobiety i mężczyźni obsia-
^ją stoliki i grą w karty zabawiają się. Grywają w prefe-
mus, jeryłśsza, wista, bostona, ćwika, sztosa, farfu>na i
TÓżne inne gry. Stawki są znaczne a zminowały już one
nejednego kupca i urzędnika, który w zapale przegrywa i
Aarbowe sumy, a później przed sądem odpowiada za swą
pltohość i zepsutą karyerą pokuti^e za nią przez całe
iieie.
JeżeH sami mężczyźni zejdą się wieczorem, pohulanka nie
ścieśniana formami przyzwoitości i obecnością dam, w całej
sOe zajmuje umysły. P^ą ciągle herbatę i wódkę , śpiewają
sprośne pieśni i dobrze się bawią, pobiwszy się częstokroć
ptty kartach.
190
W tateJBsem towarzystwie czi^f ń^ doŁ%d zupełnie ob-
cym; niemB rozmowy, w którcgbyn obetnie brat wima^
w karty nie gram, siedzę więc pomiędzy nimi znodzony i
daleki od kręgu ich posjęć.
CdowM TzecĘTwiBtej cywilizaoyi z tradaoadą ptiyj w f^
ozą}a eię do czczoaci towarzyakieij , do poaty«h form i oby-
czajów. Wygnańcy też stronią od wszeUdoh zgromadzeń, a
ci tylko B% z nich poź%iani i serdecznie w nich przejmowani,
którzy ami% grać w karty i zespolili się z nimi iateressB
albo ozcaością głowy.
Aieby dać lepsze wyobrażenie o tutejszem to wM - zysU r i c
urzędników, zaprowadzę was z sob% na wieczorek, na któiy
jestem w Karze zaproszony. W salonie skromnie ozdobiaB|B
zastałem jui kiUca kobiet siedzących na kanapie i krsesłsck
Gospodyni domu csgstowała je mrośonemi i amaioneni
w cukne jagodami. Męiezyzni zgromadzeni w drogim po-
koju, zabierają aię do gry w karty. Przypatrzmy aię oso-
bom. Pani L^ żona byłego rządzcy kopalni, zajmtge pierwne
miejsce na kanapie. Jest to kobiecina dosyć pizyjemaa:
oczy ma czarne i <itnir> Titft zamru^one, twarz gt^ift^^ i mmianą
włosy ośemne uczesane w nioby; na ustach błąka eię oamiech
zdziwienia, który psuł wrażenie jef wdzi^w i zdawał sie
mówió, że pani ta, tak dnmnie i sztywno siedząca, ubrana
z wytworną elegancyą, jest kobietą, jak to mówią, ogra-
niczoną. Lecz oto powiadają mi, że pani L. czytaje po
franoozkn wyznania kw, Augustyna, po polaku romanse i po-
wieści Krassewsłdego, a po moakiewsku wszystkich powieścio-
pis«rqr i poetów, że jest kobietą zupełnie wykastalteODą,
uczyła się bowiem i matematyki, astronomii, geografii i hi-
etoryi. Nauki przecież i etarannego wychowania w niej nie
widać; wiadomości xiqpefaiłe jcg z giowy wywietraafy, soetab
się w niej tylko zarozumiałość i nieznajomość gospodarstwa.
Pani L. miała na sobie różową muślinową suknię i caaną
mantynową mantylę. Srebrną łyżeczką brała ze 8iN>deczka
porcelanowego po jednej jagódce; do rozmowy nie "'^Hłtln,
tylko z góry, z dumą spoglądała na inne panie. Mężczj^znom
wchodzącym do salonu, kiwała głową, jeżeli mieli rangi i
znaczenie, jeżeli ich zaś. niemieli, nawet kiwnięciem głowy nie-
191
odpowiadali na ich ukłony. Obok niej sieddala zyzowafta
ezynownica pani M., już nie młoda, bez csepka, w jedwaboąi
nełonej sakni, otyła i grzeczniejsza od sw^jąj eyiiadki , bo i
łodzioBŁ bez znaozenia raczyła kiwać głową. Zatrudniona
była nroim zynaUdem w białych pantałonach i w róźow^
nkienoe i ciągle wtykała mu w nsta cukrowane jagody. Na
spytania, pani M. odpowiadała lakonicznie, jednym lob
dwoma 'wyrazami i lagodnem skrzywieniem ust, któremu
atn^a się nadać charakter wspaniałej dobrodusznośoii nie
nbliiajfcy powadze rangi, jak% posiadała. Obie te kobiety
spoglądały z 883fderczem lekoewaieniem na chudą, pomaraz-
CEoną Francuzkę, tonę urzędnika małąj rangi. Francuzka
bardzo mi przypominała nasze bony lub panny hotelowe:
łatwa w obejściu się, zwinna i rozmowna, na meszcsfście
mówiła ni^dziwmąjazym językiem w świecie. Żadna z tych
pań nie mówiła dobrze po fcancnzkn ani po niemiecku, któ-
remi ta Francuzka dobrze mówiła. Mieszkając niegdyś
w Polsce y nauczyła się cokolwiek mówić po polsku, tu zaś
naaezyta się cokolwiek po moskiewsku a wyrażając się,
ttieiza i plącze moskiewskie, niemieckie, poldde i iran*
cukie wyrazy, z czego wyrabia się język, z którego te
panie w oczy jej się śmieją. Francuzka jest zupełnie obcą i
nie mogła zastóoowaó się do tutejszych zwyczi^ów, a że mąź
jej jest małym uisędnikiem, więc moskiewskie panie ledwo
swnosją wwagę na j«j osobę. Ruchliwość jcg nazywają bra-
kiem wychowania, łatwość w rozmowie z mę&czyznami bra-
kiem dobrych obycaąjów. Francuzka znów skarżyła się
pnedemną na brak towarzyskiego wykształcenia w tych pa-
niach, na niesn€>śną .sztywność, ceremonie i formalności,
ir których dcostniały ich zabawy, na brak delikatności,' na
plotkarstwo i t. p.
Były jesscsse inne kobiety, podobne i niepodobne dd tych,
które opMem, ale wszystkie wyfiokowane, sztywne, cere-
nonialne; byia między niemi i Polka, tona urzędnika, miła
kobiecina, mcdadna ale uprzejma i wdzięczna. Bjte ona z temi
paniami na grzecznej ale bardzo zimnej stopie, widać, że nie
kirmonizowała z niemi. Gdy puszczając kłęby dymu z fajki,
pzypatngę się paniom z mego kącika, otwierają się drzwi
192
na oścież i wchodzi ... wchodzi «wieia Bab«l» jak aic Fna-
cuzka wyraziła, to jest jejmość, która w pasie miała śre-
dnicy półtora arszyna, czerwona jak rydz czy teź kilina.
Miała dwa oczki latające, rozkazujące, ciekawe, osadzone
w tłustej, ale kształtnej głowie; czepka nie miała. Na ogromni
kibici spoczywał spuszczony z tłuściutkich ramion szal; su-
knia na niej z zielonego, mieniącego się jedwabiu^ pnypo*
minała mod§ rogówek. Wesda kozackim krokiem jakby masn-
rowi^a, sztywna jak iołnierz w szeregu; na panów spojmit
z góry, pysznie, dumnie i nieznacznie skinąwazy głow% przei^
do pań, z któremi zimno przywitała się. Jest to żona kon-
ckiego oficera, pani J. Francuzka powiada mi, że m^
trzyma pod pantoflem, że wyręcza go w służbie, wydaje
rozkazy kozakom i komenderuje kompanią, że kłód się
z władzami o męża, bije się z jego napastnikami, ogadsje
świat a do tego jest pełna pretensyi i grubej zalotności
Pani J. chociaż wygadana jak kołowrotek, milczała dłs
nadania sobie tonu, jeżeli zaś zmuszona była dać odpowiedź,
dawała ją skromnie i treściwie, lecz za to oczy jej wcale
niedcromnie po pokoju latały, szpiegowały wszystkie kąty,
rachowały srebrne łyżeczki, słoiki z konfiturami; obejtHit
ubiory, suknie, czepeczki, trzewiczki i wreszcie sięgnęły do
pokoju mężczyzn i tam ciekawie spoczęły na chadyra i
wiotkim jak trzcina mężulku, który z należnem uszanowaniem
przypatrywał się jak pan pułkownik w okularach rozdawał
karty do preferansa.
Mężczyźni prawie zawsze w tutejszych zebraniach ocD|'
czają się od kobiet i w innym pokoju bawią się paląc £ąjki
pijąc wódkę, wino, i grając w karty. Bodcgby to jeszcze o
pogodzie i słońcu mówili w swoich zebraniach, zawsaeby
ztąd przeszli do gospodarstwa, do czasów, ich potrzeb i t p.;
lecz di panowie o niczem podobnem niemówią: politjrkę wy-
gnali za dziesiąte, piąte drzwi, kilka słów o zatrudnieniach
urzędu swojego, kilka słów pogardliwych dla tego, co upadł
i już szkodzić nie może, zresztą wódka i gra w karty sta-
nowią jedyną rozrywkę mężczyzn. Siedzą nad zielonym sto-
likiem nachyleni, zajęci, jakby nic za nimi i obok ai<^ nie
było. Pan pułkownik S. rozdaje karty, oczy błyszczą mu
193
namiętnie z pod okularów i prawi różne śmieszne lub dzie-
cinne anegdoty, których inni, jako pochodzące od zwierzch-
nika, zdaj% się słuchać ciekawie: śmieją się, gdy spostrzegą
uśmiech na jego twarzy, zasępiają się, skoro spostrzegą, źe
i on zasępił się. Naprzeciw pułkownika siedzi młody czło-
wiek, malutki, w złotych okularach, wychuchany, wypiesz-
enmyj blady i delikatny. Przegrywa ostatnie 10 rs., a jutro
albo pożyczy, jeżeli znajdzie łatwowiernego wierzyciela, albo
też obieca zrobić komu dobrze przepadły interes, lub też
wreszcie sprzeda cudzą rzecz albo konia swego. Inny gracz,
tłnsty, powolny jegomość, z uśmiechem dobrodusznym, po-
ciągnięty został do gry, nieznając jej dobrze; będzie on
ofiarnym kozłem tej zAha,wy. Oficer kozacki, który mu do-
pomaga, czerwony, opryszczony i głupowatej fizyonomii cdo-
wiek, jest dzisiaj milczący i bardzo skromny, bo stary surdut
rozdarł się mu pod pachą, w kieszeni ma tylko dwa ruble, a
w głowie tylko dwa kieliszki. Inni stoją, siedzą i przy-
patrują się grze nie rozmawiając z sobą jakby już wszystko
wygadali i nie mieli już o czem mówić; może wódka, którą
znowu roznoszą, rozwiąże im języki.
Tak przeszły dwie godziny, a kobiety ciągle wyprężone,
niei&e jak figury woskowe, niewiem, czy się bawią, czy też
się nudzą? Czegóż one tak siedzą? pomyślałem sobie; czego
się uśmiechają i wykrzywiają do siebie pop^ając likierem?
Jak one się tu bawią, co robią i po co tu przyszły?
Dali kolacyą. Na ogromnym stole zastawiono smako*
wite pierogi z r^^bą, torty, ciasta, pasztety, pieczenić, kremy,
potrawki^ szynki, w ogóle wielką obfitość potraw a wszystkie
bardzo smaczne. Gotował je kucharz Polak Majewski
Józef z Kaliskiego, przysłany do Syberyi za to, źe w 1833.
roku emiaaryuszom nosił jedzenie do lasu. Przy kolacyi pa-
Boje zupełna swoboda: każdy bierze to co się mu podoba,
odchodzi od stołu i zajada w kąciku; tutaj przynajmniej niema
^i nudnej etykiety i nieznośnej 'ceremonialności. Krótko
trwała kolacya, bo goście mało jedli; służący półmiski ledwo
timięte wynieśli napowrót.
Po kolacyi kobiety znowuź zostały same w sali, lecz po
k^ilku kieliszkach likieru mniej są milczące; słychać głosy
GiLLEB, OpiMiłie. I. 13
194
ożywione i szepty, w których jedna drag% ogaduje. Męż-
czyźni nie lubi% próżnować, bo damy jeszcze zajadały ciasU
i desery po wieczerzy, gdy mężczyźni już poszli do zielo-
nego stolika.
Godzina dwunasta, boję się, żebym nie zasną}, żegnam
więc towarzystwo i spieszę do mego mieszkania.
Nic nudniej szego jak uroczyste tutejsze zebrania; człowiek,
który nie umie grać w karty, chociaż byłby człowiekiem
cnoty i rozumu, nie będzie wiedział co ma z 8ob% pocz|ć,
do kogo się przysiąśó, lub o czem z nimi mówić? Kobieta,
jeżeli nie umie i nie może błysnąć przepychem, zaintereso-
wać plotką, osamotnieje pomiędzy niemi. Towarzystwo tu-
tejsze ma pretensye do dobrego tonu, do europeizmu i po
swojemu naśladuje obyczaje wielkiego świata, a naśladuje je
jak ów ekonom w ramotach Wilkońskiego, który zboga-
ciwszy się odgrywa rolę wielkiego pana.
Niższa Kara jest dosyć znaczna osada, zbadow^ana ds
pochyłości doliny, na miejscu wytrzebionem z lasu i zdsla
okolonem puszczą. W ogródkach małych za domami sieja
warzywa, sadzą ziemniake kapustę, g^och ; pól zasianych zbo-
żem zupełnie niema. Wszystkie budynki są drewniane; po-
między kletkami robotników i domami urzędników znajdojf
się koszary kozackie, więzienie, lazaret dla kozaków i aresz*
tantów porządnie utrzymywany.
Zdała Niższa Kara ma pozór miasteczka. Dno dolinj
naprzeciw osady, zawalone jest kupami piasku, machinami i
taczkami a ożywione gromadą robotników kopiących i wo-
żących złotodajne piaski. Wieczorem kończą się roboty a
kozacy odprowadzają aresztantów do ciasnego więzienia.
Szare ich siermięgi poszarpały się i zdarły; kajdany mają na
nogach, motyki w rękach. Twarze znędzniałe i znużone, chód
powolny; niesłychać między nimi ani pieśni wesołej, aoi
żadnej rozmowy. Widok ich przejmuje litością i drżeniem;
potępieni nie mają nadziei! obecność ich jest pracą w jarzmie-
i trudną pokutą, przyszłość jak w perspektywie pokazuje
ciągłe jarzmo, ciągłą nędzę, chłostę lub też jasny lecz bardzo
słaby promyk uwolnienia się przez ucieczkę a potem nowe
prześladowania, nowe zbrodnie i nową nędzę. Odwracamy
195
ńę od ich widokn, bo widok spodlenia, zbrodni i jarzmk
przejmuje zgrozą, przykro pomsza serce, a nie sieje w niem
ani jasnego uczucia, ani zdrowej myśli. Chodźcie lepiej ze
mną czytelnicy na mszę katolicką. Ksiądz katolicki przy-
jęciu^ z Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu dla wysłuchania
spowiedzi i posilenia ciałem i krwią Zbawiciela katolików
mieszkajicych w Karze. W domu, w którym zastrzelił się
Ksawery Szokalski (męczennik sprawy narodowej, dusza zacna
i poświęcająca się)^ urządzono na prędce ołtarz, przed którym
hądz Jurewicz przez trzy dni odprawiał msze i spowiadał
wiernych. Dwoje niemowląt zostało ochrzczonych i dwie
pary zł^one ślubem małżeńskim. Nowożeńcy poznali się
w kopabi; panowie młodzi i ich narzeczone przysłani zostali
do robót za policyjne przestępstwa. Na msze i do spo-
wiedzi zebrała się duża gromadka ludzi. Były tu dwie urzę-
dniczki: Polka i Francuzka, urzędnik i oficer, kilku wygnań-
ców politycznych i do dwudziestu kryminalistów z wy goło -
nemi głowami, w kajdanach, odartych i bladych, pochodzących
z Inflant, Bii^orusi, z Litwy i z Rusi; straż kozacka asysto-
wała tym biedakom.
W tej gromadzie niektóre głowy wyjaśnione poświęce-
ińem, uświęcone cierpieniem zadanem za dokonanie obowiąz-
ków narodowych , schylały się przed najświętszą Hostyą ra-
zem z głowami napiętnowanemi zbrodnią! Boże, skrusz
oerpienie niewinnych i wysłuchaj prośby ich za Polską, za-
•y^anej z ziemi potępienia! jak również według wielkiego
miloiierdzia Twego skrusz zatwardziałe serca winnych i nie
pamictej im zbrodni popełnionych!
W czasie mszy ci ostatni, którzy już odwykli od mo-
ffitwy, przypomnieli sobie stary obrządek i złożywszy ręce
pnyktadnie modlili się. Nabożeństwo to, w domu śmierci
Szokalskiego i w syberyjskiej kopalni, miało dla mnie święty
vok, jakiego się nigdy niezapomina.
Po ukończonem nabożeństwie aresztanci zatrzymali mnie
izaiądali, abym w ich imieniu prosił księdza o uwolnienie
icli na trzy dni od robót dla nabożeństwa: « Niech nas
^dz chociaż na te kilka dni uwolni z tego piekła,» mówili,
•iebyśmy się mogli przygotować do spowiedzi !» Obiecałem
13*
196
zakomunikować ich prośbę księdzu, poczem kozacy odpro-
wadzili ich do więzienia, a ja z innymi poszedłem ns
cmentarz.
Cmentarz na pochyłości góry jest położony; zarósł trawą,
głogami i krzewami polnej róży, która właśnie rozkwitła.
Krzyże wyci%gaj% ramiona z krzaków i wskazują miejsca za-
padłych mogił. Na tym cmentarzu został pochowany Szo-
kabki. Miałem polecenie od kolegów wyszukać jego mc^ę,
na której mieliśmy zamiar położyć kamień z napisem. Kt-
próżno jednak odszukiwałem jego grobu : nikt mi z obecnyck
nieumiał wskazać miejsca, w którem spoczywają szacowne
jego kości. Mogiła jego między obcymi, nieprzyciągnie ro-
daka ze łz% i modlitwą I
Franciszek Ksawery Szokalski był synem Józefa i
urodził się w dzisiejszej kijowskiej gubemii. Był on doktorem
medycyny; za udział w powstaniu 1831. roku, był posłany .
do wojska moskiewskiego w Omsku. Tam razem z księdzem
Sierocińskim kierował wielkim związkiem między polskimi
jeńcami wcielonymi do wojska. Celem tego związku byłs
ucieczka ze zbrojną ręką z Syberyi, połączenie się z Kii)p-
zami, którzy podówczas ucierali się z Moskalami, a potem
przez Persyą lub Indostan dostanie się do Europy. Zamiar
mógł się udać, bo Polaków w Omsku i w okolicach j^
było przeszło 2,400, a step kirgizki tuż pod bokiem. Związek
na kilka dni przed wybuchem został odkryty za pomocą
zdrajcy Knaka, który denuncyowal swoich kolegów. Roz-
poczęły się aresztowania i jedno z najokropniejszych przesb-
dowań Mikołaja, który się wściekał z gniewu i ze złości, ii i
Syberya i klęski, ducha i energii Polakom nieodjęły. Szo-
kalski w liczbie innych był aresztowanym. Osadzili go
w więzieniu na odwachu. Ztąd po wielu trudach potrafił
uciec razem z Ignacym Zubczewskim i Melodinim. Szokalski
miał paszport wojskowego moskiewskiego doktora; Zubczewski
odegrywał w drodze rolę felczera, a Melodini służącego.
Uciekali pocztą, po trakcie wiodącym do orenburskiąj gu*
bernii. Nieszczęście chciało, że w Presnowsku wszyscy trsą|
zostali zatrzymani, poznani i następnie pod silnym konwojeią
odesłani do Omska, gdzie wkrótce potem Szokalski, jaloi
197
jeden z najczynniejszych ludzi w związku, otrzymał okrutny
wyrok na 6,000 k\|ów. Mikołaj najzacniejszych rozkazał za-
mordować kiijaini, a egzekutorowi jenerałowi Gołofiejew, po-
lecił mordować wszystkich bez litoóci i folgi. Dzień egze-
kncyi (7. marca 1837. roku) był mroźny; na placu za mia-
item zasypanym śniegiem, ustawiono trzy bataliony żoł-
nierzy uzbrojonych w grube i długie kije. Szokalskiego
pierwszego wprowadzili w uliog żołnierzy; był jak i wszyscy
jego koledzy obnażony i przywiązane miał ręce do kolby
ksnbina, za który kilku podoficerów ciągn^o, gdy z oby-
dwóch stron sypn^y się razy kijów i sypały się ze złością i
Bwziętością, o jakiej dzieje nie wspominają. Za nim szedł
ksiądz Sierociński, a za tym dwunastu innych. Kije porwały
ich na kawałki, płaty oderwanego cisIa ciągnęły się za nimi;
kości było widać a plac egzekucyi był purpurowy od krwi
w tak okropny sposób wytoczonej 1
Przy każdym delinkwencie znajduje się zwykle doktor
wcjskowy, który trzeźwi zemdlałego i daje opinię o jego
ntScL W blizkości Szokalskiego znajdował się doktor
uzywająey się, jeżeli mnie pamięć nie myli, Szaniawski.
Cdowiek ten tknięty barbarzyńskiem katowaniem zacnego
czkmieka i swojego przyjaciela, wołał na żołnierzy, idąc za
Siokalskim: <cLżej bić, lżej bić, miejcie litość, lżej bo nie
wytnsymala Idący zaś także za nim oficer, zajmujący posadę
Iwrodniczego w Omskn, wydawał przeciwne rozkazy i krzy-
eził na żołnierzy, żeby go mocniej i okrutniej bili. Sza-
niawiki certował się ciągle z horodniczym, aż wreszcie za-
woła na niego: «Nie wtrącaj się pan w rzeczy nie swoje!
Bodziesz wówczas rozkazy wydawał, gdy będziesz na szafocie
^ kontami aresztantów. Tu niedozwolę rozkazywać, nie-
pozwolę mieszać się w moje atrybucye. Jestem doktorem i
*i«in, co i ile może delinkwent wytrzymać. To jest rzeź,
to czyste morderstwo a nie egzekucya, po coście więc
vnie tu wzywali? Ja niechoę być świadkiem bezprawia i
iwrderstwln Już nieszczęśliwy Szokalski padając więcej razy
Bż Chrystus w drodze do Golgoty, otrzymał 5,000 pałek i
psdl znowuż na ziemię. Szaniawski przybiegł natychmiast
^ niego i rzekł: a Jak się czujesz? Jeżeli masz siły, lepiej
198
byłoby odrazu skończyć egzekucyę.» « Jestem tak zbity, że
już nie wytrzymam brakujących 1,000 kyów» odpowiedział
ledwo słyszanym głosem Szokalski. Szaniawski wi§c wbrew
woli władzy przerwał egzekucyę, dał opinię, iż Szokalski ni^
wytrzyma więcej bicia, i oświadczył, iż on, jako doktor,
korzystając z praw służących mu w takich razach, niedoi-
woli, ażeby konającego jeszcze bito. Ustąpiła władza miło-
siernemu i dzielnemu doktorowi i odest&ła Szokalskiego do
lazaretu. Postępowanie Szaniaw^skiego rząd Mikołaja uznał
za występne i odsunął go , karząc w nim sprawiedliwość i
miłosierdzie, od obowiązków. Inni lekarze, którzy znajdo-
wali się przy egzekucyi kolegów Ksawerego, obawiali się
okazać im litość i nie użyli tak szlachetnie praw im służą-
cych, jak Szaniawski, któremu tylko samemu Szokalski wi-
nien był życie.
W pół godziny po Szokalskim przyprowadzili do lazaretu
poszarpanego lecz żyjącego jeszcze ks. Sierocińskiego i czte-
rech innych, którzy także otrzymali po 6,000 kijów, i kilku,
którzy mniej, bo po 3,000 otrzymali. Sierociński pasając się
ze śmiercią, już w ostatnich chwilach życia nie myślał o
sobie tylko o koledze. Patrząc na okropne męki Wła-
dysława Drużyłowskiego, użalił się nad nim, a niemogąc się
podnieść, wołał umierającym głosem na Szokalskiego: « Dok-
torze! ratuj Drużyłowskiego; bardzo cierpi. »
Ale Szokalski tak był zbity, że niemógł na łóżku poroazyć
się i wołał do Sierocińskiego: ((Księże, proś kogo innego o
ratunek dla Władysława; ja zupełnie nie mam sił i powstać
z łóżka nie mogę!» To były ostatnie słowa, które do siebie
ci zacni ludzie wyrzekli. Katował ich Franciszek EnoU,
który także 3,000 kijów otrzymał, lecz ratunek jego na nic
się nie zdał. W'krótce, bo w pół godziny po egzekucyi, omaz)
w najokropniejszych cierpieniach Drużyłowski, za nim zaraz
Sierociński, Melodini, Jan Wróblewski i Zagórski oddali
Bogu ducha. Jabłońskiego, obywatela z Wołynia, zabili na
placu, i trupa już jego przywiązawszy do sani, bili dla
dopełnienia liczby uderzeń naznaczonej wyrokiem*). Szo-
*) Dzień tych morderstw w Omsku pnypadł w tłusty etwutek.
199
kalski przyszedł do zdrowia, a gdy mu rany zabliźniły się,
wyprowadzono go powtórnie na plac, dla dopełnienia bra-
lającego do 6,000 tysiąca pałek. Jenerała Gołofiejewa już
nie było, bez obawy więc kary za zlitowanie się nad Pola-
Idem oficerowie kazali go lekko smagać. Jeden żołnierz
uderzył go kijem między oczy i przeciął mu czoło i za to
anz wytrącono go z szeregu. Otrzymawszy owe 1,000 ki-
jów, na drugi dzień wywieziony został do kopalni ner-
ctyósldch.
W kopalni nie używano go do roboty, a wykształcenie i
powaga w postępowaniu zjednały mu nawet szacunek wro-
^w. Mieszkając w Karze miał dosyć liczną praktykę, a
prócz tego dosyć znaczny dochód z handlu. Mógł utrzymy-
wać się irygodnie, żyć i ubierać wykwintnie. Lecz Szokalski
wszystko, co mii^, miał dla biedniejszych braci rodaków;
nin nie wiele potrzebował, a nosił się jak najskromniej.
Zwyczajnym jego ubiorem tutaj było palto z brunatnego
nmodzi^u, z którego tutejsi chłopi robią siermięgi, kołnierz
onyty futrem sobolowem, a podszewka była jedwabna, gro-
denaplowa. Bogatsi jego pacyenci robili mu różne uwagi
z powodu jego ubiorn , lecz one nie wpływały nn doktora,
który lubił prostotę i przyzwyczaił się do swego ubioru.
W leczeniu był bardzo szczęśliwy , szczególniej rany dobrze
feezył. Słabe zdrowie, własne cierpienia, nieodciąg^ęły go
oigdy od obowiązku niesienia pomocy bliźnim: niósł ją ro-
bakom i nieprzyjaciołom. Chodził piechotą do o milę i więcej
odlejB^ych od jego mieszkania chat katorżnych i Syberyaków
i nimi im bezinteresownie ratunek i pomoc. Zwiedzając
<*olice Kary, wstąpiłem do jednej z takich chat. Gospodyni
pomawszy we mnie Polaka, zapytała się, czy nieznałem dok-
tora Szokalskiego? Odpowiedziałem jej, iż osobiście nieznałem,
A wiele o nim słyszałem. «Ach panie,» rzekła dalej, «co to
V za człowiek, jaki dobry! To był ojciec i dobroczyńca
■88 biednych ludzi. Ile razy kto w mojej chacie zachoiiował,
* ^n&ie tabav, Jedsenla pączków, kiedy Polacy w kraju niepomni na nie-
*^if bolajf i taftcsf nieras x Moskalami , odbywała się ta egzekacya. Tu
^Uaazyka, tam Jęki; tu tańce, tamcliłosta; tu uśmieciiy, tam krew; tu we-
•*»€. tam śmierć!
200
nigdy nieodmawiał, zawsze przyszedł chociaż mieszkał da-
leko i cłiodzenie strasznie go > męczyło. Częstowałam go
zawsze herbatą i białym chlebem (pszenny chleb, konieczna
potrawa na stole każdego Syberyaka). Pewnego razu przy-
szedł do mojego dziecka; nie miałam go czem poczęstować,
bo nie miałam białego chleba. Przepraszałam go i ttmna-
czyłam się, a on mi na to rzekł: ccMoi kochani nie chcęjs
waszego białego chleba, ale pragn^bym, ieby wasze dnszs i
serca były zawsze białe.» — Takie to wspomnienia zostawił po
sobie wśród Indu obcego; tak się mśott na nim za krzywdy
Polsce wyrządzone i takim był człowiek, którego Mikołaj n
życia rznął i szarpał w drobne kawałki.
Jakie musiało być jego zdrowie, wyobrazić sobie łatwo
ze śladów, które okrutna egzekucya zostawiła na jefo
ciele.
«Kaid4 kość. Jak s kłosa iyto ,
Jak od suchych strąków grochy*
Od skóry Jego odbito.D *)
Całe ciało składało się z blizn, z pręg, jakby z kawał-
ków pozszywanych. Co kilka dni dla dodania i utrzymania
wątłych sił, musiał wycierać ciało spirytusem; po kaśd^
takiej operacyi czuł się lepiej, chociaż skarżył się na odurzę-
nie głowy.
Była to natura czynna, wzniosła; bezczynność była dk
niego śmiercią. Dnia, godziny nie było, w którejby nie-
myślał o Polsce, o wolności. Niczem niezłamany, i w Karze
jeszcze roił ciągle nowe plany ucieczki. Zakomunikował
wszystkim kolegom w Nerczyósku plan wspólnej ucieczki
rzeką Amurem do brzegów Wielkiego oceanu. C&tą duszą od-
dał się wykonaniu swego zamiaru, lecz gdy mu niepodo-
bieństwo jego wykazano i stanowczo odrzucono myśl uciecski,
wpadł w smutną melancholię.
Tęskny i niespokojny w duchu, podejrzywał, że ciągle
go szpiegują, oddają pod sąd i karzą. Smutek jego stawał
*) Z Diiadów Mickiewicza.
201
się coraz głębesym i coraz większe, straszniejsze zmiany spo*
strzegano w jego fizyonomii.
Pewnego dnia zamknął si§ w swoim pokoju i chodził po
nim prędkiemi krokami, ważąc w myśli jakiś zamiar. Jeden
2 jego kolegów, A. Zwoliński, wracając do domu, zobaczył
prsez okno doktora; uderzył go wzburzony i niespokojny
jego stan. Spostrzegł w kącie stojącą strzelbę i domyślił się
wszystkiego. Prosił doktora, żeby mu drzwi otworzył, lecz
prośba zosti^a bez skutku; chcąc koniecznie przeszkodzić
spełnieniu zamiaru zaczął drzwi podważać. Doktor pogroził
ma z pokoju a kolega pobiegł po pomoc ; doktor tymczasem
strzeiił sobie w piersi Strzelba nabita była złamanym gwoź-
dziem. W kilkanaście minut potem wpadła policya, drzwi
wyważyła i została Ksawerego rozciągnionego na podłodze;
z piersi lała się krew strumieniem, a pies jego Filar, oparłszy
mordę na piersi, przeczuwając blizką śmierć pana i dobro-
dzieja, wył żałośnie. Policya chciała psa odpędzić, lecz
doktor, który żył jeszcze, niepozwolił, mówiąc: «Nie odpę-
dcajde, proszę was, niech się ze mną ten mój najwierniejszy
towarzysz i przyjaciel pożegna.* Tydzień żył jeszcze po
BtRale; policya w tym czasie pytała go o powody samobój-
stwa: «iZ miłości» rzekł, «zastrzeliłem się» i nic więcej mówić
niechciał. Kolegom zaś swoim, z których opowiadania spi-
suję te szczegóły, mówił, że się zabił z tęsknoty do ojczyzny.
Przed śmiercią ofiarował i poruczył ulubionego Filara opiece
swego kolegi H. Webera. Okazywał ciągle pojęcie zdrowe,
zdawał się żałować, że targnął się na życie, którego sobie
nie dał; pogodzony z Bogiem, żegnał kolegów i Polskę i
Tnnarł.
Szokalski był niepospolitym człowiekiem; zacny, wykształ-
cony, do śmierci zachował ducha czynnego, a zawsze gotów
1^1 na nowe prace i nowe poświęcenia się dla ojczyzny.
Utwo się zapalał, uczuciowy, marzyciel, roił tysiące planów
i zamiarów, w których dopatrzeć można było wielkiej duszy
i dobrej głowy. Dla kolegów i rodaków zawsze wylany i
szczery; dzieli się z nimi ostatniem i wszystkiem, co posia-
^ Mocne uczucie z wysokiem wyrobieniem rozumowem i
rzewność serca łączyła się w nim z tęgą wolą, energia ze zda-
202
tnością do czynu i tworzyła zaj migocą i niepospolitą oso*
bistość.
Na blasze w kościele umieszczonej, a poświęconej jego
pamięci, jest napis: #
((FrAiłciscus Xaverius Szokabki
Polonus. KiJovietisi9. Mcdieus.
Post annuni MDCCCXXXI p. p. Sibiriensi militia ad»trictu9
inque metallum damiiatus MDCCCXXXVII.
Oblit Karae MDCCCXLIV.p
Między modlącymi się w improwizowanym kościele znaj-
dował się człowiek już stary, nizki; na bladej twarzy wie-
kiem zmarszczonej odbijały włosy ciemne, postawę miał po-
chyloną zgiętą przez wiek czy też prace. Był to Paweł
Różański, rodem z Kaliskiego, z okolic Widawy, da-
wny wojskowy polski. Historya jego jest ciekawa, bo wy-
jaśnia losy jeńców naszych po 1831. roku, zupełnie prawie
nieznane.
Różański był już żołnierzem w 1825. roku; później, gdy
w Warszawie sądzili członków Towarzystwa patryotycznego,
jego jako podejrzanego o należenie do tej sprawy, przenieśli
bez śledztwa i sądu, do wojsk moskiewskich w Omsku. W Sy-
beryi, przy pomocy jenerała gubernatora Kopcewicza, wy-
nalazł sposób powrotu do kraju i przez Wołyń, Czerwon% Ruś,
Kraków przybył do Warszawy i zameldował się w swoim
pułku, z którego tajemnie został wyrwany. Wszyscy myśleli
że w. książę Konstanty odda go pod sąd, że go będzie
prześladował; tymczasem wbrew oczekiwaniom, w. książę za
samowolny powrót z Syberyi do pułku ukarał go tylko trzy-
dniowym aresztem na odwachu.
Wybuchło powstanie 29. listopada 1830. roku i zaczęła
się wojna z Moskwą; Różański walczył mężnie w narodowych
szeregach i prędko dosłużył się stopnia oficera. W wielu
bitwach miał udział, a był w korpusie jenerała H. Dembiń-
skiego; wzięty do niewoli w którejś bitwie, wcielony został
wraz z innymi jeńcami do wojska moskiewskiego na Kau*
kazie.
On i "lO jeńców natychmiast po przybyciu do Kizlaru,
zmówiwszy się jeszcze w drodze, uciekli. Szczęśliwie pnem*
203
kncli się ku Dnieprowri i skierowali się potem na północ ku
mohilewskiej gubemii; ile potrzeba było rozumu^ przebiegłości,
żeby przejść tak% przestrzeń, pisać niepotrzebujf . Po droćlze
■potykali jMtrt^e jeńców do Moskwy prowadzonych i roz-
pędziwszy konwój, zwykle zabierali ich z sobą. Pod Toto-
czynem w mohilewskiej g^bernii napotkali Moskali, którzy
prowadzili 40 polskich jeńców; uderzyli na nich, a po żwa-
ir^ utarczce, w której Moskale stracili czterech ludzi, czter*
dnestu jeńców zostało uwolnionych i połączyli się z śmiałymi
bnćmL Prędko rozesda się wiadomość o śmiałym oddziale
ibiegów; rozpuszczono obławy, które go ścigały; lecz 110
śmiałków mogli się łatwo obronić i obławie z rąk wy-
winąć.
Za Mińskiem w lesie, nie daleko od karczmy, spoczywali
wojownicy na śniegu, zmęczeni długim a niebezpiecznym
pochodem. W nocy uirfyszawszy głuchy szelest zbliżającego
•ię wojska, zerwali się na nogi, a opatrzywszy się w koło,
spostrzegli, że są opa3ani łańcuchem moskiewskich żołnierzy,
którzy niebawem zaczęli do nich palić. Był to batalion
miński, wysłany za nimi w pogoń. Wojownicy widząc nie-
bezpieczeństwo i przeważające siły, postanowili pójść na
przebój przez ich szeregi, wydostać się na wolne miejsce,
rozpierzchnąć, potem zebrać się i dalej pomykać ku Francyi.
Gdy z bronią w ręku, byli bowiem uzbrojeni, przerzynają
się przez moskiewski łańcuch, P. Różański, dowódzca oddziału,
padł na śnieg okrwawiony od rany, którą w głowę otrzy-
mał. Wypadek ten wstrząsnął postanowieniem innych, za-
chwiał ich męztwem i był powodem, że się poddali coraz
bardziej ściskającemu nieprzyjacielowi. Było to w zimie
X 1831. na 1832. rok. Różański został odprowadzony do
wiezienia w Mińsku i tam oddany pod sąd; towarzysze jego
V różnych miejscach byli sądzeni. Z mińskiego więzienia
JBż to przepiłowaniem krat, już podkopywaniem się pod
anry zamierzał Różański uwolnić się, lecz zamiar jego wydał
tię, a los jeszcze pogorszył się. Różański otrzymał 2,000
kijów i z Mińska wysłany został na lat 20 do nerczyńskich
b»palni.
204
Ledwo zdołał przybyć i rozpatrzeć się na miąjscn swego
naznaczenia, Różański znowuż uciekł; przeszedł szczęśliwie
większą połowę Syberyi, lecz w Tarze został poznanym i
schwytanym. Tym razem ucieczka jego , po odesłaniu go
napowrót do kopalni, prócz aresztu, niemiała gorszych na-
stępstw.
Przed kilkunastu laty odkryto kopalnie złota w Kane;
Różański został do nich posłany, gdzie, dotąd mało koma
znany przebywa, pełniąc obowiązki dozorcy piekarni dla ka-
torżnych.
Dzisiaj jest to już człowiek styrany, zgnębiony, spokojny,
i niktby nie pomyślał patrząc na niego, iż młodość j^^ byłs
obfitą w wypadki, które wywołał własną energią. Poczciwy,
praktyczny jak każdy żołnierz, oszczędny, nie wiele myślał i
wiedział, ale umiał działać.
Wojownicy nasi z 1831. roku, w tułactwie swojem csly
świat zwędrowali. Iluż to zmarło w emigracyi we Francji,
w Anglii, Belgii i w Szwajcaryi? iluż zginęło w różnytfc
wojnach? a iluż ich jeszcze wlecze tęskne życie w obczyźnie?
A jednak szczęśliwsi ci, którzy szukali gościnności u zacho-
dnich narodów, szczęśliwsi od tych, którzy w kraju zostali;
ci bowiem wszyscy, z małemi wyjątkami, wcieleni zostali do
wojsk moskiewskich i dzisiaj, znędznieli na umyśle i ciele,
po 25. letniej służbie, jeszcze są w wojsku trzymani. Polacy
jeńcy zapełnili całą Syberyą, a nieprzywykli do bmtalskiegD
jarzma, rwali się z początku do wolności i ginęli pod pal-
kami, lub też nagięci w jarzmo marnieli dla siebie i dla
ojczyzny.
Emigracyi losy są wiadome; pracowała ona jak omiala
dla narodu i dla siebie i ma swoją historyę. Lecz któk na-
pisze historyę drugiej, większej połowy wojowników z 1S31<.
roku, to jest jeńców polskich, rozrzuconych po całem car-
stwie, ginących i marniejących w najrozmaitszych przygodach
i miejscach? Historya tych ludzi obchodzić nss musi, bod
nie możemy być obojętni na losy i cierpienia wojowników
naszych. Obraz ich losów, złożony z tylu szczegółów , Be
osób było wygnanych, jest niepodobny do skreślenia; nie
205
wsystko wreszcie i zasługuje na powszechną wiadomość, ale
wypadki, które mają cechy narodowe i nie były pojedynczem
nocaniem się, powinny być notowane. W podróżach moich
po Syberyi miałem już nie jeden raz sposobność , wyrwania
1 zapomnienia podolmych faktów.
Dnia 5. lipca pojechałem do Średniej Kary, odległej
od Niższej o małe półmili. Droga wije się pod górami
obok ciągnącej się na dnie doliny kopalni. Dojeżdżigąc do
oredniej Kary zdaje ci się, iż dojeżdżasz do porządnego
aiasta, bo dachy czerwienią się, bielą się ściany, widać
jakąś basztę i kilka budynków mających wcale porządny po-
sór. Wjechawszy na ulice, piękny ten pozór niknie, wszystkie
te albowiem budynki, tak błyszczące zdaleka, są drewniane,
opadają z tynku i pochylają się. Średnia Kara niedawno
założoną została, bo w 1850. roku, a dzisiaj jest już dosyć
obsiemą osadą. Jako siedlisko zarządu karyjskich kopalni,
kancelaiyi, biur i magazynów, musiała się prędko wznieść i
ośywić. Wszystkie- budynki rządowe, a jest ich znaczna
liciba, stanęły w ciągu jednej zimy; pomalowano je i zdały
9ę wspaniałemi gmachami. Lecz przeszła jedna i druga zima,
pnebnczało kilka burz i budynki te już opadają i niszczą
ńc. Już to wiele razy zauważono, że Moskale lubią zalu-
dfiisć, budować i oświecać bardzo prędko. Car skinie i po-
vittje wielkie miasto malowane, błyszczące i świetne. Roz-
kaz improwizuje w puszczy miasta, znaczne wsie; rozkaz
sprowadza mieszkańców, zakłada szkółki, do których ani
jedno dziecko nie uczęszcza, i okolica nagle ożywiona wrze
indzkiem życiem, gdy przed kilku miesiącami zwierzę
w poazczy w tem samem miejscu żerowało. Ochota robienia
wszystkiego w jednej chwili, jest to szczycenie się władzy,
ffcha despotyczna, która naśladuje Boże «stań się i wszystko
f^ stało !» Ale jakaż słaba ta ludzka wola! Dochodzi
wprawdzie do rezultatu; lecz spojrzyj w te obszernie malowane
ciasta, we wnętrze tych pięknych budynków, w głowy i
*crca tych ludzi, a zobaczysz pustki lub młodą ruinę,
^cdna burza — i nic niezostanie; nie będzie rozwalin, któreby
Jrzez wieki świadczyły o tych, co je budowali, i przez wieki
^Wiewały pokolenia!
206
Prócz budynków mieszczących kancelarye, stoi tn wię-
zienie otoczone wysokim ostrokołem, po za którym widae
okropne twarze , słychać kajdany i czujesz woń biedy i wb-
doli, która zdaleka już, jak brzydki zapach, uderza zmjsh,
odstrasza, odstręcza i smutkiem duszę przejmuje. Ciasne to
więzienie mieści w sobie ogromn% liczbę aresztantów; dtch
źle pokryty przepuszcza deszcz i moczy potępionych! Kiedi
Bóg każdego uchowa od życia w tem miejscu i z ^
ludźmi.
W ogrodzie, obok mieszkania rz%dzcy kopalni, stoi na-
miot z krzyżem; jest to miejscowa cerkiew. W niej odbyw
się nabożeństwo, na które rzadko uczęszczają aresztanci, bo
dla nich świąt niema. Z powodu tej cerkwi przytoczę ta
zdarzenie, które wywołało -nieporozumienia między księdzem
katolickim i popem. Parafia katolicka zabajkalska jeit
bardzo obszerna i ksiądz raz w rok tylko przyjeżdża w daise
punkta parafii: spowiada i komunikuje, odprawia msze,
chrzci i t. p. Niektóre miejsca odległe są o 1,000 i o 1,500
wiorst, a i do nich ksiądz musi jechać, bo i tam znajduje
się mała gromadka katolików, potrzebująca duchowego po-
karmu. Z tego to powodu wierni z chrzcinami i spowiedzią
muszą rok cały czekać, a zdarza się, że dziecię tak z po-
wodu choroby rodziaów, albo też choroby dziecka, pot^^^
buje chrztu natychmiast, bo niebezpiecznie jest odkładać go
aż do przyjazdu księdza. Ludzie z gminu nie umieją sobie
radzić w takich razach i łatwo ulegają namowom popóv
skłaniającym ich do ochrzczenia według schizmatyckiego
obrzędu. Dowodzą popi tym biednym ludziom o niebes-
pieczeństwie powstającem dla duszy rodziców i dziecka ae
zwłoki chrztu; dowodzą, że chrzest prawosławny a ka-
tolicki jedno znaczy, że wreszcie, jeżeli tego pragną, dziada
może być katolickiem, chociaż on je w cerkwi ochrzci, i ta-
kim sposobem przekonawszy ciemnych, dziecię chrzci i za-
pisuje go w cerkiewne księgi. Klamka zapadła, potem joż
rodzice nie mają prawa po katolicku wychowywać swego
dziecka, chociaż im to obiecano, ^o przejście z prawosławia
na inne chrześciańskie wyznanie jest zabronionem i haranem
jako zbrodnia. Tak więc dziecko pomimo tłumaczących oko-
207
lkzao9ci i woli rodziców zostaje prawosławnem.*) Niedawno
w karyjskim lazarecie umarła katoliczka; dziecię jej z ojca
katolika zrodzone, ochrzcił pop tutejszy Samson, z obietnicą,
iż metrykę prześle księdzu. Na żądanie, żeby dał dziecku
świadectwo, iż jest katolickie i z katolickich rodziców po-
ehodzi, odmownie odpowiedział. Wywiązała się sprawa,
która zapewno odesłaną zostanie do rozstrzygnienia syno-
dowi, a synod, jak się prawdopodobnie i pewno domyślam,
zidecyduje, żeby dziewczyna została schizma tyczką. Taką ^ to
i«t tolerancya religijna, którą się Moskwa chlubi przed
Eoropą!
Parafia zabajkalska katolicka jest większa od Francyi i
obejmuje powiaty nerczyński, wierchnioudiński i barguziński.
Proboszcz mieszka w Wielkim Nerczyńskim Zawodzie. Liczba
katolików nie jest pewną i ciągle się zmienia, z powodu
przybywania ciągłego nowych aresztantów z naszych pro-
*incyj i ubywania ich. Tego roku wszystkich parafian jest
758, a w tej liczbie 150 wygnańców politycznych. W cztery
Wta potem w 1860. roku liczba katolików wzrosła do
1635.
Kopalnia złota w Średniej Karze jest także czynną. Co-
dziemiie wieczorem z x>łaczki niosą do* zarządu oczyszczone
złoto w zamkniętych cebrach pod strażą kozacką, zkąd przed
Bożem Narodzeniem odwożą je do Wielkiego Nerczyńskiego
Zawodu. Karyjskie kopalnie dają rocznie złota od 1,000 do
lł200 funtów; przy większej ilości rąk i porządniejszej admi-
nistracyi, liczba ta mogłaby się jeszcze powiększyć. Roboty
P<>'Dwają się coraz bardziej w głąb doliny i coraz szersze
^kopaliska zapełniają jej dno.
Pod nazwiskiem karyjskich kopalni, znane są kopalnie
I » Niższej, Średniej i Wierzchniej Karze, prócz tego kopalnie
^ Bogaczy, Łunżankach i w Kułtumie.
*) Putor luterakł priyjeidia « Irkucka. Gdy się trafi w czasie Jego prze-
^« potrzeba chrztu dla dziecka katolickiego, clirzcl je, zawindamia księdza,
*<«« pisze metrykę i wcifga dziecko w liczbę awołcłi parafiao. Jeżeli xa»
^ futi« przejazdu księdza Jest potrzeba chrztu dla lutersklego dziecka,
^ii chrzci Je, zawiadamia pastora i dziecko Jest luterskiem. To jest ro-
'oau tolerancya ; popi moskiewscy do niej nieskłouBl.
208
Łunżanki odległe 8% od Kary o dwie mile; miesska
tam obecnie Michał Jurczak Łapiński, szlachcic za-
gonowy z Łap, powiatu łomżyńskiego, za należenie do
powstania, które w 1831. roku i w tej okolicy wybuchło
i starło nię z moskiewska pograniczna strażą pod Su-
rażem.
W Łunżankach umarł przed kilku laty Jakób Panasiuk,
przysłany do kopalni i ląjami obity za sprawę Michała Woł-
łowicza. Panasiuk należał do liczby tych poddanych Wołłowi-
czów, którzy czynnie młodemu Michałowi pomagali. Był to
człowiek prosty, bez wykształcenia, ale poczciwy i dobry
patryota polski, choć językiem jego rodzinnym byt białorusE
Przez ożenienie się z Sybiraczką straci! wiele z sympstyi
kolegów; została po nim sierota córka, którą wziął na wy-
chowanie kolega zmarłego Sajczuk, biedny, także biało-
ruski włościanin i bardzo uczciwy człowiek. Z powodu
wzmianki o Panasiuku, notijgę tu kilka szczegółów o Michale
Wołłowiczu, które opowiadali mi ci, co mieli udział w tych
wypadkach i aż do ostatniej chwili nieodstępowali młodego
bohatera. Wołłowicz przybywszy z za granicy, przebywsJ
w swojej wsi Czundry, położonej o jedną milę od Słonima.
Ztąd często wyjeżdżaj do znajomych, przyjaciół i przez nich
przygotowywał lud do powstania. Stryj jego własny, tchórz
jakich wiele, doniósł rządowi o pobycie młodego emiaa-
ryusza a swego synowca. W skutek tej denuncyacyi, Michał
musiał szukać schronienia w borach. Z nim udało się kil*
kunastu wieśniaków, którzy odważyli się podzielać przygody
zacnego młodzieńca. Ztąd mieli napaść na Słonim, odbić
więźniów i ogłosić powstanie. Napad na przechodzącą
pocztę niepowiócU się. Obławy ciągle ścigały i śledziły
tych zuchów. Razu pewnego zebrani czynownicy i tłumy,
widząc wychodzącego z boru Wołłowicza ze swoim oddział-
kiem, pierzchli i zemknęli co tchu. Było to w maju. Po-
wstańcy w lesie już cztery dni nic nie jedli; do obławy
przyłączyły się wojska.
Niebezpieczna i nagła choroba Wołłowicza nie pozwoliła
mu chronić się w inne bezpieczniejsze miejsca. Tak był
209
Mfy, że nie mógł bez pomocy chodzić i wstawać. Oparty
na ręku Sajcssuka, ledwo wlókł nogi za sob%, a tymczasem
obbwa coraz bardziej ich okrążała i ściskała. Wynaleźli
wreszcie miejsce sefaronienia dzielnych powstańców i żoł-
sieize uderzyli na nich. W tej niebezpiecznej chwili,
Wołłowicz nie widząc już żadnego ratunku, chciał w usta
twoje z pistoletu, który miał przy sobie, wystrzelić, lecz
«tu7 ładunek nie wypalił; wówczas chwycił sztylet, gotując
ńę do obrony. Żołnierza, który go chciał brać, ranił szty-
letem (umarł potem z tej rany), lecz sam padł przeszyty
iMgnetem. Żołnierstwo związało go i jego towarzyszów i
awieźli do Grodna. W Grodnie komisya pod prezydencyą
okrutnego i krwiożerczego Murawiewa sądziła ich. Wołło-
wicz szecS śmiało na szubienicę, mówiąc do towarzyszy, aiż
chlubna jest śmierć za ojczyznę !» Zginął mężnie i zacnie.
Był to c^owiek bardzo pięknej powierzchowności, wysoki i
wielkiej siły fizycznej; serce miał wzniosłe, szlachetne, rozum
światły. Dla miłości Polski wszystko umiał poświęcić i zgin^
jako jeden z największych męczenników narodowych bez
plamy i skazy.
Z jego sprawy posłano wiele osób na Sybir. Wie-
śniaków, którzy mu towarzyszyli: Teodora Sajczuka,
Mikołaja Firetkę, Jana Marcinkiewicza, Jako-
ba Panasiuka i wielu innych obili okrutnie kijami
i postali do kopalni ; służącego Pawłowskiego, eko-
noma z Czundr Pies akowskie go i innych na osie-
Grzmot i pioruny, złączone z ulewnym deszczem, prze-
sdLodziły dalszej wycieczce do Wierzchniej Kary. Wczoraj
po południu padał grad; lecz wczorajsza i dzisiejsza burza
była niedługo trwałą. Wieczorem powróciłem do Niższej
Kiry. Klimat w Karze jest niezdrowy; podmoczona do-
Hoa i zamknięta ze wszech stron górami, niema łatwego
przewiewu. Wiatrów mało tu bywa, powietrze zaraża
ńc gnijącemi resztkami roślinności; upały są tu większe
ińż w innych dolinach. Wszystko to rozwija liczne cho-
roby zaraźliwe ; mówiliśmy już o tyfoidalnej gorączce,
OiŁŁU, OpUanie. I. 14
210
która wielu ludzi 8prz%tnęta, i o jaz wie syberyjski^,
która i obecnie szczególniej między końmi grasuje,
w mniejszym jednak stopniu niż w poprzednich Istacfa.
Z Kary prawie zawsze jazwa rozchodzi się po szeroidej
okolicy i robi ogromne spustoszenia pomiędzy bydłem i
końmi.
vin.
Juda bykami. — Rozmowa x Ifołdawianinem i kilka słów o Jego ojczyźnie. —
Formalności owalaiaJfM z katorgi. — Nocleg w badsie. ^- Polowanie po-
licjanta. — UeiecslLa Polaków z Aleksandrowska, ksifdi BoguAaki i Jego
śmierć. — Oroczoni, icłi mieszkania, fizyonomia, ubiór, J^yk, śpiewy,
tajbee, stan natnry, pokarmy i moralne przymioty. — Ich gościnność,
pojfeie dobrego i złego, śmiertelność, sposób chowania i rodzenie,
gospodarstwo i zi^ęcia Oroczonów. — Granice Oroczonii. — Gdzie się za-
czyna historya. — Podatki, rzetelność, jarmarki i władze Oroczonów. —
Dolina Szałdemaru. — Bartłomiej Biernacki. — Góra Golec Naesyński. —
Knłtama. — Kopalnie. — Górnicy. — Wygnańcy polscy w Kułtumie. —
Folwark wygnańców. — Cmentarz wygnańców. Teorbanista, stodoła w Bło-
nia, S. Marciejewski. — Podatki kozaków pieszych. — Bohdat'. — Picie
herbaty. — Dolina Urown. — Ubranie kozaków. — Droga do Nerczyń-
ikiego Zawodu.
Z powodu kordonu opasującego Karę, a który nie prze-
pnazcza koni, jako najbardziej podlegających zarazie, wyje-
chałem z Kary bykami (6. lipca). Poważne byki wlokły się
2 kroku w krok. Czy to z góry, czy na górę, jeden chód
nchowują: nic ich nie zmusi do biegu, ani bat, ani krzyki
woźnicy; idą podrzemując lub poskubując trawkę.
Ledwo z półmili oddaliliśmy się z £ary, gdy nadciągnęła
oarna chmura i nakryła góry i dolinę; wkrótce dały słyszeć
nc grzmoty, echo ich straszliwie odbija się między skałami.
Błyskawice nieustanne i pioruny w blizkości bijące nie poru-
fiyły byków; nie zważały na burzę i szfy sobie powolnie.
Łnn^ wreszcie deszcz z czarnej chmury, tak gwałtowny, jak
gdyby wszystkie upusty nieba otworzyły się. Gniewając się
»a obojętnych byków, przemokłem do nitki; na szczęście moje
<3ania chmura prędko przeszła. Nadciągnęły inne bledsze
14*
212
z lekka tytko deszczem kropiące, za nimi znowui bledsze
chmury nadciągały, niebo się zwolna wycierało i powróciU
pogoda. W przemokłej ziemi koła wozu grzęzły po osie;
bydlęta natężały wszystkie stfy, ażeby wóz z błota wyciągnąć,
i tu dopiero pomyślałem : nie masz tego złego, coby na dobre
nie wyszło. Końmi musiałbym jeszcze dłużej jechać niź by-
kami, bo i najlepszy koń zmęczyłby się na takiej drodze i co
chwila potrzebowałby wypoczynku.
Na górę Kulindę prowadzi naj ohydniej sza drog^a, zawałom
pniami i bryłami skalnemi, trzaska i śliska, byki jednakim
górę wóz wciągnęły a dalej już po lepszej drodze zwolna si^
spuszczały. Z Kulindy długo zatrzymał na sobie mój ?nrok
piękny widok doliny szyłkińskiej, o którym juz pisałem jadąc
do Kary. Na dobrej drodze poganiacz byków siadł na wói
i rozpoczął ze mną rozmowę. Był on rodem z Mołdawii
Fizyonomia jego wyrazista, szlachetnych południowych rysó^,
uderzyła mnie z samego początku, chociaż fatalne piętna K.
A. T. na policzkach i na czole, wzbudzały ku niemu odrazę,
bo mówiły, że człowiek ten jest mordercą. Miał on swój
dom w Bessarabii nad Prutem, posiadał też tam obsierae
gospodarstwo, zasiewał szerokie pola kukurydzą, miał i wła-
sną winnicę, wielkie stado bydła i żył w obfitości. Mająteł
jego wzbudzał zazdrość chciwych ludzi, którzy łaknąc jego
zbiorów, zgubili go, podrzuciwszy trupa zamordowanego cdo-
wieka w ogrodzie za domem. Podejrzenie było wielkie, a
nie mógł i nie umiał usprawiedliwić się przed sądem; został
więc napiętnowanym, obili go knutami i posłali do kopabii
w Syberyi. Tak on sam opowiadał wypadki, które go ai
tutaj zaprowadziły. Wspominał z tęsknotą rodzinne strony
i pragnął do nich powrócić, jakie bo tam życie.... wszyst-
kiego można dostać, a wszystko tanie. Tutaj wszystko
inaczej : zimno, chleb drogi, owoców niema i człowiek wlecze
nędzne życie jak w pustyni Powiedziałem mu, że w skutek
traktatu niedawno zawartego w Paryżu, południowa część
Bessarabii, a więc i okolica, w której mieszkał, przeszła pod
władzę Turcyi. Cieszył się z tego Mołdawianin, bo mówił,
że lepiej jest żyć pod Turkiem niź pod Moskalem. « Byłem j*
kilka razy w Turcyi, » mówił mi, «i znam dobrze Turków. Go-
213
ścinni, nigdy nie zdradzą, podatki płac% nie wielkie i naród
nie jest uciśniony; potrzeba ci pieniędzy, więc bez trudności
znajdziesz kredyt, bo Turek ci zanfe i da na bydło i gospo-
dirkę ile zechcesz pieniędzy. A tu jakże inaczej ! Ludzie nie-
gościnni, udśnieni, jeden drugiemu nie wierzy, oszukują się
na każdym kroku... och! lepiej żyć pod Turkiem. Czyż teraz,
j&ko pochodzącego z ziemi należącej do Tarcyi, nie zwrócą
mnie do kraju? czyż sułtan ludzi swoich nie zażąda?)) Myśl,
że może powrócić do kraju swego, poruszyła spokojny wyraz
jego twarzy; widocznie radował się i cieszył. Niechciałem
pozbawić go przyjemnych marzeń; niechaj się łudzi, wszak
zhdzenie jest jedyną pociechą niewolnika. Ileż to ono przy-
czynia się do przetrwania niewoli? Ono odpycha rozpacz i
odsuwa zupełny upadek niechaj się więc łudzi, niechaj
marzy i osładza ponure a cierpkie dni niewoli.
Skończył rozmowę, ja milczałem, przeniosłem się bowiem
myślą do jego ojczyzny; myślałem o jego nieszczęśliwym kraju,
który przez wieki był piłką rzucaną sobie przez sąsiadów, jabł-
kiem niezgody między Turcyą a Polską, później między Turcyą
a Moskwą; i Węgrzy a z nimi i Austryacy mieli tam swoje inte-
resa, swoje wpływy, i ich ręce przeciągały się do tych naddu-
mgskich księstw, które nie mając nigdy zupełnej niepodległości,
toląc się i garnąc to znowuź zdradzając rozmaite opieki, prze-
trwały przecież do naszych czasów, winne jedynie byt swój
zawiści sąsiadów. Historya Multan i Wołoszczyzny jest smutną
ale ciekawą. Polska w tym kraju chciała się usadowić jako
w przedmurzu swojem, pewna w takim razie swych granic
i straszna dla Turcyi zagrażającej wówczas całej Europie.
Tylko pod Polski opieką Rumunowie mogli rozwinąć swoją
narodowość, zabezpieczyć wolność, tylko w przymierzu z nią
dzisiaj i przy jej niepodległości mogą być niepodległymi. Na
tym kraju, jako na wrotach do Turcyi, położyła Moskwa po
npadku Polski swoją rękę i nie zdejmie jej, dopóki nie wy-
izecze się zaborczych planów na wschodzie. Dopóki Multany
graniczyć będą z Moskwą, dopóty wolność ich będzie zagro-
żoną, a egzystencya niepewną! Jaka będzie ich przyszłość?
jakie losy zapewni im nowa z księciem Kuzą ozganizacya i
położenie zapewnione im przez traktat paryzki? Czyż wzmogą
214
się do samodzielnej potęgi? czy też zawsze będą ziemią, po
której sąsiedzi bezpiecznie chodzić i gospodarować będą?
Każdy naród, który ma w sobie życie i warunki bytu naro-
dowego, a ambicya, tradycya dyplomatyczna, jarzmo lub cu-
dza chciwość gniotą go i nie dają mu dojść do niepodległo-
ści, należy niezawodnie do nieszczęśliwych, obudzających wsp^-
czucie, a sprawa jego do kwestyj psujących harmonię i postęp
ludzkości. Dzisiaj, gdy żadna sprawa i kwestya polityczna
nie zc^atwia się przez jedno państwo; gdy solidarność rządów
jest wyraźną i okazuje się tak w oswobodzeniu, jak i w utrzy-
maniu jakiegokolwiek jarzma; dzisiaj, mówię, naród, któiy
chce i ma siły do niepodległości, nie tylko z samymi ujarz-
micielami walczyć musi, ale ze wszystkimi rządami pomaga-
jącymi sobie i oplatanymi w tradycyjne stosunki.
Gdy mi takie myśli zaprzątały głowę, nadjechał konno
jakiś człowiek i zwolniwszy kroku, powitał mnie zwykłem:
«Putiom doroga.» Był to robotnik z górnictwa (uro-
cznik), człowiek już stary i biednie ubrany. Jadąc obok
wozu mojego, mówił w następujący sposób o swoich intere-
sach. ((Wysłużyłem w katordze lat 35 i należało się mi
prawne uwolnienie jeszcze przeszłego roku. Pojechałem więc
do Kary i poszedłem w tym interesie do pewnego urzędnika.
Kazał mi czekać.... czekałem dzień jeden, drugi i tydzień,
ale napróżno, urzędnik nigdy czasu nie miał. A że czas byt
mi drogi, dałem urzędnikowi kilka rubli, ażeby mnie tylko
prędzej odprawił i dał bilet uwolnienia. Pokazało się po dłu-
giem szperaniu w papierach, że są tam jakieś nieformalności
i że załatwić wątpliwość, jaka ztąd powstała, może tylko głó-
wna władza górnicza w Nerczyiiskim Zawodzie. Przeszła zima,
a ja jeszcze nie zostałem uwolnionym. Nadeszła wiosna i za-
żądali, ażebym odrobił 65 kubicznych sążni w kopalni, cho-
ciaż prawnie nic już odemnie wymagać nie powinni. Posze-
dłem do kopalni, bo gdybym był nie poszedł, jako nieposłu-
sznego i buntownika oddaliby pod sąd i nigdybym już z robót
nie wy.*zedł; poszedłem i w upale, w błocie musiaiem praco-
w^ać, a z trudów i mozołu o mało życia nie straciłem. Nui
się więc znowu starać o bilet; temu dałem rubla, ten znalazł
nową nieformalność w papierach i jemu więc dałem wziątke,
215
Żeby milczał. Aż tu pokazuje się, że sprawa moja zupełnie od
innego czynownika zależy; i temu zapłaciłem i ach! ty, —
pomyślałem sobie, — oto pijawki, zniszczą zupełnie duszę i osta-
tni grosz zabiorą i jeszcze nie dadzą biletu. Tak chodziłem
koło nich, dumnie odpychany, gdy się kłaniałem i z wynio-
słością traktowany, gdy im kubany dawałem! Płaciłem im,
a sam nie miałem co jeść, aż przecież chwała Bogu (i tu się
przeżegnał) dostałem bilet i jestem wolny. Teraz trzeba
cifżko pracować, ażeby nagrodzić straty jakie poniosłem.
Żona na moje uwolnienie wszystkie sprzęty domowe, rupiecie,
drób i krowę sprzedała, ale Bóg łaskaw na mnie, bo inni
aż do koszuli się wyprzedają a uwolnić się nie mogą.)>
Tak gradał o swojej doli i kłopotach, aż i wieczór zbliżył
się i byki doszły do budy (bałagan) stojącej na łące bogdac-
kiej przy przewozie, gdzie przeprzęgają zarazem i konie pocz-
towe. Nocą niebezpiecznie puszczać się tak trudną i kamie-
nistą drogą, jaka prowadzi do Kułtumy, wolałem więc w budzie
przeczekać do świtu. Zniósłszy rzeczy, siadłem przy ognisku
i gotowałem herbatę przyglądając się obecnym. Ludzi dużo
było w budzie; kozak z kobietą, furmani, przewoźnicy, żoł-
nierz i policyant z Kary, który ścigał zbiegłego z pieniądzmi
aresztanta. Wkrótce wszyscy zasnęli prócz policyanta. On
crawał, wyszedł potem, pokręcił się po dworze, czegoś upa-
trojąc. Zaczaiwszy się, spostrzegł człowieka skradającego się
brzegiem rzeki ku łódce. Po cichutku jak kot zbliżył się
do niego, a gdy ten łódkę odwiązywał, rzucił się na niego
z tyłu, związał mu ręce i przyprow^adził do budy ; tu posadził
go w kącie i pilnował paląc fajkę i patrząc krwawem okiem
na ognisko. Złapany mógł mieć lat 18. Był z rzędu robo-
tników, pracujących w kopalni bez straży. I^iemogąc podo-
łać trudnej nad siły jego robocie, uciekł, a niedoświadczony
biąkał się przez kilka dni o głodzie w okolicznych górach;
aż wreszcie odważył się zstąpić nad rzekę i poszukać łódki,
na której przeprawiwszy się, miał zamiar wędrować do wsi
rodzinnej, do matki i sióstr swoich. Siermięgę miał podartą,
koszuli zaś wcale nie miał. Blask oczów zamącony i dziki —
chciwie spozierał na herbatę. Dałem mu chleba i herbaty,
pożarł to wszystko w momencie i spokojnie zasnął, obojętny
216
na karę, jaka go oczekuje. Policy ant chociaż nie tego schwy-
tał, za którym go wysłali, kontent był jednak i z tej zdoby-
czy i w oczekiwania nagrody, spojrzawszy jeszcze raz na
skrępowane ręce chłopca, zasnął; gdy się obudzi, obrachnje,
ile każda kropla krwi z pleców chłopca wytoczona przyniesie
mu kopiejek.
Ledwo się słońce pokazało i przedarło przez mgły nadrze-
czne, juźeśmy na promie przeprawiali się na prawy brzeg*
Szyłki. Pocztowa bryka i pięć koni, przewoźnicy, kozak i
kobieta, zaledwo pomieściliśmy się na promie ; przy większej
wodzie kruchy ten i stary prom bardzo łatwo z całym ładun-
kiem mógłby pójść na dno, a mnie mógł spotkać los Boguń-
skiego.
Ksiądz Jan Boguński z Radomia, wikary, roku 1833
przysłany został z cytadeli warszawskiej do robót katorżnych
w Aleksandrowsku pod Irkuckiem, za przytułek dany emisa-
rynszom usiłującym uorganizować powstanie i za kazanir
patryotyczne w ich sprawie. Należał do niewielkiej liczb?
tych, którzy po klęsce 1831. r. nie stracili nadziei podźwi-
gnienia ojczyzny, i którzy za dewizę swego życia wzięli : «Nil
desperandum. » Prace i usiłowania tych mężów, niedość oce-
nione, obudziły ducha, a choć zakończyły się klęską i ofia-
rami, nie przeszły bez pożytku, bo zakomunikowały ducht
niepodległości pokoleniu, które po nich nastąpiło. Bohater-
stwo, odwaga i poświęcenie emisaryuszów będą wiecznie do-
wodem niepożytego niepowodzeniami ducha narodow^ego i
jak feniks z popiołów ciągle odradzającej się żywotności
Polski. Boguński zniósł mężnie cierpienie więzienia, trudną
drogę wygnania i w Aleksandrowsku znalazł się w kole ludzie
którzy dłonie okute podnosili jeszcze na cara. Pod przewo-
dnictwem Piotra Wysockiego kilku Polaków w 1836. roku
w Aleksandrowsku, pałając żądzą oswobodzenia się jakim-
kolwiek sposobem przed zamknięciem ich w więzieniu, i^o-
żyli plan ucieczki przez Syberyą, góry ałtajskie, Turkestan
do Indyi, zkąd chcieli na angielskich statkach dostać się do
Europy, gdzie łatwiej i pożyteczniej dla Polski pracować mo-
żna. Plan ten prawie był niepodobny do wykonania, ale dla
wielkich dusz i dla pragnących wolności nic niema niepodo-
217
bnego. Zrobili więc mapę ctUej Azyi, wytknęli ua niej drogi
przez puszcze, góry, stepy pomiędzy dzikimi Indami i gotowi
nczej amrzeć niż dłużej zostawać w niewoli, z żywnością na
kJika dni mogącą wystarczyć, bezbronni, wymknęli się z Ale-
ksandrowska. Do tej śmiałej pod wodzą pułkownika Piotra
Wysockiego wyprawy należeli: major saperów Franciszek
Malczewski, znany z udziału w powstaniu 29. listopada; ksiądz
Jan Boguński, który w dniu ucieczki zachorował i koledzy
musieli go pod ręce prowadzić; ksiądz Wincenty Kroczewski;
Hipolit Kownacki; Antoni Luboradzki, młodzieniec 18 -letni,
lyn wojownika Klemensa Luboradzkiego, poległego pod Kaj-
grodem w 1831. roku, i wreszcie niejaki Kasperski, którego
wzięli z sobą, nie wiedząc, iż za złodziejstwo i rabunek w cza-
sie pożaru w Lublinie, a nie za polityczną sprawę był do
robót przysłanym. Przebyli szczęśliwie kilka mil i przybyli
Bad Angarę, gdzie zrobili tratwę modrzewiową dla przewie-
nenia się na drugą stronę. Na tratwie przewieść się nie
mogli, bo zrobiona ze świeżego drzewa tonęła; wysłali więc
Kasperskiego dla wyszukania u brzegu łodzi. Kasperski spro-
wadził łódkę i wieśniaka; ten wioząc ich łódką na środek
rzeki, wprowadził w środek obławy, która się z powodu zdrady
Kasperskiego zebrała, doniósł bowiem Moskalom o ich planie
i zamiarach ucieczki, a później jeszcze w czasie śledztwa i
sądu przez kłamliwe zeznania starał się wszystkich, a najbar-
^ej Wysockiego obwinie i potępić. Obława do unoszonych
hyrtrą wodą Angary pftczęła strzelać; kule świstały im ponad
głowami, Wysocki został mocno w rękę raniony, łodzie
z breegu posunęły się ku nim i wszyscy na wyspie zostali
njęci. Przykuto ich na długi czas do taczek i długo w Irku-
cku badano i sądzono. Piotr Wysocki otrzymał 1,000 kijów,
ksiądz Boguński 500 kijów, inni zostali, a w tej liczbie i major
Malczewski i ksiądz Kroczewski, rózgami ochłostani ; przenie-
ńono ich przytem do nerczyńskich kopalni, do Akatui, gdzie
'otrzymują Moskale najniebezpieczniejszych z więźniów. Kas-
penki za zdradę swoją nie otrzymał żadnej nagrody, chociaż
uczynił w czasie sądu powtórną na wygnańców naszych denun-
cyacyę przed Czewkinem. Niepomogła mu zdrada, bo nawet
'^ń wrogowie korzystając ze zdrady, zdrajców nie lubią, i
218
Kasperskiego z tymi, których zdradził, posłali do zabajkalskich
kopalni. Ksiądz Boguński przez wiele lat zostawać w robo-
tach i razem z Wysockim chodzić musiał w górę do kopania
rudy. Po wyjściu Da osiedlenie trudnił się jeżdżąc po ner*
czyńskim powiecie małym handelkiem, transportem towarów
i żył bardzo skromnie i oszczędnie, tak, że mu skąpstwo za-
rzucano. Na małym wózku, ciągnionym przez jednego konia,
jeździł po wsiach, wstępował do chat i sprzedawał swoje to-
wary. Znany był całej okolicy i miał obszerny kredyt. Skrom-
nej postawy, w ubogiem ubraniu nabierał powagi w obec
siły i z niezwykłą śmiałością przemawiał i traktował ludzi
obdarzonych urzędami. Na przewozie przez Szyłkę w 1$46.
roku w czasie wielkiej wody, wracając z Szyłkinskiego Zawodu
od kolegi Webera, ks. Boguóski przypadkiem utonął. Mówią,
że łódź kołysząc się bardzo, niespokojnem przeczuciem napd-
niła księdza. Gdy fale miotały łodzią i nachylały ją na tę
i na ową stronę, Boguóskiemu wypadł brewiarz z zanadrza:
nachylił się chcąc go ująć, stracił równowagę i wpadł w wodę
bardzo zimną w tej porze. Nieszczęśliwy kapłan wygnaniec,
ratując się własnemi siłami, zdołał uchwycić się przewoźnika;
ten zapewno z obawy, ażeby go z sobą w wodę nie wcią-
gnął, odtrącił tonącego i w tej chwili fala pogrążyła i uniosła
ks. Boguńskiego. Zwłoki jego znaleziono o pięć mil od Szył-
kinskiego Zawodu, około Kułarek; pochowała go tam obca
ręka. Na blasze poświęconej jego pamięci w kościele jest
taki napis: «Joannes Boguński. Pglonus. Sandomiriensis. Sa-
cerdos Yicarius in Radom. MDCCCXXXIII p. p. verbera pas-
sus exilio metalloque plexus. MDCCCXLVI in fiumine Sziika
casu mersus vixit annos XLY.»
Na drugiej stronie rzeki bryczką pocztową bystro pobie-
gliśmy wazką drożyną między zbożami. Błonie Łenczakowej
jest uprawne i pokryte smugami kwitnącego zboża W oko-
licach górzystych okrytych borami, pola zasiane żytem, jęcz-
mieniem, tatarką, wita się jako przyjemne zjawisko, jako
przypomnienie rodzinnych pól. Ileż uczuć w tej chwili w;)-
słałem nad wielkopolskie pola? szczęśliwy, kto nie jest zmu-
szony porzucać tych jak fale płynących zbóż!
Z Łenczakowej zwróciliśmy się nad rzekę pod rudnik.
219
gdzie zostawiłem tłumoczek podróżny. Tu na kępie stoj%
dwie ostrokręgowe dymiące budy, zrobione z kory brzozowej,
podobne do starożytnych litewskich num. S% to mieszkania
kilka oroczońskich rodzin, które porzuciły puszczę i życie
koczujące. Zimą mieszkają we wsi, a latem przypominając
sobie dawny sposób życia, przenoszą się nad Szyłkę, pod
otwarty strop nieba. Eodziny te przyjęły chrzest i każdy
z ich członków nosi na piersi mosiężny krzyżyk, lecz wiara
ich jest żadną, a pojęcia o nowej nauce zupełnie nie mają.
Mikułka, takie miał imię gospodarz głównego szałasu, głupio
i ciekawie uśmiechając się, umawiał się ze mną o zapłatę
za przewiezienie na bacie do rudnika i napo wrót. Obiecałem
dobrze zapłacić a niewymieniwszy liczby, jaką mu dać myślę,
siadłem w łodzi, a za mną Mikułka w zielonej kitajkowej ko-
fizuh*, bez czapki, spodni i innego okrycia. Oroczoni są wy-
bornymi orylami; pręciutko też przemknęliśmy się przez
Szyjkę, a zabrawszy tłumoczek wracaliśmy napowrót. Dałem
Mikułce 20 groszy za jego u^ugę ; był rad z tej sumy a wdzię-
czność swoją wyraził w podziękowaniu. Prowadzony cieka-
wością poszedłem obejrzeć ich jurty i zastałem je niespo-
dziewanie ubogie. Prócz kożuchów, garnków, cuchnącego
laicsa, świeżych ryb i brudnych ludzi, nic w nich nie było.
Jarta buriacka urządzona jest z większem staraniem i uwagą
na potrzeby i wygody ludzkie. W koło gasnącego ogniska,
z którego dym przez otwór w górze i przez drzwi wychodził,
siedziały nagie małe Oroczonięta, żona brata Mikułki, ubrana
po rosyjsku, i chory, niziutki Oroczonin do straszydła podobny,
miał bowiem twarz ogromną ze spłaszczonym nosem własci-
vpn temu ludowi, szczęki wystające, oczy małe, ukośne, włosy
dawno nieczesane i kurzem zlepione w grube kołtuny, na szyi
i po calem ciele, okrytem podartą z chińskiej daby koszulą,
narosły chorobliwe gruczoły. Oczy smutne, spokojnie i bez
myśli na mnie patrzały; żółtość na ciemno śniadej skórze
rozlana, jeszcze podnosiła przykre wrażenie, jakie ten nie-
ttczęśliwy człowiek siedzący w popiele na mnie zrobił.
Oroczoni, jak i wszystkie pierwotne ludySyberyi, są brzydcy :
wzrostu małego, rzadko średniego, głowy okrągłe, włosy
czarne, cera śniada ; oczy małe, płaskie , czarne i piwne, brwi
220
rzadkie, czoła nizkie; zarost bardzo rzadki. Na ksztahność
i piękność budowy ciała ludzkiego, prócz spoftobu życia i
rozwinięcia umysłowego, wpływa wiele zewnętrznych w
naturze zjawisk, a szczególniej ciepło i zimno. Iffien-
kańcy krain zimnych, lodowatych, mają wzrost mah,
głowy nieproporcyonalnie duże, kontury twarzy ostre z wy-
stającemi kościami poHczkowemi, oczy małe ukośne i dald[0
rozsadzone, krępe plecy, piersi mocne, nogi krótkie i grube,
ruchy niezgrabne i ciemny kolor ciała. Im dalej od moru
Lodowatego, tern bardziej zaokr%gIaj% się i doskonalą kszt^*
ludzkie. Człowiek umiarkowanego klimatu jakże się znako-
micie różni od mieszkańca podbiegunowego ! Przeszedłszy ró-
wnoleżnik klimatu umiarkowanego i posuwając się kn równi-
kowi, kształty ludzkie znowu szpetnieją. Na drugiej półkoli,
także to samo spostrzegamy; im bliżej umiarkowanego kli-
matu idąc od równika, tern piękniejsze są i kształty, im dalej zaś
odsuwać się będziemy od linii umiarkowanego klimatu idąc kn
południowemu biegunowi, tem brzydsze kształty spostrzeżemy.
Zdaje się mi, że na kuli ziemskiej, możnaby nakreślić linie
estetycznych kształtów człowieka. Linie te na półkuli poła-
dniowej, nie tak stanowczo odznaczać będą różnicę kfiztałtÓY
i budowy ciała ludzkiego, jak na półkuli północnej, z tego
właśnie powodu, że tam mniej jest lądów niż na naszej pół-
kuli i co zatem idzie, klimat kontynentalny nie w takiej zu-
pełności, jak u nas jest rozwinięty.
Oroczoni noszą warkocze, ciało okrywają skórami z renów
lub sarn, albo długą suknią z chińskiego bawełnianego wy-
robu, lecz w ogóle jednego stałego i własnego ubioru nie
mają. Stały ubiór w narodzie czy też na osobie, dowodem
jest wyższego ukulturowania narodu, a rozumu w indywi-
duum. Tam, gdzie niema ubioru stale przyjętego przez mie-
szkańców, gdzie każdy się nosi, jak mu kaprys podyktuje^
tam lud jeszcze nie wyrobił w sobie wszystkich kierunków
myśli i życia, czyli narodowości : dowodem tego są Oroczoni.
Noszą się oni rozmaicie: to jak Tunguzi, to znów po moskiew^
sku lub mongolsku. Oroczon co znajdzie, co złapie, co kupi,
we wszystko się stroi i wszystko przypnie do swego kożucha
lub głowy, której nigdy nie czesze. Buriaci przeciwnie maj%
221
jtłi swój rodowy, buriacki kostium; wyżsi są też pod wzglę-
dem myśli i obyczajów od Oroczonów. Ubiór więc jest jedną
z cechf jednem ze znamion wyrobienia się i pewnych rezul-
tatów w początkowej kulturze ludów. W miarę wzrostu cywi-
Ezacyi szczegółowe kostiumy znikają i ludzkość upodobnia
lię i jednoczy nawet w ubiorze.
Oroczoni mówią po tunguzku. W ich mowie wiele jest
wyrazów mandżurskich i rosyjskich. Młodzi Oroczoni, którzy
▼zrastali ocierając się o Moskali, mówią nieźle ich językiem,
lecz starsi wcale go nie znają. Tunguzi i Oroczoni stanowią
jeden lad, bo mowa i obyczaj różni się na przykład tak, jak
język Mazurów od języka Wielkopolanów. Tunguzów połu-
dniowych nazywają Oroczonami od oron (ren, jeleń), dla tego,
że zawsze na renach jeżdżą. Pochodzą z mandżurskiego ple-
mienia. Język twardy, surowy a sposób wymawiania bardzo
trudny dla europejczyka.
Oto niektóre wyrazy oroczońskie:
Barkan — Bóg.
Bojie — esłovi«k.
Ahhi — kobi«U.
Botutt ~ dsievka.
Onołgicza — chłopiec.
Crio — iM.
Unao — woda.
Difaiko ~ lód.
Togo — ogłeA.
Kotto — nół.
SUkko — topór.
Kasgo — scuba.
KiirM - Yłoay.
Oaofto — not.
Itto — ięby.
Sinme ~ nsiy.
tannokU — bnri.
GhalU ~ rfka.
taiikaczalme — palce.
Obeku — punokieć.
lUIganae — noga.
laakem — pica.
Riakko -. aoból.
Ciakki . wiewiórka.
Mwy* — koń.
Hakar — krowa.
Ueda ~ Moskal.
l>*ia - atałaa, buda.
Umuun — fajka.
Om ukoi -~ daj.
Amakal omakal — cłiod^ lu sarac.
Berra — rseka.
OJ oki ojone — w dół płynie.
Solokł barogon — w górę płynie.
Hodugan — strzelać.
Barkan — luk.
Jniga — straala.
AJahu — koobać.
Nekymna — szyja.
Ami — ojciec.
Oni <— matka.
Hnttea — dsiecko.
Httttakan — niemowlę.
Eeseal — oczy.
Hagdeki — podeas«w.
Millo " ramię.
Kauka — grdeka.
Haanga ~ dłoA.
Unty — buty.
Inni — Język.
Sioksi ojor — krew płynie.
Keragi — pagórek.
Uro — góra (wysoka).
IJam — wierzchołek góry.
Halgoń — kolano.
222
Samogłobki wymawiają grubo i krótko; maj% brzmienia,
które głoskami alfabetów europejskich napisać si^ nie dają.
Śpiewy ich są to przeciągłe, świszczące krzyki. Ton jest
smutny i pod^iesiony. Rozmaitości melodyi nie posiadają;
jedne dźwięki, jedna muzyka służy do wszystkich z małym
wyjątkiem śpiewów. Pieśń ich zdaje się zawsze być impro-
wizowaną, bo Oroczon na w^idok drzewa śpiewa o drzewie
rozwodząc i trelując kilka wyrazów, które całą pieśń cze«to
bez myśli stanowią; to samo na widok góry, obłoku nastę-
puje. Pewien Oroczon poproszony przezemnie i potraktowany
wódką, śpiewał mi romans dziewczęcia jadącego na renie
z młodzieńcem, który powiada jej, że ją kocha i chce uści-
snąć jej piersi wyniosłe, jak u rena. Kilka wyrazów tej pie-
śni zanotowałem:
«Oron gucia honatte omołge ojaron honatu djawak sim
tiagu. Ahadhal ojocim, ukundukun ojocim, aleam cierekien
gudje aje alem tiogu.» (Oron, ren; gucia, mówić; honatte,
dziewczę; omołge, młodzieniec; ojaron, miłować; djawak sim
tiagu, chciał ją pochwycić ; ahadhal ojocim, kocham dziewczę;
ukundukun ojocim, piersi kocham ; gudie aje alem tiogu, mila
mi byłoby....)
Taniec ich jest skakaniem w kółko. Skacząc uderza nogą
o nogę wyżej kostki, klaszcze w ręce i śpiewa jakieś dźwięki
niewiążące się w harmonię , które mu muzykę zastępiąją. Je-st
to w ogóle lud bez poezyi i nie muzykalny, trudnej myśli i
nie uszlachetniony oderwaniem się od natury, przy której
człowiek, jak to widzimy w Syberyi, jest grubem, złem, brzyd-
kiem i mało różniącem się od zwierza stworzeniem. Jeźliby
panowie sielankarze i iilozofowie, wskazujący jako wzór szczę-
ścia życie tak zwane przy naturze, i ci wszyscy, którzy zachwy-
cają się nad prostotą, cnotą życia niezepsutego cywilizacyą,
przybyli do Syberyi, a przyjrzeli się Oroczonom, Buriatom,
Jukagirom i Czukczom, poznaliby jak fałszywe i czcze były
ich uwielbienia. Wszystkich wielbicieli tak zwanego stanu
pierwotnego, naturalnego ludzi, wszystkich chwalców cnót
patryarchalnych i prostoty złotego wieku, zapraszamy więc
do Syberyi, pomiędzy dzikie ludy. Tu, patrząc na brud, cho-
roby syfilityczne, głupotę i postępki koczujących ludów, na-
223
nczf się cenić dobrodziejstwa cywilizacyi i cywilizacyg uznają
za stan naturalny człowieka.
Za szałasem stała stara zamorusana baba, w długiej mon-
golskiej sukni, popadanej i poszarpanej; ciekawie pokazując
M mnie palcem, mówiła coś do starego Oroczona zmarszczo-
nego i zgarbionego, mającego na sobie jedną tylko koszulę.
Za szałasem pod drzewem gotowało się cuchnące mięso.
Oroczoni jedzą renów w czasie głodu lub w święta, zwykle
zaś karmią się łosiami, jeleniami, samami, piżmowcem, jedzą
przytem wszelką padlinę, a nawet jak były przykłady i ścierwo
zdechłego na karbunkuł konia, które, co dziwniejsza, nieudzie-
liło im niebezpiecznej zarazy. Latem jedzą pospolicie ryby,
jagody, zioła i cebule roślin; grzybów nigdy nie jadają. Od
pewnego czasu i mąki używają ; pieką z niej chleb w popiele.
Łedwom wszedł pomiędzy nich i zapaliłem fajkę, każdy
z obecnych zaczął natrętnie prosić mnie o tytuń do fajki.
Dzieci i kobiety, chory i stary, każdy wyciągnął rękę i wołał:
«daj! daj!» Nasypałem każdemu z kapciucha cokolwiek ty-
toniu na dłoń; wnet wszyscy nałożyli ganzy a resztę oszczę-
dnie pozawiązywali w końce swoich sukien. Oroczoni są bar-
dzo chciwi i namiętnie lubią tytuń i wódkę. Mają jednak
niektóre piękne moralne przymioty, są bowiem dobroduszni,
uczciwi, rzetelni, usłużni, nie złodzieje. Są przytem miłosierni
i jeden drugiego chętnie wspiera. Gościnność Oroczonów
jest to jeszcze owa dzika, koczująca gościnność, która nie
w przychyleniu serca gościowi wyraża się, ale w nakarmieniu
i w uraczeniu tern pożądańszem, że w puszczach karczem
niema. Gościnność prawdziwa wyradza się dopiero między
hdem trudniącym się rolnictwem. Jest to moralny wyrób
człowieka, jest to odezwanie się miłości, tam więc gdzie du-
«a jeszcze śpi, prawdziwej gościnności być nie może. W razie
pomyślnego polowania Oroczon posyła natychmiast do naj-
IHłszego koczowiska po sąsiada i wspólnie z nim ucztuje i
zajada zabite zwierzę. Uczta trwa zwykle bardzo długo,
!» Oroczon jest pijak i obżarty, chociaż głód cierpliwie znosi.
Pojęcia cnoty i zbrodni nie mają jeszcze. Mają pewne dobre
i złe przymioty i nałogi, ale pierwszych dobremi a drugich
zfcmi nie nazywają; wszystko jest w nich bez wiedzy. Wy-
224
padek niżej opisany dowodzi, że pojęcie moralne złego i do-
brego zaczyna się między nimi wyrabiać. Pewna oroczońskt
rodzina składała się z ojca, matki i córki. Ojciec byt stu^
cem schorowanym i nie mógł już władać swoimi członkami;
leżał niedołężny jak niemowlę , które trzeba karmić i opra-
tać. Niedołęztwo jego stało aię ogromnym ciężarem dla oby-
dwóch kobiet, bo nie miały brata, ani żadnego męiczyznj,
któryby zabił dla nich zwierzę, ubrał i nakarmił zgłodniałych.
Dla nlźenia sobie postanowiły zabić niedołężnego starca, co
i uczyniły. Wkrótce potem matka z córk% pokłóciły się i wa-
jemnie wyrzucały sobie śmierć starca. Z kłótni tej dowie-
dział się darga o popełnionem morderstwie i obie kobiety
oddał moskiewskim sądom na ukaranie. Osadzono je w wię-
zieniu w Wierchnioudińsku. W czasie egzekucji knutem jt-
kiegos zbrodniarza, wyprowadzili je na plac, aby były obecne
całej ceremonii i powiedziano im, że i ich oczekuje podobos
kara. Egzekucya ta ogromnie je przestraszyła, nie mogiy
się odt%d utulić i znaleźć spokoju; ale obdarzone przebiegło-
ścią i zręcznością właściwą dzikim ludom, zdołały omknfć
z więzienia. Pogoń dościgła je i przyprowadziła napowrót
Sąd uwolnił je od kary i oswobodził, opierając się zapewno
na tej zasadzie, że niewiadomość grzechu nie czyni i ze po-
stępek ich przez dzikich nie jest uważany za zbrodniczy.
Wypadki, jak powyższy, pospolite są nie tylko u Oroczonów,
lecz i u innych syberyjskich i w ogóle azyatyckich ladóv.
Pani Felińska mówiąc o Ostjakach w swoich wspomnieniach
z pobytu w Berezowie, opisuje podobne zdarzenie, gdzie dzieci
głodem ściśnione, zjadły własną matkę, nie uważając wcale
tego postępku za zbrodnię. Tunguzi chorych i starców nie-
dołężnych, którzy jpotrzebują ciągłej opieki i troskliwości,
zostawiwszy im małe zapasy żywności, porzucają w paszczy,
gdzie stają się ofiarą głodnej śmierci lub drapieżnych zwie-
rząt. Zwyczaj ten okrutny, pospolity jest także pomiędzy
południowymi ludami Azyi, które przez cywilizacyę od natury
oderwane nie zostały. Herodot wspomina, że Etyopi indyjscy
starców i chorych zabijali i pożerali. Nowsi zaś podróżnicy
mówią, że dotąd niektóre ludy w Indostanie (Ghoadowie)
zachowują ten obrzydliwy zwyczaj. Pomimo mocnej i zdro-
225
w^ budowy ciała, śmiertelność między Oroczonami jest wielk%.
Niebezpieczne gorączki, niebezpieczniejsza ospa, a szczegóUiiej
syfilistyczne choroby grasigą między nimi upomie i wynisz-
czają całe pokolenia. Choroby ostatniego gatnnka b% bardzo
w puszczy rozszerzone; niczem ich nie leczą. Działają one
ipornie i z większą zjadliwością niż w Europie; zmniejszyły
też ludność oroczońską prawie o połowę. Zmarłych chowają
w lesie, w drewnianych, prostokątnych do domków podobnych
iknyniach. Do okolicy, w której nieboszczyka pochowali,
oigdy nie wracają.
Rodzenie Oroczoni uważają, jak i w starym zakonie, za
iŁażenie niewiasty. Matki mające rodzić, na czas połogu
wychodzą z szałasu i znajdują przytułek pod drzewem przy
ogniu. Dopiero po urodzeniu wracają do domów. Kiemowł^
obw:gąją w skórki i układają w czółenku z brzozowej kory,
a w razie podróży, przywiązują do grzbietu rena. Karawana
s majątkiem Oroczona wyruszyła. Starsi idą pieszo przy sta-
dzie, dziecko na grzbiecie rena krzyczy i płaczem zakłóca
9okojność puszczy, a matka obojętnie z fajką w ustach po-
it^pi^e obok rena. Miłość macierzyńska nie jest zbyt czułą*
Gdy się znajdzie kupiec, ojciec i matka obojętnie sprzedają
dnecko swoje jako towar i nigdy już potem nie dowiadują
nę o niego i o jego przyszłe losy.
Na kobiecie spoczywa cały ciężar gospodarstwa. Ona go*
taje, stawia budę, odziera skórę ze zwierzęcia, przynosi do
domu zwierzę , które mąż upolował, wychowuje dzieci, a mąż
JQ bawi się, poluje, sprzedaje połów i robi omorocze. Leni-
stwo otrzymuje ich w ciągłej biedzie. Rbdziny, które potracą
nnów, osiadają przy wsiach rosyjskich i pełnią kozakom roz-
Bttite posługi. Strzelają z małych grwintówek a czasami z łu-
ków. Używają też jako broni palmy. Jest to długi kij
s nożem na końcu. Zwierzęta najpospoliciej łowią w* sidła.
Dia niedźwiedzia mają dziwne uszanowanie; po załuciu i zje-
dzeniu jego mięsa, łeb obwinąwszy w korę brzozową wieszają
■t drzewie na ofiarę duchom. "W Amurze co rok łowią ryby
litem, zimą zaś przechodzą w górę rzek wpadających z lewej
(trony do Amuru i tam polują. Nad rzeką £myr (rzeka Ał-
Wicha), wpadającą do Amuru, gromadnie się zbierają dla
GiLLKB, Opisanie. I. X5
226
polowania na wiewiórki. Najczęściej koczujf| nad rzekami
Newir i Ołdoj ; nad ostatnią w grudniu bywa oroczoński jar-
mark (boldżor), na który przyjeżdżają arguńscy kozacy ze
swoimi towarami. Docierają do Zei, gdzie się spotykają
z Jakutami, przechodzą góry Jabłonowe i koczi:gąc nad rze-
kami do Leny wpadającemi, posuwają się z jednej strony
ku Jakuckowi, a z drugiej na wschód ku Udzkowi. Granic
ich ziemi niepodobna ściśle oznaczyć. Koczują w kraju roz-
ciągającym się między rzekami od południa Szyłką, lecz
w dolnym tylko jej biegu docierają do jej brzegów, od za-
chodu Witimem, gdzie stykają się z Buriatami i Tunguzami,
a od północy do górnego biegu rzek Olokmy, Tałbaczyna
i Ałdanu do Leny wpadsjącycb. Na wschodzie rzeka Newir
wpadająca z lewego brzegu w dół od Kutumandy do Amaro,
jest etnograficzną granicą pomiędzy Oroczonami i Manegi-
rami. Oba te ludy przechodzą jednak nieraz tę rzekę a Oro-
czoni rozkładają swoje namioty nad Zeją, w Mandżnryi na
prawym brzegu Amuru, i handlując z Mandżurami wchodzą
czasami do Mongolii na prawy brzeg Arguni. Niepodobna
jest nigdy stanowczo i dokładnie określić granic koczowisks
dzikiego ludu. Lud na stopie natury, nieznając własności
gruntowej, niema narodowości i państwa mieć nie może.
Państwo jego jest ta puszcza, w którą się zwróci. Przechodzi
znaczne przestrzenie, przeprawia się przez rzeki i góry i nowa
ziemia, na której stan^, która dała mchu dla jego renów,
zwierza dla jego strzelby i sideł jest jego ziemią, czasową
jego ojczyzną; wypasł renów i poszedł dalej. Dla tego to
jest rzeczą bardzo imaginacyjną, oznaczać granice mieszkań-
com puszczy. Rzeki, które wyżej wymieniłem, nie są bynsj-
mniej liniami demarkacyjnemi. Oroczoni przechodzą za nie,
czasem nie dochodzą. Lud dziki jest jak zwierzę, cała ziemia
jest jego dziedziną; rzeki zaś wymieniłem dla tego, żebyścis
znaleźć mogli miejsca na mapie, w których nsgcsęściej ich
spotykano.
Oroczon niema kąta, któryby przywiązał go wspomnie-
niem, któryby ozdobił grobem. Nic go do ziemi nie wiąże
i nic mu jej nie każe kochać. Rolnik to dopiero przywią-
zuje się świętą miłością do ziemi, bo z niej otrzymuje swój
227
byt i ma na niej swoje cmentarze. Historya nie wypisała
jeszcze na czole dzikiego Bożego posłannictwa. Tu sen pa-
nuje, ciemnota w myśli, głuchota w sercu i nic nie pcha- do
życia historycznego. Szum puszczy rozkołysać wyobraźnię
Oroczona i uśpił jak dziecię. Są jednak ślady jakiejś dawnej
OTganizacyi między nimi. W XVn. wieku w czasie ekspedycyi
kozaka Chabarowa (1650) Oroczoni mieli swoje miasteczka
i księcia Lawkaj, które zniszczone zostały przez kozaków, i
toaj lud ten jak dawniej buja po ziemi i historyę swoj%
skkda z walk ze zwierzętami na polowaniu. Z człowiekiem
BJe występuje do walki , owszem stroni , unika i ucieka od
Mego. Obojętną jest mu, kto tam posiędzie pastwiska, które
pned chwilą wypasał — on idzie dalej, a ziemia jest szeroką,
paszcza ogromną a mchu i trawy wszędzie dużo. Niema hi-
steiTJł ho niema własności. Człowiek, który osiada, uprawia
kiwałek ziemi i poci się nad nią, naznacza ją własnem pię-
tnem, kocha ją a broniąc jej od napastnika, który ją pragnie
^drzeć, daje takim sposobem początek historyi.
Jak życie dzikiego nie składa się do historyi, tak i serce
jego niema się ku miłości. Dziki kocha dla ciała; serce go
nie ciągnie, kobieta wdziękiem nie wabi, a gdy chuć i namię-
tność w nim odezwą się, bierze pierwszą lepszą kobietę za
żonę. W puszczy niema miejsca dla historyka i niema go
^ romansopisarza, ale jest miejsce dla filozofa obserwatora.
On może w tym człowieku na stopniu natury i w raju nie-
udolności dopatrywać się drgnienia ludzkiej myśli, zasta-
wwiać się i poznawać, jaką ona jest w człowieku -zwierzęciu,
fik się podnosi i jak się ma ku wyrobieniu samodzielnemu.
Oroczoni nie mają prawie żadnej władzy. Darga, ich
**i«że, nie może mieć na oku i kontrolować ludu rozpierzch-
oionego i przenoszącego się z miejsca na miejsce. Pallas
nialari tytuł dargi i u BLałmuków, gdzie oznaczał deputowa-
nego z ułusu do ułusu lub też do Moskali. Darga jest wy-
wieranym przez Oroczonów i przez Moskali zatwierdzonym.
Rozmaite potrzeby zrobiły Oroczonów zależnymi od Moskali;
zależność ta wykazuje się przez płacenie co rok podatków
^ pośrednictwem dargi. Podatki ( jesak ) wypłacają skórami
•oboli, lisów a najpospoliciej skórami popielic. W oznaczony
15*
228
dzień zimą zbierają się w pewnym miejscu w puszczy urzę-
dnicy, kupcy moskiewscy, z puszczy wychodzą Oroczoni ze
stadami, składają podatek, a potem zaopatrują się u kupców
w proch, mąkę i inne potrzebne im rzeczy i za wszystko
piacą skórami. Większą część sprzedanych skór przepijają
na miejscu, kupcy bowiem przyjeżdżają z wódką, nią roz-
pajają lud i utrzymigą go w nędzy. Zebrania te nazywają
się sugłan albo boldźor (jarmarki) i z nich jesak odwożą do
kozackiej wsi nad Szyłką do Gorbicy. Spis ludności oroczoń-
skiej według ich opowiadań i składanego podatku jest zro-
biony, ale nic nie mówi za pewnością podanej liczby składa-
jącej ludność oroczońską.
Oroczoni, jak i wszyscy dzicy, są bardzo rzetelni ludzie.
Nie znają fałszu i oszustwa. Fałsz jest pierwszem następ-
stwem zetknięcia się ich z kulturą europejską. Kupiec po-
wierza Oroczonowi proch, tytuń, bez żadnej rękojmi odebra-
nia, ale jest pewny, że dłużnik jego pokaże się następnego roku
na jarmarku i odda, co winien. Ci, którzy częstsze mają sto-
sunki z Moskalami, tracą piękny przymiot rzetelności i robią
się przebiegłymi oszustami.
Część Oroczonów została ochrzczona w następujący sposób.
Na sugłanie bywa i pop, który pijanych i o niczem niewie-
dzących pokropiwszy wodą lub zanurzywszy ich w niej, od-
bywa ceremonię chrztu i nadaje im imiona. Później daje im
krzyżyki, oznajmia, iż zostali chrześcianinami, że mają takie
a takie imiona, że obowiązani są dzieci przynosić mu do
chrztu, brać ślub w cerkwi; jeżeli zaś tego wszystkiego nie
wypełnią i zechcą utrzymywać, iż nie są chrześcianami, czeka
ich wielka odpowiedzialność i kara surowa oznaczona pra-
wem. Taki chrześcianizm nic nie podnosi, nie kształci i nie
daje biednemu ludowi. Poddaje się on popowi, którego raz
w rok widzi na jarmarku, a przez resztę roku wyznaje sza-
manizm. 2^ym duchom ofiarują mięso renów, skóry i różne
gałgany, które na drogach krzyżo^^ch wieszają. Ofiarują też
kości, a szczególniej łopatki zwierząt. Za szałasem na kijach
wieszają bałwanki poobwijane w korę brzozową. Przysdość
Oroczonów łatwą jest do przewidzenia. Rozpojeni, ciemni,
dręczeni zaszczepionemi przez obcych chorobami, wymrą
229
t resztki zamienią się na Moskali. Biedny lud umrze przed
rozpoczęciem swego iycia.
Kilka godzin zabawiwszy między Oroczonami, opuściłem
ich jurty i jadąc pomiędzy zbożami wjechałem w dolinę Goły,
oągnącą się między wysokiemi górami nad strumykiem tegoż
lazwiska. W miejscu, w którem się dolina rozszerza z po-
wodu zejścia się dwóch strumyków, jadąc do Kułtumy trzeba
ikręcić na prawo w dolinę Szałdemaru. Od skały wapien-
lej, zwanej Biały Kamień, dolina Szałdemaru staje się bardzo
ponari i dziką. Modrzewia i sosny ciemnym płaszczem po-
kryły ogromne góry i dno ciasnej doliny, tu i owdzie z gę-
iłych zarośli skały groźnie wyglądają, usypiska zaś skalne
porody rododendronem, głogiem, chwastami i rozlicznemi
krzewami, których gałęzie plączą się i wiążą nad roztrącają-
cym się o kamienie strumykiem. Dolina Szałdemaru ma pół-
•óstej mili długości. Na całej tej przestrzeni niema ani je-
dnej chaty, niema łąk i miejsc odkrytych: wszędzie dwa po-
tarc rzędy gór, leśna puszcza i skalne rumowiska nasuwają
!*ic przed oczy podróżnemu. Wóz toczy się po kamieniach,
po mokrych i trząskich miejscach, przez pnie, powalone
drzewa i tysiączne zawały, przez które niewiem , dla czego
konie nóg sobie nie połamią,- a wóz w drobne kawałki nie-
l^gruchocze się? Nieznam w Dauryi przykrzejszej drogi i
'dzikszej nad szałdemarską dolinę, a przecież kwiaty stroją
^kamieniste stoki jej gór i wybijają się ku słońcu z gąszcza
krzewów. Krzaczki tawuły (spirea sorbifolia) pełne bijJych
l>nkietów, ślicznie się odbijają od ciemnego tła boru; rośnie
Jej tu, jak i we wszystkich dolinach Dauryi, wielkie mnóstwo.
Hododendron już okwitł, lecz za to wysokie łodygi wierz-
'fcówki (epilobium angustifolium) okryły się pięknym różo-
'*pn kwiatem; w tutejszych górach wierzbówka bujnie wyra-
'i*a i okrywa znaczne spłazy ziemi. Z grubych mchów pod-
'toflzą się krzaki malinowe, głogowe, kniaź en ica (rubus
'•cticus) i inne. Deszcz dzisiaj utrudzą nam podróż. Chmury
Wły na wysokich szczytach i jako mokry, gęsto ciekący
*op zawisły nad doliną. Szałdemar wezbrał i spieniony
ftdri z wielką gwałtownością. Spadek jest tak nagły, że
»«g jego ma pozór kaskady. Modrzewia zgięte i wyrwane
230
Z grantu zawisły nad jego ło&yBkiem i służyć inog% jako
most naturalny. Z gór ściekają obfite potoki i unoszą ostatek
ziemi chroniącej się między głazami, a która robiła jedynie
możliwą podróż po tej okropnej drodze. Droga od sam^
Szyłki podnosi się ciągle w górę, przechodzi potem przez
główny łańcuch i spuszcza się w dolinę Naczynu, zamkniętą
najwyższemi górami BauryL Tu w zupełnie samotnem i de-
kiem miejscu wybudowali dom pocztowy, w którym wypo-
czynek i jaką taką wygodę znaleźć można. W tej pustelni,
bo tak nazwać można Na czy ńską s tacy ę, położoną ua wyso-
kości kilku tysięcy stóp nad powierzchnią morza, jest jeden do-
piero grób i to grób Polaka Bartłomieja Biernackiego,
rodem zdaje się z Kaliskiego, przysłanego do kopalni ner-
czyńskich za udział w powstaniu 1831. roku. Przykre prze-
szedł koleje Bartłomiej. Więzienie, droga na wygpianie, prze-
śladowanie, ciężkie roboty w kopalniach, tęsknota do krają
zrujnowały jego zdrowie i wykopały mu grób w dzikiąj ziemi
wygnania. Bartłomiej odznaczał się poczciwością życia i pra-
wym charakterem. Gdy wyszedł na osiedlenie, znalazł przy-
tulisko u zamożniejszych kolegów wygnańców, mianowicie u Mi-
chała Gruszeckiego. Na stacyi Naczycskiej był z jego ramie-
nia dozorcą stacyi i tu umarł przed kilku laty, źiiowany
przez kolegów i wszystkich, którzy go znali.
Naprzeciw stacyi wznosi się góra golec Naczyń skL
Na wierzchołku jej sterczy granit. Wierzchołek kształt ma
karpackich magór. Golec Naczyński ma być najwyższa górą
w paśmie dauryjskiem. Na pochyłościach golca rośnie bór
modrzewiowy i sosnowy. Wyżej drzewa rzednieją, karłowa-
cieją, aż wreszcie ustępują krzakom ścielącym się (słańcom)
okrywającym szczyt góry. Cedry syberyjskie zrzadka widzieć
się dają w Dauryi; rosną na golcu i sąsiednich górach do-
chodzących do wysokości, na której kosodrzewina rośnie
w Tatrach. Niedźwiedzie czarne i bure mają tu pewne schro-
nienie i przestrzenie nietknięte stopą człowieka, a wilki maj%
tu swoje królestwo. Piżmowiec (moschus moschiferus, ka*
barga), którego futro z grubą i długą sierścią używane jest
na płaszcze i buty, sarny, wiewiórki i wszelkie zwierzę jest^bez-
pieczne w tej wysokiej a ogromnej puszczy. Głębia jej przed*
231
«Uwia widok leśnej rainy. Wysokie drzewa legły na ziemi
zwalone starością, poiarem lub bnrzą; pnie ich spróchniały
i obyły się grubym mchem. Cały las, kilka pokoleń drzew
legio i lamienflo się na warstwę urodzajnej ziemi. W tern
mnóstwie drzew sterczy tysiące pni, wyrwanych korzeni, po-
lunaoych gałęzi, panuje cisza grobowa i cień szary. W kilku
miejscach pojedynczemi długiemi promieniami słońce zagląda
między drzewa i złoci białą koronę kwiatka Trientalis £uro»
paea.
Deszcz przestał padać i wiatr rozpędza chmury na wszyst-
kie strony; pokazał się błękit na niebie i zapowiedział suchą
podróż. Konie zaprzęgają, a ja tymczasem siadłem na scho-
dach, żeby lepiej przypatrzeć się okolicy. Po burzy zupełna
cichość nastała, tylko między szczytami wiatr szumi przecią-
gle, jftk gdyby hymn żałobny nad ofiarami tutaj poległemi.
W Naczynie śnieg wcześniej pada. a mróz wcześniej warzy
rośliny. Przeszłego roku na ś. Michała góry i dolina zasy-
pane jaż były śniegiem , gdy nad Szyłką i Gazimurem świe-
ciły jeszcze żółtą zielonością jesieni. Dzisiaj, dnia 7. lipca
golec i inne góry okryte już są barwą jesieni, bo przymrozek,
^'eindziej w tej porze nieznany, skurczył i poźółcił delika>
tne igły modrzewia i liście brzozy.
Konie już gotowe; jedziemy dalej. Dzwonek głucho się
rozległ w paszczy i skacząc i trzęsąc się wjeżdżamy na górę
otykąjąc między kamieniami, korzeniami, wpadając w dziury
spróchniałych pomostów i w wyboje, które koła i woda po-
n>bily. Biedne koniska co chwila ustają i okryte pianą ledwo
weszły na szczyt góry, z której szerszy zakres puszczy
»ożna objąć okiem. Wszędzie góry i góry, skały i bór za-
palony pniami gnijącego drzewa, podszyty mchem i krzewami.
Górzyste łańcuchy ną|rozmaiciej krzyżiąją się a doliny drzemią
pod nakryciem odwiecznego lasu.
Z tej góry spuszcza się podróżny w inną dolinę z po-
^tkn głęboką i ponurą, lecz dalej coraz szerszą i weselszą.
Bolina ta zowie się Jer maj; dno zalegają łąki, pochyłości
IK wszędzie porosłe lasem. Po widoku puszczy, jaką się do-
piero przejechiio, niezaludniona dolina jermi^ska wydaje się
Wzo miłą i wdzięczną. Zielone farby ożywiające każdy
232
widok, za8tępuj% ciemną zieloność Szałdemaru i Naczyun, a
flora barwista, pstra wspaniale rozkłada swe wdzięki. Liczne
^tnnki lilii, jak bukiety na kobiercu utkały murawy: poma^
rańczowo- czerwona Lilium tenuifolium (zwana saranką) od
podeszwy aż do szczytn gór kołysze się na pręcikach. Szeić
listeczków jej korony wygięły się niby rondo chińskiego kur
pelusza, a sześć pręcików w około ładnego słupka umieszczone
rozrzucają po trawie delikatny czerwony pyłek. Prześliczne
i strojne lilie z gatunku pospolitego nad Argunią lilium
pulchellam zmoczone, strącają krople wody z ozdobnych
listeczków. Lilium spectabile ma przepysznie ozdobione kie-
^chowate kwiaty (zowią ją tutaj bogdojka); mnóstwo także
rośnie na pochyłościach lilij cytrynowego koloru «hemero-
calis flaTan (wołcza sarana). Lilie w Dauryi są barwisteze
i bujniejsze niż w naszym klimacie. W lipcu i w czerwcn
stroją one wszystkie bardziej otwarte doliny i góry, rosn^
nawet na znacznych wysokościach i na skałach. Zdarzyło
się mi takie spotykać w górach ładny gatunek białej lub
blado-różowej piwonii (paeonia albiflora); okrywa ona stoki
gór nad Szyłką; Syberyacy zowią ją mariny korni i uży-
wają za napój lekarski. W górze doliny jermajskiej znajdują
się podobnie, jak i w blizkości Kaczyńskiego golca, źródła
mineralne, nikomu nieznane.
Z Jermaju przez stromą górę przejechałem w dolinę Ga^
Kimura. Z góry widok tej doliny, kręcącej się między wynio-
«łemi, zielonemi górami, jest bardzo malowniczy. Gazimur
•rebmym wężykiem toczy się po łąkach, a góry już to ście-
śniają, już rozszerzają jego błonie. Widok szyłkińskiej doliny
jest wspanialszy, bo ma więcej skał i spojrzenie obszerniejsze,
lecz dolina gazimurska ma więcej uroku, a ugrupowanie
gór szczególniej pod Kułtumą, odznacza się wielką rozmai-
tością.
Eułtuma jest to nie wielka osada przyczepiona do góry-
Wszystkie budynki kryte są korą brzozową i mają ubog% po^
wierzchowność. Kopalnie rudy ołowiane -srebrnej, dałypocz%*
tek tej wsi i one ją utrzymywały. Metal obficie jeszcze
w nich znajduje się, lecz z powodu wszystkiemi siłariii popie-
233
ranej eksploatacyi złote zosti^ opuszczone. ♦) W dolinie
itramyka Kułtamuszka, który wlewa tutaj swe wody do Gari-
moru, przed kilkunastu laty odkryte zostało złoto w pokła*
dach piaazczysto-łupkowych, którego rocznie dobywają około
200 funtów.
Lud górników ( słuźitielej ) w Eułtumie jest dość ubogi;
dla skarbu muszą pracować przez wiele dni w roku, utrzy-
mują się zaś z rolnictwa, które im zabezpiecza tylko konie-
czne potrzeby życia. Znękane fizyonomie nie są ani piękne,
ani zdrowe; budowa ich ciała mocna, ruchy zgrabne i zręczne.
Chociai w górach mieszkają, nie mają przecież góralskiego
charakteru. Posiadają przedsiębierczość i wytrwałość górali,
lecz nie mają tej swobody, zwinności i młodzieńczej fantazyi,
która się wyraża w życiu, w obyczaju, a jeszcze więcej w po-
wieści i w śpiewie polskiego górala. Śpiewy nie są me-
lodyjne. Uczta zachęca do śpiewu; nie tylko przy uczcie
ale i przy żniwach i w kopalni zawsze chórem śpiewają. Mniej
tańcują niż u nas. Z instrumentów muzycznych posiadają
tylko jedną bałałajkę. W ostatnich czasach Polacy skrzypce.
*) w góroicscj dystaucyi kaltumińskicj znajduji} się następne kopaluio
łradniki: 1) KułtamłAski rudnik, sawlera rudy, w których pudzie bywa srebra
1<M% lołotnikdw, a ołowiu S^^i/i funta (w 1845. r.). 2) pMobraieński ru-
doik; w nim od csasu odkrycia, to Jest od 1811. r. do 1S53 wydobyto masf
rady 2.406,144 pudów; w niej srebra było 1,208 pudów, 12 funtów, 3V8 zoło-
taików. a ołowiu 386,21^7 pudów, llYs funtów. W pudsie rudy bywa wi^
mbn lia^yB^^^^o^f'^'^^^^* * ołowiu 6,4tVs'onta. 3) Panowtki priitk. Wpudsl«
n4j ly. zołotników srebra, a 2% funu ołowiu (1830). 4} Kopalnia (pri-
iik) odkryta w 1830. r. , w pudzie l,,oV2 srebra, Sj^tYs funta ołowiu. 5) Ko-
N>ła s 18SS. roku, w pndaia V/^ zołotników arebrnyeb, a olowU 2% funta.
C) Bołagi&ska kopalnia, w pudzie rudy srebra l.j, zołotników a i^o funtów
tttowia. 7) Aleksandrowska kopalnia, w pudzie 1V4 zołotników srebra, 5,, fun-
tów ołowia. 8) Mułdajska kopalnia, 1„«V„ zołotników srebra, a ołowiu l,sT'/a
fanta w pndsio rudy. 9) Beasouowska kopalnia, w padste rudy l,i*/« zołotni-
ków srebra, 1,m'/i funta ołowiu. 10) Ilińska kopalnia, l,i«Vi lołotników sre-
^ 2 funty ołowiu w pudzie rudy. W dziesięciu wymienionych kopalniacłi
•4 1830. do 1850. r. wł^ctnie, wydobyto ma«c rudy wałfc^ 797,317 pudów a z niaj
SNbra 373 pudów, 37 Aintów, 18>/4 zolotolków, a ołowiu 132,556 padów, SC/s
fiatów. Rudy kułtumińskie »ą bogaUze od szyłkiftskich. Prócz wyłoj wy-
ttisnlonych, tą Jeszcze następne kopalnio w okolicacłi Kołturay : 11) i 12) Dwie
kapalBle w Batakanie. 13) Bazauowska kopalnia. 14) KopaloiA nad rtteskf
Udikanem. 15) Kopalnia nad Kułtumuszkf. 16) Pawłowska szacłłU. 17) Ko-
l«lula nad Siwaczekanem. 18) Uikołąjewska kopalnia. 19) Nowokułtumiń-
•k«. ao) Kopalnia Nr. 4. nad Knłtumf .
234
a Moskale harmonikę rospowasechnili. Syberyak jest ponu-
rego umysłu człowiek, wódka tylko rozochoca go. Choeiaź
najczęściej dla interesu, uprzejmym jest zawsze w swoim doma.
Oświaty ma nie wiele, więcej jednak niż chłop moskiewski
w Rosyi. Myśl zręcznie ukrywa, układa się dobrodusniie i
dla tego często a zawsze niepostrzeżenie oszukiwa; kupiec
i handlarz niepospolity. Śmiały jest w polowaniu i w po-
dróży, lecz chociaż drwi z przełożonego, tchórzliwym jest i
nizkim w obec niego. Pasterstwo na wielk% skalę, jak w in-
nych górach, nie rozwinęło się.
Po dziesięciomilowej podróży na kamienistych i wysokich
drogach, wypoczynek w Kułtumie był mi bardzo pożądanym.
Brnąc przez kałuże i błoto na ulicy, dobrnąłem do gościn-
nego domu, gdzie Morfeusz nie pozwolił mi napić się her-
baty.
W Kułtumie obecnie mieszkają następni wygnańcy poli-
tyczni: Karol Rudnicki, z Krakowskiego, przysłany do ko-
palni za powstanie 1846. roku; Kazimierz Bernatowicz,
z Litwy, za powstanie 1831. roku; Atamańczuk Joachim,
z polskiej Rusi, za opuszczenie szeregów moskiewskich i przy-
stąpienie do powstania 1831. roku; Aksamitowski Antoni,
wieśniak z królestwa kongresowego, za powstanie 1831. roku
a potem za udział wspólnie z panem swoim Kurellą , emigran-
tem, w wyprawie Artura Zawiszy.
Nazajutrz konno pojechałem w górę doliny gazimurskiej
do folwarku czyli zaimki odległej o milę od Kidtumy a za-
łożonej przez Michała Gruszeckiego. Jechałem pomiędzy wy-
sokiemi trawami. Koniowi nie spieszyło się i idąc powoli
skubał sobie trawkę pod skałami.
Folwark złożony z dwóch domków, młyna wodnego, laini
i budynku dla czeladzi, samotnie w pięknej dolinie przy ujściu
potoku Siwaczekanu do Gazimuru położony, ma gospodar-
stwo w lepszym stanic niż zwykłe syberyjskie, z tego powoda,
że z polską znajomością i zamiłowaniem rolnictwa właściciele
folwarku gospodarują. Za domem i warzywnym ogrodem,
krzyż pod górą pilnuje mogiły starca, który chociaż nie za
polityczną sprawę deportowany, znalazł u pełnego chrzęści-
ańskiej miłości rodaka kącik, gdzie umrzeć mógł po chrze*
235
icnńsku. Spokojnie, zgodnie i cicho w Łatejszym domku.
Polskie ksiąiki, obrazy, światła rozmowa, uprzyjemnia pobyt
podróżnemu, któryby choial zawrócić do chaty wygnańczej i
poznać jej gospodarzy. Mieszka tu obecnie kilku wygnańców
politycznych: Michał Gruszecki, rodem z Kodnia z Pod«
lasis, przysłany do kopalni nerczyńskich w 1839. r. za nale*
łenie do Stowarzyszenia ludu polskiego, które w Warszawie
uorganizował Aleksander Wężyk; Teofil Stojkowski,
z Sandomierskiego, otrzymał 1,000 kijów w Modlinie za udział
w związku, którym kierował ksiądz Ściegenny, i w 1845. r. przy-
aluiy do kopalni; Floryan Danowski, ze Żmudzi, otrzy-
ma! 1,000 kijów w arsenale w Wilnie i przysłany do kopaloi
za należenie do Związku młodzieży litewskiej pod przewodnic-
twem braci Dalewskich w 1850. roku; Adam Zwoliński,
z Krakowskiego, podoficer wojsk polskich w 1831. roku, za
odział w wielu bitwach z Moskalami i za inicyatywę w oswo-
bodzeniu się partyi jeńców gnanych przez Litwę do wojska
moskiewskiego, obity i przysłany do kopalni, a teraz jak i
wszyscy inni zostaje na osiedleniu; Adam Litwiński, wło-
ścianin z Augustowskiego, za powstanie 1831. r. obity i przy-
słany do kopalni; Józef Piaskowski, z Łęczyckiego, przy-
dany do kopalni w 1855. r. za wyjście za granicę w czasie
zaburzeń w Europie, które po 1848. roku miały miejsce, i za
obronę pistoletem swojej osoby przy aresztowaniu go w Kutnie.
Doświadczywszy starej naszej gościnności i koleżeńskiego
przyjęcia, powróciłem nazajutrz do Kułtumy na mszę. I tu
bowiem ksiądz Jurewicz, przyjechawszy z Kary, miał mszę,
spowiadał wiernych, którzy w liczbie zebrali się 15 a po na-
bożeństwie poświęcił trzy krzyże, które koledzy na cmentarzu
btolickim postawili na grobach Worożbiuka, Zielińskiego i
Kruszyńskiego.
Onufry Worożbiuk inaczej Worożbicki, włościanin
z Podola, był jednym z licznych teorbanistów Wacława Rze-
wuskiego emira złotobrodego, na czele których stał teorba*
mata szlachcic G. Widort. ♦) Emir lubił konie i muzykę
*0 6n«gon Widort nrodsony w 1764. r. TeorbanisU, poeta lodowy ukra-
ttiki, X Wacławem Baewoskim był na waobodsie. Po 1831. r. był u Sangutakl
236
ukraińBką. W stajni miał kilka pokoi ozdobionych z tureckim
przepychem. Czas dzielił między końmi i muzyką. Teorba-
niici nakarmiwszy i oprzątnąwszy konie, gprywali wieczorami
rozmarzonemu panu pieśni, które sami na cześć jego iiJożylL
Pieśni te śpiewał jeszcze Onufry w Syberyi. Początek jednej
z nich, ułożonej przez Widorta, pamiętam. Brzmi ona:
9 HęJ I wyjichaw aara Rewucha,
W czystyj step holatyl
Perewisyw cser«B płeeay
Sahąjdak bohaty!
HrąJ morel czorne morę, biłe morę, sine morę, hala gida hal hu! ha! W.
hu! hala gidu hu! hu I hu! hu I hu I
Siwy koni polmall
Hniedy i csoruy.
Tiesztie mene sitob netołył,
Rewuoha motoray.
HrąJ morę! caorne morę, biłe morę, i t. d.
Ssachtamir, Tamira (oaswa koni)
To moi sokoły!
Koły wsida, imłło idu
Ne spadu nikoly!
HrsJ morę, czorne morę, bile moro, i t. d.
Ach! ty Gul4Ja moja myła
Koty na tie siadu!
Nosili mene po powitru,
Nykoły ne spadu!
Hrąj morę, csorne morę, biłe morę, , i t. d.
Podaj Sawo konia iwawo
NechąJ mene znąjut,
Koly siadu na konia,
Żyły mini drgąjot.
Hrą) morę, caorue morę, bile morę, i t. d.
Druga pieśń o Rewusze. Jego podróż na wschodzie:
Sam do sebe stau kasaty,
W swoju semlu Jak pryjdu,
Klaknu, budu ciłowaty.
Wie do inszej nie pUdu, i t. d.
Bustachego; chwałę tego domu opiewał pny teorbanie i w tym roku we «rf
KośoUaie na Wołyniu umarł. Syn Jego Kajetan poawi^ł się takie teort»
nowi i pieśni; umarł w 48. życia w Sławucie 1857. Był to ostatni mistn
teorbanista na Wołyniu. Syn Jego Franciszek grywa takie na torbaoie, ak
to nie Jest zawód, któremuby poświęcił się wyłfcznie, Jak dsiad i o|cife«*
Bawi Ukie u Sanguszków. Zachowały się pieśni Graegorsa na cześć ;B*-
mana księcia Sangusakl w ukraińskim Języku, który był takie na Syberyi 4§
Tobolska wygnany, a potem na Kaukas, skąd wróeil do ojciysny.
237
Melodya tej pieśni żwawa, piękna i rzeczywiście ukraińska,
dobrze zaleca kompozytorski talent Widorta. Worożbiuk
w Syheryi śpiewał j% z energią i zawsze tylko w natchnienia
miłych wsponmień. Pieśni te oźywiaty znękane jego serce i
rozjaśniały zasępione czoło. A ślicznie śpiewał Worożbiuk
i grał po mistrzowsku na teorbanie, który im dłużej zosta-
wał na wygnaniu, tern rza^iej ręką jego dotykany, wisiał
niemy i zakurzony na ścianie. Worożbiuk znany był na wy-
gnaniu pod nazwiskiem teorbanisty, dostał się zaś na wygna-
nie takim sposobem. Fantastyczny emir złotobrody dobrym
był Polakiem i na głos powstającego na Podolu narodu
V 1831. r. ruszył z bronią, z końmi i teorbanistami w służbę
powstania. Bił się mężnie i postępował jako waleczny rycerz.
Zginął w bitwie pod Daszowem; Worożbiuk zaś, który z pa-
nem swoim byt w powstaniu , w tej bitwie wzięty został przez
Moskali do niewoli i zapędzony do Syberyi. W tłumie jeń-
ców szedł Worożbiuk na wygnanie: wesoły, śpiewny, dowci-
pny i zręczny, umiał w pole wyprowadzić żołnierzy konwo-
jt^ących i jaką taką folgę wyjednać dla kolegów, którzy dla
tego dali mu przydomek Szachraja. Wszyscy lubili Szachrąja,
on zaś wszystkich rozweselał. W drodze przez Wołyń i Ukra-
inę panowie i panie pędzonym w obczyznę jeńcom hojnie
ikładali pieniądze, ubranie i inne rzeczy potrzebne na daleką
a trudną podróż. Był pomiędzy jeńcami niejaki K, teraz
moskiewski oficer; jemu jeńcy powierzyli wspólną kasę i on
z nig miał udzielać pieniądze w miarę potrzeb swoich towa-
nyizy. K. haniebnie przeniewierzyt się kolegom. Schowaw-
*zy dobrze pieniądze, ogłosił, że mu je ktoś ukradł, a chcąc
nniknąć śledztwa, wymówek i pytań, udał chorego, został
w lazarecie, a partya poszła dalej. Szachraj został także
w lazarecie. W kilka tygodni potem przechodziła przez to
miasto nowa partya jeńców pędzonych na wygnanie. Szach-
T^ i E. jako zdrowych z tą partya wysłali w dalszą drogę.
Kikt z nowych kolegów nie wiedział o brzydkim postępku
K., ale Szachraj ciągle miał go na oku, udawał przyjaciela
a pihiie śledził. W czasie noclegu w jakiejś małoruskiej wsi,
gdy obaj spali na wielkim piecu w chacie, Szachraj zrewido-
wał rzeczy K. i wymacał pozaszywane w płaszczu pieniądze.
238
Zdał sprawę przed kolegami z odkrycia, opowiedział o nie-
poczciwości i zdradzeniu ufnoici kolegów i K., jak niepyszny,
pieniądze musiał oddać na publiczny użytek.
Onufry był posłany do wojska do Tobolska, gdzie wsku-
tek starań od wielu lat już przebywającego na wygnaniu za-
cnego Piotra hrabiego Moszyńskiego, oddany mu został do u^.
Z Tobolska posłali go potem do Omska, gdzie go wziął takie
do usług gubernator i pułkownik Markiewicz, Polak ale nie
wygnaniec. Po odkryciu związku księdza Sierocińskiego
w Omsku, i Onufry był aresztowanym. Eomisya śledcza ba-
dała go głównie o to, czy Markiewicz, którego rząd misi
w podejrzeniu, iż był w zmowie z jeńcami i pomag^ im
w usiłowaniach, rzeczywiście naleźid do związku, czy tez o
nim tylko wiedział? lecz teorbanista nie zdradził pułkownika
i podejrzenia rządu nie poparł, za co okrutnie został skato-
wany, bo otrzymał w 1837. roku 3,000 kijów i posłany został
do srebrnej kopalni w Kułtumie. Tu, bez nadziei powrotu,
znękany, nie mogąc pociechy znaleźć w sobie samym, ożenił
się z dziewczyną syberyjską i po wyjściu na osiedlenie wysta-
wił sobie chatę; lecz stracił dawną żywość i &ntazyę, bo
czuł niewłaściwość swojego związku. Rzetelny i pracowity,
trudnił się gospodarką, handlem wódki, ale głównie wyrobem
fajek drewnianych, które kupowali koledzy i Syberyacy. Smu-
tniał coraz bardziej a ze smutku, acz nie był pijakiem, szukał
nieraz pociechy i zapomnienia w wódce. Żonę miał leniwą
i zrzędną. Pomimo ubóstwa niechciała nigdy sama prać bie>
lizny, szyć, szorować podłogi, bielić stancyi i narażała bie-
dnego teorbanistę na ciągłe, niepotrzebne wydatki. Doprowa-
dziłaby go do żebractwa, gdyby współwygnańcy i rodacy nie spie-
szyli z pomocą. Gdy na prośbę kolegów wziął rozstrojony
teorban i zaczął wygrywać narodowe polsko -rusińskie melo-
dye, zamglone oko nabierało blasku i rozbudzona tęsknota
na chwilę go moralnie podnosiła. Wchodząc pewnego razu
po drabinie na poddasze, spadł i potłukł się. Długo potem
chorował i już z łóżka nie podźwignął się; umarł w 1861. r.
Po śmierci ziomkowie kazali żonie ubrać go w lepsze odzie-
nie, które mu darowali, chcieli go bowiem pochować przy*
zwoicie. Żona, która nibyto lamentowi^a i żałowała mężas
239
siewypełniła woli kolegów. uNiedam odzienia, » mówiła, nyrolę
spnedac , będę miała za nie cokolwiek gro8za» i ubrała trupa
w podartą koszalę i spodnie w gałganach. Ziomkowie męża
kupili za 50 rs. ubranie, które sami podarowali, i ubrawszy
biednego teorbanistę, pochowali go przyzwoicie. Nizki,
śniady, postać prawdziwego Rusina z włosem czarnym, ogni-
łem okiem, acz bez żadnego wykształcenia był jednak dobrym
Polakiem i lubiany był powszechnie za poczciwość, kole-
żeństwo i teorban, na którym spoczęły wspomnienia rodzinnej
ziemi.
Druga mogiła pokrywa zwłoki Wojciecha Zieliń-
skiego, włościanina i żołnierza polskiego z 1831. roku. Za
obronę ojczyzny prześladowany przez barbarzyńskich naszych
wrogów, posłany został do tutejszych kopalni, gdzie nie mało
dręczony był robotami. Umarł w lazarecie 1844. roku. Czarną
tmmnę jego po drodze gałązkami wysłanej, odprowadzili
koledzy ze śpiewem hymnów narodowo -religijnych na ten
smutny cmentarz.
W trzeciej mogile spoczywa także włościanin Antoni
Kraszyński. "Wiadomo, że służba moskiewska gorszą jest
dla Polaka od samej śmierci, a dzień branki do wojska jest
dniem płaczu i żałoby w całej Polsce. Wyrwać si§ z wojska
jest największem szczęściem. Kruszyński wzięty był także
do wojska. Oderwano go z ojczystego zagonu, od rodziny i
V 1844. roku w partyi złożonej z 500 równie jak on nie-
■zcięśliwych rekrutów, pędzili pod silnym konwojem w da-
lekie strony do Moskwy. Partya przybyła do miasteczka
Błonia pod Warszawą i tam zamknięto ją w stodole i oto-
czono żołnierstwem. Rekruci od samego punktu wyjścia,
Bpatrywali okoliczności sprzyjających ucieczce; takowe nie
■odchodziły. Zdobyli się więc na krok energii i stodołę,
* której byli zamknięci, podpalili. Drzwi im natychmiast
;«tworzono, wszczął się popłoch, krzyk, rekruci zaczęli uciekać
iołnierze ich ścigać. W obronie swojej wrzucili rekruci
ificeraw ogień, z którego szczęsUwie wymknął się, i poucie-
^11 Wielu z nich połapali; inni szczęśliwie dostali się za
pinicę, gdzie znoważ kryć się musieli przed rządem pru-
tkim, który w obeo Moskwy odegrywa rolę jej żandarma.
240
Mi^zy schwytanymi był Kraszyński Antoni , Michał Mucha
i Michał Strzemienny, wszyscy włościanie. Złapanya
posądzali o danie początku pożarowi i ucieczce. Obwinieni
odepchnęli od siebie taki zarzut, lecz 8%d dla tego, żeby za-
służyć się i odebrać od cara nagrodę, potrzebował choćby
na najniewinnieJBzego winę zwalić, byle tylko wykazać ntoj^
gorliwość i zręczność.
Biciem, kułakami, intrygami i podstępem zmuszał ich sąd
wojenny do fałszywego przyznania się, i zrobił, co zamierzał.
Przyznano ich za naczelników demonstracyi w stodole, ska-
zano do kopalni nerczyńskich i w Warszawie każdemu
z nich dano po 1,000 k^jów. Po wyjściu na osiedlenie Kn-
szyński ożenił się z Sybiraczką, niewiedząc nawet o t^m, U
dzieci swoje skazuje przez to na wynarodowienie.
Gospodarny i oszczędny, bawił się rolą, furmaństwem, a ze^
wawszy się przy dźwiganiu ciężarów, zachorował i umari |
przed kilku laty. Koledzy jego z Błonia żyją dotąd i mieś- !
kają w Kułtumie. Mucha prawdziwy polski parobczak, nie- i
ożenił się i służy u Michała Gruszeckiego, a Strzemienny ma ;
żonę Sybiraczkę i niemogąc nigdy już wrócić do Polski, pn-
euje ciężko nad zabezpieczeniem losu dzieciom urodzonym
w niewoli.
Na tym także cmentarzu został później . pochowany po-
wszechnie znany w okolicy Kułtumy Stanisław Marcie-
jewski. Była to figura zagadkowa, osoba, której pocho-
dzenia nikt nie znał i niewiedział, zkąd i za co tu był przy-
słany. Charakter i życie Marciejewskiego nie zasług^aje na
biografię, bo nie było w nim wyższej moralności. Miał nis
jedną wadę i nie jedną ujemną stronę w charakterze, które
wspomnienie o nim nakazywałoby pokryć zapomnienieiiL
Wszakże był to człowiek wpadsgący w oko, typ żołnierza
umiejącego się bić , dowcipkować , hulać i lekko życie pędzie.
Dowcip jego był bardzo oryginalny. Wzbudzał zawsse we-
sołość i śmiech w towarzystwie; był to dowcip rzecsywiśóe
koszarowy. Opowiadał mnóstwo anegdot o oficerach polskiego
wojska i z życia swego w niewoli.
« Znałem dy misy ono wanego feldjegra moskiewskiego , » mó*
wił Marciejewki, « feldjegra, który rozwożąc carskie ukazy,
241
4
e&łe życie krzycząc na furmanów sp^ił w pocztowej z dzwon*
kiem bryczce. Życie spokojne w domu nieznośnie go nudziło,
ożywiał je więc przypomnieniem dzwoniącej przeszłości. Cy-
ferblat świecił się mu jak wyszorowany rondel, a na nosie
'czerwonym miał wypisany stan swojej służby. Od rana
codzień zalewając za kołnierz, był ciągle w stanie rozkosznym.
Przez cały dzień leżał na łóżku p^any, a jak się obudził,
Tołał zaraz nużącego. «Hej! Dymitry, a gdzieśmy przy-
jechali ?» «Na stacyą wielmożny panie !» « Konie I prędzej
konie zaprzęgajcie I Za ociąganie się wszystkim wam zęby
wytłukę i doniosę o tern cesarzowi 1 Dymitry! zanim konie
aprzęgną, podaj mi puzderko. » Dymitry podaje puzderko,
oficer wydobywa flaszkę, nalewa do kieliszka wódki, a wy-
piwszy icli kilka, krzyczał: «NoI jedź! tylko galopa, a prę-
dzej, niezważaj na nic, chociaż wszystkie konie padną, jedź,
bo wiozę carskie ukazy !» Służący zaczyna dzwonić i przy
tym brzęku, przypominającym mu życie na feloljegerowskiej
biyczce, zasypiał. A jak się obudził, powtarzała się ta
Mina scena, nie jeden dzień, nie miesiąc, ale aż do śmierci.
ZtBnął panie, a obudzi się dopiero wówczas, jak feldjegry
Boga, aniołowie, zaczną dzwonić na sąd ostateczny.)) Oto
jest próbka anegdot Marciejewskiego. Wyrażenia miał swoje
wksne, a dowcip jego zaprawiony koszarową solą, tylko
w koszarach mógł być słuchanym.
W drodze do kopalni, w Krasnojarsku, niewiem już z ja-
kiego powodu, wezwano go do policyi. Tam policmajster
kizyczał na niego i w zapale wyzywania, chciał go uderzyć.
Marciejewski w tej chwili chwyta «ziercało»i niem uderza
po głowie policmajstra. Wszyscy osłupieli z oburzenia, z za-
dziwienia, i za taką bezbożność i sprofanowanie nietykalnego,
wrażającego wszystkim uszanowanie ziercała, postanowili
go ukarać. Dla zrozumienia rzeczy- muszę powiedzieć czy-
telnikom, że wyrazu ziercało (niby to zwierciadło) nie-
podobna przetłumaczyć. Jest to na postumencie w kształcie
hsm naklejony papier z prawami Piotra Wielkiego; nad
hanią papierową unosi się złocony orzeł. Ziercało jest
*>actuarium biura i każdej kancelaryi. W pokoju, w którym
fo postawiono, wszyscy powinni przyzwoicie znajdować się,
OiLLiK, Opisanie. I. 16
242
głośno nie mówić i w pokorze i z uszanowaniem zbliżać się
do urzędników pracujących przy ziercale. Widok jego przy-
pomina im prawa, których nigdy nie wykonują. Gdy spisy-
wano protokuł z M&rciejewskiego z powodu znieważenia
majestatu carskiego w ziercale, Marciejewski widząc podo-
bieństwo ziercała do latarni, rzekł między innemi: « Polic-
majster chciał mnie uderzyć, tt trzeba panom wiedzieć, że
byłem szlachcicem i oficerem. Krew się we mnie wzburzyła,
niechciałem, ażeby mnie zhańbiono i porwałem latarnię, która
stała na stole, i nią broniłem siebie i swego honoru.u <Jakio
latarnię? Znowuż znieważasz nasze prawa. Czyż niewiess,
że to są nasze prawa, że to jest ziercało?» «Tym ci lepiej,
panowie, prawami się broniłem, więc prawnie postąpiłem^
prawo wasze nie dopuściło mej hańby.n Awantura ta, w któ-
rej się tak dowcipnie Marciejewski znalazła skończyła się bei
smutnych dla niego następstw.
Marciejewski z biedy zaczął pić i został ptakiem. Chcąc ;
go powstrzymać od brzydkiego nałogu, wygnańcy wzięli go
do siebie i namową, powagą i przykładem wpłynęli na niego,
iż się zaczął przyzwoiciej prowadzić i przez kilka lat nie
upijał się. Lecz nie umiał do końca być panem siebie; nałóg
do wódki odezwsi się w nim na kilka lat przed śmiercią i
z tego powodu został wykluczony z towarzystwa wygnańców.
Zostawiony sam sobie, bez względu na siwe swoje włosy
ożenił się z moskwiciałą Timguzką schizmatyckiej wiary i
przez to zupełnie sponiewierał się. Miał kilkoro dzieci, p3
ciągle, a naciśnięty biedą, żebrał na starość, włóczył aę
wszędzie, nadużywając swego dowcipu i plugawiąc przez na-
trętną żebraninę swoją godność. Odebrawszy wsparcie, pił
przez trzy dni w szynku w Kułtumie. Pianego złożyła na
wozie matka jego żony, chcąc go odwieść do domu, poło-
żonego we wsi Tunguzów, przy ujściu Naczynu do Gazimum.
W drodze uderzony apopleksyą umarł 25. listopada 1856.
roku mając lat 55. Umarł, niepowiedziawszy nikomu rzeczy-
wistego swego nazwiska, Marciejewskiego nazwisko nie było
bowiem jego własne, lecz przybrane.
Sprawy jego nikt dobrze niezna. Powiadają, że ttakyl
w wojsku polskiem, co nie ulega wątpliwości, następnie, że
243
wziąwszy dymisyę, służył przy komorze w Radziwiłowie na
Wołyniu; tu za kontrabandę oddanym zosts^ pod sąd i ska-
zany na szeregowca do wojska moskiewskiego. Służył w gar-
nizonie w Moskwie, gdzie znalazł kolegę, który potem przy-
brał nazwisko Krasickiego. I Krasicki zginął, niepowie-
dziawszy nikomu prawdziwego nazwiska. Mówią o nim, że
byt geometrą na Wołyniu, że zakocliał się w córce bogatego
obywatela, że nie otrzymawszy od ojca pozwolenia na związki
małżeńskie z jego córką, wykradł ją, że panna uciekając
z domu rodzicielskiego, zabrała mu kilka tysięcy rubli, że
wreszcie ojciec córkę odebrał, a jej kochanka przed władzą
oskarżył o kradzież. Sprawę poparł pieniądzmi i kochanek
jego córki skazany został do wojska. W czasie rewolucyi
1831. roku Marciejewski i Krasicki, chcąc walczyć w sze-
regach polskich, uciekli z Moskwy z warty przy prochowni.
Pnechodząc przez Mohilew, dowiedzieli się, że partya jeń-
ców polskich uderzyła na konwój i szczęśliwie rozbiegła się
w^ różne strony kraju, że w partyi byli dwaj oficerowie
Marciejewski i Krasicki. Wkrótce potem obu dezerterów
złapano i osadzono w Mohilewie. Tutaj bojąc się przyznać
do właściwego pochodzenia i ażeby uniknąć kary na dezer-
terów przepisanej, jeden powiedział, że się nazywa St. Mar-
ciejewski, a drugi, że się nazywa Krasickim, że są oficerami
polskimi, że prowadzeni w partyi do Moskwy wybili się
z pod dozoru konwoju i w ucieczce zostali schwytani. Ze-
znaniom dezerterów dano wiarę. Później obaj uciekli z od-
wachu, lecz prędko powtórnie zostali schwytani, skazani
do kopalni i nakoniec tutaj przybyli. Krasicki ożenił się
także z Sybiraczką i trudnił się handlem. Jadąc w stepy
btiriackie po woły, przepra\nał się wpław przez Onon. Fala
przewróciła konia, na którym siedział Krasicki; niemogąc
lic wydobyć z pod konia utonął. Jak mamie skończył Mar-
ciejewski, już wiemy. Nie można z pewnością powiedzieć,
czy wypadki życia tych dwóch ludzi są prawdziwe, lecz je
ta takie uważać można, bo opowiadali je ludzie, którzy
aogli być wtajemniczeni w ich życie i znali obydwóch od
lat wielu.
16*
244
Po mszy korzystając ze słońca, co z za chmur wyjrzało,
pojechałem do Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu. Z Uonii
gazimurskiego wjechaliśmy w dolinę Kurlej. Jest ona po-
dobna do innych dolin już opisanych: też same góry po oba
stronach, takiejźe bystrości potok, takież same łąki, bory i
kwiaty, takaż bezludność i pustynnosó.
Z kurlejskiej przez górę przejeżdża się w dolinę o len-
to jską. Droga wije się pod górami wśród wysokich traw'
między któremi obficie rośnie smaczna dla by^a polna wyczka;
kwiat jej drobniutki koloru fioletowego lub różowego, obwija
się w około grubszych chwastów i girlandami spuszcza eif
z nich ku ziemi. Niezapominajki, ulubione kwiaty poetów
we wszystkich krajach , rosną także w dolinach Dauiyi
Piękny ten kwiatek jest właściwy nie tylko umiarkowa-
nemu klimatowi, lecz stroi także wybrzeża rzek zimaycht
lodowatych, płynących za 65 stopni szerokości geogra-
ficznej.
Patrząc obojętnie na piękności natury, niemogłem bacznej
uwag^ poświęcić skargom kozaka, który ze mną jechał, na-
rzekał on na teraźniejsze położenie. ((Dawniej,» mówił, ogdj
byliśmy kmiotkami było nam o wiele lepiej. Wolno było
pójść każdemu gdzie chciał a teraz jako kozakom, nie wobo
jest bez biletu odwiedzić sąsiedniej wsi. Płacimy jak dawniej
podatki*) a służba zabrała czas, któryśmy na zarobki obra-
*) Chłopi (Uuryjscy Jftk wiadomo w 1852. r. Eamienieni lOsUli na ken*
ków pieszych. I dtisią) płacf Jesicae podatki. Ci, któnj nie •§ na aloiMc.
obowiązani aą co rok zebrać si^ w sztabie batalionu, gdaie od S5. mąJa do a&
czerwca uczą Ich mustry. Cyfr^ podatków mam tylko z Jednego bataliom.
Zntjfc ogólną licabę ludności kozacldej, moiemy podać prawdopodobną cyfti
płaconych prtez nią podatków. W baUlionie w Ołocsy było dusi m^zkiek
płacących podatki 3,662; dusza zaś płaci rocznie 3 ra., a więc batalion tapta-
cił w 1857. roku podatku 7,986 rn W brygadzie zuajdąją się trry bauHony,
cayU 10,648 duaa męzkich, które płacą rocznie podatkn 31^44 n. W trzeci
brygadach opodatkowanej ludno8'ci Jest 33,149 , która płaci podatkn 99,426 n.
rocznie. Co rok z pieszych batalionów wybierają na słułbę do kopalni i aiasl
przeszło 2,000. Ci prsea czas słuiby nie płaeą podatków, odtrąrtwssy wifc
6,000 rs. z powyśssci) sumy, wypada cyfra 93,426 rs. podatków, które plad
zabąjkalskie kozackie piesze wojsko. Z tych podatków wypłacają dość niski«
pensye oficerom, którym nłewolno trudnić się rolnictwem ani handlem; p«B4y)
(5,000 rs. rocznie) aUmanowi, zakupują broń i opędzają wszystkie wydatki koal-
soryaekie i administracyjne.'8amy wydatków nie mogę podać; sapewoiano asaie
245
cali. Ubożą nas, wymagają umundurowania, a tu niema za
co i perkalowej koszuli kupić i czasu na zarobienie kilku
rubli!?)) Obojętnie słuchałem tych skarg, bo byłem przeko-
nany, iż prędko przywykną do nowego swojego położenia i
jako starzy niewolnicy i z tej zmiany będą kontenci. Po
picciomflowej podróży wjeżdżamy w dolinę Uriumkanu,
tejże prawie szerokości co i gazimurska, lecz osadzona jest
niźszemi górami. Uriumkan jest mała górska, kamienista
neczka. Wpada do Arguni. Na jej błoniach znajdują się
wyborne pastwiska, które zrobiły możliwą hodowlę bydła
na znaczną stopę. Wybrzeża rzeki zarosłe są łoziną (salix
pentandra) i wierzbą (salix fragilis). Na pochyłościach widać
pólka zasiane pszenicą i żytem.
Już był wieczór gdy stanica bohdacka wyrysowała się
przed nami na szarem tle zmroku i błysnęła krzyżem na
cerkwi. Pocztylion pędzi po ulicy, bryzgając błotem na
wszystkie strony. Zanim konie przeprzęgną, spodziewam się
cokolwiek odpocząć. W Bohdati jest mieszkanie dowódzcy
kozackiego batalionu, którym jest obecnie znany z tyraństwa
Xikitin. Każdy batalion zajmuje znaczną przestrzeń kraju.
Kozacy zdaleka więc spieszyć muszą po rozkazy i na mustrę
do swojego sztabu. Bohdat' jako stolica batalionu przybiera
lepszy i zamożniejszy od innych stanic pozór. Piłem her-
batę u najbogatszego kozaka w batalionie w towarzystwie
oficera, dla którego kozak będąc z należytem uszanowaniem,
był jednak jako bogaty, dość poufałym. Oficer, wysoki rudy
mężczyzna, mówił przez nos. Tonem samo władztwa nadawał
sobie powagę, którą nieumiał zaimponować gospodarzowi,
bardziej niż on ogładzonemu, delikatniejszemu w obejściu się
i w wysłowieniu, a posiadającemu większą dozę instynktu
chytrości, który przenika człowieka bez poznania go i
u wydatki lablen^ polewę w!f kssf dochodu , a resttę odsyłają w deposyta
do banków i ku petersburskich. DepozyU te w tasle potncby a rotkasu cari
obracane* 84 niekoniecznie na poiytak kezakdw. Tak wifc wojsko kozaków
Bi« tylko, łe n!c nic konztaje, ale przynosi Jeszcze wielorakie zyski skar-
bowi i Tz|dewł. Uorganizowanie zabąjkalskich i amurskich kozaków zro-
tiio moiłlwen podbicie Chin bez kosztów i wielkich wysileA. Piesi ko-
zacy mufltruJi slf karabinami ł majf takii sam regulamin, Jak piechota
« armii.
246
umie do niego zastosować się. Oficer był Moskalem, a kozak
Syberyakiem, instynkt zaś pomieniony jest szczególna cechą
charakterów syberyjskich. Jeżeli gdzie, to w Sybeiyi nie
bierz tego na seryo, co widzisz, bo wszędzie się oszukasz;
nie wierz pięknym pozorom, bo to jest ol^uda. Charakter
ludu tutejszego giętki, niemoralny, okryty płaszczem pozorów,
nie jednego już i światłego człowieka złudził i wyprowadził
w pole. Bogaty kozak miał dom porządnie zbudowaoy,
oparkaniony, a świetlica urządzona była ozdobnie i elfr
gancko. W kącie wisiały obrazy w srebrnych blachach (ry-
zach) i obraz włóczkowy Pana Jezusa, zapewno zrobiony przei
jaką biedną wygnankę; kanapa lakierowana, stoły nakryte
obrusami, ściany świeżo wybielone, a podłoga żółto malo-
wana. Kozaczka na wielkiej tacy przynosiła nam herbatj^
w pięknych, fajansowych filiżankach, oraz sucharki i cukier
na spodeczku. W Syberyi piją herbatę, przygryzając cukier;
mały kawałek wystarcza do sześciu i dziesięciu szklanek her-
baty. Zwyczaj to oszczędny, a przy wysokich cenach cakiu
jest bardzo dogodny i dobry. Syberyacy dużo piją herbaty:
piją na śniadanie, obiad i kolacyą po kilkanaście szklanek lub
czarek za każdym razem. Bogatsi piją tak zwaną baj eh ową
lub kwiatową herbatę, jaką i my pgamy, ubożsi zaś cegieł-
kowatą (kirpiczną) herbatę, inaczej zwaną karymską. Jest
to uajpośledniejszy gatunek herbaty: odpadłe liście i łodygi
krzewu herbacianego Chińczycy zbijają w twardą masę i
w takiej postaci rozsyłają po kraju i za granicę. Syberyacj
herbatę skrobią i tłuką w moździerzu, warzą w gorącej wodzie,
podlewają mlekiem, masłem lub tłustemi makuchami z ce-
drowych orzechów i piją z chlebem lub z bułką; jest to ulu-
biona potrawa Syberyaka. Ledwo gość zdąży wypić filiżankę,
czattgąca z tacą kozaczka natychmiast zabiera na tacę fili-
żankę i nalawszy, znowu przynosi. Gdy gość pić niechce,
gościnna gospodyni kłania się i pięknemi wyrazami prosi i
zmusza do picia. Na znak, że gość już uraczył się i do
syta napił się herbaty, trzeba na spodeczku filiżankę dnem
do góry postawić, a w dystyngwowanych towarzystwach zo-
stawić łyżeczkę w szklance. U biednych, których liczba
wszędzie jest przemagającą, niema wystawy, ani też elegancyi
247
w przyjęciu gości. Maj% i oni samowary wyczyszczone i bły-
szczące, ale rzadko z nich uiytkuj%. Od przyjezdnego za
acs^towanie i gościnę rzadko bior% pieniądze, lecz przyj-
mują podarunki, które zawsze prawie wartość ugoszczenia
pnenoszą. Karczem i domów zajezdnych niema wcale w Dau-
ryi, a do szynków, w których tylko wódkę sprzedają, nikt
nie zajeżdża.
Z Bohdati droga zwraca się na lewo w dolinę Kruczek
na dość wysoką g^rę. Gdy zjeżdżaliśmy w dolinę motogorską,
ziczęło już świtać. Ponury, ranny blask odkrył mi widok
tej doliny szerokiej i w łąki obfitującej. Z gór uciekały po-
ranne mgły, a przy drodze tli^o ognisko, przy którem
spało kilku ludzi' w kożuchach. Strumyk Motogor wpada
do rzeczki U rowu, która płynie w stronę północnego
wschodu do Arguni; dolinę ma szeroką, góry zabrzeżne
spłaszczone, grunta urodzajne i obsiane. Zboża już wykło-
efly się i dają charakter rolniczy dolinie Urowu. Wioski
dosyć często tu napotykamy. Stanica Chomiaki leży tuż
pod większą stanicą zwana Siwacza, w której znajduje się
stacya pocztowa, pięć mil odległa od Bohdati. Chaty Si-
li aczy rozrzucone są nad Urowem w około żółtej drewnianej
cerkwi. Chociaż gleba urowska jest urodzajną, kozacy w Si-
vaczy nie są zamożni; chaty mają ubogie, gospodarstwo
liehe. Ludność nawiedzona jest przez chorobę wydęcia
gardła (wola). Ubiór szpetny. Kozak pieszy nosi surducik
bez guzików, zapinający się na haftki. Sukno grube koloru
branatnego, kołnierz i mankiety z takiegoż samego sukna, a
przy nich wypustki czerwone. Spodnie także z czerwonemi
wypustkami zrobione są z szarego, grubego sukna, jakie zwy-
czajnie żołnierze noszą na płaszczach. Czapki wielkie, okrągłe
2 psiem lub niedźwiedziem futrem , podobne bardzo do czer-
kieskich. W takiej czapce zabajkalski kozak ponuro lecz
wojowniczo wygląda. Płaszcze mają zupełnie takie same
jak żołnierze w armii. Oficerowie ich noszą surduciki
z czarnego , cienkiego sukna ; na piersiach mają przy-
eyte z srebrnych tasiem patrontasze, czapki noszą ta-
kież same jak szeregowcy. Według przepisów ubierają
»it kozacy tylko podczas służby; w domu chodzą w chłop-
248
skicli brunatnych siermięgach i w kolorowych kosnh
lach.
Przez stanicę Klucze zbożami obsianą i stanicę Kur-
hanową, gdzie także mieszkają Polacy, przybyłem do stacyi
pocztowej w Ildykanie; ztąd przez małą dolinkę wjecha-
łem znowui na góry, ubrane brzozowemi gajami i kobiercem
wonnych kwiatów. Obok piwonii, niezapominajki, wyki
wierzbówki , spirei i lilii , rosną na tym podnoszącym się i
zapadającym na przemiany gruncie delikatne białe i Role-
to we storczyki (orchis), biały przetacznik (weronica) wysoko
się wznosi nad inne kwiaty; actinospora, kwiat mocnego za-
pachu , właściwy tylko Dauryi , drobniutkie i jak śnieg
białe kwiatuszki umieszczone na wysokiej i cienkiej ło-
dydze pochyla za lada powiewem wiatru; astry pstrzą się
farbą fioletowo - białą ; dyctamnus fraxinella i mnóstwo
k\i'iatów z rodzaju dzwonków odznaczają się pięknemi ko>
lorami.
Góry z drzew ogałacąją się i widoki stają się obszemiejsK.
Przedemną jak iale morza zielone piętrzą się grzbiety i ster-
czące wierzchy; na horyzoncie zaś ciemnieją we mgle ar-
guńskie góry, znajdujące się już w Mongolii. Po ciągłej
puszczy wesoło się wita bezleśną okolicę, bo gdy oko przy-
wykło do ograniczonych widoków, rade pot«ro leci po da-
lekiej przestrzeni , wstrzymane tylko jednym horyzontem.
Kraj w blizkości Nerczyńskiego Zawodu jest bezleśnym, a
ponieważ nigdzie nie widać osad, które się pochowały w głę-
bokich dolinach, kraj więc cały zdaje się być pustynią w tej
porze uzielenioną i ukwieconą, lecz gdy zieloność zszarzeje i
zniknie, wrażenie tej bezludnej okolicy jest nużącem i
smutnem.
Przelecieliśmy prawie przez stanicę Griazna, dalej
przez jedną i drugą górę i już dojeżdżamy do Wielkiego
Nerczyńskiego Zawodu. Pocztylion pędzi w czwał konie,
które pryskają zeschłą ziemią i wytężywszy się jak wiatr
lecą. Ledwo utrzymiJem się w ciasnej budce kibitki i po-
tłukłem sobie głowę, fuderzając się ciągle o deski. Myśla^
łem, że szalona jazda po wybojach i kamieniach wyrruci
249
mnie z kibitki, trzymałem się więc oburącz, niezważając
na ból boków i głowy; szczęściem zjechaliśmy z góry i
njnałem w ciasnej dolinie, między wysokiemi górami
Wielki Nerczyński Zawód, w którym wkrótce przed gościn-
nym domem rodaka stanąłem, winszując sobie, że nie
wstrząsnąłem sobie ani mózgu ani szpiku pacierzowego.
IX.
Połoienie Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu. ~ Pnemysł, rękodsieU i handti
Dauryi. — Wygnańcy polscy w Nercayńakim Zawodzie. — Biblioteka,
kasa, kaplica wygDa&ców. — Panie Grocholska, Sobańska i Bołsanowaka. —
Panie Więckowska, Brynkowa 1 Podlewska. — Niemieckie gasety. —
Cmentars wygnańców w Zawodzie 1 wspomnienie Malczewskiego , liigar«
skiej, Węiyka. Klopfląjsza ł innych zmarłych. — Deportowani Tatany i
Czerklesi.— Tolerancya wSyberyl i w Moskwie.— Wygnańcy moskiewscy. -
Uczeni opisujący Daaryę. — Obserwatoryum magnetyczne. — Szkoły
górnicze. — Ile rocznie kradną urzędnicy w Moskwie? — SkłonnoM ds
uczt. — Statystyka ludności górniczej. — Okoliczne kopalnie. — Tem-
peratura.
Wielki Nerczyński Zawód położony jest na wysokości
2,230 stóp nad poziomem morza, pod 51° 19' szerokością
137° 16' długości geograficznej od Ferro. Ludności ma do
6,000. Wszystkie budynki są drewniane, między niemi głó-
wniej sze: cerkiew, kaplica katolicka, dom naczelnika gór-
nictwa, ratusz z drewnianą dla straży ogniowej wieżą, la-
zaret, koszary i kilka domów prywatnych, a między niemi
dom na górce w ładnym ogródku, nazywany przez wygnań-
ców hotelem litewskim, wystawiony przez wygnańców Wła-
dysława i Katarzynę Rabcewiczów. Kilkanaście ulic, z któ-
rych jedna nosi nazwisko Polskiej, rozrzucone są na pochy-
łościach gór. Patrząc na nie ze spiczastych okalających osadę
szczytów, Nerczyński Zawód przedstawia się malowniczo
jako obszerne miasto.
Na rynku skupia się cały handel Zawodu. Jedną jego
stronę zajmuje rzęd murowanych sklepów, z których kilka
tylko jest otwartych, inne zawsze są zamknięte. W środka
251
rynka stoją kramarskie budki z piernikami, igłami i z rói-
nemi drobiazgami. Wszystkie wyroby tu sprzedawane spro-
wadzone są idbo z Moskwy, z Chin albo też z Polski Prze-
mysł w Dauryi nie rozwinął się dotąd. Prócz hut górniczych,
jednej huty szklannej, kilka garbami i mydłami przez Pola-
ków zi^oźonej, niema tu żadnych fabryk. Rękodzieła także
nie kwitną. Kilku krawców, szewców, stolarzy, pomiędzy
którymi są wygnańcy z Polski, wystarczają zupełnie potrzebie
okolturowanej ludności. Człowiek przyzwyczajony do euro-
pejskiego komfortu i sposobu życia, narażony jest w Dauryi
na wielkie wydatki, bo towary z daleka sprowadzane, sprze-
dawane są za podwójną a nawet potrójną swoją wartość.
Cokier przywożą z Moskwy i z polskich fabryk Ukrainy : funt
kosztuje tutaj 3 złp. 10 gr. lub 4 złp., a w odleglejszych
miejscach funt kosztuje 5 złp. a nawet 6 złp. 20 gr. Z Chin
sprowadzają lodowaty cukier (lediniec) brudnego, żółtego
koloru, nieczysty lecz słodki; funt kosztcge 2 złp. 26 gr.
W ostatnich czasach pokazał się u tutejszych kupców cukier
smerykański, po wiele niższych cenach lecz gorszego od eu-
ropejskiego gatunku. Trzeba się spodziewać, że ustalająca
ńc żegluga na Amurze i zawiązujące się handlowe stosunki
z Ameryką zniżą cenę towarów, a wyroby amerykańsko-
angielskie wypangą z tutejszych rynków wyroby fabryk sta-
łego l^u Europy. Funt suszonych śliwek ko8zt^je 4 złp.;
ftmt rodzynków, migdałów 5 złp.; butelka szampańskiego
wina kosztuje 33 złp. 10 gr., a nawet 40 złp. Ryż i jagły
są tańsze, bo je z Chin sprowadzają. Tytuń mongolski wcale
dobry i chiński lekki niewystarcza potrzebie, moskiewski zaś
dva razy jest droższy jak w Moskwie. Buty zwane petersbur-
skiemi źle szyte kosztują najmniej 33 złp. 10 gr., warszawskie
eleganckie są o wiele drolsze. Buty kungurskie z grubej,
mocnej skóry, ale także źle szyte kosztują od 15 do 20 złp.
Płótna sprowadzają z Niemiec i z Polski, sukna z fabryk
dawniej królestwa polskiego, a teraz z fabryk litewskich i
moskiewskich; cena ich, jako i cena jedwabnych materyj,
perkalików jest bardzo wysoka. Bielizna i ubiór, sprowadzane
pocztą przez wygnańców z Warszawy, mniej koszti^ye niż
zprawLone na miejscu. Sprzedają w tutejszych handlach wy-
252
roby jedwabne chińskie, wybornego gatunku, ale drogie.
Futra, pomimo* tego, ie Syberya jest ojczyzną futer, nie 8%
wcaie tanie. Drogość ich pochodzi ztąd, że Syberyacy nie
umiej% ich wyprawiać, a dobrych kuśnierzy jest zupełny
brak. Mąki pszennej w dobrym gatunku kosztuje pud 20 z)p.;
pośledniejszych gatunków pud płacą 13 złp. 10 gr. i po
6 zip. 20 gr. Rżana mąka jest tanią, pud kosztuje 2 złp.,
a nawet 1 złp. 10 gr. Kasza jęczmienna i tatarczana również
jest tanią. Mleka w stepowych okolicach obfitość wielka,
w okolicach górzystych i leśnych jest droższe. Zimą sprze-
dają zamrożone mleko funtami: funt kosztuje 4 i 5 gr. a
w Szyłce zimą, a szczególniej na wiosnę za funt żądają 8 gr.
i 12 gr. Latem w wielu miejscach nie produkujących bydła,
a do których dostawa jest trudną, jedzą zasolone mięso^
zimą zaś zamrożone. O świnie jest trudno, bo tutejsi Sybe-
ryacy mało hodują nierogacizny. Rzeźników i piekarzy
z profesyi wcale nie masz, każdy gospodarz jest rzeźnikiem,
a gospodyni piekarką. W krajach nieucywilizowanych pracą
ludzie nie podzielili się i człowiek musi być wszystkim i
wszysl^e rzemiosła po trosze posiadać. Tak jest i tutaj:
Syberyak wszystko umie zrobić, ale niedokładnie. Ażeby
prowadzić handel lub rzemiosło, nie potrzeba konsensu i ter-
minowania, i to jest dobrze, bo praca nieograniczona, hoj-
niej wynagradza i wabi więcej ludzi. Arguń dostarcza dużo
ryb, lecz w handlu nie wiele ich widać i nie są tanie. Bory
pełne są zwierzyny, lecz jej na targach nie sprzedają.
Ogromne stada jarząbków, cietrzewi, dzikich kaczek i gcei
dostarczają wybornego i delikatnego mięsa, ale ażeby go
dostać trzeba u t rzym yw ać myśliwego lub też samemu trudnić
się myśliwstwem. Funt sarniny kosztuje 6 gr. lub też 3 gr.
Drzew owocowych w Danryi zupełnie nie ma. W handlu
pokazują się jabłka chińskie zamrożone; cytryn, pomarańcz^
winogron kupcy dauryjscy wcale nie sprowadzają. Ponieważ
wspomniałem o zamrożonych owocach, nie od rzeczy będzie
dodać, iż w Syberyi nawet gotowane pokarmy na długi
czas zamrażają. Odegrzane są tak smaczne jak i świeżo
ugotowane. Pilmeny czyli pirożki z mięsem, podobne
do litewskich kołdunów, w zmarzłej postaci wożą z sobą
253
w dalekie podróże i odegrzawszy na noclegu lub popasie
karmią się nieniL W dawnych czasach i u nas w Polsce był
zwyczaj zamrażania pokarmów. Dopóki karczmy nie zrobiły
zbytecznem zaopatrywania się na drogę we wszystkie wik-
tuały, szlachcic wiózł z sobą faskę zamrożonego bigosu, który
odegrzywał na popasie i smaczno zajadał.
Drukami i księgami niema w Dauryi ani jednej. Mala-
nów jest zupełny brak. Czasami napotkać można między
zesłanymi umiejącego malować lub też malarza bohomaza
tutejszego, malejącego świętych do cerkwi i dla chłopów.
Kupcy prędko przychodzą do zamożności i bogactw, bo za-
rabiają zawsze grosz na groszu. Trzeba się z nimi więcąj
targować niż z żydami u nas i połowę im dawać tej ceny,
którą podają. Tutejszy kupiec jest leniwy i opryskliwy,
pełen pretensyi do cywilizacyi i ogłady europejskiej, niesu-
mienny i niegrzeczny; niema też giętkości, którą odznaczają
się nasi żydzi. Prędzej jeszcze niż na handlu, robią tu ma-
jątki na dostawach, liwemnkach (podriadach) skarbowych;
lecz jak prędko i łatwo przychodzą te bogactwa, tak też
prędko i łatwo giną. O kredyt bardzo jest łatwo i ta oko-
liczność sprawia, iż wiele osób, nic nie mając prócz kredytu,
przedsiębierze znaczne spekulacye, które albo odrazu wzbo-
gacają, albo też odrazu mjnują. We wsiach znajdują się
kupcy łokciowych towarów i zdzierają z wieśniaków znaczne
pieniądze. Sprzedaż we wsiach polega także na kredycie,^
albo na wymianie towarów na zboże, konopie i t. p.
Chociaż ułatwiony kredyt sprzyja zwykle handlowi i roz-
vinięciii się przemysłu, w Dauryi jednak przemysłu prawie
wcale siema a handel jest cząstkowy i mały, lecz ma wielką
przyszłość z otwarciem żeglugi do oceanu Wielkiego.
Wracamy do opisania Zawodu. Zatrzymaliśmy się przy
budkach kramarskich, od nich zwróciwszy się na lewo drogą
pod górę, wejdziemy .na ulicę Polską, przy której mieszka
kilku wygnańców polskich. Obecnie mieszkają w Zawodzie
następujący wygnańcy polityczni polscy: Antoni Józef
Beaupre, z Krzemieńca, uczeń Jędrzeja Sniadeddego, doktor
medycyny, za czynny udział w związku Konarskiego Szymona
aresztowany i w Krowie skazany na powieszenie. Już pod
254
stryczkiem oznajmiono mu (1838. roku), że karę śmierci zi-
mienił car na wygnanie do kopalni nerczyńskich. Piotr
Borowski) z Wołynia, nauczyciel, za udział w związku Ko-
narskiego skazaoy na powieszenie, z pod szubienicy wy-
wieziony do kopalni; Karol Podlewski, z krakowskiego
uniwersyte()u, bity okropnie w czasie indagacyi w cytadeli
w Warszawie; Aleksander Krajewski, rodem z Warszawy,
urzędnik pocztowy, i Antoni Wałecki, z Lubelskiego, uczń
wileńskiej akademii, pobity i odrapany przez ks. Trubeckiego,
wszyscy trzej z cytadeli warszawskiej posłani do kopsloi
nerczyńskich za udział w Stowarzyszeniu ludu polskiego, założo-
nego przez A. Wężyka i G. Erenberga w Warszawie, a będą-
cego odnogą wielkiego związku Konarskiego ;Józef Wałecki,
brat poprzedniego, za udział w Stowarzyszeniu ludu polskiego,
za emigracyę, za czynności emisaryusza, udział w Związki
demokratycznym 1846. roku, za czynny udział w powataoin
wielkopolskiem 1848. roku, gdzie był znany pod nazwiskiem
Pozorskiego, wydany przez Prusaków, z cytadeli poriasy
w 18dd. roku do kopalni; Zygmunt Wałecki, za udiiał
w Związku demokratycznym w 1846. roku okropnie w cytsr
deli mordowany, przysłany w 1848. roku na szeregowca do
wojska w Nerczyńsku. Trzej bracia Wałeccy, prześladowała
wraz z siostrą Konstancyą za sprawę ojczystą, są synaisi
zasłużonego i w boju i w radzie Karola z Lubelskiego, któ^
wiele pracował i cierpiał i w późnej starości powszechnie
szanowany, niemogąc doczekać się na powrót z wygnania
synów swoich umarł w smutku i tęsknocie. Władysław
Więckowski, prawnik, syn obywatela z Piotrkowskiego, i
Gerwazy Gzowski, rodem z Pułtuskiego, prawnik takie,
obydwaj za utworzenie na gruzach Stowarzyszenia ludu pol-
skiego nowego związku i przewodniczenie jemu: związ^
odkryto w Warszawie w 1843. roku, Więckowski i Gzowski
z cytadeli posłani do kopalni nerczyńskich na lat 20; Jerz^f
Brynk, z Litwy, powstaniec 1831. roku, za udział w związku
Szymona Konarskiego, przez którego był szanowanym, i>o-
słany z Wilna do kopalni; Henryk Golejewski, z Podoła
chlubnie odznaczył się jako oficer wojsk polskich w 1831. roka^
emigrant, z Anglii przybył do kraju jako emisaryusz w 1840. r.
255
aresztowany i z Kijowa posłany do kopalni; Ignacy Pióro,
prawnik, za należenie w Warszawie do związku 1845. roku
przysłany na osiedlenie; Władysław Lucy, z Lubelskiego,
przysłany w młodym bardzo wieku w 1844. roku do kopalni;
Ksiądz Feliks Zieliński, kanonik i proboszcz w Kołkach
na Wołyniu, za udzii^ w związku Konarskiego z Kijowa
przysłany do kopalni; Michał Mirecki, za powstanie sie-
dleckie w 1846. roku skazany na powieszenie a potem do
kopalni; Ludwik Uklejewski, z Litwy, za udział w Związku
młodzieży litewskiej 1849. roku otrzymid 1,000 kijów w arse-
nale w Wilnie i posłany do kopalni; Henryk Skórzewski,
z Lubelskiego, za udział w związku księdza Ściegennego 1844.
roku do kopalni; Wacław Orzeszko, z pińskiego powiatu,
za związek Konarskiego; Dowiat Jerzy, z Szawelskiego, za
powstanie 1831. roku do kopalni; Antoni Przybylski,
garncarz, za powstanie 1831. roku; Władysław Choło-
dowski i Józef Dąbrowski, młodzież z Augustowskiego,
za zamiar odbicia rekrutów i ucieczki z nimi do Turcyi,
otrzymali po 800 kijów w Modlinie i w 1856. roku przysłani
do kopalni ;Mikołaj Anisimowicz, włościanin z miasteczka
Krynki z Białostockiego, za powstanie 1831. roku a miano-
wicie za bitwy z Moskalami w oddziale akademików wileń-
skich; Józef Bomb iński, z Krakowskiego, żołnierz po-
wstania 1831. roku, posłany do wojska, a za sprawę omską
w 1837. roku obity kijami i posłany do kopalni; Józef
Landsberg, z Litwy, za powstanie 1831. roku; Wincenty
Linkiewicz, szewc z Wilna, za Związek młodzieży litew-
skiej 1849. roku obity w arsenale (2,000) kijami i posłany
do kopalni; Michał" Żyd ej ko, ze Żmudzi, starzec, jeniec
z 1612. roku; Antoni Bogusz, z Łęczyckiego, za powstanie
wielkopolskie w 1848. roku, w 1859. roku posłany do ko-
palni; Aleksander Moszyński, z Litwy, emigrant; Bal-
tazar Sn sio, włościanin z Krajnego pod Kielcami, za sprawę
kńędza Ściegennego, obity kijami i posłany do kopalni.
Nerczyński Zawód jest głównym punktem i najważniej-
szym wygnaństwa polskiego w Syberyi, a możnaby go nazwać
stolicą wygnańców zabajkalskich. Z dalekich stron spieszą
wygnańcy zobaczyć się tu z kolegami, a na Boże Narodzenie
256
i Wielkanoc sgromadsąi% się dla wspólnego obchodu tyek
świąt według zwyczaj a narodowego i dla naradzenia się nad
potrzebami wygnaństwa. Z kasy, w której zawsze jest Idlka
tysięcy rubli, a która składa się ze składek wygnańców^
biorą wsparcie starcy, chorzy, lub zostający bez zatrodnie*
nia. Kasa daje także pożyczki i przez to pomaga w wyna-
lezieniu sposobu do życia. Biblioteka wygnańców nerciyń-
skich powstała ź funduszów i ofiar wygnańców, ma pnesiio
3,000 tomów. Ona na tern dalekiem wygnaniu daje nie jeda^
pociechę sercu i niepozwaU zdziczeć umysłom* WząjeisDi
.pomoc i wzajenma kontrola uorganizowały wygnańoóVł
ułatw^iły życie, uratowały godność, podniosły umysły i spra-
wiły, iż wygnaństwo polskie ma tutaj nieograniczony kredyt,
wiarę i szacunek — szacunek, który się wyraża w postępowanio.
2 nimi łagodnem i względnem władz i szukaniu z nimi han-
dlowych, towarzyskich i innych stosunków tutejszej ludnoad
Zaprawdę, pocieszający to i wspaniały widok tych lodzi
pozbawionych praw, skazanych na tęsknotę, nędzę i kąj*
dany, a panujących moralnie nad społeczeństwem, wśród
którego przebywają, i zasiewających pomiędzy nimi ziana
prawdziwej cywilizacyil
W ulicy ciągnącej się za domem zarządu górniczego jei
probostwo i kaplica katolicka. Maleńka ta kapliczka wy-
starcza dla wiernych znajdiyących się w Zawodzie. W ótiam
jest Mika niezłych obrazów; niektóre jak i część fundusEÓw
na budowę kaplicy i niejedna książka i gazeta do biblio-
teki nadesłane zostały przez wielce szanowną Ksawerę Gro-
cholską z Podola, która jako prawdziwa Polka i chne
ścianka troskliwie opiekowała się rodakami, których wróg
rzucił w krainę wygnania, i przez długi czas pamiętała o ick
potrzebach materyalnych i duchownych. Za tę opiekę, a
te wzniosłe uczucia i piękne postępki, car Mikołaj aresztował
Grocholską i skazał na wygnanie do Jarosławia, gdzie opie-
kując się Polakami wziętymi do tam konsystującego batalioną
kilka lat przebyła. W opiece zaś i w korespondencyi z wy-
gnańcami zastąpiła ją Róża z Łubieńskich Sobańska i j^
sekretarka i pomocnica panna Tekla Bołzanowska. Obrai
Chrystusa na krzyżu przypomina wygnańcom świętość i
257
eierpienia, które Daaladować powinni. W kaplicy znajd^jl|
się mi^e organki, na których w święta brzmi katolicka mu-
syka i pieśni narodowo*religijne.
Dnia 13. lipca byłem w kaplicy na sumie, która uobec-
niając dawno niewidziane obrządki, przeje duszę moją roz-
newnieniem i gorącą modlitwą. Gromadka wiernych, wy-
nosząca przeszło 30 osób, zapełniła świątyńkę; w liczbie tej
tnajdowały się zacne i pełne poświęcenia Polki. Eazimira
^Winnickich Więckowska, siostra Winnickiego, zastrze-
lonego w czasie wyprawy emisaryuszów w Kaliszu, a narze-
czona wygnańca w Nerczyńsku, z małym fiindusikiem puściła
się w niebezpieczną i daleką podróż, przybyła szczęśliwie do
Zawodu i tu połączyła się z Władysławem Więckowskim;
dzisiaj dom jej skupia kolegów męża i uprz^emnia smutne
i jednostajne dni wygnania. Kazimira B rynkowa, gdy
aresztowali jej męża Jerzego w sprawie Konarskiego, była
pociechą więźniów, a zostawszy sama z pięciorgiem dzieci,
pncą i staraniem swojem dała im edukacyę i wspierała
jeszcze biedniejszych od siebie. Gdy już dzieci dorosły, wy-
dała jedną córkę za mąż za syna Ewy Felińskiej , drugą zo-
stawiła w domu zacnych przyjaciół swoich u państwa Zub-
ków na Białorusi, a synowi jednemu zabezpieczywszy kawałek
dileba, z drugą córką i drugim synem pojechała na wygnanie
riodzić los męża tyle lat niewidzianego. Zacna, światła, wy-
kształcona, pełna słodyczy jest dla wszystkich wygnańców
osłodą i pociechą. Córkę Józefę wydała za mąż za wy-
gnańca Karola Podlewskiego. Tak więc w Nerczyńskim Za-
wodzie są trzy domy polskie. Obyczaj narodowy, gościn-
ność i wdzięk przyjęcia, którym się zawsze odznaczają Polki,
aprzejmość, szczerość i światło, uradowały serce stęsknione,
zostawiły w niem najmilsze wspomnienia. Wiadomości i po-
głoski, że wielu z wygnańców oczekuje powrót do Polski,
oweseliły oblicza wszystkich. Ten, kto nigdy na zawsze nie
był oddalonym z kraju rodzinnego, niepojmie radości, jaką
sprawia najmniejszy promyk obieci^jący ujrzenie ukochanej
ziemi; nie pojmie i nie obejmie obszernych marzeń i bicia
serca, które wiele lat pragnęło.
Wieczorem wróciłem do swego mieszkania, gdzie przeczy-
GiŁŁBS, Opistnie. I. 17
258
tanę gazety zatarły we mnie radość sprawioną przez pogłoskę
powrotu. Czytam bowiem w Allgemeine Zeitnng, ze Niemcy
w Krakowie wypędzili język polski z wszechnicy i z urzę-
dów, ie jak zapowiada, rozumie się fałszywie, korespondent
tej gazety, za lat kilkadziesiąt Kraków będzie niemieckiem
miastem, i podle rozumuje nad potrzebą wynarodowienia
Polaków. Smutna dalej wiadomość o ucisku polskości w Po-
znaniu przez Putkamera i Niemców, o głodzie, o germanizo-
waniu, kupowaniu przez Niemców naszych majątków i tem
wytrwałem, zbrodniczem dążeniu do zatarcia i zamordowania
naszcrj narodowości, zwróciły myśl moją do .potrzeb kraju, a
mianowicie też do rozumnego prowadzenia i zarządzenia na-
szych gospodarstw materyalnych i moralnych, które wzmocai
i da siłę do zatamowania drogri u siebie i wszędzie pełza-
jącym Niemcom i zatruwającym narody podbite.
Pogoda sprzyjała wycieczkom moim i przechadzkom po
Zawodzie. Poszedłem odwiedzić umarłych, a mieszkańcy
tymczasem spieszyli do gaju, w którym naczelnik Rozgildiejew
urządził spacery z muzyką na wzór spacerów publicznydi
w Europie. Kobiety wyelegantowane bez gustu pokazigą na
ulicy swoje wdzięki i ubrania, a każda jest ubrana z pre-
tensyą i starannie wypstrzona. Najbiedniejsza Syberyaccka
posiada przynajmniej kilka jaskrawych i jasnych sukien ; każda
woli obejść się bez chleba niż bez eleganckiej sukni.
Rzeczka Ałtacza dzieli Zawód ua dwie połowy. W drogiej
połowie, do której dążę, stoi cerkiew, koszary, kilkadziesiąt
chat, a za niemi na pochyłości góry znajduje się cmentarz.
Jest to miejsce ustronne, zapełnione krzyżami i krzyżykami
z szerokim widokiem na góry i miasteczko. O kilka kroków
od cmentarza moskiewskiego jest cmentarz polski ogrodzony
sztachetami i porządnie przez wygrnauców utrzymany. ]tfo>
giły wygnańców godne są pamięci i poszanowania rodaków,
tym więcąj mogiły wygnańców rzeczywiście zasłużonych kra-
jowi Jeden grób kryje zwłoki Franciszka Malczew-
skiego. Imię jego związane jest z wspomnieniem wielkiego
dnia 29. listopada 1830. roku. On to, kiedy Wysocki w po-
'chodzie swoim od Łazienek ucierał się z jazdą, poprowadzi}
batalion saperów, w którym był podporucznikiem, do arsenaln.
259
stoczył z Moskalami walkę i głównie przyczynił się do zdo-
tyda arseniJa. Dzielna jego i innych pomoc sprawiła, it
powstanie rozpoczęte przez szkołę podchorążych, zostało
dokonane i powodzeniem uwieńczone. Malczewski w oznaczonej
gfodzłnie kazał w koszarach nderzyó na trwogę, a gdy bata-
lion zebrał się i uszykował, stanął na jego czele i nie wiele
mówiąc poprowadził do boju. Pułkownik, który nie był
wtajemniczony w plan powstania, domyśliwszy się o co idzie,
z bojafnią zapytał Malczewskiego : «Co robisz podporuczniku?
Co zamyślasz? niewiesz na co się narażasz ?» «Na służbę pro-
wadzę batalion, panie pułkowniku !» odpowiedział Malczewski.
A gdy pułkownik kazał się saperom cofnąć do koszar, Mal-
czewski aresztował go i poprowadził żołnierzy do zwycięztwa.
Niemam zamiaru opisywać szczegółów powszechnie znanych;
nadmienię tylko, że udział Malczewskiego w powstaniu 29. li-
itopada był stanowczy, że rolę swoją mężnie i chlubnie speł-
ni i że chwała, jaka Usznie otacza imiona, które wywołały
pamiętne powstanie, otacza także blaskiem swoim i wojo-
wnika, nad którego mogiłą obecnie znajdcgę się. Malczewski
^1 jednym z najwaleczniejszych oficerów naszej armii.
W kampanii 1831. roku odznaczył się w wielu bitwach a
w końcu jej był dopiero majorem. Głównodowodzący nie
oeeniali jak się należy mężów 29. listopada i do wyższych
itopni musieli dobrać się udziałem w wielu potyczkach. Bez-
interesowni , bez ambicyi , po dokonaniu bohaterskiego
^Deła rozpoczęcia powstania, widzimy ich na dawnych mi^-
Kach, pełniących dawne obowiązki. Odyby mieli cokolwiek
więcej ambicyi, stanęliby na czele rządu i wojska i na tern
lyskaćby tylko mogła rewolucya; lecz oni żadnej zasługi nie-
przypisywali sobie i weszli w karby posłuszeństwa jenerałom,
którzy cnoty, męztwa i doniodości ich czynów ocenić nie
omieli. Skromność ich rzuca piękne światło na charaktery,
ozacnia wspomnienie ich imion, lecz wolno nam wypowiedzieć
abolewanie nad nią, gdyż w 8 trz> ' m ała ich od przewodniczenia
^elu przez nich rozpoczętemu i oddała kierownictwo re-
wolncyi ludziom, którzy jej nierozumieli. Mniej skromności
ft więcej ambicyi w tych mężach, a nie mielibyśmy dyktatora
Chlopickiego i jenerałów, którzy źle sprawę rozwijali i pro-
17*
260
wadzili. Okryci krwi% i kurzem bitew Wysocki i Malczewiki
wzięci zostali do niewoli i po wejściu Moskali do Warsiswy
osadzeni w więzieniu u Karmelitów , gdzie przeszło trzy lata
trzymani, doczel^ali si§ w tych smutnych miejscach Arion
Zawiszy. Badanie, samotność i cierpienia wicńenia niah-
mały energii naszych wojowników. Skazano ich na powie*
szenie, ale obiecano darować życie, jeżeli ukorzą się pned
carem i prośby o łaskę do niego napisze Pomimo odm-
cenią propozycyi pisania prośby, Wysocki i Malczewski m^
zostali powieszeni, a car wyrok śmierci zamienił na nieni
cięższy wyrok wygnania i robót w Syberyi. Przysłano ich
na roboty w gorzelni yr Aleksandrowiricu pod Irkuddeo.
Tutaj pod przewodnictwem Wysockiego postanowili Pobcj
wygnani opuścić to miejsce pobytu i uciec z SyberyL ZniK
nam już koleje tego przedsięwzięcia i wiadomo, że i Malczewski
do niego należał. Zdradzeni, i^ęci zostali na wyspie Angai;
i osadzeni w więzieniu w Irkucku. Wyroki wypadły sorowt,
pomiędzy innymi major Malczewski przykuty został do taoki,
otrzymał kilkaset rózg chłosty i został posłany z Wysockin
do srebrnej kopalni w Akatui.
Osadzeni w więzieniu, chodzili z niego okuci na cięikte
roboty w górze, osładzając przykrą dolę wspomnieniem a
nawet i nadzieją. Gdy tak zamknięci siedzą w więzienia,
koledzy ich w innych kopalniach zostający, ale nie zamknięci
w więzieniu, zmówili się, żeby Wysockiego odbić i uwolnić
z więzienia, a potem z nim i z Malczewskim popróbowić
jeszcze raz ucieczki. Nędza, w jakiej zostawali, niepozwolib
im wykonać swoich zamiarów. Potrzeba było pieniędzy, a
nie było ich zkąd wziąźć, postanowili więc tej potrzebie ai-
radzić przez sfabrykowanie kilku asygnat Nierozpoczęli jesioe
roboty, a zamiar ich został przez jaJdegoś cudzoziemca, zdaje
się, że Szweda, zdradzony i ci szlachetni obrońcy Wysockiego
byli aresztowani i skazani na knuty i piętnowanie ( 1840. roka).
Na szafocie w Nerczyńskim Zawodzie Wincenty Chłopicki i
S. Brono wski otrzymali po 10 knutów, a H. Weber nwolnit
się od nich przez pchnięcie się nożem przed szafotem-
Wkrótce jednak trudne położenie więźniów zmieniło się na
lepsze. Wysockiemu pozwolono mieszkać we wsi i chodak
261
bjl na liście katorźnych, mógł zająć się gospodarstwem i
mydlarnią. W domu, który sobie wystawił y^ Akatui,
mieszkał z nim Wincenty Ghłopioki i Malczewski, gdzie sami,
dając gościnne przytnlisko nowo przybywającym wyg^^ańcom,
pracowali na kawc^ek chleba. Dwaj przyjaciele, Wysocki i
Malczewski, pomimo lat i cierpień, które ich pochyliły, pra-
cowali też i umysłowo. Czytali, kształcili się i wzbogacali
eiągle umysły swoje wiadomościami. Tak płynęły lata. Mal-
ciewski zachorował, a dla leczenia się przeniósł się z Akatui
do Nerczyńskiego Zawodu, gdzie w domu doktora Beaupró,
doenając czułych i troskliwych starań i pomocy ze strony
kolegów, wyzionął ducha, pełen wiary w żywotność i przy-
sstość Polski. Więckowski , który dla tego , żeby zachować
wizerunki kolegów, sam, bez nauczycieli, żelazną pracą,
oaoczył się rysować i jako tako malować, już po śmierci
zdj^ portret Malczewskiego. Malczewski był wysokiego
wzrostu, szczupły, włosy blond w rudawe wpadające, lubił
porządek, akuratność i odznaczał się powagą. Charakter
dzielny, szlachetny i skromny, wola pewna a chęć nie-
dnnana, do końca miał ducha wojownika, patryoty,
łtóry nie wyrazami, lecz czynami mierzy swoje życie, dla
którego obowiązek względem ojczyzny jest wszystkiem. Służbę
wojskową znał doskonale i posiadał wyższe od niejednego
M swoich rewolucyjnych kolegów wykształcenie. Zestarzał
•ic, a jednak nie przestał spodziewać się, że jeszcze wróci
do Polaki. Ciągle marzył o powrocie, a gdy mu termin
fobót w kopalniach (lat 18) wyszedł, podał notę do rządu,
w której odwołując się do brzmienia wyroku i praw w Polsce
obowiązujących, żądał pozwolenia powrotu do kraju. Odpo-
wiedź odmowna i nieprawna nadeszła, ale już po jego śmierci.
Zwłoki szacowne odnieśli koledzy na swoich barkach na cmen-
tnz, a miejsce jego spoczynku uwiecznili kamieniem dolo-
mitowym.
Zmarł daleki od ojców ziemi, ale zawsze blizki naszych
ierc i pamięci.
Napis na blasze w kościele nerczyóskim, pamięci jego
poświęcony, jest taki: ^Franciszek Malczewski, rodem z Białej
Kosi Major b. Wojsk Polskich. Za udział w powstaniu
262
29. listopada 1830. roku do kopalni skasany. Umari w Ner
czyńskim Zawodzie 8. lutego lSd2. roku.)»
Obok dzielnego wojovniika i żołnierza spoczywa pod
czarnym krzyżem niewieście ciało, w którem zacna dusza pne
mieszkiwi^a z świ§t% zdolnością poświęcania się. Albina
z Wiszniewskich Migurska urodziła się w Pamowcach
Zielonych w czortkowskim cyrkule. Tam i we Lwowie, gdac
hjhk na pensyi, spędziła swoją młodość. Ojciec jej Madą
Prus Wiszniowski nieodznaczał się ani mocą charakteni, ani
też siłą uczuć patryotycznych. Matka, Tekla z Szawłowakii^
odumarła Albinę w dziecinnym wieku. Brat Albiny Antoni
walczył w 1831. roku; siostrze jej było imię Wincentyna. Al-
bina poznała Wincentego Migurskiego w Sidorowie a państwa
Korytowskich, gdzie po ucieczce z Laszek Murowanych z pod
Lwowa schronił się. W Laszkach u państwa Ulatowsldi^
bawiło kilku emisaryuszów w 1833. roku. Pewnego ranka o
świcie przyjechali urzędnicy i wojsko dla zrewidowania doma
Ulatowskich. Było tam podówczas aż trzech emisaiynsrów.
W największej obawie o los swoich gości, młoda i ślicna
gospodyni domu Tekla Ulatowska zdążyła przed wejscaeB
policyi sprowadzić emisaryuszów do swojcg sypialni i dwon,
Migurskiemu i Twemickiemu , kazała się na łóżku swojem i
męża położyć, nakryła ich materacami i sama na jednem
położyła się, a na drugiem spoczęła Aniela Ulatowska, eioetn
jej męża; trzeciego emisaryusza Hankiewicza pod łóżkiem
schowała. Wszystko to w kilka zaledwo chwil było wyko*
nane; policya brutalska, nieszanując sypialni kobiet, wenla
do niej i zażądała, ażeby panie wstały i pozwoliły łóżka i pokój
zrewidować. Ulatowska energicznie oparła się żądania i sta-
nowczo wyszekła, że dopóki policya z pokoju, nie wyjdńe,
dopóty ona z łóżka nie powstanie. Policya wydaliła się do
innych pokojów, a strwożona gospodyni podniósłszy materace.
pokazała zagrożonym przez policyę małe okienko pod su-
fitem. Hankiewicz schował się w kanapę w sali stojącą*
Migurski zaś i Twemicki przez okno usiłowali zemknąć. Kie-
mogąc wdrapać się tak wysoko, byliby niezawodnie schwy-
tani, ale słaba kobieta z nadludzką siłą uchwyciwszy jednio
i drugiego za nogi, podsadziła do okna, przez które azca^
263
śliwie zemknęli. Kiewiedząc, co się zrobiło z trzecim, i nie
mogąc go wynaleźć na prędce, mszyła Ulatowska z miejsca
ogromną szafę, zasunęła nią okienko a zarzuciwszy nocny
szlafroczek, otworzyła policyi pokój sypialny. Nikogo w nim
nieznaleźli, lecz w sali z kanapy wydobyli 'z wielkiem zdzi-
wieniem i zmartwieniem Ulatowskiej Hankiewicza i zawieźli
go do Lwowa. Opisaliśmy szczegółowo te sceny, żeby obe-
znać czytelników z pięknym charakterem i wspaniałem uspo-
lobieniem młodej Polki, której ukochany przez nią mąż Eu-
geniusz Ulatowski, aresztowany za przytułek dawany rodakom
i udział w związku , zmarł w więzieniu Iwowskiem.
Takim sposobem ocalony Migurski przybył do Sidorowa,
gdzie poznał Albinę. Następnie w domu jej ojca w Paniow-
cacb znalazł przytułek i rok przeszło chroniąc się w tej oko-
licy, pozyskał serce jednej z najzacniejszych Polek. Albina
czoła, dobroczynna, wykształcona, poważna, była egzalto-
waną patryotką i Migurskiego, którego widziała otoczonego
dągłemi niebezpieczeństwami, całą swą duszą pokochała.
Położenie jego obndzało w niej tysiące cierpień, które mężnie
nosiła. Raz policya przybyła rewidować dom paniowiecki.
Migurski już w ostatniej chwili schronił się w komin i tam
szczęśliwie przebył rewizyę. Ileż to boleści targało serce
czułej i wzniosłej kochanki -patryotki, ileż to radości i słod-
kiej pociechy doznała, gdy po wyjechaniu komisarza zoba-
czyła ukochanego, którego, chociaż był niższym od niej co
do wykształcenia, kochała aż do najwyższego dlań poświę-
cenia się I
Odebrawszy instrukcyę i rozkaz od majora Święcickiego
w lutym w 1835. roku, Migurski w charakterze emisarynsza,
pod nazwiskiem brata Albiny Antoniego, pojechał do Kró-
lestwa. Pod Sandomierzem zajechi^ do wsi Rzeczyca Mokra,
gdzie się urodził i wychował i gdzie spodziewał się zastać
twoich rodziców. Nie było" ich tam, bo rząd skonfiskował
cjcu wieś za to, że czterej jego synowie walczyli w szere-
pch polskich i razem z wojskiem emigrowali do Franoyi.
Stary ojciec Walenty Migurski podówczas mający lat około
80 i o kilkanaście lat młodsza jego żona, z jedynem dziecię-
ciem, jakie im pozostało, 18-letnią Rafaliną mieszkali w San-
264
domierztt około katedry i w osierocenia i w smutku oczeki-
wali śmierci. Tu ich niespodzianie odwiedził jeden z synów
znany nam Wincenty. Radość, jak% staruszkowie przejęci
byli, wkrótce skończyć się miała. Syn musiał jechać dalg i
po dwudniowym pobycie w rodzicielskim domu udał się do
Radomia, gdzie czwartego dnia po przebyciu Wisły zoelil
aresztowanym i odesłanym do cytadeli w War8za¥ne. Totsj
szpieg przybyły z Francyi wydał prawdziwe nazwisko Mi-
gurskiego, a on, wiemy instrukcyi, niemogrąc się otroć,
zadał sobie scyzorykiem sześć ran, z których wyleczeni,
odesłanym został do wcjska moskiewskiego na szeregofci
w Uralsku w orenburskim kraju.
Niewiadomość i obawy o losie kochanka, a następni*
okropna pewność o jego aresztowaniu, wstrząsły czuł% diutf
Albiny. Nie będę opisywaniem znieważać jej boleści h
wiem tylko, źe ta kobieta, która niechciała w domu zalnf
mywać kochanka, gdy szło o sprawę narodu, przez cały otf
podróży i więzienia Wincentego była rzeczywista męczennica
Pisała do krewnych kochanka, do komendanta cytadeli, pf
tając o życie i zdrowie jego. Chciała jechać, podzielać z
jego los, pilnować go i chronić od prześladowań. H^
wiedziała się wreszcie, że starego ojca, za gościnność dtff
synowi, ukarano kilkunastodniowym aresztem, a syn jegf
w Uralsku przebywa, i powzięła natychmiast zamiar jechsoii
do Uralska, żeby, jak pisała, przyczynić się do jego epoks^
ności i pomyślności, wyrzekając się wszystkiego dla szcz{
kochanka, w którym przedewszystkiem widziała prześlado*
wanego za ojczystą sprawę patryotę. Kiezważała na odn*
dzanie wszystkich jej życzliwych i krewnych, na niebezpi^
czeństwo <^ekiej podróży, na smutną przyszłość, jakiej ^
spodziewać mogła, gdy zostanie żoną żołnierza moskiewskiegOr
i pojechała do Uralska, gdzie połączyła się ślubnym węsł^*
z Wincentym Migurskim i była mu rzeczywistą osłodą i gwiaedi
kierowniczką w smutnej nocy niewoli. Szanowali ją po>
wszechnic, nawet wrogowie. Dał im Bóg dwoje dzieci,
które wnet zabrał, dotknąwszy głęboko serce Albiny. Tę»|
knota ich pożerała, a Albina przemyśliwała nad sposobasu
wybawienia siebie i męża z niewoli. Ułożyli wspólnie plst
265
neiecEki, którego wykonanie zależało głównie od Albiny, jej
aly i zręczności. Nad brzegiem rzeki znaleziono ubranie
Migunkiego i list do £ony, w którym przeprasza j% za ode-
rocenie, w jakiem j% przez śmierć dobrowohi% w nurtach rzeki
pozostawia w obcej ziemi. Przynieśli list i rzeczy biednej żonie,
której lament i rozpacz były najprawdziwsze. Smutek, ża-
łoba, jak^ włożyła, nikomu nie pozwoliły podejrzywaó ją o
tajone zamiary. Powszechne współczucie okazywano jej ; od-
wiedzały j% panie, ciesząc i pomagając w sieroctwie. Wizyty
zawaze ją niepokojem przejmowały. Ona pragnęłaby sama
zostać, żeby nikt nie dopatrywał się i nie śledził prawdy
w jej boleści, drżała, żeby mąż ukryty w pokoju przez chrzą^
knienie lub szmer niezdradził sam siebie. Tak przez pół roku
odwiedzana, dzień i noc w obawie, w udawaniu, w naj-
większem udręczeniu czas spędzała. Służąca jej, którą wzięła
z sobą z Polski, pomagała jej jak mogła i sekret dobrze
otrzymywała. W pół roku wreszcie otrzymała pozwolenie
powrotu do kraju; dano jej na straż kozaka, który eskortując
powóz zmuszał przez to Migurskiego do ukrywania się dal-
szego. Niechcąc w moskiewskiej ziemi zostawiać trupów
dzieci swoich, wykopała je z mężem na cmentarzu i zło-
żywszy w jedną trumienkę, wiozła je do Polski jako i męża
ukrytego w skrzyni pod kozłem. Zbytecznem jest ol^aśniać
trodności takiej podróży, zbytecznem określanie obaw, cier-
pień, odwagi, zimnej krwi, jaką przejętą być powinna i ja-
kiej dała świetne dowody w tej ucieczce. Już się od Uralska
oddalili o wiele mil, wjechali w saratowską gubernię, kiedy
kozak podsłuchał rozmawiających z sobą małżonków i doniósł
o tern władzy. W skutek denuncyacyi kozaka zatrzymano
powóz, zrewidowano go, a znalazłszy w nim Migurskiego
aresztowali go wraz z żoną i odwieźli do Saratowa. Tutaj
pochowano dzieci, które matka z sobą wiozła. Była to scena
peba efektu, gdy Migurscy weszli do kościoła i padli na
Uęezld przed trumienkami. Ona w żałobie, poważna niewiasta,
urok świętości miała w sobie, on w kajdanach. Los ich
obudził powszechną sympatyę w Saratowie. Odwiedzały ich
znakomite osoby Saratowa a arystokratki tamtejsze na klęcz-
kach jakby świętej jakiej prosiły Albinę o błogosławieństwo.
266
Taki to wptyw posiada i takie wnratenie robi prawdawk
cnotliwa niewiasta. Manifest z powodu zaślubin następcy
tronu Aleksandra uwolnił Migurskiego od surowej kary i byl
powodem, iż nie do robót, lecz tylko do wojska w Syberii
go postano. Udali się znownt na nowe wygnanie, jessoe
bardziej od ojczyzny oddalone, i po długiej podróży przybyli
do Nerczyńskiegro Zawodu, gdzie liczne grono wspótwygniń*
ców oddało hołd jej poświęceniu. Zdrowie jej nadwerężone
trudami podróży, podkopane tęsknotą i smutkiem w Zawodiu
coraz bardziej słabło. Wpadła w suchoty i w rok po pisy-
byciu w nerczyńskie okolice oddała Boga ducha i spo-
częła między wygnańcami, dla których poświęciła mająłfk,
wolność i wszystko swoje prócz cnoty. Synek jej mały
wkrótce po matce skończył życie i obok niej poohowaayn
został.
Inna mogiła kryje zwłoki człowieka ognistej i wzniorig
duszy, którego całe życie było pracą dla ojczyzny. Aleksander
Wężyk, rodem z Krakowskiego, ksztidcił się w uniwersytecie
krakowskim razem z Gustawem £hrenbergiem, Karolem Po-
dlewskim i Konstantym Sawiczewskim. Szymon Konania
udając się z Francyi do wschodnich prowincyj Polski, w Kia*
kowie poznał się z uniwersytecką młodzieżą, zakomunikował
jej zasady swoje, plany i polecił udać się do Królestwa dli
uorganizowania tam związku pod nazwiskiem StowarzyaaeBii
Ludu Polskiego. Wyżej wymienieni pojechali do Warszawy,
a dwaj pierwsi a • mianowicie też Wężyk z ogromną goriir
wością pracował nad rozszerzeniem związku i propagandi
demokratycznych zasad, a wreszcie i nad przygotowanien
umysłów do powstania. Niezmordowany agitator Wężyk spro-
pagował dzielniejszą młodzież Warszawy, a pomiędzy nią
najczynniejszego Michała Olszewskiegro, i zrobił ze Stowaray-
szenia Ludu Polskiego ognisko życia narodowego, które bilo
pulsem pełnym zapału, energii i dobrej nadziei. Uczyli si^,
kształcili sami i kształcili naród, rzuciwszy w odrętwiałe jega
łono całą garść budzących myśb. Po klęsce 1831. roku i
po klęsce emisaryuszów 1833. roku nastąpiły czasy stagnacsri
Obawiono się działać, mówić, myśleć nawet po polsku, tak
była ciężką katowska dłoń Mikołaja. Związkowi z odwan
267
bohaterów i pewnością młodzieńców rozruBzali umysły, obu-
dziłi nadzieje i pod zasłoną niewoli zawrzało w głębi życie.
Oni pierwsi w Królestwie po emisaryusach prowadzili sysie-
mitycEną propagandę demokratycznej nauki, która jakkol-
wiek' narodową nie jest, ocuciła przecież naród, wyjaśniła
jego stanowisko i dzielnie przyczyniła się do wytworzenia
mad zapełnię narodowych polskiej i>olitykL Walka, jaką
stoczyli z przesądami arystokracyi i szlachectwa, pociski,
jakie rzacali na jej wyłączność, były niezawodną zapowiedzią
jedności i oobywatelenia ludności całej Polski. Tolerancya
relig^na, obrona praw ludu i podnoszenie kwestyi jego
BwUuzczenia, przemawianie za zrównaniem żydów, acz nie
prędko, ale wydiio błogie owoce. Dobre ziarno nigdy nie
ginie. Długo pracuje zanim na jaw w przeciwnościach wy-
dobędzie się, ale wydobywa się i pomimo obcego początku,
aakwitnąć musi barwą i pożytkiem narodowym. Karód złe i
lue stosujące się do jego życia i tradycyi odrzuci, a soki
•obie pożyteczne wyciśnie i zużjrtkuje. Tak było i z zasadą
demokratyczną.
Dzisiaj przeszły czasy demokratyzmu, ale był on ko-
sieczną fazą w rozwoju pojęć narodowych; dzisiaj mamy za^
•ady polskie, które jednak bez kąpieli demokratycznej nie
mogłyby wyklarować się i pogodzić wszystkich wyznań, za-
trudnień i warstw sp^ecznych Polski. Stowarzyszeni usiło-
wali żydów wciągnąć do związku i w tym celu Michał 01-
ttewski napisał do nich braterską odezwę, o którą w cyta-
deli podejrzywali Lelewela. Gorące słowa, argument równo-
uprawnienia, wspólny ucisk, wspólny interes, nic nie mogło
ówczesnych żydów poruszyć i pozyskać ich dla sprawy naro-
dowej; pozostali obojętnymi, a roznoszący odezwę młody
Mieczysław Wyrzykowski został tgęty, co naraziło bezpie-
tteństwo związku, a w końcu dało powód do jego odkrycia
(1838. roku). Związkowi zbierali się w domu ś. Krzyża,
w mieszkaniu Aleksandra Krajewskiego, i dla tego nazwano
ich Świętokrzyżcami. Tu tysiącami sypały się dowcipy
i w dymie fajek wynurzały się myśli nieraz jędrne i śmiałe,
I nawet zuchwałe plany. Gdy odkryto związek i Święto-
biyżców pobrano do cytadeb, rozrzucone i zagaszone ognisko
268
propagandy polityczno -narodowej rozetlił znów w Wami-
wie Gzowski, przez co po klęsce, jaka spadła na kraj prea
wyłowienie tylu zdolnych ludzi, niedopnścił zapanować óbj
cofającej zwykle naród w tył o kilka kroków. W cytadeli
ówczesna komisya śledzcza, pod prezydencyą tyrana i okra-
tnika ks. Qalicyna, składała się z ludzi podłego snmieiuft,
łotrów i zdrajców. Pomiędzy jej członkami był niegodziwy
i niebezpieczny szpieg i sędzia Tański. Postępowanie tfch
ludzi z uwięzionymi było pełne gwałtu i barbarzyństwa.
W czasie indagacyi bito ich rózgami, pomiędzy innymi i
Wężyk został ochłostany; podsłuchiwano, głodzono, fałno-
wano podpisy i protokuły i wszelkiemi sposobami starano
się ich sprawie nadaó charakter z góry przez komisyę a-
mierzony. Pewnego razu już w nocy wprost z teatru i bah
przybył Galicyn do cytadeli i rozkazał skrępowanego powro-
zami Bohdana Dziekońskiego wprowadzić do komisyi. Skrę-
powany i trzymany za barki przez żandarmów badany hj^
przez arystokratycznego szpiega. Chodząc z cygarem po sali,
zadawał pytania Dziekońskiemu a za zaprzeczanie dał ma
prztyczka w nos. Dziekoński niemogąc inaczej obronić się,
plunął księciu w oczy, który otarłszy ślinę dalej prowadził
badanie i bicie więźnia po twarzy. Rozkrwawił mu nos i
tak się pastwił przez całą noc, po każdej odpowiedzi dt^
mu prztyczka. A jednak nie było to najgorsze postępowania.
Gdy przywieziono A. Wałeckiego z Wilna, gdzie książę Tra-
beckoj podari na nim w kawałki ubranie i całe ciało podrapał,
widząc to Leichte rzekł: «To my tutaj jeszcze łagodnie i po
ludzku z więźniami obchodzimy się; skarżycie się na nas, a
widzicie, że w Wilnie nie są tak ludzcy i dobrzy jak my
tutaj w Warszawie.}) Skończyło się wreszcie okropne ba-
danie, |w którem komisya dobrze obłowiła się, biorąc graibf-
fikacye od rządu i pieniądze od rodziców uwięzionych sa
czcze obietnice uwolnienia. Oddano ich pod sąd wojenny i
skazano do kopalni w 1839. roku. Pomiędzy zesłanymi do
kopalni nerczyńskich był i Aleksander Wężyk. Świętokrzyłej
zastali tu już wygnańców z różnych stron Polski zesłanych
za też samą co i oni sprawę. Nieznali się, niewiedzieli nie
o sobie, a działali na tych samych zasadach, bo jeden człowiek
269
ich poruszył w Warszawie, w Litwie i na Rusi. Z początku
ożywani byli do lekkich robót w kopalniach. Wężyk wysłany
był na ł%ki dla pilnowania siana. Siedząc w budzie ze swoim
kolegą czytał Helwecyusza i innych filozofów XVIII, wieku.
Kieznajdowi^ w nich zajęcia dla swojego umy^u, trapiła go
iMEczynnofló. Organizm jego moralny wymagał pracy i celu,
któryby całą jego istotę poruszył. Stworzony był do dzia-
Itoia, do wielkich celów i do środków a nie półśrodków.
Bes pracy wyższej, bezczynny, nie mógł się utulić, nie mógł
przyjść do siebie. W takiem położeniu albo ludzie upadają,
^ dźwigają się silniejsi niż byli. Wężyk był też na
drodse upadku. W chwili walki i niepokoju wewnętrznego,
poznał prześliczną wiejską dziewczynę i całą duszą przylgnął
do niej, pokochał ją. Gdyby nie była Rosyanką, byłby
I ni% ożenił się, lecz jej wiara, która carowi służy za narzę-
^^ wynaradawiające, stanęła naprzeciw jego miłości.
Dłogo z sobą walczył, długo wahał się, aż wreszcie
BW&Iczył miłość i rzucił ją na ofiarę uczuciom i zasadom
polakim. Piękny to był widok młodzieńca, ogniem miłości
ujętego, szarpiącego się jak lew z uczuciem i wreszcie dla
nelkiej idei zadającego sobie dotkliwą ranę porzucenia i za-
pomnienia ulubionego przedmiotu. Gdyby nie miał siły do
nralczenia samego siebie, byłby oplatany zgubnemi dla Polaka
swiądcami, powoli upadałby i upadłby nareszcie. Zwycięztwo
oiywiło go, wyszlachetniło , na tern smutnem wygnaniu,
V tej krainie strasznej ciszy i spokoju, znalazł cel, znalazł
pncę, która dla Polski niemogła zostać bez pożytku.
Cmysł i zasady swoje otrząsł z ekscentrycznych pojęć, stanął
u twardym gruncie mocnych szerokich przekonań i nie
^Ntawszy fanatykiem, z libertyna został człowiekiem religij-
*yiQ- Życie jego odtąd na wygnaniu, z myślą o Polsce,
tyło nieustanną pracą dla wygnańców. Szukał biednych i
opierał, zachęcał do wytrwania upadłych i zrozpaczonych,
• piękne to pasmo dni ożywiała zawsze jasna gwiazda nadziei
^ Polski. Nie było miejsca i punktu tak dalekiego na
wygnaniu, któregoby niezwiedził, niosąc wygnańcom pomoc
ttteryalną w pieniądzach i moralną w słowie Chrystusa.
IMoły był nietylko o kolegów za sprawy polityczne do
270
Syberyi przysłanych, ale i o Polakach, przysłanych ta n
zwyczajne policyjne łab kryminalne przestępstwa. Żeby po-
jednać ich z Bogiem, obadzić w nich akrachę, poprawę,
w główni^szych osadach Danryi zaprowadził wspólne modły
między katolikami. Przed ołtarzykiem urządzonym w mie-
szkaniu którego kolegi dla odmówienia modlitw i litanij, zbie-
rali się pod przewodnictwem politycznego wygnańca wszyscy
katolicy z kopalni. Dla przewodników tego nabożeństwa
napisał instrukcyę pod napisem: « Uwagi o potrzebach za-
bąjkalskiej parafii», które umieszczam w dopiskach. Na Wiel-
kanoc i święta Boiego Narodzenia zbierał Wężyk wszystldch
Polaków katorżnych i dzielił się z każdym jajkiem święconem
lub opłatkiem; wypytywał o potrzeby i zawsze poratowali
zawsze miał w ustach słowo Boże, pokrzepiające w niedoli
a niosące nadzieję (upadłym. Postać jego w kopalniach
przedstawia się nam jako postać misyonarzal Te nabożeństwa,
te wspólne modły ustały po jego śmierci. Wspólność była
i jest cechą pożycia naszego tataj wygnaństwa, lecz do tej
wspólności ladzie nie za polityczne sprawy deportowani
nienależeli i nie należą. Wężyk tylko i kilku innych po-
święcili się poprawieniu tych ludzi i dla nich to głównie i»r
prowadził publiczne modły. Był on kasyerem ogóła wy-
gnańców przez wiele lat co rok na te posadę obierany i
szafarzem grosza przez kolegów i kraj składanego. Opasz-
czony przez własną rodzinę, która o nim nie pamięti^a, żył
z włtoiej pracy, oszczędzając dla siebie, a nic nie żałojfc
dla innych. Po śmierci zostawił majątku 1,000 złp. Ko-
ledzy powiększywszy fundusz ten dobrowolnemi składkami,
postanowili w okolicy jego rodzinnej zakupić kolonię i
oddać ją na własność rodzinie jakiego zasłużonego w boju
lub radzie włościanina. Nosił się skromnie, ubogie odzienie
łatał, pisać nie lubił. Życie czynne zawsze go od pióra
odrywało. Czasami w wesołem usposobieniu ducha, w gronie
przyjaciół, zaimprowizował lub napisii wierszyk, który potem
śpiewany był okrasą i powodem wesołości koleżeńskich
zebrań. Umarł w 1853. roku. Przy śmierci jego byli
W. Więckowski, G. Ehrenberg, A. Krajewski, A. Wałecki
i doktor Beaupre, który czytał modlitwy za umarłych. O^^a-
271
kiwali go wszyscy i na barkach swoich odnieśli na cmen-
Uiz. Na mogile jego leiy kamień dolomitowy.
W kraju Wężyk oddal się konspiracyi cał% duszą i
istnolcią 8woj%; niemiał potrzeb innych i innych widoków,
prócz potrzeb i widoków sprawy, której się poświęcił; na
wygnaniu znów całkiem się oddal pracy dla kolegów, wyro-
bieniu siebie na rzeczywistego męża i z zapałem szerzył
V wygnanej g^romadce pociechy religijne i wiarę w Polskę.
I^wo miał przekonywujące, podbijał niem i unosił, dla tego
był szczęśliwym propagatorem. Na blasze w kościele par
mi^ jego poświęconej jest taki napis: «Alexander Wężyk.
Polomia in Palatinatu Cracoyiensi natus. Jagellonicae Uni-
rerńtatis studiosus. MDCGCXXXIX p. p. in exilium opu8que
metalli damnatus. Obiit dieXIY. Junii MDCCGLIII Nerczynski
Zawód. expleyit annis XXXV.»
Dalej wznosi się ciosowy głaz na mogile Ignacego
Bałdeskuła, rodem z Ukrainy. Szanowny ten m%ż w 1831.
roku poszedł pod «naki ojczyste i walczył w szeregach
powstańczych. Wzięty do niewoli , zapędzony został do
Omska na żołnierza. Tak w drodze jak i w służbie mo-
skiewskiej doznał wiele trudów przykrych i prześladowań.
Posiadając ufność wspótowarzyszy niewoli, wezwany był do
związku, kierowanego przez ks. Sierocińskiego i gorliwie
z innymi pracował nad wydobyciem się z Syberyi. Po zdra-
dzie, która odkryła zamiary związkowych, aresztowany i
prześladowany, skazany został przez sąd wojenny w 1837.
roku do robót w kopalniach nerczyńskich. Tu przez czas
jakiś używany do ciężkich robót, nie stracił ognia w duszy
i &ntazyi Ukraińca. Zniósł wszystkie przeciwności mężnem
sercem, doczekał się czasów folgi dla wygnańców a potem
pracował w roli i zarządzał gospodarswem na folwarku za-
k)ionym przez wygnańców pod Nerczyńskim Zawodem.
KochaDy i lubiony jako kolega zacny, gościnny, jako człowiek
pracowity, poczciwy i dobry Polak. Umarł w domu przyjaciela
doktora Beanpró w 1849. roku, dotąd mile przez wszystkich
wspominany. Na blasze w kościele pamięci jego poświęconej
jest taki napis: « Ignacy Bułdeskuł rodem z Machnówki na
Uipraillie , za udział w powstaniu 1831. roku do batalionów
272
aybirakicL, za udział w usiłowaniach ucieczki z Omska, do
kopalni w roku 1837 skazany. Umarł w Nerczyńskim Za-
wodzie dnia 23. kwietnia 1849. roku przeżywszy lat 40. »
Ksiądz Wincenty Kroczewski, rodem z Lubelskiego,
pochowany został na cmentarzu moskiewskim, bo wówczas
nie mieliśmy jeszcze swojego. Wysoki katolicki krzyż wska-
zuje miejsce jego spoczynku. Ksiądz Kroczewski należał do
wyjątkowych kapłanów, do tych, którzy sprawę kościoła po-
łączyli ze sprawą narodową, słusznie pojmując, iź bez tego
połączenia grozi upadek jednej i drugiej. Gdy nastąpiła
śmiała wyprawa emisaryuszów w 1833. roku, obfitująca
w tragiczne sceny wielkiego poświęcenia, ksiądz Kroczewski nie
uchylić się od dział^ia i niezamykał drzwi swoich pned
ludźmi, o których powiedział poeta, że przyszli umrzeć oa
rodzinnej ziemi. Za pomoc i schronienie dawane emisaryu-
szom, Kroczewski był aresztowanym i przez sąd wojenny
w Warszawie skazany do robót w Syberyi. Podróż ns ir7-
gnanie mis^ bardzo przykrą. Gnany w tłumie zbrodniarzy
ze skutemi rękami i nogami, nie mógł przez długi czas
zrzucie z siebie odzienia, a potrawy niósł do ust ręką obcią-
żoną łańcuchem. Poniewierany, niemógł odpędzić nędzy od
siebie. Wszy jadły mu ciało, a żaden z oficerów, niechcial
go odkuć na jeden moment dla zmienienia bielizny.
W Aleksandrowsku dopiero pod Irkuckiem doznał małej
ulgi. Tu należał z Wysockim i Malczewskim do ucieczki
^Schwytany na wyspie Angary, przykutym został na kilka
miesięcy do taczki i oddany pod sąd powtórnie. Sąd
skazał go do kopalni nerczyńskich i rózgami ochłostać kazaŁ
Zniósł mężnie katusze ksiądz Kroczewski, pracowi^ w katordze,
lecz w końcu złamany cierpieniami zachorował i umarł
w 1842. roku. JSapis na blasze w kościele pamięci jego
poświęconej, jest taki: ((Yincentius Kroczewski. Polonus.
Rachowo Łublinensis palatinatus natus MDCCCII. Sacerdos.
Parochus in Prawno ejusdem palat. St Theologiae Magister.
MDGCCXXXIII p. p. Exul in metallum damnatus. Obiit
MDCCCXLII Nerczynski Zawód. »
Przed nagrobkiem Malczewskiego świeżo usypany gróU
a na nim kamień kryje zwłoki Wilhelma Klopflajsza,
273
rodem z Warszawy. Ojciec jego był piwowarem w Warsaa-
wie i wcseśnie go odumarł, matka wyaała drugi raz ca mąi.
Bolało go bardzo y ie rodńna zupełnie o nim zapomniała,
w cytadeli go nieodwiedzata i na wygnaniu żadnej od niej
wiadomości nieodełmL
W uniwersytecie moskiewskim młodzież polska jeszcze
przed 1846. rokiem uorganizowała między 8ob% cwi^iBek naro-
dowy, który za powrotem w Polsoe rozszerzyła. Należał do
niego znany chlnbnie w literaturze naszej J. Mi^orkiewicz.
Po klęskach roku X 846 związek był czynniejszym. Jemu zawdzię-
czamy, iż nie zerwano nici usiłowań narodowych, mógł więc
w pracy organicznej nieść dalej tradycyę niepodległości Polski.
Zssady związku były więcej narodowe niż związków poprze-
dnioh. Kie kłócono się tu o formy, nieprzywią^ywano do wy-
razów, doktryneryzm, ssemaiyzm partyi znikn^ niepowrotnie.
Przyjaciele ludu gorąco przemawiali aa jego prawami, lecz nie
wzniecali w nim nienawiści do szlachty. Uwłaszczenia nie uwa-
żali za środek i sposób wciągnięcia ludu do powstania, lecz
dbcieli go wprzódy przeprowadzić. Belig^ni, lecz byli pełni
tolerancyi dla innych wyznań, i w ogóle mówiąc oparli się
na szerokiej czysto narodowej podstawie, która najwłaściwszą
jest dla nas. Dalecy od arystokracyi, nie blizcy byli demo-
kracyi, z którą porozumiewali się, lecą mogli obie w sobie
aamknąć i złączyć w jedną silną partyę narodową. Na czele
związku w Warszawie stał Domaszewaki, który przed odkryciem
związku umarł w cytadeli, Henryk Krajewski i Romuald
ĆwierzbińskL Rok 1848 obudził wielkie nadzieje. Powstanie
w Wielkopolsce, wypadki w Krakowie i we Lwowie, zmusiły
związkowych do konspirowania i przygotowania kraju do po-
wstania. Myśl jego rzucono pomiędzy lud warszawski, zawsze
patryotyczny, lecz klęski, jakie spotkały ruchy narodowe w Po-
znańskiem i w Galicyi, zmnsfly ich czekać. Zwrócono oczy na
Węgry i czekano, rychło-li prz<gdą Karpaty i burzę powstania
przeniosą na ziemie Polski. W tyle Moskali partych z Węgier
aorganizowane powstanie mogło rachować na powodzenie.
Postanowiono więc chwilę, w której Węgrzy prowadzeni przez
Polaków z północnych stoków Karpat ustąpią na równiny polskie
sażytkować ; chwilę tę miano zrobić dniem powstania nad Wisłą.
GiLŁBB, OpiMDie. I. 18
274
Driwna rzecz, łe w tym samym czasie tałd sam plan po-'
wstania nloż^^ Związek Młodzieiy litewskiej w Wilnie, któcy
nic nie wiedział o konspiracyi warszawskiej, a o nim emi-
gracya nic nie wiedziała. Jednakowe połoienie i jednakowe
potrzeby bez porozumienia się i wspóbnego kierownika wy-
wołają jedne i te same objawy. Kieranek, jaki wzięli
sprawa* węgierska, był zgubnym dla konspiracyi wileński^ i
warszawskiej. Pierwsza jeszcze w czasie kampanii przez nie-
ostrożność rzemieślników przygotowujących się do powsta-
nia, została odkryta, draga przetrwała wojnę węgierską, lea
wielce osłabiona i niepewna siebie, bo rząd miał joż mei
w swojem ręku, po których mógł dojść do kłębka. Nie-
ostroiność rzemieślników warszawskich była takie powoden
wejścia na trop spiskowych. Bawiąc się w szynka, odgrażali
się na Moskałów, za co, gdy ich wzięto, badał ich Abramo-
wicz o stosunki i znajomości, jakie mieU w Warszawie. Rze-
mieślnicy o istnieniu związku nic niewiedzieli , nie mogli go j
więc zdradzić; nie mogli tei ładnego podejrzenia rzucić na [
osoby, które z nimi komunikowały się, lecz ponieważ osoby •;
te wyższe były od nich wykształceniem, więc z psim węchem j
Abramowicz domyślił się czegoś i kazał je aresztować. |
Pomiędzy pierwszymi aresztowanymi byli: Kajetan Chomi- :
czewski, który na dwa lata przed odkryciem związku aresi- ;
towany, ani jednem słówkiem siebie i innych nie zdradził,
Tchorzewski i Michałowski, którzy bez myśli kompromit<»-
wania związkowych, niezręcznością swoją i brakiem do-
świadczenia wpadli w sidła przez intrygancką komisyę za-
stawione i przyczynili się do odkrycia związku. Pierwszy
był wygnanym do Permu, dragi z rozpaczy, iź był nie-
winnym powodem odkrycia, łeb sobie w więzienia o piec
rozstrzaskał. Wiadomości, jakie komisya śledzcza z różnydb
zeznań otrzymała, wciągnęły kilka osób do cytadeli, lees
związku nie zdradziły. Był on tak dobrze uorganizowanym,
iż mógł przetrwać aresztowanie wielu z swoich członków.
Mógł go tylko zdradzić i odkryć stojący na czele. Z cjta-
deli ostrzeżono związkowych, iż mają aresztować jednego
z naczelników, to jest Romualda Świerzbińskiego, który miał
kasę związkową w swojem ręku. Polecono Świerzbińskiemn
275
ociekać, lecz niechoial, gniewając się, ie go o słabość po-
sfdzają. «Ja jestem Świerzbiński ! Ja skata! Nie bójcie się o
mnie, ja niemy jak skała !» Aresztowali go i na pierwszem
posiedzeniu, po pierwszej pogróżce, przeżegnawszy się
wszystko wyśpiewał. Zdrada Świerzbińskiego była haniebną.
Odkrył plany, działania, wymienił z 200 nazwisk i to nawet,
o czem niewiedział dobrze, ale miał jakie wskazówki, po-
wiedział. Został on w tej sprawie jakby członkiem komisyi
i dawał jej objaśnienia co do charakteru i tłumaczenia się
dtwnych swoich kolegów. Chciano go zrobić profesorem,
lecz on pomimo średniego wieku i ukończenia uniwersytetu
w Moskwie, wolał udać się do Kijowa, gdzie wystudyowawszy
medycynę został doktorem i ma posadę w Bałde. Areszto-
wano wskutek jego zdrady w 1850. roku mnóstwo osób,
pomiędzy nimi i Henryka Krajewskiego, który niewiedząc,
ii Świerzbiński zdradził, a obawiając się, żeby z niego jakiej
wiadomości nie wyciśnięto, wyskoczył oknem na bruk, gdy
go żandarmi przez korytarz prowadzili do sali śledztwa.
Złamał nogrę, wylecaono go jednak i badano. Bronił jak mógł
ewiązkowych, lecz w obec zupełnej zdrady Świerzbińskiego
obrona jego skuteczną być nie mogła. Pomiędzy aresztowa-
nymi za tę sprawę byli mąż i żona Skimborowiczowie i
Narcyza Żmichowska. Komisya śledzcza za odkrycie związku
otrzymała od Mikołaja 400,000 ztp. gratyfikacyi. Prezesem
js) był mięki tyran jenerał żandarmów Jołszyn, sercem i
głową pułkownik Leichte, który później za Aleksandra II.
ta zamordowanie batami dwóch chłopów w swoich donacyj-
nych dobrach był pod sąd oddanym; inni crionkowie An-
dronkin, sędzia kryminalny Brzuszewski, który w kilka lat
potem gar^o sobie poderżnął, Blumenfeldt i inni. Sądu
wojennego prezesem był stary jenerał Żytów, audytorem
IGaniewicz, który jadąc saniami w czasie zawieruchy, gdy
wjeidiid w bramę karczmy, uderzony wrotami w głowę za-
bity został na miejscu.
Klopflajsz należał także do związku. Wskutek areszto-
wań w 1848. roku i dla interesu związku, wziąwszy z sobą
małą cząstkę spadku po ojcu, wyszeiU za granicę. Przez dwa
lata mieszkając w Wrocławiu, za swoje pieniądze i pieniądze
18*
276
związkowych kupował emigracyjoe ksiątki i do Warasawy je
posyłał; przez niego też związkowi komimikowaK się z eni*
gracy%. Nie mogąc dłużej w Wrocławiu utrzymać się, ju
po odkryciu związku pojecłiał w Poznańskie, gdzie ncsy
Seweryn Mielżyński w Miłosławiu dał mu przytułek* Z po-
wodu czujnej policyi, z Miłosławia pojechał do Prus pokkkihi,
gdzie w Reńsku w dobrach tegoż Mielżyńskiego bawiŁ Uni-
kając prześladowań i podejrzeń policyi musiał się znowni i
z Beńska oddalić i udał się do Świecia, gdzie w doma tor
nownego obywatela Wedelstedta gościnność i przytułek sni-
lazł. Rząd pruski dat potem Elopflajszowi kartę wohugo
pobytu, jakie w owych czasa^ dawano emigrantom. W taki
sposób zabezpieczony, nieobawiał się ekstradycyL Lecs fdj
raąd moskiewski zażądał wydania Elopfląjsza, Prusacy tci|*
gnęli go do miasta powiatowego pod pozorem wydania mu
nowej karty wolnego pobytu, tu go zdradliwie aresztomli
i w 1852. roku razem z J. Wałeckim, Joachimem Szyeeni
Władysław Bartkiewiczem Moskalom przez Słupcę do EaliM
odeełalL
W cytadeli dręczyli go samotnością, podsyłaniem szpiegót
i innemi sposobami. W obec komiiyi umiał się z godnośdi
zachować. Dobrze zbudowany i silny, stracił zdrowie i sitT
w cytadeli i zachorował na suchoty. W ciszy więzienna cdi
umysł jego przemyśliwał nad rzeczami, które mogły ludzkości
pożytek przynieść. Jako uczeń gimnazyum realnego odebnł
techniczne wykształcenie, znał dobrze chemią i inne naaki
realne. Projekt udoskonalenia balonów i sposoby długiego
izakonserwowania mięsa, do jakich doszedł w cytadeli h^
bardzo praktyczne i żałować należy, iż więzienie, wygnanie
a potem śmierć niepozwoliły ogłosić światu pożytecznyeb
jego wynalazków. Gdyby był żył, wiele przyniósłby pośytkn
społeczeństwu. Skazany przez sąd wojenny do robót ncr-
csyńskich w 1855. roku, przybył po długiej i przykrej eta-
pami podróży na miejsce w pierwszej połowie 1856. roku rawn
z kolegą swoim z tajże sprawy, Teofilem Moszyńskim, cisaią
i maszynistą z kolei żelaznej. Już był mocno slaby. PIbI
krwią i codzień znikał. Przyjęty serdecznie przez wygnań-
ców, brał chociaż chory udział w ich interesach i poi|<kai
277
sobie powBzechii% miłość. Mieszka} w malntkim domku zwa^
nym Wenecy% dla weneckiego okna, w którym była biblio*
teka. Domek Mt na dziedzińcu i w ogrodzie doktora Beaa-
prśgo, który niemóg^ uratować gasnącego tycia. Na kilka-
ntśeie dni przed śmiercią, prowadząc go pod rgkę szedłem
Dft górę. Co chwila odpoczywi^, dyszał ciągle, a patrząc na
okolicę nekl: «Tu zapewno będzie mój grób.)) Wiadomość
o niebezpiecznym stanie chorego zgromadziła kolegów
w stancyjce Elopflajsza. Siedział w fotelu, głowa nm zwisła,
pot śmiertelny występował na czoło. Jeden z kolegów pod-
pierał mu głowę, drugi trzymał go za rękę. Wilhelm uśmie-
chem pełnym łagodności i miłości koleżeńskiej pożegnał
bnci i opadł na poduszkę. Oczy zamknął i nastąpiło konanie.
Przyszedł ksiądz Pawłowski z ciałem i krwią Pana Jezusa,
Wilhelm oczy podniósł, otworzył usta i przyjął połowę ko-
munikanta, drugiej połowy śmierć mu niedozwoliła przyjąć.
Tak w chwili uroczystego aktu, na ręku kolegi Henryka
Golgewskiego , cicho i spokojnie zasnął na wieki. Na
trzeci dzień wygnańcy na barkach swoich zanieśli ciało
jego na cmentarz. Portret wymalowała Kazimira Bryn-
kowa.
Klopflajsz należał do rzędu tych chrześciańskich i pełnych
mSośei ludzi, którzy natychmiast przyciągają do siebie i
wzbudzają uiność i osłodę. Zawsze wesołego i spokojnego
amysłu, czynny i bardzo przedsiębiorczy, powszechnie byt
Hibiany i nie miał nieprzyjaciół. Ojczyznę kochał nad
wszystko. Gdy raz był świadkiem sporu wynikłego z po-
równania Polski z innemi narodami, i słysząc zarzuty, że
Polska niemii^a rzeczywistych mężów stanów i niemiała wiel-
kości politycznej jak Francya, Anglia i inne narody, rzekł:
tNiemamy czego zazdrościć wielkości, jaka im w 'Udziale
przypa<tta. Polska wielką jest poświęceniem. » Zdania światłe,
•hie przekonanie i wielka uczynność dawały mu piękną po-
mimo młodego wieku powagę. Zostawił on w kraju w Cheł-
mińskiem narzeczoną swoją Matyldę, do której tęsknił i na
wygnamn.
Na blasze w kościele nerczyńskim pamięci jego poświę-
conej jest taki napis: « Wilhelm Klopflajsz rodem z War-
278
ssawy, b. uczeń gimnazyum realnego, w roku 1S55 sa «pr.
pol. do kopalni skazany. Umarł w Nerczyńskim Zawodzie
dnia 12. października 1856. Żył lat 30.»
Kazimierz Sadowski, sołtys z Mostówki, wsi niedaleko
Okuniewa położonej, spoczywa takie na tym wygnańców
cmentarza. Kazimierz był typem polskiego włościanina. Go-
spodarny, cierpliwy, uczciwy, miał w sobie coś patiyarchal-
nego. Dobry katolik, wierny obyczajom ojców, zachowił
ich cnoty i uczucia. Gorący patryota, w 1833. roka dat
w swoim domu bezpieczne przytulisko i pomoc emiaaiyn-
szowi Szpekowi. Nieobawiał się wspierać jego przedsięwziąć
i planów, chociaż wiedział, jakiem zagrożony jest niebezpie-
czeństwem. Szpeka aresztowano i rozstrzelano a szlachet-
nych jego pomocników Sadowskiego i zięcia jego, takie
włościanina, Filipa Kurka, Moskale porwali i oddali na długie
męki. S%d wojenny obudwóch włościan skazał na kije i
do kopalni. Sadowski, pomimo już dość póćnego wiekni
otrzymał 3,000 kijów; okrwawiono, podarto ma plecy i
potem w kajdanach wysłano do Syberyi. Kto podróży eta-
pami do Syberyi nieodbywał, nigdy nie pojmie przykrości,
trudów i niegodziwości Moskałów i zaciętości, z jak% pne-
śladują Polaków. Sadowski wszystko to przeszedł a rzucony
do kopalni nerczyńskich , potem i krwi% swoją zlewał to
złoto, co błyszczy na koronie carskiej lub na paluszku pięknej
damy. Bóg w tych trudach i ciężkiej doli dozwolił ma
doczekać się starości a z nią folgi i osłody. Uwolniony sta*
raniem kolegów od robót, pędził potem wśród nich swobodne
życie, dozorując ogród Beanprego. Poczciwemu starusskowi
udało się nawet raz złapać złodzieja w ogrodzie, przyesem
dal dowód nie małej siły. Kochany, szanowany, zmart
w Nerczyńskim Zawodzie, zostawiwszy wzór i pamięć pię-
knego a poczciwego żywota. Koledzy na barkach swoich
odnieśli ciało na wieczny spoczynek w obcej ziemi, gdzie
a&i córka, ani wnuki nieprzyjdą odmówić modlitwy. Napis
na blasze w kościele jest taki: « Kazimierz Sadowski rodem
ze wsi Mostówki pod Warszawą. Włościanin w roku 1833
za sprawę polską pędzony przez rózgi i do kopalni skasany.
Umarł w Nerczyńskim Zawodzie 1851. roku żył lat 70. »
279
Obok jest grób włościanina noszącego tytuł ksi^cy.
Michał książę Ge dr oj ć pochodził z ubożałej i pod-
upadłej linii książąt Gedrojców. Urodził się w mińskiem wo-
jewództwie. Był to człowiek prosty, bez wykształcenia, a
w obyczajach nie różnił się od szlachty zagonowej, która
bifldą, uczciwością i patryotyzmem odznacza się. W 1831.
roku MichiJ Gedrojc na czele małego oddziału prowadził na
Białorosi w okolicach mińskich partyzantkę. Napadł pewnego
razu na oddział Moskali i odebrał im trzy armaty, potłukł
chorągwie i zabrał kasę. Schwytany, osadzonym został
w więzieniu w Wilnie, gdzie siedział z nim razem syn jego
Justyn czy też Konstanty, imienia dobrze nie pamiętam.
Syna jako młodego człowieka skazano do służby wojskowej
na Kaukaz. Gdy już w ubiorze żołnierza przyszedł pożegnać
ojca w więzieniu, ten rzekł do niego: « Wolałbym cię raczej
widzieć na marach, niż w tym ubiorze; staraj się go zrzucić
koniecznie. » W kilkanaście lat potem odebrał w Ner*
czyńsku list od tego syna, który już dosłużył się stopnia
oficerskiego. Dowiedziawszy się, że syn w służbie cokolwiek
zmoskwicił się, chociaż się mógł w biedzie swojcg pomocy
od syna spodziewać, nieodpisał mu nawet. Drugi jego syn
szczęśliwie uszedł rąk Moskali i emigrował do FrancyL
Przed wyjściem z Wilna przyniosła mu córka na drogę do
Syberyi kilkadziesiąt dukatów. Stary ojciec, nie pomny na
wielkie swoje potrzeby a dbały o pomyślność i los córki,
pieniędzy nie wzią). Drogę miał trudną, często zapadał na
zdrowiu i zostawał w lazaretach. Z tego powodu do ko-
palni, do których był skazany, przybył dopiero w 1835. roku
mając już lat 72. Gdy go uwolnili z robót, żył bardzo skro*
mnie, skąpo, tak, że go posądzali o sknerstwo. Powód jego
sknerstwa, może da się wytłumaczyć radą daną jednemu
koledze: aZbieraj pieniądze,»> mówił do niego, «bo nie będziesz
miał za co do Polski powrócić 1 Jeżeli wcześnie nie uciułasz
sobie kapitaliku, nie wyrwiesz aię z Syberyi.» Z tego poka-
zuje się, że tęsknił do kraju i spodziewał się powrotu. Kupił
sobie chałupkę w Nerozyńakim Zawodzie, a ponieważ żył skąpo,
więc go Syberyacy podejrzywali o bogactwa. Jeden z nich,
jego służący, chcąc przywłaszczyć sobie mniemane bogactwa,
280
zakradł się w nooy do pokoju śpiącego starca i zaczął go
dusić. Starzec miał jeszcze tyle siły, źe uwolnił szyję swoją
z rąk zbrodniarza i zawołał na kolegę swej niewoli, Wincen-
tego Radeckiego, z nim mieszkającego. Złodziej uciekł, leo
starzec ocalał. Po tym wypadku sprzedał chałupę i osiail
w najętem mieszkaniu. Umarł w 1854. roku, mając przesito
90 lat i nic po sobie nie zostawiwszy.
Chyliński Justyn, stolarz, zmarł w Nerczyńskim Za-
wodzie 21. stycznia 1848. roku i tu pochowany ; iył lat 40. S^ł
w wojskb polskiem i w 1831. roku bił się z Moskalami. Jako
jeniec zapędzony do Syberyi i w Omsku wcielony został
w szeregi moskiewskie. Tu naleiał do związku ks. Sierocm-
skiego, przygotowywał się z innymi do opanowania forteey
i ucieczki w stepy kirgizkie. Po odkryciu związku, trz3rmany
długo w więzieniu, a z niego w roku 1837 w marcu wypro-
wadzony na plac egzekucyi, gdzie odbito mu kajdany i obna-
żonego wciągnięto w ulicę żołnierzy na mordowanie kijami
Otrzymał kilka tysięcy kijów, a gdy mu rany zabliźnili , wy-
pędzili go do kopalni nerczyńskich, gdzie kopal rudę, a sn-
kając osłody w trudach ożenił się. Dobry, pracowity csto-
wiek, umarł zostawiwszy jedną córkę.
Parśnicki Maksymilian, przysłany został do kopalni zs
udział w powstaniu 1831. roku. Kależał do liczby tych wy-
gnańców, którzy w tęsknej niewoli, nie wsparci duchem wy-
trwania, pożenili się z Syberyaczkami, niepomni na inną wiaię
żony, przez którą i dzieci pozbawione zostaną narodowości
Parśnicki z tęslmoty i wyrzucając sobie niewłaściwy dla
polskiego wygnańca ożenek, zwaryował i umarł w lazarecie
dnia 25. kwietnia 1848. roku.
Pomiędzy wygnańcami spoczywa jeden tylko niewygnaniee
ksiądz Cyryak Filipowicz, bernardyn i proboszcz, zmarły
w Zawodzie 25. marca 1850. roku w wieku lat 48. Jesi
przysłowie, że o zmarłych albo dobrze, albo też nic mówić
nie trzeba. Gdyby się historycy trzymali tej zasady, nie
mielibyśmy historyi. O zmarłych więc nie żle, lecz prawdę
mówić trzeba. Ksiądz Filipowicz jest pod pewnym względem
osobą historyczną, był on bowiem pierwszym proboszesem
parafii zabajkalskiej po 1840. roku założonej i grał w historyi
281
tomflzegfo wygnaństwa pewn% rolę. Ksiądz Filipowicz, ro-
dem z Litwy, nie byt wygnańcem, leoz przez metropolitę
z Mokilewa zosta! do Daiiryi przydany na proboszcza pap
nii Zabajkale nałeiało dawniej do irkackiej parafii, i
Iffoboflzoz.z Irkucka tu dla nabożeństwa przyjeżdżał. Sta-
nmia wygnańców, powiększająca się liczba katolików, byfy
powodem do założenia nowej w Zabajkalu parafii, która
obejim^e powiaty nerczyński, wiercłmioadiński i barga-
aaski Za kilkoletnich rządów Filipowicza, fandnszami
X kngn nadesłanemi i przez wygnańców złożonemi, pod
okiem księdza Filipowicza wybudowano drewnianą kf^liczkę
i wystawiono probostwo, a rząd wydzielił granta i łąki, gdzie
stanął folwarceek probostwa. Ki^licę zaopatrzono w obrazy
i we wszystkie potrzebne sprzęty, do czego ręki swojej i Fi«
lipowicz dołożył i pod tym względem ma zasłagi. Dla cze-
góż nie możemy go pochwalić i z innych względów? dla
eiegóż niemożemy powiedzieć, że spełniał kapłańskie obo«
wiyki jak przykazano i był Polakiem , jakim być powinien?
Niestety, ani on, ani też większa liczba księży z urzędu pet-
niicych obowiązki w Syberyi ani kapłańskich, ani polskich
obowiązków nie spełnia jak się należy. Leniwy kapłfein , bez
wyższego wykształcenia, zrażał parafianów grubem obejściem,
pomiataniem wygnańców i brakiem godnego zachowania się
w obec rządu. Nie myślę kreślić szcz^ółów z biografii
księdza Filipowicza; są one sonutnym dowodem, że nie wszyscy
księża umieją być obywatelami uciśnionego narodu i porząd-
nymi ludfmi. Ksiądz Filipowicz nie splamił się żadnym
głośnym w sprawie publicznej postępkiem, lecz życie jego
codzienne i kapłańskie, lecz stosunki z parafianami były
niewłaściwe, nie takie, jaldemi być powinny.
Następcą Filipowicza na probostwie został także ber-
nardyn, ksiądz Jurewicz, rodem ze Żmudzi, raczej na
iołnierza niż na księdza utworzony. Tyle tylko zapisuję o
pierwszym zabajkalskim proboszczu, prosząc Boga na jego
pobie, ażeby nam dał księży spehiiających lepiej niż on
•voje kapłańskie i narodowe obowiązki.
Któż się nie zamyśli nad mog^ami wygnańców? Któż,
^dąe tutaj , niezwróci się jak oni w swoich grobach twarzą
282
ku zachodowi, w stronę tej ojczyiny, dla której pracowili,
dla której polegli w obcej ziemi, tęskniąc za ni% do gro-
bowej deski? Kto w myśli przechodząc ich życie, splecioDe
z trądów, poświęcenia, boleści i obowiązku, nie skieruje ais
ku temu celowi, do którego oni we wszystkich momentodi
życia dążyli? I Kto na ich mogiłach nie poszamąje Fobki,
tak gorąco przez nich upragnionej, i kto wreszcie nz ick
popiołach, nie wzniesie modlitwy za Polskę i za nimi? ten,
albo niema serca, lub tei pojęcia ojczyzny! Tak! nie motoDj
lepiej uczcić ich popiołów, jak wzniesieniem myśli i mm
do Boga i szukaniem u Niego pomocy i pokrzepienia w in-
szych pracach i zamiarach, w tych smutnych i okropnjdi
czasach, w których wróg zastawił obszerne sidła na osb)
narodowość! O Boże! dla pamięci tych, którzy zmirii
w holu i w tęsknocie w obcej ziemi, a którzy są csyśó i
usprawiedliwieni przed Tobą, daj nam siły, dąj nam pn-
cować z korzyścią, jednomyślnie, jednoręcznie, jak jeda
mąż i pomóż nam podżwignąć Polskę na niepodległość!
Poeta*) o zmarłych tutaj tak wspomina:
a Gdzie tic Juł nierai naprółno odbiła
te kamienie macienysta mowa,
Odsie sif inąfduje Albiny mogiła,
Odaie w mroźnym grobie nie Jedna si^ głowa
Ku aachodowi zwrócona zlołyła.
Nietknięte rysy Ind długo zaeltowa
1 długo csoło niby aamyalone
Zwracać się będaie w 8w§ rodzinną stronę.
Ma tę pustynią Panna litościwa
Oecy swróciła w dobroei ntesmieniej
Oto prsycliodsi jako matka tkliwa 1
Chętnie zostaje wtfród drużyny wiernej.
Oto anielska królowa przybywał
yfitóć wieeznyełi lodów 1 w ohaele miaeni^ I
Oto ozdoba niebieskich mieszkańców
Zstępuje do nas i cieszy wygnańców! »
Wracając z cmentarza mniej już osób napotykslem.
Przed domami siedziały kobiety, gawędziły i przypatry^tły
*) o. E. w wierszu a Stella Maris.n PoeU ten napisał na tern wygotti*
piękne Sonety i piękniejsze Elegie dauryjskie, które nie Uk bogacrv««
faaUiyi, Jak racz^ dziel nościt i trseźwoseif myśli i jęsyka odnacsąlę iK*
283
ńę pnechodiąeym. Między przechodniami zwróciło moją
uwagę trzech niewidomych starców, którzy chwytcg%c się
ptotów i ścian, wz^emnie się prowadzili. Głowy po tatarsku
<^olone, ubiór i mowa świadczyły, iż to 8% kazańscy Tatarzy.
Posłani do kopalni za jakiś występek, zaniewidzieli. Umiesz-
csono więc ich w domu kaleków niezdatnych do robót i
w nim już wiele lat żyją, zawsze razem z sobą i w domu i
na ulicy przebywając. Przepisy Mahometa wiernie zacho-
wają i narodowości swej nie stracili. Pomiędzy deporto-
wanymi do Nerczyńska wiele jest Tatarów krymskich, kau-
bukich i kazańskich. Wszyscy chwalą ich rzetelność, trzeź-
wość i pracowitość. Niejeden z nich przyjąt chrzest, większa
jednak liczba choć bez meczetu zachowuje wyznanie ojców.
Z nimi łączą się Czerkiesi przysłani za walkę z Moskalami
pociętą w obronie wolności i całości swojego narodu. I tu
me tracą zuchwałego ducha wolności. Opornie znoszą knuty,
kije, kajdany i robotę. Uciekają, jak się tylko sposobność
nadarzy, lecz albo giną w puszczach Syberyi, albo schwy-
tani, p{)ddani bywają cięższej niewoli i większej mę-
czarni. Żaden z nich niedochodzi do dzikiej ale pięknej
iwoj^ w górach ojczyzny. Biedni, warci lepszego losu,
oływieni są ciągłą nadzieją i wiarą w wojenny geniusz Sza-
mila.
&rupa podpierających się, ślepych Tatarów, przedstawiała
obrazek bardzo malarski Przypatrywałem się im długo,
dopóki nie znikli za zdrojem, nad którym krzyż stoL
Tak stojącego zaczepił znajomy urzędnik rozmową o li-
itach do kraju przez wygnańców posyłanycL « Dlaczego, »
mówił, ttpisigecie panowie listy po polsku i zachow^jecie
iwoje obyczaje? Zostaliście pomiędzy nas zesłani, po-
winniście więc do nas zastosować się, żyć według naszego
obyczaju, pisać i mówić po moskiewsku.» Odpowiedziałem
Biu krótko, że obyczaje i język nie są podobne do sukni,
tor| wdziać i zrzucić z siebie można. Długo mówi-
liby jeszcze w tej materyi. Wyobrażenia urzędnika prze-
gnały mnie, że dążenie do starcia, przerobienia w sobie
Wttystkich obcych narodowości, jest właściwe nie tylko
n^dowi, ale i ludowi moskiewskiemu, i jest rzeczywiście
284
groźne i niebezpieczne dla narodów, które oni pod-
bili.
W Syberyi daleko więcej jest tolenmcyi niż w Moskwie.
Tolerancy% zasECzepili tn wygnańcy. CnoŁ% i pOBtępowaniea
swojem zmusili siebie szanowaó, a przez to nanczyli hd,
źe i obce rzeczy i obcy ludzie b% dobrzy, czego następstwem
być musiała tolerancya. Nie leży ona w prawie, w syste-
macie rz%dowym, ale lud syberyjski ma już ją w żyda.
Nie tak jest w właściwej Moskwie. Tam nienawiść Modbifi
ku Polakom ci%gle się wykazuje i zamienia się nienz
w prześladowanie osób, których albo wyrok, albo interesi
między nich rzuciły. W oczy śmieją się z katolickiej religii,
z naszego obyczaju, odzywają się z lekceważeniem o wszyft-
kich cudzoziemcach. Nienawiść i nietolerancya prawie
wszędzie w Mo&dcwie panice i kłóje cudzoziemców oodziea*
nemi, drobnemi przytykami. Urzędnicy Polacy, bcdąq^
w służbie w Moskwie, zapewno nie są wystawieni na po-
dobne prześladowania, bo ich zadania czyn i obyczaj mo-
skiewski, który sobie przyswoili. W wojsku położenie
Polaka jest przykrzejsze, bo tu, jeżeli jest szeregowcem, za-
braniają mu nawet mówić po polsku, a towarzysze shiżby
Moskale, ciągiem naig^waniem się i przytykami, zmuszają
zwykle w mniejszej liczbie zostających między nimi Po-
laków, do przerobienia się na takich, jakimi są sami. Po-
dobne oddziaływanie na obce żywioły, jakie w Moskalach
spostrzegamy, naród nasz będący w niewoli powinien ko-
niecznie w sobie wyrobić i zmuszać do przetwarzania się
obce warstwy, powoli ale stale pod obcemi rządami gro-
madzące się. Precz z naszych towarzystw obce języki, a
niechaj nigdy do nikogo na swojej ziemi Polak nie mówi
po niemiecku i po moskiewsku.
Ody jeńców naszych w 1831. roku wcielono do wojsk
moskiewskich, wszędzie ich w Moskwie drażniono i pnseda-
dowano. Szydercze riowa Polak Warszawu proapal
były powodem do licznych awantur, bójek, a nawet zabójstw.
Gdy awantury przybierały groźny charakter, rząd widziat się
zmuszonym zabronienia pod surową karą drwinek z naasycb
jeńców. Lepsze zaznajomienie się z Polakami i czas, który
S86
wuystko bgodzi, codzienne, drobne prześladowania zmni^-
stylj ale ioh zupełnie nie usunęły. Sam byłem nieraz świad-
kiem i przedmiotem podobnego prześladowania.
Syberyacy eą nietylko więksi ioleranci, ale upczejmiejsi i
roBiimniejei od Moskałów. Umieją doskonale rozróżnić kry-
minalistę od wygnańca politycznego i nie stawiają ich jedno-
znacznie. W Moskwie przeciwnie, politycznych wygnańców
Bwaiają za większych zbrodniarzy niż morderców, podpa-
laczy i gwaltowników. Ten zmysł i węch dobry Syberyaków
oprowadził harmonią w stosunkach, pożyteczną dla jednej
i drogiej strony. Kryminaliści dla ulżenia swojej doli pod-
szywają się nieraz pod tytuł politycznego przestępcy, ale
Syberyacy prędko poznają się na tych farbowanych lisach i
niedłogo pozwolą się zwodzić. Jeżeli który nazywa siebie
Polakiem, a śle postępiąje, Syberyacy mówią: «To musi być nie
Polak, a jeżeli przekonają się, że jest polskiego pochodze-
nia, tłumaczą sobie złe, jakie w nim spostrzegli, tern, że nie
jest politycznym przestępcą.
Opinia taka i takie przekonania ludu prostego jest naj-
lepszą pochwalą godnego i cnotliwego życia naszego wy-
gnaństwa. Prócz polskich wygnańców politycznych, znaj-
dują się w Dauryi i moskiewscy polityczni wygnańcy. Zesłani
a spisek i rewolucyę 1825. roku w Petersbnrgpi, tak zwani
Dekabryści, często się jeszcze trafiają, lecz częściej napotkać
można tych, Moskałów, którzy za. udział w związku odkrytym
w 1849. roku w Petersburgu do kopalni byli poslftni. Ludzie
ci liberalnych przekonań wiele dobrego zrobili przez roz-
Bocanie w Moskwie anticarskich idei i zasad przeciwnych
biurokraoyi. Usiłowali oni zwalić starą budowę Moskwy, ale
nie wiedzieli, co na jej miejsce postawić. Źle uorg^anizowani,
i raczej wcale nieuorganizowani, więcej mówili niż działali
i nie będąc zdolnymi do wywijania jakiego na większą
skalę ruchu, w samym początku zdradzi się i wystawili na
tyrańslde prześladowanie Mikołaja. Rok 1848 mocno na nich
oddziałał, lecz ducha tej epoki dobrze niepojmowalL Na-
pytali się Fourriera, St. Simona, Proudhona i innych so-
cjalistów i komunistów, i opinie ich najbardziej zaprzątnęły
im głowy. Byli to młodzi marzyciele i zapaleńcy, ale i
286
Indzie Bzlachetni i mew%tpliwi6 pożyteczni. N* wjgnaitm
ekscentryczność przekonań swoich i socyalistyczne nunzeiut
porzucili, zyskali za to pod względem politycznego wyrolm-
nia się. Z polskimi wygnańcami, którzy ich ta po koleźeńsh
przyjęli, zostą}% w dobrych ale nie znpelnie serdeczn^di
stosunkach. 6łow% ich jest prawnik z fachu Pietrastewdi
człowiek wymowny, bardzo czynny ale intrygant i niedakb
widz%cy ; Spieszniew jest najuczeńszy i nąjpowainigof,
Lwów chemik, Monbeli i Grygoriew, który zwaryował, otdi
i wszyscy spiskowi z 1849. roku za Bajkałem znajdaj%cy a{.
Po ich przybyciu trzymano ioh w Nerczyńskim Zawodzie,
w Szylce, teraz zaś w Aleksandrowsku*).
Rzecz zastanawiajfoa, ie wygnańcy polityczni pochodq
tylko z dwóch narodów polskiego i moskiewskiego, i
niema ani jednego Niemca, Szweda, Tatara zesitoiego a
polityczne sprawy, chociaż jest ich dużo zesłanych za zwy-
czajne zbrodnie. To może być miar% wykształcenia poli-
tycznego tych narodów i zarazem wskazówką ich moni-
ności.
Od wygnańców przechodzę znowuż do natury Dauryi, i
mianowicie do jej opisów. Dauryę zwiedzało wielu ncio-
nych, mało jest jednak znaną a ich opisy przedmiotu nie
wyczerpnęły. Pokłady geologiczne, bogactwa mineralne to- i
tejszych gór i dolin, stanowią nieznany skarb i wieOde;
źródło pracy dla geologów. Górnicy tutejsi, teoretycziw
nie dość obeznani z geologią, geognozyą i innemi działani
kamiennego znawstwa natury, dali tylko drobne wiadomości ^
o pokładach rud metalowych , a nieopisali i niezbadaK :
składu i historyi tutejszych gór. Flora Dauryi zwab&
wielu uczonych, którzy ją opisywali, a jednak dotąd nie-
opisali. Od czasów Pallasa, który w przeszłym wiekn był
w Dauryi i podał o niej wiele ważnych wiadomości i z dzie-
dziny flory, nie jeden botanik Uądził po dzikich dauryjskkk
górach. Obecnie Towarzystwo geograficzne w Petersborga
*) z t«Ji« 6Łmti sprawy Pielraszewskiego kilku było potłaoyck do w^
w oreuburskłm krąja, jako to: Chauykow, który amarł w Uralsko, Plc«a^
ci«jew autor, Sapoinikow do rot areattaockieh w Orenburgu.
. 287
wydało ekspedycyę nczonych do wschodniej Syberyi, która
zapewTfto pomnoży wiadomości o naturze, połoienin i hi-
tdofryi £>am7i. Członek tej ekspedycyi pan Radde, Nienuec
rodem z Pros polskich, to jest z Gdańska*), odbywał bota-
nicsne i zoologiczne eksknrsye w Dauryi. Zebrał piękny
plon dla nanki, ale ani miał czasn, ani też niemógł zająć
81^ dokładnym opisem, który wymaga ciągłego, wielolet-
niego pobytu na miejscu, a uskutecznić ńę nieda w nau-
konrej przechadzce. Dla fizyka, meteorologa co tutaj za
pole obszerne i wiele obiecujące!
Pole to nieuprawne opisać dzisiaj niepodobna. Mało
)«at źródeł, mało prac dokonanych w tym kierunku. Jeżeli
więc i ja niedaję czytelnikom opisów przyrody tutejszej,
mog%cych zadowolnić poważną naukę, raczą wybaczyć, raz
jako nie specyaliicie w umiejętnościach przyrodzonych, a
*) Paa Badde, cslowiek J«ti<a6 młod^, ale peł«i lapału dU naoU, ncsniem
jMt królewieckiego uniwersyteiu. W roku 1655 swieduł brsegi Bąjkała
pnes cstery miesiące. W roku 1856 swieUtał południowe strony Dauryi,
•koUee Obodu, stepy ODotokie. Podróś jego w Daoryi trwała 11 mlesitcy.
w wjelecsee nad Argnolą towarsysiył ran polaki nataraUsia, wygnaaiee An-
toni Wałecki, któremu dokładną snąjoraością flory i kn^n tutejsaego byt
wielce pomocny. Radde badał florę i faunę a głównie ornitologią. Zebrał
ta wielka kolakeyc swlersąt, ptaków, rotiia dla towarsystwa geogralicssnego
w Petenburgn. Co do owadów, wiele skorsystał «e abłorów Popowa, a
eo do roelin wsbogacił Jego kolekcyc Ignacy Pióro, wygnaniec, darowaniem
mm sielolka pnes siebie lebranego. Kolekeya u była na wystawie w Irku-
cka. W sprawosdanin (o niej dyrektor syberyjskiego noaeum pan Sielakoj
wymienia kilka rzadkich gatunków, których naawiska dopełniając wiado-
aoici o Dauryi wypisuję. Z łurawi w kolekcyi Raddego snajdowaly się:
^in% amigone. Oma leoeageranoa , Oma virgo, Grus ehryaaetoa, i jeden
ptanek nieznany inrawia. Z drapieinych zebrał w Dauryi: AquilA łmpe-
ńalia, Aąuila ftlva, Aqnila Chrysaitos i elanga. Wielka biała sowa 8trix
n«tta i wiele sokołów. Zebrał dziewięć gatunków Embrelza, międsy któ-
wnl nąjciekawsse: Bmbieisa ckrysophrys i Pleetrophanea Upponlea. 8lco-
wronków było kilka gatunków, między innemi Alaoda mongolica. Z drozdów
*lUi* Orecinela taria, Turdus ruficollis i Tnrdus pallidus. Ze śpiewającycli
m4kl cyaaura, Sylrla ealllope, cyane, eoeraleeala, accentor monUnellns 1
kilka gataaków locnstella. Z ezworonoŁoyeh w kolekcyi tąj były P*»"*«^J
^fttteml: Equas hemionns, Antilope gutturosa, Canis korsac, ^^^^^J ^"*'
MssteJia sibiriea. Z gryzących przeszło 200 egzemplarzów. W l»7. roku
^•*ae popłynął nad Amur w HiogaAskie góry, gdaie dwa lato pnebr|r««y,
^m nową koiekcyę. wiele nowych slworzeh odkrył i opisał, fian^^
i*tfi 1 niemieckiego towarzystwo Uumaczy i w swoich pamiętnikacn umi^^
288
powtóre uiemaj^cemu skąd saczerpnąć wiadomoici, dla Mn
dziel szeroko traktujących ten przedmiot Prócz PallMt i
Raddego pondęday innymi i następni uczeni dali nam wii-
domości o przyrodzie Dauryi : Wersilow wydal broszura po
niemiecku: (cUeber das Yorkommen der silbeiiialtigen Bki-
erze im Nertschinsk^r Bergcerier.* Tarczaninów, aastuloir
botanik, wydal po łacinie w 1856. roku: Flora Baicalesu-
Daurica. Antoni Wałecki w polskich pismach dmkoYil
wiadomości o Dauryi i posiada systematyczny katalog tatąj-
Bzych roślin. Jan Jureński botanik z Nerczyńska drukom!
w moskiewskich pismach wiele opisów. Szymon Bogolabski,
protojerej w Nerczyńskim Zawodzie, opisał Szachtamę i no-
tatki meteorologiczne drukował w pamiętnikach towary-
stwa. Zbiera prócz tego wiadomości etnograficzne o Daiii;i
i bada miejscowe idyotyzmy. Lekarz kozacki z Oloczy) Mi-
kołaj Kaszyn, w pamiętnikach towarzystwa i w irkuckich gi-
zetach opisige obyczaje, bogactwo, topografię i choiobf
Dauryi. Popów, entomolog z Kiachty, poznał tutejsze ovadj,
rozszerzył o nich wiadomości w Europie przez rozsyłanie ic^
do wszystkich znaczniejszych kolekcyj. Jan Mecheda, roden
z Tulczyna, porucznik jeneralnego sztabu, zwiedził Za-
bajkale w 1860. roku i ma go opisać pod względem sta-
tystycznym i topograficzno - wojennym i inni, któiyck
prace rozrzucone po różnych pismach, wydane w lói-
nych językach trudne s% do zebrania. W tej chwili wt\
mogę nawet podać o nich doUadnej bibliograficznej wiado-
mości.
W instytucye naukowe Nerczyóaki Zawód bardzo jsrt
ubog^. Jest tu wprawdzie obserwatoryum magnetyczne, za-
łożone zapewno w skutek odezwy Humboldta, ale z niego
niewielki pożytek. Stanowisko to było dla Humboldta po-
trzebne w sieci obserwatoryj magnetycznych, któremi opasał
kulę ziemską. Poruszenie się, wahanie, nachylanie igły aa-
gnesowej zapisuje człowiek niemą|%cy żadnego wyobrażenia
o nauce, to jest podoficer górniczy, który często okiem
zamrużonem przez alkohol przypatnge się ruchom igły.
Obserwacye jego b% bardzo niedokładne. Z tutejszego obser-
289
wmtoTyum nie wielka więc spłynie korzyść dla nowej i pię-
knej nauki o magnetyzmie ziemi. Laboratoryum chemiczne
słaiy dla próbowania rud, ale niezatrudnia żadnego powa-
^ego chemika; jakiś czas pracował -w nim moskiewski wy-
gnaniec Lwów, który wiele wiadomości naukowych o Dauryi
drokowal w irkuckich gazetach i innych pismach. Jest tu
i azkota elementarna o czterech klasach dla dzieci górni-
ków. Było w niej przeszło 200 uczniów, ale ponieważ we-
dług przepisu rządowego komplet ma się tylko składać ze
120 Uczniów, więc roku 1858 wszystkim nadkompletnym ka^
sano pójść do domu. Dziwnie pojęta potrzeba oświaty!
Tylko w Moskwie mog% się dziać takie rzeczy i to za rządów
niby liberalnych Aleksandra II. Prócz nerczyńskiej , jest
jeszcze kilka niższego stopnia szkół elementarnych dla dzieci
górników, jako to: w Karze, w Szachtamie, w Aleksan-
drowsku. Nauczyciele tych szkółek mają stopień podofice-
rów; prócz umiejętności czytania, pisania i arytmetyki nic
więcej nie umieją. Niedbale, byle zbyć, wykonywają swoje
obowiązki nauczycielskie, więc też dzieci nie wiele z ich
wykładu korzystają. Rząd rzadko kiedy loiczny, w swojem
postępowaniu na nauczycieli naznacza ludzi, którzy do tego
zawodu niemają najmniejszego powołania. Każą im być
nauczycielami, więc uczą dzieci; każą im być urzędnikami,
więc bez względu na to, że niemają o urzędzie żadnego
wyobrażenia , zostają urzędnikami. Wszechmocność cara
wszędzie lubi się wykazywać. On chce, więc żołnierz jest
ministrem; on chce, więc zaledwo umiejący podpisać się,
jest uczonym ; on chce, więc uczciwy człowiek zostaje szelmą,
Bzelma zaś uczciwym. « Wszystko ma z nas nasz car,)> mówił
mi jeden Moskal. «Gdy mu potrzeba jesteśmy jak święci, a
ffiy mu znów potrzeba jesteśmy jak djabli.» Nigdzie despo-
tyzm tak niezabił, nie poniżył człowieka jak w Moskwie i
dla tego służba rządowa jest uorganizowanem złodziej-
stwem*), a wszystko z wierzchu pokostowane, wewnątrz
*) N. Ogarew, moskiewski emigrant w Londynie, nazywa urt^dników mo-
skiewskich uorganisowan§ bandą roabójuików. Csynownietwo ustanowił
GiLŁU, Opisanie. I. 19 .
290
jest nadpsute i nadgniłe. Eto pozna dobnse Moskwę, ni
tym społeczeństwo moskiewskie nie robi wrażenia młodego,
ale zgrzybiałego jak było rzymskie za imperatorów społe-
czeństwa. Dzieci w szkołach górniczych za przewinienii,
nieposłuszeństwo, nie nanczenie się lekcyi, chłostane bymgi
rózgami. Chłopcu dziesięcio- lub dwunastoletniemu dają
po 100, po 50, 30 łoz. Dwadzieścia rózg jest laj-
mniejszą porcyą. Dziecko tak bite wyrasta na najpoahiszniej-
szego niewolnika i głupca. . Dziewczynki nie uczęszczają do
szkół.
Chociaż w tak głupio urządzonych szkołach uczy o{
ludność*) górnicza, a część znaczna wcale się nie uczy, piv-
Piotr wielki. Zniósł mongolskich nri^ników i mougoltk) orgmnisaeyf , i
racsej zniósł Jej fonny, sosUwiwssy ducha i nasUdąjfc oąjgorss^ oiemieeM
recte austryack^ organiueyę, ursądsi) w Moskwie mongolsko-niemieckf bior^
kraeyę, która okradała, rabowała i wsielkieml sposobami dot^d cdziera loi
Ogarew powiada , ie cywilni urzędnicy kosztitjf rocznie akarb 20,000.000 n.
to Jest, czwart4 csfsć podatku poglównego czyli 25% dochodu. Racbąje Hi
ie rocznie kradną około stu milionów rubli srebruych. Co za sirassna cjfn-
Państwo, w Jctórem rozbój i kradzież aorganizowanf Jest na tak wleiM
atopf , musi npasó w ruinę. Urzędnicy w Jedn^ gubernii kosztują rocsait
209,600 rs. (No. 12 Kołokola z 1858. roku).
*) Łuduoici w nerczyAskiem górnictwie w 1834. loku było 30,$49, w t^
liczbie włościan górniczych 23,030 (prócz kobiet), deportowanych 3,450, nsiu
właściwi górnicy ( słułitiele ). W roku 1843 zesłanych do kopalni był*
12,898 osób, górników zaś prócz kobiet 6^205 osób. W roku 1847 całej IndMsd
było 39,452, w t^ liczbie włościan górniczych 24,669, a deportowanych 3,144.
W klika lat potem ludnośó górnicza bardzo zmniejszyła się . tak z powoda
zamienienia włościan górnictwa na kozaków , dla wielkiej śmIertelsssH
w 1852. roku, dla pomnoionego zbiegostwa z kopalni Jak i wysyłsati
mniejszych nii poprzednio partyj areszUntów za Bajkał. Roku 1853 de-
portowanych do kopalni kobiet i męiczyzn było 6,054; górników (próct ko-
biet) 5,711 osób. W 1856. roku deportowanych było 4,051 osób , a górników
4,264.
Roku 1857 ludność górnicza była następująca: Inżynierów góraicir«k
w stopniu ssUbsoflcerów 1 ; w stopniu oberoficerów 13 ; sztabsoficerów gór-
niczych 1; oberoficerów górniczych 37; sztabslekar&y 1; lekarzy 2; prowiio-
rów 1; pomocników starszych lekarzy w stopniu oberoficerów 4; kMH
duktorów i podoficerów górniczych 240; kancelistów 3; urzędników wysnarza-
Jących robotę 8; pisarzy 146; uczniów lekarzy i aptekarzy 75; sczniów mkt
nictwa 13; pomocników nauczycieli 3; probierzy 2; oberszt^gerów , satąlge-
rów, majstrów w hucie i różnych majstrów 207; gatunkujących mdy N3;
górników 8,412. W powyższych cyfrach snajdiąje się tylko liczba esek
płci męskiej. Deportowanych do kopalni obojej płci 3,0Stt; przykuty^ *•
291
oież o wiele jest wyksztatceńsz^, roztropniejszą i ogładzeńszą
od kozaków i włościan, dzięki wpływowi Polaków. Ogłada
poprowadziła za 8ob% obyczaje, którychby nikt w tak bie-
dnym i w niewoli zostającym ladzie niespodziewal się zna-
leić. Lubią bardzo uczty, a biesiadnictwo , które się bez
wódki i różnych jadeł obejść nie może, pochłania znaczną
cz^ć zarobku. Gzęsto odwiedzają się; w święto rzadko
która kobieta siedzi w domu. Od samego południa chodzą
joi z wizytami, pociągając za sobą i mężów. Od górników
zamiłowanie biesiadnictwa przeszło i do innych zatrudnień
hidzi, tak źe stało się charakterystycznym rysem tutejszych
zwyczajów. Urzędnicy, którzy tu stanowią arystokracyę, bie-
siadnictwo rozwinęli na większą skalę. Obyczaje, zwyczaje i
polor jest w nich zupełnie europejski. Wszyscy żyją nad
stan swój. Utrzymują konie, wydają sute obiady, bale, maska-
rady, na których leją się obficie w gardła drogie likiery i
droższe wina, na stołach zaś wznoszą się potężne pasztety,
ciasta, łakocie, które tu dwa razy tyle co w Europie kosz-
tują. Urzędnik mający pensyi 300 lub 400 rubli, daje co
rok ze dwa bale, z których każdy kosztuje 400 rs. Zkąd
biorą pieniądze na zbytki? jak wystarczają ze szczupłej
pensyi na wytworne życie? jest tajemnicą biura powszechnie
znaną. Ubierają się wykwintnie i bogato. Urzędnik na
każdym palcu nosi pierścionki z drogiemi kamieniami lub
ziote obrączki. Zegarki mają z najlepszych fabryk europej-
skich a ich żony ubierają się w aksamity, w atlasy, w ko-
ronki i w sobole. Na Boże Narodzenie robią sobie wszyscy
wizyty i aż do Trzech Króli wesoło się bawią. Przez cały
idMaj 3; skutyeh przy robocie 143; w tspitaUch i zakładach dobroc^yonych
170; akosaerek 7; dezerterów górników 833; dezerterów deportowanych
(którzy z kopalni neitkli) było 3,538. Ucs^ych się dzieci 363, dzieci
przeznaczonych ua górników i pobierających od skarbu prowiant 3,690.
Kaaem wszystkich osób 14,918. Liczba kobiet zapewno drugie tyle wyuiesie,
ogólna więc Jadnośó nerczyAskiego górnictwa dzisiaj dochodzi do 28,000
osób. Dla straiy deportowanych w kopalniach i w więzieniach Jest na słułbie
bataiioD kozaków. W nim sztabs- 1 oberoficerów 13, szeregowców 1,027.
Pneatnegąłf oni prócz tego porz^dka i bezpieczeństwa osad i kas. Żołd po-
hierąją z kasy legoi górnictwa.
19*
292
ten czas codzień słyszysz o nowym balu, maskaradzie i i»-
bawię. Każde święto, jak: Nowy Rok, Wielkanoc, imieniny
8% powodem do świetnego wystąpienia i okazania całego
przepychu domowego. Jednem słowem z cudzego potn,
z cudzej pracy, okradanym groszem żyją jak magnaci, jak
panowie, niedbający wcale o przyszłość.
Wielki Nerczyński Zawód założony został roku 1680. Ro-
boty zaś w hucie i kopalniach*) okolicznych rozpoczęły ń^
na początku XVIII, wieku.
*) w bliłko^i Zawodu nąjwiękasa kopalnia rudy ołowlaao-arebro^ JcH
w Wozdwiłeńsku i od uiej cala ta dystancya nosi nazwę woadwiieAaki^
Następujące w niej kopalnie znajdiąj§ się: 1) Wozdwiieńska, odkryto w 1701
roku; od tego roku do 18S2 włącznie wydobyto z nią) rady 3,289.892 padóv;
w ni^ było srebra 385 pudów 28 funtów 27 zoł., a ołowiu 119,903 padn
i 30 funtów. Liczba srebra niezawicra ilości Jego dobytej w zeszłym wieka.
W naszym wieku nąjczynniej roboty bjty prowadzone w 1843., 1844. i iHt,
roku. W 1852. roku wydobyto tylko 335 pudów rudy ; w niej było arebn
7 funtów 8374 so'*> ołowiu 49 pudów 27 funtów. Na pud więc rady wypHi
srebra 4*/^ zoł., a ołowiu 7 funtów. Eksploatacya tej kopalni po kilkoIetaHj
przerwie na nowo rozpoczętą została. Ta Jak i następna znajduję się w łev««
zabrzeia strumienia Honastyrsk w górze zwanego wozdwiłeńską. 3) Kmrpowtki
No. 2. rudnik. W 1845. roku w pudzie rudy znajdowało się 1,|>/, zoł. srebn
a 2to'/« fantów ołowiu. Między strumieniem Sienna a kopalnią MonastyrsM
sę dwie kopalnie: 3) KrMto-Hoi8ią)ewski saurf. W 1852. roku w pudrie
rudy było 2'A zoł. srebra a 10 funtów ołowiu ; 4) Szipicińska kopalaia. W 1$5I.
roku w pudzie rudy siY^ zol. srebra, a 10% funtów ołowiu. Na góne K»-
knj : 5) Kokąjska kopalnia; w 1832. roku w pudzie rudy arebn 1 zoł., t
ołowiu 1 funt. Między strumieniami Stołbowym i Głubokim: €) Km-
powsko-Głubokiński rudnik, w 1831. roku w pudzie rudy V/ą zoł. srebra lYi
funtów ołowiu. 7) Iwanowski rudnik. W nim od 1830. do 1852. roku włó-
cznie, wydobyto rudy 812,029 pudów; w niej srebra było 270 pudów 21 fo-
tów 78% zoł., a ołowiu 55,958 pudów 9*/^ funtów. W 1852. roku w pwbfc
było srebra lYs zoł., ołowiu «i funtów. 8) Dmitrowska kopalnia. W pudzie
rudy bywa srebra „ zoł., a ll«iV8 funtów ołowiu. 9) Preobraie6flka kopał*
nia. W 1845. roku w pudzie rudy było srebra ly^ zoł. , a 3 funtów oiowia.
10) Kopalnia około W. Nerczyńskiego Zawodu. W 1832. roku w pndiic
rudy było lVs zoł. , a ołowiu */« funtów. W wyilej wymienionych kopaloiaefa
od 1830. do 1852. roku włącznie' wydobyto rudy 1,439.275 pudów a w nl^
srebra było 540 pudów, 35 funtów, ołowiu 136,565 pudów 39% funtów. Prócz
tych w wozdwiżeAskieJ dystancyi znąjdąją się Jeszcze następne małe kopal-
nie: 11) Kułtnkska robota. 12) Taganrog czyli pierwszy Troicki radnik.
13) Drugi Troicki rndnik. 14) Staro Woskresieński rudnik. 15) Prokopąjewska
kopalnia. 16) Czesnokowtka kopalnia. 17) Riezanowska kopalnia. 18) Nowe
Woskresieński wierzchni. 19) Anfiłoaewska kopalnia. 20) WosnieaieAska ko-
palnia. 2i) Nowo Woskresieńska średnia. 22) Nowo WoskresieAska niissi.
23) Wasilewska czyli Snworowska. 24) Riasanowska. 25) Riazauowska No. I.
293
Z samego początku Zawód został stolicą, nerczyńskiego
górnictwa i rezydencyą jego naczelników. W ostatnich cza-
saeh (30 latach) następni byli naczelnicy górnictwa: Bar-
nyszow, którego z powoda łagodnego obchodzenia się
8 Dekabrystami usunęli j Tatarinów, łagodny i surowy dla
wygnańców według humoru; Rodztwienny; Kowrygin;
Jan Rozgildiejew dla wygnańców ludzki i szlachetny dla
górników surowy, i wreszcie Oskar Dajchmann. Interesa
górnictwa tutaj skoncentrowane, ożywiły to miasteczko, które
bez nich nigdyby się niewzniosło, położenie bowiem niesprzyja
handlowi, a ciasna górska okolica niezwabiłaby tu ludzi.
Klimat w Nerczyńskim Zawodzie jest zdrowy. Średnia roczna
temperatura — 3,4. Zim% średnia temperatura — 21,G;
wiosną — 1,7; latem -f 12,8; jesienią — 3,2. Średnia tem-
peratura grudnia — 21,7, stycznia — 23,7. Średnia tempe-
ratura najzimniejszych dni stycznia dochodzi do — 28, a
najcieplejszych dni stycznia — 17. Średnia temperatura lu-
tego — 19,3; marca — 10,6; kwietnia — 1,5; maja -f 5,61;
największe ciepło w maju dochodzi do f- 19, najmniejsze
+ 1. Średnia temperatura czerwca -f 12,2; lipca -f 14,2;
sierpnia + 11,9; września -f 6,5; października— 2,2; listo-
pada — 13,7.
Według obserwacyj p. Bogolubskiego w latach 1848,
1849, 1850, 1851, 1852, 1853 wypadło śniegu średnio pierw-
szego roku 0,291''; następnego 0,382"; trzeciego 0,307'' ; czwar-
tego 0,535"; piątego 0,530"; szóstego 0,157; w tym roku sanny
wcale nie było. Latem zaś w też same sześć lat średnio
było deszczu 2,68"; 2,70"; 1,915"; 1,348"; 1,815"; 3,05".
Boczna ilość śniegu i deszczu 17,1. Średnia liczba dni
dżdżystych w roku 59,7. Szron w 1848. roku ostatni raz
pokazał się "/lo- czerwca a znowuż pokazał się 'Vii* sierpnia;
1S) Begenka. 27) Bekeinańtka. S8) Di«wUtopUtnlcka. 39) Ssnrf Bekel-
■MA. 30) Tanuinowski rudnik. 31) Pierwmy Moiiastyrski. 32) Nowo Mo-
■Mtyrai. 33) Kobota Nowo roonastynka. 34) No. 1. Karpowskł rodnik.
3S) Mamokowski. 36) Pawłowski. 37) Nowo Otrada. 38) Jeremipjewska
taehta. 3») Ssaehta Prób. 40) Sitolnia KonaUntego. 41) Kopalnia Dwóch
^óttr. 43) 8iuoijtaj rudnik; osUtni ras kopali w nim 1768. rokn; proca
^«b J«ueM daiMicó auilajMych kopalni.
294
w 1849. roku pokazał się %,. ^^^^ ; w 1850. roku byl szron
w maju, a potem *%i. jj^7^> '^ iSbl. roku ostatni szron byl
••14. czerwca, a potem "/u- sierpnia; 1852. roku •%. si«^
pnia; w 1853. roku ''/lo. sierpnia; a w 1854. rob
^y,. września.
KONIBC TOMU PIERWSZEGO.
DIUKUM F. A. BBOOIBAUtA W ŁIPMCU.
BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH.
TOK ZZ4VI.
1 1
/M.;:...i
OPISANIE
ZABAJKAL8KIEJ KRAINY
w SYBERYI
AGATONA GILLERA.
TOM DRUGI.
LIPSK:
F. A. BROCKHAUS.
1867.
Siau^4 2-A,
SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE H.
Strona
BOZDZUŁ X. RMkA Argaft. — Kilka słów o Chioadi. — Wiatf Csał-
bacsa.~ChaU ks. Pawłowskiego. — Strzelec WasiUa. — Stras ekiAaka
i l«ki sa Arganif. — Wycieeska knStka w MongoUi. — Flora i bo-
ffMtwa nadarguAskie. — Jaraarki pogranlcine. — Wfgiel Int-
■i«i»7* — O^ra wygnaAeów. ~ Błahodaek i Dekabry^ — Odrna.
Masakowtki i inał wygnańcy. — Koniaye prawników I moskiewskiego
prawa reformy. — Statystylui srebra i jego kopalnie. — Dwócik
waryatów. — Źydsi w katordse. — St. Wasilewski. » Midiałowsk 1
wygnaAey w nim. — Rseki i ich w górach snaesenie. ~ Flora
Borsii i wpływ na nif depla 3
BOSDZIAŁ XI. Gospodarstwo rolne w Daoryi. — Wpływ Polaków na
rsinictwe. — Ł%ki i sianokosy. — Robotnicy. — Hodowla bydląt i
drobin. — Ogrodownictwo. — Jagody. — Orayby. — Kncknia. —
WloóeittBie górnictwa. — Olbnym i chemik« — Wło^ianin i do-
dsl^. ~ Zwlsrsfta: sobole, niedświedale, rysie, wilki, lisy, borsnki,
rosomaki, wiewiórki, kałanki, reny, łosie, sarny, tygrysy i inne
■wiersfta; polowania na nich. — Ptaki. — Ryby. — Sposoby łowienia
ryb. — Słowo do charakterystyki 8yl>eryaków. ~~ Kat i tmpy. —
KOZDZIAŁ XU. Podrói nad Oasimnrem. - Bnłany. — NIkitin i cha-
rUterystyka oicerów koaackich. — Ossmicyn , caryca syberyjslu i
JssBcse o ors^ikach gómicsych. — Samorodne prosCacsków rosn-
jsy.— Golce i pasma gór danryJsUe. — I>n«wa w górach. — Stolce lo-
dowe. — Kośskle ma^e; końskie gospodarstwo w Daaryl.^ Uspo-
Mblenie religUne Inda. - Łącki. — Niebo w nocy. ~ Nocleg v knpca-
kosaka. — Poćcycsna strona pnsscay. ~ Simowe widoki wsi i gór. —
Polak adaa spotkany na drodse. — Fraacisssk i Aleksander Da-
Iswsey i inni wygnańcy w Gaaimnrse. — Konfsdemci barscy i wy-
gaańey Koócłnaskowscy. — Gaaimaieki Zawód. — Kopalnie ołowiano-
msbme. — Śsaleró w Tajnie tragieami dwóch Polaków. — Zbro-
dnia. — Drogie kamienie w Danryi — Okolice Gaaimnm. - Hi-
itorya eksptoaUeyi aloU , sposób skspiontacyi i ilośó dobywanego
as
&i
VI
Smu
ROZDZIAŁ Xn[. Daluy ci%g podróiy nad Gasimarem. — Maśle-
nica. — Tańce i musyka. — Oaznkaństwa Syberyaków. — Powita-
nia aa drodze. — Popas w Alenui. — Jeascce o earopejskieli i du-
ryjskich górach. — Nocaa podrói. - Kowal Polak i chłopek poUki. -
Podróż do Akatui. — Piotr Wysocki. — Wjgnańcy polscy v Akt-
tui. — Wygnańcy smarli. — Biografia Łaniaa. — Hiatorya ibre*
duiarza Filipowa. — Poprawa zbrodniarzy. — Maślenlków, ati-
rowierca. — Oachoboratwo w Dauryi. — Kopalnie w okolicach
Akatui , *
ROZDZIAŁ XIV. Pamiątki z dawnych czasów w Dauryi. — Ml^xt
urodzenia Czingishaua. — Jego historya. — Palące i grób Ctiagift-
hana. — Pieczara Mangutska. — Z podroiy Piana de Carpino t Be-
nedyku. — Zmienność lotów hiftoryczoych. -« Wał dauryjaki i Diie-
wicze uroczyska. — Podanie o górze Nerczyńskiej. — Pojeistao
Iwana Groźnego do Chin. — Stosunki a Ałtyn Hanem i poddanie sif
Jego Moskwie. — Dalsze poselstwa ilo -Chin. — Wyprawa Pojakro«
na Amur. — Pierwsza i druga wyprawa Chabarowa. — Lody u'
Amurem. — Wyprawy 6tepanowa. — Bekietów i Paszkow. — Zabór
Zabajkala kiego kri^u. — Upadek Stepauowa, — Polak Czernisowiki
opanowywa dla cara Amur. — Powiększanie się ludootici moskie**
skiej nad Amurom, -r- Poselstwo Spafarego. <— OtJ^ienie Ałbaiiaz
i kapłtiiUcya. — Upaduk Moskwy uad Amarem. — Odbudowaait-
Albasioa 1 powtórne obl^eoie. -~ Tołbttxin. ~ B(>Jton. -— Traktat
Ner^ayńakL — Nowy upadek Moakwy uad Amurem. — Bistorya
stoaonków z Cfainami ai do 1850. roku. -^ Elupedycya Amankia
Murawiawa i zagarnifcie praez Moskwę nowych krain ^
ROZDISZAŁ XV. AlekMndrowak. — Hutnictwo srebrne w Daaryi. —
Bogactwa kruszcowe. — Wygnańcy PqUcy w Aleksandrońka ^
V okolicy. -^ Fortunat Mi««r«wk>a. — Lityński. — Oraeatan
poi^i w Aleksandrowsko. — Henryk Gruasecki, Michał Csaraiackl
i Rafał Dwernicki. ~ Choroba kooia i zawierucha
R0ZD2IAŁ XVI. Zmiany w powietrzu. — Pora zbierania jagód. ~
Roman Sokołowski. — Jesień i aima 1856. roku. — Maskarada. — j
Teatra iołnierskie. — Jeucae o drogich kamieniach. — Dziewicsy I
kamień. -^ Weieia. — Wapominki.«» Niesacsęśliwy powrót M^oieray
z 3. ekspedyeyi amurskii^. — Ogród w Jednej nocy wyrosły. ~
Rosliuy. — Skutki braku domów zajezdnych. — Sekciarse urałscj. «-
Pny bicie al^ do krayśa. — Brody i kozacy. — Góra Łnnlikai>
ska. — Upodobanie w kwiatach. — Dolina Tapaga. — Góra
Godqi Itt
ROZDZIAŁ XVII. Lekarstwa gminne. ^ Lekarze Polacy. — Eksknrsye
botaniczne. — Poselstwo Chińskie w Gorbicy i rozHzercanie sit Mo-
skali nad Amurem. ^ Ekapedycye Murawie wa. — Pomorska iM>«a
gnbernia. — Dncb zaboru Moskali. — Statki parowe na Szyioe. —
Admirał Patłatin. — Wyjazd wygnańców. — Sucha ragla. ^ Powrót
a cswartąj amurakiciJ ekspedyeyi. — Zgubne wpływy wynaradawia-
Jtce i Michniewicc M
ROZDZIAŁ XVUI. Kilka słów o liberalizmie moskiewskim. >- laieniay
n'policmą)slra Korystelewa. — Bat u kupca. — Sceny aa wiecsorya-
kaoh. — Obserwacye klinatoiegicane. ^ Powody róajiiey kUaMta
na Wschodzie i Zachodzie. — Dolina Batyńska. — Podrói s Ner-
VTI
StrooA
rxtA9ki«go Zftwodn do Durzary. — Wipomnienie wygnaAców. —
Opowiłdanie o wizycie cara na Uralu.^ — Karawana ze złotem. —
Choroby. — Uzkie miejiice. — Mlchat Świdałftski 226
^ II. WIBBCUN0UDIŃ8KI I BARGUZIŃSKI POWIAT.
tOZOZIAŁ I. Grasice obu powiatów. — Poloienio geograficzne i
obnemoMc. — Góry. — Rzeki i charakter różnycli okolic. — Ko-
uey Bariaei i liczba między nimi Polaków. — Wody mineralne
w ToTce. — Witimekie paszcze. — Działy Wód. — Step buriackl. —
ItMki: Uda, Cliilok, Czykoj i Sielenga, Jezioro Kosogoł w Mon-
golii i Indy Urianehowie i Darchatowie. — Brygady koonycii koza-
ków. — Statystyka ludności, pod władzą Sprawnika będącej. —
Kiimat. — Flora. — Statystyka rolnicza. — Handel. — Fabryki. —
Ż«liio i złoto 249
lOZDZIAŁ II. Żegluga po Bajkale. — Brzegi Bajkału. — Mieszkańcy
bnegów. — Nazwa Jeziora. — Gniew fiąjkałn. — Burze. — Wia-
try. — Pora zamarzania. — Temperatura wody. — Głębokość. —
I/eopolA Niemirowski i Atkinson. — Eksoficer - topielec. — Żegluga
parowa na Bajkale. — Gzerkies osiedleniec. — Posolsk. — Jan
Dosu. — Omal i inne ryby w Bąjkaie. — Psy morskie. — Po-
n|tek Bąjlcałn i trręslenia ziemi — Kopalnie lapis-lazuli i nefritu. —
Wyspy na Jeziorze. — Miejsca ówięte nad Bajkałem. — Znaczenie
vyraza Bajkał w róinycli Językach 264
lOZDZIAŁ III. Podrói z Poaolska do Kabaftska. ^ Szamanizm. —
Jego starożytność, wiara w duchy, Jej idealność i teraźniejsze
praktyki. — Moralność szamańska. — Obowiązki kapłanów. — Ich
•tosnnek do Moskali. — Szamanizm u Czukczów. — Dziewięć nie-
bios Jakuckieh. — Szamanizm u Juraków, Samojedów i Osjaków. —
Wygubianie Tunguzów. •— Szamani, bóstwa i zwyczaje tungazkie. —
Szamanizm mongolsko - buriacki. — Niebo , zien^ia. — Boski po-
eiątek wielkich ludzi. — Słońce i księlyc czczone Jako bóstwo. —
Smok. — Bogini Etugen. — Góry święte w Mongolii. ~ Cześć
opiia. — Bóstwa wojny n Mongołów. — Bóg szczęścia. — Sołde-
teagri. — Duchy nieszczęścia: Elie, Ada, Ałbin i Kułczyn. — Duchy
przodków: Ongony.— Obrządek Ulłganu. — Święto Cagan Sara. ~
Zwyeuje szamańskie. — Leczenie i pobudzanie ducha u szamanów. —
Szamani, ich powaga, żyeie i śmierć. — Pogrzeby Buriatów, —
Upadek szamanlttaia 282
NERCZYNSKI POWIAT.
(DALSZY CIĄG).
GiŁLU, Opisanie. U.
X.
BMka Argań Kilka słów o Chinach. — Wieó Ctalbncsa. ~ Chata ks. Pa-
włowskiego. — Strselec Hlstula. — Strai chińska i ł%ki sa Argunif. •—
Wydeeska krótka W Mongolii. — Flora 1 bogactwa nadarguńskie. — Jar-
marki pognoiesno. ~ Węgiel kamiannj. — Góra wygnańców. — Ułaho-
dack i Dekabryóci. — Oóroa. Maaskowski i inni wygnańcy. — Komisye
prawników i moskiewskiego prawa reformy. ~ Statystyka srebra i jego
kopalnie. — Dwóch waryatów. — iydsi w katordse. — 6t. Wasilewski. —
Młehałowik i w oim wygnańcy. — Rseki i ioh w górach snacaenie. —
Flora Borsii i wpływ na ni% ciepła.
Z Nerczyńałdego Zawodu wyjechałem główną ulic% osady.
Frzemkn%iem się obok ratusza, lazaretu i mam przed sobą
l|1d Sierebrianki i hutę srebrną z rozwalonym dachem i wy-
bitym bokiem. M\jam j% i już oko nie widząc śladów czlo-
Tńeka przelatuje jak ptak z góry na górę. Okolica bezleśna,
% wszędzie garby, grzbiety i grzebienie górskie okryte mgl^
błękitną i tysiącami kwiatów, które się wszędzie rozsiewają
w milionach tysięcy ziam*). Zjeżdżam z góry patrząc na
dolinę argnńską, a szczególniej na prawy jej brzeg należący
*) Niektóre roóliny cosiadąJ% zadziwiającą tdolnoćó rospladniania się.
lośHny t« spotykamy gęsto rosnące na wielkich spłasach aiemi. W Korespon-
4tncie Rolniesym (Nr. 41 a rokn 1858), wyohodsąeym przy Gaaecle Warssaw-
ikiej, w artykule o rozsiewaniu się chwastów , spotykamy ciekawe w tym
wifflędsie spostrzełenla. Uwalamy sa poiyteczne, powtórzyć cyfry, które
4sfą dokładne wyobrażenie o płodności niektórych roślin. Pracowity a nie-
sotay antor tych spostrseicń powisda , ie jedno ziarno rnmiana psiego (an-
thnnis cotnla) wydaje 40,650 siarn; rumianku prawdziwego (matricaria cha-
••ailla) 45,000 1 złotok wiata wielkiego (ehrysanthemom leucanthemnm) 13,500;
lopłaan (arctiam lappa) 34,5^; łocsygi ogrodowitl (sonchos oleracens)
%.0OO, a maku polnego (papaver rhosas) 50,000 siarn. Roóliny te rosną i
» Syberył.
już do Chin a właściwiej do Mongolii , i 8taD%łem we wsi
Czaibuczy tuż przy Ar guni położonej i posiadającej garbar-
nię, w której pracvg% zadzierżawiwszy j% dwaj wygnanej
Piotr Borowski i Zygmunt Wałecki.
Prawe chińskie zabrzeże jest wyższe i zrzadka brzeziną
porosłe, pomiędzy któr% rośnie nieznana w Dauryi leszcsptf
i d%b mongolski (corylus hetorophylla i quercus mongolica).
Krzaki popodszywały dna dolin, pomiędzy któremi pospolite
e% maliny i smrodziny (ribes nigrum). Arguń ma źródło
w Kentajskich górach w Mongolii; z początku płynie m
wschód i tu się nazywa Kajłar, wykręca się potem ku pół-
nocy, omija jezioro Dałajnor, wykręca. się powtórnie lecą
już w kierunku północno-wschodnim, wrzyna się przyteo
w coraz wyższe góry i z Szyłką schodzą się pod 53* 19' 45" siero- "
kości północnej a 121° 50' 7,5" wschodniej długości odGreenich.
Od Abagatuja do Ujść Striełki na przestrzeni 500 wiorst
stanowi linię demarkacyjną między Syberyą a Mongolią-
Spadek Arguń ma bystry, głębokość niewielką, jest jednak
spławną. Jest węższą od Szyłki, ale lepiej od niej zar;-
bnioną. Widoki obszerne i wdzięczne, lecz mniej wspaniale
i groźne niż nad Szyłką. Po za skałą, o którą się wod&
roztrąca, i za błoniem wznosi się wysoko górzysty łańcuch,
który zasłania dalszy widok państwa niebieskiego i nibj
mur zamyka jego granice. Ciekawe to państwo, te Chiny!
Najludniejsze w świecie, najstarsze, zamknięte w sobie, wy-
robiło własną cywilizacyę i kulturę i rozszerzyło ją w poło- I
wie Azyi. Chińczyk ma obyczaje upolerowane, lubi wygody,
miękkość, ma obszerne wiadomości', charakter chytry, podr
stępny a pychę ogromną. Uważają się za naród najoświe-
ceńszy na kuli ziemskiej i na podobieństwo Greków wszystkie
inne narody nazywają barbarzyńcami. Ciekawie przenosiłem
się myślą za te góry do pomalowanych i upstrzonych mia$t,
do ogrodów nad rzeką Żółtą i do ich altanek, pomiędzy
naród, który wynalazł proch, druk, igłę magnesową, ma
wyborne fabryki, rolnictwo poprawne, a który pomimo tego
jest barbarzyńskim, bo od wieków naprzód nie posunął si^.
Gdzież podobne sprzeczności napotka podróżny? gdzie takie
połączenie wysokiej kultury materyalnej ze zgnilizną mo-
6
rahą? Jakiż naród, podobnie jak Chiny, od nikogo nic nie
biorąc doszedł do wynalazków i odkryć, które zaszczyt ro-
zomowi przynoszą, i jednocześnie pogrążył się w moralnym
barłogu i niewolniczem samolubstwie ? Wysoka knltura, nie-
wola, stagnacya i upodlenie Chińczyków nasuwa obszerny
przedmiot dla myślącego człowieka i rozwiązuje kwestyę^
która i Europę żywo zająć powinna, to jest, jak i odkąd kul-
tura materyalna zamienia się w dzikość i barbarzyństwo?
Swoim przykładem uczą Chiny wszystkie narody, że kultura
materyalna bez duchowego i społecznego postępu niewystarcza
dla ludzkości, że rozejście się tych dwóch kierunków i zu-
pełne oddanie jednemu, materyalnemu lub moralnemu tylko,
sprowadza zgniliznę, od której trup narodu ustrojony w wspa-
niałe i piękne wyroby przemydtu zawraca do barbarzyństwa
i dzikości, z której pierwotnie wyszedł. Chiny miały w sobie
dużo żywiołów rzeczywistej cywilizacyi i gdyby nie despotyzm,
który zaniknął ich w sobie, zaparł drogi postępu, wpędził
ieh na drogę li materyalnej kultury, a wygnał idee moralno-
politycznego doskonalenia człowieka i coraz lepszego uspo-
łeczniania się, Chiny byłyby ogniskiem światła na kuli
aemskiejy tern, czem jest dzisiaj Europa. Despotyzm to
wprowadziwszy do Chin wieczne status quo, spowodował, że
knltura materyalna zamieniła się w zgniliznę, a filozoficzna
religia Konfucyusza w bałwochwalstwo. Przypatrując się nie-
mym górom na granicy Chin, snuły się mi w głowie te
myśli i sprowadziły zadumanie. Czy Europę nie czeka los
podobny? Czy chrześcianizm pomagając despotyzmowi ochro-
Bi ją od chińskiej zgnilizny , a kultura materyalna od skost*
nienia i barbarzyństwa? Pochód cywilizacyjny wędrując
z Azyi przez Europę, czy nie porzuci wkrótce ostatniej i
€sy do Ameryki zupełnie nie przeniesie się? Nieodpowia-
dałem sobie na te pytania, bo miałem przed sobą Chiny,
wielki przykład i przestrogę dla narodów, Chiny wielkie,
«kaltarowane , uorganizowane porządnie, upolerowane, a
gnijące, skostniałe i zawadzające ogólnemu postępowi ludz-
kości.
Wieczorem odwiedziłem chatkę księdza Tyburcego Pa-
włowskiego, rodem z Białorusi, franciszkanina, aresztowa-
6
nego za adsiał w zwi%zka Szymona Konarakiego na Wołynia
w Horodcu, gdzie był w szanownym domu Urbanowskich
kapelanem. W Kijowie przez sąd wojenny skazany na wy-
gnanie, mieszka od lat wielu w Gaałbuozy, trudniąc się ry-
bołóstwem i polowaniem. Chatkę ma skromną, malutką
w ogrodzie stojącą. W chatce jest tylko jedna izba, a w niej
łóżko, nad niem Matka Boska Częstochowska; na stolifai
brewiarz. Gazeta Warszawska i Biblioteka Warszawska^ km-
cyfiks i gitara. Gościnny gospodarz oprowadził mnie po swoim
ogródku, pokazywał grzędy kwitnących ogórków, koper wy-
bujały, starannie pielęgnowane kawony i melony, grzędy
z kapustą, kartoflami, burakami, kalafiorami, fasolą i ze sło-
necznikiem, pokazywał swoje sieci, które codzień zimą i latem
zarzuca w wody Arguni, i to całe maleńkie swoje gospo-
darstwo, któremu pomimo starości pracowicie oddąfe mą.
Gdy już zmierzchło, poprosiłem gospodarza, ażeby sagnt
jaką piosneczkę na gitarze. Wziął starzec gitarę, zabną-
knął poważną a rzewną melodyę i zaśpiewał psalm: ^Bóg
naszą ucieczką.» Mile brzmiała muzyka w chatynoe, a cicłie
jej echo poleciało na błonia mongolskie. Ten rzewny pealm,
gospodarz, jego gospodarstwo pogrążyły mnie w nowe za-
dumanie, z którego przebudziłem się wezwaniem na wie-
czerzę, na którą dano grzyby i orzechy przez księdza uzbie-
rane. W Czałbuczy zainteresowała mnie jeszcze inna osoba
w wieśniaczem ubraniu i po polsku mówiąca. Byt to takie
starzec, lecz czerstwy i zdrowy; nazywa się Michał Mi-
sz ula, rodem z białowiejskiej puszczy, gdzie był stneloea
i gdzie w szeregach powstańczych w 1831. roku dał się Mo-
skalom we znaki. Za to powstanie obity kijami, przyalany
został do kopalni nerczyńskich, zkąd po wielu latach pncj
uwolniony na osiedlenie, w Czałbuczy trudni się polowaniem.
Codzień ledwo świtaó pocznie, dawny strzelec przywołuje
psów i zarzuciwszy torbę z flintą na plecy, rusza na polo-
wanie, a ma tu wszędzie wyborne polowania, bo na polaełi
i błoniach mnóstwo jest zwierzyny, której bge co niemiara.
Syberyacy chociaż rzadko w lot strzelają, są przecież do-
brymi myśliwcami; Miszula i międ^ nimi nawet jest
pierwszym myśliwym i najlepszym strzelcem. Uczciwy, wy-
«oki, B czarną brod%, blady, jak widmo siania się po gó-
rach. Gospodarny, oszczędny, mocno tęskni do ojczyzny i
w niej pragnie kości swoje złożyć. Mieszka tu i trzeci wy-
gnaniec, Wojnilowicz Aleksander, wieśniak, powstaniec
z 1831. roku.
Łąki za Arganią i w licznych dolinach na stronie chiń-
skiej obfitują w trawy. Mieszkańcy nadarguńscy co rok
umawiają się z chińską strażą graniczną o wolność kosze-
nia tych łąk bez użytku dla nich zostających. Mongoło-
wie za opłatą ze skór baranich lub ołowiu dozwalają Sybe-
ryakom kosić siano. Gromady ludzi, bez żadnego paszportu,
udają się za granicę na pokosy, gdzie kilka tygodni zosta-
jąc, za tanie pieniądze zaopatrują się w najlepsze siano. I
ja z jedną gromadą udi^em się dzisiaj na sianożęcie. Gra-
nica chińska jest słabo obsadzona, więcej Moskale od Chiń-
czyków, niż Chińczycy od Moskałów zabezpieczają się. Fi-
idety chińskie stoją jedna od drugiej o kilka mil, straż
utrzymują Mongołowie. . Jeżeli pikieta przy objeździe granicy
ipostrseże, że Syberyacy bez jej pozwolenia koszą ich łąki,
pah siano i niszczy całą robotę. W razie skargi lub interesu
do Moskali, Mongołowie, wielcy formaliści, nie przechodzą
granicy, lecz stanąwszy naprzeciw moskiewskich posterun-
ków wywołują starszego kozaka i z nim konferują.
Przez Argttń przejechaliśmy w bródj a dalej posuwając
aę błoniem, wjechaliśmy na stromy łańcuch gór; z niego
spuściliśmy się w pustą dolinę i przejechawszy jeszcze przez
jedno wysokie pasmo, stanęliśmy w dolinie między kosarzami.
Hieszkań ludzkich wcale niema, wszędzie tylko góry wypło-
wiałe i zielone doliny. O 200 dopiero wiorst od linii de-
narkacyjnej, w głąb Mongolii, gęatsze są osady i więcej
ludzi. W naazej wycieczce niewidzieliśmy ani jednego pod-
danego bohdohana chińskiego. Na pochyłościach rośnie tu
leizczyna, nieznana w Dauryi, i dęby. Upał doskwierał na
łące; chroniąc się przed nim, schowałem się w olszowym
gaju nad strumykiem, a siadłszy na gałęzi przypatrywałem
ńc muszkom, dziwnie regularnie geometryczne figury kreślą-
cym w promieniach rfońca, tysiącom much i bąków, które
glosząo swoje życie, brzmią w gaju i na górach. Olcha do-
8
rasta tutaj do wysokości drzewa, kiedy nad Ssyłką zaledno
jest od krzaka wyź8z%. W południe kosarze zasiedli prsed
budami z siana i z wielkiego kotła obiad zajadali. Upał tak
dokuczały że od obiadu niektórzy odchodzili do strumyka i
całe ciało, zimną jego wodą oblewali. Po obiedzie se dwie
godziny spali kosarze w budach a gdy ruszyli na kośbę, ja
już byłem na wysokiej górze i przypatrywałem się krajobn>
zowi. Od dna doliny, w którem trawa dochodzi do wyso-
kości konia, aż do szczytu, na którym stoję, cała góra a-
rosła kwiatami. Mnóstwo lilij, pomarańczowego i żółtego
koloni, faluje jak zboże pod wiatrem, między niemi ciemienyci
(yeratrum nigrum) z szerokiemi liściami wysuwa na długiej
łodydze swój smutny kłos i serrathula rapunculus pełnym
różowym kwiatem stroi górę; echinops ritro, pięknego lĄ-
kitu, także się spostrzegać daje. Oman (inula oculus) wysoko
się wznosi, rośnie gromadnie i żółci wielkie przestrzenie;
rozchodnik jest daleko wyższy niż u nas; wierzbówka, okwitle
piwonie, podróżnik tu rośnie, a między niemi strzyże tysiące
koników polnych, gromadami wybiegają z pod nóg konia i
chrzęszcząc skrzydełkami, skaczą i unoszą się jak chmura
szarańczy. Owad ten różowego albo żółtego kolom, ma n»
skrzydełkach piękne czarne obwódki. Prócz koników pol-
nych, bąki, motyle, muchy, komary i tysiące innych owi*
dów śpiewają na kwiatach. Jest to królestwo owadów i
kwiatów, rzadko dotykane stopą człowieka. Przestrzeń nad-
graniczna Chin posiada wyborne grunta, jeszcze nigdy płu-
giem i motyką nieporuszane , powietrze cokolwiek cie-
plejsze niż w syberyjskiej Dauryi. Prócz straży mongol-
skiej pokazują się tu czasem koczowiska Oroczonów; trmwy
wydeptane są jedynym śladem ich pochodu. Czasami także
pokazuje się tutaj zbieg z moskiewskiej kopalni. Biada mu.
gdy go Mongołowie spostrzegą, bo wówczas zdaleka spro-
wadzonymi ludźmi wytrwale choć tchórzowato ścigają, a
schwytawszy, z wielką skrupulatnością spisują wszystko, co
na nim i przy nim znaleźli, kują go w dyby i oddają Mo-
skalom w Curuchajcie*). W skałach nadbrzeżnych Argnni
*) OuraeliąJtiiJ m« Jadoosci 1,679. Połoionj p«d SO^ W sierokośd s a 13C*
iffyj% «§ włócaęgi, którzy w nocy, jak lisy ze swoich nor,
wymykają się na kradzieże do wsi nadarguńskich.
Dolina, do której teraz wjechałem, ma smutną, wygorzałą
postać, bez zieloności i kwiatów, Mongołowie bowiem spalili
siano bez ich pozwolenia skoszone i popiołem zasoli cał% do-
linę. Na miejsca, gdzie stały stogi, leżą teraz kupy popiołu
i żuźlL Siano obficie nasycone sodą, po spalenia zostawia
twarde do szkła podobne żużle. Koń mój kąsany przez
owady i oblany potem, zaledwo dostał się na wierzchołek,
przez który nad Arguń dostać się tylko mogłem. Z wierz-
chołka miałem najwspanialszą panoramę całej okolicy. Do-
lina Argani wyrżnęła się gzygzakowato między skalistemi
górami. Kontury skał w liniach ostrych i okrągłych łamią
się i zwieszają nad wodą. Przez błękitną mgłę widać zielone
pochyłości i błonia srebrzącej się rzeki. W kilku miejscach
dym unoszący się w powietrzu jak długa, ciemna flaga>
wskazuje na miejsca, gdzie leżą osady kozackie. Podniósłszy
wzrok wyżej, obejmiemy szerszy krąg kraju z falą drze-
miących i rozbujałych jak morze gór ; nad niemi niby okręta
nad wodą wznoszą się najwyższe szczyty. Oóry i morza
najbardziej działają na wyobraźnię i wyzwalają, jak powiada
Goszczyński, a i śpiewak « Pieśni o ziemi naszej n, czując tę
potęgę wyzwalającą gór, woła: «W góry, w góry, młody
bracie! Tam swoboda czekana cięU Doświadczałem i ja tej
swobody i wyzwolenia serca w Tatrach tak wspaniałych i
dzikich zarazem! Czułem się wolnym i lekkim na halach i
w dolinach Beskidu! Codziennne troski znikały, kłopoty życia
nie istniały, wzniosła natura odświeżała duszę. Bolejące
myśli wyzdrowiały, zszarzane uczucia odświeżyły się w pol*
•Uch górach i nabrały czerstwości. Górskie karpackie po-
wietrze wprowadziło w piersi moje wielki zapas duchowego
tdrowia. Tutaj i na górach jestem niewolnikiem, wygnań-
eem. Oóry tutejsze niewyz walają serca od ciężkiej tęsknoty,
nie leczą sponiewieranych uczuć, sfatygowanych myśli. Na-
<€' dlagoflcl geognficsn«j. W Danrji Jest to punkt nąjbliiscy Pekino, dU
tego Moskale dawno na niego swrócili uwagę. Dziś po prtyłącaeoiu A muru
^wŁacii jego stnit^glciiui upadła.
10
próżno się zmuszanii napróżno wymagam wrażeń wsniosłycb, —
góry na mnie, ja na nie patrzg i jestem zimny, zwycząiny
człowiek. Może to dla tego, że góry Dauryi byty kolebką i
gniazdem Czyngishana, może to dla tego, że tatąj tylu Indii
cierpi, tęskni i pracuje!...
W Oloczy, wsi w sąsiedztwie Gzalbuczy położonej, bjl
przed kilku dniami jarmark chińsko-syberyjskL Żałuję, żem
nie mógł na czas oznaczony pospieszyć. Prócz Ołoczy jar-
marki podobne odbywają w Curuhajtujn, w Akszy nad Ono-
nem*), w Gorbicy**) nad Szyłką. Jarmarki bywają raz do
roku, zwykle w pierwszych dniach Upca. Syberyacy wioai
szkło, kożuchy baranie, futra, rogi jelenie, ołów i różne
metale, a Mongołowie jagły, ryż, chińską wódkę, imjki,
cygarniczki ze szkła, palące szkła, posążki i ozdóbki, mateiye
jedwabne i pó^edwabne, tytuń, herbatę i t. p. Nie umie*
jąo rozmówić się ze sobą, jedni drugim wskazcgą na przed*
miot, który pragną nabyć, i na rzecz, którą za niego ofia-
rują. Za butelkę lub szklankę dają tyle jagieł, ile wejdzie w te
naczynia. Jarmarki i stosunki z Mongołami w£bogacąj% nad-
arguńską okolicę, która tak przez grunta, mineralne bo-
gactwa, paszę wyborną już jest bogatą. Prócz złota ta i
owdzie w dolinie Arguni znajdującego się, znajdigą się na
jej brzegach pokłady węgla kamiennego. Około stanicy Gor-
bunowej w blizkości Gzałbuczy, a o 12 wiorst od Nercsyń-
skiego Zawodu, znajdują się bogate pokłady lignitu. Joż
naczelnik górnictwa Barbotte de Mamy, około 1789. roku chcuA
zaprowadzić eksploatacyę węgla bardzo potrzebnego dla to-
tejszego hutnictwa; próbowano i w późniejszych naimi^iy
ale wszystko skończyło się na próbach i węgiel nadaignńaki
dotąd jest bez użytku. Jeszcze w innem miejsca nad t%ż
samą rzeką, obok Dorosi^gskiego posterunku, znąjdi;g% mę
*) Aksta ma 396 lodnotci męakicj. Połoiona pod iO^ 15' iscrokośei a
131° 4' długości geograficsD^ w raaie wojnjr w Mongolii, Ak«sa moM dU araai
najeidłajfcej oddaiS waine usługi.
**) Gorblca ma 5&5 ludności mętklej; połoiona pod 53^ 6'0ierokości pólaoca^
« 186^ b(f długości. Kocący gorbiecjr pnos atóaunkt «wq)6 a Indami aad*
amnrakimi ułatwili poinanie tej rzeki, a potem Jej sdobycie. Pierm* wo>
Jenne na Amune ekspedycye oni, a mianowicie koaak Skobeleyn prow^dsll,
który aa to w prędkim csaaie % podoficera dofłnaył Bif atopnin mąjon.
11
pokłady węgla, ale niiszego od lignita gatankn. Klimat
jest tataj rówiue jak nad Scyłką zdrowy. Rzadko nawiedzają
te okolice epidemiczne choroby. Szkarlatyna nad Argani%
pienvizy raz pokazała się w 1853. roku, suchoty 8% nie-
Wieczorem powróciłem do Czałbuczy z wycieczki do Mon*
golii, a 16. lipca w upał dl-stopniowy do Zawodu. Dnia
17. i 18. lipca upal wcale nie zmniejszył się. Nieznośne go-
rąco zmusza mieszkańców do zamykania w dzień okiennic.
W Wielkim Zawodzie nie można użyć kąpieli, potoki bo-
wiem Ałtacza i Sierebrianka są bardzo płytkie i chcący
liywać kąpieli wyjeżdżają do o dwie mile odległej Ar-
goni.
Wieczorem 18. lipca padł rzęsisty deszcz i ochłodził po-
wietrze, z czego korzystając wyjechałem do Michi^owska
2 zamiarem obejrzenia okolic rzeki Niższej Borzii. Od samego
Zawodu droga pnie się w górę aż do wierzchołka, pamięt-
iiego dla wygnańców jako miejsce schadzki w tym czasie,
gdy za terytoryum kopalni wygnańcom wydalać się niepo-
iwoliłi; to było jeszcze i w 1844. roku. Góra ta leży pomiędzy
Zawodem a Błahodaokiem i Górną. Gdy się więc wygnańcy
Mieszkający w tych osadach chcieli z sobą widzieć, tu się
•chodzili, nie wychodząc po za obręb, za którym każdy
uważany mógł być za dezertera. Tu sobie komunikowali
wiadomości o Polsce, listy, książki i gazety. Widok ztąd
podobny jest do wielu w Dauryi widoków, a jednak jest in-
nym, bo inaczej ztąd rysiigą się linie, inaczej krzyżują się
IMima i inaczej pstrzą kwiaty. Zachodzące słońce oczerwie-
luło obłoki i rzuciło purpurowe blaski na ziemię. Góry sta-
aęły w aureoli, a skupiająca się wieczorami mgła podnosiła
lozmiar ich i wdzięki. Ztąd zjeżdża się w głęboką dolinę^
po której wygodna droga prowadzi do Błahodacka, wy*
budowanego w lewem zabrzeżu doliny, niby we framudze
górzystej. Na tle wysokich gór odbija się czerwony dach
więzienia i szare domki osady. Na pochyłościach widać
wykopafiska i szopy drewniane nad szybami. Kopalnie rudy
ołowiano-srebmej w ^hodacku, równie jak i w Górnej, na-
1^ do najdawniej w Dauryi eksploatowanych. W^ielu
12
z moskiewskich Dekabrystów zesłanych było na lat pięć do
tej kopalni, gdzie zostawali pod szczególnym dozorem jene-
rała, umyślnie w tym celu z Petersburga komenderowuiego.
Mężowie ci, którzy dla wolności, życia i swobody nietato-
wali, byli z szczególną zawziętością przez Mikołaja śdgua.
Z Błahodacka do Akatui, Czyty i do Piotrowska byli pm-
niesieni. Po wyjściu na osiedlenie, najznaczniejsza ci{k
osiadła w Irkucku. Mężami najwięcej pomiędzy nimi odini*
czającymi się charakterem niezłomnym i wielkim byl jak to
już mówiłem: Łunin i jenerał Juszniewski.
Pół mili za Błahodackiem, także we wklędtości lewego n-
brzeża, ściśnięta górami stoi osada Górna; w około oi^
kilka kopalń, do których w rozmaitych czasach widt
z naszych wygnańców wysyłano. Trzy ulice drobnych dom-
ków pną się na górę; więzienie, koszary kozackie, dom n-
wiadowcy (pristawa), którym jest obecnie trudniący się ma*
larstwem Skrypin, malarz bez szkoły i nauczyciela, są gló-
wniejszemi budynkami osady.
W Górnej mieszkają następni polityczni polscy wygnańcy:
Kasper Maszkowski, rodem z starokonstantynowildego i
powiatu na Wołyniu. Zaraz po 1831. roku zawiązał Kai^ \
na Wołynia patryotyczny związek i szczęśliwie nim kicrowił j
aż do przybycia Szymona Konarskiego. Ten go rozszerz^ ':
a zastawszy w Wilnie także przed nim i bez jego inicyatywf >
uorganizowany komitet, złączył litewskie z wołyńskiem to- t
warzystwem i siecią związku okrywszy całą Polskę, ożywił
ją i energicznie przygotowywał do powstania. Spiskowi dla
bezpieczeństwa związku radzili Konarskiemu wyjeżdżać za |
granicę. Ścigany, widział sam, ii rada była dobra, ale jq '
posłuchać i wykonać niechciał z obawy, ażeby za jego od-
jazdem ruch i czynność związkowych nie osłabła. Przewidy-
wania spełniły się. Konarski, który w roli lokaja J. Rods^
wicza podróżował, poznany przez jakiegoś żyda, aresztowany
był pod Wilnem. Słaby charakter zresztą uczciwego Bo-
dzewicza zdradził związek. Nastąpiły aresztowania. Związko-
wych osadzono w Wilnie, w Kijowie i w Odessie. W Wa^
szawie i w Galicy i w inny sposób związek także został od-
kryty. Maszkowski jako jeden z założycieli towarzystwa
13
wołyńakiego, a potem jako jeden z nąjczynniejszych w zwi%zka
Konarskiego, był w Kijowie skazany na powieszenie. Wy-
stawiono szubienicę w 1839. roku w fortecy kijowskiej i czte-
rech związkowych podprowadzono pod ni%: .Maszkowskiego,
P. Borowskiego, A. Beauprego i Fryderyka Michalskiego, ojca
EmiHi, narzeczonej Konarskiego. Jnż mieli stryczki na szyi,
gdy im przeczytano zmianę wjrroku śmierci na deporiacyę
do kopalni nerczyńskich. Maszkowski schodząc z szubienicy,
rzekł: aPrzyjemniej mi było wchodzić, aniżeli schodzić z szu-
bienicy !»
Prócz Maszkowskiego mieszkają tutaj ksiądz Karol
Haas, z Wołynia rodem, za związek Konarskiego przysłany
do kopalni; MichałMikutowicz, z Litwy rodem, za udział
w związku braci Dalewskich odkryty w 1849. roku w Wilnie,
do kopalni. W Błahodacku mieszka Ignacy Sawicki
z Wołynia; za powstanie 1831. roku posłany do wojska
w Ornaku a za udział w związku ks. Sierocińskiego do ko-
palni przysłany.
Przenocowawszy w gościnnym domu Maszkowskiego, który
ma tu ogród, obsiewa pola, hoduje bydło, a gospodaruje
wspólnie z Haasem i kariAi gości swoich słynnemi w ner-
czyńakiej okolicy małdrzykami, poszedłem przed ruikiem do
kopalni w górze. Słońce już mocno doskwierało, w po-
wietrzu była cisza i parnota. Budynek drewniany, podobny
do domu, i szopa między krzakami i kupami wyrzuconej ziemi,
stoją nad wejściem do kopalni ; tędy spuszczają się robotnicy
do kopalni, w głębi pracują przez dzień cały, niektórzy obcią-
żeni kajdanami, wieczorem wychodzą z kopalni i idą na noc
do więzienia. Los tych ludzi jest opłakany i twardy, chociaż
często sprawiedliwym, boć społeczeństwo ma prawo szkodzą-
cego mu zbrodniarza użyć jak zechce, a odebrawszy mu
wolę i zmuszając do pracy używa go dobrze i korzystnie.
Lecz dola taka tych, którzy niezasłuźyli na niewolę, jest
barbarzyńskim gwałtem, a taką jest dola górników i nie-
winnie zesłanych. Dziwna sytuacya górników zwróciła już
uwagę komisyi prawników, która pod prezydencyą hrabiego
Tołstoja przed kilkunastu laty zjechała z Petersburga i miała
ołożyć nowe instrukcye postępowania i prawa dla katorgi
14
napisać. Komisya niewidsii^a innego sposoba dU ulień
górnikom i zniesienia niesprawiedliwości im wyr^dioiMir
tylko w powiękssenin róinic oznaczających obie klaty robot*
ników w kopalni. Postanowiła więc niepoprawiąjąc loss gó>>
nikówy pogorszyć los deportowanych i uchwaliła prswo, ł»
każdy zesłany na znaczniejszą liczbę lat po¥rini6n przes oaea
lat siedzieć w więzieniu na miejsca wygnania i chodzić w kaj-
danach do najtmdniejszych robót; jeżeli zai takowych m
będzie, umyślnie dla nich wyszukiwać ciężkich robót, bk*
dawać Im odpoczynku a przywalać należy całym apMim
niewoli. Gdyby to prawo było wykonywanem, położeniem
słanych byłoby nie do zniesienia. Doświadczenie miejsoowTch
urzędników umie łagodzić nierozsądne przepisy i intcw
skarbu nawet na tern zyskuje , albowiem liczne wypadki d**
wodzą, że surowe i barbarzyńskie postępowanie, przywodzi
zesłanych do rozpaczy, zwiększa liczbę ekscesów i sbrodii.
Myślę, że cudacka zasada polepszania losu jednyck
przez pogarszanie losu drugich, którą pnyjęła rifo^
matorskim duchem ożywiona komisya, za^giqe na podkreito*
nie i powszechną uwagę, bo ona nieraz w prawodawitiil .
moskiewskiem objawiała się i jeszcze objawiać będzie. W ośt^
tnich czasach zostało postanowionem, że każdy nrsędsft
za każde przewinienie, uchybienie n. p. takie, jak nies^tKcil
czapki może kazać bez sądu ukarać zesłanego 70 pletnisd
który niema prawa skargi i pisania próśb, tak samo, js
niewolno mu pisywać listów do rodziny i przyjacióŁ
kołaj w końcu swojego panowania zamiast knuta kazał użf
wać piet ni, co na jedno wychodzi. Piet' jest to groby I
trzech końcach rzemienny bat. W kopalniach wyjątkowi
knut jest w użyciu.*)
*) w tfoskwid sawsie było wnystko 1 jest poiorem. Nieni o^»^
nowe prawa dla oaiukania głopiego luda i nieświadomej Baropy; dą|9
pompatyesne naswisko reformy, która w neciy tamcj nie nie smieniASi
rsecsy. Wiadomo, ie Mikołaj cłielał być prawodawca i bawił się w kodeki^
Komisya kodyfikacyjna dla Królestwa pod pretydency^ Hobego napiisto «1
inany s głupstwa kod«ks Mikołaja. Moskwy niesostswii tnkśe bes f
kodeksu. Kodeks karny Mikołą|a. wydany prsea Błudowa» wpiowadsił taki
waine smiany : knut saraienlł na bat o 3 końcach,* piętna na twarty « ^\
terami B. O. P. samlenione na piętna t literami K. A. T. Pletiaml bU« n»|
15
Do kopalni dla braku pozwolenia spnśció się nie mogłem i
nie żalowaiem tego, bo stan kopalni ma być najgorszy a ro-
boty źle wykonywane. Obecnie tutejsza kopalnia dostarcza
do 6 pudów srebra na rok. Przed budynkami, o których
wyiej w8iK>mmalem, siedziało na ziemi kilkanaście zerianych
robotnic i tfnkły radę. Niektóre śpiewały, inne kupki przed
niemi leżącej rudy ubierały w kwitnące gałązki wierzbówki,
skracając czas żmudnej roboty narzekaniem na katorgę i ga-
wędką. Charakterystyczny byłby to obraz katorgi, grupa
tych kobiet opalonych, w nędznych ubiorach, zniszczonych
fizycznie i moralnie, siedzących przy kupach rudy w kwiaty
ustrojonych i oświeconych całą siłą palącą promieni połu-
dniowego słońca. Rudę potłuczoną mężczyźni przewiewają
przez wielkie druciane harfy i wiozą je na dwukolnych wóz-
kach do płuczki. Ztamtąd wiozą ją do huty w Kutumarze,
gdzie wytapiają z niej srebro. Dawniej nerczyńskie kopalnie
dnżo srebra dostarczały, dzisiaj bardzo małą ilość. Od 1704.
do 1747. roku rocznie otrzymywano srebra do 30 pudów.
Odtąd ilość srebra zwiększała się a w 1775. roku otrzymano
srebra 630 pudów. Od tego znów roku ilość srebra stopniowo
zmniejsza się, lecz w roku 1846 huty tutejsze wydały jeszcze
190 y, pudów. Ołowiu z Nerczyńska do ałtajskich hut wy-
syłano rocznie od 1804. roku około 10,000 pudów, a na
sprzedaż 3,000 pudów, teraz (1857. roku) tylko 1,759 pudów
ołowiu a 18 pudów 8 funtów 57Vs zołotników srebra. Mata
ta liczba niepochodzi z wyczerpnięcia rud, lecz z zaniedbania
tej gałęzi górnictwa a podniesienia eksploatacyi złota. Ze
wszystkich hut srebrnych Dauryi jest już tylko jedna czynną
w Kutumarze*).
■m słcml l*cs im aufoeie , nie po plecach , lees po paiytkach. DU nlepoł-
■oletoich karft JMt lii^wa; Mmiut posłania do rot areaaUoekich, katorgi lab
d«aa roboczego, kodeka kaie waiyatkich oddawać do wojska. K łe 8§ nie
tjiko występni ale i wyatfpne, więc Jeden a%d trsymą}<o się litery prawa,
skaaal dsiewcaynę do wojska. Wówesas dopiero przekonano się o nieros-
•Idka prawodawcy 1 nasnacsono inne karę dla kobiet. W tym kodełuie Jak
i ianych mosldewskich mnóstwo Jest wyraleń nieokretflonycli, Jak n. p.
aiura^ wedlog stopnia i waino^i wyatępku, albo ukarać według eal^ suro-
wości prawa, albo akarać Jako prsestępcę prawa i t. p. ogólników, dąJfcycJi
nerokie pole do aamowoli i gwałtów.
*) Kopalnie soajdujęce się w okolicach Blahodacka, naleię do dwóch
16
Z wycieczki do kopalni wrócdem po poładniu. Siedi|c
przed domem uderzony zostałem dziwną postacią n^odego
człowieka, który się ka mnie zbliżał. Był to waryat, Kk*
mieć, rodem z Rygi- Przyszedł odwiedzić gospodam
dystaocyi blahodackiej i sierentnjsklej. W pierwssej są następne kopainiti
stare croby : 1) Błahodaeki rodnik, odkryty w 1745. roko ; do roko 1811 ^
canie wydobyto s niego rudy 7,178.680 padów. W tcj masie srcbrm było W
padów 13 funtów 86 y^ tołotników a ołowiu 306,789 pudów 8 funtów. W podń« ndf
srebra «(Vg zołotników, ołowiu l,|4Vt funtów. Międiy strumieniem Blaho4it'
IZierentuJ: 2) Ekaterioo-Błałiodacka kopalnia; w pndsie rudy I'/, solatoikM
srebra, 5 funtów ołowiu. 3) Bkaterino-Błahodacki rudnik. Do lS53.rokawyd«b)ti
rady 1,116,466 pudów, srebra 378 pudów 13 funtów 637$ tołotników, ołowiu 79.(61
pudów 31 V« funtów; w pudzie rudy bywa 1,5«V4 zołotników srebra, 4,^' < fu*^
ołowiu. 4)8paskł rudniii ; od 1830. do 1853.roica dobjrto rady 514,686 pudów^snla
318 pudów 28 funtów 32'/, zołotników, ołowiu 62,596 pudów 19 funtów. 5) Wu:*
Spaski rudnik. 6)DoroQiński ; w pudzie l„iZołotnlków 9rebra,4,.^g funtów ołoń.
7)Trzecł Spaski rudnik; w pudzie 2„,'/« zołotników srebra, 6,4, Vx fontów oło^ib
Między rzeczkami Mał* Kiłg« i Czalbuczf : 8) Ki Igi6ski rudnik. Do 1853. nki
wydobyto rudy 2,770,303 pudów, srebra 282 pudów 21 funtów 72V8 zołotaikti.
47,960 pudów 39 funtów ołowiu. Na pud 1„, zołotników srebra, 5„V, fantów ołom-
9) Malce wskl. Od roku 1845 «do 1653 wydobyto rudy 670,784 padów, srfiii
353 pudów 9 funtów 85 zołotników, ołowiu 73.357 pudów 14 funtów, w podmie l^i*^
zolotuikówbrebri,4,,5'/Kolo^lu;l<l*łsl^J^9t czynna ta kopalnia. 10)Sibiriakoviki*
roboty; w pudzie 1.,t '/s zołotników srebra, 4,as '/■ funtów ołowia. Rasem w tyckl**
palniacłi od 1830. do 1853. roku wydobyto rudy 1,581.883 pudów, srebra CK
pudów33 fuiUów 72V« zołotników, ołowiu 184,193 pudów 39Vi funtów. Przy topMiii
rudy w hutach, pospolicie Ya metalu w niej zawartego marnieje i gioir.
11) Czałbuczyńska kopalnia. 12) Na górze Błahodati. 13) ZworygiAAz.
14) 2ylińska. 15) Sojmonowska.
W dystancyi zierentujskiej znajduje się takie kopalnie: 1) Zierentojilł
rudnik, czasem ma bogate iyły. 2) Mikołajewska kopalnia ; w pudzie rudy S,%
aołoŁników srebra,5,„ V«fantów ołowiu. 3)SCe£anoPiotrowski rudnik ; w padzie r«4
5,44*/« sołolników srebra, ołowiu li,,,'/* funtów; 1 iesawsze tale bogaty. 4)AiciUir
drowski rudaik ; w pudzie 1, „zołotników srebra,3ys funtówołowio. 5) Woidą)aitf
rudnik odkryty w 1761. roku. 6) Troich SwiatIteleJ; od 1330. do 1853. 1 '
wydobyto 1,058.211 pudów, srebra 848 pudów 19 funtów 407. sołotaików, oievii
305,413 pudów 25'/, funtów. Razem w tych kopalniach od 1830. do 1853. rok*
wydobyto rndy 1,139.725 pudów, srebra 909 pudów 38 funtów 70 zołotników. ołovit
218 349 pudów 31'/, funtów. Mniejsze kopalnie: 7) Nowo Zierentąjski itti»
rudnik. 8) Nowo Zierentujskl wlerzchny. 9) Nowo Zierentajski aii**?-
10) Nowo ZierentHjski. 11) SzumichlAska kopalnia. 13) ZwiegiM*^^
18) IliAska. 14) Pierwo Pokosyj. 15) Młchiejewski szurf. 16) Karpowskt k»-
palnia na Majaku. 17) Czikaczjftsko Michiejewska. 18)1 19) Pierw© i ^»»
Czikaczyńskie. 30) Piotropawlowskl rudnik. 21) Cagajski. 39) CsgM**
sporny. 23) Suro Zierentujski. 24) Utkińska kopalnia. 25) Suro Pm»-
chowska. 26) Jakowlewska. 27) Mokiejewska. 28) Tldykańska. 39) IHT
kański Riesanowska. 30) Karpowsko Udykaftska. 31) Wtoro ^okofjt-
32) Kotkcwa przy wsi Czaszczioa. 33) Szurf Bergauera i trzy inne.
17
pewny y że mu da co zjeść, lub też fajkę tytuniu. Ubrany
byt w popadaną, brudną i podartą siermięga syberyjską;
koBsoli nie miał, a przez dziury wyglądało ciało. Głowę
miał okiytą watowaną czapką ogromnej wielkości, do kapę-
lassa podobną; sukno w niej zupełnie podarte, a wata dłu*
giemi niteczkami zwieszała się na wszystkie strony. Twarz
Bii^ pociągłą, zakończoną ostrą brodą i porosłą rzadkim ru-
dawym włosem; nos kształtny, wysoki a oczy najczystszego
bl^dtu; wyraz ich oznaczał zdziwienie i nieoznaczoną ale spo-
kojną tęsknotę. Zapuszczając wzrok swój w jego oczach,
zdawało się mi, że jak niegdyś w oczach badającego mnie
Leichtego ginie, w głębi jak w mętnej studni. Miejscowy
urzędnik opowiedział mi wypadki, które młodego waryata
do Syberyi sprowadziły. W Rydze nieszczęśliwy ten czło-
wiek miał kochankę. Kochał ją mocno i szczerze, lecz ona
niewierna danemu słowu wyszła za mąż za innego. Zdrada
ukochanej kobiety szkodliwie podziałała na umysł Adolfa.
Stał się smutnym, milczącym, & w niepewnych odpowiedziach
i rozmowie nieporządnej , zauważyć było można pierwsze
symptomata waryacyi. W owym czasie spłonęło jakieś ar-
chiwum, a ponieważ Adolf mieszkał obok niego i widziany
był w domu archiwalnym przed pożarem, więc go posądzili
o podpalenie. Może być, że w istocie nieostrożność waryata
była powodem pożaru, a może, prawdziwie winny, cncąc
się uwolnić od odpowiedzialności, zwalił winę na człowieka,
który się bronić ani dowodzić nie mógł. Adolf w sądzie
lueprzyznawał się do winy. Odpowiedzi jego poplątane
wzięto za udawanie, znalezienie się zaś waryackie za masko-
wanie. Został osądzony i skazany do robót katorżnych.
Przybywszy na miejsce naznaczenia, z powodu coraz bardziej
wzmagającego się obłąkania uznanym został za niezdatnego
do robót i odtąd ciągle wałęsa się po Górnej, otrzymując
jakieś wsparcie ze skarbu. Przemówiłem do niego ojczy-
stym jego językiem i pytałem go, kto i zkąd jest? Dobrą
niemczyzną odpowiedział, że pochodzi z Rygi. Pytałem da-
lej, za co przysłany został do kopalni? c(Niewiem.» «Za pod-
palenie podobno?)) ffHa! ha! ha Id Zaśmiał się i nic nie rzekł.
«Czy miałeś kiedy kochankę ?» Znownż ten sam śmiech na-
GiŁLEB, Opisiiiiie. II. -2
18
Btąpił i nie rzeki Błowa. «Dla czego niewracasz do Rygi?*
«Niepu8zczaj% mnie te szelmy. » «A do Rygi daleko ztąd?»
wTrzy mile,» odpowiedział. O sprawie i w ogóle o przeszłości
jego nikt się od niego nic nie może dowiedzieć; zapytany,
milczy nparcie i podejrzliwie śmieje się. Ze wspomnień pm-
Bzłości, z życia w rodzinie i w rodzinnym kraju nic ma nie
zostało, prócz wspomnienia ojca we fraku, z którego to
fraku śmieje się suchym, szyderczym śmiechem, i wspomnie-
nia miasta Rygi i rzeki Dźwiny. Gdy zobaczy większą kupę
domów, podobną do miasta, woła zaraz, że to Ryga, akaid|
większą wodę Dźwiną nazywa. Bardzo często tajemnie ekn-
dając się, wychodzi w pole i błądząc po górach przychodń
do sąsiednich rudników. Tam przytrzymany, rwie się i wobk
ażeby go do Rygi puścili. Podróże te jego do Rygi, koń*
czące się na przejściu dwóch lub trzech mil, powszechnit
są znane, nie biorą go więc do aresztu, jak to zwykle w ta-
kich razach bywa, ale odsyłają do Górnej, gdzie włóczy sif '
po ulicach, odwiedza litościwych i pogprążony w milczem
patrząc nieruchomie w jedną stronę, siedzi przed domami
całe godziny. Tak i teraz usiadł na ganku i wlepił wzrok
w jakiś punkt na górze pykając dymem z krótkiej fajec^
Milczał, i ja milczałem, a wtem nowy przybysz zwrócił moj|
uwagę. Był to człowiek w średnim wieku, odarty; sunąj
przed gankiem i ukłonił się gospodarzowi. Zanim gospodaa
wyniósł dla niego miskę herbaty, przypatrzyłem sie J€go
iizyonomii. Twarz miał okrągłą, pomarszczoną i uśmieek-
niętą, lecz gdy uśmiech Adolfa był szydercjsy i przjkiyt
śmiech przychodnia był głupowaty i bez wyrazu. Spodnie,
koszula uszyte były z gałganków, które poodrywały sif i
bujały w powietrzu, każdy trzymając się sukni kilkoma tyfln
szwami. Miał na sobie prócz tego kożuch dziurawy, któcT
zaraz zrzucił z siebie. Na plecach niósł brzozową kobiałkę*
a w niej mnóstwo łatek, gałganków i obrzynków skór. Sta-
wiając kobiałkę na ziemi, rzekł: « Muszę tego pilnować, bo
mogą mi skraść, a to cały mój majątek. » Od gospodarza,
niosącego mu na ganek herbatę, dowiedziałem się, że tea
człowiek jest także waryatem, że pochodzi z kostron^ski^
gubernii i niewiadomo za co przysłany do kopalni. Włóay
19
się po okolicy, szukając roboty, ale jej nigdy znaleźć nie
może. Sypia w polu lub przy drodze, starannie pilnując
kopy ga^ganów, które zawsze z sobą nosi. Gdy przemówiłem
do Adolfa, zadając mu nowe pytanie, na które mi znowu
nie odpowiedział, przychodzień rzekł, śmiejąc się na całe
gardło: «To głupiec, niewarte mówić do niego. » Adolf
zrozumiał go i pokazując palcem, jakby chciał powiedzieć:
«Który z nas "większy głupiec ?» śmiał się także. Wypiwszy
herbatę, nagadawszy dużo o swoich nadziejach zarobku, za-
brał gałgany, wdział kożuch i podartą czapkę, a poże-
gnawszy gospodarza, poszedł powolnym krokiem do Za-
wodu.
Dziwne dzisiejsze spotkania znużyły mnie. Dla rozrywki
wyszedłem na powtórną do wsi przechadzkę. Pusto było na
ulicach, bo pora poobiednia wszystkich powołała do domu lub
do roboty. Tylko przed jednym domem zebrało się kilka
osób i grzało się na słońcu. Podszedłszy ku nim, powitany
zostałem polsko-żydowskim językiem, byli to albowiem żydzi.
Z powoda szabasu wystroili się w białe koszule i świąteczne
ubrania. Młodzież i kobiety rozmawirfy z sobą, a ojciec
rodziny i inny podźyły żyd, siedząc przy oknie, czytali przez
okulary ialmad. Niepytałem się, za co ich do kopalni przy-
słali, domyśliłem się bowiem, że albo za fałszerstwo, kontra-
bandę, albo za tajemne dyrygowanie szajką. Jeden tylko
żyd jest w Syberyi za polityczne sprawy, to jest Robert
Fajnberg, doktor, rodem z Mitawy, a więc z polskiej prowin-
cyi. Za czynny udział w rewolucyi berlińskiej 1848. roku
wydany przez Prusaków, siedział kilka lat w cytadeli war-
szawskiej, a ztamtąd posłany do robót w Ekaterińsku pod
Tarą*). Gdy żydzi oświecą się, poczują swe polskie oby-
watelstwo, zapewno wnet znajdą się pomiędzy polskimi wy-
gnańcami, jak już są w polskiej emigracyi. Żydzi w kopal-
•) Ffjnberg w EkateriAskn przebywał w towarsyatwie wygnańców Dyo-
nizego i Onufrego Skarżyńskich, Joachima Szyca, Wojciecha Grochowskiego,
Józefa Gałeckiego, Kaawerego Obarskiego ł innych. Po ich wyjeździe w iuue •
okolice, a potem do krąjn, on nieuwolniony , został zupełnie oaamotniony i
wpadł w obłąkanie. Z Tary przeniesiony do Tobolska^ tam umarł w lazarecie
IMO. rokn.
2*
20
niacb, prędko wykupują się i przechodzą do klasy u roczni •
ków. Trudnią się wszyscy handlem i chociaż w zdatności
do szachrajstwa ustępują Moskalom , mają się jednak dobrze.
W niedługim czasie liczba żydów znacznie zwiększyłaby
się w Syberyi, gdyby nie rząd, który zapobiegając ich roz-
mnożeniu się, zabiera każdemu żydowi dzieci płci męzkiej
w Syberyi zrodzone w 14. roku życia i oddaje ich na wy-
chowanie do szkół kantonistowskich , gdzie kształcą się na
żołnierzy. Tam wychowani przez ludzi innej wiary, pod surową
dyscypliną wojskową, tracą przywiązanie do swojej wiaiy,
zapominają jej obrządków, a wielu przyjmuje prawosławie.
Wysłuchawszy smutnej wiadomości o samobójstwie Sta-
nisława Wasilewskiego przed kilku miesiącami zaszłej,
wyjechałem pod wieczór z Górnej. Stanisław Wasilewski,
szlachcic zagonowy z mińskiej gubernii, przysłany został
do kopalni za powstanie 1831. roku. Cierpiał wiele w wię-
zieniu, w^ podróży, w katordze, lecz zawsze skromny, ma*
łomówiący i uczciwy. Tutaj ożenił się z kobietą schizma-
tyckiego wyznania i utrzymywał się z małego gospodarstwa,
z wyrabiania drewnianych misek, łyżek i fajek. Bieda nie-
odstępowała go i po ożenieniu, jako wierna przyjaciółka
niechciała się od niego odczepić i ciągle ścigała. Pomiędzy
wygnaństwem wzajemne wsparcie niepozwoliło nikomu wpaść
w nędzę, a chociaż Wasilewski jako z Rosyanką żonaty tracił
prawo do wsparcia, przecież był przez wszystkich, a miano-
wicie też przez mieszkających w Górnej kolegów wspierany
i ratowany. Był to człowiek stary, obyczaju i wykształcenia
włościańskiego. Co mogło spowodować jego samobójstwo,
dotąd niewiadomo. Czy walka w sumieniu z powodu dzieci,
które w obyczaju, języku i wierze za matką poszły, c^
tęsknota do kraju, myśl samobójstwa natchnęły? trudno roz-
strzygnąć. Na kilka dni przed śmiercią chodził do znajo-
mych po żebraninie, czego nigdy w życiu nierobił. «N*
dzieci,)) mówił, udajcie jałmużnę: potrzebują odzienia i po*
karmu. »
Wkrótce potem znaleźli go na sienniku martwego z po*
derzniętem gardłem. Pomiędzy Polakami w ogóle samo-
bójstwo jest bardzo rzadkie. Nawet przykre* położenie wy-
21
gnańca, wyradzające pesymizm, rozpacz, znajduje otulenie
w pociechach wiary Chrystusowej, która dla nieszczęśliwych,
biednych niewolników miewa zwykle dobrą nowinę. Wyższa
moralność, religia i ta głęboka, niczem niezachwiana wiara
w przyszłość Polski zrobiła rzadkiemi samobójstwa między
wygnańcami, lecz im s% rzadsze, tern smutniejsze wrażenie
robią na człowieku.
Wieczorem byłem już w przeszło dwie mile od Górnej
odległym Michałowsku, położonym nad rzeką Dolną
Borzią. Wioska niewielka, ludność jej w połowie górnicza a
w połowie kozacka. Mieszkają tu następni wygnańcy poli-
tyczni: Jan Warchowski, z Lubelskiego rodem, przysłany
w 1844. roku za udział w związku ks. Ściegennego, i Józef
Berini y żołnierz polski z 1831. roku, za to powstanie posłany
do Omska, a ztamtąd za związek ks. Sierocińskiego obity kijami
i przysłany do kopalni. Obydwaj trudnią się gospodarstwem,
handlem ryb i t. p.
Szerokie błonia w dolinie Niższej Borzii i pola na stokach
gór sprzyjają rolnictwu ; jakoż ludność tej doliny z większą
korzyścią pracuje w roli, niż ludność dolin ku Szyłce posu-
nionych. W Michałowsku jest kopalnia rudy ołowiane - sre-
brnej, odkryta w 1760. roku a zarzucona przed kilku laty*).
Dolna Borzia wpada do Arguni; jest płytką, koryto ma
wązkie, dolinę szeroką, zabrzeża górzyste lecz spłaszczone i
mniej niż inne okolice obfitujące w lasy. Rzeki w górach
mają większą ważność i znaczenie w ogólnej rzeźbie kraju,
niż rzeki płynące w równinach. Taka rzeka jak Borzia*
ledwo zwróciłaby gdzie indziej na siebie uwagę, lecz tutaj
formując szeroką dolinę, ma charakter wyraźny, ma swoje
«0 w okolicy są nuttpojąea kopalnie: 1) Michalowslii rndniic. Od 1760.
<o 1S53. roko wydobyto w nim rudy 7,470.080 pudów. Od 1830. do 1853. roku
wydobyto rady 506, 452 pndów; w niej 6yło srebra 187 pudów, 9 funtów 46i/« zoł.,
a ołowia 39,947 pudów 26% funtów. W pndsie rady było srebra U^t •<>*•« ołowia
3,i«V. fantów. 2) Annińeka kopalnia; w padaie rudy s tej kopalni bywa srebra
2^V». ołowia 7^,*/e funtów. 3) Afanasiewska kopalnia, dawno larzucona. lUsem
kftpałote tej dystancyi dostarczyły od 1880. do 1853. rokn wl^eanf e 506,972 pudów
rady; w niej było srebra 138 padów, 28 funtów, 9 sołotników, a ołowia 40,428
padów, 377« funtów. Więc tylko Jedna w samym Michałowsku kopalnia większa
Uośe rady dostarcayła, w innycli eksploaUcya była nic niesnacz^c^.
22
poboczne doliny, które dopdniają rysunku okolicy. W gó-
rach i potok ma wysokie zabrzeża i głębiej werznięŁ% dolinę,
prędzej też wpada w oko> niż rzeka na płaszczyźnie. Waż-
ność .rzek w górach bardzo podnosi się i przez to , źe nad
niemi tylko dają się wybrać posady dla wsi i miast; nad
niemi tylko znajdują się pola i one wreszcie są najlepszemi
a często i jedynemi drogami. Dolina w kraju wysokim jest
jak arterya i nerw w ciele ludzkiera; rzeki ożywiają góiy, a
bez nich te wielkie podniesione masy ziemi i skał byłyby
martwe i bez pożytku dla ludzkości.
Widoki nad Borzią nie są wspaniałe, ale bardzo miłe.
Murawy są tu zieleńsze, a kwiatów i ptastwa bardzo dużo.
Rosną tu: niebieska tarczanka (scutellaria speciosa); dro-
bniutkie, żółte kwiatuszki przytulii (gallium verum) i po-
dobne do niej przechodzące w pomarańczowy kolor kwiatki
patriniij różowy gnidosz (pedicularis incarnata); fioletowa
goryczka (genciana amarella); śliczne białe kwiaty powojniku
(clematis angustifolia), odznaczające się mocnym i przyjem-
nym zapachem. Niebieski pszczeinik (draco caefalum), po-
marańczowy popielnik (cineraria auronciaca) i inny jej rodzaj
gronowaty, żółty (ligularia sibirica); parzydło wiązowe (spirea
ulmaria) krzaczkami swemi bieli znaczne przestrzenie, gdy
wierzbówka Je różuje a dzwonki niebiesko barwią. Między dzwon-
kami widać ładniutki dzwonek Wahlenberga (campanułlaWahlcn-
bergia) i dziki len syberyjski (linum perenne). W zbożach
rośnie powój z wielkim różowym kwiatem ; kąkolu (agrostema
githago) w zbożach nie widziałem, chociaż go dużo na gó-
rach widywałem. Koło i)łotów rośnie dużo bylicy (artemisi*
Yulgaris), piołunu (artemisia absinthium), Bożego drzewka (ar-
temisia abrotanum). Znajdowałem tu jak i w wielu innych
miejscach Dauryi: Thlaspi cochleari formę, plecostigma panci-
florum, papayer alpinum, potentilla fragarioides , chrysos-
plenium alternifolium , alyssum lenense, adonis apennina,
dentaria tenuifolia, sambucus racemosa, corydalis remota,
cerastium arvense, aąuilegia leptoceras i atropurpurea, se-
necio campestris, ribes Dikuscha, armeniaca sibirica nad
Szyłką, carex caespitosa, carex pediformis, euphorbia esnlsi
scorzoiiera austriaca, iris Blondovii, vicia multicaulis, atra-
23
gene sibirica, alnobetala frucŁicosa, lathyrus humilis, spi-
raea eericea, carex Meyeriana, acylosteum coeruleum, erio-
phoroiu chamifisonii, eriopborum vagiiiatum, myosotis syl-
Yeslris, viola discuta, moehringia lateriflora, viola dacty-
loides, spiraea alpina, aelaginclla sanguinolenta, melica Gme-
lina, polystychum fragrans (gatunek paproci) i inne, które
już to sam, już moi znajomi w różnych porach roku w Dauryi
znajdowali. Lato bywa gorętsze w Dauryi, niż w krajach
pod t% samą szerokością powożonych w Europie i dla tego
to wegetują tu rośliny, których nienapotykamy w Polsce,
w Niemczech, w północnej Francyi, gdzie lato jest mniej
gorące. Pan Beketow*), opierając się na zdaniu Bussengo,
Gasparina i de Gandolle^a, utrzymuje, iż roślina dla swej we-
getacyi potrzebuje pewnej sumy ciepła, rozłożonego między
rozmaitą liczbą dni, zawartych między początkiem yriosny i
jesieni. Kuknrudza, — mówi dalej, — dla wzrostu i zupełnego
dojrzenia potrzebuje 2,000 ciepła R. Suma ciepła letniego
w Warszawie, w^ Moskwie jest niższą od powyższej liczby,
dla tego też roślina ta nigdy zupełnie nieda się w tych oko-
licach zaklimatyzować, a rośnie wybornie i może być na
^elką skalę uprawiana w Żytomierzu, Kijowie, Tambowie,
Penzie i w innych miejscach, gdzie suma letniej tempe-
ratury jest wyższą od 2,000 stóp. Winna latorośl potrzebuje
2,400 stóp między dniami ośmiostopniowego ciepła do wy-
dania dojrzałych gron. Tam, gdzie mniejsza jest liczba ogól-
itcgo w lecie ciepła, winna latorośl pożytku nieprzyniesie.
Suma letniego ciepła w Dauryi niedozwala też hodować
tych roślin, chociaż trafiają się tu kwiaty, jakie podróżny
^dzi na górach hiszpańskich, gdzie ciepło z powodu wyso-
kości położenia (na każdą wysokość 725 stóp ciepło zmniejsza
•ic 1 stopień R.) jest mniejszem, niż na równinach. Przyczyna,
która sprawia, iż lato na wschodzie jest gorętsze niż na
*J«hodzie, sprawia też, iż zima bez porównania jest tu surowszą
niż na zachodzie. Ogromne mrozy, długa zima, tępi mnóstwo
roślin, potrzebujących ciepła rozdzielonego pomiędzy dłuższym
*) KUmat ewropejtkoj Ro»ii A. N. Beketowa w Ro.kim Wiesmłka 1859.
r»kii w seMyci« latowyn.
24
czasem. Trwałe więc rośliny jako drzewa owocowe, knewy,
wybornie hodujące się w Polsce, ta się niendają. Ziema
zim% jest niby piecem ogrzewającym rośliny, później bowiem
oziębia się w miarę powiększania mrozów. W Sybeip
ziemia zamarza do znacznej głębokości i niema tyle 6f^
ile go ma polska ziemia, niemoże więc zachować żyda diw
owocowych.
XI.
Gospodantiro rolue w Daurjri. — Wpływ Polaków na rolnictwo. — Łąki i
•iaaoko«y. — Robotnicy. — Hodowla bydląt i drobin. — Ogrodownietwo. ~-
Jagody. — Grsyby. — Kuchnia. — Włościanie górnictwa. — Olbrtym i
chemik. — Włościanin i złodziej. — Zwierzęta: sobole, niedźwiedzie,
rysie, wilki, lisy, borsuki, rosomaki, wiewiórki, kałanki, reny, łosie,
sarny, tygrysy i inne swierifta; polowania na uicłi. — Ptaki. — Ryby.—
Sposoby łowienia ryb. — 8łowo do charakterystyki Syberyaków. — Kat
i trupy. — Borsa.
Deszcz 20. lipca (1856. roku) rzęsisty i obfity zatrzyma!
Biiue w Michałowska i zmusił do korzystania z gościmiości
gospodarza, którego ściany ubrane widokami Warszawy, ozdo-
bione były jednym z piękniejszych glinianych obrazków Gej-
syka, przedstawiający jego samego w więzienia a żonę z nie-
i&owlęciem na ręku i garnkiem w ręku, zbliżającą się do za^
kratowanego okna.
Zanim deszcz pozwoli mi wyjechać z Michałowska, podam
niektóre wiadomości o zwierzętach i gospodarstwie tutejszem.
Upfawa roli jest tu jednopolowa; trzypolowa jest nieznaną,
t o płodozmianie nikt nawet nie słyszdt. W czerwcu przez
trzy lata podorują nowinę, a potem ją przynajmniej przez
dziesięć lat zasiewają bez zmiany i wypoczynku, dopóki
liemia nie wyjałowi się. Skoro siły urodzajne w gruncie już
wyczerpią się, rolnik porzuca go i zaczyna uprawiać inny
kawał gruntu, a gdy nowy znuży się i wyczerpie, wraca na
itary, który przez wiele lat leżał ugorem. Mała ludność na
wielkich przestrzeniach ziemi i brak ziemskiej własności robi
nożliwym taki sposób gospodarowania. Gruntów nigdy nie
26
mierzwią , urodzaje bywają jednak piękne. Powiadają, ie ni
grantach umierzwionych ziarno delikatnieje i dłuższego czasu
potrzebuje do wzrostu i dojrzenia; ziarno zaś rzucone na griut
niemierzwiony, lepiej stosuje się do klimatu i dojrzewa pned
wczesną pospolicie zimą. Ozimin dla wielkich mrozów i ma-
łych śniegów nie sieją. Zdarzają się przecież miejscowoici
zakryte i ciepłe między górami, na których udają się oc-
miny. Wiosną skoro tylko śniegi znikną, rozpoczyna Bf
siew. Pora siewna przypada około połowy maja wedhg
naszego kalendarza. Zasiewają żyto, pszenicę, potem owiei,
jęczmień i tatarkę; rzepaku i prosa nie sieją, groch zaś i
ziemniaki uprawiają w ogrodach. Najlepiej uprawione i za-
siane grunta są polskie. Wygnańcy nasi nie jedną reforaę
w tutejszem rolnictwie wywołali i obdarzyli Daury% lepszCTi
gatunkami zbóż. Najlepsza pszenica zwana tu polską Inb
krócej polka; jest ona bardzo przez Sybiraków poszukiwaca.
jak i wszystkie ziarna i nasiona po<;ztą z Polski przez wy-
gnańców sprowadzone. Posuchy wiosenne bardzo częste i
pospolite są głównym powodem nieurodzajów. Mokra pk
tegoroczna wiosna ogronmie podnieca siły roślinności.
Ziarno zaledwo w ziemię wrzucone wschodzi, prędko wyrasta,
kłosi się i dojrzewa w drugiej połowie sierpnia. Zboża pnr
wie razem dojrzewają, a zima za pasem, która nieraz śnie-
giem na pniu jeszcze będące zboża przywala, dla tego to na
łeb na szyję spieszą się ze sprzętem. Zbiór zboża i iniwa
trwa trzy a najdłużej cztery tygodnie. Zżęte zboże utóar
diyą w polu w maleńkie kopy, potem zwożą je i przy donoach
lub na lodzie w stogi układają, bo stodół nie mają. Młócą aa
ziemi, a najwięcej zimą na lodzie. Żną sierpami, łąkriaś
koszą. Kos od kilkunastu lat dopiero używają w Daurji i
zowią je litowkami, dla tego, że pierwsi Litwini wpro-
wadzili je w użycie. Słoma po wymłóceniu zostaje bei
żadnego użytku. Dopiero w ostatnich latach widząc, ii Po-
lacy i ze słomy użytkują i robią z niej sieczkę, którą bydło
ze smakiem zajada, zaczęli używać jej na sieczkę. W taki
to sposób zwyczaje, myśli, narzędzia, sposoby gospodaro-
wania od narodu przechodzą do narodu i wiążą je wspóbią
pracą i podobieństwem jej formy. To powolne, niewiele
27
zwracające uwagę komunikowanie sprzętów, narzędzi, wia-
domości, a z niemi i poglądów i idei, ma wielkie znaczenie
w lustoryi cywilizacji, bo ono przygotowuje narody nie*
okrzesane do przyjęcia światfa cywilizacyi i kształci je na
pracowników w winnicy ludzkiej doskonałości. Na rolnictwie
snąć tu wpływ Polski, wpływ zupełnie dobroczynny, bo dosko*
nalący jedno z najważniejszych ponieważ karmiących ludzkość
zatrudnień. Nie mogło się ono jednak rozwinąć w większych
rozmiarach, na skalę wielkiej uprawy. Miejscowość, klimat,
a najwięcej lenistwo ludności utrzymuje rolnictwo na stopie
małej uprawy. Każdy uprawia tylko tyle roli, żeby zbiór
z niej wystarczył na wy karmienie jego i jego rodziny.
W urodzajny rok sprzeda włościanin kilka pudów zboża
kupcowi, a kilkadziesiąt rządowi, lecz na przednówku sam
mąkę kupuje. Brak własności ziemskiej niepozwala także
rozwinąć się rolnictwu. Pola orne rzadko są blizko domów
pc^ożone; często o pół mili, a nierzadko i o dwie od wsi są
odległe. Strata czasu z tego powodu wynikła, tu jest szko-
dliwszą jak gdzie indziej^, bo go jest mało, bo zima zawsze
za pasem. Do orki używają sochy. Gdzie niegdzie i i^og
wprowadzony przez Polaków spostrzegać się daje. Łąk jest
bardzo wiele. Każdy gospodarz kosi trawy, gdzie tylko
sam zechce. Kto pierwszy kosą dotknie się łąki, do tego
już ona na ten rok należy. Łąki położone w blizkości wsi,
nie mogą już przez byle kogo być koszone. Starszy dzieli
je między gospodarzy i w rok wyznacza im nową łąkę do
koszenia. W ogóle łąki są bardzo od wsi odległe; czasami
o trzy i o pięć mil trzeba jechać na sianożęcie. Czas ko-
szenia łąk jest wielce wesołym i uroczystym. Kosarze z ko-
tami, kotłami, chlebem i wszelkiemi wiktui^ami udają się
na kilka tygodni na łąki, w głębokich i pustych dolinach
położone. Po pracy zbierają się przy budach z siana poro-
bionych i paląc ognie zajadają z kotła, śpiewają, albo na
bałałajce grają. Kobiety udają się z mężczyznami, co podnosi
malowniczosć sianokosów. Siano zwożą dopiero zimą, gdy
śniegi i lody otworzą komunikacyę. Przy większej uprawie
dla koszenia zbóż i łąk najmują już na ten czas robotników
w styczniu i w lutym. Zadatek, który im dają, nieraz prze-
28
pada razem z robotnikiem. Pracowitością nieodznaczają eif.
Jeżeli do wsi kupiec prz^'edzie , dziewczęta iiciekaj% od naj-
pilniejszej pracy, a za niemi i mężczyźni porzucaj) robotej
zgromadzają się w około kupca i chociaż nic nie ka^
długo się gapi% i przypatrują przywiezionym towarom. 2i
umiarkowaną cenę Syberyak nie weźmie się do roboty; voE
nic nie robić i wyciągać się na gorącym piecu, niż ma^oft-
robić. Najęty robi powoli i leniwo, długo śpi, często wy-
poczywa, dobrze i obficie zjada, a upomniany za lenistw,
Idóci się i odchodzi.
Owiec mało w Dauryi hodują. Owce są mocne, zdroiCi
z grubą, • ordynarną wełną. Pasą się same bez pastseb
w puszczy, a nierzadko giną pochwycone przez wilka bl>
inne zwierzę. Z wełny wyrabiają Syberyaczki samodział u
siermięgi. Krowy hodowane tutaj należą do dwóch gitifr
ków: z rogami i bez rogów, mongolska rasa. Bogatsi tylb
utrzymują większą liczbę krów. Latem krowy podobnie jik
owce samopas bez pastuchów chodzą po górach swobodnie
i długo nieraz błądzą po puszczy, zanim je właściciel wy-
najdzie. Zwyczaj moskiewski ogradzania wsi płotem (poeko*
tina) w kilku tylko wsiach południowej Dauryi jest w oiy-
ciu, za to pola orne wszędzie są ogrodzone. Cieląt nieodito-
wiają od krów, aż do następnego ocielenia się, utnymoji
bowiem, że jak tylko cielę ssać przestanie, krowa mlcb
dawać nie będzie, i rzeczywiście krowy tak są zbalamucose
przez złe dojenie, że bez cielęcia mleka nie dają. Przy od^
wianiu cielęcia po barbarzyńsku kaleczą mu nozdrze i kole*
przez nie przeciągają. Krowy są w ogóle małego wzrosią
niemleczne i tanie. Gospodynie masło wyrabiają w domcack
ręką, dla tego jest ono nieczyste i dopiero po przetopioiit,
przez co staje się podobnem do łoju, używane jest do po-
karmów. Masło zrobione na sposób europejski nazywają to
czuchońskiem masłem, co naprowadza na domysł, ii
sposób ten wprowadzili Szwedzi i Finnowie, których w pne-
szłym wieku mnóstwo było w Syberyi na wygnaniu. Wsiyartr
kich jeńców szwedzkich pędzono do Syberyi do robót hib
na osiedlenie. Stracili tutaj swoją narodowość' a ich potoia-
ków od Moskałów rozróżnić nie można. Maślanki nie oży-
29
vąją, serów zaś nie umiej % robić. Kilku Polaków załoiyło
£ibryki serów polskich i szwajcarskich i w kilku miejscowo-
ściach upowszechniło umiejętność ich robienia. Koni sióso-
WDie do zamożności trzymają po kilka i kilkanaście. Latem
także bez dozoru pasą się konie na łąkach i w borach; ką-
sane przez bąków i komarów chowają się w gąszcze i częściej
giną niż krowy. Pomimo ladajakiego hodowania, konie
dsuryjskie są bardzo dobre, małego wzrostu, ale wytrwałe na
mróz i głód, a przy tern bystre i silne. Chlewów i stajni
w Syberyi wcale nie budują, dla tego konie i bydło przez
cały rok znajduje się pod gołem niebem lub w nędznej szopie
bez* ścian, która ochronić zwierząt nie może od zimna i za-
wiei. Brak stajni i chlewów niczem nie da się wytłumaczyć,
tylko jednym uałogiem i lenistwem, drzewa albowiem jest
dożo i kupować go nie trzeba. Świń mniej hodują niż u
nas. Kóz w domach mało trzymają. Drób składa się z sa-
mych kur. U kilku kupców widziałem indyki i gęsi chińskie
B wysokiemi narostami na dziobach , kaczek domowych nigdzie
niewidziałem* Psów przy każdym domu jest kilku. Są one
średniej wielkości, okryte gestem z długą sierścią futrem
czamem. Latem i zimą przebywają na dworze. Syberyacy nie
tak dla stróżowania swej chudoby psów trzymają, jak dla
futer, które w Europie sprzedawane są jako niedźwiedzie.
Kotów także chowają. Szczególniej piękna i duża jest rasa
kotów mongolskich; robią z nich delikatne i drogie fu-
terka.
Ogrodownictwo oddanem jest pod wyłączną opiekę kobiet
i staranniej niem się zajmują niż. rolą. W ogrodach zwykle
przy chatach położonych sadzą ziemniaki, które wcale dobrze
^ Dauryi udają się. Zaraza, która od lat tylu dotyka kartofle
w Europie, tu jest nieznaną. Za Bajkałem sadzą więcej ziem-
luaków niż w innych prowincyach Syberyi ; pochodzi to ztąd,
że tu więcej przebywa polskich wygnańców niż gdzie indziej,
którzy uprzedzenie do kartofli usunęli. Wiadomo, że Ka-
tarzyna II. gwałtem zmuszała Moskali do sadzenia kartofli,
że lud się opierał i krew się lała. Jeszcze w naszym wieku
^ły kartoflane bunty w Moskwie, za które i na wygnanie
chłopów wysyłano. Dzisiaj jeszcze znam okolice w Moskwie,
30
gdrie kartofle jak i tytan nazywają djabelskiem zielem i sadzić |
ich niechcą; lecz to uprzedzenie powoli znika, a w Syberyi
przez wpływ Polaków zupełnie zniknęło i Syberyacy juz za-
smakowali w ziemniakach ; jedzą je z szczami Inb tel
przypiekano na patelniach z masłem. Przy herbacie rannej
zajadają ziemniaki pieczone w popiele; robią także z nidi
mąkę. Ziemniaki stanowią dzisiaj ważny produkt gospo-
darstwa ; bez nich niejedna rodzina w Dauryi tak samo jik i
i w Europie doświadczyłaby głodu. Pud kartofli sprzedijk |
po 16 i po 20 kop. srebr. Kapustę także tylko w ogrodach !
sadzą. Ma liście wielkie i szerokie, lecz za to małe gtofw;.
Używają kapusty siekanej lub szatkowanej do 8z<»y, Iscs |
samej gotowanej lub też z grochem albo z ziemniakami, jak \
u nas w Polsce, nie jedzą. Nieumieją też dobrze kwmóć [
kapusty. Kiedy już zbliża się pora zbierania kapusty, gospo-
dyni zaprasza do siebie sąsiadki na kapustkę. Jest to zo-
pełna uroczystość i z tego samego źródła wypłynęła, co po-
moc w żniwie. Gromada kobiet w momencie ścina głov;
kapuściane i siecze je w cebrach przyśpiewując wesoło. Go-
spodyni swoje pomocniczki częstuje herbatą i wódką i
w jednym dniu kończy się cała robota. Z dzieła pani Fe-
lińskiej dowiadujemy się, że w zachodniej Syberyi, a miano-
wicie w Berezowie, kapustka jest w zwyczaju. Ogórki są
szczególniejszym przedmiotem pieczołowitości, bo zanim Uśe
ich pokryje grzędy, a jakby kobiercem fałdzictym,**) codzien-
nie, a często dwa razy na dzień muszą je polewać, na noe
zaś deseczkami, rogożami lub słomą od zimna zakrywać.
Jednym z najulubieńszych pokarmów Moskala i Syberyaka
są ogórki, za które, jak mówi narodowe przysłowie, wie-
czność oddać warto. Ogórki jedzą surowe, wprost
z krzaczka zerwane, albo maczając je w soli, lub też wreszcie
kiszone, lecz dobrze ogórków kisić nie umieją; rzadko się
konserwują aż do Wielkanocy. Cebula także jest przed-
miotem szczególniejszego starania tutejszych gospodyń. La-
tem jedzą nać cebuli z chlebem lub z gotowanemi po-
trawami, zimą zaś jedzą z solą jako ulubiony przysmak.
*) z Pana Tadrassa Uickle«icxa.
31
Czosnka niemasz w danryjskich ogrodach. Baraki, brukiew,
rzepa, marchew znajduje się w ich ogrodach, ale uiycie ich
jest małe. Marchew zajadają surową, gotują ją w zupach,
lub robią z niej pirogi. Jarzyn tych nie umieją jak u nas
z mięsem przyrządzić. Gorczycę, koper sieją w ogrodach,
chmiel podobnież: używają go do roboty piwa domowego,
lecz go tu nie wiele wyrabiają. Lnu nie uprawiają. Z ko-
nopi wyrabiają grube płótna. Rzodkiew wyrasta do ogromnej
wielkości. Tytuniu w ogrodach dużo uprawiają. Gatunek
dauryjskiego tytuniu liść ma średniej wielkości, łodygę wy-
soką, smak w paleniu mocny i przykry. Nietylko mężczyźni,
lecz i kobiety palą tytuń; nieraz widziałem młode dziew-
czynki i pacholęta z fajką w ustach. Tabakę również po-
wszechnie zażywają i używają jej jako prymki, co się nazywa
tutaj kłaść za ząb. Powszechne użycie prymki ztąd zdaje
się pochodzić , że szkorbut jest jedną z miejscowych chorób.
Kobiety nie używają prymki, lecz za to nieustannie żują
przepaloną żywicę z modrzewia, którą w handlu sprzedają
pod imieniem siery. Mak pięknie się rodzi na tutejszej
glebie, lecz go mało uprawiają. Mak, pietruszkę, selery,
pory, kalafiory, kawony, dynie, melony hodują w swoich
ogródkach wygnańcy z nasion przysyłanych im z Polski; od
nich uprawa tych nasion przeszła do zamożniejszej tutejszej
ludności. Dziewczyny w ogródkach mają po kilka grządek
zasianych kwiatami. Rośnie tu mięta, którą później w bu-
kietach w izbie dla zapachu wieszają, siarczyste pazurki,
ślazy, słoneczniki, astry, nasturcye, w które się dziewczyna
w święto stroi.
Drzew owocowych niema, lecz za to jagody obficie rosną
w górach i nad rzekami. Jagoda jest deserem na stole Sy-
beryaka. Jagody czeremchy (prunus padus) czarne, z wiel-
kieroi pestkami i cierpkie, są specyałem dla smakoszów sy-
beryjskich. Czeremcha dojrzewa w sierpniu, lecz dopiero
we wrześniu nabiera słodyczy. Kobiety gromadami wychodzą
na zbieranie tych jagód i wielki ich zapas przygotowują na
zimę. Tłuką je wraz z pestkami, przez co tracą słodycz i
pieką w pirogach; na zimę suszą je. Bruśnica, borówka
(vaocinium vitis idea] jest także ulubioną jagodą; na zimę
32
zamrażają borówki i w takim stanie na talerzach gośdoa
podaj%. Robią z niej wyborną nalewkę i sok, który w gor%ciko*
wych chorobach uśmierza pragnienie i rzeźwi chorego. Ma-
liny (rabus ideus) rosną nawet w najdzikszych i w najas-
niejazych dolinach, również i porzeczka syberyjska (nbtf
diacanta) z słodkiemi, czerwonemi jagodami. Poziomek dn
gatunki są tu znane : fragaria coUina i fr. yesca ; kolor owoeo
jest bledszy niż u nas i smak mniej słodki. Pomiędzy dm*
stami, w miejscach wysokich i mokrych, rośnie knaevk
niziutki z jagodami słodkiemi, podobnemi do agreiti,
zwany tu muchówka (ribes procumbeus). Gatunek czaroyelł
jagód, zwanych łochynią, a tu gołubicą (yaccininm olfi' i
nosum), smak ma kwaskowaty; głóg (bojarka) ma jagoiy j
smaczne, czerwone i słodkawe; syberyjska jaUoń (pim ;
baccata) jest drzewko średniej wielkości, owoc ma wielkośo
wiśni. Zwarzony mocnemi przymrozkami września, nibien
dopiero jabłko watego smaku; z jagód jabłoni robią na}evk(
przypominającą nasze jabłeczniki. Rosną tu jeszcze nastfpit
krzewy z jagodami: porzeczka czerwona (ribes rubrum^,
srorodziny (ribes nigrum), kamionka albo kościanka (rabu
8axatilli8), kniażenika (rubus arcticus), prunus daurica, po
miejscowemu zwana per syk.
Grzybów jest mniej niż jagód ; naj bujniej i najgęściej rossą
tu grzyby zwane chrząszcze (gruzdi), dużo ich zbierają o*
solenie ; włosianka ( tu zwana bielanka , ( boletus rofits \
grzyb czerwonego koloru, także go solą; rydzy jest doafć;
prawdziwych zaś białych grzybów nigdzie w Dauryi nie-
widziałem. Maślaki (boletus luteus) i koźlaki (borowiki,
bierezowiki, boletus oliyaceus) zasuszają. W ogóle gnybów
mniej się tu znajduje niż w polskich borach, a Syberyaaki
nie umieją ich dobrze do jadła przyrządzić.
Kuchnia tutejsza jest niesmaczną ; różnych zapraw, sosów,
które smaku potrawom dodają, kucharki nieznają i nieczysto
przytem gotują. Prawie każda potrawa, którą na stół po-
dadzą, jest niesłona, smak ma obojętny, tłustawy i stodkawy.
Prusaki zalegające ściany mieszkań padają w garnki i patelnie
i z jadłem podają je na stół. W domach majętniejszjclt
kupców i urzędników połowę potraw używają z europejskie
33
kmclmi, wprowadzili je kucharze polscy, tu znajdujący się na
wyginaniu, lub też miejscowe kucharki, które od. nich nau-
czyły się sztuki kucharskiej.
Kołacze, obwarzanki, bulki, pierogi i różne ciasta, wy-
bornie pieką Syberyaczki. Im bielsze i pulchniejsze ciasto,
tern bardziej gospodyni zdaje się chlubić, a dom jej za bo-
gatszy a więc i szanowniejszy jest uważany.
Bolnictwo podtrzymige tylko dobry byt gospodarza, lecz
samo nie wystarcza na wszystkie jego potrzeby i jest raczej
sposobem dodatkowym a nie głównym zarobkowania Sybe-
ryaka. Dla tego każdy prawie trudni się jaką spekulacyą.
We wsiach pogranicznych kontrabanda jest bardzo powszech-
nym i ogólnym sposobem zarabiania. We wsiach w głębi
Bauryi położonych, prócz rolnictwa trudnią się i handel-
kiem, furmaństwem , polowaniem i t. p. Dawniej, gdy pra-
wie cała Daurya była pod zarządem władz górniczych, każdy
cUop obowiązany był zwieść z rudnika do huty oznaczoną
miarę rudy i węgla i rąbać drwa na węgle, co odpowiadało
pańszczyznie w szlacheckich dobrach*). Go rok chłopom
wskazywano nowe miejsca do zwożenia rudy, bywało więc
tak, że cl^op z pod Czy ty musiał zwozić rudę pod Szyłką,
to jest, ażeby zrobić swoją powinność, musiał wprzódy odbyć
70 milową podróż. Żeby więc nie tracić czasu i funduszów,
najmowali do wożenia rudy chłopów w blizkości hut miesz-
kających. Ostatni zrobili z tego sposób do życia. Znaj-
dując się w przyjacielskich stosunkach z niższymi urzędnikami
gómictw^a, którzy od nich rudę odbierali, zwozili jej zwykle
mniejszą niż byli powinni miarę, a za kwartę w^ódki otrzy-
•) Nere«yftskie kopalnie. Jak nam wiadomo, wydawały rooinie około
200 p»dów srebra i to w pomyślna caasy. Do ekaploatacyi użytych było 28,000
wloMian i 10.000 górników i deportowanych. Wypada więc, *e katdy robotnik
vyrobU20 aołotników srebra. Robotę tę priy dobrej administracyi, mogłoby wy-
konać 558 dobrych robotników. Włościanin obowi«sany był rocanłe doeurciyc
iy,kabic»nychsłini węgla, rudy aaś tyle, ile mu roakaaali. Cl, którsy » odle-
głych punktów wozUi, Jak n. p. i Akatui do Ducaary (125 wiorst) musieli prze-
wierć 38 padów rocznie , ci laś, którzy wozili z Ekaterłńskłego rudnika do
Btylki (4 wlowt) 4W pudów rocznie. Za tę robotę skarb wJoscłaninowi
pładł rocanie 4 ruble asygnacyjne. (Irkuckie Gubernskie Wiedomostil ^o. 19
z roku 1859).
GiLŁBK, Opisanie. II.
34
mywali zakwitowanie , jako jnź wszystką radę zwieilL M
to sposób zarobkowania bardzo korzystny i włościaiiie
mieszkający w blizkości hut dobrze się mieli. Włościanie
górnictwa nieźle, a przynajmniej nie gorzej od włościan
państwa się mieli, i gdyby nie złe obchodzenie się z nimi,
los ich nie byłby przykrym. Górnicy, urzędnicy, wnyscy
krzywdzili włościan. Włościanin, który szedł do osad pnr
hucie lub kopalni, brał zawsze z sobą podarunki, które
urzędnicy wyższych i niższych stopni brali od niego. Było
to zwyczajem, że jak się tylko z interesem czy bez intei^sa
chłop pokazał, musiał dawać masło, zwierzynę, knipy i t. p.
Jeżeli przyszedł bez podarunku, niezawodnie został po-
krzywdzony. Autor uwag nad stanem nerczyńskiego gór-
nictwa '*') przytacza kilka faktów, malujących dobrze położenie
włościan.
((W roku 1835,» mówi on, ((Wszedł do nerczyńskiego labon-
toryum chemicznego włościanin, z zawiadomieniem, iż przy-
wiózł cztery kosze węgla. Chemik -podoficer, ledwo wszedł
włościanin rzekł: «A czyś mi przywiózł jaki podarunek?»
«Nie, wielmożny panie. Chciałem przywieźć, ale nic w donm
nie miałem, bo ośmnaście tygodni chorowałem na febrę i nie-
dawno z łoża powstałem, a przez ten czas nic nie zarobi-
łem.)) Na twarzy włościanina, znać było rzeczywiście ślady
choroby, na które jednak chemik rządowy, niezwracajfc
uwagi, odpowiedział: «Ja ci dam febrę! Ja cię nauczę oszu-
kiwać naszych braci! (naszeho brata, wyrażenie często
używane a mające oznaczać ludzi z klasy, z jakiej mówiący
pochodzi). Drugi raz niezawodnie bez podarunku nieprzyj-
dziesz. Pójdź, — odezwał się potem do swego ucznia, — odbierz
węgiel od tego psa, a pamiętaj dobrze mu zadać !»
((Uczeń miał dopiero lat 16 , ale był złośliwym jak djabeL
Wyszedłszy przed dom, opatrzył wozy, zmierzył kosze i zna-
*) Hilary Weber w artykule: Zamietki o Nercsyńskich Zawodach, v Irka-
ckich Gubernskich Wiedomostłach w 1859. roku, za k^óre urtędnicy górnictY*
ścigali go i grozili kajdanami. W tej gazecie Weber umieścił «i«le mninjA
i dobrze zaznajamiających z miejscowością artykułów. Chciał prses ai^
zwrócić uwagę na niejedną potrzebę tego kraju, oo tei rzeczywiście ndal*
•ic mu. Napisał Je po moskiewska dla tego, ieby zwierzchność tutejcca OMgl*
Je przeczytać.
35
lazł wszystko według przepisu. Gdy włościanin przesiewał
węgiel przez sito i zagarniał go na kupę, uczeń niemogąc
się przyczepić do akuratnie wypełniającego swoje obowiązki
włościanina, przezywał go i łajij, na co spokojny włościanin
wcale nieodpowiadał. W chwili, gdy już śmiecie od kupy
odmiatał i robotę kończył, zniecierpliwony jego obojętnością
i spokojną postawą, rzucił się na niego i wdrapawszy się
mu na plecy, lewą ręką schwycił za włosy, nogami objął
nogę olbrzymiego wzrostu włościanina, a prawą ręką nie-
litościwie bił po bladej twarzy, po uszach, oczach i po no-
sie. Olbrzym dopiero co powstały z choroby , porzucił
miotłę, nogę, która służyła za punkt oparcia z tygrysowem
usposobieniem malcowi, wysunął naprzód, całe zaś ciała
w tył przegiął, jakby chciał ułatwić działanie niegodziwcowi.
On, który go mógł zgruchotaó jednem uderzeniem, spokojnie
znosił pastwienie się, które Bóg wie, jak długoby trwało,
gdyby włosy, za które trzymał się uczeń chemii, nie były
się wyrwały z głowy chłopa. Upadł malec na ziemię a mając
pęk włosów w jednej ręce, a drugą krwią zawalaną, pobiegł
do kolegów, do chemika i różnych urzędników, którzy przy-
patrując się tej scenie, śmiali się do rozpuku i zachęcali
malca do okrucieństwa. Olbrzym wziął znowuż miotłę do
ręki, na twarzy zaś jego niewidać było żadnego uczucia;
krew tylko z nosa i ust strumieniem na ziemię polała się,
jako świadectwo nieszczęścia, na jakie z tytułu swego urodze-
nia przez prawo był skazany. Podobne sceny powtarzały
się tak często, że nikt już na nie uwagi niez wracał. Wykształ-
ceni zwierzchnicy patrzeli przez palce na takie okrucień-
stwa, bo sami niesprawiedliwie i okrutnie postępowali z tymi,
których winą było, że się chjopami porodzili. Pe-
wien włościanin usłyszawszy w nocy, że złodziej psuje dach
i wdziera się na górę, nie mogąc znaleźć topora, porwał bu-
telkę, wbiegł na górę i zaczajony czekał na złodzieja. Gdy
ten wsunął już głowę w zrobiony przez siebie otwór, go-
spodarz butelką huknął go po łbie, wskutek czego spadł
złodziej na ziemię i potłukł się. Włościanin doniósł o tern
wypadku policyi, i złodzieja potłuczonego wzięto, który, jak
się z badania pokazało, był zbiegiem z kopalni. Gdy złodziej
36
W więzieniu wyzdrowiał, odesłano go do Nerczyńskicgo Za-
wodu na dalsze śledztwo. Włościanina, jako potrzebnego do
śledztwa, wezwano także do Zawodu, a tam władza obwi-
niwszy go o zamiar zamordowania złodzieja, wrzuciła do
więzienia policyjnego. Długo, bo aż do skończenia sprawy
zbiega, siedział w więzieniu włościanin, a gdy go aniewin-
niono, nie miał już krowy i konia, wszystko to bowiea
poszło na wyjednanie łaski i sprawiedliwości sędziów! ISi^j
z cł^opem odrazu, prędko interesu nie zakończyli, wiedi|B,
iż dla niego czas droższy jest nad pieniądze. Czekanie skna
się łapowem, danem urzędnikowi. Mają także w każdej
kopalni kupę złej rudy, która będąc wystawiona na deszcze
i zmoczona twardnieje zimą jak skała. Urzędnik chc^ey
zedrzyć chłopa, każe mu z tej kupy rudę na wóz nakładać.
Chłop, ażeby się uwolnić od tej trudnej roboty, któraby ma
tyle czasu zabrała, ile kopanie w głębi kopalni, opłacić si$
musi. Wyżsi urzędnicy w następujący jeszcze sposób pomna-
żali swoje dochody. Gdy włościanie w znacznej liczbie przy-
jechali po rudę, mówiono im, że rudy jeszcze nie nakopano^
i kazano im dla tego, żeby napróżno czasu nie marnowali
w domach czekać na zawiadomienie, które zwykle wówcas
posyłano, gdy albo łąki lub zboża koszono, albo gdy z po-
wodu dróg popsutych wozić było niepodobna. Włościanie
w takich razach najmują miejscowych górników , którzy
wziąwszy wielką zapłatę, dzielą się nią ze swoimi zwierzch-
nikami. Wszystko było i jest powodem do zdzierstw.
Jeżeli przy kupie węgli znajdowali drzazgę, trawę lub śmie*
cie, co surowo z przyczyn ostrożności zakazane było, mor
sieli się okupywać. Włościanom o 10 i więcej mil po naj-
gorszej drodze zwozić kazano, od czego ci łapowem hib
najęciem górników uchylali się, górnicy zaś będąc w poro-
zumieniu z zwierzchnikami, zwozili węgiel bliżej hut wy-
palany.
Ukaz 1852. roku zamieniający tych włościan na kozaków,
przerwał te zdzierstwa i okrucieństwa i poddał ich nowym i
daleko gorszym. Ukaz ten przyczynił się także do upadku
myśliwstwa, które z powodu łatwej sprzedaży futer do Chin,
było jednem ze źródeł dobrego bytu. Dzisiaj mniej ta już
37
zwierzyny, jak dawniej. Soból (martes zibellina) w Dauryi
jest bardzo rzadki Sobole tutejsze miały futra prześliczne;
dziś w kilka lat zaledwo myśliwy napotka sobola. Nad
Amurem, którego poczi^tek jest w Dauryi, znajduje się bardzo
dożo soboli; ludy tamtejsze płacą, nimi państwu chińskiemu
podatki i bardzo wiele ich zabijają. Ci, którzy obecnie po-
wrócili z ekspedycyi amurskiej, przywieźli dużo sobolich
skórek, które za tytuń, suchary, proch, guziki, ołów i różne
bagatele wyhandlowali. Gilacy widząc wielką chciwość i chcó
kupowania soboli, już się zaczynają drożyć. Ci, którzy po-
płynęli z pierwszemi ekspedycyami , porobili dobre interesa.
Za sobola, który ich kilkadziesiąt kopiejek kosztował, brali
w Dauryi po 6, 8 i 10 rs. Bobrów w Dauryi niema. Nie-
dźwiedź czarny (ursus niger) jest bardzo rzadki. Chroni sie
on w ciemnych przepaścistych puszczach i w najwyższych
górach około Naczynu i Szachtamy. Niedźwiedź bury (ursus
arctos) jest tu pospolity. Rzadko na niego polują, bo polo- ,
wanie na niedźwiedzia jest niebezpieczne i trudne, a Syberyak
narażać swojego życia nie lubi i woli mniejszy ale za to
pewniejszy zysk, jaki mu polowanie na wiewiórki przynosi.
Myśliwi polujący na innego zwierza, przypadkiem i nie-
dźwiedzi zabijają. Najpospolitsze i najbezpieczniejsze a tu
praktykowane polowanie na niedźwiedzia bywa w pierwszych
dwóch miesiącach roku. Wtedy wytropiwszy jego legowisko,
myśliwy zawala i zamyka gałęziami wejście do nory, poczem
strzela do obud?onego zwierzęcia i zabija na pewno. Nie-
dźwiedź przed człowiekiem ucieka i kryje się, nigdy go sam
niezaczepia, lecz zaczepiony mężnie się broni i ze złością a
ffll^ rzuca się na napastnika. Między tutejszą ludnością wiele
jest osób pokaleczonych przez niedźwiedzi. W Uriupinie,
wiosce nad Argunią położonej, poszedł pewnego razu do
boru kozak maliny zbierać. U jednego krzaka spotksJ się
z niedźwiedziem , który zajadając maliny, długo i spokojnie
patrzał na człowieka. Kozak gdy zobaczył ogromną bestyę,
przestraszj-ł się z początku, bo niemiał z sobą innej broni,
prócz wielkiego noża, który każdy Syberyak jak i Mongoł
w drewnianej pochwie, zatknąwszy z tyłu za pas, zawsze
t sobą nosi. Ochłonąwszy z przestrachu kozak wydobył
38
nóż, nieroztropnie rzucił ńę na zwierzę i koln%ł je w brzach.
Niedźwiedź schwycił go pazurami za głowę, ściągnął nm
włosy i skórę z twarzy i pozbawił noea. Oblany krwią koiak
i szarpany przez niedźwiedzia, niestracił przytomności i
odwagi, lecz długo się z nim borukał, kłój%c go bez nsŁanka
pod brzuch. Aż wreszcie padło ogromne niedźwiedzisko, a
zwycięzki kozak, niosąc skórę niedźwiedzia i swoją, wrócił do >
wsi. Dotąd żyje ów kozak w Uriupinie, podobny raczą do
potworu, niż do człowieka. Futra niedźwiedzie są tutaj dosyć
drogie. Najpospoliciej noszą tu psie futra podobne do lu^
•dźwiedzich, mają bowiem także włos długi, czarny z pięknym
połyskiem. Futro psie człowiek z gminu uważa już za ele-
gancyę i kładzie go na siebie w święta. Widywałem bardio
tpiękne i dobrze podebrane, złudzić mogące i znawcę. Dobie
>psie futro kosztuje tu od 20 do 30 rs. Futra kocie są drożae-
Ryś ( felis lynx ) , wielkości wilka , utrzymuje się we wyso-
kich puszczach. Futro ma pstrokate, z długim włosem, mało
nżywane. Tutaj robią z niego szuby i drogo sprzedąjf
Byś napada na sarny, ptaki i mięsem ich karmi się. i^
tchórzliwy ; napadnięty przez psów ocina się im, lecz w końcu
ulega. Ślady na śniegu rysia są zupełnie takie jak wilcze;
myśliwi od wilczych po tem je odróżniają, iż ślady rysia 8)
równe, delikatne i bez rysunku (czertieży), ryś bowiem stąpa
lekko, a podnosząc nogi, nie powłóczy ich jak wilk i pnei
to śniegu w ślady nie osypuje. Po gałęziach, pniach powa-
lonych stąpa zręcznie, w prostej linii, nie osuwając się Ba
bok; skacze, robiąc ogromne susy. Rysie pojedynczo rzadko
po puszczy chodzą, zwykle spotykają ich po kilka razem.
Ryś zobaczywszy psów i myśliwego, zrywa się nagle i nie
oglądając się za siebie, ucieka wielkiemi susami. Myśliwy
na koniu i zgraja psów puszcza się za nim i długo, czasem
kilkanaście wiorst go gonią. Ryś męczy się prędko, a nie*
mając sił do dalszej ucieczki, wskakuje na drzewo i zostaje
ugodzony kulą myśliwego. Jeżeli zaś psy go dogonią, brosi
się ostro, lecz nie na długo starczy mu sił i odwagi; prędko
się znuży i słabnie, a wtedy ulega zwycięzcy i bywa roz-
szarpany. Syberyacy rzadko na rysie polują, dla tej zapewno
przyczyny, iż w puszczy górzystej pogoń jest trudną. Kot
39
dziki (felis catus) znajduje się także w borach Dauryi.
Jest jeszcze bojaźliwszy od rysia; futro jego sprzedają za futro
z młodego rysia. Niektóre rodziny trudnią się wyłącznie po-
lowaniami na rysi i niedźwiedzi i mają do tego polowania
tylko używanych psów, bardzo mocnych i zręcznych. Wilk
(canis lupus) chociaż ma chód cięższy i niezręczniejszy od
rysia, rozumniej ucieka przed pogonią; nie spieszy się jak
tamten, ale zwraca się w różne strony, a ubiegłszy wiorstę
jedną lub dwie, wpada na skalne zabrzeźe doliny, obraca się
całym korpusem i spogląda w dolinę na psów pędzących jego
śladami. Gdy są już blizko, zrywa się i ucieka z nową siłą,
dotychczasową ucieczką niestrudzony. Tak ciągle odpoczy-
wając i obserw^ując nieprzyjaciela nieprędko się nuży, a
siły mu wystarczają na długą pogoń. Napadnięty, wilk broni
się zajadle i ulega dopiero po długiej walce z psami. Wilk
samotnie trzyma się i krąży po puszczy. W krzakach scho-
wany, czycha na małe i słabe zwierzęta; porywa je i unosi
w pysku. Często zabłąkane owce stają się jego ofiarą. Skoro
gtód dokucza, co się bardzo często zimą zdarza, wilki łączą
8i§ w gromady bardzo żarłoczne i niebezpieczne, i połączonemi
siłami polują i napadają na większe nawet od siebie zwierzęta.
Głód wypędza wilków z lasu i zbliża do mieszkań ludzkich;
wówczas porywają wszystko, co im wpadnie w łapy. Jest to
zwierzę drapieżne lecz tchórzliwe, a w głodzie tylko niebez-
pieczne. Syberyacy zastawiają sidła na wilki, a biją ich
tylko wówczas, gdy się zbliżają do wsi; umyślnie na wilki
nikt tu nie poluje. Przeszłego roku zimą dużo wilków za-
bito. W puszczy nie miały co jeść i słabe, bez sił prawie
zbliżały się do osad. Jednego dnia w moich oczach w Kuł-
tamie zabito czterech wilków. Ścigali je konno i bez wy-
strzału, kijami pozabijali. Futro wilka żółtawo -bure ma
sierść długą; zafarbowane na czarno, sprzedawane bywa
jako rysie. Wilczury w Dauryi są tanie i w powszechnem
ożyciu. Lisy (canis vulpes), odpowiednio maści, mają różne
nazwiska. Znajdują się tu lisy żółte zwyczajne, lisy krzy-
żaki, czarne lisy, które osobnego gatunku nie stanowią; skórka
czarnego lisa należy do najdelikatniejszych i najdroższych
fater, są one wielką rzadkością między lisami Lisy zwane
40
ogniówki, maść mają mocno brunatną: polują na nie nad
Argunią i Amurem. W górach niema odd2ielnego polowuua
na lisy, czas wiosenny jest najlepszy do polowania na me,
wtedy bowiem mokry często padający śnieg oblepia się im i
przyczepia do ogonów i utrudnia ucieczkę. Na stepach onoó-
skich polowanie na lisy odbywa się gromadami, które koimo
z psami uszczuwają wielką ich liczbę. Lis korsak mały z viel-
kiemi uszami , maści żółto-czarnej , znajduje się także w dąn-
ryj skich górach. Borsuk (meles taxu8) karmi się gadnUt
owadami, ptastwem i drobnemi zwierzętami. Robi sobie głę-
bokie nory w górach, broni się zajadle i nieraz zadaje my-
śliwemu niebezpieczne rany; futro jego jest małej wartości
Rosomaka {gulo borealis) jest drapieżne zwierzę, żyje w głę-
bokich puszczach, a z gałęzi rzuca się na grzbiety zwierząt:
źrebięta dużo od niej cierpią. Futro jej jest tanie, ^l^
wiórka popielica (sciurus yulgaris) jest bardzo liczną w Danni
i nad Amurem; futro ma popielate i czarnawej barwy. Naj-
piękniejszy gatunek mieszka nad Argnnią. Syberyacy dożo
jej polują i za futerka jej (jedno kosztuje od 21 do 25 kop. srebr.)
zbierają znaczne pieniądze. Na jesień rozpoczyna się polo '
wanie na wiewiórki: rzekami Szyłką i Argunią dwie partye :
myśliwych płyną w puszcze nadamurskie, zabierając z sob)
konie i wiktuały na dwa miesiące. W puszczy rozkładają się
taborem, ogniska się dymią, jeden myśliwy pilnuje koil»
z jedzeniem, a inni z gwintówkami oddalają się w dzikie ostępj
i góry na polowanie. Spostrzegłszy myśliwy wiewiórkę opien
strzelbę na gałęzi lub pniu, ponieważ z ręki nigdy nie strzeb-
Strzelcy w Dauryi od ręki źle strzelają, dla tego noszą z sobą
widełki do oparcia broni tam gdzie gałęzi niema. Polowanie
na wiewiórki zowie siębiełkowaniem (biełka — wiewiórkal
Gdy już lody zetną się i rzeki zamarzną, myśliwi wracają
do domów z znaczną zdobyczą. Tego roku niektórzy przr*
wieźli po 1,000 wiewiórczych skórek, które albo sami upo-
lowali, albo też wyhandlowali od koczujących Manegir6v.
Ledwo powrócą do domów, kupcy zewsząd zjeżdżają się do
wsi i z pośpiechem zakupują futerka, będące w pospolitem
w Syberyi użyciu. Każda Sybiraczka ma salopę podbitą
popielicami, z długą futrzaną peleryną, na której
41
Bajpickniejsze ogony tych zwierzątek. Poletucba (letiaga —
Bciuropterus borealis) mieszka w brzozowych lasach Dauryi.
Gniazda ma w dziuplach drzew, futro popielate, słabe.
Barunduk (tamias striatus) jest małe, wesołe zwierzątko
z (fiogim ogonem. Futerko ma delikatne źoltawo>pręgowate,
głos podobny do świszczą lecz cieńszy. Człowieka nie bardzo
się boi i można do niego blizko podejść. Na burunduków
nie polują, albowiem z maleńkiej jego skórki nie może być
wielki użytek; dla dzieci tylko robią z niego futerka. Tarba-
gan zwany świszczem syberyjskim (arctomys bobac), żyje na
stepach onońskich i w okolicach bliższych Arguni w norach,
w których gromadnie przebywa. Ociężały, nieruchliwy, żre
bardzo dużo. W nocy wychodzi na trawę i wówczas go psy
i wilki łapią. Futre ma pstre, żółtawe, włos krótki i lśniący;
podszywają -go pod płaszcze, a Buriaci robią z niego kożuchy
zwane j erg acz. Tłuszcz jego jest bardzo ceniony i używany
do smarowania skór. Zwierzątko zwane przez Buriatów
czamburga (jewraszka po ros., spermophilus Eversmanni) ma
żółte w centki futro; zabijają je chłopcy kijami. Zajęcy (tu
z mongolska uszkan zwane) znajduje się bardzo dużo; futro
mają białe, podszywają go pod salopy lub pod kołdry. Słabe
i wartość jego jest mała. Mięsa zajęczego Moskale nie jedzą;
Syberyacy nauczyli się go jeść od Polaków. Tumaków i
szopów w Dauryi zupełnie niema. Nad Amurem mieszka
canis procyonoides , bardzo podobny do szop, za które go
wzięło wielu podróżników; przychodzi czasami, ale bardzo
rzadko, i w tutejsze okolice.
Kałanka (putorins veru8 — po rosyjsku horek) jest bardzo
pokupna, ogon jej najbardziej ceniony, wykupywany przez
Chińczyków na malarskie pędzle. Kałanka z czarną piersią
jest największą z tego gatunku: bywa wielkości domowego
kota, na żółtym włosie ma ość czarną, ogon krótki. Z ga-
tnnka łasic mieszka tu wiele gatunków, jeden z nich zowie
■ię Sołongoj. Gronostaj (putorius erminea) jest drapieżny,
o połowę mniejszy od wiewiórki. Futro białe , koniec
ogona czarny, gdzieindziej jest bardzo cenne, tutaj ma bardzo
małą wartość, niepolują więc na niego, tylko przypadkiem
zabijają. Najpiękniejsze gronostaje w Syberyi są jakuckie.
42
Wydry (lutra Yulgaris) 8% tu pospolite. Piżmowiec zwiny
tu kabarga (moschus moschiferus). Samcowi w dwaitym
roku życia wyrasta na brzuchu woreczek z piżmem, którr
na miejscu kosztuje 1 r. 50 kop. srebrem. W roku 1854 Chiń-
czycy przez Kiacht§ wywieźli na sumę 82,686 r. szyli sztok
71,233. Chińczycy używają piżma za lekarstwo. Piżmowiec
ma maść pstrą i burą, sierść gruba i ordynarna digłe
wyłazi, robią z niej płaszcze i buty. Jedno futerko koatije
50 kopiejek srebrnych. Piżmowiec przeskakuje mi^zy vy-
Bokiemi. górami zręcznie ze skały na sks^ę ; bardzo tnidno
go zabić. Ben (ceryus tarandus) przebywa w zimniej-
szych niż Daurya okolicach, tutaj sprowadzają go Oroczoni;
dziki ren po tunguzku zowie się sogdżoje. Jeleń (cermi
elaphus), nazywany przez Syberyaków iziubr, a w ałtaj-
skich górach morał, przebywa w Dauryi. Piękne to zwieiie
położywszy rogi na grzbiecie, lekko biegnie przez my*
piska skalne i gąszcze puszczy. Polowanie na niego jest
trudne i mało go tu biją. Młode rogi jelenie, zwane pantr,
po 100 r. para kupują Chińczycy; cieczy w nich sawartydi
używają jako lekarstwa. Sam (ceryus capreolus) dużo
w Dauryi znajduje się. Mięso ich jest tanie, a polowanie aft
samy po polowaniu na wiewiórki i kałanki jest najpospo-
litsze i najbardziej ulubione przez Syberyaków. Na wiosnę
samy mają włos długi, skórę cienką i pełną dziurek, które
robią robaki zwane tu świerszczami; prześladują one w tej
porze wszystkie przeżuwigące zwierzęta. Na to szkodliwe
robactwo natura dała zwierzętom lekarstwo w kwiecie sa-
sanki (anemonae pulsatilla, tutaj z mongolska urgiy zwtitfi
a w Moskwie postrieł). W czasie, kiedy jeszcze roślinnośe
nierozwinęła się, sasanka już zakwita i gęsto okrywa po-
łudniowe pochyłości gór zwane tu uwałem, a u nas aa
Mazowszu grzej em. Sarny trą się niespokojnie, gro*
madami udają się na miejsca okiyte sasanką i chd-
wie ją jedzą. Gorycz tej rośliny niszczy robactwo la-
skórne. Myśliwi zwykle w takich miejscach zaczaiwszy
się strzelają do sarn, do których z powodu czujności wid-
kiej i ostrożności trudno zbliżyć się. Polowanie takie
zowie się na uwałach i jest zwykle bardzo po-
43
myślne, lecz mniej korzystne, bo skóry w tej porze
podziurawione, słabe z wyłażącym włosem 8% mało ce*
nione.
Latem polowanie jest trudniejsze lecz za to korzystniejsze.
Saray tracą zimową sierść, włos staje się krótszym i czerwień -
szym. Skóra letnia samy zowie si§ tu jag o dni ca, dla tego,
że sierść jej właśnie wówczas czerwienieje, kiedy samy za-
czynają jeść jagody i udają się na pastwiska nasycone solą,
które ta zowią sołońce. Myśliwi, znając zwyczaje sam,
udają się na miejsca, kędy one zwykły chodzić, strzelają do
nich lub też zastawiają na nie pułapki. W sierpniu na-
stępuje pora parzenia się sam. Samiec nabiera energii,
zapału, i rycząc okropnym głosem biega po górach za,
samami; nazywa się to gonitwą (goń ba). Samce są pod-
ówczas bardzo nieostrożne, a przez to stają się łatwym
łopem dla myśliwego. Gdy już przejdzie w końcu sierpnia
pora parzenia się, skóra szczególniej samca staje się
bardzo mocną. Włos przez cały wrzesień jest krótki a
maść zwyczajna. Skóra sarnia w tej porze zowie się tu
barłowina i jest bardzo poszukiwana przez białoskómików,
którzy wyrabiają ją na obuwie. Samiec nazywa się w Dauryi
z mongolska guran, a skóra na szyi kukuja, która jest
nadzwyczaj tęgą i wiele mocniejszą od skóry jelem'a lub bu-
chają. Po zabiciu samca, skóry na szyi nie rozrzynają, lecz ią
<^owicie z szyi, niby worek przez głowę ściągają. Tunguzi
i Oroczoni paląc fajkę lub siedząc przy ognisku skórę tę mną i
Drycierają w rękach, a gdy ją dostatecznie takim sposobem
wyprawią, rzną na rzemienie i robią z niej czumbury, to
jest troki do prowadzenia lub przywiązywania konia. Trok
taki jest bardzo poszukiwany: jako ozdobą szczyci się nim
jeździec i nie uważa za grzech skradzenie go, byle nim tylko
konia ozdobić. Dobra szyja t^le kosztuje, co skóra z całego
kozła. W październiku i w listopadzie włos saray staje się
dłuższym a skóra cieńsza. Wtedy bywa trzecie polowanie
na sarny. Zimą skóra jest jeszcze cieńszą a włos dłuższy
luż w jesieni i bywa czwarte polowanie na samy , zupełnie
różne od poprzednich. Samy wychodzą na łąki i z pod
śniegu wygrzebują sobie trawę. Podejść ku nim tmdno, bo
44
łatwo się płoszą., i zimą w ogóle trudniej jest zabić sarnę niż laUn-
Myśliwi bior% się na sposób i powoli oswajają samy z swojemi
osobami. Objeżdżają pasące się na błoniach w saniach \nb
konno, zakreślając koło, którego promień przeszło wiorstę dlngi
Cicho się w tej jeździe zachowają i pilnie wpatrują lic
w swoje ofiary. Wtem nagle rozlega się huk wystrzału ... i ssniy
przestraszone uciekają w inne lecz niedalekie miejsce. Mj-
śliwy puszcza się za nimi , objeżdża je powtórnie w nflńfj-
Bzem już kole i powtórnie strzela na wiatr. Samy uciebją
ale już bliżej, zaczynają bowiem już oswajać się z widokiem
myśliwego i mniej już lękają się huku. Myśliwy zbliża się i
objeżdża je w koło jeszcze mniejszego promienia. Sam? jii
wcale się go nie boją, przypatrują się mu ciekawie nieopi'
tmjąc w nim swego nieprzyjaciela. Wtedy myśliwy zbfiii
się na metę, z której wystrzał może ich dosięgnąć, strzebi
zbiera plon żmudnej a cierpliwej pracy. Polowanie tate
nazywa sie objazd. Syberyacy przejęli go od Mongotó»j
którzy w obyczaju, w języku nie tylko Dauryi, ale całej Sy-
beryi nawet i Moskwie ślady zostawili. Wyrzeczenie Micki^
wicza , iż Moskwa jest państwem mongolskiem , wyrosłem n
gruncie słowiańskim, ma zupełną racyę. Eto tylko poznil
Moskwę i Mongolią, przyznać musi, iż oba te kraje błiio
są z sobą spokrewnione. Pokrewieństwo to wykazuje sie i*
krwi , w namiętnościach , w charakterze , a szczególnig
w społecznych i politycznych instytucyach. Do tego, g^
się domieszała niemiecka myśl, wytworzyło się państwo po-
tworne w granicach, nieludzkie w urządzeniach, straszsc
w celach, zaborcze, barbarzyńskie i wiszące nad ludzkośdl
jako chmura zaciemniająca światło wolności i cywiUzacń.
Łoś (cervus alces) zowie się tu soch a tym. Przed pogonił
umyka spiesznie, a napadnięty przez psów broni się przednieai
kopytami. Mięso ma smaczne, a skóry poszukiwane są pr«*
białoskómików. Polowanie na łosia pełne jest przygód, ni^
rzadko przecież stary myśliwy przynosi rodzinie swojej mię*
ważące do 10 i 14 centnarów. Antylopa, zwana po mon-
golsku dzereń (antilope gutturosa), przechodzi ze stcpó»
chińskiej Mongolii na stepy onońskie, dokąd uciekają ści-
gane przez tygrysów mongolskich. Na stepach pasą sic i
45
wędrują stadami, laczą się z bydłem, a przed napaścią lekko
jak wiatr umykają. Polują na antylopy gromadami. Kozacy
konno wyjeżdżają z psami na step , płoszą je i gonią w miej-
sca, w których schowani myśliwi oczekują na nie ze strzel-
bami. Polowanie na antylopy bywa bardzo korzystne ;
pod wystrzałami myśliwych pada znaczna tych łagodnych
zwierząt liczba. Mięso smaczne, skóry wyrabiają na płaszcze,
baty i t. p.
Wielbłądy są tylko na granicy Dauryi. Tygrysów (felis
tigris) nie masz w Dauryi, przychodzą tu jednak od południa
gnane głodem, lub w pogoni za innemi zwierzętami Roku
1845 chłopi nad Urowem napotkali ogromnego, zgłodniałego
tygrysa. Niewidząc nigdy takiego zwierzęcia, przelękli się
go i uciekli, lecz wkrótce powrócili z obławą i zabili. Pan
Sielski w artykule swoim o tygrysach w wschodniej Sy-
beryi*) przytacza następne znane mu wypadki szczęśliwego
polowania na tygrysów. Roku 1801 kozacy przy zejściu się
Arguni z Szylką zabili tygrysa, a w roku 1815 w temźe
miejscu zabili tygrysa Tunguzi. Roku 1820 około wsi Do-
ronińska nad Ingodą, roku 1825 około Akszy, roku 1841
około Gorbicy, roku 1845 około Curuchajtu zastrzelono
tygrysów, które wei^zły do Dauryi z Mandżuryi, gdzie stale
w górach Chingańskich i w innych miejscowościach nad
Amurem, Usurą i Sungarą przebywają. W wierchnioudińskim
powiecie, w jakuckim obwodzie polowano także na tygry-
sów. Roku 1834 około Niżnio Angarska chłop zabił tygrysa;
Tunguzi niechcieli należeć do polowania, wierzyli bowiem,
źe w tygrysa wcielił się zły duch, i ażeby szkody nie robił
w ich stadach, oddawali cześć religijną jego śladom.
W swoich wycieczkach na północ tygrysy dochodzą do 62.
stopnia szerokości. Prócz tygrysów wpada czasami do Dauryi
felis irbis; bos gruniens nie w Dauryi wprawdzie, ale także
z Mongolii pokazuje się w okolicach Tunki, a flamingo (ptak)
w roku 1855 przypadkowo ztamtąd wleciał do Syberyi i był
zastrzelony pod Irkuckiem na wyspie Angary. Dziki (sus
*) w Zapiskach Sibirtkaho oddieła imperatorskabo Raskabo geograftcses.
lubo obssca«stwa, tom I., rok 1856.
46
scroferus) znajdują się w Mongolii, zkąd często przecbodą
w góry Dauryi, gdzie karmią się orzechami cedrowemi i
korzonkami roślin.
Ptastwa w Dauryi jest bardzo wiele. Niektóre gatnnki
poznaliśmy z poprzednich wzmianek. Rozmaitość pomidij
kaczkami szczególniej jest ciekawą. Polowanie na nie j«t
Jatwe i korzystne, Syberyacy jednak niewprawni do strze-
lania w lot, rzadko polują na dzikie ptastwo. Gęsi dzikich
wielkie stada widzieć można. Cietrzewi, kuropatw, janab-
ków, dropi, bekasów, słomek, kuligów obfitość. Są lo żu-
rawie, orły, sowy, puchacze, jastrzębie. Liczba różnego
ptastwa jest zadziwiająca, ale niema tu cudownego śpiewth
naszych gajów, słowika, niema pracowitej jaskółki i nad dit-
tami polskich wieśniaków przebywającego bociana. MysKir-
stwo upadA w Dauryi. Myśliwi sławni na całą okolicę,
którzy liczyli zabitych niedźwiedzi na dziesiątki, sarny m
setki, a mniejsze zwierzęta na tysiące, są już rzadkimi i
między starymi już tylko podobni myśliwi trafiają się.
W ryby Daurya mniej obfituje niż inne okolice Sybeni
Rzeki tutejsze jako płynące w kraju górzystym, niesprzyjają
wielkiemu rozmnożeniu się ryb. Na brak przecież lyl'
skarżyć się nie można; dostarcza ich Arguń, Szyłka i Gł-
zimur. Szczupaki (esox lucius) bywają znacznej wielkości,
dochodzi bowiem jeden do 50 funtów wagi; ważąco po ?0
funtów są pospolite. Jesiotry mieszkają w Szyłce i dochodzą
do dwóch centnarów wagi. Cenyjesiotrzyny są wysokie, za liiEt
na miejscu płaci się po 15 i 16 gr. pols. Accipenser orientalis,
tu zwana kaługą, w Moskwie bieługą, jest największą z tut^jszrA
ryb. Z Szyłki wyciągają bieługę dochodzącą do 12 centnarów
wagi. Mięso wielkiej i starej bieługi jest niesmaczne, młodej
nierównie lepsze. Kawioru mało robią, tylko na domoire
potrzeby. Gatunek pstrąga, zwany salmo lenoc (po mo-
skiewsku lenok, po oroczońsku sugdżenna), jest bardzo po-
spolity we wszystkich wodach Dauryi. Karp (cyprinus carpio,
po moskiewsku sazan, po oroczońsku mergo) przebywa w Ai^
guni. W innych rzekach Syberyi niema karpia jak i biełogi-
W Amurze i w jego afluentach są gatunki też same, jtkie
opisujemy, mówiąc o Dauryi. Stare karpie dochodzą do 30
47
fantów wagi. Eastiorka poławia się w Szylce i w Amnrze.
Mięso ma smaczne, mała, podobna z kształtu i smaku do
sterlecia.
Irpień pospolity (hajruz — salmo thymallus), drobna rybka,
wielkości płotki , mięso bardzo smaczne , przypominające
mięso z raka. Rybka zwana galian (cyprinus phoxiDU8, po
oroezousku mundu) należy do najmniejszych, jest zaledwo
wielkości małego palca. W rzekach bywa białego ' koloru,
a w jeziorach, gdzie masami płodzi się, żółtego. Przyrządzają
go w podobny jak minogi sposób. Krasnogłazka jest jeszcze
mniejszą od galianu, płaska, biała i tak drobna, że ją trudno
oczyścić; korcami ją poławiają i precz wyrzucają. Cyprinus
labeo (po moskiewsku koń) należy także do mniejszych;
jest biała, wazka i dosyć długa. Gatunek łososia (salmo
fluyiatilis, po moskiewsku tajmień, po oroczońsku dżeli) na-
leży do najbardziej cenionych i najsmaczniejszych ryb w Dauryi.
Cyprinus leptocephalus (krasnopier, po oroczońsku sohobu) jest
także smaczny i pospolity tutaj. Miętusy (gadus lota) zna-
cznej wielkości i mnóstwo ich poławiają. Okonie, szczegól-
niej w jezicyrach około Czy ty, poławiają bardzo wielkie.
Szombunga (salmo lararetus, po moskiewsku sig, po oro-
czońsku hutu) jest to gatunek samu (silurus azotus) mały,
ważący 2 lub 3 funty, nieznany w wodach innych krain Sy-
beryi. Cottus ąuadricomus (po moskiewsku byczek), cypri;-
nuB lacustris (po moskiewsku czebek, po oroczońsku sakkasun)
należą do liczby tutejszych ryb. Leszczów i naszych linów
w Dauryi zapełnię niema. Piskorze i raki znajdują się.
W Syberyi znajdują się raki tylko w rzekach płynących do
Amura, a w zachodniej. Syberyi w Tobole i innych rzekach
2 Uralu wypływających; w innych rzekach niema raków. Tu-
tejsze raki są o wiele mniejsze od europejskich, w rzeczce
Zierentai cokolwiek większe od w Szyłce przebywających.
Syberyacy nie jedzą raków. Wstręt, jaki do nich mieli, za-
czął jednak znikać, gdy zobaczyli, że Polakom nic złego od
ich jedzenia niezrobiło się. Gotują tu z ryb zupę , smażą je
z masłem lub jajami, albo w pirogu. Przypraw żadnych
nieznają. Szczupaka i karpia z sosem nieumieją ugotować
i dla tego to ryby tutaj nie mają tego jak w Polsce smaku,
48
gdzie gospodynie korzeniami, sosami, rozmaitemi zaprawuni
smak ich podnoszą.
Do połowu ryb używają sieci (niewodów). Użycie bę-
benków i więcierzy wprowadzili Polacy. Wielkie ryby łowi*
na tak zwane s nas ii. Snast' jest to lina, której końc«
przytrzymane są wielkiemi kamieniami na dnie wody, linę »*
samą na powierzchni wody utrzymują napławy. Do Jin/
przyczepiają gęsto jedna przy drugiej cieńsze liny z ikI*
kiemi, wyostrzonemi haczykami. Ten przyrząd stawiany je^*
zwykle na bystrej wodzie, gdzie ryby przechodzą i zahacz^ at
na linkach. Wydobycie ich jest trudne i wymaga zręcmośc i
doświadczenia. Na prądach rzek plotą z chroatu ściuj.
które zwiększają pęd wody i pędzą ryby do mordy obok
ściany zanurzonej. Mordy plotą z łoziny, bywają czasusi
ogromnej wielkości; taki przyrząd zowie się tu wierze. ^>
mniejsze ryby używają wędki.
Nad Szytką i Argunią połów ryb jest jednym ze sposo-
bów utrzymania życia. Z liczby innych bardzo pożytecznyca
stworzeń a pospolitych w Europie, niema w Dauryi pszcui
i pijawek. . |
Życie jest łatwe, wszystkiego podostatkiem, wszystko bei
trudów i wielkich usiłowań przychodzi, a jednak jest to
mniej dobrego bytu niżby się spodziewać należało. Główny*
powodem tego jest niewola polityczna i społeczna, a oni
lenistwo ludu, który pomiędzy innemi cechami, charaktoy-
zi:gącemi jego moralną stronę, posiada brak miłości ojczyzny-
Do ziemi, do wsi rodzinnej przywiązują się o tyje, o ile ia
ona zabezpiecza wygodne życie. Tak jak Niemcy opuszcnjf
gromadami swoje dawne siedziby i bez żalu i wspomnienia
przenoszą się w inne okolice. W obcej stronie nie t^knią
do pól i lasów rodzinnych, a wspominają je wówczas, jeżeli
się im w nowej siedzibie gorzej niż w dawnej powoda.
Dziczyzna i grubość obyczajów wskutek ocierania się z wy*
gnańcami znika i postęp obyczajowy, ogłady, jest prędki i
powszechny. Do cywilizacyi daleko jednak iść im potrzeba,
bo cywilizacya nie zaszczepia się inaczej, tylko na morałayia
grancie wolności i na nim tylko zdrowy i posiky owoc
wydaje. Na gruncie zaś pod ciężarem niepłodnej niewoli
49
W Ugorze leżącym, dobroczynny wpływ cywilizacyi wyraża się
naprzód sposobem rozkładu i zepsucia. Zepsucie jest tu nie-
małe, demoralizacya wielka, a choroby, które zwykły jej to-
warzyszyć bardzo pospolite. Niewątpliwie jednak Daurya,
nawet pod względem moralności i oświaty, wyżej stoi od
innych prowincyj moskiewskich i syberyjskich. Umiejętność
czytania coraz bardziej rozszerza się w Dauryi; pochodzi to
ztąd, że zostający pod władzą górnictwa tylko drogą pisma
uwolnić się mogą od ciężkich robót w kopalni, a w kozactwie
tylko ladzie piśmienni dosłużyć się mogą wyższych stopni.
W miejscowościach, gdzie niema rządowej szkółki, najczęściej
jaki wygnaniec zakłada szkołę prywatną, a Syberyacy chętnie
dzieci swoje do szkółki jego posyłają, byle nie żądał ód
nich większego wynagrodzenia. Większą więc od innych
okolic oświatę Daurya zawdzięcza szczególnemu swojemu
położeniu z jednej strony, a z drugiej wygnańcom, któ-
rych okrutne carskie wyroki rzuciły tutaj na zatracenie,
a oni pomimo tego umieli być jeszcze pożytecznymi ludz-
kości.
Rankiem 21. lipca wypogodziło się i wyjechałem z Mi-
chałowska. W drodze miałem prześliczny widok dwóch tęczy,
jedna nad drugą wiszących. Znikły, mgły pierzchnęły, a
upał doszedł do 25 stopni R. Po przybyciu do Zawodu,
opowiadano mi o odkryciu w policyi w izbie kata trzech
trupów. Człowiek ten zabijał pod okiem i dozorem policyi
i dopiero przy jego zmianie okazało się, iż nie tylko był
katem na szafocie ale i w domach spokojnych a zamożnych
mieszkańców.
Z Zawodu zaraz wyruszyłem drogą już opisaną. W do-
linie Jermaju spotkała mnie gwałtowna burza. Pocztylion
leciał trójką koni, głucho dzwoniąc w puszczy; nagle niebo
zachmurzyło się i przeciągły grzmot zapowiedział burzę.
Zaraz potem lunął deszcz. Okryłem głowę kapturem od
burki i przypatrywałem się piorunom, które o kilkadziesiąt
kroków odemnie uderzały w skały, wstrząsały zdało się posadą
gór, odrywały kamienie z hukiem i łoskotem lecące na drogę
pod kopyta końskie. Zawichrzenie okropne, wszystko roz-
rywa się i pęka, a przerażone konie, chociaż z ogromną
GiŁŁSi, OpiMnIe. II. 4
50
bystrością pędz% przez wody nowych potoków i odpadłe
skały, niewiem czy nnio9% nas z niebezpieczeństwa. Sio^
ściem, że burza jak była nagł% i gwałtowną, tak też prędko
ucichła i chociaż przemokli, ale cali przyjechaliśmy do ót
płego ogpiska. Po każdej burzy elektiycznej twon^ af
w górach nowe rozpadliny i urwiska, a skały inaciej 9(
rysują. Elektryczność jest dłutem rzeźbiarskiem dla maitwej,
nieorganicznej natury.
XII.
Podrół nad Gasimuren. — Butany. — Nikitin i charakterystyka oficerów ko-
• sackich. — Ccernlcyn, caryca syberyjska ł Jesscze o urzędnikach górni-
czych. — Samorodne prostaczków rozumy. — Golce i pasma gór dau-
ryjskie. — Drzewa w górach. — Stolce lodowe. — Końskie mascie; koń-
skie gospodarstwo w Daaryi. — Usposobienie religijne ludu. — Łucki. —
Niebo w nocy. — Nocleg u knpca.kozaka. — Poetyczna strona puszczy. —
Zimowe widoki wsi i gór. — Polak Zdun spotkany na drodze. — Fran-
ciszek i Aleksander Dalewscy i inni wygnańcy w Gasimurze. — Kon-
federaci barscy i wygnańcy Koćcinszkowscy. — Gazimurski Zawód. ~
Kopalnie ołowiano-srebrne. >— Śmierć w Tajnie tragiczna dwóch Polaków.—
Zbrodnia. — Drogie kamienie w Dauryi. — Okolice Gazimuru. — Hi-
storya eksploatacyi złota , sposób eksploatacyl i lloić dobywanego złota.
cJNo, bnłany (sawrasy) no!)> wołałem popędzając konia,
który mnie wiózł w małych saneczkach, i bułany począł
schodzić z góry roztropnie podtrzymując pędzące mu na nogi
sanie. Co to za zwierzę rozumne, ten bułany! pomyślałem,
siedząc bezpieczny w saniach. Ile to w nim statku, ile po-
wagi? Wie, gdzie jest niebezpiecznie, gdzie śmiało nogą
stąpnąć nie może, a nigdy się nie spieszy, nawet wówczas,
kiedy batem biję jego twardą skórę. Bułany powoli zszedł
ze stromej góry i wjechał na rzekę Gazimur, po której wy-
borna droga, niezachęoiła przecież mego poważnego konia
do prędszego biegu. Napróżno szarpałem lejce, biłem batem,
napróżno straszyłem i mówiłem do niego w dwóch językach —
bałanek jakby tego nie słyszał i nierozumiał, kroku nie
przyspieszył, a przebierając powoli nogami, biegł dalej ma-
łego truchta. Wkrótce pokazała się znana nam już Kułtuma,
bułany zobaczył domy i zawrócił mimo woli mojej do zna-
4*
52
jom^ sobie chaty i 8tan%ł przed jej wrotami. Zmuszony
więc byłem wstąpić i według zwyczaju podróżującycli tutaj
poprosić, ażeby mi pozwolili ogrzać się w chacie. Trafiłem
w dobrą porę; gospodarze pili właśnie herbatę i poczęsto-
wali mnie jedną i drugą czarką, a chociaż herbatę tę było
czems słychać i była masłem okraszona, piłem ją jednak
z wielkim smakiem, og^ewając się nieznacznie. Co to za
przyjemność, z mrozu, z długiej podróży, wejść do ciepłej
iżby i przemarzłe ciało powoli ogrzewać! Każdy prawie
z moich czytelników doświadczył tej przyjemności, boć i
nasz kraj nie leży gdzieś za Włochami i obeznany jest
z mrozem; dobrze więc było mi w chacie, a rozmarzając się
w cieple, podziwiałem znowuż mądrość bułanego, który nie
pytając się mnie o chęć i pozwolenie wstąpienia, zajechał
przed wrota wcale porządnego gospodarza, jakby wiedział,
że potrzebuję ogrzania się i posiłku. Ogrzawszy się nale-
życie, podziękowałem gospodarzowi za gościnność, bułanego
pogłaskałem, przemówiłem do niego kilka pochlebnych wy-
razów, a siadłszy w sanie, uderzyłem go batem i pojechałem
dalej.
Leniwo wychodził z Kułtumy, oglądał się na wszystkie
wrota, rżeniem witał konie, które przez płoty widział, a wje-
chawszy na Gazimur, kroku nie przyspieszył i biegł zwy-
czajnego truchta. Daurya ma najgorsze w świecie drogi
Latem wyboje, kamienie i przepaście tęgie nawet nerwy
poruszają; zimą zaś prawie nigdy w niektórych jej miejsco-
wościach niema sanny, śniegi bowiem wypadają bardzo małe
i mieszają się z piaskiem, ą sanie po piasku wloką się wy-
kręcając gzygzaki od kamienia do kamienia. Dla tego tez
tutaj rzeka, rzeczka lub zamarzły strumień wabi każdego
podróżnego i wkrótce po zamarznięciu wód robią się na
lodzie wyborne zimowe drogi. Droga na Gazimurze jest
równa i gładka, ale niezmiernie kręta, bo idąc korytem
rzeki, musi jak i rzeka opisywać rozmaite koliste figury, za-
wracać, skręcać i bez końca wywijać się. Drogi też na rze-
kach pospolicie bywają dłuższe od letnich, lecz ponieważ
są gładkie i nietrudne, więc są bez porównania więcej
uczęszczane od tamtych.
53
O milę od Enłtamy stoi na lewym brzegn Gazimuru
folwark (zaimka) przy ujsoi^ potoka Siwaczekan ; o milę -dalej
na prawym brzegu rzeki położona jest wioska Tntuma, zło-
tona z kilka chat. Szlaban malowany czarno, czerwono i
biafo, oraz pusta bndka przy nim dowodziły, że Tutuma jest
itanicą, a mieszkańcy jej kozakami. Zajechałem przed dom
najporządniejszy z powierzchowności; bułanego z samami
zostawiłem na dziedzińca, a sam wszedłem do izby i popro-
sfiem o dozwolenie ogrzania się. Gospodarz (Wachrasz)
odraza poznał, że jestem Polakiem, a ponieważ Polacy mają
repntacyę porządnych i rzetelnych ludzi, więc mnie przyjął
gościnnie i częstował herbatą z placuszkami, które tu zowią
lepi OSZ kami. Przy herbacie wszczęła się rozmowa. Go-
tpodarz pytał, skąd i dokąd jadę? Zaspokojony w swojej
ciekawości pytał potem o nowiny ze świata i o ceny na
zboże? Był to człowiek mający ok(^o 60 lat, poważnego oby-
czaju, bardzo roztropny i rozsądny. Gdy tutejszych kmieci
pizeformowywali na kozaków, i on na starość został koza-
kiem, a chociaż rząd starych ludzi nie rozkazał używać do
słoźby, przecież batalionowy dowódzca, który mieszka w Boh-
dati, sotnik Nikitin, wszystkich starców, a w tej liczbie i
Wachrusza kazał uczyć służby. Biedny starzec ze sztywnia-
lemi muazkułami musi wyciągać nogi i robić bronią jak
młody. Nie tylko musztra, ale i podwody, liczne wydatki na
ranundurowanie i inne obowiązki wojskowe odrywają go
bardzo często od gospodarstwa, które nie tak starannie , jak
poprzednio dozorowane, zaczyna upadać, a najzamożniejszy
luegdyś w ckłej okolicy kmiotek już dzisiaj czuje niedosta-
^k. Kozacy bardzo się skarżą na tego Nikitina. Jest to
cdowiek nizkiego wzrostu, chorobliwej bladości, która, jak
napis powiada o rozwiązłem jego życiu, ma temperament
choleryczny. Prawie swobodnych i nie przywykłych do dy-
scypliny włościan ujął w surowe wojskowe kluby. Za naj-
"Miicjszą bagatelę, omyłkę, starca w mustrze bije po twarzy
1 >7pie na ciało po tysiąc rózg. Spalił się niedawno dom,
* którym mieszkał, i tejże zimy rozpoczął budowę nowego.
Zebrał kozaków z różnych stanic, którzy musieli porzucić
<loniy, gospodarstwa i spieszyć do odległej Bohdati, budować
54
dom dla dowódzcy, bez żadnego wynagrodzenia z jego strony.
Niecierpliwy, ii dom w kilka dni nie może być goloiy,
kręci si§ między cieślami, łaje ich, klnie i ustawicznie bije.
Razu pewnego kozaka ociosywającego belkę na wyniesionej
już ścianie przezywał, a niezadowolniony, że go nie mógł
ręką dosięgnąć, szukał kamienia, ażeby go uderzyć, nacbjł2
się, chcąc podjąć kamień, a potknąwszy się upadł na dn-
giego kozaka, tuż obok niego zajętego robotą. Podlić^
się, a plując jak wściekły, bił ki;Jakami po twarzy biednefo
człowieka, który wcale nie był winien potknięcia się sotoib-
Kozakom młodym wbrew woli rządu żenić się nie pozwiła.
Namiętność bicia, tak powszechną między Moskalami, fo&ik
w wysokim stopniu. Przed lustracyą atamana Korsakcn
przez kilka dni codziennie przeglądał swój batalion, musztro-
wał, oglądał bieliznę, a chcąc zmusić kozaków do codzia-
nego prania zupełnie czystych koszul i spodni, rzucał i^
koszule w błoto i w piasek, a pędząc przed szeregiem, \A
jednego za drugim po twarzy i oczach. Razu jednego ■
złe musztrowanie się kilkunastu szeregowców, w każdej rocie
kazał rozłożyć na ziemi po 70 kozaków i tak obnażonych
^80 ludzi odrazu chłostać. Żaden się nie opierał, a g4j
atamau ich lustrował i pytał, czy nie mają pretensyi do do-
wódzcy? wszyscy krzyknęli, że nie mają żadnej pretemji,
że się dowódzca z nimi dobrze obchodzi, pomiędzy sob§ aś
bezustannie narzekali i biadali na niego. Uriadnika, o kt^
rym Nikitinowi powiedzieli, że zaleca się do jego metrefj,
pchnął bagnetem, zrobił mu dużą ranę w boku i nie opi-
trzy wszy jej, kazał go od głowy, na której oparł oba ko-
lana, aż do pięt niemiłosiernie chłostać. Później dowiedriił
się Nikitin, że denuncyacya była fałszywą, zdrowia nriada^
kowi jednak nie przywrócił, ani też zniszczonego go^^
darstwa przez czas choroby i strat poniesionych nie wynt-
grodził. Gdyby kto zebrał różne wybryki humora NildtiJ>*»
złożyłaby się książka, w której wystąpiłby charakter stęcMy
i zgniły rozwiązłego tyrana, bez religii, nienawidzącego ludOt
płaszczącego się w obec wyższych, uciskającego niższych, »
niemajłicego żadnego zamiłowania swoich obowiązków, j^dnca
słowem, charakter prawdziwie kozackiego oficera. PoznJeia
55
go przessłego rokn. Jechałem przez Szaldemar i w Naczynie
nocowałem. Nikitin od trzech dni oczekiwał tutaj na przy-
jazd nowego atamana zahajkalskiego , pułkownika Michała
Korsakowa, któremu, ażeby, godnie przyjąć i przypodobać się
ponaprawial drogi i wyjechał o 10 mil na jego spotkanie.
Znudzony długiem oczekiwaniem i samotnością śpiewał,
gadał z furmanami i przywoływał atamana przez komin.
Jest to moskiewski zabobon, mający przyspieszyć pokazanie
się długo oczekiwanej osoby. Kobieta zesłana do kopalnia
s nmieazczona tutaj dla usługi podróżnym i szorowania po-
dłóg, kładła mu kabałę, ale i kabała nie mogła nudów jego
rozpędzić. W tej chwili ja nadjechałem ; kontent, że znalazł
osobę, z którą może pomówić, rozpoczął rozmowę o wszy-
sŁkiem i o wszystkich. Opowiadał życie i przygody swoje,
które krasił w stylu moskiewskim dowcipami i żartami ko-
szarowemi. Chwalił się z miłostek swoich w tym czasie,
gdy był jeszcze oficerem w armii, a rozpustę swoją malował
obrazowo. Był i w Polsce i dawał zdanie swoje o Polakach
i o Polkach. Niepowtórzę go tutaj , bo pochwały , jakie on
dawał kobietom naszym, gdybym z góry nie wiedział, że są
fałszem, smutneby wrażenie w sercu zostawiły i kazałyby
wątpić w cnotę niewiast polskich, którą się między kobie.
tami innych narodów szczególnie wyróżniają. Wspominam tu
jednak o tej gadaninie moskiewskiego oficera, ażeby ostrzedz
moje rodaczki, że znajomość z Moskalami jest niebezpieczną,
naraża bowiem dobrą sławę kobiet i sławę narodu. Później
mówił o polityce, o kozakach, o znajomych, a gdy już
wszystko wypowiedział, zaczął mówić o filozofii; moskiewski
oficer zawsze udaje, że wszystko umie, że żaden przedmiot,
żadna nauka nie jest mu obcą. Rozmowa przeciągnęła się
późno w noc, a gdy znudzony nią drzemałem, Nikitin
w zapale dowodzenia, krzyczał: «A cóż pan myślisz o nie-
śmiertelności duszy? 1 Wszystko jest bajką, co nam o niej
księża i filozofowie prawią. Ja panu powiadam, że jest
bajką i zaraz panu dowiodę)) i zaczął dowodzić, czego ja
szanując swoich czytelników, niepowtórzę. aA więc,i» ciągnął
dalej, « najjaśniej pokazuje się, że żywota wiecznego być nie
może, że niema nieśmiertelności duszy, że człowiek doszy
56
nawet niema i> mówiąc to, sam joż zmroczony bezsennoścą
ziewnął potężnie i w tej chwili nad ot^artemi ustami tM
znak krzyża świętego. Widząc to, parsknąłem ze śmiechUfbo
rzecz3n^ście śmiesznym był ten skeptyk w mundurze, tyiui,
pijak i rozpustnik zarazem , gdy robił znak krzyża pny zk-
waniu. Moskale ziewając, robią zwykle znak krzyża na ra^
dla tego, ażeby przy nabieraniu powietrza w piersi czart lob jtki
inny zły duch do duszy niewleciał. Skończyliśmy rozmowę,
a nazajutrz on jeszcze spał, gdy ja już byłem w drodie.
Dowiedziałem się później , że trzy dni jeszcze po spotkań
się zemną, czekał na atamana, trawiąc czas na filozoficzoaD
rozmyślaniu i biciu kozaków. W Bohdati jest stacya po«to«;
gdy Nikitinowi dokuczają syberyjskie nudy, zatrzymuje po-
dróżnych jadących pocztą i zmusza ich iść piechotą, gd"
kozakom pod surową odpowiedzialnością koni nie wolao
wówczas wynająć. Pan Kokszarów, urzędnik wysoki « gw-
nictwa, z młodą żoną przejeżdżając przez Bohdat\ zmusoDj
był przez niego dalszą peregrynacyę przez puszczę pies»
odbywać. Wielu innych podróżnych, nawet wiozących pi-
kiety rządowe, dla własnej zabawy osadził w sybir ce (areitf,
koza). Czasami, gdy jedzie czynownik lub kupiec, o któr^
wie , że mogą mu zaszkodzić , każe im płacić według taksy,
przez siebie samowolnie ustanowionej. Popów jak i góral-
ków jednakowo nienawidzi Nikitin , a kozakom zabrania ^
wać podwody pod popów , objeźdżących swoje obszerne ^ I
rafie. «Są to podli oszuści,* mawia o nich Iwan Iwanowic* |
Nikitin, aktorzy nam prawią o Bogu, w jakiego sami nie- 1
wierzą; niedawać im za to podwód. »
Oficerowie pieszych dauryjskich kozaków, z małym bardw
wyjątkiem, pochodzą z Moskwy. Przybyli oni do Sybcrji
jak do dojnej krowy, z myślą wielkich dla siebie zysków-
Pijacy i surowi dla podwładnych, wykonywają lada jako
swe obowiązki. Ludzi porządnych, z wykształceniem i ^
seryo zajętych swoimi obowiązkami, bardzo jest mało po-
między nimi. Znałem jednego, który obok Nikitina może po-
służyć za wzór tutejszych oficerów kozackich. Był to Hayes*
który także przybył z Moskwy. Prawie zawsze pijany, W^
katował ustawicznie kozaków. Leżąc pijany na łóżku, wdatf
57
swego służącego: «Hej!» Slażący na czworakach przyczotgał
się do łóżka. Oficer siada mu na grzbiet i na nim przy-
jeżdża w przeciwny kąt pokoju, gdzie stała szafka z wódką.
Napiwszy się wódki, jedzie napowrót do swego łóżka, bodąc
kolanami dwunożnego konia. Jedząc obiad, niezżuty ka-
wałek mięsa wypluł na podłogę, a przywoławszy służącego,
rozkazał mu jak psu połknąć kawałek wyplutego mięsa.
Kozak rzuca się na czworaki i skacząc jak pies, rozkaz pana
w zupełności wykonał. Mayen codzień był pijany, a wybryki
hamora, którego próbkę podaliśmy, zamienił na zwyczaj
codzienny. Gdy służący kozak nie usłuchał lub wzbraniał
się wypełnić rozkaz pijanego pana, bity był po twarzy albo
chłostany rózgami. Straazny to przykład spodlenia się czło-
wieka w niewoli. Koku 1856 w Ołoczy nad Argunią Mayen
nmstrował kozaków a podchmielony jak zwykle, wykładał
im obowiązki żołnierza: «Car rozkaże w ogień pójść, powin-
niście w ogień bez szemrania pomaszerować! Car rozkaże,
w wodę i w wodę rzucajcie się!» To mówiąc, zakomendero-
wał na lewo zwrot 1 i maszerując na przedzie, prowadził ba-
talion do rzeki. Tak postępując przed szeregami, stanął na
krawędzi wysokiego i urwistego brzegu; niewiedząc może,
ie dalej już niema ziemi, zrobił jeszcze jeden krok i wpadł
w rzekę. Kozacy jednak nie rzucili się za nim, ale spokojnie
pod bronią stali na brzegu i obojętnie patrzeli jak ich oficer
tonął w nurtach Argnni. Tak zginął Mayen, typ wielu ofice-
rów i ofiara carskiej musztry.
W Szałopuginie dwóch podoficerów kozackich pokłócili
się z sobą. Jeden z nich pędzony zemstą, poszedł do do-
wódzcy batalionu z denuncyacyą na swojego przeciwnika.
Oskarżył go o ubliżenie do wódzcy, że w jakiejś tam chacie
lekceważąco mówił o nim. Dowódzca rozzłoszczony, nie zba-
dawszy rzeczy, zadenuncyonowanego podoficera kazał bić
pizez kilka godzin rózgami. Okrwawiony podoficer zemdlał
w tej katuszy, wstrzymano więc dalszą egzekucyę. Oficer
kazał otrzeźwić podoficera, a zaledwo ten oczy otworzył,
podskoczył ku niemu i drapał go po twarzy i nosie,
wybijał zęby pięścią, a przestał bić dopiero wówczas, gdy
58
podoficerowi powtórnie krew z oczów, ust i nosa rzodla
8i@ i gdy ten na pół martwy padł na ziemię.
Major TroBzków nie był kozackim oficerem, lecz do-
w6dzc% 12. liniowego batalionu 8y ber3Jskiego , który jakiś
czas w Krasnojarsku kwaterował. Należał on jak i Mayea
do liczby tych oficerów, którzy pałkę uważaj% za nąjlepsąf
sposób do wykształcenia żołnierzy, a doskonałość żołnient
widzą tylko w zręcznem robieniu bronią na paradzie, w na-
szerowaniu i w ubiorze według formy. Troszków snron
przestrzegał, żeby żołnierz miał włosy obcięte tuż pczy
skórze. Jeżeli któremu włosy na cal odro^, a saraz idi
nie ostrzygł, nie miał czasu lub zapomniał ostrzy dz, nie
pomogły żadne tłumaczenia i powody usprawiedliwiająee;
musiał poddać się krwawej chłoście. Jeżeli który guzika nie
zapiął, gdy Troszków wchodził do koszar, lub teź w oznar
czonej' liczbie kroków w regulaminie przed oficerem nt
ulicy frontem nie stanął, ulegał chłoście, która czaBami go>
dzinę całą trwała. Troszków chodził na musztrę z kijeia
okutym w żelazo i nim jak Iwan Groźny bił żołnierzy po
plecach, twarzy i po głowie, wywijał kijem jak azalonj
mieczem, rozcinał nim nosy, policzki i uszy. Żolniene
pozbawieni wszelkich śladów godności ludzkiej, a przez nie-
ustające bicie straciwszy wreszcie czułość skóry, znosili faicic
z pokorą i nie myśleli nawet oprzeć się mu i przez to zmusie
do łagodniejszego postępowania. Koszary często Troszków
s^wiedzał; gdy spostrzegł na podłodze ślinę lub plamkę od
wyschłej śliny, kazał żołnierzom zlizywać, a gdy ci rozkaz
wykonywali, on ich tymczasem kopał jak psów. Ten sam
Troszków za kradzież pieniędzy rekruckich został oddany
pod sąd i zdegradowany na prostego żołnierza. Wiadonnoae
o wyroku i losie tyrana dowódzcy, sprawiła powszechna
radość w batalionie. Troszków posłanym został do oren-
burskiego korpusu. Tam dowódzca roty, w której służył*
wiedząc, iż niegdyś był majorem, ulitował się nad nim, nie-
posyłał go na służbę i wziął go do swego mieszkania, gdzie
znalazł wszystkie wygody, do jakich był przyzwyczajony.
Kiepomny na dobrodziejstwo mu wyrządzone, Troszków
wspaniałomyślnego oficera chciał zamordować, kradnąc mu
59
•zkatuticę z pieniądzmi. Morderstwo nie ndało się, lecz azka-
tałkę ściągnął i uciekł z wojska. Złapany i jako dezerter
oddany pod sąd, wytrzymd karę 1,000 kijów, a następnie
posłany został do rot aresztanckicłu Sprawdziło się na nim
prsysłowie: (Jaką miarką mierzysz, taką ci odmierzą.)) Z po-
wyższych przykładów niech nikt nie sądzi, że położenie żoł-
nierza w Syberyi jest gorsze niż w Moskwie. Owszem, prze*
ciwnie, z żołnierzami w Syberyi lepiej, łagodniej i bardziej
po ludzku obchodzą się niż w Moskwie. Przyczyniła się do
polepszenia losu żołnierza w Syberyi bytność wielu Polaków
w wojsku i starania głównodowodzącego wojskami w wscho-
dniej Syberyi jenerała Mikołaja Mura wiewa, krewnego zna-
komitego Bakunina. Murawiew w swoim sztabie miał kilku
Pokków, którzy pomogli mu w przeprowadzeniu małej swo-
body w wojsku. Mniej już teraz biją i katują jak dawniej i żoł-
nierzom zluzowane zostały karby i kleszcze starej dyscypliny.
Gospodarz w Tutumie, którego na chwilę opuściliśmy,
zna dawne czasy, zna dawnych czynowników górniczych i
wszystkie wypadki nerczyńskie dobrze pamięta. Opowiadał
mi o Czernicy nie, który był w tysiąc ośmset dwudziestych
latach naczelnikiem nerczyńskiego górnictwa. Czernicyn,
surowy tyran, niewidział na jedno oko; był ostatnim na
wpółdzikim naczelnikiem tutejszego kraju. Jeździł jak sza-
lony: konie od stacyi do stacyi musiały biedź w^ytężonym
galopem, a mnóstwo ich padało pod nim od znużenia. Je-
żeli woźnica w drodze zwolnił, kazał stanąć i bił go knu-
tami, które zawsze z sobą w skrzyneczce stojącej pod no-
gami woził. Najlepsze konie nic wytrzymałyby takiej sza-
lonej jazdy, gdyby nie zwyczaj Czernicyna, zatrzymywania
lic kilka wiorst od stacyi. Gdy przejechał siedem lub czter-
naście wiorst, wołał na woźnicę ustójit) kazał podać sobie
pozderko z wódką i mięsiwem, napił się, zjadł kawał mięsa,
& na wyraz «8tupaj» woźnica z miejsca musiał pędzić ga-
lopem.
« Wiozłem go raz,)) mówił Wachrusz, ubyła zima, konie
miałem dobre ale nie podkute. Przed końmi jechał konno
kozak. Gdyśmy dojechali do niebezpiecznej gołoledzi, kozak
zatrzymał się i ja konie wstrzymałem. Obudził się Czernicyn
60
i zapytał: «Co się zrobiło ?» «Gołoledź» odpowiedziałem; nie-
zdążyłem wymówić tego wyrazu, a on już krzyknął : «KnutyU
Ze strachu, jak zaciąłem konie, to przeleciały gołoledź prę-
dzej od wiatru — i rzecz dziwna, co to może strach : ani jeden
nie potknął się i nie upadł. Przyjechał Gzemicyn pewnego
razu do górniczej osady, chłop jakiś poszedł do niego z n-
portem. Wtem wchodzi pomocnik naczelnika do izhf, a
mając interes do chłopa, zaczął z nim mówić. Chłop n-
gadnięty odwrócił się do pomocnika i stanął tyłem do u-
czebiika. Gzemicyn ogromnie obraził się: <cjak ty śmiałeś
buntowniczo do mnie się obrócić? Gzy wiesz kto jestem?
Knutówtn wyprowadzili chłopa i tak mocno sknatowali, iż
we dwa dni umarł. »
Był tu także naczelnik górnictwa Teodor Frisz, którego
żona Anna z domu Eorniłów za nos wodziła, a wyręczając
męża, czynownikami i całem górnictwem zarządzała. «Bjli
to zła i surowa pani,» mówił Wachrusz, (f chłopów i sługi
swoje, za każde przewinienia kazała bić knutami i sama
przypatrywała się biciu. Raz służący, którego kazała oćwi-
czyć, padł przed nią na kolana i prosił o zmiłowanie: «Ca-
ryco syberyjsko!)} zawołał, '« zmiłuj się nademną i nie kats
mnie knutami !» Baba była próżna, pochlebił jej tytuł carycy
i przebaczyła służącemu. Jak się o tem inni dowiedzieli, a
mieli być karani, przypadali do jej stóp, płacząc obejmowali
je i wołali: « Matko caryco I caryco syberyjska zmiłuj się
nad nami I » Taka prośba zawsze była skuteczną, zawsze a
nią następowało przebaczenie, wkrótce też cały lud nazywał
ją carycą syberyjską i ten tytuł został przy niej na
zawsze.
«W uralskich kopalniach niejaki Zworygin był urzędni-
kiem; surowy w obejściu się z podwładnymi, robotnika za
krzywe wkopanie słupa zabił batami. Za to zabójstwo
siedział Zworygin dwa tygodnie w areszcie, poczem za karę
był do nas tutaj przetranslokowany,)) ciągnął dalej Wachmsi,
« gdzie został dyrektorem kopalni w Karze, a wkrótce za
różne nadużycia zręcznie ukryte posunął go rząd w Peters-
burgu do wyższego stopnia. Taka to u nas sprawiedliwość
dla możnych 1»
61
O Mielekinie, o którym już pisałem, Wachnuz opowie-
dziikl mi jeszcze co następuje. (tMielekin wychował ubogiego
chłopca i zrobił go pisarzem, ale ustawicznie dokuczał mu
i bił go. Nigdy z niego nie był zadowolony, a chociaż
dobrze pisał, za każde pisanie tłukł go po zębach. Kazał mu
pewnego dnia napisać raport; młody chłopiec pisze, a ko-
ledzy jego, przewidując, że go Mielekin znowu pobije, ubole-
wali nad nim i odzywali się z współczuciem: « Niezawodnie
cię znowuż obije, oj niezawodnie, biedny ś ty!» «Nie,» odpo-
wiedział pisarz z zapałem, aniel bić mnie teraz i już nigdy
nie będzie Id aCóż mu ty zrobisz takiego? Czy czary puścisz
na niego czy co? Jego nic nie odmieni, zawsze będzie
ciebie i innych tłukł.» Młody pisarczuk napisał ^wój raport,
poszedł do mieszkania Mielekina i oddał mu go do przeczy-
tania. Mielekin był sam i siedział w szlafroku pal%c fajkę.
Ledwo przeczytał ów raport, zacz%ł krzyczeć, wymyślać i
chciał pisarza uderzyć; lecz ten odskoczył w tył i zawołał:
•Stój, nie bij, dosyć już tego!» a wyciągnąwszy nóż z kie-
szeni, ciągnął dalej: ciJa będę katorżnym, ale ty nikogo już
bić nie będziesz.)) Mielekin przestraszony skoczył na łóżko
i prosił o życie nacierającego nań pisarczuka: « Połóż nóż,»
wołał, «nie morduj nmiel Przysięgam ci, że bić cię nigdy nie
będę i zrobię cię unterszychtmajstrem ! (stopień podoficera
w tntejszem górnictwie )» « Kłamiesz, o zakrzyknął chłopak,
mierząc w niego nożem, ukłamiesz! Jeżeli cię wolno puszczę,
oszukasz mnie jak zawsze i będziesz się mścił nademnąi»
■Oto widzisz święte obrazy,» błagał płaczliwie Mielekin, aprzy-
fięgam ci na nie, na Chrystusa Pana, na Bogarodzicę,» i palce
na krzyż założył, oprzysięgam na sw. Mikołaja i na wszystkich
świętych, że cię bić nie będę, mścić się nie będę i zrobię
cię unterszychtmajstrem 1 » CUopiec po tej przysiędze nóż
schował i poszedł do kancelaryi; tam koledzy pytali go cie-
kawie: «A cóż? bardzo cię obił? co ci powiedział ?>» «Nie
bił mnie,» odpowiedział chłopak z dumą, «bić nie będzie i
zrobi mnie unterszychtmajstrem I » Śmiali się niedowierzająco
koledzy, wtem wchodzi do kancelaryi Mielekin. Wszyscy
jak na komendę powstali z uszanowaniem, siedli potem i
udawali, że gorliwie piszą. Cichość grobowa nastała w kan-
62
celaryi) a Mielekin przystąpiwszy do swego sekretarza rzek):
<( Trzeba nagrodzić pisarza. Dobrze się prowadzi i pisze sta-
rannie. Napisz więc przedstawienie go do naczelnika m
unterszycht majstra,)) i poszedł, zostawiwszy całą kancehryc
w zdumieniu. Co takiego ich kolega zrobił, że aż Mielekh
awansować go postanowił, wszyscy myśleli i pytali sie bIo-
dego pisarza. « Patrzcie col» zawołał, a pokazując im dóc,
mówił dalej : aNóż go tak zmienił i zrobił dobrym i względoju
dla mnie. Radzę i wam użyć podobnego sposobu. »
Nie skończyło się na tern opowiadanie. Gdy po kródhi
obiedzie zapaliłem z fabryki Antoniego Rudzkiego cygtn
z mongolskiego tytuniu , Wachrusz mówił co następnie'
« Przez kilka lat sypiałem zwykle latem w ogrodzie i pned
snem przypatrywałem się długo gwiazdom. Dziwna to mst
że jedne gwiazdy znajdują się zawsze w jednem i tern samca
położeniu, a inne między niemi chodzą: jednego roku st
między temi, a innego znowuż między innemi g^iazdam
Te, które się nieporuszają, migają światłem, a te, które zmie-
niają miejsce, mają spokojniejsze i nie migocące świat2o.i
Zdziwiłem się tą jego obserwacyą, nie objaśniony od nikogs,
rozróżnił planety od stałych gwiazd: dałem mu potrzeba
objaśnienia, a mówiąc z nim w tej materyi dalej, jessea
nieraz podziwiałem w nim zdrowy rozsądek i pojęcia, di
których doszedł jego samorodny a nieuprawiony rozual
Taki był początek każdej nauki, a zastanowienie się i obw^
wacya jest najlepszym sposobem zbadania rzeczy i samodziet
nosci umysłowej. Pewien także niewykształcony Syberyal^
znany mi osobiście, nie uczy wszy się nigdy arytmetyki, pm^
długie a pilne zastanawianie się nad rachunkowością, pitj^
szedł sam do teoryi ułamków. Sądził, że wynalazł teoi?)
nieznaną a bardzo potrzebną, że za to odkrycie czeka f
sława i fortuna. Zmartwił się więc bardzo, gdy się odeimi
dowiedział, że teorya, do której on własną pracą doszedł
jest już od bardzo dawna znana ludziom.
Pożegnałem wreszcie gościnnego i mądrego starca, kttf!
tak korzystnie wyróżniał się od swoich rodaków, i pojechałei
jak tu mówią, w wierzch Gazimuru. O dwie wiorsty zt^l
na lewym brzegu rzeki, jest druga stanica, która się taU
63
Totuma nazywa. Ifiezatrzymując się w niej , pojechałem
dalej. Do lewego brzegu gazimnrskiej doliny przypieraj%
góry amfiteatralnie wznoszące się aż do wysokości głównego
daoryjskiego pasma, które jest działem wód płynących do
Gazimuru i Szyłki. W tym łańcucha znajdują się najwyższe
góry, z powodu nagich szczytów, zwane tn golce, jako to:
Golec Połowiński, Golec Kaczyński, Golec Turowski, Bata-
kański i inne. Golców w głównym tym pasie jest bardzo
dużo, ciągną się jeden za drugim i wynoszą potężne a
okrągłe szczyty nad morze gór okiem nieobjęte, falujące
się i płynące w różnych kierunkach. Jądrowe to pasmo ma
kierunek z południowego zachodu na północny wschód, za-
czyna się na stepach onońskich, a wszedłszy jako linia gra-
niczna między rzeki Szyłkę i Gazimur, ciągnie się w tym
kieranku, a kończy się na Ujść Striełce, to jest, przy zejściu
się Szyłki z Argunią. Góry wznoszące się za temi rzekami
nie należą do tego łańcucha. Od niego poszły inne po-
mniejsze pasma i łańcuchy, poprzerywane rzekami, a wy-
jąwszy grzbietów do Arguni zbliżonych, wszystkie pokryte
są czarną puszczą, cichą i milczącą, jak gdyby oczekiwała
na życie. Najpospolitsze drzewa w tych górach są: mo-
drzew, brzoza, sosna i osina. Drzewo z dauryjskiego mo-
drzewia jest mniej dobre do budowy od sosnowego, prze-
puszcza bowiem zimno, jest bardzo ciężkie, a belki jego
podczas mrozów pękają ; sosnowe domy są cieplejsze i ściany
mają mniej popękane. Modrzew rośnie w dolinach, wchodzi
na stoki i znajduje się na wierzchołkach gór; dorasta zna-
cznej wysokości, pnie ma średniej grubości, igły na zimę
opadają. Sosna (pinus sykestris) mniej jest obfitą od mo-
drzewia; rośnie podobnie jak i modrzew w wysokich i nizkich
miejscowościach. Sosny dorastają do znacznej wysokości,
lecz pnie mają mniej grube niż u nas; rosochatych, grubych
i poważnych sosen bardzo mało tu widziałem, w borach też
tutejszych prawie niema drzewa zdatnego do budowy okrę-
tów. Brzozy rosną w górach dwa gatunki: biała (betula
alba) i czarna (betula nigra). Brzoza kąpie warkocze w je-
ziorku na dnie doliny, obficie rośnie na pochyłościach, a na
szczytach chwieje się na granitowych skałach, które niby kość
64
pacierzowa wystąpiły na wierzch w głównem paśmie. Po-
spolita w górach jest osina (popnlus tremulns) ; użytki z niej
8% tu jeszcze mniejsze nii u nas. Jałowiec (junipenis sib^
ricus) rośnie w małej ilości na wysokich tylko górach i
urwiskach skalnych obok berberysowych krzaczków; ber-
berys tutejszy jest innego, niż europejski gatunku. Cedr
syberyjski rośnie tylko w Dauryi na wyniosłych grzbietach
w głównem paśmie ; w dolinach i w niższych łańcuchach me-
znajduje się. Na najwyższych górach rośnie krzewina, zmitt
tu słaniec, od słaniania się i pięcia po ziemi, odpowisdi
ona kosodrzewinie karpackiej. Z tego powodu, że i naj-
wyższe szczyty okr3rte są roślinami, wnoszę, iż wysokość ich
dochodzi tylko do 6,000 stóp. Ka prawem zabrzeżu dołisj
gazimurskiej cienie się górzyste pasmo, nie wiele niisK
od poprzedniego: stanowi ono dział wodny między rzekane
Gazimurem i Uriumkanem. Pasmo to ma także kieronei
północno-wschodni, a kończy się nad Argunią między ujścimt
Gazimuru i Uriumkanu, i w niem znajdują się golce, ak
mniej potężne niż golce wyżej wspomniane. Widok góc
w tej porze jest smutny i ponury, — nic oka nie rozwesela •
fantazjri niepobudza. Pochyłości i szczyty śniegiem okryte,
nie błyszczą się pod słońcem jak wierzchołki Tatrów i Alp;
paszcza ciemnieje w dali, a w bliższych widokach drzewa j4
na śniegu wyglądają jak gęste, czarne plamy na całunie.
Dno doliny jest płowe, śnieg ją wprawdzie zasłał, ale nie
zasypał zeszłorocznych trzcin i chwastów, których suche
wiechy bujają nad śniegiem i drogą. Kręcąc się po Ga-
zimurze , raz zawracam ku północy , innym razem na
wschód lub południe, a zawsze mam przed sobą dra^miący
widok.
Droga, choć to po lodzie, psuje się coraz bardziej, bo
zródliska kipiące pod lodem i na dnie rzeki, prą lód w góvf.
łamią go i przez szczeliny wylewają wodę, która zaraz za-
marza i tworzy powierzchnię gładką jak zwierciadło. Mój
bułany w żaden sposób nie chce wejść na takie miejsce,
przemawiam, wołam, używam argumentów bijących, ale nic
nie pomaga: ciągnie mnie na brzeg, wiezie po kępiakack i
chwastach, a ominąwszy takim sposobem gładkie miejsce,
66
wraca na rzekę. Gniewałem się na niego, nazywałam leni-
wym i znarowionym, kiedy on był tylko roztropnym koniem,
bo jad%c dalej obok stolca*) i wykipiska, ujrzałem pięknego
konia, rozkraczonego na lodzie i zranionego. Napróźno dwaj
chłopi usiłowali go podnieść; koń nie mógł zebrać nóg,
z których każda w inn% stronę zwróciła się, i niezawodnie
już biedne zwierzę uszkodzi się i okaleczy na zawsze. Widok
ten przekonał mnie, że bułanemu ufać powinienem, że jest
to koń bardzo mądry i wie co robi. Nazwałem go za to
Radcą i postanowiłem nie narzucać mu swojej woli, a po-
wodować się jego doświadczeniem.
Konie tutejsze mają wiele nieoszacowanych przymiotów.
Są ostrożne i roztropne, bystre, prędkie (wyjąwszy mojego
bołanego) i wytrzymałe. Wzrost mają średni i mały, a po-
wierzchowność nie obiecującą, maść jak wszędzie mają bardzo
rozmaitą, a nazwiska maści, tutaj powszechnie używane, wy-
jąwszy kilku, wszystkie są mongolskie. I tak: Sawrasy,
oznacza konia bułanego z czarną grzywą; Kaury, bułany z ko-
nopiastą grzywą; Igreńko, kasztanowaty z konopiastą grzywą;
Haluny, światło-bułany, prawie masłowaty z czarną grzywą;
Siropiegi, biały z ciemnemi plamami; Czankiry, jest koń
mający białą mordę i białą oprawę uszów; Czały, na białem
tle ma równo rozłożone włosy niby różowawe i innych
maści; Gołuby, jest to maść bis^a z niebieskawym połyskiem
jak n. p. bielizna z modrem; Woronko, nazywają karego
konia. — Mało jest tutaj karych koni , prędko siwieją, ztąd
nieraz można widzieć zupełnie białego konia, którego karym
nazywają; Piegany, jest to nasz deresz, których jest bardzo
wiele odmian; Ryży, kasztanowaty; Gniady, mający podpa-
lany (żółtawy) brzuch i boki; Eoiłtary, jest koń skarogniadej
maści i t. d. Syberyacy w Dauryi jeżdżą najwięcej konno.
Do wozów zaprzęgają jednego konia w hołoble, drugiego zaś
czasem dwóch naręcznych obok hołobli. Prędko nie jeżdżą,
bo oszczędzają konie, ale jeżeli wiozą jakiego czynownika,
*) Stolec, wyrai pobki ludowy; wgóracJi, gdzie aą licsne śródliska, ftim^
tnoną flf stolce lodowe , wysokie Jak góry. Stolec tu nazywa się daki-
pieA.
GiLUU, Opisanie. II. 5
66
który lubi prędko jeździć, puszczają konie w czwal i jak
wiatry pędzą po zimowej na rzece drodze. Popasów nie-
znają; koń idzie cały dzień i przechodzi bez wypoczynkn
pięć lub dziesięć mil. Przybywszy na nocleg, koni zaraz nk
karmią, lecz przywiązują je na trzy lub cztery godziny do
płotu; Dazywa się to «wy8tojka.D Gdy koń zupełnie ocUo-
dnie, rzucają mu cokolwiek siana, potem go poją, karmią
owsem, sianem, nad ranem znowuź poją i wyjeżdżają w dalsą
drogę. Konie tutejsze tak przywykły do wystojki, że jeidi
konia prędko po podróży nakarmią i napoją, choruje. Wy-
Stojka, jeżeli koń jest bardzo zmęczony, trwa przez &k
noc. Nasi rodacy, długo tutaj mieszkający i mający gospo-
darstwa i własne konie, powiadają, że wystojki są rtecEi
bardzo dobrą i że rzeczywiście konie od chorób ochraniaj);
lecz słyszałem także zdanie i to od znawców, że wystojki
są do niczego, korzyści żadnej nie przynoszą, znarowiająi
psują konia, i dla tego to konie Syberyaków mają smatoą
powierzchowność. Nie wiem , która opinia jest prawdziwszą'^
Zimą konie w stajni nie stoją, a chociaż jest podostatkieiB
borów i każdy z nich może użytkować, bo nie są niczjją
własnością, przecież Syberyak, leniwy z natury , ani stajni,
ani chlewów nie budi^e. Konie więc wystawione na mrus i
śnieg, stoją w miejscu ogrodzonem, pod gołem niebem, a s
staranniejszych gospodarzy pod szopą, której ściany z chmsbi
są uplecione. Niedbałość taka i złe pielęgnowanie przynosi
im wiele szkody. Niektórzy rodacy nasi w Dauryi mieszki'
jacy, hodigą konie po europejsku i dla tego mają konie
kształtniej sze i piękniejsze, a również mocne, bystre i wy-
trzymałe jak i konie Syberyaków. Syberyak od Polaków
z ochotą kupuje konia, bo wie, że konie od nich kupione
są lepsze i pewniejsze. Hodowlą koni pilnie się zajmuje
Zygmunt Wałecki i kilku innych kolegów^ którzy nie mało
przyczynili się do udoskonalenia rasy dauryjskich koni.
Inochodzców, to jest konie, które biegną wyrzucając razem
przednią i odpowiednią tylną nogą, a nie na krzyż, jak zwy-
czajnie, bardzo tu cenią; płacą za nich znaczne pieniądze
i używają do wyścigów. Od jesieni, jak tylko rzeki staiu|
przez całą zimę, nieustannie odbywają się wyścigi. Przed
67
każd) wsi^ na lodzie wytknięta jest sosenkami droga, długa
na jedną wiorstę, po której w saniach, szczególniej w święta,
Syberyacy ścigają się. Zwykle dwóch chłopów zmawia się.
Zakładają się o pięć, czasem o dziesięć i trzydzieści rubli;
zwyciężony płaci .nąjsumienniej umówioną sumę. Syberyacy
namiętnie lubią wyścigi, a namiętność tę przejęli od Mon*
gołów, którzy od wieków znają wyścigi i z zamiłowaniem
oddają się tej korzystnej zabawie. Za konia wyścigowego
(bieguniec) płacą wysokie ceny. Gospodarstwo końskie
w Syberyi jest mongolskie. Ztąd też tyle wyrazów, nazwisk
maści, uprzęży przejęto od Mongołów. Cena zwyczajna konia
w Dauryi jest od 15 do 30 r. sr.
Wracam do mojąj podróży i wjeżdżam do wsi kozackiej Ba-
takan, która ożywia pustą okolicę, a cerkiew jej na szarawem
tle gór rozwesela martwy widok. Batakan jest jedną ze znaczniej-
szych wsi nad Gazimurem, a mając szynk (kabak) jest centrum
małej okolicy i zwabia mieszkańców blizkich wsi ; odległy jest
od Tutumy o 4 wiorsty. Zajechałem do popa, który przy her-
bacie uskarżał się na lenistwo w nabożeństwie swoich parafian.
•Dawniej, chociaż nie byli pobożnymi, zachowywali przy-
najmniej formy nabożeństwa i szanowali kapłanów. Od czasu,
mówił pop, jak zostali^ kozakami, przestali chodzić do cerkwi.
Na nabożeństwie w dzień Bożego Narodzenia było tylko
oim osób, a w Batakanie samym takich, którzy powinni
bywać w cerkwi jest przeszło 200. Z tego możesz pan
widzieć, w jakiem poszanowaniu jest religia. Do mnie przy-
dtodzą jak do rÓ¥aiego sobie, bez żadnego uszanowania; od
bywania w cerkwi wymawiają się służbą i gospodarstwem.
Skarżyłem się kilka razy na ich obojętność przed dowódzcą
batalionu Nikitinem, ale, albo mi nieodpo wiedział, albo też
zbył głupią i grubiańską odpowiedzią. Protopop niedawno
cerkwie objeżdżał; sponiewierał go i koni mu nie dał. Ko-
zacy mając zły przykład z góry, demorabząją się coraz więcej
a chociaż ich tam biją i szturchają, w obec duchownych
stali się dumnymi i lekceważącymi. » Smutny stan religii,
ikreślony przez popa, jest rzeczywistym. W wielu już miej-
seowościach brak religijności zwrócił moją uwagę. Taki
itan rzeczy ma swe źródło w usposobienia ludu; ale z dru-
5*
68
giej strony przyznać potrzeba, że złe sprowadzili sami popi
którzy w ogóle 8% ludzie bez oświaty, pijacy, tarudnią się
spekulacyami i mają niewłaściwe dla duchowieństwa pieniężne
i handlowe stosunki z ludnością; przytem sami są w wysokim
stopniu obojętnymi i dają parafianom zgubny przykład indy-
ferentyzmu religijnego. W jednej z sąsiednich cerkwi, pop
dając młodej parze ślub, był tak pijany, ie przed dokoń-
czeniem obrządku upadł i zaczął wyśpiewywać świeckie, nu-
pustne piosenki. * Długi szereg mógłbym przytoczyć podo-
bnych zdarzeń lecz sądzę, fte to, co już powiedziałem, dostaczoe
jest do wyrobienia w sobie pojęcia o stanie religii prawosła-
wnej w Dauryi.
Napiłem się herbaty, koń. odpoczął, pożegnałem więc popi
i pojechałem obachutawszy się w dwa płaszcze i kożudi.
Mróz był wielki i szczypał mnie po policzkach; ręce, w któ-
rych trzymałem lejce, kostniały mi i musiiiem co kilka minut
jedną rękę chować za pazuchę i chuchać na nią dla ogra-
nia. Dwie pary butów, z których jedne z psiem futrem, nie-
dosyć zabezpieczały nogi od zimna, często więc wyskakiwałem
z sani i biegłem obok Radcy, któremu przy mordzie wisisłf
długie, lodowe stalaktyty; sierść na nim od szronu osiwiała, szrot
zaś powoli topniejąc, oblewał konia ąimną wodą. Biegnąe,
nabierał pod kopyta kule śniegowe, które mu dobrze stąpnąć
niepozwalały; co kilka wiorst musiałem się zatrzymywać^
futrem ocierać mu mordę, zmiatać szron z sierści i topor-
kiem z pod kopyt odbijać śniegowe bryły.
O cztery wiorsty w górę od Batakanu, na tymże samym
brzegu, położona jest wieś Ług; od niej aż do Oktagoczr.
odległej o 16 wiorst, niema żadnej osady. Przestrzeń ta
latem zapewne dosyć malownicza, obecnie bez kolorów i
życia, szara i biała, podobać się nie mogła. W dolinie Ga-
zimurskiej pól uprawnych dużo widać, łąki i błonia szeroko
od góry do góry rozciągają się. Nad brzegiem rzeki roaną
gęste krzewy czeremchy i wierzby; tu i owdzie ski^a się
wznosi, lub wysoki stok góry. Brzegi gazimurskie są
lownicze lecz ustępują w piękności brzegom SzyłkL
Wieczorem, spotkałem kilka sani z kobietami i ko
pędzili po lodzie, wyśpiewując wesołe śpiewki. Było to
69
wesele, dążące do domn pana młodego. Mignęli się koło
mnie i znikli na zakręcie zarosłym krzewami. Wieczór krót-
kiego dnia już nastąpił. Słońce cUodnawe rzuciło kilka garści
źótŁych promieni na wierzchołki gór i niewidziane zniknęło.
W Oktagnczy nocować nie życzyłem sobie, spieszyłem więc
dalej. W nieznanej okolicy i nieznanemu, bez należytego za-
infonnowania się o drodze, o wsi i o gospodarza, do któregoby
można zajechać, niebezpiecznie jest nocą podróżować, a ja
wła4nie zapomniałem zebrać potrzebne informacye i wkrótce
marznąc, żałowałem, żem się puścił w podróż o tej porze.
Pokazała się jedna gwiazdeczka na niebie i mróz się wzmógł.
Niewiedziałem, jak daleko jest do następnej wsi i byłem
niespokojny; na szczęście spotkałem kilka sani naprzeciw
mnie jadących i zapytałem o drogę do najbliższej wsi.
Ledwo przemówiłem, wyskoczył z sani chudy mężczyzna
w baraniej czapce i w płaszczu podbitym baranami i zro-
bionym na sposób mongolski, przywitał mnie, przypomniał,
że już raz widzieliśmy się z sobą i radził mi, ażebym dwie
wsie jeszcze ominął a w trzeciej zajechał do gospodarza,
którego dom mi wskazał. Podziękowałem panu Łuckiemu i
pospieszyłem na nocleg. Pan Łucki jest Moskalem, za-
pewne polskiego pochodzenia. Służył w wojsku i należał do
wielkiego sprzysiężenia Dekabrystów; mis^ też udział w re-
wolucyi 1825. roku w Petersburgu, która się nieudała, za
co uwięziony został i wysłany do kopalni. Po wyjściu na
osiedlenie utrzymuje się z tak zwanej służby kabacznej,
to jest, ałużby u monopolistów gorzałki. Ożenił się tutaj i
ma kilkoro dzieci. Swoi, z powoda ubóstwa, mało z nim
mają stosunków, dla^tego pan Łucki najwięcej z polskimi
wygnańcami przestaje.
Na niebo wysunęło się już tysiące gwiazd i na modrem
sklepienia migają różowawem, niebieskawem , białawem lub
źołtawem światłem. Mróz coraz bardziej czuć się dawał, nie
mogłem lejc w ręku utrzymać, czoło mi przemarzło, a zimno
i pod kożuch wciskać się zaczęło. Lejce zaczepiłem- o sanie
i powierzając się z zupełną ufnością roztropności konia,
czapkę nacisnąłem na brwi, ręce schowałem za pazuchę i
■knliwszy się, nos zadarłem w górę, ażeby przyjrzeć się
70
gwiazdom, które też same i takiei same będą dsiBiąj świecić
i mrugać nad Polską. Prześliczna jutrzenka (wenus) migali
jak zarumienione w natchnieniu oko, zbliia się ku horyson-
towi i wkrótce schowa się, aieby za chwilę nad inneou
krajami zaświecić. Prawie nad głowami Uyszczą się świetne
gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy, u nas zwane Wozem, bo u
nim, jak mówi gmin i poeta, jechał Lucyper gdy Boga ^•
zywał. Z boku Wozu skrzą się gwiazdy Eassiopei, które
mając figurę krzesła, błyszczą niby krzesło anielskie prze-
pychem blasku i światła. I Orion wynurzył się z otchłani
za nim wkrótce pokazała się wielka gwiazda Syriasz. Światło
jej błękitno -czerwone miga niby światło za czerwoną lampi
na ołtarzu Matki Boskiej Częstochowskiej. Orion u nas
zowie się Kosarze, a tutaj Kiczigi. W nocy jest on Begarem
tutejszych mieszkańców: wiedzą, o której godzinie wschoda,
gdzie się znajduje o północy, o której zachodzi i według
tego mówią « kiczigi wysoko, jest już późno » i t. p.; latem
Orion wschodzi bardzo wcześnie i wcześnie zachodzi, miea-
kańcy tez wówczas godziny nocy inaczej odgadują. Jeieli
kto pożycza złemu dłużnikowi i dał na przepadłe, gmin ts-
tejszy mówi : <cDał na kiczigin, to jest, że' dług swój na gwias-
dach zahipotekował. Sitko (plejady), «przez które Bóg prze-
siewał ziarna dla Adama» (z Tadeusza), błyszczy się drobniutkie
jak perełki w królewskiej koronie, a droga mleczna jak biała
wstęga na granatowym płaszczu. Saturn świeci iółtawen
światłem jakby z woskowej świecy, wjnruszył już z rogóir
Byka i jest w połowie drogi do Bliźniąt. Bliźnięta tei dzi-
siaj bardzo są świetne ; przypomniały mi one wiersze Mickie-
wicza z Tadeusza:
a Jui naprteciw łuiciycft, gwiasda jMloa, druga
Błysnęła, Jui ich tysiąc, Jui ich milion mruga,
Ka£tor t bratem Poluksem Jaśnieli na csele ,
Zwani niegdyś u Słowian ŁeU i Polele.
Terai ich w todyalcn gminnym snów pnechrzczono ,
Jeden zowie się Litw% a drugi Koroną In
Poeta zwrócił me myśli ku ojczyźnie. Patrząc w to wy-
iskrzone niebo, myślą, jak gwiazda z góry, zaglądałem do
Polski, z której mnie przemoc wrogów wygnała, i do ktÓKJ
71
jak z dalekiej gmazdy^ dojść tylko może blady promień mojej
mfiości !
Tangnzi, Oroezoni, wałęsając się po puszczy, północ, po.
ładnie, wschód i zachód nie po gwiazdach poznają, ale po
mchu, kora bowiem drzewa z południowej strony zwykle
jest obnażona, bez mchu, z północnej zaś strony rośnie na
niej mech, który, jak ciepła kołdra, chroni je od mrozów i
wichrów biegunowych.
W pozłocie księżycowej pokazały się czarne, zapruszone
śniegiem domy Jołginy, która znajduje się na lewym brzegu
rzeki, o cztery wiorsty odległa od Oktaguczy; dwie znów
wiorsty od Jołginy jest wieś Bura, a o cztery wiorsty od
Bury, wieś Burakan, w której mam nocować. Wszystkie te
wsie zamieszkałe są przez pieszych kozaków. We wsiach ani
jedno światełko nie błyszczało, wszyscy spali; psy czując
wilka w polu ujadają zajadle, a śnieg na górach okolicznych
żółci się od księżyca, jakby pędzlem umaczanym w żółtej
farbie został powleczonym.
Późno przyjechałem do Burakanu, a bijąc psów, które
w około sani gromadą mnie odprowadzały i biegnąc przed
koniem, szczekały na niego, ledwo wynalazłem dom kozaka
Rinmkina, do którego radził mi pan Łucki na noc zajechać.
Sam gospodarz konia wyprzągł, a po wystojce obiecał go
nakarmić i napoić. Dopiero nazajutrz rano poznałem lepiej
dwóch gospodarzy domu i ich rodzinę. Byli oni bracia,
ojciec ich umarł przed miesiącem; majątkiem który odzie-
dziczyli nie myślą rozdzielać się, lecz zamierzają wspólnie
w nim gospodarować. Obydwaj jeszcze młodzi ludzie: starszy
trudni się handlem, młodszy jest podoficerem kozackim i
starostą w stanicy, jako ludzie zamożni i osiadli są powsze-
chnie szanowani. Starszy, gadatliwy człowiek, opowiadał mil,
jakim sposobem doszedł do -własnego funduszu w owym
czasie, kiedy jeszcze niemiał własności. «Miałem 16 lat, gdy
ojciec dał mi 10 rubli na rozpoczęcie handlu. Otrzymawszy
pieniądze, pojechałem natychmiast do miasta i kupiłem za
nie kilka chustek i kilkanaście arszynów perkaliku, a wró-
ciwszy do wsi, sprzedałem je za podwójną cenę. Znaczny
zarobek zachęcił mnie do dalszych operacyj handlowych; za
72
drugim razem mogłem już za 20 rs. kupić towarów, w prze-
ciągu kilku miesięcy kapitał mój potroił się, a w cztery Uk
miałem już 150 rs. własnego funduszu. Odtąd zyaki zacięłj
być większe, gdył i obroty robiłem znaczniejsze, a kapitał
swój liczę już na tysiące rubli. Gdy nas przerobili na ko-
zaków, otrzymałem pozwolenie handlowania w ca2ym bsts-
lionie, z czego nie małe obieci:gę sobie korzyści. Brat mćj
został starostą, a najmłodszy pisarzem batalionowym ; ostotni
niedawno ożenił się, a wesele musiałeś pan wczoraj spotbe
na drodze. Dzisiaj jadą do Tajny, gdzie mieszkają rodziee
jego żony i po drodze wstąpią do nas.» Prędkie zbogacenie
się z handlu, nigdzie nie zdarza się tak często jak w SybeiTi:
krótkie opowiadanie Riumkina jest historyą prawie każdego
tutejszego kupca. Handel prędzej poleruje c^o wieka m
rolnictwo, Riumkin też korzystnie wyróżniał się pomiędzy
kozakami, miał dosyć wiadomości, posiadło wiele zręcznoid,
przebiegłości , z przez takt i giętkość swoją , poz3^abI
względy tyranizującego wszystkich w batalionie kozaków do-
wódzcy.
Dwie jego siostry częstowały mnie i braci herbatą i buł-
kami. Były to, jak i brat, rozmowne dziewczęta. Gwarzenie
ich nieustawało; najwięcej mówiły o swoich towarzyszkach
o sukniach, chustkach, perkaliczkach , o wieczorynkach i za-
bawach, jakie przygotowały w czasie trwającej właśnie ma-
ślenicy. Maslenica jest to ostatni tydzień kamawała,
nasze zapusty. W tym tygodniu Moskale mięsa już nie jedzą,
lecz za to mnóstwo zjadają smarzonych w maśle: blinów,
kołaczów, gałuszek, pilmcnów (tutejsze kołduny), pierożków
i przeróżnych placuszków. Zabawa jest powszechna. Siostry
Riumkina i mnie uraczyły blinami i pierogami, a przy csetto-
waniu i zachęcaniu do jedzenia, wdzięcznie się uśmiechały.
Nie były jednak piękne, owszem odznaczały się brzydotą.
Policzki rumiane i pucułowate, oczki małe bez wyrazu, war-
kocze krótkie, nogi tęgie i mocne jak pnie, a kibić obszerna
i gruba. Ubiór niepodnosił ich wdzięku; miały na sobie
z różowego perkalu koszule i sarafany z modrej chińskiej
daby. Za gościnę pieniędzy wziąźć niechciały, wypadało
więc dać im jaki podarunek; lecz nie mająo nic do daro-
73
wania, obiecałem w powrocie przywieźć im słynnego w DaoiTi
mydła z fabryki Piotra Wysockiego. Gdy się powietrze co-
kolwiek ociepliło, wyjechałem około 10 godziny z Burakanu.
Widoki okolicy podobne do wczorajszych: góry, śnieg,
drzewa czarne, niebo jasne, słońce matowe i mróz, który aź
do serca przechodzi i tam mrozi uczucia a obcina skrzydła
fantazyi.
Na lodzie, prócz jazów stawianych w poprzek rzeki, nie-
napotyka podróżny żadnych przeszkód, lecz im dalej w górę
Gazimuru, tem częstsze s% stolce na rzece i wylewiska za-
marzłe, gładkie a niebezpieczne; obok takich miejsc droga
wychodzi na ł%ki, śniegiem zaledwo na dwa cale zapruszone.
Sanny tu niema i sanie wlec się musz% po trawie, głęboko
wrzynając się w ziemię. Kępiska natrafiane na drogach
łąkowych ogromnie męczą konia, a podróżnemu grożą zła-
maniem karku. Z radością zawsze zjeżdżałem z łąki na
rzekę, a poważny Radca z radości zwykle całą wiorstę biegł
khisem.
DoUna Gazimuru jest dosyć zaludnioną, wsie w niej są
częste; o cztery wiorstę od Burakanu znajduje się wieś Eukuja,
a od Knkui do Sołkokonu jest wiorst osiem. Tutaj doUna
rozszerza się, błonia są większe a góry niższe od kułtumiń-
ikich. W Dauryi tylko w dolinach rzek mieszkają ludzie, i
to w dolinach główniejszych rzek: doliny poboczne są puste,
głuche, bez mieszkania i życia. W górach zaś jeszcze puściej.
Człowiek tam rzadko pokazuje się; czasem tylko myśliwy
skrada się i goni sarnę, podłazi ostrożnie pod norę nie-
dźwiedzia, dech wstrzymi^e, gwintówką mierzy, strzela i
puszcza haczy i roznosi jęk zwierza, z którego, roznieciwszy
ogień, myśliwy ściąga skórę, a spóźniwszy się do domu śpi
na śniegu, przybliżywszy się do gorejącego pnia. Myśliwy
jako pan i wróg zwierząt doświadcza wielu przygód i opo-
wiada je potem rodzinie i przyjaciołom ; ale zimą i myśliwy
rzadko odwiedza puszczę. Skarby złota i srebra, które kryją
się w górach, zachęcają do poszukiwań i dalekich wycieczek.
Syberyak też latem błądzi w ciemnych i zapadłych wąwo-
zach, bacznie zwraca uwagę na wszystko, wszystko zimno
opatrzy, wszędzie szuka pożytku materyalnego, od ziemi
74
złota, od puszczy zwierząt oczekuje, o poezyi nie myśli, dk
tego też bogate te góry milczą, żadna legenda nie pny-
czepiła się do skały, a podanie do góry, podróżny sam je
musi ożywiać 1
Zimą wiatrów, jak to mówiłem, nigdy prawie nieiBi
w Dauryi. Powietrze zwolna płynie od bieguna północnego
na południe i sprawia mały, ledwo znaczny ruch w anw-
sferze i to w dolinach mających kierunek z północy kn po-
łudniowi. Dziwne jest wrażenie takiej ciszy powietmg:
drzewa stoją jak skostniałe, głuchota panuje na wysokośdiek
i w dolinach, nic nie szeleści, nic nie wionie, zwierzę tyft«
przebiega, myśliwy się pokazuje, zbieg się przesuwa i innfifo
ruchu niema w tych głębokich borach. Pod ślicznie wy-
gwieźdź onem niebem puszcza drzemie zasypana sniegfieB,
mróz trzydziestopięciostopniowy tłumi i ścina oddech gra-
jących się ludzi, a zwierzę głodne niespokojnie żeruje: tib
jest strona poetyczna puszcz syberyjskich. Góry na północy
Dauryi, rozciągające się u źródeł Nerczy i Czarnej, znaffli
ożywiają się koczowiskiem Tunguza lub Oroczona, który bu-
duje szałasy, pielęgnuje reny, latem przechodzi ogromse
przestrzenie , a na miejscu , które opuścił, zostawił kilka tf'
czek utkwionych w ziemi, popielisko i śmieci; lecz nnn
Tunguz nie rusza się, siedzi w namiocie wojłokowym, kt«y
ustawił w głębokim wąwozie, zwykle cieplejszym od ró-
wniny.
Z wycieczki w góry wracamy do drogi na GrazimniK.
Wioski leżące na brzegu, a widziane od rzeki, mają pcnór
malowniczy. U przerębli piją wodę krowy i konie, cokol-
wiek dalej, także na lodzie, stoją sterty zbożowe, płotw
opasane. Skoro rzeka zamarznie, Syberyacy zwożą zboża nt
rzekę, tu je w sterty układają i rozpoczynają młódcę. Lód
zastępuje im klepiska, na wymiecionej jego tablicy młócą
zboże; pył klepiska nie brudzi ziarna i dla tego utrzymuje
że lód jest najlepszem klepiskiem. Stodół nie znają. 0«
sterty na lodzie pod względem malarskim, charaktenrznj)
zimowe widoki tutejszych osad.
Podróżnych dzisiaj nie napotykałem na drodze, widziato
tylko kilka wozów z sianem i kilku kozaków wracających le
75
słażby. Od stanicy Uszmtiny, odległej od Sołkokonu 8 wiorst,
a na prawym brzegu rzeki położonej, droga opuszcza koryto
rzeki i ciągnie się po piasku i chwastach na błonia. Mój
Radca, chociaż droga jest trudniejszą, nie zwolnił przecież
kroka i biegnie jak zawsze powolnego truchta. W okolicy
wsi Makarowej dolina skręca się, urozmaica i znowuż roz-
szerza. Przejechawszy przez dosyć wysoką górę, jechałem
odtąd pod samem zabrzeżem rzeki, którego góry, jakby
przecięte, okazały w odłamie skalne swoje wnętrzności. Pod
niemi ciągną się rzędem mi^e, zamarzłe jedorka, na któ-
rych latem znajdują się stada i całe gromady kaczek. Wiatr
mroźny wiał lekko w oczy i niedozwolił mi patrzeć na
okolice i błękit nieba, po którem sunie rzęd bii^ych obło-
ków. Zdają się one opierać na wysokich górach, będących
na widnokręgu, które osłonięte siną mgłą, tworzą z niemi
jedną całość; bliższe góry,- oblane światłem, zasypane śnie-
giem, kształty swoje W3n:aźniej okazują. Nad doliną prze-
biega cień obłoków, mknie się przez białe pochyłości i ginie
między nieprzerachowaną pomadą wierzchołków.
Badca mój, rzecz niezwyczajna, zmienił krok i bieży do-
brego kłusa, wesoło spogląda przed siebie jakby poznawał
rodzinne strony, a o trawie, która szeleści sucha pod jego
nogami , już nie myśli. Jadąc kłusem , prędko dognałem na
ważkiej drożynie pod skałami, sanie wypakowane garnkami
i zbożem, zaprzężone w jednego konia. Za saniami szedł
młody człowiek ubogo ubrany. Po krakowskiej czapce po-
znałem, że jest Polakiem, i powitałem go ojczystem: « Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus.)) «Na wieki, wieków
Amen,» odpowiedział mi zdun i odtąd już znaliśmy się dobrze.
Był to Antoni Jankowski, rodem z Wilna, należał do związku
braci Dalewskich i w 1849. roku propagując rzemieślników
wileńskich, pomiędzy którymi rozszerzał poemacik W. Pola
o Kilińskim szewcu, a następnie przygotowując ich do po-
wstania, które w Wilnie było naznaczone na Wielki Czwartek
1849. roku, przez nieostrożność tychże rzemieślników został
uwięzionym i stał się powodem do wykrycia, a później
upadku związku. Po uwięzieniu posłali mu koledzy truciznę
do więzienia; wypił ją, lecz uratowany przez Moskali, mocno
76
Ba zdrowia osłabiony, nie miał przy badania potnebnej iil)r
do akrycia współzwi%zkowycfa. Zeznania jego, gwałtem i;-
muBzone, które bez złej woli, osłabionym będąc na dadni
ciele porobił, pociągnęły wiele młodzieży do więzienia. Bi-
zem z nimi Jankowski oddany został pod sąd wojenny i ib-
zany do kopalni. Przypędzony do Akatui, ciężkie życie ft^
wadził w biedzie i nędzy przez lat kilka; od jednego z 17-
gnańców nauczył się robić garnków i dzisiaj z nich sbir-
mige się. Z Akatui, gdzie mieszka, rozwozi je po wiia^i
mienia na zboże, konopie i len, które spienięża; moiofatf
pracując, niezapomina o kształcenia serca i amysła, a ko-
ledzy dawno już zapomnieli o słabości jego i darowali oh
winę, która ich wszystkich tu sprowadziła. Po krótkiej Ta-
rnowie, rozstałem się z Jankowskim, powiedziawszy soltf
Mdo widzenia w Gazimurzo) i dojechałem wkrótce do sUnky
Jgdoczy, szesnaście wiorst odległej od Uszmuny, położosij
na lewym, wyższym brzegu Gazimuru. Naprzeciwko niej b
rzeką o dwie wiorsty stoi na nizkiem błoniu Zawód Ga-
zimurski. Do Zawodu prędko przybiegłem, bo Radca
zDowuż przyspieszył kroku.
W Gazimurze niewiedziałem do kogo zajechać, aoiti>
wiłem więc wybór Radcy, zdając się zupełnie na jego ia-
stynkt. Radca czując, że jest panem swojej woli, przebij
jedną i drogą ulicę i na końcu osady wjechał w otMte
wrota obszernego domu, w którym, podziwiając znowa jefs
roztropność, za8td:em rodaków. Właścicielami tego doan
byli bracia Dale wscy, Franciszek i Aleksander, któiff
pierwiastkowe posłani byli do kopalni w Akatui i tam rąbałi
drzewo, w miłości i biedzie żywot pędzili. Następnie pn^-
szedłszy do grosza, osiedli w Gazimurze, kupili ta dom i
utrzymują się z handlu łokciowego, zbożowego, z robi^ia
świec, i t. p. W ich domu mieszka kilka kolegów, wesoło
mi więc dwa dni z nimi przeszły, tym więcej, że gościnność
i koleżeństwo gospodarzy ujmowały im serca * wsayatkiek
Franciszek Dalewski ma lat trzydzieści kilka, średniego
wzrostu, nosi długie ciemno -blond włosy i bródkę radawą.
Twarz szeroka, okrągła, oczy i ruchy bystre, wymowa nie-
wyraźna, ale pełna zapału. Rósł on, jak i wiela młodych
77
w Litwie, bez świadomości narodowych obowiązków; prze-
czytanie Przedświtu odkryło przed nim pole pojęć naro-
dowych i pchnęło do czynu. Było to w 1846. roku. Jan
Reer został w arsenale obity kijami, inni patryoci : Józef Bo-
guriawski, Hofmejster Apolinary, Anicety Renier, wożeni
po Wilnie na wozie delinkwentów, a następnie na szafocie
odbierano im szlachectwo i wyrok czytano. Ten widok na-
tchnął młody, zapalny umydt Franciszka i jego brata Ale-
ksandra i na drugi dzień założyli już w szkołach związek
między młodzieżą, który rósł i potężniał z każdym dniem.
Młodzież utrzymywała w sobie narodowość polską, wbrew
moskiewskim rozkazom. W każdej klasie było po kilku
młodzieńców, którzy rozdawali współkolegom książki polskie,
pilnowali rozmowy polskiej, rozszerzali wiadomości zakazane
o rewolucyi 1831. roku i z historyi Polski i Litwy. Zdolniej-
szych kosztem związkowych wysyłano na uniwersyteta mo-
skiewskie. Skutecznie działając przeciw wynarodowieniu,
związek ten egzystował bez żadnych stosunków z Warszawą
i emigracyą. Rok 1848, a następnie powstanie w Węgrzech
obudziły w związkowych wielkie nadzieje i spowodowały, że
związek zamienił się na konspiracyę przygotowującą powsta-
nie. Gdy Moskale wyruszyli do Węgier, a Dalewski Fran-
ciszek na powstanie jeszcze nie decydował się, przyszło do
niego trzech związkowych, pomiędzy nimi A. Jankowski,
i grożąc Dalewskiemn pistoletem, wymogli decyzyę, nazna-
czającą powstanie na Wielki czwartek. Odtąd robota kon-
spiracyjna prowadzona pospiesznie, objęła rzemieślników i
mieszczan po miastach, którzy mieli wystąpić z inicyatywą.
Szlachty nie wiele było w związku. Jakim sposobem związek
odkryty został, już mówiłem. Franciszek i Aleksander Da-
lewscy i przeszło 200 młodzieży aresztowano. Litwa padła
znowuż bezsilna na lat kilka. W komisyi śledzczej zacho-
wanie się Franciszka Dalewskiego było pełne godności,
jeszcze piękniejsze jego brata Aleksandra. Nic nie zdradzili,
nikogo nieskompromitowali , a reperować musieli wiele ze-
znań przez innych na niekorzyść uwięzionej braci porobio-
nych. Komisya śledzcza drwiąc z Franciszka i zmuszając do
wykrywania tajemnic, mawiała do niego : nChcesz być drugim
78
Konarskim, a niewiesz, że i on gadał ?» Nic nie pomogło,
i z wszystkich związkowych najlepiej tłumaczyli się obydnj
Dalewscy, bo nikogo niewydali: obydwaj podani sostah do
kopalni w Akatui, pozostawiwszy liczną rodzinę, którą utnf-
mywali.*) Tutaj w czasie wojny wschodniej 1854. i Ifóś.
roku Aleksander Dalewski **) , który miał więcej jesaae
hartu i energii od brata swojego i więcej był umysłowo jsk
i politycznie wyrobionym, a miał obyczaje bez zmazy, gdji
w 33. roku życia był jak dziewica niewinnym, otóż Ale-
ksander powziął myśl ucieczki wygnańców z nerczyńdock
okolic W szynielach żołnierzy moskiewsłdch, na łódce, midi
zamiar spalić magazyny i wszystkie rekwizyta wojskowe Mo-
skali, dzisiaj ących przeciw Francuzom i Anglikom na łne-
gach Wschodniego oceanu, i na łódce puścić się w podńi
Amurem, a następnie morzem do okrętów angielskich. Staiś
wygnańcy byli przeci¥aii temu awanturniczemu projektowi i
starali si§ od niego młodszych odprowadzić, lecz narożno;
przygotowania trwały dalej, zakupiono łódkę, zrobiono sieć,
starano się o płaszcze żołnierskie i broń, gdy tymczasem na-
deszła wiadomość o zawarciu traktatu paryzldegro i pisa
ucieczki Aleksandra Dalewskiego i współdziałania wygnańców
z Anglikami zaniechany być musiał.
Prócz Dalewskich mieszkają w Gazimurze: Paweł Wej-
sztord, za udział w związku Dalewskich. Gdy matka
odwiedzała go w więzieniu, rzekła do niego w ol)ec komisji
sledzczej: <(Synul przeklnę cię, jeżeli w>'dasz kogo. Nie
*) Piękna to i liczna była rodzina: matka wdowa, kilka córek i hn\
małoletni. Siostra Franciszka, Apolonia, wyszła za mąi w 1S62. rokn za
sławnego Zygmunta Sierakowskiego « niegdyś wygnańca, a w 1863. rolta pai-
kownika polskiego i naczelnika sil zbrojnych województwa kowieA^kirgo.
Raniony i wzięty do niewoli przez Moskali, powieszony był Jenialny Zy>
gmnnt w czerwcu 1863. roku w Wilnie przez Murawiewa WienaŁida, a ioaa
Jego Apolonia i siostra Jej Telcla Dalewska wywiezione na wygnanie do Mo-
skwy. (Przypisek autora późniejszy).
**) Aleksander Dalewski uwolniony z Syberyi w 1859. roku, powróci! ń"*
Wilna I utrzymywał sif tu i obowiązków przy kolei ieiasnej wileńsko - w^
szawskiej. Znakomity ten człowiek umarł przedwcześnie z powszechnym
żalem w pierwszycli miesiącach 1863. roku i pogrzebiouy przez calf ludsoee
patryotyczn^ Wilna na cmentanu w Rosie. Najmłodszy brat Jego Tytas
rozstrzelany 1. stycznia 1864. rokn w Wilnie pracz Murawiewa Wiesaattela.
79
zieaz synem moim.)> Wejsztord jest z Nowogródka. Ju-
szkiewicz Kazimierz, z Augustowskiego, za zamiar odbicia
rekrutów polskich i udania si§ z nimi do Francuzów, wal-
czących w Krymie 1855. roku; Adam Zarzycki, z Sando-
mierskiego, za udział w związku ks. Ściegennego, przysłany
do kopalni w 1S45. roku; Adam trudni się handlem; Józef
Zubrzycki, z Białegostoku, za powstanie w 1831. roku. Za
toż samo powstanie przysłano tutaj włościan w Gazimurze
dzisiaj mieszkających: Benedykta Chodkiewicza, z pod
Wilna, Antoniego Szkaderk§, z mińskiego województwa ;
JanaAnańskiego, włościanina z Grodzieńskiego ; J a n a B o -
rodzicza, leśniczego z Białowieży; Marcina Labanow-
skiego, Antoniego Łabanowskiego, ze Żmudzi, oby-
dwóch włościan ; Józefa Stankiewicza, także włościanina;
Jana Marcinkiewicza, włościanina ze sprawy Wołłowicza,
który także tutaj mieszka; z tej sprawy jest i Anański.
Z nazwisk Polaków, wygnanych do Dauryi zeszłego wieku,
dowiedziałem się tu o następnych: o Judyckim, Tarnow-
skim i Kazanowskim, za konfederacyę barską tu przy-
danych, i o Zielińskim, Brzozowskim i Domaszew-
skim za powstanie Kościuszki. Ostatni trzej pożenili się tu
z Moskiewkami i zostawili moskiewskie potomstwo dotąd tu
kwitnące. Brzozowskiego potomkowie zowią się Biere-
zowscy. Trzech wyżej wymienionych uwolnił car Ale-
ksander I. i pozwolił im wrócić do Polski ; lecz Domaszewski
zmarł przed pozwoleniem powrotu, a Zieliński prosił, żeby
mu rząd pozwolił zabrać z sobą do Polski żonę i dzieci.
Pozwolili mu zabrać żonę i jednego syna, reszta dzieci miała
tu pozostać. Pozwolenie to nadeszło wówczas, gdy Zieliński
leżał juź na śmiertelnej pościeli.
Pomiędzy konfederatami do Dauryi zesłanymi, był jeszcze
jakiś Chiłkowski; ożenił się z Syberyaczką, a potomkowie
jego dotąd żyją. Wnuk konfederata, pułkownik Chiłkowski,
greckiego wyznania, jest dzisiaj dowódzcą brygady konnych
kozaków i mieszka w Curuchajcie nad Argunią. Posiada
on liczny bardzo i piękny tabun koni, a prócz pamięci, że
dziad jego był Polakiem, i prócz nazwiska nic w nim niema
polskiego.
80
Gazimurski Zawód jest osadą górniczą jedną ze znaczniej-
azych w Dauryi ; posiada kilka ulic, zabudowanych chałopiiiii,
budynek drewniany huty srebrnej, zamkniętej prsed cstereou
laty, lazaret i inne skarbowe budynki, które wszystkie pmd
kilku laty opuszczone, już się rozwalają. W okolicy aiajdige nc
kilka kopalni*) ołowiano-srebmych, z których największa jeA
w Tajnie. W niej przed kilkunastu laty zginęło tra^coTB
sposobem dwóch Polaków. W jednej z szacht tej kopslni
pracowało trzech robotników: Wrzos, Stefan Rozańiki
i jakiś Moskal. Rozłożony na dnie ogień, napełnS azachtę
zabójczemi gazami. Dym powoli się z niej wydobywił i
dusił trzech robotników, którzy oskardami odwalali n^
ołowiano-srebmą z siarką połączoną. Nie mogąc już dłoiej
wytrzymać w zatrutej gazami atmosferze, po drabinie w^sfi
z szachty na świeże powietrze. Różański widząc, iż id
kolega Moskal został w szachcie i długo nie pokaziąje sie.
krzyczał na niego z góry, ażeby się spieszył, bo jeżeli dłaśQ
*) w dysUneyi gaslmunki^ s% nutępnjąee kopftIni« olowiano- ji t Hum '.
1) Radnik w Tajnie; odkryty io»Uł w 1773. roku. W nim od rokn 189 4*
1853 wydobyto rudy 434,404 pudów; w ią| rudtie srebra uwierało się 79 pę-
dów, 24 funtów, 42 Vi sołotników, ołowiu 39,406 pudów, 35 funtów; rudy ą
ubogie: w 1849. roku w pndsie rudy było erebra 65*/* lołoCiiików, a ii^Kt
funta ołowiu. Od csaau tai ietnieuła tej kopalni, wydobyto s mt^ raiy
1,619.078 pudów. 2) Ildykański, odnowiony ae etarych srobów 1759. ręka;
w nim ai do naacycli esaaów wydobyto rady 658,818 pudów, w epoc« tae e4
1830 do 1853. roku wydobyto rudy 48,990, w t^ radaie było arebra 10 padra.
39 funtów 131/4 Bołotników, a ołowiu 4,642 pudów, 14V4 funtów; aa pod r^l
wypada erebra |«V4 aołotników, ołowiu 3,t5V8 'nntów. 3) Priiek da Świftya
Myeie; w pudiie rady atąd dobytej bywa srebra 87Vi sołotników i 2 tmiśt/
ołowiu. 4) KnlindlAeki priiak, w pndaie rady mYi <ołotoikóv arebra, 4«»%
funtów ołowiu. 5) Krestowskt priisk raUy bywa arebra mV« aołotaiko*,
ołowiu 3„,>/s funtów. 6) SsiweIńskI priisk; w pndsie rady 17'/^ solotaik^w
srebra, 2„|*/« fantów ołowiu. 7) BałaehtŁ6ski ; w pudsie rady iy« aoleudfeiw
srebra 8 funtów ołowiu (w 1864. roku). We wsayetklch tydi ko|MlaJack ad
1830. do 1853. r. wydobyto rudy 526,055 pudów, a a nł^ otrsymaao n«bn 1«
pudów, 85 ftantów, lOy. aołotników, ołowiu 47,888 pudów, S6*/« futim,
Próes wymienionych, s% Jeasese nastfpiąjfoe kopalnie : 8) Ildy kajaki pólaeeM-
aaehodni rudnik. 9) Priisk mifdcy Uriumkanem i Średnif Tąjnf. 10) BUb-
nikowski prUsk. 11) l^riisk n«d Średnif Tą)n^ 12) Panfiłowaki prink.
18) Potapowski. 14) Caupriakowski. 15) Iwanowska asaehta. 16) K o łsn ^ -
kiAski priisk. 17) PrUsk około Tą|niAsklego radnika. 18) KrwtafMika.
19) Dubrowiński. 20) W Średniej Kutindaie. 21) Pariłowaki. 92) Krategonki
dragi. Rudy Jak to elf s wyśej podanych cyfr pokaaąje, sf nbołase v gaaimanktfj
Jak w innych dystancyach nercaynskiego góniiotwa. (Priisk anaeay J
81 '
tam potoatanie, niezawodnie zgrinie. Nie riysząc żadnej
odpowiedzi, zszedł po drabinie, chcąc ma dać pomoc i wy-
dobyć go na wierzch. Ledwo Różański zszedł na dno
esachty, padł bez sił, zapełnię odarzony. Wrzos w niepo-
koją i obawie oczekiwał Różańskiego, a niewidząc go długo,
apościł ńę do kopalni i zastał obydwóch swoich kolegów
faes zmysłów leżących na dnie; pochwycił więc czemprędzej
Romańskiego i niosąc go, wychodził po drabinie. Czując
działanie zabójczych gazów i zwiększające się odurzenie, wy-
dobywał resztę sił, lecz w połowie drabiny siły go opuściły,
X>ttdl i głowę roztrzaskał sobie o skałę. W kilka dni potem
znaleźli na dnie szachty trzech trupów: Wrzos z zakrwawioną
i rozbitą głową, trzymał prawą ręką Różańskiego. Wydobyto
ich i pochowano w jednym grobie. Różański Stefan był
włościaninem; za udział w powstaniu 1831. roku posłali go
do nerczyńskich kopalni. Sprawa Wrzosa jest następująca.
W roku 1831, gdy już wojna miała się ku końcowi, Wrzos
i brat jego orali pole pod zimowe zasiewy. Z drogi zbo*
czył ka nim moskiewski żołnierz, idący w małym oddziale
wojska, a wykonywając rozkaz oficera, chciał im konia,
którym orali, odebrać. Bracia niedali konia; żołnierz, ażeby
ich zmusić do uległości, groził im odpowiedzialnością za
opóźnienie depeszy czy też rozkazu od jakiegoś jenerała
który oficer niósł z sobą. Groźba nie skutkowała. Wrzosy
konia wziąść sobie niepozwolili. Wówczas żołdak pchnął
jednego z nich bagnetem i mocno ranił; drugi widząc krew
brata, rzaoił się na żołdaka, karabin wyrwał mu z ręki i
zabfl: go własnym jegoż bagnetem. Ka tę scenę nadbiegli,
żołnierze z oddziału na drodze, poUuli bagnetami Wrzosów,
powiązali i zabrali ze sobą. Sprawy ich nie powierzyli Mo-
skale sądom miejscowym, z obawy, ażeby prawa obo wią-
zujące w królestwie Polskiem i mniejsza zależność sądów od
rządu nie uwolniła braci Wrzosów, lub też łagodnie ich nie
ukarała. Obydwóch więc zawieźli na Wołyń do Włodzimierza
i oddali ich pod sąd tamtejszy, który otrzymał rozkaz, jak
mają być ukarani Starszy brat raniony na początku zajścia
z żołnierzem, umarł w więzieniu włodzimierskiem ; młodszego
zaś, stosując do niego moskiewskie prawo w królestwie
OiŁŁBB, OpiMnift. IL 6
82
Folskicm nie obowiązujące, na szafocie knutem obili i napi^tiK^
wali, wyciskając okropne litery K. A. T. na twarzy i wrtnckr
p osłab na całe życie do kopalni nerczyńskich. Wrzoaowtt
pochodzib ze wsi Jakubowice Murowane w Lubelskiem woja>
wództwie. Wrzos był człowiekiemr bardzo poczciwym i Is-
bianym. Ukarany niesprawiedliwie, stał się jak i wsijm}
inni wygnańcy, ofiarą gwałtu i nienawiści Moskali do Po-
laków. Człowiek prosty, zacnego serca, zgin^ chlahue
poświęcając się raz dla brata, drugi raz dla kolegi i pny*
jaciela swojego!
W Gazimurze niedawno popełnioną została okropna zbro-
dnia, która malując deportowanych z Moskwy zbrodniniTi
zasługuje na opisanie. W lazarecie tutejszym leźat kiym-
nalista z Moskwy, do katorżnych robót przysłany. Po 117-
leczeniu się, zemknął z lazaretu, a kryjąc się między knt'
kami na błoniu i oczekując nocy, któraby zabezpieczyła jeg9
ucieczkę, napotkał nad rzeką kilkunastoletnią dziewcsyic.
Zbliżył się do niej, dziewczę się przestraszyło i cbciało
uciekać; zbieg jęj nie puścił, a w bestyalski sposób zaifo-
koiwszy swoje chuci, oddalił się w krzaki. Dziewczę nie
zdążyło ujść kilkudziesięciu kroków, kiedy targany obwą
i strachem, powtórnie zbliżył się do niej. eiTy powiesz b-
dziom, że ja tu kryję się? Ty zdradzisz mnie?» mówił do
niej. «Nie powiem nikomu ani słowa, tylko mnie puść,
tylko mnie nie trzymaj. » uNie wierzę ci, ty powieaz, idn-
dzisz mnie.» uJak Boga kocham, niepowiem, puść nmie.>
Nie zważał na dalsze prośby, na łzy dziewczyny, i chusJsi.
którą miała na szyi, zadusił niebogę. Ukrywszy trupa mi$dąy
krzakami, spiesznie oddalał się z miejsca, na którem dvie
zbrodnie popełnił, gdy nagle spostrzegł chłopca dwunasto-
letniego, zbliżającego się ze strzelbą. <cTy8 zbieg !» krzykntf
chłopiec, «stójl bo cię zastrzelę U i wymierzył mu strzelbę
w piersi. Zbrodniarz stchórzył, gdyż zbrodniarze pospolicie
są tchórze. Mają oni dosyć zimnej krwi, żeby innych mor*
dować, lecz żadnej odwagi nie posiadają, gdy sami są z*^
groźeni. Odważny chłopiec był na polowaniu, lecz zamiazi
ptaka, złapał zbrodniarza. Mały i blady, idąc o kilkanaście
krogów za zbiegiem, z wymierzoną w niego strzelbą, pi«*
83
wadał go tak przeszło p^ mili i oddal miejecowej władzy.
Zbieg przyznał się od razu do zbrodni i z wielką bezczel-
nością opisywał najdrobniejsze szczegóły swojej roskoszy i
morderstwa. Odwaga, przezorność chłopca wszystkich za->
dziwiła, wszyscy w jego postępkn widzieli palec Boży, który
niedopiucił, ażeby obrzydliwy morderca uszedł cało i bez-
piecznie. Zbrodnie podobne nierzadkie 8% w Dauryi, rzadsze
jednak niż w zachodniej Syberyi. Tam złodziejstwo więcej
kwitnie, a morderstwo pospolitsze jest niż w Zabajkalskim
kraju. Tutaj, złoczyńcy są pod większym dozorem, nie mog%
więc z łatwością prowadzić swojego rzemiosła. Jeżeli ka*
torżny z kopalni uciecze, opuszcza kraj, w którym jest znany,
niema więc czasu do zbrodni. Ci zaś, którzy tu się już
osiedli, mają domy swoje i gospodarstwo, prowadzą się
dobrze. Większa liczba złoczyńców tutejszych pochodzi nie
z klasy deportowanych, lecz z Hczby właściwych Syberyaków,
to jest tu urodzonych Moskali.
Okolice Gazimuru pod względem mineralnym są ciekawe
i bogate. W blizkości znajduje się źródło wapienne Imkun,
mające wody ciepłe. Wykopano przy nim stawik, a nad
nina wybudowano lazaret, który przy ogromnej niedbałości
tutejszej administracyi, rozwalił się już, a źródło mineralne
jest bez uŻ3rtku. Wszystkie przedmioty zanurzone w źródle
powlekają się po pewnym czasie kamienno -wapienną po-
włoką. Pod Gazimorem także nad rzeką znajdują się opale, ^
lecz gorszego gatunku. W okolicznych górach są obfite rudy
żelaza i miedzi, lecz dotąd ich niewyrabiają i są zachowane
dla potomności, która może będzie pilniejszą i pracowitszą
od teraźniejszego pokolenia. W dolinie rzeki Ildykan, która
wpada do Gazimuru, znajduje się złoto. Dobywano go już
przed kilku laty, a obecnie mają na nowo rozpocząć kopa-
nie. Kopalnie w Kozakowej niedawno odkryte a odleglejsze
od Gazimuru, położone są nad rzeczką która do Undy
«) w gócxe i paśmie Adon Czołon, w odlegloici 165 wiorst od Ner-
esy^kft, wiele Jeat tkwamaryny 1 ayberyjekiego topasa (tlaźełowies); ko*
paiio teś tatą) berjle w dawnicjsajrełi esasach. Mad Ononem, niedaleko
wioekl KiroctjAak, aoajdnje sif góra obfitiąjfca w granaty w małych krysc-
uiaeh.
6*
84
wpada. Kilka także mil od Gazimura znajduje się kopaliui
złota, zwana nUzkie miej8ce.»
Pierwsze poszukiwania ztota w Dauryi rozpocsąt jni po
1831. roku naczelnik górnictwa Tatańnow. Pierwsse doto
odkryte zostaio nad rzek% Kunikanem i Kunig%, wpadajfa
do SzylkL Wkrótce potem unterazychtmejater Sienotniióv
z Szylki odkrył złoto w dolinie karyjskiej, i donióal o \m
rządzcy szyłkińskich kopalni Pawłuckiemu. Pawłucki m-
począł zaraz kopania i próby, które potwierdziły nąjzupefaiiąi
doniesienie Sienotrusowa. Rz%d moskiewski łiojnie wynsr
gradza za odkrycie złota. Sienotrusów otrzymał rocsną peos^
100 rs., pensya ta po śmierci ojca przejdzie na nąjstan^go
syna i tak następnie aż do najdalszego potomstwa. Pawłucki,
który uwierzył doniesieniu o złocie, dostał roczn% peuft
500 rs. W początkowych latach istnienia kopalni w Kant
zaledwo po kilka funtów rocznie dobywano złota. Produkcji
jego rok rocznie zwiększała się, tak, że w roku 1853 dobjto
złota w Karze 70 pudów; od tego roku prodokcya znowu
zmniejsza się, tak, że w 1857. roku z karyjskich kopdai,
włączając w nie i kułtumióską, wydobyto dota tylko 30 pa-
dów, 5 funtów, 39 zołotników. Pud złota koszti^e li,00d
rub. sr. Po odtrąceniu wielkich kosztów eksploatacyi, czy-
stego dochodu z tych kopalni nuał car w tym roku 365,840 r. k
i 5% kop. Po odkryciu karyjskich kopalni, które od 183S
do 1858. roku włącznie dały 400 pudów, odkryto kopałaie
w Szachtamie (1850. roku); w Kułtumie odkryli złoto i»-
botnioy urzędnika Nestorowa.
Dzisiaj w porzeczu Szyłki znąjdigą się naatępąjfoe fah
palnie riota: w Kozakowej, w Bogaczy, w Karze, w Łsb-
żankach, w dolinie rzeczki Kułarki (przestali kopać, z po-
wodu ubogich pokładów), w dolinie rzeki Gorbicy (1857. roka
rozpoczęto kopanie). Blizko rzeki Undy, kopalnie w Ssae^
tamie*) najbogatsze po karyjskich w Dauryi. W poraeca
•) Dolina rrecski SMChtamy ma 20 wiont dłogoM, wpada a pra«^
do Undy. W wienehowUkm doliny w 18W. rokn odkrył iloto A. J. Fw
kapitan intoolarów górnietwa. Dtagoaó ałotycb pokładów wyaoti S ym
Gruboió pnatego pokładu, prsea który do słota trteba alt dobywać —
ft do 6 arstynów, w licabie ta] 9 arsayny gruboócl pnypada na
Saamnni znajdują się nasilające kopalnie złota: nad rzeczką
Bystrą w Uzkiem miejscn i w dolinie stnimyka Enłtnmnszka.
W Jabłonowycli górach w Boldży nad rzeczkami tegoż na»
zwiska, wpadającemi do Onona, inżynier górniczy Anosów,
odkrył w 1856. r. złoto. Kopalnie tutejsze mają być bogate.
Okolica leina, bezludna, nagle ożywiła się tłumem pracu-
jący(di ludzi. Robotnicy w tej kopalni są wolni najemnicy.
Prawie we wszystkicb dolinach Dauryi, znajduje się złoto,
lecz w tak małej ilości, że koszta wydobycia go przeniosłyby
izeczywistą jego wartość, dla tego poruszają tylko pokłady
bogatsze i dobrze procentujące. W roku 1S59 robotnik
odkrył pokłady bogate kopalni Ghudulejsk i doniósł o tem
swojemu naczelnikowi Kokszarowowi. Ten przyswoił sobie
sławę odkrycia, za co został pułkownikiem, a robotnika
odesłał do katorgi gdzieś w odległem miejscu i tam trzy-
mając go w ukryciu, jest pewny, że nikt z nim o pierw-
szeństwo odkrycia walczyć nie będzie.
Złoto w Kerczyńskim powiecie znajduje się zawsze w do-
linach, w których wystąpi granito-syenity i łupki talkowate
i najczęściej w dolinach małych rzek i strumyków. Nad
większemi rzekami rzadko go znajdowano. Złoto bywa także
i w górach, rozdołach, ale w małej ilości i bardzo rzadko.
Domyślają się prawdopodobnie, że złoto pierwotnie znajdo-
wało się w postaci żył w granicie syenitowym i w kwarcu,
które przez plutoniczne rewolucye zostały zgruchotane i
złoto stoczone w doliny. W postaci proszku znajduje się
w fisachtaini* aą dwie kopalnie: jediM nasywa się Imperatorska, draga Ca-
rjeyńaka. W roku 1851 i 1852 dobywano w Ssachtamle po 3 pady rlota,
w 1453. roka wydobyto 105 pudów 5 fantów (największe samorodki w tcj
kopalni bywąjf 10 sołotnlków wagi). W 1854. roka wydobyto 96 padów
4 laiit#w, w Karae tego roko 41 padów, 94 solotołkewt a w Kultamie 5 pudów,
99 fantów : w caleJ Dauryi 142 padów, 5 funtów, 27 sołotnłków). W 1857. roka
wydobyto w Ssachtamle slota 18 pudów. Roboty trwą)^ 100 dni. Pokłady
latem odiiiana|% tylko na 1 atssyn. Płaski do masayn woi^ ta na wóskaeh I
koł<4% lelasnf. Dniem pracąjf katorini, którsy atrsymywani s% w więsienia,
a w nocy górnicy 1 deportowani, którsy prywatnie miesskają. Robotników
w 1854. roka było 9,437 (w tej licsble 870 katorinych; 8,000 cała ladoo^ó
Saaebtany) w Kane było ioh 9,962 a w Kałtomle 134. Widok kopalni w noc,
oświeconej ogoiskami, a massyn lampami, Jest aderaąjąey. (Opis Ssachtamy
protojereja Bogolubskiego w Zapiskach Sibirskaho oddielenia geograficzeskaho
obsseseatwa. Knlika n. Petersburg 1856. 1.)
między Btrzaskanemi pokładami syenita (Kara) lob hipkii
gliniastego (Knłtnma); w pokładach granitu, wapienia, aiota
T^^y go niesnajdowano. Najwiękssa bryła samorodnego
złota, jaką w Dauryi znaleziono, ważyła Vs funta. PoUady,
które chowają złoto, pokryte są ciernią urodzajną, cwaną
turfem. Turf zdejmują i zwoła na knpy, toi samo roUą
z drugim pokładem, złożonym z piaska, z ghny zmigagan^
z kamieniami z syenitu, piaskowca i łupku, okrągłemi, a ta
zwanemi gałkami. Przy zdejmowaniu wierzchnich pokładów,
w każdej pół stopie gruntu szukają złota. Dopiero w tTsecim
pokładzie, głębokim na 7 lub 10 stóp, znajduje mę aloto,
zmieszane z czarnym, błyszczącym piaskiem żelaza magne-
sowego i z kawałkami rudy żelaznej, bardzo bogatej, bo
mającej 60 procentów żelaza. Stosunek złota do całej obeg
masy, w której się znajdcge, jest jak 1 do 400,000; ras tylko
jeden był jak 1 do 40,000 w Karze i pokład ten uważano
za bardzo bogaty. Stosunek zaś dota do wszystkich pokła-
dów jest jak 1 do 1,000,000; poldady takie uważane są aa
ohfite. Warstwę mającą złoto, zowią piaskiem; składa się
ona z gliny, i w niej bywa najlepsze złoto, z wielkich ka-
mieni, ze znacznej ilości żelaza magnesowego i z piaska;
średnia jej grubość wynosi 4 stopy. Piasek ze złotem wioaą
w taczkach na machiny, w których oczyszczają go z cacid
grubszych i kamieni, a później znów oczyszczają go z piasku,
proszku żelaza magnesowego, z proszku cynobru i z bu*
łych granitów, które znajdują się przy złocie. Blaszki zioia
bywają tak drobne i cienkie, iż unoszą się na wodzie; pr^
płukaniu woda dużo złota unosL Najprostszy sposób pła-
kania złota i oczyszczania go od części obcych jest na-
stępny: Na równię pochyłą, mającą z dwóch stron dwie
deseczki przymocowane, sypie się piasek, na który pusiccąi%
prąd wody. Robotnik gracą, jakiej u nas używigą do laso-
wania wapna, piasek party pędem wody zwraca ku górse
równi, a kamienie omyte i opłukane precz wyrzuca. Części
obce lżejsze, jako to, piasek, glinę, woda unosi, a w rÓToi
zostaje złoto i żelazo magnesowe, które szczotką odgaiiiV%
lub palcami oddzielają od złota. Ażeby zaś zupełnie rioto
uwolnić od żelaza magnesowego, złoto suszą i rozpościerą9%
87
sa ptpierze i magnesem żelazo odciągają. Sposób oesyaaon*
ma ztota wyiej opisany, nie moie być zastosowany w ko-
, palniach wielkich, udoskonalono więc sposoby oczyszczania
złota przez wprowadzenie machin płaczek. W kopalniach
, oerczyńskich wprowadził machiny do i>łakania złota podpoł-
^ kownik inźenieryi Jan Rozgildiejew, naczelnik nerczyńskiego
. i^mictwa. Machina ta składa się z trzech pięter. Na naj-
^ wyższym piętrze konie obracają gruby walec, pionowo w ma-
. chinie umieszczony. Na drugim piętrze znajduje się wielkie
z lan^o żelaza rzeszoto, mające 10 stóp średnicy, na które
z taczek lub z dwukołowych wózków zsypują piasek z -ko-
, pahiL W środku rzeszota, prostopadle do niego obraca się
. walec, a do niego w nieznacznej jedna od drugiej odległości
^ przymocowano osiem belek, z których w długich oprawach
zwieszają się i opierają na rzeszocie żelazne grabie, grace,
żelazne trzewiki i tem podobne narzędzia, przeznaczone do
poruszania piasku we wszystkie strony, co, z j>owodn obrotu
walca same wykonują. Wyżej cokolwiek od owych belek
znąjdiąją się koryta i rury drewniane, do których woda
z rezerwoaru obficie spływa i deszczem skrapia piasek po*
mszany na rzeszocie. Kamienie zrobiwszy w rzeszocie jeden
, obrót, dostatecznie się płuczą i wpadają w otwór, z którego
odwożą je na osobne kupy ; części zaś lżejsze i drobniejsze
spływają przez rzeszoto na pierwsze piętro, na którem znaj*
daje się równia pochyła. Równia pochyła w tej machinie
składa się z dwóch części: pierwsza jest bardziej pochylona,
dmga zaś jest mniej spadzista, a mając kilka sążni długości,
wychodzi za obręb machiny. Na równi zrobiono trzy progi;
woda unosząc piasek przez próg, zrzuca go do rowka pod
progiem znąjdigącęgo się. Nad każdym rowkiem porusza się
w dwie strony wałek z żelaznemi szpilami, przymocowanemi
w różnych kierunkach. Piasek z drobniejszemi kamykami i
wodą spada na równię, spływa w rowek, z którego potrą-
cane przez szpile części lżejsze unosi z sobą woda, a złoto
i żelazo osadzają się na dnie; lecz następnie jeszcze poru-
szone przez szpile, spływają przez drugi próg do drugiego
rowka, dalej do trzeciego, z którego, jak i z dwóch poprze-
dnich, odwożą je na wielki ważgierd. Złoto w tym peryodzie
88
plbkanift jeet jeszcze połączone z ielazem i radami otown- |
nemi, do których stosunek złota bywa jak I do a,000 lab
jak 1 do 3,000. Na ważgierdzie znajdują się takie tny |
progp; tn złoto uwalniają od części obcych gracami i i^adą,
a następnie wiozą go na mały ważgierd, gdzie w wodzie
rękami i szczotkami oddzielają od złota części obce. HfM
ztąd wydobyte połączone jest jeszcze z najcieńszym szlichea
ielaza magnesowego, które oddzielają przez prażenie iłoto
na patelni i wyciąganie magnesem resztek żelaza magn^
sowego.
Przy płuczce i ważgierdach stoi straż kozacka i nnter-
Bzychtmejster z górnictwa; pilnują oni wszystkich i jed«
drugiego, ażeby nikt złota nie kradŁ Mają przecież sposoby
kradzenia*), których nikt nie może dopatrzyć.
Roboty w kopalniach złota zaczynają się w maju i trw»}i
przez całe lato i świąt nie wyłączając aż do października.
Złoto dauryjskie ma bardzo wysoką próbę. Karjjdde
jest najczystsze i ma próbę 95 (francuzką) a więc tylko &
części wypada na srebro i miedź znajdujące się w zlocie.
Kułtumińskie złoto ma od 8 do 9 aliażu.
Już pisałem, że przed 1850. roku nerczyóslde srehne
hutnictwo żadnej korzyści carowi nie przynosiło, wydobycie
bowiem i wytopienie w tuteJ8Z3rch hutach zołotnika srelm
kosztowało 50 kopiejek, rzeczywista zaś wartość zołotnika
jest tylko 25 kopiejek. Nie mogło więc nerczyńskie górnictwo
utrzymać się z własnych funduszów i przez dwa lata ałtajskie
górnictwo wspierało go swoimi dochodami. Dopiero poira-
cenie kopalni srebra i eksploatacya złota poprawiła staś
interesów. Złota od 1833 do 1868. roku dobyto 6,701 funtów
i 23 doli. Dopiero Rozgildejew podniósł wysoko eksploatacye
*) w kopalni KoukowąJ robotnicy skradli H ftinty słota i nkopali J*
w iMie ; po dłngłem iledttvte Kłodci^ów ktoś wydał i Błoto odsnkali. tAfe*
1853 w Saaehtainie koaaey akradU 4 pady słota. Nie podobna oawat « por
bliieniu oceni<5 atrat. Jakie skarb ponosi praca kradaieś słota; strmły u
Jednak 8% nie małe I ci«gte. Kradną albo Jui ocayaaesona I wypłnkao* iMa,
«lbo UŁ ałodsleje sami wypłukują słoto a piaaków w ciennyeli i glfiboki*
dolinach w pnsscsy. Za kradsiei słota kodeks wymierza ni^raro**** kart
knnta, surowoić ta Jednak nie odstrassa od kradałeiy. Złoto ukradaioDe aprae-
dą)% kapcom a ei odwoi^ Ja do Chin.
dbta. Roku 1853 wydobyto z tutejszych kopalni 6,S57 fon-
tów, 11 zołotników i 2 doli; z ałtajskich i jenisejskich 35,146
fantów, 75 zołotników, 48 doli; z aralskich kopalni 13,938
fantów, 6 zolotników i 66 doli. Rok 1853 pod względem
produkcyi złota jest wyjątkowym i należy do nąjpomyslniej-
azych w historyi kopalnictwa dota w Moskwie. Odtąd ciągle
smoiejsza się ilość dobywanego złota. W roku 1856 wydo-
byto w nerczyńskich kopalniach 2,400 funtów, w 1857. roku
2,245 fantów. Zmniejszanie się produkcyi złota, zwraca znowuź
jfórnictwo nerczyńskie do srebra. Posiada ono lasów 1,193.698
diesiatyn, rudy niewyczerpane; przy dobrem więc urządzeniu
aoie jak niegdyś dochód znaczny przynosić. Istnieje więc
projekt wskrzeszenia srebrnego hutnictwa, a inienier Eich-
wald, który niedawno powrócił z podróży naukowej po Eu-
ropie, ma je urządzać.
xin.
Dftlssy ciąg podróły nad Oaiimurem. —- llMleoica. — Tftńce i nmyki. -
0»iuka6stwft Syberyftków. — Powitania na drodse. ^ Popas w AlcaiL'
Jeascse o europejskich i dauryjskich góraeh. — Nocna podrói. — K«vil
Polak i chłopek poUkl. — Podrói do Akatui. — Piotr Wyaocki. — ^y
gna&cy polscy w Akatni. — Wygnaftoy tmarii. — Biografta Łantna. "
Hiatorya abrodniana Filipowa. — Poprawa sbrodniarsy. — Wwlwi
ków, surowierca. — Duchoborstwd w Daurył. — Kopalnie w okolicadi
Akatui.
Po dwudniowym pobycie w Gazimurze , wyjechałem
w dalszą drogę. Poczciwego Radzcę zostawiłem dla odpo-
czynku u kolegów, od nich zaś wzi%łem białą klaczkę, zwaof
Frejliną, która miała zupełnie inne przymioty nii Radzca,
była bowiem gorącym, prędkim i cokolwiek znarowioti^
koniem. Z powodu krętego bardzo koryta Gazimom, nie
jeżdżą tu po nim i droga wije się pod zabrzeżem doliny
przez kępiska, trawy i grudę. O półmilki za Gazimurem,
przytulona do góry, widnieje jakaś wioszczyna; ominąłem j|
i przez błonie zmierzałem do gór ciągnących się na lewen
zabrzeźu, gdzie wkrótce z za góry pokazała się kopuła cefkwi
we wsi Dagio ; i do tej wsi nie wstąpiłem, a dążyłem wprost
do wsi Onuczyny, o 15 wiorst odległej od Gazimom. Pod
tem nazwiskiem znane są trzy wioski, jedna od drugiej o
wiorstę drogi odległa; w drugiej, na górze, znajduje m^
opalisadowany etap.
We wsi z powodu zapust (maślenicy) jest ruch wielki
Gospodynie przez tydzień codziennie pieką i smażą wielką
liczbę blinów, pirogo w, lepioszek i bułek. Gościa wszędzie
91
inktigą cuutami. Na nece odbywają się wytoigi w saniacli.
Silkanastu ciekawych z daleka przygląda się wyścigom, a
dwóch zapaśników pędzi z ogromną szybkością do mety.
Priyhiegli razem, niewiadomo kto weźmie stawkę, zawrą*
cają więc i powtórnie ścigają się; jeden joi dobiega do
mety, stanął przy niej i z tryumfem spogląda na pędzącego
za nim przeciwnika.
Na nlicach w każdej wsi i po miastach robią w czasie
z^>u8t huśtawki (katuszki), na których dziewczęta i chłopcy
marznąc przez cafy dzień, zapamiętale się huśtają. Na
każdem prawie podwórzu i przed każdym domem, deska
oparta na belce zastępuje większą huśtawkę. Dwie dziewczyny
w pstrych, pertcalikowych sukienkach stojąc na końcach
deski, przeważają się wzajemnie i podskakują w górę; inne
śpiewają, spaoengą po ulicy i przyglądają się chłopcom i
młodzieńcom, którzy konno w jednej gromadzie paradiąją po
ulicy lab też ścigają się. Matki z dziećmi i wszyscy starsi
wiekiem w ozdobionych saniach używają szlichtady. Prze-
jadą przez wieś, zawracają napowrót i ciągle jeżdżąc po tej
jednej ulicy, odmrażają nosy i policzki. Śpiewy, hulatyka
wszędzie się rozlega. Takież same zabawy bywają podczas
świąt wielkanocnych.
Ostatni dzień maślenicy zowie się dniem przebaczenia
(dień proszczalnyj), bo wszyscy tego dnia wzajemnie się
odwiedziła, piją i czy który przewinił, lub też nie przewinił
przeciw sąsiadowi, prosi go o przebaczenie wszystkiego złego,
jakie mu wyrządził. Piękny ten zwyczaj, niewiem kiedy
powstał? Czy początek jego odnieść należy do czasów
chrześciańskich, czy też do patryarchalnych obyczajów po-
gańałdch Słowian? Szkoda wielka; że zwyczaj ten zamienił
się w pustą formę, w przepis z przeszłości, do którego wy*
konywając go, nikt żadnej wartości nie przywiązuje i zawiści,
dając przebaczenie, z serca nie ruguje.
Z domów słychać brzęki bałałajki i stak tańcowanego^
kozaka, który będąc tańcem narodowym Rusinów w Polsce,
przyjęty został przez wszystkie nie tylko rusińskie, ale i
moskiewskie ludy. W Dauryi tańcują Syberyacy kozaka i
laczka; ostatni jest narodowym moskiewskim tańcem. W wy-
92
kształconych towarzystwach tańciąj% polskiego macorka, poDopY
kontradansa, walca i inne europejskie tańce.
Muzyka ludowa w Dauryi składa się tylko z jednej bali-
lajki, teraz wchodzą w użycie i skrzypce; wprowadzili je
Polacy, którzy skrzypce przekładają nad inne inatmmenti.
Już kilkunastu kozaków i górników słyszałem rsępolącyck
na skrzypcach. Piszczałki i fujarki na wiosnę nie slydiać
jak u nas. Fortepianów w Dauryi jest bardzo mało; mógftfi
je policzyć. Kilku urzędników i kilku kupców, wiedząc, u
na fortepianie grywają damy dobrego tonu w Petersborgu i
w Moskwie 9 sprowadzili fortepiany i prosili polskich iiy-
gnańców oznajmionych z muzyką o naukę dla swoich cónk.
Grę więc na fortepianie w tym kącie Azyi takie Polacy
rozpowszechnili Dzisiaj lekcye muzyki na fortepianie w Za-
bajkalu 'pomiędzy innymi udzielają: Władysław Więckowdd
w Nerczyńskim Zawodzie, Przemysław Śliwowski i Anas
Krajewska w Kiachcie. Najbardziej zaś artystyczną grą n
fortepianie odznacza się Konstahty Sawiczewaki s Kiachtj.
Ze strojenia fortepianów w Gzycie utrzymuje się Osnchowiki.
Kozacy, i wojsko liniowe mają swoją wojskową nmiykip.
Przy paradach lub w dzień galowy grywa ta muzyka rdise
marsze, pieśni, tańce, jak krakowiaka i mazurka, ale ile
£ałszu w tonach, jaka niezgoda w harmonii, wypowiedzieć
nie umiem. Ja, który mam dosyć tępy słuch, a muzykę tak
namiętnie lubię, że gotów jestem zawsze przysłuchiwać fff
piskom pastuszej fujarki lub grubym tonom kobaj górak,
nie mogłem wysłuchać mazura: aJeszcze Polska nie sgin^a^
którego wojskowe kapele grywają w dnie parady, i w końca
zatknąłem uszy. Naczelnik Rozgildiejew, który, jakkolwiek
za surowy dla podwładnych, miał wiele dobrych chęoi i okr
zywał popęd do kultnrowania Dauryi, w Wielkim Neresyś-
skim Zawodzie zebrał kapelę, która grywa oo niedsida
w lasku przeznaczonym dla spaceru publicznoscL Druga
^podobna kapela, prowadzona przez Polaków, egiyatoje
w Kiachcie.
Dzisiaj mróz sfolgował i nie zmusza mnie chować aoaa;
powstrzymywałem więc gwałtowną Fr^linę, a jadąc powoli,
przypatrywałem się okolicy i jadącym za mną Syberyakoau
93
WstrzymiJem konia, a połączywszy się z nimi, zapytałem:
«Z k%d jedziecie?)) sZ niza (z do}n)» odpowiedzieli. «A
dokąd jedziecie ?» «W wierch (w górę)» odrzekli i nic
wi^j. Z odpowiedzi tej nic nie wyrozomiałem ; że z doła
jechali, tom widział i pytać się o te niepotrzebowałem, a ie
w górę rzeki dążą, na to takie patrzałem. Niezadowolniła
maie więc ich odpowiedź i powtórnie zapytałem, ale jai
nagląco i szcz^ółowo «z jakiej wsi i do jakiej jadą?»
WówcEas dopiero odebrałem bardziej objaśniającą odpowiedź.
PiiT^toczyłem tutaj moją z nimi rozmowę, ażeby jeszcze raz
zwrócić uwagę czytelnika na charakter Syberyaka, a z nim
i charakter Moskala, charakter przebiegły, podstępny i ostrożny,
wyrabiany przez długą niewolę. W odpowiedziach swoich
zawsze tłumaczą się niejasno. Ody zapytasz Syberyaka, ktoś
ty? nigdy odrazu nieodpowie, lecz oparłszy wzrok swój na
tobie, bada cię i nurtuje, a tymczasem przeciągłym głosem
pyta: irKto? ja? » ciTy», a doszedłszy już do pewnego o
tobie wyobrażenia i nie mogąc się ogólnikiem wykręcić, po-
wiada wreszcie swoje nazwisko i pochodzenie. Jeżeli Sy-
beryak co ukradł i powiadają mu to w oczy, skrzywiwszy
ńę dobrodosznie woła: «Kto ukradł? Ja miałem ukraść ?»
»Tyś ukradł, złapano się na gorącym uczynku.» uCzto wy?
ezto wy batiuszka? czto wy miłosierdyj otiec ga-
taritie?* odpowiada dyplomatycznie, a dopiero mocno na-
tarty, szeroko rozprawia i dowodzi, co chwila zbaczając od
trzedmioto, aż w końcu otumani, oplata się i wywinie. Wie
»u dobrze, że sądownictwo moskiewskie jest do niczego, że
oiicya leniwa i głupia, że koszta sprawy i większa obawa
lynowników niż złodziejów w publiczności, dozwoli mu bez-
amie broić; broi więc, oszukuje, zręcznie uwabiia się od
dpowiedzialności, a w końcu chwali się ze złodziejstwa
liędzy arwymi Gzynownicy wykrętaczów • złodziejów nazy-
ają motodcami (zuchami). Gdy zaś nie może zręcznie
dowcipnie wywinąć aię, udaje przed sądem głupiego lub
edołcEnego.
W Karze tamtejszy komisarz kazał pewnemu Syberyakowi
myć dziesięć koszul dla chorych w lazarecie i płótno na
Mznle zmierzył i oddał mu. Krawiec ukradł cztery koszule
94
i przepit je, a tześć przyniósł konuBarzowi. «CEy wsąyitkiB
koszule przyniosłeś ?« pyta komisarz. uWszystkien odpowiidt
krawiec. Komisarz przeliczył, a nieznaladszy czterech, zz^:
aPowiedziałes, że tutaj b% wszystkie koszule, a jest ith. tylkt
sześć, gdzież więc są cztery ?» oJakto?» mruczał krawiec,* jt
wszystkie przyniosłem.)) Komisarz B%dz%c, że się omyli,
drugi raz je przeliczył, a widząc, że nie jest w błędzie, »
krzyknął: «Sześć przyniosłeś, czterech niemała «Tu są wszyitlie
koszule 9 odpo¥riada krawiec, robiąc głupie oczy. «Ka iki
koszul dałem ci płótna ?» «(Na dziesięć. » «A gdzież s| te
dziesięć koszul? tu jest ich tylko sześć. )> « Tutaj 8%. a tGiy
umiesz liczyć ?» «Umię.» cfLiczże sam?i» aRaz, dwa, tnj,
cztery, pięć, sześć », wymówiwszy ostatnią liczbę, ipo-
kojnie złożył koszule i mOczał. Zniecierpliwiony kondsai
woła: «Dużo naliczyłeś?)) « Wszystkie. » « Kłamiesz, czterej
niema.)) <fTu są wszystkie. » «Na dużo koszul dałem d
płótna?* «Na dziesięć. » a A ty ile koszul przyniosleili
« Wszystkie.)). « Kłamiesz, czterech niema. Tu jest ich tylko
sześć, gdzież reszta?)) « Tutaj. » «Liczże jeszcze raz,i i
trzy razy powtarzało się liczenie i niby głupie, a rzeczywiście
bezczelnie przebiegłe odpowiedzi. Komisarz widząc, że z nim
nigdy nie skończy i nic z niego nie wyrozumie, udeisył fo
kilka razy kułakiem w zęby i wypchnął za drzwi Krawiec
wróciwszy do swoich, opowiedział szczegółowo roznunr^
swoją, śmiał się z komisarza i chwalił się z teg^o, że go tsk
dobrze podszedł (naduł).
Michał Gruszecki w Kułtumie, znany z wymowy, dobrod
i łagodności charakteru, jest dobroczyńcą całej okolicy. Ma
on rozległy handel i duże gospodarstwo, ma więc i rozległe
stosunki z SyberyakamL Niema Syberyaka nad Gazimnresi,
któryby nie był mu winien pieniędzy, i któryby nie był mo
obowiązany w jakikolwiek sposób. Ratuje ich jak może i
jak może pomaga, pomimo to jest okpiwany przez nich na
każdym kroku. Pewneg^o razu przyszedł do niego chłop i
zapytał, czy siana od niego nie kupi? «Dobrze,» odpowiedział
Gruszecki, «kupię, bo dużo siana tej zimy będę potrzebował."
Pojechali oboje na łąkę, Gruszecki zmierzył stóg nana,
ugodził się z chłopem, zapłacił mu, a gdy sanna usłała się^
95
pofllal wozy i parobków po siano. Parobcy ohoieli nflkkładaó
siano na wozy, lecz wstrzymali się, bo stóg wewn%trz był
pnaty, chłop bowiem bardzo zgrabnie i zręcznie sianem
obrzacil krzaki dal im pozór stogu i takowy sprzedał*
Parobcy wrócili i powiedzieli gospodarzowi o oszustwie
cliłopa. Gruszecki przywołał natychmiast chłopa i robił mu
łagodnie wymówki, ale ten bezczelnie zaparł się swojego po-
stępku i rzucił podejrzenie na innego. Następnego roku teni;e
sam cliłop przyszedł znowuż do Gruszeckiego a z wielką po-
korą, chwaląc go pięknemi słowy, zrobił mu nową propo-
zycyę kupienia siana. «Nie głupim, » odpowiada Gruszecki,
•przesadego roku oszukałeś mnie i tego roku chcesz mnie oszu-
kać ?» aCo pan łaskawy mówi?i» odrzeU Syberyak. «Ja pana
nieoazukiwałem i nigdy tak szanownego i dobroczynnego
człowieka jak pan nie potrafiłbym oszukać. Źli ludzie
skradli panu siano, ale tego roku sam będę pilnował, ażeby
go nikt nie ukradł. » Pojechali znowuź na łąki, Gruszecki
stóg zmierzył, przekonał się, że wewnątrz sianem był wy-
pełniony i zapłacił chłopu. Chłop, skoro tylko sanna usłała
ńę, siano zabrał na sanie i zwiózł do siebie. W kilka dni
potem Gruszecki posłał po siano, ale siana nie było na łące
ani jednego kłaczka. Gruszecki rozgniewany, przywołuje
znowuż chłopa, skrzyczał go i obiecał odesłać do policyi.
«Patrzcie,» obracając się do obecnych, zawołał chłop, wpatrzcie,
ten człowiek. Pan Bóg wie dla czego i za co przyczepia
się do mnie, beszta, łaje i krzyczy jak na niebożę stworzenie.
Czego pan chcesz odemnie?» « Siano, któreś mi sprzedał,
ukradłeś. Oto są świadkowie, którzy widzieli, jakeś je zwoził
do domu.» «A to dziwna pretensyal I on to nazywa kra-
dzieżą 1 Sanna usłała się, wszyscy dobrzy ludzie siano zwieźli
do domów, a on siano zostawił w polu. Psuło się już, a
on jeszcze nie myślał o zwózce. Zrobiło się mi żal siana,
boć to ja, a nie kto inny, własną ręką go kosiłem, własnym
potem oblewałem, pojechałem też dla tego po siano i przy-
wiozłem je do domu.» «Więc się przyznajesz, żeś zabrał
siano — to dobrze — teraz że mi oddaj siano.)) «Ja mam
oddać? ... alboż ono do pana należy? a to za co mam go
oddać ?» «Wszakże kupiłem od ciebie siano?)) uPrawda, kupiłeś
96
pan, ja nie przeczę temu, ale kupiłeś pan riano będące nt l|ee
w stogu, a nie w domu.» I uszło mu bezkarnie, bo theąt
go zaskarżyć, trzebaby było starać się, kłaniać, jeidDĆ,
dprawa długoby przeciągnęła się i wywołałaby większe konkt
ni£ wartość siana. Oszustwo tak się tu wkorzeniło, ii
wszystkie interesa, liwerunki, handle, na niem się opienji.
Ktoś n. p. ma oddać do skarbu 2,000 kubiesnych sąini 17-
dobytej w kopalni złota ziemi i ze skarbu bierze za isą
pieniądze. Dozorującemu nad robotami spekulant pład le
100 rubli, a ten wymierzywszy 200 sąini, które rzecaywiide
wydobył, daje mu zakwitowanie na 2,000 -^ążni. Fny^eidis
potem inżenier do kopalni, mierzy wykopaliska i porównyn
je z planami robót zesdorocznych ; pokazuje się, &e o t]fte
to i tyle mniej wykopali ziemi, niż napisali w doniesienii.
Pociągają dozorcę, ten przeczy i żąda, ażeby powtórnie w obe(
niego mierzono wykopaliska. Mierzy sam, inżenier prąypatnóc
się jego robocie, a w rezultacie okazało się, że w tym rota
tysiąc sążni więcej niż potrzeba, było wykopano ziemi bt
żenierowie są tutaj tak biegli, że prosty dozorca, bez nauki
ale mający praktykę, oszukać go może w wymiarach.
Handel opiera się na kredycie, a kaiyera handłam
(z wyjątkiem Polaków) jest szeregiem dyplomatyomych 8«-
chrajstw, figielków i oszukaństw. Człowiek poczciwy, w Uj
matni dziwnych sposobów i złej wiary, nieda sobie lady,
pospolicie też bankmtią|e. Gdy chłopów zamieniali na ko-
zaków, chcąc im rząd choć w części wynagrodzić straty, jakie
ponieśli, niekazał im płacić długów jakie zaciągnęli u kupców.
Kupcy, nie mieli gdzie i do kogo udać się ze swoją kizyw4|
i wielu z nich, a między nimi najbogatsi w Dauryi kupcy
Kandyóscy zbankrutowali; kilku też wygnańców, jak Micłał
Gruszecki, Gerwazy Gzowski duże sumy przez to potracilL Nie-
korzystniej sze spekulacye tutaj są z rządem, bo nąjtatwi^
jest rząd oszukać z powodu przekupstwa czynowników.
Czynownicy dla niższych od siebie stopniem i znacseiuCTi,
a nawet dla katorżnych, byle ci mieli pieniądze, okaząją, jak
to już mówiliśmy, wiele względności; bywają u nich i zape-
wniają o swojej przyjaźni. Zdawałoby się, że uczucie i po-
jęcie arystokracyi jest im obce, tymczasem rzecz się ma taa*
97
socj. Pjrcha arystokratyczna kwitnie tutaj, poEbawions
poEorów godności, jak% ma w Europie. Diunni •%, chociaś
w k%eie z katorźnym uściskają się, poniewierają ladimi uboi-
siymi, a prsesfd, ie w bich lepssa jak w ludzie krew płynie,
roswąja się. Hilary Weber wygnaniec polski, człowiek bardzo
zdolny i przemyślny, światły i zamożny, byt w związkach
poufafyoh ze wszystkiemi, najwyżssemi dygnitarzami Sybefyi
Weber chciał się żenić z młodą i piękną wdową po zmar^^
doktorze, który miał stopień majora, Szwedką. Czynownicy
i oficerowie dowiedzieli się o tern i niemogli wyjść z oburze-
nia, ie błahorodna, że majorowa, wychodzi za katorżnego.
Poczęli więc Webera prześladować, przekupili sługi, żeby
wiedzieć o każdym jego kroku, wywiązali prawdziwie roman-
sową intrygę; czyhali nawet nażycie Webera. Cały knj nad
Scyłką wciągnął się w tę walkę przeciw Weberowi, której
hasłem było, że błahorodna za katorżnego iść nie powinna.
Młodej wdowie ofiarowali pieniądze na powrót do Finlandyi,
pokazywali wyrok na Webera, gdzie był na knuty skazany,
ale nic nie pomogło, piękna Szwedka wyszła za polskiego
wygnańca, a ślub z nim wzięła w Karze tajemnie, z obawy,
ażeby w ostatniej chwili arystokraci tutejsi nie przeszkodzili.
Do czego więc^ lylko tkniemy się, okaziąje się pozorem, jak
liberalizm, demokracya i przyjaźń dla polskich wygnańców
tutejszych oficerów i czynowników; pozór i fałsz jest jądrem
i główną cechą narodu moskiewskiego. Widziałem arysto-
kratów nerczyńskioh b^ących się po policzkach i godzących
lię bez przeproszenia przy kieliszku; zadosyć uczynienia za
krzywdy honorowe nie wymagają, interes i chęć zysku prowadzi
ich do domu osób, które ich obraziły. Widziałem jak pochle-
biali wrogowi którego nienawidzą; udają przyjaźń dla niego,
względy, szczerość i szacunek, a to z taką zręcznością,' że nie
wiadomo czemu się więcej dziwić^ czy zręczności, czy podłoścL
Lecz wracamy już do drogi, bo oto zbliżamy się do sta^
nioy: Gazimurskie Kawekucze, odległej od Onuczyn 7 wiorst.
Malutka ta wioscsyna, na prawym brzegu Gazimuru poło-
żona, składa się z jedn^, króciutkiej uUcy, w tej chwili
pefaiąj ruchu zapustowego. Nie wstępowałem do Kawekucz
lecz pojechałem wprost po rzece, drogą przez stolce i wy-
OUŁII, OpiMUU«. II. 7
łewiaka idącą. Frejlina, mniej ostroina niź Radca, biegli
przez te niebezpieczne miejsca; gorąoyż to koń! nie mogic jq
p oW B trzym a^, rwie się, p§dzi i sprawia mi ciągłą przei to
obawę. Prędko dzisiaj mijam hidzi i prsestnsenie. Frejłiia
dogania podróżnych, mija ich i leci lotem stmly. Nie mm
czasn przyjrzeć się podróżnym, widzę tylko, to są ntanu
w. płaszcze, włosem na wierzch wywrócone, w nnty, w bgrooiK
futrzane rękawice i w czapki fntrzane z klapami na nsaeh:
zdaleka, mają pozór przejeżdżających się niedćwiedzL Pne
jeżdżamy obok siebie, niewitając się wcale, l)o nie ma tst^
pięknego zwyezajn witać każdego podróżnego w imię Boft
jak w Polsce i na Litwie. Ody Syberyak chce z podróśajs
rozmowę zacząć, lub o co zapytać pragnie, wówczas iRbi
go dwoma wyrazami: «Pntiom doroga*— tak samo jeati
w Moskwie.
Dolina Gazimnru w tej okolicy jest szeroką, posiada l|ki
obszerne i dużo gruntów na pochyłosciadi, sdatnych ^
uprawy. GÓ17 zniżyły się i bory są na nich rzadsze. PrfA»
przebiegłem przestrzeń sześciowiorstową, oddzielającą mtat
od stanicy Alenuj. Zajechałem na popas do chaty, ktot^
powierzchowność wydala, się mi zamożniejszą. ¥nj6af
zostawiłem na dziedzińcu, a sam wszedłem do izby i prosifen
o gościnę. Wzięli mnie za kupca i nuż wypytyw ać się o
ceny towarów i nalegać na mnie, ażebym im pokazał tomsy,
zachęcając mnie' obietnicą wielu kupujących. Powiedzisinif
im, że nie mam towarów i że nie jestem kupcem. Nie ehatii
mi wierzyć i nie prędko ich przekonałem o rzeczy wiily»
swoim charakterze: Posadzili mnie za stołem i obficie rac^ii
kirpicznym czajem z masłem, blinami, orzeazkasi
(jest to gałuszka z ciasta wielkoaia kidEowego orzecha w msila
smażona) pierogami i m hJu 8 »' z twarogiem, a tymuM^n
brali w ręce moje rzeczy i eMtewie je oglądidK. Dsiewcs^
pochwyciły szal mój i podaiwialy w nim farty caerwoBe i
czarna, jego miękkodć i ^ugie frendzle i naznaczały vm
cenę. Okolicznoić ta, że się tym szalem opasywałem, o^
biła mi u nich .opinię bogatego •człowieka i wyjednab go-
ścinne przyjęcie. Ubogą była rodzina, którą w tej chal/n*«
poznałem. Koszule na dzieciach ż gmbego zgrzebnego plMia;
99
ponumo mrosa dsiedaki byty boro i nic na koszulach cie-
płego nie miały. Oj dec rodsiny stansec w latach posnnicty,
aiał takie na sobie do worka podobn%, zgrzebna koszulę, i
^^ J®9o synowie, ładne i dobrze zbudowane ohłopcy, nie
lepiej byli ubrani. Obydwaj byH ionad i mieli ju£ dzieci.
Mi^a rodziny, gadatliwa stamszka, bardzo poważnie wyglądała
między wnnkami , które od jej kolan nie odstępowały. Cała
ta tsk liczna rodzina mieściła się w jednej niewielkiej izbie*
Próes mnie, było u nich z wizytą kilka knmoszek i kilko
sęsiadów. Łatwo wyobrazić sobie można, jak|i była pamota
i ciasnota w izbie tylu ludźmi napełnionej. Rozmowa szła
trtwo. Kozacy skarżyli się na mustzy, podatki; żalowah
kmiec^ swojej przesdoici, wyrażali obawę, żeby ich tego
jeszcze roku nie posłali nad Amur; kobiety zaś jak wszędzie,
gadały o bliźnich swoich. Gospodarz zapewnił mnie, że 97
morst oddzielające mnie od Kukuja, zdążę jeezcze do wie-
ewra przebyć, wskazał mi drogę i pojechałem. Pieniędzy za
goźeinę wziąaó nie chcieli, lecz przymówili się o mydło aka-
tąjskie z fabryki Piotra Wysocki^o, które ma tu sławę naj-
lepszego mydła Dauryi Obiecałem w powrocie wstąpić i
dać im kilka Ihntów.
Frejlina zaczęła kaprysić przy wyjeździe i nie chciała ruszyć
1 mięjtea, uderzyłem ją więc batem. Ledwo bat dotknął jej
skóry, wierzgnęła raz i drugi, myślałem, że mi zęby w mt-
hitkich saniach siedzącemu wybije; rwała się, waijowała, at
igęta za uzdę przez kozaków, stała się poshiszniejszą. Wy-
prowadzili ją ze wsi na drogę i tam puścili; nie widząc już
domów, z całych sił rzuciła nogami i pobiegła jakby na wy-
ścigi. Hamowałem jej zapęd ile mogłem, dopiero gdy
wpadła na piasczystą drogę, z lekka tylko popruszoną śnie-
giem, a po której z dężkością szły podkute sanie, zwolniała
w biegu i nabrała łagrodniejszego usposobienia.
W Alenui opuśdłem dolinę Gazimurską i wjechałem
w dolinę rzeczki, której nazwiska nie umiano mi powiedzieć.
Oóry, które ją z dwóch stron osłoniły, mają formy okr%-
giawe, stoki lekko spadziste, okryte grubą warstwą urodzajna
aiemL Skały w kilku miejscach wystąpiły na powierzchnię,
a wyaokość całego pasma jest jednobtąfną -* rzadko któiy
100
wierzchołek wyniósł się wyiej od sątiednich awssrtów. Na-
tura nie dala danryjtkim górom wytwornych kntałtów, w
wysiliła się w nich na SECsytne formy: turni malownicijrehi,
ostrych cypli nigdńe nie widńałem; nećba gór jest jedis-
stąjną, a linie okrągłe oharakteiyzają ficyonomic tych licafek
łańcuchów i pasem. Boamaitości, fantacyi enrope|aldcj »
tnry, niemass w kształtach Dauryi jak niema i poesyi, któii
w innych górach wyobrainia Indu ubiera jaskinie i piecwy,
przyczepia do pewnych miejecowoici cudowne wydarłcaji i
snige z nich prostą, piękną, chociai ałudną ticankę powieści
i gadek. Lud w Europie przez wieki patrząc na swoje g^,
upoetyzował je i osłonił uroczym i^ymysłem, i tajemnice gór
opowiada podróśnemu. Lud tam sercem zajrzał w g)^
ziemi, sercem ją poanaje i fantazyą przystraja. Otóż pt-
czara nad Morskiem Okiem, a w niej czarne mnichy pib^
ogromnych skarbów wewnątrz- złoconych; daiwoiony faieg^
po ciemnej dolinie, porywają dzieci matkom, gonią młodiiBi
i psoty różne wyrządzają; wilkołaki, boginki, rusałki pls^
bywają w lasach i wodach; szuin świerkowych borów badn
tęsknotę lub wesołe wróiliy ; wycie psa zwiastuje wojnę U
śmierć, silny wiatr bitwę, a wszędzie cudowna tąjeauńet,
wszędzie poezya do góry jak bluszcz przyczepiona, we ngte
nad doliną się unosi, a w szumie drzew i w bałtaie ekk*
trycznym porusza się w burzy. — Lud nie mógi tajenMC
przyrody zbadać rozumem , domyślał się więc ich se rc em i
w symbolach wyrażał. Górom tutejszym brak takiąj poeqi
i uroku cudownego: ou dopiero się rodzi. Lud co ta ss-
mieszkuje, chociaż jest zabobonnym, nie ma serca wrsśliw^
i fantazyi, dusza jego nie do duchowych wyżyn poeiyi, ak
do praktycznego życia, do zarobku, dobrego bytu i używaais
skierowała się. Kiepokochał też tej ziemi, bo ją niedawaa
zamieszkał; w mogiłach, które się tu wznoszą, nie jego pno^
kowie spoczywają, polom nie pot jego i nie krew jego na*
dala biąjność. Patrzy więc na góry zimno jak handlara, jak
człowiek, który wszędzie i we wszystkiem szuka konyioL
materyalnej i używania.
Słonce spuszcza się za góry, bladym, żółtym promieoscmi
pomalowało chmury i wierzchołki i. wkrótce potem mmU^\
101
We tmroko, w końca doliny opasanej z inech stron górami,
ijmlem stanicę Maiarowę, leos nie wstępowałem do niej,
bo drega, któr% jadę, prowadzi mnie w inną stronę, na lewo,
oa wynio8i% górę. Z tmdnoscią dowlokłem się po piasczysi^
dfodie na wiench góry. Frejlina osUbla i co krok odp<H
oywa. Zmrok pokrywa wierzchołki gór, a w dolinach jnft
aoe zup^a osiadła. Spuszczając się nieznaną mi drogą
w nietnaną dolinę, obawiałem się, aśeby nie zabłądzić i nie
Yjedttó na skałę lub stolec, któryby mógł skruszyć me sanie
i konia uszkodzić. Tak ciemno zrobiło się, że oko wykoL
Kafśyea niema i ani jedna gwiazda nie Uyssczy na niebie;
wiatra niema i nic nie pomsza się i nie hałasige w całej
okolicy; zdawało się mi, źe w grobie jesteita. Nachyliwszy
giowę do samej ziemi, tak fte kilka rasy czołem o nią
zderzyłem, zaledwo potrafiłem rozpoznać drogę. Powierzywszy
fa% wreszcie instynktowi konia, jechałem, pewnym będąc,
ie imnszonym zostanę w pola przenocować na mrozie , kt6*
Kgo potęga ogromnie cznć się dawała. Jechałem tak z go-
dnjię, ai w końca konia zatrzymałem, z zamiarem ocseki-
Yaaia iwitu na tern miejsca. Nadstawiam acha, czy nie
nlyssę gfdsie szczekania lab hałasą; zagłębiam wzrok w cie-
smoici, czy niedopatrzę gdzie światełka? W tem za sobą
■postrzegam płomyk z okna mrugającej świecy. Ucieszyłem
nę z jęj widoku i mając na oku pocieszający blask, dążyłem
vpro8t do niego jak do mety. Długo świecił, wreszcie za-
Sisl i znoważ mnie smutek opanował. Postanowiłem jednak
jechać dalej i trzymać się kierunku, którym przed chwilą
diśyłem. Po dość długiem jechaniu, koń stainął uderzywszy
kolebią w jakiś przedmiot, wyskoczyłem z sani i przyjrzałem
9ę przedmiotowi, który mnie zstnymni^ były to wrota, a
a niemi stała chata. Radość wielka; psy ujadają i wpędzają
uńe do sani, a z chaty nikt nie raczy) wyjrzeć; psy nie
dozwoliły mi zbliiyć się do okna, nie dobndziwszy się więc
nieszkaóców pojechałem dalej. Jechałem ulicą między do-
nami, wszędzie śpią Indzie, jakby ich Tatarzy wymordowali;
piy tylko szczekają, oskakują konia, biczem ich odganiam,
vne8Msę i wołam na ludzi, ale ci śpią albo wyjrzeć nie-
^cą. Zajechałem przed ostatni dom we wsi i postanowiłem
102
raesej gwałtem dostać się do niego, niieli dhiiej jescM
przytuliska szakae. Tu tylko jeden pies ossciekiwat umie i
biegał przy wrotach, iiiaj%o zamiar nie wpuścić mnie aa dii»-
diiniec. Jego szczekanie, obudziło kogoś z mieazkańoó*;
słyszę wołanie przez okno: kto tam? Z akcentu i apoaobs
wymówienia poznaje głos Polaka, wołam więc po poliki:
«Na Boga proszę cię otwórz, bo bł%dzę po nocy i zmumf
na dworze.» Wnet światło ł>łysnęło w domu, otworzono ■
wrota, drzwi, konia wyprzęgli i postawili na wystojoe, t
ja juł jestem w ciepłej izbie, zrzucam z siebie ciężkie płsoeie
i kołuchy i patrzę wesoło na samowar, do którego gotfO'
dyni rzuca czerwone węgle z pieca.
Wioska do której przyjechałem była Kukuja, ta ans
do której d%8yłem, właściciel zaś domu, który mi gościssie
wrota otworzył był Tomasz Jurecki kowal z KałiskiegOt
żołnierz polski z 1931. njka. Przebył walecznie bitwy togo
sławnego powstania, a po upadku jego, wzięty przez Moskili
jako jeniec, wcielony został do wojska moskiewskiego i po*
słany do Niżnego Kowgorodu. Wówczas gdzie się tylko
Polak w Moskwie pokassł, był prześladowany i jeńcy nsa
niezmiernie wiele wycierpieli. W Niżnym Nowgorodzie h-
recki i kilku jego kolegów wstąpili do szynku na wódkf;
Moskale tam będący, zaczęli z nich drwić i szykanować jik:
«Polak Warszawu prospału i t p. i tak tem rozdrażnili go-
rącego Tomasza, że rzucił się na Moskali ze swoimi kols'
gami, mocno ich pobił i poranił, tak że jeden z nich unsd
zaraz z otrzymanej rany. Aresztowali Jurecki^no, dtigo
sądzili i gnoili w więzieniu Moskale, aż wreszcie dali as
2,000 kijów i posłali do nerczyńskich kopalni. Po wisti
latach ciężkich robót ożenił się Tomasz i wyszedł na oae*
dlenie. W Kakui Tomasz jest kowalem, słynie na całą oko-
licę ze swojej roboty i z oiężłdej pięścL Nie moie sakM
żadnej z Polski szykany i b^ zaraz każdego, któiy a(
w obecności jego ośmieli drwić z Polski. Sam jeden ros>
pędzał tłumy Moskali ; na swojego naczelnika Moskala, któiy
mu powiedział także «Polak Warszawu prospałw porwał miot
i byłby bezbożnego ducha na kowadle Moskal wysłoa|i^
gdyby nie kolega Tomasza, który obronił Moskala. «Ptais,
103
mówił do nmie Tomasz i tu w Syberyi pnez dwadneMa
Idlka lat biłem się za Warszawę. Gdy więc teraz przyjadę
i na atarość rękę wyciągaę, powinny mi przekupki warszawskie
4ać darmo bułkę.* Wesołego hununii, rozsądny, mówił ze
mną o polityce przez cał^ noc, a tyle ognia było w jego
duszy, tyle prawdy w jego poglądach, że ja sam przy nim
ogrzałem się i oświeciłem. Ma reputacyę bardzo uczciwego
4xtowieka; z dalekich tei stron zwożą do niego kdlA dla na-
•ciągania szyn i przyprowadzają konie do podkucia. Żaden
kowal niezna tak dobrze swojego rzemiosła jak on. Pomocni-
kiem jego w kuźni, jest mieszkający z nim razem Filip
Kurek, włościanin ze wsi.Mostówki z pod Warszawy. Jest
to typ prawdziwego polskiego chłopka: pomimo dwudziesto-
kUkoletniego wygnania mówi i żyje, jakby był na Mazowszu*
Złote serce, gorąco miłujące ojczyznę, od dwóch lat kme
sobie mocny wóz, na którym chce do Polski powracać, a od
śmierci Mikołaja powrotu spodziewa się. Filip Kurek za
ukrywanie i pomoc dawaną emisaryuszowi Szpekowi w 1933.
roku uwięziony, otrzymał 9,000 kijów i wraz z teściem swoim,
sołtysem, zmaiłym w Nerczyóskim Zawodzie, Kazimierzem Sa-
dowskim, przysłany został do kopalni, gdzie przez lat wiele
mozolnie i w nędzy pracogąc, nie uronił ani jednej cnoty na-
rodowej.
W towarzystwie Tomasza i Filipa, biegła godzina za godziną
na wspomnieniach Polski, na pogadance o kolegach, na
wyrażeniu nadziei o niepodległości Polski. Wierzyli oni głę-
boko, że ojczyzna nasza zmartwychwstanie, że zrzuci z siebie
ohydne jarzmo, i chociaż zgarbieni, strudzeni niewolą, zmor*
dowani tęsknotą, wiarę te usprawiedliwiali siłą swojego
ducha, cnotą, poświęceniem dla kraju i pracą nieustającą.
Póśno nazajutrz obudziłem się: koń już był nakarmiony
i napojony, a i mnie koledzy wygnania orzeźwionego i sytego
wyprawili w drogę, wskazawszy wszystkie góry i doliny przez
które przejeżdżać miałem i ścieżki i drogi, które ominąć
powinienmn. Frejlina znowuż grymasiła i opierała się przy
w^ieźdsie z Kukui. Po wielu usiłowaniach, zmusiłem ją
wreszcie do wyruszenia, i oto ciągnie mnie na górę, z której,
po krętej drożynie zjechałem w dolinę. Dolina głęboka
104
mftiiiA mi^diy g^ry, pRedaelo&a jest wysokim do kb po-
dobnym pagórkiem na dwie równe części. Na wiendidkack
ti«rcs% skały i ciemnieje bór iglasty ; na pochyłościadi widać
lagrody, to jest ploty, któremi tu każde pólko prsesnacnM
do zasiewu ogradzają, dla tego żeby odironić zboża od sae-
bodnie i wszędzie bez pastacba waięsającego się bydła. IH^
na dnie doliny, kilkanaioie koni kopytem wygtzebige tiaaf
z pod śniegu, a nad nimi na obnażonej galęń oeiay mńe^
•zony pahacz woła ogromnym głosem. Głos jego p r zei aifa y
rozlega się po calfej dolinie i odbija się o skały. Kenw
trwożliwie na niego spoglądają, i ja się nie dziwię, że jege
wołania wzięto za smutną wróżbę.
Przejechałem w poprzek dolinę, droga zwęża się i iiidy
jej stają się niewyraźne, aż wreszcie znikła zupełnie: maas-
łem zbłądzió i inną drogą pojechałem. Po przykrej drods»
mechoiałem wracać, tym bardziej, że zdawi^o się mi, że a
górą, która jak ogromny grzbiet zarioniłii mi liorysont, m^
di^ się Akatiija. Śladem więc sań, które jak widać z ktacifcśw
pozawieszanych na gałęziach siano wioidy z doliny, irjeiJiaiiiii
na górę. Stok jej drzewami porosły i pokryty złomami ifał
jest bardzo przykry, Frejlina wiele razy odpoczywała saaiB
wdrapała się na wierzchołek. Ja idąc za ssniami Jak my«
spotniałem, ależ za to, co za widok rozwinął się praedezsaą
z wierzchołka goryl Warto było spotnieć i pociąć waselfcis
trudy ażeby go zobaczyć. Od północy i wschodu piętrsiy się
labirynt gór czarnych i sinych, puszcza na nich, adaleka wy-
daje aię jak czarny leszcz rozpostarty na ogromnych bar-
kach, wiatrem w tysiączne fiiłdy i karby ułożony! Wiatrs
przecież nie ma, owszem w lesie grobowa cisza panuje. Oón
na której stałem była jeszcze drzewami obrosła, lecs wszystkie
góry, które się przedemną na południe i zachód roceiągałf
były zupełnie nagie i śniegiem zasypane. Oko daleko aięga
ze szczytn, a wszędzie góry i góry, białe, okrągłe, psj^-
dyńczo na wysokiej równinie rzucone, lub ciągnące tię aae>
regiem przerwanym doliną, a za nią znowuż nowy aasjug,
nowe pasmo, aż do ostatniego na horyzoncie, które adage
się być białym obłokiem. Powietrze było mrośne lecs p^
godne* niebo błękitne, a słońce rzucało z ukosa kięby anmyck
105
promieni, wydobywajfc tęczowe blaeki z każdej gwiazdeczki
iniegik Nad ią pnatynią sfalowaną, Btwardł% i biał^ jak
Ocean Lodowaty, nie nnoai się iaden ptak, nie etycha^
iadnego zwierzęcia i nie widać nigdzie krzyża, domn. Pntto,
^eho i zimno jak pod biegunem. Byłbym dłngo przypati^*
wał się okolicy, tym smugom nieskończonej białoćci i czar-
ności, temu zejściu się i połączeniu w jeden widok obu barw,
kcz mróz mi zazierał za pazuchę i przenikał koici. Umie-
śeiwszy więc w mojej pamięci ten widok, zadumany jak
zwykle wówezas, gdy nie możemy odgadnąć, co przedmiot
praez nas widziany wyraża, siadłem w sanie i krętą drożyną,
uderzywszy kilka razy o ząb skalisty wyzierający z pod śniegu
i wpadłszy dwa razy w wyrwę deszczem wyrobioną, zjecha-
łem na dno doliny nieznanej, zupełnie podobnej do wyżej
opisanej. W niej, według moich domysłów znajdować się
powinna Akatnja, tymczasem nigdzie w niej chatki nie wi-
działem i nigdzie człowieka nie spotkałem. Eto zabmie musi
brnąć dalej, i ja też, chociaż może oddalam się od celu
mojej podróży, muszę już w tym kierunku dążyć jakim się
z początku puściłem. Znowuż więc wjechałem na drugą górę
i z niej objąłem wzrokiem całą okolicę, lecz nigdzie nieco-
baczyłem ani kominu, ani dymu. Wjechałem w trzecią do*
linę, lecz i ta jest niezamieszkałą i dopiero z trzeciej góry
zobaczyłem w głębokiej, ponurej i ciasnej dolinie cmentarz
na pagórku, za cmentarzem dwie długie ulice z chat i
kletek zbudowane, a za wsią samotnie stojącą turmę: to
Akatujal
Z radością po tak trudnej i niepewnej drodze przyjechałem
do Akatui, lecz z większą jeszcze radością byłem przyjęty
przez zacnego i gościnnego pt&ownika wojsk polskich
Piotra Wysockiego. Przez izbę, w której czeladź sie-
działa przy stole, poprowadził mnie Wysocki do obszernego
pokoju, świeżo wybielonego i ozdobionego kwiatami w do-
meskach na oknach stojących. Stół, kilkanaście krzeseł,
łóżko, książki na drugim stole i w szafce, oto umeblowanie
tego pokoju. Obok był drugi mniejszy pokoik. Przyjęty i
iśeiskany byłem jak syn przez ojca. Piotr Wysocki jest
jeszcze człowiekiem czerstwym i w sile wieku. Cierpienia,
106
których tyle pnessedł nie liuiialy go dot^ Chonąje CMf^/kati
jak dawniej, saw»e jednak naewaó ńę mołe c^wiridna
silnym. Wysc^Eiego wzrosta, barczysty, postawa wyprosto-
wana, wojskowa. Włosów szatyn, siwych jeazcae mena.
Oko bystre, błękitne, nos duiy, czoło małe, a wyras twany
wojowniczy i pełen miłości. Głos ma potęłny. Mówi jakby
komenderował, a gdy mi opowiadał, jakie to wiersse pned
rewolucy% 1831 roku młodziei czytywała, z jakich natchwiwa
czerpała i zadeklamował kilka ostrów z Konrada Wattea-
roda Mickiewicza, zdawało się mi, że słjrszę dowódcę, któiy
stojąc przed frontem swojego ptdku, wkrótce go na bój po-
prowadzi i że go pułk cały słyszy.
Przy herbacie, obiedzie, przez cały czas mojego pohjtn^
nieastawała rozmowa. Pytał się troskliwie bohater 39. liito>
pada o Polskę, o usposobienie ludności, wyrzekał, ie ginie
duch wojowniczy, łe młodzież niezna służby wojaków^
Musiałem mu opowiedzieć swoją sprawę, a następnie dać na
dokładny obraz kraju, i usiłowań ku jego wyjarzmieniu. Na*
ganiał mocno propagandę waśniącą klasy społeczne u nas,
a nienawiść demokratów do szlachty uważał za zgubną i
niedowodzącą miłości ludu. Bohater 29. listopada nie faji
wcale demokratą w codziennem pojęciu tego wyraża, nie
byt też i arystokratą, był on i jest Polakiem miłąjącym nie
tylko lud ale cały naród; był on Polakiem który rosunuigąo
swój obowiązek narodowy, bez wielkiego jeniuszu, dat ini-
cyatywę do wielkiego powstania narodu. Ogromne
stanowi wielkość tego człowieka. Kocha on Polskę i
nad Polskę. Kochając ją, kocha i lud wiejski i
potrzebę jego podniesienia, zrównania; ale przed przeobra>
żeniem społecznem narodu, chciał jego niepodległości i wy-
wołał powstanie. Wysocki nie jest wcale podobny do rewo*
Ittcyonistów europejskich. Jest to żołnierz polski, który mf
umie bić za wolność i który spełniając obowiązek Polak%
spełnił i postawił wielki fakt historyczny. Tak rnimmialrw
Wysockiego, takim go poznałem; niedoznałem więo z jego
poznania rozczarowania, którego doznali ci, co Wysockieigo
mierzyli łokciem rewolucyonisty jenialnego. Pełen miłoacś
kr^u i obdarzony umysłem pojętnym, zdolnym, nie aaógt
107
jednak fiaii%ó na caele Ts%da, jak stal na oaele koaspinM^
bo nie miał do tego potnebnej oiniejętności. Gdy mu
powtórzyłem laisuty Moohnaekiego^ porobione mu w zni^'
komifym opisie powstania 1831. roku, rzeU Wysocki: «Dn-
wi^ 81^ ie Ibnryey mógł mi srobió saisui, ie nie myilatom
e postawienia nowego rx%dn. Na kilka miesięcy pned
S9. listopada, mówiłem w tej kwestyi z Maurycym i zapyty-
wałem go, czy by nie wszedł do rz%da? Odpowiedział mi,
ie nie; a moie z obawy, żebym mn nie powtórzył znów
mojej proposycyi, unikał mnie i jui się zemn% nie widział,
aż po dokonanem powstaniu. Nikt z przygotowujących
powstanie a mających kwalifikacye na członków rządu, nie
ebciat wejść do tego rządu; stało się więc, że powstanie
wybuchło bez sw^^ rz%du.p Wysocki nie mógł, bo nie umiał
nądzić; on powołując podchorążych do powstania słowami
«godzina wolności wybiła, bierzcie karabinyj» i poprowa-
dziwszy ich do zwydęztwa nad Moskalami, zrobił, co mógł,
co byt powinien; że nie rwał się do spraw, nad jego siły i
umiejętność, należy mu za nową zasługę jwczytać. Mo-
chnacki lepiej od Wysockiego rozumiał potrzebę rewoluc^-
nego rządu; kiedy go więc Wysocki zapytywał w tej kwestyi
iproponowi^ mu cdonkowstwo rządu, Mochnacki powinien był
zagąe się tem i mieć już gotową kombinacyę osób do rządu
w dniu 29. listopada. Że powstanie nie miało swego rządu,
winien temu więcej Mochnacki niż Wysocki. Wysocki nie
znał opisów powstania Iftdl.roku wyszfych w emigracyi, rad
więc o tych opisach dowiadywał się i ciekawie o poglądy
autorów zapytywał. Czytał mi swoje prace, które także za-
wierają opis 29. listopada. Prace te bardzo ciekawe, roz-
poczynają się od opuiu rejterady Francuzów z Moskwie przez
PoUę w 1612. roku, opisu wielce zajmigącego. Przy czy-
taniu ustępu, w którym opisuje jak na placu Marsowem,
ł^nkasińskiema i dwom jego kolegom szlify zrywano i wyrok
csytano, stary Wysocki zaszlochał i ja za nim zapłakałem.
Takie to czułe i piękne serce posiada nasz Piotr. Dowodzi
on, że nie ucisk Elonstantego, nie prześladowania, grwałcenie
kimstytucyi, wywołało 29. listopada powstanie, lecz potrzeba
Biepodległośoi narodu. Że choćby obcy rząd był najlepszym,
106
dioćby tniołowie suni raądstli ale oboy, to poirataaie fli»
loby miejsce, gdyi Polakom nie o lepne Imb gorsie mo*
'skiewskie, pruskie i anstryaokie n%dy idzie, ale o to, My
tyck rządów w Polsce nie było. Prseoiwko wice tym, IcUmf
twierdzą, ie nie byłoby powstania, gdyby lioekato koiistf>
tncyi nie gwaldli, występuje mocno WysockL W pnaA
swoich zbacza Wysocki często od przedmiota, wd^ąe aę
w historyczne zaciekania, lab filozoficzno*polityczne rocinao>
wabia. Niemców uważa za niebezpieczniejszych dla nas nii
Moskali; nie nazywa ich Niemcami, lecz Dajozerftni i as
smutkiem przypomina ile to juft milionów Polaków nad £lfa%
i Odr% miesdcających wynarodowili.
Tak mi czas szybko schodził. Później oprowadzfl mnie
Wysocki po swojem gospodarstwie, pokazywał fabrykę mydlb,
opowiadał przygody swoje więzienne i na wygnaniu. Wia-
domo, że w czasie kampanii zwycięzca Modcali w dais
39. listopada 1830. roku, dosłużył się stopnia putkownika;
że pod Wol% Moskale wzięli go do niewoli ranionego i tizy-
mali w Warszawie w więzieniu przez trzy lata. Wyrok oliiy-
mał na dmieró. Sąd namawiał go żeby podał do ^fkirły
proóbę o ułaskawienie, ręcząc za dobiy skutek. Wysodd
kazał sobie do celi więziennej przynieió papier i atramtiBt,
lecz zamiast prośby o darowanie życia, napisał te ałows;
uNie dla tegom broń podjął, ażebym prosit cesaraa
o łaskę, ale dla tego, żeby jej mój naród nigdy aie
potrzebował.)! Pomimo teg odpowiedzi, godnej być wy^
rytą na marmurze, Wysocki nie został stracony i Mikofc;
karę śmierci zamienił na karę ciężkich robót w Sybes^L
Po trzechletniem więzieniu wywieźli go z ojczyzny; w lfi>-
skwie dowiedział się o śmierci Wincentego Niemojowsk ieg e;
który w drodze na Sybir umarł w kajdanach w tern iwie
śde. Przywieźli Wysockiego do Aleksandrowska pod Lrksefc.
Tam pod jego przewodnictwem kilku Polaków uciekto. ^Wy^
socki ułożył plan ucieczki przez góry Sajańskie, Dż ungo » y%
do Indostanu. Plan olbrzymi, trudny do wykonania, mim
dowodzący śmiałości pomysłów pana Piotra. Już w iiuaaaa
miejscu opisałem tę ucieczkę i zdradę Ka^Mrskiego, w skntiek
której, oddziałek odważnych otoczonym został przez obhnsi^
109
w chwili przepTawiania mę pnez Angara. Do i^jrnących na
łódce strzebuio i Wysocki został raniony w rękę. Na wyspie
wszystkiok t^ęto i oddano w Irkuckn powtórnie pod sąd.
Wysocki pod sądem znowui rok siedział, wyrok zapadł na
pReniesienie do kopalni w Akatni i 1,000 k\jów. Wyrok
był wykonany, a Wysocki przykuty do tacdd przez dwa lata
I wicEienia chodził na roboty w górę. Później władza gór-
mesa nwolnSa go od robót i pozwoliła wolno mieszkać
w Akatoi, ukrywszy tę swoją względność przed carem w Pe*
iersburgu. Wysocki wówczas zajął się gospodarstwem, za*
loźył mydlamię, i dzisiaj atrzymtge się ze swojej pracy,
wspiera kolegów, wspiera chłopów i katorinych tutejszych,
tak ze wszyscy nazywają go Ojcem i Dobroczyńcą swoim.
Ma wielką powagę pomiędzy Syberyakami*), we wszystkiem
się ga radzą i zawsze o pomoc do niego uciekają. Przez
nądnoić i pracowitość swoją, doszedł do wcale porządnego
gospodarstwa i zamożności, ale tez własną ręką pracuje i
w roli i w mydłami. Oprowadził mnie po swojem gospo-
darstwie. Wszędzie czystość, porządek zastałem. Czeladzi
dożo, obfitość wszystkiego. Wysocki z Akatui prawie nigdzie
mewyjeldiał, poznał jednak wszystkich wygnańców, gdyi
kałdy odwiedzał zasłużonego patryarchę, a bardziej prześla-
dowani przez rząd moskiewski jak Stefan Dobjfycz, Karol
Buprecht, bracia Dalewscy i inni byli pierwotnie do Akatni
podani.
Wiele tei czasu Wysocki poświęca czytaniu i nauce. Na
jego stole zastałem opisanie geograficzne Polski i moskiewski
konwersaoyjny leksykon. Z biblioteki polskiej w Nerczyńskim
Zawodzie liczącej do 3,000 tomów, przysyłają mu książki.
Ka dzień 99. listopada, koledzy z odległych stron nerczyń-
>kiego wygnahia, zdążają do Akatui i tu pamiętną rocznicę,
w mieszkania Piotra Wysockiego uroczyście spędzają. Wy-
*) Piotr Wysocki uwolniony x 8yb«ryi w 1857. roku, tosuwił po «obłe
wiprainiMiie w Akatai n|)le|MM 1 długo Jego tmJt bt^« «« «• «•«*♦ ^V^
«»Me. Kąsano mn samieMka^ w mic^eio rodsinnom Warca, % której nlgdaie
^daltó ait mn nlawolno. Tn aa płenifdae które dU niego ałoiyli eactegól-
■H w emigraeyl i na Wołynia, kapił sobla siemię i w ai«d pnmfąc, koncsy
Woj sasłuśony iywot.
110
•ocki gościnnie wszystkich podejmuje. CsMuni ktoś ao«f i
palnie, a czasami wesołe, narodowe ftpiewy wieczorem w dna
S. Satamina rozlegają się z mieszkania pana Piotra. |
Z Wysockim mieszka razem Wincenty ChłopiekK
rodem z Ukrainy. Przed rewolQcy% słn^ł w wojsko ■»•
skiewskiem. Za patryotyczne nsitowania i ndziat w poYitnii
przysłany do kopalni nerczyńskich. Gdy Wysocki neW
przy taczce w wi^enin, on, Hilaiy Weber, MisinreMr
Stanisław Bronowski i inni zmówili się, ieby WysockMg*
odbić z więzienia i wspólnie z nim z Syberyi uciec Wo^t^ |
byli w wielkiej biedzie, a do takiego przedsięwzięcia potnaki I
było środków, mianowicie tei pieniędzy. Postanowili wiQe |
potrzebną sarnę na drogę i do odbicia, zrobić w moekiemkkk
papierach. Jeszcze nie zaczęli robić tych pieniędzy, gdy a- j
miar wydał się i kilka wygnańców przyaresztowano. Pn?" ;
gotowane mateiyały akryła gospodyni Chłopickiego Syke i
lyaczka, z którą potem z wdzięczności Gfałopicki oienił ■(; I
pomiino jednak braku acorpos delictin trzedł skazaDyoh »- i
stało na knnty. Egzekacya odbywała się w Nerczyotfan I
Zawodzie. CUopicki był kantowany i piętnowany liteM
K. A. T. toi samo Bronowski. Webera gdy prowadzili m
szafot, przebił się noiem, w skatek tego egiekocyę €od»
niego wstrzymano, a gdy go wyleczono, joż go nie knis-
wali, donieśli tylko, źe był bity. GUopieki z kona sw^jl
mieszkają a Wysockiego. Ona mówi jak Polka i jest f^
spodynią doma*), GUopioki zaś pomocnikiem Wysodciego
w mydłami i w gospodarstwie. Ghłopicki jest serdecnys
przyjacielem Wysockiego, zapełnię ma oddany. O sobie lii
myśli, tylko o Wysockim; jego powodzeniem, jego sli«|i
szaconkiem iyje. Nie widziałem nigdy tak dobrego pnj"
jaciela, jakim jest poczciwy Ghłopicki dla Wysockiego.
Prócz wyżej wymienionych, mieszkają jeszcze w Akaiią
następni wyg^nańcy polityczni: Stanisław Dutkiewiei
z miasta Brzeska w Miechowskim powiecie, przysłany do ko-
palni za uczestnictwo w powstania Mazarakiego lS4fi. roka.
*) Chłopleka omarU w 1857. roka pn«d powrotoa^swoiaf* ■#*• ^ '
Ohiopleki po powrocie otlaiU na Dkraiaio.
111
Eustachy Racsyński z Podola, w wieku • młodzieńczym
16 lat, za udnal w wyprawie emisarynsza Dziewickiego w 1833.
roku, otrzymawszy 1,500 kijów, przytkany do Akatui, tu miał
wypadek, że kobieta Sybeiyaczka, katorźna, która się w nim
akochała, nożem go pchnęła, ale nie śmiertelnie; obecnie
tmdni się handlem. Dziewicki niewidząc przyszłości dla
twojej wyprawy, oddziałek swój rozdzielił na dwie części i
dążył ku granicy. Znużeni i zgłodzeni weszli partyzanci do
pewnego szlachcica i zażądali jego gościnności. Zasiedli do
wieczerzy, przy której zasnęli, a broń ich była pod ścianą.
Obywatel ten strachem do podłości doprowadzony został,
^y j^fii^ goście siedzieli przy stole, on tymczasem zawia-
domił kozaków o bytności partyzantów u siebie. Kozacy
przybyli, otoczyli dom, a wpuszczeni do sali z pokoju go-
spodarza, śpiących powstańców powiązali. Ze złapanych w ten
sposób rozstrzelani zostali: Krasowski, Przeorski, Olkowski
t 4 pułku piechoty i inni. Dziewicki w więzieniu w obe-
cności Raczyńskiego otruł się. ^Ksawer Majewski szewc
z Wilna, przysłany do kopalni za udział w związku mło-
dzieży litewskiej w 1849. roku, poprzednio otrzymał 1,000
k^ów; Jakób Wołęsowicz za tęż samą sprawę otrzyma!
także 1,000 kijów i przysłany do kopalni*); Kazimierz
Kisielewski żołnierz 1831. roku, następnie za udział w wy-
prawie Artura Zawiszy w 1833. roku przysłany do ko-
palni.
Na cmentarza tutejszym spoczywają: Piotr Lewicki,
podofieer z wojska polskiego .w 1831. roku**) zmarł w wię-
*) Jakób Wołcflowics powróeony do kraja 1859 , w rokn 1863 powtórnie
t Wilna pnes Unrawiewa Wiesiatiela do Syberyi wysłany.
**) Piotr Łewiekl , rodem był a Waraaawy. Odbył kampanię 18S1. roku
)ako podoficer. Z polakiemi wąjakami wysaedł sa granicę, a w roku 1833
t bronie w ręka i»axedł s emiaarynssami do Królestwo Polskiego. Złapany
i osadsony cosuł w Warssawie na odwachn. Tn go odwiedsał brat bes nogi,
kMr| stracił w bojacłi , siostry i eała rodsina. Odwledsf ny icłi były ma po-
eisebf i promieniem wtfród clemnoici. 8%d go skaaał na 3,000 k^ów i do ko-
Pdol. Nastąpił dzień egseknoyi. Żołnierce Jak przeć noie pędzali prces k^e
J«dDoese^ie Lewieklego Piotra, Maksymiliana Gawrylenkę i Wissniewskłego.
I^ ostatni takie sa adsiat w wyprawie emisaryossów. Kaśdy kf] prceoinał
ia ikórę , lab tei sostawiał na nl^ grab^ siną pręgę. Wytnymali kaidy po
'iOQD kyów. Na egaekacyę patrsyła jakatf praekupka warssawslca; wids^e ieli
112
zienitt Akatiąjskiem w kajdanach; Dobrowolski z Łitwjr,
przysłany do kopalni za udział w powstania 1831. roku, po-
wiesił się w więzienia Akatujakiem z tęsknoty do kraju, di
zony i dzieci które w kraju zostawiŁ Polacy w Akatoi ue
mBJ% osobnego cmentarza i chowani są na jednym cmeoUn
z Moskalami
Prócz Polaków, których w różnych epokach do robóci
do turmy w Akatui przysyłali, w tutejszem więzienia pm*
bywało jakift czas kilku moskiewskich dekabrystów; jedsi
z nich podpułkownik Michał Łunin, zmarł przed kiJb
laty w Akatui ^^ własnym domu. Ciało jego odprowadstli
na cmentarz polscy wygnańcy i ksiądz Tyburcy Pawbwiki,
który był w Akatui przez lat kilka kapelanem Łunina. Si«itia
z Petersburga wystawiła mu na cmentarzu tutejszym kaniesij
nagrobek. Łunin był jednsrm z najświatlejszych członków
związku moskiewskiego 1836. roku. Filolog niepoq>olity,
mówił po moskiewsku, po polsku, po francuzku, po angiekki
i po niemiecku; łaciński, grecki i hebrajski język znał do-
skonale. Prócz nauki miał wiele dowcipu. Wyrobiony po-
litycznie, nauką i charakterem, celował nad wszystkich de-
kabrystów będących w SyberyL Podróżując za granicą, po-
rzucił jeszcze w młodości swojej w Francyi schizmatyeki
wiarę, a przyjął katolicką, której, aż do grobowej dtM
był stałym i gorliwym wyznawcą. Łunin służył w gwaiAji
carskiej. Roku 1814 za śmiałą odpowiedź daną Wielkiewi
Księciu Konstantemu Pawłowiczowi, który łajał i besitri
wszystkich oficerów, wydalony był z gwardyi do pałka ab-
nów w armii. Konstanty na drugi dzień po wyzwiakack
przepraszał oficerów i oświadczył się, ie im da osobiste ttr
dosyć uczynienie, naturalnie w tej myśli, że żaden z nich ti-
kowego nie przyjmie. Tymczasem Łunin ^Tsaedł z tlans
oficerów i rzekł, że stanie do pojedynku z W. Księdan.
m^kl i cierpienia, uphkAna pro«iła egzekutora, seby bitym poawolil vypic
kiUa kielinsków pokrsepii04<^^ wódki. Niechciał aa to seswolić, leci ■iiaecw
uległ eoergicsn^ prośbie I poczciwa kobieta podała kaśdema kiellaiek ««dk>.
poczem soetali odwiezieni do lazarela, zk^d wkrótce wysłano idi do Syheifi.
Wiezniewski aiedoszedł do mi^aoa: umarł w podróiy w Brzeicia-Utewakim.
Jeden tylko z nicli, Gawryienko, w 1859. roku powrócił w iw<
białoruskie strony.
113
Koastuity udał, ie ńę ma podoba śmiałość Łunina, gfrzecznie
2 nim mówii, całował, ^ede do pojedynku nie stanął; brat zaś
jego car Alektander L, oddalił go za tę śmiałość, jak juź
mówiliśmy z gwardyi. Prześladowany Łunin przez pułko-
wnika arnoji, który działał według danej mu z góry instrukcyi,
TO%ł dymisyę; lecz chcąc znowoż uniknąć nadzoru policyi,
wBtąpił powtórnie do ałuiby i to pod Konstantego dowództwo
który odtąd prawdziwie czy fałszywie, dość te udawał przy-
jaciela Ziunina, i dał mu stopień podpułkownika w pułku
gwardyi ułanów.
W tym czasie stojąc ze swoim szwadronem pod Warszawą
w mijętności bogatej fami^i, której jeden z członków słynął
jako zdrajca ojczyzny, utrzymywał dwóch niedźwiedzi, które
z nim wszędzie wałęsały się i strachem napełniały bojaili-
wych. Gospodyni domu niepodobały się zwyczaje Łunina i
napisida do niego list, w którym się uskarżała na jego ekscen-
tryczne upodobania i prosiła o zamknięcie niedźwiedzi. Łu-
Bin odpisał jej , że gdyby jej ojciec nie był Polski zdradził,
nie byłaby dzisiaj narażoną na nieprzyjemność oglądania
w swoim pałacu, nie tylko czworonożnych, ale i dwunożnych
niedźwiedzi. Kniaź Konstanty pewnego razu zabronił ofice-
rom czernić wąsy. Zobaczywszy na paradzie, że Łunin ma
ezame wąsy, a myśląc, że je ufiksatoarował, posłał ac^u-
tanta do niego z wymówką. Adjutant podjechał do podpuł-
kownika i rzeU: «Czytałeś pan«rozkaz W. Księcia? Dla czegóż
pan maaz czarne wąsy?» a Czytałem rozkaz, odpowiedział
Łimin, ale wówczas dopiero mógłbym powiedzieć dla czego
mam czarne wąsy, gdyby Wielki Kniaź mógł mi powiedzieć,
dk czego nie ma nosa.» Po rewolpcyi nieudanej 14. grudnia
1825. roku w Petersburgu i odkryciu związku. Konstanty
udawał, że nie wierzy wiadomościom o udziale Łunina w kon-
spiracyi i uprzedził go o aresztowaniu. Łunin nie uciekał,
gdy go przywieźli do Petersburga a słabego ducha towarzysze
w naocznych stawkach, dowodzili mu, że należał do związku,
izekł do komisy! śledczej: «Zbyt wiele szanuję tych panów,
ażeby im kłamstwo zadawać. Co się zaś tycze szczeg^ów,
które oni uważali za potrzebne zakomunikować panom, nic
nie umiem powiedzieć, nie pamiętam ich, a być może, że
GiLLii , Opisanie, łl. 8
114
i rzeczywiście miały mieJ8ce.» Gdy go wyprowadzili na phc
kary, ubranego w płaszcz aresztanta i w czerwone ułańskie
spodnie, zawołał na A. J. Czemyszewa: wCbodź pan bliżej i
naciesz się tym widokiem.» Łunina osadzili w fortecy Sziiiel-
burskiej, gdzie siedział w bardzo wilgotnej kazamacie, »
stropu której krople wody na niego padały. Pewnego ran,
wszedł do jego celi komendant fortecy, i zapytał wifinit
czego żąda, że wszystko, co nie jest przeciwne jego obo*
wiązkom, gotów mu uczynić. « Prócz parasola, niczego nie
żądam jenerale !» odparł Łunin z humorem, który go nigdy
nie odstępował. Po kilku latach ciężkiego więzienia, w ktoreai
chorował mocno na szkorbut, co go pozbawił zębów, w 1830.
roku posłany został do więzienia w Czycie, gdzie zastał ^la
swoich towarzyszy. Po wyjściu terminu, na który był do
kopalni skazany, osiedlono go we wsi Uryku pod Irkuckiem,
gdzie zebrał sobie piękną bibliotekę i miał w swojem mi^
szkaniu kaplicę, w której jakiś czas odprawiał nal)ożeńst«o
franciszkanin ze sprawy Szymona Konarskiego ks. Tyhorer
Pawłowski, którego Lunin w podróży do Nerczyńska u siebie
zatrzymał. Tu w jUryku, odwiedził go jenerał -gubernator
Wschodniej Syberyi Wilhelm Rupert; Łunin, pokazując nt
w swojej bibliotece 40 ogromnych tomów moskiewskie-
prawa i jeden tom francuzkiego kodeksu, rzekł: aPatrz Paa^
jacy to śmieszni ci Francuzi , tyle tylko praw mają ile jetk
w tej książeczce. U nas, inaczej, jak spojrzy kto na owe
40 tomów, to już dla samej ich objętości, musi szanować
nasze prawodawstwo) W roku 1840 oburzony religijneni
i polityczne mi prześladowaniami Mikołaja, napisał po an-
gielsku. (iRzecz o jego panowaniu, z dodatkiem różnych do-
kumentów. '*')» Mikołaj dowiedziawszy się kto jest autorem
tej broszury, chciał Łunina z początku rozstrzelać, póóii^
zmienił myśl i kazał go osadzić w więzieniu w Akatui (UU.
roku), gdzie siedział razem z Piotrem Wysockim. Gdy Senator,
który objeżdżał Wschodnią Syberyę, wszedł do jego ceb|
Łunin rzekł do niego: (tPermetteż moi de tous faire Im i
*) Uwagi o panowaniu Mikołaja po angielsku wydane w Loudynt* <^7'
Niujorku. Proca tego wydał Łunin : uCoup d'oeil aur les afFaires de PoI«pe»
1840; i cApercM aur la aociele occulte en Rusaie 18ie~1831.»
115
honneors de mon tombeau.» Wiem]!^ joż, że niepospolity
ten człowiek umarł w Akatni. Bibliotekę po nim rozdrapali
ceynownicy i różni ludzie.
Straszne i ^awne więzienie Akatojskie położone jest w po-
nurej dolinie za wsią. W obecnej chwili nie znajduje się
w niem ani jeden polityczny więzień, kryminalistów zaś
bardzo wielu. Najniebezpieczniejszych przykuwają do taczki
lob na łańcuchu do ściany. Między przykutymi do ściany
znajdował się niedawno niejaki Filipów, wielki zbrodniarz
i morderca. Niewysoki i wątły, posiadał jednak wielką siłę.
Zawsze pochylony, ze skromną miną, mówił cienkim, na-
bożnym głosem. Nazywał sam siebie grzesznikiem, modlił
lię zawsze gorąco i ze łzami w oczach, a robił to wszystko
w celu zakrycia rzeczywistych zamiarów swoich. Przysłany
lostał za niewiadome mi zbrodnie z Moskwy do kopalni.
Pewnego razu Filipów udi^ się do ojca Maksyma, popa
w Dagio. Kłaniając się niziutko ze złożonemi rękami na
piersiach, prosił, żeby mu pozwolił zabawić w swojem to-
warzystwie: «Och! Ojcze Dobrodzieju 1 i ja z duchownego
itanu pochodzę. Ojciec mój był popem a ja na co wysze-
dłem? Tak to Bóg karze występnych! Ochl cóż jabym dał,
żebym mógł szczerze odpokutować za swoje zbrodnie i wejść
znowuź pomiędzy poczciwych ludzi ?» Ojciec Maksym wzru-
szony pobożnym głosem i skruchą Filipowa, posadził go obok
siebie i dawał mu moralne nauki. nTak, Ojcze Maksymie!
piszczał Filipów, Bóg jest miłosierny, on mi przebaczy. Jedna
tylko, jedna rzecz mnie gubi, bo ona to właśnie zaspoka-
jając chciwość wrodzoną ludziom, pobudza we mnie różne
inne, złe namiętności: » «Cóż to takiego przeszkadza ci do
zopełnej poprawy? a uOch! Ojcze Maksymie, to ta nieszczę-
śliwa wiadomość sposobu, przez który podwajają się pieniądze
jskie posiadamy.)) « Jakiż to jest sposób ?» mówił Maksym
coraz ciekawszy. oDjabelski ojcze Maksymie, djabelski, strach
powiedzieć, ale cóż kiedy skuteczność jego zawsze mnie po-
ciąga !i» « Opowiedz mi go, ten sposób ?» Tu Filipów opowie-
^óal ów sposób podwajania pieniędzy, a umiał tak opowie-
dzieć, że popa zupełnie przekorni i pop zapragnął go do-
iwisdzyć. ttOch Ojcze Maksymie, jest to rzecz niebezpieczna,
6*
116
trzeba się bowiem wprzódy wyrzec na całą noc Boga i oddtć
się pod opiekę djabia. Pieniądze które chcemy podwoić,
trzeba włożyć pod poduszkę razem z zaklęciem, które mam
przy sobie napisane. Na lóiku niemszając się, trzeba prsez
cał% noc spokojnie przeleżeć, a nazajutrz rano, zajrzeć pod
poduszkę, gdzie niezawodnie będzie podwojona anina pie-
niędzy. » Ojciec Maksym poddał próbie 10 rubli i nazajutn
miał pod poduszką 20 rublL Filipowa polubił i zaprzyjażnfl
się z nim. O moralności , o poprawie nigdy już z nim nie
gadał, tylko o bogactwie, podwajaniu pieniędzy, a potem o
poczciwem życiu wśród dostatków z nim gwarzył. Kilka razr
podwajali rosie sumy, aż wreszcie pop gnany ch<awo9ci|.
chciał odrazu wszystkie pieniądze, jakie miał w domu podwoić,
a miał ich przeszło 200 rubli. Odbywszy więc wszystkie cza-
rodziejskie formy potrzebne do takiego aktu, pop wsanil
200 rubli pod poduszkę i położył się w łóżku. Filipów wsuntl
pod poduszkę pisane zaklęcie i wyszedł. Nazajutrz długo nie
było Filipowa; napróżno pop w łóżku niecierpliwił się, ai
nareszcie, nie mogąc już dłużej w łóżku leżeć, wstał, zajmł
pod poduszkę i ani grosza nie znalazł. Filipów wsuwając za-
klęcie, wszystko mu zabrał i już się więcej w domu p<^
nie pokazał. Maksym zaskarżył Filipowa, ale ten z gm-
biaństwem odpowiedział, iż pop głównie jest wazystkiemB
winien, bo zbyt wcześnie wstał i nie czekał na jego p rayjśc i s ,
więc też djabli wszystko zabrali, a w końcu grozfl, źe jemeh
pop nie zaprzestanie dochodzić tej sprawy, opowie jak aę
wyrzekał Boga, polecał 4jabłu, wzywał go i robił ucsestnikien
swoich czarnoksięzkich sztuk, i t. p. Pop wiedział, że jeieli
wiadomość o tej sprawie dojdzie do uszu Archireja, nieza-
wodnie pozbawiony zostanie miejsca. Dla tego tez za radą
czynowników zamknął dochodzenie kradzieży i nie prześla-
dował oszusta. Wypadek ten, w którym, pop zrobił się
ofiarą własnej chciwości i łatwowierności, tylko małą oświatą
tutejszego duchowieństwa wytłómaczyć się daje. Filipów
kupił sobie domek w Akatui i ożenił się. Raz, przed iaiie-
ninami swojej żony, przyszedł do dozorcy kopalni (Nadzira-
tiel) i kłaniając się mu niziutko, prosił do siebie na uroczr-
stość imienin. « Niech pan zaszczyci domek mój swoj% obe-
117
cno&ei%, mówił, sa najszczęiliwazego będę się uważał, jeieli
pan nie pogardzisz moim ubogim domkiem. » Tak samo za-
prosił sodzierżatiela i smotritiela akatojskiego. Wszyscy
trzej lubili wypić, a wiedząc, że na imieniach będą wódką
częstować, poszli do Filipowa. Filip udawał bardzo urado-
wanego z ich przybycia i był bardzo gościnnym. . Częstował,
pod, goście się też prędko popili i padli bez zmysłów na
podłogę. Wówczas Filipów pogruchotał swoje garnki, po-
tłukł filiżanki i szyby, podarł na pijanych surduty, popod-
bijal im oczy, obrał z pieniędzy, i nazajutrz rano, gdy goście
leżeli jeszcze u niego na podłodze, poszedł do Rządcy ko-
palni i wołał nabożnym głosem: aPaniel przychodzę Cię prosić
o obronę i łaskę. Nadziratiel, Sodierżatiel i Smotritiel przy-
szli do mnie wczoraj pijani i zrobili awanturę: pobili się i
wszystko co mój ubogi domek posiadał, stołki, szyby, lustra
potłukli. Jeżeli pan nie raczysz wejrzeć w moją krzywdę,
zostanę zupełnie zrujnowanym. » Rządca posłał po swoich
podwładnych i przyprowadzili ich do niego w opłakanym
stanie z podbitemi oczami, opuchłemi policzkami i w po-
dartem ubraniu. Stan w jakim się znajdowali, przekonał
rządcę, iż Filipów mówd prawdę; g^y się więc wytrzeźwili
kazał ich ochłostać i zapłacić straty, jakie przez nich Filipów
poniósł. Urzędnicy ci byli w randze podoficerów; nic nie
pamiętali, co się z nimi robtfo na imieniach, a bojąc się,
żeby ich Filipów nie zaskarżył przed samym Naczelnikiem,
zapłacili mu wysoką sumę, na którą ocenił straty przez nich
mu poczynione.
Filipów kilka razy, za zbrodnie i morderstwa był do ściany
przykowany i uwalniany. Ostatnia rażą, siedząc przy swojej
ścianie, był obecny rozmowie swoich kolegów o żonie Fili-
powa, do której, śmiejąc się z męża utrzymywali, że się
zaleca młody człowiek niedawno z turmy wypuszczony. Obu-
dzda się zazdrość w Filipowie i wezwał żonę, żeby go od-
wiedziła. Lecz aresztanci ostrzegli ją o gniewie męża, i
żona do niego nie przyszła. Wówczas Filipów udał chorego
i przez po^ów prosił żonę, żeby go przed śmiercią choć
raz jeszcze odwiedziła, że niczego więcej nie pragnie, tylko
jeszcze raz, chociażby przez kratę, ją zobaczyć i prosić o
118
przebaczenie za wszystko złe, które jej wyrządzfl. Napiekłszy
kolaozów przyszła żona do więzienia i stojąc za kratą roc*
mawiała z mężem. Filipów płakał, przepraszał, żegnał sif
z nią niby przed śmiercią, a gdy zbliżyła się dla podanii
mu przez kratę kołaczów, porwał ją za szyję, wciągnął m
okno i trzymając w powietrza, za gardło dasił ją mocno.
Byłby niezawodnie zadusił kobietę, gdyby aresztanci w po-
moc jej nie przybiegli.
Filipów siedzisk przykuty do ściany obok strasznego
mordercy bez nóg, które stracił w paszczy, podczas wielkicŁ
mrozów, uciekłszy z więzienia. Obaj zbrodniarze, jako są-
siedzi łańcuchowi byli z sobą w najbliższych stosunkach, a
dla rozrywki grywali w karty. Pewnego razu przy grze po-
kłócili się a potem pobili. Kaleka schwycił Filipowa a
gardło i dusząc go, kilka razy uderzył głową kolegi o sztabę
żelazną. Mózg trysnął i Filipów żyć przestał. Taki był ko-
niec zbrodniarza nabożnisia.
Z licznego szeregu zbrodniarzy łańcuchowych, opisaliśmr
tylko jednego, a to dla tego, że łączył on w sobie wszelkie
niegodziwości z pozorną łagodnością i dobrocią , drapieim
naturę ze słodką wymową, a złodziejstwo z pobożną miną:
i połączenie takie, wyróżniało go ohydnie od innych tam
będących zbrodniarzy. Nie jeden z tych zbrodniarzy po-
prawia się i staje się porządnym człowiekiem. Gorkin, głoŚDj
w całej Daur>'i złodziej, zręczny i bardzo niebezpieczny łotr.
po wielu latach włóczęgi i najniegodziwszego życia, uwol-
niony z katorgi, poprawił się i w Wierchnoudińskim po-
wiecie ma dzisiaj gospodarstwo i należy do lepszych i rze-
telniejszych gospodarzy. Wypadki poprawy, chociaż są bardzo
rzadkie, przekonywają, iż złe w człowieku nie jest tak głę-
bokie, ażeby go nie można wykorzenić, że nigdy nie trzeba
powątpiewać w możliwość poprawienia się. Wzgląd t«»,
wszyscy prawodawcy kryminalni powinni zachować w swoich
kodeksach karnych, a społeczeństwo raczej o poprawę, niż
o karę zbrodniarza starać się powinno.
Między róźnorodnemi zbrc dniarzami, znajduje się w Akatoi
do ściany przykuty Maśleników, ofiara swoich religijny^
przekonań. Maśleników jest starowierca, posłany był do
119
kopalni, za propagowanie swojej wiary. W kopalni nie
przestał szerzyć swoich przekonań i zyskiwał dużo prozeli* .
tów, za co przykuty został do ściany, przy której jeszcze ma
sposobność powstawać na oficyaIn% religję. Przed sądem
Maśleników z godnością znajdował się i ct^y protokół na-
p^nił opowiadaniami pełnemi nienawiści dla antychrysta
cara. Maśleników jest chłopem ze wsi, odznacza się Wjmową.
Bząd starowierców za wiarę zesłanych traktuje jednakowo
ze riodziejami i mordercami.
Prócz propagandy starowierców , która dzisiaj bardzo
osłabła, przez jakiś czas propaganda Duchoborców bardzo
czynną była w Dauryi. Duchoborcy inaczej pojmują Diltha
8, jak prawosławni. Przy modlitwach na znak braterskiej
miłości wzajemnie się całują. W życiu braterstwo okazuje
się prędką, wzajemną pomocą i wsparciem, miłosierdziem i
prawie komunizmem, który tylko w stosunkach pieniężnych
między sobą zachowują. Kilkunastu Duchoborców, przy-
słanych do kopalni za wyznawanie swojej wiary, najprzód
pomiędzy deportowanymi, a potem pomiędzy włościanami i
kapcami rozszerzyli swoje zasady. Gromadka ich rosła tutaj
i niewiadomo jak daleko zaszłaby propaganda, gdyby jej
Rąd moskiewski, żelazną ręką w zarodku nie przy dusił.
Główni propagatorowie duchoborstwa: Gabarów, Kudrawcew,
Aleksiejew, wszyscy trzej włościanie, wraz z innymi oddani
byli pod sąd i okrutnie ukarani kijami. We wsi Czałbuczy
nad Argunią wielu było prześladowanych włościan za ducho-
borstwo. Najbogatszych: Mieżyginów i kilka jeszcze rodzin,
wypędzili do Turuchańska , położonego pod 65 stóp północnej
szerokości nad Jenisejem, jako głównego miejsca zsyłki, dla
ludzi za wiarę prześladowanych. W Łunczakowie nad Szyłką,
kilku duchoborców knutami ukarali za pokaleczenie obrazu
Matki Boskiej i wydłubanie jej oczów. Prześladowanie to,
położyło koniec propagandzie duch oborskiej , i ograniczyło
tę sektę w Dauryi do niewielkiej liczby rozrzuconych po
wsiach i kopalniach.
Kopalnia Akatujska'*') dawniej zatrudniała wiele rąk, dzi-
*) Kopalnie Akatojskle snajdiąją alf w dystaneyi Oazlmanko-Wotkr«BieA-
120
siąj elcsploatacya w niej zmniejszyła się. Srebrne jej pokbdy
oblane potem męczenników i zbrodniarzy, zamknęły w sobie
»ki«J, w której f^Ą nMtępiąJące rudniki. 1) Czistiakowtki priitk, w padiii
rady s tej kopalni bywa srebra 2.,,'/, sołotników, ołowia 5tnV« fnB<«**
3) PaoowskI priisk; w padsia rudy */« sołotników arebra, ołovia IS fnM»9
(1S36. roka). 2) Oasimuro-Basaaowakl priisk; w padzie rady 2,94' /« sołota-
ków srebra, i^t^^/t fantów ołowiu. 4) Andrzeja-Stratiłowska saachta; w padae
rudy, srebra 2,t,Vs sołotników, olowia S„o fantów. 5) Andriejewska ssaebt^
w pudsio rudy srebra !,«■/■ sołotników, ołowiu St^^y^. 6) TriCsoowski snf;
w pudzie rudy l„oV4 sołotników srebra, ołowiu 2 funty. 7) Alektaii<lroviki
priisk; w pudzie rudy srebra 1 sołotnik, ołowiu 3 funty. 8) KaJapowiti
priisk; w pudaie rudy srebra lVt sołotników, ołowiu 7 fantów. 9} Prtt
Sstejgera If erkuriewa ; w pudzie rudy srebra S.e/A *<>'•« ołowin 6Vs iteat««.
10) GrigoriewRki priisk; w pudzie rudy srebra 1„b'/i sołotników, ołowiu 3tA
funtów. ll)8paski priisk w pudzie rudy srebra l„,>/« sołotników. 4,7,'iołe-
wia funtów. 13} Jakowlewski priisk w pudzie rudy srebra 1 sołotaik , oło«is
3 funtów. 13} Konstantynowski priisk w pudzie rudy srebra 1,*«V« zołotników.
ołowiu 3«,V4 fumów. 14} Priisk odkryty w 1833. roku w padzie rudy srehn
3,7, '4 zołotników, ołowiu 6 Aintów. 15) Trissczewo Koperski w padzie nij
srebra 1 zołotnik, ołowiu 3 fanty. 16) Mikołajewski w padzie rady srttos
l,;,'/a« ołowiu 8,To'/« funtów. l7) Kożewnikowski w pudzie rudy srebra J^'..,
sołotników, ołowiu 5 funtów. 18} Pierwszy AkatuJ^ki rudnik odkryty wlSli.
roku. W epoce od 1830. do 1853. roku włącznie wydobyto a niego ntf
2,108,555 pudów. W tej masie srebra było 598 pudów, 30 funtów, 3,«, *»)«-
tników, ołowiu za^ było 14,708 pudów 19 funtów. — Wypada na pad
rudy srebra lVa sołotników, ołowiu 3 fantów. 19) Drugi Akatojski radoik;
w t«J samcij epoce wydobyto z niego rody pudów 538,737 w której to mamt
było srebra 186 pudów 33 funtów, 60V, sołotników, a 3993 padów ołowia i
137, funtów: napad rudy srebra wypada l,^'/^ sołotników, 50'/, funtów ołowis.
Rudnik ten odkryty zosUł w 1834. roka. We wszystkieli tych kopalniak
rasem wsi^tyclu od ISSO. do 1853. roku wydobyto rudy 3,834,889 padów, w ui
liczbie metalu było 899 pudów 3 funty 93V4 zołotników srebra i 43,916 padów,
97, funtów olowin. Prócz wyiej wymieniooycli kopalni w Oazimanko We>
skresieftskiej dystencyi, znąjdiąjf sif Jeaacae naatfpne: 30) Ssurf 39 sąŁm
odległy od Akatujsklego rudnika. 21) Korniłowski priisk. 23) Priisk odkryty
w 1817 roku o 2 wiorsty od Oazimuro-Bazanowsklego rudnika. 33) Priisk
robotnika Kuramasina. 34) Szarf na górze Osłnówee. 25) Nowo Baaaaowski
priisk. 26) Oazimnro-WoskresieAskl rudnik odkryty w 1793. roka. 37) Pni*
w Bogdaryuie. 28} Priisk na górze Gazimuro-Woskresieński^. 39) IViiriL «
wiorstę odległy od kopalni Oazimuro - BazanowskieJ. 30) Ifaszokowski prusk
w Bogdarynie. 81) Priisk odległy o 130 s%4ni od Gazlmoro Basaaewakl#
kopalni. 32) Pi«ty priisk na górze Gazinuro- WoskresleńskieJ. 33) Priisk
sztygara Merknriewa. 84) Bazanowski. 35) Bocbtiftski. 36} Kałakovski«ge
priisk. 37) Czwarty na górze Gaslmaro-WoskresieAsklc>J. 39} Katą|ewaka
szachu. 39) Merkoriewa w górze Socliego Logu. 40) Siódmy aa górne Ga-
simuro- WoskresieńskioJ. 41) Ifassukowski północno zacłiodai. 4f) Kala-
kowo-Bykowskł. 43) Odległy o 37, wiorsty od Gazimuro - Bozaoovskl«fe.
44 y Dwa priiski na górze Gaslnaro- WoskresieńakieJ. 45) Uarksstygtta Ko-
źmina. 46) Priisk przy saor&e odległym 160 s^ini od Kałapowskick rebec
121
wiele pamiątek z niedawnej epoki. My przejdźmy do pa-
miątek z dawniejszych czasów.
47) W 8achym Logu. 48} Prilsk odkryty 1810. roka w Sachym Łogn. 49) 8surf
odległy o 370 sąioi od OMlmuro-Bacanowskiego. 50) Origorlewskl Nr. 2
priisk. 51) Wozdwlieóska ssachu.
W sątledstwle Oazimoro • WoskretieńskicJ dyatancyi, snąjduje sif dysun-
eya Ałgacsyńska , sa^łerąj^a najlepsze i najbogatsze rady ołowUno srebrne.
W niej znajdują się następoj^ce kopalnie: 1) SaoharewskI priisk w pudzie
nidy , bywa srebra },TtV« zołotników, 6^o funtów ołowiu. 2) i 3) Szubińskie
prliskl w pudzie rady bywa srebra 4,«t zołotników, 8% funtów ołowiu.
4) Ałgaezyński rudnik odkryty 1815. rokn, z początku byt nazywany kopalnią
trzecią Doniaszcwskiego (syn polskiego wygnańca); w nim od roku 1830 do
1652, wydobyto rady 769,274 pudów : w której było srebra 753 pudów, 19 fon-
tów, 60*4 soiotaików, ołowiu zaś 145,649 pudów 3V« funtów. W roka 1842
trafiono na iyją, która w pudzie rady zawierała srebra 10,,, '/a zołotników i
l^iTy* fantów ołowia. 5) Aleksandro - Czistiakowski rudnik; w pudzie rady
srebra 3„«Vs zołotników; 6,«,V8 funtów ołowia. 6) Partiejski priisk, w pudzie
rady srebra 1,t»V4 sołotników, 4„,Vi funtów ołowia. 7) Ignatowski Nr. 1
priisk ; w padaie rady srebra l«ai% sołotników, i^/^ fantów ołowiu. C) Priisk
w dolinie AigaczyńskieJ ; w padzie rudy srebra 1 zołotnik , 2,uVs funtów
ołowiu. 9) Nowy priisk, w podaie rady srebra, 94V« sołotników, ołowiu
5,«a% funtów. 10) Nowo Ignatowski; w pudzie rudy srebra 1,141/4 sołotników,
2,4, Va fantów olowin. 11) Tursnkąjskl; w padzie rady srebra 2V4 sołotników,
^Ms% fontów ołowln. 12) Tnkssikindiński Nr. 3 priisk ; w padzie rudy srebra
*2 zołotników, ołowiu 6 fantów. 13) Ignatowsko-Oazlmurski; w pudzie rady
•rebra 2 sołotników, ołowiu 6 funtów. 14) Ignatowski Nr. 5; w padzie rady
srebra l,,^ zołotników, 24«Vs funtów ołowiu. We wasystkicłi wyięj Ałgaozy ni-
skiego okręga wymienionych kopalniach od roka 1830 do 1852. włącznie wydobyto
rady 909,308 padów ; w nlciJ było srebra 804 padów 12 fantów, 30 zołotników,
ołowin 156,568 padów , 34 fantów. W tym okręga są Jeszcze następujące ko-
palnie: 15) Domaszewski Nr. 1 priisk. 16) Domaszewskiego w Hurban Szi winie.
IT) Szarf góralka Domaszewskiego. 18) Priisk Nr. 1 Domaszewslriego od Sza-
bińskiego lVt wiorsty odległy. 19) Domaszewskiego Nr. 2. 20) Siergiejcwski.
21) TnthałtiUskl. 22) Ignatowski Nr. 2. 23) Czistlakowski w Hurban Sziwinie
priisk. 24) ByrkiAskl. 25) Czistlakowski naprzeciw wsi Ałgaczy. 26) Mysz-
kiteki. 27) Ignatowski Ifankeczerski prilsk. 28) Krestlański i inne pomniejsze
kopalnie.
XIV.
Pamiątki s dawnych czasów w Dauryi. — Miejsce urodzenia Csłagithau. -
Jego historya. — Pałace 1 grób Czingishana. — Pieczara UangntskL -
Z podróły Piana de Carpino i Benedykta. -> Zmienność losów Ińto-
rycsnych. — Wał daaryjaki i Dziewicze uroczyska. — Podanie e f«»
Nerezyftskiej. — Poselstwo Iwana Groźnego do Chin. — Stoaunki z Altyi
Hanem i poddanie się Jego Moskwie. — Dalsze poselstwa do Cłiii. '
Wyprawa Pojakrowa na Amur. — Pierwsza i druga wyprawa ChabarowL-
Ludy nad Amurem. -~ Wyprawy Stepanowa. — Bekietów i PaszkoT. -
Zabór Zabajkalskiego krąJa. — Upadek Stepanowa. — Polak Cttnipinia
opanowywa dla cara Amur. ~ Powiększanie się ludności moskiewski
nad Amurem. — Poselstwo Spafarego. — Oblężenie Albaaina i kjpin*
lacya. — Upadok Moskwy nad Amurem. — Odbudowanie Albazina i po-
wtórne oblęienie. — Tolbuzin. — Bejton. — Traktat NerczjAsiki. — 5«v}
upadek Moskwy nad Amurem. — Historya stosunków z Chinami al da
1850. roku. — Ekspedycye Amurskie Mnrawiewa 1 zagarnięcie przez ■«-
akwę nowych krain.
Od wspomnień Akatui i wiadomości o kopalniach, pisej-
dźmy do pamiątek historycznych, jakie podróżny, rozsypane
po różnych miejscowościach Dauryi napotyka.
Daurya jest krajem rodzinnym Temndżyna, najstrasznieh
szego zdobywcy, znanego pod imieniem Czingishana. Hi-
storycy utrzymują, iż on z ojca Jem-kana tajszy mongoUkiegOi
urodził si§ nad rzeką Onon i ztąd podniósł burzę, która pó)
świata napełniła pożogą, oblała krwią rzezi i łupieztwa. I
rzeczywiście, Czingishan w Dauryi urodził się, z północnego
plemienia Mongołów: Buriatów. Kad Ononem o siedem wiont
od Eka Arała (Wielka Wyspa), a o trzy od kozackiego poste-
runku granicznego Soczujewskiego , znajduje się miejscowość
Delium-Bołdok (pagórek Selezienka). Tutaj powiada historyk
Abułgazi, w drugiej połowie XIL wieku, obozował Bogadnr
123
(bohatyr, wojownik) Jem-kan, taJRza mongolski i tu urodził,
się mu syn Temadżyn, późniejszy, Czingiskan. Jnreński tu-
tejszy botanik miejscowość te zwiedzał; uczony zaś Mongoł
Banzarów stanowczo twierdzi i utrzymuje, oparty na wska*
zówkach historycznych, iż w tej, a nie w innej miejscowości
ujrzał dzienne światło twórca mongolskiego państwa. Te-
mudżyn po śmierci Jem - kana opuścił rodzinne strony,
odepchnięty od władzy przez hordę, nad którą miał panować
i ociekł do Ung-kana władcy Keraitów i ożenił się z córk%
jego Ujsulnginą. Następnie wrogów swoich Czennika i San-
kaoa pobił, mając lat czterdzieści (1193. roku). Po otrzy-
manem zwycięztwie, siedemdziesięciu jeńców ugotował w ko-
tłach. Od tego dzikiego postępku i od zwycięztw nad swoim
narodem, który zrobił ślepem narzędziem swojej woli, Te-
mudżyn rozpoczął karierę historyczną, owe ogromne pod-
boje i napady gwałtowne, niszczące jak szarańcza. W roku
1202 Temudźyn powstał przeciw Ungkanowi, który go wsparł
i przytnie w nieszczęściu. Roku 1206-zebni wszystkie hordy
mongolskie na brzegach górnego Ononu, przy stolicy swojej
Karakorum. Tam Chodża, zapewne to samo, co szaman,
i^a^ywający się Bud Tangry, szanowany wielce przez lud,
ogłosił mu, iż Bóg przeznaczył Temudżyna do wykonania
▼ielkich rzeczy na świecie, i że Bóg chce ażeby Temudźyn
podbił cały świat i był jego hanem, to jest Czingishanem.
Bo oż3rwienia tych dzikich, leniwych i koczujących hord,
trzeba było głosu Boga samego, trzeba było przez proroctwo
wzbudzić w nich siły i wiarę, iż Bóg spojrzał na nich,
wybrał i przeznaczył do ponawania nad światem. Tak zrobił
i Mojżesz z Żydami , przepowiadając im moralne panowanie
Bad światem, tak wszyscy wielcy w starożytności założyciele
państw postępowali, tak samo zrobił i Temudźyn. Odtąd
^stępuje on jako od Boga naznaczony, jako istota wyższa
Batchniona i przez Boga prowadzona. Zapaliwszy dusze
dzikich ludów, zamieszkujących Dauryę i wysokie, puste i
smutne stepy środkowej Azyi, Temudźyn ruszył na podbój
aemi i jak nawałnica spadł 1215. roku na Pekin, wyrzucił
z tronu niebieskiego państwa dynastyę Niuczów i wysoko
posunione w kulturze materyalnej Chiny zawojował. W trzy
124
lata potem zdobył welkie i potężne Chuaresmasach, njmiijąee
przestrzenie dzisiejszego Tnrkestana, Zachodnich Chin, ii
do gór Himalajskich. Mahmnd władca Chnaresmasachn upad)
wraz z swojem państwem. Powodem do tego podboja, byh
rzeź kupców mongolskich w Otrar. Krwawo zemśdl sie
Czingishan: spalit Buharę, zniszczył jej bibliotekę; w S«-
markandzie szczycącej się wynalezieniem papieru wymordcmit
30,000 Indzi a 30,000 zabrał do niewoli i zapędził na stepy
Mongolii; miasta Balk i Nisapur zrabował i zniszczył, abcdąe
już panem Azyi od Kasp^skiego do Żółtego morza, od gór
Himalajskich do Oceanu Lodowatego, umarł w 73 rokn łydt
w 1227. roku. Następcy jego podbili Moskwę, Węgry, sUłi
się panami Indyi, trwogą Polski i Europy!
Pomijam ich dalszą historyę, a szukam śladów Temudips
w Dauryi. Zgromadziły się prawie wszystkie w systenie
rzeki Onon. W okolicach Akszy, stanicy i posterunku mo-
skiewskim nad Ononem, znajdują się zwaliska, które ntzpn
lud siedzibą Czingishana : może to dawne Karokorum i pi^
czary '") w których znajdują się różne napisy. Samotny kuritu
*) w pieccarEe ManguttkleJ , na granicie są rółoe napiay, które JarcaiU
skopiował. Z Jego opisu przytaczam natf pne szczegóły. Pny Wierdwie 01-
chuńskim posterunku kozackim rzeka Onon wcliodzi z Mongolii w gnii»
dzisiejszej Syberyi. O 35 wiorst w dół od tego roi(>Jsca, niedaleko Uup/^-
skiego karauin, wpada do Ononu rzeczka Mangut, nad którą znąJ4ą}« ńr
wysoka skała tegoi nazwiska. Na północnym stoku tiuły, ni«doch«da|c i^
pieczary, leły gładki granitowy kamień, a na nim czarną farb« napiiMt
Jakieś wyrazy. Na drugim kamieniu takie przed pieczar), napisany Jest Jedci
wiersz literami Laucza, to Jest staro-sanskryckiemi, których uiywajf kmMuiA
w swojem piśmie świętem. WyłeJ zną|dHje się pieczara, do któr^ Jc«t tniKf
przystęp. Ma oua długości 24 stopy, szerokości 14, a wysokości 5 arszyae*.
W kącie pieczary w rokn 1853 pan JnreAski widział na kijach sawiciMat
kawałki Jedwabnej materyi , a na nicłi wyobraione trzy buriackia bóstwa i
alegoryczne figury z tekstem tybeukim. Pau Jureński słnsaaie się damyśii.
że wizerunki bóstw nie od wielu lat muszą znajdować się w pieczarze. Pm-
czara Mangutska nazywana Jest przez tubylców Nuketcja. Arcłiiraaadrtn
Awwakum , orienUiista , napisy skopiowane przez Jareńskiego tak tła*
maczy :
1) Trzy wyrazy w górze napisane i^gurskiemi literami:
Uber tanwar nnu i Uber tawar nsu, są to wyrazy aongelsUe.
a znaczą one: aWłaściwe bogactwo Jest woda. >
2) Drugi wiersz horyzontalnie napisany po sanskrycku, zawiera modtirst
do świętego Buddaistów Bodisatwia. aOm ma ui bad me huu!» co laaay
• O Maml Badma, przebacz.*
125
w tamtej okolicy w dolinie Kirikie, ma być mogiłą Czin-
giflhana. Nad rzeczką Urolengaj wpadającą do Kondui, która
nie do Onona lecz do Argoni płynie przez stepy, znajdują
Bic także rozwaliny, będące dzisiaj nieforemną kupą gru-
zów. Cegłę z min mieszkańcy Kondui zabierali i wystawili
z niej cerkiew we wsi. Na kamieniach i cegłach były wy-
robione różne iigury i wyrzezane napisy. Niektóre cegły
oblane są polewą. Piasek te drobne szczątki pałacu także
Czingishanowego coraz bardziej zasypuje. Kamień z napisem
z tych ruin posłano do Petersburga. Niedawno robiono
znowuż poszukiwania i wynaleziono w gruzach srebrną ta-
blicę z mongolskim napisem. Kamień o którym wspomina-
łem jest granitowy, napis wyczytał Schmidt w 1833. roku:
opiewa zwycięztwa Czingishana 1219. roku nad Kluczkanem.
Podróż dwóch Polaków: Jana de Piano Carpino i Bene-
dykta, franciszkańskich mnichów, wysłanych w poselstwie do
hana mongolskiego w roku 1246 przez papieża Innocen-
tego lY. wyraźnie wskazuje kraj Zabajkalski, a mianowicie
stepy u źródeł Ononu, za punkt centralny życia mongolskiego,
za ognisko, z którego rozpostarł się ogromny pożar, przy-
gaszony cokolwiek przez Polaków ńa Dobrem polu pod Li-
gnicą. Ciekawe są w ich opisie wiadomości o ceremoniach
wyboru hana Gażuka na państwo mongolskie, ciekawe wia-
domości o tych hordach, przepychu i bogactwie cesarza, o
poselstwach, od rozmaitych narodów i śmierci Jarosława
S) Pod t«mi dtlewic^ wierszy wertykalnie napiMno literami tangatskieni,
cokolwiek podobneiiii do tybeukich; w nich tlnmaoy posnął dwa wyrasy
nongoUkie nuteck (mieszkanie^ rodzina) i aara-io (ksi^yca) jest to przy-
padek drugi, wyrazu kai^yc.
4) Dsloaifty wertykalny wiersz zawiera trzy indyjekie wyrazy : Om-a-hun.
5) Pod tym wreszcie napiaem •% cztery chiiiskie litery , których, jak sl^
domyśla Awwakum, uczył się pisać pustelnik w pieczarze mieszkiOfcy. Z na-
pisów tych wnioskować moina, ie rzeczywiście, mangutska pieczara była
nieazkanlem buddiOtUego pusulnlka, a z wizerunków bóstw w ulą) umle-
iiezonyeh widaó, Ae mieszkanie jego dotąd jest szanowane przez lud i uwa-
łase za miejsce święte. Rzeczka Mangut, która tu wpada do Ononu, źródło
Bia w górach Mały Oentej, płynie z południa na północ, długości ma wiorst
SO. Dolina ją| w starołytności była zalndnloof, czego dowodzą licne mogiły
1 ttare narzędzia, sprzęty, w niej znajdowane. W okolicy mieszkają gantimu-
roTscy Tongusi Focogojsklegó rodu Hemnigany. Kraina przez którą płynie
Ibagnt jest górzysU i wspanialej piękności.
126
księcia moskiewskiego, który bijąc czołem przed
umarł na jego dworze z trucizny, jak również i o ova
pałacu nad Bajkałem , należącym do jednej z żon bana i c
owem zniszczeniu, na które zacząwszy od Dniepru patndi ai
do Ononu, a malują go jako nader straszne i smutne. Go-
nitwy które w XIIL wieku widzieli na stepach przy obione
nana i dzisiaj jeszcze są w zwyczaju mongolskim, sposób
podróżow^auia przez tyle wieków niezmienił się, pokan?
pod namiotami Buriatów, jadaliśmy takie same jak oni 600
lat temu pod temże niebem.
Ojczyzna Czingishana, kraj w którym się zrodziła jcfi
potęga, jest dzisiaj miejscem deportacyi; a naród który os
na łupy prowadził, znikczemniały i ciemny jak przed wiekan.
służy jako wierny niewolnik tym nad którymi panował, t*
jest Moskwie i Chinom, państw^om, któremi niegdyś tnt^
w swojej dumie j a monarchów ich zmusza! do pielgiiysiih
wania w dalekie strony, na stepowy dwór swój, gdrie afl»
mamie ginęli, albo usta swoje plamili kurzawą wznieskwi
przez pana Mongołów. Dziwne są losy narodów i niezbwittt
drogi, któremi ręka historycznego przeznaczenia ich provadii>
Lud, co podbił i zniszczył pół świata, potomkowie Ciiii^
hana, przeszli pod obcą władzę prawie, bez boju, i trv*J|
pod nią bez niechęci, spokojni i potulni, a tylko z cbciwoaa,
przebiegłości i chytrości wyglądającej im z oczu, podróii?
poznaje, iż są potomkami wielkich zwycięzców i rabmw*
Gniazdo Czingishana, z którego urodziła się niewola, pu*'
jąca dzisiaj w systemie moskiewsko-mongolskiem nad po)o«|
Azyi i Europy, dostarcza skarbów temu ludowi, który n^
gdyś najwięcej obdzierali. Ziemia przez Polaków w Hłl
wieku, pierwszy raz opisana, służy dla ich potomków w XŁ
wieku, za okoUce wygnania.
W południowej stronie Dauryi, ciągnie się od północnejj
wschodu starożytny wał, który około stanicy Ciimcfaajtf
przechodzi przez Arguń i bierze kierunek południowo rt^
chodni w długiej linii nad rzeką Gan usypanej, aż wres»al
ginie gdzieś w stepach Mongolii. Pod wałem , na całej ^
jego rozciągłości, znajduje się rów, z którego ziemię n» ^
wybierano, na wale zaś samym znajdują się kilkadaeflf^
127
sąini odlegle jedno od drogiego oszańcowania czworoboczne,
podobne do posad zamczyskami n nas zwanych; każde takie
(wsańcowanie, mogło kilkadziesiąt ludzi pomieścić. Dzisiaj
chociaż czas i ladzie wał ten zniszczyli, znacznie Bię jeszcze
podnosi nad ziemię. Do czego on służył? trudno odgadnąć.
Można jednak prawdopodobnie domyślać się, iż był starą
granicą mongolskiego państwa, bo wszakże stary jest zwyczaj,
dla bezpieczeństwa państwa, opasywania granic jego wałami.
Chińczycy jako lud zamożny i ukulturowany, na granicach
swoich nie wały lecz mury powznosili. Rzymianie granice
swoje wałami opasywali, jak to świadczy wał Trajana i inne;
i wał więc, który z Dauryi przechodzi w mongolskie stepy,
mógł być wałem granicznym. Tunguzi i Mongołowie opo*
wiadają o tym wale fantastyczne podanie. Przed wiekami,
władca Mongolii chciał się żenić z córką hana, mieszka-
jącego w dalekiej .ziemi. Hanówna była piękną dziewicą,
słońca się bała, ażeby jej lica nie oszpeciło i dla tego nigdy
swojej twarzy dniem nie pokazywała, a skrzętnie kryjąc się
przed słonecznem światłem była pewną, że umrze natychmiast
akoro słońce zajrzy jej w oczy. Han mongolski ożenił się
z tą cudowną dziewicą, a chcąc żonę zachować sobie i ocalić
ją od zguby, rozkazał zrobić od jej mieszkania do stolicy
drogę podziemną. Ludy posłuszne jego woli spełniły rozkaz
i tak powstał ten wał z ziemi, którą wyrzucono z podziem*
nego kanału, a którym han sprowadził żonę do swojej
wspaniałej rezydencyi*).
*} Podanie, ie wat teu był drogą oaraecsonej hańskiej , priypomina po-
ilobne podania w innych krajacii i Ucsne okopiska i urocsyska rosrzucoae po
Asył. Europie, sscsególniej na polskiej ziemi. Zoryan Dołęga Ciiodakowski
(Wiadomość Hittorycsna o Zamkacli, Horodysscskacli i Okopiakacłi staro-
żytnych na Litwie i Moskwie litewskiej ^rzest Konstantego hr. Tyszkiewicza
V Tece Wileńskiej. Zeszyt V roku 1858) wymienia wiele Dziewiczych Horo-
dyszcz i gór Dziewiczych na ziemi moskiewskiej, w Polsce zaś mówi o na-
*^piijeh: Dziewicza Hora w Bobrujskim powiecie pod Lubonicsami; w Du-
bicAskim powiecie w Smordwie takai; Dziewicze pole na Kujawach w Prze-
iMkim powiecie Błędowskiej parafii. Konstantyn hr. Tyszkiewicz dopełnia
t« liczby aastfpnemi : Dziewicza góra nad Dnieprem między Kijowem a Riyszcse-
wem pod miasteczkiem Trypol; uroczysko zwane Dziewicze pole, a na niem
k«rhan Dziewiczy w Kosiuie w Borysowskim powiecie; Panieńska góra około
l^ndoik pod Wilnem; uroczysko Panieńska góra inaczej Ihryczczem zwane
^ bliskości Łohojska w Borysowskim powiecie i inne. Domyślać się należy.
128
W różnych punktach Daoryi, tzczególniej saś w pół-
nocnym jej krańca nad Szylką, Ononem i Nerczą majdają nt
na górach i równinach starożytne grobowce, budowane z ka-
mienia, jakby izby bez pułapu. Na powierzchni podtoga rówm
brukowana, obłożona jest w czworobok kamieniami, jeden aa
drugim niby płot układanemi. Pod taką podłogą apoczywajt
kości niewiadomo do jakiego ludu i czasu należące. Hiłin
Weber rozebrał podłogę jednego grobowca i wydobył z pod
niej szkielet człowieka, złożony w grobie w postawie sie-
dzącej. Nic więcej prócz szkieletu w grobie nie znalad
Tutejsi mieszkańcy, szczególniej Buriaci, niepozwalają po-
ruszać starych grobów, a lekarze i naturaliści, którzy czasiki
Buriatów przesłali do zbiorów kraniologicznych w Europie*
mieli wiele kłopotu, zanim je otrzymali. Cieką wem byłoby
dokładne zbadanie tych nieznanych grobowisk, których naj-
więcej jest o 10 wiorst od Nerczyńska, po prawej stzooie
rzeki Nerczy w dolinie Ust'*goż^a, o pięć wiorst dalej po
lewej stronie Nerczy na Szamańsldem błoniu i jeazcae dakj
na błoniu Duwannem. W braku wszelkich wiadomości o
tern, jakiego ludu są te grobowce pamiątką, podajemy swój
domysł do zbadania, a potem do odrzucenia go lub przyjfcit
tutejszym archeologom. Że te groby nie są mongolskie ań
tunguzkie, utwierdza nas ta okoliczność, iż ani pierwsi, tai
iś urocsyaka Dtiewicze bjlj mieJ«o«m religijnycli urooiystości i ebnt^im
dtiewiciych; do kałdego s nich tresitą Jest Jakaś legeada przy wifsAaa o dm-
\ricy, miłości, i t. p. aŻe góry dsiewicse ni« tylko w dawnej 6łoviataetv
snie znąjomemi były, pisse Konstanty d hr. Tysskiewiea, lecs 2e i Tatany
takowe naswania, wespół s podaniami gmłnnemi a si«ble mąjf, pnekeay-
wamy slf m splsn tnakomitssycłi kurlianów w lioskwie , wydanych w diMi
Keppena, w którem on tak pisze, e Carewo - Uorodysicie emyli I>ti«wMiy
gród, tak nazywają Moskale naayp dtlesi^ sąłni wysoki, poloiony na poJwdnit
od neki Irtyssa (w ZaclioduieJ Syberyi) pośród niskłcłi sianoc^i. Kasyf
tan tnąjomy Jest Tatarom pod naswiskim Kysyn-Tura to Jett Drtewlrif
groda. Wedlag podania tamecznego Indu , nasyp ten , pomnik praccałycfe i
tapomnianyeh wieków , asypany był ddewtcseml rakami na monaraif rciy-
dencyę. Jest I drugie na wscliodnlm brzegn Irtysza podobnego naawania are-
ezysko, w odległości 3 wiorst od Iskiera, gdzie dzisiaj znĄjdqJe aif
Przeobraieftsk ; w uiem to ma byś pogrzeblona eórkk któregoś a hai
porwana przez koclianka i razem z nim, przez sługi Jej ojca zabita.* Aai
Jedno ze surołytnycfa usypisk , do których nazwa lub podanie « OsWwkm •
Jest przywiązane, ule mołe pójśó w porównanie, co do obfzeroości x
dziewiczym w Dauryi.
129
drudzy, smarłych w podobny sposób nigdy niechowali, bo,
albo palili trupów na stosach, porzucali je w puszczy, alb<x
wrzucali do wody, lub też wreszcie na powierzchni ziemi
w drewnianych grrobowcach składali. Dopiero najezdniczy
porządek Moskali, zmusił Buriatów do grzebania trupów
w ziemi. Chińczycy chowają trupów w mogiłach w postawie
siedzącej, lecz oni tak są przywiązani do ojczystej ziemi, iź
w obcej, trupów nawet nigdy nie zostawiają, i w naszych
czasach jeżeli Chińczyk zemrze w Mongolii albo w Mandżuryi
krewni lub przyjaciele wiozą trupa do Chin i tam go chowają,
nie mogą to więc być chińskie groby. Piano — Carpino i Be-
nedykt w podróży swojej wspominają, (zobacz Historyę Lite-
ratury Polskiej M. Wiszniewskiego tom II), iż za Bajkałem,
mieszkały ludy zwane Naimarami, że ludy te były pogańskie,
a kraina ich górzysta i zimna; że narody Naimarów, nie trudniły
•ię rolnictwem i prowadziły pod namiotami koczujące życie,
jak i zdaje się południowi ich sąsiedzi Mongołowie; że wreszcie
ei ostatni Naimarów zupełnie wytępili. Może więc być, że groby
te są jedyną pamiątką po Naimarach, o których tyle tylko
wiemy, ile nam o nich wyżej wymienieni podróżnicy napisali.
Do góry, która wznosi swój okrągły wierzchołek na pra-
wym brzegu Nerczy, naprzeciwko miasta Nerczyńska, z epoki
wojny Chin z Moskwą (XVII w.) przywiązane jest następne po-
danie. Tunguzi zostający pod władzą kniazia Gantimura,
którzy się niedawno byli poddali Moskwie, zajmowali na tej
górze stanowisko. Chińczycy zaś na lewym brzegu Nerczy,
na błoniu stali obozem. Gantimur miał bardzo małe siły, a
chcąc oszukać Chińczyków i przestraczyć ich pozorem wiel-
kich wojsk, rozkazał niewiastom przebrać się po męzku i wziąść
broń, krzaki ponarzucał kożuchami i płaszczami, i udał, że
gotów jest na spotkanie. Chińczycy niewiele robili sobie
zOantimura, nie zaczepiali go jednak, gdyż w Nerczyńsku
odbywały się podówczas konferencye z okolniczym Goło-
winem, które zakończyły się traktatem i fortel Gantimura
JTobiły niepotrzebnym.
Wzmianka o traktacie, prowadzi nas do historyi zaboru
tych krain przez Moskwę. Wcześnie bardzo zwrócUa ona
•woja uwagę na Wschodnią Azyę i Chiny, i przez poselatwa?
OaiBi, Opisaoie. II. 9
190
kuijerów i szpiegów wysyłanych do Mongolii i Chin, sUnh
się poznać te kraje, dawno juź bardzo przedstawiające )at«^
zdobycz dla przedsiębierczego i śmiałego wojownika. JeszcK
Iwan Groźny, twórca właściwy moskiewskiego państwa, sięgntl
swoj% żądz% zdobywczą w środek Azyi i w roku 1567, i
więc przed zdobyciem Zachodniej Syberyi, wysłał atammÓT
Jana Piotrowa i Bumasza Jałyszewa do Mongolii, z instrokcj^
zbadania i poznania ogromnych przestrzeni tego kraju i ró-
żnych ludów w nim kocziąjących. Poselstwo to zwędromlo
cał% Wschodnią Azyę: było za Bajkałem, nad morzem Ko-
rejskiem, a przy pomocy Mongołów dotarło aź do Pekion:
po powrocie opisało Zachodnią czyli Czarną Mongolię i a-
komunikowało Groźnemu wieści o Tybecie, Turkestasie,
Bucharyi i Kaszkarze. Poselstwo to palcem Iwana wskaafc
potomkom carskim szerokie krainy do zdobycia w tej cipd
świata, i odtąd widzimy Moskali coraz głębiej ka Oceaoovi
Wschodniemu posuwających się i pod swój wpływ i panomBk
zagarniających ludy środkowej Azyi.
Od poselstwa Groźnego, przez lat wiele nie słychać o
żadnym do Chin wysłańcu. Dopiero po zawojowaniu Zacho-
dniej Syberyi roku 1608 wojewoda Tomski Bazyli Wołyśsli
razem z karawaną wysłał poselstwo złożone z trzech koakóv
i tłumacza, pod przewodnictwem dwóch książąt Kirgiskich. Po-
selstwo to udawało się do mongolskiego Ałtyn-hana {ńfy
tego hana), lecz w drodze dowiedziawszy się, iż Złoty liin
został wyrzucony ze swoich koczowisk przez Kałmuków, ttó-
ciło napowrót do Tomska.'*') Drugie poselstwo do Ałtyn haair
szczęśliwsze od pierwszego, przybyło 1616. roku do jego
ułusu. Dobrze było przyjęte i przywiozło ztąd wiele wiado-
mości o Chinach i narodach środkowej Azyi, zachęciijącyck
do podboju.
Trzecie poselstwo do Ałtyn hana, wysłał 1620. roku wo-
jewoda Tobolski książę Kurakin. Składało się ono z dwóc^
kozaków Jana Petlina i Piatońki Eisilowa. Ścisnęło ono
*) Zobacs artykuł : aO pi«r«ych mosko^skich putiesBestwiacJi v Kitą^ •
w piśmie: (rjeiemiesiactiiyja 8ocsitiienia» s roka 1755 miesięe Lipiec. IVte w
burg.
131
wędy między Ałtyn banem i Moskwą i przjniiósło nowe
wiadomości o okolicach przez siebie zwiedzonych.
Także 1690. roka wysłano poselstwo w cela poznania
drogi do Chin korytem rzeki Jeniseja i zawiązania stosunków
z pogranicznymi książątkami. Andrzej Szarygin i Bazyli
Tiumeniec*) zwiedzili okolice Górnego Jeniseja, a u księcia
Watli wyjednali pozwolenie przejazdu moskiewskim kupcom
przez jego państewko do Chin i przywieźli od niego list do
swojego cara. Zadzierzgały się więc coraz bardziej stosunki
Moskwy z Mongolią i rosło znaczenie pierwszej w Azyi. Mon*
gołowie szczególniej byli i są podatnem dla Moskwy narzę-
dziem do pomnażania jej potęgi i znaczenia w tej części
świata. Nosząc w sobie liczne cechy upodobniające ich do
Mongołów, Moskale zdają się tu byó jakby w swoim kraju,
jakby w swoim żywiole. Mongołów ciągnie moralny węzeł
podobieństwa, do Moskali; wkrótce też widzimy Ałtyn bana
mocno zaprz^ażnionego z nimi i poddającego się ich władzy.
W czasie rewolucyi, która zakończyła się zdobyciem Chin
przez Mandżurów, Ałtyn han wyruszył ze stepów swoich
w okolice Krasnojarska i tutaj 1636. roku uznał władzę Mo-
skwy nad sobą, mogąc już bezkarnie zrzucić z siebie zwierz-
słmość niebieskiego państwa.
Wtargnięcie Moskali nad Amur mandżurski, o którem
niżej obezemie powiemy, zbliżyło Moskwę do Chin i wyka-
zało niebezpieczeństwo Chińczykom sąsiadowania z Moska-
lem. Car Aleksy 1654. roku posłał do Pekinu Teodora Baj-
kowa, który miał się dowiedzieć o tytule bohdohana (cesarz
chiń^i) i zawrzeć z nim traktat przyjaźni i handlu.**) Od
kahnuckiego Tajszy Abłaja, koczującego nad Irtyszem, otrzy-
mał Bąjków przewodników i konwój, z którym przybył do
Bźongoryi i był tam dobrze przyjęty przez Kontajazę (bana)
Senga, którego ojciec Batur (umarł 1655. roku) pokonawszy
wiele kałmuckich książąt i część Bucharyi, był właściwie
założycielem państwa Dżungoryi. Ztąd przez stepy mongolskie
i miasto Kokoton, przybył do Pekinu, gdzie był źle przyjęty
*) Tamie.
••) Tamie.
9*
132
i niedopuszczony do audyencyi u cesarza, jakoby z pogodo
ceremoniału, któremu niechcial się Bajków poddać. Wrócił
więc z niczem do Moskwy tąź samą drogą, i swoją ciekawi
podróż opisał.
Roku 1658 wysiano do Pekinu Perfilewa, lecz i on próa
podarunków, żadnego aktu carowi nie przywiózł. Podejrzli-
wość Chin , tak słusznie obudzona wtargnięciem nad Amtir i
przyjęciem w poddaństwo Ałtyn bana, robiła starania mo-
skiewskie w oplataniu Chin, częściej niż dawniej pro-
żnemi.
Roku 1668 nowych posłów: Piotra Jarykina i buchsrca
Setkuna Ałbdina, wysłał rząd moskiewski do Pekinu; lea i
ich poselstwo przyj ętem nie było i prócz przywiezienia diia-
skich towarów innych rezultatów nie miało.
Roku 1672 władze Mandżuryi, przez kurjera wysłanego
do wojewody nerczyńskiego Arszyiiskiego, proponowały ną-
dowi moskiewskiemu wysłanie nowego poselstwa do Pekinu,
w celu objaśnienia coraz dalszego wdzierania się kozaków
w głąb Mandżuryi. Odpowiadając żądaniu, Moskwa posłała
do Pekinu: Miłowanowa i Eobiakowa*). Ci jakkolwiek dobrze
przyjęci, spornych kwestyi nie załatwili, przy¥neźli tylko
piśmienne żądanie wydania władzom chińskim Gantimora
kniazia tunguzkiego, który podobnie jak dawniej Ałtyn han
poddał się Moskwie, uciekłszy z pod władzy Chin. Tutaj
potrzeba zrobić uwagę, że jak Ałtyn han, nie był władcą
całej Mongolii, tylko kilku hord, tak i Gantimur nie był
kniaziem wszystkich Tunguzów, tylko kilku rodów. Żądanie
wydania Gantimura zostało odrzucone, a kwestye sporne,
z powodu rabunków i samowolnego gospodarowania Kozaków
nad Amurem, miały wkrótce wybuchnąć płomieniem wojny.
Dla lepszego zrozumienia tych sporów, rzućmy wstecz okiem,
na sadowienie się Moskali nad Amurem, na ich walki s tu-
bylcami i zabory za Bajkałem.
Opanowanie całej prawie Syberyi, dokonane zostało prcez
Moskwę małą garstką ludzi i bez wielkich kosztów. Kosacy
*) elstoriko Btatisticzetkoje obozi-Ienie torgowych snoscesfi lC«Mkvy
ft Kltąjem.* Soczloitnie A. KorsAka. Kaan 1857. roku.
133
napadali na spokojne i cbikie, nieznające palnej broni pół-
nocne lady, które nie mogły oprzeć się ich natarcia i ra
pierwszem wezwaniem składały jessak i wchodziły w pod.
daństwo cara. Jakutsk wcześniej niż Danrya i Amarska pro-
wincya zostały zabrane do Moskwy. Z Jakutska zahartowani
i także na wpół dzicy kozacy, robili wycieczki w odległe
krainy, zbierali fatra i żywili się kosztem tabylców. Duch
ten podróży, śmiałych przedsięwzięć, zamiłowanie we włó-
czędze i skłonność do podbojów tanim kosztem i bez wielkich
niebezpieczeństw, dot%d właściwy jest Moskalom, czego do-
wodem jest opanowanie niedawne pięknych krain tnrkestańskich
w okolicach Bałkasza i zabór Amura.
Rokn 1636 oddział kozaków wyraszył z Jakntska w smutną
krainę rzeki Ałdanu, z zamiarem zmuszenia swobodnej tam-
tejszej ludności do płacenia jessaku. Oddział ten posunął się
daleko, ku krajom nadmorskim. Tam w Udzkiej krainie*)
•potkawszy koczujących Tunguzów, dowiedzieli się od nich,
o bogatej, urodzajnej, a mało zaludnionej okolicy, przez
którą płynie jedna z największych rzek Azyi, Amur.
W tym także czasie dragri oddział kozaków wyruszywszy
z Jenisejska rzeką Angara w okolice Bajkału, dowiedział się
od tamtejszych Tunguzów i Buriatów o krainie górzystej)
obfitującej w złoto i srebro, przez którą płynie rzeka Szyłka
i o mieszkańcach tej krainy Daurach, którzy tradnią się
pasterstwem i rolnictwem, a zostają pod władzą kniazia
Ławkoja, mającego swoją rezydencyę przy ujściu rzeczki
Urki do Amurn.
Opowiadania kozaków o nowych, bogatych, łatwych do
zdobycia krainach, zapaliły wyobraźnią i wznieciły nigdy nie-
nasyconą w moskalach żądzę podbojów i zawojowań obcych
ziem i narodów. Wskutek odebranych wiadomości, pierwszy
Jakntski wojewoda Piotr Goło win, poraczył kozakowi Bazy-
lemu Pojakrowi wyprawę na południe, z rozkazem zwiedzenia
nowych krain, poznania miejscowości i zasobów jej ludności,
dróg i t. p.
Pojakrów na czole 130 kozaków, wypłynął (1643. roku)
*) UdzkA kraina l«iy nad brzegami Ocliockiego morza.
134
8 Jakutska Len% aź do ajlcia Ałdann. Następnie wplyn^
na Ałdan i p}yn%ł t% rzeką aż do ujścia Uczury, z Uczory
wpłyn%} na rzeczkę Ganam i tu przezimował. Dalej jnż
płyn%ć nie można było, pasmo gór Jabłonowych, wzniosio
ta dzikie szczyty swoje, które koniecznie przebyć potnebi
było, ażeby się dostać do nowej , i bogactwami swemi lu-
lającej wyobraźnią nąjezdców krainy. Kozacy przywykli do
trudnych podróży i wycieczek w pustyniach jakutskich, na ton-
gozkich nartach (sanie) szczęśliwie przebyli Jabtonowe góiy,
a spuszozając się południowym ich stokiem trafili w dolinę
jtzeki Briandy. Nad jej brzegiem porobili statki «i popłyofli
Briandą, ta doprowadziła ich do wielkiej rzeki Zsci, któn
wpadając do Amuru, na ujściu ma przeszło 500 sążni szero-
kości. Pierwszą osadę Daurów spotkali przy ujścia Umti-
kana do Zei, mieszkańców zmusili do zapłacenia jesaka Wiel-
kiemu Białemu carowi, o którym ten swobodny Ind
nigdy dotąd niesłyszał. Nie uważając jesaku za dowód pod-
dania się pod obcą władzę, zapłacili go dla pozbycia cif
nąjezdców, lecz byli tyle nieostrożni, że opowiedzieU ia
wiele szczegółów o nowej, nieznanej kozakom krainie. Sły-
sząc o osadzie Mołdikiczyd, położonej przy ujścia Selimbj
(in. Selimda i Selimdża) do Zei, Pojakrów wysłał do niej 50
kozaków po żywność i futra. Tu kozacy doznali pierwszego
oporu i nie tylko, że nie otrzymali żywności i futer, ale
odpędzeni zostali od Mołdikiczydu. Nie kusili się kozacy o
zdobycie tej osady i udali się w dalszą wyprawę, a wpły-
nąwszy na Amur, żeglowali po niej trzy tygodnie aż do
ujścia wielkiej rzeki Sungary do Amura, płynącej z Chin,
którą oni nazwali Szingała. W sprawozdaniu swojem przed-
siębierczy Pojakrów powiada, że cała przestrzeń nadbrzeżnych
okolic Amura od i^gscia Zei, do ujścia Sungary i jeszcze da^j
w dół aź do ujścia Ussury, zamieszkaną była przez lad D«*
czerów. Od ujścia Ussury w dół Amura, zamieszkał hid
Natki (dzisiejsi Goldy), a przy ujścia Amuru do morza
mieszkali jak i dotąd mieszkają Gilacy, którzy prócs tego
zaludniają wyspy Szantarskie na morzu i północDą stronę
wyspy Sachalin, należącą już do archipelagu Japońskiego.
Kozacy przezimowali w krainie Gilaków, których zmusili do
135
zapłacenia jesaku. Wziąwszy od Gilaków 480 soboli i 16 szub
sobolich, kozacy (1645. roku) morzom Tugurskiem dopły-
nęli do ujścia rzeki Uli. Tu wysiedli na brzeg i przebyli na
nartach pasmo Stanowych gór, a potem rzeką Mają, która
wpada do Ałdann i Leną, dopłynęli roku 1646 do Jakutska*
Pomyślny rezultat pierwszej wyprawy moskiewskiej do
Mandźuryi, zachęcił do dalszych egzpedycyi na południe*
W trzy lata po powrocie Pojakrowa, roku 1649 Dymitry
Fransbek wojewoda jakntski, pod dowództwem Erofeuszą Cha<
barowa rodem z Solwyszegodzka , wysłał nową wyprawę
w krainy amurskie, złoźopą z 70 kozaków i ochotników.
Oddział ten z Jakutska popłynął w górę Leny, wpłynął potem
na znaczną rzekę Olokmę wpadającą do Leny; z Olokmy
wpłynął na rzeczkę Tugir, a przeprawiwszy się przez góry
JaUonowe, puścił się rzeką Urką, przy której ujściu do Amuru
mieszki^ książę Daurów: Ławkoj.
Ławkoj słysząc o nowym najeździe kozaków, porzucił
swoją rezydencyę i schronił się ze wszystkiemi mieszkańcami
w puszczy. Chabarów znalazł przez ludność opuszczone domy ,
a obawiając się, z powodu małej liczby ludzi puszczać w dół
Amura, powrócił w roku 1660 do Jakutska. Osady daurskie,
które widział Chabarów w swej podróży, opatrzone byfy
drewnianemi parkanami, umocowane basztami, oraz wałem i
rowem przy parkanie. Wewnątrz wałów i parkanów stały
domy, z papierowemi chióskiemi oknami.
W rok potem (1651. roku) tenże sam Chabarów, na czele
znaczniejszego oddziału kozaków, wyruszył powtórnie z Ja-
kutska, z zamiarem zmuszenia Daurów do poddania się Mo-
skwie. Pierwsza osada, którą na brzegach Amuru w dół od
ajścia Ałbazichy napotkał, złożoną była z trzech oddzielnych
od siebie wsi, należących do trzech książąt daurskich: Go-
gudara, Ołgamei iLotudima. Daurowie spotkali nieprzyjaciół
na równinie, lecz zaraz po pierwszym wystrzale kozaków,
cofnęli sią do ufortyfikowanych osad. Wówczas Chabarów
zbliżył się ku wałom i żądał, ażeby Daurowie złożyli broń ^
poddali się władzy moskiewskiej. Propozycye zostały z dumą
odrzucone i kozacy szturmem, zrobiwszy wyłom, zdobyli
jedną po drugiej wszystkie trzy wioski. Z\yycięztwo niewiele
136
kosztowało, Daurowie bowiem nie byli wojennym ludem, nie
mieli palnej broni i acz małej, ale wyćwiczonej garstce opneć
się nie mogli. W bitwie tej zgin^o 661 Daurów, mięto
do niewoli 243 kobiet i 118 dzieci; prócz tego zabrali 2&7
koni i 117 sztok bydła. Chabarów przebył C tygodni w zdih
bytej osadzie, a szukając nowych zdobyczy, popłynął w doi
Amuru.
Dtt igścia Zei żeglował pół trzecia dnia, zt%d w niewiel-
kiej odległości w dół rzeki, na prawym brzegu Amuru, poło-
żoną była wieś Tołgin, rezydencya księcia Eokoreja, złoloai
z 26 pustych jurt. Daurowie bowiem na wieść o przybydi
moskiewskich łupieżców, opuścili swoje mieszkania i schroniłi
się w górach. Po pewnym przeciągu czasu, myśląc, że n^od-
nicy już odpłynęli, powrócili do Tołgina. Omylili się; chcwi
kozacy czekali na nich i zmusili do wykonania przysięgi n
wierność Białemu carowi, a zarazem musieli zobowiązać się
do płacenia jesaku. Daurowie tołgińscy ulegli przemocy, lea
nie myśleli wykonać narzuconych zobowiązań, a nie bardbo
pilnie przez kozaków strzeżeni, uciekli powtórnie w gór;.
Chabarów zaś, nie mogąc się inaczej zemścić, spalił Tolgist
a patrząc na dymiące się jeszcze zgliszcza odpłynął ka Sss-
garze, do ujścia której żeglowfli sześć dni.
Między ujściem znacznej r^eki Burei (Niuman Bira), któn
płynie z północy od Jabłonowego pasma do Amuru, a njiam
Sungary, Amur przerzyna się na przestrzeni 21 y, mili prta
wysokie pasmo Hingańskich gór. Ścieśnione i skałami ubn-
mowane koryto Amuru, ma w tern miejscu do 500 s^
szerokości, a głębokości od 7 do 10 sążni. W innych 11119-
scach na równinach, koryto Amuru zarzucone wyspami ma
kilka, a nawet kilkanaście wiorst szerokości. Chabarów, M
mieszkający z tej i z drugiej strony Hinganu, nazywa Go-
g u łam i; powiada o nich, że mieszkają w msJych domkach
i trudnią się rolnictwem. Dzisiaj w tych stronach miesdnją
Mandżurowie(Manczżurowie) iManegry; ostatni, w ubioize^
języku i w obyczajach, bardzo mało różnią się od znanYck
nam już Oroczonów. Ujście Sungary od Striełki, to jest od
łączenia się Szyłki z Argunią i utworzenia się Amuru, odlegle
jest o 203 y, milL Sungara płynie z południa z gór nan-
137
dżankicli Golin-Szan-Jan- Alin. Jest to rzeka ogromna i szersza
niż Amur. Chińczycy twierdzą, że Amur do Sungary a nie
Sangara do Amura wpada. Ghabarów powiada, że od ujścia
Szyngriu (to jest Sungary) mieszka nad Amurem lud Duczery,
za niemi zaś Aczany (przez Pojakrowa nazwani Natki).
Pomiędzy Aczanami, w wielkiej wsi, Chabarów postanowił
przezimować. Aczanowie trudnili się rolnictwem, mieszkali
zaś w obszernych wsiach i mogli być bezkarnie łapieni. Dla
zaopatrzenia się w potrzebną żywność odkomenderował 100
kozaków, w górę rzeki. Kozacy łupili w nadbrzeżnych ułu-
sach, rabowali dobytek biednych Daurów i Aczanów i między
tymi spokojnymi;, niewojowniczymi ludami, szerzyli śmierć
i trwogę, jako zwiastunów moskiewskiego panowania. Cier-
pliwość ludów przebrała się; złupione ludy postanowiły
wreszcie ukarać najezdników i odbić łupy od nich wydarte.
Daurowie i Aczanie w liczbie 1,000 ludzi, napadli na koza-
ków, lecz zostali odparci, a oddział (100) powrócił do osady
i pomagał następnie pozostałym kozakom w jej fortyfiko-
wanio.
Ludy koczujące po obu brzegach Amuru, zostawt^y pod
zwierzchnią władzą Chin, a prowincya Amur, na północ aż
do Jabłonowych gór była częścią Mandżuryi. Chiny więc
były obowiązane bronić podwładne sobie ludy od ucisku i
najazdu kozaków; jakoż han Uczurwa w Mandżuryi, roz-
kazał uzbrajać i zbierać wojska w mieście Niumgucie nad
Songarą i pod dowództwem księcia Izineja, wysłał je do
ziemi Aczanów. Chińczyków było 2,020, mieli 8 armat, 30
strzelb kilkolufowych i 12 pinartów (armata z gliny, w którą
wchodzi pud prochu; pinarta używaną jest przez Chińczyków
jak u nas petarda). Do stanowiska kozaków jak zwykle nigdy
nie spiesząc się, maszerowali trzy miesiące, nareszcie 24. marca
(t. s.) 1652. roku stanęli pod wicami Aczańskiego miasta i
rozpoczęli kanonadę. Przez zrobiony wyłom, udało się wojsku
chińskiemu wtargnąć do miasta, lecz zaraz zostali wypędzeni.
Tymczasem 150 kozaków zrobiło wycieczkę i zabrali chiń-
czykom 2 armaty. Chińczycy w szturmie i w odpieraniu wy-
cieczki stracili 676 ludzi i połowę swoich wojennych zapasów.
Nieudany szturm, zmusił ich zamienić oblężenie na blokadę
138
Kozacy prędzej czy później, pozbawieni komunikacyi ze swoim
krajem i prowiantów, uledzby mnsieli, dla tego też Chaba-
rów, skoro tylko kra przeszła na rzece, wyniósł się cichaczem
z Aczańskiej fortecy i popłyn%ł w górę Amuru. W tej po-
dróży, bliżej Ze i zliczył się z Chabarowem oddział z 144 ludzi,
opatrzony w dostateczne ilość ołowiu i prochu, a wysłany
z Jakutska na pomoc zagrożonym żołnierzom Chabarowa.
Tak wzmocnieni kozacy, posuwali się w górę rzeki, zbierając
jesak i łupiąc mieszkańców, niekarni i niesforni, a przyzwy-
czajeni do łupiestwa i grabieży, niechcieli słuchać swoich
dowódców. W Tołginie, gdzie Chabarów miał zamiar wy-
budować zameczek (ostróg), nieposłuszeństwo, kłótnie i nie-
zgoda do tego doszły, że wielu kozaków pojedynczo oddaliło
się od oddziału i na swoją rękę działali. Nareszcie 100 ko-
zaków razem opuściło Cłiabarowa i udali się do Jakutska.
Osłabiony w ten sposób oddział, niemógł już nic ważnego
przedsiewziąsć, Chabarów jednak z pozostałymi przybywszy
na ujście Komary*) wybudował tu zameczek, który miał być
głównem stanowiskiem Moskali nad Amurem. Ztąd wysłid
gońca do Jakutska z doniesieniem o zaszłych wypadkach i
losach wyprawy i z prośbą o nadesłanie mu większej siły
zbrój ucj. Mała łudność Jakutska i bardzo mała liczba wojska
tam konsystującego , była powodem, że żądanie Chabarowa
nie zostało w zupełności spełnione. Wojewoda Jakutski wy-
słał czemprędzej do Moskwy kurjera z wiadomościami, a do
Komary wyprawił 150 kozaków z trudnością zebranych pod
dowództwem Dymitra Zinowiewa.
Wiadomości o Amurze, rozchodziły się po całej Syberyi.
Opowiadano o bogactwach, wybornej ziemi, pięknej roślin-
ności w nowej krainie ; mówiono o wspaniałej rzece, obfitości
ryb, zwierzyny, o łatwości zdobycia tego kraju: i wszyscy
chcieli się tu przenosić, wszyscy marzyli o Amurze, jako o
*) Komara- ilAoiarA albo Hamar-Bira^ suaczna nęka, płynie s południa
na północ do Amuru. Długości raa około 43 milo ; njftcie JoJ od Strielki od-
ległe Jest o 91 mil. W nasiycli czasacti wsdłui Amura od Strielki ai do Ko-
mary koesujf ludy; Oroczoni i llanegry; a za ujęciem Komary w dół Amara
ku chińskiemu miastu AJgun (po mandżursku Sacbalin Uła Hoton) ai do
Sungary I dalej Jeszcze ai do ujścia Ussury, mieszkąjf na brzogacłi Amuru
Uandłurowie*
139
raja I nabywając go siemią obiecaną, Chanaanem syberyjskimi
Wówczas już powstał projekt zupełnego i stanowczego przy-
łączenia do Moskwy amurskiej prowincyi, i 3,000 wojska
chciał car wysłać pod wodz% kniazia Łobanowa Rostowskiego
na zdobycie nowych i bogatych krajów w Mandźuryi ; projekt
ten jednak nie przysze^ wówczas do skutku.
Tymczasem Zinowiew złączył się (1653. roku) z Chabarowem
i ąjął w kluby karności niesforne kozactwo. Kazał im orać,
i stać, zmnszał do pracy, do której mieli wstręt wielki, a
który zamienił się potem na niechęć do Zinowiewa. Zino-
wiew jednak umiał sobie radzić i umiał powstrzymać wyuzda-
nych podwładnych. Chabarów wskutek wezwania wyjechał
do Moskwy, gdzie car bardzo dobrze go przyjął, obdarzył
tytałem bojarskiego syna i nominował starostą wszystkich
wsi (prykaszczyk) od Ustkutska aż do granic Jakutskiego
okręgu. W tym północnym kraju osiadł śmiały, waleczny
i przedsiębiorczy Chabarów i resztę życia spędził na łonie
rodziny. Wieś Ghabarowa, istniejąca dzisiaj w tamtej okolicy,
przypomina imię swego założyciela, słynnego z łatwych zwy-
cięztw nad Amurem wojownika.
Po zupełnem opuszczeniu przez Ghabarowa nowej krainy,
Zinowiew natarty przez Ghińczyków, nie mógł oprzeć się i
dwa ostrogi moskiewskie w Komarze i w Ałbazinie, zniszczone
zostały przez wojska niebieskiego państwa. Moskale jednak
nie zrażali się niepowodzeniem, a dowództwo nad nimi objął
prosty, szeregowy kozak Onufry Stepanów, człowiek przed-
siębierczy, śmiały i wyższych zdolności. Zaraz po objęciu
dowództwa, Stepanów pof^ynął do ujścia Sungary, gdzie za-
grabiwszy zboże mieszkańcom, przezimował w ziemi Ducze-
rów. Następnej wiosny (1654. roku) Stepanów puścił się na
rzekę Sungarę ; brzegi tej rzeki więcej zaludnione niż Amuru,
ziemia uprawna, przedstawiały korzystne polo do najazdu,
dla chciwych panowania i łupów kozaków. Pomyślny, pół-
nocny wiatr nadymał żagle statków i posuwał je w górę
rzeki. Na trzeci dzilń żeglugi po Sungarze, kozacy pewni
pomyślnego końca wyprawy, zobaczyli Chińczyków na brzegach,
którzy zatamowali im dalszą drogę, następnie napadli, pobili
i zmusili do odwrotu. Wkrótce po tern zdarzeniu przybył na
140
pomoc Stepanowi sotnik Piotr Bekietów z JeniMJska. B^
kietów przepłynął wszerz przez burzliwy Bajkał i od nieje
dostał się do Amuru, wskazując nowe drogi i nowe knje do
zdobycia. On dał początek usadowieniu się Moskali w Zi-
bajkalskim kraju, czyli w powiatach Nerczyńskim i WierA-
noudinskim, a następnie wcieleniu go do Syberyi.
Bekietowa wysłał Atanazy Paszków, wojewoda Jenisejski,
który o Amurze miewał wiadomości z zameczku Bargun-
skiego, z opowiadań tamtejszych Tunguzów i myśliwTti
Z tych opowiadań poznawszy miejscowość, rozkazał Bekie
towi przebyć Bajki^, a następnie płynąć Sielengą do ujśM
w niej Ghiłoku, a potem Ghiłokiem aż do złączema 9(
z nim jeziora Irgień, nad którem rozkazał wybudować n
zameczek (ostróg). Następnie rozkazał mu przejść góry Ji-
błonowe, a potem płynąć Ingodą, Szyłką do ujścia Nepcirt
tu kazał mu wystawić drugi zameczek, a potem dopiero
udać się nad Amur. Bekietów rozkaz Paszkowa w zupełnoiei
wykonał. Wybudował zameczek nad Irgeniem i przy ajśdi
Nerczy (1653. roku), a potem złączył się z pobitym pną
Chińczyków Stepanowem.
W jesieni 1654. roku zaczęli kozacy odbudowywać znue*
czek Komarski, ukończyli zaś robotę dopiero nasŁcp9
wiosny. Zamek otoczony był wałem, w którego cztered
kątach porobione były baterye. Na wałach i przy l^aŁerric^
wbito w ziemię podwójne palisady; prócz tego, bronił p
i wzmacniał rów (głęboki na 1 sążeń, szeroki na 2 saliń)
i żelazne szpile w rowie powtykane i piaskiem zasj^at
Wewnątrz zamku wystawiono wielką bateiyę, cerkiew i donH
dla kozaków.
Chińczycy dowiedziawszy się o robotach i fortyfikania np
nowem kozaków nad Amurem, przybyli w znacznej sile pcł
zamek Komarski. Dziesięć tysięcy żołnierzy było dostatecai
do zupełnego wyparowania kozaków z Amuru, a 15 ara^
dostateczne do zburzenia naprędce sklejonego zamku. Cliii*
czycy mieli taką siłę pod Komara, zostali jednak pobkii
odpędzeni. Szlamazami z natury, przyzwyczajeni do wywest*
sów i wygód, bez odwagi i broni europejskiej, Chińcifey
nigdy niedotrzymają placu biegłemu a wyćwiczonemo rot-
141
nienowi. Dnia 20. marca rozpoczęli kanonadę z dział wcią-
gnionych na skałę naprzeciw zamku i z dwóch bateryi, które
w niewielkiej odległości od zamku usypali. Kanonada trwała
dzień i noc całą, nie wyrządzając wielkich szkód schowanym
za wałami kozakom.
W nocy z dnia 24. na 25. marca Chińczycy przypuścili
sztorm do zamku. Atak nie udał się, w tejże chwili bowiem
oddział kozaków zrobił wycieczkę i odparł Chińczyków.
Po przegranej, Chińczycy cofnęli się w głąb Mandżuryi,
a bohdohan wydał rozkaz, ażeby ludy mieszkające nad Amu-
rem, porzuciły dotychczasowe swoje siedziby i przeniosły się
w inne okolice, mniej zagrożone. Tryumfujący Stepanów,
w cerkwi zamkowej kazał ochrzcić dwóch chińskich niewol-
ników; trofea zaś zwycięzŁwa, i jesak posłał carowi do Moskwy,
na znak poddania jego władzy nowej krainy.
Na rok przed tą bitwą, Jakutski wojewoda, wysłał na
pomoc Stepanowi bojarskiego syna Teodora Puszczyna, z roz-
kazem postawienia chaty przy zejściu się Szyłki z Argunią,.
którą przeznaczył na stacyę zimową dla kozaków. Po wy-
hudowaniu chaty Puszczyn złączył się ze Stepanowem i po-
płynął z nim do ujścia Sungary, gdzie kozacy zabrali dużo
zboża, które starczyło im na rok cały; prócz tego narabo-
wali mnóstwo rzeczy i obciążeni łupami, popłynęli w dół
Amuru do ziemi Gilaków, gdzie Puszczyn wybudował zameczek
Kosogorski i wybrał jesak od Gilaków.
W po-wrocie do Komary, kozacy nie zastali już mieszkań-
ców na brzegach Amuru, w skutek bowiem rozkazu bohdohana,
wynieśli się w inne strony, a osady swoje poniszczyli. Wy-
ładnienie kraju było bardzo nie na rękę kozakom, pozba-
wiało ich bowiem łatwej sposobności utrzymywania się z łu-
l^iestwa i zmuszało do pracy. Wówczas także nadeszły z Mo-
skwy od cara rozkazy, które polecimy kozakom unikanie
sporów i bitw z Chińczykami, a obok tego łagodne i ludzkie
obchodzenie się z ludnością koczującą i z niewolnikami, a
przytem zachęcały do dalszych zdobyczy.
Roku 1655 wojewoda Jenisejski Atanazy Paszków, został
przez cara mianowanym Naczelnym dowódcą egzpedycyi
amurskiej. W skutek tej nominacyi, Paszków popłynął Angara
142
do Bajkała, przeprawi) się przez jezioro i udał się z oddziałem
kozaków drogą, którą przebywał poprzednio Bekietów. Obok
zamku przy ujściu Nerczy, Paszków założył miasto Nerczyńsk
(roku 1658), przeznaczając go za punkt wyjścia dla amurskich
egzpcdycyi i na stolicę nowozdobytych krajów. Z Nerczyńska
wysłał Paszków rozkaz do Stepanowa, w którym polecał
przysłanie 100 kozaków do Nerczyńska, pozostałym zaś roz-
kazywał osiąść przy ujściu Ałbazichy i tam odbudować za-
meczek.
Stcpanów nie mógł rozkazu wykonać, w tej chwili bowiem,
stojąc na czele 500 ludzi, znajdował się przy ujściu Sungary
i tam był otoczonym przez znaczne siły Chińczyków. Poło-
żenie Stepanowa było rozpaczliwe, niekarne źołdactwo ucie-
kało, a Chińczycy coraz bardziej ścieśniali i szarpali jego
małą armię. Każdy, pojedynczo ratował się ucieczką; nie-
którzy pędzili aż do Leny, resztę Chińczycy zabrali do nie-
woli, a 17 tylko złączyło się z Paszkowem w Nerczyńska.
Na katastrofie Stepanowa przy ujściu Sungary kończy się
pierwszy period najazdu moskiewskiego na kraj Amuru. Na-
jazd ten znamionują łupieże, rabunki i swawola kozactwa.
Śmiałość, odwaga, duch przedsiębierczy i awanturniczy, obok
nieostrożności i nie wyrachowania, oddał wreszcie garstkę
wojowników i łupieżców zarazem w ręce wyczekujących,
szlamazarnych i zanadto ostrożnych Chińczyków.
Klęska nad Sungarą, na lat kilka przerwała wycieczki i
egzpedycye nad Amur; ochota do zdobyczy i zagarnięcia
wspaniałego Amuru, opuściła kozaków. W tym to jednak
pierwszym peryodzie, Moskale usadowili się stanowczo w Za-
bajkalskim obwodzie i kraje jego, dwa razy większe od Francji
wcielili do Moskwy. Zabór tych prowincyi i wyparowanie
z Dauryi ludów miejscowych, sprawiło szybki wzrost ludności
moskiewskiej w Zabajkale, który potem ułatwił dalsze ope-
racye zaborczego państwa na Wschodzie.
Przystępujemy teraz do opisu usiłowań nowych zaborów
Amuru, czyli do drugiego periodu zdobyczy moskiewskich
w Zabajkale.
W mieście Kireńsku 'nad Leną bywają jarmarki, dość
licznie odwiedzane przez nadleńskich mieszkańców. Roku 1 665
143
na Kireńskim jarmarku, był wojewoda Ilimski: Ławrenty
Obuchów, człowiek powszechoie znienawidzony, za swoje
okrucieństwa i zuchwałe prześladowania. Podwładni Obu-
chowa zmówili się na niego i postanowili zabić tyrana.
Przewodnikiem zmowy był IJikifor Czerju^gowski , którego
moskiewskie i syberyjskie kroniki nazywają Polakiem. Na
wracającego Obuchowa z jarmarku do Ilimska, spiskowcy
napadli i w łódce go zabili. Czerń igowski i jego towarzysze,
nciekli przed karą nad Amur i w miejscu, gdzie stał nie-
gdyś zameczek Ałbaziński, zniszczony przez Chińczyków, wy-
budowali nowy zamek i osadę Ałbazin (1671 roku).
O Czemigowskiego pochodzeniu nic dowiedzieć się nie
mogliśmy. Kroniki nazywają go Polakiem. Być może, że i
jego towarzyszcL byli Polacy, których Moskwa zabrała do nie-
woli w wojnie z Polską za Jana Kazimierza prowadzoną, i
posłała ich do Syberyi na służbę. Dość, że Czemigowski ze
swoimi towarzyszami osiadłszy w opuszczonym już przez Mo-
skali kraju, dał im nowy popęd do zaboru i osiedlenia się
nad brzegami Amuru. Z Ałbazina kozacy Czemigowskiego
pobili wyprawy w dół i w górę Amuru i zmuszali koczujące
lady, które po upadku Moskali w katastrofie Stepanowa,
powróciły na powrót w dawne swoje koczowiska amurskie,
do płacenia jesaku i uznawania swojej władzy. Czemigowski
w celu odzyskania wstępu do Syberyi i uzyskania zapomnienia
śmierci Obuchowa, jesak odesłał do Nerczyńska i doniósł
tamtejszemu wojewodzie, że zapanował Amurem na rzecz
Moskwy. Zaczęła ludność moskiewska płynąć do Chanaanu
syberyjskiego i zakładać gęste osady. Roku 1672 jeromonach
Hermogen, w Ałbazinie, który stał się stolicą świeżo zagar-
niętej krainy, na uroczysku zwanem Brusiany kamień, za-
łożył monastyr Zbawiciela. Ludność w Ałbazinie coraz bardziej
powiększała się. Na przestrzeni 237 wiorst, dziejącej Striełkę
od Ałbazinu, w krótkim przeciągu czasu, założono kilka
oead, między któremi największą była wieś Pokrowsk. Osie-
dleńcy trudnili się rolnictwem, rybołóstwem i myślistwem
i nowe te kolonje prędko zakwitnęły bogactwem i dobrym
bytem.
Opanowanie pięknej krainy, podało w niepamięć występek
144
Czemigowskiego i car przebaczył mu winę jako człowiekowi
sobie zasłużonemu i mianow^ go nawet swoim namiettuikieB
w Ałbazinie (1674. roku). Wojewodą Nerczyńskim byl ])od>
ówczas syn bojarski Paweł Szulgin. Jaki był koniec Gsenh
gowskiego, który będąc równiei przedsiębierczym i awia*
turniczym jak Cbabarów i Stepanów^, był przytem ostro-
źniejszym i lepiej pojmującym interesa nowej kolonii? nie-
wiadomo. Następcą jego był Grzegorz Łonszaków.
^ Namiestnicy w Ałbazinie, często zmieniali się. Roku 1681
był namiestnikiem Ałbazinu Wojejków, syn Teodora Woj*}-
kowa wojewody nerczyńskiego, a każdy z nich stanJ się jsk
najwięcej ludzi nad Amur sprowadzić. Ludność moskieirda.
nie tylko nad tą rzeką, ale i na jej afluentach pokazywali
się. Nad Zeją , długą przeszło 143 mil , a obfitującą w roi-
koszne błonia i grunta urodzajne, wystawili Moskale trzy »
meczki. Wierchoziejski przy ujściu Amamysza do Zei, Se-
limbiński nad Selimbą (pobocznica Zei) i Dołoński, w dS
od ujścia Selimby. Klimat cieplejszy niż w Syberyi, bojat
roślinność, przypominająca roślinność czarnomorskich pr«>
wincyi, plenność gleby, obfitość ryb i zwierząt, wabiąc sybe-
ryjską ludność, utrwalała tym sposobem element moskievała
w północnej Mandżuryi.
Roku 1675 rząd moskiewski, usUował drogą dobrowol-
nego zrzeczenia się przez traktaty ze strony Chin, uzyskać
potwierdzenie zaboru Amura i w tym celu wysłany lostJ
do Pekinu grek mołdawski Spafari ze świtą doźoną ze 100
osób. Poselstwo nic nie zrobiło. Chiny niczem nie zmossoBi)
ani też pobite, niechciały dla pięknych oczów Spa&re^
pozbyć się obszernej pro wincyi, i propozycyę potwierdzenii
zaboru, odrzuciły. Prócz tego, dwór pekiński z energictaefi
oburzeniem odezwał się o najeździe Moskali na Mandioiyc >
o ich postępowaniu barbarzyńskiem i rozbój niczem, o poio*
gach które wzniecili i łupach których tam dokonali; ż^
jeszcze wydania sobie zbiegłego księcia tunguzkiego Gtf^
mura, a nieodpowiedziawazy na list cara, Spafarego z nictcB
odesłał. Spafary przeczuwał zbliżającą się burzę, posłał ^
napomnienie Moskalom nad Amurem, ażeby nadal zadiowaK
się spokojniej, jesaku nie zbierali, żeby 'zaniechali i^N'
145
śmii^ej po Zei i w dół Amara, w przeciwnym bowiem*
razie, sprowadzą sobie nad głowy niebezpieczeństwa srogiej
wojny.
Napomnienie Spafarego było bezskaiecznem , a wojewo-
dowie Nerczyńscy dalej zabór i łupy szerzyli. Koku 1681
wojewoda Wojejków, wysłał z Nerczyńska do Ałbazina bojar-
skiego syna Sienotrasowa i polecił ma z ochotnikami udać
się na ujście Amara i obejrzeć, opisać a następnie zabrać
brzegi morskie rozkazał. O ekspedycyi Sienotrasowa, ża-
dnych śladów w archiwach nie znaleziono, z tego wnosić na-
leży, że się skończyła nie najlepiej.
Druga ekspedycya w owym czasie, wypłynęła z Ałbazina,
do ujścia rzeki Amguń i na rzekę Amguń."') Dolina Am>
goni obfituje w ł%ki, pola arodzajne i lasy, w których znaj-
duje się dużo soboli, z piękniejszem i delikatniejszem futrem
niż na sobolach amurskich. Ekspedycya ówczesna, zmusiła
ludy aragońskie do płacenia jesaku, wystawiła zameczek Ust'
Dukiczański, przy ujściu do Amgani rzeki Dukiczana.
Posuwające się coraz dalej zabory moskiewskie i roz-
gospodarowywanie się w nich kozaków, a szczególniej nie-
ustające rozboje i łupiestwa, zmusiły wreszcie powolnych
Chińczyków do zbrojnego wystąpienia i odparcia bronią na-
jazdu.
Cesarz chiński Szeńczu (Ean-si) roku 1682 wysłał Łan-
dania z orszakiem zbrojnych do miasta Jaksa (Ałbazin) i
rozkazał pod pozorem polowania zbliżyć się do miasta,
obejrzeć jego fortyfikacye, zbadać położenie mieszkających
tam Łocza (tak Chińczycy nazywają Moskali), ich sposób
życia, resarsa wojenne i zapasy żywności; przytem rozkazał
mu obejrzeć i wskazać najlepsze drogi dla wojsk, mających
być wysłanemi do Ałbazina.
Łandań rozkaz w zupełności wykonał i doniósł cesarzowi
o łatwości zdobycia ^baziua, a jako najlepszą do niego
^S^6} wskazi^ Amar, po którym wojska na statkach, bez
*) Amguft nałeij do wickssych nek wpadających do Amura z lewego
l»n«ga; Jui uiedaltko Iłmaou amurskiego Jest Jej ąjsefo, do limanu od Striełkl
U«H pnesslo 390 mil. W nassych csasach (XIX. wieku) nad Amgunlą ko-
csttJ4 ludy tunguskiego plemienia: Nisadalcy i Samagarcy.
QiLi.BR, Opisanie. II. 10
146
'przeaikód i niebezpiecuństwa, zbliiyć dę mogą do Mkj
Loczów (Moskali) nad Amurem.
Roka 1683 ekspedycyę kozacką wysłaną z Albazina u
Amgań, Chińczycy zatrzymali w Ajgonie*) i kozaków aMi
do niewoli. Niewstrzymato to jednak kozaków od ótlLsrfń
napaści. Skargi od biednych ludów amurskich na zlodiiq-
stwo Łoczów niepokoiły Pekin, tak, ze nielubiący wojny i
pełen dobroci i miłości dla ludzi (jak ńę sam nazywa) bolh
dohan Kan-si, wydal surowy rozkaz zupełnego wypędma
Moskali z Mandłuryi. Łandań otrzymał tytuł Mejren-Ciiai-
gina, to jest naczelnego wodza wojsk; jemu do pomocy d»-
dani zostali, fligiel-adjutant Guanbao, wódz Bandaria, Hast
pierwszego stopnia Ponczon i ningutski wódz Sabsa. Pod
dowództwem tych jenerałów, przybyło pod Ałbazin 100 sUt*
ków (bns), na każdym znajdowało się 50 ludzi; lądem at
przymaszerowiJa 10,000 armia, ze 150 polowemi i z 50 oU(-
żniczemi działami.
Zaraz po zajęciu stanowisk w około Ałbazinu, ChińanT
schwytali 45 Moskali, chcących się dostać na tratwie do misili.
Trzydziestu zabili, a 15 (kobiety i dzieci) wzięli do niewdL
Tegoż dnia rozpoczęto roboty oblęinicze i kanonadę, kión
trwała przez całą dobę. Namiestnikiem Ałbazina był |n^
dówczas Tołbuzin; załoga pod jego wodzą zostająca, diii»
ucierpiała od strzałów armatnich i groził jej prócz tego bnk
żywności. W takiem położeniu rzeczy niewiedział Tołfaoai
nic lepszego nad kapitulacyę. Załoga Ałbazińska z 600 ko-
zaków złożona, zaopatrzona w żywność na drogę, opńA
miasto i pod eskortą wojska chińskiego odesłaną zostiłs ^
Nerczyńska. W drodzo- nad Argunią kozak Bazyli i aUf'
dziestu pięciu jego towarzyszy, ujęci łagodnością CfaińecykóWi
wraz z żonami i dziećmi oświadczyli, że zrzekają się pod-
daństwa cara i chcą zostać poddanymi Bohdohana. Proili*
ich była wysłuchaną. Odesłano ich do Pekinu, gdzie irytBt
czono im osobny kwartał i gdzie dotąd potomkowie ichnir
*) AJgQB Jest Jedyne miasto chińskie nad Amurem , poloione m pR«7*
bnegn, odległe od ląjiels Zei wiorst 40. W roko ISSS pny n^u Zd fr
rawlew Młoiył miasto BłałiowlesiCMósk i ąroblł go stolicą obveds 99^
naswlska.
147
eznie rozmnożeni, zupełnie schińAzcseni, ale wyznający grecko-
rosyjską wiarę, przebywają.'^) Reszta załogi Ałbazińskiej przy-
była do Nerczyńska w 1685. roku.
Łandań, 160 niewolników zabranych przez Moskali nad
Amarem nie w wojnie, a trzymanych w Ałbazinie, uwolnił;
miasto zaś i jego fortyfikacye już ogołocone z ludności, kazał
spalić i zburzyć.
Jeszcze przed, bitwą Ałbazińską, oddziały wojsk chińskich
rozeszły się po całej północnej Mandżuryi i napadły na za-
mecski nad Zeją, Selimbą, Amgunią i Tugirem i takowe
zniszczyły. Mieszkańcy i załogi tych zameczków pouciekały;
częścią w drodze połapane i odedane do Pekinu. Wszystkie
wsie moskiewskie, które się juz w znacznej liczbie nad Amu-
rem zabudowały, zostały spalone przez Chińczyków i wkrótce
prócz popielisk i gruzów, niezostało innego śIcmIu panowania
moskiewskiego nad Amurem.
Moskale przyzwyczajeni do gwałcenia traktatów, nie my-
śleli dotrzymać warunków ałbazińskiej umowy. Wojewoda
Korczyński Iwan Własów, zaraz po nadejściu kozaków do
Kerczyńska, rozkazał im powracać do Ałbazina pod rozkazami
tegoż samego Tołbuzina i miasto i fortece odbudować. Tym-
czasem jenisejski wojewoda, kniaź Konstanty Szczerbatów,
pod którego władzą była ówczesna Wschodnia Syberya, po-
wierzył Bejtonowi dowództwo nad innym wojskiem idącem
także do Ałbazina. Złożone one było z 576 żołnierzy, z 10
armat, które mii^y 100 żelaznych kul i 100 pudów prochu.
Mała armia Bejtona, była niekarnym motłochem, złożonym
z samych prawie malkontentów carskich. Deportowani strzelce
z Moskwy, Wygnani do Syberyi sekciarze i za różne prze-
stępstwa wysłani z Moskwy ludzie, wcieleooi zostali do tej
armii. Niechieli słuchać rozkazów dowódzcy i w marszu do-
*) Ta kolonia moskiewska w Pekinie, wain* rolę odegrał* w historyl
niebetpiecniych dla Chin stosanków % Moskw). Otrsjmała ona waine prsy-
vllcje Mandinrów; a adolniejsl nływani byli Jako naucsyeiele Jfsyiu mo>
skiewskiego w rółnyeli sakołach w Pekinie. Wkrótce aa Jakietf prcestępstwo,
odebrano Moskalom pekiftskira pnywileje mandiurskle 1 wcielono ich do
klasy iolniorsy (sobaes: Istorlko SukisUeaeskoJe Obosrienle targowych sno-
aienii Rosii a Kitąjem. Socsinienie ▲. Korsaka).
10*
148
puszczali się rożnych nadaiyć. Wojejkowa wojewodę ner-
czyńskiego wracającego do Moskwy napadli , zrabowali i n-
ledwo żywcem z rąk wypuścili.
Bejton tę niesforną tłuszczę, ledwo zdołał przyprowtdik
do zameczku Udińskiego. Tutaj, wczasie spoczynku żołniem,
Buriaci, których Chińczycy podburzyli przeciw Moskwie i
którzy z nią po partyzancku ucierali się, zabrali pasące ńe
na błoniu konie oddziału Bej tona i uprowadzili je na po-
łudnie. Ten wypadek jak również ciągłe napady Bnriatów i
Mongołów na zamek w Selengińsku, zmusił Bejtona do zmiur
kierunku marszu.'^) Zamiast do Nerczyńska, udał się do
Sielengińska, w blizkosci którego nad jeziorem Gęsiem sto-
czył bój z Buriatami. Pobił ich i odebrał łupy, które poprzedaw
stracił, szczególniej konie, a następnie pomaszerował doKc^
czyńska, zkąd razem z Tołbuzinem i jego wojskiem pn^
płynął do miejsca gdzie stał Ałbazin. Zaraz po przybydi
usypali szańce, odnowili fortyfikacye, wystawili domy i pe
dawnemu zasiali grunta.
Bohdohan dowiedziawszy się w Pekinie o powrocie Mosbi
do Ałbazina, wysłał nową armię nad Amur, pod dowództwca
jenerałów Łandania, Bandarża i Guanbao. Lądem i vod|
przybyły w Lipcu (1686. roku) wojska chińskie do Albszin
w liczbie 8,000 ludzi i zażądały poddania się MoskaU, oIm-
cując im zachowanie życia i łaski wspaniałomyślnego Bohdo-
hana. Moskale odrzucili propozycyę Łandania i wycieakł
uprzedzili zaczepne działania nieprzyjaciół. Artylerya chiń-
czyków zmusiła ich do odwrotu i zamknięcia się w forteei;
którą silnie ostrzeliwała. Moskale odważyli się i na dmsi
wycieczkę, lecz i tym razem wycieczka szkody Chińczyko*
nie przyniosła, gdyż jenerał Bandarża wpędził ją nspowrut
do fortecy.
Następnego dnia, Moskale uczynili zasadzkę na podjiid
chiński, wysłany dla zrekognoskowania fortecy. Knnw
potyczka jaka się w skutek tego wywiązała, zakończyli ^
cofnięciem Moskali za szańce. We dwa dni po tej potjcsft
•) Zobaes: Po^liedniąja Osada Ałbatina Mańcza Kttąjcami w 1(^<7. r*ki
K. SleUkaho. Kniłka Y. Zapisok Sibfrskaho Oddieła.
149
Łandań opanowsd wał południowy fortecy i pozostawił na
nim kilka posterunków, poczem na brzegu rzeki, tuz przy
mieście, pod silnym ogniem z fortecy, wystawił bastjon, któ-
rego budowie Moskale przeszkodzić nie mogli.
Pod zasłoną grubej mgły pewnego poranku , Moskale
wyszli z szańców i usiłowali odzyskać dawniej utracony wał
południowy, lecz usiłowania i tym razem zwycięztwem nie
były uwieńczone. We dwa dni potem, Moskale znowuź zro-
bili now% wycieczkę, także bez ważnych następstw.
Chińczycy nie mogąc ogniem artyleryi zniszczyć fortyfikacyi
Ałbazina, a mi^emi zwycięstwami zmusić walecznej załogi
do poddania się , postanowili oblężenie zamienić na blokadę.
Przez wykopanie rowu chcieli odprowadzić rzekę od miasta
i pozbawić załogę wody; przytem otoczyli miasto szeregiem
bateryi i bastjonów z ziemi sypanych. Moskale w celu
przeszkodzenia robotom nieprzyjaciela, przez cztery dni i
cztery noce, utrzymywali nieustający ogień z fortecy. Chiń-
czycy równym ogniem odpowiadali. Wówczas zgin^ (wrze-
sień 1686. roku) dzielny dowódzca ałbazińskiej załogi
Tołbttzin ; przy dowództwie poaostał już sam pułkownik
Bejton.
Bejlon, jedną jeszcze ale już ostatnią zrobił wycieczkę,
z zamiarem zdobycia bateryi wzniesionej w północnej stronie
miasta. Wycieczka nie udała się. Moskale w licznych a krwa-
wych utarczkach ponieśli wielkie straty: liczba ich znacznie
zmniejszyła się, a żywność wyczerpywała się. Bez nadziei
pomocy i jakiegokolwiek ratunku, dziesiątkowana chorobami,
oddalona od miejsc rodzinnych i zaludnionych, trzymała się
jednak dzielnie i mężnie trwi^a ałbazińska załoga. Jedyną
pomoc Ałbazinowi mógł podać Kerczyńsk, lecz znaczna
odległość, mała ludność, a głównie napady na zamek Ner-
cz^ński Buriatów i Mongołów, nie dozwoliły myśleć o wy-
słaniu nad Amur wojsk posiłkowych. Z każdym dniom po-
łożenie Ałbazińskiej załogi pogorszało się i głód już jej do-
skwierać zaczął. Chińczycy od uciekających z oblężenia
Moskali, wiedzieli o wszystkiem, co się wewnątrz fortecy
robiło i z szlachetną bezinteresownością ofiarowali moskiew-
skiej załodze w Ałbazinie żywność. Bejton nie przyj- ży-
150
wności, a na dowód, ie ma jeszcze co jeść, postał duMian
jenerałowi w podarunku piróg maj%cy 40 funtów wagi Len
ścieśniający z dnia na dzień głód, zmusił Bejtona do spmim-
nia tonu i do prośby zaniesionej do chińskiego wodza o iy-
wność. Chińczycy znaleźli się prawdziwie po rycerakn, a-
opatrzyli najeźdźców w żywność i posłali im swoich UHaoj
do leczenia rannych.
Z liczby 900 kozaków i 1,000 chłopów, którzy przy po-
czątku oblężania stanowili załoga forteczki, zostało jni tylko
przy życiu 82 ludzi; nie atakowali ich Chińczycy, leci odstf-
piwszy o 4 wiorsty od forteczki, zostawili małe sitj dk
obserwacyi Moskali (w miesiącu sierpniu), a główna armii^
postępując doliną Amuru i Szyflci, przybyła pod Kerczyi^
i zamierzała rozpocząć oblężenie tego miasta (1688. roka).
Moskwa nie mogła z powodzeniem prowadzić wojny w tyik
dalekich stronach, dzisisg jeszcze mało zaludnionych, %
w Xyil. wieku prawie pustych. Prowizye sprowadzano ń
z Jenisejska, a wojsko pomocnicze, które ztamtąd wyru8la^
blizko dwa lata znajdowało się w pochodzie; dla tych po-
wodów Moskale pragnęli wojnę tę przerwać jak najprgdsj
i zaproponawali Chińczykom układy, na które d ijo-
dzili się.
Oręż umilkł i rozpoczęły się konferencye o pokój. Zastroey
Chin do Korczyńska (Nibezu) na konferencye wysłany był:
Łandań, Bandarża, Sabsu, Maku i kilku mniejszych dygni-
tarzy jak: Hebei Amban Songoto, szef dywizyi Nakczu, To-
gogan, Amai i Maci w orszaku 10,000 armii, która goto«|
była w razie zerwania układów, natychmiast rozpoci|ć zi*
czepne działanie. Posłem moskiewskim był Teodor Golowin;
orszak jego składał się z 500 strzelców. Rozmowa z Moska-
lami odbywała się po łacinie. Całą zaś konferencye pro*
wadzili i traktat redagowali także po łacinie dwaj w MUók
chińskiej zostający jezuici- Herbilion i Pereira.
Chińczycy stanęli obozem na prawym brzegu Nerciyt
miejscem zaś konferencyi były namioty, odległe o 5 li (2^
wiorsty) od chińskiego obozu, a 5 li od miasta Nerciyńika
Chińczycy upominali się o zwrot wszystkich ziem swoich,
które im Moskale zabrali, to jest o zwrot wszystkich kra-
151
jów za Bajkałem aź do Leny, która była dawniej p^nocn%
granicą niebieskiego państwa. Trudno było Moskalom zrzec
się wydartej sąsiadowi krainy i wiele czasu przeszło na pró-
żnych sporach. Chińczycy dziewięć razy zrywali konferencye,
lecz potrzebujący pokoju Moskale dziewięć razy napowrót je
rozpoczynali; aź wreszcie zniecierpliwiony uporem Moskali
Łandań, chciał zupełnie opuścić miejsce traktowania i po-
groził rozpoczęciem zaczepnych kroków. Jakoż ustąpił
z miejsca i obóz przeniósł na lewy brzeg pod samo miasto.
Ruch ten skłonił Moskali do ustępstw i pokój przyszedł do
skutku. Traktat nerczyński podpisany został 27. sierpnia
168a. roku.
Oznaczył ten traktat granice między Chinami a Moskwą,
jak następuje. Rzeka Arguń aż do jej ujścia jest Unią de-
markacyjną, ztąd załamuje się ona i postępuje wzdłuż koryta
rzeki Szyłki w górę tej rzeki, aż do ujścia rzeki Gorbicy do
Szyłki. Ztąd granica zawraca na północ korytem rzeki Gor-
bicy, idzie do głównego pasma JaU:onowych gór, a dalej
wykręca się ku wschodowi i dąży do Oceanu Wielkiego linią,
którą nakreśla główne pasmo wspomnionych gór, ginące
w morzu znacznie p^nocniej od ujścia Amuru."') Z tego
widzimy, że Moskale zrzekli zię północnej Manźuryi, to jest
krainy Amuru; Chińczycy zaś ustąpili Moskwie Dauryi,
Wierchnoudińskiego i Barguzińskiego powiatu i wszystkich
krain aż do Leny. Kiepewne dotąd posiadanie tych krajów
zostało utrwalone i przewaga Moskwy w wschodniej Azyi
zabezpieczona.
Traktat Nerczyński urządził stosunki handlowe Moskwy
z Chinami i otworzył ostatni kraj dla Moskali aż do samego
serca, do Pekinu. Od tego czasu, rząd moskiewski wysyłsJ
swoim kosztem do Pekinu karawany z futrami, które tam
sprzedawano na rzecz skarbu carskiego. Naczelnikiem kara-
wany bywał zwykle komisarz, utrzymywany w Pekinie, wraz
ze WBzystkiemi podwładnymi kosztem Bohdohana. Handel
chiński został monopolem iządu moskiewskiego i przynosił
^) Łanda6 przj iąj»eia Argunł (BrguA) postawił kamień granicsnj t na-
pisem .w Jfsykn maiidiurskim , chiiksklm, mongolakim, moskiewskim 1 ł«-
152
mu znaczne zyski. Drogami moskiewskiego handlu, szła
odtąd do Mongolii propaganda moskiewska polityczna; dro-
gami handlowemi wyrabiała sobie Moskwa te stosunki, które
jej pozwoliły tak stanowczą rolę w 1860. roku w Pekinie
odegrać i położyć pierwsze fundamenta do przyszłego za-
boru Chin.
W skutek zawartego pokoju, garstka wojowników, która
tak długo i mężnie broniła się w Ałbazinie, opuściła miasto
i zaopatrzona przez Chińczyków w pieniądze, łodzie i ży-
wność, powróciła do Nerczyńska.*) Ałbazin i wszystkie osady
Moskali nad Amurem, zostały zniszczone, a kraj Amuru'^)
powrócony do Mandżuryi-Chin. Na tem kończy się drugi
perjod historyi moskiewskiego najazdu we Wschodniej
Azyi.
Bohat»r Ałbazina pułkownik Bejton, powrócił do Ner-
czyńska z załogą swoją i wkrótce został zupinie zapomniany.
Nieotrzymawszy prawie żadnej nagrody, doświadczał ciągłego
niedostatku i umarł w biedzie w Wiercholeńsku.
Roku 1692 Piotr Wielki, posłał do Pekinu, jako swego
pełnomocnika Izbranda Ipesa, z rozkazem wystarania się o
pozwolenie handlowania z miastami Mandźuryi i Mongolii.
Poselstwo uwieńczone zostało dobrym skutkiem, gdyż dozwo-
lono kupcom wysyłać towary swoje do stolicy Mongolii i do
stolicy Mandźuryi. Karawany kupieckie z Sielengińska szły
do Urgi, z Nerczyńska zaś do Naunu. Dozwolono także i
prywatnym ludziom udawać się do Pekinu wraz z skarbową
karawaną, które bywały coraz liczniejsze i często składały
się aż z 1,000 osób. Równąż swobodę pozyskali Moskale
w Urdze, w której nieustannie, przeszło 200 Moskali prze-
bywało.
*) Zobaes: N. Świerbiejewa Opisanie plawania po riekie Amurme ekape-
djoyi generał gubernatora WostocsnoJ Syberjri w 1854. roku. Petertburg.
1857. loku. FutiewoJ iumał pławania po riekie Amuru od Ust' Striełoesnabo
karauła do wpadienia Jeja w tatarskij prollw. Permikina. Roiorienie Alba-
sina (1685^1689. roku) N. E. derujrełui. Artykuł drukowany w Irknekick
guberskieh wiadomościach w 1857. roku a oenowany na śródłach eUAekicb.
**) Stuków w Irkuekieli guberskicii Wiadomoe'ciaeli Nr. 33 roku 1859 ntrsy
mnje, ii Hongoło-Buriaoi naaywąj) Amur: Hara-mureA (cutrną raeką) który
te wyraa wymawiąlf Haramur, a csego Moskale srobiii Amur.
153
Kupcy moskiewscy przez sprowadzanie do Chin towarów
drogą kontrabandy, byli wstanie sprzedawać je taniej niź
skarb, przez co sprawili, że dochód z karawan pekińskich
zapełnię npadł, i monopol handla z Chinami był dla rz%du
bez poźytkn. Nie zmniejszyło to jednak ruchu handlowego
z Chinami, ale go owszem powiększyło. Prowadzenie sig
moskiewskich kupców w Chinach, MongoHi i Mandżuryi wcale
nie było przykładne, dawało ono Chińczykom bardzo złe wy-
obrażenie o całej Moskwie. Oszustwa, kłótnie, bójki z Chiń-
czykami i pijaństwo Moskali spowodowało liczne skargi ze
strony Chińczyków, i naraziło dobre stosunki z Moskwą.
Wskutek tego, Piotr Wielki wysłał ambasadora do Chin,
którym był kapitan gwardyi Leon Izmaiłów, z poleceniem
starania się o przyjęcie stałego, moskiewskiego konsula
w Pekinie i o postawienie jeszcze trzech innych konsulatów
w prowincyonalnych chińskich miastach. Eonsulowie mieli
czuwać nad prowadzeniem się kupców, a jeneralny konsul
miał załatwiać i rozsądzać wszystkie spory, które stały się
powodem słusznych skarg. Prócz tego miał jeszcze Izmaiłów
polecenie starania się na dworze pekińskim, o pozwolenie
zupinie wolnego handlu w całych Chinach dla Moskali."')
Izmaiłów praybył do Pekinu 1720. roku i acz dobrze był
przyjęty przez bohdohana i otrzymał nawet od niego poda-
runkową szubę, nic nie mógł zrobić i odjechał w wspania-
łym orszaku złożonym z 90 wielbłądów i z 90 koni, ale
z odrznconemi propozycyami. Niepomyślny rezultat tego
poselstwa przypisują sporom powstałym przy regulowaniu
granicy, która była niepewną od Mongolii wzdłuż dzisiej-
szego Wierchnoudióskiego powiatu i Irkuckiej gubemii, a
w których Moskale usiłowali dowieść, że mają prawo do
ziem głębiej w Mongolii położonych; jako też i odmowie
cara lia żądanie Chin wydania 750 jurt Mongołów, którzy
uciekli z pod panowania chińskiego do Syberyi, a rząd mo-
*9 Jak stoeunki s Chinami leśały Piotrowi na serca, dowodzi pomicdiy
iaDemt roskax roku 1711 wydany, w którym poleca kapcom, aieby się nda-
vali także do miast Sełim, Daba i do Tybeta. Roskaz ten rozumie się nie
■Bógł być wykonanym. (Zobacz: Istoriczeskoje Statistiozeskoje Obozrienie tor<
Cowyeli Snoszenij Moskwy a Kitąjom. Soctituenie A. Korsaka).
154
Bkiewski, K%doy powiększenia się ludności w Syberyi,
traktatu , którym się zobowiązał do wydawania zbiegów, U-
kowych wydać nie chciał.
Pomimo niemożności zaprowadzenia konsulatu w Pekiaie,
Izmaifów pozostawił tam konsula pod tyti^em ajenta handlo-
wego, którym był Szwed: Lorenc Lange. Lange bawił w P^
kinie 17 miesięcy i nie tylko, ie dworu pekińskiego dłi
moskiewskich projektów zjednać nie umiał, ale owsum pc^*
czynił si§ do ocUodnięcia stosunków między Chinami a Ho*
akwą i zwiększenia niezadowolenia z Moskwy w Pekioiei
Nadużycia też i szachrajstwa moskiewskich kupców uensł*-
wały, a wszystko to razem spowodowało bohdohana Echu^
do surowych środków. Wydał 1722. roku rozkaz wyp^dzenii
Moskali z Urgi, a przy tern cofnął pozwolenie, na zasadae
którego moskiewskie karawany odwiedzimy Pekin.
Handel moskiewski i wpływ cara polityczny wiele wówcps
ucierpiał, a ucierpiał z winy samychże Moskali, którzy zdiKr
stwa na jakie zawsze wystawiała ich chciwość właanej zwien-
chności, powetować chcieli nieprawnemi zyskami na Mongo-
łach i Chińczykach. Pustynność ówczesnej Syberyi i w^
oddalenie jej od Europy, sprawiły, że w niej urzędnicy mo-
skiewscy łatwiej mogli dopuszczać się nadużyć i sienej roi-
win%ć cechy, które stanowią charakter moskiewskiej bnir«-
kracyi. Byli tu oni jakby carzykami. Samowładni i ckdwii
rządzili gwałtem i swojem widzimisię. Kupcy, jako najbo-
gatsi, byli szczególniej troskliwym przedmiotem zdzient*^
czynowników. Musieli się oni za wszystko opłacać i nukm
wówczas, gdy ich rabowali. Za to też czynnownicy nakA
gdy kupcy rabowali i oszukiwali nie tylko Sybcryaków, ile »
Chińczyków, co jak to wyżej widzieliśmy, oddziałało nas^
sunki międzynarodowe obu państw.
Gusiatników, kupiec handlujący w Mongolii, gdy 17171 roki
wracał z Urgi ze złotem, srebrem i chińskiemi materyiBii
napadnięty był za Bajkałem przez Wojewodę irkuckiego U*
wrentego Ratkina'^) i zupełnie przez niego złnpiony. ^^
aiatników musiał na Mongołach straty odb^'ać. Ten Batkio
*) Letopii IrkuUka Peśemikiego.
155
by) niepospolitym tyranem. Bez sądu, za najmniejszą winę,
bil kupców i mieszczan knutem, a często oberwało się i
dworianom. W zdzierstwie nieznal granic. Nadużycia,
które pop^ni}, tak były krzyczące, że rząd Petersburski,
niezmiernie pobłażliwy dla złodziei i rozbójników, nie mógł
dłużej tolerować postępowania Ratkina i wezwał go do Pe-
tersburga, gdzie mu głowę uciąć kazał. Niezabezpieczyła
jednak śmierć Ratkina mieszkańców od ucisku, cała bowiem
Moskwa składała się z ludzi do Ratkina podobnych. Drżeli
więc jeszcze potem Syberyacy przed raj^usiami i zdziercami
urzędowemi; handel cierpiał, a wszystko to razem, źle od-
działywało na stosunki z Chinami.
Chiny zupełnie zamknęły się przed Moskwą, handel i
wszelkie stosunki zosta w£^ w rozerwaniu. Cesarz Jun - dżeń
następca Echansiego, pod tym tylko warunkiem obiecywał
znowuż otworzyć Chiny dla handlu z Moskwą, jeżeli ta
zgodzi się na uregulowanie granicy i obranie punktu pogra-
nicznego dla wymiany handlowej.
Piotr umarł i zostawił sprawy chińskie w dawnym stanie.
Katarzyna I. (z domu Skowrońska) wysłc^a do Pekinu, hra-
biego Raguzińskiego Sawę Władysławicza, który po wielu
trudnościach pokonanych, potrafił wreszcie 25. sierpnia 1727.
roku zawrzeć traktat Biu^yński, ważny szczególniej pod tym
względem, że dał początek dzisiejszemu handlowi w Kiachcie.
Jednym artykułem tego traktatu, naznaczono na granicy
dwa punkta dla handlu zamiennego: pierwszy, na którym
później powstała Kiachta i Curuchajtuj. Handel karawanowy
nie byt zupełnie zniesiony, owszem, dozwolono karawanom
moskiewskim, co trzy lata udawać się do Urgi i do Pekinu.
Nie podniosło to przecież handlu karawanowego ; upadał coraz
bardziej, coraz mniejsze były jego korzyści, aż wreszcie zu-
pełnie zaniechany został i po 1755. roku, w którym wyszła
do Pekinu ostatnia moskiewska karawana, zamienił się cał-
kowicie na handel pograniczny, i z rąk rządu przesze^ w ręce
prywatnych ludzi.
Innym artykułem Buryńskiego układu, zobowiązały się
wzajemnie Moskwa i Chiny do wydawania sobie zbiegów.
Ci jednak którzy uciekli przed zawarciem traktatu, mieli
156
spokojnie pozostać na miejscach nowej swojej ojczyzny. Ci
którzy przejdą granice z broni% w ręku i dopu8z<sać się będf
w sąsiedniem państwie rabunków, morderstw i 22odzieJ£tT,
ulegną karze śmierci. Uregulowano granicę sporną. Próo
tego Raguzióski przeprowadził w tym traktacie prz^óf^
w Pekinie misyi duchownej moskiewskiej i ^postanowieott
porządku i form w międzynarodowych stosunkach.
Od traktatu Buryńskiego , przez wiele lat przyjazne sto-
sunki między Moskwą a Chinami nie uległy żadnej zmianie.
Dopiero w roku 1762. z powodu przyczyn niżej wymienio-
nych, Chiny zerwały stosunki polityczne i handlowe z Moskal,
a misyę duchowną w Pekinie wzięto pod straż.
Koku 1756. za panowania bohdohana Eiańłuna, któiy
przyłączył do Chin Turkestan Wschodni i Tybet, wojsb
mandżursko-chińskie wtargnęły do Dżungoryi (kraina ałtajska).
Amursan, kontajsza kałmucki, na czele kilku plemion opnścd
swoją ojczyznę i uciekłszy do Syberyi poddał się Moskwie.
Kiańłun zażądał na zasadzie traktatu, wydania w swoje ręce {
Amursana i odsunięcia się od spraw Dżungoryi, w które j
Moskwa poczęła się mieszać. Dwór petersburski dał sŁanowcaą
odpowiedź, że nie wyda Amursana, szeroko wyłożył swoje I
pretensyę do Dżungoryi, nad którą zwierzchnią władzę wnz
z Chinami chciał wywierać, a w końcu wyraził swoje nie-
zadowolenie z powodu dumnego i pogardliwego tonu, jakiego
cesarz chiński używa w swoich z władzami moskiewskiemi
stosunkach.
Amursan umarł w Tobolsku 1757. roku (może otruty) o
czem władze chińskie zosti^y zaraz zawiadomione, a trupa po-
kazano im na granicy. Nie poprawiło to jednak położenia.
Moskale więc żądali, ażeby dla ostatecznego załatwienia
kwesty i spornych, przybyło chińskie poselstwo do Petersbnip,
dorzuciwszy do znanych nam już pretensyi, żądanie wolnej
żeglugi na Amurze. Chińczycy tymczasem zdobyli Dżungorjft
żądania zaś Moskwy jako zuchwale odrzucili bezwarunkowo.
Roku 1760 uciekł znowuż z Chin Hareng i x)oddał się Mo-
skwie. Bohdohan zażądał wydania go , napisał o tem H^t
pełen wyrażeń lekceważących do moskiewskiego senatu, a
widząc nowe ze strony Moskwy pogwałcenie traktatu, z^
157
wał 1762. roku, jak to już wiemy, z Moskwą wszelkie sto-
sunki.
Carowa Katarzyna II. roku 1763, wysłała swojego amba-
sadora do Pekinu kapitana Kropotowa. Bohdohan udzielił
mu audencyi, lecz odrzucił propozycye Moskwy. Poseł
z niczem wrócił do Petersburga, lecz wtrótce w stopniu puł-
kownika przybył do Kiachty, i tu szczęśliwie z chińskiemi
urzędnikami ukończył konferencyę i dnia 18. października
1768. roku podpisd: nową umowę. Buryński traktat został
we wszystkich punktach potwierdzony, a artykuł o wydawaniu
zbiegów, zupełniej i dokładniej został określony.
Wiele innych kwestyi pominięto milczeniem, które spro-
wadziło zgodę. Handel w Kiachcie po sześcioletniej przerwie,
na nowo rozpoczął swoje czynności. Spory w 1775. roku do
których jak zawsze Moskale dali przyczynę, wywołały zam-
knięcie handlowych czynności na dni trzy; a spory 1778. roku
na całe dwa lata i dni trzynaście.
Roku 1785 uciekł z Chin i poddał się Moskwie Uładzak,
a Bnriaci syberyjscy zrabowali chińską karawanę, wiozącą
towary do Majmaczynu. W skutek tego, stosunki z Chinami
znowuż zerwane zostały, ale nie przez Moskwę tylko przez
rząd niebieskiego państwa. Handel zamknięto, a Moskale
herbatę musieli od Anglików kupować.
Irkucki namiestnik, jenerał Nagel, rozpoczął przez Suną
1). ambaniego w Urdze, umowy z dworem pekińskim, które
z pewnością zostałyby bez rezultatu, gdyby Moskwie nieprzy-
Bzedł w pomoc jezuita Parenen, posiadający ogromne zna-
czenie, wpływ i powagę na dworze pekińskim, a skłoniony
do ujęcia się za stroną moskiewską przez innego jezuitę za-
mieszkałego w Petersburgu. Staraniom jego przypisać na-
leży szczęśliwe zakończenie całej tej sprawy. Dnia 9. lutego
1792. roku stanęła nowa umowa z Chinami, dopełniająca dawne
traktaty, i po sześcioletniej przerwie handel w Kiachcie otworzo-
nym został.
Roku 1805 Gołowkin wysłany został jako poseł do Chin,
lecz dwór pekiński nie widząc rzeczywistych powodów do no-
wych umów, nie wpuścił go do swego państwa.
Odtąd stosunki z Chinami były ciągle przyjazne i nie uległy
158
żadnej zmianie. Dopiero około 1850. roku powstała myfl
nowego, ale juz stanowczego opanowania Amnm i przylątaenii
go do Moskwy. Jenerał Marawiew - Amurski wysyłał emiti-
ryuBzów i szpiegów w krainę, od której potem nazwę otrzyml
i ci opisywali mu drogi, ziemię i podawali sposoby owładmę.
cia, które zgadzały się zupełnie ze sposobami, doradzanemi
kapitanowi Kruzensztemowi przez lorda Stratgallona. Sia-
nowny lord mówił do kapitana: « Nigdy się nie pytaj o po-
zwolenie Chińczyków, lecz rób tak jakbyś posiadał ich pozwo-
lenie, a dopiero potem należy się tłumaczyć i usprawiedli-
wiać ze swoich czynności. » Jenerał Mura wiew -Amurski po-
stępował według tej rady, i najpiękniejszą w północnej Aiyi
krainę przyłączył bez krwi rozlewu do Syberyi.
Jednym z pierwszych wysłańców Murawiewa do Mandzmyi
był Waganow. Miał on instrukcyę dokładnego opatrzeniA
pogranicza i zarazem resursów chińskich w tej prowi&cyi
Waganow w mandżurskim ubiorze poznanym i zabitym zo-
stał. Dowiedziawszy się o tem Moskale, upomnieli się o
ekstradycyę Waganowa, nazywając go zbiegiem. Nacidcsai
z tego powodu Chińczycy, odpowiedzieli, że Waganow nie
żyje, że nie władze kazały go zabić, lecz rozbójnicy napadli
na niego w drodze i zamordowali, że gotowi są dać si-
dosyć uczynienie. . Jakoż, jakichsiś łotrów, którzy mieli wy-
roki śmierci, nazwawszy ich mordercami Waganowa, ici^
na linii demarkacyjnej w obec Moskali w Curuchajcie a rwkia
Waganowa wydano im.
Najczynniejszym z emisaryuszów Murawiewa był Skobel-
cyn kozak z Gorbicy. Jako zncgący języki ludów nad Ama-
rem mieszkających, a przytem człowiek zręczny i obeznaay
z Amurem w którym nie raz ryby łowił, był wielce poży-
tecznym Murawiewowi. On prowadził jako przewodnik
pierwszą ekspedycyę Amurską z Szyłki do ujścia Aman,
prowadził drugą i trzecią, i swoją energią a doswiadcsenioa
przyczynił się wiele do świetnej zdobyczy.
Pierwsza ekspedycya z 1,000 przeszło ludzi złożona, z ży*
wnością i bronią, wypłynęła pod dowództwem Murawiewa
14. maja 1854. roku. W owym czasie Anglicy blokowali
porty kamczackie i ujście Amuru, gdzie się Moskale pokaałi;
159
głównym więc celem tej ekspedycji było zasilenie załóg
moskiewskich i obrona brzegów przed Anglikami. Murawiew
miał jednak jeszcze inny cel. Znali ten cel wszyscy, a słowa,
które wypisano na bramie tryumfalnej w Szyłce: «Dla Ru-
skich Pekin nie daloko» wyraźnie wskazywały myśl ża-
bom. Chwila w której Murawiew odbijał od brzegu w Szyłce,
była dniem radości dla Moskali. Na górach paliły się smolne
beczki, lasy były uiluminowane, toż samo i Szyłka, a na jej
dlagiej ulicy stały bramy tryumfalne. Zabawa, strzelanie,
szeroko rozniosły odgłosy tryumfu zaborców. Pewni byli po-
wodzenia. Nareszcie odpłynęła mała flotylla Murawiewa,
w której znajdował się i parowiec pod nazwiskiem Arguń
o sile 60 koni, zbudowany w Szyłce; poniosła panowanie
knnta i smutne prawosławne chrześciaństwo w dziewiczy
kraj Mandżuryi. W tej ekspedycyi było też kilku Polaków
wygnańców, a mianowicie Szymon Tarczewski, którego
wzięto jako pisarza batalionu; Aleksander Peszke farmaceuta
także do wojska zesłany*) i Karol Toliński, który poi^ynął
dla zdejmowania widoków z pięknych brzegów Amuru. Chiń-
czycy w Aj gunie, zdziwieni zjawieniem się cudzoziemców,
usiłowali ich powstrzymać. Murawiew oświadczyć kazał gu-
bernatorowi chińskiemu: że ekspedycya jego nic groźnego i
niebezpiecznego dla Chin nie niesie ; że tylko wielka potrzeba
dania pomocy Moskalom zaatakowanym na brzegach Wscho-
dniego oceanu przez Anglików, skłoniła go do użycia drogi
przez Amur, jako najbliższej, lecz że z tego powodu, żadnej
do posiadania Amuru pretensyi sobie nie rości. Gubernator
chciał ażeby Murawiew zatrzymał się aż do nadejścia z Pe-
kinu pozwolenia przebycia Amura, lecz Murawiew dał rozkaz
do dalszej żeglugi i bez pozwolenia Chińczyków przybył na
ujście Amura, gdzie od swojego imienia założył miasto Ni-
kołajewsk.
W jaki sposób odpierał Anglików nie do mnie należy.
Obrona brzegów była łatwą, bo usiłowania Anglików zaszko-
dzenia tu Moskwie były niedołężne. Gdyby Anglicy chcieli
wylądować i pobić Moskali nad Amurem, co wówczas nie
*) Petike opltał Podrói twoją Amurem.
160
naraziłoby ich na wielkie straty, zadaliby znaczny cioi no-
akiewskiej przewadze w Wschodniej Azyi. Nie wylądowali i
nie pobili Moskali , a dzisiaj widzimy już tataj Moskwę ahą
i groźną dla właściwych Chin. Nie zrobili tego, więc pną-
czy nili się do zaboru całej północnej Mandżoryi, na któq
Murawiew może nie byłby się rozłakomił, gdyby jej byl lu^
widział w ekspedycyi podjętej głównie dla odparcia Angli-
ków. Za utratę południowej Bessarabii w wschodniej woj-
nie, sowicie Moskwa wynagrodzoną została Amorem i
Ussurą.
Z pierwszej ekspedycyi wojska wróciły do Szyłki po lodse;
część jednak wojsk zostiJa na ujściu Amura , który zajęła oa
rzecz Moskwie i pozakładała tam osady : Nikołaj ewsk, Mariósk
nad jeziorem Kizia i inne. Murawiew ze swoim sztabea
wrócił do Irkucka przez port Ajan, a następnie pizez Ja-
kuck.
Nie będziemy opisywać historyi ekspedycyi Manvie«a,
wspomnimy o nich w dabzym ciągu; tu tylko powiedacć
nam należy, że Murawiew przekupił chińskich urzędnikowi
zawarł z nimi traktat 16. maja 1858. roku w Ajgunie, któ-
rym Chińczycy niemogąc wojny prowadzić z Moskwą, a po-
wodu zajęcia swoich sił w wojnie z powstańcami, w wojaif
z Francuzami i Anglikami ustąpili Moskwie całą północni
Mandźnryę i kraj między morzem a Ussurą. Cesarz duński
niechciał ratyfikować tego traktatu. Intrygi więc moskiew^
wywołały nową wojnę między Chinami i Francyą a An^
wojnę która skończyła się pokojem zawartym za pośrednictweD
moskiewskiego posła Ignatiewa w Pekinie.
Chińczycy odwdzięczając Moskwie za pośrednictwo, oso-
bnym traktatem z Ignatiewem (1860. roku) zawartym, ?•*
twierdzili traktat Ajguński; prócz tego ustąpili Moskwi'
krainę ałtajską, czyli dawną Dżnngoryę i dali jej *•«■•
przywileje handlowe, które wzmocniły wpływ moskiewtb
w Pekinie. Ignatiew, pomimo szkody jaką Mryrządził ChinOB
tym traktatem, uważany był przez rząd bohdahana za zha*^
Chin, gdyż jego to pośrednictwu przypisywał oddalenie «{
czerwonych barbarzyńców z Pekinu (Anglików i Francuiówli
oddawano mu więc honory królewskie i z tryumfem , w orsaaka
161
kiJkotynęcznej jazdy mongolskiej ten zręczny Moskal odpro-
wadzony do Kiachty.
Zdobycze te, szczególniej przyłączenie Amuru i Uśsnry do
Syberyi, nadało tej ostatniej ważność handlową i polityczną,
zbliżyło ją i złączyło z cywilizaoyą i ruchem ladno6ci na
oceanie Wschodnim. Wyborne porty na brzegach morskich,
staną się schronieniem znacznej moskiewskiej floty, która
w mchach swoich mniej będzie zależną od floty czarnomorskiej
i bałtyckiej. Zbliżenie się Moskwy do Stanów Zjednoczonych,
przez to przyłączenie zostało ułatwionem; związało ono mo-
cniej te dwa państwa, ożywiło między niemi handel i pol i*
tyczną sympatyę, która się już wyraziła w wielkiej wojnie
wschodniej. W czasie blokady brzegów sybei^^jskich przez
Anglików, Amerykanie dostarczali Moskalom, narażonym na
niedostatek i oczekającjrm głodu: mięsa, mąki i broni. Usiłują
oni Anglików ztąd odsunąć i cały handel w tej części Azyi
wziąść w swoje ręce. Pomimo wojny, do nowo otworzonego
portu w Mikołajewska (1857. roku), wysłali sześć okrętów
2 towarami, dwa z Bostonu, dwa z Hon Konga, i dwa z S. Fran-
cisko; prócz tego pięć okrętów wysłali do portu w Ajanie.
Jak na początek to dosyć. Roku 1858 zawiązała się w Ir-
kucka kompania handlu amurskiego, z obszememi preroga-
tywami; kompania też rosyjsko-amerykańska podnosi swoją
czynność, a wszystko to razem obiecuje wielkie rozwinięcie
handlu moskiewskiego, jego bogactwa i podnosi przewagę
Moskwy w Wschodniej Azyi.
Stosunki z Japonią dają tej przewadze nowy grunt Boku
1855 admirał Putiatin zawarł traktat handlowy z Japonią,
a w 1856. roku przybyły pierwsze dżonki japońskie do Ni-
kolajewska z towarami swojego kraju. W kilka lat potem
Murawiow zabrał już i przyłączył do Syberyi większą po-
łowę wielkiej wyspy Sachalinu, należącej do archipelagu ja-
pońskiego i o tym zaborze dumnie zawiadomił cesarza
w Jeddo.
Temu posunięciu się .Moskali do brzegów wschodniej Azyi
i do Japonii, energicznie rozw^ącej się na morzach Oceanu
Spokojnego moskiewskiej działalności, towarzyszy posuwanie
się ludności europejskich do brzegów zachodnich Ameryki.
GiLLBR, Opisanie. II. 11
162
Odkrycie złota w Kalifornii pchnęło snaczną Indność w te
strony , rozwinęło handel i utworzyło z S. Francisko nie-
zmiernie ważny port. Na tychie brzegach, ale należących do
Anglii, w ziemi uCiaśniny Piadżeta» (Puget-Saund) w oiU-
tnich czasach, nad brzegami rzeki Frezer także odkryto
złoto. Okoliczność ta wzmogła zaludnianie tych dotąd po-
stych okolic. Powstają tam miasta jak g^^^y Po deszczu.
Tannsend, Stilikon, Olimpia stolica Piadżet-Sannda, Port-
land, Wiktoria, na wyspie z portem, z którego Anglia n-
mierzą zrobić dragi Liwerpool, mają przed sobą wielką
przyszłość handlową i polityczną. Anglia zrozumiała jni
ważność skupiania się ludności europejskiej po obu brzegadi
Oceanu Spokojnego, oceniła bogactwo nowych krain; ł
otwierając dla siebie i świata Japonię i Chiny, zwraca wy-
tężony wzrok na wypadki i ruch, który wnosi tu życie eu-
ropejskie, robi z Oceanu Spokojnego plac nowych zabiegów,
nakonieo i otwiera przytem nowe źródło bogactwa. Euro-
pejczycy przeczuwając świetną przyszłość tych krain, nsihijf
skrócić drogę do Oceanu i radziby przerwać stały ląd Ame-
ryki. Kanał i koleje na przesmyku Panamskim; kolej że-
lazna którą Amerykanie zamierzają do Kalifornii prowadzić;
projekt angielski kolei żelaznej od Wankuweru do Haliiakn
przez Kanadę i ziemie Angielskie ; telegraf przez Syberyc do
Ameryki, projekta kolei z Amura do Moskwy, świadczą o
nowym prądzie w ludzkości, dążącym do kotliny Oceaaii
Spokojnego, w której być może, kwestya wydarcia han-
dlu świata z rąk angielskich rozstrzyganą będzie. Anglicy,
jakby przeczuwając przyszłość, usiłują już wzmocnić sie na
zachodnich brzegach Ameryki. Niezamieszkałe dotąd swe
ziemie, nazwali Kolumbją Angielską, dali jej osobay
kolonjalny zarząd; nie szczędzą pracy i nakładów, aieby
mieć tylko punkt pewny i silny na Oceanie, który nie ma
żadnej przeszkody dla eskadry, jakaby w celach dla Anglii
nieprzyjaznych — chciała od Amuru i Kalifornii, popłynąć
do brzegów Indostann i Australii.
Rywalizigąoe z Anglią Stapy Zjednoczone, w miarę zbli-
żania się ku Moskwie, coraz częściej wchodzą na drogę,
którą idzie Anglia. Przymierze tych dwóch silnych rywalów
163
Anglii, może być dla niej bardzo groźnem; interesem więc
jej być powinno, wcześnie osłabiać awoich przeciwników.
Kie osłabi zaś ich sposobami dotąd praktykowanemi, to
pewna, albowiem sposoby te dotąd tylko wzmacniały siły
jej przeciwników, które jak ńę tntaj rozłożyły, staraliśmy
n$ przedstawić.
U*
XV.
Aleksaudrowsk. — Hutnictwo arebme w Daaryi. — B<^Betwa knitteo««.'
Wygnańcy Polscy w Aleksandrowska i w okolicy. — Poctanat Wamt-
wics. — Lityński. — Cmentars polski w AloksaBdrowskn. — Hwijk
Grusiecki , Michał Csarnieckl i Rafał Dwernicki. — Choroba konia i w
wierneha.
Z Akatui wyjechałem drożyną wiodącą do Alekaandrowib,
lecz zamiast przez góry, pojechałem na okół, dolinką stn-
myka, który płynie od Akatui do rzeki Gazimnr. Kkogo
w drodze nie spotkałem i nikogo prócz stada plegoczącjtk
kawek nie widziałem. Dolina ma ze dwie wiorsty szerokoiei;
góry bez drzew, śniegiem zlekka przyprószone, oslamijl
liczne wąwozy, które z różnych stron dążą do Gazinmn-
Sanna zła przez całą zimę, teraz jeszcze więcej poi»8iiła ac-
sanie wloką się po gołej ziemi, a Frejlina robi bokami i irj-
tęża wszystkie swoje siły.
Dolinka poboczna którą jechałem, złączyła się wresne
z Gazimnrską doliną i zdaleka we mgle owinięty pokaal
się krzyż aleksandrowskiej cerkwi. Aleksandrowsk pnwie
w środka doliny, na błonia położony, ma posadę szeroki i
wdzięczną; widok jest na góry. Przyjechałem w chwili
zmroka i stanąłem w domu należącym niegdyś do Gerwa*
zego Gzowskiego, naprzeciw lazaretu, w którym t»
zacny człowiek miał handel i gościnne przytalisko dla bie-
dniejszych kolegów. Dzisiaj dom ten należy do Hipolita
Pasierbskiego i Henryka Wokulskiego, którsy ta a-
łożyli fabrykę świec.
165
Naeajutrz poszedłem zwiedzić miasteczko. Oglądając dhig^ie
ulice i przecinające je przecznice, a dalej z drzewa budynki
mieszczące w sobie policyę i binra zarządu górniczego
Aleksandrowskiego okręgu, brnąłem po kostki w błocie.
Nsg^ odwilż, znak blizkiej wiosny, bo w czasie zimy nigdy
in odwilży nie bywa i deszcz ze śniegiem wczoraj pad&^'ący,
pokrył ulice grubym pokładem błota. Chociaż w Aleksan-
drowska nie było tak dalece czemu przypatrywać się, a
przedmioty widziane nie nagradzały trudów czyszczenia sukien
z Mota, przeciec według zwyczaju ciekawych a pilnych po-
dróżnych, drepti^em po miasteczku i rysows^em sobie w pa-
mięci te chatki i Idetki, z których mi na nos kapie
woda.
Aleksandrowsk należy do największych osad w Bauryi;
jakoż posiada kilkanaście ulic, rynek z cerkwią, kilka skar-
bowych budynków i ani jednej kamienicy; posiada garbanią
obecnie nieczynną, hutę srebrną także od kilku lat nie-
ozymią, już rozwalającą się i kilka tysięcy mieszkańców,
których dobrobyt jest większy, niż ludności osiadłej nad
z powodu huty, której dach skręcony wichrem pochylił
ńę jak czapka na bakier i przy pierwszym silniejszym po-
dmachu spadnie na piece, z których mieszkańcy, co noc
wydągają cegły i żelazo, a policya ich nigdy na gorą-
cym uczynku złapać nie może, z powodu więc tej huty,
powiedzmy jeszcze kilka słów o hutnictwie srebrnem
w Dauryi.
Wspominałem już, że główne pasma tutejszych gór zło-
łone 8% z granitu. Widzimy go na pochyłościach i na
wierzchołkach; rumowiska skalne w dolinach, składają się
zwykle z kamieni granitowych, syenitowych, a w części i
z gnejsowych.
W ramionach i górzystych gałęziach, rozchodzących się
od głównego pasma, a wyniesionych prawie do tejże samej
wysokości, co i główne pasmo, granit podniósł na sobie i
wysadził skały wapienne. Linia graniczna między granitem
i wapieniem, wypełnioną została po szparach rudami ołowiano-
srebmemi. Żyły tak osadzone, służą za punkt wyjścia ,
166
z którego się inne iyly rozlały i wypetndy róinoldenDfann
a liczne szpary wapienia. Ostatnie żyły rad lei% w skib
zwykle równolegle od siebie. Z tatejszych kopalni, pny-
najmniej ^/^ znajdują się w pokładach wapiennych, a renti
w łupka glinianym i w szarej wace. Górnicy posawijiej
się w skale za żyłą, natrafiąj% na kłęby rady, w jedDem
miejsca, w znacznej masie nagromadzone. Srebro snijdąje
się pospolicie w radzie ołowianej, połączonej z małą iloacii
rudy żelaznej; lecz znajduje się także w radzie żelaznej, po-
łączonej z małą ilością ołowiu; ostatni gatunek żyt nileiy
do mało procentujących, bo trudniej jest dobyć taką iff^
ze skały i tradniej z nich niż z pierwszych wydzielić srebn;
dla tego też z rud takich wcale tutaj nie użytkują, a pn^*
najmniej eksploatowanie ich jest bardzo małe.
Rudy te były w dawnych wiekach wyrabiane pnei tu-
bylców plemienia mongolskiego. Stare zroby, hcznie raSsor
fiane, zmuszają nas odnieść początek nerczyńskich kopabi
do odległych wieków. W Xyil wieku, sława tych kopiU
ściągnęła z Jakucka i z « Jenisejska kozaków, ujanmiddi
Dauryi. Nędzna kultura pierwotnych mieszkańców, kocio-
wnicze życie, rodzi pytanie: jakim sposobem dawali lofaie
radę z trudną operacyą wydzielania z rud srebra? Moflkile
zaczęli roboty w kopalniach, dopiero po ukończonej wojnie
z Chinami, na początku XyiII wieku, i są ślady, że pierwnjai
górnikami byli sprowadzani przez nich Polacy z Góne^
Szląska. Pierwsza huta była w Nerczyńskim Zawodzie a-
łożona; następnie założono hutę w Duczarze, potem w Ento-
marze, w Gazimurze, w Aleksandrowska i w Szyłoe(nS0.
roku). W końcu XVIII wieku było sześć hut, w który*
srebro wytapiano; kopalni zaś i rudników, w którydi robo^
trwają oddawua, lub też porzucone zostały, jest obecnie kil-
kaset. Wytapianie srebra prędko otrzymało wielkie roi*
miary i znaczne rozwinięcie. W latach od 1760 — 1770, gdy
naczelnikiem tutejszego górnictwa był Suworow, imiesiiik
feldmarszałka oplamionego krwią polską na Pradze, otr^
mywano rocznie srebra 240 centnarów* Od tej epoki, s^
pniowo zmniejszała się ilość dobytego srebra. Przed kilki-
nastu laty otrzymywano go jeszcze 80 centnarów, a
167
vy^^ Aa huty i kopalnie srebra, gdy przewyższyły wartość
dobytego srebra, i dobywanie złota na wielk% skalę, spowo*
dowało apadek srebrnego hutnictwa. Dzisiaj jedna tylko huta
srebrna w Kutnmarze jest czynną a z niej w przecięciu otrzy-
mują rocznie do 20 centnarów srebra.
Początkowo kopalnie nerczyńskie były własnością pry-
watną, póćniej zabrali ja carowie na swoją prywatną własność.
Przy taniości robotnika powodzenie tutejszego górnictwa
byle zapewnione. Dawniej górnicy dzielili się na 3 klasy.
Pierwsza składała się z chłopów poddanych korony, było
zaś ich, samej płci męzkiej 27,000. Uprawiali oni tyle grun-
tów ile sami chcieli, płacili podatki, lecz prócz tego używani
byh do robót w górnictwie, do rąbania drzewa, palenia węgla,
i zwożenia rudy. Tych to właśnie chłopów roku 1852 spo-
sobiąc się do zabrania Amurskiej prowincyi, następnie i Chin,
zamienili na kozaków i uwolnili z pod jarzma górnictwa,
torowsze natomiast jarzmo dyscypliny wojskowej wciskając
im na karki. Druga klasa i trzecia, składała się ze służy-
tieh, czyli właściwych górników i z deportowanych. Dzisiaj
tylko dwie ostatnie klasy, których liczba od 7,000 do 9,000
robotników wynosi, pracują w kopalniach i w hutach.
Ślady na powierzchni ziemi rud ołowiane -srebrnych, są
bardzo częste i góry dauryjskie kryją jeszcze niezawodnie
wielkie skarby dla przyszłości zachowane. Skarby te być
może nie będą już wówczas obracane na utrzymanie blasku
i potęgi carskiego domu, wysysającego krew 70 milionów
ładzi. Poszukiwanie rud srebrnodajnych odbywa się przez
bicie szybów i ulic (sztolni) w górach. Przy porządnem
gospodarstwie, potrzeba by było bić kilkanaście i więcej
studni, dla oznaczenia dokładnego kierunku, długości, gru-
bości i bogactwa żył, następnie zrobić plan kopalni i roz-
Idad robót na długie lata, a dopiero potem zacząć wyrabia-
me. Tutaj postępują inaczej, jak tylko natrafią na żyłę,
zaraz zakładają kopalnię, a nieznając kierunku żył, posuwają
korytarze, ji^ to się często zdarza, w stronę, w której się
ndy nieznajdtgą; ztąd próżna strata czasu, kapitałowi zmamo
wanie ciężkiej, ludzkiej pracy, i ztąd to tyle jest tu kopalń,
w których roboty trwały tylko rok jeden.
168
Rady tak co do składa, jak i bogactwa dziel% się na kilb
gatunków. Najbogatszą jeet ruda skTystaluowaaa, pnećro-
czysta i bezkolorowa, rzadko w tutejszych kopalniach natn-
fiana. Uboższy od tej gatunek, zowie się z niemiecka blaj-
glanc a zawiera w sobie dużo ołowiu i pławi się z tatwosoi;
ten to gatunek podtrzymige głównie tutejsze hatnietTOi
Rada ołowiano > srebrna zafarbowana .ochrą jest koloni żolb*
czerwonego, posiada nie wiele ołowiu, srebra jeszcze miii^;
jest pospolita w Dauryi. Prócz wymienionych, znajdują ac
w obfitości rudy ołowiane- srebrno -siarczane i inne w pol|*
czeniu z żelazem, kwarcem i arszenikiem.
Po wykopania i wydobycia rudy z kopalni, odbywa ac
jej gatunkowanie. Chłopcy, kobiety zesłane do kopalni i
w ogóle wszyscy fizycznie słabi, tłuką i rozbraja radę mło-
tkami. Części puste i obce jak kwarc precz odrzucają, a rudt
sproszkowaną zsypują na kupy. Uboższe rudy prosikiji
w wodnych stępach, potem przewiewają przez arfy i mą
do płuczek, gdzie woda oddziela i unosi części obce i Uejsis
niezawierające metalu, a przez to podwyższa w rudzie sto-
sunek srebra. Siarczano-ołowiane rudy nie ulegają płoka&ia»
lecz w wielkich kupach bywają prażone.
Tak przygotowane rudy, wiozą do huty i sypią je vir-
stwami, przesypując węglem sproszkowanym i przesisBjfB
Iirzez arfę do pieców, zwanych tutaj szachtne piece. Piece
te są budowane z c^ły i bywają jednych rozmiaró*.
W hucie znajdiąje się ich kilkanaście (w Kutomarze jest idk
16). Każdy piec ma właściwe sobie przymioty, któiyeb
przyczyn wyśledzić nie można, a które zna tylko robotnils
ciągle przy jednym piecu pracujący; i tak, jedne piece, je-
żeli do nich sypią na raz dużo węgla i rudy, prędzej rad{
topią; inne przeciwnie, łatwiej ją topią, jeżeli w niewielkich
ilościach sypią do nich rudę i węgiel. Piec szachtowy, ib*
2 sążnie wysokości; w górze jest otwarty. Na jednej le
ścian wewnątrz znajduje się miara, a w bocznej ścianie znaj-
dują się dwa, jeden nad drugim wyrobione otwory: niższy
podczas topienia się rudy zalepiają. Od ściany frontov«j
sypią rudę i węgiel; od tylnej zaś ściany aypią sam w^^
Jako flusu, to jest rzeczy stałych, łatwo topnych, a wi$c
169
nbtwiąjących topienie się metalu, niywąją stłaczonych żużli
(adak). Rudę nie jednego ■ gatunku sypią do pieca, ale ró*
tnych gatunków i z różnych miejsc braną, a główna zasługa
majstra zależy na utworzeniu mieszaniny łatwo topiącej się.
Mieeh, który roznieca i potęguje ogień w piecu, poruszany
jest przez konia lub wodę. Gdy już ruda stopi się i stanie
się i^nną, ołów i srebro, jako cięższe, przez wszystkie
warstwy węgła sf^ywają na doł, a żużel przez otwór górny
wypływa z pieca. Dwa razy na dzień dolny otwór przebi*
jaja i spuszczała przez niego ołów w formy, w ziemi zro-
bione. Piec szach towy raz zapalony, nic bywa studzony
dopóki nie zepsuje się, co zwykle przez sześć miesięcy na-
stępige. Stosunkowo, ile wypuszczają żużli i ołowiu z pieca,
tyle też zaraz dosypują węgli i rudy.
Oddzielanie srebra od ołowiu, odbywa się w piecach
płomienistych, zwanych tutaj gali da. Piec płomienisty
zbodowany jest w kształcie rotondy i wymazany wewnątrz
gliną ogniotrwałą; z boków ma kilka otworów, na trzonie
nś w samym środku pieca, znajdige się wklęsłość prosto-
k^toa, głęboka na ly, cala; średnicy piec płomienisty ma 2
B^^ie. Tuż obok płomienistego pieca, znajduje się piec
zwyczajny, w którym nieustannie pali się drzewo; miechy
aś pędzą z niego do pierwszego pieca powietrze i płomień,
l^tóre w nim nieustannie jak w piekle krążą i sprawiają
widok efektowy. Oto jak go poeta opisuje:
cGdsIe w ciemnych skleiwch niewolnlcse dłonie
6^9 młotami kroescowe pokłady,
Co Jakby iyły kr^lf w siemi łonie,
A wyrsoeone te swojej poeady,
Topnląjf w hude ogniem który płonie »
Jak swlastan piekła straszliwy I blady.
I w dtikim krassców smiesianych pośane,
0<wleea dziksse niewolników twarse.»
Ileż to polskich twarzy, oświeconych jest tym ogniem?
Ileż to polskich dłoni z których miecze wolności wytrącono,
skuto przy młocie z dłonią rozbójniczą? To złoto i srebro,
które zdobi carskie pałace, świeci na pańskich stołach, wy-
dobyte pr^ ciężkich za ojc^rzuą i wolnością westchnieniach
170
wygnańców, czyż naprowadza im myśli smutnego pooątki
ich bogactw, a te myśli, osy* rodE% uczncia spramedli-
wości?!
Ołów wydobyty w znacznych ilościach z saachtowego pieei,
wkładają do płomienistego i puszczają na niego płosiiń
Ołów prędko się roztapia, i płynna jego masa powoH 9^
nkwasoradnia (to jest ołów łączy się z kwasorodem); i po-
nieważ niedokwas ołowiu, jest gatunkowo lżejszy, więc snos
się na powierzchni i przez niewielki żłobek w głównjck
drzwiczkach twardniejąc, spływa przy pomocy ludzi. Lodoe
go ściągają i natychmiast wrzucają do małego pieca, nąj)*
cego zaledwo 1 łokieć kubiczny, szczehiie zamkniętego i
żarzącemi się węglami napełnionego, gdzie niedokwas otovii
odkwasoradnia się i stamtąd już czysty ołów wyponco)!
w formy robione z surowcu. Operacya ukwasoradnianit a$
trwa w i^omienistym piecu przez trzy lub cztery dni; srebn
które trudno łączy się powietrzem, opada na dół i osisds le
wklęsłości, o której wyżej pisałem. Znakiem nkwaaoro^
nienia się ołowiu, jest połysk i blask coraz ^dększy srefan:
gdy już ołów zupełnie ukwasorodni się i srebro posiada Uaik
zwyczajny, gaszą ogień i wlewają dla prędszego ostadsii*
wodę do pieca, a z wklęsłości wyważają srebrną biM^i
która się zowie blikiem. Każdy blik ma na powierzchni róisi}
wielkości pęcherze, z których gdy pękały wylało się Biel>nv
Przy powolnem studzeniu pieca blik wstrząsa się, h^
i widać jak na jego powierzchnię występują pęcbent
W srebrze znajdują się części złota, które wydzielają w Pe-
tersburgu.
Pobyt w kopalniach merkuryuszu i ołowiu, jak rówsieł
pobyt w hutach ołowiano-srebmych, nie jest tak bardzo, ji^
utrzymują, szkodliwym dla zdrowia robotników; lecz robotnicy
od szkodliwych wpływów tego pobytu, uchronić się nofl
tylko przez dyetę, której w czasie roboty w hucie ściśle pn^
strzegają; mięsa, które ma w takim razie najbardziej sskoM
wcale nie jedzą. Roboty w hucie w czasie zimy, są tAf
dliwsze dla zdrowia, niż podczas lata.
Prócz złota i srebra, Daurya obfitiąje i w inne krosscft
Rudy miedziane znajdują się wielu miejscach, n. p. w Da<^
171
tałdsOy w miejscu zwanem światy Mys, w okolicy Gazimankiego
Zawodu i w innych. Hut do wytapiania miedzi niema dotąd
w Dauryi; miedź zaś z Moskwy przywożona, jest tu droga:
za funt miedzi płacą 5 z}p. Koperwas zwietrzały znajdigą
w szczelinach i szwach gór. Budy cynowe znajdcgą się nad
Ononem. Próbowano z nich dobywać metal i założono hut§
cynową. Cyna którą otrzymywano, złożona w składach
w kaztiJcie cegiełek lub prętów, wietrzała z czasem i w pro-
szek rozsypywała się. Fenomen ten podobno powtarza się
i w hutach cynowych w Europie, lecz tam umieli sobie po-
radzić; tutejsi zaś majstrowie nie mogli znaleźć środka prze-
ciwko proszkowaniu tego metalu i zupełnie porzucili eksploa-
towanie rud cynowych.
Galman znajduje się obficie w kopalniach ołowiu; pró-
bowano kilka razy wytapiać z niego cynk, lecz nigdy w zna-
cznej ilości nie wyrabiano, a dzisiaj wszelkie próby zanie-
chano. Kopalnia rudy merkuryalnej założoną została w oko-
licy Górnej, lecz przed kilku laty została opuszczoną; obecnie
mają znów rozpocząć dobywanie merkuryuszu, bo jest po-
trzebny do amalgamacyi złota, tym sposobem moźnaby resztki
złota 9 które z piaskiem i wodą uchodzą, wyłowić. Rudy że-
lazne są w Dauryi bardzo pospolite; całe góry tych rud,
mających 50 procent żelaza znaleźć tu można, jak n. p.
w okolicy stanicy Eułarek nad Szyłką i w .okolicach Gazi-
murskiego Zawodu. Magnetyt (ruda magnesowego żelaza)
jest obfity. Hut żelaznych dotąd niema w Dauryi, a mając
pod ręką najlepsze żelazne rudy, na miejscowe potrzeby
przywożą żelazo aż z Piotrowskiego Zawodu. Funt szynowego
żelaza koszti^e tu 13 gr. pols. a innego żelaza po 10 groszy.
Wiadomo jest, że u nas i w Pirenejskich górach, nieraz
zdarza się, że kowal z kawałka rudy w kuźni robi żelazo;
zasługuje przecież na uwagę, że tu w Karze, kowal z kawałka
rudy żelaznej, otrzymanej przy płuczce złota i 1% funta wa-
żącej, w zwykłym kowalskim piecu, w przeciąga 35 minut,
otrzymał sztukę czystego żelaza ważącą ^ funta. Próbę
z tymże żelazem kilka razy powtórzył i otrzymał z niego
stal: jest to dowodem bogactwa i dobroci rud żelaznych
w Dauryi.
172
Siarki dużo snajdoj^ w nerczyńskich gónch; kopią j|
w stanie dającym się używać, szczególniej przy kopalni ol»-
wiu w ZierentuL Grafitu wyborowego, znajdują si^ ok
góry, a mianowicie w dolinie rzeki Kuringi, nad SijA|.
Ckociaż naczynia grafitowe sprowadzają z Niemiec za trjMk|
cenę, przecież dotąd nie założono tu £Eibiyki grafito«:fdi
naczyń. W ostatnich latach wynaleaono nad Argmii i
Gzikojem (w Wierchnoudińskim powiecie ) znaczne pokMf |
węgla kamiennego, lecz przy dostatku drzewa, nie prefto l
z niego będą użytkować. Olej skalny (nafta) snajdujiey wf \
na wschodnim brzegu Bajki^u, w Dauryi płynie tylko w jedsea \
miejsca , z góry w okolicy stanicy Baty. Chłopi olejn tbl- 1
nego używają jako lekarstwa na ból głowy.
Z tego wszystkiego widzimy, że ogromne są bogact«>
kopalne dauryjskich gór, lecz brak rąk, charakt^ kraju tt
wpół dziki, oddalenie od wielkich dróg handlowych i lenifea*
wrodzone mieszkańców, są przyczyną, iż bogactwa t« nit-
przynoszą korzyści jakichby spodziewać się należało!
W Aleksandrowsku mieszkają następni wygnańcy pohcT '
Pasierbski Hipolit Platon rodem ze Żmudzi, powitiaMe
z 1831. roku, następnie emigrant, mieszkał długi czas w ifi- 1
glii, gdzie ożenił się z Anną Berd. W roku 1848 brał apa^
udział w powstaniil Wielkopolskiem ; z pod Miłosławia w^fdu?
był jak eroisarynsz na Żmudź, gdzie ścigany przez Moibi
i obławę, długo bronił się i rannym będąc, wzięty został śi
niewoli do Wilna, zkąd wysłany do kopalni nerezyńikkk
Wokulski Henryk z Lubelskiego rodem, przjshif
w młodym wieku do kopalni w 1844. roku za pogadanki po-
lityczne. Ksiądz Piotr Ściegienny, proboszcz z Cbodkr
za przewodniczenie związkowi, który miał na celu wywotni*
powstania chłopskiego w 1844. roku. Powstanie niendafe ■!
i zaraz w początkach w Kieleckiem przytłumione
Ksiądz Piotr aresztowany i odstawiony do Kielc, gdzie 6
gubernator Białoskórski, przez podejście wyciągnął z ni^*
tajemnice związku. Z cytadeli warszawskiej, po nieprawne*
zdjęciu sukienki kapłańskiej, skazany na śmierć, potem ^
kopalni nerczyńskich. Ksiądz Piotr praez czytanie ewanie&H
doszedł do utworzenia samodzielnej teoryi socyalnej, którt^
. 173
hyUk wiar% polityczną całego zwiadu. W Aleksandrowska
pędzi ubogie samotne życie. '^) Tatąj, on i kilkunastu innych
wygnańców założyli towarzystwo, które pędziło życie na za-
mdach wspólności. Teorye te nie wytrzymały praktyki i to*
warzystwo upadło. Karol Sci|egienny jeometra, brat Piotra,
z» tęż esaną sprawę skazany do kopalni ; Dominik Ściegienny,
włościanin, brat Piotra, za tęż sprawę w 1844. roku obity
kijami i przysłany do kopalni**) nerczyńsldch wraz z Balta-
sarem Susło, Adamczykiem i z innymi chłopamL Hipolit
Baciborski urzędnik ordynacyi Zamojskich, za udział
w związku towarzystwa demokratycznego i w powstaniu 1846.
nka, w Galicyi, przysłany do kopalni. Marceli Br ochocki
z Płockiego rodem, powstaniec w 1831. roku, pod Łysoby-
kami wzięty do niewoli, potem uwolniony, następnie za udział
w Stowarzyszeniu ludu i)olskiego w 1838. roku przysłany do
kopalni nerczyńskich. Fortunat Misiurewicz z Wołynia,
powstaniec 1831. roku, posłany do Omska, za związek jeńców
polskich skazany do kopalni nerczyńskich.***) Józef Ja-
ckiewicz z Litwy rodem, za sprawę Konarskiego, przysłany
do kopalni.
W bliższych lub dalszych okoUoach Aleksandrowska mie-
*) Kfl. Piotr Ściegienny w 1857. roku prsenieeiony do Permu.
**) Dominik Ściegienny w 1897. roku powrócony do krąjn, lees uras po
powrocie, m propaganda polakości mi^dsy chłopańoi w kareanie, powtómis
*»i Hda wygnany do Wołogdy.
***} MisiurewicK Fortniiat urodził lię na Wołyniu. W 1831. roku po^płe-
nył do wojfka polskiego. Wsięty w kt^rej^ bitwie do niewoli, map^aony
iMtał do Omaka, gdaie go amnaiii do słaiby moakiewakiąl. Zwląaek Siero-
ci&skiego i Ssokalakiego, maj§cy na celu nciecakę c Syberyi i sorganiaowanio
iKirgisów, powabnej i groźnej dla Moskwy siły, miał go pomioty swoimi
eiłoiikami. Za ten awi«a«k długo siedaiał w włcsieniu w Omakn i skaauy
do kopalni uerciyAskich. Tu doswiadcsywszy wiele biedy i praykroici, na-
l«iał do świńsku który miał na celu ucieczkę a Syberyi i odbicie Piotra Wy-
sockiego a wi^ienia. Raeca się wydała, csterech obito knutaml, inni a
V liecbie ich ł MisłoMwles wi^aieniem aostaU ukarani. Te waaystkie nie-
powodzenia, stracona nadzieja powrotu do krąJu, bieda i potrzeba gospo-
d«ntva, zachęciły Ifisiurewicaa do ośenienia się; wzi^l Sybiraczkę. Żonę i
iltleci naueaył po polsku i naueayt miłować Inrą) polski. Po wyjAcln n«
^^edlenle wstąpił do słuiby w Odkupie, aa oo byi prsea kolegów naga-
Biooy. Zresatf gościnny, koleieński i dobry eałowiek, z radością dowiedział
•ię o pozwoleniu powrotu do krąju w 1857. roku. Umnrl w ojczyźnie, na
Podolu 1859. rokn.
174 •
Bzkąj% nattfimi wygnańcy polscy. W Siełopnginie mieidi
Teofil Kownacki, oficer powstania 1831. rolni, la «••
lecznośó ozdobiony dotjm krzyżem, przydany do kopslB,
rodem z Wołynia i Kajetan Przewłocki z LobeUdegOr
w młodym wieku, za pogadanki polityczne przysłany do b-
palni w 1844. roku. W Kadai mieszkają: Teofil C zapili
rodem z Wołynia, za czynny udział w związku S. Konanibq|f»
posłany do kopalni nerczyuskich, razem z Kasprem Maaskos-
skim. Antonim Beaupre i P. Borowskim. Z przybyciem wf
gnańców ze sprawy Konarskiego urządzony został na wygnuM |
Ogół. Pod tą nazwą istniało wiele lat stowarzyszenie n- 1
bajkalskich wygnańców, mające na celu zachowanie dsc^ !
charakteru i wyrobienie moralne i polityczne wygnańeóft
Ogół posiadał kasę, do której wygnańcy płacili podsfli
Z kasy u trzymywa no chorych i niemąjących zaroUm, ^
wano pożyczki potrzebującym. Ogół posiadał własną bi£^
tekę, utrzymywał gazety, pocztę wygnańczą. Sesye odlif
wały się na Boże Narodzenie, na które zdaleka jeździli i^
wygnańcy. Wł^tdza moskiewska w Syl)eryi wiedziała o M*
syach i o Ogóle, ale nie występowała przeciwko nio*
Ogół najwięcej się do tego przyczynił, że wygnańcy z Wsch^
dniej Syberyi, powrócili do kraju niezłamani w duchu i btf|
uronienia charakteru reprezentantów Polski
W Kadai mieszka jeszcze Józef Lutyński, cjnflt
z Warszawy, za udział w pomocy dawnej emi
Szpakowi 1833. roku obity kijami i przysłany do
i Leonard Urbanowicz powstaniec z 1831. roku.
umarł wkrótce po przybyciu do kopalni na zapalenie
Jan Lityński, skazany za udział w Towarzystwie Df&o*
kraty cznem i należenie do wyprawy na Siedlce w 184€.rekd
Otrzymał 500 kijów ; człowiek młody, poczciwego i tagtMloeg^
charakteru. Na blasze w kościele jego pamięci po8więooi4l
jest taki napis: «Jai> Lityński rodem z Płońska w Wojewodztvif
Płockiem b. aplikant sądowy przy trybunale warszaw^i^
w roku 1846, za sprawę polską do kopalni skazany. tatŚ
w Kadai w grudniu 1848. » '
W innych wioskach Dauryi mieszkają jeszcze następni M
wygnaniu będący Polacy: Józef Pilcicki powstaniec ISSU
175
roku rodem z Białostockiego; Jan Piotrowicz żołnierz
z 1831. rokn wcielony do wojska moskiewskiego w Czycie.
Stanisław Brono wski, służył w wojska moskiewskiem,
z którego w 1831. roku przeszedł do powstania, za co zesłany
do rot aresztanckiehy potem do wojska na Kaukaz, gdzie
uciekł do Czerkiesów i z nimi walczył przeciw Moskwie;
wzięty do niewoli, skazany został do kopalni, tu za usiłowanie
odbicia Wysockiego obity knutami; mieszka w Duczarze.
Rab kin powstaniec z 1831. roku; Anna Reke powstaniec
z 1831. roku Łotysz; z Kurlandyi był do Syberyi wygnany
Rokicki za udział w sprawie 1846. roku. Ręka na Litwie,
lecz nie wiem gdzie mieszkał. Napoleon Wysocki z Bia-
łostockiego powstaniec 1831. roku; gdy go pędzono do Sy-
beryi, Moskale prości myśleli, że car pędzi na wygnanie
Napoleona cesarza i biegli mu przypatrywać się; Walenty
Walendowski rzeźnik z kaliskiego, za udział w powstaniu
Wielkopolskiem w 1848. roku, posłany do wojska moskiew-
skiego; z drogi uciekł, ale złapany, wreszcie posłany na ko-
zaka nad Amur; Kasper Więckowski powstaniec z 1831*
roka zesłany do kopalni nerczyńskich , zkąd uciekł i już
wiele lat nie ma o nim żadnej wieści; Piotr Jankowski,
emisaryusz w 1833. roku, wszedł w Augustowskie i tam wzięty
i do Syberyi posłany do kopalni.
Z Rosyan przysłanych do Nerczyńska za sprawę polsk%,
był ta tylko jeden A gł aj Korowaj ew praporszczyk z wojska
moskiewskiego, za pomoc udzielana związkowym Konarskiego.
Przed kilku laty przeniesiono go ztąd na Kaukaz, gdzie ma
znowu pozwolono wstąpić do wojska.
Francuz także tylko jeden był do kopalni nerczyńskich
za sprawę polską przysłany. Karol de Lucenay za udział
w związku Konarskiego w Wilnie aresztowany i przez sąd
wojenny skazany.
W każdej miejscowości, którą zwiedzam, mam zwyczaj
udawania się na cmentarz, a z porządku jaki tam znajduję i
z pielęgnowania grobów wnoszę o czci mieszkańców dla
umarłych i o ich uczuciowej, moralnej stronie. W Dauryi
cmentarze, prócz kilku, są zupełnie zaniedbane i nieogrodzone;
bydło chodzi po mogiłach, wiatry kostsi wygrzebują. Na
176
świeżej mogile zwykli stawiać krzyż, lecz większa liczba
krzyżów sprachniałych lub zgniłych, leży rozstrzaskaDydi ai
grobie. Żyjący nie pamiętają tutaj o umarłych i króikci
chowają ich pamięć w sercu.
W Aleksandrowsku Polacy nie mają osobnego cmentun:
spoczywa tu jednak kilku Polaków. Henryk Gruszecki
rodem z Lubelskiego ze wsi Kruchowa, przysłany w młodni
wieku do kopalni, za pogadanki polityczne wspólnie z Heft-
rykiem Wokulskim, Władysławem Lucym i Kajetanem Pi»-
włockim w 1844. roku. Żył lat 30, umarł 7. sierpsiA
1853. roku.
Spoczywa tu także podoficer z czwartego liniowego pdb
i wojownik z 1831. roku Michał Czarniecki. Za powstiaie
posłany był do robót w Troickim Zawodzie pod KańskieB,
zkąd, gdy się rozpoczęło prześladowanie Polaków w Svbei?i
w skutek odkrytego związku w Omsku, wydany był z innjoi
do nerczyńskich kopalni. W Aleksandrowsku po dh^
biedzie i dłuższej tęsknocie oddał Bogu ducha, nie doczeksaa^
się widoku ojczystego nieba 1
Rafał Dwernicki zmarł tu w 1847. roku; żył trzydaoei
kilka lat Rodem był z Podola i uczył się w gimaastai
Winnickiem, zkąd za okazane uczucia patryotyczne, po ISSI.
roku oddano go do 6 korpusu armii moskiewskiej, misBO-
wicie do « liczebnego pułku» w Moskwie. W patką
jego jak i wszystkie dzieci polskie tam posłane bito okn^ń
rózgami wypędzijąc z nich ducha i język polski. Móvi^>
modlić się po polsku mieli zabronione , nie zostawiono fli
odrobiny wolnej woli. Dzień i noc pod przymusem biedM
dzieci tam zostawimy. Uczono ich nienawiści do Potid,
zmuszano okazywać pogardę dla wszystkiego oo było poiskii
i wstydzić się, że urodzili się Polakami. Bez nułosierdai
postępowano z tą młodzieżą, z roskoszą nad nią pastwioafl
się i moralnie żyłowano. Jednak ani rózgi, ani niewoh
sroższa niż niewola czarnych w Ameryce, niepotrafila w iA
sercach zagasić wielkiej iskry świętej miłości oja^zBy. Ttt
się ona, schowana w głębi tajemnej świątyni, a pny m*
darzonej okoliczności płomieniem czynu rozpalała się. BSrdtf
dzieci, czasami zgromadzały się w kąciku i tam po dckatła
177
ieby ich żołnierze, ani też* koledzy Moskale nie slyBseli^
mówili o Polace, o wojnie, o wolności. Jedną tak% poga-
dankę podsłuchali stróże tej fabryki, w której Mikołaj Pola-
ków przerabiał na Moskali, porwano ich więc zaraz, chło-
stali aź do krwi jako przestępców politycznych, i w liczbie
kilkunasta popędzili w sołdaty do Syberyi. Rafała przy-
alali do batalionu w Nerczyńskim Zawodzie. Tutaj przez
wiele lat zostając w koszarach, chodził na ową ciężką żoł-
nierską służbę. Życie w koszarach, towarzystwo koszarowe,
wyraziły swoje piętna na jego charakterze. Stał się milczą-
cym, zamkniętym w sobie, niedowierzającym i słnżbistą.
Jakkolwiek bez wyższego wykształcenia, miał jednak zdrowy
pogląd na rzeczy, a z taką siłą wyrywana z niego cnota i
miłość Polski, wyrwaną nie została. Po długiem szturchania
i poniewieraniu awansowany został na podoficera, który to
itopień większej swobody mu nie nadał; uwolnił go tylko od
bicia podoficerów, którzy dawniej jako żołnierza bić mogli.
Teraz mógł być bitym tylko przez feldfebla i oficerów, co
było już małą ulgą w tej piekielnej niewoli. Tymczasem
charakter jego stawał się coraz dziwaczniejszym i tęskniej-
ttym; w końcu opanowała go głęboka melancholia, która
nmieniła aię, na peryodycznie objawiające się obłąkanie.
Pewnego razu, kolega jego i rodak, także żołnierz wygnaniec,
wychodził z koszar na polowanie. Rafiił widząc strzelbę
w jego ręku, z obłąkanym i tkliwym wzrokiem jął błagać,
ażeby mu z sobą pozwolił pójść na polowanie,
o Po cóż pójdziesz, kiedy nie masz strzelby?))
•Nic to nie szkodzi, odrzekł Rafał, mam kule, stanę na
stanowiska y ugodzę z ręki kulą zająca i zabgę. Weź mnie
z sobą, proszę Gięl»
Kolega wiedząc o jego obłąkaniu, obawiał się brać go
z sobą na polowanie, lecz Rafał tak nalegał i prosił, że
wreszcie pozwolił mu pój4ć z sobą. Poszli w góry. Rafał
stanął na stanowiska a trzymając w ręku kulę, wpatrywał
ńę w jeden punkt oczekując na zwierzę. Tymczasem kolega
jego zabił zająca i siadł obok niego. Rafał nic przez kilka
minut nie mówił, wtem nagle, jakby przestraszony, z ser-
decznym jękiem zawołał: (cCzy widzisz? czy widzisz Win-
OiŁŁBK, OpUanle. II. 13
178
centy? Ale ty nic nie widzisz; żebyś miat perspektywę, tobji
zobaczył I »
«Ależ Rafale, uspokój się, masz jakieś przywidzenie i om
cię strachem napełnia I »
« Patrz! krzyknął biedny żołnierz, patrz! jedzie car, aa
nim dużo, dużo wojska, miliony wojska, cały naród iol*
nierzy, a każdy żołnierz niesie z 8ob% pęk kijów. Idą do
Polski, będą bić naszych o mój Boże! Dawaj mi stneib(
prędzej strzelbę. Już jest car blizko mnie, wypalę do m«go.
zabiję i naszych ocalę. » Wyrwał strzelbę z rąk Wincentcfo
i drżąc celował w błękitną przestrzeń. Pot wystąpił inel-
kiemi kroplami na czole i oblał go, oczy nabnJy blsiki.
jakby w nich całą moc swą umieścił, aż wreszcie padł tf
ziemię nieprzytomny i zemdlony. Wincenty otrzeźwił sb-
chetnego obłąkańca i odprowadził go do koszar.
Już był w stanie obłąkania, kiedy z podoficera awsDK*
wano go na oficera; lecz obłąkanie to, jako peryodjcne,
długo niezauważone, nie przeszkadzało mu w służbie, ktcr^
machinalnie wykonywał. Kiedy mu przynieśli dyplom »
oficera, uwalniający go od poboi, otrzymał także obrtf
Chrystusa, który wygrał na loteryi (puszczony był bowieu
razem z innemi rzeczami na loteryą, przez wyjeżdżającego
do Moskwy czynownika) ; Rafał stan^ przed obrazkiem i nekl:
« Dziękuję Ci Chrystusie Panie, za to, żeś mnie zrobił o6ee-
rem, że mnie już bić nie będą. Ale, dla czego do b^i
mnie nie wrócili, kiedy się o to tak dawno, całą dosi
proszę? Ponieważ jesteś tak niemiłosiernym i nieubłaganTOł
nie chcę Cię trzymać u siebie I » i darował go towarzyszowi
Wywieziony w dziecinnym wieku z kraju , pamiętał go jak
przez mgłę, a tak go jedoak czule i głęboko kochał. Umari
w przytomności umysłu.
Powrotu do Szyłki z Aleksandrowska opisywać nie bę<i{»
wspomnę tylko na zakończenie tej .podróży, o chorobie Frej-
liny. Ledwo odjechałem wiorst kilkanaście, Frejlioa pi^
na nogi, ale -gdy ją szarpnąłem lejcami, zerwała się i I^
biegła dalej. Na przestrzeni czterech mil, upadała tak
kilkanaście razy. Zkąd pochodziła ta słabość i jaki jej ^
początek, nie mogłem wówczas odgadnąć, a niespokojny, p^
179
pędziłem ją do wsi, w którejbym mógł użyć jakich za-
radczych środków przeciw jej chorobie. Tymczasem zbliżał
się zmrok, niebo osłoniło sig czamemi chmurami, a wicher
potężnej zmiatając z gór masy śniegu, zwiastował mi za-
wierncjic. Frejlina słabła coraz bardziej, a dojechawszy do
skały sterczęcej nad drogą, padła znowuż i wyprzęgła się
z hołobli. Wydymania żołądka i karczowe rzucanie głową i
nogami, zatrwożyły mnie, myślałem bowiem, że klacz już
zdycha; lecz nie tracąc zupełnie nadziei, usiłowałem ją za-
pnądz i zmuszałem do wstania. Nie mogła jbż stać na no-
gach, drżały pod nią, a jak tylko podniosła się, zaraz pa-
dała. Usiłowałem ją więc zaprządz, leżącą na ziemi, lecz
wówczas pokazało się, że wcale nie umiem zaprzęgać i że
nie dam sobie rady w tak trudnym razie. Chodziłem więc
w około klaczy i biedowałem jak hiszpański próżniak, ale klacz
nie wstawała; zmrok zgęszczał się, a wicher z wściekłym pi-
skiem świszczał w szczelinach skał i wyżej, coraz wyżej, aż
ka niebu podnosił śnieżną kurzawę. To niebezpieczna sybe-
ryjska zawierucha się zaczyna, pomyślałem sobie i zmarznę
na saniach. Futro miałem stare, pod nim wprawdzie dwa
płaszcze, ale bez waty, buty chociaż z futrem ale zimne,
rękawiczki zgubiłem, niebezpieczeństwo było więc groźne.
Obracam się na wszystkie strony i nurzam wzrok w lodowatej
kurzawie, lecz nikogo nie dojrzałem, tylko śnieg i brudny
kawał stepu. Wtem nagle słyszę hałas, najwyraźniej bieg
konia, a wkrótce potem na niziutkich jak czółno saneczkach,
zobaczyłem kozaka w ogromnej niedźwiedziej czapce, dążą- .
cego ku mnie. Uradowałem się jakby z widoku przyjaciela,
przywitałem i uprzejmie o pomoc poprosiłem. Kozak obejrzał
konia, pokiwał głową i powiedział, że nie dojadę do naj-
bliższej wsi, o czternaście wiorst ztąd położonej; lecz ścią-
gą! hołoble, rzemienie pozawiązywał i zaprzągłszy na ziemi
leżącego konia, zaczął nań hukać, bić nogą i biczem, ja
1 drugiej strony robiłem to samo , a Frejlina przestraszona
Masem zerwała się i pobiegła jak strzała. Wskoczyłem na
limie, nie mogłem podziękować kozakowi za pomoc, gdyż
J^jlina czując zawieję , biegła , jakby wiatr prześcignąć
chciała. Dwie mile przebiegła w godzinę, a wpadłszy na
12*
180
podwórko pierwszej chaty którąśmy napotkali, padła jak ni^
żywa. Wyprzągłem j% przy pomocy gospodarza , który ztru
poznał się na jej cłiorobie, było to morzysko (kolki
kiszkowe), powstałe w skutek nakarmienia jarem żytei.
Frejlina z boleścią tarzała się po ziemi, lecz naziyntrz o świcie
wstała zdrowsza, zbliżyła się do siana, ale go nie jadk
Przegalopowanie się wczorajsze pomogło jej bardzo, i chociii
wychudła przez jedn% noc, jak szczapa, byłem jai pen;.
ze żyć będzie. Na dalsze drogę, nająłem jednak konie, i
ją przywiązawszy do sani, doprowadziłem w całości i oddałeś
właścicielowi, który mi jej na tę podróż pożyczył, z ioteDcnt
w daleką drogę nie brania z sobą cudzego konia.
XVI.
ZmUoy w powiekrsu. — Pora sbierania Jagód. — Roman Sokołowski. — Jc<
sieA i lima 1856. roka. — Maskarada. — Teatra iołniełskie. — Jesiesa
a drogich kamlcDiaeii. ~ Dsiewicay kamień. — WeseJa. — Wspomiuki. —
NiessestsUwy powrót iołniersy s 3. ekspedjcyi amurskiej. — Ogród
w Jednej nocy wyrosły. — Rośli oy. — Skutki braku domów zajezdnych. —
Sekciarze nralsoy. — Prsy bicie się do krsyŁa. — Brody i kozacy.
Góra Łardikańska. — Upodobanie w kwiatach. — Dolina Tapaga. —
Góra OodoJ.
Od wiosny, któr% na śnieżnym krajobrazie błękitnawa
mgła zwykle zwiastuje, przechodzę do daty powrotu mego
z wycieczki do Akatui i notuję dalej zmiany powietrza w Szyłce,
która jest mi przeznaczoną na mieszkanie.
Dnia 27. lipca (1856. roku) padał deszcz; przez dni zaś
następne mieliśmy piękną pogodę, zapowiadaną jeszcze przed
wschodem słońca, przez gęste, białe mgły, płynące w doli-
nach. Około godziny 7 słońce już przeziera przez mgły, a
w pół godziny potem zupełnie je rozpędza. O ósmej ^kończy
się chłodnawy poranek, a zaczyna się gorąco do samego
wieczora. Dnia 30. i 31. lipca lazur nieba wyjaśniony, gorąco
bez wiatru, woda w rzece opada i mielizny występują na
powierzchnią. Dnia 1. sierpnia wieczorem, zerwał się ulewny
deszcz z grzmotem i piorunami; dnia 2. sierpnia pogoda
przemienna, 3. deszcz padał cały dzień. Przez następne cztery
dni mieliśmy ciepło i piękną pogodę: noce są coraz chło-
dniejsze, woda zimniejsza, mgły gęstsze a roślinność prze-
kwita. Dnia 8. sierpnia wieczorem burza elektryczna. Niebo
zachmurzone, zapchane czamemi chmurami : ciemności wszystko
182
ogarnęły i cisza zapanowała. Wtem nagle błyskawica pół
widnokręgu rozświeciła i rzuciła blad%, purpurową oświaię
na góry, których wierzchołki pokazały się i znowuż zniUj
w ciemności. Błyskawice powtarzają się, przelatują w mgnie-
niu oka ogromne przestrzenie, i z niezrównaną szybkością
zapalają się i gasną. Patrząc na te mieniące się góry, na
te fale światła, które w sekundzie kilka razy uderzają o siatkę
oka i nikną , zda się, że to jest łuna czarnoksięzkiego świata.
Nad głowami przeraźliwie zagrzmiało. Grzmot z trudnością
posuwa się po sklepieniu niebios i z łoskotem, podobnym
do darcia szmaty, rozpruwa powierzchnię. Wstęgi piorunowe
obwijają się o góry, krzyżują, aż wreszcie cały ten widoł
zalany został deszczem. Grzmoty i pioruny całą noc trwo-
żyły mieszkańców i zwierzęta w norze zatrzymywały. Burza
elektryczna sprawia w duszy wrażenie bojaźni i nicości, to
znowuż wznosi serce i szerzy w duszy błyskawicę moralną.
Wielki jest Bóg burzy , Bóg piorunów i Uyskawic ! Dnia 9.
i 10, pogoda i gorąco, zboża już zżółkły, maliny, kamionki
(rubus 8axatillis), czeremchy, łochynie, zwane gołubieą (yac-
cinium ulginosum) dojrzały, jagody poziomek. już prseazły.
Bobią tu ogromne zapasy czeremchy. Pojedynczo, lub ca-
łemi gromadami, |)łyną w łódkach do wysp na Szyłce obfi-
tujących w czeremchę. Śpiewają chórem przy nachylanifi
gałęzi i zbieraniu jagód w brzozowe koszyki. Pora dojrze-
wania jagód, jest wesołym czasem przechadzki i zabawy.
I ja też poszedłem z jednym z towarzyszów wygnania do
wsi Ulgiczy zbieirać jagody. Upał doskwierał, na łąkach i
w borach miliony bąków i much brzęczy i hula; komary,
motyle, z których błękitne są bardzo piękne, żuczki zielone
ze złotemi pręgami i koniki polne strzygą i tęskno szemjrzą.
Między konikami, śliczny jest gatunek różowych koników ze
skrzydełkami czarno bramowanemi. Konie pochowały się
w- gąszcze drzew samotnych dolin, krowy powchodzily do
wody i głowy ich tylko widać; z gajów zaś na wyspach i na
brzegach pod skałami, słychać śpiewy zbiengących jagody.
Okolica ożywiła się i rozweseliła od tego mchu wywołanego
zbieraniem jagód.
Najadłszy się do syta jagód czeremchy, od których mi
183
zęby ścierpły, poszedłem do Ulgicz gdzie napOem się mleka,
w domu zamieszkałym przez trzy rodziny. Gospodarz tego
doma miał dwóch synów, dawno pożenionych i obarczonych
licniem potomstwem; wszyscy mieszkają razem i wspólnie
gospodarują. Miłość rodzinna, wyrażająca się w wspólnictwie
synów jednej rodziny, jeąt zwyczajem starosławiańskim. Utrzy-
mają się dotąd w społeczeństwach, które nie wyrobiło samo-
dzielności jednostek. Po gościnnem uraczeniu, wsiaćUem na
mały bacik i wieczorem wodą wracałem do Szyłki. Światło
ze szczytów gór już znikło, a purpura obłoków zbladła i
zszarzała ; łódź sunie się po niezmarszczonej wodzie pod coraz
to inne, u zawsze malownicze brzegi. Już zmierzchło, gwiazdy
wystąpiły na powierzchnię błękitu i sierp księżyca rzucił
kolumnę światła w głębią czystej wody. Jaki wieczór i za-
pach roskosznyl jak ta rzeka bezpiecznie i spokojnie nas
niesie, a nie tak niosła nieszczęśliwego Boguńskiego i So-
kołowskiego, którzy w jej nurtach grób znaleźli.
Roman Sokołowski był człowiekiem nJlodym i pełnym
nadziei. Wzięty do wojska przez Moskali, umieszczony zo-
stał w liczebnym pułku w Moskwie, gdzie w najsurowszym
rygorze na niewolnika chowany, nie stał się w niczem do
nich podobny i moskiewskiego ducha nie przejął: nie był-
więc serwilistą, oszustem i grabieżcą, ale pozostał człowie-
kiem wolnym, prawym i sprawiedliwym. Za zachowanie tych
przymiotów długo nie był awansowanym na podoficera, chociaż
miał do tego awansu wojskowe kwalifikacye. W podobnem
jak on położeniu było jeszcze kilkunastu innych w tym pułku
Polaków, dokuczali im Moskale i wymyślali, na każdym kroku
usiłując poniżyć. Gdy już miara dokuczania przebrała się.
Sokołowski w imieniu swoich kolegów, skarżył się na nie-
właściwe postępowanie z nimi zwierzchności, i zakonkludo-
wał, że takiem postępowaniem do duźby ich zniechęcają,
Jenerał skargę uważał za niebezpieczny symptom buntu i
Sokołowskiego jak i jego kolegów, zaropotprotiw służbie
(szemranie przeciw służbie) skazał na służbę do Syberyi.
Tutaj prędzej poznano się na wartości tych ludzi. Soko-
łowski był topografem, Murawiew więc wysłał go z pierwszą
ekspedycyą amurską, z rozkazem zrobienia pomiarów w krainie
184
pnesnaczonej do zaboru. Płyną} na tratwie biedny Polak,
a E nim kilku ioYnierzy. Kra dopiero co przesila, lecx
w głębi na dnie leiał jeszcze nie jeden kawał lodu.
Powietrze było zimne, woda dnia. Gdy tratwa Soko*
łowskiego zbliżała się do wsi Lamy, kra wydobyła się ze
dna i tratwę przewróciła. Sokołowski z towarzyszami utonął,
ocalał tylko jeden żołnierz. Zdolności i polskie serce Soko-
łowskiego, były powodem żałoby kolegów po nim.
W tymże samym* roku znalazł śmierć w falach Szyłki
Person, moskiewski oficer rodem z Peteraburga. Należał
także do pierwszej amurskiej ekspedycyi. Był właśnie w Szył-
kińskim Zawodzie i gotował się do odpłynięcia, gdy odebrał
wiadomość, że jego kochanka wyszła za mąż, za Polaka i
miłość jego zapomnieniem okryła. Widać, że była ta miłość
rzeczywistą, co się rzadko pomiędzy Moskalami zdarza, gdyś
po tej wiadomości nie mógł się niczem pocieszyć i rozerwać.
Boleść jego rosła i zamieniała się w rozpacz. W takiem
usposobieniu napisał list do matki, w której mówi dla czego
życie odbiera sobie, a do kochanki zdradliwej napisał tylko
te dwa wiersze: « Polubiła ty Polaka mołodca, pogubiła ty
ruskaho udalcan poszedł nad rzekę, rzucił się w nią i tam
ukoił boleść z miłości wzajemnością nieodpłaconej.
Od 11. do 13. sierpnia dnie były chłodne i 14. padał
deszcz, nastąpiły dnie pochmurne. Dnia 18. znowuż deszcz^
żniwa rozpoczęły się, noce już mocno zimne bywają. Dnia
21. sierpnia z chmury ciągnącej się nad Gzałbuczyńską doliną,
wypadł śnieg i okrył północne stoki gór, śnieg przetrwał
całą godzinę. Dwóch następnych dni chłód zmusił nas do
cieplejszego ubierania się, lecz 24. powróciło ciepło i pogoda.
Dnia 25. sierpnia padał deszcz, a do 10. września pogoda
promienna i deszcz przeskadzający żniwom. Liście pożółkłe
opadają, chłód późnej jesieni. Dnia 11. września przymrozek
ściął wodę w kałużach a góry i dachy okrył szronem, rzeka
wezbrała. Następne dni były pogodne, w nocy przymrozki,
żniwa się jeszcze nie skończyły, a 18. września rozpoczęto
kopanie kartofli. Dnia 18. i 19. pads^ deszcz, a 21. wypadł
gęsty śnieg i zasypał kapustę i niewykopane jeszcze kartofle.
Do 26. września dnie były pogodne, noce mroźne, doliny
185
głębiej w góry wsunięte, pokryte śniegiem, który 28. wy-
padł na szersze doliny i otwarte pola i przywalił nie zżęte
jeszcze zboia i snopy nie ułożone w stogi. Zboża tego roka
były bujne i kłosiste, spodziewano się taniości i obfitości
chleba. Kto pośpieszył się ze żniwami, temu praca wyna-
grodzi się ; ci zaś którzy przed porą deszczów żniw nie ukoń-
czyli, dużo w tym roku utracą, gdyż zboża deszczem powa-
lone na pniu i w snopach porosły. Bnia 30. września śnieg
znowuż wypadł i dopiero 3. października stajał. Przez cały
październik śnieg ani też deszcz nie padał, powietrze było
SDcbe, słońce mało grzejące. Mrozy nocne ścinają wodę u
brzegów rzeki, dniem prąd wody łamie lody i niesie je
środkiem rzeki (nazywa się to płynięcie lodów tutaj: szuga).
W porze tej komunikacye są przerwane, a utrwalają się do-
piero po zamarznięcia rzek. Cały listopad był pogodny, suchy
i zimny. Bnia 5. listopada był mocny mróz. Szyłka zamarzła
w nocy z 6. na 7. listopada; 11. zaś śnieg na kilka cali po-
krył ziemię i już przez całą zimę nie stajał. W listopadzie
we wszystkich domach wymrażają prusaków (tarakanów).
Mieszkańcy na pięć lub sześć dni wynoszą się z domów do
łaźni z ruchomościami wszystkiemi i otwierają okna, drzwi i
blachy w piecach; domy nagle jakby po najeździe opusto-
•załe, nadają w tej porze smutny charakter krajowi.
Pomimo niezłych urodzajów, ceny produktów są dosyć
wysokie. Pud mięsa wołowego sprzedają po 1 r. 25 kop. to
jest po 6 groszy polskich funt; pud pszennej mąki najlepszego
gatonku 3 ruble sreb.;, pośledniego gatunku 1 rubel; pud
rżanej mąki płacą po 35 kopiejek; pud ziemniaków 20 ko-
piejek; pud owsa 30 kop.; funt herbaty po 1 r. 50 kop.; a
cegiełkę herbaty 1 r. 30 kop.
Grudzień był bardro mroźny. Na Boże Narodzenie, przez
Itilka dni z rzędu, termometr Rom. stał 35 niżej zera, a na
Trzech Króli (1857. roku) 40 niżej zera. Okna pokryły się
grubą na cal warstwą mrozu. Od Nowego Roku do Trzech
Króli bawią się tu w maski. Młodzież fantastycznie poubie-
rana za dziewczyny lub straszydła, kobiety po turecku lab
kozacku, a każdy w braku charakterystycznego ubioru ma
na sobie przynajmniej jakiś gałganek lub świecidełko. Ko-
186
biety twarze zakrywają chustkami, które na pierwsze wez-
wanie uchylają, a wdzięcznie śmiejąc się, pokazują biak
ząbki. Maski zbierają się w gromady z kilka osób złożone
i w nocy, przy trzaskającym mrozie, spacerują po ciemnych
ulicach. Gdy w oknie światło spostrzegą, wchodzą maaki
do mieszkania i nic nie mówiąc, przechadzają się po pokojadi
i pokazują swoje ubiory. Odmówić przyjęcia maskom bytol>y
niegrzecznością: gospodarz do nich przemawia kilka wyrasów,
maski piszczącym głosem odpowiadają i wychodzą. Niektóre
gromady spacerują z bałałajką i te w każdym domu tańcują
kozaka i palą fajki.
W Europie ostatni tydzień karnawału, tutaj zaś pierwazy
tydzień poświęcają maskaradom. Przypatrując się tym spa-
cerom, wciskaniu się do cudzych domów, przypomniałem
sobie wszystko, com czytał o karnawale rzymskim. Ró-
żnica między obu karnawałami taką jest, jaką jest różnica
między niebem i powietrzem Włoch a Syberyi. Tam namiętna j
zabawa, dowcip, gust, tam całą duszą i istotą swoją lad i
się bawi i szaleje — tutaj zimne, nudne spacery, milczenie i
tańce , ubiory niegustowne , brak dowcipu , zręczności i
lekkości.
Do zabaw karnawałowych w Syberyi należą i teatra ama-
torskie żołnierzy po koszarach. Na scenie występują źołniene
cudacko poubierani i grają zwykle dowcipną a gminną sztukę.
Dekoracyi nie mają, gra amatorów jest prawdziwie żołnieraką,
publiczność śmieje się, a aktorowie za zebrane pieniądze,
wychylają potem w szynku kilka kwart wódki.
Towarzystwo wyższe, klassa czynowników inaczej się bawi;
tu mniej wesołości, a więcej wystawności i nudów. Tego
roku, w pierwszym tygodniu karnawału, było w Wielkim
Nerczy oskim Zawodzie aż pięć balów, bardzo świetnych
z muzyką, kandelabrami i dobrą wieczerzą; lecz tańcowano
bardzo mało, mężczyźni grali w karty, a kobiety porzuczone
w sali przez młodzież, same ze sobą rozmawiały. W zebra-
niach tutejszych brak jest duszy i wesołości. Polor i zwy-
czaj z Europy przeniesiony, chociaż się przyjął, weaela i
życia przyjacielskiem zebraniom nie nadał. Pumeksem cy-
wilizacyi z wierzchu ogładzeni, w duszy są azyatami, u któ-
187
Tych zabawa jest rozpustą, wesołość szaleństwem, przyzwoi-
tość sztywnością, przyjemność niezgrabnością. Styczeń 1857.
roku był bardzo mroźny, bezwietrzny. W lutyn mrozy co-
kolwiek łagodniały, przechodziły przecież 20 stóp. Rom.,
w końcu miesiąca pruszył śnieg.
W lutym zrobiłem wycieczkę do Eułarek, stanicy odległej
o 30 wiorst od Szyłldńskiego Zawodu, gdzie mieszka Lud wik
Sobolewski z Kaliskiego rodem, przysłany do kopalni za
udział w powstaniu 1846. roku w Krakowie. Zimowy kra-
jobraz nad rzeką ma także nie jedną cechę piękności. Ze
tkał potężnych na brzegach zwieszają się zamarzłe kaskady,
bielejące między drzewami szronem posypanemi i świecącemi
pod słońcem blaski ięczowemi. Szczególniej częste są lo-
dowe kaskady na skałach wapiennych. W architektonice na-
tory, skały wapienne, zajmują pomiędzy skałami z powodu
•woich ostrych linii, rysunków pokręconych, takie stano-
^nsko, jakie zajmuje architektura gotycka między róźnemi
porządkami budownictwa. W innych miejscach ciągną się
skały czerwonego piaskowca, a na nich biała płachta śniegu
tworzy z farbą skały malowniczą całość. Pomiędzy takiemi
brzegami, posuwaliśmy się po wybornej drodze na lodzie
* Bybkością ptaka lecącego w powietrzu*. Minęliśmy Poło-
tatik ametystowy, Ujść karę i już dojeżdżamy do stanicy
Połowina.
Z powodu wzmianki o ametystach, powiedzmy jeszcze kilka
^T^Łzów o drogich kamieniach w Dauryi, dla dopełnienia
wiadomości wyżej pod tym względem przez nas podanych.
Ametysty znajdują się w obfitości i dla tego są bardzo tanie.
Bywają koloru różowawego, fioletowego i brunatnego. Kry-
ształy ametystu, znajdują się w skorupie z kwarcu i pia-
skowca formy okrągłej. Po rozbiciu kuli, okazują się w środku
J<U kryształy, a między nimi substancya czarna, miękka, lepka
<wana woskiem lub górską smołą. Żyły turmalinu często
*f«fiają się. Turmalin bywa koloru różowego i zielonego,
i&s kształty nieforemne i słabą przezroczystość; jeżeli jest
przejęty miecznemi smugami, które go czynią w półprzezro-
^stym, zowią go zgniłym. Pomiędzy żyłami zgniłego tur-
^Dalinu, znajdują się kryształy igiełkowate^ prześlicznej wody,'
188
kolora wiśniowego. Topaz syberyjski inaczej zwany tiaielo-
wiesem, jest bezkolorowy, przezroczysty, rzadko zielonaw^;
ścięcia ma wybornie zachowane i w ogóle posiada wiellą
rozmaitość w krystalicznych formach. Pod względem kry-
stalografii, jest to bardzo ciekawy kamień i wartość jego
mineralogiczna jest większa niż handlowa. Topaz zacbodoi,
czyli żółty górny kryształ, trafia się także w Dauryi. Aqiu-
marina blado zielonego i zielono niebieskowego koloro, jest
bardzo pospolita w nerczyńskich górach, kryształy ma sbpko-
watę, sześciościenne. Odmiana aquamariny, koloni ciemno
zielonego zowie się berylem, znajduje się ta nad Ononen.
Chalcedonu jest wielkie mnóstwo, kolor ma słabo niebieskarf
lub fioletowy. Agatów jest dużo, więcej jeszcze krwawni-
ków. Brak szlifierzy i mały handel, sprawiają, iż drogie
kamienie są tu bez żadnego użytku. Granaty s% po kopal-
niach złota. Kryształ górny biały jak i zadymiony, bardio
jest pospolity. Wydobywano kryształy, ważące po trzy cen-
tnary. Jeżeli spostrzegą żyłę złożoną z drobnych kryształów
górnych i aąuamariny, rozkopują i idąc w jej kierunkn,
trafiają na miejsca puste, wypełnione piaskiem, podobne do
jaskiń.
W takich jaskiniach znajdują wielkie bryły kryształu gór-
nego i aquamariny, a często także i topaza syberyjskiego.
Pomiędzy rzecznemi kamieniami znajduje się kryształ zao-
krąglony przez tarcie , bywa on żółtawy , z rozmaitemi nno-
gami, a czasem z kropelką wody w środku. Przez Sybery*^^*
nazywany jest «gołysz.n O opalach w Dauryi już pisałem.
Dyamentów i rubinów nie ma tutij wcale. Marmuru znajdnje
się tylko jeden gatunek, to jest marmur biały przy njjcio
Czarnej do Szyłki i nad Gazimurem. Kolorowych i ezarnycl>
marmurów wcale nie ma, lecz znajduje się wapień bardzo po-
dobny do marmuru. Jaspis zielony i różnokolorowy obfiae
w różnych miejscach jest rozrzucony. Malachitu dotąd n^
znaleziono. Skał kredowych wcale nie ma.
Połowina jest to wioseczka z 10 chat złożona w połoienw
wdziecznem. Zajechałem do chaty znajomego gospodarza.
Wewnątrz chaty wyglądała zewsząd zamożność i porządek.
Podłoga było świeżo wyszorowana, piec wybielony, w kącie
189
kilka świętych obrazów przybitych do ściany, miejsce to
w języku tatejszym, zowie się bożnica. Pod bożnic% stal
biały stół, a pi'zy ścianach w około izby ławki. Nad drzwiami
pod sufitem, od pieca do sufitu przymocowane deski, zowią
nę połatią. Półka ta i piec jest łożem, na którym po
całych dniach mężcayzni wylęgają się. Usiadłem przy stole
pod bożnicą, zastawionym jęczmiennym chlebem i pszennemi
plackami. Gospodyni częstowała mnie herbatą z masłem,
mężczyźni wyciągnięci na gorącym piecu, z pod sufitu roz-
mawiali ze mną i opisywali okropny stan wojsk, które po-
wróciły z Amuru. Córka gospodarstwa kręciła się koło pieca,
i przygotowywała jadło małym braciszkom, fiyła to piętna-
stoletnia dziewczyna w niebieskim sarafanie; u warkocza
poazczonego na plecy, miała przywiązany woreczek czarny,
aksamitny, oszyty perełkami, a w woreczku dźwigała « dzie-
wiczy kamień)) symbol czytości. Pierwszy tu raz wi-
działem dziewiczy kamień; gospodyni nie chciała mi wytłu-
maczyć jego znaczenia, lecz domy8lU:em się, a domysł mój
inni potwierdzili, że nosi go dziewczę, które niewinności
swojej jeszcze nie straciło. Takie odróżnienie w kraju, gdzie
niewinność należy do najrzadszych zjawisk, ma swój cel i
korzystnie wpływa na opinię o dziewczynie.
Już kilkakrotnie pisałem o obyczajach i o demoralizacyi
tutejszej. Zepsucie jak zaraza, ogarnęło cały kraj i nikogo już
ono tutaj nie razi. Pewien cudzoziemiec ożenił się z Sybe-
ryaczką, a przekonawszy się, że cnota jej była tylko pozo-
rem, wymawiał matce złe wychowanie córki. Matka na te
wymówki z uśmiechem mu odpowiedziała: « Dziwne są twoje
wymagania i pretensye! Trzeba ci wiedzieć, że u nas w Sy-
^ryi, niewinne dziewczęta nie rodzą się wcale. » 1 rzeczy-
^1^'ie, wstydliwa i niewinna kobieta jest zjawiskiem. Oby*
(^je, wychowanie, sprośne mowy rodziców i sąsiadów, po-
pędzają do zepsucia i utraty niewinności. Przed kilku ty-
godniami w tej samej Poło winie, żona młodego kozaka,
porzuciła młodszego od siebie męża i uciekła ze swoim ko-
cbankiem, starym i szpetnym człowiekiem, przysłanjrm z Mo-
*^Łwy do kopalni za popełnione morderstwo. Kochanek jej
czołdon (tak nazywają zesłanych za kryminał) był prócz
190
tego zbiegiem z kopalni i należał do licznej rodziny włóczęgów^
która zapełnia wszystkie drogi i kąty Syberyi.
Z powodu takich obyczajów, śluby i wesela tutejsze nie
mają uroczystej cechy ślubów i wesel naszego ludu. Mło-
dzieniec oświadcza się rodzicom przez swatów, wiedząc o
tem, że ich córka dawno przestała byó panną. W wili§ ślnbo,
w tak nazwany dziewicznik czyli dziewiczy wieczór, drachnj
prowadzą pann§ młodą do łaźni, rozplatają jej warkocz i
myją, a wróciwszy do chaty, przy jadle i piciu, śpiewąji
obrzędowe pieśni. Aż do samego ślubu panna młoda chodzi
z rozpuszczonemi włosami, i w łaźni przy rozplataniu w«^
kocza, w zabawie, a wreszcie i przy prośbie rodziców o bło-
gosławieństwo, ciągle płacze, lamentuje i ubolewa nad przej-
ściem swobody dziewiczej. Im więcej łez widzą w oczach
młodej, im wykrzykniki i lamentacye są częstsze i bardziej
wzruszające, tem bardziej chwalą pannę młod% i mówi^ ffoto
jak ona pięknie nauczyła się płakać !» Do ślubu jadą lub idą,
bez pieśni i wystawy. Po ślubie zbierają się goście, a upiwszy
się śpiewają wesoło ; pannie młodej głowę obwiązują chustki,
co odpowiada naszym oczepinom ; tańcują przy bałałajce, pro-
wadzą do łoża i na ten kończy się cały obrzęd.
Gdy mąż umrze, żona w pierwszych miesiącach po p^
grzebie, kilka razy sprawia wspominki (upominki). Później
już tylko w rocznice śmierci odbywają się wspominki; na-
szych dziadów w dnie zaduszne nie znają Syberyacy. B/^®®
na wspominkswsh, u zamożnej wdowy Sienotrusowej w Szyici-
Towarzystwo było liczne, siedzieliśmy w około stołu, zw^
wionego potrawami , pierogami , rybami. Wdowa sama czę-
stowała nas ryżem z rozynkami i wódką. Po skończonym
objedzie piliśmy znowu wódkę i herbatę i rozmawialiśmy o
przygodach sąsiadów, o gospodarstwie; poczem dwóch p<>"
pów, obróciwszy się do bożnicy, przed którą lampy i świe<*
zapalono, śpiewali nabożną pieśń za duszę zmarłego, mo-
dlitwę za cara i jego rodzinę, a obecni chórem wtorowaii
popom. Po modlitwie wszczęła się znowuż gawędka i częsw"
wanie herbatą i wódką i na tem skończyły się wspominiD*
Wdowy, szczególniej po miastach, ubierają się w czJU^
suknie i chustki czarne na głowach. Na pogrzebach poP*
191
id) przed trunmą z odkrytem wiekiem, śpiewając pobożne
pieśni za nmarłego i za cara; orszak pogrzebowy, bywa nie-
liczny, a pochód cały nie ma głębokiej powagi , z powoda
śpieszenia się popów, prędkim krokiem prowadzących trumnę.
O groby żyjący krewni nie wiele dbają i nie sadzą kwiatów
na mogiłach.
W Połowinie i Eułarkach, zastałem jeszcze chorych z odmro-
żenia żołnierzy 14^ i innych batalionów, którzy wracając
w październiku i listopadzie 1856. roku z trzeciej ekspedycyi
amarskiej, ponieśli straszną klęskę od głodu i mrozu na
przestrzeni od gór Hingan aż do Ujść Stri^ki. Ekspedycya
ta wypłynęła z Szyłki wiosną pod pozorem dostarczenia ży-
wności wojskom będącym nad Oceanem Wschodnim, w rzeczy
zaś samej w celu lepszego usadowienia się nad dolnym Amu-
rem, założenia tam nowych osad na ziemi duńskiej. Chiń-
czycy nie mogąc wstrzymać ekspedycyi, puścić ją musieli
mimo Ajgunu. Crdy część wojsk do 1,000 ludzi, na jesień tą
samą drogą wracała do Szyłki, Moskale nowem Idamstwem drogę
sobie utorowali. Oświadczyli bowiem, że żądają tylko wol-
nego przejścia j że to są wojska wracające do Syberyi i że
JQż obecnością swoją w ich ziemi więcej niepokość ich nie
będą. Pomimo tego i naątępnego roku wypłynęła nowa eks-
pedycya, która już nie osłaniała planu zaboru północnej Man-
dżnryi i usadowiła stanowczo. Moskali wzdłuż całego Amuru.
Lecz wracając do wspomnienia powrotu ekspedycyi w 1856.
roku, opiszemy klęskę jaką to wojsko w powrocie poniosło.
Żołnierze w górę rzeki ciągnęli barki, gdy na rzece pokazała
się kra {^ynącą wielkim nawałem. Lepsi oficerowie jak ka-
pitan Walenty Kołakowski, Polak, radzili ażeby wstrzymać
powrót aż do zupełnego zamarznięcia rzeki, a potem dopiero,
po lodzie na saniach radzili powracać. Wyżsi oficerowie
ndy nie przyjęli, a pewnej nocy, mróz mocno ścisnął, rzeka
zamarzła, barki u brzegu porzucić musieli i czekać na
brzegu potrzeba było, dopóki lód nie zgrubieje. Tymczasem
Kaztę prowiantów żołnierze zjedli i z małym zapasem chleba
puścili się w podróż po lodzie. Głód wkrótce doskwierać
zaczął, a mróz do kości żołnierzy dojmował. Wielu z nich
padło na drodze z głodu i zimna; żaden z nich nie byłby
192
wrócił, gdyby nie wypadek szczęśliwy dla nich, śe na irodh
ich drogi, statek pa];owy Szyłka, napełniony zapasmi ij*
wności, zamarzł pomiędzy lodami. Zapasami temi po«lia
się i część ich zabrawszy z sob%, szli do Ujść Stri^, g^
się już rozpoczyna okolica zaludniona. Do głoda przyczyniło
się i złodziejstwo oficerów moskiewskich.
Wielk% bowiem część prowiantów żołnierskich, wymiewii
na futra sobolowe u ludów koczujących nad brzegami Aman>
Żołnierze wiedzieli o tern nadużyciu oficerów i gdy głód cne
się dawał, rozpoczęło się szemranie, ustała karność, i ofic^
rowie obawiali się o swoje życie. Jeden tylko oficer Koh-
kowski uczciwie wyszedł z żołnierzami. Nie sprzedał icb pro-
wiantów, a swoje pieniądze i ubranie wymieni na ryi i
Mandżurów, którym zasilił zgłodniałą kompanię. On tó
najmniej ludzi utracił i naj szczęśliwiej doszedł. Sam ciągot
swoje sanie, zachęcał do wytrwałości i porządku i znajdofW
posłuch. Innych oficerów słuchać nie chcieli , i szli bei tf*
dnego porządku, jeden za drugim ciągnąc się jak daadf.
Przeklinali oficerów, przeklinali cara i Murawiewa a p«^
jak muchy. W nocy rozpalali ogniska na lodzie i pny "^
nocowali, po każdym noclegu na mrozie 30 stopniowynt ><>'
stawało kilku trupów. Junkrowie .szli osobną gromadą. P*
jednym noclegu, gdy się wszyscy zerwali na nogi, mlod^^
ładny chłopiec Małków, ruszyć się nie mógł, odmrodbo*
wiem nogi po same kolana. Prosił kolegów żeby go ^
porzucali na lodzie, na pożarcie wilkom, żeby go a^ff^
chociaż na gałęzi, dopóki nie dogonią jakiej znacmi^
garstki żołnierzy; ale przyjaciele jego również jak on mbdn
junkrowie, byli nieczuli na jego prośby, i zostawiwszy kokR
na lodzie, sami odeszli w dalszą drogę. Ogień zagasi, «i^
zimny wiał, a biedny młodzieniec na lodzie, sam j^
w puszczy marzł coraz więcej. Dla uchronienia się od yńttit^
na brzuchu i rękach przyczołgał się do brzegu i tamp<^
pełznął pod gęsty krzak, który go od wiatru aasłonil. Ttf
przeleżał noc i dzień. W noey pokazały się na lodzie «i^
zwabione trupami żołnierzy, znaczącymi ślad tego okropocf*
pochodu. Można sobie wyobrazić obawę i uczucia, j*^
przejmowały Małkowa, na widok bestyi szarpiących tmpo*
193
Jego towarzyszów broni. Nie tknęły go jednak. Partya
konnych myśliwych, wracaj%ca z polowania na wiewiórki,
spostrzegła żywego jeszcze Małkowa pod krzakiem, zabrała
go z sobą, ogrzała, nakarmiła, lecz w drodze umarł. Z ty-
siąca ludzi umarło na lodzie przęsło 300 żołnierzy. Głód
tak dokuczył, że w końcu tych, którzy isó nie mogli, a któ-
rych im ciągnąć kazali, dobijali i ciało ich przypiekłszy
przy ognisku rżnęli i zjadali. Nie wiem jaka liczba żołnierzy
zjedzonych została przez towarzyszy, to pewna, że w ten
sposób niemało życie zakończyło. Pomiędzy zjedzonymi był
i junkier Hołownia, którego żołnierze ciągnęli na saniach
jako chorego i mającego nogi odmrożone. ((Go my będziemy
dworianina ciągnąć? Niechaj go djabli wezmą, my jesteśmy
słabi i głodni i dla niego poświęcać się mamy!?» Dobili
go więc, odcięli mu ręce, nogi i zjedli je, kadłub porzu-
ciwszy na lodzie. Gdy przybyli do Ujść Striełki wymarzli i
głodni, a potem do innej stanicy już nad Argunią położonej,
tamtejsi kozacy nie chcieli ich przyjąć na kwatery, tłumacząc
się, że nie mają na to rozkazu od swojej władzy, a bochenek
chleba sprzedawali im po rublu. Kołakowski do najwyższego
stopnia oburzony tą moskiewską nieludzkością i nieczułoscią
na los ich ziomków, kazał gwałtem zajmować kwatery i za-
bierać żywność. Zdarzyło się, że wówczas przejeżdżałem przez
Bohdat', gdzie mieszkał Nikitin major, mający władzę nad
owymi kozakami. Przedstawiłem mu stan rzeczy i nama-
wiałem, żeby wysłał naprzeciw idącym podwody z żywnością
i rozkaz posłał do stanic {przyjmowania na kwatery żołnierzy,
o Nie mogę tego uczynić, odrzekł, albowiem nie mam na to
rozkazu od atamana i byłbym odpowiedzialnym. » Oto są
skutki zbytecznej centralizacyi! Nieszczęściu nikt nie może
zaradzić, gdyż na to nie ma rozkazu, a tymczasem zginęło
kilkaset ludzi.
Nareszcie reszta żołnierzy przyciągnęła się do Szyłki.
Nogi, policzki i ręce poodmrażane, brody im zarosły, oczy
od głodu i zimna nabrały wilczego blasku, szynele podarte,
w gałganach; nie można było bez żałości patrzyć na tych
biednych ludzi, których los nie poiniszył serca i ręki ich
zwierzchników, ich braci, w celu przyniesienia im jakiej-
(łiLLKR, Opisanie. II. 13
194
kol wiek pomocy. Czyż się dziwić okrucieństwu moskieł-
flkiemu w Polsce, kiedy Moskale są obojętni na nieffica(idi
własnych braci i synów? Niewola doprowadziła ich do tq
zwierzęcej obojętności ! Po powrocie Kołakowski napisał n-
port do jenerała Korsakowa, który był dowódcą ttuaą
amurskiej ekspedycyi, i w raporcie szczerze, szczegofcw
opisał wszystko co się stało. Za szczerość taką odpokutował
Kołakowski. Dano ma poznać, że o takich rzeczach wt
pisze się raportu, że podobny raport jest denuncyacyą »
jego zwierzchników; raport więc zniszczono, Kolakowtki^
do awansu nie przedstawiono, a jego bezpośredni dowódca
pnłkownik Jazyków, zwymyślał go i złajał. Klęskę ntatio
zupełnie i żadnej wiadomości o niej nie dopuszczono do
jenerał -gubernatora Murawiewa i do Cara. My piemi
podajemy o niej dla historyi wi&domość, z tą wzmianką, it
przyłączenie tych pięknych krain Amuru, prócz straty ovy«k
300 zmarzłych ludzi, więcej Moskwy nie kosztowno. ?tVK»
bez trudów, kosztów i strat dokonała nowego zaboni.
Z powodu wspomnienia nazwiska Jażykowa, przypomiia
się nam następujący fakt. Pułkownik Jazyków, miał widt
pięknych przymiotów, dobrze postępował z wygnańcami po-
litycznymi, ale przytem był wielkim pochlebcą i lin^a
przed wyższymi, co zresztą jest ogólną charakterystyką bo*
skiewskich oficerów. Gdy znajdował się za swojem wojski*
w Ust' Zejsku, który świeżo został na ziemi mandinnki^
założony przez Murawiewa; Murawiew wyszedłszy z Jtff"
kowem przed dom, chwalił budynek, okolice i rzekł: «j«k
tu pięknie będzie, gdy kiedyś ogród przed tym domem itf-
rośnie się.o Jazyków wierny sługa, rozumie skinienia pańskie}
fantazyi, i w ciągu jednej nocy, zebrawszy wszystkich i<^
nierzy, wykopał z lasu 3,000 drzew i zasadził je przed doB<«
jenerała. Murawiew rano obudził się, wyszedł przed dom i
stanął zdumiały. Czarodziej jakiś życzenie jego zamieni ^
rzeczywistość. Tam gdzie było wczoraj wieczorem pdc, <»•
siaj nad rankiem jest wielki ogród, z rozrosłemi, stiifWJ
drzewami 1 To czarodziejstwo, nie — to potężna moja woh,
pomyślał sobie w dumie despotycznej moskiewskiego jencnk
Murawiew, i lekkie, grzeczne robiąc wymówki Jaiykow*^
195
za niezapotrzebne trudzenie iołnierzy, przedstawił go do
orderu I
Marzec 1857. roku by2 pogodny i snchy; dnia 16. marca
wi^ silny wiatr wschodnio-północny i oziębił powietrze ; dnia
17. marca mróz 20. stopniowy, następnych dni mróz sfolgo-
wał, mocne jednak były przymrozki. Kwiecień z wyjątkiem
kilkn dni, był również pogodny, dniem ciepło cznó jo£ da-
wało zbliżającą się wiosnę, noce zaś jak zim%; dnia 7. kwie-
tnia wiatr wschodni rozszerzył poiar zeschłych traw na
prawym brzegu Szyłki zapalonych, śnieg jeszcze nie zupełnie
zginął. Od 7. do 11. kwietnia dni jasne i ciepłe; dnia 11.
padł gęsty śnieg, jakiego przez całą zimę nie było; 12. kwie-
tnia jeszcze śnieg pada, od 13. do 19. rozpoczął tajać. Od
20. do 29. piękna pogoda utrwaliła się, wiatr północny oziębia
jeszcze powietrze; przyleciały już kaczki, w borach pokazało
się mnóstwo cietrzewi , głuszców i jarząbków. Potoki w gó-
rach zerwały lody i spływają w doliny, mniejsze rzeki jak
Urów, Uriumkan i Gazimur już puściły, na Szyłce jeszcze
lód trzyma się mocno, woda z gór płynie po lodzie i pod-
jada go z obu*brzegów. Lód kruszeje i pęka. Indzie jednak
przechodzą po nim; na dwie godziny przed poruszeniem się
lodu (29. kwietnia) widziałem ludzi z wielkiem niebezpie-
czsństwem przechodzących przez rzekę. Dnia 30. kwietm*a
lód zupełnie popękał i kra ruszyła się. Dnia 1. maja kra
jeszcze płynie, powodzi nie ma, woda jest mała; wiatr połu-
^iowy bardzo gwałtowny pędzi i wznosi kurzawę, a pożary
traw objęły góry i doliny na około. Trawy rozpoczynają
kiełkowanie. Od 1. do 4. maja dnie pochmurne i wietrzne^
sasanka już kwitnie, fioletowe jej kwiaty, okrywają pochyłości
i szczyty gór, jest to najwcześniejszy kwiat w Dauryi. Dnia
5. maja wypadł śnieg, ale prędko stopniaŁ Przez kilka dni
niebo jasne, wiatry, z dnia 9. na 10. deszcz ciepty wiosenny.
Dnia 10. wiatr południowo wschodni, różodrzew dauryjski
(rododendron) na pochyłościach ku słońcu obróconych za-
Mtł. Różodrzew kwitnie przez cały maj, okrywa tak stopy
jak i wierzchołki wysokich gór. Nie masz nic roskoszniejszego
wiosną, jak gaj brzozowy podszyty krzakami kwitnącego
różodrzewu. Gały las, świeżo umajony, rumieni się od
13*
196
gęstych kieUohów jego kwiatu, przed któryini listków mwet
nie widać. O tej porze jednak brzezina i modrzew jeneie
nie rozwinęły się, tylko róźodrzew na szarem tle gór oer-
wieni się. Dnia 11. maja padat deszcz ze śniegiem; 13. i U
wiatry ciepłe od Chin; 14. maja pogoda, stoki połudmowr
gór, zazółciły się od pięcioperstu (Jondziłł. Potentilla tou
i Poten: cinerea); rozkwitł także traganek (astragailiu bi-
florus) obficie znajduj%cy się na paśmie lewego brz^pi Szyfti
Gagea. pusilla pospolita na łąkach, rośnie takśe na górscb;
w mokrych i zasłoniętych miejscach joź rozkwitła. Boskwitf
takie biały i powabny kwiatek androsacae Tillosa i andro-
sacae dasyphylla, a na ujściu rzeczki Godoju fioletowy kwitt
blekotu (hyoBcyamus physaloides). Od 14. do 18. maja, dni
chłodne i wietrzne, w nocy były przymrozki; rozpoczęły «t
roboty w ogrodach i w pohi, na drzewach pokazała ńf
pierwsza, płowa jeszcze zieloność. Dnia 20. i 21. maja pr**
szył śnieg, ale stopniał natychmiast; 22. wiatr, 33. piękw
pogoda, modrzewia już zazieleniły się. Dnia 24. pogods
z wiatrem, trawy w puszczy znowuź się pa]%, na mokrych
miejscach rozkwitła śledziennica i łótoć (chrysósplenium alter-
nifolium i caltha pallustris). Dnia 25. wietrzna pogods,
w nocy był przymrozek, na stokach rosnąca odontbarsas
Y. alysum alpestrae ustroiła ż^ym kwiatem góiy; Ińly
tasznik (thlaspi) pięknie rozkwitł, głodek (draba lutea) joi
dawno, jak tylko śniegi zeszły, zakwitł, obecnie zaś swoia
drobniutkiem, żółtym kwiateczkiem pokrył całe pola; ttgti
dnia słyszałem pierwszy raz tego roku krzyk kukułld. Dnii
26. maja na górach Pawłówki i Godoju, pomiędzy mcbsBi
do skały przyczepione, .zakwitły dwa gatonki kosacca (im
pumila i iris rutenica) i skromny kwiateczek chaptalia hnrti
(elipsylon); w gajach i żłobach górskich kwitnie już piębij
miłek (adonis yemalis), a w szczelinach i w zrębach sM
drzewami zacienionych, w miejscach dzikich i samotoyck
kołysze się kwiat orlika (aquilegia atr(^urpurea). Kwitai
już także niezapomniajki i fiołki bez zapachu (nola faiie-
gata). Okolica z każdym dniem większego nabiera wdzięką
codzień nowe i piękniejsze kwiaty zakwitają, poohyłości pstni
się a skały ubierają.
197 .
Na skalach rośnie wielka rozmaitość mchów, porostów i
lifzajoów, które zacząwszy od czerwonego i drobnego jak
pyłek liszajca, bez żadnego jeszcze śladn roślinności, od fio-
letowego, żółtego i szarego, w którym już widaó kształty
rośfinne, aż do czamozielonego liszajca podobnego już do
mchu, malują wszystkie ściany, zręby i szczeliny skał. Zdaje
ńc, że pędzlem ktoś po skałach pociągnął, a tam znów
mchami jak kobiercami wysłał.
Zanim zupełnie rozwinie się roślinność, notojemy jeszcze
kilka faktów ze świata nie tak spokojnego, jak królestwo
Flory. W Syberyi, a więc i w Dauryi, nie ma zajezdnych
domów i podróżny, jak to jaż wiadomo, zmuszony jest upra-
szać o gościnność nieznanych sobie ludzi. Jeżeli podróżny
tnfi na rzetelnego i poczciwego gospodarza, znajdzie tam i
bezpieczeństwo i hojne ugoszczenie i na brak zajezdnych
domów nie będzie się użalał; lecz liczba dobrych wszędzie jest
w porównaniu ze złymi mniejszą i dla tego też tutaj często
źie się trafia z noclegiem. Narażony na kradzież, niewygody,
na zły pokarm, z przyjemnością przypomina sobie karczmy
polskie ubogie i pochylone, które go niegdyś zadowolnió nie
mogły. Okolica blisko Szyłki mało produkuje i wszystkie
produkta tak do życia jak i wygody potrzebne sprowadza
z dalekich stron. Targów jak u nas nigdy tu nie bywa,
kupcy zaś przyjezdni zwykle stawają po domach, mieszkańcy
meraz po kilkunastu dniach dopiero dowiadują się o przy-
byciu kupca z towarami i takowe rozkupują. Z powodu
br&ka targów i zajezdnych domów wiele handel cierpi. Ku-
pający, przez pokątną sprzedaż narażeni są na dowolne
podwyższanie ceny towarów, na oszukaństwa i na brutalstwa
kupca; a kupiec znowuż przez brak bazarów narażony jest
na stratę czasu, a przez brak zsjezdnych domów na kradzież.
Przed kilku tygodniami, pewien kupiec przywiózł do Szyłkit
znaczny transport mąki, z którą stanął na przedmieściu Eukuj
utkht właścicielowi domu i mąkę umieścił pod jego szopą.
Whiściciel domu, w nocy, gdy kupiec i jego furmani twardo
zasnęli, beczki z najlepszą mąką ukradł gościowi i wywiózł
je do ciemnego wąwozu , gdzie je dobrze schował. Kupiec
przywołał police , zrewidowali cały dom, lecz mąki nie zna-
198
lećli; złodsiej kupca za rzucone na jego uczciwość podejnenie,
kazał mu za gościnność duio zapłacić, a w końca wypchfi||
go za drzwi. W kilka tygodni po wyjefdśie kupca, jawnie
w obec policyi, która wraz z mieszkańcami podziwiała jego
dowcip złodziejski, sprzedawał ukradzion% mąkę i do odpo-
wiedzialności pociągniętym nie był.
W sąsiedztwie mojem, mieszkający Morozów, jest nie-
pospolitym złodziejem. Podróżnych zawsze zaprasza do swo-
jego domu i okrada każdego; codziennie szer^ woiów stoi
przed jego chatą i codziennie słyszę hałas, kłótnie i sksigi
na złodziejów. Jednemu ginie uzda, lejoe, innemu ubiór lub
pieniądze w jego domu. Policya rewizje odbywa, leci bo-
skuteczne, a ten eksploator gościnności, bezkarnie dał^
prowadzi swoje rzemiosło. Sąsiad mój z drugiej strony, Ti-
moszenków, jest gościnny w podobny sposób jak i Morosót,
i w jego domu giną gościom różne rzeczy, a opinia pabłicns
żadnego z nich hańbą, odrazą i wzgardą nie napiętaowiłi,
nazywa ich tylko chytrymi ludźmi w znaczeniu roztropności
i zręczności. Tak złodziejstwo, które usystematyzowane lo-
stało w rządzie moskiewskim i jest duszą jego policki,
podważyło moralność publiczną i stało się treścią obyci^ór
narodu.
Tępość serca, indyferentyzm religijny w Dauryi, 8pr»wii»
iż sekciarstwo mniej się tu rozwinęło niż w Moskwie. Kw
brak jednak i tu sekciarzy, lecz przybywają oni z MoikwyT
lub z innych prowincyi Syberyi. Na początku tego wieka
przysłano tu do kopalni, wielu kozaków uralskich za to, ie
nie chcieli służyć carowi, i za zawichrzenia religgne. Władn
nie mogła ich, ani więzieniem, ani katowaniem, anwoć
do robót w kopalniach. Jeden otrzymał 150 knutów, a wok)
do końca, że nie będzie dla antichrista (to jest cifa)
robił, zamknęli go więc w więzieniu i tam przez wiele k^
grnoili. Dwunastu z nich dożyło czasów cara Mikołaja i po-
wróciło przy wstąpieniu na tron nad Ural.
W Borzińskim posterunku nad Arg^inią, służył u koiaki
deportowany z Moskwy parobek. Był to człowiek średaiefo
wieku, trzeźwy, pilny, pracowity i bardzo pobożny. Snao-
wali go i kochali wszyscy. W dnie wolne qd roboty wc^
199
tywał się w Biblię i cz^to bywał zamyślony. Łubil mówić
o piśmie świętem, o ziem pani\j%cem po cerkwiach, co da2o
powód do podejrzywania go o sekciarstwo; lecz nikt nie mógł
wyrozumieć, jakiej sekty jest zwolennikiem. Nabożeństwo
jego ci^le powiększało się, unikał wreszcie towarzystwa i
oddawał się samotności, w której układał jakieś tajemnicze
plany. Jakie to były plany, wkrótce wszyscy zobaczyli.
W noc wielkopiątkowa, w porze zimnej i śnieżnej, wyszedł
w pole do krzyża, który poprzednio wkopał w ziemię. Tam
długo modlił się, uniesiony natchnieniem mistycznem przybił
się do krzyża, ofiarując się Bogu za grzechy ludzkie. Ope-
rscya przybicia się nie była łatwą, dokonał jej jednak w sposób
następujący. Nogi przybił jedną ręką do krzyża, drugą
trzymając się za jego ramię; lewą rękę wetknął na wielki
gwóźdź wbity z przeciwnej strony krzyża, toż samo chciał
uczynić z prawą ręką, lecz siły go już opuściły i rękę tę
miał zwiśniętą. Nazajutrz ludzie wyganiający bydło w pole,
zdziwieni zostali widokiem człowieka przybitego do krzyża.
Otowa pochylona w cierniowej koronie; był obnażonym, tylko
łono miał białą płachtą przepasane, ranę w boku posiadał,
a ci^e ciało miał krwią oplamione. Pod krzyżem na ziemi
leżała kopia i rozrzucone narzędzia męki Chrystusowej.
Zbiegli się ludzie i poznali w człowieku przybitym do krzyża
parobka pobożnego z Borzińska. Jeszcze żył, kiedy go
zdejmowano z krzyża. Po otrzeźwieniu, odesłano go do
lazaretu w Nerczyńskim Zawodzie, tam przyszedł do zdrowia
i wówczas oddano go pod inkwizycyę. Badano go głównie
*o powody, które go skłoniły do samobójstwa. « Chciałem
umrzeć jak Chrystus za ludzi i przez to zasłużyć się Bogu»
odrzekł. Popi posłali go na rekolekcye do monastyru św.
Inocentego w Irkucku, zkąd powróciwszy, żyje dotąd w Ner-
^yósku. Usposobienie mistyczne -sekciarskie powazechneni
jest pomiędzy ludem prostym w Moskwie, i ztamtąd ono
przeszczepia się do Syberyi.
Sobotników w Dauryi jest niewielka liczba. Sobotnicy są
^ żydzi Moskale. Sekta ta zrodziła się pomiędzy chrześci-
janami Moskalami i doszła do takiej potęgi, że Iwan Groźny
zbrojnie ją zwalczać musiał. Wiara ich, niewiele różni się
200
od wiary żydowskiej. Siorowieroów więcej je«t w Dmryi
nii innych sekciarzy, szczególniej między kozakami na po-
łudnie Aleksandrowskiego Zawodu. Kiedy chłopów w lUt
roku zamieniali na kozaków, we wsi Dono, nie chcieli diłopi
golić bród i strzydz włosów, jak im to nakazane było. Pro-
sili jak o łaskę ażeby im pozwolono brody nosić, żebjr kk
nid zmuszano do przestąpienia przykazań bożych. Prośbj idt
przez nietoleranckie władze cara, zostały odrzncone i »ti>
rowierców zmuszano do poddania głów swoich pod noijcf
cyrulika. Najfanatyczniejszy z nich, nic dozwolił ogohć ńc :
ostrzydz, żaden przymus nie pomagał, pozostał wiernym oby-
czajowi ojców swoich. Aresztowano go więc i w wicaflnis
nakłaniano do posłuszeństwa. Jenerał Sołohuh, dovódo
kozackiej brygady, człowiek dobry i tolerancyjny, z TOłki»
wyższego usiłował opór jego złamać ; sekciarz na jego tfge*
menta odpowiedział rzuceniem się na jenerała i zdarcKO
szlif z jego ramion. Przewinienie tego rodzaju, snrowo jes
w Moskwie karane, sekciarz więc oddany został pod s^ wo-
jenny, który go skazał na kilka tysięcy pałek. W casie
egzekucyi w Ołoczach, padł ten kozak zabiły kijami j^
męczenik staro wierski. Jednak opór jego sprawił, że jeocnt
Sołohub wystarał się o pozwolenie noszenia bród dla sti^
wierców kozaków w Nerczyńskim kraju.
Dnia 37. maja padał deszcz rzęsisty; dnia 38. maja npi
okolica już zupełnie zielona. Dnia 29. rankiem deszcz p>M
po południu było wielkie gorąco, w oczach prawie rozv^
się roślinność. Dnia 30. maja pierwszy skrzek żab tego ift*
słyszałem; dnia 31. czeremcha rozkwitła. Białe jej bokietf
zdobią ogrody, w których prócz czeremchy, nie ma inny^
drzew. Kilka ogródków na sposób europejski założonycłi^
zostało przez Polaków wygnańców, rosną w nich abc^
spiree, brzozy i kilka gatunków krzewów, które dały»f^
zaaklimatyzować. Taki ogródek założyła w Nerczyńskim Za-
wodzie, pani Katarzyna Rabcewiczowa , żona Władys^**
Raboewicza wygnańca, dzisiaj należy on do skarbu. Ogro-
dnictwo tutejsze wiele skorzystało z bytności Polaków, ^
przez nasiona sprowadzone z Polski podnieśli je i rozszenp
zamiłowanie jego między Syberyakami. Pani Kazimira Biys-
201
łowa poBUida piękny ogródek jej r§ką uprawiany na folwarku
Beanprego pod Nerczyńskim Zawodem; w Enłtumie H. Go-
lejewdd i M. Gruszecki, posiadają także swoje ogrody.
Dnia 1. czerwca gorąco doszło do 20 st. Rom. wyżej zera;
w południe zerwał się gwałtowny wicher zachodni, który nam
deszcz napędził. Na górze za hutą szklanną znalazłem dzi-
siaj obwitą w około drzewa piękną alpejską roślinę: atragene
alpina. Kwiaty jej blado liliowe, duże, zwieszają się ku
ńemi z gibkiego pręta, ustrojonego w liście i niby wieniec
okalają pień starego modrzewia. W lesie na tej górze,
rośnie mnóstwo pięknego groszku (lathyrus) fioletowo nie-
bieskowego koloru, i wyczki (yicia silyatica). Znalazłem tu
r pięknymi liśćmi fiołek (yiola dissecta) kwitnący obok
białego kwiatka, poziomki i niezapominajki górnej (myo-
sotis lappnla). Krzaczki tawuły (spiraea hypericifolia )
gęsto ' rozsiały się w lesie i białem kwieciem , rozweselają
zieloną świątynię wiosny, a róźodrzew przepysznie ją
stroi.
W dolinie Czałbuczyńskiej snałazłem błękitny corydalis.
Dnia 3. czerwca padał deszcz, a z 3. na 4. czerwca był mocny
przymrozek, który ściął wody w kałużach. Dnia 4. czerwca
dzień pochmurny i zimny, zdaje się, że nagle cofnęliśmy się
do marca, bo i niebo tak samo jest ołowiane i powietrze
zimne jak w marcu. Dnia 5. czerwca wróciło ciepło. Dnia
6. czerwca zrobiłem małą wycieczkę wodą do kolegi M. Bo-
kija w Ujść Karze. Znalazłem tu wiele kwiatów. Zawilec
narcysowy (anemonae narcisifiora) na wysokim, delikatnym
pręcie z rumowisk skalnych wygląda i białe kwiaty wychyla
do słońca. Między kamieniami w mokrych miejscach rośnie
primula cortusoides, konwalia (conyalaria polygonatum) nie-
pachnąca, w kątach się chowa i ze zrębów skał zwiesza białe
kielichy swoich kwiatów. Mniej obficie rośnie conyalaria
mayalis, piękniejsza od tamtej, lecz i ta mniej ma zapachu
od europejskiej. Na pochyłościach gór. znajdowałem dużo
kosaćca i żółty kwiat wężymordu (scorzonera), popielca gór-
nego (cineraria alpina) i brodawnika mleczowego (leontodon
tanxacum). Na błoniu rośnie mnóstwo wyczki ; na wysokich
prętach, zdała jak puch wyglądający kwiat, właściwy tylko
202
Dauryi, thalicŁnim petalloideum i biały takie kwiat rogownicj
(cerastiam yulgatum).
Dnia 7. czerwca wiatr z deszczem, 8. pochmurno i ditodno,
w nocy był przymrozek i szron; tego roku wiosna jest sncki
i zimna, robiicy trac% nadzieję pomyślnych zbiorów, gdji
zboża uderzone suszą wiele ucierpiały. Do 12. czersrca po-
goda była przemienna, 12. zajaśniała pogoda i ciepło a 11
mieliśmy już upał i grzmot Dnia 14. zrobiłem wycieczka
w dolinę Lurdikańską. Od Ekaterińskiego rudnika drogi
kręta malowniczo pnie się na wysoką Łurdikańsk% góit-
Gała ta góra w kilku miejscach jest wydrążoną, znsjdiye n^
w niej bowiem kilka pieczar i kilka kopalń. Kopalni zwiediić
nie mogłem, gdyż poczęsd zawaliły się. Według sprawosdsuis
rządowego od rozpoczęcia robót w 1775. roku aż do ops>
szczenią tych kopalni w 1852. roku, wydobyto z nich śrebn
1,226 pudów, 28 funtów, zototników; a ołowiu 233,856 padów,
Z'6% funtów, ta ilość metalu znajdowała się w massie ludj
ważącej 9,132,842 pudów; kopalnia ta położona jest bardso
romantycznie, wszędzie skały, las, niebezpieczne drogi i
piękne rośliny składają się na obrazy. Góra Lurdikańska joi
wapienna, znajdują się w niej także pokłady wyborna
grafitu, a rudy ołowiane -srebrne połączone z żeleiniskim
wypełniają ją w rozmaitych kierunkach. Wierzchołek jeit
poszarpany, tumie ostre jak zęby grzebienia, sterczą b>
nim. Wiatr szumi przeciągle , orzeł i jastrząb unosi się st-
demną; nie słyszę krzyku niewolnika i« rozkazu dozorcy, lat
widzę podlącego się człowieka, nic mi więc nie przeszkadtf
do wrażenia wspaniałego widoku na wodę i góry, dźwignifte
, ku niebu potężną dłonią Boga. Na wierzchołku zerwałeś
kilka orlików (aąuilegia atropurpurea i aąuilegia Tulgtfif)?
piękny, różowy kwiatek rośliny rosnącej w Ameryce pkkff
sibirica, blado fioletową asterkę, żółty kwiatek pępsv7
(crepis), lepnicę (silene), piaskowiec skalny (arenaria «o^
tillis), różowo wiśniowy kwiat sierpika (serrathala rapos-
culus), a u spodu góry wielką Dość zawilca leśnego (sB^
monae sUrestris), irisów, pięcioperstów i jal^oni sybeijj-
skich. Dolina Łurdikańska jest wazka i głęboka i całkowió'
zarosła drzewami; pod ich zielonym stropem, w
203
deoia pogr^iony, płynie malutki stramyk. Dalej cokolwiek
w wierzchowiska doliny, znajduje się pieczara, największa
w Dauryi. Sam wynalazłem kilka pieczar, z których jedna
mogła mieć 6 8%źni długości, lecz odszukać owej wielkiej
pieczary nie mogłem.
Do 19. czerwca dnie cieple, na niebie bez chmury, słońce
sicye pa]%eemi promieniami i wysusza ziemię, przez trzy dni
następne deszczyk krótko padający, odwilżył na jeden cal
ziemię, a 22. czerwca wiatr j% znowuź wysuszył. Na Pa-
^fówce zbierałem dzisiaj kwiaty. Przy wejściu do kopalni
"W tej górze rośnie brzezina i modrzew i mnóstwo żółtych
kwiatków isopyrum talictroides , rosnącej pospolicie przy
płatach i drogach. Cokolwiek wyżej, na stoku kamienistym
ziialazłem phlox sibińca i fioletowy kwiatek miecznicy po*
śpolitej (polygala yulgaris). W lecie rozkwitły lilie (heme-
rocahs flava), orliki i przepyszny kwiat obuwika (cypripedium
macrantes) czerwony, biało nakrapiany, podobny do balonu
kołyszącego się w powietrzu. W kwiecie który zerwałem,
spoczywał na dnie; zewsząd zasłonięty, motyl, wspanialsze
zaiste mający mieszkanie od największych potentatów ziemi.
Ka wierzchołku znalazłem kwiaty biało różowe pachnącej
rośliny stellera chamae jasme i ładne kwiaty lilii krótko-
listnej; lilium pulchellum, tak pospolitej nad Argunią, tu
^ północnej stronie Dauryi nigdzie nie widziałem. Pod
górą w dolinie zerwałem kilka kwiatków pierwiosnka sybe-
ryjskiego (primula sibirica) i goryczki wodnej (gentiana
aquatica).
We dwa dni potem, zrobiłem powtórną wycieczkę na górę
Szklaoną, na której las podobny jest do ogrodu, a miłośni-
kowi przechadzek i samotności nastręcza ustroń powabną i
skłaniającą do dumania. Kwiaty barwami i wonią weselą
oko i powonienie, a rozmaitą pięknością swoją zwracają,
umysł do Wszechmocnego, który tak wspaniale przyozdobił
ziemię, najdrobniejszy kwiatek wykończył i utrzymuje z ró-
^mem staraniem i miłością jak i człowieka. Lubiłem zawsze
^afy, rwałem je w szczęśliwych chwilach pobytu na ziemi
polskiej, lecz chwilowo tylko zajmowały one podówczas moją
wyobraźnię. Dzisiaj inaczej je lubię, lubię je jako przyjaciół
204
wiernych i niezdradliwych, jako jednf s głosek, kiÓKBulli;
w naturze opisał 8W0J% mądrość. W tym wspaniałym a tpo-
kojnym świecie roślinnym, tttlę swoją tęsknotę za wolnoidi
i aspakajam boleści wygnania. Kie znając roślin jako botasit
znam je przecież jako przyjaciół, którzy mnie cies^fi i
pięknością swoją zajmowali. I dzisiaj kilka ładnych kwistóv
znalazłem. Inny gatunek obnwika, mniejszy, biały i cs9>
won o nakrapiany (cypripedium gnttatnm) obficie ta miń
i jakby szereg łódek pływa w leśnem morzn zidonoścL TV ;
tejsi mieszkańcy, robią z obnwika herbatę i piją ten mp^ '
w boleściach żołądkowych. Siódmaczek pospolity (Ineatofii
enropaea) chowa biały kwiatek między chwastami, a gi-uuiub
różowa (pirola rosaea) maluje obszerne przestrzenie hm
kłosami różowych kwiatów, tutaj nazywają ją bodijan. 2»
lazłem tu drobną konwalijkę (mayanthemum bifolinm), łólF
do różyczki podobny kwiat pełnika (trollius asiaticus) i kSi
odmian rośliny orobus. Bagno (ledum palnstre) podaijb
cały las, wszędzie go pełno, wszędzie się bielą jego M^
teczki. Mocny zapach bagna , pnemaga nad zapacbaiii i^
nych roślin w lesie.
Dnia 27. czerwca dnie były pochmurne, ale bez denat
i wiatrów. Dnia 27. pod skałami nad rzeką znalazłem n^
rykańską roślinę menispermum dauricum; oplats ona knó^
nie i drzewa jak bluszcz, liść ma delikatny i wielki, km
teczki blado-zielone. W jesieni girlandy menispermum, obdt
żonę są czamemi jagódkami. Macierzanka (thymnt serpyM
już to zwiesza się ze skały, już ją niby wonnym kobinte*
osłania. W jednej z ciasnych, pobocznych dolin, któit
przerywają rząd gór na zabrzeżu, znalazłem jeszcze cale A»
dolinki wysłane grubym lodem, a tuż zaraz przy lodop
kwitnęły obuwiki, geranije które są tu bardzo pospoliie t
bardzo rozmaite, fioletowe, białe, różowe, nakrapiane; ti^^
czy ca chełmik (scutellaria galericulata) , wieload bl{fcitK
(polemonium caernleum) przytulią północna ( galimn W
reale). j
Dnia 28. czerwca gorąco i grzmot. Przewiodszy m^m
prawy brzeg rzeki, poszedłem w dolinę Tapagi, która peM
jest kwiatów i grzybów. Przy złączeniu dę Tapagi z SqP
205
kińską doliną, pod skałami znajdcge są ssereg małych jesior,
okolonych trzęaawicą, łabuziem i drzewami Na kfpach jezior
rośnie niebieskiego kolom kosaciec łąkowy (iris sibihca),
na skiJach zaś w miejscach zacienionych 6axifiraga flagellaris
z białemi kwiateczkami; na każdym listku korony, znajdują
sig kropeczki żółte i czerwone, niby w figury jeometryczne
ustawione, i kniaźenika, która rośnie w nizinach i na górach.
Flora dauryjska nie ma stale oznaczonych granic, jak flory
iimych górzystych krajów. Taż sama sosna i brzoza, co
rośnie na cyplach wysokich gór, rośnie i w dolinach; kwiaty
widziane w nizinie, można zobaczyć i na wierzchołkach ; cedr
tylko nie zstępuje w doliny i trzyma się wielkich wjmiosłości,
również i jałowiec na miejscach nizkich nie rośnie. Za je-
ziorami na błoniu, gdzie teraz obóz dla wojska wzniesiono,
mnóstwo także kwiatów, szczególniej gwoździków.
Dnia 29. czerwca padał deszcz, 30 pogoda, 1. lipca znowuż
deszcz padał, 2 i 3 niebo zachmurzone, powietrze gorące i
parne. Dnia 4, lipca upał 25 str. R. wyżej zera; nad rzeką
gromady bąków i owadów poruszają się i tną bydło i konie,
które kozacy na Amur spławiają, na zasilenie tam zapro-
wadzonego moskiewskiego gospodarstwa. Zrobiłem dzisiaj
wycieczkę na górę Godoj, odległą o pół mili od Szyłkió-
skiego Zawodu. Po drodze, na górach natrafiałem na pur-
parowo-roiową wierzbówkę (epilobinm augustifolium). Wy-
sokie kłosy wierzbówki pięknie ubierają lasy, a na jesień
strząsają na ziemię biały puch. Przedarłszy się przez krze-
winy i gromady kwiatów, wchodzi się na szczyt Godoju, u
stóp którego płynie Szyłka. Od północy Godoj zasłonięty
J6st borem, od południa zaś ma wolne wejrzenie na wodę
i góry. Południowa jego pochyłość jest stroma i nagle
spada ku rzece, pochyłość ta jest bezleśna, ale za to osy-
pana liliami, astrami, mlecznicą, wrotyczem (tanaoetum vul-
gare), dziką różą, krzaczkami gwiazdnicy z białym kwiatem
(stellaria, tu zwane perekatipole) i macierzanką. Widok ze
Kczytn jest wspaniały i rozległy. Ja jednak zwróciłem się
w stronę mniej piękną, ale z której zdawało się mi, powietrze
s nad Wisły przypfynie i usychające serce ożywi O Boże
mój! jakieś ci dzięki złożyć powinienem za to, że dotąd
206
vr tej zawierusze życia, nie straciłem zupnie czułości lerOf
że została w nim iskra, która się zawsze w obec wsptnialego
widoku chwały twojej w naturze roznieca w ogień ib3oig i
w płomień tęsknoty i modlitwy za Polskę ! Każda gón i
każdy piękny widok w tej ziemi wyginania, budzi we tak
też same uczucia. Wszędzie w podniesionem sercu ctejit
wielkość Boga, myśl moja zwraca się ku mej nieszcsęśliiei
ojczyźnie, która mi jest ciągle przytomną ze swojemi nuuń
jarzmem i przyszłą wielkością, którą widzę jakby na jt*K-
Dzięki ci Boże, za zacłiowanie mnie w miłości, która nie ^
puszcza rozpaczy w klęsce, a przy wzystkich dolegtiwoidi^
robi mnie szczęśliwym nawet na wygnaniu!
Schodziłem z góry po pochyłości, wiodącej do OodojAig j
doliny. Gromady bąków i much prześladowały mnie, * |
wszystkich stron napadają rojami jak pszczoły i doftfi**
kąsają, psa mojego Wesołego okrwawiły, trze się biediy
z bólu i pyskiem ogania. Goniony przez owady, zatnysr
wałem się tylko dla zerwania jakiego kwiatka. Na niżsr^
kondygnacyach góry, rośnie dużo saxifragi, widziałem tc^
piękny różowy kwiat cynanchum roseum i kwiaty rośłiajt
którą nazywają tu z Mongolska mangyr (gatunek allinm).
U stóp góry rośliny są jeszcze bujniejsze. Tu pnie ■{
po krzakach, duży kielichowaty powój (convolvulis subło^
bilis) i kwiat swój opiera na obcej gałązce, tuląc się do 114
niby niewiasta do męża. Lilium spectabile z trawy po P*
dochodzącej wychyla swe purpurowe kwiaty obok powigaib
(clematis angustifolia), obsypanego białem, pachnącem Hi^
ciem. Tutaj powojnik nazywany jest kopyłownik i ^
z niego herbatę. Phlomis tuberosa dochodzi tu do I Yt łow*
wysokości, różowe paszczękowate kwiaty w kółka, w pe*>1
odłegłości od siebie osadzone, dają mu postać strojsefi
arabskiego minaretu.
Wysokie są tu także rozchodniki (sedum) i w Kcny*
odmianach. Są rozchodniki żółte, biało-zielone, półowt*^
różowo brunatne, rosną pospolicie na błoniach; odnitff
pępawy są także liczne, koloru żółtego, niebieskiego i I***
natnego. Znalazłem tu jeszcze kilka odmian ptęciopeRtit
koniczynę syberyjską (pentafillum lupinaster), lepnice (siff^
207
inilaŁa), dziurawiec górny (hypericum montanum). Przy
ścieżce nad rzeką pod skałą, oplecioną w menispermę, zwaną
tutaj dzikim chmielem, występują skały łupkowe, połysku-
jące metalowym blaskiem. W niektórych skałach warstwy
łupku lezą horyzontalnie do rzeki, inne przekręcone na ukos,
lub też na sztorc leżące, złożone z cieniutkich warstewek,
wydają się być kartami w książce, na których wieki historyę
natury pisały. Inne łupki stanowią massy jednolite, trudno
łainiące się w tablice, połysku czamo-śrebrzystego jak stal.
Przez skały łupkowe przebiły się w kilku miejscach sine
wapienie z skrystalonemi żyłami kwarcu i z żyłami żółto
białego feldspatu. We szwie dwóch gór znajduje się skała
żółto -zielono -różowego porfiru. Wszystkie te skały pokryte
są drzewami i kwiatami. Na zrębach ich rosną lilie i ostróżki
(delphinium grandiflorum) lazurowego koloru z jedwabnym
połyskiem liści. Pod tak ubranymi brzegami płynie rzeka i
i okręca się w około zielonych wysep. Nad samą wodą roz-
kwitły białe piwonie (paeonia albiflora) które nad Szyłką
szczególniej są pospolite.
XVII.
Lekarstwa gminae. — Lekarze Polacj. — Bkakursye boUnicsae. — P«d***
Ohióskie w Gorbicy i rocnersanle się Moskali nad AniireB. — Iki^
dyoye Mnrawlewa. -~ Pomonka nowa gubernia. — Dadi ssboni łu-
skali- — sutki parowe na Sayice. — Admirał PutiaUn. — Wjjaid «;-
gaa&eów. — Sucha mgła. — Powrót x ciwartej amnrskiej ek«pedyc;t- -
Zgubne wpływy wynaradawiające 1 Hielinlewicf.
Dnia 5. lipca (1857. roku) między bydłem objawiła ot
straszna zaraza syberyjska (karbunkuł), która co rok dśt*
siatkuje inwentarze i wielkie szkody wywołuje w goifo-
darstwie. Susza; kobiety w ogrodach dwa razy na dna
zmuszone 8% polewać ogórki, tytuń i kapustę. Pomi^^
ludźmi panują epidemicznie dyarye i febry. Nie masidos%
któryby nie był przez chorobę nawiedzony, śmiertelność jedsik
nie zwiększyła się, chociaż lecz% się środkami zabobonna^
i szarlatańskiemi. I lak nad Gazimurem kozacy leczą febif
wywarem z igieł sosnowych; na ten cel 8cinaj% z dziewifcn
sosen młode wierzchołki i gotuje je w garnku.
Liczba ma tu jakieś talizmanowe znaczenie. W innjrt
wsiach chorego na febrę, parz% i myją w trzech tainiackr
należących do różnych właścicieli; tu znowui liczba titVr
która u wszystkich ludów jest w poszanowaniu, ma jakiś
tajemnicze znaczenie. Na febrę piszą zaklęcia na kartkach
które, skoro rzucą do wody, choroba natychmiast ost^
W jednej z sąsiednich wiosek, lekarz gminny, febrę kcf}!
w następujący sposób. Wyrzynał ky sosnowy wysokości cfco-
rego człowieka, obierał go z kory, a rdzeń pozostały pn?-
wiązywał do krzyża chorego; po pewnym przeciągu
209
odnocał kij , wrzucał go w wodę szepcząc czarnoksięzkie
słowa, a febra jak mówią wierni ustawała. Gdzie indziej
znowoż taką ma gmin receptę na febrę. Trzeba wziąść
trzy karteczki, na nieb napisać łacińakiemi głoskami
imiona: Sedrach, Misacb i Awdenago, to jest imiona mło-
dzieńców, którycb Nabuchodonozor kazi^ wrzucić do roz-
palonego pieca. Karteczki te potem potrzeba spalić, a po-
piół ich zmieszać z razowym chlebem i zrobić z tego pigułki
które chory w paroksyzmie zażywać powinien, żegnając się
przytem. Zaczyna się od pigułki, w której są prochy Se-
dracha, potem się zjada pigułkę Misacha, h w ostatku Awde-
nago. Dyeta przytem jest potrzebną. Zamawiania krwi,
zażegnywania są w powszechnem użyciu, lekarstwo przeciw
boleści zębów, jest bardzo skuteczne jak wierzy lud, jeżeli
sif codziennie przy wstawaniu wprzódy lewą nogę w onuczki
i w buty obuwa. Wiara w podobne środki nie tylko między
gminem, ale i w innych warstwach społecznych jest silną;
osłabła jednak tam gdzie się znajdują rzeczywiści, cywilizowani
lekarze. Tam chętnie na febrę używają chiny, chętnie udają
się po radę do lekarzy i mania zabobonnych lekarstw już
znikać poczęła. Doktorów medycyny jest tu nie wielu. Przy
lazaretach górniczych, kozackich i wojskowych, połowa le-
karzy składa się z Polaków, druga połowa z Moskali. Naj-
większą reputacyę jako lekarz, ma tutaj Antoni Beaupre,
uczeń Jędrzeja Śniadeckiego. Ponieważ Beaupre zesłany jest
na wygnanie za sprawę Konarskiego, więc mu wzbronionem
było leczenie i podpisywanie się na receptach. Rozkaz jednak
cara, który pozbawia człowieka nauki a ludzkość pożytku
z niej, nie skutkował, ludność tutejsza gamie się do Beau-
prego z prośbą o rady; zwożą do niego chorych z dalekich
8tron, o tysiąc i więcej wiorst, apteki wydają lekarstwa za
jego receptami bez podpisu. Maciej Łowicki uczeń aka-
demii wileńskiej, jest lekarzem wojskowym, zesłanym z Odessy
do Syberyi za sprawę Konarskiego. Jest to cdowiek bardzo
poważny, literat. Napisał dziełko nie wydane p. t. Listy
z Wschodniej Syberyi. Słynął też tu jako lekarz i człowiek
Wróblewski, który w Syberyi musiał się odsługiwać za
naukę kosztem skarbu odbytą, umarł w Czycie 1852. roku.
{'iLLiR, OpiMułe. II. 14
210
Prócz wyżej wymienionych są za Bajkałem następujący lehne
Polacy w służbie rządowej: Wyszkowski, Weryha, Zda-
nowicz, Podgórski, Henryk Krzywicki, Rogo-
ziński, Steckiewicz, i mieszkający w Kiacbcie powBfr
chnie szanowany Piotr Marcinkiewicz; lekarze weteiy-
naryjni: Andrzej Pietraszkiewicz i niedawno tn zmHf
Simson. ,
Dnia 6. i 7. lipca padał deszcz, dnia 8. lipca w dcltiśt
Szałdemarskiej był mocny przymrozek. Dnia 9. lipca pogoii
dnia 10. deszcz, a w górach burza elektryczna. Dnia 11 i
12: pogoda. Zrobiłem wycieczkę botaniczną na wyspę mif^
Szyłkińskim Zawodem a Starą Łenczakową położoną. Wj«pt
ta piasczysta, okryta jest krzewami, łąkami i polami ipn*
wnemi, ma trzy wiorsty długości, a około dwóch szcrokoiet
Zboża już wykłosiły się, lecz nie zapowiadają dobrych zbJe-
rów. Kwiatów jak w ogrodzie. Szczególniej dużo rośnie »
Weroniki, kłosy jej jak zboże chwieją się pod wiatrem; ^
każdym kłosie siedzi po kilka motylów, które podobne^
kwiatów, ulatują za zbliżeniem się do nich człowieka. (^
wonawe kity szczawiu (rumex acetosella) i brunatny U»
krwiściągu również jest tu obfity. Znalazłem tu z haJtośt-
lonawym kwiatem astrogallus uliginosus, błękitny dzwonek
(adenophora polymorpha), a na piaskach lichą roślinkę **"
baldia rosca.
Od 14. do 20. lipca upał od dwudziestu dochodnl i»
30 stopni R. wyżej zera; dnia 15. wiatr gorący i knrr, ktif
jak mgła całą okolicę pokrył; tego dnia na Grodoja znaU*"
następne kwiaty: sophora alopecuroides , małe krzaczki 19
rośliny zastąpić mogą w ogrodach akacyę; oman kosBi(r
(inula oculus), kąkolu (agrostema githago) mniej to rtw*
niż u nas, w zbożach go nie widywałem, na błoniach i I**
rach murawą okrytych jest pospolity. Dziewczęta siejłf^
w ogródkach, a w święta włosy nim stroją. Nieśmicrteh*;
(gnaphalium leontopodioides), dzwonki w rozlicznych odm**!
nach, sparcetta z kwiatami różowo fioletowymi (hedysw^j
Buffruticosum), traganek (astragallus hypoglottis) zebrite«|
ztąd do zielnika. Dnia 16. lipca grzmot i deszcz kiótki||
trwały. Na błoniach doliny Bogaczy zarosłej dziką wił »
211
łoziną (0alix pentandra) znaladem rzepik pospolity (agrimonia
eupatoria), biało-rożowe kwiaty achillei millefolium , żółte
kwiateczki osadzone w kłosy rośliny melillotus ofificinalis;
kosaciec różowo fioletowy (iri8dichotoma),wielosił(polemoniam
caerolemn) rogawnice (cerastiom), patrinia sibirica, biał%
demierzycę (veratram album), dryakiew (scabiosa colnmbaria ),
sierpiki (serratula). Znalazłem prócz te^o kwiaty sang^ai-
snga alpina, fioletowe kwiaty dzwonka skupionego (campannla
glomerata), kozłek leśny (valeriana sil^estris), piękny żółty
kwiat hypericmn ascyron, różowy kwiat dyctamnus fraxinella,
żółty bażanowiec (lysymachia ynigaris) i błękitny jeżowiec
(echinops ritro).
Dzień 20. lipca pochmurny, 21. ulewny deszcz z grzmo-
tami i piorunami, rzeka wezbrała, w ogrodach zakwitły ogórki
i ziemniaki. Dnia 22. lipca deszcz, lecz następne dnie aż
do 1 . sierpnia były pogodne i ciepłe, wieczory 8% już chłodne
jak w jesieni, a nocy zimne. Tegoroczne lato było mniej
gor%ce niż zeszłoroczne, mniej także padało deszczów, a
więcej było dni pochmurnych ; urodzaje chybiły. Dnia 24. lipca
znalazłem na Pawłówce kwiaty, które w Wielkopolsce zowi%
babie zęby (lynaria anterimum), wysoko rosnącą z kwiatami
różowo fioletowemi sosiurea alata.
Dnia 26. w dolinie Orkii znalazłem krzaki potentilla fru-
ticosa, gęsto okryte żółtym kwiatem i wysokie na 2 y, łokcia ;
gnidosz (pedicularis verticillata), storczyk czerwonawo fiole-
towy (gymnadenia connopsea), dzwonek Walenberga, (Vah-
lenbergia grandiflora) sparcetę (hedysarum suffruticorum )
orobus latyroides, malutki, biało czerwony kwiateczek linnea
borealis. Dolina Orkijska jest jedną z pobocznie Czałbu-
czyńskiej doliny, długa na kilka wiorst, lesista i mokra,
wiatry chłodne mają do niej wolne wejście od północnego
wschodu; j^ynie w niej potok Orkija.
Dnia 2. sierpnia przymrozek, tatarka wymarzła, ogórki i
kartofle wiele ucierpiały ; w tej porze przymrozki bywają bardzo
nadko. Od 2. do 17. sierpnia wszystkie dnie były pogodne
i ciepłe, lecz noce chłodne. Flora przybiera już barwy jesienne.
W Szałdemarskiej dolinie 8. sierpnia znalazłem : goryczkę phi-
cową (gentiana pneumonanto) białe drobne w kłos osadzone
14*
212
kwiaty rośliny cimicifuga 8implex, w miejscach cienistych
wyrosłe na kilka łokci w górę; ligularia sibirica wyrasta także
wysoko, ma kwiaty żółte w wielkich gronach na tęgich prę-
tach osadzone; cineriara auronciaca koloru żółto brunatnego
i białą achillea pratensis. W miejscach mokrych rośnie biały
sedum aizoon, biały kwiat dziewięciornika (pamasaia palio-
stris) i żółto zielony kwiat svertia comiculata rosnący tylko
w Dauryi. Znalazłem tu jeszcze biały złocień (chrysantemum
leucantbemum ) , frędzlowaty czerwony gwoździk, (dianthus
superbus) przymiotnik ostry (erigeron acre), tojad mordo-
wnik (aconitum napellus) i żółty wieprzyniec (hypochaeris
grandiflora).
Od 17. do 23. sierpnia noce zimne, dni ciepłe, liście
żółkną na drzewach. Dnia 23. sierpnia deszcz, wieczorem i
w nocy padał śnieg, który pokrył ziemię na kilka cali grubą
w^arstwą. Śnieg w dolinach leżał dzień cały, w górach prze-
leżał dwa dni. Tego roku nie było grzybów, jagód bardzo
mało, ogórki mają owoce małe i gorzkie, kapusta wcale nie
zwinęła się w głowy. Dzień 24. sierpnia zimny i pochmnniy,
25. pogoda, a 26. upał. Od 27. do 30. sierpnia dnie ciepłe.
Rozłóg miękolistny (cotyledon melacophyllum ) i cotyledon
spinosa rozkwitły. Dnia 30. sierpnia wiatr północny i deszci.
Dnia 31. sierpnia przy odgłosie armat, przypłynął z ujścia
Amuru do Szyłki statek parowy Lena i przywiózł wiadomości,
że pomimo woli Chińczyków, na lewym brzegu Amuru osie-
dliła się ludność moskiewska. Od Striełki aż do gór Hingan
pobudowano co 60 lub 80 wiorst osady kozackie, i wydano
rozkaz kozakom pieszym w Dauryi przesiedlenia na przyssiy
rok 10,000 szeregowców nad Amur. Tak więc zabór Amura
stal się faktem dokonanym, a dokonanym bez woli rząda
Chińskiego i bez wojny. Chińczycy w 1855. roku, gdy pły-
nęła druga ekspedycya na ujście Amuru, zatrzymali prsy
Ajgunie Murawiewa dla zrobienia mu przedstawień co do
jego najścia posiadłości Chińskich i zabezpieczenia się
w osobnej umowie od najazdu wojsk przyjaznego mocarstwa
na przyszłość. Murawiew powiedział im, żeby wysłali po-
selstwo swoje do Syberyi, gdzie do Gorbicy przyjedzie z P^
tersburga wyższego niż on czynu jenerał i umowę z nimi
213
za^^rrse. Sam tymczasem odpłynął, a Chińczycy wysiali po-
selst-wo do Gorbicy. Poselstwo zatrzymało się w domu ko-
zaka Skobelcyna i miesiąc czasu napróżno czekało na owego
jenerała z Petersburga. Przyjmowano ich grzecznie, upomin-
kami obdarzano , lecz nie myślano z nimi konferować aż ido
czasu nagromadzenia większych sił moskiewskich nad Amu-
rem. XJ Skobelcyna był guwernerem Polak wygnaniec. Poseł
Chiński często wchodził do jego mieszkania, oglądał jego
wielkie wąsy i widocznie rad z nim przestawał. Głaskc^ go
po twarzy, brał za wąsy, oglądał jego rzeczy, i pewnego
razu ukradł mu mydło i ręcznik. "Wiadomo, że Chińczycy
Nc«pólme z Moskalami mają wielką skłonność do złodziejstwa,
nie zdziwił się więc Polak, że poseł cesarza Chińskiego ukradł
mu ręcznik. Kradzież ta nie przerwała przyjaznych stosun-
ków, ale gdy poseł użył jeszcze przyj azniejszego karesu, to
jest uderzył go w kark, wygnaniec odwrócił się i wyciął
posłowi policzek. Widać że w Chinach bicie po policzkach
nie jest obrazą, bo Chińczyk nie skarżył się na wygnańca,
ale owszem nachodził jak i dawniej jego mieszkanie i trwał
w« dobrych stosunkach. Nienawiść jednak Moskali do Pola-
ków, z policzka, który poseł otrzymał, wywnioskowsJa, że Po-
lacy chcą wojnę między Chinami a Rossyą wywołać i dla
tego osobę posła wszędzie szanowaną znieważyli. Major Bruner,
człowiek zły i karciarz, zrobił w tym duchu denuncyacyę, i
rozpoczęła się sprawa, która skończyłaby się być może bardzo
smutnie dla naszego kolegi, gdyby nie rozsądek naczelnika
górnictwa Rozgildiejewa i jenerała Mura wiewa Amurskiego,
którzy widząc, że poseł nie skarży się na zniewagę mu uczy-
nioną, a znając obyczaje chińskie, 'chińskie karesa i kom-
) plementa, sprawę tą umorzyli. Tymczasem, poselstwo w pole
wyprowadzone przez Mura wiewa, wynudziwszy się w Gorbicy,
i Tiiczem powróciło do Ajgunu, a w następnym roku (J856)
patrzyć musiało na nową ekspedycyę wojsk moskiewskich,
i «*a ich powrót, a wreszcie sadowienie się Moskali na dobre
I w ich ziemi. Nakazane wysłanie 10,000 szeregowców kozaków
1 nad Amur, przy siłach regularnego wojska tam już konsy-
I "tającego, utwierdzi posiadanie Amuru w rękach carskich i
\ anusi Chińczyków do potwierdzenia faktu spełnionego. Kozacy
114
mąj% byó wysiedleni z żonami i z dziećmi, Daarya poriwii
się więc przeszło 20,000 ludnoścL OpuBtoBzej% pnei to n»
które okolice i zmniejszy się^ zamożność krajo. Wprawdai
tak%ż samą ilość żołnierzy z Moskwy maj% pnypfdiłe ^
Dauryi, maj% zamienić ich na kozaków, rozkażą im poEoić
się i lukę powstałą takim sposobem zap^nią. Kozacy, po-
mimo że im malują krainę Amuru jako mlekiem i miodn
płynącą, niechętnie rzucają siedziby w których się porodii.
Niezadowolenie i szemranie pomiędzy nimi jest wielkie, ik
nie wyjdzie ono po za granice bierności i nie zamieni aę m
czyn. Opozycya moskiewska charakteryzuje się wynimm
nnakiwał mu palcem w bucie» i kończy się zawstt n^-
zadowolenie jej zupełnem oddaniem się w posłach dujm
rozkazom.
Tego roku (1857) prócz 14 bataljonu syberyjskiego, któfy
umieszczony został na ujściu Zei do Amuru, gdzie w pn^
ciągu trzech miesięcy wybudowano koszary, lazaret i 50 do-
mów, a przytem usypano szańce i na wały zatoczono óah,
przesiedlono nad Amur trzy setki konnych kozaków z iontai
i dziećmi, w ogóle 1,000 osób ludności kozaczej. Tegomki
także odbudowano stary Ałbazin, miasto wiele razy wipcw-
nane w historyi wojny z Chinami w XVII wieku. Chińciyty
zajęci ttomieniem powstania od tylu lat szerzącego się i
wojną z zachodniemi mocarstwami, bezczynnie prąypatngi
się na wdzieranie się w ich ziemie sąsiada pótnocnegO)
w obec którego wszystkie zobowiązania traktatowe pUn^
przestrzegali. Gdy Ambanibejs (gubernator) Ajgunu off^
w tym roku jenerała Murawiewa, na jakiej zasadzie Motbk
wkraczają w ich ziemie i dla jakich powodów gwałcą traktarp.
tenże jenerał odpowiedziiU, że Moskwa traktatów nie depe0»
że szanuje swoje zobowiązania względem Chin, lecz zajmsji
kraj za lewym brzegiem Amuru rozciągający się i pi*r
łączają go do Moskwy jako dawno moskiewski i słusznie di
przynależący. Tak więc rząd Chiński mógł się pnsekonaćt
że tu nie idzie o proste przeprowadzenie wojsk moskiewskich
nad brzegi Oceanu, jak to w pierwszych trzech swoich ekip^
dycyach Moskale utrzymjrwali, ale o zupełny, nieprawif
aabór ich ziem. Po takiem oświadczeniu , Murawiew ludm
215
koczi^jącym na lewym brzegu powiedzieć kazał, że jeżeli do
nowego roku (1858) nie przejd% na brzeg prawy, uważani
będ% za poddanych moskiewskich. Zapewno rozkaz ten
spełnionym nie będzie, któżby bowiem zaniósł to oświadczenie
do puszczy; tak więc ludy te, nic o tem nie wiedząc,
zostaną niewolnikami Moskwy. Rząd Chiński ze swojej
strony wzbronił Mandżurom wszelkich stosunków z Moska-
lami.
Każda ekspedycya amurska, której zamiary przed światem
tak zręcznie ukryte zostały, mocniej Moskali utwierdzała
w nowych krajach. W pierwszej ekspedycyi Murawiew zajął
dolny Amur i jego liman; założył tam bowiem Nikołajewsk,
Piotrowsk i* Mariński posterunek odległy o 500 wiorst od
ujścia, poznał kraj i brzegi morskie ku Korei, gdzie oznaczył
miejsca dla przyszłych miast portowych. W roku 1855 po-
słano nad dolny Amur kozaków i 15 liniowy batalion, który
umieszczono w Marińsku i tuż przy nim założonej osadzie
Kizia, jak również w zatoce Decastro, przez góry tylko o
30 wiorst odległej od Kizi. Nad Decastro usypano szańce,
wybudowano koszary i strzelano ztamtąd do okrętów an-
gielskich blokujących brzegi Syberyi; nad limanem Amuru
wzniesiono także fortyfikacye ziemne. Blokada angielska,
żadnej szkody Moskalom w Syberyi nie uczyniła, a poi^użyła
w obec Chin za pretekst zaboru, który ich bardzo wynagrodził
za utratę południowego kąta Bessarabii. Anglicy nie po-
trafili nawet zniszczyć kilku moskiewskich statków w Kam-
czatce. Po bitwie w Piotropawłowsku , flota Kamczacka
Moskali pod wodzą kontradmirała Zawojki, schroniła się
w bezpieczne miejsca przy ujściu Amuru; później znowuż
admirał moskiewski Putiatin . z dwoma małemi statkami,
ścigany na otwartem morzu przez Anglików, zręcznie im
wywinął się i znalazł pewny przytułek w Nikołajewsku. Mo-
skale tryumfowali z Anglików i żartowali sobie z ich by-
strości wojennej i znajomości jeograficznej. W roku 1856
w trzeciej ekspedycyi, wysłano dwa bataliony nad dolny
Amur, a przed Chińczykami wykręcili się Moskale oświadcze-
niem, że wojska te udają się przez ich ziemie dla tego
tylko, ażeby ułatwić Moskalom nad Oceanem będącym po-
216
*wrót do Syberyi, a przybywszy na miejsce, z ziem nad dohiTB
Amurem położonych, utworzyli nową Moskiewską gaWnit
pod nazwą wPrimorskąja Obłasfi) (Obwód Pomorski). Ih-
rawiew do tej gubemii wcielił obwód Kamczacki i ob«ś4
Ochocki, ziemie na prawym brzega Amura położone ii*
cząwszy od ujścia Ussury i cały pomorski kraj od Korei ^
ujścia limanu Amuru. Obszerna to więc grabemia, a pm*
znaczona głównie do nowych nad morzem zaborów i do ii-
żenią za posadę nowo tworzącej się flocie moskiewskiej, di
tego i gubernator jej Wzięty został z pomiędzy maryntizj:
jest nim obecnie . kontradmirał Kozakiewicz ; stolica obwods
jest Nikołajewsk. Kozakiewicz obstalował w Ameryce kil-
kanaście statków handlowych i kilka wojennych, dla mtjąo^
się organizować floty oceanu Wschodniego; marynany «
zniszczonej floty czarnomorskiej przenieśli nad tenże ocen
i takim sposobem rzucili pierwsze podwaliny do potęgi nowij
na tym odległym Wschodzie. Gilaków i inne ludy w Po-
morskim Obwodzie, od wieków mieszkające, ujęli uUe
w 1856. roku w kluby poddaństwa. Podzielili ich na bordy,
ponaznaczali im rządców, obdarzyli tych ostatnich kaftaosK
wygalonowanymi , strachem i podarkami zyskali sobie i(i
posłuszeństwo i rozpoczęli moskalenie Gilaków od wyuczeoii
ich przeklęstw i wyzwisk w języku moskiewskim, cief»
uczą zawsze najpierwej wszystkie podbite narody i od ly-
mierzania im chłosty rózgami za rozmaite przekroczenii po-
licyjne. Gilacy spokojnie przyjęli te odmiany i bez szemraui
słuchają nowej władzy.
W czwartej ekspedycyi (1857. roku) przystąpiH Mcsbk.
jak to widzieliśmy, do opanowania i usadowienia się n*^
średnim i górnym Amurem • i już bez ogródki powicdneh
Chińczykom, że Amurski kraj jest odwieczną ich dziediifll
gniazdem ich przodków , i że jako ziemię moskiewską, bi(»1
ją teraz na nowo w posiadanie. Dziwna rzecz, ale wtitt
głębokiej uwagi, że Moskale każdy kraj jaki zabierają, ^
zabrali, nazywają swoją odwieczną dziedziną i wysuwają i^
prawne tytuły da posiadania tych krain. Jeżeli jeff«<
weźmiemy na uwagę głęboką wiarę ludu moskiewskiego
w cara, którego uważają za pierwszego monarchę świat**
217
rządzącego wszystkiini cesarzami, królami i książętami na
ziemi, a wszelki ich opór Inb wojnę z carem nazywają bnntem
przeciw carowi, to w tych objawach dopatrzymy się nie-
przepartego ducha żabom k la Ozingiskan, dążącego do
opanowania świata, nad którym panowanie od Boga mu
naznaczonem zostało. Ten to duch zaboru i grabieży sprawia,
że co rok powiększają Moskale przestrzeń swojej imperii, a
z ii^szywej wiary w boską wolę przemawiającą przez carów,
wysnuwają owe kłamliwe dowody, mające grabież pozorem
prawności zasłonić. Moskale tak już wzrośli z tern kłam-
stwem, że na serjo myślą, iż nie są zaborczym narodem,
że tylko przyłączają do swego państwa kraje do nich słu-
sznie należące, będące odwieczną ich dziedziną. Ile z ta-
kiego ich usposobienia nieszczęść wylało się na ludzkość? Ile
lez i krwi stało się ono powodem ? I jakie ciężkie ujarzmienie
i straszna niewola padła z tego usposobienia na narody,
wiadomo każdemu; lecz ile jeszcze plag padnie z tego sa-
mego źródła na ludzkość? przeczuć tylko można, widząc i
to, co się robi w najodleglejszym, prawie nieznanym Eu-
ropie kącie moskiewskiego cesarstwa.
IjCCz wracamy już do statku Lena, który szumiąc kołami,
wesoło przepływa obok moich okien. Statek ten zbudowany
jest w Nowym Yorku i jak wszystkie roboty Amerykanów
odznacza się mocą, ale nie elegancyą. Długości ma 17 sążni,
szerokości 2%* sążnia, pogrąża się w wodzie na 8% stopy;
maszyna parowa o sile 25 koni, umieszczona jest na po-
kładzie. Statek ten kupiony został przez Kozakiewicza, wraz
z drugim statkiem parowym Amur o sile 60 koni, przezna-
czonym także de rzecznej żeglugi, za 40,000 dolarów. Lena
2 ujścia Amuru przywiozła 300 pudów amerykańskiego cukru,
ładunek manilskich cygar, kilka tysięcy sztuk sobolich futer
i jenerała Murawiewa Amurskiego, zręcznego rozszerzy-
ciela potęgi moskiewskiej kosztem niedołężnych Chin. Przy-
bycie Leny do Szyłkińskiego Zawodu byłp powitane z ra-
dością przez mieszkańców, rokujących sębie w przyszłości
ogromne zyski z handlu z Ameryką. Że^^ten handel stanie
się rzeczywistym, widzieli z szczęśliwego przybycia do nich
Leny.
218
Prócz Leny i Amura, Moskale kupili (1857. roka) od
Amerykanów trzeci statek, nazwany Ameryka. Ka nim po-
płyń^ z ujścia Amuru na Żółte Morze, admirał Potiato,
ażeby być obecnym działaniom Anglików na tern moxxa i
wystąpić jako pośrednik przy zawieraniu traktatu Chin z Aa-
glikaroi i Francuzami. Za pośredniczenie, Moskale spodat-
wają się pozyskać od rządu cesarza chińskiego, potwierdsene
zaboru uskutecznionego przez Murawiewa. Putiatin usiłont
z Kiachty lądem dostać się do Pekinu i tam wystąpić s pn*
pozycyą pośredniczenia. Przywiózł od cara kosztowne i bo-
gate podarunki dla cesarza chińskiego, pomiędzy którai
widziałem wiele rzeczy zabranych dawniej z pałaców i dwoiśf
polskich. W liczbie innych, był tam puhar srebrny i oriea
polskim i z cyfrą Stanisława Augusta. Naszemi bogactwH
utyli carowie i ze skarbów nam zrabowanych czynią świ^n
podarunki aż w Pekinie. Chińczycy mocno niedowiemj|(^
pomimo podarunków, nie przyjęli pośrednictwa Putittiift-
Z Kiachty pojechał więc do Nikołajewska, zkąd widzieliśwr
go płynącego na Żółte Morze, lecz i tam Putiatin sici(śht>
szym nie był ; wrócił nic nie zrobiwszy do Petersburga. *
Murawiew dalej sam i jak to zobaczymy lepiej interesaa<^
skiewskie poprowadził.
Żegluga parowa na Szyłce i Amurze powoli się utnai^
pierwszy parowy statek, który się pokazał na tych woM
nazywał się Arguń. Budowali go Moskale V SiylkińAi*
Zawodzie pod kierunkiem morskiego inżyniera Ie^hW*
lejtnanta Szarubina w 1853. roku. Machina zrobiona ^
także w Syberyi w Piotrowskim Zawodzie. NiedoUadooir
machiny sprawiła, iż statek nie chciał się mszyć z miejsca, ^
piero po licznych naprawach popłynął w 1855. roku i»i^
Amuru , a następnego roku ztamtąd puścił aię w górę neb*
lecz pod Ajgunem siadł na mieliźnie, tam przezimowała**
wiosnę 1856. roku powrócił do ł^ikołąjewska.
W roku 1854 pod przewodnictwem inżyniera kapiw*
lejnanta Buraczka, wybudowano w Szyłkińskim Zawodtf
drugi parowiec, nazywający się Szyłka. Kosztowa) j*^ ^
pierwszy statek z powodu kradzieży budujących, dwa nif
tyle co statek kupiony w Ameryce, a w dodatku niedoti«-
219
doość machiny i nieumiejętność inśynierów, z których jedem
był Niemiec, prosty kowal z Wirtembergii, odegrywaj%cy tm
rolę ncKonego inżyniera, sprawiła, iż parowiec nie chciał
iść pod wodę. W roku 1856 wypłynął z Bzyłki, lecz w Ku-
tmnandzie, odległej o 250 wiorst od Ujść Stri^ki, machina
popsuła się, a statek siadł na mieliźnie.
Mechanicy i inżynierowie moskiewscy nie umieli statku
naprawić i parowiec przez dwie zimy stał w Kutumandzie, i
był powodem, że tam założono moskiewską osadę, a pro-
wiantem jaki miał w sobie, podratował głodne i zmarzłe
wojska i>owracające po lodzie, o czem było wyżej. W roku
1857 przywieziono nowe kotły i dopiero wówczas statek po-
płynął na ujście Amuru.
W roku 1855 na małym parowcu Nadjeżda, o sile 15 koni
]^ąl w górę rzeki Putiatin. Udawał się on wówczas do
Petersburga po instrukcye względem polityki moskiewskiej
w Chinach w stosunku jej do interesów mocarstw zachodniej
Europy w temże państwie. Po powrocie z Petersburga wy-
stąpił w roli pośrednika. Nadjeżda stanęła na mieliźnie przy
Ałbazinie i Putiatin przykuwszy ją do skały, lądem przybył
doSzyłki; dopiero w 1856. roku ataman M. Korsaków puścił
flię na Na4jeżdzie w górę rzeki i dotarł aż do Biankiny.
Lena więc jest już czwartym na wodach tutejszych parowcem,
2a lat kilkanaście należy się spodziewać, że żegluga parowa
będzie więcej ożywiona i wówczas przyniesie wielkie zyski
Moskwie, tem pewniejsze, im więcej Europejczyków osiądzie
w nowo zdobytej krainie. Murawiew sprowadza tu na osie-
dlenie Menonitów, którym daje grunta i obiecuje ważne
przywileje; wszedł prócz tego w stosunki z Czechami, na-
mawiając ich do emigracyi nad Amur, a Amerykanie obie-
cah mu część emigracyi europejskiej dążącej do Stanów
Zjednoczonych, zwrócić na osiedlenie nad Amur. To krzą-
tanie się ma za zasadę stworzyć tu potęgę moskiewską,
przed którą Chiny nie ostoją się. Jak w Europie Konstan-
tynopol jest celem pragnień i usiłowań zdobywczych Moskwy,
tak w Wschodniej Azyi podobnym celem jest Pekin. Moskwa,
posiadając te dwa punkta, nabierze siły, która wszystko
rozstrzygać będzie i idee Czingishana panowania nad światem
220
nreeczywiBini, jeieli jak dotąd państwa europejskie obojftiik
patrzyć się będ% na jej wzrost olbrzymi.
Dnia 3. września (1857. roku) padał deszcz; pierwsi wy^fnańcr
polscy, uwolnieni przez manifest cara Aleksandra, wyjechali d»
kraju. Od 3. do 10. września pogoda przemienna. Dnia 11-
września jeszcze przed wschodem słońca dały się słyszeć gnmfltr
i pioruny i wypadł grubo ziarnisty grad. Po wypogodwa
się, dym (marewo) zaległ nad okolicą, zapewne pnszcaa-
paliła się. Policya nakazała mieszkańcom z powoda imioB
cara, którego pseudo liberalności Moskale nie mogą pojfti
uważają ją dość słusznie za nowe sposoby powiększenia s-
modzierstwa carskiego, nakazała okna wszystkie uilamioovae.
W Dauryi Syberyacy nie znali dotąd illuminacyi jako bi»-
festacyi wierności poddaniczej , rozkaz ten więc byl dla wA
nowością i wykonanym nie został; tylko w kilku domad
skarbowych świeciły się cyfry cara i migały lampki. Wi
12. września gorąco, 13. dzień pochmurny, kwiaty już znikit;
dnia 14. i 15. deszcz z wiatrem południowym, dnia 16. pogodk
tenże wiatr otrząsa liście z drzew. Dnia 17. chłód i wsśf. \
Cały kraj, jak oko sięgnie, z ginącą na horyzoncie fal^ pór.
ze wszyetkiemi wklęsłościami pokryty jest żółtą farbą. Po* ,
wietrze we wrześniu przezroczystsze niż latem, ztąd te
rysujące doliny i góry, stają się wyraźniejsze, a jesienne fiaty |
roślinności jaśniej szemi. Lubię bardzo jesienne widob'; ^
barwy smutne i wiaterek chłodny, wiejący na czoło zagra*
pracą myśli i przepowiadający zniszczenie letnich ozdób bi>
tury. Dnia 18. września w nocy mróz, lecz dnie aż do 5i
września były pogodne, w południowych godzinach dcpk-
Ptastwo ulatuje w cieplejsze strony. Kaczki i dzikie gęś
ciągną dolinami gęstemi gromadami i od strzi^ów, któi*
przez całe dnie prawie nieustannie z różnych stron ily^^
mnóstwo ich padło. Myśliwi od wielu lat nie pamiętają takiij
obfitości ptastwa. Od 24. do 30. wrze'śnia dnie były po-
chmurne i wietrzne, lasy poczerniały, gęsi i kaczki pw^*"
ciały, rozpoczęło się polowanie na jarząbki.
W życiu wygnańców wielka zmiana. Większa poto*^
zabiera się do drogi, do rodzinnego kraju, uwolnienie b*»-
zając nie jako łaskę cara, ale jako naprawienie niespram-
221
dliwosci wyrządzonej. Radość wyjazdu zminiejszoną została
z powodu licznych wyjątków od uwolnienia. Wielom bowiem,
pomimo przedstawienia Murawiewa, car i jego namiestnik
w Warszawie Gorczaków, odmówił pozwolenia powrotu.
Ja jestem w liczbie tych, którym nie wolno wracać do
ojczyzny.
Dnia 1. października wiał zachodni wiatr. Niebo jasne i
pogoda trwała do 6. października. Tego dnia była sucha*
ingła, podobna do tych mgieł, które tutaj w czasie wielkich
upałów i mrozów zalegają w powietrzu. Słońce przez suchą
mgłę świeci jak przez płachtę i można na nie patrzeć gołem
okiem. Mgła sucha jest w Dauryi pospolitem ^awiskiem,
deszcz po niej rzadko kiedy pada. Go może być przyczyną
jej zjawiska? nie możemy wytłumaczyć. Kie zdaje się nam,
ażeby to była ta sama mgła, którą obserwowano w Europie
1783. roku i 1831. roku. Nazywano ją także suchą, świeciła
ona w nocy a trwała przeszło miesiąc, wiatr jej nie rozpędzić,
woń miała nieprzyjemną, unosiła się nad górami i równi-
nami, lecz jej na morzu nie było, nie nikła i w czasie
deszczu. Przypuszczano, iż to są mgły z ogona komety,
Arago przeczył temu tłumaczeniu i przypuszczał, iż mgła ta
sUada się z gazów wypartych z ziemi przez trzęsienie i wy-
buchy wulkaniczne. Tutejsza mgła jest do tej podobną,
lecz nie świeci, nie ma rażącego zapachu, przytem jest fe-
nomenem stałym, nie tylko w letnie, ale i w jesienne dnie
miesiąca.
Szóstego października wypadł śnieg; mgła, gdy śnieg padał,
nie zniknęła. Od 6. do 12. października pogoda chłodna.
Przybyły do Szyłki wojska wracające z czwartej amurskiej
ekspedycji. Żołnierze holowali na statkach prowianty broń i
amunicyę i stanęli z flotyllą swoją u brzegu, na którym roz-
łożyli ogień dla ogrzania skostniałego ciała. Przynieśli
z sobą dokładniejsze wiadomości o postępach moskiewskiego
zaboru, niż te, któreśmy mieli od załogi statku Lena. Po-
między Striełką a ujściem Burei, na przestrzeni 1,064 założyli
dwanaście wsi, które zaludnili konni kozacy. Wsie te mają
służyć za stacye wojskowe i zarazem pocztowe. Wybrali
przytem miejsca na założenie nowych osad, które w przy-
222
Bzłym roku będ% pobudowane. Nazwiska wsiom dane zostah
od nazw rozmaitych oficerów i urzędników, któny midi
ndział w ekspedycyach murawiewoskich. Z wygnańców wj-
biera się nad Amur z Wierchnoudińskiego powiatu Kre3«>
wicz z rodzina 8W0J%, zabiera z 8ob% kilkunastu ludś i
myśli założyć osadę nad morzem, której, jeżeli pozwoli, »
mierzą dać nazwę Nowy Kraków. Nad ujściem Smpij
* myślą Moskale wybudować forteczkę, a osada Ujśćffjt
gdzie rezyduje sztab 14 liniowego batalionu, zamienioBą »-
staje z rozkazu Mura wiewa na miasto Błahowieszczeńsk, któn
przeznaczone jest na stolicę drugiej nowej gubernii, uosiąai
nazwę Amurskiego Obwodu. Pierwszym gubernatorem ^
grnbemii został zanominowany jenerał Busse , który w nh
1858 ma przybyć na stałe do swej rezydencyi. Dronm
nad Amurem jest wielka, ale wkrótce ona zniknie, jit
tylko zacznie się uprawa rolna. Nad dolnym Amurem «s»
nowe, także i w tym roku założone zo8tał'y, dawne leptfj
zaludniły się. Tam, już w tym roku chłopi rolę uprawili i
zebrali z pól swoich pierwsze zboże. Zbiór był bardzo ob-
fity, praca hojnie wynagrodziła się, a wzdłuż całego Anin
ziemia jest dobra, urodzajna. Miasta Mikołajewsk, Ba
w tym roku bardzo wzrosły, mają już postać dużych tb^^
czek. Ludy koczujące, bez szemrania poddają się nowtsi
porządkowi rzeczy i nic nie rozumieją zmian jakie Uao^
prowadzają. Chińczycy nie stawiają żadnych przeszkód b>
borowi, obserwują tylko ciekawie ruchy wojsk, spisują HcAj
statków, ludzi i domów postawionych i robią minę, jtttj
się chcieli wziąść do broni. Murawiew jednak pewny j^
że do wojny nie przyjdzie, a tymczasem przekupuje n^*
dników chińskich w Ajgunie i stara się, żeby car wisW
nadzwyczajnego posła da Pekinu.
Pomiędzy żołnierzami, którzy wrócili z ekspedycyi, n^T
duje się Michnie wicz, rodem z Litwy, człowiek młody,
przystojny, posiada stopień junkra. Michniewicze pocbod^
z "Wilna; brat starszy junkra, jadąc do Syberjri, gdzie »
mierzał zrobić karjerę jako urzędnik, zabrał z sobą młodtftf*'
brata, który wówczas miii zaledwo lat 10. Wychowtf*
pomiędzy obcymi, bez dozoru i opieki rodaka nanciycw**
223
niezmiernie zgubny wpływ wywiera na charakter moralny i
narodowy młodzieńca. Michniewicz u brata swego w Krasno-
jarsku, róal niczego więcej nie ucz%c si§ , prócz moskiewskiego
języka. Towarzystwo moskiewskich dzieci, rozmowy ze słu-
gami i znajomymi po moskiewsku prowadzone, sprawiły, że
m!ody Litwin, prędko nauczył się języka wrogów swoich, a
zapomniał ojczystej, polskiej mowy. Dzisiaj mówi po polsku
jak cudzoziemiec, łatając się moskiewskiemi wyrazami. Język
mu splątał się i popsuł, a za lat kilkanaście, ulecą mu
z głowy jak sieroty ptaki, ostatnie wyrazy rodzinnego
języka. Widok Polaka, który już zaponmiał, albo zmieszał
z obcym swój język, wstrętem przejmuje każdego uczciwego
człowieka. Wszak język jest zasadą narodwości, świątynią
jego odrębności, ostatnią kotwicą zbawienia dla narodu,
który już wszystko utracił; z zapomnieniem mowy ojców,
umierają nawet nadzieje. A jednak, jak lekceważymy ten
wielki skarb ducha, tę puściznę mądrości przodków naszych!
Autorowie piszą coraz gorzej po polsku, używają coraz więcej
obcych, nawet moskiewskich i niemieckich wyrazów. Młodzież
szczególniej z Litwy, Rusi, z Poznańskiego, mówi jakimś
babilońskim językiem ; zatracili już kryształową czytośó wspa-
niałej i pięknej mowy polskiej. W wojsku i na urzędach
w Moskwie będący Polacy, szybko zanieczyszczają swój język,
a zczasem zupełnie zapominają. Jakiegoż to występku do-
puszczają się ci niedbalcy o mowę swoją, jakie surowego
sądu stali się winnymi w obec Polski! Brat Michniewicza
należał do takich niedbalców występnych i podkopał w dziecku,
które wywiózł z Polski na zatracenie, fundamenta narodo-
wości. Nie dbał on nie tylko o jego narodowość, ale i mo-
ralność. Młody Michniewicz nie odebrał żadnego religfijnego
wychowania, utracił więc i wiarę ojca swojego, stał się pra-
wosławnym i moralnym po koszarowemu. Wielka liczba
ludzi, szuka jedynie szczęścia i bytu w służbie rządowej na-
jezdników, pogardza rzemiosłem, pogardza pracą, a łatwą
ale niebezpieczną i niemoralną służbę w moskiewskim rządzie,
uważa za korzystną i o zgrozo! za honorową dla siebie. Zły
brat nie widział też innej drogi dla młodzieńca tak haniebnie
opuszczonego, i kazi^ mu podać prośbę o przyjęcie go do
224
wojska w stopniu junkra jako szlachcica. Do wojskoYii
służby nie wiele trzeba rozumu, zia się tam głupi i m^dry
i dla tego to ludzie szlacheckiego urodzenia a głupi, chętetf
gdyż łatwo, starają ńę o służbę w moskiewikiem wojski.
Służba ta, młodego Michniewicza zgubiła go do reszty. Pn?
zapisywaniu bowiem w szeregi, nie zapytali go jakiej jeit
wiary, a potem mimo jego wiedzy napisali, że jest greko-
rossyjskiego wyznania. Młody Michnie wicz z obawy sąds i
utraty protekcyi zwierzchników, nie protestował przecivk0
umyślnej pomyłce i takim sposobem zrzekł się wiary, w któi^;
urodzony został. Dzisiaj, gdy doszedł do większego roa&s.
władze nie chciały przjgąć od niego żadnego w tej wiene
objaśnienia i oświadczyły, iż takowe, uważałyby za nie ia-
wolone prawem odstąpienie od panującej religji i ukanćby
go musiały. Trwa więc Michniewicz w wierze w tak dzivBj
sposób narzuconej i wynaturzył ducha swojego. Wspomni^
nia ojczystej ziemi, Wilna, już jak przez mgłę słabo odn*
wają się w jego sercu i niewyraźnie wybijają na nim tt
cechy, które stanowią Polaka. Iluż to ludzi w podobsj
sposób pozbawionych zostało narodowości swojej! Diii to
ludzi w ten sposób najezdnicza władza wyzuła ze skarbu*
ojczystych!
Młodzi Polacy, którzy szukają kaijery na urzędacb lit
wojsku w Syberyi i w Moskwie, przez żenienie się iVo-
skiewkami, gubią często siebie i swe potomstwo dla Fobb.
Ci, co tu przyjeżdżają z kraju już pożenieni, nie utrącają Ui
szybko narodowości swojej , jakkolwiek c^ieci nie moff
Y^chowaó w zupełnej czystości obyczaju i języka pol-
skiego. Nie dość silną uwagę zwrócono u nas ,na htwtfTC
wynaradawiania się będących na urzędach w Moskwie Po-
laków, i dla tego, wielu rodziców, chętnie synów swoick
wysyła do Moskwy, byle tam błysnęła nadzieja kaijen.
Wysyłają ich dla widoków materyalnych, nie wiedząc o te&
że ich przez to narażają na pozbycie się większego bo wr
ralnego dobra i świetniejszej bo narodowej karyery. Nl^
ostrożność to nasza własna i leniwe pojmowanie obowiąckw
narodowych} z drugiej strony zmateryalizowanie się i cb^
łatwego życia, sprawiły, iż nasze nazwiska bistoiyciH
225
adziwiflów, Chodkiewiczów, Potockich, Raczyńskich, Chrep-
wiczów, Sierzputowskich, Zapolskich, Tyszkiewiczów i wiele
nych przeszły do Moskali i Niemców i że niemi nazywaj%
^ ladzie w jednym i w drugim narodzie, nie mający cha-
ktera .żadnego z nich, stanowiąc jakieś hermafrodyty na-
idowe.
GiLŁU, Oplssnle. łl. 15
xvni.
Kilka liów o libersliimie moski«wikia. ~ Imieniiij u polSemą^rtn Imt
stele wa. — Bal o kapca. — Sceny oa wiecioryokach. — Obaermaejt Uh
matologicaoe. — Powody rótniey klimata na Wachodsie i lachodti r '
Dolina BatyAska. — Podróft a Mercayńekiego Zawoda do Dccaary. '
Wspomnienie wygnańców. — Opowiadanie o wisycie cara na Unia. ^
Karawana ze slotem. — Choroby. ~ Uskie miejsce. — Michał Syi*,
dsiński.
Przez cały dzień 12. października (1857. roku) socht^
mgła zalegała w powietrzu, a przez ni% słońce wygląda jik
kula czerwona bez blasku promieni. Następnego dnia ngt^'
nie zniknęła. Wieczorem 12. śnieg i zawierucha. Dnia l^i
silny mróz, potem przez kilka dni jasna pogoda, która flf^
utrzymała aż do końca miesiąca. W nocy 3. listopada ptUi
śnieg z deszczem, nad rankiem zamarzło i utworzjfła sf
ślizgawica; 3. i 4. listopada silny mróz, 5. i 6. zimna pogoii
przy wietrze zachodnim. Między ludźmi panują goiąc^
przytem ból oczów prawie epidemiczny; bóle głowy, )aak
i katary są również powszechne. W nocy z 6. na 7. listopi
zamarzła Szyłka i zaczęła się rzeczywista zima; tatąj ńmą
od Ś. Dymitra (v. s.) to jest od pory zamarzania nA
rachować potrzeba. Od 8. do 14. listopada dokuczliwe mroiT;
14. i 15. zawieja śnieżna i wiatr wschodnio północny. Aft
do końca listopada utrzymywały się mrozy od 10 do 27 stc^B.
niżej zera.
Dzień 29. listopada obchodziliśmy już w zmniejssonem gna-
nie. Tutejsi mieszkańcy bardzo żałują, że wygnańcy polscy
wyjeżdżają, ciągnęli z nich bowiem wieloraki pożytek. Ib*
227
rawiew Amurski wyraził się sam, źe Syberya z uwolnieniem
wygnańców wiele atraca. c< Można było, mówił on, za Baj-
lułem, lepszą odebrać edukacyę i lepszych znaleźć nauczy-
cieli, jak w Petersburgu lub' w Moskwie. » On jednak ze
swojej strony nikomu przeszkód do powrotu nie stawia i stara
się, ale napróżno, o uwolnienie wszystkich. Dnia 29. listo-
pada był wiatr i zawieja, nast^nych dni mrozy cokolwiek
sfolgowały.
Długie, zimowe wieczory Syberyacy starają się spędzić na
zabawie. Imieniny w tej porze przypadające, prawie zawsze
soczyście i wystawnie są obchodzone. Zostałem i ja dzisiaj
zaproszony na imieniny do tutejszego policmajstra, mającego
tylko stopień podoficera. U groscinnego Korystelewa zebrało
się liczne towarzystwo, należące do średniej klassy społe-
czeństwa. Było tu kilku kupców niezgrabnych, w paltach i
w surdutach. Jeden tylko z nich liberał, odznaczał się
elegancyą, wymową i dowcipem liberalnym, lecz niezawsze
przyzwoitym. Dowcipem swoim dokuczał doktorowi woj-
skowemu I..., człowiekowi młodemu, libers^owi także, ale
codzień pijanemu. Postawa doktora jest oryginalną. Buchy
skromne, mina potulna, chodzi na palcach, a mówiąc składa
r^ na piersiach. Frazy jego układne, idodkie, po mo-
skiewsku pijane. Pomiędzy doktorami Moskalami tutig bę-
dącymi, zauważymy tu nawiasowo, wielu jest pijaków ; dwóch
z nich Po. i Sz. niedawno umarło z pijaństwa. Doktor J.
Podtrzymuje taką reputacyę doktorów moskiewskich; nie
przeszkadza mu to jednak do tego, żeby był dobrym czło-
wiekiem; świadectwa uwalniające od służby w wojsku lub
w katordze wydaje bez zapłaty, a chorych w lazarecie nie
okrada. Nie być złodziejem, to znaczy dzisiaj być liberalnym;
lorzyczeć na złodziejstwa to znaczy dzisiaj w Moskwie to samo
co być rewolucyonistą; ponieważ jednak car ma być libe-
^ym, więc w modzie jest krzyczeć na złodziejów, a Mo-
skale uważają się dla tego za najbardziej rewolucyjny naród
^ świecie, usposobiony już poprowadzić ludzkość na nowe
^ory. Zniesienie poddaństwa w Moskwie, do którego dała
powód swoim naciskiem i prośbami szlachta polska na Litwie
zdaje się im być czynem, który raz na zawsze zniósł u nich
Ib*
228
niewolę, i gdy przed chwilą mieli nędznic pychę niewolników,
dzisiaj chcą sob^e przyswoić wspaniałą dumę wolnych ludzL
Ale im to jakoś nie idzie. Jako wolni, nie umieją poroszać
się i działać , ' a dawne nawyknienia niewolnika ciągle odzy-
wają się. Im się jednak inaczej zdaje; szczęśliwi, nie widzą,
ie car dla tego tylko uniósł poddaństwo, żeby chłopów
oddać w inne jarzmo czynowników i przez nich wyrobić
sobie nową siłę do ciśnienia, daleko potężniejszą jak dotych-
czasowa, gdyż wydobywaną z szerokiej ludowej podstawy.
Rezultatem tego będzie, że dworzaństwo, chłopi, mieszczanie,
inteligencya i głupi, jednem słowem cały naród pójdzie
w sroższe, bo lepiej exploatowane jarzmo carów. Tymczasem
jednak liberalna febra, przechodzi przez ciało moskiewskie
i wywołuje dreszcze wstrząsające, na które car obojętnie
patrzy, trzymając w ręku skuteczne lekarstwo, prędko koń-
czące chorobę; wie on, że po tej febrze, chory padnie
z wdzięczności przed nim na kolana, a on go i naoraioie
opanuje. I w naszem towarzystwie u policmajstra zebranem,
górą był modny liberalizm. Doktor więc, chociaż czynownik,
znosił cierpliwie dowcipy nad nim robione przez kupca, t
na jego żarty odpowiadał na serjo, obszernie i poważnie, ze
złożonemi rękami odpierając zdania preopinanta. Dowcipnj
kupiec nie tylko z doktora , pozwolił sobie żartować
i z pani K., która się na tern nie poznsia. Pani K.,
jest żoną bogatego kupca, wesoła, zalotna, ma lat około 30,
twarz ściągłą, oczy błękitne niby obietnicą roskoBzy zam-
glone. Figurka zgrabna, postawa wyniosła ubrana w czer-
woną, kraciastą, jedwabną suknię, na włosach po modnemu
uczesanych, ma czarny, elegancki czepeczek. Jest ona dusz^
zabawy i przedmiotem podziwu dla zgromadzenia. Próci
niej, żona młodego oficyalisty z Odkupu, zwraca na siebie
uwagę towarzystwa. Z ojca Polaka urodzona, w fizionomji
tylko przypomina Polki. Ubrana w jedwabną zieloną suknię,
na głowie ma wstążki brunatne, które stroją jej twarz,
błyszczącą pięknem, błękitnem okiem. Inne panie, ubrane
są według starej moskiewskiej mody w chusteczkach na gło-
wie. W moskiewskiem towarzystwie, jak i w azyatyckiem,
kobiety osobno się bawią i te panie są więc żenowane aa
229
bair% w jednym pokojn z mężczyznami. Jest to dla nich
nowym zwyczajem, nie znaj^ go, więc nieśmii^e 8%; ale
baczną uwagę zwracają na dwie panie w cywilizowanym
stroju i zachowanie się ich, jak i poruszenia starają się na-
śladować.
Zaraz po przybyciu, każdego gościa częstują naliwką.
Kobiety wzdragają się i udają, że pić nie chcą. Gospodyni
kłania się i prosi ażeby piły, panie prośbom ulegają, i oto
jedna z nich, piękna pani z mongolskiemi rysami, umoczyła
usta w kieliszku i postawiła go nie wypity na tacy. Tu
następują nowe prośby i nalegania, piękna pani znowuź im
nlega i wypija już cały kieliszek aż do dna, z taką wprawą,
iż gotów byłem podejrzywać, że z czynnością wychylania
kieliszków dobrze musiała być obznajmioną. Potem jednak,
kiedy już kieliszek na tacy postawiła, skrzywiła się według
zwyczaju i usta chustką zasłoniła, chcąc przez to pokazać,
źe wódki nie pija i nie lubi. Te same ceremonje musiała
l^spodyni wyprawiać ze wszystkiemi innemi kobietami; jest
to przymus miły dla tutejszych ludzi, a gdzie go nie znajdują,
tam skarżą się na niegościnność.
Mężczyźni piją bez przymusu. Po wypiciu nalewki za«
paliliśmy cygara, a młode panie idąc za modą, zapaliły pa-
piroay. Stare, w obawie, żeby nie wzięto ich za niecywili-
zowane istoty, wzięły się także do palenia. Tak siedząc
w dymie, rozmawialiśmy, aż do chwili, w której na tacach
wniesiono herbatę, cukier i ciastka. Junkrowie, których tu
było kilku, zaraz po herbacie, nie mogąc już dłużej wytrzy-
mać w naszem towarzystwie, wynieśli się do drugiego po-
koju i jedni siedli do preferansa, a drudzy do sztosa. Przy
ich stole, rej prowadził 18 letni junkier, kierujący się na
szulera. Do tego rzemio^a wprawiał go rodzony ojciec,
który wspólnie z synalkiem, pewnego razu przegrał 1,000
rabli skarbowych, nie swoich pieniędzy i za co z majora
zdegradowanym został na szeregowca. Do junkrów przy-
siadł się wysoki, chudy oficer, który w jednym tygodniu
wygrał w karty 1,500 rubli, a w drugim tygodniu przegrał
takąż sumę. Chciwy i nie honorowy, żałując przegranych
pieniędzy, podał raport do dowódzcy batalionu, donosząc 'mu,
230
Łt prz«gni nie swoje, ale skarbowe pienifdse, a odi^
swój los w jego ręce, prosi, ażeby mu pomógł w nifiMCuwi
i tych oficerów, którzy od niego wygrali, zmasfl do twń-
cenią mu pieniędzy. Oficerowie oburzeni byli podłością m-
jego kolegi, wiedzieli bowiem, te nie swoje, ani tet sbr
bowe, lecz od nich wygrane pieni%dze przegrał; dziwifi ii;
też zuchwalstwu, z jakiem powierzył zeznanie swoje ^
wódzcy, które mogło skończyć się sądem i degradacyą; oicff
jednak dobrze obrachował, wiedział, źe dowódzca batałioa
należ%c sam do gry, nie odda go pod sąd z obawy, ai^
przy śledztwie, udział jaki miał w grze nie został wykcj^
Jakoż w rzeczy samej, winnego pod sąd nie oddał, a ofioeri*
którzy wygrali, zmusił do zwrócenia pieniędzy nie hoBon-
wemu koledze. O godzinie 9 wniesiono stoły i zastawili ji
pierogami, kremami, pasztetami i różnymi pizjBmakuŁ!
Wieczerza była suta i kosztowna jakby u jakiego psna. h
wieczerzy panie zaproponowały tańce. Sprowadzono gnt^:
rzępolącego na skrzypcach jakieś fałszywe mazurki, po&i
walce. Tańce rozpoczęły się kozakiem. Sam gospodarz, eśh
wiek otyły, o cienkich nóżkach, z żoną swoją również oiA'
kobietą wycinał prysiudy , skakał ciężko i robił z pewaą elr-
gancyą wszystkie te dziko-zalotne mchy, które stanowią i*'
żaka. Grospodarz po kolei tańcował ze wszystkiemi klob^
tami, poczem dopiero kilku podpiłych poszło w jego iia^F
Kiedy taniec idzie w jak najlepsze, otwierają się nagk ^R"
i wpada do pokoju straszna, odarta, ślepa na jedno flk*
baba; taczając się, posunęła się do mężczyzn i zaiotoiep*'
częła ich prosić do tańca. Zdarzenie to i ta okobcznośĆ, ii
tylko starsi tańcowali, a młodsi nie chcieli hasać, sUonk
do porzucenia tańca. Bawiono się ¥rięc potem w gr; ^
warzyskie, które także Polacy tu wprowadzilL Grano w f^
towalnią i w pierścionek. Przy wykupywaniu £antów ptf*
prawie zawsze skazywane były na całowanie mężczyzn. W#i
skowi tymczasem grali ciągle w karty i kłócili się pny tA
a starsi popijając wódką, prowadzili gorący spór o dhiV°ij
i szerokości dwóch parowców Leny i Amuru i o ncsyiM^i^
pana pułkownika.
Bogaty kupiec M., na swoje imieniny dawał bal; bjH
231
i ja na ten bał zaproszony. Zgromadzenie sidadalo się
z oaób do tutejszej arystokracji należących, to jest zamo-
iniejsiych kupców i oficerów wyższych stopni. Pokoje pięknie
umeblowane. Przyjęcie byto eleganckie, wieczerza prawdziwie
pańska, zalecała się obfitością madery i szampańskiego wina,
którego butelka kosztuje tu 6 rubli. Kobiety ubrane były
bardzo bogato w jedwabie, tiule, aksamity i kwiaty. Orkiestra
nie z jednego skrzypka jak u policmajstra składała się, ale
csla kapela wojskowa wystąpiła. Tańczono kontredansa,
mazury i inne tańce wielkiego świata; z kozakiem, jako tań-
cem gminnym, nikt nie wystąpił. Część gości: ludzie po-
wabni i praktyczni, jak sami siebie nazywają, w drugim po-
koju zasiedli do gry w karty. Pomiędzy grającymi jest i
pułkownik O..., pierwsza osoba w Szyłce, człowiek młody ^
labiący grę, wino i kobiety. Służył w gwardyi, tam widział
na swoje własne oczy cesarza, ma się więc z tego powodu
za coś wyiezego od innych pułkowników i lekko wszystkich
traktąje. W Petersburgu nauczył się mówić kiepsko po fran-
cusku, ale zdaje się mu, że z tą francuzczyzną posiadł wszy-
stkie rozumy i że jest bardzo uczonym. Lekkomyślny i
próżny, bije żołnierzy i pochwala liberalny kierunek zs^ro-
wadzany w armii. W obec niego wszyscy milczeli, i pozwolili
ogrywać siebie tak Wielkiemu człowiekowi. Zabierając kupę
pieniędzy do swojego puilaresu, rzekł do gospodarza: uKuśmo
Wasilewiczu, powinieneś to sobie uważać za wielkie szczęście,
śem raczyt nawiedsić twój dom.» Kupiec pokłonił się na
taki komplement i zapewnił, że tego szczęścia nigdy nie za-
pomni. W półgodziny potem pułkownik zaczął przegrywać,
<H> go tak rozgniewało, że rzucił karty na stół, odepchnął
ed siebie krzesło i krzyknął abardzo żałiąję, żem wszedł
▼ tak nieprzyzwoite, niedobrane towarzystwo !» Poszedł do
salL Muzyka grała kontredansa, młodzież stawała do tańca.
2apros3 i pułkownik jedną z pań i stanął wraz z innymi;
^>tem żyłka karciaraka i chęć popróbowania fortuny znowuż
ttę odezwała, zostawił więc tancerkę na środku sali i po-
l^ieg) pomiędzy graczy ciągnąć sztosa. Tańcujący kwadrans
^Kekali na pułkownika, aż nareszcie jeden z nich, poszedł do
niego z przypomnieniem, że panie czekają. «Zaras, zaraz
232
mój panie, powiedział pułkownik, powiedz pan ^^ paióoi
niechaj jeszcze na mnie poczekają !» To był człowiek wiel-
kiego świata i po petenbargskn liberalny. Bawiono ńf
jednak wesoło, a nikt nie czuł się obrażonym lekcewaieaiea
jakie pułkownik całemu towarzystwu okazywi^, gdyi prifai-
wnikowi wszystko wolno.
Zabawy gminu na wieczorynkach, w tej porze rohą
częstsze jak kiedy indziej. Wódka, jedzenie, śpiewy HNk*
łajka rozwesela umysły wszystkich. Po zabawie, późno w mc
cUopcy z dziewczętami znikąj% i w inny sposób bawią B^
Panujący teraz liberalizm, pozwala i oficerom bywać ni w-
czorynkach , gdzie znajdują się mniej przyzwoicie jak dlo^
Należy to bowiem do cech liberalizmu moakiewsioe^
że w towarzystwie objawia się on jako niqpnyzwoit«ć»
a w obyczajach jako rozpusta. Rozpustni oficerowie
aż do cynicznej nagości posuwający się, nazywui ^
liberalnymi. Mówili mi oni, że i car ma liberabe obf
cząje, że wyjeżdża ze swoimi adjutantami i prsjjaoo^
mi jak Adlerberg, Baranów, na dacze pod Petenbsrf
i tam w tajemnicy pije i odprawia nago kankisost
bale. Tak to Moskwa pojęła liberalizm i tak fsnamtk
prąd ducha, który w niej usiłował zaszczepić idee ^
ności 1
Na jednej z wieczorynek, przed kilku dniami odtętej.
przysdo do grubych scen między oficerami gónuksmi t o^
cerami liniowymi. Pokłócili się o dziewczynę; kłótim »
mieniła się na bicie i wzajemne policzkowanie, w któiTBi
chłopi wzięli udział. Zeszło się więcej górników i wiBÓgt
się przez to ogień walki, która skończyła się wymiceaieB
oficerów za drzwi. Tutejsi oficerowie często przy grze w Jarty
i w pijatyce wymyślają na siebie, policzkiąją się i jtkhit^
drapią, jak to nie dawno miało miejsce między acyotsntea s
kaznaczajem 14 batalionu. Sceny te nigdy jednak do tni-
cznych następstw pojedynku nie doprowadzają. ZwaazieBi
następnego dnia godzą się przy kieliszku. Zkąd o6cao^*
biorą pieniądze na gry i kosztowną rozpustę? dłttgo dlt a^e
było zagadką, pensy e bowiem pobierają małe i ledwo ^
życie wystarczające. Żołnierze rozwiązali mi tę ngad^-
233
obwinieniami oficerów o kradzież prowiantów i różne nie-
prawne dochody.
W pierwszej połowie grudnia, dnie by}y zimne i pogodne.
Dnia 11., 12. i 13. wiał wiatr zachodni, który podnosił moc
zimna i przez trzy dni następne sprowadził na ziemię lekki
puch śniegowy; dnia 17. grudnia wiatr usts^, mróz po-
większył się; dnia 18. wiatr północno zachodni i śnieg; dnia
19. gmdnia było 21 stop. R. niżej zera, a 22. grudnia 30 niżej
zera; dnia 23. grudnia mróz stał się piekącym z powodu
wiatra zachodniego. Dnia 27. śnieg, a 28 mróz przesdo
trzydziesto stopniowy z mroźn% mgłą; przez cztery następne
dni mróz sfolgował.
Ostatniego grudnia, odwiedzili mnie moi znajomi Oro-
czoni. Nie widziałem ich przez cale lato, koczowali bowiem
aż nad Leną. Zimą powrócili nad Szyłkę na czterech renach,
które w spadku po krewnych otrzymali. Poczęstowałem ich
wódką, herbatą i tytuniem, za co byli mi niezmiernie wdzię-
czni i obejrzałem reny, słusznie nazwane wielbłądami pół-
nocy. 8ą to zwierzęta bardzo pożyteczne i spokojne. Oczy
mają łagodne jak samy. Siodła na nich były szerokie i nie
wygodne. Do renów zbiegło się dużo dzieci, które chwytały
je za ogony, uszy i nogi; poczciwe te zwierzęta cierpliwie
znosiły przykre zabawy dziecinne i żadnemu psotnikowi
szkody nie zrobiły. Mówili mi Oroczoni, że w tym roku
plemię ich zmniejszyło się przez choroby, które Moskale im
zaszczepili.
Dnia 1. stycznia (1858. roku) mróz 15. stopniowy, a więc
umiarkowany. Dnia 2. stycznia zrobiłem wycieczkę na saniach
w góry. Wiatru w dolinach nie było, lecz gdym wjechał
lia wysokość głównego pasma, uczułem wiatr od północy i
znaczne poniżenie temperatury. W nocy miałem z góry
^idok bardzo wspaniały. Góry poplątane jakby w zwoje i
w kłęby, o nieporachowanych pasmach, sterczały jako olbrzy-
nue mogiły, przypruszone śniegiem, ozłoconym poświatą księ»
życa i bladym promieniem migających gwiazd. Krajobraz
«hnny, spokojny jak śmierć, wrażenie jego duszy nie podnosi,
lecz ją przejmuje głęboką melancholią, a fantazja jak to
Wadę światełko na śniegu, rozpryskuje się w tysiące tęczo-
234
wyeh, mdłych świateł. Gwiazdy spadające, którydi w pm-
ciągu godziny naliczyłem do 30, kreślą świetlane linie w po-
wietrzu i ruchami swojemi ożywiają martwy obraz noiowtfii
pejzażu. Gwiazdy najczęściej spadały z okolic Małego Sie
dźwiedzia i Oryona. Do 15. stycznia mrozy utrzymywahf ą
pomiędzy 15 a 30 stopniami niżej zera, dnia 15. stycaitbii
mróz 33 stopni; dnia 22. stycznia 35, a 23. stycznia 37 ikofe
niżej zera. Chociaż zima tegoroczna w Dauryi jest w ptn-
wnaniu z innemi zimami, lekką, nigdy jednak i takich jk
tegoroczne mrozy, w Europie pod ta samą azerokokif g^
graficzną nie bywa. Nie tylko mrozy bywają to silnig^.
ale i upały latem, jak się czytelnicy moi już dowiedafe.
bywają tu większe niż w Europie pod tąż samą szerdkofca
Klimatologia tłumaczy nam te różnice.
Wiadomo, iż głównym powodem ciepła na aemi fi^
słońce. Ciepłem jakie rozrzuca, przejmuje się ziemia i «odi.
które to ciepło następnie w porze zimna w}'dobywa się oi
zewnątrz i ogrzewa powietrze. Woda jest lepszjrm kollie^ !
watorem cieplika niż ziemia, dłużej też go zachowuje i >>( |
tak prędko jak ziemia pozbywa się go. Dla t€j przycin(f
lądy otoczone wodą, lub jak Europa, poprzerywane środsK*- ,
nemi morzami i głębokiemi zatokami, mają zimą ciepkjsKI i
temperaturę niż wielkie massy lądu w Azy i.
Szczupłe kształty europejskiego lądu na zachodzie, roz-
szerzają się, grubieją ku wschodowi i zamieniają się w«i^
kie przestrzenie mniej poprzerywane morzami. Na laiBj*
wschodzie , ląd europejski długą linią styka się z Aij%i ^
mającą mórz śródziemnych i daleko w lądy zachod^c^^i
zatok. Klimat też postępując z zachodu, coraz snrowKp^
staje się na wschodzie. Akademik petersburgaki Wifflo-
łowski utrzymuje, iż temperatura z zachodu na wschód c*
jednej linii szerokości, o każde 555 wiorst zmnicjsn •>? ^
1 st. R.; z północy zaś na południe, na jednym pohidsiki
o każde 278 wiorst powiększa się o 1 st. R. Mrozy fńcc tf
wschodzie są surowsze a zima dłuższą. Słońce, jak gdf^
chcąc wynagrodzić długi brak ciepła, mocniej lateata*^
pieką, bo cieplik nie chwytany przez wodę, udziela się 9**^
ziemi i sprawia, iż i lato tutaj jest gorętsze. Jak <i*'
235
eoraz 8^ surowsze z zachodu na wschód, tak i lato, w mniej-
Bsym jednak stopniu, powiększa z zachodu na wschód średni%
Bwoj% temperaturę. Na wschodzie, gdzie tak obszerne massy l%dii
ipotykamy, klimat przechodzi z ostateczności w ostateczność,
od ogromnych mrozów zim% do ogromnych upałów llttem.
Ostateczności te, są główną cechą kontynentalnego klimatu, jak
umiarkowanie jest cechą klimatów przybrzeżnych. Prawdy te
klimatologiczne przedstawione na karcie, dają nam odrazu
wyobrażenie o klimacie jakiejkolwiek krainy. Dotąd nie mamy
karty klimatu syberyjskiego, lecz posiadamy kartę klimatu
Polski i Moskwy przez Wiesiołowskiego po moskiewsku sporzą-
izoną. Na tej karcie widzimy, iż linia jednakowej, średniej
letniej temperatury (izotera), postępując na wschód nachyla
lię zarazem ku północy. Izotera n. p. Warszawy, przechodzi
pfzez Mohilew nad Dnieprem, Moskwę, Wiatkę, Perm, co
snaczy, że w tych miastach jednakowa jest średnia letnia
temperatura. Izochimeny zaś (linie jednakowej, średniej
nmowej temperatury) od wschodu ku zachodowi postępąjąe,
Mu^ylają się także ku północy, i tak widzimy, że linia
jednakowej średniej temperatury zimowej, od kaspijskiego
morza ciągnie ku Kubanowi, a dalej przez Perekop, Odessę
ko Warszawie przechodzi. Tłumaczenie powyższe wskazuje
nun główne powody różnic klimatu pod jedną szerokością
na wschodzie położonych ; nie zawiera jednak wszystkich po-
wodów tych różnic, powodów wypływających z topogra*
lieznego pc^ożenia kraju, jego podniesienia, roślinności, bo-
gtctwa mineralnego, zaludnienia, ilości wewnętrznych wód,
Ittów, i t. p.
W dniach 24., 25. i 26. stycznia mróz zmniejszył się o
kilkanaście stopni, lecz 27. i 28. znowuż powiększył się.
Dnia 29. stycznia zrobiłem wycieczkę w dolinę rzeczki, może
od sławnego mongolskiego wodza Baty nazwanej. Od wsi
Batakanu nad Gazimurem położonej, wjeżdża się w dolinę
nrotłą drzewem i krzakami; dolina zwęża się i wznosi się
V górę, na którą prowadzi kamienista dróżka. Las śniegiem
nsypany, czarny i biały; nie słychać w nim ptastwa ani
■wierząt; drzewa bezlistne podobne do szkieletów chrzęszczą
^ngiemi konarami, senno, tęskno i zimno I Szczyt góry, na
236
który wjecWem, leży w głównem paśmie gór i jest odk(^
od Batakanu o 8 wiorst. Widok z niego na okolice zub-
niają drzewa,, wzrok ginie w głębi paszczy i ze zdziwienien
spostrzega w ukrytej dotince, między wysokopiennemi lea
cienkiemi drzewami, płomień i dym ogniska. Kto go nn-
niecił w tem samotnem miejsca? Kto się ogrzewa przj m
w tej porze? Maszą to być zbiegi z kopalni, anikąj%cy miejK
zamieszkałych, których drogi prowadzą przez dzikie wfdolf
i pastę doliny. Tutaj ich szpieg nie podpatrzy, kozak i»
ujmie, tutaj chociaż zimno, ale swobodnie czas im pn^
chodzi. I ja nie myślałem swojem zjawieniem się zakłóof
ich pustynnego spokoju i wzniecać w nich obaw;, ^
miejsce, które zasłoniło ich przed niewolą, odkryte zostało.
Zjechałem więc z góry w wazką dolinę rzeczki Baty, któn
tu właśnie ma swoje źródło. Dolinka Batinska również jot
ponurą jak i Szałdemarska, przez nią jednak, a nie pn0
ostatnią, prowadzą transporta towarów. W połowie drogi
spotkałem taki transport. Kozacy na śniegu karmili konie,
a sami siedli przy ogniska, nad którym wisiał kociołek z go-
tującą się herbatą. Wieźli mięso i wódkę do Batakanu. Eoaie
ich strudzone, stanęły nad sianem zwiesiwszy głowy i je»e
nie chciały, kozacy zapalili fajki i wpatrywali się we wrząt^
w kociołku. Twarze czerwone i sine od zimna, marsowtło
przedstawiały się w ogromnych niedźwiedzich czapkach;
kożuchy baranie przepasane mieli pasami rzemiennemii »
którymi tkwiły noże i toporki, bez których Syberyak nigdy
w drogę się nie puszcza. Tak wyglądać musiały zastępy
Batego , przed którymi drżała £uropa ; takie wojska wjcho-
wiąje Moskwa w odległych swoich prowincyach, pneiaa-
czf^ąc je także do wniesienia zniszczenia i mordów pomięć
cywilizowane narody. Nie napróżno Moskwa zostawała tik
długo pod panowaniem Mongołów i nie bez przyczyny opa-
nowała rodzinny kraj Czingishana i Batego, który być noi^
urodził się nad rzeczką, noszącą jego nazwisko, nad któcf
się obecnie znajduję. Przejęła ona barbarzyńskie sposolif
działania od Mongołów i straszną missyę historyczną tcg^
narodu. Kozak jest jak Mongoł Xin wieku, wolny na fwoi*
stepie i w swoich górach , lecz w ciężkiej niewoli dustf ^
237
^erce jego zostaje; dla tego to jest potulnem narzędziem
caryzmu, dla tego to przy sprycie wolnego człowieka, sam
jest niewolnikiem i niewolę z nożem i pochodnią jak Mongoł
roznosi po świecie. Przedstawią oni jeszcze nie jedno wido-
wisko pożogi świata i najścia średniowiecznego barbarzyńców 1
Dolina Batyńska ma znaczny bardzo spadek; szerokość jej
kn ujściu zwiększa się stopniowo, a głębokość zmniejsza;
koryto rzeki także szerszem się robi i podchodzi pod szereg
poszarpanych skał. Następnie dolina Batego łączy się z do-
lina Żeron, szeroką i wspaniałą. Po obu brzegach Żeronu,
rozpostarte są błonia łąk i kozaków: .stogi siana, jak domkf
zapełniają dolinę. Kzeka Baty połączywszy się z Źeronem
zwiększa się i brzegi ma tu porosłe olchą, łozą i czeremchą,
po za któremi w kształcie baszt, ścian i słupów wznoszą się
skały, pokryte szaremi i czerwonemi liszajcami. Śnieżek
drobny padał, gdy nad górami rodzielającemi wody Żeronu
od Szyłki' zobaczyłem wspaniałą tęczę, która w tej porze
jest zjawiskiem niezmiernie rządkiem. Nie wierzyłem oczom
moim i myślałem, że to wyobraźnia moja rozpięła nad śnie-
gami kolorową wst^ę, ale i towarzysz mej podróży Adam
Litwiński zobaczył ją i przypatrywał się z równem jak moje
podziwieniem: Godzina była trzecia po południu, a dzień
29. stycznia (nowego stylu). Dolina Baty długości ma mil
8 i łączy się w końcu z Szyłkińską doliną naprzeciw wsi
Baty.
Dnia 30. i 31. stycznia stan powietrza nie odmienił się;
!• i 2. lutego wiał mocny wiatr zachodni. Zima tegoroczna
jest cieplejsza niż zeszłoroczna i bardziej wietrzna. Od 3. do
5. lutego, był mróz 18 stopniowy.
W lutym przybyłem do Nerczyńskiego Wielkiego Zawodu,
2 którego w trzaskający mróz wyjechałem, kierując swojego
konia zaprzężonego do malutkich sanek w okolice jeszcze
mi nieznane. Zaraz po wyjeździe zbłądziłem. Po godzinnej
podróży spotkałem dopiero człowieka, który mi wskazał
drogę do Duczary po ważkiej, bezśnieżnej dolince, ciągnącą
ńę po chwastach i kretowiskach. Długo znowuż nie widziałem
ani ludzi, ani też ich śladów; pusto na około, kraj bezleśny,
a nad nim szerokie oko bladego słońca, płynące po błęki-
238
tnawem niebie. Dopiero w głębi doliny, po dwugodzinne}
podróży, ujrzałem dym unoszący się jak czarna taśma nad
wądołem. Zwróciłem się w stronę, w której dym spostrze-
głem i zobaczyłem tam trzy chaty schowane pomiędzy gó-
rami, z których powitało mnie hałaśliwe szczekanie jwów.
Pokazało się i kilku ludzi, od których otrzymawszy doldadne
informacye, co do dalszej drogi, wyruszyłem w nadziei, it
teraz już nie zbłądzę. Folwarcaek, który opuściłam, nie ma
osobnego nazwiska, nazywają go jak i wszystkie podobne
folwarki zaimka takiego to, a takiego człowieka. Fol-
warków takich w okolicach Nerczynskiego Zawodu jest kil-
kanaście; właściciele ich latem tylko w nich przebywają,
ciągłymi zaś ich mieszkańcami są ekonom i parobcy. W około
każdego folwarku jest kilkadziesiąt lub kilkaset dziesięcin
ziemi zasianej zbożem. Najlepsze gospodarstwo i największy
folwark w okolicy Nerczynskiego Zawodu należy do doktora
Beauprego, w którym ekonomem jest stary Żydejko, jeniec
z 1812. roku.
Od zaimki przez małą poprzeczną dolinę wjechałem na
góry, z których ujrzałem kilkanaście łańcuchów gór, jednej
wysokości, oblanych matowemi promieniami słońca. U stóp
moich mocno wgłębiona między góry sunęła się dolina, a na
jej dnie czerniały się domki. Wstrzymując konia z góry,
szczęśliwie przyjechałem do wsi. Nazywa się Zierentiąj po-
piereczny, i rzeczka nad którą jest zbudowana, nosi takież
same nazwisko. Chatki rozrzucone bez planu, nie tworzą
regularnych ulic; na dziedzińcach przed niemi kupy gnoju,
dają osadzie brudne i nieporządne wejrzenie; mieszkańcy są
kozacy trudniący się rolnictwem, grunta mają dobre, cho-
wają dużo koni i bydła. Nie wstąpiłem do żadnej chaty i
skierowałem się na drugie pasmo gór, z którego widać było
miejsce, gdzie w 1848. roku kozacy zamordowali Kaspra
Drożewskiego , przysłanego z Polski do kopalni, za jakiś
kryminalny, nie polityczny występek. Wygnańcy polityczni,
z wygnańcami kryminalnymi Polakami, których tutaj także
nie brak, komunikują się o tyle tylko, o ile który z nich
okazuje skłonności do poprawy; zbliżają się do nich jak
Aleksander Wężyk, w celu niesienia im chrześciańskiej po-
239
mocy 1 budzenia w nich ncznć i przekonań szlachetnych.
Przyznać trzeba, iź wiele kryminalistów Polaków dobrze się
tu prowadzi; większa liczba pożeniła się tutaj i stale osiadła.
Drożewski mii^ lepsze od innych wykształcenie i lepiej się
też prowadził. Wybudował on w Nerczyńskim Zawodzie,
pierwszy w tym kraju wiatrak, który jednak dla braku sta-
rych wiatrów, nie mógł być czynnym i rozebranym został.
Następnie Drożewski pracował nad balonem swojego wy-
nalazku, któryby go mógł ztąd przenieść do Europy i tru-
dn3 się handlem. Kozacy sądząc, że ma dużo pieniędzy,
okrutnie go zamordowali, lecz pieniędzy przy nim nie zna-
leźli.
Przez wieś dragi Zierentuj nazwaną, gdzie jest stacya
pocztowa i etap, znowuż wjechałem na góry. Słońce zaszło,
niebo przechodząc od jaskrawych kolorów, mieniło się w różne
farby, nakoniec pas pomarańczowy na horyzoncie zszarzał,
potem sczerniał i wszystko pogrążyło się w ciemności.
W nocy dojechałem już do Duczary, osady obszernej, poło-
żonej w dolinie strumienia Kaukczy, płynącego do rzeki
Dolnej Bcrzi. Wieś ciągnie się długim pasem, chaty dre-
wniane mieszczą w sobie ludność górniczą, osiedleńców i kil-
kunastu Polaków. Cerkiew z zielonym dachem, wynosi na-
dętą kopułę ponad walące się budynki huty ołowiano-
srebmej i więzienie, w którem niegdyś zamykani byli i
nasi bracia. Nocowałem u gościnnego Stanisława Bronow-
skiego, napróżno wyczekującego pozwolenia powrotu do oj-
czyzny.
Nazajutrz wyjechałem dalej. Tuż za Duczarą w lesie,
zatrzyma! mnie stojący przy drodze krzyż polski, czerwono
pomalowany pomiędzy głogami i modrzewiem; miłe zrodził
on we mnie wspomnienia z zachodu, z mojej ziemi pełnej
krzyżów i grobów męczenników wolności. Przesunąwszy się
przez niewielki pagórek, wjechałem w dolinę Urowu dwie
horsty szeroką, zupełnie ze śniegu ogołoconą. Z powodu
piasku na drodze, wysiadłem z sani i szedłem obok konia
piechotą na mrozie 35 stopniowym. Okropna to była podróż;
głodny, skostniały, przybyłem wieczorem do wsi kozackiej
Sołońce, o pięć mil odległej od Duczary, gdzie przenoco-
240
walem. Chata do której zajechałem była uboga i maifltki;
mróz przenikający przez ściany , skrapla się i nap^d csh
domek wilgocią; okna z drobniutkich szkiełek, najrozmtó-
szych form, po wszywane w korę brzozową, były jak ckk8K>
W kącie wisiał zakopcony obraz Ś. Mikołaja, stał bialj ^
lecz cała rodzina zgromadzona była na og^mnym piec.
i na zydlu pod piecem. Gospodyni, staruszka lat ^
zmarszczona i zgarbiona, ale wesołej myśli i rozmowna, b-
lejąc na jedną nogę, nastawiała samowar, z szafy mleko i
bułki dostawała, pytając mnie tymczasem ciągle o moich ^
łęgów, których dobrze znała. «Czy wyjechał już Gzowib'^
a Gruszecki wyjechał? a Zarzycki, a Dalewski kiedy isjjei-
dżąją? Otóż to dobrzy ludzie, niechaj im Bóg szczęści :
odprowadza w rodzinne strony. Dobrze nam było z «• |
szemi rodakami. Wszyscy poczciwi , a nas biednych dv
krzywdzili i nie pogardzali nami. Powyjeżdżali, nie wieb
zostało, och! lepiej by nam było, gdyby oni tu z nami itn
stali » mówiła krzątając się około zastawy stołu. Gospodis
domu, człek podeszły w latach, lecz jeszcze rzeźki i zdro«i^
nie widział na jedno oko, lubił jak i jego żona gaw^ędzić.
Gdym już zasiadł do stołu, opowiadał mi o swoich rodzis-
nych stronach, to jest o Uralu, gdzie w Złotoustin bjip^
nikiem i zkąd przj^any został do Syberyi.
ttRoku 1824, zwiedzał Złotoustie, nieboszczyk car 1k-
ksander I. Przyjmowaliśmy go chlebem i solą i powEzech^
radością, bo myśleliśmy, że nam za to da wolności. B^
illuminacye i uczta dla ludu. Wytoczono beczki z wódki i
każdy pił, ile tylko chciał i mógł, kilku chłopów zapiło i^Ą
na śmierć i padli martwi przy beczkach. Nazajutrz rm^
car mając przy boku Dybicza, wyszedł na balkon, a polic-
majster Desterlot z dołu, spięty w mundur jak struna, ra-,
portowsi mu o stanie osady, a mówiąc o wczorajszej oocMr
doniósł, że kilku od pijaństwa przy beczkach umarło. Car
zasmucił się i nic nie odpowiedział, lecz Dybicz z balkosa
wykrzyczał policmajstra za to, że o takiej bagateli csn>v.
raportował i że mu przez to wesoły humor odebrał. P<^^
majster drżał jak listek ze strachu, stał z godzinę pod ^
konem, a gdy mu wreszcie kazali pójść do domu, zmartwiony
241
niełaska I dostał apopleksyi i tegoż dola umarł. Gar zwie-
dzał kopalnie, lazaret, wysłuchał próśb o jałmużnę i wsparcie
łaskawie wielom udzielił, wysłuchał skarg na urzędników,
lecz ich nie ukarał i wolności nikomu nie dał.»
Gadatliwy starzec, od wspomnień ze swojej przesdtości,
przeszedł do wypadków krajowych. Mówił mi, że mieszkańcy
Sołońców dawniej lepiej się mieli, że od czasu jak ich Mu-
rawiew porobfl kozakami, podupadli i zubożeli, że ogromnie
się obawiają, ażeby ich nad Amur nie przenieśli, a z całego
postępowania rz^du i ze znaków niebieskich wróżył straszna
wojnę, a Na trzy tygodnie przed Bożem Narodzeniem, nad
ranem, przed wschodem słońca, zniknęła jutrzenka i dwa dni
nie było jej widać; jest to niechybnym znakiem bliskiej
wojny. Przed Bożem także Narodzeniem widzieliśmy na
niebie ogniste słupy'; schodziły się i rozchodziły, a całe niebo
GEerwieniło się jakby krwi% zalane; wszystko to oznacza, że
będzie wojna.» Owe dupy na niebie o których mówił starzec,
była to zorza północna, która pod tym stopniem szerokości
geograficznej, pod którym jest Daurya położona, jest rządkiem
igawiskiem. W okolicach północnej Syberyi, gdzie zorza
jest stałem zjawiskiem, mieszkańcy z jej pokazywania się,
żadnych wróżb nie robi%; tutaj zaś, ponieważ nie często j%
widnj%, więc z jej zjawiska różne, jak i u nas, przepowiednie
wyci%gaj%.
Na uHcy Sołońców, przez cał^ noc paliły się ognie, a
przy nich na mrozie prawie 40 stopniowym grzali się Indzie,
którzy z końmi czekali na karawanę, wioz%c% złoto i srebro
dla cara w Petersburgu. Karawana nad rankiem przybyła
do Sołońców, konie przeprzęgli i pojechała dalej. Składała się
z trzech krytych na saniach powozów, a do każdego z nich
po 8 koni było zaprzężonych; z kilku kibitek i sani, w któ-
rych siedziała straż kozacka. W jednym, szczelnie zam-
kniętym powozie, znajdowało się d^oto, a w dwóch innych
siedzieli urzędnicy, pod których okiem i dozorem wioz%
złoto dla despoty. Jest w Dauryi ogólne podanie i wiara,
że dopóki karawana ze złotem nie przejedzie, dopóty nie
ustaną wielkie mrozy, że temperatura natychmiast po wy-
wiezieniu dota łagodnieje. Gdy już karawana odjechała,
GnuŁU, opisanie. II. 16
242
stara gospodyni rzekła. «Ko, sława Boga I mimloga knt
proszła i stuża projcliot*)» Tak rzeczywiście, shmnie to
złoto krwi% ludzką nazwane, albowiem krwią i potem tf-
wolników wydobyte, szpikiem z kośd knntami potnasktnid
namaszczane, błyszczy potem w koronie carskiej lab na |ił-
cach jego metres, jako znak ciężkiej niewoli 69 ibilkmBi
ludzi, pracujących we krwi i w mozolnym trudzie, na ntnf-
manie jednej despotów rodziny 1
O kilka wiorst za Sołońcami, znajdiąją się ćródls ittki
Urowu, która, jak to już pisałem, wpada do Argnni, pff*
płynąwszy mil 20 w dolinie wapiennemi górami zastoufią
Dolina ta należy do najniezdrowszych okolic w Dwrji
W wierzchowiskach rzeki przy Sołońcach skurczenie cńa^
wola (struma) kretynizm panują, ale nie są powsKckseie!
choroby. Za to w średnim i dolnym bieg^ tej rzeki ni*
kańcy podlegają licznym chorobom. We wsi Urów Trick*
połowa mieszkańców choruje epidemicznie na wolę, sfao*
fuły, rachitis (angielska choroba) albo na chroniczne feiSTf
którym towarzyszą powiększanie się wątroby i śledsoi^
kończące się wodną puchliną. Chorobliwe wydęcie giA
nie tylko pomiędzy ludźmi jest tu pospolite, podlegają *
i domowe zwierzęta, jak: krowy, konie, szczególniej ai^
i świnie. Te choroby zjawiają się i w innych okoHaA
Dauryi ; wola między ludźmi i zwierzętami szczególniej ^
wszechną jest nad Szyłką.
Razem z wschodem słońca wyjechałem z Sołoniec Z góq
na górę jadąc, przebyłem doliny potoków: Tołówka, ^
wianka i Mostówka, które płyną do Urowu. Okołiei *
posępna i dzika jest niezamieszkałą. Z tych dolin it^
pnie się na łańcuch gór, będących działem wodnym tsi^
Urowem i Gazimurem; tutaj okolica urozmaica się i itf>l
jest posępną. Pędząc z góry po drodze bardzo podcH
nagle, w ciemnej puszczy, w głębokiej dolinie, na ksoM
wytrzebionego gruntu, uderza oko wędrowca wieś iniji*
pozór europejskiego miasteczka. Domki z wielkimi oki{ai^
malowanemi na zielono okiennicami i czerwonemi dacfta^
*) Chwftłft Bogu 1 krew ladika wywieiionn i mrosy wnet usuaą.
243
budso weaolo odbgają od czarnego tla pnszosy. Przy skar-
bowych domach, ganki', ^py, balustrady, ozdobione 8%
ciesielską rzeźb%, a wszystko to jest nowe i błyszczące.
Wzdłaź drogi po oba jej stronach, ciągną się dwa rzędy
takich domków, zupełnie do siebie podobnych; widać, ie je
wznosib jedna myśl i jedna ręka; na końcu ulicy stoi mu-
rowana strażnica, okrągła jak baszta. Druga ulica schodzi
ńę z tamtą pod kątem prostym, i zabudowana jest licho
akleconemi chatami. Osada ta nazywa się Uzkie miejsce.
Założył ją przed kilku laty Rozgildiejew, założyciel Kary.
Bozgildiejew lubił budować i wznosić miasta w przeciągu
miesiąca. Miał on tę wolę despoty, która pragnie w jeden
moment być realizowaną. Dał rozkaz i wnet powstawały
domy, którym dawał przez malowania i różne ozdoby
pozory europejskie. Intrygi wygryriy go z Dauryi, a
szczegóbiiej ta okoliczność, iż Murawiew silnej woli
cs^owiek , człowieka równej woli pod sobą znieść nie
mógł.
W Uzkiem miejscu jest kopalnia złota nad rzeczką Tajna.
W niej pomimo 37 stopni mrozu, odgrzewają w tej chwili
z wierzchu ziemię palącemi się Idodami i wygrzebigą złoto
zmieszane z piaskiem. Ta i sąsiednia kopalnia nad rzeczką
Bystra, dostarcza rocznie 80 funtów złota. Do strumyka
Bystra wpada potok Takówka, nad którą zeszłego roku roz-
poczęto kopanie złota. Wszystkie te kopalnie razem, dostar-
czają około 320 funtów złota.
. Rzeka Tajna od Uzkiego miejsca płynie na północ do Ga-
zimoru; droga poprowadzoną jest przez jej dolinę, rozszerza-
jącą się w miarę zbliżania do jej ujścia. Mróz dzisiejszy
zmuszał mnie do częstego wychodzenia z sani i do biegu
kłusem przy koniu, który zbielał od szronu. U nozdrzy
potworzyły się długie lodowe stalaktyty, które grubiejąc za
każdym krokiem, mocno dokuczały biednemu zwierzęciu i
wisiały długie na pół łokcia. Wszyscy, których dzisiaj spot-
kałem, podobni byli do Jbałwanów śnieżnych. Kożuchy i
ezapki zbielały, u wąsów wisiały igły lodowe, takież igły od
brwi i rzęsów zasłoniły oczy. Najmniejszy włosek i puszek
aa twarzy omarzł i zrobił niepodobnem poruszenie głową.
16*
2U
Około południa szron pokrywający mnie etopniał i pm*
jął wilgocią ubranie. Zziębnięty, prsemokly, z radoid|
powitałem wieś kozacką Tajne, położoną przy lejtoi
zif doliny Tajnińskiej z Gazimurską. Tntaj ogrzafem o^
wysuszyłem i dowiedziałem się o 6mierci kolegi wyga-
nia, Michała Świdzińskiego, zaszłej jeszcze roku tetśt^
1857.
Michał Świdziński urodził się w Galicyi. Ojciec jigo
był księdzem uniackim, który go wychował w silnem pRf*
wiązaniu do mowy i obyezaju ludu nurińskiego. Ctftp^
pilnie poetów którzy dawną Ruś idealizowali, jak: BoMai
Zaleskiego, Seweryna Goszczyńskiego, Tomasza Fidir^
Olizaroskiego; romanse Michała Czajkowskiego i innyck»
torów piszących u nas. o Rusi, którzy rzeczywiście tf
powód do tego prądu jaki Ruś przebiega, a wyraża Ą
jako dążenie do podniesienia narodowości i niepodlegloBO
rusińskiej. Marzył z nimi razem Świdziński o święta^
wielkiej Rusi, nie mającej nic wspólnego z Moskwą; ztęfH
sobie serce czynami bohaterskiemi kozaków Siczy i Zapo*
roźa, których egzystencyę Moskwa jeszcze przed ostatecnfK
upadkiem Polski zniszczyła; ożywiał się podaniami walk śt
powych i roztkliwiał obrazami życia ukraińskiego, pehegi
woni i poezyi. Postanowił w końcu całkowicie poświęcić^
dla ukochanej Rusi, której przyszłość dusznie widział tifti
w związku z Polską, równą i bratnią, i tylko przez oititai|
dźwignąć pierwszą zamierzał. Z takiem postanowioiaB
opuścił Galicyę i udał się do Konstantynopola, ażeby i»
porozumieć się z reprezentantem kozaczyzny polskiej ^ ^
chałem Czajkowskim, jedynym człowiekiem pomiędzy BM'
nami, który na drodze samodzielnego czynu , robił u83ovaaii
urzeczywistnienia marzeń poetów i dźwignięcia silmj ^
i pięknej, zostającej w jednym związku politycznym zPolikl
i z Litwą. Porozumienie przyszło do skutku i Cząjkomk'
wysłał Świdzińskiego nad Dniepr, z poleceniem ssenesftl
myśli o wolnej i niezależnej kozaczyznie pomiędzy ttf*
tejszymi Rusinami. Świdziński wędrował jakiś cnt f*
Ukrainie i szerzył tam wspomnienia przeszłości. Cliodd**
chaty do chaty, a w pielgrzymce swojej doznawał pomocy ^
245
Polaków nkraińakich. Z nad Dniepru pneniósł Świddński
pielgnymki swoje propagacyjne nad Don, łudząc się, iż i
tam wspomoienia z pnesziości wolnej kozaczyzny z ozazów
polskich, znajdą odgłos. Nie wiedział że Dońcy straeili
ducha wolnego, iż nic wspólnego z Siczą nie msją, a język,
obyczaje i usposobienie ich jest zupełnie moskiewskie.
Pierwszy też esauła, do którego udał się ze słowem woI-
nem, zdradził go, związał i oddal w ręce władz moskiew-
skich. Z nad Donu przywieźli Świdzińskiego do Peters-
^^T^g^ gdzie z więzienia ucieU i schronił się w kościele Do-
minikanów.
Tam go prędko stróże kościelni i księża spostrzegli, a
wydobywszy z ukrycia, zapytali, kto on jest i dla czego
ukrywa się w kościele. Odpowiedział, że jest Polakiem, że
był więziony jako przestępca polityczny, że uciekł z więzienia
i prosi o pomoc. Fizyonomia niepokaźna, odarty ubiór,
obudziły w księżach wątpliwość co do prawdziwości zeznań
Świdzińskiego ; strach zaś, który w ludziach w jarzmie cią-
giem będących, szerzy zawsze moralne spustoszenie i obo-
jętność, a popycha do podłoty i zdrady, spowodowfd:, iż
Swidzińskiemu nie tylko pomocy nie dali, ale przytrzymali
i odstawili do więzienia. Sąd wojenny, po długiem badania,
skazał go do kopalni i Świdziński w 1850. roku odtranspor-
towany został do Akatui, gdzie natychmiast inni wygnańcy
polscy wzięli go w opiekę pomiędzy siebie. Umysł jego
wrażliwy, skłonny do marzeń i zapalny, nie mógł znieść
wygnania i wytrwać w nieszczęściu; wpadł w melancholię i
odosobnił się, a potem dostał obłąkania, w którem popeł-
niwszy jakieś wykroczenie, oddany powtórnie pod sąd i ska-
kany na kije. Wygnańców powaga była podówczas tak
wielką, że wpłynęli na to, iż tylko przez formy tej krwawej
egzekucyi przeprowadzili Moskale Świdzińskiego, ale go nie
ł»li Wkrótce potem w biedzie i tęsknocie, z rozstrojonym
Umysłem, marząc ciągle o wolnej kozaczyznie, zapadł mocno
ua zdrowiu. Koledzy przenieśli go do Nerczyńskiego Za-
wodu, najęli tam dla niego mieszkanie, zapewnili pomoc
Iskarską i zaopatrzyli we wszystkie potrzeby. Już będąo
246
mocno Blabym, przyszła ma ochota jechania do Ałefau-
drowska. Nie można mu było wyperswadować tego a-
miaru ; wyjechał i w drodze w osadzie zwanej Borzmeki p»-
stemnek, umarł na stacyi pocztowej (1857. roka) i w \k^
wsi pochowany został.
n.
TERCHNOUDIŃSKI I BABGUZIŃSKI
POWIAT.
I.
Giwiee oba powiatów. — Połoieaie goograftcine i obnernoić. — Góry. —
Bieki i oliankter róśnyeh okolic. — Kosaey Bariaoi i licsba między nimi
Polaków. ~ Wody mineralne w Tuice. — Witimskie pasacae. — Dslały
Wód. — Step barlaoki. ~ Raeki : Uda, CUłok, Csykoj i Melenga. ~ Je.
Kiofo Kosogoł w Mongolii i lady Urianehowie i Darehatowie. — Brygady
konnych kosaków. — Statystyka ludności, pod wladc§ Sprawnika będą-
ca. — Klimat. — Flota. — SUtystyka rolnicsa. ~ Handel. — Fabryki. —
lelaao I Słoto.
Wierchnondiński i Bargasiński powiat, położony jest
także w Zabajkalskun Obwodzie. Wierchnoudiński graniczy
na południe z Mongolią, na zachód z powiatem Irkuckim i
jeziorem Bajkałem, na póhioc z powiatem Bargnzińskim,
utworzonym w 1857. roku z cz^ci Wierchnoudińskiego, a na
wschód graniczy z Nerczyńskim powiatem czyli Dauryą.
Barguziński powiat graniczy na zachód z BajkiJem, na
póhioc z Irkucką gubernią i Jakuckim Obwodem, na wschód
także z Jakuckim Obwodem, na południe z Nerczyńskim i
Wierchnoudińskim powiatamL
Największa długość obu powiatów od Witimu aż do zet-
knięcia ai§ Bajkalskich gór z Sajańskiem pasmem na granicy
Mongolii, wynosi około 230 mil geograficznych; największa
nerokoió z północy na południe około 100 mil. Położone
między 120* a 135 "^ długości geograficznej, i między 50° a
56'' północnej szerokości, oba te powiaty obszemością swoją
równają się większym państwom Zachodniej Europy. Prze*
Btrzeni tej krainy, nie znajdigąc w żadnych danych aktach
rządowych i w opisach naukowych, dokładnie nie możemy
250
obrachowaó, a i połoienia geograficznego ściśle oataji
nie możemy, gdyi granice ci%gn%ce się przez piutynie, me
dokładnie na mapach s^ oznaczone.
Od zachodu i południa wchodzi w te powiaty pumo Sir
jańakioh gór. Jedna ich gałąź ciągnie się wzdłuż loongoi-
skiej granicy; druga zmierza ku Bajkałowi, rozgałęzia si^u
liczne, w roinych kierunkach dążące pasma, otacza jeziM
i tu przybiera nazwisko Bajkalskich gór. Cala pizesinś
od granicy mongolskiej, zamknięta Bajkałem z jednej, t
korytem Sielengi z drug^iej strony, jest krainą zimną i didi7l^
wysokich gór. Najwyższe szczyty znajdują się na brMgick
południowo-wschodnich jeziora i w punkcie zetknięcia ■(
z głównym łańcuchem S^ańskim. Wierzchołki pokryte śue-
giem, a wysunięte za linię roślinności i tu nazywają gokaia.
Znaczniejsze wierzchołki są następujące: Hamar-Daban m
wysokości 5,120 stóp; Nuken-Daban (daba po tunguzku gón);
droga która przez te górę przechodzi, wznosi się do wj*^
kości 4,235 stóp; Budduriun, Ukurej, Hungurulow, Zennfii
Euzimur, Urgeduj, Golec Wydreński ma 4,260 stóp wysokoki,
Golec Langatujski, Golec Demidów, Śnieżny, Sirotski, Goltt
Muriński i inne, może i wyższe od wymienionych, lecf nai^
znane.
Głębokie doliny i wązkie wądoły, zasute usypiskami fU*
nemi a mokre i pokryte puszczą, towarzyszą szamiącj*
między granitowemi odłamami rzeczkom i stromieiM*-
Większa liczba dolin jest bezludna; w niektórych, obfitijl-
cych w trawy, miesdcają w małych ułusach Bnriacl ftt!
trakcie z Irkucka do Kiachty, pnącym się nad przepaściitf
po najwyższych górach, założone zostały stacye pocztowa ^
wsie: Śnieżna, Ałasak, Ogłok i inne, w których osadneo
dymissyonowanych żołnierzy i posieleńców. Górzysta bu^
scowośó, surowy klimat, jest powodem, że ludność wioM^
moskiewskich w górach nie zwiększa się, lecz prsedwtt*
zmniejsza się, przez wynosznie się w inne, żyzniejsze okottcB-
Przez góry poprowadzono trakt z Irkucka do Kiaditjr i
znaczne bardzo summy na niego wyłożono. Podróżni z I^
kttcka, udają się drogą wzdłuż rzeki Irkut do Tunki, a ń^
albo przez kozackie pograniczne osady do Kiachty, albo
251
•
pnez Eułttik i stacye: Hamar Dabańsk^, dnieźii% i Amar
kowską, w dolinę rzeki Biydy, którą dostają się nad Sielengę
i do Kiachty. Drogi te niezmiernie są wałne dla Zabajkala;
ieglaga bowiem po Bigkale ustaje w listopadzie , jezioro zai
lamansa dopiero w styczniu; w czasie więc od ustania że*
głogi do zamarznięcia, a dragi raz na wiosnę od końca
kwietnia aż do polowy czerwca, kommnnikacya z Zabajkalem
odbywa się przez górzystą okolicę, którą opisuję, po wyżej
wspomnianych drogacb, zawalonych pniami, kamieniami i
śniegiem, niebezpiecznych a trudnych. Powóz ani bryczka
nie przejedzie temi drogami; podróżni więc zmuszeni są
jechać wierzchem, towary także na koniach przewożą*).
W Barguzińskięj krainie, na północ od Sielengi, góry
nie są tak znaczne jak w Wierchnoudińakim powiecie. Większe
pasma są: ciągnące się między rzeką Barguzinem a Baj-^
kalem, zowią Dżergejskie; pasmo pomiędzy Barguzinem i
Witimem, zowie się od rzeki Ikat wpadającej do Witimu,
Ikatskiem; wreszcie pasmo nazwane Griaznem, z powodu
biot znajdujących się na górach, które przebywać trzeba,
udając się do kopalni złota witimskich. Na samym brzegu
Bajkala, zacząwszy od wsi Kułtuk, leżącej w Irkuckim
jeszcze powiecie w krańcowym punkcie jeziora, aż do ujścia
Bielengi, znajduje się tylko kilka małych pod górami równin ;
^ększa część brzegu na tej przestrzeni ubramowaną jest
granitowemi i trachitowemi górami, które spadając w wody
jttiora, przedstawiają wspaniale widoki. Na tej przestrzeni
nuędzy Eultukiem a Sielengą wpada do Bajkału mnóstwo
górskich potoków i rzeczek. Wymieniam większe rzeczki:
Utalik, Sagzan, Murin, Śnieżna, Wydrenka, Pieremnaja,
^Bzowka, Maszy cha, Iwanowka, Manye, Manturicha. Osad
ludzkich na t^ linii jest bardzo mało; największa i nąjwa-
^eJBza jest wieś Fosolsk.
Za glównem pasmem Bajkalskiem, okolica pochylona ku
Sielendze jest także górzystą, lecz doliny są obszerniejsze^
*) Od KaKaka do Anukow^ 25 mil koano Jeeha6 trseba. M» stacjMk
"^ sgo^i ohleba 1 herbaty oawet dostać nie moftaa, podróiay nl«aną}§c7
Jtiyka boriaeklego , rosmówić się nie mofte.
252
równiny azenze, grunta lepsze, a Uimat za górami, kUn
wstrzymują zimne wiatry od Bajkała, jest łagodniejszy. Db
tych przyczyn i ludność tej okolicy jest gęstsza. Mienk^i
tu także Buriaci i Moskale. Uhisy buriackie mak, śokm
z wojłokowych jnrt, lab z brzeziny kłeconych ssałasów, p-
łożone s% w tych dolinach i równinach, które niewisściiń
stepami nazywają; tu i owdzie znajdują się wsie modórr-
skie. Nad jurty niektórych ułusów, wznoszą się buddjjAie
ówiątynie, zbudowane w chińsko -mongolskim ponądki; »
w wioskach błyszczą się krzyże na byzantyńskich kopobck
moskiewskich cerkwi.
Nad jeziorem Gęsiem w tej okolicy położonem, wbmb
się główna świątynia Buriatów, przy której mieszka Hanbi'
Lama, biskup buddajskich Buriatów; jest to wige ftoiiei
Bnddaistów, będących pod władzą Moskwy. W bliiMi
tego jeziora, odkryto w ostatnich czasach obfite pokU{y
umbry; w blizkosci także znajdują się źródła słone. Pems
liczba Buriatów, a szczególniej mieszkający wzdłuż mongi»l-
skiej granicy, zamienioną została na kozaków, utrzymióąc^fk
straż pograniczną*).
O górach na p^noc od Sielengi już pisałem ; im bardb^
na północ, tem góry te są niższe, równiny błotnistaB^
płaszczyzny liczniejsze. W tej okolicy znajdują się wody ge-
rące siarczane w Turce**) i takież same wody koło nńifti
Barguzina. Mieszkańcy tej okolicy są Buriaci, zostający poi
władzą Barguzióskiego tajszy ; ludność moskiewska
•) Kozacy nadgranicsni, nad riek% Dłyd§ i w g<iraeli bą}kaUkich , « gn-
Bicftoh -wietebnoudińskiego powiaiu nłcszkąlfey, tUBowią polfc kouj. flMt*
Jego jMt w Haracajcie. Kozacy tego pułku tą głównie Buriaci, •!• af « mb
1 Moskale i 140 Polaków, których w 1859. roku tu na kozackie ońtBaat
przypędzono. W okolicy nadbąfkalskiej, leifcej w granicach drugiego piB"
Irkuckiego we wsiach: Murin, Utulik, Kułtuk, kłlkttdzie8i«eiQ Polaków w nit
1858 oa kozackiem osiedleniu osadzono.
**) Tarka odległa jest od Bajkału !>/« wiorst, od Irkucka 410 wiorst. Ok»-
lica lesnft i niemalowuicsa. Przy źródle powstała mała wioseczka; w jisrf'
wano tei cerkiew, dom dla goici z 10 numerami i dwie wanny w latieśkack:
numer miesięcznie kosztoje 7 rs. 14 kop. a kąpiel Jedna d3 grosie. J«tf ^
tu lekarz i apteka. Źródło chemicznie rozbiera! w 1806. roku aptekanBsla.
w roku 1836 doktor Hess, » w 1859. roku T. Lwów. Wody msjf sn^ "^
nawo gorzki, lekiio gryH<^y; temperatura 13° wyś^ aera R.
253
pomiędzy nimi, jest jegsoze nielicin^, a skopia się głównie
około Barg^zina. Na północy Barguzińskiego powiatu po-
kazują się jn£ koczujący Tunguzi szamańskiej wiary. I na
tej przestrzeni wiele rzek wpada do Bajkału, największe 8%
Barguzin i Wierzchnia Angara, mająca ujście na północnej
krawędzi tego jeziora.
Na wschód od tych brzegów rozciąga się kraina na prze-
miany górzysta i równa, bezludna i okryta nieprzebytą
puszczą. Błądzą po niej Tunguzi, płacący jesak. Baz do
roku zbierają się nad jeziorem Baunkut, przez które płynie
rzeka Cypa, dla sprzedaży Moskalom futer. W tej puszczy,
ma źródło swoje rzeka Witim, która płynie na północ do
Leny, a której koryto jest granicą Barguzińskiego powiatu
od Nerczyńakiego, a potem od Jakuckiego Obwodu. W do-
linach afBuentów Witimu, odkryto niedawno pokłady słota;
eksploatacya jego ściągnęła tu ludność moskiewską, która
jednak z powodu surowego klimatu, gruntów nieurodzajnych
i mokrych, stale tu nie osiada, lecz tylko czasowo prze-
bywa. Większe rzeki wpadające do Witimu w granicach
Zabajkala są: Kydymot, Alanga, Gypa i Muja.
Wschodnią krawędź powiatu Wierchnoudińskiego opasiąją
Jabłonowe góry, których ramiona ciągnące się nad Czy-
kojem, Chiłokiem, Udą i Sielengą, okryły drugą połowę po-
^atu siecią dolin i pasem górskich. Linia głównego łań-
^cha jest działem wód , płynących do Oceanu Wielkiego i
do Oceanu Lodowatego. U stóp tego łańcucha i w samych
górach znajdują się małe jeziorka, które towcu^zyszą zwykle
każdemu działowi wód i są jedną z cech oznaczających i
charakteryzujących każdy dział. Jeziorka te są pospolicie
głębokie, wodę mają jasną i zimną i jako wielkie źródliska
zaopatrują wodą potoki i strumienie. Przypominam , że
^ Tatrach naszych, które są działem wód między Wisłą a
I^^najem, jeziora te lud zowie stawami albo morskiemi
oczami. Na dziale wód między Dniestrem a Wisłą, a ściślej
"liędzy Seretem a Bugiem, w okolicy pagórkowatej, jeziora
*c ^ mniejsze i lud je tam nazywa sine oczy. Na Litwie
na działach, znajdują się podobne do głębokich studni
z wodą zardzewiałą. W panu Tadeuszu, w obrazie matecznika
254
pańcia ) MiekiewicK pneflicznie opisał te chankŁeryst^ene
jesiorka.
W Pirenejach jeziora takie towarzyszą takie dzukm
wód; na najwyższej pomi^zy nimi górze Maladecie, nugd^e
się na ogromnej wysokości aż kilka jezior; toż samo w Al-
pach i w Apeninach. W krajach nknlturowanych, podfai-
wionych lasów, znmieiisza się massa wód w rzekach, t j^
ziora działowe wysychają i znajdi^ą się tylko ich IMl
Jabłonowe pasmo najzupełniej potwierdza obeerwacygjw
na działach. Podróżny jadący z Zachodu, przejeżdża Mi
jeziorem Irgeń i Szaksza, położonych u zachodnich itóf
pasma, i nad jeziorami Bachlej, Takiej, Iwan, Szałyń i S* i
Prócz tych, naliczyćby tu można wiele innych jezior gónkid^ |
z których czerpią wody rzeki i potoki , zasilające wszjstkk '
wodne sieci kraju. Do Jabłonn przypiera od zachoda V
soka, sfalowana równina, którą nazywają stepem barii-
ckim; okryta jest borem modrzewiowym, posiada oboent
łąki i pola, mogące być uprawianemi. W borach loóie
wiele gatunków jagód i roi się mnóstwo komarów ; na h^
całe gromady dropi obaczyć można, od wielości któiTclT
aż łąki się bielą. Ułusy otoczone są stadami bydła i hti
które swobodnie Uądzą po polach, a tu i owdzie wieś oai>
dleńców założona, lub też na stepie samotnie dom pocito«7
stojący, a przy nim więzienie etapowe z ostrokołem, pntd-
stawiają się Buriatom jako znaki szerzącej się moakie*^
cywilizacyi. Moskal w kraju zdobytym przedewszystkk*
buduje więzienie; po licznych więzieniach poznaje się por-
wanie moskiewskie. Na drogach tej krainy, podróanj tt
potyka konne orszaki Buriatów, karawany kupców i ta*
warami na dwukólkowych wózkach, żołnierzy i rekratf*
w marszu, partye okutych aresztantów, lub bryczkę poato«|
oficera, przed którą ustępują gromady okutych i nieobUjd
ludzi.
I^a buriackim stepie znajdijgą się źródliska dwóch i»t
Udy i Chiłoku; obie płyną ze wschodu na zachód i wpadąjl
z prawej strony do Sielengi. Uda jest rzeką górską, btnaii
nad nią, szerokie zamieszkałe przez Buriatów Hoiyńshi^
Chiłok płynie w szerokiej dolinie, pochyłości, zabreeii ^
256
błonia zasiane 8% zbożem. Nad Chilokiem mie«kaj% Bnriaci
i Moskale starowiercy, których nazywają Siemiejcami. Nad
tą rzeką w 1856. roku założono we wsi Biczurze fabrykę
cukru z buraków; w okolicy tej rzeki znajduje się także
huta żelazna w Piotrowsku, do której wysyłają skazanych do
ciężkich robót w Syberyi.
W południowych okolicach Wierchnoudińskiego powiatu,
równoodległe od Ghiłoku, płynie od Jał^onowych gór rzeka
Czykoj. Dolina jej górzysta i malownicza; mieszkańcy tru-
dnią się rolnictwem, pasterstwem i kontrabandą towarów
£ Mongolii. Ludność składa się z Buriatów, posieleńców i
Siemiejców. Nad rzeczami Gremuszą, Morozową, Aszańczą
i innemi, wpadającemi do Czykoju', znajdują się kopalnie
złota. Na p<^udnie od Czykoju, okolica w niektórych miej-
scach piasczysta, w innych górzysta, łączy się ze stepami
Wielkiej Mongolii; w niej położona jest Eiaohta, miasto
z powodu handlu z Chinami, najważniejsze w całej Sy-
beryi.
Główną rzeką powiatu Wierchnoudińskiego jest Sielenga.
Źródła jej znajdują się w stepach Mongolii. Płynie w po-
czątkach z zachodu na wschód ; wszedłszy w granice Syberyi,
zawraca się na północ i zdąża do Bajkału. Brzegi tej rzeki
są wysokie, górzyste, a pod względem piękności ustępują
tylko brzegom Szyłki. Nad Sielenga mieszkają Buriaci i Mo-
skale. Pierwsi trudnią się pasterstwem, drudzy pasterstwem,
rolnictwem i przewozem herbaty. Z lewej strony wpadają
do Sielengi następne rzeki: Ege, która wypływa z jeziora
Kosogoł, w granicach Mongolii położonego; w granicach Mon-
golii znajduje się jej koryto i ujście. W granicach Syberyi
zabiera Sielenga wody rzeki Dżyda i Tiemnik.
Jezioro Kosogolskie, w ostatnich czasach zostało celem
ucieczek moskiewskich podróżników. Permikin zwiedził jego
okolice w roku 1856 i 1857 i obudził w gubernatorach irku-
ckich chęć zabrania i przyłączenia go do Syberyi. Permikin
powiada, że lud Urianchów, mieszkający nad Kosogołem i
ich sąsiedzi Darchatowie, koczujący w Mongolii w wierzcho-
wiskach Jeniseja, niecierpliwie pragną być poddanymi (!)
białego cara; że go uważają za prawego swojego władzcę
256
a nie oesana chińakiego; a cUlej, ie oni fcwierds%, ił im
car powinien panować w cał^ Mongolii, albowiem aUiii
granice Moekwy 8% daleko na południe za Mongoli% (bcIV
Zwracamy uwag^ na te słowa moskiewskiego podióżaik^
z nich bowiem w przyszłości wyprowadzać będą powody k
nowego zaboru i tytuły prawne do posiadania MoBf&
Ż^a zaboru jest nienasyconą w Moskalach. Słyszałem se-
dawno w Irkucku od nich, że kraina Eosogolska jest pigli^
te jej mieszkańcy sympatyzują z Moskalami i ch<^ ^
carskimi poddanymi; wi^ należy zadość uczynić idi kjoh
niom i kraj ten zabrać. Darchatowie należą do
plemienia z Urianchami. Pierwsi zapomnieli już
starożytnego języka, którego drudzy jeszcze używają.
Przy opisie różnych okolic dwóch powiatów,
liśmy o ludności i rodzaju jej zatrudnień. Teraz wymisBimi
podziały urzędowe tej ludności. Znaczna jej część suhi^
nioną została na kozaków konnych, których podzidcso m
dwie brygady. Pierwsza brygada obejmige ludność Inriicfali
i moskiewską, mieszkającą wzdłuż granicy mongolsidfó oi|
Tunki nad Irkutem, aż do miejsca w którem Jabłono^y Mkj
cuch przecina granice, wchodząc z Mongolii do Syba|^
Buriatów i kmieci moskiewskich pomiędzy Tunką a £Mfcl||
dopiero w roku 1857 zamieniono na kozaków i wciekios^i
tej brygady, której stolica znajduje sig nad granicą Ghiiikii
we wsi Kudara, o 40 wiorst od Eiachty. W ostatoidiai-,
sach widzimy rząd carski w wschodniej Syberyi bardzo {«*
liwie zajęty powiększaniem swoich sił zbrojnych. Jnż ÓDŚąi
posiada tu armię, która dała mu przewagę politycszią «|
wschodniej Azyi; ma on jednak zamiar armię tę yodśtd
do takiej liczby, któraby mu pozwoliła zająć resztę Maadśsjiil
i Mongolii, oraz zawojować Chiny. i
Druga brygada konnych kozaków jest w KercqfBsIpB
powiecie nad Argunią i Ononem, ze stolicą w Cnracbyar
Trzecia brygada konnych kozaków mieści się w Wiercbaie*
dińskim powiecie nad Sielengą i złożona jeet z samych Bf
riatów. Ludność tych trzech brygad w roku 1858, IS^^
1860 powiększoną została przesiedleniem z Moekwy kSo
tysięcy żołnierzy garnizonowych, pomiędzy którymi M*
257
kilkuset Foiftków. Polacy pomięflzani zostali z Buriatami i
Moskalami. Prócs tych, osiedlono kilkuset jako kozaków
picsszych w Dauryi i tak%ż liczbę pomiędzy kozakami nad
Amurem. Statystykę konnych wierchnoudińskich kozaków
podałem w ogólnej statystyce kozaków zabajkalskich*).
Prócz Buriatów kozaków mieszkają w obu powiatach Bu-
riaci wolni. Ci ostatni płacą podatki, a znajdują się pod władzą
Tajszów obieralnych i Dumy stepowej , która jest instytucyą
zależną od Naczelnika powiatu, a posiadającą nad Buriatami
władzę administracyjno -policyjne -sądową. Dum w obu po-
wiatach jest trzy: Eudarińska nad Bajkałem, Sielengińska
nad Tiemnikiem i Horyńska nad Udą. Prócz tego są dwie
gromady buriackie, nie zostające pod władzą tajszów i dum,
lecz pod władzą tak zwanych Upraw inorodnych:
pierwsza nazywa się Gongolską uprawą, druga Zakamieńską.
Buriaci kudaryńscy wyznają szamanizm, reszta Buriatów, a
w tej liczbie i kozacy są buddaistami. Podróżnik mo-
skiewski Maak**) powiada, ie w 1831. roku Buriatów za
Bajkałem było 152,000; w tej liczbie 72,000 mężczyzn i
80,000 kobiet. Przed Bajkałem miało ich być 20,000. Teraz
ludność ta wzrosła do 190,000. Nam się zdaje, że pan Maak
błędnie podaje liczbę ludności buriackiej. Moskale w ogóle
liczbę obcej ludności zwykli zmniejszać dla powodów poli-
tycznych. Jesteśmy przekonani, że nie wiele omylimy się,
jeżeli liczbę Buriatów w Syberyi podamy na 400,000 przed i
za Bajkałem, na wielkiej przestrzeni Syberyi mieszkających,
którą dla względów etnologicznych potrzeba nazwać Bu-
riacyą.
Ludność moskiewska składa się z chłoi>ów, posieleńców,
kupców, mieszczan i urzędników. Chłopi płacą podatek {
dają rekrutów do armii regularnej. Podzieleni są na gminy
i gromady (obszczestwa). Są zamożni i w dobrym, bycie.
Wyznają albo grecko - rossyjską albo starowierską religię.
Szlachty posiadającej własność gruntową nie ma wcale. Po
wsiach i miastach rozrzuceni są deportowani osiedleńcy
*) Zobacz opisanie Nereiyńskiego powiatu.
•*) Patieasostwie na Amur. Petersburg, 1859 atr. 14.
17
GiŁŁBB, Opisanie. IL ** *
258
Moskale, Żydzi, Polacy i Tatany, a w Piotrowska depcita-
wani do robót. W oba powiatach jest miast cztery: Tni*
ckosawsk (Kiachta), Sielengińsk, Wierchnoodińsk i Bsifh
adn. Ladnoić w nich, co do języka, stanu i zatrodnieiiiiiMt
mieszana*).
*) Naatfpnjąee lietby, wjjfte s raportów onfdowj^di
tystykę ludności xo8ti0§cej pod loskaumi 6pravnika powiatu w rakiltf':
1) Gmina TarbogoUOsł^^
3)
4)
5)
6)
Maclioraibirska
Knnalejska
UrłukBka . .
lUńska . . .
ItaaeyAska .
7)Gromada Iwolgińaka
Bąjanliosońaka . .
Kułaka
Duma Kndaryńaka . . .
Horyńska ....
Slelengińska . . .
lS}QromadaBnriat4SwCongolaka .
14) V » ZakamieAaka
«)
9)
10)
11)
la)
Domów.
1855
1686
1356
2715
9041
705
365
402
337
MtiesysD.
niewiadomo
> >
5943
7970
6S53
1878
986
1969
1063
Kobiet.
880 0"t) 9284
9038 Onrt) 19067
4297 Oart) 12363
104 (juH) 160
1377 Onrt) 2139
Ludnosó według klasa:
Mficaystt.
Duchowieństwa grecko-rosayjskiego świeckiego 144
p » > takonoego 91
Dacliowieństwa świeckiego bndAiO*J^ł«80 • • 1^
Kupców trseciej glldyi po wsiach .... 5
Salachty dsiedzicsnej 63
Sslachty osobistej 69
Uiessczaa we wsiach miesskąjęcyeh ... 20
Włościan państwa 27827
Oficerów we wsiach
Żołnieny we wsiach
Urlopowanych łołniersy po wsiach . . .
Dymissyonowanych folniercy
Kosaków miesakaj%cych ml{dsy chłopami
Włościan cwanych ekonomicsnymi . . .
Słaiących klasztornych
Burlatów kocsuj^cych
1
58
35
145
194
1544
59
34531
Buriatów osiadłych 3209
Deportowanych na osiedleniu 9905
56SS
7811
6S&3
1791
9e»
1317
1184
9381
17805
12098
167
SOT9
Kobi«t
156
5
56
8t
34
28964
3
S9
14
113
77
1637
44
33355
9069
1814
IflI
Rasem . 70940 68736
Zrobió tu naleiy uwagę » ił licaby powyłsse nie prxedatawi^« laśsn
całego powiatu. Nie wescły w nie liczby ludności po miastach nieszkaM^
i liczby ludności koaackiej; dalflj nie ma tu licaby ludności sosmiccf M
władsf górnictwa i liczby wojsk Uniowych. Polacy miesakąjf gfiśtHi f^
Klimat w tej krainie w ogóle jest surowy, ale zdrowy.
Nad Bajkałem powietrze przesycone jest wilgoci%; wieją ta
zimne ^wiatry i temperatura jest niższ% niż w sąsiednich
okolicach. W górach Bajkalskich padają gęste śniegi, a latem
deszcze, w sąsiednich zaś okolicach powietrze jest suche,
śniegi i deszcze rzadkie. Zimą mrozy dochodzą do 40 stop. R.
niżej zera. Lato bywa bardzo gorące. Upi^y dochodzą do
30 stop. R. wyżej zera w cieniu.
Granta są urodzajne. Szczególniej nad Chiłokiem i Czy-
kojem znaczną jest produkcya zboża. Wierchnoudiński po-
wiat zaopatruje w zboże Dauryę i okolice blizkie Irkucka.
miMUeh i międiy koMkami nił po wsiach. Ni« mogłem zebrać ogólnej
iiesby lodooścl bes róinlcy włada, pod którycłi aan^dem zostaje; a niektó-
rych tylko kaocelaryi udało się mi otrsymaó wiadomości statystycsae , które
tD podaję. Otói, liccba 139,676 mieszkająca na wsiacli pod władsi| sprawnłka,
według wiar dsieli się:
Mężczytn. Kobiet. Razem.
Greko -TossyjskieJ 35799 85443 71243
Katolików 56 3 59
Reformowany cli »•• 3 — 3
Żydów . . . , 596 284 S80
Maiiometanów 259 13 271
Baddaistów 32026 30681 62707
Sttaianów 2202 2318 ^ 4515
Naleiy tu objaśnló, ie sutystyka rzfdowa nie zwykła podawać liczby
ludności , nalei§cej do róinych sekt kościoła wscłiodniego. Wsaystkieh sek-
cUrzy mieści pod rnbykf wyanąjęcyeh grecko-ros8yJsk§ wiarę. W Wierchaoa-
diAskim powiecie z liczby 71,242 prawosławnyeli, należy przynajmniej 80.000
oddzielić na wyznawców rółnycłi sekt.
w innem tąjemnem sprawozdaniu, sprawnik wierelinondińskich staro-
Yierców dzieli na dwie sekty. Popowców wedłag niego Jest 7,931 mężczyzn,
8|013 kobiet, razem 15,944. Bezpopoweów 583 mężczyzn , 548 kobiet, razem
MSI. My uważamy liczby te za niedokładne i liczbę sekciarzy tego powiata
podając na 30,000, Jesteśmy przekonania, iż podaliśmy rzeczy wist8z% liczbę
«arowier»kieJ ludności.
Liczba nowonarodzonych w roku 1849 wynosiła dzieci płci męzkię) 2,435,
^eci pici żeńskiej 2,157 po wsiach. Liczby te co rok zmniejsząf« się Uk,
*» w roku 1857 dzieci płci męskiej we wsiach nrodaonych było 1,942, dzieci
Plei żeńskiej 1,688. W przeciągu lat dzieci ę«ia urodziło się 17,825 chłopców
1 15,780 dziewcząt W roku 1849 zmiirło we wsiach 1,390 mężczyzn , 1,140
kobiet. Roku 1857 zmarło 1,074 mężczyzn i 935 kobiet. W przeciągu zaś
^t dtiewięcia amarło 10,561 mężczyzn 1 8,458 kobiet.
Małżeństw zawarto w 1849. roka 582 , w roka 1857 , 690. Liczba więc
małżeństw powiększyła, a Ucaba nowonarodzonych zmniejszyła się, co do.
vodzi zmniejszenia się siły urodzajnej w ludności , na co wpłynęła rozpusta
i służba wojskowa. W dale więc lat od 1841. do 1857. roka włącznie, zawarto
»»»łżeństw 5,497.
17*
260
Flora bojna, mniej jednak obfita nii flora w Daniji. St
górach ro8n% sosny, modraewia, brzozy i cedry; w dołiuek
rosną wierzby, łozina, czeremcha i jabłoń syberyjska; ^
róie dzikie i wszystkie prawie drzewa i knaki, o Ićójtk
mówiliśmy w opisie Daaryi. Zwierząt dzikidi z drogiffi
futrami jest nie wiele w Wierchnondińskim poinea^
w którym za to daio jest domowych zwierząt: kosi i
bydła. Barguziński znów powiat pełen jest wilków , liióv.
soboli, niedźwiedzi, za to hodowla domowych tjtńen^f^
mała.
Nerczyński powiat jest krajem górnictwa, WierdiMi-
diński krajem rolnictwa i pasterstwa*), Barguziński zaś wieDą
*) w 1S57. roku do ladności zostającej pod włtdsf tpnvnilu i
Ziemi pod sabudowaniami, ogrodami, po-
dwóraami 347087 daleaitein G > ^ **^
Ziemi pod rolną uprawą 20O483>/« • > » M »
Pod ląliami a07494Vi > » « » *
Pod lasami 214159 » » * SS *
Pod drogami 21886V4 » • > 1« *
Pustkowi 643530 » » > 37S •
Pastwisk 10640 • ■»»»*_
Raaem . 1,645438 datesiccin Q i U» i|iB
wfośdanie WierchnoudiAaklego powiatu (prilea koiaków i »•■">■}
aasieli w 1857. roku syU oaimego 6,373 ćwierci ( cietwierti ) artnii M^^
ayU Jarego 72,573 ćwierci sasiali, a 190,668 ćwierci sebrali; psnuey "^
9,924 ćwierci, a aebrali 23,746 ćwierci; owsa 11,920, a aebnli 30,43ićaa^;
Jceamienia 4,551, a zebrali 8,380; prosa 93 aasiali, a 226 ćwierci ickfił>;kt>
nopi 1,390 ćwierci aasiali, a 1,137 aebrali,* taUrki 712 aaaUU a 219 ■**■>'
Oenj aboia w powiecie tego roku byłj nastfpąjąoe: ćwierć iyta (vifi^f*'
dćw) płacono po 2 r. 70 kop. ; ćwierć owsa (waga 6V9 pnda) po 2 r. kif^
ćwierć Jcoamienia (waga 8 pudów) po 2 r. 30 kop.; ćwierć tatarki (•#
8 pudów) 6 r. 60 kop.; psienicy (waga 8 padów) 4 r. 80 kop.; ćwitii^*^
Jfcsmiennych (8 pudów) płacono po 5 r. 20 kop.; ćwierć psaeaafek km
po 5 r. 60 kop.; tatarcaanyołi krup po 7 r. 60 kop.; owsianych 7 r. S>ke?-:
ćwierć Jagieł (8 pudów ) kosstowała 8 r. 50 kop.
w roku 1857 eliłopi i Boriaei utrsymywall 106,351 koni; 131,09 kf*
rogatego; 248,671 owiec; 20,606 bwId, 35,332 kós; 994 wielbłądów.
w roku 1857 a ludności włoóciaAski^ w Wierehnondi&akim pv9V^' *
aa morderstwo, 11 aa słodaiejttwo , 6 la fałszowanie pleni^sy, i^f^
lanie, oddań yc li aosUło pod sąd kryminalny. Łleaby te nie obąi*^^''
sądzonycli przez gminy, damy i samego sprawnika. Nie dąją ^ ^'^
dnego obrazu przestępstw popełnionych w powiecie, tym bardzie. ** "'
obejmują ladności miejskiej i kosaekią). Przy ananem tolerowaaia i 0^*
wanitt występków przez poddanych cara , Jedna tylko cz{ćć zbredai ift/0'
nych, dochodzi do wiadomości włada.
261
piitfcsą. Pad względem handln Wierclmoadiński powiat
dotąd by} nąjwaŹBierjszym; Eiachia bowiem w nim położona
posiada monopol handlu herbatą. Handel rybami rozwiną!
się nad Bajkałem. Handel kramarski i handel kolonialnych
i łokciowych towarów koncentnge ńę w miastach i
^ękazych siołach; w ogóle jest to handel drobny, słożąoy
tylko mi^scowym potrzebom '^). Handel księgarski wcale nie
Istnieje.
Rękodzielnictwo na bardzo niskiej stopie. Mieszkańcy
wyroby rzemieślnicze i fabryczne sprowadzają z Irkucka lub
z Moskwy. Chłopi robią na swoje potrzeby samodział, płótno
i wyprawiają skóry.
Fabryk w powiecie jest zaledwo kilka. Pod Wierchnou-
dmskiem jest huta szklanna, należąca do kupca Kurbatowa i
wielki n^yn tegoż Kurbatowa. O fabryce cukru w Biczurze
jnś mówiłem, należy ona do kupca Nerpina. W roku 1856
zebrali 30,000 pudów buraków, a w roku 1857 wyrobiono
cokra na 17,788 r. sr. Zatrudniała ta fSabryka 170 robotników,
w roku 1859 upadła.
Tenże sam Nerpin w Ujśó Eiachcie założył rafineryę
cukru; piasek cukrowy otrzymywał z Chin. Stracił wiele na
tern przedsiębiorstwie i fabrykę zamknął. Nad Czykojem we
wsi Szembielik znajduje się mydlamia i olejnia w której
robią olej z cedrowych orzechów. W roku 1859 w spra-
wozdaniu urzędowem podano wartośó wyrobionego tu mydła
na 12,000 r. sr., a wartość wyrobionego oleju na 3,500 r.
Obie te fabryki należą do wygnańca Konstantego Sawiczew-
skiego z Krakowa, który do czyszczenia orzechów cedrowych
«) Wyobraienie o handlu na wsiach da nam następująca tablica, pried-
tUwiąJica ruch handlowy na Jarmarkach wiejskich w 1857. roku. We wsi
T&rbosats^n przywieziono na Jarmark towardw na 1,000 r. sr., sprzedano za
7uo r. We wsi KabaAskn na dwóch Jarmarkach było towarów : na pierwszym
za 27,400 r. sr., z których sprzedano na 4M5 r.; na drugim towarów na
15,S00 r. sprzedano na 3,835 r. W Czertowkinie przy ujscio Sielengi, gdzie
Jeet wielki handel omulami, było na Jarmarku towarów na 83,830 r. sr., z kto-
rycłi sprzedano na 38,860 r. W Kudarse w gminie lUńskl^ było towarów na
31,700 r. sprzedano na 3,005 r. W Twarogowej było towarów na 14,500 r.
iprxedaBO na 960 r. W Onie (duma Buriacka) było towarów na 5,450 r.
sprzedano 3,900 r. sr.
262
i wytłaczania z nich oleju, uiywa machiny pnez siebie wy-
nalezionej. Sawiczewski w Szembieliku prócz tego zaj%t się
wykończeniem machiny innej, także swojego wynalazku, a
w Kiachcie posiada handel herbaty.
Aleksander i Felicyan Karpińscy, także wygnańcy, w Pio-
trowsku założyli fabrykę szwajcarskich serów, któr%po kilka
latach istnienia, przed wyjazdem do krają w 1857. roku, zwi-
nęli. Garbarni w powiecie jest 5.
Pod względem mineralnym, biedniejsze s% tutejsze oko-
lice od nerczyńskich. Prócz żelaza, złota, umbry, grafitu,
znajduje się tu jeszcze ruda miedziana, którą odkrył w 1856.
roku Sołowiew; węgiel kamienny w okolicach Wierchnou-
dińska i Sielengińska, nafta, siarka i soda w jeziorach blizko
mongolskiej g]ranicy położonych.
W rządowej żelaznej hucie w Piotrowsku w roku 1846
otrzymano żelaza lanego 39,941 pudów z którego wyrobiono
34,945 pudów kutego żelaza i 885 pudów stali.
Wartość wszystkich wyrobów z tej huty 1857. roku wy-
nosiła 127,871 r. 33 kop. Czystego zaś dochodu przynioeb
carowi 14,872 s. 86 y, kop. Wyrabiają tu różne instrument!
żelazne, ko^y, machiny.
Warzelnia soli w Sielengińsku, założona w 1719. roku prset
prywatnych, na początku XIX. wieku przeszła na własność cara
i miejsce deportacyi dla skazanych do robóŁ W roku 1846
otrzymano z niej 13,008 pudów soli. Dzisiaj warzelnia ta
przestała być czynną.
W roku 1858 było w Wierchnoudińskim powiecie 9 ko-
palni złota, a w Barguzińskim rozpoczęto kopalnie złota
w 38 miejscach. W 1857. r6ku wydobyto z 9 kopalni 13
pudów złota, 38 funtów, 21 zołotników i 26 Y, doli. Massa
piasku, w którym się to złoto znajdowało, ważyła 7,321,366
pudów, wypada więc na 100 pudów piasku 70 '/^ doli złota.
Robotników najemnych w kopalniach złota było 1,082 z tg'
liczby 17 uciekło, 2 złapano. Kozaków dla pilnowania
złota było 28, koni roboczych 446, lekarz 1. W obu
powiatach nie skarb, lecz kupcy eksploatują złoto. Roczne
utrzymanie robotnika w kopalniach Czykojskich koszto-
263
iło 100 r. sr., w kopalniach zaś Witimskich od 200 do
D r. ST.*).
*) w ioDjch kopalniach słota, roccne atraymanie Jednego robotnika ko-
twiło: V kopalniach piSInocno-Jeniai^skioh od 350 do 350 r. sr.j w poło-
•wo-JeniHlskich od 150 do 250 r. sr.; v biroałhekioh kopalniach 150 r. sr.;
ikkfflińskich od 300 do 400 r. sr.
n.
Ż«glug« po Bajkale. — Brsegi Bąik«ła. — Mienkańcj brsegów. — Ham
Jesiora. — Oolew Bajkału. ~ Bune. — Wiatry. — Pora aamaraanla.—
Temperatura wody. — Głęboko^. — LeopoIA NIemirowski i Atkioioa. —
Ekaoficer- topielec. — Żegluga parowa na Bąjkaie. ~ Gaerkies oaiedle-
niec. — Posoltk. — Jan Dussa. — Omal i inne ryby w Bąjkate. —
Psy morskie. — Poeiątek Bajkału i trsfsienla siemi. — Kopalnie lapii
laanli i nefritn. — Wyspy na Jesłone. • Miejsca iyrlftu nad Bąjkalea.—
Zńacsenie wyrasu Bajkał w róinych j^ykaeb.
\y Listwiennicznej, głównym porcie Bsgkału, siactfem u
parowie Następca Tronu, naleź%cy do pana N. Miaśni-
kowa. Dano hasło, para zasyczała, kotwice zdjęto i statek
ruszył. Oddaliwszy się od brzegu w prostej linii na dwie
wiorsty, sternik zwrócił go w kierunku północnym. Oparfy
na burcie, spoglądałem na brzeg, pod którym płynęliśmy
przeszło 50 wiorst. Skały i wysokie góry połamane i potm-
skane w fantastyczne kształty, ubramowały jezioro. W nie-
których miejscach usuwaj % się w gł%b pejzażu i zakreśIiwsĘf
łuk koła, tworzą zielone i wesołe zatoki. Stromo stercząc,
moczą kamienne stopy, pełne jam i pieczar w czystych i głę-
bokich falach jeziora, a na brzegu nie zostawiają nawet miejsca
na wąziutką ścieżeczkę. Widoki brzegów są nieporównanej
piękności , acz cokolwiek za jednostajne. W jednem miejsca
podnosi się z wody granitowa ściana. Na jej szarem tle po-
rozpinały się mchy i żółte liszajce, a na wierzchołku stoją
między sosnami niby gotyckie igły, ostrokręgowe massy Ica-
mieni. W innem miejscu, w żółtawej skale, zielone żyły wjją
się i kręcą, jak pasy na jaskrawej tkaninie. Owdzie niby
265
nmek z dziedzińcami, basztami, marami i słupami, wykuty
I kamienia: niedostępna siedziba dachów i ptaków pochyla
się nad wodą, jakby w ni% miał wkrótce upaść.
Nic trudniejszego jak opisywanie kształtów skał, których
linie łamane, proste, krzywe, tworz% formy, jakich nam nie
przedstawia architektara przez ładzi utworzona. A te zamki,
riopy, baszty, ta architektonika natury, jakże jest wspaniale
ozdobiona, jaka obfitość i rozmaitość ozdobi Zacząwszy od
liazajców, które zdobią skały, jak malowidła nasze ściany,
od mchów , które niby makaty i bogate kobierce wyściełają
akabe nisze i komory, upiększyło je całe królestwo roślin.
Modrzewia, brzozy, sosny i wierzby zielenią się na wierz-
chołkach i na stoktuih. Mnóstwo drzew powalonych, świadczą
o gwałtowności wichrów na jeziorze. Tam sterczy pień, owdzie
korzenie; tam się drzewo nachyliło nad wodą, owdzie roz-
postarło baldachim konarów, a pod niem kwitną alpejskie
rośliny i świegocze ptaszyna. Przylądki poszarpane i pory-
sowane są wodą i piorunami. Rzeźba dziwaczniejsza od
arabskiej i indyjskiej fantazyi, zdobi boki groźnej przepaści.
Słońce lipcowe wysypało na brzegi snopy promieni; oUoki
Wfdrające po błękicie rzucają na nie cień szybko przechodzący.
Woda, roztrącająca się o kamienie, pokrywa je pianą i huczy
ponaro; szum zaś, który, głębokie na pięćset sążni piersi
jeziora wydają, nastraja do kontemplacyi. Szereg gór na
brzegu przerwany jest głębokiemi, ciemnemi dolinami, które
uoBą jezioru w dani wody potoków, skaczących między ka-
mieniami i wody strumieni płynących w cieniu drzew. Przy
ujściu prawie każdej takiej doliny znajduje się mała zatoka.
W jednej z tych dolin czerwienią się dachy kilku budynków ;
lą to koplnie złota, które się już wyczerpało; w innem miejscu
dymi się w ponurym wąwozie huta szklanna. Dalej, na
wązkiem wybrzeżu stoi domek stary, opustoszały i samotny,
jest to stacya pocztowa Kadilna: latem nikt w niej nie mieszka,
limą zaś, gdy podróżni po lodzie przejeżdżają Bajkał, mieszka
tn ekspedytor pocztowy i furmani. Kilkanaście wiorst dalej
Da północ ożywiają brzegi, cztery domki stacyi Oołoustje,
także zimą tylko zamieszkałe.
Brzegi Bajkału z kilku stron, nie mogą być zaludnioncy
266
strome bowiem góry wychodzące wprost z wody, a w ife-
wieln tylko miejscach oddalające się od niej, robią poiycje
zdatne do kolonizowania, bardzo rzadkiemi. MiesilraTifiiiii
brzegów i wysp jeziora s% głównie Bariaci. Boriat nie po-
trzebuje wiele miejsca, jemu wystarcza kawałek łąki, w|iki
pas ziemi pod górą; jurta i namiot jego wszędzie ńę po-
mieści. Jezioro karmi, a łódka niesie go do sąsiada i i^
Kamienia Szamanów. Jest on tutaj wolny, 8amottf<
a urzędnicy, żołnierz, kupiec i podróżny, nie płoszą go swoia
widokiem. I
Buriaci Bajkał nazywają morzem świętem; nazwa ti i
uczczenie przeszło od nich do Moskałów, którzy w kilkn tylko
osadach nad Bajkałem mieszkają. Broń Boże, jeżeli kto go
zamiast morza tylko jeziora tytułem obdarzy. Jest to obna. |
za którą Bajkał, podobny w tem do czynowników, mści tą
burzą, falowaniem i kołysaniem, a czasem i zatopienia |
statku. Opowiadają wiele wypadków zemsty jeziora. Pewnego I
śmiałka, który go w podobny sposób obraził, burza dwa ty- |
godnie rzucała pomiędzy brzegami*), ledwo ubłagane doekf I
pokorą i odwołaniem obrazy, wstrzymały wichry, powici|-
gnęły fale i pozwoliły mu w całości zawinąć do bnega |
Jeżeli płynąc po Bajkale, podróżny nie wiedząc o zabobonną
wierze ludu, nazwie go jeziorem, cała osada statku oaekice
śmierci i robi wymówki podróżnemu, które w razie *
czywistej burzy, kończą się wyrzuceniem grzesznika «
statku.
*) Jest tu zapewno mowa o burzj, która prset dwaDaśde dai i
galłotf , na której w 1835. roku płynął a powrotem i Zabajkala KoastiUj
Csewkin (dzisiaj minister Icomunikacji )4dowych i wodnych). Mówif. <*
GaewkiD płyn^ w Umtf stronę , obratił Bajkał naawf JesiAra. fnjt^P^
Jedoak sscsciliwie. Morse prsecieł ole sapomniało obrasy i w powrocie mb-
icMo się. Wiele podobnych wypadków opowiadaj* rybacy bajkalscy. SutA
porwany Jesienna burz* , czasami przei cały miesiąc nie moie pnybit <•
brzegu i błąka się po roahnkanyełi falach , które przea Jego pokład pntat-
ląją sif i sieją trwogę w sercu załogi a poboinem diżeniem •łf'ł*^
JąceJ iimieroi. Wiele tei statków rozbija się o skaliste i ostre pnjif^
albo ginie na rafie lub podwodnym progu. Żegluga parowa prseprawf pC
Bą|kał ułatwiła i zrobiła bezpieczniejszą. Łecs i teras gdy baraa ssskeei^
parowiec , kilka , czasami trzy i cztery dni waicsyd musi z baiwsosoUf i***
Sawinie do brzegu.
267
W caasie gdy wichry północne podnoszą na jego po-
wierzchni ogromne bałwany i mocno miotają statkiem, po-
dróżni doświadczają choroby morskiej.
Wiatry na jeziorze 8% bardzo pospolite*). Zrywają się
nagle, zmarszczą i zbałwanią jezioro i biada wówczas łódkom
i czółnom, które się oddaliły na pełną wod§. Widok wzburzo-
nego jeziora, wzbudza w duszy Buriata uczucie przestrachu
i poszanowania. Bajkał si§ gniewa, mówi Buriat, aje£eli
wówczas jest na wodzie, cicha magasz (modlitwa) do duchów
świętego morza wyrywa się mu z piersi. W jesieni burze
są codziennem zjawiskiem i bywają bardzo gwałtowne. Bryły
ogromne lodu przewalają się, trą, szumią i jezioro podobne
jest do lodowatego morza.
Chociaż zamarza Bajkał dopiero w pierwszej połowie Sty-
cznia (nowego stylu), żegluga po nim w jesieni zupełnie
ustaje. Burze nie pozwalają jego powierzchni wcześniej po-
Icryć się lodem, fale bowiem wysadzają w górę lodowate
zwierciadło , a wicher je kruszy i pędzi. W zimie , podróżni
po lodzie przejeżdżają. Lód bywa cieńszy niż na rzekach.
Wichry często jeszcze pod lodem falują wodę i przeraźliwie
huczą. Podróżni słysząc pod nogami grzmot i huk podobny
do strzału armatniego, trwożą się i z przerażeniem spoglądają
na szeroką szparę, która przed nimi na lodzie nagle się roz-
warła. Przejazd jednak po lodzie nie jest tak niebezpiecznym,
jakby się zdawać mogło. Doświadczenie i roztropność wo-
źniców ochrania od nieszczęśliwych wypadków. Lód pęka i
rusza się w połowie, a żegluga otwiera się w końcu maja
(nowego stylu.)
Dzień w którym przeprawiałem się przez jezioro był jasny
i pogodny. Słońce przeziera się w zielonej fali, a w wodzie
spadającej z kół parowca, tworzy niknące co chwila tęcze.
*) Wiatr północno saehodni na Bąjkalo sasjwa sif Kaltnk , spnyja 4o-
glndM, bo nie sprowadut bony. Południowy jest iriatrein bokowym, na-
*Tv>J4 go Ssełon ; południowo lai wschodni Bargniinem , od miatU tegoł
raswiska. Ifąjniebeipiecsniejsse wiatry aą północne , wieiifce s ogromn% siłf
> przepaści, debr i dolin nadbrzeinych gór. Ten to wiatr sprawia, U w póśnej
jMleni cKCsto bursę tu panujf i śe Jesioro nie moie aamarinfó w eaasie,
V którym inne jesiora i raeki w Syberyi aamarsąją.
268
Wiatru nie ma i jezioro spokojne, zaledwo si^ maneiy.
Woda jego w massie ma kolor szmaragdowy jak i w msaM
Morskiem oku ; w szklance jest bez kolom i czysta jak ba.
Przezroczysta jest do tego stopnia, śe kamienie na 8, a nsv^
na X0 Si|żni w głębi sterczące i ryby w takiej gl^ ^
nące, widać na powierzchnL Przytem jest tak chłodna, it
kąpać się w niej nie podobna; smak ma słodki. Pan Ssezila
obserwator z Irkucka, temperaturę wody Bajkału, w mióHi)
w którem Angara wypfywa, podaje + 6** R. Obsernw^t
robił w Lipcu, temperatura powietrza była od + 22° B.d9
+ 26"" R. Na dwa arszyny w głąb od powierzchni, teB|w-
ratura wody była jeszcze niższą. Na drugim brz^jra ib^
Poselskim monastyrze jezioro jest płytsze i temperators aa
wyższą od 7 do 10 stóp. R. Około Babiego Korczu, Umft-
ratura wody z piaskiem zmieszanej od + 15"* R. do 16* &,
dzień był także lipcowy, w powietrzu ciepła + 26'' R. Teah
peratura wody przy ujściu Sielengi przy cieple + 24^ B.
w powietrzu, była + Id"* R. Woda rzek małych do Bó"
kału wpadających, ma temperaturę od + 7*" R. do + 8* H
Głębokość Bajkału rozmaicie podają. Pospolita gi^lńa jeit
500 sążni. Są miejsca głębokie na 800 sążni i mające piiiLiiIi
1000 sążni głębokości'*'). Długość jego dochodzi do 100 idI
geograficznych, szerokość największa 14 mil, a najmni^sM
*) w roka 1859 s powoda projektu telegrafu i Moskwy do Ocesaa Wai
dniego, podanego pnes D. Romanowa, zamierzano praez Bąjkal linit i
Aczn% przeprowadzić i w tem eelu lejtnant Koaonow robił pomiary jege f^
bokowi. Oto rezultaty Jego pomiarów. Głębokość u brzegu w UstwioirT
7 stóp, a 50 s%łni od brzegu głębokość 90 BąŁniy grunt kamienisty. Hapnaow
przylądka Syty głębia 196 sąłni, grunt ił z piaskiem. Naprzeciw 8ołote»^
doliny głębia 700 8«ini w odłegło^ei pół wiorsty od brzegu. Bą)kał w ■#-
węissem miejscu pomiędzy ujściem BoguJdi^ki a Siełeogi, gdzie ma tylke
4 mile szerokości i gdzie Jest nąjpłytszy , ma głębokości u bisegu 3 stopy . •
5V4 wiorst od brzegu głębia 22 sąłni. potem 80; o 12 wiorst od braega f^
bokośś 210 Sfłni , grunt czarny ił. Odtąd do Sielengi glębokośś saesfłA się
stopniowo zmniejszsó, o 8 wiorsty od J^ średniego ujścia była tylko 3% i
Żuławy Bognldiejki i Sielengi ooras bardziej wsuwsją się w Jezioro i ■ *
mogą się zejśś i utworzyć przesmyk który rozdzieli na dwie połowy i*
łączące się z sobą kanałem. O 5V, wiorst od PosoUka głębia 16% H*^ >***
piasek; o 6V« wiorsty, 95 sąini głębi, o 24V« wiorsty od Posolska s •
58% wiorsty od Łistwieniey 480 sążni głębia, grunt ił; dal«j napcMciw M-
łowycłi Wrot, 87 wiorst od Poselska, a 46 od Lislwieniey, głębokośe W
sąini.
269
7 i 4 mil. W miejscn, w którem przeprawialiśiny się, ma
nrerokości 8 mil.
Jniećmy odpłynęli od brzegn trzy mile, a góry widać
było jeszcze jak na dłoni. Na północ i poładnie zwierciadło
jeziora łączy się z horyzontem; na wschodnio południowym
brzegu widać góry pokryte puszczą i śniegiem, należące do
najwyższych nad Bajkałem. Ostrokręgowe szczyty, otoczone
chmurami, ciągną się długiem pasmem. Widok ich z jeziora
wielce jest pięknym i wspaniałym.
Piękność brzegów [sprowadziła nad Bajkał kilku malarzy.
Widziałem krajobraz Leopolda Niemirowskiego *) robiony
olejnemi farbami, przedstawiający miejscowość zwaną Wrota
Bajkalskie. Skała sterczy w jeziorze jak kolumna i łączy
się z brzegiem naturalnym pomostem. Skała ta podobna jest
rzeczywiście do wrót, pod którymi przepłynąć można. Kra-
jobraz Niemirowskiego jest nocny; światło księżyca odbija
się w jeziorze i mdłą poświatą okrywa skały, łódka z ludźmi
dopływa do wrót' Atkinson, akwarellista angielski, który
wydał w ostatnich czasach opis swojej podróży po Syberyi,
zrobił akwarellą Wrota Bajkalskie. Wschodzące słońce na
jego pejzażu zarumieniło wodę i skały. Koloryt jest tywy,
a pejzaż wysokiej wartości. Widziałem prócz tego, widok
Kołtuka nad Bajkałem robiony przez Atkinsona i brzegu po-
rosłego drzewami w chwili zachodu słońca. Oba te krajo-
brazy wszystkim się podobają; my zrobimy tu uwagę, że
pejzaże syberyjskie Atkinsona mają koloryt i powietrze nie
syberyjskie. Piękne są one, ale nie są wiemem oddaniem
natury tutejszej. Smimów pejzażysta Irkucki, zrobił także
kilka widoków bajkalskich; między innemi, widziałem jego
roboty, widok monastyru Poselskiego. Krajobrazy Smimowa
•) Leopold Niemirowtki , pnysłaoy do kopalni u twi^Mk Stynona Ko-
nankiego, % Wołynia. ZwiedsU prawie oal% Wsohodni« Syberyc, był i
w Kamciatee. Posiadał wiele talentu malarskiego. Malował akwarell%, olejno
1 ołówkiem, pitkniejsse widoki zwiedsaną) pnes siebie krainy. Wspaniałe
pejsaśe Wseliodnl^ Syberyi, które Iw. D. Bołycsew wydał w 18S6. roka prcy
swojej podróiy, robione sf z obrazów i rysunków Niemirowskiego, o ozem
Bułyczew ani wzmianki nie zrobił; czemu się nie dziwimy, wledsfc, ie i opisy
w tern dalele tą plagiatem.
270
nie odznaczają się wysokim artyzmem, ale są z& to neieloą
kopi% syberyjskiej natury.
Parowiec nasz szybko zbliża się do celu podróży. Joi
zobaczyliśmy kopuły monastyrn, już wschodnie brzegi jezion
wyraźniej kształty swoje rozwinęły, a pasażerowie aa^ '.
zbierać swoje manatki. Sternik widz%c to powszechne bqr
tanie się ostrzegł, iż zawcześnie myślemy o opuszczenia siatka,
bo chociaż Posolsk wydaje się nam blizko, dzieli nas jedttk
od niego 18 wiorst. Postano w^em skorzystać z czasa po-
trzebnego na przebycie tych 18 wiorst i przyjrzeć się i^
towarzystwu zebranemu na pokładzie parowca, na którą a-
jęty przypatrywaniem się brzegom i wodzie, nie zwna^
uwagi. Towarzystwo było wcale nie liczne. Prócz nassy.
nisty anglika czy też niemca, sternika i załogi parowea, ł^^
na statku dymissyonowany pułkownik, stary, pocbybnj ^
rześki człowiek, obok niego kobieta z niemowlęciem, któri}
stary z szczególną troskliwością usługiwał. Dowiedziałem •$
później, że młoda kobieta była żoną syna pułkownika, ktÓ!?.
będąc już kapitanem, za zmarowanie i kradzież żołnierskich
pieniędzy zdegradowany został na szeregowca. Prócz tjet
osób, było na statku dziesięciu żołnierzy, dwie wieśniaciki
ubrane po staro -obriadzku, dwóch kupców w zabrudzonych
paltach i starzec siwy jak gołąb, trzęsący się ze stsioA
który powracał do domu z pielgrzymki do grobu św. boeefi*
tego w Irkucku.
Obejrzawszy podróżnych, zacząłem rozmowę z kondakn-
rem statku o Bajkale i jego okolicach i o kompanii źeg{>P
parowej. Dawniej, jak to już mówiłem, przeprawa pcA^
Bajkał odbywała się na galiotach i statkach żaglowych, z«ł>
nych karbasami, które kursowały między Posolskieffl *
Listwienniczną. Od lat kilkunastu taż przeprawa odhjvt
się na statkach parowych. Założycielem żeglugi parowej m
Bajkale był kupiec N. Miasników. Wybudował on dwa pa-
rowce (1845. roku) które nazwał Mikołaj i Nas tępe*
Tronu. Mikołaj spłonął i przez wiele lat, aż do roku 185S,
tylko jeden statek kursował po jeziorze. Czynny bardzs
przedsiębiorca D. E. Bernardaki, zaczął w 1857. roku w Listwien-
niczej budować dwa statki parowe, każdy o sile 60 koia.
271
pod djrekoy% inżynieraFineobanika Gada, anglika. Statki skoń-
czone, 26. października 1858. roku spuszczone na wodę i
uroczyście poświęcone zostały. Jednemu dano nazwisko Mu-
rawiew - Amurski, drugiemu Bernardaki. Tak więc
obecnie trzy parowce żeglują po wodach Bajkału.
Rozmowny konduktor rozgadawszy się, opowiedział mi
jeszcze historyę pewnego Moskala, który znalazł traiczn%
śmierć w nurtach jeziora. Człowiek ten pochodził z arysto-
kratycznej rodziny i służył w orenburgskim korpusie w sto-
pniu oficera. Za zmarnowanie pieniędzy skarbowych, oddany
pod sąd i wygnany został do Irkucka. Imię jakie nosił, nauka
którą posiadał, otworzyły mu salony arystokracyi ii*kuckiej,
na czele której stały dwa domy wygnańców: kniazia Trube-
ckiego i kniazia Wołkońskiego , dekabrystów moskiewskich.
Oficer o którym mowa, był wszędzie dobrze przyjęty
i dobrze widziany. Położenie jego w Irkucku zrobiło
się dogodnem, a los zdawał się mu uśmiechać. Przy-
jaciele, ażeby wyrwać go z poniżenia i dać mu sposobność
wrócenia do stopnia i praw jakie utracił, wystarali się, że
został naznaczony na służbę do wojska kozackiego, gdzie
mogliby mu dać zręczność odznaczenia się i postarać się o
pretekst do przedstawienia go do nagród i awansu. Tym-
czasem eksoficer zabezpieczywszy sobie przyszłość, myślał;
że już nie miał potrzeby odegrywać dłużej uciążliwej mu
roli przyzwoitego i porządnego człowieka i wrócił do dawnych
obyczajów. Zaczął pić po szynkach z ludźmi z gminu, albo
t«ż z deportowanymi za złodziejstwa, ogadywał przytem pro-
tektorów swoich, za co wszystko arystokracya zamknęła mu
fewi przed nosem. Wypchnięty ze salonów, jeszcze więcej
puścił wodze nałogowi, który zręcznie umiał w sobie przez
jakiś czas utaić. Nadszedł wreszcie czas udania się na
służbę. Zdarzyło się, że jednocześnie z eksoficerem prze-
prawiała się przez Bajkał księżna Wołkońska, która prote-
gowała go, a następnie oświadczyła, że dom jej jest dla
^ego zamkniętym. Eksoficer pił z kozakami pod pokładem.
Nie źle już podchmielony wyszedł na pokład, a zobaczywszy
^i§żnc, zbliżył się do niej i chciał z nią mówić. Księżna
odwróciła się od niego i weszła do swojej kajuty. £ksoficer
272
chcąc się po pijanemu koniecsnie przed księżną lupnwiedli- '
wić i przekonać j%, &e pijakiem nie jest, udał nc za ni^ j
lecz księżna nie chciała go nawet shichać i wjrsria zaowa u I
pokład. Natrętny i uparty i tu jej nie dał pokoju ibabalifie
prosił o pozwolenie usprawiedliwienia się, grożąc ▼ pr*-
ciwnym razie utopieniem się. Księżna, obrażona jego oi'
tręctwem, odpowiedziała sucho, że nie ma przylemności me
go 9 a więc i jego usprawiedliwiania się buchać nie po^
buje i schroniła się powtórnie w kajucie, rozkasiwssy mh)f
do siebie nie wpuszczać. Eksofioer udał się pod poldad, i
tam nie zagasiwszy alkoholem pragnienia, wrócił z pijWT*
także podoficerem na pokład. Długo zamglonym wutien
wpatrywał' się w wodę jeziora, nagle zrzucił z siebie pbtfii
przechylił się przez burtę statku i rzucił się w wod§. 8titek
wstrzymano, spuszczono łódkę na jezioro, lecz topielei^
mogli odszukać.
Konduktor kończył opowiadanie w chwili opostcaBi
kotwicy. Parowiec zatrzymał się o dwieście sążni od bmp
i podróżni na łódkach popłynęli do Poselska. Jezioro 'fi^
tu płytkie, statek więc nie może jak w Listwienniirf ^ii6kK
się do samego lądu. W Posolsku nie ma domu Ajadse^
a podróżni którzy chcą tu dłuższy czas zabawić, muszą sobc
gościnności w domach wieśniaków. Ja ją znalazłem w dotf
czerkiesa, zesłanego do Syberyi na osiedlenie za udeA
w góry do Kazi -muły, który wówczas wojował z taoaki^
a był może największym bohaterem Kaukazu. Czerkies met^
tu już lat kilkanaście, zestarzał się, ożenił się i prz^ v^
żony swojej prawosławną, wyrzekłszy się Alkoranu. Sp^
tem tu dzień cały. Czas mi przeszedł na zwiedzania ^^
nastyru, na przechadzkach nad jeziorem i słuchaniu opowii'
dań o bitwach kaukazkich. Czerkies , jakkolwiek joi «]^
rodowiony, nie zapomniał ojczyzny swojej, a iskra miłf^
dla niej tliła jeszcze w jego sercu.
Posolsk jest osadą z kilkudziesięciu domów złożeni, ^^
rzuconych na mokrej równinie. Mieszkańcy trudnią sie i?*
bołówstwem, a głównie połowem omuli. Omul świeży wctte
jest smaczną lybą, kamuono mnie nimi na śniadanie, obiiB
i wieczerzę. Nie wiem czy z powodu postu, ozy też z powois
273
siedoaUtku, w całej wsi nie mogłem dostać kawałka mięsa ^
wszędzie mi odpowiadali, źe prócz ryb i chleba, nic więcej
w domu nie maj%. Musiałem przestać na tern co było. Nie
będę jednak skarżyć się jak angielscy i niemieccy wojażerowie
na brak pokarmu do którego przywykłem. Nie będę z tego
powodu moich opisów zapełniać dowcipnymi lecz pustymi
frazesami, w których podróżny usiłuje dowieść, że dla pu-
bliczności poświęcił się, bo zamierzając zaznajomić ją z nie-
znaną krainą, udał się w podróż, w której doświadczył wielu
przygód i przykrości, pomiędzy któremi najważniejszą byli
ta, iż nie umieli mu ugotować ulubionego puddingu lub kawy
z kartoflami.
W Syberyi podróżny przyzwyczajony do wygód, doświadczy
wielu podobnego rodzaju przykrości. Nie ma tutaj hotelów,
podróżny musi więc albo wozić z sobą kuchnię, lub też jeść
to, co mieszkańcy jedzą.
O kilka sążni od jeziora wznosi się cerkiew murowana
z zielonemi kopułami i kilka drewnianych budynków, oto-
ozonydi ogrodem i murem, .w których mieszkają czemcy
(zakonnicy) i służba klasztorna. Szum wód blizkiego je-
ziora, okolica pełna piękności, zachęca i skłania w tern po-
wabnem ustroniu do kontemplacyi, której jednak zakonnicy
wcale się nie oddają. Odmówiwszy przepisane modlitwy,
odprawiwszy zwyczajne nabożeństwo, zakonnicy dnie całe
spędzają bezczynnie na rozmowie i staraniu o rzeczy do-
czesne. Życie prowadzą wygodne i wesołe. Gościnnie przy-
jęty i poczęstowany fajką, dowiedziałem się od nich, że Po-
8oUk otrzymał swą nazwę z powodu śmierci Erofeusza Za-
hołockiego, posła moskiewskiego, wysłanego przez cara Ale-
^6ja do mongolskiego hana Gecenia, a którego tutaj Buriaci
zdradliwie roku 1650 wraz z synem i siedmiu kozakami za-
^i< Zwłoki posła spoczywają za murem klasztornym. Nad
jego mogiłą postawiono żelazny krzyż z napisem głoszącym
okropną śmierć nieszczęśliwego posła. W dziesięć lat potem
jnż ta miejscowość była w ręku moskiewskiem, a na pamiątkę
smutnego zdarzenia wybudowano kaplicę, którą potem prze-
budowano na cerkiew. Za panowania cara Teodora Aleksie-
jewicza, w roku 1681 przy cerkwi wybudowano monas^
OiLŁBK, opisAuie. n. 18
274
pod tytułem Przemienienia Pańskiego (Spaś Preobnieński).
Cerkiew jest niska i ciemna i jak klasator nie zawiera w loke
nic godnego awagi.
Do wspomnień nadbajkalskich należy takie śmierć p*>
czciwego polskiego wieśniaka Jana Dnszy. Doia ^
rodem z Kaliskiego Województwa. Shiźyt jako aafp-
wiec w wojska polskiem w 7 pułku liniowym. W roh
1631 bił się walecznie z moskalami, zawsze pełnymi dlitti
nienawiści. Po upadku powstania, wcielony do wojsk m*
skiewskicłi wraz z dwoma swoimi braćmi, piecbot| pRj-
pędzony został do Syberyi, gdzie zmuszono go slaiyevbir
talionie konsystującym w Irkucku , a braci posłano do Xff>
czyńska. W batalionie kochali go koledzy, był bowiem edo-
wiekiem uczynnym, przyjemnym w obejściu, skromnjB i
poczciwym. Wróciwszy z warty lub' mostry robił z konea
brzozowych fajki, sprzedawał je, a groszem zkąd sebnnja
osładzał swoją żołnierską dolę, nieraz pocieszył i smatoefo
ziomka, jak i on za obronę ojczyzny męczonego shiibi^
spoty. Pewnego razu Dusza odkomenderowany był z oddai-
łem żołnierzy do konwojowania partyi aresztantów za B»^
Ody powracał z komenderówki nad samym Bajkałem, dnp
żołnierz strzelił w niego i na miejscu położył. Zabójca W
Moskal. Dusza nie mif^ z nim nigdy żadnych stosonkóf.
ani znajomości, niewiadomo więc czy przy^dkiem, czj^
moskiewską do Polaka niechęcią karabin jego był kie^o«v^
ifiiszę pogrzebano na cmentarzu po nad jeziorem, amonknt
jego oddano pod sąd, który go wysłał do robót naat*^
•skich. Z mogił poszedłem po nad jezioro. Wodywzbarn*
zachodnim wiatrem uderzają z wściekło -ponurym jękieA*
brzegL Fale wyrzucane na ląd, okrywają go na kilka ^
rozpryskującą się pianą; na jeziorze wysokie jak paliki bi^
wany przewalają się i harcują, statek gwałtownie kołTtK^
na kotwicy. Uroczyste i wspaniałe ma wejrzenie Bą^
podczas burzy! Lubię taki widok! Wpatrując się w bon^i^
&le, rozłoBzczone i pieniące się jak zemsta, a hałasajfoe jf
tysiące ludzi, uczucie moje zwykle rzewne, tęskne i lago^
jędrnieje i czuję się silniejszym i śmielszym. Wołam M
wówczas z poetą « burzy! burzy! lepsza burza !»
275
Idąc brzegiem, zrywałem po drodze iriey i lilije, któryoh
tu rośnie bardzo duio. Zielone łąki, gaje brzozowe, wesoło
stroją okolice. Na polance nad wodą, zobaczyłem budę zro-
bioną z kory sosnowej. Dym wychodził drzwiami i bud§
jakby obłokiem okrążył. W budzie zastałem kilku rybaków
w modrych koszulach, siedzących przy ognisku i kurzących
lulki; kobiety także z lulkami w ustach gotowały ryby dla
swoich mężów; dzieci bawiły się popiciem.
Całe rodziny udają się tu na połów i lato spędzają na
samotnych brzegach w budach na prędce skleconych. Dzieci
wcześnie przyuczają do wioseł. Widziałem ojców puszczają-
cych się w dużej łodzi na jezioro z siedmioletniemi a nawet pię-
. cioletniem ichłopcami, którzy zastępowali dorosłych wioślarzy.
Bajkał obfituje w ryby. Najpospolitszą rybą w jego wo-
dach jest omul (Salmo autumnalis), którego jest kilka gatun-
ków.*) Omul jest ulubioną rybą Syberyaków; w poście za-
stępuje im śledzia, do którego zbliża się smakiem. Solenie
omuli nad Bajkałem jest niedoldadne i nieumiejętne , prędko
się też psują i nie mogą być w dalekie strony wywożone,
hpieó pospolity, zwany tu harguz (salmo thymallus) znaj-
duje się w Bajkale i prawie we wszystkich rzekach Wschodniej
Syberyi; łowią go bardzo dużo, lecz handel nim jest tylko
*) Bo Irkucka s Bajkału prsywieciono solonych omuli w roku 1847 bees«k
9)38; 1848. roku 3637 becsek; w 1849. roku 2367 becsek ; v 1850. roku
S072 beczek ; w 1851. roku 3947 becsek ; w 1853. roku 1809 becsek; w 1858. roku
3990 becsek ; w 1854. roku 2167 beczek ; w 1855. roku 1822 becsek ; w 1856.
rohn 2372 becsek. Najlepsze omule poła^iąjf -w Sielendse 1 nasywąją je sielga.
Beetka ważąca od 30 do 40 pudów, a sawierąj^ca od 800 do 1000 astuk aielgi,
ko«stovala w 1856. roku od 36 r. do 50 ra. Becska omuli angarskick za-
żerająca od 1500 do 1800 sztuk, a waiąca od 35 do 40 pudów, kosstowala od
16 do 32 rs. Becska barguzińskich omuli, wagi od 35 do 45 pudów, sztuk od
1500 do 2000 kosztowała od 16 do 26 rs. Beczka korgińskicli omuli, które
'ovią przy ujściu Korgi, wagi od 35 do 45 pudów, iztuk od 1500 do 200O
kosztowała od 16 do 80 rs. Ikry omulowej przywieziono 870 pudów; pud od
3do 3r8. Swłeiycli omuli prsywiesiono: Boguldiejki, to jest łowionych przy
Bjścia Boguldiąjki 91,000 sztuk , tyslfc płacono od 14 do 30 rs. ; kotcowych
onuli 33,000 sztuk ; czywirkujskich omuli 300 pudów; omuli zwanych kuczerga
M)000 sztuk. Gatunki te omuli różnią si« wielkośdą 1 tłustoiieif. W inne
okolice Syberyi nie mało ich takie wywożą, a ogólny połów omuli podają na
W tydccy beczek. Omule znajdują się w Bajkale i w rzekach do niego wpa-
*«j»cych. Przy nj<cłu Jenłseju, Tazu, Janie i w Indłgirce Kolymle jesl inny
ptnnek omuli (Salmo omnl).
18*
276
iiłi^8C0¥^. Prócz tego łowi% w Bąjkaje sznmboBgi^ (Jineki:
Salmo laYarettts', po moskiewska sig); sscEapaków {fsmk
cius); miętusy (gados lota, po mos. nalim); pstrągi (foRb);
jesiotry (accipenser orientalis) i wiele umych, pomi^
któremi poczwaroryb (Klak. callionymus baikaleuBis) 0Ę
tu g<^omianka, właściwy jest tylko BąjkalowL Jest toijii
mdła, mięso ma białe, bez łuski i tak tłusta, ze gdy fl»
eona z głębi jeziora, jakiś czas martwa pod promietfB
irfońca na brzegu przeleiy, tłuszcz, z którego ztoiona, roiii^
się i zo8taj% same kości. Prawie nigdy nie pokaiqjeii(*
powierzchni jeziora; w czasie burzy fale wynacaj^jl*
brzeg. Tłastość jej kupi;g% Chińczycy ; Buriaci aiyv^ H |
samiast masła. W Bajkale &yj% także psy morskie (phoo) ;
zwane tutaj nerpy. Pies morski karmi młode piersujni U- j
gowisko i gniazdo, w którem chowa młode, uUkidt poi
ńniegiem na lodzie, nad dziur%, którąsam robi, albo teioi'
szpar% powstałą w skutek pękania lodu. Pływa doskonik;
chodzi z trudnością, od dziury w lodzie oddala się tfto^
tyle, ieby mógł za najmniejszym szelestem, jednym skołiei|
rzucić się w wodę. Pływając pod lodem, przez kaidą ufĄ
wychyla głowę dla nabrania powietrza. Zdarza się, śe«f
szedłszy z wody, lód gwałtownie zamyka się i biedne z«is4
zostaje na jego powierzchni na pastwę myśliwym. LsiA
szczególniej w dni doneczne często głowę nad wodę w^isn
lub też wychodzi na kamienie wychylające się z wody. Eh*
się rybami, szczególniej zaś poczwarorybą. Poliąją na latf
dla pięknej skóry i tłuszczu, którego około Zwiastował*
ma ze 30 funtów, a na Wielkanoc do 40 fiintów. Bai»
jedzą jego mięso, Moskale mają je w obrzydzeniu. Moik^
polują na niego ze strzelbami na sankach, Buriaci łovi| go
w sieci, które zastawiają przy otworach w lodzie.
Uczeni domyślają się, że Bajkał jest kotliną atwonooi
przez trzęsienie ziemi, co kierunek i położenie gór zdi|je fl|
potwierdzać. Wulkanicznego początku góry oŁacnjt i^
zewsząd i mają wiele śladów uprawdopodobniających hyp^M
wielkiej rewolucyi, w skutek której utworzył się BajkaŁ ftl^
powszechnem mniemaniem, że trzęsienia ziemi i walM*
bywają pospolicie w krajach przy morskioh, lobuiesbj^^i^
277
ffyeh od morsa. Humboldt dowodzi przedwnie. Powiada
on, ie środek wielkiego I%da, południowy Ałtoj, ulegał po-
dw^nemii tnBcrieniu ziemi, którego jednym środkiem jest
wlkan gór niebieskich (Thianschan), a dmgim jezioro Baj-
kał. Istnieme wnlkanii wygasłego w paśmie Thian-schan,
potwierdza najnowsza podróż akwarellisty Atkinsona.
W okolicadi Bajkała trzęsienia ziemi są zwyczajnem zja-
rókiem; hypoteza więe o początku wulkanicznym Bigkahł,
sdąje mę nam byó uzasadnioną. Trzęsienia te odzywają się
w Irkucku z jednej strony, a w Wierchnoudińskn, w Sielen-
gin^n i w Eiacheie z drugiej strony. W Sielengińsku
ifBtrząśnienia bywają najmocniejsze. Kolberg, który od wielu
lat robi w tem mieście obserwacye meteorologiczne, naliczył
od 1847. roku do 1857. roku przez 10 lat 21 trzęsień w Sie-
lengióskn, na rok więo wypada po dwa trzęsienia. Szwarc
astronom powiada, 4e w Irkucku bywają rzadsze niż w Sie-
lengińskn trzęsienia, z czego wnosi, że leży na boku linii
głównych wstrząśnień.
BajkalskiB góry, złożone ze skał granitowych, gnejsowych
i trachitowyeh, nie zawierają metalicznych bogactw. Na za-
chodnim brzegu wydobyły się skały wapienne i piaskowiec;
ta tylko w dolinach znaleziono złoto. PoUady złota są
ubogie i śle procentują, w kopalni którą podróżny widzi
« parowca, po trzech latach eksploatacyi złoto wyczerpało
rię. O odkryciu innych metalów nad Bajkałem nie sJy-
ssałero.
Z drogich kamieni znajduje się nad Bajkałem w obfitości
tylko lapis lazuli i nefrit. Lapis lazuli dobywają z góry,
należącej do pasma na lewym zabrzeżu rzeczki Tałoj. Ujście
Tałoju do Bajkału znajduje się o dwie wiorsty od Kułtuku.
Wagość Tałoju wynosi wiorst 30, szerokość przy ujściu 3
sążnie, a w średnim biegu sążeń; dolina wazka, góry nad
nią stromo jak ściany wznoszą się. Góry na prawem za-
brzeżu złożone są z wapienia. Pięć wiorst w górę od ujścia po.
kaznje się szpat polowy, w którym trafiają się apatity i czarny
tarmalin. Lewe zabrzeże Tałoju, mianowicie w wierzcho-
wiBku rzeki, sldada się z szarej waki, a w nim pięć wiorsi
od njścia widzieć się daje gruby pokład wapienia, do mar-
. 278
mora podobny, bia2y i czerwonych kolorów. Pod nim »
legaj % granity i granito^syamty. W wapieniu sknwoaTmi
jakby poruszonym z miejsca , znąjdiąje się m%cciia wapiestt
materya, zafarbowana niedokwasem żelaza. W k%iow7ckjegi
warstwach trafiają się zrzadka syenit i szara waka. Cnb
łączące mąozną wapienną materyę z drobną miką, w poM
zrudzia2ych źył, ciągnie się w wapieniu. W miejscadi, gdae
ijly te rozszerzają się, znajdują się kawały lapis lazoH, pt*
łączone z wapieniem, który ma wielki wpływ na jego w*
tośó. Ta](joska kopalnia należała do Permikina*) któiy 1^
roku* odkrywszy lepsze gatunki lazurowego kamienia, tuBti
TOboty w Tałoju. W parowie odległym o 30 wiorst od &
łojskiej kopalni, Permikin znalazł hondrodit z szpinellą. Dn(^
kopalnia lazurowego kamienia, należąca także do Penukini
znajduje się nad rzeozką Małą Bystrą, która pnep)yB|«"!
35 wiorst wpada do Irkutu. Szerokość koryta od ) <io (
aążni. Na dziesięć wiorst w górę od ujścia, Bystn ^aA
eię na dwa ramiona, nad lewem są nowe kopalnie iipe^
żuli. Na granito-syanicie spoczywają warstwy wapienia Aff-
nistego, białego, podobnego do dolomitu. W nim inij^
się lapis lazuli i siarka w kryształach po szparach i ij^
wypełnionych zmączonym wapieniem i miką, lekko nfri^
waną niedokwasem żelaza. Lapis lazuli znajduje się jesa*
nad rzeczką Śludzianką i nad Tułuntajem, wpadającyn ^
Małej Bystrej. Lazurowy kamień bajkalski, ma kolor ^
kniej szy, większy połysk i większą wpółprzezroczytość, tf
lazurowy buoharski kamień. W kopalni Bystrej, wydofcf*
wają kawfl^ lazuru ważące 3 pudy. Prócz lazurowego, o**
fiają się kamienie fioletowego i zielonego koloru. Od l^
roku to jest epoki odkrycia przez Permikina kopalni, do n^
1859 wydobyto kamienia lazurowego 600 pudów. Nefiit ^
w tym roku odkrył Permikin; do 1859. roku wydobył go 5*
pudów. W dolinie Śludianki, prócz kopalni lazurowego^
mienia, znajdowały się jeszcze kopalnie bąjkalitn, ^^
*) OpUanie prliaków Łasorewaho kamuia w Pri Bąjkalskieh r^
pnez H. Wersiłowa, drukowane w Zapiskach Sibirskaho OddieU I«F^
torskaho Ruakaho Oeograficseakaho ObMcsestwa. Kniika IV. PMsiMt^
1858. roku.
279
iakśe zarzucone. Pod wpółprzezroczyst% czarna miką, warstwa
w&pienia' z drobnemi kryształami homblendy, zawiera big'-
kalit w szparach wypefaiionych prócz tego skruszonym wa-
pieniem i szpatem.
Na południe o 82 wiorsty od Poselska; nad brzegiem je-
ziora, między rzeczkami Pieremną i Kurkuszewką, znajdige
nę węgiel kamienny, należący do Współki Żeglugi Parowej.
Odkryto także węgiel kamienny w dolinie przy ujściu rzeki
Miuicz do Bajkału. Nafta pokazuje się na brzegu od ujścia
Barguzinu do Wierzchniej Angary i na południowo wschodnich
brzegach Bajkału. Jest jej tu wielka obfitość. S% także
w okolicach Bajkału gorące wody siarczane i małe jeziorka
se słoną wodą.
Wysp na Bajkale jest bardzo dużo. Pokryte krzakami lub
trawą porosłe, zamieszkałe są przez Buriatów, którzy według
starożytnych podań twierdzą, że okolice Bajks^u są ich ko-
lebką, krainą w której się utworzył ich naród. Za czasów
Ozingishana Buriaci bajkalscy nazywali się Ojrat*buriat.
Boku 1189 plemię to na znak przyznania władzy Czingishana
nad sobą, posłało mu w podarunkn orła. W jedności państwa
mongolskiego, niedługo trwały te plemiona; już w Xiy wieku
rozpadły się na wiele państewek i niezależnych od siebie
hord, z których wiele w Xyil wieku Moskwa ujarzmiła.
Większe wyspy na Bajkale są: Nerpowa, Stołbowska, Listwie-
niczna, Pusta, Bakłania, Boguczańska, wyspy Uszkanie i
Cziwerkujskie. Największa z wysp Bajkału jest Olchon, ma
10 mil długości a ^% ^^ szerekości. Wschodni brzeg 01-
chonu jest piasczysty, północno wschodni górzysty i okryty
roślinnością; w tej okolicy wyspy sterczy Szamańska skała,
nazywana przez Buriatów Aechu-czołan, to jest straszna skała.
Buriaci wyznający szamanizm czczą i ubóstwiają te skiUę.
Cześć ich dla niej , jest tak rzeczywistą , iż Buriat
w obec niej nigdy nie skłamie; przysięgają w jej imię. Sły-
szałem, że w środku skały ma być wielka pieczara, w której
według podania, duchy same sobie zrobiły świątynię. Buriaci
na łodziach pielgrzymują do skały i na niej pod przewo-
dnictwem szamanów, odprawiają obrządki dziwnej i poe-
280
tjemej swej wiary. Z powoda tej skały Oldłon, noiniły
uważać za stolioc bariackiego mamanizma. Urodytko iwim
Casaeza Czingishana, jest rówoieź praedmiotem czci i fA'
grzymek na Olchon. Wiele innych jeszcze skał i kuniai
nad jeziorem b% także jak i Aechn-czołan ubóstwiaiie i u*^
oone. Kamień zni^diąj%cy się w środku Angary przy wyptyiit
jej z fiajkala, w imię którego sądowe nawet psyńsgi
odbywają i sks^a Szamańska, wychyliy^fca się z wód jai
wsi Kułtaku , należą do tej licaby. Buriaci wieną, iż n
tyoh skibach i kamieniach mieszkają Ongony, to j/d
duchy.
Nie umiem wymienić wszystkich miejsc świętych nad Bo-
kałem, lecz wiadomo mi, że liczba ich jest znaczna.* Mon
dla tych to miejsc Bajkał nazwany został Świętem moriei.
Szamanie wierzą w mnóstwo złych i dobrych duchów. Eiidi
miejscowość ma swego ducha; cała natura jest ich aedb-
skiem i zasłoną. Ogrom wód jeziora, wysokie pasBia fó^
dziwnych kształtów skały, wspaniałość i wielkość widokóf,
wszystko to razem wyrobiło wiarę w potęgę bsjkilibdi
duchów. Burze groźne, przejmujące dusze trwoiłi«c*
dreszczem , nieszczęśliwe przygody żeglarzy, wyrobiły snofii
wiarę w złośliwość tych duchów. Ponieważ złosUwoić tn-
dnicó jest przebłagać, więcej się też do złych niż do do-
brych duchów modlą; a oikrami starają się ich sjedsić,
zbadać i odsunąć złe względem siebie zamiaiy; wi{C ta
duchy bajkalskie, jako mocniej okaziąjące swoją doSmsi
w burzy i w wichrach , są przedmiotem i większej aci nt-
manów.
Dla uzupełnienia wiadomości o Bajkale, przytaczamy a*"
czenie jego nazwiska u rozmaitych ludów, które tłOfflKnł
N. G. Minin. (Newski Albom 1839. roku). Otóż, wedh|
niego wyraz bej gał, w języku buriackim znaczy: był o^
Nazwisko więc jeziora wskazuje na ogromną katastrofę ^T
buchu i trzęsienia, której winno jest swój początek. W ja*
kuckim języku, bej znaczy bogaty, kel jezioro. Bt^
więc czyli Bajkał, według Jakutów oznacza bogate jsńo^
czyli jezioro obfitujące w ryby. W chińskim językn ^Tf^
281
ąfkal oamcsa północne morze, bej bowiem znaosy p^oc,
lał morze. Który z tych narodów nadat nazwę jezioru,
inirzygnąć tradno; najprawdopodobniej jednak przypn-
ió można, iż nazwę nadali mu finriaci i w niej, jeżeli
)Vne tłumaczy Minin, zawarli historyę utworzenia się
ijkału.
in.
Podrói I Potolska do Kaba&tka. — SsamuiUiB. — Jego sUroiytMie, «in
w duchy, J<(| Idealność i toraśolejsae praktyki. — Moralność miw i* ** '
Obowi^ki kapłanó-w. — Ich stoaunek do Moskali. ~ Ssamaaim ■ Cnk-
CBÓw. — Dziewięć niebios jakuckioh. — Stamanism o Jankom^ Sno-
Jodów i Ostjaków. -> Wygubianie Tangasów. — Ssamani, bóitwain?*
csąle tanguskie. — SsamanUm mongolsko-boriacki. — Niebo, Zicaa'
Boski poctftek wielkich Indsi. — 8to6ce i ksiciyc cscsoneJakobóin«-'
Smok. — Bogini Etagen. ^ Góry święte w Mongolii. — Catśe ofBa.'
Bóstwa wojny n Mongołów. — Bóg sscsfśela. — Snide-tengri. — Di^
niesacsęsoia : Elie, Ada, Albin i Kułcsyn. — Duchy praodków: OafM;-
Obrcf dek uilganu. — Święto Cagan Sara. — Zwycsaje siamaijkit --
Lecsenie i pobudsanie ducha u atamanów. — Ssamani, ich povtgi. i?^
i śmierci. — Pogrseby Burlatów, — Upadek ssamanismu.
Z Poflo)8ka wyjechałem a raczej wyszedłem 8. lipct. h
małym, dwukolnym wózku złożywszy rzeczy swoje, sam po-
szedłem piechotą. Z początku droga wije się nadjeiuitw^
później skręca na prawo w gęsty brzozowy lasek. Jeaon
straciłem z oczów, dochodzi mnie tylko gwar wód J4^
który łączy się z przeciągłym szumem boru. Góry o^
piwszy na południe od Posolska, pobiegły na wschód, p<rt9
na północ i półkolem zakreśliły równinę bajkalską, mM^
kilka mil kwadratowych przestrzeni. Równinę skrspia ^
rzek, między niemi Sielenga w północnym jej knśca foi
wsią Gzertowkiną, ośmiu korytami wpadająca do BąjW
jest największą z rzek, wody swe w dani jezioru mo9|C7<»
Żuławy Sielengi odznaczają się żyznością gruntu.
Równina od Bajkała wznosi się coraz wyżej ai do pf-
283
Prsy brzegu mokra i blofcna, okryta łąkami, poprzerywana
zatokami i odnogami jeziora, wyżej jest piasczystą, a wyżą)
jeascze już pod górami składa się z gruntów urodzajnych.
Roślinność jest bujna. Olchy, brzozy, wierzby tworz% we-
sołe gaiki i lasy, między niemi ci%gną się błonia, płyną stru-
mienie, widnieją pola orne i kwitną kwiaty, strój niejsze i
świetniejsze niż w Syberyi przedbąjkalskiej. Na górach czer-
nieje sosna i modnew. Widoki miłe i coraz inne. Na drodze
spotykasz dzwoniącą pocztową bryczkę i wózki mongolskie,
dwukołowe, ciężkie i niezgrabne, powszechnie w Wierch-
noadińskim powiecie używane. Na wózkach tych z cieka-
wością przypatrujesz się siedzącym Syberyakom, dobrze zbu*
dowanym i pełnym męzkiej siły, oraz śniadym z mongol-
skiemi rysami, średniego wzrostu Buriatom, których widok
przedewszystkiem nasuwa porównanie z ich przodkami —
z przodkami, którzy zdobyli, złnpili zwyciężyli i ukarali
świat, a wydali potomków słabych, pokornych i bojaźliwych,
którzy bez boju ulegli obcej władzy i płaszcząc się w po-
dłości słuchają obcych rozkazów. Wielka jest sprawiedliwość
Boża! Starzy Mongołowie obalali państwa, niszczyli narody,
a Bóg im na tych gruzach nie pozwolił wyrobić w sobie idei
żywota narodowego, które dopiero ugodnić może i poświęcić
ludy i dać im sUy Feniksowe. Nocowałem w Twarogowie,
wiosce z cerkwią wśród piasków p<^ożonej. Gdy wiatr od
jeziora powieje, piaski zasłaniają gęstą kurzawą hozyzont i
2**ypują orne pola. Z Twarogowa przez spłazy okryte
żytem wykłoszonem, przez lasy i łąki powoli się wlokąc,
wieczorem doszedłem do Eabańska, odległego o 8 mil od
Posolska.
Kabaósk jest najznacznicjszą osadą na równinie bajkal-
skiej, która jest dosyć dobrze zaludnioną. Ludność ta mieści
ttę w kilkunastu wioskach i licznych drobnych ułnsach bu-
nackich. Buriaci tutejsi należą do plemienia Kudaryńskiego
1 wyznają szamanizm. Ludy wyznc^ące szamanizm, nie dają
niu szczególnego nazwiska. Mongołowie po przyjęciu bud-
daizma, szamanizm, który był ich pierwotną wiarą, nazwali
Hara Szadzin (Czarną wiarą) czyli wiarą błędną. Chiń-
scy zowią go Tiaoszeń, co znaczy taniec przed du-
284
duoni.*) Dikwniej, aismnmninn rooBenony l^i migdij inPEjri*
kiemi plemionaini buriaokieiBi ; dnsiąj prócz Hiafej Ikśf
wymawców GluTstora, większa potowa Boriatówy miiaaiiii
zdbajkalskich wiemy w nwotkę Baddy. Samaiiiniiowi m^'
kalem pozostała wierną oz^ć plemienia Hoiyńekiego i plof
Endaryńskie Buriatów. W frknckiej zaś gubemii, pnedly*
kalem mienkaj%ce plemiona Buriatów, jako fo: Kadaką
Atoskie, Idińakie, Bałagańskie i 'V^eroholeń8k]6 , dil|i
wierzą w prawdy izamanizmn, z którym chcemy ezytehikk
swoich zapoznać.
Szamanizm jest najstaroiytaiejszą religią w pólnoaią i
w środkowa Azyi. Lady koczujące między Oeeaiia 8^
kojnym a Morzem Białem i między Lodowatem momn •
murem chińskim, dotąd są szamańskie; pierwotnie jedodki
w Chinach i w Turkestanie, a nawet w półDocnej Anerfce
rozszerzony był szamanizm.**) Mongołowie porzucili dofiat
szamanizm w XVU wieku i przyjęli naukę indyjską Bad^
połowa Buriatów dopiero w zeszłym wieku poszła w iA Bdf^
Z jednej strony buddaizm, z drugiej mahometanizm, a wreisdi
ohrześcianizm , śdedniły koło wyznawców staroźytocj lą-
dowej wiary i sprawiły , iź ta wiara upada, a nikt nie wi^
i nie umiał nam jeszcze wytłumaczyć jej zasad, dofat-
tów i dobrze objaśnić różnorodnych a fimtast yc znyA J9
obrządków.. Bez duchownej centralizaoyi i uorganiaoaaą
hierarchii, szamanizm nie mógł zachować cech jedności; ks
kontroli podlegać musiał w różnych miejscowośeiacli waą'
scowym wpływom, z czasem coraz też bardziej wyróżnili "T
i urozmaicał sam w sobie.
Szamani wierzą w Boga, ducha najwyższego i niewTobi-
*) CMrn^a Wiera ill Ssamaostwo a Mongołów, D. Bamarowa. Ki^»
1846. roka.
**) Wian Bakimoaów Orenlandskieh, nleoorgaaiiowaM, saboboBaa. fn^
bai obrsfdków i balwaaów, wielc« jMt podobna do aybaryjsktag* f*
nisma. Csci takie Boga dobrego ( Torogarlsuk ) i Boga ałego (n P****^^
biety). Kapłani Jej Aniekoki (csarodsicije) mąjf takiei aamt •b*v>l^
wrótenła, badaate doehów , Jak i aaamaal. PodobieAatwa te, timkltl^ ««
postawić prsypotseieiiłe, ii półooene ludy Ameryki, wiarc swojf «*H^^
luddw pólnocn<^ Azyi. (Yoyage dana Je mera dn Nord k bord de la eor«»
la Reioe Hortense par Charlea Bdmoad Chojeeki.)
285
ionego. Wien% w dachów dobrych i złych, napetnug^cych
świst cały; wszystkie twory poruizane są przez tajemnicze
dneby. Jest więc duch ognia, dnch ziemi, wody, powietrza,
duch śmierci, szczęścia i nieszczęścia, dach polowania i cały
nereg nieprzerachowany demonów rozmaitej władzy i przy-
miotów. Dachów nie wyobraiaj^ ani w obrazie, ani w po-
ląga, nie figuryzaj% ich i nie stawiaj % im świątyń; duchy
bowiem s% nie ujęte, znajdi:gą się wszędzie a cały świat jest
ich kościołem. Z tego pokazuje się, śe zasada i treść sza-
nauizmn podobną jest do pierwotnego ideała kaidej pogań-
skiej wiary. Jesteśmy bowiem mocno przekonani, fte naj-
grubsze bałwochwaktwo , początkowie było czyste i wofaie
od ohydząjących je obrządków i figar. Idealne myśli i wyo-
brażenia nzewnętrzając się, poganizowafy i doszły do tego,
śe treść ich pierwotna została zapomnianą, duchy zostały
bałwanami, a obrządki zamieniły się w guślarstwo, zabobon
i krwawe ofiaiy.
Niektóre szamańskie ludy, do dziś dnia nie mają bałwa-
nów i bałwochwahii. Wierząc, iż duchy są wszędzie, nie
starali się odgadnąć ich natory i postaci; widzą ich działanie
^ przyrodzeniu, w nieszczęściu, a słyszą ich głosy w wichme,
w burzy, w przenikającem milczeniu lub hałasie swoich
puszcz. Szamanizm więc u tych ludów nie jest bałwo-
chwalstwem. Religia ich zasadza się na doddcanin woli du-
chów, odwróceniu ich dych względem ludzi zamiarów; na za-
^^niu, wróżbie, zabobonnem unikaniu pewnych miejscowości,
1 1. p. obrządkach, przywiązanych do pewnego czasu i miejsca
lob okoliczności, obrządkach, które nawet stałych form nie
>^j|- Guślarstwa, sposoby badania woli duchów, są wielo-
'^c i zależą najzup^niej od umiejętności i fantazyi ka-
P^^A* Praktyki guślarskie są tak dziwne, rozmaite i liczne,
Iż w żaden sposób pod pewne prawidła podciągnąć się nie
^^. Z tych tajemniczych a często kuglarskich praktyk,
ittc zasadniczego o samej wierze nie podobna wywnioskować,
**^ zresztą zgubiwszy treść w dowolnych a cudackich for-
^"^^9 Btała się niezrozumiałą dla samych nawet szamanów.
Pomiędzy innymi ludami, szamanizm pneedstawia się nam
i^ jako bałwochwalstwo. Tu idee igęli w formy i porobili
bałwanów struganych lab wypchanych ze skór {n ti era ggfA
Obrządki jak i u pierwszych, głównie maj% na celu p(nn)f>
wanie duchów rozlicznemi sposobami, w obec Egromadttup
ludu, rozmowę z nimi i wróżbę. Dochy ssJdęte i pnywolks,
zstępują w szamana, dają mu światło i odkrywają Ujeaiis
przyszłości. Podczas czynności zaklinania, lud stoi yo^
żony w pobożnej trwodze i w milczeniu, lub też sklidufoe
i pada na klęczki do modlitwy.
O moralności szamanizmu jeszcze mniej jest «iste
niżeli o jego treści i dogpmatach. Niektórzy zape^nuaj|» •
w nauce szamańskiej znajduje się zakaz krzywdzenii M i
kradzieży, że poleca wstrzemięźliwość, szanowanie ro4ii6ÓVt
wspieranie biednych i dziękczynienie Bogu. Ze zoajoBoń
życia i obyczajów szamańskich ludów, można raczej wyiM*
skować , iż zupełnej nauki moralności szamanizm nie oi i
nie posiada; że dobre i złe cechy jakie w chanktenfti
w obyczajach tych ludów spostrzegać się dają, są refottiiB
innych przyczyn i nie mogą być uznane za wypływ i p^
cenie ich wiary, której nikt nie uczy; wiary obowifcajin
tylko do słuchania wieszcza szamana i wykonywasit jcp
rozkazów, a która nie posiada ani stałych obrządków, m
hierarchii, ani świątyń, ani też ksiąg religijnych.
Kapłani szamanizmu u rozmaitych ludów są ronsiM*
nazywani. Tunguzi nazywają ich szamanami; z ich jfij^
przeszedł ten wyraz do europejskich języków. Tungnn ^
wyraz szaman z mandżurskiego saman, co oznacza vA
Banzarowa, człowieka wzruszonego i zachwyconego. Ti^
szamana nazywają Kam. Szamana obowiązkiem jest \^
odprawiać religijne obrzędy, wróżyć, przepowiadać pnysA*;
badać wolę duchów nad którymi mają władzę i opofiwi'
ją ludom. Sposoby, jakiemi to robią są bardzo ronoti^f*
zawsze dziwne. Sztukę czarnoksiężników posiadają ^ *^
sokim stopniu i przez nią wyrobili sobie poważanie. Sfo«>
i wróżby szamana, lud uważa za objawienie Boże i x ^^
czcią i poszanowaniem zamyka je w sercu swojem. Wi^
w potęgę cudów, lud lęka się zarazem tej bożej, ^oaM
ozajnej mocy, którą w prostoduszności swojej
przypisuje.
287
Eapłkni żyi% kosztem pablicznym , a wpływ ich na lad
jest wszechstronny i rozliczny. Szaman sam sobie obiera
następcę, wtajemnicza go w swoją dnchow% umiejętność i
przez wiele lat sposobi do roli, jak% ma póiniej odegrywać.
Nie każdy szaman zna skuteczne sposoby zaklinania i pano-
wania nad duchami. Wszystko wiedzących, wysoko natchnio-
nych, jest nie wielu; ci maj% szczególniejszą stawę i powagę
prawie boską. Liczba wpół-wiedzących i niektóre tylko spo-
soby wróżby mających, lub w połowie tylko w nie wtaje-
mniczonych, jest znaczna; są to jakby niższych stopni kajani.
Gmin moskiewski nazywa sztuki szamańskie djabelskimi.
Moskale wierzą jednak w ich prawdę, potęgę i udają się do
nich w pewnych razach, jak n. p. gdy kto chce dowiedzieć
się o skradzionej rzeczy, lub po radę dla chorego. Szamani
obcym niechętnie wróżą, obawiają się bowiem odpowiedzial-
ności przed władzą moskiewską, która ich nie toleruje; nie
wdają się też w stosunki ż obcymi i unikają Moskali. Szaman
swobodny jest tylko w puszczy, tam nie obawia sią czynownika,
&ni popa moskiewskiego i tam jest i dla obcych przystę-
pniejszy. W okolicach zamieszkałych przez Moskali, szaman
okrywa się przed ich wzrokiem i znany jest tylko między
swoimi. Szamani głównie wstrzymują syberyjskie ludy od
pnyjęcia chfześciaństwa; oni to strzegą*staroźytnej wiary swoich
ojców i nie dopuszczają swoim ludom zasymilowania się
z Moskalami; dla tego to popi starają się ograniczyć ich
wpływ środkami policyjnemi, a urzędnicy starają się ich
zniszczyć nieuznaniem ich za kapłanów i prześladowaniem
jako kuglarzy. Za Bajkałem lamowie prześladują także 8zv
manów — w potrzebie jednak sami się do nich udają. Liczba
szamanów bardzo zmniejszyła się, zupełny jednak upadek
szamanizmu nie jest bliski.
Ksiądz Argentów, missyonarz prawosławny pomiędzy
Czukczami, mieszkającymi nad Lodowatem morzem, Anady-
rem i cieśniną Berynga, opisuje*) nawrócenie przez siebie
*) Pati«wyja lapłski Hwiassctennika missionera Andr«Ja ArgeDtowa w pri-
polarnoj mlestnostł. Zapiski Sibirskaho Oddieła. Kniika IV. Petersburg
1868. roko.
288
Bsamana Tniepo i pewnej szamanki (nie tylko mę^aym ka
i kobiety mogą być kapłanami) na wyspie cmkoi^iej Ae-Ha-
tenutie w Czawańskiej zatoce: aW 8%Biedztwie mąieai, po-
wiada Argentów, nocowała szamanka, oddzielona
skórzaną śoian%. Łamania, rzncania się, ir3rcie i
nie ustawało przez cał% noc Zmęczony bytem trudiii pe*
drói), a szcaególniej niebespieeznem przebyciem aekaaf,
dzielącej wyspę od lądu, pragnąłem więó wypocząć; lecz ht
łasowanie szamanki nie dało mi zasnąć. Przy pierMj&
brzasku dnia, szamanka weszła do mnie. Fizyonomic mak
silną i męzką, czoło szerokie i wypnUe, ramiona pat^faer
dłoń ogromną, wzrost wysoki. Weszła do mnie z roąnsEiD-
nemi włosami, z wybladłą twarzą, a wskazując r^ u ■-
niald i rany, które okrywały jej dało, rzekła cichym glMOŁ-
«£piepiel (popie), patrz co ze mną zrobiły nieposiMii
dachy, ochrze^* mniel a Szaman według TnniftwiAwiŁ Jabp-
row, powiada dalej Argentów, jest mędrcem czyli caroni-
kiem; natura na poiytek ludzki odkryła mu niektóre swoje
tajemnice. Ponieważ człowiek jest zepsuły, samsa «ąf
moie i £le ludziom robić. Cznwańcy (to jest Cznkcnń
nad Gzawańską zatoką) mówią, źe moc cudowna anatf
tak jest wielką, iż może obdarzyć życiem umarłego iwwfi-
giłę wpędzić zdrowego. Czukczowie czcząc potęgę
nazywają ich Enenylian albo Eugenkliawol, co
boski. Eugenkliawol wstrzymige wiatry, włada haaą i biT
życem, ręką może gwiazdy z nieba zdejmować, i może, tf
oparzywszy się, chować je za pazuchę i zaćmienie ha^
jego potędze przypisują. Pewnego razu, gdy Argentów f»
czył tak cudownej władzy, obecny szaman chcąc go o o^
przekonać, splunął na dłoń, potarł ręce i na dłoni pobfll
się jaśniejący jak gwiazda kamyk.
Szaman Tniepo, w dyspucie z Argentowem, powiedia'
mu następną, pełną rozsądku i tolerancyi naukę: wWyj^
steście moskalami, a Bóg dał wam wiarę moskiewski i ^
nie. Dla tego też posiadacie swoją wiarę i jeździcie koniu*
a- Bóg tylko jest jeden w niebie t My jesteśmy Csnkcmmi >
Bóg dał nam wiarę czukocką i renów. Dla tego tei ib*^
wiarę swoją i jeździmy renami, a Bóg tylko jest je^
289
w niebifil Zostańcie więc wy Moskale przy swoich koniaeh
i wierzcie po moskiewska, a my Czukczowie będsiemy
wierzyć po'czukocku i zostaniemy przy awoich renach! Bóg
zaś, który ma w opiece swojej wszystkie religie i wszystkie
narody, patrząc z nieba, zobaczy, czy wy Moskale po mo-
skiewska żyjecie, a my Czukczowie ozy po czukocku żyjemy
i zobaczy dalej: czy każdy wykonywa swoją wiarę U
Inny Czukcza nazwiskiem Ulwiek, słysząc naukę chrześeia-
nizmu, odpowiedział missyonarzowi «6dy byłem młodym,
Moskale pochlebiając mi przyjaźnią proponowali mi przyjęcie
ich wiary. Oprzeć się nie umiałem namowom i przyjęłem
chrzest. Teraz na te wypadki mojego życia, patrzę już
okiem starca. I cóż nam chrzest przynosi? Z siebie, z przy-
kładów innych przekonałem się, że ladzie którzy zostają
chrzeócianami, ubożeją, stada ich zmniejszają się, reny im
giną. Ludzie nawet u nas, od czasu jak się chrzcić zaczęli,
więcej wymierają i liczba ich coraz zmni^sza się. Starców
jo2 prawie nie mamy pomiędzy sobą. Wielu nie po ludzku^
jakby do niczego niezdatne i opuszczone reny, poumierało.
W dawnych czasach nie tak było. Człowiek zaczynał życie
od krwi, boleści i płaczu, i tak je samo powinien kończyć.»*)
Uwagi te na wpółdzikiego dostrzegacza są poczęśd pra-
wdziwe. Pod panowaniem moskiewskiem, pomimo mniemanej
troskliwości rządu i pomocy w czasie, niedostatku i głodu,
dawanych koczującym ludom Syberyi, liczba ich coraz
uniiicijaza się i zamożność między nimi znika. Choroby dzie-
ai%tkiąją, a ospa i wenerja, dawniej nieznana, wyniszcza całe
plemiona. Wódka, którą poją ich kupcy moskiewscy, po-
chłania cały dobytek dzikiego gospodarza. Ten smutny
itan rzeczy jest symptomem zatracania bytu i ludowej indy-
nidoalności; przyczynę jego widzą w nowej wierze i nowych
jhycnj^ch. Pomimo przywiązania do ojczystej wiasy Czukczów,
ad ten dziki a bitny, który dotąd Moskwie się nie poddał,
esaka nie płtei i jest niezależnym, coraz więcej ulega wpły-
*) OBukcaowto amierą|%e«so ciłowieka w chwUi konuii* dob^ąjf, pne-
lodtesj ma Mre« pnes śebra lewego boku. Zabobonnie wieną, śe etłowłek
tórj w tan tpofób iyełt ole kożety, po tfaiiai«i walQpą)« w dnsse swoloh
«laci 1 krawnjoh , 1 oifetj lak.
OI1.I.BB, Opłaaaia. II. 19
290
wom tej niszesycielki narodów. Handel i miasyc neną si
t«l) lodowatej północy włfidzę Moskwy. Śliepcow i AigeDtWi
kilkuset, podobno do 1000 Czakczów, kocziijicych v okoM
KoYymy, nad któr% znajdują ńę i moskiewskie osady, i»-
kłonili do pozornego porzucenia szainanizma. Ci, kt«?
mieszkaj% w innych okolicach Czokocyi, szczególnie} w or-
licach posunionych ku cieśninie Berynga, w całej ap^
zachowali szamanizm i wytrwale odtrącają niebezpieczDe &
nich, gdyż do niewoli pcpwadzące, nawracanie.
Dusze zmarłych przodków i duchów symbolizującjcb s3f
natury, wyobrażają w formie małych bałwanków orazlikfci
noszą je zawsze z sobą na szyi lub do sukni przycapii)^
Bałwanki te zowią Kieelien albo Krekamczatkaa, (^
znaczy duchy domowe.*) Każda góra, rzeka, jezioro, w(|bfe
każda miejscowość, jest pod władzą ducha miejscowego, kto?
aę zowie Awynralian. Duchom miejscowym ofi^
strzały, tytuń, sadło, psów i renów, a w ważnych wypadkiefc
i ludzi. Czukczowie przybywszy na nowe koczowisko, (b*
rają się naprzód zaskarbić łaski Awynraliana i ofisr^ilBi
stosownie do możności, jednego lub kilka renów, albo pe^*
Ofiary te odbywają się przed szałasem. Gdy ze stada pny*
prowadzą rena, gospodyni szałasu, uzbrojona włócznią, V'
chodzi na jego spotkanie i przeszywa mu lewy bok wtib
sposób, żeby można ręką serca dosięgnąć. Zwierzę pidi^*
z upadku jego i mąk konania wróżą wypadki przysit«0^
Jeżeli ren upadł głową w stronę z której przybyli, (>«N»
woła miecz inki (dobrze); jeżeli zaś padnie głową w stroK
przeciwną rodzinnej okolicy , wróżą ztąd nieszGięśde i
śmierć ♦♦).
Następnie gospodyni ręką wydobywa spiekła krew 1 1*9
ofiary i rzuca nią w około siebie. Kr^ią także ofiaiyobii'
żuje męża, dzieci i jurtę, a mąż pomazige nią czoło, pći*
i podeszwy swej żony. Kości ofiary nigdy nie rąbią. Nt^
patce kładą rozżarzony węgiel i z jej pociemnienia odgtdiil
*) Opisanie Nikolajewskaho CsMusk&ho PricJiodA prMs A. Argcste**-
**) a DsłennikK kupc» Michała Baramygiaa ir Zapiskach SibinkaM Of
diela. KQiika VI. ,
291
pnyszłość.*) Podczas tych ofiar obrządki kapłana spełnia
właściciel jurty lub jego żona. Bałwany więksse umieszczają
w jurtacli. W święta wynoszą je na miejsce zgromadzenia i
tam częstują sadłem. Nowonarodzone dziecię myją uryną.
Trapów rzucają na pożarcie zwierzętom, lub palą. Wielo-
źeństwo istnieje między nimi. Gościnność Czukot posuwa
do tego stopnia, że miłemu a pożądanemu gościowi pozwała
z żoną swoją obcować. Przysięgę wykoniąją przez schwy-
cenie ręką języka i wyciągnięcie go z ust. Ogromnie są.
niechlujni, w mieszkaniach swoich wypróżniają się. Częsty
głód, sposób życia, zwyczaj zabijania ludzi niedołężnych, jest
według Argentowa głównym powodem zmniejszania się ich
ludności**).
Ażeby uzupełnić i zrobić o ile można dosadnym obraz
Ssamanizmu, zmuszeni byliśmy w^jść po za granice kraju
przez nas opisywanego. Myślę, że czytelnicy dobrze przyjmą
to zboczenie i że nie będzie dla nich bez interesu, szcze-
gółowsza wiadomość o prastarej wierze ludów północnej
Azyi. Brak hierarchii, centralizacyi i kontroli, wyrodził jak
to jnź mówiliśmy, w szamanizmie pewne odmiany i odcienia,
i sprawił, że każdy lad naginał go do swoich pojęć, do po-
trzeb i wyciskał na nim piętno swojej indywidualności.
Brak kontroli dozwala dotąd każdemu szamanowi naginać
praktyki religijne, stosownie do stopnia swej czamoksięzkiej
umiejętności. Pomimo tej jakby sekciarskiej rozmaitości,
wspólne cechy, świadczące o wspólnym początku, każdy
w szamanizmie łatwo dostrzeże.
Jakuci sąsiedzi południowi Czukczów, ze wszystkich
pierwotnych syberyjskich ludów, najwięcej ulegli zmoska*
leniu i pomiędzy nimi najwięcej rozszerzył się chrześcianizm.
^ie 8% jednak chrześcianami w ścisłem tego słowa znacze-
•) Zieliński Oastaw w poemacie iwoim Klrgis, ^irspomina o podoboem
X koiei iMiraBa, nacosfiJ na węgiel, wróienin.
**) Jeoerał Kope^ wraeąjąe t wygoania, doznał pomoej od Csakesów, jako
csłowiek cierpi^ey sa iroloo^. Obras prsjmlotów tego ludu okretflonj pnea
fenerała Jest dla tego lądu pochlebny. W Dtiennlkn Kopcia aoijdujf się
isesegóły eharakterysajfce asamanlsm n Kancaadałów, Cankeiów i Tan-
19*
292
nio. Religia ich jett mięssftwną ohrześciańakicb z maii-
ikiemi pojęciami, a i praktyk sBaaiańekich jeszoe nie «^
nekli aię. Ssamanism jakacki utwony) dziewic oiflbua
W pierwaa^h siedmiu amieszczone 8% różne swiencto, koń,
re&y, któremi karmi% się dusze nieboasctyków. Widńf
I tego, ie idea ijcia po za grobem i nagrody w pnyaljB
iyciu, nie jeet obc% szamanizmowi. Owe siedem mebioi^
katów, to samo znacz% co Nirwana u buddaistów, Kiókitn
Niebieskie u chrześcian, tak materyalnie pojęte i mjifem
przedstawione jak "Baj u mahometan. W ósmem oi^
mieszka Bóg piorunu i błyskawicy Siurdah-Siagt-t«tB
(straszny -topor -pan); w dziewiątem zaś niebie mieobBóf
Ar-toen (czysty-pan) najwyższa istota i stwórca; jego in^
nazywa się Kubej-hatun (szanowna pani)*).
U Juraków, po Czukczach najbitniejszego ludu póboci^
Syberyi, szamanizm nie wyrobił tak rażących grabem okn-
cieństwem zwyczajów jak u Czukczów. Juracy mieskajf b>
wielkim półwyspie utworzonym przez odnogę Obaką, wff^
Lodowate i odnogę Jenisejską. Jest to lud walecny; ^
czat bitwy z Moskalami, a chociaż nakłonił się do pkoos
im jesaku i pozwolił na jarmarku pokropić się wodf i^
eona, mało jest przecież zależnym od władz carskicb, s «
chrześcianizmie nie ma żadnego wyobrażenia. Boga Jo*?
nazywają Num. Prócz niego czczą mnóstwo pomnig^
duchów, których bałwany wyciosują z drzewa Inb i koie
mamutowych i dają im postać renów, lisów, wiewNRk^
innych zwierząt, prócz wilka.**) Nabożeństw nrociys^
nie znają i świąt żadnych szamanizm juracki nie potf^
Jeżeli rybołóstwo lub polowanie nie powiedzie się, slbo jc>^
duchy zagrzmią w niebiosach i zagrożą w boror, J"^
pada przed ^bałwankiem na kolana i wznosząc r^oe do g^
błaga o miłosierdzie. Gościnni, prawdomówni, nie o^
złodziejstwa. W domowem pożyciu są przyldtadni, ioay 0**
nigą, a chorych aż do śmierci troskliwie pielęgnują i i*^
*) Ooserki TurukaaakjOio kraja, kiii«UA Kosfcrowa w fapŁikach
Oddieła. KaUka IV.
**) Koatrów. Ooserki Tarałunakaho krą|a.
S9S
imeiktemi ^KMobanu. Gdy chory omrse, calt rodzma ncieka
z etnmu (sKabs lub namiot) i w biizkości stawia dla siebie
dragi csnm. Potem, wkopaj% w ziemię csterj slupy, na
nich zawieszają ekórę rena, umyślnie na ten cel zabitego i
na skórze sUadają trupa, na której nieboszczyk udać się ma
do nieba. Przy tmpie składają wszystkie rzeczy, jakich
siywał za żyda i kawał mięsa reniego na drogę do nieba.
W trzy dni po tałdm pogrzebie, rodzina zmarłego wraca na
ttiejece jego spoczynku, i kaftdy z jej członków, puszcza na
tnipa po dwie lub po trzy strzały z łuku. Po tej ceremonii
oddalają się w inne okolice i nigdy jui nie zbUiają się do
tego miejsca. Niemowlę po urodzeniu myją w wodzie, a
dla wzmocnienia jego sił, nurzają w śniegu. Matki karmią
dzieci piersiami przez pięć lub sześó lat. Juracy mówią
dyalektem samojedzkiego języka i należą do plemienia samo-
jedzkiego. Są to więc pobratymcze ludy i tworzą jedną
pupę narodową Samojedów. Właściwi Samojedzi mieszkają
V północnych okolicach Tobolskiej i Archangielskiej gubemii
ai do morza Białego. Boga jak i Juracy nazywają Nnm
Num jest istota wyisza, stwórca nieba i ziemi, pełen do-
broci i miłosierdzia; imię jego z weselem w modlitwach wy-
mawiać trzeba. Istoty jego Samojedzi nie symbolizują i nie-
wyobratoją w posągach ani w malowaniach. Na wysokich
pagórkach ofiamjąNumie białych renów; mięso ofiar surowe
*aini zjadają. Wierzą także w Tadeptów, to jest złych,
szkodzących ludziom duchów, których dośliwość usunąć i
przebłagać można modlitwą i ofiarami. Bałwanów nazywają
h ega mi. Bałwany ich nie odznaczają się sztuką ani dobrem
wyrobieniem; drewno ociosane niezręcznie, przypominająca
postać człowieka, często kołek z trzema symbolicznymi
wrębami lub kamień dziwacznego kształtu, jest wyobra-
żeniem ducha. ' Tadepty, szkodząc ludziom , robią to w brew
woli dobrego Boga Numy. Podczas ofiarnych modiitw,
Bamojedzi uderzają w pezer (rodzaj bębna) i wydają okrzyki
koj! hoj! hojt
Głownem miejscem w Samojedyi szamańskich obrządków
był dawnie przylądek Balwański na wyspie Wajgacz, dokąd
nawet tobolscy Samojedzi gromadami pielgrzymowali. W pie<^
294
onrae pnylądka, stal główny bałwan pośród wielo ianyck
mniejszych figur. Wichry głucho świsscz^ce w piecnne,
niby organy, wEbudzały w obecnych uczucie po^gi Bogii
objawiające aię w etrachu i w pokorze. Kapitan tngieliki
Barrow w 1556. roku widział w tej pieczarze pOB|gi i a-
krwawionemi ustami i oczami, albowiem Samojedzi, labijijy
renów na ofiarę, krwią ich pomaeują bałwany. Setanm
Iwanow w roku 1824 w tej pieczarze jui nie zaitai biłw
nów, widzisz tylko poniszczone i pogruchotne metałowe i
drewniane narzędzia, sznurki i rozmaite rzeczy skladineii^
gdyś na ofiarę.
Innem miejacem gromadnego zbierania się Samojeió«»
nabożeństwa, byt las w Kanióakiej ziemi, w Mezeńddn fo*
wiecie, w Archangielskiej gubemii. Na drzewach nawieoiM
tu mnóstwo różnokolorowych gałganków, które 1*7^^
wieszać na grobach zmarłych szamanów. Samojedś azaai*
nów, to jest kapłanów nazywają Tadyb albo Tadbe}
Dziedzicznie syn po ojcu zostaje Tadybem, których <*••
wiązkiem jest przywoływanie duchów, wróżba i lecieikie.
Samojed nie żeni się z dziewczyną tego rodu, z któnfo
sam pochodzi. Kobieta uważaną jest za nieczystą vś^
Młodzieniec chcący się żenić, daje za żonę jej rodaooB^T
kup. Umarłych wynoszą przez umyślnie na ten cel irobi*f
otwór w czumie, grzebią ich w mogiłach, lub cho«^
w lesie, w drewnianych skrzyniach na powierzchni ńefli'
Na grobie zabijają rena, na którym trupa przywieźli. ^'
sięgi Samojedów odbywają się w rozliczny sposób. ^^
i>y^>^4<^y pi^zyŃęgę, wziąwszy w rękę garść ziemi lob tótp<
mówi, jeżeli kłamię, niechaj się rozsypię jak ta ziemń, 1*^
zniknę jak ten śnieg; albo, położywszy głowę pod ikóit
niedźwiedzia, woła, jeżeli kłamię, niech mnie niedćvi^
pożre.
Ostjacy wszyscy prawie zostali chrześcianami , lect cId**
ściaństwo ich jak i ws^stkich aborygenów Syberyi, jestp**
zorne. Umieją się żegnać, noszą krzyżyki na piersiacii 1*
w kieszeni, lecz wyobrażenia o Bogu, według zasad chn^
ściańskich nie mają, pacierza nie umieją i w rzeczy saiD^j^
takimi jak i ich ojcowie szamanistami. Ostjacy mietfNt
3d5
w wiełu powiatach Tobolskiej, Tomskiej i Jenisejakiej gu-
bemii. Lud niechli^jny, leniwy, chytry. Chorych i nie-
liołfsnych porzucają bez pomocy w puszczy. Mężczyzm su-
rowo obchodzą się z żonami i biją je bez litości.
Ostjak w Tomskiej gubernii, którego ufność udało się
mi pozyskać, opisywał mi następne wróżby swoich szamanów.
Nad jednem z jezior w nadobskiej puszczy stała jurta, a
w jurcie bałwan, w około którego wiele drogich futer na
efitrę pozawieszano. Przed jurtą gorzało og^nisko. Szaman
obrany w suknię skórzaną, na której różne symboliczne znaki
były wyszyte i różne kółka i figury metalowe przymocowane,
^zeskoczył, bijąc w bęben, kilka razy przez ognisko, poczem
na huśtawce kołysał się ai do chwili zemdlenia i zupełnego
oitnpienia. Gdy upadł nie ziemię, pokryty potem i pianą,
wróżył zbliiając3rm się do niego, mając oczy zupełnie zam>
kttięte. Używają tam pomiędzy innymi i następnego sposobu
wróżenia. W ciemnej izbie zamyka się szaman i zaraz z wie*
siora uderza metalową łopatką o kółka żelazne, rzędem
prsymocowane do drążka także metalowego. Kółka trącając
o siebie wydają iskry, które w ciemności niby nikłe duchy
pokszują się i nikną. Czynność wydobywania iskier z tego
iMnędzia powtarza się do północy, wtedy zstępują duchy na
enmoksiężnika, napełniają go i odkrywają przed nim wszystkie
tajemnice przyszłości, z których szaman potem robi użytek
dla ludzi.
Tunguzi, lud najszerzej rozsiadły i najgościnniejszy w puszczy,
koczuje na orgromnej przestrzeni między Jenisejem i Ocea-
nem Wielkim. Za Bajkałem pokazują się na północnych
brzegach jeziora, nad Witimem, w Dauryi i nad Amurem,
|dzie nazywają się Oroczonami. Lud to czynny, wytrwały i
rzetelny. Kozakom, zdobywającym Syberyą, oparł się kilka
razy nad Jenisejem i Angara. Przywiązany do koczowni-
»ego życia. Umie rachować tylko do tysiąca i nie zna po-
izidu czasu na miesiące i tygodnie. Choroby syfilityczne i
Mpa, zmniejszają coraz bardziej tunguzką ludność. Od 1850.
loku ludność ta w siedem lat zmniejszyła się prawie o po*
towę; czas, w którym ostatni Tunguz nie na placu boju,
«cz powalony brzydką chorobą legnie, jest niedaleki. Tun-
296
guzi atn7inmj%, że ołioroby syfilittycsne Moable do bA
sprowadzili, ie dawniej, mianowicie w czasach kiedy nikaas
jesakn nie płacili , chorób takick nie znalL W Eoropis !•>
skale wyniszczają podbite narody bronią, noną
i systemem politycznego prześladowania; w Syberyi
je wódką i przez siebie zasoczepionym jadem
Śmiertelność z powodu tych diorób tak się wznogii) ii
starzec 60 letni dzisiaj między Tunguzami jest naAa«%
Dobry byt zniknął, reny powypadały; mgbogslny Tn^
nie tysiące jak dawniej , ale zaledwo setkę renów v twam
stadzie posiada.
Szamani tunguzcy obfitsi są w różne sposoby !!■■*
od innych szamanów. Zasnąwszy w samotnem miirjHifi^
man śpi długo; ciekawi przyszłości zbliżają się do vt^\
zadają mu pytania, na które przez sen odpowiada. Zdaje a^
że szamani znają sposoby magnetyzowttnia, bo powji^
sposób wróżenia niczem więcej nie jest jak magnetycas
jasnowidzeniem. Inne sposoby pobudzania w solne dsehs
do wróżby, mają już charakter obrządku. Szaman sbn^f
w płaszcz (tatyło) ze skóry rena, ozdobiony blaszkami, laikM^
b\jąc w bęben, który trzyma przed sobą, przeskaki^ foa
ognisko. Skoki jego są szybkie, nagłe i wysokie; gdy EaęaHtĘ
padnie na ziemię zasypia i powiada obecnym x»y poleiM
będzie pomyślne i w której stronie zwienęta się zu^dąlt
Tym skokom i wróżbie szamana, zupełnie podobnym do vi«k|
ostjackich szamanów, przypatrvge się zwykle tłum poboiiiA
Tunguzów. W obec takiegoż tłumu zebranego nad nśĄ
lub jeziorem, szaman rzuca się w wodę i zdi^e się w ai
tonąć; lud go ze czcią wydobywa, lecz zupełnie suekqK*i
podziwia moc duchów, które nawet w wodzie ochronilj «k
kapłana. Nie wiem, czy to rzucanie się w wodę jest pn^
gotowaniem się do wróżby, ozy też jest zwykłem, bei »
jemnego znaczenia kuglarstwem? Kniaź Kostrów powiedz-
że jenissejscy szamani, noszą czapki z długiemi na ćMŚ
arszyna rogami, a na płaszcz swój wkładają żełazae łańcucfefi
których waga dochodzi do trzech pudów. Skoro tylko saosH
^ Oewrkl Tarahutkaho krą|A.
297
pakale aę w koozowiskii, Tiungud robi% dla niego osobny
ctam, eabijąją renai a mi^ao wie6Ei^% na około jego mie-
aricBiuA. Ssaman w canmie rozjMdiwazy ognisko, rozpoczyna
obnędek wróżenia. B^ni^ łamie się i wykręca, krzyczy
głosami róóąych zwierząt, przeskakiye j^rzez ogień, bierze
w usta węgle gorejące, a& w końcu wpada w zachwycenie,
w którem rznoa się twarzą na ziemię, wstaje zwolna, siada
w środka namiota, zakrywa oczy i odpowiada pytającym.
Jsko zapłatę za wróżby otrzymuje szaman mięso i futra
nożnycli zwierząt. Tenże sam pisarz wymienia następnych
hogóir tunguskich: Szewagi-Okszari, główny Bóg; wyo-
brażają go jako wysokiego, bez brody, w średnim wieku
mężczyznę w złotem ubraniu. Oziabki jest bogiem patro-
Bea Tunguzów: wystawiają go sobie jako męża średniego
mostu i średnich lat, ubranego w parkę (płaszcz tunguzki)
le skór bii^ego rena. Oziabki za zgodą Boga Szewagi-
Obzara, wybiera szamanów, których władza ma źródło
Boskie. Wyżej wymienieni bogowie są dobremi bóstwami i
Biesskąją w niebie. W odległych, ciemnych puszczach
■iesaka zły Bóg, Bóg śmierci i zniszczenia Harc hi (Czarny
fi^). Głowę JDA potworną, oczy og^niste, nos płaski, włosy
ttame; ubiera się w czarne tunguzkie odzienie, a chcąc
^bić eiłowieka, bierze na siebie postać wilka, niedźwiedzia
ab łosia.
Prócz owych trzech, czczą Tunguzi wielu pomniejszych
^Ofów. U kom (nur północny, gagara po moskiewsku, co-
mbos septentrionalis ) jest Bogiem wody. Tunguz płynąc
teką, jeiżeli trafi na wir, rzuca w niego na ofiarę temu
«gu strsał^y jadło łub jaki gałgan. Galii' (łabędź) i
uszy (oTz^) są bóstwami polowania. Tierepga (ja-
nąb) jest Bogiem wróżby. Euti (niedźwiedź) Bogiem
ąfmy i wiele innych.
W czasie połogu żony, Tunguz zrębige drzewo i wbya
in w jego pień, poczem przez dziurę swojego namiotu
oprowadza położnice, która przez ognisko palące się przed
Aiotem, trzy razy dla oczyszczenia się przechodzi. Oczysz-
snia obrządek jest starożytnym i powszechnym zwyczajem.
(bywał 8i§ w rozliczny sposób; nie mniej przeto ma jednoy
298
wspólne znaczenie. O oczyszczeniu niewiast mamy Ufa*
krotne wzmianki w starym testamencie. Mitologia indfjib
wspomina o bogini Drobede, która poślubiła pięciu nam
braci i co rok przenosząc się do drugiego, oczyszcah a{
przez ogień. *) Niemowlę po urodzeniu k%pi% Taęm
w wodzie lub w śniegu. Imię dziecku nadaje pierwszy p^
który po potogu odbytym iony, wejdzie do czomu. TssgK
żeni się w 15 lub w 16 roku życia. Umówiwszy się o «■(
dziewczyny, młodzieniec zabiera z domu ojca
czon% i na tem kończy się weselny obrsądek.
jeżeli pan młody jest zamożny, odprawia wesele, łtŃcgo
zabawy składają się z picia wódki, tańców i spiewó*.
Z czumu , w którym zmarł Tung^uz zrywają pobyóe, t
na ognia stawiają patelnię z sadłem rena, poczem abim?
dmgiego rena , tmpa owijają w jego skórę i gnehą I
w ziemi. W grobie mężczyzny składają ulubioną nn * |
życia gwintówkę, nóż, topor, łuk i kocioł z przebitein daoM |
w grobie kobiety nóż i laskę, którą renów popędzali. 1^ i
mogiłę rzucają kawał mięsa, reszta zjadłszy; pakują fi«#
majątki na renów i przenoszą się w inne okolice, troikM !
zacierając swoje ślady w obawie , ażeby tmp wstawf ;
z grobu, temi śladami za nimi się nie powlókł. ZaboteMi:
ta obawa dowodzi, że Tunguzi wierzą, iż człowiek cJti^^:
wicie nie umiera i wierzą w jego nieśmiertelną dusifL te
nieśmiertelności duszy napotykana u dzikich i u ośw
conych ludów, jest ideą powszechną całej ludzkości Pl»
chodziła ona, jak i wszystkie inne pojęcia, całą drabiB(k»
.tegoryi. Przeczuta przez ludy stojące na najniższym szodMi
człowieczeństwa, przez lady które już zastanawiając sęaŁ
naturą, zrobiły ją osłoną tajemniczych duchów, pojętą, pm^
stawioną została bardzo zmysłowie jak to widzimy w saar
nizmie. Przez ileż to form przejść musiała, zanim
przez panteistyczną teoryą metampsychozy, dossia
do wzniosłego i pięknego pojęcia chrzeloian o nieśraieitik
ności duszy ludzkiej!
*) Wiara, Prawa 1 Obyczaje Indyan priet Franciuka KarpifakiscN
w lipskiem wydaniu jego daieł 1SS6. roku.
299
Tongazi, którzy nic j^tszcze od chrseścian nie przejęli, nie
gRebią zmarłych, lecz zaszywszy trupa w skórę rena, wie-
oajf go między czterema drzewami cedrowemi. Na gałę-
ziach drzew zawieszają broń zmarłego i kocioł z dnem prze-
hitom. Tnngnzi turuchańscy pod trupem rozkładają ogień,
a spaliwszy go, uchodzą spiesznie w inne okolice. Tunguzi
boguczańscy nie palą tmpów, lecz zostawiają je między
irzewami, na których zrębują wszystkie gałęzie, ażeby te£
^p po nich nie zszedł na ziemię. Dołganie , plemię Tun-
?nsów w Jenisejskiej gubernii, czum, w którym skończył
^e nieboszczyk, okładają chrustem, krewni zapalają go, i
^pa wnaz z czumem puszczają z dymem.
Szamanizm Buriatów i Mongołów lepiej jest znany. Ta-
•mnice jego wydobyte i ogłoszone zostały przez uczonego
Wariata D. Banzarowa*) i my z jego dzieła skorzystać nie-
wieszkamy. Głównym Bogiem Szamanów - Mongołów jest
Tiebo. Niebo jest istotą wiecznej sprawiedliwości, a przy-
em iródłem wszelkiego iycia; jednem słowem, jest ono
fazechmocnym Bogiem. Ziemia jest drugim Bogiem.
^Mgdyś Ziemia złączoną była z Niebem, przy ich rozłączaniu
tworzył się ogień i powstały wszystkie zjawiska. Niebo
^ ojciec dało życie- a Ziemia jako matka nadała formy
icystkim tworom: dla tego też szamanie Niebo zowią
jeem, a Ziemię Matką. Wola Nieba, tworząca i wypro*
idzą)ąca zjawiska, nazywaną jest d za jaga albo dzaja,
> jest przeznaczenie, los; oznacza też duszę człowieka, która
nim jak i w bóstwie jest siłą twórczą. Wola Nieba jest
robodą, która wyraża się tem, że wbrew zwyczajnym pra*
om natury, posyła na ziemię istoty wyższe, ludzi, którzy
■downie rodzą się i wielkieh rzeczy na ziemi dokonywają,
tak Tanszi eh aj, który podniósł potęgę mongolskiego
emienia Siańbi, urodził się z ziarnka gradu, spadłego
nieba w tuta pewnej księżniczki. Han mongolski Hunnn
i mówi podanie, miał dwie prześliczne córki, a niezna-
Iszy młodzieńców, godnych posiadać tyle wdzięków, poświęcił
Nieba. Niebo przyjęło ofiarę i posłało do królewien wilka,
*) w dsiele Cioroąja Wiera. Kasań 1846. roku.
300
który wraz 7. niemi dal pooz%iek sławnemu w Mongolii pło-
mieniowi Ho j che cayli Ujgnr. CSzingishan uroda) •(
takie z woli Nieba i dla tego nasywal siebie synem lU
czyli synem Boga.
Wszystkie rodziny monarchów i niektóre rodziny ujtb*
kratyczne początek mają również boski. Patrysrclia Mob-
golów Bo don car, od którego naród ten poosą^ siij
wyprowadza, urodził się, jak mówi podanie, z zony, Ubb
spłynęła na jego matkę i zapłodniła ją.
Niebo Mongołów, jak Bóg chrześcian, wszystko pnesAt i
nic przed niem ukryć się nie moie. Gniew swój 0I9M
Niebo w burzy piorunem i róźnemi zjawiskami niehMdócaL
Mogan han z dynastyi Tugin, posłów chińskiego eomt
długo trzymał u siebie w niewoli , a zawart z mmi tnhIA
dopiero wówczas, gdy Niebo ogromną burzą oku^i "
nie podoba się mu potępowanie hana. W XV. wł^ H«'
gołowie wzięli do swoj^ zawsze ciężkiej niewoli cłaśib^
cesarza, a uwolnili go z tego powodu, że w naczyniB, w*
rego cesarz używał do picia wody,, zobaczyli świsiło cfl^
wone, które wzięli za znak Nieba. Gdy pionm v^
w dom lub w drzewo, utrzymują Mongołowie, iż dy ^
w nich mieszkał i dla tego nie gaszą pożarów. Cdofia
szczęśliwym być może tylko przy łasce Nieba; o m| ^
starać się usilnie powinien. Jedno z mongolskidi M
opisiąje rozmowę Czingishana z braćmi i podwładnymi*^
dowódzcami o tem co jest szczęście? Rozmowę tę Gbb|*
zakończył następnemi riowami: « Rzeczy wistem Bzd^ia*
z którem żadne inne porównane być nie może, jest o|ida|
łttfka rządzoy świata Wiecznego Nieba !» Niebo więc ł?^*
jest najwyższem bóstwem Mongołów, wyznających *■*
nizm; inne Bóstwa są tylko narzędziami jego woli i ^
Czcili Niebo, nie uosabiając go, wyobrażali go 9cM»i^
Ducha w formie błękitnego nieba. W późniejszym o*^
przed YI. wiekiem po Chrystusie, jak się domyśla Buotf^
szamani mongolscy przyswoili sobie perskiego Ousoi*
Nazwali go Hormuzd i uważali go za króla Niebs. ^
muzd jednak i Niebo, było wyobrażeniem jednej i ^
samej idei. Dziejopisowie mongolscy, Czingishana dsit«4
301
ras «Łwem pomiędzy ludźmi, mieszkańcem niebios, posłanym
Ba ziemię przez błękitne i wieczne Niebo; drugi raz nazy-
wają go synem Hormuzda: co jasno dowodzi tożsamości
Nieba i Hormuzda w ich pojęciu.
Gzingishan uważając się za syna Boga, starał się go też
i naśladować. Hormuzd mii^ dziewięć duchów w swojej
władzy, Czingis więc utrzymywał dziewięciu wojewodów, a
chorągiew jego składała się z dziewięciu buóczuków. Ban-
zarów utrzymuje, iż Temucźyn (to jest Gzingishan) przyj-
imię ducha, syna Nieba, znanego w mitologii mongolskiej
pod imieniem Hadżir - Czingis - Tengri, Z imienia
tego bóstwa, zrobił ten wielki zdobywca tytuł dla siebie.
Historycy muzułmańscy powiadają, że szaman Biut*) oznaj-
mił Temudżynowi, iż Bóg mu powierzył władzę nad całą
ziemią i rozkazał nazywać się Czingisem**). Widać, że
Biot został wtajemniczony w tajemne plany strasznego zdo-
bywcy, dla których przeprowadzenia, potrzebne mu było
imię ^bóstwa i wiara w jego pochodzenie i przeznaczenie
boskie. Później gdy Biut, dumnemu władzcy świata, nie oka-
sjynl zupełnego szacunku; ten z obawy, żeby wpływowy
flzaman nie odkrył tajemnicy i nie ogłosił, iż jest urodzony
jak każdy inny człowiek, rozkazał bratu swojemu Dżuczi
zamordować szamana. Lud, który ubóstwił naturę, « a głó-
wnym swoim Bogiem zrobił najpiękniejsze z jej zjawisk
Niebo, czcić też musiiJ słońce i księżyc. Chińscy dziejo-
pisowie mówią, że Huńscy banowie na wiele lat przed Chry-
stusem, dzień rozpoczynali od pokłonu słońcu, a kończyli
go wieczorem pokłonem księżycowi. Za panowania Czingi-
aidów, wećttug świadectwa Piana Karpini, cześć ta dla irfońca
i księżyca trws^a jeszcze na dworze mongolskim. Ten po-
dróżny powiada, że Mongołowie księżyc nazywali wielkim
cesarzem, a słońce nazywali matką księżyca, dla tego, że
księżyc otrzymuje światło od słońca. Księżycowi, według
*) IbbI historycy podaje nasirlsko tego ssamana Bud % priydomkiem
TiBDgry.
«•) Imłff GUngiM, rosmaieio plaaą w Iwopies Jedni pUi% Jak Bsasardw
CfeingU, inni Dłengia, my Jednego i drogiego sposobu pisania niy warny, nie
bfdfo pewni, które Jest więcej usasadaione.
którego czas rachowali, przyznawali wpływ na sprawy ludzkie}
i podobni w tern do Spartanów, występowali w pochód i
rozpoczynali ważniejsze sprawy podczas pełni ksifżyca, ibo
w któr%kolwiek kwadrę. Gwiazdy były także dragorzędsen
bóstwami i odbierały cześć bosk%. Przypisywano im vphT
i władzę nad zdrowiem i życiem człowieka; wierzono że (en
wpływ wzbogaca ładzi i powiększa ich stada. Szcz^lnieJBl
cześć oddawano konstelacyi siedmiu starców (widki
niedźwiedzica) i składali jej na o^arę kumys, mlekoiHi^
rzęta ; takąż cześć odbiersJy dziewięć większych grózd.
Wiele także powietrznych zjawisk czczone były jako bóstwii
a między nimi bóg błyskawicy, bóg szronu, ifreocie
smok zwany z chińska łu. Głos smoka jest grzmotem, U;-
Skawica zaś była skutkiem ściągania i rozciągania Bmociefft
ogona. Smok spuszcza się czasami na ziemię, albo sietak
blizko nad nią unosi, że można go dojrzeć z ziemi. Wim
w smoka, dotąd, pomimo przyjęcia baddaizmn, aachovqe
się między Mongołami. Głosu jego, to jest grzmotów ofro-
mnie się lękają. Wierzą, że za rozlanie mleka lub kaiBj*»
piorun błyska nad mieszkaniami i karze winnych za manio-
wanie darów bożych. Jedno tylko plemię mongolskie Zrsir
chanów nie obawia się burzy, wierzą bowiem, że mająpsj'
wilej ochraniajcy ich od pocisków piorunowych; w eoś*
więc burzy krzykami starają się zmusić do milczenia f^
źnego smoka, podobne krzyki słyszeliśmy w czasie gnfiO^
i pomiędzy Buriatami.
Po Hormuzdzie czyli Niebie, drugim głównym bogi*
była bogini Etugen czyli Ziemia. Tę boginią Pl&no Esif^
zowie Itoga, i mówi, że Mongołowie obawiali się teg*
bóstwa natury i składali mu ofiary. £tugen jako silą sa^
jest przyczyną tworzenia się i wzrostu zjawisk liemAiir
jest ona przytem źródłem skarbów i dla tego nazywaj) j|
złotą boginią. Władza jej rozdzielona jest pomiędzy sied*^
dziesiesiąt siedem bóstw natury. Ponieważ ubóstwili nito^
rzeki więc, góry i różne inne miejscowości, a raczej did|
niemi władnące, odbierają cześć boską. Miejsca te Daiyw4|
świętemi. Niektóre miejsca odbierają cześć powsitckili
w narodzie, inne są miejscami świętemi tylko dla jedsep
303
pokolenia, familii lab oaoby. Na mieJBcach świętych, po-
spolicie na górach w wspanialem położeniu lub przy dro-
gach, stawiają z chrustu kaplice obo czyli obon. Jak tylko
ssaman oznajmi, źe duch wybrał sobie pewn% miejscowość
na mieszkanie, natychmiast wierzący lud sypie na tern
miejscu wał niski z kamieni, z ziemi i stawia obon. Obszer-
m^szą wiadomość o obonach podamy gdzie indziej; tutaj
Ograniczamy się do określenia obonów jako świątyń szaman-
Bkich, przy których zabijają na ofiarę zwierzęta, a podróżni
na ofiarę składają włoa z grzywy konia. Po przyjęciu bud-
daizmu, obony zostały zachowane, obrządki tylko przy nich
namańskie zastąpione zostf^y lamajskiemi.
Miejsca święte, które czci cały naród, były albo kolebką
jego, albo też miejscem ważnych historycznych wypadków.
Diińaj, chociaż rozszerzyli się Mongołowie i zamieszkali
odległe krainy, nie zapomnieli przecież o świętych miejscach
Btarej swojej Ojczyzny i składają im pobożne ofiary. Taką
cześć odbiera góra Burchan-chałdan w północnej Mongolii,
około której koczowali przodkowie Czingishana; góra Gen-
mhan obok poprzedniej położona; Hangajhan w północnej
Mongolii, Dzetkuhan; góra Munehan y. Monahan w połu-
iniowej Mongolii, duch której uważany jest za patrona
Baddaizmn, w okolicy której jak twierdzi mylnie Szmidt
[wekowany jest Czingishan i wielu innych wielkich ludzi.
Btjkał jest świętem morzem, a z rzek świętych wymieniamy
Sielengę, Onon, Kerełun i Żółtą rzekę. Niektóre ze świętych
>BiQic Buriatów już wymieniliśmy.
Niektóre plemiona mongolskie modlą się do Manihana
i>Qga lasów i polowania. Przedstawiają go jako olbrzyma,
jNOia zwierząt i myśliwych i wszystkich mieszkańców lasu.
}ałą ziemię szamanizm napełnił nimi i żywioły. Mongołowie
lieh, a ci którzy jeszcze są szamanistami mają, boginię
?t albo Ot (ogień) inaczej Galajhan (królowa ognia).
3ieść ognia jak i wiara w fiormuzda przeszła do Mongołów
> Persyi i przypomina naukę Zoroastra. Bogini Ut daje bo-
PMtwa i szczęście swoim czcicielom; jest ona przytem boginią
syitości Ogień według powszechnej wiary ma moc oczyss-
injąpą. Każdy przychodzień według starożytnego zwyczaju.
304
wszedłszy do domu Idania tn% napnód ogniskowi, poleo^
się jego opiece. Ognisko jest ssanowane jako symbol i źródto
czystości. Kigdy nie wrzaoąj% do niego rzeczy śmierds%cydi i
zanieczyszczających jego sił^. Nalanie wody na ogień, spluaiceis,
przekroczenie, zamierzenie się szablą Inb noiem na ogifiń, jeit
uwaiane za wielki grzech. Ofiary ogniowi stiadają z wódki,
masła, sadła, i t p. materyałów zwiększających ]>łomienie. FIsbo
Karpini powiada, ie rąbanie drzewa w blisko^ ognia i wy-
dobywanie nożem mięsa z kotła, pod którym jesscze psi
się drzewo, uważają Mongołowie za grzech. Ut występnysk
karze pożarem i chorobami naskórnemi. Ogniem occysKząią
wszystko co uważają za nieczyste. Tunguzki dla oc^nesenia
się po połogu, trzy razy przechodzą przez ogień. Mongo-
łowie rzecz albo istotę mającą się oczyścić, przenoaią nad
ogniem, alba przeprowadzają między ogniskami, Itib Uż
trzymają ją po nad płomieniem. Szałas W którym człowiek
umrze, ogniem czyszczą; czyszczą go i wówczas, gdy pioc«a
w bliskości zabije człowieka. Posłowie obcych państw, uda-
jący się do potężnych mongolskich hanów, przed aadyoBcyą
przechodzili pomiędzy dwoma ogniskami; wszystkich bo-
wiem cudzoziemców podęjrzywano o złe zamiary wzgiedsa
hanów, siła zaś oczyszczająca ognia robiła ich nieakod&
wymi.
Erlikhan był bogiem śmierci.
Wyraz Tengri oznacza każdego ducha, albo nidio.
Tengri są wiecznymi duchami mieszkającymi w niebie; nie-
które z nich mają dobre, inne posiadają zle prsymiofy.
Główniejsze bóstwa pomiędzy tengrami są następujące: Bo-
gatur Tengri czyli Bóg Odwagi, napełnia męztwem wal-
czących, lecz sam udziału w bitwie nie bierze. Jeat «■
stróżem królów, opiekunem ludu, naczelnikiem m glzyu Ł, a
powodem zamożności bogatych ludzi. Bóg Odwagi jest
przytem hetmanem niebieridch wojsk, a miecz jego
rozwala i góry zamienia na równiny! Dajczyn Tengri
bogiem żołnierzy. Modlą się do niego Mongołowie
marszów, a na ofiarę dla niego zabijają jeńców,
czyli Duchem Zwycięztwa jest Kissagan Tengri^ Wo-
jownik protegowany przez Eissagana, powiada pewny
305
mongolski c zabija nieprzyjaciela, zdziera z niego ubiór za-
krwawiony i wiesza go po prawej stronie źródła, z lewej
zaś strony na znak zwyci§ztwa prowadzi konia swojego
wroga. u Ladzie, zwykle ze swego usposobienia moralnego,
sposobu życia, wyprowadzaj% idee i stwarzają bóstwa. Lud
tez spokojny i rolniczy nie posiada krwawych bóstw, ani du-
chów zniszczenia; lecz Mongoły, którzy przez długie wieki
ogami^i byli szałem zdobyczy i zapisali swe imię krwa^
wemi śladami na kartach historyi, utworzyli nie jednego
lecz trzech bogów wojny.
Bóg Dzoł-dzajagaczy jest bogiem szczęścia. Wize-
runek jego znajdował się w każdej jurcie. Dzajagaczy jest
symbolem dobrej natury człowieka, broniącej go od ztych.
ludzi i dachów. Według chińskich i mongolskich mora-
listów, dualistyczny układ natury człowieka nie istnieje.
Człowiek nic złego w naturze swojej na świat ze sobą nie
przynosi. 23» wyradza się w nim z czasem, w skutek róż-
nych okoliczności, wśród których życie człowieka upływa.
Szczęście według Rzymian było ślepym i niezasłużonym przy-
padkiem; według Mongołów szczęście jest stanem zwyczaj-
nym i naturalnym człowieka, utrzymywanym przez Dzajaga-
czego, dopóki człowiek zasługcge na łaskę nieba. Dzajagaczy
opiekiąje się zdrowiem i dobrym bytem człowieka, broni go
vr niebezpieczeństwie, odsuwa nieszczęścia i chroni od złych
przygód. Stara modlitwa do tego bóstwa brzmi jak nastę-
p(\je. « Proszę Cię, o szczęścia Dzajagaczy tengrii Ciebie,
który wyb^asz oczy i tłuczesz kość pacierzową złodziejowi,
zapuszczającemu palce w moje mleko i rzucającemu arkan
na moje stado 1»
Bogini Emegeldzi-dzajaczi była patronką dzieci.
Sułde-tengri czyli duchy opiekuny. Było ich dziewięć,
liezba święta u Mongołów. Duchy opiekuny mongolskie,
praTpominają siedem duchów Amguspandów, którzy w mito-
'U>fpi perskiej, pod władzą Ormuzda walczyli z Arimanem,
^r obronie stworzeń* Sałde-tengri są to rycerze w pan-
oersBAch, w chełmach, uzlnojeni mieczami i kopiami. Każdy
2 zaich w jednym ręku trzyma bat, w drugim chorągiew.
Pr^y każdym snajdige się sokół, lew, tygrys, niedźwiedź i
G IŁŁBK , OplMniC II. 20
306
pies. Bronią śmiertelnych od klęsk i dla tego tak wojo>
"wniczo wyglądają.
Z wielkiej liczby bogów i dachów dmgorzędnych v7lBł^
niamy jeszcze następnych: Elie, zjawiający się w portK
ptaka tegoż nazwiska, wróży nieszczęście; duchy A di,
latając po powietrzu straszą ludzi, szerzą choroby i so-
lone namiętności; duchy Ałbin oszukują ludzi w po^
błędnych ogników, pokazujących się na stepach, pny ^
gach; duchy Kułczyn potwornie wyobrażane, 8trsft|łikfc
ludzi. Cześć jaką Mongołowie oddawali zmarłym pnodkoii
wywołc^a trzecią kategoryę bóstw zwanych Ongony. Wpo-
czątkach, cześć ta jak dotąd w Chinach, była tylko holdeiD
oddawanym cnotom zmarłych. Przy spacząjących ńc po-
jęciach, dusze zmarłych ubóstwiono i potworzono doctóf
podobnych do słowiańskich upiorów. W dawnych canA,
robili Mongołowie lalki, przypominające postaci zmtńjfk
ukochanych osób i stawiali przed niemi pierwsze potn«Ti
y^aniali się im, całowali. Zwyczaj ten już nie istnieje, h
Czingisie, oddawanie czci zmarłym w zmienionej fonn^
było jeszcze w zwyczaju. Piano Karpini wspomina, « »
jego czasów, czcili Mongołowie ducha Czingishana. Ei^
z jego następców zaraz po wstąpieniu na tron odbywał po-
dróż do ośmiu białych jurt (najman cagan kger) g^
oddawał hołd i ofiary cieniowi wielkiego przodka. Togtff,
syn Esena hana Eałmuckiego, przez zabójstwo dotacA?
do mongolskiego tronu, z pogardą mawiał o CzingisK i
zniszczył święte jurty. Gdy nie chcii^ przeprosić oena
ubóstwionego hana, mówi podanie, krew rzuciła się "*
nosem i upadł martwy przy jego grobie. MoDgob«*
wierząc , że ich królowie pochodzą z Boga i są ich na ik»i
namiestnikami, słuchają ich z bezwzględnem posłaszeństwe^t
a po śmierci czczą i wielbią jako bóstwo. Wiara i c^
taka dla monarchów przeszła od Mongołów do M(i^
którzy także wierzą, że carowie ich są namiestniki'
Boga. Hubiłaj potomek Czingisa, owładnąwszy łron^
chińskim, roku 1363 wybudował w Pekinie kościół ofi
swoich przodków poświęcony.
Dusze zmarłych, wsławionych dobrymi lub złymi poitjp-
307
kami nazywane 8% więc Ongony. Maj% one, jak i inne
bóstwa, nieostający wpływ na ładzi. Szaman zaraz po śmierci
ogłasza, czy dusza zmarłego została ongonem, czy też nie?
Dosze dobrych ludzi źyj% na drugim świecie spokojnie;
dusze zaś złych ludzi nie przyjęte do nieba, a na ziemię
wrócić nie mogfąc, zo8taj% za karę zawieszone pomiędzy nie-
bem i ziemią, błądz% po ziemi i szkodzą, jak niegdyś za
łycia, ludziom i ich dobytkowi. Szamana rzeczą jest poznać,
jaki ongon sprowadzi chorobę lub nieszczęście, a róźnemi
zaklęciami i obrzędami wypędza go z c^owieka i z mieszka-
nia. Jest to więc to samo, co wypędzanie djaUa z opęta-
nych w Europie. Najczęściej dusze szamanów zostają on-
gonami Każda miejscowość ma swego ongona. Są ongony
powszechnie w całej krainie znane. Mnóstwo duchów tego
rodzaju dostarczył królewski ród Bordźiginów, z którego
pochodzi Gzingis. Dusze wszystkich członków tej rodziny
uważane są za dobrych ongonów i lud modlił się do nich
jak do bogów.
Teraz przejdziemy do szamańskich obrzędów, jakie się
jeszcze zachowały u Buriatów, mianowicie też do opisów
taiłganu. Tailgan odbywa się trzy razy w roku.*) Pierwszy
taiłgan odbywa się w maju na cześć królów czyli duchów
połndnia; jest to święto wiosny, święto odrodzonej natury.
Drugi taiłgan na cześć królów czyli duchów wód, jest
letniem świętem. Trzeci taiłgan zaczyna się w końcu sier-
pnia i trwa przez cały tak zwany biały miesiąc. Jest to
nowy rok szamańskich Buriatów. Nowy rok buddajskioh
Buriatów i Chińczyków nazywa się także biały miesiąc, lecz
przypada w zimie w miesiącu lutym. Na świętej górze
przeznaczonej na miejsce ofiarne stawiają ołtarz, a o dwa-
dzieścia sążni od niego, rzędami ustawiają naczynia z mle-
kiem i tarasunem (wódka z mleka); cokolwiek dalej stoją
zwierzęta przeznaczone na ofiarę. Gdy się już publiczność
zgromadzi, szaman bierze żodo**), pali jego koniec i macza
•) BarUty Irkatskoj Gab«rnU. J. Bwtfikowa. W Irknttkiah Qiib«riuki«h
Wiedono«tUeh. Mr. 8 roka 1858.
••) Żodo J«tt to pałecskA wystragaoA i bnosy] na koAcii wniMscsona J«tfe
^IcrkowA kon, któn| tsafliaii pali prMd ofitff.
20*
308
go w płynach zawartych w naczyniach. Poświęciwszy Łakiai
sposobem naczynia, postępuje ku ołtarzowi a zwróciwny
twarz w stronę południa, odmawia głośno modlitwę, kn^-
cz%c jak najgłośniej. Wówczas przystępują do niego jeden
po drugim, siedmiu jego pomocników wybranych z obecoej
publiczności. Eaźdy z nich w prawem ręku trzyma sńakę
z tarasunem, a w lewej warząchiew z mlekiem. Gdy jń
sbliź% się do szamana, powtarzają za nim wyrazy ccok!
cokl cok!» Szaman umoczywszy iodo w misce każdego
z nich, pryska płynem w stronę południa. Potem podnoofc
żodo do góry, wskaziąje na niebo, a pomocnicy jego na-
cąją miski na ziemię, wołając « niechaj się poszcBęścL* Je-
żeli miska upadnie do góry dnem oznacza niesscz^Mie,
jeieli zaś padnie dnem na ziemię oznacza szczęście. Cere-
monia rzucania misek trzykroć się powtarza. Następnie
szaman zwierzęta ofiarne oblewa tarasunem, rozrzyna m
brzuchy, wyrywa grdyki, potem dotyka ich żodem, a obró-
ciwszy się ku południowi, wymawia te wyrazy aąjchon terl*
Dalej gotują mięso ofiarne i dzielą je na trzy części, prse-
znacząjąc pierwszą szamanowi i starcom, drugą część rodzinie
która ofiarowała zwierzęta, a trzecią obecnym na taiłgsaie.
Kości ofiarują bogom. Po tych wszystkich ceremonia^
rozpoczynają się wyścigi konne i zapasy szermierskie. Zwy-
cięzcom podają tarasun, ubien^ą ich i prowadząc pod r^ee,
wyrażają im różnemi sposobami swoją atencyę, Koniowt
który pierwszy dobiegnie mety, jadący na nim, wylewa sft
grzywę cokolwiek tarasunu, a resztę podaje starcowi. Po
wyścigach i zapasach rozpoczyna się uczta i pijatyka.
W końcu cały orszak powraca do domu. Na czele jedzie
szaman, a jeden z jego otoczenia, trzyma w ręku palącą
się głownię. Za nimi konno i w arbach posuwają się lui
Buriaci, śpiewając różne pieśni i krzycząc głosami , któcyini
naśladują wycie wilków lub szczekanie psów.
W innych okolicach Buriacyi odbywany taiłgan, tak opi-
suje Kobyłecki.*) «Na wzniesionem rusztowania z dan^
*) WlAdoao^l o Syberyi i Podróie w d1^ odbyte w latach 1831 , 1831
ISSS i 1884. roka priM J. K. w Waniawie 1837. roka. 3 ton/.
309
stawa ssaman z bębenkiein, Bnriaci otaczają go w koło.
Szaman nie poraszając się, zwraca zwrok swój ku wschodowi
i oczekuje pokazania ńę słońca. Skoro się pierwsze pro-
mienie okai%, uderza w bębenek, a cały naród pada na
twarz. Dłogo slycbaó dźwięk bębenka, aż gdy już szaman
s%dzi, że bóstwo wysłuchało tajemnych życzeń każdego, za-
czyna głośną modlitwę, a zgron^adzenie powstaje na nogi i
po każdej zwrotce odpowiada «Go gegea!» (wysłuchaj! zlituj
nc!) Modlitwa szamana jest następująca: «0 Burchanie i
Okodylu! i wy Jurgę, Kiny, Ongony, Nogaty! Bogowie i
Wielcy Duchowie! dobrzy i źli, przebywający w lasach i
w górach, w wodzie i pod ziemią, dajcie nam zdrowie! Za-
chowi^cie nas od upadku góry i zalania się w wodzie!
Dajcie obfitość dziatek i bydła! Rozmnóżcie zwierzynę i ryby!
Udzielcie dostatek herbaty i wygodne odzienie! Ty zaś o
słońce, daj nam pogodę piękną i jasną, abyśmy przy blasku
twoim, mogli się korzystnie zająć łowami! Wy święte dusze
•zamanów, nie odmawiajcie nam waszej pomocy i opieki!
brońcie od wrzelkiego przewidzianego i nieprzewidzianego
niebezpieczeństwa! W dowód naszych chęci i posłuszeństwa
pnynosimy wam na ofiarę, o bogowie i duchy! dwadzieścia
koni, pięćdziesiąt krów, sto owiec i sto kózl» Po ukoń-
czonej modlitwie, przyprowadzają szamanowi ofiary, on je
aderza nożem na rusztowaniu. Poczem skóry w koło jart
wieszają na żerdziach, a mięso częścią układają w kotły*
częścią pieką na drzewcach. Gały naród zasiada, ofiamicze
mięso roznoszą w brudnych korytach; każdy bierze wielki
kawał mięsa, rozrzyna go na drobniejsze, trzymając jeden
koniec w zębach, drugi w ręku. W czasie uczty prosty
naród pije mleczny napój tarasunu, tajsza zaś z zajsanami i
szulengami piją kolejno wódkę. Kobiety jako nieczyste
według obrządku szamańskiego, siedzą w osobnych groma-
dach. Potem piją herbatę, i t. d. Najadłszy i napiwszy się,
saczynają zabawy: zapasy, biegania i strzelania z łuków, a
zręczność w strzelaniu, w wysokiem stopniu posiadają
Bariaci.w
Banzarów też same obrzędy u dawnych szamańskich Mon-
gołów, tak opisuje. Święto wiosenne, początek ma w nąj-
310
odleglejszej Btarożytnośoi. Jeszcze do Chrystusa czasów, a
panowania dynasty! Hunnu, lad zgromadza! się wiosoi dk
składania ofiar przodkom, niebu, ziemi i duchom. Rabiik-
wis (Yoyage en Tartarie) powiada, ze 9. maja Mongoloiie
kobyły poświęcali bóstwu, wylewając kumys na ziemię i od
tego rozpoczynali uroczyste święto. Pomiędzy KsImobiDii
pogańskimi Tatarami, to święto nazywa się Urns Sars
(miesiąc Urus); inni Tatarzy zowi% go Saban. Mongotofie
przywiązywali kobyły do sznura między dupami zawieao-
nego. Jeden człowiek na kobyle, drugi na ogiene ob-
jeidżał stado, poczem pierwszy z nich oblewał kamjsea
konie i do grzywy przywiązywał kawałek czerwon<j mr
teryL
Święto jesieni, również jest starożytne jak i wiosenna
Marko Polo powiada, że rozpoczynało się 28. sierpnia: daea
ten był pierwszym w roku. Nowy Bok i święto jesienM
nazywają Mongołowie Gagan Sara, co przetłumaczono na
biały miesiąc lub białe święto. Han Hubiłaj panujący w Clii-
nach i w Mongolii, co rok. w jesieni jeździł na stepy i tam
według mongolskiego zwyczaju obchodził Nowy Rok; a po-
wróciwszy do Pekinu, tam znowuż zimą według chińskiego
zwyczaju odprawiał Nowy Rok. Banzarów utrzymuje, ie
w dosłownem tłumaczeniu Gagan Sara , znaczy mieii|e
twarogu, to jest miesiąc w którym Mongołowie i Bama
najwięcej produkują i jedzą twarogu — jest to nasz wne-
sień. Gzerwiec nazywają Buriaci miesiącem trawy, sierpiffl
miesiącem mleka, miesiąc twarogu jest pierwszym w roku,
który rozpoczynają wielkiem świętem , ofiarami zwierąt
domowych, wyścigami konnemi, szermierstwera i wielkieau
ucztami.
Publiczne ofiary Mongołów i Buriatów odbywają ^
zawsze pod przewodnictwem szamanów , prywatne ofiary
sUadają bez ich pomocy. W mieszkaniu wiszą na śeianadi
różne potworne bałwanki , lalki , a czasem skóra barania lub
krzesiwo zawieszone jest jako symbol bóstwa. Boriaci oma-
żują je śmietaną, lub też wtykają im w usta kaw^ek sadła.
Przed każdem ważniejszem przedsięwzięciem, składają bóstw
na ofiarę mięso, wódkę, którą lejąc na ziemię mówią: cokl
311
cok! cok! Jeieli ń% nie spehti to o co 3ariat prosił boga*
srywa jego figurę ze ściany i chłoszcze ję rózg% lub paskiem*
Przed jedzeniem rzucają kawał mi^a w ogfień na ofiara
Ulubioną ich potrawą jest baranina. Barana zabijają uderzę*
niem nożem w lewy bok, przez ranę zapuszczają rękę we
wnętrzności i tam mną i ściskają serce zwierzęcia, które
kończy życie w konwulsyach i męczarniach. Ten sposób
zab^nia, jest powszechnym pomiędzy ludami szamań-
skimi.
W chorobie szaman oznajmia jaki duch jest przyczyną
choroby i czego żąda od chorego za x>i^2ywrócenie zdrowia.
Najpospoliciej zdrowie kupić można ofiarą zwierzęcia. Gdy
przyprowadzą ofiarne zwierzę, szaman róźnemi guriami złego
ducha z ciała chorego wprowadza w swoje ciało, a potem
jnż z siebie wprowadza w ofiarne zwierzę, które zabijają i
jedzą. Robi się to takim sposobem. Szaman wkłada na
siebie obrzędową suknią z różnemi blaszkami, figurami i
brzękadłami, wdziewa na głowę czapkę lub chełm (orgoj)
z kawałków żelaza i z jedwabnej materyi zrobiony*) i uderzając
powoli w bęben (kece), modli się siedząc na ziemi. Bębnie,
nie wzmaga się stopniowo, a postać szamana ożywia się,
twarz nabiera dzikiego, nadzwyczajnego wyrazu, jak gdyby
duch się mu objawiał; aż wreszcie szaman zrywa się na
nogi, tańczy, skacze, kręci się jak szalony, bije się po ciele,
knyczy, wrzeszczy, wzdycha, piana toczy się mu z ust a to
jest już znakiem, że ziy duch opuścił chorego i wstąpił
w szamana. W chwili tych wściekłych ruchów, obecni łapią
szamana i starają się go przytrzymać, co im nie łatwo udaje
się, albowiem szaman posiada wówczas ogromną siłę. Gdy
się już uspokoi, rozkazuje mieczem przeszyć sobie brzuch*
lub wpycha nóż w piersi; krew tryska a on zakrwawionym
nożem nos sobie podrzyna lub oko wybija. Lud patrzy
obojętnie lecz z zadziwieniem na kaleczenie się szamana, gdyż
przekonany jest, że nic ztego sobie nie zrobi, albowiem
władza jaką posiada nad duchami, w jednej minucie go
*) Codzienny ubiór buriackiego stamana. róini się od ludowego odiienU
citrwonf tasieoilif na etapee.
312
uzdrowi. Szamanowie mnóstwo podobnych, zadziwiający^
sawet europejczyka sposobów używają. Trzymają gorejąct
głownię w dłoni, a ogień się ich ręki nie chwyta, wkladąji
rozpalone i^elazo w usta i nie parzą się, wyrzucają z «t
różne rzeczy, i t. p. Wszystkie te sztuki mają na oeln prtf-
konaó lud o potędze bożej szamana, albo też pobudzić dneb
do wróżby. Zdarza się, że zwyczajne sposoby nie skotknjt,
i jasno widzenie nie wstępuje w szamana; w takim rsae
obecni krzykiem, śpiewem i kląskaniami budzą w nim u-
tchnienie. Ceremonia ta zowie się to go eh u.
Obrządki przy wróżeniu, leczeniu i ofiarowaniu rótaą nc
jak to już mówiłem, a różnice te są następstwem twórofMci
umysłu lub umiejętności szamanów, którzy nie posiadają
żadnych raz na zawsze danych sobie prawideł ani też kon-
troti. Jeden z moich znajomych, opisywał mi ofiary pnr
których był obecny, dawane w celu ubłagania o zdroirie
chorej osoby. Ciała zwierząt ofiarnych zawieszono na dne-
wach, pod któremi zgromadzona była liczna publiczoośe.
Szaman rzucał miskę która padała dnem na ziemię, Iso
przed rzuceniem pobudzał w sobie ducha przez tamaniił
wykręcania gimnastyczne , tłuczenia podobne do wieUdej
choroby, oraz krzyki, piski, przypominające krakanie knki,
huczenie sowy i wycie wilka. Najbardziej uderzającym szck-
gółem tego obrządku byłu chmura ptaków, która w ckrnU
padania miski nadleciała i siadła na drzewach, a po siDoń-
czonym obrządku, na znak szamana zrobiony ręką w po-
wietrzu, odleciała w stronę zachodu. Lud strwożony takia
objawem cudowności szamańskiej , pobożnie zwrócony ki
południowi kłaniał się.
Jak i nasi owczarkowie i cudowni gminni lekarze , mh
mani leczą także zamawianiami, które gdy okażą się nie-
skutecznemi, lud powiada, że szaman nie chciał nlecs^
chorego; nigdy zaś nie powątpiewa w jego umiejętność i
nie podejrzywa o guślarstwo. Wiara w szamanów oraz idi
powaga jest nadzwyczajna.
Dawni rycerscy banowie Mongołów, odwoływali aę d*
ich wyroczni. Szamani i szamanki które Kopeć nazywa sy
billami, przepowiadali im, jaki będzie los wojny, ctj
313
dęztwo uwieńczy icb najazdy, czy tei oczekiwać mają prze-
granej. Z lota strzał odgadują przyszłość, a lud mocno
wierzy, i£ oni rządzą źywioltoii i siłami natury. Wywołują
pioruny i błyskawice, wstrzymigą burze. Klęski publiczne,
zaraza na bydło i konie, napady wilków na stada, są zawsze
powodem do ofiar, któremi rozrządza szaman i wiele z nich
korzysta. Podróżni przedstawiają ich jako kuglarzy, chci-
wych pieniędzy i oszustów; nam jednak zdaje się, że
w zapatrywaniu się na nich jako na prostych kuglarzy
jest albo niedogodność obserwacyi i niezrozumienie cu-
downości jaką się otaczają, albo też jak w moskiewskich
pisarzach, tendencya szkodzenia tym, których uważają za
swoich nieprzyjaciół.
Buriaci szamańscy w modHtwie składają trzy palce,' doty-
kają niemi czoła i nachylają głowy. Szamana nazywają Bu-
riaci Buge albo Be; szamankę Udagan albo Idogen, a
ich cudowne sztuki bug^emtg, co Moskale przetłumaczyli
na szamanió. Każdy ułus utrzymuje swojego szamana. Sza-
man pospolitą robotą nie zajmuje się, potrzeby jego jednak
8% dobrze zaopatrzone. Ci, którzy od dzieciństwa czują się
do kapłaństwa powołani, których system nerwowy i wybu-
jałii chorobliwa wyobraźnia unosi w n^odości w mgliste
sfery myśli i melancholią twarz ich obleka, wychodzą na
prawdziwych szamanów. Wtajemniczeni we wszystkie sztuki,
sposoby i naukę swoich nauczycieli, z czasem sami zaczynają
wierzyć w boską siłę i moc ich ożywiającą; sami wierzą, że
nauka, rada dana przez nich ludowi, jest boskiem objawie-
niem. Pogrzeby wielkich szamanów obchodzą wspaniale i
uroczyście. Ciała ich palą, a ^opioty zsyptgą w urny, które
unieszczają między gałęziami starych modrzewi. Prochy
z czasem wiatr rozsypuje, lecz drzewo, które było grobem
kapłuia, pozostaje we czci i poszanowaniu narodu; drzewo
prachnieje i upada, lecz miejsce na którem stało jest
•więte. W dolinie Tarasowskiej przy ułusie Taras w Idiń-
skiej dumie (Irkucka gubernia) wznosi swoje konary stary
modrzew, który był grobem sławnego szamana. Dzisiaj to
drzewo w takiej jest czci, iż Buriaci w tej okolicy, urzę-
dowe przysięgi wykonują w imię tego drzewa.
314
Dawniąj kiedy Bariaci byli niesaleinym ludem, ok
swoich zmarłych palili, albo chowali w skrzynkach mi^
drzewami, lub tei rzucali w puszczy na pożarcie zwienętoa;
dzisiaj rz%d moskiewski nauczył ich grzebać trupów w zicni
Obrządek palenia w następny sposób i dzisiaj choć rsadb
odbywa si§. Trupa rozciągniętego na skórze, wiozą w wóib
lob na koniu w orszaku rodziny i przyjacióL Zloiywsf
ciało na kupie chrustu, kładą przy niem pieniądze, neai
nieboszczyka i stos podpalają. Gdy między suchemi pii^
ziami błyśnie pierwszy płomyczek, nie oglądając się, ucie-
kają wszyscy do swoich jurt Zdaje się, że powodem tQ
ucieczki jest wiara w duchy, które odpędzone ogniem od
zmariego, mogłyby rzucić się na obecnych. W lasach chovij|
trupów na sposób tunguzki, wieszając na gałęziach faliskid
drzew: siodło, fajkę i różne rzeczy nieboszczyka, a u
sznurkach różnokolorowe gałganki. Rzeczy przy grołńe sio*
żonych nikt sobie nie przywłaszcza, są bowiem zasssmi'
nione, to jest zaklęte, a przywłaszczenie ich sprowadza nit-
szczęście. Moskale przecież mało sobie robią skrupułu w ^
względzie i kradną pamiątki grobowe. Zwyczaj rsucsnii
trupów na pożarcie zwierzętom, upada w Syberyi; pny-
pominą zwyczsj starożytnych Parsów, którzy w podobny
sposób ze zmarłymi postępowali. Nie jeden zwyczsj, nie
jedno pojęcie południowych Azyatów, znajdujemy w SybiSTi
rozszerzone. Palenie ciał na stosach' jest pospolite w Indpi
wiele zaś guślarstw, myśli i wyobrażeń szamańskich, oki-
ziają powinowactwo z zabobonną wiarą Daosów, rosszerscsą
w Chinach, i wiele wspólnego z wiarą Indusów i z ińuą
Zoroastra w Persyi Banzarów twierdzi , że sirsmsniia
powstał w środkowej Azyi; my jesteśmy zdania, że foj
głębszem zastanowieniu i gruntowniej szej kiytyce, po-
chodzenie szamanizmu z południowych stron Azyi zostaaie
udowodnionem , a odleglejsza od samego braminizmu stsro-
żytość jego uznaną będzie. Pas A^i od 20 do 36" północną
szerokości jest ojczyzną wszystkich główniejszych religii
świata. W tym pasie braminizm, buddaizm, judaizm, chiw-
ściaństwo, mahometanizm powstały. W krainach tego pmi
nauczał Konfiicyusz i Łaokin; tu powstała 2k>roastn>«t
315
wiara cscicieli ognia. Kraje te, które Opatrzność ntgwyra-
iniej przeznaczyła na plac natchnień, wizyi, objawień, za
kolebkę wiar, niezawodnie też wydały i azamanizm, zk%d
przez Chiny i stepy Mongolii rozszerzył ńę w puszczach i
równinach lodowatych Syberyi, nie sprzyjających podnie-
aeniu ducha, rodzącemu natchnienia poetyczne i objawienia
relig^ne.
Obraz szamanizmu zakończamy skreśleniem jego upadku
wedle Banzarowa. Wiara ta, jak mówiliśmy, była wyzna-
waną przez większą połowę Azyi. Buddaizm i mahometa-
Bizm od południa; chrześciaństwo od zachodu postępując,
ścieśniło i coraz bardziej ścieśnia przestrzeń, na której
tajemnicza wiara w niezliczoną liczbę duchów jest ¥ryzna-
waną.
Buddaizm na wiele lat przed Chrystusem przekroczył
góry Himalaju i znalazł licznych prozelitów w Chinach,
w Japonii i w szamańskim Turkestanie. Z wschodnich stron
tej krainy, buddaizm przeszedł do zachodniej Mongolii, a
Tobo-han z dynastyi Tugin, urzędownie go przyjął w końcu
VI, wieku. Wcześniej jeszcze chrześciańska nauka prze-
niknęła do Mongolii, lecz nigdy tam nie miała licznych
wyznawców. Po upadku dynastyi Tugin, Ojchory gorliwie
popierali buddaizm, a w Turkestanie w tym czasie cała
ludność przyjęła wiarę proroka z Mekki.
Haństwa Mongolskie w północnych Chinach były więc
buddajskie wówczas, kiedy jeszcze północni Mongołowie i
Boriaci mocno trzymali się dawnej szamańskiej wiary. Czingis,
który z tych okolic pochodził, podniósł nachylający się ku
opadkowi szamanizm; co było tem łatwiejsze, źe buddaizm
lue przeniknął do najniższych warstw narodu, a był tylko
u góry wyznawanym. Po Czingisie, następcy jego panigąc
w Pekinie pod nazwiskiem dynastyi Juan , byli znowuż bud-
daistami. Cesarze wie juańscy utrzymywali na swoim dworze
wielką liczbę łamów, co nawet według chińskich kronikarzy,
stało się powodem ich upadku w Chinach. Gdy ostatni
cesarz z tej dynastyi Togon-Timur, nciekł z Pekinu, religia
Baddy zupełnie w Mongolii upadła, a stare szamaństwo
ostało znowuż na krótki czas panującą wiarą. Za pano-
316
wania hana Dzajana w Xyi. wieka Bzamaninn stuowoa
upadł na dworze moDgolskim , a missyonane buddajsey t»
szerzyli now% wiarę pomi^y lodem. Dwaj miezyonane bi^
dajscy Nejdżi-tojn (urodzony 1593. roku umarł 1680. nh)
i Dzaja-bandida, pierwszy w Mongolii, dmgi w Dimgin
między Kałmtikami, opowiadali wiarę Bnddy. Całe i^
spędzili w missyonarskich wędrówkach i obalili szaimza
w większej części Mongolii. Dzaja bandida, WBjpotoBSj
Nejdzitojna, miał wielki wpływ na kałmuckich kanów,i«f'
mógł na nich, iż wydali rozporządzenie: «że jeżeli kto^
panym będzie na czci oddawanej ongonom, oddać msDfl
karę konia i owcę, a ongony zostaną spalone; jeieli w
kto zażąda od szamana lub szamanki, aby odprawiafi dff*
obrządki, da za karę konia; szaman zaś lab szamanka łi{4
okadzani różnemi ziołami. »
Mongołowie i Buriaci zostający pod władzą moekiefik^
najdłużej trwali w starej wierze. W pierwszej poło**
przeszłego wieka Urgiński Katachta (arcybiskop w Mozfoi
baddajski ) namówił Buriatów zabajkalskich do porcBoetf
szamanizmu, a przyjęcia buddaizmu. Połowa Buriatów zostik
wierną wierze dawnej ojców, a inne ludy syberyjskie, ^
mimo szerzącego się chrześciaństwa, nie myślą takłe stf
się szamanizmu. Plemiona syberyjskie które urz^o^i*
przyjęły naukę ewanielii, nie wyrzekły się bynajmniej itii4
wiary. Mając krzyżyki na piersiach, modlą się po ^
wnemu do duchów szamańskich; nad umiejętność zFobiesi
znaku krzyża świętego , nic więcej nie umieją z d0*^
religii.
Na wyspach Aleutskich, Kurylskich, innych sąsiednich
grupach i w Mandżuryi, szamanizm dotąd nie jest podfcopii]^
ani przez buddaistów ani też przez chrześciaństwo, diodi^
w Mandżuryi opowiadali słowo Chrystusa katoliccy ktitaj
a na owych wyspach greccy księża. W północnej wresiflij
Europie, fińskie plemiona od Wołgi do Białego JAotu, F^i
zomie wyrzekły się swoich wiar, które były tylko od«i*i
szamanizmu. Słuchając nauki popów, jednocześnie cfC^
Keremetia i różne dobre i złe duchy.
Ścieśniana z różnych stron starożytna i pierwotni ^i*'*
317
Indów północnej Azyi, chyli się do npadku; codzień tnci
coś z swojej sHy, codzień bardziej przypierają j% do zimnych
i niegościnnych brzegów Lodowatego Oceanu. Zapewno nie
prędko jeszcze wykorzenia i zniszczę wiarę w duchy, lecz
prędko zasady jej i obrządki pomieszane zostaną z zasadami
i obrządkami nowemi. Znikną święte drzewa i szamańskie
kamienie, a zastąpi je krzyż, który już błyszczy na kopulach
cerkwi sąsiadujących z puszczami. Czas, w którym nie
bęben szamana, lecz dzwon chrześciański zacznie zwoływać
ludność tych puszcz na nabożeństwo, będzie czasem śmierci
starych a dziecinnych ludów Syberyi. Mówiliśmy już o
ciągłem zmniejszaniu się tych ludów. Gywilizacya umie cy-
wilizować dzikie krainy tylko wytępianiem ludności. Ucie-
kają od cywilizacyi biedni wpółdzicy, bo wiedzą, że ona
z nową wiarą i z obyczajem śmierć im niesie; uciekają lecz
cywilizacya goni ich , dopędza i zaopatrzeniem potrzeb,
zmiękcza grubość obyczaju, a wódką i zarazą zab^a. Nie-
które ludy zupełnie wyginą, inne przeradzając się moralnie,
stracą swą indywidualność i fizycznie nawet przekształcą się.
Poociekają duchy z puszcz, lodów i gór pólbocy, lecz za-
nim to nastąpi, ważną jest rzeczą dla nauki utrwalić ich
obraz. Nie wyczerpałem wszystkich źródeł, wiem ile brakige
mi do skreślenia zupełnego obrazu szamanizmu; sądzę
jednak, iż i te szczegóły nie zostaną bez pożytku dla piszą-
cych po polsku historyków i etnografów.
KONIEC TOMU DRUGIEGO.
DSOKISII P. A. BHOOKBAVtA W ŁZFSK0.
J
BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH.
TOH XI. vn.
BIBLIOTEKA PISARZY POLSKICH.
TOK XI. vn.
OPISANIE
ZABAJKAL8KIEJ KRAINY
w SYBEEYI
AGATONA GILLERA
TOM TRZECI.
LIPSK:
F. A. BBOCKHAU&
1867.
X > J,
-i , . - ^ ^.
3Lccv^< Ł|r,
SPIS RZECZY ZAWARTYCH W TOMIE III.
Cifśe n. WIBRORMOUDINSKI I BARGUZIN8KI POWIAT. (Ciw
daltsy.)
ROZDZIAŁ IV. KabaAsk. ~ Żydsi w Kabaftsku. — Polaej tr KabaA-
•ka.^- Gmina moskiewska. — Wybory gminne nnfdników. — Ich
atrybncye. — Pobór rekrutów. — 8ąij gminne. — Włamoóó gruntowa
w gminie. — Swoboda 1 pors^dek carski. — Powinności siemskie. —
Ciemne podatki. — Podatki skarbowe. — Magaiyny ekonomlesne. -^
8płs ludności. ~ Owady. — Droga do liińska. — Monaster Troiekl. —
Sekta Chłystów. — Ssynk i chłopi. — - Kaplicska na górce. — Bro-
dłagł. — Śtarwark. — Znownś Brodiagi. — Bargusin. ~- Bnna. —
Sprawnik Beklemlsaew. — Gubernator wileński Bibików .... 8
ROZDZIAŁ V. Jarta bnriaoka. — Boftnica. — Kuchnia burlacka. —
Ubiory Buriatów. -> Połołenie, temperatura i statystyka Wierehno-
odińska. — Rynek. — Muiyka. — Prsygody Polaków w partyi are-
sstantów. — Zmarli Polacy. — WygnaAoy polscy w Wlerohnondłńsku,
w Piotrowska i w innych miejscach. — PosieleAcy. — Wladse po-
wiatowe. — Zarsfdy i władie miejskie. — Pollcya. — Z hlstoryi
WiercbnoadUska. -— Nocleg s Burlatami na Ifoe. — Ignacy OiJ>
lyk. — Widok okolicy 85
ROZDZIAŁ VI. Kurbińsk. ~ llarya Malesews kiego. — Śpiew i pieśni
Buriatów i innych ludów syberyjskich. — lliastrele esyli Dustihor-
■sy. -^ Prsekład csterech plenni buriackieh. — Powiastka o słońcu
i o ddewesynie. — Bajka o spone pomi^dsy krukiem, kawkf, a la-
b{dxlem. — Powie- o Diambie i podanie o Bocheńskiej góne. —
Legendy o aaómłeniu ksifiyea. ~ Obrsądkł Buriatów i Chińcayków
pedcaas zaómienia. -~ Istoty według teotolU Buddaistów. — Wyobra-
ienia o słońeu, kslfiycn i gwiasdach. — PrseobraŚenia Buddy. —
Bi^ka o Ifaehahaiaaie. — Wyobraśenie cara. — Zkąd królowie i ca-
rowie pochodaft -~ Podanie o bnosie. — Podania o poeaftkaeh ho>
ryńskich Buriatów. -> Legendy o poeaftkach Buriatów i Mongołów.—
Błsterya podboju Buriacyi 67
ROZDZIAŁ VII. Samiłowanie w koniach. — O goóeinności , eharakterue
i usposobieniu Buriatów. — Kiedy sif twonyły narody? ^ Wstręt
do rolnictwa. — Noeleg pod borem. — Obrafdki weselne i o mał-
ieństwaeh u Buriatów, — Pą|aaA buriacki. ^ Obon. — Uroesysto^cl
wyóelgowe. — Mowa lamy. — Popas. — Rosmowa o Dalą; laiiii«
VI
i stosunkach s nim Buriatów. — Sposoby sprowadania 8viftycb
ksifg. — Jfsyk buriackl. — Ślepy chłopiec — Wnieiik po n-
chodiie słońca. •— Oniński olas i Horjńska Dana. — Dnfdicah
i prawa Buriatów, — ZłodsiiOstwa Tą}ssów. — Kilka awsg o pt-
giięblonych narodowościach. — Dalssa podrói. — Płśmłenaośe Ban-
tów. — Bansarów i Inni ich uoseui. — Cay będą mieć swejf łilex»>
turę? — Ostateccoy cel historyi. — Popierecsna. — Oddaiał kantaoi-
stów Żydów i choroba podoficera od bicia róągaml. — Wypfdmie
djabła. -- Medycyna łamów %
ROZDZIAŁ VIII. O buddaismie w ogóle. — Jego dogmata i mral-
Dośó. — Nirwana. ~> Niektóre bóstwa buddąjskie. — Legendy o B«i-
dzie. — Mały wpływ moralności Buddy na iycie. — Soisserasie
się baddaiamu i Hcsba Jego wysnawoów. — Hierarcłiła baddą|tlu. —
Dalą) lama i Tybet. ^ Wpływ hierarchii na usposobienie i ksltaif
ludów. — Zdanie o tern Herdera. — Tehoa lama i Dairi. — Ko*
tuoiita mongolski. ^ Hamba lana bariacki i spory prsy }^e wybo-
rco. — Niłssych stopni duchowieństwo, ioh nbiory i ślnby. — Cte-
rakterystyka łamów i Ich stosunek do popów. — Opis świftyai ba*
riaeki^ i naboae&sfcwa w nich odprawianego. — iDstrumeota muyki
kościelnej. —Sprsfty i księgi kościelne. — Zakł^a. — Jesicse o ai-
boie6stwach ^
ROZDZIAŁ IX. Od PopiereosneJ do Pogromaą). ~ Cyganka. ^ CkF
i Jealora. — Pop tutejszy. -- Sobotnloy. •— Wiersayna Udy.— Osm-
stwa. — Woźnica BoboJ. ^~ Ile Jest prawdy w l«oryi ogólasgs
usscsgśliwiania ludskości? — Transporta wojennych cifiarów. —
Jurta . w Kondzie i komisars buriackl. — Podrói Hurawiewa d*
Jeddo, Pejho i powrót Amurem. ~ Oddalał iołniersy i prsygeśa
oberwanego podróżnego. — Spotkanie a tąjsaf i arystokracja bo-
riacka. — Beklemisaówka. — Ssakssa. >- Starowłercy i tytoń. "
WJasd w góry. -* Osairman i s. Mikołaj. — Kiaya ^
ROZDZIAŁ X. Mrośny poranek. — Stacya pocatowa. — Brak kwi.
— Ursfdsenia i ceny pocztowe. -~ Pijaństwo i towaraystwo wstna>
mięźHwoścI. — Podrói w saniach Sieiengf. — Malownicatt brsegb -
Siemiejcy. — Bespopowcy. — Popowcy. — Ich ołtarakterystyks. —
Opór stawiany władzy. — Zkfd Siemiąjcy przybyli do Syberyi! —
Sielengińsk i Jego statystyka. -> Misyonarse angielscy. — Polscy.—
Bostuiewy i Jeszose o dekabrystach. — Okolice Saełongińsko. -
Uprawa lnu i szkoła elementarna w Urłuku. — Monastyr Cukąfs^
i Jego aałoiyciel. — Nadieidin. — Paul ekspedytorowa. — MsUa*
wianin. — Wróiba z wilka. — Przybycie do Ujść Kiachty . . . • ^
ROZDZIAŁ XI. UJŚĆ KiadiU. ~ Troickosawsk. — Posfg ryby. -B«^
ludności. ~ Zaliłady naukowe i dobroczynne. — Aleksander Zsa^
wics. — Cła od herbaty i ich sniienie aa staraniem Zawwicsa. —
Parady wojskowe. — Klimat i choroby. — Wlq|skte domy w Kin-
nie. — • Okolice i aałośenie Troiekosawska. — Sawa RacnińskŁ "
Statystyka ludności. — Kiaehta. ~ Malara Bi^chel. - Szkoła doń-
skiego Jfisyka. ~ Klub. kupiecki. — Chińczycy Jako goście. - Nafce-
ieństwo katolickie. -~ Żołnierse Polacy. » Wygnańcy potoey «
Kiachcie.-- Powrót Jeńeów z 1831 r. de ojczyzny. — Rodaina połi^
nad grobem. » Polacy amarli w Kiachcie. — O kupcach ttittimy^
ich patrjotyzm, cywilła«eya i obarakter. — MoMeh Izrael. — C^
VII
Btrona
nkter moskiewski. — Obejście sif, sądj o Polakach i ich wpływ na
Moskwę w obecnym liberalnym csasie. — Życie towanyskie. — Za-
bawy, rozmowy, stroje, koncerta. — Ueseni.'— Herbata, miejsca Jej
sbioni, co wpływa na Jej dobro<S. — Csaa, w którym herbatę do
Europy przywieaiono. — Co mięssąj^ s herbatą. — Drogi Jej tran-
sport. — Ilość herbaty, wywoionej do Moskwy i innych krajów. Jej
komunikacya. — Przemycanie. — Sicsególowy spis towarów, służą-
cyeh do wymiany i ich ilość 190
lOZDZlAŁ Xli. Majmacsyu. — Karawana wielbłądów. — Opisanie
miasta. — Wraienie. — Zabawy na ulicy. — Policyauci.'— Ubranie
ChiAesyków. — Osnaki caynów. — Dynasty a mandiurska. — Po-
wsUAey biorą stare nbiory. — Konserwatyzm chiński. — Przestrze-
ganie esytośei rasy. — Świątynia w Mió^nacsynie. — Kary chi6-
sltie. — DierguczeJ. — Podarunki ł Putiatin. — Stosunki między-
narodowe ua pograniczu. — Ambanl Bejse mongolski. — Missya du-
chowna rosyjska w Pekinie. — Teatr miejski i muzyka. .— Zarozu-
miałość 1 patryotyzm chiAski. — Świątynia czci cesarza i czci Boga. —
DzłeA zaduszny u Chińczyków. — Koiifucyusz. — Religie w Chi-
nach. — Tąjpingowie 235
H)DATKI.
rvsgi nad potrzebami parafii ZabaJkalskieJ, przez A. Węiyka .... 375
tiograiia Baddy 283
II.
WIERCHNIOUDINSKI I BARGUZINSKI
POWIAT.
(DALSZY CIAO.)
GiiŁBB, Opissoif. lir.
IV.
Kabatek. — Żjdsi w KabaAska. — Polacy w KabaAska. — Ominą mosUa-
V8ka. — Wjbory gminoe anfdników. — Ich atrjbucye. — Pobór rekra-
tów. — 6(|d7 gmiane. — Właanol^ gruntowa w gminie. — Swoboda i po-
rifdek carski. — Powinności ziemskie. — Ciemne podatki. — Podatki
akarbowa. — Hagasyny ekonomlcine. — Spis Indno^i. — Owady. —
Droga do UiAska. — Monaster Troicki. » Sekta Chiyatów. — Ssynk
i chłopi. — Kapliczka na górse. — Brodlagi. — Ssarwark. — Znownł Bro-
diagi. — Bargazin. — Burza. — Sprawnik Beklemisaew. — Gubernator
wileAski Blbików.
Kabańsk ma postać miasteczka. Dość obszerny i ludny,
a pomif dzy chatami s% i porz%dne domki Ulice błotne i za-
gnojone; na jednej z nich jest szkółka elementarna w 1859
założona staraniem sielengińskiego kupca Frołowa, który na
ni% dom i fundusze ofiarował. Rynek ozdobiony jest cerkwią,
a zapełniony [straganami żydowskimi, na których ci wy-
gnańcy z Palestyny i z Polski sprzedają bułki, pierniki, ryby,
tytuń, igły, wstążki i łokciowe towary.
Żyd w Syberyi jak i w Polsce trudni się tylko handlem
i kramar8twem< Żydzi tutejsi nie posiadają wielkich kapi-
tałów, lecz nie s% bez pieniędzy, a dobry byt jest pomiędzy
i^mi powszechny. Wszyscy pochodzą z Polski lub z Mało-
nisi, zkąd za policyjne i kryminalne przestępstwa, głównie
zsś dla tego, że ich Moskwa zawsze prześladuje, zostali wy-
ceni i wygnani do Syberyi na osiedlenie. Ubiór, w jakim
chodzą w Polsce, tu porzucili; ubierają się po moskiewsku,
iioszą brody jak i kacapi, a żony ich zawiązują chustki na
głowie na sposób tutejszych mieszczek. Zmiana ubioru spra-
li
wiła, iż między ladno8ci% tutejszą nie stanowią odrębnś
grupy. Rysy tylko i wyraz całej fizyonomii wyróinia ich od
reszty ludności. Starsi mówią po żydowska, po moskienb
i po polsku; pokolenie zafi tutaj urodzone mówi już tylko po
moskiewsku i po żydowsku. Rozrzuceni w małej liczbie po*
mi§dzy Moskalami, bardziej niż w Polsce ulegają o\m
wpływom i prędzej zmieniają mowę, obyczaje, a joitti
i wiarę. Młodzi Żydzi z większą już łatwością i lepiej tpr
żają się po moskiewsku, niż po żydowsku; często tei moin
ich usłyszeć w domach własnych, z rodziną swoją oży^f
cych języka moskiewskiego; są nawet i tacy, którzy tsfśat
zapomnieli języka żydowskiego. Liczba odstępców od viuT
swoich ojców nie jest małą między nimi. Dla uwolnienii 9(
od kary knuta, dla interesów pieniężnych, przechodzą n
prawosławie, chociaż w sercu noszą lekceważenie i pogarit
dla nowej wiary. Dzieci neofitów noszą żydowskie imioA
a dla świata mają imiona moskiewskie. Poznałem ick ki^
W obec Moskali udają przykładnych chrzescian, tajcsBtf
jednak wykonują przepisy i obrządki starej wiary, a w da-
ciach wpajają nienawiść do wiary narzuconej. Żyd ochncawy
jest wprawdzie złym chrześcianinem, dzieci jego sercem Igil
do wiury ojca, lecz powoli zaniedbują wypetnieoi* JQ
obrządków ; trzecie za to i czwarte pokolenie od ojca neofif
pochodzące zaciera w sobie wszelkie ślady żydo^Koa^
Za Bajkałem największa liczba Żydów zgrom adz^a sie^^
cie i w Kabańsku. Uchwały cara Mikołaja nie dozwably iv-
mnożyć się ludności żydowskiej w Syberyi. Wszystkie diiw
tu urodzone kazał car brać w dziecinnych jeszcze latach i^
wojska; ci zaś, którzy przyjechali tu z rodzicami wygna***
z Polski, dorósłszy, wracać musieli do Polski. Tak nietok-
rancyjne postępowanie- i okrutne zarazem, nie zostało bei
ważnych następstw. Wielu Żydów w wojsku zmuszonych M*
do kawalerskiego życia; ci zaś, którzy się pożenib', diiect
swoje oddawać musieli rządowi na wychowanie, który dj«j-
pliną zmuszał ich do zdeptania wiary ojców. Postępowanie c«a
Aleksandra II., jako dla nich łagodniejsze, może dozwoli 2y-
dom zapuścić korzenie w Syberyi i pomnożyć tu swoją lud«*
Nadzieje te jednak nie są ugruntowane na żadnem prvt%
owssem prawo jest dla nich dągle okrutne i niesprawiedliwe,
a w Bo0yi właściwej mieszkać im nie wolno. Żydzi w tym
swoim ncisku, zamiast złączyć ńę z również nciśniętymi Po-
lakami i przez to wywołać skuteczny opór niesprawiedliwej
włftdzy, łudzą się jakiemiś nadziejami na Rotszylda. Sądzą,
ie ich pieniędzmi wybawi z ciężkiej niewoli i wcześnie już
głoszą go tu swoim bohaterem. Ciemni sądzą, że on jest
potężnym ministrem francuzkiego państwa; inni myślą, że
jest księciem, a inni jeszcze, że jest królem najbogatszym na
świecie; że jako potomek króla Dawida ujmie się za nimi
i wyprowadzi ich z moskiewskiej niewoli, równie ciężkiej jak
egipska, fiiedni — nie wiedzą, że tenże sam Rotszyld po-
życza pieniędzy ich prześladowcy, który za jego pieniądze
władzę swoją powiększa, ludy mu podwładne gnębi i tysiące
corocznie porywa dzieci żydowskich na Litwie i Rusi, a wy-
wozi je w głąb Rosyi na sołdaokie wychowanie.
Prócz Żydów na rynku kabańskim kręcą się Buriaci w ma-
łachąjach, Bnriatki z czerwonemi i świecącemi się od tłuszczu
policzkami, i brodaci chłopi moskiewscy. Polaków w Ka-
bsDsku mieszka kilkunastu; znam tylko z nich jednego
Franciszka Kuolla, przysłanego za sprawę polityczną.
Knoll jest rodem z Poznańskiego, za udział w kampanii 1831
roku deportowany do wojska moskiewskiego w Omsku. Tam
za udział w związku ks. Sierocińskiego i doktora Szokalskiego
aresztowany, otrzymał 8000 kijów i skazany do kopalń ner-
Gzyńskich. Teraz jest na osiedleniu. Dawniej mieszkał tu
jeszcze Karśnicki, przysłany do Syberyi na wygnanie za
adział w czynnościach emisaryusza Sulimierskiego w 1833 r.
W roku 1843 powrócony został do ojczyzny.
Za wsią położone jest więzienie etapowe, w którem nasi
liracia, pędzeni ze zbrodniarzami, w dusznej atmosferze nie-
raz przebywać muszą. Ztąd jest widok na blizkie góry,
a stóp których nad Kabanką zbudowany jest Kabańsk.
W samej wsi znajduje się dom mieszczący w sobie władze
gminne; Kabańsk jest bowiem stolicą gminy.
Gmina moskiewska, o której już nieraz wspominaliśmy,
ze wszech miar jest ciekawą instytucyą- i zasługuje na szcze-
gółowe opisanie. Zbaczam więc znowu od głównego przed*
6
miota mojej podróży , pewnym będ%c, te w chwili, wktśej
gpninc moskiewską przedstawiają jako wiór dobrego spote*
cznego urządzenia, a z której powodu gloezą, ie Moikn
jest demokratycznym narodem i na niej budują nadzieję ^
ności: socyaliści i komuniści, jak Proudhon, łe w ckvi
takiej opisanie gminy moskiewskiej zajmie moich cxf^
ników.
Gmina moskiewska składa się z kilku, a bywa tiUi
i z kilkunastu wsi, mieszczących w sobie ludno&ó z kilka-
sięoy złożoną. Podległa władzom gubemialnym i powato*
wym, w wewnętrznym* zarządzie według ustawy ma )fj^
wolną. Urzędnicy gminni wybierani są przez gospodsif'
Wybierani są ci, których każe wybriić sprawnik. W
przyjdzie chłopom wybrać kogo innego, a nie uncdo«f»
kandydata, sprawnik chłoszc^e ich rózgami bez ceranoiik
jak o tem świadczą urzędowe opisy w urzędowej gsM*
ffOnbemialne Irkuckie Wiadomości ». Urzędnicy gminmtf
pobierają żołdu, urząd więc ich jest honorowym; dla tego to
mają tytuł « szanowny*) (Poczticnnyj, Wasze pocztieniel^któT
jest zniewagą, jeżeli się go zwróci do urzędnika koTOiutff>>
oficera lub dworanina moskiewskiego. Naczelnikiem gaiif
jest głowa (albo wołostny, po polsku wójt). Bywi ■•
zwykle gospodarz majętny, mający między chłopami powiii'
nie, a dobrze widziany przez rząd. Delegowani ze wń, ^
gminy należących, zbierają się w wójtostwie (wotostne fn^
wlenie), gdzie w obecności koronnego z powiatu ancdi^
przysłanego jako komisarza na wybory, wybieraj) g^
Komisarz carski odgrjrwa przy wyborach główną rolę. J*"^
kandydat do urzędu nie posiada ufności gminy, a dioe w*
stać jej naczelnikiem, daje komisarzowi łapowe, a tenp^
wagą swojego urzędu, proźbą, a najczęściej grośb) ^
wybrać poleconego przez siebie kandydata. Opór i
chłostę w powiecie; nigdy więc chłopi nie opieraj) ^
i zawsze wybierają na głowę tego, którego chce mis* k**"
sarz. Ponieważ wolność wyborów jest illuzyjną, więc w
cała machina gminna nie ma charakteru samoii4<b>^
i mieć go nie może, gdyż obaliłaby wszystkie carskie ^
dze nad sobą postawione, które są wyrazem woli ną^
despotycznej, nie cierpiącej iadnej innej woli obok siebie.
Ka papierze wygląda gmina bardzo pięknie, ale w rzeczy
samej jest tylko najniższym szczeblem w drabinie carskich
urzędów, szczeblem, z którego brzydka niewola zstępi^e
i rozchodzi się na najniższą warstwę ludności Decydują
przy wyborach większością głosów lub jednomyślnością.
Wiece te gminne pełne są ruchu. Nie usłyszy tutaj nikt
mów świetnych, nie ma nic parlamentarnego w zg^romadze-
niu. Głos zabierają nąjgadatliwsi , a czasem mówi kilku ra-
zem; mówca musi pojedynczo prawie każdego gospodarza
przekonywać — regulaminu obrad nie posiadają. Hałaśliwe
zgromadzenie za jawieniem się urzędnika, który może ka-
żdego z obradujących ochłostać, zamienia się na zgromadze-
nie milczących. Wówczas dzieje się wszystko według myśli
i rozkazów urzędnika. Wiece te gminne przypominają nam
obrady ludu polskiego na Podhalu tatrzańskim. Formy pod-
halskich obrad są bardzo starożytne i mają więcej charakteru
riowiańskiego, niż obrady gminne rosyjskie. Jakkolwiek
urzędnik nagina obrady według swojej woli, przecież wpływ
ich jest znaczny i wielostronny. Chłop wybierający naczel-
nika gminy, a przez to wpływający na zarząd gminny, po-
csuwa swoją ludzką wartość i rozw^a samodzielność. Do-
wiaduje się o prawach obowiązigących , o potrzebach gminy,
a postanowienia zarządu chętniej wykonywa. Narady gminne
ożywiają życie społeczne, wciągają najniższą ludność w koło
publicznych interesów ; lecz ponieważ jest to lud niewolą na-
uczony posłuszeństwa i bez oświaty, więc też te obrady nie
tylko, że nie są rozwijaniem wolności, ale przeciwnie utwier-
^ją władzę despotyczną carów, gdyż są dla niej poparciem
loającem cechy dobrowolności.
Głowa wybierany jest co trzy lata. Mandat jego potwier-
^ gubernator i od tej chwili staje się on równie zależnym,
jak każdy pltAny czynownik. Jedna i ta sama osoba może
przez kilka terminów trzyletnich być na głowę obieraną.
Zwyczajnie głowa ubiera się po wiejsku , lecz w czasie obrad
1 wówczas, kiedy zasiada przed ziercałem, wkłada na sie-
bie urzędowy kaftan. W każdej kancelaryi, a więc i gmin-
B^y stoi na stole ziercrio, czyli postument z orłem na
wierzchu, którego ściaDy oblepione 8% papierem i
nyiD przepieami cara Piotra Wielkiego, oińewająoeini, jsl^at
ludzie prywatni i urzędnicy zachować inaj% w ktneebryiśr
jakie 8% obowiązki urzędnika, i t. p. Pod postomeateBi aif*
duje się szuflada, w której chowają pieniądze, pbcoDett
nieprzyzwoite zachowanie się w kanoelaryi. Głowa jfM
czas służby uwolniony jest od kary cielesnej; za popelawi
występki karanym być moie tylko przez sąd po Aóf^
urzędu. Dzieje się jednak inaczej. Nieraz sprawnik itts
oficer wykułakttje głowę , a czasami nawet i rózgi doiteje -
rozumie się nieprawnie. Jeżeli głowa objeżdża giiłiiięTvb>
żdej wsi starszyna (sołtys) raportuje mu ostanie wn^if
padkach w niej -zdarzonych. Głowa jako naczelnik ian|ii
gminy jest wykonawcą rozkazów wyższej carskiej wlidif ; «
prowadzi pobór rekrutów, zbiera podatki i odsjk j« ^
kasy powiatu ; jest sędzią w sprawach cywilnych małg «9
nie przewyższających 15 rubli sr.; jedna zwaśnionych i ki*
chłopów za policyjne i administracyjne wykroczenia irw**
lub chłostą. Jest to więc urzędnik administracjjno-pobcyjM-
sądowy w gminie. W każdem wójtostwie jest areszt i kib
dziesiętników czyli policyantów, wybieranych pnes |fe*f
pomiędzy chłopami, a którzy tak samo jak on nie pobiffi)!
żadnego wynagrodzenia. Zastępca głowy zowie się )ttnifr
da tern (kandydat gołowy), pomocnikiem zaś je(^ j^
starszyna gminy (sołtys gminy, wołostnyj 8ttr47*)»
który wykonywa rozkazy głowy, bije za wyrokiem, *•**
po podatki , i t p. czynności spełnia. Ma on także swcfp
zastępcę; pensyi nie pobiera.
Pierwszą po głowie osobą w gminie jest pisarz gmi»ft
którego wybiera głowa, a gubernator potwierdza. ^^
może być wybrany z liczby ludzi nie należących do fBMf,
najczęściej pisarzami bywają wypędzeni ze służby czynowoif^
oficerowie, feldfeble dymisyonowani, różni pokątni pi*^
Urząd jego nie jest honorowym , pensyę pobiera z docfcow'
ziemskich. Ponieważ u Moskali formuły biurowe i pi***
urzędowe jest obszerne i częste,* przeto pisarz nie moie<*
podołać i ma pod ręką kilku pomocników, którycb ssb ^
min-jje a gmina im płaci. Pisarz jest niby ueMtJ^
9
gtowy, dyrektorem jego licznej kancelaryi, archiwistą, dzien-
nikarzem ; pisze rozkazy do soHyeów , raporta i sprawozdania
do czynowników, ca^tige gminie rozporządzenia władzy, wy-
daje paszporta; na wszyeftkioh zaś rozkazach, odezwach
i aktach gminy podpisuje się głowa, który najczęściej pod-
pisać ńę nie umie. Pisarz właściwie jest najważniejszą, osobą
pierwszego znaczenia w gminie. Do niego też wszyscy inte-
resenci się udają, do niego spieszą z łapowem, z którego
pisarz ma ogromne dochody. Lada jakie wykonywanie obo-
wiązków urzędowych, przekupstwo, wymijanie prawa, mydle*
me oczów i oszukaństwo tak jest w. Moskwie zakorzenione,
że zacząwszy od kancelaryi cesarza i ministeryów, wszyscy
biorą łapo we , gwałcą prawo , lab je przekręcają. Toż samo
więc jest i w zarządzie gminnym, w którym binromania roz-
winiętą została do wysokiego stopnia. Z powodu wpływa
wyższej l^inrokracyi ustał w gminach samorząd, a wolność
ich stała się pozorną; z powodu zaś riabego moralnego wy-
robienia urzędników, prawność i sprawiedliwość w gminach
jest także tylko pozorną. Winy ztąd nie można przypisywać
gminnej instytucyi, która jest nie złą. Że złe głębiej leży,
przyzna każdy znający dobrze wewnętrzne życie Moskwy;
leży ono w morainem usposobieniu całej ludności, wyrabia-
nem przez system niewoli politycznej , według którego naród
moskiewski przez tysiąc lat był i jest rządzonym.
W każdej wsi, jakem to już mówił, znajduje się sołtys
(sielski starszy na) i jego zastępca, których także sami wło*
ścłanie wybierają na trzy lata. O wyborze sołtysa nie zawia-
damiają gubernatora. Sołtys pensyi nie bierze, od kary
cielesnej nie jest uwolniony. Obowiązki jego są następne:
naznaczać kwatery dla żołnierzy, chwytać złodziei i bez-
paszportowych i odstawiać ich do gminy, jednać lub rozpę-
dzać pijaków, zbierać podatek i wykonywać rozkazy głowy
i pisarza.
Do najważniejszych obowiązków gminy należy pobór jre-
^tów, który odbywa się takim sposobem. Izba skarbowa
(kazionnaja pałata) dzieli gubernię na okręgi rekruckie (re-
^ckij uczastok). Każdy okręg liczy 1000 mężczyzn zdatnych
do wojska; dozoruje nad nimi starosta rekrucki, wybrany
10
pnez swój okręg na (sas jednego poboru, albo na lal kilb.
Starosta obowiązany jest o kaidenr zmnieJMenia tię hb po-
wieszenia mczkiej ludności ^ okręgu , donońć wytnej vbr
dzy. Obowiązany jest takie zebrać rekrutów i odwietć ick
do miasta powiatowego. Na papier i atararoent do koreipti*
dencyi, którą prowadzić musi, bierze starosta s gnuBy 7 ^
J5 rs.; zresztą nie otrzymtge za swoje trudy isdnego ^jtt
grodzenia. Spis ludności zdatnej do wojska, a za tdstaegt
jest kaidy mężczyzna od 18 do 60 lat uwaiany, iowiea(
spisem porządkowym (oczerednyj spisok). W nim iwjpn^
umieszczone są rodziny, mające w gronie swojem fląjwif^
liczbę mężczyzn , następnie rodziny mniej licme, ti do n-
dzin, w których jest tylko jeden mężczyzna czyli jedni dtfi>
Gdy wyjdzie rozkaz poboru i naznaczą cyfrę 7, 10 lob U
ludzi, mających być wziętymi z okręgu (cyfra ta inuuf^
się lub zwiększa stosownie do potrzeby państwa), or^
gminy wybiera rekrutów z pomiędzy rodzin na poa|lb
spisu porządkowego umieszczonych. Kolej dania rekrsU »
rodziny złożone z dwóch lub jednej duszy, niezmierne rmIo
przychodzi.
Gdy izba skarbowa potwierdzi spis rekrutów pnes gnii>9
zarząd podany, starosta rekrucki zawiadamia mających ^
wziętymi do wojska, o losie, jaki ich czeka, iroskssive*>
ażeby się z gminy nie wydalali. Poczem zbiera rekn^t
sprowadza ich do zarządu gminy, a ztąd do miasta, ^
zasiada komisya poborowa, złożona z kilku czynowniwC'
lekarza i oficerów. Dostawiają zwykle do miasta «ic^
liczbę rekrutów nad oznaczoną przez izbę skarbowi; j^
bowiem okaże się który niezdatnym, biorą do wojska ioMS^
umieszczonego w dalszej kolei spisu porządkowego. Bcta^
powinien mieć lat od 18 do 35. System moskiewskiego f**
boru rekruta mniej jest dotkliwym dla ludności, uii b^
napoleońskiej konskrypcyi , która w królestwie Pobkieio obo-
wiązi:^e. U nas każdy prawie, co się wykupić nie po^
służyć musi; tutaj ten tylko, na którego kolej prin>^*
z Królestwa też, z Lit^^y i Rusi biorą dwa rasy ^^
liczbę rekrutów, niż z jakiejkolwiek moskiewskiej ^
wincyL
11
Gmina daje fiinduBze na amnndarowanie , prowiant, iołd^
wódkę dla swoich rekratów i na strawne ai do chwili wej*
ścia ich w czynną shiibę w pałkach. Wydatki te nie naleftą
do kategoryi podatków, obarczają jednak znaczną cyfrą
skromny budżet gminy, którą zapłacić muszą gospodarze.
Urzędnicy gminni i starosta rekrucki przez czas lAużby swo«
jej są uwolnieni od poboru. Rodziny branych starają się
wszelkiemi sposobami uwolnić synów swoich od wojska, gdyi
i n Moskali wzięty do wojska za nieszczęśliwego jest uwa-
iany — przekupują więc lekarzy, czynowników, a często
udaje się takimi sposobami dzieci swoje od stuiby uwolnić.
Majętniejsi najmują za siebie rekrutów, z liczby takich, któ«
ny nie obowiązani są pójść do wojska. Najemnik powinien
być z tejże samej klasy ludności, co i rekrut, i powinien
należeć do tej samej gminy i okręgu. Gmina daje świadectwo
najemnikowi, że w .razie, jeżeli kolej na niego przyjdzie,
zastąpi go innym rekrutem. Jeżeli najemnik jest poganinem,
musi ochrzcić się; sekciarze nie mogą najmować prawosła-
wnych, lecz muszą starać się o najemników z sekty, do któ*
rej należą. Za najemnika i^cą gminie 50 rs. podatku. Za
niedobór rekrutów gmina płaci do kassy państwa 450 rs.
Pobór kończy się zakwitowaniem z odebranych funduszów
i rekrutów, danem przez komisyę poborową gminie, i za-
kwitowaniem, które odbierają rodziny za danych na-
jemników.
Szlachta zagonowa i Żydzi w polskich wschodnich prowin-
cyach zmuszani są nieprawnie dostarczać większą liczbę ro-
ntów, niż Moskale, a to dla prędszego zmoskalenia obu
tych klas polskiej ludności , do czego służba wojskowa służy
j^o jeden ze skuteczniejszych środków. W miastach pobór
rekratów odbywa się według tychże prawideł, co i we wsiach
•karbowych,
Kiektórzy włościanie za różne zasługi dla carów uwolnieni
•% od branek , lecz płacić muszą podatek rekrucki. Rodzina
Snzaninych posiada przywilej oswabadząjący ją raz na zawsze
od poboru rekruckiego, a otrzymała go za to, że w czasie
^ojny z Polakami 1612 r. jeden Suzanin, zmuszany, ażeby
wydał miejsce schronienia Michla, syna Filareta, został
12
zabity, a nie wydal tajemnicy. Cale prowincje, jtkiLp.
Bessarabia, Jakacki, Ochocki i Kamczacki obwód, ipowodi
malej ludności uwolnione 8% od poborów. Eocnjice ple*
Biiona Syberyi 8% również wolne od branki; lea mektón
1 nich , jak n. p. część Buńatów i osiadłych Tnngawa «-
stalą zapisaną w rejestra kozackie.
Szlachta, urzędnicy, popi, kupcy pierwszych gildyi, i»
alegają brance, lecz 8% obowiązani do dobrowolna v^
pienia do służby wojskowej lub cywilnej, tak daleee, łe je-
żeli w trzech pokoleniach nikt z rodziny nie dosłoiy) a$
czynu, cała rodzina traci dworzaństwo. Z chłopów pod^
nych panom, dziedzic oddaje do wojska tego, którego ckc
się pozbyć, zwykle próżniaka i złodzieja, który mn bbf^
korzyści nie przynosi. Gminy także ludzi najgorsiego j^
wadzenia się starają się wepchnąć do wojska, a ludzi pon)*
dnych i pracowitych we wsi zatrzymują. ^ Właściciel, tó^T
ma 20 dusz poddanych, płaci podatek rekmcki, lea i*
daje rekruta; jeżeli ma więcej niż 20 dusz, przez kDki**
nek daje jednego rekruta: jeżeli zaś ma wielu poddssj^
co rok obowiązany jest dać rekrutów tylu, ile rąd ■••
znaczy. Teraz , kiedy poddaństwo w Moskwie znoi^} ^
wiadomo jeszcze, według jakich przepisów brać b{4 ^
wojska uwolnionych z poddaństwa chłopów. Lecz to doitf
nie należy, tern więcej, że poddanych w Syberyi nigdy*'
było i dotąd nie ma.
Sądownictwo w gminie rosyjskiej należy do jednej z tkj^
najmniej rozwiniętych i najniedołężniej wykonywanych. K-^
goskin, autor syberyjski, którego wiele artykułów pctap
trafnych obserwacyi i gruntownych rad czytaliśmy w ^
dowej gazecie, pisze co następuje*): «Bez pewnych t j*
wnych przepisów i wskazówek sąd w zarządach gmunP
bywa zwykle stronnym i niesprawiedliwym. Bal i dla oeg^"
głowa gminy ma dbać i starać się o zadosyćuczynienie tff^
wiedliwości, kiedy niesprawiedliwość jest tyle zyskowna i*
*} o todie krasgan mieiUa sobojn. Irkockie Gubtroai* *»"*"•'"
Vt. 46, rok 18;^8.
13
pewnia sędziemu kieliwek wódki i łapo we, a przy tern kiedy
wie sędzia, źe wyrok niesprawiedliwy, nie wywoła apelaoyi.
Do kogoi chłop ma apelować? Może do zasidatiela albo
aprawnika? Lecz ci mają wspólne interesa z głow% i apelo-
wanie do nich na nic się nie zdało. Gdy chłop udaje się do
miasta do wyższych władz, wydaje więcej pieniędzy, niż wart
jest przedmiot sporny, a wydaje bez pomyślnego skutku.
Trseba jeszcze i to zauważyć, że zasidatiel, sprawnik, go-
bemator , s% to osoby bardzo dumne, a dla biednego chłopa
nie dostępne; dużo maj% wielkich interesów, nie maj%
więc czasu poświęcać się interesowi sprawiedliwości dla ma-
toezkioh ludzi. Jednem słowem, biedny chłop nigdzie nie
znajduje sprawiedliwości i chociaż pokrzywdzony, musi mil-
czeć i cierpieć. Włościanin niedoświadczony udaje się do
sądów gminnych lub wiejskich i ponosi w skutek tego liczne
straty, bo najmniejsza sprawa, chociażby o ukradzioną krowę
lub konia, kosztuje go w sądzie 100 zł.; a zdarza się, że po-
mimo takiego wypadku odchodzi bez sprawiedliwości, miano-
wicie wówczas, gdy dodziej jest bogatym i nie skąpo szafuje
pieniędzmi. Pewnego [razu — mówi Zagoskin — sprzedano
źrebię chłopu , który go wymienił na konia. Konia chłopu
tejże nocy ukradli. Po długiem szukaniu pokrzywdzony do-
wiedział się, że konia skradł ten sam człowiek, od którego
nabył go, i że go już dla zatarcia śladu innemu oddał.
Złodziej, nie mogąc wykręcić się od poszukiwań chłopa, zde-
cydował się wynagrodzić mu krzywdę, lecz ażeby nie roz-
głaszać swojego występku i nie narażać się na sądy, polubo-
wnie chciał sprawę zakończyć. Jakoż napisał rewers, w któ-
rym powiedział, że kupił od chłopa źrebię, za które pienią-
to obiecuje oddać na nie daleki termin. Termin przeszedł,
& złodziej pieniędzy nie oddawał. Oskarżył go więc chłop
przed sądem i stracił na tę sprawę przeszło 120 złp.
i w końcu przegrał ją, bo złodziej hojniej dawał łapowe.
Sąd na zasadzie, iż rewers nie według form przepisanych
i nie na stemplowym papierze był napisany, pretensye do
złodzieja unieważnił. Kilka takich wypadków dostatecznie
zniechęcają chłopów do szukania sprawiedliwości w sądach.
Sąd w biurze sprawnika albo «asidatiela tańszym bywa.
14
Lecz ci CBynownicy bardzo rzadko larai rocsfcnjgaj^ tikk
aprawjT, tylko odsyłają je pospolicie do zarządów gmiaiijck
Przed tym areopagiem biedny chłop sprawy swojej hm V
gra; tu częściej łapowe i wódka przechyla samiema lędBir
na stronę dającego i wywołuje dla pokrzywdzona ujfat
kszejszy, bo domowy ucisk. Wódka, która w wi^ naA
jest tem u nas, czem był sąd Boży w średnich wiekttk
wa£ną gra rolę w gminnym sądzie. Sędziowie gmiimi «*-
dząc, iż wyższa władza spraw przez nich prowadzonych ha-
trolowaó nie będzie, i wiedząc jeszcze, że ich wieśniak iids
nie odważy się oskarżyć, ażeby winnego U8prawiedłiiz«
umieszczają na szalach Temidy grube swoje pięśde. Zdm^
łoby się, że sąd gminny, jako złożony z wielu osób, pon-
nienby być niestronnym dla ludzi tegoż samego satarudniaA
co i oni — lecz tak nie bywa. Gospodarze porządni, \f0
się pokusy sumienia, na jaką wódka ich naraża, nie bysiil
na sądach gminnych. Zbierają się więc w nich zwjUep-
jacy, ludzie, których sumienia ulotniły się z gorzałką i w-
dług których ten ma tylko słuszną sprawę, kto więcej wó6>
dostarczy sądowej gromadzie. Bez uczęstowania wódką f^
krzywdzony nigdy swej sprawy nie wygra. Przed taki to ii*
wiele spraw włościańskich, jako to: spory, kłótnie, ■*
oszustwa, familijne nieporozumienia, bywają wytsaa^-
Pijany ten sąd rozstrzygając z cynizmem i gwałtem iF>07
sumienia lub tajemnic rodzinnych, sprawy niewinnych i t^
gich lodzi, jeżeli nie narazi na straty materyalne, i&^
poniży uczucie godności ludzkiej.D
Radzi więc autor wprowadzenie do sądów gminnych «^
siej określonych form i przepisów, któreby samowolę a^
miły, i kolejne, wybieranie na sędziów ludzi prawych; ^
radykalny środek poprawienia złego widzi tylko w oiwi«*
brak której jest, jak się wyraża, jedyną przyczyną ff^
obyczajów i brutalskich skłonności gminu moskiewskiego^
Własności gruntowej osobistej nie ma w Syberyi ('i*'^
należą do skarbu albo do gmin. Starszyna wiejski «y^
cząstkę roli każdemu gospodarzowi, którą może F>*^
w arędę, lecz sprzedać jej jako swojej dziedzicznej wlaiaM'
nie może. Po śmierci gospodarza dzieci jego nie dńśą ^
15
Bemi% po nim pozostałą, lecs otrzymują kawał gnrntn
B ogólnego prcez sołtysa prowadzonego podziału, na nich
przypadłą. W Syberyi każdy gospodarz otrzymuje 15 dzie-
ńęcin gruntu. Z czasem, gdy ludność w Syberyi powiększy
ńę, z pewnością własność osobista ziemska zaprowadzoną
Bostanie. Teraz już jej idea coraz więcej jest zrozumianą,
a potrzeba jej urzeczywistnienia coraz bardziej i powszechni^
poczutą.
Ogromne przestrzenie wcale niezaludnione i puste, spra-
wiają, ii nikt tu nie dba o grunta; każdy gospodarz orze,
gdzie się mu podoba, i ile chce i może zorać, tyle też mor-
gów uprawia i zasiew 3u Grunta te jednak nie do niego,
lecz do gminy należą, a chociaż gospodarz sprzeda je komu
innemu, gmina przecież praw własności do nich nie traci.
Zwyczaj sprzedawania gruntów rozszerza się i utrwala; są już
gospodarstwa, które drogą sprzedaży w trzeciem pokoleniu
otrzymują się. Wielkiej, folwarcznej upraiiy w Syberyi do-
t^ nie ma; są wprawdzie małe folwarki (zaimki), będące
własnością prywatnych ludzi , lecz one mają zupełnie odrębny
charakter od^folwarków europejskich. Robotnik jest najemny,
oprawa ladajaka, a gdy właściciel sprzedaje folwark, sprze-
daje raczej budynki, które wniósł, a nie grunta, które upra^
wia}. Gmina lub skarb może je w każdym czasie odebrać,
dla małej jednak ich wartości nigdy z nich nie ruguje na-
bywcy albo spadkobiercy — i tą drogą z czasem własność
komunalna w Syberyi zamieni się na osobistą. Pastwiska we
wsi są wspólne; w około każdej wsi znaczna przestrzeń
ogrodzona (poskotina) jest miejscem , na którem bydło ze wsi
•ię pasie. Łąki są także wspólną własnością, a sołtys co rok
w bliższych miejscowościach dzieli je na tyle części, ile jest
gospodarzy we wsi. W okolicach dalszych, pustych, każdy
może bez pytania skosić tyle trawy, ile się mu podoba.
Lasy są także własnością gmin albo skarbu. Lasów nie
^elą i właściwie do nikogo one nie należą; każdy rąbie
drwa bez żadnej kontroli, gdzie mu się podoba.
Własność gruntowa w właściwej Moskwie inaczej jest
^uregulowaną, ściślej oznaczoną i nie ma charakteru w takim
stopniu komunalnego, jak w Syberyi. Syberya, jako kraina,
16
w której stoimnki społeczne i posiadania dopiero vynkań
się, musiała wydać formy odpowiednie twonącemu iic i^
łeczeństwn, formy mniej ścieśniające rach i CKynoośd eb
nomicsne człowieka, niż w społeczeństwacłk siarycL M
szlachty, siedzącej na roli, obszerność przestrzeni, jest nok
pierwszą przyczyną, dla której własność gruntowa nie nRg**
lowana przez prawo, nie ma charakteru indywiduabNfa.
a handel i przemysł wbrew przepisom rządowym, me ^
zwolił ścieśnić się konsensami i przywilejami. W SjbeFp-
Jcto chce być rolnikiem, może orać ziemię, którą mu gain
odda, albo którą sobie sam w puszczy wykarczoje; o f«ii»-
lenie do handlu i przemysłu, wyjąwszy miast, nikt csBioA
władz nie pyta i nikt im za konsensa i patenta nie ptei
Pod tym względem więcej tu jest swobody niż w Europfc
- W tej chwili Syberya jest na progu innej pny«fc*
Nagłe zmiany we wszystkiem dają się spostrzegać. Lada*
garnąca się z Moskwy, handel otwierający się z różnyiiu ka-
jami, wywołują odmiany stosunków społecznych i pozbtiiW
Byberyę tej swobody, której surowe prawo despotyzms i »•
rokracya nie mogła z powodu obszernych przestrzeni o^
niczyć i wprowadzić na kolej, którą szły inne narody. ^J*
berya ma wiele właściwych sobie cech, które ją wyróżsajl
od właściwej Moskwy. Nie ma tu poddanych, szlachty a*-
miańskiej; klasy społeczne mieszają się z sobą i niem
się tak stanowczo , jak w Rosyi. Większa swoboda hsB^
i przemysłowa, większa tolerancya obcych zwyczajów i i*
gil, wywołana przez wj^yw wygnańców polskich, korzy*ti»
oddziałać mogą na jej przyszłość. Z tego , co powiediiah^
nie wypada, ażeby Syberya była krainą wolności. Cśo^
mając tutaj więcej swobody w pracy i w ruchach, nii*^*'
ropie, nie przyszedł jeszcze do uczucia własnej godas*
i nie zapragnął praw politycznych; posłuszeństwo niewe^
ków, pozbawiające wysokich moralności uczuć, nie wypę-
dziło się z duszy kolonistów rosyjskich, a ręka biarob*?'
i tu już przeważnie zaczyna ciężyć, aztąd wypadki nadsij*
samowolności, pognębienia nie są rzadkie. Osobistość*
wieka żadnem prawem nie jest zabezpieczona, a wola cT
Rownika z równąż surowością i groźbą objawia się, j^ *^
17
pana stojfcego z batem na zagonie. Naturalna swoboda
człowieka y będąca następstwem niemożności kontrolowania
go, ściera się tu z niewolniczym porządkiem carskim, anie-
poparta wyźszem dążeniem do rzeczywistej moralnej i poli-
tycznej wolności, łatwo mu ulega i tworzy z Syberyi kraj,
w którym obok siebie idą: « nieobnzdana» stepowa Bwoboda
i formy życia najcięższej niewoli. Co z tego ścierania się
wyniknie, daleka przyszłość okaże.
Podatków gruntowych nikt w Syberyi nie płaci, lecz
za to mieszkańcy obowiąssani są uiszczać się z powinności
gruntowych (ziemskie powinnosti), które wolność gminy
bardzo ograniczają, dotkliwie wszystkim czuć się dają i otwie-
rają czynownikom obszerne pole do zamachów na gminny
samorząd. Powinności gruntowe zawierają kilkanaście kate-
goryi, które tem są dla wolnych chłopów, czem są darem-
Bzczyzny i pańszczyzna dla chłopów pańskich. Niektóre z po-
winności są słuszne i sprawiedliwe, lecz więcej jest zupełnie
niepotrzebnych, wprowadzonych przez carskich czynowników
a uświęconych przez długi zwyczaj. Oto jest szereg powin-
ności ziemskich:
Poprawianie i utrzymywanie dróg w porządnym stanie;
poprawianie i budowanie mostów gminnym funduszem
i pracą — gdzie mostów nie ma, tam obowiązane są gminy
utrzymywać przewozy na rzekach. Ze swoich funduszów bu-
dują chłopi domy dla pomieszczenia zarządów gminnych i na
isby ^rromadzeń (zbomaja); z tychże funduszów budują ma-
gazyny zbożowe, kupują sikawki, beczki i inne narzędzia do
głoszenia ognia, (rzadko w której wsi można je znaleźć);'
utrzymi^ą kancelaryę gminną i opłacsgą pisarzy wiejskich.
Dla przechodzących lub stale kwatenjyących wojsk obowią-
zane są gminy dawać bezpłatnie kwatery i za bagatelne wy-
nagrodzenie żywić żołnierzy; dawać także muszą podwody
pod wojsko i podwody dla partyi aresztanckich, a w braku
żołnierzy chłopi transportcyą aresztantów. Gminy utrzymują
pocztę tak zwaną powiatową. Ta poczta przeznaczona jest
wyłącznie dla czynowników i urzędowych ekspedycyi. Chłopi
powinni mied powóz, bryczkę i konie zawsze gotowe do
«Hprzęgu na pierwsze zawołanie jadącego czynownika. Jego
OiŁus, Opisuito. III. 2
18
wola musi być w momencie wykonaną; biada chłopu, jeal
pospiesznie nie wypełni rozkazu — czynownik gniewt a^
kopie nogami posłusznego chłopa, bije kułakami po t«iny,
a w dodatku ochłostaó każe i zedrze. Za wiezienie cif»
wników chłopi nie otrzymują żadnego wynagrodzenia. Utnj-
maj% także umeblowane mieszkanie dla czynowników pfv>
jeżdżających do wsi i karmić ich muszą bez zapłaty. M
jeszcze drugi rodzaj poczty utrzymywanej przez dilopót;
nazywają ją wiejską (mieżdudwoma). Na tej poczcie a
małe wynagrodzenie, ale najczęściej darmo, dawać mi^
podwody dla urzędników, posłańców, żołnierzy, jednem ^
wem wszystkim , posiadającym blankiet od sprawniln M
gubernatora. Lecz uciążliwszy od tych poczt i podwódjtrt
obowiązek wiezienia złota i srebra do Petersburga, pncfo*
żenią armat i różnych skarbowych ciężarów. Ponicwtik*
dność w Syberyi przy traktach mieszkająca jest zbytectf
obarczona podwodami i pocztami, więc do wiezienia cici«»'
naznaczają chłopów mieszkających zdała od traktów. Zds*
się, że włościanin musi odbyć podróż dziesięcio- lob dti-
dziesto- milową, ażeby przewieźć ciężar skarbowy pneijrfj^
fltacyę. Chociaż za taki rodzaj podwód płacą, lecz n^
nie wynagradza nawet czasu straconego na przewóz; dłitegti
ażeby się uwolnić od tego ciężaru, najmują do wwa*
skarbowych rzeczy za wyższą sumę nad t^, którą im ^
płaci, chłopów mieszkających przy samym trakcie.
W Syberyi praktykuje się jeszcze następna powinw*-
Skarb dużo potrzebi]ge zboża dla wojska , kopabu i ^
żnych fabrycznych zakładów carskich ; zboże to zakopuje ^
dług taksy dowolnie ułożonej w gubemialnym rządzie, ^
spolicie dosyć nizkiej. Gzynownicy wystani na waie v
zakupu, strachem, groźbą, podstępami zmuszają chłopów*
sprzedania zboża za cenę niższą, niż w taksie, a w b**
trakcie wystawiają cyfry według taksy. Chłopi próci ^
to zboże tanio sprzedane muszą odwieźć na mkf^
W Wierchnoudińskim powiecie odwozili je do miasta C^;
droga zła i daleka groziła zniszczeniem bydląt i koni; ^
vdęo Buriatów i chłopów mieszkających przy trakcie a*"*
dwa razy wyższą od otrzymanej za zboże.
19
Do powinności ziemskich należ% jeszcze podarunki dawane
sprawnikom i innym czynownikom, którzy pierwszy raz
przyjeżdżają do wsi, Ińb których łaskę gmina chce zaskarbić.
Zbieranie pieniędzy na ten cel zowie się zbieraniem ni-
tek z ludzi (s mira po nitkie), a łapo we dane czynownikowi
zowie się barankiem w papierze (baraszok w bnmażkie).
Jest to tylko zwyczaj, a nie przepis prawa, ale wykroczyć
przeciwko niemu gmina nie może, bo ci panowie mogą
zawsze i w każdym razie dokuczyć gminie i narazić j% na
dwa razy większe wydatki. Niektóre z powinności znane s%
pod technicznem wyrażeniem ciemne podatki (tiomnyje
podati). Nazwa ta pochodzi ztąd, iż podatki te nie są pra*
wnie, chociaż za wiedzą czynowników cara, pobierane. Spra-
wozdania z nich nikomu nie zdają, a są one dla czynowni-
ków niewyczerpanem źródłem dochodu. W tern ciemnem
źródle maczają ręce gminni urzędnicy i carscy czynownicy —
ono ich zbliża i razem do ^ssania gminnych bogactw pro-
wadzi. Szereg ten powinności nie jest jeszcze zupełny, mnó-
stwo bowiem ma gmina wydatków jednorazowych; śledztwa
jej kosztem są prowadzone, gdy do kategoryi powinności na-
leżą. Pomimo tak licznych ciężarów i powinności i ręki
czynowników, jakby żelazem cisnącej gminę — chłopi skar-
bowi w lepszym są bycie, niż chłopi będący własnością pa-
nów w Moskwie.
Podatki skarbowe, płacone przez ludność wiejską do kassy
państwa, nie są wysokie. Najważniejszy podatek jest po-
duszne (pogłówne). Płacą go tylko mężczyźni. Wysokość
jego nie przechodzi trzech rubli srebrem od osoby. Po-
dusznego nie płacą: szlachta, popi, wojskowi i kupcy. Poda-
tek wpływający do funduszu komunikacyi lądowych i wo-
dnych, wynosi w przecięciu od osoby 10 kopiejek. Podatek
na ogólną konsumcyę kraju (kapitał narodnaho prodowolstwia)
wynosi od osoby 10 kopiejek. Kapitał ten spoczywać ma
jako depozyt w kassie państwa, a część jego, 3000 rs., w kassie
każdego powiatu. W czasie głodu z rozkazu gubernatora
»ają z tego funduszu kupować zboże i rozdawać go ludowi
cierpiącemu niedostatek; w rzeczy zaś samej kapitał ten
'^wany jest przez cara na jego potrzeby, albo też potrzeby
2*
20
wojikowe państwa. Na lazareta i inne podobne cele placf
takie po kilka kopiejek od osoby. W ogóle podatki skar-
bowe nie obci%ii^% zbytecznie moskiewskiej ladności; tą one
bez porównania niniąisze, niż w Austryi i Prasach, są orss
niniejsze od podatków jrfaconych w polskich prowincjach
zostających pod najazdem moskiewskim, które dla powodów
dąiących do wynaturzenia i zrujnowania ekonomicznego na-
Biego narodO) obarczają trzykroć większemt podatkami
i kontrybncyami, niż pod tem samem berłem zostającą la*
dność moskiewską.
Do pięknych i pożytecznych urządzeń w gminie rorpjskiej
należą magazyny ekonomiczne. Każdy gospodarz obo-
wiązany jest corocznie zsypać pewną miarę zboża do maga-
zynu. Gdy się już zboża w magazynie zbierze tyle, że aa
każdego mężczyznę we wsi wypada ly, czetwierti, miars
coroczna zmniejszoną bywa — a część zboża, która nad po-
trzebną ilość znajdiąje się w magazynie, sprzedaną byws,
i pieniądze odsyłają do funduszu narodowej konsumcyL
Każdy gospodarz, jeżeli mu braknie na zasiew ziarna, ma
prawo wziąsć potrzebne mu dla zasiewu zboże z mac^azynii,
a po żniwach takąż miarę zwraca. W czasie głodn cMopi
biorą zboże z magazynów na pokarm. W razie braku, jedne
magazyny pożyczają zboża od drugich. Skarb z kapitała
konsumcyi narodowej powinien przesłać pieniądze do miejsc
zagrożonych głodem , co się jednak rzadko zdarza. W czs-
sie wojny, magazyny ekonomiczne po wsiach zaopatrują armię
w potrzebny jej prowiant, bez żadnego wydatku pienięcUy-
W miastach znajdują się zapasowe magazyny, na-
pełnione zbożem zakupionem przez skarb. Wliczywszy ko-
szta przewozu, skarb pożycza za poręką, lub sprzedaje
z tych magazynów zboże biednym ludziom, po oenie pny-
noszącej szósty procent dochodu. Z zapasowych magazynów
korzysta i armia.
Spis ludności czyli rewizya, na zasadzie którego rozkła-
dają i oznaczają cyfrę podatków, odbywa się co 18 lat; jest
to czas żywego zajęcia i ukrywania się ód spisu. Jeżeli kto
umrze w peryodzie ośmnastoletnim , rodzino płacić za niego
musi podatek aż do nowej rewizyi; jeżeli zaś urodzi się
21
MT tym peryocUie, nie płacą za niego podatku aż do nowej
rewizyi. Za wziętego do wojska takie do chwili rewisyi,
w której wykreślają go z listy opodatkowanych, rodzina pla-
•cić musi poduszne.
Obraz ten rosyjskiej gminy, który staraliśmy się zgodnie
2 prawdą skreślió, nie jest tak świetny, jak go moskiewscy
pisarze starają się przedstawić. Samorząd i wolnośó jest
•w niej mocno ograniczona wpływem czynownictwa; a reforma
gminna tak jest tu potrzebną, jak i w innych krajach, jeieli
Armina ma służyć za podwalinę silną, dobrze i po ludzku
urządzonego państwa.
Porzuciwszy Kabańsk, który nam dal powód do zajęcia
się gminami, wsunęliśmy się w dolinę Sielengi. Wózek
z tłomoczkiem wysłałem naprzód, a sam poszedłem pieszo
ścieżką wijącą się pod górami. Po wczorajszym deszczu ro-
ślinność dzisiaj jaśniej zazieleniła się, a- powietrze napełniło
się aromatem kwiatów i zapachem żywicznym modrzewi
i sosen. Na górach w puszczy wiatr szumi przeciągle, w do-
linie między g&jami panuje cisza, zakłócona tylko lekkim
i długim brzękiem owadów. Roje ćmy, unoszącej się nad
mokrą murawą, błyszczą skrzydełkami, które zdają się być
srebrem pomalowane. Motyle osiadły każdy kwiatek, a spło-
szone przez nas, ulatują na wzorzystych skrzydrikach, otrzą-
sając z nich delikatny pyłek, którym się w kielichach kwia-
tów zawalały. A jakież to piękne i świetne ubarwienie tego
stworzenia , które stało się symbolem płochego i bezcelowego
życia! W jednej gromadzie latają motyle czerwone, żółte,
granatowe, brunatne, czarne i białe, porysowane kółkami,
kwadratami, pręgami i różnemi figurami. Ze wszystkich
istot na ziemi, owady najpiękniejszemi farbami zostały uma-
lowane. Prócz motylów ileż to innych owadów pstrzy się
wszystkiemi kolorami kwiatów, do których mają wiele podo-
bieństwa! Zacząwszy od krówki, co się wala na drogach
w pomiocie bydlęcym, a zakuta jest niby w pancerz w czarne
z metalowym połyskiem pokrywy, widzimy pomiędzy chrzą-
szczami wielką rozmaitość kolorów. Jeden gatunek ma
ciemno-granatowe pokrywy , inny złotem lub srebrem poły-
skujące zielone; tu widziałem zielonego chrząszcza z zielonemi
22
pokiywamiy npstrzonemi róiowemi plamanu. Pasikoaiki
żółte, zielone, różowe — mucby nawet niektóre iDajątjftai
ccęść tnłowu i skrzydła pięknie malowane. Patrząc nt ocdobf
tych drobnych istot, 8}ysz%c ich śpiewy, brzęki i cicrkiak
widz%c ich pląsy w powietrzu i ruchy okazujące pebiok
życia, roimowoli pomyśleó trzeba o wielkości Stwórcy, tó-
rego władza i twórczość zdumiewa w ogromnym, lunkoś-
czonym jako całość wszechświecie i równie zdamiewaTSir
łym, upstrzonym owadzie, którego lada wiatr ODOsi!
Posuwając się coraz dalej przez ł%ki i gaje, otocioDy ro-
jem owadów a napastowany przez żarłocznych koinsz«>t
mijałem długi szereg dwukolnych wózków , wiozących i^
z Piotrowska i paki herbaty z Kiachty. Konie jeden za dn*
gim powoli postępują, a woźnicy zasnęli, wyciągnąwey 9{
na pakach; na przednim wózku kołysze się dzwonek, ani^
szczony pod krzyżem w małej kapliczce, jakiemi kaźdt bn*
wana moskiewskich furmanów jest ozdobiona. Boriaci takir
najmują się do kupieckich transportów, lecz nie umiesKs^^
krzyża na naczelnym wózku karawany; ubrani w kossłlt
dabowe, albo w kożuchy tarbaganie, wloką «e pf
wozach leniwym krokiem z obnażonemi głowami, z któi^
spada na plecy długi warkocz.
Przeszedłszy 24 wiorsty, przed zachodem słońca p«y^*
łem do wsi Tarakanowa, w której prawie wszyscy <^
zowią się Tarakanowscy i są jakby z jednej familii 2 1v^
kanowa wyjechałem o świcie, dążąc do 24 wiorsty odlegig
wsi Iliósk. Na przestrzeni od Kabańska do Ilińska zsajdi^
się następujące rosyjskie osady: Kiuki, Bieregowa, BriiB*
z cerkwią nad rzeczką Wilujk% wpadającą do Sieleogi? ^*'
rakanowa, Mostówka, Tałówka, Tiugowo, Troick i D"*;
Ludność więc doliny sielengińskiej nie jest małą, a pocW*
ona od rodziców na zsyłkę skazanych; głównem jej »^
dnieniem jest rolnictwo. Między płotami żółci się (13. Bp**
żyto, które obiecuje piękne zbiory; pszenica pdna chw«s»»'
mała jest i nędzna, jęczmień dopiero się kłosi, tatarka k***
tnie, a konopie mogą już ukryć tchórza lub zbiega. D<^
zwęża się , góry zbliżają się do siebie , a na ich tle pomip?
trawami i krzakami bielą się mury klasztorne, pod zaM
23
których wzdłuż traktu stanęło kilka chatek. Jest tó mona-
iŁer Troicki. Mur okala trzy świątynie i badynek mieszkalny*
Qłówna świątynia murowana, posiada cudowny obraz ś. Mi-
Irałaja) do którego pielgrzymują okoliczni mieszkańcy; dwie
inne cerkwie drewniane, małe, poczerniałe, z gankami ozdo-
l>ionemi rzniętą balustradą, nakryte są kopułami i daszkami
przypominającemi architekturę chińską i bizantyńską, z Ictó-
tych pomieszania utworzyła się architektura moskiewska.
t^Bzedłem do otwartej cerkiewki i opatrzyłem obriizy i ko-
łostaza. Chrystus, Matka Boska i wszyscy święci na tych
obrazach są mało podobni do ludzi; twarze potwornie
brzydkie, ręce i nogi powykręcane, oczy wyłupiaste, koloryt
odpowiedni rysunkowi. Blachy srebrne i złocone okrywają
obrazy i zakrywają dziwolągi, które malarzowi podobało się
nazwać wizerunkami świętych. Malarstwo za Bajkałem na
iMurdzo nizkim stopniu rozwinięcia dotąd się znajduje; nie ma
ta ani jednego malarza, któryby potrafił tak malować, ażeby
la jego obrazy bez wstrętu można było spojrzeć. W cerkwi
t^Iizko drzwi zobaczyłem malarza, stojącego z pędzlem w ręku
[ffsed wielkim obrazem Boga Ojca, który pilnie odnawiał.
Zajęty robotą/ nie zwrócił na mnie uwagi i długo przypatry-
miłem się jego malowaniu, nie przerywając ciszy, jaka
w świątyni panowała. Zrobiwszy ostatnie, wykończające po-
aiągnięcie pędzlem, złożył paletę, odwrócił i spostrzegł mnie
[^rzypatnąjącego się jego malowaniu. Zdziwiła go postać
odeznajomego cudzoziemca, grzecznie jednak odpowiedział na
noje przywitanie i wdał się w rozmowę, z której dowiedzia-
łem się, że w malarstwie kształcił się bez nauczyciela, że
nnych wzorów prócz tych, jakie widział w syberyjskich
serkwiach, nie widział, że wreszcie o założeniu monasteru
lic nie wie, a historyi jego nie zna. Ponieważ nie wiele od
niego dowiedzieć się mogłem, a rozmowa rwała się i sta-
wtiA lakoniczną, pożegnałem więc malarza -monacha, opuści-
łem cerkiew i klasztor, o którym w drodze już opowiedziano
ni z jego historyi następny szczegół.
Do wsi zbudowanej za murami klasztornymi deportowali
przed niewielu laty kilkunastu Chłystów, z rozkazem, ażeby
ich monachowie doprowadzili do porzucenia swojej sekty.
24
Ta sekta jest mię8zanin% chneściaÓBkich, łydowdddi i gn-
ckich pojęć; w Chrystusa nie wierzą i jak Żydzi ociekq|
Messyasza. Modlą się w piwnicach , które im sbzą n ^a^
W około cebra wody, z której i^ naciśnięciem sprężyny ^
chodzi posad Stwórcy Boga , chodzą obnażeni jeden a A»
gim i wzajemnie bicznją się, mówiąc słowa: tCbł^M-
chlyszczn! Chrysta iszczuln Rząd mocno przesbdiije H
sektę , ztąd modlitwy swoje ai w piwnicach odpnwiic ai*
szą. Chłyści na wygnania nie wyrzekli się wiary swfe
owszem poparli ją bardzo czynną propagandą. Naweriwst^
dużo chłopów, kapców, a nawet sami monachowie ulegli iA
wpływowi , porzucili chrześciaństwo i zostali CUystm
Odszczepieństwo trzymane było w jak największej tajensief,
propaganda zaś, która przeniosła się do monastem, pro**"
dzoną była bardzo ostrożnie ; nie zaraz więc rząd o niej if
dowiedział. W końcu jednak gorliwsi, zapaleńti, a V^
i nieostrożni, wygadali się przed ludźmi, któny ^^
o wszystkiem donieśli i zdradzili swoich bracL UwicńeBi
i prześladowania przerwały propagandę Ghłystów. Monsebf'
postano na rekolekcye i do więzienia w moskiewskimi n^
sterach, a ztamtąd przysłali do Troicka nowych moDicw*;
innych zaś Chłystów deportowali w odleglejsze « lodovi*
okolice Syberyi. Nie wiem , czy który z nich ocalał i poiow
na miejsca. W Moskwie sekta Ghłystów najwięcej m* «"•'
lenników w Jarosławskiej gubernii.
W blizkości, bo o dwie wiorsty od monasteru, poiiicfcf
błotami, osłonione gąszczem drzew, znajduje się ćródło««
mineralnych gorących, niezbadane chemicznie i zostające bd
wszelkiego użytku.
We wsi Ilińsk przyjęty gościnnie przez zamożnego cU^i
spędziłem cały dzień. Potrzeba odpoczynku kazała mi « Di*'
sku zostać; piękna zaś okolica zachęciła do wycieczek i q)f*'
wiła, iż wcale tutaj nie odpocząłem. Ilińsk był dawniej bt-
warkiem i dotąd gmin nazywa go zaimka. Kilksdfie<l|
chat zbudowanych w około cerkwi , stojącej na płaca, vaff^
w sobie ludność zamożną, trudniącą się rolą i lunnaDst*'*'
Szynk jest serdecznym punktem osady. Śpiewy z niego *?"
chodzące rozlegają się po wsi; serca uderzone bnęb**
35
babłajki, rozrzefwniaj% się, weselą i młodzież przed karozm%
wiwija kozaka, dopijając z wielkiej butelki, na którą smutno
spogląda żołnierz, niemający za co kupić gorzałki. Starzy
siedzą w szynka zajęci pijatyką; twarze okryte długiemi bro-
dami czerwienią się jak buraki ugotowane; głośno rozma-
wiają i krzyczą, powtarzając w uniesieniach radości i gniewu
znaną powszechnie klątwę moskiewską. Kobiet nie widziałem
w szynku, te w domach piją i tam dotrzymują placu mężom
i kochankom.
Chłopi tutejsi w fizyonomiach swoich noszą ślady krwi
r mongolskiej. Włosy blond i rude, cera biała, właściwa Mo-
skalom, w Wierchnoudińskim powiecie ustępuje typowi
buriackiemu. Twarze z płaskiemi nosami, cerą i włosami
ciemnemi, z wystającemi szczękami, pospolite między ludno-
ścią moskiewską, wskazują na krzyżowanie się ras i sąsiedz-
two Mongołów. Mężczyźni noszą tutaj szerokie szarawary
z i^ótna, z daby lub z manszestru; na nie jak wszędzie
w Moskwie wkładają koszule z pstrej materyi robione.
Siermięgi z szarego lub brunatnego samodziału, nad biodrami
ł^ęte pasem wełnianym, czerwonym. Eleganci noszą sier-
inięgi piaskowego kolom, robione z wełny i konopnianyoh
nici; końce jej wyszywają manszestrem i czerwoną wełną.
Zimą na to ubranie wkładają kożuchy. Na nogach noszą
obszerne buty zwane brodnie, z żółtemi cholewami. "Włosy
noszą długie, a okrywają je czapką miejskiego kroju, kape-
hiBzem domowej roboty, albo czapką z filtra lisiego. Kobiety
oa koszule perkalowe wkładają sarafany i gorseciki wełniane
fafótkie, z tyłu sfałdowane, swobodnie z tyłu i z przodu
uwieszone. Na to wdziewają krótki sukienny lub perkalowy
Icaftan z peleryną. Wierzch głowy okręcają chustkami; staro-
świeckie zaś kobiety ubierają głowę podobnie jak (polskie
Wieśniaczki, okręcają je bowiem wielkiemi chustkami, jak
Kujawianki, w kształt turbanu, a niektóre pod chustką noszą
•^ożytne kokoszniki. Ubiór chłopów wierchnoudińskich
niewiele różni się, jak z tego widzimy, od strojów nerczyń-
skich i jak tamten niejest malowniczy.
Kilkaset sążni za wsią, na stoku góry wznosi się pomię-
^ drzewami kapliczka. Ścieżką stromą doszedłem do niej.
26
Wewii%trz snąjdoje się obraz ścięcia głowy ś. Jana; Bi ^
przed obrazem leżała kupka miedziaków, łożona na ofin^
przez pobożnych, lampa i świece woskowe, Obrai itroitr
zwiędłe już kwiaty, zapewne przez wiejskie dziewki iwiftan
ofiarowane. Przy kaplicy nikt nie mieszka, deko tataj jik
w pustelni, a miedziaki stają się zwykle łapem ibiegói;
włóczących się po lasach. Obraz ten ś. Jana słynie codiai
Mówią, że przed kilkudziesięciu laty mieszkała wllińskapo"
czciwa staruszka; z okien swojej chaty widziała ona ns tq
górze gorejącą świecę. Zjawisko to powtarzało sif co ooe
i ciekawą staruszkę wyprowadziło wreszcie na gorg) g^
znalazła święty obraz. Wiadomość o cudownem objawieDio lif
obrazu prędko rozeszła się po okolicy i ściągnęła doń M
pobożnego ludu, który wystawił mu kaplicę. W cbowWt
osoby ofiarujące się do tego obrazu doświadczają skotecsi^
pomocy. Processya z chorągwiami i obrazami co rok nasi^
dza miejsce święte. Widok z kapliczki na dolinę gón^
a przerżniętą modrą wstęgą Sielengi , na wioski z c^k«i*K
zielone łąki i wyspy na rzece, osłonięte gazą błękitnej fl^<
pełen jest piękna i tęsknego uroku t Od kaplicy atykijie
między pniami ogorzałemi, gałęziami i chwastami* ^dnf**
łem się na szczyt Sielengińskiego pasma, zkąd widok aB*l
i jeszcze piękniejszy, Porzeczki, maliny, poziomki, t^
w wysokiej trawie; z niej także wyziera białe oczko drfl^
temy i różowa wiecha epilobii. Owady dokuczyły isi * ^
wycieczce. Bąków takie mnóstwo , iż nie mogłem 9i ^
opędzić, zakrwawiły mi uszy i ręce; muchy, muszki i koitf?
gromadami napadały na mnie , wsuwały się w rękawy, P^
koszulę i zgryzły mi ciało. Nie mogąc sobie dać radjs^
słabemi stworzeniami, a których siła jest w liczbie i **•"
łaniu massami, spuściłem się z gór, nadeptawszy « ^^^
na błyszczącą jaszczurkę i spłoszywszy kuropatwę i gs*"^
Pod górą ślad w trawie skierował moje kroki. Byl <<> **
niedźwiedzia idącego z góry do rzeki. Od chłopa opsttM"
oego bydło dowiedziałem się, że niedźwiedź przyszedłby *'
dem, który dopiero co opuściłem, rozproszył jego stado,*
dusił mu krowę i powrócił w góry.
27
Maji|c ciało jakby pokrzywą przez owady poparzone, po-
ssedfem wykąpać się do Sielen^. Gdy wychodziłem z wody,
Bpostrzegłem zbliżającą sig ostrożnie gromadkę ludzi. Stare,
wytarte siermięgi , worki na plecach , naczynia do picia z kory
brzozowej (tujaski), wiszące przy pasach, postawy spłoszone,
twarze nędzne, nie pozwoliły mi wątpić, że to byli bro-
diagi (zbiegi z kopalni, włóczęgi). Ubrałem się czemprędzej
i nie okazt^jąc przestrachu, śmiało ich pierwszy przywitałem.
Stanęli a przypatrując się z niedowierzaniem mojej osobie,
odpowiedzieli mi. pokornie na przywitanie. Miałem na sobie
sukienne palto i dla tego wzięli mnie w pierwszej chwili za
CKynownika, lecz następnie z wymawiania przekonali się, że
oie tylko nie jestem czynownikiem, ale nawet i Moskalem
nie jestem, i już bez obawy zaczęli ze mną rozmawiać.
Pfzyznali, że rzeczywiście są brodiagami, że uciekli z ko-
palni w Szachtamie, a pytali się, czy niema we wsi jakiego
csjnownika lub kozaków, i czy mogą bez niebezpieczeństwa
do niej się udać. Z dalszej rozmowy dowiedziałem się, że
wszyscy byli Moskalami, a jeden z nich był Tatarem.
Uprzejmość moja powoli rozwiązywała im usta. Opisali mi
Bwoją podróż, a mianowicie przejście przez niegościnny i nie-
bezpieczny step Buriatów. Chłopi moskiewscy zbiegów- nie
tąpią, owszem wspierają ich jałmużną i dają im schronienie;
Bariaci za to polują na nich, a spostrzegłszy brodiagę, bez
obawy sądowej odpowiedzialności strzelają do niego, odzie-
rają ze wszystkiego i trupa na polu porzucają. Przejście
trięc przez ich ziemie połączone jest z wielkiemi trudnościami.
Brodiaga dostawszy się w okolice zamieszkałe przez chłopów,
I szczególniej za Irkuck, uważa się za bezpiecznego i nie
obawia się głodu. Jeden z nich opowiedział mi spotkanie
i Buriatero. Szedł zdała od ułusu, ukrywając się pomiędzy
Icrzakami; Buriat go jednak zoczył i konno z wycelowaną
V niego strzelbą zbliżył się o kilkanaście kroków. Brodiaga
[Mdł na kolana, a złożywszy ręce, błagał go o darowanie mu
^ycia, obiecując wszystko co ma na sobie, oddać napastni-
kowi. Buriat przyjął pokorną prośbę, a gdy się umawiają
) cenę, brodiaga podpełznął na kolanach do Buriata, błaga-
ąc ciągle płaczliwym głosem ; nagle schwycił kamień z ziemi
28
i ngodztt nim w głowę napastnika. Buriat ogłuszony, opu-
ścił z ręki strzelbę, brodiaga ją porwą}, śdągoął potem
Bnriata z konia, zamordował go i na jego koniu przejechał
przez cały step.
Inny, widać stary wyga, opowiadał mi, ie przed dwu-
dziestu laty partya kajdaniarzy, idąc traktem do Nerczyńafca,
rozbroiła konwój, zabrała broń, proch i kule iołniereomr
i przez kilka miesięcy napadała na transporta towarów i bo-
gatych Buriatów. Zebrano obławę z Buriatów, ale tchÓR-
liwy ten naród nie śmiał uderzyć obces na uzbrojonych
i przygotowanych do rozpaczliwej obrony rozbójników.
Dwóch tylko z całej obławy znalazło się ludzi śmiałych i od-
ważnych. Na koniach tak zgięci, że prawie zasłonięci byli
głowami zwierząt, uzbrojeni jeden w strzelbę i pistolet , drugi
w łuk i strzały, manewrowali po stepie, a przechyliwszy sie
na jeden bok konia , strzelali raz po raz do uciekających bro-
diagów. Pierwszy strzał ugodził atamana bandy, inne powa-
liły kilku brodiagów. Reszta odstrzeliwała się ^— Buriat
z łukiem zabity został; lecz śmierć atamana i kilku towa-
rzyszy odebrała im odwagę i chęć oporu, a obława tymcza-
sem zbliżała się i zabrała ich wszystkich z sobą.
Zadowolony, że mi brodiagi nie zabrali pieniędzy, które
miałem przy sobie, i nie zabili, pożegnałem ich, żyeiąe
szczęśliwej drogi i poszedłem do wsi, oni zaś do lasu udali
się. We dwie godziny potem widziałem ich chodzących od
chaty do chaty i żebrzących o jałmużnę. Pod każdem oknem
wołali: ^(Łaskawi nasi ojcowie i matki! niezapominajcie
nieszczęśliwych przechodniów! W imię Chrystusa dajcie nam
jałmużnę! » Na takie wezwania otwierały się okna, wysuwały
się ręce kobiet z bochenkami chleba, z mlekiem i pieniędzmi
Brodiagi nocą wyszli ze wsi i dobrze zrobili, bo nazajntrz
rano przyjechał czynownik z powiatu, spędzający chłopów do
naprawiania drogi. Rozkaz ten był nie w porę wydany,
chłopi bowiem zajęci byli koszeniem łąk i zaczynającemi się
żniwami; uradzili więc, ażeby posłać którego z pomiędzy
siebie do czy no wnika z prośbą o odłożenie szarwarku do
jesieni, gdyż teraz robota w polu zabiera im cały czas,
a zwłoka w niej może ich narazić na straty całego zbioru.
29
Tej misyi do czynowmka po^%l się nąjstarazy i najpowa-
iniejsEy we wsi gospodarz. Przemawiał w imieniu gromady;
pnedstawiąjiic słuszne powody jej prośby. Czynownik, który
chciał, ażeby jenerał -gubernator, mający tym traktem prze-
jeżdżać, pochwalił go za dobrze utrzymaną drog§, nie chciał
słachać prośby gromady, a krzycząc i odgrażając się, wezwał
ją pned siebie. Ledwo chłopi zebrali się, czynownik obces
napadł na nich: «A wy łotry, a wy podlecy i mierzawcyt
Jakto? buntujecie się, niesłuchacie rozkazu cara i jakieś
prośby i deputowanego do mnie wysyłacie 1 A wy wiecie,
że to niewolno, że niemożna niepokoić naczalstwa? Ja was
nauczę! doniosę o wszystkiem naczalatwu, doniosę, że zbun-
towaliście się i pójdziecie pod sądl* I tak długo krzyczał,
huczał i straszył. Gromada przestraszona, schyliła głowy
przed czynownikiem , obiecała pójść na szarwark i wyparła
ńę wysłania do niego starego gospodarza z prośbą. Wszystko
skupiło się więc na starym, który za swoją gromadą ujmo-
wał się i przez nią był upoważniony. Czynownik tejże gro-
madzie w swojej obecności kazał starca ochłostać. I cóż
myślicie, iż gromada takiego rozkazu nie wykonała? Gdzie
tam — ciż sami, którzy go wysłali, wysiekli go rózgami aż
do krwi; starzec zdradzony przez gromadę, ledwo dowlókł
zbite ciało do domu. Gdy wychodziłem z Ilińska, chłopi sali
na drogę z taczkami i z rydlami.
Wózek wysłałem znowu naprzód, a sam poszedłem pieszo.
Spieszyć się nie miałem po co i do nikogo, mogłem więo
czasu na podróż nie żałować. Idąc nad brzegiem Sielengi,
rwałem kwiaty, rosnące na skałach i chłodziłem się porzecz*
kami, rosnącemi ppzy drodze. Na Sielendze znajdiąje się
dożo wysep porowych wierzbami, czeremchą i jabłonią sy-
beryjską. Brzegi rzeki także ubramowane są liściastemi
drzewami. Pożary wiosenne zostawiły okropne ślady w bo-
rach. Niektóre góry czernią się jakby węglami osypane były,
na nich sterczą nagie ogorzałe drzewa. Wielkie przestrzenie
zniszczonych borów, i to w miejscach, które nigdy uprawia-
nemi być nie niogą, są dowodem strasznej lekkomyślności
tutejszych ludzi. Człowiek gdzie tylko zstąpi, niesie zniszcze-
nie. Dziecko z pręcikiem w ręku ścina główki kwiatom dla
30
igraszki, wyrzuca jaja z gniazda i lubi łamać i ntnoji
Człowiek dojrzały tej żyły niszczeDia bynajmniej nie pozbnń
się; zostaje ona w nim, lecz się inaczej okazuje. Żyde pa-
sawa się koleją niszczenia i tworzenia zarazem; grób jeś
kołyską, upadek wyniesieniem, njemnosć wywołuje dodstnisić
i nawzajem. Niszczenie i tworzenie jako objawy żyda, po-
wszecłine 8% w całej naturze. Stworzenia nie obdarzone rt-
zumem, niszczą tylko takie twory, które są im potnetaf
do życia; człowiek zaś rozumny szerzy zniszczenie bez hdacj
korzyści dla siebie, tylko dla dogodzenia swej &ntaip
i ujemności własnego ducha. Inaczej wytłumaczyć wlśe me
możemy już dzisiaj szkodliwej zabawki w Syberyi nincmii
przez pożary lasów. Jakby na dokładniejsze utwieidzenie
prawd dopiero co wypowiedzianych, mówią nam, ie u
zniszczenie lasów ma swoje pożytki, a mianowicie ^rj^fii
niezliczoną liczbę owadów, które utrudniają załadnie*?
kraju, zmniejszają wilgoć w powietrzu i ziemi, a takia
sposobem wpływają na złagodzenie zbyt surowego Ićm^
Pożytek, jaki natura nawet z lekkomyślnego niszczenia »»
wyciągnąć, nie odpowiada stratom przez nie wywotea
i dla tego niszczenie to z popędów natury wyniUe, noao
jest nagannem i niegodnem człowieka, który wówczas tjfe
obala istniejące pożytki, jeżeli się czuje w możnośd po^
wienia nowych a większych korzyści.
I w tem czarnem, ogorzałem miejscu, dolina sielengiń^
nie jest bez piękności — boki jej złożone z szarych i (9f-
wonawych granitów, pokiereszowane piorunami a mcbt*
jakby plastrami obłożone, mają tę malowniczość dziką, j^
zawsze widzimy w miejscach, które fantazya nasza czaron^
cami napełnia. Mógłbyś tu umieścić Wolnego Strzelca, «r
wającego potęgi piekielne , a któremu, gdy leje cudowną bk
przeszkadzają widma, czarownice, djabli, z wrzaskiem i F
skiem, rykiem i jękiem, które w harmonią strasznej, «^
niałej burzy muzycznej potrafił ująć talent Webera.
W takiem to miejscu, pod skałą pochyloną ku wodiA
na wąziutkiej ścieżce, napotkałem nową bandę brodiago*-
Posępność okolicy i miny rozbójnicze napotkanych napew
mnie trwogą. Postawy ich okazywały śmiałość i od^ift
31
ludzi, którzy znajdują się u siebie, w puszczy, gdzie wolność
dzisiaj na pustynie wygnana, nie ulega prześladowaniu poli*
cyi i żandarmów. Obdarci, z toporami i nożami u pasów,
mogli mnie napaść, odrzeć i zabić. Bystre spojrzenie czło-
wieka zagrożonego utratą życia, dało mi wyczytać w ich
wzroku tę niepewność i trwożliwość, która jest cechą nie-
wolnika — z drugiej strony męztwo i spokój człowieka,
który niema względem ludzi złych zamiarów, pokierowały
moimi krokami. Wszedłem pomiędzy nich i przywitałem
według zwyczaju wędrowców; zdawali się mnie badać, czy
nie myślę o zdradzie, a w końcu pożegnali, oglądając się za
mną kilka razy. ' Może poznali we mnie do wolności jak
i oni spragnionego człowieka, może odgadli we mnie uczu-
cia, które mnie od młodości postawify przeciw tym, z pod
władzy których uciekali. Ludzie często nic nie mówiąc do
siebie, rozumieją się, a instynktem odgadujemy nieprzyjaciół.
W tem krótkiem spotkaniu przeczuliśmy się nawzajem, i ja
w swoją stronę a oni w swoją spokojnie rozeszliśmy się.
Góry po obu stronach rzeki tak szczelnie stykają się
z sobą, że zdają się dążyć jednym ciągiem. Dopiero na
skręcie doliny prawe zabrzeże rozstąpiło się i odkryło po-
boczną dolinę, w której płynie do Sielengi od północy rzeka
Itanca. Tą doliną udają się podróżni do gminy Itanczyckiej
i do miasta powiatowego Barguzina.*) •
Upał dzisiaj afrykański; atmosfera przenikniona drgającem
światłem, ciężka jest i parna. Już przeszedłem wieś Po-
powo i domek stacyi pocztowej Połowina , samotnie pod górą
^j%<5ył zostawiłem za sobą, gdy zerwał się wicher, który
wzdął wodę i rzucił fale na brzegi. Na przetkanym złotemi
*) Bargu2iu poioiony Jest pod 53° 36' szerokości poł. i 127° 28' długości
jcografiesnej od Ferro. Ludności ma 489 osób. Pomitdzj niemi jest kilku*
nutu Polaków niesoanycli mi z nazwiska. Jeden t nieh, Jan Andrzejewski,
<terzee liczący dsisią) lat ii O, w nędzy i żebractwie docliodsi do swojej mo-
€ii7' Mie mogłem się dowiedzieć, za co ten starzec był wygnanym do Sy-
Wyi; moie m czasów kobfedetacyi Barskiej, W Barguzinie umarł 1859 r.
Wilhelm Kincbelb«ker, który był niegdyś osynowniki«m ; na udział w zwifsku
północnym Dekabrystów skazany był na 20 lat do kopalni. Duło wycierpiał.
Po owolnienin na osiedlenie słułył w odkupie. Na starość niegdyś ten nie-
Po*polity człowiek rozpił stę. Zostowlł po sobie ionę i kilkoro dzieci.
promieniami błękicie pokąsała się chmura, caniość jej nJk
a objętość rozszerzała się — wkrótce nakryła ona ca^ itnp
niebieski, a wyrzucając z łona swego błyskawice i pionie
prysła naraz gęstym deszczem. Schowałem się migd^ ^l^
oione z sob% krzaki głogowe i tn przetrwałem bonę, ^
wicher gdzieś dalej popędził.
Przed wieczorem przyszedłem do wsiUtoczkiny itapm-
nocowałem. Oświeżone powietrze napełniło się z^tteki
ziół, niebo okryło się wojskiem obłoczków ozłoconych i s;*'
parowanych przez zachodzące słońce, wspaniale omslowiii
niby sklepienie włoskiego kościoła. Nastąpiła wielka cMi
— słońce schowało się ,. jastrząb porwał małego wrWi
i uniósł go w górę. Słychać było jeszcze z głębi powietnae}
pisk nieszczęśliwego ptaszka, gdy czarny orzeł aliertji:
duio powietrza pod szerokie skrzydła, przeleciał oadeaą
a gdzieś od góry odezwało się kwilenie sokoła.
Tymczasem doszedł mnie głos rozmowy chłopów tf^
nych przetl sąsiednim domem. Rozmawiali o spnnib
wierchnoudióskim Beklemiszewie, krewnym Momiesi
Amurskiego. We wsi Iwołdze, mówili, trzydziesta goco^
rzy podali skargę na spra wnika jenerał -gabernttoiofi;
w niej wypisali wszystkie nadużycia młodego csynowwk^
a głównie skarżyli się na surowe i tyrańskie z piiiiij^^
postępowanie. Jenerał- gubernator zadosyćuczynienie i ^ i
powiedź na ich skargi pozostawił woli oskarżonego tjKk |
wnika, do którego miał wielkie zaufanie. I jakie v^i
postąpił czynownik? czy przebaczył skargę chłopom i mi^^
z nimi postępowanie? Wcale nie — zebrał podpinojch
prośbie w kancelaryi gminnej, kazał przywieźć csłf ^
rózeg i pałek i kazał ich chłostać jednego po drogim tf ^
omdlenia. Okrwawionym i zbitym chłopom na ki
jabłko, oddał podartą skargę i rzekł: uJakżeście toiielip^
dawać skargę na czyno wnika i pisać jakieś adre^? ^
łotry i niegodziwcy f oto macie rezolucyę wypisani os '
jem ciele I Wiedźcie o tem, że chociażbyście do taa^
cara posłali na mnie skargę , taką zawsze a nie insi ^
bierzecie odpowiedź. »
Przeszłego roku, mówili daląj chłopi, za niep)tceiu« F^
83
datku sprawnik Beklemiszew tak mocno kazał katować kilku
-wtościau, źe niektórzy długo chorowali, a jeden nie wstał
już z pościeli. Oto 8% łagodne rządy carskie!
Tenże sprawnik urządził drogę pocztową do Czyty od
'Wierchnoudińska, pobudował porządne stacye; a że droga
prowadzi przez puste okolice Buriatów, a Moskale przy tra-
ktach starają się nadać fizyonomię zaludnioną i cywilizowaną
swojej krainie, więc na stacye pospędzał cl^opów Siemiejców
i kazał im tu osiedlić się i nowe wsie pobudować. Chłopi
nie chcieli opuszczać dawnych siedzib nad Chiłokiem, gdzie
ziemia dobra, wsie stare i dobrze zagospodarowane i nie
chcieli przenosić się w okolicę dziką i nieurodzajną.
Wszystkie prośby o pozostawienie ich na miejscu próżne
były; musieli uledz, porzucić rodzinną glebę i siąść na trakcie,
dla pokazania cudzoziemcom potęgi Moskwy.
Sprawnik Beklemiszew jest człowiekiem nie mającym lat
trzydziestu. Zajęty gorliwie reformą powiatu, używa do jej
przeprowadzenia sposobów, które już znamy. Nieźle edu-
kowany, mówi po francuzku, w salonie odznacza się polorem
i dobrem znalezieniem się. Lapowego nie bierze i dla tego
uchodzi między Moskalami za człowieka bardzo •liberalnego
i postępowego.
Okazuje się znowu, że liberalizm moskiewski uważany jest
przez Moskali za niezabieranie cudzej własności. Liberalista
więc moskiewski nie jest złodziejem; ale to nib przeszkadza
mu ukraść cudzą wolność i używać sposobów najwyrafino-
wańszego ucisku i dokuczania.
Polor, liberalizm, mord i ucisk, są to sprzeczności,
które tylko w Moskwie chodzą w parze. Przy tej okoliczno-
ści przypominam, iż gubernator wojenny Wilna Bibików,
był podziwiany z powodu swojej grrzeczności, ogłady i do-
brego serca. Wydawał wspaniałe bale, a w salonie znajdo-
wał się jak paryzki dobrego tonu elegant. Kobiety chwaliły
go i uwielbiały jego dystyngwowaną swobodę. Pozór miał
europejskiego człowieka. Wspiera! matki osierocone wię-
źniów, wygadywał na cara — uwięzionych zaś synów za po-
lityczne sprawy tych matek, którym pochlebiał, kazał karać,
GiŁŁBS, Opisanie. III. 3
34
odzierać , jako najsurowszy , graby i nieogładzoBy tynn -
a sam odwiedzając cele więzienne, rozmawia! z wifimas:
tylko po brutalsku, pysznie i znieważająco.
W Moskalu tylko, powtarzamy, godzą się podobne Oit>>
Łeczności, a zgoda ta stanowi o charakterze Moskali.
Jarta bariacka. — Bożnica. -> Kuchnia bariacka. — Ubiory Buriatów. —
Półcienie, temperatura i statystyka Wierclinoudińska. — Rynek. — Ifu-
syka. — Prsygody Polaków w partyi aresctantów. — Zmarli Polacy. —
Wygnańcy polscy w Wierchnoudińskn , w Plotro-wsku i ir innych miej-
scach. — Posieleńcy. — Władse powiatowe. -^ Zarządy i władse miej-
skie. — Polieya. — Z historyi WierchnoudUiska. — Nocleg i Bariataml
na Ifce. — Ignacy C<Jsyk. — Widok okolicy.
Ubok Utoczkiny góry zniżają się, a cokolwiek dalej przy
Wierchnoudińsku dolina Sielengi znacznie się rozszerza. Na
obszernych jej błoniach porosłych krzakami koczują Buriaci.
W rozmaitych jej miejscach stoją ich jurty, które robią albo
2 wojłoka, to jest z grubej materyi zbitej z szersci bydlęcej,
albo z belek sosnowych, lub z kory brzozowej i modrzewiowej.
Bnriaci jurty swoje nazywają gyr. Gyr drewniany jest to
szałas prostokątny. Nie ma w nim ani okien, ani też komina.
Wojłokowy gyr ma kształt ostrokręgu, także bez komina
i okien. Zimą mieszkają w wojłokowych namiotach jako
cieplejszych, latem zaś w szałasach.
Obok jurty obszerne ogrodzenie, podobne do tak zwa-
nych koszar na halach karpackich, przeznaczone jest dla by-
dła, koni i owiec, z których się utrzymują; jest to bowiem
lud pasterski.
Kilka lub ' kilkanaście jurt stanowi ułus czyli wieś.
^sy te małe, niziutkie, czernią się jak mrowiska w doli-
nach nad strumykami i rzekami. Na środku jurty czyli gyru
goreje nieustannie ognisko. W około niego na wojłokach
3*
36
siedzą z podgictemi do siebie nogami Buriaci. Dym z gjn
wychodzi przez otwór w dacha albo przez drzwi. Ył 'kątk
stoi beczka napełniona mlekiem kilkanaście dni kwaśniejącem;
z niego robi% wódkę zwan% araki albo tara san, i stoi tes
w tym kącie kilka bmdnych naczyń ze swieźem mlekifTB,
którego nigdy nie cedzą, i z masłem. W drogim kąde sb-
łasu także obok drzwi, złożone są wojłoki na jurtę zirnon)
i skórzane worki, zwane u nas w Polsce dawniej budii-
kami; w nich wożą masło, mięso, trzymają mleko, i Ł pi
W trzecim kącie naprzeciw beczki jest legowisko gospodsr^
i stoją skrzynki, w których chowają ubiór, pieniądze i her-
batc. W czwartym wreszcie kącie stoi bożnica, o cztered
lub trzech stopniach, podobna do stopni, na których u nas
doniczki kwiatów stawiają pod oknami. Bożnica pomalowast
jest jaskrawemi kolorami w różne symboliczne figniy. Ss
każdym z dwóch pierwszych stopni stawiają rzędem siedea
małych kielichów mosiężnych, płytkich, do filiżanek podc-
bnych, wspartych na kilkucalowych słupkach. Ka tntcm
stopniu stoi ośm kielichów i dzwonek. Kielichy te są pne-
znaczone do składania ofiar dla Boga, które to ofiary ńkt
dają się z kilku ziarnek pszenicy, żyta, jęczmienia, ze8kn^
płego sadła, masła, araki i mleka. Ka najwyższym siopoii
stoją burhany, to jest posągi bogów mosiężne z omaa-
nemi ustami, gdyż Buriat dzieli się z bóstwem svoj|
strawą. '
Przybywający do jurty po przejściu progu, zwracając at
do bożnicy, kłania się według buddajskiego zwyczaju Boga
albo pada na klęczki ze złoźonemi rękami. Oddawszy UUóm
sposobem cześć burhanom, wita gospodarza wyrazem myndv!
siada przy ognisku, zapala ganzę i pociągając z niąj dyn^
rozpoczyna rozmowę.
Dziecko owinięte w kożuchy śpi w kołysce o jedo;*
biegunie, matka drzemie, a nad ogniem w nie wycay szcro nyia
kociołku praży się ar ca. Arca jest to gąszcz poiostalr
z mleka, z którego wódkę wypędzono, prażony z mąką.
ulubiony pokarm Buriatów. W tym samym kotle gotań
8 aj (herbatę), bez której obejść się nie mogą. Heił»i{ pgt
cegiełkowatą z sadłem, solą i mlekiem, z czego robi ■(
37
gatonek pożywnej supy. Do ulubionych potraw naleiy takłe
mięso baranie opiekane. Baranów dużo chowają, tak dla
kożuchów, mięsa, jak i wełny, z której robi% wojłoki.
Araki prawie codzień p\|%. Mleko krowie raz przepędzone
przez alembik, daje wódkę słabą i cierpką; dwa razy prze-
pędzone zbliża się smakiem do kartoflanej wódki. Jadigą
prócz tego Bziłun (ciasto surowe), mangjr (gatunek
czosnku) i cebule kwiatów Lilium Martagon i Hemerocalis
flaya (tebechen po buriacku). Taką jest kuchnia ludu paster*
skiego. Pokarmy te porządnie przyrządzone, są znoine i dośó
pożywne, ale Buriaci, którzy są ludem nieschludnym i bru-
dnym, gotigą je w kotłach , które nigdy wiechcia nie widziały,
i na których warstwa brudu jest grubą na kilka linii. Ma*
sło, mleko i ich śmietana, pełna jest włosów i nieczystości,
cuchnie od brudu; dla tego powietrze w jurcie jest ciężkie
i niezdrowe. Buriat rzadko się myje, a umywszy się, twarz
suszy na słońcu lub przy ogniu.
Lubią błyskotki i piękne stroje. Młodzieniec włosy wy-
rywa z brody szczypczykami, zalotnie warkocz na głowie
zaplata, a chociaż jest umorusany i brudny, podoba się je-
dnak Buriatce, obciążonej paciorkami i koralikami i równie
zamorusanej, jak obejmujący ją w pas kochanek.
Język jak rysy Buriatów są mongolskie. Twarze mają
szerokie, kości policzkowe wystające, nos mały, spłaszczony
i szeroki u podstawy z nozdrzami odkrytemi i podniesionemi
w górę. Oczy mają czarne i podłużne; prócz zwierzęcej na-
miętności, mówi Mickiewicz, nic się nie wydaje we wzroku
Mongoła. Blask ich czarnych oczów podobny jest do ga-
snącego węgla. Włosy mają czarne, zarost na brodzie bar-
dzo rzadki. Buriat goli głowę, tylko na cznbku głowy zo-
stawia kupkę włosów, z których splata warkocz. Osoby du-
chowne, to jest lamo wie, warkoczy nie noszą, ale całą
głowę golą.
Koszul Buriaci nie noszą. Ci, którzy bliżej miast mie-
szkają i zostają w ciągłych stosunkach z Moskalami i Pola-
kami, zaczynają już nosić koszule z perkaliku lub z modrej
daby szyte na spospb moskiewski. Spodnie ze skóry albo
z daby zwane umundun noszą tak mężczyźni jak i kobiety.
38
Kożuch nazywaj% j erg acz; robią go z futra baramefe
albo z tarbaganów, z krótkim, stojącym kołnierzem. Km^
dzie kożucha oszywają futrem delikatnem, lub suknem cea-
wonem, albo dab%. Jergacz jest długi aż do pięt. Buddj-
gył czyli dygył jest paradnym ubiorem. Jest to długa jik
sutanna kapota bez fałdów, na piersiach wyszywana róiao-
kolorowymi paskami albo futrem, robiona z modrej khajki,
czarnego manszestru, albo z jedwabnej materyL Kobietr
noszą takież same jak mężczyźni jergacze; buddygyły aś
ich obszyte są u dołu falbaną. Na buddygył kobiety vtii-
dają krótki bez rękawów kaftan, zwany udzie, najpospolia^j
manszestrowy. Przepasują się b echem (pas); u pasa vi(i'
czyzn wiszą hutaga (nóż), hete (krzesiwo), czakiur (kne
mień), uła (hupka) i kapturga (kapciuch). Nosia tś
płaszcze zwane sobba. Sobba jest płaszcz sukienny z reb-
wami, z pelerynką podobną do sukien krakowskich. Sobte
bywa szara, czarna, czerwona, lub granatowa, z peleirab
czerwoną. Kobiety noszą sobby zwykle jaskrawych kolon*.
Płaszcze takie nie są w powszechnem użyciu; ja widziałeś
je tylko w kilku miejscach na ludziach bogatych. GIgyj
nakrywają kapeluszami z szerści, zwaoemi ma łacha je. Mi-
łachaj jest to lekki mały kapelusik, z dnem okrągłem. i*-
kończonem czerwonem kutasem, zwanem cacuk, lab ś*ś-
cącą g^ką; rondo jest ku górze wywrócone. Forma tef)
kapelusza ma podobieństwo do przewróconego rydza. B<^
noszą małachaje z srebrnej taśmy z gałką pomacaną i z in-
kami czerwonemi spadąjącemi na plecy. Zimą noszą ax^
ciepłe z lisiego futra.
Kobiety na środku czoła rozczesują włosy na dwie stro£5
i nad uszami związują je w pęki, ubrane koralami i peie^
kami — dwa te loki grube i ciężkie ułożone w kształt pro-
stokąta nazywają hiho. Panny na przedzie i tyle g)o*?
splatają wiele krótkich warkoczyków , które także jak i łii^
ozdobione są perełkami, koralami i srebmemi kóftas^
Prócz tego noszą kobiety na czole przepaski z manszestn:*
gęsto naszywane koralami i perełkami; nazywają je doril-
han. W uszach wiszą ogromne stalowe lub srebrne kófto-
wate kolczyki. Głowa Buriatki przeładowana jest ozdobami;
39
błyszczy się i pstrzy od rozmaitych kamieni; twarz zaś mo-
no śniada i rumiana rzadko kiedy jest umytą. Buriaci
baddaiści noszą ieź na piersiach medale z wyobraże-
siem świętych i różańce, na których nawet w podróży
modłą się.
Zulusu po piasczystej drodze przyszedłem nad Sielengę*),
przez którą na promie przeprawiłem się i przybyłem do
W'ierchnoudińska, miasta stołecznego tegoż powiatu, a ni^-
porządniej zabudowanego ze wszystkich miast zabajkalskich.
Położone na piasczystej równinie wyniesionej, 1970 stóp nad
poziom morza pod 51^ 50' szerokości jeograficznej a 125^
& długości od Ferro, przy ujściu rzeki Udy do Sielengi. **)
okolone malowniczo wzgórzami Dwie rzeki i szerokie
Bad niemi błonia dostarczają miastu ryb i siana, pozwa-
lają utrzymywać znaczne stada bydła i trudnić się rolnem go*
ipodarstwem. Trakt z Irkucka nad Amur, idący przez Wier-
Bhnoudińsk, i drugi także bardzo ważny trakt z Irkucka do
Kiachty, wzmagają ruch handlowy miasta i wzbogacają go.**^*)
*) Sielenga pod Wierch noad i Asktem sanmna regnlarnie około 4. listopada
[oowego stylu), pustcza 2. mąJa.
**) W Wierehnoudińsku średnia rocsua temperatura 4*0,0. Średaia tem.
>«ratara ximy — 15,9; wioeny -ł-1,0; lata -^14,7; Jesieni —0,6. Średnia
imperatura miesięcy: grudnia — 15,1; stycznia —17,4; lutego — 13,8;
marca —5,8; kwietnia -^ 1,4; mą}a+7, 3; czerwca 4-13,3; lipca 4-16,3;
lierpnia 4-14,5; wrześnik 4-7,8; października —0,3; listopada —9,3. De-
Bcsów rocznie średnio bywa 95,8.
***) Roku 1850 zabito w Wierchtioudiftsku krów i wołów 1500 sztuk, bara-
łów 500. Mieszkańcy skonsumowali 13,500 pudów wołowego i 5,500 baraniego
DffM. Wiercbnoudińsk Jest głównym rynkiem zbołowym Zabajkala. W r.
350 przywieźli do miasta ro^ki rianej 24,896 pudów, pszennej 5500 pudów;
iwsa 1400 pudów, Jęczmienia 75 pudów, spirytusu 14,055 wiader, wódki
7,908 wiader — z tej liczby w samem mieście wypito 3000 wiader. Jest tu
sden wielki magazyn wódki i 4 szynki, garbarni 2, Ikuta szklanna 1, my-
ilarnia 1, krawców 4, szewców 6, kowali 6, ślusarzy 1, cieśli 32, mularzy 11,
tkiarzy 1, malarzy 3. W mieście sf dwie szkoły elementarne, w nich na-
eayciell 9, uczniów 57. Miejski lazaret 1; w nim chorych w 1850 roku było
08, umarło 38. Więzienie miejskie 1; w niem tegoi roku osadzonych było
72 mę£czyzn i 7 kobiet. Z liczby tej uwolniono 182 męłezyzn, 3 kobiety;
omarło. Za morderstwa było 30 osób, za kradziei 39, aa zbiegostwo 127,
a włóczęgę 7, za nieposzanowanie władz carskich 30, za propagandę sekciar*
ką 8, podpalaczy 9, za kradziei skarbowych pieniędzy 6, matek pod^n anyeh
dzieciobójstwo 2, za fałszowanie pieniędzy 3, la zgwałcenie kobiety 1, za
ibunlu 7. Ma odwachn siedzą przestępcy wojskowi; liczby ich podać uitt
40
LadnoBci ma 3549 osób.*) Ulice zabudowane drenii'
nemi domkami i niebrukowane , proste i bardio jęte
atajne. - Domy rozdzielone parkanami , mniej aą nsraioBi
na gwałtowność pożarów, niź w ścieśnionych miiitack
Europy. Taki sposób budowania powszechny w iUMyi, »
daje miastu pozór obszerniejszej osady , niź jest rzedywiicie,
utrzymuje świcie powietrze i nadaje miastom firfODM
wiejskie.
Ruch ludności na ulicach bardzo jest mały. Kifti b*'
szczek, wy bladły czynownik i śniady Buńat, powoli 2d|lq|
na rynek, gdzie jako w ognisku najwięcej jeat wnawy i bie-
ganiny. Płaszcze szare z czerwonemi kołnierzami naj«iec(j
widzieć można na pobocznych ulicach, w okolicach up^
wni. Czasem przemknie się poważna figura popa w oboemiS
sutannie, podpierająca się wysoką laską, lub tei w żil^
bnddygył owinięta postać lamy. Na rynku wjrmurowano ob-
szerny bazar, w środku którego przy straganach, bodb^
i sklepach aniąje się wielu kupigących.
iami«my. Wicsieoit etapowe, pomiencuOąoe cusowo idących do kopd"^'
w oiem więśuiów było (w 1850 r.) mcicsysn 1674, kobiet 136. Ulic v ut
ście 24, płac 1, ogrodów 450, miejeo pustych 69,039 «ą>niQ> c»ea«tfq ^
pól ornych 687,600 tąŁai Q ; w ogóle słemi w posiadania miasta lM^«i^
*) W tej liesbie ludności męskie 1906, ieńskicj 1G4S. Grecko-rNjfitas
wiary mcłcsysn 184t, kobiet 1629; katolickiej mcicsysn 22, Icobiet 9; l}^
mcłcsysn 39, kobiet 5; Mahometsn 1. Ludność ta według kisi i sp**^
iycU dsieli sif.-
Ifcicsyu. Kobiet. Bm*
Duchowieństwa grecko-rosyjskiego .... 5 14 "
Ludai prsy cerkwiach 17 17 *
fistab-oficerów 1 1 *
Ich dsieci 1 - '
Ober-oficerów 2 1 '
ich dzieci — 1 *
Kosackich ober-oficerów 6 6 ^
Ich dsieci 3 I *
Ursędniiców wyiszych stopni 10 5 ^
,. uiżssych stopni 30 14 ^
Ich dzieci IS 19 *
Kancelistówa 32 9 ^'
DynJsyonowanych sztab-ofieerów . . , . 1 1 |
„ ober-oficerów .... 9 d ''
urzędników wyiszych . 4 2
(
41
Knpcy tutejsi takie już brody zgolili i przestroili się po
francQ2ku. Siedz% poważnie przed swoimi składami, a przy-
patrując się publiczności, ciągną dym z delikatnych papiro-
sów. Z kupującym obchodzą się niegrzecznie, jako źle wy-
chowani, sztukę zaś oszukiwania posiadają w wysokim
stc^niu. W budkach zasiedli Żydzi i mieszczanie, ubrani
w długie nankinowe hałaty z nieogolonemi brodami; na
straganach zaś, jak na całym świecie, tak i w Wierchnoudiń-
sku wrzaskliwe przekupki kłócą się o każdy grosz, spierają
się o każdy ogórek taniej sprzedany. Chłopi- starowiercy
licznie są na targu zebrani; przywieźli zboże, które przy
wozach sprzedają. Żołnierz sprzedaje buty swoje i koszulę,
Buriat siano i konia; tam targują się, w innem miejscu wy-
zywają po moskiewsku, w innem kłócą się po buriacku,
a w innem jeszcze przekupki wszystkiemi językami łają,
a niebardzo lekkiemi pięściami szturchają posieleńca za to, że
ukradł bułkę, i usiłują go zaprowadzić do policyi.
Mciczyzn. Kobiet. Rasem.
Ich dsi«ci 3 1 4
DjiBiByonowuiych ars^dników niłszych . . 4 4 8
Ich dłieci 3 3 5
Poczetnych graidau 8 3 5
KatDoctyńców 145 238 383
Kopców pierwssej gildy 7 3 10
trzeciej giłdy 68 58 136
Mi«sacsan 695 746 1141
Żołnierzy na iłułbie 295 55 350
Kantonistów . . , 38 — 38
I^ymisyoDowaoycb iolniercy 34 13 36
Urlopowanych iołniersy 8 3 4
Kozaków na słuibie 191 93 284
Dłieci kozaków 93 86 179
I>yini«yonowaoych kozaków 83 71 154
Ich idzieei 59 105 164
8'róiy 7 3 iQ
Liczba politycznych wygnaiiców w ogólnych statystycznych sprawozdaniach
nie figuraje.
MalłeAstw zawarto w Wierchnoadiń^ku 36 w rokn 1850. W tej liczbie
iBalieństw kawalerów z pannami było 30. kawalerów z wdowami 1, wdowców
« pannami 3, wdowców i wdowami 2. Urodziło sif dzieci płci mczklej 112,
PW iefiskiej 93, razem 205. W tej liczbie z prawego łoła było 164, z nie-
prawego 36, podrzutków ,3. Umarło mełczyzn 110, kobiet 77, razem .187
iudzł.
42
W święta rozlega się po rynku muzyka wojskowa pnez
długi czas konsy8tuj%cego tu 13. batalionu syberyjskiego.
Grywa przed kamienica, w której mieszka jenerał brygadj
Micłiajtowaki, człowiek nielubiony, który z przykrością ak
musiał tolerować dobre, ludzkie obejście się oficerów z Po-
lakami, zedanymi za sprawę narodową do wojska. Tłum Bu-
riatów i mieszczan otoczył muzykantów i przysłuchuje się
polkom, walcom, marszom, mazurom i krakowiakom, Jrtó-
remi popisiąje się kapela.
Tony powiązane z sobą w fałszywą całość, raią ucko
przyzwyczajone do dobrej muzyki; Syberyacy przecież za-
chwycają się nią, a łiałas dźwięków napełnia wszystkich we-
sołością. Wielki świat miasta krąży konno i w powosadi
po ulicy, lub z okien domów słucha muzyki. Damy poubie-
rane w muszliny, batysty i jedwabie, w atłasowych i tiiilo-
wych kapeluszach jeżdżą w lekkich kabryolecikach i w nie-
zgrabnych faetonach — oficerowie i młodzież cywilna assystiąje
damom. Eonie pędzą galopa, białe twarzyczki w powozach
zwracają się z uśmiechem do panów, podskakujących na sio-
dłach jak pitki elastyczne. Ci Buńaci i Moskale w jednej
grupie, te obyczaje i fizyonomie europejskie i azyatyckie,
które się tu spotkały i zmieszały z sobą, były próbką tych
form, w które Azya, nacierana z północy przez Moskwf,
z południa przez Anglię, wejść musi. Co wymknie z tej
mieszaniny, z tego zlania się sprzecznych z sobą cywilizacji?
Czy Azya ożywi się i pójdzie koleją europejskiego postępu?
czy też Earopa przejmie się duchem azyatyckiego konserwa-
tyzmu i pielęgnować będzie stan istniejący? — przysdość
pokaże. Tymczasem ścieranie się wzajemne dwóch światów,
te przemiany, jakie wywołuje wzięcie się za ręce dwóch kul-
tur, z których jedna jako przemożniejsza uciska drugą, wy-
radzają we mnie smutne uczucia i myśli, jakie zawsze
zbliżający się koniec jakiegokolwiek bytu w czujących du-
szach obudzać musi.
W Wierchnoudińsku są 4 cerkwie , 3 kaplice i 431 domów,
z których kilkanaście jest murowanych. Największym budyn-
kiem jest więzienie za miastem. W niem wielu naszych
rodaków przebywało, bo i gdzież jest więzienie, w któremby
43
Polak za wolność prześladowany nieznajdowal się? Opowia-
dano mi, że gdy w skutek sprawy omskiej, rozpoczęło się
powBzecłme prześladowanie Polaków w Syberyi, trzydziestu
naszych, znajdujących się w warzonkach soli w Troicku pod
Eańskiem, okuto w kajdany i transportowano do Nerczyńska.
Przechodzili przez Irkuck; tam powiększyła się ich liczba.
Gdy ich wyprowadzali z irkuckiego więzienia, otoczeni przez
żołnierzy, stanęli w jednym szeregu z kryminalistami. Kry-
minalistom pogolono na ulicy pół głowy, a naszym jeńcom
powiedzieli, że to samo z nimi zrobią, jeżeli 60 kopiejek od
każdej głowy oficejowi nie zapłacą. Nasi pieniędzy nie mieli,
nie mogli więc zebrać żądanej sumy, ale oświadczyli, że po>
nieważ nie ma zwyczaju golić głowy więźniom stanu, więc
i oni ogolić się nie pozwolą. Oficer nie zważał jednak na to
oświadczenie i kazał ich golić. Pierwszym w szeregu był
Wieniarski, żołnierz z 1831 roku; do niego więc pierwszego
przystąpił cyrulik z brzytwą i mydelniczką i zrzucił mu
czapkę. Wieniarski schwycił za kark cyrulika i wyciął mu
policzek, od którego ten koziołka wywrócił. Żołnierze w je-
den głos zakrzyczeli: « Polacy buntują się!» i rzucili się na
niewolników. Wszczęła się straszna wrzawa i krwawa bójka,
którą dopiero przybycie gubernatora przerwało. Gubernator
dowiedziawszy się, o co rzecz poszła, oficera kazał na od-
wach posadzić, a naszych z nieogolonemi głowami wyprawił
w dalszą drogę. Gdy taż sama partya przybyła do Wierchno-
udińska, policmajster tutejszy wypędził z podwórza więzien-
nego przekupki, które sprzedawały aresztantom strawę, bo-
jąc się zapewne, ażeby nie ułatwiły jeńcom naszym skomu-
nikowania się z Polakami mieszkającymi w mieście. Zam-
knięci w celach, cały dzień nic nie jedli. Upominali się
o strawę, lecz im takowej nie przynieśli, ani też kupić nie
pozwoliU. Przywiedziony do ostateczności niegodziwem po-
stępowaniem policmajstra powstaniec ze Żmudzi, którego
nazwisko opowiadający zapomniał, wywalił drzwi swojego
lezienia i kolegów z innych numerów uwolnił. Wszczął się
znowu wielki hałas i krzyk, że Polacy zbuntowali się. Po-
hcmajster przestraszony przybiegł natychmiast do więzienia,
ft obawiając się rewolucyi, pozwolił naszym chodzić po dzie-
44
dzińcu więziennym i posilić się strawą. We dwa dni if
transportowano partyę dalej. Polaków prócz iolnieny oli-
czyly tlamy chłopów z kajami i z psami, przeznaczonys ^
Bzcznda i szukania zbiegłych i kąsania w razie bunto. M
otoczeni przeszli cały step boriacki i dopiero w NeroTÓAi
doświadczyli folgi. Tam , chociaż aiywaoi byU do roMt
w kopalniach, lepiej się z nimi zaczęli obchodać. Tsbeltt
przykrości nasi doświadczali i takim; sposobami zmanli^
poszanowania siebie i traktowania ludzkiego.
Na cmentarzu w Wierchnoudińsku spoczęło wielu Pobków;
z tych nazwiska tylko trzech żołnierzy s% mi wiad»ft
Zieliński zmarły w 4. dziesiątka naszego stulecia, ^
jako żołnierz w kampanii 1831 roku, w której mężnie Bu-
dował się. Po upadku powstania zapędzony zostsł ii ^
Wierchnoudińska i t\i zmusili go do służby w odopA
moskiewskich. Koledzy nazywali go Zielińskim Duij^
tak dla wysokiego wzrostu, jak i dla odróżnienia od dn*
giego Zielińskiego, którego nazywano Małym.
Józef Zieliński Mały, rodem był z Krakowskiego^
jewództwa. W wqjsku polskiem był żołnierzem i krew vtq|i
rozlewał w 1831 roku. Wzięty jako jeniec, zapędzony do
Syberyi; tu mu byó kazano szeregowcem. W biedzie, w-
sku, bez nadziei powrotu, chcąc sobie ulgę zrobić wii^
woli, ożenił się z Syberyaczką i zostawił z ni^ kilko*
dzieci. Po wielu latach cierpienia uwolniony ze bId^
wracał już do Polski, gdy właśnie z powodu kamptnn *r
gierskiej 1849 r., Mikołaj wydał ukaz zabrania do po«tót«]
służby dymisyonowanych żołnierzy — i jego więc zawoho*
zatrzymano w drodze i cofnięto do Wierchnoudińska. M
w ciężkim smutku, wypiwszy pewnego dnia z towany**
półkwaterek wódki, ledwo powrócił do domu, umsiłaH^
śmiercią (1849 r.). Obydwaj Zielińscy byli poczciwi Istot
Jednego imienia, ale nie spokrewnieni z sobą. Tne^
wreszcie żołnierz na cmentarzu wierchnoudińskim spoo^
jacy nazywał się Ka czuba; był to chłop z Łęcfycbf'
obrońca kraju w 1831 roku, w którym walczył w wielu k**
taliach. Po opanowaniu Warszawy przez Moskali, ttif^
go i popędzono na służbę moskiewską w Syberyi Zbid
45
przed kilkanasty laty. Pozostali koledzy z poszanowaniem
jego imi§ wspominają.
Obecnie w Wierchnoudińsku mieszkają następni wygnańcy
polscy: Henryk Monikowski, w 1846 roku za rozmowę
o planach politycznych, posłany do wojska wraz z Antonim
Rudzkim w Syberyi; Julian i Feliks Jordanowie, bra-
cia z Krakowskiego województwa, zesłani do kopalni za
udział w związku demokratycznym w 1846 roku; Andrzej
Koźmiński, burmistrz Nowego Brzeska w Krakowskiem,
starzec, za popieranie ruchu miechowskiego w 1846 r. przy-
słany etapami na osiedlenie; Michał Pospiechiewicz,
rodem z okolic Piotrkowa Trybunalskiego, jeniec z 1881 r.,
podany do wojska; Wiktor Juchniewicz, rodem ze
Żmudzi, i Beniowski, obaj jeńcy z 1831 roku; Karol
Lachowski, ze sprawy emisaryusza Szpeka w 1833 r.
W Piotrkowsku, o 100 wiorst od Wierchnoudińska, nad
rzeczką Bałegą, pod 51^ 16' szerokości jeograficznej a 126^
43' długości jeograficznej położonym, mającym 3079 ludno-
ści, do huty żelaznej na roboty było wielu naszych deporto-
wanych. Niedawno mieszkał tam zesłany do robót Aleksan-
der Grzegorzewski, obywatel ziemski z Krakowskiego
i właściciel wsi z okolic Puław. Za związek demokratyczny
i udział w ruchach 1846 r. osadzony został w cytadeli war-
szawskiej, w której siedział do 28. kwietnia 1848; przenie-
siony do Modlina, we dwa miesiące po przybyciu do tej
fortecy wywieziony został do Syberyi. Grzegorzewski szano-
wany z powodu zacnego charakteru, w Piotrowsku zwa-
ryował. Obłąkanie jego było spokojne , tęskne ; nic od ni-
kogo, a nawet od żony wsparcia z kraju nie przyjmował.
Jeżeli do którego kolegi poszedł z wizytą, nie chciał nic
jeść ani pić, myśląc, że mu dają jałmużnę. Tak głęboko
przejęty był tą zasadą, że człowiek sam sobie wystarczać
powinien, iż ta wreszcie zamieniła się w manię i główną
osią była jego obłąkania. Aleksander, niegdyś człowiek ro-
zumny i pracowity, autor jgospodarakich i innej treści arty-
kułów, które drukował w różnych dziennikach peryodycznych,
powróci z wygnania z rozumem rozdartym, z wyobraźnią
starganą, jako smutna ofiara więzienia i wygnania. Żona
46
jego Sabina z Gostkowekich Grzegorzewska, autorka PaBi^
tników drukowanych w Bibliotece Warszawskiej i ^bA
c Niewiasta, w całym rozwoju swej moralnej i amyato*ej
istoty », prosiła o jego uwolnienie. Uwolnili go w skutek j^
starań, bo wiedzieli Moskale, że już im szkodliwym byćsie
może. Aleksander po powrocie do ojczyzny nmarl w ob
licach Rawy 13. czerwca 1855 roku.
Obecnie mieszkają w Piotrowsku: Jan Re er, rod*
z Poznańskiego województwa, uczeń uniwcrsyteta beria-
skiego; wysłany był na Litwę jako emisaryusz, w cela piw-
gotowania tam powstania w 1846 r. Schwytany praez )!*•
skali Reer, otrzyms^ 1500 kijów w Wilnie i przysłany «*>*
do kopalni w Syberyi. Alojzy Wenda, dzierżawca »»•
ski z Krakowskiego, za 'udział w ruchawce powsuńog
w Miechowskim powiecie w 1846 roku, wydany w ręce Mo-
skali przez Prusaków, przysłany został do kopalni. Ludwik
Mazaraki, obywatel z Krakowskiego, za przewodnieac*
nad powstaniem w Miechowskim powiecie w 1B46 rokfi,
uwięziony w Prusach , uciekł z ich aresztu ; powtórnie scłwT-
tany, wydany został w r§ce Moskali, którzy go tnyi*^
w cytadtjli warszawskiej do 28. kwietnia 1848 r., a nastfp*
wywieźli do kopalni w Syberyi. Julian Boksiańikił
z Krakowskiego, za udział w powstaniu powiatu Ifiec^
wskiego w 1846 roku deportowany do kopalni. Teofil Bf*
bnowski, za udział w ruchawce powstańczej pod pnew-
dnictwem Pantaleona Potockiego w powiecie Siedkck*
skazany ^do kopalni. Michał Podgórski, pocatmij^ff
z Nowego Brzeska, za udział w ruchawce miechoirsną
w 1846 r. zesłany do kopalni.
W okolicy Piotrowska mieszkają: Aleksander I»f"
piński, adwokat z Lublina, za czynny udział w zm^
Gzo wskiego, odkrytym w 1843 roku, skazany do kopi^B'
Felicyan Karpiński, za czynny udział w zwi|ik8 "^
Scegiennego , skazany do kopalni. Karpińscy nie s) b^*^
Po wyjściu na osiedlenie założyli tu fabrykę siwigcarii*
serów.
W Gremuczce , gdzie jest kopalnia dota, położona w *•
linie rzeczki tegoż nazwiska, płynącej do Gzykojoi miesM-
47
Karol Ruprecht, rodem z Paław, aczeń uniwersyteta
berlińskiego, za naczelny udział: w związku demokratycznym
w Warszawie w 1846 r. i w ruchawce siedleckiej, skazany
razem ze swoim koIeg% Stefanem Dobryczem przez Paszkie-
wicza na powieszenie. Już byli pod szubienica i stryczki na
szyję założono, gdy im przeczytano zmianę ^roku śmierci
na wyrok kopalni w Akatui. Ztamtąd po wyjściu na osie-
dlenie przybył do Gremuczki. Aleksander Rodkiewicz,
z Warszawy, za udział w związku Scegiennego deportowany
do kopalni. Jan Nowakowski, z Sandomierskiego, za
udział w związku ks. Scegiennego i w przygotowaniu po-
wstania, obity przez Moskali kijami i zesłany do kopalni.
We wsi Urłuku nad Czikojem mieszka Apolinary Kre-
do wic z z Lubelskiego, za udział związku emisaryuszów
w 1833 roku zesłany do kopalni. We wsi Itancy mieszka
Krasowski.
Część ludności Wiercbnoudińskiego powiatu składa się
z posieleńców, którzy albo wprost z Rosyi deportowani zo-
stali, lub też po uwolnieniu z robót katorżnych zostali po-
sieleńcami. Posieleniec (osiedleniec) otrzymywał dawniej
15 dziesięcin gruntu, na którym mógł pobudować się i za-
gospodarować. Dawniej także posieleńcom dawano pomoc
pieniężną lub w materyałach na zaprowadzenie gospodarstwa ;
w późniejszym czasie pomoc ta została zniesioną. Posieleńcy
uważani za najniższy szczebel ludności wiejskiej. Przez
pierwsze dwa lata nie płacą podatku, później zaś płacić
xnu8zą poduszne. Jeżeli posieleniec nie jest przez rząd za-
uważany w przeciwnem prawu prowadzeniu się i przez dzie-
sięć lat nie był strofowanym, może być zapisany na listę
chłopów (krestjan) lub mieszczan. Prawo nie dozwala im zawierać
kontral^tów i nie dozwala robić zobowiązań wyższych nad sumę
10 groszy, nie dozwala im wstępować do służby wojskowej, lecz
nie zabrania, wyjąwszy posieleńców politycznych, p^nić obo-
wiązku pisarza gpouny. Świadectwo posieleńca w sądzie
uważane jest za nieważne. Paszporta biorą od władz gmin-
nych. Z wschodniej do zachodniej Syberyi nie digą im pa-
szportów; z za Bajkału do Irkucka niełatwo także udzielają
im pozwolenia do wyjazdu. W zachodniej Syberyi polity-
48
cmym posieleńcom nie pozwalają wjeżdżać za obręb tnedh
milowy od wsi lab miasta, w którem zmuszono ich mieazkie.
W wschodniej Syberyi jest większa wolność, a wygnsócj
nasi na posieleniu , za pozwoleniem władzy mogą jeździć po
całej Wschodniej Syberyi.
Polityczni posieleńcy pochodzący ze szlachty i skazani oi
konfiskatę majątków, pobierają wsparcie rządowe w ilości
57 rs. na rok; starcy i kalecy pobierają rocznie 114 n. Ci
którzy pochodzą z klassy miejskiej lab włościańskiej, chodii
takie skazani zostali na konfiskatę majątków, nie mają pnn
do wsparcia rządowego. Dzieci posieleńców należą joi do
klassy włościańskiej, do lat 17 nie płacą podatku, lecz sic
są wolne od rekruckiego poboru.
Pomiędzy posieleńcami wielu jest bardzo niewiadomego
pochodzenia zbiegów i włóczęgów, którzy przed sądami
ukryli swoje nazwiska. Ci mogą dopiero po siedmiu lataeli
pobytu na posieleniu żenić się. Dawniej zakładano dla po-
sieleńców osobne osady, teraz posyłają ich pomiędzy Sybe
ryaków i nie oddzielają jednych od drugich. W miasUćb
posieleńcom gorzej jest, niż po wsiach: w miastach bowiem
wpisywani są do cechu sług i na żądanie lub skargę paB>
bywają chłostani w policyi. Od chłosty żadna kategorya po-
sieleńców, nawet politycznych, nie jest uwolnioną, chodai
nie było wypadku, ażeby politycznego posieleńca bez a^do,
jak to się dzieje z innymi, ochłostano, albo też, żeby wpi-
sano którego z nich do cechu sług.
Urząd dozorcy posieleńców w cs^ej Syberyi został ok-
siony. Obowiązkiem tego urzędnika był dozór policyjny nad
posieleńcami. On godził spory, chłostał winnych i niewin-
nych, miał kontrolę nad osobami i gospodarstwem posieleń-
ców. Teraz posieleńcy z resztą ludności zależni są od wladi
nad całym krajem postawionych.
Mówiliśmy już o tem, że powiat podzielony jest na okręp
policyjno- administracyjne (stany), któremi zarządza stanowy
pristaw, gatunek komisarza w Syberyi, zwany zasidatielesi.
Stanowy prowadzi śledztwa, ściga złoczyńców, zbiegów i włó-
częgów, załatwia i sądzi pomniejsze sprawy, ma dozór nad
podatkami i bezpośrednią władzę nad zarządami gminneni;
przeprowadza pariye rekratów, zaopatruje je w żywność
i wykonywa rozkazy s^dn ziemskiego; donosi mu o wszyst-
kieh wypadkach zaszłych w jego okręgu , a dziennik swoich
czynności posyła gubernatorowi Kancelarya stanowego składa
się z kilku pisarzy, urząd zaś jego naleiy do 9. klassy urzę-
dów. Rangę powinien mieć stanowy de jurę, ale nie de
facto dwunasta Jeden ze stanowych ma tytuł karczemnego
(gorzaiczanego), który mu daje dozór nad szynkami i obo-
wiązek śledzenia, czy kto w powiecie tajemnie gorzałki nie
pędzi.
Rząd powiatowy nazywa się ziemskim sądem. Prezesem
jego jest sprawnik, członkami zaś zasidatiele. Urząd spra-
wnika jest 8. klassy, ranga mą|ora, a tytuł Wysokobłaho^
rodie. Kancelarya sądu ziemskiego zawiaduje sekretarz.
Dzieli się ona na sekcye (po moskiewsku stoły): ziemską,
kryminalną, policyjną, spraw cywilnych, i t. p. Naczelnikiem
sekcyi jest stołonaczelnik , urząd jego naleiy do 14. klassy,
zastępcą jego jest pomocnik. W kaidej sekcyi panuje kilku
pisarzy. Prócz tego w sądzie ziemskim jest archiwista
i dziennikarz.
Atrybucye sądu ziemskiego różnorodne i sprzeczne z sobą,
krzyżują się i plączą , a ujęte w liczne a drobnostkowe formy,
tworzą sieć nie dopuszczającą ciągłej kontroli i pokrywającą
rażące nadużycia. Małe pensye urzędników są powodem ich
przekupstwa. Każdy czynownik bierze łapowe, każdy obcho-
dzi prawo i krzywdzi ludność. Zła edukacya moralna
i krzywe pod względem obowiązków urzędnika i obywatela
pojęcia, nie dozwalają wjrrobić się opinii publicznej karcącej
nadużycia urzędu. Niewolnicze posłuszeństwo narodu zachęca
do bezprawia czynowników i zapewnia, iż takowe igdą bez-
karnie i nie wywołigą odpowiedzialności. Wszystkie sprawy
w urzędzie bardzo ćttugo, chociaż krócej niż w Austryi są
prowadzone. Powolność ta czynności urzędu wynika z li-
cznych a niepotrzebnych form i braku środka zmuszającego
do pośpiechu. W biurze sprawnika od lat wielu leżą sprawy
nie załatwione na stole, a z załatwieniem ich sprawnik nie
•pieszy się, gdyż wie, że za opieszałość nie przyszłą mu egze-
kucyi, tylko w najgorszym razie wygowor (naganę), za
QuLn, OpiMsto. UL 4
60
który Bic ńę nie i^aci S%d siemski przedBUwtt galiemi^
rowi miesięczny raport swoich c^nnosci.
Kassa powiatowa jest osobn% insiytai^, nie mającą «
wspólnego z 8%dem ziemskim. Prócz kilku pisanj i kta^BŁ
którego urząd należy do 9. klassy, w kancelaiTi ktayoikiii
zasiada buchhalter i dziennikarz. Do kassy wplywiji z po-
wiatu podatki i różnych kategoryi skarbowe doehody. ft-
ni%dze kassyer wydaje za rozkazem izby skarbowej i fflkff-
natora, a pozwolenie jechania pocztą (podorołne) wjdi^B
zasadzie świadectwa policyi, po opłaceniu podatkn flo-
towego.
Instytucya znana pod nazwiskiem Szlacheckiej Opiib
(Dworianskaja Opieka), zarządza majątkami waiyatów i aoi^
pochodzących z kasty dworiańskiej. Za Bajkałem instftKn
^ podobna nie istnieje.
Opieka Sierót (Sierocka Opieka) zarządza majątkuni lioi
pochodzących z innych klass ludności.
' Sąd sowiestny (sumienia) wyrokuje według 9aaam
w sprawach zaszłych między męśem a żoną, między ro^
cami a dziećmi i w sprawach kryminalnych, popebio^ti
przez małoletnich.
Sąd kryminalny rozstrzyga sprawy kryminalne. Strtpeif
jest pierwszym urzędnikiem w powiecie. Urząd ten vya|^
Piotr I. i nazwał go carskiem okiem. Strapczy ma byćitń-
żem prawa i powinien przestrzegać, ażeby takowe we w^'
kich urzędach było spełniane.
Wyroki sądu ziemskiego i wszelkich innych sądów, t^
pczy obowiązany jest w przeciągu trzech dni pi«i*
i podpisać. Jeżeli spostrzeże, że śledztwo niedbile b^
stronnie było prowadzone, a wyrok jest nieprawDy i ni**?"'
wiedUwy, służy ma prawo protestacyi, moŁywa której «?*•■
żywszy, przedstawia prokuratorowi, a ten odsyła je do s^
nistra sprawiedliwości. Protestacya strapczego nie W8tnyw«*
wykonania wyroku , owszem wykonywany bywa w ciłej i»
ciągłości; gdy zaś nadejdzie od ministra odpowiedź i oop
strapczego uznane w niej są za prawne, delinkwent4}wi p^
za każdy knut, który niesłusznie otrzymał; gdy 15^ ^^
strapczego uznane są za niewłaściwe, wymówki żadnej i^ i
51
powoda nie otrzymuje. Przy każdej rewizyi w mieszkania,
obok policmajstra i deputata od gminy, jeżeli podejrzany
jest mieszczaninem,' lub deputata od szlachty, jeżeli podejrzany
jest szlachcicem, znajdować si§ powinien i strapczy.
Zdaje się, że ten artykuł prawa zapewniać powinien bez-
pieczeństwo osób. Tak jednak nie jest, bo to prawo jak
i inne również piękny pozór mające, należą do kategoryi
praw pisanych dla Europy, ale niewykonywanych dla ludno-
ści, lub też z powodu ogólnego zepsucia ladajako spełnianych.
Przy każdej publicznej egzekucyi strapczy powinien być
obecnym; ale i tu jak wszędzie odegrywa tylko rolę bez-
czynnego obserwatora. Strapczy razem z policmajstrem ma
zwierzdmi dozór nad więzieniami i szpitalami, któremi za-
rządzają dozorcy więzień (smotritiele) i dozorcy szpitali.
W wypadkach ważnych, które nie dadzą się podciągnąć«pod
atrybucye żadnej z licznych władz powiatu, strapczy składa
komissyę ogólną (obszcze prisutstwie), ze sprawnika, polic-
majstra, z siebie, a czasem i z sędziego miejskiego. Komi-
sya spisuje protokół i wydaje wyrok. O wszelkich, byle wa-
żnych wydarzeniach, strapczy może z pominięciem rządów
gubemialnych i ministerialnych, donosić wprost samemu
carowi, tak samo jak i dowódzcy komend żandarmskich.
Urząd strapczego jest 9. klassy.
W miastach według praw moskiewskich urządzonych,
polskiemu magistratowi odpowiada władza zwana ratuszem
albo dumą. Władza dumy w mieście jest administracyjna
i sądową zarazem. Prezesem dumy jest urzędnik honorowy,
zwany głową miasta. Prezesem komisyi sądowniczej
V ratuszu jest sędzia miejski. Głowa, sędzia i członkowie
dumy, obierani są na lat trzy z grona najbogatszych w mieście
kupców i mieszczan. Wybór odbywa się przez rzucanie ga-
łek czarnych i białych w urnę na ten cel urządzoną. Wybór
zatwierdza lub odrzuca gubernator. Wszyscy ci urzędnicy
mają pomocników, zwanych kandydatami, .także obieranych
przez gminę miejską. Żołdu pierwsi i drudzy nie pobierają.
Bo wyborów w mieście nie należy: dworzaństwo, urzędnicy,
duchowieństwo i cudzoziemcy w mieście stale mieszkający.
Ci, prócz płacenia podatków z nieruchomości , jakie w mieście
4*
52
posiadsją, żadnego udziału w życiu i sprawach miejsb}
gminy nie mąj%.
Naczelnikiem kancelaryi dumy jest sekretarz phtny. Obo-
wiązkiem jego jest pilnować, ażeby wszystkie ayuMB
i rozporządzenia dumy opierały sif na prawie i woli guber
natora. Buchhalter zawiaduje wydziałem docŁodóir i fj*
datków miejskich; pobiera on także pensyę, jak i v8^
pisarze i naczelnicy stołów w dumie.
Oprócz tych urzędników jest jeszcze w mieście urwłaik
niepłatny, zwany starostą miejskim; on odbiera poditt
od poborców, naznacza podwody, urządza publiczne utgc?-
stości, w ogóle jest wykonawcą rozkazów dumy.
Duma administruje dochodami miasta, sądzi 8prav7^
łej wagi, godzi zwaśnionych, naznacza taksatorów, bn^
ulicf , budige gmachy publiczne i zakłady przeznaczone »
pożytek miasta. W miastach, w których nie ma kwj*
powiatowego, stępie i pozwolenia do podróży pocztową
sprzedają dumy.*)
Zasidatiel kupiecki jest zarazem kassyerem <ios7-
Duma nie może nakładać nowych podatków na miejskie po-
trzeby i grosza jej nie wolno wydać na inne cele, jak tjfc
na potwierdzone i nakazane przez gubernatora lab ws&^
spraw wewnętrznych. W wielkich miastach ratusz dzieli sf
na dwie dumy: mieszczańską i kupiecką.
Starosta cerkiewny, który administruje dodioda*
cerkwi, nominowany jest przez dumę. Dochód cerkwi sHi»
się ze sprzedaży świec woskowych, a głównie z ofiar peł-
znych. Rachunek z przychodów i wydatków starosta »ił
popowi zwanemu błahoczynny (dziekan). Popi pobi^
pensyę od rządu, a duchowieństwo jest od niego zop^
zależne i jest wybornem i posłusznem narzędziem politjtziKB
w ręku tegoż rządu.
Wpływy, z których się układa budżet miejski, s| ni*^
pujące : dochód z wagi rządowej , znajdującej si§ na rynb-
*} Dochód se stapia Jest bardso xnaetny. Naleiy on do dvorB mi^^
Monopol aoli, a aicsególnl^ wódki i cła, §ą nąlobfitaseml nihrykaai iti^
moskiewskich.
53
podatek ze sklepów, magazynów, straganów, warsztatów,
febryk; '/j procentu od każdej sprzedaży nieruchomości
w mieście ; podatek kupiecki *) i dochód z różnych monopoli.
Prócz tego każde miasto ma swoje pola, łąki i place, które
paszcza w dzierżawę lub sprzedaje na rzecz kassy miejskiej.
Większa część dochodów miejskich zabieraną jest do kassy
państwa; stosunkowo do niej suma obracana na publiczny
użytek miasta jest małą.
Kzeźnicy i piekarze od swego rzemiosła nie płacą
datku; kopytkowego i różnych ceł opłacanych od transpor-
tów na rogatkach nie ma w Rossyi; podymne jest także nie-
znanym tu podatkiem. Podatki więc, jak z tego widzimy,
nie obciążają zbyt mieszkańców; są one o wiele niższe od
podatków w Polsce na miasta przez Moskali nałożonych,
a jeszcze niższe od podatków pruskich i austryackich. Przy-
chód kassy miejskiej miasta Wierchnoudińska w roku 1850
wynosił 6933 rs. 99 kop.; wydano na potrzeby miasta 3725
rs. 90 kop.
Komissya kwatermistrz o wsk a w mieście składa się
z policmajstra i deputatów od szlachty, kupców, mieszczan
i urzędników posiadających nieruchomości. Komisya nazna-
cza kwatery żołnierzom, a z podatku kwaterunkowego wy-
najmuje dla oficerów kwatery. W Wschodniej Syberyi po-
datek kwaterunkowy wynosi 2 procent od wartości posiadanej
w mieście nieruchomości.
Gmina miejska i wiejska w sposób powyżej opisany, uor-
ganizowaną została za czasów carycy Katarzyny II. Pozornie
gmina jest wolną i samodzielną w zarządzie, w rzeczywisto-
ści jednak nie tylko wiejska, ale i miejska gmina nic bez
czynowników nie może uchwalić i przeprowadzić. «Czyż to
jest wolna i samodzielna gmina, woła pewien patryota mo-
skiewski ♦♦), w której czynownik 14. klassy, pochodzący
z żołnierskich dzieci, może ochłostać rózgami członków mu-
nicypalności, a nawet jej naczelnika? Jakaż to jest wolność
*) FierwsieJ giłdy kup1«c pUei 2O0O rs., drugiej gildy 600 rs., a trs«eiej
SO rs. rocznie.
^) Gorodzkija Obszcziny w Irkackicli Gubernskich Wiedomostiach, Dr. 85'
rek 1S59.
54
gminy, kiedy na jej sessyach policmajster, stroi miejddfgo
porządku, siedzi na krześle prezydenta, [a wybieralni cdte*
kowie dumy bojaźliwie cisną si§ w sieni i nieznacznie 17-
my kają się do domów? Niestety! nie możemy nazwać takiej
instytucyi z^omadzeniem , municypalnością, gminą, ani ot-
wet cieniem gminy. »
Naczelnikiem policyi w gubernialnycb miastach jest pa-
li cmaj ster, w powiatowych horodniczy. Miasta podae-
lone są na kwartały (cyrkuły), a w każdym kwartale rąH
policyą kwartalny lub czastny (komisarz cyrkułu). Bis*
policmajstra nosi nazwę gorodowa uprawa. Zan^da
niem jeden z komisarzy cyrkułowych; w niem pracuje mktt-
tarz, kilku mniejszych urzędników i wielu pisarzy. Zmu^JL
czyli dyrekcya policyi, wykonywa wyroki sądowe, sądzi pi»
stępstwa policyjne, śledzi zachowanie się polityczne ludnośą
przestrzega porządku i spokojnosci w mieście, wydaje im-
dectwa paszportowe, awizige paszporta, ma nadzór nad wię-
zieniami, lazaretami i straią ogniową. Liczba policyaat0V
zwanych dziesiętnikami, jest bardzo znaczną; prócz nich i*
dyrekcya policyi pod swoją władzą komendę kosaków i ii-
walidów. Za policmigstrem jeździ zawsze kozak,
czony do aresztowania osób na ulicach, wskazanych mu ;
policmajstra. Policmajstra urząd jest 8. klassy, kwaitaliMfe
10. klassy. Posady te zwykle zajmują wojskowi. Śpsdh
przymusowe i karne, jakich policya używa, są: chłosta róz-
gami, areszt i pieniężne kary.
Z historyi Wierchnoudińska wiadomo nam jest, że sals-
żony został r. 1670 i że w roku 1687 napadnięty był pno
Buriatów i Mongc^ów, którzy pomagali w wojnie z Moska-
lami Chińczykom. Tegoż roku napadli i na Sielengiask
i także zostali odparci. Główny plan działań w tej wojnie
był nad Amurem; nad Sielengą zaś Chińczyków lastępowah
Mongoły i Buriaci, prowadząc podjazdową wojnę. Ma** *
wojna paraliźowi^a energię Moskali nad Amurem, roziywab
ich siły, nie dozwali^a wysłać na główny plac boju posSSkhm
większych i nakazigąc mieć się ciągle na baczności w okoli-
cach Bajkału. Moskale mieli w ogóle małe siły na teati*
wojny, lecz słabo atakowani, łatwy opór dawali. Mongołów*
55
i Buriaci źle się bili. Wyparci z £uropy, powrócili do sianii,
w jakim się znigdowali przed panowaniem Gzingiahana. Od-
waga ich zmarniała na łonie chińskiej kultary, « rozam pań-
stwowy snikn%ł przez przyswojenie sobie idei sirupieszałego
Niebieskiego cesarstwa. Najazd, rabunek » nie mógł z nich
wytworzyć narodu mogącego przetrwać klęski i nieszczęścia;
gdy im więc wydarto panowanie nad światem, zsunęli się na
stanowisko ludu bez ducha, energii i wyższego życia.
W wojnie z Moskalami, chociaż mogli bez wielkich wysileń
zniszczyć w samym początku panowanie Moskwy w Wscho-
dniej Azyi, zdobyli się tylko na małe rozbójnicze napady,
które Teodor Gołowin, dowodzący Moskalami nad Sielengą,
odpierał małemi silami i zmuszał niektóre hordy do uznawa-
nia władzy moskiewskiej. Główna kwatera Gołowina była
w Sielengińsku ; ztąd pozbawiony środków wyżywienia swojej
małej armii, ruszył na wschód do Kerczyńska, gdzie zawarł
traktat z Chińczykami, który był podstawą teraźniejszej po-
wagi Moskwy w Azyi.
Mieliśmy już sposobność przedstawić, jak silną jest ta
prsewaga i nieustające zabory z jednej strony w Mandżuryi
i w Mongolii, a z drugiej w głąb Turkestanu, który po za-
borze knyu za jeziorem Bałkasz położonym, po zdobyciu
w Kokanii miasta Ak-Meczetu w 1853 r. nad 8yr Darią, od-
ległego o 500 wiorst na wschód od morza Aralskiego, po
zdobyciu przez Bezaka w r. 1861 miasta także kokańskiego
Jany Kurhan, a wreszcie po zawarciu przez moskiewskiego
poeła Ignatiewa przyjaznych paktów z emirem Chiwy i Bu-
haryi, uważany być może jako zagrożony w swoim bycie po-
litycznym. Jenerał- gubernatorowie orenburscy, podbiwszy
Kirgizów i Kokańców, posuwają władzę Moskwy w głąb
Torkestanu, którego zajęcie jest tylko kwestyą czasu. Po
zaborze tych państw środkowej Azyi, Moskale staną się nie-
dalekimi fląsiadami Anglików w Indostanie i zagrożą tam ich
panowaniu tak samo, jak przez zabór północnej Mandżuryi
zagrozili niepodległości Chin i Japonii. Miłość pokoju
i obawa wojny z potężną Moskwą, nie dozwala dać odporu
tejże Moskwie, która umie korzystać z takiego usposobienia,
i od czasów Gołowina systematycznie posuwając swoje za-
56
\Ktfy, stała si^ pani% północnej i środkowej Azyi w pnedągn
niespełna dwóch wieków. Gołowin, po mwarcin traktatu,
uśmienał zbuntowane pnes ostatnią wojnę ludy bnriackie^
gnębił je i karał, a zmasił rasem z Tung^azami do wąiścia
w zupełne poddaństwo Moskwy. Następnie ufortyfikował
Nerczyńsk i Wierchnoadińsk i powróci w 1691 r. do miasta
Mosłcwy, gdzie później dosłużył się stopnia feldmarBinUi,
był faworytem cara Piotra Wielkiego i był pierwszym lirabią
moskiewskim; tytuł zaś łirabi otrzymał od niemieckiego ce-
sarza Leopolda.
Późniejsza historya Wierchnoudińska zawiera koleje wzro*
sta miasta i drobne fakciki świata urzędniczego na prowineyi.
Nic one nas nie zajmuj%; siadłszy więc na wózek chłopdd,
zapakowany skrzynkami lierbaty i workami z mąk^, przed
zachodem słońca opuściłem miasto. Konie potrząsając kle-
kotami, po drodze piasczystej w dolinie Udy powoli mę
wloką.
Za moim wózkiem toczą cię jeszcze dwa inne wózki
z mąką, przy których idą pieszo wesoły Ajuszka i milczący
Munka, dwaj Bariaci, towarzysze mojej podróży. Ujeehili-
śmy z p^ mili, gdy Ajuszka zaproponował, ażebyśmy zano-
cowali na łące, przez którą sunął się strumie^ Przyj^em
propozycyę i wnet konie były wyprzężone i w pętaeh pu-
szczono je na łąkę. Buriaci rozłożyli ognisko, zawiesili nad
niem kocioł z herbatą i wetknęli na drewniany rożen kaw^
baraniny. Słońce tymczasem zaszło i rozległ się krzyk Ba-
riatek zaganiających bydło do ułnsu, który o kilkanaście
kroków od naszego koczowiska nad tym samym potokien
był położony. Munka siadł j^rzy ognisku, nogi podłożywszy
pod siebie, i nie odzywając się do nikogo, spoglądał na kocioł
i rożen z baraniną. Na spokojnej jego twarzy nie wybijała
się żadna myśl i namiętność. Ciemno żółta jakby wyglanso-
wana cera, oczy podłużne, nieruchome, wlepione w jeden
punkt, postawa skurczona i zgięta, przypominała buddajskkh
burhanów, zalegających półki i kufry buriackich szałasów.
Zdawało się, że ani ognisko, ani kocioł, ani nasze krzątanie
się nic go nie obchodzi, że duch jego oddany rozmyślania^
używa roskoszy Nirwanu (nicestwo- królestwo Boże Bnddai-
57
ftów). Z tej sadomy obudctfo go wrzenie w kotle. Enykn%ł
na Ajnnkęy ćeby ma poddał cegiełkę herbaty i soli. Ajaszka
roBwi%aał bnrdiuk i wydobył z niego herbatę, śmietanę ^ aól,
kawał chleba i rozłożył to wszystko przed Mońką, który
toporem naskrobawszy herbaty, wrzucił j% do kotł^, osol^
8Bpraw2 gęstą jak. masło i śmierdzącą śmietaną — i znowui
wlepiwszy oczy w kocioł, siedział jak dawniej nieruchomy
i milczący. Ajuszka powoli poruszając nogi, ustawicznie
kręcił się i rozmawiał ze mną i z dwoma jeszcze innymi to-
warzyszami podróży. Ci dwaj byli to chłopi i kupcy zara-
zem, pochodzenia moskiewskiego , chociaż cerę i rysy mieli
boriackie. Ojciec jednego z nich był Moskalem, matka Bu-
riatką; drugiego zaś babka była Boriatką, a rodzice oboje
byli już Moskalami; w rysach jednak zachował się typ mon-
golski. Zostając w ciągłych stosunkach z Buriatami, mieszkają
bowiem w wiosce położonej na buriackim stepie, mówią
chętniej i łatwiej po buriacku , niż po moskiewska, a nawet
w rozmowie z rodziną używają buriackiego języka. Młodszy
z nich siedział obok Munki i palił fiijkę; starszy schowawszy
się w budę na wózku, ciągnął z butelki wódkę, a wzrokiem
pilnował jej przed Buriatami, z którymi musiałby się po-
dzielić, gdyby spostrzegli flaszkę w jego ręku.
Zostawiwszy różnie zajętych towarzyszy przy ognisku,
posse&m z Ajuszką do ułusu i weszliśmy do pierwszego
z brzegu szałasu. Przed szałasem tłusta młoda Buriatka
dofla krowę, a małe, pyzate, na wpół nagie dzieci bawiły się
z psami, które warcząc zerwały się na nas. W szałasie go-
rsało ognisko i dymem napełniło całe wnętrze. Przy ogrnisku
■iedzii^ stary z pomarszczoną twarzą, niewidomy Buriat,
& na kożuchu leżała rozciągnięta z nabrzmiałemi policzkami
i ze zwisłemi ustami ospała Buriatka. Kilka skrzynek i be-
czek, pomalowana ze świecącemi burhanami bożnica, świad-
^ły o zamożności nieszczęśliwego starca, który już od
^ehi lat pozbawiony jeat dziennego światła. Wchodząc,
pnywitaliśmy go przeciągłem myndu i siedhśmy, zapaliwszy
&jki, przy ogrnisku. Starzec mówił po moskiewsku i rozpo-
<^ ze mną rozmowę od zapytania: kto jestem, zkąd i dokąd
jadę? Gdym mu powiedział, że jestem Polakiem, odrzekł.
58
fte mat kilku Polaków, ladsi bardso dobrych, ieikwjk
którego przyszedł, częstowany był herbata i dobrem sli*
wem. Buriaci nie 8% mówni, a szosególnie z obcjmi li^
chętnie wdają się w rozmowę. Starzec należał jednskfr
j%tkowo do ludzi gadatliwych, a ie miał więcej wMÓffmm,
niż jego ziomkowie, gadania więc jego dosyć mnie ^Bf
wały. Mówiąc o wierze buriackiej , powiedział, źe ic^ li»
hany nie są bogami, lecz tylko wyobrażeniem bóstwa, lik
samo jak obrazy chrześciańskie. Mówił następnie o s«vi
ślepocie i o niknącym wzroku wnuka swojego, Idlkioiii^
letniego chłopca, i pytał o środki przeciw tej strasaiejek^
robie, której i lamowie zaradzić nie mogą. Poi-adziki*
tylko, ażeby chłopiec wzrok swój chronił od dyma, i^
dUwie działającego na oczy*), i poczęstowawszy go tytsiim
wyszedłem z gyru.
Herbata i baranina już była dawno gotowa; Monb ^
sam większą połowę tych specyałów, a dla mnie i Aji^
cokolwiek tylko zostawiL Nie gniewaliśmy się na niego ■
taką krzywdę, lecz za karę nie poczęstowałem go wódk%f<
której zjadłszy kawałek baraniny, zasnęliśmy wszjsefifll
dogorywająoem ognisku.
Pierwszy sen przerwało nam przybycie kilku fonoiM'
moskiewskich. Roztasowali się tuż obok nas i pizj naa^
ogniu ugotowali herbatę. Wyjechali przed świtem i At^
nam uprząż. Ajuszka konno musiał ich gonić, a dogii"^
w mieście, po długich kłótniach i groźbie, że się adt*
skargą do policyi, uprząż odebrał, którą niby to pneip
myłkę zabrali z sobą.
Ledwo ucichł grwar przybyłych furmanów , odeswal 4
dzwonek pocztowej bryczki, a zbliżając się i sbliżajie^
nas, ucichł przy samem ognisku. Bryczka stanęła i wj9^
z niej piyany konduktor, wiozący listy i pieniądze. Taeią(i
się, szedł do ogniska, a chcąc tlejącą głownią zi^alić i^
upadł na popielisko. Nie mógł powstać o własnych ^^
*) Choroby ocsów jak i syfillsm bardzo dokuoi^4 Bariatom. K"^
kUSry ma ctyale ocxy. Zacserwienieoie białka, nabrsękłoać i saropiett*^
akntkiem niechli^stwa 1 dymu. Widsialem staruaakę lat 80, ccierąffCf fc"**
baraniom materyf , która sic w chorych ocsach sbłerała.
59
i musieliśmy go podnosić. Szczęściem nic nie spalił na so-
bie i nie oparzył się. Zapaliliśmy ma fajkę i zaprowadzili
na bryczkę — i znowuź dzwonek zabrzęczał, a my przy
niknącem jego dzwonienia na nowo zasypialiśmy.
Nazajutrz póćno rosiliśmy z miejsca. Ąjuszka powrócił
z miasta po ósmej godzinie, miałem więc dosyć czasu do
zwiedzenia i obejrzenia huty szklannej w Bierezowie, na
wdzięcznym łęgu na brzegu Udy, niedaleko od naszego no*
<degu położonej. Huta należy do kupca Kurbatowa, a modelistą
w niej był podówczas Ignacy Cejzyk, którego roboty z gliny,
należące do dziedziny rzeźbiarskiej, zwróciły powszechną
uwagę. Cejzyk jest już starcem ośmdziesięcioletnim , z łoża
nie wstaje. Włosy i broda siwe, zdobią twarz pomarszczoną
i bladą; oblicze niegdyś piękne, dzisiaj poważne, nosi na
aobie ślady i wyraz smutnych i dotkliwych kolei. Cejzyk
urodzony w okolicach Sejn, wychowany w Crrodzieńskiem
województwie, w Wilnie uczył się pod przewodnictwem Fran-
ciszka Szmuglewicza rysunku i skulptury, do której pokazy-
wał wiele ochoty i zdatności. Po dłagim pobycie w Wilnie,
osiadł na prowincyi w własnej wsi w okolicach Słucka, gdzie
wspólnie z bratem, ez - wojskowym , oddawał się gospodarce,
a sztukę zupełnie zarzucił. Stosunki z sąsiadami, oddalenie
od miast większych, prace rolne, interesa i zabiegi szla-
checkie, nie sprzyjają sztukom; umysł Cejzyka w inną stronę
zwrócony, musiał powrócić w dziedzinę muz drogą więzienia
i wygnania. W tym czasie wszedł on do jakiegoś towarzy-
stwa Massonów, które przez robienie fałszywych pieniędzy,
chciało kredyt despocie odebrać. Cejzyk robił fałszywe pie-
niądze. Prócz tych celów, zdaje się, że do użycia tak nie-
prawnych środków sldonił go interes własny, to jest zły stan
majątkowy. Fabrykowane papiery puszczał w świat za po-
średnictwem brata Feliksa i rozumiał, że takim sposobem
zasługige się wolności, którą Massonowie napróżno budoją.
Zręczność Cejzyka zapewniła bezpieczeństwo braci i sprowa-
dzŚa lepszy stan majątku. Ale do czasu dzban wodę nosi,
i złe środki nie sprowadzają dobrego celu. Fałszerstwo wy-
kryto i obu braci uwięzili.
W więzienia najwięcej dolega samotność i bezczynność;
60
każdy więc więzień przedewszystkiem pngnie zaj^
a w braku sposobności do pracy, lepienie fignr z cUehi
dhibanie dziur, kreślenie linii i tern podobne bagatele są m
już miłe i pożądane. Gejzyk podobnie się bawił. Gdy oleff
z chleba kilka posążków, nie wiedział, że to jest początek
zawodn, który miał całe jego życie zapełnić. EsEtaRooi^
delikatność i piękność jego wyrobów z chleba, iidenyhB-
mego autora i dozorców więzienia. Prosił o glinę i dotitr
ezyli mu jej. Odt%d robił już trwalsze i piękniejsze iwoy.
Urzędnicy obdarzeni ozdobnemi, glinianemi naczyniami, o^
wdzięczyli się sfolgowaniem petów więźniowi
Proces dłngo się ciągnął, a zakończył się wyrokieiBił-
żującym obu braci na utratę szlachectwa, konfiskatę Bigą*
tków i zesłanie do Syberyi. Tobolski gubernator wlir
czywszy roboty Cejzyka, zatrzymał go w Tobolska i «
wysłał do kopalni nerczyńskich , do których wyrokiem sąi
był przeznaczony; było to w roku 1828. Takim sposobea
bracia rozłączeni zostali: Ignacy został w Tobolsku, Fe&
zaś poszedł do Nerczyńska, gdzie także jak i jego brat il^
pienia gliny utrzymywał się, a umarł w Ołoczach nad Aip-
nią, nie doczekawszy się brata, który za nowy iiystęp^
transportowany był z Tobolska w tamte strony.
Ignacemu dobrze się działo w Tobolsku ; wyroby j^
coraz piękniejsze, znajdowały pokup; brano je do Pe^af*
barga i Moskwy. Naczynia z jego ręki wyszłe, pictooiaą
kształtów równały się antykom greckim; omamentaeya d«*»*
nów, kubków, i waz pełna była wdzięku i gotyckig fentaifl-
obrazy zaś z gliny były już artystycznemi utworami neft*
rza. Czystość linii i rysunek dokładny, kompozycya viff»
pełna myśli , zawsze okazująca poetyczną wyobraźnię, b*«**"
niczna wprawa, były powodem, że go uważano za atals^
wanego mistrza. Gdyby Cejzyk, po opuszczenia Wilna, vf
był zarzucił sztuk pięknych , gdyby się był kształcił i W
dalej, mielibyśmy w nim niepospolitego rzeźbiarza. ŁoC
inaczej pokierowały nim; nudami aresztu zmuszony do pnfy|
później prowadził ją tylko dla chleba. Liczne obstałoś**
zmuszały go nieraz do rzemieślniczego pośpiecfan; zt%diB*
wszystkie jego wyroby mają artystyczną wartość, a wp
61
źnej starości robione są nawet niezgrabne. Zrobiwszy model,
wyciskał w nim zwykle glinę, a przy suszenia wygładeat
i ozdabia! swoje wyroby. Materyał niewdzięczny, jakim jest
glina, nie pozwala! nadawać jego wyrobom cech wysoki^
doskonałości; paczenie się, kurczenie i pękanie gliny pr^
suszeniu, odbierało czasami pierwotny ksztiJt jego wyrobom
i nadwyrężało poprawność rysunku. Ile to trzeba było cier-
pliwości, ażeby pokonać mateiyał i zrobić z niego płasko-
rzeźbę, albo wazę ze splecionych i pokręconych z sobą
liści 1
Gliniane wyroby nie mog% być trwałe, lecz w Syberyi
nie mógł się Cejzyk kusić o trwalszy i lepszy materyał.
Marmurowych dzieł niktby tu nie nabywał dla wysokiej ich
ceny — artysta zaś musiał myśleć o utrzymaniu siebie, o jak
iiajprędszym zbycie swoich towarów; nie mógł więc używać
kosztownego materyału, któryby mógł jeszcze przed późną,
przyszłością świadczyć o jego talencie. Dla materyału, ja-
kiego używał, nazywamy go garncarzem, ale gamcarzem-
artystą, takim, jak Benyenuto Cellini był złotnikiem-
artystą.
W Tobolsku, jak już wiemy, nie źle wiodło się Gejzy-
kowi, a dobroczynny Piotr Moszyński naznaczył mu 800 rs.
dożywotniego dochodu; dobry byt miał więc ustalony. Po-
siadał tam na przedmieściu własny domek w ogrodzie pełnym
kwiatów. Kobietę, z którą się ożenił, nauczył po polsku,
i ona go serdecznie kochała i w praoy mu pomagała. Miał
dwóch synów, którym dawał polskie wychowanie, wielu
przyjaciół i życzliwych, a do szczęścia brakowało mu tylko
rodzinnego powietrza. Cejzyk si^ tem jednak zadowolnić
nie umiał; chciał, ażeby mu było lepiej i myślał zostać bo*
gatym i w tym celu powtórnie rozpoczął fabrykę fałszywych
moskiewskich assygnatów, nie przeczuwając, iż podobne za-
trudnienie mogło go pozbawić szacunku u ludzi. Powtórnie
Aresztowany, sądzony był w Tobolsku i skazany do kopalni
w Akatui, zkąd uwolniony po kilku latach na osiedlenie,
loieszka obecnie pod Wierchnoudińskiem. '^)
^) w roku 1857 pneoiósł slf do Irkacka.
62
Dzisiaj przesdość rodn w jego sercu przykre wyrzuty.
« Jestem jakby na wpół martwy, oczy mi nie dopisiąj^, i^
driy, a jednak ciągle pracuję*, mówi} do mnie, «pracojf,
żeby zapomnieć i uspokoić się. Gdy rysigę lub lepię, z pa-
mięci mej uchodzi wspomnienie przes^ości, p^nej apadków
moralnych i klęsk materyalnych.»
Gejzyk, chociaż od tak dawna mieszka między [obcymi,
nie zapomniał ojczystej mowy. Wtrącony między gnus
i gburów aresztanckich, umysł jego aczkolwiek zmahł,
świeci jednak resztką nauki i przypomnieniem wileńskiego
wykształcenia. Wypadki krajowe mocno go zajmi^ą i oży-
wiają — polityka jest ulubionym przedmiotem jego rozmoiry;
czasem zdaje się mu, że jeszcze powróci na Litwę. Zdrowie
jego coraz słabsze, pracować jednak musi na utrzymsiiie
siebie i rodziny, która mu pomaga w jego robocie. Żoos
i syn w formach, dawniej już przez Cejzyka zrobionych, ivy-
tłaczają z gliny różne wyroby, lecz nie umieją im nadać
duszy pięknej, wykończenia artystycznego. Wyroby te cho-
ciaż^ noszą imię Cejzyka, nie mogą być jako jego ddeh
uważane.
Za Bajkałem wiele osób wzięło się do naśladowania Cej-
zyka, tak, że utworzyło się prawie rzemio^o z podobnego
gatunku prac. Ci rzemieślnicy dla łatwiejszego poknpn, wy-
roby swoje puszczają także pod firmą Cejzyka. Należy więc
być ostrożnym w ocenianiu dzieł noszących jego nazwisko
i umieć rozróżnić rzeczywiste jego dzieła od naśladowanydL
Z dzieł Cejzyka wymienię tu kilka. Płaskorzeźba wysta-
wiająca kopalnię akattgską, należy do lepszych. W doHme
widać więzienie, w którem tylu naszych braci siedziało,
i wieś w oddaleniu; na horyzoncie puszcza się słońce za
góry, a na niebie jest kilka obłoczków. Na przednim phmie
obrazu widać okno sztolni (w Wieliczce nazywają sztolnią
ulicę albo piec) , a przy niem kilku więźniów , wożących
w taczkach rudę; bliżej na samym przedzie spoczywa więzień
przykuty za rękę i nogę do taczki rudą nap^ionej. Odziei
na nim podarta, na twarzy rysuje się ciężka zaduma i spo-
kojna rezygrnacya; głowę zwiesił na prawą rękę i na niej
się oparł. Płaskorzeźba, o której mowa, jest pamiątką
63
B czasów bytności Cejzyka w Akatui; zarzucić jej można brak
wykończenia.
Lepiej wykończoną prac% jego jest Arystoteles z ksi%żką
w ręku, siedzący pod drzewem, i płaskorzeźba według ca-
dzego rysnnkn wykonana, przedstawiającego Chrystusa bło-
gosławiącego dzieci. Wyższej jednak wartości od innych
dzieł jest płaskorzeźba, w której Cejzyk przedstawia siebie
samego siedzącego w więzieniu. Twarz aresztanta pełna
myśli, wsparta na ręku, zwróconą jest do krzyża stojącego
na stolika. Pod stołem pomiędzy ubogiemi sprzętami igrają
myszki, a ośmielone ciszą i nieruchomą postawą więźnia,
zbliżają się do jego nóg. Na innej płaskorzeźbie, również
odznaczonej piękną prostotą, widać mury więzienne i kobietę
z dzieckiem na ręku, zbliżającą się do okna, z którego z za
kraty spogląda wyczekujące oko uwięzionego. Dwojaki, które
z sobą kobieta niesie, pozwalają domyślać się, że scena ta
przedstawia żonę artysty, niosącą tajemnie jadło mężowi do
więzienia. Inna znownż płaskorzeźba wystawia nam izbę
w sybirskiej chacie. U pułapu wisi koszyk na długim drągu,
służący za kołyskę, a na łóżku siedzi zadumana kobieta
i karmi piersią osierocone uwięzieniem ojca niemowlę. Jest
to żona artysty. Pod ścianą stoi kądziel, garnki i wiele
drobiazgów z flamandzką cierpliwością i dokładnością wy-
robionych.
Ironiczny nastrój ducha Cejzyka pokazuje nam płasko-
rzeźba, w której artysta przedstawia mitologicznego jeniusza
poszczającego w powietrze bańki mydlane — i tłum wielkich
ludzi znanych z Historyi, chwytających te bańki. Poważny
i nad wszystkimi panujący Czas, na widok usiłowań tych
ludzi, złośliwie uśmiecha się, jakby myślał: Kiedy sądzicie, że
już macie sławę, wy macie tylko bańki mydlane! Bańka my-
dlana jest symbolem sławy.
W innym obrazie symbolizuje artysta miłość macierzyńską
w pelikanie, karmiącym dzieci krwią z własnego serca dobytą.
W innym znowuż przedstawia w karykaturze pijaka, jadącego
aa bydlęciu.
Prócz płaskorzeźb robił Cejzyk posągi, portrety w glinie^
które nie tylko podobieństwem zwracigą uwagę, ale i pię-
64
koością wykończenia. Widzialem tylko dwa poitre^ jtp
roboty: pierwszy Piotra Moszyńskiego, wygnańca z Tobolską
drugi Mikołaja Murawiewa Amurskiego, jmen^-gnbetBston
Wschodni^ Syberyi.
Z posągów i popiersi znane s%: popiersie Moszyńskie
pos%źek Buddy i inne, przedstawiające symbolicznie hośsn
i legendy Buddaistów, które Gejzyk robił na sprzedsi Bs-
riatom.
Wiele z dawnych jego robót potłukło się i już dziale
w Syberyi lepsze jego dzieła w niewielkiej licsbie nc aą-
dują. W Polsce liczba jego dzieł jest bardzo naałą. W dfióe
zbiorów któregoś z amatorów sztuk pięknych na Ufaiivą
czytałem i o glinianych obrazach Cejzyka; nie wiem, cif
w innych zbiorach naszych znaleźć je można.
Więcej niż obrazów robił Gejzyk naczyń, które mog| id**
bić stoły najwytworniejszych salonów. Dzban mysfi«ib«
ozdobiony łupami polowania, zrobiony jest z czarnej gii^K
której stosownie do potrzeby nadawał metalowy polor, vii'
nem miejscu pół polom, pół matu albo cały mat Ztjnfii
dzik, ptastwo błotne i pies na dzbanie, wyrobione sf j*UIV
najdelikatniejszym dłutem.
Bujna fantazya Gejzyka w ozdobach naczyń miała pole ie
okazania się i okazała się teź w całej zupełnosoL Gust) a/i
w tych splotach, wieńcach i kształtach z całej nataiyki*'
nych, nadaje im cechy dobrej kompozycyi. Cukimeikę
z brunatnej gliny osiadły drobniutkie muszki; do wazy pB^
lgnęły liście różnych form; na innem naczyniu pełznie nk
na innem znowuż rozleciały się ptaszki, rozkwitł kvii^
a pszczoły zdają się z niego sfrunąć, miodem obd^ta^
Domy, ludzie, wypadki historyczne, były takie źródl«>
z których czerpał ornamenta ten garncarz -artysta. F^
nawet z jego fabryki wyszły jako dzieła sztuki Jedna £9^
wyobraża trupią główkę, inna rozwinięty kwiat lotom ^
trąbki z liści zwiniętych, inne znowuż rozmaite figury s|i^
ckiej mitologii. Prześliczną jest cygarnica wyobrażająca vi^
źnia przykutego do taczki i spoczywającego pod diie«i*'
Drzewo wewnątrz spruchniałe służy do chowania cy^t
taczka zaś zastępuje popielniczkę.
65
Robota figek dożo czasu Gejzykowi zabierała; znajdowały
one największy pokup^ musiał więc nawet z obrazą wyższych,
artystycznych popędów nad niemi więcej pracować, niż nad
dziełami i naczyniami szlachetniejszego przeznaczenia.
Obejrzawszy pracownię, po długiej interesującej rozmo-
wie z artystą, ulegając wezwaniom Ajuszki, pożegnałem
starca nachylonego do grobu i pojechałem dalej, spoglądając
na okolicę, a myśląc o artyście, którego opuściłem i o na-
turze człowieka mieszczącej w sobie największe sprzeczności
duchowe i moralne.
Myśli tych nie będę tu wypisywać; wolę powiedzieć jak
wygląda okolica, przez którą przejeżdżam, a w której nic
wielu z czytelników moich było, chociaż bardzo łatwo być
mogą, pod warunkiem poprzedniego podania się w podejrze-
nie u moskiewskiej władzy. Dolina Udy szeroka, droga po
niej równa i dobra. Z obu stron doliny ciągną się pasma
niewysokich gór, złożonych głównie z granitu, u wierzchoł-
ków zarosłych krzewami. Na zielonem błoniu wije się błę-
kitna taśma rzeki, której koryto zapełnione jest Ucznemi
wyspami. Widoki zakryte są mgłą błękitno -szarawą, a po
niebie suwa się kilka chmurek, z których może deszcz wy-
padnie.
Widoki, powiecie, pospolite, wszędzie takie zobaczyć
można. Tak, ale nie wszędzie zobaczycie na błoniu i pod
stopami gór drobniutkie szałasy ułusów; nie wszędzie stada
bydła i owiec białych z czamemi głowami, za któremi uga-
lua się Buriat z warkoczem; nie wszędzie zobaczycie obony
na górach i mogiły, które może kryją koście tych, co spa-
lili Lublin, mordowali w Sandomierzu, zniszczyli Kraków
a cofnęli się z pod Lignicy; nie wszędzie usłyszycie śpiew,
który w pierwszej chwili weźmiecie za krzyk wzywający
potomków Gzingishana do boju lub grabieży; nie wszędzie
wreszcie zobaczycie okolicę, która was uderzy jednostąjnością,
podobną do tej myśli , jaka do nas przemawia z niewolniczej
historyi Azyi..
Deszcz zaczął kropić i zmusił mnie do schowania się
w budkę rogożową na moim wózku umieszczoną, gdzie
wkrótce ukołysany powolnym ruchem wozu, zasnąłem i nie
OiLLai, Opisaoie. Ul. 5
66
widziałem jnź okolicy, nad któr% spuściły nę
chmury.
Nocowaliśmy pomimo deszczu gdzieś w polu, bo koce
zmęczone podróżą, po ślizkiej drodze dalej stąpać nie mo^
i potrzebowscy wypoczynku.
VL
KorbJAsk. — Marya llalciewskiego. — Śpiew i piejni Banatów i innych Io«
dów sjberyjaliich. — lliustrele czyli Dussihorszy. — PriekUd cżterecłi
pieśni boriacliłch. — PowiMtlia o sło&ca i o dziewciynie. — Bąjka o spo-
ne pomifdsy krukiem , kawkf a labfdsłem. — Powieść o Dftambie i po-
dauie o BocbońskicJ górse. — Legendy o zaćmieniu księżyca. — Obrządki
Bariatów i Chińczyków podczas zaćmienia. — Istoty według teozofii Bod-
daistów. — Wyobrażenia o słońcu, księżycu i gwiazdach. — Przeobrażenia
Baddy. — Bajka o Macbahałanie. — Wyobrażenie cara. — Zkfd królo-
wie i carowie pochodzą? — Podanie o brzozie. — Podania o początkach
horyńdkich Bnriatów. — Legendy o początkach Buriatów i Mongołów. —
Historya podboju Buriacyi.
Nazajutrz znowu deszcz padał, a ja dopiero obudziłem
się i wychyliłem się z budy,' gdyśiiiy przyjechali do przewozu
nad rzekę Kurbę. Nad rzeką zastaliśmy stado owiec, które
Bnriat i Buriatka , okryci sobbami granatowego koloru z czei*-
wonemi pelerynami, wpędzali na prom.
Nie mog%c z owcami pomieścić się na promie, długo
czekaliśmy na przeprawę na tamten brzeg rzeki , zabudowany
chatami wioski nazywającej się Eurbińsk, w której W osta-
tnich czasach gwałtem osiedlili kilkanaście rodzin starowier-
skich z okolic Piotrowska.
Rzeczka Eurba , wazka i bystra, początek bierze w paśmie
idącem ku Bajkałowi od gór Graźnych, a płynąc z północy
na południe w dolinie obfitującej w łąki, niedaleko od Eur-
bińska wpada z prawego brzegu do Udy.*)
*) O trzydzieści wiorst na północ od Kurbińska przy wsi Hassurt, są
mineralne wody, słynne pomiędzy BuriaUmi.
5*
68
W Kurbińsku nie zatrzymaliśmy się. Boriaci nie lubą
wsi ani miast — ojechali więc z pół mili za wieś i tam a
ł%ce stanęli dla popasu koni. Chcieli dla siebie ngotowK
herbaty , lecz deszcz zalał ognisko. Deszcz tnjmal mnie tei
ciągle w budzie, a nie miałem czem rozerwać nadów. ^
nie mogłem, a myśl harmonizując ze słotą, zwinęła ś^
w sobie i odmówiła mi posługi. Byłem w jakiems oshipK^
duchowem, ani we śnie, ani na jawie; stan to jest ś*
znośny, a doświadczał go każdy więzień lub cdowieki^
czony życiem. W takim kłopocie przypomniałem sobie, «
w tłumoku mam Maryę Malczewskiego — zacz^em o^
i orzeźwiłem ducha. Czytałem wiele razy prześliczna IbJli
a nigdy na mnie tak silnego wrażenia nie zrobiła, ni^^
mi się nie podobała, jak w tej budzie na popasie. Ikitc
w tym utworze pięknych obrazów, wzniosłych myśli, &
prawdy i uczucia! Poeta przenióat mnie do rodsni^
kraju, pomiędzy naród, który nadewszystko ukochil»
i ożywił pustynię mojego umysłu. Smutne jest tlo MiiJ^
ale ten smutek był dla mnie weselem. Smutnego nie nar-
wie obraz wesoły, barwy jaskrawe; dla smutnego sige hiii?
woni i życia tylko smutny jeniusz boleścL
Gdy poruszona myśl zaczęła żywiej krążyć i snąć to J^
smo, które nawet nad globem zupinie nie wysn^e s^
tymczasem chmury przecierały się, słota przechodzS* i *•
jaśniało słońce. Ajuszka ucieszony pokazaniem się ełońci*
zapłakanym stropie niebieskim, zaczął wyśpiewywać bonw*
pieśni. Nie zrozumiałem ich, lecz wsłuchiwałem sicwia*"
dyę, która jest obrazem uczucia. Ton buriackiej picśii po-
dobny jest do tatarskich dźwięków; nie mogłem ich w!
spamiętać. W ich śpiewie nie ma wdzięku, nie ma i*te9
miękkości, ani brzmień łagodnych; tony krzykliwe, Sb^
tęskne, są podobne do przeciągłego wołania: zniżąjł '^
podnoszą, smutnie ciągną jak wicher w lesie, hafeśB*^
wrzeszczą jak namiętność dzikiego, a zawsze modulujl *•?
w około jednego tonu , który stanowi całe bogactwo ^
melodyi narodowej. ' Nie mogłem zatrzymać w nchn tej •*"
lodyi i nit mogłem jej zrozumieć. Widocznie pieśni i»i *ł
tęskne, smutne i rzewne, lecz któż wie, czy to, cob**
69
wydaje się smntkiem, nie jest wesołością, a ton, który mi
brzmi jak westchnienie, nie jest wybuchem radości?
Wszystko jest tu inaczej jak u nas. Łndzie maj% inne mo-
ralne potrzeby, myśli i uczucia, i mowa więc głosu inaczej
je wyraża. Słuchając śpiewów Azy atów, nieraz tony ich obu-
dzały we mnie wesołość, gdy słuchacze pojmujący melodyę
smutnieli i na odwrót: gdy się mi zdawało, że śpiewak uty-
skuje, oni pękali od śmiechu.
Ubóstwo melodyi wskazuje na ubóstwo serca, na szczupły
zakres uczuć. Narody śpiewne są narodami uczuć szlache-
tnych. Wiadomo, że wszystkie północne ludy, zacząwszy od
Finów: Samojedy, Tunguzi, Jakuty, Buriaci, a wreszcie
Mongc^owie, mało śpiewają i serca też mają grube, nieczułe
na głos boleści brata, dziecka lub matki. Ubogie są tony
ich pieśni, bo nie znają duchowej miłości kobiety; obcą im
wznioślejsza jeszcze miłość rodaków, pomiędzy którymi z na-
łogi jedynie żyć mogą i umieją, a wreszcie wielka miłość
Boga pomiędzy nimi jest tylko strachem i trwogą.
Niektóre z ludów syberyjskich nie mają wcale pieśni; te
stoją najniżej w wyrobieniu umysłowem. Na widok jakiego-
kolwiek przedmiotu powtarzają jego nazwisko, dodając przy-
miotnik, n. p. zobaczywszy rzekę, woła w śpiewie: (cO rzeko!
rzeko! rzeko rybna! O rzeko piękna, rzeko dobra !» Zo-
baczy górę, wnet w ustach jego powstaje śpiew: «0 góro
wielka! O góro matko, góro zielona, góro leśna, góro
karmicielko ! » i tak ciągle powtarza tęsknym głosem jedno
i to samo, dopóki mu przedmiot widziany z oczów nie
zginie. Zobaczy ptaka, i otóż w ustach jego powstaje im-
prowizacya bez myśli i ładu o ptaku. Zobaczy kamień, las,
obłok, wilka, rena, o wszystkiem śpiewa, a drugi raz śpiewu
tego wykrzyknikowego powtórzyć nie potrafi. W śpiewie
tym nie ma ciągłej myśli, nie ma formy, a z uczucia wre-
szcie nie wiele. Pieśni stałych, któryohby się uczył jeden od
drugiego, nie posiadają. Pieśń ich jak pierwszy krzyk no-
wonarodzonego dziecka, jest zbiorem improwizowanych wy-
krzykników wyrażających istotę, przymiot, a czasem samo
nazwisko rzeczy. Są to dźwięki ludu-dziecka, który wstał
z raju niewiadomości , a oglądając się po Bożym świecie,
70
zdziwiony jego pięknością, wyrzuca z pieni tony, które ny-
częściej Bą bezmyślne. Od takpieśni zacząć u ę n^usiila
pieśń wszystkich narodów!
Inne lady syberyjskie więcej już wyrobione y poaadijt
pojedyncze strofki, piosenki, a nawet dumy. Chodaż he^
tych pieśni jest szczupłą, ale zawsze pieśń ujęta w fomf,
ciągnąca jedną myśl, istnieje pomiędzy nimi, jako piemsy
znak zaczynającej życie umysłowości. Do tej drugiej kite-
goryl należą i Buriaci. Śpiewają pospolicie przy wóde«;
można jednak pastucha w polu, a podróżnego w drodse
dyszeć śpiewającego. Są nawet ślady, że mieli ni^rdyś swo-
ich mins trelów, których nazywali duszihorszy. Cii^
drując z ułusu do ułusu, śpiewali ludowi pieśni, pr zyg r jii^j y
na lutni.
Zebrałem i przetłumaczyłem kilka pieśni boiiackiclL Tti-
maczenie to nie oddaje właściwości form tych pieśni, tylko
ich treść.
Oesekiwanie kochaoka.
Na gorse , lasem zarosłej , pada śnieg 1 simny wiatr wieje. Gdj śauf ns*
staje, priyjdsie mój szaaowny prłjjaciel, i wódk%, którą dia nicfo b»-
biłam, wesoło up^Je się!
Na bezles'aej górse suieg pada, przyjdzie mój koehAnek i pogrs^e of po!
moim ogniu, który dla niego roznieciłam I
Na wysokią) górze śnieg pada; sadm% ciepłe wiatry, aniegi tpłynf, a t^l
trawa wyrośnie, przyjdzie mój kocliany znajomy i pogada se maą'
Biały ko6 u słupa trzy razy przewrócił się, kochanek mój prsjjdzle i tt>7
razy zakręci mi się w głowie I
Kasztanowate irebię trzy rasy zerwało się z wodzy, przyjdzie mój koekK^-
zakręci mi się trzy razy w głowie i trzy rasy pierś mą aśeiśoie! tn;
razy pierś mą uścisuiet
Tęsknota do kochanki.
Za rzeką wydeptana droga — paszczę po niej siwego konia, niecfasij ak my
śli kochana , ie zapomniałem o niei) !
Na śnieżnej górze wydeptana droga — puszczę po niej białego konia, aieeMi
wie kochana , ie Ja tu tęsknię I
Po górzystej drodze puszczam mojego deresza; nigdy nie myałałem, łe m
z uią rozstanę!
Ża górami i wodami siedzę, patrzę, ale nic ujrzeć nie mogę. Rozkaz hai^
mnie tu zatrzymuje, a czarny łeb kulawego naczelnika wymknąć siew
Bie pozwalał
Tęsknota.
Silne ielaso rozgrzewa się w ogniu miechem pobadsasym,
71
Siostra oddana w cudze rfce, smuci się I
Czarue ielaso w czerwonym ogniu rozgrzewa się,
Siostra moja w obcej stronie utyslcnje t
Na górę wejdziesz i cielcawie spojrsyss na wybielone Icości,
Na wysok% górę wejdziesz — kałda tam biała Icość ciekawa!
Bywałem pomiędzy różnemi narodami i nie. zoalasłem Urn przy*
Jaciół i kocłianlti!
Źrebię ciiodzi przy matce i skacze,
Ja teraz sam pląsam!
W tabunie cłiodzi kasztanowaty koń i karcuje,
Ja bes ojca cliodzę i sam harcnjęl
Biesiada.
Rzeczywiście wyborny to 1 leczący armian,*)
Wino dane nam przez Bogdoja I **)
Przyjemne Jak miód,
Będziemy go pić w braterskiej biesiadzie!
Gdy go wiele niyjesz,
Obejmie cię nieroz»ądek;
Lecz gdy miarę zachowasz,
Uiyjesz prawdziwej roskoszyl
Wiwat zdrowie, siła, młodość!
Złączył nas szczęśliwy los!
UiywaJ milej słodyczy mleka,
Pociecha dla serca — zabawa z przyjaciółmi I
Tę pieśń utworzył
Syn Wana Baj ran.
Mieszkający w Hosaundsie w Wschodniej Mongolii.
NajśpiewnieJBzym ludem w Syberyi 8% przybysze z Europy
w ogóle osiedli tu Moskale. Tubylcy pieśni swojej w wyź-
aem jej znaczeniu nigdy już mieć nie będ%, obcy bowiem
p»pływ i panowanie przygniata ich i wynaturza w chwili,
kiedy jeszcze prócz języka i zabobonu, duch ich nic więcej
ńe wyrobił. Zaczną więcej i lepiej śpiewać, ale wówczas
i)§dą już ludźmi z wyrazem i wiarą moskiewską, a z rysami
i krwią tylko buriacką lub tunguzką.
Podań, bajek, klechd opowiadanych, więcej posiadają Bu-
riaci, niż pieśni. W nich to okazuje się ich narodowa fan-
tazya, błyszcząca nieraz barwami rzeczywistej poezyi. Dla
*) Armian znaczy lecząoe źródło.
**) BogdoJ znaczy święty lub cesarz.
72
lepszego poznania tego jeszcze mało znanego Inda,
ta kilka klechd w tłumaczeniu polBkiem, które zbienlińii
pisarze rosyjscy, pomiędzy innymi Szaszkow. (Zob. irko^
Gub. Wiadomości z r. 1857 i 58.)
«W dawnych bardzo czasach, powiada jedna i tjtk
klechd, mieszkała w paszczy rodzina, utrzymująca się i pn?
rąk swoich. Pewnego razu matka tej rodziny poeliłt cóil>
do źródła po wodę, daleko od ich siedziby poloiottf-
U źródła zobaczyła dziewczynka ptaków śpiewających a p^
cych wodę. Zachwycona ich głosami, długo wstuchiwibafi
w śpiewy. Matka tymczasem długo a napróino cak#
na córkę, w gniewie i w niecierpliwości zawołab. iCoou
tam tak długo robi? a bodaj ją słońce porwało !• U^
wymówiła te wyrazy, słońce i księżyc jakby na rodni spt-
ściły się ze stropu niebieskiego i wyprzedzając się, d^
ku ziemi, ażeby porwać ładną dziewczynkę, które vidq{
grożące jej niebezpieczeństwo , w jednej ręce trzymając off*
paczkę, drugą mocno schwyciła za krzaczek. LecfiM^
jej nie pomogło, słońce uniosło ją z ziemi razem z kntciki*
u Teraz mam towarzyszkę, z którą czas wesoło 8p{<ii(*t
rzekło słońce. A księżyc na to: «Ja krążę sam jeden, i^
tego w nocy, a droga nocna jest niebezpieczna. Ty dni*
podróżujesz i możesz obejść się bez towarzyszki, odsty v
więc dziewczynę ! » Mońce oddało dziewczynę koc«y»"™
i znowuż z księżycem zaczęła swoją wspaniałą i cichi po^
po niebie. Na księżycu od tego czasu pokazały się phoj?
których dawniej nie było.»
Inna bajka opisuje spór pomiędzy krakiem, kawką i ^'
będziem.
« Dawniej kruk, kaWką i łabędź miały jednakowej Witófl
pióra, a nawet kruk i kawka myślały, że białość ich ]•*
wyższą od łabędziej. Inne jednak ptaki innego były «d*^
i przyznawały większą białość łabędziowi. Takie nmieffli"*
przykrem było dla kruka i kawki i bolała ich nieonic'*'
sława łabędzia. Chcąc powszechną opinię na swoją a^
przeciągnąć, postanowiły na wysoką, sosnami zarosłą g^
wezwać całą ludność ptasią i tam rozstrzygnąć spór pomifoT
flobą a łabędziem.
73
Kruk pierwszy przybył na miejsce 8%du. Niebo tymcza-
sem zajaśniało, obłoki powlokły się purpurą, a gdy słońce
weszło, wnet ptastwo na całym świecie obudziło się.
Z trzciny, która rosła na jeziorze, frunęła szara kaczka;
z wysokiej trawy cietrzew, a z gniazda swego na wierzcbołku
brzozy wyleciała sroka, i poleciały na miejsce sporu, dokąd
ze wszystkich stron przybyło mnóstwo przeróżnego ptastwa.
Obsiadły ptaki wszystkie sosny i gwarem swoich głosów na-
pełniły okolice. Długo trwały spory i sądy, większość jednak
głosów przyznała w końcu , iź białośó łabędzia większą jest
od białości jego przeciwników. Rozleciały się ptaki, lecz
wprzódy postanowiły jeszcze ukarać zarozumiałość kruka
i kawki przez spalenie ich rodzinnego lasu. Obowiązek pod-
palenia włożyły na czaplę. 2^edwo gwiazdy pokazały się na
niebie, czapla poszła szukać ognia, a znalazłszy go u paste-
rzy, podpaliła las. Płomień szybko posuwając się, ogarnął
gniazdo kruka, który ledwo od dymu nie zadusił się, a opa-
lony i bez sił, upadł na ziemię, Nazajutrz przybiegła do
niego kawka i opowiedziała mu wczorajsze przygody. Do-
wiedział się z tego opowiadania, że przyjaciółka jego parzona
ogniem', przebiła dziobem ścianę i tym sposobem uchroniła
się od zupełnego opalenia. Dla tej to przyczyny odtąd sz^a
kawki jest białą, a kruk jest zupinie czarnym. »
Powieść o Dźambie dokładniej maluje fantazyę bu-
ridcką:
« Bardzo już dawno temu , jeszcze przed zawojowaniem
nas przez Białego cara*), w pewnym ułusie gromada zuchów
wybierała się na wojnę. Zebrał ich młody Dżamba, człowiek
olbrzymiego wzrostu, mocny jak bohater, a zdrów jak wół.
Przygotowali się zupełnie do drogi : kołczany napełnili strza-
łami, zaciągnęli nowe cięciwy, miecze wyostrzyli i spletli
grzywy koniom. Chcieli już wyruszyć i jak piorun przebiedz
okolicę, lecz ojciec Dżamby nie puszczał go na wyprawę.
« Zostań w domu, mój synu, mówił do niego, bądź pociechą
Biojej starości, słuchaj ojca i zostań w domu.)> Nic nie mo-
gło go wstrzymać w jego zamiarach ; nie pomogły ani prośby,
*) Białym carem nazywają moskiewskiego cara.
74
am groźby ojca. Rozgniewany takim uporem syna, avcbl
w gniewie: «Idź! lecz przeklinam cię w imienin sieli i
i ziemi! » Przekleństwo nie poskutkowało, Dźamba dalk-
«ło do wyprawy, a oddział jego wesoło siactt na koń i z krę*
kiem ruszył z miejsca. Dłago jechali, posuwając się eon
bardziej w gł%b Syberyi. A gdzie tylko przejechali, shf^
dymu wznosiły się nad ułusami, czerwono luny pokAipi|v
się na niebie, lały się strumienie krwi. Nic nie sosunil
za flobą, prócz popielisk lub jurt pogorzałych. Banda Dżn?
tymczasem zmniejszała się powoli. Pewnego raza zginflj^st
brat, ugodzony strzałą w gardło; drugiego dnia zorinckp^
ciu towarzyszy, aż wreszcie z licznego niegdyś o^^ń^
zostało tylko dziesięciu ludzi. W smutku pogrążeni, jedai
dalej, a gdy wyjechali za skałę, spotkali tam wielką hofef
nieprzyjaciół, którzy się na nich z wściekłością rzudU Zi-
wrzała bitwa, a w niej wszyscy towarzysze Dżamby igio^
on sam tylko ocalał, zawdzięczając życie bystrości ulobios^
konia, który uniósł go z pobojowiska, a potem ze
osłabły, padł martwy na ziemię. Dżamba opłakiwał
konia i długo nie mógł przyjść do siebie, aż wreszcie neti:
aNie chcę, żeby zwierzęta pożarły mego konia d i pochonl
go w ziemi. Potem Dżamba postanowił wrócić do rodoBag
okolicy. W drodze karmił się trawą i jagodamL Pn^
nął szerokie rzeki, przeszedł wysokie góry. W jednemai^
scu napadnięty przez niedźwiedzia, stracił oko, okulawili"'
prawą nogę i zupełnie osiwiał. Dużo czasu upłjsflo od
chwili, w której Dżamba opuścił ułus; ojciec umarł, bftcn
pożenili się i zapomnieli o nim. Grdy wrócił do domo. ^
poznali go i nie chcieli uznać go za brata. « Jeżeli R^
wiście jesteś naszym bratem, rzekli mu, pokaż, jakąotf
siłę (Dżamba bowiem był bardzo mocnym człowickieal.
a tymczasem spoczywaj z Bogiem. » Nazajutrz zebnii śt
mieszkańcy całego ułusu i przyprowadzili ogromnego l?^
na którym Dżamba miał okazać swoją siłę. frsptm
i Dżamba, wszyscy patrzyli na niego: on wziął łuk, dcci«*
dźwiękła i byk padł ugodzony jego strzałą. Lecz da ^
strzał Dżamba wyczerpał ostatek swoich sił i padł martłj
pod nogi swoich braci. »
75
Podanie o Bochońskiej górze, spisane przez pana S. R.,
je6t także dość ciekawe. Odrzuciwszy cudowność, którą lud
^iV8zędzie osłania rzeczywistość, podanie to przedstawi nam
się jako historyczny wypadek.
«Jaź kilkaset lat upłynęło od czasu, w którym Buriat Za-
Jaazin przybył z południa do stóp góry Hoszun i osiadł
-w Arguńskim ułosie , który wówczas składał się z pięciu jurt.
Ożeniwszy się z bogatą wdową z tegoż samego ułusu, miał
z nią czterech synów: Bochona, Tarasa, Zaglika i Amakzaja.
Najstarszy z nich Bochon, powiększył Arguński ułus i od
swojego imienia nazwał go Bocheńskim"'); drugi Taras zało-
żył ułus Tarasiński; trzeci Zaglik założył nad rzeczką Ama-
czą ułus Zaglikski, a najmłodszy z nich Amakzaj, za jakiś
-występek wypędzony przez ojca i braci, mieszkał z żoną
swoją w puszczy i trudnił się myślistwem ; ziemie zaś i stada,
które do niego należały, zabrał Taras.
Amakzaj był niepospolitym strzelcem i odznaczał się przy-
tem ogromną siłą. Strzała, który puścił z Hoszyńskiej góry,
padała w Tarasińskim ułusie, odległym o pięć wiorst. Cho-
ciaż dobrze mu się działo , ale sprzykrzył sobie życie w pusz*
esy i postanowił odebrać zabrany mu przez brata majątek.
Pewnej ciemnej nocy wpadł więc o samej północy do jurty
Tarasa i pogroził mu śmiercią, jeżeli nie zwróci mu zabra-
nego majątku, a przytem jeżeli nie odda i swojej posiadłości.
Przestraszony Taras oddał mu wszystko, co posiadał i tejże
samej nocy z żonami i z dziećmi uciekł nad Osę , zkąd już
nie wrócił do dawnej siedziby.
Bochon i Zaglik obawiając się, ażeby ich ten sam los nie
spotkał, co i Tarasa, podmówili żonę Amakzaja, która za
wielką ilość złota obiecała im zabić swojego męża a ich
brata. Amakzaj wrócił z polowania , zmęczony i głodny zjadł
sutą wieczerzę i położył się spać, lecz więcej już nie wstał
ze swojego łoża: tarasun bowiem, który pił przy wieczerzy,
byt zatruty przez jego żonę. Nazajutrz bracia spalili ciało
Amakzaja, majątek między siebie rozdzielili, małą tylko
cząstkę przeznaczając wdowie otrutego brata.
^ Boehoóski ułas połołony Jest o 30 ^larst od TdyAskieJ stepoirej
domy w Irkuckiej gabernil. Osa o 30 wiorst od Boohońskiego nlasu.
76
Zajaszin nie bral żadnego udziahi w sprawaeb smiś
dzieci. Bawił się polowaniem, lecz najwięcej csaaa ipcM
na modlitwie i rozmowie z Bogiem na góne Hnszim. h-
wnego razu Bochon i Zaglik weszli do jnrty ojea e^nj/eHif
lecz zastali j% pustą, nawet ognisko zagasło. Nie wiedife,
gdzie się ojciec podział, wracali do domn przez HmaŃki
górę i na niej znaleźli ciało ojca przez wilków ntgarpmt
W trzy lata po tern wydarzenia, Bochon pnecninKe
blizką śmierć, przywołał brata i krewnych, kaśdemn pnr
znaczył cząstkę majątku swojego i prosił, aieby go oboł
ojca pochowali, a górę nazwali od jego imienia. (Hśbi
jego wola została spełnioną i odtąd góra nosi jego m-
zwisko.
Zaglik miał trzech synów, którzy po jego smierd b^
władzcami trzech kłusów, a ponieważ łączyła ich mił<^ hi-
terska, nie dzielili majątku, ale rządzili nim po koki. F^
wnego razu trzej bracia polując na Bocheńskiej góne, tpo-
strzegli pieczarę, której dna nie mogli dopatrzeć, (^ąc
poznać jej tajemnicę, najstarszy a zarazem najodważzicJB;
i najmocniejszy z braci , Madaj , spuścił się na linie na di?
przepaści. W jednej ścianie pieczary były drzwi, Msdi^ jr
otworzył i zobaczył wspaniały salon, oświecony prześlicisea
światłem, przy ścianach którego stały skrzynie pełne iMa
i srebra, a na środku, na małem podwyższeniu, leii^t
stara kobieta, (tę staruszkę nazywają Matk) Zieoią^-
Staruszka pozwoliła mu wziąść ile tylko chce złota i Brel!n>
poczem za danym znakiem bracia wyciągnęli go z jaskini.
Madąj kilka razy zwiedzał pieczarę i zawsze wnol
z kupą złota. Pewnego razu bracia chcąc sami posiąść bo-
gractwa, któremi Madaj dzielił się z nimi, przerżnęh ttas,
zabrali złoto i poszli do domu, a jego zostawili w jiddn:-
Bez pokarmu i sposobów otrzymania go, Madaj myibł, if
tam zginie. Trzy dni i trzy nocy modlił się ustawicznie, ^
wreszcie wycieńczony głodem , upadł na kamioś i nie mógł
już z niego powstać. Tymczasem kamień pomszyl się i za-
czął podnosić się ku górze, aż wreszcie wydobył się ns ze-
wnątrz. Madąj na świeżem powietrzu prędko przyszedł ^
siebie. Przy wejściu do jaskini nie było złota, ani bita
77
leżał tylko łuk z kości zrobiony. Wzi%|; go w ręce i chdat
pójść do domu, gdy nagle za nim odezwał się glos: «Ma-
daja stój!» Odwrócił się Madaj i zobaczył stojącego na ka-
mieniu łysego starca (Boga Stworzyciela nazywają łysem
starcem) ze strzałą w ręku. «Oto jest strzała, weź ją i strzel
ze swego łuku do mieszkania swoich braci. Postanowiłem
ich ukarać za niecne z tobą postąpienie. Ocalenie swoje je-
steś winien prośbom Zajaszina i Bochonal» Rzekłszy to,
łyay starzec zniknął, a kamień ów do dziś dnia zamyka
otwór jaskini. Madaj zbliżywszy się do swojego ułusu, puścił
strzałę w jurtę braci i w tejże chwili spadł ogień z nieba
i jurtę spalił. »
Od tego czasu góra Bocheńska jako mieszkanie Starca
łysego i Matki Ziemi, uważana jest za świętą, i od tego
czasu Ząjaszin i Bochon czczeni są niby podrzędni bogowie
jako święci. Góra ta jest miejscem, w którem okoliczni
Buriaci składają ofiary Bogom i grzebią ludzi wsławionych
przez święte życie. Tutaj wykonują przysięgę, obchodząc
kilka razy suche drzewo, stojące na wierzchołku góry. Ko-
bietom nie wolno jest wchodzić na górę, u stóp jej tylko
mogą wznosić swoje modły.
Bazyli Parszyn*) powtarza bajkę o zaćmieniu księżyca,
którą mu opowiedział buriacki lama:
« Bardzo to już dawno temu, bo jeszcze przy stworzeniu
świata, dwóch dobrych duchów chciało stworzyć istotę wyż-
szą od człowieka i przygotowali już na nią materyał. W oza-
aie ich nieobecności przelatywał przez te miejsca dy duch
i popsuł materyał przygotowany na utworzenie wyższej od
człowieka istoty, przez domieszanie do niegp swoich nieczy-
stości. Zrobiwszy taką śmierdzącą psotę, zły duch umkną),
a tymczasem przybyły dobre duchy. Poznały one szatańską
sprawkę, ciężko westchnęły i poszły szukać złego ducha.
Uciekł on daleko i dobrze schował się. Dobre duchy uno-
Bząc się po przestrzeni nieba, długo napróżno go szukały.
Zapytywały wiatru: czy nie widzii^ złego ducha? Wiatr
nadął się i powiedział: «iż był wówczas w lesie i szalał po
*) tojesdka v Zabąjkalsk^ kn^. Moskwa 1844.
78
poln, nie mógł więc widzieć złego dacha. Lecz apyt^arl
się chmury, ona wam może da o nim wiadomość.*
Zapytały się chmury. Chmura odrzekła: aii nic nieć
działa, bo unosiła 8i§ nisko nad ziemią i zbierała rosę: te
zapytajcie się księżyca, on wysoko zawieszony , pitnj*
wszystkie strony i wszystko widzieć może.R
Zapytały się księżyca. Księżyc prostoduszny, pwiritf
im, że widział rzeczywiście złogo ducha na wschód noehń-
cego. Poleciały więc dobre duchy na wschód, znahiriB
złego ducha i rozpoczęły z nim walkę. Szatan cbodii k-
brze się bronił, przecież został zwyciężony i na dwjeita-
rąbany.
Leżąc na ziemi opuszczony i okaleczony, rayśM oą^
tylko o tern: «Kto to wskazał duchom miejsce «W
schronienia? Nikt, zawołał, nikt mnie inny zdradoć «
mógł, tylko głupi księżyc. Poczekajże księżyca, ja ci ^
płacę za to», a mówiąc to, rozdziawił ogromną twojł P*"
szczękę. Księżyc zląkł się bardzo i ze strachu aloviB>
mógł wyrzec. Potem zbladł jak srebro i osłabiony tp
w ogromną rozwartą paszczę szatana. Zfy duch połb)}^
lecz księżyc wypadł z jego wnętrzności, i odtąd il«nC
wpadnie mu w paszczę , robi się zaćmienie księżyca, & &.
mu z paszczy wypadnie , świeci poprzedniem swojot w»
tłem.ł)
Pan Stuków w gazecie Amur*) z ksiąg buddajskiA B»*
"riatów wypisał następną legendę o zaćmieniu księżyca. 01*
legendy nie wiele różnią się i z nauką Buddy preerit^
Buriacyi. Legenda w książce świętej tak zaczyna się:
« Składam cześć Buddzie, pismu świętemu i dndw^^e-
stwul Religijno-moralna nauka o księżycu. Z glfbokiia
uwielbieniem składam cześć ś. Trójcy ! Pewnego ram, i*ł
święty Budda znajdował się w mieszkaniu radości, "^ of^
dzie królewicza Iłagukczego, w mieście Szrawaścic, j**"
•z liczby asurów , potężny Racha **) , schwytał ducha k»pJ*
•) Nr. 7. B Toku 1860.
••) W teoBofii Baddaifltów istoty dsielą się na s«e«ć gatBokóv: u""
grów (dobrych dachów), asurów (słych duchów), któny waleif ■ "ł'"*
o rasąjaoe, to Jest o napój nieśmiertelności; triect gatunek ictot sf i*"''
79
^tegri saran) za to, że księżyc i słońce złapały go na gorą-
cym uczynku pożerania rasajany. O zbrodni Racha dowie-
dział się Wisznu i jednym zamachem strasznego pałasza od-
rąbał głowę świętokradzcy. Racha mszcząc się na księżycu,
schwytał go w swoją paszczękę, z której księżyc uwalnia się
następną modlitwą do ś. Buddy: nBoże bohaterze, zasłoniony
przez tego potwora, udaję się do ciebie i z żywą wiarą pro-
szę cię, wybaw mnie od nieszczęścia. » Budda usłyszawszy
modlitwę, rzekł: « Saran udał się pod opiekę Miłosiernego
zamieszkującego Wszechświat, do zwycięzcy wroga, więc
Rachu uwolnij Sarana.» I oto potężny Racha puścił księżyc
i udał się do króla asurów (złych duchów) Bimaczytra, ze
smutkiem w obliczu, z włosami najeżonymi. Bimaczytra
ujrzawszy go ze swojego tronu, rzekł: aDla czego tchórzu
puściłeś księżyc, kiedy już raz schwytałeś go i dla czego
przyszedłeś tu z wyrazem przerażenia na twarzy ?» Racha
odpowiedział: « Gdybym nie puścił księżyca, kiedy do uszów
moich doleciał rozkaz Buddy, nie widziałbym już dni jasnych,
bo głowa moja rozpadłaby się na siedem części. »
W czasie zaćmienia słońca lub księżyca buddajscy Buriaci,
mężczyźni i kobiety wychodzą na pole i zaczynają krzyczeć,
grać i hałasować. Scena ta robi dziwne wrażenie i ma
wiele strasznej poezyi. Twarze przerażone, hałas ogromny,
dzika muzyka brzmi, piszczy; mężczyźni strzelają z gwintó-
wek i łuków do słońca lub księżyca, rzucają na niego ko-
pije, topory, noże, kije, kamienie, a baby rzucają rozpalone
głownie na potwornego Racha, który słońce porwał w swoje
zęby i zapalają trawy na stepie.
W chwili zaćmienia jakiś strach przejmige nawet
zwierzęta i pomagają one ludziom w uwolnieniu światła
^onecznego od potworu, szczekaniem, rżeniem, beczeniem,
ryczeniem, a głosy ich w ciszy, jaka panuje podczas zaćmie-
nia, zlewają się z głosami ludzkiemi w strasznie dziką
i okropną harmonię. Buriaci przekonani są, iż takiemi spo*
^^wij swierzęU, pl«ty Birici , ktdriy miesikajf w pnedsionkn piekła i do-
świadczają ogromnego głodu, iołądki mnją bowiem Jak góry wielkie, a nogi
cienkie jak trzciny ; MÓsty wreszcie gatunek iatot »ą to mieszkańcy piekła.
80
sobami pomagają słońca lub księżycowi oswobodzić się z psr
szczęki szatana.
W Chinach taź sama wiara w powody sprowadzające zt-
ćmienie, wywołi:ge podobne sceny, jak i na bariackim stepie.
Przed m^jącem nastąpić zaćmieniem, dygnitarze . państwa
wchodzą w czamem ubraniu do pałacu obrzędów , padają po
trzykroć na klęczki, uderzając czołem o ziemię dziewięć
razy. Gdy mistrz ceremoniału bierze zapaloną świecę i klęka,
uderzają w małą litaurę, a na odgłos jej za bramą zaczynaj)
bębnić w metalowe bębny. Głos ich wyprowadza na ulicę
wszystkich lodzi z bębnami, mosiężnymi talerzykami, mie-
dnicami, w które dzwonią dopóty, dopóki zaćmienie nie
przejdzie; huk ten i cała ceremonia pomaga słońcu uwolnić
się z paszczęki.
Buriaci buddajscy utrzymują, że ziemia jest nieruchoms,
a słońce nad nią porusza się; nie jest przytem okrągła, lecz
składa się z trzech wielkich lądów. Ka jednym lądzie czyli
wyspie mieszkają ludzie, na drugiej zmarłe dusze, a na trze-
ciej wyspie jest ogromna góra, oparta na pępku świata, os
szczycie której mieszka Szakjamuni; niżej przebywają dobre
duchy, a niżej jeszcze dusze świętych; w otchłani zaś i^
góry przebywają złe duchy i dusze grzeszne. Podania te
i wiara ma tło religgne. Podane sobie przez kapłanów
obrazy lud po swojemu przekształcił i zamienił na legendj.
Kiedy Bóg, mówią oni, stwarzał świat, wzi^ w rgoe
mieszaninę materyi i kawałkami porozrzucał w różne stronj
przestrzeni. Z tych kawałków materyi potworzyły się słońce,
księżyc i gwiazdy, które zacho¥n\ją ruch nadany im pnei
Boga. Szakjamuniego czyli Buddę, który dał początek bnddaj-
skiej wierze, nazywają synem Boga i twierdzą, że się uro-
dził z kielicha kwiatu wśród rzeki Gangesu, a ludziom po-
kazał się w towarzystwie Anandy, swego ucznia. Przez
wiele lat nauczał prawd Bożych, a potem poszedł na świętą
górę, dokąd żadna żyjąca istota z ziemi wejść nie może.
Księgi święte Buddaistów mówią: a Atmosfera rozszem
się na 40,000 mil w górę, w niej świecą słońce, księżyc
i gwiazdy, które się kręcą na około góry Sumeru. Słońce
złożone jest z ognistego kryształu, średnicy ma 51, obwoda
81
153, grube zaś na sześć JmU i 18 hubi. Na słońcu jest t^-
soki mar ze złota i cztery pałace. W wschodniej jego oko-
licy jest pałac srebrny, w południowej lazurowy, w zacho-
dniej kryształowy, w północnej złoty. W głównym pałacu
mieszka _ syn tegrija Naran (duch słońca) z towarzyszami.
Księżyc średnicy ma 50, obwodu 150, grubości 6 mil i 18
hubi. W środku muru, mającego 12 mil obwodu, na słońcu
i na3 księżycu jest ziemia, a na niej jeziora, rzeki, kwiaty,
drzewa Eałbarawas, i t. p. Gwiazd rachuj% na 185 milionów.
Na każdej gwiaździe jest także pałac; w tych pałacach mie-
szkają synowie i córki dobrych duchów. Plamy na księżycu
jedna z legend nazywa zającem. Szakjamuni- Budda prze-
obraził* w zająca Hormusta-tegri i przeniósł go na księżyc,
który to zając przedstawia się nam jako plama. »
O Buddzie powiadają, że ulegał 500 przeobrażeniom.
"W jednem ze swoich przeobrażeń był i w Buriacyi. Mówił
mi pewien Buriat, że Budda miał trzy lata, gdy pokazał się
w ich ziemi i poświęcił ją swoją stopą.
Przyjęcie buddaizmu wiele wpłynęło na wyrobienie fpo-
"wiastek i podań ludowych; wiele z nich jako narodowe kur-
sujące, mają początek z Tybetu. Buriat trudniący się nad
Czykojem ciesielstwem, opowiedział mi tybecką bajkę o gnie-
wnym bogu Ma chahałanie, opatrzonym w kilka rąk, który
zwykł był jeździć na bystrym, niedoścignionym koniu. Pe-
wnego razu Hawrak (lama niższego stopnia) popełnił jakiś
występek i lamowie dla .ukarania go, powołali przed swój
areopag. Hawrak wiedział, co go tam czeka i dla tego nie
poszedł przed sędziów. Lamowie byli w wielkim kłopocie,
gdyż nie wiedzieli jakim sposobem pochwycić występnego.
Machahałan przyszedł im w pomoc, pojechał na swoim ko-
niu do Hawraka, porwał go i wiózł z sobą. Hawrak jak-
kolwiek przestraszony, myślał o wyrwaniu się z rąk boga.
Jadą, jadą, aż tu zobaczyli ogromnego, nadzwyczajnego
byka. a Jakiż to piękny byk, zawołał Hawrak, jakiż to byk!
wartoby go obejrzeć !» Machahałan zaciekawiony, zsiadł
z ćonia i poszedł obejrzeć byka. Hawrak tymczasem zaciął
dzielnego konia, puścił cugle, a koń jak wiatr poleciał na-
przód. Machahałan wskoczył na byka i bił go, chcąc pod-
OiŁŁBK, OpisaDie. III. 6
82
stępuego kapłana dogonić , ale byk powoU się ruszał. S-
Gzował go, rozkrwawil mu mordę, byk stawał debs, ik
prędzej iść nie mógł. Odtąd Machabałan zawsze jeździ lu
byku. Hawrak zaś szczęśliwie od sądu oswobodziwszy ».
długo harcował na wiatronogim konia, aż mn później j«b
inny Bóg odebrał go, nie zwrócił jednak Machahałanowi.
Opowiadał mi też ów Buriat tybecką bajkę o Aritio-
łach, którzy maj% mnóstwo głów i rąk. Są tacy, roórU ■!-
co mają tysiąc rąk, a w kaidym ręku oko — wszystko wi
zrobić mogą i wszystko widzą. Są to symbole wsiechw-
dzącej Opatrzności.
Słyszałem też kilka powiastek z ust buriackich do^
wskiego pochodzenia. Kad Czikojem opowiadano mi ^
wną powieść o kupcu Tretiakowie. Tam także zapył*J sf
mnie pewien Buriat: Czy widziałem kiedy cara? Odpoifr
dzii^em mu, że widziałem. <( Jakże on wygląda? i j^ ^
jest?» «0t tak sobie jak każdy cdowiek wygląda, podubij
jest nawet do ciebie. » «To być nie może I On jest wyi^J
odemnie.» o Nie, jest twojego wzrostu, ma taki sam boi.
policzki, oczy, usta, jednem słowem do ciebie jest podobaj*
«Toś nie widział cara, kiedy tak mówisz, albowiem wsrri>7
banowie i carowie na świecie są tak wysokiego wzrost ^
głową sięgają niebios i nie są do ludzi podobni. »
Inny Buriat dowodził mi , że raj ziemski był nad kmv^.
że ztamtąd ludzie rozeszli się po świecie, że ziemia idiv^
tylko była kolebką rodu ludzkiego, ale była też \M^
wszystkich królów i carów. « Monarchowie świata podio3%
mówił, od naszych mongolskich banów. Jedni poszli aa p(^
łudnie i tam cera ich zżółkła, inni poszli na zachód i p**
noc i tam cera ich zbielała. Biały car moskiewski nie 'y^
carem obcym z innej krwi pochodzącym, ale jest kośoi
z kości naszych hanów i następcą ich w prostej linii od dJC"
idącym.)) Ile jest moralnej prawdy w tern buriackiem p**
daniu, spostrzedz łatwo — temu, kto zna ducha, w j*k*
moskiewscy carowie występują; jest to rzeczywiście dw
mongolski , słusznie więc Mongołowie uważają can>w 1^
stępców swoich okrutnych i krwawych władzców. Po<1«b*
podobne wskaziyą stan rozumu i duszy narodu, a są «^
83
zówką drogi, po której lud pójdzie w przyszłości. W naszych
oczach drogoskaz ten morahiy pokazuje drogę, na której
Buriaci i Mongołowie spłyną z czasem w jednolitą massę ze
swenii potomkami moraln3rmi, Moskalami.
Podanie o brzozie jest także ciekawe. Brzoza biała, mó-
wią Buriaci, w dawnych czasach nie rosła w Syberyi. Jej
wyrośnięcie zwiastowało nadejście Moskali i prędkie opano-
wanie przez nich tej ziemi. Pokazała się naprzód nad To-
bołem, Jenisejem i wnet potem tamte kraje Moskale posie-
dli. Wyrosła potem nad Angara i Zabąjkałem, i oto panuje
tu dzisiaj biały car.
Brzozy rośnie wielkie mnóstwo w Syberyi, rośnie nawet
w miejscach niedostępnych puszczy, których noga człowieka
nie dotykała, nie wiem więc, czy podanie, które utrzymuje,
że dawniej brzoza nie rosła w Syberyi, zgodne jest z pra-
wdą. Lecz to jest ciekawe, źe Buriaci uważają ją niby za
chorągiew moskiewską, za pewny i nieomylny znak panowa-
nia moskiewskiego. Nad Angara, mówił mi tenże sam Bu-
riat, gdy w dawnych czasach wyrosły brzozy, a jeszcze Mo-
skali nie było, zaraz tamtejsi Buriaci rzucili dawne siedziby
i uciekli na południe do Mongolii. Podanie o brzozie roz-
szerzone jest także między Mongołami chińskimi. Słyszał
go p. Haupt*) i powiada, że w Mongolii brzozę nazy-
wają moskiewskiem drzewem; że utrzymują, iż dawniej
w Mongolii nie rosła, teraz zaś obficie tam się znajduje.
Z tego wnoszą Mongołowie, iż biały car weźmie ich pod
swoje panowanie. Przypuszczenie takie jest więcej niż pra-
wdopodobne — a Moskale w Syberyi już śmiało twierdzą,
że Mongolia słusznie i śmiało do nich należeć powinna, tem
bardziej, ^e tego sobie sami Mongołowie życzą.
Horyńscy Buriaci o początkach swoich i o przejściu
pod panowanie Moskwy, takie mają podanie:
« Słynny wojownik i wskrzesiciel buddaizmu w Mongolii,
Ałtan han Tumetski (urodził się 1507 r., umarł 1583) miał
ministra nazwiskiem Bargu. Ten Bargu miał trzech synów,
*) Zamietki na puti , iz Klachty w Urgu 1850. W Zapiskach Sibirskaho
Oddieła Imperatorskabo Ruskabo Gieograficaeskaho obsscsestwa. Kniłka Y.
Petersburg 1858.
6*
84
najmłodszy zaś z nich Hońtąj miał jedenasta synów, kbM
imiona b%: Galzot, Choacaj, Kubdat, Gnczyt, Szanit, Hir
gan, Hndaj, Bodongut, Halbin, Cagan i Bałanaj. Ci nw-
wie odznaczali się wzrostem, mocą i pięknością ciah; ą
oni patryarchami jedenastn rodów horyńskich.*)
Około 1600 r., mówi dalej podanie, był pomiędzy S(^
nami**) bohater Babej. Był to zuch niepospolity. ]&>
tkonia, na którym jeżdżąc po brzegach Ammru, pnedctknil
skały, drzewa, a kamienie koń jego kopytami krusyL Bi-
bej był także wybornym strzelcem, zabijał bowiem z dn*
dziesta stad, w odległości ledwo dostępnej dla oka, cwiasg
które mu wskazali. Przytem wszystkiem pił znakomicie.
Pewnego raza przy źródle tramienia znalazł Babej \Kvsr
zową strzelbę z tajemniczą pieczęcią. Nie mogąc pneo^
napisu w pieczęci , zaniósł strzelbę do swojego głównego b-
płana Eeuken-Egekgena. Kapłan obejrzawszy piecasęć, i^'-
Bttbej-bejłe-bator, na stfzelbie, którąś znalazł, jest jaspis^n
pieczęć Lasunhana. Jest to znak, że kiedyś będzies b-
nem.***)
Przepowiednia spełniła się, Bubej został hanem (1604 r)
i miał sławnego syna Daj-hon-tąjdżi, którego oźenS z ^
wica Baldźin, pochodzącą z narodu Bułeren, koczującego »
południe od jego ułusów. Do Sołonów przybył na łw*
cały ułus Bułeren. Wesele było świetne i hałaśliwe. Crt^
wany Bubej podarował nrfodej parze jedenaście horyńiici
rodów.
Piękna Baldźina prócz innych przymiotów posiadała zdoi-
nośó trzynastu riti-hubiłhanf) Nie długo po jej ff«s^
umarła żona Bubeja. Bubej , chociaż miał lat 74 , nie cbea^
*) DsisiąJ Jest 14 horyńskich rodów. Trsy nowe rodj povstalj v «^>^
podziału wykonanego przes rz%d moskiewski w 1795 r. Ciiocąjów, KsMrit*
i Harganów podzielono na wschodnich (fiarun) i zachodnich (Dzbd).
**) Sołony, lud koczujący nad Amurem.
***) Łusunhan Jest królem smoków. Według jednej legendy aa g^i^ ^
drakrutie otacza Szakjamuniego 28,000 smoków. Wcdłog innej 100,000 sao^**
Łusunhany Sf to latające cudowne żmije.
t) EUtihubiłhan jest to zdolność przedstawienia się w rozUcsay^ ^^
tach i przedmiotach , umiejętność cudowna zmieniania natury i fony f^
miotów.
85
być wdowcem, ożenił się wi§c z młodą i wesołą dziewczyną,
która żartami i zabawami ze swoim pasierbem obudziła za-
zdrość Baldżiny. PowstiJa nienawiść i kłótnie między obu
kobietami. Dajhontajdźi dla uniknienia domowych swarów,
zabrał darowane mu jedenaście horyńskich rodów i powędro-
wał na południe rzeki Onon do Kukulbi-in-kupczy, gdzie jak
śpiewają dauryjscy poeci, natura balsamiczną dłonią poroz-
sadzała ogrody i porozrzucała najwspanialsze widoki.
Młoda macocha nie przestała chować zemsty w piersiach
swoich i mawii^a do starego męża: <(Żona powinna słuchać
męża, a syn ojca. Jakimże ty jesteś hanem i ojcem, kiedy
syn twój posłuszny swojej żonie, porzucił ciebie i osiadł bez
twego pozwolenia w Kukulbi-in-kupczy?)) Prawdziwie mówi
stare buriackie przysłowie: a Dzielny jeźdjsiec z najszaleń-
szego konia zrobi łagodne jagnię, a młoda i piękna żona
najupartszego i opryskliwego starego męża przerobi także na
posłuszne jagnię. » Bubej usłuchał namów żony i w gniewie
posłał 2000 ludzi wojska nad brzegi Ononu, z takim rozka-
zem : « Gdy przyjdziecie do koczowisk Dajchontajdżija, porwij-
cie moją synowę Baldżinę, oderżnijcie jej prawą pierś, a po-
tem zabijcie. Później macie oderżnąć jej głowę, ręce i nogi
i rozrzucić po uroczyskach. Wronego, ulubionego konia
Baldżiny rozkazuję wam utopić. Dajchontajdżija zaś i jego
jedenaście horyńskich rodów przyprowadzicie przed moje
oblicze ! •>
Z takim rozkazem ruszyło wojsko nad Onon, lecz nie mogło
tam porwać Baldżiny, gdyż zamieniła się w bieluteńki śnieg
— zabrali więc samego Dajchontajdżija i przyprowadzili go
przed oblicze Bubeja.
Za drugicm przybyciem żołnierzy nad Onon, Baldżina za-
mieniła się w rzeczułkę, lecz widząc, że zabierają jedenaście
horyńskich rodów, pokazała się im w właściwej postaci,
a oddając się w ich ręce, rzekła: « Bierzcie mnie i postąpcie
według rozkazu ojca- cara. Mogłabym i teraz przemienić się
i ujść waszych rąk, lecz nie chcę dłużej sprzeciwić się oj-
cowskiej woli. Och I jakżebym chciała w przyszłej przemianie
żyć znowu pomiędzy ukochanymi Iloryńcami! Wówczas
chciałabym zaprowadzić pomiędzy Horynkami dziesięć cnót
białych.))*) Po tych słowach żołnierze oderźnąwszy |«r
prawą, zabili Baldżinę przy źródle rzeki Tury; głowę ją
porzucili na szczycie góry wznoszącej się na połBdiue 9^
jeziora Baldżln, a ulubionego jej konia wizacili w rmiĄ
UaromoriŁoj. Po dokonaniu morderstwa, wojsko zebnfej^
denascie horyńskich rodów liczących juz wówczas 2000 te
i zapędziło je przed Bubeja.
Zmartwiony śmiercią małżonki Dajchontajdźii, b^d^ b b-
płana Keukgenkgekgena, mówił o okrucieństwie ojca i o $t^
jej niewinności. «Dajhontajdżi, odraekł mu kapłan, m
z tronu ojca swojego i sam zostań łianem.D «Kie -o^
wiedział nieszczęśliwy mąż Baldżiny — niechaj mójoios
panuje, ja wybieram sobie sposób koczowniczego iyt»*
« Niechaj i tak będzie », zakończył kapłan a Dsjhootajdii li^
dał: ((Jeżeli zostanę w przyszłej przemianie lamą i g^ Mt
kręcił kołem nauki, rozszerzę pomiędzy moim nkockin
ludem wzdłuż i wszerz, wysoko i nizko wiarę Sa^a**
niego ! »
I odtąd prowadził syn Bubeja koczujące ze swoim W»
życie i błądził po stepach Mongolii , jak okręt po frl^i
Częśó Horyńców rozeszła się po Mongolii, gdzie ii«?tM
ich Bargu- Mongołami; inni zaś poszli na północ, akoo^^
za Bajkałem, prowadzili krwawe boje z Hamniagananult-I
Tunguzami) , a pokonawszy ich, zmuszeni potem byli p*^
się pod panowanie Białego cara.^)
Cnotliwy Dajhontajdżi po śmierci swojej żony tosob^
*) Cnoty biało są: 1) Ochranianie iycia wssystkich ttvoneA: T.F*
ioa; 3) cBysŁość; 4) iniloi<S prawdy; 5) zamiłowanie spokoja; €) W^
i ssczere obejście się; 7) rozmowy nanccąj^ce; 8) zwalczenie ■»••?**'
9) miłośó i mlłosierdsie; 10) mocna wiara.
**) Kolcu 1689 eiedm hord czyli ą}mak(>w mongolslcich, porwdwsnk^
m swoich Sain-hana i Cecen-hana , poddały się If oalcwie. HcHj » ^
wały się: Congoł t. Zongoł, Sarioł, Tabanak, Hatagen, Scen, Mb«3^
i Horyńska. Ci Mongołowie nazywają aię dziś Buriatami i w nictt« «< i*"
źnią się od tych Buriatów, którzy w odległych wiekach Jai byli mn^^
camł tej ziemi. 'Buriacya, to Jest kraina przez Bariatów samiesckał*- •*
czona Jeat z zachodu rzekf Okf, wpadą}ąc% do Angary, ze «f«b«^i**
Onou, z południa granica pa&stwa Chińskiego , a8p(>lnocy Unią prMck**^
przez wierzchowiska Leny od liścia do niej Iłgi, tkąd Jąkaci aa P^''*^^'
wyparci. Kraina ta leiy pomiędzy 116*» a 137® długości wschodni^ 159^ • »=
północną) aserokośoi.
87
iarc buddaj8k% pomiędzy Horyńcami, wcieliwszy się
osobę znanego tajszy Damby-dugar-rynczinowa, a później
8zc7.e wcieliwszy się w osobę głośnego z utwierdzenia bud-
lizmu u Buriatów pomocnika llamby lamy i głównego ho-
rńskiego Corzija nazwiskiem Tojndoł Cuwanowa. Baldżina
18 wcieliła się w żonę wyże; wspomnianego tajszy nazwi-
dem Cojdżyt-Godokeewne, i założyła Oniński dacan (ko-
jiól).»*)
O pochodzeniu całego narodu zachowało się kilka
odau. Jedno z nich, rozszerzone pomiędzy przedbajkal-
dmi Buriatami, mówi:
«W dawnych czasach Niebo zesłało dwoje dzieci, chłopca
dziewczynkę, na górę wznoszącą się przy ujściu rzeki Tunka
o Irkuta. Dzieci te cudownie wykarmione przez dziką świ-
ię, zostały praojcami plemienia, które się później rozpadło
a dwa narody. Na tej górze dwaj bracia urodzeni z cudo-
mej.pary, w gniewie rozłączyli się z sobą. Buriat, od któ-
ego pochodzą Buriaci, powędrował na północ, w okolice
^jkału; drugi brat Mongoł, od którego pochodzą Mongoły,
towędrował w stepy na południe.))
Podanie zabajkalskich Buriatów o początkach całego na-
odu, jest odmienne od powyższego.
« Niebo, mówi ono, zesłało dwoje dzieci, chłopca i dzie-
wczynę. Dzieci te przez trzy lata żyły w wodzie jak ryby.
kdowna staruszka, także w niebie urodzona, zobaczywszy
izieci w wodzie bajkalskiej , poczęła je wabić do brzegu, wy-
liosła na ziemię i wychowała. Para ta miała ośmiu synów;
ii dali początek ośmiu buriackim hordom, które koczowały
lad Leną, później powędrowały na południe w okolice Bar-
fuzina, gdzie wpadły w nowszych wiekach pod panowanie
uoskiewskie. »
Opisując historyę moskiewskich zaborów w Wschodniej
^zyi, .opowiedzieliśmy, jakim sposobem zabajkalscy Buriaci
wstali poddanymi Moskwy. Nie mówiliśmy jeszcze o pod-
boju przedbajkalskich Buriatów. Damy więc tutaj krótki
*) Wzgliad na proishoźdienje i pierechod w poddaństwo Rosił kocanju-
■Młych ca Bajkałom Horyiisko-agiAakich Moogoloburiatów. Ca. Stukowa. Ir-
kttUkie Gub«r8. Wiedom., Nro. 33 r. 1859.
88
rys zabora całej Buriacyi, powtarzając te tylko ze maind
nam już szczegółów, które potrzebne są do całości obra
moskiewskiego podboju Buriacyi
Podbicie narodu na wpół dzikiego, który nie wjr^
w sobie idei państwa, nie wiele krwi i pracy kosztnje. Bnk
zwierzchniej władzy, jednoczącej siły narodu, i orguiner
nie wiążącej w porządną całość rozpierzchnionych na m-
cznej przestrzeni plemion, brak wreszcie interesu wspóinf^
pomiędzy temi plemionami , nie dozwalał stawić eneipc^znep
oporu kozakom, którzy gnani instynktem zaboru, dnn
awanturniczych przygód , z własnego natchnienia darfi ą
coraz bardziej na wschćd.
Bazylii Aleksiejew pierwszy ruszył na podboje po a^
rzekę Angarę , lecz mając słabe siły i nie mogąc pokout
licznych przeszkód, z niczem wrócił do dawniej już opt»
wanej ziemi Jenisejskiej.
Maksym Perfiliew wysłany w r. 1627 z oddziałem konlńf
z Jenisejska, popłynął w górę rzeki Angary, aż do mam-
skich porohów, znajdujących się o 80 wiorst w gorg od vj^
Uimu*), a ztąd już lądem wdzierał się w te nowe i i^
krainy. Perfiliew pierwszy zetknął się z Buriataml Fnen-
żeni widokiem nieznanych im wojowników, pozwolili ia
c< zrabować swój dobytek.*)**)
Następnego roku Piotr Beketów, wypłynąwszy aff^
z Jenisejska na czele 30 ludzi , zwiedził dalsze okolice Ai-
gary, zrabowd! Buriatów mieszkających nad rzeką Oką***
i z wielkimi łupami, zachęcającymi do nowych wypraw » p^
wrócił do Jenisejska.
Roku 1629 Jakób Chrypunów porfany z Tobolsb v
upokorzenie Buriatów, pobił ich w małych potrcsk^i
przy ujściu rzeki Oki i nad Ilimem, lecz temi zwyd^^iai
zupełnie ich ukorzyć nie potrafił. Chcąc łagodnością i h^b-
wością zyskać dla Moskwy Buriatów, wrócił im Chrypnaf*
*) Rseka Ilim wypływa z gór ciągowych się od Bąjkało 'pomftdiy M
i Angarf i wpada do ostatniej z prawego bnega.
**) Potieatestwie na Amnr, prsei Maaka.
«•«) Oka ma źródło w Si^Ańakieh alpach, w bliako^i aródel Irkati. NP*
g południa na północ i wpada do Angary z lewego brsego.
89
jeńców w potyczkach zabranych. Lecz i ten środek okazał
się bezskutecznym; Buriaci Kozaków odprowadzających jeń-
ców wymordowali i poddanymi Moskwy być nie chcieli.
Rokn 1631 Maksym Perfiliew powtórnie posłany w krainę
Buriatów, mając znaczniejszy oddział wojska i dwie armatki,
wybudowi^ ufortyfikowany zamek nad Angara, który nazwał
Brackim. Zamek Bracki stał się punktem w^'ścia nowych
ekspedycyi w krainę Nadarguńską i ogniskiem, z którego
panowanie moskiewskie rozszerzyło się nad przedbajkalikimi
Buriatami. Odtąd Buriaci w ok&licach zamku płacić musieli
Moskalom uciążliwy jesak w sobolowych futrach, nie tylko
za siebie, ale i za podbitych przez siebie w 1634 roku
Tunguzów.
Pięćdziesięciu dwóch kozaków pod dowództwem Duna-
jewa wysłanych na łupicstwo i zbieranie jesaku, nie wrócili
do Brackiego zamku: wszyscy legli pod strzałami Buriatów.
Mikołaj Radokowski na czele stu kozaków wymaszerowawszy
tegoż roku z Jenisejska, zmusił ich na nowo do posłu-
szeństwa.
Roku 1637 Bazyli Czermenin z Brackiego zamku udał się
ze swoim oddzii^em w górę Angary i ^upił tamtejszych Bu-
riatów, a że Moskale uważają zawsze za poddanego sobie,
kto złupić się pozwoli, więc i ich ogłosili za carskich ludzi.
Ci jednak nowi poddani nie chcieli płacić jesaku dobrowolnie,
lecz 1639 roku £liasz Barłow argumentami przemocy skłonił
ich do posłuszeństwa, do którego prędko przyzwyczaiwszy
się, po kilku nieudolnych próbach nie usOowali już w tam-
tej okolicy zrzucić z siebie jarzma cudzoziemców.
Ekspedycye wychodzące z Krasnojarska, zwiedziwszy oko-
lice rzeki Kan*), usiłowały w roku 1645 upokorzyć Buria-
tów; nie słuchający cara a poddany swojej władzy, nazywa
się u Moskali niepokornym. Doprowadzić go do pokory,
która u nich jedno znaczy, co niewola, uważają bez względu
na najokrntniejsze środki, za czyn chrześciański , za rzecz
Bogu podobającą się. Podboje i zabory moskiewskie są więc
*) Kan ma iródło w odnogach gór Si^Ji^^skicU i wpada % prawego brzegu
do Jenissąju.
90
pontek^ wynikiem ich wiary, a potrzeba ich nie jest stwo-
rzona systematcm carskim, ale jest następstwem idi
moralnego ukształtowania, jest najgłębszą i najistotniejszą
podwaliną charakteru narodowego. Dla zaspokojenia tej
wewnętrznej potrzeby zaborów, Moskale używają wszystkich
środków, od zabójstwa, gwałtów i mordów poczynając. Gdy
się łaszą, dają koncessye, gdy grzecznością i gładkością
osłaniają się, gdy są liberalni, braterscy i przyjacielscy, to
tylkA dla tego, że przez to spodziewają się rozszerzyć swoje
zabory. Nad Kanem nie n^ogli bronią upokorzyć Buriatów,
więc użyli lisiego podstępu łaskawości i nią skłonili bnris*
ckiego księcia Hanko , rządzącego Buriatami nad rzeką Udą*^
do wejścia w stosunki z Moskalami, które doprowadziły do
poddaństwa Moskwie. Korzystając z jego przyjaznego ospo-
bienia, w roku 1648 \¥ybudowali w jego ziemiach zamek
Udiński (teraz miasto Niżnoudińsk) , a zyskawszy w nim
punkt oparcia, już w następnym roku wysyłali z niego
zbrojne oddziały kozaków do zbierania jesaku. Kozacy roz-
bijali i okradali Bnriatów i doprowadzili ich do tego, że na
jeden z takich oddzii^ów rzucili się i zupełnie go wymordo-
wali. Na krótki tylko czas tą rzezią kozaków oswobodzili
się od moskiewskiego jarzma, już bowiem w 1652 r. Buna-
ków na nowo ich w tej okolicy upokorzył i wprzągł w nie-
wolnicze koło carskiego państwa.
Trzeci szereg ekspedycyi w ziemię buriacką miał kierunek
0(1 Angary do wierzchowisk Leny. Gałkin z Jenisejaka po-
płynął Angara i rzeką Ilim i nad tą ostatnią założył Uimsk
1629, a potem przebył przestrzeń od Ilimu do Leny — i nad
Leną zaioiyt zamek czyli ostróg Ustkutski, z którego wy-
chodziły zbrojne bandy kozaków i opanowały całym krajem
położonym u wierzchowisk Leny.
Beketów, wiele razy wspominany, dotarł Leną do ujścia
rzeki Kuleugi**), a ztąd wyruszył na równiny zamieszkałe
*) Dwie 8ą Udy w Sybcryi : o Jednej, płynącej do Sieleogi, mówił jsay :
U, o której tu Jest wzmianka, pocsftek ma w Sąjańskich górach, « wpada d»
Angary s lewego brzega.
**) Kulenga wpada do Leny pod WiercholeAskiem.
91
ffrzez Buriatów. Pobity przez nich, cofnąć się musiał równie
jak i inni dowódzcy kozackich band.
Te niepowodzenia nie odebrały jednak ducha kozakom.
Roku 1641 wsparł ich wojewoda jakucki. Wysłał on dobrze
uzbrojony oddział kozaków pod dowództwem Bazylego Witia-
siewa, z rozkazem podbicia nadleńskich Buriatów , odznacza-
jących się męztwem i zdolnością oporu. Banda Witiaziewa
dotarła do Angi.*) Nad tą rzeką stoczyli krwawą bitwę.
Buriaci dobrze się bili i długo opierali się najezdnikom.
Książę ich Czenczugaj, widząc, źe zwycięztwo przechyla się
na stronę nieprzyjaciół, a nie chcąc przeżyć hańby swego
lodu i wpaść w ręce moskiewskie, w czasie boju żywcem
spalił się na stosie, podobny do starożytnych bohaterów!
Ta piękna bitwa złamała główną siłę Buriatów nadleń-
skich — zostali upokorzeni i zmuszeni do płacenia podatku.
Tegoż roku dla utrzymania ich w niewoli, Marcin Wasiliow
założył ostróg Wiercholeński, na który roku 1644 nadleńscy
Buriaci połączeni z nadangarskimi napadli i obiegli, lecz
Moskali nie pokonali.
Roku 1645 Aleksy Bedarew z bnndą zbrojnych wyruszył
na południc, przeszeiU Angarę, za którą pobitym będąc
przez Buriatów, uciec musiał do Wiercholeńska. To zwy-
cięztwo uwolniło ich na lat kilka od rozbojów kozackich
i panowania moskiewskiego.
W roku 1649 obiegli po raz drugi gniazdo moskwicyzmu
Wiercholeńsk. Bazyli Niefediew odpędził ich od zamku
i spustoszył, zrabował Buriacyę po obu stronach Angary.
Takim sposobem pokonani zostali Buriaci przed Bajkałem.
Nie mogąc orężem utwierdzić swojej niezależności, usiłowali
ucieczką i przeniesieniem się w dalekie okolice oswobodzić
się od cudzoziemców, podatków i rabunków. Wkrótce
i puszcza nic mogła ich ochronić od coraz głębiej, coraz
dalej rozszerzających się Moskali. Roku 1648 Buriaci nad
Oką mieszkający, opuścili swoje koczowiska i uciekli na
wschód, zkąd 1651 podstępną namową Perfiliewa nakłonieni,
powrócili.
*) Anga wpada do Leoy z prawego brzegu w góry od miasta WiercUoleAska.
92
Roku 1652 Dymitry Firsow na lewym brzegu Anpij
założy) zamek w Bałagańsku. Dowódzca zamka a póiDtfj<ff
założyciel Irkucka, Jan Pochabow, srogą tyranią i nimi
nieumiarkowanem okrucieństwem wywołał zbiegostwo Bo*
tów nadangankicli, którzy w znacznej liczbie przcnieilifi?
do Mongolii. Założenie Irkucka , jego szybki wzrost i Ika
nagromadzenie si^» w nim Moskali, było ostatecznym ©ow
dla przedbąjkalskich Buriatów. Irkuck zmoskala cali^ Bf»
cyc i ściera ślady pierwotnych jej mieszkańców.
Niektóre szczegóły z podboju zabąjkalskich BariatórJB
nam 8% znane.
Roku 1643 Kurbat Iwanow zmusił gwałtem Bnnató»M
wyspie bajkalskiej Olchonie do przyjęcia moskiewskiego ps*
daństwa.
Roku 1645 Bazyli Eolesników z bandą kozacką wM
północne brzegi Bajkału i po kilku potyczkach zTungnaS'
założył ostróg w Wierchnoangarsku.
Nad Buriatami mieszkającymi pomiędzy Bargoias
i Sielengą panował wówczas książę Turukaj-Tabun. MówMea-
że w jego krainie znajduje się srebro i złoto, które aaf*"
tycznie ściągało zawsze Moskali. Roku 1646 z Jews^
wysłano do Turukaja znanego nam już Jana Podabeft
który udał się do niego niebezpieczną drogą około poh^^'"
wych brzegów Bajkału. Po drodze Buriatów nad bW*
mieszkających złupił i upokorzył, nad Bajkałem stoczrU W
potyczkę, a zabrawszy im jeńców, ofiarował ich wpodaw**
Turukajowi. Książę ten zaprzeczył wieściom o metalic*"?*
bogactwach jego krainy, i szepnął do ucha szukająceiM »■
tych zdobyczy kozakowi , iż Buriaci złoto i srebro ołnyfli"!!
od mongolskiego hana Cecena (Cican v. Setsen han). "*■'
siębiorczy Pochabow postanowił udać się do Urgi, ***?
hana, i pojechał tam w charakterze posła od Towl*
z którym zaprzyjaźnił się. Dobrze przyjęty przei C««*
zawiązał stosunki pomiędzy nim a carem i skłonił do ^J^***
posłów swoich do Moskwy (1648^.
(""ar Aleksy przewidując ze stosunków zawiązanych t **"
gołami nowe zdobycze dla siebie, przyjął posłów bardio
skawie i wyprawił do hana w poselstwie Erofeus* ^^
93
łockiego, którego Buriaci w roku 1650 nad brzegami jeziora
zamordowali wraz z orszakiem. Śmierć posła nic uwolniła
ich od niebezpiecznych stosunków z Moskalami.
Roku 1648 Jan Gałkin wybudował zamek w Barguzinie,
z którego wychodźcy na rozboje bandy kozaków podbijają-
cych zabajkalskie plemiona. Gałkin zbierał już jesak od Bu-
riatów mieszkających pomiędzy Barguzinem a jeziwem Jera-
wióskiem na stepie buriackim.
Roku 1652 Piotr Bekietów na czele 100 ludzi przepłynął
Bajkf^, a posuwając się rzekami Sielengą i Ghiłokiem , założył
zamek w Irgieńsku, wziął w niewolę tamtejszych Buriatów,
przeszedł góry Jabłonowe, założył zamek w Nerczyńsku,
a wszędzie łupiąc po drodze, udał się nad Amur, gdzie
wrzs^a wojna z Chińczykami.
Zamki budowane w Syberyi przez kozaków, otoczone
nieprzebytą puszczą, chroniły pierwszą ludność moskiewską
w Syberyi i zabezpieczały ją od napadów tubylców. Wał
wzniesiony z ziemi i uzbrojony palisadami, otaczał kilka
drewnianych domków i bud, które nazwane zost^y zamkami
czyli ostrogami. Z daleka sprowadzone prowianty, strzelba
myśliwska i sieci kozackie, karmiły nieliczne załogi zamków,
złożone z kozaków pałających namiętnością podboju i łupiestw,
zahartowanych w zimnie i przyzwyczajonych do wypraw awan-
turniczych przez puszcze, góry, lody i rzeki, gdzie częściej
z niedźwiedziem lub samą, niż z strzałą Tunguza lub Bu*
riata spotykał się obrosły i zczemiały od trudów syberyjski
kozak. Me^o są znane losy na wpółdzikich zdobywców Sy-
beryi. Uzbrojeni w strzelby, noże i topory, ciągnąc czasami
lich% armatkę, przedzierali się przez ponure gęstwiny puszcz
szronem ubielonych, lub powierzywszy życie wątłej łodzi,
pozwolili unosić się wodom rzek w krainy nieznane, gdzie
przerażeni ich widokiem mieszkańcy, składali dobrowolnie
futra na odczepne, a czasami zniecierpliwieni kradzieżą i uci-
skiem, witali cudzoziemców strzałami i bojem, który rzadko
zwycięztwem kończyć umieli. Kie mogli oprzeć się najezdni-
kom liczebnie od nich słabszym, bo nie mieli ani broni
palnej, ani też nie byli jak tamci żadną namiętnością oży-
wieni. Nie mieli proroka, któryby na widok niebezpieczeń-
94
stwa wiarą w wielkie posłannictwo na ziemi i w opie^ B»
zapali) do czynu i do zlania się w jedną narodową Ba»
nie mieli też człowieka wielkiej woli, jak Czing[isb»n, tóil?
ich w odpłacie za najazd, w ściśniętych szeregach p<bi
z mieczem zemsty na świat. Prawie żadnej organiiacri k
mając, żyjąc na podobieństwo wilka lub niedźwiednSr ""^
musieli szczupłej garstce nielicznych kozaków, którzy bwta
ze stu lub z pięćdziesięciu ludzi złożonymi , zabierali wi<k»
przestrzenie od największych w Europie krajów. Jaki^ ^
gód doświadczali, jakie trudności przełamywali hb (ff^p*
łatwo sobie wyobrazić. Krążąc jak nurki po pusicack- 9t
stepów mongolskich aż do zamarzłych fal Biegun**?
Oceanu, udeptali pierwszą warstwę historycznego grtata^?*
beryi, której warstwę drugą urabiała t.csknota Inds « ■**
Wisły, Niemna i Dniepru.
Po założeniu Nerczyńska, powstały zamki w YFwrcto-
udińsku i Sielengińsku — a z nich wszystkich wymyWjf *
bandy, szukające w górach i borach ułusów buriackidu ik*
wracały z dobrą otuchą i z jukami zapełnionymi fotiisi *
saku i zdobyczą łupiestwa. Od nich promieniami <^
przedłużanemi rozszerzał się wpływ i panowanie mf^
ków z Europy.
Moskale prędko zmienili sposoby postępowania i ^^
syberyjskiemi. Ucisk , rozbój i gwałty kozaków XVII. w"
jako trudniej wiodące do zupełnego zassymiiowania, a
nione zostały na postępowanie łagodnością osłonięte i fc>**
rowanie sposobu ich życia i wiary. Czego nie dokoial**?*'
tego ma dokonać handel i powolne, ale stanowcze wi^łf*"
nie na odrębność ludową tych ludów, podyktowane js*
wyższość kultury, siłą popartej. Widząc, że ich nie efcc*
żają, że ich z puszcz i jurt nie wypychają , nie mając ia^
innej wyższej potrzeby, prócz potrzeby dzikiej i koeio***
czej swobody, w której ich nie ograniczono, ludysyberrp*
pierwotną swoją nienawiść do cudzoziemców poriuc2f i**"
dziły się z nowym porządkiem rzeczy, nieznacznie irio<bfl^
ich przez zamiłowanie wygodniejszego materyalnego bftafi^
zatracenia. Wódką rozpojono a handlem pociągnięto ick •
siebie.
95
W wojnie z Chinami wybuchłej z powodu kolonizowania
Moskali nad Amurem, Buriaci i Mongołowie stanęli po
mie Chin i napadali na zamki i oddziały kozackie, lecz
traktacie nerczyńskim (1689), którym Chińczycy zrzekli
wszelkich prentensyi do dzisiejszego Zabajkalskiego ob-
lu, Buriaci siedzą już spokojnie i używają bytu odpowia-
|cego ich usposobieniu. Zadowoleni z niego, płacą regu-
lie podatek, pozbywając się co rok prawie jednej z cech,
re ich od moskiewskiej ludności wyróżniają j tam zaś,
ie proces zassymilowania trudniej się odbywa, zaczepiony
braszny w tym klimacie syfilizm, przeciwko któremu nie
10 ira ratunku, tępi ludność buriacką i tunguzką, i robi
!J8ce ludności moskiewskiej.
vn.
Zamiłowanie w koniach. — O gościnności, charakterse i uspoaobiesiRjPA^
tów. — Kiedy się tvror«yly narody? — Wstręt do rolnictwa. -S*te
pod borera. — Obrsądki weselne i o małieństwacłi n Bnriatów. — ?^
buriackl. — Obon. — Uroczystości wyścigowe. — Mowa lamy. — Pł*
— Rozmowa o DalaJ lamie a stosunkach z nim Borłatów. — »P<*^
sprowadzania świętych ksi^g. — Język bnriacki. — Ślepy ckl«f««-'
Wraienie po zachodzie słońca, — Oniński nłas i Horyńsiui Df«.'
Urządzenia i prawa Buriatów, — Złodziejstwa Tąjszów. — K>Jkł ««S
o pognębionych narodowościach. — Dalssa podróż. — Pisnieuość ftB**
Łów. — Banzarów i inni ich uczeni. — Czy będf mieć swojt li^^*
— Ostateczny cel historyi. — Popiereezna. — Oddział kaatoałstoł *?**
i choroba podoficera od bicia rózgami. — Wypędzanie 4JaUa. - ^■
cyna Umów.
AjuBzka przestał śpiewać , konie ruszyły z miejsc* i F
wiozły nas nad jeziorko Biele czyli Sagan-nor. Na jego I"*?
stoi kilka szałasów i rośnie bór sosnowy; po jego z» f '
wierzchni pływają stada kaczek i chwieje się trzcina x«^^
Bydło powoli kroczy z pastwiska, a za niem mały cUop^
wołający na matkę, która niesie z jeziora wodę do jarty
Na ścieżkach i drogach widzę orszaki konne. Konie Btf*
tów małe są, ale bystre i zgrabne. Bez konia Buriat ob^
się nie może, a chociaż go troskliwie nie pielęgnuje i ^
dla niego nie zbiera, lubi go przecież, pieści się i s*^"
jakby zasługą. Wyścigi konne od wieków istnieją »JC^
nimi, połączone z religijnemi obrządkami i zapafisnu s«^
mierskiemi, i kiedy w Europie nie myślano jeszcze o bJ*
już je Buriaci i Mongołowie zamienili na zwyczaj narwJ**?
97
Wyścigi przyczyniły się wiele do polepszenia rasy ich koni
i rozszerzyły ich zamiłowanie. Buriaci 8% przedewszystkiem
narodem konnym i pasterskim. Kobiety, dzieci nawet, jeż-
dżą wybornie konno. Patrząa na nich, zdaje się, że każdy
przyrósł do siodła; wszystkie podróźie, nawet kilkudziesiccio-
milowe, odbywają konno.
Robotnik z Bariata ladajaki, ale jeździec niepospolity;
na polowanie . rzadko wychodzi. Kobiety doglądają bydła
i owiec, robią wojłoki,* a mężczyźni prócz chodowa nia koni
prawie niczem się nie zajmują. Małe potrzeby, swoboda
stepowa, czas w próżniactwie pędzony i chęć nieobudzona
X>osiadania więcej nad to, co wszyscy Baria<;i posiadają, robią
ich szczęśliwym ludem. Myśl Buriata nie buja w niebiosach,
serce nie tęskni do wzniosłego i pięknego, dobrze mu więc
Jest w brudzie i w błocie.
Siodła, czapraki i uzdy Buriaci zdobią bardzo starannie,
-wysadzają blachą, kością, srebrem, nawet koralami. Piękne
siodło i czaprak większą jest oznaką elegancyi, niż ubiór.
Kilka orszaków konnych tak elegancko przybranych, minęło
nas, witając wyrazem ctmyndun; między nimi było osiem
kobiet w manszestrowych sukniach. Buriat uprzejmie wita
gościa i podróżnego, lecz nie zaleca się serdeczną, pra-
wdziwą gościnnością. To co mówią o ich gościnności, do-
broduBzności , jest nieprawdą. Buriat jest tylko serdeczniej
gościnnym dla zwierzchnika , dla czynownika, lub oficera. Dla
nieznajomego, lub też człowieka bez powagi urzędowej czy
majątkowej, na gościnne i uprzejme prujecie zdobyó się nie
umie. Każdy jednak jest bezpiecznym w jego domu; nie
okradnie i nie zabije bowiem pod własnym dachem, jak to
często robią chłopi moskiewscy z podróżnymi. Podejrzliwy^
podstępny i chytry jego charakter nigdy dobrodusznością
nie odznacza się; nie wiem więc, dla czego podróżni mo-
skiewscy unoszą się nad gościnnością i dobrodusznością Bu-
riatów? Niezawodnie byli czy no wnikam i, a przynajmniej
ludźmi bogatymi i dla tego spostrzegli przymioty, których
ja i wszyscy, co ich lepiej poznali, nie spostrzegli.
Buriat miłosiernym jest dla zwierząt, lecz nie ma litości
dla ludzi. Ciekawy i uważny, chciwy i leniwy, lubi swo-
OiŁŁBS, Opitanle. III. 7
98
bodę , a w ełużbie jednak jest serwiiistą. Roikaz hiAj «?-
pełni, chociażby rozkaz ten obrażał i obamł naturę Ind^
Powolnie wykonywa obowiązki służby, ale nigdy mc of»-
nuje, nigdy krnąbrnie nie odpowiada. Jest siepaczem, ^
mu nim być każą, pniem, gdy na niego krzyczą, michin,
gdy nim poruszają; lecz zostawiony sam sobie, nwzgkdiii
lenistwo wrodzone z krzywdą służby. Prz^ożony nie pce-
straszą go swoją władzą, jak Moskala, lecz znajduje vEii
zawsze bierne narzędzie. W służbie wojskowej wieh Bun-
tów umiera , nie mogą bowiem przyzwyczaić się do pokiiw*
żołnierskich, życie zaś w koszarach jest dla nich nienośaŁ
Mickiewicz uważa Mongołów za ideał ślepego posłoszeHtn-
« Mongoł, mówi on, wrodzonym in6t3rnktem zgaduje wyńn^
drugiego i poddaje się jej bezwarunkowo. Maksym* dyscy-
pliny militarnej wyciągnięta z długiego doświadczeni*: «
gdzie tylko znajdzie się dwóch żołnierzy , jeden musi i«k»-
zywać, a drugi słuchać, jest u nich skutkiem skłonności s**
turalnej.))*) Lud z takiem usposobieniem, w ręku dcipow
może być użjrty na zagładę wolności w świecie. Ho^
urobili się na ich podobieństwo i posłuszeństwo stak sc
główną cechą ich charakteru. To podobieństwo ułatwili^
nie się Mongołów z Moskalami, którzy jeszcze dzisiaj zdołu
są do napadów na ludy spokojne i do szarańczowych po^
dów na cywilizacyę.
Do bitwy Buriaci nie są zapaleni, lękają się krwi, ^
ciąż mięso niegotowane jedzą. Tchórzliwi i bojazliwi, t ^
sadzki na słabszego śmiało uderzają , lecz przed większą »,
drżą i korzą się. Fanatyzm obdarza ich tylko mczt^ts*
żądza łupów robi ich krwawymi i okrutnymi, a tylko w*
w gromadzie daje im odwagę wojskową.**)
*) Pisma Adama Mickiewfcta, Tom VI. Rsees o litentane Oa^it^
wykładana w koJegiam fraacuzkiem. Wansawa, 1858 r.
*•) Parszyn, pisarz rosyjski, tak ich charakteryzitje: « Moagalowit H »*
rodem cliytrym, dumnym, bojaźliwym, ludzkim i niedowieną}fty«- **
czynownicy pełząjf przed swoimi naczelnikami , a w obee podwłtfdtTt**
niedostępnymi arystokratami. Dla interesu proch a ziemi b(d| ^''i*'^
a gdy interes odrobią, znać uie chcą swego dobroczyńcy. Mongoł '*^''''\
sobą panuje. Tylko długa obserwacya nauczy odgadywać grf uesncia u
ciemnych obliczach. Chociai zdolni czuć gifboko , praeciei tak nmi^ *
99
Miłość ich rzeczy własnych, ojczystych, daleką jest od
miłości ojczyzny. Lubią swoje stepy dla tego, że ich kar-
mią, na nich tylko żyć pragną, bo gdzieindziej klimat ich
zabija; lecz nie kochają myśli ducha własnego, nie kochają
kraju swojego jako jednostki moralnej , więc nie są narodem
"W wyższem pojęciu tego wyrazu.
Przepisy religijne spełniają szczegółowo, lecz obojętni są
o wzrost i interesa swojej religii. Zabobon czepia się ich
głowy i serca, lecz wiara nie porusza ich ducha. For-
malistami są w praktykach religijnych, lecz obojętnymi
w wierze.
Wola ich jest uporem, a rozum przebiegłością. Pojęć
i dążeń politycznych nie posiadają, a cywilizacyę przyjmują,
zatracając do szczętu swój indywidualizm mongolski. Ruch
cywilizacyjny zastawszy ich na stopniu ludowym, gubi ich
zupełnie. Jeżeli którego z nich oświeci i nauką obdarzy,
jednocześnie zaciera w nim swojskość, język i obyczaj wła-
sny. Jeżeli zaś ten ruch wywabi go z popiołu i brudu jurty
i osadzi w salonie europejskim, zabija go nawet fizycznie.
Zdanie, że czas nasz nie jest czasem tworzenia się narodów,
wielokrotnie potwierdza się. Żaden nowy naród nie utwo-
rzy się w tych czasach. Lud, który nigdy nie miał bytu
polityczno-moralnego, który nie posiada ducha własnego,
wszechstronnie wyrobionego i nie jest całością moralną
w ludzkości, nie podniesie się do wysokości narodu. Szybki
postęp cywilizacyjny, ogronmy ruch idei i ścieranie się na-
rodów, nie dadzą czasu plemieniem na wyrobienie narodo-
wości w p^ni ducha samodzielnego. Epoka nasza ma inne
zadanie. Niepodległość i byt już istniejących narodów, po-
dniesienie ich do znaczenia państwowej podstawy, a dalej
udoskonalenie społeczne i polityczne, ułatwienie i uzacnienie
życia przez rozszerzenie dobrodziejstw religii, nauki, prze-
bie samykae dę, ie trudno doetneds namiętności na ich kawowa skórae.
Ogromnie ambitni, wtisystko gotowi poświęcić dla wyniesienia się lab nagrody.
Gdy prsejeidła dygnitarz, cisną się do jego przedpokoju, aieby potem mogli
powiedzieć w ułusie , io byli i rozmawiali z dygniurzem. p W tym rysie
kałdy dopatrzy moralnego pokrewieństwa z Moskalami; róinią się od nich
tem , łe mają mniej złodziei i zbójców. Lecz Jak i oni są nierzetelni, w han-
dlu osaaici, chciwi na złoto i srebro — słowo dla interesu zawsze łamią.
7*
100
mysłu i handlu, jest w porządku dziennym prac laddcoid
dziewiętnastego wieku. Na tworzenie się z ludów narodów,
na skupianie się i krystalizowanie rodów i plemion w jedsą
całość narodową, były wieki średnie. Buriaci w tych wie-
kach wspólnie z Mongołami światem władali , ale narodea
nie zostali; wątpić więc należy, czy nim dzisiaj zoatana.
Bór sosnowy zasłonił nam widok na grapy jeśdsoór
spieszących na jakąś uroczystość do sąsiedniego ołus.
Słońce zaszło. Nad małenv jeziorkiem w boru chcieliśmy no-
cować, lecz rdzawa w niem woda i gęsty osad na brzegadi
fioletowego i czerwonego koloru , odstręczył nas od tego ci-
chego a powabnego miejsca, przypominającego mi vod|jr
w litewskich borach. Jeziorko to nazywa się Umybej^or,
t. j. zgniłe jezioro. Munka mówił, źe w niem ryby żjć nk
mogą , lecz ptastwa na niem, szczególniej zaś ślicznie npstno-
nych kaczek, wiele pływało.
Za borem na łące obraliśmy miejsce na nocleg. Obok
nas ciągnęła się wazka smuga pola zasianego żytem. Za ł|k|
pod górami kręci się Uda, a nad nią stoi ułua, z którcfo
dochodzą nas krzyki i dźwięki wesołych pieśni. Żytko buj-
nie wyrosłe przyniesie obfity plon gospodarzowi. Od ^Ticr
chnioudińska pierwsze to pole zasiane żytem widziakn.
Buriaci opieszale biorą się do rolnictwa, a pomimo pootocf
i przymusu ze strony władz, w niektórych tylko ohobctA
nad Irkutem i Sielengą , gdzie znają i sztuczne sposób; p^
lewania pól (irrygacya), trudnią się rohiictwem. Hoiyucf
zaś Buriaci nad Udą stale się trzymają dawnego sposobi
życia i do rolnictwa mają odrazę. Rolnictwo wymaga dą/^
i trudnej pracy. Buriat woli nie jeść chleba, albo kopić p
od Moskala, niż pracować w roli. Życie pasterskie nie wy-
maga ciągłej pracy i dozwala, bez obawy co jutro jeść tif
będzie, palić w jurcie ganzę lub spać przez cały dzień, ńt
nie robiąc. Przyjemniejszy więc jest dawny próżniacki Mp^
sób życia, niż nowy rolniczy, pełen kłopotów i znojn.
Zmrok już się zgęszczał. Buriaci pojedynczo lub po hSn
pokazują się na błoniu i śpiewając, jadą do ołusa nad Cd%
w którym, jak mi mówił Munka, niezawodnie być musi we-
sele. Gdyśmy już konie puścili na łąkę i drew na <^giń
101
naznosili, pokazało się, że nie mamy ognia. Habka zamo-
kła, a Manka swojem ładnem, koralami wysadzanem krze*
siwem, nie mógł ognia skrzosać; posłaliśmy więc konno
Ajoszkę do ułasu po ogień. Aj uszka prędko się sprawił.
'Nie długo czekając, zobaczyliśmy go pędzącego galopem
z gorejącą głownią w dłoni. Postać jego oświecona czerwo-
nym płomieniem, wydała się nam podobną do postaci sza-
tana. Rozpaliliśmy ognisko, nad niem zawiesiliśmy kocioł
do herbaty, a siadłszy potem przy ogniu, dowiedzieliśmy się
od Ajuszki, źe w ułusie rzeczywiście odbywa się wesele.
Chłopiec do rodziców dziewczyny, z którą chce się żenić,
posiyła swatów (hudurn); ci umawiają się o cenę dziew-
czyny i odwożą kałym. Za dziewczynę otrzymuje ojciec
pospolicie trzydzieści sztuk bydła; bogaci płacą całemi sta-
danai. Rodzice żeniącego się młodzieńca dają mu i n d ż i ,
to jest weselne podarunki, które ułatwiają mu nabycie
panny. Jeżeli żona z mężem żyć nie chce i uciecze od
niego, tajsza przypomina jej obowiązki małżeńskie chłostą;
jeżeli zaś ucieczka kilka razy powtarza się, ojciec jej obo-
wiązany zwrócić mężowi bydło, a córkę może wydać za in-
nego. Tam gdzie za żonę nie dano kałymu, ucieczka z domu
męża jest rozwodem i daje jej prawo wyjść za innego. Ko-
rzystają z tego Buriatki; znałem jedne, która miała ośmiu
żyjących mężów. Łatwość w obcowaniu z kobiatami, nie-
dbanie o wierność małżeńską, bardzo strasznie rozMerza
zaszczepiony przez Moskali sifilizm. W wielu jurtach nie
tylko rodziców, ale wszystkie dzieci widziałem osypane kro
stami wenerycznemi.
W dzień wesela pan młody przyjeżdża w orszaku przy-
jaciół do jurty narzeczonej swojej. Dziewczyna nie poka-
zuje się, a goście przez całą noc ucztują: piją araki, jedzą
baraninę, śpiewają i tańczą. Taniec ich nazywa się nad on.
Stojąc naprzeciw siebie, trzymają się za ręce, a krzycząc
i śpiewając, przebierają nogami na krzyż, tak, że prawa
noga dotyka prawej nogi, a lewa lewej nogi kobiety. Za-
bawa trwa przez całą noc. Nazajutrz matka wyprowadza za-
krytą pannę młodą i odkrywszy jej zasłonę, oddaje ją mło-
dzieńcowi. Państwo młodzi oddają potem według staroży-
102
Łnego obyczaju cześć i ofiarę ogniowi i rasem z gośćmi od-
jeżdżają do mieszkania pana młodego, gdzie zaraz po pny-
byciu, panna młoda rzuca kawałki mięsa na ogień, pod ściasj
i przez otwór u góry, którsrm wychodzi dym z jurty. "We-
sele kończy się na fecie i pląsach. W Mongolii i w Buriacp'
podczas ofiar składanych przez nowożeńców ogniowi, odm-
wiają następującą modlitwę*): « Królowo ognia, matko Cł.
z wiązu urodzona, rosnącego na wierzchołkach gór Haofaj-
hanu i Burchatuhanu 1 Początek twój sięga chwili oddziele-
nia się ziemi od nieba; powstałaś ze stopy matki Eti^fs
i zrobiono cię królem dobrych duchów! Matko Ut! ojckc
twój: twarda stal, matka: krzemień, a przodki: wi|n>ve
drzewa; blask twój dochodzi do nieba i przenika cilą
ziemię I
Ogień skrzesany przez mieszkańca nieba (Czingrisa), a n-
palony przez królowę Ułuken (matkę Czingisa) ! Bogini U:,
składamy ci na ofiarę żółte masło i białego z i^tą g)o«)
barana 1 Tyl która masz dzielnego syna, śliczną synonf
i piękną córkę — tobie matko Ut, patrzącej w górę, ofiars-
jemy wino czarkami, a sadło garściami 1 Daj szczęście kr^
wieżowi (tak nazywają pana młodego), królewnie (pam
młoda) i całemu narodowi. Cześć ci dajemy I »
Są okolice, w których jest zwyczaj, że nie matka oddaje
córkę panu młodemu, ale ten ją sam porywa i u wozi do
domu, gdzie wesele się odbywa. W innych znowuż okoli-
cach, mianowicie nad Czikojem, Huduru (swat) odwiosłsr
kałym ojcu, zabiera pannę młodą, okrywa ją białą zasioai
i w orszaku gości wiezie do pana młodego, który z swif
jurty nie wydala się, i tu dopiero odbywa się ceremow
przy ogniu i owe rzucanie mięsa. Tu i owdzie istnieje itaf-
dzy Buriatami dziwny zwyczaj, że pierwszą noc po wesdn.
żona (byrygawacz) nie z mężem (nuturni) spędza, ale i db-
wnym kochankiem, jeżeli go miała, albo też z jakimkohnek
kawalerem na wesele zaproszonym, a potem dopiero obcoje
z mężem.
Buriat może mieć stosownie do zamożności kilka st^et
*) CcernąJB wiera. D. Bancarowa. Kasaft 1846, str. 37.
103
ioUf lecz bieda utrzymuje jeduoieństwo. Takich, którzy
mają po kilka żon, nie wielu jest między nimi. Żona wię-
oej pracować musi od męża. Ona szyje suknie, wyszywa je,
robi wojłoki, wyrabia skóry, kręci linki z końskiej szersci,
z żyl robi nici, gotuje, doi krowy, dozoruje w domu i wy-
chowige dzieci. Mąź pilnuje stada, zakupuje potrzebne do
domu rzeczy, lub sprzedaje, buduje jurty, robi siodła, łuki
i metalowe ozdoby uprzęży, które każdy w swoim kowalskim
przenośnym piecyku wykończa.
Małżeństwa kojarzą się w młodym wieku i tej okoliczno-
ści przypisać należy prędką utratę wdzięków młodości. Ko-
bieta trzydziestoletnia ma już twarz pomarszczoną , ciało wy-
schłe, obwisłe i pozór starej baby. Mężczyźni także staro
wyglądają; nigdy nie mogłem zgadnąć lat Buriata. Organi-
sacya słaba do pracy ; wielka śmiertelność dzieci wytłumaczyć
się daje klimatem surowym, ale i wczesnem żenieniem się.
Drugą żonę nazywają baga-kgerkgen. Po śmierci męża
nrolno jej jest wyjść za mąż za syna jego z pierwszej żony.
Dłago siedzieliśmy przy ognisku , piliśmy herbatę, słuchali
&JQ8zki i śpiewów z ułusu. Już przyzwyczaiłem się do tego
iposobu źyćia i podobają się mi te popasy i noclegi w polu.
Myśl nie zamknięta ścianami, zawsze jest świeżą i bujniejszą,
i wrażenia obficiej udzielają się sercu. Głównie jednak
lodobała się mi prostota i swoboda koczowniczego życia.
Księżyc już wypłynął na ciemny strop nieba, gdyśmy spać
^szlL Zanim się obudzą moi towarzysze, opiszę ich fizyo-
lomie. Ajuszka jest jeszcze młody chłopak, wesoły i uprzejmy.
Twarz mapłasko-kwadratową, cerę ciemną, wyraz fizyonomii
iobry i przyjemny. Między swoimi uchodzić może za pię-
mego mężczyznę. Warkocz elegancko spleciony, ubiór sta-
'anny i czysty, dobrze go zaleca. Po moskiewsku mówi nie
ile i jest moim tłumaczem. Munka ma lat trzydzieści, wy-
gląda zaś na pięćdziesięcioletniego mężczyznę. Twarz bardzo
niada, brzydka i brudna, usta ogromne, nos mocno spła-
zczony. Brakuje mu kilku zębów, które mu przed kilku
aty wybił koń na wpół dziki. Warkocz jego przed rokiem
pleciony, zakurzony i brudny, jest mieszkaniem białych
iwierzątek, które u nas żartobliwie nazywają egipskiemi
104
barankami. Ubiór zasmarowany i podarty, robi jesaae
odraźliw8z% jego figurę. Po moBkiewsku nie umie , a xe m%
rozmawia za pomocą migów. Ja takie migami ran odpom-
dam i kilkunastu buhackiemmi wyrazami , których się w dra-
dze nauczyłem.
Obudziliśmy się, gdy już słońce było wysoko i zaraz wy-
jechaliśmy. Dzień był gorący, ranne mgły szybko znikh,
a widok mieliśmy na góry i ułusy, gęsto w dolinie roan-
dzone. Na szczytach kilku gór wznoszą się -o bony, ktśte
także nazywają ombonamL
O bon jest to buda z tyczek jodłowych w formę otftn-
kręgn ułożonych. W środku budy stoi słup, na ktai?B
w czasie igrzysk lamowie stawiają burhanów. Wyraz obaa
znaczy kupa, bo z daleka ma pozór kupy ostrokr^ u w ^
Obony na górach bezleśnych widnieją na widnokręgu, jik
mogiły starożytne; charakteryzują one krainę Biiriatófv.
Pejzażysta malujący tutejszą naturę, nie może go pomisąr.
Nieprzerwany ciąg dolin i samotnych wądołów, pasma ms-
rozplatane gór, drobne jurty, liczne stada i obon na gont,
jako jedyny znak i nietrwała pamiątka myśli o Bogu tató-
szych ludzi, wpadają w oczy jako szczególne cechy bom*
ckiego krajobrazu. Pejzaż ten pod niebem posianem białeai
obłokami, pociągnięty niebiesko^zarawą mgłą, nosi w ukk
wyrażenie niepewnej tęsknoty i smutku nieokreślonego.
Wiara powszechna w duchy miejscowe, które wpływiją
na roślinność, zwierzęta i ludzi pewnych miejscowości, diła
początek obonom, które w czasach klęsk i nieurodzaju
szą na cześć tychże duchów. Obony są zabytkiem
zmu. Lamowie, którzy godzą wiarę Buddy z ofanądkuB
starej wiary, zachowali obony, lecz nadali obrządkom pny
nich odprawianym charakter nowej religii. Miejsce, na któ>
rem ma stanąć obon, poświęca lama świętą wodą raszisB.
Poczem wkopują w ziemię broń, stare zbroje, jako to:
hełmy i pancerze, talerzyk miedziany zwany sugnsoS
z srebmemi pieniędzmi, różne ubiory, jedzenia, lekarstwa
i naczynia. To wszystko zasypują węglem i ziemią, a na j(j
*) w Sugusu składąjf ofiary pned bnf banami.
105
powierzchni okładają kamienie w kształt krzyża, którego
jedno ramię wskazuje na stronę między północą a wschodem,
drugie ramię na stronę między wschodem a południem,
trzecie mi)gdzy południem a zachodem , czwarte zaś na stronę
między zachodem a północą. Na około tych kamieni sta-
wiają tyczki, które wierzchołkami opierają się o siebie
i tworzą takim sposobem okrągłą budę z otworem z jednej
strony. Obon, właściwiej rzecz skreślając, jest kaplicą bu-
ńacką, przy której corocznie odbywają się wyścigi konne
i igrzyska.
Niektóre obony poświęcone złośliwemu bóstwu Lusud,
panigącemu nad wodami, zowią się także łnsnd. Stawiają
je blizko wody i modlą się przy nim o łaskę i proszą, ażeby
ludziom i wszystkiemu, co ich otacza, nie szkodził.
W mongolskich książkach lamy Wadżradara Mergen
Dian czy, p. t.: «0 obrządkach i modlitwach przy obonachw
i o « Wystawianiu obonów»*) powiedziano, że po zakopaniu
różnych pamiątek i zrobieniu usypiska, sadzą na niem drzewa
i stawiają ptaka gar u de, albo też według starego zwyczaju
wtykają w nie łuk, strzały, kopię i miecz. Na około wiel-
Jciego usypiska robią dwanaście małych, a wszystkie są sym-
bolem świata według pojęć Buddaistów. Środkowe usypisko
przedstawia górę Sumer, a inne przedstawiają dwanaście
dwipów czyli części świata. Każde usypisko przystrajają
figurami zwierząt i ptaków, a na kamieniach napisane są ró-
żne modlitwy. Zamiast krwawych ofiar Szamanów, ofiarują
Buddaiści owoce, zboże, mleko, wino, i t. p. Modlą się nie
tylko do ducha obonu, lecz i do duchów miejsc sławnych
pomiędzy Buddaistami, jako to: Magady, Bu dały,
Udiany, Szambały, Hridrakuty, Tybetu i całej Mon-
golii. Pomiędzy Buriatami stawiają obony w sposób wyżej
opisany. Opisaliśmy już także wyścigi konne Szamanów-Bu-
riatów przy nich odbywane; teraz opiszemy uroczystości wy-
ścigowe u Buddaistów -Buriat ów.
W dzień święta obon obkładają nowemi tyczkami, lamo-
wie poświęcają go i modląc się przy dźwięku trąb, muszli
*) CzernAja wiera. D. Bansarowa. Str. 27 i 28.
106
i kotłów. Po tern nabożeństwie następuje pod górą nofe
mężczyźni siadają w jednem kółku, kobiet j w dnfn
Pierwsze miejsca na wojłokach lub poduszkach zajmuj) »
mowie i urzędnicy. Przed nimi na małych stolikach lib ń
na korze brzozowej zamiast obrusa, stawiają ngotomzeb-
ranie głowy i araki. Lamowie l^ogosławią pokarm, pooa
następuje uczta, na którą mięsa i wódki dostarczają ah^
Kto nie dostawi mięsa , płaci karę pieniędzmi , których ttpt
oddają lamom za nabożeństwo, a resztę ofiarują zwyó^am
wyścigowym i szermierzom. Obecni na uczcie robią Bii|
składkę na tenże sam cel. Każdy ułus prócz mif sa obonf-
zany jest wysłać kilka koni na wyścigi.
W ludniejszych miejscowościach czasem sto koni ^ ^
razu do mety , do której przestrzeń kilka albo tez i doaitc
wiorst wynosi. Widok goniących się i przeicigającyck ▼»-
kiej liczbie Buriatów pełen jest życia i malowniczośd Kfl>^
który dobiegł pierwszy do mety i za nim kilka 'wsf^
z kolei, przyprowadzają przed łamów. Ci siidiją ■
nie i czytają albo mówią pochwały tak koni jtk i <^
właścicieli, i dają ostatnim nagrody, które nie hf^
znaczne; ci, co na ostatku przybiegli, otrzymują tjlkof*
kilka groszy. O mowach pochwalnych nabiorą ojtehicf
wyobrażenia z mowy, którą tu w tłumaczeniu podąjesr'*^
tt Wieczny pokój niechaj panuje na świecie, mówi ita^
Wyznawcy buddajskiej wiary, błyszczącej jak słońce, ■«■>?
do was w imieniu Zonbacha (bóstwo) , który utrzymoje i^
i władzą obdarza! Wielmożni panowie i panie, do «ai*^
wię i wam oznajmiam , że stale i mocno jak skała atnn*-
jecie prawa i wypełniacie ukazy naszego cara, a wołasz
obdarzyła was większemi niż innych łaskami! Panowie ic>r
dnicy, pochodzący z carskiej krwi i z książęcego rodi ^
źniczki, do was wszystkich się odzywam, słuchajcie! Fb^
wami błyszczy niebieska jasność najwyższej świecy! ni^
kolorowa świeca potomstwa! przed wami kwitnie )^
szczęśliwości: wieczna i niezmienna religia! Miesbi?
wschodnich okolic Bajkalskiego morza, wyznający swoboi*
*) Obon p. Dawydowa w Zapiskach Sibirtkaho Oddi«łA.
107
na tym złotym świecie buddajską wiarę, przynieślicie ofiary
miejscowości na górze Egolenhan (obłok car)! Z bogatej
czarnej góry od wschodniej strony płynie w zachodnią stronę
obfite i czyste źródło. Obon podniósł się i stoi jak zam-
knięty kwiat lotosu ! Przy dziękczynieniach i ofiarach na Są-
dnym Rabża (nazwisko obonu), stojąc na wierzchołku wyso-
kiej i białej skały, prosiliście o pomyślność i szczęście 1
Mówię wam o wierzchowcu , który pierwszy dobiegł do mety,
donoszę wam o wielkiej sile stepowego konia!
Wiadomość o ludach mieszkających nad Bajkałem i w Za-
bajkalu, a wyznających religię mongoło-buriacką, podał
z rozkazu Jego Wysokości cara pan jenerał-gubemator wscho-
dniej Syberyi, a prawdziwość tej wiadomości stwierdził swoją
pieczęcią bohater biały car i potwierdził drugą pieczęcią
Ban-czin-dałaj łama gaszi. W północnej okolicy przy świą-
tyni Ribo Guzi Gaidan (nazwisko onińskiego kościoła), pod
władzą głównego Bandina-Hamby : Iszy Zamsujewa, osiadł
pan zaaak-lama (godność duchowna) Namźił Gałdanów, nie-
skończenie litościwy, nieograniczenie miłosierny, mądry
i znający pismo święte oraz szesnaście wielkich prawd zło-
tego Haniura. Oto jest jego nigdy nie zmęczony, ulubiony,
dzielny i piękny koń stepowy ! Podczas każdej uczty, zawsze
w przyszłości pierwszy dobiegaj do mety i niechaj cię chwalą
tysiące ludzi! Koniu ze sławnemi i długiemi uszami, z że-
laznem! kopytami i z zębami z lanego srebra, pierwszym bądź
w wyścigach i w pochwałach ! Koniu z kopytami stalowemi
i z zębami ze srebra kutego , biegnij i deptaj wrogów i okry-
waj kurzem swoich nieprzyjaciół! Gdy pobiegniesz środkiem
ważkiej doliny , zmiataj kurzawę z okolicznych pagórków 1
Bądź tak bystrym jak proch zapalony! bądź szybkim jak
strzała z łuku .puszczona! bądź jasnym jak czyste niebo
i światłym jak wygładzone toli!*) Przestrzeń, którą prze-
biegłeś, jest górzysta i długa, słup, do którego dążyłeś, jest
z czerwonego cyprysu! Biegniesz z własnej ochoty bez po-
pędzania i rozpędzasz złych duchów! Siłą i bystrość twoja
jest taka, jakiej tylko ludzie żądać mogą. Mieszkasz nad
*) Toli Jest to micdtłaDy kr^g używany do naboieństwa prs«z Buddaistów
108
zimnem źródłem na dziedzińca z sinego kamienia, pija
wodę z czarnego źródła na skalistym dziedzińca! Syna b-
sztanowatego ogiera, źrebię kasztanowatej Uacsy! jtśa
najlepszym pomiędzy nieznuźonymi biegunami! O zsfi^
ztotA goleń (ajal zagaj ałtan szagaj!) jesteś rze<33fwi9C3e ś^
zmordowany bieganin
Po wyścigach występują przed pabliczność szermiene.
którzy dotychczas na boku w drugim rzędzie parami ńt-
dzieli. Szermierze łono maj% zakryte, zresztą są obaażeai
Przed bitwą podchodzą do lamy, który ich błogosławią d^
każdemu porcyę araki i pryska im w oczy tym mpo^
Przeciwnicy obejmują się w pasie, usiłując wzajemnie pow»-
lić się: biją się kułakami, drapią paznokciami, a£ vrenae
jeden zwyciężony, pada, a zwycięzca przy powsseda^
wesołości i pochwałach publiczności , z podrapanemi i a-
krwawionemi plecami, odbiera powtórne błogosłuwieńst^s
lamy i nagrodę.
Rycerskie te zabawy pochodzą z lepszych czasów MougcS
i one to wychowały spokojny i tchórzliwy naród na wojoro-
ków i łupieżców świata. Przy każdej świątyni odbywają ń^ po-
dobne zabawy. Dzień zapasów jest wielkiem świętem, a^j*
weselszym dniem w roku, dniem, w którym cała ichsistitM
i pusta kraina ożywia się i nap^ia ludźmi. Wszyscy d|i|
wówczas do obonów , a tutaj rozgrzawszy krew wódką, x aa-
miętnością przypatrują się zapasom, a w wyścigach pnm
wszyscy biorą udział.
Obejrzałem na wysokiej górze stojący obon, zkąd »
ogromną przestrzeń wspaniały odkrywa się widok, a tsam-
jąc się z góry wraz z kamieniami, które nogi moje pon-
szały, powróciłem do oczekującego na mnie Ajuszki, któft
chcąc dognaó Munkę i dwa inne wózki, pędzfi i krsjcp^'
szi! szil sszil sszil na kłusem biegnące konie. Sz^iik*
mijaliśmy góry porosłe macierzanką i doliny kwieciste h-
sikoniki skaczą i furczą w powietrzu.
Przed południem jeszcze dognał nas orszak weselny, a a*
krzyczawszy: «mynde! myndelo zostawił nas za sobąi^Bsgo
pstrzył się na drodze , zanim zniknął za górą. Orszak ta
jechał z ułusu, w sąsiedztwie którego nocowaliśmy, do ałasi
109
pana młodego. Na arbie siedziała młoda para. On — pny-
8tojny a bystrego wzroku młodzieniec, objąwszy praw% ręką
swoją zonę, szepti^ jej coś do ucha; ona głowę w dół spu-
ściła i twarz r§k% zakryła. Gdy Aj uszka ich powitał, odsło-
niła twarz wcale piękną, a spojrzawszy na nas, znowuż ręką
się zakryła. Ubiór miała świetny i bogaty. Buddygył z lśnią-
cego się manszęstru, oszyty jedwabnemi i adamaszkowemi
pasami; na nim ciasny kaftan czerwonemi taśmami oszyty,
na szyi kilka jakby złotych łańcuchów, na piersiach zaś wi-
siał duży srebrny medal w koralowej oprawie. Hiho za
uszami i warkocze obciążone były świecidełkami. Twarz jej
oblana była rumieńcem, a oczy małe i ukośne, rzucały na-
miętnością zamącone spojrzenia. Pan młody również był
strojnie ubrany w manszestry i jedwabie, warkocz miał
długi, a małachaj na głowie bardzo elegancki. W około
arby młodych jechało konno kilkanaście kobiet i ze trzydzie-
stu mężczyzn, a wszyscy byli w świątecznych strojach, roz-
grzani nocną zabawą, wesoło pokrzykiwali i śpiewali.
Prócz ułusów, podróżny napotyka tutaj stacye pocztowe,
przy których kilka chałup i domków zamieszkałych przez
osiedleńców, są punktami szerzącymi moskiewską ludność
pomiędzy Buriatami. Obok stacyi pocztowej jest zawsze
i etap. Więzienie etapowe otoczone ostrokołem, stoi przy
drodze, a partya aresztantów w kajdanach dochodzi do
niego, w którem przenocowawszy, wyruszy dalej. W partyi
jak zawsze, są polityczni polscy wygnańcy, których Mikołaj
niżej postawił od zbrodniarzy. Od Wierchnioudińska minę-
liśmy już kilka więzień etapowych. W żadnem państwie na
świecie nie ma tyle więzień, co w moskiewskiem !
Od etapu zwróciliśmy się na lewo na mały pagórek, za
którym nad jeziorkiem Eołpinne, popasaliśmy kilka godzin.
Ledwo rozłożyliśmy ognisko, nadjechał na wózku jakiś po*
bożny Buriat. Na piersiach miał medalionik z wyobrażeniem
nieznanego mi bóstwa, a |w ręku trzymał różaniec, którego
paciorki, modląc się ciągle w drodze, przerzucał. Medalio-
niki i różańce w powszechnem są użyciu u Buddaistów. Nie
wiadomo mi, czy chrześcianie wzięli je od Buddaistów, czy
110
tei ci ostatni od pierwszych. Dnigie przypnszcmiie li^
się byó prawdopodobniejszem.
Prócz medalioników i różańców mają Buddaiad poMi
do katolickich infały i oniaty. Zdaje się, ze zaprowidnfii
n nich liczni sekciarze chrześciańscy, szczególniej Kestsf*
nie , którzy w pierwszych wiekach po Chrystusie rozesdi ą
po całej Azyi, a szczególniej po Chinach; osiadali i yI^
becie.
Fizyonomia dopiero co przybyłego Bariata blada, smioą
przypominała twarze ascetów. Był to jednak pomimo swt
jej pobożnej miny człowiek światowy i gadała. Pocn^«»
łem go herbatą, a przy herbacie skierowałem ronn©"? *>
Dalaj lamy. «Dalaj lama, mówił gość mój, jest meoBitf'
teiny i nietykalny. Już kilka monarchów asiłowało ałiB
jego osobę i ziemię. Na wojska jednego, co jni mgśj^
Tybetu, piLŚcił ogień, który ich spalił i w popiół aairf
kraj z którego pochodzilL Innego króla , co także bijm^
Tybet, zalał wodą wraz z wojskami; woda jak morze wA
wystąpiła na ziemię i kraj niepoboinego króla zalała. ^
do niego ze złemi zamiarami przystąpić nie moie i nikt ^
nigdy nie pokona. » Nie wiedział mój gość, że Dabjh*
w przeszłym wieku pomimo takiej wszechmocaoki ^m
podwładnym cesarza chińskiego.
O pielgrzymowania Buriatów do Lassy, rezydencji P"ł
lamy w Tybecie, która jest tem dla Buddaistów, cze» j^
Rzym dla chrześcian, mówił mi gość mój, co następ^
« Podróż do Tybetu długa jest i niebezpieczna. Ogro**
góry i wielkie pustynie trzeba przebywać, gdzie Iwlń »
ma, a jeżeli są, to opryskliwi, niemiłosierni, nawet drtf
podróżnemu nie chcą wskazać. Potrzeba dożo pioiH?
i odwagi , kto chce się udać do Tybetu. Przytem rtą^ >*
nie pozwala na takie pielgrzymki, a chiński rząd nie pf*
puszcza w głąb swego państwa. Są wprawdzie ponńt^
nami tacy bohaterowie, co byli w Tybecie, ale je?tichłi^
dzo mało.))
My tu dodamy, że w ogóle, wpływ Dalaj lamy na Bni^
tów i Mongołów pod berłem moskiewskiem zostają cjdu j*
żaden albo bardzo mały. Oddzieleni granicami państw ii>*
111
knictych w sobie, narodami podejrzliwymi i ogromnemi
przestrzeniami, nie mogą się z sobą komunikować. Rząd
moskiewski krzywo patrzy na wpływ Dalaj lamy, wychodząc
z poglądu, ie Buriaci nie zasilani dachem i nie utwierdzani
kontrolą i rozkazami głowy swojej religu, odcięci i zosta-
wieni sami sobie, prędzej ulegną wpływowi panującego
w Moskwie kościoła. Zdarza się jednak, jak mnie o tern
zapewniano, że do Buriatów przybywają lamowie z Tybetu,
a właściwie od Kutuchty, który mieszka w Mongolii i znosi
się z Dalaj lamą. Tak rzadkich a drogich gości Buriaci
ukrywają pomiędzy sobą troskliwie, płacą im dużo, pielę-
gnują i dogadzają z wielką starannością. Wysyłają też
tajemnie swoich łamów na naukę do Mongolii, którzy zno-
wuź przed władzami chińskiemi ukrywać się muszą. Wraca-
jący ztamtąd, jest bardzo szanowany i posiada wielką po-
wagę i wziętość między swoimi.
Ograniczone i tak bardzo ścieśnione stosunki z wyższą
hierarchią, która przebywa za granicami Syberyi, nie wywo-
łuje przecież niezadowolienia Buriatów przeciw rządowi mo-
skiewskiemu. Owszem są oni zadowoleni ze swego położe-
nia i rząd znajduje pomiędzy nimi emisaryuszów, których
wysyła do Mongolii w celu propagowania tam sympatyi dla
Moskwy.
Księgi święte pisane w języku tybeckim, sprowadzają
Buriaci z Mongolii lub z Chin. Burhanów, medalioniki
i różne aparata kościelne, także tam nabywają za drogie
pieniądze i przewożą drogą kontrabandy. Przed kilkunastu
laty oficer moskiewski Rozgildiejew, odprowadzając missyę
rosyjską do Pekinu , przywiózł ztamtąd wiele ksiąg tybeckich
i burhanów, i takowe sprzedawał Buriatom za 10,000 rs.
Archirej irkucki Nił, fanatyk i despota, oskarżył oficera przed
władzą i pociągnął go za to do odpowiedzialności, wycho-
dząc z zasady, że sprowadzanie ksiąg tybeckich, oświecając
Buriatów w wierze Buddy, przyczynić się może do oporu
^ Pi^yjęciu prawosławia. Rząd jednak na ten raz uwolnił
oficera od odpowiedzialności i skargę archireja zostawił bez
skutku.
Pobożny Buriat napiwszy się do syta herbaty, skończył
112
zajmnj%c% rozmowę, pożegnał nas i odjeclial. Resztę po-
pasa spędziłem na spisywaniu słowniczka mongolskich iryn-
zów, potrzebnych mi w codziennych stosunkach zBuristm
Ajuszka dyktuje mi wyrazy i tłumaczy na moskiewski jęiji
Język Buriatów w wymawianiu jest gruby i twardy. SpS-
głoski h, g, k, ł, prawie w każdym wyrazie słyszeć się dają;
łatwy jest jednak ich język, do nauczenia się, a moskieirecj
chłopi między nimi mieszkający, łatwiej i lepiej nim mówią,
niż swoim ojczystym językiem. Pomiędzy Buriatami naj*
czyściej mówi% po mongolsku plemiona Khałkasów i Sides-
gińskie, to jest na chińskiej granicy mieszkający: Ataganc^
wie, Songoły, Sartałowie i Tabangutowie. Horyńcyjużmn^j
dobrze mówią po mongolska. Dyalekt tonkińskich i niiac*
udińskich Buriatów jeszcze więcej zaprnszony jest obcym
wyrazami ! Buriaci zaś na północy Bajkału i koło ŁeDj mi^
szkający, wiele tatarskich wyrazów wcielili do swego j^zji^
Gramatykę języka buriackiego napisał Kastren, Szwed, rodess
z Finlandyi, znakomity filolog, p. Ł: «Ver8uch einer bona*
tischen Sprachlehre».
Od słownika oderwał moją uwagę ślepy chłopiec pod^^
rający się kijem. Szedł drogą dosyć prędko, a usłyszansy
rozmowę, zwrócił się ku nam. Posadziliśmy go koło ogm- .
ska i dowiedzieliśmy się, źe idzie do wsi Kluczy, połoionc
za Jabłonowemi górami, od której go dzieli jeszcze mil kil-
kadziesiąt. W tej wsi urodził się : w pien;i'6zym roku iycii
oślepiła go ospa. Dzisiaj ma lat 21. Ślubował odbyć piel-
grzymkę do grobu ś. Inocentego w Irkucku i z domu wj*
szedł z towarzyszem, który nim opiekował się i prowadsl
W powrocie z Irkucka, już za Bajkałem, towarzysz niego-
dziwie porzucił go i biedny ten chłopiec niewidomy, t^ai'
szony jest sam jeden odbywać dalszą podróż. Chociał nie
ma przewodnika, nie zbacza z drogi i nie błądzi; idzie ha
obawia i stąpaniem poznaje kierunek drogi.
Wziąwszy z sobą ślepego chłopca, wjechaliśmy ao^
w dolinę Udy. Góry tutaj spłaszczyły się. Po zadiodoe
słońca świecą na niebie ufarbowane obłoki, a po goncie
błądzą jeszcze czerwone promienie. Słońce wkrótce je ści^'
gnęło i wnet wszystko pociemniało. Na niebie pokaaat n(
113
ksi^yc lekko zarumieniony jak twarz więźnia, który ode-
tchnął wolnem i świeżem powietrzem. Wrażenie tego prze-
ślicznego wieczora przypomniało mi wyrazy wyśpiewane
w pobratymczej ziemi Łużyczan sercem tęskniącem do oj-
czyzny, w podobny wieczór do dzisiejszego:
Ach I kiedyi mi będzie dano
UJneć cichy nocy wschód —
I Itsiciyca twan rumiana
w pneśrocsy ojetystych wód.
Serca ból w Wiśle snyć
I s Jej fal spokój pić i*)
Nocowaliśmy pod gór%. Nazajutrz od stacyi Kule zwró-
ciliśmy znowu na lewo i przejechawszy pasmo pagórków
ustrojonych obonem, wjechaliśmy w dolinę rzeki Ony.**)
Dolina jej zamieszkała jest przez Buriatów; szerokie błonia
dostarczają dosyć paszy dla ich stad. Widoki nad Oną,
szczególniej przy ujściu, są malownicze. Na łąkach pasie się
Bydło, czernią się utusy, więzienie i stacya pocztowa; dalej
zaś wznosi się budynek Dumy, a za nią wyniosłe pasmo
i głęboka dolina rzeki Kudanu, z lewej strony wpadająca
do Udy. Strumyk Zyrgilej przejechaliśmy w bród, przez
Gnę zaś wazką i bystrą przeprawiliśmy się na promie.
Przewoźnicy nasi byli prawie nadzy, w biodrach tylko
przepasani. Przewodnik ich, stary już człowiek, ciało miał
czarniawe, spiczastą czaszkę i malutkie oczy. Surowa jego
fizyonomia nasuwała wyobrażenie * Charona. Ponury i zło-
śliwy jak tamten , wymyślał nieustannie na przeprawiających.
I do mnie przemówił opryskliwym głosem, lecz nie zrozu-
miałem jego mowy i zostawiłem ją bez odpowiedzi. Na tam-
tej stronie Ony, każdy za swoją duszę oddawał mu mały
pieniążek, lecz buriacki Charon nie zadowolnił się datkiem
i znowuż wykrzyczał wszystkich, szczególniej zaś Munkę^
Uspokoiliśmy go dodatkiem kilku kopiejek.
*) Wierss Romana Zmorskiego.
**) Źródła Ony snajduj^ się w górach, które od pasma Oriaśnego prse-
eiągn^y si^ na sachód. Ona płynie s północy na południe i pod HoryAak%
Duną wpada % prawego bnegu do Udy.
GiŁLBB, Opisanie. III. 8
114
Popasaliśmy -w Onińnkim i:^asie, którego jurt; Toaw^
się wzdłuż rzeczki na znacznej przestizenL Lnd&e gfib
roili się po ułosie. Tam kilka Bnriatów nagich p)a«ik> b-
nie, owdzie za jurtą, stary jej gospodarz zarzynał łwiii:
gdzie indziej siodłano konie lub je zaprzęgano do iib:
dwóch zaś łamów w żółtych sukniach, z różańcami w rgbci
bosi, poważnie przechadzali się po wsi, a dzieci tłosteia-
morusane, po łące biegały i zanurzały się w kałnach-
Oniński ułus jest stolicą Horyńskiej Ordy, która odh-
błonowych gór do Sielengri siadła w dolinach rzek^pi^
do Udy i Chiłoka; składa się z 14 rodów. Liczba ludnois
tej ordy dochodzi do 40,000 osób.
Roku 1648 kozacy zmusili do płacenia jesaku 160 ten*"
ków horyóskich, którzy do kassy Nerczyńskiego wojewód«t«*)
płacili po 20 kop. sr. od osoby. Tegoż roku czarne cbB?-
gwie horyńskie odesłali Moskale pod straż do ItancyńAi^
ostrogu i jedenastu chłopców amanatów (zaliładnikóti d
jedenastu rodów horyóskich. Roku 1703 dnia 2 marca V
szedł reskrypt na imię zajsana Gi^uckiego rodu Badana D^
rakiewa, którym Moskale pozwolili Horyócom koczowłc f»
ich stepie Kudaryńskim i nad rzekami Sielengą, Itanci, i»ir
Tugną, Chiłokiem, Oną (An%), Kudarą i Kurbą. Boka 1|<?
dnia 3. marca wydały irkuckie władze reskryt na imif dw
tajszy: Rinczyna Szodojewa i Ołbori Dasziewa, poawalą^
im koczować od Bajkału aż do chińskich granic. RokalłU
Moskale urządzili pomiędzy nimi wojenne essanlstwa. w*"
1727 car Piotr II. ofiaroi^ał im jedenaście chor^gwL BfiM
1747 nad Oną założono kantor rządzący, z którego pow**
później stepowa duma. Roku 1777 senat pozwolił Hoiyńcea
sprzedawać do Chin w Kiachcie konie i bydło. Boku loS
car Mikołaj I. przysłał im 14 nowych chorągwi.
Prawa, którym Buriaci podlegają, są mieszaniną ichokj-
czajowego prawa z prawem pisanem, moskiewskiem. Hw
ich oddzielone są od gmin chrzesciaóskich, a władie **
nimi oddawane są Buriatom.
Horda czyli plemię, dzieli się na rody. Naczelnik**
* Syberya dsieliU się dawniej na województwa, jak teru m
115
rodu jest Tohołoj. TJrz%d jego odpowiada urzędowi na-
szego sołtysa we wsi. Tohołoj zbiera podatki, naznaczą
podwody, s^dzi polubownie małe sprawy; ma prawo karać
przestępców porządku policyjnego ; sam zaś przez czas swego
urzędowania uwolniony jest od kary cielesnej. Tohołoja
wybierają na trzy lata; najczęściej obierają członków jednej
rodziny.
Kilka połączonych rodów stanowi gminę (rodowa uprawa),
nad którą władzę ma Z aj san. Zajsan wybierany jest przez
ludność g^iny, według tychże samych prawideł, co i tohołoj.
Kancelarya jego składa się z jednego pisarza.
Kilka gmin stanowi jednąf hordę, którą zarządza Duma
stepowa. Duma jest instytucyą administracyjno -sądowo-
policyjną. Sądową władzę posiada w zakresie spraw cywil-
nych i policyjnych, sprawy zaś kryminalne odsyła do sądów
kryminalnych moskiewskich. Do kategoryi kryminalnych
spraw należą: bunt, pędzenie wódki ze zboża, morderstwo,
rabunek i fałszerstwo. Jeżeli Buriat popełni występek, na-
leżący do jednej z tych kategoryi, natychmiast władze mo-
skiewskie zjeżdżają na śledztwo, osadzają winnego w więzie-
niu i sądzą według swojego kodeksu. Za inne zaś prze-
stępstwa, jako to: złodziejstwa, skaleczenia, oszustwa, i t. p.,
pociągają Buriatów do sądów moskiewskich w takim tylko
razie, jeżeli występek popełniony został na territoryum za-
mieszkanym przez Moskali. W przeciwnym razie tohołoj,
zajsan , a czasami tajśza , sądzi sprawę i wydaje ustny wyrok.
W tych sądach nie trzymają się litery prawa pisanego, bo
go nie znają, ale sądzą według sumienia albo zwyczaju;
w każdym więc rodzie jedno i to samo przestępstwo inaczej
bywa karane. W sprawach cywilnych duma wydaje wyroki
w sporach zaszłych tylko pomiędzy Buriatami. Od wy-
roków dumy wolno jest założyć apelacyę do sądów mo-
skiewskich.
Duma jest zależną- od ziemskiego sądu , lecz warunki tej
zależności są w prawie bardzo ciemno określone. W niektó-
rych razach powaga dumy jest prawie równą powadze sądu
ziemskiego, lecz w ogóle jest podległą jego władzy. Prezy-
dentem dumy stepowej jest taj sza. Tajszę wybierają,
8*
116
ft gubernator zatwierdza go na nrzędzie i moie go zmcś.
z arzędu, kiedy mu się podoba. Władza tajazy jest dożj-
wotnią, lecz nie dziedziczną. Jest jednak zwyczaj, że w^-
bierają członków jednej rodziny, lecz ten zwyczaj nie obo-
wiązuje jako prawo.
Posiadać urząd, jest rzeczą zaszczytną i szUchetBą;
chciwie też Buriaci dążą do władzy. Podczas wyborów two-
rzą się partye: każda z nich przekłada swego kandydati.
Ztąd spory, gadania, choć nie ujęte w regulamin parfaaieir
tarny, nie mniej przeto poruszające namiętności po&tycne.
Wybory, jeżeli są przez Moskali narzucone, ponusają wiek
ambicyi, interesów i są jedyną chwilą, w której Burat as
sposobność okazać, jak pojmiye sprawę publiczną.
Urząd tajszy należy w ogólnej klassyfikacyi urzędów ma-
skiewskich do XIV. klassy. Tajsza posiada prawo oaobiatefc
szlachectwa. Urząd jego jest honorowy, pensyi nie poliieił.
ludność go poważa i rozkazy pilnie spełnia.
Pierwszym tajszą horyńskim zatwierdzonym przez Mosbl
był Szodoj Bułturik z Gałzuckiego rodu, potomek wieiład
mongolskich banów (1728 r.). Następcą jego był syn Sia-
czyn Szodojew.
Członkami Dumy stepowej są komisarze (zasidatieki
także wybieralni. Są oni pomocnikami , doradzcami i sus-
zem wykonawcami rozkazów tajszy ; pensyi z nich żadea aie
pobiera.
W kancelaryi Dumy są jednak i płatni urzędnicy, jsiu
to: tłumacz i pisarze, którzy w rzeczy samej pod imieaic*
pierwszych rządzą. Wszystkie akta, rozkazy w Dumie, pbzł
{>o buriacku mongolskiemi głoskami; raporta zaś i doniesie-
nia jak i wszystkie akta komunikowane władzom rosyjdam.
pisane są po moskiewska. Bardzo często zdarza aię, U ui
tajsza, ani komisarze nie znają moskiewskiego jęsyka i pod-
p*iBUJą się na aktach niezrozumiałych, przez pisarza zredago-
wanych. Kassyera nie ma w Dumie; zebrawszy podatki, tsj-
sza takowe odsyła do kassy powiatowej. Spisy ludności po-
datkowe znajdują się w Dumie, w sądzie ziemskim i w i^
skarbowej. O każdem przeniesieniu się Buriata i powiiti
do powiatu, wszystkie te władze powdnny być zawiadoiaiooe.
117 •
Podatki dają w naturze futrami i to się nazywa jesakiem;
ecz ponieważ Buriaci nie 8% myśliwymi, więc płacą jesak
[>ieniędzmi. Stopa podatkowa jest małą, mniejsza od tej,
którą rząd moskiewski zaprowadził w Polsce, a nawet od
iej, wedłng której pobierają podatki w Rosyi. Rekrutów
Buriaci nie dają, lecz za to niektóre ich plemiona w zupeł-
ności zamienione zostały na kozaków. Bariat może wstąpić
3o wojska regrulamego jako ochotnik, zastępca, lub najemnik.
3 najemników łatwo jest między Buriatami. ' Chciwi są na
pieniądze, a nie wiedząc, jaka to i gdzie ich czeka służba,
JO rok w dosyć znacznej liczbie w sposób najemniczy wstę-
[»QJą do wojska. Pieniądze , za które sprzedali swoją wol-
ność, prędko tracą; żołnierze zaś, którzy nie lubią najemni-
l[ów, bardzo im dokuczają, i ci biedacy albo uciekają
if końcu z wojska i wchodzą na drogę prowadzącą pod
pa&i i do aresztu, albo też nie mogąc przyzwyczaić się do
iycia koszarowego, umierają.
Własności gruntowej nie ma pomiędzy Buriatami. Ziemia
iest własnością rodów, a granice tej własności ściśle są
oznaczone. Spory o własność gruntową pomiędzy rodami,
ittb też między rodami a gminami moskiewskiemi, są bardzo
[^ęste, rozstrzyga je izba skarbowa.
Systemat według którego są rządzeni Buriaci , uwzględnia
ich sposób życia, obyczaje i wyobrażenia. Potęga niewolni-
niczej centralizacyi nie daje im się uczuć w całej sile. Od-
rębność, którą posiadają w państwie, ma na celu przywiąza-
nie ich do Moskwy. Rząd co do nich pojmuje : iż łagodność
i koncessye zrobione obcej narodowości, chociaż działają
powolnie, lecz za to stanowczy jest ich wpływ. Zadowolnieni
E obecnego porządku rzeczy, nie doświadczając ucisku, nie
mają powodu przy zupełnym braku idei ojczyzny i samo-
izielnego bytu myśleć o opozycyi, o wyemancypowaniu się,
i tymczasem wynaturzenie ich coraz postępuje i sami nie
f>ędą wiedzieć , kiedy i jak przestaną być Buriatami.
Za odznaczenie się w służbie, za przyjęcie chrztu, za
ofiary w bydle lub w pieniądzach, zrobione dla wojska, za
bezpłatny przewóz skarbowych ciężarów, za życic osiadłe
i zatrudnienie się rolnictwem — car na przedstawienie gu-
. 118
bematora obdarza Buriatów medalami lub honorowymi kir
ftanami, oszytymi srebmemi lab złotemi galonami j od r. 1766
nagradza ich także kindżałami.
W każdej Dumie jak i w każdym c^usie, pachołcy uży-
wani do posyłek, noszenia rozkazów, zowi) się damoly.
Damołem musi być każdy z kolei Bnriat, mienkąiicy
w ułusie.
Obecnie taJ6z% horyńskim jest Tarba Damboj, ayn Zyf-
żyta, maj%cy rangę koleżskiego registratora. Mies^ z>^
niedaleko za skiiJą, która przecina w poprzek dolinę Oi|t
a gdzie wybudował sobie domek europejski i posiada licae
stada bydła.
Poprzednikiem jego był Dorza Dombiel, syn Gahaa,
nazywany przez Moskali Dombiłowem. Moskale woy^
nazwiska mongolskie zakończają po swojemu na •ów. Ba-
riaci obojętnie przyjmują takie zmiany, przyzwyczaili się jaż
do nich i sami nawet w swej mowie poczęli je używać.
Dombiel służył w wojsku moskiewskiem i doshiżyl at
stopnia kapitana. W Petersburgu na dworze carskim wyn^
się wiary ojców i został prawosławnym. Powróciwszy * ^
dzinne strony, został na rozkaz rz%du wybranym na taj^*
Buriaci z powodu zmiany wiary nie lubili go. Zebrafflf
pewnego razu 100,000 podatków, Dombiel pieniądze te la-
mowy popa Stukowa, który był przy nim, skradł, a db^
tarcia złodziejstwa, budynek Dumy spalił i doniósł, ieis*
spalił się zebrany podatek. Zbrodnia nie wiem jakim sp<*^
bem została odkrytą, Dombiela i Stukowa aresitoWA
a wina obydwóch udowodniona. Dombiel skazany został oi
pozbawienie wszystkich praw i do robót w fortecy; mówi*
mi, że w drodze zastrzelił się. Popa nie wiem jak aąd »>■
rał, ale podobno uwolniony został.
Następca Dombiela w czasie kampanii z Francyą i Ang*!
rozwinął wielką czynność. Armaty, knle, które wysyła*
nad Wschodni Ocean, Buriaci z rozkazu jego pneirofi*
darmo przez swoją okolicę. Gdy wyszedł rozkaz do posp**
tego ruszenia (opołczenie), Zygżytów zebrał na nie od B"'*^
tów znaczne sumy , a później takowe skradł wraz s uu^
skarbowemi sumami. Przeniewierstwo tąjszy już po !»*■
119
wyjeździe wykryte zostało. Zrzucono go z tajraoBtwa, od-
dano pod 8%d, a w czasie drugiej mojej bytności w Oniń-
skim idnsie, horyńskim tajszą był Aczyrów, nic prawie nie
umiejący po moskiewsku.
Przeniewierstwa i złodziejstwa tajszów są skutkiem ze-
tknięcia się dwóch nar^odowości i wj^ywu przemożniejszej
z nich moskiewskiej. Tajszowie zapatrują się na moskiew-
skich urzędników i naśladują ich. W narodzie skazanym na
upadek, przemiana moralna zaczyna się z wierzchu , a szerząc
się, zapuszcza gangrenę coraz głębiej, aż wreszcie zabija zu-
pełnie naród. Wynarodowieniu towarzyszy zawsze zepsucie
moralne, owszem zepsucie moralne używane jest przez de-
spotów jako środek wynarodowienia. Moskiewski despotyzm
szerzy zbytki, serwilizm i złodziejstwo, w narodach przez
siebie podbitych. Charaktery chwiejące, mające już ślady
moskiewskiej choroby, nie mają z początku odwagri stanąć
w obronie świętej, ale potępionej przez rząd a wyśmianej
przez jego mądrych lokai sprawy: pocieszają się jednak tero,
że w duszy nie przestali jej być wiernymi. Te cechy obo-
jętności i słabości prowadzą mimo woli i wiedzy do odszcze-
pieństwa, które reszty dokonywa.
Potwierdza się ta prawda i na Buriatach. Odszczepień-
stwa mnożą się. Roku 1857 tunkiński tajsza Zangiej Hama
i syn jego Dambi Zangiej porzucili wiarę bnddajską i po-
<:iągnęli za sobą do chrztu przeszło 720 Buriatów, których
zaraz zapisali w liczbę Moskali. Nowoochrzczony tajsza
otrzymał imię Mikołaja Aleksandrowicza, order ś. Włodzi-
mierza, bogate kaflany, a żony obn tajszów krzyżyki i bro-
szki złote, a wszyscy szulengowie (v. zajsanowie), również
^jnie za odmianę wiary wynagrodzeni. Tajsza bałagański
V r. 1850 pnyjął prawosławie i nazwany został Grzegorzem
Andrejewym. Za jego przykładem poszła częśó bałagańskich
Buriatów i 4760 ludzi przyjęło nową wiarę. W nlusie Pukuck
^budowano dla nich cerkiew. Chodzi do niej przez cieką-
^oś^ wielu ludzi szamańskiej wiary, oswajają się i przywy-
^^i% takim sposobem do nowych obrządków, a chęć nagrody
popchnie ich dalej.
Ordery, podarunki i różne błyskotki, ciągną nawet w Eu-
120
ropie ludzi do przeniewierzenia się uwoim zasadom, opuMs
i pożytkowi narodowemn; nie moina się więc dziwić, ie po-
między ludem, który stoi po za cywilizacyą, jeszcze się wię-
cej ludzi łapie na ten wabik.
Wiara ma wielkie znaczenie w społeczeństwie, a w lan-
dach podbitych i pognębionych zachowując dawny (Amą
i wyobrażenia, zachowuje narodowość. Dla narodu pofir
bionego, reformy religijne, językowe, społeczne lub objcB-
jowe, zawsze 8% niebezpieczne, gdyż otwierają wrota «płf-
wom nieprzyjaznym gniotącego ich narodu. Nie idzie j
żeby naród podbity stał w miejscu i wyrzekł się tak i
nego jak i materyalnego postępu i pomijał koniecsne i»-
formy ; lecz to jest koniecznem , ażeby zbyt szybko me »-
ufał nowościom i ostrożnie je przyswajał. Każdą pneseuf
powinien przyjmować wówczas tylko, jeżeli ona z niego pe-
chodzi i przez niego samego jest przeprowadzana; każdą w
przemianę narzuconą przez rząd najezdniczy, ma odpjckit
opozycyą i neutralizować obojętnością; jeżeli zaś rząd im.
przez nakazywane przemiany i reformy, nie ma podstępsec^
celu wynarodowienia, i jego reformy mogą być pożytecoe.
to zanim się je przyjmie, potrzeba wprzódy usunąć t wś
wszelkie ślady obcego pochodzenia i znarodowić je zapd^
Naród podbity ma na celu i mieć tylko powinien pas
utrzymanie narodowości zabezpieczyć siły, które mu did^
byt niepodległy; obowiązkiem więc jego jest piel^ponw
tych sił i trzymanie ich w czystości. Domieszanie oboft
pierwiastku, mogącego utorować sobie drogi przez pwo*
nie z inicyatywy narodu pochodzącej reformy, może mm^
rdzenną ideę bytu niepodległego , może zamienić ją inB|» po-
zornie świetną i łudzącą, i takim sposobem podkopać saró^
w samym fundamencie. W narodzie podbitym jako ▼ óefe
chorym, nie jedno lekarstwo bywa zabójcze. Trzeba wi{*
wiedzieć , które lekarstwo zdrowie , a które śmierć dać mok-
Lekarstwa reform łatwo i dobrze przechodzą w narodtf^
które mają narodowe rządy; one zniosą i niebespieecoe tr«*
cizny — gdy często zdarza się, że też same lekarstwa o^
tni oddech odbierają podbitym narodom. Ostrożność vi(*
wielka i zachowanie narodowości ciągle na uwadze. Nif j^J
121
tak dobrze nie zachownje, jak wiara, jeżeli naród i rząd
ugniatający jest innego wyznania. Bariat, który porzaoa
boddaizm lab szamanizm, przestaje być Bnriatem nie tylko
w obyczaju, ale i w dochn, i zostaje na podobieństwo swo-
jego wroga. Fakta więc odstępstwa od wiary w tak znacznej
Uczbie dokonywanego, jak powyższe, są już bardzo niebez-
piecznym symptomatem blizkiego rozUadu.
Z Ony wyjechaliśmy piasczystą drogą przez bór sosnowy.
W nim spotkaliśmy* czterech łamów żółto i czerwono ubra-
nych, pędzących konno na nabożeństwo do Ony, a później
już drzemiąc, dowlekliśmy się do wsi Oniński bór, gdzie
rozstałem się z moimi towarzyszami podróży. Przykrem mi
było rozstanie się z nimi. Przyzwyczaiłem się do Ajuszki
i Mońki, oni ze mną oswoili się; ciekawość moja nie budziła
w nich podejrzenia, ja ich też dobrze poznałem. Równie
chętnych i usłużnych towarzyszy wątpię ażebym wynalazł.
Czule więc pożegnaliśmy się i oni odjechali, zostawiwszy
mnie na kwaterze u zamożnego chłopa.
Oniński bór położony jest w piasczystej dolinie. Okoliczne
wzgórza porosłe są sosnami, krzaczkami, a bagna w części
zasiane zlK>żem. Uboga gleba, pospolite susze na wiosnę,
a mianowicie zwykłe tu robactwo w zbożu, naraża rolników
onińskich na znaczne straty; trudnią się więc obok rolnictwa
i zyskownym handlem z Buriatami, z którymi prócz interesu
łączy ich wspólność krwi. Chłopi tutejsi są Moskale, lecz
małżeństwa mieszane sprawiły, że nie ma ani jednej osoby
we wsi, któraby nie miała rysów mongolskich. Językiem
ich domowym jest prócz moskiewskiego i buriacki, a naj-
częściej mieszanina obydwóch.
O świcie opuściłem wioskę. Wiózł mnie Bnriat nazwi-
skiem Sutuaaj, mruk i pochmurnego oblicza. Znudzony na-
próżnem staraniem wzbudzenia jego ufności, zapaliłem fajkę
i puściłem myśl i oczy moje na góry i lasy. Piaski, bory,
pagórki smutne, nie mogły zado wolnie wyobraźni. Dym
z jurty jak flaga żałobna unosi się nad okolicą. Jak tylko
zimne wiatry zawieją, jurta pustoszeje, a jej mieszkańcy
przenoszą się w ciasne, zakryte doliny. To życie wpólko-
czownicze lubią Buriaci: zapewnia im swobodę, lecz prze-
122
szkodziło do uorg^anizowania się w historycEny naród. Swo-
boda ich nie jest tak szeroka i luźną, jak kocnij^cydi Tb-
guzów , lecz za to stanęli od nich wyżej umysłowo i mońkśt,
i doszli do początków trwalszej społecznej oiiganizaeyi &
wszystkich pierwotnych ludów syberjgskich stoją oni ■aj**'
źej, nawet co do piśmienności. Piszących i czytającjcfa p»
mongolska i tybeckn, szczególniej pomiędzy dndiowieństves
jest nie mato; dostarczyli nawet moskiewskiej literstsne
kilka aczonych pisarzy.
Między nimi najgłośniejszy jest Dordzi Banzarow,
człowiek chlubnie znany z wieła prac jeograficsno-yrtofy-
cznych, pisanych po moskiewska lub po niemiecku. Daś-
czywszy nauki w uniwersytecie kazańskim, otrzymał fistk
urzędnika do szczególnych poleceń przy jenerał-galiemlom
Wschodniej Syberyi i został wybrany na c&łonka Towstp-
stwa jeograficznego i archeologicznego. Podziwiany M &
niezwyUej nauki i szanowany dla poczciwości serca. Emk-
pejskie wychowanie i nauka nie pozbawiły go pr83rw^aai
i miłości do swojego narodu. Z salonu europejskiego tęifcsi
do jurty stepowej i umarł wiemy wierze ojców. Śaiać
zaskoczyła go w młodym wieku w Irkucku, w rokn 185&
Wyprawiono mu wspaniały pogrzeb; ciało prowadzili bao^
wie, urzędnicy, a przyjaciele zmarłego szli za jego
Hałsan Hombojew lama, pisze po moskiewsko;]
jest jego przekład powieści mongolskiej aArdżi Bordzi.**)
Sandżałz Dandarów zebrał przysłowia borach
które dotąd jeszcze nie są wydane.
Uczeni Buriaci pracę swoją poświęcają Moskalom, s ■»
myślą o kulturze i obudzeniu umysłowości własnego mioit
Zawsze to jest oznaką wynarodowiania się, gdy ucae&i psa
w języku narodu panującego. Przy takiem usposobienia «^
pić należy, czy Buriaci przyjdą kiedykolwiek do
*; Bansarów wydal pomiędzy innemi wspomniane pnes na« wielt m?
ddalo aCternąJa wiera* i c Objaśnienie Jarlyka ToehUrayna do króli jd-
skiego Władysława Jagiełły z r. 1392», które wydał wras t larłyklsa ktm
Oboleński w Kazania 18A0 r.
**) Powieść ta 'drukowana była w dzienniku: ObsaczezanimaCiela} ^^^
•tulk.
123
literatury — dot%d nic tego zjawiska nie zapowiada. Siła
i dach narodu panującego nad nimi, pociąga ich uczonych
do siebie. W obec wyższości Moskali, nie mogą odważyć
się na trudną i długą, acz sławną i pożyteczną pracę oświe-
cania własnego narodu. Szkół Buriaci nie posiadają, lamo-
wie tylko pojedynczo uczą bogatszych czytać po mongolsku;
ci zaś, którzy mają potrzebę oświaty europejskiej, uczą się
w szkołach moskiewskich.
Buriaci nic nie budują i nic nie zostawiają dla przyszło-
ści, nawet grobów. Próżno szukam po górach ich cmenta-
rsy, próżno upatruję trwałych pamiątek, któreby świadczyły
o ich tu bytności. Gdy ich Moskale zupełnie zassymilują,
świątynie ich spruchnieją, nie zostanie po znikłym ludzie
ruiny, ani popieliska, ani zgliszcza nawet, a kości ich trzeba
będzie szukać w puszczy albo w mogiłach, o które noga wę-
drowca nie potknie się, a wzrok ich nie spostrzeże.
Ile to pokoleń przeszło, które po sobie nic nie zostawiły,
ile to ludów zginęło, po których nawet mogiły nie zostało?
Smutne jest takie milczenie, taka śmierć zupełna ludów;
ależ smutniejsza jeszcze wędrówka pomiędzy grobami, które
chowają kości wolnych a obdarzonych zacnem posłannictwem
ludów; pomiędzy ruinami, w których kamień świadczy
ubiegłem życiu; pomiędzy zagonami, co potem pracy
oblewane i krwią ofiary skrapiane! Tak — smutniej jeszcze
wędrować po cmentarzu narodu dzielnego, który pracował
na chwałę Boga i pożytek ludzkości, który dobijał się nie-
śmiertelności i zostawił po sobie kilka ruin i kilka idei!
^iel to być nie może, ażeby nie było innej nieśmiertelności,
próc« nieśmiertelności historyi i pamięci. Nie warto byłoby
pracować i poświęcać się na taki mały ślad, jakie życie lu-
^1 życie nawet narodów po sobie tu na ziemi zostawia,
^dzie indziej musi być plac nieśmiertelności, którą staroży-
l^ni tak pięknie usymbolizowaU w Elizejskich połach; gdzie
^ndziej utrwalenie ubiegłego życia! Nie odejmujcie Boga
1 chwały w Bogu, jako ostatecznego celu historyi, nie po-
obawiajcie życia nieśmiertelności duchowej królestwa Bożego !
"^ wiary w chwałę wyższą, boską, w pamięć trwalszą,
124
nieśmiertelną, zasługi i pracy tak naroda jak i lado -
smatnem byłoby życie, a niesprawiedliwą nagroda!
Zajęty temi myślami, nie spostrzegłem, jak mio^ioF
wioskę osiedleńców Oriady, położoną przy ujściu ntdt
Nachiaha do Udy. Po kilkogodzinnej podróży w dobi
ostatniej rzeki, wjechaliśmy na równinę nhisami naą
Mad równiną unosi tię jastrząb i szybuje w powietrza ns»
kiemi skrzydłami wielki stepowy orz^, a ogromni Ikifa
dropi jak u nas stada gęsi , zabielają błonie. Tą rmia
przyjechaliśmy do wsi Popierecznej , odległej o 33 nil d
Wierchnoudińeka , a słynącej w jego okolicy położtfKB m
neralnem źródłem (szczawy), które często zmienń f^
miejsce, a w połowie lata niknie, pokazuje się zsś xBa*i
w jesieni lab wiosną.
W Popierecznej spotkałem oddział kantonistów, któni
prowadzono na służbę do batalionów syberyjskich. Caif^
oddział, prócz kilku Moskali, złożony był z Żydów poSibd
którzy oderwani w dziecinnych latach z domów rodadeMbi
na Wołyniu, Ukrainie i Litwie, zmoskalili się i zsposBiii
prawideł wiary. Wielu już odstąpiło od niej , większość jf-
dnak bez wykonywania obrządków, wierną była wiertfAln-
hama i Jakóba. Prowadził ich podoficer, Moskal, którnt
za wysługę przedstawili do awansu na praporBzcz3rka. W^
droży biedny podoficer zachorował: ucieka z won i^
z kwatery w las albo w pole i krzyczy , że go śdgtją* *
nie chce pójść pod sąd, że jest niewinny, i t p- M^
i rózgi nie znikają mu z oczów i ze strachu nie wie, f^
się podziać.
Opowiedzieli mi kantoniści dziwną jego chorał»c i F*''
o radę. Poszedłem do niego w celu uspokojenia zbtfkoiC
umysłu, lecz ledwo przestąpiłem próg, podoficer pneiP
się, włożył płaszcz na siebie i drżąc, stanął praedemną f*^
tem. Uspakajałem ^o nadaremnie, nie wierzył mi i p*^
rzywał, że jestem sędzią i mam rozkaz ujęcia go. Vnjtx?Ęi
jego choroby prędko odgadłem. Dwadzieścia lat «:pędsoatv
w służbie, w ciągłej obawie chłosty, tak hojnie pnset
rów szafowanej, zwichnęło jego rozsądek. Wojskowa
Moskwy nie tylko psuje ludziom serca, ale i gW-
125
Żołnierz biedą i małym żołdem zmuszany do kradzieży,
a przesadzoną formalnością i nazbyt srogą dyscypliną do
przeniewierzania i opuszczania się w służbie, wszystkie swoje
starania kieruje do tego, ażeby ukryć przestępstwo, a gdy
BJę ono wyda, nędzną prośbą i pochlebstwem chce uniknąć
chłosty.
Chory podoficer już wychodzi z kategoryi rózeg, nie
dłago sam będzie miał wielkie prawo chłostania innych.
Powierzają mu służbę oficerską, którą najlepiej wykonywa
i wszystkie władze umysłu napręża do dobrego pojęcia in
sirukcyi — nie widzi jednak sposobu uniknięcia zarzutów,
które mogą cofnąć jego awans. W takiem usposobieniu sta-
nęła mu w pamięci dwudziestoletnia przeszłość, te rózgi
i patki, które połamały się na jego ciele — dusza się za-
trzęsła i biedny człowiek z radości, że zostanie oficerem,
swaryował. Zdaje się mu, że wszyscy zazdroszczą szczęściu,
jakie go czeka i chcą go wepchnąć na dawne stanowisko, pod
rózgi, sąd nie schodzi mu z myśli; ucieka więc, szukając
ratunku i rady sobie z obawą dać nie może. Znałem kilku
żołnierzy, którzy z wielkiej radości, że zostaną oficerami,
zupełnie zgłupieli; jednego zaś, co wpadł w stan zadowolniema,
które mu odjęło głos na cały miesiąc. Wiem, że tak gwałtowne
uczucie szczęścia mija i człowiek powraca do rozsądku; ra-
dziłem więc troskliwym podwładnym podoficera, ażeby ża-
dnych leków nie używali, gdyż chory z pewnością wy-
zdrowieje.
Nie przekonały ich moje słowa, wszyscy bowiem zabobon-
nie wierzyli, że jakaś kobieta dała mu ziele w napoju, od
którego oszalał; a chłopi twierdzili, że ma djabła w sobie
i że trzeba posłać po Buriata niedaleko ztąd mieszkającego,
i^awnego z leków i głośnego z umiejętności wypędzania
djaUów z ludzi.
Sławny ów lekarz przyszecU, obejrzał podoficera, potwier-
dził domysł chłopów i wziął się do wypędzenia djabła. By-
łem obecny tej ceremonii. Odezwał się najprzód do chorego
w te słowa: «Nie będziesz się gniewał?* «]Sie będę», od-
powiedzi^ chory. Potem zaczął się Buriat modlić, prędko
przerzucając gałeczki różańca, przechylił głowę chorego,
126
dmuchnął na ni% i napiął. Złoiyt oastępnie z korną etaą
ręce i wezws^ do pomocy Szakjamuniego, i modlił się po-
wtórnie na różańcu, dmuchn%w8zy i eplanąwszy na nsjf
chorego. Nareszcie trzeci raz powtórzył modlitwy i tned
raz plunął, ale juź na piersi chorego. « Teraz b^dacn
zdrów, powiedział, djabeł z ciebie juź wyszedł. > Jakoś
chory wrócił do rozsądku, trapiące myśli opuściły go
i z wdzięcznością odezwał się o lekarzu, który wyppW
z niego nieprzyjaciela duszy.
Lamowie, jak wiadomo, nie tylko są kapłanami, ale ile>
karzami. Medycyna ich od wieków ani kroku ku doskona-
łości nie zrobiła. Księgi medyczne pisane w tybecbn
języku przed tysiącem lat, i dzisiaj są dla nich jedyną ia*
strukcyą i źródłem nauki. Nie obserwują jak eoropejecr
lekarze, nie kombinują symptomów choroby, nie badają a*-
tury człowieka i nie robią żadnych eksperymentów mogącyck
udoskonalić naukę. Lama poznaje z pulsu stan cierpiącego
człowieka, a zdeterminowawszy chorobę, zagląda do ksifgi
lekarskiej, w której opisany jest sposób leczenia kaid^
choroby. Ich medycyna rozróżnia kilkanaście sposobów pol-
sowania choroby. Poznają także choroby przez kręcenie się
magnetycznych ławek, których i do wróżenia ożywają. Fo^
macya ich zna tylko roślinne lekarstwa.
Wiara w medycynę łamów, nawet między Moskalami j«t
powszechnaf i chorzy chętniej powierzają swoje zdrowie
w ręce lamy, niż w ręce europejskiego lekarza. WidzirfW
chorujących na niewyleczone choroby, dla których już nasa
medycyna nie miała żadnego środka, z ufnością z dalekiek
stron udających się do łamów w przekonaniu, że oni jedni
siły i zdrowie powrócić mogą. Nieraz udaje się lamom wylectT^
trudną chorobę, lecz pojedyncze wypadki nie mogą być powo-
dem pochlebnego sądu dla ich medycyny w ogóle. Cuitim Bad-
majew lama, słynie jako doktor w Irkucku, a w 1860 r. pojechał
leczyć do Petersburga i okazać wysokość tybeckiej umieję-
tności przed zarozumiałymi Europejczykami. Drugi Iw*
Danoarun, mieszkający nad Kiranem pod Kiachtą, niedawno
zmarły, słynął także jako lekarz. Ani jeden ani drogi nia
używał szarlatańskich sposobów. Szarlatanizm jednak, mo-
127
dHtwy, sposoby cndowne , które i n nas pod formą zażegny-
wań praktykują się, osłaniają grabą nieznajomość lekarską
wi^szości łamów. Oto jeden z tych sposobów: robią z cia-
sta lalkę wielkości chorego, ubierają w suknie, i modUtwami,
zaklęciami wyprowadzają chorobę z człowieka w lalkę,
którą potem grzebią w ziemi. Ghociai na niskim stopniu
zostaje medycyna buddajska, zasługuje jednak na uwagę
i badanie. Lekarz, któryby chciał poznać ją , znalazłby może
nie jeden sposób, któryby się dał z pożytkiem w naszej me-
dycynie zastosować.
Buriaci odosobnieni i odcięci od środka duchowego i na-
ukowego ich życia, nie tylko w wierze, ale i w medycynie,
połączonej z religią, mniej umieją, niż Tybetanie i Mongo-
łowie. Nie każdy lama jest lekarzem, albowiem nie każdy
zna język tybecki, w którym są księgi święte i medyczne
pisane. Niższych stopni duchowieństwo oddaje się prakty-
kom religijnym, nauka lekarstwa jest mu obcą, lub ją zastę-
puje szarlatanizmem. Środki, jakich używają dla podniesienia
powagi swojej, poznać można z dwóch następnych faktów.
Pod Kiachtą w ułusie mieszka kilkanaście buriackich ro-
dzm. Dla odprawienia nabożeństwa przyjechał pewnego razu
do nich stary lama. Po nabożeństwie Buriaci przystąpili do
niego i prosili o błogosławieństwo. Lama wydobywszy z za
pazuchy świętą książeczkę, błogosławił każdego, dotykając
nią głów nachylających się. Gdy stanęła przed nim najbo-
gatsza w ułusie Buriatka, lama wstrzymał rękę wyciągniętą
do błogosławieństwa, spojrzał na nią surowym wzrokiem
i rzekł: « Umrzesz w tym roku!)> Kobieta zatrwożona,
z płaczem prosiła lamy o ratunek i sposoby uniknięcia okru-
tnego przeznaczenia. Lama odpowiedział, iż może ominąć
losy wyroku wyższego modlitwami i przebłaganiem rozgnie-
wanego na nią bóstwa. Przez cały rok Buriatka zapraszała
do siebie łamów, karmiła ich, hojnie płaciła i ustawicznie
z nimi modlitwie była oddaną. Minął rok, Buriatka nie
umarła, a wyznawała z wiarą, że dalsze życie winną jest
opiece i nabożeństwu łamów. W następnym roku nie mogła
już do siebie zapraszać łamów, gdyż nie miała ich czem opła-
cać, wszystko z niej wyciągnęli troskliwi ojej życie lamo wie.
128
Inna znowuż Buriatka w Kiachcie niebezpiecznie ack-
rowala, lama podjął się wyleczyć ją pod warankiem fo*-
sięgi , że w żadnym razie nie uda się do europejskich lebn?
Buriatka przysięgła, lama j% leczył, lecz jego lekint«iBt
biednej kobiecie nie pomagały. M%ż chory zwabił w Ibk
i do konającej jui przywołał lekarza, mojego pRjjaa^
Ratunek był niepodobny, chora wyzionęła ducha, « hm
rozgłosił, ie złamanie przysięgi sprowadziło śnuerć iwoji?
mu uwierzyli. Takimi sposobami zyskują Umowie ńif
w swoją medycynę i poszanowanie, i takiemi odstrgeań^
riatów od europejskich lekarzy. Tymczasem mnóstio kk
umiera w skutek złego leczenia, na •gorączki i syfilizabócy
acz w mniejszym stopniu, nii między Tunguzami, birde
jest jednak i między Buriatami rozszerzony.
vm.
o buddaismie w ogóle. — Jego dogmaU i moralność. — Nirwana. — Niektóre
bóstwa buddajtkie. — Legendy o Buddaie. — Mały wpływ monlnoici
Bnddy na iycie. — Rosszercanie się buddaizmn i liccba Jego wyspawców.
~ Hierarchia bnddajska. — DaląJ laina i Tybet. — Wpływ hierarciiii na
usposobienie i kulturę ludów. — Zdanie o tem Herdera. — Tehon lama
i Dairi. — Kutuchta mongolski. — Hamba lama bnriacki i spory pny
Jego wyborae. — Niisaych stopni dnełiowieństwo , ich ubiory i tfluby. —
Charakterystyka łamów i ich stosunek do popów. — Opis świątyni bn-
riackłej i nabożeństwa w nich odprawianego. — Instrumenta rousyki kościel-
nej. — Spntf ty i księgi kościelne. — Zaklęcia. — Jeszcze o nabołeństwach.
Suddaizm, który Buriaci i Mongołowie zowią żółtą
wiarą (szira seadżin), dla lepszego wyróżnienia gp od sza-
manizmu, który zowią czarną wiarą (hara szadżin), po-
wstał z braminizmu w Indostanie w VI. wieku przed Chry-
stusem. Juz w owe czasy braminizm stracił pierwotną swoją
idealność , czystość jego nauki została zaćmioną i zagubioną,
i zamienił się na pogaństwo. Kasta Braminów- panująca
w Indyacłi, wprowadziła mnóstwo obrządków i praktyk reli-
gijnych, które zupełnie zastąpiły naukę wiary i moralności.
Sekty wylęgłe na jego łonie, mioly na celu naprawę zepsutej
wiary , a rzeczywiście wprowadziły do niej dziwaczniejsze po-
jęcia i gorszące nieraz obrządki.
Pomiędzy sekciarzami owego czasu, najświatlejszym umy-
słem i najszlachetniejszem sercem obdarzony byt Syddart
Szakjarauni Gotama, syn króla Kapiławatsu, urodzony
OiLŁBK, Opisanie. III. 9
130
w rezydencyi ojca swojego Soddodana, znany pomzcdaś
pod nazwiskiem Buddy, to jest mędrca.
Nauka Buddy tchnie wznio^ moralnością i smętnym pe-
glądem na świat i życie. Nie wspomina nic o Boga Shróitf.
za początek i koniec wszystkiego uważa nicestwo. Nad sń-
tern panuje los, fatum nieuniknione. Wszystko zaś v 6x^
dżinie fizycznych i moralnych zjawisk ma swoją prnayif
i skutek. Przyczyn człowiek nie powinien badać, bo w
jest do tego wysokością rozumu swego ukwalifikoTuja;
skutki same, byt, życie, zajmować go powinny.
Życie i wszelki byt jest męczarnią, cierpieniem zminieB
i nietrwalem, jako zależnem od przyczyn zjawiskiem. ^
nie masz na świecie trwałego, wszystko się rodzi, pnedtab.
starzeje i znika, nic rzeczywiście nie istnieje i materya n»
zamienia się w nicość. Wyrwanie się od bytu, ńkiosso,
jest końcem cierpienia; uwolnić się zaś od niego mofa*
przez życie świątobliwe.
Nirwana czyli nicestwo, jest ostatecznem celem iaof
sciem wszelkiego stworzenia, jest ono tem dla' Buddii**
czem jest dla chrześcian królestwo Boże i czem jest u 3b^
metanów nieśmiertelny , przyszły raj — to jest nagrodą csflC-
Gdy dusza przejdzie przez różne twory i organizacje, cer«
doskonaląc się przez wytępienie w sobie dych popę^'*
przez wyniszczanie namiętności, staje się wreszcie goda^p?'
rzucenia bytu, który jest bólem, męką i' niesicrfścK*
a nadchodzi dla niej pora połączenia się z trwałym* J*"
zmiennym, bez namiętności, bez bólu i życia bytem, to J^
nicestwem czyli brakiem wszelkiego bytu. Szczęście wó«*
jest tylko możUwem i rzeczywistem , gdy człowiek «*^
nicestwem. Dla tego to przejście z Sansary (istniejtf^
świata) do Nirwany (nicestwa), powinno być gorąco up*"
gnioną chwilą, do której przygotowywać się musi crfo*»
we wszystkich swoich przemianach.
Głównym więc dogmatem nauki buddajskiej jest Xir«^
Dogmat o przejściu dusz w inne ciała, wziął Budda od I»*"
minów. Gdy człowiek umrze, dusza przechodzi, obdtfi*"
temiż samemi przymiotami i wadami w inne twory, jciflj ^
na ziemi, to na innym świecie. Gdy człowiek ży! poofi**
131
dusza przechodzi w szlachetniejsze organizma i bliższą jest
Nirwanu; przeciwnie, jeżeli człowiek życie złem skalał, du-
sza przechodzi w podlejsze, mniej doskonałe organizma/
i Nirwana oddala się od niego, a cierpienie bytu na długi
czas będzie jego udziałem. Życie więc nasze na ziemi jest
zależne od czynów, jakie dusza gdzieś dawniej w innym
bycie popełniła. Gdy nam cierpienia i nieszczęścia bardzo
dolegają, jest to znakiem, że odbywamy karę za dawne i nie
znane nam przewinienia; tak znowuź szczęście, pokonanie
cierpienia i namiętności , uwaźanem jest za nagrodę za dawne,
również nam nieznane poczciwe czyny. Życie więc nasze
ziemskie jest fatalistycznem następstwem przyczyn nam nie-
znanych. Nie badać, dla czego i zkąd powstały nasze dole-
gliwości, lecz wierzyć należy, iż przyczyna ich jest słuszną,
że przeznaczenie karze nas za dawne winy z zamiarem po-
prawienia. Namiętność ciała i złe moralne wypleniać należy,
a pełnieniem cnoty zasługiwać na lepszą w przyszłości prze-
mianę, na samą nirwanę wreszcie, która wszystko w sobie
pochłonie.
Bóg Buddy jest więc nicestwem, z którego wszystko po-
wstało i na którem wszystko się skończy. Zjawiska świata,
byt wszelki i życie, dla tego boli, że są oderwaniem się od
Boga, wyłonieniem się z nicestwa: wszystko więc jest tu na
ziemi smutną próżnością, a nicestwo przeznaczeniem. We-
^Qg tej nauki człowiek niczem się nie różni od tego, co go
otacza; we wszystkich tworach przebyw^a dusza, która jest
jakby falą oderwaną z oceanu nicestwa. Ztąd wyrodziło się
to poszanowanie i litość , jaką zachowują Buddaiści dla zwie-
rząt; ztąd wszystko i wszyscy ludzie bez różnicy stanów, są
równi w obecBoga, w obec nicestwa. Nauka ta ograniczyła
wolę człowieka, panteistycznie powiązawszy ją z tem, co
było, i z tem, co go otacza. Nacechowawszy wszystko pię-
tnem zmienności, smutną koleją fatalizmu, zwróciła wpra-
wdzie usiłowania wyznawców na pokonanie cierpienia , wyko-
rzenienie namiętności i wszelkich popędów; lecz przytem
wepchnęła go w samolubną obojętność, a nie znając zasady
postępowego ruchu, nie mogła też ucywilizować i wyrobić
9*
132
wysokiego moralnego, Bpolecznego i politycznego stanowiib
dla ludów, które ją jako wiarę prsyjęły.
Moralność Buddy, jak to już raz powiedzieliiniy, jot
wzniosłą: zaleca ona czystość, trzeźwość, skromność, wrto*-
mięćliwość, miłosierdzie dla ludzi i zwierząt^
Wiara fiuddy przeszła przez te same koleje, które I9H
udziałem wszystkich prawie religii na świecie. Jego filow
ficzna nauka zaćmioną została w późniejszym czade zabob^-
nem i legendami. Nauka, której bóstwem było nkeitYo,
ubóstwiła Buddę i świątobliwych jego wyznawców, 1 wpro-
wadziła do swoich świątyń bóstwa bramińskie; poiwoajk
posągi i bałwany, które miały być tylko symbolem bóafc«ai|
a które wreszcie jako samo bóstwo zostały uczczone; «7tt>-
bita obrządki, które treść wiary zapomnieniem pokn^
i z filozoficzno-mistycznego systematu przerobiła się na leS-
gię na wpół pogańską, podzieloną na liczne sekty, jik
i wszystkie inne religie na świecie.
Dzisiejszy buddaizm czci jako świętych lab bof^v ^
1000 budd, którzy rządzą światem. Między nimi wAif
Buriatów czterech jest znaczniejszych , głównych bogów (I&
gurtu), to jest: Wajroczan, mieszkający w środku śńn^
Akszobija, Ratna-Sambawa na południu i Amiubt
V. Ab i da, mieszkający na zachodzie. Te cztery bóstwa db
objawienia ludziom prawdziwej wiary buddaizmu, wodiy
się w Kerkesundijego ^erkesundi), Kanakamnnijefo.
Kgaszybę i Sz akjamuniego. A łącząc się z pocz|UDai
wszystkiego i z wszystko pochłaniającą nirwaną, Wajrocdft
posłał na ziemię namiestnika swego Samantabsdrt
Akszobija namiestnika Waźrapanija; Ratnasambawa m*
miestnika Ratnapanija, a Abida Hong8zim-bo4i-
satwę. Te ostatnie bóstwa noszą nazwę Mannszi-bs^^J
bogowie ludzie.
Każdy Budda jest identyczną osobą z duchem, któirjab
nicestwo, czas i przestrzeń ogarnia, z niego wyłaniajfc n{
w świecie zjawisk, świeci wielkością i pięknością, a woitsija
*) Horainośe Boddy lepiej posnamy sjego łydoryau, który w
do tego dcieU amietscsamy.
.133
Mzcze świecie przybiera na siebie widzialną formę.*) Do-
konałość główniejszych bnddów jest zupełna: oni stwarzają
Kdaty, równi są pierwobytnemn duchowi, rządzą ziemią,
lemją życiem, obdarzeni nieśmiertelnością, wszecbmocnością;
aidy z nich prócz tego jest nieśmierlelnym bogiem. Prócz
fch wspólnych przymiotów każdy budda ma przymioty so-
)ie tylko właściwe i jest jakby patronem, mającym pewny
ograniczony wydział opieki.
Nie mogę si§ tu wdawać w wyliczanie wszystkich bóstw
ich charakteru; wspomnę tylko jeszcze o następnych: Wa-
tzirsatwa, na wschodzie przebywający; Amogasidda na
»ółaocy; Samaudabadra na południowym wschodzie;
fi rtyncn-ikgi-barykczi na północnym zachodzie; Duk-
^uruksen-saran na północnym wschodzie; Oktorgojin-
lii-rukhen w górze i Czink-batu-coktu, w dole
mieszkający.
Dla poznania legend, które historyę i naukę Szakja-
nuniego przekształciły, podajemy następne święte po-
lania :
« Budda na górze Hridrakuta, powiada jedno podanie,
pogrążył się w Samadi i wówczas w dziedzinie uczuć i form,
pokazał się gmach wielkości tysiąca światów. Budda
wszedł do gmachu, otoczony liczną świtą samych Bikszu.
Było ich w jego orszaku 68,000, później liczba ta wzrosła
do 6,000,000. Śpiewy duchów brzmiały wdzięcznie ze wszyst-
kich stron, gdy Budda siadł na tronie i pogrążył się znowuż
w samadi (kontemplacya). W czasie rozmyślania, z każdej
pory ciała Buddy pokazał się promień światła, które oświe-
ciło niezliczone światy, a w środku tych światów słychać
było śpiewy napominające słabe duchy. Światło potem przez
makówkę wróciło w ciało Buddy i w tej chwili duchy w nie-
zmiernej liczbie gangesowego piasku otoczyły Buddę i 10,000
i^y w koło go obeszły. Budda kaszlnął i zachwycenie jego
■kończyło się, lecz echo jego kaszlnięcia odezwało się we
*) Badditm nssmatriwi^emyj w otnossenii k po^Iiedoi^atieUin Jeho obi-
t^osacEtai w Sibiri. Socsinieuie NiU , arcbiepiskopa JarosUwskaho. Petera
borg 1Q58 r.
134
wszystkich stronach świata. Na to hasto ludzie, dadf,
bóstwa, wśród nowych cudów pogrążi^ą się w samadi, vij-
waj% króla duchów i namawiają go, ażeby prosił Baddc
o naukę. Pochwalił Budda ducha za to, że do niego ^
się i porównał go do ciemnej komnaty, do której osgk
wzniesiona została zapalona świeca. Duch w pępka Bo^
zobaczył świat cały, a w nim Buddę, głoszącego 9wi(tątt>
ukę, i w uwielbieniu przyrzekł, iź wiary jego nigdy nie po-
rzuci. *)
Druga legenda powiada, że Szakjamuni w trzynsitfB
dniu ritihubiłganu z pępka swojego wypuścił dwa proaiai^
które sięgły aż do niebios. Na każdym promieniu utwooib
się łono i z każdego objawił się budda. Każdy z tych y^
z pępka swojego wypuścił znowuż dwa promienie, a ]itb>
żdym z nich znowuż objawił się budda. Takim sposobcB
tworzące się bóstwa zapełniły trzy tysiące światów. Xietjft»
buddy, lecz i bodisatwy czyli półbogowie, w podobny spo«i
z każdej pory swego ciała tnogą tworzyć hubiłhanów. «iab
słońce, pisze pewien lama do Stukowa, wypuszczając z sete
miliony promieni, ogrzewa, ożywia, obudzą aily w rośtisao-
ści i sprowadza dojrzałość wszystkich roślin na dżamtNi^
pie, tak samo każdy budda wypuszczając z siebie Tsa&f05
swoich hubiłhanów, ogrzewa, ożywia, obudzą siły idopnn-
dza do udoskonalenia i samopoznania istoty duszą obduflB^
Jako słońce nie pracuje samo przy wegetacyi, lecz tjfc>
oświeca i ogrzewa ziemię i dozwala nasionom rozwijać sfc
tak i buddy nie sami zbawiają istoty żyjące , lecz obiiiłi4l
tylko w nich samodzielność i wolc.»**)
Obraz powyższy, jak się z tego tłumaczenia okazuje, je<
symbolem panteistycznej idei , która jest podstawą boddai2tf>
Zbyt bujna fantazya Azyatów sprawiła, iż symbole i ołfłfl
ich są tak cudackie i dziwne. Niezmierna wielkość po**y
Szakjamuniego oznacza wielką i wzniosłą jego duszę; b>i^
zaś długie ręce możność niesienia prędkiej pomoc; j j^
*) Buddłsm, jeho dogmaty, hJatoHa i literatura, CMrM W. Wtfifit**-
profe«9ora KUiOskaho Jacyka. 8t. Petersburg 1857.
**) A^itykuł Stukowa w Gubernsklch Irkutakich Wiedom. Nro. M '• ^^
135
siezmieniej dłagości pot§g§ w opowiadania prawd wiary,
sięgającą do królestwa badd Eherełunhagana; dża-
l>i)al, t. j. siedzenie jego z nogami podwiniętemi pod siebie,
oznacza opatrzność i opiekę nad światem.
Bujna fantazya wyznawców Buddy wypaczyła zupełnie
Jego naukę, która uznając równość ludzi w obec Boga i na*
uczając ludzkości, zrosła się jednak z despotycznemi rządami
Azyi, nie stworzyła politycznych form i rządów, opartych
na zasadach sprawiedliwości; nie dsTła wolności i obywatel-
stwa ludziom , choć uwolniła ich od krwawych ruchów i mor-
derczych wojen , jakie wywołał islamizm w zachodniej Azyi.
Zasadzając doskonałość człowieka tylko na wewnętrznem,
moralnem kształceniu się, Budda sam rzucił nasiona, które
jego naukę pozbawiły szerokiego pożytku moralnego. Na-
dając moralności kierunek ascetyczny, ograniczył ją i nie
pozwolił przekształcić społeczeństwa. Zniósł krwawe ofiary
z ludzi i z zwierząt, nauczał miłosierdzia dla wszystkich
tworów, lecz zbyt wyłącznie zalecał staranie się o zbawienie
ewojej duszy i dążenie do nirwany. Doskonałość na ziemi
-widział w bezczynnej kontemplacyi , która rugiąjąc ziemskie
myśli, zobojętniając do ziemskiego bytu, napełnia duszę
roskoszą nicestwa. Człowiek podobnie doskonalący się,
wznosi się po nad ziemską sferę i spogląda na starania i za-
biegi ludzi, jako na rzeczy błahe, mniej czuje dolegliwości
życia i społeczeństwa, i nie usiłige im zaradzić. Rozpływając
się w nieograniczonej myśli o nicestwie, w czczości ascety-
cznej, nie może być pożytecznym dla narodu, który tylko
poprawić się może pracą wśród ludzi i z ludźmi.
Piękna moralność Buddy zgubioną więc została przez
nirwanę, a samodzielność człowieka przez metampsychozę —
nic dziwnego, że dzisiaj obrządek ją zastępuje, że praktyki
religijne wystarczają dla jego wyznai^ców.
W obec braminizmu nauka Buddy jest krokiem naprzód,
jest postępem; lecz z nauką i moralnością chrześciańską,
która zaleca czynną miłość, czynną a nie ascetyczną dosko-
nałość, która powiedziała ludziom, że są nie tylko równi,
ale i wolni, i rozkazała dążyć do Królestwa Bożego na
ziemi 1 w niebie, porównywaną być nie może.
136
Buddaizm, wyparty przez Braminów z Indostann, !»
szerzył się w sąsiednich krajach: w Cejlanie, ▼ pańcfemń
Indochińskich, w Korei i w Japonii; przez Tybet, ktor
został stolicą jego hierarchii, wkroczył do Chin i od 1917 t.
zacz%} szerzyć się między Mongołami. W Mongolii badden
kilka razy upadał, ai wreszcie stał się ich narodową wiin.
Od Mongołów przeszedł do Bariat^w. Bnriaci są «9*
młodszymi wyznawcami tej religii, skutecznie bowłem fn-
cnjący misyonarze buddajscy przybyli do nich z MoBfsB
w 1755 r.
Buddaisci wiary swojej nie rozszerzali orężem, jikfł-
zułmanie i Chrześcianie : Bndda bowiem surowo astnef^
aieby nikomu gwałtu i krzywdy nie robić, nikogo nie ob*
szać , a zalecił wpływać na umysły środkami moraliKini n-
zumu i opowiadania. Gdyby Buddaisci rozszerzali byli wę-
żem swoją wiarę, byłaby dzisiaj nie tylko Azya baddsjib-
Mongołowie bowiem, zwycięzcy świata, panowie Aryi i pp-
łowy Europy, jak narzucili ludom niewolę i władze «wj%
tak byli w sile narzucić im i swoją wiarę. Chociaż wkrf
swojej gwałtownemi środkami na orężu po świecie nie i^
nosili , liczba jednak ich jest ogromna : według Weben. f^
fessora berlińskiego, Buddaisci składają piąt% czętć t^
ludności.
Hierarchia buddajska bardzo jest liczna i podzielooi *
wiele stopni. Głową jej niby papieżem jest Dał aj it«»*
który jest wcieleniem Boga Szakjamuniego, a który pńa
duchownej, piastuje i świecką godność króla. Tybet, rt*
państwo, rozległe na 27,000 mil kwadratowych, ludności P""
siadające przeszło 2,000,000, od wielu wieków zosUje^
rządami duchownych. Przeważnego udziału w sprawtck^
litycznych Azyi Tybet nigdy nie miał, wojen jako pnw''
wnych nauce Buddy unikał, lecz miał sa tx} pocif?
moralną, był i jest dotąd duchowną stolicą większej po^^^
Azyi.
Nie wiadomo nam dokładnie, jak rządzą lamowie « ^T
becie : czy sprawiedliwość i miłosierdzie kieruje ich r^j^
czy dobry byt jest udziałem ludu , a porządek as^ ^
insU tucyi ? czy też rządy ich , jak to ma miejsce w in»**
137
dnchownem państwie na świecie, 8% wprost zaprzeczeniem
zasad , które jako kapłani ogłaszać muszą ?
Że duchowieństwo buddajskie ukulturowało Tybet, o tern
wspominają podróżni. Budynki obszerne, świątynie i kla-
sztory przez nich wzniesione, nadały tym dzikim górom po-
zór ucywilizowanej krainy. Język tybecki, na który wszyst*
kie księgi buddajskie z sanskryckiego zostały przetłumaczone,
stał się językiem powszechn3rm , jak u nas łaciński; uczą się
go na Cejlanie, znają go i na północy pomiędzy Buriatami.
W tybeckich księgach Buddaiści znajdują prawidła wiary,
4łi8toryę; z nich uczą się medycyny i nauk astronomicznych.
Język tybecki i wiara tybecka jest węzłem łączącym różne
języki i narodowości w jedną grupę, pod względem moral-
nym, w jedną pomimo granic obszerną rodzinę, która po-
siada swoją odrębną, własną cywilizacyę, różną wielce od
europejskiej, nie mniej przeto godną uwagi.
^a obyczaje takTybetanów, jak i innych ludów, buddaizm
wiele wpłynął. Turner, poseł angielski do Tehou-Lamy r.
1783, powiada, iż nie widział ludu tak poczciwego i gościn-
nego, jak Tybetanie, a piękne te przymioty w ubogich gó-
ralach Himalaju słusznie nauce duchowieństwa przypisuje.*)
Wpływ łamów starł i z Mongołów okrutną dzikość i zro-
bił ich gościnnym i dość rzetelnym' ludem, lecz nie umiał
dotąd wykorzenić z nich popędu do siepactwa i do rabunku.
Nauka Buddy złagodziła ich usposobienie niewolnicze — łecz
z drugiej strony zrobiła ich obojętnymi na potrzeby i inte-
resa publiczne, a niskie służalstwo, chciwość, tchórzostwo,
podniosła do wyższego stopnia. Nauka Buddy zrobiła dalej
Mongołów miłosiernymi dla zwierząt, ptaków i ryb, a nie
mogfa ich nauczyć miłości ludzi. Człowieka, byle nie bał
nę odpowiedzialności, bez skrupułu sumienia Mongoł zabije,
a waha się zabić ptaka. Nie porusza się w imię niezależności
swojego narodu, ale jak wicher i dzisiaj jeszcze poleci na
lupy z ogniem i nożem w ręku.
•) P drói Turnera do Tybetu i Butanu r. 1783 , w dziele « Wybór najcie-
kawszych podróży i o«<kryć», w oddziale I., pod tytułem: Podróie po Asyl po
ludniowej przez K.Garniera, przekład Wojciecha Szymanowskiego. Wilno 1863.
138
Że buddaizm nie mógł zupełnie pnemioiić obycn^
i usposobienia swoich wyznawców, nie dziwi nas to wdk
Przemiana taka nie jest łatwą, dowodem jest i sama Euni^
której narody pomimo chrzesciańatwa i wysokiej cywOiagi
dotąd jeszcze zachowały wiele obyczajów i popcdóv ft-
gańskich.
O wpływie buddaizmu na charakter i obyczaje jefo if
znawców, Herder tak się odzywa*):
uTak wszelako chciała szczęśliwa konieczność, ii tvii%
systemat mnichów nie zdołał odmienić ani ducha urodi)
ani potrzeb jego i klimatu. Mieszkaniec gór wysokick, łi-
pi wszy sobie rozgrzeszenie, używa swobodnie życia i wa-
łości, wychowuje i zabija zwierzęta, chódaź w przecfao^ms
dusz wierzy; przepędza radośnie piętnaście dni na siyś
godach ślubnych, mimo zakazu kapłanów i doskonalMa
jaką do bezźeństwa przywiąziigą. Tak to wszędzie nrojeai
ludzi zgodziły się z ich potrzebą przyrodzoną ; poty o; a
ostatnia umawiała, póki znośnej nie zawarła ugody. Co«
nieszczęście byłoby , gdyby szały panujące w wierze niro^o
wszyscy spełniali najściślej 1 A tak w niektóre wierzą, tk ici
nie spełniają, i taki stan umysłowy martwego przekorna
zowie się na ziemi wiarą. »
Wj^yw jednak buddaizmu na obyczaje był więkaty ■«
Herder przypuszcza; wpływ ten do pewnego stopnia był po-
żyteczny, w innych względach zgubny; lecz że nie pow^
wykorzenić i zmienić grubych, zwierzęcych popędów i vt
wolniczych skłonności azyaiyckich ludów, nie można Dii*v
tego szczęśliwą koniecznością, co i sam Herder, mwĘf
dalej o dodatnej stronie buddaizmu w dziedzinie żyda, *^
się przyznawać.
a Pomimo to wszystko, mówi on, rząd ten Łsmf. ^
rażący na pierwszy rzut oka, nie tylko nie był szkodliwa
lecz nawet stał się użytecznym. Gruby lud pogański foof-
ttgący siebie za potomków małpy , wzniósł się pnez to »^
zawodnie w niektórych względach na wyższy stopień oghsj
*) Pomycly do filozofii dziejów rodsaju ludzkiego przez Herdcn, t"^
iył z Diemieckiego Józef Bychowiec. Wilno 1S38.
139
towarzyskiej, do czego B%siedztwo Chin nie mało aię przy-
czyniło. Beligia pochodząca z Indyi, sprzyja ocfagdostwu
ciała, więc Tybetanie nie tak żyją, juk lady stepowe tatar-
skie. Sama nawet ta ostra wstrzemięźliwość, zalecana przez
łamów, stała się dla niektórych .wędzidłem, a dla innych
przedmiotem współubiegania się cnotliwego; równie teź
skromność, trzeźwość, umiarkowanie, te przymioty stano-
wiące stosunki płci obojej , są przynajnmiej postępem do pe-
wnej doskonałości, który osiągnąć nie tak moie ród ludzki
potrzebuje, (?) jako raczej doń się zbliżać. Wiara w przecho-
dzenie dusz wzbudza litość ku tworom ożywionym, tak, że
tych dzikich mieszkańców gór i skał nie można było podo-
bno łagodniejszą uskromić uzdą, jak tern urojeniem, oraz
wiarą w długie pokutowanie i srogie męki piekielne. Sło-
wem, religia tybetańska podobna nieco do tej, jaką miała
sama £uropa w ciemnych jej wiekach, a nawet bez owego
porz^Jcu i moralności uwielbianych w Tybetanach i Mongo-
łach. Równie jest zasługą względem ludzkości, że ta religia
Szaki wprowadziła pewną naukowość i język piśmienny
wśród tych góralów, a nawet i dalej wśród Mongolii, i może
przygotowania do wyższej uprawy towarzyskiej i tym okoli-
com przeznaczonej. Droga Opatrzności między narodami
dziwnie długa, a jednak ona jest samym porządkiem
natury. »
Dalaj lama rezyduje w mieście Lhlasa, w ogromnym bu-
dynku, mającym 10,000 pokoi. Jest on nie tylko nieśmier-
telnym, ale i nieomylnym. Po śmierci jednego Dalaj lamy,
duch Buddy wchodzi w jego następcę, tak że cały ich szereg
jest jedną i tą samą osobą, tylko w innem ciele.
Nieśmiertelnym także jest pomocnik Dalaj lamy, zajmu-
jący drugi stopień w hierarchii buddajskiej; nazywa się
Wanczeń Bokdo Erdeń czyli Tehou Lama, Jest on
wcieleniem Abidy, rezyduje w Małym Tybecie w Dżasbi
Hlumbu czyli Tehou-Loumbu.
Od roku 1720 Dalaj lama w zarządzie swojem państwem
jako król ograniczony został i znajduje się pod zwierzchnią
władzą cesarza chińskiego, który posyła do Tybetu swego
namiestnika, rządzącego w imieniu Dalaj lamy. Wpływ
140
ostatniego na sprawy religii w calem państwie
jest o wiele silniejszy , nii po sa granicą Chin. Dla mśę
wpływu jego w dalszych krajach, potworzyły się rói]ie,«'
zależne od Dalaj lamy baddajskie hierarchie. Japonii, bn
jest również buddajską, wyzwoliła się 2 pod wpl^wi T)te
i ma swojego własnego papieża. Jest nim Dairi. Dnrow
byli samowładnymi monarchami Japonii aż do 1143 r. Wtak
Enbo, naczelnik wojska, władzę Dairom wyrwał i ^
rz%dzą Japoni% cywilni cesarzowie, a Dairowie 8| im pti-
władni.
Nie będziemy opisywać wszystkich stopni hieni«&ia>fii
bnddaizmu w różnych krajach Azyi i mniejszej Inbn^a^
ich zależności od Tybetu ; rzecz jednak nasza wymaga ^
byśmy wspomnieli o hierarchii mongolskiej, której wphvB
Buriatów jest bardzo stanowczy.
Rz%dzc% kościoła buddajskiego w Mongolii jee( S^
tuhta-Bokdo-Gegen, który to stopień odpowia^ ff*
dności arcybiskupa metropolity w naszym kościele. Kii^
jest jak i Dalaj lama nieśmiertelnym. Po śmierci jego* o*
lej Mongolii, a czasem i w Buriacyi szukają cUopiccisi*f
więdła i chorobliwą fizyonomią i noszącego na cide f^
tajemnicze znaki, z których lamowi e wnioskują, ie ^
zmarłego Kutuhty wcielił się w chłopięcia. Skoro tabip
wynajdą, prowadzą go uroczyście do pałacu w Urdie. ^
szają w świątyni Kutuhtą i po ci^ym kraju zbienjl *
niego podarunki i pieniądze. Mały Kutuhta jest pod ap
nym wpływem wyższego duchowieństwa: Szandżabów, Bp-
bów, Zasyków. Jest on w ich ręku maryonetką, > ^
robią co im się podoba. Dzielą się jego dochodami i ^
dzą, samego zaś troskliwie w bezczynności pielęgnuj) ' ^
rają się , ażeby umysł jego na zawsze pozostał w niedols<t^
Zapewniali mnie, że Kutuhtowie umierają zwykle li**
młodo, lamowie bowiem trują ich z obawy, ażeby m^'^
tuhta doszedłss^ do wieku, w którym się rozom i •■■•■
dzielność człowieka objawia, nie ograniczył idi ^^
i nie odebrał zagrabionych mu funduszów.
Główna świątynia w Urdze nie jest wspaniałą i ■* P
nawet w porządku i w czystości utrzymana. Priac Kawf
141
j«et badynkiem skromnym i bez gustu skleconym. Rząd
moskiewski stara się przeciąć wszelkie komnnikacye Buriatów
z Kutuht% i kilka razy zebrane pomiędzy Buriatami poda-
runki dla nowo zainstalowanego Kutuhty skonfiskował.
W Urdze jest wielkie seminaryum dla łamów, gdzie się
ttcz% tybeckiego języka i teologii. Nieznane mi jest urzą-
dzenie, ani dokładny program nauk, w tej szkole dawanych.
Jeden z kuryerów, których rząd moskiewski często do Urgi
posyła, zwiedzając to miasto, trafił w seminaryum na wykład
nauki. Mówił mi, źe seminarzyści w wielkiej liczbie zgro-
madzeni byli w dużej sali. Wśród powszechnego milczenia
nauczyciel poważnie przechadzał się po sali i zadawał uczniom
pytania. Zła odpowiedź ucznia wywoływała głośny śmiech
jego kolegów, lecz nie skłoniła nauczyciela do dania uczniowi
żadnego objaśnienia. Mierzonemi kroki prowadził dalej
swój spacer po sali, a gdy już śmiech ustał, zrobił toż
samo pytanie innemu uczniowi, a następnie innym. Zła od-
powiedź wywoływała zawsze ogólną wesołość.
Świątynie w Urdze przez cały dzień są otwarte i nabo-
żeństwo w nich nigdy nie ustaje. Łamów w tem mieście
liczą na tysiące; ich żółte i czerwone postacie ustawicznie
się snują po ulicach i rynkach miasta. Raz w rok, nie wiem
w jakie święto , lamowie z całej wschodniej Mongolii zbierają
«ę w Urdze, gdzie ich fetują przed świątynią potrawami
gotowanemi w ogromnych jak studnie kotłach. Uroczy-
stości są świetne, a miasto zdaje się ^ być najechane przez
armię księży.
Naczelnikiem buriackiego duchowieństwa w granicach
Byberyi jest Hamba-Lama; godność jego odpowiada godno-
ści biskupiej w chrześciańskim kościele. Tytuł jego urzędowy
jest: Bandidi- Hamba-Lama wszystkich bunackich i tun-
gukich rodów. Rezydige w Huł-nor (Oęsie jezioro), gdzie
ńc znigdige główna buddajska świątynia Buriatów.
Hamba lama w czasie nabożeństwa wkłada na siebie
żółty ornat i infułę na głowę, podobną do infuł katolickich
biskupów. Wchodząc do świątyni, błogosławi ofiary złożone
^^ stekach, z których potem lamowie robią sobie ucztę,
i błogosławi lud i dary przed ołtarzem. Gmin dotyka się ze
142
czcią Bzat jego i błogosławionych darów, które lamom ■
patyczkach roznoszą. Ofiary, jak to wiemy, dawane sa i»
dła, zboża, chleba, araku, baranów, i t. p.
Taboret przy ołtarzu przeznaczony jest na siedzenie &
Hamby przez czas odprawianego nabożeństwa. Rned ex
złożone są święte księgi i dzwonek. Obok niego bi wn-
szych taboretach zasiada duchowieństwo niższych skofK
a na ławkach ustawionych rzędami, aż do drzwi, pobrtick
wojłokami lub czerwonem suknem, zasiadają lamowie, gn-
jąoy na różnych instrumentach.
Mieszkanie Hamby znajdtge się opodal świątyni Hil^a0ra.
Kandydatów na Hambę lamę wybierają lamowie , s ar je-
dnego z nich nominuje. Wybory są prawie zawsze pormte
zawziętych sporów i kłótni pomiędzy dwoma główneni M-
dajskiemi plemionami Bnriatów , 1 j. horyńskiem i ńtkm^
skiem, którzy szczerze się nienawidzą. Ponieważ ttofia
Hamby jest między Sielengińcami, zawsze też i Hamha i iA
grona jest nominowany. Hor3rńcy od roku 1809 oddani pod
zarząd hułnorskiego hamby, nsiłigą z pod niego wyiaBKiir
i stanąć samodzielnie. Sielengińskim lamom zamcaj|Hs>
ryńcy miłość nowinek i wprowadzenie wielu śpiewór pe-
kińskich na miejsce tybeckich. Nie mogąc otrzymać wteif*
biskupa, starają się Horyńcy którego ze swoich lasióv V
nieść do stopnia hamby. Walka z tego powoda pospdiT
dwoma plemionami, gorliwie przez Moskali podsycana . ń
dochodzi do gwałtów i bitew, lecz wysila się w kłóbiiaclL
a mianowicie w skargach i prośbach, podawanych do a^
skiewskiego rządu.
Roku 1834 po śmierci hamby Dżamsujewa, SielenfiBCf
starali się brata zmarłego zrobić hambą i dla podtnriBasa
swojego wyboru zebrali oddział 800 ludzi, idożony z !§■•*
i naczelników rodów. Plemię zaś congolskich BiiniMv
usiłowało swojego ziomka Diłagowa wcisnąć na to sicJBff
i podtrzymywało go oddziałem z 506 ludzi złożonym. H^
ryńcy znowuż pracowali dla swojego corżia: Tojngol (ja-
nowa i w liczbie 4500 podali prośbę do irkuckiego gubem*
torą Zejdlera o popieranie praw swojego ziomka i o pr**
niesienie stolicy hamby z Hułnom nad Kudun. Omr tef»
143
ru nazywają lamowie czasami zburzenia (ebdere kuj-
ja). I tym razem Sielengińcy zwyciężyli.
Terafniejszy hamba lama odznacza się ogromną otyłością;
yscy też jego poprzednicy byli otyli, widać, ze wszędzie
jb duchowny dobrze nasyca.
Po hambie najwyższą godnością w hierarchi buriackiej
. Sziretuj; niższe zaś stopnie są: Zasyk (v. Dzasak),
tama (v. Dae), Sordżei (v. Sarzej), Nansu (y. Lansu).
Lamowie pochodzą z różnych klass społeczeństwa, obo-
zani są wszyscy do bezżenności i do wykonywania w ży-
pewnej liczby przykazań. I tak Gełun, t. j. pierwszy
pień rzeczywistego lamy, powinien zachowywać 200 przy-
lań; Gecul zaś, niższy od niego w hierarchii, obowiązany
i wykonywać 100 przykazań; Ban di trzydzieści pięć;
»warak pięć, a Ubuczi (v. Obuszyj), najniższy stopień
drabinie duchownej, trzy tylko przykazania wykonywać
irinien.
Ubuczi nosi ubiór pospolity, dla odznaczenia zaś ducho*
ej godności przewiązuje się czerwonym pasem. Howarak
li suknię różniącą się od ludowej żółtym kolorem;' Bandi
ń żółtą suknię i czerwony pas ; Gecuł żółtą suknię , Czer-
ny pas i czerwoną przepaskę przez prawe ramię. Frze-
ika ta oznaaza, że lama używa tylko czystych pokarmów,
których gmin i niżsi lamowie nie są obowiązani i mogą
ć co się im podoba.
Wyższe duchowieustwoo nosi na żółtych sukniach czer-
•ne płaszcze. Prócz koloru sukni żółtego lub czerwonego,
nowie wyróżniają się od reszty ludności czerwoną tasiemką
kapeluszu i zupełnie ogoloną głową.
Ubuczi obowiązany jest pościć trzy razy na miesiąc
)Tzed posągami i obrazami odmawiać modlitwę Om-mani-
dine*chum, która oczyszcza człowieka od grzechów i za-
§ca do bogobojnego życia.
Nie podobna mi wypisać wszystkich przykazań, które la-
rwie ślubują zachowywać. Kilkanaście z nich dostatecznie
ftelnika zapoznają z cnotami, które z urzędu pełnić przy-
fgli. Lamowie przysięgają: 1) oszczędzać życie wszystkich
orów żyjących ; 2) nie przywłaszczać sobie cudzych rzeczy ;
144
3) starać nię o mądrość; 4) nie kłamać; 5) nie iuyvić ^
rącycfa napojów; 6) nie nosić wieńców i nie używać ptiś*
del; 7) nie śpiewać światowych pieśni, nic tańcować i ii
uczęszczać w miejsca publicznej zabawy; 8) nie zaniedlRiK
przez lenistwo lub obojętność swoich obowią^w; 9i ń
chować u siebie srebra , złota i nie dotyluić się drogici wt
tali i rzeczy wytwornych.
Gdyby lamowie wypełniali zaprzysiężone pRykazaiuar s^
zawodnie i lud byłby moralniejszym: lecz niestetj i b lid
nauka jest w dowie, a nie w życiu. Obowiązani ą oik-
wywać czystość cielesną i nie maj% żon, lecz oieniwar ato-
dego Buriata z starszą od niego kobietą, do czasu jego doj-
rzałości zastępują go w obowiązkach małżeuikicŁ Ba
skrupułu pyą wódkę, lecz najpowszechniej łamią ihib w
stwa. Każdy prawie lama za nabożeństwo, za każdą lalc
religijną, każe sobie sowicie płacić — po śmierci m nS**
mego należy prawie zawsze do sukcessorów. Chan %
a wszyscy jeżeli nie bogaci, to używają przynajmniej b0>^
wygodnego bytu. Lud ich żywi , oni bowiem dli liW
szego zbawienia swoich dusz ' i przewodnictwa docbon^
nie trudnią się handlem, rolnictwem, ani też żsdnjalK'''
mysłem. Pod względem wykształcenia nie bardzo tei V^
są od gminu. Znałem jednego Sziretiga, gdym mitokilF^
między Buriatami nad Gzikojem , który lubiąc moje tovs?'
stwo, odwiedzał mnie w mojem schronieniu. Kie znal ^
ryi ani jeografii i zgoła żadnych w najpospolitszych d»v^
wiadomości nie posiadał. Znał tylko księgi święte i oW
w której się urodził. Odemnie piBrwszy raz slyscsł o Po**
Francy i, Niemczech i o Moskwie, jak i o tem, żetó*
nie ma dusznego prawa do rządzenia nimL
Ta prawda tyle razy wyrzeczona, że gdzie Ms^
stwo jest światłe, moralne i gorliwe, tam i lad jtft iBOitf?
i wykształcony i odwrotnie, tutaj się potwiardA ^
smy jednak niesprawiedliwi, gdybyśmy kamieniem pot(F>^
rzucili na cale duchowieństwo buddajskie. Są m^ ^
ludzie do niczego, lecz są i zacni, poważni i goriivi<>^
bro ludu. Dla tych to wybranych ci^y stan używa wJ^W*
szacunku. Większość jest leniwa i próżniacb, ^ ^
145
i pracowici i ubodzy, którzy czas trawi% w cnocie, na nabo-
żeństwie, leczenia chorych i czytaniu ksi^ świętych.
Lamowie przesiadają pilnie szamanizm i gdyby nie prze-
szkody ze strony moskiewskiego duchowieństwa, pozyskaliby
dla religii Buddy nie tylko reszt§ Bariatów, ale iTimguzów.
Każdy z wyznawców jego, któiy dla wróżby lub po radg
uda ńę do szamana, ukarany bywa przez łamów dziesięcio-
dniowym postem. Moskiewskiemu duchowieństwu nie podoba
się ta gorliwość łamów i ich apostołowanie buddaizmu. Woli
ono szamańską wiarę, która nie będ%c uorganizowaną w ko-
ściół i nie maj%c hierarchii, łatwiejszą jest do zniszczenia,
niż buddaizm. Skargi na łamów z ich strony są bardzo
częste. Wpadła mi w ręce skarga pewnego popa. Zarzuty,
jakie porobił lamom, przytoczę w treści, gdyż one najlepiej
wykażą stosunek prawosławnego duchowieństwa do buddaj-
skiego.
W skardze tej powstaje przedewszystkiem na gorliwość
missyonarską łamów, której popi nie mają i na usiłowania
nawrócenia szamanów do buddaizmu; a przytaczając sposoby
nawracania, mówi, jakoby lamowie głosili, iż : 1) wiara Szak-
jamuniego powinna być wyznawaną przez wszystkie koczu-
jące ludy Syberyi , pochodzi bowiem od ich współbraci Mon-
gołów, z którymi łączy ich język, i jednakowe obyczaje; 2) że
religia prawoi^awna jest moskiewską i odpowiednią pojęciom
i skłonnościom Moskali. Dla Buriatów zaś i innych ludów,
którzy pojęciami, mową i obyczajami różnią od Moskali,
nie jest stosowną i we^ug przedwiecznych wyroków, nigdy
się między nimi rozszerzyć nie może; 3) że lamowie na za-
sadzie tolerowania ich religii przez rząd moskiewski głoszą,
jakoby prawo rozkazywało, ażeby Bariaci byli wyłącznie wy-
znawcami Szakjamuniego. Odwołując się do kilku przykła-
dów surowej kary na tych Buriatów, którzy porzuciwszy
szamanizm, już jako chrześcianie ^udawali się do szamanów,
twierdzą, że szamanizmu rząd nie toleruje i prześladi:gą
szamanów i bogów ich niszczą. 4) Głoszą wreszcie, że ci
Bariaci, którzy zostaną chrześcianami , muszą przez to samo
porzucić narodowy sposób życia i muszą stosować się do nie-
znośnych dla Buriata praw, zwyczajów i postów moskiewskich-
GiŁŁM, Opisanie, m. 10
146
Temi to i wszelkiemi innemi sposobami, mówi z gofrycif
skarga popa, namawiają lamowie szamanów do pnyjfda iA
wiary. Wpływ ich nie tylko daje się spostrzegać na sEamt-
nach, w sąsiedztwie ich zamieszkałych, lecz okazuje saę m-
wet w odleglejszych plemionach bargnzińskich , kadarińdick
i jakuckich Buriatów. Zamierzając wszystkich i ^yznaw ećw
szamanizmu pozyskać, potrafili już Buriatów tonkiDskiei
i ałarskich skłonić do porzucenia swej wiary i przyjęcia refi-
gii Buddy, chociaż najwyższe ukazy 1728, 1746 i 1775 r.
z 25. maja surowo zabraniają nawracania w państwie naiff-
sklem na jakąkolwiek inną wiarg, albo sektę chrześdiBdcf,
prócz nawracania na wiarę grecko-rossyjską.
Skargi popów poskutkowały. Tunkińscy Boriaci zoitifi
namówieni do porzucenia buddaizmu i dzisiaj szamani, jeż^
odstępują od nauki swojej, to nie dla Buddy, lecz dkuiki
prawosławnej.
W 1829 r. w 18 rodach sielengińskich i w 14 rodsA
horyńskich było laroów nie płacących podatków 292, Itnów
zaś płacących podatek i howaraków było 2069, razem V5S^-
kich księży 2361. Dzisiaj liczba ich została przez rząd oęn-
niczoną. Przy parafialnej świątyni (dacan) może się znaj^
wać tylko 13 łamów. Łamów nie uznanych przez rząd a
kapłanów i dzisiaj jest dosy(^. Klasztorów nie ma w Burian::
w innych jednak krajach, jako to: w Tybecie, w Moncrfi
znajdują się buddajskie klasztory.
Świątynia buddajska u Buriatów budowana jest z bdeł
w kwadrat albo w prostokąt, otoczony galery^ drewnbsf.
na której umieszczone słupy podtrzymują okapy dachu. St
dachu znajduje się mała czteroscienna wieżyczka, z kt«tj
podnosi się cienka drewniana igła. Architektura tych świą-
tyń jest mieszaniną chińskiego i rosyjskiego sposobo ba-
dowania, jak i większa liczba świątyń prawosławarcb
w Syberyi.
Duchowną stolicą Buriatów jest Huł-nor, gdzie obok
głównej świątyni wznosi się piętnaście kaplic, poatawionyc^
przez rozmaite rody sielengińskie. Świątynia hułnorska wna**
sioną została r. 1768 za rządów Hamby Lamy: Zanby Agatós^
jewa z funduszów składkowych, wynoszących sumę 83,lW rs.
147
Kilkanaście nłusów składa parafię. W każdej parafii jest
dacan (kościół); żaden z dacanów nie może być pod wzglądem
ozdób porównywanym z głównym hułnorskim dacanem.
Przy dacanie mieszka w jnrtach kilkunastu łamów, zosta-
jących pod władzą sziretuja, mającego biskupie prawa.
W świątyni złożonej z przedsionka i obszernej nawy,
prócz ławek i krzeseł, znajdują się stoły, na których instru-
menta muzyczne są złożone, jak również stoły z księgami
świętemi i ołtarz, na którym jest posąg Szakjamuniego i po-
sągi różnych bóstw. Na ścianach i nad ołtarzem zawieszone
są sztuki różnokolorowej materyi, skóry tygrysów, wilków,
obrazy malowane i narzędzia przeznaczone do odpędzania
dych duchów.
Przy wejściu do świątyni i w samej świątyni umieszczone
są hurdu, to jest kręgi cylindrowe, na których wypisane
są różne modlitwy. Obracanie hurdu znaczy to samo, co
odmawianie modlitw: im kto więcej razy obrócił, tem się
więcej i gorliwiej modlił. Forma w religii prawie zawsze
&eśó zagłusza; Buddaiści doszli już do tego, że nie wyma-
gają wzniesienia m3rśli i serca do Boga, ani nawet wiadomo-
ści tego, co modlitwa zawiera. Potrafili oni ułatwić modli-
twę: machinalna praca kręcenia hurdu jest zasługą przed
Bogiem; w kilku minutach można odmówić ze sto tysięcy
modlitw. Przerzucanie paciorków różańcowych, bez mó-
wienia modlitwy, jest także uważane przez nich za mo-
dlenie się.
Nabożeństwa w świątyniach odbywają się kilka razy na
dzień, a nawet i w nocy. Lamowie grają na różnych instru-
mentach: trąbią, brzęczą, bębnią, dzwonią, hi^asują, nie
troszcząc się wcale o harmonię. Im przeraźliwsza, głośniejsza
i bardziej rozdzierająca uszy muzyka, tem jest piękniejszą.
Eto nie słucha tej muzyki z pobożną czcią i dreszczem, ten
zostanie w przyszłem życiu biritem, to jest djabłem; kogo
zaś muzyka ta natchnie pobożnością, uwolniony będzie od
trzech nieszczęść i dusza jego będzie zbawiona. Głosy i rin-
gi! ki (t. j. muzyki), odzywają się także jako modlitwa za
cara, pomyślność jego i długie życie, oraz jako prośba
o zwycięztwa dla jego wojsk i szczęście wszystkich jego pod-
10*
148
danych. W csasie grania lad pada na klęczki i 'na twifx.
składa ręce i modli się.
Gdy muzyka acichnie, lamowie czytaj% księgi śsifito
i śpiewają pieśni nabożne głosem przeciągłym i grobowra,
poczem znowuż odzywa się muzyka, znowui śpiewy, i t 4
Instrumentów używają następnych. Dzwonki i7bi% dmt|
obciągnięiey zwane oczar honho; bywa ich w koecieie i0
pięćdziesięciu. Damiry czyli małe bębny, w które nie pi-
łeczkami, lecz rękami uderzają; bywa ich w świątyń ś»
dwudziestu. Prócz tych w orkiestrze kościelnej jest
trydzieści bębnów, w kształcie miednic robionych;
talerzyków mosiężnych, dwadzieścia talerzyków wypQti|<^;
instrumenta zwane zarla, dynszyk, ganłan, biszker*
czyli różnych kształtów trąby unyr-buzi i trąby zwane 4t-
gan i u ar da. Trąb używają długich lub waltoniL Ifajł
też instrument podobny do cymbałów, złożony z kratek mt-
siężnych, w które uderzają pałeczkami. Uiywi^ takb
dzwonków mosiężnych i konch, w które dmą jak w ti^
Prócz instrumentów zns\jduje się w świątyni wiełe
tów obrzędowych, jako to: dwa wielkie na kołach
parasole, dwanaście małych parasoli, dwa pandapa tf*-
dobne do parasoli), dwie chorągwie, trzy żeli
(darami), mosiężne słońce i księżyc, ośm
i inne jeszcze narzędzia, oraz różnych kształtów i koioń*
parasoliki, które podczas wielkiego nabożeństwa dk «{-
kszej ostentacyi trzymają lamowie w rękach; kopie zk, Ui
kołczany, strzały, szpady, pancerze i kolczugi, ntrsymjmtf
są dla obrony świątyni i odpędzania od niej złydi duiiśft
Skóry zaś zwierząt znajdowaniem się w przedsionka pn^p^
minąć mają pobożnym pot^ę twórczą Boga. Toli-maaiil
jest to pięknie oszlifowany dzbanek, przeznacsony do o^f*
wania posągów.
Ubiór kościelny łamów zowie się w an g n n - h obcoIi
W świątyni hułnorskiej ma być do tysiąca obrazów. )&•*
które malowane są złotem, inna ozdobione są blachami, i^
zywanemi czimyk, wyobrażają bogów i cuda przez meku
ziemi robione.
W księgi święte każda świątynia jest dobrze
149
f hnłnorBkim dacanie jest przesslo tysiąc tomów: Księgi
ndrft, znane pod różnymi tytularni, opisują moralność
addąjską; Wina ja dyscyplinę; księgi za6 Abidarma opi-
ąją metafizykę bnddajską.
W parafialnych śMdątyoiach pospolicie używane księgi są:
[andżnr-Dandźura, około stu tomów wynoszące; Ago-
si, opisujące przymioty wiecznego Boga; Najdan, zawie-
Bjące modlitwy do 16 bogów; Da znad, opisująca sposoby
bronienia się od popędów namiętności. Inne jeszcze święte
ńęgi noszą tytuły : Manikgambun, Gunrin, Mintukba,
lunduj, Dymcsin, Ałtank-gerel, Barakny, Maity,
Uldzin-hatunu-todzi, i inne. Czytują także po koacio*
ach, wyłącznej czci Szakjamuniego poświęconych, księgi pi-
ma świętego Szatza*Tubaich, pod tytułem Undusu-
łudur, z przeróżnemi modlitwami.
W księdze Sunduj są tar ni czyli zaklęcia wsanskryckim
ęiyku. Lamowie powtarzają te zaklęcia, nie rozumiejąc ich
maczenia. Utrzymują oni, że kto potrafi jak należy wymó-
»ió tami, umieszczone w świętych księgach, i kto zrozumie
eh znaczenie ) ten posiądzie władzę nad całą naturą. Deszcz,
inieg, piorun i Uyskawica służyłyby mu na rozkazy; może,
tiedy zechce, być niewidzialnym i nabierze umiejętności le-
czenia chorób.
Oto jedno tami o zachowaniu życia: Om ra dża ha
isim ru di jam bad di da bad szi na du ja dam
bad b goh szu dak ła dzi szin gun.
Za rządów Gawan-iszi-dżymsujewa, hamby lamy bu-
ńackiego, jeden sziret lama (1811 roku) zwaryował, tru-
dniąc się przez lat pięćdziesiąt nad odgadywaniem tajemnic
tami
W wielkich świątyniach zbiór duchowieństwa bywa bar-
dzo liczny. O świcie, skoro tylko zapali się poranna zorza,
lamowie wchodzą do kaplic przy kościele, poświęconych czci
assurów, nienawidzących Boga, i proszą ich o wybawienie
ludzi od wiecznych mąk piekła. Zyskawszy sobie ich
^i^lędy, wchodzą do świątyni i podczas solennego nabożeń-
stwa czytają ustępy z ksiąg wyżej zatytułowanych. Przed
południem jest nabożeństwo za monarchów i za ludy, oraz
150
prośby o odpuszczenie grzechów, o obfite zbiory i bajnok
roślinności. Po południa omywają posagi i zwierdadlui
latarnię, przed któr% znajduje się toli, przeznaooM
do składania ofiar, i kadz% przed posagami. Naatępnii
odmawiają modlitwy z uproszeniem o wybawienia od
sześciu strasznych przeobrażeń, przyczem składają o&iiT
iansan.
Boga Badma Linhuwa, który narodził się po śmkici
Buddy, wypełniał wszystkie jego przykazania i jest patronea
dusz, oraz patronem monarchów, błagają o miłosierdzie ud
duszami w grzechach zmarłych , o wyjednanie wyższego sto-
pnia przeobrażeń i o odsunięcie cierpień od ludzL
W celu ubłagania boga Hongszim-bodi-satwa, tikte
o wybawienie od grzechów, ustanowiony został szaksit-
ban, t. j. post i pokuta za grzechy. W nabożeństwie do
niego zapalają świece, składają ofiary i odmawiają modlitwę:
Om-mani-padme-hun, którą tłumaczą niektórzy w bs-
stępujący sposób. Przez wyrażenie Om wymawia się proiU
o wybawienie od grzechów, przez wyraz ma wzywa się łsi^t
Bożą, przez ni prośbę o przebaczenie; wyrażenie pad a-
wiera modlitwę o uwolnienie koni od przeobrażenia n;
w gady; me odpędza złe duchy, a hun jest prośbą o uwol-
nienie od piekła.
Inni lamo wie dają tej najpospolitszej buddajskiej modli-
twie inne znaczenie. W czasie szakszabanu nie jedzą mifia
i nie piją gorących napojów. Prócz tego postu, wisjicy
obowiązani są pościć 8., 15. i 30. każdego miesiąca, czego
Buriaci nie spełniają.
Raz w rok odprawiają nabożeństwo do boga Majdari,
rządzcy przyszłego świata, którego obnoszą w urocijiitcj
processyi na około kościoła. Największe jednak święto jest
noworoczne, trwające przez cały miesiąc. Wówczas wnyicj
lamowie obowiązani są być na nabożeństwie, gdy w iaM
święta tylko ci lamowie uczęszczaó muszą do kości<^a, któnf
przy nim znajdują się.
Wyobrażenie bóstw bywa czasem potworne w postsd
ludzi i zwierząt. Szakjamuni bywa przedstawiony w postaci
siedzącego człowieka, z założonemi pod siebie nogaai
151
z kubkiem w ręku — tak zapewno Budda siadywał, odda-
jąc się ulubionej przez niego kontemplacyi.
Kończąc rzecz o buddaizmie buriackim, nadmienić powi-
sienem , iż wiadomości w tym przedmiocie czerpałem po części
s ksiąg i z opowiadań wiarogodnych ludzi, lecz głównie z wła-
mych obserwacyi.
IX.
Od Poptereesnej do Pop'oiiiBeJ. — Cyganka. ~ Ukyr i J«Bioca. — FtpaM-
ray. — SobotnJcy. — WiemyDa Udy. — Oianstwa. — Wośalea BoN.-
Ile j«9t prawdy w teoryi ogólnego ntacaf^ll wiania Indskoad? — 9*
porta wojonnyeh ci^iarów. — Jarla w Kondsie i koaiaaa bartakL -
Podrói Marawiowa do Jeddo, Pejho i powrót Amorem. — OddMłsł-
nierty i pnygoda oberwanego podróinego. — Spotkanie i tą)m| i in^
kracya bnriacka. -^ Bekleminówka. — Siakaia. — Starowiercy i tptL -
WJasd w góry. — Otairman i L Mikołaj. — Krsyi.
Wii|2^ nić Opisania naszego, przerwaną ustępem ob^
daizmie , przypominamy czytelnikom, źe jesteśmy na 8kqM
boriackim , we wsi Popiereczna. Od niej i od świątyni bid-
dajskicg, w jej okolicy znajdującej się, rozpoczynamy t0
dalszą podróż.
Okolica za Popiereczna jest równa, porosła modisetio-
wemi borami. Znaczniejszych wód i rzeczek nie ma tirtq»
rzadsze więc są i utasy, gdyi Buriat tam się Inbi onedłi^
gadzie potok szemrze po kamieniach, lub trawa pocliyli<t
nad jeziorem.
Na polach, lezących odłogiem od stworzenia świata, i *
gałęziach leśnych przebywa mnóstwo rozlicznego ptaft**?
szczególniej liczne są dropie, które krykaniem swojem fOt
rywąją ciszę, pannjącą w tej okolicy, jak smatek w doi?-
Podróżny, stradzony napróżno robionemi pytaniami wobuc^i
który na wszystkie odpowiada: atołmacz gej (nie mii'
tłumacza), przysłuchiwać się musi głosom ptaków, jako ja4)f'
nym objawom żyda. Wsłuchuję się i ja w głosy skowiwbi
153
którego w wielu okolicach Sybeiyi nie ma, a jego tęskne^
ucinane śpiewanie przypomina mi skowronków polskich^ śpię*
wających nad flpoconemi głowami naszych oraczy. O I zawsze
miłe i roskoszne wspomnienia rodzinnej ziemi, nigdy ńę nie
ulatniacie i człowiek z wami chodzi po świecie, jakby
z opieką Boią 1 Fal% wspomnień wzmaga się burza tęsknoty
wygnańca, a mtfości% ojczystą prostują się kroki moralnego
zepeacia. Skowroneczku polski, kiedyż nad moj% głową za-
śpiewasz?!
Prócz skowronka, słyszałem tntaj skrzypienie drozda,
błysnęły mi żółte pióra żołny i coś zaczerwieniło się
niby gil.
Wieczorem przyjechałem do osady holonistów Pogromna.
Na dziedzińcu tegoż samego domu, w którym nocowałem,
rozpięła namiot cyganka, którą z dwojgiem dzieci transpor-
, tiąją na miejsce urodzenia. Pod namiotem dwa wojłoki
^słnźyły rodzinie za posłanie. Wózek o dwóch kołach stal
przy namiocie, a pod nim leżał stróż majątku cygańskiego,
wielki i czujny pies.
Z rozmowy poznała cyganka, że jestem Polakiem, i za-
praszając mnie na wieczerzę, nazwała mnie rodakiem swoim.
« Ojciec mój, mówiła, podiodził z Litwy, był więc Polakiem.
Byto mo tam dobrze, jak wszystkim, których Polska gościn-
nie przyjdą; według jednak cygańskiego zwyczaju nie trzy-
jAal się jednego kraju, ale włóczył się po świecie; dostał się
do Rossyi, a Mosksde wysłali go zaraz do Syberyi, gdzie ja
jnt pod Nerczyńskiem urodziłam się. Nie umiem po polsku,
ale pamiętam, że ojciec mój był polskim cyganem, uważam
Bię więc za Polkę. >«
Była to jeszcze kobieta młoda, oczy błyszczące jak węgle,
rysy kształtne, w ruchu zwinna i poważna. Głowę ubrała
chustką czerwonego koloru — nogi nosiła boso. Dzieci jej,
chłopiec i dziewczynka, rezolutne stworzenia, ubrane były
w modre koszulki.
Dziewczynka w małym kociołku, wiszącym na trójnogu
nad ogniskiem, gotowała kaszę; chłopiec pętał konia, pasą-
cego się opodal na łące , a matka o kilka kroków od ogniska
wróżyła dziewczętom i babom, które się ze wsi do niej
154
sbiegly i okrążyły doią gromadą. W tej gromadzie bjli
i m^czyzni i lama w czerwonej, zaplamionej dziegciem
siikm. Proeil cyganki, aieby mu wyirróźyta, gdńe mę znaj-
di^% skradzione mu wczoraj rzeczy. Z szałasu wzięli mi
kilkanaście wojłoków, kilka worków wełny, koszule , baty
i kilka rubli pieniędzy. Zmartwiony, nie mogąc odkzyt
śladu złodziejów, przybył po ratunek do cyganki. Cyganka
widząc wielką wiarę lamy w jej wróżbiarską naukę, zape-
wniła go, że wróżyć będzie i wskaże mu miejsce, w któren
się jego własność znajduje, ale zażądała poczekania do jutra,
gdyż do wróżby chciała przygotoprać się niejedzeniem wie-
czerzy i c^onocnem wzywaniem ducha.
W pierwszym dnia brzasku był już lama przed cyganką,
która mu dokładnie opisała fizyonomie złodziejów, historyk
kradzieży i wskazała miąjsce w trzeciej dolinie, pod tzzeci|
górą, gdzie zakopane zostały skradzione mu rzeczy. Łtma
uradowany z wróżby, dał cygance kilkadziesiąt kopiejek,
a obiecywał więcej, jeżeli pójdzie z nim do trzeciej doliny
pod trzecią górę. Cyganka zadowolona z nagrody, wymó-
wka się od towarzyszenia lamie koniecznością wyruszenia
w drogę. Jakoż zwinęła wkrótce namiot, złoiyta go na
wózku, chłopiec przyprowadził konia, zaprzęgła go i z pne-
wodnikiem, który był raczej stróżem danym jej przez soł-
tysa, wyruszyła ze wsi — a pies za wózkiem ze zwieazonpi
ogonem powoli pociągnął.*)
Ja też pojechałem za cyganką, a strząsłszy się po drodie
nie utorowanej na zeschłym błocie, przyjechałena do wsi
Ukyru, w okolicy której widziałem duże stada bydła i koai.
Ukyr jest wsią moskiewską, zamieszkałą przez osiedleńcÓT;
położony w okolicy jeziorzystej. Z jezior okolicznych naj-
większe są: Ukyrskie czyli Krowie, Erawińskie i jezioro,
z którego wypływa rzeczka Konaj, wpadająca do Witimo.
Ka stepach jeziora Erawińskiego w r. 1688 zaszła krwawa
potyczka pomiędzy Moskalami a Mongołami. W okolicy
*) w bliikości Pogromn^ Jest iródło mineralne. Sseuwy tut^^t ilj-
nęły se swej skutecsaoici. Nad źródłem wybudowano dom dla chorych.
Dsłslą) mniej odwiedsane i sapuszcsone. Źródło w caasie wielkich npadeT
wjsycha. Tegoft samego gatnnkn wody aą w Mąjdarynie.
155
te tego jeziora, nad rsecską Tułdun, mąjdiąje ńę wiele
awników i agatów.
Drewniana cerkiew w Ukyrze nadaje wiosce lepszy pozór,
tak bowiem nie zdobi siedziby ladzkiej, jak domy boże*
) tutejszy jest człowiek prosty, ale gościnny i poczciwy,
nawszy kilku wygnańców polskich, dawniej tu mieszka-
t^h, przekonał się, że fałszywe o Polakach szerzą wyobra-
ia pomiędzy Moskalami; że Polacy obstając przy swoich
mch i dawnych granicach, nikogo krzywdzić nie chcą,
rolnoBĆ wszystkim dają; że nie mają w sobie nic je^
ddego, a są większymi tolerantami w religii od wszysi-
I innych narodów; przekonał się dalej, że nienawiść kar*
na dla Polaków, jest niesłuszna i haniebna, przez co od
1 stanął wyżej i wyróżnił się moralnie od swoich kolegów
ikorosyjskich — został bowiem sprawiedliwym.
Zebrałem tutaj cokolwiek szczegółów o moskiewskiej
Bie Sobotników, których tu kilkunastu mieszka. Sekcia-
ci mówią i modlą się po moskiewsku, lecz wiara ich nie
le różni się od żydowskiej. Oczekują Messyasza jak Ży*
t w Chrystusa nie wierząc; przy modłach okrywają się
ertelną płachtą, nazywaną przez Żydów tałes; używają
ke skrzyneczki z przykazaniami, którą Żydzi nazywają
ił, noszą nawet i cyc es. Kobiety golą głowy. Obrzeza-
jest także u nich w zwyczaju i uważają go jako symbol
nniena. Żydów przyjmują jako braci i jedzą z nimi z je*
eh naczyń.
Bobotnicy wylęgli się z żydowskich przekonań, które bar-
^y^y po Moskwie rozszerzone przed Iwanem Groźnym,
^ko założyciela nie jest dobrze znane. Jego propaganda,
U^KO Apostołowanie, taką wielką liczbę Moskali odprowa^
'^ od chrzesciaństwa, że zdawało się, iż cała Moskwa «o-
^ Bobotnicką. Wzmogli się nie tylko w liczbie, ale
bogactwa i powagę, tak, że mogli zbuntować się prze-
ko Iwanowi Groźnemu. Ten car zmuszony był z sobotni*
ii formalną wojnę prowadzić; pokonał ich, tysiącami
^ował, palił i topił, nie potrafił jednak zupełnie wy-
i^* Dzisiig liczba sobotników w Rosyi nie jest m^
*omnaźa się ciągle* W Syberyi znąjdiąją się pojedyńcio
156
poroznncani , a w snacmiejazych grapach mieszkają t|1k»
w Tomskiej gubernii i w okolicach Irkncki.
Droga 2a Ukyrem zwraca ńę w stronę połodniowo-
wschodnią i prowadzi przez lefoe, podmocsone rówoi^f.
Woda 8%czy się pod powierzchnią ziemi , lub rozleiwa się p»
bagnach, jeziorach i ścieka w małydi strumieniach. GbI|
okolicę nwaiać moina za wielkie źródiisko, doatarcs^ącs
wody rzekom płynącym do Bajkahi i Witimn. RoOimioió
jest bajną, ale obfitość jagód w borach szczególniej ndeno.
Chodziłem po nie kilka razy do bora, ale mnie
z niego wypędzały zjadliwe komary i zacięte drobne
których rozpłodzeniu sprzyja ta wilgotność grantu. Na po-
lanach w kilkn miejscach jarty bnriackie, nie zmieniają po-
nurego charakteru okolicy.
Tego dnia jeszcze dojechałem do ułasu Wierszyna Udy.
Osada ta złoiona jest z kilka szałasów bariackicb, więzieBia
etapowego i stacyi pocztowej , którą wyhodował Żyd z Poiiki
deportowany, i umebłowsi, oraz nrządził po europejska.
Można więc tn znaleźć wygodę niezwykłą w tym kraju, dofaiy
obiad, kawę i wino. Podróżny skazany na jedzenie cndrną-
cego bariackiego mleka i baraniny źle upieczonej, dtętaie
płaci wysokie ceny za potrawy europejskie. Ruch podróznyeh
znacznie się wzmógł od pewnego czasu i ciągle powiększ
się; rodak nasz więc dobre tu robi interesa i nabiera da-
brego zachowania i znaczenia u mieszkańców. I>o niefo>
jako bogatego, garną się ubodzy jego współwyznawcy i jai
utworzyli tu małą kolonię żydowską.
Zastałem w Wierszynie Udy oddzisi żołnierzy, maasen-
jąoy do batalionów nadamurskich. Buriaci zmuszeni ich aa-
karmić, dali im dwa barany i cegiełkę herbaty. Jedni zol*
nierze gotowali sobie pokarm, inni poszli do jurt, w któtyek
napróżno upominali się o mleko i araki. Buriaci każd^aa
odpowiadali: ntołmacz gej!» i udawali, że ich nie rozmniitją.
Klnąc wszystkich Buriatów, którzy w końcu do juii nie
chcieli ich wpuszczać, udali się żołnierze do Żydów. Ci v6-
wnież niczem ich nie obdarzyli, lecz zawsze handlarze, kupOi
od nich kilkanaście funtów prochu. Ledwo żołnierze wyna-
azerowali, wzięli się do wysypania z woreczków prodnS
157
jakiei było ich zadziwienie, kiedy zamiast prochu wy-
sypał się z woreczków drobniatki piasek! Żołnierze oszukali
^ydów, piasek z wierzchu osypali prochem i za takowy go
sprzedali. Ambicya handlowa kupców mocno draśnięta tmn
oasnkańrtwem, wyraziła się w niezmiernym hałasie i utyald-
-waniu na żołnierzy. Jeden drugiego obwiniał o nieostrożnoić,
A wszyscy krzyczeli.
W jednym tygodniu ten sam żyd już drugi raz został
przez Moskali oszukanym. Kupił beczkę miodu , lecz przy
je^o przekładaniu pokazało się, że miód był tylko z wierzchu,
a pod spodem jakaś do niczego nie zdatna materya. Oszu-
stwo u Moskali tak jest pospolite i taką zdolność do niego
posiadają, iż nikt z nimi w tej mierze równać się nie może.
Nie daleko od Wierszyny Udy, w błotach, znajdują się
źródła Udy; w nie wielkiej także ztąd odległości znajdują
«ic w garach wody mineralne, zostające bez żadnego
aftytku.
Na buriackim wózku ruszyłem z ułusu. Wiózł mnie Bu-
riat, nazwiskiem Boboj, który prócz spodni, nie miał na
sobie innego ubrania. Krótki warkocz spadał na szerokie
plecy, pierś miał wyniosłą, ręce żylaste, kolor ciała bardzo
śniady. Wesoły, śpiewał i gawędził ze mną przez całą drogę,
nie zwracając uwagi na komary, które mu na ciele siadały.
Przyzwyczajony do powietrza, nie może długo w chacie wy-
trz3rmać. Miejskie życie jest dla niego nieznośne; czuje się
w siłach tylko w dymie jurty lub przy koniach na stepie.
Formy towai^zyskie są dla niego niewolą, a ubiór gniecie mu
pierś. Dał więc folgę swojej naturze, jurty nie porzuca,
a ubiór bierze na siebie tylko w czasie mrozu i deszczu.
Pywilizacya europejska zabiłaby go bardzo prędko, jak za-
biła już wiele ludów swobodnych, których stare pojęcia
i obyczaje nagle reformować lub przerabiać chciano. Powolna
tylko reforma, stopniowe odmiany, mogą zastałe ludy wpro-
wadzić na stanowisko europejskich narodów, do którego
dążyły krwawą pracą dziejów przez tysiąc lat. Co dla naa
jest szczęściem, dla nierozwiniętych ludów jest nieraz bólem
i nieszczęściem; co jest celem naszych pragnień, dla nich
jest przedmiotem wstrętu. Płonne więc też są marzenia
158
gwałtownych cywilizatorów i zapalonych refonDałorav, toi-
ny cały świat od raza pragnęliby ncywilizowmć, mią
awojej formułki urządzić, a wedłag chętki oazciętliwić, te
względu na nałogi, przyzwyczajenia i pojęcia narodów, t^
dna forma polityczna, ani teorya aocyalna, chodażhy aa »
łości ugruntowana, dogodny plac życiu zapewniak, ■
obdarzy wazyatkich narodów wolnością i azczęadem. M)
będzie dla jednego , a zgubną i cisnącą dla drugiego aink
Ludy nie są do siebie podobne, formy więc ich ź^bi
mogą być jednakowe. Dla tego to uniwersalne BMOoihe
lub państwa sztukowane z różnych narodów, jak iwsttf^
Rossya i Pmssy, są niepodobne i zabójcze dla udoekcwkBi
się ludzkości, i dla tego to także kosmopolityeme t8K«
uszczęśliwiania ludów do niczego nie doprowadzają. Gdy a;
ludy upodobnią, myśli zbliżą, a obja¥ry i potneby ipa j^
dnakowo zacechują, wówczas będą na porządku' daasp
uniwersalne monarchie, federacyjne republiki i nceptr »-
eyalne , dla wszystkich narodów jedne i te same. Doiai ■
piękne te marzenia stawiając na drugim planie rzecrpnstM^
to jest istotne potrzeby i interesa narodowości, prEjfojaM
się do ich osłabienia i zamiast dobrego bytu, prsyuosą tata
niewolę. Podbój i ąiarzmienie w imię cywilizacyi , jest dan^
w sprawiedliwych umysłach za dobry uważany, chodai^'
dąo ląjarzmieniem, nie cywilizacyą, lecz śmierć narodowi psp'
nosi, i jest tak ohydny, jak każdy inny gwałt i iiAia*-
jak podbój i zabór w interesie króla lub j^o pia<«
dokonany.
Obszerna to materya i dalekoby nas od pnedBiiolB»
prowadziła. Zakończymy więc ją wzmianką, że nigdoetoo^
rye ogólnego uszczęśliwiania i cywilizacyjnych podbojów* ^
munizmy i socyalizmy, nie są szkodliwsze, jak u nas, fta
pojęcie narodowości, jako punktu oparcia dla budowy p0^
tycznej i społecznej państwa zrodziło się, i przei P<i*f
przeprowadza się. Czcze i łudzące teorye ogólnego sb^
śliwiania, zastępując pracę na rzeczywiste szczęście, bo^
narodu w formie mu dogodnej , obracają się wprost u ^^
rzyść igarzmicieli. Teorye te zastępują nieraz miłość <^
zny i uczą poświęcać jej sprawę sprawie wymaizoB^si^
159
powszechnego dobra. Uważając narody za zawady i prze-
szkody dla swoich koBmopolitycznych widoków, popierają
mimo wiedzy srogich despotów. Życie i obserwacya dają
inne rezultata , niż książkowa mądrość i marzenia. Obser-
-wacya ta uczy nas, że ten tylko na ogólne szczęście i cywi-
lizacyę ludzkości pracuje, który stawia niezależność, byt
narodu i szanuje prawa do bytu innych narodów. Rzeczy-
wista postępu praca odsuwa teorye uniwersalnego szczęścia,
grabiące pojedyncze narodowości, jak z oburzeniem odtrąca
d%żenia samolubne pojedynczych państw, uznające wynatu-
rzenie narodów podbitych za warunek swojego dobra i bytu.
Jedna i druga zasada jest niewolą i zniszczeniem naturalnego
porządku rzeczy. Różnica między niemi ta tylko zachodzi,
że pierwsza teorya, chcąc całą ludzkość uwolnić i uszczęśli-
wić, bez wiedzy wtłacza ją w niewolę, a druga wyraźnie
i z wiedzą utrzymuje sztandar niewoli.
Wracamy do Boboja, którego przyzwyczajenie i szczęście
potrąciły w nas myśli żywotne, a który mi ciągle prawił
o swojem szczęściu w dymie jurty i o swojej nagiej, stepo-
wej swobodzie. Kolejno odwracał się to do mnie, to do
swoich ziomków, którzy wieźli Moskalom kotwice i armaty,
przeznaczone do wzmocnienia samodzierstwa carskiego
w wschodniej Azyi. Spotkałem już dzisiaj kilka wielkiego
kalibru fortecznych dział i kilkanaście kotwic dla przyszłej
marynarki na Japońskiem morzu. Dziesięć wołów lub koni
z wielkim -trudem ciągnęło po błocie jedną armatę. Wszę-
dzie też widziałem po drodze upadłe ze znużenia konie.
Furmani z obawą zapytywali, czym nie spotkał w drodze
więcej armat i kotwic. « Jeżeli jeszcze kilka takich transpor-
tów wieźć nam każą, to cały nasz dobytek przepadnie. i>
Słuszne obawy — rząd nie ma żadnego względu na interesa
poddanych; po drodze pełnej gór, wy boi i błota, każe im
wieźć ogromne ciężary, niszczy ich majątki, nie dając im
żadnego wynagrodzenia. Biedni Buriaci muszą w dowód
swojego przywiązania do tronu tracić swoje konie.
Prócz Buriatów niezadowolonych i sarkających na nie-
zmiernie ciężkie dowody swojej miłości do cara, spotykałem
dzisiaj karawany chłopów syberyjskich, wiozących prowianty
160
dla wojsk nadamurskich. I ci mają wielki cięśar, lecz rob|
sobie folgę csęstemi popasami i noclegami i odbierąji
zapłatę.
Przez całą stacyę trzęsąc się po złej drodze, Boboj ob>
ja2 zabite bydlęta i transporta, a wieczorem ze zbolałą gloi)
i pottuczonemi bokami przywiózł mnie do utnsa Eonii.
gdzie mnie umieścił w jurcie swojego przyjaciela.
Jurta mieściła liczną rodzinę. Matka jej była (teą
Głowę ubraną w korale, złożyła na kożucha i boleśnie lę-
kała. Mąż nie okazywał współczucia chorej i obojętnie piS
fajkę, rozmawiał z gośćmi lub spoglądał na gotującą aą
w kotle arce.
Pod bożnicą, jako w miejscu honorowem, siedział
komisarz , urzędnik Xiy. klassy. Przebien^ paciorki
wydawał wchodzącym do jurty rozkazy i zdawał się m
zwracać uwagi na moją osobę. Po moskiewska nie nówd.
a raporta do Dumy pisał na kolanie pismem mongolikin.
słupkowem. Zaczynał od lewej ręki i wiersze prowadził i«
w poprzek papieru , lecz z góry do dołu. Fizyonomię mui
ujmującą. Wysokiego wzrostu, krępy i otyły, miał na niw
buddygył z szarej jedwabnej materyi, ubramowany futetioai
Sobolewem. Twarz pełna życia i dobroduszności, jasnisk a-
dowoleniem, wzrok bystry i rozkazij^ący. Mało mówił, ka
nie zdawał się pysznić ze swojego urzędu. Pod jego dossfca
wiozą Buriaci dowody przywiązania do tronu , to jest g«
kotwice i armaty. Piłem herbatę i karmiłem cak»em i dUt
bem zamorusane dzieci gospodyni, gdy pan komisan iw»
cił się do mnie i przez tłumacza zapytał, wiele koni zdechłjf*^
i wiele armat ugrzczłych w Uode widziałem na dro^^
Odpowiedziałem, iż koni upadłych widziałem nie mato, vwd
zaś kilka siedzących w błocie, lecz doUikdnie nie unieBai
powiedzieć, bo nie rachowałem ich i mało zwracałem mfi
na wysilenia Buriatów, w dawaniu dowodów przywi^asia;
swego do tronu. Komisarz skłonił mi głową i aapali«Bąrj
ganzę, oddał się milczenia, gdy tymczasem małe psodik^
zachęcone cukrem, obiegły mnie i natarczywie npomiiiiłf4rj
o podarunki. Szczupłe zapasy nie pozwólmy mi ełiciwośe iekj
zaspokoić; pobiegły więc do ogniska i tam z bradnego Mk
161
-karni i r^ami wybierały arc§ , pakowały w g§by, a szybko
wypróżniwszy kocioł, rozpoczęły na nowo śmiechy i psoty.
Najmłodsze z nich, owinięte w koźachy niemowlę , kwiliło
w kołysce o jednym biegunie; matka poruszona jego płaczem,
pochyliła się nad kołyską i podała dziecięciu chor% pierś.
Atmosfera w jurcie, jak i we wszystkich mieszkaniach
Bnriatów, była niezmiernie ciężka. Kwaśniejące mleko
w skórzanych workach napełniło ją zgnilizną i smrodem;
dym błąkający się po kątach i oddech kilkunastu ludzi,
jeszcze bardziej ją zaraźaŁ Ubiór i wszystkie sprzęty zdają
się być nigdy nie czyszczone; brud je pokrywa i wydziela
sapach, który jest właściwy niechlujnej nędzy i brudnemu
bogactwu. Bożnica jedna była utrzymana w czystości.
O kilkanaście kroków od jurty obozował oddział żołnie-
rzy, których coraz większą liczbę pchają nad Amur. Punktem
ich zbornym jest Stretińsk, od roku 1858 bowiem już nie
i S^łki, ale z tej stanicy wychodzą ekspedycye amurskie.
W tym roku prócz żołnierzy, przesiedlono z nad Ononu
i innych rzek nad Amur przeszło 500 rodzin kozackich,
w których było do 4000 indywiduów — szybko więc zaludnia
się Moskalami ta dopiero co zdobyta kraina.*) Pomiędzy
*) Rx%d chi6aki M-ssystkich pnewodników ekspedycji 1853 i 54 r., prowa*
dsoDych pnes Iforawiewa, akarał iinieroi«. Pnewodniey cl byli Manegiry.
W roku 1857 odprawiono nad Amur wielu, bardso iołniersy x gamisonów
wielko -rossyjskich, których tam poienionyeh w drodae % publlcsneml kobie-
tami jako kozaków osiedlono. Pomięday nimi było 900 Polaków, do których
Heehał proboesca Irkucki, ks. fiawermiekl, w celu utwierdaenla ich w religii.
Podróż swojf po Amnrse ks. Sswermickl opisał 1 wydal w Pamiętniku rell-
KUao-moralnyro w Warsaawle. Całe lewe wybneie Amura, wyjąwssy 500
vioTtt la ajleiem Ussury, w roku 1859 lostało salndnlone kosakaml, Tegoi
roku 1859 Murawie w a Nikołą)ewska w iicsncj świcie popłynął do Jeddo,
V celu skłonienia cesarsa Japonii do arsecKenia alf wyspy Sachallnu na rsecs
Hoskwy — arsecsenia tego nie usyskał , dał więc loakas sabranla. Jakoi
ryełano baullon wojska na tf wyspt * oświadctono miesskańeom , fte s% pod-
lanymi Białego Cara ,i dumnie sawiadomiono nąd japoAskI, ie Sachalin jai
pnyłącsony 1 powróeony (sic) sostal do Moskwy. Japonia w milcienlu
prsyjfła o tern wiadomość 1 oporu nie stawiła.
Z Jeddo popłynął Murawiew na ąjście P^ho i tam Chińcsykom powlnsso*
iral iwyciąstwa nad Anglikami 1 Francusaml. Kiedy cesara chiński nie chciał
Mpi^ać trakutu AjguAskiego, s polecenia Murawiewa Ignatiew namówił
3hl6czyków, aśeby nie wpnsscaall poselstwa Iranenakiego i angielskiego na
Pcjho. Chińcsycy ulegli podstępnej namowie i stąd powstała druga wojna
GiŁLBi, Opisanie. III. H
obosttj^cymi iołtaiemuni siedział nachylony do ognia ł/m »
widomy chłopiec, o którego pielgrzymce pinłem; qnlkiE
go żołnierze na drodze i wzięli s 8ob%; w ich towarzysfem
weselej mu i bezpieczniej. Wykrzyktgąc lofaieine pieŚBi,
piekli iotnierze barana na drewnianym rołniCy a Biraa
przypatrywali aic im z daleka.
W godzinę potem, gdy już siedli do skromnej wiecasn^
i 6l^»ego poczciwie nakarmili, przybył do nich c^owiek, ss
gołem ciele msjący kilka g^ganów — znalazł zm^nifek
i został zaproszony do jedzenia. Był to także żolaisci;
otrzymawszy dymissyę, wyruszył pieszo do rodzinna wioski,
a przechodząc przez bór na górse, został napadnięty fom
% owctni mocarstwami , która xa pośrednictwem Ignatiewra sakoies^la «c tn-
ktatem. Bohdoiian potwierdcił traktat ąjguński. a wdsicesny ca poandaelM.
podpisał ubór przez Moskwę Diangorji i swoich ziem, Y.liaodćarri ftH*-
łooych.
Z Pejho Marawiew popłynął ku brsegom pomiędzy Kor«ą i ąJacMsa Aaaia.
podobały mu się i roskasał Je zająć na rzecz Moskwy; rozkaa zoctai «iU-
ntfliy w następnym roku.
Powracając Amarem, przy ujściu Sungary spotkał się Hnrmwiew^ z jtatn
łem cliiAsklm i wezwał go do siebie na parowiec. Jenerał pmybyi, a ■■»•
wlew rospoczął c nim przez tłumacza rozmowę, w któr^ rozkazywał s^
cliiAski posterunek s lewego brzegu Amura. Hurawiew unosił się, wyz^nł
po bratalsku Jenerała i pogroził mu kułakami. Jenerał milcaal i wjni&d «{
z parowca, a świtę Jego Murawiew po grubiańsku wypędził. W godziaę p^
tern odebrał Jenerał cliiński grseczne zaproszenie na lierbatc« gdyś chciał saa
mówić o pretensyach Moskwy do Chin z powoda zabicia ro«yjekief» kepcs
nad Ussurą przez Mandżnra , który tego knpea zastawszy gwałcącego asa itmę.
zamordował. Jenerał nie przyjął zaproszenia, posŁeruii«k Jednak z icwtęt
brsegn zdjął, a co do Mandiura oświadczył, jeieli Marawiew riM«. aieby
był śmiercią karany, zabić go kaie. Tak to Moskwa robi ta intereea. Men*
wiew t początku grzeczny i łagodny, Jak Jui wziął górę nad Clił*c«yk«»
zmienił ton postępowania i brntalstwera oraz strachem resztę otrzyia^.
- w dalszej drodze odebrał Marawiew prośbę od byłego eiiiaskiege amte-
nibejsa (gubernatora) w AJgunie, którego cesarz chiński aa sawareie aii^
rzystnego traktatu zamknąć kazał w kłodę, a następnie śmiercią ukarać. 1^
gubernator podarunkami przez Mnrawiewa przekupiony, C«raa proaB p
o wstawienie się za nim do rządu chińskiego, lecz wstawienia się tcfe wcait
nie uzyskał. Następca' jego, nowy gubernator w Ajgonie, oświadoyt
kazał Morawiewowt, ie Jeieli i jego obdarzy podarunkani , będsie ■■ Jak
tamten pożytecznym. Marawiew nie potrzebował jni jego usług, oświadtzfc
mu więc kazał , ie jeieli jeszcze raz ośmieli się z podobną pro|»oaycyą ef
stąpić , pośle 300 kozaków do AJgunu i tam na rynka przed podwładaym a^
narodem kaie go rózgami ochłostać. Ambaoibejs pnestrasaył atęi i h«
podarunków służy Moskalom, a Moskaie eoraz dal^ i ceraa <
yz9 się.
163
tneeh zfaiegów i kopalni. « Oddaj pieniądze !» kizyknęli.
« Miałem dwa ruble w kieszeni, mówił odarty, a myśląc, ie
nimi odkupię sobie życie, wyjąłem i dałem je oberwańcom.
Leci niezadowoleni datkiem, zawołali: « Rozbieraj się i to
prędzej — ściągaj buty, płaszcz i koszulę; a gdy się będziesz
opierał, w łeb ci paJnimyU Mieli strzelby, mogli więc
groźbę wykonać. Nie było co robić, trzeba było być posłu-
sznym, byle tylko ocalić życie. Wykonałem rozkaz i stałem
przed nimi jakem z łona matki ¥ryszedł. Wówczas jeden
z nich zlitował się nademną i wziąwszy na siebie moją czer^
woną koszulę, którą mi uszyła moja kochana Jewdokija, dał
mi tę oto zawBzawioną i popadaną, oraz gatki, z których
co krok urywa się i odpada gałgan. Ubranego w ten sposób,
pościli mnie drogą, a sami poszli w las.n
Śmiali się żołnierze z nagości ez- kolegi, nie mogli go
jednak ubrać, bo sami mieli tylko po jednem ubraniu; lecz
mu dali tytuniu i fajkę, a zapewniając go, że teraz już przy-
zwoicie może podróżować, czule się z nim pożegnali.
O wschodzie słońca, zapłaciwszy Buriatom za mleko i ka-
wałek baraniny, dla mnie upieczonej, cenę, jakaby mogła
w taksie żywności najdroższych miast w Europie figurować,
wyjechałem z Kondy. Wiózł mnie Cydyp, młody, a choć
mazgajowaty w ruchach, wesoły jednak BuriaŁ
Niedaleko tego ułusu znajdują się źródła rzeki Kondy,
płynącej na północ do Witimu. Od Wierszyny Udy do
Kondy przejeżdżałem przez jedno pasmo niewysokich gór,
pełnych Uota i źródlisk; za Kondą zaraz wjeżdża się w wyż-
sze góry, okryte bujniejszą roślinnością. Za tem pasmem
ciąguie się szeroka dolina Chiłoku, pełna jezior, z drugiej
strony obramowana Jabłonowemi górami.
Gdyśmy zjeżdżali z góry, Cydyp spostrzegł powóz dążący
naprzeciwko nam, zatrzymał konie, wysiadł z wózka i stanął
na drodze. Powóz zatrzymał się przed nim — i jadący roz-
poczęli z Cydypem rozmowę, trwającą przez pół godziny.
Powóz potem odjechał, a Cydyp zadowolony i jaśniejący
radością, wskoczył na wózek, zaciął konie i prędko jak
strzała popędził po równej drodze doliny. W owym powozie
siedziało trzech Buriatów : jeden z nich miał na sobie czarną
11*
164
atłasową suknię) waricocs elegancko spleciony i maij
Insik na głowie — był to tąjsza horyński. Tv
biała, raczej europejska nii mongolska, ozdobioma łagodno-
ści%; kark krótki, ręka pulchna, powaga oprzejma w poste-
wie, dumna grzeczność w spojrzeniu — wszystko razem ds-
wało temu człowiekowi pozór dżentlemeńskL Mówili ini, śe
tąjsza ten jest wykształconym c^owiekiem i lubianym pna
Buriatów. Ma 'trzy żony, lubi bardzo pochlebstwa, ftgdygo
tytułują Jaśnie Wielmożnym Panem, nie posiada się z radości
Buriaci lubią w ogóle tytuły, a wiele rodzin wywodzi wmći
początek od Czingisa, różnych hanów i znakomitych Mn
Mongolii. Jest to arystokracya buriacka, z góry apogl^dsjici
na małe pierwiastki moskiewskiej arystokracyL Ttjmfr
i naczelników rodów tytułują Sajt-nar (magnat - wielko-
rządzca); żony zaś ich Sajhan-abagaj (prześliczne ksc-
żniczki). Próżność, na którą i człowiek cywilisowany Hak
często chorąje, nie wydyma jednak tak bardzo bariacki^
arystokraty, jak niemieckiego barona lub czeskiego hrafaiciga
Są oni dostępni dla ludu i mniej niż tamci róinią się od
niego. Wielkie rozumienie o sobie i wskazywanie na bó-
lów i cesarzów jako przodków swoich, nie przeszkadza m
do nizkiego kłaniania się przed lada jakim czynownibeB
moskiewskim, jak pomiatanie innnemi narodami nie wyro-
biło w nich samodzielności i siły bytu.
Znając tę próżność Buriatów, nie zdziwił mnie miłalfci
uśmiech na licach tąjszy, wywołany wielkim tytułem, od któ-
rego Gydyp zaczął swoją skargę. Oskarżał swojego sąsiad
o samowolne zabranie mu wozu. Niższe włiMlze bez skstti
zostawiły jego skargę, ale spodziewa się, że sprawiedhirsić
boska tąjszy krzywdy jego nie utrzyma. Tąjsza wypyta sil
o wszystkie szczegóły kradzieży, a dostatecznie objaśnioat,
zapewnił go , że po powrocie do Ony natychmiast ^^da ros-
kaz zwrócenia mu zabranego wozu.
Obok tąjszy siedział w powozie młody i ładny BsiiiC
w niebieskiej atłasowej sukni — był to jego sekretsB;
i drug^ starszy w czerwonem, atłssowem ubraniu: bjł to
jego domowy kapelan (lama).
Gydyp leciał jak szalony. Minęliśmy jakąś stacyę, bb
165
obosów transportowych, kilka kocsowiak i ołnaów, pnesanę-
liśmy ńę przez staoyc Beklemiazówkę, którą założył próiny
spraimik Beklemiszew , przezwał od swojego imienia, zalu-
dnił gwałtem napędzonymi starowiercami , a w domu poczto-
wym zawiesił swój portret — i jadąc brzegami malowniczego
jesiora Szaksza, stanęliśmy we wsi osiedleńców moskiewskich
tegoi nazwiska, wyniesionej 3264 stóp angielskich nad po-
ziom morza.
Nad Szakszyńskiem jeziorem mieszka przeszło pięćdziesiąt
rodcin starowierskich i jeden Polak, jeniec z 1881 r., Czar-
niecki, początkowo do kopalni zesłany, a teraz będący na
osiedleniu. Staro wiercy, chociaż niedawno tu osiedleni, nie
śle się mają. U jednego z nich jadłem obiad, złożony z bli-
nów , pieczeni i kaszy ; obiad ten po kuchni buriackiej ¥rydał
mi się bardzo wytwornym.
Podróżny w domu starowierca powinien wstrzymywać się
od palenia tytuniu — niczem ich tak oburzyć nie można,
jak fiajką. Uważają tytuń za roślinę bardzo szkodliwą i na-
zywają ją djabelskiem zielem. Utrzymtgą, że Pan Bóg
surowo zabronił ludziom palić tytuń i zażywać tabakę, że
namseenie tego przykazania jest jednym z największych
grzechów. Starowierca prędzej zgodzi się zamordować czło-
wieka, jak wypalić fajkę ^uniu. Ten wstręt do tytuniu,
zważywszy szkody, jakie tytuń sprawia w fizycznej organiza-
cyiy a następnie i szkody moralne, jakie przezeń ponosimy,
nie wydaje się nam śmiesznym. Przypominamy, jak wymo-
wnie i pięknie skreślił Michelet szkody, jakie tytuń przyniósł
ludziom. Tytuń skłania do fuepożytecznego dumania i ma-
nenia nieograniczonego, z ląjmą czynności ludzkiej, człowiek
palący nie skory jest do roboty, nie rwie się do spraw pu-
blicznych, w miłości obojętnieje, a dymienie czas mu zapeł-
nia. Nie powtórzymy zdań wymownego firancuzkiego pisarza,
lecs dopełnimy je uwagą, że tylko zakaz religijny mógł po-
wstrzymać od palenia tytuniu, a ten zakaz, o ile nam wia-
domo, istnieje tylko u starowierców. Lecz ci znowuż sta-
wiając go wyżej nad inne przykazania, uważając palenie tytu-
niu za większe złe, niż rozpustę cielesną, kradzież i zabójstwo,
wpadli w przesadę, która ich moralności wcale nie podnod.
166
Pozbawienie głowy naturalnej jej osdoby, to jeit
i brody, aważąj% takie starowiercy za śmiertdi^ gneA -
dla tego wnyscy noszą długie włosy i brody. W
nia starowierca grzeszniej i gorzej jest ogolić się lub <
niżeli okraść. Jak Żydzi, etarowiercy nie jedz%
z ladśmi grecko - rosyjskiego wyznania, ani tei
obcych wyznań. Zamknięci w sobie, pogardzają
co nie jest ich form i przekonań. Kościoła paniąjącego w Mt-
diwie nienawidzą, ale boją się cara; wicoej jnź przyu^auiiąj
totaj w Syberyi okazują przychylności Polakom, niź smmm
rodakom prawosławnym.
Jezioro Szakszyńskie nie jest wielkie. W zielonych jcguMsfii
przegląda się malownicza okolica. Mały stramieó, z niego
płynący, jest wierzchowiskiem rzeki Chdok. W bliskości jeit
drugie większe jezioro Irgeń, a za górami, na półoocacck
brzegach Szakszy wznoszących się , znajdąjemy kilka jesaoe
jezior alpejskich, których wody do Leny spływają.
Od Szakszy wjeżdiba podróżny w góry Jabłonowo^ ktftcjcb
najwyższy punkt o kilkanaście wiorst ztąd położony, ject
zarazem granicą powiatu Wierclmoudiński^;o. Jecinhe
w góry z dwoma Buriatami. Jeden z nich lama, powozi —
żółte ubranie duchownego złożył na siedzenia, a pędząe ko-
nie, zrzadka odzywał się. Oczy niewyspane, twarz doiirs-
duszno-głupowata, nie nosiła śladów życia czyat^gn i wstai-
mięśliwego. Woźnica z niego lepszy niż ka^an. Wybonie
kierował końmi w miejscach niebezpiecznych.
Towarzysz jego byt pospolitym Buriatem, ubrany w bm-
skiewską siermięgę i mongolski małachąj; na piersiadi wad
wielki malowany medalion. Bóstwo na nim wyobnżaK
w postaci karłowatej i czarnej, nazwał Oszirmanem (to
samo , co Ariman czg^i 4jabeł). Z ust Osńrmana biidia pło-
mień, włosy i occy ma ogniste, głowę otacza blask aareoK.
Bóstwo to ze ściśniętemi pięściami, z wyszczereonemi zebaaii,
deptało coś z wielką energią i siłą, a płomienie jak w pie^
kle, zewsząd go otaczało. nJest to bóg silny, powiedbóal
mi Buriat, podobny do modciewskiego bog^ Mik<^^!»
Ludy syberyjskie prawie wszystkie nazywają boga Mocbf
Mikołajem. Mikołaj odbiera szczególniejszą cześć od Modcali;
167
jest to najpopularniejszy między nimi święty — po domach
Jego wizerunki częściej napotyka się, niż Chrystusa, i dla
tego to obce ludy myślą, iż Bóg Moskali nazywa się
Mikołaj.
Malowanie Oszirmana na medalionie było nie gorsze od
bohomazów, sprzedawanych na łokcie po cudownych miejscach
w Europie.
Towarzysz mój, kołysany jednostajnym ruchem powozu,
zasn%t — lama nie spał, ale milczał. Tymczasem wjeżdżali-
śmy coraz wyżej i wkrótce stanęliśmy u stóp krzyża na
szczycie pasma , odległego o 24 mile od Popierecznej. U stóp
tego krzyża skończyłem pierwszą moją podróż, odbytą w ceki
zwiedzenia wierchnoudińskiego kraju.
X.
11 roioy ponnek. — 8Ucya poestowa. — Brak kotii. — Unądicait i tHr
poestow«. — Pijaliatwo i towftrsystYo «ttiMmłfBUv4wei. — P«dni v
niaoh Siel«ng^ — Malownicse brzegi. — Sternicy. — BtKfmęntf-^
Popowej. — Icb eharakteryatjka. — Opór stawiany władiy. — IM
Siemicjey praybyił do 67 bery i? — Sielenśińsk i jego itatyicyfci. ~ ■"
•yonarae angielscy. — Polacy. — Bestoiewy i Jeaaeae o dekateytiMk'
Okolice SielciłgiAaka. — Uprawa lnu i sikola olcmentana v Uiłifcc "
Monastyr CxikoJ«ki i jego sałoiyciel. — Nadieidin. — Pani tkKfdff
rowa. — Moldawianin. — Wróiba a wilka. — Pnybycie do U|śe Ełi^
W mroźny poranek styczniowy jechałem na ghdkia b-
dzie Udy. Horyzont lekko zarumienił się, reszta cioBime
znikała, a mróz powiększał się. Buriat, chociaż pnjwju*
jony do mrozów, nie mógł wysiedzieć na koćle; ręce, «^
wane w ogromne rękawiczki, sztywniały, nogi ziębły, ei
kilka więc wiorst zeskakiwał ze sani i biegł przy koniach
Nic to jednak nie pomogło, i na nosie i na policzkach V
stąpiły białe plamy odmrożenia. I mój kożuch dostatecotf
mnie nie zabezpieczał; zimne dreszcze prsechodzfly ni p
ciele , a palcami od nóg nie mogłem poruszyć. Kaaałeoi Bf
riatowi pośpieszać; wskoczył na sanie i jak wicher poNi^
lismy się po lodzie. Dzień tymczasem coraz jaśniejsiy bi>
stępował. Wysunęło się czerwone słońce, oblało sMev
i różowemi promieniami uśnieion% okolicę i dzwonienie p<^
ranne w cerkwiach odezwało się. Z ich odgłosów wno>d^
źo miasto joż nie daleko. Jakoż wkrótce pokazały tk J^
cerkwie i magazyny, przy których żołnierz w obsieni**
169
fatrze i w ogromnych butach stał jak titap nierachomy, z ka-
rabinem w ręku.
Wjechaliśmy do miasta i zatrzymaliśmy się na stacyi po-
cztowej. Zeskoczywszy ze sani, czemprędzej pobiegłem do
izby pasażerskiej, a Bariat do kuchni. Izba była zimna,
a od pieca, w którym paliło się, odpędzał dym, buchający
jak z komina. Nie było cieplejszego schronienia, więc w tej
izbie trzeba było pozostać. Prócz mnie znajdował się w niej
urzędnik z rodziną, jadący na służbę do zachodniej Syberyi.
^na, troje małych dzieci, z zapłakanemi od dymu oczami,
wychodziły do sieni, zkąd ich znowuż mróz ¥qpędzał napo-
wrót w zadymione powietrze. Biedna kobieta tuliła dzieci
do piersi, zakrywała im oczy i wołała na ekspedytora, ażeby
ogień kazał zalać, bo inaczej dym ich podusi. Ekspedy^r
kręcił się jak fryga, skakał, gadał, a nio nie zrobił. « Zaraz,
zaraz wypali się, bądź pani spokojną. Chwilkę cierpliwości
będzie ciepło i dym wyjdzie » — i pobiegł do sieni, gdym
go zatrzymał upomnieniem się o konie do następnej stacyi.
o Kie ma koni i nie wiem, czy dziś, a nawet czy jutro jeszcze
bcdą.» A to dla czego nie ma koni na stacyi ?» « Prosta
przyczyna, mój panie: wczoraj jenerał, jadący do Gzyty, za-
brał siedem trójek i konie dot^ nie wróciła. Dzisiaj rano
przyjechał kuryer carski i mówił, że wkrótce za nim drugi
knryer przyjedzie. Po obiedzie ekspedyować muszę dwie
poczty 9 do Piotrowska i do Barguzina, a jutro znowuż dwie
poczty do Czyty i do Kiachty. Prócz tego dwanaście po-
dorożnych wcześniej, przed pańską podorożną zameldo-
wano mi; tamte więc osoby prędzej niż pan otrzymają
konie — a pan ztąd dopiero na trzeci dzień wyjechać mo-
żesz.* Dwudniowe czekanie w zimnej i zadymionej izbie,
obawą mnie przejęło i sldoniło do przemysliwania nad środ-
kami dalszej podróży. Najlepszym środkiem byłaby kłótnia
z ełupedy torem i groźba; lecz ponieważ nie byłem czyno-
wnikiem, więc wątpiłem w skuteczność moich gróźb. Zostar
wał mi jeszcze jeden środek — łapowe, i tego postanow^em
oiyć, a tymczasem 'prostem, ażeby samowar dla mnie na-
stawiono.
W piecu już dopalało się i dym powoli znikał. Dzieci
170
weselue bie^y po pokoju, zbltiały się do mnie i poofl^
szczebiotać. Zrobiwszy znajomość z dziećmi, btnQ k
było poznać się z rodzicami. Pokazało się, i% mifEac
WBpóh&ych znajomych i ta okoliczność ułatwiła nam godśą
rozmowę. Dowiedziałem się od nich wiele nec^r o KiMka
do której dątyłem , i o zwyczajach pocztowych. Po mńiiiw
owinąwszy się w fatra, siedli w wielłde sanie, nakiTliMM
głowy rogoża i odjechali.
Zostałem sam jeden na stacyL Przyniesiono ssaon^
śmietankę i bałeczki. Kończyłem śniadanie, gdy wsiedli
pedytor. Zapytałem o cenę śniadania i zapładłem m trr
razy więcej, nii żądał, a potem zaraz upraejmie popnAa.
ażeby mnie na stacyi nie zatrzymywał i wyprawd iŃ*
jak najprędzej. Ekspedytor uśmiechnął się i obieoił ni ^
te same konie, które na kuryera czekały, orsz ttfi^
mnie, że tylko dla mnie samego, jako człowieka gisMOf
i uprzejmego, tyle łaski okazuje, i że dla nikogo ^^
względów podobnych by nie okazał.
Zadowolony, że sztuka z ekspedytorem szcięślm >F
udała, zapaliłem fajkę, gdy wszedł do izby kupiec, ob*
podoroźnę , błagał i prosił ekspedytora o konie, ale i
żno. Udał się wreszcie do mnie i zaproponował,
konie dla mnie przeznaczone kazał zaprządz do jsgo «k
mówił, że mi w nich wygodnie i ciepło będzie jsdttći *
zaś zapłaci za dwa, a ja tylko za jednego konia. Nastrp^
mi się sposobność pokrycia strat, jakie poniosłem v M^
zapłacie za śniadanie; przyjąłem więc propozycyę i vi9
saniach wyjechałem z Wierchnoudińska.
Poczty w Syberyi, podobnie jak i w Moekwie, uUiiifl
prywatne osoby. Rząd najmniej biorącemu od puj bs
drogą licytacyi wypuszcza pocztę. Za Bajkałem nąjcąM
diłopi są utrzymującymi poczty. W Czycie sa każdfti^
płaci rząd rocznie 900 rs., na innych stacyach po sto n^
po pięćdziesiąt, a nawet po czterdzieścL
Pewnemu oąynownikoMri przed kilku laty poroasno N(f
tacye pocztowe i zalecono, ażeby starał się smniejajćś^
tychczasowe ceny. Czynownik pojechał do wsi, IHęef^^
trakcie, i zebrawszy bogatszych chłopów, nalegał, «**^j
171
podj^ Bię atnynywać pocstę za tanie pieniądae, bo tego
aoUe oar źjocy. GUopi skrobali się w głowy i długo nie
ehcieli pnystaó na ceny dawane im, ale powoli nstępig^e
powadse, groźbom, w końcn batami zapełnię przekonani,
obowiązali się utrzymywać trójkę koni za 40 rubli rocznie;
podpinli kontrakt, a czynownik za oszczędnoóć kasy otrzy-
mał nagrodę.
Na trakcie od Nerczyńskiego Zawoda do Czyty na kaśdej
stacyi znajdują się po trzy trójki koni, od G^yty do Irkucka
i Eiachty po siedem trójek. Liczba ta koni po stacyaob,
przy zwiększonej liczbie przejeżdżających, jest nie wystarcsa-
j|cą i dla tego podróżni narażeni są na każdej stacyi na
długie czekanie.
Pakiety, listy i różne ekspedycye rządowe przewożą
utrzymujący poczty za ceny kontraktowe; podróżni zaś opła-
cają za każdego konia na wiorstę po trzy grosze. W innych
prowincyach ceny te są wyższe. Mała opłata dając małe
zyski pocztarzom, przyczynia się także do mitręgi po sta-
cyach; koni dawać nie chcą, tłumacząc się, że są w roz-
jeździe. Podróżny zmuszony więc jest prywatnie na boku, za
cenę rozumie się bardzo wysoką, wynająć konie, a jeżeli po-
stanowił czekać , zawsze coś zje i wypije na stacyi i zwiększa
prwz to dochody ekspedytora.
Prędko jeżdżą poozty moskiewskie, lecz zatrzymywania
po stacyaoh i różne mitręgi dużo czasu zabierają i wiele
kosztują. Oficerowie i czynowiucy łatwiej sobie radzą. Grożą
ekspedytorom, biją furmanów i utrzymujących konie po-
cztowe -- dają im też za to prędzej konie. O nich to do-
weq>nie powiedział J. U. Niemcewicz:
•Wszędzie po drodze spotykałem pocztylionów w nąjgor-
>qnn humorze; wozili oni świetną wielce personę:
Ta — gdxi« J% kolwiek iMkawto poprowadi* gwiudr «
Kyje na wssyttkleb plecach pamiftkf swąj Jasdy!
Pod Jej pi^knemi stopy ciągiem bit^ drogi,
Nie ndłe fodi« slf kwiaty, leoa twarde batogi.*
Prywatne zaś osoby nie mogą sobie w podobny, a bardzo
skuteczny sposób w Moskwie radzić. Liczne przejazdy oar-
172
skich kuryerów i feldjegrów, którzy p^dsą na A
karku, najdotkliwiej daj% się nczać ntrzymigfcyiii pHriF>
Zatrzymywać ioh nikt nie śmie, dla nick zawsze powinr^
gotowe konie, a chociażby zagnali wazyatkie konie, mijąk
tego prawo. Instrokcya pocztowa , zalecająca jak u^
dniejaze postępowanie czynownikom z pocztylioDtai, j*
jak i wszystkie inne prawa w Moskwie, rozporzfdsesin fi-
saaem, ale nie wykonywanem.
Kto chce jechać pocztą, powinien w kaaaie powiissq
zaopatrzyć się w tak zwaną podoroźnę. Kassjcr«7^
ją na zasadzie świadectwa policyi, za o]^^ trzydśe^^
piejek za stempel i jednej kopiejki podatku od kai^ vM^
Sty. Podorożna jest podpisana przez gabematon, hm^
i buchaltera; przed wyjazdem potrzeba ją zawiaowae v i»*
licyi i w biurze pocztowym.
Gzynownicy pocztowi bardzo mało są i^tni. Ebpe^^
na stacyi pobiera miesięcznie 5 rubli , pocztmajster « ■>*
scie po wiato wem 16 rs., a w gnbemialnem 30 n. wś^
cznie. Z pensyi takiej urzędnik nie może utrzymać sfi^
tego stara się o poboczne a nieprawne dochody. PsMa
więc muszą dawać im łapowe, bo inacz^ nie daleko nj^
Murawiew Amurski stara się w csynownikaiek i oiefl*
wykorzenić sprzedaj ność, lecz próżnemi są wszystkie jtp
starania, dopóki oświata i pensye urzędników nie «M
podniesione. Znaczną także przyczyną przekupstwa «!*'
wników jest życie nad stan ij>ijań8two. Gzynowmk psi^
braQiu pensyi hucznie występuje , zajada przysmaeiki, t j^
resztę miesiąca, jeżeli nic nie ukradnie, żyć musi kM
i chlebem. W Irkucku widziałem taczających się at df
czynowników i widziałem leżących w rynsztoku w sUb»*
p^nego osłupienia. W dzień koronacyi teraśniejsMgo ^
wyprawiono dla ludu ucztę i wytoczono na rynka kdb ^
czek wódki. Pomiędzy gminem , tłoczącym się przy kecita^
było wielu czynowników. Pijani zalegli poboczne nłi^t Ą
śmierć zapiło się sześciu; pijanych czynownikóv poM
z ulic sprzątać musiała. W czasie uroczystości wypnffitfM
.z powodu zawarcia z Chinami traktatu Ajgttńskiego( li H
1858 r.) , ośmiu ludzi umarło przy beczkach z wódk% ■^'1
J73
oimi była kobieta, tnynastoletni chłopak i jeden czynownik.
Pijaństwo w Syberyi wzmaga się i sprowadza częstsze wy-
stępki i zbrodnie, a upodlenie moralne czyni powszechniej-
azem. Jedna czwarta popełnionych zbrodni początek swój
zniała w pijaństwie; rząd zdaje się podtrzymywać ten zgubny
dla ladzkości nałóg. Polacy w Litwie nie tylko wzięli ini-
cjatywę w reformie włościańskiej , pierwsi prosząc cara o po-
zwolenie zniesienia poddaństwa, ale i w wielkiej moralnej
reformie luda, jakiej podstawą są towarzystwa wstrzemięźli-
'woścL W niektórych okolicach kongresowej Polski i na
Żmudzi zawiązane podobne towarzystwa, niezmiernie szybko
rozszerzyły się w wielu okolicach Litwy, a biorąc z tego
pochop do naśladowania rosyjskie gubernie, tu i owdzie
utworzyły towarzystwa wstrzemięźliwości pomiędzy Moska-
lami. Dobre jak i złe jest zaraźliwem — przykład w Litwie
dany odezwał się ai nad Leną, gdzie w okolicach Kireńska
utworzono towarzystwo wstrzemięźliwości. W Irkucku pro-
jekt podobnego towarzystwa nie mógł być przeprowadzonym
dla obojętności władz i duchowieństwa, a za Bajkałem nikt
nie próbował jego urzeczywistnienia.
Z Wierchnoudińska wyjechałem więc z kupcem i jakąś
panią, nie żoną, ale przyjaciółką kupca. Siadłem a raczej
położyłem się pomiędzy nimi. Sanki były ogromne, wyłożone
pierzynami, kożuchami i poduszkami, na których wygodnie
jak w łóżku rozciągnięci, zwykle odbywają podróże zimą
bogaci Moskale, o którym to ich zwyczaju wspomina w swo-
ioh pamiętnikach nieporównany Pasek. Zakrywszy się przed
wiatrem rogoża, nie widzieliśmy świata Bożego. Pani zziębła
i mówić nie chciała, kupiec usn^, a ja wychyliłem głowę
z pod rogoży. Jechaliśmy po lodzie korytem Sielengi.
Brzegi jej osadzone wspaniałemi górami, których boki prze-
cięte odsłoniły warstwy różnych skał, pokrytych żółtemi
i zielonemi mchami. Jedna z gór na lewym brzegu wysoko
wznosi ostrokręgowy szczyt , spadzistości ma zasypane kamie*-
niami i bryłami skał, u stóp zaś jej jakby mieszkanie pu-
stelnika, stoi opuszczona chata z obaloną ścianą i ze zdartym
dachem.
Niebo z czystego błękitn jasne i czyste. Z południa
174
wi^e saesypiący wiater^. Pnjjechaliimy do 8t&^ Ittnr#i
potoionej na lewym łirzega. Prócz domu poeztowecorfi
tu kilka cbalop, a obok nich stogi siana. Ekspedytor śm^
był Polakiem z Mobilewskiego wojewódstwa; od najwcnair
azej młodości moskalony przez wychowanie i shiibt Jtp^
sową nax moskiewskiej ziemi, popsnł sobie język, ak p
polska nie zapomniał.
Kupiec mój z ow% swoją nie ładną towarzyską nie M
ze nmą jechać daląj i zabawił się na stacyi z dwaDiaiiV
jaciołmi, także kopcami, jadącymi z Kiachty, ktonj «
bardzo bogaci, skromnie ubrali zię w baranie kożudby. kim
juz ledwo stał na nogach.
I z Reszczyka jedialiśmy po Sielendse. Widoki mkt
giej stacyi jeszcze ładniejsze, niż napierwasej. Patrie la^
siebie, widzi się długą, wazką, lodowatą prsestczna, a»
kniętą z dwóch stron górami na trzy tysiące stóp wynkiML
Wierzchołki okrągłe lub ostre, boki zaś kamioiiste albo ta.
jak na lewym brzegu, pokryte humusem i aarorie bom
Na prawym brzegu wznosi się skała, podobna do la of M
zamku, a za nią po stromej pochyłości narysowab ■( i^i^
droga, prowadząca do Piotrowska. Cokolwiek daląj^ mij»
samym brzeg^u, jest góra Omulówka, z bokani j#f
w ściany zrąbanymi. Na lewym zaś brzegu widniej|M
wsi Ganzurin, a naprzeciw niej, pod skałą tegoż jm^H^
wpada do Sielengi rzeka Kiąjtnnka. Dolina i okobes i4
rzeczki należy do najgęściej zaludnionych i najżyzai^^
ziem w powiecie. Pobudowano nad nią duże wsie, jikb'
nalej, Eiąjtun i Tarbogotąj — ostatnia jako stolica pi^
ma pozór miasteczka. Ludność składa się prawie wył|^
ze starowierców, których, jak wiemy, zowią tu Sieai*]'
skiemi. Nad Kujtunką jest jej główne skąpienie, k«
mieszkają i nad Ghiłokiem, Gzikojem, Udą i Siekill-^
Obiecałem dać szczegółowe wiadomości o tej ludności i oki^
tnicę tę spełniam.
Siemiejoy dzielą się na dwie. sekty: Bezpopowtów i ^
•) w gminach Tarbogotąjski^, MuchonibirskieJ, Kimal^tki^ Crtiki^
IwołgiAtkitJ, KaUMąl i BąJanhorateklcJ.
175
powców. Pierwń nie mig% stałych księży, a w ich naboźeń-
■twie pnsewodniczy swykle nąjsiarssy i najpoważniejscy
"W gromadzie. Trafia się jednak, źe powierzają urząd ka-
plimski człowiekowi zau&nema, którym tylko może być
zbieg z monastyru, albo wyknężony pop. Modlą się przed
obrazami, mającemi cechę starożytności; sakramentów nie
mają żadnych. Bezpopowiec, chcący się żenić, upatruje
eobie dziewczynę, zmawia się i wykrada z domu rodziciel-
ski^o. Rodzina dziewczyny goni zbiegów — jeżeli uda się
jej ich dogonić , młodego bije, zmusza do uczęstowania
wódką, a pannę odbiera niezręcznemu porywcy; gdy zaś
zbiedzy szczęśliwie ujdą przed pogonią, nikt już nie ma
pr&wa rozerwać ich małżeńskiego związku. Ślubów nie mają,
cywilne małżeństwa uważają za niepotrzebne. Bogatego i po-
rządnego chłopaka tak zwykle gonią, aby go nie dopędzić;
g^y zaś biedny porwie córkę bogatego, bywają nieraz
i krwawe bójki z panem młodym i jego przyjaciółmi. Po
dokonanem już porwaniu , rodzice uwiezionej i znajomi przy-
jeżdżają do domu młodego pana i ten wyprawia im huczne
wesele. W podobny sposób zawierają małżeństwa nasi Fili-
poni w Augustowskiem województwie. Porywanie było ob-
rządkiem małżeńskim przedchrześciańskich Polaków i wszyst-
kich Słowian; jest to więc dotąd zachowany tylko przez
reskolników bardzo stary zwyczaj.
Małżeństwa, acz nie poświęcone przez kościół, bywają
trwałe; przeniewięrzenie się bowiem małżeńskie nię uważane
jeet za grzech, ani występek. Stosunki między obojga płcią
nie są ograniczone wstydliwością, bo dogadzanie huci ciele-
snej uważane jest przez bezpopowców tylko za oddanie po-
trsebnego długu naturze i dla tego nie może być szkodliwem
moralności.
Zabawy bezpopowców, szczególniej wieczorynki, są bar-
dzo wesołe. Gdy już pogasną światła w końcu zabawy,
chata zamienia się na dom rozpusty. Dziwna rzecz, że przy
tak luźnych stosunkach między płciami, dzieci rodzą się
silne i zdrowe.
Popowcy liczniejsi są od bezpopowców; różnią się od
ostatnich tylko tern, że nie obywają się bez księży. Nie
176
uznają jednak za kapłanów wszystkich popów, wyświfoo^i
przez biskupów grecko* rosyjskiej, panajfcej wiiry. ^
ich są to pospolicie malkontenci, ladzie zbiegli i nn^
rów, z daleka sprowadzani i dobrze ukrywam. Ksboeo^
odprawiają według dawnego sposobu, w rsecsy nn^ś
wiele różniącego si§ od obrzędów prawosławnych. Popon *
wolno utrzymywać ksiąg metrycznych, albowiem ip?*"!
ludności jest przeciwne woli bożej.
Pomiędzy Siemiejcami, prócz dwóch wymieoionTck h^.
są jeszcze sekty Ikonoborców, Buchoborców, Skopcót i^
łoputów nie liczne i mało znane.*)
Chłopi siemiejscy wzrost mają zwykle wysoki, ptety «■
rokie, piersi wyniosłe; system mnszkulamy hardao w śi
dobrze rozwinięty, pięści mają ogromne, ręce i nogi ij^
Twarze wielkie, pociągłe, posiadają wyraz męzkiej siłj, ^
wagi i pewności, lecz nie ma w nich serca i dobrod Os;
niebieskie, wzrok ponury i rozbójniczy, długie wh»j i M-
zwiększają surowość ich fizyonomii. Szczęki wydstaCt * ^
ich mało się oddala od typu rzeczywiście wielkorosyjA*^
Kobiety siemiejskie obw^ają głowy chustkami, jak
polskie; pięknych kobiet jest mało.
Siemiejcy podstępni są i chciwi. Chciwość ich
niej okazuje się w handlu. Mówią, ie są gościnni i
Zbiegom z kopalni dają chętnie jałmużny i pnytotek; v^
jednak zdarza się, że ich zab^ają dla tego tylko, siai^'
nie zapłacić za robotę w polu , do której ich najmajf v ^
ległych od wsi folwaricach. Przedsiębierczość, eneigiit ^
trwałość i hart woli, należą do rysów dodatnich ick eh*
kteru. Mocna wiara i przywiązanie do swoich pn^*^
stanowią także ich zaletę. Pracowici i akuratoi, ne<>^
jednak, którą bardzo zalecali się, już utrącają. Zsmib^
rolnictwa wynieśli z Polski i są najlepszymi i nMJaaav^
♦) Pewien ursędntk podaje lictbc popowców pici męskiij * '"^"^
U»944, A betpopoweów na 1131. Łiesby te nie tą wiurogodof. ^^'^^
riOło «*C praedstawli Rosyc Jako Jednolite, nawet wiar* aiero«<tó«l«** ***
albo sapelnie pomiJiO* aekciarzy , Jakby wcale ich nie było, aib« ^ _^
zmniejtiajf. Podwoi wsty powyissf licsbę 8ieini4c<(w, blli« K"^
prawdy.
177
flsymi rolnikami we Wschodniej Syberyi. Grantów nie gnojki
bo gleb* jest żysna, ale je starannie orsą, bronuje i lawsse
mąyą lepsze od innych chłopów zbiory.
Ubierają się dobrze. W domu labią czystość i porządek.
Wszystkiem, co nie jest zgodne z ich obyczajami, nałogami
i .wiarą, pogardzają. Rząda carskiego, jako wyznającego
inną wiarę, którą nazywają wielkoroeyjską, nienawidzą.
Popów prawosławnych nazywają lekceważącemi przezwiskami,
i awaiąją ich za najszkodliwsze istoty na świecie. W nieje-
dnej rozmowie zaawaiyłem, iż ta nienawiść jest fanatyczną;
lecz ich nienawiść, jak &natyzm jest zupnie bierny. Silną
wolę okaziąją głównie w oporze, do czynów samodzielnych
więc niezdatni, i tak przekonań jak i sprawy swojej nie
nmieją energicznie popierać. Oto kilka przykładów ich
oporu.
W tysiąc ośmsetnym czterdziestym rokn sprowadzili Sie-
zniejcy z Moskwy starowierskiego popa, który w tajemnicy
chrzcił, błogosławił nowożeńców i chował zmailych. Bząd
dowiedział się o jego bytności pomiędzy nimi i zaczął gorli-
wie go śledzić i szukać. Kiedy już odkryto miejsce jego po-
bytu, Siemiejcy ukryli go w górach i nie chcieli wydać
w ręce władzy. Wysłano więc do nich jenerała Beznosikowa
z wojskiem, z rozkazem zmuszenia ich siłą do wydania popa.
Chłopi nie zlękli się z początku, lecz gdy nąjzamożniejszych
otoczonych tłumami, wojsko wyprowadziło na plac i jako do
buntowników wymierzyło działa i lufy karabinów, padli
wszyscy na kolana i obiecali zdradzić swojego kapłana. Za-
prowadzili ¥rięc jenerała w góry i tam w jego ręce wydali nie-
szczęśliwego popa.
W roku 1850 sprowadzili znowuż popa z Rosjri — i zno-
wiiż rząd go ścigał i szukał. Zasidatiel dowiedziawszy się od
szpiegów, że pop pewnego dnia pojedzie wskazaną sobie
drogą, zaczaił się w krzakach, popa zatrzymał i aresztował.
Gdyby był z popem pojechał wprost do miasta, byłby uni-
knął awantury, która go spotkała. Nieostrożny, zostawił pod
strażą w sąsiedniej wsi popa, sam zaś pojechał do Biczury,
wielkiej starowierców osady. Jednocześnie z zasidatielem
przybył do Biczury konno parobek i przywiózł jej mieszkań-
GlŁLBI, OpiMDie. III. 13
178
com wiadomość o aresztowaniu popa. Skoro zobaczyli jii|-
cego tilic% zasidatiela, kilka tysięcy ładzi napadło sa iiXf&
ściągnęło z bryczki i oprowadzając po nlicach, bio, b^
wało i poniewierało w rozmaity sposób. Przjprowaftdfi f
wreszcie do chaty i tam groiąc mu śmierdą, wynoffis
nim rozkaz uwolnienia popa. Strai widząc driącą re^ »
pisany rozkaz , nie chciała uwolnić popa. Rzucono się ^
po raz drugi na zasidatiela i byłby pewno padł o&i), g^
go był nie zasłonił jeden ze starców gromady. Ziató
Czamowskoj napisał powtórny rozkaz, w skutek k^^
puszczono wreszcie popa, lecz zasidatiela wsadzono doiUffe-
Sztafetą o tym wypadku- zawiadomiony Muiawiew i*nfa«
pośpieszył sam do Biczury, przemówił łagodnie do ftin«^
ców i skłonił do uwolnienia zasidatiela , wydania popt i ■^
winniej szych gospodarzy w ręce władzy , których poiffl *
rowo ukarał.
Sprawnik Beklemiszew namówił ludność jednej wiosfcw
poddania się opiece duchownej popa, którego sam «*
wybiorą, ale uznanego przez władzę. Deputowany od^**"
wierców pojechał do Moskwy, a nie mogąc z wslnasp
sobie monastyrów wybrać prawowiernego wedłog ich ff^
popa , powrócił z niczem. Wówczas rząd wysW in ^
popa z liczby tych starowierców , którzy pogodrii *
z istniejącym porządkiem rzeczy. Chłopi go nie pB?K**
odsunęli się od niego zupełnie i cerkwi budować nie f^
Do takiego tylko oporu zdolni, na takie obja^' ał**?"
się ich nienawiść prawosławia. Tylko półśrodkowe i ^^
nowcze działanie wywołuje ich fiinatyzm religijny- »'!'
jednak może, że w razie sprzyjających okoliczności «*
pewnej nadziei będzie w etanie rozdmuchać ich ftfl*^
w energiczniejszy ogień buntu.
Siemiejcy nazywają siebie sami Polakami, dlatego*
z Polski, gdzie spokojnie i swobodnie wyznawali s^ojł '^^
do Syberyi zostali wypędzeni. Polska dawniej byUj«^5'^
krajem w Europie, zabezpieczającym bezpieczny pnj^
wygnańcom i ludziom, prześladowanym za swoje przckon*"*
Żydzi w średnich wiekach z Niemiec i z Francyi wypf***
w Polsce zostali gościnnie przyjęci. Po Białogórslwj ^*^
179
kilkadziesiąt tysięcy Czechów znalazło w Polsce przytułek.
Wieln reformatorów i ludzi postępowych w XVI. wieku
z Niemiec, z Węgier, z Włoch i z Francyi schroniło się
w naszym kraju. Sekciarze moskiewscy, uciskani w swojeg
ojczyźnie przez carów, uciekali do Polski. Emigracya mo-
skiewska w Polsce była bardzo liczna, a rozpoczęła się jesz-
cze w Xy. wieku. W połowie XVIII, wieku liczne jeszcze
tłumy starowi^rców szukały w Polsce przytułku. Dla wy-
grnańców była Polska tern, czem jest dzisiaj Belgia, Szwaj ca-
rya, Włochy, Turcya, Anglia i Francya. Starowiercom po-
zwolono swobodnie wyznawać wiarę swoj%; zabezpieczono im
te prawa, jakich używali sami Polacy, dano im ziemię —
i było im w Polsce bardzo dobrze.
Gdy już Polska nachylała się do upadku, r. 1735 wojska
moskiewskie, plądrujące po Polsce z powodu wojny, wywo-
łanej przez wybór na króla Stanisława Leszczyńskiego, prze-
szło 20,000 starowierców otoczyły i gwałtem ich z Polski do
Syberyi uprowadziły. Roku 1764 już po raz trzeci gwałt
przez moskiewskie wojska na starowiercach w Polsce był
dokonany i znowuż 20,000 ich uprowadzono i za wyrokiem
carycy Kat€u>zyny II. do Syberyi na osiedlenie pognano.
Część tych starowierców osiedloną została w Tomskiej guber<>
nii, gdzie ich dotąd, acz nie mówią po polsku, zowią Pola-
kami; reszta zaś osiedloną została za Bajkałem. O drugiej
partyi starowierców, idącej w 1755 r. z Polski do Syberyi,
tak się odzywa kronika Irkucka*): a Tego roku, 1755, przybyU
do Irkucka idący za Bajkał polscy staroobriadcy. Prowadził
ich podpułkownik Iwan Iwanow.*
W roku 1852 kilkaset rodzin siemiejskich znowuź zmu-
szone były do opuszczenia siedzib swoich, ale już za Bajka-
łem będących. Amur nie należał jeszcze do Moskwy, a droga
do Oceanu Spokojnego ciągnęła się przez bezludne krainy.
Dla ich zaludnienia na trakt od Jakucka do Ajanu przenie-
siono 211 dusz męzkich i osadzono ich 1852 r. przy stacyach
pocztowych wzdłuż rzeki Mai, na przestrzeni 5C0 wiorst.
Kraina nad Mają skalista, mokra, okryta puszczą i zimna
«) Irkucki* Gubernakte Wicdomocti. Nr. 84, u 1859.
12*
180
nic gprzyja aupelnie rolnictwu; dopiero prsy njiciii Ma •
Aldanu, w miejsca, gdńe jui Jakuci miesdEają, rboie 4i
newa. Eaąd musiał tych starowieroów karmić, bo «« »
mogli utrzymać się. Szkorbut, gor%czki i ftp«rte tóc
sprzątnęły prawie połowę nadmajskich Siemiejoów. G^P
Amur zabrano i otworzono wygodną kommukscyc 1 0»
nem, Siemiejców z nad Mai przeniesiono w okofiw ^om
Jakucka i urodzajniejaze.
Sielenga płynie w ważkiej dolinie. W wielu mi^*'
jakby w korytarzu przesuwa się przez góry, winnytio'
przez szerokie kotłowiny , i wówczas góry od jej koiyto «fr
stępują i zagięte w półkole, widnieją na horyzoncie. *^
kiej kotłowinie znajduje się druga od miasta stacji poctfw
Nietiesowsk. Zszedłem się tutaj z dwoma starcami aewc-
skimi. Tradycya przybycia z Polski bardzo j«*t ję**
żywą między nimi. a Mieszkaliśmy w Polsce, izeld )«»
jeszcze wówczas, kiedy tam panowie rządzili; dohneał
tam było, ale cóż? kiedy ta zła caryca Katarym ^i^
nas zabrała, a Polacy obronić nas nie umieli*
Na ścianie tej samotnej stacyi, pomiędzy rycini*^
obrażającymi bitwy i ludzi sławnych, wisiał obm ś.
bary z gliny, przez Gejzyka bardzo dobrze zrobiony.
Z Nietiesowaka wiózł mnie Buriat Zołtoj, chłopiec .
wały w świecie. Małachaj z czerwonym kutasem w^-
na bakier , wesoło przez drogę ciągnął dym z fajecnit *
zapytania moje bardzo rezolutnie odpowiadał.
Buriaci nad Sielenga są wyższego wzrostu od '^^'^
ale więcej niż tamci zmoskwicieli. Na Ucmy(A y^
Sielengi pomiędzy krzakami stoją ich ubogie jaity i?*^
stada, popędzane przez dzieci i kobiety. ^
W chwili zachodzenia słońca Zołtoj pokazał »» ^
Chiłoku, a już w nocy przywiózł mnie do sti^ rjT
tiewsk, w której tylko kilka minut zatrzymałem "C\a
szej drodze spotykałem długie obozy chłopów '^"'^
herbatę z Eiachty, a o północy przybyłem do StortS*
leńgfińska, ujechawszy rzeką tego dnia mil 17. , , j^
W Sielengińsku nocowałem. Rano, gdy sic J"* ^^
wzbiło nad góry, poszedłem obejrzeć miasto. StuT
181
gińsk, założony roka 1666 i położony na prawym brzega
^elesgi, ma posadę piasosystą i ścieśnioną wysokiemi gó-
rami. Mieszkańcy zajęci są rolą i małym handlem. Domki
ich drewniane i ubogie, ulice niebrukowane, cerkiew maro-
wana. Stary Sielengińsk był niegdyś znaczniej szem miastem,
był bowiem stolicą włbdz powiatowych i głównym placem
handlu z Chinami w KYII. wieku. Przeniesienie tego handlu
do Kiachty, a władz powiatowych do Wierchnoudińska
i wzniesienie 1841 roku nowego miasta o pół mili na lewym
brzegu Sielengi, sprowadziło upadek starego.
Nowy Sielengińsk położony na przeciwnym brzegu rzeki,
acz lepiej i porządniej zabudowany, jest małem, mającem
tylko 33 domy miasteczkiem. W Nowym Sielengińsku jest
także stacya pocztowa, magistrat, cerkiew i baterya airtyler]^.
Handel skupia się w ręku kilku kupców, z których tylko
jeden, p. Starców, obraca znaczniejszym kapitałem.*)
Gdy p. Kobyłecki przejeżdżał przez Sielengińsk**), w oko-
licy jego mieszkali jeszcze dwaj angielscy missyonarze. Mieli
tu dwa domy, w których utrzymywali aptekę i bibliotekę.
Jeden z missyonarzy tłumaczył psalmy Dawida na język bu-
riacki; żony zaś missyonarzów uczyły dziewczątka buriackie
plecenia koszyków.
Apostołowanie ewangielii przez angielskich missyonarzy
między Buriatów, nie wydało owoców; ani jeden bowiem
Buriat z ich rąk nie przyjął ohrześciaństwa. Rząd moskie-
wski, podejrzywając missyonarzy o ułatwienie korespondencyi
*) Ladnosc 6ielengiń«ka według tprawocdAń urzędowych wynosiła W 1857
roka 985 osi^b, w t€j licsbł« 529 męłcBysn i 456 kobiet. Co do narodowości
było: 765 Moskali, 316 Buriatów, 1 Tnngns, 3 Polaków i 1 Niemiec. Liesba
DOWoaarodBonych w 1845 roku b)la 10 daieci pici męskiej, 16 płci ieńskieji
w 1856 r. 37 cłiłopców, 30 dziewcząt; w 1857 r. 33 cliłopców, 30 dziewcząt.
Umarło w 1855 r. 9 mężesysn, 3 kobiety; w 1856 r. 17 mciczyzn, 14 kobiet;
w 1857 r, 17 męiesysn, 13 kobiet. llałieAstw sawarto w miecie w 1855 roka
3; w 1856 r. 8: w 1857 r. 13. Przestrzeń, Jaką zajmowały domy, ogrody,
podwórsa w Siei engińsku , wynosiła 333 dziesięcin; łąki 3801 dziesięcin;
drogi 90 dziesięcin, pustkowia 3753 dziesięcin; razem miasto posiadało
5966 dsiesięcin.
**) Wiadomo^i o Byberyi i podróie w niej odbyte w latach 1831, 33, 31
i 34. Warszawa 1837 r.
182
wygnańcom politycznym z zagranicą, misyę ich zniósł i wy-
jechać im kazał z Syberyi — pozbawiając przez to okolice
dobroczynnego i oświatę szerzącego zakładu.
W Sielengińsku mieszka Szymon Krzeczkowski, ns-
uczyciel z Radomia, przysłany do Syberyi za udział w zwiąib
księdza Ściegiennego. Za czasów Kościuszki wysiany był do
Sielengińska obywatel Jakób Pawsza, wspomniany pnei
jenerała Kopcia w jego syberyjskim dzienniku.
Moskiewskich politycznych wygnańców jest dwóch w Sie-
lengińsku: Michał Bestużew i Tors on. Pierwszy z nidi
należy do rodziny, która wiele ucierpiała za sprawę wobo-
ści w Rossyi. Michał Bestużew był sztabskapitanem w gwir-
dyi carskiej i czynnym członkiem północnego związku dda-
brystó^;. Dnia 14. grudnia 1825 wziął udział w rewolue^
w Petersburgu i wyprowadził przeciwko carowi kompanię
wojska, którą dowodzfl. Rewolucya nie udała się, Miduł
Bestużew aresztowany i skazany na lat 20 do kopalni, a po-
tem na osiedlenie. Torson był adjutautem sztabu marynarki
w stopniu kapitana- lejtnanta. Należał także do północnego
związku i takiż wyrok otrzymał, jak i jego przyjaciel. Oby-
dwaj uwolnieni przez cara Aleksandra II., nie wrócili do
Rosyi, lecz pozostali w Syberyi, gdzie pożenili się i zago-
spodarowali.
Brat Michała, Mikołaj Bestużew, człowiek . roniomj
i szlachetny, umarł na wygnaniu w Sielengińsku' i tu został
pochowany. Bardzo czynny członek północnego związku de-
kabrystów, propagował wolności idee, wciągał do walb
wielu szeregowców i stanął pomiędzy rewolucyonistami na
placu Senatu w Petersburgu 14. grudnia 1825. Wyrok otrrj-
mał na lat 20 do kopalń syberyjskich.
Trzeci Bestużew, Aleksander, zginął na Kaukazie.
Był on także sztabskapitanem gwardyi i adjutantem księcia
Aleksandra Wirtembergskiego. Miał udział w rewolucyi 14^
grudnia i był bardzo czynnym w związku północnym. O nim
to napisał Mickiewicz :
Ta ręka, któr^ do mnie BMtuiew wyciągnął,
Wiesccł i iolnierE, U ręka od pt<Sra i broni
183
Oderwana i car Ją do taciki zapnfgnfł —
Dziś w minach ryje, skuta obok polskiej dłoni.
Wyrok Aleksandra Bestużewa brzmiał na śmierć, lecz
-ułaskawiony został przez cara Mikołaja z tego powodu, źe
sam do niego z przyznaniem się do winy poszedł; wyrok
zamieniono mu na lat 20 kopalni w Syberyi. Później już na
"Syberyi, Mikołaj uwolnił go z kopalni i przenieść kazał na
Kaukaz do służby wojskowej. Na Kaukazie Aleksander Be-
stużew pisał powieści bardzo głośne i wielkiego znaczenia
^w rosyjskiej literaturze, pod pseudoninem Marlińskiego. Był
to poeta i utalentowany powieści opisarz ; lecz z pokory jego
•y^ obec cara okazuje się, że był charakteru słabego
1 wahających się zasad. Na Syberyi napisał poemat p. t.:
« Wojnarowski », w którym opiewa wygnanie Wojnarowskie-
jfo, następcy Mazepy, wysłanego przez] cara Piotra L do
Irkucka.
Ten szereg indywiduów zasłużonych wolności, a noszą-
cych jedno nazwisko, dopełnia miczman Piotr Bestużew
i najdzielniejszy z nich Bestużew Rumin.
Piotr Bestużew należał do związku północnego, miał
udział w rewolucyi 14. grudnia i za to zdegradowany został
na szeregowca. Dalsze jego losy są mi nie w^iadome.
Bestużew -Rumin, nie wiem, czy był spokrewniony z po-
przednimi, lecz wiem, że wszystkich przewyższał stałością
charakteru i wielkością serca. W moskiewskiem wojsku ^u-
źył w stopniu podporucznika i miał udział w związku połu-
cUiiowym dekabrystów, którego główne siedlisko było w Tul-
£zynie, a był rozszerzony między rosyjskiemi oficerami na
Wołyniu, Podolu i w Ukrainie. Związek południowy miał
więcej ludzi dzielnych i lepiej pojmujących potrzeby ludów
i rewolucyi, niż związek północny, którego głównem siedli-
skiem był Petersburg. Północny związek wahał się w przy-
znaniu konieczności odłączenia Polski od Moskwy; południowy
zaś przeciwnie za jeden z głównych swoich celów po obale-
aia despotyzmu i zaprowadzeniu republiki, uważał konie-
czność oddzielenia Polski od Moskwy w granicach przedroz-
biorowych i nie rościł żadnych pretensyi do Litwy i Rusi,
184
nicsem stuBsnie ni« dajfcycfa ńę uzasadnić, a od ktonń
me 8% wolni wszyscy nowocześni liberaliści i rewoIiicyaBiiB
moskiewscy.
Poładniowy związek wchodził w stosunki e towanyifcOTs
patryotycznem w Warszawie i komunikował sif ze zwiąifciB
polskimi na Wofyniu przez Piotra Moszyńskiego. Głow|jqp
i sercem był pi^kownik Paweł Pestel, aaior Rnskiei hir
wdy; głównymi zaś jego pomocnikami byli jener^ Jasafr-
wski, Siergiej Morawiew Apostoł i Bestuźew^Ramin. On*
tni energicznie popierał projekt wymordowania cał^ ceibę
rodziny i proponował w tym względzie swoje ustiigL ^at
koło związkowe rozszerzał, a jeszcze pilniej propagoml je{0
zasady. Słowiański związek, który na Wołynia utwonsiBs'
rysów, połączył Bestuiew-Rumin z południowym, a w po-
wstańczym ruchu żołnierzy rosyjskich na Ukrainie w 1825 n
dowodzonym przez Siergieja Murawiewa Aposti^t ciyBif
miał udział. Wzięty do niewoli z bronią w ręka , powie8(3(f
został przez cara w Petersburg^u, razem z Pawłem Pertiea
Ryliejewem, Siergiejem Murawiewem Apostołem i la-
chowskim.
Z ludzi interesujących się w Sielengińskn naoką, ma^
mi jest tylko nazwisko Kelberga, który od lat wielo robią
spostrzeżenia meteorologiczne i zapisuje wszystkie zjswiib
natury, zdarzone w jego okolicy. Trzęsienia riemi, Isk aę-
ste w Sielengińskn, przeloty ptaków, wezbranie i o pa ^w^
rzeki, wszystko to pilnie notuje ten przyjaciel nankL Odte*
syberyjski towarzystwa rosyjskiego jeograficznego wlikseb.
oceniając prace Kelberg^a, posłał mu dyplom na csłoaia*'
goż towarzystwa Instrumenta obserwacyjne Kelberga ^
dzo niedokładne, spostrzeżenia jego nie są przecież beswp
dla nauki.
Okolica Sielengińska bardzo jest malownicza; garT> U»*
nia, wdzięcznie ją stroją. Na odnodze Sielengi widail*
Bariatów, młócących żyto na lodzie. Tutejsi Bnriad nB#
oddawać się rolnictwu i są już pomiędzy nimi tacy, co|^
4 i 5 dziesięcin zbożem zasiewają. Dotąd jednak robień
nie zmiemło ich zwyczajów i nie przywiązało do ziemi ^
przecież wyżsi od Horyńców pod względem kultniy i s^
185
tnich nie lubią. Przy kaidem spotkaniu jedni drugich wy-
śmiewają. Duchowieństwo tych dwóch buriackich plemion,
jak to wiadomo już czytelnikom, nienawidzi się, a hoiyńgoy
lamowie mniemają, że Sielengińcy są odszczepieńcami
i twierdzą, że pekińskie śpiewy i obrzędy przyjęli; sami zaś
o Bobie są tej opinu, iż gorliwie trzymają się tybeckich
przepisów, które pomiędzy nimi lamowie z Łhassy przybyli,
i Horyńoy w Tybecie uczący się, rozszerzyli.
O kilka wiorst od Sielengińska wpada z prawego brzegu
do Sielengi rzeka Czikoj; przy ujściu jej znajdują się żu-
ławy, rzęd skał ostrokręgowych i wieś Striełka, zamieszkała
przez ochrzczonych Buriatów. Dolina Czikoju jest jedna
z piękniejszych i żyzniejszych*); zaludnienie jej także jest
znaczne.
Rozsadowiły się tu duże wsie, jak Kudara i Urłuk**);
w tej dolinie także wznosi się monastyr Czikojski, zbudo-
wany na skale , w miejscu dzikiem i zarazem pięknem. Fun-
datorem jego jest Bazyli Nadieżdin, deportowany na osiedle-
*) w WienehowiakMh Csikoja snąjdiąjf »ię wody siarcsane, nieacs^
sscianc, a o 50 wiorst od ScemMeliku sf wody kwasoo-łelasitte w Jamaró-
wce. Źródła »ą w dolinie ponurej 1 wilgotnej, prsy nich dwie cliaty. Siar-
esaoe wody tą w Kanaleju nad raekf tegoi naswfska, ptjnąeą do A«y, która
wpada do Csikojo.
M) Urłnk połoiony Jest pod 50° IS* saerokości poładniowcj i 124° 57'
dlngoBci JeograficsneJ. Ludno^i ma 595 osób. Okolica Urlukn odznacia się
nprawf lasu, któr% roissenyli tu Polaey. Jest to jedyny punkt w Zabą}-
JkAlii« w którym len dobraa sif ndąje. I inne okolice mogłyby len produko-
wać , leea wstr^ do nowości sprawia, ii opróea urłackl^, iadna go Inna
okolica nie oprawia. Plsars gminny w Urłukn, Apolinary KredowicSf prsy-
tłany s Lubelskiego sa sprawę eralsarynsaów w 1883 r., taloiył w Urłnka
18€0 r. szkolę elementarna. Długo masiał prsekonywaó włościan o pośytka
z oświaty, sanlm oswiadcsyli gotowość wybudowania Jej swoim kosztem.
DłnicJ Jednak kołatać masiał do wladi carskich o poswolenle na Jej aałole-
nto. Ursędnicy odpowiadali maj «Na oo oświata chłopom? Ody będ§ oświe-
ceni, iaden czynownik nie da sobie z nimi rady. Teras Już z nimi nie łatwo
radaió, później będzie Jeszrze gorzej. Jak się nauczą plsaó, to będą na nas
skargi pisywać, wszystko sami przeczy tsją i koniec będzie z naszą powagą.*
Nie snsił się KradowŁes niechędą eaynowników, oie przestraszył się łeh
groźbami — i po kilka wreszcie latach starania, otrzymał od samego guber-
natora Korsakowa pozwolenie na sałolenie szkoły. Zostawiwszy po sobie tak
dobrą pamiątkę gminie, która go gościnnie przyjęła, przeniósł się Kredowics
nad Amur.
186
nie w Syberyi za włóczęgostwo. Piełgrzymował bez ]
do któregoś z cudownych miejsc w Rosy i, wzięto go jiki
brodiagę i w kajdanach do Syberyi przysłano. ^ t»
człowiek nie głupi i nadzwyczaj pobożny. W Kizchae ń-
szkał jakiś czas przy cerkwi, w której gorliwie ipekś^
obowiązki kościelnego i dzwonnika. Jaz wówczas caotiiR
i pobożne życie posieleńca zwróciło na siebie umgf po-
wszechną. Nadieżdin dręczony szczytną namiętnościi, bea
wszystko dla Boga poświęca, zniknął pewnego razu z Kadn.
a nikt nie wiedział, gdzie się podział. Udał się tMJ/oMt
w puszczę i tam skleciwszy na skale domek, uakaiaL
cały modlitwie oddany. Chłopi w^iialazłszy pustełsif ^
dieżdina, nosili mu chleb i żywność różną, oraz tom^
wieści po kraju o pobożnym pustelniku. Tak spędsl s^*
kilka w pustelni; później namówiono go, żeby na isi^
pustelni wybudował klasztor , do czego obiecano ma waeb
pomoc. Przy tej to pomocy pobożny posieleniec wn«^
dzisiaj stojący na skale monastyr i sam został w nim z^^s-
nikiem pod imieniem Warłaama, a następnie jego przebić
nym.. Warłaam umarł 1840 roku. Lud uważa go i aidjst'
świętego.
Na zachód od Sielengińska jest okolica pełna *eś^-
z których największe jest Gęsie, nad którem jest owa wiei*
buddajska świątynia. Nad strumieniem, wpadaj^cjn ^
tego jeziora, jest dzisiaj nieczynna warzelnia soli, oSf^
od miasta wiorst 40.
Podróż Sielengą coraz więcej mnie zajmowała. Wyisii^t^
nieskończenie długie transporta herbaty i orszaki koant Sb-
riatów, przesuwaliśmy się pod górami, w różne kienuki pc"
wykręcanemi, po dość szerokim horyzoncie rzeki, tó
zimą na rzece większy jest, niż latem. Płytkość wody «*
dozwala rozwinąć się większej żegludze; płyn% więc Sielai9
tylko tratwy i małe statki ze zbożem i z herbatą. Za to ?'
bołostwo w Sielendze zajmuje wiele rąk. Prócz ryb zntji"*
jących się w innych rzekach Zabajkala , poławiają w Sic^
dze omule.
Przed południem jadąc ciągle w górę rzeki, ptzyjecW*
do stacyi Nomochonowskiej , gdzie mi koni nie dali, thnnsfsf
187
aic przejazdem licznym podróżnych. Zmuszony czekać kilka
godzin , kazałem , ugotować obiad, a sam poszedłem na
spacer.
Wieś i stacya zbudowana na piaskach. Okolica jedno-
stajna i smutna. Nie było na co patrzeć; wróciłem więc na
stacyf i zacz%łem spisywać obserwacye podróżne, gdy w dru-<
gim pokoju krzyk i płacz niemowlęcia przerwał moje myśli.
Położyłem pióro i oczekiwałem uspokojenia dziecka, gdy
tymczasem pani ekspedytorowa weszła do pokoju i siadła na
tcanapie. Była to młoda, kształtnych rysów i dobrej figury
osoba. Miała na sobie żółtą muślinową, z falbanami suknię
i ciemną jedwabną mantylę; włosy zaczesane w nioby, osła-
niały wysokie czoło; oczy niebieskie, żywe, ręka mała, spra-
cowana. Wszystkie te szczegóły w nudnej okolicy i na nu-
dniejszej jeszcze stacyi, przyjemnie rzucały się w oczy.
Bozmowę z nią lUatwiło mi poprzednie zapoznanie się z jej
mężem w mieście i pozdrowienie, które od niego przywiozłem.
«AchI kiedyż on powróci? — rzekła podniesionym głosem.
• Obiecał być jutro w domu. » « Jutro! tak dłago? Widocznie
nie wie, jak mi jest tęskno bez niego. » I tyle było miłości
w tych słowach, że uważać musiałem ekspedytora za szczę-
śliwego człowieka, kiedy jest tak kochanym. Mąż jej był
rodem z Mohilewskiego województwa, Polak grecko-rosyj-
skiego wyznania, żona zaś Syberyaczka.
Dalsza gawęda o towarzystwie sielengińskiem , o jego
zwyczajach i tajemnicach skróciła mi dwie godziny czekania.
Podano wreszcie obiad, a obiad, jakiego jeszcze w całej
podróży nie jadłem: kapuśniak, kurczę i bekasy z ogórkami
na sposób polski przyrządzone. Pani ekspedytorowa przez
miłość dla męża, jego rodaka po polsku, z polską gościn-
nością przyjmowała. Po obiedzie zaprzężono konie. W po-
czątku nie miłem mi było czekanie, teraz zaś obojętnie
przyjąłem wiadomość, że już wszystko gotowe do dalszej
podróży. Jak to nigdy człowiekowi nie można dogodzić I
Pożegnawszy miłą ekspedy torowe , wyruszyłem ze stacyi
1 znowuż po lodzie, znowuż pomiędzy górami. Kie zatrzy-
>naliśmy się przy wsi Marina, zamieszkałej przez Chrześcian-
^iatów, ani przy ujściu rzeki Tiemnik, nad którą jest
188
Sielengińska Stepowa Duma, a w niej tajaem ZamW loj^
tnjew. Cokolwiek dalej, na prawjm bnegn, jert mm
Jareńsk, takie przez Ghrześcian-Boriatów zaladniona, Wm
się jni no0z% po moskiewska i język moakiewiki p r ijjtt M
Naprzeciw Jareńska widnieje wieś BUaty z moskiewsfci ■
dnością. Dolina Sielengi zmienia tu swój gónsystj fibm
kter. Góry b% niższe i z wierzchn tylko rzadką mmaaą p
rosłe; na brzeg^h zamiast skał, występują piaski i roeafi
na nich wątle choiny.
Przed wieczorem przyjechałem na stacyę Batińską. Otl^
bez dacha, stogi siana, bryki, sanie, konie i kilki iiAi'
zim% zapełniają ten brzeg; latem inną drogą jei^ ^
Kiachty, w inne tei miejsca przenoszą stacye pookone.
I tutaj chcieli mnie zatrzymać, prosząc, aiebym czekil tt
konie , które przedemną powiozły kupców. Byłbym mawś
kilka godzin stracił, gdyby nie ta szczęśliwa okoliczoośr, ie
pisarzem stacyi był Mołdawianin. Ten poznał z mo«T, ^
jestem Polakiem i przemówił do mnie płynną i czystą p>^
szczyzną. Mołdawianin szanował nasz naród, a mnie trtkkK
wał jakby rodaka; nie chciał więc robić mi przykrości i «7-
starał się o konie. Po polsku nauczył się pocseiwy IbUi-
wianin na Podolu, gdzie zostawił najprzyjemniejsze svq(
wspomnienia; dla tego to cieszy się na widok Polaka i nH
mu usługi i ustępstwa , których innym odmawia. Na ^oo-
wych Polska zostawia zawsze trwałe ślady.
Ciemniało się, gdyśmy dojeżdżali do folwarku DrameaoMr
i gdy pocztylion krzyknął, pokazując mi przed asiRBi
końmi pędzącego po lodzie wilka: « Czeka pana i mnie jiktf
niezwykła radość i przyjemność, bo wilk leciał przed asai.'
Wiadomo, iż lud twierdzi, że jeżeli lis, zając, stan h^
lub pop przejdzie drogę, to oznacza nieszczęście i ssit^
przygodę; przejście zaś wilka wróży szczęście. Tym ntfi
wróżba dla mnie spełniła się, gdyż w trzy miesiące poUB
otrzymałem pozwolenie powrotu do ojczyzny, uporci7«>^
mi dotąd odmawiane w Petersburgu na trzykrotne pned'
stawienia Murawiewa Amurskiego.
^^j^^' głowę zapełnioną wróżbami pocztyliona, obndita
się ze ^dnych nadziei, gdy płomień błysnął przeden^
189
lesie na górze. Na jednej, drogiej , potem na trzeciej
»x^e błysły ognie i oświeciły nam drogę. Były to ognie
•zniecione przez ludzi rąbiących drzewo w borach — i jak
%dz%cych po pustyni, doprowadziły nas ulicą oświetloną
» Ujśókiachty, w której zanocowałem.
XI.
V)i6 Kiacht*. — Troickosawak. — Pos^g ryby. — Rneh lodnoui. - &^
naukowe i dobroosyone. — Aleksander Zenowiea. — Cła odlwrti^i^
iniienie la sUraniem Z«nowicu. — Parady wojskowe. — Kla*^'**'
roby. — Wi^skie domy w Kiranie. — Okolice i aaloienie Trekio***^
— Sawa Raguaińaki. — Statystyka ladnoaci. — Kiachta. - Maim ^
chel. - Sskoła chińskiego Jt>yka. — Klob kupiecki. - ChiAayc?^*
go^ie. -> Nabożeństwo katolickie. — Żołnierse Polacy. — ^TP^-
polscy w Kiaehcie. — Powrót Jeńców a 1831 r. do ojeiysay* - **^
polska nad grobem. — Polacy smarli w Kiaehcie. — O kapuc^^'
ssych, ich patryotytm, eywilisacya i charakter. — lloB«k Im*-'
Charakter moskiewski. — Obejście się, sądy o Polakach i kkv^*
Moskwa w obecnym liberalnym csasie. — Życie towarzyskie. — '■^'^
TOimowy, stroje, koncerta. — Uczeni. — Herbata, mi^sca jq iki^'/*
wpływa na jej dobroć. — Caas, w którym herbatę do Earap? P**^
siom>. — Co mięssąjf % herbatą. — Drogi jej transport. — n«e y^'
wywoionej do Moskwy i (Innych krajów jej , komanikacya. -^'"*^
canie. — Sacaegółowy spis towarów, słnaących do wymiasyi"***
Ujść Kiachta jest wieś złożona z 137 domów, bi taj-
gach Sielengi; ludności ma 1397 osób, w tej liob* **
mężczyzn i 886 kobiet. Blizkość handlowej Kiachty, P**
nad splawną i rybną rzeką, łąki i lasy, a wreszcie rolw^
i farmaństwo, sprawiły, iż tutejsi mieszkańcy dol»« "^
mają. Cerkiew wznosi się w środku wsi. Była ta nifg^ **
krownia, rafinująca piasek cukrowy z Chin sprow*?-
Założyciel jej, kupiec Iwan Remienników, nie oózp^^
włożonego nakładu, cukrownię zamknął. Z fabryk v Ir
Kiaehcie jest czynną tylko jedna garbarnia. W cslyn kfl?
zabajkalskim jest z dziesięć garbami i te dobrych i"*^
resów nie robią, dla tego, iż tutaj prai^e każdy cUop*?
191
prawią skóry na swoją potrzebę, a jeżeli je kupige, to
kazańskie, a nie miejscowe.
Do Ujść Kiachty z Sielengińska jest mil 15, a z Ujść
Kiachty do Troickosawska dVa ii^ili* Droga do ostatniego
miasta prowadzi przez pagórkowatą i piasczystą okolicę.
Widoki posępne, zapowiadające zbliżenie się do pnstyni Kobi.
Sosny na piaskach wyrosłe, żałobnie odbijają od ich płowej
farby. W dolinach potoków cokolwiek jest więcej zielono-
ści, niż na górach, lecz i ta nie jasna, nie wesoła zieloność.
Jadąc ciągle po piaskach, stanąłem wreszcie u rogatki
na pagórku przed miastem. Wybiegło- do mnie kilku z po-
granicznej straży i wziąwszy kilkanaście kopiejek na wódkę,
szybko obejrzeli paszport i puścili mnie bez rewizyi. Pierw-
sza to rogatka widziana przezemnie za Bajkałem. Niedaleko
rogatki bieleje się obszerny gmach komory, a następnie
przez ulicę znacznie pochyloną wjeżdża się na rynek Troicko-
sawska.*) Rynek jest obszerny, piasczysty, przerwany do-
łem, którym się sączy latem wysychający potok Kiachta.
Na środku rynku wznosi się murowany bazar; jest to budy-
nek dosyć wysoki i długi, mieszczący w sobie rzęd sklepów
z towarami bławatnemi i korzennemi. Tutaj się i targi miej-
skie odbywają. W rynku stoi jeszcze murowana cerkiew,
także z zielonym dachem, i żółto pomalowany, drewniany
dom Gradonaczalstwa. Wszystkie te budynki ledwo zwracają
uwagę.
Najciekawszą rzeczą w rynku jest granitowy posąg ryby,
wkopany w ziemię przy bazarze. Znaleziono go w piaskach
okolicznych pagórków i jako dzieło starożytności mongolskiej,
jako pomnik ich czci religijnej, godny zachowania, przenie-
siono do miasta i na rynku postawiono. Posąg ten ma wyra-
źny kształt ryby. Oczy są dobrze oznaczone ; zamiast skrzela
wyciosano koło; linia obwodowa wystaje na powierzchnię
kamienia. Niżej w dole wyciosano jakieś kręte znaki; są to
podobno starożytne napisy. Z drugiej strony ten bałwan
wcale nie jest wyrobiony. Wysokości z pewnością nie mogę
*) Troieko8a>*sk poloiony Jest pod 50^ 21' tzerokoćci północnej i 12A^ 24'
dlogoici wschodniej od Ferro.
192
oznaczyć, gdvi nie wiem, jak głęboko wkopany jest t »
mię; część posągu, wystająca nad ziemię, wysoką jeii u
siedem stóp. Wyciosany jest z granitu, snajdojioefo ^
w sąsiednich górach.
W starożytności posąg ten niezawodnie odbisnt ad
religijną — do dziś dnia Mongołowie mają ryby v M*^
gólniejszem poszanowania i nie jedzą ich. Borisci M
skrupulatni od pobratymców swoich, ryby ze emakiem #'
dają, co może być jnź skutkiem stosunków z }Sab^
Mongołowie pograniczni także z powodu tych stosoBkórs
w jednem już odstąpili od powszechnych w ich un^
przekonań; i tak: dawniej rybołóstwo w rzece 6an,it!i^
przez Mongolię do Arguni, w której poławiają najkptt^
pie, wydzierżawiali kozakom, nie chcąc sami pizyloiyćii^
do bezbożnego czynu łowienia ryb ; teraz zaś widzie, *
kozacy z karpi duże mają dochody, sami łowią i spneiw
karpie.
Inne ulice Troickosawska zabudowane w prostg ^
ciągnącemi się domkami, miernej są szerokości, b pB
głównej, na której zrobiona jest szosa, wszyBtide iflM|l
pełne piasku głębokiego, aż po kostki, co baidzo atn^
chodzenie. Dla tego to zapewno kupcy i czynowoicy,^
jacy kilkaset rubli rocznego dochodu, pieszo posneiot^
chodzą; nawet do sąsiada, mieszkającego o kilkaset bobi**
jeżdżą w dwóchkołowych karyolkach o jednym to>*
Ubożsi tylko i gmin chodzi pieohotą po mieśde z moMK^
wyciągając nogi z piasku. W czasie wichrów i półao^
wiatrów, często tutaj wiejących, wznosi się konawZ} kun
niby obłok zakrywa miasto, wciska się w oczy i f*^
a przez okna, kominy dostaje się nawet do misaikiB.
Prócz murowanego soboru na rynku, sąjeswzewTWT^
saweku dwie drewniane, żółte cerkwie Mikolska i U^Ń*"*
na cmentarzu i następujące zakłady: szkoła po«ii^
w której nauki elementarne wykładają; dom ochrony (di^
prijut); dom przytułku dla kaleków i starców, wyina'^''''^
przy cmentarzu; szkoła dla dziewczyn, założona 1838rQi>t
szkoła rusko -mongolska, założona 18d3 r., ózm^'^'^'
szpital miejski i lazaret wojskowy.
193
Ruch ludności w mieście w ogóle jest mały. Prócz kupca
i czynownika w powoziku lub w linijce na piasku, zrzadka
się pokazuje na uHcy mieszczanin lub cUop ; za to żołnierzy,
kozaków i Buriatów jest pełno.
Następujące władze i instytnta rządowe mają swoją rezy-
dencyę w Troickosawsku: Gradonaczalstwo czyli rząd guber-
nialny, komora, komisarz pograniczny do spraw chińskich,
mieszkający w odległej ztąd o 3 wiorsty Kiachde, polioya
i biuro pocztowe. Gradonaczalnikiem obecnie jest Ale-
ksander Despot Zenowicz, Polak rodem z Litwy, za
propagandę liberalną w uniwersytecie petersburskim skazany
na urząd do SyberyL Zenowicz, człowiek wysokiego wy-
kształcenia i prawości, powznosił szkoły, zaprowadził nie-
znaną tu sprawiedliwość, i można powiedzieć, ucywilizował
ten kąt Syberyi, w którym zrobiono go pierwszym urzędni-
kiem. Poprzednikiem jego był Fiedorowicz.
Gradonaczalnik bierze rocznej pens3ri 8000 rs., dyrektor
komory 5000, a komisarz pograniczny 2000 rs. Ci urzędnicy
obowiązani są dla podtrzymania przyjacielskich stosunków
z Chińczykami, dawać ich urzędnikom uroczyste obiady
i podarunki, co też rzeczywiście przyczynia się do dobrej
komitywy i przyjaźni obustronnej.
Komora tutejsza po petersburskiej jest najważniejsza
w państwie, przynosi bowiem państwu ogromny dochód.*)
*) Od fanU kwiatow^U herbaty płacą cła 75 kop. , od eiarnc(} 40 kop.,
a od oagiołki potpolitąj herbaty 20 kop. sr. W roku 1848 opłacano cła od
herbaty 4,433,890 rs.; w r. 1843 opłacono 3,535,495 rs.; w 1844 r. 4,478,183 rs.;
w 1845 r. 5,087,874 rs.; w 1846 r. 5,485,727 rs.; w 1847 r. 5,817,893 rs.; w 1848
r. 5,541,826 rs.; w 1849 r. 3,865,132 rs.; w 1850 r. 4,311,314 rs. Wartość sas
herbaty, od której cło opłacono, podana pnes kopców, była: w 1842 roka
6,566,874 rs.; w 1843 r. 4,803,823 rs.; w 1844 r. 5,689,096 rs.; w 1845 r. 6,576,159
«.; w 1846 r. 7,008^1 rs.; w 1847 r. 6,648,079 rs.; w 1848 r. 5,171,985 rs;
V 1849 r. 4,596,024 n.; w 1850 r. 6,542,821 rs. To ogromne cło sprawia drolysnfi
herbaty i pozbawia nbogich tego adrowego i prsyjeranego napoju. Żeby asnnfó
to niesprawiedliwe i szkodliwe cło, ieby zrobić większy uiytek, bo i biednym
daó moinośó picia herbaty, Aleluander Zenowicz wspólnie % Henrykiem Kra-
jewskim wypracowali obszerny finansowy projekt, niepospolite dzieło trafno-
ści rozumowania i nauki, który przyjęty przez ministra finansów, sUł się po-
tem przez zatwierdzający go dekret carski powodem zniżenia cła na herbatę
* pozwolenia jej przywożą przez wszystkie komory państwa. Wpływem na po-
niżenie tego cła w Rosyir dwaj wyiej wspomnień! rodacy zasłużyli się
lodzkości.
OiŁŁBK, Opisanie. IH. 13
194
Załoga składa się z pułku konoych kosaków i i biialioa
QS{t, 15) liniowego wojska, w któiym znajdi\je się do W
żołniersy. Parady wojskowe, dla pokazania Chmajba
wielkości siły państwa moskiewskiego i zngcsnośd żotusn,
odbywaj% się na samej linii demarkacyjnej w obec a{n>
saonych Chińczyków. Przed dwoma laty na tak% pand{ »
brano kilka tysięcy wojska; Chińczycy obojętnie petf^
wali się mustrze i obrotom żołnierzy; lecz gdy zaczęto fA
z dziii^ i z karabinów , przestraszyli się i uciekli do dcM«>
Rz%d moskiewski niezmiernie zręcznie wodzi za aw Oof.
Bogate podarunki, pokazywanie im z daleka licKn;ckw#
grzeczność i groźba, wszystko to razem w oczach diiuf}iB*
otacza Moskwę urokiem wielkości, bogactwa i siły.
Klimat kiachtiński w ogóle jest zdrowym i nie vie!e ^
źni się od klimatu innych okolic Zal>ąjkala. Od ibV^
września panują tu biegunki, tyfus i szkorbut, któiy s^
gólniej pomiędzy źołnierstwem jest pospolity — nie b^
jednak te choroby symptomów niebezpiecznych i lai^
śmiertelnych. Kurzawy sprowadzają zapalenia oczóv i !»
piersiowe; w zimie i w jesieni częste s% febry, reuna^
i inne choroby z przeziębienia. Ze wszystkich jednsk cki^
najbardziej rozszerzone s% syfilityczne; przyczyną 0^^
rozszerzenia jest prócz niemoralności , unikanie k^
Chory zaczyna się leczyć wówczas, gdy choroba w citQ^
rozwinięta, staje się już niebezpieczną — dla tego tyhte
jest ludzi, noszących na twarzy brzydkie ślady tych cboó^
Zamożniejsi mieszkańcy Troickosawska i Kiacfaty, n^
jąc latem upałów i kurzawy , wyjeżdżają do wiejskich doctf*
nad malowniczym Czikojem, o kilka mil ztąd odiegv^
i tam płeć piękna używa kąpieli i popisuje się konną j»"ł
przed mężczyznami. Wdzięczne łąki, góry, woda i s^^*
powietrze wabią tam każdego ; co rok więc zwicksa ^
liczba willi, których szczególniej jest dużo we wsi loo^
Kiran, gdzie i wojsko latem w obozie przebywa. PodW**
nem znajduje się jezioro tegoż nazwiska, z wapienną ***
nad którem doktor z Wołynia rodem, Wilhehn Ph«pl>^
Polak, przyjaciel biednych, założył szpital dla choiycłi.
Okolica Troickosawska jest bardzo jednostajna i fin"^
195
Wszystkie góry w około b% piasczyste. Karłowate sosny,
słabo uczepione w grancie, kołysane wiatrem, tęskno szumią
iałobnym świstem. W piaskach sterczą kamienie i odłamy
skał granitowych i grnejsowych; trawka zżółkła zaledwo je
pokrywa. Z dolin i wklęsłości okolicy największą jest dolina
Troicka. Domki czarne z bielącemi się listwami okien, kilka
zielonych dachów i białych budynków, nie tworzą całości
malowniczej. Tylko murowane miasta dają piękne widoki,
tylko wysokie wieże kościołów robią je wspaniałemi. Dla
czego w tak ponurej okolicy założone zostało miasto, kiedy
w blizkości nad Sielengą i Czikojem, tuż przy linii demar-
kacyjnej, są wdzięczne pozycye, wytłumaczyć sobie można
owym osobliwym gustem despotów, którzy stolice państwa
wybudowali w błotach, w zimnym i wietrznym klimacie, bez
względu na zdrowie mieszkańców; chcących przez to poka-
zać , że ich potęga naturę samą pokonać jest zdolna.
Założycielem Troickosawska i Eiachty jest Sawa Łukicz
Wladysławicz hrabia RaguzińskL "^ Caryca Katarzyna I. roku
1726 posłała go do Pekinu jako swojego posła. Konferencye
*) Sawa Łukict WładysUwlcz hrabia Ragnzińskł, tajny radaca moskie-
wski, arodsił się w Bosnil. W młodości był kupcem, oraz tajnym moskie-
wskim ajentem w Konstantynopola. Nagradaąjąe Jego lasługi, oar Piotr I.
poiwolił mu handlować w swojem państwie i darował ma 1708 r. w Moskwie
dom. Roku 1710 otnymał tytuł radscy dwora i trzy wsie w Małornsi,
w któryeli chłopów wolnych car zrobił poddanymi zręcznego Serba. Boka
1711, w czasie kampanii, znajdował się przy boku Piotra i tegoi roku otrzy
mał za staraniem cara od rzeczypospolitcj DnbrownickieJ tytuł hrabiego Ba-
g«zińskiego. W r. 1716 wysłany sosUł do Włoch; r. 1730 Jeździł do Rzymu
po posąg Wenery, darowany carowi przez papieia Klemensa XI. Carowa
Katarzyna I. mianowała go radzcą stanu i ambasadorem do Chin. Roku 1726
HagnsiAski uroczycie wjechał do Pekinu i miał audyencyę u cesarza Jun
Diina. Chińczycy upominali się o zwrócenie krąju ai do Bajkału, a gdy się
Hagazińskl na to odstąpienie nie zgadzał, pogrozili, ie całe poselstwo Mo-
dern wymorzą. Jakoł zmienili postępowanie i przysłali złe pokarmy i poili
wodą słoną. W końcu kazali mu wyjechaó z Pekinu i narady końozyó nad
Barią. Raguziński więc ztamtąd wyjechał, zosUwiwszy swojego ajenta Lo*
reuca Langa. Mad Burlą zawarł trakUt, który natychmiast posłany zosUł do
r»tyfikacyi do Pek.inu. Urzędnicy chińscy' podsunęli swojemu cesarzowi tra-
ktat z dowolnie przez siebie ,pozmienianemi artykułami do podpisu — lecs
Koziński przyjąć go nie chciał. Nowe groźby nie pomogły nlo i urzędnicy
mosieU w końcu dać do ratyfikaoyi traktat rzeczywisty z niezmienionemi
punktami. Cesarz ratyfikował go , a urzędników swoich za gorszącą dowoI<
noić ukarał odebraniem rang i skonfiskowaniem mi^ątków. Raguziński umarł
^ Petersburgu 1736 r.
13*
196
m stolicy spełały na nicsem, poseł wyjechał s Fddnn i»
daleko dzisiejszej Kiachty, nad rzek% Bvri%, rocpoc^I ssn
traktowane z urzędnikami chińnkimi. Tataj SO. sierpnia (r.k
lawart traktat handlowy i regulujący graoioe mifdsj ^
państwami ; zaspokojono oraz pretensye i akai^gi majtam
Po otrzymaniu ratyfikacyi traktatu z Pekinu, B sp an ś ^' *
łożył tegoż roku zameczek, który nazwał Troickosai^iB^
wybudował w nim cerkiew ś. Trójcy i komcwę. Pny ""mAs
prędko powstała osada kupiecka, handel jej irnwi, hiMc
powiększała się i dzisiaj Troickosawsk ma ładnoBO 9S
osób; w tej liczbie 2912 mężczyzn i 2945 kobiet tow
posiada 771, w tej liczbie murowanych 6. W pnedfliłR*"
(1853) mieszkańcy wojsku dąją kwater 442.
Gradonaczalstwo kiachtińdde, którego stolicą jefitTnMAf-
sawsk, ma przestrzeni 8 mil kwadratowych. Miaito poa^
kupiecką słobodę Eiachtę i wieś Ujść Eiachtę; łste
ogólna wynosi 7863 osób. W tej liczbie 3723 w^a^
i 4130 kobiet.*)
Z Troiokosawska szosą dług% na 2% wiorsty t doj^
się do Kiachty. Szosa prowadzona jest doliną slruisio*
latem ledwo sączącego się po piaskach, a limą sbut^
mieszkańcom do szUchtady. Bardzo rzadko padą)| tu ok^
a pomimo ostrych mrozów, góry prawie zawsse ą vsf^
i gdyby nie ów strumień, którego woda zimą wydobj« H
z pod lodu i szeroko zamarza, Kiachtińcy nie snahlyjF^
jemności sannej jazdy.
Kto jedzie do Kiachty, powinien w Troicku nof^iof
się w bilet z podpisem gradonaczalnika, bo bet niego
przepuszczą go przez rogatkę. Przy tej rogatce w Bk^
znowuż rewidują, szukając srebra i złota; nic to jednik*
*) Łttdnorf^ ta co do klMS społeesnych dslelłfat si^ jak aastff^' ^^
ivień8twa I familiami 95; szlachty dałedzicsBęJ 09; sslachtj ^*°^\^
Indsi r<Sftnego satrndnienia (rainoezy&eów) 9703 ; honorowych ekf*^
Jiapc<Sw 915; miesscsan ł słołfcych 9173; wlo^an skarbowych 197; •'^
poddanych 300; wojska a familiami 1140; dyufsayoBowanyeh kflakff«|2^
kosaków arłopników 19; kantonistów 947; posieleAców 35; Koopl^*^
dłyeh 164. Urodsiło się w 1853 r. chłopców 163, dsiewcitt 149, rtf^
Umarło 174 mcfteaysn, 117 kobiet, raa«m 991. IfałA^stw tawut* & ^^
mywano koni 3905, bydła rogatego 2135, owiec 1990, swia 855, kśifl<-
197
prsesikadsa do przewożenia tych metalów bez wiedzy rz%dQ,
Gdyby ściile wypełniano przepisy celne, handel w Kiachcie
byłby niemożliwy; kupcy też nie robią sobie żadnego skro-
pliła z tajemnego przewożenia dota i wiele go do Chin, po-
mimo surowych zakazów, puszczają. Zakazy te są tak ostre,
ii mieszkańcom Kiachty nie wolno nawet w domu na własne
potrzeby posiadać innych prócz papierowych pieniędzy.
Kiachta położona w tej samej dolinie, co i Troickosawsk;
ludności ma 599 osób. Pozór ma cichego, ustronnego mia-
steczka. Wolno w niej mieszkać tylko kupcom, ich rodzi-
nom i ringom. Ulice niebrukowane. Domów 31, z tych
niektóre bardzo ładnie zbudowane. Na górce wznosi się
murowana cerkiew, białą blachą pokryta i bogato wewnątrz
ozdobiona. Niektóre w niej obrazy malowane są przez naj-
lepszego malarza, jaki był w Wschodniej Syberyi, Chrystyana
Eajchela. Obrazy te są dla nas ciekawe i z tego powodu, że
głowy Chrystusa i apostołów malarz robił według głów pol-
skich wygnańców.*)
Wielki kwadratowy gmach z dziedzińcem w środku jest
magazynem metalów i towarów, przeznaczonych do wymiany
na lierbatę. Niedaleko od drewnianej bramy, za którą
o kilkadziesiąt kroków wznosi się chińskie miasto Majmaczyn,
stoi dom komisarza pogranicznie.
W Kiachcie jest szkoła chińskiego języka**), w której
prócz chińskiego języka , uczą jeografii i historyi. Szczególną
własnością tej szkoły jest to, iż w niej nikt się jeszcze po
chińsku nie nauczył. Obecnie nauczycielem w niej jest pan
Krymski, który przebył 15 Lat w Pekinie i chwali bardzo
*) Chrystyan lUJehel, Polak, rodem • Podola, był bratem sławnego na-
Bismatyka, który aiQ w Warsaawie orodaił. Chrystyan ksaaldł sif w akade-
mii petersburski^ i osiadł w Irkucka. Tu ośenił się a córk^ JenerałoweJ
Jttssniewskiej , Polki, której m^l sa ndsiał w sprawie dekabrystów w 1825 r.
deportowany był do Syberyi. Jenerał Jusaniewski nmarł w RoawodneJ pod
Irkuckiem, a Ri^eliel umarł w 1867 r. w drodse a Litwy do Kijowa. Był to
wcale dobry malars portrecista.
^) Sakoła eliińskiego Języka saloion% sostała w 1835 r. pnea kopca N. If.
Iłmmnowa, który proca tego wybndował sspital drewniany w Trołckosawskn,
prseprowadsał drogi w około Bąjkałn i niejedno pnedsięwslęcie spoiytkiem
dla kraju wykonał. Pierwsaym nancsycielem w tej sskole był anany w Rosyi
orlcntaiitU ksifda Jakimf Biesnria. Ucsniów w niej bywa około 20.
198
roKum i zwyczaje chińskie; śjoie i knltoTa tego
ńą mu podobała, że przekłada ją nad enropejd^
W Eiachcie A. Zenowioz wraz z kilka knpoami, jaka. |i
Śpieezyłowem, założył klub kupiecki. Czas w nim wpędzają u
zabawie i czjrtanio. Prócz gazet moskiewskich, pnanmaęt
klub: Independance Belge, Allgemeine Zeitong, Doif-Bsriir
i Bibliotekę Warszawską. Dotychczas żyde klubowe w n-
pełności nie rozwinęło się. Kupcy nie zawsze pnfBwmk
znajdiąją się na zgromadzeniu i dla tego dyżurni snmseBi^
wykładać prawicUa dobrego zachowania. Poniewni KmUi
B% narodem pojętnym i nailadowniczym, skutkują więc w Ub-
bie lekcye grzeczności i kupcy kiachtińscy są jui dni^
ludźmi najwięcej europejskiej ogłady posiadającymi w 8f-
beryi.
W Kiachcie jest jedyna za Bajkałem , prywatną wiasBOŚoi
będąca, apteka.
Na ulicach tej osady i prawie we wszystkick doMck
snigą się nieustannie Chińczycy, którym wolno jest bet Isp-
tymacyi do Kiachty przychodzić ; do Troickosawska ja iA
nie puszczają. Wszedłszy do domu, Chińczyk w niemBe
jest żenowany ; przechodzi z pokoju do pokoju , bierze wmj^
kie przedmiota w ręce i ogląda je ciekawie ; obecoyob im
wita przez podanie ręki, zapala swoją ganze i odpocsfwsc,
wychodzi. Do takich wizyt wszyscy tu przywykli; katij |S-
spodarz pilnuje tylko zegarków i sprzętów z drogiego neafei,
ażeby ich goście nie pokradli. Chińczycy są bardzo of^
złodzieje, dla tego to bogatsi kupcy mają dla ich prrócdi
osobne pokoje. Złodziejstwem odznaczają ńę tylko ubsis
ludzie; bogaci kupcy chińscy są rzetelni i o złodzieistwo fS'
dejrzywać ich nie można.
Mieszkańcy Kiachty sprowadziła herbatę, materye i rśisi
prodnkta chińskie na swoje potrzeby, bez opłaty cis; ko
już do Troickosawska nie wolno nic, pomimo koBStyi
przewozić; porto-franco bowiem obejmuje tylko tę jedną t
Zanim obszerniej o Chińczykach i Mąjmaczynie
będę, uważam za potrzebne powiedzieć kilka siów jmat
o zwyczajach ludności kiachtińskiej i o bandln tatfjaja*
a zacznę od wspomnienia moich rodaków.
199
W czasie mojej bytności wKiachcie przybył tu proboszcz
s Nerczyńskiego zawodu. W dużej murowanej sali urządzono
naprędce ołtarz i zaczęła się ofiara święta. Wiernych na na-
bożeństwie było przeszło czterdziestu.*) Było i kilku Mo-
iltali obecnych w kaplicy, wiedzeni ciekawością poznania
laszych obrządków.* Znajdują się zwykle w kościele bardzo
przyzwoicie, dopiero po powrocie do domów pozwalają sobie
brytyki. Wielu, widząc krzyż na ołtarzu, bije pokłony; lecz
iriększa liczba modlitwę przed katolickim krzyżem lub
>1)razem za grzech uważa.
Prócz urzędników i wygnańców było u spowiedzi 18 linio-
nrych żołnierzy, pomiędzy zaś nimi dwunastu rekrutów, któ-
rych z Polski niedawno aż tutaj zapędzili. Dwóch tylko z nich
DDodliło się na książkach, inni klęcząc, ze złożonemi rękami
izeptali narodowe modlitwy. Fizyonomie tych biednych ro-
iaków były smutne i spłoszone; młode to cUopcy z domo-
Mrych zagród w świat obcy rzuceni, pod rygor wojskowy
[>ddani, są przestraszeni nowem swojem położeniem. Widok
ich żałością i smutkiem w sercu mojem się odezwał. Nie-
[>świeceni, a systematycznie psuci przez namiętnie nienawi-
dzącego nas wroga, czy zachowają w sobie świętości na-
rodowe?
Człowiek zanim się wynarodowi, wprzódy upaść musi
moralnie — wróg więc zastawia wszędzie sidła tego upadku
la Polaków. Nigdzie te sidła nie są tak niebezpieczne, jak
n wojsku i w każdej służbie cywilnej na obcej ziemi.
W nich Polak ograniczony w swej woli, kierowany przez
lieprzyjaznych dowódzców, prowadzony przez niechętnych
colegów inn€»j mowy i wiary, nie może skutecznie opierać
dę moralnemu zabójstwu, na nim powolnie dokonywanemu.
Stopniowo przyswaja sobie wyobrażenia ciemięzców, a zmu-
izony robić karyerę i starać się o zasługę, wysusza w sobie
ibfite źródło zdrowia moralnego i narodowego.
I znowuż, wydarty z łona ojczyzny w latach, w których
ię już obudziły siły męzkie i wywiązuje się potrzeba mał-
•) w Klechcie I TrolckoMwsku r. 1860 było 79 katolików i 10 katoliesek,
rnyfcy Polacy.
200
źeńatwa^.moie tylko zaspokoić tę potrzebę wzwifsknschą
kobiet%. Nad takiem zwi%ekiem unosi się potworne prań
o małżeństwach mi^zanych i dzieci z niągo płodzone forjn
dachowi narodowemu i wyciska na nich piętna
Jeżeli zaś przez wiele lat wojując, odeprze zwydęzko ]
i siły wynarodowienia i z tryumfem chce na siemię ojc^f^
odnieść nietknięte skarby ducha narodowego , odnosi je, ik
już nie zdatny do życia, umiera, jak rudera piękna ptiiŁiii
ści% i tylko wspomnieniami lepszą przyszłość rodząca. Shi-
tne to jest, ach! smutne I Nie masz zaprawdę więknefo mt-
szczucia, jak być pod władzą narodu i rz%da oboega
Obok młodych stała grupa starców, także w munimdb,
jeńcy z 1831 r. Dwa pokolenia w niewoli! Jeńcy podc-
ieni, pomarszczeni, niektórzy w okularach, w b zyB c y pnne
modlili sig z książek, a nie jeden z nich wyrażał aię lefią
i czyściej po polska, niż ci niedawno w niewoli będący n*
kruci. Starość tych niegdyś obrońców ojezyznj pzsecME
na obcej ziemi jeszcze w służbie i wśród rodzin tu zaisiia*
nych, które wygnańczej mowy ojca nie rozumieją! Parón|-
wając starych żołnierzy z 1831 roku i w późniąjszych ktscż
wcielonych do wojska moskiewskiego, z rekratami v no-
wszych czasach z Polski wybieranymi, widzimy już mf{0-
dziwę skutki systematu ociemniąjącego Polskę, który tś.
gorliwie car Mikołaj zastosowywał. Starzy , jeńcy z 1831 t^
wszyscy prawie umieją czytać i pisać, oraz mają dosyć nm-
tła; rekruci zaś nowi są ciemni, a na kilkudziesięcin zakd*»
jeden umie czytać. Oświata więc u nas pod moakiewiba
rządem nie postąpiła, ale przeciwnie wstecz się oofosk.
Rząd moskiewski wielką liczbę szkół elementarnych, któn
w końcu xviii, i w pierwszej ćwierci XIX. wieku pozsl^
dano u nas, skasował, albo też, jak na Litwie i lUisi, leiat
w nich uczyć w języku moskiewskim, którego dzieci sift
rozumieją — dla tego mniej jest u nas niż dawnie csyii>
jących i piszących, a oświata jest mniej powszechną, nii a
czasów polskich.
Jeńcy z 1831 roku, dotąd w Kiachde przebywaÓ9^> 1*
Grzegorz Koziarkiewicz, Paweł Marciniak, Bieś-
kowski, Wincenty Rybiński, Stanisław Malj*
201
szewski z Oszmiańskiego, z oddziała Mataazewioza; Kra-
jewski, felczer, imieniem Wojciech*); Wincenty Mań-
kowski z Wołynia, Domaszewski, Jan Dombski,
Tomasz Zalecki, Wincenty Pieńkowski z Podola,
Stanisław Deńczuk, Stefan Amirecki, Józef We-
reta, Andrzej Grigncz, Antoni Tomaszewski, Jan
Szymański, Stefan Niemirowski, Bonifacy SzoL
Z wygnańców po0iadiy%cych wyiszą oświatę, mieszkają
ta następig^cy: Henryk Krajewski, prawnik, za przewo-
dniczenie zwi%zkowi, odkrytema w 1850 r. w skatek zdrady
se słabości Romoalda Świerzbińskiago wynikłej, trzymany
lat cztery w cytadeli warszawskiej, następnie skazany na lat
sseśó do kopalń nerczyńskich. Ztamtąd przybył do Kiaohty.
l^arzeczona jego, Anna z Lewickich p. v. Domaszewska,
przyjechała do niego z Polski; w Irkucku odbył się ślub, po
którym powrócili do Kiachty.
Konstanty Sawiczów ski z Krakowa, uczeń Jagielloń-
skiego uniwersytetu, przysłał^ do kopalni za udział w sto-
*} Wojcieeh Krajewski, rodem s Łfcsyekiego, podofieer wojsk polskich,
waicsył w 1831 r. s Moskalami , sa to posłany do wojsk moskiewskich w By-
tMryi. TntiiJ irobiono go felcserem. W fadia tym srobił snacine postępy
I nmbrawsay prsy doktorach lekarskiego doiwladosenia, leesył nieras sacif^li-
wie kolegów i biednych ludsi. Słniyl w Kiachcie w chwili otnymanego po-
swoleaia powrota do ojciyiny. Z nim rasem uwolniono w Kiachcie wielu
iasjch wojowników 1831 roka. Wssysey lebrawsij się w Jedną gromadę,
powędrowali do Polski, aieby tam stare lata spędsić i ko^ w siemi swojej
tioij6. Zostało tylko kllkn, kt<Srsy poieniwssy się s Syberyacskami , nie
■ieli Gródków powrota a familiami. Kawalerowie aa^ wssysey wymssyli
w towarsystwie Wojciecha Krajewskiego , spodsiewąjąe się od niego w rasie
;lioroby w Uk dłagi«J i dalekiej podróśy pomocy i rady lekarskiej. Krąje-
«W8ki pososułych eaole poftegnawsay, sosUwil im na pamiątkę ksiąiki swoje
lo iMbośeństwa i pieśni religijne. Sali starcy kacjesysnle; Kn^ewskl aacho-
•owal, a pomimo silnej i mocnej organiaacyi nmarł w drodae w Wlackiej
pabernil , nie i^rsawsay oblicza świętej , rodsinn^J i npragnłonej sleml. To-
rarsjsse pokrywssy Jego swłoki obcą siemlą, posali dalej — ale satrsymali
eh w Moskwie. Było to w caasie krymski^ wojny. Car nieladski tyoh sla-
•yeh starców, chcących jni tylko nmrseó w ojcsynie, kasat sabraó do po-
rtórnej slaśby i popędsió ich w inne okolice. Co się potem stało s pocsci-
rynii wiaroaaml, którsy nie mogli dojśó do Polski? nie wiem. Csy prsenle-
U sowy neisk i nową niewolę, która Ich, snękanyeh dwadsiestoldlkoletnlą
łnibą, jni będących blisko Polski, powtórnie od niej oddaliła? Csas prsy-
sły moie wykaie. Moie nie Jeden nie sniósł Jui tego ciosu 1 smarł. Jak
irojolech Krajewski, nie odetchnąwsay nudwiślańskiem powietrzem I
202
warzyHBenia ludu polskiego w 1838 r. Po wyjściu nA ow-
dlenie zamienskał w Kiachcie, gdzie trudni się przemysln
i handlem.
Przemysław Śliwowski w młodym bardzo wieku a
rozmowy polityczne skazany na szeregowca do garmzon
w Jarosławiu, a ztamt^d za to, że rzucił karatńn pne4
frontem i wyrzeczenie słów , Łe nie chce eitaijć carowi, pnj-
stany do batalionów syberyjskich. Śliwowski jest rota
z Wołynia.
Hieronim Holsztejn, takie z Wołynia, za udial
w powstaniu 1831 roku skazany do wojska, a za ndzal
w związku Omskim przysłany do kopalni nerczy^skich.
Po mszy udaliśmy si§ na cmentarz, gdzie ksiądz Jarevia
poświęcić grób przed kilku miesiącami zmarłego Pobką
Kazimierza Pukińskiego z Białegostoku. Wdowa zmaiłego,
w sędziwym wieku kobieta, Polka, stała nad grobem z dwoat
synami tu urodzonymi. Życie zmarłego upłyn^o spokojń
i cicho. Przyjechał do Syberyi z łona swoją, która jsko
akuszerka znalazła tu obowiązek. Od dwudziestu przeszło lit
mieszkając w Syberyi, nie zapomniała ani słowa po polski
i synów swoich wychowała w języku i w duchu polskiB.
Chociaż nieznajomy, żywy wziąłem udział w żalu rodsaf.
Poczucie braterstwa i miłości, jakie piastujemy dla każdego
rodaka, współczucie, płynące z wspólności pochodzenia, ni-
gdzie tak mocno nie wyraża się, jak w obcej ziemi. T«t^
każdy rodak, chociaż nieznany, bez imienia w faiatoryi, no-
cniej i silniej zajmuje, niż w kraju — jest postacią, kióc)
się długo pamięta i długo wspomina. Związek duchowy, ji-
kim są złączone jednostki narodowe, nie jest fikcyą, lie
jest rzeczą błahą, a słusznie powiedział nasz wieUd filosit
Karol Libelt, że : kto nie czuje miłości dla człowieka siodso-
nego na wspólnej ziemi i przemawiającego językiem ojcó*;
kto nie dba o jego boleści i smutki, a nie cieszy się jego
szczęściem — kto nie podnosi rodaków do wysokości morsl-
nej, na jakiej sam stoi, i obojętnie patrzy na ich niedo-
statki, niewolę i ciemnotę — ten nie zna wielkiej, najwię-
kszej po Bogu miłości, miłości ojczyzny. Grób ten acs
kryje kości człowieka pospolitego i nieznanego, i ta
203
po polsku ubolewająca nad mogd!!, osypaną z ziemi obcej,
yotnufafclii na zawsze -w mojej pamięci i zajęła miejsce w moim
opisie jako obraz smutnego rozproszenia, do jakiego przy-
wiodła nas niewola.
W rok po pogrzebie męża, spotkał okropny wypadek
biedną siwą akuszerkę, która jeszcze biedniejszych od siebie
rodaków wspierała. Starszy jej syn, którego widziałem pła-
czącego nad grobem ojca, dwudziestoletni, piękny młodzie-
niec i główna podpora starości matki, idąc obok cerkwi
w Kiacbcie, przed jej progiem padł i nagle umarł na ane-
wryzm. Wielki był smutek biednej matki, wielkie osieroce-
nie i boleść.
W Troickosawsku i w Eiachcie katolicy nie migą oso-
nego cmentarza i grzebani 8ą na cmentarzu moskiewskim.
Nie mało tu jest grobów polskich. Kiektóre nas mocno zaj-
mują, bo pokrywają zwłoki żołnierzy polskich, wygnanych
do Syberyi za to, że uczciwie i mężnie bronili ojczyzny
i wolności.
Andrzej Poniatowski, zmarły przed kilkunastu laty,
był żołnierzem w wojsku polskiem, pomagającem Napoleo-
nowi w kampanii z Moskwą 1812 r. Wzięty do niewoli, po-
i^any był do syberyjskich batalionów, w których służąc lat
S5, dosłużył się na starość dymisyi. Starość późna, bieda
i ożenienie się, nie pozwoliły mu wrócić do kraju. Dzieci
jego, tu urodzone , srogi ukaz carski zabrał mu i oddał także
vr szeregi do kantonistów. Służą dzisiaj w Kiachcie, nie
wiedząc, że noszą królewskie imię. Poniatowski nie był
spokrewniony z głośną familią Poniatowskich ■— familia jego
była uboga i nieznana. Był to człowiek bez wykształcenia,
lecz chwalony przez wszystkich jako poczciwy i gościnny.
Żołnierzy z 1881 roku rad u siebie prz^mował i dzielił się
8 nimi ubogim kawałkiem chleba.
Jan Iwaszkiewicz, rodem z Oszmiańskiego powiatu
Da Litwie, służył w oddziale powstańców Matnszewicza w r.
1881 i walecznie potykał się w wielu potyczkach z Moska-
lami. Wzięty do niewoli pod Wiszniowem, razem z innymi
leńcami osadzony został w więzieniu ś. Kazimierza. Na wieśó
o zbliżaniu się Matuszewicza w okolice Wilna, Moskale jen-
204
eów zacK^łi z miasta uprowadzać pod silnym konwojem.
Matusiewicz rzeczywiście zaatakował konwój, z którego ptr
dło wiela Moskali, ale też i kilka naszych jeńców zgiji^
Konając od kul polskich ci ostatni, pocieszali się, JMik ai
mówił ich kolega, t% myśl%, że powstanie nie upadło i ie
przed śmierci% widzieli walczących rodaków. Oddział tes
300 jeńców został dalej uprowadzony, a konwój wzmocnioBO
artyleryą. Za Oszmianą spotkał ich korpusik moakiewdo^
art^leryi) prowadzony nad Wisłę przez Tołstoja. Gdy na za-
pytanie, kogo prowadzą, odpowiedziano, ie niewolników
polskich — «Ha! — krzyknął Tołstoj — to buntownicj!
rozbójnicy 1 jabym z nich darł pasy i żyły wyciągnął!* lik
dokończył swojej mowy, albowiem ogromny kamień zrgccnie
rzucony, uderzył go w nogę i powalił. Ten kamienny arga-
ment zrozumiał moskiewski cywilizowany hrabia i zatrzymsl
język za zębami. Skaleczony i przestraszony Tc^atoj , chdst
rozpocząć śledztwo, celem wykrycia winnego, lecs badtius
jego nie przyniosły żadnego skutku, tem bardziej, źe u
jeńcami ujął się dowódzca konwoju i pretensye hrabiego od-
sunął. W czasie tych sporów jeden z jeńców, Kwiatkowski,
umknął z szeregu; konwojni nie spostrzegli jego ncieedd
i ruszyli dalej. Gdy partya niewolników weszła w las, h^
dący własnością któregoś z Czapskich, jeńcy widzieli Kwist-
kowskiego wychodzącego z gęstwiny i podno8z%oego chustkę
do góry. Zrozumiano ten znak i prawie wszyscy rsacOi 8i|
hurmem w gęstwinę. Żołnierze konwojni strzelili z karabi-
nów za nimi w gęstwinę, puścili pogoń i grad kartacaów.
Strzały i pogoń nie wiele szkodziła uciekającym; wybraąwsj
z niebezpiecznego położenia jeńcy, rozproszyli się po krąia»
trzech tylko w lesie złapano i tych na miejscu, bes sąda,
rozstrzelano. Nie mogłem się dowiedzieć, jak się ci lamor^
dowani przez Moskali żołnierze nasi nazywali Uciekło 19<9
stu zaś bliżej konwoju zostających, widząc dla siebie niemo-
żność ucieczki, nie ruszyli się z miejsca. Iwaszkiewici 1^
w liczbie ostatnich. Ta ucieczka wywołała dla pozoatałyekk
w partyi jeńców surowe obchodzenie się. Osłabionych po-
dróżą popychali Moskale bagnetami i krwią polską znac^F^
ślady po drodze syberyjskiej. Na noc zamykano ich po ato-
306
dotftch,* otoczonych wojskiem, ażeby im odj%6 s3ę do
ndecski, morzono ich prawie głodem. Dawali im stare,
spleśniałe i stoczone przez robaków suchary — jedli je, za-
pijali wod% i szli na wygnanie z ojczyzny bosi, odarci, zn^
kani i wycieńczeni złym pokarmem, napastowani przez ro*
bactwo, które skórę zjadało.
Przybyli wreszcie do Smoleńska; tntaj w. książę Michał
ich lustrował. Jeńcy opowiedzieli mu biedę, głód i barba-
nsyństwa konwojnych; niektórzy odchyliwszy poszarpane
^taszczę, pokazali mu ciało nagie bez koszuli, na którem
były place gołego mięsa ze skóry odartej. Wzruszył ten wi-
dok w. księcia, długo z jeńcami uprzejmie po polsku roz-
mawiał i odjechał, wydawszy rozkaz lepszego karmienia
i odziewania jeńców. Od Smoleńska więc mieli jui wygo-
dniejszą drogę.
Niektórzy posłani byli do Zachodniej Syberyi i tam wcie-
leni zostali w szeregi kozackie ; innych do liniowych batalio-
nów, w których dotąd przebywają. Tu i tam przebywając
w znacznej liczbie, wyrobili dla siebie w wojsku nie miią
powagę. Obawiali się ich Moskale i dla tego szanowali.
Iwaszkiewicz posłany był do Tobolskiej gubemii na ko-
zaka, lecz gdy wywiązi^a się sprawa Omska i w skutek niej
rozpoczęto powszechne dokuczanie Polakom i rozpraszanie
po odległych punktach Syberyi, Iwaszkiewicz skazany został
do liniowego batalionu w Irkucku, a ztamtąd do takiegoż
batalionu w Kiachcie. Tutaj wcale nie źle mu się wiodło;
potrafił pracować, więc zarabiał sobie grosze i nigdy nie był
t>ez pieniędzy. Odznaczał się zdrowym rozsądkiem, prostotą
i rzetelnością. Żył skąpo tem, co mu skarb moskiewski
dawał, a to, co sam zarobił, pilnie chował. Ka starość wy-
rodziła się w nim mania zbierania starych gratów i drobno-
stek bez żadnej wartości. Pewnego razu posłany do Ujść
JSiranu dla rozbijania namiotów w obozie, zmęczył się pracą
-w upale, zachorował niebezpiecznie, a odwieziony do laza-
retu w Troickosawsku, umarł tam na tyfus w 1853 r. Fun-
ilosik swój, skąpstwem i pracą zebrany, porozdawał pomię-
dzy kolegów, a część jego zapisał na kościół katolicki i kilka
tutejszych cerkwi. Wspominają go dotąd bardzo dobrze,
206
a widać, ie miał więcej silnej woli, nii niejeden zPoUńv
bo nie szukał osłody w |niewołi prses ożenienie ńę i Mo-
8kiewk% i umarł kawalerem, wiemy wieize i ojczyźnie.
D%brow8ki z Wileńskiego województwa, tomnfs
Iwaszkiewicza tak w oddziale Matuszewicza, jak i w niewok
W czasie, w którym obrońcy wolności z 1831 roka weN-
lani byli w szeregi despoty i skazywani na wygnanie, w b
kucku i w wielu innych miejscach Wschodniej Sybeiyib^
na wygnaniu w wojsku wielu Siemionowców. Tak nszyraio
zobderzy z połku gwardyi siemionowskiego, któryck a
udział w ruchu rewolucyjnym 14. gp^dnia 1825 r. w Feten-
burgu wysłano do Syberyi i porozdzielano pomiędzy rótie
bataliony. W Irkucku najwięcej było Siemionowców. Pio-
ści ci ludzie, oświeceni mimowolnym udziałem w rewolo^
dobrze prowadzili się w Syberyi i naszych jeńców z 1831 r.
przj^ęli otwartemi rękami, jakby braci rodzonych. Siemio-
nowcy (byli to sami Moskale) i Polacy stanowili dwie pn?-
jazne grupy; zapraszali się wzajemnie na żołnierskie noty,
razem jedli i pili , oraz obok siebie zawsze sypiah w k(W»
rach. Dziwili się dowódzcy tej ich przyjaźni , sądzili bowien,
że różne pochodzenie narodowe i wiara ich rozdzieh; poli-
zało się przeciwnie: narodowość i wiara nie stanęła na F*'
szkodzie przyjaźni; silny bowiem jest jednakowy wciet je-
dnakowego poczucia niesprawiedliwości i niewoli, i jedi»-
kowe przekonanie o niegodziwości rz%dów despotycznyca
Jeżeli kogo z ich grona oficerowie uciskali i prześladows£t
Polacy stawali w obronie Siemienowców; ci znowoż hn^h
Polaków. Ukarać żołnierza bez swojej woli nie pozwabli
i zmusili oficerów tem swojem zachowaniem się do pobbifi-
wego, przez szpary patrzenia na swobodę, ktÓT| sobie
w służbie wyrobili. Polaków w początkach nie używali ira^
do służby, obawiali się bowiem z ich strony oporu lab 4^
ścia, które z powodu dużej liczby naszych mogło być groźoe
i smutne wywołać następstwa; głaskali więc oficerowie in-
szych żołnierzy, oswajając ich takim sposobem z nowem po-
łożeniem. Miłość i wzajemna kontrola była siłą ich w obec
carskich rozporządzeń. Łotrów wyrzucali .ze swego grW-
To wszystko łagodziło przykrość ciężkiego losu i zmnolo
208
wrogów me tylko do poszanowanift ich moralnej wyiuości,
ale i do obdarzenia ioh zupełną wiarą. Świadectwo Polaka
-'^WBze przyjmowano jako pewny dowód. Dopiero gdy na-
szych porozdzielano na małe kapki i porozsyłano w odległe
miejsca, stracili swoją sHę moralną i zaraz służba i położenie
ich stało się trudniejszem. Ci, co do Eiachty byli przezna-
czeni, lepiej się mieli od innych. Otrzymali tu więcej swo-
body, a łatwość zarobku dla tych, których wcielono do po-
granicznej straży, sprawiła, iż mogli pędzić życie znośniejsze
i wygodniejsze. Dąbrowski był naznaczony do Eiachty.
Prowadzenie się jego tutaj było wcale dobre. Z powodu
prawa o małżeństwach mieszanych nie chciał się żenić z Mo-
skiewką. Umarł około 1850 roku, wiemy zasadom naro-
dowym.
Karol Karczewski, stary żołnierz polski, rodem z Po-
znańskiego województwa. Służył w 4. pułku i;danów polskich,
w którym był wachmistrzem. Kampanię 1831 roku odbył
z chlubą dla siebie. Pod Grochowem stracił palec; miał
udział we wszystkich bitwach jenerała Dwernickiego, którego
ź<^nierze, będący na wygnaniu, z miłością i szacunkiem
wspominają. Z Dwernickim przeszedł do Galicy! , zkąd wy-
wabiony przez manifest Mikołaja, powrócił do Kongresówki,
tu został zaaresztowany i z innymi wysłany do wojska
w Syberyi. Ostatecznie żył w Kiachcie, gdzie się ożenił
i biedował po żołniersku. Umarł 15. stycznia 1852 r., mając
lat 65. Pozostali koledzy odzywają się o nim jako porządnym
i dobrym człowieku.
Maciej Janosz*, rodem z Piotrkowskiego powiatu, słu-
żył w wojsku polskiem w 7 liniowym pułku piechoty jako
szeregowiec. W tym pułku odbył kampanię 1831 roku. Po
upadku powstania zapędzony do Syberyi, wcielony został do
batalionu konsystującego w Irkucku. Wjrpadki omskie
w całej Syberyi odezwsły się. I w Irkucku podejrzywał rząd
moskiewski i lud jego żołnierzy polskich o zamiary powsta-
nia i plany spalenia miasta i wsi okolicznych. Przedsięwzięto
przeciwko nim środki ostrożności. Żołnierze Moskale ode-
brali tajemny rozkaz szpiegowania i pilnowania w koszarach
swoich kolegów Polaków; broń mieli nabitą, tornistry przy-
208
gotowana i odebrali polecenie nencenia się na Polakśt
i wymordowania ich, gdyby usiłowali wznieść romch?.
Pokazuje się, ie nawet w 8yberyi ns%d carów nie noielf
spokojnym co do nas, że niewola nasza nawet totaj jest pi-
wodem do ciągłych jego obaw, niespokojności i shboia
Polacy nie maj%c zamiarów, o jakie byli podejnymni, tf
wiedzieli, w jakim celu nakazane były te środki oitroiaośa
Nikt im nie mówił o denuncyacyi, a pilnowanie i ifoAi
obronne w koszarach nie ustawały. Dowiedzieli si§ ^nm^
kto jest sprawcą nowej niedoli, i dennncyantowi, cbtpfti^
go na ustroniu, tak skórę wygrzmocili, że ten z pofaieiittr
chorował, dłago cherlał, a wreszcie i umarŁ Za to teK
wymierzenie kary łotrowi, wielu naszych jeńców oBadanc*
zostało na odwachu ; pomiędzy nimi był i Miehat Glęboeb
bardzo szanowny człowiek. Skazano wreszcie na nowe lo-
zerianie naszych jeńców. Głębocki wyprawiony do Hi^
udińska pod najściślejszy dozór polic^no-wojskowy; 'vssj^
a pomiędzy nimi i Macieja. Janosza, wytraneportomo ^
Kiachty. Tutaj Janosz ożenił się , a nie dociekawsy k
wolności, umarł 1846 r.
Roch Erdutowski, z Kongresówki rodem, jako pn4
żołnierz walczył z Moskalami w 1831 r. Po skońdong ^
nie, w tłumie aresztowanych zapędzony zoetał doWs^odu^
Syberyi w szeregi moskiewskie. Umarł w Eiachde 1850 k
żona wkrótce po nim zmaita, a pozostałą sierde, ^
ośmioletnią, wziął pod swoją opiekę kolega ojca, takie it*'
nierz ubogi, i czule zajmował się jej wychowaniem.
Paweł Kowalski, rodem z Sieradza, żołnierz slSSl^'
jako niewolnik w wojsku moskiewskiem, umaił w Ttó^
sawsku, zostawiwszy po sobie wdowę.
Tomasz Walenczuk, włościanin i żołnierz llhóff^
pułku piechoty, obrońca niepodległości narodowej wiSSIf-i
umarł w Troickosawsku w stanie bezżennym, nawet ntcm
przed śmiercią nie mogąc się uwolnić od nienawirtnego ■*"
rego płaszcza.
Lisowski z powstania litewskiego w 1831 rokn, M"^
musiał w tutejszym batalionie i tu umarł, zo8tawi««7f'
sobie żonę.
200
Wojciech Figlus, włościanin z Piotrkowskiego po*
wiata, Btażyt w kosynierach 1831 r. Po zdobyciu Warszawy
Moskale przez jakiś czas jemu, jak i wieln innym, pozwolili
zostawać w Polsce, a to w cela, aieby ci, którzy wyszli za
granicę, widząc, iż pozostali nie 8% pociągnięci do kary,
dobrowolnie powrócili do rodzinnych miejsc. Ten manewr
ndat się: wieln wróciło, a wówczas wszystkich, w tej liczbie
i Figlusa, popędzili do Syberyi. B^ żołnierzem w Irkacku,
potem w Kiachcie , gdzie i amarł kawalerem. Z tęsknoty
do krają dostał oUąkania; u trzymy wał się z wypełniania
obowiązków robotnika i furmana.
Michał Mytłaszewski, włościanin z Łęczyckiego,
Bhłżył w kosynierach w 1831 roku. W roku 1882 z Kali-
skiego województwa i niektórych powiatów Mazowieckiego,
wzięto z domów przeszło 500 naszych wojowników i popę-
dzono ich do Syberyi na moskiewską służbę. Mytłaszewski
był w ich liczbie. Pod Słoninom na Litwie dwóch z tej
partyi potrafiło się wymknąć; jednego, Gałkowskiego, od-
razn Moskale złapali i tak go zbili i poranili kolbami, iż
saraz ducha wyzionął; drugi, Maciej Stasiak, złapany został
już nad Wisłą, zkąd w kajdanach piechotą odtransportowany
io Irkucka, gdzie na drogi dzień po przybyciu dano mu
500 kijów, a po wyleczeniu wcielono w szeregi.
Partyę tych jeńców prowadził oficer Nowicki , przechrzta,
ctóry niewolników okradał i krzywdził w żywności i w ubra-
liu. Do Tobolska przybyło ich 490, reszte z powodu cho-
roby zostawioną była po drodze w różnych lazaretach.
W Tobolsku przywitał ich wygnany Piotr Moszyński, a stru-
Izonych długim marszem, noclegami w stodołach i na gnoju,
lakarmi) i uczęstował wódką; zaś drugi wygnaniec, Roman
csiążę Sanguszko wsparł ich pieniędzmi, każdemu po 25
cop. przeznaczając. W Tobolsku z tej partyi zostawiono na
łużbie 50, stu posłano do Tomska, stu do Krasnojarska,
i 240 do Irkucka. W ostatnim oddziale był i Mytłaszewski.
W Tomskiej gubemii Tatarzy przyjmowali naszych jeńców
gościnnie i po bratersku. Karmili ich, raczyli, a jako zasłu-
onydi ludzkości wojowników, witali. Proponowali im ucieczkę
lo Bucharyi i pod haniebnego moskiewskiego jarzma i sami
GiŁŁBBff Opijanie. UL 14
210
pod ich zasłoną ueiekaó chcieli. Projekt pneeniesieBit 9(
wspólnie z Tatarami może p^yszedłby do skatkii, gdjfk;
ostatni broń posiadali Brak broni zrobił niemożliwem 17-
konanie planu tatarskiego. Jeńcy więc nasi, wdci^coii a te
dowody współczacia Tatarów dla Polski, pożegnali ich jik
nąjczuUj i dalej powędrowali do Irkucka, dokąd prsybji
w 1898 roku, w chwili nowego prześladowania Polski pnei
trzy, zbrodnią rozbioru połączone z sobą, dwory.
Ci nasi żołnierze, którzy służyli w 4. pnłkn liaio^ya
piechoty, w konnej artyleryi i w 2. połkn ułanów, jiko
okryci sławą wielkiego męztwa, z większą zawziętośdą nii
inni byli przez Miko&ja i Moskali przesladowanL Każdefo
z nich z ogoloną głową trzymano przez kilka miesitcy ps
fortecach; niektórzy cały rok i dłużej kurzem pracy niewol-
niczej w fortecach pokrywać musieli wspaniały wyraz m^«a
w sobie. Z fortec dopiero posyłano ich do wojaka i ta kir
zano ich dłużej służbą męczyć, niż jeńców z innych połkór
polskich. Tak to Mikołaj i Moskale nie potrafili poszanowić
cnót w swoich przeciwnikach i mścili się za to i karali, k
byli najmężniejszymi z pomiędzy mężnych. Dla tego to
prześladowania jeńcy nasi ukrywali swoje za^ug^i i nie pnj-
znawali się, że służyli w tych polskich oddziałach. Mjitls*
szewski z Irkucka przeniesiony do Troickosawska, umaił ta
kawalerem w 1842 roku, uczciwe życie zakończywszy iics
przeniewierzenia się duchowi ojczystemu.
Michalewski, żołnierz polski , przybył z My tłasaewskm
w tejże partyi do Irkucka. W rok po jej przybyciu, kapi-
tana 4. pułku, Sudika, którego zrobili podoficerem w wojite
moskiewskiem , pod eskortą żandarmów wywieziono z Irkocks
na zachód. Koledzy jego dotąd nie wiedzą, z powodu jakick
podejrzeń i gdzie go wywieziono; mówili, że do Petenboigi,
lecz wszystkie informacye nie objaśniły nic o losie Sudika
Zaraz po powstaniu Sudik posłany był do Wiatki, zkąd a
to, że z Ferdynandem Żołędziem, podporucznikiem 3» pułb
liniowego, nie chciał wykonać przysięgi na wierność carowi,
wysłani byli obydwaj do Irkucka. Tu Sudika porwiao
i wszelki ślad o nim zaginął; Żołędzia zaś popędzono dskj
nad Lenę do Kireńska na szeregowca; dalsze je^ losy są
2H
mi także niewiadome. Michalewski z Irkooka wyriśny do
Troickosawska i tu zmart.
Prócz wymienionych, zmarto w Kiachcie i w Troicko-
sawskn wiela jeszcze innych wianisów, którzy także bronili
piersiami swojemi ojczyzny, cierpieli za m% dhig% niewolę
i wygfnanie; a dla tego tylko ich nazwiska zostały zapomniane,
ie nie pochodzili ze znakomitych rodzin, że to byli ladzie
prości, bez książkowego wychowania. Nie mogłem się do*
wiedzieć nazwisk wszystkich zmarłych, nie mogłem wszyst-
kich polskich serc, zasypanych mongolską ziemią, uczcić
wspomnieniem; niechaj przynajmniej ci, których nazwiska
na jaw wydobyłem, nie giną w pamięci ładzi poczciwych,
a miejsce ich spoczynku niechaj będzie święte dla wędrownika
i przypomina mu potrzebę niepodległości i wolności Polski,
Litwy i Rusi.
Cmentarz tutejszy w porządniejszym jest stanie, niż w in-
nych okolicach Zabajkala. Bydło nie pasie się na grobach
a źli ludzie nie rozwalają pomników, nie kradną krzyży
i innych rzeczy z cmentarza, jak w Irkucka , gdzie nieraz
i orgie odprawiane na grobach zobaczyć można. Pomiędzy
nagrobkami nie znaladem ani jednego pięknego. Obok ka-
plicy na cmentarzu , spostrzegłem zapłakaną kobietę z pochy-
łonem nad grobem obliczem; łkania i westcłmienia wydoby-
wały się z jej piersi. Zbliżyłem się do niej, lecz mnie nie
widziała: boleść nie zawsze lubi mieć świadków; oddaliłem
się więc spiesznie z cmentarza, nie chcąc przerywać jej po-
bożnego żalu.
Główną klassą kiachtińskiej ludności są kupcy.*) Większa
ich liczba złożona jest z komisantów, przez pochlebstwo na-
zywanych kupcami, a którzy rzeczywiście prowadzą tylko
interesa swoich pryncypałów, mieszkających w Moskwie,
w Kazaniu, w Tiumeniu, wTomsku, w Irkucku i w Jakucku.
Komisanci obok cudzych, załatwiają i swoje interesa i wszyscy
żyją w dostatkach.
«) w tkotek ukaia 15. m«rea 1800 loka w Kiaohoie nie wolno baadlo-
wać kupcom ugranictnym. Tutejszy handel jMt pnywilet^n earakieh pod-
danych.
14*
212
Handel heri)ftt%, j^omimo ogromnego da i kosztownych
transportów, przynosi znaczne zyski. Kupcy tntejm pręAo
się na nim bogacą. Kilku posiadających w handlu i w go-
tówce po 100,000 i 200,000 mbli sr., praed dzieai^ii h,tj
roapoczynalo swqją karyerę jako kupczyki z kapifilew
20 ruWi.*)
Aieby zrobić majątek, kupiec koniecznie omijać mmi
przepisy rządowe i jego nierozsądne polecenia — co tei robi
totaj każdy haiidli:gący. Człowiek, który nie chce me^nMwm
sobie poczynać, zbankrutuje ^ a w razie secacSliwym nie
prędko stanie się zamożnym. Powolny wzrost samoiności
nie jest w duchu tutc^Bnego kupiectwa; gdy aic którcflia
aacznie powodzić, pędzony żądzą fortuny, ożywa środków
pokątnego handlu do zdobyda sobie odrazn dosftatfcóc
i pozycyi w świecie handlowym. Wypadki nagiego wir ca to
dostatków i prędkiego zdobycia fortuny są tak poepoliłe,
jak w Ameryce, a upadki i bankructwa o wiele rzadBie.
Umysł kupców, acz przedsiębierczy, ryzykowny, nie mca
się jednak w awanturnicze spekulaoye i przedaiębi£»^t«a,
które charakteryzują Amerykanów. Kupiec moskiewski jest
ostrożnięjszy od amerykańskiego, a nie dusi pieniędzy po
skrzyniach, jak żydowski. Chciwy, nie przebierający w środ-
kach, nie dba o przepisy prawa i w tern jeat podobny do
kupców całego świata. Handel bowiem do dziś dnia z wńy
rządów nie otrząsł się z rutyny, która tłumaczy różne nie-
prawości, sumienia zatwardza, a moralność robi fikcyą.
Kupiec, któryby nigdy większych nad słusznie należącydi się
zysków nie brał, jest wielką rzadkością nie tylko w Sybeiyi,
ale i Europie. Na pochwałę tutejszych kupców to się da
powiedzieć, że nie żałują pieniędzy ani na jałmużny , ani aa
naukę, ani też nie skąpią ich w potrzebie publicznej. Ka*
piecSzelichów, założyciel kompanii handlowej amerykańskie},
*) Roka 1854 było w Kiachcie 59 kupców, mąjfejeh w hnadla «i|C4|
nii 50,000 rs. W licsbie tej było 37 kopców t Rouyl, a 31 s SybctyL Pte-
wsi rasem mieli 5,79€,91S rs. w liandlowycli obroUch, druday 4,4nySn ti-
Prtywót I wywó« r. 1854 wynosił 10,485,128 rf.j na kupców wice, kteny
mieli mniej, nl« 50,000 rs. w obrode , wypada tylko 47,699 r«^ W peftr
nym handla równie! wysokie samy s% w ruchu.
213
jsdobył dla Moskwy właanym przemysłem i prawie kosztem
wyspy Kurylskie, Aleuckie i cz§śó lądu północnego Ameryki.
Niedawno zmariy w Iricnoku kupiec Jefim Eućaieców, na
ekspedyeye, które krainę Amura zdobyły dla Moskwy, ofia*
rował ae swojej szkatoły ogromne samy; prócz tego na bu-
dowę instytutu dla panien i na budowę cerkwi daśo* pienię*
dey zapisał. Inni kupcy, jako to: Miedwiednikowa, założyła
w Irkucku bank odirony i dom wychowania sierót, a m%a
jej wybudował cerkiew; Sołowiew, wiele razy wsparł pie*
niędzmi oddział syberyj^ towarzystwa jeograficznego.
Świeżo, na pamiątkę zawarcia traktatu sjguńskiego 1868 r^
który tak ogromne korzyści daje Moskalom w Azyi, kupcy
kiachiyńscy założyli dwa stypendya dla biednych uczniów,
oddających się nauce języków wschodnich. Prawie wszystkie
cerkwie po miastach kupcy fundowali. Jest to klassa w spo-
lecseństwie moskiewskiem najpatryotyczniejsza, nąjzamożniej*
sia i najwięcej siły moralnej posiadająca. W Jcażdej składce
czy to na potrzeby miasta, czy na potrzeby państwa, kupcy
hioi^ znaczniejszy udzii^, niż uprzywilejowana szlachta mo*
skiewska, a zawsze s% hojni, chociaż ojczyzna ich nie jest
w wieUdej potrzebie. Chociaż więc ciągną nieprawemi spo*
sobami ogromne zyski, chociaż zdzierają publiczność, a ta-
jemnym powodem do hojności w ofiarach jest tylko próżność,
ambicya, jednak kng z nich wielką korzyść odnosi. W obec
tego, jakże smutno, że u nas w Polsce, z wyjątkiem War-
szawy, bardzo rzadko natrafia się na obywateli kupców^
a cały handel spoczywa w ręku skąpych, ściskających fiię w obec
potrseby publicznej Żydów. Jeżeli kraj nasz jest ubogi, to
dla tego, że nie mamy średniej klassy, a Żydzi, posiadający na-
sze kapitały, jeszcze nie cz^ją się wszędzie S3rnami Polski, jeszcK
nie 8% jej obywateUuni. Patryotyczną rzeczą dzisiaj w naszem
nędznem położeniu , jest trudnić się handlem z myślą i celem
obywatelskim; patryotyczną rzeczą jest dalej tak Żydów, za«>
jętych handlem, jak Niemców, oddanych przemysłowi, do*
prowadzać do uznania się w obowiązkach względem ujarzmić*
aej ojczyzny.
Moakwa dla tego jest bogatą, że ma swoje kupiectwo,
które serca i szkatnly dla swojego kraju odkrywa. Uderta^
214
jąoem jest, &e pny pospolitem i Qtny]ni:g%cem nmysl wrf^
rse rzeczywistej zatrudnienia, kupcy kiachtyńscy, a s mii
i cały naród moskiewski, skłonny jest do mis^rcyzma i m^-
ciarstwa. Zdolności handlowe ł%czą się w nich z pmir
dzoną poboinoicią. Dopóki poboinoić Moskala nie vMns,
lecz w wielkiej liczbie pokłonów i w dłngim poście ■{
mieści, dopóki jest tylko form% bez treści, dopóty Mo^
jest wiernym wyznawcą dogmatów i obrządków panigąo^
kościoła. Gdy zaś pobożność ogarnie serce i nmyil, f^
się głębszą i skłania go do myśli i zastanowienia; vim(
roznm jego paszcza się na fale mistyczne i odit{pi}t
od zasad kościoła. Ledwo nie każdy, kto biblię eijti
w Moskwie, staje się odszczepieńcem , jeżeli nie refonottons
religii.
W tysiąc ośmset czterdziestych latach przybył do Eiiektf
monach Izrael, posłany z Bossyi do Syberyi na rekoldc^
jako podejrzany o nowe i niezgodne z objawieniem pojfiOi'
Biskap irkacki mianował go archimandrytą w kłasztonsni'
Sielengą. Był to człowiek około czterdzieści lat m^
wyniosłej postawy, z wyrazem łagodności i świctośd tt
twarzy, wymowny przytem i światły. W towanystnA
mówił wiele o zepsuciu grecko -rosyjskiego i katolickie
kościoła, oburzał się na egoizm popów i księży, ^ńuf^
na odstąpienie ich od prawdziwego ducha Chrystoiowf);
mówił dalej, że wzniosłą ideę Chrystusa zastąpiono aoKM
obrządkami, które chrześcianizm spoganizowały. Włdif
zepsucie wiary, a w skutek niego pomnałi^ące się gn»^
ludzkości, Bóg dobrotliwy, dla poprawienia tego co Kpn^
przysłał na świat po raz drugi syna s¥ra»jego Jezusa (kt
stusa — i on to jest właśnie synem Bożym, po ras ^
objawiającym się Chrystusem. Opisy w ewangielii stsiif *t
zrealizować w scenach naśladowniczych. Młodszą od v^
osobę, córkę kupca Mołczanowa, ogłosił za Matkę B«ż|,
inną pannę za Maryę Ms^dalenę. Izrael znalazł wysns*^
nietylko pomiędzy zakonnikami w monastyrach, ale i P<^
między kupcami w Kiachcie i w Wierchnoudińsku; tt*^
i do Rosyi przeszła jego nauka, gdzie sławna pani TQcd»Vi
założycielka patryotycznego monastyru w Borodinie, s «••
215
fltępnie jego ksieni, przeszła z innemi paniami na now% wiarę
Izraela.
Zbór wyznawców Izraela byt w Eiachcie, w altanie pe-
wnego kopca; głównym jednak punktem jego zgromadzeń
nabożnych i propagandy byt monastyr Czykojski. Ztamtąd
szerzył pomiędzy wiernych wiadomość o powtómem obja-
-wieniu Chrystusa i naukę nowej, niby doskonalszej wiary
i moralności. Dzisiaj jego przeciwnicy wiele mówi% o nie-
•świftobliwem i niemorahiem iyciu Izraela; nie można jednak
wierzyć temu, co oni mówią: ja z pewnego ćródła słyszałem,
"±e prowadził iycie czyste i wstrzemięźliwe.
Popi i rząd carski został wreszcie zawiadomiony o istnie-
niu nowej sekty przez zdradę 2ony pewnego czynownika,
którą propagowano dla nowej wiary. Izraela w skutek jej
dennncyacyi aresztowano i wywieziono do Sołowieckiego mo-
Tiastyrn, gdzie wszelki ślad po nim zaginął. Kupcy i inni
jego wyznawcy od kary albo wyłgali się, albo wykupili.
Panna Mołczanów, owa Matka Boska, wyszła potem za mąt
xa majora Eaługina. Dzisiaj mało kto przyznaje się do wiaiy
Izraela i nazywają go oszustem; są jednak tajemni jego
czciciele, którzy i portret jego zachowali i wszystkie czyny
i nauki w żywem chowają wspomnienia.
Mówiliśmy jn£ kilka razy o sekciarstwie i o liczbie sekt
'W Rosyi. Sekciarstwo moskiewskie róini się od czeskiego,
niemieckiego i angielskiego, czczością i bezpłodnością swoją.
Nic ono dla ludzkości nowego nie przyniosło i własn^o na-
rodu nie pchnęło na wolne prądy historyi. Czynność jego
Icończyła się zawsze na biernym oporze i zgodzie z niewolą.
I>ach moskiewski skłonny do fiantazyowania w wierze, podo-
bny jest w tem do niemieckiego, że z łatwością znosi poli*
tyczną, umysłową i socyalną niewolę.
Bez poznania popędów sekciarskich, niepodobna jest po-
znać gruntownie charakteru moskiewskiego, którego ce-
ebaini gtównemi w historyi są: zabór, niewola, handel i sek-
ciarstwo.
Kiachtińscy i irkuccy kupcy ogolili brody, porzucili na-
rodowy ubiór i noszą się po europejsku. Ogłada europejska
ikie jeat jeszcse cywilizacyą, bo nie wywołi^ge samodzielności
216
myśli i czynu, nie rodzi zdrowia duszy i d%żenia do (Aijmtr
teUtwa, do wolnośei i do czynnego ndziala w spniEick
państwa. Og^da europejska wprowadnla nowe zbytki, orio-
niła moralne zepsucie i dzikie skłonności cywililin^n
placht% pozorów. Pani, która się ubiera jak Paiyisnk^
i pan, który ma minę dźentiemena, tr%ci sarowizn^ i cb^tkaaa
barbarzyńcy y które zręcznie kryć umiej% w earop^sba
obejściu, w łatwej z każdym o wszystkiem rozmowie i w po-
wierzchownym liberalizmie. Bystre, a oswojone z monlai
obserwacy% oko, dostrzeże pod tern pokryciem moTafaią obo-
jętność, CZCZ08Ć serca i głowy, oraz bngrdk% zdolność do
niewoli. Przebiegłość w charakterze kupców i w diankfeecse
całego narodu moskiewskiego, chodzi w parse z dobrodi-
8zności%; interes z gościnnością, chytrość z milosierdiiea^
niewola z uszanowaniem nieszczęścia, poziomość duszy z po-
rywami szlachetnymi, ciemnota z pretensyami prsewodnicieiBi
światłym, obojętność patryotyczna ze ślepem spełniania
rozkazów rządu, niedbałość o sprawy publiczne z łiojiiotei|
ofiar dla tychże spraw, jeżeli za nie oczekuje nagroda ii|r
dowa; skąpstwo z uczynnością — jednem stowena, w óan-
kterze moskiewskim łączą się najsprzeczniejaze przpsiatj
i grają biegunowo przeciwne sobie czynniki, tworząc dokb-
dną i zupełną całość niewolnika we krwi, w dusaicy i w si-
mieniu. Występek chodzi w szacie cnoty. Iwan Grossa
w czapce Jakobina; a człowieka, który dzisiaj dokoczily kir
to wał i mordował słabego, jutro ze łzą w oku zobaczyć so-
żesz wspierającego niewolnika, roztkliwionego nad niuu^
ściem. Te to właśnie sprzeczności, ta niezwyczajna giętkość
charakteru, powtarzamy, sprawiła, że podróini cndsozieaiĘf
nie mogą dobrze poznać Moskali i głoszą o nich wjnK
przeciwne sądy i opinie.
Obejście się z wygnańcami polskimi w ostatnich 18 Is-
tach pełne było względności, a nawet poszanowania Stf-
szałem opinie chłopów i mieszczan, kupców i uzędiahBRr
o Polakach, i zauważyłem, że wszyscy jeżeli nie wspólendo
dla nas posiadają, to z pewnością wszyscy cziąją zacBośe
sprawy, poświęcenie wygnańców i uznają wyższość bsb^
moralną. We wschodniej Syberyi imię Polaka iden^fikąjc
217
aię w umyśle Syberyaka z wyobrażeniami rzetelności, uczci-
wości i cnoty. Opinie takie wyrobione zostały postępowa-
niem godnem i szlachetnem wygnańców — Polska nie mogła
tutaj lepiej być reprezentowana, jak bylti. Polacy trudni%
si^ tu nauk% i wychowaniem dzieci, gospodarstwem rolnem,
handlem i przemysłem, a dzisiaj w znaczniejszej liczbie po-
wrac^%c do ojczyzny, zoBtawi^% duży zast^ lodzi, przez
siebie wykształconych i nie jeden pożyteczny zwyczaj hib
nowość gospodarska albo przemysłową.*)
Pola<7 dla uchronienia się od zgnilizny moralnej mo-
skiewskich towarzystw, nigdy ich sami nie szukali, a nawet
stronili od nich; jednak wyrobili sobie dobroczynny i kształ-
cący wpływ, zostawiając po sobie wielką pamięć. Po wy-
jeździe wygnańców, opinię o zacności polskiąj podtrzymuje
mała pozostała garstka, kilku Polaków urzędników wysokich,
sumiennych w obowiązku i niesprzedąjnych.
Skazani do kopalni, chętnie przyjmowani byli w wyższych
towarzystwach i dystyngwowani w nich z wielką delikatno-
ścią; starano się o Polaków i brano ich do domów na na-
uczycieli, buchalterów i mgdy, z małemi wjó%tkami, nie zna-
leźli tam pogardy z powodu swojej pozycyi po za prawem
i nigdy lekceważenia z powodu swojej sprawy nie doświad-
czyli. WAustryi i Prusach więźnie stanu i wygnańcy Polacy
nigdy nie doznawali tak łagodnego i względnego obejścia,
jak w Wschodniej Syberyi ; bo też grant serca moskiewskiego,
chociaż go przez wieki niewola carska popsuła, jest zdolniejszy
do poprawy od niemieckiego. Im bardzicg na zachód, tern
gorsze było postępowanie z Polakami i fałszywe, bo niena-
wiścią zaprawione, o nich opinie. Już w Zachodniej Syberyi
los wygnańców był twardszy, jak w Wschodniej Syberyi.
W Orenburskiej gubemii i na Kaukazie gorzej jeszcze po-
stępowano z naszymi, jak w Zachodniej Syberyi — to po-
stępowanie w wielkorosyjskich guberniach było już zupełnie
*) S«Tii« de deBx MondM i AUg«m«ln« Z«ltuog, w artykotaeli swoich
o Syberyi, prócs wielu fałMÓw, amiesciły i tę potwtrcif wiadomość, ii
wygnańcy polscy nie chcieli do Polski powracać. Z kilko tysięcy wygnanych
aostało tylk9 pnnssło 90, kt^rsy poic»iw«ay się > Moskiewkami, nie ebcieli
w Polsce robić sgorsienia widokiem swoich familii moskiewskich.
218
Ełe, a w Polsce samej Moskale z więźniami poctępoją jĄ
najgorzej, tak samo podle i nikczemnie ^ jak Anstryicy
w Ku&ztajnie, Szpilbergu i Ołomuńcu, a Pmaftcy w Pteaa-
niu, Toruniu, Kistrzynie i w Berlinie.
Po W8t%pienin na tron cara Aleksandra, który me jot
ani liberalnym, ani tei wspaniałomyślnym człowiekiem, wy-
padki same i okoliczności tak wewnętrzne, jak i sewnętrrae,
jego samego, jak i cały naród moskiewski, głównie a t^
mnym wpływem Polaków, popchnęły po drodze libershg.
Dąłenie do postępu, cywilizacyi, wołania o naakę i oświsic.
krzyki na przedajność i tyranię czynowników i ofirerów, M
poddaństwo chłopów, na zdzierstwa kupców, ciemnotę po-
X>ów i inne nadużycia, przy pomocy nKołokoła* Herocai,
stały się powszechnymi. W tym hałasie nowego iycia, pol-
scy wygnańcy nabrali znaczenia i wpływ ich sięgnęt pnm
do wszystkich zakładów wojskowych, do samego Petersbofi.
Zygmunt Sierakowski uczynił akademię wojaków^ giówaja
rozsadnikiem ludzkich i liberalnych pojęć w armii; poJsc;
studenci w uniwersytetach: petersburskim, moskiewskim
i kijowskim, zrobili z tych uniwersytetów og^niaka, zapal^^ec
młode, szlachetne umysły, ogniem reformy; polaka sibcbks
na Litwie dała początek niezmiernej wagi społeczna refer*
niie: zniesienia poddaństwa — i oto Moskale wszystkim
żaglami płyną do lepszej, wolniejszej przyszłości. Sacięśe
im Boże w tej żegludze! i nie dopuść, żeby wpadK na nff
zwrotne, na skały rzeczywistego interesu despotów, ktsfy
ich jeden, jeżeli zechce, zatrzyma, niewolą ukołysze i zwróe
przeciwko swoim dobroczyńcom, Polakom — a jak io zawase
bywa przy reakcyi, zwróci z większą niż kiedykolwiek ■»-
nawiścią. Te symptomata reakcyi po kilkoletniem dążeń
już się spostrzegać dają.
Życie towarzyskie w Kiachcie więcej niż w innych nis*
Stach Zabajkala rozwin^o się po europejsku. Kupcy hjwHi
u czynowników, a czynownicy u kupców; różnice między wm
znilnją i już nie ma tej społecznej między klaasami jedncfo
społeczeństwa pogardy, którą jeszcze widzieć kai^ może
w samej Moskwie. Rozmowy w towarzystwach bywają
błahe: gadają o handlu, o strojach, zabawach, a plotee^
219
-wszystkich najwięcej zajmują. Od dwóch lat rozmowy o po-
Utyoe i literaturze, a to nieraz w bardzo wolnym duchu,
C8§8to ustyazeć moina; lecz widocznie przedmioty te zbyt są
dla nich nowe i krótko ich zawsze zajmują. Wystawnośó
castępuje dawną prostotę w przyjęciu. Gromadne zabawy
i bale nie są rzadkie. W ucztach gospodarze starają się
w zbytkowym przepychu okazać swoją zamożność i polor,
a w sutem uraczeniu swoją gościnność. Gry towarzyskie są
następujące w użyciu: karty, loteryjka, ślepa babka, goto^
walnia i inne; tańce zaś znane są: kontredans, mazur, walec,
polki, taniec zwany barynia i inne. Prawie wszystkie ko-
biety, nawet stare baby bez zębów, palą papierosy. Czasem
panna brząka na fortepianie, a na komplement kawalera
odpowiada po francuzku. Najprzyjemniejszą jednak zabawą
8% karty, a między młodzieżą pijatyka i rozpusta. Wesołość
robi się czynną tylko przy kieliszku. W towarzystwie kobiet,
mężczyźni obowiązanymi będąc do przyzwoitości, nudzą się,
a kobiety też nie posiadają wdzięku i tej umiejętności obej*
ścia, która zatrzymuje mężczyznę. Rozmowę sztukują fran-
cozkiemi wyrazami; nie panuje tu jednak w towarzystwach
tak wyłącznie język francuzki, jak w Irkucku, gdzie arysto*
kracya podobna do naszych lafirynd, tylko po francuzku
rozmawia. Nauczycielami języków w Kiachcie, jak i gdzie-
indziej, są Polacy — oni tu także rozszerzyli najwięcej grę
na fortepianie. W trzynastu domach są fortepiany, a w je-
dnym jest panna, która maluje olejno.
Na muzyce nie zna się wcale tatejsza publiczność. Byłem
na koncercie Redrowa. Bilety i afisze roznosił po domach
komisarz policyi. Gdyby w ten sposób biletów nie rozno-
szono, koncertant mii^by kilku, a może kilkunastu słuchaczy.
Komisarz wchodzi do każdego domu, grzecznie zaprasza na
koncert i wtyka w ręce bilet. Wstyd byłoby odmówić ko-
misarzowi i wstyd przyznać się do obojętności lub nieznajo-
mości muzyki. «Gdy nie pójdę na koncert, myśli sobie
każdy, p. komisarz rozgniewa się, a wszyscy powiedzą,
te nie odebrałem dobrej edukacyi» — kupuje bilet i idzie
na koncert.
W dużej utapetowanej sali gradonaczalstwa, zebrało się
220
praenlo sio o(BÓb oa kocoercie. Orkiestra kozacka pod 4f-
rekoyą Polaka, Gnegorza Kosiarkiewicza, gral^ Polki i i»-
żne lekkie rseczy. Panie nadiy w pierwaiych rs§dach Łijtwl
Wfizy«tkie by}y ubrane bogato w jedwabie i w tiale, % mt
hez gastu. Moda krynolin jai dosita do Kiaehty. Baite
podobamy mi ei^ koronkowe i tiulowe mantyle, orfobtoar
osarnemi ogonkami gronostajów, '^osy aaczeaa2y wedh|
najświeassej mody. Męaatki powldadi^ ładae cae pc ci fc ^
a panny, prócs drogich kamieni, nic nie miały we wlonek
Co aic tyosy wdzięków — irkackie kobiety niaj% pierwnca-
stwo prsed kiachtińtkiemi. Na koncercie nie widaialem m
jednaj piękności. Byty milutkie i ładne twarayeski, ka
wiele nos^o w rysach ślady krwi mongolsko-chińakiej , kton
w ogóle nie produkige estetycznych kształtów. Poaifdcr
kobietami wpadła mi w oko twarz staruszki niemieekiiek
rysów. Jakoż dowiedziałem się, że staruszka ta bjia ntanf-
wiście Niemką, że wychodząc za Moskala, weding zwyea^
germańskich księżniczek, porzuciła swoją wiarę. Spo>^kilni
ja wszędzie po Rosyi i Syberyi dużo podobnych Nieaek
łub Niemców, którzy dla małżeństwa, karyery sloihowg
i widoków pieniężnych, zostali sohizmatykamL
Kilku młodzieży we frakach i tużurkach robiło hoBSff
damom, te zaś zalotnym uśmiechem odpowiadały na fxi»-
czności. 2<łośliwi ludzie mówią, że ci eleganccy kaws2s«-
wie łatwe między kobietami mąią sukcessa. Grzecsny gospo-
darz, który odstąpił koncertantowi sali, częatował płeć fif-
kną konfiturami.
Mężczyźni, prócz czynowmków i kozackich oficeró*,
prawie wszyscy ubrani po franouzku. Wykrochmaleoe ick
kołnierzyki sięgały aż do nosa. Przechadzali aię po aali, &
dania sobie tonu; starsi kupcy, nie mogąc dla otyłości pora-
szać się, siedzieli pokornie na jednem miejscu sa sw^m
żonami i córkami. Godne uwagi, że na koncercie nie bgiii
ani jednego oficera wąjsk liniowych. Podobno luraekMiii
ci panowie nad przyzwoitą zabawę rozpustne wiecsotyab
i muzykę bałałajki; lecz być może, że i mały iołd nie pa-
zwolił im pójść na koncert, na który bileta p. Redrow bosł
nam płacić aż po trzy ruble. Przy drzwiach i zi
221
w eienmycb kątach bbH, stali lab siedzieli zwabtem przez
policyf mieszczMiie w chałatach i ich iony vr chttstksch na
gtowie; byli pomiędzy nimi nawet Indzie w siermięgami. Ta
escść pnbliezności bardzo była niezadowoloną z koncertu.
Ifozyki nic nie rozumiała i ^wiła się, dlaczego po każdym
wstępie panowie klaszczą w dłonie; myśleli, że tu znajdą
hecę, a znaleźli muzykę gorszą, niż ich domowa. Ghiwędztli,
ie już drugi raz pan komisarz nie wyciągnie im biletem
tFzech rubli z kieszeni, ie się złapać nie dadzą i na żaden
koncert nie pójdą.
niureszcie wyszedł artysta. Jest to człowiek szczuplutki,
bla^ i malutki; rękę, w której trzymał smyczek, ozdobić
aż kilkoma bransoletkami. Z powodu, że p. Redrow, uro-
dzony w Syberyi, może jest pierwszym artystą swego rodzin-
nego kąta, podaję tu program jego koncertu. Grał: Wa-
ryacye Beriota, Elegię Ernsta, Słowika Yieuztemps^a , We*
necki karnawał Paganiniego i Szatańską galopadę itH^asnej
kompozycyi — wtórować mu na fortepianie doskonale- gra-
jący artysta. Konstanty Sawiczewski.
Mechanicznej wprawy ma Redrow dosyć, lecz nie ma
^ j^ir^ 8^^® uczucia i indywidualności. Kompo^ycya jego
odznacza się hałasem i figielkami smyczkowemi. Może Re-
drow zostałby arstystą, gdyby się dłużej kształcił. Kupiec
Sołowiew spostrzegł w nim wielką ochotę do muzyki
i swoim kosztem wysłał go na naukę do Petersburga. Tam
nauczycielami jego byli: Swieczin, solista carski, i Ł. Man-
reo, inspektor carskich teatrów. Po powrocie do Syberyi
zotftsl Redrow dyrektorem orkiestry irkuckiego teatru.
Za Bajkałem tylko do Kiachty jeidtą artyści muzyczni.
W innem mieście tej prowincyi nigdy jeszcze nie było
koncertu.
W Kiachcie trzech Polaków dawało koncerta: Ad^m-
Gross, adwokat i fortepianista z Łabelskiego , aotor melodyi
do wielu pieśni polskich, spiewasych przez wygnańców;
Konstanty Tropiański, niepospolity artysta, grał tu w 1856
roku na fiecie i skrzypcach, i Parys z Lubelskiego, skrzypek.
Prócz tych w różnych latach następni artyści odwiedzali
Kiachtę i dawali tu koncerta: pani Otawo, Włoszka, na
tkrsypcach; Puca, skrzypek; Maler, fortepianista; Femń,
śpiewak, (gdy się okazało, źe by2 dezerterem z wojek wją-
ląjskich króla Ferdynanda, rz%d moBkiewski po wyjodoe
z Kiachty kazał go aresztować); Sebastianów, skrzypek;
pani Daharo, śpiewaczka; Saaylet, flecista; Banchera,
skrzypek, i Eummer, Niemiec, wiolonczelista z Mb^
z którego grania nawet w Eiachcie nie byli zadowolenL
Teatru w Eiachcie i nigdzie za Bajkałem nie ma. W ś«i{tt
i w karnawał czynownicy i kupcy grają moskiewskie koas-
dyjki. Dotąd nie zawitała tu żadna kocziąjąca trapa akto-
rów i nie miałaby też tu wielkich zysków: po kilka pend-
stawieniach dalsze widowiska musiałyby być dawane pned
pustemi ławkami.
Uczonych nie wielu tu mieszka. Popów, dyrektor sikałj:,
namiętny zbieracz owadów, który nie jedn% kolekcją wzbo-
gacił zbiory entomologiczne w Rosyi, w Polsce i w inajc^
krajach, nie przestaje dotąd w pracy, którą nmflowiŁ
Rade, podróżnik niemiecki, większą liczbę owadów sybe-
ryjskich, sprzedanych przez siebie akademii peterabunki^
otrzymał od Popowa, jak znowuż zielniki syberyjskie, tejże
akademii sprzedane, otrzymał w podarunku od Ignseego
Piorą. Popów nic nie pisze, również także tntaj miesiki-
jacy Dubrowski, amator botaniki, spostrzeżeń swoich aie
opistge. Z piszących do gazet moskiewskich wymieniano su
tylko jednego p. Piętrowa. O innych osobach, poświccosyck
nauce lub literaturze w Eiachcie, nie słyszałem. Drukaoi
i księgami nie ma w Eiachcie, nie ma też i dobrego kn-
wca i szewca; lepsze wyroby, służące tak do ubrania, jik
umeblowania mieszkań, z daleka sprowadzać muszią.
Posty, które Moskale tak ściśle zachowają, obserwowaae
są już tylko w niższej klassie ludności. Oświeceńsca kłsais
w piątki nie tylko mleko, ale i mięso smacznie sąiada.
Eiachta swoje bogactwo, byt i sławę winna jest kasdlosi
zamiennemu herbatą z Chinami*), którą tak Moskale jik
*) Głównym panktem handiowym Motkwy t Chinami Jest docf 4 Kiacfeia.
Latem w pawna dni, wtdłui aałaj linii damarkaeyjn^ odbjwi% ^ iwf"
oicane jarmarki Moskali i Mongołów » aa które i kupey chińaej łjniitiirt
223
HoDgoIowie nazywają czaj. W języku chińskim krzak ber-
baciany zowie się cza, liście zań je^o czaję, i zt%d po-
wstał mongolski i moskiewski czaj. Nazwisko the, tea,
te, thee, utworzone zostało z wyrazu ti-e, którym mie-
szkańcy Fuczianu (pro¥r]noya w Chinach) herbatę nazywają.
Znane są dwa gatunki krzewu herbacianego: herbata czarna
(thea bohea) i zielona (thea yiridis). Herbata rośnie w Chi-
nach, zacząwszy od Oceanu aż do Tybetu i od 23^ do 31^
szerokości północnej.
Herbatę, którą do Europy, a szczególniej też do Kiachty
wysyłają, zbierają w następigących okolicach: 1) W pro-
wincyi Fuczian na górach Wui-szań i na pagórkach
Bohea. Na niewysokiem paśmie Łunszań rosną podobno
najlepsze gatunki herbaty. 2) W prowincyiAńhoj w okręgu
Ań-cine-fu, na górze Łunminszań rośnie wyborna her-
bata, zwana Lun-czin-cza. W tej także okolicy, na górze
Hnan-szań rośnie herbata, zwana kwiatową.*) 8) W okręgu
Hoj-czokeu-fu, na górze Huan-szań, zbierają herbatę
Snnjucza, zwaną zieloną, której szczególne gatunki mają
nazwy: Ciaosze, co znaczy ptasie języki; Liansin pączek
i Inczżen srebrzysty jedwab. 4) W okręgu Nin go fu
zbierają dobrą herbatę na górach Cijuszań i Jaszań.
5) W prowincyi Cże-c-zian, na górze Fańszań rośnie
także dobra herbata. 6) W prowincyi Hunań herbata, z po-
wodu nizkiego położenia plantacyi, jest cierpka i nieprzyje-
mnego smaku; z niej to wyrabiają cegiełkowatą herbatę.
7) W prowincyi Sycznan najlepsza jest na górach Myń*
8 zań i Eszejszań. 8) W prowincyach Gojdzen, Ku an-
ton i Szansi rośnie herbata średniego gatunku. 9) W pro-
wincyi Junnańskiej rośnie herbata, zwana puercza; wy-
HąJsnacBBlcifMy t tych jarmarków bywa w Cumcbąlcle. Z miast: 6«mipa]a-
tyńaka, Piotropawłowska (Tobolska gabarnia) i Omaka, wychods% karawany
moakSewakich kupców do miaat Ctagactak i Kuldia. Od r. 1849 ten kara-
wnnowj haod«l prtybrał wickssa rotmiary. Za pośrednictwem Tatarów, mo-
skiewscy kupcy wesili w stosunki t Zachodniemi Cbinami 1 wysylą|« a Trołeka
towary do 1710 wiorst odległego Ctugucsaku, do którego s SemipalatyAska
jett 370, a > Omska 1114 wiorst. Od r. 1653 rospoctfli tei Moskale s Chi-
unmi handel morski w 8sanghą|«.
♦) Pntiessestwie w Kiuj w 1853 god. Kowalewskaho.
224
sokośó krzewu tego gatunku dochodzi do 10 ftn>jBÓv,
a pień ledwo można obj%ć r^ami.
W ogóle w średnich Chinadi lepszą jest herbsta; kne*
jej tam ma lVs arszyna wysokości, a dziki krzew 5 arsyi»v
wysoki W pohidniowych Chinach krzew herbaty jest irii-
szy, liście większe, lecz smak gorszy. Trzy razy do roki
liście z krzewu zbierają, krzew zaś do 12 lat shiży pfaa-
tatorowi.
Pierwszą herbatę do Europy przywieźli kupcy kompan
wsohoduio-indyjskięj na początku Xyi. wieku. We Fnacji
uiywana jako lekarstwo, na początku XYIII. wieku pa w ui ^
ofaniej już jako napój poczęta być znaną. Do Ameryki rska
1781 przywieźli pierwszy raz herbatę. Do Moskwy sń aa
począ^u XVIL wieku pierwszy raz przywiezioii% byia htrbet i
przez moskiewskich posłów, wracających od Attyn-bsM
z Mongolii. Pomiędzy podarunkami było 200 pecz^ her-
baty; posłowie chcieli je wyrzucić, lecz w Moskwie
się na jej wartości.
G^y obecnie trwające powstanie w Chinach
kupcom drogi transportowe, kupcy majmacsyńacy latą ft
sprowadzać z Szanghaju tęż samą herbatę, któr% Angbey
kupują; znawcy tutejsi są tego mniemania, iż ona jest gor-
szą od fucziański^. Anglicy wiele cenią herbatę blęlatnawo*
zieloną. Chińczycy więc dla większego zysku, czarnej herbacie
różnemi sposobami nadają ten kolor. Dla dodania aś »-
pachtt, mieszają z herbatą liście pachnącej róiy i śKwck;
mieszają z nią także jasminum sambac, jasminum paiucab-
tum, aglaia odorata, olea firagrans, pomarańcse, gardeaii
florida i czasami cloranthua.
Wielką różnicę w dobroci i w aromacie herbaty
czas, w którym była zbieraną. Herbata zbierana w
cach lutym i w marcu, jest o wiele lepszą od herbaty 4nr
giego, w kwietniu, zbioru; ta zaś jest lepszą od trzeciego
zbioru, w maju i czerwcu. Kupcy kiachtińscy głoozą, iżdai
to właśnie otrzymiąją z pierwszych zbiorów herbatę , a la-
glicy w Szanghaju i w Kantonie kupują herbatę późniejszo
zbiorów; lecz zbyt wiele mają interesu w podobnem
nin, ażeby im wierzyć można.
225
Wiadomo już, 2e do Kiachty sprowadzają herbatę z Fu-
czianu, głównie z okolic góry Wuiszań. Ztąd wiozą j% przez
miasta Tsongangien i Gzunań do miasta Gzian szań.
Na tej drodze są wysokie góry, przez które ludzie na sobie
lierbat§ przenoszą.
Czianszuń jest w prowincyi Gie-czian; ztąd si^awiają
herbatę wodą do miasta Hanczżeu, a następnie po brzegu
morskim do Szanghaju. Z tego portu puszczają się na pełne
miorze do wyspy Gzuńmyń, następnie płyną przy brzegach
aialego lądu aż do miasta Tian tziń, ztąd w górę rzeki
Baj che do miasta Tunczieu, o 22 wiorst oddalonego od
Pekinu. Tutaj pakują herbatę na mułów i minąwszy Pekin,
gdzieby musieli cło opłacić, wiozą ją do miasta Dźan
dziakeu (Kałgan), gdzie opłacają cło, a ztąd na wielbłą-
dach przez stepy mongolskie do Majmaczynu. Gła, jak
w średnich wiekach u nas, po wszystkich miastach w Ghi-
nach opłacane być muszą. Cto od herbaty nie jest wielkie,
lecz dla tego dotkliwe jest dla handlu, ii daje sposobność
urzędnikom zdzierania kupców. Przekupstwa i zdzierstwa
urzędników w Ghinach są tak rozpowszechnione, jak w pań-
stwie moskiewskiem. Dla tego to przekupstwa i stagnacyi
moralnej, wiele pięknych instytucyi społecznego dobra w Ghi-
nach, podobnie jak w Moskwie, zostało wykoszlawionych
i zeszpeconych. Nadużycia, bezprawia i ciemnota, pozbawiają
tych instytucyi wszelkiego pożytku.
Transport herbaty w Mąjmaczynie złożony bywa w ma-
gazynie i tu przybywają moskiewscy kupcy, godzą się o ceny
i wiozą herbatę na komorę moskiewską, gdzie większe cło
niż w Chinach bywa pobierane.
Z powodu niepewnych dróg , dla grasujących korsarzy na
morzu, 'do Tiantsinu nie morzem, lecz lądem sprowadzają
herbatę. Od Kałganu do Majmaczynu liczą 1285 wiorst;
eata zaś przestrzeń, którą herbata przebywa przez trzy mie-
siące od Fuczianu do Majmaczynu, wynosi 5000 wiorst.
Dostawienie jednego puda do Kiachty koszttge 10 rs. Funt
więc herbaty w Mąjmaczynie kosztuje u chińskiego kupca
78 kop. sr. Cenę jąj podnosi cło w Troickosawsku, a na-
stępnie dhigi transport przez Syberyę i Moskwę. Dawniej
GiLUS, OpiMoU. m. 15
226
wodą do Moskwy spławiali herbatę , lecs transport t% dnfi
trzy lata w drodze zostawał; terai więc na koładi ww^jł
od Kiachty do Moskwy.*)
Przemycanie na granicy moskiewskiej Bardzo jest ipo-
wszechnione. Trudnią się niem Buriaci i straż pogruienL
Gdy kogo pierwszy raz złapią na przemycaniu, ktniya
*) w roku 1846 przewiesiono pnes kiaehtiA«lc% komora kcrteiy k«>*-
wej, cwftoej bajebowf, 37,529 pak, curnej 91,0S5 pak, ateleii^ i i»>>^
2M. ceglelkowatej 30,303 pak. Pakę tutzjwją eybikiem; byvi « "4^
50 do 80 fantów. Paka bywa drewnianą, oasyU sewnątn •kócf,
wyłożona papierem ołowianym. Prseduią herbatę spraedają w młKk <
akich pudełkach. Etykiety na herbacie pfsaae wą po chińska lak ■"
wtka na cienkim papierte.
Fries komorę w latach niłej wskaianych pTxesslo pak:
Rokn.
Kwiatowa.
Csarna.
ZieloiiA.
Ce«iełke««i-
1860
38,674
76,340
55
20,014
1855
14,897
69,869
53
SS,3SS
1856
23,603
94,674
5li»
»,9e
1857
25,611
139,429
155
45,5«
To, co naxyw«ją kwiatem herbaty, s« to młode, ledwo reswinifte noki
li^ł, pokryte białawym puchem. Baj snacay biały, bąjcbowa irifcj^*
biała herbata. Gatunki herbaty w handlu aą naatępae: 1) Familoa, tup"^
dla tego, łe na herbacie wypisane Jest nazwisko (familia) kupca; 2) !■**** *•
od prowincyi Sansin , której kupcy mąją przywilej handlowania i Kw^'
3) herbaU bą}chowa ordynaryjna; 4) Łianaio, nąjlepasj gatnnck tvwH^
5) zielona, ma kolor iółtawo-słelony; Ject to herbaU lepaza, jedeaj^f*^
zowie się cesarską, inny San pcheń czyli pachnące liście.
w r. 1798 przywieziono do Kiachty herbaty 46,977 pudów; wllflU*
69,850 pudów. Od 1801 do 1810 w przecięciu rocaaie 75,076 padó«: « ^
stępnym dziesiątku w przecięciu rocznie 96,145. Od 1821 do 30 roctaie MU^
pudów; od 1630 do 1840 rocznie 190,228 pudów ; od 1840 do 50 roetak!?^
pudów; od 1850 do 60 rocznie 338,854 pudów. Do Anglii przywiesioa* « t^
roku 49,648,849 funtów, a w 1847 roku 50,921,486 fantów. Tc^ i«^><*
Stanów Zjednoczonych 12,927,643 funtów wywieziono % Chin. W)w« h***
więc do Moskwy o wiele Jest mniąj«zy, nii do inoydi krą}ów. Kesitfc;*
herbaty w rolnych krąfach była w 1847 roku następna: W Wielki^ ^f^
wypito herbaty 1,273,700 pudów; w Stanach ZJedoocsoaycłi 375^ H'^
w Rosyi 346,360 pudów; w koloniach angielskich 200,000 pudów; wHaB"'^-
i Jej koloniach 28,500 pudów; w Niemczech 18,300 pudów; we Fraacti iK
koloniach 14,000 pudów; w południowej Ameryce 14,000 pndów; « ^*
5,600 pudów; w Hiszpanii i Portugalii 2,800 pudów; we Włoszec* 14O0 P*^'
w Szwecyi i Danii 700 pudów — razem wypito 2,280,360 pndów. Wj|ii» •
osobę rocznie w Wielkiej Brytanii 1,. funU, w HoUandyi 1„ fsits: *^
nach Zjednoczonych 1 funt; w Rosyi 6,r łutów; we Francji 0„ iatt. yiT^^^
czech 0,s łuU. Z Kantonu do Anglii wiozą herbatę morsem ; fracht ti f^
wynosi 2 złp. 20 gr. Handel w Kantonie nie Jest tak JeieśnioBy ■>?•■*•
się rządu, Jak w Kiaehcie, dla tego hertete angielska jwt I
227
bywa rózgami; za dragim razem kara bywa surowszą, a za
trzecim razem winnego oddają pod sąd.
Boriaci są zręcznymi kontrabandzistami. Przewożą towary
z bronią w rękn i nieraz bójki staczają z celnikami. Nie*
dawno n kupca chińskiego w Majmaczynie celnicy mongolscy
spostrzegli kilku Bnriatów syberyjskich, zaczaili się na nich
i w drodze napadli; jeden Buriat wystrzeli) i zabił celnika,
inni uciekli — dwóch jednak z tej bandy kontrabandzistów
wpadło w ręce chińskiej władzy. Jednego z nich posadziw-
szy na koniu, prowadziła policya chińska dla wydania go
Moskalom. Aresztowany miał nóż z sobą: nagle przeciął
rzemienie, konia sparł ostrogami i uciekł bez śladu. Zezna-
nia* jednak jego towarzysza wykryły całą bandę, którą Mo-
skale oddali pod sąd wojenny.
Towary moskiewskie Chińczycy biorą po cenach pekiń-
skich, które bywają niższe od wartości towaru. Moskiewskie
sukna tańsze są w Pekinie o 20 procentów, niż w Rossyi;
sobole także są tam tańsze; zamiana więc na towary nie jest
korzystną dla kupców, a jest ona przez rząd nakazana.
Prócz tego nakazu wykluczenie przez rząd moskiewski
kredytu z handlu chińskiego, także źle na tenże handel od-
działywa.*)
Metale*, szczególniej z2oto i srebro, mają w Chinach wyż-
szą niż w Europie wartość , która codzień wzrasta z powoda
wielkiej ilości metalu, wywożonego z Chin przez handlarzy
opium. W Eaachcie jedyna tylko zamiana złota i srebra na
•) Naatfpoe cyfry wyktsiąjf tteo handla Rotyi b róinemi państwami Acyl.
Handel ten jest placem odbyta dla fabryk moskiewskich, budsi praemysł
Moskwy t wimacnia wpływ JiJ polityki. Od rokn 1847 do 54 średoie eyfry
^fsywosa i wywoso tego iiandla były : Haadlu Moskwy a Cblnami S,419,S09 rs.
wywósy 6|579,S10 rs. prsywóz, rasem 13 998,519 rs. Z Atyatyckf Turcy%:
^53,601 wy wól, 714,409 prsywói, rasem 1,268,310 rs. Z Persy%: 755,815 wy-
irós, 8,S89,M8 prcywós, rasem 4,645,863 rs. Z Kirgisy^: 1,602,586 wywóa,
^6^,998 prsywós, rasem 8,229,584 rs. ZChiw^: 11U|091 wywós, 167,685 prsy-
wÓM, rasem 277,776 rs. Z Buhar%: 340,295 wywós, 559,909 prsywós, rssem
■00,204 rs. Z Tssskentem : 330,355 wywós, 498 270 prsywós, rssem 828,625 rs.
S Kokantem: 20,672 wywoso, 86,492 prsywoco, rasem 57,164 rs. Z innymi
mijamł Asyi wywós śaden, prsywós 957,354 rt. Ogólnie wifo do krsjów
syatyckleb wywolą rocsale towarów na 10,132.924 rs., a prsywoif s aieb
lo Ro«yi na 15,109,975 n. — rasem eały handel na 25,242,899 rs.
16*
228
herbatę, przynosi kapcom moskiewskim znacsne zjiio.*)
Pewien kupiec chiński za sztukę jedwabnej maieiTi i^
w towarach od swojego znajomego sto rubli ^ nic od tej
ceny nie odstępował, aż gdy mu pokazał srebro, wn^ca{
materyi zniżył do 70 rs. I to jeszcze była zbyt wysoka ooi;
mój znajomy postanowił j% więc kupić za złoto i kopii j^B
cztery półimperiały, czyli za 20 rs. Przykład ten pnekoijn
i£ tylko wymiana na metale bywa korzystną. Bząd j»
skiewski długo zabraniał wywozu złota i srebra do Oi^
Dopiero ukazem 6. sierpnia 1854 r. pozwolił wymieoiić »-
broy ale tylko w wyrobach, okazem zaś 1. sierpnia 1$&t.
wydanym za staraniem Murawiewa Amurskiego i A. Zmsm^
cza, dozwolono i złoto wywozić, lecz z pewnemi ogniÓB^
niami. Wymiana herbaty wyłącznie za metale jeat nfaA-
nioną. Metale trzeci% część towarów, a połowę mitośo
futer mogą stanowić. Kupcy jednak stosunek tra loetałót
do innych wymienianych towarów stosownie do potnaiif,
om^ając prawo, zmieniają. Chińczycy za pół impeiyab^
po 8, 9, a nawet po 10 rubli ; za rubla w srebrze daji 1 '
80 kop. Złoto można i w moskiewskiej monecie wtywĆi
srebro tylko w wyrobach lub w zagranicznej monecie. &-
pcy moskiewscy Bkup^ją więc po Europie pieniądze sitbKie
cudzoziemskie i corocznie znaczną ich ilość, szciególag
pięciofrankówek francuzkich, wywożą przez Eiachtę do(łiB.
Wartość złota i srebra, przechodzącego przez tntęjszi koaiat
do Chin, podają na 994,621 rs., lecz jest ona wiele V7i>ł
przez okątny handel po za komorą.
Brzęczącej monety przez 6 lat pobytu we Wschodiag
Syberyi nie widziałem, bo nikt jej tu w ruch nie poss*
a każdy chowa dla sprzedania Buriatowi lub ChińcĘF^t^
W roku 1854 i innych latach Chińczycy mocno dopytj«tt
o srebro i dawali za niewielkie procenta; wszyscy v9
kupcy rzucili się do sprzedaży srebra, tak, że w Iito^
w niewielu domach zostały przybory stołowe ze srefan: »
•) w XyiII. wieku MoskJiU bardso mało Jmbcm wyirasiU »Q^K
baty. JedBottkf wymiasy t« ttrony Chin była w6vcsaa fcimka, M ^
harbata. Złoto i nabro było po kiti^ca podóweaaa glówaya ■j^"'*^
aitykałam s Chla do Rosyi -^ dtłsiąj na odwrót noaay tit mąf|.
229
wet irebrne blachy z świętych obrazów pozdzierali i wysyłali
kontrabandą do Chin. Pokazało się, ie wiele fetłszywego
srebra sprzedali Moskale; to ochłodziło zapał Chińczyków do
■kupowania srebra. Dzisiaj dowierzają tylko metalowi w mo-
necie i drożej go płacą niź w naczyniach.
Prócz drogich metalów, idą z Syberyi do Chin na wy-
mianę: miedź, ołów i żelazo w bardzo małej ilości, mika,
Biarka, korale i paciorki. Paciorki sprzedawane Chińczykom
w Eiachcie, sprowadzają drogą tranzytową z Włoch przez
Polskę, na Brody, Odessę i Niżninowgorod. W roku 1851
sprzedano ich za 88,828 rs., a w 1854 tylko za 22,418 rs. Wy-
wożą także: zegary ścienne i kieszonkowe, gaziki metalowe
i rogowe, tace z fabryk moskiewskich, zwierciadła i szldo
w taJBach oraz naczyniach. Szkła Wywieziono w 1851 roku na
79,380 rs., a w 1853 roku tylko na 2202 rs. Cukier rafinat,
zboże, mąkę, dywany i kobierce, oraz papier do pisania,
którego rocznie kupują Chińczycy na 3000 rs. Sukna cien-
kie 1 grube, które w pierwszych czterech dziesiątkach obe-
cnego stulecia sprowadzali Moskale do Kiachty z fabryk
polskich i litewskich. Od czasu zniżenia się ceny w Chinach
na sukna, co musiało nastąpić w skutek wielkiego dowozu
sukna przez Anglików i od czasu wzrostu fabryk moskie-
wskich, jak i odmówienia tranzytu polskim suknom przez
Bossyę, stosunki handlowe litewsldch i polskich fabryk
I Kiachtą przerwały się i dzisiaj wyłącznie prawie fabryki
moskiewskie wysyłają sukna do Kiachty.*) Prócz sukna
*) Od roku 1825 odbyt sukien polskich w Kłachele Uirdso wsrastitł, uk,
li la^tfpłł zapełnię sakna praskie. Pó^nl^, polskie tokn* ost^powaly mo-
skiewskim, Uk, łe od 1844 r. prswie sapełnle Jai lessły s plua totejstego.
ChlAcsyey polskie sakoft swykle lowl^ międzyrceckle , od mUste Międty-
rseca, s którego najwięcej sukien nassych, bsrdso pnes Chlńeiyków cenlo*
nych, wyprawiano. Moskiewscy fabrykanci podstywąjf się pod dobr^ sławę
polskich sukien i nasy wą|9 Ukie wyroby swoje mlędsyneckieml. Do Kłachty
•prowadsono aoklen:
Roka.
lloskiewskleh.
Polskich.
Praskich.
Innych narod^^
1825
60.950 arstynów
8,516 arssyn.
292,311 arwyn.
2,659 arsayn.
1826
92.929 „
155,608 „
224,864 „
«,648 „
1827
134,706 „
834,021 „
9,155 „
MW „
1828
238.417 ,,
478,8"1 „
4,837 „
1,878 „
1829
297,743 „
815,329 „
W4 .,
hiu „
230
bior% jeszcze Chińczycy kort, kamlot, manszester, który 1b^
pvg% kolorowy. Manszester wysyłają fiiibryki moskieinkie;
w r. 1850 sprzedały go Chińczykom 2,994,000 arszynów, po
cenach od 30 do 59 kopiejek za arszyn. Pótmerynoso«t
materye, terno, nankin, perkalik, płótno. Odbyt Iniaayck
towarów bardzo zmniejszył się. W r. 1854 wywieziono iek
na cenę 159,988 rs. — płótna nie chcą jn£ Cłiińccycj kito-
wać. Chustki bawełniane, kajzertachy (dradem), któiyck
w roku 1850 wyszło do Chin 35,300 arszynów, kitajki, e«i-
lich (tik).*)
Skóry safianowe, kozłowe, baranie i juchtowe. Skór
jachtowych dostarczają do Kiachty fabrykami z Tootski,
z Tiumenia i z Kangur. Skór kozłowych i safianowych fa-
brykanci z Kazania. Roku 1854 wyszło do Chin skór juchto-
wych na sumę 46,249 rs., innych na sumę 50,857 n.
Obecnie więcej jest żądania do Chin safianów, niż skór
juchtowych.
Rogi młodych jeleni (cervus elaphas), są przedmiotem
handlu do Chin; płynną massę, wewnątrz rogów znajdigąeą
się, używają Chińczycy w medycynie jako środka pobnd^^
cego. Para rogów po cłiióska zowie się panta; w EiadiciB
Roko. Motklewtkloh. Polskich. Pruskich. łasych woodM.
1830 144,441 arssynów 468,879 arszyn. 7S5 arssyn. 38S;nsfa.
1831 138,794 „ 637,875 „ — „ 448 ^
Od tego roka polskich sukien oorat mniej natut^saym targu, mŁ ■iŁiirw
aupełnls. Jak i pruskie attiką|% — ust«pią)% Je litewskie, których hlisfce m
połowę pomifdiy wjmienionemi Jako moskiewskie. W rokn ISM piajeitrt
do Kiachty sukna 1,149,766 arasynów. Sukna litewskie i moskiewskie i pe-
wodtt ii s% cieplęjsie nii angielskie. Jako grubase, powssechaic ^ wywac
w północnych Chinach — pokąsały si( nawet w Kantonie , 8anaghą|«, w S*-
csu i iunych miastach, gdsie wyłfcsnie angielskie i ameryfcatfMkie saka*
miały odbyt. (W 184$ roku Anglicy wprowadsili do Chin swoich sukiea
1,545,590 arssynów, co wsbadiiło obawy fabrykantów moskiewskich. Tak w
w Aayi lloikale wasędsie rywalisiąJt s Anglikami.)
*) Wyrobów bawełnianych pntywiesiotto do Kiaehty w 1831 r. MtwHt
wskich na 24S,117 rubli assygnacyjnych, cudsosiemskich on »7,OU ; w roka
1841 na 975,119 rubli, cudtoslemskich na 5116; w 18&1 i
1,194,789 rubli, cudsosiemskich nic. Towary moskiewsicie powoli,
nowcso wyparły s tnt^ssego targu obce wyroby. (Zobncs
Statisticseskoje Obosrtenie torgowych snossenii Rossii s Kitąjem, pnet Esr-
saka. Ksifika sumiennie napisana i dająca dokładne wyobraientc o UiHj» » «
handlu.)
231
kotrtąie od 100 do 160 n. W r. 1864 wywieziono ich na
sarnę 88,077 rs.
Wywoź% także piżmo, fatra bobrów morskich i rzecmych,
ogony bobrowe, fatra popielic i różnych grys%oych niedświe*
dci. Fatra wilcie, niedźwiedzie, rysie, gronostaje, korsaki,
piescy, różnych gatanków lisie futra i łapy różnych zwiens%t,
iotra kota domowego i dzikiego, królików i zajęcy, baranie,
kota morskiego, rosomaki i sobole. Od r. 1817 do 1819 wy-
wieziono z Syberyi do Chin fater sztok 24,681,526. Od roku
1841 do 1843 sztuk 8,806,222 za cenę 4,798,397 rs. W r. 1861
wartoió wywiezionych futer wynosiła 1,193,713 rs., a w roku
1864 wynosiła 247,996 rs. Wywóz więc futer corocznie się
zmniejsza. Z rozmaitych gatunków futer najwięcej Chińczycy
knpiąj% baranków, które z moskiewska nazywają mertuszka.
Sprowadzają je z Syberyi, z Moskwy i z Buoharyi. Nąjbar-
dziej cenione futra s% zabajkalskioh czarnych jagniąt i ukra-
ińskich białych jagniąt. Ostatnie są bardzo tanie; sprowa-
dzają je z Ukrainy przez Niżnynowgorod, sztuka po 28 kop.
sr. Prócz tych, cenione są w tutejszym handlu baranki rie-
ssetiłowskie i krymskie. Chińczycy robią z nich kurmy
(gatunek peleryny). Wiewiórek wielka liczba znajduje się
w handlu kiachtińskim. Prawie całoroczne polowanie za
Bajkałem, dające 600,000 sztuk wiewiórek, w Kiacbcie znaj-
duje odbyt. Wewiórka z powoda koloru faterka ciemnego
i jasnego, dzieU się na dwa gatunki. Na wschodzie ż^ący
gatunek jest ciemnopopielaty — im bliżej Europy, tern futro
jej bywa jaśniejsze, a w Europie czerwono brunatne. Oba
gatunki podzielone są w handlu na podgatunki, różniące się
^'^^r^^^^f* gf^tością, delikatnością, wielkością lub maścią
futerka. W pierwszym, ciemno-popielatym, najlepsze wie-
wiórki są te, które b^ą nad Argunią, potem te, na które
polują w Ochocku, nad Szyłką i nad Olokmą, potem z nad
Neresy i Ononu. Co do dobroci, taką koleją idą jej pod-
gatunki: zakamienna, bargozińska, czikojska, wierchnoudiń-
ska, zabajkalska, jakucka, tunkińska i irkucka. Światlejszej
naści wiewiórka mniej jest ceniona, a europejska posiada
małą wartość. W drugim gatunku znane są w handlu na-
232
itępne podgatimki: leÓBka, angurska, wilojska, ji.iiiifjiri,
krasnojarska, obska, teleucka, irtyszska i wołogodaka.
Bobrów tak izecsnych jak i morskich doatarcaa kompnia
rosyjsko - amerykańska. W Kiachcie rocmie około 700 akar
bobrowych bywa w spnedaAj. Taż kompania dosttaiCB «j-
der rocznie do 5000 skórek. Lisów jest w tatejaaym fandit
do 45 gatunków, z których futra korsaka s% nąjpokapnł^Bs;
korsak zaś dauryjski ciemniejszy jest od innych. Soboli ais
wiele kupuj% Chińczycy. W r. 1859 soból, za którego pb-
cono w Irkusku 10 rs., płacono w Pekinie 3 rs. Zaobserwo-
wano także, że sobole, które w Pekinie sprKediją, wi^ka*
s% i piękniejsze od syberyjskich; pochodzą, zdaje eię^ sMbb*
dżuryi. Łapy lisie mają duży odbyt — najniśaze gatndd
łap tu sprzedawanych pochodzą od ukraińskich i pokkic^
lisów. Łapy przednie droższe są od tylnych. Handel b-
trami zmniejszył się, należy jednak do najbardziej wzbogaci-
jąoych gałęzi handlu w Rossyi. Ilość futer wy^woścmyck ds
Chin, równa się liczbie futer sprowadzanych na jarank
lipski. Do Chin przywożą także swoje futra Amerykanie.
Chińczycy mają wybornych kuśnierzy, lepszych niż Moaksls
i Niemcy. Zdarza się więc, że futra moskiewskie wfpn-
wione w Chinach, sprzedawane są napowrót do Boesyi.
Od lat kilkunastu Mongołowie zaczęli używać chUs;
i zboże przez Eaacbtę sprowadzają z Syberyi. Ukas 1£3S
roku dozwolił mieszkańcom Zabajkala prowadzić [bez są-
dnego ograniczenia handel zbożem z MongołamL Wywóz
zboża , acz dotąd nie jest znaczny , stanowi jednak dla tatg-
szych rolników ważny artykuł dochodu. Pszenica znigd^je
więcej odbytu, niż inne gatunki zbóż. W roku 1854 wywie-
ziono zboża na sumę 4500. Wywożą także mięso, nasb,
ryby i aptekarskie materyały, (ostatnich rocznie aa 5500 n^
w ogóle wszysikich produktów gospodarstwa rolnego, wrss
z materyałami lekarskimi , idzie do €hin na sumę 50,99* n-
Miód, sadło, dziegieć, mydło i świece w niewielkiej ilośei
na sumę 1500 rs. znajdują się w handlu. Koni, byAi
i świni knpigą rocznie Chińczycy na 7d93 rs* Jednostki
w wymianie jest wartość cegiełki herbaty, która nie jeii
stałą, w przecięciu wynosi 50 kop. sr. Od towarów oio-
233
skitwtkioh Chmccycy nie w Majnaosynie, lecs dopiero
w Eaijgaiue oto pobierają, które rocznie skarbowi Bohdofaana
pr^rnosL 400,000 n.
Wymiana odbywa się od mie«i%ca listopada przei omowe
mieaiąoe. Latem istnie^je tylko drobny, nieznaczny handel —
kiipey w tym czasie oczekiąją na obstalnnld i ostalenie 019
cen herbaty na jarmarku niżnonowgorodzkim.
Chińczycy prócz herbaty, sprzedają Moskalom materye
jedwabne, odznaczające się mocą i trwałością &rby. Cza-
czuncza materya półjedwabna, na koszale i letnie ubrania
powszechnie używana w Syberyi, sztuczka kosztuje 10 rs.
Materya także pó^edwabna, rzadko tkana, ale mocna, ka-
powana przez chłopów syberyjskich na koszale, nazywa ńę
fanza. Kanfa czyli atłas chiński, bywa ślicznych kolorów,
graby i delikatny. Jedwabna materya, zwana w Chinach
ntańdżen, a w Kiachcie granitor, bardzo jest poszukiwaną
przez płeó piękną zamożniejszej ludności w Syberyi ; materya
zwana krep', delikatna jak kaszemir i inne, w gaście ustę-
puje francuzkim jedwabiom. Deseń i na chińskiej materyi
bywa bardzo ładny, ale nigdy nie bywa tak pięknym i ele-
ganckim, jak francozki. Mocniejsze są za to chińskie mate-
rye od francuskich i farby mają żywsze. Ceny jedwabiów są
niskie w głębi Chin, lecz w Majmaozynie wyższe są od lyoń-
skich wyrobów.*)
^ Prócz tego przywożą z Chin do Sybeiyi: bawełnę, puch
kozi, róż, papier, rolety, drogie kamienie, księgi tybeckie,
posągi, wyroby z chińskiej laki, z blachy, porcelanę, cybu-
chy bambusowe i pieprzo^re, tytuń, skóry bydlęce sorowe,
do obszywania pak z herbatą, ryż, imbir z okolic Kantonu,
i rumbarbarum ¥ry8okiej wartości, zbierany w okolicach
Kaszkaru , Jarkentu, Aiiaru i nad jeziorem Kokonor. Dalej
idą z Chin do Syberyi jaUka i winogrona, które sprowadzają
«) Wartotf^ bawelnlMiydi i JMlwabnyeh matoryi g ChiS do Syberyi
pni jwiesionych :
W roku 1841 byU 19,670 n. bawełnianych, i 87,088 n. Jedwabnych.
„ 184S „ 99,048 n. „ „ 75,732 n. „
„ 1848 „ 14,984 n. „ „ 81,548 n. „
„ 1850 „ 22,477 n. „ „ 48,511 n.
„ 1854 „ 8,827 n, „ „ 18,665 n, „
234
I Katganu, a Moskalom spnedąją w gtanie camroioayB,
r6ine bakalie, konfitury aache i cukier. Cukier chińfci jett
twardszy od europejskiego i brudny, gdyż go nie rainsi^
lecE przez wyparowanie zamieniąią na gcst% masaę, która tą
krystalizuje. Jest on wiele tańszy od europejskiego i dk
tego przez lud niywany. Bocznie 8prowadBaj% ookra od kifta
do kilkunastu tysięcy padów, i tak w 1841 r. aprowadsoao
go 12,319 pudów za sumę 98,099 rs.; w 1848 r. 21/)62 pa-
dów za sumę 84,250 rs. ; w 1854 r. 4648 pudów za saaf
87,508 rs. Prócz tego, szkła palące, wyroby ze aakla, naAs-
dającego drogie kamienie, tusz i farby, a% prsedmiotBBd
handlu ze strony Chin, któiy nabiera coraz większego sas-
ezenia dla Europy. Wartoió tego handlu dla Moskwy sbcbs-
gółowo i doklsdnie określiliśmy. Na zakończenie tego ros-
dzialu wypiszmy cyfry, które nam pokaią, jaki jest handsl
innych narodów europejskich z Chinami, i tak: w roka 1816
przywóz towarów z Wielkiej Brytanii do Chin ocenioBy aa
3,566,318 fantów szterlingów, a wywóz z Chin do VneSaq
Brytanii na 5,785,117 fantów szterlingów. Tegoi roka pnf-
wóz ze Stanów Zjednoczonych Ameryki do Chin ocenioay aa
520,000 funtów szterlingów, a wywóz na 1,320^000 tatów
szterlingów; z HoUandyi przywóz i wywóz na 8,OOOgOOO M-
szpańskich piastrów. Przywóz z Francyi do Chin ocesioBj
(1845) na 28,917 franków, wywóz na 502,210 frmnków.
xn.
Mąjmaczya. >- Karawana wielbłądów. — Opisanie miasta. — Wraienle. —^
Zabawy na alłej. — Polleyanei. — Ubranie ChiAcsyków. >- Osnalii cgj"
nów. -^ Dynastya mandiurska. — Powstańcy bior% stare nblory. — K«n-
serwatysm chiński. — Prsestrseganie csytotfoi rasy. — Świftynia w llą|-
maczynie. — Kary chińskie. — ■ DłerguezeJ. — Podarunki i Putiatin. —
Stosunki ml^aynarodowe na pogranietn. -^ A.mbani Bejse noogoiski. —
llissya duchowna rosyjska w Pekinie. — Teatr mi((Jski i musyka. — Za-
rosnmiałoM i patryotytm chiński. — Świątynia ciel cesarta 1 csci Boga. —
Daleń zadassny u Ghińcsyków. — Konfueyuss. ~ lUllgie w Chinach. -»
Tąjpingowie.
jNa samej linii demarkacyjnej, tiiź obok Kiachty) wznosi
się drewniana moskiewska brama, żółto pomalowana, z dwu-
głowym orłem na szczycie, przez której wrota, cały dzień
otwarte, przechodzi się na chińską stronę. Na noc wrota
8% zamknięte, a klucz jest w ręku komisarza pogranicznego;
lecz dniem żadnej nie potrzeba legitymacyi do przejścia
bramy.
Za bramą znajduje się neutralne territoryum, na którem
się odbywały konferencye Baguzińskiego z chińskiemi po*
słami, a następnie o 120 sążni odległa pokazige się chińska
drewniana brama, przy której nie ma żadnej straży. Za
bramą, o kilkaset kroków dalej, położone jest chińskie ku-
pieckie miasteczko Majmaczyn, założone r. 1730.
Przestrzeń pomiędzy granicą a Majmaczynem przeznaczoną
jest do wyrzucania błota, śmieci i różnych nieczystości
miejskich. Wałęsa się tutaj mnóstwo psów, 8zuki^ą<^dli
236
kości i żem w kałuiach pomyi i w kupach śmieci/ Ta foj
pierwszej mojej bytności spotkałem karawanę s pięćdiieaifdi
wiblbł%dów, pny których było tylko dwóch Mongołór
w źóHych koinchach i w kapeluszach z czerwonemi wi^i-
kami. Jeden, siedzący na przednim wielbłądzie, prowadńl
karawanę, drug^, także wierzchem jadący , samykał j|.
Wielbłądy szły długim rzędem, powiązane sznurami i 0(91-
czone pakunkiem herbaty."^) Przez nozdrze prsedągaicti
pałeczka ze sznurkiem, przywiązanym do ogona drogiego
wielbłąda , łączy jedno zwierzę z drugiem. Ten sposób |n>-
wadzenia wielbłądów jest okrutny i dziki; biedne zwi«i|to
szarpane w dotkliwych miejscach, nie mogą nachybe d(,
głowy na bok zwrócić, ani też o jeden krok w tył ponskie
i idą smutne jeden za drugim ze zwieszonemi głowami, po-
dobne do szeregu sołdatów.
Mongoł, gdy chce siadać na wielUąda, uderza go prge-
kiem — zwierzę pada na klęczki, a potem pociągnięte mią
zrywa się i puszcza kłusem. Konie tutejsze oswofij ń^
z wielbłądami i w jednej z nimi gromadzie przebywają; lees
konie syberyjskie, które rzadko wielbłądów widigą, aa ick
widok ze strachem pierzchają.
Mongołowie utrzymują wielkie stada wielUądów, Bsiisa
zaś tylko pograniczni chodu ją te pożyteczne i łagodne
zwierzęta.
W nizinie na prawo od miasta widać stado bawclór,
pędzone do wody przez dwóch chińskich parol>ków, któor
pomimo trzaskającego mrozu głów swoich nie nakryli.
Bawoły w kilku miejscach za Bajkałem są ntrzymywaae;
chodiąją je dla ciekawości z amatorstwa, a nie dla poiraebf,
jak w Chinach. Spotkanie się z temi zwierzętami już zifo-
wiadało, że jestem w innym kraju; jakoż wszystko ta jest
insze.
W ostrokole, opasującym miasto, znajdują się od sybffjj-
skiej strony trzy bramy, od nich ciągną się trzy główne
*) Wielbłąd niesie na sobie csteraaiieie pndów i sa traasport od
do Klacbty (1285 wiont) sarabia 16 n. Drogf Łf praebyira v 45 daL I*
Kajnaoayna roesnle prsybjwa 10,000 wletbl%dów.
237
ulice Majmaczynu, kończące si^ na drogiej stronie miMto
snoważ trzema bramami. Te ulice przecięte są przecznicą,
także od bramy do bramy przez cale miasto poprowadzonej.
Za 08trok(^em od południa jest przedmieście.
Wszystkie bramy są drewniane; główną i najwznioślejszą
jest środkowa, przez którą wchodzimy do Majmaczynu. Jest
to budynek z wygiętym dachem, z kolumnami, ozdobiony
balustradą, napisami, czerwonym i żółtym papierem;
w środku wisi kolorowa latarnia. Za bramą uderzony zo-
stałem widokiem chińskiej ulicy. Dużo widziałem rysunków
chińskich miast, jakże jednak inną jest rzeczywistości P»»
trzylem na ulicę, jak korytarz ciągnącą się przedemną, jako
na widok zupełnie dla mnie nowy. Wszystko tu jest inne,
jak w £nropie. Domy trudno wyróżnić jeden od drugiego.
Obie strony ulicy są długą, nizką, z gliny ulepioną ścianą,
nad którą tu i owdzie wystają krzywe dachy bram. W icia-
nach widać tylko kilkanaście okien papierowych. Okna te
aą od kuchni, okna bowiem od mieszkań wychodzą na dzie*
dzińce wewnętrzne, przystrojone z całym drobiazgowym
przepychem chińskiej fiEuitazyi.
Wejście do domu jest z ulicy przez bramę; po liczbie
bram, jedynych ozdób ulicy poznaje się liczbę domów w mie-
ście. Daszki nad bramami przystrojone są smokami, kwia-
tami rytemi w drzewie i wylakierowanemi. Wrota same jak
i odrzwi są przepełnione ozdóbkami. Prócz rzeźby w drze-
wie, widzisz na nich symboliczne lub religijne malowidle,
straszydła i napisy, oraz mnóstwo pstrego papieru, przyle-
pionego w różnych miejscach. W każdych wrotach wisi
kilkanaście wielkich latami, wydętych jak banie, z natłu-
szczonego, kolorowego papieru, z jedwabiu lub z muślinu;
a obok nich wiszą latarnie sześciocienne papierowe, umie-
szczone w rzeźbionych ramach i jedwabnemi kutasami ozdo-
bionych.
Z powodu świąt Białego Miesiąca, cale miasto było wy-
miecione i ulice przystrojone. W poprzek ulic co kilkanaście
kroków pozawieszano równoodległe od siebie sznurki, a na
nich mnóstwo proporców papierowych, podobnych do cho-
rągiewek naszych ułanów. Te żółte, czerwone, białe, niebie-
238
•kie i aelone proporce, s rozmaitemi nepieasni, wie«g|
aad głow^ przediodnia, którego z drogiej strony o^tmmjj^
glosy bębnów y huki moidzieRÓw i dsikie pitki i baiisj is-
stmmentów, bardsiej ra£%ce, mi kooie miisyki reivoiBe|JBQ
£iiropy«
Gdzie się zwrócisz, wszędzie ujrzysz długą scamnę, Uaar,
izeibione smoki, latarnie i papier, aż ćmi się w ocsaek od
tflj jaskrawości. Gdzie tylko stąpniesz, rozwija się pned toli%
ftttktazya, której bojnoió rozprysła się i rozleciała w ^siącas
pstre saczeg^ki Nigdzie nic wielkiego, ani wnioelego ais
zobaczysz. Myńl ludzka z iadnej formy nie wygląda jske
potęga natchnienia; nigdzie linii prostych, lab wspanisfe n-
okr^lonych nie widać, a wszędzie nizkosć, (płaakoee, kny-
wizna i lamanina nuiy umysł, gubiący się w nieskoóczoa^
ilości drobiazgów. Europejczykowi, przyzwyczajonemu ds
form pięknych i prostych, nic się tu podobać nie mcie;
przyznać jednak kaśdy musi, iż całość tych wszystkich dro-
bnostek, ogólny wyraz ozdób i form, nie jest poabawioay
włeściwej sobie wspaniałości. Z tych farb jaskrawości, la-
kierów i cacek, wyziera piękność dziecinnej wyobraźni, któn
rozńucA szczegóły, jak listki kwiatka zskochana kobieta,
a nie potrafi już potem złożyć z nich bukietu z docfao«a|
wonią csłkowitej prawdy.
Ale idźmy dalej i przypatrzmy się bliżej tej próbie cyai-
lizacyi najstarszego na świecie narodu, który prseżył tyń|oe
lat, a nie trafił na drogę postępu i wolności, jakiego majri
od wielu wieków nie poruszył nowych pojęć, a wyobnśaii
z wielkiej starości zupełnie zdziecinniała. Naród jest tik
ścisłym organizmem, jak cdowiek, i jak on na starość gils-
pięje i dziecinnieje.
W środku miasta, tam gdzie główna ulica pnecina śą
z przecznicą, stoi jak stara elegantka wylakierowana bada,
oblepiona papierem i latarniami ozdobiona. W niej aiedasfe
kilku mężczyzn, pijących herbatę, i błyszczały się bałwnki
bogów. Przed bud% w wielkiej &jerce gorzały węgle, a pr^
nich w miedzianem naczyniu gotowałś się woda, nad któi%
przeziębli przechodnie ogrzewali ręce. Zastałem lam wiella
tłum ludzi. Pomiędzy nimi w środka aktorowie alicani grsti
239
komedyc, śpiewali, w kdtko kr^iyli i improwisowali niesro-
zumiałe dla niiie poemata. Aktorów było kilkimastu; ko-
Btiimiy ich dsiwaezne. Twarze mieli biało, damo lub czer-
wono pomalowane, albo pręgami poznaczone. Przebrani za
kobiety, muszkami i kropkami upstrzyli twarze, a warkocze
według starej mody, na grzebienie podnieśli.
Ubiory nie zabezpieczały aktorów od zimna, wszyscy te£
w Bwoioh atłasowych sukniach posinieli i trzęóli się jak listki
osinowe. Każdy aktor trzymał w ręka muzyczny instrument
Jeden pałeczkami uderzał w drewniany ^locek i stukaniem
wtórował rzępoleniu na trzechstrunowych skrzypcach artyście,
grającemu dzik% i nieharmonijną melodyę; inny grał na rogu,
a inny znowuft dzwonił w mosiężne talerzyki, i kolegę swego
zachęcał do silniejszego uderzania w instrument zwany kab
(bębenek). Tak każdy uzbrojony w instrument, hałasował
jak mógł najgłośniej i w ślad za drugim w koło postępował.
W irodku kota dwóch aktorów: rycerz i kobieta, odegry-
wali dyalog z poważną gestykalacyą.
Mówili mi, że uliczni aktorowie nie grywają sztuk pisa«
nych, lecz improwizują na dany temat komedyę, dyalog lub
monolog. Świadczyłoby to o zdolnościach poetyckich tych
ludsi i o niesłuszności pogardy, w jakiej aktorowie w Chi-
nach zostają. Po skończonym dyalogu dwaj inni aktorowie
weszli w koło, a inni jak poprzednio chodząc jeden za dru-
gim, przygrywali. Powtarza się zmiana oBÓb w dyalogu,
dopóki wszyscy aktorowie po kolei nie wypowiedzą swojej
roh; potem dopiero szykują się w rzędy i otoczeni ciżbą
ludu, nad głowami którego sterczy bambuk policyanta
i świszczę bat jego kolegi, postępują w uroczystej processyi
na drugą ulicę, gdzie znowuż przed podobną budą dają
nowe przedstawienie. Chodząc tak z miejsca na miejsce,
pTsec cały dzień bawią darmo publiczność przez cały Miesiąc
Biały. Podczas gry strzelają z małych moździerzy, a poli-
cyanci oparci o mur, pilnują porządku. Policyantami są tu-
taj sami Mongołowie. Ubiór noszą pospolity, kożuchy lub
bnddygyty; różnią się tylko czerwonym kapeluszem od
gminu.
Vf tłumie, który mnie włbśnie gniecie, cisnąc się do
240
aktorów 9 jeden policyant, staiy, ehudy i aiadsony
dnemal pod murem, a drogi młodszy i rzeświejny, gtispo-
waio spoglądał na publiczność, która na nieg^o nąjmniejng
uwagi nie zwracała.
Publiczność złożona głównie z Chińczyków i cokohnił
Mongołów; pomięd^ nimi widać kilku Moskali, p iaybyły cŁ
z Eiackty na majmaczyńskie zabawy. Pomimo wielkiego
mrozu, Chińczycy nie mieli na sobie koincłiów, ani cieple
płaszczy, a ubiór ich zimowy od letniego różni aic tylko «i-
towanemi spodniami. Ubierają się w długą, a rękaaisu
suknię, z jedwabnej lub bawełnianej materyi, albo w ankisaa^;
kolor ulubiony jest granatowy, suknie czarne i fioktoM
takite są w modzie , żółty kolor używany jest tylko w dai
świąteczne. Na przedzie suknię szczelnie zapinają, [z tjh
zdobią ją szeroką na kilka dłoni jedwabną taśmą, rękawy
zaś obszywają futrzanemi mankietami. Na to ufafranie wkb-
dają kaftanik albo pelerynkę, sięgającą do paaa s krótkiai
rękawami, zwaną kur ma. Do jedwabnych, letnich siksi
używają czarnych atłasowych kunn ; pospolicie jednak komy
robią z sukna, albo z kożucha baraniego; bogaci dos^
kurmy sobolowe.
Szyja jest zwykle obnażona. Buty noszą bes wyaokidi
cholew, na grubej, białej podeszwie. Forma ich obawia jsat
niezgrabna i niedogodna do chodzenia, dla tego to w cka-
dzie kołyszą się.
Głowy wygolone, pokrywają kiq[)elnaikami filcowemi tSbo
jedwabnem i, które ze spodu manszestrem wyUadąją, z wy-
wróconem rondem i dnem wypukło-okrągtem, zakońccoDeaa
strzałką, z której spływa kutas z czerwonego jedwabią.
Urzędnicy na strzałce noszą różnokolorowe gałki. Kolor gatti
oznacza godność i rangę urzędnika. Gałkę rubinową noś
namiestnik prowincyi, to jest ambani bejs; niżssej godnośa
urzędnicy noszą gałki koralowe, modre, z lapis lacnli robtone^
z topazu, z muszli; kunduje, czyli najniżsi un^dnicy, na-
szą mosiężne gałki, a żołnierze i ludzie, nie mąjąoy cayiOT,
nie noszą ich wcale. Gałka prsesrooiorsta oan^cą jest wyż-
szego stopnia; gładka ma pierwszeństwo przed rseibioiią.
Pawie pióra są także oznalcą godności Ambani b^se «on-
241
golski Dosi gałkę pąsową i pawie pióro o pięciu oczkach.
Zresztą prócz bogatszych materyi, ubiór urzędoików niczem
ni^ wyróżnia się od zwykłego ubrania chińskiej ludności.
Każdy Chińczyk w kieszeni nosi pałeczki, które mu służą
zamiast widelców; prócz tego w kieszeni albo u pasa nosi
kapciuch z tytuniem i ganzę w pięknej kościanej lub jedwa-
bnej pochwie. ^
Pod kapeluszem noszą małe krymki, a na uszach zimą
futrzane kształtu ucha pudełka, nauszki, obszyte haftowaną
nutteryą. Okrycie to nie zabezpiecza głowy od podmuchów
zimowego wiatru; znoszą jednak łatwo surowość mongol<
skiego klimatu.
Przy goleniu głowy zostawiają na wierzchu pęk włosów,
które splatają w warkocz. Długość warkocza uważana jest
za ozdobę i zaletę mężczyzny. Wąsów i brody nie wolno
im nosić; golą też lub szczypczykami wyrywają zarost.
Chiński rząd przeprowadziwszy systematycznie niewolę, po-
dobnie jak rząd moskiewski w Polsce, wydaje przepisy ubie-
rania się, nie zostawiigąc nawet wolności noszenia się według
upodobania.
Po czterdziestu latach życia, rząd chiński, jako oznakę
zbliżającej się starości, dozwala Chińczykowi nosić wąsy,
'a po pięćdziesięciu latach i brodę. Zdaje się mu bowiem,
ze broda i wąsy przystoją tylko starcom.
Modę golenia głowy i wąsów zaprowadziły w Chinach
obce, najezdnicze dynastye, a mianowicie obecnie panująca
mandżurska dynastya Cin. Początek tej dynastyi dii Nur -
chau czyli Tajczu, wielki wojownik, sprawiedliwy król,
i założyciel Mandżurskiego państwa i literatury mandżurskiej,
jBinarły 1627 roku. Następca jego Tajcu, zmarły 1643 r.,
azeroko rozszerzył granice Mandżuryi. W rok po jego
śmierci Mandżurowie zdobyli Pekin. Uzurpator cesarz Lic-
sy-czen został wypędzony, a syn mandżurskiego wtadzcy
Tajcu, nazwiskiem Szundżi albo Czun-dżi, został bohdo-
bAnera czyli cesarzem chińskim. Mandżurowie prędko
sebińezczeli, lecz ubiór, jaki nakazali nosić, dotąd pozostał.
Poii^atańcy teraźniejsi, pomniąc, że ich ojcowie inaczej się
nosili* że dzisiejszy strój jest oznaką niewoli, zapuścili
OiŁŁBB, Opisanie. III. » 16
242
^losy na głowie i brodzie, i włożyli staroświecki kostin
przodków.
Zamiłowanie przeszłości, starych obycsajów, którem śf
Chińczycy przed wszystkiemi narodami odznaczają ; ten koB-
serwatyzm, który w Chinach wyobrażenia, sposoby żrek
sprzęty i forroy staroświeckie dotąd zachowuje, ^lan
wielu podróżników, zachował ich narodowość nieaszkodaas
pod obcymi najazdami i w całości wyprowadził ich i toń
wynarodowienia. Nie wypędzili najezdników , ale prses iwój
uparty konserwatyzm obyczajowy, urobili ich na swoje pcrfo-
bieństwo. Zdaje się, źe Opatrzność dla teg^o nie dab im
ducha postępu, a obdarzyła zdolnością zachowawcą, że
chciała nowemu światu w nich pokazać te myśli i formy
życia, jakie wyrobiła odległa starożytność wschodu.
Konserwatyzm obyczajowy i zamiłowanie przeszłości jest
w pewnych razach 8ił% narodową — dla teg^o to Chiźci^
nie ulega wpływom obcej kultury, ale swoją pomiędzy zaro-
dami rozszerza i niewoli obcej nie obawia się, albowiem <Bi
nie jest w stanie odebrać mu dobytku moralnego cnli
narodowości.
Chińczycy w zetknięciu się z Europą , a mianowicie po
przyjęciu chrześcianizmu , bo kiedyś go z pewnością pfZTJBi.
wejdą dopiero w grono postępowych narodowości, oeknf
się z długowiecznego snu, poruszą ze skostnienia dachowego;
zostaną przecież zawsze Chińczykami: przyjmą nowe ids^*
ale je sformują po swojemu.
Twarzy Chińczyka nie będę opisywać, jest ona o aas
z licznych rysunków dostatecznie znaną. Nadmienić jednak
należy, że fizyonomia chińska bliższą jest typn eoropejskiifc,
niż mongolska, a kształty jej są dość piękne. Wzrost Biją
w ogóle średni. Cera źółtowata i rumiana, jaśniejna cd
mongolskiej, a trafiają się, szczególnie w młodych lata^
zupełnie biali. Ospa wiele twarzy oszpeca w Chinadir nis
znają tu bowiem sposobów jej szczepienia. Podróim z^e-
wniają, że na południu swojego kraju Chińczycy znają
szczepienie ospy — lecz z opowiadania samych Chińeiyków
zdaje się nam, że to podanie podróżnych jest mylne.
Włosy mają czarne, zęby brzydkie, ręce małe i piękse
243
moda noezema dlagich paznokci z Gbin pneazla do Europy;
nog^ małe, a kobiet zdeformowane. Chińczycy majmaczyńscy,
nie z Pekinu, lecz z prowincyi Sajsin pochodzą. Prócz nich
mieszkają ta Mongoły, zajęci furmaństwem i niższą posługą
w domach kapców.
Z malyin wyjątkiem, prawie wszyscy tutejsi Mongołowie
są ladzie dobrego wzrostu, szerocy w plecach, krępej i mo*
cnej organizacyi. Piersi mają wysokie, twarze wielkie,
óniade. W fizyonomii ich mniej bywa dobroduszności , niż
w buriackiej, za to jest więcej dzikiej energii i męskości.
Chińczycy Mongołami, jako narodem grubym i niecywilizo-
wanym, pogardzają; mieszkając jednak w ich ziemi, starają
się iyó z nimi w zgodzie. Po mongolsku rzadko który
z nich mówi, a prędzej 'Mongoł uczy się po chińsku, niż
i Chińczyk po mongolsku.
W tłumie gapią<^ch się, jak i wałęsających się po ulicach
uderza podróżnego brak kobiet. Nigdzie ani Mongołki, ani
> Chinki nie dopatrzy; czasem tylko Moskiewka, żona kupca
lub urzędnika, wiedziona ciekawością, pokaże się tutaj na
krótko i znowuż znika. Rząd surowo zabrania Chinkom
osiedlać się w Majmaczynie; zasadą zaś tego zakazu jest
; dbałość o czystość rasy. Dla nas Europejczyków dziwnem
gię taki zakaz wydać musi; w Chinach nikogo on nie dziwi,
bo zgadza się zupełnie z duchem tego odosobnienia, jak
i 'z głębokiem przekonaniem o wyższości ich narodu nad
wszystkie narody świata. W mieście, w którem codzień Mo-
skale bywają, łatwo mogłoby nastąpić zmieszanie się ich
krwi z obcą, a czystość i doskonałość rasy mogłaby przez
to ucierpieć. W U rdze, stolicy Mongolii, o 300 wiorst
od Mąjmaczynu położonej , jeden cyrkuł oddany jest chińskim
knpcom, lecz i tam kobiet z sobą nie biorą, obawiają się
bowiem stosunków ich z pogardzanymi Mongołami. Wszyscy
^cc Chińczycy, którzy opuszczają ojczyznę, udając się do
Mongolii lub na granicę syberyjską, żony swoje pozostawiają
w^ kraju, a sami po lat kilka, a nawet kilknaście bez kobiet
tntąj przebywają. Ile na tern cierpi moralność i zdrowie
pabUczne? łatwo się domyślić, a grzech Sodomy powtarza
Bię to prawie publicznie.
16*
244
Od grupy aktorów, id%o ciągle iąz samą ulic%y
jej końca, przewodnik mój zboczył na lewo i pns
obszerne wrota wprowadził innie na niewielki, dniemi pif-
tami cioBOwemi brukowany plac Z jednej jego Atrony
wznoszą się małe domki, w których przebywa straż poHcjjn
i pograniczna, oraz znajduje się więzienie; na^ placu aai po-
rzucone są msie moździerze i kule. Za temi badynkaw
wgłębi wrót widać obszerny dziedziniec i dom mieszkitay
z kancelaryą Dzerguczeja. Chciałem zwiedsić jego nie-
azkanie, lecz Mongołowie mnie nie puścili, robiąc giii e uMe
uwagę, iż tam nie wolno jest wchodzić obcemu. Z dn^
południowej strony placu, za niewysokim marem, wnosi
się mniejsza świątynia Majmaczynu. Budowa jej bardzo po-
spolita, ściany nizkie, drewniane, "zewnątrz i wewnątrz jsk
pudełko oblepione i ozdobione. Przez cały czaa świąt Bia-
łego miesiąca*), chodząc prawie codzień do Majmadyns,
zawsze znalazłem tę świątynię zamkniętą ; zwiedsać ji!J et-
dzoziemcom nie pozwalają. Bóstwo, na cześó kt^ego j|
wzniesiono , wyobraża kobietę z mnóstwem rąk. Nie mogłem
się dowiedzieć, jak go nazywają; domyślam się jednak, ii
to mnóstwo rąk musi być symbolem szczodrości i obfitości
Jeden z moich znajomych (zabity w pojedynka NieUodśw),
wysłany do Pekinu z missyą dyplomatyczną, kupit tam bał-
wana mosiężnego , wyobrażającego bóstwo płci ieńakic}, ma-
jące cztery twarze, jak Światowid, i wiele rąk, które pod-
niósłszy w górę, obejmuje niemi drugie bóstwo pici męskie)
z tyluż twarzami i rękami. Obydwa te bóstwa prsedstawioae
są w chwili używania cielesnej roskoszy. Tak potwonie
wyobrażane bóstwa są pospolite w mitologiach asymtyckkk
ludów. Wirapatryn, który się urodził z potu indyjskiego
Szywena, miał tysiąc głów i dwa tysiące rąk.
Przeu tą świątynią, o której pisaliśmy, wznoszą się d«t
wysokie, czerwone z pozłacanemi gałkami słupy, a na aick
żółte chorągwie Bohdohana powiews^ą. Przy słnpeck os
•) Świfto BUł«go mlMifca esjll Nowy r»k, i
•Mm tfwittem. Prses eałj Jago esu bawłf aiff wesoło. BęAj
piacs^ paAstwa schowana; w miastach, a nawet w odludnych wiolach hnat
muzyka » Ja^ni^e illumłnacya i dą)ą pnedstawlenia w teatts*.
246
podstawach stoją dwa drewniane, zielonym pokostem pocią-
gnięte lwy z czerwonemi oczami i rozwartemi paszczami. Zk
nimi nakoniec, równoodległe od świątyni, wznoszą się budynki
teatru miejskiego, a dalej po za teatrem główna świątynia
Majmaczynn.
2^nim opiszemy teatr i drogą świątynię , wspomnieć nam
naleiy, źe w areszcie, do którego pozwolono mi wejść, nie
zastałem ani jednego aresztanta. Izba aresztantów jest nizka
i ciemna; na tapczanie w niej spoczywało kilka policyantów
i strażników. Poproszeni przez mego przewodnika, pokazywali
mi narzędzia kary i opisywali sposób ich użycia. Kajdany,
któremi kigą ręce i nogi oddanych pod sąd winowajców, są
to małe, lekkie i zgrabnie robione łańcuszki — na ścianie
wisiało ich kilkanaście par. Bicze, służące poiicyantom cho-
dzącym po mieście jako monitory dla publiczności, plecione
są ze skóry; długość mają znaczną i przywiązane są do bi-
czyska czerwono i czarno malowanego. Wielkie i mniejsze
kije bambusowe, w znacznej liczbie w kącie porzucone, uży-
wane są do chłosty i służą jako broń dla policyantów.
Bambusami, zacząwszy od szyi, biją po całem ciele, a na-
wet po piętach. Winowajcę rozkładają na ziemi, oprawca
następuje nogą jeden koniec bambusa, a drugi jego koniec
puszcza na ciało delinkwenta. Od cielesnej kary nikt w Chi-
nach nie jest uwolniony. Urzędnikom służy prawo chłostania
kapców i gminu, ale i sami mogą być ochłostani. Po po-
liczkach biją podwładnych, również często jak w Rossyi.
Do tego rodzaju egzekucyi służy osobne narzędzie rzemienne,
podobne do naszych placek na muchy. Jedną z najdotkliw-
szych kar, jest zamknięcie głowy w dyby. Dyby są to kwa-
dratowe kłody drzewa; bok kwadratu długi jest przynajmniej
na arszyn ; grubość kłody wynosi ćwierć łokcia — w środku
jest otwór, w którym się szyja zmieścić może. Kfoda ta
otwiera się, a gdy już umieszczą w niej głowę winnego, za-
myka się bardzo szczelnie i pieczętiąją. Gniecie mocno ra-
miona i kark, przyczem więzień nie może ręką dostać do
ust, nie może się też położyć i bez cudzej pomocy w żaden
sposób obejść się nie potrafii. Dyby są rzeczywistą torturą.
Delinkwent musi w nich, stosownie do wyroku, siedzieć
246
w więzienia osnaozoii% liczbę miesięcy lab lat. Bogatn li-
dzie y skazani na dyby , za wsonięciem w rękę opłaty uigdu-
kowi , mog% być uwolnieni od więzienia i karę dybów maaą
w swoich domach. Toporów, któremi chińscy kaci tak biegle
i zręcznie głowy ścinają, i noźów do krajania ludai w kamtt,
nie widziałem w Mąjmaczynie. W Uidze więńenie nic jeit
puste, jak w Majmaozynie. Jeden z moich piY^eiót, kftóiy
zwiedzał urgińskie więzienie i opisywał mi jego sfcęcliie i ^
szące powietrze , oraz niegodziwe obchodzenie się z wjęmiwd,
znalazł w niem, w miejscu ciasnem i zamykaj%oeiii af
z wierzchu, jak skrzynia, człowieka, przykut^po aa sz^ ^
podłogi. Łańcuch wp^ się mu w ciało, tak, źe biedny tca
człowiek nie mógł poruszyć się bez największego bola i a*
draśnięcia ran i mięsa, łańcuch krwawi%cego. Obie rfBt
miał skute jednym łańcuszkiem — iw takiej pocycyi, m
mogąc się w żadną stronę poruszyć, nieszczęśliwy jni rsk
przeleżał. Towarzysz jego w innej skrzyni w podobny tpo-
sób był przykuty. Obaj skazani byli na icięcie. EgaekacTZ
miała się odbyć w pierwszem za murem chióskim mieiae,
ale władza została zawiadomiona, iż w drodze rosiwjiicy
chcą ich odbić i dla tego wstrzymała ich egaekacK
i w Urdze do dalszego rozporządzenia zatrzynoata delinkwea-
tów w skrzynkach.
Rozum chiński silił się na wynalazki mordaj%ce i doka-
czające człowiekowi. Powszechna opinia uważa kary w toi
państwie za najokrutniejsze, najmniej ludzkie, a opinię tę
w zupełności potwierdzają okropne odkrycia Anglików w wię-
zieniach Kantonu. Czytając te szczegóły, wstręt obndsa-
jące, powątpiewamy o zacności ludzkiej natury i ocsymy oc
cenić dobrodziejstwa cywilizacyi. Zarzuty, jałde a tego po*
wodu robimy Chińczykom, mogą oni niestety odeprzeć arfs-
mentami, że i u nas było coś podobnego. Egzekacye w £a-
ropie , tortury inkwizycyi świętej , targające kałdą ccęać ddb
ludzkiego; owe gotowania w gorącej wodzie winow^om;
owe wbijania na pal, łamania kołem, obrzynanie uszów, ląk,
nosów; ucinanie nóg, głodzenie, wrzucanie w mokre i zgafle
ciemnice ~ dowodzą, iż serce człowieka wszędzie, w kaii4pB
klimacie i pod różnemi systemami rządowymi, nie zaleca •$
247
łagodnością i miłosierdziem; dowodzą wreszcie, iż chrze^
ściańaka Europa nie mniej była i jost dotąd okrutną, jak
i Azya. Wielki rozum państw starożytnych, ani też gorąca
wiara i nauka, pełna najszczytniejszej miłości chrześciańskiej,
nie złagodziła okrucieństwa luir i egzekucyi. Podniesienie
tylko godności przez nadanie udziału człowiekowi w spra-
wach państwa, wolność tylko polityczna i społeczna, łago-
dziła zawsze wrodzone okrucieństwo człowieka , uszlachetniała
Jego prawa i pozbawiała ludzi widoków obrzydliwego mordo-
wania i pastwienia się nad winowajcami. Przykłady takich
wpływów rozumnej chrześciańskiej wolności są rzadkie w hi-
stoiyi. Okrucieństwa rewolucyi francuskiej w niczem nie
zmniejszają prawdy naszej uwag^. Wolność bowiem w rewo-
lucyi francuzkiej nie była chrześciańską , nie była zupełną,
s nawet nie było jej wcale w owych czasach walki i namię-
tności. Dla wydobycia siły wprowadzono niewolę, strach —
« na końcu dopiero tych wszystkich walk zabłysnąć miała
rozumna i słuszna wolność. Dopóki więc takiej wolności
nie będzie na świecie, dopóty nie będzie rzeczywiście ludz-
kich kar dla winowajców. Chiny nie są wcale skłonne do
wolności; niewola sU^a się drugą ich naturą; należy się je-
dnak spodziewać, iż szerzący się coraz bardziej chrześcianizm
w Państwie Niebieskiem, zasieje w niem ziarna wolności,
a te wytępią okrucieństwo w sercach i prawach.
Dżerguczej jest urzędnikiem policyjnym, administra-
cyjnym i sądowym — naznaczany i zmieniany co trzy lata
przez ministeryum spraw wewnętrznych w Pekinie. Wszyst-
kie sprawy międzynarodowe przechodzą przez jego ręce, po-
dobnie jak w Kiacl^cie przez ręce komisarza pogranicznego.
On depesze rządu moskiewskiego, kuryerów, posłów i missyę
duchowną rosyjską wyprawia dalej w głąb kraju do Am-
bani Bejsa w Urdze; a ten albo już sam sprawę załatwia,
albo ją oddaje pod decyzyę najwyższej rady w Pekinie
(Nuyko), złożonej z czterech ministrów, których znowu obo-
wiązkiem jest, przedstawić sprawę samemu Bohdohanowi.
Dżerguczej nie pobiera ze skarbu państwa żadnej pensyi,
«trzymige się zaś z procentów, pobieranych od towarów
wprowadzanych do Chin. Dochód musi mieć znaczny, bo
248
kupey 8% aapełnie od nie^ jsaleini i przes ofiai^ oras kiWij
nauwają przeszkody , jakie im w handlu b tytułu swej wbdiy
robić może.
Gdy w czasie świąt lub urocsystych wizyt, Dierpriaej
wyjeżdża ze swojego domu , nios% przed nim chorągwie, łś-
cuchy, baty do rozpędzania tłumów i inne luurzędm kny,
będące symbolem władzy urzędnika; muzyka piocąf,
a okrzyki ludu towarzyszą jego pochodowi. Do nosKua
chorągwi, batów i łańcuchów używani są policyanci i akto>
rowie, jako ludzie należący do najniższej i do najbodiiej
pogardzanej klasy ladnosci.
Byłem świadkiem wizyt , oddawanych przez teraini^aefo
Dżerguczeja urzędnikom moskiewskim w Kiachcie i w IMckL
Dżerguczej jechał w małym, chińskiej stroktury powoac^
Na dwóch ogromnych, ciężkich i doskonale okutych ki^K^
spoczywa podługowate, nizkie padło, do akrsynki podota,
wewnątrz obite materyą jedwabną, błękitną, a zewB|tn
obite granatowem suknem; do sukna poprzyszywano kwiitj
oraz kółka, i tem podobne ozdoby z manazestra wykroyQa&
Powóz taki jest bardzo niewygodny; jedna tylko, najwiteą
dwie osoby, zmieścić się w nim może, i to leżąc, albo też
siedząc na nogach, po turecku. Na poduszkach z caerwo-
nego sukna siedział w tem pudle Dżerguczej, który odchy-
liwszy jedwabną firankę, bacznie przypatrywał się budynkoB
i ludności miasta. Teraźniejszy Dżerguoaej (1858) jest csb-
wiek juź nie młody: wąs szpakowaty zdobi przyjemnydi
i kształtnych rysów oblicze; cerę ma białą, ramianą, a wf-
raz twarzy poczciwy i spokojny. Suknię miał na aobie po-
pielato -fioletową, kurmę sobolową, a czapkę ratliłti
z gałką i kutasem na wierzchu. Do powozu zapnęioeo
jednego konia; woźnica, idący przy nim pieszo, prow»ii3
go za uzdę. Za powozem jechało konno kilkunastu dam-
skich urzędników i kupców, świątecznie przybranych, i ho-
norowy oddział moskiewskich kozaków. Przed powozem aso
jechał oficer mongolski konno z dobytym pałaszem , a obsk
niego drugi Mongoł, wiozący ogromny czerwony psrvoL
Takiż sam parasol dźwigał Chińczyk; obok niego azedt
człowiek z wielką, zieloną, ze złotemi plamami tablką, do
249
której przybito czerwoną, z jakimś napisem tabliczkę. Na
przodzie rozdzieliwszy taę na dwa długie szeregi, po oby-
dwóch bokach drogi szli ladzie niosący czerwone tablice
z napisami (w każdym rzędzie po dwóch), długie zielone
kije, kilka jedwabnych sztandarów i chorągwie; dwóch poli-
cyantów w wysokich, czerwonych kapelnszach, niosło kaj-
danki, a dwóch w czarnych kapeluszach bicze. Na samym
sań przodzie orszaku znajdowali się muzykanci i dwaj z cho-
rągiewkami ladzie, wołający naprzemiany przeciągłym
i ochrzypłym głosem. Cały orszak zamykał oddział mon-
golskiej konnicy, uszykowany w dwa długie rzędy. Mongo-
łowie ci ubrani w brudne kożuchy i w czarne kamlotowe
karmy chińskie, na wygolone głowy powkładali na bakier
z wielką fantazyą zwieszone, fatrzane, z wstążkami czapki;
na plecach niósł każdy kołczan obity blachą i napełniony
strzałami, a na lewem ręku wielki łuk. Twarze ich nie-
amyte i dzikie, starcżyte uzbrojenie, żywo mi przedstawiło
tych Mongołów, co świat wojowali, a rżnęli rodaków moich
w Sandomierzu, w Krakowie i w Wrocławiu. Dżerguczej
zrobił wizytę komisarzowi, gradonaczalnikowi, dyrektorowi
komory i prokuratorowi. Gdy powóz zajechał przed dom, je-
den z młodszych rosyjskich urzędników wysadzał go z po-
wozu i pod rękę prowadził do mieszkania, gdzie czas ucho-
dził na rozmowie, częstowaniu i ofiarowaniu wzajemnych
podarunków.
Urzędnicy moskiewscy robiąc wizyty Dżerguczejowi , sta-
rają się także, o ile możności, otoczyć się wschodnią pompą.
Posiadają oni kapitały przez rząd przeznaczone na fetowanie
'W pewne dni roku i podarunki dla urzędników chińskich.
Zwyczaj robienia podarunków tak jest w Chinach rozpo-
'wszechniony , iż zacząwszy od Bohdohana aż do najmniej-
szego czynownika, wszyscy je biorą i nawzajem dają. Zwy-
czaj ten zgubny dla moralności urzędników, wiele przyczynia
się do rozszerzenia sprzedajności.
Admirał hrabia Putiatin w czasie wojny Chin z Angli-
kami i Francuzami, chcąc przez Kiachtę dostać się do Pe-
kinu, proponował Bohdohanowi rossyjskich inżynierów do
ufortyfikowania Pekinu i kilku portowych miast. Bohdohan
260
nie przyjął propoiycyi; podarunki więc snacniej vuUMci.
które przeinaczono dla bohdohana i minittrów chińakkk
admirał zabrał z sobą na Ocean Wielki, gdzie był poiontt
bezczynnym obserwatorem wojennych działań spizymierteBr
ców, a w Tian-tzinie dnia 18. czerwca 1858 r. upnedat
sprzymierzonych i zawarł z Chinami traktat bardzo kony^J
dla RosyL
Do zawarcia traktatu i pierwszeństwa, jakie dla Moskij
sachowano, przyczyniły się nie mato i podannkL Mifdc
nimi znajdował się pubar z orłem białym i x ntpas
ńwiadczącym, że należał do króla polskiego Stani^wftAi-
gosta. Po zawarciu traktatu, jeszcze tegoż samego rab,
rz%d carski posłał znowu bohdohanowi bogate podwub-
Powieżli je do Pekinu wraz z ratyfikowanym ąjgnóibi
traktatem (zawartym 16. maja 1858), dwaj pp.: Nieklodtfr
i Chitrowo. Podarunki, grzeczność i inne sposoby tik
w przyjmowaniu , jak i w obejidu się z Chińczykami} Im^
dzo przyczyniają się do utwierdzenia przyjaznych aUisaśat
i do tej względności jak i ustępstw, jakie robi państwo-
bieskie Rossyi.
I urzędnicy chińscy wyprawiają fety dla rosyjskich. DiS"
guczej prawie co rok podczas świąt Białego miesiąca ^
w Majmaczynie obiad, na który zaprasza urzędników z TroŃ^
Przy obiedzie wznoszą toasty za zdrowie cessRÓw: cui*
skiego i rosyjskiego, za pomyślność i wieczną przYJanoby*
dwóch państw. W roku 1853 Ambani Bejae mongolikii ^
jeżdżając granice, przybył do Mąjmaczynu. Ówczesny P*"
donaczalnik kiachtiński Rehbinder, jako niższej rangi o4
namiestnika mongolskiego, pośpieszył do Mąjmafii;*
z powitaniem. Orszak jego składał się z wieka 'iirKdjukB^*
galowo ubranych, stu kozaków i z orkiestry, która p^
całą drogę przygrywała. Po zwykłym ceremoniale powitia*
Ambani Bejse pytał się o zdrowie jego, o zdrowie jeno*'
gubernatora Wschodniej Syberyi i zdrowie cara, a nai^P"*
częstował swego gościa herbatą, cukierkami i konSisaf-
Gradonaczałnik chciał z nim zawiązać rozmowę treśd ^
tycznej, ale Ambani Bejse umiał dyplomatycznemi, nk ^
znaczącemi odpowiedziami pominąć ją i przeszedł do ^
251
mowy innej treńoi. W trzy dni potem, w lektyce wiedonej
pnez tny konie, otocsony trzystu jeźdźcami, Ambani Bejze
rewizytował gradonaczalnika w Troicku, bawił n niego tny
godziny i uczęstowany odjechał. Ubrany był bardzo skro-
mnie; rysy miał chińskie, matka jego bowiem była Chinką,
a ojciec był Mongołem i ambani bejsem w Urdze. Godność
jego jest dożywotnią i jest on nie tylko namiestnikiem, ale
i księciem Wschodniej Mongolii. Przy jego bokn znajdnje
się niedostępny prawie Ambani, jego pomocnik. Pomocnicy
namiestnika często s% zmieniani i zwykle, jak i większość
urzędników chińskich, są pochodzenia mandżurskiego. Bez
swojego pomocnika namiestnik nic nie może zrobić. Rozkazy
wychodzą z podpisem obydwóch; ponieważ zaś na urząd
ambaniego posyłają zwykle człowieka mającego zaufanie
u dwora, więc też sekretnie polecają mu, ażeby szpiegował
ambani bejsa i czuwał, żeby nie dążył do niepodległości
swojego kraju.
Gońce moskiewscy z depeszami do rządu bohdohana, od-
dają takowe w Urdze. Goniec w podróży po Mongolii płaci
za wszystko srebrem lub materyami, w Urdze zaś znaczniej-
szym urzędnikom , a nawet namiestnikowi dać musi poda-
runki. Traktat tiantziński dozwolił gońcom i posłom mo-
skiewskim jeździć do samego Pekinu; zaprowadził on stalą
i regularną pocztę pomiędzy Pekinem a Irkuckiem. Z dru-
giej znów strony depesze i odezwy od Chińczyków odbiera
w Kiachcie komisarz pograniczny i gradonaczalnik, odsyłając
je do jenerał -gubernatora Wschodniej Syberyi. Dawniej
gońcy chińscy jeździli do Irkucka, dzisiaj tylko do Troicka.
Depesze chińskie pisane są po mandżarsku ; depesze zaś i ode-
swy moskiewskiego rządu pisane są po moskiewsku i po
mandżarsku.
Mongolski język pomiędzy kozakami pogranicznymi nie
jest żadną nowiną; mówią nim wszyscy, którzy z Mongołami
zostają w stosunkach handlowych. Mandżurski język zna
także nie jedna osoba na pograniczu — tłumaczy więc nie
brak Moskalom. Chiński język, którego w stosunkach' mię-
dzynarodowych z Moskwą rząd bohdohana nie używa, po-
trsebny jest szczególniej dla kupców. Szkoła chińskiego
jęsykMk w Kiachcie nikogo, jak to jnź powiedziaieiii, p*
chińska nie nauczyła; lecz za to wszyscy c^onkowie sńsji
powracający z Pekina, mówi% dobRC po duńsko i T<us8^
nsają w Rossyi wiadomości o tym ze wszech miar ciekiwja
narodzie.
Początek roBsyjskiej dnchown^ missyi w Pekinie b^ ss-
iiępujący. Po poddaniu sif Ałbazina w XVTL wiekn, \3kar
dziesiąt moskiewskich rodzin przyjęło poddaństwo dusdia
Odprowadzono je do Pekinu, gdzie przyjąwazy ubiór i olif-
cząje chińskie, wiary chrześciańskiej nie pcHrzneilL Sl^gi
czas byli oni bez księży i pomocy duchownej; kopey wę^
moskiewscy, którzy corocznie posyłali karawany z towsruń
do Pekinu , starali się u rządu chińskiego o pocwolenie |o-
sytania im księży greckich. Niejaki Grzegorz OskolkoVf
knpiec z Jareńska, człowiek czynny i przedsiębierczy, znu-
dziwszy kilkakrotnie ze swoją karawaną Chiny, wyjedosl
u cesarza E chan si, człowieka bardzo uczonego, a wydw i r
nego przez Jezuitów (zmarł 1722 r.), pozwolenie wysjiua
duchownej missyi do Pekinu. Oskc^kow wracając doSybe^p.
umarł w Chinach 1713 r.> a roku 1715 wysianą joi aośtah
pierwsza missya do Pekinu, złożona z 9 osób , pod pnews-
dnictwem Ilariona Leżajskiego.
Missya dobrze była przyjętą. Bohdohaa wszystkie jq
członkom naznaczył pensye i nadał czyny. Łesąjaki lasrf
1718 r. O śmierci jego Moskale natychmiast zostali tmt-
domieni przez władze chińskie, z uwagą, iż dozwolą idragMJ
missyi przybyć do Pekinu. Piotr Wielki mianował nacsefań-
kiem drugiej missyi Ino cent ego Kulczyckiegro, profe-
sora filozofii w słowiańsko • grecko - łacińskiej *w*iŁ»M
w Moskwie, wyświęconego na biskupa (archireja) Pereyasli^
skiego w r. 1721. Kulczyckiego Chińczycy nie chcieli pMĆ
do Pekinu, wydał się im bowiem niebezpiecznym pobft
w stolicy osoby, wysoką godność biskupią piastującej. Ks^
czycki kilka lat napróżno oczekiwał na pozwolenie chińskie;
aż wreszcie Moskwa ulegając uporowi Chin, postała w 139
roku do Pekina archimandrytę "Antoniego Pł at kol-
ski eg o. Kulczycki mianowany irkuckim biskupem, mssit
w klasztorze Wożniesieńskim pod Irkuckiem, a w kilkadDe-
253
eiąt lat po śmierd policaony został w poczet świętych
grecko -rossjjskiego kościoła. Dzisiaj jest on patronem Sj-
beryi, a do grobn jego z odległych stron pielgrzymigą.
[Nazwisko Inocentego wskaznje na niewątpliwe pochodzenie
jego rodziny z prowincyi Wschodniej Polski, gdzie dot%d
Kulczyccy greckiego i łacińskiego wyznania się znajdują.
Następcy Antoniego Płatkowskiego noszą po większej
części naz^dska polskie; wszyscy bowiem znakomitsi i uczeńsi
popi w Rossyi XVII. i XYIIL wieku pochodzili z Polski,
albo się w szkołach polskich uczyli. Pod wpływem polskiej
cywilizacyi wyrabiało się duchowieństwo prawo^wne a£ do
naszego upadku. Po Piątkowskim naczelnikami missyjnego
klasztoru w Pekinie byli: II arion Trusow, zmarły w Pe-
kinie; Gerwazy Lincewski, poprzednio był przełożonym
Blichegłowskiego monastyru w Kijowie, zkąd w towarzystwie
[eromonacha monastyru Zofii w K\jowie, Joiła Wróblew-
skiego, Teodozego Smorzewskiego i Aleksego
Smolnickiego, pojechał w r. 1743 do Pekinu. Missya ta
praebywała tam do 1765 r. Po powrocie do Rossyi, Łin-
sewski wyświęcony został na biskupa Perejasławskiego.
Tegoż samego roku udał się do Pekinu na czele missyi
ircbimandryt Ambroży Jumatów; członkami zaś jej byli:
ieromonachowie Sylwester i Sofroniusz, jerodyakon
Sergiusz i Stefan Zimin, Eliasz Iwanow i Aleksy
[> ani łów. Missya ta przebywała w Pekinie lat 17, a z po-
wodu sporów dyplomatycznych z Rosyą, została przyareszto-
9vana; członkowie jej powymierali w Pekinie, prócz Sylwe-
(tra, który powrócił. W r. 1771 wyjechała nowa missya pod
rwierzchnią władzą archimandryta Mikołaja.
PiBsez dość długi czas każda missya zmieniała się co dzie-
ięć lat, teraz zmienia się co lat pięć. Prócz popów, rząd
Mtraki posyła przy missyi przebranych za księży uczonydi,
wojskowych i politycznych ajentów, którzy opisi^ą kraj,
rwyczaje, historyę jego, drogi i pozycye strategiczne, oraz
snoby państwa, a prócz tego robią w Chinach propagandę
Ua Moskwy. W Kiachcie misyonarze zrzucają europejsld
ibiór, golą głowy i ubierają się po chińsku, a to dla tego,
e z powodu ubioru cudzoziemskiego mogliby być znieważeni
254
w Pekiiiie, gdsie Ind nie dowierza obcym, a pnytem jeit
niezmiernie ciekawy. Chińczycy każdego cadzozieiDca ofjf-
dąj% od 0tóp do głów, dotykaj% się jego ubiom orai dik
i wBzyntko fnotnją Bobie troskliwie w pamięci. Nie raiołfiif
więc mizsyonarze w Pekinie chwili spokojnej i we wianen
ubraniu bezpiecznie by przez ulicę przejść nie mogli.
Z Eiachty ai do muru chińskiego jad% miasyonarse po-
wozami, które tam zostawiają, a dalszą podróż odbywi|i%i*
wielbłądach. Wracająca missya zabiera powosy przy
które do tego czasu wbidza chińska przecbowiąje. Do i
Pekinu missjri towarzyszy oddział kozaków.
Po powrocie do Bosyi, misyonane długo nie mogą a^
pnyzwyczaić do europejskich ubiorów i pokarmów. Wida
z nich zamiłowanie chińskich obyczajów zachowają pncz
całe życie.
Missya składa się z 10 osób; dyplomatycznego znacaeaii
nie ma i dla tego przed oblicze bohdohana nie jest dopa-
szczaną. Nie ma też charakteru prozelityczn^o, bo atny-
mując wiarę pomiędzy wyznawcami greckimi, moskiewskiBgo
pochodzenia, nie trudni się nawracaniem i g^oeseniem siowa
Bożego pomiędzy poganami — jest to raczej misaya propar
gandy politycznej, która z dniem każdym wsraai^ąey
w Głdnach wpł^w Rossyi utwierdza i przygotowiąje grant do
nowego zaboru. Korzyści więc odnosi carat z tej wmgi
ogromne. Dostarczyła ona Rosyi znakomitych orientali^hów,
zaznajomiła Moskali z historyą, zwyczajami, literaturą i «-
łami Cłiin — porobiła liczne i ważne stosunki w stolicy,
które pozwoliły jednemu z rosyjskich postów, Ignatiewowi^
wywołać ostatnią wojnę Chin z Francy ą i Ang^lią, nanacie
się potem na pośrednika pomiędzy walczące strony i w aa-
grodę pośrednictwa pozyskać dla Bosyi ważne -pnjmik^
i zrzeczenie się ziem: Amuru, Ussury i Dżongoryi, na mes
tejże Rosyi. Dzisiaj Rosya potrzebige tylko rękę wyeiągBąć,
a Pekin będzie w jej ręku.
Mówiliśmy już o teatrze na ulicy, wypada nam teraz po-
wiedzieć o teatrze miejskim, stojącym na placyku, pomiędąy
dwoma świątyniami. Budynek jego, kształtn nieobaaca^
budy, wymalowany i zewsząd upstrzony ~ otwarty jest od
256
frontu. Scena wzniesiona kilka stóp nad powierzchnią
placn, z powoda wielkiego zimna wysłaną była wojłokami.
Przy jednej jej ścianie palą się węgle w fejerce, nad nią
muzykanci i aktorowie grzeją sobie ręce lub też piją herbatę,
do której woda na węglach ciągle się także na scenie gotuje.
Ani jednak węgle, ani herbata nie może ich dostatecznie
ogrzać, bo od południa do ciemnej nocy grają codzień na
zimnie, dochodzącem do 20 stopni R. Usta im sinieją, ciało
przechodzą mroźne dreszcze, a tu trzeba przynajmniej z pół
godziny, stojąc nieruchomie, śpiewać lub też wypalić sążni-
sty monolog przed gapiącą się publicznością. Zasłony, kulis
nie znają. Ściany teatru ladajako pomalowane, zastępują
nasze dekoracye; w kącie sceny wisi czerwona firanka, za-
krywająca aktorów, gotujących się do wystąpienia na scenę.
Zresztą obok tylnej ściany na scenie stoi duży stół i kilka
krzesz, a na nich siedzi szereg muzykantów, nieustannie
skrzypiących, bębniących i grających na rozmaitych instru-
mentach.
Były tu też same instrumenta, które widzieliśmy na ulic^,
to jest deska, w którą pałeczkami stukano, bębenek, tale-
rzyki mosiężne , rożki i skrzypce o trzech strunach. Na
skrzypcach grał woskowej bladości, stary, pomarszczony,
bez nosa i jak trup nieruchomy Chińczyk; ciągnął on smy-
czek pomiędzy strunami i wydobywał z nich takim sposobem
dźwięki podobne do skrzypienia nienasmarowych kół mougol-
Bkiego Wózka. Drugi starzec, również chudy i blady, grat
na lutni (czah); innych instrumentów, których Chińczycy
posiadają bardzo mele, nie było na scenie majmaczyńskiej.
Wielokrotnie już opisywano muzykę chińską. Wiadomo
z tych opisów, że gama chińska składa się z 12 tonów, roz-
dzielonych na 12 półtonów — jest to więc mazyka zupełnie
odrębna i inna od europejskiej. Wdzięku, harmonii, nikt
w niej nie dosłucha. Hałas, wrzawa, pisk, skrzypienie,
"brzęk, huk i stukanie, ułożone w jakieś jednostajne zwrotki,
Ictórych w żaden sposób spamiętać nie mogłem, nieustannie
się odzywa i ciągle towarzyszy grze aktorów. Wystąpienie
aktora na scenę, muzyka bębnem i brzękiem talerzyków
ogłasza. Do głosów takiej muzyki dodajcie przeciągłe,
256
ochnypte i grabo piucząoe śpiewanie, a raczej deUamoYB-
nie aktorów, lub też mieneone, jakby w takt wymamae
■Iowa ich mowy ostrej, świazcz%cej i wcale nieprzyjenag
dla ucha, a będziecie mieU wyobrażenie okropnego haka,
jaki usłyszałem , wcisnąwszy się między pnblicznoóć, skupioBi
i zbit% w kupę przed budą teatralną.
Trafiłem właśnie na koniec sztuki. Na scenie atalo kilkih
nastu aktorów w sukniach atłasowych, czerwonego, czancgo
i ióttego koloru. Jeden z nich miał oczy biało zamalowue.
Na przodzie sceny dwóch aktorów wygłaszało bardzo dlq|i
dyalog. Jeden z nich przebrany był za starca , miał wifc
białą brodę, spódnicę także białą i czarny kaflanik, i aa
głowie kapelusz, podobny do kapeluszy tatrzańskich gónh,
z długą kitą białego lnu. Drugi, młody cdowiek z can|
brodą, miał na sobie żółtą, atłasową, wzorzysto wyhaftowiai
suknię, a na głowie koronę ze złoconego papieru. Oaol? te
rozmawiały ze sobą gniewliwym głosem, gestykulowalf,
śmiały się, odwracały się, klękały, tyłem do siebie stawiał; —
co wszystko dla obznajomionych ze sposobami i symbokai
sceny chińskiej miało pewne czynności i wypadki, oznacsąiiee
znaczenie. Ja jednak nic nie rozumiałem ich gry, a pne-
wodnik mój żądanego tłumaczenia dać mi nie umiaŁ Wię-
kszość publiczności, złożona z Mongołów, jak i ja, me
rozumiała mowy aktorów, dawali bowiem przedstaYieuie
w ojczystej, chińskiej mowie, mało upowszechnionej wMoa-
goUi. Nic to jednak Mongołom nie przeszkadzało do weso-
łości i śmiechu, jaki się im udzielał z twarzy Chińczyka
pojmującego każdą myśl, ruch i umiejącego ocenić kaidj
dowcipny frazes. W loży, naprzeciw budy teatralnej posta>
wionej, siedział Boszko, to jest sekretarz Dżergraczeja, 9?a
jego i nauczyciel syna. Te trzy najważniejsze pomiędzy wi-
dzami osoby, starały się o minę bardzo poważną i dla teęo
siedziały prawie nieruchomie ; publiczność także, pomino
homerycznego śmiechu, napadającego na nią csaaami, bardv
poważnie, a głównie przyzwoicie zachowała się. Nie jesi U>
publiczność tak ruchliwa, zmienna, wrażliwa, jak europejska.
Oblicze jej , jak oblicze każdego Azyaty, tem aię różni pae-
dewszystkiem od europejskiego, iż żadnej gry nczsciow^
257
lub myślowej, żadnych zmian w niem nie dostrzeżesz: wie-
cznie bez rucha, zadumanie i ponury obraz zimnej kontem-
placyi na niem się rysuje. ObUcze Europejczyka jest jak
oblicze na portretach Tycyana, Rembrandta lub Rodidco-
wskiego, ukoloryzowane, rumiane, żywe — a oblicze Azyaty
niby biały, bez koloru życia, posąg snycerza. Wzruszenie,
smutek, tęsknota, wesołość, zdaje się, jakby się wcale na
zewnątrz nie okazywały: w gniewie, w złości, w bitwie
i w miłości, oblicze Chińczyka zawsze jest to samo. Dyplo-
mat i kupiec przy umawianiu się i targowaniu, ma taki sam
wyraz twarzy, jak śpiewak na polu, lub kochanek przy swo-
jej miłej. Niewola to nauczyła ich ukrywać wszystkie uczu-
cia i starła z ich oblicza tę grę pełną zajęcia, te drgania
myślą nerwów, te kolory i zmiany, jakie wykazują usposo-
bienie człowieka wolnego. Niewola to włożyła na nich zimną
i nieruchomą maskę, z której nawet badawcze oko nie zawsze
rzecz jaką wyczyta.. Usposobienie ich duszy nie z twarzy,
lecz z oczów poznawać trzeba — oko ich błyszczy jak i na-
sze, chociaż blask jego jest mniej od naszego zmienny.
I w oczach już pokazuje się wpływ wychowania history-
cznego, w]^yw życia przez długie wieki niewolniczego. Nie
potrafiła jednak niewola przemódz natury ludzkiej tak da-
lece, ażeby oczom nadała ów zawsze jednostajny wyraz,
zawsze jeden i ten sam blask.
Następnego dnia byłem znowuż w teatrze majmaczyń-
skim, 'lecz wziąłem ze sobą przewodnika znającego język
chiński, i z jego objaśnień, jak i z pantomin aktorów, wy-
rozumiałem treść granej komedyi.
Pierwsza scena przedstawiała kobietę bogato ubraną,
siedzącą przy oknie swego mieszkania i śpiewającą bardzo
długo, bo przeszło pół godziny, pieśń tęskną, miłosną.
Śpiew jej był mocny i krzykliwy; z niektórych dźwięków,
z serca dobytych, zakłopotanej fizyonomii i rozpaczliwego
trzęsienia rękami, domyśleć się można było, iż śpiew jej
malował tęsknotę i boleść. Firanka czerwona, rozpięta na
prętach i postawiona na stole , wyobrażać miała ścianę domu.
Pod nią zbliżył się jadący konno rycerz, mąż śpiewającej
kobiety. Jazdę wierzchową na scenie chińskiej oznacza za-
OiŁŁii, Oplianie. III. 17
dzieranie nóg do góry i trzaskanie biesem na scenie. Otei
tak jadący rycerz zbliżył się pod okno i podsłuchał śpies.
Z niego wyrozumiał tajemnice sercowe swej iony, bo poten
ryknął okropnym głosem jakieś rozpaczliwe wyrazy. Kt gita
jego kobieta za ścianą bez najmniejszej zmiany w fizyononi
i postawie odpowiedziała piskliwą gadaniną. Dnei pneóitk-
wiał kłótnię małżeńską, a stawał się coraz hałaśliwnja
i kłótliwszym. Aż wreszcie firankę ze stołem wyniesiono »
sceny i żona w orszaku zbrojnych wystąpiła w nastejBij
scenie do walki z mężem -rycerrem, także siłą zfarejsą
otoczonym. Rycerz ubranym był w czarną atłasową sikni^
twarz zaś całkowicie pokrył białą farbą; od nosa pnei eeolo
wymalował czarną pręgę, nozdrza i koniec nosa takie czmo
podmalował.
Przez malowanie twarzy Chińczycy wyrażają morabe
przymioty, usposobienie i charakter człowieka. Kaidy przj-
miot lub wada innym kolorem na twarzy jest malowass;
każda pręga i plamka jest obrazem wewnętrznego stuo
duszy ludzkiej; żeby więc zrozumieć grę aktorów i pojfe
sztukę, potrzeba koniecznie znać symbolikę teatralną; ba
niej teatr chiński wyda się jakby kręcenie się bezmyfiayck
marjonetek.
Formy i instrukcya krępują bardzo aktora; nie ma ob
swobody i możności rozwinięcia swojego talentn. Aktor
chiński, pragnący grę swoją wydoskonalić, nic nie wyaaj-
duje, nic z siebie nie wydobywa. Gdy się nauczy pewnyek
ruchów, mrugań oczami, obznajmi się z symboliką i nanczjr
się roli, a w grze nie odstępuje od przepisanych ma fonm
jest już dobrym aktorem: talent jest dla niego rzeczą nie-
potrzebną. Dla niego wszystko tu jest przewidziane i zi-
przód postanowione; aktor wie, na jakiej desce powiaia
stanąć, prawą czy też lewą nogą wprzódy ma stąpać, ile
razy obrócić się powinien, ile razy przejść po scenie , i^
razy mrugnąć okiem. Podniesienie ręki, nogi, pomsass^
głowy, stojąc w jednem miejscu, oznacza także więcej skrnu-
binowaną czynność, która w europejskich teatrach istot-
czynnością, tu zaś znakiem jest przedstawioną. Kupa stoików
i krzeseł na scenie oznacza wyniosłą górę. Gdy aktor wej-
259
dtie na stołek, widz wyobrazić sobie powinien podróżnego
na ogromnie wysokiej górze. Chodzenie po scenie z kijami
i zamierzanie się nimi w pewnej, stałej pozycyi, oznacza
bitwę zażartą, w której się leją potoki krwi. Otóż i orszaki
walczących niał&onków, najspokojniej przechodząc obok sie-
bie z jednej strony sceny na drugą i grożąc sobie kijami,
przedstawiły obraz morderczej walki. Nie wiem, kto w tej
bitwie zwyciężył, bo nikt nie tryumfował, nikt nie 'był za-
bity i powalony; zapewne walka była nierozstrzygnięta, bo
już w następnej scenie widzimy małżonków stojących przed
, sądem króla oraz jego dygnitarzy i oskarżających się wzaje-
, mnie. Scena ta sądu, jak i wszystko, bez życia była ode-
grana: małżonkowie się tylko poruszali na scenie, śpiewali
i kłóciU się, a sędziowie milcząc jak posągi, słuchali ich.
W końcu dopiero odezwał się król i pokój w stadle zapro-
wadził, poczem wszyscy aktorowie w uroczystej processyi
zeszli ze sceny.
Z tego, cośmy powiedzieli, czytelnicy mogli wyrozumieć,
że teatr chiński zupełnie jest różny od europejskiego. Chin-
c«yk mniej dba o prawdę w przedstawieniu, a więcej
o prawdę w słowie i treści. Podobny w tym względzie do
starych Greków, u których także więcrj ważyła myśl, ten-
deneya autora, niżeli gra i wystawa teatralna. Chińczycy
mają także cos na kształt chórów greckich. Podczas długich
monologów lub dyalogów, aktorowie ukryci za zasłoną
w kącie sceny, pokazując tylko głowy, nie należące do gry,
deklamują jak chóry greckie.
Mają też Chińczycy, jak i Grecy, bardzo obszerną litera-
turę dramatyczną, dotychczas mało jeszcze znaną, ale już
i te utwory, które znamy, wskazują na wielkie jej bogactwo.
Czytelnicy Biblioteki Warszawskiej przypomną sobie wyjątek
z chińskiej komedyi, drukowany tam w polskim przekładzie
przed kilkunastu laty , a w nim wyborną charakterystykę
skąpca. Charakterystyki tak zupełne i dokładne nie są
rzadkie w literaturze dramatycznej chińskiej; a gdy się
Europa lepiej zapozna z językiem i życiem tego odwie-
cznego i zamkniętego dotąd w sobie narodu, znajdzie tu
17*
260
obfity kruszec myśli i obszerne pole do badania ijói u
Wschodzie.
Wielkie zimno, wzmagające się pod -wieczór, nie doim-
lito mi doczekać się końca trajedyi , którą pnedsUiidaM:
z nosem i uszami przemarzłemi , poszedłem do doran tuusp
kupca chińskiego, gdzie ogrzewając się, dziwSem w^vtA
tern zamiłowaniem widowisk, dla którego i trzaskający sira
nie jest żadną przeszkodą. Lubią oni wszelkie widoviib.
Kuglarzy, skoczków, jest bardzo dużo w Chinach; hćzbtflB
teatrów stałych i wędrujących ma być tak wielką, ii vi
tylko miasteczka, ale nawet i wsie posiadają swoje tinto»>
Każde widowisko zbiera znaczną publicamość, takaotńo^
wówczas, kiedy się nic nie płaci, a w Chinach «icif<ftx
teatra w święta Bia2ego miesiąca dają widowiska beKphtee-
Jeżeli gawńedż nie rozumie myśli i słów, bawi ją wytworw
i dziwactwo ubiorów; a przewracanie ócz, chód i ^l^k^
miczne, są zawsze przyczyną wesołości tłumu.
Teatr chiński, jak i pojęcia moralne oraz przemyil, ^
wieków żadnego postępu nie zrobił; uważają go za ac^t
doskonałości i nie przypuszczają, ażeby gdzieindsiąj aąfio
być nie tylko coś lepszego, ale nawet coś równ^^ iek tea-
trowi. I jestem przekonany, że gdyby zobaczyli eoiopejiki
teatr, nie zrobiłby na nich najmniejszego wrażenia i vciie
by się im nie podobał, bo muzyka europejska nieprseatYtt
do ich serca. W Kiachcie wielokrotnie słyszeli orioefhft
grającą utwory najznakomitszych mistrzów europejskicb, ko
nie pojęli ich tonów, płynących wspaniałą melodyit P*^
harmonii i myśli. Gdy ich potem zapytali o zdanie, ^^
dzieli: « Nasza muzyka ładniejsza. »
Chińczycy nigdy nic obcego nie pochwalą ; wszystko, co
jest swojskie, krajowe, chińskie, to jest i dobre. Ob?
zwyczaj, wynalazek, chociażby poznali jego dobrą strona ^
wywoła ich uznania. Dumni są ze swojej kultury i roia«»'
a prawdę powiedziawszy, mają być z czego dumni, mi^ "^
czem szczycić. Wszak to większa część wieUdch wyntb^*
których odkryciem w ostatnich wiekach Europa taę 06^^
Chińczycy już dawno posiadali. Wynaleźli oni prochi w^
magnesową, druk, rozmnażanie ryb sztuczne; maj) sw(^
261
wynalasku kondoktory, oświetlenie gazem*); mają znakomite
fabryki, najsławniejszą porcelanę i farby, herbatę i jedwa-
bnictwo, oraz w kwitnącym stanie rolnictwo. Mają bogatą
literaturę, dramata, powieści, poezyę, hiatoryę — i dział
umiejętności nie leży odłogiem, a z obserwacyi astronomi-
cznych Cluńczyków korzystali już nie mało nczeni w Europie;
mają swoją własną architekturę, malarstwo i snycerstwo;
mają gazety, kluby, fiakrów, lombardy, bilety wizytowe,
stoły wingące, magnetyzm zwierzęcy, muzea autografów;
mają kanały, pocztę, kolonie wojskowe, rząd centralizacyjny,
policyę, wojska, okręty, więzienia, handel pieniądze papie-
rowe i machiny rachunkowe, mają wszystko, co i Europa po-
siada, prócz parowych maszyn i elektrycznych telegrafów,
i dla czegóż nie mają być, powtarzam, dumni i zarozumiali?
Mają obyczaje upolerowane, historyę starożytną, poczynającą
się na 2275 lat przed Chrystusem ; cywilizacya zaś, wpływ
ich rozszerza na połowę Azyi, a żadnym językiem tylu ludzi
nie mówi na świecie, ile chińskim.**) Mają to wszystko,
lecz nie mają chrześciaństwa i dla tego są niedołężni, słabi
i brudni. Mają to wszystko, lecz nie mają idei postępu i nie
są wolni — i dla tego stagnacya wszystko zmrOztta, zepsuła
i zamieniła ich na barbarzyńców. Chiny, powtarzamy, są
przestrogą dla ludzkości, że kultura materyalna nie wystar-
cza do szczęścia i godności narodów; że kierunek utylitarny,
który się w Europie tak rozszerzył, zgubnym jest, jeżeli nie
łączy się i nie równoważy się z wielkiemi ideami chrześciań'
stwa: miłości, wolności i postępu,
Zamflowanie swojskości, samochwalstwo i pogarda obczy-
zny, nie jest patryotyzmem , jak to niektórzy kosmopolici,
ludzie bez obowiązków publicznych w* Europie, dowodzą.
Patryotyzm jest ideą wyższą, ożywczą, opartą nie tylko na
miłości kraju i narodu, ale i ducha samodzielności doskona-
*) Obfite iródla gasu snajdą)§ się « prowiocyi Ssetachuan, nazwane stu-
dniami ogniatemi. Gasu t nich wydobywającego aię używają Chińczycy do
ogrMWtDte ł oświetlania. (Zob. Gawądy naolcowe Apolinarego Zagórskiego.)
««) Wedlag nądowej rhińakiąj atatystyki. Indnoać paftstwa Clii6akieg»
proca Mongolii, Turkeatanu, Tybeta, Tangutu, wynosi 179,554,967 rodzin^
Gsyli 414,686,994 dust.
262
lącej Bic krigu; nie nueńci w Bobie pychy i nie nosi 1
zatracenia dla obcych narodowoścL Paiiyotysm enropeido,
polski, równouprawnia wszystkie narodowości, ciefisy tią ick
postępem, pomaga im do szczęścia i wolności, pne^
i stara się o te wspólne dobra — a nienawidzi tylko i wil-
czy z swoimi i obcymi ciemiężycielami: jest to więc w calw
znaczenia tego wyraża patryotyzm chrzesciańakL KodiajfC
swój naród nadewszystko, nie pyszni się i nie pawi pned
innymi;' nie boi się przyznać do swoich wad, a co «idn
dobrego u innych, przyswaja to skwapliwie, daj%c ma ctd^
narodowe. Jego ambicya i chwała wyraża się w poświęcenia
czystem, w współabiegania się, w pomaganiu praesładowa-
nym i w przewodnictwie cywilizacyjnem , które dąży do roir
szerzenia światła, wolności i sprawiedliwości, dobrano bjfta
i dobrych zwyczajów. Patryotyzm więc europejski, pokfta,
jest ideą żywą, budzącą, dzielną; oiywia on ludzkie serca
i zapładnia umysły; bez niego nie masz miłości ludzkości
Patryotyzm zaś chiński jest zamknięciem aię w nise
i jak patryotyzm moskiewski, nienawiścią innych. Jest ca
wynikiem konserwatywnego usposobienia narodu, a nie dsie-
łem miłości ojczyzny; jest on raczej nałogiem, zwycaiem,
wyobrażeniem, a nie ideą, cnotą i postępem. Piz^zaać
jednak potrzeba, iż i ten chiński patryotyzm, ta nienawiść
i pogarda obczyzny, oraz to wielkie rozumienie o sołae,
wielce się przyczyniło do trwałości tego narodu i vpłpr«t
jaki jego kultura w Azyi wywarła. Pewność tylko siebie,
dobre o sobie rozumienie, obok rzeczywistych pnymiotów,
sprawia, iż naród jest potężny i wpływowy. Wszystkie os-
rody wpływowe w Europie: Francya i Anglia, są narodsai
zarozumiałymi i dumnymi. Narody bardziej naśladowcze, »
samodzielne, wątpiące w siły swoje i nie dowierzające sobie,
są zawsze słabe, niedołężne i zależne.
Wykazaliśmy wyżej, iż Chińczycy mieli z czego się skzt-
cić, że dobre rozumienie o sobie mają czem poprzeć; ia»
przekonywamy się, iż wiara w siebie, uważanie się za «ji-
szy , rozumniejszy od innych narodów , bywa często objawea
i rezultatem rzeczywistej wyższości. Nie śmiejmy się wifc
z chińskiego patryotyzmu; niewola pozbawiła go szczytnotti.
263
odarłft ż istotnych ceoh miłości, atamknęta w ciasnych grani-
«aofa, a zamieniając w uporczywe narzędzie koneerwatyzmu,
nie pozwoliła mu na podobieństwo dobroczynnej rzeki, nio*
8%cej swobodę i obfitość życia, wylać się na zewnątrz.
A jednak w przyszłości jeszcze, gdy go chrześcianizm wypełni,
a potoki wolnej krwi wykąpią, zrobi się on może potęgą,
, która naród chiński postawi w szerega narodów przewodników
dobrej sprawy postępu. Duło jednak czasu upłynie, zanim
, ta chwila nadejdzie, i dużo potrzeba będzie burz, wstrzą-
śnień i pracy, zanim nastąpi odrodzenie się moralne i ocknie
się uśpiona a dawniej tak silna jego samodzielność. Niepo*
, dobna przypuścić, ażeby najliczniejszy naród na świecie mógł
, zaginąć; żeby Opatrzność nie miała go powołać na kolej
postępu i sprawy cywilizacyjnej. Prawdą jest, że upadek
, jego moralny i polityczny jest wielki ; że społeczeństwo jego
jest chore i kłoni się do rozkładu; że stare Chiny, jak owox>
przejrzały, gniją, a zewsząd czattgą, żeby go strącić
z drzewa. I zapewne strącą ten owoc i nikt inny go nie
■trąci, tylko Moskwa — lecz narodu zniszczyć nie potrafią,
narodu nie wyplenia; a gdy to chińskie nasienie zostanie
podlane chrześciaństwem, gdy w niego wszczepią ideę ruchu,
to pewno znowuż w nowe drzewo urośnie i niepodległością
zakwitnie.
Za teatrem- jest drugi plac, mały, wybrukowany cioso-
wemi płytami i otoczony zewsząd galeryami oraz budynkamL
Przy nim wznosi się główna świątynia Majmaczynu, a przed
nią świątynia, czci cesarza poświęcona. Nikt nie może po-
modlić się do Boga , nikt nie może przyjść do jego kościoła,
nie uderzywszy wprzódy czołem przed tronem. Nieposłusznej
nainry człowiek, jeżeli czci nie odda tronowi, musi przynaj*
mniej przejść obok świątyni cesarskiej , a widząc ją tuż przy
ł)oakiej, mimowoli odnosi początek władzy cesarza do Boga
i pomsza przez to szereg myśli oraz wyobrażeń korzystnych
dla despoty, bo osłaniających go aureolą świętości i bosko-
ioi, kierujących go na reprezentanta bożego, a nawet na
boga ziemskiego.
Nie tylko w Chinach monarcha tak wysoki , boski stopień
sąjmiąje, lecz i w wielu miejscowościach Rosyi, której nrzą-
264
dienia potitycsne bardzo 8% do chińskich podobiw, bil on
nazywa bogiem ziemskim, a i w Rzymie łryto to hm
Despotyzm labi odwoływać się do Boga i obok niego *•
wać, a wszędzie jest do siebie podobny, ws^dne ujn
jednakowych środków i podobne też wszędńe nask^pitM
zostawia.
Świątynia cesarska jest drewnianą, dach na niej wygiHif,
opiera się na dwóch ścianach; z dwóch stron świftymij^
otwartą; w około otacza ją balustrada. W środkn tago^
wnego kościoła wznosi się na stopniach tron cessm, v^
biony chorąg?riami i materyami. Przed tronem itoji^
ptaki z drzewa wyrobione, zdaje się, ze imawie. lU tro-
nem i w innych miejscach a połapu pozawieszane pifin**
i drewniane pająki, latarnie z jedwabnej mateiyi i z jełańg*
rogu. Pod ścianami umieszczono dłagie a wązkie ióhe ck>*
rągwie, z wydrukowanym albo z wyhaftowanym mote
Smok ten kręcący się jak żmija, łuską poktyty, jest bstai
państwa. Smok (łu) jest symbolem władzy nieognaioo^t
mądrości i siły, a czasami też bywa symbolem męikig^y
przyrodzenia (jan). Obok herbu bywa na chorągwi «J**^
wane nazwisko cesarza i państwa. Kaady cesan pnj «^
powaniu na tron inaczej nazywa kraj, którym nada. Tcff
panujący cesarz wstępując na tron 26. lutego 1850 rob. ■**
zwał Chiny ukrólestwem powszechnej obfitością
sam zaś nazywa się Hien-fong. Imię to jest znasetjftB
na południu Chin, na północy nazywają go Siań-fj^
Ojciec jego był Dao-Hnan.. Hien-fong ma synów: !•»••
I-hun, I-czu, I-cnn. Obok chorągwi poostawisli ■io''''
halabardy, czerwone laski ze smokami, bambusy. KsfiM*
wszędzie, szczególniej na tronie, pełno. W dzień No«l*
Roku i w każde święto, Dżergruczej otoczony
i kupcami , rozpoczyna uroczystość pokłonem pned 1
cesarza. *)
Po prawej stronie cesarskiego kościoła znąjdije of P^
małym budynku niziutka galerya, na której ściansch «?■*'
*) w Chinach nriędoioj last^pujf kapłanów, oni bowi«in prtt**'"**
obn^om nltggnjFB, które są sarawm obnfdami poiUtjtMoemi.
265
lowanA jest hittorya Hongłoja, *.kt6rego twarz zwykle ma-
lig% dotawym kolorem. Tutaj na podłodze leżały zabite na
ofiary barany i cakierki.
O kilka wreszcie kroków za t% świ%tyni% wznoń się inny
kościół, czci Boga poświęcony; je^t to główny i największy
budynek w Majmaczynie. Dach wygięty i wysoki, front
ozdobiony bardzo bogato. Drzewa, kwiaty, liście, winogrona
i róine owoce; ptaki i czworonożne zwierzęta; klatki, domy,
figury ludzkie i mitologiczne; róine potwory, znaki i symbole,
wszystko to rżnięte w drzewie i pomalowane, plącze się
w pstrą, ale ładn% całość, która niby barwisty kobierzec
okrywa ściany i słupy frontu kościoła. Omamentaoya Ul
czysto chińskiego gustu bardzo się podobać może. W niej
spostrzegać się już daje wyższe estetyczne wyrobienie: arty-
stki brał przeróżne kształty królestw flory i fauny oraz z ca-
łego przyrodzenia, a utworzył z nich obraz nie bez myśli:
wszystko, co świat posiada, kłania się i cześć oddi^
bóstwu. Ozdoby te wyrzeźbione w drzewie, prześlicznej ro-
boty, kosztują około 100,000 rs.; w nich podziwiać potrzeba
cierpliwość chińskiego robotnika. I rzeczywiście, robotnik
chiński jest najoierpliwszy, nąj wy trwalszy, a może i najtań-
szy robotnik na świecie. Robi on powoli, ale dokładnie;
najdrobniejszą rzecz wykończy tak starannie, jakby na wieki
służyć miała. Praca też więcej niż gust i materyał cenioną
jest w chińskich wyrobach.
Balustrada czerwono lakierowana, zamykała wnętrze,, do
którego wejśde wzbronione jest cudzoziemcom. Przez balu-
stradę jednak mogliśmy dosyć dobrze obejrzeć wszystko, co
się w kościele znajdowało. Napełniał go .mrok tajemniczy,
Tozświecany bladawem światłem lamp, wiszących u pułapu,
które najozdobniej przystrojono. Omamentacya ścian w ko-
ściele nie mniej pstra i obfita, jak i frontu. Ka ołtarzu
stało bóstwo pozłacane ; na środku zaś kościoła cztery grube,
wysokie, drewniane posągi, ubrane po rycersku w posrebrzane
i pozłacane blachy. Przewodnik mój nie umiał mi powie-
dzieć nazwiska tych bałwanów; utrzymywał tylko, iż to są
bóstwa mandżurskie. Wiadomo, że obojętność relig^na
Chińczyków dozwoliła, jak niejfdyś obojętność Rzymian
w Panteonie, igromadsać i ponsUwiaiS w swoich iwńątf^adk
bóstiwa rosmaitych narodów. Zn^duj% si^ wi^ w iok k»-
ściobch bałwany buddąjskie, daoskie, mandinrakie i modi
się w nich Lama, Ssamui i Ghińocyk wyaumia i^aokina, jak
i wielbiciel filosoficsncg wiary Konfocyusaa.
Chińczyk modli się, składając ręce na piersiach i pm^MJĘ/t
na kolana, Lama zaś przygrywają nabożnym swoim śpiewoB.
Zastałem właśnie dwóch starych Łamów, siedsfcycfa na sMi
pn^ stole ofiarnym i czytających pobożne księgi tybeebr;
naprzeciw nich -siedzieli dwaj pospolici Mongołowie i bs
myśli w oczach spoglądali na nas i na łamów. Stołów ofiar-
nych było ai trzy. Na środkowym, pomiędzy papienwsBi
kwiatami, poustawiane był posążki różnych bogów, a foed
niemi złożone barany, ponakry wane złoconym papierem, ha^
fitury, cukierki i inne jadła. «Na dwóch polK>cznyeh slolsd^
wśród mnóstwa świecidełek, jeszcze obfitsze ofiary leialf.
Zewnątrz świątyni stoi wysoka, rzeźbą ozdobiona kadsieliieB;
w niej, codzieó przez miesiąc odwiedzając to miejsce ^ ue
widziałem oleiów, ani kadzid^ palących się; nie widiialem
też modlących się Chińczyków,, ani odprawianego asbo-
żeństwa.
Nigdzie lud nie jest tak przygotowany do przyjęcia DOivq
wiary, jak w Chinach, bo nigdzie niewiara, czczoeć reUfU"*
nie jest tak powszechna. Ofiary bez serca złożone, obrządek
okazały, którego nikt nie pojmiąje i w którym bynajmiiq
nie idzie o podniesienie ducha, a zresztą zupełny indylsrea-
tyzm, niewiadomośó i zabobon, oto są cechy religijnego
usposobienia Cbin. Gdyby nie ustawa politycsna, Ouay
dawno przyjęłyby chrześciaństwo: gdyby nie nrządaeais
państwa, od wieków utrzymigące na jednynl i tym Bttmjm
stopniu pojęcia i wyobrażenia, które zamieniły swobodę ży-
cia na ruch jednostajny, łudzący porządkiem i posoccn
rzeczywistego życia; gdyby nie te instytucye policyjno-pob*
tyczne, które instynkta konserwacyjne silnie ngruntowslf
w moralnej ich naturze — Chiuy byłyby od dawna knjż
na swoich świątyniach zatknęły.
Prócz obrządku, którym rozpoczyna I>żergaciej No«y
rok, w jesieni można w Jdąjmaczynie widzieć obrz^^iek od-
dawania czd amartym przodkom. Kaida rodaina robi mi-
niaturowe 2 papieru powosiki: w nich sadaaj% lalki, mąjąoe
Tryobrażaó osoby zmarłe, za niemi ciągną lilipuckie wózki
z cukierkami, owocami, mąką i róinem jedzeniem dla zmar-
łych; do tych wózków papierowe woły aą zaprzęione.
Wszystko to znoszą na plac przed teatrem, a zrzuciwszy na
jedną kupę papierowe ekwipaźe i lalki , zapalają — i śmiejąc
się, przypatrują się, jak płoną ich ofiary. Jest to dzień
sadaszny Chińczyków, w którego obrządku napróźno szuka-
libyśmy ducha i tęsknoty. Smutny obrządek wspominania
zmarłych zamienili na widowisko , zabawkę dziecinną i wesołą
komedyę. Gześó zmarłym, za którą tak chwalono w£uropie
Chińczyków, datuje się od najdawniejszych czasów. Dowo-
dzi ona, iż idea nieśmiertelności duszy dawno jest tu roz-
powszechnioną. Konfucyusz zaleca oddawać cześć duszom
przodków i staWiać przed niemi jedzenia, a cnotliwych mo-
narchów Wuwan i Czeugun bardzo chwali za to, źe «zmar^
łym przodkom służyli jakby żywym. »
Chińczycy składają jeszcze ofiary duchom miejscowości
i duchom znakomitych mężów. Bobdohan składa ofiary
słońcu, księżycowi, niebu i ziemi. Obrządki te należą do
obrządków religii Konfucyusza, który głosząc swoją moral-
ność polityczną i jej główną zasadę: bezwarunkowe i zupełne
poełuazeństwo cesarzowi i rodzicom, nie myśhił z nauki swo-
[ąj tworzyć religii. Maksymy jego tak dogodne dla deapo-
bów, przez nich podniesione zostały w formach obrządko-
wych, religijnych; stały się one rządową moralnością i za-
mieniły Cluny na mumię moralną. «Całe państwo, mówi
EEerder*), jest mumia balsamowana, okraszona hieroglifami
[ w jedwab owinięta. Krążenie wewnętrznych sił jego, jest
ak życie zwierząt, podczas zimy śpiących. Imię Konfu-
cjusza, mówi dalej, jest dla mnie wielkie, lubo wiadome
cąjdany, jakie sam nosił, jakie z najlepszą wolą przez swoją
"sądową moralność ludowi zabobonnemu i całemu chińskiemu
>olitycznemu urządzeniu na wieczne czasy narzucił. Przea
*) Ponijiły do filosofli Dstejów rodsaju ludzkiego, prieloiył c Dieni**
ikicgo JÓMf BjcfaowUc. Tny tomy. Wilno 18S8 r.
taką moralność ten lad, jak nie jeden naród na kidi :
skiej, satnymat ńę wśród swego wycbowama, jakby w i
pacholęcia: ponieważ ten mecbanicsny pop^ nauki obyc»
jowej, wolny poat^ nmyahi na sawsaa zatamował, a w »
mowładnem państwie dragi się Eonfocyosa nie nrodafl.*
Zmarłych Chińcsyoy otacsają ssanownem wspomniemf ;
jefteli zaś kto omree w obcej siemi, wioe% pobożnie dafe
jego do Chin i grzebią w ziemi, w którg ojcowie jego 90-
czywają. Mongolię, złączoną z nimi politycznie, nwaiiii a
obcą krainę i nie chowają w niej swoich nmaiłf^, te
wiozą tnipów przez stepy za mur chiński. Po amierei n^
dzioów noszą trzy lata źalobę; po śmierci brata lub siostiy
kilka miesięcy ; po dzieciach nie noszą ialoby. Kolor łalobiy
jest biały. Po śmierci cesarza cała Indność Nielńeskiefs
państwa obowiązana jest nosić iatobę przez rok jsdea.
Wówczas biorą białe pasy i suknie białemi tągmanw osy-
wają; kapelusze noszą bez kutasów i przez cały* rok g)óv
nie golą.
Chińczyk, jeieli żona jego jest niepłodną, ieni się z dragą,
z trzecią, tak, ie niektórzy mają po kilka ion, z kto^^
najwięcej rodząca uważana jest za rzeczywistą jego małionkę.
Dzieciobójstwo bardzo jest pospolite, a nie jest uważane za
występek. Prawo zgodnie z nauką Konfticyasza, uwas^ąe
ojca za pana nieograniczonego swojej rodziny, pozwała ma
z nią robić, co się podoba i nie pociąga do odpowie-
dzialności.
Nanka Konfucyusza stała się religią rządu, arysŁokrani
i uczonych. Klassy niższe wyznają inne wiary. Wielka lic^
Chińczyków przywiązaną jest do zabobonnej wiary Daosóv,
której założyciel Łao ki u (inaczej Leodza) dowodsS, H
człowiek w tutejszym, ziemskim bycie, może zostawać wbo-
pośrednich stosunkach z duchami nadziemskimi; podobaf
w tym względzie do Szamanów, których wiara zależy as
wywoływaniu i radzeniu się duchów. Wiara ta sybenjfka
czyli szamańska, rozszerzona niegdyś w Mongolii, dzissj
jeszcze jest wiarą ludu mandżurskiego. Dynastya Gin, dś-
siąj panigąca, jest szamańską, a nam się zdaje, że wiara ta
początek wzięła w Chinach i ztamtąd rozszerzyła aię na pół-
269
nocy. Ciekftwą byłoby rsecsą, wykazanie podobieństwa po-
między szamanizmem a pojęciami i obrządkami Daosów.
Wiara Tybetu i Mongolii, o której wyiej obszernie mó-
wiliśmy, jest takśe w Chinach bardzo rozszerzoną. Mówif,
że baddaizm jest w Chinach protegowanym, i bardzo to
być mo2e, gdyż wiara utrzymująca ludzi w bezmyślnej kon-
templacyi, rzucająca cień na zabiegi ludzkie, które uważa za
przeszkodę do zbawienia — wiara , która jest przeciwną po-
stępowi społecznemu i utrzymi^e ludzi w wiecznej stagnacyi,
bardzo jest dogodną dla despotyzmu.
Mthometanizm w państwie Chińskiem wyznają tylko
ludy zamieszkujące Małą Bucharyę czyli Turfan. Chińczyków-
Mahometanów nie ma wcale.
Nie mało Chińczyków wyznaje od dawna naukę Chrystusa.
Liczbę efarześcian podają na kilkadziesiąt milionów, co nam
się zdige pnsesadzonem.
Tajpingowie, którzy powstali przeciwko cesarzowi
i jeszcze dotąd nie są pokonam, mają byó, jak utrzymają
ladzie blisko ich znający, chrześcianami. Jeżeli tak jest, to
chrześcianizm w Chinach uległ skażeniu, które go tak wyró-
żniło, że nie jest podobny do żadnej z religii i sekt chne-
ściańskich. Państwo swoje zbuntowani Tajpingowie naswali
okrólestwem całego swiatan, a ich król Hong-sint-sinen,
rodem z Kuangsi, ogłasza, że jest synem Boga, młodszym
bratem Jezusa Chrystusa, przysłanym dla poprawienia ludzkości.
JhDode, walczące państwo Tajpingów, uległo już wewnętrz-
nemu i to bardzo silnemu wstrząśnieniu. Nad jego wscho*
dnia częścią panował Jang Siutschin, także rodem
z Kuangsi, będący wcieleniem Ducha Świętego; brat zaś
Honga, Wei-Tszang-hoei, był królem północnych pro-
wincyi. Roku 1856 król Duch święty Jang, przy pomocy
Weja, zwalić chciał i odtrącić od władzy Honga, młodszego
brata Chrystusa, jako człowieka grzesznego i nie zasługują-
<9ego więcej na łaskę Boga. Spisek dwóch królów przeciwko
trzeciemu wydał się, a Hong energiczny, grożący mu zamach
uprzedził napadem. Janga i jego stronników wyrżnął,
w Nankinie, będącym stolicą Tsgpingów; brat jego Weja
270
póćniej był tswyińczonjm. Takim Bpotobem Hong atnjml
się pny wUÓMy.
Prowincje Kiangsti, Ssetszuen i Kueitszeii 8% irodkicB
potęgi króla Tajpingów: w tych prowincytch bowiem nues-
kają lody, które go uważają sa poełanaika niebiekiega^
drugiego po Chrystane syna Boiego.
Nauka ewangielii, głoezona w dawnych wiekach, jak of
pokasige z powstania Tajpingów, przyjęła się w GUoiok
Ziam» j^ Kooone na bujną rolę i opuaacsone, roalo popołi
pod wpływem zabobonu i obyczajów chińakich, a nrafaiy
w duże drzewo, wydi^o owoo nadgniły' i zepsuty. ChrańeA-
nizm Tajpingów jest rzeczywiście chińskim. Ckińaka narodo-
wość nie tylko obyczaje i mowę mieazki^ących wśród akik
ludzi przerabia na swoje kopyto, lecz i ideę, myśl, pnijmoje
tylko wówczas, gdy ją przekręci, ubierze po awojenu. gdy
ją zrobi, jednem słowem, zupełnie swojską, narodową.
Tientszukiao w prowincyi Honan, to są rzymscy kato-
licy. Ci udziału w powstaniu nie brali. Katolicy nie ulko
w tej jednej prowincyi, lecz i w innych rozrzuceni nie-
szkają ^aleiy się spodziewać, ie tolerancya, jaką im ostatnie
traktaty zabezpieczyły, przyczyni się bardzo do ngmnio«iaia
chrseściaństwa i powoła większą liczbę missyonarzy do Chin.
Naukę Chrystusa w Chinach pierwsi Nestoryanie |iio-
sili. Odtąd aż do naszych czasów, w różne wieki, laisayo-
narze wszystkich narodów europejskich udawali się do dun.
Nie jest moim zamiarem opisywać historyi chrseśdaaski^
missyi — wspomnieć mi jednak wypada , że i Polacy s missy^
narzami innych narodów pracowali na tem obszemem i obie*
o^jącem obfite zbiory polu chińskiem.
Ś. Jacek Odrowąż, uczeń ś. Dominika, fundator do-
minikanów w Polsce, udi^ się w roku 1228 na Wschód dla
opowiadania słowa Boźeg^. Hana Jazygów, kocaąjących nad
Donem, nawrócił, a ztamtąd udał się cio Turkestann, prze-
darł się do Tybetu i do Eatąju, prowincyi północnych Chin*)>
gdzie missyonarze w przeszłym wieku znaleźli jeszcze ślady
*) Wyjątek B Podróiy po Wucbodsle pncs A. Mnchlitekiafo v Pwir
tDiku religijno-moralnym, miesifc mą)f etsrwiec iS58 r.
271
ehrześciaństwa, pozostałe zapewne po ewangielicznej siejbie
naszego ziomka. W późniejszych czasach spotykamy w Chi>
nach missyonarza Polaka, ks. Andrzeja Rudominę, zmar-
łego na suchoty r. 1621 w prowincyi Fo Kien. Żywot tego
[ apostolskiego męża opisał ks. Wojciech Męciński, jezuita,
^ Polak, missyonarz w Japonii, gdzie 1643 r. żywot swój za-
pieczętował męczeństwem.
Kiedy Rudomina wyjeżdżał do Chin, Maciej Sarbiewski
* iak^ na jego odjazd napisał Odę po łacinie:
&!> wńamA cNdalns AlHeo.
i IM. n., od. n.
F* I więc Jui galewilwema powiersywssy drogie *)
Życie Twe Afrykowi, na odmęty srogie
Płyniees Andrzeju , wojny mleii z wiatrami
^ Bulowego dworu tyranami?
Nie trwoły dę okropny widok morskiej fali,
Odsie mokremł tarany woda wodę wali;
A praelatojfc Burus władogromy.
Pcha lódś to w niebo, to w podziemne domy?
, Lecs sa nie sobie wałfc groźby uporczywe
Jaskini EoloweJ i morza mrukliwe;
Śmiejesz się mile, a na nieochrone
Przypadki rsncars oko niezmruione:
^ Jakim więc TuskulaAskie zwiedząjfc ogrody,
Na plęknes patrzał kwiaty , lab gdzie n|cse wody
Tocząc Anło, wije się i pieni
Po roskosznego Tyburn przestrzeni.
Wdziękiem oblicza twego morze ubłagane
Oto juł gniewy składa, jui widzę usłane.
Jak tylko na dal rzucić mogę okiem;
Legły u brzegów snem fale głębokiem.
A Neptun kryształowe zamknąwszy źrenice,
Słodki wydycha pokój. Odcinaj kotwice
Rychło od lądu; a w czasie pogodnym
DiO wiatrom okręt poganiaó łagodnym.
Królowa, która ziemią i morzami władnie.
Od szkodliwych przypadków zachowa cię snadnie:
Ani dopuści, aby swego sługi
Podrół przeciwnej doznała ieglugi.
Irkaek, dni* IS. grudniii 18B8 r.
•) Tłumaczenie polskie Adama Naruszewicza.
DODATKI.
OiK*!***! OpiMoie. Ul. 18
UWAGI
NAD POTRZEBAMI PARAFH ZABAJKALSKIEJ
ALEKSANDRA WĘŻYKA.
Tak się stało z rozporządzenia Bożego, ie od Karpat
i Odry, aż do ostatnich granic wschodnich państwa Rossyj-
skiego, losy kościoła katolickiego są głównie powierzone
pieczy i pilności polskiego plemienia. W niektórych miej-
scowościach podzielamy wprawdzie to stanowisko w winnicy
Pańskiej z innemi plemionami, jako to: w Galicyi z plemie-
niem niemieckiem, w krajach Zakankazkich z plemieniem
armeńskiem, ale przewyższając je wszystkie i liczbą i świa-
tłem, od nas to głównie zależy wymagać rachunku z powie-
rzonego nam skarbu.
Różne wedle różności czasów udzielane nam były środki
przez Opatrzność do wypełniania naszego posłannictwa.
W niezbyt odległej jeszcze przeszłości uorganizowani pod
znamionami licznego i prawie wyłącznie paniąjącego ducho-
wieństwa, posiadając w rękach swoich środki edukacyjne,
mieliśmy prócz tego ramię świeckiej władzy; dzisiaj to po-
łożenie nasze zmieniło się.
Nie jest tu moim zamiarem wyluszczać, jak i w jakim
czasie uiszczaliśmy się z włożonego na nas obowiązku, lub
też jakie winy i grzechy doprowadziły nas do obecnego
18*
276
upadku; pracownicy bowiem tych ubiegłych wieków atoją
już przed sprawiedliwym i mądrzejszym sędzią, dla odebra-
nia zapłaty wedle swej pracy; pragnę tylko z obejrzenii
teraźniejszego położenia wyciągnąć teraźniejsse obowiądd^
zwracając szczególniejszą uwagę na parafię zabąjkałską.
Nawet mało wprawne oko, przy pierwsaeni wejrzeBi^
jest w stanie poznać, że położenie nasze jest niebezpiecznan,
że Bóg dopuścił ciężką próbę na naszą wytrwałość; ale nie
każdy może dokładnie zmierzył, lub nie chciał zmierzyć, al|
głębokość przepaści, nad którą stoimy. Otwórzmy więcoaj
na poznanie rzeczywistości, na nic bowiem nam się tk
przyda niewiadomość niebezpieczeństwa , lub zmniejszuue go
za pomocą dobrowolnego złudzenia.
Kościół katolicki, w ogóle wzięty, stojąc pod obroną
obietnic Chrystusowych, może spokojnie zapatrywać ńę ca
burze , wznoszące się w koło niego , bo nawet bnuny piekieisc
nie przemogą przeciw niemu; lecz inaczej ma się rzecz zpo-
jedyńczemi cząstkami ogólnego kościoła. Historya osb«^
nas o niebezpieczeństwie.
Kościół afrykański, najświetniejszy może z kościołów, m-
asczyoony krwią tylu męczenników i uświetniony tylu gcnia-
Bzami, zginął do szczętu, i dopiero po czternasta wiekach
zaczyna na nowo się odzywać, na tej samej wprawdzie
ziemi, lecz pod znamionami innych plemion. Kościół
w Arabii, odprawiający niegdyś swoje koncylia prowincyo-
nalne, dziś mało kto i wie o jego przeazłem istniema;
w bliższych nam nawet czasach zaginął kościół w Anglii
i w wielu krajach niemieckich.
W obec więc takich wypadków, możemyż sobie obiecy-
wać, że dla nas uczyniony będzie wiatek, że grzechy, któic
drugich wtrąciły w przepaść, nam nie będą azkodliwemi, ie
to, co opuści nasze lenistwo lub nieoględność, to Bóg a
nas uczyni? Gdzież jest ten liczny zastęp świętych i m^
czenników, których czyny i krew pośrednicząca pnsed Bo>
giem, mogłyby w nas wzniecać zaufanie?! Gdzież są ót^
wody wytrwałości, uspokajającej serce? Mniemam nawHi
że z rozważania przeszłości można by nawet przeciwne wy-
ciągnąć wnioski; w ciągu bowiem 60-letniej epoki pióby,
277
kaiden rok przekazuje następnemu uazcznplone dziedzictwo,
bo wieifty, że zginąć możemy.
Każden z parafian winien siebie nważaó za żołnierza,
postawionego na straży, i nikt niecb nie mówi: to do mnie nie
należy — bo kościół podzielony na dnchownych i świeckicb,
jakkolwiek dla piewszych pozostawił wyłącznie część zatru-
dnień, jako to: administrowanie sakramentów, odprawianie
mszy świętej, i t. d. — lecz i świeckich uż3rwa do większego
lub mniejszego udziału w pracach kościoła, wedle potrzeb
czasu i większego lub mniejszego niebezpieczeństwa. Histo-
rya przekonywa nas o tem dowodnie.
W pierwszych czasach chrześciaństwa, kiedy hierarchia
kościoła była jeszcze nieliczną i konstytucya jego oieukoń-
czoną, świeccy nie tylko należeli do wyborów na godności
duchowne, ale nawet do narad nad uregulowaniem dy-
scypliny i porządku życia chrześciański^fo; długo bardzo
świeccy mieli udział w koncyliach powszechnych i prowin-
cyonalnych; dłużej jeszcze, bo prawie do ostatnich czasów,
świeckim służy prawo przedstawiania na miejsca duchowne,
opieka nad klasztorami i zakładami dobroczynnemi , i t. d.
Ponieważ zaś kościół niejednostajnie rozwija się we wszyst-
kich swoich częściach, dzieje się więc tak, że w jednym
i tymże samym czasie, w różnych częściach istnieje rozliczny
podział pracy, różny udział świeckich w uprawie winnicy
Pańskiej. I tak, kiedy we Włoszech, Francyi i Hiszpanii,
świeccy pod zasłoną licznego duchowieństwa, mogą bezpie-
cznie oddawać się zatrudnieniom swego powołania, widząc,
ie jest komu uchylić grożące niebezpieczeństwo, lub za-
wczasu o niem ostrzedz'; w Anglii sam ojciec nad tem czu-
wać musi , azali dziecko jego nie jest narażone na zgorszenie
wo wierze w szkołach, w których ma odbierać wychowanie;
w Prussach świecki sam nieraz musi być sędzią, azali symo-
niacki duchowny nie wytłumaczył fałszywie woli kościoła;
w Chinach zaś nieraz dom świeckiego służyć musi za schro-
nienie dla proboszcza i za punkt zbierania się wiernych na
Wspólną modlitwę. Tak więc duchowni i świeccy nie mówmy:
«to do nas nie należy », bo wiara w posłuszeństwie kościołowi
est wspólnym naszym fachem, a zastanawiajmy się raczej
278
pilnie nad potnebami tej miejscowości, w której nu Bó;
osadzi), abyśmy się nie stali winnymi niedbalstwa, aby nawet
nasza osobista i ascetyczna pobożność nie była nam pocij-
tana za opuszczenie.
Ludność parafii zabajkalskiej sldada się prawie z osmiaiet
dusz obqjej ploi; ta ludność jest rozproszoną na przestzxu
10,000 mil kwadratowych, malemi grupami, kilka łnb kiUbs-
naście osób wynosz%cemi; nijwicksze skupienie w NenoTB-
skim zawodzie, nie wynosi 100 dusz. To nawet roalokoraie
ludności nie jest stałem, ale bądź to z przyczyny szobua
zarobku, lub z okoliczności niezależnych od niej, pedlegs
częstym zmianom.
Z tego więc krótkiego wykazu łatwo jest osądaić, ze ns-
proszenie jest głównym defektem naszej parafii; leczdopioo
przez przypatrzenie się skutkom , wynikającym s tego rocpn>-
•szenia, można poznać całą rozciągłość tej klęski. W spofe-
czności bowiem spoczywa dopiero rzeczywista sfia, i aib
X)dosobniony nie jest dosyć mocnym, aby mógł być bei|śs-
x»nym; w społeczności słabsi wzmacniają się przyUadaa
mocniejszych, a mocniejsi czerpią siłę w tej atmocfcnpe
prawdy, która ich otacza. W społeczności wyradaa się ta
zbawienny wstyd grzechu, który często zastępiige raeesywisfy
wstręt do grzechu; w społeczności bezpieczniej prwtAcm^je
się prawda, bo mniej oświeceni uczą się od oświeconych,
a zboczenia rozumu tych ostatnich prostują się
powszechnym. Te to korzyści społecznego bytu są dla
stracone skutkiem naszego położenia. Przez rozpr
proboszcz, który jest widomym przedstawicielem jednośd
kościoła i organem środków, zalecanych przez niego ki
utwierdzeniu w wierze, zaledwie jest w stanie raz w rsk
pokazać się oczom parafian. Przez niemożność przypomina*
nia nauki za pomocą kazań lub nauki katechizmu, zacief^
eię w umyśle parafian najelementamiejsze pojęcia o zbawie-
niu duszy — powoli wprowadzają się coraz większe zwotiic-
nia i odstąpienia w nauce. Wielu parafian, nie mając
ści słuchania mszy świętej w święta i niedziele, poaba«
rady i zachęty ze strony oświeceńszych katolików, albo
w ciągu całego roku żyją bez Boga, jako zwierzęta, albo
279
powodowani instynktem wrodzonym człowiekowi do obcho-
dsenia jakichkolwiek uroczystości, przyłączają się do iycb,
które im są najbliższe, nie patrząc na szkodliwe skatki ztąd
•dla nich wynikające.
Temi to dro^mi, przez powolny wpływ czasn, wielu ka-
-tolików przeradza się na heretyków, nie z przekonania, nie
•doświadczywszy tych uniesień pychy, jakich doświadczają
2>rawdziwi hereziarohowie, ale przeciwnie, często nie wiedząc
•o tern i nie umiejąc naznaczyć daty, kiedy błąd wziął
w nich początek. Takiemi to drogami wielu zobojętniwszy
na prawdy religijne, nie przyłączywszy się nawet do błędu,
ni zimni, ni gorący, iyją, miotani jedynie instynktami ciała,
i tak przed naszemi oczami, w obec rzeczywistej poboinosci
wielo, marnieje kościół, podobny do owego drzewa, które
wicher nie obalił i piorun nie dotknął, ale zetlało drobnemi
dsiałaniami atmosfery i toczeniem małych, zaledwie widzial-
nych robaczków.
W obec takich to następstw nie można pozostać bezczyn-
nym obserwatorem; duchowni i świeccy winni podpierać
budynek, w którym wspólnie mieszkają i którego ruina
wszystkich dotknie. Rozproszenie wprawdzie nie da się
wprost usunąć, bo ono zależy od przyczyn, które nie są
w naszych rękach, ale czego nie można usunąć w zupełno-
ści, temu można zaradzić w części; położenie zresztą takie,
jak nasze, nie jest jedynem w historyi kościółki, ani terażniej-
ssości, ani w przeszłości.
W przeszłych wiekach, które nastąpiły po śmierci Chry-
stusa Pana, ówcześni katolicy, rozproszeni na nie wielkie
gminy, otoczeni nieprzyjaznym sobie światem, który ńsgrody
swoje przeznaczał dla innych zasad, nie mieli ani wsparcia
od mocy ziemskich, tmi tych wspaniałych świątyń, ani tych
licznych ambon, z których peryodyczne opowiadanie i tłu-
maczenie słowa Bożego, mogłoby wzmacniać ich przekona-
nia. Ale też pod ciężarem tego położenia widzimy tych pier-
wotnych katolików, z energią i wytrwałością chwytających
się środków, wskazanych im przez mężów oświeconych Du-
chem ś., przeciw rozproszeniu; walczą oni powiększeniem
węzłów społecznych, zbliżających ich do siebie; nawet po-
280
trzeby powssedniego iyciA, wapólne stołowanie aif , wcpćhe
zarobkowanie, 8lai% im do dopięcia tego celu: grota, doią
nstępiąje im kościół. O wiele zaś z jedn^ strony wimamtąji
wzajemne węzły, o tyle z drogiej strony odtącsąią tic n^
skrupulatniej od tego, co się ani przyswoić, ani popnwić
nie da; unikają obrzędów poganów, nie l%cz^ się z mBii
przez małżeństwa, zacierają w mieszkaniach awoi^ wmlkis
znaki, przypominigące im obce przekonania; od mA więc
uczmy się, jak postępować i radzić sobie należy.
Nasze położenie nie jest wprawdzie takie aame, ale jest
podobne; nie potrzebujemy, podobnie im, uczyć się dopiero
wiary i rutyny życia chrześciańskiego, ale potrzeboisiDy
przechowywać to, uo już wiemy; nie potrsebajemy wyn^-
wać środków, ale wskazane wykonywać; kościół bowiem
nauczał i naucza o ważności święcenia świąt i niedziel prB»
niego przepisanych, naucza o ważności modlitwy q>oteczD^
Budynek kościelny wprawdzie jest pożytecznym , ale nie jeit
koniecznym; w stronach nawet, gdzie kościoły aą licBMJiBt^
ale nie dość liczne, pobożni obywatele nie mog%c dla wa-
żnych przyczyn znajdować się w kościele parafialnym , w pne-
pisane święta i niedziele zbierają w mieszkania awojem cze-
ladź i domowników na wspólną modlitwę, aby, nie mogą&
mieć przed oczami ofiary rzeczywistej, mieli Jej podobieństwot
Go zaś tam jest chwilową potrzebą, tu w parafii jest ciągl|;
co więc tam jest czasowym obyczajem, to tu powinno być
trwałą i ciągłą praktyką. Jeżeli więc w jakiej miejscowości
zamieszkige trzech katolików, niechaj d aważaj% się la spo-
łeczność katolicką: Chrystus Pan bowiem obiecał zaszotycić
obecnością swoją trzech zebranych w imię Jego. Taka ^io>
łeczność niechaj wprowadza u siebie obyczaj święcenia świąt
przez zbieranie się na wspólną modlitwę; nijprostaza izba
uprzątniona na tę chwilę, może służyć ku temu, bo droasią
jest Panu wierność serc, aniżeli nąjwspanialsse oadoby*
Niechaj na zebraniu jeden z parafian czyta głośno stosownie
wybrane modlitwy, któreby drudzy powtarzać mogli cicho^
aby pomódz nie umiejącym się samym modlić, i aby to nie
było modlenie się pojedynczo razem, ale modlenie się spo-
281
Uesne. Brak kacań moina sa8t%pió odmawianiem akta
wiary > pr^kacań Boskich i koBci^nych, lub tei odcsytywa-
niem stosownych kazań, już gotowych, majfcych ^robatę
koście1n%. Ponieważ aas wszelkie usiłowania ludzkie dopiero
za pomoc% niebieską mogą otrzymać dobre powodzenie,
i ponieważ Matka Boska Częstochowska uznana jest od da-
wnych czasów za' szczególną Opiekunkę naszego plemienia,
której już często doznawaliśmy pomocy, niechi^ więc para-
fianie, zaprowadzając u siebie obyczaj schodzenia się na
wspólną modlitwę w święta i niedziele, uciekną się teraz
w t^ naszej potrzebie do tego nieomylnego źródła, oddając
te swoje intencye szczególnej opiece Matki Boskiej Często-
chowskiej.
Taki to więc obyczaj zbierania się na wspólną modlitwę
i powtarzania sobie peryodycznego nauk kościoła rozpo-
wszechniony po naszej parafii, stać się może zawiązkiem
społeczności katolickiej, w której dopiero tkwi moc i bez-
pieczeństwo pojedynczych; będzie on przechowywał to, co
tak ważnem jest przechować i będzie przypomniał to, co
pamiętać należy.
Proponowana praktyka nie obejmuje wprawdzie i nie
wyczerpuje wszystkiego, co czynić można, bo też tutaj po-
dobnie, jak we wszystkich sprawach fundamentem rzeczywi-
stej pożyteczności jest dobrowolne roztrząśnienie sumienia,
stawienie przed trybunałem Bożym środków swoich i czynów
swoich; i temu też to szczeremu roztrząśnieniu sumienia
poddaję pod rozbiór i wykonanie te niniejsze uwagi nad pa-
rafią Zabajkalską.
Niechaj nikt nie mówi: a Stójmy bespiecznien, albowiem
tginąć możemy. Niechaj nikt nie mówi: «To do mnie nie
lależy, ja mam swój fachn — bo wiara jest fachem wszyst-
dch w porittszeństwie kościołowi, domem, w którym
rizyscy mieszkają; oświeceńsi zaś katolicy są naturalnymi
pomocnikami duchowieństwa. Niechaj nikt nie mówi:
Zginęliśmy I na co nam się przyda ratować budynek, któ-
ego zguba nieuchronna ?» — bo Chrystus Pan mówi:
Pukajcie, a będzie wam otworzono », a ręka jego małe
282
neczy oiyni wielkiemi. Ale praeciwnie niecbaj każd y bjewe
ndziftl we wspólnej potrzebie, stowając z ufnością i wjlr— -
)o6oią pod starą i znaną nam chorągwią Matki Boskig
CzęBtochowekiej, któreg skutecznej opi^i doznaliśmy joi
wielokrotnie w przesztoici.
BIOGRAFIA BUDDY.*)
W^ niniejszej biogprafii Buddy nie myślimy powtarzać ba-
jek, znajdujących się we wszystkich jego biografiach;
szczegóły o wystąpieniu Buddy w Indyach, braliśmy nie
z specyalnych biografii Szakjamuniego, lecz z źródeł więcej
wiarogodnych, a mianowicie z księgi Winaj, która jest
kodeksem moralnych i społecznych maksym buddaizmu; nie
jest także naszym zamiarem objaśniać krytycznie podania
i legendy Buddaistów o założycielu ich religii i filozofii —
przytaczamy tylko fakta, które zdały się nam prawdopodo-
bniej szymi i zasługującymi na wiarogodność.
Szczegółów o osobie Buddy nie wiele istnieje — brak ten
zapełniamy wiadomościami o politycznym i moralnym stanie
Indyi, oraz wiadomościami o wypadkach ówczesnych, które-
imy czerpali z dzieł buddajskich. Materyałów do niniejszej
biografii dostarczyły nam dzieła Buddaistów indyjskich,
przetłumaczone na język chiński. W końcu powiemy kilka
wyrazów o chronologii, której używamy w tej biogfrafii.
W dziełach indyjskich Buddaistów, czas, w którym żył Budda,
różnie jest oznaczony; ze wszystkich tych sprzecznych ozna-
czeń, data naznaczająca urodzenie Buddy przed 600-nym
rokiem do narodzenia Jezusa Chrystusa, zdaje nam się naj-
prawdopodobniej szą. Ograniczamy się tą wzmianką, zosta-
-wiając wyłuszczenie powodu, dla których data powyższa
zdała się nam najprawdopodobniej szą , do osobnego artykułu.
•) TlamacscDia s TOMyJ«kl«fo.
284
W polowie siódmego wieku przed narodzexuem Chryitoi,
w północnym Indostanie, na wschód od teraźniejsiego pń-
stwa And, istniało u stóp pasma Himalsjsidch gór, nd
górnym (prawdopodobnie) brzegiem rzeki Gangesu, piństvo
Kapilawastu. Mieszkańcy tego państwa pochodzili z po-
kolenia Szak'ja, a byli potomkami Ikszwaknły, mourc^
panującego w mieście Potałakie; z powodu nieporonoueB
familijnych, dzieci Ikszwakuły opuściły rodzinne wMto
i powędrowały na północ, gdzie osia^szy u poładBio*7ch
stoków Himalaju, z czasem rozmnożyli nię i utwonjfin^
czn% ludność, nad któr% panowała rodzina Gotamy. Nacal-
nik czyli monarcha tego plemienia mieszkał w KapiUiwoe,
w mieście, którego w obecnych czasach nie ma nawet łi^
albowiem jeszcze za iycia Buddy zostało zniszczone, a TÓt-
szkańcy jego rozpędzeni. Tui w sąsiedztwie, na zsdiód i F^'*
łudnie od ludności plemienia Szakja, w terainiejssym Asdiiet
rozciągały si^ granice państwa Szrawasti. Cała ts iti^
od wierzchowisk Gangesu aź do Benareau, nazywil^ ńfi
Kosała. Monarchowie szrawastijscy , których pańfŁwo tt-
leko za granice dzisicrjszego Audu ciągnęło mę, jozj^^
władzcami całej Kosały, a więc i panami Kapdawsita, ow
wszystkich drobnych księstewek tej prowincyi. I^iisR oko-
lice Gangesu, od Benaresu do Bengalu, należały do bogatej
a obszernej Magady, stolicą której było miasto Racśign^
w dół od dzisiejszego miasta Patna. ^awaati połoionebro
na zachód od Eapiławaatu o 35 mil 6 wiorst (250 «ior4»
a Benares na południowy zachód o 68 mil i 4 wiont (480
wiorst), a Raczżagricha na południowy wschód od Ktpi^**'
stu odległą była o 157 mili i 1 wiorstę (1100 wiorst).
Wtenczas panował w Kapiławaście Soddodama, oititt
potomek Ikszwakuła w prostej linni; był on głową wieio*
licznej fiEimilii; z synów jego znani są: Syddart, zrodn^
z Machamai i Nanda z UotamL Bracia królewscy fl^r
dzali osobnemi księstwami udzielnemi i chodsi om*"
starszego brata za swego naczelnika, jednakie byli róts^
inymi w zarządzie swoich księstw. Zrobimy tu owsgc* ^
stosownie do obyczajów owego wieku, w razie braku k«?c*
z domu panującego, albo naznaczonego przez notfi^}
285
lenistwa oddawano w earz^ Brahmanów, 8]dadaj%oych już
i w owe czasy potężną kastę i sprawujących obowi^ek mi-
nistrów, rsądzców, ofiarników i nauczycieli duchownych.
Mając prawo życia i śmierci, prawo wybi(»rania podatków
z włości im wydziek)nyoh,. książęta i brahmani byli niezale-
żnymi władzoamL Ówcześni brahmani odznaczali się ukształ-
oeniem i oświatą, a filozoficzne szkoły w Indyi prawie
wszystkie były przez nich założone.
Syddart przez ojca był przeznaczony na następcę tronom
w tym celu według możności owego wieku, odebrał najsta-
raimi^sze wychowanie. Soddodam wcześniej jeszcze oddal
mu część swoich posiadłości, otoczył świetnym dworem
i ożenił z córką jednego z udzielnych książąt, także z po-
kolenia Ssakja pochodzącej. Syddart do dwudziestego roku
życia znajdował się na tem stanowisku; ale zaledwie mi*
nęlo mu lat 20, opuścił ojcowski dom, zostawiając zdziwio-
nego i zasmuconego tym postępkiem Soddodama, i zginął
bez wieścL Próżne były wszelkie poszukiwania; mówiono
tylko, że się udał za granicę wschodnią Koeały i w łachma-
nach pustelnika wałęsał się po różnych okolicach, szukając
dla siebie duchownego nauczyciela. Nie było już żadnej
sv^%tpliwości, że Syddart postanowił porzucić marności świa-
towe i że nie dbąiąc o świetną- pozyoyę , wolał zostać pokor-
lym a prawowitym pustelnikiem. Podania buddajskie nie
ioatatecznie objaśniają powód, który sldonił młodego księcia
lo tak niezwyczajnego postępku. Podania te mówią: «że
>yddart miał duszę łagodną i wrażliwą, że ubolewając nad
mutnem przeznaczeniem człowieka, poddanego praw(»n
Lciążliwej śmierci, chorobom i cierpieniom codziennym, szu-
igji spokoju w samotności, i w pustyni chciał się uwolnić od
łopotów tego śwista. Syddart w postępku tym naśladował
t^f^oczesnych mędrców, którzy dla takichże pobudek świat
orzucaii. »
Nie przecząc, że tak moralne pobudki skłoniły młodego
Bi^cia do porzucenia świata, zdaje się nam, że polityczny
ban pokolenia Szalga był rzeczywistym powodem do tego
oet^pku. Państwo Kapiławastu należało do liczby niezale-
Dych prowincyi i wolnych miast, znąjdcgących się w Mad-
286
jadessi osyli Środkowym kraju (tak się podówcaas nazywab
cała kotlina Gangesu), których mieszkańcy po<^odzi]i i ró-
żnych pokoleń i rodów, cieszyli się niepodległością i b^
reądzeni albo przez swoich rodzinnych monarchów, lab UŁ
przez arystokracyę. Drobne te państewka składały niegdyś
obszerny związek; niektóre z nich straciły już 8W% mepodk-
gloió, a w czasach Soddodamy reszta ich była aaleiną aliio od
Magady lub też od Kosały, t. j. od dwóch krain, które
Madjadesz dzieliły na wschodni i zachodni. Wzro«t pot^
monarchów, panujących w Raczżagrichu i w Ssrawaśck, za-
bezpieczał ich przewagę polityczną w Magadsie i w £oMk,
pozwalał im zaokrąglać granice swoich państw przez zaborr
niepodległych miast i krain. Obydwie te d3rnastye do jednego
dążyły celu, t. j. do jednej monarchii w Madjadeszi, a bvć
może, że do jednej, powszechnej monarchii w IndyadL Na
wschodzie działali w tym celu królowie Raczćagricha i sa-
zwali się panami ci^ej Magady; na zachodzie tymcESsem
królowie Szrawastijscy nieznacznie podbąjali ziemie sąi^da-
jąoe z Audem: bardzo już ograniczyli państwo E^dawuta.
Od zachodu i od południowego zachodu opasali je graiłiei
Kosały, zkąd w razie potrzeby, wojska w przeciągu dwóch
dni mogły zdążyć pod mury Kapiławasty; na wschód zaś od
tego miasta aż do Euszinagary, gdzie mieszkało rocbóJBicss
i chciwe krwi pokolenie Eirata, ciągnęły się pustynie. Mo-
narchowie szrawastijscy polowali na polach, należących do
pokolenia Szakja, jakby na swoich własnych gruntaclL Mo-
narcha kosalskiPrasenaczżita, który wstąpił na tron po ojca
swoim Brahmadacie, zmusił Szakijc^ków do tego, że ss
dali za żonę córkę swego pokolenia: a trzeba wiedzieć, v
między potomkami Ikszwakuły istniało prawo, które zafart-
niało wydawać córki swoje za mężów innych rodów, jak
również zabranitiJo żenić się z cudzozicmkamL SzakijaTcy
znając swoją słabość polityczną, przeczuwali juz swój spa>
dek, a chociaż byli oni dumni ze swego pochodeenia z kstfr
Kszatria, a rodzina Gk»tamy nazywała siebie dynaatyą sloaca,
jednakże musieli ustąpić i zgodzić się na żądania szrawastij-
skich królów, którzy nie mogli pochwalić się znakomitością
przodków swoich, pochodzili bowiem z niższej kasty. Nie
287
mogąc ntnsymać narodowej aamodzielności, Szak\jczycy nie-
nawidzieli rodziny Brahmadaty; od czasu zaś wstąpienia Pra-
senaczżity w pokrewieństwo z niemi, nienawiść ta jeszcze
zwiększyła rię; uważali bowiem to pokrewieństwo za poniże-
nie izlacbetnego swego pochodzenia, a następnie w postępku
szrawast^skiego króla przeczuwali zamiar zniszczenia ich
państwa. W taldern położeniu swojego kraju, następca
Soddodama wyrzekł się swoich praw i nadziei wskrzeszenia
dawniejszej niepodległości ojczyzny swojej; ucieczka jego
bowiem nastąpiła w tym właśnie czasie, kiedy Prasenacziita
•tanł się o rękę szakijskiej dziewicy. Syddart w ciszy życia
pustelniczego zamierzał utulić cierpienia swojej duszy.
Pustelnictwo w owe czasy było w poszanowaniu i znajdo-
wało sympatyę narodu. Było ono nie tylko następstwem
zniechęcenia się do tutecznego, ziemskiego życia, albowiem
Idimat Indyi zachęcał do pustelnictwa, a klęski publiczne
zwiększały liczbę pustelników. Wiara powszechna Indyanów
-w przejście dusz z jednego gatunku istot w dragi gatunek,
także wywoływałii pustelnictwo. Cierpienia i uwolnienie się
od nich, były to dwie idee rozpowszechnione we wszystkich
klassach społeczności , zapełniające głowy anachoretów i pa-
nujące w systematach filozoficznych. Idee te całkowicie
przeszły do buddaizmu; odrzuciła je tylko jedna epikurejska
•zkols Łokajatika. Ludzie przejęci ideą pożądanego uwolnie-
nia duszy od wpływów zmysłowości, odsuwali się od towa-
rzystw i rodziny, a oddaleni od światowego ruchu, przez
surowość życia, spodziewali się pozyskać szczęście przysdego
|;ycia w odrodzeniach się duszy, albo też przez głębokie
i spokojne myślenie usiłowali odgadnąć tajniki bytowania
świata i człowieka. Często zdarzało się, że nawet monarcho-
"wie w Indyi porzucali przy schyłku życia królewskie do-
ztostojeństwo, a odstąpiwszy tronu następcom swoim,
resztę życia spędzali w ciszy zamiejskich ogrodów i gajów
na religijnem rozmyślaniu. Godność pustelnika była świętą
-w oczach narodu i nietykalną: żywność otrzymywał z jałmu-
tey wieśniaków, magnatów lub królów, którzy opiekowali
flię anachoretami.
Z powodu tych sprzyjających okoliczności, utworzyło się
w iDdyaoh mnóstwo rozmaitych pusteiaików, któnj ak-
dniali rotkosme brzegi Grangeeu, bananowe gaje i górskie
jaskinie. Jedni byli to dobrowolni pokutnicy, którzy poddi-
wali się nąjwy myślBiejszym próbom i cierpieniom ; ism hfi
to pofttelnicy kontemplacyjni, któny szukali spokojo waie-
mchomośoi dała i duszy, albo pogrążali się w kontempkcTi:
inni znowuft pustelnicy włóczyli się po wsiach i ij^'j^
muiny mieszkańców. Zróbmy tu uwagę, ie rodzice Sd^
muniego (Syddarta t. Buddy), o ile nam jest wiadono, vt
sprzyjali pustelnictwu. W okolicach Kapilawasty byto ^
pustelników, lecz ich cynizm i wycieńczone fizyonomie «^
dzaly w Soddodamie odrazę do sposobu ich życia, • &•*«*
najgłośniejsi pustelnicy nie mieli poważania u SzakiL t^ie
moina ł%dać poważania, mówił potem sam Budda, od po*
tomków Kszatria szlachetnego i wysokiego roda.» Glóne
schronienie pustelników było w Magadde, a wuamńtk
w wschodnich jej krańcach. Bimbasara, który TratffS "
tron po ojcu Mahapadma, był w owym czasie pot^ó!*
monarchą w Indyach, a Magada, w której panowil, ^
bogat% i kwitn%cą krainą. Państwo jego rozssenyto zt ^
Bengalu i Brahmaputry do Benaresu; na południe od Dak-
szinu czyli teraźniejszego Dekanu, dzieliły Magada góy
Małaja t. Windja ; z północy zasłaniały ją Himalajskie ^'
Jako monarcha światły i przewidujący, Bimł>asan dswi^
schronienie w swojem państwie mędrcom i post^mkoB*
którzy korzystając z jego łaski, ze wszystkich stron lodn
dążyli do Raczżagrichu ; tutaj filozofowie rozmaitych M
i różni pustelnicy znajdowali sposób do życia, doetti^
i tolerancyę. Uczeni otaczaK Bimbasarę; okolice ttolict,
a szczególniej jaskinie i pieczary góry Hridrakmty, ntpeh^
się pustelnikami; w lasach, ciągnących się na połndoiei*
południowy wschód od stolicy aż do miasta Gąji, raiay bu-
rego znane są dzisiaj pod nazwiskiem Budda- Gaji, i ^
Nirańczżany, mieszkali pustelnicy kcmtemplacyjni, s f^
dzy których miał szczególniej głośne imię Udrakontf
i Aratakałama. Jeszcze dalej na brzegu rzeki mieszkał Uravit*^
kasz-jana, czciciel ognia, bardzo głośny ze surowości i^cp^
życia, corocznie odwiedzany przez pobożnych z Bacsiagticfa?-
28»
Opuściwszy swoją ojczyznę, Syddart nie miał zamiaru
i postanowienia wybrania sobie pewnego i jut stałego pu«
atelniczego życia. Wszystko dowodzi ie z początku nie
swracal uwagi na różnice i nieprzyjazna istniejące między
pustelnikami, a chciał tylko ^czyó się z pierwszymi
lepszemi, których napotka. Dowiedziawszy się o hridn^
kntskieh pokutnikach, udał się natychmiast do Magady,
a minąwszy Koszamki, teraźniejszy Attahabad i Benares,
wstąpił do zakonu dobrowolnych pokutników. Pod ich prze-
wodnictwem okrutnie i dziwnemi sposobami męczył swoje
ciało; sądząc z gorliwodci, z jaką postępował w pokucie
młody prawracziyka (w owym czasie nazywano tym wyrazem
ludzi, którzy dla zbawienia duszy świat porzucali), wnosimy,
że myśl cierpienia, z której nie zdawał sobie rachunku, za-
jęła go zupnie, i że naśladował zabobonne zapnsanie się
swoich nauczycieli, nie dla tego gównie, ażeby oczekiwał
szczęśliwej nagrody i rozkoszy w przyszłem życiu, ale dla
tego, żeby zrobić się nieczułym i przywyknąć do znosisenia
wszelkich prób i trudów życia. Od czasu tego, gdy Syddart
zacasął zastanawiać się nad życiem, które prowadził, zmniej-
azyła się w nim gorliwość pokutnicza; leżenie na kolących
roślinach, osypywanie się popiołem, stanie przez cały dzień
pod palącemi promieniami słońca, oraz inne sposoby i zwy-
ccaje pokutników, niszczące w duszy źródło żywego uczucia,
wydi^ się mu niepożytecznemi, nie niszc^ły bowiem pychy,
a niezgodne były z rozumem csiowieka mniej więcej świa-
tłego. Smutny pogląd na świat, stworzenia i życie, wzmo-
cniły się z czasem w Syddarcie, a przekonanie o powsze-
cłinych cierpieniach głębiej w jego duszy korzenie zapuściło —
w pokucie nie znalazł on rzeczywistego środka do uwol-
nienia się od tych cierpień. Dla tego opuścił pustelników
hridrakutsldch i udał się do Udrakoramy i Artakałamy, na-
uczycieli znanych z duchownego życia. Ci pustelnicy kon-
templacyjni należeli do liczby tych duchownych zapaśników,
którzy dla własnego udoskonalenia się, opuszczali czynne
życie i starali przyswoić sobie stały i niezmącony pokój
duszy; nieczułość, jedna z zasad indyjskiej ascetyki była ich
dąfteniem i celem. Syddartowi bardzo podobało się spokojne
OiŁiMMt OpiMnIe. III. 19
890
i^oie pokutników kottlie«q)Ui«xiBy<^^ i poitaaainl
nimi na długi csas poaosUć. Uczył »ę od nidi
żyoia konlamplaoyjnogo i wni]cB%| we wisystkie m*
tąj««iBice; pod ick pnewodnictwom pnessedt ww^t^
uei«b]a tymbolioHiej drabiny pogrątaua sifi wtunago w ■•-
faie* któi^ nują stopniowo oipokąiaó dusz^, awalniae j| ei
fftU uocuć i myśli, otnodz ją ^ wpływów aewn^taąfck
wraień i wprowadiiaó w ni% nigdy ąioiem
kć(i. Całe dnie upędntl ni^mohoinie, z roskoaif
•i^ w świat ma(Mń, i tak pr^zwyczail si^ do tego i
kontemplacyi > ia ona ai do końca jego iycia była dkn i^-
prsyjenmiąjflzem zatrudnieniem. « Jednakie, nómf M*
Ińografowie, «nie zadawalnia^ go zaiady syatenata kon-
templacyjnego Udrakoramy i Artakalamy; nienaraMWf
i ataiy spokój duszy, na tzczeblach ich systemata kantw
plaeyjnego, zdawał ńo mu niepodobnym i mniemał, że m
nąjwyiszyob stopniali zanuiyania si^ samego w ziębią wów-
czas, kiedy ustaje wszelki rueh i czynność dos^, juś
jeszcze istnieje. Dla tego, dodąj% jego biografowie, Sjfśśtfk
porzuoit nowych nauca^cieli i już bez wzoru ■amodiylzis
posun%t si^ na drodze duchownych zapasów.* I iz c czyaiś os^
jak to póśniej zobaczymy, nieistnienie jaźni tak oeobo«q^
jak i ogólmąj, było podwaliną, jedn% z zasad nanki Bnd^
a mniemanie to buddsjskie jest rezultatem poffLądu na csecij
istniejące, a podległe prawom: rodzenia, zmieniania aft
ciąc^go i nicestwa. Budda wcielił do swojej aacełiyki pianie
całkowity system badania swoich nauczycieli, odnncił z niffs
jedno tylko przekonanie: ie najwyższy aaczebel ksa-
templacyi jest stan zupełnego oswobodzenia ai^ dns^r o^
zmysłowości, i, j. nirwana (nicestwo). Namiętność jego km-
templacyjna dowodzi, iż Budda póśni^, niż myśł% :
opuścił pustelników kontemplacyjnych. Od
si^ jego z Hridrakutu upi|yn^o sześć lat, z któzych pra«d»-
podobnie większą liczbę przepędził uArtakałamy, a mniijl
połowę u Udrakoramy. Ostatni człowiek był nąigii>śnii>i|w
badaczem owego czasu; napisał on dzieło, w którem wyłoi)!
zasady swojej filozof. Syddart nie pnyjąt zupełnie naab
uczonego Udrakoramy i w póżniąjsąym
8W»im mówd o niedoststkach tego tystemato. Róimc«r
w filoseiofliyoli poglądach , a bardso być mole, fte i śmieró
Udrakoramy y która, 8%da%o s niepewności podań buddaj-
■kioh, w tym csaaie nastąpią, była powodem, iź Syddart
rozpoct%ł mowa łyeie kocznj%ee. Przeniósł się w okolice
6ąji i postanowił już prowadzić życie bez przewodników.
• Tutaj, mówią jego biografowie, «w rozmowie z samym sobą
iw oiągłem myilenia, rozstrzygną wątpliwości i pytania, na
kt6re nie mogH zadawalniająco odpowiedzieć pustelnicy;
rozum jego roqaśnii^ i odgadł rzeczywiste znaczenie przed*
miotów i sjawisk, przeniknął tajemnice cierpień, gnębiących
oiłowieka i wynalazł pewne sposoby uwolniema się od nicb.»
Inaczej mówiąc, utworzył własny, samodzielny pogląd na
llloiofię i ascetykę, utworzył nową naukę, różniącą się od
istniejących podówczas nauk i systematów. Od tego właśnie
ensu, kiedy z ucznia 9yddart został samodzielnym myślicie-
lem, nazywany jest przez buddajskioh pisarzy Buddą, które
to imię zostało już przy nim na zawsze. Wyrazem « Budda*
nazywali Indyanie te osoby, które odznaczały się wiadomo-
śeiami teoretycznemi i praktycznemi, wyróżniały się surowo-
ścią żyda i krasomóstwem. Zachwyceni wyznawcy Szahja*
mimiego, nazywając nauczyciela swojąj religii Buddą, miesz*
SEOzą w tym wyrazie wszystkie możliwe człowieka dosko-
nałośoi: moralne, umysłowe, a nawet i fizyczne. Rozumie
się samo przez się, że sam Budda, chociaż uznawał się za
mędrca, t. j. buddę, nie cenił dę tak w3rsoko, jak go cenili
jego wyznawcy. Będąc głęboko przekonanym, że zasady
jego, do których doszedł w swobodzie i ciszy samotności,
0% ;>ewne i doskonałe, a odkrycia swoje w dziedzinie filozofii
i moralności uważając za światło prawdy, która powinna wy-
korzenić przesądny zabobon i skrzywienie rozumu, panujące
według niego w szkołach innych filozofów i pustelników, on
sam przez to uznawał siebie za jedynego i powszechnego prze-
wodnika w duchownem życiu i mądrego nauczyciela w odkry-
waniu prawd. Gorliwość w nawracaniu była mu obcą,
jednakże późniejsze wypadki dowodzą, że wierzył w swoje
posłaamiotwa Tak przynajmniej marzył w początkach swego
społecznego żyda, wówczas, kiedy doświadczenie nie ochła*
19*
dza jeszcze gorliwości młodcieńcsąj. Nie chc%c siebie i two-
ich idei zagrzebać w postyni, poaUnowi) w poreacoBjB
przez niego świecie rozszerzyć 8woj% naukę. Dhk tego to
opuścił okolice Gaji i adal si^ ku zachodniej granicy Magaly.
myśl%c, jak się zdaje, odwiedzić rodzinne swe miHifr
W rachubach swoich omyld się: sam jeden, bez gtotniys
imienia i wyznawców, nie mógł szczęśliwie wystąpić as
polu, na którem odznaczało się tylu ascetów, tyfa ładń
uczonych, otoczonych tłumami uczniów, a szanowaDydi w na-
rodzie. W Benaresie spotkał kilku swoich krewnych i od
nich rozpocz%l rozszerzanie swojej nauki Próba nie siili
się; Szalgaputra, t j. członkowie rodziny Seakja, wysaisli
go i lekceważyli sobie powagę nauczycielską, jaką okaijwsl,
tłumacząc im swoje ascetyczne poglądy; naganiali w mm
niestatek i lekkomyślność, z jaką kilka razy amieniał sposób
śycia i porzucał pustelników, oraz dowiedli ma, ze nie ^
ani potrzebnej powagi w nauczaniu ludu, ani teś deśsi&d>
czenia mądrego, za jakiego się uważał.
Niepowodzenie, jakie go spotkało na pierwszym kraka
publicznego życia, zwróciło uwagę Buddy nn niepessość
swego położenia i na warunki, które dałyby mu bmkbmć
wpłynąć na opinię społeczeństwa; nąjpei^niejsaym środkiem
dopięcia tego zamiaru było niezaprzeczenie praewodnictn
i kierowanie tłumem stronników i współwyznawców. Bnddi
usiłował stworzyć sobie stronników, a wiedaał o tesi, ie
gdyby potrafił pozyskać anachoretę, szanowanego w bs-
rodzie, powaga i wpływ jego w społeczeństwie zoskal^
utrwalone. Najznakomitszym anachoretą był w owym eam
Uruwiłwa Kas^apa. Budda postanowił pozyskać sobie teg«
wpływowego człowieka, co, jak się domyślać możemy, m
było łatwą rzeczą.
Z tym zamiarem od Benaresu wrócił do miasta G^, m
brzegi Nirańczżany, gdzie, jak to już mówiliśmy, pmibf^
Kasqapa.
Wiadomo już nam, że Uruwiłwa Easąjapa był csddełsi
ognia, lecz to nie dowodzi, żeby był wyznawcą religii 2o-
roastra, gdyż ta religia była obcą w Indy ach, Z populsnKŚo
Uruwiłwy windyach wnioskogemy, że był albo Sziwait% t >
293
należał do tych, którzy czcili ogień, jako symbol Sziwy, symbol
siły niszczącej, albo tet był wyznawcą Uł)aki(a), założyciela
filozoficznej szkoły, znanej w późniejszych czasach pod na-
zwiskiem Wajszesziki, według której ogień był najczynniej-
szym kosmicznym elementem. Czciciele ognia ubóstwiali
takie niebieskie światła. Czciciel ognia przy wschodzie
słońca oddawał cześć wschodzącemu światłu; w pewne go-
dżiny dnia zalrijał zwierzęta , przeznaczone na ofiarę ogniowi,
i palił wonne kadziła; w nocy zapalał ognie na ołtarzach
i lampy. Ogień, jak się domyślać prawdopodobnie można,
nigdy nie był gaszony.
Na tych to zatrudnieniach przechodziły dnie Uruwiłwy
Kaazjapa; otaczało go zaś wielu uczniów. Dwaj młodzi jego
bracia, Oajja Easzjapa i Nati Easzjapa, przebywali także
na brzegach Nirańczżany i każdy z nich miał kilku uczniów,
a także czcił ogień. Uruwiłwa najstarszy w rodzinie, miał
nad nimi władzę, a jako nauczyciel był pierwszą osobą
w Niraczżańskiem społeczeństwie czcicieli ognia.
Budda chciał nawrócić Uruwiłwę, uczniem zaś jego nie
myślał zostać, i dla tego przybył do niego w roli gościa
i sąsiada. Stary anachoreta .przywitał go ozięble i radził
mu, ażeby w innem miejscu poszukał sobie schronienia.
Budda, bez wględu na jego podejrzliwość, osiadł w pustej
pieczarze, niedaleko mieszkania czcicieli ognia. Od tego
czasu rozpoczął on walkę z religijnemi i osobistemi przesą-
dami Uruwiłwy, i nie zwracając uwagi na żadną przeszkodę,
sześć lat pracował Budda, działając bardzo ostrożnie. Przez
ndtagi i oznaki uszanowania starał się zyskać sympatyę
i ufność Uruwiłwy. Dzielił się z nim jałmużną, którą zbierał
w okolicznych wsiach, oraz zbierał i przynosił mu owoce,
które małpy z wierzchołków drzew rzucały na niego; uczyn-
ność swoją do tego posunął, że zapalał ogień na ołtarzach
anachorety. W tym czasie, kiedy pobożni pielgrzymowie od-
wiedzali Uruwiłwę, Budda krył się na przeciwnym brzegu
rzeki, nie mając, jak mówił, żadnego prawa do hołdów
i jałmużn, dawanych Uruwiłwie; w rzeczy zaś samej dla
tego krył się, ażeby przybysze, widząc go w towarzystwie
pustelnika, nie myśleli, że jest jego uczniem. Takiem to
294
postępowaniem Budda powoli zytkiwat przyjadą Unwihiy,
Ictóry go wreszcie pocz^ szanować i wybawił iycie jego ci
wielkiego niebezpieczeństwa. Budda bardzo cs^ato mkmd
się na dragi brzeg Nirańczźany, gdzie ohoda%c po wmc^
zbierał jalmuiny lab też szukał samotnoicL Pewnego laa
rzeka od deszczów wezbrała i tradno było pmgść j% w k6i
w miejscu, w którem zwykle Budda przecbodriŁ Z wjekeói
Bwojej Budda powracał podczas burzliwej nocsy i mt ptaswi-
diąjąc niebezpieczeństwa f WBt%pił w wodę; lecs ledwo po^
szedł kilka kroków, porwał go pr^d rzeki i ractM fide
uniosły z 8ob%. Uruwitwa w trwodze ocsekiwat s w ajege
przyjacida nad brzegiem, a usłyszawszy krzyk i pozoancf
głos Buddy, zebrał swoich uczniów i wyratował toa^Dege.
Wypadek ten, jak się zdaje, zbliżył i jeszcze mocniej ś^acfi
Uruwiłwę z Badd%. Ostatni zwiększij%c stopniowo wpłfs
swój, wykorzeniał w Umwiłwie dawne przekonania, a ;
ny wał go , że obrządki czcicieli ognia są zabobonne i i
skonałe, oraz tłumaczył mu swoje poglądy i
moralności, poglądy według niego rzeczywiste, a
czystą i prostą. Drobniejsze szczegóły nawrócenia Urw^ay
są nam nieznane, wiadomo jest Irflko z pewnością, żeBodda
nawrócił Uruwiłwę, że ten porzucił dawną swą wiarę isoakdl
gorliwym obrońcą jego nauki.
Dawne ofiary zostały zaniechane, a naczynia ofisEzie
wrzucono w rzekę Nirańczżan. Za przyktadena swi^ego as-
nczyoiela, uczniowie Uruwiłwy przyjęli nową nankę i Ba«T
sposób życia. Bracia jego: Gąjjja i Nati, złącsyli się takie
z nowem religijnem społeczeństwem, pewni będąc, że g^
by ono nie było lepszem od dawniejszego, brat iob sten?
nie stałby się nigdy zwolennikiem nowej nankL Nie u^
jeszcze dobrze ducha nauki Buddy, wszj^y zoetali jej sp»-
lennikami, a Budda miał już kilkaset wyznawoów.
Wypadki te wkrótce zrobiły się głosnemi w narodzie.
Dawno już wszyscy wiedzieli, że jeden z Szakjapatróa-
a mianowicie syn Soddodamy, został pustelnikiem. W wtt
scowościach, w których przebywał, ucząc się, lab zbieni^
jałmużny, znali go pod nazwiskiem Szramana Gotany, t j.
obrońcą wiary z domu Ootamy; Budda sam siebie wapai
285
Uki« SoramMiein. W tym czarie, kiedy Budda nawracał
Umwilwę, mówiono, ii ten ofttatni zyskał ucznia z kasty
Kaaatria, kcz Budda stanąwszy na czele licznej sekty, zadał
Mśz tym pogtoskom , a dał |»owód do nowych i wainiejszych
wi«6ci. Zaczęto gadać, łe na Wschodzie wystąpił na czele
kilkuset zwolenników człowiek królewskiego pochodzenia,
C pokolenia Szakja, i &e zamierza osiągnąć godnoió Czakra-
•rartina Złotego okręgu (kc^a). Nazwisko to przypominało
Indowi monarchę całych Indyi i lepsze czasy jedności pań-
stwa. Pogłoska o pozornych dążeniach Buddy, doszła nawet
io dwom Raczftagriskiego i wznieciła różne obawy między
dworakami; lecz Bimbassara nie wierzył tym pogłoskom,
a Buddę uwaiał jako sekciarza, nie mającego ładnych poli-
tycznych celów. Przybycie jego do Racziagrichu stanowczo
niisBczyło wszelkie w tym względzie obawy. Tymczasem,
kiedy względem Buddy robiono różne przypuszczenia, -on
postanowił już nie tąieninie, ale publicznie wystąpić i prze-
■ieić mę do takiej miejscowości, któraby zabezpieczyła
byt jego zwolenników. Wybrał za miejsce swego pobytu
itolicę Magady^ ażeby przez to zadać fałsz kursiąjącym o nim
pogłoskom i zarazem spodaiewi^ się w tern miejscu znaleźć
łatwiejsze utrzymanie. Ruszył więc z całem swojem bractwem
od brzegów Nirańczżany do Raczżagrichu i osiadł w okoli-
sach stolicy, na pochyłościach Hridrakruty, w sąsiedztwie
[pokutników, dawnych swoich nauczycieli. Pierwszym jego
3E3rnem w nowej siedzibie było usprawiedliwienie się z przy-
9is3rwanych mu politycznych celów: publicznie więc oświad-
MByłi Że dawno już porzucił świeckie myśli, a sława świa-
lowa obcą mu jest jako zakonnikowi. Bimbassara przekona-
nym będąc o niewinności Buddy, obdarzył go swoim
isaeunkiem i opieką, obiecując bractwu wszelką pomoc.
Przychylność monardiy była dla Buddy bardzo korzystną.
W owe czasy schronienie, dane pustelnikom, uważane było
A czyn miły Bogu i zbawienny — wnet też pobożni pomy-
ileli o wygodnem przytulisku dla Szramanów. Budda, jak
;o powiedzieliśmy wyżej, osiadł w Hridrakrocie. Góra ta
Nryróżniata się z pomiędzy górzystego łańcucha, otaczającego
Kaczżagrichę, pięciu wierzchołkami, na których gnieźdźmy
296
•ic orty; od nich to góra nasvan% lOsUl^ Hridnbte
(gridra znacsy onet, a knU albo kiicsa wierack<^dk). Na
Btromych jej pochyłościach zaąjdowaly ńę piecauty, w kió-
ryck chroniąc się od burz i hałasów apolecEoego iycia, flr
mieazkiwali pustelnicy. Hridrakuta poloaona byta w bU»-
śoi miasta (8 wiorst na północny wschód), locz okolice j^
były puste i dzikie. Chociaż Budda więcej lubił tę pm^^mf,
niż inne miejscowości, więcej oiywione, jednakie banfao jod
Ucsne jego bractwo, wymagało wygodniejaaej aiedsiby.
Kdanda, magnat Raczźagrichu , darował Bnddae aań-
stem ogród czyli gąj bambusowy, odległy na połnoe od
miasta o wiorstę; ogród ten od nacwiska wkucicidt swrf
się Kałandaka. Poprzednio w tym ogrodzie prsebywsli pu-
stelnicy z sekty Nirgranta, którym, widz^ p cayc hjl aeil
monarchy dla Buddy , Kałanda ogród odebrał i darował gt
Buddzie. Tu znalazł ten ostatni gotowe juk i njigadBf
mieszkanie dla siebie i swego bractwa.
Pod 8przyjaj%cemi , jak ¥ńdzimy, okolicsnościaai Badda
rozpoczął życie publiczne. Wypadki z póśnic^jazago lyaa
Buddy nie zachowały się u buddąjskich piaarzów, nie wicsiy
więc, jakie postępy robiła nauka Buddy; nie mnieaiy lic
powiedzieć o sporach Buddy z innemi szkołami Indyi; ais
wiemy nic o jego podróżach i innych sicsególachf ktoR
opowiedziane porządkiem czasu, utworzyłyby całość dekawą
i historyczny jego charakter odznaczyły. Ws^acy biografo-
wie opisijgą szczegółowo życie Buddy aż do ca«a, w któiya
Budda z bractwem swojem przeniósł się do Raczżagndba;
tu przerywają nić swojego opowiadania i opisiąją
już lata życia indyjskiego reformatora. Budda mnari,
lat 80; wówczas zaś, kiedy nawrócił Uru^rdwę,
przeszło 30 lat, od tego czasu aż do ostatniego
lat jego życia upłynęło czterdzieści lat O tvm najwa^i^-
szym peryodzie nic nie mówią jego biografowie. W Mb
faktów z tego peryodu powiemy o sposobie życia Bud^y od
czasu zamieszkania w Raczżagrichu, o saaadach jego hfaeisa
i stosunkach tegoż bractwa do społecseńatwa,
Budda był szramanem. Wyraz ten oznaosał cdomkbt
poświęconego ascetyzmowi; był to wyras ogólny, nie <
297
czajmy iadnej Bsezególnej sekty; dopiero od tego ezasu, jak
Budda nazwał Bię szramanem, tym wyrazem mianować
kaidego buddaiatc. Historyczne znaczenie godności szramana
bndduici tak objaśniają. Dawnemi czasy, mówi jedna sudra,
opisii\j%oa pochodzenie kast, często zdarzało się, że ludzie
z powodu nieszczęść domowych, lab też z wewnętrznego
popędu opuszczali świeckie życie, wyzuwali się z obowiązków
familąjnego życia i chronili się w pustyni. W górach, la-
sach, stawiali szałasy i w nich bez kłopotów, na spokój-
nem myśleniu życie trawiU. Zapasów żywności nie robili
wcale; rankami i wieczorami wychodzili do bliskich wsi,
zbierali tam od miłosiernych osób pokarm oraz odzież i po-
wracali do szałasów. Kienaganne postępowanie, panowanie
nad namiętnościami i odosobnienie się od świata było po-
wodem, że ich nazwano brahmanami, t. j. czystymi Klassa
ta ludzi utworzyła z czasem kastę Brahmanów. W później-
szym czasie wielu brahmanów, utraciwszy prostotę dawnych
obyczajów, nie mogli już żyć w samotności, nie chcieli wię-
cej trawić życia na rozmyślaniu i z pustelników zrobili się
włóczęgami. Włócząc się po wsiach, żyli z czarów, zaklęć,
a lud ich nazywał swoimi nauczycielami. Moralność icb
upadła, a dawna surowość życia zupełnie znikła. W osta-
tnich czasach utworzył się inny rodzaj anachoretów, nazwa^
nych Szramanami.
Szraman wyrzeka się także świata, ślubuje być wiecznie
zakonnikiem i na znak wzgardy dla świata, goli włosy na
głowie i brodzie; oddaliwszy się od światowego zgiełku,
spędza życie na doskonaleniu się wewnętrsnem. Szramani
nie tworzyli osobnej kasty; szramanem mógł być człowiek,
pochodzący z kasty Essatria, Brahmanów, jak i człowiek
z kasty Wąjs^a i łSsudra.
Z tego pokazuje się, że Brahmani dali początek życiu
pustelniczemu, jednak w czasach Buddy istniała liczna klassa
pokutników, którzy nie są podobni do pierwotnyoh Brahma-
nów. i nie mają nic wspólnego z włóczącymi się pustelnikami
Nie wiadomo także, czy pokutnicy należeli do kasty brah«
nańskiej.
Szramanami więc, według przytoczonego dzieła byli lu*
398
4ńe, którzy prowadriH dncłMiwe śym, nie wediog p<^
•woj€g kasty, i wymawtU atoetyome oras filoioi io— o naady,
t6foe od brahmaotekkik KoAdy amawti iredtag ń«bie
w»l i regslowal apoaó^ dnehowego iyeia. Budda
igodsie K dnckem swojej nanki, wykormuć
Iineo%dy i nbobony pwteteik^. hwAą owoym eheial ffo-
Ińó tanę dla •oeptyeycmm i Ubertynunm; w iycm sai wto-
mtl pfraktycRiie po^iyó sorowe zasady cnoty z proaMf
obyeaigów. Godnoftć szramona w postopowmiii powinna aę
byta okaaywaó, do czego wiele wagi przywiązywnl.
Stawiając swe życie za wzór dla swoich wyznawców, sposób
ich iycia starał się radami i nsaką nrządzió i ndosfconalie.
Jego społecznoić Szramanów nazywała się Sanga, i. j. zgro-
madzeniem albo bractwem. Członek bractwa nazywał się
Bikszn, t. j. iebrakiem, albowiem kaftdy przy wstąpienin do
bractwa Mubował praedewazystkiem nbóstwo i wymeewaK
aię n^asności. Bikssn życie swoje ntrzymywał z jalmiiaT
miłosiernych osób, a poaiewai imię to źiąasyio aię z goteo*
Icią zakonnika, byto więc powszechnie szanowane. W owe
czasy prowadzili spór o to: co jest bardziej n bawi ean e
1 ważniejsze: dawać jałmużnę, czy też braó jatmnżnę? Naj*
anpetniejsza równoić panowała w bractwie Boddy; atarszym
łyył ten, który wcaeśniej wstąpił do bractwa. Ten, który
słabował zostać bikszu, chociażby pochodził z kaely Kscatrta
albo Brahmańskiej, musiał wszędzie i we wszystkiem natępowar
pierwszeństwa biksan z kasty Wąjszja, jeżeli ten dawniej zo-
stał członkiem bractwa.
Będ%c stanowczo przeciwnym zabobonom polratnftów,
Badda nie naśladował ich chsiwactw, różnych m%k edbie za-
dawanych i niezwycz^nego sposobu ich życia, które zwra-
cało na nich oczy lada i przejmowało go pełnem nszanowa-
nią podziwieniem, a nie dosyć ukrywało pychę i potneby
materyalnego utrzymania się, które kierowały ich poetępo-
waniem. Chciał on, ażeby bikszu w zgodzie ze ilnbem na
ubóstwo, zachowując surowe zasady, prowadził etę pscyzwoi-
oie, żeby powierzchowność ssramana okazywalu powainy
kierunek jego powołania i myśli. Żadne wrażenia i w p ł y w y
nie powinny go bawić, ani mu przeszkadzać; wyraz jego
299
oblicza powinien być ciągle spokojnym , postowm prosta, chód
umiarkowanym, obejście ńę pełne godności. Suknia powinna
okiywaó całkowicie ciało bikazn; form% nś jego ubiorą był
płaszcz myśliwski Buddy, w którym chodził, uciekłszy z Ea-
piłiiwaatn* Bikszowie szyli sobie ubiór ze starych i wyrzu-
conych na śmieciaka gałganów; kaidy zaś ga^n prali dla
tego, afteby ubiór ich, chociaŁ ubogi i nędzny, wyglądał
€systo i porządnie.
Budda miał wiehi opiekunórw i Danapaii, czyH loda, fctó*
Tty obowiązali mę dostarczać mu środków do utrzymania
łwactwa. Wysokie urodzenie Buddy ułatwiało mu wtt^ do
łudzi wyiszej klassy społeczeństwa; prócz tego i on sam sta-
rał ńę o względy znakomitych osób. Więksaa też liczba
jego Danapati byli to Btfbzłowie drobnych posiadłości,
rządzcy miast, magnaci i bogacze. Ofiarowali oni Buddzie
samiąiskie swoje domy, ogrody oraz gaje, i budowali w nich
mieszkania dla jego bractwa. Wille, które przeohoddly
w posiadłość Buddy, nazywały się Sangarami, t. j. ogrodami
bractwa; nazwiAiem tem odtąd mianiąją kaide schronienie
sakonników buddajskieh. Życie w mieście, pośród hałasu
i rozrywek, Budda uwaiał za przeszkodę spokojności duszy
i pneszkodę do rozmyślań szramana, i dla tego to mieazka-
nia dla bractwa obierał zwykle w pewnem oddaleniu od
miast i wsi, zamieniając mieszkanie w odległości od siedzib
ludzkich na stałą regułę, czasowie tylko dla zbierania jał-
mużny, lub w nudę zaprosin, dozwalając szramanom prze-
bywać w mieście.
Biksztt żywfi się tem, co w ciągu dnia wyżebrał. Go
ranek Budda opuszczał Sangaramę i otoczony tłumem uczniów
•woich, udawał się do miast, gdzie rozchodzili się w różne
strony, każdy trzymając w ręku patrę czyli żebraczą czaaaę.
Budda przykładem i ustnie nakasywał, ażeby bikssu żebrząc,
sachowywali powagę swojej godności i starali się nad niczem
nie zadziwiać, oraz nie okazywać roztargnienia. Odmowę
jak i hojną jałmużnę przyjmowali z obojętnością, a chodząc
od domu do domu, prosili o jałmużnę bogatych i ubogieh
mieszkańców. Według ówczeraego zwyczaju, nigdy słownie
nie prosili o jałmużnę, lecz nic nie mówiąc, podawaH go-
300
Bpódanom swoje imski, w które ci kładli gotowany ryi, hUb
inne potrawy i oddawali je proszącym. Po otrzymamn jsl-
mnżny, Budda błogosławił dom miłosiernego, żrczył go^KH
darzowi i całej rodzinie szczęścia, dostatków i zdrowia, pny^
tern bardzo często prawił o poiytka, jaki przynosi dawanie
jałmużny. Około południa bikszowie powracali z zebimni
jałmuiną do Sangaramy częió, jałmużny oddawali biednjn,
których napotykali, drug% jej część rzucali w poste miejtct
dla zwierząt i ptastwa, a resztę sami pożywali, rozdzieliirssy
je między sobą na równe części. Resztę dnia Badda spadał
na rozmowie z otaczającymi go wyznawcami, lub też, cota^
najczęściej zdarzało, szedł w odludne miejsca do piecsaiy
lab pod drzewo, gdzie sia^zy z podwiniętemi pod sie^
nogami, w nieruchomej postawie, oddawał się nlałnonej kos-
templaeyi. Takim sposobem pośród swoj^o bract¥ra upłf-
wały dnie żebrackie życia Buddy. Bikszu nie mieli zapasów
pokarmu, ani ubrania, i najzupełniej zależeli od niiłosi^niaa
publiczności. Jeżeli który nie miał odzieży, szedł do ossdy
po materyały do niej; jeżeli nie miał sandałów, lob też md
do sporządzenia starego ubioru, znowuż udawał się po m
do ludzi.
Rok Indyanów dzielił się na trzy pory: zimę, lato i je-
sień. Zimę Budda spędzał między swoimi uczniami, przeby*
wając najczęściej w okolicy Raczżagrichu lub SzrawastL
Latem, to jest w porze peryodycznych deszczów w kiaja
Madjadesz, kiedy Ganges i wszystkie rzeki wzbierały, a ko-
munikacye zostały przerwane, Budda posyłał bikszów w ró-
żne miejscowości na letnie mieszkanie, mając na owadae
potrzeby bardzo licznego bractwa, oraz dla uniknienia nędiy
i niedostatku, jak i dla ulgi osobom miłosiernym, którzy
sami podc^s lata żyli zapasami, zimą zebranemi. Bikna
udawał się do jakiejkolwiek wsi, osiadał na cztery letnie
miesiące w jej okolicach i przez cały ten czas nie widywał
swoich towarzyszów. Budda także oddalał się latem, mając
czasami w towarzystwie jednego z swoich uczniów. Po upły-
wie czterechmiesięcznej samotności, Bikszowie zbierali się
w pewnem miejscu, a Budda znowuż wstępował w ich grooo.
Każdy z obecnych opowiadał postępy, jakie zrobił w docko-
301
^wnem doskonaleniu się podcsas swego oddalenia, po6więoo-
nego kontemplacyi, i radzit się Buddy w w%tpliwoiciaoli
jego moralnej i kontemplacyjnej nauki. W jesieni bractwo
Buddy rozchodziło się partyami po całej Magadzie i Kosale.
Budda najczęściej odwiedzał Szrawasti, w okolicach którego
posiadał darowany mu ogród Cżetawania; prócz tego chodził
także do rozmaitych miast Magady, Kosały, Madury i Uczż-
czżajanii, a nawet do Andru, która połoion% była w środku
p<^dniowej Indyi, i do Katingpi na brzegu Koromandelskim;
ojczyste zaś, a niegościnne miasto Kapiławastę, odwiedził
tylko trzy, czy tei cztery razy.
Uważamy za potrzebne, powiedzieć kilka wyrazów o po-
dróżach Buddy w dalekie zaindyjskie krainy. S%dz%c ze
sposobu żyda Buddy, z okoliczności i wypadków tego życia,
jak i ze starych tradycyi, wnioskigemy że Budda dla roz-
sserzenia swej wiary, lub też dla innych powodów, nie
opuszczał nigdy granic właściwej Indyi. O wschodniej stro-
nie starożytnej Indyi nawet po śmierci Buddy nie znajdu-
jemy żadnej wzmianki w buddajskich autorach; w iK)tudnio-
wej Indyi wspominają o kilku państwach, z wysp południc-
wego morza, Cejlon, z którego w późniejsze czasy bnddaizm
rozszedł się do innych wysp Oceanu, a nawet do Siamu
i Birmanu, lecz w epoce, w której żył Budda, był jeszcze na
wpół dzik% krainą. Himalajskie góry od północy były natu-
ralną granicą Indyi; za niemi, według indyjskich podań,
znajdowały się bajeczne i cudne krainy, do których wstęp
zagradzały dzikie i nieprzebyte góry. Starożytni Buddaiści
najlepiej znali krainy, położone za północnym zachodzie od
Indyi; w dziełach ich znąjdi^emy wzmianki o Pańccale
(Penczab), Machaczinie (Persya), K^pinie (Kaszemir i Kabul),
o Bahliku (narodzie mieszkającym na północ od Bałkn)
i nakonieo o Eusatanie ; lecz nazwiska tych krain
i miast poznali Buddaiści dopiero w dwieście lat, a nawet
później po śmierci Buddy. W opowiadaniach dawniejszych
czasów nie możemy odkryć śladów jakichkolwiek stosunków
Indyanów z ludami zcuihodnimi i północno-zachodnimi.
Istniejące podania Buddaistów o podróżach Buddy do
państw i narodów w późniejszym czasie norganiiowanych,
302
wymyślone loftoly prses indyjslcK^ Baddaktów, mUbj vm
pocUebió, aibo tei wymyślone zostały prses miejaeowjek
procełitów, któny pragnęli laascsycić rodzinne etroi^ p^
byteoL Boddy. Wedłog takich to podań, Budda dodioW
aft do stóp Ahąja. Nieetronni bnddąjscy piaane zapewai^
ie Bodda odwiedza! tylko Szrawasti i inne miasta iodyj^ńSf
zreaztą oale śycie ap^ził w Magadrie , krainie azeagśłnaąi
i bogatej, która w owe czaty była achronianiem dk aia-
aakańców okolie, w których aię szerzyły Earasa, giód, izb
wojny.
Budda, jak się ze wszystkiego pokazuje, nie w zanuans
rozszerzania swojcri nauki podróżował i włóczył aic po Uyi;
do tych liecnyoh wycieczek mogło być powodem: aamiloaańs
w podróżach, albo niebezpieczeństwo obyczajów dla btaetoa,
wymkni|ó mogfce ze stałego osiedlenia ńę w pewnej mieJNa-
wośd i wresaeie okoUczności, o których nie doa^ naa wia>
donosó. Pomimo wielkiej ostroftnośoi Buddy w opowiadama
i rozszerzaniu swojej nauki, społeczność jego wysnaopców
z czasem znacznie urosła i zwiększyła się. Wedłofr buddijakick
pisati^r liczba bikszów wynosiła przeszło lOOO; jiowód zsś
tego wzrostu objaśnia się tern, źe Budda pod opiek% wiele
mośnych i znakomi^ch osób, zabezpieczał w swojesA bnefeeia
dla biednych i nieszczęśliwych ludzi utr z y manie wygodne
i bezpieczne. Ludzie, którzy się trudnili filozofia, za^ia*
wali naukę metafizyomą i analizę bytu w jego bracteia;
jeaeli zaś kto chciał poświęcić się surowemu i c zysty ch oby*
Czajów śyciu, znajdował w temźe bractwie wzór i
w postępowaniu Buddy. Takim sposobem weado do je
braotwa wiele osób głośnych z rozumu, wykształcenia, lab
tei z nienagannego postępowania. Z liczby ich
byli: Mahakaaąjapa, którego Budda szanował dla jego
wego ascetyzmu; Subnti, metafizyk; Mongaijama, odanaoaąyyy
się hiatorycznemi wiadomościami, orss doskonałoeci% koniem-
plaoyi, i nareszcie Szaripntra, najuniseńesy i nąjwymo¥nii^jaąy
nauG^rciel idei Buddy. Traktaty Szaaputca, które iiady ej f
doady póśniejszych czasów, wywołała nuędzy BuddemtaBsi
liczne spory: w dziełach jego zm^dowali już liereay^ Ze
życia Buddy bg^ on bardzo szanowanym człowiekiem w hn^
303
eiwk^ ał%ci^w6»y aif z braotwem, pn»Ę dłagi csas nia wy*-
kouywał ślubów diKshownych^ prowttdmt ci^ate dy^uiy
z rótoewi aekolami relig^no-indyjakieini, a w n^wracanm
bikssów zastępował samego Bndd^
Uruwiłwa Kaazjapa, Mabakaagapa, Monga^ama i Szari-^
piitjra» zostali wyznawoami Buddy, nąjąo a sieh kaidy wiar
siiyok aczniów. Z początku wifo bezpośredBiek wyznawców
BiuMk miat bardzo mato. Padcaas podróży do rodzinnego
miMta Kapilawasta, liczbę wyznawców powifkzzyli rodacy
Buddy. Według opowiadań buddąjakick autorów, Budda
wjpraaem usugata* (witajcie) przyjmował do bractwa bikazów,
nawicyuwów ze swego pokolenia Szalgaputrów. Rodacy jego
na wyścigi zpieazyli do bractwa Buddy; namiętność do du-»
chownego życia, która tak nagle owładnęła ziomkami Buddy,
miała główny powód w dezorganizowanem i chylącem się do
upadku położeniu pokolenia Szakja, o czem już poprzednio
mówiliśmy. Uważamy za poizzebne zrobić tu dwie uwagi,
a nziprzód: Zóa^e się nam, wbrew opowiadaniom Buddai-
stów, że namiętność do zakonnictwa Szak^czyków wyrodzid
gię musiała już po śmierci Soddodany, który nie sprzyjał
w ogóle pustelnikom, a Buddę prosił, ażeby bez pozwolenia
rodzioów nie przyjmował ich do społeczności bikzzów; po-
wftóre, ie zazidy wówczas wypadki, o których nie wiemy^
a które zmuszały Szak^czyków do zzsiaiiy sposobu ^cia. Kio
wszyscy bowiem dobrowohiis zostali błkzzami: niektórzy byli
zmuszani, a na innych wypadł los, który ich także zmnazat
do wstąpiła do bractwa. Budda gorliwie ztarał się o na*
wrócenie swoich rodaków do szramaństwa* Wszyscy stryje-
czni jego bracia, prócz Mahanamy, który nie chciał ponm-
ció ksł%żęeąj godności, wstali do społeczności bikszów;
rodzonego swojego brata Nande, Budda zzcins^ do wstąpieniu
do tejże społectazości. Kanda byl synem Soddodana i Pracz*
żapati, która znowuź była stanz% siostrą Mahazciai, matki
Bud4y* l^aoda miał młodą żonę i tęskniąc za nią, kilkakroó
usiłował zbiedz z bractwa, łecz za każdym razem nieubłagany
Budda znalazł sposoby zwrócenia go. Ze stryjecznych braci
Buddy głośniąjsi są: Dewadatta, znany z nienawiści do
Buddy, i Ananda, brat poprzedniego, ulubiony uczeń Buddy,
d04
od którego ai do śmierci nie odstępował, nie odancagief
«ic jednak rarow% moralnością; dla tego to pó£nie)Bi Bnddai*
ici, ile razy wystawiają zdanie Bnddy o gOTBiącem ftfos,
wspominają nazwisko Anandy.
Za przykładem młodych ksią&ąt possty i kobiety ta^
flkie. PraczźapatiT. Gotami, która po śmierci siostry Mabsani,
Idlka dni dopiero mającego Buddę karmiła i wyóiank,
Praczłapati porzuciła świat i założyła to warzystwo biknueŁ
Biksznnki mieszkały oddzielnie od bikszów, iycie zaś taUe
same prowadziły jak ostatni; było ich nie wiele i zdi^i ag
nam, że wszystkie pochodziły z plemienia Ssalga. Nąji^
śniejsze z grona bikszunek były: Praczżapati i Qtbsłi,ntM
a wymowy. W dyspucie z brahmanem ze szkoły Łołoji^lD,
Utbała trafnemi porównaniami dowiodła mu nieśmierteiBOtei
duszy.
W Indyach nieprzychylnem okiem patrzyli na safotaiiB
towarzystwa bikszunek, dla tego, że kobieta uwaian tm
jest za istotę niższą i uważano za rzecz nieriuszną, do|ias^
ozać tak słabe istoty do stanu duchownego.
Towarzystwo bikszunek jest jedynym przyldadem i»-
skiego zgromadzenia duchownego w Indyach. W póśnieJBy^
czasach, w czasach upadku pierwotnych czystych i prot^
buddajskich zwyczajów, surowi Buddaiści upadek ten pnyi^*
sywali założeniu zgromadzenia bikszunek.
Wiele faktów i wskazówek, nawiasowo znajdiąjącydi 119
w dziełach Buddaistów, dowodzą że życie Buddy nie oply*
nęło, jak to oni utrzymują , bez przykrości i niebezpiecseństw,
przed temi niebezpieczeństwami zasłaniała go opieka osób
znakomitych i jego osobisty charakter. Nie ma wą^ifiwoścł
że Budda miał wielu nieprzyjaciół i ludzi, któny mv a^
zdroscili. Buddaiści jednak nie podają nam sBCzegótow
w tym względzie, bo uwielbienie imienia Buddy zmiunło
ich do zakrycia tych szczegółów. Ograniczywszy się wnniaiiką,
iż nieprzyjaciele Buddy nie jedną przykrość mu tptvm&,
zwracamy się do ważniejsMgo przedmiotu i chcemy objaśnić
powody nieprzyjaznego stanowiska jego przeciwników i wy*
kazać, jakie osoby były nieuUaganymi jego nieprayjadohia
i czy prawdą jest, że Budda powstawał przeciw Kschonai
305
i cbcemy objaśnić, o ile bj)a wainą poKtyoiDa jego rola
w porównania ze stanowiskiem mędrca, wykorzeniającego
labobon i błędy roznma? Odpowiedzi na te pytania nie
w krzykach brahmanów , lecz w baddąjskich źródłach szukać
naleśy, które nam objaśniają poglądy Buddy na społeczeń-
itwo i wskazują główny cel jego posłannictwa. Budda nie
odegrywat roU politycznego reformatora i wszystko nas prze-
konywa, ie na ówczesny porządek społeczny zapatrywał się
jako na stan z samej natury rzeczy wypływający, a rozdzie*
lenie na kasty uwaisał za prawne. Poglądy jego w tym
względzie bardzo jasno są opisane w Sudrze o pochodze-
oiu kast.
((Zwracamy się «do pierwszego stanu ludzkiego rodu, do
tych odległych czasów, w których sama ziemia bez pracy
i Btarań człowieka, dawała mu owoce i zboże ». Do tych cza*
9ÓW, mówi Sudra dalej, w których « niedbalstwo i chciwość
bdzi osłabiły roślinność ziemi i do tego stopnia wyniszczyły
produkcyjne jej siły, ie zmusiły wreszcie człowieka pracować
na wyżywienie siebie. Wówczas powstało rolnictwo, roz-
dzielenie uprawianej ziemi na drobne kawały i własność
ńemska. Rozdział gruntów nie dla WBzystkich byt źródłem
iostatków i dobrego bytu: obok pracowitości i pilności po-
kazało -się lenistwo; lenistwo wywołało niedostatek, ubóstwo
i głód, a z tego wówczas między rolnikami wynikły kłótnie,
ikargi i rabunki. Rozsądek zmusił ludzi do szukania rzeczy-
iristych sposobów zaradzenia istniejącemu złemu, i udali
lię do mgmędrsMgo z pomiędzy siebie, do doświadczonego,
i zarazem mocnego ^człowieka, i prosili go, ażeby słuchał
eh skarg, bronił człowieka prawego, a ksrał winnego; żeby
ngował ze społeczeństwa łotrów i przez mądrze wykonywaną
sładzę swoją zapewnił J pomyślność ludowi. Naczelnikowi
Tzeba było dać utrzymanie i w tym celu każdy właściciel
{Tonta wydzielił część pola, z którego zbiory obowiązał się
iddawać naczelnikowi, a który takim sposobem doszedł do
irtasnośei gruntowej we wszystkich polach. Od tej to wła-
mości otrzymał nazwę Kszatria, t. j. właściciela pól (kszatra
maczy pole). . W późniejszym czasie wysokie stanowisko
csntria, jego władza, godność, stateczność, spowodowały,
GiŁUi, OplMDie. III. 20
306
!te go nazwano Racćii, t. j. wapaniałym, świetoya (itni
znaoay promień). Wzroat Indnoiici, nowe potnebr, «pra-
taly nowe klasey ludności: Was^a i Sandra, t j. ludo pi»
myałowych, kopców, artystów i nemieslników. Tyneniea
inni chcąc oddalić się od nieasocęść, albo nąjic vi{eg
skłonności do pobożnych rozmyślań, niżeli do ob7»
telsldego i rodzinnego życia, ndawałi ńę napnityiueiiiW'
rsyli kląs0ę anadioretów, znanych pod sanownem Bum*
skiem brafamanów, t. j. czystych.*
Budda, jak to widzimy z powyższego objaśnienii, b^
Kszatria zrobił najpierwszą klassą społeczeństwa i hnuecflie
potrzebną w dobrze uiz%dzonem państwie. Dla wi{ka8f»
dowoda swoich twierdzeń, odwołają się podsait ^nU&i-
skie, do wiersza, który miał sam Badda ni^isać: ■Sckti
Kszatria bardzo poszanowana przez ludzi, wyżssą j«t od »
nnych kast: ozdobiona odwagą i rozumem, nuDtnnmf^
na niebie i na ziemi. » Znaczenie kasty brahnumtkk} Bidśi
bardzo ograniczył. Brahman wtedy jest tylko godaa**'
dług niego szacunku, dopóki zachowi^e pierwotną ctj^
obyczajów i jest odosobniony od świata. Podobne ognn-
czenie przywłaszczeń brahmańskich nie mogło bei odposiedn
z ich strony pozostać. Kilka mów, wykrywających po^
brahmanów, zawierające przeciwne im przekonann, Mf
zapewne odpowiedzią na ich polemikę. Brakminy s**^
kastę swoją za pierwszą i najwyższą, a prócz tego stn^f*
wali, iż czystość moralna jest im whMwą. Aitkjf^
pretensye brahmanów do wyłącznej duchowna doikoniloia,
Budda odrzucił pochodzenie ich od Braluny, pocqMk ith
kasty oznaczył historycznie, przez co brahmanowie nie ^
że nic w powadze nie zyskiwali, ale nawet iofa nsctf*
zmniejszało się.
«Brahmany, mówi Budda, swoją kastę uważają a g<^
szacunku i wynoszą ją nad inne. Nasza kasta, mówi|0<>*
jest czysta, a inne są ciemne i nizkie. My pochodsBy ^
Brahmy; my jesteśmy urodzeniem ust jego, i dla tego j^*^
śmy czyści w teraźniejszym i będziemy czyści w pnp*łP
wiekach. Co się mnie tycze, ja jestem bikszu i n nmie ■»
masz kast, nie masz nieugiętego samolubstwa i pycfaj ^
307
manów; to jest obyczaj świata, a nie mój. Ka świecie jest
jedno dla wszystkich prawo: za winy snrowa zapłata, a za
onotę blogoslimionych nagroda. Gdyby to prawo nie obo-
wiązywało brahmanów, a dalg, gdyby brahmanowie nwol-
fkieni byli od smntnych następstw grzechu, a przeznaczone
dla nich były jedynie nagrody błogosławionych, w takim
tylko razie mogliby wynosić si^ ze swoją kastą. Ale wia-
domo, że prawo surowej zapłaty bez wyjątku wszystkich
obowiązuje. Złe płaci sig złem, czarne czamem, podobnie
czyste i^ad się czystem, białe białem. Spojrzyjcie na brah-
manów: oni się żenią, mają dzieci i w ogóle niczem nie wy-
różniają się od zwyczajnych śmiertelnych, a obok tego na-
zywają się czystymi. Nie — nie tacy są moi uczniowie.
Moja nauka jest lepszą, dla tego, że jest prawdziwą. »
Zresztą nie wyobrażajmy sobie, że Budda uważał za
0woje zadanie, prześladowanie przekonań brahmańskicłu
Budda nie uważał ich pretensyi za bardzo ważne, a brahma-
nowie też nie ścigali i nie napadali nieustannie na
Buddę. W tych czasach brahmanowie nie składali jednoli-
tego, uorganizowanego towarzystwa, któreby mogło jedno-
myślnie bronić swojej sprawy. Niektórzy byli na zaszczytnych
posadach społeczeństwa i przejęci egoizmem lub też pogrą-
żeni w roskoszach, mato dbali o pochodzenie z ust Brahmy;
inni znowużf z ich liczby byli przyjaciółmi Danapati i Buddy.
Inni utworzyli nowe filozoficzne systemata i odstępowali od
podań brahmańskich; a byli pomiędzy nimi i tacy, których
sam Budda musiał szanować z powodu surowego i nienagan-
nego życia. Ci tylko brahmanowie walczyli z Buddą, których
nazywał włóczęgami i odstępcami od pierwotnego sposobu
życia. Oni nazywali się szrawakami; wyraz ten właściwie
osnacza buchacza i często wzmiankowany jest przez Buddai-
stów, którzy tym wyrazem oznaczali człowieka postępują-
cego według nauki Buddy. Szrawaki bramańscy różnili się
zapełnię od buddajskich. Za życia Buddy świat uczony roz-
dzielony był na trzy szkoły, t. j. szkołę filozoficzną, kontem-
placyjną i szkołę podań. Szrawaki należeli do ostatniej
lakoły; wierzyli bezwarunkowo we wszystko, czego uczyła pi-
śmienna lub ustna tradycya; tradycye ich zawierały Wedy,
20*
308
i dla tego nazywali się takie czytaj^ymi albo stodysjęcTW
Wedy.*) Poglądy na świat i człowieka, bajeczne podina
o stworzeniu świata i stworzenia istot, a następnie prmaątf,
maj%ce na widoku korzyść brahmanów, Szrawakowie ipojfe
z ksiąg Wedy. W czasach Buddy atndyowali tylko w We-
dach ustępy, mające związek c wiarą i zabobonnemi nakgaś
lądu, t. j. wieszczbę i astrologię. Sposób sycia i ipńam
fię kosztem ludu, zrobiło ich nieprzyjaciółmi Buddy, ho jego
nauki, zaprzeczające pochodzeniu od Brahmy, mogty kk
pozbawić chleba — i zaiste, były słosanym powodes da
niechęci przeciw Buddzie.
Mówiąc o reformach Buddy religii Indyanów, fOspoH-
oie utrzymują w Europie, ie Budda głównie i p ra eden u yi t -
kiem zwrócił uwagę swoją na obrzędy religijne i na knm«
ofiary. Zrobimy tu kilka uwag: Obrzędy indyjskiej rel^
jako nieprawdziwe i niepotrzebne, Budda rzeczywiście odna-
oił, wskazując na moralną, wewnętrzną stnmę cahwiekiLf
jako na jedynie zdolną pomódz do adoskonalenit
Odrzucił takie ofiary z zwierząt, nauczając, te każde i
stwo jest jednem z najważniejszych występków, a die, jakk
zabójca popełnia, dziesięć razy hojniej odpłacone ma będzie
Jednakie o tych ofiarach Budda rzadko wspomina i kiadzif
je na równi z innymi obrzędami; taką obojętność i krótka
wzmiankę o tym przedmiocie tłumaczą tem, że ofiary z zwie-
rząt nie były powszechne w Indyi. I rzeczywiście opowia>
dania buddajskie stanowczo potwierdzają nasz domy^ Mó-
wią one o Madjadeczii, ze w okolicach prawego {poIMmo'
wego) brzegu Gangesu leje się krew zabijanych na oiac;
zwierząt; na lewym zaś (północnym) brzegu Gangesu pravt>-
wiemoŚG ludu wyraża się w oddawaniu czci duchom w jał-
mużnach i dobrych uczynkach. Z tego wnieść moisa, ic
w południowej Indyi panowała religia Maheeawary (Szf«7)t
a w północnych Indyach religia Wisznu, chociai aifdiie
w najdawniejszych dzidach buddąjskich nie spotkaliiaij
*) Według sUrołytnych buddąjskich pod«A, Wed tylko tnj b;(».
Zróbmy tu uwagę, łe w tekście nie ma mowy o aakolo Wedaata, kten ^
■nic4 pnyiią}mnią) w buddąjskich dsieładi pomtała.
909
nazwiska Wisznu, ani też Narajany (ten wyraz takie Wissnn
znaczy). Eai^anami krwawej religii Sziwy byli t^kie brak-
manowie.
Buddaiści często wspominają o sześciu sekdarzacb, stałych
przeciwnikach Baddy. Sekciarze ci byli to filozofowie, którzy
przeczyli i zbijali teoretycznie zasady jego nauki. Niektórzy
znajdowali si§ przy dworach monarchów i byli przez nich
szanowani. Większa ich liczba należała do szkoły Lokaja^
tiki, inni mieli swoje własne poglądy, a wszyscy walczyli
z nauką Buddy. Łokajatiki głównie bronili teoryi przypadko-
wości, którą Budda znosił nauką o przyczynach; inni zaś
filozofowie oburzali się na twierdzenie Buddy, które
odrzucało samodzielną a niezmienną duszę w człowieka
' i w świecie.
Prócz tych i w innych jeszcze poglądach, róiniła się filozofia
Buddy od ówczesnej ind^skiej filozofii; lecz głównie i stale
' walczył on z teoryą przypadkowości i z istnieniem jaśni
w człowieku. Ostatniej myśli bronili nie tylko Nirgranta,
' którzy uznawali niepodległą zmianom duszę pod nazwiskiem
Cziywy, t. j. żywej, lecz także i Brahmanowie, którzy na*
> uczali o boskości praojca Brahmy i bronili panteistycznej
' idei wszechbytności Sziwy. Filozofia Buddy sprzeciwiała się
' także zasadom wyznawców Kapiły, t. j. dualizmowi ducha
i i materyi, a nauczającem o niezmiennej i nieczynnej duszy.
Sprzeczną jeszcze była nauka Buddy z teoryą niezmiennej
i czynnej duszy wyznawców Ułłuki. W filozoficznych walkach
Buddy nie wzmiankują jednak sporów z wyznawcami osta*
tnich dwóch szkół, zapewne dla tego, że filozofie Kapiły
i Ułłuki w owe czasy nie były jeszcze ujęte w systemata.
Zasady Kapiły systematyzowane przez Paóczaszika, znane są
pod nazwiskiem filozoficznej szkoły Saókja, a zasady Ułłnka
znane pod nazwiskiem Wajszesziki. Budda musiał często
spotykać w stolicy króla Racziagrichu wyznawców wszystkich
tych szkół. Buddaiści mówią, że dysputował z nimi
w obec tłumów ludu, a czasami w obecności samego króla.
Mnóstwo bajek, które z okoliczności dysput Buddy opowia-
dają Buddaiści, robią niepodobnem określenie szczegółowe^
a prawdziwe tych dysput
810
Pokutnicy byli nąjosyiuuejaąymi niepnjjaciolBii B«d4j.
Ani o jednej ukole Budda nie wyrażał się z taki jmA^
i goryczą, jak o pokutnikach. Pokutnicy czcito, cbodu
niesprawiedliwie, nazywani 8% Nirgranła. Godne owigi, ie
mało jeszcze znana szkoła Kirgranta złączyła w jeden ąyiUn
różne sposoby doskonalenia siebie. Sposobów tjch bjb
trzy: udoskonalenie rozumu, kontemplacya i poknU. I|
drog% można dojść do upragnionego oswobodzenia af i <b»*
wienia. Nirgranta trzy te rodzaje doskonalenia się i^p^
w jeden systemat i utworzyła zupełny kurs dncbowęgoiidi.
Doskonalący się zaczynał od pokuty; praez kUkokteie ^
browolne męki wykorzeniał w sobie instynkta zmyikwe; po-
tem ćwiczył się w głębokiej i spokojnej kontemplaqi, ^n
powinna była nauczyć go nieczułoici i uczynić dsof j^
obojętną na wszelkie zewnątrz idące wrażenia; a ^tmot
kształcił swój rozum przez badanie prawd. Budda, jak to
już wiemy, przeszedł wszystkie te stopnie doskoualeuo so-
bie, a nawet wprowadził je do swojej nauki, 1 1| ^fto
różnicą, że pokutę odrzucił, a zamiast jej rozkazał i^bij-
wać moralności maksymy i zachowywać surowe prawiik
w postępowaniu. Domyślamy się, że pokutnicy wlTirginoK
stanowili większość, albowiem Buddaiści im i w ogóło
wszystkim pokutnikom , którzy odsunęli się od iwiatoimo
życia, dawali nazwisko Nirgranta.. Nie składali oni jotiaob-
tąj sekty, różnili się między sobą pochodzeniem, wi
i sposobami pokuty. Budda żyjąc czas jakiś z pokntaibWt
poznał ich zwyczaje i odkrył pobudki, które ukrywali poi
pokrywką utrudzenia się życia. Wzgardy, z jaką ich jaraA
nie mogli nigdy Buddzie przebacisyć ; a mszcząc się, wyśBM**'^
go i krzywdzili. Budda odpłacił im odkryciem ich t^^
i malującemi wyrazami skreślił ich postępowanie. Zscjto*
jemy jedną z sutr Buddy przeciw pokutnikom.
Rzecz dziąje się w ogrodzie bogatej kobiety, w okoli-
Baczźagrichtt. Gromada pokutników z nauczycielea o*^
Niagrodą używa przyjemnego cienia i prowadzą międiy loN
rozmowę żywą i głośną. Przedmiotem ich rozmów bykpo^
lityka, ministrowie i sprawy publiczne. Następnie vA^
o bitwach, wozach, koniach i przechadzkach w ogro^is^
811
oceniali kobiety, ałnór, potrawy, mówili o Bmacznyoli iot*
-wiaoh i tym podobnych rzeosach. Podcsas tej rozmowy
wszedł pomi^y nich Santan, mieszkaniec Baczżagrieha
i ncaeń Buddy. Przywitawszy się z nimi, Santan zrobił
uwagę, że podobne rozmowy są niewłaściwe dla ludzi ich
etanu i z tego powodu chwalił nienaganne postępowanie
i mądrość Buddy. «Nie mieliśmy sposobności, poznać mą-
drości twojego Szramana Gotamy, odpowiedzieli mu pusteK
nicy, bo on woli raczej milczeć, nii mówić z obcymi ludimL
On jni tak przyzwyczaił się do odludnego życia, że zrobił
się podobnym do krowy, która nic, prócz trawy nie widzi.
A jednak nazywa się mędrcem, odgraża się, że jedn3rm wy*
razem porazi swoich przeciwników, że zrobi ich niemymi
jak żółwie i radzi, ażeby go nikt nie zaczepiał, bo nie znaj*
dzie miejsca, w któremby się od jego strzał uchroniL Kie-
ehaj tu przyjdzie, przywitamy go nowem nazwiskiem krowy,
która nie dowidzi — ale otóż i on sam się zjawia. » «Nie
wstawajcie z mi^sca i nie witajcie go, zawołał Niagroda,
niechaj sobie siędsie, jak chce i gdzie chce.» I rzeczjrwiście
Budda po długiej kontempłacyi w pieczarze Hridrakuty, po*
saedt do ogrodu, ' ażeby odświeżyć swój umysł. Pokutnicy
zapomniawszy o zmowie, za zbliżeniem się Buddy wstali ze
swoich kobierców i witali go według zwyczaju: Witaj Go*
tama! witaj SzramanI Dawno nie widzieliśmy się z sobą!
Cóż cię tutaj sprowadza? Siądź i rozmawii^ z nami* Budda
grzecznie przyjął zaprosiny, rozesłał swój kolńerzec i siadł
na nim. Niagroda tymczasem rozpoczął podstępną rozmowę
o nauce Buddy i prosił go, ażeby objaśnił im zasady swojej
nauki. «Nie pytaj się mnie, odpowiedział Budda, o moją
naukę, bo ona jest tak głęboka i wielka, że jej nie pojmuje*
cie. Co się zaś tyoiy waszych zasad, znam je bardzo dobfze
i jestem w stanie je ocenić. » Pragnęlibyśmy wiedzieć, od-
rzekł Niagroda, jaką masz opinię o zasadach naszego żyoia.n
« Wasze zasady, • prawfl Budda, są nikczemne i śmieszne*
Niektórzy z pomiędzy was chodzą nago, zakrywają się lę*
koma; niektórzy nie chcą jeść z dzbanka, ani talerza; nie
siądą przy stole między dwoma ludźmi, między dwoma no-
żami lub dwoma talerzami; inni znownż nie chcą siąść przy
312
przy stole i nie bior^ jałmnAny w doma, w któryn mę
Bnajdaje braemienna niewiasta, albo gdzie jest dożo
lab spotykają psa. Inni nie labi%, kiedy ioh
a jedz% tylko dopóty, dopóki wszyscy milcs%. Inni
nie będą jeśÓ z dwóch talerzów i nie zźnwasy pokansa, if'
kają go siedem razy, potknąwszy pokarm; wigoej jeść ń
choą i siedem razy pozwalają dołożyć pokannii na 9w6i i^
lerz. Inny je tylko ras jeden w dzień, w dwm, w in^^
a nawet w tydzień. Inni znowaź karmią się tylko
odwarem ryżowym, krowim lab jelenim łajnem,
drzew, gałęziami, liićmi, froktami leśnemi, lab też
Niektórzy nbiór noszą na plecach, inni okrywąfą się]
korą z drzew, roślinami lab skórą jelenia;
włosy, albo podwiązają je włosianą przepaską. Niekiócsy
noszą ubiór żałobny, ciągle trzymają ręce w górę podniesicBe,
nie siadają na ławkadi lab rogożach, a siedzą w postaw
zwierzęcia; golą głowy, a zostawiają brody i wą^. Jfiekió-
rzy nago leżą na kolących rofilinach , lab na krowim gnoju.
Niektórzy codzień, a inni co tydzień trzy razy się myją. IBe
wyliczę wszystkich sposobów, którymi męczycie aię, leei m-
pytam cię, Niagrodo: Gzy czyste są zasady takie i tsJd spo-
sób życia ?» cBez wątpliwożd są czyste, odpowiada I6a-
groda.j» «A ja, rzekł Budda, odsłonię ci nteczyitooć w ni^
ukrytą. Czegóż oozeknjeeie, dobrowolni męcsenicjT za wa-
sze trądy? Oczekujecie odludzi jałmożn i szacunku, a kiedy
otrzymacie jedno i drugie? Namiętnie lgniecie do wygód
doczesnego życia, nie chcecie i nie znacie nawet sposobów
wyrzeczenia się tych wygód. Jeżeli z daleka zobaczycie
idących ludzi, wnet z pobożną miną człowieka
siadacie, a gdy się oddalą, zatrudniacie się caem
^aoenuecie, lub też swobodnie odpoozywacie. Jeżeli kta
przy was zacznie poważną Inb uczoną rozmowę, nigdy j^
nie pochwalacie; jeżeli zaś kio zapyta was o co, odpowiada*
cie mu wzgardliwem milczeniem. A jeżeU spoetneieGie, że
uszanowanie oddawano szramanom lub brahmaaom, wolacte
obelżywie: «Po co ten szacunek dla szramanówi czyż oai
go warci !i> jeżeli szraman je pokarmy z powtómei^ siewa,
obrzucacie go wyzwiskami, a jeżeli dadzą wam niezniacsBy
813
pokarm, nie probając, oddajecie go innym — a wykwintną
potracę dla siebie chowacie. Oddani występkom i nami^
tnościom, bierzecie na siebie pozór skromności. Kie — nie
takiem być powinno życie dachowe. Pokata wówczas
jest tylko korzystną, jeżeli pod nią nie masz samolubnych
Kiedy Budda walczył ze swoimi przeciwnikami, tymcsa«
sem ^ jego społeczności wyrodziła się. niezgoda i odszcse-
pieńfltwo, które tyle tmdów go kosztowały, ile walka z ze-
-wnętrznymi przeciwnikami. Młodzi bikszn, z plemienia
Szahja, wprowadzili do bractwa dncha niezgody i nie bardzo
sarowe maksymy; nie mogli przyzwyczaić si§ do żebrackiego
ftycia i do pamąjącej w bractwie równości kast. Budda nie*
raz żałował, że przyj- nieposłusznych uczniów. Najwięcej
go niq[M>kofl stryjeczny jego brat, Dewadatta. Nie jako nie-
prsyjaoiel Buddy , ale jako criowiek samodzielny i wpływowy,
godzien jest uwagi. Buddajsoy autorowie chociaż jak najgo-
rzej ihałują Dewadatta, jednakowoż z uszanowaniem odzy-
wają się o jego surowem życiu i głębokim a wykształconym
rozaniie. Według nich postępowaniem Dewadatty kierowała
pycha i namiętność, która dużo złego nabroiła w bractwie.
Po ucieczce Buddy z Kapiławastu , Dewadatta ofiarował Jacz-
żadarze rękę i serce swoje, myśląc o następstwie tronu.
Zamiar nie udał się mu, zmuszono go bowiem do wstąpienia
do bractwa bikszów. Ta okoliczność zrobiła go niebezpie-
cznym nieprzyjacielem Buddy. Przeniósł się razem z Buddą
do Raczżagrichu, gdzie pochlebiając wojskowemu umysłowi
Aczżatasatra, synowi i następcy Bimbasary, zyskał w nim
opiekuna oraz przyjaciela i został rywalem Buddy, który
jednak miał znakomitszego opiekuna w osobie samego Bim-
basary. Dewadatta jakimkolwiek sposobem chciał dojść do
naczelnictwa w bractwie bikszów, a przynajmniej usiłował
pozyskać wpływ i poszanowanie, jakie posiadał Budda.
Utworzył partyę w bractwie, która się skłt^ała z mniej wię-
cej wykształconych i przywiązanych do niego bikszów;
a innych potrafił przyciągnąć do swego stronnictwa, którzy
jednak w skutek usfiowań Szariputra, powracali do Buddy.
Dewaddade nie udawały się plany: godził się on kilka razy
314
s Baddą, lecz nigdy na dlago — po pogodsenia mę^ bncn
saowui z nieprzyjftźnią w sercu spoglądali na siebie.
Nie uważamy sa potrzebne, opisywać SBcaegółowo prie-
ikdowania Buddy przez Dewadattę. fiuddąjscy autiirone
wedłag zwyczaju,- podnoszą i zwi^csząią <Ucropnoeć tcge
prześladowania. Dewadaita pewn^^ razu w gniewie ismi3
na Buddę kamieniem. Wypadek ten wydat ńę biografoBi
Buddy bardzo zwyczajnym i dla tego przerobili go w na-
stępny sposób. Dewadatta nająwszy deśli, rockacał im no-
bić wielką machinę do rzucania pocisków i kaziJ
ją na wierzchołek Hridrakuty, u stóp której Budda
przebywał. Z wierzchołka góry za pomocą machiny, Dewa-
datta rzucił na stryjecznego brata kawał akaly, któia aa
szczęście nie trafiła go.
Nsjwaini^szą winą Dewadatty było wprowadasue da
bractwa odszczepieństwa i herezyi. Zarzucają mu, ae aie
wierzył i zaprzeczał zagrobowemu życiu — leea sarant powyi*
ssy przez czerniących Buddaistów pamięć Dewadatty i wy-
znawców Łokąjatiki niczem nie jest poparty. Dewadatta tem
się róinił od Buddy, iż trzymał się surowszych jesicse pi»-
wideł, niż Budda. W pokarmach był bardzo umiaricowaayB:
nie jadł ryb, albowiem i one, jak wsijstkie zwieraęta, obda-
rzone są życiem; nie pyał mleka, bo mleko praeznacMDe
jest dla cieląt, a nie dla ludzi; nie używał eoli, jako nie-
czystej i dużo pyłu zawierającej; nosił ubiór z jednej sstaki
płótna, ażeby uwolnić się od niepotraebnej pm^ myó^
ubioru z kawsłków płóiaui; a wreszcie mieiskał nąjeięścig
w miastach i we wnach, ażeby być niedaleko od opiekunów.
W tern głównie różnił się Dewadatta od zwyczsjów i pcawidct
Buddy, a za to zrobili go pierwszym heretykiem w buddai-
zmie. Pięć powyższych punktów były charakteryaąjąoeiBi es-
chami, tak nazwanego odszczepieństwa Dewadatl^* Odsacse-
pieństwo to istniało jeszcze w Indyaoh do YIU. wieku po
Chrystusie; wspominają je łK>wiem w tym czasie ^kamey
podróżni.
(Gdybyśmy chcieli wnioskować z położenia Buddy i li-
cznych sndr, podawanych za jego własne, musielibyŚBiy
przyznać słuszność Buddaistom, którzy wychwaliła pod nie-
315
biosa krasomówstwo i obfitość wymowy swojego naacsyciela.
Pefwne jednak świadectwa, wzięte także z dzieł Buddaistów,
xde pozwalają nam wierzyć w pochwały zachwyconych Bad-
4aistów. l^iepnyjadele Buddy zarzucali mu zamiłowanie
milczenia. Uczniowie jego potwierdzają to następnie: «Co
<dicecie robić w naszej społeczności? mówili do chcących
zostać bikszami. My mamy dwa rodzaje zatrudnienia: filo-
zofię i kontemplacyę. Niektórzy z nas wzbogacają rozum
■wój wiadomościami i ćwiczą się w dyalektyce; inni,
A mianowicie nauczyciel nasz, nad pierwsze zatrudnienie
przekłada milczenie kontemplacyjnego życia. » Budda nie
opowiadał i nie tłumaczył swoich poglądów oraz myśli, jeżeli
go o to nie prosili. W ważnych wypadkach lubił jednak
mówić o swoich ideach, a za okazane dobrodziejstwo odpła-
cał się duchowną nauką, w której najczęściej mówił o cno-
tach obywatelskich i rodzinnych, a szciególniej pochwalał
miłosierdzie. Za życia Buddy nikt jego wyrazów nie aar
pisywał; nauki i wypadki jego życia wiadome są z ustnych
podań, a nic o nich nie wiedzielibyśmy, gdyby szczęśliwa
pamięć Anandy nie zachowała ich dla potomności. Lecz
bądźmy sprawiedliwi względem Buddy. Niezawodnie był on
jednym z najbardzi^ wykształconych mędrców swojego
wieku. Przyzwyczijenie się przez wiele lat do surowego
życia nie starło w nim dobrego wychowania, jakie otrzymał
w domu rodziców. Do naszych czasów doszło wiele podań
buddąjskich, z których można chociaż w przybliżeniu poznać
charakter jego wymowy. Z nich dowiadujemy się, że Budda
na robione mu pytania, w odpowiedzi swojej nie wahał się,
i że zawsze był gotów nauczać ludzi, chcących go słuchać;
że podróżi^ąc w różnych krainach indyjskich, w rozmowie
z cudzoziemcami używał języka tychże krain. Mówił więc,
o ile jest wiadomo, trzema językami : magadzkim, drawir-
skim i językiem Mlecza. Magadzkim językiem mówili w Ma-
gadzie, w której Budda spędził większą połowę swego życia;
drawiraki język jest to dzisiejszy tamulski. O języku Mlecza
nie można z pewnością powiedzieć, że był to język zaindyj-
skich barbarzyńców, albowiem Buddaiści krainy, leżące za
granicami Ma^jadeszi, nazywali wyrazem Mlecza. Zresztą
316
ilady, które nię zachowały w buddajekich antoraeh, nie
wskaaiją podobieństwa tych języków, nawet brzmienie i^
je«t różne.
Budda by) Indyaninem. Zwyczaje i n^ogi rodaków
zostawiły nie zgładzone ślady w jego nance, a mowie 'jego
udzieliły tej oryginabiej cechy, która oharakterysnje twoiy
filozofów indyjskich i w ogóle całą indyjak^ litoaiBrfL
W kei^;ach starych, zawierających naukę Baddy, adena
nadzwycziyna krótkość wysłowienia. Sndry aą to aforynsy,
czyli krótkie filozoficzne i moralne zdania Buddy. W poda-
niach buddajskich aforyzmy Buddy 8% także krótkie, ]ea ta
już dodane b% objaśnienia: Aforyzmy te ukazały aę w fomie
poetycznej i większa ich liczba składa się z jednego szyold,
czyli wiersza. Następny aforyzm zawiera istotę monbicś
nauki Buddy: «Nie rób złego — rób dobrze i ndoakouali^
twoj% duszę. » Pierwsze dwie części tego zdania wskazują as
czynne warunki duchownego życia; ostatnie, to jest udoake-
nalenie, na kontemplacyę buddajską. Teoretyczna asakę
swoją Budda wyraiił w takim aforyzmie: « Wszystko, co
jest, ma swoje przyczyny; wszystko co ginie, ginie z przy-
czyn.)) Myśląc nad tym aforyzmem, Szaripatra pena-
cił zasady Sanczźąja, nie zostawiające człowiekowi nadań,
a należącego do szkoły Łokfgatiki, i został wyzna w c ą
Buddy.
Większą połowę swoich aforyzmów Budda obleU w fonaę
liczbową, która to forma w dziełach indyjskich filoaofiw
dosyó jest powszechną. W czasach, w których wiadomości
przechodziły do potomności przez podania, liczbowe formidtf
były wielką pomocą dla pamięci. Taki sposób wyrażenia bvł
bardzo powszechny w Indyach; dowcipne przysłowia, będące
treścią ludowej mądrości, także w formule liczbowej istaialr.
Buddaiści w swojej literaturze przyswoili sobie tę foraic
i według niej wyłożyli nauki Buddy. Dla tej to foraiy nawet
wzorowe ich dzieła nie odznaczają się systematem; w licabe-
wem wyrażeniu szeregów idei, ustawienie według lic^
wskazuje ich powinowactwo, lecz nie ma tam porsądko
i związku loicznego. Z liczbowych aforyzmów Buddy, pri;^
tocz3nny następny; «Trzy pieczęcie mojej nauki: Każdy b^t
317
jest krótkotrwały; w nicsem nie ma samodzieliiości; nirwana
(nicestwo) jest spokój. « Oto jeszcze kilka podobnych afo-
X7zmów, które cytujemy bez wyboru: «S^ cztery sposoby
chowania umarłych: w wodzie, w ogniu, w ziemi i w iesie.»
Co znaczy, że w czasach Buddy trupa albo rzucali w wodę,
flJbo palili na stosie (ten rodzaj pogrzebu był najpospolitszym),
albo grzebali w ziemi, lub, co także nie rzadko się trafiało,
Tzttcali trupa w lesie na pożarcie dzikich zwierząt, i « Bikszo-
^e, mówił Budda, nie uży wiacie czterech sposobów żywie-
nia się, szukając ich na dole, w góne, w krainie światowej
i w kątach. » Aforyzm ten zabraniał bikszom dla wyżywie-
nia się 1) trudnić rolnictwem i nabywać jakąkolwiek wła-
sność; 2) trudnić się astronomią i astrologią, ćledzić bieg
gwiazd i planet, oraz badać fizyczne zjawiska; 3) zabraniał
starać się o przypodobanie bogaczom i zabraniał pochle-
biać magnatom; nareszcie 4) zabraniał trudnić się wróżbą,
zaklęciem i czarami. nCzyn bywa dwojaki: zupełny i poło-
wiczny. » To jest, jeżeli człowiek zdecydiąje się na jakikol-
wiek postępek, postępek ten ma znaczenie zupełnego czynu;
nieurzeczywistnienie zamiaru jest połowicznym czynem. Dla
tego to w buddajskich dziełach często napotyka się takie
-wyrażenie: « półtora czynu », co oznacza zamierzony i wy-
konany.
Budda, jak i wszyscy Indyanie, poetycznie objaśniał
i ozdabiał mowę swoją porównaniami, allegoryami i innemi
retorycznemi ozdobami, które zwracają uwagę na najsuchsze
przedmiota i uprzyjemniają najpospolitsze rzeczy. Trafne
porównanie było w Indyi prawidłem dyalektyki i zastępowało
dowodzenie. W mowach Buddy znąjdiąje się mnóstwo podo-
bnych ozdób; niektóre jego porównania dla nieoznajomio-
nego z naturą i zwyczajami Indyi, są niezrozumiałe. Dla
przykładu przytoczymy kilka jego porównań. « Serce ludzkie,
powiada Budda, podobne jest do uszów słonia » — co znaczy,
£e jest w ciągłym ruchu. wBikszowie, naśladujcie żółwia,
który chowa się do swego chodzącego domku* , to jest zada-
walniajcie się kontemplacyjną czynnością umysłów waszych
i chrońcie się od zgubnych wrażeń zewnętrznych przedmiotów,
na podobieństwo żółwia, który widząc na brzegu morskim zbliża-
318
j%oego się szakala, chowa głowę, nogi i ogon pod rogow%
tarczę i takim sposobem broni się od zębów iułocssego
zwierza. « Czysta moralność jest jak nadęty powietrzem skó-
rzany worek: jeżeli j% uszkodzisz, npadnie.» Mówi on totii
o workach niywanych do pływania, które Irapcy i bogad
ladzie brali ze sobą podczas żeglugi; worid te napefamwe
powietrzem i szczelnie zamknięte , w razie rozbicia się ołifta
wybawiały żeglarzy, którzy rzucali się na nich w f«le mona,
powierzając życie swoje losowi; jeżeli w lakiem niebeifie-
cznem położeniu żeglarz chociaż cokolwiek uszkodził ńk%
i zrobił w nim maleńki otwór, giną): niechybnie. Na podo-
bieństwo tego wypadku, jeżeli człowiek chociaż raz jtdg^
zadość uczyni występnym pociągom, nic już nie za-
trzyma fali namiętności i zostawiony samemu sobie, upa&
i ginie.
Budda używał porównania, jako sposobu więcej riecŁj f wi -
ście wpływającego na przekonanie, niż wszystkie dowodaeuis.
Oto przykład: Budda nie badał metafizycznych kweatt|i,
któremi trudnili się inni filozofowie. Uczniowie często
pytali się go o to: z czego powstał świat i zaludniające go
istoty? czy mają początek i jaki? co oczekuje człowi^a pa
śmierci, który już przeszedł wszystkie przeobrażenia? ^Ta^
kie kwestye, odrzekł Budda, nic nie wpływają na obowiąidi
szramana; zanim zbadacie ten przedmiot, przejdzie drogi
czas, zbliży się śmierć i zastanie was nieprzygotowanych.
Wyobraźcie sobie człowieka, którego strzałą ugodzili
w piersi; ocalenie go zależy od sztuki lekarza, który może
lekko wydobyć mu z piersi śmiertelne narzędzie. Gzyi ra-
niony wówczas zapyta się lekarza: zanim ^'mi strsalę wydobę>
dziesz z piersi, powiedz mi, z jakiego drzewa crobioBa
strzi^a, jakiego jest koloru i jakiegu ptaka pióra są do mg
przyklejone, a z jakiego wreszcie metalu jest jej osAne?
Czyż on powinien myśleć o takich rzeczach, wiedząc, ie csm
przechodzi, a śmierć mu grozi? o
Innym razem Budda wykładał pojęcia różnych szkól
o jednych i tychże samych przedmiotach. Opowiedziawszy
im wszystkie poglądy i spory, które z tego powoda powatriy
między filozofami, mówi następnie: « Wszystko to prsypo-
319
mina mi starą hisŁoryc o niewidomych hidnach. Pewien
Raczia rozkazał zebrać i zgromadzić we dworze wszystkich
ślepych od urodzenia. Rozkaz był wykonany, gromadę śle-
pych sprowadzono do dwom i przedstawiono ich Raoziy.
« Ślepi, zapytał ich, jak wygląda 8łoń?» «Mahadiewa, od-
powiedzieli ślepi, nie możemy wiedzieć, jak słoń wygląda,
jesteśmy bowiem ślepi od urodzenia ?» «Czy chcecie poznać
słonia? zapytał Raczża. Podziękowali mu za taką wzglę-
dność. Raczża rozkazał koniuszema przyprowadzić słonia
na dziedziniec i doprowadzić do niego ślepych. Gdy im po-
wiedziano, Łe słoń przed nimi stoi, zbliżyli się do niego
i każdy zaczął obmacywać tę część ciała, na którą rękami tra-
Uh Jeden obmacując uszy słonia, znalazł w nich podobieństwo
do rzeszota; drugi trąbę wziął za linę; innym się zdało, że
kły są podobne do pali, głowa do studziennego wiadra,
szyja do belki, ogon do krótkiej liny. Kiedy już ślepi pne-
ataii obmacywać słonia, zawołał ich król do siebie i zapytał:
mI cóż? czy wiecie teraz jak słoń wygląda?* « Wiemy, od-
powiedział jeden ze ślepych, słoń podobny jest do wiadra. »
«Nie, odrzekł drugi, słoń jest podobny do belki. » «Nie
prawda, krzyknął trzeci, on podobny jest do liny.» Zaczęli
krzyczeć i hałasować, a każdy wołał, że słoń tak wygląda.
a Gzy z pewnością wiecie, powiedział potem Raczża, że słoń
tak wygląda, jak mówicie?*) Zamiast przyznać się do nie-
^adomości swojej, ślepi zakrywszy oblicze rękami, zaczęli
spierać się, z początku po cichu, później coraz głośniej
i o mało nie pobili się. Raczża długo z upodobaniem pa-
trzał na nich, aż wreszcie rzekł: « Ładzie pozbawieni
^wzroku! Na cóż nierozsądnie spieracie się o powierzcho-
^wność słonia, kiedy wy nawet nie wiecie, co takiego obmacy-
waliście U
Pmwo odpłaty było zasadą nauki Buddy. Budda często
o niem mówił, pobudzając niem do cnoty i odstręczigąc od
występku. Czarne, mawiał, pład się ezamem, białe białem.
Czyny, do których stosowana jest idea zapłaty, są pier-
wiastkową zasadą i nie niknącą przyczyną wszelkiego istnie-
nia. Wszystko jest następstwem czynów. « Żyjemy, mawiał
Budda, rodzimy się i umieramy, cierpimy i jesteśmy szosę-
S20
śliwi, w Bkatek czynów^ któreśmy spełnili przed pneobnie-
niem. Summa spraw, wykonanych prsez dosse, podtnjmije
istnienie wszechświata i wssystide stopnie oraz rodajs iitet
Rodzaj i powaga czynów oznacza dla dasz priys^ fen|
metamorfozy I Między czynem a zBi^t% bywa tołamoK
i powinowactwo. Ladzie występni, którzy w óocaenijmhf'
cie niywąj% roskoszy, przygotowają dla ńebie m^wjsiy-
sdem iycio. Eto jest czcicielem ognia, oraz niełi«fcxfc
świateł i kto w oczekiwania przyszłego szczetdi eodpeń
trzy razy omywa się, ten niezawodnie przeobrazi n^wiiK-
raęcia. 8% znowuż ladzie, którzy przez dziwaczne ijcie zf-
śl§, ie prz€|jd% w krainę duchów; naśladigą piy, ^"^
i inne zwierzęta, adąj% niemych — i jakiż reznltat \^
ich starań? Naśladiąj%c zwierzęta i niemych w docsenyiB ^
cie, w przyszłym zrobi% się rzeczywistemi zwien^tami i nie-
mowami. Za wyatępld męki, za dobre uczynki roskoa
Lecz czyż na cUugo będą te rozkosze? I jakiei to j^
azczęście w przeobrażeniach? DłUg% jest noc dla tego, któiy
nie śpi; dłag% jest droga dla znużonego wędrowca; ^
jest szereg przeobrażeń, oczekujących nierozomnego o^
wieka. Nie — rzeczywisty pokój i szczęście nie w pmolin-
żeniach się znajduje, lecz w uwolnienia się od nieb. Ow
do czego doprowadza rzeczywiste duchowe żyde, bei po^
s%dów i zabobonu. Bikszul ty jesteś w formie cdowieb,
w szlachetnej formie, z której tylko jest możliwe nwołaia*
eię od przeobrażeń, a która rzadko przez tysiąc lat j^
udziałem duszy. Skorzystaj z drogiego skarbu, zmaap'*'
doskonalenie siebie wj^ywy dawnych czynów i zdąiąj g^
wie do nirwany. »
Wiara w przeobrażenia i w ideę zapłaty, jak nąjlqi^l^
maczyła wszystkie wypadki, spotykające prywatnego człowiek*'
los każdego i stanowisko w społeczeństwie. Jednaj nse^^
tylko potrzeba, a mianowicie criowieka, któryby °^ "^
wniejsze przeobrażenia tak swoje jak cudze. I rzecay«^
jeżeli uwierzymy buddijskim autorom, nie było ani jednego «r
padku, ani jednej okoliczności, którejby Budda nie objaśni! i »*
usprawiedliwił dawniejszemi przeobrażeniami WqpottBi*^
jego w tym względzie były niewyczerpane. Lecą aby «f
321
Sprawiedliwymi, zróbmy uwagę, łe większa liczba podobnych
opowiadań lab wymysłów s% utworzone przez póśniejszych
Buddaistów; łatwa ich wyobraźnia wzbogaciła literaturę bud-
daj8k% nowym rodzajeąi dzieł b&rdzo ciekawych i popular-
nych. Co się tycze Buddy, niepbdobna jest uwierzyć, ażeby
wymyślał podobne bajki; niepodobna takie wierzyć , żeby do
tego stopnia się łudził, iżby miał wierzyć w rzeczywistość
opowiadanych wypadków. Z tego wszystkiego najpodobniej-
szem jest do prawdy, że opowiadania, które kładą na karb
Baddy, nie aą przez niego wymyślone, lecz je brał z powie-
ści ludowych, i że znane wypadki dawniejszych czasów po-
równywał z wypadkami, na które patrzał, lub w których
brał udział. Pod tym warunkiem tylko wierzyć można, że
Budda opowiadał niektóre wypadki starych czasów. Te opo-
wiadania Buddy pełne są przekonywającej naiwności i ma-
h}j% nam obraz współczesnych mu obyczajów i zwyczajów
indyjskich, przenosząc słuchacza w dawne czasy. Nic prócz
opowiadanego wypadku, nie wymyślał; zawsze mówi o takich
obyczajach i zwyczajach , jakie były za jego życia w Indyach.
Udzielamy czytelnikom jedno z podobnych opowiadań.
« Wiele wieków upłynęło od czasu panowania w Benaresie
króla Kriki.*) W państwie powszechnym był dobry byt
i spokojność: rolnictwo i pasterstwo za jego czasów kwi-
tli ęły; ludność zwiększała się; nie było wojny i kłótni,
a o chorobach i rabunkach słychać nie było. Monarcha
rządził państwem mądrze i sprawiedliwie. W tych szczęśli-
wych czasach, młody Benaresczyk, nazywający się Kumara,
syn brahmana, opuścił rodzinne strony i udał się do połu-
dniowych Indyi, gdzie chcis^ pod przewodnictwem pewnego
brahmana lepiej wykształcić się. Brahman miał sławę uczo-
nego i znakomitego nauczyciela, a słynął także z wykładu
ksiąg Wedy. Sława o jego zdolnościach i uczoności rozeszła
się po całych Indyach , ze wszystkich stron zbiegała się mło-
dzież na naukę do niego. Zaraz po przybyciu do południo-
*) Imię tego Racsii csętto Jest irtpominane ▼ baddjjakieh dtiełach. Bud-
dyści mówią, ie u jego csasów ijl Budda Kaszjana, oajtoakomitazy poprse-
dnJk Buddy Btakjamiinkgi^. . .
GiŁŁBB, OpłMnlc. III. 21
322
wyoh Indyi, Benareaceyk pouedł do domu brthmiin. Od*
dawuy unanowaBie goq»odarsowi, goić tkronnie mA
« Witaj, miody cdowieka, raekt bnhman, Kk|d jeśm
i w jakim cela tu przybyłeś? » «ftodjń2)Bm ii§ w Środkom
państwie {MBi^e4eeti)^ odpowiedaial Benamciyk, pajm-
diem Mś ta w tym zamianę, ai^by a nóg widkiego nśm
Bkorsyatać z jego nauki. » «Cz^ż cbcesi si^ aczye?* ofj-
tal dalej l»rahman. « Chciałbym pod twojem pnewodortMa
poznać Wedy.» « Prześliczny wybór; ksi^ Wedy«i|eqjik
inne zaelagi\|% na oznąjomienie si^ z niemi. Tak poiżMi
myśleć i postępować każdy rzeczywisty brakmaiL* Fo \Ą
rozmowie Benaresczyk został aczniem brakmaiia i ikeki'
jego nooki.
W dni rekreacyi, Benaresczyk rasem s towangfouH ki*
pal się w rzekach i jeziorach, albo prsechadzał a{ po ■iO'
akich placach i rynkach, lub też zbierał wonne ni^
i drwa na ofiary. Baz podczaa takiej przechadzki Besm-
ozyk zapytał swoich -kolegów: oZapewno wszyscy jei^"^
dziećmi brahmanów, lecz dot%d nie wierni zkąd jN^cM^
rodem? » Jeden powiedział mu, ie jest rodem z wsekadiick
Indyi, inni pochodzili z północnych, a inni jesscRi •c^
chodniąj ludyi. aJa zaś, rzekł z kolei Benarescs^, rodś>
łem sig w Środkowem państwie. » (cNic zgoła nie MJ
o twojej ojczyźnie; o innych krainach aczą nas pci^i^'
modrość ze wschodu, oUuda na zachodzie, poenoo«BB»
urodziło się na południu, a potwacz mieszka na póhocj*
Powiedz nam, co jest godnego uwagi w Środkowem jsi"
stwie?» Benaresczyk odpowiedział im: «Moja ojoynij^
prześlicznym krajem, podobnej nigdzie nie masz. Obfiugs
w trzcinę cukrowa, pachn%cy ryż i różne płody; bydł^^o"^
wego bardzo dużo ; nauki i sztoki kwitną; Ind jest bogitSi
szczęśliwy, a odznacza się miłosierdziem, rozumem i dołi^
uczynkami. W kraju mojem płynie rzeka Ganges; va^^
kto się wykąpie w cichych jego falach. Na brtfga^ ^
gesu w różnych miejscach znajduje się ośmnaście ^vM^
w których mieszkają, trudno pracując, Muni, gotowi «xb>^
się do nieba. » (cA czy są między wami, pytali go <kfej ^
warzysze, ludzie uczeni, tacy n. p. jak nasz n»nciy«»^*
323
I
kCo 819 tyo» ucsoności, odpowiedział Benaresczyk, w mojej
ojosyznie jest jeden nceoiiy, lew wymowy; w obeo niego
omeB luraesyciel mmienić i wstydzić by się mnsiaŁs Słysząc
WBsyeikie te opowiadania Benareeczyka o Środkowem pań-
stwie ^ towarzysze jeg^ w wysokim stopnia zdziwieni, po-
stanowili zwiedzić tę krainę. Z t% myśl% powrócili do
domu, a złożywszy drwa, które z sobą przynieśli, poszli do
swego nanozyciela. cBenaresczyk, nasz towarzysz, rzekli do
brahmana, tyle pięknych rzeczy powiedział nam o swojej
ojcsyznie, źe cłicielibyśmy j% widzieć. » « Środkowe państwo,
odpowiedział brahman, rzeczywiście jest piękn% krainą,
wai^scy o tern mówią; lecz dostatecznem jest słyszeć, co
niej mówią, a zwiedzić jej nie ma powoda. » a Tam, cią-
gnęli didej mczniowie, mieszka znakomity aczony, przed któ-
rym t j^li mamy wier^ć Benaresczykowi, ty nasz mistrza
'rumienić się powinieneś.* «A więc w orodkowem państwie
B% ladzie rozomniejsi odemnie, a ja myślałem, ie w całych
'ittdyacb nie masz człowieka, któryby się móg^ ze mna po<*
'równywać.!) uMy tam sami powędnyemy; zobaczymy Środ-
kowe państwo, wykąpiemy się w Gangesie i popróbnjemy sił
' BWCAck w dyspucie z znakomitym oczonym, a z chwałą i bo-
' gaotwem powrócimy do swojej krainy. » Brahman labił swo-
' ich aczniów i nie chciał z nimi rozstać się. «I ja pójdę
' z wami, powiedział im, zabierzcie moje rzeczy, snknię moją
>2 jeleniej skóry, wazę do omywania się i naczynia ofiarne. «
1 wszyscy razem adali się w podrói.
W ka£dem mieście , przez które brahman i jego aczniowie
> przechodzili, natychmiast badowali pomost, przeznaczony do
dyspnty. Chcących dyspotować było bardzo wiela, lecz źa^
^ den z nich nie mógł się oprzeć sztoce brahmana. Zwycię-
żeni z wstydem uchodzili z pomostu, z zgryzoty rozbi^jąjąc
swoje wózki i uderzając głowy swoje wazami, popiołem na^
I pełnione, i oddalali się w róine* strony, na podobieństwo
i kruków, uciekających z tych miejsc, w których wojownicy
I uczą się z łuków strzelać. Zdarzało się, ie tryumfującego
i brahmana spotykali i odprowadzali z chorągwiami, oraz wi-
tali krzykiem i pochwałą. Takim sposobem brahman doszedł
do Benaresu. Wchodząc do tego miasta, pomyśli, te nigdzie
21*
324
ff
godnych siebie pneoiwników i ncsonjch ladxi me istjdDe,
tylko na dworze króla — i dla, tego brahman ' wproit M
się do pałacu króla KrikL Króla powitał według zwjtaj^
mówiąc: «(B%dź królu zawsze zwycięzcą, zdrowym i ijj
długo !i> poczem usiadł z winnem uszanowaniem i odeml
się: « Królu, w rodzinnym kn^u dużo nsnczylem są
teraz chciałbym w obecności twojej dyeputować i tutej^fm
uczonymi.)) Monarcha zwróciwszy się do dworzanó* iwoich,
zapytał się: a Czy w mojem państwie jest jaki ucaosy, któ-
ryby odważył się na djrsputę z tym brałmianem?* >^
odpowiedział jeden z dworzan — w jednej wio«oc jw^
brahman, nazywający się Kapiłaszama: stndyowa^ ^<Mf
i inne księgi, a znany jest ze swego rozumu i a^cnoki
w dyspucie. » Król posłał pó Kap^aszamę , któiy «fa^
przybył do dworu i zgodził się podyspntować x buta"*
południowych Indyi. Król rozkazał wybudować eitndf
i rozdzielić ją na dwie połowy, w któzych mogliby afP<^
mieścić przeciwnicy ze swoimi stronnikamL W dsa oo**
ozony przybył i król na XEuejsoe dysputy, gdzie ju ^
całe zgromadzenie, na niego czekające. Jeden z diran»o*
zapytał króla, któremu z przeciwników pozwoli zrobię pi^'
•ze pytania? « Brahman z pc^dnia jest naszym g^M
powiedział monarcha, niechaj on zaczyna dysputa* ^^
stając z pierwszeństwa, brahman wyłożył kwesty^ i « ^
nie jej rzekł pięćset wierszy; mówił pięknie, rozomiufii^
prędko, że słuchacze nawet z natężoną uwag) nle^
kilka wierszy spamiętali Kapiłaszama jednak dobne Q**i*
i zastanawiał się nad każdym wyrazem wiersiy s^J4*
przeciwnika, ocenił myśh w nich zawarte i zrobiwssy oo*'
gółowe sprawozdanie z zadania przeciwnika, na^ ^
jego zasady, znalazł w nich sprzeczności, dowodne, i« 4
słabe i nie jasne — a z takiem przekonaniem i gnuł^*^
ścią mówił, że przeciwnik jego nie mógł mu odpo«i^
dzieć i został pokonanym; albowiem według praw dyip^^
zwycięzcą jest ten, który dowodami swoimi zmusi pt"^
wnika do milczenia, przez które to milczenie pnP"^
wyższość przeciwnej strony, a swoją słabość. Kiról pof»-
sBował zwycięztwa Kapiłaszamie, osypał go pocbwtłtfu > >*
325
zdolność i zręczność dyalektyczn%, wieś jego rodzinną odddł
mu na własność. Kapiłaszama podziękował za łaskę królowi
z trynmfem powróci' do domu.
Eapiłaszama, zostawszy właścicielem wioski i bogatym
ci^owieldem, wkrótce się ożenił. Po roku poźyda, żona
nrodzffa mu chłopca z złotawemi włosami. W trzy tygodnie
po urodzeniu się chłopca, Eapiłaszama według zwyczaju za-
prosił do siebie krewnych na ceremonię nadania chłopcu
imienia. Po krótkie naradzie jednogłośnie postsnowili nadać
cUopcu imię Kapiła, które przypominało imię ojca i wska-
zywało na złotawy kolor włosów niemowlęcia (kap^a znaczy
złotawy, żółty). Po odbytej ceremonii chłopiec został oddany
pod opiekę mamek i piastunek: karmiły go śmietanką, ma-
słem i innemi pokarmami. Eapiła troskliwie chowany przez
rodziców , rósł jak żółta lilia (grzybień żółty fi[luk. Nymphaea
Intea, Nenufar), wychylająca się z pod powierzchni wód.
"W młodzieńczych latach uczyli gó pisać, arytmetyki i innych
nauk potrzebnych; potem mówili mu o obowiązkach brah-
mana, uczyli go, jak brać popiół, ziemię i trzymać naczynie
z wodą; uczyli go także wszystkich poruszeń, które trzeba
zrobić przy omywaniu się. Nauczyli go wymawiać: Om!
(tajemnicze słowo, wymawiane przy zaklęciach i w hymnach)
i Bum! (wyraz wymawiany w ceremonii przywoływania du-
chów), oraz wykładali mu naukę Wedy. Kapiła nauczył się
-wszystkich ceremonii przy składaniu ofiar, a wkrótce innych
mógł już uczyć. Sam czytywał podania i mógł je innym wyUta-
dać; a wreszcie miał już prawo brać ofiary i dawać innym
jałmużnę. Sześć powyższych punktów są koniecznym warun-
Idem do osiągnięcia zupełkiej godności brahmana. Eapiła był
nadzwyczaj przenikliwym ; rozum jego , jak gor^ąca lampa,
oświetlał najciemniejszy przedmiot Pewnego razu słuchając
wykładu ojca swojego, Eapiła zapytał: «Co znaczy głos
czyli litera Gzża w Rigwedzie?» « Litera ta, odpowiedział
ojciec, ma głębokie znaczenie, które jest trudno odgadnąć;
tak nam mówili poprzednicy nasi.» « Czyżby, zawołał Ea-
piła, starożytni mędrcowie przekazywali nam litery bez
znaczenia? Co się tycze mnie, ja domyślam się zna-
326
ecema tej liiery.* Ojciec zdziwiony rozamem fjna, uM |
mu ludność nauczyciela i wkrótce potem umarŁ
« Dobry uczynek nigdy nie bywa bea nagrody. Ci, yimj
debrę robi% w gromadzie, w gromadzie otnjmiól a^^^
Oto przykład. Prasenacziyta, król szrawast^sld, niit M
olnbione iony; obie były piękne i kyfy w najwiękag ^
dzie i przyj aini. W Szrawasti mówili tylko o dvóekJ■^
knoiciach, zamkniętych w pataca króla. Budda wM, ie
aaczęśUwy los, któiy im aię dostał w podziale, icb P(^>^
i przyjaźń, są następstwem dobrego nczynku, jaki ę^
w dawnych czasadi. Wówczas były one ionaaii kibfli
i obie były pełne miłosierdzia. Pewnego razn wkaa^
cnotliwego pustelnika i przez to wyjednały dla sisbie My-
śliwą przyszłość ; jedna z nich na talers s wieraelni oa&M
najlepszych potraw, a druga na wiersch talerza asIkA
mniej smaczne potrawy, a lepsze schowała wewnitrc. Ti
okoliczność sprawiła to, ie w nowej przemianie, tośnmj
ionami Prasenaczźyty, róinily się w piękności: ńatm^óh
wspaniałą powierzchowność, odznaczała się dehkataą ffpr
nizacyą i roskosznemi ruchami.*
W mowach i naukach Buddy najbardziej nas udem ***
tny ton i rozpaczliwy pogląd na świat Myśl, ie ród W*
skazany na cierpienia, nie była własnością samego iMfi
owszem była ona pospolitą i powszechną w IndjadL Mi
ją tylko rozwinął i zastosował ideę cierpienia do wmg^
Uego, co istniało. Gdy Budda odzywa aię o powsiediBj^
cierpieniach, które towarzyszą przeobrażeniom, wjTSMjjff^
pełne są surowego ascetyzmu; gdy zaś mówi o twjcaj^
^awiskach fizycznego świata, wyrazy jego pełne są hm^
i rozczarowania. Tego rodzaju aforyzmy Buddy rosmotf
•ą w różnych jego mowach; treścią ich najcs^ej \fl^
krótkotrwałość i śmierć. « Wszystko , co jest złożone, isóri
Budda, prędzej czy później rozproszy się; wszystko, eoji^
urodzone, umrze. Zjawiska giną jedne za drugiemi; f^
azłość, teraźniejszość, przyszłość, ustawicznie pnedM^ "
wszystko jest krótkotrwałem , wszystko podlega P^
zniszczenia. Bystre rzeki płyną i nie cofiegą się napo*!^*
słońce nieustannie dopełnia swego biegu; całowiek ip^
327
tfdości pnechodsi do ieraśniejszosci, a iadna siła nie mo&d
^o powrócić w pnearioóć. Rankiem widdmy jakikolwiek
-przedmiot, a wieczorem już go malećó nie możemy; wczoraj
s&chwycal nas prseśliozny kwialek, dzisiaj jaż go nie masz.
X pocói upędzać się za gin%cemi dobrami? Niektórzy gorli-
-me trudzą i starają się o to, żeby zabezpieczyć sobie szcze-
nicie w doczesnem życia — lecz próżne są ich nsiłowania;
podobni są do tego, który uderzając wodę kąjem, myśli,
±e woda rozstąpiwszy się, zostanie już na zawsze w takiem
położenia. Go się urodziło musi umrzeć: ani powietrze, mo-
jne, ani góry, pieczary, żadne miejsce w całym świecie nie
potrafi nas schować przed śmiercią. Bogacz i biedak, szla-
•ofacic i człowiek z gminu, jednakowo śmierci ulegają; umie-
nia starcy, młodzieńcy, ludzie średnich lat i niemowlęta,
« nawet embryon w wnętrznościach matki umiera bez wszel-
kiego względu i terminu. Bogactwo, honory, dzieci nie
tnogą przetrwać: wszystkie te ziemskie dostatki rozproszą się
i znikną. Prostą i pewną drogą zdążamy do śmierci. Ciało
ludzkie, utwór czterech elementów, jest jak gliniane naczy-
-nie pękające za pierwszem mocniejszem uderzeniem. W ży-
ciu ciało jest źródłem namiętności, burz i mąk. Zbliża się
starość, a z nią następują i choroby; starzec rzuca się
-w mękach konania, jak ryba na gorącym popiele, aż póki
śmierć nie zakończy jego cierpień. Życie podobne jest do
dojrzałego owocu, który przy pierwszym powiewie wiatru
może spaść; co chwila powinniśmy o nie obawiać się.
Pierwszy wypadek przeznaczenia skraca bieg naszego życia,
na podobieństwo niknących dźwięków harmon^nej arfy, kiedy
jej struny pękają pod palcami muzykanta. Palącej się lampy
nie zasłaniają, i ty światła rozumu nie zaciemniaj namiętno-
ścią. Rzeczywistym mędrcem jest ten, który ustawicznie
myśli o oswobodzeniu się ze świata cierpień, trzyma na wo-
dzy swoje namiętności i dąży do nirwany. Otóż do jakiegfo
kresu zdążać powinny wszystkie nasze usiławaniat Nirwana
(nicestwo) jest gorąco upragnionym celem wszystkich. Po
nieskońcBonem kołowaniu w niezliczonych kształtach istnie-
nia, po niezliczonych przemianach naszego stanu, po wszyst-
kich pracach, niepokojach, burzach i cierpieniach, nieodłą-
328
etnych od przeobrażeń , zrzucamy nareszcie z nebie ^
namięinoftci, awalniamy się od wszelkiej formy utnteoit,
ozasu, oraz przestrzeni, a pogrążamy ńc w apokój i wiat
nie. Tu jest jedyna ucieczka od smutków i chorób, U »
ozem nie zamącone szcz^ie. — Nirwana — jest nieśmicftel-
ność, od niej już nie ma powrotu. »
Udzielamy jeszcze urywek o przyszłym sadzie, V9f^*
zbioru nauk Buddy. Cechiąje go żywość obraza; w aato
ma on dużo wspólnego z, ludowemi podaniami bip^t
całkiem jednak jest przesiąknięty duchem Buddy. TtBU]-
wkiem zakończymy ustęp o nauce Buddy i powióónj^
faktycznej biografii jego.
«0d Czżambutwipa (Indyi) daleko aż na połodoinia^
szą się dwa pasma gór, które zewsząd świat saaTbj^
W górach tych panuje wieczna i nieprzenikniooz deoBOK:
promienie słońca nigdy tam nie dochodzą i nąjpotfioi^l?
duch nie jest w stanie rozjaśnić denmości ^attua.
W głębi tej ciemności znajduje się piekło i ^^ ^"^
władzcy piekła. Ludzie, którzy grzeszyli na tym p«^f^
Śmierci idą do królestwa Jamy. Tam zaraz po pn?^
stróże piekielni przedstawiają ich Jamie, mówiąc: «Oto^
śmiertelni ludzie, grzesznicy, któny oczelnąją twego ^p^*
Wówczas ubolewający władzca rzecze do nich: uPlrigow
moil Żyjąc między ludźmi, czyście nie widzieli dncb^*
rości, czyż nie słyszeliście zbawiennych jego usukiW*
«Nie, Mahadewa, myśmy nie widzieli taki^o docbai^
słyszeliśmy słów jego.i» aJakto! powie im Jama, ^^
widzieliście człowieka starego, człowieka, któremas^*?'
padają, włosy siwieją, skóra się marsze^ i nabiera to^**
gorczycy; czarne blizny występują na całe ciało, plwy"!
schylają, chód robi się nierównym, nogi nic mogi ^
utrzymać, głowa się trzęsie, a szyja wyciąga się; •^^^ *
ciele obwisła i opada jakby na szyi krowiej; ufta, g«^
język, wysychają i grubieją, postawa się pochyla, oddeci
słabnie i zamienia się na bolesne wzdychanie; glos chiip^
i staje się podobnym do skropienia piły? NiedoleiBy*^
rzec wychodzi wsparty na kąju; podeszły ^^ wy^of
w nim soki i krew. Wkrótce zupełnie go siły opo«^J*
329
. «tareec nie tylko, ie joż nie może byó csynnym, lecz na-
p^et £ miąjtca raazyó się nie mole. Nie jest jui podobny do
izło^wieka, a dosza jego trzęsie się i mocige. Czyście nic
podobnego nie widzieli?* Grzesznicy, dr£%cy ze strachu,
>clrzekii% głosem konającym: « Widzieliśmy, Maliadewot»
i< Kiedyście widzieli, dla czegóż nie pomyśleliście o tem, że
\ -wy zestarzejecie się, że was nie ominie przeznaczenie rodu
ii&dzkiego? Pla czegóż na widok starości nie powzięliście
zamiaru poświęcić żyda dobremi uczynkami, ażeby w i^rzy-
azlem życiu nie cierpieć już mąk starości ?» « Niestety, my-
Biny o tem nie myśleli, bośmy zupełnie nie starali się
o s^woje zbawienie. » Potem Jama znowuż zapyta grzeszni-
ków: o Czyście widzieli, żyjąc na świecie, ducha choroby ?»
«Nie, Mahadewo, nie widzieliśmy takiego ducha. » »Jakto?
zawoła Jama, nie widzieliście człowieka chorego? Harmo-
'nijny związek żywiołów, tworzący ciało człowieka, rozstrąja
się, porządek w organizmie psuje się; męki, których z tego
^ powodu doświadcza chory, trzymają go na pościeli i oczów
' nie pozwalają mu zamknąć: nie może siedzić, ani chodzić,
' ani powstać ze swego łoża; rodzina karmi go i poi. Czyście
^ nie widzieli podobnego widoku ?» « Widzieliśmy, Mahadewo !»
'' tt Dla czegóż nie pomyśleliście, że i wm podobny los ocze-
' kiąjOy że i wy doświadczycie przykrości chorób? Dla czegói
' nie staraliście się o dobre uczynki, ażeby późnij nie do-
'^świadcząc męczarni chorób ?» «Nie, Mahadewo; w lenistwie
^ i opieszałości swojej nie pomyśleliśmy o tem.» « Nierozumni t
4 ozyście widzieli ducha śmierci ?» <cNie widzieliśmy, Maha-
>' dewo.» ttJakto? Czyście nigdy nie widzieli konającego
^ człowieka? Życie opuszcza jego dało, trupa kładą na po-
'* grzebowem łożu, ubierają go w różnokolorowy ubiór, po-
^ krywają go całunem, osłaniają parosalami i firankami, i wy-
i noszą go z domu. Trumnę otaczigą krewni nieboszczyka,
f zrzucają z siebie naszyjniki i inne o^^ob^i rozpuszczaią
i^ włosy, głowy przysyp^ją popiołem i gl^^-etJ^ lV»»i«n^ owaaj-
misją swój smutek. Czyście widział « ^O^^^^^ wiAok*ł»
• Widzieliśmy, Mahadewo.^ al dla c^^ ^ ^ie ^om^i^eUtóe
o tem, że i nad wami jest prawo śi^^^^Ó^ J^ ^ '^. '5^'°^^?'
I cie? ^'ie chcieliśde prowadzić cn,^ ^s-i^^ ^ Ł^^^i •^^ ^
prowadzić cn^%>^i
S30
w -prtj^ńtfm uwolnić ńf od Uk smataego loso..* «liiMletj
nie stftralifany się o to.« Wówcsas Jftma powie gisemAsa:
«Nie dbaliście o pnyszle źyoie, nie wykon^waliścae dobici
ncfTiików — niywajcie więc teras owoeów swojej opicuiA
6ci : będriecie eierpieó męki, nie sa gnechy w^Msydi fnd-
kówy rodneów i krewnych, lecz sa własne swoje gnBdj:
samiśeie sle robiH, sami otrzymacie sa nie saplatę.* Men
Jama da znak piekielnym stróżom, a ci pochwycą giiMMU -
ków za ręce i nogi, i wrzuca ich w gorej%ce plomiesR pie-
kła, na widok którego włosy na głowie stawi^^ i eeree pfjb
ze strachu. »
Wspomnieć tu musimy o kilku wypadkach, w kkóryck
Budda miał udział. Ze wszystkich tych wypadków, opora-
damy najprzód o śmierci Soddodana. Zdaje się, ie mam
ojca nastąpiła w pierwszych latach i^postolskiego źycn Bsdi?.
Stary Soddodana, przeoiuwaj^ prędką śmierć, dsaióil
o tem 83mowi i prosił go, aieby go prsjrszedl oimieóaŁ
Budda z Racziagrichu wezwany przez umierającego cjea, pa-
ipieszyl do Kapiławastu. Buddaiści szczegółowo epMń
ostatnie poiegnanie się ojca z synem.
ff Wieść o mającej nastąpić śmierci Soddodana pt^^
rozeszła się po Kapiławascie. Lud się gromadził na ulieaek
a mówiąc o tym wypadku, przeczuwał, łe po śmierci krśk
przyszłość plemienia Szakijskiego ściemnieje. W tej dwiłi
Budda wszedł do miasta. Widząc ostatniego potomka w pto-
stej linii Ikszwakuły i ostatnią nadzieję fumiiii Gotamy
w ubiorze pustelnika, lud nie mógł wstrzymać aię od Ib
i smutnych wykrzyków. Budda tymczasem przeszedł fffsec
tłumy i wszedł w źebrackim płaszczu do pokoi palaes
W sali, w której spoczywał konający monarcha, zgromadok
się cała jego rodzina, dworzanie i kobiety: ws z yscy stali pi^
grążeni w milczeniu i w smutku. Soddodana leiąc na »
kdem łóiku, wodził błędny wzrok w około. Ka wiM
starca wyniszczonego przez chorobę , z wpadłemi pobcakiBi
z iółtością rozlaną po twarzy i będącego juł w śmiert^aycii
kurczach, Budda mimowolnie zawołał: «Czyi to jest isćj
ojciec, który niegdyś ^ynął z męzkiej i wspaniałej postawy'
Gdzie się podziała siła i piękność jego?» Sposlnegisj
331
Baddf, król powitał go riabym głosem i rozkazał, aftoby
dotknął go swoją r^. «PocieflHE fię królu, mówił Budda, dla
coMgół masz się tmnció? Zoitawiasz po sobie sławę state-
cmego męia.» Wyrzekłtay to, wyciągnął opaloną od słońca
lękę i połoiył j% na gorącej głowie ojca, a pocieszając go
anratnemi prawdami swojej nauki, był świadkiem ostatniego
idm konającego. Ledwo skonał Soddodana, w sali powstało
, łkanie 9 obecni rzucali się na pomogę, rozpuszczali swoje
włosy, zrzncaM z siebie naszyjniki, rozdzierali suknie i bili
, się w piersi, opłakując nieboszczyka. Wspominali jego
nęctwo, mądre panowanie i gorzko ubolewali, że państwo
w Soddodanie stractfo całą swoją potęgę, a księstwa obronę.
Potem ciało króla omyli pachnącą wodą, okryli kapi^ą (cienka,
wełniana tkanina) i położyli w trumnę. W dzień pogrzebu
postawili trumnę na kata&lku, a w okoló niej pozawieszali
matki splecione z drogiemi kamieniami: przed trumną palili
kadzidła i rozsypali pacbnące kwiaty po pożodze. Potem
trumnę zdjęli z katafalku i wynieś ją z pałacu. Budda
•zedł przed trumną, niosąc kadzielnicę z wonnościami.
Orszak przybył do stosu, ułożonego z drzew białego mali^-
akiego sandału i na nim postawili trumnę ze zwłokami Sod-
dodana. Budda stos podpalił, a gdy już ogień zamienił
w popiół zwłoki nieboszczyka, najbliżsi krewni zagasili ogień
mlekiem, zebrali kości Soddodana i starannie złożyli je
w złotą urnę. Postawiwszy urnę na ziemi, zbudowali nad
nią wieżę i pozawieszali na niej chorągwie, kobierce i dzwo-
neczki. Gdy już wsi^cy oddali cześć wieży, Budda rzekł:
«Kic nie ma wiecznego na ziemi, nic nie ma trwałego : życie
arnika jak urojenie, jak fiilizywe widzenie. »
Od śmierci Soddodany aż do ostatniego dziesiątka lat
iyda Buddy upłynęło dużo czasu, o którym, jak to już mó-
wiliśmy, buddajscy autorowie nic nie piszą. Dla tego opi-
szemy wypadki, śród których Budda zakończył swoje życie.
Buddajscy autorowie piisą» że Budda w tym czasie wiele
utracił ze śmiercią trzech opiekujących się nim królów.
PierwB^r z nich był Pradióta, syn Mahaczakry, król Ucz-
ezżajanii. Z opowiadań Buddaistów dorosumiewamy się, że
332
król ten jest ta tama otoba, która stała tóę bohaterem ia-
dyjskićh dramatów i znana jest z roman^csnyeli yiaygó d.
Dmgi, najgorliwszy opiekan i Danapati Boddy, BebAi-
sara , król Magady , takie zmarł w tym czasie. Po nim m
ośem, czy też siedem lat przed śmiercią Buddy, wst^iłM
stolicę raosiagricką syn jego Aczżatasatrau Wątlenie m
tron nowego króla było dla Buddy niebezpiecsnem. ^csśi-
tasatra nie lubił Buddy i jeszcze przed W8t%pieiiiem ni tran
pomagał planom Dewadatty. Ostatni cieszył mę v duąr
z okoliczności tyle sprzyjających jego ambitnym zanśroB.
Lecz nowe stanowisko nagle zatarło w nim dawne iiq»iO-
bienia. Z początku nie zwracał uwagi na kw es iye rólsi|ee
zakonników ; potem zaś niespodziewanie okasał się kya^&^p^
dla Buddy i chciał mu zastąpić opiekę , jaką obdanał Bsdię
zmarły król. Dewadatta nagle umarł. Od tej daty upljn^to
kilka lat bez ważnych wypadków, chociaż w tyra ćmie
zwolennicy Buddy, Szariputra i Mongaljama, araarfiwpo-
desdym wieku; umarło takie kilku starych biknów. Los
jednak uwziął się na Buddę i zatruł mu ostatnie dni żyda
Śmierć dobroczyńcy Prasenaczźyty, szrawastijskiego kroit,
była wielkim ciosem dla Buddy.
Prasenaczżyta był najgorliwszym wielbicielem fiaddr.
Zdało się, że chciał przewyższyć jeszcze Bimbasarc w hopl-
ici i szacunku dla Szramana Grotamy. Okoliczność ta wyve-
łała przyjazne stosunki między Prasenacziytą a domem G(h
tamy. Zdaje się jednak, że rzeczywistą przyczyną pnyc^-
ności króla szrawastąjskiego dla Szałgaputrów, a nooie i sn-
cunku dla Buddy, była Moli, żona I^aaenacziytyy poc^
dząca z ludu Szalga. Bez względu na to, źe SzaJdicijcy
związek ten uważali za hańbiący, pyszna Moli z radeśni
nań się zgodziła; zyskała sobie przychylność świekry, łtścz
początkowo nawet jej widzieć nie chciał- i umialia wzbodat
w mężu swoim miłość i szacunek , któremu urodziła nasl^pet
tronu Wiruczżake. Od tego czasu rodziny: Prasenacsiytf
i Gotamy wzajemnie odwiedzały się, a stosunki pTTfjsns
między obu dworami wzmocniły się i utrwalmy. Udai, «b-
basador Soddodany przy szrawast^skim dworze, zyskał tt^"
zupełniej ufność Prasenaczżyty i został jedynym pośredzi-
383
Idem pomicdiy obu dworami; Prasenfbczźyta albowiem nie
uwaial za potrzebne utrzymywać ambasadora w Kapiławaście.
Tak przyjazne stosunki rokowały Szak^czykom szczęśliwa
przyszłość. Tymczasem wzrastał Wirucziaka, którego Szak-
japutrowie nienawidzieli Puszczali pogłoski, że Moli nie
pochodzi z rodziny GoŁamy, że była kwiaciarką u jakiegoś
' magnata, z matki krewnego Buddy, i że Wiruczźaka jest
' synem niewolnicy I Kilkakrotnie chcieli na polowaniu z nie-
* uaoka napaść na Wiruczżakę i zamordować go; i byliby' go
^ zabili, gdyby rozsądek starszych w rodzinie Szakja od tęga
^ zamiaru ich nie odwiódł. Takie krzywdy i wzgarda zniechę-
' cafy Wiruczżakę do Szakijczyków i wzbudziły w jego sercu
ofaęć zemsty. Przysiągł za tak dumne i pogardliwe obej-
( ście się z nim, surowo zemścić się na Szakijczykach. Ledwo
> też wstąpił na tron szrawastijski, zaczął zaraz uzbrajać się
' na Kapiławastę.
Gdyby Aczżatasatra, jak zamierzał, ogłosił wojnę Wiruczżace,
zapewnoby przeszkodził najazdowi ostatniego na Kapiławastę.
Lecz tymczasem Aczżatasatra miał inne plany: chciał bowiem
' opanować Wajszali. Miasto to należało do najbogatszych
zniasŁ Indyi i styn^o z wyrobów tkackich i krawieckich.
Wajszalijcy byli wolnym narodem, a rzeczpospolita ich nie-
zależnem państwem od Magady. Aczżatasatra pociągnięty
bogactwem rzeczypospolitej , przeprawił na statkach wojska
swoje na lewy czyli północny brzeg Gangesu i w kilka dni
stanął pod murami Wajszali. Wąjszalijczycy zawiadomieni
byli o uzbrojeniu się Aczżatasatry, przygotowali się do za-
ciętej obrony. Odważnie napadli na raczżagrichską armię,
a napad ich był tak dzielny i decydująca, że zmusili do od-
wrotu swoich nieprzyjaciół i gonili ich aż do brzegów Gan-
g^esu. Aczżatasatra zaledwie zdołał z armią swoją uciec
i przeprawić się na prawy brzeg Gangesu. Tryumfujący
Wąjszalijey wrócili do miasta, przekonani będąc, źe Aczżata-
satra nie ożmieli się drugi raz na nich napaść. Tymczasem
Aczżatasatra dowiedziawszy się o powrocie Wasjzalijców, roz*
kazał znowuż armii swojej przeprawić się na drugi bizeg,
powiedziawszy w tym rozkazie: « Jeżeli nie pomaszerujemy
do Wajszali, Wajszałijcy z bronią w ręku nawiedzą Baczża-
334
griehę. Pnepramwsify mę pnes Ganges, AcsBaUnkn |*>
stepował prawie tus ca Wąjasalijcami i stanął pf>d ieb as*
stem w chwili, w Ictórej ńf go bynajmniej nie spodaewifi.
Skonystat z ich opiessałości, otocsył miasto i rozpoes|t it-
gulame oblężenie. Uporz%dkowaw8Z7 wojsko, sam powród
do BaosiagrichiL
Wiraoażaka takie w tym csasie palnąć aenatą, nM^ptis
caele swej armii do Ki^flawasto. Baddaiici powiid^it as
w drodze przysi%gt wynisscsyó Siak^ca^ków i cetneć isk
61ad z powierzchni ziemi; obiecał dopóty nie piiiiij ssD
rzezi, dopóki nie zobaczy stnimieni krwi ni»awistii^|Qi bb
rodo. Ssakijczycy przygotowali się do obrony; w EtęSkwm-
icie zebrali się k8i%&ęta i panowie z gromadsmi ozbr^ieB^
wieśniaków. Saakijozycy opuściwsąy mury miaata, roipoca^
bitwę z nieprzyjacielską armią, lecz nie mogąc a w jivi ę iyć
przemagaj%cego liczbą nieprzyjaciela, cofnęli się do misiU,
które ufortyfikowali i w niem bronić się postanowili. Wi-
mczżaka obiegł Kapiławastę i łądał poddania się
groiąc w razie odrzucenia jego proposycyi śmieroią i
com, a miastu supelną miną. Wtedy właśnie bogaty dasr>
żawoa Szamba, którego buddajscy antorowie nasywi^ mśir
zorcą rolnictwa, zebrawszy znaczne s^, pn^byi
rodakom na pomoc do Eapiłl^wasty. Z morów
Szakijczycy, jak ich rodak śmiało przerftn^ si^ pr
oblęźnicze i szoaęśliwie dotarł do bramy miejski^. Biaaa
była zamknięta i nie otworzyła się na jego spotkanie; naptó^
żno Szamba błagał i prosił, ażełiy go wpuszczono do missls»
Szakijczycy milczeniem mu odpowiadali. Szamba więc w rsa-
paczy znowuż ze swoim korpusem uderzył na niepn3ji-
ciela i pnerśn%ł się przez jego szeregi Przenióeł się poten
do obc^ krainy, gdzie załoftył kolonię Szalgaputrów,
Szamba, od jego nazwiika.
Szakijczycy, którzy nie wiadomo dla czego odrsocili ]
moc Szamby, nie chcieli nawet słuchać propoqpcyi Wń
żaki. Podówczas był u nich rząd oligarchiczny. Dyoaa^
Gotamy w prostej Unii zakończyła się śmiercią Soddodsaa;
bracia ostatniego poumierali, nie zostawiwf^ po sofaśe w-
Btępoów, dzieci ich bowiem zostali Szramanami. iyi tyfice
335
jesacze Mabanama, stryj Buddy, leoe i ten nie coBtał królem^
moae dla tego, ie poboczna linia nie miała prawa do tronu,
a może tei dla tego, że w biaku następcy trona wybieraHi
króla rad*, starazycb. Mabanama nie był więc królem Eapi*
tawastn, lecz byl prezeeem rady państwa. Po niejakim caar
sie Wiruczżaka posłał drug% proposycyę radzie państwa,
proponaj%c kapitnlacyę , warunki której miał już w samem
mieście oenaczyć.
Rozprawy nad t% propozycyę rosdzieliły radę na dwie
partye: jedna z nich nie wierzyła cl^ytrym warunkom Wie-
rucoiaki i radliła się bronić do oetatka; druga partya zło-
żona z najstarszych członków rady , mając na względzie różne
losy wqjny i słabą nadziąję w obronie, zdecydowała przyjąó
kspitalacyę. Ich opinia przemogła i bramy miasta otworzono
niepr^jaciotoBL Nie możemy uwierzyć temu opisowi, bez
przypuszczenia zdrady. Czyż podobną jest rzeczą, ażeby
Szakijcsycy byli tak niedołężni, że nieprzyjacielowi pozwolili
wejść do miasta, dJa oznacasnia warunków kapitulacji?
Kajprawd<^>odobnieJ8ae ze wszystkiego jest to , że Wiruczżaka
szturmem zdobył Kapiławastę. Wszedł do miasta z bardao
licznem wojskiem i ze słoniami; osadziwszy pałbc i inne wa-
żniejsze punkta, dał rozkaz rzezi i mordowania bez pardonu
i be^ względu na płeć i wiek. Buddaisci mówią, że około
stu tysięcy ludzi zginęło w tej rzezi. Mahanama na początku
rzezi utopił się w jeziorze pał^Msowem. Znakomitszych 8ea«
kijozyków Wiruczżaka męczyć kazał, a wymordowawszy ich,
powrócił do Szrawasti z wielką zdobyczą, zadowolniony
zemstą i nowem zwiększeniem granic swego państwa. Naród
Ssalga na zawsze utracił byt polityczny. Ci Szakijcsycy,
którsy ocaleli w tej powszechnej klęsce, a nie chcieli sostaó
niewolnikami azrawastąjskieh królów, uciekli do Nepalu i in-
nych sąsiednich państw. Ojczyzna tego ludu została i:^a-
rzmioną, bogactwa jego zrabowane, rozeszły się po oałyeh
Indyach: drogie nassgrjaiki, sandały, złote bransoletki, pier-
ścienie i inne ozdoby, które po katastrofie kapiławastyjskiej
pokazały się nawet u zakonników, były jedynemi śladami
bogatego niegdyś narodu.
Gdzie był i co robił w tych krytycznych czasach Budda?
336
Podczas politycznych burz i klęsk, Budds zawsze gdzieś
znika, ukazaj%c się ta i owdzie w najkrytyczniejszej cłtri.
W ostatnich wypadkach Budda nie był bezczynnym, ka
adział, jaki wziął w tak tradnym razie, byt zapełnię be-
owocny. Los, który go utrzymywał w pośród tyhi niebo-
pieczeństw i strat, na ostatek najdotkliwiej go nderH:
zdaje się, £e ciosu tego nie mógł już wytrzym ać. Skoro
tylko rozeszły się pogłoski o nieprzyjacielakiGii naiuacf!
Wiruczżaka, Szakijczycy zaraz przypomnieli sobie Boddf,
posłali do niego zawiadomienie o tych zamiarach i pnali
go, ażeby odwiedził swoją ojczyznę, której zagrażał ntfKd
nieprzyjaciół. Spodziewali się Szakijczycy, £e pustelnik po-
wszechnie szanowany przez naród, zaprzyjaźniony z króknu,
którzy go odwiedzali jak prz)jaciela, i mający wielkie pon-
lanie w Szrawasti, wpływem swoim odsunie groiace niebo-
pieczeństwo. Zdaje się, źe i Budda myślał, że jego «|^
i powaga nie zostanie w tym razie bez pomyślnego recsltstii.
Przybył do Kosały, myśląc odwieśó Wiruczżakę od pnedop-
wziętego planu. Z t3rm zamiarem, powiadają buddajscy wioro-
wie, Budda siadł pod uschłem drzewem przy drodse, po
której Wiruczżaka dążył do Kapiławasty. Po niejtkiis
czasie pokazało się szrawastijskie wojsko: Wiruczżaka, o^
ozony liczną świtą, jechał konno. Zbliżywszy się do mejtf^
w którem siedział Budda, zatrzymał się, a poznawsiy g<cs
rzekł: «(Dla czegóż, Szramana-Gotamy, wybrałeś dla odpo-
czynku suche drzewo, które cię nie zakryje przed 8k>B^
cznemi promieniami? w blizkości jest tyle drzew cienistjcl-
mógłbyś które z nich wybrać dla odpoczynku. » Budda od-
powiedział Wiruczżace przysłowiem, w którem zawieitk
się prośba do niego: «Na cóż ma ten szukać aetastji^
drzew, który jeszcze ma dach rodzinny?o Prośba Bnd^
nie powiocUa się i nie przyniosła żadnej korzyści jego to-
dakom.
Podczas rzezi i rabunku Kapiławastn, Budda zm^dowit
się niedaleko od swego ojczystego miasta; przy nim hf^
Ananda, ulubiony jego uczeń. Do ich uszu dochodził ksłis
niszczonego miasta, brzęk mieczów i jęki mordowaaffk
mieszkańców. wNiechsj się spełni ich przeznaczenie*, a aktr-
337
^ się na ogromny ból głowy, połoiył się na ziemi, a na-
krywaj się płasECzem, nie diciał mieć świadka tajemnego
smutku, który ścisną) jego stoicką duszę.
W nocy, która nastąpiła po oddaleniu się Wiruczżaka
z Kapiławastn , Budda sam jeden poszedł do miasta i chodził
po opustoszałych i milczących ulicach między trupami i gru*
zami. Przechodząc przez ogród pałacu Soddodana, który
mu przypomnii^ dnie w młodości tam spędzone, usły*
szał jęczenie i zobaczył przy mdtem świetle gwiazd obnażone
ciała dziewic, z odrąbanemi rękami i nogami, a członki ciał
rozrzucone były między drzewami. Niektóre z tych ofiar
okrucieństwa Wirucziaki nie żyły, inne jeszcze żyły i wyda*
wały K piersi jęki konania. Budda chodząc pomiędzy
temi dziewicami, zakrywał ich ciała, pocieszał ich wyra-
zami rodzinnego współczucia; był świadkiem ostatniego
tchnienia umierających, którym obiecał spokój w przy-
szłam życiu, i tak spędził ostatnią noc w ojczystem swojem
mieście.
Wkrótce po tych wypadkach spotykamy Buddę na dro-
dze z Kapiławastu do Knszinagary, miasta położonego
w stronie południowego wschodu o 72 mil (500 wiorst) od
Kapiławasty. Gdzie szedł i po co, nie wiadomo. Zdaje się,
ze szedł bez oznaczonego celu, chcąc jak najprędzej oddalić
się z miejsca, które mu przypominało tak okropne sceny.
Rzadko bywał w Kuszinagarze, w biednem i upadającem
mieście. W towarzystwie Anandy, Budda przechodził przea
okolice pustynne i nieurodzajne krokiem wątłym i milczał,
przygnębiony chorobą i wiekiem. Rzadko kiedy przemawiał
do towarzysza podróży, a wyrazy jego wskazywały usposobie-
nie pełne smutku. Mówił o krótkotrwałości życia i śmierci,
przeczuwając już blizką śmierć swoją.
Niedawne okropne wypadki usprawiedliwiały posępny
pogląd Buddy na świat; nigdy też Budda nie mówił z ta-
kiem uznaniem o nietrwałości nadziei oraz szczęścia, i nigdy
z tak głębokiem uczuciem nie opłakiwał smutnego losu
ludzi. Idąc pod brzemieniem choroby i znużenia, coraz
bardziej utract^ siły. Był już wówczas wątłym starcem,
OiLŁBR) Opisanie. III. 22
338
miał bowiem ł&t olmdziesiąt. Ból krzjźa, na który cierpiał
przes całe życie, coraz bardziej powiększał się i zmnszd ęo
kilkakrotnie w drodze zatrzymywać się pod cieniem drzer.
Pomimo słabości, podróży nie przerywał i doszedł ai do
rzeki Hiranii, płynącej niedaleko Koszinagara. Dalej już vć
nie mógł i zatrzymał się na zachodnim brzegu rzeki d bro^k.
o dwie wiorsty od miasta, w stronie północno 'SidiJMfBŚcjf
Tu się zakończyła ziemska wędrówka Buddy. Siły ta^śnk
go opuściły; na kobiercu, rozesłanym przez Anandę, pobirł
B^Ci g}ow% ku północy zwróconą, wedłog zwyczaju ia^
skiego, drzewa sała (Shorea robusta) ocieniały i zastaiśilT
go od promieni słońca. Czuł mocne pragnienie — bttfto
już ostatnie chwile jego życia.
Ananda z żałością przypatrywał się śmiertelnemu ir^E^
niu się swojego brata, przyjaciela i nauczyciela. W efavili;
gdy oczy Buddy zamykały się na wieki , a śmierć już tóiłt
pieczęć swą na usta, usłyszał jeszcze wyrazy: eNic nif asa
trwałego 1»
Płakał Ananda nad zwłokami Buddy, a nakrynzy }e
płaszczem, poszedł zawiadomić mieszkańców o śraierdj^go
i prosił ich o trumnę do pochowania Buddy. Eoszintgarcj
chętnie zgodzili się na ostatni dar dla wędrowca, kteiy
umarł opodal ich miasta; zrobili trumnę i wszystko pmfo*
towali do obrzędu spalenia go na stosie. Tymczasem wieśe
o śmierci Buddy rozesda się po Magadzie i dosria do
uczniów jego, mieszkających w różnych miejscowościK^
Madjadeszu. Niektórzy z nich oczekiwali tylko śmierd
Buddy, żeby zrzucić z siebie płaszcz Szramana i powróo^
na łono swoich rodzin; inni pozostali wiernymi zasidon
nauczyciela i dążyli do Kuszinagary, oddać ostatnią cześć
zmarłemu Buddzie. Trumnę z jego ciałem postawili n
stosie , na znak poszanowania dla zmarłego obeszli stos tnjr
razy, a potem go zapalili. W godzinę z ciała Buddy lo-
stciy się tylko białe kości i popiół.
389
Artykuł o Buddzie napisany według archimandryty O. Pał-
:adia i tłumaczony z rossyjskiego dzieła : Trudy Czlenow rossij-
ikoj duchownoj missii] w Pekinie. Tom I. St. Petersburg,
L852 roku.
\
KONIEC.
DEtTKISK P. A. BE00KHAU8A W LIPSKU.