Purchased for the
LIBRARY of the
UNIYERSITY OF TORONTO
frovi the
KATHLEEN MADILL BEQUEST
120
POEZYE
VII
6^ '^ r
MARYA KONOPNICKA
POEZYE
WYDANIE ZUPEŁNE, KRYTYCZNE
OPRACOWAŁ
JAN CZUBEK
TOM VII
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
WARSZAWA = LUBLIN == ŁÓDŹ
KRAKÓW - G. GEBETHNER I SPÓŁKA
NEW YORKoTHE POLISH BOCK IMPORT. CO, INC.
Pa
1)6 lin
WSZELKIE PRAWA PRZEDRUKU I PRZEKŁADU ZASTRZEŻONE.
C3C3 DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI W KRAKOWIE. C3C3
POEZYE DOBY OSTATNIEJ
KONOPKICIU POEZre. VII.
POEZYE
I. ACH, TA PRZECUDNA, CICHA ŁĄKA..
Ach, ta przecudna, cicha łąka.
Gdzie myśl się moja we snach błąka,
Gdzie marzeń płynie zdrój...
— Anioły po niej cliodzą rano
Ścieżyną w perły usypaną,
Cały ich chodzi rój.
Do stóp aniołom wieją szaty,
W tulipanowe zwite kwiaty,
W irysów długi pąk...
Z barków im skrzydeł wieją tęcze,
Pióreczek pawich półobręcze,
A lilje kwitną z rąk.
Ani się modlą, ani kłonią,
Same są światłem, cudem, wonią,
Same są liymnem łask...
Przedporankową, błogą ciszą,
Wszechukojeniem świata dyszą,
Jutrzenny roniąc blask.
Piersi im pasze stuła złota.
Chodzą anioły jasne Giotta
Na tłach szmaragdów, róż...
Spokojne chodzą i bezpieczne,
MAJtYA KONOPNICKA
Nim wsiąkną w jakieś drogi mleczne,
Nim buchnie liejnał zórz.
Ach, ta przecudna, cicha łąka,
Gdzie myśl się moja \\e snach błąka.
Jak lekki tuman mgły...
— Szatan tam po niej chodzi nocą,
Gdy się stokrocie gwiazd rozzłocą,
I roni gorzkie łzy.
Z zwieszoną głową chodzi bladj^
A gdzie anielskie ujrzy ślady,
Zgubionych lilij pęk,
Przypada ust}^ gorącemi
Do tej ścieżyn}', do tej ziemi.
Wybucha w głośny jęk.
I w płacz uderza, w głośne łkanie,
I śniade czoło kłoni na nie.
Całuje ślady stóp...
Bez dumy płacze i bez mocy.
Aż zajdzie w pomierzch czarnej nocy,
Jak w najczarniejszy grób.
A zaś anioły idą rano
ScieŻ5'ną w perły usypaną,
Rój cały chodzi rad...
Wtem nagle ujrzą łzy szatana,
I upadają na kolana,
By zetrzeć z ziemi ślad.
I myją go rannemi rosy
I ocierają w złote włosy,
W lilje kwitnące z rąk...
I ocierają w jasne szaty.
POEZYE
W tulipanowe zwite kwiaty,
W irysów długi pąk.
I osuszają stulą złotą
I stopeczkami trawy gniotą,
By łez tycli zatrzeć grzecti...
— A tam, gdzie mdleją nocy cienie,
Jęk z mroków słycłiać i westchnienie
I gorzki, gorzki śmiech.
Rzym d. 12/1 19U7.
^^
MARYA KONOPNICKA
II. NASZ SZTANDAR.
Nasz sztandar tkała żywa moc,
Co śmierci się nie lęka!
Przez chmurne dnie, przez głuchą noc
Tkała go duchów ręka.
My jej drgającą snuły nić,
Z serca, co żarem bije...
Ten tylko naród godzien żyć.
Co czuje sam, że żyje!
Nasz sztandar powiał w jasność zórz
Na drzewcu z tego drzewa,
Co korzeniami wszerz i wzdłuż
Wrosło w tej ziemi trzewa.
I nikt i nic, przez żaden trud.
Nie zerwie węzła tego.
Co z ziemią wiąże wierny lud,
A ziemię z duchem jego!
Nasz sztandar jedno hasło ma
I jedno zawołanie:
— W jedności, w pracy żyje, trwa,
Jest z klęski — zmartwychwstanie.
My go z czcią niesieni w żj'cia chram
Od ziemi, od macierz}...
— Ten tylko wejdzie dó jutra bram.
Kto w jutro swoje wierzył
III. NA JUNGFRAUi.
Już się ranek rozbiela
Na dzień wielki wesela...
Grają w zorzach hejnały,
Rwie się ze snu świat cały:
- Kiedyż będzie, kiedyż będzie Panna Młoda gotowa?
Grzmi po szcz5'tach niuz5'ka,
Już Pan Młod}' przecyka,
Już śle jutrznie różane
Po słóweczko żądane:
- Kiedy będzie, kiedy będzie Panna Młoda gotowa? -
Idą drużki do Panie j,
O tej zorzy, o raniej,
Idą drużki z rozmajem.
Napotkały się wzajem:
-Jeszcze nie jest, jeszcze nie jest Panna Młoda gotowa! -
Młody zbroję przywdziewa.
Świat jutrzenną pieśń śpiewa,
Zbierają się drużbowie,
Kraczą skalni orłowie:
■Kiedyż będzie, kiedyż będzie Panna Młoda gotowa? -
' Jungfrau — góra w berneńskim Oberlandzie (4167 m)
w Szwaj caryi.
MARYA KONOPNICKA
— Jeszcze nie czas, nie chwila,
Jeszcze noc się przesila,
Jeszcze w morzach śpią wody.
Jeszcze drzemią narody,
— Jeszcze nie jest, jeszcze nie jest Panna Młoda gotowa 1 —
Patrzą Ludy-Łazarze,
Rychło im się ukaże.
Rychło im się wj^jawi.
Kto ich z śmierci wybawi,
— Rychło będzie, rychło będzie Panna Młoda gotowa? —
Posłał Młody dwie rzeki
Na gościniec daleki.
Posłał rzeki dwie w posł\',
B}^ mu wieści przyniósł}':
— Kiedy będzie, kiedy będzie Panna Młoda gotowa? —
— Idźcie, rzeki, do Pana,
Ze już napół odziana.
Ze na czoła granity
Wian ognistj' już z wit}',
— Tylko nie jest, tylko nie jest ślubna suknia gotowa.
Idą rzeki z powrotem
Zatrzasnęły dźwierz ^ grzmotem
Zatrzasnęły dźwierz burzą.
Głuche jęki im wtórzą:
— Jeszcze nie jest, jeszcze nie jest Panna Młoda gotowa. —
Huczą wichrem organy.
Już Pan Młod}' przybranj',
Z pierścieniami mnich czeka,
Złoty ornat obleka...
— Kiedyż będzie, kiedyż będzie Panna Młoda gotowa? —
1 Dźwierz — dźwierze, forma gwarowa zam. zwj-l;łego
d r z w i.
POEZYE 9
Idą burze i cisze,
Świat się w sobie kohsze,
Idą czasy i wieki,
Grom gdzieś warczy daleki:
— Kiedyż będzie, kiedyż będzie Panna Młoda gotowa? —
Ocknęły się otcliłanie,
Słychać ludów wołanie:
— Otwierajcie wierze je,
Bo już świta! Już dnieje!
— Już bj^ć musi, już być musi Panna Młoda gotowa!
Panna Młoda się chmurzy.
We mgłach lico zanurzy...
— Jeszcze nie czas, nie chwila.
Jeszcze złe się przesila.
Jeszcze nie jest, jeszcze nie jest Panna Młoda gotowa.
— Jak od lądu do lądu
Róg otrąbi dzień sądu.
Jak rozpękną wierzeje,
Jak w przepaściach rozdnieje.
Jak powstaną doliny.
Jak się zniży wirch siny,
Jak grom sądny wypali.
Jak pół świata rozwali,
— Wtedy będzie, wtedy będzie Panna Młoda gotowa.
^C§>
10 MARYA KONOPNICKA
IV. ROTAi.
Nie rzucini ziemi, skąd nasz ród,
Nie damy pogrześć mowy!
Polski mj" naród, polski lud,
Królewski szczep piastowy,
Nie damy, by nas zniemczył wróg...
— Tak nam dopomóż Bóg!
Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy Ducha,
Aż się rozpadnie w proch i w pył
Krzj-żacka zawierucha.
Twierdzą nam będzie każdy próg...
— Tak nam dopomóż Bóg!
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz,
Ni dzieci nam germanii.
Orężny wstanie hufiec nasz,
Duch będzie nam hetmanił,
Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg...
— Tak nam dopomóż Bóg!
• Rota — słowa przysięgi.
POEZYE 11
V. POSŁOM WIELKOPOLSKIMI.
...A my mj^śleli, że wy tam staniecie
W królewskim ziemie swoich majestacie,
Ze W}', prastary wiec, piastowe kmiecie,
Grom w piersiach macie,
A zaś na piersiach — ryngraf szczerozłotj'
Lechickiej dumy i lechickiej cnoty.
A my myśleli, że wy tam staniecie
W pożarach czucia i w tryskaniu ducha,
Że głos wasz rozbrzmi na całe stulecie,
Które was słucha...
Ze wśród tej pełnej krzywd i gwałtów sali
Płomień wam buchnie z serc i strop zapali.
A my myśleli, że wasze prawice
Stężeją jakimś wiekopomnym gestem.
Ze w twarz ciśniecie wrogom rękawice,
Wołając: » Jestem !«
Że tej obelgi z was żaden nie strzyma
I sam nad siebie urośnie w olbrzyma!
' Dnia 18 stycznia 1909 r. uchwalono w sejmie pruskim bar-
barzyńską ustawę o wywłaszczeniu, skierowaną przeciw pol-
skim obywatelom państwa pruskiego. Posłowie polscy niezna-
cznj' tylko brali udział w rozprawach; zato przed głosowaniem
złożyli przez usta swego prezesa pełną godności i nietajonego
oburzenia deklaracyę zbiorową. Zdaje się, że poetka napisała
ten utwór, nie znając jeszcze owej deklaracyi.
12 MARYA KONOPNICKA
A my myśleli, że rzuci tam wami
Duch, jak piorunem, w krzyżackie te głowy,
Ze nikt z was ucha polskiego nie splami
Końcem tej mowy...
Ze się krwią własną wpierw każdy zachłyśnie,
Niż gwałt pieczęcią milczenia przyciśnie.
A my myśleli...
— Lecz żaden wybraniec
Ludu nie powstał rycerzem swej ziemi,
Żaden jej nie był za miecz i za szaniec...
Wy — byli niemi!
Żaden z was nie legł, jak Rejtan, u proga
Z ogromnym krzykiem: ))Przez pierś moją droga I«
Żaden, posłowie, z was nie wyrósł mężem
Dziejowym ponad zatrwożone tłumy...
Żaden nie błysnął śmiertelnym orężem
Wzgardy i dumy —
I nie skamieniał posągiem słonecznym
Honoru Polski i stróżem jej wiecznymi
A my myśleli...
«22g>
POEZYE 13
VL INWOKACYA.
Jeśliś ty, Polsko, takie miała duchy,
Co wielkie żj^cia wieszczyły ci słowo,
Jeśli płomienne natchnienia wybuchy
Rzuciły ciebie na drogę globową,
Gdzie wnętrze gwiazdom wypala wiatr suchy
W kształt nowy, w iskrę ducha piorunową.
Jeśliś prorockie wzięła namaszczenie
Pieśni — nie pójdziesz w proch i w nicestwieniel
Jeśli cię duchów trzymają kolumny
Wzniesioną hostją u jutra ołtarzy.
Jeśli u twojej niezamkniętej trumny
Duchy twej pieśni stanęły na straży,
Jeśli ci szumi w nich proporzec dumny.
Jeśli twe imię narodom się żarzy,
Jak gwiazda, ręką Bożą wykowana —
To ty nie możesz paść i być zdeptana!
Tyś miała wielkie logos' wielkiej pieśni,
Stworzenne logos, które cuda czyni...
Archaniołowie tobie bezcieleśni
Służyli w ducha twojego świątyni.
> Logos (z greek.) — słowo. Poetka ma na myśli poez.-itek
ewangelii św. Jana: »Nn początku było słowo ...Wszystkie rzeczy
przez nie się stały, a bez niego nic się nie slalo, co się stałow.
14 MARYA KONOPNICKA
A gdy odeszli, jaśni i bezkreśni,
Zostało słowo na życia pustyni,
Któreś ty w pieśni wzięła, Polsko moja,
I toć jest twoja tarcz i moc i zbroja!
To jest ten święty Styks S w którym skąpana.
Wyjdziesz na rozblask nowej ludów zorzy
Pod wodzą Króla-Ducha i hetmana,
Co ci znak męki za ryngraf położy.
Gdzie przejdziesz, wstaną procłiy z pod kurhanu
1 bój nastanie wyroczny, bój boży,
W którym zwycięży ten, kto cierpiał krwawo —
I to jest zakon twój i twoje prawo 1
A teraz, Polsko, idź, gdzie cię duch woła,
A z słowa życia zbierz życia natchnienie,
Niech się rozjarzą kopuły kościoła,
Gdzie ci się stało pieśni objawienie,
I twej nadziei swastyką'^ znacz czoła!
Idź, harfa twoja prorocka po przedzie
Pieśń ci przyszłości gra i w przyszłość wiedzie.
' Styks — rzeka zapomnienia w podziemiu. Por. zwrot
Słowackiego w »Grobie As^amcmnonaw: ...»Naga, w Styksowym
wykąpana mule«.
2 Swastyka (z indyjskiego) — odmiana krzyża, znak, or-
nament czy sj'mbol, spotykany na najdawniejszycli zabytkach
nie tylko Indyl, skąd nazwa, lecz i innycli krajów; wjęz. staroind.
znaczy : btotcoslawieństwo, życzenie powodzenia.
^CSy
POEZYE 15
VII. Z SIEROCYCH GNIAZD*.
Gdy wschodzą ciche promienie gwiazd
Na wieczorowem niehie,
Ojcze nasz, Boże, z sierocych gniazd
Podnosim głos do Ciebie:
Na chwałę Twoją rosnąć nam daj,
Niecłi nam Twa łaska świeci,
A niech ma clilubę ojczysty kraj
Z swych przygarniętycli dzieci.
Tyś nas opieką otoczył Swą,
Pisklęta Twe bezpióre...
Niechże się dusze nasze rwą
W górę, ku światłu, w górę!
Ojcowską ręką błogosław nas,
Otwórz nam serca bliźnie,
A pozwól służyć, gdy przyjdzie czas,
I Tobie i ojczyźnie I
Nauheim cl. 30 kwietnia 1909.
'Gniazdo sieroce — zakład hunianitarno-rolniczy, w któ-
rym pod opieką przybranych rodziców wychowują się sieroty
od hu C — 14. Pierwsze wgniazdow założyła lisiężniczka liarolina
Luboniirska w r. 1908 w swych dol)rach, we wsi Stanislawczyku
nad Wiareni w pow. przeniysltini w Galicyi.
POEZYE POŚMIERTNE
KONOPNICM P0E2»E, VII.
POEZYE 19
I. PODMUCHY WIOSNY.
WSTĘP.
Czy ty mnie słyszysz,
Wiosenko,
Gzy ty mnie słyszysz.
Ze tam gdzieś w dali piosenicą
I ciepłem dyszysz?
Czy ty mnie czujesz.
Wiosenko,
Czy ty ranie czujesz,
Ze lam gdzieś w dali swą ręką
Łąki malujesz?
Czy t}' mnie czekasz,
Wiosenko,
Czy ty mnie czekasz.
Ze tam gdzieś w dali z jutrzenką
Perły nawlekasz?
Czy ty mnie kocliasz,
Wiosenko,
Czy ty mnie kochasz.
Że razem z moją lirenką
Po rosie szlocliasz?...
20 MARYA KONOPNICKA
II. W KOLEBCE z POLSKIEJ LIPY...
W kolebce z polskiej lipy kiedyś kołysana,
Zrozumiałaś ty sercem tę wielka, myśl Jana^
Więc wcześnie poszłaś z sierpem i z pieśnią na żniwo
I zebrałaś snop złot}', swą sławę poczciwą.
Dziś, gdy cbleb z tego snopu rozdzielasz dla braci,
Czemże ci ziemia twoja za miłość zapłaci?
Gorzkie rosy ją poją — i mętne jej wody,
I kwiatom jej brak słońca — i myślom swobody.
Przecież — gdy nas porzucisz, słowiku tej ziemi,
Polecą, by się poić pieśniami twojemi,
I serca nam polecą za chmurką tą ptaszą,
Boś ty Polką prawdziwą, t5'ś chlubą jest naszą.
•Jana — Jana Kochanowskiego. Poetka ma zapewne na
myśli znany dwuwiersz:
Służmy poczcisvej sprawie, a jako kto może,
Niech ku pożytkowi dobra spólnego pomoże.
f3^S>
POEZYE 21
III. NA KWIETNE PUCHY...
Na kwietne puchy, na ranka wiew
Kładę me palce, dobywam śpiew.
Pieśń barw i woni.
Którą ci wiosna w majowy dzień dzwoni.
Na orle pióra, na orli szpon
Kładę me palce, dobywam ton,
Pieśń światła, słońca.
Którą do ciebie wysyłam za gońca.
cSS>
22 MARYA KONOPNICKA
IV. SKOWROŃCZĄ W SERCE...
Skowrończą w serce uderzył ranie pieśnią,
Spłonął poranną nad łanem mym zorzą,
Zapacliniał slcibą, gdy pługi noc prześnią
I świtem orzą.
Cień jego slcrzydeł z czarności padł borów
Na czoło moje Icojący i błogi.
Zaświetniał w łąliacłi pod tęczą liolorów
W raiedzacli mej drogi...
Wslcroś słonecznego nad cliatą promienia
Słyszałem trzejiot i ciche icli bicie.
I wiesz? Nie pustka błędnego marzenia,
Rodzi go — życie!
I wiesz? Nie w górne on nosi się światy,
Gdzie my błądzili oczyma łzawemi,
Lecz między zboża i zioła i kwiaty
Lata — przy ziemi 1
<22§>
POEZYE 23
V. PROLOG DO BAJKI.
Jest — bajka. Bajka z rodu — prawdy jest odbiciem
W tej tajemniczej toni, co zowie się Ź3'^ciem.
Nad tonią prawda stoi. Jasna i wysoka
Pani, dla śmiertelnego niewidzialna oka.
W szumiącą falę bytu wieczną twarzą patrzy,'
A fala płynie, kipi, wre, mdleje, znów bucha,
I niesie obraz prawdy bladszy, coraz bladszy,
Im bardziej się oddala od praźródeł ducha,
Aź uczyni się prawdy przesłoneczne lico
Mglistą wizją, przeczuciem, snem i tajemnicą.
Mędrcowie, co na brzegu długim rzędem siedzą.
Wypatrują jej rysy i zowią to wiedzą.
Lecz poeta, ku zmiennej pochylony toni,
W tęczowych, rusałczanych marzeń sw3xh pogoni
Chwyta natchnionym wzrokiem to cudne odbicie.
Które na fali swojej przynosi mu życie,
I nie wie, oczarowań, że to prawda żywa
I — bajką — tajemnicze zjawisko naz5'wa,
I rzuca się w nurt za niera i póki tchu — płynie
I walcząc z falą, śpiewa i dla bajki — ginie.
<3C§>
24 MARYA KONOPNICKA
VI. TA TYLKO MŁODOŚĆ...
Ta tylko młodość wiosną jest,
Co w wiośnie bierze prac}- chrzest.
Ta tylko młodość godna róż,
Co, śmiało szuka nowych zórz.
^CSy
POEZYE 25
VIL TEKST DO MSZY ŚPIEWANEJ.
INTROIT.
Do Boga mego, jak do żywej wody,
Spragniony biegnę w czas błogiej pogody,
Do Boga mego i do Zbawiciela,
Co młodość moją duchem uwesela.
Do Boga mego, do Jego ołtarzy,
Jak gołębica, dusza się ma waży.
Od rzesz nieświętych jedyna mi droga
Do mego Boga!
KYRIE.
Kyrie elejson — zmiłuj się, o Panie!
Chryste elejson — winy nasze zmaźl
Wejrzyj na ludu Twego pokajanie,
Pokaż mu dawne swoje zmiło wonie.
Ojcowską ku nam racz obrócić twarz...
Kyrie elejson — winy nasze zmaźl
GLORIA.
Niech śpiewa Syonl Niech brzmi ziemia cała
Odgłosem hymnów i radosnych lirl
O, chwała, Bogu na niebiosach chwała!
A zbożnym ludom pokój tu i mir!
26 MARYA KONOPNICKA
O, wstań, Łazarzu, z swojego barłogu,
Wznieś w górę czoło, zrzuć śmierteln}' kir I
O, cłiwała, cliwała na niebiosach Bogu!
A zbożnym ludom polcój tu i mirl
GRADUALE.
Na padół smutków i boleści
Swe żywe Słowo zesłał Pan,
I zstąpił zwiastun dobrej wieści
I zakon został ludom dani
O Chryste! Niechaj zdrój żywota
Ze słowa Twego spłjmie nami
A kiedy burza się rozmiotą.
Wśród dzieci Twoje zestąp sam!
CREDO.
W mądrość przedwieczną, która światy tworzy,
Słońca zapala, sieje blaski zorzy,
Morza napełnia i gwiazd drogi strzeże,
W Boga i w Ojca wszechistnienia wierzę!
W miłość najwyższą, co wzgardziła niebem,
Z ludźmi się dzieląc gorzkim życia chlebem,
W miłość, co krew swą dała nam w ofierze,
W zbawcę ludzkości, w krzyż Chrystusa — wierzę!
W serc czystych Twórcę i Pocieszyciela,
W światło, co wieki i ludy obdziela,
W bóstwa z człowiekiem wieczyste przymierze,
W Ducha Świętego, w Trójcę Świętą — wierzę!
Wiarą tą znaczę pierś i czoło moje,
O, spraw to. Panie, niech przy niej dostoję,
Ukarz, gdy lud Twój zasłuży na karę!
Lecz nam pozostaw ojców naszj'ch wiarę!
PÓEŻYE 27
OFFERTORIUM,
Ofiarę czystą i dar nieskalany
Niesiemyć, Panie, na zgładzenie win.
Gdy gromem błyśnie Ojciec rozgniewany,
Niecłi męką swoją przebłaga Go Syn.
Miłości oto najwyższej objata.
Wszechmocy Bożej moc tajna i cud.
Zdrój żywej wody obmywa grzech świata
I chleb anielski nakarmią Twój lud I
O, przyjmij, Panie, ten kielich zbawienia,
Bo nadszedł błogi litości Twej czas.
I białą hostją Twego przebaczenia
I wszechmiłości obdziel wszystkich nasi
SANCTUS.
w istności swojej dla nas niepojęty,
Co słońc miljony masz u swoich nóg,
O, święty, trzykroć święty, święty, święty
Pan nasz i Bógl
Serafów chóry, jak łan zboża zgięty,
Gwiaździstem czołem biją w niebios próg.
O, święty, trzykroć święty, święty, święty
Pan nasz i Bógl
BENEDICTUS.
o podniesiony na krzyżu, o Chryste,
Wyciągnij ku nam przebite ramiona 1
Gdy duch w ciemnościach omdlewa i kona,
Ty nad nim rozpal swe światło wieczyste 1
0 podniesiony na krzyżu, o Panie!
Z otchłani wieków wołamy ku Tobie.
Ty zbaw swe wierne, a nawiedź je w grobie
1 ducha ożyw i daj zmartwychwstanie!
28 MARYA KONOPNICKA
AGNUS.
O Zbawicielu, o Baranku bożj',
Coś wziął na siebie Ojca swego gniew,
Kiedy nas pomsta wszechmocna zatrwoży,
Gd}' Pan prawicę ciężką swą położy.
Bądź nam miłościw, o Baranku boży,
Coś za nas oddał ciało Swe i krewi
BENEUICTIO.
Na życie walki i na skon.
Na pracę ducha i na trud,
Na posiew dobra i na plon
Błogosław^ Panie, wiernj' lud!
Bądź w sercach naszych, w myślach bądź,
Błogosław każdej chaty próg,
Jednością wzmacniaj, zgodą rządź.
Boś Ty nasz Ojciec, Ty nasz Bóg!...
*3^
POEZYE 29
VIII. PSAŁTERZ DZIECKA.
ZA RODZICÓW.
Bym anielskiemi umiał mówić słowy,
By się z słów moich rajskie wiły kwiatki,
Kiedy najdroższe polecam Ci głowy:
Ojca i matki 1
Jak drobny kłosek pod słońca promieniem
Wyrasta ziarno do plonu, do życia.
Tak ja z ich miłem na ustacłi imieniem
Rosłem z powicia.
Co wiem, ozem jestem, co myślę, czem żyję,
Wszystko mi przez nich objawia Twą cłiwałę,
Źródło miłości z ich serca mi bije
Na życie całe!
Gdy ojciec dla mnie o kęs walczy chleba.
Gdy matki błyśnie uśmiechem twarz blada,
Wtedy Twój, Panie, z błękitów gdzieś, z nieba,
Cień na mnie pada...
Wtedy to chciałbym skrzydłami lotnemi
Za Twoim wielkim podążać przykazera.
Wtedy to czuję, że oni na ziemi
Twoim obrazem!
30 MARYA KONOPNICKA
O, chroń mnie, Panie, bym kiedy złym czynem
Miał icłi zasmucić, zasępić im czoła 1
O, spraw, niecił czują, że dałeś im synem
Swego anioła!
w SMUTKU.
I drobne kwiecie płacze łzami ros}',
I drobne serce boleść uczuć może...
Smutno ja dzisiaj poglądara w niebiosy.
Mój Bożel
Mówią, iż życie ciernista jest droga
I że nie zawsze przyświeca jej zorze...
Ale ja ledwo odchodzę od proga,
Mój Boże!
I jestem jeszcze, jak pisklę bezpióre.
Co ostrych wichrów wytrzymać nie może,
Osłoń mnie od nich! Odegnaj złą chmurę.
Mój Boże!
Idę i płaczę, jak idą sieroty,
W ciemności błądzę i sercem się trwożę...
O, niech mi znowu zabłyśnie świt złoty.
Mój Bożel
ZA RODZINNĄ WIOSKĘ.
"W5'jdę i klęknę na progu mej chaty,
I głos podniosę z ptaszęty polnemi;
Błogosław, Boże, te łąki, te kwiaty.
Tę skibę ziemi!
Skowronki Twoje puść nad nią zaranne,
Zbudź nam oraczy, gd}' dzionek zaświta,
I ros perłowych daj polom tym mannę.
Gdzie wschodzą żyta!
POEZYE 31
Cichą pogodę na nasze spuść strzechy,]
Niechaj nam słońce nadziei zaświeci,
I niech ojcowie zażyją pociechy,
Patrząc na dzieci I
Tyś sam w mem sercu zaszczepił kochanie
Dla rodzinnego zagona i gniazda.
O, niech im wzejdzie, mój Ojcze i Panie,
Twej łaski gwiazda 1
Ten jeden zakąt w Twych światów przestworze
Umiłowałem siłami wszystkiemi,..
Wysłuchaj głos mój, błogosław, o Boże,
Tę skibę ziemi!
o ŚWIATŁO,
Mówią, o Panie, że pielgrzymom świętym.
Gdy idą nocą w ciemności i trwodze,
Złotym promieniem od gwiazdy odjętym
Przyświecasz w drodze.
Anioł przed nimi tę niesie pochodnię.
Do białej lilji zatkniętą kielicha,
A oni święci i boży przechodnie
Modlą się z cicha.
Aż ocknie jeden i drugi i trzeci
Z dumań o Tobie i z szeptu pacierzy
I ujrzy lilję, co idzie i świeci
W pustej trzebieży.
I na kolana upadnie i drżące
Ręce ku Tobie podniesie, o Boże,
Coś stworzył gwiazdy i księżyc i słońce
I złotą zorzę.
I ja tak, Panie, w ciemności tu stoję,
I szukam drogi i patrzę dokoła...
32 MARYA KONOPNICKA
O, zeszli j Ty rai Twojego anioła,
Daj światło Twoje!
Jali w liielich łilji, tale zamknij w me serce
Promień Twej gwiazd}', T wy cli blasków odbicie,
A będę wierny tej Bożej iskierce
Przez całe życie 1
W^SKRUSZE.
Jeślim obraził, jeślim Cię zasmucił.
Jeśli niebacznie odbiegłem od Ciebie,
Wyciągnij dłoń swą, aiebym się wrócił,
Ojcze mój w niebie!
Dziecko ja Twoje! Choć słabe, niekarne.
Choć się z Twej ścieżki odbiję w bezdroże.
Ku Tobie wołam, ku Tobie się garnę,
Przebacz mi, Boże!
Obmj^j mą duszę, wróć serce mi wolne,
Niech znów Ci śpiewam pieśń chwały radosną.
Niech będę czysty, jak lilje te polne,
Co w niebo rosną!
Otrząśnij skrzydła Twojego anioła
Z ziemskiego pjłu i z ziemskich dróg błota,
I niech mu znowu zabłyśnie u czoła
Gwiazda Twa złota!
MODLITWA SIEROTY.
Idą dzieci, niosą kwiatki
W dom rodzinny, w miłe wrota...
Lecz ja nie mam ojca, matki.
Jestem sierota!
Matka gładzi włos u czoła.
Ojciec o chleb się kłopota...
POEZYE 33
Ale na mnie nikt nie woła,
Bo ja sierota 1
Uścisk matki ze snu zbudzi.
Ojca uśpi je pieszczota...
Ja wśród obcych żyję ludzi.
Bom jest sierota!
O mój ojcze, matko miła!
Wieczna do was ma tęsknota...
Cicha kryje was mogiła,
A ja sierota!
Boże, co w błękitnem niebie
Masz na słońcu dom swój złoty,
O, przygarnij Ty do siebie
Serce sieroty!
Otrzyj łzy, co z oczu płyną.
Utul w smutku, co mną miota...
Wszakże Boga jest dzieciną
Każda sierota!
WIECZORNY PACIERZ.
O, jak cicho, o, jak błogo
Sercu, które kocha Ciebie,
Gdy je w pieczy swojej masz!
Już noc idzie srebrną drogą.
Tysiąc gwiazd błyszczy na niebie,
Ojcze nasz!
Dzwon wieczoru}^ w dali dzwoni.
Milkną w gniazdach swych ptaszęta,
Któr3'm jutro słońce dasz;
Wskroś zroszonych kwiatów woni
Płynie ziemią cisza święta,
Ojcze nasz!
KONOPNICKt. POEZVE. VII. 3
34 MARYA KONOPNICKA
Sen znajduje muszka licha,
Sen otula polne zioła,
Ty nad niemi trzymasz straż.
I nasz domek już ucicha,
Do pacierza matka woła.
Ojcze nasz I
Ty skrzydłami anielskiemi
Osłoń lądy, osłoń morza.
Zwróć ojcowską ku nam twarz 1
Niech wieczorna cicha zorza
Tchnie spokojem po tej ziemi,
Ojcze naszl
MODLITWA WIOSENNA.
Modrą się wstęgą toczą jasne zdroje,
Szumi gaj młody i trawj' na łanie.
Za życie ziemi i kwiatów i moje
Dzięki Ci, Panie!
Słońca my Twego czekali z tęsknotą
Przez długą zimę, przez śnieżne zawieje.
Aż nam jaskółki przyniosły wieść złotą.
Ze wiosna dnieje.
I serce moje tak śpiewa, jak ptaszę,
I wzrok w błękity ku Tobie ulata...
Czuję, jak wieje nad pola, nad nasze,
Chrystusa szata.
On to znów stopką najświętszą Swą chodzi
Przez nasze miasta i łany i wioski,
A Jego śladem kwiat cudny się rodzi
I spokój boski 1
W powiewach ranka, w piosence słowika,
W rozkwitłych lasów szumiącej zieleni
POEZYE 35
Słyszę głos Jego, co ziemię przenika:
— Błogosławieni 1
Błogosławieni, co w każdą tu wiosnę
Świat obsiewają czynami pięknemi.
Błogosławione i dziatki, co rosną,
Jak kwiaty ziemi!
ZA WSPÓŁBRACI.
0 Giiryste, któryś żyjąc na tej ziemi,
Łzy nasze widział i naszą niedolę,
Oto za ludźmi, za braćmi swojemi.
Głos dziś do Ciebie podnosi pacłiolę!
Matka to moja mówiła mi droga.
Ze pacierz dziecka anielskie ma pióra,
1 pierwszy z ziemi przylata do Boga,
Gdy nad nią nieszczęść zamroczy się chmura.
O, usłysz głos mój! O, przyjmij błaganie,
Za tych, co źj^ją w żałości i w męce.
Za tych, co sami strudzili się. Panie,
Daremnie wznosząc ku niebu swe ręce!
Za tych, co łakną i chleba i słońca.
Za tych, co idą w pielgrzymkę tułacza,
Za tych, co krzywdy nie widzą swej końca.
Za uciśnionych, co milczą i płaczą.
Za biedne dziatki z pod nizkiej gdzieś strzechy,
Za tych, co w pocie dźwigają swe brzemię.
Za opuszczonych, pragnących pociechy.
Błagam Cię, Panie, za całą tę ziemię!
O, spojrzyj na nią! O, przykłoń jej ucha!
Niechaj nadziei w Twe słowo nie traci.
3*
36 MARYA KONOPNICKA
Wszakże najrychlej Bóg dziecka wysłucha,
Gdy nie swojego chce szczęścia, lecz — braci 1
NA CMENTARZU.
Na starych grobach, gdzie ojcowie moi
Spoczęli, życiem strudzeni tułacze.
Klękam pod krzyżem, co nad nimi stoi,
I płaczę...
Boże! Tyś widział, jak idąc do Ciebie,
Padali nieraz wśród głogów i cierni,
A przecież z wzrokiem, utkwionym w Twem niebie,
Szli Tobie wierni!
Tyś widział. Boże, jak zgięci cierpieniem.
Nieśli do śmierci niedoli swej brzemię.
Jak pod Twem okiem i z Twojem imieniem
Kładli się w ziemię...
O, spełnij, Panie, ich ciche nadzieje!
O, daj, niech jutrznia zabłyśnie im złota.
Nad polem śmierci niech jasność zadnieje
Żywota!
Wiem, że dzień przyjdzie, gdy każdą mogiłę
Odemknie dłoń Twa, przed którą się korzę...
O, zbliż go ku nam! Daj czekać nań siłę,
O Boże!
DO ŚW. PATRONÓW.
Z wspólnej nam ziemi wyrośli, jak kwiaty.
Wielbiący Stwórcę we wspólnej nam mowie.
Do was ja wołam. Święci Młodziankowie,
Przyobleczeni w zórz bożych szkarłaty.
O Kazimierzu! Królewiczu miły,
Goś lilję serca na ołtarz dał Boga,
POEZYE 37
Świeć mi przykładem i użycz mi siły,
Bym szedł Twym śladem, choć trudna jest droga.
0 Stanisławie, o cudne pacliolę.
Coś ród swój Kostków mianował imieniem,
Dłoń swoją bratnią na mojem złóż czole
1 ducłia rozpal łaski twej promieniem!
A T}', o Pani, co nasze dąbrowy
I strzechy świętą błogosławisz ręką,
Hetmanko starej naszej Częstochowy,
"Wzejdź nam w noc smutku przejasną jutrzenką!
Niechaj to czujem, że nad ziemią naszą
Połyska Twoja gwiaździsta korona,
I niech nas żadne przygody nie straszą,
Zdrowaś Maryo i błogosławiona!
NA EWANGELIĘ.
Kiedy Pan Jezus żył jeszcze na ziemi
I uczył prawdy, co nam z nieba świeci,
To się — bywało — otacza biednemi,
A wiele matek niesie Mu swe dzieci.
Aby kładł na nie modlitwę i ręce
I błogosławił ich latka dziecięce.
Więc raz, kiedy się tłum dzieci przygarnie,
Ten i ów z Uczniów pacholę ofuka,
Że takie śmiałe i że tak niekarnie
Ciśnie się społem i ładu nie szuka.
A nasz Pan Jezus, słusząc to fukanie,
— Dajcie — rzekł — dziatkom zbliżj^ć się w pokoju;
Bowiem, zaprawdę, takich jest mieszkanie
W niebios podwoju! —
38 MARYA KONOPNICKA
Chryste! gdy czytam te boskie Twe słowa,
Jedną mam prośbę i jedno błaganie:
Niech mnie ich świętość od zmazy zachowa,
Dziecięciem Twojem daj zostać mi. Panie!
<SS>
POEZYE 39
IX. W IMIONNIKU.
...Wielka godzina, godzina tworzenia...
Stare się formy wytliły i gasną.
Ośmiel się mistrzem być! Dotknij kamienia
I piękność ducha wieczystą a jasną
Wszczep w nowe kształty potęgą natchnienia.
W czyn przekuj siłę, a w siłę — myśl własną,
A wiedz, że idą dnie wielkie i harde
I że dla słabych sam Bóg ma pogardę.
Wielka godzina 1 Kto słyszysz jej bicie.
Wstań a czyń. Drugiej nie będzie dla ciebie.
Ogromną falą uderza w nas życie...
Kto silny, niech ją podgarnie pod siebie,
Niech się wyciągnie w słonecznym błękicie
Młodości swojej, niech w cieniach nie grzebie.
Niech wie, że ziemia czeka, pełna drżenia.
Na wzlot każdego orłów pokolenia 1
^C§>
40 MARYA KONOPNICKA
X. NA OBCZYŹNIE.
Jaskółeczka smętnie nuci.
Skrzydełkami wiatr rozmiata...
Wie, ot, z gniazdka że wylata,
Ale nie wie — czy powróci.
Myśl się moja mgłami ściele
Na te pola, na te łąki,
Gdzie liijowe kwitną dzwonki,
Gdzie złociste brzęczą trzmiele.
Zapatrzony, zasłuchany,
Nic nie widzę dookoła,
Tylko nasze ciche łany,
Tylko nasze zbożne sioła.
Co bolało — już nie pomnę.
Ognie zgasł}', przyschły rany...
Tylko szumy gdzieś ogromne
Słyszę z ciszą naprzemiany.
Kosowica z brzękiem płynie
Przez pszeniczne, złote szlaki;
Słońce jarzy się w kalinie,
Lecą pleśnie — niby ptaki...
POEZYE 41
To rozhuknie echem niwa,
To zaśmieje się, jak żywa...
A jak trzcina, grube kłosy
Z chrzęstem lecą na pokosy.
Hej, gromada, wy, gromada 1
Czy o bracie zapomnieli?...
Cichość... nocka przędzie blada
Srebrne nici swej kądzieli.
II.
Już najgorsza taka droga.
Już najgorsze takie wrota,
Co wywodzą z twego proga,
Chato moja! — Moja złota!
Już najkrwawsza taka zorza,
Najsmutniejsza taka dola,
Co wypędza het, za morza, .
Z swojej ziemi, z swego pola.
Choćby ci też gdzie świeciły
Trzy księżyce i trzy słońca.
Już ty własnej nie masz siły,
Już twa dusza jest mdlejąca.
Choćby tobie dwoje żniwo.
Choćby w żniwie dwoje plonu.
Zawsze tęsknisz do zagonu.
Coś go orał sochą krzywą.
Zawsze dusza ci ucieka
Za te góry, za te wodj',
Zawsze chata ci daleka.
Jak chleb, pachnie i jak miody.
42 MARYA KONOPNICKA
I Z ptaszyną ona lotną,
Co po skraju niebios płynie,
Duszę puszczasz swą samotną
Ku zagrodzie... ku rodzinie...
III.
Oj, ty morze, sine morze,
Oj, ty drogo korabiowal
Z trudna tutaj się uchowa,
Co wyrosło na ugorze.
Mocym pozbył od tęskności,
Dech wydychał za swojemi...
Truchleją rai oto kości,
Ze na obcej legną ziemi...
Żeby chociaż jeden dzionek.
Choć ostatnie piersi tchnienie...
Choć śmiertelny z wieży dzwonek
Na wieczyste odpocznienie...
Żeby chociaż trumna z sosny.
Co wyrosła w naszym boru...
Żebj^ż hejnał on żałosny:
))Niebieskiego Pani dworu.. .«
Żeby chociaż krzyż u drogi
Na ostatnie te noclegi...
Żebyż wiosną białe głogi,
Żebyż zimą białe śniegi...
Cicho gasną złote zorze,
Wiatr porywa moje słowa...
Oj, ty morze, sine morze.
Oj, ty drogo korabiowa!
POEZYE 43
IV.
Jać nie byłem nigdy za tem,
Żeby gdzieś wędrować światem,
Jać się trzymał, jak jemioła.
Żywiciela mego sioła.
Świeciły mi różne zorze,
Ta gasnąca i ta złota...
A Icto kiedy wiedzieć może,
Jaka burza nim pomiota?
Poiły mnie różne zdroje,
Jeden śmiercią, drugi mocą,
A kto przyśni, choćby nocą
Wszystkie ciężkie drogi swoje.
Oj, ptaszyny wy lecące.
Wy żałosne wędrowniki!
Leciałby ja — gołąb dziki —
Tam... za wami... pod to słońce...
Pod to słońce, pod te blaski.
Pod jutrzenne te kolory.
Na mazurskie nasze piaski.
Na sosnowe nasze bor}'...
Leciałbym ja dniem i nocą
Pod gwiaździstem onem niebem.
Na te łany, co się złocą
Mazowieckim naszym chlebem.
V.
Co po chlebie — kiedy dławi?
Co po miodzie — kiedy truje?
44 MARYA KONOPNICKA
Czasem to crtak sumuję,
Ze jak żywa mi się jawi
Ona dawna moja bieda,
One dawne ciężkie znoje.
Ono wszystko drogie moje,
Go nawrócić się już nie da.
Oj, wziąłbym ja dziś na siebie
I nie takie jeszcze brzemię
I o czarnym kopał chlebie
Płonny ugór... płonną ziemię.
Oj, wziąłbym ja na ramiona
I nie takie jeszcze krzyże,
Byłem wiedział, ty, rodzona,
Ze do ciebie się przybliżę...
Jako czajki te nabłotne,
Za łąk twoich drżę zapachem...
Dajźe czoło mi samotne
Ukołysać pod twym dachem 1
Tu bo serca nic nie bawi.
Nic tu duszy nie lubuje...
Co po chlebie — kiedy dławi?
Co po miodzie — kiedy truje?..
VI.
Nockę jedną, nockę drugą
Sioło mi się śni ojczyste...
One olsze ponad strugą,
One lipy rozłożyste...
One lasy, one knieje,
One dęby pradziadowe...
POEZYE 45
I aż chwytam się za głowę,
I aż w piersiach coś się dzieje...
Pod okiścią stoją bory,
Drobny śnieżek puchem prószy,
Jamnik wietrzy lisiej nory,
Huk siekiery słychać w głuszy...
Aż tu patrzę — wiosna wstaje,
Młody hść się winie drzewem.
Brzmią dąbrowy, brzęczą gaje
Rozhukliwym ptasim śpiewem...
Ja się budzę cały w męce,
Pot na czole stoi rośny —
I wyciągam obie ręce
Do tej zimy — do tej wiosny...
VII.
Czasem oto zmierzchem klęknę,
Przeżegnam się do pacierzy,
A gdy w cichość głos uderzy,
To aż w sobie się przelęknę.
I już dusza taje rosą,
Jak gdy słonko szron zagrzeje —
Już się echem pleśnie niosą,
Co je lud pod krzyżem pieje...
Za daleką gdzieś drużyną
Jąkam: Święty I Święty Boże!
A u stóp mi falą siną
Huczy wielkie, gniewne morze...
VIII.
Oj, ty ptaszę wichrem gnane,
Ty jaskółko czarna, hoża,
46 MARYA KONOPNICKA
Nigdyż patrzeć nie przestanę,
Tam — za góry, tam — za morza?
Od godziny do godziny
Tęskna w duszy bije troska:
Gdzie to dym mej chaty siny.
Gdzie to cicha moja wioska?
Jaskółeczka na skraj gniazda
Piersią pada, tuli dzieci,
A mnież błędna moja gwiazda
Do mogiły gdzie doświeci?...
^^
DODATEK
POEZYE Z LAT 1876—1879
POEZYE 49
I. GABRYELI*.
Imię twoje nie było ))wiosna«, ani ))róża«,
Ani w łunach po niebie chodząca wkometaw,
Ani pełna jasności błyskawicznej »burza...«
Ale na pierwsze imię było ci: ))kobieta«
I nosiłaś je czystem, jak gwiazdę na czole;
A drugie: ssiostra smutnychw, a trzecie: wpoetaw.
Które ci najpiękniejszą dało aureolę,
Któż zgadnie? — Cisza grobu twego odpowiada.
Ze każde z nich jest rządkiem na tym nędz padole.
Tylko tam, gdzie od wieku bije łez kaskada.
Na ziemi dawnych smutków, nad stare mogiły
Wschodzi, raz w sto lat może, taka gwiazda blada,
By świecić tym, co idąc, dech tracą — i siły.
• Gabryela — pseudonim Narcyzy Żmichowskiej (iir.
1829, um. 1876).
^SCSy
KONOfNICK* POEZYE. VII
50 MARYA KONOPNICKA
II. MIRAŻE.
Kiedy mi los posagiem w świat
Dawał swe dary:
Młodości wdzięk, urody czar,
Dostatelv mienia,
Słyszałam głos: ))Błogosław ty
Szczodre ofiary.
Które mi Bóg poranny świt
Twój opromienia.
Bo oto — dłoń przyjazną ci
Podaję tobie
I bratni duch za tobą w ślad
Pójdzie przez życie —
I otrze łzy, ukoi żal,
Kiedy w żałobie,
Straciwsz}' skarb w podróży lej.
Zapłaczesz skrj-ciea.
Ufałam ja — i słów tych dźwięk
Pieścił me uszy;
I przj^jaźń mi siostrzanych lic
Nigdj' nie kr5'ła.
W pomyślnj^ch dniach rozkoszj'^ sny,
Uśmiechy duszy,
I myśli skarl) — i szczęścia cud
Jam z nią dzieliła.
POEZYE 51
AŻ w drodze mej zgubiłam klucz
Od tego wiana...
Płakałam — lecz pociecłiy zdrój
Z przyjaźni płynie.
Wyciągam dłoń: O, pomóż mi.
Siostro kocłiana!
Lecz ona mnie nie znała już
W czarnej godzinie.
<22g>
52 MARYA KONOPNICKA
III. BURZA.
Truchleję...
Ta straszna burza,
Co w cieniach nurza
Przeczyste słońca blaski,
Reszcie stworzenia
Zechceż zbawienia
Dać z swojej łaski
Nadzieję?...
Kto legnie?
Czy dąb zsiwiały,
Czy narcyz białj'
W ogródku mym na grzędzie.
Gdy z chmur wulkanu
Posłuszny Panu
Piorun w zapędzie
Wybiegnie?
Jak parno...
W duszącej ciszy
Ucho me słyszy
Rozmowę żywiołów wrogą...
Ta chmura leże
Błyskawic węże
I śle je drogą
Polarną. —
POEZYE 53
Na Boga!
Spiesz się, jaskółko 1
Nim jeszcze kółko
Skrzydły opiszesz czarnemi,
Sctiwyci cię fala
Od gniazdka z dala,
Bo dziś na ziemi
Pożoga...
Ratunku!
Błyski oblały
Ten domek mały
I niebo nad nim płonie...
Biadał o, biada!
Już grom wypada.
Szuka w tej stronie
Kierunku...
Jehowo!
Gromy, pioruny.
To tylko struny.
Na których gra przyroda
Pieśń Twojej chwały...
I gdzież jest śmiały,
Co do niej doda
Słowo?...
«SS>
54 MARYA KONOPNICKA
IV. ZYCIE - MORZE.
Czara morza opałowa
Wzbiera pełnią wód...
Tak młodzieńcza pierś i głowa
Roi życia cud.
Morze spławia z tajnej głębi
Sliarby swe na brzeg —
Tam je wschodni wiatr wj'ziębi
Lub zabierze człeli.
Równem prawem przyrodzenia
Pchnięte w wieczn\- ruch,
Nasze chcenia i marzenia
Wznosi przj^pływ-duch...
Młoda pierś, jali morze, cislca
Świetlnych pianelc sliry —
Z lioralowych żądz łożysl^a
Zrywa pączki-sny...
Morze cofa swoje wody,
Mgleje przypływ fal;
Zapaleniec stygnie młody,
Zycie biegnie w dal...
Brzegiem morskim siane szczątki
Wilży opar mgły.
Smutny zbiera snów pamiątki,
Roniąc perły-łzy...
POEZYE
V. CZCIGODNEMU J. I. KRASZEWSKIEMU.
t^
W koło serca narodu, jak struna drgająca,
Owinięty, rozdźwiękasz głosami tysiąca
Lir, które w piersiach naszycli nieświadome drzemią,
Niby senne skowronki nad złocistą ziemią.
I każda twego ludu krwi serdecznej fala
W dźwięk się w tobie — i w okrzyk — i w hasło skrysztala,
I w cicłiy błękit leci, jak orłowe szumy,
Albo czarnych jaskółek uskrzydlone tłumy.
Ja nie wiem, czy ty jesteś pieśniarzem, co trąca
W żywe serce narodu, jako błyski słońca.
Które kiedyś budziły Memnony kamienne.
Dobywając z ust bladych jakieś szepty senne.
Jakieś szmery — i wróżby — i jęki — i płacze,
Tak, że śpiący pod nimi zdumieni tułacze
Budzili się — i patrząc na martwe te ciosy,
Mówili: ))Oto żyją I Oto mają głosy !«
Czy też sam jesteś złotą lirą, która stoi
Jak duch jasny, u czarnych grobowca podwoi;
I nie wiem, czy ty jesteś Nestorem, co zbiera
Na niwie dziejów naszych rapsody Homera,
By snop swój, złotym kłosem przepełniony cały,
Związać na bujnem polu narodowej chwały;
Czy też sam raczej jesteś i barwą i wonią.
Które wśród łąk skoszonych kwiaty nasze ronią —
56 MARYA KONOPNICKA
Promieniem, który z słońca naszego wytryska,
I szumem naszych lasów i ciepłem ogniska.
Kształtem i formą bytu naszego w przestrzeni,
I królewską purpurą, co świt nam rumieni.
Światłem i cieniem naszj^m, wiernym, jak odbicie,
Co w łzach prawnuków— przodków odz wierciadlaźycie,
Pieśnią, którą nam śpiewa wędrowna ptaszyna,
I chlebem rozłamanym — i puharem wina.
W ziemi naszej, jak w bujnym, rozrj'tym ugorze
Posiałeś złote ziarna, przyszłe żniwo Boże...
I nie było zagonu, ani ziemi grudki,
Gdziebyś tj' nie zostawił modrej niezabudki.
Dotknąłeś ręką czarnej, nierozbitej brj'ł\',
Kędy blady kłos żyta wzrost bierze i siły —
I wnet, jako mak polny, w błękity podany,
Zakraśniał cień Jaryny, Motruny, Ulany...*
Dotknąłeś smolnych lasów, okopconych, czarnych,
Gdzie pnie sosen i serca dymią, jak ofiarnych
Ołtarzy znicze stare — i wnet pustka dzika
Drgnęła klątwą i jękiem siwego Budnika.
Z twardej doli, co w pocie zdobywa kęs chleba,
I z dziecka ocząt modrych, jako skrawki nieba.
Co nawet nad nędzarzem błj^skają wesołe,
W ciche majowe świty — stworzyłeś Jermołę.
Twój Kordecki na wałach — i twój Stary sługa,
Jak spłowiał}' gobelin, z przeszłości gdzieś mruga.
A Radziwiłł — i złote Zy gmunto wskie czasy,
Chrzęszczą jak stare kordy, kontusze i pasy.
Ty, kiedy dotkniesz ręką krwawej jakiej rany.
Zapuszczasz w samą głębię swój pion ołowiany
I szukasz jadu, który aż na dnie gdzieś siedzi —
I trzęsiesz sumieniami, jak ksiądz na spowiedzi.
1 Wyrazy rozstrzelonym drukiem oznacznją albo tytuł albo
główne postacie utworów Kraszewskiego.
POEZYE 57
Ty stawiasz nam przed oczy rozbite zwierciadło,
W którera widzimy butę rodową upadłą
I długi szereg cie/iiów, co pokutne klęczą,
Snując umarłą wielkość, jako nić ])ajęczą...
I słyszym}' pieśń straszną, jak żałobne chóry.
Którą na własnycłi grobach pieją Morituri,
W dniach smutku własne serce wydobyłeś dłonią
Z rozdartych swoich piersi, co krew i łzy ronią —
I wykułeś z tej żywej i drgającej treści,
Jako Niobe kamienną — swe Hymny boleści.
Ty przed ludem swym idziesz, jako słup przewodni,
Co w dzień świecił mgł}- srebrem, w noc złotem pochodni,
I jesteś jako źóraw, co w błękity, przodem.
Przed długim, jako sztandar, leci korowodem...
I jesteś jako sternik, co patrzy z wysoka.
Gdzie wir, gdzie zdradna rafa, gdzie sterczy opoka;
I jesteś jako strzała, co w chmurę gromową
Rzuca ognistym błyskiem Ostatnie swe słowo.
I jesteś jako stary patryarcha rodu,
Co duchy wnuków tuli od głodu i chłodu —
I zbiera je przy sobie w jedno spójne koło,
I wśród nich — jak obelisk biały, wznosi czoło.
Ty jesteś wielką, srebrną ziemi naszej rzeką.
Co niesie naszych dębów korony daleko...
I przepływa kraj pszenny, grzmiąc pieśnią flisaczą,
Lub w cichych spada jękach, jak ci, którzy płaczą.
Ty stoisz, jak wódz wielki, co siłę zbiorową
Zamyka w błysk źrenicy — iw piorunne słowo...
I jesteś jak krew w żyłach, co tętna porusza,
Jak oddech naszych piersi — i jak nasza dusza!
Ten, kto w życiu sierocą okrył się żałobą.
Śni, że znowu ma ojca, gdy stoi przed tobą;
A kto płacze nad ducha własnego rozbiciem,
Przeżegnany twą ręką, znów godzi się z życiem.
58 MAJIYA KONOPNICKA
Więc błogosław dziś, ojcze dostojny, sędziwy,
I kwiaty nasze w pa.kacti — i obsiane niw}' —
Ductiy słabe — i duchy wytrwałe i silne...
I nadzieje przyszłości — i procłiy mogilne —
I serca, co się karmią tłumioną boleścią...
I czoła dzieci twoich — schylone tu z częścią!
^2§>
POEZYE PROZĄ
POEZYE 61
I. CZAS.
...Szedł, zanim spostrzegłam, że idzie; iść będzie,
gdy oczy moje nie będą już oglądały śladów stóp
jego. Imię jego: Niestrudzony. Bóg zatrzymał się
w dniu siódmym, lecz on i w tym dniu szedł także.
Jedyna pokusa, przy której zwalnia kroku, jest —
boleść.
...Gdy z nim idę, oszukuje mnie i porzuca u mo-
giły mojej; gdy mu się opieram, porywa mnie i unosi
z sobą; gdy go wyprzedzam, walczy ze mną i zwy-
cięża mnie.
...Biada rai, jeśli mówi do mnie, a nie słj^szę go.
Ale stokroć mi biada, jeśli milczy i nie przemawia
do mnie.
...Oczy jego, w wieczność utkwione, nie patrzą na
nic i na nikogo; przecież przed spojrzeniem tycŁi
oczu drży kwiat i serce człowieka.
Lwów [1903].
^^
62 MARYA KONOPNICKA
II. Z PSAŁTERZA WIEKÓW.
POLSKA.
Ludu mój, cóżem uczynić mogła, a nie uczy-
niłam tobie?
Jam cię zasadziła na ziemi plennej i na ziemi
dobrej. Między dwoma morzami zasadziłam ciebie,
abyś rósł i siłę mnożył w sobie.
Wpośród pól żytnich, wpośród pól pszenicznych
dałam ci miejsce twoje. A nimbyś o chleb wołał, po-
dałam go tobie.
Gniazdo twoje usłałam nizko, między zbożami
pól szerokich, roztwornych i błękitami nakrytych;
uczyniłam cię skowronkiem narodów.
Ja nauczyłam szumów bory twoje, a puszczom
twoim dałam głos.
Jam każdą z brzóz białych, w gaju stojących,
uczyła szelestów cichych, a w chwianiu liścia, który
drży, jest tchnienie moje.
Ja kwieciem drobnem przetkałam łąki twoje,
a po wzgórzach rozsułam wrzos.
Jam wywiodła z ziemi lny modre , a strzechę
twoją nakryłam szumem lipy i brzękiem pasieki.
Ja błogosławiłam gruszom i jabłoniom twoim,
a sadom twoim dałam obfitości złota.
Czuwałam, a troskałam się około ozdoby two-
jej; bławaty pól i konwalie lasów— i te się ze mnie
poczęły.
POEZYE 63
Jam rzeki twoje puściła do sinego morza; ja
strumieniom pokazałam drogę ich; ja uwiązałam
srebrną sieć wód twoich, a źródła z gór wywiodłam,
aby cię poiły.
Jam położyła góry na granicy twojej, a żelazo
i sól i węgiel dałam tobie, abyś u własnego ogniska
siadłsz}', cudzych przypraw do chleba nie szukał,
a obronić go mógł przed wydziercą.
W pośrodku ludów postawiłam ciebie, a węgły
domu twego umocniłam ubóstwem ich i kłosowym
szumem.
Barankiem bożym ucz3'niłam wpośród ludów
ciebie i na paszę dobrą cię wywiodłam. A tyś napoił
żółcią matkę-żywicielkę twoją!
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I cóżem uczynić mogła, a nie uczyniłam?
Zanim zrodzony byłeś, obrałam tobie miano, które
nie i)rzeminie. Albowiem Roma od imienia człowieka
nazwana była: skazitelna od skazitelnego — i padła.
A imię Franków i Germanów od ludzkich plemion
znikomych wzięte — też przeminie!
Ale nazwanie twoje w samem jądrze ziemi usa-
dzone jest, a każda wiosna majem nowego życia je
odziewa.
Zaprawdę, przejdą ludy i zwalą się grody, lecz
pola zbożne — te trwają na wieki.
LUD.
...Matko-rodzicielko, bądź błogosławiona!...
POLSKA.
Kiedyś jeszcze w szumach łęźnych i w szumach
borowych nad ziemią wiał, jako pył śniady, chlebny
64 MARYA KONOPNICKA
nad łanem żyta wieie, zadumana byłam o tobie;
a zanim zrodzon byłeś, troszczyłam się około Ducha,
którymbyś żyw był, a wiedzący siebie.
Tedy ze wszystkich, jakie u Boga były, wybrałam,
który na jutrzenkach klęczał, a na zorzach, o świta-
niu rannem zjawion był.
Acz insze więcej blasków miały w sobie, a w bły-
skach gromowych płomieniły się, jako słońca wielkie,
po niebie chodzące.
A były, które wybiegały kometą czerwoną i brały
ludów strach i cześć. A inne, zakochane w zachodo-
wych łunach, oblekały purpurę i złotogłów ich. W ko-
lorach szły i w przepychu świateł, a głowy ich,
w dyamentach i hełmach, gorejącym meteorom po-
dobne, błyskały grozą zjawienia nad olśnione ludy.
A nie wybrałam tobie Ducha w szatach królew-
skich, ani tego, który nie zdejmuje zbroi. Ale wy-
brałam Ducha w lnianej koszuli białej, która znaczy:
wyzwolony, wykupiony, wolny. Iż wolność najwię-
kszą i najgodniejszą siłą jest, jakiej duch ludu do-
robić się może, a królewskość i rj^cerstwo stopniami
tylko są i tronu jej wzniesieniem. Lud wolny nad
królem i rycerstwem stoi; on stoi tam, gdzie się
rozwiązuje przykaż, a zaczyna miłość.
I tchnęłam w ciebie Ducha brzasków wcze-
snych i brzasków perłowych. I spadła na ciebie ob-
fitość ros i łez, i uśnieżyły rosy i łzy ziemię, jako
posiew srebrny, a Gwiazda Zaranna — ta nad tobą
była.
I spłonęło znamię dnia wschodzącego na czole
twojem, i otoś zrodzon jest dla przyszłości świata,
a stopy twoje obrócone są w drogę pilną, która się
jutrem zowie.
Albowiem różnych narodów drogi różne są,
a wiele z nich nie wie, iż ku zachodowi idzie,
a w zmierzchy się śpieszy. Lecz noc będzie u kresu
ich.
POEZYE 6
Ty wszakże ku brzaskom podany jesteś , a ku
jutrzenkom wyciągnięte są ramiona twoje. A z ducha
to twego masz, który jest uniesiony ku początkowi
swojemu.
LUD.
Matko, dawczyni ducha, bądź błogosławiona!
Matko, rodzicielko, bądź błogosławional
POLSKA.
Opierał ci się on duch, iż bezcielesny żywot
mniej bólom podległy bywa. Lecz gdy obaczył ziemię
twoją, zakochały się oczy jego w ozdobie jej, i padł
na piersi twoje, jako pada pieczęć rozgorzała, i prze-
niknął ciebie i stał się jednem z tobą, jako brat
twój — cichy.
Acz innym narodom panują duchy, które im dane
były, a wodzą je po drogach swoich, jako nie-
wolników, iż nie wiedzą narody, co je prze i ku
jakim celom.
1 rosną do czasu w siłę wielką, ślepą, nieświa-
domą siebie, I opętane są przez tyranię ducha, który
zawładnął nimi i wysługiwać się muszą duchowi
swemu, jako panu, a nie znają wolności. Te — śmierć
noszą w sobie, a karki ich, od jarzma przetarte, same
w jarzmo ciągną.
Lecz duch twój rozwianj' jest w świeżości po-
ranków twoich i w woni łężnej twoich sianoźęci. On
mówi do ciebie w zbożowych szumach i w borowej
głuszy, on bierze głos zadum}^ ugorów twoich, aby
wieszczyć tobie.
Nie pcha cię, nie poniża, nie nęka, jako raba
swego; ale naradza się z tobą w powiewach pól
twoich, a w cichości węgłów twej chaty przemawia
do ciebie.
Nie gnębi cię, nie gwałci prawdy twojej; jarzma
chciwości, okrucieństwa, podstępu nie kładzie na
KONOPNICKA. POEZrE. VII .')
66 MARYA KONOPNICKA
szyję twoją. Boje, w które cię rzucał, te za wolność
były.
A ty ojczyźnie wolnych zgotowałeś pętał
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I co uczj^nić mogłam, a nie uczyniłam tobie?
Gd}' insze ducliy brały znaki swoje, jam na inie-
sięcznem kole gniazdo orłom lecącym uwiła, iżby
z nich jeden znakiem został tobie.
A nie tym, które z kopii kwirytów rzymskich
leciały i nad Cezarami świeciły błyskawicą gromową
i złotą, ale temu, co się białemi pióry na Patmos,
nad głową Jana ważył, a prorockie czoło szuraiącem
skrzydłem cienił, temu uwiłam gniazdo księżycowe.
I padł na nie ptak, znamieniem dany tobie, i stał
się duch twój lotny, pęd w niebo biorący. A nie
kładł odtąd i na wieki duch twój gniazda swego na
nizinach ziemskich, ale je miał górne i samotne
i srebrniejące wysoko nad ludami świata.
Acz insze ludy, pobrawszy godła swoje z rze-
czy nizkich, im się przyrównane stały i ronił\' w nie
ducha swojego.
Brały Rzymiany godłem wilczycę borową, która,
gdj' na dnia światło i na ulice wielkiego grodu wyszła,
nie mogła strz3'mać obrzasku zórz now3'ch, które na
ludzkość od Golgoty szły, i zawywszy, skończyła się
na purpurach Cezarowych, strawiona dymem pychy
i rozkoszy jadem.
I brała Gallia znakiem kura owego, który na
Piłatowym dworcu nocj' onej piał, kiedy się Piotr
Chrystusa był zaparł.
A oto przyszła za dni naszych sama do zapar-
cia ducha swego w sobie i pokłoniła się duchowi
cudzemu, rzekąc o sobie: ))Nie jestem. T}' bądź sła-
wion we mnie!((
I
POEZYE 67
Anglowie zasię brali godłem okręt i ładowali na
niego swą kupiecką duszę ze wszystkiemi nadzie-
jami jej i tak go na morze puszczali.
I stawali na brzegach wyspu swojego z piersią
pustą, bezduszną, patrząc a czekając, rychłoli się okręt
|)owróci i co im przyniesie. A kiedy przyniósł złoto,
cieszyli się i klaskali w ręce swoje, mówiąc: oDobrze
jest! Oto za duszę naszą dostaliśmy złota !« A tak,
z fry marku żyjąc, wyciskali duszę z wszelkiej piersi
żywej, iżby ją sprzedać mogli.
A który ją ku mądrości obrócił, w^ lochu sie-
dzieć musiał, jako uczynili BakonowiS a który ją
w pieśniach darmo światu, jakoBajron, oddać chciał,
precz z wyspu onego musiał i ojczjj^zny nowej
na morzu Jońskiem szukając, za nią położył duszę
swoją.
— Ale nad tobą, gdy zaszumiał orzeł ducha twego,
puściły się rycerstwu u ramion skrzydła też orłowe,
które go ku sławie uniosły.
I bywał niemi nakryty oracz ubogi, iżby orał,
i siewca, iżby siał. I bywała niemi nakryta czasu
trwogi grudka ziemi i kamyczek polnj', kędy skowro-
nek wywiódł młode swoje, iżby piórek i puchu
w przezpieczność dostały.
I zaszumiał nad tobą orzeł ducha twego i otwarły
się źrenice twoje w słońce.
I poszedł szum i poszedł skwir skroś stepem si-
nym, po kurhanach, po futorach poszedł, po ukra-
innych i podolnych ziemiach, i narodziły się także
widuny twoje, a wiew, który nad Wernyhorą wiał,
ten w Patmos, w skały widzeń szedł prorockim
duchem.
A który najdalej, najgłębiej w zabrzask dni no-
' Bacon Roger (ur. 1214, um. 1294), zakonnik, znakomity
astronom i matematyk, za swe dążenia do refornij- życia zakon-
nego i papiestwa dwukrotnie więziony przez zwierzchność za-
konną, przel)yl killia naście lat w więzieniu.
5»
68 MARYA KONOPNICKA
wych spojrzeć miał z wieszczów i proroków twoich,
temu dałam orłowe czoło i oblicze, iżby się w nim
odbiły znalci i pieczęci ducha twojego świętego.
A tyś mi uczynił słup męlci z drzewa, na którem kła-
dłam gniazdo orłom twoim!...
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I co uczynić mogłam, ludu mój, a nie uczyni-
łam tobie?
Duchowi twemu dałam ciało jędrne , młodo-
ciane, zdrowe, iżby w niem rosnąć mógł ku przj-
szłości, a wzmagać się w siłę.
Nie zlepiłam ciała twego z okruchów starych
i rozbitych naczyń ducha, jak to uczyniły inne ziemie
ludom swoim pomieszanych początków i plemion.
Zlepiłam je z gliny dobrej, świeżej, która jeszcze
w żadnym nie spękała ogniu. I nie zlepiłam ciebie
z wody i z płomienia, i nie uczyniłam ciebie płodem
gwałtu.
Wzrastać tobie dałam, jako wzrasta łan zboża,
z jednego rozrodzony ziarna; a rodzaj twój szczepi-
łam, jako czyni zaszczcpca dobry, który na polną
gruszę pokrewny szczep z sadu bierze, a na żywi-
cznjun pniu słodkiej jabłoni nie szczepi.
Jam zgromadziła ciebie, jako pasterz zgromadza
jednoroczne jagnięta swoje. Rozmnożyłam ciebie, jak
matka rozmnaża braci między sobą: płodnością wła-
snego łona. Chrobaty, Polanie, Ślązaki, Ruś, Litwa —
bracia to twoi są, jako insze, z którymiś się za cza-
sem zjednał i zrósł w całość.
I cisnęli się do ciebie bracia twoi, aby razem
pługi wodzić, o domu radzić i węgłów jego obraniać.
I uczjmiło się bractwo plemion woln)'ch i wiec wolny,
a złoto ani żelazo nie padało na szalę głosów, kiedy
w błękit szł}', ani się ku ziemi ważyły.
POEZYE 69
I uczyniłam głos twój mocnym, a ucłio twe
czułem. Krzyk, nad Bałtykiem wydany, w Ivarpatacli
odzew brał; a kiedy Korona zawołała: ))Strażal«, Li-
twa siodłała Pogoń i cliwytała miecze.
Więc jako dzwon szeroko na okolicę pospólną
trwogę albo radość głosi, takie echa powietrzne uczy-
niłam nad tobą. A sercem tego dzwonu — było serce
twoje.
Co woła na Pobuźu i na Ponarwiu sineni? I co
woła nad Wisłą, nad Wartą, nad Dnieprem, nad
Niemnem?
Nie jestże to głos bratni, od którego drżą wnę-
trzności twoje?
A ty rozciąłeś mieczem szaty moje, a o suknię
moją całodzianą rzuciłeś łosi
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka
wina!
POLSKA.
I co uczynić tobie mogłam, ludu mój, a nie
uczyniłam?
Jąkałeś jeszcze, jako dziecię, niemocnym języ-
kiem, a ja już co najsłodsze i najdzielniejsze dźwięki
oddawałam tobie. Z szumu puszcz, z szmeru zdrojów,
z grzmotu burz, z huku wód, z tętentu hufców, z trza-
sku kopii, z świstu wichrów, z błysku mieczów —
dźwięki poddawałam tobie.
Ja w ciszy nawet dobywałam tony mowy two-
jej. Jam cię nauczyła imienia tęsknoty.
I dałam ci słowa, wprost z serca wzięte, wprost
z błękitów wzięte i anielskie, wprost z pól smętnych
dobyte i rosą świeżości zroszone i proste.
I dałam ci słowa, które umiały kląć i błogosła-
wić, śpiewać i płakać, tworzyć i zabijać, a jako
w główce gorczycznej sto ziarn się zamyka, tak ja
w każdem słowie twojem rozmnożyłam nasienie jego
70 MARYA KONOPNICKA
I stała się mowa twoja silna i piękna, świeża
i bogata, męska i dziewicza i miała w sobie moc
czarodziej slcą wzruszania serc ludzkicli i miała w so-
bie głos sjmogarlicy i jęk Izajasza.
I widziano ją, sypiącą gwiazd)' i łabędzie puchy,
i widziano ją, bijącą, jak grom i jak piorun, a głowy
lirólów chyliły się przed nią.
I zakwitła mowa twoja pieśnią, i stałeś się słowi-
kiem narodów.
A zaś wyrosła pieśń twoja i odziała się nie-
zwłędłym majem. Jak lipa, miodem wonna a rojem
pszczelnym brzęcząca, tak wyrosła. I rozkorzeniła się,
jako dąb starowieczny, iż jej nikt nie wyrwie aż na
wieki.
Nad wodami stała, jako wierzba, z której fujarki
biorą, a jako osika, z której uczyniona jest surma
smętna, bojowa. I poszedł głos jej po granicach mo-
icli i ograne są granice moje. A gdzie pieśń twoja
żywię, ja jestem.
— I rozpaliłam ogniska twoje i zgromadziłam wie-
czornice twoje; i dałam lnom twoim srebrzy stość
miesięczną, a chatom twoim trzaskanie łuczywa;
i dałam długie zmierzchy zimowemu niebu twemu,
i dałam lęskność piersiom twoim, abyś śpiewał.
I rozpaliłam jutrznię zaranną i wypuściłam wiatr
ciepły z jugu i rozwiośniłam pola twoje i dałam
piersiom twoim nadzieję, abyś śpiewał.
I ukazałam lirnikom ślepym rzeczy dawne i rzeczy
minione; i nauczyłam trawy mogilne szeptów cichych,
aby im wtórzyły. Zadumę i siność stepu — ja przę-
dłam.
I wypuszczałam wicher, aby wichrzył włos siwy
gęślarzy twoich, kied}' krzywdy twoje śpiewali;
i trzymałam go za pióra jego, iżby cisza była, kiedy
śpiewali twą sławę.
I podniosłam zagasłe źrenice lirnika w dalekość
czasów, jako perły białe; a ślepcom dałam widzenie
s-
POEZYE 71
dni, nie narodzon3'cli jeszcze. I opuściłam ich wypła-
Icane oczy na liurhany, jako łzawice srebrne, a Icaźda
Icość, na dzikicłi polacłi, na sławnych bojowiskach
leżąca, brała swą część w pieśni.
I wodziłam dziady śpiewne ode wsi do wsi, a bie-
dny to był próg i nie mój, na którym gęślarz gęśli
swych nie stroił.
Białozorowie moi i sokołowie moi ważyli się nad
lirami dziadów, po stepie ich wodząc, po szerokim;
a żórawie, te przed nimi leciały, krzycząc po śród-
niebnych szlakach.
I nakryłam pieśń chmurą ich skrzydeł, i śpiewałeś
o sobie, ludu mój, nie wiedząc, co wspominasz i co
wieszczysz sobie.
Lecz zaś zestroiłam lutnię twoją z lutnią Da-
widzką, królewską, i ustruniłam ją w słoneczne i bły-
skawiczne struny.
I uczyniona jest jedna, jako strzała, ku rozświ-
towi puszczona i w brzaski lecąca; i uczyniona jest
druga, jako tęcza, wymalowana w blaski i w kolory,
a kwiaty i gwiazdy lecą na nią i łabędzie głosy.
Lecz trzecią, tę podparłam piersią własną i ser-
cem bijącem. A imię tego, który na nią palce kładł,
jest: ))Z ziemi wzięty«.
I stała się pieśń twoja sławną, i b5'^ła kochanką
młodości twojej i siłą lat męskich twoich i ostatnim
kwiatem twych mogił.
To wszystko uczjmiłam tobie, ludu mój, a tyś mnie
zaparł językiem twoimi
LUD.
Moja winal Moja wina! Moja wielka, wielka winal
POLSKA.
1 co więcej uczynić tobie mogłam, a nie uczj''-
niłam?
Wpierw, niżby Chrystus po łanach twoich cho-
72 MARYA KONOPNICKA
dził, jara schrześcijaniła ciebie. Tyś był, jako Jan,
który w zakonie żył wpierw, niżby zakon uczyniony
został.
W zaraniu czasów i w przededniu bożym uczyły
cię pacierza pól zbożowych szuray, a anioł Pański
ciszy i smętności po łanacli twoicli wiał i zwiasto-
wał tobie. Lilie twoje i róże białe twoje te szeptały:
))Ave...((
— Nie czciłeś Molocha ani Serapisa; nie kłaniałeś
się wężowi, ziejącemu ogniem.
Świątki twoje wiosenne były i zielone majem; miód
i kołacz był objatą twoją.
Więc kiedym ci ścieżyną polną i bławatkową mie-
dzą rajskie poselstwo przed chatę przywiodła, nie
upadłeś na twarz z dziwu ni z przestrachu. Aleś
chieb z aniołami łamał i za stół je lipowy pobok
siebie sadzał. A czego mocarz świata bez drżenia
nigdy nie czj^nił, tyś uczynił, kmieciu!
1 naczęłam ci króle twoje w siermiędze lnianej
i w postołach z łyka, którzy, nimby rękę do berła
ściągnęli, wpierw zatykali lemiesz na uwrocie skiby.
I wywiodłam ci króle twoje z pod słomianej
strzechy i z pod nizkiej, a w których nie królewskość
tego lub drugiego rodu leżała, lecz królewskość ludu.
Majestat to był oraczów twoich i siewaczów two-
ich, którym ci w Piastacli na tronie sadzała. A w Ja-
giellonach sadzałam na tronie rycerską chwałę twoją
i tryumf pokoju.
Uróść ci dałam pod królami twoimi w sławę
i w cześć.
Jako w ojcowym domu i na ojcowym chlebie S3'n
rośnie, uróść dałam tobie, a tyś ranie odział purpurą
naigrawania, a koroną cierniową zraniłeś głowę mojąl...
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja bardzo wielka
wina!
POEZYE 73
POLSKA.
Rozmnożyłam grody twoje i dostatki twoje
i prawa dobre twoje, w które niraeś piołunu naraie-
szał, wszystkim słodkie łiyły.
Nie umocniłam cię murami i nie opasałam głę-
bokim przykopem; alem cię nakryła błyskawicą sza-
bel, żywych piersi tarczą.
Mężne i czyste serce to była twierdza twoja
i forteca.
I widziany był nad tobą znak Hetmanki twojej,
płaszcz gwiazdami siny i miesięczne poroże pod sto-
pami Jej.
Tyś był czasu klęski ochranian zawsze wiarq
i ofiarą.
1 nie uczyniłam cię bogaczem, ani rozkoszni-
kiem, ani kupcem. Zielony krzew wolności — ten
wszczepiłam tobie.
Więc kiedy insze ludy brały chrzest krwi ku
odrodzeniu, ty brałeś chrzest wolności. I kiedy insze
ludy gwałtem jej dobywali, rozruszając węgły domu
swego, tyś ją na polach, jak majowe latorózgi, sadził,
i jak gałąź palmową, do chat nosił i z braćmi ją
dzielił, rzekąc: » Alleluja !«
Ty byłeś wiosną narodów!
Jam duszy twojej dała ukochanie wolności. W wol-
ności zamknęłam siłę twoją i jedność tej siły; ile
razy wymówiłeś święte Imię jej, wzmagała się moc
twoja. A ilekroć uczyniłeś ją sztandarem twoim,
wzrastałeś w potęgę serc i rąk.
I szły nad tobą wtedy miesięczne nowie, osadzone
na drzewcach borów twoich; a jako ze źródeł zie-
mnych wody hucząc idą, tak szedłeś.
1 uczyniłam wolność oddechem twoim i wśpie-
wałam ci ją w duszę u kołyski twojej, i była ci —
życiem.
Jako się puszcza ruń na zapach wiosny, tak tyś
się puszczał na zapach wolności.
74 MARYA KONOPNICKA
Wołała przez góry, a słyszałeś ją. Wołała przez
morza, a biegłeś ku niej. Tyś podniósł nad narodami
sztandar jej za nie — i za siebie.
I stałeś pod sztandarem wolności i upadałeś pod
nim w bojach sławnych — w bojach, w Ictórycli try-
umfują zabici i w ranach leżący. Zaprawdę! Insze
ziemie rodzą krzew wawrzynu, lecz jam czoła pod
wawrzyn rodziła!
LUD.
Matko bohaterów, bądź błogosławiona!
POLSKA.
A większą nad miłość wolności dałam ci miłość
ku mnie. Jam cię nauczyła słodkiego imienia ojczyzny.
Ivtóre imię jest nad imię ojca twego i nad imię matki
twojej, a niemasz miłości, któraby z tą zrównana
była.
Albowiem w każdej miłości człowiek siebie szuka;
lecz w tej chce utracić siebie. Otom napełniona pro-
chem t3'ch, co zginęli za mnie.
I było imię moje zaklęciem twojem i przysięgą;
b3'ło błogosławieństwem, które z domu brałeś; gru-
deczka ziemi mojej, na tułactwie u serca noszona,
ta była relikwią twoją.
I byłam sercom wiernym — wierną, a żywym —
żywą. W ciemnice za tobą szłam i cieszyłam ciebie,
a w kaźni ocierałam twe śmiertelne pot}'. I w głębie
kopalń z tobą szłam i świeciłam w nich promieniami
nadziei.
Gorzki chleb wygnania jam łamała z tobą; na
śnieżnych, dalekich równinach jest ślad stopj' mojej.
Nie opuściłam cię na żadnej z dróg twoich; od-
mierzałam wielkością kroki i czyny tułacza.
Każdą ciężkość twoją czyniłam lżejszą i każdą
mękę. Jam trwała przy tobie, pókiś mnie nie ode-
Dchnął sam.
POEZYE 75
Acz i wtedy nawiedzałam pustynię twych piersi
wspomnieniem młodości twojej, a marom snów two-
icli dawałam głosy cielic i łltające.
LUD.
0 matko, matko moja, bądź błogosławiona!
POLSKA.
1 co uczynić mogłam, a nie uczyniłam tobie?
Oto za dni zaćmienia twego ja trzymam przed
narodami imię twoje, z oblicza świata niestarte.
Albowiem, póki ziemia trwa, lud i naród żywię.
Przeto wiosną mogiły odziewam w zieleń świeżą,
a na progacli pusty cli murów bluszcz wiję, iżby
w ruinę nie szły.
Na drodze królów siadam z obliczem zakrytem
i wchodzę na pokoje ich widmem, przed którem
bledną.
Gdy mówią: ))Prawo(( — słyszą jęk mój; a gdy
mówią: ))Sprawledliwość(( — krzyk mój jest im echem.
Słyszany jest głos mój na wschód i na zachód
słońca, sny mocnych świata — ja płoszę.
Wołam, kiedy grzmią gromy nad lądami; a kiedy
się cisza czyni, nie ustaję.
Całości twojej ja strzegę. Ostatnią jestem twier-
dzą imienia twojego.
Zalim się rozpadła na części?
Zalim usypała góry i otworzyła przepaście tam,
gdzie mnie rozdarto? A kto ranie uczyni bezpłodną,
gdy syny rodzić zechcę ku obronie mojej?
Ja tobie śpiewam nadziei pieśń. Ja — żywa, pieśń
życia śpiewam tobie!
A ty, o ludu mój, zgotowałeś krzyż ojczyźnie
swojej?...
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!...
76 MARYA KONOPNICKA
III. CHUSTA WERONIKI.
SŁUŻEBNICA. Pani, tam chusta leży. Cienka, lniana
chusta leży na ławie skrwawiona. Co mam z nią
począć, alboli uczynić?
HIEROZOLIMITANA*. Idź do fontanny, do ogrodu
mego, do wody żj^wej, która śpiewa dniem i śpiewa
nocą, do wody, która poi róże moje, która mży sre-
brem na hyacynty i narcyzy moje, a wypierz chustę.
Albowiem jest krew Sprawiedliwego, który umęczon
został.
SŁUŻEBNICA. Byłam, pani, u fontanny, u ogrodu
twego. Aliści, ledwo zamaczałam chustę, uczynił się
płacz wody tak głośny i narzekający, iż zagłuszył
S3'^nogarlice, które wzdychają na skraju dachu twego.
I pospadały gwiazdy narcyzów twoich i pogasły,
a róże stały się blade i mdlejące, jak te, które kładą
na piersi umarłym. A kiedym prała chustę, okryła
się ziemia hyzopem i piołunem gorzkim, a pszczoły
twoje, które na nie padły, skurczyły się i posnęły.
A chociaż prałam mocno, plamy trwają. Olo są.
HiEROzoLiMiTANA. Gałąź jerychońskal Zwinięta,
ostra gałąź jerychońska! Nie jestże to korona Ukrzy-
żowanego? Krwawa korona ludów i narodów?
...W głowę świata, w bolesną głowę świata wbite
są kolce jej. Każdy kolec wysysa krew żywą. Każdy
' Hierozolimitana — mieszkanka Jerozolimy, niewiasta
jerozolimska.
POEZYE 77
kolec szarpie myśl żywą. Każdy kolec chce ją zdusić,
zabić. Oto się zamieniają w katowskie ćwieki i w ka-
towskie miecze... Obręcz, żelazna obręcz tłocz}' głowę
świata.
...O, ]iłaczcie, róże moje i hyacynty moje. Płacz
i ty, wodo żywa, która śpiewasz dniem i śpiewasz
nocą! Albowiem zarosła jest ziemia cierniem i zdzi-
czała, którj' zaostrzył kolce swe ku przebiciu wszel-
kiego serca. A którj' wyszedł o poranku młodzień-
stwa swego, aby kwiaty rwał, omylony jest w na-
dziei sw^ojej, a niesie wiąz hyzopu. A który mniemał
radować się żj^ciem, napojon jest gorzkością śmierci.
O, płaczcie, narodoAie iludowie świata! Albowiem
krwawa obręcz jest koroną waszą.
...Idź, służebnico moja, oddal ode mnie widzenie
tej krwi i tej męki. Do strumienia idź, gdzie woda
bystra i szumiąca, do potoku, klóry zową Hebron,
i tam wypierz chustę.
SŁUŻEBNICA. Byłam, pani, u strumienia, u potoku,
który zwą Hebron. Wierzby nabrzeżne czynią tam
gwar żałosny, a między gałęźmi sykomorów ^ słyszan}'
jest glos wńatru, który łka. I prałam chustę w wo-
dzie bystrej i w wodzie szumiącej. W wodzie, która
po kamieniach leci, a nie ustaje. Lecz, im mocniej
prałam, tem więcej z cliusty krwi ciekło. Iż zapienił
się krwią żywą cały nurt potoka. Co obaczywszy,
wyżęłam spieszno chustę i wracałam pilno. Lecz plam
prz5'było jeszcze. Oto są.
HiEROzoLiMiTANA. Łożc potoku widzę. Potoku cza-
sów widzę łoże krwawe... A nie kamienic w niem
leżą, ale głowy omdlałe w trudzie, uśpione w mro-
kach, skamieniałe w' męce.
Tysiąc ich i tysiąc tysięcy, a niemasz, ktoby zli-
czył liczbę ich.
'Sykomor — gatunek drzewa figowego.
78 MARYA KONOPNICKA
Oto lecą po nich wody krwawe, a nie ustają. Jak
po rzeczy martwej, lecą po nich, jak po rzeczy,
która siebie nie wie.
0 W}^ byty, wdeptane aż na dno żywota! O ty
martwe, ty martwe podścielisko świata!
Patrz! Patrz! Przypadł wiatr burzliwy i zachłostał
wody. Patrz! Oto krew, która spłynęła po głazach,
dała im kolory życia!
Oto puściły się od kamiennych czerepów włos}',
krwią zlepione i powstały na nich...
Oto się otwarły usta pełne krzyku... Usta, które
zalewa nurt krwawy. Oto się dźwignęły l<aniienne
powieki nad zbudzoną do światła źrenicą... I ruszyły
się głowy i poczęły tłuc sobą o dno krzemieniny.
Patrz! Oto wyszły z mułu ręce czarne, groźne i po-
częł}' rwać włosy na czerepach głów i podniosły się
przeciw prądowi krwawego strumienia i zacisnęły
się w kamienne pięście...
...Jak strasznie miota cię całe dno potoku! Jaki
krzyk gwałtu i rozpaczy! Jak wzbiera, jak wzbiera
nurt krwawy!
...Weź, weź co prędzej tę okropną chustę, służe-
bnico moja, a idź do wody wielkiej i głębokiej, do
Jordanu -rzeki idź, abyś ją prała. Do rzeki, która
bież}', a nie wraca do początku swego. I która od-
chodzi od źródła i od brzegów swoich, aby ich nie
oglądać więcej.
SŁUŻEBNICA. Pani, b3'łam u Jordanu -rzeki, u wody
b3'strej i głębokiej bardzo. Niewiasty tam nad brze-
giem siedzą. Z nakrytemi głowami siedzą niewiasty
mnogie w chustach czarnych i w chustach zetlałych,
jako te, w których grzebani są umarli.
1 siedzą tak i płaczą, puszczają łzy swoje za nur-
tami wody, która bieży a nie wraca do początku
swego. Lecz, kiedym zanurz}ła w niej chustę, jęk
się uczynił w powietrzu głuchem, iż ziemia poczęła
POEZYE 79
jęczeć od nieba aż po okraje swoje. I przelękłam
się i wracałam pilno, lecz krew na chuście wyra-
źliwsza jeszcze, niźli z naczęcia była. Oto jest.
HIEROZOLIMITANA. Biada mi, która widzę, a która
oglądam. Iż przeraźliwy Jordan jest, a rzeka śmier-
telna. I rozmnożone jest wylanie krwi świata. Która
obciążyła sobą cliustę, jako płachtę zaofiarowaną
i całopalną.
Biada ci, Jordan -rzeko, iż wody twoje nie wstę-
pują na góry — pagóry świata, a nie krzyczą w uszy
ludów i narodów!
Oto niewiasty-matki siedzą nad brzegami twymi,
każda w czarnej chuście sieroctwa swego i żałości
swojej.
Siedzą matki i płaczą nad brzegami twymi. Sy-
naczków płaczą miłych i najmilszych swoich.
Którzy na drzewach krzyżowych zawiśli, a na
hakach szubienic za wiatrem się kołyszą.
Którzy po ciemniach pobici są i zakratowani. Któ-
rym gwałt zatkał usta ich, aby nie słyszał świat,
kiedy męczeni byli, a jako pomarli.
Płodu wnętrzności swoich matki płaczą i kochania
swego, narzekające na dzień poczęcia młodzianków
swoich i na dzień zrodzenia.
Którzy, zbudzeni nagłym razem, w ciemnościach
i w przedświtowym chłodzie pod słupy szli każdy
na stracenie swoje.
Pisklęta bezpióre z gniazd się zburzonych porwały,
a teraz zduszone są za gardła swoje czerwoną ręką
kata.
Biada ci i raz ci jeszcze biada, o Jordan-rzeko,
która idziesz, a odchodzisz za wianiem wiatru, za
wianiem, niosącem matce ostatni dech syna.
Oto słychać na pustyni hcrodyuszowe ' i strusowe
' H ero d y us z — ptak wymieniony w Deiiter. XIV, 16 (przez
Wujka pozostawiony w formie li e r o d y o n), jak się zdaje, ga-
tunek bociana.
80 MARYA KONOPNICKA
głosy, które płaczą. Oto kosmaczowie* leśni zawyli
po uchronach swoich, każdy ku bólowi swemu Al-
bowiem przebita jest pierś ziemi i wycieka z niej
krew życia, święta krew młodości.
Śpiesz, służebnico moja, a idź do morza. Do mo-
rza najsłońszego idź i które jest gorzkie, jako męka
świata. A niemasz miary, ani powroza z ołowiem na
zapaść głębokości jego. Tam idź, a wypierz cliustę,
a powracaj się rychło, iż dusza moja omdlewa od
widzeń tych we mnie.
SŁUŻEBNICA. Byłam u morza, pani. U morza wiel-
kiego i gorzkiego bardzo. Huk srogi tam jest, jakoby
właśnie kipiał wrzątek świata. A jako kopijniki
i orężne na basztową bronę z trzaskiem lecą, kiedy
miasto biorą, tak wał tam na wał leci i o brzegi
trzaska.
O nocy wyszłam, pani, a o zorzy zaszłam. O raniej
zorzy, kiedy przecyka świat. I przecknął. Lecz zorza
była, jako pożar ognia, jakoby płonęła i susza i woda
w jednem płomienisku. A ciemności kłębiła sobą,
i szły, jako dymy, które się po otchłaniach goreją-
cycli kłębią. Tak prałam chustę pod pożarem ognia,
który nie był dniem i nie był nocą, pod hukiem wód,
które tak szły, jakoby stopy tętniące rzek mnogich
i nieprzeliczonych. I uczyniła się nade mną trwoga,
i zwinęłam chustę, a idąc, szłam spieszno odtamtąd
aż tutaj. Którą przynoszę krwawszą jeszcze, aniżeli
wzięłam. Oto jest.
HiEROZOLiMiTANA. Ha!... Obliczc Ukrzyżowanego!
Oblicze ludów i narodów ziemi! Korona krwawa
męki i ucisku!... Włosy zlepione śmiertelnym potem
uznojenia!... Oczy mdlejące w upragnieniu światła.
Usta bez głosu, których krzj^k jest niemy.
0 niezgładzona, wieczna krzywdo ziemi! O rodzie
1 Kos m acz — zwierz kosmaty np. niedźwiedź, wilk i t. p.
POEZYE 81
człowieczy, który żywiesz męką! Sprawiedliwość
zabita!
Jakożem więc cłiciała zatrzeć te ślady alboll za-
taić? W jakiejźe wodzie mniemałam zmyć, zatracić
tę krew, której wylanie trwa, a nie będzie skróco-
nem do końca dni starych?
Rozciągnij, rozciągnij tę chustę! Woń morza krwi
z niej bije, gorzka i surowa. Szum morza łez w jej
szeleście. Szum i huk morza potęźn}^ rosnący, groźny,
jakoby wołanie tysięcy. Słyszysz tętent rzesz mno-
gich, burzliwe stąpanie i głosy? Słyszysz nawałność
ich krzyku?
...Idziemy... Idziemy... Idziemy...
Szum wichru i huk morza nakrył}^ wołaniem swo-
jem. Szum wichru i huk morza nakrył}^ słowem,
które lata po okręgu ziemi...
Daj mi, daj mi tę chustę! Na piersiach nosić ją
będę i na sercu żywem, iżbym czuła.
Na doliny ją poniosę i na pola czarne, iżby czuły.
I na gór szczytj' ją dam i pod słońce wschodowe,
iżby ją dzień widział a oglądał.
Na grzmot ją wiosenny dam i na dźdże bujne,
rzęsiste, po których rodzi ziemia.
I dam ją na burzę nawalną. Błyskawice ducha la-
tały po niej będą, iżby świeciła w mrokach.
I będą w nią biły gromy i wstrząśnie się i odnowi
świat.
I uderzy w nią wicher, który lata z wschodu i za-
chodu i uczyni z niej rzecz żywą i krzyczącą.
1 wezmą ją ludy i naród}' ziemi na drzewce swoje
znakiem i sztandarem swoim i poniosą przed sobą
w zorzę, która dnieje,
I znikną w niej o poranku świata krwi ślady
i wybieleje pod słońcem przyszłości..:
SŁUŻEBNICA. Rzekłaś.
KONOPNICM, POEZTE. VII 6
82 MARYA KONOPNICKA
IV. TĘSKNOTA WYGNAŃCA.
...Na rozległe łąki clicę iść, na rozległe pola...
Obszar twój chcę czuć, chcę widzieć, ziemio, ziemio,
ziemio 1
Na rozległych łąkach chcę śpiewać, na rozległj^h
polach... Obszar twój chcę wypełnić duszą moją,
ziemio, ziemio, ziemio!
...Poranna jesteś, jesteś zroszona i świeża, a ja nie
widzę ciebie 1
I uznojona jesteś i bolesna, a ja nie widzę ciebie.
W wielkich światłach zórz stoisz i w światłach
duchów, a ja nie widzę ciebie.
I stoisz w mrokach chmurnych, i w mrokach po-
sępnych, a ja nie widzę ciebie!
...Jak słońce w mózgu ślepca, tak ty we mnie!
Jak pieśń w ustach niemego, tak ty we mnie!
Jak dech w piersi żywcem pogrzebanego, tak ty
we mnie...
...Dusza moja pełna jest ciebie, a niema takiej sza-
rej grudki na ugorach twoich, którejby nie była sio-
strą. Kamyki polne na ścieżynach i na miedzach two-
ich wołają na nią: Tj'.
W duszy mojej wszystkie skowronki twoje i wszyst-
kie zbożowe szumy i wszystka cisza i tęskność łężna,
liliowa, szeroka.
...W duszy mojej wszystkie cierpkie tch}' brózd
twoich i wszystkie parne tchy skib lśniących na
POEZYE 83
uwrotach twoich i wszystkie dymy chat twoich
i wszj^stek balsam przydrożnych topoli twoich i ostrość
żywiczna sosen i drażniący zapach czeremchowych
kiści i miodna słodycz sadów, stojących w kwiecie.
A nozdrza moje szukają tchnienia twego.
...W duszy mojej poszumy lasów twoich i poszepty
gajów.
W duszy mojej hejnał żubrowy puszcz twoich
i grzmot walących się dębów i wycie wichrów po
wierzchołkach jodeł — i szmer brzozy, która chwieje
liść wiotki, majowy.
...W duszy mojej szmery wód twoich i poników
srebrnych i huki rzek wielkich, wezbranych, w bla-
skach i szumach do morza lecących, i liry gwiezdne,
na jeziorach zadumanych grające pieśń nocy.
...W duszy mojej organ na wszystkie muzyki twoje,
na wszystkie płacze twoje i radości twoje.
...Dokądże pójdę od duszy mojej, abym nie czuł
ciebie? I jakie jest morze, któreby mnie odniosło od
duszy mojej na korabiu cichym i uśpionym, abym
nie czuł ciebie?
Bo jeśli ją porzucę, obróci się dusza moja na po-
wietrze sine i pójdzie ku tobie; a jeżeli zatrzymam,
łkać będzie za tobą w piersiach moich, jako słowi-
czek łka w cierniowym krzaku.
...Któraś jest wszędzie blizka, a wszędzie daleka.
...Oto ptak rozciąga skrzydła i bystremi pióry
przecina powietrze, którem dyszę, aby leciał do
ciebie.
Oto wiatr prędki a mocny żegluje ze wschodu na
zachód na chmurach czarnych, burzliwych i na obło-
kach perłowych, dżdżem bujnym nabranych, aby
leciał do ciebie...
A oto gwiazda przebłyska nagle przed bezsennem
okiem mojera, rozświecając nade mną tajemnie twarz
swoją, aby lecieć do ciebie!
Lecz ja starty jestem z oblicza pól twoich, jako
6»
84 MAHYA KONOPNICKA
mgła poranna, a dech mój nienaleziony jest w powie-
trzu twojem. A ja daleki jestem — i jestem, jakobym
nie był.
Szumią za wiatrem grusze w polach i wierzby nad
strumieniami się chwieją, lecz ja jestem daleko.
Po gałęzistych gajach, po jaśminowych gąszczach
śpiewają ptaszeńkowie twoi, a roje twoje pszczelne
szumne obloty czynią po błoniach kwieciem tkanych;
lecz ja jestem daleko, daleko, dalekol
...Różana i złota jesteś od jutrzennych świtów,
i srebrna jesteś i miesięczna od przejrzystych nocy;
lecz ja jestem daleko...
Czy wstaną nad tobą światła smutne i światła mil-
czące, a dech twój zatai się w głębokościach ciszy;
czy buchniesz słońcem życia i krzykiem życia — je-
stem daleko, daleko, daleko... Kiedy myślę o tobie,
widzenia dziwne i rozmaite, jakoby wiele kształtów
drogich i umiłowanych, przemijają przede mną; a kto
nagle uderzy we mnie słowem nazwania twego,
właśnie jakob}' garść gwiazd cisnął w oczy moje.
...Na szerokości mórz widziałem zapisane imię
twoje; i oglądałem je wyryte na podniebnych szczy-
tach i na wiecznych lodach.
Czytałem imię twoje wypisane w grotach głębo-
kich i w podziemnych świątyniach; czytałem je na
stalaktytach błj^szczące...
Lecz kiedym wyszedł na świat i na burzę, oto
stało na rozciągu błyskawicy pisane piorunem.
Od wieczornej straż}' do porannej słyszałem imię
twoje, jako zaklinanie ciche a niezbyte. I była mi
straż poranna, jako oścień w ranie, a straż wie-
czorna, jako strzała w sercu utkwiona,
...Rozsypana jest dusza moja rosą bujną na ziołach
dolin twoich i na macierzankach wzgórz twoich;
a na twych miedzach ślad świeży, gdzie chodziła nocą.
...Której sen o tobie jest, a przebudzenie też ku
tobie dyszy.
POEZYE 85
Więzień ja jestem twój, a łup anioła tęslcności,
który idzie za mną na każdy czas i gdziekolwiek się
obrócę a pójdę... Więzień ja jestem na wolności mo-
jej pustej, szerokiej, bezdomnej.
...Do ciebie cłicę, ziemio, i ciebie chcę. A krom
ciebie nic chcieć nie mogę i chcieć nie chcę I
Głosu twego słuchać pożądam z gorącością, tra-
wiącą kości moje; a od milczenia twego krzyczy
dusza moja.
Nabrałaś ze mnie łez, nabrałaś bólu i żałości; i tać
jest danina moja tobie po wszystek wiek mój...
...Bom jest, jako głownia wyrwana z ogniska, a oto
ugasam.
I nie uciszy się duch mój, póki nie weźmiesz
i ostatka ze mnie...
...Ty — pierwsza, i ty — ostatnia 1
^:s>
UTWORY DRAMATYCZNE
I
JERZY BOHUSZ
POEZYE 91
Komnata obszerna w stylu XVI wieku; sprzęty ciężkie, dębowe:
na prawo ogromny rzeźbionj' kredens, na nim srebrne dzbany
i misy; w pośrodku stół okrągłj', wzorzj'stym kobiercem po-
kryty, na nim ksiąg kilka w wspaniałej oprawie z klamrami; na
lewo marmurowy komin; przed nim rozesłana oiedźwiednia;
nieopodal wygodne siedzenie. Wgłębi podwoje, przysłonięte ma-
katą. — Na ścianacli kilka pięknych obrazów i parę sztuk broni. —
Zmierzch jesienny; kozaczek dokłada drew na ognisko. —
MACIEJ RAWA.
Drew mi nie żałuj! W narożnej komnacie
Narządź posłanie dla księdza; a z rana
Do mszy ze dzwonkiem, ty — i Micliał drugi 1 —
A wara w kułak śmiać się, jak grzecliotka,
Bo, jak Bóg w niebie, grzbiet z pletnią się spotka!
KOZACZEK.
To z zakrystjana, proszę jegomości...
Tak przez nos śpiewa...
MACIEJ.
No, no! z zakrystjana...
Już wy tam zawsze jakieś przypadłości
Pomiędzy sobą, infamisy, macie. —
A czy to nie wiesz, przed kim do posługi
Stajesz w kościele? — Hę? co?... to nie żarty.
To jest Majestat Bożyl —
(zapala światło)
Te świeczniki
Zanieś na skrzydło I
(oddaje chłopcu dwa ciężkie, srebrne, kilkoramienne lichtarze,
chłopiec wychodzi)
92 MARYA KONOPNICKA
— A zagaś je znowu,
Lecąc na oślep! —
(chwila milczenia; zwraca się do Jana Ponowy, leśnika starosty,
zajętego czyszczeniem kordelasa w bogatej oprawie)
— Tak mi się coś zdawa,
Ze cała wasza jutrzejsza wyprawa
Na owe w lasacli podkomorskich dziki,
Te sfory gończych i kundle i charty
Zostaną doma —
PONOWA.
Go znów waść? —
MACIEJ.
Pan chory.
Jeszcze się z jednej nie wylizał biedy...
A wam się żąda nowego znów łowu...
W domu apteka, mastyki, doktorj',
I jakieś smutki i ly^rasy... Od kiedy
Wrócił z festynu od referendarza,
Chodzi, jak struty, i w oczach mi gaśnie,
W jakimś frasunku i w jakiejś tęsknocie. —
(trzęsie głową)
Źle! źle, mój panie Ponowal...
PONOWA.
Toż właśnie
Muzyki lasu rzeźwiącej mu trzeba!
Kniei i trąbki i echa... i grania
Łowieckich haseł, ogarów... i nieba
Z jesiennym wichrem,., i konia, co w locie
Ziemi zaledwie dotyka, jak ptaszę...
A tuman z drogi i z myśli rozgania!...
Właśnie się dobrze obława nadarza! —
Pan się rozsmuci...
MACIEJ.
11... co mi tam Wasze
Prawisz! Rozsmuci!... Ot, także medyki!...
POEZYE 93
Lasu mu trzeba I... Zapewne naboju
Drugiego w ramię, jak ongi!... Muzyki
Kniei! ogarów! — A toć już z daleka
Człowiek aż głuclmie, wyszedłszy ze dwora;
Tak to sobactwo ujada i szczeka,
Nawet Zdrowaśki nie zmówisz w spokoju...
(sentencj'onalaie zażywając tabakę)
A ja powiadam memu Jegomości:
Innego tutaj lekarstwa potrzeba...
I niebieskiego podobno doktora,
Boć wszystkie smutki te i te tęskności,
Co ćmą się niosą, jak tatarskie strzały,
Stamtąd 1... o!... z gniazda kalwinów powstały...
(ukazuje palcem)
A was tam jeszcze coś ciągnie!
PONOWA.
Do licha!
Co mi tam patrzeć, jak Boga kto chwali,
Jeżeli pełno dolewa kielicha,
A na obławie w sam łeb dzika wali —
Po katolicku 1 —
MACIEJ.
Tfu, do paraluszal...
Waćpan mi bluźni! Waćpan nie pamięta.
Że szlachcicowi religia rzecz święta!...
Że...
(Ponowa się śmieje. Maciej, spostrzegłszy to, mówi)
...To nie śmiechy! —
PONOWA.
A niechże ja waści
Tak się napatrzę!... Czy by też kto wierzył.
Że w starym taki animusz i dusza?...
94 MARYA KONOPNICKA
Ot, gd5by przyszło do jakiej napaści,
Waśćbyś wystrzelił wpierw, nim jabym zmierzył.
(Maciej słucha zamyślony)
Nol bez frasunku 1... Jak gadać, to szczerze!
(zbliża się i mówi z ciclia)
Pana nie żadne kalwińskie pacierze
Wabią w gościnę; bal nawet nie dziki,
Clioć tak gwałtownie rozgorzał do kniei...
Innej on szuka i żąda muzyki.
Nie echa rogów łowieckich! Ja bacznie
Umiem poglądać... to proszę Aspana,
Nieraz widziałem, że stał na polanie.
Jak niepamiętny, choć palba grać zacznie
I zwierz na niego wychodzi, Mosanie.
Głowa spuszczona, twarz smutkiem oblana.
Właśnie jak człowiek, co nie ma nadziei —
To wszystko idzie z afektu...
MACIEJ.
Co, Wasze?
PONOWA.
Cóż się Waść zrywasz?... Czy Turkiem was straszę?
Czy Tatarzynem?... At! bieda prawdziwa,
Kiedy kto dyskurs nie w porę przerywał —
(Zabiera się do czyszczenia broni)
MACIEJ.
Dla Boga, mówcież! Wszak ja nań z maleńka
Dmuchał i chuchał; ot, jak mnie widzicie,
Takem go temi piastował rękami —
Takbym za niego dał stare to życie 1...
Nie dziw, że serce wszystkiego się lęka,
Kiedy miłuje! — To mówcież!
PONOWA.
Bóg z wami! —
POEZYE 95
Powiadam tedy, że cała ta bieda
Idzie z afektu do Imć panny Ewy. —
MACIEJ.
Matko Chrystusa!... a toćźe pan stary
Nigdy kalwinki poślubić mu nie da!
A czy to w Polsce nie stało już dziewy!..
(Bes^ty brak).
^C§>
I
II
FRAGMENT
KONOPNICKA POEZYE VII
POEZYE 99
Las — okolica pusta — zmierzch.
EWA.
Nie!... Nie chcę! Nie chcę!
PAN.
Ewo, moja Ew o I
Jeden całusek...
EWA.
Taj puszczajcie, Panie 1
Ojciec drwa rąbie... Będę lirzyczeć...
PAN.
Cicho!
Cicho, poganko! Będziesz ty rozbudzać
0 jeden całus wszystkie leśne eclia?
Miejże też rozum! Posłucliaj mnie tylko...
No, nie rwij się tak! Nic złego... posłucliaj!
Czy wiesz ty, na co ty rozkwitłaś, dziewko?
Na to rozkwitłaś, żeby cię chłop nędzny
Mógł bić tak samo, jak swe bydlę bije,
Kiedy pijany powraca z jarmarku,
Żebyś dźwigała worki, pełne miewa.
Na tych ramionach gibkich, jako trzcina...
Żebyś schylona do ziemi, chwast pełła
1 brudne dzieci nosiła...
EWA.
E!... Zaś tam!...
Mnie ta nie pilno pod czepiec. —
?•
100 MARYA KONOPNICKA
PAN.
Posłuchaj.
Jeżeli kochać mnie będziesz, ja, dziewko,
W moim ci dworze dam białą świetlicę,
Wstąg ci nakupię kram cały złocistych
I do roboty zaganiać nie będę.
Tylko mnie kochaj... kochaj...
EWA.
Puśćcie, Panie!
PAN.
Cicho, ty wiedźmo 1 Czego krzyczysz?
EWA.
Ale!
A nie widzicie, jak to na wyrębie
Ta osiczyna drży ze strachu o mnie?
Ta osiczyna to jest moja siostra.
Bom ja w chałupie u tatusia jedna.
A nie widzicie, jak się ten dąb trzęsie.
Jakby chciał podnieść sękate ramiona
I mnie obronić... To jest brat mój. Panie,
Bo moi bracia rodzeni na wojnie.
A nie widzicie, jak mgła wstaje sina.
Żeby mnie zakryć swoją chustą białą?
To matki mojej duszyczka, co w niebie
Spokoju przez nas nie ma...
(płacze)
PAN.
Dziewczę moje,
Nie płacz, bo myśleć będę, że to gwiazdy
Płaczą nad ziemią brylantową rosą...
Nie płacz... Stój cliwilkę... Ja twą stopkę bosą
Chcę zapamiętać, bo tutaj rozkwitnie
Jutro konwalja leśna, gdzie ty stoisz.
No, nie uciekaj! Czego ty się boisz?
i
POEZYE 101
EWA.
Was, Panie... Nocki, co na ziemię spada —
Tego puszczyka, co się tam odzywa...
Ogników z bagna, co są ognioduszki...
Ojca... taj Boga...
PAN.
A masz ty kochanka?
EWA.
E!... Skądby znowu I...
PAN.
Skądby?... Z tych wiosennych
Tchnień, co te brzozy kołyszą do spania,
Z wieczornych tęsknot, z uśmiechów poranka,
Z echa, co piosnki twoje w dal roznosi,
Z pieszczot tych ptasząt, co gniazdeczka ścielą,
Z jasnych warkoczy twoich przędzy lnianej,
Z czarności twoich ocząt... z rzęs spuszczonych,
Z bieli twych ząbków... z purpury twych ustek,
Z tego westchnienia, co nie wiedzieć czemu
Podnosi piersi twe dziewczęce... Z pary
Z oddechu... z skrzypek, z rumieńca przy tańcu,
Z grania fujarek... Z łąk skoszonych woni...
EWA.
Z tego wszystkiego miałby zaś być... niby...
PAN.
Tak, taki Uśmiechnij się jeszcze! Dziewczynę,
Jak ty, prześliczną Pan Bóg na to stworzył,
Żebyś się ludzkim oczom uśmiechała.
Jak zorza!... I cóż? Czemuż się nie śmiejesz?
EWA.
Nie mogę, Panie. Tatusia się boję.
Tatuś mnie bije, kiedy na przełazku
102 MARYA KONOPNICKA
Śmiech mój zasłyszy. Choć ja tam nie taka,
Jak druga, żeby chłopców wabić śmiechem.
Do płaczu częściej mi, niźU do śmiechu.
Sierockie życie...
PAN.
A Icto cię całuje?
EWA.
Ktoby zaś znów mnie miał całować!
PAN.
Pewno?
EWA.
Chłopcy mnie zowią hardą Jewką.
PAN.
A mnie,
Gdyby mi ciebie ojciec oddał, tobyś
Całować chciała? Tobyś nie płakała?
EWA.
Taj, czego, Panie? Wybyście nie bili.
PAN.
Jabyra całował... całował... całował...
EWA.
Puszczajcie, Panie!
PAN.
Widzisz! ty mnie nie chcesz!
EWA.
E!... K.toby nie chciał jasnego miesiąca,
Albo słoneczka złocistego... Albo
Tej modrej gwiazdy?...
f
POEZYE 103
PAN.
Więc czemu się bronisz?
EWA.
Bo wy mnie, Panie, obronić nie chcecie
Przed wstydem...
PAN.
Co ty?... Jaki tam wstyd!
EWA.
Alei...
PAN.
Posłuchaj, Ewa! Ja przyjdę wieczorem
Do twojej chaty... Cóż, mam przyjść? No, jakże?
EWA.
Do chaty, Panie? Cliata jest strzeżona!
PAN.
Któż to jej strzeże tak? Czy ojciec stary?
EWA.
Najpierw jej strzeże Jezus miłosierny.
Co tam na krzyżu czarnym jest rozpięty,
A koło krzyża głóg rośnie kolący
I broni drogi do chaty... I bocian,
Co się na dachu ściele, tak klekoce.
Jak stróż kołatką... I płot nasz chruściany.
Co myszkę polną ledwo że przepuści,
Albo jaszczurkę... A potem te wrota.
Co tatuś, idąc, schyla pod nie głowę
Białą, jak jabłoń, kiedy stoi w kwiecie,
I próg lipowy, co na nim we święta
Siadają, gwarząc, gospodarze starzy,
A potem żóraw, co u studni skrzypi,
104 MARYA KONOPNICKA
Potem okienko i jaskółka nad niera
I drobne szybki, przez które się gwiazda
Zaranna patrzy z wysokiego nieba,
Właśnie, jak gdyby mateńka patrzała,
Czy chata czysta i ciclia i biała.
Jeśli wy, Panie, możecie przejść śmiało
Przed onym krzyżem, przed gniazdem bocianiem,
Przed onym płotem starym i wrotami,
I przed źórawiem i przed tem okienkiem,
Co przez nie widzi Bóg... ha! to przycliodźciel
PAN.
Po co ja ciebie słucliam, czarownico!
Ot, opętała mnie dziewka! Tak stoję.
Jakby żak przed nią...
Puśćcie mnie, Panie!
GŁOS.
Bywaj 1.
••
EWA.
Tatuś woła...
GŁOS.
Bywaj !..
. Bywaj, Jewa!...
<2^
III
z PRZESZŁOŚCI
FRAGMENTY DRAMATYCZNE
»...Pouad wiekami lecim —
i patrzyni — i płaczemw'.
Zygmunt Krasiński.
' Nie-boskiej Komedyi część I (Wyd. jub. V, 299).
POEZYE 107
I. HYPATYA.
Hypatya, córka sławnego matematyka Teona, uro-
dziła się w Aleksandryi, przy końcu IV-go wieku. —
Obdarzona bystrym i podniosłym umysłem, poświę-
ciwszy się naukom pod kierunkiem ojca swojego,
wkrótce przewyższyła go w sławie. Wstąpiwszy do
szkoły platońskiej, wykładała słuchaczom wszelkie
działy filozofii i matematyki z właściwą sobie po-
ważną swobodą słowa, traktując wielkich mężów go-
dnie i roztropnie. Napisała ))Kanon astronomiczny«
i komentarz do Diophanta, jak również do wKonika
stojcheja« Apolloniusza.
Piękna i kształtna, była w życiu sprawiedliwą
i niepokalaną. Współobywatele czcili ją dla jej szcze-
gólnej skromności — i z podziwem o niej mówili *.
Wykłady swoje rozpoczynała zwykle od matemat}'ki,
a oparłszy się o jedną z jej niezbitych podstaw, zstę-
powała w pełnej siły i trafności dedukcyi do różnych
działów wiedzy, objętych wówczas wspólną filozofii
nazwą *. W liczbie uczniów tej młodej poganki, któ-
rej audytoryum stanowiło wszystko, co było świetnem
i wykwintnem w Aleksandryi, znajdowało się nawet
wielu chrześcijan; między innymi Synesius z Cyreny,
późniejszy biskup Ptolemaidy, który w listach swoich
złożył hołd wzniosłemu umysłowi Hypatyi '.
^ J. Ch. Wolf: Mulierum graecorum fragnicnta.
* Socrates: Hlstoriae eclesiasticae lib. VII, cap. XV.
* »Synesii episcopi Cyrenaei epistolaew — wyci. w Bazylei 1558
108 MARYA KONOPNICKA
Tak świetne powodzenie młodej filozofki, która
objęła dziedzictwo dwuwiekowej sław}' wielkicli ale-
ksandryjskicli myślicieli, wzbudziło niechęć w ducho-
wieństwie, pożądającem niepodzielnej nad umysłami
władzy. Niechęć ta, wzrastając stopniowo, sprowa-
dziła nareszcie tragiczne rozwiązanie, które tak opi-
suje Wolf w przytoczonem już dziele swojem: ))Mu-
lierum graecorum fragmenta(( (Hamburg 1735 r.) —
))Zdarzyło się raz, iż Cyryli, biskup kościoła cłirześ-
cijańskiego, przechodząc około domu Hypatyi, ujrzał
był wielki tłum, tak koni, jak ludzi, z których jedni
zbliżali się, inni oddalali, inni wreszcie pozostawali
na miejscu. I kiedy zapytał, coby to był za tłum
i z jakiego powodu takie zbiegowisko, odpowiadali
mu przechodnie, że to tak odwiedzają Hypatyę filo-
zof kę i że to jest jej dom. O czem dowiedziawszy
się Cyryli, powziął taką zawiść, że poprzysiągł jej
śmierć — i to śmierć najhaniebniejszą. Gdy tedy Hy-
patya, według zwyczaju, wydalała się z domu, wielu
namiętnych, wyzutych z bojaźni bożej ludzi, prowa-
dzonych przez Piotra lektora, zmówiwszy się, ścią-
gnęli ją z woza w pobliżu kościoła, zwanego Cesareum \
a obnażywszy z szat, okrutnie zabili, rozszarpane jej
ciało kawałkami rozrzucając po mieście. — Stało się
to w czwartym roku biskupstwa Cyrylla, za konsu-
lów Honoryusza dziesiątego i Teodozyusza szóstego,
w miesiącu marcu, podczas wielkiego postu«.
1 Cesareum (Caesareum) — pierwotnie świątynia ubóstwio-
nego C. Juliusza Cezara, następnie zamieniona na kościół chrześ-
cijański.
«2^
POEZYE 109
I.
(Pobrzeże morskie; na prawo widać biały portj^k domu H}'pa-
tyi; na lewo przystań i rozpaloną latarnię Faros. Burza. Noc. —
Rzecz dzieje się w Aleksandry! w r. 415).
PIOTR LEKTOR.*
Z burzą mi spadasz 1 Myślałbym, żeś przebył
Przestrzeń, dzielącą cię od Alel<sandrji,
Na chmurze, jalio na czarnym rumaku...
Żeś go popędzał wicłirem, jako biczem...
I żeś błyskawic ostrogi złociste
W obadwa boki wbijał mu zdyszane...
Cały gościniec od Nitrji * aż tutaj
Grzmiał pod kopytem twojego rumaka...
A nawałnica, rwąc cedry i palm}'.
Długim ich włosem zmiatała twą drogę...
Przybywasz wreszcie, jako duch, z rozwianym
Na wiatr kapturem...
(grzmot wzmaga się)
...Grom wita cię salwą!
AMONIUSZ.
(młody mnich z gór Nitryi)
Ach, co słów próżnych! co słów!... cicho!... cicho!...
Może ktoś słyszeć...
' Urząd lektora, odczytywacza, należał do niższych święceń.
* Nitry a, góry Nitryjskie na południe od Aleksandry! a na
zachód od delty Nilowej; istnieją łam jeszcze cztery koptyjskie
klasztory.
110 MARYA KONOPNICKA
PIOTR.
Co? przez Boga w niebie!
Taki w naturze dzisiaj straszny zamęt,
Że ledwo mogę usłyszeć sam siebie...
Czyś ty zapomniał, że ja od lat pięciu
Krzyczę w obadwa głuche miasta uszy
Wyjątki z Pisma?... Głos mi się naciągnął,
Jak bęben... musi grzmieć, gdy go poruszą
AMONIUSZ.
Cóż tu nowego? Wezwałeś mnie...
PIOTR.
Słuchaj,
Wszystko wre w mieście... lub kipi, jak wrzątek...
Oddechy parą są rozpłomienioną...
Myśli — ukropem... słowa — sykiem żaru,
Kiedy nań padnie jadu lub krwi kropla...
Niema dnia tego — i niema tej nocy,
Żeby morderstwa czerwona kometa
Nie przeleciała nad miastem wzburzonem...
Od czasu, kiedy padła sj^nagoga
Pod toporami chrześcijan, sprośni Żydzi
W zemście się swojej złączyli z pogaństwem...
Wczoraj w ulicy, dziś w amfiteatrze,
A jutro może w pałacu biskupa
Znajdziesz nóż krwawy, mordercę i trupa.
AMONIUSZ.
Jakto, na Boga! czyż braknie wam siły.
By zgnieść garść nędznych, rozproszonych pogan,
Którym zwalono ołtarze — i bogi —
I których szczuje prawo, jako zwierza?
PIOTR.
Nie tak są słabi, jak mniemasz; ich siła
Tkwi jeszcze w każdym odłamie kamienia
POEZYE 111
Zburzonych świątyń — i zda się przenikać
Całe to miasto tchem jakimś subtelnym,
Który głów tyle odurzył... Gnostycy^
Nasi, to duchy zrodzone z ich ducha...
Kogóż wydała sławna nasza szkoła
Katechetyczna?... Tytusa Klemensa*,
Którego w rzędzie swoich filozofów
Hellenizm może policzyć bez błędu;
Orygenesa^, który całą siłę
Potężnej swojej wymowy obracał
Na to, by błahy platonizm zjednoczyć
Z wiarą w Chrystusa: Justyna*, co mniemał.
Że filozofia grecka jest tą drogą,
Która prowadzi wprost do objawienia...
I innycłi wielu, których już pomijam.
Dziś, gdy ci mówią, że: wniema nauki,
Którejby wiara nie wspierała* — nie wiesz.
Czy przytaczają Arystotelesa ^
Czy też proroka... a z dysput uczonycli
Widzisz zbyt jasno, że pod wpł3'wem tego
Powietrza, którem tak długo oddychał
Aleksandryjskich zastęp Ptolomejów®,
W znacznej się części zatarła różnica
Między Chrystusa słowem — a Platona...
Czy myślisz, że te arjańskie wywody
• Gnostycy — sekta chrześcijańska (nazwa od Y^ćooic —
poznanie wiary), mieszanina chrześcijaństwa z żywiołami se-
mickimi i greckimi.
^ Titus Flavius Clemens — filozof chrześcijański z końca
II w.
'Origenes (nr. 185, um. 254) — słynny teolog chrześci-
jański, nie wolny jednak od błędów, potępionj'ch przez Kościół.
• Justinus (ur. około 105, um. 16G) — filozof chrześcijański,
jeden z pierwszych apologetów chrześcijastwa.
5 Arystoteles (ur. 3S4, um. 322 przed Ch.) — słynny filo-
zof grecki.
• P to lome j o w i e — dynastya królów tego nazwiska za-
szczepiła i rozwinęła w Egipcie kulturę i oświatę grecką.
112 MARYA KONOPNICKA
O Trójcy, albo błędy Nestorjanów*
Powstaćby mogły w kościele, gdzie pycha
Akademickich rozpraw jest nieznaną?
Na Bogal jeśli każdy już w tem mieście
Chce filozofem łjyć, na co im biskup?
Władza Cyrylla* nie jestże złudzeniem?...
AMONIUSZ.
Jakto? czyż biskup rozpuścił zastępy
Swojej milicyi, swych parabolanów^
Swoich lektorów?... Czyż się o edykta
Oprzeć nie n^oże? — A oni, co?... Garstka
Duchów, żyjących bezpłodną ideą...
Flufiec rozbity, pod mglistym sztandarem,
W ostatnich szańcach walczący — bez wodza.
PIOTR.
Bez wodza, mówisz? — Oni mają wodza...
Silnego nawet wrodzą, jakem żywy!
Widzisz na prawo od amfiteatru
Ten portyk biały?... to jest akademia*
Hypatyi, córki sławnego Teona.
Tutaj się zbiera wszystko, co hołduje
Pogańskich nauk pysze, by rozprawiać
O celach życia, o granicach wiedzy,
O przedistnieniu dusz, o nieskończonem
Trwaniu idei, o wolności duchów,
O... słowem wszystkie te platońskie brednie.
Co w Aleksandrji umysły nurtują,
' N e s I o r y a n i e — sekta chrześcijańska V w. tak nazwana
od Nestoriusa, mnicha, następnie biskupa konslantj^nopol.
2 Cyryli Św., patryarcha aleksandryjski (412—444). Wedle
pisarzy katolickich nie przj'czynił się w niczeni do zamordowa-
nia Hypatyi.
3 Parabola nie — kościelny cech posługaczy szpitalnych
czyli pielęgniarzy, jednak bez święceń kościelnych.
* Akademia — zakład naukowy, w którym Hypatya wy-
kładała matematykę i astronomię.
POEZYE 113
Tu mają główne ognisko, z którego
Tem się potężniej i szerzej rozchodzą,
Że je tak piękna i młoda kobieta,
W płaszcz filozofów owinięta, głosi;
Tu tłum młodzieży zuchwale roztrząsa
Wielkie pytania o życiu i śmierci,
Które do lekcy i koniecznych wjkładu.
Do Euklida* i Archiraedesa*,
Przebiegle mieszać umie ta poganka...
Zaprawdę, mówię, że dopóki ona.
Gronem wykwintnych Greków otoczona.
Przemawiać będzie do podstaw rozumu.
Dopóty w naszej biskupiej stoiicj'
Kazać nam przyjdzie dla gminu, w ulicy,
I ograniczyć wpływ wiary — do tłumu.
AMONIUSZ.
O małoduszny! czy zarosła droga,
Którą poprzednik Cj-rylla, Teofil,
Prowadził zastęp ludu i wyznawców
Na Serapejon?...^ Czy stępiał ten topór.
Co blade bogi druzgotał na szczęty?
Czy uschły ręce te, które zburzył}^
Sławną książnicę szatańskiej mądrości?
Czy się pustynia z żarami swojemi
Od murów miasta cofnęła? Czy niema
Mnichów tych, którzy ze swoich sandałów
Na marmurowe pilony strząsali
Prochy z gór Nitrji?
' Euklides — twórca geometryi, żył ok. r. 300 przed Chr.
w Aleksandryi.
2 Archi medes (ur. 2S7, um. 212 przed Chr.) — słynny ma-
tematyk.
» Serapejou — świątynia Serapisa, w której znajdowała
się słynna biblioteka, zniszczona w r. 339 przez fanatycznego
arcybiskupa Teofila.
■ONOPNICIU. rOEZTE. VII. 8
114 MARYA KONOPNICKA
PIOTR.
O to idzie właśnie!
Niech w oczach ludu pustynia powstanie
"W straszliwej, wichrem przepasanej szacie,
I rozpłomieni tchnienia swego żarem
Rycerzy Boga... Niechaj wyda hasło
I lud zgromadzi pod krzyża sztandarem...
Niech do bram miasta z palm swoich szelestem
Przyjdzie — i krzyczy śpiącym: »0to jestem !«
Hal... wtedy — drzyjcie bogi — i poganie.
Bo przebaczenia nie będzie dla żywych.
Ni dla kamieni...
(słychać w oddaleniu krzyk)
GŁOS.
Na pomoc!... na pomoc!...
PIOTR.
Co to?... pioruny pobiły się w niebie?...
(Chwila ciszy — krzyk wznawia się — Anafest, jeden z milicyi
liiskupiej, wbiega raniony — potrąca się w ciemnościacli o Amo-
niusza — i pada).
ANAFEST.
Parabolanów mordują 1
AMONIUSZ.
(cofa się)
Dzień sądu!...
PIOTR.
Upadł... trzeba mu głowę podnieść...
AMONIUSZ.
Zgroza!
PIOTR.
Jaka krwi struga!
A
POEZYE 115
ANAFEST.
(gasaącym głosem)
Na pomoc... o!., o!... o!...
(umiera)
PIOTR.
(puszczając go)
Trup jużl Morderca zręczny bjł, na Boga!..
AMONIUSZ.
Ach! jak on krzyknął przeraźliwie!... jak on
»Na pomoc«... przeraźliwie krzyknął! — Chryste!..
Myślałem, że mi coś w wnętrznościach woła.
I wiem, że ciągle krzyk ten słyszeć będę —
I że pustynia blademi ustami
Przez które piaski, jak klepsydra*, toczy.
Będzie mi odtąd krzyczeć w same uszy,
W bezsenne noce: ))Na pomoc!... na pomoc!. ..«
PIOTR.
Cicho, na Boga I...
(po chwili)
...Ja nij^ślę, że gd3'by
Na mojem miejscu stał ten portyk biały
Domu Hypatji, przeklętej poganki,
Jutro wszysc3' jej podli niewolnicy,
Jak sprośne kundle, warczeliby, jęcząc
W ciężkich kajdanach, na plac prowadzeni,
Gdzieby musieli ginąć wśród płomieni. .."
Ach! czemu ona nie jest niewolnicą!
Ach, czemu nie jest!
> Klepsydra (z greek.) — zegar wodny, w którym prze-
ciekająca woda z górnego naczynia do dolnego oznaczała go-
dziny; później wodę zastąpiono piaskiem, ale nazwa została.
3 Tacyt (P. a.).
116 MARY A KONOPNICKA
AMONIUSZ.
To powiedz kolumnom,
Niechaj się ruszą białe — i tu pi zyjdą...
Niechaj tu staną, jako blade płaczki —
I niechaj tłuką nad tym trupem w żalu
Kamienne głowic swoich kapitele...
PIOTR.
Może ty kiedyś, Amoniuszu, będziesz
Thaumaturgos • — i zdziałasz te cuda...
AMONIUSZ.
Jeżeli będę nim, każę za sobą
Całemu miastu chodzić, jak pies wiernj'...
I stawać murem tam, gdzie zechcę stanąć...
Płynąć łabędziem białym, gdzie popłj^nę...
I ciebie miasta uczynię prefektem,
Byś niewolników palił w niem — jurysto 1
PIOTR,
(w zamyśleniu)
Słuchaj-no, bracie... a gdyby też... kiedy
Kolumny nie chcą poruszyć się z miejsca.
Trup się poruszył?...
AMONIUSZ.
To powiedz mu: Powstań
A idź, czerwony, położyć się cicho
Na tym marmurze białym, przed portykiem...
I leż tam, z twarzą ku niebu podaną,
Chłostany wichrem i burzą po śmierci...
Niech grom w dzwon bije... niechaj błyskawice
Palą nad tobą śmiertelne gromnice...
Niechaj jak matka płacze cię ulewa...
I — niechaj piorun: ))Requiescał« — ci śpiewa...
* Thaumaturgos (z greek.) — cudotwórcn.
A
POEZYE 117
A może masz psa, to tutaj krew ciepłą
Poczuje z dala — i skomląc, przybiegnie
Lizać twarz bladą — i ranę twą skrzepłą —
1 będzie wył — wył — Na pomoc I... na pomoc!...
PIOTR,
(wstrząsa nim)
Czy cię opętał czart?... Milczźe na Boga!
...Słuchaj, ja myślę... a gdyby śm}- sami
Trupa podjęli — i dalej ponieśli —
I tam, ot widzisz, pod temi palmami,
Co jako straże o sto kroków stoją
Od szatańskiego gniazda tej poganki.
Cicho na ziemi złożyli?... I czegóż
Cofasz się, blady? Czyśmy go zabili?...
AMONIUSZ.
Kto wie? — Myśl czasem wydziera z rąk Bogu
Straszliwą pieczęć jakiejś krwawej zbrodni.
PIOTR.
Szały pustyni samotnej cię gonią
Aż tutaj... Słuchaj! korzj^stać nam trzeba
Z nocy tej, która sprzymierza się z nami —
I szybko działać... Nie gniewam się wcale.
Ze nam naradę na czyn przyszło zmienić.
Bóg sam chce tego, mój bracie! Dotychczas
Nie można było nic o tę gadzinę
Zaliaczyć w ruchach miasta, ni dosięgnąć
Niczem białego i dumnego czoła...
Bo jak monolit stała w oczach tłumu
Bez skaz i pęknięć — z jednej sztuki cała...
I dłoń się po tej obsuwała bieli,
Jako po gładkiej tafii kryształowej,
Nie mając o co zaczepić tej dumnej...
Lecz niech raz tylko imię jej się wplecie
W jakiś wypadek uliczny i krwawy,
118 MARYA KONOPNICKA
Niech lud raz na nią oczn' śmiało zwróci,
Jako na słońce zachodzące w ciszy,
Kied}' już blaski zagasi jaskrawe...
Niech raz jej imię obiegnie po placach,
W ustach pospólstwa — i zmiesza się z błotem,
Które tak łatwo podjąć — i w twarz rzucić,
A ja przysięgam, że rozdmucham iskrę
W pożar, co zajmie ten dom, od różycy
Kolumn do podstaw... Cóż? — chcesz mi pomagać?
AMONIUSZ.
Przeciw poganom — tak! — Lecz ja chcę jawnie
Iść, jako rycerz chrystusowy, śmiało
W błękity nieba o dniu jasnym patrząc,
Rychło aniołów posiłki nadlecą...
Chcę iść, toporem zdruzgotać te mur}' —
I wywlec bladą tę — i chrzcić ją we krwi —
I na objatę złożyć Panu Bogu
Za grzechy własne — i całego miasta...
Ja chcę na czele mnichów moich czarnych
Jako szarańcza spaść na tę stolicę,
0 wschodzie słońca różową w swe] bieli.
Żeby poganin krzyczał: ))Klęska!... klęskal...((
1 mnie tym krzykiem krew popędzał w żyłach...
Chcę iść na czele rozognionych twarzy.
Co płonącemi źrenicami palą,
Jako czerwonem żelazem — pierś wroga...
Ja chcę chorągwi i hymnów i krzyża —
I słońca, coby wkładało na czoło
Złocistą glorję... chcę tłumów — i Boga!
PIOTR.
Więc ja sam zrobię...
(schyla się — i unosi trupa)
...O! jak on ociężał...
AMONIUSZ.
Krew mu się z rany rzuciła... o Chryste!
I
POEZYE 119
PIOTR,
(wlokąc trupa)
Idźże przedemną...
AMONIUSZ.
Co? chcesz ze ranie robić
Czarną gromnicę?... Niech ci burza świeci
I jako giermek niech idzie przed tobą
Z piorunowemi pochodniami...
(błyska — uderza piorun)
...Ave!...
Słuchaj mnie, Piotrze, połóż tego trupa...
Bo jakaś siła potężna mnie chwyta
Od końca stopy na drżącej tej ziemi
Aż do ostatnich strzępków moich włosów,
Które powstają jak wichry nad dołem —
I zaczepiają się o węże złote
Krwawych błyskawic — i drżą — i goreją,
Jako korona nad świętj^ch obliczem...
I wiem, że gdybym powiedział w tej chwili
Temu trupowi: Wstań! — onby tu wskrzesnął.
I gdybym tylko jednym palcem skinął.
Ty padłbyś martw}' przed memi stopami...
A trup ten — włosy twoje kędzierzawe
W koło rąk krwawych owinąłbj' sobie —
I ciągnąłby cię pod próg tej poganki —
I tambyś leżał — aż do dnia sądnego 1
PIOTR,
(cofa się)
Thaumaturgos!... Odejdź, ]irzeraźliwyl...
Piorun w przelocie gubił iskry złote —
I niemi włosy twoje rozpłomienił...
Grzmot w słowa twoje huk zaklął straszliwy...
A błyskawica, co leci z twej dłoni.
Chwyta mnie żądłem... i warczy... i goni...
120 MARYA KONOPNICKA
AMONIUSZ.
Nędzny, do rzeczy podłych tylko zdolnjM
Idźl grzesz w ciemnościach! Idźl idź! jesteś wohiy!
Lecz jutro — jeśli tłum da się rozpalić,
Jako suchego łuczywa ognisko.
Przyjdę z pustNTii... chcę sam własną ręką
Krzyż lub nóż zatknąć w piersiach tej poganki !...
PIOTR.
Zawołaj burzy!... niechaj mnie nie ściga
Swemi krwawemi źrenicami...
AMONIUSZ.
Odejdź I
(Piotr odd.nla się z wolna — słychać przj'ciszone grzmoty)
AMONIUSZ.
(sam)
Ha! więc nareszcie!... Znędzniały przez posty.
Od bezsenności wybladły, szalony,
Z ciałem zoranem i wyschłem od chłost}'.
Tysiącem pokus szatańskich dręczony.
Walczyłem dotąd — i zawsze daremnie...
Czułem cię w piersiach, ty piękna... ty biała,
Co gdzieś istniałaś daleko odemnie.
Wabiąc rozkoszą miłości — i ciała...
(zasłania rękami oczy)
Cicha i lekka, przez skwarne puszcz piaski
Szłaś zmrokiem, by mi zarzucić ramiona
Na szyję, zgiętą pod mniszym kapturem...
Uśmiech twój miewał nagłe jakieś blaski.
Jakby ust twoich królewska zasłona
Skarb zakrywała przed okiem olśnionem...
Szłaś — i dziewiczem wabiłaś mnie łonem...
A palmy imię twe śpiewały chórem...
A wiatr twe tchnienie niósł mi gorejące...
Jam padał na twarz w pustyni kurzawę,
\
POEZYE 121
Jak na 00'niste mąk piekielnych łoże —
Głusząc}'ch hymnów śpiewając tysiące,
Które leciały przez gwiazd blaski mgławe,
Przez chór zdumionj'ch aniołów do Ciebie,
Nieogariiiony w ciszy wiecznej Bożel
(wznosi głowę)
Więc to ty byłaś!... ty, przed której domem
Stoję — i mówię wichrami i gromem
I w łzach gorących taję, jak kaskada...
I3iada ci! pustynia już wstaje!....
(grzmi)
ODDALONE GLOSY.
...Biada!...
<§:s>
122 MARYA KONOPNICKA
II.
(Dom Hypatyi. — Otwarta ? kolumn biał}xh galerya. — Na lewo
ogrody i nekropolis. — na prawo amfiteatr i wodotrysk. —
W głębi port. — Grupa rozmawiających przypatruje się krajo-
brazowi. — Przejrzysty zmierzch).
ATENAGOR.
Ze wszystkich świata całego uroków
Najwięcej koctiara ten kawałek ziemi:
Błękitną przjstań z masztami ciemnymi,
Jak las wiszący, pośród mgły — i zmroków —
Tłum białycli kolumn, co lekkie, wytworne,
Portyków strzegą — i niebo wieczorne.
HYPATYA.
Jakto? Grek młody w tak szczupłym przestworze,
Nie lecąc dalej ni wzrokiem, ni duchem.
Znajduje wszystko, co kocha — i zowie
Pięknem na ziemi?... O Atenagorze!
Wytęż ty oko, jak orzeł do słońca —
Przeleć spojrzeniem las masztów przystani...
Tam szumi morze, niezgłębione morze,
Co, jak myśl ludzka, wiecznym żyje ruchem —
I jak duch rwący się z ciemnej otchłani,
Fale swe wiecznie o brzegi roztrąca...
Słuchaj t}^ jego burz, które szaleją.
Jak żądzy ślepej niszczące orkany...
Słuchaj, jak przypływ, wezbrany nadzieją.
Potężną piersią uderza o ściany
poezye" 123
Skalistych brzegów — a w chwilę ze drżeniem
Cofa się w siebie śmiertelnem zwątpieniem —
I wody swoje toczy zadumany,
Jak człowiek, który szuka w piersi dzielnej
Siły do walki duchów nieśmiertelnej...
Słuchaj tej ciszy, co spada przejrzysta
Na ukojone, wysrebrzone fale —
1 niech twa dusza w jasnych wód krysztale
Tonie, jak perła przeczysta...
— Jeśli w świat zjawisk na ziemi i niebie
Przedwieczna mądrość idee wcieliła,
Mniemam, iż morze, ruch wieczny i siła.
Wieczna harmonja życia — i przemiana.
Przed którą zawsze w nieskończoność droga,
Która wyczerpać nie w stanie jest siebie.
Żadną potęgą nieopanowana —
Jest formą bytu godną — nawet Bogal
ATENAGOR.
Cicho, Hypatjol Posejdon cię słucha!
DEJTEROS.
A co jest, powiedz, formą godną ducha?
IIYPATYA.
Mniemam, że człowiek.
DEJTEROS.
Człowiek? Wielkie bogi!
Człowiek, ten, który od swego stworzenia
Dotąd się błąka w ciemnościacli bez końca.
Nie mogąc znaleźć dla swego istnienia
Formy społecznej — i wielkiej tej drogi,
Co wiedzie duchy do słońca? —
Człowiek, co nazwał występki i zbrodnie
I w dziejach czyny zapisał najkrwawsze?...
Człowiek, co tchem swym zagasza pochodnie
Światła — i tłumi je zawsze?...
124 MARYA KONOPNICKA
Człowiek, co większe usypał mogiły,
Niźli śmierć sama, w morderczycbi wyprawach?..
Człowiek, co trwoni ductiowe swe siły
W zbytkacli, rozkoszach, zabawach?...
Człowiek, co chaos w zamęcie wyręcza.
Mnożąc ustawy wątpliwe i ciemne,
Osnuwające, jak siatka pajęcza.
Nawet wzruszenia tajemne?...
Człowiek, co gdyb^' nie iskry te boże.
Które świat pchają po torach przyszłości,
Stw^orzyłby tłumy, gromady, lecz może
Nigdy nie zaznał ludzkości?...
Człowiek, co z brata swojego, nędzarza,
Miecz pomsty ukuł — i krwawego wroga?...
Co od ołtarza biega do ołtarza,
Szukając dla siebie Boga?...
O! cofnij słowo, Hypaljo! Ja wierzę
W wieczne materji i ducha przymierze,
Ale nie widzę, jaii świat ten szeroki,
Godnej dla niego powłoki.
HYPATYA.
Dejteros! kto tak czuje nędze ziemi,
W tych duch zamieszkał — i w bólu się zrywa,
By mógł ulecieć skrzydłami jasncmi.
Gdzie spokój prawdy przebywa!...
ATENAGOR.
Och! poco rzucać rozprawj' gorące
W to ciche, greckie, błękitne powietrze?...
Niech myśl wj^pocznie, wszak spoczywa słońce;
Niech zmrok wieczorny z czoła lekko zetrze
Palące ślady uniesień — i burzy...
— Jutro, jeżeli wiatr wschodni posłuż}^,
Popłyniem wszyscy do Faros...^
• Faros — wysepka koło Aleksandry! (dziś zrosła z lqdcm)
na której stała latarnia morska.
POEZYE 125
(Wbiega Posenja, niewolnica, z dziecięciem na ręku — i rzuca
się z płaczem do nóg Hypatyi).
' POSENJA.
O pani!...
Prefekta słudzy... pachołków Iłum cały
Przybył — i mówią, że wszystkicłi nas na śmierć
Prowadzić mają!...
HYPATYA.
(podnosząc ją)
Co to jest?... Posenjo!
Ucisz się... powstań! Co ty bredzisz?...
POSENJA.
Pani!
Zabito kogoś — a nas mają karać...
Ja tego dobrze nie rozumiem, pani,
Ale zginiemy wszyscy!... o bogowie!...
HYPATYA.
Co to ma znaczyć?... Nie płacz... mówże jasno!
POSENJA.
(łkając)
Wielcy bogowie!...
(Wchodzi Seton, Rzymianin, zastępca prefekta. — W głębi dzie-
dzińca widać spędzonycli niewolników Hypatyi i straż, która
ich otacza)
SETON.
Niewolnicy twoi,
Pani, śmierć ponieść muszą; straż ich wiąże.
HYPATYA.
Cóż zawinili?, .
SETON.
Posłuchaj mnie, pani.
Jest prawo dawne, które z słusznych przyczyn
126 MARYA KONOPNICKA
Sławny nasz senat obostrzył i wznowił,
A które, w razie tajnego morderstwa,
Na śmierć skazuje wszystkicli niewolników,
Jacj^ się znajdą w domacli na odległość
Głosu od miejsca popełnionej zbrodni.
Anafest, jeden z milicji biskupiej,
Zamordowanym został dzisiaj w nocy,
Między palmami, nieopodal domu
Twojego, pani. — Sprawiedliwość prawa
Spełnić się musi, wyrok już wydany.
HYPATYA.
Ależ to hańba!... Oni są niewinnil!
SETON.
(szyderczo)
Niewinni, pani? — Kiedyż to niewolnik
B3'wa niewinnym? —
HYPATYA.
wtedy, kiedy przemoc
Na jego barki zrzuca swoje zbrodnie
I upodleniem własnem go piętnuje...
Kiedy deptanj'^, z wściekłością rozpaczy
Chwyta za kamień, by rozbić łańcuchy.
Które mu ręce krępują — i wtedy,
Kiedy go sądzi sam Bóg — a nie człowiek! -
SETON.
Takich wypadków niewinności nie zna
Prawo krajowe.
DEJTEROS.
O! ja wiem!... Dla ciebie
Niewolnik wtedy jest niewinnym, kiedy
Do żarn przyrosły, znędzniały, zgarbiony,
Tak się z bydlęcym trudem swoim zbrata,
POEZYE 127
Że głowy podnieść nie może od ziemi...
Kiedy myśl jego za ruchem kamienia
Kręci się w kółlio, spodlona, zabita;
Gdy wzrok nie widzi prócz pyłu z piaskowca;
Uclio nie chwyta nic prócz żarn łoskotu,
Głos nic nie wyda prócz cichego jęku...
Diicli nic nie czuje — nawet udręczenia —
A ciało tylko krwawe krople potu...
Wtedy niewinnym jestże?
SETON.
Na Jowisza 1
Nie nam to sądzić!
(zwraca się w głąb)
Czy wszyscy zebrani?
POSENJA.
(z krzykiem)
Jakto! mam umrzeć z tem dzieckiem na ręku?...
SETON.
Nie, dziecko możesz pozostawić pani.
ATENAGOR.
Wspaniałomyślność wzniosła, godna kata!
POSENJA.
Lecz jam mu matką, panie I ono małe,
Piersią go karmię 1...
SETON.
Tem lepiej dla niego;
Nie wyssie z ciebie, nędzna niewolnico.
Podłych, nikczemnych, przewrotnj^ch instynktów.—
POSENJA.
(z obłąkaniem)
Tak... ty masz słuszność!... to lepiej dla niego,
Ze z głodu zginie jak pisklę bez pierza.
128 MARYA KONOPNICKA
Kiedy mu matkę jastrzębie rozszarpią...
To lepiej... słusznie...
(ogląda się nieprzytomnie)
Ha! trzeba przyśpieszyć
Ten straszny koniec... niech wiem w śmierci chwili,
Ze ono zimne, martwe, że nie kwili...
(chwyta dziecię za nóżki i chce je roztrzaskać o kolumnę)
O bogi!... bogi! czy wy to widzicie?
HYPATYA.
Stój!... ty nieszczęsna!
wyrywa jej dziecię i tuli do piersi. — Posenja pada ze łka-
niem twarzą na ziemię)
POSENJA.
O!... CO ja zrobiłam!...
DEJTEROS.
Ależ to zgroza!
ATENAGOR.
Cz5'ż niema ratunku
Dla tych nieszczęsnych?... obronj^? — okupu? —
SETON.
Zaiste, niema. — Prawodawca nie mógł
Przewidzieć nawet, by za nędzną zgraję
Dawano okup; o tem milczy prawo.
DEJTEROS.
Och! ono milczy o waelu niedolach,
0 wielu nędzach — i o krzywdach wielu!
1 łzy nie wszystkie wypłaca w obolach.
Nie wszystkie rany w sestercjach' oblicza!...
Ale pamiętaj, ty, prawa czcicielu,
1 Sestercyusz — póltrzecia asa, pieniążek wartości oko!o
20 h.
POEZYE 129
Ze jest potęga wyższa, tajemnicza,
Co sprawiedliwość w błękitacii odważa
Dla sług prefekta — i dla łez nędzarza!
SETON.
Cóż jest niewolnik, że go tak bronicie?
DEJTEROS.
Co jest niewolnik?... Karjatyda' zgięta
Pod całej ziemi ciężarem i pracą,
Której ramiona dźwigają od wieków
Krwawą budowę świata — i społeczeństw...
Aby się tylko te barki znużone
Nie wstrzęsły kiedy!... bo, na wszystkie bogi,
Zmierzylibyśmy głowami przepaście!
SETON.
(zwraca się do strażj)
Wiążcie ich! Dalej!
GŁOS KOBIECY Z TŁUMU.
O!... o!... mamże umrzeć?
INNE GŁOSY.
Niewinni ginąć będziemy!... niewinni!...
(Chwila zamieszania — Setoii odwraca się do wyjścia)
HYPATYA.
(nagle)
Słuchaj, Setonie! — a gdyby też oni
Wolnymi byli?... Czy straszne to prawo
Już z odległości pobytu nie wniesie,
Że mordercami są?
* K a r y a t y d a — postać niewieścia, podtrzymująca zamiast
słupa belkowanie. Nazwę wywodzą zwykle od m. Karyai w Pe-
oponezie, którego mieszkanki za sprzyjanie Persom zaprzedane
w niewolę, spełniać musiały najniższe usługi.
KONOPNICKA. POEZYE VII. 9
130 MARYA KONOPNICKA
SETON.
Wolnych to prawo
Nie tycze zgoła 1
(do straży)
Pędzić ich tam... dalej!...
HYPATYA.
(pochyla się do Posenii)
Weź dziecię swoje!
(wyciąga ramiona — i mówi głosem wzruszonym)
Bracia! wyście wolni!
^:s>
POEZYE 131
III.
(Wielki plac, przeciiiajacj' dwie główne ulice miasta; w po-
środku wznosi się grobowiec Aleksandra; na prawo gmach są-
dowy i Cesareum; na lewo giełda i gimnazyum'. — W głębi
akademia Hypatyi i zburzona biblioteka, z pośród gruzów
której wznosi się wysmukla, monolitowa kolumna. — Grupy
ludu zbierają się tłumnie; Piotr lektor przemawia do nich. —
Wzburzenie).
GŁOS Z TŁUMU.
Nie będzie kaźni?
PIOTR.
Nie. — W ostatniej chwili,
Kiedy liktorzy^ dom już otoczyli,
Gdy niewolnicy byli skrępowani,
Z piekłem zbratana poganka, ich pani,
Wyzwoleńcami wszystkich ogłosiła.
GŁOS z TŁUMU.
Szatański wybieg, żeby obejść prawo.
PIOTR.
Któż wiedzieć może, czy w tajemnej zmowie
Sama Hypatja z mordercą nie była?
> G i m n a z y u m (z greek.) — gmach z placem dla ćwiczeń
gimnastycznych.
' Liktorzj' — pachoły namiestnika, wyprzedzający go z to-
porami w wiązkach prętów (fasces), znakami władzy.
9*
132 MARYA KONOPNICKA
GŁOSY.
Śmierć — i przekleństwo!
INNE GŁOSY.
Zapłaci nam krwawo I
PIOTR.
Słudzy biskupa giną...
Za Anafesta krew!
GŁOS.
Niecił odpowie
GŁOSY.
Niecliaj odpowie!...
PIOTR.
świątynie Pańskie pustoszeją oto,
A tłumy biegną, by widzieć jej czary.
Słyszeć jej wróżby — i sprośne ofiary
Czynić bałwanom — i obmyślać zbrodnie
Na zgubę chrześcijan!...
GŁOS.
Hal wieczna sromota!
GŁOSY.
Dom jej rozburzyć!... spalić jak pochodnię!
(wrzawa wzmaga się — słychać okrzyki)
Anafest!... Cyryli!... przekleństwo mordercy!
GŁOS NIEWIEŚCI.
Przysięgam, że ta pogańska zwodnica
Wróży z szafirów i z blasków księżyca,
Ivtóre rzeszotem kr3'ształowem chwyta.
GŁOS STARCA.
Uwodzi młodzież!
POEZYE 133
INNY GŁOS.
Z gwiazd nocami czyta...
GLOSY.
Niech niewolników odda — lub przepada!...
Wszystkich wyzwolić to podstęp I... to zdrada!...
GŁOS KOBIECY.
To tak, jak gdyby wspólniczką ich była...
INNY GŁOS.
Od stóp do głowy nieczysta w niej siła...
PIOTR.
Pan pomsty żąda! — Ludu sprawiedliwy,
Ty wołaj za mną: Biada! biada! biadał...
I bądź, jak gniewu piorunowa strzała.
Puszczona z Pańskiej cięciwy!
Pomsta poganom!...
GŁOSY.
Hypatja!... Hypatja!...
Niech krwią obmyje — a ciałem swem otrze
Drogi skalane swą stopą w tein mieście!...
Niechaj przepada! niech ginie!...
PIOTR.
Nareszcie!...
GŁOSY.
Śmierć! śmierć poganom! Ty nas prowadź, Piotrze!
(wzburzenie wzrasta)
(Od wschodu nadciąga orszak pogrzebowy; młodzi katecheci'
idą naprzód z pochodniami; dalej kapłan z krzjżem — i dwóch
1 IC a t e c h e c i — uczniowie zakładów kościelnych, w kto-
rycli kształcili się kandydaci na duchownych; katecheci w ści-
słem znaczeniu są nauczyciele tych zakładów.
134 MARYA KONOPNICKA
siibdyakonów, — Parabolaiiie niosą zakryle mary, na których
spoczywają zwłoki Anafesla. — Słycliać prosty, liturgiczny
śpiew na dwa glosy).
GŁOS PIERWSZY.
Człowiek, z niewiasty zrodzony,
Podlega wielu nędz...
GŁOS DRUGI
Jak kwiat usycha skoszony,
Przemija jako cień...'
CHÓR.
Kyrie elejsonl...
GŁOS PIERWSZY.
Azaliż godnym jest Ciebie,
Byś nań obracał wzrok?
GŁOS DRUGI.
Ty, któryś wiecznym jest w niebie,
A nie masz liczby lat!
CHÓR.
Chryste elejson!...
(Orszak nadciąga znowu. — Z przeciwległej strony ukazuje się
wóz Hypatyi, której Dej teres towarzyszy do akademii. — Hy-
palya owinięta w płaszcz długi i ciemnj% trzyma w ręku lvilka
świeżych róż).
GŁOS z TŁUMU.
Precz tam!... precz z drogi, przeklęci poganie!
INNE GŁOSY.
Wóz!... wóz zatrzymać! wóz niechaj tam stanie!
(Dejleros wstrzymuje wóz; w głębi, w kurzawie ukazuje się
Amoniusz z mnichami).
1 Job. 14, 1-2.
POEZYE 135
r
HYPATYA.
Co to, Dejłeros, pochód?
DEJTEROS.
Chrześcijanie
Grzebią zmarłego.
(Hypatj'a powstaje — patrzy chwilę — a potem rzuca róże przed
niosących mary)
HYPATYA.
Ty byłeś nam wrogiem...
Przebacz — i żegnaj!
AMONIUSZ.
To ona... to ona!...
To jest Hypatja!...
KAPŁAN.
(posępnie)
Zamordowanego
Nie stroim w kwiaty!
forszak przeciąga dalej — słychać śpiew)
HYPATYA.
Czego ten człowielc tali krzylcnął, Dejteros?
DEJTEROS.
Och! ja się lękam o ciebie! Ta wrzawa
Wróży nieszczęście...
PIOTR.
Ha! świadczę się Bogiem,
Ze ta przeklęta nawet trupa tego
Czarami swymi chce m'zec...
GŁOSY.
Precz z nimi!
130 MARYA KONOPNICKA
AMONIUSZ.
Śmierci... śmierć poganom!...
GŁOSY.
śmierć córce Teona!
Niech ginie, nędzna!...
(Wzburzenie wzrasta; garstka pogaa otacza wóz Hypatyi. —
Parabolanie, niosący zwłoki, rozdzielają przez chwilę obie
grupy).
HYPATYA.
O, tak! niechaj ginie!
I po cóż żyć ma, gdy ojców jej miasto
Wkrótce się w dziką zamieni pustynię?
Gdzie wielkość nasza? gdzie są te zdobycze,
Które zebrały wieki dla przyszłości?
Gdzie księgozbiory sławne? — gdzie muzea',
Na które niegdyś nosili kamienie:
Eratostenes^ Hipparch', Timochares?
Gdzie ustroń cicha, w której Ptolomeusz*
Samotny, dumał nad układem świata?
Gdzie są pomniki nasze narodowe,
W których się taił duch wolny Hellady?
Ja tjiko jeszcze podnoszę dziś głowę —
I ten obelisk sierocy — i blady.
Wiek — a posępna ciemnoty niewola
Padnie na kraj ten skrzydłami mrocznemi...
Niechaj więc ginę! niech spełni się dola
Tj^ch, co przeżyli potęgę swej ziemi!
(zakrywa twarz płaszczem)
1 Muzeum — wielka biblioteka w Aleksandryi, założona
przez Ptolomeusza I.
* Eratostenes (ur. 275, um. 194 prz. Chr.) — geograf i ma-
tematyk, bibliotekarz w Aleksandryi.
° Hipparcli — największy astronom starożytności, żył
między r. 160 a 125 na Rodos i w Aleksandryi.
*Ptolomeusz (ok. 140 po Chr.) — geograf i astronom,
twórca układu świata, zwanego od jego nazwiska.
POEZYE 137
GŁOS WSPÓŁCZUCIA Z TŁUl^IU.
Bogdajbyś była len przędła, niewiasto!
DEJTEROS.
Kto nad wielkimi płacze, bj^wa mały.
(Orszak pogrzebowy przechodzi, obie grupy łączą się w najwyż-
szem zamieszaniu).
AMONIUSZ.
(wznosi krzyż)
Pan walczy!... ludu!... Pan walczy!... Kto ze mną?..
DEJTEROS.
Nie słońce! Ono nie bywa, gdzie ciemno!
PIOTR,
(rzuca się do wozu)
Przeklęta! ciało twe zrąbię w kawały
I ps}' prefekta' karmić będę niemi!
DEJTEROS.
(odtrąca go ramieniem)
Wpierw je rozłąkom szczętami własnemi...
(walczą)
Przez wszystkie bogi... precz od niej... zuchwały!
(Dejteros upada — tłum ciska klątwy i kamienie)
HYPATYA.
(z nagłera przerażeniem)
Dejterosl... bracie!...
PIOTR.
Hal... giń, potępieńcze!
DEJTEROS.
(gasnącym głosem)
Brońcie jej...
(garstka pogan rzuca się do kamieni z wściekłością)
1 Prefekt — namiestnik cesarski w Egipcie.
138 MARYA KONOPNICKA
AMONIUSZ.
Nędzni 1... wybiła godzina!...
HYPATYA.
(z siłą)
Umrzeć już muszę!... muszę umrzeć!... Bracia,
Dajcie mi zginąć! Ja jestem okupem
Spokoju miasta... pozwólcie mi zginąć!...
(do stoj.ącego najbliżej)
Dalej!... uderzaj!...
GŁOS Z TŁUMU.
Przeklęta odwaga
Szatańskiej ^ychy!
PIOTR.
(przedzierając się przez tłum)
O! zginiesz! Za włosy
Ciągnąć cię będę po ulicach, nago...
Żadnej boleści nie dam cię ominąć
I żadnej hańbie... sam piekło wyręczę...
Zginiesz! Ja twoim poszarpanym trupem
Zamiotę wszystkie w Aleksandrji drogi...
HYPATYA.
Zegnaj mi, świecie!... Widzę jakąś tęczę
Niknącą... Zycie! czem jesteś, o życie?...
AMONIUSZ.
Do Cesareum z nią! Niechaj w świątyni
Sprawiedliwości zadość się uczynił...
GŁOSY.
Do Cesareum 1... Precz z woza!... precz z woza!.
PIOTR.
Noża mi dajcie! Tamten spadł...
^
POEZYE 139
GŁOSY.
Powroza!
Związać ją!... z rąk się wymknie, czarownica!...
HYPATYA.
(pochyla się do umierającego Dejterosa i mówi z cicha)
Dejteros! dusza nigdy nie umiera!
Formy są zmienne, lecz idee wieczne —
I nad łez ziemią — są świat}^ słoneczne!
Zegnaj mi, bracie!
(Piotr zrywa z niej płaszcz)
...Bogi!... wielkie bogi!...
O! nie opuszczaj ty mnie, ojców męstwo...
AMONIUSZ.
(nadbiega i uderza ją w pierś nożem)
Hal masz, przeklęta poganko!...
HYPATYA.
(sihiym, dźwięcznym głosem)
O Helios!...
(chwieje się cliwilę — i pada martwa. — Piotr zrywa z niej
szatę. — Tłum wśród okrzyłiów ciągnie obnażoną do Cesareum).
PIOTR.
Zawcześnie kona...
AMONIUSZ.
(z nagłem pomieszaniem)
Na pomoc!... na pomoc!...
GŁOS z TŁUMU.
O! opłakane, pełne klęsk zwycięstwo!
<2^
140 MARYA KONOPNICKA
II. YESALIUS.
o pracach lekarskich i anatomicznych Yesaliusa
mamy obszerne studyum Adryana Burggraeve'a; lecz
wiadomości ściśle biograficzne nader są szczupłe. —
Ograniczają się one niemal do kilku powszechnie
znanj'ch szczegółów.
Oto treść ich główna: Yesalius należał do rodziny,
która od miejsca pochodzenia, Wesel, przybrała
swoje nazwisko. Nauk słuchał w Lówen i w Paryżu,
poświęcając się głównie anatomicznym pracom. —
Około 1544 r. miewał publiczne odcz3't3' w Bazylei,
Padwie, Bolonii i Pizie. — Główne jego dzieło: wGor-
poris humani fabrica« ukazało się w Bazylei w 1543 r. —
Był kolejno przybocznym lekarzem Karola V i Fi-
lipa II. To wysokie stanowisko nie ochroniło go od
prześladowań Inkwizycyi, która na mocy bulli Boni-
facego VIII, zakazującej pod klątwą dyssekcyi ciał
ludzkich po śmierci, niezmordowanego tego badacza
prz3'rody uwięziła i na śmierć skazała. Później do-
piero, łagodząc pierwotny wyrok, zmieniono karę
śmierci na pokutną do Ziemi Świętej pielgrzymkę,
skąd przyzwała Yesaliusa rzeczpospolita Wenecka,
chcąc mu napowrót powierzyć katedrę anatomii w Pa-
dwie po śmierci Fallopiusza w 1560 r. Yesalius w po-
wrocie rozbił się z okrętem około wyspy Zante — i tara
umarł z głodu. Cuyier w swojej historyi nauk przy-
POEZYE 141
rodzonych takie mu daje świadectwo: wPadł on, jak
Sokrates, ofiarą tej walki, to utajonej, to otwartej,
którą ciemnota i fanatyzm po wszystkie czasy to-
czyły z badaczami przyrody i prawdy«.
<scs>
142 MARYA KONOPNICKA
(Obszerna komnata w maurytańskim st3'lu; w pośrodku wielki
stół, na którym leży ksiąg kilka; jedną z nich zamyka pogrą-
żony w m}'ślach Yesalius. — Przed nim stoi przyjaciel jego
Silvio; w głębi stary sługa. — Wieczór. — Rzecz dzieje się w Ma-
drycie w XVI wieku).
YESALIUS.
Dziwna budowa! Z tęczy i z mgły cała...
Bez żadn3'ch podstaw, jako rajskie ptaki,
Które — jak mówią — przyroda skazała,
By na piór swoicli zawieszone złocie,
Nie tknąwszy ziemi, w błękitnycti zórz szlaki
Leciały — gniazda nawet ścieląc w locie...
Dziwna budowa!... Człowiek myśl swą ciska
W jakąś odległość mroczną i niejasną,
Zanim ją zmierz}^ i ogarnąć umie,
I wszelką próżnię treścią swoją własną
Wypełnia, w marzeń pomieszanych tłumie
Coraz to nowe wznosząc gmachy błędu,
Tak, jakby proste przyrody zjawiska.
Jakby natura zbyt była mu blizka
I nie dawała umysłom rozpędu...
Cóż są te księgi, z których pokolenie
Nasze swą mądrość czerpie, jak ze zdroju?
Próbka wiecznego ducha niepokoju,
Której na imię jest czczość i marzenie. .
Gdzie rzeczywistość taka jest na świecie,
Coby w systemie tym miała swą duszę?...
Idź, marzycielu! strój lutnię poecie!
— Na innej drodze ja zwyciężyć muszę!
I
POEZYE 143
SILYIO.
Czyż warto walcz3'ć?... Mistrzu, pomjśl o tern!
Madryt wre cały; zazdrośni twej sławy
Wielkie twe imię obrzucają błotem,
A przyjaciele szepcą je z bojaźnią...
I gdyby nie to, żeś króla tak blizki,
Jużby się w burzę rozgrzmiały te błyski
Głuchej zawiści, co grożą ci kaźnią —
I straszną łuną dzień zwiastują krwawy.
YESALIUS.
Silvio, tyś jednym z głosów tycłi, co we mnie
Walkę namiętną długie wiodły lata
O berło woli mojej nadaremnie...
0 przyjacielu! kto raz okiem ducha
Dojrzy cudowną budowę wszechświata,
Kto raz się dotknie zasłon}' prz3'rody
1 w majestacie myśli się zasłucha,
Ten poprzez tłumów groźby i przekleństwa,
Przez piekło ognia, przez ocean wody
Z wzniesionem czołem pójdzie — i dosięże
Tajemnic bytu, choćbj'^ je miał ziemi
Rozświecić stosem własnego męczeństwa —
Tak w imię prawdy, bracie, walczą raężel
SILYIO.
Powiedz; Tak giną.
YESALIUS.
Niechaj ginę z nimi.
Lecz niech myśl moja, jak smuga świecąca,
Świadczy ludzkości, żem wzlatał do słońca.
SILYIO.
Strzeż się, Andreo! Miasto pełne wieści.
Że znów w tym domu, w podziemnej kaplic}',
14-1 MARYA KONOPNICKA
Wydarty grobom trup leży niewieści.
Lud się odgraża...
YESALIUS.
Cieniów służebnicy!...
Słuchaj mnie, Silvio! Gdybym mógł pierś własną
Otworzyć, by w niej wyśledzić drgające
Zycie, nim oczy we mgłacli mi zagasną;
Gdybym mógł domysł raz nazwać pewnikiem —
I lirzylc ostatni mieć tryumfu krzykiem,
Wbiłbym w nią nóż ten... lia! nożów tysiące!
SILYIO.
Mistrzu, ze słów swycłi wyliuwasz koronę
Dla swojej głowy... Lecz zważ, czy to warto
Strawić wiek męski nad ciemną tą karta,
Która ci życie śmiercią znieważone
Przedstawia w dzikim rozkładu chaosie?
Dumać, z utkwionem w czoło sfinlcsa okiem —
I — bogdajbym był fałszywym prorokiem,
Znaleźć zagadki swej słowo — na stosie?
YESALIUS.
Ty bluźnisz, bracie! Przyroda jest niema
Dla tych, co pytać nie mają odwagi.
Lecz — kto oburącz sfinksa tego chwyta
I śmiało patrzy w zagadki oblicze.
Choćby go tłumów szarpały zniewagi
I grzmiało nad nim wieków anatema,
Ten pojmie słowo bytu tajemnicze
I pierwszych przyczyn hieroglif wyczyta.
SILYIO.
Walka ta straszna jest — i jest wątpliwą.
Wspomnij, Andreo, tych, co już w przeszłości
Zażegli jasne pochodnie ludzkości...
Gdzież są — i jakie z posiewu ich żniwo?
POEZYE 145
Aleksandryjska szkoła! Wielkie słowo!
Lecz powiedz, kto dziś wie — po latach tylu —
0 sławnym w wieku swoim Herofilu?...i
Wszak po Galenie*, nawet po Mondinim^
Wszystko musiałeś zaczynać na nowo...
A kto zaręczy, że to, co dziś czynim,
Nie będzie kiedyś nazwane nicością?
YESALIUS.
Mylisz się, SilvioI Ta praca zagasła
To ostudzone ogniwa łańcucha,
Którego nowe przeguby i skręty,
Nazwane jutrem myśli — i przyszłością.
My dziś w ognisku wykuwamy ducha.
Strażnica wieków zdaje swoje hasła
Nowozacięźnym szermierzom wyłomu.
W czasie nie ginie nigdy trud podjęty,
Ani energii przerobionej suma...
A myśl, co w ciszy o wszechświecie duma,
Niech się nie zdaje straconą nikomu...
Wieki ją przyszłe odnajdą, obaczą —
1 o nią wielkie ruchy swe zahaczą.
SILYIO.
Słowa 1 czcze słowa! Na mego patrona,
Ja z mojej pracy chciałbj^m widzieć zyski
Na własne oczy — póki zwę się ciałem,
I za tę cenę krajałbym z ochotą
Nie tylko trupa, ale bullę złotą,
1 w ostatnich trzech wiekach przed Chr. kwitnęła sztuka
lekarska w Aleksan(lrj'i; mistrzem tej szkoły był Hero fil
(ok. 280 przed Chr.).
2 Gale nos (iir. ok. 131, imi. ok. 201 po Chr.) — pisarz bar-
dzo płodny i znakomitj' lekarz.
• M o n d i n o di Liizzi (po łac. Mundinus de Lutiis) ur, ok.
1275, uni. 1.327 — znakomity profesor anatomii w Bolonii. »Ana-
thomia Mundini«, po raz pierwszy drukowana w r. 1178 w Bo-
lonii, doczekała się 24 wydań,
KONOPNIOM . POEZYE. VII 10
146 MARYA KONOPNICKA
Która zabawki tej zabrania srodze...
Lecz gonić jakieś oddalone błyski,
Paść duszę jakimś bladym ideałem,
Wiecznym pątnikiem być na prawdy drodze,
Żyć słowem, choćby słowem nieśmiertelnem,
Diosl^ jakem Hiszpan, zbyt to jest subtelneml
Po co się rzucać jak nurek w głębiny
I wśród współczesnych zwać się już przyszłością?
Cóż są twe prace? — Głuche podwaliny.
Których wieżyca, co w błękit wybiega.
Nigdy nie uczci — a rzadko dostrzega.
YESALIUS. 1
Więc niech powstaną olbrzymie te duchy,
Co sztandar wiedzy niosą przed ludzkością.
Choćby mnie blaskiem swoim zaćmić miały 1
Niechaj się zbudzą potężne te ruchy
Swobodnej myśli, co lecąc do słońca.
Daleko skrzydłem pozłomj' odtrąca —
Choćbym ja przy nich tak wydał się mały.
Jak atom pyłu, co w blasku drży płowj^..
A gdy się wzniesie gmach wielki, gmach nowy,
W którym myśl szczytem, a murem są czyny.
Niechaj potomni mój kamień grobowy
Dorzucą między głuclie podwaliny...
Ja innej sławy nie pragnę dla siebie.
SILYIO.
Słucham, podziwiam — i milcząc, odchodzę;
Męczeńska palma nie nęci mnie zgoła...
Radzę ci, mistrzu, zawiń się w swej todze —
I od dziś ucz się umierać wspaniale...
To ci się przyda. — Hal przez Boga w niebie,
Jeśli cię schwyci trybunał tajemny.
Jeśli w Madrycie, ku większej twej chwale,
1 »Na Bogalw
POEZYE 147
Będzie zbyt jasno, jak na wiek tak ciemny,
Pierwszy dam poklask!
(wychodzi)
YESALIUS.
Taki uchylisz czoła!
(po chwili milczenia)
Hagonie! czas już; idź, zawołaj Nela,
Rozjaśnij lampę, w oknacłi spuść makat}';
Potem zstąp ciclio — i rucłiome kraty
Odsuń w grobowcu...
HAGON.
Och! na Zbawiciela
Mękę i rany! panie mój dostojny.
Wstrzymaj się! Jakto, chcesz ty z Bogiem wojny?
Grób, panie, każdy w całym kręgu świata,
Jest taką rzeczą, której niebo strzeże.
Chociażby żadna nie strzegła jej krata...
Czyż chrześcijanin, panie, ma jak zwierzę
Nawet po śmierci nie znaleźć spoczynku
I świecić próchnem swych kości na r5'nku?
Grób ma też wstydy i dziewictwo swoje;
Podglądać rzeczy, które śmierć zakrywa,
To zbrodnia ciężka, sprośna, niegodziwa!
Niech Nel odejdzie, panie... ja się bojęl
YESALIUS.
Hagol rozumiem ciebie, jak myśl własną;
Czuję, jak zgroza w pierś ci rzuca mrowie...
A jednak — słuchaj! nim światła te zgasną,
Zapytam śmierci — a ona odpowie.
HAGON.
Panie najmilszy 1 jam biedny i siwy —
I w życiu byłem nie zawsze szczęśliwy,
Karmiąc się czarnym kęsem ladajakim...
10*
148 MARYA KONOPNICKA
Lecz choćbym nawet stokroć był żebrakieip,
Choćbym nędzarzem był, co łaknie chleba,
I choćby w grobach góry złota były,
Jeszczebym jednej grudeczki z mogiły
Nie ruszył — tak mi Panie Boże z nieba
Dopomóż w mojej ostatniej godzinie!
YESALIUS.
Więc ja sam pójdę; weź pocliodnię, Hago!
Spieszmy! noc letnia jak chwilka przeminie.
HAGON.
0 panie! nie grzesz ty taką odwagą,
Bo się przerazi grób — i trumna wyda
Sama umarłych... O! co za ohyda
Nie dać trupowi dospać do dnia sądu...
Uraarłycli krajać... o panie mój raiły!
Ten nóż splami ci ręce, jak rdza trądu —
1 wszystkie puste przeklną cię mogiły
Tak, że sam kiedyś, po najdłuższej dobie,
Nie znajdziesz ciszy w własnym swoim grobiel
YESALIUS.
Słuchaj, ty wierny, stary! Są na świecie
Dusze, podobne zwichrzonej komecie,
Które gwiazdami nie są — i nie mogą
Cicho się palić na niebios błękicie,
Ale targane niepokojem burzy,
Lecą ogromną, pełną iskier drogą
I w krwawych snopach ognia, który wróży
Dziwne przewroty, gubią z siebie życie...
A kiedy takie komety zagasną.
Zostaje po nich łuna... Kto wie, starj^
Czy ja mieć będę mogiłę swą własną,
Pogrzeb i księdza i śpiewy i mary...
149
HAGON.
O panie I oczy te zamglone
Widziały rzeczy straszne, przeraźliwe...
Smętne orszaki, słupy osmalone —
Czerwone głownie ludzkie, w ogniu żywe.
Których oddechem był dym, a spojrzeniem
Iskry gasnące pod zczerniałem niebem...
A wiatr był płaczką, trumną — i pogrzebem.
A ciężka klątwa grobowym kamieniem...
Chceszże ty, panie, ginąć, jak kacerze,
Ohydni Bogu — i umarli wierze?
Chceszże ty oczy moje tak zasmucić.
Bym ich na słońce nie śmiał już obrócić?...
YESALIUS.
Słuchaj mnie, stary, masz wnuka, lub syna?
HAGON.
Mam córkę, panie — i wnucząt — już troje...
Co za djablątka wesołe — a psotne!
Najmłodszy Gonzalw, prześliczna dziecina!
Gdy przyjdę, szyję mi rączką oplata,
A drugą siwe moje wąsy targa...
YESALIUS.
Widzisz, ja nie mam córki, ani wnuka...
Dom mój jest pusty, a życie samotne.
Myśli — a księgi — to już wszystko moje
I nie zostawię nic, schodząc ze świata...
No, stary! otrzyj łzy! to nie jest skarga!
Widzisz, tak czasem serce się oszuka
W swojej miłości, że zamiast rodziny
Kocha samotnych swych badań godziny —
I cel daleki — który na swym grobie
Chce zamiast syna zostawić po sobie.
Chceszże mi poniódz?
150 MARYA KONOPNICKA
HAGON.
A więc, niech tara w niebie
Bóg oczy zamienię — i nie widzi ziemi!
Panie mój, nigdy nie opuszczę ciebie...
Zostań; sam trumnę ręlcami własnemi
Otworzę, trupa przyniosę tu z Nelem.
A jeśli czarna uderzy godzina,
Niech nikt nic mówi, że Hagon się lęka
Być nieszczęsnego pana przj^jacielem...
Zginiemy razem... Kocham cię, jak syna!
YESALIUS.
Dzieln}' mój stary! oto moja ręka!
(Hagon oddala sie z pośpiechem)
O tajemnico, stokroć życia warta!
Jażbym się zachwiał u twoich podwoi,
Kiedy przede mną ciemna twoja karta
W nagłym przebłysku objawiona stoi!
Jażbym się zachwiał, zrobiwszy już tyle!
Czyliż wiek męski zaprzeczy odwadze
Młodości mojej? — a trwoga — mej sile?
Czyliż sam siebie i cele swe zdradzę?...
Jażbym się zachwiał? — Mistrzów moich duchy
Wołają na mnie: ))Spiesz!...« W wieków pomroce
Przyszłych pokoleń zaczynione ruch)^
Wołają na mnie: ))Spiesz!...(( Bezsenne noce,
W których zbierałem rozbite okruchy
Tajemnic wiedzy, ciszy mi nie dają,
Lecz, jak sto haseł: wSpiesz się! śpiesz !...« wołają.
Do czynu zatem! Na wieków zegarze
Narodzin światła wybija godzina...
Za sto lat jakich — wzniosą rau ołtarze...
Lecz niech ja pierwszy światu dziś pokażę
Odrodzonego myśli mojej syna.
Dość snu! niech ludzkość powstanie ocknional
(staje w zamyśleniu przed otwartem oknem)
POEZYE 151
0 nocy! bądź mi stokroć pozdrowiona I
Bądź mi pozdrowień, ty uśpiony grodzie 1
Bądź pozdrowiony, wielki ty narodzie.
Nad którym wiszą mgły dziejowej cienie...
Bądź pozdrowiona, ludzkości, walcząca
Z własną niemocą na drodze do słońca...
T}', co krzyżujesz proroki twe wieszcze,
Co w bólach rodzisz duchowe olbrzymy.
Bądź pozdrowiona! Gdy stosów twych dym}'
Krwi purpurowe zagaszą już deszcze,
Ty prochom moim zwróć to pozdrowienie!
Jakże mi smutno dzisiaj! Jakieś głosy,
Stłumionych żarów pełne i tęsknoty.
Szepcą mi w duszy słowa upojenia!...
Jestem jak Arab, ginący z pragnienia.
Który z oczyma, wbitemi w niebiosy,
Z błękitów czeka zejścia białej rosy.
By nagą piersią przyjąć jej pieszczoty...
O!... jak mi smutno!... Chciałbym skłonić głowę
Na czyjeś ramię — i odpocząć w ciszy —
1 myślom gorzkim wykraść te godziny,
W których pierś każda snem, lub żądzą dyszy,
I usnąć — jak to miasto marmurowe...
0 nocy, stokroć samotna! o nocy,
Która dla tłumów miękkie ścielesz łoże!
Myśl na twych skrzydłach gwiaździstych ulata
W nieskończoności pełne głębin morze
1 szuka pierwszych, wielkich dźwigni świata
I ginie w własnej niemocy!...
0 życie! wielkie nic, bytem nazwane!
Palących pytań pełne masz źrenice
1 w pierś mi ciskasz — jako błyskawice.
Zagadki swoje — nigdy nie poznane...
Ty myśl człowieka przerzucasz od krańca
Niemych podziwów dla złotej swej księgi
152 MARYA KONOPNICKA
AŻ do zwątpienia, smętnego wysłańca
Zbudzonej w ducliu świadomych potęgi...
0 życie! twoje kwiaty i owoce
Są dla ty cli tylko, co wielbią twe słońce;
Dla myśliciela masz samotne noce
1 gorzkich zwątpień amfory trujące.
(chwila milczenia)
(Hagon i Nel wnoszą trupa młodej kobiety)
NEL.
Ufl... ciężkal — Jeśli Pan Bóg na wagę ją bierze.
To dobry handel robi... panie, gdzie położyć?
YESALIUS.
Tu... na stole... ostrożnie...
NEL.
Na mego patrona!
Gdyby ta piękna panna miała tutaj ożyć,
Dopieroby to była srodze zadziwiona!
Piękne mi towarzystwo: obcęgi — i noże —
I noc... a jaka czarna noc!... Panie doktorze,
0 czepiec mej prababki z wami się założę.
Żem zarobił reala... — Hej! słuchaj mnie, Hago!
A przestańże tam klepać, jak tartak, pacierze
1 zabierz tę zasłonę — trupy chodzą nago,
(Chce zdjąć zasłonę pokrywającą ciało, w ozem mu przeszkadza
ruch Yesaliusa, zajętego dobieraniem narzędzi).
YESALIUS.
Zamilknij — albo odejdź!
HAGON.
Jesteś sprośne zwierzę!
NEL.
Hę? co? jak?... zwierzę, mówisz?... A ty, mój bałwanie,
Jesteś podszewką zwierza na wywrót...
POEZYE 153
HAGON.
O panie 1
Każ mu odejść! niech słowem nie kala tej sprawy!
NEL.
Odchodzę już!... odchodzę!.. Boże mój łaskawy!
Odchodzę już...
(zbliża się do stołu)
Panienko, czy tańczysz bolero?'
Jeśli nie, jesteś zerem; bo trup — jest to zero!
YESALIUS.
Oto zapłata twoja; zostaw mnie z Hagonem...
NEL.
Idę... idę... odchodzę... Hej, bańki mydlane,
Co się zo wiecie ludźmi, dobranoc wam, bańki!
Co za noc! Albo jestem babki mej wrzecionem,
Albo w całym Madrj^cie prawić będą niańki
Dzieciom do snu historyje o tej nocy!...
HAGON.
Przecie
Dobry wiatr przewiał tę błazeństwa chmurę.
Grad słów sypiącą!
YESALIUS.
Duchy rozłamane
Tak przyjmą prawdy rodzące się w świecie:
Jedni z przestracliem odwrócą spojrzenia,
Jak stary Hagon, bojąc się zgorszenia.
Inni, jak Nel ten, pojęciem swem nizkiem
Obejmą tylko to, co jest zjawiskiem
I zmienną formą wiecznego istnienia;
A rzadki myślą uleci tam, w górę.
Gdzie prawa pisze Bóg gromowym błyskiem.
(chwila uroczystego milczenia. — Yesalius unosi zwolna zasłonę,
pokrjwając;} trupa)
* Bolero — taniec hiszpański.
154 MARYA KONOPNICKA
O wielki, cichy śmierci majestacie!
O blada jutrznio słonecznego świtu!
0 pracownico Boga — i przyrod}',
Co stapiasz wszystkie formy i postacie
W zacz5'n drgający wieczystego bytu
1 ścierasz wszystkie bóle i radości
Z martwego czoła tcliem nieskończoności,
Zaklinam ciebie, o śmierci milcząca,
Przez wieczny spokój twój — i twoją ciszę,
Niech głos natury jasno dziś usłyszę
I niech ta walka, co pierś mi roztrąca,
"Wobec się twojej uciszy pogody!
Boże! ja nie chcę burzyć Tw3'ch ołtarzy...
Ja nie chcę wstrząsać świątynią Twej chwały...
Lecz czyż duch, który badać się odważ\'
Dzieła Twe, Panie, zwań będzie zbyt śmiały?
I czyliź mu to poczytasz za zbrodnię.
Ze u przjTody jasnego ogniska
Dla wieku swego rozpala pochodnię
I ponad tłumów cień — myślą wybłyska?
Czyż grzech potęgę twórczą Twej wszechmocy
Rozważać w wiecznych ustawach istnienia?
Czyliż Bóg światła — zwie się Bogiem nocy?
A droga prawdy — drogą potępienia?
Nie! przyjdą wieki nowe, wyzwolone
Z niewolniczego dla Bóstwa postrachu
I prawd najwyższych słoneczną zasłonę
Śmiało podniosą w tajemnym tym gmachu,
Gdzie Bóg przyrodzie przepisuje prawa,
A pod jej berło byt wszelki poddawa.
Stłumione dzisiaj rozbudzą się głosy
I nowe prąd}' w pierś ludzką uderzą...
Nowy widnokrąg rozszerzą niebiosy...
Duchy walczące potęgę swą zmierzą
Z zagadką źj^ia zwikłaną, prastarą
POEZYE 155
I wiedzą uczczą to, co dziś czczą wiarą.
(Hagou nasłuchuje z trwogą)
Dalej, Hagonie! odwagi! Do dzieła!
(uderza nożem w pierś trupa — i chwilę pracuje w milczeniu).
HAGON.
Panie! ktoś idzie... pochodnia mi drgnęła...
(słychać wrzawę zmieszanycli głosów — a po chwili silne ude-
rzenia w l)ramc)
GŁOS.
Otwórzcie, w imię prawa!
HAGON.
Idą, panie!...
Ukryjmy trupa...
(usiłuje zarzucić zasłonę na stół)
YESALIUS.
(zajęty pracą)
Co robisz, Hagonie?
(uderzenia w bramę ponawiają się)
HAGON.
Panie, to zbiry!... Ja trupa zasłonię...
Zagaszę światło...
YESALIUS.
Nie, to być nie może,
Żebym ja teraz właśnie, gdy przyroda
Tajne mi swoje daje posłuchanie
I już mi drogi odsłania przewodnie.
Rzucać miał pracę... Hagon! wznieś pochodnię!
GŁOS.
Otwórzcie! Cóż to? szatańska gospoda,
Którą zdobywać trzeba?
(uderzenia wzmagają się)
156 MARYA KONOPNICKA
HAGON.
Wielki Bożel
Drzwi wysadzają... Panie! rzuć te noże!
YESALIUS.
Milcz, słaby starcze! Wojownik nie ciska
Sztandarów swoich wśród pobojowiska...
Niech uzbrojona do czynu prawica,
Jak jutrznia, wiekom idącym przyświeca...
Wznieś tę pochodnię 1
HAGON.
O dniu zgrozy wielki!...
GŁOSY.
Precz z gwałcicielem grobów! — precz z hyeną!
INNE GŁOSY.
Nie dać skry ognia — ni wody kropelki! ^
Zburzyć to gniazdo od podstaw do szczytu!
Precz, precz z kacerzera!...
(kamień rzuconj' w okno przelata z świstem, raniąc Yesaliusa)
YESALIUS.
O ludu Madrytu!
Noc tę kupuję dla ciebie krwi ceną...
Królewską ceną...
(wrzawę tłumu zagłuszają silne uderzenia w bramę; we drzwiach,
wypartycli gwałtownie, ukazuje się Inkwizj'tor ze swoim orsza-
kiem — dalej ciśnie się Iłum)
INKWIZYTOR.
W imię majestatu,
Mistrzu Yesalio, jesteś oskarżony
1 Zakaz rzymski wwzbronić wody i ognia« (aqua et igni iu-
terdicere) równał się wyrokowi śmierci, gdj'ż bez tycli dwóch
żywiołów' żj'ć nie można.
POEZYE 157
0 profanację grobów, sprośne czary —
1 jak odstępca od najświętszej wiary,
Masz być uwięzion — i oddany katu.
YESALIUS.
(z boleścią)
Hiszpanjo biedna! Hiszpanjo!... Hiszpanjo!...
HAGON.
(rzuca się ku niemu)
Ratuj się, panie!
INKWIZYTOR.
(do jednego z siepaczy)
Wyprowadź go, Stranio!
HAGON.
(szarpiąc się)
Chcę z moim panem być!... chcę z moim panem!..
Sercem się ze mną dzielił... chcę więzieniem
Z nim się podzielić!...
STRANIO.
A milczźe, ty żbiku!
Nie wrzeszcz!... Podzielisz... kajdanów wystarczy
Dla was obydwóch — i z trzecim szatanem,
Waszym kumotrem! Milczże... maszl...
(uderza go pięścią w twarz)
YESALIUS.
Nędzniku!
Pies nawet na tak siwą głowę już nie warczy!
INKWIZYTOR.
Ohydnej winy zbyt jawne dowody
Widzę na zgrozę oczu — tu — przed sobą...
Jestże ta zmarła szatańskiem złudzeniem,
y też niewiastą, ciałem i osobą?
158 MARYA KONOPNICKA
YESALIUS.
Jest ciałem, panie — ołtarzem naulii,
Na litórym mądrość rozważam przjTodj'.
INKWIZYTOR.
Bluźniercze słowa! Sto lat już minęło,
Od sławnej chwili, kiedy Bonifacy,
Tego imienia ósmy, ojciec święty.
Potępił bullą ohydne to dzieło
I najsurowszj^m wyklął je zakazem...
Tj'ś wbrew ustawie Boga i Kościoła
Śmiał świętokradzkiem tknąć trupa żelazem...
Zbrodnia to straszna i o pomstę woła:
Wyklęty jesteś! wyklęty!... wyklęty 1...
YESALIUS.
Wyklęty? — Z czego? — czy z błękitów nieba?
Z dobroci Boga? czy z Jego wszechmocy?
Z królestwa myśli? czj' z potęgi pracy?
Z ochłody zdrojów? czy z plenności chleba?
Z światła poranków?... ze spokoju nocy?...
Wyklęty? — z czego?... z koła nieśmiertelnych
Duchów, co lecą wciąż wyżej — do gór}'?...
Z spuściznj' wielkich? — czy z nadziei dzielnych?
Z macierzystego pnia całej natury?
Wyklęty?... ależ patrz. Inkwizytorze!
Nademną świecą jasne gwiazdy boże.
Ziemia z pod nóg mych nie leci w odmęty...
Żyję, oddycham... i mówisz — wyklęty?
INKWIZYTOR,
Słuchaj! ta klątwa, której tak zuchwale
Śmiesz dziś urągać w bluźnierczyra twym szale.
Jest gromem, który w proch rozbija duchy;
Jest mieczem, co cię od wiernych odcina
I wszystkie twoje obezwładnia ruchy.
Od chwili, w której z siłą piorunową
POEZYE 159
Nad potępioną twoją zagrzmi głową,
Oddech twój kazi — a dotknięcie brudzi...
Zwać się przestajesz dziecięciem swej ziemi.
Bratem w rodzinie, człowiekiem wśród ludzi...
Jesteś nędzarzem, ctiociażb5'ś miał złoto...
Choćbyś miał matkę — samotnym sierotą...
I bezpotomnym, chociażbyś miał syna...
I trupem jesteś — między żyjącymi!
YESALIUS.
Jakaż to ciemna i dzika potęga
Po godność ludzką do czoła mi sięga?
Jakaż to władza, posępna i krwawa,
Moje najświętsze wydziera mi prawa?
Jestżeś ty Bogiem, że słowa twe mogą
Istotę moją zgnieść — i zdeptać nogą?
Niel pókim żywy, nie zadrżę przed nikim...
Ja wolny jestem — tyś jest niewolnikiem!
INKWIZYTOR.
Zamilknij, stokroć zuchwały kacerzu!
Słów twoich słuchać nie mogę bez grzechu...
YESALIUS.
Więc inne niebo stwórz — i inne słońce,
Nad głową moją klątwą gorejące...
Inne powietrze stwórz mi do oddechu...
I przestań Boga mego w swym pacierzu
Nazywać ojcem, gdym ci nie jest bratem!
INKWIZYTOR.
Za każde słowo odpowiesz — przed katem.
(zwraca się do swego orszaku)
Niech wejdą Bianchi!...i Trup ten znieważony
' B i a n c h i (Biali) — nazwa bractwa, zajmującego się z mi-
łości chrześcijańskiej grzebaniem zmarłych.
160 MARYA KONOPNICKA
Pogrzebu chrześcijan od nas się domaga...
Zakr3'ć tę zgrozę 1 podajcie zasłony...
YESALIUS.
Myśl też jest szatą — a prawda jest naga.
(wchodzą pokutnicy w białych kapach, z pochodniami a usta-
wiwszy się w około trupa, rozpoczynają clióralnj' śpiew. — In-
kwizytor przykłęka i modli się)
BIANCHI.
Ojcze nasz!.,.
YESALIUS.
(z uniesieniem)
Ojcze wolnych, ludzkich duchów!
Do światła Twego przywołaj błądzące...
Niech imię Twoje wskroś przemian i ruchów
Całej przyrody świeci nam jak słońce!
Niech wolę Twoją wieszczą nam nie gromy
Srogich zakazów, gróźb i przerażenia.
Lecz wszechświat cudów pełen, tron widom}',
Skąd wznosisz berło wiecznego istnienia...
O! daj nam pokarm godny nas — i Ciebie.
Nasyć głód wieków mdlejąc5xh w pochodzie...
Niech na Twej ziemi, marząc o Twem niebie.
Nie giną duchy w rozpaczliwym głodzie!
Niech w walce pojęć prawda Twa zwycięża
I niechaj nigdy szermierz Twój nie ima
Strasznego dziejom i ludom oręża:
Uniesień tłumu — mściwego olbrzyma.
Daj piersiom naszym puklerz brylantowy!
Daj myślom światło, potęgi swej gońca!
Niech pękni starej ciemnoty okowy
I niechaj duchy ulecą do słońca!
Módlcie się, bracia! ja modlę się z wami...
(chwila inilczeaia — słjcliać cliór pokutników)
POEZYE 161
INKWIZYTOR.
(powstając)
Amen! Zabierzcie trupa, pokutnicy!
Niech orszak naprzód rusza z pochodniami...
Idą już... idą.
GŁOSY Z ZEWNĄTRZ.
INNE GŁOSY.
Miejsca tam w ulicy!.
INKWIZYTOR.
Ty, coś śmiał gwałcić Kościoła ustawy,
Nędzny kacerzu i bluźnierco krwawy,
Idź!... niechaj tłum ten z swem urągowiskiem
Będzie dla ciebie pierwszym stosu błyskiem!
(Bianchi wyuoszą trupa; siepacze otaczają Yesaliusa; za uimi
postępuje Inkwizytor)
YESALIUS.
(zatrzymując się nagle, patrzy w przestrzeń)
Stójcie! z błękitów błędna gwiazda leci,
Kreśląc w pomroce złotą paralelę...
— To myśl, co wyższe ukochała cele
I ginie marnie wśród ciemnych stuleci!...
(tłum otacza orszak, tamując przejście; Inkwizytor stara się
uciszjć rosnącą wrzawę)
YESALIUS.
Silvio! tyś dla mnie był prorokiem kaźni;
Pójdź, spojrzyj! Oto idę bez bojaźni...
O! gdyby tłumy mogły okiem gołem
Dojrzeć ten spokój nad skazańca czołem —
Ideałowi, co daje mu siły.
Wzniosłyby ołtarz — i cześćby złożyły...
Żegnaj mi, życie — i ty, boży świecie!
Żegnaj, ojczyzno moja oddalona!...
KONOPNICKA. POEZYE. VII
11
162 MARYA KONOPNICKA
Chciałbym do kogoś wyciągnąć ramiona,
Powiedzieć: ))Ivocham!(( i płakać jak dziecię 1...
O! jak samotną łjyła moja droga
Wśród ludzi, zdarzeń i przemian chaosu!
Nie mam na niebie nikogo — prócz Boga -
A tu, na ziemi, nic, nic, oprócz stosu!
Świta!... Dzień nowy bieli się do słońca..
To mój ostatni dzień! O, stójcie, proszę!...
Umierać idę, jak noc ta mdlejąca,
I śmiercią moją świt ziemi przynoszę!
Witaj mi, słońce, jeszcze niezrodzone!...
Witaj, przebłysku purpurowej zorzy...
Śpiesz się! niech pierwszy z twych promieni złoży
Na czole mojera męczeńską koronę...
Śpiesz się! niech światła zwycięstwo obaczą
Duchy strudzone, zatrute rozpaczą...
Niech je idei ujrzą męczennic}' I
(wyciąga z uniesieniem ramiona do wschodzącego od tej chwili
słońca)
Światła!... ach, światła!... światła!...
INKWIZYTOR,
(popychając go gwałtownie)
Do ciemnicy!
<22g>
POEZYE 163
III. GALILEUSZ.
»... Oddano Galileusza w ręce św. Urzędu (Inkwizy-
cyi) po zmuszeniu go stawić się w Rzymie, w lutym
1633 r. Po ukończeniu procesu rozkazano Galileu-
szowi stawić się na dzień 22 czerwca, dla wysłucha-
nia wyroku, którym uznano, że powinien uledz karom,
na heretyków przepisanym; że jednak może się od
nich uwolnić, jeżeli z czystem sercem wyprzysięże
się i wyklnie własne swoje herezyc. — W sromotnej
odzieży, sędziwy fdozof zmuszony był upaść na ko-
lana przed zgromadzonymi kardynałami — i z ręką
na Ewangelii wykonać żądane wyprzysiężenie się
teoryi heliocentrycznej. — Potem osadzono go w wię-
zieniu Inkwizycyi, a następnie zamknięto w Arcelri
(we Florencyi) w domu własnym, gdzie oślepły i po-
zbawiony wszelkiej pociechy, umarł 1G42 r.«.K
' Draper, tom II, str. 226—27.
<SS>
164 MARY A KONOPNICKA
I.
(1633)
(Wewnętrzny d/ledziniec w pałacu posła toskańskiego w Rzymie.
Na ganku, w wielkiTm krześle spoczywa Galileusz; przy nim
klęczy córka. Castelli, uczeń Galileusza, bada przez teleskop
gasnące gwiazdy. Poranny brzask na schyłku letniej nocy).
CASTELLI.
Czy Śpi?
CÓRKA.
Śpi jeszcze...
CASTELLI.
I CO też śnić może
W ostatnich chwilach tej ostatniej nocy
Blady ten starzecl...
CÓRKA.
Zbliż się! ja ci powiem...
Śni, że Bóg wielki nie ma już w przestworze
Błękitnym tronu wieczystej wszechmocy...
Ze złe potęgi gorącym ołowiem
Zalały usta wszelkie, które mogą
Obwieścić prawdę... że myśl, która świata
Krąg oblatuje, jak oddech ludzkości,
Zdławiły pięścią — i zdeptały nogą
Przeraźliwego, czerwonego kata...
Ze duch już nie ma praw, ani wolności...
To on śni, to z nim śni dzisiaj Rzym cały.
Świat cały!...
POEZYE l'"5
CASTELLI.
Pani! boleść cię zwycięża.
Wiekuistości jasne ideały
Nie .i^iną marnie z upadliicm szL-rniierza;
Rzeczą, niegodna jest wielkiego męża,
Jeśli los i)rawdy swym losem wymiera.
Ponad poziomem nędz i walk tej ziemi
.lest przystań ciszy i światła dla ducha;
Wieki, bijące skrzydłami orlemi,
Zerwa się kiedyś z niewoli łańcucha —
I pić polecą ze zdroju żywego...
Człowiek upada — lecz prawda jest wieczna.
CÓRKA.
Wieczna... dla wiecznych... Achl i cóż mi z tego,
Że gdzieś, za sferą naszego istnienia,
Za szeregami posępnych stuleci
Jest jakaś prawda bezwzględna, milcząca,
W wielkości swojej i sile bezpieczna,
Która spogląda bez łez i bez drżenia,
Jak ludzkość w otchłań gorejącą leci —
Nie mogąc dojrzeć świtu — ani słońca...
I cóż mi z tego?... Ja cierpię dziś właśnie;
Ja dzisiaj wątpię, dziś konam z boleści...
Jeśli jest prawda, niech grom ją obwieści,
Lub niechaj słońce na wieki zagaśnie.
(z rozpaczą)
To jest mój ojciec! Ja go chcę mieć żywym!
Kocham go! Słyszysz?...
(słabnąc)
O, bądź litościwymi...
Powiedz mi, wierzysz?... O, patrz! jak te białe
Włosy rozwiewa poranek, zbudzony
Nad chłodnym Tybrem...
166 MARYA KONOPNICKA
CASTELLI.
Czoła tego chwałę
Ogłoszą Iciedyś wieki — i miljony
Duchów — i prawda zostanie uznaną!
CÓRKA.
Ciszej!... acłi, ciszej!... Budzi się...
GALILEUSZ.
(we śnie)
...Giordano
Bruno...
CÓRKA.
Ach, ojcze! ojcze!... co za słowa...
Co za sen straszny!...
CASTELLI.
On śni, że jest wiełlci!
CÓRKA,
(dotska jego ramienia)
Acli, ojcze! zbudź sięl...
CASTELLI.
On śni, że jest dzielny!
CÓRKA.
Ciclio, na Boga! Nie masz ty kropelki
Ludzkiej lirwi w żyłacli?...
CASTELLI.
Śni, że nieśmiertelny !
(chwila uroczyslcgo milczenia; — Galileusz budzi się)
GALILEUSZ.
Ha! świt... świt krwawy! O brzasku boleści!
POEZYE 167
Dzień liańby wschodzi... lo słońce obsvieści
Całemu światu mą słabość — i zdradę...
CASTELLI.
(zbliża się do teleskopu)
Już Medycejslcie ' gwiazdy gasną blade
I tyllco Wenus* jak djament goreje...
GALILEUSZ.
Roma! straszliwie dziś naii tobą dnieje!
O słońce! nie wscliodź ty dzisiaj z chaosu!
Bo się zawstydzisz, jeśli będziesz bledsze
Od czerwonego, jak krew ludzka, stosu,
Co wolne duchy rozwiewa w powietrze...
Zagaście blaski wasze, srebrne globy!
Niechaj na ziemię tę, pełną żałoby,
Nie pada światło wieczystych pochodni!
O! nie patrz na mnie złotemi oczami.
Poranna gwiazdo, bo wzrok twój się splami
Od hańby czoła mego — i od zbrodni.
Którą dziś spełnić mam na własnej sławie...
CÓRKA,
(łkając)
Ojcze mój!., ojcze!...
GALILEUSZ.
Po toż życie całe
Walczyłem, z piersią odkrytą na ciosy,
Bym dzisiaj, hańbiąc siwe moje włos}^
Szedł, jak pokutnik szaty wdziawszy białe,
Odprzysiądz prawdę na kacerskiej ławie?...
' Odkryte przez siebie w r. 1604 cztery księżyce Jowisza na-
zwał Galilei planetami Medyceuszów.
* Wenus — planeta, /achod/i wkrótce po zachodzie słońca
a wschodzi przed jego wschodem, stąd gwiazda wieczorna i ju-
trzenka.
168 MARYA KONOPNICKA
Nie! nie!... ja nigdy nie znajdę dość siły,
By to uczynić!... Ha! tożby na głowę
Odstępcy spadły isliry piorunowe,
Slcrzesane w biegu przez potężne bryły
Lecących światów... Jakto? w jednej cłiwili
Zycie się moje całe w cień przesili —
I w mrolc niesławy zapadnie blednące,
Jak przygaszone w dzień zaćmienia słońce...
I nic mi odtąd, nic... nic nie zostanie?
CÓRKA.
Ach! czj^ż to tylko jest szczęściem jedynem,
Co się kupuje za ceny najkrwawsze
I ciągłą walką zdobywa na świecie?
Posłuchaj, ojcze! pójdziemy daleko,
Gdzie niema smutków — i gdzie łzj' nie cieką..
Tam będę ciebie, jak maleńkie dziecię.
Pieścić co rano... co wieczór piosenki
Śpiewać ci będę... zapomnisz tej sławjs
Która tak straszne otwiera otchłanie
I na twe czoło rzuca cień swój krwawy —
I stwarza zgryzot dojmujących męki...
Tam zostaniemy w ukryciu na zawsze!...
Ojcze! spójrz na mnie! ja jestem gotowa!...
GALILEUSZ.
Gdybj-^m miał syna, coby takie słowa
Śmiał wyrzec wobec łez mych majestatu,
Myślałbym, że on nie jest moim synem!
Lecz serce kobiet, podobne do kwiatu,
Z łez nawet rosę wysysa dla siebie —
I kwitnie jeszcze na własnym pogrzebie.
Gdyby Bóg przeklął samego Adama,
Wzniosły W3'gnaniec z krainy światłości
Padłby — i skonał, zanim się zawarła
Wiecznej swobody i rozkoszy brama...
POEZYE 169
Lecz była Ewa — i ta nie umarła —
I dała życie ludzliości...
GŁOS.
»Dzień gniewu — dzień płomienisty...«
GALILEUSZ.
O, tak! dzień gniewu... dziś padają trony
Duciiów, wzniesione nad błękit przeczysty...
O, jakżem nędzny!... o, jakżem shańbiony!...
CASTELLI.
Mistrzu mój! ucisz się tą wielką ciszą,
Która nad czasów kolei spełnieniem
Czuwa — i liczy potężnem milczeniem
Tych, co ją w ducliu swym słyszą...
Ucisz się, mistrzu, i swojej boleści
Nie daj na pastwę ciemnego motłochu...
Niech ból twój, wielki, jako oceany,
Nie będzie wzrokiem szyderstwa smagany,
Ani w ulicznym znieważony prochu,
Lecz niech w twej męskiej piersi się pomieści...
Ucisz się, mistrzu — i wznieś się nad siebie...
Pomyśl, jeżeli promień słońca skryty
Nie daje światła w burzliwej zamieci,
Czyż zwątpi oko, wpatrzone w błękity.
Ze on nie zagasł — lecz żywię i świeci
Na wyższem, czystszem i jaśniejszcm niebie?
GALILEUSZ.
Mów, bracie! — Jakaś nieznana otucha
Z twojemi słowy przejmuje mi duszę...
Jam zgnębionego wcieleniem jest ducha
I dźwigać łańcuchy muszę.
(powstaje i mówi z rosnącą silą)
Lecz przeszłość widzi — a przyszłość mnie słucha...
Posępna wielkość skazańca purpurę
170 MARYA KONOPNICKA
Królewską rzuca na moje ramiona...
Potężnym cieniem na czas mój zapada...
I koronuje czoło moje w chmurę,
Z której słoneczna leci błyskawica,
Co przyszłość całą oświeca...
Przy jej jaskrawych połyskach widnieją
Walki, tryumfy i prace tych duchów,
Co żyją wielką, wszecliludzką nadzieją
I rwą ogniwa ciemnoty łańcuchów...
Ludzkości! będziesz zbawiona!...
Nademną wiek mój podnosi miecz nagi
I mj^śl przecina, jak promień, na dwoje...
Lecz bł3'sk genjuszu, rzucony na wagi
Wiecznego ruchu, przyśpiesza wschód słońca...
Oto już wschodzi zorza gorejąca...
Dzień now}' chwyta za nowe oręże...
Myśl, co się w ciszy badania poczęła,
Jako krew w ludów przelewa się żyły
I now3'ch prądów zwiastuje świtanie...
Powstaną męźe potężnej, lwiej siły,
I oko w oko obejrzą Twe dzieła,
O Wiekuist)'! o Stwórco! o Panie I...
(chwila milczenia — słychać bijące w kościołach dzwony)
MARIO.
(wbiegając)
Co to, mój panie?... cały Rzym wzburzonj^
Lud się na placach tłumami gromadzi.
Dominikanie* snują się jak cienie...
Na Ara-coeli^ biją w wielkie dzwony...
Ponury poczet kapturów się zbiera...
W arterjach miasta czuć stłumione wrzenie,
' Zakon Dominikanów wykonywał inkwiz}'cye, t. j. śledzenie
i karanie heretyków.
^Aracoeli — starożytny kościół (zn.iny już w VIII w.) na
Kapitolu, wzniesionj' na gruzacli świątyni Junony.
POEZYE 171
Jakby przed jakimś straszliwym wybuchem...
Procesja ciągnie do twojej pustelni...
Mówią... Lecz cóż to?... jesteście tak bladzi...
Castelli! pani! powiedzcie mi, co to?...
GALILEUSZ.
Synu mej myśli! t}' jesteś sierotą —
A ja — gasnącym w cieniach wieku duchem!
(osłabły, upada w Iłr/.esło)
A więc to prawda?.
MARIO.
CÓRKA.
Cicho bądźl... umiera.
MARIO.
Czyż umierają kiedy nieśmiertelni?...
GALILEUSZ.
(głosem zagasłym)
O, stokroć nędzna — i stokroć przeklęta
Jest nieśmiertelność ohydy — i zdrady!
Chciałbyś już spocząć... lecz ludzkość pamięta;
Jak upiór w dziejach pojawiasz się blady...
Wiek jeden mówi — a drugi wiek słucha:
»To Galileusz, co zaparł sic ducha«.
O! dajcie wy mi grób cichy, głęboki,
Gdziebym położyć mógł tę głowę siwą...
Gdzieby okropne, hańbiące wyroki
Nie dosięgał}^ potęgą straszliwą
Do dostojeństwa ludzkiego korony:
Swobody myśli... O! jakżem znużony!
A jak daleko jeszcze koniec dzieła!...
CASTELLI.
Odwagi, mistrzu!
172 MARYA KONOPNICKA
MARIO,
(do Castellego)
Czy ziemia stanęła?
Milczysz? Więc jakże dziś ten starzec może
Mieć tę odwagę straszną renegata,
Odprzysiężeńca — i wobec wszechświata,
Co mu nad głową globy swoje toczy,
Wyprzeć się prawdy w żywe Stwórcy r jzy
I na wiek wieków okryć się sromotą?...
(do Galileusza)
0 panie! słuchaj!... Ja jestem sierotą,
Biednym sierotą — i nie mam na świecie
Nic — i nikogo... a przecież, gdy wspomnę,
Żem myśli twojej i ducha jest dziecię,
Jakieś mnie blaski chwytają ogromne —
1 w nieskończoność wytężam źrenice —
A jwiaty, lecąc w błękitne przestrzenie,
Mojego wzroku czują błyskawice,
Krzyżując z myślą moją swe promienie...
Widzisz je? — oto całe ich miljardy
Kreślą w przepaściach koła gorejące...
Jakże ty powiesz, że jest nieruchoma
Wielka budowa współruchu, współwagi?...
Czyż się nie lękasz, by wschodzące słońce
Rzuciło ziemi spojrzenie pogardy,
Od której w ogniach wstydu stanie Roma?
O! na to trzeba straszliwej odwagi!...
CASTELLI.
Wiedz, zapaleńcze, że gdy ludzkość wciela
Ideał w zasad społeczn3'ch dziedzinę,
Godną jest rzeczą naw^et Zbawiciela,
Gdy z krzyża woła: ))Ja za prawdę ginę!«
Braterstwo ludów, równość praw człowieka
Jest tym posiewem, co wzejście swe zwleka.
Jeśli mu braknie dżdżów krwaw3'ch, łez rosy.
Lecz tutaj — po co płonąć mają stosj'?
POEZYE 173
Czyż przeto, ie się przemoc naigrawa
I cichym rządom przyrodzenia bluźni,
Ruch nieśmiertelny wieczystego prawa
Bieg swój odwróci, albo go opóźni?
GALILEUSZ.
Pozwól mu mówić, Castelli! Przez niego
Najgłębsza tajnia duszy mej przemawia...
On jest zapałem wiedzy — i przyszłością
Olbrzymiej walki... siłą, która złamie
Żelazne berło starego bezprawia...
On jest jutrzenką zdobywczej ludzkości,
Potęgą woli — i świata młodością...
Pierwiastkiem ducha Bożego...
I na dziewiczem czole nosi znamię
Idei nieskończoności I...
MARIO,
(rzuca się do nóg Galileusza)
O! dzięki tobie, ojcze mój!... Pójdź, pani!
Błagaj go ze mną, niech wytrwa do końca...
I niech nie nurza w ohydnej otchłani
Kłamstwa ostatnich blasków swego słońca...
Pójdź, pani! osłoń wzniosłą starca głowę
Od mar posępnych zwątpienia — bojaźni
I niech zakryją włosy twoje płowe
Przed jego wzrokiem krwawe widmo kaźni...
O, pójdź!...
CÓRKA.
(łkając)
Milcz, Mario, bo rai pęknie serce!
MARIO.
Ila! tak!.
(powstaje)
Posłuchaj! jeżeli się dowiem,
Ze za pieniądze jesteś nierządnicą,
174 MARYA KONOPNICKA
Klnę ci się, pani, mą duszą, mera zdrowiem,
Że pójdę patrzeć, jak idąc ulicą,
Uczciwi ludzie omijają ciebie
I jalc wyglądasz w hańby poniewierce...
Jakto! tyś córka? — i — przez Boga w niebie,
Patrzysz, jak ojciec twój siwy i stary
Ginie w straszliwej dla męża bezcześci —
I toniesz we łzach bezpłodnej boleści.
Zamiast się podnieść do wielkiej tej miary,
Co bohaterów stwarza — i ofiary?...
Tyś córka, pani?... i wolisz go żywym
Trupem, niż wolnym, nieśmiertelnym duchem?
I słabość jego — uścisków łańcuchem
Do życia hańby przykuwasz straszliwym?...
(do Onslellego)
Achl i ty, zimny, bogdajbyś od łunj^
Stosów rozgorzał! Bogdajbyś na ziemi
Bolał ludzkości ranami żywemi!...
Bogdajbyś zrzucił tę maskę półboga,
Która w milczeniu patrzy, jak pioruny
Biją w pierś żywą, jak ciemność złowroga
W twarz rzuca słońcu ohydne swe plamy!
Bogdajbyś cierpiał skazańca rozpaczą
I poczuł gorycz łez tych, którzy płaczą!...
(wspiera się o mur, zakrywszj' twarz dłonią; słychać ciche
łkanie)
GALILEUSZ. ^
Błogosławiony bądź, duszy mej synu!
Ostatniem wolnem, nieskażonem tchnieniem
Poświęcam ciebie na prawdy szermierza!
Ty wytrwasz dzielnie! ty będziesz promieniem.
Co w ciemność całą potęgą uderza.
Aż skrzesze iskrę zapału, grom czynu!
MARIO.
Ale ty, ojcze, ty?
POEZYE 175
CÓRKA.
Cicho!... słyszycie
Ten głucłiy łoskot i hasła u hramy?...
(chwila milczącego oczekiwania; wchodzi poseł toskański)
POSEŁ.
Dostojny panie! rozłączyć się trzeba...
Straż Inlcwizycyi u wejścia już czelca...
MARIO.
Acli! że też słońce z wysokiego nieba
Nie spadnie na te upodlone głowy!...
POSEŁ,
(do Galileusza)
Męstwa, mój panie! Czy jesteś gotowy?
GALILEUSZ.
(ponuro)
Wyrzec się części człowieka —
I hańbą okupić życie!...
POSEŁ.
Castelli! wprowadź mistrza do komnaty...
Pójdź, pani! losu nie odmienisz łzami!
(podaje rękę córce; wychodzą; przez olwarle drzwi słychać
śpiew mnicliów, oczekującycłi na Galileusza)
GŁOS.
W dzień sądu Twego...
CHÓR.
Zmiłuj się nad nami!
MARIO,
(cliwilę słucha w osłupieniu, a potem, wznosząc w niebo za-
ciśnięte ręce, mówi)
Więc to tak, Boże, rządzisz swoje światy?
176 MARYA KONOPNICKA
II.
(Pałac Inkwizycyi. — Sala sądowa. — Na prawo zakon św. Do-
minika i delegacya z Pizy. Na lewo delegacye uniwersytetów
włoskich. — W głębi wysokie krzesła, przeznaczone dla człon-
ków sądu. — W pośrodku widać grupy rozmawiających kardy-
nałów. — Na wzniesieniu stoi czarny pulpit z Ewangelią. — U wej-
ścia tłoczy się lud).
KARDYNAŁ BARBERINI.
Przyznaj, opacie, że cała ta sprawa
Wielkim kłopotem jest dla Watykanu...
Już Paweł piąty S dając posłuchanie .■
Sławnemu temu winowajc}', mniemał, ■
Ze wolno mu jest uczucia człowieka
Od obowiązków papieża oddzielić...
OPAT MARAFFI.
(generał zakonu Dominikanów).
Lecz Urban ósm}^ przeszedł go w tej mierze:
On, w liście swoim do księcia Florencji,
Tak niemal jasno, jak sam Galileusz,
Bronił wolności myśli — i nauki;
I względom jego polecał gorąco
Nieśmiertelnego skazańca... a jednak.
Jak to wiadomo Waszej Eminencji,
Przed sąd Indeksu ^ pozwać go dozwolił —
1 Paweł V (Borghese) papież (1605—1621).
' Indeks {Index librorum prohibitorum, spis książek zakaza-
nych) ogłaszany od r. 1564. Tu mowa o Kongregacyi indeksu.
POEZYE 177
I słucha teraz, jak biją we dzwony,
Gdy geniusz wielki ma być potępiony.
KARDYNAŁ BARBERINI.
Ha! trudno bardzo iść przeciw prądowi
Swojego czasu! Wszystko, co uczynić można
W tej mierze, jest — być sprawiedliwym
I wzgląd, należny dla wielkiego męża,
Połączyć — z względem należnym...
OPAT MARAFFI.
Dla świata!...
YULPIANUS
(rektor akademii duchownej w Bolonii),
Czegóż wy chcecie, Padre?... Kościół musi
Twardo stać przy swych zasadach i prawdach.
Jedno ustępstwo, jeden krok fałszywy
Uzuch waliłby jego przeciwników.
Dziś Augustyn święty, jutro Paweł
Stawaćb}' musiał do dysput uczonych
I odpowiadać pysznym nowatorom
Na takie oto: wHarmonices mundi« *
Lub: »Cena de le Cenere« ' — lub wreszcie
))De rcYolutionibusw... ^ Zważcie, panie.
Ze za tą kwestją, tak dzisiaj rozgłośną,
Kj-j-je się inna, ważniejsza daleko.
Która mniej bystrj-^m umj-^słom uchodzi...
Tu już nie idzie o to, aby orzec.
Czy ziemia jest tym punktem nieruchomym,
Wkoło którego słońce krąży złote.
która w r. 1606 wydała wyrok, potępiający naukę Kopernika,
której hołdował Galileusz; teraz w r. 1632 sądzono wielkiego
uczonego za nieposłuszeństwo owemu wyrokowi.
• Dzieło Jana Keplera.
' Dzieło spalonego na stosie w Rzymie (r. IGOO) Giordana Bruno.
' Dzieło Mikołaja Kopernika.
KONOPNICIU POEZYE. V:|. 12
178 MA.RYA KONOPNICKA
— Co zresztą godnem jest miejscem w wszechświecie
Dla tej planety, na której się wielkie
Całej ludzkości spełniły momenta —
Lecz o to, czy te tajemnicze drogi
Badań przyrody mają stać otworem
Przed umysłami śmiertelnych? Czy duchy
Tak niezależnie mają czuć i myśleć,
Jakby nie było na świecie powagi.
Która najświętszych tajemnic zasłony
Pomiędz}' niebem a ziemią wstrzymuje?...
Czy nie należy już w samym zarodzie
Stłumić objawów bluźnierczej odwagi,
Z jaką dziś ludzkość w chaosu otchłanie
W pysze swej rzuca zuchwałe pytanie.
Które dzień sądu płomieniem rozwiąże :
))Czem — i gdzie jestem? skąd idę? gdzie dążę?((
Tu o to cłiodzi!...
OPAT MARAFFI.
Tak, o śmierć lub życie.
KARDYNAŁ BARBERINI.
Watykan, Padre, oglądać się musi
Na te pierwiastki, które mu potęgę
Wśród społeczeństwa zapewniają; pomnij,
Co było wrzawy w całym twym zakonie
Przeciw tym listom, które Galileusz
Do Castellego pisał, o zakresie
Powagi Pisma świętego...
OPAT MARAFFI.
Po trzykroć
Słuszność miał wielki myśliciel! Chociażbj'
Los mnie Brunona czekał, wyznam głośno...
KARDYNAŁ BARBERINI.
(z uśmiechem)
Tak w cztery oczy... wobec mnie, opacie...
POEZYE 179
OPAT MARAFFI.
Nie; nawet wobec świętej Kongregacji,
Ze ja sam jestem tegoż zdania; Pismo
Jest wiellią Icsięgą etyki — i mniemam.
Iż nigdzie twórca Genezy nie wyrzekł,
Że to jest wiedzy ludzkości omega.
YULPIANUS.
Ależ tradycja, tradycja, mój panie!
Ta niewzruszoność jest naszą potęgą!
OPAT MARAFFI.
Słabością naszą, powiedz!... Instytucja,
Chociażby z nieba miała swój początek.
Wtedy jest tylko trwałą i potężną,
Gdy w swojej treści i w zakresie swoim
Prawo rozwoju mieści i uwzględnia.
Inaczej — ludzkość przerasta ją szybko
I musi od niej odstać obojętnie,
Albo rozeprzeć ją piersią wezbraną
W formy, któreby duchom wystarczały.
Weź Ewangelję... Ta mieści, zaiste,
Tak wzniosłe prawdy, takie ideały,
Że choćby ludzkość na skrzydłach leciała
Po wielkiej drodze wiecznego postępu.
Ta księga kroku dotrzyma jej zawsze —
Zawsze wystarczy — i owszem zostanie
Na wieki wieków wielkim ideałem
Wszystkich narodów, ustawą społeczną.
Której lud żaden nie przerośnie nigdy...
Bo serce ludzkie do wyższej się miary.
Jak miłość bratnia, ofiara, cierpienie
I sprawiedliwość, nigdy nie dostroił
I gdyby Kościół raz zechciał zrozumieć,
Że przebudzone badań ducha prądy
Już się zażegnać nie dadzą, ni stłumić
Ognistym dymem, który z tego gmachu
12*
180 MARYA KONOPNICKA
Ogarnia Włochy, mniemam, iż powagi
Swej strzegłby lepiej, biorąc na swój udział
To, co w ludzkości wiecznym uczuć zdrojem
Bić będzie w niebios sklepienie błękitne.
Niż, gdy naznacza granice potędze.
Którą sam Bóg chciał widzieć niezależną.
Stawiając przed nią świat zjawisk otworem.
Ta Ewangelja, to księga miłości
Bratniej, nie jakieś uczone systema.
Którego Chrystus daćby nie omieszkał,
Gdyby w niem widział zbawienie ludzkości.
KARDYNAŁ BARBERINI.
Ha!,., ha!... opacie... nie żartem coś bluźnisz!
A coby na to powiedział Laktancjusz »
I patrystycznej teorji ^ filary?
OPAT MARAFFI.
Coby powiedział?... Wasza Eminencja
Niechaj się spyta, co jabym powiedział,
Gdybym się z nimi spotkał w Rzymie! — Rzekłbym:
Jaktol na świecie są jeszcze nędzarze.
Głodni i nadzy, są łzy nieotarte.
Krzywdy, głos których aż do nieba bije,
Nieprzy tulony eh sierot są tysiące.
Jest niewolnicza ciemnota i praca —
Są wszystkie straszne niedole ludzkości;
A wy, uczniowie Tego, który siebie
Oddał na wieczną miłości ofiarę.
Wy się kłócicie o to, czy na niebie
Dla nieruchomej ziemi świeci słońce —
Czy też się ziemia z swą nędzą obraca?
Tobym powiedział!
1 Laktancyusz — filozof chrześcijański (zm. ok. r. 330).
2 Patrj' styczna teorya — zapatrywanie Ojców Kościoła
POEZYE 181
KARDYNAŁ BARBERINI
(z lekkim uśmiechem).
Apostolski zapał!...
(zbliża się kardynał Bandini).
KARDYNAŁ BANDINI.
Hańba nam! wieczna hańba, Barberini!
To, co się dzisiaj za chwilę tu stanie,
Imię Kościoła oh3'dnem uczyni
Wiekom i ludom!...
KARDYNAŁ BARBERINI.
CÓŻ chcecie, mój panie?
Myśmy zrobili, co zrobić się dało
Bez obruszenia na siebie ciemnoty.
Ja sam wpływałem na to siłą całą,
Żeby posępną skazańca niedolę
Osłodzić chociaż znośniej szym pobytem
Nad Inkwizycji zamknięte więzienie...
Lecz nacisk tutaj wywierają masy
I mnisz3xh knowań podstępne roboty.
Spojrzyj na prawo! Te białe kaptury
Są jak wyziewy burzy — i jak chmurN^
Zdolne na słońce sprowadzić zaćmienie,
A nie dopieroż na ludzi — i czasy.
KARDYNAŁ BANDINI.
Czas, to my, bracie! Słuchaj, jeśli Kościół
Pochwyci wielką postępu pochodnię
I nieść ją będzie przed pracą ludzkości.
Jeżeli sztandar w^olności rozwinie
Ponad ścieśnione granice czczych sporów
I godną Bóstwa swobodę obwieści
Dla niezależnych umysłów i duchów,
Jeżeli chwyci przewodnią nić ruchów
Wieku, co na świat wydaje w boleści
Tryumfy prawdy, jeżeli sam wniesie
182 MARYA KONOPNICKA
Pochodnię wiedzy w zwątpienia otchłanie
I w drodze takiej wyprzedzić się nie da,
To będzie wielkim!... to będzie tak wielkim,
Jak Bóg, gdy wyrzekł: »Niech światło się stanie !«
I czasy jego, nad których poziomem
Wybłyśnie, będą wielkimi czasami!
KARDYNAŁ BARBERINI
(szyderczo).
O marzycielu!... ty — ty chciałbyś może.
By Rzym, rzucając podstawy swej siły,
Oparł się o te nieliczne wyjątki.
Które mu wiele może dadzą blasku.
Lecz — świętopietrza pewno nie zapłacą!...
KARDYNAŁ BANDINI.
Nie o wyjątki tu idzie; ja chciałbym.
By społeczeństwo, którem Kościół rządzi.
Było tak światłem, chociaż — i dojrzałem.
Żeby wśród niego miejsca mieć nie mogły
Fakta, podobne do klątwy Kaliksta,
Przed dwustu laty rzuconej — komecie! *
KARDYNAŁ BARBERINI.
Przed dwustu laty! Sameś to powiedział.
KARDYNAŁ BANDINI.
Taki — a cóż dzisiaj? Przy jakich to blaskach
Widzisz ten wielki dwuwiekowy przedział?
Może przy łunie tego stosu, który
1 Kornela Halleya 1456 r. (P. a.)
W^edle Ciaconiiisa {Vitae pontificmn II, 982), gdy kilka dni uka-,
zywała się na niebie kometa, cała czerwona, z długim ogonem,
a astronomowie przepowiadali straszny mór, głód i wszelakie
lilęski, Kalikst IV, chcąc odwrócić gniew Boży, zarządził kilku-
dniowe suplikacye, ażel:)y to wszystko, co ludziom groziło, ołjró-
cić na Turków, tj'cli wrogówTclirześcijańskiego imienia.
POEZYE 183
Dymi się jeszcze po Giordanie Bruno,
By z głowni swoich dać iskrę na podpał
Płomieniom, które dziś łjucłiną na nowo.
Jeśli się głośno ozwie wolne słowo.
A to są czasy nasze I nasze, bracie!
KARDYNAŁ BARBERINI.
Ochl Eminencjo I... wy zawsze szukacie
Stron najczarniejszycłi i w ludziach i w świecie...
Ba! wszakże w Rzymie wiadomem jest przecie.
Żeście z tym wielkim winowajcą chwili
Plamy na słońcu w swej willi odkryli!
(zwraca się ku drzwiom)
Coś nie nadchodzą! To jednak ciekawem
Byłoby bardzo, gdyby tak ktoś z góry...
Naprzykład... z Marsa na świat ten poglądał
I dojrzał na nim punkt — Rzymem nazwany...
A na nim punkcik... tę salę sądową...
I spostrzegł, ku swej ogromnej uciesze,
Jak cały zbiór ten, wraz z Inkwizytorem,
Delegacjami i ceremoniałem —
I winowajcą, w najwyższym zapale
Odprzysiężenia teorji wszechruchu.
Jak drobna iskra, obraca się w kółko
Na berle Boga — w błękitnej przestrzeni!
Hal... ha!...
(śmieje się z cicha).
KARDYNAŁ BANDINI.
Nad wyraz to smutne, mój bracie!
(słychać głośny szmer na prawo).
KARDYNAŁ BARBERINI.
Pozwól! słuchajmy!... Wielka delegacja
Głosy podnosi... słuchajmy, to warto!
Bardzom ciekawy, do jakiej potęgi
184 MARYA KONOPNICKA
Z tych głów płzańskich ' wypłynie koszlawo
Teorja płaszczyzn pocliyłycti — i prawo,
Ze na ciał chyżość nie wpływa icłi waga...
KARDYNAŁ BANDINI.
0 Barberini! wolałbym jak kamień
Ów, wyrzuconym paść — i nie wstać więcej.
Niżeli patrzeć, jak ciemne te tłumy
Rzucają błotem na wiedzy szermierza!...
Mnie to, co tobie tak śmiesznem się zdaje,
Posępną grozą swej nędzy uderza...
Wiecznie to samo od czasów Golgoty:
))Na krzyż go! na krzyż!... zawcześnie się rodziłla
— Kiedyż czas będzie, o Boże?
GŁOS 1-SZY z DELEGACYI.
Tak! w Pizie
Kościół ma wierne dzieci! Myśmy przecie
Nie mogli na to pozwolić u siebie,
Żeby w świątyni grzeszne jakieś sztuki
Szatańskiej pychy czyniono...
GŁOS 2-GI.
Cóż z tego
Przyszłoby ludziom, choćby też wiedzieli.
Jak leci kamień z tej wieży pochyłej,
Co tylko cudem nad ziemią się trzyma,
Jeśli wiadomo dobrym chrześcijanom.
Ze gdyby tylko Pan Bóg zechciał, toby
Kamień w pół drogi zatrzymał się, lecąc?
KARDYNAŁ BARBERINI
(śmieje się)
Hal z założenia, godnego Pizanów,
Wniosek wspaniały!... godny delegacji 1...
1 Galilei byl w r. 1589 profesorem matematyki w Pizie, gdzie
odkrył miedzy innemi prawo ciążenia, zwalczane przez innych
profesorów.
POEZYE 185
KARDYNAŁ BANDINI
(w zamyśleniu)
I to są usta, które iskrę bożą
Ducha rozdmuchać mniemają na świecie!...
To są umysły, które się mniemają
Dość wielkie, by cię sądzić, myślicielu I...
I to są ludzie, którzy cię z ohydą
Z miasta swojego wygnali...
(wrzawa u głównego wejścia)
GŁOSY.
Już idą!...
(Heroldowie sądu stają przy drzwiach, któremi wchodzi chór
zakaplurzonych zakonników i staje dwoma szeregami, po pra-
wej i polewaj stronie. — Za nimi wchodzą sędziowie Inkwizycyi,
poprzedzeni przez Wielkiego Inkwizytora, który idąc, modli się
półgłosem, ze zlożonemi przy ustach rękami. — Sąd zasiada
krzesła. — Chwila uroezj-stego milczenia.
W. INKWIZYTOR.
Niech oskarżony wejdzie!... Wy, ojcowie,
Błagajcie kornie Najświętszego Ducha,
By radę swoją, której Kościół słucha,
W ognistem objawił słowie.
Módlmy się.
KAPELAN
(powstając)
CHÓR Z LEWEJ.
Na padół nędz,
Na ziemię łez,
O! przybądź, Duchu boży!
Niech śmierć i noc
Posępną moc
Przed światłem Twem ukorzył
CHÓR z PRAWEJ.
Niech natchnień Twych
Potężny zdrój
186 MARYA KONOPNICKA
Na Kościół spłynie święty!
Wśród błędnycli dróg
Niecił wolę Bóg
Objawi niepojęty I
OBA CHÓRY.
w walk krwawych dni,
Gdy ludzkość drży,
Gdy miecz i stos się sroży,
Hetmanie nasz,
Ty światło wskaż,
Ty przybądź, Duchu boży!...
(w czasie tej modlitwy clióru straż Iiikwizycj'i wprowadza bocz-
nemi drzwiami Galileusza, ubranego w pokutnicze szaty, a od-
daliwszy się sama ku drzwiom, pozostawia go w pośrodku sali)
W. INKWIZYTOR.
Przybliż się, starcze posępny, którego
Od kar najsroższych, zasłużonych dawno,
Jakiemi Kościół zwj^ciężać zwykł wroga.
Tylko te siwe włosy jeszcze strzegą —
1 winy swojej uczyń spowiedź jawną,
Tu — wobec sądu — i ludu — i Boga!
(chwila milczenia; Galileusz postępuje kilka kroków naprzód)
GALILEUSZ.
0 panie! jam był duch wolny, skrzydlaty.
Który w błękitne ulatał przestrzenie;
1 — jak Bóg silny — przez mgły i przez cienie
Przed wzrok swój powołał światy...
Jam był ten, który zbliżyć się ośmielił
W noc ciemną niebo gwiaździste do siebie
I który, w cichem dumaniu, wydzielił
Prawo z chaosu w tem niebie.
Byłem ten, który wyrzekł, że to słońce
Nad waszą głową, panie, gorejące.
Nie jest pochodnią, rozpaloną po to,
By wzejść — i zgasnąć nad wieku ciemnotą...
POEZYE 187
Ze ziemia, drobny pyłek wśród miijona
Globów, ulega wiecznemu ruchowi...
I — że potęga, nigdy niecofniona,
Ruch ten określa, mierzy i stanowi.
Byłem ten, panie, co dość miał odwagi,
By wyrzec głośno, że księga zbawienia
W rzeczach nauki nie tworzy powagi —
I że nie wiedzy strzeże, lecz sumienia...
Że myśli ludzkiej nikt wstrzymać nie zdoła.
Bo ona żywym, samodzielnym ruchem...
Ja byłem głosem, który ))Naprzód!(( — woła
I wstrząsa pleśni łańcuchem!
(szmer w Ił umie)
GŁOSY z PRAWEJ.
Zuchwały kacerzl...
GŁOSY z LEWEJ.
Wielkie wyznanie!... Wzniosły winowajca!
(Herold stuka laską — ucisza się)
GALILEUSZ.
A dziś — za skrzydła złamane ściągnięty
Z słonecznych wyżyn — jara orzeł raniony...
Jam promień, który przygasa — i znika...
Jam odszczepieniec — i prawd wiecznych zdrajca...
Z korony męskiej czci mojej wyzuty,
Z skrępowanemi, jak zbrodzień, ramiony,
Odziany w nędzne łachmany pokuty,
vStoję przed wami — po trzykroć przeklęty!
(nowa wrzawa w tłumie)
GŁOSY UNIESIENIA.
Galileo!... Galileo!...
(Herold stuka)
W. INKWIZYTOR.
Módlcie się, bracia, za tego grzesznika!
188 MARYA KONOPNICKA
CHÓR Z LEWEJ.
Miserere mei, Domina!...
CHÓR z PRAWEJ.
Miserere mei!...
(Cisza — słychać szmer odmawianego półgłosem psalmu)
W. INKWIZYTOR.
Zbliż się! Dłoń połóż na świętą tę księgę
I wobec sądu, co WNrzec ma prawo
Śmierć twą — lub życie, wykonaj przysięgę.
Że błędów swoich kacerskicti się zrzekasz;
Ze odwołujesz swe zdania w przedmiocie
Pitagorejskiej, bluźnierczej doktryny;
Ze nigdy nauk o ziemi obrocie
Głosić nie będziesz ni jawnie, ni skrycie;
Ze z szczerą skruchą i poddaniem czekasz
Na wyrok sądu za wielkie twe winy
I że twój obłęd czartowską jest sprawą.
Twe ))Dialogi« będą ręką kata
Spalone, żeby nie plamiły świata
I żeby z dymem rozwiała się zbrodnia;
Ty sam, w więzieniu, każdego tygodnia
Odmówisz psalmy pokutne Dawida.
A teraz zbliż się!
(Galileusz postępuje naprzód)
MARIO
(przedzierając się z tłumu).
Ach! wstrzymaj się chwilę!
(do sędziów)
0 wielcy, straszni, potężni sędziowie!
1 cóż wam z tego, że starzec len blady,
Którego dręczyć byłaby ohyda,
"Wobec tej ciemnej, służalczej gromady,
Co tchem swym stosów roznosi płomienie.
Tę narzuconą przysięgę wypowie
POEZYE 189
I prawdy, która dla was niedostępna
I nie dość jasna — i nie dość prawdziwa,
Drźącemi usty złoży zaprzeczenie?
— Tryumf to mały — i zdobycz posępna...
Głowa scliylona, znękana i siwa!...
Pozwólcie tylko! Ja, w młodych lat sile,
Ja, cobym zgnieść mógł cały ten mur mniszy, —
Tu, na kolanacli, przed wami — w pokorze.
Głosem potężnym, który świat usłyszy.
Nie Ewangelji, lecz żywych ran Chrysta
Dotknąwszy ręką, przysięgę wam złożę.
Że każda prawda jasna, ocz3'wista,
W którą ja wierzę sam — i wy wierzycie —
Kłamstwem jest, błędem, herezją przeklętą! —
Ze dla ludzkości zamkniętą jest droga.
Co wiedzie w głębin duchowych badanie...
Że niema rzeczy — gdy jest niepojętą...
Że zatem niema wieczności — ni Boga!
(wzburzenie w tłumie)
GŁOSY.
Na stos go!... na stos I...
w. INKWIZYTOR.
Straż niechaj bluźniercę
Stąd uprowadzi — i krzyki przygłuszy !
INNE GŁOSY.
Wzniosły szaleniec!
(straż otacza i uprowadza Maria).
GALILEUSZ
(wznosi za nim ramiona)
O synu mej duszy!...
MARIO
(z oddalenia)
Krwawi sędziowie I — czy macie wy serce?
(chwila posępnej ciszy)
190 MARYA KONOPNICKA
GALILEUSZ.
Stało się. Boże wielki! — Jam gotowy.
(Kapelan zbliża się, trzymając krucyfiks).
KAPELAN.
Przyklęknij, synu! Dotknij ręką księgi,
Krzyż ten ucałuj i uchyl swej głowy —
(Galileusz poddaje się tym rozporządzeaiom)
A teraz — słowa powtarzaj przysięgi !
GALILEUSZ
(cichym, złamanym głosem).
Ojcze mój! zasłoń ty oblicze Boga,
Bo wobec Niego to kłamstwo nie zdoła
Przejść mi przez usta... i stań — tak! niech czoła
Mego nie ranią te spojrzenia wzgardy,
Któremi wstydu ognistą koronę
Czerń ta szydercza, sycząca, złowroga.
Na skronie moje wtłacza znieważone...
KAPELAN
(z współczuciem).
Och! obowiązek straszliwy — i twardy!
(W czasie tego przygotowania Inkwizytor modli się półgłosem,
z przechyloną w tył głową i przymkniętenai oczami. Sędziowie
i kardynałowie powstają dla wysłuchania przysięgi).
KAPELAN.
MÓW, synu!
GALILEUSZ
(klęcząc).
Ojcze! podtrz3'maj mnie nieco...
(z nagłą rozpaczą)
O, niech mi gwiazdy wiekuiste świecą!...
(Kapelan poddaje słowa przj-słęgi, które Galileusz powtarza gło
sem zagasłj'ni).
POEZYE 191
GALILEUSZ.
Ja, syn Kościoła występny, na świętą
Tę Ewangelję przysięgam, wśród skruchy,
Ze cała moja nauka o ziemi,
Której przedmiotem są kształt jej i rucliy.
Jest kłamstwem... fałszem...
(ciszej)
Acłi, ojcze! dość tego!..
(na znak kapelana mówi dalej):
Szatańską pyclią — łierezją przeklętą —
Przysięgam, że się błędami mojemi
Brzydzę — i aż do tclinienia ostatniego
"Wyznawać będę — przed światem — i Romą —
Że ziemia jest — i była — nieruchomą.
Wszystkie pokuty, aczkolwiek surowe.
Jak winowajca przyjmuję w pokorze...
Tak mi dopomóż, wszechmogący Boże!
Tak niech mi światłość wiekuista świeci!
(uroczyste milczenie w tłumie).
GALILEUSZ
(powstając)
Ha! jaka cisza!... Sędziowie, słyszycie
Ten szmer w przestrzeni? — To wszechświat tam leci,
Gdzie wieczne światło — ruch wieczny — i życie!
Klątwa go chwyta...
(silnym głosem):
E pur si muove! ^
> »A przecież się porusza« — słowa przypisane Galileuszowi
przez późniejszą legendę.
I
IV
PROMETEUSZ I SYZYF
»Abyssus abyssum invocat« •
Ps. 41, 8.
' »Przepaść przepaści przyzywa*.
KONOPNIOW POEZYE. VII. J3
POEZYE 195
I. PRZED WIEKAMI.
Noc gwiezdna. Okolica skalista. Słychać grzniol toczącj-ch się
głazów. W ciągu rozmowy gwiazdy gasną. Świta. Prometeusz
w czapce frygijskiej i lirótkiej clilamydzie.
PROMETEUSZ.
Przeklęty łomotl Znów jedna noc stracona. Czło-
wiekowi w takim hałasie trudno byłoby zasnąć, nie
dopieroż bogu. A mnie sen jego tak potrzebnj'. O, jak
potrzebny!... (Nowy grzmot w przepaści) Zeb}'!!! chociaż
wiedzieć mógł, co tam za otchłaniec z piekłem w dy-
ska gra... (Wota): Ho! Ho!
SYZYF »
(glos z głębi)
I ten się stoczył.
' " PROMETEUSZ.
Głos ludzki jakb}'. Czy sł3'szysz mnie, człowieku?
SYZYF.
I ten także się stoczył. Uf!
' Syzyf (Staucpoc, »mędrek«), założyciel i król Efyry (I\oryntu),
u Homera »frant nad franty«, u późaiejszycli człowiek zły i prze-
wrotny, za swoje zbrodnie skazany w podziemiu na toczenie do
górj' głazu, który się mu przed szczytem wymyka i spada na
dół — tu przedstawiciel surowej, roboczej siły.
13'
196 MARYA KONOPNICKA
PROMETEUSZ.
Siłacz jakiś. Jeden może z ty cii jasnowłosy cli ol-
brzymów, którym Zeus skały na ramiona zwalił i w łań-
cuchy zakuł. Powiadają, że kiedy łańcuch zbyt ciśnie,
a olbrzym się poruszy, ziemia drży i zapadają się
góry. A może kamieniarz tylko. (Woia) Hol hol...
SYZYF.
Czy kto woła? Czy tylko skała tak grzmi pod gła-
zami?
PROMETEUSZ.
Hol... Hol...
SYZYF.
Ktoś wola. Ale nie widzę, kto. Pyły kamieni zasy-
pują mi oczy. Zdaje się, jakbym słyszał bicie wiel-
kich skrzydeł... Czy może wiatr tylko? To orzełl
PROMETEUSZ.
Hol Hol... Człowieku!...
SYZYF.
Orzeł, który gada. No, nol 1 nazywa mnie człowie-
kiem. Musi być bardzo wysoko; nie może widzieć, że
jestem tytanem. Z góry nigdy dobrze nie widać, co
się dzieje w dole. Ramię tytana wydaje się stamtąd
gałęzią wikliny, głowa — gorczycznem ziarnem, ka-
dłub — nie większym od tykwy, a nogi, jak dwie
trzciny, które, gdzie posadzisz, tam rosną. Nie może
mnie widzieć. (Woia) A czego tam, ©rle?
PROMETEUSZ.
Orłem mnie nazywał Dziwne pojęcie mają o nas
te istoty, tam w dole żyjące. Z głębi, w którą go Zeus
wtrącił, nie może mnie widzieć. Szatę moją, z wiatrem
wiejącą, skrzydłami być rozumie. Skrzydła 1 Cobym
POEZYE 197
dał za nie! W każdym razie dobra to jest wróżba.
Orzeł, ptali Zeusa. (Woia) A co tam robisz, bracie?
SYZYF.
Mówi: Bracie. Piękna to rzecz, ale nie jest praw-
dziwa. Bracie! Hm! Żebyś ty bratem, bratku, był, to-
bj^ś ty ze mną u roboty stanął i tak samo bary pod
głazy podkładał, jak ja podkładam, a nie bujał gdzieś
po szczytach. Bracie!... Ile razy ci tam w górze po-
mocy naszej potrzebują, to nam mówią: Bracie. Nie
dowierzam ja ci, ptaszku! No, ale słucliać mogę. (Woła)
A czego tam trzeba?
PROMETEUSZ.
Zeb3'ś uciszył te głosy, po przepaściach grzmiące.
Potrzeba mi ciszy!
SYZYF.
Czy nie mówiłem? Potrzeba mu czegoś.
PROMETEUSZ.
Zeus nie może zasnąć.
SYZYF.
To Zeus przysłał cię do mnie?
PROMETEUSZ.
Prostaczyna jakiś! Ale to wiaśnie dobrze mi się
nadaje. Kto wie, czy słuchaćby chciał, gdybym sam
od siebie mówił. A potem, alboż, ściśle rzeczy biorąc,
tak nie jest? Miejsce, na którem stoję, w każdym razie
bliższe jest tronu Zeusa, niż ta dziura, w której on
siedzi; a chociaż Zeus nie mówi ani do mnie, ani do
niego, pewną jest rzeczą, iż gdyby mówił, ja usły-
szałbym go pierwej, a także wyraźniej. (Wołn) Tak
jest! Zeus przysłał mnie do ciebie!
198 MARYA KONOPNICKA
SYZYF.
O, Źle I... Z większą rewerencyą poczynać z nim
trzeba.
PROMETEUSZ.
Ale dlaczego tam taki łomot? Co ty właściwie
robisz?
SYZYF.
Nie wie... Może i nie od Zeusa idzie? W każdym
razie ostrożnie z nim trzeba. (Woła) Głazy pod górę
toczę. Głazy osypują się i okruchy w dół lecą.
PROMETEUSZ.
Okruchy? Nie myślałem nigdy, żeby okruchy mo-
gły sprawiać tak wielki hałas — tak nieznośny, wszystko
głuszący hałas!
SYZYF.
Tak, gdy w przepaść lecą. Zwykle też otrącają
i skałę samą.
PROMETEUSZ.
Czy prędko skończysz tę swoją robotę?
SYZYF.
Czy ją skończę? Nic nie wiem. O skończeniu źa-
dnem nie słyszałem. Jakże chcesz? Toczę głazy, a one
się walą w dół, a ja znów toczę. Jakiż tu może być
koniec? Sam powiedz, czy tu może b3'ć koniec jaki?
Śmiałbym się z pytania twego, gdyby nie to, że mi
pyły zasypują oczy do łez...
PROMETEUSZ.
Czy za pokutę zadano ci tę pracę, biedaku?
SYZYF.
Jakto: za pokutę? Nie rozumiem ciebie.
POEZYE 199
PROMETEUSZ.
Pytam się, czy uczyniłeś co złego, a Zeus rozkazał
ci toczyć głazy, abyś w icłi ciężkości czuł ciężką rękę
jego?
SYZYF.
Nic nie wiem o tem. Od czasu, jakem raz pierwszy
ramionami ruszył i poznał w nicłi siłę, stoję tu i głaz
po głazie w górę z dna przepaści toczę. Ale głazy
znów się staczają na dno. Czasem głazy są cięższe,
a czasem znów lżejsze; ale wszystkie staczają się na
dno. Zawsze też czoło mam w pocie. I grzbiet mam
także w pocie. Żebym tylko mógł... raz chociaż., na
sam szczyt... (Xowy grzmot słychać) Ale nie mogę. To nie
jest pokuta. To jest życie.
PROMETEUSZ.
o siło ślepa, wiecznie czynna I
SYZYF.
Co mówisz, orle?
PROMETEUSZ.
Cześć ci oddaję, jak bogu, i nogą cię, jak robaka,
depcę. Jak chcesz!
SYZYF.
Głosy nasze lecą do siebie, ale się nie rozumieją.
PROMETEUSZ.
Czy pilnuje kto ciebie?
SYZYF.
Nie dobrze słyszę. Kiedym oczy raz pierwszy otwo-
rzył, oczy moje zobaczyły te głazy, w spoczynku le-
żące, a ramiona same się naprężyły do ruchu. Oto
wszystko. Łowcy kóz dzikich wymyślili bajki jakieś
200 MARYA KONOPNICKA
O mnie, ale te nie są prawdą. Prawdą jest to, że głazy
ciągle spadają.
PROMETEUSZ.
Pytam się, czy cię kto w tej robocie pilnuje?
SYZYF.
Nie. Któżby i na co? Czy żyjącego trzeba pilnować,
aby żył? To się samo robi.
PROMETEUSZ.
Jakiż jest cel tej roboty twojej?
SYZYF.
Nie dobrze rozumiem, o co pytasz.
PROMETEUSZ.
Pytam: Dlaczego toczysz te głazy?
SYZYF.
Jakto, dlaczego? Ponieważ spadają, więc je toczę.
To jest bardzo proste.
PROMETEUSZ.
Niezupełnie. Tak samo mógłbyś powiedzieć, że po-
nieważ je toczysz, więc spadają. Rozumiesz?
SYZYF.
Goś nie coś...
PROMETEUSZ.
Da się to mieniąc, jak dwie gałki chleba.
SYZYF.
Ponieważ je toczę... (Mocny grzmot) ...więc... je to-
czę. Ufl
POEZYE 201
PROMETEUSZ.
Tępszy jesteś, niżem się spodziewał. Powiedz mi,
z jakiego powodu podjąłeś tak ciężką pracę? Musiałeś
mieć przecież do tego powód jakiś?
SYZYF.
Tak... bez wątpienia.
PROMETEUSZ.
Jakiż więc?
SYZYF.
Zaraz... zaczel<^aj... Kiedyś wiedziałem o tem, ale
teraz zapomniałem jakoś... (Chwila ciszy) Nie! Nie mogę
przypomnieć. Turkot głazów wybił mi to z głowy.
PROMETEUSZ.
Ale kiedyś, dawniej, wiedziałeś? Nie sposób tak
pracować bez świadomości celu pracy.
SYZYF.
Niezawodnie, niezawodnie, musiałem wiedzieć!
Tylko że mi to jakoś wywietrzało z głowy. Co chcesz?
W takim trudzie! Zaraz... zaczekajno... (Nowa chwila ciszy)
N'e, nie mogę! Ale powiem ci, że to wszystko jedno.
Nawet, powiem ci, że tak jest lepiej. Pamiętam, że
i mnie o to kiedyś chodziło: po co? dlaczego? Ale,
oprócz łamania w kościach miałem wtedy jeszcze
i w mózgu łamanie i to rai sprawiało dystrakcyę. Teraz
toczę głazy... Jak to ty mówiłeś?
PROMETEUSZ.
o głupi!
SYZYF.
...Ponieważ spadają. (Nowy grzmot) Uf!
202 MARYA KONOPNICKA
PROMETEUSZ.
Potężnym głosem udarował cię Zeus-Rodziciell
Wskroś grzmotu skał cię słyszę. Zeus-Rodziciel dał ci
głos I
SYZYF.
Mnie zrodziła ziemia.
PROMETEUSZ.
Zapewne, ziemia. I mnie także. Ale łiyła mi matką
tylko według ciała. Myśl moja z bogów idzie.
SYZYF.
Ale mnie zrodziła ziemia.
PROMETEUSZ.
Mowa twoja nauczyła się od twoich głazów zawsze
w dół spadać. Więc ty to życiem zowiesz?
SYZYF.
Ponieważ żj^ję. Ale co ty tam robisz w górze? Nie
pojmuję wogóle, co tam można robić w górze? Tu
co innego. Tu pełne ręce roboty. Ale tam, w górze?
PROMETEUSZ.
Wieczne przekleństwo rozbratu między przepaścią
a szczytem! I ja żyję, bracie.
SYZYF.
Więc i ty głazy toczysz?
PROMETEUSZ.
Uśmiech wywołujesz na usta, które od niego dawno
już odwykły. Żałuję, że nie mogę widzieć ciebie.
SYZYF.
I powiedz mi... Czy głazy twoje bardzo ciężkie?
Ale stań bliżej, żebym cię lepiej mógł słyszeć.
POEZYE 203
PROMETEUSZ.
Żyję, ale życie moje to nie jest toczenie głazów.
To nieśmiertelny pęd i ruch myśli. Z bogów to mam.
SYZYF.
Ale cóż ty właściwie rołjisz?
PROMETEUSZ.
Prawdy szukam.
SYZYF.
Czy zginęła?
PROMETEUSZ.
Nie była znalezioną nigdy.
ECHO.
Nigdy...
DALSZE ECHO.
Nigdy...
SYZYF.
Skąd wiesz, że coś, co nie było znalezionem, istnieje?
PROMETEUSZ.
Czuję ją.
SYZYF.
Więc ona boli ciebie?
PROMETEUSZ.
Tak, ponieważ jej nie znam.
SYZYF.
Nie pojmuję! Jakim sposobem może boleć coś,
czego nie znam. Kiedy mam grzbiet zraniony i zszar-
204 MARYA KONOPNICKA
pana skórę, boli mnie, ale wiem dobrze, co ranie boli,
ból mój znam, po imieniu ci go nazwać mogę. Wiem
też dobrze, jak nazywać głaz, co mi ból zadał. Kopię
go i krzyczę: przeklęty 1
ECHO.
Przeklęty...
PROMETEUSZ.
Tak. Ale coś, co poznać pragnę, więcej jeszcze
boli, niż ból, najlepiej znany.
Biedn}' orlel
Co mówisz?
Mówię: biedny 1
...Biedny!...
SYZYF.
PROMETEUSZ.
SYZYF.
ECHO.
PROMETEUSZ.
Zdaje się, jakobj^ ta przepaść litować się nademną
śmiała.
SYZYF.
Nie zważaj. Ona jest jak dziecko, które powtarza
słowa cudze, bo nie umie jeszcze mówić samo. W ro-
dzie moim jest wieść, że i to z czasem przyjdzie.
Przepaści, które do siebie krzyczeć będą skroś ziemi.
Dna oceanów, zmawiające się szeptem między sobą...
Hę?... Jak ci się zdaje?
PROMETEUSZ.
Bliższe twe słowa prawdy, niżeli sam sądzisz. Kied}'
się o nędzy ziemi tej zadumam, krzyk taki już słyszę,
a szepty otchłani budzą mnie ze snu mego.
POEZYE 205
SYZYF.
To ci się zdaje. Wieść mówi, że nastąpi to wtedy,
kied}' mnie ramiona opadną. A one lirzepliie jeszcze 1
Świat utrzymają, gdy się walić będzie. Ale powiedz-że
mi, jak sobie radzisz z tern szukaniem?
PROMETEUSZ.
Po światło idę. Dla ludzi i rzeczj^ po światło idę,
do początku ludzi i rzeczy. Do Zeusa.
SYZYF.
A skądże wiesz, że ono tam jest właśnie?
PROMETEUSZ.
o bluźnierco! Nie dziwię się, że cię bogowie na
dno przepaści strącili.
SYZYF.
Ale bądź pewny, że mnie nikt nie strącał! Zawsze
tu byłem. Co zaś do światła, to widzisz, taka rzecz
albo jest wszędzie, albo jej nigdzie niema.
PROMETEUSZ.
Zaciekawiasz mnie. Przepaść, która rozumujel To
mi się podoba!
SYZYF.
Bo widzisz, chodzić gdzieś po światło, to znaczy
iść bez światła, a zatem iść po omacku, a zatem zbłą-
kać się i wcale nie trafić. Światło, widzisz, samemu
sobie skrzesać trzeba, a nie chodzić po nie.
PROMETEUSZ.
Nie rozumiem...
SYZYF.
Zaraz ci powiem. Kiedy tu, w otchłani mojej, skała
o skałę, głaz o głaz uderzy, wybiega iskra i robi się
206 MARYA KONOPNICKA
widno. Na mgnienie oka, ale widno. Otóż uderzaj i ty
tam rzeczy podobne o siebie, a dobędziesz z nich
światło. Uderzaj mocno tylko! Niech ci nie chodzi
o to, że się coś rozbije, strzaska. Człowieka o Zeusa
naprzykład. Jeśli człowiek wytrzyma, to będziesz miał
z tego taką jasność, że to hal
PROMETEUSZ.
Przemawiasz, jak szaleniec. O świetle też i źródle
jego pojęcia, widzę, nie masz. Powiedz mi, czy mo-
żesz podnieść głowę?
SYZYF.
Jakto, czy mogę? Podnoszę ją zawsze tak wysoko,
jak wysoko głaz zatoczyć mi się uda. Ale to na nic.
Spada zawsze.
PROMETEUSZ.
Głaz, czy głowa?
SYZYF.
Głaz spada. Schylam się wtedy, aby go podnieść
na nowo. Powiadam ci, że grzbiet mam w pocie i czoło
mam w pocie. O głowę mniejsza. Głowa także spada.
PROMETEUSZ.
Ale kiedy głaz w górę toczysz i oczy podnosisz za
nim, czy widzisz jasność złotą, tam wysoko, u szczytu?
SYZYF.
Ja wtedy zamykam oczy, bo się żwiry na mnie
sypią. Zresztą, gdybym wyżej dojrzał, możebym i głazy
wyżej musiał toczyć. Dziękuję za to!
PROMETEUSZ.
O dobrowolna ślepoto otchłani! To może z boku
choć, gdzieś szczeliną, dostrzegasz wazki promyk
światła? Jasność żywą, złotą, drgającą? To słońce!
POEZYE 207
SYZYF.
Tak? Być może. Ale mnie grzbiet nie obsjcha
z potu. Głazy wciąż toczą się na dno.
PROMETEUSZ.
Co dnia wychodzi z morza i z złotych włosów trzę-
sie na świat róże. Wstępuje wyżej coraz. Zapładnia
Icłosy, winnice mocą i słodyczą zaprawia, w łąkach
stada mnoży, sokiem nalewa jagody w lasach, a usta
dziewic maluje purpurą. Wstępuje wyżej coraz. Wy-
ciska żeńcom pot z czoła, żar w piersiach mężów
nieci, jelenia pędzi za łanią w kniei, żywice z syko-
morów toczy. Wyżej jeszcze wstępuje. Ziemia żarem
dyszy, pierś jej faluje od zbóż i kwiecia, z mrowisk
bije woń myrry, rzeki płyną szafirem, powietrze
z rozkoszy omdlewa. Staje nareszcie słońce na wyży-
nie swojej, promienne, boskie, błogosławione, wielkie I
SYZYF.
Bardzo piękna bajka! Uf!...
PROMETEUSZ.
Ale i nocą boskie światła na niebiosach płoną. Pło-
nie Selene słodka, róży białej, palącej się, podobna;
płonie Oryon przejasny, czerwony Ares, Wenus, Hera
życiodajna i Apollo z Lirą. Płoną gwiazdy pięcioro gie,
ludziom przj^jazne, sen błogi dające, i gwiazd)^ trzy-
rogie, na które dobrze jest nie patrzeć długo. Nie-
skończoność świateł srebrzystych... Ale to wszj^stko
niczem jest przy wiecznym ogniu, po który idę. Zeus
go ma. Zeus go trzyma w mocnych, w nieśmiertelnych
rękach. Ale zazdrosny jest i ani promyka człowiekowi
nie dah Pokazał tylko z dala, ogniami imię swoje na
nawałnicach pisząc, a człowiek, jak urzeczony, jak
oczarowany, począł za niem iść, iść, iść... Zeus drży.
Zeus lęka się... Żebym choć to wiedzieć mógł, czego
on się lęka?
208 MARYA KONOPNICKA
ECHO.
...Lęka...
PROMETEUSZ.
Jeśli rai wzroku udzielił, to na to, ażebym widział
jasno. Kto jasno nie widzi, jest ślepy. Miałżeby Zeus
pragnąć, by człowiek był ślepy?
ECHO.
...Ślepy...
PROMETEUSZ.
Drażni mnie ten głos, który udaje wieszczka i od-
powiada na to, o co nikt nie pyta.
SYZYF.
Mówiłem ci już, żebyś nie zważał na to. Skała ta
powtarza tylko zasłyszane dźwięki.
PROMETEUSZ.
Ależ ja nie powiedziałem, że Zeus się lęka! Ja nie
powiedziałem, że Zeus chce, by człowiek był ślepy 1
Ja pytałem tylko.
SYZYT.
Zapewniam cię, że to, co głos ten powtarza, wy-
mówionem gdzieś, kiedyś być musiało. Wszystko je-
dno: dawniej, czy teraz, czy za lat tysiące. Ale pro-
szę cię, czj' wy tak bardzo szczęśliwi jesteście, że się
szczęścia waszego napatrzyć dosyć nie możecie? Że
wam do oglądania go tak mocnych, tak licznych i aż
boskich świateł trzeba?
PROMETEUSZ.
Przeciwnie! Ród mój jest nieszczęsny. Jest nędzny
i upośledzon.
SYZYF.
Czy także głazy toczy?
POEZYE 209
PROMETEUSZ.
Gorzej, niż głazy I On toczy myśli swoje, a myśli
staczają się na dno. On toczy wolę swoją, a wola sta-
cza się na dno. On toczy ducha swego, a duch stacza
się na dno. Szczytem jest Zeus, skałą — życie, dnem —
nicość.
SYZYF.
I nie ustają?
(Słychać długotrwający łoskot toczącycli się głazów)
PROMETEUSZ.
Nie ustają I
SYZYF.
w takim razie to nie są ludzie. To tytany I
ECHO.
...Tytany...
(Nowy długi grzmot)
PROMETEUSZ.
Zeusie I Słuchaj tego świadectwa przepaści!
<2:s>
KONOPNICIU POEZTE. VM
14
POEZYE 211
II. PO WIEKACH.
I.
Szeroka, w brzasku zórz stojąca dolina. W głębi mgłą zasnute
góry. Świta. Prometeusz, jako uskrzydlony, światłem objęty
geniusz.
PROMETEUSZ.
Mara cię więc, ogniu ^ boski! Mam cię, islcro życia
i nieśmiertelności! Mam cię, Zeusowy gromie, jeden
z siedmiu, które mu stopy liżą. Mara cię, zarzewie
wszechistnienia, wszechruchu, wszechpracy, wszech-
siły!
Na piersi cię niosę, ja, karmiciel świata, na piersi
nagiej, boską twą mocą zżegniętej, cię niosę, i nie czuję
bólu.
I w szponie cię niosę, ja, orzeł ziemi, w spalonym
szponie cię niosę, i nie czuję bólu.
Bo ból mój, to życie milionów. Bo ból mój, to wy-
zwolenie milionów. A tryumf rodu ludzkiego poczęty
jest w mej męce.
• Prometeusz (Ilpojj.rj&euc, wprzewidującya, Mprzezornyw^, jeden
z Tytanów, wj'kradł ogień z Olimpu i obdarzył nim ludzi, za co
został przez Zeusa przykuty do skały Kaukazu, a sęp targał mu
dziobem wiecznie odrastającą wątrobę.
212 MARYA KONOPNICKA
Przelatywałem nad morzem, cały złoty od płomie-
nia twego, o iskro boska, a morze oblało się zorzą.
I W5'szły z fal ciężkich potwory i podniosły spłasz-
czone głowy swoje i patrzyły na mnie.
A ujrzawszy, iż dzień niosę, ucz3'niły szum wielki
i ukrył}' się aż na dno Egejskie.
I przelatywałem nad puszczą, nad puszczą, co za-
rasta Olimp i Oetę, a puszcza zagorzała jutrzennemi
łuny. A wielkie ptaki godzin}- brzasków ocknęły się
i zbudziły po gniazdach swoich i z krzykiem mocnym
krążyły nad wierzcłiołami prastarych, jemiołą świętą
oplecionych dębów.
I najeżył się żbik i skulił grzbiet pstrokat}' i zmru-
żył ważkie szpary żółtych źrenic. A niedźwiedź wstał
i ryknął i wstrząsnął kudł}^ i pomknął ku jaskiniom
tajnym.
Lecz kiedym stanął na ziemi, krąg światła opier-
ścienił stop}' moje i szedł za mną, gdziem się obrócił,
jako niewolnik za panem swym idzie.
A od jasności kręgu tego otworzyły kwiaty modre
swoje oczy i patrzyły na mnie. A gdziem stąpił, bu-
dziła się krasa.
Światłu rozkazujący będzie imię moje.
I będzie imię moje: Dawca siły i Wskaziciel drogi.
Mianem mojem wielii na się wołać będą, a ludy nosić
będą zawołanie moje, jak gwiazdę, na czole.
I będzie imię moje: Objawiciel i Odkupujący.
I przyjdą rzesze ciemne i otoczą mnie; a zaś uczy-
nię, iż przewidzą w słońce.
Lecz choćby oślepły w blasku więcej, niźli z na-
częcia były, błogosławić mnie będą.
I będzie imię moje: Wódz i Prorok.
POEZYE 213
I pójdą rzesze za mną, gdziekolwiek je powiodę.
I nazwą śmierć zwycięstwem, a rany balsamem,
A choćby hufce one padły i pomarły, chwałę moją
śpiewać będą, a pieśń ta zmartwychwstaniem ich
będzie.
I będzie imię moje: Naprą wca i Odnowiciel.
I rzucą się ku mnie rzesze, niezrodzone jeszcze,
i świat nowy w imię moje budować będą.
A choćby padło dzieło ich i zginęło, a oczy ich
nie oglądały szczytu budowania, imię moje hasłem
podawać sobie będą.
I będzie imię moje: Rozwiązujący i Wyzwalający.
I wszelka przedeniną kaźń otwarta i skrócona będzie,
a zdeptany stopą Zeusa podniesie głowę w słońcu.
Jak pali!
Do mięsa, do żywej kości przegryza się przez skórę.
Ale nie puszczę. Ręki z ogniem z zanadrza nie wyjmę.
Obaczyćby mógł Zeus, pogoń wysłać za mną.
Jak pali!
Czuję swąd skóry własnej i skwierczenie ciała...
Prędzej, prędzej! Do siedzib ludzkich prędzej! Nim
ujrzy mnie Helios i doniesie Panu, będę już daleko,
daleko!
Słupem ognist3'm, zatloną pochodnią dobiegnę kresu
mego. Z oddechu mego uczynię rzecz, która pali się
i świeci. Duch mój w ciele mojem będzie, jak pło-
mień w alabastrze zamknięty. Alabaster pęka... pęka
ciało moje...
Ogień wieków mocny jest i nieugaszony.
Błogosławię ciebie, męko moja! Trzykroć i trzy-
kroć trzy błogosławię ciebie!
Tak cierpię, że aż omdlewam z rozkoszj' cierpienia...
214 MARYA KONOPNICKA
Dalej! Naprzód! Przed siebie! Ciągle przed siebie!
Ogień niosę! Ogień niosę, z którego Zeus piorun
swej władzy uczynił! Ogień niosę, który ludzi bogom
równymi zrobi!
Ogień niosę! W cień i zimno i skrzepłość śmierci —
ogień niosę!
Do grodów, do siedlisk ludzkich wejdę, na cztery
strony świata go rozdzielę, na czter)' wichry rozdmu-
cham, na cztery słońca rozpalę!
I będą ludy szły i uczynią ogniska wiell<ie i mno-
gie; a nędzarz zatli u nich żagiew swą i pójdzie, nio-
sąc przed sobą boskość swoją, równy twojej boskości,
Zeusie nieśmierteln}^ wieczny!
Ludy i wieki widzę... Lud\' i wieki ogniem zna-
czone idą...
Harfa światła brzmi okręgiem globu, od nocy do
brzasku, od jutrzenki do zorzy, od świtu do zachodu
słońca.
Jaśniej... Coraz jaśniej... Ustępują mgły nocy i błę-
dne tumany. Jak zasłona oblubienic}^ spada opar siny
z łona ziemi. Coraz, coraz jaśniej...
Co tam majaczeje w dali?
Nie jestże to Kaukazus siny? Nie jegoż to śniegi
wieczyste, rozwidnione świtem?
A na nich... Co to?
Nie postaćże to moja rzuca swój cień czarny,
długi?
Jak dziwnie cień się kładzie! Człowiek na skałę
rzucony i przykuty do niej nie inaczej mógłbj- W3'-
glądać. Szczególne widzenie!
Sęp, którj' nad głową moją krąży, złudzony podo-
bieństwem, pada na pierś odbitego od zorzy rannej
POEZYE 215
widma i dziobem w nią głodnym uderza. Nie miał
widać obłowu tej nocy.
Czym się poruszył? Musiałem się poruszyć. Bo oto
widmo drga, kurczy się i wije, jakby w żywej męce...
Patrz, patrz! Otwarta piersi rana...
Patrz I Światło z niej leje się, wypływa, świat,
świat topi cały!...
Ach, to gra promieni wstającego słońca! Szcze-
gólne widzenie. Gdyby tak...
Co mi? Dalej! Dalej! Naprzód!
^!S>
216 MARYA KONOPNICKA
II.
Taż sama okolica, co w części I-ej. Zmierzch letni. Prometeusz
w sandałach i podróżnym płaszczu. Na głowie uskrzydlony ka-
pelusz Hermesa, twarz zakryta w części.
PROMETEUSZ,
Cisza. Czyżby zaprzestał pracy? A może go przy-
walił głaz jalci.
Kamieniarzu 1 Hejl Kamieniarzu I...
Cisza. Gdyby nie ćwierkanie C5'kady, słyszałbyś,
jak się koło czasu po niebie toczy.
■ Kamieniarzu! Hejl...
Niema widać nikogo. Czy tylko dobrze trafiłem?
Jakżem zmęczony! Od czasu tej przeklętej kaźni przyjść
do siebie nie mogę. Na nic zesłabłem. Ta skała, te wi-
chrj', te więzy... A potem te Oceanidyl Szczególniej
te Oceanidyl Co za myśl płakać nad Prometeuszem!
Ach, te istoty żeńskie, wodniste, ten lament fal od
rana do nocy i znów od nocy do rana! Brrr... Jakżem
się nudził! Zginąłbym z nudów, gdyby nie sęp. Sęp...
ten mnie rozrywał!
Ale mi trzeba mówić z tą przepaścią. Kamieniarzu!
Hej! Hola! (Słychać jęk)
Czy to ty jęczysz, mój druhu?
SYZYF.
Przeklinam ciebie!
POEZYE 217
PROMETEUSZ.
Za CO?
SYZYF.
Czekaj. Niechno się podniosę nieco.
PROMETEUSZ.
Przywaliła cię skała?
SYZYF.
Nie. Sam padłem. Z rozpaczy padłem. Rzuciłem
się na samo dno przepaści i głowę ukryłem w pro-
cłiu. Skrzywdziłeś ranie, orle I
PROMETEUSZ.
Ja? Ciebie? A to jak skrzywdziłem?
SYZYF.
Mową. Przewrotnym językiem twoim. Od czasu,
jakeś mi mówił o świetle owera, o milionach świateł,
spokoju nie mam zgoła. Szukam icłi, pożądam, chcę
ujrzeć, chcę patrzeć na nie. Wieki minęł}', na rzęsach
moich zeskorupiały powietrzne pyły, a ja patrzę
w górę... Wciąż patrzę. Ale świateł owych nie widzę.
Pogasły może?
PROMETEUSZ.
świecą zawsze.
SYZYF.
Ale ja ich nie widzę. Kiedy głaz w górę toczę, pa-
trzę, czy nie ujrzę owego złotego światła... Jak je na-
zwałeś?
PROMETEUSZ.
Słońce.
SYZYF.
Tak. Piękna nazwa! Otóż patrzę, czy nie widać
słońca. Ale go niemal
ol8 MARYA KONOPNICKA
PROMETEUSZ.
0 wiekuista ślepoto przepaści! Gorzało mi ono
dzień cały nad głową, jak Icula rozżarzona, biała. Po-
wietrze dotąd drga żarami jego.
SYZYF.
1 świateł nocy upatruję, i także daremnie.
PROMETEUSZ.
świecą przecież, jak dawniej świeciły. Srebrna Se-
lene noc mnie całą wiodła.
SYZYF.
Tu u mnie żadne nie świeci. Nie znam Selene
twojej. Być może, iż ona srebrna, ale ja jej nie znam.
Pocóżeś mi mówił o rzeczach pięknych i błyszczą-
cych, których oczy moje oglądać nie mogą?
PROMETEUSZ.
Ależ tak i dawniej było!
SYZYF.
Dawniej hjło spokojnie. Ciemność była dla mnie,
a ja dla ciemności. Znałem ją i ona mnie znała. Wy-
pełniała wszystkie kąty, wszystkie szczeliny tej jamy.
Cokolwiek nie było mną i głazem, nią było. Ja sam
byłem jej częścią. Czułem ją dokoła siebie i nie pa-
trząc nigdzie, widziałem ją.
-Teraz głaz toczę i patrzę. Nie na głaz patrzę, tylko
oczyma świateł szukam, a głaz ranie kaleczy. A potem,
głazy także zrobił}^ się teraz cięższe. Czy może prze-
paść głębsza?...
Bogdajbym cię nie znał!
Dawniej, pókim o istnieniu świateł tych nie wie-
dział, toczyłem głaz po głazie i nie przykrzyłem sobie
tej roboty.
POEZYE 219
Teraz rozważam. Teraz mi ramiona mdleją, teraz
się ociągam, sam nie wiem, dlaczego...
ECHO.
...Dlaczego...
SYZYF.
Bogdajbyni cię nie znał! Między te ciche skały pu-
ściłeś głos, głos, który je zamieszkał i wielomównemi
uczynił.
Dawniej powtarzały tylko huk głazów, albo krzyk
mój, albo milczenie. Moc w tem była. Moc, powiadam
ci, była i życie. Teraz szepcą. Nauczył}' się szeptów
dziwnych, drażniących; szeptów, które mają twarze.
Czasem twarze te są groźne, czasem szydercze, cza-
sem zalane łzami. Ich niepokój rozdziera mi duszę.
Żadna z nich nie jest spokojną. Czasem bije się to
w ciemności lotem nietoperzowym; czasem wysuwa
z kąta, jak długie, długie żądło, i syczy: Dlaczego?
...Dlaczego...
...Dlaczego...
ECHO.
DALSZE ECHO.
SYZYF.
Słyszysz je?
Skorpiony po ciele mojem chodzą i niedźwiadek
lega za mną i żmija okręca się około nogi mojej,
a szkody mi nie czynią. Lecz to jedno słowo zabiło
ranie.
Czasem ono jest tak małe, jak ziarnko piasku, pod
powieką tkwiące, które ci źrenicę krwawi, czasem
tak wielkie, że mogłoby rozsadzić całą tę jaskinię.
Czasem jest jak klin, do mózgu zabity, czasem jak
szpara w piersi, przez którą ucieka życie.
220 MARYA KONOPNICKA
Zmordowany jestem, zmęczony jestem.
Chciałb3'm nie istnieć! (Chwila ciszy)
Jedno ci jeszcze powiem.
Zdawało mi się dawniej, że toczę głazy z własnej
mojej woli; toczę, bo toczę. Ale teraz tak nie jest.
Teraz wiem, że w pracj'^ mojej jest przymus i rozlcaz.
Jest Iconieczność jakaś* Nad moją wolą jest druga,
potężniejsza wola. Powiedz sam! Czuć, jak ci ręka
czyjaś piersi uciska i do oddechu zmusza. Hę? Co
myślisz?
Oddech, ten cię nie boli, nie wiesz o nim, jest tobą.
Lecz gdyb}' cię do każdego tchnienia kto przymuszał?
Gdyby obca ci ręka... do takiej rzeczy wnętrznej
i cichej, jak oddech... Co myślisz?
Nienawidzę jej!
Właściwie nic może niema. Gdjbym choć to wie-
dzieć mógł, że coś jest! Ale może nic niema. W cie-
mności widzieć nie można, czy co jest, czy niema.
Lecz jeśli niema — nic jest w takim razie. Nic, któ-
remu służę. Nic, które mi rozkazuje. Nic, które jest
panem czegoś... Lecz w takim razie ja także chcę być
niczem! To proste. To takie proste, jak pałka, którą
ci zbój czaszkę rozwala!
PROMETEUSZ.
Skończyłeś?
SYZYF.
Cz}' myślisz, że rzecz taka skończyć się może?
Może się tjlko nie zacząć!
PROMETEUSZ.
Największym pocieszj^ielem jest, kto w cisz}' słu-
cha, gdy bolejący ból mu swój powiada. Bogowie
mają tę ciszę. Milczenie ich nie jest obojętnością, ale
POEZYE 221
ukojeniem. Wszystko, co milczy, pociesza. Śmierć
i Bóg.
Śmierć, gdyb}' mówiła, byłaby życiem. Bóg, któryby
mówił, byłby człowiekiem. Podniesieni są wszakże
nad to oboje tem, iż nie mają głosu.
Pocieszyć cię chciałem.
SYZYF.
Bogdajeś przepadł i z pociechą twoją. A czemże
ty bjłeś, gdyś mi mówił o światłach onych? O boskim
ogniu onym?
PROMETEUSZ.
Drogą do śmierci...
..Śmierci.
..Śmierci.
ECHO.
DALSZE ECHO.
PROMETEUSZ.
Niech i tak będzie 1 To jedno, A teraz przybliż się
i słuchaj.
Z ognia, który Zeusowi chwyciłem i oddałem lu-
dziom, została rai iskra. Jest bardzo drobna, bardzo
jasna i bardzo paląca. Świeci modro, jak jedna z gwiazd
większych; ale chwilami zamienia się w słońce.
Ukrytą ją miałem w piersiach, gdym na Kaukazie
leżał, przykuty do skały za porwanie ognia. Dopiero
przykuwszy mnie, spostrzegł Zeus, że iskrę przykuł
razem ze mną i sępa swego zaraz posłał po nią.
Nieprawdą jest, że sęp szarpał mi wątrobę tylko.
Nie! On serca sięgał. On z serca chciał wyrwać iskrę,
która w niem płonęła. Ale nie zdołał. Została i ocaliła
mnie.
222 MARYA KONOPNICKA
Sto razy byłby mnie Zeus gromem swoim strza-
sliał, gdyby się nie bał, że iskra też zgaśnie. Dla niej
mnie jeńcem żywił, ażbym ją stradał. Ale nie stra-
dałem.
Gorzała w piersi mojej na poranku, jak gwiazda
jutrzenna, a czasu nocnycli straży, jak gwiazda po-
larna. Niesłychanej mocy łuna padała od niej na
Kaukazus stary, a wieczne śniegi jego płonęły w jej
blaskach, jak gdyby pod zorzą.
I budzili się ludzie i podnosili głowy, i patrząc na
Kaukazu szczyty, mówili:
Prometej tam żyw jest! Prometej tara kaźń cierpi!
Prometej świeci w męce!
I stało się, że pojęcie życia i męki, męki i blasku
zórz, kaźni i najw3'ższej chwały, złączj^ły się w ustacli
i w uczuciu ludzi, i tak zostały.
Do czterech żywiołów świata przybył nowy, po-
tężny żywioł: ból.
Ten miał siły za cztery i treści za cztery: wicher
jęku, łez morze, ogień męki i ziemię mogilnych pro-
chów. Na tej, co stanie, wieczne jest. A co łzy napoją,
żywe jest. A co ogień męki wypali, mocne jest. A co
jęk w\'śpiewa na czarnej harfie sw^ojej, tego słucha-
jąc, milionj'^ zmocnione będą.
I zmocniły się serca ludzkie żywiołem nowym
i stanęł)' na nim pokolenia nowe, jak na gruncie ży-
cia, i łamały z sobą chleb jęku i piłj' do siebie łez
czaszę i w upaleniu ducha wydały siły nowe.
Których widząc Zeus, rozwiązać mnielkazał i od-
puścić wolno.
Bo — mówił — przestanie mi ten szczyt w oczy go-
rzeć chwałą umęczonego tego.
POEZYE 223
I wstałem. A z rany piersi moich wyszła iskra ży-
cia i szła przede mną, świecąc mi w drodze. I wy-
ciągnąłem ręce moje i szedłem za nią, gdzie mnie
wiodła.
I rozbrzękła na poranku tysiącem głosów życia
i błysnęła tysiącem barw i kształtów jego. Poruszyły
się ramiona moje i myśli moje pracować zaczęły,
i serce uderzyło nadzieją.
A wtem usłyszałem krakanie sępa i cień skrzydeł
jego, rozjętycti na wscłiód i na zacłiód słońca, padł
na drogę moją. Ptak Zeusowy ścigał iskrę moją, iskrę
żywota.
Przeląkłem się i przywołałem ją tchnieniem; go-
rącem tchnieniem ust wziąłem ją w piersi moje całą
złotą i zakryłem pierś płaszczem, a idąc, szedłem.
Nie ku nadziei teraz szedłem, ale ku ochronie.
A jako siewca ukrywa ziarno siewu swego w ziemi,
tak ja chcę ukryć w tej jaskini iskrę ducha mego.
Bom mówił: Szukać będę czegoś, co mocne jest a ślepe,
i czegoś, co w pracy jest a trwa, i czegoś, co cierpi
a nie wie.
W przepaść męki i ciemności i siedmiorga głodów,
i siedmiorga potów i nędzy, nad którą niemasz, jakąby
stawić można, rzucę iskrę moją.
I rzucę ją, gdzie jest skrzywdzony a cichy, iżby
ku żywotowi dojrzewał, jako źdźbło rodzajne.
Na twardą pierś ją rzucę i na ramiona żylaste,
i rozświecę nią mózg krzepki, jak ugór, co nie ro-
dził jeszcze.
Milczącemu ją dam i temu, który jest cierpliwy.
A dam ją, który nie pamięta początku swej i^racy,
ani wygląda jej końca, A który nie osy cha z potu.
224 MARYA KONOPNICKA
a W rosach znoju chodzi, tego ubogacę. I tak wybra-
łem ciebie.
Rozdzieram płaszcz mój i oddaję ci iskrę boską.
Pójdź, a weź! (Nagła, cicha jasność)
SYZYF.
A!...
^^Sy
I
POEZYE 225
III.
Taż sama okolica, dzień znojny, południe. Na odłamie slłały
siedzi SYZYF. lirótlia bluza kamieniarza, ręce i nogi obnażone
głęboko, postać potężna, rzucająca cień krótki, czarny. Zgiełk
od strony miasta rośnie i opada.
GŁOSY DALSZE,
Podpalacz 1 Podpalacz 1 Chwytać podpalaczal
GŁOSY BLIŻSZE.
Tu szedł... Tędy uciekał...
SYZYF.
Wiatr w polu łapaj! Hu, co dymu walił
GŁOS OBWOŁYWACZA.
Sto uncyi złota za głowę podpalaczal Sto uncyi
złota!
SYZYF.
"W Ogień wsadź rękę, głupcze ! Będzie ci zdro^viej,
niżbyś po nią sięgał,
GŁOS OBWOŁYWACZA
(oddala się)
Sto uncyi złota za głowę... Sto uncyi...
SYZYF.
Hu, jaka łuna I Tęgom ich podkurzyłl
(ONOPNIOM. POEZYE. VII. 15
226 MARYA KONOPNICKA
INNE GŁOSY NIKNĄCE.
Łapaj!... Chwytaj!...
(Zbliża się Prometeusz. Postać anhelliczna) *
PROMETEUSZ.
Znów okrzyk nieszczęścia i winy! Gzy nigdy nie
przebrzmi on nad ziemią?
SYZYF.
Ktoś idzie... Nie od miasta idzie... Przechodzień
jakiś. Dość sobie jakiś szczególny przechodzień 1 Czyżby
i ten coś budował i po kamienie tu szedł, jak Cyklopy
chodzą? Nie wygląda mi na siłacza, niewieleby dźwi-
gnął... Ale ma w sobie coś, za czem kamienie same
iśćby mogłj'... Hu, co dymu!...
PROMETEUSZ.
On... siła! Wyzwolona siła przepaści! On... wielki,
surowy, mocny! Świat z niego nowy dyszy... On... glina
wszystkich posągów, jakie wzniosą wieki, fundament
wszystkich szczytów, wiązanie wszystkich murów...
On, poznaję go! Bądź pozdrowiony, tytanie!
SYZYF.
Syzyf mi imię. Ale ja cię już słyszałem.
PROMETEUSZ.
Tak. Pewny byłem...
SYZYF.
Gdzie ja ciebie słyszałem?... Nie widząc, słyszałem?...
DALEKIE GŁOSY.
Podpalacz!... Podpalacz!... Sto uncyi złota... Chwy-
taj!... Łapaj 1...
' t. i. podobna do Anhellego z poematu Słowackiego pod tym
tytułem.
d
POEZYE 227
PROMETEUSZ.
Byłem pewny, oni Stopy, które pójdą w przyszłość.
Ramiona, które pocliwycą życie. Pierś, która wyda
ostatni okrzyk tryumfu, zanim nastanie wielka cisza
ziemi. On, budownik jutra...
Lecz iskra? Gdzie iskra moja?
SYZYF.
Al To ty, rozdawaczu jasełkowych świeczek? Ty,
którego miałem za orła? Ha! ha! Nie myślałem nigd}-^,
żeś tak marnem lichem! Mniemałem cię być większym,
tęższym, a nadewszystko silniejszym! Dużo silniejszym!
Patrz, patrz, jak się to zabawnie wyświęca! Hal hal...
Za orła go miałem! Za Zeusowegol... O, ja czerwienny
głupiec 1 Nieboraczysko! Toż to ledwie skóra a kości!
Skądże ty idziesz, chudziaku? Czy może znów jaką
latarkę za pazuchą niesiesz? Jeszczem od swędu tamtej
nie odczadział. Widzisz, co się z niej narobiło swędu?
Spojrzno tam, ku miastu!...
Patrz, patrz! A ja z nim gadał, jak z bogiem I O mar-
noto wieczna 1
PROMETEUSZ.
Wielki, potężny, siłę swą czujący! Takim go chcia-
łem. Takim go marzyłem. Rodziciel plemion i wie-
ków... On!
SYZYF.
Gada, jak szaleniec. Komar, któryby oszalał, nie
inaczej brzęczałby nad uchem mojem... Czy masz go-
rączkę, kochanku?
PROMETEUSZ.
Prędzej... prędzej tchnąć ogień boski w tę potężną
glinę! Prędzej pierś mu rozdmuchać... Iskra... Gdzie
iskra, którąm ci powierzył?...
15'
228 MARYA KONOPNICKA
SYZYF.
Iskra nie jest mi już potrzebna. Ale ci powiem, że
przednie miałem widowisko!
Kiedyś ją rzucił, wiesz, tam do mojej dziury, zro-
biło się nagle jasno, ale to tak jasno, żem o kęs nie
oślepł na piękne. Potem przywykłem. I zobaczyłem,
że to, co miałem za głazy, było nędzą moją, a to, co
zdawało mi się szczytem, było głupotą moją, a to, co
zdawało mi się przepaścią, było krzywdą moją. Pa-
dłem tedy i gorzko płakałem. Powiadam ci, do końca
nie wypije ziemia łez tych, którem wylał.
A potem mi nagle łzy oschły i rzekłem: Nie jest
nigdy ciężar nędzy większy nad głupotę nędznego, ani
krzywda nie jest głębsza nad głupotę krzywdzonego.
I podniosłem się.
A kiedym się podniósł, zobaczyłem, że ta jaskinia,
którą w ciemności miałem za świat cały, jest sobie
dość lichą budą i że, dobrze kopnąwszy, rozwalić
ją można. Rozwaliłem ją też zaraz i wytknąłem głowę.
Było jasno. Było przeraźliwie jasno.
Wielkie to światło, o którem mówiłeś, iż dniem
rządzi, świeciło mi prosto w oczy, zrazu podnosząc
się w górę, a potem staczając się na dół.
Patrz}'łem ciągle.
I wyszło z mokrych nizin światło blade, które rzą-
dzi nocą; i to w górę szło nad głową moją, a potem
stoczyło się na dół.
Patrzyłem, patrzyłem ciągle...
I wyszły światła drobne i tliły się nad głową moją,
drżąc bardzo. Ale i te zagasły. Patrzałem dzień, pa-
trzyłem noc, i znów dzień, i znów noc, i jeszcze...
i jeszcze...
POEZYE 229
Wiesz, co ci powiem? Przekonałem się, źe niebo,
Olimp niby, to taka sama, jak moja, tylko szczytem
na dół odwrócona przepaść, źe Zeus jest w niej takim
samym pachołkiem, jakim ja w mojej dziurze byłem,
i że te wszystkie światła, to poprostu większe i mniej-
sze głazy, które on w górę toczy i które ciągle spa-
dają.
Aaa! kied}' tak — myślę sobie — to znów co in-
nego! To jest, właściwie, może nic innego, ale wiesz...
taki mnie opanował śmiech, ale to taki śmiech, źe się
serce trzęsło we mnie, jakby przy skonaniu. A potem
zaraz taka we mnie uderzyła żałość, taki smutek, źe
znów padłem i płakałem.
«
Na głazy te, powiadam ci, padłem, a z łez moich
dwa morzabyś ulał, gorzkie i słone, tak, żeby w nich
wszystkie bestye pozdychały. Tak mi było!
Czegom ja, głupi, płakał, w łeb wal, do dziś nie
wiem. Przepadało coś, ginęło, rozdzierało się we mnie...
Aż i to przeszło.
I ból jest głazem, który się przez pierś toczy i opada.
I wszystko... wszystko...
Więc kiedym to w sobie rozważył, zadziwiłem się
wielkiej nędzy świata.
I zobaczyłem wtedy wiele rzeczy, ale to, mówię
ci, rzecz}'... no!
Bo i czas jest głazem; toczj' się i spada, a proch,
który z niego leci, nazywa się życiem. Szary, gryzący
proch...
(Bierze garść pyłu i dmucha aa nią).
Phhu!!!
Ale mi już niczego żal nie było. Tylko ta jasność
mnie piekła. Piekła mnie tak, żem miał oczy w ogniu...
1 mózg miałem w ogniu. Bo jeżeli żj-cie jest tylko
pyłem tego głazu, który miliony toczą, i jeżeli miliony
230 MARYA KONOPNICKA
giną i padają, myśląc, że przecież głaz ten gdzieś do-
leci, i miecą go gdzieś w górę, a nie dolata i dolecieć
nigdy nie ma, to byle tę całą budę... rozumiesz? ot
tak...
(Czyni w powietrzu rucli kopnięcia)
Zrozumiałeś?...
PROMETEUSZ.
Nędzny! I z tegom błota chciał budować światy I...
Lecz iskra? Gdzie iskra, którąm ci powierzył?...
(Wielki wybuch płomieni nad pałacem się miastem. Słychać
krzyk zgrozy)
GŁOSY DALSZE.
Śmierć! Śmierć podpalaczowi!
GŁOSY BLIŻSZE.
sto uncyi złota za głowę! Sto uncyi!... Chwytaj!
Trzymaj !
SYZYF.
Hu, gorąco! Hu!...
PROMETEUSZ
(wstrząsa nim)
Gdzie iskra moja, szaleńcze?
SYZYF
(kurczy się, wyciąga przed siebie palec i mówi szeptem)
Tam... tam iskra twoja...
GŁOSY ODDALAJĄCE SIĘ.
Łapaj... Chwytaj...
PROMETEUSZ
(podnosi runiczną * laskę).
Iżeś boskiego ognia w pierś nie wziął, aleś zeń
ziemi pożogę uczynił... Iżeś za światłem w górę nie
* Runy — tajemnicze pismo starych Germanów; runiczna
laska —pokryta runami, tajemnicza, czarodziejska.
POEZYE 231
rósł, aleś rzeczy górne ściągnął do własnej nicości...
Na wiek... na dwa... na dwakroć po lat tysiąc oddaję
cię bezruchiowi i senności głazów!
(Syzyf kamienie] e w bezkształtny posąg).
PROMETEUSZ
(zachodzi zmierzchem).
Pomszczony jesteś, Zeusie, gromów boże!
<SS>
DODATEK KRYTYCZNY
SKRÓCENIA.
A — autograf.
Al — autograf,'luźna kartka.
AW — autograf, własność p. Zygmunta Wolskiego.
Pdr — pierwodruk.
BL — Biesiada Literacka.
BW — Biblioteka Warszawska.
KW — Kuryer Warszawski.
NG — Nowa Gazeta.
NR — Nowa Reforma.
Prz — Przodownica.
Tgl — Tygodnik Illustrowany.
<SS>
DODATEK KRYTYCZNY 235
Str. 1.
POEZYE DOBY OSTATNIEJ.
Str. 3.
I. ACH, TA PRZECUDNA, CICHA ŁĄKA...
Al; Pdr ,Na nową szkołę, książka zbiorowa' Kraków,
1907.
Str. 3 w. 3 ,płynie' Pdr; ,bije' A.
» 4 » 7 ,rozzłocą' A; .roztoczą* Pdr.
» 5 » 3 josuszają' Pdr; ,ocierają* A.
Str. 6.
*II. NASZ SZTANDAR.
Al; Pdr Głos Wielkopolanek Nr. I, Poznań, d. 5 kwie-
tnia 1908.
Str. 6 w. 3 ,głuclią' Pdr; ,długą' A.
» — » 19 ,żyje* Pdr; ,życie* A.
» — zam. w. 20: ,A z klęsk jest zmartwychwstanie* A.
Str. 7.
*III. NA JUNGFRAU.
Al; Pdr Sfinks 1908, I, str. 50.
Str. 7 w. 1—4 porządek w A: 4, 3, 1, 2.
» 8 » 9 ,z śmierci' Pdr; ,z męki' A.
» — zam. w. 13 — 14: ,Z łez ta jedna ulana,
W drugiej krwi po kolana* A.
» — w. 19 ,(z płomieni) ognisty' A.
» — po w. 20: ,Ranny tuman jej przędzie
Białe szaty łabędzie,
1
236 MARYA KONOPNICKA
Srebrny tuman zroszon}'
Tka rąbeczek zasłony.
"Wkrótce będzie, wkrótce będzie panna
[młoda gotowa'. A.
Str. 8 w. 22 ,(świat) dźwierz* A.
» — » 24 jGłuclie jęki (ziemi)' A.
» 9 zam. w. 4 ,Grzmot gdzieś słycłiać daleki' A,
» — w. 14 ,złe' Pdr ; ,noc' A.
» — » 19 ,rozdnieje' Pdr; ,zadnieje' A.
Str. 10.
*IV. ROTA.
Al; Pdr Prz 1908, str. 1806; KW 1910, nr. 1.
Str. 10 zam. w. 9: ,(Musi) Przed nim się rozpaść musi
w pył' A.
» — po w. 12:
,Nie damy miana Polski zgnieść.
Nie (daraj^) pójdziem żywo w trumnę,
(Na Polski imię, na jej cześć)
"W ojczyzn}^ imię i w jej cześć
Podnosim czoła dumne: ,
Odzyska ziemię dziadów wnuk, m
Tak nam dopomóż Bóg' A.
» — » 13 ,Nie (dam}, by nas) będzie' A.
» — » — jNiemiec* Pdr, KW; ,Krzyżak' A.
» zam. w. 15 ,Na sercu oręż toczon nasz' A.
» — w. 15 ,wstanie' KW; ,sercem' Pdr.
» — » 17 ,(Otrąbił hasło złot) Pójdziem* A.
» — » — ,zabrzmi' Pdr, KW; ,zagrzmi' A.
Str. 11.
*V. POSŁOM WIELKOPOLSKIM.
Al; Pdr NR 1908, nr. 40; NG 1908, nr. 43.
Str. 11 w. 2 ,swoich' Pdr, NG; ,waszych' A.
» — » 8 jczucia' Pdr, NG; ,gniewu' A.
DODATEK KRYTYCZNY 237
Str. 12 W. 3 jUcha polskiego* Pdr, NG; .słuchu swo-
jego' A.
» — » 10 ,miecz i za' Pdr, NG; .tarczę, za* A.
Str. 13.
*VI. INWOKACYA.
Al; Pdr KW 1909, nr. 1.
Str. 14 w. 8 ,(na sercu) za ryngraf A.
» — » 10 ,(dzień) bój... (dzień) bój* A.
» — » 13 ,(pójdź) idź* A.
» — » 15 ,(Rozjarz (czcią twoją) wielkiego) Niech
się rozjarzą kopuły kościoła* A.
Str. 15.
•VII. Z SIEROCYCH GNIAZD.
Z A odpis p. Stefana Dembego; Pdr Tgl 1910, I, 280;
Pocztówki p. t. Gniazda sieroce. Rok 1911— 1912; ))Pro-
gram«.
Tytuł z ))Programu«. Pod utworem w autografie do-
pisek poetki: »Toby powinno być śpie-
wane na jakąś znaną już dzieciom nutę,
jakąś łatwą, byle nie trywialną. Gdyby
rzecz była za długa, radzę wyrzucić
strofę trzecią. Wieczorna ta modlitwa
mogłaby zostać zmodyfikowana na po-
ranną przez małą zmianę dvvfóch pierw-
szych wierszy, które mogłyby brzmieć:
,Gdy gasną ciche promienie gwiazd
Na jutrzenkowem niebie...'
Str. 15 w. 12 ,ku (tobie) światłu' A.
Str. 17.
POEZYE POŚMIERTNE.
Str. 19.
**I. PODMUCHY WIOSNY.
Al.
238 MARYA KONOPNICKA
Str. 20.
**II. w KOLEBCE Z POLSKIEJ LIPY...
Al.
Str. 20 w. 9:
,(Ty (czarodziejstwem) czarami twej pie-
[śni, co ogniem wybucha,
Dałaś (więźniom) cliwilkę zapomnieć
[o brzęku łańcucha
I byłaś jako słowik co w więziennej celi
I tylko nam na chwilę czarami)
Przecież gdj^ nas porzucisz i t. d.' A.
» — » 12 ,(tyś siostrą) prawdziwą' A.
Str. 2L
**III. NA KWIETNE PUCHY...
Al.
Str. 22.
"IV. SKOWROŃCZĄ W SERCE...
Al.
Str. 22 w. 9 ,(Skroś miesięcznego) Wskroś słonecz-
nego' A.
Str. 23.
**V. PROLOG DO BAJKI.
Al.
Str. 23 w. 7 ,prawdy (wciąż) bladszy (a wciąż) coraz
bladszy' A.
Str. 24.
**V1. TA TYLKO MŁODOŚĆ...
Al.
Str. 25.
*VII. TEKST DO MSZY ŚPIEWANEJ.
Pdr BW 1911, II, 312.
DODATEK KRYTYCZNY 239
Str. 29.
*VIIL PSAŁTERZ DZIECKA.
Al obejmuje tylko ))Do świętych Patronóww; Pdr BW
1911, III, 131.
Str. 36 zam. w. 25—26:
(O święci nasi polscy Młodziankowie)
Do was ja wołam, święci Młodziankowie
(Przyobleczeni w zórz wiecznych szkarłaty).
(Do was ja wołam i wyciągam ręce,
Wszak wy (naj) tam pierwsi głos mój (tam)
[usłyszj^ie
I w straż oddacie najświętszej Panience
1 serce moje i całe me życie)' A.
» — w. 28 ,(życia) serca* A.
» 37 » 5 ,na mojem złóż czole* Pdr; ,połóż mi na
czole' A.
» — zam. w. 6 ,1 ducha twego ogrzej mnie promie-
niem' A.
» — w. 7 ,o Pani' Pdr; ,królowo' A.
» — zam. w. 9 ,Jasna Hetmanko starej Częstocho-
wy' A.
» — » w. 10 ,(Swieć nam nadzieją i) Nad pola
nasze (prze) wzejdź jasną jutrzenką* A.
» — w. 12 ,(zasłona) korona' A.
» — » 14 ,(królowa nasza, bądź) Zdrowaś Marya
i błogosławiona* A.
Str. 39.
MX. W IMIONNIKU.
Pdr BW 1911, III, 344.
Str. 40.
*X. NA OBCZYŹNIE.
Pdr BW 1911, III, 441.
240 MARYA KONOPNICKA
Str. 47.
POEZYE Z LAT 1876—1879.
Str. 49.
**I. GABRYELI.
Al.
Str. 49 tytuł ,(Pamięci) Gabryeli* A.
» — w. 1 ,(gwiazda) wiosna* A.
Str. 50.
**II. MIRAŻE.
AW, zeszycik in 4-o, k. 5.
Str. 52.
**III. BURZA.
AW, k. 6.
Str. 54.
**IV. ŻYCIE — MORZE.
AW, k. 8.
Str. 55.
V. CZCIGODNEMU J. I. KRASZEWSKIEMU.
Pdr »Czcłgodnemu J. I. Kraszewskiemu((. Kraków 1879,
8-ka, str. 7; BL, 1880, 183.
Str. 55 zara. w. 4 ,Jako senne skowronki nad pełną łez
ziemią' Pdr.
» — w. 10 jjako błyski' BL; ,jak promienie' Pdr.
» — » 11 ,kiedyś' BL; ,niegdyś' Pdr.
» — » 13 ,szmery i wróżby' BL; ,wróżby i szmery'
Pdr.
» — » 18 ,czarnych' BL; ,ciemnycti' Pdr.
» — po w. 18:
,1 nad ciszę cmentarną, nad krzj^że i climury,
Na wszystkich siedmiu strunacłi grzmi: resur-
[recturi' Pdr.
DODATEK KRYTYCZNY 241
Str. 55 w. 21 ,przepełaiony* BL; ,przepłoniony' Pdr.
» — » 22 jbujnem' BL; ,sinera' Pdr.
» — po w. 22:
,1 czy ty jesteś mistrzem, co światła i cienie
Bladych naszych błękitów rozdziela uczenie,
A łącząc kształt i barwy w jeden ton uroczy,
Wskrzesza umarłe wieki i stawia przed oczy* Pdr.
» — w. 23 ,i barwą* BL; ,tą barwą' Pdr.
» 56 po w. 8:
,Którym dzisiaj wznosimy toast narodowy
W górę — nad zimne serca i nad martwe głowy*
Pdr.
» — w. 19 ,znicze stare* BL; , stare znicze' Pdr.
» — » 20 jklątwą i jękiem siwego* BL; ,ojcowską
klątwą starego* Pdr.
» 57 » 6 ,Którą' BL; ,Które* Pdr.
» — » 7 ,W dniach smutku własne' BL; ,Ty wiel-
kie w bólu* Pdr.
» — zam. w. 8 ,Z własnych rozdartych piersi, co
łzy i krew ronią Pdr.
» — w. 14 jleci* BL; ,wieje* Pdr.
» — po w. 16:
,1 omijając burzę, która maszty łamie.
Bezpieczny nurt wskazujesz żeglarzom w Pro-
[gramie* Pdr.
» — w. 20 jgłodu i chłodu* BL; ,chłodu i głodu' Pdr.
» — » 23 ,Ty' BL; ,1' Pdr.
» — » 24 ,naszych dębów' BL; ,dębów naszych'
Pdr.
» — » 25 ,1 przepływa kraj' BL; ,1 płynie przez
kraj* Pdr.
» — » 26 jSpada jękach' BL; ,jękach spada' Pdr.
» — » 31 ,sierocą' BL; ,sierocem' Pdr.
» 58 » 5 jtłumioną* BL; ,stłumioną* Pdr.
Str. 59.
POEZYE PROZĄ.
KONOPNtOM. POEZVE. VII 16
242 MARYA KONOPNICKA
Str. 61.
*I. CZAS.
Pdr ))Dla najuboższych. Jednodniówka wydana stara-
niem PP. Ekonomek((. Lwów 1903, str. 9.
Str. 62.
*II. Z PSAŁTERZA WIEKÓW.
Pdr Tgl 1906, II, 734.
Str. 76.
*II1. CHUSTA WERONIKI.
Pdr Tgl 1907, I, 258.
Str. 76 w. 18 jSkurczyfy się*; ,skończyły się' Pdr (za-
pewne pomyłka).
Str. 82.
*IV. TĘSKNOTA WYGNAŃCA.
Pdr Tgl 1911, I, 42.
Str. 87.
UTWORY DRAMATYCZNE.
Str. 89.
**I. JERZY BOHUSZ.
A.
Str. 93 po w. 11:
,(Co się podnoszą jako opar biały,
To tych kalwińskicli pysznych duchów
[sprawa)' A.
» — » » 13:
,(Z któremi pan nasz coś nadto prze-
[stawa)' A.
» — w. 15: ciągnie (na łowy
jCóżby jak nie złe)' A.
DODATEK KRYTYCZNY 243
Str. 93 w. 28 ,(Co tam gadać) To nie śmiechy' A.
» — » 31 ,(0t) Czyby* A,
» 94 » 9 z boku w A dopisany wiersz:
jChoć krzyczą: pilnuj ! on nie wie, nie
[słucha*.
» — » 12 ,(Stał tak) Nieraz widziałem, (jak) że siał
(między drzewy) na polanie' A.
» — » 16 ,człowiek (co zgubił gdzieś ducha)* A.
» — po w. 16 ,(I znaleźć pono już nie ma)' A.
» — w. 26 ,(go od dziecka) nań z maleńka' A.
» — » 27 ,(Na rękach nosił) Dmuchał i chuchał' A.
» — » 31 ,(To płochy ptaszek) Kiedy miłuje* A.
» 95 » 6 na tem się autograf urywa.
Str. 97.
**n. FRAGMENT.
A.
Str. 100 w. 33 ,(świeża) leśna' A.
» 101 » 12 ,(lekuchno) do spania* A.
» — » 29 ,1 cóż? (Chcesz ty być moja)* A.
» — » 31 ,(Ja ojca) Tatusia* A.
» 102 » 12 ,zowią hardą Jewką (przezywają)* A.
» 103 » 5 , (Przed waszą ręką, co mi wianek gniecie)
Przed wstydem' A.
» 104 po w. 14 ,(A ona mi prawi)* A.
Str. 105.
III. Z PRZESZŁOŚCI. FRAGMENTY DRAMATYCZNE.
Pdr ,Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne przez Ma-
ry ę Konopnicką*. Wilno, wyd. E. Orzeszkowej i Sp.
1881.
Str. 116 w. 6 ,głowic'; ,gło\vie* Pdr.
» 137 w. 20 ,Przez*; ,Precz' Pdr.
» 138 » 19 ,Zginiesz*; ,Zgnijesz* Pdr.
» 153 po w. 33 ,Vesalius* pdr.
» 154 w. 34 ,potęgę*; ,potęgą' Pdr.
» 158 » 26 ,mych' brak w Pdr, zapewne omyłka.
16
244 MARYA KONOPNICKA
Str. 193.
IV. PROMETEUSZ I SYZYF.
Pdr BW 1892, III; , Mary a Konopnicka. Prometeusz
i Syzyf. Warszawa, nakł. Gebethnera i Wolffa. 1907.
<S!S>
i
UZUPEŁNIENIA 245
UZUPEŁNIENIA.
(Wyraz lub zwrot przed śrechiiluein podany jest wedle wydania
niniejszego).
T. II. DODATEK KRYTYCZNY.
Str. 36. VII. Co się stało? Pdr Tygodnik Powszechny
1880, 787, tytuł w Pdr ,Coś się stało'.
» — w. 4 ,Co... co'; ,Coś... coś' Pdr.
» — » 10 ,długicłi'; ,lotn3'cIi' Pdr.
» — » 16—19 brak w Pdr.
» — » 24— str. 37 w. 2 brak w Pdr.
» 37 po w. 2:
,Jak obłoczek opałowy,
"Woń się wzniosła z róży kwiatu.
Dzięcioł uniósł ciężkiej głowy
Od koronek swycli warsztatu' Pdr.
» — zam. w. 10 ,Jak mdlejących zórz sztandary'
Pdr.
» — » 15 ,smutki'; ,źądze' Pdr.
» — zam. w. 16: , Razem z mgłą się wznoszą białą'
Pdr.
» — w. 21 ,szepce... szepce'; ,szepcze, ach, ktoś'
Pdr.
» — » 26 jRozkochane'; ,Roztęsknione' Pdr.
Str. 55. XI. Wichrem porwany. Pdr Tygodnik Po-
wszecłiny, 1880, 579.
» — w. 7 ,przechowała dawną, żywą'; ,dawną, żywą
przechowała' Pdr.
246 MARYA KONOPNICKA
Str. 55 w. 14 ,Czyste i jasne'; ,W błękitach kędyś* Pdr.
» — » 18 jWrzosach i mchach'; ,i mchach bladych'
Pdr.
» — » 19 ,A'; ,1' Pdr.
» — » 21 ,pierwszeliljowe rozświty'; ,co dnia bry-
lantowe świty' Pdr.
» — » 24 ,ten potok'; ,źródełko' Pdr.
» 56 » 9 ,A grzmiąc aż w głębi'; ,Aż grzmiąc w głę-
binach' Pdr.
» — zam. w. 12 ,W sto czarnych wichrów spętanych
jak konie' Pdr.
» — w. 13 ,Z stalowym biczem'; ,Z biczem stalo-
wym' Pdr.
» — » 14 ,Ze złotą wstęgą wplecioną'; ,Ze złotym
wężem wplecionym' Pdr.
» — » 17 jSwoich powietrznych'; , grzmiących ko-
pytem' Pdr.
» — » 26 .któremu'; ,kiedy mu' Pdr.
» 57 » 1 jOmdlenia'; .omglenia' Pdr.
» — » 6 jleci kędyś'; ,zda się, słyszę' Pdr.
» — » 9 jSzepcą'; ,Szepcząc' Pdr.
» — zam. w. 10 ,A po przelocie każdej błyskawicy,
Pdr.
» — w. 12 ,nagle krzyk się rozległ*; ,krzyk się roz-
legł ostry' Pdr.
» — » 16 ,śmie'; ,mógł' Pdr.
» — » 23 ,miejsca i godziny'; ,straszliwej doliny
Pdr.
» — » 26 ,szamoce'; .szamota' Pdr.
» — » 29 , grzmocę'; ,grzmota' Pdr.
» — po w. 31:
,1 jeden tylko, mówią, jest ratunek
Dla nieszczęsnego porwanego ducha:
Nie pacierz matki, nie zaklęcie druha.
Nie ust kochanych nawet pocałunek...
Lecz kto ma silną dłoń — i pewne oko,
Niechaj nóż weźmie nowy, poświęcany,
UZUPEŁNIENIA 247
I nim w wichurę skręconą uderzy —
I gdy zobaczy krwi krople, ślad świeży
Zadanej w serce latawcowi rany,
Niech nóż ten wbije przed progiem świetlicy
Do rękojeści krzepko i głęboko,
A jeśli prawda, co mówi podanie.
Bólem odklęty z czarów nawałnicy
))Porwany wichremw znów na ziemi stanie' Pdr.
Str.57 w. 32 ,słowa'; ,słowo' Pdr.
» 58 zam. w. 2 ,Gdy tęcza wstęg swych rozwiewa
już końce' Pdr.
» — w. 7 brak w Pdr.
» — » 8 jMuszę ulatać jak zaklęte duchy' Pdr.
» — zam. w. 10—11:
,1 chociaż w piersi mej tkwi nóż, choć rana
Tak jest głęboka, tak ciężko zadana.
Ze co dzień w krwi mej opływa szkarłaty* Pdr.
Str. 66. XV. Po grudce ziemi. Pdr Prawda 1881,
222 tytuł ,Na pomnik Mickiewicza' brak
w Pdr,
» 66 w. 15 ,bez'; ,lub* Pdr.
» 67 zam. w. 1 ,Aż nieśmiertelnem tknięci słowem
mistrza' Pdr.
» — w. 2 ,ofiary* ; ,ofiarny' Pdr.
» — » 20 , duchów'; .naszej' Pdr.
» — » 25 ,A'; ,r Pdr.
» 68 » 2 ,uczuć'; ,wzruszeń' Pdr.
» — » 15 ,z głosem'; ,z pieśnią* Pdr.
Str.ll8.X. Chodziły tu Niemce... Przedruk z » Gazety
Swiątecznej« w Kuryerze Warszawskim
(KW) 1882, nr. 40.
» 119 w. 4 ,Nie naszej ten*; ,Ten nie naszej' KW.
» — » 19 ,dzwoni'; ,woła* KW.
» 120 » 19 ,w mogiłkach-; ,w mogiłach' KW.
248 MARYA KONOPNICKA
Str. 149. XXXVII. Modlitwy. Pdr Kuryer Warszawski
1910, nr. 279.
» 149 w. 2 ,Niech'; ,Niechaj' Pdr.
Str.218. LV. Pamięci Zaleskiego Bohdana. Dru-
kowane z ))Damnaty((, z poprawieniem
błędów drukarskich. Wprawdzie PNU
jest co do czasu późniejsze od Damnaty,
ale jest to przedruk bez zmiany z PIH,
gdy tymczasem w D (późniejszem od
PHI) sama autorka poczyniła poprawki.
T. III. DODATEK KRYTYCZNY.
Str. 9. IV. A choć ty się ziemio... Pdr Zycie (war-
szawskie) 1888, II, 623, tytuł .Piosenka'.
Str. 64. XV. W Wielki Piątek. A, w książce pa-
miątkowej Biblioteki suskiej, k. 26.
Str. 65 w. 1 ,Że tutaj'; ,1 ze tu' A.
» — » 11 jściekał'; ,kanął' A.
» — » 19 , skroś'; ,wśród' A.
» -- » 22 jKtóre w twą'; ,Co w twoją' A.
» 66 » 8 ,przybity do krzyża'; ,do krzyża przy-
bity' A.
» — » 22 ,bo'; ,i' A.
» — pod utworem data w A: ,Sucha, d. ^/^ 1890'.
Str. 81. VII. Obielił nam... Przedruk z Pdr w »Przed-
świcie« 1895, nr. 22, str. 188.
Str. 95. XXV. Polewały bujne deszcze... Pdr
Kuryer Warszawski 1887, nr. 188.
Str. 95 zam. w. 22 ,Z złotem ziarnem kłosy' Pdr.
» 96 w. 1 ,jeżył pióra'; ,skrzydłem szumiał' Pdr.
Str. 111. XI. Jej pamięci. Pdr Kuryer Warszawski
1887, nr. 239 tytuł ,Pamięci Ludmiły ze
Skrzyńskich Radoszewskiej zm. 28 lipca
r. b. w Nerze'.
Str. 111 w. 5 ,mrok'; ,zmrok' Pdr.
UZUPEŁNIENIA 249
Str. 111 w. 7 ,ścieżka owa*; ,ścieźeczka ta' Pdr.
» — po w. 24:
,Ojcowie starzy wzrok niosą do góry
I myślą — tęsknie wpatrzeni w niebiosy,
Jak ciężkie życie, jak świat ten ponury,
Jak gorzkie losy.
Ojcowie starzy na smętnym swym progu
Skarżą się Bogu.
Lecz cięższa boleść i sroższy cios gromu
W tem pustem gnieździe, w sierocym tym domu,
Który rzuciła, jak ptak, gdy odleci
Od drobnych dzieci...
I gdzie z kochaniem swojem się rozstała.
Cicha i biała'. Pdr.
» — w. 27 ,poruszy'; ,nie wzruszy' Pdr.
» 112 » 23 ,twej'; ,swej' Pdr.
Str. 117. III. Kto cię z nas nie znał... Kłosy (Kł)
1887, 230, z d. 14 kwietnia.
Str. 117 po w. 20:
,Gdy my bez ducha, skarleli nędzarze.
Tracili nasze prawo pierworodne,
Tyś sam czcił za nas ojczyste ołtarze,
Miłując matkę za syny wyrodne.
Od chaty szedłeś, od kwietnych futorów,
Zstępując między stare uroczyszcza,
Za tobą tęcze szły pełne kolorów
I złote zorze błyskały nad zgliszcza' Kł.
» 118 w. 1 ,Ty'; ,1' Kł.
» — » 12 ,1'; ,A' Kł.
» — » 13 ,to'; ,tu' Kł.
» — po w. 16:
,A teraz. Panie, modhć się nie mogę
Dla tego ducha o wieczne spocznienie...
Daj mu ruch raczej wieczny a wskaż drogę
Przez serce ludu, przez ludu sumienie'. Kł.
250 MARYA KONOPNICKA
Str.137. IX. w oddalonych...
Str. 138 w. 1 ,rzeczy'; ,rzeczach' P, PNU.
T. V. Str. 90. Adesso parlal
Nie jest to cytat, jakby to wypadało z podpisu
w Pdr ,Michał Anioł'; wedle podania, którego nie zna
jeszcze Yasari, słowa powyższe miał wypowiedzieć
Micliał Anioł po zupełnem wykończeniu statuy Mojże-
sza, znajdującej się na pomniku papieża Juliusza II
w kościele S. Piętro in Yincoli w Rzymie. Źródłem
dla poetki był zapewne ustęp listu Z. Krasińskiego do
R. Załuskiego: ». . . w nim (w Mickiewiczu) siła Ty-
tańska. W oczach posągu Mojżesza, któremu roztłukł
młotem kolana Michał Anioł, mówiąc: wAdesso parlal«
jest coś przypominającego oczy Mickiewicza«. (Listy
Z. Krasińskiego. T. III, Lwów 1887, str. 62).
I
<SS>
i:
ALFABETYCZNY SPIS OBJAŚNIEŃ
251
ALFABETYCZNY SPIS OBJAŚNIEŃ
W TOMACH I-VII.
(Gj'fra rzymska oznacza toni, arabska stronę).
Achaj e III 198
abbatessa IV 239
Adesso parła I VII 250
Adonai I 166
Adonis IV 242
adwokacya IV 153
Afrodyta III 195
ś. Agrykoli kościół
V 210
Aigues Mortes V 185
akademia VII 112
akolita V 171
akweduk V 196
Albigensi V 205
alkierz V 226
»A1 mare...« IV 176
Alyscamps V 213
Amfitryta III 194
amfora II 181
Amorki na fryzie IV
55
Anakreon II 135
Anaksymenes III 195
anatema I 208
Fra Angelico IV 12
antyfonał V 171
antystrofa I 2
apokryfy VI 74
apsyda IV 34
arabeski II 7
Ara Coeli VII 170
Archimedes VII 113
archont III 197
arena II 229
Ares III 235
Ariosto L, II 129
arkana VI 47
arlekin I 133
Arlezyanki V 183
La Arraana V 181
arsenał wenecki IV 8
arum IV 11
Aryman VI 262
Aryowie VI 19
Arystoteles VII 111
Arystyda atrium IV
69
Asnyk A. III 124
Atellany II 213
Atenę III 205
Atlantów korona VI
180
Attalus I, I 174
Aubanel V 177
augurowie III 241
Aussee V 168
Ave... I 219
Ave, Caesar! II 181
Avernus IV 169
Awentyn I 160
Awinion V 136
Baal-Fegor VI 22
Babilon VI 22
Baccoli IV 162
bachantka II 246
Bacon R. VII 67
Bagnasco IV 156
Baja IV 22
Bambara IV 252
bambino IV 243
Barbentany wieża V
184
barcajuolo IV 243
Barrili A. G. V 263
Bassano rV 105
baśń prastara IV 158
Beatrycze III 57, V 235
befel III 214
ś. Benezeta most V 170
Biała Góra II 105
Biała Woda III 13
Bianchi IV 100. VII 159
Bieszczad II 56
252
MARYA KONOPNICKA
biga IV 230
bisurman III 211
blachy srebrne lY
235
Bocklin A. IV 160
Bojan II 219
bolero VII 153
Borowski L. VI 33
Botticelli IV 119
Brahma V 68
Brunelleschi IV 89
buja V 129
buńczuk III 212
BuonarottiM. A.II129
Buondelmouti IV 100
Burgos VI 85
Byrou II 174
Caesar C. Julius V
196
Cagliari IV 236
La Oamargue V 182
campanile IV 49, 77
canzona IV 176
canzonelta V 147
ii Capitano IV 245
Capri IV 161
Careny port IV 161
carillon V 145
Carignano IV 26
Castel Fiorentino IV
12
Catilina IV 23
Celtyberowie I 203
Certosa San Martłiio
IV 167
Cezareum VII 108
ś. Cezaryusz V 218
Cheronea III 229
Cherso IV 201
Chiaja IV 160
Chiemsee V 34
chlainida II 3
Chopin Fr. III 113
chram III 243
Cimabue IV 97
Clemens VII 111
Cogoletto IV 171
Contra speni spero
II 206
Correggio IV 107
custode IV 104
cyklopskie budowy
I 170
cykuta I 121
ś. Cyryl VII 112
Czandalowie V 67
Czerteż I 10
czesać III 33
Czorsztyn I 14
czuj duch! V 226
Damnata IV 10
Danae IV 9
Dante III 57
w dantejskiej szacie
noc IV 231
darsena IV 163
Demokryt III 200
demon III 73
demos II 181
Deotyma VI 9
Dodona III 243
Dogali II 221
Dolce C. IV 190
Dolores V 239
Domejko I. III 109
Domiaikańska in-
kwizycya VII 170
domowina III 119
donia V 11
Doria-Pamfili willa
IV 44
dośpiać III 139
Drubażka I 19
druidyczne głazy IV
194
Druidzi II 145
dunaj II 99
dyaniczny sierp V 188
Dyonizos I 1
dźwierz VII 8
Edessa VI 74
efeb II 230
eforowie III 234
Egejska czara III 223
Elektra III 228
El-y V 92
Epir III 241
epoda I 2
E pur si muove VII 191
Eratostenes VII 136
Eremici IV 41
Eros IV 291
Eschylos III 226
estrapada V 208
Eta III 238
Euklides VII 113
Evoe! I 183
Excelsior III 31
exodus IV 33
Faenza IV 247
Falieri M. IV 16
far, faro IV 245, VI 14
farandola V 145
Faros VII 124
fatum III 227
Faun barberyński IV
71
Faun kapitoliński IV
65
Felibrowie V 177
ferezya II 93
Fidyasz III 199
Fiesole IV 13
Fiumara IV 178
Fiumicino IV 178
Foce IV 246
Focejczyki V 195
Focyda III 242
Forli IV 247
fosforyczny II 200
francescone V 160
Fryderyk Barbarossa
IV 21
f rygijskie czapki TV 174
Fryne III 198
ALFABETYCZNY SPIS OBJAŚNIEŃ
253
Frynis z Mityleny III
235
fuga V 29
futor V 86
Gabryela VII 49
gagat IV 160
Galatea V 186
Galenus VII 145
gazda III 89
Gęsiówka I 21
ghetto V 159
Gibelliuy IV 100
gimnazyum VII 131
Giotto III 166
— Madonna IV 102
Giudecca IV 104
Giulio papa IV 38
gladyator II 229
ględa IV 87
Glosa IV 33
Gmunden V 40
gniazda sieroce VII
15
Gnostycy VII 111
Gody III 42
Gontram V 199
gospa IV 185
Gozzoli IV 232
Grakchowie V 30
Gran Scoglio IV 175
Grań I 19
— Księży I 21
grobowiec Benedyk-
ta XII V 167
— Jana XXII V 165
Gromadzka I 21
grotesk IV 37
gródek V 257
Grudziński St. II 209
Grywałd I 9
Guillermina krzyż V
154
gwarowe wyrazy i
formy VI 48, 51
Gwelfy IV 100
Hades IV 69
Halleya kometa VII
182
halny wiatr I 12
hejnał I 14
Helios III 223
Heloci I 121
Hera I 120
Heraklidowe czyny
III 204
Heraklit III 198
Herculaneum IV 69
przez Herkula ! II 230
Hermes I 171
Hero i Leander IV
217
herodyusz VII 79
Herofil VII 145
hetera I 121
Heyst VI 197
Hezyod I 2
Hierosolimitana VII
76
Hipparch VII 136
histryon II 213
Homole I 11
homon IV 207
Hunny IV 230
Hus III 206
hymenajos III 235
Idea Magna Mater I
172
idylla I 26
Ikar II 20
da Imola IV 248
inchiostro IV 188
Index (libr. prohib.)
VII 176
Ischl II 100
Iwanhora II 219
Jaąuemard V 149
Jagarnaut III 4
Jahel V 161
.Takóbowa drabina
II 193, VI 182
Jauikulum IV 40
Jarmuta I 9
Jaworki I 19
Jehowa I 166
Jelica IV 205
Joanna królowa V162
Jonowie III 198
Jozafatowa dolina II
175
jug VI 169
juhas I 12
Julia (Capuletti)II216
Jungfrau VII 7
Jussuf V 200
Justinus VII 111
Kabbala V 159
kalenica VI 54
kalokagatos III 191
kancyonał V 166
kanon V 264
Karol Martell V 152
Kartagina Nowa I 195
Kartuzya VI 85
— Certosa IV 17
karyatyda VII 129
katakumby III 114
ś. Katarzyna VI 97
katecheci VII 133
kawka VI 275
Keppler I 140
kindżał I 186
ś. Kinga I 8
ś. Klara IV 230
Klaudya I 169
klepsydra VII 115
Klowis król V 199
komos III 197
korowaj I 13, V 85
kosa IV 209
kosmacz VII 80
koszar I 12
Koszarisko I 10
koturn I 2
kozia noga VI 54
Kralewice IV 206
254
MARYA KONOPNICKA
Kraszewski J. I. III
114
Kritias III 202
krucjata V 174
kruczeć II 111
Krupianka I 21
Krupiańskie Stoki I
16
»jruż III 79
Krywań I 14
kucza IV 207
Kujawy VI 48
kurnej skie dziewki
IV 169
Kunia I 10
Kurpiki VI 51
kuszcz III 33
Kwiryci V 196
Kwiryna! I 171
Lago di Fusaro IV
169
— Lucrino IV 169
laguny IV 104
Laktancyusz VII 180
langwedockie kule
V 150
Latawica III 43
latoś V 11
Lechnica I 16
lektor VII 109
Leśnica I 8
Leuktry III 229
lewada III 137
lex V 63
— Oppia I 179
Lido IV S
liktorzy VII 131
Lirnik mazowiecki
III 121
list żelazny V 159
łitaury V 191
Litenbar I 19
loggia IV 36
logos VII 13
Lucifer V 30
Luini IV 113
Lungarno IV 77
luza VI 35
luzak III 212
Luzyady II 130
łaz I 10
ś. Łazarz V 197
łątka V 15
ś. Lucya IV 230
ług V 86
Łysiny I 22
maccaroni IV 244
madrygał V 199
Magenta IV 238
magia biała i czar-
na IV 94
magowie III 162
Magura III 93
Maik III 157
Manin D. IV 93
Mantynea III 229
Manu V 67
Marę Morto IV 179
s. Maria del Fiore
IV 99
Marszałek (Bouci-
caut) V 149
ś. Marta V 197
ś. Marj-a Magdalena
V 197
Matejko III 123
Maud V 201
Medea IV 201
Medici Cosimo IV
232
Medj'cejskie gwia-
zdy VII 167
medymn I 174
Messeua III 229
messir V 168
mimus V 196
mina (moneta) I 121
minstrel V 136
mir V 250
Miran IV 216
miraże VI 175
Miriam IV 86
Miserere w kapl. Sykst.
IV 146
misiura V 173
mistral V 136
mogiłki III 46
Mojżesz z rogami II 24
molo IV 244
— Lucedio IV 164
Mondino VII 145
Montone IV 247
Mont-Ventoux V 141
mora IV 230
Morettł IV 206
»Most kalinowyw II 219
motylowie V 161
Mozart V 29
Murano IV 8
muzeum VII 136
Myszyniecka puszcza
VI 52
Najady I 176
namiestny V 52
naprożnik II 178
nekropol V 215
Neri IV 100
Nervi IV 155
Nestoryanie VII 112
Niedzica I 15
»niedźwiedź« I 7
Niniwa VI 22
Niobe I 207
Nisida IV 167
Nitrya VII 109
nizam 1 186
Noemi VI 117
))Non dolet« V 95
nów (sierp) II 173
Numid II 230
Oberek VI 49
objata II 171, III 204
obłęk III 2
ALFABETYCZNY SPIS OBJAŚNIEŃ
255
obol II 229
oczeret III 137
oczy złe IV 177
Odyniec A. E. VI 9
Ofelia rv 183
oj czy c III 115
olbrzym (Anteusz) V
106
Olimp III 233
olimpiada III 200
Opołta I 10
orbita II 20
ordynans II 140
Origenes VII 111
Orsowa IV 205
oskoła VI 244
Ossyan IV 28
osterya IV 229
Ostia I 174
ostricajo IV 177
otawa II 139
otrok IV 10
pacześny V 11
Palestrina II 129
Pan rV 58
— Wielki IV 159
parabolanie VII 112
Parma IV 239
parość II 186
Parpaille V 206
pascha! IV 32
Patmos V 51
patrj'styczna teorya
VII 180
patrzący (przysłó-
wek) III 170
Pausilypum IV 174
Paweł V VII 176
Pawia IV 14
pean III 235
don Pedro I VI 80
Pelasgowie III 198
pelikan III 117
Pelion III 223
Penitenci V 204
Penitenci Biali i
Czarni V 157
Perepiat i Perepia-
tycha II 209
Pergolese IV 168
Pessynimt I 173
Pestum II 181
Petrańczyk I 10
Pieniażna I 10
pinia IV 229
Piotrowa bazylika
IV 31
Platon I 2, III 202
płanina VI 90
Pług A. VI 28
podolny rv 111, VI
163
Podskale I 19
)!)Pogoń« I 40
polenta IV 230
polotka IV 83
połonina I 16
ponik V 90
Porta Pia IV 30
Portofino IV 164
Porto Vecchio IV 177
Port Trajana IV 178
wPosłom wielkopol-
skim« VII 11
posowa IV 93
pośledni V 245
powięź I 14
— łomu V 97
Pozzuolł IV 169
Prato IV 51
prefekt VII 137
Prehyba I 10
pretor I 200
Prometej 111 237
Prosną V 89
Prowancj'a V 147
Pruszkowski W. V 5
przechybka VI 50
przegiętka VI 50
przygwałcić II 189
przyłbica V 173
Psyche H 38
Ptolomejowie VII 111
Ptolemeusz VII 136
pukłak VI 51
Punta di Campanella
IV 162
putti IV 229, 241
Pytagoras III 201
Quarlo IV 245
rab III 118
Rabsztyn 1 17
Rafael (Santi) II 129,
IV 109
Rama II 223
rapsod I 2
rańtuch I 15
rąbek I 8
ii Re IV 230
regle 111 229
Renę król V 136
Reni G. IV 190
Requiem V 29
Resina IV 69
Rettenbach II 162
Rienzi Cola V 208
da Rimini Francesca
m 59
Riva degli Schiavoni
IV 10
Rocher des Doms V
137
Rogacz I 11
Roland IV 14
Rorate coeli VI 199
Rosawa II 219
Roś II 219
rota VII 10
Rozdziela I 21
róża mistyczna IV 172
rubież III 32
Rudominy list VI 93
runy (pismo) VII 230
runy (od runo) VI 23
La Ruota V 138
256
MARYA KONOPNICKA
Rusałki II 218
ryngraf III 91
Sabińskie góry IV 33
Salamina III 229
sam (tu) I 226
San Gennaro IV 162
San Michele IV 15
Santa Croce IV 78
saperzy V 115
Sarajewo rv 216
Saturna twierdza VI
78
Savonarola IV 93
Sąd ostateczny Mi-
chała Anioła IV 138
Scipio P. Cornelius
I 174
sclavus saltans II 229
sepet V 115
Serapejon VII 113
sestercyusz VII 128
Sewenny V 179
signa IV 229
signor oste IV 229
signoria IV 233
siklawa III 89, VI 90
silentium IV 241
Sinobrody V 44
»si quis dixerit...« V
73
»Sistina« Rafaela IV
109
siwar I 12
skandować I 2
skarp V 225
Skias III 232
slirzydła jazdy pol.
I 38, III 212
skud V 160
Sławejkow P. VI 90
Słońca ksieni III 139
Słowa Pani III 55
smerek I 10
Sofiści III 193
Sokolica I 10
Sorga V 135
Sorrento IV 162
sośnia V 226
Spartakus II 181
srężoga IV 31
stoa III 193
Stos I 19
strega IV 171
strofa I 2
strom VI 64
Styks VII 14
Stylita VI 257
Sucha góra I 21
sumować V 7
swastyka VII 14
Swetoniusz IV 251
Sybilla Kurnej ska IV
170
»Sybille« Michała A-
nioła IV 129
Sybillińskie księgi I
171
sykomor VII 77
Sykstyna IV 127
Sylla IV 169
symara V 267
Syzyf II 40, VII 195
śloza III 87
Światowid III 90
Święta wyspa IV 178
Świętocliowski A. VI
14
świta II 158
szczudłować III 147
Szekinah V 70
Szekspir W. II 130
Szeol V 111
szlachtowski sołtys
I 21
szuwar VI 92
Tabor III 208
Tacyt IV 251
taj V 7
Tales III 195
Tarcza Scypiona 1 159
pod tarczą— na tarczy
III 224
Tarpeja VI 78
Tartar II 105
Tasso T. II 129
Tebaida VI 257
Teodoryk W. V 199
ś. Teresa V 186
Termopyle III 229
thaumaturgos VII 116
Ticino IV 21
Tintoretto IV 105
tkanka I 16
Torąuemada III 209
trąby w Dnieprze II
158
triclinium I 170
ś. Trofim V 218
trubadur V 147
tryptyk III 166
Tryton IV 158
Trzy korony I 21
tuczą III 105, V 89
tum 1 136, III 209, VI 80
tumuli V 141
tunka IV 217
Turbigo IV 238
turnia I 8
tyn VI 87
Tyr I 181
Tyrteusz II 220
Tytan (Helios) III 6
Uberli IV 100
ubocz I 10
gli uccelli IV 237
z Udine Jan IV 37
ukanąć IV 12, 203
ukraina III 16
urna V 236
uroda V 89
uśpiać V 9
utroczyć VI 95
uwrocie VI 168
Veglia IV 209
ALFABETYCZNY SPIS OBJAŚNIEŃ
257
velarium I 165
Yeprin IV 205
Yercelli IV 113
Vervece IV 162
videntes stellam ma-
gi III 162
Vinciego Madonna
IV 41
Virgo Nera IV 115
Vivanni L. IV 104
Vivaro IV 244
vivos voco... III 97
Wandale IV 230
wasilki IV 87
watra I 14
Wedy V 68
Wełtawa II 105
Wenus planeta VII
167
Wenus z Milo III 225
Weroniki chusta III
216
werset IV 32
widun VI 21
wiec VI 30
Wilcze I 10
Wildnis II 163
Wildstein II 168
wiodący (przysłó-
wek) VI 274
wisz VI 131
włosów targanie i
wiązanie I 31
włóka VI 167
wodze VI 179
Wokluza V 139
Wołkońskich willa
IV 46
Wr/eśiiia VI 26
Young E. IV 171
zakaz wody i ognia
VII 156
Zaleski J. B. II 218
Zama I 181
zapaśny V 261
zbarczyć V 61
zbłysnąć się III 67
Zewsa ptak III 237
zglo I 113
znicz I 115
zuzula V 226
żaleć V 7
Żdźar I 22
żóraw (u studnia III
215
Żyrondyści II 183
żv\vie II 130
<2S>
lONOPNIUKA P0E2TE. VII
17
ALFABETYCZNY SPIS UTWORÓW 259
ALFABETYCZNY SPIS UTWORÓW
TOMU VII
(z wyłączeniem »Poezyi proząw i »Ut\vorów dramatycznychw),
zarówno według początkowycłi wyrazów, jak i tytułów, które
dla odróżnienia oznaczono rozstrzelonym drukiem.
Str.
Ach, ta przecudna, cicha łąka 3
A my myśleli • 11
Burza 52
Bym anielskiemi 29
Co po chlebie 43
Czara morza opałowa 51
Czasem oto 45
C z c i g o d n e m u J. I. K r a s z e w s k i e m u 55
Czy ty mnie słyszysz 19
Do Boga mego 25
D o ś w i ę t y c h P a t r o n ó w 36
Gabryel i 49
Gdy wschodzą ciche 15
Idą dzieci ^
I drobne kwiecie płacze 30
Imię twoje nie było wwiosnaw 49
Inwokacya 13
Jać nie bjłem 43
Jest — bajka 23
Jeślim obraził 32
Jeśliś ty, Polsko 13
Już najgorsza taka droga 41
Już się ranek rozbiela 7
Kiedy mi los 50
Kiedy Pan Jezus 37
Kyrie elejson 25
Miraże 50
260 MARYA KONOPNICKA
Str.
M O d 1 1 1 w a s i e r o t y 32
M o d 1 1 1 w a w i o s e n n a 34
Modrą się wstęgą 34
Mówią, o Panie 31
Myśl się moja 40
Nacmentarzu 36
N a E w a n g e 1 i ę 37
NaJuugfrau 7
Na kwietne puchy 21
N a o b c z y ź u i e 40
Na padół smutków 26
Na star\'ch grobacli 36
N a s z s z t a n d a r fi
Na życie walki 2S
Niech śpiewa Sj-onI 25
Nie rzucim ziemi 10
Noclię jedną 44
O Chryste, któryś żvjąc 35
Ofiarę czystą 27
O, jak cicho 33
Oj, ty morze 42
Oj, tj- ptaszę 45
O podniesiony na krzyżu 27
O ś w i a 1 1 o 31
O Zbawicielu 28
P o d m u c li y w i o s u y 19
P o s ł o m wielkopol sk i m 11
P r o 1 o g d o b a j k i 23
Psałterz dziecka 29
Rota 10
S k o w r o ń c z ą w s e r c e 22
Ta tylko młodość 24
T e k s t d o m s z \- ś p i e w a n e j 25
Truchleję 52
W i e c z o r n y p a c i e r z 33
Wielka godzina 39
W i m i o n n i k u 39
W istności swojej 27
W kolebce z polskiej lipy 20
Wkoło serca narodu 55
W mądrość przedwieczną 26
W s k r u s z e 32
W s m u t k u 30
Wyjdę i klęknę 30
Zarodziców 29
f
ALFABETYCZNY SPIS UTWORÓW 261
Str.
Z a r o cl /. i n n ą w i o s k ę 30
Za współbraci 35
Z s i ei- o c j' c h g 11 i a z d 15
Z wspólnej nam ziemi wyrośli 3G
Zycie — morze 54
<SS>
TREŚĆ 263
TRESC TOMU VII.
POEZYE DOBY OSTATNIEJ, Str.
I. Ach, ta przecudno, cicha łąka 3
TI. Nasz sztandar 6
Tli. Na Jiiugfrau 7
•IV. Rota 10
*V. Posłom wielkopolskim 11
■VI. Inwokacya 13
■VII. Z sierocych gniazd 15
POEZYE POŚMIERTNE.
"I. Podmuchy wiosny 19
■'II. W kolebce z polskiej lipj- 20
"III. Na kwietne puchj- 21
'■IV. Skowrończą w serce 22
**V. Prolog do bajki 23
•■VI. Ta tylko młodość 24
*VII. Tekst do mszy śpiewanej 25
•VIII. Psałterz dziecka 29
*IX. W imionniku 39
*X. Na obczyźnie 40
POEZYE Z LAT 1876—1879.
••I. Gabryeli . • 49
••II. Miraże 50
••III. Burza 52
••IV. Życie — morze 54
V. Czcigodnemu J. I. Kraszewskiemu 55
POEZYE PROZĄ.
•I. Czas 61
•II. Z psałterza wieków 62
264 MARYA KONOPNICKA
Str.
*III. Chusla Weroniki 76
*IV. Tęsknota wjgnańca 82
UTWORY DRAMATYCZNE.
"I. Jerzy Bohusz 89
"II. Fragment 97
III. Z przeszłości. Fragmenty dramat}'czne 105
I. Hypalya 107
II. Yesalius 140
III. Galileusz 163
lY. Prometeusz i Syzyl 193
Dodatek krytyczny 233
Uzupełnienia 245
Alfabetyczny spis objaśnień w t. I — VII 251
Alfabetyczny spis utworów t. YIl 259
«22§>
BINDIl. SEP 7- 1961
PG Konopnicka, Maria
7158 Poezye. Wyd. zupełne,
iC6A17 krytyczne
1915
t.7
PLEASE DO NOT REMOYE
CARDS OR SLIPS FROM THIS POCKET
UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY