Skip to main content

Full text of "Peozye. Wyd. zupeene, krytyczne, opracowaa Jan Czubek; ssowo wstpne Henryka Sienkiewicza"

See other formats


Purchased  for  the 

LIBRARY  of  the 

UNIYERSITY   OF   TORONTO 

frovi  the 

KATHLEEN   MADILL   BEQUEST 


120 


POEZYE 


VII 


6^  '^  r 


MARYA  KONOPNICKA 


POEZYE 


WYDANIE    ZUPEŁNE,    KRYTYCZNE 


OPRACOWAŁ 


JAN  CZUBEK 


TOM  VII 


NAKŁAD  GEBETHNERA  I  WOLFFA 

WARSZAWA   =    LUBLIN  ==    ŁÓDŹ 
KRAKÓW  -  G.  GEBETHNER   I   SPÓŁKA 

NEW  YORKoTHE  POLISH  BOCK  IMPORT.  CO,  INC. 


Pa 
1)6  lin 


WSZELKIE  PRAWA  PRZEDRUKU  I  PRZEKŁADU  ZASTRZEŻONE. 
C3C3  DRUK  W.  L.  ANCZYCA  I   SPÓŁKI  W  KRAKOWIE.  C3C3 


POEZYE  DOBY  OSTATNIEJ 


KONOPKICIU      POEZre.    VII. 


POEZYE 


I.  ACH,  TA  PRZECUDNA,  CICHA  ŁĄKA.. 

Ach,  ta  przecudna,  cicha  łąka. 
Gdzie  myśl  się  moja  we  snach  błąka, 
Gdzie  marzeń  płynie  zdrój... 
—  Anioły  po  niej  cliodzą  rano 
Ścieżyną  w  perły  usypaną, 
Cały  ich  chodzi  rój. 

Do  stóp  aniołom  wieją  szaty, 

W  tulipanowe  zwite  kwiaty, 

W  irysów  długi  pąk... 

Z  barków  im  skrzydeł  wieją  tęcze, 

Pióreczek  pawich  półobręcze, 

A  lilje  kwitną  z  rąk. 

Ani  się  modlą,  ani  kłonią, 
Same  są  światłem,  cudem,  wonią, 
Same  są  liymnem  łask... 
Przedporankową,  błogą  ciszą, 
Wszechukojeniem  świata  dyszą, 
Jutrzenny  roniąc  blask. 

Piersi  im  pasze  stuła  złota. 
Chodzą  anioły  jasne  Giotta 
Na  tłach  szmaragdów,  róż... 
Spokojne  chodzą  i  bezpieczne, 


MAJtYA   KONOPNICKA 


Nim  wsiąkną  w  jakieś  drogi  mleczne, 
Nim  buchnie  liejnał  zórz. 


Ach,  ta  przecudna,  cicha  łąka, 

Gdzie  myśl  się  moja  \\e  snach  błąka. 

Jak  lekki  tuman  mgły... 

—  Szatan  tam  po  niej  chodzi  nocą, 

Gdy  się  stokrocie  gwiazd  rozzłocą, 

I  roni  gorzkie  łzy. 

Z  zwieszoną  głową  chodzi  bladj^ 
A  gdzie  anielskie  ujrzy  ślady, 
Zgubionych  lilij  pęk, 
Przypada  ust}^  gorącemi 
Do  tej  ścieżyn}',  do  tej  ziemi. 
Wybucha  w  głośny  jęk. 

I  w  płacz  uderza,  w  głośne  łkanie, 

I  śniade  czoło  kłoni  na  nie. 

Całuje  ślady  stóp... 

Bez  dumy  płacze  i  bez  mocy. 

Aż  zajdzie  w  pomierzch  czarnej  nocy, 

Jak  w  najczarniejszy  grób. 


A  zaś  anioły  idą  rano 
ScieŻ5'ną  w  perły  usypaną, 
Rój  cały  chodzi  rad... 
Wtem  nagle  ujrzą  łzy  szatana, 
I  upadają  na  kolana, 
By  zetrzeć  z  ziemi  ślad. 

I  myją  go  rannemi  rosy 
I  ocierają  w  złote  włosy, 
W  lilje  kwitnące  z  rąk... 
I  ocierają  w  jasne  szaty. 


POEZYE 

W  tulipanowe  zwite  kwiaty, 
W  irysów  długi  pąk. 

I  osuszają  stulą  złotą 

I  stopeczkami  trawy  gniotą, 

By  łez  tycli  zatrzeć  grzecti... 

—  A  tam,  gdzie  mdleją  nocy  cienie, 
Jęk  z  mroków  słycłiać  i  westchnienie 
I  gorzki,  gorzki  śmiech. 

Rzym  d.  12/1  19U7. 


^^ 


MARYA    KONOPNICKA 


II.  NASZ  SZTANDAR. 

Nasz  sztandar  tkała  żywa  moc, 

Co  śmierci  się  nie  lęka! 

Przez  chmurne  dnie,  przez  głuchą  noc 

Tkała  go  duchów  ręka. 

My  jej  drgającą  snuły  nić, 

Z  serca,  co  żarem  bije... 

Ten  tylko  naród  godzien  żyć. 

Co  czuje  sam,  że  żyje! 

Nasz  sztandar  powiał  w  jasność  zórz 

Na  drzewcu  z  tego  drzewa, 

Co  korzeniami  wszerz  i  wzdłuż 

Wrosło  w  tej  ziemi  trzewa. 

I  nikt  i  nic,  przez  żaden  trud. 

Nie  zerwie  węzła  tego. 

Co  z  ziemią  wiąże  wierny  lud, 

A  ziemię  z  duchem  jego! 

Nasz  sztandar  jedno  hasło  ma 
I  jedno  zawołanie: 

—  W  jedności,  w  pracy  żyje,  trwa, 
Jest  z  klęski  —  zmartwychwstanie. 
My  go  z  czcią  niesieni  w  żj'cia  chram 
Od  ziemi,  od  macierz}... 

—  Ten  tylko  wejdzie  dó  jutra  bram. 
Kto  w  jutro  swoje  wierzył 


III.  NA  JUNGFRAUi. 

Już  się  ranek  rozbiela 
Na  dzień  wielki  wesela... 
Grają  w  zorzach  hejnały, 
Rwie  się  ze  snu  świat  cały: 

-  Kiedyż  będzie,  kiedyż  będzie  Panna  Młoda  gotowa? 

Grzmi  po  szcz5'tach  niuz5'ka, 
Już  Pan  Młod}'  przecyka, 
Już  śle  jutrznie  różane 
Po  słóweczko  żądane: 

-  Kiedy  będzie,  kiedy  będzie  Panna  Młoda  gotowa?  - 

Idą  drużki  do  Panie j, 
O  tej  zorzy,  o  raniej, 
Idą  drużki  z  rozmajem. 
Napotkały  się  wzajem: 
-Jeszcze  nie  jest,  jeszcze  nie  jest  Panna  Młoda  gotowa! - 

Młody  zbroję  przywdziewa. 
Świat  jutrzenną  pieśń  śpiewa, 
Zbierają  się  drużbowie, 
Kraczą  skalni  orłowie: 
■Kiedyż  będzie,  kiedyż  będzie  Panna  Młoda  gotowa? - 


'    Jungfrau  —  góra    w   berneńskim    Oberlandzie    (4167  m) 
w  Szwaj caryi. 


MARYA   KONOPNICKA 


—  Jeszcze  nie  czas,  nie  chwila, 
Jeszcze  noc  się  przesila, 
Jeszcze  w  morzach  śpią  wody. 
Jeszcze  drzemią  narody, 

—  Jeszcze  nie  jest,  jeszcze  nie  jest  Panna  Młoda  gotowa  1  — 

Patrzą  Ludy-Łazarze, 
Rychło  im  się  ukaże. 
Rychło  im  się  wj^jawi. 
Kto  ich  z  śmierci  wybawi, 

—  Rychło  będzie,  rychło  będzie  Panna  Młoda  gotowa?  — 

Posłał  Młody  dwie  rzeki 
Na  gościniec  daleki. 
Posłał  rzeki  dwie  w  posł\', 
B}^  mu  wieści  przyniósł}': 

—  Kiedy  będzie,  kiedy  będzie  Panna  Młoda  gotowa?  — 

—  Idźcie,  rzeki,  do  Pana, 
Ze  już  napół  odziana. 

Ze  na  czoła  granity 
Wian  ognistj'  już  z  wit}', 

—  Tylko  nie  jest,  tylko  nie  jest  ślubna  suknia  gotowa. 

Idą  rzeki  z  powrotem 
Zatrzasnęły  dźwierz  ^  grzmotem 
Zatrzasnęły  dźwierz  burzą. 
Głuche  jęki  im  wtórzą: 

—  Jeszcze  nie  jest,  jeszcze  nie  jest  Panna  Młoda  gotowa. — 

Huczą  wichrem  organy. 
Już  Pan  Młod}'  przybranj', 
Z  pierścieniami  mnich  czeka, 
Złoty  ornat  obleka... 

—  Kiedyż  będzie,  kiedyż  będzie  Panna  Młoda  gotowa?  — 

1  Dźwierz  —  dźwierze,    forma    gwarowa    zam.    zwj-l;łego 
d  r  z  w  i. 


POEZYE  9 

Idą  burze  i  cisze, 

Świat  się  w  sobie  kohsze, 

Idą  czasy  i  wieki, 

Grom  gdzieś  warczy  daleki: 

—  Kiedyż  będzie,  kiedyż  będzie  Panna  Młoda  gotowa?  — 

Ocknęły  się  otcliłanie, 
Słychać  ludów  wołanie: 

—  Otwierajcie  wierze  je, 
Bo  już  świta!  Już  dnieje! 

—  Już  bj^ć  musi,  już  być  musi  Panna  Młoda  gotowa! 

Panna  Młoda  się  chmurzy. 
We  mgłach  lico  zanurzy... 

—  Jeszcze  nie  czas,  nie  chwila. 
Jeszcze  złe  się  przesila. 

Jeszcze  nie  jest,  jeszcze  nie  jest  Panna  Młoda  gotowa. 

—  Jak  od  lądu  do  lądu 
Róg  otrąbi  dzień  sądu. 
Jak  rozpękną  wierzeje, 

Jak  w  przepaściach  rozdnieje. 
Jak  powstaną  doliny. 
Jak  się  zniży  wirch  siny, 
Jak  grom  sądny  wypali. 
Jak  pół  świata  rozwali, 

—  Wtedy  będzie,  wtedy  będzie  Panna  Młoda  gotowa. 


^C§> 


10  MARYA   KONOPNICKA 


IV.  ROTAi. 

Nie  rzucini  ziemi,  skąd  nasz  ród, 
Nie  damy  pogrześć  mowy! 
Polski  mj"  naród,  polski  lud, 
Królewski  szczep  piastowy, 
Nie  damy,  by  nas  zniemczył  wróg... 

—  Tak  nam  dopomóż  Bóg! 

Do  krwi  ostatniej  kropli  z  żył 

Bronić  będziemy  Ducha, 

Aż  się  rozpadnie  w  proch  i  w  pył 

Krzj-żacka  zawierucha. 

Twierdzą  nam  będzie  każdy  próg... 

—  Tak  nam  dopomóż  Bóg! 

Nie  będzie  Niemiec  pluł  nam  w  twarz, 
Ni  dzieci  nam  germanii. 
Orężny  wstanie  hufiec  nasz, 
Duch  będzie  nam  hetmanił, 
Pójdziem,  gdy  zabrzmi  złoty  róg... 

—  Tak  nam  dopomóż  Bóg! 

•  Rota  —  słowa  przysięgi. 


POEZYE  11 


V.  POSŁOM  WIELKOPOLSKIMI. 

...A  my  mj^śleli,  że  wy  tam  staniecie 

W  królewskim  ziemie  swoich  majestacie, 

Ze  W}',  prastary  wiec,  piastowe  kmiecie, 

Grom  w  piersiach  macie, 

A  zaś  na  piersiach  —  ryngraf  szczerozłotj' 

Lechickiej  dumy  i  lechickiej  cnoty. 

A  my  myśleli,  że  wy  tam  staniecie 

W  pożarach  czucia  i  w  tryskaniu  ducha, 

Że  głos  wasz  rozbrzmi  na  całe  stulecie, 

Które  was  słucha... 

Ze  wśród  tej  pełnej  krzywd  i  gwałtów  sali 

Płomień  wam  buchnie  z  serc  i  strop  zapali. 

A  my  myśleli,  że  wasze  prawice 
Stężeją  jakimś  wiekopomnym  gestem. 
Ze  w  twarz  ciśniecie  wrogom  rękawice, 
Wołając:  » Jestem !« 

Że  tej  obelgi  z  was  żaden  nie  strzyma 
I  sam  nad  siebie  urośnie  w  olbrzyma! 

'  Dnia  18  stycznia  1909  r.  uchwalono  w  sejmie  pruskim  bar- 
barzyńską ustawę  o  wywłaszczeniu,  skierowaną  przeciw  pol- 
skim obywatelom  państwa  pruskiego.  Posłowie  polscy  niezna- 
cznj'  tylko  brali  udział  w  rozprawach;  zato  przed  głosowaniem 
złożyli  przez  usta  swego  prezesa  pełną  godności  i  nietajonego 
oburzenia  deklaracyę  zbiorową.  Zdaje  się,  że  poetka  napisała 
ten  utwór,  nie  znając  jeszcze  owej  deklaracyi. 


12  MARYA   KONOPNICKA 

A  my  myśleli,  że  rzuci  tam  wami 

Duch,  jak  piorunem,  w  krzyżackie  te  głowy, 

Ze  nikt  z  was  ucha  polskiego  nie  splami 

Końcem  tej  mowy... 

Ze  się  krwią  własną  wpierw  każdy  zachłyśnie, 

Niż  gwałt  pieczęcią  milczenia  przyciśnie. 

A  my  myśleli... 

—  Lecz  żaden  wybraniec 
Ludu  nie  powstał  rycerzem  swej  ziemi, 
Żaden  jej  nie  był  za  miecz  i  za  szaniec... 
Wy  —  byli  niemi! 

Żaden  z  was  nie  legł,  jak  Rejtan,  u  proga 
Z  ogromnym  krzykiem:  ))Przez  pierś  moją  droga I« 

Żaden,  posłowie,  z  was  nie  wyrósł  mężem 
Dziejowym  ponad  zatrwożone  tłumy... 
Żaden  nie  błysnął  śmiertelnym  orężem 
Wzgardy  i  dumy  — 
I  nie  skamieniał  posągiem  słonecznym 
Honoru  Polski  i  stróżem  jej  wiecznymi 

A  my  myśleli... 


«22g> 


POEZYE  13 


VL  INWOKACYA. 

Jeśliś  ty,  Polsko,  takie  miała  duchy, 

Co  wielkie  żj^cia  wieszczyły  ci  słowo, 

Jeśli  płomienne  natchnienia  wybuchy 

Rzuciły  ciebie  na  drogę  globową, 

Gdzie  wnętrze  gwiazdom  wypala  wiatr  suchy 

W  kształt  nowy,  w  iskrę  ducha  piorunową. 

Jeśliś  prorockie  wzięła  namaszczenie 

Pieśni  —  nie  pójdziesz  w  proch  i  w  nicestwieniel 

Jeśli  cię  duchów  trzymają  kolumny 
Wzniesioną  hostją  u  jutra  ołtarzy. 
Jeśli  u  twojej  niezamkniętej  trumny 
Duchy  twej  pieśni  stanęły  na  straży, 
Jeśli  ci  szumi  w  nich  proporzec  dumny. 
Jeśli  twe  imię  narodom  się  żarzy, 
Jak  gwiazda,  ręką  Bożą  wykowana  — 
To  ty  nie  możesz  paść  i  być  zdeptana! 

Tyś  miała  wielkie  logos'  wielkiej  pieśni, 
Stworzenne  logos,  które  cuda  czyni... 
Archaniołowie  tobie  bezcieleśni 
Służyli  w  ducha  twojego  świątyni. 


>  Logos  (z  greek.)  —  słowo.  Poetka  ma  na  myśli  poez.-itek 
ewangelii  św.  Jana:  »Nn  początku  było  słowo  ...Wszystkie  rzeczy 
przez  nie  się  stały,  a  bez  niego  nic  się  nie  slalo,  co  się  stałow. 


14  MARYA   KONOPNICKA 

A  gdy  odeszli,  jaśni  i  bezkreśni, 
Zostało  słowo  na  życia  pustyni, 
Któreś  ty  w  pieśni  wzięła,  Polsko  moja, 
I  toć  jest  twoja  tarcz  i  moc  i  zbroja! 

To  jest  ten  święty  Styks  S  w  którym  skąpana. 

Wyjdziesz  na  rozblask  nowej  ludów  zorzy 

Pod  wodzą  Króla-Ducha  i  hetmana, 

Co  ci  znak  męki  za  ryngraf  położy. 

Gdzie  przejdziesz,  wstaną  procłiy  z  pod  kurhanu 

1  bój  nastanie  wyroczny,  bój  boży, 

W  którym  zwycięży  ten,  kto  cierpiał  krwawo  — 

I  to  jest  zakon  twój  i  twoje  prawo  1 

A  teraz,  Polsko,  idź,  gdzie  cię  duch  woła, 

A  z  słowa  życia  zbierz  życia  natchnienie, 

Niech  się  rozjarzą  kopuły  kościoła, 

Gdzie  ci  się  stało  pieśni  objawienie, 

I  twej  nadziei  swastyką'^  znacz  czoła! 

Idź,  harfa  twoja  prorocka  po  przedzie 

Pieśń  ci  przyszłości  gra  i  w  przyszłość  wiedzie. 


'  Styks  —  rzeka  zapomnienia  w  podziemiu.  Por.  zwrot 
Słowackiego  w  »Grobie  As^amcmnonaw:  ...»Naga,  w  Styksowym 
wykąpana  mule«. 

2  Swastyka  (z  indyjskiego)  —  odmiana  krzyża,  znak,  or- 
nament czy  sj'mbol,  spotykany  na  najdawniejszycli  zabytkach 
nie  tylko  Indyl,  skąd  nazwa,  lecz  i  innycli  krajów;  wjęz.  staroind. 
znaczy :  btotcoslawieństwo,    życzenie    powodzenia. 


^CSy 


POEZYE  15 


VII.  Z  SIEROCYCH  GNIAZD*. 

Gdy  wschodzą  ciche  promienie  gwiazd 
Na  wieczorowem  niehie, 
Ojcze  nasz,  Boże,  z  sierocych  gniazd 
Podnosim  głos  do  Ciebie: 

Na  chwałę  Twoją  rosnąć  nam  daj, 
Niecłi  nam  Twa  łaska  świeci, 
A  niech  ma  clilubę  ojczysty  kraj 
Z  swych  przygarniętycli  dzieci. 

Tyś  nas  opieką  otoczył  Swą, 
Pisklęta  Twe  bezpióre... 
Niechże  się  dusze  nasze  rwą 
W  górę,  ku  światłu,  w  górę! 

Ojcowską  ręką  błogosław  nas, 
Otwórz  nam  serca  bliźnie, 
A  pozwól  służyć,  gdy  przyjdzie  czas, 
I  Tobie  i  ojczyźnie  I 

Nauheim  cl.  30  kwietnia  1909. 


'Gniazdo  sieroce  —  zakład  hunianitarno-rolniczy,  w  któ- 
rym pod  opieką  przybranych  rodziców  wychowują  się  sieroty 
od  hu  C — 14.  Pierwsze  wgniazdow  założyła  lisiężniczka  liarolina 
Luboniirska  w  r.  1908  w  swych  dol)rach,  we  wsi  Stanislawczyku 
nad  Wiareni  w  pow.  przeniysltini  w  Galicyi. 


POEZYE  POŚMIERTNE 


KONOPNICM      P0E2»E,    VII. 


POEZYE  19 


I.  PODMUCHY  WIOSNY. 

WSTĘP. 

Czy  ty  mnie  słyszysz, 

Wiosenko, 
Gzy  ty  mnie  słyszysz. 
Ze  tam  gdzieś  w  dali  piosenicą 
I  ciepłem  dyszysz? 

Czy  ty  mnie  czujesz. 

Wiosenko, 
Czy  ty  ranie  czujesz, 
Ze  lam  gdzieś  w  dali  swą  ręką 
Łąki  malujesz? 

Czy  t}'  mnie  czekasz, 

Wiosenko, 
Czy  ty  mnie  czekasz. 
Ze  tam  gdzieś  w  dali  z  jutrzenką 
Perły  nawlekasz? 

Czy  ty  mnie  kocliasz, 

Wiosenko, 
Czy  ty  mnie  kochasz. 
Że  razem  z  moją  lirenką 
Po  rosie  szlocliasz?... 


20  MARYA  KONOPNICKA 


II.  W  KOLEBCE  z  POLSKIEJ  LIPY... 

W  kolebce  z  polskiej  lipy  kiedyś  kołysana, 
Zrozumiałaś  ty  sercem  tę  wielka,  myśl  Jana^ 
Więc  wcześnie  poszłaś  z  sierpem  i  z  pieśnią  na  żniwo 
I  zebrałaś  snop  złot}',  swą  sławę  poczciwą. 

Dziś,  gdy  cbleb  z  tego  snopu  rozdzielasz  dla  braci, 
Czemże  ci  ziemia  twoja  za  miłość  zapłaci? 
Gorzkie  rosy  ją  poją  —  i  mętne  jej  wody, 
I  kwiatom  jej  brak  słońca  —  i  myślom  swobody. 

Przecież  —  gdy  nas  porzucisz,  słowiku  tej  ziemi, 
Polecą,  by  się  poić  pieśniami  twojemi, 
I  serca  nam  polecą  za  chmurką  tą  ptaszą, 
Boś  ty  Polką  prawdziwą,  t5'ś  chlubą  jest  naszą. 

•Jana  —  Jana    Kochanowskiego.    Poetka    ma    zapewne    na 
myśli  znany  dwuwiersz: 

Służmy  poczcisvej  sprawie,  a  jako  kto  może, 
Niech  ku  pożytkowi  dobra  spólnego  pomoże. 


f3^S> 


POEZYE  21 


III.  NA  KWIETNE  PUCHY... 

Na  kwietne  puchy,  na  ranka  wiew 
Kładę  me  palce,  dobywam  śpiew. 

Pieśń  barw  i  woni. 
Którą  ci  wiosna  w  majowy  dzień  dzwoni. 

Na  orle  pióra,  na  orli  szpon 
Kładę  me  palce,  dobywam  ton, 

Pieśń  światła,  słońca. 
Którą  do  ciebie  wysyłam  za  gońca. 


cSS> 


22  MARYA  KONOPNICKA 


IV.  SKOWROŃCZĄ  W  SERCE... 

Skowrończą  w  serce  uderzył  ranie  pieśnią, 
Spłonął  poranną  nad  łanem  mym  zorzą, 
Zapacliniał  slcibą,  gdy  pługi  noc  prześnią 
I  świtem  orzą. 

Cień  jego  slcrzydeł  z  czarności  padł  borów 
Na  czoło  moje  Icojący  i  błogi. 
Zaświetniał  w  łąliacłi  pod  tęczą  liolorów 
W  raiedzacli  mej  drogi... 

Wslcroś  słonecznego  nad  cliatą  promienia 
Słyszałem  trzejiot  i  ciche  icli  bicie. 
I  wiesz?  Nie  pustka  błędnego  marzenia, 
Rodzi  go  —  życie! 

I  wiesz?  Nie  w  górne  on  nosi  się  światy, 
Gdzie  my  błądzili  oczyma  łzawemi, 
Lecz  między  zboża  i  zioła  i  kwiaty 
Lata  —  przy  ziemi  1 


<22§> 


POEZYE  23 


V.  PROLOG  DO  BAJKI. 

Jest  —  bajka.  Bajka  z  rodu  —  prawdy  jest  odbiciem 

W  tej  tajemniczej  toni,  co  zowie  się  Ź3'^ciem. 

Nad  tonią  prawda  stoi.  Jasna  i  wysoka 

Pani,  dla  śmiertelnego  niewidzialna  oka. 

W  szumiącą  falę  bytu  wieczną  twarzą  patrzy,' 

A  fala  płynie,  kipi,  wre,  mdleje,  znów  bucha, 

I  niesie  obraz  prawdy  bladszy,  coraz  bladszy, 

Im  bardziej  się  oddala  od  praźródeł  ducha, 

Aź  uczyni  się  prawdy  przesłoneczne  lico 

Mglistą  wizją,  przeczuciem,  snem  i  tajemnicą. 

Mędrcowie,  co  na  brzegu  długim  rzędem  siedzą. 

Wypatrują  jej  rysy  i  zowią  to  wiedzą. 

Lecz  poeta,  ku  zmiennej  pochylony  toni, 

W  tęczowych,  rusałczanych  marzeń  sw3xh  pogoni 

Chwyta  natchnionym  wzrokiem  to  cudne  odbicie. 

Które  na  fali  swojej  przynosi  mu  życie, 

I  nie  wie,  oczarowań,  że  to  prawda  żywa 

I  —  bajką  —  tajemnicze  zjawisko  naz5'wa, 

I  rzuca  się  w  nurt  za  niera  i  póki  tchu  —  płynie 

I  walcząc  z  falą,  śpiewa  i  dla  bajki  —  ginie. 


<3C§> 


24  MARYA   KONOPNICKA 


VI.  TA  TYLKO  MŁODOŚĆ... 

Ta  tylko  młodość  wiosną  jest, 
Co  w  wiośnie  bierze  prac}-  chrzest. 
Ta  tylko  młodość  godna  róż, 
Co,  śmiało  szuka  nowych  zórz. 


^CSy 


POEZYE  25 


VIL  TEKST  DO  MSZY  ŚPIEWANEJ. 

INTROIT. 

Do  Boga  mego,  jak  do  żywej  wody, 
Spragniony  biegnę  w  czas  błogiej  pogody, 
Do  Boga  mego  i  do  Zbawiciela, 
Co  młodość  moją  duchem  uwesela. 

Do  Boga  mego,  do  Jego  ołtarzy, 
Jak  gołębica,  dusza  się  ma  waży. 
Od  rzesz  nieświętych  jedyna  mi  droga 
Do  mego  Boga! 

KYRIE. 

Kyrie  elejson  —  zmiłuj  się,  o  Panie! 
Chryste  elejson  —  winy  nasze  zmaźl 
Wejrzyj  na  ludu  Twego  pokajanie, 
Pokaż  mu  dawne  swoje  zmiło wonie. 
Ojcowską  ku  nam  racz  obrócić  twarz... 
Kyrie  elejson  —  winy  nasze  zmaźl 

GLORIA. 

Niech  śpiewa  Syonl  Niech  brzmi  ziemia  cała 
Odgłosem  hymnów  i  radosnych  lirl 
O,  chwała,  Bogu  na  niebiosach  chwała! 
A  zbożnym  ludom  pokój  tu  i  mir! 


26  MARYA  KONOPNICKA 

O,  wstań,  Łazarzu,  z  swojego  barłogu, 
Wznieś  w  górę  czoło,  zrzuć  śmierteln}'  kir  I 
O,  cłiwała,  cliwała  na  niebiosach  Bogu! 
A  zbożnym  ludom  polcój  tu  i  mirl 

GRADUALE. 

Na  padół  smutków  i  boleści 
Swe  żywe  Słowo  zesłał  Pan, 
I  zstąpił  zwiastun  dobrej  wieści 
I  zakon  został  ludom  dani 

O  Chryste!  Niechaj  zdrój  żywota 
Ze  słowa  Twego  spłjmie  nami 
A  kiedy  burza  się  rozmiotą. 
Wśród  dzieci  Twoje  zestąp  sam! 

CREDO. 

W  mądrość  przedwieczną,  która  światy  tworzy, 
Słońca  zapala,  sieje  blaski  zorzy, 
Morza  napełnia  i  gwiazd  drogi  strzeże, 
W  Boga  i  w  Ojca  wszechistnienia  wierzę! 

W  miłość  najwyższą,  co  wzgardziła  niebem, 
Z  ludźmi  się  dzieląc  gorzkim  życia  chlebem, 
W  miłość,  co  krew  swą  dała  nam  w  ofierze, 
W  zbawcę  ludzkości,  w  krzyż  Chrystusa  —  wierzę! 

W  serc  czystych  Twórcę  i  Pocieszyciela, 

W  światło,  co  wieki  i  ludy  obdziela, 

W  bóstwa  z  człowiekiem  wieczyste  przymierze, 

W  Ducha  Świętego,  w  Trójcę  Świętą  —  wierzę! 

Wiarą  tą  znaczę  pierś  i  czoło  moje, 
O,  spraw  to.  Panie,  niech  przy  niej  dostoję, 
Ukarz,  gdy  lud  Twój  zasłuży  na  karę! 
Lecz  nam  pozostaw  ojców  naszj'ch  wiarę! 


PÓEŻYE  27 

OFFERTORIUM, 

Ofiarę  czystą  i  dar  nieskalany 
Niesiemyć,  Panie,  na  zgładzenie  win. 
Gdy  gromem  błyśnie  Ojciec  rozgniewany, 
Niecłi  męką  swoją  przebłaga  Go  Syn. 

Miłości  oto  najwyższej  objata. 
Wszechmocy  Bożej  moc  tajna  i  cud. 
Zdrój  żywej  wody  obmywa  grzech  świata 
I  chleb  anielski  nakarmią  Twój  lud  I 

O,  przyjmij,  Panie,  ten  kielich  zbawienia, 
Bo  nadszedł  błogi  litości  Twej  czas. 
I  białą  hostją  Twego  przebaczenia 
I  wszechmiłości  obdziel  wszystkich  nasi 

SANCTUS. 

w  istności  swojej  dla  nas  niepojęty, 
Co  słońc  miljony  masz  u  swoich  nóg, 
O,  święty,   trzykroć  święty,  święty,  święty 
Pan  nasz  i  Bógl 

Serafów  chóry,  jak  łan  zboża  zgięty, 
Gwiaździstem  czołem  biją  w  niebios  próg. 
O,  święty,  trzykroć  święty,  święty,  święty 
Pan  nasz  i  Bógl 

BENEDICTUS. 

o  podniesiony  na  krzyżu,  o  Chryste, 
Wyciągnij  ku  nam  przebite  ramiona  1 
Gdy  duch  w  ciemnościach  omdlewa  i  kona, 
Ty  nad  nim  rozpal  swe  światło  wieczyste  1 

0  podniesiony  na  krzyżu,  o  Panie! 

Z  otchłani  wieków  wołamy  ku  Tobie. 

Ty  zbaw  swe  wierne,  a  nawiedź  je  w  grobie 

1  ducha  ożyw  i  daj  zmartwychwstanie! 


28  MARYA  KONOPNICKA 

AGNUS. 

O  Zbawicielu,  o  Baranku  bożj', 
Coś  wziął  na  siebie  Ojca  swego  gniew, 
Kiedy  nas  pomsta  wszechmocna  zatrwoży, 
Gd}'  Pan  prawicę  ciężką  swą  położy. 
Bądź  nam  miłościw,  o  Baranku  boży, 
Coś  za  nas  oddał  ciało  Swe  i  krewi 

BENEUICTIO. 

Na  życie  walki  i  na  skon. 
Na  pracę  ducha  i  na  trud, 
Na  posiew  dobra  i  na  plon 
Błogosław^  Panie,  wiernj'  lud! 

Bądź  w  sercach  naszych,  w  myślach  bądź, 
Błogosław  każdej  chaty  próg, 
Jednością  wzmacniaj,  zgodą  rządź. 
Boś  Ty  nasz  Ojciec,  Ty  nasz  Bóg!... 


*3^ 


POEZYE  29 


VIII.  PSAŁTERZ  DZIECKA. 

ZA  RODZICÓW. 


Bym  anielskiemi  umiał  mówić  słowy, 
By  się  z  słów  moich  rajskie  wiły  kwiatki, 
Kiedy  najdroższe  polecam  Ci  głowy: 
Ojca  i  matki  1 

Jak  drobny  kłosek  pod  słońca  promieniem 
Wyrasta  ziarno  do  plonu,  do  życia. 
Tak  ja  z  ich  miłem  na  ustacłi  imieniem 
Rosłem  z  powicia. 

Co  wiem,  ozem  jestem,  co  myślę,  czem  żyję, 
Wszystko  mi  przez  nich  objawia  Twą  cłiwałę, 
Źródło  miłości  z  ich  serca  mi  bije 
Na  życie  całe! 

Gdy  ojciec  dla  mnie  o  kęs  walczy  chleba. 
Gdy  matki  błyśnie  uśmiechem  twarz  blada, 
Wtedy  Twój,  Panie,  z  błękitów  gdzieś,  z  nieba, 
Cień  na  mnie  pada... 

Wtedy  to  chciałbym  skrzydłami  lotnemi 
Za  Twoim  wielkim  podążać  przykazera. 
Wtedy  to  czuję,  że  oni  na  ziemi 
Twoim  obrazem! 


30  MARYA  KONOPNICKA 

O,  chroń  mnie,  Panie,  bym  kiedy  złym  czynem 
Miał  icłi  zasmucić,  zasępić  im  czoła  1 
O,  spraw,  niecił  czują,  że  dałeś  im  synem 
Swego  anioła! 

w  SMUTKU. 

I  drobne  kwiecie  płacze  łzami  ros}', 
I  drobne  serce  boleść  uczuć  może... 
Smutno  ja  dzisiaj  poglądara  w  niebiosy. 
Mój  Bożel 

Mówią,  iż  życie  ciernista  jest  droga 
I  że  nie  zawsze  przyświeca  jej  zorze... 
Ale  ja  ledwo  odchodzę  od  proga, 
Mój  Boże! 

I  jestem  jeszcze,  jak  pisklę  bezpióre. 
Co  ostrych  wichrów  wytrzymać  nie  może, 
Osłoń  mnie  od  nich!  Odegnaj  złą  chmurę. 
Mój  Boże! 

Idę  i  płaczę,  jak  idą  sieroty, 
W  ciemności  błądzę  i  sercem  się  trwożę... 
O,  niech  mi  znowu  zabłyśnie  świt  złoty. 
Mój  Bożel 

ZA  RODZINNĄ  WIOSKĘ. 

"W5'jdę  i  klęknę  na  progu  mej  chaty, 
I  głos  podniosę  z  ptaszęty  polnemi; 
Błogosław,  Boże,  te  łąki,  te  kwiaty. 
Tę  skibę  ziemi! 

Skowronki  Twoje  puść  nad  nią  zaranne, 
Zbudź  nam  oraczy,  gd}'  dzionek  zaświta, 
I  ros  perłowych  daj  polom  tym  mannę. 
Gdzie  wschodzą  żyta! 


POEZYE  31 

Cichą  pogodę  na  nasze  spuść  strzechy,] 
Niechaj  nam  słońce  nadziei  zaświeci, 
I  niech  ojcowie  zażyją  pociechy, 
Patrząc  na  dzieci  I 

Tyś  sam  w  mem  sercu  zaszczepił  kochanie 
Dla  rodzinnego  zagona  i  gniazda. 
O,  niech  im  wzejdzie,  mój  Ojcze  i  Panie, 
Twej  łaski  gwiazda  1 

Ten  jeden  zakąt  w  Twych  światów  przestworze 
Umiłowałem  siłami  wszystkiemi,.. 
Wysłuchaj  głos  mój,  błogosław,  o  Boże, 
Tę  skibę  ziemi! 

o  ŚWIATŁO, 

Mówią,  o  Panie,  że  pielgrzymom  świętym. 
Gdy  idą  nocą  w  ciemności  i  trwodze, 
Złotym  promieniem  od  gwiazdy  odjętym 
Przyświecasz  w  drodze. 

Anioł  przed  nimi  tę  niesie  pochodnię. 
Do  białej  lilji  zatkniętą  kielicha, 
A  oni  święci  i  boży  przechodnie 
Modlą  się  z  cicha. 

Aż  ocknie  jeden  i  drugi  i  trzeci 
Z  dumań  o  Tobie  i  z  szeptu  pacierzy 
I  ujrzy  lilję,  co  idzie  i  świeci 
W  pustej  trzebieży. 

I  na  kolana  upadnie  i  drżące 
Ręce  ku  Tobie  podniesie,  o  Boże, 
Coś  stworzył  gwiazdy  i  księżyc  i  słońce 
I  złotą  zorzę. 

I  ja  tak,  Panie,  w  ciemności  tu  stoję, 
I  szukam  drogi  i  patrzę  dokoła... 


32  MARYA   KONOPNICKA 

O,  zeszli j  Ty  rai  Twojego  anioła, 
Daj  światło  Twoje! 

Jali  w  liielich  łilji,  tale  zamknij  w  me  serce 
Promień  Twej  gwiazd}',  T  wy  cli  blasków  odbicie, 
A  będę  wierny  tej  Bożej  iskierce 
Przez  całe  życie  1 

W^SKRUSZE. 

Jeślim  obraził,  jeślim  Cię  zasmucił. 
Jeśli  niebacznie  odbiegłem  od  Ciebie, 
Wyciągnij  dłoń  swą,  aiebym  się  wrócił, 
Ojcze  mój  w  niebie! 

Dziecko  ja  Twoje!  Choć  słabe,  niekarne. 
Choć  się  z  Twej  ścieżki  odbiję  w  bezdroże. 
Ku  Tobie  wołam,  ku  Tobie  się  garnę, 
Przebacz  mi,  Boże! 

Obmj^j  mą  duszę,  wróć  serce  mi  wolne, 
Niech  znów  Ci  śpiewam  pieśń  chwały  radosną. 
Niech  będę  czysty,  jak  lilje  te  polne, 
Co  w  niebo  rosną! 

Otrząśnij  skrzydła  Twojego  anioła 
Z  ziemskiego  pjłu  i  z  ziemskich  dróg  błota, 
I  niech  mu  znowu  zabłyśnie  u  czoła 
Gwiazda  Twa  złota! 

MODLITWA  SIEROTY. 

Idą  dzieci,  niosą  kwiatki 
W  dom  rodzinny,  w  miłe  wrota... 
Lecz  ja  nie  mam  ojca,  matki. 
Jestem  sierota! 

Matka  gładzi  włos  u  czoła. 
Ojciec  o  chleb  się  kłopota... 


POEZYE  33 

Ale  na  mnie  nikt  nie  woła, 
Bo  ja  sierota  1 

Uścisk  matki  ze  snu  zbudzi. 
Ojca  uśpi  je  pieszczota... 
Ja  wśród  obcych  żyję  ludzi. 
Bom  jest  sierota! 

O  mój  ojcze,  matko  miła! 
Wieczna  do  was  ma  tęsknota... 
Cicha  kryje  was  mogiła, 
A  ja  sierota! 

Boże,  co  w  błękitnem  niebie 
Masz  na  słońcu  dom  swój  złoty, 
O,  przygarnij  Ty  do  siebie 
Serce  sieroty! 

Otrzyj  łzy,  co  z  oczu  płyną. 
Utul  w  smutku,  co  mną  miota... 
Wszakże  Boga  jest  dzieciną 
Każda  sierota! 

WIECZORNY  PACIERZ. 

O,  jak  cicho,  o,  jak  błogo 
Sercu,  które  kocha  Ciebie, 
Gdy  je  w  pieczy  swojej  masz! 
Już  noc  idzie  srebrną  drogą. 
Tysiąc  gwiazd  błyszczy  na  niebie, 
Ojcze  nasz! 

Dzwon  wieczoru}^  w  dali  dzwoni. 
Milkną  w  gniazdach  swych  ptaszęta, 
Któr3'm  jutro  słońce  dasz; 
Wskroś  zroszonych  kwiatów  woni 
Płynie  ziemią  cisza  święta, 
Ojcze  nasz! 

KONOPNICKt.    POEZVE.    VII.  3 


34  MARYA  KONOPNICKA 

Sen  znajduje  muszka  licha, 
Sen  otula  polne  zioła, 
Ty  nad  niemi  trzymasz  straż. 
I  nasz  domek  już  ucicha, 
Do  pacierza  matka  woła. 
Ojcze  nasz  I 

Ty  skrzydłami  anielskiemi 
Osłoń  lądy,  osłoń  morza. 
Zwróć  ojcowską  ku  nam  twarz  1 
Niech  wieczorna  cicha  zorza 
Tchnie  spokojem  po  tej  ziemi, 
Ojcze  naszl 

MODLITWA  WIOSENNA. 

Modrą  się  wstęgą  toczą  jasne  zdroje, 
Szumi  gaj  młody  i  trawj'  na  łanie. 
Za  życie  ziemi  i  kwiatów  i  moje 
Dzięki  Ci,  Panie! 

Słońca  my  Twego  czekali  z  tęsknotą 
Przez  długą  zimę,  przez  śnieżne  zawieje. 
Aż  nam  jaskółki  przyniosły  wieść  złotą. 
Ze  wiosna  dnieje. 

I  serce  moje  tak  śpiewa,  jak  ptaszę, 
I  wzrok  w  błękity  ku  Tobie  ulata... 
Czuję,  jak  wieje  nad  pola,  nad  nasze, 
Chrystusa  szata. 

On  to  znów  stopką  najświętszą  Swą  chodzi 
Przez  nasze  miasta  i  łany  i  wioski, 
A  Jego  śladem  kwiat  cudny  się  rodzi 
I  spokój  boski  1 

W  powiewach  ranka,  w  piosence  słowika, 
W  rozkwitłych  lasów  szumiącej  zieleni 


POEZYE  35 

Słyszę  głos  Jego,  co  ziemię  przenika: 
—  Błogosławieni  1 

Błogosławieni,  co  w  każdą  tu  wiosnę 
Świat  obsiewają  czynami  pięknemi. 
Błogosławione  i  dziatki,  co  rosną, 
Jak  kwiaty  ziemi! 

ZA  WSPÓŁBRACI. 

0  Giiryste,  któryś  żyjąc  na  tej  ziemi, 
Łzy  nasze  widział  i  naszą  niedolę, 
Oto  za  ludźmi,  za  braćmi  swojemi. 
Głos  dziś  do  Ciebie  podnosi  pacłiolę! 

Matka  to  moja  mówiła  mi  droga. 

Ze  pacierz  dziecka  anielskie  ma  pióra, 

1  pierwszy  z  ziemi  przylata  do  Boga, 

Gdy  nad  nią  nieszczęść  zamroczy  się  chmura. 

O,  usłysz  głos  mój!  O,  przyjmij  błaganie, 
Za  tych,  co  źj^ją  w  żałości  i  w  męce. 
Za  tych,  co  sami  strudzili  się.  Panie, 
Daremnie  wznosząc  ku  niebu  swe  ręce! 

Za  tych,  co  łakną  i  chleba  i  słońca. 
Za  tych,  co  idą  w  pielgrzymkę  tułacza, 
Za  tych,  co  krzywdy  nie  widzą  swej  końca. 
Za  uciśnionych,  co  milczą  i  płaczą. 

Za  biedne  dziatki  z  pod  nizkiej  gdzieś  strzechy, 
Za  tych,  co  w  pocie  dźwigają  swe  brzemię. 
Za  opuszczonych,  pragnących  pociechy. 
Błagam  Cię,  Panie,  za  całą  tę  ziemię! 

O,  spojrzyj  na  nią!  O,  przykłoń  jej  ucha! 
Niechaj  nadziei  w  Twe  słowo  nie  traci. 

3* 


36  MARYA  KONOPNICKA 

Wszakże  najrychlej  Bóg  dziecka  wysłucha, 
Gdy  nie  swojego  chce  szczęścia,  lecz  —  braci  1 

NA  CMENTARZU. 

Na  starych  grobach,  gdzie  ojcowie  moi 
Spoczęli,  życiem  strudzeni  tułacze. 
Klękam  pod  krzyżem,  co  nad  nimi  stoi, 
I  płaczę... 

Boże!  Tyś  widział,  jak  idąc  do  Ciebie, 

Padali  nieraz  wśród  głogów  i  cierni, 

A  przecież  z  wzrokiem,  utkwionym  w  Twem  niebie, 

Szli  Tobie  wierni! 


Tyś  widział.  Boże,  jak  zgięci  cierpieniem. 
Nieśli  do  śmierci  niedoli  swej  brzemię. 
Jak  pod  Twem  okiem  i  z  Twojem  imieniem 
Kładli  się  w  ziemię... 

O,  spełnij,  Panie,  ich  ciche  nadzieje! 
O,  daj,  niech  jutrznia  zabłyśnie  im  złota. 
Nad  polem  śmierci  niech  jasność  zadnieje 
Żywota! 

Wiem,  że  dzień  przyjdzie,  gdy  każdą  mogiłę 
Odemknie  dłoń  Twa,  przed  którą  się  korzę... 
O,  zbliż  go  ku  nam!  Daj  czekać  nań  siłę, 
O  Boże! 

DO  ŚW.  PATRONÓW. 

Z  wspólnej  nam  ziemi  wyrośli,  jak  kwiaty. 
Wielbiący  Stwórcę  we  wspólnej  nam  mowie. 
Do  was  ja  wołam.  Święci  Młodziankowie, 
Przyobleczeni  w  zórz  bożych  szkarłaty. 

O  Kazimierzu!  Królewiczu  miły, 
Goś  lilję  serca  na  ołtarz  dał  Boga, 


POEZYE  37 

Świeć  mi  przykładem  i  użycz  mi  siły, 

Bym  szedł  Twym  śladem,  choć  trudna  jest  droga. 

0  Stanisławie,  o  cudne  pacliolę. 

Coś  ród  swój  Kostków  mianował  imieniem, 
Dłoń  swoją  bratnią  na  mojem  złóż  czole 

1  ducłia  rozpal  łaski  twej  promieniem! 

A  T}',  o  Pani,  co  nasze  dąbrowy 

I  strzechy  świętą  błogosławisz  ręką, 

Hetmanko  starej  naszej  Częstochowy, 

"Wzejdź  nam  w  noc  smutku  przejasną  jutrzenką! 

Niechaj  to  czujem,  że  nad  ziemią  naszą 
Połyska  Twoja  gwiaździsta  korona, 
I  niech  nas  żadne  przygody  nie  straszą, 
Zdrowaś  Maryo  i  błogosławiona! 

NA  EWANGELIĘ. 

Kiedy  Pan  Jezus  żył  jeszcze  na  ziemi 
I  uczył  prawdy,  co  nam  z  nieba  świeci, 
To  się  —  bywało  —  otacza  biednemi, 
A  wiele  matek  niesie  Mu  swe  dzieci. 
Aby  kładł  na  nie  modlitwę  i  ręce 
I  błogosławił  ich  latka  dziecięce. 

Więc  raz,  kiedy  się  tłum  dzieci  przygarnie, 

Ten  i  ów  z  Uczniów  pacholę  ofuka, 

Że  takie  śmiałe  i  że  tak  niekarnie 

Ciśnie  się  społem  i  ładu  nie  szuka. 

A  nasz  Pan  Jezus,  słusząc  to  fukanie, 

—  Dajcie  —  rzekł  —  dziatkom  zbliżj^ć  się  w  pokoju; 

Bowiem,  zaprawdę,  takich  jest  mieszkanie 

W  niebios  podwoju!  — 


38  MARYA  KONOPNICKA 

Chryste!  gdy  czytam  te  boskie  Twe  słowa, 
Jedną  mam  prośbę  i  jedno  błaganie: 
Niech  mnie  ich  świętość  od  zmazy  zachowa, 
Dziecięciem  Twojem  daj  zostać  mi.  Panie! 


<SS> 


POEZYE  39 


IX.  W  IMIONNIKU. 

...Wielka  godzina,  godzina  tworzenia... 
Stare  się  formy  wytliły  i  gasną. 
Ośmiel  się  mistrzem  być!  Dotknij  kamienia 
I  piękność  ducha  wieczystą  a  jasną 
Wszczep  w  nowe  kształty  potęgą  natchnienia. 
W  czyn  przekuj  siłę,  a  w  siłę  —  myśl  własną, 
A  wiedz,  że  idą  dnie  wielkie  i  harde 
I  że  dla  słabych  sam  Bóg  ma  pogardę. 

Wielka  godzina  1  Kto  słyszysz  jej  bicie. 
Wstań  a  czyń.  Drugiej  nie  będzie  dla  ciebie. 
Ogromną  falą  uderza  w  nas  życie... 
Kto  silny,  niech  ją  podgarnie  pod  siebie, 
Niech  się  wyciągnie  w  słonecznym  błękicie 
Młodości  swojej,  niech  w  cieniach  nie  grzebie. 
Niech  wie,  że  ziemia  czeka,  pełna  drżenia. 
Na  wzlot  każdego  orłów  pokolenia  1 


^C§> 


40  MARYA  KONOPNICKA 


X.  NA  OBCZYŹNIE. 


Jaskółeczka  smętnie  nuci. 
Skrzydełkami  wiatr  rozmiata... 
Wie,  ot,  z  gniazdka  że  wylata, 
Ale  nie  wie  —  czy  powróci. 


Myśl  się  moja  mgłami  ściele 
Na  te  pola,  na  te  łąki, 
Gdzie  liijowe  kwitną  dzwonki, 
Gdzie  złociste  brzęczą  trzmiele. 

Zapatrzony,  zasłuchany, 
Nic  nie  widzę  dookoła, 
Tylko  nasze  ciche  łany, 
Tylko  nasze  zbożne  sioła. 

Co  bolało  —  już  nie  pomnę. 
Ognie  zgasł}',  przyschły  rany... 
Tylko  szumy  gdzieś  ogromne 
Słyszę  z  ciszą  naprzemiany. 

Kosowica  z  brzękiem  płynie 
Przez  pszeniczne,  złote  szlaki; 
Słońce  jarzy  się  w  kalinie, 
Lecą  pleśnie  —  niby  ptaki... 


POEZYE  41 


To  rozhuknie  echem  niwa, 
To  zaśmieje  się,  jak  żywa... 
A  jak  trzcina,  grube  kłosy 
Z  chrzęstem  lecą  na  pokosy. 

Hej,  gromada,  wy,  gromada  1 
Czy  o  bracie  zapomnieli?... 
Cichość...  nocka  przędzie  blada 
Srebrne  nici  swej  kądzieli. 

II. 

Już  najgorsza  taka  droga. 
Już  najgorsze  takie  wrota, 
Co  wywodzą  z  twego  proga, 
Chato  moja!  —  Moja  złota! 

Już  najkrwawsza  taka  zorza, 
Najsmutniejsza  taka  dola, 
Co  wypędza  het,  za  morza,  . 
Z  swojej  ziemi,  z  swego  pola. 

Choćby  ci  też  gdzie  świeciły 
Trzy  księżyce  i  trzy  słońca. 
Już  ty  własnej  nie  masz  siły, 
Już  twa  dusza  jest  mdlejąca. 

Choćby  tobie  dwoje  żniwo. 
Choćby  w  żniwie  dwoje  plonu. 
Zawsze  tęsknisz  do  zagonu. 
Coś  go  orał  sochą  krzywą. 

Zawsze  dusza  ci  ucieka 
Za  te  góry,  za  te  wodj', 
Zawsze  chata  ci  daleka. 
Jak  chleb,  pachnie  i  jak  miody. 


42  MARYA   KONOPNICKA 

I  Z  ptaszyną  ona  lotną, 
Co  po  skraju  niebios  płynie, 
Duszę  puszczasz  swą  samotną 
Ku  zagrodzie...  ku  rodzinie... 


III. 

Oj,  ty  morze,  sine  morze, 
Oj,  ty  drogo  korabiowal 
Z  trudna  tutaj  się  uchowa, 
Co  wyrosło  na  ugorze. 

Mocym  pozbył  od  tęskności, 
Dech  wydychał  za  swojemi... 
Truchleją  rai  oto  kości, 
Ze  na  obcej  legną  ziemi... 

Żeby  chociaż  jeden  dzionek. 
Choć  ostatnie  piersi  tchnienie... 
Choć  śmiertelny  z  wieży  dzwonek 
Na  wieczyste  odpocznienie... 

Żeby  chociaż  trumna  z  sosny. 
Co  wyrosła  w  naszym  boru... 
Żebj^ż  hejnał  on  żałosny: 
))Niebieskiego  Pani  dworu.. .« 

Żeby  chociaż  krzyż  u  drogi 
Na  ostatnie  te  noclegi... 
Żebyż  wiosną  białe  głogi, 
Żebyż  zimą  białe  śniegi... 

Cicho  gasną  złote  zorze, 
Wiatr  porywa  moje  słowa... 
Oj,  ty  morze,  sine  morze. 
Oj,  ty  drogo  korabiowa! 


POEZYE  43 


IV. 


Jać  nie  byłem  nigdy  za  tem, 
Żeby  gdzieś  wędrować  światem, 
Jać  się  trzymał,  jak  jemioła. 
Żywiciela  mego  sioła. 

Świeciły  mi  różne  zorze, 
Ta  gasnąca  i  ta  złota... 
A  Icto  kiedy  wiedzieć  może, 
Jaka  burza  nim  pomiota? 

Poiły  mnie  różne  zdroje, 
Jeden  śmiercią,  drugi  mocą, 
A  kto  przyśni,  choćby  nocą 
Wszystkie  ciężkie  drogi  swoje. 

Oj,  ptaszyny  wy  lecące. 
Wy  żałosne  wędrowniki! 
Leciałby  ja  —  gołąb  dziki  — 
Tam...  za  wami...  pod  to  słońce... 

Pod  to  słońce,  pod  te  blaski. 
Pod  jutrzenne  te  kolory. 
Na  mazurskie  nasze  piaski. 
Na  sosnowe  nasze  bor}'... 

Leciałbym  ja  dniem  i  nocą 
Pod  gwiaździstem  onem  niebem. 
Na  te  łany,  co  się  złocą 
Mazowieckim  naszym  chlebem. 


V. 

Co  po  chlebie  —  kiedy  dławi? 
Co  po  miodzie  —  kiedy  truje? 


44  MARYA   KONOPNICKA 

Czasem  to  crtak  sumuję, 
Ze  jak  żywa  mi  się  jawi 

Ona  dawna  moja  bieda, 
One  dawne  ciężkie  znoje. 
Ono  wszystko  drogie  moje, 
Go  nawrócić  się  już  nie  da. 

Oj,  wziąłbym  ja  dziś  na  siebie 
I  nie  takie  jeszcze  brzemię 
I  o  czarnym  kopał  chlebie 
Płonny  ugór...  płonną  ziemię. 

Oj,  wziąłbym  ja  na  ramiona 
I  nie  takie  jeszcze  krzyże, 
Byłem  wiedział,  ty,  rodzona, 
Ze  do  ciebie  się  przybliżę... 

Jako  czajki  te  nabłotne, 
Za  łąk  twoich  drżę  zapachem... 
Dajźe  czoło  mi  samotne 
Ukołysać  pod  twym  dachem  1 

Tu  bo  serca  nic  nie  bawi. 
Nic  tu  duszy  nie  lubuje... 
Co  po  chlebie  —  kiedy  dławi? 
Co  po  miodzie  —  kiedy  truje?.. 

VI. 

Nockę  jedną,  nockę  drugą 
Sioło  mi  się  śni  ojczyste... 
One  olsze  ponad  strugą, 
One  lipy  rozłożyste... 

One  lasy,  one  knieje, 
One  dęby  pradziadowe... 


POEZYE  45 


I  aż  chwytam  się  za  głowę, 

I  aż  w  piersiach  coś  się  dzieje... 

Pod  okiścią  stoją  bory, 
Drobny  śnieżek  puchem  prószy, 
Jamnik  wietrzy  lisiej  nory, 
Huk  siekiery  słychać  w  głuszy... 

Aż  tu  patrzę  —  wiosna  wstaje, 
Młody  hść  się  winie  drzewem. 
Brzmią  dąbrowy,  brzęczą  gaje 
Rozhukliwym  ptasim  śpiewem... 

Ja  się  budzę  cały  w  męce, 
Pot  na  czole  stoi  rośny  — 
I  wyciągam  obie  ręce 
Do  tej  zimy  —  do  tej  wiosny... 

VII. 

Czasem  oto  zmierzchem  klęknę, 
Przeżegnam  się  do  pacierzy, 
A  gdy  w  cichość  głos  uderzy, 
To  aż  w  sobie  się  przelęknę. 

I  już  dusza  taje  rosą, 
Jak  gdy  słonko  szron  zagrzeje  — 
Już  się  echem  pleśnie  niosą, 
Co  je  lud  pod  krzyżem  pieje... 

Za  daleką  gdzieś  drużyną 
Jąkam:  Święty  I  Święty  Boże! 
A  u  stóp  mi  falą  siną 
Huczy  wielkie,  gniewne  morze... 

VIII. 

Oj,  ty  ptaszę  wichrem  gnane, 
Ty  jaskółko  czarna,  hoża, 


46  MARYA  KONOPNICKA 

Nigdyż  patrzeć  nie  przestanę, 
Tam  —  za  góry,  tam  —  za  morza? 

Od  godziny  do  godziny 
Tęskna  w  duszy  bije  troska: 
Gdzie  to  dym  mej  chaty  siny. 
Gdzie  to  cicha  moja  wioska? 

Jaskółeczka  na  skraj  gniazda 
Piersią  pada,  tuli  dzieci, 
A  mnież  błędna  moja  gwiazda 
Do  mogiły  gdzie  doświeci?... 


^^ 


DODATEK 

POEZYE  Z  LAT  1876—1879 


POEZYE  49 


I.  GABRYELI*. 

Imię  twoje  nie  było  ))wiosna«,  ani  ))róża«, 
Ani  w  łunach  po  niebie  chodząca  wkometaw, 
Ani  pełna  jasności  błyskawicznej  »burza...« 

Ale  na  pierwsze  imię  było  ci:  ))kobieta« 

I  nosiłaś  je  czystem,  jak  gwiazdę  na  czole; 

A  drugie:  ssiostra  smutnychw,  a  trzecie:  wpoetaw. 

Które  ci  najpiękniejszą  dało  aureolę, 

Któż  zgadnie?  —  Cisza  grobu  twego  odpowiada. 

Ze  każde  z  nich  jest  rządkiem  na  tym  nędz  padole. 

Tylko  tam,  gdzie  od  wieku  bije  łez  kaskada. 
Na  ziemi  dawnych  smutków,  nad  stare  mogiły 
Wschodzi,  raz  w  sto  lat  może,  taka  gwiazda  blada, 
By  świecić  tym,  co  idąc,  dech  tracą  —  i  siły. 


•  Gabryela  —  pseudonim  Narcyzy  Żmichowskiej  (iir. 
1829,  um.  1876). 


^SCSy 


KONOfNICK*      POEZYE.    VII 


50  MARYA   KONOPNICKA 


II.  MIRAŻE. 

Kiedy  mi  los  posagiem  w  świat 

Dawał  swe  dary: 
Młodości  wdzięk,  urody  czar, 

Dostatelv  mienia, 
Słyszałam  głos:  ))Błogosław  ty 

Szczodre  ofiary. 
Które  mi  Bóg  poranny  świt 

Twój  opromienia. 

Bo  oto  —  dłoń  przyjazną  ci 

Podaję  tobie 
I  bratni  duch  za  tobą  w  ślad 

Pójdzie  przez  życie  — 
I  otrze  łzy,  ukoi  żal, 

Kiedy  w  żałobie, 
Straciwsz}'  skarb  w  podróży  lej. 

Zapłaczesz  skrj-ciea. 

Ufałam  ja  —  i  słów  tych  dźwięk 

Pieścił  me  uszy; 
I  przj^jaźń  mi  siostrzanych  lic 

Nigdj'  nie  kr5'ła. 
W  pomyślnj^ch  dniach  rozkoszj'^  sny, 

Uśmiechy  duszy, 
I  myśli  skarl)  —  i  szczęścia  cud 

Jam  z  nią  dzieliła. 


POEZYE  51 


AŻ  w  drodze  mej  zgubiłam  klucz 

Od  tego  wiana... 
Płakałam  —  lecz  pociecłiy  zdrój 

Z  przyjaźni  płynie. 
Wyciągam  dłoń:  O,  pomóż  mi. 

Siostro  kocłiana! 
Lecz  ona  mnie  nie  znała  już 

W  czarnej  godzinie. 


<22g> 


52  MARYA   KONOPNICKA 


III.  BURZA. 

Truchleję... 

Ta  straszna  burza, 
Co  w  cieniach  nurza 
Przeczyste  słońca  blaski, 
Reszcie  stworzenia 
Zechceż  zbawienia 
Dać  z  swojej  łaski 

Nadzieję?... 

Kto  legnie? 

Czy  dąb  zsiwiały, 
Czy  narcyz  białj' 
W  ogródku  mym  na  grzędzie. 
Gdy  z  chmur  wulkanu 
Posłuszny  Panu 
Piorun  w  zapędzie 

Wybiegnie? 

Jak  parno... 

W  duszącej  ciszy 
Ucho  me  słyszy 
Rozmowę  żywiołów  wrogą... 
Ta  chmura  leże 
Błyskawic  węże 
I  śle  je  drogą 

Polarną.  — 


POEZYE  53 

Na  Boga! 

Spiesz  się,  jaskółko  1 
Nim  jeszcze  kółko 
Skrzydły  opiszesz  czarnemi, 
Sctiwyci  cię  fala 
Od  gniazdka  z  dala, 
Bo  dziś  na  ziemi 

Pożoga... 

Ratunku! 

Błyski  oblały 
Ten  domek  mały 
I  niebo  nad  nim  płonie... 
Biadał  o,  biada! 
Już  grom  wypada. 
Szuka  w  tej  stronie 

Kierunku... 

Jehowo! 

Gromy,  pioruny. 
To  tylko  struny. 
Na  których  gra  przyroda 

Pieśń  Twojej  chwały... 
I  gdzież  jest  śmiały, 
Co  do  niej  doda 

Słowo?... 


«SS> 


54  MARYA  KONOPNICKA 


IV.  ZYCIE  -  MORZE. 

Czara  morza  opałowa 

Wzbiera  pełnią  wód... 
Tak  młodzieńcza  pierś  i  głowa 

Roi  życia  cud. 
Morze  spławia  z  tajnej  głębi 

Sliarby  swe  na  brzeg  — 
Tam  je  wschodni  wiatr  wj'ziębi 

Lub  zabierze  człeli. 
Równem  prawem  przyrodzenia 

Pchnięte  w  wieczn\-  ruch, 
Nasze  chcenia  i  marzenia 

Wznosi  przj^pływ-duch... 
Młoda  pierś,  jali  morze,  cislca 

Świetlnych  pianelc  sliry  — 
Z  lioralowych  żądz  łożysl^a 

Zrywa  pączki-sny... 

Morze  cofa  swoje  wody, 

Mgleje  przypływ  fal; 
Zapaleniec  stygnie  młody, 

Zycie  biegnie  w  dal... 
Brzegiem  morskim  siane  szczątki 

Wilży  opar  mgły. 
Smutny  zbiera  snów  pamiątki, 

Roniąc  perły-łzy... 


POEZYE 


V.  CZCIGODNEMU  J.  I.  KRASZEWSKIEMU. 

t^ 

W  koło  serca  narodu,  jak  struna  drgająca, 
Owinięty,  rozdźwiękasz  głosami  tysiąca 
Lir,  które  w  piersiach  naszycli  nieświadome  drzemią, 
Niby  senne  skowronki  nad  złocistą  ziemią. 
I  każda  twego  ludu  krwi  serdecznej  fala 
W  dźwięk  się  w  tobie  —  i  w  okrzyk  —  i  w  hasło  skrysztala, 
I  w  cicłiy  błękit  leci,  jak  orłowe  szumy, 
Albo  czarnych  jaskółek  uskrzydlone  tłumy. 

Ja  nie  wiem,  czy  ty  jesteś  pieśniarzem,  co  trąca 
W  żywe  serce  narodu,  jako  błyski  słońca. 
Które  kiedyś  budziły  Memnony  kamienne. 
Dobywając  z  ust  bladych  jakieś  szepty  senne. 
Jakieś  szmery  —  i  wróżby  —   i  jęki  —  i  płacze, 
Tak,  że  śpiący  pod  nimi  zdumieni  tułacze 
Budzili  się  —  i  patrząc  na  martwe  te  ciosy, 
Mówili:  ))Oto  żyją  I  Oto  mają  głosy !« 
Czy  też  sam  jesteś  złotą  lirą,  która  stoi 
Jak  duch  jasny,  u  czarnych  grobowca  podwoi; 
I  nie  wiem,  czy  ty  jesteś  Nestorem,  co  zbiera 
Na  niwie  dziejów  naszych  rapsody  Homera, 
By  snop  swój,  złotym  kłosem  przepełniony  cały, 
Związać  na  bujnem  polu  narodowej  chwały; 
Czy  też  sam  raczej  jesteś  i  barwą  i  wonią. 
Które  wśród  łąk  skoszonych  kwiaty  nasze  ronią  — 


56  MARYA   KONOPNICKA 

Promieniem,  który  z  słońca  naszego  wytryska, 
I  szumem  naszych  lasów  i  ciepłem  ogniska. 
Kształtem  i  formą  bytu  naszego  w  przestrzeni, 
I  królewską  purpurą,  co  świt  nam  rumieni. 
Światłem  i  cieniem  naszj^m,  wiernym,  jak  odbicie, 
Co  w  łzach  prawnuków—  przodków  odz  wierciadlaźycie, 
Pieśnią,  którą  nam  śpiewa  wędrowna  ptaszyna, 
I  chlebem  rozłamanym  —  i  puharem  wina. 

W  ziemi  naszej,  jak  w  bujnym,  rozrj'tym  ugorze 
Posiałeś  złote  ziarna,  przyszłe  żniwo  Boże... 
I  nie  było  zagonu,  ani  ziemi  grudki, 
Gdziebyś  tj'  nie  zostawił  modrej  niezabudki. 
Dotknąłeś  ręką  czarnej,  nierozbitej  brj'ł\', 
Kędy  blady  kłos  żyta  wzrost  bierze  i  siły  — 
I  wnet,  jako  mak  polny,  w  błękity  podany, 
Zakraśniał  cień  Jaryny,  Motruny,  Ulany...* 
Dotknąłeś  smolnych  lasów,  okopconych,  czarnych, 
Gdzie  pnie  sosen  i  serca  dymią,  jak  ofiarnych 
Ołtarzy  znicze  stare  —  i  wnet  pustka  dzika 
Drgnęła  klątwą  i  jękiem  siwego  Budnika. 
Z  twardej  doli,  co  w  pocie  zdobywa  kęs  chleba, 
I  z  dziecka  ocząt  modrych,  jako  skrawki  nieba. 
Co  nawet  nad  nędzarzem  błj^skają  wesołe, 
W  ciche  majowe  świty  —  stworzyłeś  Jermołę. 
Twój  Kordecki  na  wałach  —  i  twój  Stary  sługa, 
Jak  spłowiał}'  gobelin,  z  przeszłości  gdzieś  mruga. 
A  Radziwiłł  —  i  złote  Zy gmunto wskie  czasy, 
Chrzęszczą  jak  stare  kordy,  kontusze  i  pasy. 
Ty,  kiedy  dotkniesz  ręką  krwawej  jakiej  rany. 
Zapuszczasz  w  samą  głębię  swój  pion  ołowiany 
I  szukasz  jadu,  który  aż  na  dnie  gdzieś  siedzi  — 
I  trzęsiesz  sumieniami,  jak  ksiądz  na  spowiedzi. 


1  Wyrazy    rozstrzelonym  drukiem   oznacznją  albo  tytuł  albo 
główne  postacie  utworów  Kraszewskiego. 


POEZYE  57 

Ty  stawiasz  nam  przed  oczy  rozbite  zwierciadło, 
W  którera  widzimy  butę  rodową  upadłą 
I  długi  szereg  cie/iiów,  co  pokutne  klęczą, 
Snując  umarłą  wielkość,  jako  nić  ])ajęczą... 
I  słyszym}'  pieśń  straszną,  jak  żałobne  chóry. 
Którą  na  własnycłi  grobach  pieją  Morituri, 
W  dniach  smutku  własne  serce  wydobyłeś  dłonią 
Z  rozdartych  swoich  piersi,  co  krew  i  łzy  ronią  — 
I  wykułeś  z  tej  żywej  i  drgającej  treści, 
Jako  Niobe  kamienną  —  swe  Hymny  boleści. 

Ty  przed  ludem  swym  idziesz,  jako  słup  przewodni, 
Co  w  dzień  świecił  mgł}-  srebrem,  w  noc  złotem  pochodni, 
I  jesteś  jako  źóraw,  co  w  błękity,  przodem. 
Przed  długim,  jako  sztandar,  leci  korowodem... 
I  jesteś  jako  sternik,  co  patrzy  z  wysoka. 
Gdzie  wir,  gdzie  zdradna  rafa,  gdzie  sterczy  opoka; 
I  jesteś  jako  strzała,  co  w  chmurę  gromową 
Rzuca  ognistym  błyskiem  Ostatnie  swe  słowo. 
I  jesteś  jako  stary  patryarcha  rodu, 
Co  duchy  wnuków  tuli  od  głodu  i  chłodu  — 
I  zbiera  je  przy  sobie  w  jedno  spójne  koło, 
I  wśród  nich  —  jak  obelisk  biały,  wznosi  czoło. 
Ty  jesteś  wielką,  srebrną  ziemi  naszej  rzeką. 
Co  niesie  naszych  dębów  korony  daleko... 
I  przepływa  kraj  pszenny,  grzmiąc  pieśnią  flisaczą, 
Lub  w  cichych  spada  jękach,  jak  ci,  którzy  płaczą. 
Ty  stoisz,  jak  wódz  wielki,  co  siłę  zbiorową 
Zamyka  w  błysk  źrenicy  —  iw  piorunne  słowo... 
I  jesteś  jak  krew  w  żyłach,  co  tętna  porusza, 
Jak  oddech  naszych  piersi  —  i  jak  nasza  dusza! 

Ten,  kto  w  życiu  sierocą  okrył  się  żałobą. 
Śni,  że  znowu  ma  ojca,  gdy  stoi  przed  tobą; 
A  kto  płacze  nad  ducha  własnego  rozbiciem, 
Przeżegnany  twą  ręką,  znów  godzi  się  z  życiem. 


58  MAJIYA   KONOPNICKA 

Więc  błogosław  dziś,  ojcze  dostojny,  sędziwy, 
I  kwiaty  nasze  w  pa.kacti  —  i  obsiane  niw}'  — 
Ductiy  słabe  —  i  duchy  wytrwałe  i  silne... 
I  nadzieje  przyszłości  —  i  procłiy  mogilne  — 
I  serca,  co  się  karmią  tłumioną  boleścią... 
I  czoła  dzieci  twoich  —  schylone  tu  z  częścią! 


^2§> 


POEZYE  PROZĄ 


POEZYE  61 


I.  CZAS. 

...Szedł,  zanim  spostrzegłam,  że  idzie;  iść  będzie, 
gdy  oczy  moje  nie  będą  już  oglądały  śladów  stóp 
jego.  Imię  jego:  Niestrudzony.  Bóg  zatrzymał  się 
w  dniu  siódmym,  lecz  on  i  w  tym  dniu  szedł  także. 
Jedyna  pokusa,  przy  której  zwalnia  kroku,  jest  — 
boleść. 

...Gdy  z  nim  idę,  oszukuje  mnie  i  porzuca  u  mo- 
giły mojej;  gdy  mu  się  opieram,  porywa  mnie  i  unosi 
z  sobą;  gdy  go  wyprzedzam,  walczy  ze  mną  i  zwy- 
cięża mnie. 

...Biada  rai,  jeśli  mówi  do  mnie,  a  nie  słj^szę  go. 
Ale  stokroć  mi  biada,  jeśli  milczy  i  nie  przemawia 
do  mnie. 

...Oczy  jego,  w  wieczność  utkwione,  nie  patrzą  na 
nic  i  na  nikogo;  przecież  przed  spojrzeniem  tycŁi 
oczu  drży  kwiat  i  serce  człowieka. 

Lwów  [1903]. 


^^ 


62  MARYA   KONOPNICKA 


II.  Z  PSAŁTERZA  WIEKÓW. 

POLSKA. 

Ludu  mój,  cóżem  uczynić  mogła,  a  nie  uczy- 
niłam tobie? 

Jam  cię  zasadziła  na  ziemi  plennej  i  na  ziemi 
dobrej.  Między  dwoma  morzami  zasadziłam  ciebie, 
abyś  rósł  i  siłę  mnożył  w  sobie. 

Wpośród  pól  żytnich,  wpośród  pól  pszenicznych 
dałam  ci  miejsce  twoje.  A  nimbyś  o  chleb  wołał,  po- 
dałam go  tobie. 

Gniazdo  twoje  usłałam  nizko,  między  zbożami 
pól  szerokich,  roztwornych  i  błękitami  nakrytych; 
uczyniłam  cię  skowronkiem  narodów. 

Ja  nauczyłam  szumów  bory  twoje,  a  puszczom 
twoim  dałam  głos. 

Jam  każdą  z  brzóz  białych,  w  gaju  stojących, 
uczyła  szelestów  cichych,  a  w  chwianiu  liścia,  który 
drży,  jest  tchnienie  moje. 

Ja  kwieciem  drobnem  przetkałam  łąki  twoje, 
a  po  wzgórzach  rozsułam  wrzos. 

Jam  wywiodła  z  ziemi  lny  modre ,  a  strzechę 
twoją  nakryłam  szumem  lipy  i  brzękiem  pasieki. 

Ja  błogosławiłam  gruszom  i  jabłoniom  twoim, 
a  sadom  twoim  dałam  obfitości  złota. 

Czuwałam,  a  troskałam  się  około  ozdoby  two- 
jej; bławaty  pól  i  konwalie  lasów—  i  te  się  ze  mnie 
poczęły. 


POEZYE  63 

Jam  rzeki  twoje  puściła  do  sinego  morza;  ja 
strumieniom  pokazałam  drogę  ich;  ja  uwiązałam 
srebrną  sieć  wód  twoich,  a  źródła  z  gór  wywiodłam, 
aby  cię  poiły. 

Jam  położyła  góry  na  granicy  twojej,  a  żelazo 
i  sól  i  węgiel  dałam  tobie,  abyś  u  własnego  ogniska 
siadłsz}',  cudzych  przypraw  do  chleba  nie  szukał, 
a  obronić  go  mógł  przed  wydziercą. 

W  pośrodku  ludów  postawiłam  ciebie,  a  węgły 
domu  twego  umocniłam  ubóstwem  ich  i  kłosowym 
szumem. 

Barankiem  bożym  ucz3'niłam  wpośród  ludów 
ciebie  i  na  paszę  dobrą  cię  wywiodłam.  A  tyś  napoił 
żółcią  matkę-żywicielkę  twoją! 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka  wina! 

POLSKA. 

I  cóżem  uczynić  mogła,  a  nie  uczyniłam? 

Zanim  zrodzony  byłeś,  obrałam  tobie  miano,  które 
nie  i)rzeminie.  Albowiem  Roma  od  imienia  człowieka 
nazwana  była:    skazitelna  od  skazitelnego  —  i  padła. 

A  imię  Franków  i  Germanów  od  ludzkich  plemion 
znikomych  wzięte  —   też  przeminie! 

Ale  nazwanie  twoje  w  samem  jądrze  ziemi  usa- 
dzone jest,  a  każda  wiosna  majem  nowego  życia  je 
odziewa. 

Zaprawdę,  przejdą  ludy  i  zwalą  się  grody,  lecz 
pola  zbożne  —  te  trwają  na  wieki. 

LUD. 

...Matko-rodzicielko,  bądź  błogosławiona!... 

POLSKA. 

Kiedyś  jeszcze  w  szumach  łęźnych  i  w  szumach 
borowych  nad  ziemią  wiał,  jako  pył  śniady,  chlebny 


64  MARYA   KONOPNICKA 

nad  łanem  żyta  wieie,  zadumana  byłam  o  tobie; 
a  zanim  zrodzon  byłeś,  troszczyłam  się  około  Ducha, 
którymbyś  żyw  był,  a  wiedzący  siebie. 

Tedy  ze  wszystkich,  jakie  u  Boga  były,  wybrałam, 
który  na  jutrzenkach  klęczał,  a  na  zorzach,  o  świta- 
niu rannem  zjawion  był. 

Acz  insze  więcej  blasków  miały  w  sobie,  a  w  bły- 
skach gromowych  płomieniły  się,  jako  słońca  wielkie, 
po  niebie  chodzące. 

A  były,  które  wybiegały  kometą  czerwoną  i  brały 
ludów  strach  i  cześć.  A  inne,  zakochane  w  zachodo- 
wych  łunach,  oblekały  purpurę  i  złotogłów  ich.  W  ko- 
lorach szły  i  w  przepychu  świateł,  a  głowy  ich, 
w  dyamentach  i  hełmach,  gorejącym  meteorom  po- 
dobne, błyskały  grozą  zjawienia  nad  olśnione  ludy. 

A  nie  wybrałam  tobie  Ducha  w  szatach  królew- 
skich, ani  tego,  który  nie  zdejmuje  zbroi.  Ale  wy- 
brałam Ducha  w  lnianej  koszuli  białej,  która  znaczy: 
wyzwolony,  wykupiony,  wolny.  Iż  wolność  najwię- 
kszą i  najgodniejszą  siłą  jest,  jakiej  duch  ludu  do- 
robić się  może,  a  królewskość  i  rj^cerstwo  stopniami 
tylko  są  i  tronu  jej  wzniesieniem.  Lud  wolny  nad 
królem  i  rycerstwem  stoi;  on  stoi  tam,  gdzie  się 
rozwiązuje  przykaż,  a  zaczyna  miłość. 

I  tchnęłam  w  ciebie  Ducha  brzasków  wcze- 
snych i  brzasków  perłowych.  I  spadła  na  ciebie  ob- 
fitość ros  i  łez,  i  uśnieżyły  rosy  i  łzy  ziemię,  jako 
posiew  srebrny,  a  Gwiazda  Zaranna  —  ta  nad  tobą 
była. 

I  spłonęło  znamię  dnia  wschodzącego  na  czole 
twojem,  i  otoś  zrodzon  jest  dla  przyszłości  świata, 
a  stopy  twoje  obrócone  są  w  drogę  pilną,  która  się 
jutrem  zowie. 

Albowiem  różnych  narodów  drogi  różne  są, 
a  wiele  z  nich  nie  wie,  iż  ku  zachodowi  idzie, 
a  w  zmierzchy  się  śpieszy.  Lecz  noc  będzie  u  kresu 
ich. 


POEZYE  6 

Ty  wszakże  ku  brzaskom  podany  jesteś ,  a  ku 
jutrzenkom  wyciągnięte  są  ramiona  twoje.  A  z  ducha 
to  twego  masz,  który  jest  uniesiony  ku  początkowi 
swojemu. 

LUD. 

Matko,  dawczyni  ducha,  bądź  błogosławiona! 
Matko,  rodzicielko,  bądź  błogosławional 

POLSKA. 

Opierał  ci  się  on  duch,  iż  bezcielesny  żywot 
mniej  bólom  podległy  bywa.  Lecz  gdy  obaczył  ziemię 
twoją,  zakochały  się  oczy  jego  w  ozdobie  jej,  i  padł 
na  piersi  twoje,  jako  pada  pieczęć  rozgorzała,  i  prze- 
niknął ciebie  i  stał  się  jednem  z  tobą,  jako  brat 
twój  —  cichy. 

Acz  innym  narodom  panują  duchy,  które  im  dane 
były,  a  wodzą  je  po  drogach  swoich,  jako  nie- 
wolników, iż  nie  wiedzą  narody,  co  je  prze  i  ku 
jakim  celom. 

1  rosną  do  czasu  w  siłę  wielką,  ślepą,  nieświa- 
domą siebie,  I  opętane  są  przez  tyranię  ducha,  który 
zawładnął  nimi  i  wysługiwać  się  muszą  duchowi 
swemu,  jako  panu,  a  nie  znają  wolności.  Te  —  śmierć 
noszą  w  sobie,  a  karki  ich,  od  jarzma  przetarte,  same 
w  jarzmo  ciągną. 

Lecz  duch  twój  rozwianj'  jest  w  świeżości  po- 
ranków twoich  i  w  woni  łężnej  twoich  sianoźęci.  On 
mówi  do  ciebie  w  zbożowych  szumach  i  w  borowej 
głuszy,  on  bierze  głos  zadum}^  ugorów  twoich,  aby 
wieszczyć  tobie. 

Nie  pcha  cię,  nie  poniża,  nie  nęka,  jako  raba 
swego;  ale  naradza  się  z  tobą  w  powiewach  pól 
twoich,  a  w  cichości  węgłów  twej  chaty  przemawia 
do  ciebie. 

Nie  gnębi  cię,  nie  gwałci  prawdy  twojej;  jarzma 
chciwości,    okrucieństwa,    podstępu    nie    kładzie    na 

KONOPNICKA.  POEZrE.  VII  .') 


66  MARYA   KONOPNICKA 

szyję  twoją.  Boje,  w  które  cię  rzucał,   te  za  wolność 

były. 

A  ty  ojczyźnie  wolnych  zgotowałeś  pętał 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka  wina! 

POLSKA. 

I  co  uczj^nić  mogłam,  a  nie  uczyniłam  tobie? 

Gd}'  insze  ducliy  brały  znaki  swoje,  jam  na  inie- 
sięcznem  kole  gniazdo  orłom  lecącym  uwiła,  iżby 
z  nich  jeden  znakiem  został  tobie. 

A  nie  tym,  które  z  kopii  kwirytów  rzymskich 
leciały  i  nad  Cezarami  świeciły  błyskawicą  gromową 
i  złotą,  ale  temu,  co  się  białemi  pióry  na  Patmos, 
nad  głową  Jana  ważył,  a  prorockie  czoło  szuraiącem 
skrzydłem  cienił,  temu  uwiłam  gniazdo  księżycowe. 

I  padł  na  nie  ptak,  znamieniem  dany  tobie,  i  stał 
się  duch  twój  lotny,  pęd  w  niebo  biorący.  A  nie 
kładł  odtąd  i  na  wieki  duch  twój  gniazda  swego  na 
nizinach  ziemskich,  ale  je  miał  górne  i  samotne 
i  srebrniejące  wysoko  nad  ludami  świata. 

Acz  insze  ludy,  pobrawszy  godła  swoje  z  rze- 
czy nizkich,  im  się  przyrównane  stały  i  ronił\'  w  nie 
ducha  swojego. 

Brały  Rzymiany  godłem  wilczycę  borową,  która, 
gdj'  na  dnia  światło  i  na  ulice  wielkiego  grodu  wyszła, 
nie  mogła  strz3'mać  obrzasku  zórz  now3'ch,  które  na 
ludzkość  od  Golgoty  szły,  i  zawywszy,  skończyła  się 
na  purpurach  Cezarowych,  strawiona  dymem  pychy 
i  rozkoszy  jadem. 

I  brała  Gallia  znakiem  kura  owego,  który  na 
Piłatowym  dworcu  nocj'  onej  piał,  kiedy  się  Piotr 
Chrystusa  był  zaparł. 

A  oto  przyszła  za  dni  naszych  sama  do  zapar- 
cia ducha  swego  w  sobie  i  pokłoniła  się  duchowi 
cudzemu,  rzekąc  o  sobie:  ))Nie  jestem.  T}'  bądź  sła- 
wion  we  mnie!(( 


I 


POEZYE  67 

Anglowie  zasię  brali  godłem  okręt  i  ładowali  na 
niego  swą  kupiecką  duszę  ze  wszystkiemi  nadzie- 
jami jej  i  tak  go    na  morze  puszczali. 

I  stawali  na  brzegach  wyspu  swojego  z  piersią 
pustą,  bezduszną,  patrząc  a  czekając,  rychłoli  się  okręt 
|)owróci  i  co  im  przyniesie.  A  kiedy  przyniósł  złoto, 
cieszyli  się  i  klaskali  w  ręce  swoje,  mówiąc:  oDobrze 
jest!  Oto  za  duszę  naszą  dostaliśmy  złota !«  A  tak, 
z  fry marku  żyjąc,  wyciskali  duszę  z  wszelkiej  piersi 
żywej,  iżby  ją  sprzedać  mogli. 

A  który  ją  ku  mądrości  obrócił,  w^  lochu  sie- 
dzieć musiał,  jako  uczynili  BakonowiS  a  który  ją 
w  pieśniach  darmo  światu,  jakoBajron,  oddać  chciał, 
precz  z  wyspu  onego  musiał  i  ojczjj^zny  nowej 
na  morzu  Jońskiem  szukając,  za  nią  położył  duszę 
swoją. 

—  Ale  nad  tobą,  gdy  zaszumiał  orzeł  ducha  twego, 
puściły  się  rycerstwu  u  ramion  skrzydła  też  orłowe, 
które  go  ku  sławie  uniosły. 

I  bywał  niemi  nakryty  oracz  ubogi,  iżby  orał, 
i  siewca,  iżby  siał.  I  bywała  niemi  nakryta  czasu 
trwogi  grudka  ziemi  i  kamyczek  polnj',  kędy  skowro- 
nek wywiódł  młode  swoje,  iżby  piórek  i  puchu 
w  przezpieczność  dostały. 

I  zaszumiał  nad  tobą  orzeł  ducha  twego  i  otwarły 
się  źrenice  twoje  w  słońce. 

I  poszedł  szum  i  poszedł  skwir  skroś  stepem  si- 
nym, po  kurhanach,  po  futorach  poszedł,  po  ukra- 
innych  i  podolnych  ziemiach,  i  narodziły  się  także 
widuny  twoje,  a  wiew,  który  nad  Wernyhorą  wiał, 
ten  w  Patmos,  w  skały  widzeń  szedł  prorockim 
duchem. 

A  który    najdalej,    najgłębiej    w    zabrzask    dni  no- 

'  Bacon  Roger  (ur.  1214,  um.  1294),  zakonnik,  znakomity 
astronom  i  matematyk,  za  swe  dążenia  do  refornij-  życia  zakon- 
nego i  papiestwa  dwukrotnie  więziony  przez  zwierzchność  za- 
konną, przel)yl  killia naście  lat  w  więzieniu. 

5» 


68  MARYA   KONOPNICKA 

wych  spojrzeć  miał  z  wieszczów  i  proroków  twoich, 
temu  dałam  orłowe  czoło  i  oblicze,  iżby  się  w  nim 
odbiły  znalci  i  pieczęci  ducha  twojego  świętego. 
A  tyś  mi  uczynił  słup  męlci  z  drzewa,  na  którem  kła- 
dłam gniazdo  orłom  twoim!... 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka  wina! 

POLSKA. 

I  co  uczynić  mogłam,  ludu  mój,  a  nie  uczyni- 
łam tobie? 

Duchowi  twemu  dałam  ciało  jędrne ,  młodo- 
ciane, zdrowe,  iżby  w  niem  rosnąć  mógł  ku  przj- 
szłości,  a  wzmagać  się  w  siłę. 

Nie  zlepiłam  ciała  twego  z  okruchów  starych 
i  rozbitych  naczyń  ducha,  jak  to  uczyniły  inne  ziemie 
ludom  swoim  pomieszanych  początków  i  plemion. 

Zlepiłam  je  z  gliny  dobrej,  świeżej,  która  jeszcze 
w  żadnym  nie  spękała  ogniu.  I  nie  zlepiłam  ciebie 
z  wody  i  z  płomienia,  i  nie  uczyniłam  ciebie  płodem 
gwałtu. 

Wzrastać  tobie  dałam,  jako  wzrasta  łan  zboża, 
z  jednego  rozrodzony  ziarna;  a  rodzaj  twój  szczepi- 
łam, jako  czyni  zaszczcpca  dobry,  który  na  polną 
gruszę  pokrewny  szczep  z  sadu  bierze,  a  na  żywi- 
cznjun  pniu  słodkiej  jabłoni  nie  szczepi. 

Jam  zgromadziła  ciebie,  jako  pasterz  zgromadza 
jednoroczne  jagnięta  swoje.  Rozmnożyłam  ciebie,  jak 
matka  rozmnaża  braci  między  sobą:  płodnością  wła- 
snego łona.  Chrobaty,  Polanie,  Ślązaki,  Ruś,  Litwa  — 
bracia  to  twoi  są,  jako  insze,  z  którymiś  się  za  cza- 
sem zjednał  i  zrósł  w  całość. 

I  cisnęli  się  do  ciebie  bracia  twoi,  aby  razem 
pługi  wodzić,  o  domu  radzić  i  węgłów  jego  obraniać. 
I  uczjmiło  się  bractwo  plemion  woln)'ch  i  wiec  wolny, 
a  złoto  ani  żelazo  nie  padało  na  szalę  głosów,  kiedy 
w  błękit  szł}',  ani  się  ku  ziemi  ważyły. 


POEZYE  69 

I  uczyniłam  głos  twój  mocnym,  a  ucłio  twe 
czułem.  Krzyk,  nad  Bałtykiem  wydany,  w  Ivarpatacli 
odzew  brał;  a  kiedy  Korona  zawołała:  ))Strażal«,  Li- 
twa siodłała  Pogoń  i  cliwytała  miecze. 

Więc  jako  dzwon  szeroko  na  okolicę  pospólną 
trwogę  albo  radość  głosi,  takie  echa  powietrzne  uczy- 
niłam nad  tobą.  A  sercem  tego  dzwonu  —  było  serce 
twoje. 

Co  woła  na  Pobuźu  i  na  Ponarwiu  sineni?  I  co 
woła  nad  Wisłą,  nad  Wartą,  nad  Dnieprem,  nad 
Niemnem? 

Nie  jestże  to  głos  bratni,  od  którego  drżą  wnę- 
trzności twoje? 

A  ty  rozciąłeś  mieczem  szaty  moje,  a  o  suknię 
moją  całodzianą  rzuciłeś  łosi 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka 
wina! 

POLSKA. 

I  co  uczynić  tobie  mogłam,  ludu  mój,  a  nie 
uczyniłam? 

Jąkałeś  jeszcze,  jako  dziecię,  niemocnym  języ- 
kiem, a  ja  już  co  najsłodsze  i  najdzielniejsze  dźwięki 
oddawałam  tobie.  Z  szumu  puszcz,  z  szmeru  zdrojów, 
z  grzmotu  burz,  z  huku  wód,  z  tętentu  hufców,  z  trza- 
sku kopii,  z  świstu  wichrów,  z  błysku  mieczów  — 
dźwięki  poddawałam  tobie. 

Ja  w  ciszy  nawet  dobywałam  tony  mowy  two- 
jej. Jam  cię  nauczyła  imienia  tęsknoty. 

I  dałam  ci  słowa,  wprost  z  serca  wzięte,  wprost 
z  błękitów  wzięte  i  anielskie,  wprost  z  pól  smętnych 
dobyte  i  rosą  świeżości  zroszone  i  proste. 

I  dałam  ci  słowa,  które  umiały  kląć  i  błogosła- 
wić, śpiewać  i  płakać,  tworzyć  i  zabijać,  a  jako 
w  główce  gorczycznej  sto  ziarn  się  zamyka,  tak  ja 
w  każdem  słowie  twojem  rozmnożyłam  nasienie  jego 


70  MARYA   KONOPNICKA 

I  stała  się  mowa  twoja  silna  i  piękna,  świeża 
i  bogata,  męska  i  dziewicza  i  miała  w  sobie  moc 
czarodziej slcą  wzruszania  serc  ludzkicli  i  miała  w  so- 
bie głos  sjmogarlicy  i  jęk  Izajasza. 

I  widziano  ją,  sypiącą  gwiazd)'  i  łabędzie  puchy, 
i  widziano  ją,  bijącą,  jak  grom  i  jak  piorun,  a  głowy 
lirólów  chyliły  się  przed  nią. 

I  zakwitła  mowa  twoja  pieśnią,  i  stałeś  się  słowi- 
kiem narodów. 

A  zaś  wyrosła  pieśń  twoja  i  odziała  się  nie- 
zwłędłym  majem.  Jak  lipa,  miodem  wonna  a  rojem 
pszczelnym  brzęcząca,  tak  wyrosła.  I  rozkorzeniła  się, 
jako  dąb  starowieczny,  iż  jej  nikt  nie  wyrwie  aż  na 
wieki. 

Nad  wodami  stała,  jako  wierzba,  z  której  fujarki 
biorą,  a  jako  osika,  z  której  uczyniona  jest  surma 
smętna,  bojowa.  I  poszedł  głos  jej  po  granicach  mo- 
icli  i  ograne  są  granice  moje.  A  gdzie  pieśń  twoja 
żywię,  ja  jestem. 

—  I  rozpaliłam  ogniska  twoje  i  zgromadziłam  wie- 
czornice twoje;  i  dałam  lnom  twoim  srebrzy stość 
miesięczną,  a  chatom  twoim  trzaskanie  łuczywa; 
i  dałam  długie  zmierzchy  zimowemu  niebu  twemu, 
i  dałam  lęskność  piersiom  twoim,  abyś  śpiewał. 

I  rozpaliłam  jutrznię  zaranną  i  wypuściłam  wiatr 
ciepły  z  jugu  i  rozwiośniłam  pola  twoje  i  dałam 
piersiom  twoim  nadzieję,  abyś  śpiewał. 

I  ukazałam  lirnikom  ślepym  rzeczy  dawne  i  rzeczy 
minione;  i  nauczyłam  trawy  mogilne  szeptów  cichych, 
aby  im  wtórzyły.  Zadumę  i  siność  stepu  —  ja  przę- 
dłam. 

I  wypuszczałam  wicher,  aby  wichrzył  włos  siwy 
gęślarzy  twoich,  kied}'  krzywdy  twoje  śpiewali; 
i  trzymałam  go  za  pióra  jego,  iżby  cisza  była,  kiedy 
śpiewali  twą  sławę. 

I  podniosłam  zagasłe  źrenice  lirnika  w  dalekość 
czasów,  jako  perły  białe;   a  ślepcom  dałam  widzenie 


s- 


POEZYE  71 

dni,  nie  narodzon3'cli  jeszcze.  I  opuściłam  ich  wypła- 
Icane  oczy  na  liurhany,  jako  łzawice  srebrne,  a  Icaźda 
Icość,  na  dzikicłi  polacłi,  na  sławnych  bojowiskach 
leżąca,  brała  swą  część  w  pieśni. 

I  wodziłam  dziady  śpiewne  ode  wsi  do  wsi,  a  bie- 
dny to  był  próg  i  nie  mój,  na  którym  gęślarz  gęśli 
swych  nie  stroił. 

Białozorowie  moi  i  sokołowie  moi  ważyli  się  nad 
lirami  dziadów,  po  stepie  ich  wodząc,  po  szerokim; 
a  żórawie,  te  przed  nimi  leciały,  krzycząc  po  śród- 
niebnych  szlakach. 

I  nakryłam  pieśń  chmurą  ich  skrzydeł,  i  śpiewałeś 
o  sobie,  ludu  mój,  nie  wiedząc,  co  wspominasz  i  co 
wieszczysz  sobie. 

Lecz  zaś  zestroiłam  lutnię  twoją  z  lutnią  Da- 
widzką,  królewską,  i  ustruniłam  ją  w  słoneczne  i  bły- 
skawiczne struny. 

I  uczyniona  jest  jedna,  jako  strzała,  ku  rozświ- 
towi  puszczona  i  w  brzaski  lecąca;  i  uczyniona  jest 
druga,  jako  tęcza,  wymalowana  w  blaski  i  w  kolory, 
a  kwiaty  i  gwiazdy  lecą  na  nią  i  łabędzie  głosy. 

Lecz  trzecią,  tę  podparłam  piersią  własną  i  ser- 
cem bijącem.  A  imię  tego,  który  na  nią  palce  kładł, 
jest:  ))Z  ziemi  wzięty«. 

I  stała  się  pieśń  twoja  sławną,  i  b5'^ła  kochanką 
młodości  twojej  i  siłą  lat  męskich  twoich  i  ostatnim 
kwiatem  twych  mogił. 

To  wszystko  uczjmiłam  tobie,  ludu  mój,  a  tyś  mnie 
zaparł  językiem  twoimi 

LUD. 

Moja  winal  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka  winal 

POLSKA. 

1  co  więcej  uczynić  tobie  mogłam,  a  nie  uczj''- 
niłam? 

Wpierw,    niżby   Chrystus  po  łanach  twoich    cho- 


72  MARYA   KONOPNICKA 

dził,  jara  schrześcijaniła  ciebie.  Tyś  był,  jako  Jan, 
który  w  zakonie  żył  wpierw,  niżby  zakon  uczyniony 
został. 

W  zaraniu  czasów  i  w  przededniu  bożym  uczyły 
cię  pacierza  pól  zbożowych  szuray,  a  anioł  Pański 
ciszy  i  smętności  po  łanacli  twoicli  wiał  i  zwiasto- 
wał tobie.  Lilie  twoje  i  róże  białe  twoje  te  szeptały: 
))Ave...(( 

—  Nie  czciłeś  Molocha  ani  Serapisa;  nie  kłaniałeś 
się  wężowi,  ziejącemu  ogniem. 

Świątki  twoje  wiosenne  były  i  zielone  majem;  miód 
i  kołacz  był  objatą  twoją. 

Więc  kiedym  ci  ścieżyną  polną  i  bławatkową  mie- 
dzą rajskie  poselstwo  przed  chatę  przywiodła,  nie 
upadłeś  na  twarz  z  dziwu  ni  z  przestrachu.  Aleś 
chieb  z  aniołami  łamał  i  za  stół  je  lipowy  pobok 
siebie  sadzał.  A  czego  mocarz  świata  bez  drżenia 
nigdy  nie  czj^nił,  tyś  uczynił,  kmieciu! 

1  naczęłam  ci  króle  twoje  w  siermiędze  lnianej 
i  w  postołach  z  łyka,  którzy,  nimby  rękę  do  berła 
ściągnęli,  wpierw  zatykali  lemiesz  na  uwrocie  skiby. 

I  wywiodłam  ci  króle  twoje  z  pod  słomianej 
strzechy  i  z  pod  nizkiej,  a  w  których  nie  królewskość 
tego  lub  drugiego  rodu  leżała,  lecz  królewskość  ludu. 

Majestat  to  był  oraczów  twoich  i  siewaczów  two- 
ich, którym  ci  w  Piastacli  na  tronie  sadzała.  A  w  Ja- 
giellonach sadzałam  na  tronie  rycerską  chwałę  twoją 
i  tryumf  pokoju. 

Uróść  ci  dałam  pod  królami  twoimi  w  sławę 
i  w  cześć. 

Jako  w  ojcowym  domu  i  na  ojcowym  chlebie  S3'n 
rośnie,  uróść  dałam  tobie,  a  tyś  ranie  odział  purpurą 
naigrawania,  a  koroną  cierniową  zraniłeś  głowę  mojąl... 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  bardzo  wielka 
wina! 


POEZYE  73 

POLSKA. 

Rozmnożyłam  grody  twoje  i  dostatki  twoje 
i  prawa  dobre  twoje,  w  które  niraeś  piołunu  naraie- 
szał,  wszystkim  słodkie  łiyły. 

Nie  umocniłam  cię  murami  i  nie  opasałam  głę- 
bokim przykopem;  alem  cię  nakryła  błyskawicą  sza- 
bel, żywych  piersi  tarczą. 

Mężne  i  czyste  serce  to  była  twierdza  twoja 
i  forteca. 

I  widziany  był  nad  tobą  znak  Hetmanki  twojej, 
płaszcz  gwiazdami  siny  i  miesięczne  poroże  pod  sto- 
pami Jej. 

Tyś  był  czasu  klęski  ochranian  zawsze  wiarq 
i  ofiarą. 

1  nie  uczyniłam  cię  bogaczem,  ani  rozkoszni- 
kiem,  ani  kupcem.  Zielony  krzew  wolności  —  ten 
wszczepiłam  tobie. 

Więc  kiedy  insze  ludy  brały  chrzest  krwi  ku 
odrodzeniu,  ty  brałeś  chrzest  wolności.  I  kiedy  insze 
ludy  gwałtem  jej  dobywali,  rozruszając  węgły  domu 
swego,  tyś  ją  na  polach,  jak  majowe  latorózgi,  sadził, 
i  jak  gałąź  palmową,  do  chat  nosił  i  z  braćmi  ją 
dzielił,  rzekąc:  » Alleluja !« 

Ty  byłeś  wiosną  narodów! 

Jam  duszy  twojej  dała  ukochanie  wolności.  W  wol- 
ności zamknęłam  siłę  twoją  i  jedność  tej  siły;  ile 
razy  wymówiłeś  święte  Imię  jej,  wzmagała  się  moc 
twoja.  A  ilekroć  uczyniłeś  ją  sztandarem  twoim, 
wzrastałeś  w  potęgę  serc  i  rąk. 

I  szły  nad  tobą  wtedy  miesięczne  nowie,  osadzone 
na  drzewcach  borów  twoich;  a  jako  ze  źródeł  zie- 
mnych wody  hucząc  idą,  tak  szedłeś. 

1  uczyniłam  wolność  oddechem  twoim  i  wśpie- 
wałam  ci  ją  w  duszę  u  kołyski  twojej,  i  była  ci  — 
życiem. 

Jako  się  puszcza  ruń  na  zapach  wiosny,  tak  tyś 
się  puszczał  na  zapach  wolności. 


74  MARYA  KONOPNICKA 

Wołała  przez  góry,  a  słyszałeś  ją.  Wołała  przez 
morza,  a  biegłeś  ku  niej.  Tyś  podniósł  nad  narodami 
sztandar  jej  za  nie  —  i  za  siebie. 

I  stałeś  pod  sztandarem  wolności  i  upadałeś  pod 
nim  w  bojach  sławnych  —  w  bojach,  w  Ictórycli  try- 
umfują zabici  i  w  ranach  leżący.  Zaprawdę!  Insze 
ziemie  rodzą  krzew  wawrzynu,  lecz  jam  czoła  pod 
wawrzyn  rodziła! 

LUD. 

Matko  bohaterów,  bądź  błogosławiona! 

POLSKA. 

A  większą  nad  miłość  wolności  dałam  ci  miłość 
ku  mnie.  Jam  cię  nauczyła  słodkiego  imienia  ojczyzny. 
Ivtóre  imię  jest  nad  imię  ojca  twego  i  nad  imię  matki 
twojej,  a  niemasz  miłości,  któraby  z  tą  zrównana 
była. 

Albowiem  w  każdej  miłości  człowiek  siebie  szuka; 
lecz  w  tej  chce  utracić  siebie.  Otom  napełniona  pro- 
chem t3'ch,  co  zginęli  za  mnie. 

I  było  imię  moje  zaklęciem  twojem  i  przysięgą; 
b3'ło  błogosławieństwem,  które  z  domu  brałeś;  gru- 
deczka  ziemi  mojej,  na  tułactwie  u  serca  noszona, 
ta  była  relikwią  twoją. 

I  byłam  sercom  wiernym  —  wierną,  a  żywym  — 
żywą.  W  ciemnice  za  tobą  szłam  i  cieszyłam  ciebie, 
a  w  kaźni  ocierałam  twe  śmiertelne  pot}'.  I  w  głębie 
kopalń  z  tobą  szłam  i  świeciłam  w  nich  promieniami 
nadziei. 

Gorzki  chleb  wygnania  jam  łamała  z  tobą;  na 
śnieżnych,  dalekich  równinach  jest  ślad  stopj'  mojej. 

Nie  opuściłam  cię  na  żadnej  z  dróg  twoich;  od- 
mierzałam wielkością  kroki  i  czyny  tułacza. 

Każdą  ciężkość  twoją  czyniłam  lżejszą  i  każdą 
mękę.  Jam  trwała  przy  tobie,  pókiś  mnie  nie  ode- 
Dchnął  sam. 


POEZYE  75 

Acz  i  wtedy  nawiedzałam  pustynię  twych  piersi 
wspomnieniem  młodości  twojej,  a  marom  snów  two- 
icli  dawałam  głosy  cielic  i  łltające. 

LUD. 

0  matko,  matko  moja,  bądź  błogosławiona! 

POLSKA. 

1  co  uczynić  mogłam,  a  nie  uczyniłam  tobie? 

Oto  za  dni  zaćmienia  twego  ja  trzymam  przed 
narodami  imię  twoje,  z  oblicza  świata  niestarte. 

Albowiem,  póki  ziemia  trwa,   lud  i  naród  żywię. 

Przeto  wiosną  mogiły  odziewam  w  zieleń  świeżą, 
a  na  progacli  pusty  cli  murów  bluszcz  wiję,  iżby 
w  ruinę  nie  szły. 

Na  drodze  królów  siadam  z  obliczem  zakrytem 
i  wchodzę  na  pokoje  ich  widmem,  przed  którem 
bledną. 

Gdy  mówią:  ))Prawo((  —  słyszą  jęk  mój;  a  gdy 
mówią:  ))Sprawledliwość((  —  krzyk  mój  jest  im  echem. 

Słyszany  jest  głos  mój  na  wschód  i  na  zachód 
słońca,  sny  mocnych  świata  —  ja  płoszę. 

Wołam,  kiedy  grzmią  gromy  nad  lądami;  a  kiedy 
się  cisza  czyni,  nie  ustaję. 

Całości  twojej  ja  strzegę.  Ostatnią  jestem  twier- 
dzą imienia  twojego. 

Zalim  się  rozpadła  na  części? 

Zalim  usypała  góry  i  otworzyła  przepaście  tam, 
gdzie  mnie  rozdarto?  A  kto  ranie  uczyni  bezpłodną, 
gdy  syny  rodzić  zechcę  ku  obronie  mojej? 

Ja  tobie  śpiewam  nadziei  pieśń.  Ja  —  żywa,  pieśń 
życia  śpiewam  tobie! 

A  ty,  o  ludu  mój,  zgotowałeś  krzyż  ojczyźnie 
swojej?... 

LUD. 

Moja  wina!  Moja  wina!  Moja  wielka,  wielka  wina!... 


76  MARYA   KONOPNICKA 


III.  CHUSTA  WERONIKI. 

SŁUŻEBNICA.  Pani,  tam  chusta  leży.  Cienka,  lniana 
chusta  leży  na  ławie  skrwawiona.  Co  mam  z  nią 
począć,  alboli  uczynić? 

HIEROZOLIMITANA*.  Idź  do  fontanny,  do  ogrodu 
mego,  do  wody  żj^wej,  która  śpiewa  dniem  i  śpiewa 
nocą,  do  wody,  która  poi  róże  moje,  która  mży  sre- 
brem na  hyacynty  i  narcyzy  moje,  a  wypierz  chustę. 
Albowiem  jest  krew  Sprawiedliwego,  który  umęczon 
został. 

SŁUŻEBNICA.  Byłam,  pani,  u  fontanny,  u  ogrodu 
twego.  Aliści,  ledwo  zamaczałam  chustę,  uczynił  się 
płacz  wody  tak  głośny  i  narzekający,  iż  zagłuszył 
S3'^nogarlice,  które  wzdychają  na  skraju  dachu  twego. 
I  pospadały  gwiazdy  narcyzów  twoich  i  pogasły, 
a  róże  stały  się  blade  i  mdlejące,  jak  te,  które  kładą 
na  piersi  umarłym.  A  kiedym  prała  chustę,  okryła 
się  ziemia  hyzopem  i  piołunem  gorzkim,  a  pszczoły 
twoje,  które  na  nie  padły,  skurczyły  się  i  posnęły. 
A  chociaż  prałam  mocno,  plamy  trwają.  Olo  są. 

HiEROzoLiMiTANA.  Gałąź  jerychońskal  Zwinięta, 
ostra  gałąź  jerychońska!  Nie  jestże  to  korona  Ukrzy- 
żowanego? Krwawa  korona  ludów  i  narodów? 

...W  głowę  świata,  w  bolesną  głowę  świata  wbite 
są  kolce  jej.  Każdy  kolec  wysysa  krew  żywą.  Każdy 

'  Hierozolimitana  —  mieszkanka  Jerozolimy,  niewiasta 
jerozolimska. 


POEZYE  77 

kolec  szarpie  myśl  żywą.  Każdy  kolec  chce  ją  zdusić, 
zabić.  Oto  się  zamieniają  w  katowskie  ćwieki  i  w  ka- 
towskie miecze...  Obręcz,  żelazna  obręcz  tłocz}'  głowę 
świata. 

...O,  ]iłaczcie,  róże  moje  i  hyacynty  moje.  Płacz 
i  ty,  wodo  żywa,  która  śpiewasz  dniem  i  śpiewasz 
nocą!  Albowiem  zarosła  jest  ziemia  cierniem  i  zdzi- 
czała, którj'  zaostrzył  kolce  swe  ku  przebiciu  wszel- 
kiego serca.  A  którj'  wyszedł  o  poranku  młodzień- 
stwa  swego,  aby  kwiaty  rwał,  omylony  jest  w  na- 
dziei sw^ojej,  a  niesie  wiąz  hyzopu.  A  który  mniemał 
radować  się  żj^ciem,  napojon  jest  gorzkością  śmierci. 

O,  płaczcie,  narodoAie  iludowie  świata!  Albowiem 
krwawa  obręcz  jest  koroną  waszą. 

...Idź,  służebnico  moja,  oddal  ode  mnie  widzenie 
tej  krwi  i  tej  męki.  Do  strumienia  idź,  gdzie  woda 
bystra  i  szumiąca,  do  potoku,  klóry  zową  Hebron, 
i  tam  wypierz  chustę. 

SŁUŻEBNICA.  Byłam,  pani,  u  strumienia,  u  potoku, 
który  zwą  Hebron.  Wierzby  nabrzeżne  czynią  tam 
gwar  żałosny,  a  między  gałęźmi  sykomorów  ^  słyszan}' 
jest  glos  wńatru,  który  łka.  I  prałam  chustę  w  wo- 
dzie bystrej  i  w  wodzie  szumiącej.  W  wodzie,  która 
po  kamieniach  leci,  a  nie  ustaje.  Lecz,  im  mocniej 
prałam,  tem  więcej  z  cliusty  krwi  ciekło.  Iż  zapienił 
się  krwią  żywą  cały  nurt  potoka.  Co  obaczywszy, 
wyżęłam  spieszno  chustę  i  wracałam  pilno.  Lecz  plam 
prz5'było  jeszcze.  Oto  są. 

HiEROzoLiMiTANA.  Łożc  potoku  widzę.  Potoku  cza- 
sów widzę  łoże  krwawe...  A  nie  kamienic  w  niem 
leżą,  ale  głowy  omdlałe  w  trudzie,  uśpione  w  mro- 
kach, skamieniałe  w'  męce. 

Tysiąc  ich  i  tysiąc  tysięcy,  a  niemasz,  ktoby  zli- 
czył liczbę  ich. 

'Sykomor  —  gatunek  drzewa  figowego. 


78  MARYA   KONOPNICKA 

Oto  lecą  po  nich  wody  krwawe,  a  nie  ustają.  Jak 
po  rzeczy  martwej,  lecą  po  nich,  jak  po  rzeczy, 
która  siebie  nie  wie. 

0  W}^  byty,  wdeptane  aż  na  dno  żywota!  O  ty 
martwe,  ty  martwe  podścielisko  świata! 

Patrz!  Patrz!  Przypadł  wiatr  burzliwy  i  zachłostał 
wody.  Patrz!  Oto  krew,  która  spłynęła  po  głazach, 
dała  im  kolory  życia! 

Oto  puściły  się  od  kamiennych  czerepów  włos}', 
krwią  zlepione  i  powstały  na  nich... 

Oto  się  otwarły  usta  pełne  krzyku...  Usta,  które 
zalewa  nurt  krwawy.  Oto  się  dźwignęły  l<aniienne 
powieki  nad  zbudzoną  do  światła  źrenicą...  I  ruszyły 
się  głowy  i  poczęły  tłuc  sobą  o  dno  krzemieniny. 
Patrz!  Oto  wyszły  z  mułu  ręce  czarne,  groźne  i  po- 
częł}'  rwać  włosy  na  czerepach  głów  i  podniosły  się 
przeciw  prądowi  krwawego  strumienia  i  zacisnęły 
się  w  kamienne  pięście... 

...Jak  strasznie  miota  cię  całe  dno  potoku!  Jaki 
krzyk  gwałtu  i  rozpaczy!  Jak  wzbiera,  jak  wzbiera 
nurt  krwawy! 

...Weź,  weź  co  prędzej  tę  okropną  chustę,  służe- 
bnico moja,  a  idź  do  wody  wielkiej  i  głębokiej,  do 
Jordanu -rzeki  idź,  abyś  ją  prała.  Do  rzeki,  która 
bież}',  a  nie  wraca  do  początku  swego.  I  która  od- 
chodzi od  źródła  i  od  brzegów  swoich,  aby  ich  nie 
oglądać  więcej. 

SŁUŻEBNICA.  Pani,  b3'łam  u  Jordanu -rzeki,  u  wody 
b3'strej  i  głębokiej  bardzo.  Niewiasty  tam  nad  brze- 
giem siedzą.  Z  nakrytemi  głowami  siedzą  niewiasty 
mnogie  w  chustach  czarnych  i  w  chustach  zetlałych, 
jako  te,  w  których  grzebani  są  umarli. 

1  siedzą  tak  i  płaczą,  puszczają  łzy  swoje  za  nur- 
tami wody,  która  bieży  a  nie  wraca  do  początku 
swego.  Lecz,  kiedym  zanurz}ła  w  niej  chustę,  jęk 
się  uczynił  w  powietrzu    głuchem,   iż  ziemia  poczęła 


POEZYE  79 

jęczeć  od  nieba  aż  po  okraje  swoje.  I  przelękłam 
się  i  wracałam  pilno,  lecz  krew  na  chuście  wyra- 
źliwsza  jeszcze,  niźli  z  naczęcia  była.  Oto  jest. 

HIEROZOLIMITANA.  Biada  mi,  która  widzę,  a  która 
oglądam.  Iż  przeraźliwy  Jordan  jest,  a  rzeka  śmier- 
telna. I  rozmnożone  jest  wylanie  krwi  świata.  Która 
obciążyła  sobą  cliustę,  jako  płachtę  zaofiarowaną 
i  całopalną. 

Biada  ci,  Jordan -rzeko,  iż  wody  twoje  nie  wstę- 
pują na  góry  —  pagóry  świata,  a  nie  krzyczą  w  uszy 
ludów  i  narodów! 

Oto  niewiasty-matki  siedzą  nad  brzegami  twymi, 
każda  w  czarnej  chuście  sieroctwa  swego  i  żałości 
swojej. 

Siedzą  matki  i  płaczą  nad  brzegami  twymi.  Sy- 
naczków  płaczą  miłych  i  najmilszych  swoich. 

Którzy  na  drzewach  krzyżowych  zawiśli,  a  na 
hakach  szubienic  za  wiatrem  się  kołyszą. 

Którzy  po  ciemniach  pobici  są  i  zakratowani.  Któ- 
rym gwałt  zatkał  usta  ich,  aby  nie  słyszał  świat, 
kiedy  męczeni  byli,  a  jako  pomarli. 

Płodu  wnętrzności  swoich  matki  płaczą  i  kochania 
swego,  narzekające  na  dzień  poczęcia  młodzianków 
swoich  i  na  dzień  zrodzenia. 

Którzy,  zbudzeni  nagłym  razem,  w  ciemnościach 
i  w  przedświtowym  chłodzie  pod  słupy  szli  każdy 
na  stracenie  swoje. 

Pisklęta  bezpióre  z  gniazd  się  zburzonych  porwały, 
a  teraz  zduszone  są  za  gardła  swoje  czerwoną  ręką 
kata. 

Biada  ci  i  raz  ci  jeszcze  biada,  o  Jordan-rzeko, 
która  idziesz,  a  odchodzisz  za  wianiem  wiatru,  za 
wianiem,  niosącem  matce  ostatni  dech  syna. 

Oto  słychać  na  pustyni  hcrodyuszowe '  i  strusowe 

'  H  ero  d  y  us  z  —  ptak  wymieniony  w  Deiiter.  XIV,  16  (przez 
Wujka  pozostawiony  w  formie  li  e  r  o  d  y  o  n),  jak  się  zdaje,  ga- 
tunek bociana. 


80  MARYA  KONOPNICKA 

głosy,  które  płaczą.  Oto  kosmaczowie*  leśni  zawyli 
po  uchronach  swoich,  każdy  ku  bólowi  swemu  Al- 
bowiem przebita  jest  pierś  ziemi  i  wycieka  z  niej 
krew  życia,  święta  krew  młodości. 

Śpiesz,  służebnico  moja,  a  idź  do  morza.  Do  mo- 
rza najsłońszego  idź  i  które  jest  gorzkie,  jako  męka 
świata.  A  niemasz  miary,  ani  powroza  z  ołowiem  na 
zapaść  głębokości  jego.  Tam  idź,  a  wypierz  cliustę, 
a  powracaj  się  rychło,  iż  dusza  moja  omdlewa  od 
widzeń  tych  we  mnie. 

SŁUŻEBNICA.  Byłam  u  morza,  pani.  U  morza  wiel- 
kiego i  gorzkiego  bardzo.  Huk  srogi  tam  jest,  jakoby 
właśnie  kipiał  wrzątek  świata.  A  jako  kopijniki 
i  orężne  na  basztową  bronę  z  trzaskiem  lecą,  kiedy 
miasto  biorą,  tak  wał  tam  na  wał  leci  i  o  brzegi 
trzaska. 

O  nocy  wyszłam,  pani,  a  o  zorzy  zaszłam.  O  raniej 
zorzy,  kiedy  przecyka  świat.  I  przecknął.  Lecz  zorza 
była,  jako  pożar  ognia,  jakoby  płonęła  i  susza  i  woda 
w  jednem  płomienisku.  A  ciemności  kłębiła  sobą, 
i  szły,  jako  dymy,  które  się  po  otchłaniach  goreją- 
cycli  kłębią.  Tak  prałam  chustę  pod  pożarem  ognia, 
który  nie  był  dniem  i  nie  był  nocą,  pod  hukiem  wód, 
które  tak  szły,  jakoby  stopy  tętniące  rzek  mnogich 
i  nieprzeliczonych.  I  uczyniła  się  nade  mną  trwoga, 
i  zwinęłam  chustę,  a  idąc,  szłam  spieszno  odtamtąd 
aż  tutaj.  Którą  przynoszę  krwawszą  jeszcze,  aniżeli 
wzięłam.  Oto  jest. 

HiEROZOLiMiTANA.  Ha!...  Obliczc  Ukrzyżowanego! 
Oblicze  ludów  i  narodów  ziemi!  Korona  krwawa 
męki  i  ucisku!...  Włosy  zlepione  śmiertelnym  potem 
uznojenia!...  Oczy  mdlejące  w  upragnieniu  światła. 
Usta  bez  głosu,  których  krzj^k  jest  niemy. 

0  niezgładzona,  wieczna  krzywdo  ziemi!  O  rodzie 

1  Kos  m  acz  —  zwierz  kosmaty  np.  niedźwiedź,  wilk  i  t.  p. 


POEZYE  81 

człowieczy,  który  żywiesz  męką!  Sprawiedliwość 
zabita! 

Jakożem  więc  cłiciała  zatrzeć  te  ślady  alboll  za- 
taić? W  jakiejźe  wodzie  mniemałam  zmyć,  zatracić 
tę  krew,  której  wylanie  trwa,  a  nie  będzie  skróco- 
nem  do  końca  dni  starych? 

Rozciągnij,  rozciągnij  tę  chustę!  Woń  morza  krwi 
z  niej  bije,  gorzka  i  surowa.  Szum  morza  łez  w  jej 
szeleście.  Szum  i  huk  morza  potęźn}^  rosnący,  groźny, 
jakoby  wołanie  tysięcy.  Słyszysz  tętent  rzesz  mno- 
gich, burzliwe  stąpanie  i  głosy?  Słyszysz  nawałność 
ich  krzyku? 

...Idziemy...  Idziemy...  Idziemy... 

Szum  wichru  i  huk  morza  nakrył}^  wołaniem  swo- 
jem.  Szum  wichru  i  huk  morza  nakrył}^  słowem, 
które  lata  po  okręgu  ziemi... 

Daj  mi,  daj  mi  tę  chustę!  Na  piersiach  nosić  ją 
będę  i  na  sercu  żywem,  iżbym  czuła. 

Na  doliny  ją  poniosę  i  na  pola  czarne,  iżby  czuły. 

I  na  gór  szczytj'  ją  dam  i  pod  słońce  wschodowe, 
iżby  ją  dzień  widział  a  oglądał. 

Na  grzmot  ją  wiosenny  dam  i  na  dźdże  bujne, 
rzęsiste,  po  których  rodzi  ziemia. 

I  dam  ją  na  burzę  nawalną.  Błyskawice  ducha  la- 
tały po  niej  będą,  iżby  świeciła  w  mrokach. 

I  będą  w  nią  biły  gromy  i  wstrząśnie  się  i  odnowi 
świat. 

I  uderzy  w  nią  wicher,  który  lata  z  wschodu  i  za- 
chodu i  uczyni  z  niej  rzecz  żywą  i  krzyczącą. 

1  wezmą  ją  ludy  i  naród}'  ziemi  na  drzewce  swoje 
znakiem  i  sztandarem  swoim  i  poniosą  przed  sobą 
w  zorzę,  która  dnieje, 

I  znikną  w  niej  o  poranku  świata  krwi  ślady 
i  wybieleje  pod  słońcem  przyszłości..: 

SŁUŻEBNICA.  Rzekłaś. 

KONOPNICM,    POEZTE.    VII  6 


82  MARYA  KONOPNICKA 


IV.  TĘSKNOTA  WYGNAŃCA. 

...Na  rozległe  łąki  clicę  iść,  na  rozległe  pola... 
Obszar  twój  chcę  czuć,  chcę  widzieć,  ziemio,  ziemio, 
ziemio  1 

Na  rozległych  łąkach  chcę  śpiewać,  na  rozległj^h 
polach...  Obszar  twój  chcę  wypełnić  duszą  moją, 
ziemio,  ziemio,  ziemio! 

...Poranna  jesteś,  jesteś  zroszona  i  świeża,  a  ja  nie 
widzę  ciebie  1 

I  uznojona  jesteś  i  bolesna,  a  ja  nie  widzę  ciebie. 

W  wielkich  światłach  zórz  stoisz  i  w  światłach 
duchów,  a  ja  nie  widzę  ciebie. 

I  stoisz  w  mrokach  chmurnych,  i  w  mrokach  po- 
sępnych, a  ja  nie  widzę  ciebie! 

...Jak  słońce  w  mózgu  ślepca,  tak  ty  we  mnie! 

Jak  pieśń  w  ustach  niemego,  tak  ty  we  mnie! 

Jak  dech  w  piersi  żywcem  pogrzebanego,  tak  ty 
we  mnie... 

...Dusza  moja  pełna  jest  ciebie,  a  niema  takiej  sza- 
rej grudki  na  ugorach  twoich,  którejby  nie  była  sio- 
strą. Kamyki  polne  na  ścieżynach  i  na  miedzach  two- 
ich wołają  na  nią:  Tj'. 

W  duszy  mojej  wszystkie  skowronki  twoje  i  wszyst- 
kie zbożowe  szumy  i  wszystka  cisza  i  tęskność  łężna, 
liliowa,  szeroka. 

...W  duszy  mojej  wszystkie  cierpkie  tch}'  brózd 
twoich    i   wszystkie   parne    tchy    skib   lśniących   na 


POEZYE  83 

uwrotach  twoich  i  wszystkie  dymy  chat  twoich 
i  wszj^stek  balsam  przydrożnych  topoli  twoich  i  ostrość 
żywiczna  sosen  i  drażniący  zapach  czeremchowych 
kiści  i  miodna   słodycz  sadów,   stojących  w  kwiecie. 

A  nozdrza  moje  szukają  tchnienia  twego. 

...W  duszy  mojej  poszumy  lasów  twoich  i  poszepty 
gajów. 

W  duszy  mojej  hejnał  żubrowy  puszcz  twoich 
i  grzmot  walących  się  dębów  i  wycie  wichrów  po 
wierzchołkach  jodeł  —  i  szmer  brzozy,  która  chwieje 
liść  wiotki,  majowy. 

...W  duszy  mojej  szmery  wód  twoich  i  poników 
srebrnych  i  huki  rzek  wielkich,  wezbranych,  w  bla- 
skach i  szumach  do  morza  lecących,  i  liry  gwiezdne, 
na  jeziorach  zadumanych  grające  pieśń  nocy. 

...W  duszy  mojej  organ  na  wszystkie  muzyki  twoje, 
na  wszystkie  płacze  twoje  i  radości  twoje. 

...Dokądże  pójdę  od  duszy  mojej,  abym  nie  czuł 
ciebie?  I  jakie  jest  morze,  któreby  mnie  odniosło  od 
duszy  mojej  na  korabiu  cichym  i  uśpionym,  abym 
nie  czuł  ciebie? 

Bo  jeśli  ją  porzucę,  obróci  się  dusza  moja  na  po- 
wietrze sine  i  pójdzie  ku  tobie;  a  jeżeli  zatrzymam, 
łkać  będzie  za  tobą  w  piersiach  moich,  jako  słowi- 
czek  łka  w  cierniowym  krzaku. 

...Któraś  jest  wszędzie  blizka,  a  wszędzie  daleka. 

...Oto  ptak  rozciąga  skrzydła  i  bystremi  pióry 
przecina  powietrze,  którem  dyszę,  aby  leciał  do 
ciebie. 

Oto  wiatr  prędki  a  mocny  żegluje  ze  wschodu  na 
zachód  na  chmurach  czarnych,  burzliwych  i  na  obło- 
kach perłowych,  dżdżem  bujnym  nabranych,  aby 
leciał  do  ciebie... 

A  oto  gwiazda  przebłyska  nagle  przed  bezsennem 
okiem  mojera,  rozświecając  nade  mną  tajemnie  twarz 
swoją,  aby  lecieć  do  ciebie! 

Lecz  ja  starty  jestem  z  oblicza    pól   twoich,  jako 

6» 


84  MAHYA  KONOPNICKA 

mgła  poranna,  a  dech  mój  nienaleziony  jest  w  powie- 
trzu twojem.  A  ja  daleki  jestem  —  i  jestem,  jakobym 
nie  był. 

Szumią  za  wiatrem  grusze  w  polach  i  wierzby  nad 
strumieniami  się  chwieją,  lecz  ja  jestem  daleko. 

Po  gałęzistych  gajach,  po  jaśminowych  gąszczach 
śpiewają  ptaszeńkowie  twoi,  a  roje  twoje  pszczelne 
szumne  obloty  czynią  po  błoniach  kwieciem  tkanych; 
lecz  ja  jestem  daleko,  daleko,  dalekol 

...Różana  i  złota  jesteś  od  jutrzennych  świtów, 
i  srebrna  jesteś  i  miesięczna  od  przejrzystych  nocy; 
lecz  ja  jestem  daleko... 

Czy  wstaną  nad  tobą  światła  smutne  i  światła  mil- 
czące, a  dech  twój  zatai  się  w  głębokościach  ciszy; 
czy  buchniesz  słońcem  życia  i  krzykiem  życia  —  je- 
stem daleko,  daleko,  daleko...  Kiedy  myślę  o  tobie, 
widzenia  dziwne  i  rozmaite,  jakoby  wiele  kształtów 
drogich  i  umiłowanych,  przemijają  przede  mną;  a  kto 
nagle  uderzy  we  mnie  słowem  nazwania  twego, 
właśnie  jakob}'  garść  gwiazd  cisnął  w  oczy  moje. 

...Na  szerokości  mórz  widziałem  zapisane  imię 
twoje;  i  oglądałem  je  wyryte  na  podniebnych  szczy- 
tach i  na  wiecznych  lodach. 

Czytałem  imię  twoje  wypisane  w  grotach  głębo- 
kich i  w  podziemnych  świątyniach;  czytałem  je  na 
stalaktytach  błj^szczące... 

Lecz  kiedym  wyszedł  na  świat  i  na  burzę,  oto 
stało  na  rozciągu  błyskawicy  pisane  piorunem. 

Od  wieczornej  straż}'  do  porannej  słyszałem  imię 
twoje,  jako  zaklinanie  ciche  a  niezbyte.  I  była  mi 
straż  poranna,  jako  oścień  w  ranie,  a  straż  wie- 
czorna, jako  strzała  w  sercu  utkwiona, 

...Rozsypana  jest  dusza  moja  rosą  bujną  na  ziołach 
dolin  twoich  i  na  macierzankach  wzgórz  twoich; 
a  na  twych  miedzach  ślad  świeży,  gdzie  chodziła  nocą. 

...Której  sen  o  tobie  jest,  a  przebudzenie  też  ku 
tobie  dyszy. 


POEZYE  85 

Więzień  ja  jestem  twój,  a  łup  anioła  tęslcności, 
który  idzie  za  mną  na  każdy  czas  i  gdziekolwiek  się 
obrócę  a  pójdę...  Więzień  ja  jestem  na  wolności  mo- 
jej pustej,  szerokiej,  bezdomnej. 

...Do  ciebie  cłicę,  ziemio,  i  ciebie  chcę.  A  krom 
ciebie  nic  chcieć  nie  mogę  i  chcieć  nie  chcę  I 

Głosu  twego  słuchać  pożądam  z  gorącością,  tra- 
wiącą kości  moje;  a  od  milczenia  twego  krzyczy 
dusza  moja. 

Nabrałaś  ze  mnie  łez,  nabrałaś  bólu  i  żałości;  i  tać 
jest  danina  moja  tobie  po  wszystek  wiek  mój... 

...Bom  jest,  jako  głownia  wyrwana  z  ogniska,  a  oto 
ugasam. 

I  nie  uciszy  się  duch  mój,  póki  nie  weźmiesz 
i  ostatka  ze  mnie... 

...Ty  —  pierwsza,  i  ty  —  ostatnia  1 


^:s> 


UTWORY  DRAMATYCZNE 


I 

JERZY  BOHUSZ 


POEZYE  91 


Komnata  obszerna  w  stylu  XVI  wieku;  sprzęty  ciężkie,  dębowe: 
na  prawo  ogromny  rzeźbionj'  kredens,  na  nim  srebrne  dzbany 
i  misy;  w  pośrodku  stół  okrągłj',  wzorzj'stym  kobiercem  po- 
kryty, na  nim  ksiąg  kilka  w  wspaniałej  oprawie  z  klamrami;  na 
lewo  marmurowy  komin;  przed  nim  rozesłana  oiedźwiednia; 
nieopodal  wygodne  siedzenie.  Wgłębi  podwoje,  przysłonięte  ma- 
katą. —  Na  ścianacli  kilka  pięknych  obrazów  i  parę  sztuk  broni.  — 
Zmierzch  jesienny;  kozaczek  dokłada  drew  na  ognisko.  — 

MACIEJ   RAWA. 

Drew  mi  nie  żałuj!  W  narożnej  komnacie 

Narządź  posłanie  dla  księdza;  a  z  rana 

Do  mszy  ze  dzwonkiem,  ty  —  i  Micliał  drugi  1  — 

A  wara  w  kułak  śmiać  się,  jak  grzecliotka, 

Bo,  jak  Bóg  w  niebie,  grzbiet  z  pletnią  się  spotka! 

KOZACZEK. 

To  z  zakrystjana,  proszę  jegomości... 
Tak  przez  nos  śpiewa... 

MACIEJ. 

No,  no!  z  zakrystjana... 
Już  wy  tam  zawsze  jakieś  przypadłości 
Pomiędzy  sobą,  infamisy,  macie.  — 
A  czy  to  nie  wiesz,  przed  kim  do  posługi 
Stajesz  w  kościele?  —  Hę?  co?...  to  nie  żarty. 
To  jest  Majestat  Bożyl  — 

(zapala  światło) 

Te  świeczniki 
Zanieś  na  skrzydło  I 

(oddaje  chłopcu  dwa  ciężkie,    srebrne,  kilkoramienne  lichtarze, 
chłopiec  wychodzi) 


92  MARYA  KONOPNICKA 

—  A  zagaś  je  znowu, 
Lecąc  na  oślep!  — 

(chwila  milczenia;  zwraca  się  do  Jana  Ponowy,  leśnika  starosty, 
zajętego  czyszczeniem  kordelasa  w  bogatej  oprawie) 

—  Tak  mi  się  coś  zdawa, 
Ze  cała  wasza  jutrzejsza  wyprawa 

Na  owe  w  lasacli  podkomorskich  dziki, 
Te  sfory  gończych  i  kundle  i  charty 
Zostaną  doma  — 

PONOWA. 

Go  znów  waść?  — 

MACIEJ. 

Pan  chory. 
Jeszcze  się  z  jednej  nie  wylizał  biedy... 
A  wam  się  żąda  nowego  znów  łowu... 
W  domu  apteka,  mastyki,  doktorj', 
I  jakieś  smutki  i  ly^rasy...  Od  kiedy 
Wrócił  z  festynu  od  referendarza, 
Chodzi,  jak  struty,  i  w  oczach  mi  gaśnie, 
W  jakimś  frasunku  i    w  jakiejś  tęsknocie.  — 

(trzęsie  głową) 

Źle!  źle,  mój  panie  Ponowal... 

PONOWA. 

Toż  właśnie 
Muzyki  lasu  rzeźwiącej  mu  trzeba! 
Kniei  i  trąbki  i  echa...  i  grania 
Łowieckich  haseł,  ogarów...  i  nieba 
Z  jesiennym  wichrem,.,  i  konia,  co  w  locie 
Ziemi  zaledwie  dotyka,  jak  ptaszę... 
A  tuman  z  drogi  i  z  myśli  rozgania!... 
Właśnie  się  dobrze  obława  nadarza!  — 
Pan  się  rozsmuci... 

MACIEJ. 

11...  co  mi  tam  Wasze 
Prawisz!  Rozsmuci!...  Ot,  także  medyki!... 


POEZYE  93 

Lasu  mu  trzeba  I...  Zapewne  naboju 
Drugiego  w  ramię,  jak  ongi!...  Muzyki 
Kniei!  ogarów!  —  A  toć  już  z  daleka 
Człowiek  aż  głuclmie,  wyszedłszy  ze  dwora; 
Tak  to  sobactwo  ujada  i  szczeka, 
Nawet  Zdrowaśki  nie  zmówisz  w  spokoju... 

(sentencj'onalaie  zażywając  tabakę) 

A  ja  powiadam  memu  Jegomości: 

Innego  tutaj  lekarstwa  potrzeba... 

I  niebieskiego  podobno  doktora, 

Boć  wszystkie  smutki  te  i  te  tęskności, 

Co  ćmą  się  niosą,  jak  tatarskie  strzały, 

Stamtąd  1...  o!...  z  gniazda  kalwinów  powstały... 

(ukazuje  palcem) 

A  was  tam  jeszcze  coś  ciągnie! 

PONOWA. 

Do  licha! 
Co  mi  tam  patrzeć,  jak  Boga  kto  chwali, 
Jeżeli  pełno  dolewa  kielicha, 
A  na  obławie  w  sam  łeb  dzika  wali  — 
Po  katolicku  1  — 

MACIEJ. 

Tfu,  do  paraluszal... 
Waćpan  mi  bluźni!  Waćpan  nie  pamięta. 
Że  szlachcicowi  religia  rzecz  święta!... 
Że... 

(Ponowa  się  śmieje.  Maciej,  spostrzegłszy  to,  mówi) 

...To  nie  śmiechy!  — 

PONOWA. 

A  niechże  ja  waści 
Tak  się  napatrzę!...  Czy  by  też  kto  wierzył. 
Że  w  starym  taki  animusz  i  dusza?... 


94  MARYA   KONOPNICKA 

Ot,  gd5by  przyszło  do  jakiej  napaści, 

Waśćbyś  wystrzelił  wpierw,  nim  jabym  zmierzył. 

(Maciej  słucha  zamyślony) 

Nol  bez  frasunku  1...  Jak  gadać,  to  szczerze! 

(zbliża  się  i  mówi  z  ciclia) 

Pana  nie  żadne  kalwińskie  pacierze 
Wabią  w  gościnę;  bal  nawet  nie  dziki, 
Clioć  tak  gwałtownie  rozgorzał  do  kniei... 
Innej  on  szuka  i  żąda  muzyki. 
Nie  echa  rogów  łowieckich!  Ja  bacznie 
Umiem  poglądać...  to  proszę  Aspana, 
Nieraz  widziałem,  że  stał  na  polanie. 
Jak  niepamiętny,  choć  palba  grać  zacznie 
I  zwierz  na  niego  wychodzi,  Mosanie. 
Głowa  spuszczona,  twarz  smutkiem  oblana. 
Właśnie  jak  człowiek,  co  nie  ma  nadziei  — 
To  wszystko  idzie  z  afektu... 

MACIEJ. 

Co,  Wasze? 

PONOWA. 

Cóż  się  Waść  zrywasz?...  Czy  Turkiem  was  straszę? 
Czy  Tatarzynem?...  At!  bieda  prawdziwa, 
Kiedy  kto  dyskurs  nie  w  porę  przerywał  — 

(Zabiera  się  do  czyszczenia  broni) 
MACIEJ. 

Dla  Boga,  mówcież!  Wszak  ja  nań  z  maleńka 
Dmuchał  i  chuchał;  ot,  jak  mnie  widzicie, 
Takem  go  temi  piastował  rękami  — 
Takbym  za  niego  dał  stare  to  życie  1... 
Nie  dziw,  że  serce  wszystkiego  się  lęka, 
Kiedy  miłuje!  —  To  mówcież! 

PONOWA. 

Bóg  z  wami!  — 


POEZYE  95 

Powiadam  tedy,  że  cała  ta  bieda 
Idzie  z  afektu  do  Imć  panny  Ewy.  — 

MACIEJ. 

Matko  Chrystusa!...  a  toćźe  pan  stary 

Nigdy  kalwinki  poślubić  mu  nie  da! 

A  czy  to  w  Polsce  nie  stało  już  dziewy!.. 

(Bes^ty  brak). 


^C§> 


I 


II 

FRAGMENT 


KONOPNICKA      POEZYE     VII 


POEZYE  99 


Las  —  okolica  pusta  —  zmierzch. 
EWA. 

Nie!...  Nie  chcę!  Nie  chcę! 

PAN. 

Ewo,  moja  Ew  o  I 
Jeden  całusek... 

EWA. 

Taj  puszczajcie,  Panie  1 
Ojciec  drwa  rąbie...  Będę  lirzyczeć... 

PAN. 

Cicho! 
Cicho,  poganko!  Będziesz  ty  rozbudzać 

0  jeden  całus  wszystkie  leśne  eclia? 
Miejże  też  rozum!  Posłucliaj  mnie  tylko... 
No,  nie  rwij  się  tak!  Nic  złego...  posłucliaj! 
Czy  wiesz  ty,  na  co  ty  rozkwitłaś,  dziewko? 
Na  to  rozkwitłaś,  żeby  cię  chłop  nędzny 
Mógł  bić  tak  samo,  jak  swe  bydlę  bije, 
Kiedy  pijany  powraca  z  jarmarku, 

Żebyś  dźwigała  worki,  pełne  miewa. 

Na  tych  ramionach  gibkich,  jako  trzcina... 

Żebyś  schylona  do  ziemi,  chwast  pełła 

1  brudne  dzieci  nosiła... 

EWA. 

E!...  Zaś  tam!... 
Mnie  ta  nie  pilno  pod  czepiec.  — 


?• 


100  MARYA   KONOPNICKA 

PAN. 

Posłuchaj. 
Jeżeli  kochać  mnie  będziesz,  ja,  dziewko, 
W  moim  ci  dworze  dam  białą  świetlicę, 
Wstąg  ci  nakupię  kram  cały  złocistych 
I  do  roboty  zaganiać  nie  będę. 
Tylko  mnie  kochaj...  kochaj... 

EWA. 

Puśćcie,  Panie! 

PAN. 

Cicho,  ty  wiedźmo  1  Czego  krzyczysz? 

EWA. 

Ale! 
A  nie  widzicie,  jak  to  na  wyrębie 
Ta  osiczyna  drży  ze  strachu  o  mnie? 
Ta  osiczyna  to  jest  moja  siostra. 
Bom  ja  w  chałupie  u  tatusia  jedna. 
A  nie  widzicie,  jak  się  ten  dąb  trzęsie. 
Jakby  chciał  podnieść  sękate  ramiona 
I  mnie  obronić...  To  jest  brat  mój.  Panie, 
Bo  moi  bracia  rodzeni  na  wojnie. 
A  nie  widzicie,  jak  mgła  wstaje  sina. 
Żeby  mnie  zakryć  swoją  chustą  białą? 
To  matki  mojej  duszyczka,  co  w  niebie 
Spokoju  przez  nas  nie  ma... 

(płacze) 
PAN. 

Dziewczę  moje, 
Nie  płacz,  bo  myśleć  będę,  że  to  gwiazdy 
Płaczą  nad  ziemią  brylantową  rosą... 
Nie  płacz...  Stój  cliwilkę...  Ja  twą  stopkę  bosą 
Chcę  zapamiętać,  bo  tutaj  rozkwitnie 
Jutro  konwalja  leśna,  gdzie  ty  stoisz. 
No,  nie  uciekaj!  Czego  ty  się  boisz? 


i 


POEZYE  101 

EWA. 

Was,  Panie...  Nocki,  co  na  ziemię  spada  — 
Tego  puszczyka,  co  się  tam  odzywa... 
Ogników  z  bagna,  co  są  ognioduszki... 
Ojca...  taj  Boga... 

PAN. 

A  masz  ty  kochanka? 

EWA. 

E!...  Skądby  znowu  I... 

PAN. 

Skądby?...  Z  tych  wiosennych 
Tchnień,  co  te  brzozy  kołyszą  do  spania, 
Z  wieczornych  tęsknot,  z  uśmiechów  poranka, 
Z  echa,  co  piosnki  twoje  w  dal  roznosi, 
Z  pieszczot  tych  ptasząt,  co  gniazdeczka  ścielą, 
Z  jasnych  warkoczy  twoich  przędzy  lnianej, 
Z  czarności  twoich  ocząt...  z  rzęs  spuszczonych, 
Z  bieli  twych  ząbków...  z  purpury  twych  ustek, 
Z  tego  westchnienia,  co  nie  wiedzieć  czemu 
Podnosi  piersi  twe  dziewczęce...  Z  pary 
Z  oddechu...  z  skrzypek,  z  rumieńca  przy  tańcu, 
Z  grania  fujarek...  Z  łąk  skoszonych  woni... 

EWA. 

Z  tego  wszystkiego  miałby  zaś  być...  niby... 

PAN. 

Tak,  taki  Uśmiechnij  się  jeszcze!  Dziewczynę, 
Jak  ty,  prześliczną  Pan  Bóg  na  to  stworzył, 
Żebyś  się  ludzkim  oczom  uśmiechała. 
Jak  zorza!...  I  cóż?  Czemuż  się  nie  śmiejesz? 

EWA. 

Nie  mogę,  Panie.  Tatusia  się  boję. 
Tatuś  mnie  bije,  kiedy  na  przełazku 


102  MARYA   KONOPNICKA 

Śmiech  mój  zasłyszy.  Choć  ja  tam  nie  taka, 
Jak  druga,  żeby  chłopców  wabić  śmiechem. 
Do  płaczu  częściej  mi,  niźU  do  śmiechu. 
Sierockie  życie... 

PAN. 

A  Icto  cię  całuje? 

EWA. 

Ktoby  zaś  znów  mnie  miał  całować! 

PAN. 

Pewno? 

EWA. 

Chłopcy  mnie  zowią  hardą  Jewką. 

PAN. 

A  mnie, 
Gdyby  mi  ciebie  ojciec  oddał,  tobyś 
Całować  chciała?  Tobyś  nie  płakała? 

EWA. 

Taj,  czego,  Panie?  Wybyście  nie  bili. 

PAN. 

Jabyra  całował...  całował...  całował... 

EWA. 

Puszczajcie,  Panie! 

PAN. 

Widzisz!  ty  mnie  nie  chcesz! 

EWA. 

E!...  K.toby  nie  chciał  jasnego  miesiąca, 
Albo  słoneczka  złocistego...  Albo 
Tej  modrej  gwiazdy?... 


f 


POEZYE  103 

PAN. 

Więc  czemu  się  bronisz? 

EWA. 

Bo  wy  mnie,  Panie,  obronić  nie  chcecie 
Przed  wstydem... 

PAN. 

Co  ty?...  Jaki  tam  wstyd! 

EWA. 

Alei... 

PAN. 

Posłuchaj,  Ewa!  Ja  przyjdę  wieczorem 

Do  twojej  chaty...  Cóż,  mam  przyjść?  No,  jakże? 

EWA. 

Do  chaty,  Panie?  Cliata  jest  strzeżona! 

PAN. 

Któż  to  jej  strzeże  tak?  Czy  ojciec  stary? 

EWA. 

Najpierw  jej  strzeże  Jezus  miłosierny. 
Co  tam  na  krzyżu  czarnym  jest  rozpięty, 
A  koło  krzyża  głóg  rośnie  kolący 
I  broni  drogi  do  chaty...  I  bocian, 
Co  się  na  dachu  ściele,  tak  klekoce. 
Jak  stróż  kołatką...  I  płot  nasz  chruściany. 
Co  myszkę  polną  ledwo  że  przepuści, 
Albo  jaszczurkę...  A  potem  te  wrota. 
Co  tatuś,  idąc,  schyla  pod  nie  głowę 
Białą,  jak  jabłoń,  kiedy  stoi  w  kwiecie, 
I  próg  lipowy,  co  na  nim  we  święta 
Siadają,  gwarząc,  gospodarze  starzy, 
A  potem  żóraw,  co  u  studni  skrzypi, 


104  MARYA   KONOPNICKA 

Potem  okienko  i  jaskółka  nad  niera 

I  drobne  szybki,  przez  które  się  gwiazda 

Zaranna  patrzy  z  wysokiego  nieba, 

Właśnie,  jak  gdyby  mateńka  patrzała, 

Czy  chata  czysta  i  ciclia  i  biała. 

Jeśli  wy,  Panie,  możecie  przejść  śmiało 

Przed  onym  krzyżem,  przed  gniazdem  bocianiem, 

Przed  onym  płotem  starym  i  wrotami, 

I  przed  źórawiem  i  przed  tem  okienkiem, 

Co  przez  nie  widzi  Bóg...  ha!  to  przycliodźciel 

PAN. 

Po  co  ja  ciebie  słucliam,  czarownico! 
Ot,  opętała  mnie  dziewka!  Tak  stoję. 
Jakby  żak  przed  nią... 


Puśćcie  mnie,  Panie! 


GŁOS. 

Bywaj  1. 

•• 

EWA. 

Tatuś  woła... 

GŁOS. 

Bywaj !.. 

.  Bywaj,  Jewa!... 

<2^ 


III 

z  PRZESZŁOŚCI 

FRAGMENTY  DRAMATYCZNE 

»...Pouad  wiekami  lecim  — 
i  patrzyni  —  i  płaczemw'. 

Zygmunt  Krasiński. 


'  Nie-boskiej  Komedyi  część  I  (Wyd.  jub.  V,  299). 


POEZYE  107 


I.  HYPATYA. 

Hypatya,  córka  sławnego  matematyka  Teona,  uro- 
dziła się  w  Aleksandryi,  przy  końcu  IV-go  wieku.  — 
Obdarzona  bystrym  i  podniosłym  umysłem,  poświę- 
ciwszy się  naukom  pod  kierunkiem  ojca  swojego, 
wkrótce  przewyższyła  go  w  sławie.  Wstąpiwszy  do 
szkoły  platońskiej,  wykładała  słuchaczom  wszelkie 
działy  filozofii  i  matematyki  z  właściwą  sobie  po- 
ważną swobodą  słowa,  traktując  wielkich  mężów  go- 
dnie i  roztropnie.  Napisała  ))Kanon  astronomiczny« 
i  komentarz  do  Diophanta,  jak  również  do  wKonika 
stojcheja«  Apolloniusza. 

Piękna  i  kształtna,  była  w  życiu  sprawiedliwą 
i  niepokalaną.  Współobywatele  czcili  ją  dla  jej  szcze- 
gólnej skromności  —  i  z  podziwem  o  niej  mówili  *. 
Wykłady  swoje  rozpoczynała  zwykle  od  matemat}'ki, 
a  oparłszy  się  o  jedną  z  jej  niezbitych  podstaw,  zstę- 
powała w  pełnej  siły  i  trafności  dedukcyi  do  różnych 
działów  wiedzy,  objętych  wówczas  wspólną  filozofii 
nazwą  *.  W  liczbie  uczniów  tej  młodej  poganki,  któ- 
rej audytoryum  stanowiło  wszystko,  co  było  świetnem 
i  wykwintnem  w  Aleksandryi,  znajdowało  się  nawet 
wielu  chrześcijan;  między  innymi  Synesius  z  Cyreny, 
późniejszy  biskup  Ptolemaidy,  który  w  listach  swoich 
złożył  hołd  wzniosłemu  umysłowi  Hypatyi '. 

^  J.  Ch.  Wolf:  Mulierum  graecorum  fragnicnta. 

*  Socrates:  Hlstoriae  eclesiasticae  lib.  VII,  cap.  XV. 

*  »Synesii  episcopi  Cyrenaei  epistolaew  —  wyci.  w  Bazylei  1558 


108  MARYA   KONOPNICKA 

Tak  świetne  powodzenie  młodej  filozofki,  która 
objęła  dziedzictwo  dwuwiekowej  sław}'  wielkicli  ale- 
ksandryjskicli  myślicieli,  wzbudziło  niechęć  w  ducho- 
wieństwie, pożądającem  niepodzielnej  nad  umysłami 
władzy.  Niechęć  ta,  wzrastając  stopniowo,  sprowa- 
dziła nareszcie  tragiczne  rozwiązanie,  które  tak  opi- 
suje Wolf  w  przytoczonem  już  dziele  swojem:  ))Mu- 
lierum  graecorum  fragmenta((  (Hamburg  1735  r.)  — 
))Zdarzyło  się  raz,  iż  Cyryli,  biskup  kościoła  cłirześ- 
cijańskiego,  przechodząc  około  domu  Hypatyi,  ujrzał 
był  wielki  tłum,  tak  koni,  jak  ludzi,  z  których  jedni 
zbliżali  się,  inni  oddalali,  inni  wreszcie  pozostawali 
na  miejscu.  I  kiedy  zapytał,  coby  to  był  za  tłum 
i  z  jakiego  powodu  takie  zbiegowisko,  odpowiadali 
mu  przechodnie,  że  to  tak  odwiedzają  Hypatyę  filo- 
zof kę  i  że  to  jest  jej  dom.  O  czem  dowiedziawszy 
się  Cyryli,  powziął  taką  zawiść,  że  poprzysiągł  jej 
śmierć  —  i  to  śmierć  najhaniebniejszą.  Gdy  tedy  Hy- 
patya,  według  zwyczaju,  wydalała  się  z  domu,  wielu 
namiętnych,  wyzutych  z  bojaźni  bożej  ludzi,  prowa- 
dzonych przez  Piotra  lektora,  zmówiwszy  się,  ścią- 
gnęli ją  z  woza  w  pobliżu  kościoła,  zwanego  Cesareum  \ 
a  obnażywszy  z  szat,  okrutnie  zabili,  rozszarpane  jej 
ciało  kawałkami  rozrzucając  po  mieście.  —  Stało  się 
to  w  czwartym  roku  biskupstwa  Cyrylla,  za  konsu- 
lów Honoryusza  dziesiątego  i  Teodozyusza  szóstego, 
w  miesiącu  marcu,  podczas  wielkiego  postu«. 


1  Cesareum  (Caesareum)  —  pierwotnie  świątynia  ubóstwio- 
nego C.  Juliusza  Cezara,  następnie  zamieniona  na  kościół  chrześ- 
cijański. 


«2^ 


POEZYE  109 


I. 

(Pobrzeże  morskie;    na  prawo    widać  biały  portj^k  domu  H}'pa- 

tyi;  na  lewo  przystań  i  rozpaloną  latarnię  Faros.  Burza.  Noc. — 

Rzecz  dzieje  się  w  Aleksandry!  w  r.  415). 

PIOTR  LEKTOR.* 

Z  burzą  mi  spadasz  1  Myślałbym,  żeś  przebył 

Przestrzeń,  dzielącą  cię  od  Alel<sandrji, 

Na  chmurze,  jalio  na  czarnym  rumaku... 

Żeś  go  popędzał  wicłirem,  jako  biczem... 

I  żeś  błyskawic  ostrogi  złociste 

W  obadwa  boki  wbijał  mu  zdyszane... 

Cały  gościniec  od  Nitrji  *  aż  tutaj 

Grzmiał  pod  kopytem  twojego  rumaka... 

A  nawałnica,  rwąc  cedry  i  palm}'. 

Długim  ich  włosem  zmiatała  twą  drogę... 

Przybywasz  wreszcie,  jako  duch,  z  rozwianym 

Na  wiatr  kapturem... 

(grzmot  wzmaga  się) 

...Grom  wita  cię  salwą! 

AMONIUSZ. 
(młody  mnich  z  gór  Nitryi) 

Ach,  co  słów  próżnych!  co  słów!...  cicho!...  cicho!... 
Może  ktoś  słyszeć... 

'  Urząd  lektora,  odczytywacza,  należał  do  niższych  święceń. 

*  Nitry  a,  góry  Nitryjskie  na  południe  od  Aleksandry!  a  na 
zachód  od  delty  Nilowej;  istnieją  łam  jeszcze  cztery  koptyjskie 
klasztory. 


110  MARYA    KONOPNICKA 

PIOTR. 

Co?  przez  Boga  w  niebie! 
Taki  w  naturze  dzisiaj  straszny  zamęt, 
Że  ledwo  mogę  usłyszeć  sam  siebie... 
Czyś  ty  zapomniał,  że  ja  od  lat  pięciu 
Krzyczę  w  obadwa  głuche  miasta  uszy 
Wyjątki  z  Pisma?...  Głos  mi  się  naciągnął, 
Jak  bęben...  musi  grzmieć,  gdy  go  poruszą 

AMONIUSZ. 

Cóż  tu  nowego?  Wezwałeś  mnie... 

PIOTR. 

Słuchaj, 
Wszystko  wre  w  mieście...  lub  kipi,  jak  wrzątek... 
Oddechy  parą  są  rozpłomienioną... 
Myśli  —  ukropem...  słowa  —  sykiem  żaru, 
Kiedy  nań  padnie  jadu  lub  krwi  kropla... 
Niema  dnia  tego  —  i  niema  tej  nocy, 
Żeby  morderstwa  czerwona  kometa 
Nie  przeleciała  nad  miastem  wzburzonem... 
Od  czasu,  kiedy  padła  sj^nagoga 
Pod  toporami  chrześcijan,  sprośni  Żydzi 
W  zemście  się  swojej  złączyli  z  pogaństwem... 
Wczoraj  w  ulicy,  dziś  w  amfiteatrze, 
A  jutro  może  w  pałacu  biskupa 
Znajdziesz  nóż  krwawy,  mordercę  i  trupa. 

AMONIUSZ. 

Jakto,  na  Boga!  czyż  braknie  wam  siły. 

By  zgnieść  garść  nędznych,  rozproszonych  pogan, 

Którym  zwalono  ołtarze  —  i  bogi  — 

I  których  szczuje  prawo,  jako  zwierza? 

PIOTR. 

Nie  tak  są  słabi,  jak  mniemasz;  ich  siła 
Tkwi  jeszcze  w  każdym  odłamie  kamienia 


POEZYE  111 

Zburzonych  świątyń  —  i  zda  się  przenikać 
Całe  to  miasto  tchem  jakimś  subtelnym, 
Który  głów  tyle  odurzył...  Gnostycy^ 
Nasi,  to  duchy  zrodzone  z  ich  ducha... 
Kogóż  wydała  sławna  nasza  szkoła 
Katechetyczna?...  Tytusa  Klemensa*, 
Którego  w  rzędzie  swoich  filozofów 
Hellenizm  może  policzyć  bez  błędu; 
Orygenesa^,  który  całą  siłę 
Potężnej  swojej  wymowy  obracał 
Na  to,  by  błahy  platonizm  zjednoczyć 
Z  wiarą  w  Chrystusa:  Justyna*,  co  mniemał. 
Że  filozofia  grecka  jest  tą  drogą, 
Która  prowadzi  wprost  do  objawienia... 
I  innycłi  wielu,  których  już  pomijam. 
Dziś,  gdy  ci  mówią,  że:  wniema  nauki, 
Którejby  wiara  nie  wspierała*  —  nie  wiesz. 
Czy  przytaczają  Arystotelesa ^ 
Czy  też  proroka...  a  z  dysput  uczonycli 
Widzisz  zbyt  jasno,  że  pod  wpł3'wem  tego 
Powietrza,  którem  tak  długo  oddychał 
Aleksandryjskich  zastęp  Ptolomejów®, 
W  znacznej  się  części  zatarła  różnica 
Między  Chrystusa  słowem  —  a  Platona... 
Czy  myślisz,  że  te  arjańskie  wywody 


•  Gnostycy  —  sekta  chrześcijańska  (nazwa  od  Y^ćooic  — 
poznanie  wiary),  mieszanina  chrześcijaństwa  z  żywiołami  se- 
mickimi i  greckimi. 

^  Titus  Flavius  Clemens  —  filozof  chrześcijański  z  końca 
II  w. 

'Origenes  (nr.  185,  um.  254)  —  słynny  teolog  chrześci- 
jański, nie  wolny  jednak  od  błędów,   potępionj'ch  przez  Kościół. 

•  Justinus  (ur.  około  105,  um.  16G)  —  filozof  chrześcijański, 
jeden  z  pierwszych  apologetów  chrześcijastwa. 

5  Arystoteles  (ur.  3S4,  um.  322  przed  Ch.)  —  słynny  filo- 
zof grecki. 

•  P  to  lome  j  o  w  i  e  —  dynastya  królów  tego  nazwiska  za- 
szczepiła i  rozwinęła  w  Egipcie  kulturę  i  oświatę  grecką. 


112  MARYA   KONOPNICKA 

O  Trójcy,  albo  błędy  Nestorjanów* 
Powstaćby  mogły  w  kościele,  gdzie  pycha 
Akademickich  rozpraw  jest  nieznaną? 
Na  Bogal  jeśli  każdy  już  w  tem  mieście 
Chce  filozofem  łjyć,  na  co  im  biskup? 
Władza  Cyrylla*  nie  jestże  złudzeniem?... 

AMONIUSZ. 

Jakto?  czyż  biskup  rozpuścił  zastępy 
Swojej  milicyi,  swych  parabolanów^ 
Swoich  lektorów?...  Czyż  się  o  edykta 
Oprzeć  nie  n^oże?  —  A  oni,  co?...  Garstka 
Duchów,  żyjących  bezpłodną  ideą... 
Flufiec  rozbity,  pod  mglistym  sztandarem, 
W  ostatnich  szańcach  walczący  —  bez  wodza. 

PIOTR. 

Bez  wodza,  mówisz?  —  Oni  mają  wodza... 

Silnego  nawet  wrodzą,  jakem  żywy! 

Widzisz  na  prawo  od  amfiteatru 

Ten  portyk  biały?...  to  jest  akademia* 

Hypatyi,  córki  sławnego  Teona. 

Tutaj  się  zbiera  wszystko,  co  hołduje 

Pogańskich  nauk  pysze,  by  rozprawiać 

O  celach  życia,  o  granicach  wiedzy, 

O  przedistnieniu  dusz,  o  nieskończonem 

Trwaniu  idei,  o  wolności  duchów, 

O...  słowem  wszystkie  te  platońskie  brednie. 

Co  w  Aleksandrji  umysły  nurtują, 

'  N  e  s  I  o  r  y  a  n  i  e  —  sekta  chrześcijańska  V  w.  tak  nazwana 
od  Nestoriusa,  mnicha,  następnie  biskupa  konslantj^nopol. 

2  Cyryli  Św.,  patryarcha  aleksandryjski  (412—444).  Wedle 
pisarzy  katolickich  nie  przj'czynił  się  w  niczeni  do  zamordowa- 
nia Hypatyi. 

3  Parabola  nie  —  kościelny  cech  posługaczy  szpitalnych 
czyli  pielęgniarzy,  jednak  bez  święceń  kościelnych. 

*  Akademia  —  zakład  naukowy,  w  którym  Hypatya  wy- 
kładała matematykę  i  astronomię. 


POEZYE  113 

Tu  mają  główne  ognisko,  z  którego 
Tem  się  potężniej  i  szerzej  rozchodzą, 
Że  je  tak  piękna  i  młoda  kobieta, 
W  płaszcz  filozofów  owinięta,  głosi; 
Tu  tłum  młodzieży  zuchwale  roztrząsa 
Wielkie  pytania  o  życiu  i  śmierci, 
Które  do  lekcy  i  koniecznych  wjkładu. 
Do  Euklida*  i  Archiraedesa*, 
Przebiegle  mieszać  umie  ta  poganka... 
Zaprawdę,  mówię,  że  dopóki  ona. 
Gronem  wykwintnych  Greków  otoczona. 
Przemawiać  będzie  do  podstaw  rozumu. 
Dopóty  w  naszej  biskupiej  stoiicj' 
Kazać  nam  przyjdzie  dla  gminu,  w  ulicy, 
I  ograniczyć  wpływ  wiary  —  do  tłumu. 

AMONIUSZ. 

O  małoduszny!  czy  zarosła  droga, 
Którą  poprzednik  Cj-rylla,  Teofil, 
Prowadził  zastęp  ludu  i  wyznawców 
Na  Serapejon?...^  Czy  stępiał  ten  topór. 
Co  blade  bogi  druzgotał  na  szczęty? 
Czy  uschły  ręce  te,  które  zburzył}^ 
Sławną  książnicę  szatańskiej  mądrości? 
Czy  się  pustynia  z  żarami  swojemi 
Od  murów  miasta  cofnęła?  Czy  niema 
Mnichów  tych,  którzy  ze  swoich  sandałów 
Na  marmurowe  pilony  strząsali 
Prochy  z  gór  Nitrji? 


'  Euklides  —  twórca  geometryi,  żył  ok.  r.  300  przed  Chr. 
w  Aleksandryi. 

2  Archi  medes  (ur.  2S7,  um.  212  przed  Chr.)  —  słynny  ma- 
tematyk. 

»  Serapejou  —  świątynia  Serapisa,  w  której  znajdowała 
się  słynna  biblioteka,  zniszczona  w  r.  339  przez  fanatycznego 
arcybiskupa  Teofila. 

■ONOPNICIU.    rOEZTE.    VII.  8 


114  MARYA   KONOPNICKA 

PIOTR. 

O  to  idzie  właśnie! 
Niech  w  oczach  ludu  pustynia  powstanie 
"W  straszliwej,  wichrem  przepasanej  szacie, 
I  rozpłomieni  tchnienia  swego  żarem 
Rycerzy  Boga...  Niechaj  wyda  hasło 
I  lud  zgromadzi  pod  krzyża  sztandarem... 
Niech  do  bram  miasta  z  palm  swoich  szelestem 
Przyjdzie  —  i  krzyczy  śpiącym:  »0to  jestem !« 
Hal...  wtedy  —  drzyjcie  bogi  —  i  poganie. 
Bo  przebaczenia  nie  będzie  dla  żywych. 
Ni  dla  kamieni... 

(słychać  w  oddaleniu  krzyk) 
GŁOS. 

Na  pomoc!...  na  pomoc!... 

PIOTR. 

Co  to?...  pioruny  pobiły  się  w  niebie?... 

(Chwila  ciszy  —  krzyk  wznawia  się  —  Anafest,  jeden  z  milicyi 

liiskupiej,  wbiega  raniony  —  potrąca  się  w  ciemnościacli  o  Amo- 

niusza  —  i  pada). 

ANAFEST. 

Parabolanów  mordują  1 

AMONIUSZ. 
(cofa  się) 

Dzień  sądu!... 

PIOTR. 

Upadł...  trzeba  mu  głowę  podnieść... 

AMONIUSZ. 

Zgroza! 

PIOTR. 

Jaka  krwi  struga! 


A 


POEZYE  115 

ANAFEST. 
(gasaącym  głosem) 

Na  pomoc...  o!.,  o!...  o!... 

(umiera) 

PIOTR. 

(puszczając  go) 

Trup  jużl  Morderca  zręczny  bjł,  na  Boga!.. 

AMONIUSZ. 

Ach!  jak  on  krzyknął  przeraźliwie!...  jak  on 

»Na  pomoc«...  przeraźliwie  krzyknął!  —  Chryste!.. 

Myślałem,  że  mi  coś  w  wnętrznościach  woła. 

I  wiem,  że  ciągle  krzyk  ten  słyszeć  będę  — 

I  że  pustynia  blademi  ustami 

Przez  które  piaski,  jak  klepsydra*,  toczy. 

Będzie  mi  odtąd  krzyczeć  w  same  uszy, 

W  bezsenne  noce:  ))Na  pomoc!...  na  pomoc!. ..« 


PIOTR. 


Cicho,  na  Boga  I... 


(po  chwili) 

...Ja  nij^ślę,  że  gd3'by 
Na  mojem  miejscu  stał  ten  portyk  biały 
Domu  Hypatji,  przeklętej  poganki, 
Jutro  wszysc3'  jej  podli  niewolnicy, 
Jak  sprośne  kundle,  warczeliby,  jęcząc 
W  ciężkich  kajdanach,  na  plac  prowadzeni, 
Gdzieby  musieli  ginąć  wśród  płomieni. .." 
Ach!  czemu  ona  nie  jest  niewolnicą! 
Ach,  czemu  nie  jest! 


>  Klepsydra  (z  greek.)  —  zegar  wodny,  w  którym  prze- 
ciekająca woda  z  górnego  naczynia  do  dolnego  oznaczała  go- 
dziny; później  wodę  zastąpiono  piaskiem,  ale  nazwa  została. 

3  Tacyt  (P.  a.). 


116  MARY  A    KONOPNICKA 

AMONIUSZ. 

To  powiedz  kolumnom, 
Niechaj  się  ruszą  białe  —  i  tu  pi  zyjdą... 
Niechaj  tu  staną,  jako  blade  płaczki   — 
I  niechaj  tłuką  nad  tym  trupem  w  żalu 
Kamienne  głowic  swoich  kapitele... 

PIOTR. 

Może  ty  kiedyś,  Amoniuszu,  będziesz 
Thaumaturgos  •  —  i  zdziałasz  te  cuda... 

AMONIUSZ. 

Jeżeli  będę  nim,  każę  za  sobą 

Całemu  miastu  chodzić,  jak  pies  wiernj'... 

I  stawać  murem  tam,  gdzie  zechcę  stanąć... 

Płynąć  łabędziem  białym,  gdzie  popłj^nę... 

I  ciebie  miasta  uczynię  prefektem, 

Byś  niewolników  palił  w  niem  —  jurysto  1 

PIOTR, 
(w  zamyśleniu) 

Słuchaj-no,  bracie...  a  gdyby  też...  kiedy 
Kolumny  nie  chcą  poruszyć  się  z  miejsca. 
Trup  się  poruszył?... 

AMONIUSZ. 

To  powiedz  mu:  Powstań 
A  idź,  czerwony,  położyć  się  cicho 
Na  tym  marmurze  białym,  przed  portykiem... 
I  leż  tam,  z  twarzą  ku  niebu  podaną, 
Chłostany  wichrem  i  burzą  po  śmierci... 
Niech  grom  w  dzwon  bije...  niechaj  błyskawice 
Palą  nad  tobą  śmiertelne  gromnice... 
Niechaj  jak  matka  płacze  cię  ulewa... 
I  —  niechaj  piorun:  ))Requiescał«  —  ci  śpiewa... 

*  Thaumaturgos  (z  greek.)  —  cudotwórcn. 


A 


POEZYE  117 

A  może  masz  psa,  to  tutaj  krew  ciepłą 
Poczuje  z  dala  —  i  skomląc,  przybiegnie 
Lizać  twarz  bladą  —  i  ranę  twą  skrzepłą  — 
1  będzie  wył  —  wył  —  Na  pomoc I...  na  pomoc!... 

PIOTR, 
(wstrząsa  nim) 

Czy  cię  opętał  czart?...  Milczźe  na  Boga! 
...Słuchaj,  ja  myślę...  a  gdyby śm}-  sami 
Trupa  podjęli  —  i  dalej  ponieśli  — 
I  tam,  ot  widzisz,  pod  temi  palmami, 
Co  jako  straże  o  sto  kroków  stoją 
Od  szatańskiego  gniazda  tej  poganki. 
Cicho  na  ziemi  złożyli?...  I  czegóż 
Cofasz  się,  blady?  Czyśmy  go  zabili?... 

AMONIUSZ. 

Kto  wie?  —  Myśl  czasem  wydziera  z  rąk  Bogu 
Straszliwą  pieczęć  jakiejś  krwawej  zbrodni. 

PIOTR. 

Szały  pustyni  samotnej  cię  gonią 
Aż  tutaj...  Słuchaj!  korzj^stać  nam  trzeba 
Z  nocy  tej,  która  sprzymierza  się  z  nami  — 
I  szybko  działać...  Nie  gniewam  się  wcale. 
Ze  nam  naradę  na  czyn  przyszło  zmienić. 
Bóg  sam  chce  tego,  mój  bracie!  Dotychczas 
Nie  można  było  nic  o  tę  gadzinę 
Zaliaczyć  w  ruchach  miasta,  ni  dosięgnąć 
Niczem  białego  i  dumnego  czoła... 
Bo  jak  monolit  stała  w  oczach  tłumu 
Bez  skaz  i  pęknięć  —  z  jednej  sztuki  cała... 
I  dłoń  się  po  tej  obsuwała  bieli, 
Jako  po  gładkiej  tafii  kryształowej, 
Nie  mając  o  co  zaczepić  tej  dumnej... 
Lecz  niech  raz  tylko  imię  jej  się  wplecie 
W  jakiś  wypadek  uliczny  i  krwawy, 


118  MARYA   KONOPNICKA 

Niech  lud  raz  na  nią  oczn'  śmiało  zwróci, 

Jako  na  słońce  zachodzące  w  ciszy, 

Kied}'  już  blaski  zagasi  jaskrawe... 

Niech  raz  jej  imię  obiegnie  po  placach, 

W  ustach  pospólstwa  —  i  zmiesza  się  z  błotem, 

Które  tak  łatwo  podjąć  —  i  w  twarz  rzucić, 

A  ja  przysięgam,  że  rozdmucham  iskrę 

W  pożar,  co  zajmie  ten  dom,  od  różycy 

Kolumn  do  podstaw...  Cóż?  —  chcesz  mi  pomagać? 

AMONIUSZ. 

Przeciw  poganom  —  tak!  —  Lecz  ja  chcę  jawnie 

Iść,  jako  rycerz  chrystusowy,  śmiało 

W  błękity  nieba  o  dniu  jasnym  patrząc, 

Rychło  aniołów  posiłki  nadlecą... 

Chcę  iść,  toporem  zdruzgotać  te  mur}'  — 

I  wywlec  bladą  tę  —  i  chrzcić  ją  we  krwi  — 

I  na  objatę  złożyć  Panu  Bogu 

Za  grzechy  własne  —  i  całego  miasta... 

Ja  chcę  na  czele  mnichów  moich  czarnych 

Jako  szarańcza  spaść  na  tę  stolicę, 

0  wschodzie  słońca  różową  w  swe]  bieli. 
Żeby  poganin  krzyczał:  ))Klęska!...  klęskal...(( 

1  mnie  tym  krzykiem  krew  popędzał  w  żyłach... 
Chcę  iść  na  czele  rozognionych  twarzy. 

Co  płonącemi  źrenicami  palą, 
Jako  czerwonem  żelazem  —  pierś  wroga... 
Ja  chcę  chorągwi  i  hymnów  i  krzyża  — 
I  słońca,  coby  wkładało  na  czoło 
Złocistą  glorję...  chcę  tłumów  —  i  Boga! 

PIOTR. 

Więc  ja  sam  zrobię... 

(schyla  się  —  i  unosi  trupa) 

...O!  jak  on  ociężał... 

AMONIUSZ. 

Krew  mu  się  z  rany  rzuciła...  o  Chryste! 


I 


POEZYE  119 


PIOTR, 
(wlokąc  trupa) 

Idźże  przedemną... 

AMONIUSZ. 

Co?  chcesz  ze  ranie  robić 
Czarną  gromnicę?...  Niech  ci  burza  świeci 
I  jako  giermek  niech  idzie  przed  tobą 
Z  piorunowemi  pochodniami... 

(błyska  —  uderza  piorun) 

...Ave!... 
Słuchaj  mnie,  Piotrze,  połóż  tego  trupa... 
Bo  jakaś  siła  potężna  mnie  chwyta 
Od  końca  stopy  na  drżącej  tej  ziemi 
Aż  do  ostatnich  strzępków  moich  włosów, 
Które  powstają  jak  wichry  nad  dołem  — 
I  zaczepiają  się  o  węże  złote 
Krwawych  błyskawic  —  i  drżą  —  i  goreją, 
Jako  korona  nad  świętj^ch  obliczem... 
I  wiem,  że  gdybym  powiedział  w  tej  chwili 
Temu  trupowi:  Wstań!  —  onby  tu  wskrzesnął. 
I  gdybym  tylko  jednym  palcem  skinął. 
Ty  padłbyś  martw}'  przed  memi  stopami... 
A  trup  ten  —  włosy  twoje  kędzierzawe 
W  koło  rąk  krwawych  owinąłbj'  sobie  — 
I  ciągnąłby  cię  pod  próg  tej  poganki  — 
I  tambyś  leżał  —  aż  do  dnia  sądnego  1 

PIOTR, 
(cofa  się) 

Thaumaturgos!...  Odejdź,  ]irzeraźliwyl... 

Piorun  w  przelocie  gubił  iskry  złote  — 

I  niemi  włosy  twoje  rozpłomienił... 

Grzmot  w  słowa  twoje  huk  zaklął  straszliwy... 

A  błyskawica,  co  leci  z  twej  dłoni. 

Chwyta  mnie  żądłem...  i  warczy...  i  goni... 


120  MARYA   KONOPNICKA 

AMONIUSZ. 

Nędzny,  do  rzeczy  podłych  tylko  zdolnjM 

Idźl  grzesz  w  ciemnościach!  Idźl  idź!  jesteś  wohiy! 

Lecz  jutro  —  jeśli  tłum  da  się  rozpalić, 

Jako  suchego  łuczywa  ognisko. 

Przyjdę  z  pustNTii...  chcę  sam  własną  ręką 

Krzyż  lub  nóż  zatknąć  w  piersiach   tej  poganki !... 

PIOTR. 

Zawołaj  burzy!...  niechaj  mnie  nie  ściga 
Swemi  krwawemi  źrenicami... 

AMONIUSZ. 

Odejdź  I 

(Piotr  odd.nla  się  z  wolna  —  słychać  przj'ciszone  grzmoty) 

AMONIUSZ. 
(sam) 

Ha!  więc  nareszcie!...  Znędzniały  przez  posty. 
Od  bezsenności  wybladły,  szalony, 
Z  ciałem  zoranem  i  wyschłem  od  chłost}'. 
Tysiącem  pokus  szatańskich  dręczony. 
Walczyłem  dotąd  —  i  zawsze  daremnie... 
Czułem  cię  w  piersiach,  ty  piękna...  ty  biała, 
Co  gdzieś  istniałaś  daleko  odemnie. 
Wabiąc  rozkoszą  miłości  —  i  ciała... 

(zasłania  rękami  oczy) 

Cicha  i  lekka,  przez  skwarne  puszcz  piaski 
Szłaś  zmrokiem,  by  mi  zarzucić  ramiona 
Na  szyję,  zgiętą  pod  mniszym  kapturem... 
Uśmiech  twój  miewał  nagłe  jakieś  blaski. 
Jakby  ust  twoich  królewska  zasłona 
Skarb  zakrywała  przed  okiem  olśnionem... 
Szłaś  —  i  dziewiczem  wabiłaś  mnie  łonem... 
A  palmy  imię  twe  śpiewały  chórem... 
A  wiatr  twe  tchnienie  niósł  mi  gorejące... 
Jam  padał  na  twarz  w  pustyni  kurzawę, 


\ 


POEZYE  121 

Jak  na  00'niste  mąk  piekielnych  łoże  — 
Głusząc}'ch  hymnów  śpiewając  tysiące, 
Które  leciały  przez  gwiazd  blaski  mgławe, 
Przez  chór  zdumionj'ch  aniołów  do  Ciebie, 
Nieogariiiony  w  ciszy  wiecznej  Bożel 

(wznosi  głowę) 

Więc  to  ty  byłaś!...  ty,  przed  której  domem 
Stoję  —  i  mówię  wichrami  i  gromem 
I  w  łzach  gorących  taję,  jak  kaskada... 
I3iada  ci!  pustynia  już  wstaje!.... 

(grzmi) 
ODDALONE    GLOSY. 

...Biada!... 


<§:s> 


122  MARYA  KONOPNICKA 


II. 


(Dom  Hypatyi.  —  Otwarta  ?  kolumn  biał}xh  galerya.  —  Na  lewo 
ogrody    i    nekropolis.  —   na  prawo    amfiteatr    i    wodotrysk.  — 
W  głębi  port.  —  Grupa    rozmawiających  przypatruje  się  krajo- 
brazowi. —  Przejrzysty  zmierzch). 

ATENAGOR. 

Ze  wszystkich  świata  całego  uroków 
Najwięcej  koctiara  ten  kawałek  ziemi: 
Błękitną  przjstań  z  masztami  ciemnymi, 
Jak  las  wiszący,  pośród  mgły  —  i  zmroków  — 
Tłum  białycli  kolumn,  co  lekkie,  wytworne, 
Portyków  strzegą  —  i  niebo  wieczorne. 

HYPATYA. 

Jakto?  Grek  młody  w  tak  szczupłym  przestworze, 

Nie  lecąc  dalej  ni  wzrokiem,  ni  duchem. 

Znajduje  wszystko,  co  kocha  —  i  zowie 

Pięknem  na  ziemi?...  O  Atenagorze! 

Wytęż  ty  oko,  jak  orzeł  do  słońca  — 

Przeleć  spojrzeniem  las  masztów  przystani... 

Tam  szumi  morze,  niezgłębione  morze, 

Co,  jak  myśl  ludzka,  wiecznym  żyje  ruchem  — 

I  jak  duch  rwący  się  z  ciemnej  otchłani, 

Fale  swe  wiecznie  o  brzegi  roztrąca... 

Słuchaj  t}^  jego  burz,  które  szaleją. 

Jak  żądzy  ślepej  niszczące  orkany... 

Słuchaj,  jak  przypływ,  wezbrany  nadzieją. 

Potężną  piersią  uderza  o  ściany 


poezye"  123 

Skalistych  brzegów  —  a  w  chwilę  ze  drżeniem 

Cofa  się  w  siebie  śmiertelnem  zwątpieniem  — 

I  wody  swoje  toczy  zadumany, 

Jak  człowiek,  który  szuka  w  piersi  dzielnej 

Siły  do  walki  duchów  nieśmiertelnej... 

Słuchaj  tej  ciszy,  co  spada  przejrzysta 

Na  ukojone,  wysrebrzone  fale  — 

1  niech  twa  dusza  w  jasnych  wód  krysztale 

Tonie,  jak  perła  przeczysta... 

—  Jeśli  w  świat  zjawisk  na  ziemi  i  niebie 

Przedwieczna  mądrość  idee  wcieliła, 

Mniemam,  iż  morze,  ruch  wieczny  i  siła. 

Wieczna  harmonja  życia  —  i  przemiana. 

Przed  którą  zawsze  w  nieskończoność  droga, 

Która  wyczerpać  nie  w  stanie  jest  siebie. 

Żadną  potęgą  nieopanowana  — 

Jest  formą  bytu  godną  —  nawet  Bogal 

ATENAGOR. 

Cicho,  Hypatjol  Posejdon  cię  słucha! 

DEJTEROS. 

A  co  jest,  powiedz,  formą  godną  ducha? 

IIYPATYA. 

Mniemam,  że  człowiek. 

DEJTEROS. 

Człowiek?  Wielkie  bogi! 
Człowiek,  ten,  który  od  swego  stworzenia 
Dotąd  się  błąka  w  ciemnościacli  bez  końca. 
Nie  mogąc  znaleźć  dla  swego  istnienia 
Formy  społecznej  —  i  wielkiej  tej  drogi, 
Co  wiedzie  duchy  do  słońca?  — 
Człowiek,  co  nazwał  występki  i  zbrodnie 
I  w  dziejach  czyny  zapisał  najkrwawsze?... 
Człowiek,  co  tchem  swym  zagasza  pochodnie 
Światła  —  i  tłumi  je  zawsze?... 


124  MARYA    KONOPNICKA 

Człowiek,  co  większe  usypał  mogiły, 

Niźli  śmierć  sama,   w  morderczycbi  wyprawach?.. 

Człowiek,  co  trwoni  ductiowe  swe  siły 

W  zbytkacli,  rozkoszach,  zabawach?... 

Człowiek,  co  chaos  w  zamęcie  wyręcza. 

Mnożąc  ustawy  wątpliwe  i  ciemne, 

Osnuwające,  jak  siatka  pajęcza. 

Nawet  wzruszenia  tajemne?... 

Człowiek,  co  gdyb^'  nie  iskry  te  boże. 

Które  świat  pchają  po  torach  przyszłości, 

Stw^orzyłby  tłumy,  gromady,  lecz  może 

Nigdy  nie  zaznał  ludzkości?... 

Człowiek,  co  z  brata  swojego,  nędzarza, 

Miecz  pomsty  ukuł  —  i  krwawego  wroga?... 

Co  od  ołtarza  biega  do  ołtarza, 

Szukając  dla  siebie  Boga?... 

O!  cofnij  słowo,  Hypaljo!  Ja  wierzę 

W  wieczne  materji  i  ducha  przymierze, 

Ale  nie  widzę,  jaii  świat  ten  szeroki, 

Godnej  dla  niego  powłoki. 

HYPATYA. 

Dejteros!  kto  tak  czuje  nędze  ziemi, 

W  tych  duch  zamieszkał  —  i  w  bólu  się  zrywa, 

By  mógł  ulecieć  skrzydłami  jasncmi. 

Gdzie  spokój  prawdy  przebywa!... 

ATENAGOR. 

Och!  poco  rzucać  rozprawj'  gorące 

W  to  ciche,  greckie,  błękitne  powietrze?... 

Niech  myśl  wj^pocznie,  wszak  spoczywa  słońce; 

Niech  zmrok  wieczorny  z  czoła  lekko  zetrze 

Palące  ślady  uniesień  —  i  burzy... 

—  Jutro,  jeżeli  wiatr  wschodni  posłuż}^, 

Popłyniem  wszyscy  do  Faros...^ 

•  Faros  —  wysepka  koło  Aleksandry!  (dziś  zrosła  z  lqdcm) 
na  której  stała  latarnia  morska. 


POEZYE  125 

(Wbiega  Posenja,   niewolnica,    z  dziecięciem  na  ręku  —  i  rzuca 
się  z  płaczem  do  nóg  Hypatyi). 

'  POSENJA. 

O  pani!... 
Prefekta  słudzy...  pachołków  Iłum  cały 
Przybył  —  i  mówią,  że  wszystkicłi  nas  na  śmierć 
Prowadzić  mają!... 

HYPATYA. 
(podnosząc  ją) 

Co  to  jest?...  Posenjo! 
Ucisz  się...  powstań!  Co  ty  bredzisz?... 

POSENJA. 

Pani! 
Zabito  kogoś  —  a  nas  mają  karać... 
Ja  tego  dobrze  nie  rozumiem,  pani, 
Ale  zginiemy  wszyscy!...  o  bogowie!... 

HYPATYA. 

Co  to  ma  znaczyć?...  Nie  płacz...  mówże  jasno! 

POSENJA. 

(łkając) 

Wielcy  bogowie!... 

(Wchodzi  Seton,  Rzymianin,  zastępca  prefekta.  —  W  głębi  dzie- 
dzińca   widać    spędzonycli    niewolników    Hypatyi  i  straż,    która 
ich  otacza) 

SETON. 

Niewolnicy  twoi, 
Pani,  śmierć  ponieść  muszą;  straż  ich  wiąże. 

HYPATYA. 

Cóż  zawinili?, . 

SETON. 

Posłuchaj  mnie,  pani. 
Jest  prawo  dawne,  które  z  słusznych  przyczyn 


126  MARYA  KONOPNICKA 

Sławny  nasz  senat  obostrzył  i  wznowił, 
A  które,  w  razie  tajnego  morderstwa, 
Na  śmierć  skazuje  wszystkicli  niewolników, 
Jacj^  się  znajdą  w  domacli  na  odległość 
Głosu  od  miejsca  popełnionej  zbrodni. 
Anafest,  jeden  z  milicji  biskupiej, 
Zamordowanym  został  dzisiaj  w  nocy, 
Między  palmami,  nieopodal  domu 
Twojego,  pani.  —  Sprawiedliwość  prawa 
Spełnić  się  musi,  wyrok  już  wydany. 

HYPATYA. 

Ależ  to  hańba!...  Oni  są  niewinnil! 

SETON. 
(szyderczo) 

Niewinni,  pani?  —  Kiedyż  to  niewolnik 
B3'wa  niewinnym?  — 

HYPATYA. 

wtedy,  kiedy  przemoc 
Na  jego  barki  zrzuca  swoje  zbrodnie 
I  upodleniem  własnem  go  piętnuje... 
Kiedy  deptanj'^,  z  wściekłością  rozpaczy 
Chwyta  za  kamień,  by  rozbić  łańcuchy. 
Które  mu  ręce  krępują  —  i  wtedy, 
Kiedy  go  sądzi  sam  Bóg  —  a  nie  człowiek!  - 

SETON. 

Takich  wypadków  niewinności  nie  zna 
Prawo  krajowe. 

DEJTEROS. 

O!  ja  wiem!...  Dla  ciebie 
Niewolnik  wtedy  jest  niewinnym,  kiedy 
Do  żarn  przyrosły,  znędzniały,  zgarbiony, 
Tak  się  z  bydlęcym  trudem  swoim  zbrata, 


POEZYE  127 

Że  głowy  podnieść  nie  może  od  ziemi... 
Kiedy  myśl  jego  za  ruchem  kamienia 
Kręci  się  w  kółlio,  spodlona,  zabita; 
Gdy  wzrok  nie  widzi  prócz  pyłu  z  piaskowca; 
Uclio  nie  chwyta  nic  prócz  żarn  łoskotu, 
Głos  nic  nie  wyda  prócz  cichego  jęku... 
Diicli  nic  nie  czuje  —  nawet  udręczenia  — 
A  ciało  tylko  krwawe  krople  potu... 
Wtedy  niewinnym  jestże? 

SETON. 

Na  Jowisza  1 
Nie  nam  to  sądzić! 

(zwraca  się  w  głąb) 

Czy  wszyscy  zebrani? 

POSENJA. 
(z  krzykiem) 

Jakto!  mam  umrzeć  z  tem  dzieckiem  na  ręku?... 

SETON. 

Nie,  dziecko  możesz  pozostawić  pani. 

ATENAGOR. 

Wspaniałomyślność  wzniosła,  godna  kata! 

POSENJA. 

Lecz  jam  mu  matką,  panie  I  ono  małe, 
Piersią  go  karmię  1... 

SETON. 

Tem  lepiej  dla  niego; 
Nie  wyssie  z  ciebie,  nędzna  niewolnico. 
Podłych,  nikczemnych,  przewrotnj^ch  instynktów.— 

POSENJA. 
(z  obłąkaniem) 

Tak...  ty  masz  słuszność!...  to  lepiej  dla  niego, 
Ze  z  głodu  zginie  jak  pisklę  bez  pierza. 


128  MARYA   KONOPNICKA 

Kiedy  mu  matkę  jastrzębie  rozszarpią... 
To  lepiej...  słusznie... 

(ogląda  się  nieprzytomnie) 

Ha!  trzeba  przyśpieszyć 
Ten  straszny  koniec...  niech  wiem  w  śmierci  chwili, 
Ze  ono  zimne,  martwe,  że  nie  kwili... 

(chwyta  dziecię  za  nóżki  i  chce  je  roztrzaskać  o  kolumnę) 

O  bogi!...  bogi!  czy  wy  to  widzicie? 

HYPATYA. 

Stój!...  ty  nieszczęsna! 

wyrywa    jej    dziecię  i  tuli    do  piersi.  —  Posenja    pada    ze  łka- 
niem twarzą  na  ziemię) 

POSENJA. 

O!...  CO  ja  zrobiłam!... 


DEJTEROS. 


Ależ  to  zgroza! 


ATENAGOR. 

Cz5'ż  niema  ratunku 
Dla  tych  nieszczęsnych?...  obronj^?  —  okupu?  — 

SETON. 

Zaiste,  niema.  —  Prawodawca  nie  mógł 
Przewidzieć  nawet,  by  za  nędzną  zgraję 
Dawano  okup;  o  tem  milczy  prawo. 

DEJTEROS. 

Och!  ono  milczy  o  waelu  niedolach, 

0  wielu  nędzach  —  i  o  krzywdach  wielu! 

1  łzy  nie  wszystkie  wypłaca  w  obolach. 
Nie  wszystkie  rany  w  sestercjach'  oblicza!... 
Ale  pamiętaj,  ty,  prawa  czcicielu, 

1  Sestercyusz  — póltrzecia  asa,  pieniążek  wartości  oko!o 
20  h. 


POEZYE  129 

Ze  jest  potęga  wyższa,  tajemnicza, 

Co  sprawiedliwość  w  błękitacii  odważa 

Dla  sług  prefekta  —  i  dla  łez  nędzarza! 

SETON. 

Cóż  jest  niewolnik,  że  go  tak  bronicie? 

DEJTEROS. 

Co  jest  niewolnik?...  Karjatyda'  zgięta 

Pod  całej  ziemi  ciężarem  i  pracą, 

Której  ramiona  dźwigają  od  wieków 

Krwawą  budowę  świata  —  i  społeczeństw... 

Aby  się  tylko  te  barki  znużone 

Nie  wstrzęsły  kiedy!...  bo,  na  wszystkie  bogi, 

Zmierzylibyśmy  głowami  przepaście! 

SETON. 
(zwraca  się  do  strażj) 

Wiążcie  ich!  Dalej! 

GŁOS   KOBIECY  Z   TŁUMU. 

O!...  o!...  mamże  umrzeć? 

INNE   GŁOSY. 

Niewinni  ginąć  będziemy!...  niewinni!... 

(Chwila  zamieszania  —  Setoii  odwraca  się  do  wyjścia) 

HYPATYA. 

(nagle) 

Słuchaj,  Setonie!  —  a  gdyby  też  oni 
Wolnymi  byli?...  Czy  straszne  to  prawo 
Już  z  odległości  pobytu  nie  wniesie, 
Że  mordercami  są? 

*  K  a  r  y  a  t  y  d  a  —  postać  niewieścia,  podtrzymująca  zamiast 
słupa  belkowanie.  Nazwę  wywodzą  zwykle  od  m.  Karyai  w  Pe- 
oponezie,  którego  mieszkanki  za  sprzyjanie  Persom  zaprzedane 
w  niewolę,  spełniać  musiały  najniższe  usługi. 

KONOPNICKA.    POEZYE      VII.  9 


130  MARYA   KONOPNICKA 

SETON. 

Wolnych  to  prawo 
Nie  tycze  zgoła  1 

(do  straży) 

Pędzić  ich  tam...  dalej!... 

HYPATYA. 
(pochyla  się  do  Posenii) 

Weź  dziecię  swoje! 

(wyciąga  ramiona  —  i  mówi  głosem  wzruszonym) 

Bracia!  wyście  wolni! 


^:s> 


POEZYE  131 


III. 

(Wielki  plac,  przeciiiajacj'  dwie  główne  ulice  miasta;  w  po- 
środku wznosi  się  grobowiec  Aleksandra;  na  prawo  gmach  są- 
dowy i  Cesareum;  na  lewo  giełda  i  gimnazyum'.  —  W  głębi 
akademia  Hypatyi  i  zburzona  biblioteka,  z  pośród  gruzów 
której  wznosi  się  wysmukla,  monolitowa  kolumna.  —  Grupy 
ludu  zbierają  się  tłumnie;  Piotr  lektor  przemawia  do  nich.  — 
Wzburzenie). 

GŁOS    Z   TŁUMU. 

Nie  będzie  kaźni? 

PIOTR. 

Nie.  —  W  ostatniej  chwili, 
Kiedy  liktorzy^  dom  już  otoczyli, 
Gdy  niewolnicy  byli  skrępowani, 
Z  piekłem  zbratana  poganka,  ich  pani, 
Wyzwoleńcami  wszystkich  ogłosiła. 

GŁOS   z    TŁUMU. 

Szatański  wybieg,  żeby  obejść  prawo. 

PIOTR. 

Któż  wiedzieć  może,  czy  w  tajemnej  zmowie 
Sama  Hypatja  z  mordercą  nie  była? 


>  G  i  m  n  a  z  y  u  m    (z  greek.)  —  gmach  z  placem    dla  ćwiczeń 
gimnastycznych. 

'  Liktorzj'  —  pachoły  namiestnika,  wyprzedzający  go  z  to- 
porami w  wiązkach  prętów  (fasces),  znakami  władzy. 

9* 


132  MARYA   KONOPNICKA 

GŁOSY. 

Śmierć  —  i  przekleństwo! 


INNE   GŁOSY. 

Zapłaci  nam  krwawo  I 


PIOTR. 

Słudzy  biskupa  giną... 


Za  Anafesta  krew! 


GŁOS. 

Niecił  odpowie 

GŁOSY. 

Niecliaj  odpowie!... 

PIOTR. 

świątynie  Pańskie  pustoszeją  oto, 
A  tłumy  biegną,  by  widzieć  jej  czary. 
Słyszeć  jej  wróżby  —  i  sprośne  ofiary 
Czynić  bałwanom  —  i  obmyślać  zbrodnie 
Na  zgubę  chrześcijan!... 

GŁOS. 

Hal  wieczna  sromota! 

GŁOSY. 

Dom  jej  rozburzyć!...  spalić  jak  pochodnię! 

(wrzawa  wzmaga  się  —  słychać  okrzyki) 

Anafest!...  Cyryli!...  przekleństwo  mordercy! 

GŁOS   NIEWIEŚCI. 

Przysięgam,  że  ta  pogańska  zwodnica 
Wróży  z  szafirów  i  z  blasków  księżyca, 
Ivtóre  rzeszotem  kr3'ształowem  chwyta. 

GŁOS   STARCA. 

Uwodzi  młodzież! 


POEZYE  133 

INNY   GŁOS. 

Z  gwiazd  nocami  czyta... 

GLOSY. 

Niech  niewolników  odda  —  lub  przepada!... 
Wszystkich  wyzwolić  to  podstęp  I...  to  zdrada!... 

GŁOS   KOBIECY. 

To  tak,  jak  gdyby  wspólniczką  ich  była... 

INNY  GŁOS. 

Od  stóp  do  głowy  nieczysta  w  niej  siła... 

PIOTR. 

Pan  pomsty  żąda!  —  Ludu  sprawiedliwy, 
Ty  wołaj  za  mną:  Biada!  biada!  biadał... 
I  bądź,  jak  gniewu  piorunowa  strzała. 
Puszczona  z  Pańskiej  cięciwy! 
Pomsta  poganom!... 

GŁOSY. 

Hypatja!...  Hypatja!... 
Niech  krwią  obmyje  —  a  ciałem  swem  otrze 
Drogi  skalane  swą  stopą  w  tein  mieście!... 
Niechaj  przepada!  niech  ginie!... 

PIOTR. 

Nareszcie!... 

GŁOSY. 

Śmierć!  śmierć  poganom!  Ty  nas  prowadź,  Piotrze! 

(wzburzenie  wzrasta) 

(Od  wschodu    nadciąga    orszak   pogrzebowy;    młodzi  katecheci' 
idą  naprzód  z  pochodniami;  dalej  kapłan  z  krzjżem — i  dwóch 

1  IC  a  t  e  c  h  e  c  i  —  uczniowie  zakładów  kościelnych,  w  kto- 
rycli  kształcili  się  kandydaci  na  duchownych;  katecheci  w  ści- 
słem  znaczeniu  są  nauczyciele  tych  zakładów. 


134  MARYA    KONOPNICKA 

siibdyakonów,  —  Parabolaiiie    niosą  zakryle   mary,    na  których 

spoczywają    zwłoki    Anafesla.    —    Słycliać    prosty,    liturgiczny 

śpiew  na  dwa  glosy). 

GŁOS   PIERWSZY. 

Człowiek,  z  niewiasty  zrodzony, 
Podlega  wielu  nędz... 

GŁOS    DRUGI 

Jak  kwiat  usycha  skoszony, 
Przemija  jako  cień...' 

CHÓR. 

Kyrie  elejsonl... 

GŁOS   PIERWSZY. 

Azaliż  godnym  jest  Ciebie, 
Byś  nań  obracał  wzrok? 

GŁOS    DRUGI. 

Ty,  któryś  wiecznym  jest  w  niebie, 
A  nie  masz  liczby  lat! 

CHÓR. 

Chryste  elejson!... 

(Orszak  nadciąga  znowu.  —  Z  przeciwległej    strony   ukazuje  się 

wóz  Hypatyi,    której    Dej  teres    towarzyszy   do  akademii.  —  Hy- 

palya    owinięta  w  płaszcz  długi  i  ciemnj%    trzyma  w  ręku  lvilka 

świeżych  róż). 

GŁOS   z   TŁUMU. 

Precz  tam!...  precz  z  drogi,  przeklęci  poganie! 

INNE   GŁOSY. 

Wóz!...  wóz  zatrzymać!  wóz  niechaj  tam  stanie! 

(Dejleros    wstrzymuje    wóz;     w  głębi,    w  kurzawie    ukazuje    się 
Amoniusz  z  mnichami). 

1  Job.  14,  1-2. 


POEZYE  135 


r 


HYPATYA. 

Co  to,  Dejłeros,  pochód? 


DEJTEROS. 

Chrześcijanie 


Grzebią  zmarłego. 


(Hypatj'a  powstaje  —  patrzy  chwilę  —  a  potem  rzuca  róże  przed 
niosących  mary) 

HYPATYA. 

Ty  byłeś  nam  wrogiem... 
Przebacz  —  i  żegnaj! 

AMONIUSZ. 

To  ona...  to  ona!... 
To  jest  Hypatja!... 

KAPŁAN. 

(posępnie) 

Zamordowanego 
Nie  stroim  w  kwiaty! 

forszak  przeciąga  dalej  —  słychać  śpiew) 
HYPATYA. 

Czego  ten  człowielc  tali  krzylcnął,  Dejteros? 

DEJTEROS. 

Och!  ja  się  lękam  o  ciebie!  Ta  wrzawa 
Wróży  nieszczęście... 

PIOTR. 

Ha!  świadczę  się  Bogiem, 

Ze  ta  przeklęta  nawet  trupa  tego 

Czarami  swymi  chce  m'zec... 

GŁOSY. 

Precz  z  nimi! 


130  MARYA   KONOPNICKA 

AMONIUSZ. 

Śmierci...  śmierć  poganom!... 


GŁOSY. 


śmierć  córce  Teona! 


Niech  ginie,  nędzna!... 


(Wzburzenie    wzrasta;    garstka    pogaa    otacza  wóz    Hypatyi.  — 

Parabolanie,    niosący    zwłoki,    rozdzielają    przez    chwilę    obie 

grupy). 

HYPATYA. 

O,  tak!  niechaj  ginie! 
I  po  cóż  żyć  ma,  gdy  ojców  jej  miasto 
Wkrótce  się  w  dziką  zamieni  pustynię? 
Gdzie  wielkość  nasza?  gdzie  są  te  zdobycze, 
Które  zebrały  wieki  dla  przyszłości? 
Gdzie  księgozbiory  sławne?  —  gdzie  muzea', 
Na  które  niegdyś  nosili  kamienie: 
Eratostenes^  Hipparch',  Timochares? 
Gdzie  ustroń  cicha,  w  której  Ptolomeusz* 
Samotny,  dumał  nad  układem  świata? 
Gdzie  są  pomniki  nasze  narodowe, 
W  których  się  taił  duch  wolny  Hellady? 
Ja  tjiko  jeszcze  podnoszę  dziś  głowę  — 
I  ten  obelisk  sierocy  —  i  blady. 
Wiek  —  a  posępna  ciemnoty  niewola 
Padnie  na  kraj  ten  skrzydłami  mrocznemi... 
Niechaj  więc  ginę!  niech  spełni  się  dola 
Tj^ch,  co  przeżyli  potęgę  swej  ziemi! 

(zakrywa  twarz  płaszczem) 

1  Muzeum  —  wielka  biblioteka  w  Aleksandryi,  założona 
przez  Ptolomeusza  I. 

*  Eratostenes  (ur.  275,  um.  194  prz.  Chr.)  — geograf  i  ma- 
tematyk, bibliotekarz  w  Aleksandryi. 

°  Hipparcli  —  największy  astronom  starożytności,  żył 
między  r.  160  a  125  na  Rodos  i  w  Aleksandryi. 

*Ptolomeusz  (ok.  140  po  Chr.)  —  geograf  i  astronom, 
twórca  układu  świata,  zwanego  od  jego  nazwiska. 


POEZYE  137 

GŁOS  WSPÓŁCZUCIA  Z  TŁUl^IU. 

Bogdajbyś  była  len  przędła,  niewiasto! 

DEJTEROS. 

Kto  nad  wielkimi  płacze,  bj^wa  mały. 

(Orszak  pogrzebowy  przechodzi,  obie  grupy  łączą  się  w  najwyż- 
szem  zamieszaniu). 

AMONIUSZ. 
(wznosi  krzyż) 

Pan  walczy!...  ludu!...  Pan  walczy!...  Kto  ze  mną?.. 

DEJTEROS. 

Nie  słońce!  Ono  nie  bywa,  gdzie  ciemno! 

PIOTR, 
(rzuca  się  do  wozu) 

Przeklęta!  ciało  twe  zrąbię  w  kawały 
I  ps}'  prefekta'  karmić  będę  niemi! 

DEJTEROS. 
(odtrąca  go  ramieniem) 

Wpierw  je  rozłąkom  szczętami  własnemi... 

(walczą) 

Przez  wszystkie  bogi...  precz  od  niej...  zuchwały! 

(Dejteros  upada  —  tłum  ciska  klątwy  i  kamienie) 

HYPATYA. 
(z  nagłera  przerażeniem) 

Dejterosl...  bracie!... 

PIOTR. 

Hal...  giń,  potępieńcze! 

DEJTEROS. 

(gasnącym  głosem) 

Brońcie  jej... 

(garstka  pogan  rzuca  się  do  kamieni  z  wściekłością) 

1  Prefekt  —  namiestnik  cesarski  w  Egipcie. 


138  MARYA    KONOPNICKA 


AMONIUSZ. 

Nędzni  1...  wybiła  godzina!... 

HYPATYA. 

(z  siłą) 

Umrzeć  już  muszę!...  muszę  umrzeć!...  Bracia, 
Dajcie  mi  zginąć!  Ja  jestem  okupem 
Spokoju  miasta...  pozwólcie  mi  zginąć!... 

(do  stoj.ącego  najbliżej) 

Dalej!...  uderzaj!... 

GŁOS   Z    TŁUMU. 

Przeklęta  odwaga 
Szatańskiej  ^ychy! 

PIOTR. 

(przedzierając  się  przez  tłum) 

O!  zginiesz!  Za  włosy 
Ciągnąć  cię  będę  po  ulicach,  nago... 
Żadnej  boleści  nie  dam  cię  ominąć 
I  żadnej  hańbie...  sam  piekło  wyręczę... 
Zginiesz!  Ja  twoim  poszarpanym  trupem 
Zamiotę  wszystkie  w  Aleksandrji  drogi... 

HYPATYA. 

Zegnaj  mi,  świecie!...  Widzę  jakąś  tęczę 
Niknącą...  Zycie!  czem  jesteś,  o  życie?... 

AMONIUSZ. 

Do  Cesareum  z  nią!  Niechaj  w  świątyni 
Sprawiedliwości  zadość  się  uczynił... 

GŁOSY. 

Do  Cesareum  1...  Precz  z  woza!...  precz  z  woza!. 

PIOTR. 

Noża  mi  dajcie!  Tamten  spadł... 


^ 


POEZYE  139 

GŁOSY. 

Powroza! 
Związać  ją!...  z  rąk  się  wymknie,  czarownica!... 

HYPATYA. 
(pochyla  się  do  umierającego  Dejterosa  i  mówi  z  cicha) 

Dejteros!  dusza  nigdy  nie  umiera! 
Formy  są  zmienne,  lecz  idee  wieczne  — 
I  nad  łez  ziemią  —  są  świat}^  słoneczne! 
Zegnaj  mi,  bracie! 

(Piotr  zrywa  z  niej  płaszcz) 

...Bogi!...  wielkie  bogi!... 
O!  nie  opuszczaj  ty  mnie,  ojców  męstwo... 

AMONIUSZ. 

(nadbiega  i  uderza  ją  w  pierś  nożem) 

Hal  masz,  przeklęta  poganko!... 

HYPATYA. 

(sihiym,  dźwięcznym  głosem) 

O  Helios!... 

(chwieje    się    cliwilę  —  i   pada    martwa.  —  Piotr    zrywa    z    niej 
szatę.  —  Tłum  wśród  okrzyłiów  ciągnie  obnażoną  do  Cesareum). 

PIOTR. 

Zawcześnie  kona... 

AMONIUSZ. 
(z  nagłem  pomieszaniem) 

Na  pomoc!...  na  pomoc!... 

GŁOS    z    TŁUMU. 

O!  opłakane,  pełne  klęsk  zwycięstwo! 


<2^ 


140  MARYA   KONOPNICKA 


II.  YESALIUS. 

o  pracach  lekarskich  i  anatomicznych  Yesaliusa 
mamy  obszerne  studyum  Adryana  Burggraeve'a;  lecz 
wiadomości  ściśle  biograficzne  nader  są  szczupłe.  — 
Ograniczają  się  one  niemal  do  kilku  powszechnie 
znanj'ch  szczegółów. 

Oto  treść  ich  główna:  Yesalius  należał  do  rodziny, 
która  od  miejsca  pochodzenia,  Wesel,  przybrała 
swoje  nazwisko.  Nauk  słuchał  w  Lówen  i  w  Paryżu, 
poświęcając  się  głównie  anatomicznym  pracom.  — 
Około  1544  r.  miewał  publiczne  odcz3't3'  w  Bazylei, 
Padwie,  Bolonii  i  Pizie.  —  Główne  jego  dzieło:  wGor- 
poris  humani  fabrica«  ukazało  się  w  Bazylei  w  1543  r.  — 
Był  kolejno  przybocznym  lekarzem  Karola  V  i  Fi- 
lipa II.  To  wysokie  stanowisko  nie  ochroniło  go  od 
prześladowań  Inkwizycyi,  która  na  mocy  bulli  Boni- 
facego VIII,  zakazującej  pod  klątwą  dyssekcyi  ciał 
ludzkich  po  śmierci,  niezmordowanego  tego  badacza 
prz3'rody  uwięziła  i  na  śmierć  skazała.  Później  do- 
piero, łagodząc  pierwotny  wyrok,  zmieniono  karę 
śmierci  na  pokutną  do  Ziemi  Świętej  pielgrzymkę, 
skąd  przyzwała  Yesaliusa  rzeczpospolita  Wenecka, 
chcąc  mu  napowrót  powierzyć  katedrę  anatomii  w  Pa- 
dwie po  śmierci  Fallopiusza  w  1560  r.  Yesalius  w  po- 
wrocie rozbił  się  z  okrętem  około  wyspy  Zante — i  tara 
umarł  z  głodu.  Cuyier  w  swojej  historyi  nauk  przy- 


POEZYE  141 

rodzonych  takie  mu  daje  świadectwo:  wPadł  on,  jak 
Sokrates,  ofiarą  tej  walki,  to  utajonej,  to  otwartej, 
którą  ciemnota  i  fanatyzm  po  wszystkie  czasy  to- 
czyły z  badaczami  przyrody  i  prawdy«. 


<scs> 


142  MARYA   KONOPNICKA 


(Obszerna  komnata  w  maurytańskim  st3'lu;  w  pośrodku  wielki 
stół,  na  którym  leży  ksiąg  kilka;  jedną  z  nich  zamyka  pogrą- 
żony w  m}'ślach  Yesalius.  —  Przed  nim  stoi  przyjaciel  jego 
Silvio;  w  głębi  stary  sługa.  —  Wieczór.  —  Rzecz  dzieje  się  w  Ma- 
drycie w  XVI  wieku). 

YESALIUS. 

Dziwna  budowa!  Z  tęczy  i  z  mgły  cała... 
Bez  żadn3'ch  podstaw,  jako  rajskie  ptaki, 
Które  —  jak  mówią  —  przyroda  skazała, 
By  na  piór  swoicli  zawieszone  złocie, 
Nie  tknąwszy  ziemi,  w  błękitnycti  zórz  szlaki 
Leciały  —  gniazda  nawet  ścieląc  w  locie... 
Dziwna  budowa!...  Człowiek  myśl  swą  ciska 
W  jakąś  odległość  mroczną  i  niejasną, 
Zanim  ją  zmierz}^  i  ogarnąć  umie, 
I  wszelką  próżnię  treścią  swoją  własną 
Wypełnia,  w  marzeń  pomieszanych  tłumie 
Coraz  to  nowe  wznosząc  gmachy  błędu, 
Tak,  jakby  proste  przyrody  zjawiska. 
Jakby  natura  zbyt  była  mu  blizka 
I  nie  dawała  umysłom  rozpędu... 
Cóż  są  te  księgi,  z  których  pokolenie 
Nasze  swą  mądrość  czerpie,  jak  ze  zdroju? 
Próbka  wiecznego  ducha  niepokoju, 
Której  na  imię  jest  czczość  i  marzenie. . 
Gdzie  rzeczywistość  taka  jest  na  świecie, 
Coby  w  systemie  tym  miała  swą  duszę?... 
Idź,  marzycielu!  strój  lutnię  poecie! 
—  Na  innej  drodze  ja  zwyciężyć  muszę! 


I 


POEZYE  143 

SILYIO. 

Czyż  warto  walcz3'ć?...  Mistrzu,  pomjśl  o  tern! 
Madryt  wre  cały;  zazdrośni  twej  sławy 
Wielkie  twe  imię  obrzucają  błotem, 
A  przyjaciele  szepcą  je  z  bojaźnią... 
I  gdyby  nie  to,  żeś  króla  tak  blizki, 
Jużby  się  w  burzę  rozgrzmiały  te  błyski 
Głuchej  zawiści,  co  grożą  ci  kaźnią  — 
I  straszną  łuną  dzień  zwiastują  krwawy. 

YESALIUS. 

Silvio,  tyś  jednym  z  głosów  tycłi,  co  we  mnie 
Walkę  namiętną  długie  wiodły  lata 
O  berło  woli  mojej  nadaremnie... 

0  przyjacielu!  kto  raz  okiem  ducha 
Dojrzy  cudowną  budowę  wszechświata, 
Kto  raz  się  dotknie  zasłon}'  prz3'rody 

1  w  majestacie  myśli  się  zasłucha, 

Ten  poprzez  tłumów  groźby  i  przekleństwa, 
Przez  piekło  ognia,  przez  ocean  wody 
Z  wzniesionem  czołem  pójdzie  —  i  dosięże 
Tajemnic  bytu,  choćbj'^  je  miał  ziemi 
Rozświecić  stosem  własnego  męczeństwa  — 
Tak  w  imię  prawdy,  bracie,  walczą  raężel 

SILYIO. 

Powiedz;  Tak  giną. 

YESALIUS. 

Niechaj  ginę  z  nimi. 
Lecz  niech  myśl  moja,  jak  smuga  świecąca, 
Świadczy  ludzkości,  żem  wzlatał  do  słońca. 

SILYIO. 

Strzeż  się,  Andreo!  Miasto  pełne  wieści. 

Że  znów  w  tym  domu,  w  podziemnej  kaplic}', 


14-1  MARYA    KONOPNICKA 

Wydarty  grobom  trup  leży  niewieści. 
Lud  się  odgraża... 

YESALIUS. 

Cieniów  służebnicy!... 
Słuchaj  mnie,  Silvio!  Gdybym  mógł  pierś  własną 
Otworzyć,  by  w  niej  wyśledzić  drgające 
Zycie,  nim  oczy  we  mgłacli  mi  zagasną; 
Gdybym  mógł  domysł  raz  nazwać  pewnikiem  — 
I  lirzylc  ostatni  mieć  tryumfu  krzykiem, 
Wbiłbym  w  nią  nóż  ten...  lia!  nożów  tysiące! 

SILYIO. 

Mistrzu,  ze  słów  swycłi  wyliuwasz  koronę 
Dla  swojej  głowy...  Lecz  zważ,  czy  to  warto 
Strawić  wiek  męski  nad  ciemną  tą  karta, 
Która  ci  życie  śmiercią  znieważone 
Przedstawia  w  dzikim  rozkładu  chaosie? 
Dumać,  z  utkwionem  w  czoło  sfinlcsa  okiem  — 
I  —  bogdajbym  był  fałszywym  prorokiem, 
Znaleźć  zagadki  swej  słowo  —  na  stosie? 

YESALIUS. 

Ty  bluźnisz,  bracie!  Przyroda  jest  niema 
Dla  tych,  co  pytać  nie  mają  odwagi. 
Lecz  —  kto  oburącz  sfinksa  tego  chwyta 
I  śmiało  patrzy  w  zagadki  oblicze. 
Choćby  go  tłumów  szarpały  zniewagi 
I  grzmiało  nad  nim  wieków  anatema, 
Ten  pojmie  słowo  bytu  tajemnicze 
I  pierwszych  przyczyn  hieroglif  wyczyta. 

SILYIO. 

Walka  ta  straszna  jest  —  i  jest  wątpliwą. 
Wspomnij,  Andreo,  tych,  co  już  w  przeszłości 
Zażegli  jasne  pochodnie  ludzkości... 
Gdzież  są  —  i  jakie  z  posiewu  ich  żniwo? 


POEZYE  145 

Aleksandryjska  szkoła!  Wielkie  słowo! 

Lecz  powiedz,  kto  dziś  wie  —  po  latach  tylu  — 

0  sławnym  w  wieku  swoim  Herofilu?...i 
Wszak  po  Galenie*,  nawet  po  Mondinim^ 
Wszystko  musiałeś  zaczynać  na  nowo... 
A  kto  zaręczy,  że  to,  co  dziś  czynim, 
Nie  będzie  kiedyś  nazwane  nicością? 

YESALIUS. 

Mylisz  się,  SilvioI  Ta  praca  zagasła 
To  ostudzone  ogniwa  łańcucha, 
Którego  nowe  przeguby  i  skręty, 
Nazwane  jutrem  myśli  —  i  przyszłością. 
My  dziś  w  ognisku  wykuwamy  ducha. 
Strażnica  wieków  zdaje  swoje  hasła 
Nowozacięźnym  szermierzom  wyłomu. 
W  czasie  nie  ginie  nigdy  trud  podjęty, 
Ani  energii  przerobionej  suma... 
A  myśl,  co  w  ciszy  o  wszechświecie  duma, 
Niech  się  nie  zdaje  straconą  nikomu... 
Wieki  ją  przyszłe  odnajdą,  obaczą  — 

1  o  nią  wielkie  ruchy  swe  zahaczą. 

SILYIO. 

Słowa  1  czcze  słowa!  Na  mego  patrona, 
Ja  z  mojej  pracy  chciałbj^m  widzieć  zyski 
Na  własne  oczy  —  póki  zwę  się  ciałem, 
I  za  tę  cenę  krajałbym  z  ochotą 
Nie  tylko  trupa,  ale  bullę  złotą, 

1  w  ostatnich  trzech  wiekach  przed  Chr.  kwitnęła  sztuka 
lekarska  w  Aleksan(lrj'i;  mistrzem  tej  szkoły  był  Hero  fil 
(ok.  280  przed  Chr.). 

2  Gale  nos  (iir.  ok.  131,  imi.  ok.  201  po  Chr.)  —  pisarz  bar- 
dzo płodny  i  znakomitj'  lekarz. 

•  M  o  n  d  i  n  o  di  Liizzi  (po  łac.  Mundinus  de  Lutiis)  ur,  ok. 
1275,  uni.  1.327  —  znakomity  profesor  anatomii  w  Bolonii.  »Ana- 
thomia  Mundini«,  po  raz  pierwszy  drukowana  w  r.  1178  w  Bo- 
lonii, doczekała  się  24  wydań, 

KONOPNIOM  .     POEZYE.    VII  10 


146  MARYA  KONOPNICKA 

Która  zabawki  tej  zabrania  srodze... 

Lecz  gonić  jakieś  oddalone  błyski, 

Paść  duszę  jakimś  bladym  ideałem, 

Wiecznym  pątnikiem  być  na  prawdy  drodze, 

Żyć  słowem,  choćby  słowem  nieśmiertelnem, 

Diosl^  jakem  Hiszpan,  zbyt  to  jest  subtelneml 

Po  co  się  rzucać  jak  nurek  w  głębiny 

I  wśród  współczesnych  zwać  się  już  przyszłością? 

Cóż  są  twe  prace?  —  Głuche  podwaliny. 

Których  wieżyca,  co  w  błękit  wybiega. 

Nigdy  nie  uczci  —  a  rzadko  dostrzega. 

YESALIUS.  1 

Więc  niech  powstaną  olbrzymie  te  duchy, 
Co  sztandar  wiedzy  niosą  przed  ludzkością. 
Choćby  mnie  blaskiem  swoim  zaćmić  miały  1 
Niechaj  się  zbudzą  potężne  te  ruchy 
Swobodnej  myśli,  co  lecąc  do  słońca. 
Daleko  skrzydłem  pozłomj'  odtrąca   — 
Choćbym  ja  przy  nich  tak  wydał  się  mały. 
Jak  atom  pyłu,  co  w  blasku  drży  płowj^.. 
A  gdy  się  wzniesie  gmach  wielki,  gmach  nowy, 
W  którym  myśl  szczytem,  a  murem  są  czyny. 
Niechaj  potomni  mój  kamień  grobowy 
Dorzucą  między  głuclie  podwaliny... 
Ja  innej  sławy  nie  pragnę  dla  siebie. 

SILYIO. 

Słucham,  podziwiam  —  i  milcząc,  odchodzę; 

Męczeńska  palma  nie  nęci  mnie  zgoła... 

Radzę  ci,  mistrzu,  zawiń  się  w  swej  todze  — 

I  od  dziś  ucz  się  umierać  wspaniale... 

To  ci  się  przyda.  —  Hal  przez  Boga  w  niebie, 

Jeśli  cię  schwyci  trybunał  tajemny. 

Jeśli  w  Madrycie,  ku  większej  twej  chwale, 

1  »Na  Bogalw 


POEZYE  147 

Będzie  zbyt  jasno,  jak  na  wiek  tak  ciemny, 
Pierwszy  dam  poklask! 

(wychodzi) 
YESALIUS. 

Taki  uchylisz  czoła! 

(po  chwili  milczenia) 

Hagonie!  czas  już;  idź,  zawołaj  Nela, 
Rozjaśnij  lampę,  w  oknacłi  spuść  makat}'; 
Potem  zstąp  ciclio  —  i  rucłiome  kraty 
Odsuń  w  grobowcu... 

HAGON. 

Och!  na  Zbawiciela 
Mękę  i  rany!  panie  mój  dostojny. 
Wstrzymaj  się!  Jakto,  chcesz  ty  z  Bogiem  wojny? 
Grób,  panie,  każdy  w  całym  kręgu  świata, 
Jest  taką  rzeczą,  której  niebo  strzeże. 
Chociażby  żadna  nie  strzegła  jej  krata... 
Czyż  chrześcijanin,  panie,  ma  jak  zwierzę 
Nawet  po  śmierci  nie  znaleźć  spoczynku 
I  świecić  próchnem  swych  kości  na  r5'nku? 
Grób  ma  też  wstydy  i  dziewictwo  swoje; 
Podglądać  rzeczy,  które  śmierć  zakrywa, 
To  zbrodnia  ciężka,  sprośna,  niegodziwa! 
Niech  Nel  odejdzie,  panie...  ja  się  bojęl 

YESALIUS. 

Hagol  rozumiem  ciebie,  jak  myśl  własną; 
Czuję,  jak  zgroza  w  pierś  ci  rzuca  mrowie... 
A  jednak  —  słuchaj!  nim  światła  te  zgasną, 
Zapytam  śmierci  —  a  ona  odpowie. 

HAGON. 

Panie  najmilszy  1  jam  biedny  i  siwy  — 
I  w  życiu  byłem  nie  zawsze  szczęśliwy, 
Karmiąc  się  czarnym  kęsem  ladajakim... 

10* 


148  MARYA   KONOPNICKA 

Lecz  choćbym  nawet  stokroć  był  żebrakieip, 
Choćbym  nędzarzem  był,  co  łaknie  chleba, 
I  choćby  w  grobach  góry  złota  były, 
Jeszczebym  jednej  grudeczki  z  mogiły 
Nie  ruszył  —  tak  mi  Panie  Boże  z  nieba 
Dopomóż  w  mojej  ostatniej  godzinie! 

YESALIUS. 

Więc  ja  sam  pójdę;  weź  pocliodnię,  Hago! 
Spieszmy!  noc  letnia  jak  chwilka  przeminie. 

HAGON. 

0  panie!  nie  grzesz  ty  taką  odwagą, 
Bo  się  przerazi  grób  —  i  trumna  wyda 
Sama  umarłych...  O!  co  za  ohyda 

Nie  dać  trupowi  dospać  do  dnia  sądu... 
Uraarłycli  krajać...  o  panie  mój  raiły! 
Ten  nóż  splami  ci  ręce,  jak  rdza  trądu  — 

1  wszystkie  puste  przeklną  cię  mogiły 
Tak,  że  sam  kiedyś,  po  najdłuższej  dobie, 

Nie  znajdziesz  ciszy  w  własnym  swoim  grobiel 

YESALIUS. 

Słuchaj,  ty  wierny,  stary!  Są  na  świecie 
Dusze,  podobne  zwichrzonej  komecie, 
Które  gwiazdami  nie  są  —  i  nie  mogą 
Cicho  się  palić  na  niebios  błękicie, 
Ale  targane  niepokojem  burzy, 
Lecą  ogromną,  pełną  iskier  drogą 
I  w  krwawych  snopach  ognia,  który  wróży 
Dziwne  przewroty,  gubią  z  siebie  życie... 
A  kiedy  takie  komety  zagasną. 
Zostaje  po  nich  łuna...  Kto  wie,  starj^ 
Czy  ja  mieć  będę  mogiłę  swą  własną, 
Pogrzeb  i  księdza  i  śpiewy  i  mary... 


149 


HAGON. 

O  panie  I  oczy  te  zamglone 
Widziały  rzeczy  straszne,  przeraźliwe... 
Smętne  orszaki,  słupy  osmalone  — 
Czerwone  głownie  ludzkie,  w  ogniu  żywe. 
Których  oddechem  był  dym,  a  spojrzeniem 
Iskry  gasnące  pod  zczerniałem  niebem... 
A  wiatr  był  płaczką,  trumną  —  i  pogrzebem. 
A  ciężka  klątwa  grobowym  kamieniem... 
Chceszże  ty,  panie,  ginąć,  jak  kacerze, 
Ohydni  Bogu  —  i  umarli  wierze? 
Chceszże  ty  oczy  moje  tak  zasmucić. 
Bym  ich  na  słońce  nie  śmiał  już  obrócić?... 

YESALIUS. 

Słuchaj  mnie,  stary,  masz  wnuka,  lub  syna? 

HAGON. 

Mam  córkę,  panie  —  i  wnucząt  —  już  troje... 
Co  za  djablątka  wesołe  —  a  psotne! 
Najmłodszy  Gonzalw,  prześliczna  dziecina! 
Gdy  przyjdę,  szyję  mi  rączką  oplata, 
A  drugą  siwe  moje  wąsy  targa... 

YESALIUS. 

Widzisz,  ja  nie  mam  córki,  ani  wnuka... 
Dom  mój  jest  pusty,  a  życie  samotne. 
Myśli  —  a  księgi  —  to  już  wszystko  moje 
I  nie  zostawię  nic,  schodząc  ze  świata... 
No,  stary!  otrzyj  łzy!  to  nie  jest  skarga! 
Widzisz,  tak  czasem  serce  się  oszuka 
W  swojej  miłości,  że  zamiast  rodziny 
Kocha  samotnych  swych  badań  godziny  — 
I  cel  daleki  —  który  na  swym  grobie 
Chce  zamiast  syna  zostawić  po  sobie. 
Chceszże  mi  poniódz? 


150  MARYA  KONOPNICKA 

HAGON. 

A  więc,  niech  tara  w  niebie 
Bóg  oczy  zamienię  —  i  nie  widzi  ziemi! 
Panie  mój,  nigdy  nie  opuszczę  ciebie... 
Zostań;  sam  trumnę  ręlcami  własnemi 
Otworzę,  trupa  przyniosę  tu  z  Nelem. 
A  jeśli  czarna  uderzy  godzina, 
Niech  nikt  nic  mówi,  że  Hagon  się  lęka 
Być  nieszczęsnego  pana  przj^jacielem... 
Zginiemy  razem...  Kocham  cię,  jak  syna! 

YESALIUS. 

Dzieln}'  mój  stary!  oto  moja  ręka! 

(Hagon  oddala  sie  z  pośpiechem) 

O  tajemnico,  stokroć  życia  warta! 

Jażbym  się  zachwiał  u  twoich  podwoi, 

Kiedy  przede  mną  ciemna  twoja  karta 

W  nagłym  przebłysku  objawiona  stoi! 

Jażbym  się  zachwiał,  zrobiwszy  już  tyle! 

Czyliż  wiek  męski  zaprzeczy  odwadze 

Młodości  mojej?  —  a  trwoga  —  mej  sile? 

Czyliż  sam  siebie  i  cele  swe  zdradzę?... 

Jażbym  się  zachwiał?  —  Mistrzów  moich  duchy 

Wołają  na  mnie:  ))Spiesz!...«  W  wieków  pomroce 

Przyszłych  pokoleń  zaczynione  ruch)^ 

Wołają  na  mnie:  ))Spiesz!...((  Bezsenne  noce, 

W  których  zbierałem  rozbite  okruchy 

Tajemnic  wiedzy,  ciszy  mi  nie  dają, 

Lecz,  jak  sto  haseł:  wSpiesz  się!  śpiesz !...«   wołają. 

Do  czynu  zatem!  Na  wieków  zegarze 

Narodzin  światła  wybija  godzina... 

Za  sto  lat  jakich  —  wzniosą  rau  ołtarze... 

Lecz  niech  ja  pierwszy  światu  dziś  pokażę 

Odrodzonego  myśli  mojej  syna. 

Dość  snu!  niech  ludzkość  powstanie  ocknional 

(staje  w  zamyśleniu  przed  otwartem  oknem) 


POEZYE  151 

0  nocy!  bądź  mi  stokroć  pozdrowiona  I 
Bądź  mi  pozdrowień,  ty  uśpiony  grodzie  1 
Bądź  pozdrowiony,  wielki  ty  narodzie. 
Nad  którym  wiszą  mgły  dziejowej  cienie... 
Bądź  pozdrowiona,  ludzkości,  walcząca 

Z  własną  niemocą  na  drodze  do  słońca... 
T}',  co  krzyżujesz  proroki  twe  wieszcze, 
Co  w  bólach  rodzisz  duchowe  olbrzymy. 
Bądź  pozdrowiona!  Gdy  stosów  twych  dym}' 
Krwi  purpurowe  zagaszą  już  deszcze, 
Ty  prochom  moim  zwróć  to  pozdrowienie! 

Jakże  mi  smutno  dzisiaj!  Jakieś  głosy, 

Stłumionych  żarów  pełne  i  tęsknoty. 

Szepcą  mi  w  duszy  słowa  upojenia!... 

Jestem  jak  Arab,  ginący  z  pragnienia. 

Który  z  oczyma,  wbitemi  w  niebiosy, 

Z  błękitów  czeka  zejścia  białej  rosy. 

By  nagą  piersią  przyjąć  jej  pieszczoty... 

O!...  jak  mi  smutno!...  Chciałbym  skłonić  głowę 

Na  czyjeś  ramię  —  i  odpocząć  w  ciszy  — 

1  myślom  gorzkim  wykraść  te  godziny, 

W  których  pierś  każda  snem,  lub  żądzą  dyszy, 
I  usnąć  —  jak  to  miasto  marmurowe... 

0  nocy,  stokroć  samotna!  o  nocy, 
Która  dla  tłumów  miękkie  ścielesz  łoże! 
Myśl  na  twych  skrzydłach  gwiaździstych  ulata 
W  nieskończoności  pełne  głębin  morze 

1  szuka  pierwszych,  wielkich  dźwigni  świata 
I  ginie  w  własnej  niemocy!... 

0  życie!  wielkie  nic,  bytem  nazwane! 
Palących  pytań  pełne  masz  źrenice 

1  w  pierś  mi  ciskasz  —  jako  błyskawice. 
Zagadki  swoje  —  nigdy  nie  poznane... 

Ty  myśl  człowieka  przerzucasz  od  krańca 
Niemych  podziwów  dla  złotej  swej  księgi 


152  MARYA   KONOPNICKA 

AŻ  do  zwątpienia,  smętnego  wysłańca 
Zbudzonej  w  ducliu  świadomych  potęgi... 

0  życie!  twoje  kwiaty  i  owoce 

Są  dla  ty  cli  tylko,  co  wielbią  twe  słońce; 
Dla  myśliciela  masz  samotne  noce 

1  gorzkich  zwątpień  amfory  trujące. 

(chwila  milczenia) 
(Hagon  i  Nel  wnoszą  trupa  młodej  kobiety) 

NEL. 

Ufl...  ciężkal  —  Jeśli  Pan  Bóg  na  wagę  ją  bierze. 
To  dobry  handel  robi...  panie,  gdzie  położyć? 

YESALIUS. 

Tu...  na  stole...  ostrożnie... 

NEL. 

Na  mego  patrona! 
Gdyby  ta  piękna  panna  miała  tutaj  ożyć, 
Dopieroby  to  była  srodze  zadziwiona! 
Piękne  mi  towarzystwo:  obcęgi  —  i  noże  — 
I  noc...  a  jaka  czarna  noc!...  Panie  doktorze, 

0  czepiec  mej  prababki  z  wami  się  założę. 
Żem  zarobił  reala...  —  Hej!  słuchaj  mnie,  Hago! 
A  przestańże  tam  klepać,  jak  tartak,  pacierze 

1  zabierz  tę  zasłonę  —  trupy  chodzą  nago, 

(Chce  zdjąć  zasłonę  pokrywającą  ciało,  w  ozem  mu  przeszkadza 
ruch  Yesaliusa,  zajętego  dobieraniem  narzędzi). 

YESALIUS. 

Zamilknij  —  albo  odejdź! 

HAGON. 

Jesteś  sprośne  zwierzę! 

NEL. 

Hę?  co?  jak?...  zwierzę,  mówisz?...  A  ty,  mój  bałwanie, 
Jesteś  podszewką  zwierza  na  wywrót... 


POEZYE  153 

HAGON. 

O  panie  1 
Każ  mu  odejść!  niech  słowem  nie  kala  tej  sprawy! 

NEL. 

Odchodzę  już!...  odchodzę!..  Boże  mój  łaskawy! 
Odchodzę  już... 

(zbliża  się  do  stołu) 

Panienko,  czy  tańczysz  bolero?' 
Jeśli  nie,  jesteś  zerem;  bo  trup  —  jest  to  zero! 

YESALIUS. 

Oto  zapłata  twoja;  zostaw  mnie  z  Hagonem... 

NEL. 

Idę...  idę...  odchodzę...  Hej,  bańki  mydlane, 
Co  się  zo wiecie  ludźmi,  dobranoc  wam,  bańki! 
Co  za  noc!  Albo  jestem  babki  mej  wrzecionem, 
Albo  w  całym  Madrj^cie  prawić  będą  niańki 
Dzieciom  do  snu  historyje  o  tej  nocy!... 

HAGON. 

Przecie 
Dobry  wiatr  przewiał  tę  błazeństwa  chmurę. 
Grad  słów  sypiącą! 

YESALIUS. 

Duchy  rozłamane 
Tak  przyjmą  prawdy  rodzące  się  w  świecie: 
Jedni  z  przestracliem  odwrócą  spojrzenia, 
Jak  stary  Hagon,  bojąc  się  zgorszenia. 
Inni,  jak  Nel  ten,  pojęciem  swem  nizkiem 
Obejmą  tylko  to,  co  jest  zjawiskiem 
I  zmienną  formą  wiecznego  istnienia; 
A  rzadki  myślą  uleci  tam,  w  górę. 
Gdzie  prawa  pisze  Bóg  gromowym  błyskiem. 

(chwila  uroczystego  milczenia.  —  Yesalius  unosi  zwolna  zasłonę, 
pokrjwając;}  trupa) 

*  Bolero  —  taniec  hiszpański. 


154  MARYA   KONOPNICKA 

O  wielki,  cichy  śmierci  majestacie! 
O  blada  jutrznio  słonecznego  świtu! 

0  pracownico  Boga  —  i  przyrod}', 

Co  stapiasz  wszystkie  formy  i  postacie 
W  zacz5'n  drgający  wieczystego  bytu 

1  ścierasz  wszystkie  bóle  i  radości 

Z  martwego  czoła  tcliem  nieskończoności, 
Zaklinam  ciebie,  o  śmierci  milcząca, 
Przez  wieczny  spokój  twój  —  i  twoją  ciszę, 
Niech  głos  natury  jasno  dziś  usłyszę 
I  niech  ta  walka,  co  pierś  mi  roztrąca, 
"Wobec  się  twojej  uciszy  pogody! 


Boże!  ja  nie  chcę  burzyć  Tw3'ch  ołtarzy... 

Ja  nie  chcę  wstrząsać  świątynią  Twej  chwały... 

Lecz  czyż  duch,  który  badać  się  odważ\' 

Dzieła  Twe,  Panie,  zwań  będzie  zbyt  śmiały? 

I  czyliź  mu  to  poczytasz  za  zbrodnię. 

Ze  u  przjTody  jasnego  ogniska 

Dla  wieku  swego  rozpala  pochodnię 

I  ponad  tłumów  cień  —  myślą  wybłyska? 

Czyż  grzech  potęgę  twórczą  Twej  wszechmocy 

Rozważać  w  wiecznych  ustawach  istnienia? 

Czyliż  Bóg  światła  —  zwie  się  Bogiem  nocy? 

A  droga  prawdy  —  drogą  potępienia? 

Nie!  przyjdą  wieki  nowe,  wyzwolone 

Z  niewolniczego  dla  Bóstwa  postrachu 

I  prawd  najwyższych  słoneczną  zasłonę 

Śmiało  podniosą  w  tajemnym  tym  gmachu, 

Gdzie  Bóg  przyrodzie  przepisuje  prawa, 

A  pod  jej  berło  byt  wszelki  poddawa. 

Stłumione  dzisiaj  rozbudzą  się  głosy 

I  nowe  prąd}'  w  pierś  ludzką  uderzą... 

Nowy  widnokrąg  rozszerzą  niebiosy... 

Duchy  walczące  potęgę  swą  zmierzą 

Z  zagadką  źj^ia  zwikłaną,  prastarą 


POEZYE  155 

I  wiedzą  uczczą  to,  co  dziś  czczą  wiarą. 

(Hagou  nasłuchuje  z  trwogą) 

Dalej,  Hagonie!  odwagi!  Do  dzieła! 

(uderza  nożem  w  pierś  trupa  —  i  chwilę    pracuje  w  milczeniu). 
HAGON. 

Panie!  ktoś  idzie...  pochodnia  mi  drgnęła... 

(słychać  wrzawę    zmieszanycli  głosów  —  a  po  chwili  silne  ude- 
rzenia w  l)ramc) 

GŁOS. 

Otwórzcie,  w  imię  prawa! 

HAGON. 

Idą,  panie!... 
Ukryjmy  trupa... 

(usiłuje  zarzucić  zasłonę  na  stół) 

YESALIUS. 

(zajęty  pracą) 

Co  robisz,  Hagonie? 

(uderzenia  w  bramę  ponawiają  się) 
HAGON. 

Panie,  to  zbiry!...  Ja  trupa  zasłonię... 
Zagaszę  światło... 

YESALIUS. 

Nie,  to  być  nie  może, 
Żebym  ja  teraz  właśnie,  gdy  przyroda 
Tajne  mi  swoje  daje  posłuchanie 
I  już  mi  drogi  odsłania  przewodnie. 
Rzucać  miał  pracę...  Hagon!  wznieś  pochodnię! 

GŁOS. 

Otwórzcie!  Cóż  to?  szatańska  gospoda, 
Którą  zdobywać  trzeba? 

(uderzenia  wzmagają  się) 


156  MARYA  KONOPNICKA 

HAGON. 

Wielki  Bożel 
Drzwi  wysadzają...  Panie!  rzuć  te  noże! 

YESALIUS. 

Milcz,  słaby  starcze!  Wojownik  nie  ciska 
Sztandarów  swoich  wśród  pobojowiska... 
Niech  uzbrojona  do  czynu  prawica, 
Jak  jutrznia,  wiekom  idącym  przyświeca... 
Wznieś  tę  pochodnię  1 

HAGON. 

O  dniu  zgrozy  wielki!... 

GŁOSY. 

Precz  z  gwałcicielem  grobów!  —  precz  z  hyeną! 

INNE   GŁOSY. 

Nie  dać  skry  ognia  —  ni  wody  kropelki! ^ 
Zburzyć  to  gniazdo  od  podstaw  do  szczytu! 
Precz,  precz  z  kacerzera!... 

(kamień  rzuconj'  w  okno  przelata  z  świstem,   raniąc   Yesaliusa) 
YESALIUS. 

O  ludu  Madrytu! 
Noc  tę  kupuję  dla  ciebie  krwi  ceną... 
Królewską  ceną... 

(wrzawę  tłumu  zagłuszają  silne  uderzenia  w  bramę;  we  drzwiach, 
wypartycli  gwałtownie,  ukazuje  się  Inkwizj'tor  ze  swoim  orsza- 
kiem —  dalej  ciśnie  się  Iłum) 

INKWIZYTOR. 

W  imię  majestatu, 
Mistrzu  Yesalio,  jesteś  oskarżony 

1  Zakaz  rzymski  wwzbronić  wody  i  ognia«  (aqua  et  igni  iu- 
terdicere)  równał  się  wyrokowi  śmierci,  gdj'ż  bez  tycli  dwóch 
żywiołów'  żj'ć  nie  można. 


POEZYE  157 

0  profanację  grobów,  sprośne  czary  — 

1  jak  odstępca  od  najświętszej  wiary, 
Masz  być  uwięzion  —  i  oddany  katu. 

YESALIUS. 

(z  boleścią) 

Hiszpanjo  biedna!  Hiszpanjo!...  Hiszpanjo!... 

HAGON. 

(rzuca  się  ku  niemu) 

Ratuj  się,  panie! 

INKWIZYTOR. 

(do  jednego  z  siepaczy) 

Wyprowadź  go,  Stranio! 

HAGON. 
(szarpiąc  się) 

Chcę  z  moim  panem  być!...  chcę  z  moim  panem!.. 
Sercem  się  ze  mną  dzielił...  chcę  więzieniem 
Z  nim  się  podzielić!... 

STRANIO. 

A  milczźe,  ty  żbiku! 
Nie  wrzeszcz!...  Podzielisz...  kajdanów  wystarczy 
Dla  was  obydwóch  —  i  z  trzecim  szatanem, 
Waszym  kumotrem!  Milczże...  maszl... 

(uderza  go  pięścią  w  twarz) 
YESALIUS. 

Nędzniku! 
Pies  nawet  na  tak  siwą  głowę  już  nie  warczy! 

INKWIZYTOR. 

Ohydnej  winy  zbyt  jawne  dowody 
Widzę  na  zgrozę  oczu  —  tu  —  przed  sobą... 
Jestże  ta  zmarła  szatańskiem  złudzeniem, 
y  też  niewiastą,  ciałem  i  osobą? 


158  MARYA   KONOPNICKA 

YESALIUS. 

Jest  ciałem,  panie  —  ołtarzem  naulii, 
Na  litórym  mądrość  rozważam  przjTodj'. 

INKWIZYTOR. 

Bluźniercze  słowa!  Sto  lat  już  minęło, 

Od  sławnej  chwili,  kiedy  Bonifacy, 

Tego  imienia  ósmy,  ojciec  święty. 

Potępił  bullą  ohydne  to  dzieło 

I  najsurowszj^m  wyklął  je  zakazem... 

Tj'ś  wbrew  ustawie  Boga  i  Kościoła 

Śmiał  świętokradzkiem  tknąć  trupa  żelazem... 

Zbrodnia  to  straszna  i  o  pomstę  woła: 

Wyklęty  jesteś!  wyklęty!...  wyklęty  1... 

YESALIUS. 

Wyklęty?  —  Z  czego?  —  czy  z  błękitów  nieba? 

Z  dobroci  Boga?  czy  z  Jego  wszechmocy? 

Z  królestwa  myśli?  czj'  z  potęgi  pracy? 

Z  ochłody  zdrojów?  czy  z  plenności  chleba? 

Z  światła  poranków?...  ze  spokoju  nocy?... 

Wyklęty?  —  z  czego?...  z  koła  nieśmiertelnych 

Duchów,  co  lecą  wciąż  wyżej  —  do  gór}'?... 

Z  spuściznj'  wielkich?  —  czy  z  nadziei  dzielnych? 

Z  macierzystego  pnia  całej  natury? 

Wyklęty?...  ależ  patrz.  Inkwizytorze! 

Nademną  świecą  jasne  gwiazdy  boże. 

Ziemia  z  pod  nóg  mych  nie  leci  w  odmęty... 

Żyję,  oddycham...  i  mówisz  —  wyklęty? 

INKWIZYTOR, 

Słuchaj!  ta  klątwa,  której  tak  zuchwale 

Śmiesz  dziś  urągać  w  bluźnierczyra  twym  szale. 

Jest  gromem,  który  w  proch  rozbija  duchy; 

Jest  mieczem,  co  cię  od  wiernych  odcina 

I  wszystkie  twoje  obezwładnia  ruchy. 

Od  chwili,  w  której  z  siłą  piorunową 


POEZYE  159 

Nad  potępioną  twoją  zagrzmi  głową, 
Oddech  twój  kazi  —  a  dotknięcie  brudzi... 
Zwać  się  przestajesz  dziecięciem  swej  ziemi. 
Bratem  w  rodzinie,  człowiekiem  wśród  ludzi... 
Jesteś  nędzarzem,  ctiociażb5'ś  miał  złoto... 
Choćbyś  miał  matkę  —  samotnym  sierotą... 
I  bezpotomnym,  chociażbyś  miał  syna... 
I  trupem  jesteś  —  między  żyjącymi! 

YESALIUS. 

Jakaż  to  ciemna  i  dzika  potęga 
Po  godność  ludzką  do  czoła  mi  sięga? 
Jakaż  to  władza,  posępna  i  krwawa, 
Moje  najświętsze  wydziera  mi  prawa? 
Jestżeś  ty  Bogiem,  że  słowa  twe  mogą 
Istotę  moją  zgnieść  —  i  zdeptać  nogą? 
Niel  pókim  żywy,  nie  zadrżę  przed  nikim... 
Ja  wolny  jestem  —  tyś  jest  niewolnikiem! 

INKWIZYTOR. 

Zamilknij,  stokroć  zuchwały  kacerzu! 

Słów  twoich  słuchać  nie  mogę  bez  grzechu... 

YESALIUS. 

Więc  inne  niebo  stwórz  —  i  inne  słońce, 
Nad  głową  moją  klątwą  gorejące... 
Inne  powietrze  stwórz  mi  do  oddechu... 
I  przestań  Boga  mego  w  swym  pacierzu 
Nazywać  ojcem,  gdym  ci  nie  jest  bratem! 

INKWIZYTOR. 

Za  każde  słowo  odpowiesz  —  przed  katem. 

(zwraca  się  do  swego  orszaku) 

Niech  wejdą  Bianchi!...i  Trup  ten  znieważony 


'  B  i  a  n  c  h  i   (Biali)  —  nazwa  bractwa,  zajmującego  się  z  mi- 
łości chrześcijańskiej  grzebaniem  zmarłych. 


160  MARYA   KONOPNICKA 

Pogrzebu  chrześcijan  od  nas  się  domaga... 
Zakr3'ć  tę  zgrozę  1  podajcie  zasłony... 

YESALIUS. 

Myśl  też  jest  szatą  —  a  prawda  jest  naga. 

(wchodzą    pokutnicy  w  białych  kapach,    z  pochodniami  a  usta- 
wiwszy się  w  około  trupa,    rozpoczynają  clióralnj'  śpiew.  —  In- 
kwizytor przykłęka  i  modli  się) 

BIANCHI. 

Ojcze  nasz!.,. 

YESALIUS. 
(z  uniesieniem) 

Ojcze  wolnych,  ludzkich  duchów! 
Do  światła  Twego  przywołaj  błądzące... 
Niech  imię  Twoje  wskroś  przemian  i  ruchów 
Całej  przyrody  świeci  nam  jak  słońce! 
Niech  wolę  Twoją  wieszczą  nam  nie  gromy 
Srogich  zakazów,  gróźb  i  przerażenia. 
Lecz  wszechświat  cudów  pełen,  tron  widom}', 
Skąd  wznosisz  berło  wiecznego  istnienia... 
O!  daj  nam  pokarm  godny  nas  —  i  Ciebie. 
Nasyć  głód  wieków  mdlejąc5xh  w  pochodzie... 
Niech  na  Twej  ziemi,  marząc  o  Twem  niebie. 
Nie  giną  duchy  w  rozpaczliwym  głodzie! 
Niech  w  walce  pojęć  prawda  Twa  zwycięża 
I  niechaj  nigdy  szermierz  Twój  nie  ima 
Strasznego  dziejom  i  ludom  oręża: 
Uniesień  tłumu  —  mściwego  olbrzyma. 
Daj  piersiom  naszym  puklerz  brylantowy! 
Daj  myślom  światło,  potęgi  swej  gońca! 
Niech  pękni  starej  ciemnoty  okowy 
I  niechaj  duchy  ulecą  do  słońca! 
Módlcie  się,  bracia!  ja  modlę  się  z  wami... 

(chwila  inilczeaia  —  słjcliać  cliór  pokutników) 


POEZYE  161 

INKWIZYTOR. 

(powstając) 

Amen!  Zabierzcie  trupa,  pokutnicy! 

Niech  orszak  naprzód  rusza  z  pochodniami... 


Idą  już...  idą. 


GŁOSY  Z  ZEWNĄTRZ. 
INNE  GŁOSY. 

Miejsca  tam  w  ulicy!. 


INKWIZYTOR. 

Ty,  coś  śmiał  gwałcić  Kościoła  ustawy, 
Nędzny  kacerzu  i  bluźnierco  krwawy, 
Idź!...  niechaj  tłum  ten  z  swem  urągowiskiem 
Będzie  dla  ciebie  pierwszym  stosu  błyskiem! 

(Bianchi  wyuoszą  trupa;    siepacze    otaczają  Yesaliusa;    za  uimi 
postępuje  Inkwizytor) 

YESALIUS. 
(zatrzymując  się  nagle,  patrzy  w  przestrzeń) 

Stójcie!  z  błękitów  błędna  gwiazda  leci, 
Kreśląc  w  pomroce  złotą  paralelę... 
—  To  myśl,  co  wyższe  ukochała  cele 
I  ginie  marnie  wśród  ciemnych  stuleci!... 

(tłum   otacza    orszak,    tamując    przejście;    Inkwizytor    stara  się 
uciszjć  rosnącą  wrzawę) 

YESALIUS. 

Silvio!  tyś  dla  mnie  był  prorokiem  kaźni; 
Pójdź,  spojrzyj!  Oto  idę  bez  bojaźni... 
O!  gdyby  tłumy  mogły  okiem  gołem 
Dojrzeć  ten  spokój  nad  skazańca  czołem  — 
Ideałowi,  co  daje  mu  siły. 
Wzniosłyby  ołtarz  —  i  cześćby  złożyły... 

Żegnaj  mi,  życie  —  i  ty,  boży  świecie! 
Żegnaj,  ojczyzno  moja  oddalona!... 


KONOPNICKA.    POEZYE.    VII 


11 


162  MARYA   KONOPNICKA 

Chciałbym  do  kogoś  wyciągnąć  ramiona, 

Powiedzieć:  ))Ivocham!((  i  płakać  jak  dziecię  1... 

O!  jak  samotną  łjyła  moja  droga 

Wśród  ludzi,  zdarzeń  i  przemian  chaosu! 

Nie  mam  na  niebie  nikogo  —  prócz  Boga  - 

A  tu,  na  ziemi,  nic,  nic,  oprócz  stosu! 

Świta!...  Dzień  nowy  bieli  się  do  słońca.. 

To  mój  ostatni  dzień!  O,  stójcie,  proszę!... 

Umierać  idę,  jak  noc  ta  mdlejąca, 

I  śmiercią  moją  świt  ziemi  przynoszę! 

Witaj  mi,  słońce,  jeszcze  niezrodzone!... 

Witaj,  przebłysku  purpurowej  zorzy... 

Śpiesz  się!  niech  pierwszy  z  twych  promieni  złoży 

Na  czole  mojera  męczeńską  koronę... 

Śpiesz  się!  niech  światła  zwycięstwo  obaczą 

Duchy  strudzone,  zatrute  rozpaczą... 

Niech  je  idei  ujrzą  męczennic}' I 

(wyciąga  z  uniesieniem  ramiona  do  wschodzącego  od  tej  chwili 
słońca) 

Światła!...  ach,  światła!...  światła!... 

INKWIZYTOR, 
(popychając  go  gwałtownie) 

Do  ciemnicy! 


<22g> 


POEZYE  163 


III.  GALILEUSZ. 

»... Oddano  Galileusza  w  ręce  św.  Urzędu  (Inkwizy- 
cyi)  po  zmuszeniu  go  stawić  się  w  Rzymie,  w  lutym 
1633  r.  Po  ukończeniu  procesu  rozkazano  Galileu- 
szowi stawić  się  na  dzień  22  czerwca,  dla  wysłucha- 
nia wyroku,  którym  uznano,  że  powinien  uledz  karom, 
na  heretyków  przepisanym;  że  jednak  może  się  od 
nich  uwolnić,  jeżeli  z  czystem  sercem  wyprzysięże 
się  i  wyklnie  własne  swoje  herezyc.  —  W  sromotnej 
odzieży,  sędziwy  fdozof  zmuszony  był  upaść  na  ko- 
lana przed  zgromadzonymi  kardynałami  —  i  z  ręką 
na  Ewangelii  wykonać  żądane  wyprzysiężenie  się 
teoryi  heliocentrycznej.  —  Potem  osadzono  go  w  wię- 
zieniu Inkwizycyi,  a  następnie  zamknięto  w  Arcelri 
(we  Florencyi)  w  domu  własnym,  gdzie  oślepły  i  po- 
zbawiony wszelkiej  pociechy,  umarł  1G42  r.«.K 

'  Draper,  tom  II,  str.  226—27. 


<SS> 


164  MARY  A  KONOPNICKA 


I. 

(1633) 

(Wewnętrzny  d/ledziniec  w  pałacu  posła  toskańskiego  w  Rzymie. 

Na  ganku,  w  wielkiTm    krześle    spoczywa    Galileusz;    przy   nim 

klęczy  córka.    Castelli,    uczeń    Galileusza,    bada   przez  teleskop 

gasnące  gwiazdy.  Poranny  brzask  na  schyłku  letniej  nocy). 

CASTELLI. 

Czy  Śpi? 

CÓRKA. 

Śpi  jeszcze... 

CASTELLI. 

I  CO  też  śnić  może 
W  ostatnich  chwilach  tej  ostatniej  nocy 
Blady  ten  starzecl... 

CÓRKA. 

Zbliż  się!  ja  ci  powiem... 
Śni,  że  Bóg  wielki  nie  ma  już  w  przestworze 
Błękitnym  tronu  wieczystej  wszechmocy... 
Ze  złe  potęgi  gorącym  ołowiem 
Zalały  usta  wszelkie,  które  mogą 
Obwieścić  prawdę...  że  myśl,  która  świata 
Krąg  oblatuje,  jak  oddech  ludzkości, 
Zdławiły  pięścią  —  i  zdeptały  nogą 
Przeraźliwego,  czerwonego  kata... 
Ze  duch  już  nie  ma  praw,  ani  wolności... 
To  on  śni,  to  z  nim  śni  dzisiaj  Rzym  cały. 
Świat  cały!... 


POEZYE  l'"5 


CASTELLI. 


Pani!  boleść  cię  zwycięża. 
Wiekuistości  jasne  ideały 
Nie  .i^iną  marnie  z  upadliicm  szL-rniierza; 
Rzeczą,  niegodna  jest  wielkiego  męża, 
Jeśli  los  i)rawdy  swym  losem  wymiera. 
Ponad  poziomem  nędz  i  walk  tej  ziemi 
.lest  przystań  ciszy  i  światła  dla  ducha; 
Wieki,  bijące  skrzydłami  orlemi, 
Zerwa  się  kiedyś  z  niewoli  łańcucha  — 
I  pić  polecą  ze  zdroju  żywego... 
Człowiek  upada  —  lecz  prawda  jest  wieczna. 

CÓRKA. 

Wieczna...  dla  wiecznych...  Achl  i  cóż  mi  z  tego, 

Że  gdzieś,  za  sferą  naszego  istnienia, 

Za  szeregami  posępnych  stuleci 

Jest  jakaś  prawda  bezwzględna,  milcząca, 

W  wielkości  swojej  i  sile  bezpieczna, 

Która  spogląda  bez  łez  i  bez  drżenia, 

Jak  ludzkość  w  otchłań  gorejącą  leci  — 

Nie  mogąc  dojrzeć  świtu  —  ani  słońca... 

I  cóż  mi  z  tego?...  Ja  cierpię  dziś  właśnie; 

Ja  dzisiaj  wątpię,  dziś  konam  z  boleści... 

Jeśli  jest  prawda,  niech  grom  ją  obwieści, 

Lub  niechaj  słońce  na  wieki  zagaśnie. 

(z  rozpaczą) 

To  jest  mój  ojciec!  Ja  go  chcę  mieć  żywym! 
Kocham  go!  Słyszysz?... 

(słabnąc) 

O,  bądź  litościwymi... 
Powiedz  mi,  wierzysz?...  O,  patrz!  jak  te  białe 
Włosy  rozwiewa  poranek,  zbudzony 
Nad  chłodnym  Tybrem... 


166  MARYA    KONOPNICKA 

CASTELLI. 

Czoła  tego  chwałę 
Ogłoszą  Iciedyś  wieki  —  i  miljony 
Duchów  —  i  prawda  zostanie  uznaną! 

CÓRKA. 

Ciszej!...  acłi,  ciszej!...  Budzi  się... 

GALILEUSZ. 

(we  śnie) 

...Giordano 
Bruno... 

CÓRKA. 

Ach,  ojcze!  ojcze!...  co  za  słowa... 
Co  za  sen  straszny!... 

CASTELLI. 

On  śni,  że  jest  wiełlci! 

CÓRKA, 
(dotska  jego  ramienia) 

Acli,  ojcze!  zbudź  sięl... 

CASTELLI. 

On  śni,  że  jest  dzielny! 

CÓRKA. 

Ciclio,  na  Boga!  Nie  masz  ty  kropelki 
Ludzkiej  lirwi  w  żyłacli?... 

CASTELLI. 

Śni,  że  nieśmiertelny ! 

(chwila  uroczyslcgo  milczenia;  —  Galileusz  budzi  się) 
GALILEUSZ. 

Ha!  świt...  świt  krwawy!  O  brzasku  boleści! 


POEZYE  167 

Dzień  liańby  wschodzi...  lo  słońce  obsvieści 
Całemu  światu  mą  słabość  —  i  zdradę... 

CASTELLI. 
(zbliża  się  do  teleskopu) 

Już  Medycejslcie '  gwiazdy  gasną  blade 
I  tyllco  Wenus*  jak  djament  goreje... 

GALILEUSZ. 

Roma!  straszliwie  dziś  naii  tobą  dnieje! 
O  słońce!  nie  wscliodź  ty  dzisiaj  z  chaosu! 
Bo  się  zawstydzisz,  jeśli  będziesz  bledsze 
Od  czerwonego,  jak  krew  ludzka,  stosu, 
Co  wolne  duchy  rozwiewa  w  powietrze... 
Zagaście  blaski  wasze,  srebrne  globy! 
Niechaj  na  ziemię  tę,  pełną  żałoby, 
Nie  pada  światło  wieczystych  pochodni! 
O!  nie  patrz  na  mnie  złotemi  oczami. 
Poranna  gwiazdo,  bo  wzrok  twój  się  splami 
Od  hańby  czoła  mego  —  i  od  zbrodni. 
Którą  dziś  spełnić  mam  na  własnej  sławie... 

CÓRKA, 
(łkając) 

Ojcze  mój!.,  ojcze!... 

GALILEUSZ. 

Po  toż  życie  całe 
Walczyłem,  z  piersią  odkrytą  na  ciosy, 
Bym  dzisiaj,  hańbiąc  siwe  moje  włos}^ 
Szedł,  jak  pokutnik  szaty  wdziawszy  białe, 
Odprzysiądz  prawdę  na  kacerskiej  ławie?... 

'  Odkryte  przez  siebie  w  r.  1604  cztery  księżyce  Jowisza  na- 
zwał Galilei  planetami  Medyceuszów. 

*  Wenus  —  planeta,  /achod/i  wkrótce  po  zachodzie  słońca 
a  wschodzi  przed  jego  wschodem,  stąd  gwiazda  wieczorna  i  ju- 
trzenka. 


168  MARYA   KONOPNICKA 

Nie!  nie!...  ja  nigdy  nie  znajdę  dość  siły, 
By  to  uczynić!...  Ha!  tożby  na  głowę 
Odstępcy  spadły  isliry  piorunowe, 
Slcrzesane  w  biegu  przez  potężne  bryły 
Lecących  światów...  Jakto?  w  jednej  cłiwili 
Zycie  się  moje  całe  w  cień  przesili  — 
I  w  mrolc  niesławy  zapadnie  blednące, 
Jak  przygaszone  w  dzień  zaćmienia  słońce... 
I  nic  mi  odtąd,  nic...  nic  nie  zostanie? 

CÓRKA. 

Ach!  czj^ż  to  tylko  jest  szczęściem  jedynem, 

Co  się  kupuje  za  ceny  najkrwawsze 

I  ciągłą  walką  zdobywa  na  świecie? 

Posłuchaj,  ojcze!  pójdziemy  daleko, 

Gdzie  niema  smutków  —  i  gdzie  łzj'  nie  cieką.. 

Tam  będę  ciebie,  jak  maleńkie  dziecię. 

Pieścić  co  rano...  co  wieczór  piosenki 

Śpiewać  ci  będę...  zapomnisz  tej  sławjs 

Która  tak  straszne  otwiera  otchłanie 

I  na  twe  czoło  rzuca  cień  swój  krwawy  — 

I  stwarza  zgryzot  dojmujących  męki... 

Tam  zostaniemy  w  ukryciu  na  zawsze!... 

Ojcze!  spójrz  na  mnie!  ja  jestem  gotowa!... 

GALILEUSZ. 

Gdybj-^m  miał  syna,  coby  takie  słowa 
Śmiał  wyrzec  wobec  łez  mych  majestatu, 
Myślałbym,  że  on  nie  jest  moim  synem! 
Lecz  serce  kobiet,  podobne  do  kwiatu, 
Z  łez  nawet  rosę  wysysa  dla  siebie  — 
I  kwitnie  jeszcze  na  własnym  pogrzebie. 
Gdyby  Bóg  przeklął  samego  Adama, 
Wzniosły  W3'gnaniec  z  krainy  światłości 
Padłby  —  i  skonał,  zanim  się  zawarła 
Wiecznej  swobody  i  rozkoszy  brama... 


POEZYE  169 

Lecz  była  Ewa  —  i  ta  nie  umarła  — 
I  dała  życie  ludzliości... 

GŁOS. 

»Dzień  gniewu  —  dzień  płomienisty...« 

GALILEUSZ. 

O,  tak!  dzień  gniewu...  dziś  padają  trony 
Duciiów,  wzniesione  nad  błękit  przeczysty... 
O,  jakżem  nędzny!...  o,  jakżem  shańbiony!... 

CASTELLI. 

Mistrzu  mój!  ucisz  się  tą  wielką  ciszą, 

Która  nad  czasów  kolei  spełnieniem 

Czuwa  —  i  liczy  potężnem  milczeniem 

Tych,  co  ją  w  ducliu  swym  słyszą... 

Ucisz  się,  mistrzu,  i  swojej  boleści 

Nie  daj  na  pastwę  ciemnego  motłochu... 

Niech  ból  twój,  wielki,  jako  oceany, 

Nie  będzie  wzrokiem  szyderstwa  smagany, 

Ani  w  ulicznym  znieważony  prochu, 

Lecz  niech  w  twej  męskiej  piersi  się  pomieści... 

Ucisz  się,  mistrzu  —  i  wznieś  się  nad  siebie... 

Pomyśl,  jeżeli  promień  słońca  skryty 

Nie  daje  światła  w  burzliwej  zamieci, 

Czyż  zwątpi  oko,  wpatrzone  w  błękity. 

Ze  on  nie  zagasł  —  lecz  żywię  i  świeci 

Na  wyższem,  czystszem  i  jaśniejszcm  niebie? 

GALILEUSZ. 

Mów,  bracie!  —  Jakaś  nieznana  otucha 
Z  twojemi  słowy  przejmuje  mi  duszę... 
Jam  zgnębionego  wcieleniem  jest  ducha 
I  dźwigać  łańcuchy  muszę. 

(powstaje  i  mówi  z  rosnącą  silą) 

Lecz  przeszłość  widzi  —  a  przyszłość  mnie  słucha... 
Posępna  wielkość  skazańca  purpurę 


170  MARYA  KONOPNICKA 

Królewską  rzuca  na  moje  ramiona... 

Potężnym  cieniem  na  czas  mój  zapada... 

I  koronuje  czoło  moje  w  chmurę, 

Z  której  słoneczna  leci  błyskawica, 

Co  przyszłość  całą  oświeca... 

Przy  jej  jaskrawych  połyskach  widnieją 

Walki,  tryumfy  i  prace  tych  duchów, 

Co  żyją  wielką,  wszecliludzką  nadzieją 

I  rwą  ogniwa  ciemnoty  łańcuchów... 

Ludzkości!  będziesz  zbawiona!... 

Nademną  wiek  mój  podnosi  miecz  nagi 

I  mj^śl  przecina,  jak  promień,  na  dwoje... 

Lecz  bł3'sk  genjuszu,  rzucony  na  wagi 

Wiecznego  ruchu,  przyśpiesza  wschód  słońca... 

Oto  już  wschodzi  zorza  gorejąca... 

Dzień  now}'  chwyta  za  nowe  oręże... 

Myśl,  co  się  w  ciszy  badania  poczęła, 

Jako  krew  w  ludów  przelewa  się  żyły 

I  now3'ch  prądów  zwiastuje  świtanie... 

Powstaną  męźe  potężnej,  lwiej  siły, 

I  oko  w  oko  obejrzą  Twe  dzieła, 

O  Wiekuist)'!  o  Stwórco!  o  Panie  I... 

(chwila  milczenia  —  słychać  bijące  w  kościołach  dzwony) 

MARIO. 

(wbiegając) 

Co  to,  mój  panie?...  cały  Rzym  wzburzonj^ 

Lud  się  na  placach  tłumami  gromadzi. 

Dominikanie*  snują  się  jak  cienie... 

Na  Ara-coeli^  biją  w  wielkie  dzwony... 

Ponury  poczet  kapturów  się  zbiera... 

W  arterjach  miasta  czuć  stłumione  wrzenie, 


'  Zakon  Dominikanów  wykonywał  inkwiz}'cye,  t.  j.  śledzenie 
i  karanie  heretyków. 

^Aracoeli  —  starożytny  kościół  (zn.iny  już  w  VIII  w.)  na 
Kapitolu,  wzniesionj'  na  gruzacli  świątyni  Junony. 


POEZYE  171 

Jakby  przed  jakimś  straszliwym  wybuchem... 
Procesja  ciągnie  do  twojej  pustelni... 
Mówią...  Lecz  cóż  to?...  jesteście  tak  bladzi... 
Castelli!  pani!  powiedzcie  mi,  co  to?... 

GALILEUSZ. 

Synu  mej  myśli!  t}'  jesteś  sierotą  — 

A  ja  —  gasnącym  w  cieniach  wieku  duchem! 

(osłabły,  upada  w  Iłr/.esło) 


A  więc  to  prawda?. 


MARIO. 
CÓRKA. 

Cicho  bądźl...  umiera. 


MARIO. 

Czyż  umierają  kiedy  nieśmiertelni?... 

GALILEUSZ. 

(głosem  zagasłym) 

O,  stokroć  nędzna  —  i  stokroć  przeklęta 
Jest  nieśmiertelność  ohydy  —  i  zdrady! 
Chciałbyś  już  spocząć...  lecz  ludzkość  pamięta; 
Jak  upiór  w  dziejach  pojawiasz  się  blady... 
Wiek  jeden  mówi  —  a  drugi  wiek  słucha: 
»To  Galileusz,  co  zaparł  sic  ducha«. 
O!  dajcie  wy  mi  grób  cichy,  głęboki, 
Gdziebym  położyć  mógł  tę  głowę  siwą... 
Gdzieby  okropne,  hańbiące  wyroki 
Nie  dosięgał}^  potęgą  straszliwą 
Do  dostojeństwa  ludzkiego  korony: 
Swobody  myśli...  O!  jakżem  znużony! 
A  jak  daleko  jeszcze  koniec  dzieła!... 

CASTELLI. 

Odwagi,  mistrzu! 


172  MARYA   KONOPNICKA 

MARIO, 
(do  Castellego) 

Czy  ziemia  stanęła? 
Milczysz?  Więc  jakże  dziś  ten  starzec  może 
Mieć  tę  odwagę  straszną  renegata, 
Odprzysiężeńca  —  i  wobec  wszechświata, 
Co  mu  nad  głową  globy  swoje  toczy, 
Wyprzeć  się  prawdy  w  żywe  Stwórcy  r  jzy 
I  na  wiek  wieków  okryć  się  sromotą?... 

(do  Galileusza) 

0  panie!  słuchaj!...  Ja  jestem  sierotą, 
Biednym  sierotą  —  i  nie  mam  na  świecie 
Nic  —  i  nikogo...  a  przecież,  gdy  wspomnę, 
Żem  myśli  twojej  i  ducha  jest  dziecię, 
Jakieś  mnie  blaski  chwytają  ogromne  — 

1  w  nieskończoność  wytężam  źrenice  — 
A  jwiaty,  lecąc  w  błękitne  przestrzenie, 
Mojego  wzroku  czują  błyskawice, 
Krzyżując  z  myślą  moją  swe  promienie... 
Widzisz  je?  —  oto  całe  ich  miljardy 
Kreślą  w  przepaściach  koła  gorejące... 
Jakże  ty  powiesz,  że  jest  nieruchoma 
Wielka  budowa  współruchu,  współwagi?... 
Czyż  się  nie  lękasz,  by  wschodzące  słońce 
Rzuciło  ziemi  spojrzenie  pogardy, 

Od  której  w  ogniach  wstydu  stanie  Roma? 
O!  na  to  trzeba  straszliwej  odwagi!... 

CASTELLI. 

Wiedz,  zapaleńcze,  że  gdy  ludzkość  wciela 
Ideał  w  zasad  społeczn3'ch  dziedzinę, 
Godną  jest  rzeczą  naw^et  Zbawiciela, 
Gdy  z  krzyża  woła:  ))Ja  za  prawdę  ginę!« 
Braterstwo  ludów,  równość  praw  człowieka 
Jest  tym  posiewem,  co  wzejście  swe  zwleka. 
Jeśli  mu  braknie  dżdżów  krwaw3'ch,  łez  rosy. 
Lecz  tutaj  —  po  co  płonąć  mają  stosj'? 


POEZYE  173 

Czyż  przeto,  ie  się  przemoc  naigrawa 
I  cichym  rządom  przyrodzenia  bluźni, 
Ruch  nieśmiertelny  wieczystego  prawa 
Bieg  swój  odwróci,  albo  go  opóźni? 

GALILEUSZ. 

Pozwól  mu  mówić,  Castelli!  Przez  niego 

Najgłębsza  tajnia  duszy  mej  przemawia... 

On  jest  zapałem  wiedzy  —  i  przyszłością 

Olbrzymiej  walki...  siłą,  która  złamie 

Żelazne  berło  starego  bezprawia... 

On  jest  jutrzenką  zdobywczej  ludzkości, 

Potęgą  woli  —  i  świata  młodością... 

Pierwiastkiem  ducha  Bożego... 

I  na  dziewiczem  czole  nosi  znamię 

Idei  nieskończoności  I... 

MARIO, 
(rzuca  się  do  nóg  Galileusza) 

O!  dzięki  tobie,  ojcze  mój!...  Pójdź,  pani! 
Błagaj  go  ze  mną,  niech  wytrwa  do  końca... 
I  niech  nie  nurza  w  ohydnej  otchłani 
Kłamstwa  ostatnich  blasków  swego  słońca... 
Pójdź,  pani!  osłoń  wzniosłą  starca  głowę 
Od  mar  posępnych  zwątpienia  —  bojaźni 
I  niech  zakryją  włosy  twoje  płowe 
Przed  jego  wzrokiem  krwawe  widmo  kaźni... 
O,  pójdź!... 

CÓRKA. 

(łkając) 

Milcz,  Mario,  bo  rai  pęknie  serce! 


MARIO. 


Ila!  tak!. 


(powstaje) 

Posłuchaj!  jeżeli  się  dowiem, 
Ze  za  pieniądze  jesteś  nierządnicą, 


174  MARYA   KONOPNICKA 


Klnę  ci  się,  pani,  mą  duszą,  mera  zdrowiem, 

Że  pójdę  patrzeć,  jak  idąc  ulicą, 

Uczciwi  ludzie  omijają  ciebie 

I  jalc  wyglądasz  w  hańby  poniewierce... 

Jakto!  tyś  córka?  —  i  —  przez  Boga  w  niebie, 

Patrzysz,  jak  ojciec  twój  siwy  i  stary 

Ginie  w  straszliwej  dla  męża  bezcześci  — 

I  toniesz  we  łzach  bezpłodnej  boleści. 

Zamiast  się  podnieść  do  wielkiej  tej  miary, 

Co  bohaterów  stwarza  —  i  ofiary?... 

Tyś  córka,  pani?...  i  wolisz  go  żywym 

Trupem,  niż  wolnym,  nieśmiertelnym  duchem? 

I  słabość  jego  —  uścisków  łańcuchem 

Do  życia  hańby  przykuwasz  straszliwym?... 

(do  Onslellego) 

Achl  i  ty,  zimny,  bogdajbyś  od  łunj^ 
Stosów  rozgorzał!  Bogdajbyś  na  ziemi 
Bolał  ludzkości  ranami  żywemi!... 
Bogdajbyś  zrzucił  tę  maskę  półboga, 
Która  w  milczeniu  patrzy,  jak  pioruny 
Biją  w  pierś  żywą,  jak  ciemność  złowroga 
W  twarz  rzuca  słońcu  ohydne  swe  plamy! 
Bogdajbyś  cierpiał  skazańca  rozpaczą 
I  poczuł  gorycz  łez  tych,  którzy  płaczą!... 

(wspiera  się    o    mur,     zakrywszj'    twarz    dłonią;     słychać    ciche 
łkanie) 

GALILEUSZ.  ^ 

Błogosławiony  bądź,  duszy  mej  synu! 
Ostatniem  wolnem,  nieskażonem  tchnieniem 
Poświęcam  ciebie  na  prawdy  szermierza! 
Ty  wytrwasz  dzielnie!  ty  będziesz  promieniem. 
Co  w  ciemność  całą  potęgą  uderza. 
Aż  skrzesze  iskrę  zapału,  grom  czynu! 

MARIO. 

Ale  ty,  ojcze,  ty? 


POEZYE  175 

CÓRKA. 

Cicho!...  słyszycie 
Ten  głucłiy  łoskot  i  hasła  u  hramy?... 

(chwila  milczącego  oczekiwania;  wchodzi  poseł  toskański) 
POSEŁ. 

Dostojny  panie!  rozłączyć  się  trzeba... 
Straż  Inlcwizycyi  u  wejścia  już  czelca... 

MARIO. 

Acli!  że  też  słońce  z  wysokiego  nieba 
Nie  spadnie  na  te  upodlone  głowy!... 

POSEŁ, 
(do  Galileusza) 

Męstwa,  mój  panie!  Czy  jesteś  gotowy? 

GALILEUSZ. 

(ponuro) 

Wyrzec  się  części  człowieka  — 
I  hańbą  okupić  życie!... 

POSEŁ. 

Castelli!  wprowadź  mistrza  do  komnaty... 
Pójdź,  pani!  losu  nie  odmienisz  łzami! 

(podaje    rękę    córce;    wychodzą;    przez    olwarle    drzwi  słychać 
śpiew  mnicliów,  oczekującycłi  na  Galileusza) 

GŁOS. 

W  dzień  sądu  Twego... 

CHÓR. 

Zmiłuj  się  nad  nami! 

MARIO, 
(cliwilę    słucha    w  osłupieniu,    a  potem,    wznosząc  w  niebo    za- 
ciśnięte ręce,  mówi) 

Więc  to  tak,  Boże,  rządzisz  swoje  światy? 


176  MARYA  KONOPNICKA 


II. 

(Pałac  Inkwizycyi.  —  Sala  sądowa.  —  Na  prawo  zakon  św.  Do- 
minika i  delegacya  z  Pizy.  Na  lewo  delegacye  uniwersytetów 
włoskich.  —  W  głębi  wysokie  krzesła,  przeznaczone  dla  człon- 
ków sądu.  —  W  pośrodku  widać  grupy  rozmawiających  kardy- 
nałów. —  Na  wzniesieniu  stoi  czarny  pulpit  z  Ewangelią.  —  U  wej- 
ścia tłoczy  się  lud). 

KARDYNAŁ  BARBERINI. 

Przyznaj,  opacie,  że  cała  ta  sprawa 

Wielkim  kłopotem  jest  dla  Watykanu... 

Już  Paweł  piąty  S  dając  posłuchanie  .■ 

Sławnemu  temu  winowajc}',  mniemał,  ■ 

Ze  wolno  mu  jest  uczucia  człowieka 

Od  obowiązków  papieża  oddzielić... 

OPAT   MARAFFI. 
(generał  zakonu  Dominikanów). 

Lecz  Urban  ósm}^  przeszedł  go  w  tej  mierze: 
On,  w  liście  swoim  do  księcia  Florencji, 
Tak  niemal  jasno,  jak  sam  Galileusz, 
Bronił  wolności  myśli  —  i  nauki; 
I  względom  jego  polecał  gorąco 
Nieśmiertelnego  skazańca...  a  jednak. 
Jak  to  wiadomo  Waszej  Eminencji, 
Przed  sąd  Indeksu  ^  pozwać  go  dozwolił  — 

1  Paweł  V  (Borghese)  papież  (1605—1621). 

'  Indeks  {Index  librorum  prohibitorum,  spis  książek  zakaza- 
nych)  ogłaszany    od  r.  1564.    Tu   mowa  o  Kongregacyi   indeksu. 


POEZYE  177 

I  słucha  teraz,  jak  biją  we  dzwony, 
Gdy  geniusz  wielki  ma  być  potępiony. 

KARDYNAŁ   BARBERINI. 

Ha!  trudno  bardzo  iść  przeciw  prądowi 
Swojego  czasu!  Wszystko,  co  uczynić  można 
W  tej  mierze,  jest  —  być  sprawiedliwym 
I  wzgląd,  należny  dla  wielkiego  męża, 
Połączyć  —  z  względem  należnym... 

OPAT   MARAFFI. 

Dla  świata!... 

YULPIANUS 
(rektor  akademii  duchownej  w  Bolonii), 

Czegóż  wy  chcecie,  Padre?...  Kościół  musi 

Twardo  stać  przy  swych  zasadach  i  prawdach. 

Jedno  ustępstwo,  jeden  krok  fałszywy 

Uzuch waliłby  jego  przeciwników. 

Dziś  Augustyn  święty,  jutro  Paweł 

Stawaćb}'  musiał  do  dysput  uczonych 

I  odpowiadać  pysznym  nowatorom 

Na  takie  oto:  wHarmonices  mundi«  * 

Lub:  »Cena  de  le  Cenere« '  —  lub  wreszcie 

))De  rcYolutionibusw...  ^  Zważcie,  panie. 

Ze  za  tą  kwestją,  tak  dzisiaj  rozgłośną, 

Kj-j-je  się  inna,  ważniejsza  daleko. 

Która  mniej  bystrj-^m  umj-^słom  uchodzi... 

Tu  już  nie  idzie  o  to,  aby  orzec. 

Czy  ziemia  jest  tym  punktem  nieruchomym, 

Wkoło  którego  słońce  krąży  złote. 


która  w  r.  1606  wydała  wyrok,  potępiający  naukę  Kopernika, 
której  hołdował  Galileusz;  teraz  w  r.  1632  sądzono  wielkiego 
uczonego  za  nieposłuszeństwo  owemu  wyrokowi. 

•  Dzieło  Jana  Keplera. 

'  Dzieło  spalonego  na  stosie  w  Rzymie  (r.  IGOO)  Giordana  Bruno. 

'  Dzieło  Mikołaja  Kopernika. 

KONOPNICIU      POEZYE.    V:|.  12 


178  MA.RYA   KONOPNICKA 

—  Co  zresztą  godnem  jest  miejscem  w  wszechświecie 

Dla  tej  planety,  na  której  się  wielkie 

Całej  ludzkości  spełniły  momenta  — 

Lecz  o  to,  czy  te  tajemnicze  drogi 

Badań  przyrody  mają  stać  otworem 

Przed  umysłami  śmiertelnych?  Czy  duchy 

Tak  niezależnie  mają  czuć  i  myśleć, 

Jakby  nie  było  na  świecie  powagi. 

Która  najświętszych  tajemnic  zasłony 

Pomiędz}'  niebem  a  ziemią  wstrzymuje?... 

Czy  nie  należy  już  w  samym  zarodzie 

Stłumić  objawów  bluźnierczej  odwagi, 

Z  jaką  dziś  ludzkość  w  chaosu  otchłanie 

W  pysze  swej  rzuca  zuchwałe  pytanie. 

Które  dzień  sądu  płomieniem  rozwiąże : 

))Czem  —  i  gdzie  jestem?  skąd  idę?  gdzie  dążę?(( 

Tu  o  to  cłiodzi!... 

OPAT   MARAFFI. 

Tak,  o  śmierć  lub  życie. 

KARDYNAŁ  BARBERINI. 

Watykan,  Padre,  oglądać  się  musi 
Na  te  pierwiastki,  które  mu  potęgę 
Wśród  społeczeństwa  zapewniają;  pomnij, 
Co  było  wrzawy  w  całym  twym  zakonie 
Przeciw  tym  listom,  które  Galileusz 
Do  Castellego  pisał,  o  zakresie 
Powagi  Pisma  świętego... 

OPAT   MARAFFI. 

Po  trzykroć 
Słuszność  miał  wielki  myśliciel!  Chociażbj' 
Los  mnie  Brunona  czekał,  wyznam  głośno... 

KARDYNAŁ  BARBERINI. 
(z  uśmiechem) 

Tak  w  cztery  oczy...  wobec  mnie,  opacie... 


POEZYE  179 

OPAT  MARAFFI. 

Nie;  nawet  wobec  świętej  Kongregacji, 
Ze  ja  sam  jestem  tegoż  zdania;  Pismo 
Jest  wiellią  Icsięgą  etyki  —  i  mniemam. 
Iż  nigdzie  twórca  Genezy  nie  wyrzekł, 
Że  to  jest  wiedzy  ludzkości  omega. 

YULPIANUS. 

Ależ  tradycja,  tradycja,  mój  panie! 
Ta  niewzruszoność  jest  naszą  potęgą! 

OPAT   MARAFFI. 

Słabością  naszą,  powiedz!...  Instytucja, 
Chociażby  z  nieba  miała  swój  początek. 
Wtedy  jest  tylko  trwałą  i  potężną, 
Gdy  w  swojej  treści  i  w  zakresie  swoim 
Prawo  rozwoju  mieści  i  uwzględnia. 
Inaczej  —  ludzkość  przerasta  ją  szybko 
I  musi  od  niej  odstać  obojętnie, 
Albo  rozeprzeć  ją  piersią  wezbraną 
W  formy,  któreby  duchom  wystarczały. 
Weź  Ewangelję...  Ta  mieści,  zaiste, 
Tak  wzniosłe  prawdy,  takie  ideały, 
Że  choćby  ludzkość  na  skrzydłach  leciała 
Po  wielkiej  drodze  wiecznego  postępu. 
Ta  księga  kroku  dotrzyma  jej  zawsze  — 
Zawsze  wystarczy  —  i  owszem  zostanie 
Na  wieki  wieków  wielkim  ideałem 
Wszystkich  narodów,  ustawą  społeczną. 
Której  lud  żaden  nie  przerośnie  nigdy... 
Bo  serce  ludzkie  do  wyższej  się  miary. 
Jak  miłość  bratnia,  ofiara,  cierpienie 
I  sprawiedliwość,  nigdy  nie  dostroił 
I  gdyby  Kościół  raz  zechciał  zrozumieć, 
Że  przebudzone  badań  ducha  prądy 
Już  się  zażegnać  nie  dadzą,  ni  stłumić 
Ognistym  dymem,  który  z  tego  gmachu 

12* 


180  MARYA   KONOPNICKA 

Ogarnia  Włochy,  mniemam,  iż  powagi 
Swej  strzegłby  lepiej,  biorąc  na  swój  udział 
To,  co  w  ludzkości  wiecznym  uczuć  zdrojem 
Bić  będzie  w  niebios  sklepienie  błękitne. 
Niż,  gdy  naznacza  granice  potędze. 
Którą  sam  Bóg  chciał  widzieć  niezależną. 
Stawiając  przed  nią  świat  zjawisk  otworem. 
Ta  Ewangelja,  to  księga  miłości 
Bratniej,  nie  jakieś  uczone  systema. 
Którego  Chrystus  daćby  nie  omieszkał, 
Gdyby  w  niem  widział  zbawienie  ludzkości. 

KARDYNAŁ   BARBERINI. 

Ha!,.,  ha!...  opacie...  nie  żartem  coś  bluźnisz! 
A  coby  na  to  powiedział  Laktancjusz  » 
I  patrystycznej  teorji  ^  filary? 

OPAT   MARAFFI. 

Coby  powiedział?...  Wasza  Eminencja 

Niechaj  się  spyta,  co  jabym  powiedział, 

Gdybym  się  z  nimi  spotkał  w  Rzymie!  —  Rzekłbym: 

Jaktol  na  świecie  są  jeszcze  nędzarze. 

Głodni  i  nadzy,  są  łzy  nieotarte. 

Krzywdy,  głos  których  aż  do  nieba  bije, 

Nieprzy  tulony  eh  sierot  są  tysiące. 

Jest  niewolnicza  ciemnota  i  praca  — 

Są  wszystkie  straszne  niedole  ludzkości; 

A  wy,  uczniowie  Tego,  który  siebie 

Oddał  na  wieczną  miłości  ofiarę. 

Wy  się  kłócicie  o  to,  czy  na  niebie 

Dla  nieruchomej  ziemi  świeci  słońce  — 

Czy  też  się  ziemia  z  swą  nędzą  obraca? 

Tobym  powiedział! 


1  Laktancyusz  —  filozof  chrześcijański  (zm.  ok.  r.  330). 

2  Patrj' styczna  teorya  —  zapatrywanie  Ojców  Kościoła 


POEZYE  181 

KARDYNAŁ  BARBERINI 
(z  lekkim  uśmiechem). 

Apostolski  zapał!... 

(zbliża  się  kardynał  Bandini). 
KARDYNAŁ   BANDINI. 

Hańba  nam!  wieczna  hańba,  Barberini! 
To,  co  się  dzisiaj  za  chwilę  tu  stanie, 
Imię  Kościoła  oh3'dnem  uczyni 
Wiekom  i  ludom!... 

KARDYNAŁ  BARBERINI. 

CÓŻ  chcecie,  mój  panie? 
Myśmy  zrobili,  co  zrobić  się  dało 
Bez  obruszenia  na  siebie  ciemnoty. 
Ja  sam  wpływałem  na  to  siłą  całą, 
Żeby  posępną  skazańca  niedolę 
Osłodzić  chociaż  znośniej szym  pobytem 
Nad  Inkwizycji  zamknięte  więzienie... 
Lecz  nacisk  tutaj  wywierają  masy 
I  mnisz3xh  knowań  podstępne  roboty. 
Spojrzyj  na  prawo!  Te  białe  kaptury 
Są  jak  wyziewy  burzy  —  i  jak  chmurN^ 
Zdolne  na  słońce  sprowadzić  zaćmienie, 
A  nie  dopieroż  na  ludzi  —  i  czasy. 

KARDYNAŁ   BANDINI. 

Czas,  to  my,  bracie!  Słuchaj,  jeśli  Kościół 
Pochwyci  wielką  postępu  pochodnię 
I  nieść  ją  będzie  przed  pracą  ludzkości. 
Jeżeli  sztandar  w^olności  rozwinie 
Ponad  ścieśnione  granice  czczych  sporów 
I  godną  Bóstwa  swobodę  obwieści 
Dla  niezależnych  umysłów  i  duchów, 
Jeżeli  chwyci  przewodnią  nić  ruchów 
Wieku,  co  na  świat  wydaje  w  boleści 
Tryumfy  prawdy,  jeżeli  sam  wniesie 


182  MARYA   KONOPNICKA 

Pochodnię  wiedzy  w  zwątpienia  otchłanie 

I  w  drodze  takiej  wyprzedzić  się  nie  da, 

To  będzie  wielkim!...  to  będzie  tak  wielkim, 

Jak  Bóg,  gdy  wyrzekł:  »Niech  światło  się  stanie !« 

I  czasy  jego,  nad  których  poziomem 

Wybłyśnie,  będą  wielkimi  czasami! 

KARDYNAŁ   BARBERINI 
(szyderczo). 

O  marzycielu!...  ty  —  ty  chciałbyś  może. 
By  Rzym,  rzucając  podstawy  swej  siły, 
Oparł  się  o  te  nieliczne  wyjątki. 
Które  mu  wiele  może  dadzą  blasku. 
Lecz  —  świętopietrza  pewno  nie  zapłacą!... 

KARDYNAŁ   BANDINI. 

Nie  o  wyjątki  tu  idzie;  ja  chciałbym. 
By  społeczeństwo,  którem  Kościół  rządzi. 
Było  tak  światłem,  chociaż  —  i  dojrzałem. 
Żeby  wśród  niego  miejsca  mieć  nie  mogły 
Fakta,  podobne  do  klątwy  Kaliksta, 
Przed  dwustu  laty  rzuconej  —  komecie!  * 

KARDYNAŁ   BARBERINI. 

Przed  dwustu  laty!  Sameś  to  powiedział. 

KARDYNAŁ   BANDINI. 

Taki  —  a  cóż  dzisiaj?  Przy  jakich  to  blaskach 
Widzisz  ten  wielki  dwuwiekowy  przedział? 
Może  przy  łunie  tego  stosu,  który 


1  Kornela  Halleya  1456  r.  (P.  a.) 

W^edle  Ciaconiiisa  {Vitae pontificmn  II,  982),  gdy  kilka  dni  uka-, 
zywała  się  na  niebie  kometa,  cała  czerwona,  z  długim  ogonem, 
a  astronomowie  przepowiadali  straszny  mór,  głód  i  wszelakie 
lilęski,  Kalikst  IV,  chcąc  odwrócić  gniew  Boży,  zarządził  kilku- 
dniowe suplikacye,  ażel:)y  to  wszystko,  co  ludziom  groziło,  ołjró- 
cić  na  Turków,  tj'cli  wrogówTclirześcijańskiego  imienia. 


POEZYE  183 

Dymi  się  jeszcze  po  Giordanie  Bruno, 
By  z  głowni  swoich  dać  iskrę  na  podpał 
Płomieniom,  które  dziś  łjucłiną  na  nowo. 
Jeśli  się  głośno  ozwie  wolne  słowo. 
A  to  są  czasy  nasze  I  nasze,  bracie! 

KARDYNAŁ  BARBERINI. 

Ochl  Eminencjo  I...  wy  zawsze  szukacie 
Stron  najczarniejszycłi  i  w  ludziach  i  w  świecie... 
Ba!  wszakże  w  Rzymie  wiadomem  jest  przecie. 
Żeście  z  tym  wielkim  winowajcą  chwili 
Plamy  na  słońcu  w  swej  willi  odkryli! 

(zwraca  się  ku  drzwiom) 

Coś  nie  nadchodzą!  To  jednak  ciekawem 
Byłoby  bardzo,  gdyby  tak  ktoś  z  góry... 
Naprzykład...  z  Marsa  na  świat  ten  poglądał 
I  dojrzał  na  nim  punkt  —  Rzymem  nazwany... 
A  na  nim  punkcik...  tę  salę  sądową... 
I  spostrzegł,  ku  swej  ogromnej  uciesze, 
Jak  cały  zbiór  ten,  wraz  z  Inkwizytorem, 
Delegacjami  i  ceremoniałem  — 
I  winowajcą,  w  najwyższym  zapale 
Odprzysiężenia  teorji  wszechruchu. 
Jak  drobna  iskra,  obraca  się  w  kółko 
Na  berle  Boga  —  w  błękitnej  przestrzeni! 
Hal...  ha!... 

(śmieje  się  z  cicha). 
KARDYNAŁ  BANDINI. 

Nad  wyraz  to  smutne,  mój  bracie! 

(słychać  głośny  szmer  na  prawo). 
KARDYNAŁ  BARBERINI. 

Pozwól!  słuchajmy!...  Wielka  delegacja 
Głosy  podnosi...  słuchajmy,  to  warto! 
Bardzom  ciekawy,  do  jakiej  potęgi 


184  MARYA   KONOPNICKA 

Z  tych  głów  płzańskich  '  wypłynie  koszlawo 
Teorja  płaszczyzn  pocliyłycti  —  i  prawo, 
Ze  na  ciał  chyżość  nie  wpływa  icłi  waga... 

KARDYNAŁ  BANDINI. 

0  Barberini!  wolałbym  jak  kamień 

Ów,  wyrzuconym  paść  —  i  nie  wstać  więcej. 

Niżeli  patrzeć,  jak  ciemne  te  tłumy 

Rzucają  błotem  na  wiedzy  szermierza!... 

Mnie  to,  co  tobie  tak  śmiesznem  się  zdaje, 

Posępną  grozą  swej  nędzy  uderza... 

Wiecznie  to  samo  od  czasów  Golgoty: 

))Na  krzyż  go!  na  krzyż!...   zawcześnie  się  rodziłla 

—  Kiedyż  czas  będzie,  o  Boże? 

GŁOS   1-SZY   z   DELEGACYI. 

Tak!  w  Pizie 
Kościół  ma  wierne  dzieci!  Myśmy  przecie 
Nie  mogli  na  to  pozwolić  u  siebie, 
Żeby  w  świątyni  grzeszne  jakieś  sztuki 
Szatańskiej  pychy  czyniono... 

GŁOS  2-GI. 

Cóż  z  tego 
Przyszłoby  ludziom,  choćby  też  wiedzieli. 
Jak  leci  kamień  z  tej  wieży  pochyłej, 
Co  tylko  cudem  nad  ziemią  się  trzyma, 
Jeśli  wiadomo  dobrym  chrześcijanom. 
Ze  gdyby  tylko  Pan  Bóg  zechciał,  toby 
Kamień  w  pół  drogi  zatrzymał  się,  lecąc? 

KARDYNAŁ  BARBERINI 
(śmieje  się) 

Hal  z  założenia,  godnego  Pizanów, 
Wniosek  wspaniały!...  godny  delegacji  1... 

1  Galilei  byl  w  r.  1589  profesorem  matematyki  w  Pizie,  gdzie 
odkrył  miedzy  innemi  prawo  ciążenia,  zwalczane  przez  innych 
profesorów. 


POEZYE  185 

KARDYNAŁ  BANDINI 

(w  zamyśleniu) 

I  to  są  usta,  które  iskrę  bożą 

Ducha  rozdmuchać  mniemają  na  świecie!... 

To  są  umysły,  które  się  mniemają 

Dość  wielkie,  by  cię  sądzić,  myślicielu  I... 

I  to  są  ludzie,  którzy  cię  z  ohydą 

Z  miasta  swojego  wygnali... 

(wrzawa  u  głównego  wejścia) 
GŁOSY. 

Już  idą!... 

(Heroldowie  sądu  stają  przy  drzwiach,  któremi  wchodzi  chór 
zakaplurzonych  zakonników  i  staje  dwoma  szeregami,  po  pra- 
wej i  polewaj  stronie.  —  Za  nimi  wchodzą  sędziowie  Inkwizycyi, 
poprzedzeni  przez  Wielkiego  Inkwizytora,  który  idąc,  modli  się 
półgłosem,  ze  zlożonemi  przy  ustach  rękami.  —  Sąd  zasiada 
krzesła.  —  Chwila  uroezj-stego  milczenia. 

W.  INKWIZYTOR. 

Niech  oskarżony  wejdzie!...  Wy,  ojcowie, 
Błagajcie  kornie  Najświętszego  Ducha, 
By  radę  swoją,  której  Kościół  słucha, 
W  ognistem  objawił  słowie. 


Módlmy  się. 


KAPELAN 
(powstając) 


CHÓR  Z   LEWEJ. 

Na  padół  nędz, 

Na  ziemię  łez, 
O!  przybądź,  Duchu  boży! 

Niech  śmierć  i  noc 

Posępną  moc 
Przed  światłem  Twem  ukorzył 

CHÓR  z   PRAWEJ. 

Niech  natchnień  Twych 
Potężny  zdrój 


186  MARYA   KONOPNICKA 

Na  Kościół  spłynie  święty! 

Wśród  błędnycli  dróg 

Niecił  wolę  Bóg 
Objawi  niepojęty  I 

OBA   CHÓRY. 

w  walk  krwawych  dni, 

Gdy  ludzkość  drży, 
Gdy  miecz  i  stos  się  sroży, 

Hetmanie  nasz, 

Ty  światło  wskaż, 
Ty  przybądź,  Duchu  boży!... 

(w  czasie  tej  modlitwy  clióru  straż  Iiikwizycj'i  wprowadza  bocz- 
nemi  drzwiami  Galileusza,  ubranego  w  pokutnicze  szaty,  a  od- 
daliwszy się  sama  ku  drzwiom,  pozostawia  go  w  pośrodku  sali) 

W.   INKWIZYTOR. 

Przybliż  się,  starcze  posępny,  którego 
Od  kar  najsroższych,  zasłużonych  dawno, 
Jakiemi  Kościół  zwj^ciężać  zwykł  wroga. 
Tylko  te  siwe  włosy  jeszcze  strzegą  — 
1  winy  swojej  uczyń  spowiedź  jawną, 
Tu  — wobec  sądu  —  i  ludu  —  i  Boga! 

(chwila  milczenia;    Galileusz  postępuje  kilka   kroków  naprzód) 
GALILEUSZ. 

0  panie!  jam  był  duch  wolny,  skrzydlaty. 
Który  w  błękitne  ulatał  przestrzenie; 

1  —  jak  Bóg  silny  —  przez  mgły  i  przez  cienie 

Przed  wzrok  swój  powołał  światy... 
Jam  był  ten,  który  zbliżyć  się  ośmielił 
W  noc  ciemną  niebo  gwiaździste  do  siebie 
I  który,  w  cichem  dumaniu,  wydzielił 

Prawo  z  chaosu  w  tem  niebie. 
Byłem  ten,  który  wyrzekł,  że  to  słońce 
Nad  waszą  głową,  panie,  gorejące. 
Nie  jest  pochodnią,  rozpaloną  po  to, 
By  wzejść  —  i  zgasnąć  nad  wieku  ciemnotą... 


POEZYE  187 

Ze  ziemia,  drobny  pyłek  wśród  miijona 
Globów,  ulega  wiecznemu  ruchowi... 
I  —  że  potęga,  nigdy  niecofniona, 
Ruch  ten  określa,  mierzy  i  stanowi. 
Byłem  ten,  panie,  co  dość  miał  odwagi, 
By  wyrzec  głośno,  że  księga  zbawienia 
W  rzeczach  nauki  nie  tworzy  powagi  — 
I  że  nie  wiedzy  strzeże,  lecz  sumienia... 
Że  myśli  ludzkiej  nikt  wstrzymać  nie  zdoła. 
Bo  ona  żywym,  samodzielnym  ruchem... 
Ja  byłem  głosem,  który  ))Naprzód!((  —  woła 
I  wstrząsa  pleśni  łańcuchem! 

(szmer  w  Ił  umie) 
GŁOSY  z   PRAWEJ. 

Zuchwały  kacerzl... 

GŁOSY   z   LEWEJ. 

Wielkie  wyznanie!...  Wzniosły  winowajca! 

(Herold  stuka  laską  —  ucisza  się) 
GALILEUSZ. 

A  dziś  —  za  skrzydła  złamane  ściągnięty 

Z  słonecznych  wyżyn — jara  orzeł  raniony... 

Jam  promień,  który  przygasa  —  i  znika... 

Jam  odszczepieniec  — i  prawd  wiecznych  zdrajca... 

Z  korony  męskiej  czci  mojej  wyzuty, 

Z  skrępowanemi,  jak  zbrodzień,  ramiony, 

Odziany  w  nędzne  łachmany  pokuty, 

vStoję  przed  wami  —  po  trzykroć  przeklęty! 

(nowa  wrzawa  w  tłumie) 
GŁOSY  UNIESIENIA. 

Galileo!...  Galileo!... 

(Herold  stuka) 
W.   INKWIZYTOR. 

Módlcie  się,  bracia,  za  tego  grzesznika! 


188  MARYA    KONOPNICKA 

CHÓR  Z   LEWEJ. 

Miserere  mei,  Domina!... 

CHÓR  z   PRAWEJ. 

Miserere  mei!... 

(Cisza  —  słychać  szmer  odmawianego  półgłosem  psalmu) 
W.   INKWIZYTOR. 

Zbliż  się!  Dłoń  połóż  na  świętą  tę  księgę 

I  wobec  sądu,  co  WNrzec  ma  prawo 

Śmierć  twą  —  lub  życie,  wykonaj  przysięgę. 

Że  błędów  swoich  kacerskicti  się  zrzekasz; 

Ze  odwołujesz  swe  zdania  w  przedmiocie 

Pitagorejskiej,  bluźnierczej  doktryny; 

Ze  nigdy  nauk  o  ziemi  obrocie 

Głosić  nie  będziesz  ni  jawnie,  ni  skrycie; 

Ze  z  szczerą  skruchą  i  poddaniem  czekasz 

Na  wyrok  sądu  za  wielkie  twe  winy 

I  że  twój  obłęd  czartowską  jest  sprawą. 

Twe  ))Dialogi«  będą  ręką  kata 

Spalone,  żeby  nie  plamiły  świata 

I  żeby  z  dymem  rozwiała  się  zbrodnia; 

Ty  sam,  w  więzieniu,  każdego  tygodnia 

Odmówisz  psalmy  pokutne  Dawida. 

A  teraz  zbliż  się! 

(Galileusz  postępuje  naprzód) 

MARIO 
(przedzierając  się  z  tłumu). 

Ach!  wstrzymaj  się  chwilę! 

(do  sędziów) 

0  wielcy,  straszni,  potężni  sędziowie! 

1  cóż  wam  z  tego,  że  starzec  len  blady, 
Którego  dręczyć  byłaby  ohyda, 
"Wobec  tej  ciemnej,  służalczej  gromady, 
Co  tchem  swym  stosów  roznosi  płomienie. 
Tę  narzuconą  przysięgę  wypowie 


POEZYE  189 

I  prawdy,  która  dla  was  niedostępna 

I  nie  dość  jasna  —  i  nie  dość  prawdziwa, 

Drźącemi  usty  złoży  zaprzeczenie? 

—  Tryumf  to  mały  —  i  zdobycz  posępna... 

Głowa  scliylona,  znękana  i  siwa!... 

Pozwólcie  tylko!  Ja,  w  młodych  lat  sile, 

Ja,  cobym  zgnieść  mógł  cały  ten  mur  mniszy,  — 

Tu,  na  kolanacli,  przed  wami  —  w  pokorze. 

Głosem  potężnym,  który  świat  usłyszy. 

Nie  Ewangelji,  lecz  żywych  ran  Chrysta 

Dotknąwszy  ręką,  przysięgę  wam  złożę. 

Że  każda  prawda  jasna,  ocz3'wista, 

W  którą  ja  wierzę  sam  —  i  wy  wierzycie  — 

Kłamstwem  jest,  błędem,  herezją  przeklętą!  — 

Ze  dla  ludzkości  zamkniętą  jest  droga. 

Co  wiedzie  w  głębin  duchowych  badanie... 

Że  niema  rzeczy    —  gdy  jest  niepojętą... 

Że  zatem  niema  wieczności  —  ni  Boga! 

(wzburzenie  w  tłumie) 
GŁOSY. 

Na  stos  go!...  na  stos  I... 

w.    INKWIZYTOR. 

Straż  niechaj  bluźniercę 
Stąd  uprowadzi  —  i  krzyki  przygłuszy ! 

INNE   GŁOSY. 

Wzniosły  szaleniec! 

(straż  otacza  i  uprowadza  Maria). 

GALILEUSZ 

(wznosi  za  nim  ramiona) 

O  synu  mej  duszy!... 

MARIO 
(z  oddalenia) 

Krwawi  sędziowie  I  —  czy  macie  wy  serce? 

(chwila  posępnej  ciszy) 


190  MARYA  KONOPNICKA 

GALILEUSZ. 

Stało  się.  Boże  wielki!  —  Jam  gotowy. 

(Kapelan  zbliża  się,  trzymając  krucyfiks). 
KAPELAN. 

Przyklęknij,  synu!  Dotknij  ręką  księgi, 
Krzyż  ten  ucałuj  i  uchyl  swej  głowy  — 

(Galileusz  poddaje  się  tym  rozporządzeaiom) 

A  teraz  —  słowa  powtarzaj  przysięgi ! 

GALILEUSZ 
(cichym,  złamanym  głosem). 

Ojcze  mój!  zasłoń  ty  oblicze  Boga, 

Bo  wobec  Niego  to  kłamstwo  nie  zdoła 

Przejść  mi  przez  usta...  i  stań  —  tak!  niech  czoła 

Mego  nie  ranią  te  spojrzenia  wzgardy, 

Któremi  wstydu  ognistą  koronę 

Czerń  ta  szydercza,  sycząca,  złowroga. 

Na  skronie  moje  wtłacza  znieważone... 

KAPELAN 
(z  współczuciem). 

Och!  obowiązek  straszliwy  —  i  twardy! 

(W  czasie    tego  przygotowania    Inkwizytor  modli    się  półgłosem, 

z  przechyloną  w  tył    głową  i  przymkniętenai    oczami.    Sędziowie 

i  kardynałowie  powstają  dla  wysłuchania  przysięgi). 

KAPELAN. 

MÓW,  synu! 

GALILEUSZ 
(klęcząc). 

Ojcze!  podtrz3'maj  mnie  nieco... 

(z  nagłą  rozpaczą) 

O,  niech  mi  gwiazdy  wiekuiste  świecą!... 

(Kapelan  poddaje  słowa  przj-słęgi,  które  Galileusz  powtarza  gło 
sem  zagasłj'ni). 


POEZYE  191 

GALILEUSZ. 

Ja,  syn  Kościoła  występny,  na  świętą 
Tę  Ewangelję  przysięgam,  wśród  skruchy, 
Ze  cała  moja  nauka  o  ziemi, 
Której  przedmiotem  są  kształt  jej  i  rucliy. 
Jest  kłamstwem...  fałszem... 
(ciszej) 

Acłi,  ojcze!  dość  tego!.. 

(na  znak  kapelana  mówi  dalej): 

Szatańską  pyclią  —  łierezją  przeklętą  — 
Przysięgam,  że  się  błędami  mojemi 
Brzydzę  —  i  aż  do  tclinienia  ostatniego 
"Wyznawać  będę  —  przed  światem  —  i  Romą  — 
Że  ziemia  jest  —  i  była  —  nieruchomą. 
Wszystkie  pokuty,  aczkolwiek  surowe. 
Jak  winowajca  przyjmuję  w  pokorze... 
Tak  mi  dopomóż,  wszechmogący  Boże! 
Tak  niech  mi  światłość  wiekuista  świeci! 

(uroczyste  milczenie  w  tłumie). 

GALILEUSZ 
(powstając) 

Ha!  jaka  cisza!...  Sędziowie,  słyszycie 
Ten  szmer  w  przestrzeni? — To  wszechświat  tam  leci, 
Gdzie  wieczne  światło  —  ruch  wieczny  —  i  życie! 
Klątwa  go  chwyta... 

(silnym  głosem): 

E  pur  si  muove!  ^ 

>  »A  przecież  się  porusza«  —  słowa   przypisane  Galileuszowi 
przez  późniejszą  legendę. 


I 


IV 
PROMETEUSZ  I  SYZYF 


»Abyssus  abyssum  invocat«  • 
Ps.  41,  8. 


'  »Przepaść  przepaści  przyzywa*. 

KONOPNIOW     POEZYE.    VII.  J3 


POEZYE  195 


I.  PRZED  WIEKAMI. 

Noc  gwiezdna.    Okolica   skalista.    Słychać    grzniol    toczącj-ch  się 

głazów.    W  ciągu   rozmowy  gwiazdy    gasną.    Świta.    Prometeusz 

w  czapce  frygijskiej  i  lirótkiej  clilamydzie. 

PROMETEUSZ. 

Przeklęty  łomotl  Znów  jedna  noc  stracona.  Czło- 
wiekowi w  takim  hałasie  trudno  byłoby  zasnąć,  nie 
dopieroż  bogu.  A  mnie  sen  jego  tak  potrzebnj'.  O,  jak 
potrzebny!...  (Nowy  grzmot  w  przepaści)  Zeb}'!!!  chociaż 
wiedzieć  mógł,  co  tam  za  otchłaniec  z  piekłem  w  dy- 
ska  gra...  (Wota):  Ho!  Ho! 

SYZYF  » 

(glos  z  głębi) 

I  ten  się  stoczył. 

'      "  PROMETEUSZ. 

Głos  ludzki  jakb}'.  Czy  sł3'szysz  mnie,  człowieku? 

SYZYF. 

I  ten  także  się  stoczył.  Uf! 


'  Syzyf  (Staucpoc,  »mędrek«),  założyciel  i  król  Efyry  (I\oryntu), 
u  Homera  »frant  nad  franty«,  u  późaiejszycli  człowiek  zły  i  prze- 
wrotny, za  swoje  zbrodnie  skazany  w  podziemiu  na  toczenie  do 
górj'  głazu,  który  się  mu  przed  szczytem  wymyka  i  spada  na 
dół  —  tu  przedstawiciel  surowej,  roboczej  siły. 

13' 


196  MARYA  KONOPNICKA 

PROMETEUSZ. 

Siłacz  jakiś.  Jeden  może  z  ty  cii  jasnowłosy  cli  ol- 
brzymów, którym  Zeus  skały  na  ramiona  zwalił  i  w  łań- 
cuchy zakuł.  Powiadają,  że  kiedy  łańcuch  zbyt  ciśnie, 
a  olbrzym  się  poruszy,  ziemia  drży  i  zapadają  się 
góry.  A  może  kamieniarz  tylko.  (Woia)  Hol  hol... 

SYZYF. 

Czy  kto  woła?  Czy  tylko  skała  tak  grzmi  pod  gła- 
zami? 

PROMETEUSZ. 

Hol...  Hol... 

SYZYF. 

Ktoś  wola.  Ale  nie  widzę,  kto.  Pyły  kamieni  zasy- 
pują mi  oczy.  Zdaje  się,  jakbym  słyszał  bicie  wiel- 
kich skrzydeł...  Czy  może  wiatr  tylko?  To  orzełl 

PROMETEUSZ. 

Hol  Hol...  Człowieku!... 

SYZYF. 

Orzeł,  który  gada.  No,  nol  1  nazywa  mnie  człowie- 
kiem. Musi  być  bardzo  wysoko;  nie  może  widzieć,  że 
jestem  tytanem.  Z  góry  nigdy  dobrze  nie  widać,  co 
się  dzieje  w  dole.  Ramię  tytana  wydaje  się  stamtąd 
gałęzią  wikliny,  głowa  —  gorczycznem  ziarnem,  ka- 
dłub —  nie  większym  od  tykwy,  a  nogi,  jak  dwie 
trzciny,  które,  gdzie  posadzisz,  tam  rosną.  Nie  może 
mnie  widzieć.  (Woia)  A  czego  tam,  ©rle? 

PROMETEUSZ. 

Orłem  mnie  nazywał  Dziwne  pojęcie  mają  o  nas 
te  istoty,  tam  w  dole  żyjące.  Z  głębi,  w  którą  go  Zeus 
wtrącił,  nie  może  mnie  widzieć.  Szatę  moją,  z  wiatrem 
wiejącą,   skrzydłami   być  rozumie.   Skrzydła  1    Cobym 


POEZYE  197 

dał  za  nie!   W  każdym  razie   dobra  to  jest  wróżba. 
Orzeł,  ptali  Zeusa.  (Woia)  A  co  tam  robisz,  bracie? 

SYZYF. 

Mówi:  Bracie.  Piękna  to  rzecz,  ale  nie  jest  praw- 
dziwa. Bracie!  Hm!  Żebyś  ty  bratem,  bratku,  był,  to- 
bj^ś  ty  ze  mną  u  roboty  stanął  i  tak  samo  bary  pod 
głazy  podkładał,  jak  ja  podkładam,  a  nie  bujał  gdzieś 
po  szczytach.  Bracie!...  Ile  razy  ci  tam  w  górze  po- 
mocy naszej  potrzebują,  to  nam  mówią:  Bracie.  Nie 
dowierzam  ja  ci,  ptaszku!  No,  ale  słucliać  mogę.  (Woła) 
A  czego  tam  trzeba? 

PROMETEUSZ. 

Zeb3'ś  uciszył  te  głosy,  po  przepaściach  grzmiące. 
Potrzeba  mi  ciszy! 

SYZYF. 

Czy  nie  mówiłem?  Potrzeba  mu  czegoś. 

PROMETEUSZ. 

Zeus  nie  może  zasnąć. 

SYZYF. 

To  Zeus  przysłał  cię  do  mnie? 

PROMETEUSZ. 

Prostaczyna  jakiś!  Ale  to  wiaśnie  dobrze  mi  się 
nadaje.  Kto  wie,  czy  słuchaćby  chciał,  gdybym  sam 
od  siebie  mówił.  A  potem,  alboż,  ściśle  rzeczy  biorąc, 
tak  nie  jest?  Miejsce,  na  którem  stoję,  w  każdym  razie 
bliższe  jest  tronu  Zeusa,  niż  ta  dziura,  w  której  on 
siedzi;  a  chociaż  Zeus  nie  mówi  ani  do  mnie,  ani  do 
niego,  pewną  jest  rzeczą,  iż  gdyby  mówił,  ja  usły- 
szałbym go  pierwej,  a  także  wyraźniej.  (Wołn)  Tak 
jest!  Zeus  przysłał  mnie  do  ciebie! 


198  MARYA  KONOPNICKA 

SYZYF. 

O,  Źle  I...  Z  większą  rewerencyą  poczynać  z  nim 
trzeba. 

PROMETEUSZ. 

Ale  dlaczego  tam  taki  łomot?  Co  ty  właściwie 
robisz? 

SYZYF. 

Nie  wie...  Może  i  nie  od  Zeusa  idzie?  W  każdym 
razie  ostrożnie  z  nim  trzeba.  (Woła)  Głazy  pod  górę 
toczę.  Głazy  osypują  się  i  okruchy  w  dół  lecą. 

PROMETEUSZ. 

Okruchy?  Nie  myślałem  nigdy,  żeby  okruchy  mo- 
gły sprawiać  tak  wielki  hałas  —  tak  nieznośny,  wszystko 
głuszący  hałas! 

SYZYF. 

Tak,  gdy  w  przepaść  lecą.  Zwykle  też  otrącają 
i  skałę  samą. 

PROMETEUSZ. 

Czy  prędko  skończysz  tę  swoją  robotę? 

SYZYF. 

Czy  ją  skończę?  Nic  nie  wiem.  O  skończeniu  źa- 
dnem  nie  słyszałem.  Jakże  chcesz?  Toczę  głazy,  a  one 
się  walą  w  dół,  a  ja  znów  toczę.  Jakiż  tu  może  być 
koniec?  Sam  powiedz,  czy  tu  może  b3'ć  koniec  jaki? 
Śmiałbym  się  z  pytania  twego,  gdyby  nie  to,  że  mi 
pyły  zasypują  oczy  do  łez... 

PROMETEUSZ. 

Czy  za  pokutę  zadano  ci  tę  pracę,  biedaku? 

SYZYF. 

Jakto:  za  pokutę?  Nie  rozumiem  ciebie. 


POEZYE  199 

PROMETEUSZ. 

Pytam  się,  czy  uczyniłeś  co  złego,  a  Zeus  rozkazał 
ci  toczyć  głazy,  abyś  w  icłi  ciężkości  czuł  ciężką  rękę 
jego? 

SYZYF. 

Nic  nie  wiem  o  tem.  Od  czasu,  jakem  raz  pierwszy 
ramionami  ruszył  i  poznał  w  nicłi  siłę,  stoję  tu  i  głaz 
po  głazie  w  górę  z  dna  przepaści  toczę.  Ale  głazy 
znów  się  staczają  na  dno.  Czasem  głazy  są  cięższe, 
a  czasem  znów  lżejsze;  ale  wszystkie  staczają  się  na 
dno.  Zawsze  też  czoło  mam  w  pocie.  I  grzbiet  mam 
także  w  pocie.  Żebym  tylko  mógł...  raz  chociaż.,  na 
sam  szczyt...  (Xowy  grzmot  słychać)  Ale  nie  mogę.  To  nie 
jest  pokuta.  To  jest  życie. 

PROMETEUSZ. 

o  siło  ślepa,  wiecznie  czynna  I 

SYZYF. 

Co  mówisz,  orle? 

PROMETEUSZ. 

Cześć  ci  oddaję,  jak  bogu,  i  nogą  cię,  jak  robaka, 
depcę.  Jak  chcesz! 

SYZYF. 

Głosy  nasze   lecą  do  siebie,   ale  się  nie  rozumieją. 

PROMETEUSZ. 

Czy  pilnuje  kto  ciebie? 

SYZYF. 

Nie  dobrze  słyszę.  Kiedym  oczy  raz  pierwszy  otwo- 
rzył, oczy  moje  zobaczyły  te  głazy,  w  spoczynku  le- 
żące, a  ramiona  same  się  naprężyły  do  ruchu.  Oto 
wszystko.   Łowcy  kóz  dzikich   wymyślili  bajki  jakieś 


200  MARYA   KONOPNICKA 

O  mnie,  ale  te  nie  są  prawdą.  Prawdą  jest  to,  że  głazy 
ciągle  spadają. 

PROMETEUSZ. 

Pytam  się,  czy  cię  kto  w  tej  robocie  pilnuje? 

SYZYF. 

Nie.  Któżby  i  na  co?  Czy  żyjącego  trzeba  pilnować, 
aby  żył?  To  się  samo  robi. 

PROMETEUSZ. 

Jakiż  jest  cel  tej  roboty  twojej? 

SYZYF. 

Nie  dobrze  rozumiem,  o  co  pytasz. 

PROMETEUSZ. 

Pytam:  Dlaczego  toczysz  te  głazy? 

SYZYF. 

Jakto,  dlaczego?  Ponieważ  spadają,  więc  je  toczę. 
To  jest  bardzo  proste. 

PROMETEUSZ. 

Niezupełnie.  Tak  samo  mógłbyś  powiedzieć,  że  po- 
nieważ je  toczysz,  więc  spadają.  Rozumiesz? 

SYZYF. 

Goś  nie  coś... 

PROMETEUSZ. 

Da  się  to  mieniąc,  jak  dwie  gałki  chleba. 

SYZYF. 

Ponieważ  je   toczę...   (Mocny  grzmot)   ...więc...  je  to- 
czę. Ufl 


POEZYE  201 

PROMETEUSZ. 

Tępszy  jesteś,  niżem  się  spodziewał.  Powiedz  mi, 
z  jakiego  powodu  podjąłeś  tak  ciężką  pracę?  Musiałeś 
mieć  przecież  do  tego  powód  jakiś? 

SYZYF. 

Tak...  bez  wątpienia. 

PROMETEUSZ. 

Jakiż  więc? 

SYZYF. 

Zaraz...  zaczel<^aj...  Kiedyś  wiedziałem  o  tem,  ale 
teraz  zapomniałem  jakoś...  (Chwila  ciszy)  Nie!  Nie  mogę 
przypomnieć.  Turkot  głazów  wybił  mi  to  z  głowy. 

PROMETEUSZ. 

Ale  kiedyś,  dawniej,  wiedziałeś?  Nie  sposób  tak 
pracować  bez  świadomości  celu  pracy. 

SYZYF. 

Niezawodnie,  niezawodnie,  musiałem  wiedzieć! 
Tylko  że  mi  to  jakoś  wywietrzało  z  głowy.  Co  chcesz? 
W  takim  trudzie!  Zaraz...  zaczekajno...  (Nowa  chwila  ciszy) 
N'e,  nie  mogę!  Ale  powiem  ci,  że  to  wszystko  jedno. 
Nawet,  powiem  ci,  że  tak  jest  lepiej.  Pamiętam,  że 
i  mnie  o  to  kiedyś  chodziło:  po  co?  dlaczego?  Ale, 
oprócz  łamania  w  kościach  miałem  wtedy  jeszcze 
i  w  mózgu  łamanie  i  to  rai  sprawiało  dystrakcyę.  Teraz 
toczę  głazy...  Jak  to  ty  mówiłeś? 

PROMETEUSZ. 

o  głupi! 

SYZYF. 

...Ponieważ  spadają.  (Nowy  grzmot)  Uf! 


202  MARYA  KONOPNICKA 

PROMETEUSZ. 

Potężnym  głosem  udarował  cię  Zeus-Rodziciell 
Wskroś  grzmotu  skał  cię  słyszę.  Zeus-Rodziciel  dał  ci 
głos  I 

SYZYF. 

Mnie  zrodziła  ziemia. 

PROMETEUSZ. 

Zapewne,  ziemia.  I  mnie  także.  Ale  łiyła  mi  matką 
tylko  według  ciała.  Myśl  moja  z  bogów  idzie. 

SYZYF. 

Ale  mnie  zrodziła  ziemia. 

PROMETEUSZ. 

Mowa  twoja  nauczyła  się  od  twoich  głazów  zawsze 
w  dół  spadać.  Więc  ty  to  życiem  zowiesz? 

SYZYF. 

Ponieważ  żj^ję.  Ale  co  ty  tam  robisz  w  górze?  Nie 
pojmuję  wogóle,  co  tam  można  robić  w  górze?  Tu 
co  innego.   Tu  pełne  ręce  roboty.  Ale  tam,  w  górze? 

PROMETEUSZ. 

Wieczne  przekleństwo  rozbratu  między  przepaścią 
a  szczytem!  I  ja  żyję,  bracie. 

SYZYF. 

Więc  i  ty  głazy  toczysz? 

PROMETEUSZ. 

Uśmiech  wywołujesz  na  usta,  które  od  niego  dawno 
już  odwykły.  Żałuję,  że  nie  mogę  widzieć  ciebie. 

SYZYF. 

I  powiedz  mi...  Czy  głazy  twoje  bardzo  ciężkie? 
Ale  stań  bliżej,  żebym  cię  lepiej  mógł  słyszeć. 


POEZYE  203 

PROMETEUSZ. 

Żyję,  ale  życie  moje  to  nie  jest  toczenie   głazów. 
To  nieśmiertelny  pęd  i  ruch  myśli.  Z  bogów  to  mam. 

SYZYF. 

Ale  cóż  ty  właściwie  rołjisz? 

PROMETEUSZ. 

Prawdy  szukam. 

SYZYF. 

Czy  zginęła? 

PROMETEUSZ. 

Nie  była  znalezioną  nigdy. 

ECHO. 

Nigdy... 

DALSZE   ECHO. 

Nigdy... 

SYZYF. 

Skąd  wiesz,  że  coś,  co  nie  było  znalezionem,  istnieje? 

PROMETEUSZ. 

Czuję  ją. 

SYZYF. 

Więc  ona  boli  ciebie? 

PROMETEUSZ. 

Tak,  ponieważ  jej  nie  znam. 

SYZYF. 

Nie   pojmuję!    Jakim   sposobem   może    boleć    coś, 
czego  nie  znam.  Kiedy  mam  grzbiet  zraniony  i  zszar- 


204  MARYA   KONOPNICKA 

pana  skórę,  boli  mnie,  ale  wiem  dobrze,  co  ranie  boli, 
ból  mój  znam,  po  imieniu  ci  go  nazwać  mogę.  Wiem 
też  dobrze,  jak  nazywać  głaz,  co  mi  ból  zadał.  Kopię 
go  i  krzyczę:  przeklęty  1 

ECHO. 

Przeklęty... 

PROMETEUSZ. 

Tak.   Ale  coś,    co  poznać   pragnę,   więcej    jeszcze 
boli,  niż  ból,  najlepiej  znany. 


Biedn}'  orlel 
Co  mówisz? 
Mówię:  biedny  1 
...Biedny!... 


SYZYF. 


PROMETEUSZ. 


SYZYF. 


ECHO. 


PROMETEUSZ. 


Zdaje  się,  jakobj^  ta  przepaść  litować  się  nademną 
śmiała. 

SYZYF. 

Nie  zważaj.  Ona  jest  jak  dziecko,  które  powtarza 
słowa  cudze,  bo  nie  umie  jeszcze  mówić  samo.  W  ro- 
dzie moim  jest  wieść,  że  i  to  z  czasem  przyjdzie. 
Przepaści,  które  do  siebie  krzyczeć  będą  skroś  ziemi. 
Dna  oceanów,  zmawiające  się  szeptem  między  sobą... 
Hę?...  Jak  ci  się  zdaje? 

PROMETEUSZ. 

Bliższe  twe  słowa  prawdy,  niżeli  sam  sądzisz.  Kied}' 
się  o  nędzy  ziemi  tej  zadumam,  krzyk  taki  już  słyszę, 
a  szepty  otchłani  budzą  mnie  ze  snu  mego. 


POEZYE  205 

SYZYF. 

To  ci  się  zdaje.  Wieść  mówi,  że  nastąpi  to  wtedy, 
kied}'  mnie  ramiona  opadną.  A  one  lirzepliie  jeszcze  1 
Świat  utrzymają,  gdy  się  walić  będzie.  Ale  powiedz-że 
mi,  jak  sobie  radzisz  z  tern  szukaniem? 

PROMETEUSZ. 

Po  światło  idę.  Dla  ludzi  i  rzeczj^  po  światło  idę, 
do  początku  ludzi  i  rzeczy.  Do  Zeusa. 

SYZYF. 

A  skądże  wiesz,  że  ono  tam  jest  właśnie? 

PROMETEUSZ. 

o  bluźnierco!  Nie  dziwię  się,  że  cię  bogowie  na 
dno  przepaści  strącili. 

SYZYF. 

Ale  bądź  pewny,  że  mnie  nikt  nie  strącał!  Zawsze 
tu  byłem.  Co  zaś  do  światła,  to  widzisz,  taka  rzecz 
albo  jest  wszędzie,  albo  jej  nigdzie  niema. 

PROMETEUSZ. 

Zaciekawiasz  mnie.  Przepaść,  która  rozumujel  To 
mi  się  podoba! 

SYZYF. 

Bo  widzisz,  chodzić  gdzieś  po  światło,  to  znaczy 
iść  bez  światła,  a  zatem  iść  po  omacku,  a  zatem  zbłą- 
kać się  i  wcale  nie  trafić.  Światło,  widzisz,  samemu 
sobie  skrzesać  trzeba,  a  nie  chodzić  po  nie. 

PROMETEUSZ. 

Nie  rozumiem... 

SYZYF. 

Zaraz  ci  powiem.  Kiedy  tu,  w  otchłani  mojej,  skała 
o  skałę,  głaz  o  głaz  uderzy,  wybiega  iskra  i  robi  się 


206  MARYA  KONOPNICKA 

widno.  Na  mgnienie  oka,  ale  widno.  Otóż  uderzaj  i  ty 
tam  rzeczy  podobne  o  siebie,  a  dobędziesz  z  nich 
światło.  Uderzaj  mocno  tylko!  Niech  ci  nie  chodzi 
o  to,  że  się  coś  rozbije,  strzaska.  Człowieka  o  Zeusa 
naprzykład.  Jeśli  człowiek  wytrzyma,  to  będziesz  miał 
z  tego  taką  jasność,  że  to  hal 

PROMETEUSZ. 

Przemawiasz,  jak  szaleniec.  O  świetle  też  i  źródle 
jego  pojęcia,  widzę,  nie  masz.  Powiedz  mi,  czy  mo- 
żesz podnieść  głowę? 

SYZYF. 

Jakto,  czy  mogę?  Podnoszę  ją  zawsze  tak  wysoko, 
jak  wysoko  głaz  zatoczyć  mi  się  uda.  Ale  to  na  nic. 
Spada  zawsze. 

PROMETEUSZ. 

Głaz,  czy  głowa? 

SYZYF. 

Głaz  spada.  Schylam  się  wtedy,  aby  go  podnieść 
na  nowo.  Powiadam  ci,  że  grzbiet  mam  w  pocie  i  czoło 
mam  w  pocie.  O  głowę  mniejsza.  Głowa  także  spada. 

PROMETEUSZ. 

Ale  kiedy  głaz  w  górę  toczysz  i  oczy  podnosisz  za 
nim,  czy  widzisz  jasność  złotą,  tam  wysoko,  u  szczytu? 

SYZYF. 

Ja  wtedy  zamykam  oczy,  bo  się  żwiry  na  mnie 
sypią.  Zresztą,  gdybym  wyżej  dojrzał,  możebym  i  głazy 
wyżej  musiał  toczyć.  Dziękuję  za  to! 

PROMETEUSZ. 

O  dobrowolna  ślepoto  otchłani!  To  może  z  boku 
choć,  gdzieś  szczeliną,  dostrzegasz  wazki  promyk 
światła?  Jasność  żywą,  złotą,  drgającą?    To  słońce! 


POEZYE  207 

SYZYF. 

Tak?  Być  może.  Ale  mnie  grzbiet  nie  obsjcha 
z  potu.  Głazy  wciąż  toczą  się  na  dno. 

PROMETEUSZ. 

Co  dnia  wychodzi  z  morza  i  z  złotych  włosów  trzę- 
sie na  świat  róże.  Wstępuje  wyżej  coraz.  Zapładnia 
Icłosy,  winnice  mocą  i  słodyczą  zaprawia,  w  łąkach 
stada  mnoży,  sokiem  nalewa  jagody  w  lasach,  a  usta 
dziewic  maluje  purpurą.  Wstępuje  wyżej  coraz.  Wy- 
ciska żeńcom  pot  z  czoła,  żar  w  piersiach  mężów 
nieci,  jelenia  pędzi  za  łanią  w  kniei,  żywice  z  syko- 
morów  toczy.  Wyżej  jeszcze  wstępuje.  Ziemia  żarem 
dyszy,  pierś  jej  faluje  od  zbóż  i  kwiecia,  z  mrowisk 
bije  woń  myrry,  rzeki  płyną  szafirem,  powietrze 
z  rozkoszy  omdlewa.  Staje  nareszcie  słońce  na  wyży- 
nie swojej,  promienne,  boskie,  błogosławione,  wielkie  I 

SYZYF. 

Bardzo  piękna  bajka!  Uf!... 

PROMETEUSZ. 

Ale  i  nocą  boskie  światła  na  niebiosach  płoną.  Pło- 
nie Selene  słodka,  róży  białej,  palącej  się,  podobna; 
płonie  Oryon  przejasny,  czerwony  Ares,  Wenus,  Hera 
życiodajna  i  Apollo  z  Lirą.  Płoną  gwiazdy  pięcioro gie, 
ludziom  przj^jazne,  sen  błogi  dające,  i  gwiazd)^  trzy- 
rogie,  na  które  dobrze  jest  nie  patrzeć  długo.  Nie- 
skończoność świateł  srebrzystych...  Ale  to  wszj^stko 
niczem  jest  przy  wiecznym  ogniu,  po  który  idę.  Zeus 
go  ma.  Zeus  go  trzyma  w  mocnych,  w  nieśmiertelnych 
rękach.  Ale  zazdrosny  jest  i  ani  promyka  człowiekowi 
nie  dah  Pokazał  tylko  z  dala,  ogniami  imię  swoje  na 
nawałnicach  pisząc,  a  człowiek,  jak  urzeczony,  jak 
oczarowany,  począł  za  niem  iść,  iść,  iść...  Zeus  drży. 
Zeus  lęka  się...  Żebym  choć  to  wiedzieć  mógł,  czego 
on  się  lęka? 


208  MARYA   KONOPNICKA 

ECHO. 

...Lęka... 

PROMETEUSZ. 

Jeśli  rai  wzroku  udzielił,  to  na  to,  ażebym  widział 
jasno.  Kto  jasno  nie  widzi,  jest  ślepy.  Miałżeby  Zeus 
pragnąć,  by  człowiek  był  ślepy? 

ECHO. 

...Ślepy... 

PROMETEUSZ. 

Drażni  mnie  ten  głos,  który  udaje  wieszczka  i  od- 
powiada na  to,  o  co  nikt  nie  pyta. 

SYZYF. 

Mówiłem  ci  już,  żebyś  nie  zważał  na  to.  Skała  ta 
powtarza  tylko  zasłyszane  dźwięki. 

PROMETEUSZ. 

Ależ  ja  nie  powiedziałem,  że  Zeus  się  lęka!  Ja  nie 
powiedziałem,  że  Zeus  chce,  by  człowiek  był  ślepy  1 
Ja  pytałem  tylko. 

SYZYT. 

Zapewniam  cię,  że  to,  co  głos  ten  powtarza,  wy- 
mówionem  gdzieś,  kiedyś  być  musiało.  Wszystko  je- 
dno: dawniej,  czy  teraz,  czy  za  lat  tysiące.  Ale  pro- 
szę cię,  czj'  wy  tak  bardzo  szczęśliwi  jesteście,  że  się 
szczęścia  waszego  napatrzyć  dosyć  nie  możecie?  Że 
wam  do  oglądania  go  tak  mocnych,  tak  licznych  i  aż 
boskich  świateł  trzeba? 

PROMETEUSZ. 

Przeciwnie!  Ród  mój  jest  nieszczęsny.  Jest  nędzny 
i  upośledzon. 

SYZYF. 

Czy  także  głazy  toczy? 


POEZYE  209 

PROMETEUSZ. 

Gorzej,  niż  głazy  I  On  toczy  myśli  swoje,  a  myśli 
staczają  się  na  dno.  On  toczy  wolę  swoją,  a  wola  sta- 
cza się  na  dno.  On  toczy  ducha  swego,  a  duch  stacza 
się  na  dno.  Szczytem  jest  Zeus,  skałą  — życie,  dnem  — 
nicość. 

SYZYF. 

I  nie  ustają? 

(Słychać  długotrwający  łoskot  toczącycli  się  głazów) 
PROMETEUSZ. 

Nie  ustają  I 

SYZYF. 

w  takim  razie  to  nie  są  ludzie.  To  tytany  I 

ECHO. 

...Tytany... 

(Nowy  długi  grzmot) 
PROMETEUSZ. 

Zeusie  I  Słuchaj  tego  świadectwa  przepaści! 


<2:s> 


KONOPNICIU      POEZTE.    VM 


14 


POEZYE  211 


II.  PO  WIEKACH. 
I. 

Szeroka,  w  brzasku   zórz    stojąca  dolina.   W  głębi  mgłą  zasnute 

góry.    Świta.    Prometeusz,    jako    uskrzydlony,    światłem    objęty 

geniusz. 


PROMETEUSZ. 

Mara  cię  więc,  ogniu  ^  boski!  Mam  cię,  islcro  życia 
i  nieśmiertelności!  Mam  cię,  Zeusowy  gromie,  jeden 
z  siedmiu,  które  mu  stopy  liżą.  Mara  cię,  zarzewie 
wszechistnienia,  wszechruchu,  wszechpracy,  wszech- 
siły! 

Na  piersi  cię  niosę,  ja,  karmiciel  świata,  na  piersi 
nagiej,  boską  twą  mocą  zżegniętej,  cię  niosę,  i  nie  czuję 
bólu. 

I  w  szponie  cię  niosę,  ja,  orzeł  ziemi,  w  spalonym 
szponie  cię  niosę,  i  nie  czuję  bólu. 

Bo  ból  mój,  to  życie  milionów.  Bo  ból  mój,  to  wy- 
zwolenie milionów.  A  tryumf  rodu  ludzkiego  poczęty 
jest  w  mej  męce. 


•  Prometeusz  (Ilpojj.rj&euc,  wprzewidującya,  Mprzezornyw^,  jeden 
z  Tytanów,  wj'kradł  ogień  z  Olimpu  i  obdarzył  nim  ludzi,  za  co 
został  przez  Zeusa  przykuty  do  skały  Kaukazu,  a  sęp  targał  mu 
dziobem  wiecznie  odrastającą  wątrobę. 


212  MARYA  KONOPNICKA 

Przelatywałem  nad  morzem,  cały  złoty  od  płomie- 
nia twego,  o  iskro  boska,  a  morze  oblało  się  zorzą. 
I  W5'szły  z  fal  ciężkich  potwory  i  podniosły  spłasz- 
czone głowy  swoje  i  patrzyły  na  mnie. 

A  ujrzawszy,  iż  dzień  niosę,  ucz3'niły  szum  wielki 
i  ukrył}'  się  aż  na  dno  Egejskie. 

I  przelatywałem  nad  puszczą,  nad  puszczą,  co  za- 
rasta Olimp  i  Oetę,  a  puszcza  zagorzała  jutrzennemi 
łuny.  A  wielkie  ptaki  godzin}-  brzasków  ocknęły  się 
i  zbudziły  po  gniazdach  swoich  i  z  krzykiem  mocnym 
krążyły  nad  wierzcłiołami  prastarych,  jemiołą  świętą 
oplecionych  dębów. 

I  najeżył  się  żbik  i  skulił  grzbiet  pstrokat}'  i  zmru- 
żył ważkie  szpary  żółtych  źrenic.  A  niedźwiedź  wstał 
i  ryknął  i  wstrząsnął  kudł}^  i  pomknął  ku  jaskiniom 
tajnym. 

Lecz  kiedym  stanął  na  ziemi,  krąg  światła  opier- 
ścienił  stop}'  moje  i  szedł  za  mną,  gdziem  się  obrócił, 
jako  niewolnik  za  panem  swym  idzie. 

A  od  jasności  kręgu  tego  otworzyły  kwiaty  modre 
swoje  oczy  i  patrzyły  na  mnie.  A  gdziem  stąpił,  bu- 
dziła się  krasa. 

Światłu  rozkazujący  będzie  imię  moje. 

I  będzie  imię  moje:  Dawca  siły  i  Wskaziciel  drogi. 
Mianem  mojem  wielii  na  się  wołać  będą,  a  ludy  nosić 
będą  zawołanie  moje,  jak  gwiazdę,  na  czole. 

I  będzie  imię  moje:  Objawiciel  i  Odkupujący. 
I  przyjdą  rzesze  ciemne  i  otoczą  mnie;  a  zaś  uczy- 
nię, iż  przewidzą  w  słońce. 

Lecz  choćby  oślepły  w  blasku  więcej,  niźli  z  na- 
częcia  były,  błogosławić  mnie  będą. 

I  będzie  imię  moje:  Wódz  i  Prorok. 


POEZYE  213 

I  pójdą  rzesze  za  mną,  gdziekolwiek  je  powiodę. 
I  nazwą  śmierć  zwycięstwem,  a  rany  balsamem, 

A  choćby  hufce  one  padły  i  pomarły,  chwałę  moją 
śpiewać  będą,  a  pieśń  ta  zmartwychwstaniem  ich 
będzie. 

I  będzie  imię  moje:  Naprą wca  i  Odnowiciel. 

I  rzucą  się  ku  mnie  rzesze,  niezrodzone  jeszcze, 
i  świat  nowy  w  imię  moje  budować  będą. 

A  choćby  padło  dzieło  ich  i  zginęło,  a  oczy  ich 
nie  oglądały  szczytu  budowania,  imię  moje  hasłem 
podawać  sobie  będą. 

I  będzie  imię  moje:  Rozwiązujący  i  Wyzwalający. 
I  wszelka  przedeniną  kaźń  otwarta  i  skrócona  będzie, 
a  zdeptany  stopą  Zeusa  podniesie  głowę  w  słońcu. 

Jak  pali! 

Do  mięsa,  do  żywej  kości  przegryza  się  przez  skórę. 
Ale  nie  puszczę.  Ręki  z  ogniem  z  zanadrza  nie  wyjmę. 
Obaczyćby  mógł  Zeus,  pogoń  wysłać  za  mną. 

Jak  pali! 

Czuję  swąd  skóry  własnej  i  skwierczenie  ciała... 
Prędzej,  prędzej!  Do  siedzib  ludzkich  prędzej!  Nim 
ujrzy  mnie  Helios  i  doniesie  Panu,  będę  już  daleko, 
daleko! 

Słupem  ognist3'm,  zatloną  pochodnią  dobiegnę  kresu 
mego.  Z  oddechu  mego  uczynię  rzecz,  która  pali  się 
i  świeci.  Duch  mój  w  ciele  mojem  będzie,  jak  pło- 
mień w  alabastrze  zamknięty.  Alabaster  pęka...  pęka 
ciało  moje... 

Ogień  wieków  mocny  jest  i  nieugaszony. 

Błogosławię  ciebie,  męko  moja!  Trzykroć  i  trzy- 
kroć trzy  błogosławię  ciebie! 

Tak  cierpię,  że  aż  omdlewam  z  rozkoszj'  cierpienia... 


214  MARYA  KONOPNICKA 

Dalej!  Naprzód!  Przed  siebie!  Ciągle  przed  siebie! 

Ogień  niosę!  Ogień  niosę,  z  którego  Zeus  piorun 
swej  władzy  uczynił!  Ogień  niosę,  który  ludzi  bogom 
równymi  zrobi! 

Ogień  niosę!  W  cień  i  zimno  i  skrzepłość  śmierci  — 
ogień  niosę! 

Do  grodów,  do  siedlisk  ludzkich  wejdę,  na  cztery 
strony  świata  go  rozdzielę,  na  czter)' wichry  rozdmu- 
cham, na  cztery  słońca  rozpalę! 

I  będą  ludy  szły  i  uczynią  ogniska  wiell<ie  i  mno- 
gie; a  nędzarz  zatli  u  nich  żagiew  swą  i  pójdzie,  nio- 
sąc przed  sobą  boskość  swoją,  równy  twojej  boskości, 
Zeusie  nieśmierteln}^  wieczny! 

Ludy  i  wieki  widzę...  Lud\'  i  wieki  ogniem  zna- 
czone idą... 

Harfa  światła  brzmi  okręgiem  globu,  od  nocy  do 
brzasku,  od  jutrzenki  do  zorzy,  od  świtu  do  zachodu 
słońca. 

Jaśniej...  Coraz  jaśniej...  Ustępują  mgły  nocy  i  błę- 
dne tumany.  Jak  zasłona  oblubienic}^  spada  opar  siny 
z  łona  ziemi.  Coraz,  coraz  jaśniej... 

Co  tam  majaczeje  w  dali? 

Nie  jestże  to  Kaukazus  siny?  Nie  jegoż  to  śniegi 
wieczyste,  rozwidnione  świtem? 

A  na  nich...  Co  to? 

Nie  postaćże  to  moja  rzuca  swój  cień  czarny, 
długi? 

Jak  dziwnie  cień  się  kładzie!  Człowiek  na  skałę 
rzucony  i  przykuty  do  niej  nie  inaczej  mógłbj-  W3'- 
glądać.  Szczególne  widzenie! 

Sęp,  którj'  nad  głową  moją  krąży,  złudzony  podo- 
bieństwem, pada  na  pierś   odbitego  od  zorzy  rannej 


POEZYE  215 

widma  i  dziobem  w  nią  głodnym    uderza.   Nie   miał 
widać  obłowu  tej  nocy. 

Czym  się  poruszył?  Musiałem  się  poruszyć.  Bo  oto 
widmo  drga,  kurczy  się  i  wije,  jakby  w  żywej  męce... 
Patrz,  patrz!  Otwarta  piersi  rana... 

Patrz  I  Światło  z  niej  leje  się,  wypływa,  świat, 
świat  topi  cały!... 

Ach,  to  gra  promieni  wstającego  słońca!  Szcze- 
gólne widzenie.  Gdyby  tak... 

Co  mi?  Dalej!  Dalej!  Naprzód! 


^!S> 


216  MARYA    KONOPNICKA 


II. 

Taż  sama  okolica,  co  w  części  I-ej.   Zmierzch  letni.   Prometeusz 
w  sandałach  i  podróżnym  płaszczu.   Na  głowie  uskrzydlony  ka- 
pelusz Hermesa,  twarz  zakryta  w  części. 

PROMETEUSZ, 

Cisza.  Czyżby  zaprzestał  pracy?  A  może  go  przy- 
walił głaz  jalci. 

Kamieniarzu  1  Hejl  Kamieniarzu  I... 

Cisza.  Gdyby  nie  ćwierkanie  C5'kady,  słyszałbyś, 
jak  się  koło  czasu  po  niebie  toczy. 

■   Kamieniarzu!  Hejl... 

Niema  widać  nikogo.  Czy  tylko  dobrze  trafiłem? 
Jakżem  zmęczony!  Od  czasu  tej  przeklętej  kaźni  przyjść 
do  siebie  nie  mogę.  Na  nic  zesłabłem.  Ta  skała,  te  wi- 
chrj',  te  więzy...  A  potem  te  Oceanidyl  Szczególniej 
te  Oceanidyl  Co  za  myśl  płakać  nad  Prometeuszem! 
Ach,  te  istoty  żeńskie,  wodniste,  ten  lament  fal  od 
rana  do  nocy  i  znów  od  nocy  do  rana!  Brrr...  Jakżem 
się  nudził!  Zginąłbym  z  nudów,  gdyby  nie  sęp.  Sęp... 
ten  mnie  rozrywał! 

Ale  mi  trzeba  mówić  z  tą  przepaścią.  Kamieniarzu! 
Hej!  Hola!  (Słychać  jęk) 

Czy  to  ty  jęczysz,  mój  druhu? 

SYZYF. 

Przeklinam  ciebie! 


POEZYE  217 

PROMETEUSZ. 


Za  CO? 


SYZYF. 

Czekaj.  Niechno  się  podniosę  nieco. 

PROMETEUSZ. 

Przywaliła  cię  skała? 

SYZYF. 

Nie.  Sam  padłem.  Z  rozpaczy  padłem.  Rzuciłem 
się  na  samo  dno  przepaści  i  głowę  ukryłem  w  pro- 
cłiu.  Skrzywdziłeś  ranie,  orle  I 

PROMETEUSZ. 

Ja?  Ciebie?  A  to  jak  skrzywdziłem? 

SYZYF. 

Mową.  Przewrotnym  językiem  twoim.  Od  czasu, 
jakeś  mi  mówił  o  świetle  owera,  o  milionach  świateł, 
spokoju  nie  mam  zgoła.  Szukam  icłi,  pożądam,  chcę 
ujrzeć,  chcę  patrzeć  na  nie.  Wieki  minęł}',  na  rzęsach 
moich  zeskorupiały  powietrzne  pyły,  a  ja  patrzę 
w  górę...  Wciąż  patrzę.  Ale  świateł  owych  nie  widzę. 
Pogasły  może? 

PROMETEUSZ. 

świecą  zawsze. 

SYZYF. 

Ale  ja  ich  nie  widzę.  Kiedy  głaz  w  górę  toczę,  pa- 
trzę, czy  nie  ujrzę  owego  złotego  światła...  Jak  je  na- 
zwałeś? 

PROMETEUSZ. 

Słońce. 

SYZYF. 

Tak.  Piękna  nazwa!  Otóż  patrzę,  czy  nie  widać 
słońca.  Ale  go  niemal 


ol8  MARYA  KONOPNICKA 

PROMETEUSZ. 

0  wiekuista  ślepoto  przepaści!  Gorzało  mi  ono 
dzień  cały  nad  głową,  jak  Icula  rozżarzona,  biała.  Po- 
wietrze dotąd  drga  żarami  jego. 

SYZYF. 

1  świateł  nocy  upatruję,  i  także  daremnie. 

PROMETEUSZ. 

świecą  przecież,  jak  dawniej  świeciły.  Srebrna  Se- 
lene  noc  mnie  całą  wiodła. 

SYZYF. 

Tu  u  mnie  żadne  nie  świeci.  Nie  znam  Selene 
twojej.  Być  może,  iż  ona  srebrna,  ale  ja  jej  nie  znam. 
Pocóżeś  mi  mówił  o  rzeczach  pięknych  i  błyszczą- 
cych, których  oczy  moje  oglądać  nie  mogą? 

PROMETEUSZ. 

Ależ  tak  i  dawniej  było! 

SYZYF. 

Dawniej  hjło  spokojnie.  Ciemność  była  dla  mnie, 
a  ja  dla  ciemności.  Znałem  ją  i  ona  mnie  znała.  Wy- 
pełniała wszystkie  kąty,  wszystkie  szczeliny  tej  jamy. 
Cokolwiek  nie  było  mną  i  głazem,  nią  było.  Ja  sam 
byłem  jej  częścią.  Czułem  ją  dokoła  siebie  i  nie  pa- 
trząc nigdzie,  widziałem  ją. 

-Teraz  głaz  toczę  i  patrzę.  Nie  na  głaz  patrzę,  tylko 
oczyma  świateł  szukam,  a  głaz  ranie  kaleczy.  A  potem, 
głazy  także  zrobił}^  się  teraz  cięższe.  Czy  może  prze- 
paść głębsza?... 

Bogdajbym  cię  nie  znał! 

Dawniej,  pókim  o  istnieniu  świateł  tych  nie  wie- 
dział, toczyłem  głaz  po  głazie  i  nie  przykrzyłem  sobie 
tej  roboty. 


POEZYE  219 

Teraz  rozważam.  Teraz  mi  ramiona  mdleją,  teraz 
się  ociągam,  sam  nie  wiem,  dlaczego... 

ECHO. 

...Dlaczego... 

SYZYF. 

Bogdajbyni  cię  nie  znał!  Między  te  ciche  skały  pu- 
ściłeś głos,  głos,  który  je  zamieszkał  i  wielomównemi 
uczynił. 

Dawniej  powtarzały  tylko  huk  głazów,  albo  krzyk 
mój,  albo  milczenie.  Moc  w  tem  była.  Moc,  powiadam 
ci,  była  i  życie.  Teraz  szepcą.  Nauczył}'  się  szeptów 
dziwnych,  drażniących;  szeptów,  które  mają  twarze. 
Czasem  twarze  te  są  groźne,  czasem  szydercze,  cza- 
sem zalane  łzami.  Ich  niepokój  rozdziera  mi  duszę. 
Żadna  z  nich  nie  jest  spokojną.  Czasem  bije  się  to 
w  ciemności  lotem  nietoperzowym;  czasem  wysuwa 
z  kąta,  jak  długie,  długie  żądło,  i  syczy:  Dlaczego? 


...Dlaczego... 
...Dlaczego... 


ECHO. 


DALSZE   ECHO. 


SYZYF. 

Słyszysz  je? 

Skorpiony  po  ciele  mojem  chodzą  i  niedźwiadek 
lega  za  mną  i  żmija  okręca  się  około  nogi  mojej, 
a  szkody  mi  nie  czynią.  Lecz  to  jedno  słowo  zabiło 
ranie. 

Czasem  ono  jest  tak  małe,  jak  ziarnko  piasku,  pod 
powieką  tkwiące,  które  ci  źrenicę  krwawi,  czasem 
tak  wielkie,  że  mogłoby  rozsadzić  całą  tę  jaskinię. 

Czasem  jest  jak  klin,  do  mózgu  zabity,  czasem  jak 
szpara  w  piersi,  przez  którą  ucieka  życie. 


220  MARYA  KONOPNICKA 

Zmordowany  jestem,  zmęczony  jestem. 

Chciałb3'm  nie  istnieć!  (Chwila  ciszy) 

Jedno  ci  jeszcze  powiem. 

Zdawało  mi  się  dawniej,  że  toczę  głazy  z  własnej 
mojej  woli;  toczę,  bo  toczę.  Ale  teraz  tak  nie  jest. 
Teraz  wiem,  że  w  pracj'^  mojej  jest  przymus  i  rozlcaz. 
Jest  Iconieczność  jakaś*  Nad  moją  wolą  jest  druga, 
potężniejsza  wola.  Powiedz  sam!  Czuć,  jak  ci  ręka 
czyjaś  piersi  uciska  i  do  oddechu  zmusza.  Hę?  Co 
myślisz? 

Oddech,  ten  cię  nie  boli,  nie  wiesz  o  nim,  jest  tobą. 
Lecz  gdyb}'  cię  do  każdego  tchnienia  kto  przymuszał? 
Gdyby  obca  ci  ręka...  do  takiej  rzeczy  wnętrznej 
i  cichej,  jak  oddech...  Co  myślisz? 

Nienawidzę  jej! 

Właściwie  nic  może  niema.  Gdjbym  choć  to  wie- 
dzieć mógł,  że  coś  jest!  Ale  może  nic  niema.  W  cie- 
mności widzieć  nie  można,  czy  co  jest,  czy  niema. 
Lecz  jeśli  niema  —  nic  jest  w  takim  razie.  Nic,  któ- 
remu służę.  Nic,  które  mi  rozkazuje.  Nic,  które  jest 
panem  czegoś...  Lecz  w  takim  razie  ja  także  chcę  być 
niczem!  To  proste.  To  takie  proste,  jak  pałka,  którą 
ci  zbój  czaszkę  rozwala! 

PROMETEUSZ. 

Skończyłeś? 

SYZYF. 

Cz}'  myślisz,  że  rzecz  taka  skończyć  się  może? 
Może  się  tjlko  nie  zacząć! 

PROMETEUSZ. 

Największym  pocieszj^ielem  jest,  kto  w  cisz}'  słu- 
cha, gdy  bolejący  ból  mu  swój  powiada.  Bogowie 
mają  tę  ciszę.  Milczenie  ich  nie  jest  obojętnością,  ale 


POEZYE  221 

ukojeniem.    Wszystko,   co   milczy,    pociesza.    Śmierć 
i  Bóg. 

Śmierć,  gdyb}'  mówiła,  byłaby  życiem.  Bóg,  któryby 
mówił,  byłby  człowiekiem.  Podniesieni  są  wszakże 
nad  to  oboje  tem,  iż  nie  mają  głosu. 

Pocieszyć  cię  chciałem. 

SYZYF. 

Bogdajeś  przepadł  i  z  pociechą  twoją.  A  czemże 
ty  bjłeś,  gdyś  mi  mówił  o  światłach  onych?  O  boskim 
ogniu  onym? 

PROMETEUSZ. 

Drogą  do  śmierci... 


..Śmierci. 
..Śmierci. 


ECHO. 


DALSZE  ECHO. 


PROMETEUSZ. 

Niech  i  tak  będzie  1  To  jedno,  A  teraz  przybliż  się 
i  słuchaj. 

Z  ognia,  który  Zeusowi  chwyciłem  i  oddałem  lu- 
dziom, została  rai  iskra.  Jest  bardzo  drobna,  bardzo 
jasna  i  bardzo  paląca.  Świeci  modro,  jak  jedna  z  gwiazd 
większych;  ale  chwilami  zamienia  się  w  słońce. 

Ukrytą  ją  miałem  w  piersiach,  gdym  na  Kaukazie 
leżał,  przykuty  do  skały  za  porwanie  ognia.  Dopiero 
przykuwszy  mnie,  spostrzegł  Zeus,  że  iskrę  przykuł 
razem  ze  mną  i  sępa  swego  zaraz  posłał  po  nią. 

Nieprawdą  jest,  że  sęp  szarpał  mi  wątrobę  tylko. 
Nie!  On  serca  sięgał.  On  z  serca  chciał  wyrwać  iskrę, 
która  w  niem  płonęła.  Ale  nie  zdołał.  Została  i  ocaliła 
mnie. 


222  MARYA   KONOPNICKA 

Sto  razy  byłby  mnie  Zeus  gromem  swoim  strza- 
sliał,  gdyby  się  nie  bał,  że  iskra  też  zgaśnie.  Dla  niej 
mnie  jeńcem  żywił,  ażbym  ją  stradał.  Ale  nie  stra- 
dałem. 

Gorzała  w  piersi  mojej  na  poranku,  jak  gwiazda 
jutrzenna,  a  czasu  nocnycli  straży,  jak  gwiazda  po- 
larna. Niesłychanej  mocy  łuna  padała  od  niej  na 
Kaukazus  stary,  a  wieczne  śniegi  jego  płonęły  w  jej 
blaskach,  jak  gdyby  pod  zorzą. 

I  budzili  się  ludzie  i  podnosili  głowy,  i  patrząc  na 
Kaukazu  szczyty,  mówili: 

Prometej  tam  żyw  jest!  Prometej  tara  kaźń  cierpi! 
Prometej  świeci  w  męce! 

I  stało  się,  że  pojęcie  życia  i  męki,  męki  i  blasku 
zórz,  kaźni  i  najw3'ższej  chwały,  złączj^ły  się  w  ustacli 
i  w  uczuciu  ludzi,  i  tak  zostały. 

Do  czterech  żywiołów  świata  przybył  nowy,  po- 
tężny żywioł:  ból. 

Ten  miał  siły  za  cztery  i  treści  za  cztery:  wicher 
jęku,  łez  morze,  ogień  męki  i  ziemię  mogilnych  pro- 
chów. Na  tej,  co  stanie,  wieczne  jest.  A  co  łzy  napoją, 
żywe  jest.  A  co  ogień  męki  wypali,  mocne  jest.  A  co 
jęk  w\'śpiewa  na  czarnej  harfie  sw^ojej,  tego  słucha- 
jąc, milionj'^  zmocnione  będą. 

I  zmocniły  się  serca  ludzkie  żywiołem  nowym 
i  stanęł)'  na  nim  pokolenia  nowe,  jak  na  gruncie  ży- 
cia, i  łamały  z  sobą  chleb  jęku  i  piłj'  do  siebie  łez 
czaszę  i  w  upaleniu  ducha  wydały  siły  nowe. 

Których  widząc  Zeus,  rozwiązać  mnielkazał  i  od- 
puścić wolno. 

Bo  —  mówił  —  przestanie  mi  ten  szczyt  w  oczy  go- 
rzeć chwałą  umęczonego  tego. 


POEZYE  223 

I  wstałem.  A  z  rany  piersi  moich  wyszła  iskra  ży- 
cia i  szła  przede  mną,  świecąc  mi  w  drodze.  I  wy- 
ciągnąłem ręce  moje  i  szedłem  za  nią,  gdzie  mnie 
wiodła. 

I  rozbrzękła  na  poranku  tysiącem  głosów  życia 
i  błysnęła  tysiącem  barw  i  kształtów  jego.  Poruszyły 
się  ramiona  moje  i  myśli  moje  pracować  zaczęły, 
i  serce  uderzyło  nadzieją. 

A  wtem  usłyszałem  krakanie  sępa  i  cień  skrzydeł 
jego,  rozjętycti  na  wscłiód  i  na  zacłiód  słońca,  padł 
na  drogę  moją.  Ptak  Zeusowy  ścigał  iskrę  moją,  iskrę 
żywota. 

Przeląkłem  się  i  przywołałem  ją  tchnieniem;  go- 
rącem tchnieniem  ust  wziąłem  ją  w  piersi  moje  całą 
złotą  i  zakryłem  pierś  płaszczem,  a  idąc,  szedłem. 

Nie  ku  nadziei  teraz  szedłem,  ale  ku  ochronie. 
A  jako  siewca  ukrywa  ziarno  siewu  swego  w  ziemi, 
tak  ja  chcę  ukryć  w  tej  jaskini  iskrę  ducha  mego. 
Bom  mówił:  Szukać  będę  czegoś,  co  mocne  jest  a  ślepe, 
i  czegoś,  co  w  pracy  jest  a  trwa,  i  czegoś,  co  cierpi 
a  nie  wie. 

W  przepaść  męki  i  ciemności  i  siedmiorga  głodów, 
i  siedmiorga  potów  i  nędzy,  nad  którą  niemasz,  jakąby 
stawić  można,  rzucę  iskrę  moją. 

I  rzucę  ją,  gdzie  jest  skrzywdzony  a  cichy,  iżby 
ku  żywotowi  dojrzewał,  jako  źdźbło  rodzajne. 

Na  twardą  pierś  ją  rzucę  i  na  ramiona  żylaste, 
i  rozświecę  nią  mózg  krzepki,  jak  ugór,  co  nie  ro- 
dził jeszcze. 

Milczącemu  ją  dam  i  temu,  który  jest  cierpliwy. 

A  dam  ją,  który  nie  pamięta  początku  swej  i^racy, 
ani  wygląda  jej   końca,   A  który   nie  osy  cha  z  potu. 


224  MARYA  KONOPNICKA 

a  W  rosach  znoju  chodzi,  tego  ubogacę.  I  tak  wybra- 
łem ciebie. 

Rozdzieram   płaszcz   mój  i  oddaję  ci   iskrę  boską. 

Pójdź,  a  weź!  (Nagła,  cicha  jasność) 
SYZYF. 

A!... 


^^Sy 


I 


POEZYE  225 


III. 

Taż   sama   okolica,   dzień   znojny,   południe.   Na  odłamie  slłały 

siedzi  SYZYF.  lirótlia  bluza   kamieniarza,   ręce  i  nogi    obnażone 

głęboko,    postać  potężna,   rzucająca  cień  krótki,    czarny.   Zgiełk 

od  strony  miasta  rośnie  i  opada. 

GŁOSY  DALSZE, 

Podpalacz  1  Podpalacz  1  Chwytać  podpalaczal 

GŁOSY   BLIŻSZE. 

Tu  szedł...  Tędy  uciekał... 

SYZYF. 

Wiatr  w  polu  łapaj!  Hu,  co  dymu  walił 

GŁOS    OBWOŁYWACZA. 

Sto  uncyi  złota  za  głowę  podpalaczal   Sto  uncyi 
złota! 

SYZYF. 

"W  Ogień  wsadź  rękę,  głupcze !  Będzie  ci  zdro^viej, 
niżbyś  po  nią  sięgał, 

GŁOS   OBWOŁYWACZA 
(oddala  się) 

Sto  uncyi  złota  za  głowę...  Sto  uncyi... 

SYZYF. 

Hu,  jaka  łuna  I  Tęgom  ich  podkurzyłl 

(ONOPNIOM.    POEZYE.   VII.  15 


226  MARYA   KONOPNICKA 

INNE   GŁOSY  NIKNĄCE. 

Łapaj!...  Chwytaj!... 

(Zbliża  się  Prometeusz.  Postać  anhelliczna)  * 
PROMETEUSZ. 

Znów  okrzyk  nieszczęścia  i  winy!  Gzy  nigdy  nie 
przebrzmi  on  nad  ziemią? 

SYZYF. 

Ktoś  idzie...  Nie  od  miasta  idzie...  Przechodzień 
jakiś.  Dość  sobie  jakiś  szczególny  przechodzień  1  Czyżby 
i  ten  coś  budował  i  po  kamienie  tu  szedł,  jak  Cyklopy 
chodzą?  Nie  wygląda  mi  na  siłacza,  niewieleby  dźwi- 
gnął... Ale  ma  w  sobie  coś,  za  czem  kamienie  same 
iśćby  mogłj'...  Hu,  co  dymu!... 

PROMETEUSZ. 

On...  siła!  Wyzwolona  siła  przepaści!  On...  wielki, 
surowy,  mocny!  Świat  z  niego  nowy  dyszy...  On...  glina 
wszystkich  posągów,  jakie  wzniosą  wieki,  fundament 
wszystkich  szczytów,  wiązanie  wszystkich  murów... 
On,  poznaję  go!  Bądź  pozdrowiony,  tytanie! 

SYZYF. 

Syzyf  mi  imię.  Ale  ja  cię  już  słyszałem. 

PROMETEUSZ. 

Tak.  Pewny  byłem... 

SYZYF. 

Gdzie  ja  ciebie  słyszałem?...  Nie  widząc,  słyszałem?... 

DALEKIE   GŁOSY. 

Podpalacz!...  Podpalacz!...  Sto  uncyi  złota...  Chwy- 
taj!... Łapaj  1... 

'  t.  i.  podobna  do  Anhellego  z  poematu  Słowackiego  pod  tym 
tytułem. 


d 


POEZYE  227 

PROMETEUSZ. 

Byłem  pewny,  oni  Stopy,  które  pójdą  w  przyszłość. 
Ramiona,  które  pocliwycą  życie.  Pierś,  która  wyda 
ostatni  okrzyk  tryumfu,  zanim  nastanie  wielka  cisza 
ziemi.  On,  budownik  jutra... 

Lecz  iskra?  Gdzie  iskra  moja? 

SYZYF. 

Al  To  ty,  rozdawaczu  jasełkowych  świeczek?  Ty, 
którego  miałem  za  orła?  Ha!  ha!  Nie  myślałem  nigd}-^, 
żeś  tak  marnem  lichem!  Mniemałem  cię  być  większym, 
tęższym,  a  nadewszystko  silniejszym!  Dużo  silniejszym! 
Patrz,  patrz,  jak  się  to  zabawnie  wyświęca!  Hal  hal... 
Za  orła  go  miałem!  Za  Zeusowegol...  O,  ja  czerwienny 
głupiec  1  Nieboraczysko!  Toż  to  ledwie  skóra  a  kości! 
Skądże  ty  idziesz,  chudziaku?  Czy  może  znów  jaką 
latarkę  za  pazuchą  niesiesz?  Jeszczem  od  swędu  tamtej 
nie  odczadział.  Widzisz,  co  się  z  niej  narobiło  swędu? 
Spojrzno  tam,  ku  miastu!... 

Patrz,  patrz!  A  ja  z  nim  gadał,  jak  z  bogiem  I  O  mar- 
noto wieczna  1 

PROMETEUSZ. 

Wielki,  potężny,  siłę  swą  czujący!  Takim  go  chcia- 
łem. Takim  go  marzyłem.  Rodziciel  plemion  i  wie- 
ków... On! 

SYZYF. 

Gada,  jak  szaleniec.  Komar,  któryby  oszalał,  nie 
inaczej  brzęczałby  nad  uchem  mojem...  Czy  masz  go- 
rączkę, kochanku? 

PROMETEUSZ. 

Prędzej...  prędzej  tchnąć  ogień  boski  w  tę  potężną 
glinę!  Prędzej  pierś  mu  rozdmuchać...  Iskra...  Gdzie 
iskra,  którąm  ci  powierzył?... 

15' 


228  MARYA   KONOPNICKA 

SYZYF. 

Iskra  nie  jest  mi  już  potrzebna.  Ale  ci  powiem,  że 
przednie  miałem  widowisko! 

Kiedyś  ją  rzucił,  wiesz,  tam  do  mojej  dziury,  zro- 
biło się  nagle  jasno,  ale  to  tak  jasno,  żem  o  kęs  nie 
oślepł  na  piękne.  Potem  przywykłem.  I  zobaczyłem, 
że  to,  co  miałem  za  głazy,  było  nędzą  moją,  a  to,  co 
zdawało  mi  się  szczytem,  było  głupotą  moją,  a  to,  co 
zdawało  mi  się  przepaścią,  było  krzywdą  moją.  Pa- 
dłem tedy  i  gorzko  płakałem.  Powiadam  ci,  do  końca 
nie  wypije  ziemia  łez  tych,  którem  wylał. 

A  potem  mi  nagle  łzy  oschły  i  rzekłem:  Nie  jest 
nigdy  ciężar  nędzy  większy  nad  głupotę  nędznego,  ani 
krzywda  nie  jest  głębsza  nad  głupotę  krzywdzonego. 
I  podniosłem  się. 

A  kiedym  się  podniósł,  zobaczyłem,  że  ta  jaskinia, 
którą  w  ciemności  miałem  za  świat  cały,  jest  sobie 
dość  lichą  budą  i  że,  dobrze  kopnąwszy,  rozwalić 
ją  można.  Rozwaliłem  ją  też  zaraz  i  wytknąłem  głowę. 

Było  jasno.  Było  przeraźliwie  jasno. 

Wielkie  to  światło,  o  którem  mówiłeś,  iż  dniem 
rządzi,  świeciło  mi  prosto  w  oczy,  zrazu  podnosząc 
się  w  górę,  a  potem  staczając  się  na  dół. 

Patrz}'łem  ciągle. 

I  wyszło  z  mokrych  nizin  światło  blade,  które  rzą- 
dzi nocą;  i  to  w  górę  szło  nad  głową  moją,  a  potem 
stoczyło  się  na  dół. 

Patrzyłem,  patrzyłem  ciągle... 

I  wyszły  światła  drobne  i  tliły  się  nad  głową  moją, 
drżąc  bardzo.  Ale  i  te  zagasły.  Patrzałem  dzień,  pa- 
trzyłem noc,  i  znów  dzień,  i  znów  noc,  i  jeszcze... 
i  jeszcze... 


POEZYE  229 

Wiesz,  co  ci  powiem?  Przekonałem  się,  źe  niebo, 
Olimp  niby,  to  taka  sama,  jak  moja,  tylko  szczytem 
na  dół  odwrócona  przepaść,  źe  Zeus  jest  w  niej  takim 
samym  pachołkiem,  jakim  ja  w  mojej  dziurze  byłem, 
i  że  te  wszystkie  światła,  to  poprostu  większe  i  mniej- 
sze głazy,  które  on  w  górę  toczy  i  które  ciągle  spa- 
dają. 

Aaa!  kied}'  tak  —  myślę  sobie  —  to  znów  co  in- 
nego! To  jest,  właściwie,  może  nic  innego,  ale  wiesz... 
taki  mnie  opanował  śmiech,  ale  to  taki  śmiech,  źe  się 
serce  trzęsło  we  mnie,  jakby  przy  skonaniu.  A  potem 
zaraz   taka  we  mnie  uderzyła  żałość,   taki  smutek,  źe 

znów  padłem  i  płakałem. 

« 
Na  głazy  te,  powiadam  ci,  padłem,  a  z  łez  moich 
dwa  morzabyś  ulał,  gorzkie  i  słone,  tak,  żeby  w  nich 
wszystkie  bestye  pozdychały.  Tak  mi  było! 

Czegom  ja,  głupi,  płakał,  w  łeb  wal,  do  dziś  nie 
wiem.  Przepadało  coś,  ginęło,  rozdzierało  się  we  mnie... 
Aż  i  to  przeszło. 

I  ból  jest  głazem,  który  się  przez  pierś  toczy  i  opada. 

I  wszystko...  wszystko... 

Więc  kiedym  to  w  sobie  rozważył,  zadziwiłem  się 
wielkiej  nędzy  świata. 

I  zobaczyłem  wtedy  wiele  rzeczy,  ale  to,  mówię 
ci,  rzecz}'...  no! 

Bo  i  czas  jest  głazem;  toczj'  się  i  spada,  a  proch, 
który  z  niego  leci,  nazywa  się  życiem.  Szary,  gryzący 
proch... 

(Bierze  garść  pyłu  i  dmucha  aa  nią). 

Phhu!!! 

Ale  mi  już  niczego  żal  nie  było.  Tylko  ta  jasność 
mnie  piekła.  Piekła  mnie  tak,  żem  miał  oczy  w  ogniu... 
1  mózg  miałem  w  ogniu.  Bo  jeżeli  żj-cie  jest  tylko 
pyłem  tego  głazu,  który  miliony  toczą,  i  jeżeli  miliony 


230  MARYA  KONOPNICKA 

giną  i  padają,  myśląc,  że  przecież  głaz  ten  gdzieś  do- 
leci, i  miecą  go  gdzieś  w  górę,  a  nie  dolata  i  dolecieć 
nigdy  nie  ma,  to  byle  tę  całą  budę...  rozumiesz?  ot 
tak... 

(Czyni  w  powietrzu  rucli  kopnięcia) 

Zrozumiałeś?... 

PROMETEUSZ. 

Nędzny!  I  z  tegom  błota  chciał  budować  światy  I... 
Lecz  iskra?  Gdzie  iskra,  którąm  ci  powierzył?... 
(Wielki  wybuch   płomieni   nad  pałacem  się   miastem.    Słychać 
krzyk  zgrozy) 

GŁOSY   DALSZE. 

Śmierć!  Śmierć  podpalaczowi! 

GŁOSY   BLIŻSZE. 

sto   uncyi  złota  za  głowę!   Sto   uncyi!...    Chwytaj! 
Trzymaj ! 

SYZYF. 

Hu,  gorąco!  Hu!... 

PROMETEUSZ 
(wstrząsa  nim) 

Gdzie  iskra  moja,  szaleńcze? 

SYZYF 
(kurczy  się,  wyciąga  przed  siebie  palec  i  mówi  szeptem) 

Tam...  tam  iskra  twoja... 

GŁOSY   ODDALAJĄCE   SIĘ. 

Łapaj...  Chwytaj... 

PROMETEUSZ 
(podnosi  runiczną  *  laskę). 

Iżeś  boskiego   ognia  w  pierś  nie   wziął,  aleś  zeń 
ziemi  pożogę   uczynił...    Iżeś  za  światłem  w  górę  nie 

*  Runy  —  tajemnicze  pismo  starych  Germanów;   runiczna 
laska  —pokryta  runami,  tajemnicza,  czarodziejska. 


POEZYE  231 

rósł,  aleś  rzeczy  górne  ściągnął  do  własnej  nicości... 
Na  wiek...  na  dwa...  na  dwakroć  po  lat  tysiąc  oddaję 
cię  bezruchiowi  i  senności  głazów! 

(Syzyf  kamienie]  e  w  bezkształtny  posąg). 

PROMETEUSZ 
(zachodzi  zmierzchem). 

Pomszczony  jesteś,  Zeusie,  gromów  boże! 


<SS> 


DODATEK  KRYTYCZNY 


SKRÓCENIA. 

A      —  autograf. 

Al     —  autograf,'luźna  kartka. 

AW  —  autograf,  własność  p.  Zygmunta  Wolskiego. 

Pdr  —  pierwodruk. 

BL   —  Biesiada  Literacka. 

BW  —  Biblioteka  Warszawska. 

KW  —  Kuryer  Warszawski. 

NG   —  Nowa  Gazeta. 

NR   —  Nowa  Reforma. 

Prz  —  Przodownica. 

Tgl  —  Tygodnik  Illustrowany. 


<SS> 


DODATEK   KRYTYCZNY  235 


Str.  1. 
POEZYE  DOBY  OSTATNIEJ. 

Str.  3. 
I.  ACH,  TA  PRZECUDNA,  CICHA  ŁĄKA... 

Al;  Pdr  ,Na  nową  szkołę,  książka  zbiorowa'  Kraków, 

1907. 

Str.  3  w.    3  ,płynie'  Pdr;  ,bije'  A. 
»     4   »     7  ,rozzłocą'  A;  .roztoczą*  Pdr. 
»     5   »     3  josuszają'  Pdr;  ,ocierają*  A. 

Str.  6. 
*II.  NASZ  SZTANDAR. 
Al;  Pdr  Głos  Wielkopolanek  Nr.  I,  Poznań,  d.  5  kwie- 
tnia 1908. 
Str.   6  w.    3  ,głuclią'  Pdr;  ,długą'  A. 
»   —   »    19  ,żyje*  Pdr;  ,życie*  A. 
»   —  zam.  w.  20:  ,A  z  klęsk  jest  zmartwychwstanie*  A. 

Str.  7. 
*III.  NA  JUNGFRAU. 
Al;  Pdr  Sfinks  1908,  I,  str.  50. 
Str.   7  w.    1—4  porządek  w  A:  4,  3,  1,  2. 
»     8   »     9  ,z  śmierci'  Pdr;  ,z  męki'  A. 
»   —  zam.  w.  13 — 14:  ,Z  łez  ta  jedna  ulana, 

W  drugiej  krwi  po  kolana*  A. 
»   —  w.  19  ,(z  płomieni)  ognisty'  A. 
»   —  po  w.  20:  ,Ranny  tuman  jej  przędzie 
Białe  szaty  łabędzie, 


1 


236  MARYA  KONOPNICKA 

Srebrny  tuman  zroszon}' 
Tka  rąbeczek  zasłony. 
"Wkrótce  będzie,  wkrótce   będzie  panna 
[młoda  gotowa'.  A. 
Str.   8  w.  22  ,(świat)  dźwierz*  A. 
»    —   »   24  jGłuclie  jęki  (ziemi)'  A. 
»     9  zam.  w.  4  ,Grzmot  gdzieś  słycłiać  daleki'  A, 
»    —  w.  14  ,złe'  Pdr ;  ,noc'  A. 
»    —   »    19  ,rozdnieje'  Pdr;  ,zadnieje'  A. 


Str.  10. 

*IV.  ROTA. 

Al;  Pdr  Prz  1908,  str.  1806;  KW  1910,  nr.  1. 

Str.  10  zam.  w.  9:  ,(Musi)  Przed  nim  się  rozpaść  musi 

w  pył'  A. 

»    —  po  w.  12: 

,Nie  damy  miana  Polski  zgnieść. 
Nie  (daraj^)  pójdziem  żywo  w  trumnę, 
(Na  Polski  imię,  na  jej  cześć) 
"W  ojczyzn}^  imię  i  w  jej  cześć 
Podnosim  czoła  dumne:  , 

Odzyska  ziemię  dziadów  wnuk,  m 

Tak  nam  dopomóż  Bóg'  A. 
»    —   »    13  ,Nie  (dam},  by  nas)  będzie'  A. 
»    —   »    —  jNiemiec*  Pdr,  KW;  ,Krzyżak'  A. 
»    zam.  w.  15  ,Na  sercu  oręż  toczon  nasz'  A. 
»    —  w.  15  ,wstanie'  KW;  ,sercem'  Pdr. 
»    —   »    17  ,(Otrąbił  hasło  złot)  Pójdziem*  A. 
»    —   »    —  ,zabrzmi'  Pdr,  KW;  ,zagrzmi'  A. 

Str.  11. 
*V.  POSŁOM  WIELKOPOLSKIM. 
Al;  Pdr  NR  1908,  nr.  40;  NG  1908,  nr.  43. 
Str.  11  w.    2  ,swoich'  Pdr,  NG;  ,waszych'  A. 
»    —    »     8  jczucia'  Pdr,  NG;  ,gniewu'  A. 


DODATEK  KRYTYCZNY  237 

Str.  12  W.    3  jUcha  polskiego*  Pdr,  NG;   .słuchu  swo- 
jego' A. 
»    —    »    10  ,miecz  i  za'  Pdr,  NG;  .tarczę,  za*  A. 

Str.  13. 
*VI.  INWOKACYA. 
Al;  Pdr  KW  1909,  nr.  1. 
Str.  14  w.    8  ,(na  sercu)  za  ryngraf  A. 
»   —   »    10  ,(dzień)  bój...  (dzień)  bój*  A. 
»    —   »    13  ,(pójdź)  idź*  A. 

»    —    »    15  ,(Rozjarz  (czcią  twoją)  wielkiego)  Niech 
się  rozjarzą  kopuły  kościoła*  A. 

Str.  15. 
•VII.  Z  SIEROCYCH  GNIAZD. 

Z  A  odpis  p.  Stefana  Dembego;   Pdr  Tgl  1910,  I,  280; 

Pocztówki  p.  t.  Gniazda  sieroce.  Rok  1911— 1912;  ))Pro- 
gram«. 

Tytuł  z  ))Programu«.  Pod  utworem  w  autografie  do- 
pisek poetki:  »Toby  powinno  być  śpie- 
wane na  jakąś  znaną  już  dzieciom  nutę, 
jakąś  łatwą,  byle  nie  trywialną.  Gdyby 
rzecz  była  za  długa,  radzę  wyrzucić 
strofę  trzecią.  Wieczorna  ta  modlitwa 
mogłaby  zostać  zmodyfikowana  na  po- 
ranną przez  małą  zmianę  dvvfóch  pierw- 
szych wierszy,  które  mogłyby  brzmieć: 
,Gdy  gasną  ciche  promienie  gwiazd 
Na  jutrzenkowem  niebie...' 

Str.  15  w.  12  ,ku  (tobie)  światłu'  A. 

Str.  17. 
POEZYE  POŚMIERTNE. 

Str.  19. 

**I.  PODMUCHY  WIOSNY. 

Al. 


238  MARYA  KONOPNICKA 

Str.  20. 
**II.  w  KOLEBCE  Z  POLSKIEJ  LIPY... 
Al. 
Str.  20  w.    9: 

,(Ty  (czarodziejstwem)  czarami  twej  pie- 

[śni,  co  ogniem  wybucha, 
Dałaś    (więźniom)    cliwilkę    zapomnieć 

[o  brzęku  łańcucha 
I  byłaś  jako  słowik  co  w  więziennej  celi 
I  tylko  nam  na  chwilę  czarami) 
Przecież  gdj^  nas  porzucisz  i  t.  d.'  A. 
»   —   »    12  ,(tyś  siostrą)  prawdziwą'  A. 

Str.  2L 

**III.  NA  KWIETNE  PUCHY... 

Al. 

Str.  22. 
"IV.  SKOWROŃCZĄ  W  SERCE... 
Al. 
Str.  22  w.    9  ,(Skroś    miesięcznego)    Wskroś   słonecz- 
nego' A. 

Str.  23. 

**V.  PROLOG  DO  BAJKI. 

Al. 

Str.  23  w.    7  ,prawdy  (wciąż)  bladszy  (a  wciąż)  coraz 

bladszy'  A. 

Str.  24. 

**V1.  TA  TYLKO  MŁODOŚĆ... 

Al. 

Str.  25. 

*VII.  TEKST  DO  MSZY  ŚPIEWANEJ. 

Pdr  BW  1911,  II,  312. 


DODATEK   KRYTYCZNY  239 

Str.  29. 

*VIIL  PSAŁTERZ  DZIECKA. 

Al  obejmuje  tylko  ))Do  świętych  Patronóww;  Pdr  BW 

1911,  III,  131. 
Str.  36  zam.  w.  25—26: 

(O  święci  nasi  polscy  Młodziankowie) 
Do  was  ja  wołam,  święci  Młodziankowie 
(Przyobleczeni  w  zórz  wiecznych  szkarłaty). 

(Do  was  ja  wołam  i  wyciągam  ręce, 
Wszak  wy  (naj)  tam  pierwsi  głos  mój  (tam) 

[usłyszj^ie 
I  w  straż  oddacie  najświętszej  Panience 
1  serce  moje  i  całe  me  życie)'  A. 
»    —  w.  28  ,(życia)  serca*  A. 
»   37   »     5  ,na  mojem  złóż  czole*  Pdr;  ,połóż  mi  na 

czole'  A. 
»    —  zam.  w.  6  ,1  ducha  twego  ogrzej  mnie  promie- 
niem' A. 
»    —  w.    7  ,o  Pani'  Pdr;  ,królowo'  A. 
»    —  zam.  w.  9  ,Jasna  Hetmanko  starej    Częstocho- 
wy' A. 
»    —     »       w.  10  ,(Swieć  nam  nadzieją  i)   Nad  pola 
nasze  (prze)  wzejdź  jasną  jutrzenką*  A. 
»    —  w.  12  ,(zasłona)  korona'  A. 
»    —   »    14  ,(królowa  nasza,  bądź)   Zdrowaś  Marya 
i  błogosławiona*  A. 

Str.  39. 
MX.  W  IMIONNIKU. 
Pdr  BW  1911,  III,  344. 

Str.  40. 
*X.  NA  OBCZYŹNIE. 
Pdr  BW  1911,  III,  441. 


240  MARYA   KONOPNICKA 

Str.  47. 
POEZYE  Z  LAT  1876—1879. 

Str.  49. 
**I.  GABRYELI. 
Al. 
Str.  49  tytuł  ,(Pamięci)  Gabryeli*  A. 
»   —  w.    1  ,(gwiazda)  wiosna*  A. 

Str.  50. 

**II.  MIRAŻE. 

AW,  zeszycik  in  4-o,  k.  5. 

Str.  52. 

**III.  BURZA. 

AW,  k.  6. 

Str.  54. 

**IV.  ŻYCIE  —  MORZE. 

AW,  k.  8. 

Str.  55. 

V.  CZCIGODNEMU  J.  I.  KRASZEWSKIEMU. 

Pdr  »Czcłgodnemu  J.  I.  Kraszewskiemu((.  Kraków  1879, 

8-ka,  str.  7;  BL,  1880,  183. 
Str.  55  zara.  w.  4  ,Jako  senne  skowronki  nad  pełną  łez 
ziemią'  Pdr. 
»    —  w.  10  jjako  błyski'  BL;  ,jak  promienie'  Pdr. 
»    —    »    11  ,kiedyś'  BL;  ,niegdyś'  Pdr. 
»   —    »   13  ,szmery  i  wróżby'  BL;  ,wróżby  i  szmery' 

Pdr. 
»    —   »    18  ,czarnych'  BL;  ,ciemnycti'  Pdr. 
»   —  po  w.  18: 

,1  nad  ciszę  cmentarną,  nad  krzj^że  i  climury, 
Na  wszystkich  siedmiu  strunacłi  grzmi:  resur- 

[recturi'  Pdr. 


DODATEK   KRYTYCZNY  241 

Str.  55  w.  21  ,przepełaiony*  BL;  ,przepłoniony'  Pdr. 
»    —   »  22  jbujnem'  BL;  ,sinera'  Pdr. 
»    —  po  w.  22: 

,1  czy  ty  jesteś  mistrzem,  co  światła  i  cienie 
Bladych  naszych  błękitów  rozdziela  uczenie, 
A  łącząc  kształt  i  barwy  w  jeden  ton  uroczy, 
Wskrzesza  umarłe  wieki  i  stawia  przed  oczy*  Pdr. 
»    —  w.  23  ,i  barwą*  BL;  ,tą  barwą'  Pdr. 
»   56  po  w.  8: 

,Którym  dzisiaj  wznosimy  toast  narodowy 
W  górę  —  nad  zimne  serca  i  nad  martwe  głowy* 

Pdr. 
»    —  w.  19  ,znicze  stare*  BL;  , stare  znicze'  Pdr. 
»   —   »   20  jklątwą  i  jękiem  siwego*  BL;  ,ojcowską 

klątwą  starego*  Pdr. 
»   57   »     6  ,Którą'  BL;  ,Które*  Pdr. 
»    —   »     7  ,W  dniach  smutku  własne'  BL;  ,Ty  wiel- 
kie w  bólu*  Pdr. 
»    —  zam.  w.  8  ,Z  własnych    rozdartych   piersi,  co 

łzy  i  krew  ronią  Pdr. 
»  —  w.  14  jleci*  BL;  ,wieje*  Pdr. 
»    —  po  w.  16: 

,1  omijając  burzę,  która  maszty  łamie. 
Bezpieczny  nurt  wskazujesz  żeglarzom  w  Pro- 

[gramie*  Pdr. 
»    —  w.  20  jgłodu  i  chłodu*  BL;  ,chłodu  i  głodu'  Pdr. 
»   —    »   23  ,Ty'  BL;  ,1'  Pdr. 
»   —   »   24  ,naszych   dębów'   BL;    ,dębów   naszych' 

Pdr. 
»    —   »   25  ,1  przepływa  kraj'   BL;  ,1  płynie   przez 

kraj*  Pdr. 
»   —   »   26  jSpada  jękach'  BL;  ,jękach  spada'  Pdr. 
»    —   »   31  ,sierocą'  BL;  ,sierocem'  Pdr. 
»   58   »     5  jtłumioną*  BL;  ,stłumioną*  Pdr. 

Str.  59. 
POEZYE  PROZĄ. 

KONOPNtOM.  POEZVE.  VII  16 


242  MARYA   KONOPNICKA 

Str.  61. 
*I.  CZAS. 
Pdr  ))Dla  najuboższych.  Jednodniówka  wydana  stara- 
niem PP.  Ekonomek((.  Lwów  1903,  str.  9. 

Str.  62. 

*II.  Z  PSAŁTERZA  WIEKÓW. 

Pdr  Tgl  1906,  II,  734. 

Str.  76. 
*II1.  CHUSTA  WERONIKI. 
Pdr  Tgl  1907,  I,  258. 
Str.  76  w.  18  jSkurczyfy  się*;  ,skończyły  się'  Pdr  (za- 
pewne pomyłka). 

Str.  82. 

*IV.  TĘSKNOTA  WYGNAŃCA. 

Pdr  Tgl  1911,  I,  42. 

Str.  87. 
UTWORY  DRAMATYCZNE. 

Str.  89. 

**I.  JERZY  BOHUSZ. 

A. 

Str.  93  po  w.  11: 

,(Co  się  podnoszą  jako  opar  biały, 
To  tych  kalwińskicli  pysznych  duchów 

[sprawa)'  A. 
»    —   »    »  13: 

,(Z  któremi   pan   nasz    coś   nadto   prze- 

[stawa)'  A. 
»   —  w.  15:  ciągnie  (na  łowy 

jCóżby  jak  nie  złe)'  A. 


DODATEK   KRYTYCZNY  243 

Str.   93  w.  28  ,(Co  tam  gadać)  To  nie  śmiechy'  A. 
»     —    »   31  ,(0t)  Czyby*  A, 
»     94   »     9  z  boku  w  A  dopisany  wiersz: 

jChoć  krzyczą:  pilnuj !  on  nie  wie,   nie 
[słucha*. 
»     —    »    12  ,(Stał  tak)  Nieraz  widziałem,  (jak)  że  siał 

(między  drzewy)  na  polanie'  A. 
»     —    »    16  ,człowiek  (co  zgubił  gdzieś  ducha)*  A. 
»     —  po  w.  16  ,(I  znaleźć  pono  już  nie  ma)'  A. 
»     —  w.  26  ,(go  od  dziecka)  nań  z  maleńka'  A. 
»      —    »    27  ,(Na  rękach  nosił)  Dmuchał  i  chuchał'  A. 
»     —   »   31  ,(To  płochy  ptaszek)  Kiedy  miłuje*  A. 
»     95   »     6  na  tem  się  autograf  urywa. 

Str.  97. 
**n.  FRAGMENT. 
A. 
Str.  100  w.  33  ,(świeża)  leśna'  A. 
»    101    »    12  ,(lekuchno)  do  spania*  A. 
»    —     »    29  ,1  cóż?  (Chcesz  ty  być  moja)*  A. 
»    —    »    31  ,(Ja  ojca)  Tatusia*  A. 
»    102   »    12  ,zowią  hardą  Jewką  (przezywają)*  A. 
»    103   »     5  , (Przed  waszą  ręką,  co  mi  wianek  gniecie) 

Przed  wstydem'  A. 
»    104  po  w.  14  ,(A  ona  mi  prawi)*  A. 

Str.  105. 
III.  Z  PRZESZŁOŚCI.  FRAGMENTY  DRAMATYCZNE. 
Pdr  ,Z  przeszłości.  Fragmenty  dramatyczne  przez  Ma- 
ry ę  Konopnicką*.  Wilno,  wyd.   E.   Orzeszkowej  i  Sp. 

1881. 
Str.  116  w.    6  ,głowic';  ,gło\vie*  Pdr. 

»    137  w.  20  ,Przez*;  ,Precz'  Pdr. 

»   138   »    19  ,Zginiesz*;  ,Zgnijesz*  Pdr. 

»   153  po  w.  33  ,Vesalius*  pdr. 

»    154  w.  34  ,potęgę*;  ,potęgą'  Pdr. 

»    158   »   26  ,mych'  brak  w  Pdr,  zapewne  omyłka. 

16 


244  MARYA  KONOPNICKA 

Str.  193. 

IV.  PROMETEUSZ  I  SYZYF. 

Pdr  BW   1892,  III;   , Mary  a    Konopnicka.    Prometeusz 

i  Syzyf.   Warszawa,    nakł.   Gebethnera  i  Wolffa.   1907. 


<S!S> 


i 


UZUPEŁNIENIA  245 


UZUPEŁNIENIA. 

(Wyraz  lub  zwrot  przed  śrechiiluein  podany  jest  wedle  wydania 
niniejszego). 

T.  II.  DODATEK  KRYTYCZNY. 
Str. 36.  VII.  Co  się  stało?  Pdr  Tygodnik  Powszechny 
1880,  787,  tytuł  w  Pdr  ,Coś  się  stało'. 

»    —  w.    4  ,Co...  co';  ,Coś...  coś'  Pdr. 

»    —    »    10  ,długicłi';  ,lotn3'cIi'  Pdr. 

»     —    »     16—19  brak  w  Pdr. 

»    —    »    24—  str.  37  w.  2  brak  w  Pdr. 

»    37  po  w.  2: 

,Jak  obłoczek  opałowy, 

"Woń  się  wzniosła  z  róży  kwiatu. 

Dzięcioł  uniósł  ciężkiej  głowy 

Od  koronek  swycli  warsztatu'  Pdr. 

»    —  zam.  w.  10  ,Jak    mdlejących    zórz    sztandary' 
Pdr. 

»    —    »    15  ,smutki';  ,źądze'  Pdr. 

»     —  zam.  w.  16:  , Razem  z  mgłą  się  wznoszą  białą' 
Pdr. 

»    —  w.  21  ,szepce...    szepce';    ,szepcze,    ach,    ktoś' 
Pdr. 

»    —   »    26  jRozkochane';  ,Roztęsknione'  Pdr. 

Str.  55.  XI.  Wichrem  porwany.  Pdr  Tygodnik  Po- 

wszecłiny,  1880,  579. 
»     —  w.    7  ,przechowała  dawną,  żywą';  ,dawną,  żywą 
przechowała'  Pdr. 


246  MARYA   KONOPNICKA 

Str.  55  w.  14  ,Czyste  i  jasne';  ,W  błękitach  kędyś*  Pdr. 

»    —   »    18  jWrzosach  i  mchach';  ,i  mchach  bladych' 
Pdr. 

»     —    »    19  ,A';  ,1'  Pdr. 

»    —   »   21  ,pierwszeliljowe  rozświty';  ,co  dnia  bry- 
lantowe świty'  Pdr. 

»    —   »    24  ,ten  potok';  ,źródełko'  Pdr. 

»    56   »     9  ,A  grzmiąc  aż  w  głębi';  ,Aż  grzmiąc  w  głę- 
binach' Pdr. 

»    —  zam.  w.  12  ,W  sto  czarnych  wichrów  spętanych 
jak  konie'  Pdr. 

»    —  w.  13  ,Z    stalowym   biczem';   ,Z   biczem  stalo- 
wym' Pdr. 

»     —    »    14  ,Ze  złotą  wstęgą  wplecioną';    ,Ze  złotym 
wężem  wplecionym'  Pdr. 

»    —    »    17  jSwoich  powietrznych';  , grzmiących  ko- 
pytem' Pdr. 

»    —    »   26  .któremu';  ,kiedy  mu'  Pdr. 

»    57   »     1  jOmdlenia';  .omglenia'  Pdr. 

»    —   »     6  jleci  kędyś';  ,zda  się,  słyszę'  Pdr. 

»    —   »     9  jSzepcą';  ,Szepcząc'  Pdr. 

»    —  zam.  w.  10  ,A  po  przelocie  każdej  błyskawicy, 
Pdr. 

»    —  w.  12  ,nagle  krzyk  się  rozległ*;  ,krzyk  się  roz- 
legł ostry'  Pdr. 

»    —    »    16  ,śmie';  ,mógł'  Pdr. 

»    —    »   23  ,miejsca  i   godziny';  ,straszliwej    doliny 
Pdr. 

»    —   »   26  ,szamoce';  .szamota'  Pdr. 

»    —   »    29  , grzmocę';  ,grzmota'  Pdr. 

»    —      po  w.  31: 

,1  jeden  tylko,  mówią,  jest  ratunek 
Dla  nieszczęsnego  porwanego  ducha: 
Nie  pacierz  matki,  nie  zaklęcie  druha. 
Nie  ust  kochanych  nawet  pocałunek... 
Lecz  kto  ma  silną  dłoń  —  i  pewne  oko, 
Niechaj  nóż  weźmie  nowy,  poświęcany, 


UZUPEŁNIENIA  247 


I  nim  w  wichurę  skręconą  uderzy  — 
I  gdy  zobaczy  krwi  krople,  ślad  świeży 
Zadanej  w  serce  latawcowi  rany, 
Niech  nóż  ten  wbije  przed  progiem  świetlicy 
Do  rękojeści  krzepko  i  głęboko, 
A  jeśli  prawda,  co  mówi  podanie. 
Bólem  odklęty  z  czarów  nawałnicy 
))Porwany  wichremw  znów  na  ziemi  stanie'  Pdr. 
Str.57  w.  32  ,słowa';  ,słowo'  Pdr. 

»   58  zam.  w.  2  ,Gdy  tęcza  wstęg   swych  rozwiewa 
już  końce'  Pdr. 

»   —  w.    7  brak  w  Pdr. 

»    —   »     8  jMuszę  ulatać  jak  zaklęte  duchy'  Pdr. 

»   —  zam.  w.  10—11: 

,1  chociaż  w  piersi  mej  tkwi  nóż,  choć  rana 

Tak  jest  głęboka,  tak  ciężko  zadana. 

Ze  co  dzień  w  krwi  mej  opływa  szkarłaty*  Pdr. 

Str.  66. XV.  Po  grudce  ziemi.  Pdr  Prawda  1881, 
222  tytuł  ,Na  pomnik  Mickiewicza'  brak 
w  Pdr, 

»      66  w.  15  ,bez';  ,lub*  Pdr. 

»  67  zam.  w.  1  ,Aż  nieśmiertelnem  tknięci  słowem 
mistrza'  Pdr. 

»      —  w.    2  ,ofiary* ;  ,ofiarny'  Pdr. 

»      —   »   20  , duchów';  .naszej' Pdr. 

»      —   »   25  ,A';  ,r  Pdr. 

»      68   »     2  ,uczuć';  ,wzruszeń'  Pdr. 

»      —   »   15  ,z  głosem';  ,z  pieśnią*  Pdr. 

Str.ll8.X.  Chodziły  tu  Niemce...  Przedruk  z  » Gazety 
Swiątecznej«  w  Kuryerze  Warszawskim 
(KW)  1882,  nr.  40. 
»   119  w.    4  ,Nie  naszej  ten*;  ,Ten  nie  naszej'  KW. 
»     —   »    19  ,dzwoni';  ,woła*  KW. 
»    120   »    19  ,w  mogiłkach-;  ,w  mogiłach'  KW. 


248  MARYA   KONOPNICKA 

Str.  149.  XXXVII.  Modlitwy.  Pdr  Kuryer  Warszawski 
1910,  nr.  279. 
»    149  w.    2  ,Niech';  ,Niechaj'  Pdr. 

Str.218.  LV.  Pamięci  Zaleskiego  Bohdana.  Dru- 
kowane z  ))Damnaty((,  z  poprawieniem 
błędów  drukarskich.  Wprawdzie  PNU 
jest  co  do  czasu  późniejsze  od  Damnaty, 
ale  jest  to  przedruk  bez  zmiany  z  PIH, 
gdy  tymczasem  w  D  (późniejszem  od 
PHI)  sama  autorka  poczyniła  poprawki. 

T.  III.  DODATEK  KRYTYCZNY. 
Str.     9.  IV.  A  choć  ty  się  ziemio...  Pdr  Zycie  (war- 
szawskie) 1888,  II,  623,  tytuł  .Piosenka'. 

Str.   64.  XV.   W  Wielki   Piątek.   A,   w  książce   pa- 
miątkowej Biblioteki  suskiej,  k.  26. 
Str.   65  w.   1  ,Że  tutaj';  ,1  ze  tu'  A. 

»      —   »    11  jściekał';  ,kanął'  A. 

»      —    »    19  , skroś';  ,wśród'  A. 

»      --   »   22  jKtóre  w  twą';  ,Co  w  twoją'  A. 

»      66   »     8  ,przybity  do  krzyża';   ,do  krzyża  przy- 
bity' A. 

»      —    »   22  ,bo';  ,i'  A. 

»      —  pod  utworem   data  w  A:   ,Sucha,   d.  ^/^  1890'. 

Str.   81.  VII.  Obielił  nam...  Przedruk  z  Pdr  w  »Przed- 

świcie«  1895,  nr.  22,  str.  188. 
Str.   95.  XXV.   Polewały    bujne    deszcze...   Pdr 

Kuryer  Warszawski  1887,  nr.  188. 
Str.   95  zam.  w.  22  ,Z  złotem  ziarnem  kłosy'  Pdr. 
»      96  w.    1  ,jeżył  pióra';  ,skrzydłem  szumiał'  Pdr. 

Str.  111.  XI.  Jej  pamięci.  Pdr  Kuryer  Warszawski 
1887,  nr.  239  tytuł  ,Pamięci  Ludmiły  ze 
Skrzyńskich  Radoszewskiej  zm.  28  lipca 
r.  b.  w  Nerze'. 

Str.  111  w.    5  ,mrok';  ,zmrok'  Pdr. 


UZUPEŁNIENIA  249 


Str.  111  w.    7  ,ścieżka  owa*;  ,ścieźeczka  ta'  Pdr. 
»      —  po  w.  24: 

,Ojcowie  starzy  wzrok  niosą  do  góry 
I  myślą  —  tęsknie  wpatrzeni  w  niebiosy, 
Jak  ciężkie  życie,  jak  świat  ten  ponury, 

Jak  gorzkie  losy. 
Ojcowie  starzy  na  smętnym  swym  progu 

Skarżą  się  Bogu. 
Lecz  cięższa  boleść  i  sroższy  cios  gromu 
W  tem  pustem  gnieździe,  w  sierocym  tym  domu, 
Który  rzuciła,  jak  ptak,  gdy  odleci 

Od  drobnych  dzieci... 
I  gdzie  z  kochaniem  swojem  się  rozstała. 
Cicha  i  biała'.  Pdr. 
»    —    w.  27  ,poruszy';  ,nie  wzruszy'  Pdr. 
»    112   »   23  ,twej';  ,swej'  Pdr. 

Str.  117.  III.   Kto   cię  z  nas  nie  znał...   Kłosy  (Kł) 
1887,  230,  z  d.  14  kwietnia. 

Str.  117  po  w.  20: 

,Gdy  my  bez  ducha,  skarleli  nędzarze. 
Tracili  nasze  prawo  pierworodne, 
Tyś  sam  czcił  za  nas  ojczyste  ołtarze, 

Miłując  matkę  za  syny  wyrodne. 

Od  chaty  szedłeś,  od  kwietnych  futorów, 

Zstępując  między  stare  uroczyszcza, 

Za  tobą  tęcze  szły  pełne  kolorów 

I  złote  zorze  błyskały  nad  zgliszcza'  Kł. 

»    118  w.    1  ,Ty';  ,1'  Kł. 

»      —   »    12  ,1';  ,A'  Kł. 

»      —   »   13  ,to';  ,tu'  Kł. 

»      —  po  w.  16: 

,A  teraz.  Panie,  modhć  się  nie  mogę 
Dla  tego  ducha  o  wieczne  spocznienie... 
Daj  mu  ruch  raczej  wieczny  a  wskaż  drogę 
Przez  serce  ludu,  przez  ludu  sumienie'.  Kł. 


250  MARYA   KONOPNICKA 

Str.137.  IX.  w  oddalonych... 

Str.  138  w.    1  ,rzeczy';  ,rzeczach'  P,  PNU. 

T.  V.  Str.  90.  Adesso  parlal 
Nie  jest  to  cytat,  jakby  to  wypadało  z  podpisu 
w  Pdr  ,Michał  Anioł';  wedle  podania,  którego  nie  zna 
jeszcze  Yasari,  słowa  powyższe  miał  wypowiedzieć 
Micliał  Anioł  po  zupełnem  wykończeniu  statuy  Mojże- 
sza, znajdującej  się  na  pomniku  papieża  Juliusza  II 
w  kościele  S.  Piętro  in  Yincoli  w  Rzymie.  Źródłem 
dla  poetki  był  zapewne  ustęp  listu  Z.  Krasińskiego  do 
R.  Załuskiego:  ». . .  w  nim  (w  Mickiewiczu)  siła  Ty- 
tańska.  W  oczach  posągu  Mojżesza,  któremu  roztłukł 
młotem  kolana  Michał  Anioł,  mówiąc:  wAdesso  parlal« 
jest  coś  przypominającego  oczy  Mickiewicza«.  (Listy 
Z.  Krasińskiego.  T.  III,  Lwów  1887,  str.  62). 


I 


<SS> 


i: 


ALFABETYCZNY   SPIS   OBJAŚNIEŃ 


251 


ALFABETYCZNY  SPIS  OBJAŚNIEŃ 
W  TOMACH  I-VII. 

(Gj'fra  rzymska  oznacza  toni,  arabska  stronę). 


Achaj  e  III  198 
abbatessa  IV  239 
Adesso  parła  I  VII  250 
Adonai  I  166 
Adonis  IV  242 
adwokacya  IV  153 
Afrodyta  III  195 
ś.   Agrykoli    kościół 

V  210 
Aigues  Mortes  V  185 
akademia  VII  112 
akolita  V  171 
akweduk  V  196 
Albigensi  V  205 
alkierz  V  226 
»A1  mare...«  IV  176 
Alyscamps  V  213 
Amfitryta  III  194 
amfora  II  181 
Amorki  na  fryzie  IV 

55 
Anakreon  II  135 
Anaksymenes  III  195 
anatema  I  208 
Fra  Angelico  IV  12 
antyfonał  V  171 
antystrofa  I  2 
apokryfy  VI  74 


apsyda  IV  34 
arabeski  II  7 
Ara  Coeli  VII  170 
Archimedes  VII  113 
archont  III  197 
arena  II  229 
Ares  III  235 
Ariosto  L,  II  129 
arkana  VI  47 
arlekin  I  133 
Arlezyanki  V  183 
La  Arraana  V  181 
arsenał  wenecki  IV  8 
arum  IV  11 
Aryman  VI  262 
Aryowie  VI  19 
Arystoteles  VII  111 
Arystyda  atrium  IV 

69 
Asnyk  A.  III  124 
Atellany  II  213 
Atenę  III  205 
Atlantów  korona  VI 

180 
Attalus  I,  I  174 
Aubanel  V  177 
augurowie  III  241 
Aussee  V  168 


Ave...  I  219 
Ave,  Caesar!  II  181 
Avernus  IV  169 
Awentyn  I  160 
Awinion  V  136 

Baal-Fegor  VI  22 
Babilon  VI  22 
Baccoli  IV  162 
bachantka  II  246 
Bacon  R.  VII  67 
Bagnasco  IV  156 
Baja  IV  22 
Bambara  IV  252 
bambino  IV  243 
Barbentany  wieża  V 

184 
barcajuolo  IV  243 
Barrili  A.  G.  V  263 
Bassano  rV  105 
baśń  prastara  IV  158 
Beatrycze  III  57,  V  235 
befel  III  214 
ś.  Benezeta  most  V  170 
Biała  Góra  II  105 
Biała  Woda  III  13 
Bianchi  IV  100.  VII  159 
Bieszczad  II  56 


252 


MARYA  KONOPNICKA 


biga  IV  230 
bisurman  III  211 
blachy    srebrne    lY 

235 
Bocklin  A.  IV  160 
Bojan  II  219 
bolero  VII  153 
Borowski  L.  VI  33 
Botticelli  IV  119 
Brahma  V  68 
Brunelleschi  IV  89 
buja  V  129 
buńczuk  III  212 
BuonarottiM.  A.II129 
Buondelmouti  IV 100 
Burgos  VI  85 
Byrou  II  174 

Caesar  C.  Julius  V 

196 
Cagliari  IV  236 
La  Oamargue  V  182 
campanile  IV  49,  77 
canzona  IV  176 
canzonelta  V  147 
ii  Capitano  IV  245 
Capri  IV  161 
Careny  port  IV  161 
carillon  V  145 
Carignano  IV  26 
Castel  Fiorentino  IV 

12 
Catilina  IV  23 
Celtyberowie  I  203 
Certosa  San  Martłiio 

IV  167 
Cezareum  VII  108 
ś.  Cezaryusz  V  218 
Cheronea  III  229 
Cherso  IV  201 
Chiaja  IV  160 
Chiemsee  V  34 
chlainida  II  3 
Chopin  Fr.  III  113 
chram  III  243 
Cimabue  IV  97 


Clemens  VII  111 
Cogoletto  IV  171 
Contra   speni   spero 

II  206 
Correggio  IV  107 
custode  IV  104 
cyklopskie   budowy 

I  170 
cykuta  I  121 
ś.  Cyryl  VII  112 
Czandalowie  V  67 
Czerteż  I  10 
czesać  III  33 
Czorsztyn  I  14 
czuj  duch!  V  226 

Damnata  IV  10 
Danae  IV  9 
Dante  III  57 
w  dantejskiej  szacie 

noc  IV  231 
darsena  IV  163 
Demokryt  III  200 
demon  III  73 
demos  II  181 
Deotyma  VI  9 
Dodona  III  243 
Dogali  II  221 
Dolce  C.  IV  190 
Dolores  V  239 
Domejko  I.  III  109 
Domiaikańska      in- 

kwizycya  VII  170 
domowina  III  119 
donia  V  11 
Doria-Pamfili    willa 

IV  44 
dośpiać  III  139 
Drubażka  I  19 
druidyczne  głazy  IV 

194 
Druidzi  II  145 
dunaj  II  99 
dyaniczny  sierp  V 188 
Dyonizos  I  1 
dźwierz  VII  8 


Edessa  VI  74 
efeb  II  230 
eforowie  III  234 
Egejska  czara  III  223 
Elektra  III  228 
El-y  V  92 
Epir  III  241 
epoda  I  2 

E  pur  si  muove  VII  191 
Eratostenes  VII  136 
Eremici  IV  41 
Eros  IV  291 
Eschylos  III  226 
estrapada  V  208 
Eta  III  238 
Euklides  VII  113 
Evoe!  I  183 
Excelsior  III  31 
exodus  IV  33 

Faenza  IV  247 

Falieri  M.  IV  16 

far,  faro  IV  245,  VI 14 

farandola  V  145 

Faros  VII  124 

fatum  III  227 

Faun   barberyński  IV 

71 
Faun  kapitoliński  IV 

65 
Felibrowie  V  177 
ferezya  II  93 
Fidyasz  III  199 
Fiesole  IV  13 
Fiumara  IV  178 
Fiumicino  IV  178 
Foce  IV  246 
Focejczyki  V  195 
Focyda  III  242 
Forli  IV  247 
fosforyczny  II  200 
francescone  V  160 
Fryderyk   Barbarossa 

IV  21 
f  rygijskie  czapki  TV  174 
Fryne  III  198 


ALFABETYCZNY   SPIS   OBJAŚNIEŃ 


253 


Frynis  z  Mityleny  III 

235 
fuga  V  29 
futor  V  86 

Gabryela  VII  49 
gagat  IV  160 
Galatea  V  186 
Galenus  VII  145 
gazda  III  89 
Gęsiówka  I  21 
ghetto  V  159 
Gibelliuy  IV  100 
gimnazyum  VII  131 
Giotto  III  166 

—  Madonna  IV  102 
Giudecca  IV  104 
Giulio  papa  IV  38 
gladyator  II  229 
ględa  IV  87 
Glosa  IV  33 
Gmunden  V  40 
gniazda   sieroce  VII 

15 
Gnostycy  VII  111 
Gody  III  42 
Gontram  V  199 
gospa  IV  185 
Gozzoli  IV  232 
Grakchowie  V  30 
Gran  Scoglio  IV  175 
Grań  I  19 

—  Księży  I  21 
grobowiec  Benedyk- 
ta XII  V  167 

—  Jana  XXII  V  165 
Gromadzka  I  21 
grotesk  IV  37 
gródek  V  257 
Grudziński  St.  II  209 
Grywałd  I  9 
Guillermina  krzyż  V 

154 
gwarowe    wyrazy    i 

formy  VI  48,  51 
Gwelfy  IV  100 


Hades  IV  69 
Halleya  kometa  VII 

182 
halny  wiatr  I  12 
hejnał  I  14 
Helios  III  223 
Heloci  I  121 
Hera  I  120 
Heraklidowe   czyny 

III  204 
Heraklit  III  198 
Herculaneum  IV  69 
przez  Herkula !  II 230 
Hermes  I  171 
Hero   i   Leander   IV 

217 
herodyusz  VII  79 
Herofil  VII  145 
hetera  I  121 
Heyst  VI  197 
Hezyod  I  2 
Hierosolimitana  VII 

76 
Hipparch  VII  136 
histryon  II  213 
Homole  I  11 
homon  IV  207 
Hunny  IV  230 
Hus  III  206 
hymenajos  III  235 

Idea  Magna  Mater  I 

172 
idylla  I  26 
Ikar  II  20 
da  Imola  IV  248 
inchiostro  IV  188 
Index  (libr.  prohib.) 

VII  176 
Ischl  II  100 
Iwanhora  II  219 

Jaąuemard  V  149 
Jagarnaut  III  4 
Jahel  V  161 
.Takóbowa     drabina 
II  193,  VI  182 


Jauikulum  IV  40 
Jarmuta  I  9 
Jaworki  I  19 
Jehowa  I  166 
Jelica  IV  205 
Joanna  królowa  V162 
Jonowie  III  198 
Jozafatowa   dolina  II 

175 
jug  VI  169 
juhas  I  12 

Julia  (Capuletti)II216 
Jungfrau  VII  7 
Jussuf  V  200 
Justinus  VII  111 

Kabbala  V  159 
kalenica  VI  54 
kalokagatos  III  191 
kancyonał  V  166 
kanon  V  264 
Karol  Martell  V  152 
Kartagina  Nowa  I  195 
Kartuzya  VI  85 
—  Certosa  IV  17 
karyatyda  VII  129 
katakumby  III  114 
ś.  Katarzyna  VI  97 
katecheci  VII  133 
kawka  VI  275 
Keppler  I  140 
kindżał  I  186 
ś.  Kinga  I  8 
ś.  Klara  IV  230 
Klaudya  I  169 
klepsydra  VII  115 
Klowis  król  V  199 
komos  III  197 
korowaj  I  13,  V  85 
kosa  IV  209 
kosmacz  VII  80 
koszar  I  12 
Koszarisko  I  10 
koturn  I  2 
kozia  noga  VI  54 
Kralewice  IV  206 


254 


MARYA  KONOPNICKA 


Kraszewski  J.  I.  III 

114 
Kritias  III  202 
krucjata  V  174 
kruczeć  II  111 
Krupianka  I  21 
Krupiańskie  Stoki  I 

16 
»jruż  III  79 
Krywań  I  14 
kucza  IV  207 
Kujawy  VI  48 
kurnej  skie    dziewki 

IV  169 
Kunia  I  10 
Kurpiki  VI  51 
kuszcz  III  33 
Kwiryci  V  196 
Kwiryna!  I  171 

Lago    di   Fusaro  IV 
169 

—  Lucrino  IV  169 
laguny  IV  104 
Laktancyusz  VII  180 
langwedockie     kule 

V  150 
Latawica  III  43 
latoś  V  11 
Lechnica  I  16 
lektor  VII  109 
Leśnica  I  8 
Leuktry  III  229 
lewada  III  137 
lex  V  63 

—  Oppia  I  179 
Lido  IV  S 
liktorzy  VII  131 
Lirnik    mazowiecki 

III  121 
list  żelazny  V  159 
łitaury  V  191 
Litenbar  I  19 
loggia  IV  36 
logos  VII  13 
Lucifer  V  30 


Luini  IV  113 
Lungarno  IV  77 
luza  VI  35 
luzak  III  212 
Luzyady  II 130 

łaz  I  10 

ś.  Łazarz  V  197 

łątka  V  15 

ś.  Lucya  IV  230 

ług  V  86 

Łysiny  I  22 

maccaroni  IV  244 
madrygał  V  199 
Magenta  IV  238 
magia  biała  i  czar- 
na IV  94 
magowie  III  162 
Magura  III  93 
Maik  III  157 
Manin  D.  IV  93 
Mantynea  III  229 
Manu  V  67 
Marę  Morto  IV  179 
s.   Maria    del    Fiore 

IV  99 
Marszałek      (Bouci- 

caut)  V  149 
ś.  Marta  V  197 
ś.  Marj-a  Magdalena 

V  197 
Matejko  III  123 
Maud  V  201 
Medea  IV  201 
Medici     Cosimo    IV 

232 

Medj'cejskie     gwia- 
zdy VII  167 

medymn  I  174 

Messeua  III  229 

messir  V  168 

mimus  V  196 

mina  (moneta)  I  121 

minstrel  V  136 

mir  V  250 


Miran  IV  216 
miraże  VI  175 
Miriam  IV  86 
Miserere  w  kapl.  Sykst. 

IV  146 
misiura  V  173 
mistral  V  136 
mogiłki  III  46 
Mojżesz  z  rogami  II 24 
molo  IV  244 
—  Lucedio  IV  164 
Mondino  VII  145 
Montone  IV  247 
Mont-Ventoux  V  141 
mora  IV  230 
Morettł  IV  206 
»Most  kalinowyw  II 219 
motylowie  V  161 
Mozart  V  29 
Murano  IV  8 
muzeum  VII  136 
Myszyniecka   puszcza 

VI  52 

Najady  I  176 
namiestny  V  52 
naprożnik  II  178 
nekropol  V  215 
Neri  IV  100 
Nervi  IV  155 
Nestoryanie  VII  112 
Niedzica  I  15 
»niedźwiedź«  I  7 
Niniwa  VI  22 
Niobe  I  207 
Nisida  IV  167 
Nitrya  VII  109 
nizam  1  186 
Noemi  VI  117 
))Non  dolet«  V  95 
nów  (sierp)  II  173 
Numid  II  230 

Oberek  VI  49 
objata  II  171,  III  204 
obłęk  III  2 


ALFABETYCZNY  SPIS   OBJAŚNIEŃ 


255 


obol  II  229 
oczeret  III  137 
oczy  złe  IV  177 
Odyniec  A.  E.  VI  9 
Ofelia  rv  183 
oj  czy  c  III  115 
olbrzym  (Anteusz)  V 

106 
Olimp  III  233 
olimpiada  III  200 
Opołta  I  10 
orbita  II  20 
ordynans  II  140 
Origenes  VII  111 
Orsowa  IV  205 
oskoła  VI  244 
Ossyan  IV  28 
osterya  IV  229 
Ostia  I  174 
ostricajo  IV  177 
otawa  II  139 
otrok  IV  10 

pacześny  V  11 

Palestrina  II  129 

Pan  rV  58 

—  Wielki  IV  159 

parabolanie  VII  112 

Parma  IV  239 

parość  II  186 

Parpaille  V  206 

pascha!  IV  32 

Patmos  V  51 

patrj'styczna  teorya 
VII  180 

patrzący  (przysłó- 
wek) III  170 

Pausilypum  IV  174 

Paweł  V  VII  176 

Pawia  IV  14 

pean  III  235 

don  Pedro  I  VI  80 

Pelasgowie  III  198 

pelikan  III  117 

Pelion  III  223 

Penitenci  V  204 


Penitenci      Biali     i 

Czarni  V  157 
Perepiat  i  Perepia- 

tycha  II  209 
Pergolese  IV  168 
Pessynimt  I  173 
Pestum  II  181 
Petrańczyk  I  10 
Pieniażna  I  10 
pinia  IV  229 
Piotrowa     bazylika 

IV  31 
Platon  I  2,  III  202 
płanina  VI  90 
Pług  A.  VI  28 
podolny   rv  111,   VI 

163 
Podskale  I  19 
)!)Pogoń«  I  40 
polenta  IV  230 
polotka  IV  83 
połonina  I  16 
ponik  V  90 
Porta  Pia  IV  30 
Portofino  IV  164 
Porto  Vecchio  IV 177 
Port  Trajana  IV  178 
wPosłom  wielkopol- 

skim«  VII  11 
posowa  IV  93 
pośledni  V  245 
powięź  I  14 
—  łomu  V  97 
Pozzuolł  IV  169 
Prato  IV  51 
prefekt  VII  137 
Prehyba  I  10 
pretor  I  200 
Prometej  111  237 
Prosną  V  89 
Prowancj'a  V  147 
Pruszkowski  W.  V  5 
przechybka  VI  50 
przegiętka  VI  50 
przygwałcić  II  189 
przyłbica  V  173 


Psyche  H  38 
Ptolomejowie  VII  111 
Ptolemeusz  VII  136 
pukłak  VI  51 
Punta  di  Campanella 

IV  162 
putti  IV  229,  241 
Pytagoras  III  201 

Quarlo  IV  245 

rab  III  118 
Rabsztyn  1  17 
Rafael  (Santi)    II  129, 

IV  109 
Rama  II  223 
rapsod  I  2 
rańtuch  I  15 
rąbek  I  8 
ii  Re  IV  230 
regle  111  229 
Renę  król  V  136 
Reni  G.  IV  190 
Requiem  V  29 
Resina  IV  69 
Rettenbach  II  162 
Rienzi  Cola  V  208 
da  Rimini  Francesca 

m  59 
Riva  degli  Schiavoni 

IV  10 
Rocher    des    Doms    V 

137 
Rogacz  I  11 
Roland  IV  14 
Rorate  coeli  VI  199 
Rosawa  II  219 
Roś  II  219 
rota  VII  10 
Rozdziela  I  21 
róża  mistyczna  IV  172 
rubież  III  32 
Rudominy  list  VI  93 
runy  (pismo)  VII  230 
runy  (od  runo)  VI  23 
La  Ruota  V  138 


256 


MARYA  KONOPNICKA 


Rusałki  II  218 
ryngraf  III  91 

Sabińskie  góry  IV  33 

Salamina  III  229 

sam  (tu)  I  226 

San  Gennaro  IV  162 

San  Michele  IV  15 

Santa  Croce  IV  78 

saperzy  V  115 

Sarajewo  rv  216 

Saturna  twierdza  VI 
78 

Savonarola  IV  93 

Sąd  ostateczny  Mi- 
chała Anioła  IV 138 

Scipio  P.  Cornelius 
I  174 

sclavus  saltans  II 229 

sepet  V  115 

Serapejon  VII  113 

sestercyusz  VII  128 

Sewenny  V  179 

signa  IV  229 

signor  oste  IV  229 

signoria  IV  233 

siklawa  III  89,  VI  90 

silentium  IV  241 

Sinobrody  V  44 

»si  quis  dixerit...«  V 
73 

»Sistina«  Rafaela  IV 
109 

siwar  I  12 

skandować  I  2 

skarp  V  225 

Skias  III  232 

slirzydła  jazdy  pol. 
I  38,  III  212 

skud  V  160 

Sławejkow  P.  VI  90 

Słońca  ksieni  III  139 

Słowa  Pani  III  55 

smerek  I  10 

Sofiści  III  193 

Sokolica  I  10 


Sorga  V  135 
Sorrento  IV  162 
sośnia  V  226 
Spartakus  II  181 
srężoga  IV  31 
stoa  III  193 
Stos  I  19 
strega  IV  171 
strofa  I  2 
strom  VI  64 
Styks  VII  14 
Stylita  VI  257 
Sucha  góra  I  21 
sumować  V  7 
swastyka  VII  14 
Swetoniusz  IV  251 
Sybilla  Kurnej  ska  IV 

170 
»Sybille«  Michała  A- 

nioła  IV  129 
Sybillińskie  księgi  I 

171 
sykomor  VII  77 
Sykstyna  IV  127 
Sylla  IV  169 
symara  V  267 
Syzyf  II  40,  VII  195 
śloza  III  87 
Światowid  III  90 
Święta  wyspa  IV  178 
Świętocliowski  A.  VI 

14 
świta  II  158 
szczudłować  III  147 
Szekinah  V  70 
Szekspir  W.  II  130 
Szeol  V  111 
szlachtowski    sołtys 

I  21 
szuwar  VI  92 

Tabor  III  208 
Tacyt  IV  251 
taj  V  7 
Tales  III  195 
Tarcza  Scypiona  1 159 


pod  tarczą—  na  tarczy 

III  224 
Tarpeja  VI  78 
Tartar  II  105 
Tasso  T.  II  129 
Tebaida  VI  257 
Teodoryk  W.  V  199 
ś.  Teresa  V  186 
Termopyle  III  229 
thaumaturgos  VII  116 
Ticino  IV  21 
Tintoretto  IV  105 
tkanka  I  16 
Torąuemada  III  209 
trąby    w   Dnieprze   II 

158 
triclinium  I  170 
ś.  Trofim  V  218 
trubadur  V  147 
tryptyk  III  166 
Tryton  IV  158 
Trzy  korony  I  21 
tuczą  III  105,  V  89 
tum  1 136,  III  209,  VI  80 
tumuli  V  141 
tunka  IV  217 
Turbigo  IV  238 
turnia  I  8 
tyn  VI  87 
Tyr  I  181 
Tyrteusz  II  220 
Tytan  (Helios)  III  6 

Uberli  IV  100 
ubocz  I  10 
gli  uccelli  IV  237 
z  Udine  Jan  IV  37 
ukanąć  IV  12,  203 
ukraina  III  16 
urna  V  236 
uroda  V  89 
uśpiać  V  9 
utroczyć  VI  95 
uwrocie  VI  168 

Veglia  IV  209 


ALFABETYCZNY  SPIS   OBJAŚNIEŃ 


257 


velarium  I  165 
Yeprin  IV  205 
Yercelli  IV  113 
Vervece  IV  162 
videntes  stellam  ma- 

gi  III  162 
Vinciego     Madonna 

IV  41 
Virgo  Nera  IV  115 
Vivanni  L.  IV  104 
Vivaro  IV  244 
vivos  voco...  III  97 

Wandale  IV  230 
wasilki  IV  87 
watra  I  14 
Wedy  V  68 
Wełtawa  II  105 
Wenus   planeta    VII 
167 


Wenus  z  Milo  III  225 

Weroniki  chusta  III 
216 

werset  IV  32 

widun  VI  21 

wiec  VI  30 

Wilcze  I  10 

Wildnis  II  163 

Wildstein  II  168 

wiodący  (przysłó- 
wek) VI  274 

wisz  VI  131 

włosów  targanie  i 
wiązanie  I  31 

włóka  VI  167 

wodze  VI  179 

Wokluza  V  139 

Wołkońskich  willa 
IV  46 

Wr/eśiiia  VI  26 


Young  E.  IV  171 

zakaz    wody    i    ognia 

VII  156 
Zaleski  J.  B.  II  218 
Zama  I  181 
zapaśny  V  261 
zbarczyć  V  61 
zbłysnąć  się  III  67 
Zewsa  ptak  III  237 
zglo  I  113 
znicz  I  115 
zuzula  V  226 
żaleć  V  7 
Żdźar  I  22 
żóraw    (u    studnia    III 

215 
Żyrondyści  II  183 
żv\vie  II  130 


<2S> 


lONOPNIUKA      P0E2TE.    VII 


17 


ALFABETYCZNY   SPIS   UTWORÓW  259 


ALFABETYCZNY  SPIS  UTWORÓW 
TOMU  VII 

(z    wyłączeniem   »Poezyi    proząw   i   »Ut\vorów    dramatycznychw), 

zarówno   według    początkowycłi    wyrazów,   jak  i  tytułów,   które 

dla  odróżnienia  oznaczono  rozstrzelonym  drukiem. 

Str. 

Ach,  ta  przecudna,  cicha  łąka 3 

A  my  myśleli • 11 

Burza 52 

Bym  anielskiemi 29 

Co  po  chlebie 43 

Czara  morza  opałowa 51 

Czasem  oto 45 

C  z  c  i  g  o  d  n  e  m  u  J.  I.  K  r  a  s  z  e  w  s  k  i  e  m  u 55 

Czy  ty  mnie  słyszysz 19 

Do  Boga  mego 25 

D  o  ś  w  i  ę  t  y  c  h  P  a  t  r  o  n  ó  w 36 

Gabryel  i 49 

Gdy  wschodzą  ciche 15 

Idą  dzieci ^ 

I  drobne  kwiecie  płacze 30 

Imię  twoje  nie  było  wwiosnaw 49 

Inwokacya 13 

Jać  nie  bjłem 43 

Jest  —  bajka 23 

Jeślim  obraził 32 

Jeśliś  ty,  Polsko 13 

Już  najgorsza  taka  droga 41 

Już  się  ranek  rozbiela 7 

Kiedy  mi  los 50 

Kiedy  Pan  Jezus 37 

Kyrie  elejson 25 

Miraże 50 


260  MARYA  KONOPNICKA 

Str. 

M  O  d  1 1 1  w  a  s  i  e  r  o  t  y 32 

M  o  d  1 1 1  w  a  w  i  o  s  e  n  n  a 34 

Modrą  się  wstęgą 34 

Mówią,  o  Panie 31 

Myśl  się  moja 40 

Nacmentarzu 36 

N  a  E  w  a  n  g  e  1  i  ę 37 

NaJuugfrau    7 

Na  kwietne  puchy 21 

N  a  o  b  c  z  y  ź  u  i  e 40 

Na  padół  smutków 26 

Na  star\'ch  grobacli 36 

N  a  s  z  s  z  t  a  n  d  a  r fi 

Na  życie  walki 2S 

Niech  śpiewa  Sj-onI 25 

Nie  rzucim  ziemi 10 

Noclię  jedną 44 

O  Chryste,  któryś  żvjąc 35 

Ofiarę  czystą 27 

O,  jak  cicho 33 

Oj,  ty  morze 42 

Oj,  tj-  ptaszę 45 

O  podniesiony  na  krzyżu 27 

O  ś  w  i  a  1 1  o     31 

O  Zbawicielu 28 

P  o  d  m  u  c  li  y  w  i  o  s  u  y 19 

P  o  s  ł  o  m  wielkopol  sk  i  m 11 

P  r  o  1  o  g  d  o  b  a  j  k  i 23 

Psałterz  dziecka 29 

Rota 10 

S  k  o  w  r  o  ń  c  z  ą  w  s  e  r  c  e 22 

Ta  tylko  młodość 24 

T  e  k  s  t  d  o  m  s  z  \-  ś  p  i  e  w  a  n  e  j 25 

Truchleję 52 

W  i  e  c  z  o  r  n  y  p  a  c  i  e  r  z 33 

Wielka  godzina 39 

W  i  m  i  o  n  n  i  k  u 39 

W  istności  swojej 27 

W  kolebce  z  polskiej  lipy 20 

Wkoło  serca  narodu 55 

W  mądrość  przedwieczną 26 

W  s  k  r  u  s  z  e 32 

W  s  m  u  t  k  u 30 

Wyjdę  i  klęknę 30 

Zarodziców 29 


f 


ALFABETYCZNY  SPIS   UTWORÓW  261 

Str. 

Z  a  r  o  cl  /.  i  n  n  ą  w  i  o  s  k  ę 30 

Za  współbraci 35 

Z  s  i  ei- o  c  j' c  h  g  11  i  a  z  d 15 

Z  wspólnej  nam  ziemi  wyrośli 3G 

Zycie  —  morze 54 


<SS> 


TREŚĆ  263 


TRESC  TOMU  VII. 

POEZYE    DOBY    OSTATNIEJ,  Str. 

I.  Ach,  ta  przecudno,  cicha  łąka 3 

TI.  Nasz  sztandar 6 

Tli.  Na  Jiiugfrau 7 

•IV.  Rota 10 

*V.  Posłom  wielkopolskim 11 

■VI.  Inwokacya 13 

■VII.  Z  sierocych  gniazd 15 

POEZYE    POŚMIERTNE. 

"I.  Podmuchy  wiosny 19 

■'II.  W  kolebce  z  polskiej  lipj- 20 

"III.  Na  kwietne  puchj- 21 

'■IV.  Skowrończą  w  serce 22 

**V.  Prolog  do  bajki 23 

•■VI.  Ta  tylko  młodość 24 

*VII.  Tekst  do  mszy  śpiewanej 25 

•VIII.  Psałterz  dziecka 29 

*IX.  W  imionniku      39 

*X.  Na  obczyźnie 40 

POEZYE    Z    LAT    1876—1879. 

••I.  Gabryeli     .    • 49 

••II.  Miraże 50 

••III.  Burza 52 

••IV.  Życie  —  morze 54 

V.  Czcigodnemu  J.  I.  Kraszewskiemu 55 

POEZYE    PROZĄ. 

•I.  Czas 61 

•II.  Z  psałterza  wieków 62 


264  MARYA  KONOPNICKA 

Str. 

*III.  Chusla  Weroniki 76 

*IV.  Tęsknota  wjgnańca 82 

UTWORY    DRAMATYCZNE. 

"I.  Jerzy  Bohusz 89 

"II.  Fragment 97 

III.  Z  przeszłości.  Fragmenty  dramat}'czne 105 

I.  Hypalya 107 

II.  Yesalius 140 

III.  Galileusz 163 

lY.  Prometeusz  i  Syzyl 193 

Dodatek  krytyczny 233 

Uzupełnienia 245 

Alfabetyczny  spis  objaśnień  w  t.  I — VII 251 

Alfabetyczny  spis  utworów    t.    YIl      259 


«22§> 


BINDIl. SEP  7-  1961 


PG       Konopnicka,  Maria 

7158        Poezye.  Wyd.  zupełne, 

iC6A17         krytyczne 

1915 

t.7 


PLEASE  DO  NOT  REMOYE 
CARDS  OR  SLIPS  FROM  THIS  POCKET 

UNIYERSITY  OF  TORONTO  LIBRARY