Skip to main content

Full text of "Studya i szkice z czasów Kazimierza Jagiellończyka"

See other formats


Google 



This is a digital copy of a book that was prcscrvod for gcncrations on library shclvcs bcforc it was carcfully scannod by Google as part of a projcct 

to make the world's books discoverablc onlinc. 

It has survived long enough for the copyright to cxpirc and thc book to cntcr thc public domain. A public domain book is one that was never subjcct 

to copyright or whose legał copyright term has expircd. Whcthcr a book is in thc public domain may vary country to country. Public domain books 

are our gateways to the past, representing a wealth of history, cultuie and knowledge that's often difficult to discovcr. 

Marks, notations and other maiginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journcy from thc 

publishcr to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commcrcial partics, including placing lechnical rcstrictions on automated querying. 
We also ask that you: 

+ Make non-commercial use ofthefiles We designed Google Book Search for use by individuals, and we request that you use these files for 
person al, non-commercial purposes. 

+ Refrainfinm automated ąuerying Do not send automated querics of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a laige amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attributłonTht Goog^s "watermark" you see on each file is essential for in forming peopleabout thisproject and helping them lind 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can'l offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
anywhere in the world. Copyright infringement liabili^ can be quite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps rcaders 
discoYcr the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli icxi of this book on the web 

at |http: //books. google .com/l 



Google 



Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznydi pólkach, zanim została troskliwie zeska^ 

nowana przez Google w ramach projektu światowej bibhoteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 

dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 

dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 

dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 

długą podróż tej książki od wydawcy do bibhoteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady uźytkowEinia 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prEice takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostEu^czać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 
Prosimy również o; 

• Wykorzystywanie tych phków jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w nickomcrcyjnycti 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysylanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tlumaczeniEimi maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości telfstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny"Googłe w łsażdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowyeti 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 



Hganie prawa 

W ItEiżdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana łisiążka została uznana za część powszecłmego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób tralrtowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych lirajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej użj'wać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem [http : //books . google . comT] 









^ 



.^^ 



■</l 



s 

^ 



SjJAi^ 



I: 





I 



!l » łi. 



.i 



* ■ j 

ł 



^ 



:!. 






\ 



STUDYA I SZKICE 



7 



STUDYA I SZKICE 



dk 

4^70 



KRAKÓW - DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI. 



/^9?P^9-^^ 



Kiedy które ze studyów moich, tym zbiorem obję- 
. tych, wyszło, objaśni najlepiej zamieszczona 
na końcu bibliografia. Z prac moich, które z wy- 
jątkiem lokalnych (albo popularnych), ograniczają 
się do średnich wieków, nie umieściłem w tym 
zbiorze studyów dyplomatycznych i krytycznych 
z epoki piastowskiej, a tylko opowiadania i poszu- 
kiwania z dziejów Kazimierza Jagiellończyka, które 
tworzą moje właściwe pole działania, złączyłem 
w pewną całość. Zaznaczyć pragnę, że wszystkie 
poddałem rewizyi i poprawie, a rozprawę pod tyt. 
« Zabiegi o czeską koronę », do której w ostatnich 
czasach mnóstwo przybyło nowego materyału, 
tak z gruntu przerobiłem, że już się do pierw- 
szego wydania (z r. 1878) przyznawać nie mogę. 
Szkic pod tyt. « Królewskie córy», świeżo napi- 
sany, po raz pierwszy tutaj pojawia się w druku. 



ZABICIE ANDRZEJA TĘCZYNSKIEGO 

I PROCES WIELKI SZLACHECKO MIESZaANSKI 



1461—63. 



«. MPŚE: 9n»K 



I. 



Rozruch mieszczański. 

Było to w Krakowie we czwartek dnia 16 lipca 1461 
około godziny 22-giej czyli naszej 4-tej popołudniu. Spo- 
kojne zwykle o tym czasie i pracą na chleb powszedni 
zajęte miasto zawrzało nagle jakimś ruchem pełnym na- 
miętności. Przed bramy kamienic powychodziły mieszczki 
rozprawiając żywo, panowie mieszczanie gromadnie ru- 
szyli przed gmach sprawiedliwości miejskiej, przed ratusz 
na wielkim rynku, a co gorętsza młodzież rzemieślnicza 
zaczęła się już z warsztatów wymykać na ulicę z groźbą 
na ustach, z mieczem lub kuszą w ręku. Na wszystkich 
twarzach wzburzenie, na wszystkich ustach imię gwał- 
townika, którym był nie kto mniejszy, jeno jeden z pierw- 
szych magnatów królestwa, rodzony brat pana krakow- 
skiego: Andrzej Tęczy ński. 

Właśnie schodzili panowie rajcy ze szczytów krór 
lewskiego zamku, kędy złożyli u stóp tronu żałobę mie- 
szczan. Rzecz oto tak się miała. Pan Andrzej wybierając 
się na wojnę pruską, oddał płatnerzowi Klemensowi zbroję 
swą do odczyszczenia, a gdy się jej nie mógł doczekać, 
wstąpił sam gniewny do pracowni majstra. Robota także 
do smaku mu nie przypadła, ofiarował więc Klemensowi 
zamiast żądanych 2 zł., tylko 18 groszy t. j. nie wiele 

więcej jak czwartą według ówczesnej rachuby część tej 

1» 



kwoty; a gdy się majster ostro stawił, pan Andrzej tak 
się uniósł, iż kilka razy mieszczanina pięścią poczęstował, 
nadto natycłmiiast pobiegł na ratusz, gdzie go przed wła- 
dzą miejską zaskarżył. Ale i teraz nie ochłonął jeszcze 
z gniewu, owszem podrażniony znowu przez Klemensa — 
który ufny w assystencyę prowadzącego go na ratusz 
pachołka miejskiego odezwał się do magnata wyzywająco, 
iż teraz go już obić nie będzie wstanie -~ zwołał swoich 
domowników i przy ich pomocy tak biednego płatnerza 
kijami obłożył, że go nieprzytomnego i krwią zbroczonego 
odnieść musiano do domu. Królowa Jejmość — Elżbieta 
Rakuszanka — wysłuchawszy skargi panów rajców, odło- 
żyła ostateczne załatwienie sprawy aż do szczęśliwego 
z wyprawy pruskiej powrotu dostojnego swego małżonka, 
tymczasem zaś nakazała spokój i milczenie pod karą 
80.000 grzywien na stronę wyrok łamiącą, co pan Mikołaj 
Pieniążek, starosta grodu krakowskiego, do ksiąg swych 
urzędowych zapisał *). 

Z taką tedy rezolucyą opuszczający zamek kró- 
lewski panowie rajcy spostrzegli ze szczytów Wawelu 
owe groźne zbiegowisko. Natychmiast poznali niebezpie- 
czeństwo chwili i naradziwszy się posłali kilku z pośród 
siebie napowrót do najjaśniejszej pani z prośbą, by Tę- 
czyńskiego dla uniknienia zaburzeń na zamek swój kró- 
lewski zawezwać raczyła. Królowa łaskawie przyjęła roz- 
tropną radę mieszczan i natychmiast rozbiegli się gońce, 
by pana Andrzeja sprowadzić na Wawel. Obecni przy 



*) Dokument M. Pieniążka w Kodeksie dyplomatycznym mia- 
sta Krakowa przez Piekosińskiego wydanym (Monum. med. aevi hist. 
res gestas Poloniae illustrantia V) str. 241 nr. 170. Co do stosunków 
pieniężnych ówczesnych por. Piekosińskiego: € O monecie i stopie men- 
niczej w Polsce w XIV i XV wieku». (Rozprawy wydziału histor. 
krak. akad. umiej. IX), według którego (tabela na str. 235) ówczesny 
złoty (czyli dukat) zawierał groszy 32, grzywna zaś pieniędzy za- 
wierała groszy 48. Grzywna była więc warta 1*5 dukata; zatem 
80.000 grz. = 120.000 dukatów. 



— 6 — 

boku pańskim dostojnicy pochmurnie na mieszczan spo- 
glądali, radziby ich zatrzymać na górze jako zakładników 
spokoju w mieście, atoli królowa jako ich mile przyjęła, 
tak też łaskawie odprawiła do swoich. 

Aliści wracający na ratusz z powtórnego poselstwa 
rajcy widzą z przerażeniem, że rozruch coraz większe, 
coraz groźniejsze przybierać zaczyna rozmiary. Już mie- 
cze obnażone, już kusze nałożone strzałami: z wszystkich 
ulic miasta spływa różnobarwny tłum rozhukany ku ryn- 
kowi i gromadzi się przed ratuszem. Na ratuszu panowie 
rajcy potracili głowy i chyłkiem zemknęli do domu, inni, 
którzy już uciec nie mogli, wyszli z izby radzieckiej na 
dwór % aby lud do rozejścia się nakłonić. Ale lud groźnie 
wołał do nich: «oto patrzcie, jaki gwałt popełniono — 
tyleśmy się razy o krzywdy nasze przed wami skarżyli, 
a nigdy nas bronić nie myślicie!* Daremnie opowiadają 
panowie rajcy dla uspokojenia tłumu, jako im na zamku 
zaraz po powrocie króla zadość uczynić obiecano, jako 
królowa ciężkie grzywny na łamiących pokój nałożyła 
a pana Tęczyńskiego już do siebie na Wawel zawezwała — 
tłum jeszcze groźniej hucząc z szyderstwem odpowiada: 
« Słowami nas zbywać przywykliście, a jednak on na 
złość i na hańbę nam wszystkim dotychczas po mieście 
się przechadza. Takto nas zwykliście bronić; ale skoro 
nie chciecie być nam pomocą — my sami się obronimy!* — 
W istocie Tęczyński, z obawy aby nie okazać się tchó- 
rzem, wezwaniu królowej nie był posłuszny, ale owszem 
obwarował się w domu Mikołaja Kezingera na środku 
ulicy brackiej, w którym zwykle mieszkał, kazawszy na 
górę nanieść kamieni; następnie zaś z domu wyszedł 
i przechadzał się wyzywająco po ulicach. — Wobec tego 
faktu, zbici z toru rajcy zwrócili się od przekonywań do 



*) Co do kształtu ratusza krakowskiego w XV wieku ob. 
Essenwein: Die mittelalterl. Kunstdenkmale Krakaus str. 143 tabl. 
LVII i LVni. 



— 6 — 

próśb, zaklinając lud na miłosierdzie boże, aby od swoich 
zamiarów odstąpił i nie ściągał na całe miasto niechyb- 
nych klęsk i nieszczęść. Atoli tylko ponowny okrzyk szy- 
derczy: «Takto nas zawsze bronicie! » był na to odpowie- 
dzią — szczęk broni i dziki hałas przygłuszył mężów 
rady, aż wreszcie nad ogólnem zamieszaniem zapanował 
jeden głos, jeden z tysiącznych piersi podniósł się okrzyk 
złowrogi: «Do broni, do broni !» 

Wtem z wieży kościoła N. P. Maryi uderzono w dzwon, 
jedną stroną, na gwałt. Byłoto w zwyczajnym stosunkach 
znakiem, że władza miejska w powadze swej zagrożona, 
wzywa wszystkich dobrze myślących obywateli zbrojne 
przed ratusz ^). Ale tym razem bez wątpienia ręka któ- 
regoś z wichrzycieli porwała za sznury dzwonu, aby dać 
niejako prawem uświęcone hasło do użycia broni. Wistocie 
na ten znak, jakby rozpękły wszelkie hamulce, tłum roz- 
szalały opuszcza rynek i rzuca się ku ulicy brackiej, aby 
odszukać ofiary swego gniewu. Przetrząsają dom Kezin- 
gera i inne przyległe, następnie otaczają ze wszech stron 
klasztor Franciszkanów, dokąd Tęczyński się schronił, 
i włamują się bez żadnego względu na świętość miejsca 
w ogród klasztorny i w kościół. Niejaki Jan Doyswon z War- 
szawy, przepatrując wszystkie kąty kościoła, zaglądnął 
w drzwiczki zakrystyi przeciwległe a prowadzące na chór, 
gdzie były mniejsze organy. Widzi go w śmiertelnym stra- 
chu ukryty pod schodami Tęczyński, który zostawiwszy 
na wieży kościelnej swych towarzyszy, poszedł tu szukać 
pewniejszego schronienia, wzywa go do siebie stłumionym 
głosem i ofiarując, co miał przy sobie pieniędzy, na miłość 
boską błaga o ratunek. Wówczas Jan Doyswon odzywa 
się do ludu: «pan Andrzej zdaje się na łaskę waszą i prosi 
o bezpieczny przewód, aby się mógł oddać w ręce panów 
rajców na ratuszu ». 



*) Zwykle jednak dzwoniono w tym celu na ratuszu. Ob. Me- 
cherzyński: <0 magistratach miast polskich », str. 192. 



— 7 — 

Ale w odpowiedzi rozległ się po kościele tylko taki 
okrzyk, jaki wydają myśliwi na widok uszczutego zwierza: 
«jest tu, jest tul» — Tęczy ński ujrzał przed sobą tylko 
twarze roziskrzone namiętnością i miecze skierowane ku 
swej piersi... zwątpiwszy więc o łasce poskoczył ku zakry- 
ptyi, którą był właśnie nadchodzący mnich otworzył. Wów- 
czas najbliżej stojący mieszczanin jednym zamachem miecza 
część ciemienia jakby czapkę ściął mu z głowy, za nim 
runęli inni i padającemu na schodki, na ołtarzu zakrystyi 
stojące, mnóstwem pchnięć i ciosów śmierć zadali, «nie po- 
szanowawszy nawet — powiadają ze zgrozą oba współ- 
czesne opisy — przenajśw. Sakramentu na tymże ołtarzu 
w monstrancyi utajonego*. Następnie wywlókłszy trupa 
z kościoła, osmalili mu włosy i brodę, pokłóli go jeszcze 
i pocięli do niepoznania a nareszcie fosami ulic wśród 
błota i kału pociągnęli na ratusz. Tutaj leżał do trzeciego 
dnia, potem zaś do kościoła św. Wojciecha odwieziony 
a czwartego dnia w Wielkim Książu przez przyjaciół po- 
grzebany został*). 

Syn Andrzeja szczęśliwszym był w ucieczce od ojca, 
dostał się bowiem z wieży Franciszkańskiej do domu ja- 
kiejś wdowy a stamtąd przez kamienicę Długosza na za- 
inek. Schronieni na wieży Mik. Sancygniewski i Spytek 
Melsztyński z towarzyszami oblężeni zostali przez lud, 
a poddawszy się po dzielnej obronie, z zastrzeżeniem nie- 
tykalności, dopiero następnego poranku odprowadzeni zor 
stali na ratusz. Stąd po przejednaniu mieszczaństwa — 
zapewne kwotą pieniężną — trzeciego dnia, t. j. w sobotę, 
zostali wypuszczeni na wolność*). 



') Scena, którą tu opisaliśmy, stała się tematem jednego 
z mniejszych, lecz nie mniej przeto pełnych życia i wyrazu obra- 
zów Matejki, który w r. 1880 pojawił się w salonie artystycznym 
Ungra w Warszawie. Rycina jego znajduje się w 2-gim numerze 
€KłoBÓw» z r. 1883 — oryginał nabył p. Kinel pod Warszawą. 

') Co do rozruchu krakowskiego z 16 lipca 1461, jesteśmy 
w tem szczęśliwem położeniu, iż posiadamy dwa dokładne, oba prze- 



— 8 - 



n. 

Sąd sejmowy. 

Pod wsią pomorską Kamieniem zatoczony był około 
20 sierpnia tegoż roku obóz króla polskiego Kazimierza. 
Nie był ani tak ludnym, ani tak świetnym jak zwykle, 
bo tylko z ziemskich składał się chorągwi; z pańskich 
zaś pocztów zbrojnych, najwięcej zwykle blasku dodają- 
cych obozowi, ledwie tylko orszak wojewody sandomier- 
skiego i drugi kasztelana radomskiego dostrzec było można. 
Szlachta krakowska i sandomierska, dowiedziawszy się o tem, 
co zaszło w stolicy, pospolitem ruszeniem chciała iść pod 
Kraków, by pomścić śmierć Tęczyńskiego i dopiero po licz- 
nych poselstwach króla, surowy sąd na zbrodniarzy obiecu- 



ciwne obozy przedstawiające sprawozdania. Kelacya Długosza (Wy- 
danie krak. Historyi t. V str. 317 — 319) — to przedstawienie rzeczy 
szlacheckie, a nawet od samych zapewne Tęczyńskich pochodzące. 
Wiemy, iż w czasie rozruchu syn Andrzeja, Jan, szukał w kamie- 
nicy Długosza schronienia, wiemy dalej, że wnet po wypadku z dnia 
16 lipca musieli Jakób z Sienna, kandydat na biskupstwo krakow- 
skie i zwolennik jego Długosz uciekać z Krakowa, aby cały rok 
przebyć w gościnie u Jana Melsztyńskiego, w rodzinnym tegoż 
zamku Melsztynie. Tu miał zapewne Długosz dokładne relacye 
o rozruchu mieszczańskim od uczestnika wypadku Spytka z Mel* 
sztyna, tu zapewne widywał się też z Tęczyńskimi, z których szcze- 
gólnie Jan, kasztelan krak., był najpotężniejszą podporą Jakóba 
z Sienna, i miał sposobność uzupełnić wiadomości już w Krakowie 
od syna Jędrzejowego zaczerpnięte. Nic więc dziwnego, że relacya 
jego z tych sfer pochodząca nosi na sobie wybitne cechy stronni- 
czości. Bezprawne i prowokacyjne postępowanie Andrzeja Tęczyń- 
skiego bardzo jest blado naszkicowane: «...Clementem obiurgat et 
duriuB respondentem leviter vapulat»; •.,«crasiora in Clementem 
per 86 et familiares suos verbera łngeminat* (o drugiem krwawem 
pobiciu przy obecności straży miejskiej, które się stało przyczyną 
zbiegowiska)... apud domum N. Kesling... cum fratribus, amicis et 
necessariis se obcludens, resistere illic cuilibet impetui civili desti- 



- 9 - 

jących, dała się nakłonić do zwrócenia sił swoich przeciw 
nieprzyjacielowi ojczyzny. Ale i tak zastępy jej były nie- 
liczne i powoli zwlekały się do Prua Za ich przybyciem 
wieść o fatalnym wypadku krakowskim rozbiegła się 
w lot po całym obozie i echem oburzenia odbiła w każdej 
piersi szlacheckiej. To też zaledwie szlachta podzielona 
została na chorągwie pod znakami pojedynczych woje- 
wództw, zaledwie sobie wodzów wyprawy na wezwanie 
monarchy obrała, kiedy nagle przed namiotem królewskim 
spostrzegłeś zbrojne i rojne zebranie rycerstwa wszyst- 
kich ziem. Na ich czele przemówił do króla imieniem 
wszystkich stary kasztelan sądecki, Jan Amor Tarnowski, 
zanosząc ciężką skargę przeciwko rajcom i mieszczanom 
krakowskim o niegodziwe i okrutne zabójstwo Andrzeja 
Tęczyńskiego, w którego osobie cały stan rycerski czuje 
się pogwałconym i znieważonym — a wszystka szlachta 



nabat». Natomiast stara się Dhigosz na władze miejskie zepchnąć 
winę rozruchu, co jednak w jego własnem przedstawieniu jest nie- 
jasnem i wątpliwem. cOonsules... in praetorium descendentes... amia- 
tos ex omnibus urbis aedibus adesse in praetorium iubent... Signum 
deinde, siye consulum, siye eorum, qui in praetorium, conyenerant, 
(a więc w tym wypadku — co winni konsulowie?) mandato, pulsata 
apud S. Mariam in partem unam campana, datum, orientem seditionem, 
quam consulatus ipse, si quid sensus, si quid maturitatis, si quid pru- 
dentiae et grayitatis, si quid denique humanitatis et ciyilitatis in eo 
fuerat, merito censebatur extincturu8, yehementius commoyit, omnes- 
que armati (sc. consules?), sed et uniyersum yulgus promiscuum, 
quod operibuB derelictis concurrebat, non furia tantummodo 
sed ebrietate refertuia(? — przecież szli prosto z warszta- 
tów o 5-tej po poł.) in necem Andreae Thanczinski certatim et tu- 
multuarie ferebantur». — Relacya przeciwnego obozu: urzędowa, 
z konsularyów krakowskich pochodząca, relacya miejska (Codex 
epistolaris saeculi XV wyd. przez Szujskiego i Sokołowskiego str. 
211 i Monumenta Poloniae III str. 793 i 803), nietylko dokładnością 
szczegółów o wiele przewyższa Długosza, ale i poważnem i spokoj- 
nem przedstawieniem rzeczy, przez które nigdy się niechęć do ogółu 
szlachty nie przebija. Dlatego tę relacyę przyjęliśmy za podstawę, 
posiłkując się tylko Długoszem. 



10 



za nim stojąca gestami i szmerem, potęgującym się wresz- 
cie do głośnych okrzyków, dawała wyraz swemu oburzeniu 
i poparcie jego słowom. Król odpowiedział, że zabójstwem 
Andrzeja Tęczyńskiego nie mniej jakby którego z po- 
winowatych swoich czuje się dotkniętym i przerażo- 
nym, że nad wypadkiem tym jako nad ciężką stratą 
siebie i królestwo całe dotykającą zawsze — chociaż nie- 
którzy inaczej go może posądzali — ubolewał, i że byłby 
już dawno niegodziwą zbrodnię należną karą poskromił, 
gdyby go pruska nie powstrzymała wyprawa. Wojsko 
uniżenie podziękowało królowi Jegomości za łaskawą od- 
powiedź i rozeszło się spokojnie po namiotach, a następnego 
już dnia poniosło pod wodzą jego oręże swe przeciw Krzy- 
żakom w głąb Prus. 

Zaraz też po skończonej wyprawie — na św. Mi- 
chał — stanąwszy z powrotem w Bydgoszczy, złożył król 
sąd sejmowy na mieszczan do Nowego miasta Korczyna 
na dzień 6 grudnia 1461. Za nadejściem tego terminu 
zjechał sam z Wielkopolski, zjechali się licznie i butno 
panowie i szlachta z wszystkich stron królestwa, zjechali 
wreszcie cichaczem zacytowani przez króla mieszczanie 
krakowscy. Prawdopobnie już 7 grudnia odbył się pierwszy 
termin sądu sejmowego, na którym zasiedli jako « trybunał 
państwa» (pro tnbunali regni) tylko Piotr z Weszmuntowa, 
sędzia i Mikołaj z Winiar, podsędek sandomierscy — zu- 
pełnie jak w zwykłym sądzie grodzkim województwa, do 
którego Korczyn należał, z tą tylko różnicą, że zamiast 
w Sandomierzu rok odbywał się na miejscu sejmu i w obec- 
ności króla oraz całego zgromadzenia. Jako oskarżyciele 
wystąpili Jan Tęczyński, kasztelan krakowski, brat i Jan 
na Rabsztynie Tęczyński, syn zabitego, z których pierwszy 
domagał się zapłacenia zakładu (vadium) w kwocie 80.000 
grzywien przez królowę swojego czasu na łamiących spokój 
w mieście nałożonego, drugi zaś ukarania gardłem zabójców 
ojca; jako oskarżeni zaś figurowali i w drugim wypadku nie 
domniemani sprawcy rozruchu i zabójstwa, ale mieszczanie 



— 11 — 

krakowscy wogóle jako stan: rajcy, cechmistrze i całe po- 
spólstwo (consuleSj cechmagistri totaąue communitasj miasta 
Krakowa. 

Oskarżeni przedstawiciele nuasta osobiście nie stanęli, 
jakkolwiek wielu z nich było w Korczynie obecnych, tylko 
wysłali pełnomocnika (procurałor) w osobie Jana Oraczow- 
skiego, szlachcica Szreniawity. Pełnomocnik ów po wyto- 
czeniu skargi w rozprawę wdać się (litem contestare) nie 
chciał, ale zarzucił sądowi niekompetencyę a to na pod- 
stawie przywileju Kazimierza W., warującego mieszcza- 
nom wyłącznie magdeburskie sądownictwo. Z odnośnym 
ustępem tego przywileju, wydanego na dniu 7 grudnia 
1358 poznać nam się należy. Brzmi on jak następuje: 
«...gdyby zaś rycerza lub szlachcica królestwa naszego 
mieszczanin zabił lub w jakikolwiek sposób poranił, w obec- 
ności naszej lub zastępcy naszego oraz 2, 3 lub więcej 
rajców i mieszczan według prawa miejskiego 
sprawa ma być rozstrzygnięta*. Następni królowie: Ludwik, 
Jadwiga, Władysław Jagiełło przywileje miasta Krakowa 
wogóle zatwierdzili, w szczególe zaś przytoczony powyżej 
przywilej Władysław Warneńczyk r. 1440 ^). Na tak wiel- 
kiej wagi zarzut nie będąc na razie w stanie odpowie- 
dzieć, chwycili się prawnicy szlacheccy strony formalnej 
i zażądali od Oraczewskiego przedłożenia pełnomocnictwa, 
czego gdy ten uczynić nie mógł, skazany został na grzywny, 
w zastosowaniu zapewne artykułu HI statutu wiślickiego: 
o intruzach w sądzie. 

Kiedy nie mogącego uiścić się prowadzono na wieżę, 
wybuchło długo tłumione oburzenie szlacheckie przeciw 
współherbowemu, broniącemu sprawy miejskiej; « panowie 
bracia* z taką furyą zaczęli go bić i targać za włosy 
i odzież, że gdyby się nie był chwycił królewskiego pła- 



») Kod. dypl. miasta Krakowa nr. 32 (Kaz. W. 1358), 50 (Lud. 
1375), 88 (Jadw. 1397), 90 i 129 (Wład. Jag. 1399 i 1431), wreszcie 
nr. 136 (Wlad. Wam. 1440). 



— 12 - 

szcza, na miejscu «byłby rozszarpany został». Na wieży 
zaś niedługo posiedział, mieszczanie bowiem podsunęli mu 
potrzebną kwotę, którą zapłaciwszy uwohiiony został. 

Po unieważnieniu zastępstwa prawnego przystąpił sąd 
do stwierdzenia niestawiennictwa (conłumaeia) mieszczan, 
i z pominięciem dla krótkości sejmowego czasu terminu 
drugiego, odrazu im termin ostateczny czyli « zdany i za- 
wity » na ósmy dzień od czasu bieżącej sessyi naznaczył. 
Było to rzeczą w każdym razie niezwykłą, ale duchowi 
statutu wiślickiego, który w naznaczaniu terminów do- 
wolność sędziego przypuszczał, bynajmniej nie przeciwną. 
Skoro bowiem wyraźnie wolno było sędziemu stronom 
dzień po cytacyi termin naznaczać, to cóż zależało na 
tem, czy w przeciągu ośmiu dni w dwóch terminach czy 
w jednym, który z góry jako ostateczny oznaczał, sprawę 
osądził? ^). 

W czasie między pierwszym a drugim terminem 
sejm zajmował się sprawami państwa, mianowicie układał 
się z przybyłymi do Korczyna posłami ościennych mo- 
carstw — panowie zaś rajcy krakowscy obecni na sejmie 
spróbowali tymczasem poprzeć swą sprawę przed ti'onem. 
Chcieli prosić monarchę, aby ich przy prawach dokumen- 
tami poprzedników swoich zastrzeżonych zachować raczył, 
ale król tak niełaskawie ich wysłanników przyjął, że na- 
wet do słowa im przyjść nie pozwolił. Przerażeni mie- 
szczanie, widząc iż żle się kroi, jeszcze tej samej nocy 
zemknęli konno do Krakowa, zostawiając nawet swe wozy 
na miejscu, które o wiele później za swymi panami nadeszły. 

Pod złą przeto wróżbą zawitał dla mieszczan kra- 
kowskich dzień ostatecznej rozprawy: 14 grudnia 1461. 
Stanęli w ich imieniu przed sądem Piotr Hers Głowicz 



*) Zrozumienie procedury sądowej w procesie Tęczyńskich za- 
wdzięczam znakomitemu dziełu Hubego: «Prawo polskie w XIVw.>. 
•Ustawodawstwo' Kazimierza* W. (por. str. 162 etc), według którego 
też statut wiślicki cytuję. Por. też tegoż autora: «Prawo polskie 
w Xni wieku ». 



— 13 — 

i Adam, wicesekretarz miejski *). Tym razem przyszło 
wprawdzie do odczytania przywileju, ale sąd widocznie 
przeszedł nad zarzutem niekompetencyi do porządku dzien- 
nego, albowiem zawezwał oskarżonych do odpowiadania 
na oskarżenie. — Jakim sposobem mógł sąd nad tak ja- 
snemi i wyraźnemi słowy przywileju królewskiego przejść 
do porządku dziennego, na to w źródłach proces nasz 
opisujących odpowiedzi nie ma; musimy jej sami szukać 
w ustawach naówczas w Polsce obowiązujących i rzeczy- 
wiście znajdujemy, ale aż pod r. 1454 w następujących 
słowach statutu nieszawskiego: «jeśliby się zdarzyło, że 
który szlachcic od mieszczanina albo kmiecia ranę po- 
niesie, tedy szlachcic raniony może krzywdy swej przed 
sądem ziemskim dochodzić przeciw raniącemu i wywołać 
go od sądu jego magdeburskiego przed sąd ziemski* *). 
Wezwani do odpowiadania na oskarżenie pełnomocnicy 
miejscy uczynić tego nie chcieli, raz, że im to nie było 
zlecone, drugi raz, że i prawnicy nie radzili. Sąd uznał 
to za powtórne niestawiennictwo a to na terminie « zda- 
nym i zawitym»; zaczem postępowanie dowodowe było 
ukończonem, skoro według słów statutu wiślickiego po raz 
trzeci niestający sprawę przegrywa (tertio contumax cau- 
sam perdatj. Przystąpiono do wydania wyroku. 



*) Am Sontag Sente Luce [Lucie], t. j. 13 grudnia 1461, pisze 
z Krakowa Johannes Orinwalt, Atmrkoren meynes gentuligen Hem 
Kazmirs, des Beicha ecu Polen (a więc zapewne dworzanin kró- 
lewski mieszczańskiego pochodzenia) do pana JSannes Sechelheyer 
Burger zcu Bartpha: Reprezentanci miasta Krakowa z powodu uci- 
sku, jakiemu ulegli na sejmie za inicyatywą Pana krakowskiego, 
musieli w nocy pod konwojem odjechać. Rzecznicy ich byli pobici 
i ledwo uszli, dzięki pomocy króla. Dwu z nich uniesiono i zatrzy- 
mano za przyczyną czcigodnych doktorów (prokuratorów sądowych?), 
którzy ich ukryli pod kobiercami i sprowadzili do swojej gospody. 
List oryg. w archiwum miasta Bardyjowa. 

■) Bobrzyński: Ustawodawstwo Nieszawskie Kazimierza IV 
Stat. Małopolski § 29 str. 92. Por. też Wielkopolski § 27 str. 79. Por. 
też Hubego: Statuta Nieszawskie z r. 1454 str. 48. 



— 14 — 

Wyrok uznawał rajc5Ów, oraz cechy i całe pospól- 
stwo miasta Krakowa winnymi, że zamknąwszy bramy 
miasta i włamawszy się gwałtownie do kościoła Fran- 
ciszkanów, Andrzeja Tęczy ńskiego zabiło a następnie trupa 
jego znieważyło, i skazywał je na karę śmierci przez 
ścięcie — mające być wykonane na najwinniejszych przed- 
stawicielach obu miejskich stanów, których później ozna- 
czyć miano. Wyrok ten w dosłownem swem brzmieniu 
po dziś dzień nie zachował się z powodu spłonięcia ogniem 
dawniejszych aktów nowokorczyńskich; natomiast zaś za- 
chował się w archiwum miasta Krakowa drugi wyrok 
równocześnie przez tensam sąd przeciwko tymże mie- 
szczanom wydany. W wyroku tym sędziowie przytaczają 
naprzód dokument Mik. Pieniążka z 16 lipca 1461, zawie- 
rający nałożenie vadium na stronę spokój publiczny ła- 
miącą przez królowę Elżbietę, wspominają dalej o złama- 
niu tego pokoju przez mieszczan, wreszcie o dwukrotnem 
niestawiennictwie tychże w sądzie i skazują ich w na- 
stępstwie tego wszystkiego na zapłacenie Janowi Tęczyń- 
skiemu, kasztelanowi krakowskiemu, przypadłego vadium 
w kwocie 80.000 grzywien. Sprawa Tęczyńskiego była 
osądzona; w pięć dni potem, dnia 19 grudnia 1461, zgro- 
madzenie sejmowe załatwiwszy jeszcze niektóre sprawy 
państwa, rozjechało się na wszystkie strony Polski, król 
zaś z panami radą powrócił do swej stolicy w Ej^akowie. 

Przepędziwszy tutaj święta Bożego Narodzenia w gro- 
nie rodzinnem, gdzie go grób matki i kolebka nowonaro- 
dzonego syna Aleksandra czekały, zwrócił się król Kazi- 
mierz napowrót do spraw państwa. W procesie dopieroco 
rozstrzygniętym jedna jeszcze według prawa polskiego 
pozostawała formalność do załatwienia, jeden jeszcze ter- 
min do odbycia, ale to już tylko « termin dla zadośćuczy- 
nienia » — terminus ad sałisfuciendum, Byłto termin, na 
który stronę zaocznie osądzoną wzywano dla odczyta- 
nia jej wyroku, na którym już obrony nie było; chyba 
gdyby oskarżonemu udało, się dowieść fizycznej niemoż- 



-^ 15 — 

ności stawienia się na terminie ostatecznym, wtedy jeszcze 
raz brano sprawę na porządek dzienny, jeszcze raz prze- 
prowadzano termin « zdany i zawity ». Takito tedy termin 
król mieszczanom 4 stycznia 1462 na dzień następny 
w sądzie grodzkim krakowskim naznaczył, wydawszy im 
w tym celu listy bezpieczeństwa. Skoro jednak niesta- 
wiennictwa swego na terminie ostatecznym w Korczynie 
w sposób ustawami przepisany wytłómaczyó nie mogli 
i tylko po staremu na przywileju królewskim się opie- 
rali, usłyszeli oba wydane przeciw sobie wyroki w całej 
ich strasznej grozie, poczem im salę sądową opuścić ka- 
zano. Sąd po ich odejściu uchwalił wykonanie obu wy- 
roków i postanowił w tym celu: co do pierwszego uwięzić 
i ściąć winnych, co do drugiego zaś oddał panu kasz- 
telanowi krakowskiemu woźnego swego Bernarda Sitko 
do rozporządzenia dla ściągnięcia spłaty, choćby drogą 
przymusową, przez wzięcie zastawu (pignoracio). Dla 
mieszczan zaś krakowskich nie pozostawała już żadna 
droga apelacyi, żadna nadzieja ratunku, jak tylko ta 
straszna wątpliwość, wielu i którzy z nich mają położyć 
głowę pod topór*). 



*) Co do całego przebiegu procesu, Długosz jako bliżej stojący 
sferom sądzącym, był w stanie dać obszerniejsze i dokładniejsze, 
niżeli relacya miejska, sprawozdanie. Jednak i on nie odznacza się 
ścisłością wyrażenia, zwłaszcza gdzie chodzi o opis technicznymi 
ile możności wyrazami posług*ujący się. Dlatego nieocenione są dla 
nas zachowane jeszcze akta sądowe. Z nowokorczyńskich zachował 
się tylko w archiwum miejskiem krak. (kodeks m. Krakowa nr. 171) 
wyrok skazujący mieszczan na zapłatę 80.000 grzywien, który nam 
tę znakomitą oddał przysługę, iż rozstrzygnął kwestyę, czyli w Kor- 
czynie dwa (Długosz) czy trzy (relacya miejska) odbyły się terminy 
sądowe, a to na korzyść Długosza. Zresztą bowiem akta nowokor- 
czyńskie dawniejsze spłonęły, jak o tem od ś. p. prof. Ad. Pawiń- 
skiego, za łaskawem pośrednictwem prof. T. Wierzbowskigo dowie- 
dzieliśmy się. Akta krakowskiego fcerminu satisfacłionis zachowały 
się natomiast w całości i drukowane są w starożytnych prawa polsk, 
pomnikach Helcia, t. II, zapiski nr. 3661—3663. 



16 — 



in. 

Wykonanie wyroków. 

W piątek dnia 8 stycznia 1462 zjawili się w kra- 
kowskiej izbie radnej na ratuszu panowie Mikołaj Skóra 
z Gaju, kasztelan kaliski i Mik.- Pieniążek, podkomorzy 
i starosta grodu krakowskiego — istni poslannicy śmierci — 
bo oto przedłożyli zebranej radzie miejskiej rozkaz kró- 
lewski, aby wydano winnych na ścięcie. Przerażeni rajcy 
odpowiadają, że nikogo winnego zarzuconej im zbrodni nie 
znają, albowiem żaden poważny i zamożny mieszczanin 
w rozruchu udziału nie brał a tylko tłum osób wolnych 
i sług rzemieślniczych, z których już największa część 
na wszystkie strony świata się rozbiegła. I z tem opuścili 
wysłańcy królewscy salę. Aliści zaledwie w kilka kwa- 
dransów potem nowi zjawiają się posłowie i następujący 
głoszą rozkaz królewski: « Słyszeliśmy odpowiedź waszą, 
mówicie jakoście zawsze mówili, że nie znacie winnych, 
przeto pan kasztelan sam tych oto jako winnych wymie- 
nia: Stanisława Leimitera, który gdy to się działo był 
burmistrzem miasta, Konrada Langa, Jarosława Scharleya, 
Marcina Bełzę — tyle z radnych; z gminu zaś Jana 
Teschnera, Mikołaja Wolf rama, Wojtka malarza, Jana 
Schillinga ostrożnika i Mikołaja wodza posiepaków miej- 
skich. Przeto wam pod rygorem przysiąg i posłuszeń- 
stwa winnego rozkazujemy, abyście ich na zamek nam 
odesłali, co jeśli uczynić nie chcecie, żądamy pod tym- 
samym rygorem, abyście się wszyscy rajcy i cały gmin 
wraz z owymi obwinionymi dzisiaj sami przed nami 
stawili*. 

Nieme przerażenie ogarnęło na te słowa wszystkich 
obecnych, bo usłyszeli prócz 3 ostatnich same nazwiska 
osób od lat już wielu zasiadających i na ławach sądu 
i na krzesłach rady, ludzi w pełnej sile wieku męskiego, 



~ 17 - 

bez wątpienia ojców rodzin, najpoważniejszych, najbar- 
dziej czczonych i szanowanych w calem mieście *). I roze- 
grała się wówczas na ratuszu miasta ELral^owa scena, 
która w każdem szlachetniejszem sercu musiała wywołać 
bolesne, iście przygnębiające wrażenie. Wśród ponurej 
ciszy powstali z miejsc swoich owi proskrybowani i gło- 
sem pełnym wzruszenia przemówili do zgromadzonych 
w te słowa: « Sławetni panowie! skoro nas pan kasztelan, 
w sprawie tej przy pomocy Bożej niewinnych, oskarża, 
z sali radnej ustąpić nie chcemy, aż dopóki się tutaj, gdzie 
podług praw naszych powinniśmy i gdzie jest nasza prze- 
łożona władza, nie usprawiedliwimy; a wierzymy w spra- 
wiedliwość naszą, że ona nas ocali. Odnosimy się do was 
wszystkich drodzy panowie, jeżeli który z was wie, że 
choć jeden z nas, choćby najdrobniejszą winą jest spla- 



Na początku kodeksu dypl. m. Krakowa znajdują się spisy 
wójtów, ławników i rajców, z których zoryentować się można, jakie 
stanowisko społeczne obwinieni mieszczanie zajmowali, 

Stan. Leimiter ławnikiem był po raz pierwszy r. 1449, 
członkiem rady a oraz burmistrzem r. 1461, — mógł mieć tedy 
około 40 lat. • 

(Cunze) Konrad Lang, ławnik od r. 1442, rajca od r, 1451 — 
około 45 lat. 

Jarosław Scharley, ławnik od roku 1418, rajca od roku 
1455 — około 40 lat. 

Marcin Bełza, ławnik od r. 1447, rajca od r. 1456 — około 
40 lat. — Później spotykamy go rajcą z małemi przerwami aż do 
roku 1487. 

O nim por. też A. Krzyżanowskiego (Biblioteka warszawska 
1841 III 27): O rodzinach spółczesnych krakowskich zażyłych z Ko- 
pernikami. 

Jan Teschner, ławnik od r. 1431, rajca od r. 1439 — 
około 50 lat. — Później bywał rajcą z różnemi przerwami do r, 1495. 

Mikołaj Wolfram, ławnik od r. 1461 — ok. 30 lat. — 
Później był ławnikiem jeszcze w r. 1464 a rajcą z małemi przerwami 
do r. 1479. 

O Wojtku, malarzu, Janie Schillingu i Mikołaju, 
wodzu pachołków miejskich, żadnych dat nie ma — nie doszli tedy 
do żadnych wyższych godności miejskich. 

t, H*tl: fTUOTA. 2 



— 18 - 

miony, mówcie, a bez najmniejszego usprawiedliwienia po- 
nieść chcemy cokolwiek prawo przeznaczy ». Wtenczas 
całe obecne mieszczaństwo jednym głosem zawołało, że 
sprawiedliwi są i niewinni i że o żadnym z nich nic ob- 
ciążającego nie wiadomo... A jednak rozkaz królewski był 
stanowczy i żadną miarą ominąć się nie dał... chyba 
otwartym buntem. Ale gdzież stać jednemu miastu, opu- 
szczonemu przez wszystkich, na opór przeciw całej po- 
tędze państwa! Uproszono więc sobie tylko zwłokę 
w daniu ostatecznej odpowiedzi do następnego dnia; obwi- 
nieni pozostali na miejscu, reszta zaś opuściła ratusz 
z tem gorzkiem poczuciem, że dla pozostałych na miejscu 
ratunku już nie ma. 

Następnego dnia pojawili się po raz trzeci w ratuszu 
posłańcy królewscy z krótkiem już ale groźnie brzmiącem 
pytaniem w imieniu Jego Królewskiej Mości, czyli chcą 
w stawieniu obwinionych przed Majestatem być Mu po- 
słuszni czyli nie. Nastąpiła długa narada, której jedno- 
głośnym wynikiem było, że ponieważ przywilej Kazimie- 
rza W. podobne wypadki wyraźnie sądownictwu króla 
i jego następców zastrzega, że ponieważ dalej chodzi tu 
o dostawienie obwinionych królowi a nie stronie, przeto 
nie ma nawet najmniejszej prawnej podstawy do sprzeci- 
wienia się najwyższemu rozkazowi. 

Wzięli tedy panowie rajcy owych dziewięciu mężów 
obwinionych na wozy i zawiózłszy ich na zamek, przed- 
stawili królowi w tych słowach: « Najjaśniejszy królu 
i panie! żądała Wysokość Twoja w tylu surowych rozka- 
zach, abyśmy tych ludzi niesłusznie obwinionych, przed 
Majestatem Twoim stawili pod rygorem przysiąg naszych 
i posłuszeństwa Tobie winnego. Przeto, abyśmy nie byli 
pomawiani o nieposłuszeństwo i bunt, przedstawiamy ich 
tu według żądania Wysokości Twojej — nie jako winnych 
i skazanych^ ale jako niewinnych i nieprzekonanych. Prosi 
Cię Najjaśniejszy Panie całe obywatelstwo miejskie i my 
sami, abyś ich, w razie gdyby kto przeciwko nim skargę 



— 19 - 

przed Miłością Twoją wytoczył, do prawa naszego odesłać 
raczył, gdzie każdemu na zarzuty odpowiedzą i abyś 
w ten sposób prawo miasta jako pan nasz najmilościwszy 
w obronę wziąć a nas i icłi przy niem zachować ra- 
czył ». Tak przemawiali panowie rajcy do króla Je>!,omości 
i długo ciągnęły się owe rozhowory na zamku, albowiem 
mieszczanie niczego nie pominęli, coby do obrony ich 
sprawy posłużyć mogło - jednak bez donioślejszych 
skutków. Już bowiem w ciągu tych rozmów odprowadzono 
obwinionych do więzienia w wieży; król zaś oparłszy się 
na swojej radzie przybocznej, tylko tyle dla nich uczynić 
zdołał, że niedopuścił do prostego wykonania wyroku in 
coniumaciam w Korczynie zapadłego, ale zażądał poprzód 
pozytywnego udowodnienia winy w jeden ze sposobów na- 
ówczas uprawnionych t. j. przez przysięgę skarżącego. 
Pozostawała przeto jeszcze nadzieja, że może przecież nie 
wszystkich dziewięciu krew przyjmie pan Jan na Rab- 
sztynie Tęczyński na swoje sumienie. 

Przez kilka dni siedzieli obwinieni w ciemnicy na 
dnie wieży, tymczasem zaś czynili przyjaciele ich i pro- 
tektorowie usilne starania, celem przebłagania gniewu tego, 
w którego ręku była obecnie decyzya o życiu ich lub 
śmierci. Nawet sama królowa Jejmość, dumna Habsburka 
Elżbieta, nie wahała się osobiście pójść do domu pana Tę- 
czyńskiego, aby dla jednego ze skazanych, dla rajcy Ja- 
rosława Scharleya wyprosić życie. Ale z pamięci pana 
Jana na Rabsztynie snąć nie mogła zniknąć ani jedna 
scena krwawego dnia 16 lipca 1461, bo nawet na takie 
prośby pozostał twardym i nieubłaganym. Zdaje się, że 
dopiero pod naciskiem samegoż sądu liczbę ofiar do sze- 
ściu ograniczył, darząc życiem trzech, zdaniem swojem 
najmniej obciążonych: Jana Teschnera, Mikołaja Wolf rama 
i Marcina Bełzę, za którym cały konwent ojców Bernar- 
dynów najgorętsze prośby zanosił. Co do winy zaś sześciu 
pozostałych, złożył w ręce Piotra z Weszmuntowa, sędziego 

sandomierskiego, żądaną przez króla przysięgę, czem los 

2* 



ich OBtatecznie rozstrzygnięty zostaJ. Przygotowani poprze- 
dnio na śmierć św. sakramentami, w piątek dnia 15 sty- 
cznia 1462 oddali Bogu ducha pod mieczem katowskim 
w okrągłej wieży narożnej zamku krakowskiego, zwróco- 
nej ku Wiśle a zwanej odtąd wieżą Tęczyńskich. Ciała 
ich odwieziono z zamku do miasta, gdzie wśród wielkiego 
natłoku i głośnego lamentu w kościele N. P. Maryi przed 
zakrystyą w jednym wspólnym grobie pochowane zostały. 
Sieąue finitum est hoc iniustum iudicium — «tak spełniony 
został ten niesprawiedliwy sąd», powiada duchowny autor 
"Spominków krakowskich^. 

Trzej pozostali przy życiu oddani zostali jako współ- 
winni w ręce Jana Tyczyńskiego, który ich następnego 
dnia do Rabsztynu odwiózł i tam z początku w twardem, 
później zaś, po ochłonięciu z pierwszego gniewu, w przy- 
zwoitem więzieniu trzymaj. — Nareszcie wspomniemy 
jeszcze za Długoszem, że Jan Doyswon 1 płatnerz Kle- 
mens w ten tylko sposób unikli śmierci, iż dawno już byli 
z miasta umknęli. Ostatni mianowicie udał się był naprzód 
do Wrocławia, skąd jako skompromitowany w rozruchu 
krakowskim wydalony, niebawem w Żeganiu ze strachu 
i zgryzot życia dokonał '). 



W ten sposób jeden już z wyroków nowokorczyó- 
skich wykonany został, a wykonany w całej swej, (zabie- 
gami króla małoco umiarkowanej), srogości. Pozostawał 
jeszcze wyrok drugi, skazujący mieszczan krakowskich 
na zajdatę 80.000 grzywien pieniędzy, czyli 120.000 zło- 
tych węgierskich (dukatów), wyrok, który tylko bliiej po- 
znać należy, aby się nim równie jak pierwszym przerazić. 

Ponieważ ludność mieszczańska Krakowa nie ino- 



i polną . 
Mona- i 




— 21 - 

gła wówczas wynosić liczby większej nad 10.000 głów*), 
przeto gdyby sposobem kontrybucyi sumę powyższą złożyć 
chciano, przypadłoby na każdą głowę nie mniej jak po 
8 grzywien czyli 12 dukatów, a na każdą rodzinę prze- 
ciętnie 60 dukatów! Jestto kwota za którą w XV w. jedna 
rodzina przez cały rok dość wygodnie utrzymać się mogła, 
skoro pieniądz był wówczas przynajmniej 10 razy więcej 
wart niż dzisiaj. Wszakże cały dochód państwowy za 
Kazimierza Jagiellończyka tak ze skarbu koronnego jak 
i z poboru wynosił zaledwie 60.000 zł. a dopiero za Zy- 
gmunta wzrósł do 100.000; wszakże zebranie 218.000 zł. 
na wykupno Malborga (1457) wymagało niesłychanego, 
wprost desperackiego wysiłku całej Korony w jej wszyst- 
kich stanach! 

Grzywny przeto w Nowym Korczynie zapadłe, rów- 
nały się najcięższej kontrybucyi wojennej i jeśli już nie 
« przechodziły wszelkiej możności ówczesnego mieszczań- 
stwa krakowskiego » ~ jak chce Piekosiński (Kodeks m. 
Krakowa s. 244), to jednak nie co innego musiały ozna- 
czać, jak najzupelniejszą ekonomiczną ruinę miasta. Kto tę 
najpiękniejszą perłę korony polskiej, wspaniały, przez 
swoich i obcych już wówczas sławiony Kraków od takiej 
ruiny zachował, zaraz w następnem poznamy. 

Na terminie ad sałisfaciendpm oddano, jak wiadomo, 
kasztelanowi krakowskiemu woźnego Sitko, celem ściągnię- 
cia na mieszczanach zapadłej grzywny, choćby drogą egze- 
kucyjną. Od tego czasu upłynęło pół roku, a pan kasztelan od 
mieszczan widocznie jeszcze ani grosza nie otrzymał, skoro 
na dniu 27 lipca w ten sposób on sam i inni dygnitarze 
ziemi krakowskiej ze zgromadzenia swego w Nowym Kor- 



*) Potrącając z ogólnej liczby mniej więcej 15.000 mieszkań- 
ców, ok. 5000 na szlachtę, duchowieństwo i obcych. Co do tego i in- 
nych podanych poniżej dat, por. Papce: « Polska i Litwa na prze- 
łomie wieków średnich* t. I. Kraków 1903. Str. 350, 345, 354 (cena 
wolu: 1 grzywna); dalej str. 324 i nast. (skarb koronny). 



— 22 — 

czynie do sądu grodzkiego krakowskiego piszą: « Urodzeni 
panowie, przyjaciele nam mili! Z pewnego listu królew- 
skiego, który nam przedłożono i który nawzajem wam 
przedkładamy, poznaliśmy i widzimy, jako Jego Miłośó 
stronniczością powodowany, jednem pismem Swojem prawo 
wykonywać każe a innem zabrania. Gdyśmy się jednak 
z J. K. Mości własnych zapisów o tem zapewnili, iż Jego 
Miłość żadnej osobie w poszukiwaniu prawa i sprawiedli- 
wości przeszkadzać nie powinien, zdało się nam, że tych 
raczej listów i rozkazów królewskich słuchać należy, które 
wykonywanie sprawiedliwości polecają, niż tych, które jej 
bieg powstrzymują. Dlatego Wskutek jednomyślnej woli 
i uchwały naszej wam zalecamy, abyście odłożywszy na 
bok wszelkie trudności i usprawiedliwienia, tym listom we 
wszystkiem byli posłuszni, które wymiar sprawiedliwości 
stronom zalecają i przykazują. Tak czyniąc, panowie, ani 
wobec J. K Mości, ani wobec praw waszych wspólnych, 
ani wobec żadnej ze stron nie będziecie narażeni na po- 
dejrzenia lub obwinienia, skoro nikt w poszukiwaniu spra- 
wiedliwości nie powinien natrafiać na przeszkody lub na 
niedbalstwo*. 

Tak energiczny i tak śmiały list wysłali panowie do 
sądu krakowskiego, ale sąd w prawdziwym znalazł się 
kłopocie, bo oto niedługo potem inne, całkiem przeciwnej 
treści otrzymał pismo. Treść jego była następująca: — « Ka- 
zimierz z Bożej łaski król polski, w. książę litewski, Rusi 
i Prus pan i dziedzic i t. d. — Wojewodom, kasztelanom, 
starostom, sędziemu i podsędkowi, tudzież wszystkim innym 
dygnitarzom, urzędnikom i komornikom w sądach ziemskich 
i grodzkich krakowskich zasiadającym, uprzejmie nam mi- 
łym łaskę naszą i względy. Przypominamy sobie, żeśmy za 
wolą, postanowieniem i jednomyślną uchwałą prałatów i ba- 
ronów naszych w Krakowie przy boku naszym zostających, 
wszystkie i każdą sprawę wraz z ich wynikłościami i przy- 
padłościami wszystkiemi, jakie między wielmożnym Janem 
z Tęczyna, kasztelanem krakowskim z jednej, a sławę- 



— 23 — 

tnymi burmistrzem, rajcami i mieszczaństwem miasta na- 
szego Krakowa z drugiej strony, powstały lub są w toku, 
aż do sejmu walnego w najbliższym czasie w Piotrkowie 
odbyć się mającego i już zapowiedzianego, ze względów 
słusznych i sprawiedliwych zawiesili i przenieśli. Niemniej 
przeto wielmożny Jan kasztelan na tego rodzaju zawie- 
szenie i odroczenie przez prałatów i baronów naszych zar 
rządzone nie zważa, ale wspomnianych burmistrza, raj- 
ców i mieszczan o tego rodzaju sprawy i ich wynikłości, 
w jakikolwiekbądź sposób wywołane, pozywa, dręczy, uci- 
ska i wymuszaniem zastawów oraz intromissyj niepokoi. 
Przeto uprzejmościom i wiernościom waszym polecamy, 
naszą stanowczą wolę wyrażając, abyście tego rodzaju 
spraw kasztelana oraz inne osoby i rajców tudzież mie- 
szczaństwo dotyczących, żadną miarą słuchać, ani nawet 
zeznania wożnieńskiego przyjmować lub do księgi wpi- 
sywać nie śmieli i nie odważyli się; ale przytoczone po- 
wyżej sprawy wraz z ich wszystkiemi wynikłościami 
i przypadłościami według postanowienia i uchwały wspo- 
mnianych naszych prałatów i baronów do najbliższego 
sejmu walnego piotrkowskiego zawiesili, odroczyli i prze- 
nieśli: bez względu na wszelkie listy w przeciwnym duchu 
wydane lub wydać się mające i bez względu na jakiekol- 
wiekbądż przeszkody. Inaczej, gdyby coś przeciwnego 
przez was lub kogokolwiek z waszych w tych rzeczach 
było usiłowane, takowe bez żadnego znaczenia, siły i wa- 
loru niniejszem ogłaszamy. — Dan w Toruniu w ponie- 
działek nazajutrz po Wniebowzięciu N. P. M. (16 sierpnia) 
r. p. 1462*. — List ten zakomunikowany został mieszcza- 
nom i niebawem dobre im przynieść miał usługi. 

Pan kasztelan krakowski bowiem wolał załatwić 
sprawę w ciasnem kółku swoich znajomych w Krakowie, 
niżeli powierzać ją rozstrzygnieniu sejmu i dlatego, mimo 
tak jasnych zakazów królewskich, popróbował jeszcze raz 
szczęścia w sądzie. Dnia 4 paźdz. 1462 stanął przed są- 
dem ziemskim krakowskim, na którym zasiadał Jan z Piel- 



- 24 — 

grzymowic, podsędek, wraz z dwoma komornikami, niejaki 
szlachcic Jan Nieprowski, zaopatrzony w pełnomocnictwa 
ze strony pana kasztelana, w ślad zaś za nim zjawił się 
w ziemstwie i przedstawiciel mieszczan, Piotr Kołowa. Po 
przedłożeniu i sprawdzeniu pełnomocnictw rozpoczął akcyę 
Piotr Kołowa, składając na stole sędziowskim wyżej przy- 
toczony list królewski do odczytania. Stało się zadość jego 
woli, ale pan Nieprowski z toru zbić się nie dał, owszem 
jak gdyby żadne nie zachodziły przeszkody, lecz wszystko 
trybem najzwyczajniejszym odbywać się miało, zażądał 
naprzód zapisania do ksiąg zeznania woźnieńskiego, jako 
mieszczanie do fantowania dopuścić go nie chcieli, na- 
stępnie skazania ich zato według prawa na karę 15 grzy- 
wien, a wreszcie wydelegowania woźnego powtórnie do 
tejżesamej czynności. Ale przedstawiciel miasta ani nawet 
do pierwszej z tych czynności dopuścić nie chciał, opie- 
rając się na najwyraźniejszych w tej mierze słowach listu 
królewskiego — sąd zaś tak całkiem wbrew nim postąpić 
przecież nie śmiał i poratował powagę swoją odłożeniem 
sprawy do najbliższych terminów, aby móc tymczasem 
rozstrzygnąć nowo powstałą wątpliwość, którą sobie nader 
pociesznie w sposób następujący sformułował: czy należy 
trzymać się listu królewskiego, czyli też powinni mie- 
szczanie odpowiadać przed sądem wbrew niemu, skoro 
naprzód przedłożyli pełnomocnictwo odpowiadania, potem 
zaś dopiero list królewski. Tak wybrnęli panowie sędziowie 
krakowscy z dręczącego dylemmatu i to nietylko, jak było 
zrazu zamierzone, na pewien czas krótki, ale raz na zaw- 
sze — sprawa bowiem, zapewne z umysłu i na następ- 
nych terminach nie była braną pod rozwagę, aż dopóki 
nie doczekała się załatwienia w sposób inny. 

Tymczasem bowiem nadszedł dzień św. Marcina (11 
listopada) i zebrał się zapowiedziany nań sejm walny 
w Piotrkowie. Jednak tylko Wielkopolanie licznie sejm ten 
odwiedzili, z małopolskich zaś panów — właśnie może z po- 
wodu zajętego przez króla w sprawie Tęczyńskich sta- 



- 25 - 

nowiska — mało który do Piotrkowa przyjechał. Przeto 
zajęto się tylko sprawą spuścizny mazowieckiej, wszystkie 
zaś inne odroczono do najbliższego, już w dniu 16 stycznia 
1463 na temże samem miejscu odbyć się mającego sejmu. 
I na tem to zapewne zgromadzeniu wydelegowani zostali 
owi pośrednicy królewscy: Dersław z Rytwian, wojewoda 
sandomierski i Jakób z Dębna, podskarbi koronny, którzy 
dnia 9 marca 1463 dla załatwienia « wielkiego sporu » do 
Krakowa zjechali. 

Nader gorliwie zajęli się owi pośrednicy sprawą sobie 
poruczoną, w przeciągu bowiem kilku dni zdołali, przy 
pomocy zaprzyjaźnionego z Tęczyńskimi kandydata na 
biskupstwo krakowskie, Jakóba z Sienna, ugodę między 
stronami do skutku doprowadzić. Pan kasztelan odstąpił 
od illuzorycznej kwoty 80.000 grzywien i zażądał na prawdę 
tylko 8.000 złotych, z czego jeszcze mieszczanie 1.800 
wytargowali, tak że dopiero na sumę 6.200 złotych obu- 
stronna stanęła zgoda. Potem udały się obie strony w przy- 
kładnym pokoju do tego samego sądu ziemskiego kra- 
kowskiego, w obliczu którego tak ciężkie nieraz ze sobą 
staczały zapasy i tu oświadczyli panowie Tęczyńscy, brat 
i syn ś. p. Andrzeja, że zrzekają się wszystkich wyroków 
na korzyść swoją przeciw mieszczaństwu wydanych i żą- 
dają wymazania ich z ksiąg sądowych. Stało się zadość 
ich woli, i po dziś dzień czarne kreski pociągnięte przez 
wyrok krakowskiego terminu ad sałisfacłionem^ który mie- 
szczan na grzywny skazywał, oraz notka uboczna: «pan 
kasztelan krakowski wymazać kazał », ostrzegają czytel- 
nika o nieważności tego aktu. Kopie urzędowe wyroku, 
jakie się w ich posiadaniu znajdowały, oddali Tęczyńscy 
w ręce rajców krakowskich i odebrali za to od nich za- 
pis prywatny, czyli weksel na sumę wyżej przytoczoną. 
Weksel ten bez wątpienia rzetelnie spłacony został, a owa 
notatka o kwicie mieszczanom ze strony kasztelana na 
sumę 2.000 złotych 18 kwietnia 1464 wystawionym, jaką 
Piekosiński w papierach miejskich odnalazł, musiała być 



- 26 - 

dowodem spłacenia ostatniej raty a oraz, wówczas tak same 
jak i dzisiaj, ostatnim śladem wielkiego procesu. 

W ten sposób ciężka kara pieniężna, nałożona na mie- 
szczan w Nowym Korczynie, w wykonaniu swojem przecież 
mniej straszne przybrała rozmiary. — Ale i pod względem 
pierwszego wyroku mieli się doczekać mieszczanie pewnego 
rodzaju zadośćuczynienia. Oto bowiem, kiedy w kilka dni 
przed zawarciem ostatecznej ugody, dnia 4 marca 1463, 
zjawili się rajcy miejscy przed sądem grodzkim krakow- 
skim, celem oblatowania owego przywileju Kazimierza W. 
z 7 grudnia 1358, który im samoistne sądownictwo za- 
pewniał, nietylko nie doznali najmniejszej przeszkody w tej 
czynności, ale owszem okólnik starosty krakowskiego (Mik. 
Pieniążka) jeszcze tegosamego dnia wydany, podawał przy- 
wilej ten do powszechnej wiadomości i zastosowania. Wyrok 
zaś śmierci przeciw mieszczanom wydany, aby snąć nigdy 
jako prejudykat posłużyć nie mógł, został na wyraźny roz- 
kaz królewski z aktów sądowych krakowskich wykreślony. 

Rozumie się, że po tem wszystkiem trzej więzieni 
dotychczas na zamku rabsztyńskim mieszczanie, Marcin 
Bełza, Jan Teschner i Mik. Wolfram, uwolnieni zostali, 
a przybywszy do Krakowa, wrócili do wszystkich praw 
swego stanu. Owszem piastowali wszyscy trzej jeszcze 
przez długie lata najwyższe zaszczyty swego miasta: ław- 
nictwo i radziectwo, pan Bełza zaś nadto, wygadzając kró- 
lowi pożyczkami w potrzebach wojennych, cieszył się 
szczególniejszą u niego łaską*). 



*) O sejmach piotrkowskich z r. 1462 i 1463 i zabiegach, wy- 
znaczonych na ostatnim, pośredników, por. Długosza 1. c. str. 357, 363, 
369. Kwit Jana Tęczyńskiego z 18 kwietnia 1464 w kodeksie m. 
Krakowa str. 247. Zresztą opiera się całe przedstawienie na doku- 
mentach i aktach sądowych, drukowanych w «Pomnikach» Helcia II, 
nr. 3682, 3684 (także w kod. m. Krakowa str. 245, nr. 173), 3687, 
3706, 3722. Numer ostatni przedstawia obiatę przywileju Kazimie- 
rza W. z r. 1358: o wolnem sadownictwie mieszczan w sadzie grodź- 
kim krakowskim, pod datą f. 6 antę Reminiscere (4 marca) 1463. 



— 27 — 

Taki koniec miał głośny swojego czasu « wielki pro- 
ces » (łitigium grandę) szlachty z mieszczaństwem. Szlachta 
ówczesna, mianowicie zaś partya Tęczyńskich wcale nim 
zadowoloną nie była, jakkolwiek otrzymała tak krwawe 
zadośćuczynienie, ale ciągle jeszcze śpiewała o « złych 
ludziach, mieszczanach krakowskich, którzy nie stoją 
wszyscy za jeden palec pana Andrzeja* i nie mogła się 
go odżałować: 

« Człowieka dobrego, 
i że tak mamie zszedł 
od nierównia swojego*). 

Mieszczaństwo zaś musiało pocieszać się tą myślą, 
że nie było to jeszcze najgorszem, co się stać mogło, 
« albowiem teraz już wiele rzeczy bierze obrót przeciw 
własnemu osobistemu zdaniu króla, według rady i woli 
tych, którzy są przy boku J. K. Mości ». Nietylko ducho- 
wieństwo potępiało surowość wyroków, ale wielu nawet 
i z pomiędzy panów szczerze mieszczan krakowskich ża- 
łowało, mimo to jednak powiedzieć o nich musiał — i słusz- 
nie — jeden z najlepszych przyjaciół, bo przedstawiciel 
miasta Wrocławia przy boku króla Kazimierza bawiący: 
«takto dzieje się wszędzie, gdzie brak zgody, rozsądku 
i wytrwałości*). 



Tę samą datę nosi pismo p. t. <Littere significatoriales capitanei 
Grac., quo iure ridelicet cires Cracov. iudicari debent ratione vti1- 
nenim, si cni nobUi per eos iUata essent* (kod. m. Krakowa str. 
247), z którego tylko tytuł bez tekstu się zachował, ale które wobec 
obiaty tegoż dnia dokonanej w sądzie, nie co innego tylko jej treść 
zawierać mogło. — O późniejszych losach ułaskawionych mieszczan 
por. uwagę na str. 17. 

*) Wójcicki umieścił w Albumie literackiem (Warszawa 1848) 
str. 301, współczesną pieśń polską o zabójstwie Tęczyńskiego w sfe- 
rach szlacheckich powstałą. 

•) «Scriptores rerum Silesiacarum» VIII (Polit. Correspondenz 
Breslaus 1454—1463) str. 79 nr. 77. List posła wrocławskiego przy 
dworze polskim do rajcy Antoniego Hornigk, z Łowicza 24 marca 
1462 r. Przytoczona w poprzedniej uwadze pieśń polska mówi o Kra- 



— 28 — 



Zakończenie. 

Po wysłuchaniu uwag współczesnych niechaj będzie 
wolno i nam potomnym, o cztery przeszło wieki w zdo- 
byczach cywilizacyi i w doświadczeniu dziejowem bogat- 
szym, wyrazić swoje zdanie. — Zapewne pierwszem wra- 
żeniem, jakie w duszy naszej zagości, będzie uczucie 
zgrozy nad tego rodzaju sprawiedliwością, jak ją w No- 
wym Korczynie i w Krakowie wykonywano; po pierwsze, 
iż mimowoli przyjdzie nam na myśl ludowe przysłowie: 
« ślusarz zawinił a kowala powiesili », powtóre iż wstrę- 
tem nas przejmie całe barbarzyństwo owej procedury 
karnej, której tak mało do potępienia obwinionego po- 
trzebnem było. 

Naprzód więc zapytamy, dlaczego me domniemani 
sprawcy bezpośredni rozruchu, ale całe miasto: jego wła- 
dze, jego przedstawiciele, do odpowiedzialności byli pocią- 
gani? — Bo według zdania sędziów władze miejskie, jeśli 
już nie czynnym to przynajmniej biernym udziałem, przy- 
najmniej ciężkiem zaniedbaniem obowiązków urzędowych, 
dostatecznie były skompromitowane. Zapatrywanie to znaj- 
duje nawet pozytywny wyraz w wyroku, który konsta- 
tuje, iż bramy miasta w czasie rozruchu było zamknięte. — 
Gdyby szczegół ten rzeczywiście nie ulegał wątpliwości, 
gdyby nawet było pewnem, iż stało się to na rozkaz władz 
miejskich, a i to jeszcze nie w innym celu, jak dla schwyta- 
nia Tęczynskiego w pułapkę, to jednak według naszych pojęć 
karanoby te władze tylko za współwinę lub niedbalstwo i nie 
przyszłoby nikomu na myśl stawiać je na równi z właści- 
wymi sprawcami czynu. Ale dawniej inaczej te rzeczy 
pojmowano — jeszcze za Jana Kazimierza pociągano ma- 



kowianach: «zmawiali się z Wrocławiany». Jednakże nie znaleźliśmy 
żadnych innych śladów <zmawiania 8ię», jak tylko podawanie wia- 
domości, jakiego wyrazem jest ten list posła wrocławskiego, albo też 
przytoczony w uwadze na str. 7, list do Bardyjowa, 



- 29 ~ 

gistrat miasta Lwowa do odpowiedzialności za rozruchy 
pospólstwa przeciwko żydom, jeszcze za Augusta II ska- 
zywano na śmierć burmistrzów miasta Torunia za gwałty 
przez motłoch na Jezuitach popełnione*). 

Wyraziliśmy powyżej wątpliwość co do pewności 
jednego ze szczegółów, na których opierał się wyrok. Ale 
nie tylko o ten jeden szczegół chodzi, owszem o wszystkie 
inne, o cały sposób dowodzenia, który dziś nam zaledwie 
pojąć się daje. — A jednak w ciągu naszego opowiadania 
mieliśmy sposobność na podstawie dokładnej obserwacyi 
każdego szczegółu powziąć to przekonanie, iż cała sprawa 
przeprowadzoną została najzupełniej legalnie, najściślej 
według obowiązujących naówczas w Polsce ustaw. Taką 
była procedura kama w Polsce i to nietylko w XV wieku, 
lecz wówczas jeszcze, kiedy sprawę toruńską sądzono. — 
Szczęściem nietylko w Polsce. I prawo niemieckie — 
mamy zaś tutaj na myśli powstałe w XIII wieku, a w XIV 
i XV objaśniane i w pełnem użyciu będące « zwierciadło 
saskie » (Sachsenspiegel) — ułatwiało stanowisko skarżącego 
nie zaś oskarżonego. I w prawie niemieckiem contumacia 
t j. niestawiennictwo miało także zastosowanie w procesie 
karnym, a powstrzymanie się od odpowiadania liczyło się 
za niestawiennictwo. I w prawie niemieckiem przysięga 
skarżącego stanowiła uznany środek dowodowy, a sposób 
dowodzenia przez świadków — dzisiaj podstawa całego 
postępowania karnego — zaledwie dopiero rozwijać się 
poczynał. Przeto było to tyle nas dzisiaj rażące postępo- 
wanie sądowe nie właściwością Polski, ale właściwo- 
ścią czasu. Każdy wiek ma swoje obyczaje i swoje 
pojęcia a cywilizacya tylko powoli postępuje naprzód. Na 
wyższe, szlachetniejsze pojęcie sądu, ludzkość w wiekach 
średnich zdobyć się jeszcze nie zdołała; a co dzisiaj wy- 



*) Por. Zubrzycki: «Hi8torya miasta Lwowa» 406. Jarochowski: 
« Opowiadania historyczne* 11. (Poznań 1863), str. 137 (Sprawa To- 
ruńska z r. 1724). 



30 



daje nam się barbarzyttBkiem i dzikiem, to było wówczas 
legalnem i Bprawiedliwem ^). 

Takie jest znaczenie procesu Tęczyńskich w htetoryi 
cywilizaeyi. — Jednak, że była to sprawa przekracza- 
jąca o wiele zwykle granice procesu karnego, ponieważ 
zajęło się nią, a raczej interesowane w niej było c^e 
ówczesne społeczeństwo polskie, ponieważ dcierajy się tu 
całe stany, przeto na tych uwagach ograniczyć się nie 
wystarczy. Nasuwa się drugie większej, donioślejszej wagi 
pytanie: jakie jest spwleczne znaczenie tego wypadku, 
jaka jego donio^ość w dziejach wewnętrznego Polski 
rozwoju - w szczególności zaś rozwoju stanu miejskiego, 
w stosunku jego do innych stanów ^ i w stosunku do pań- 
stwa. Na to pytanie zamierza dać odpowiedź studyum na^ 
stępujące. 

') Por. Planck: Das deutiche Gerichtfverfaren Ń» Mitłelaltar naeh 
devt Sacheenśpiegel und den venBandten Eechleąuellen. Braunschwelg 
1879 — szczególnie I. 413, II. 268, etc. 

') P. Wt. Bełza zwrócił nprzejmie naszą uwagę na wierszyk 
Paszkowskiego, w r. 1599 napisany z okazyt zabtcia krawca na 
grobie owych sześciu w r. 1462 ściętych, przez dwóch szlachciców, 
nazwiskiem Gawronów, których sąd za ten gwałt na śmierć skazał, 
ale król ułaskawił. Przytaczamy tutaj ten wierszyk, raz jako świa* 
dectwo, jak dhigo żywą była pamięć w Krakowie o wypadku z roku 
1462, a powtóre jako szczegół dość charakterystyczny do stosunków 
szlachecko- mieszczańskich w Polsce. Por, Ceoi 1856 nr. 19 z S8 
stycznia. 

Na grobie siedmiu (sic) mieszczan krakowskiego grodu, 
Ściętych za śmierć szlachcica z Tenczyóakiego rodu, 
Szlachta zamordowała mieszcsana jfdnfgo 
Niebacząc i na świętość przybytku Boiego. 
Lecz zabić mieszczanina a ziibić szlachcica 
Słuchajcie jaka w Polsce jest wielka róinifil 
Że nawet dwóch Gawronów szlachta & 
Chociaż mając ich krocie - 




Dla wyjaśnienia atoBunkn tej mojej rozprawy, po raz pierw- 
szy drukowanej w r. 1883, do odpowiedniego rozdziatu w tomie Y. 
historyl Cara, (wydanym w r. 1686). przytaczam nat^ z lista prof. 
Caro do mnie z 28 grudnia 1883: 'Ei war mir Interessant dieselbe 
mit dem entsprechenden Capitel in dem Mannscript meines Bd. Y. 
za vergleichen; ea geschah zufiUllg im Beisein einea Stndenten; nnd 
manche Wendongen, S&tze, Ansichten Btimmen so genaa tiberein, 
dasB ich entweder von Ihnen, oder Sie von mir entlełmt za haben 



H 



PRZEŁOM W STOSUNKACH MIEJSKICH 

ZA KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA. 



r. MPŚC: ITUDTA. 3 



Już na początku XIII wieku zaczęła na rzymsko- 
włoskich wzorach wyrobiona w Niemczech organizacya 
municypahia przez Śląsk przechodzić do Polski ^). Sołtysi 
miejscy w Krakowie wspomniani są w dokumentach z lat 
1228 i 1230, sądownictwo miejskie w Krakowie i Sando- 
mierzu wzmiankowane w r. 1244 w dyplomacie Bole- 
sława V; w siedm lat już przedtem, bo już w roku 1237 
otrzymała prawo miejskie niemieckie stolica Mazowsza 
Płock. Działały tu przedewszystkiem pobudki ekonomiczne, 
ale dopiero napad Mongołów i wynikłe zeń wyludnienie, 
powoduje kolonizacyę wsi i miast na podstawie prawa nie- 
mieckiego na szersze rozmiary. Wtedyto otrzymuje orga- 
nizacyę miejską Poznań 1253, Kalisz 1282, wtedy nastę- 
puje ponowna fundacya Krakowa r. 1257, że już o po- 
nmiejszych, z biegiem XIII i XIV wieku urządzanych 
miastach nie wspomniemy. Organizacya zaś ta jest już 
teraz zupełnie rozwiniętą — w doskonałem już wykoń- 
czeniu dostaje się z obcego gruntu na polską ziemię. Za- 
pewnia ona miastom autonomię w najobszerniejszem słowa 
tego znaczeniu — nie taką, jaka dziś miastom europejskim 



*) Studyum to oparte jest na podstawie statutów umieszczo- 
nych w I tomie »Volumina legum« i materyału dyplomatycznego 
w odnośnych kodeksach, szczególnie małopolskim i krakowskim Pie- 
kosińskiego oraz wielkopolskim Zakrzewskiego, z uwględnieniem 
także cennych uwag, zawartych w rozprawie Szujskiego Kraków 
aż do początku XV wieku (Opowiadania i roztrząsania histor. Ser. 2), 
i innych monografiach. 

3* 



- 36 — 

przysłużą, ale taką, jaką pojedyncze Stany północnej Ame- 
ryki albo kantony Szwajcaryi wobec rządu wspólnego po- 
siadają. 

Wglądnijmy dla bliższego zapoznania się w przywi- 
leje fundacyjne obu głównych miast: Krakowa i Poznania. 
Oba otrzymują od swoich książąt stosowne wyposażenie 
w okolicznych gruntach i wsiach, w młynach, w prawie 
rybołóstwa i innych korzyściach — oraz wolność od wszel- 
kich ceł i czynszów: pierwsze na lat 6, drugie na lat ośm. 
Wojewoda, kasztelan, ani żaden urzędnik książęcy nie ma 
najmniejszego prawa mieszania się w ich sprawy — wójt 
miejski (zrazu mianowany, później wybierany) sprawuje 
nietylko zarząd, ale i całe sądownictwo cywilne i karne 
z prawem życia i śmierci. Jego władzy sądowniczej pod- 
legają nietylko mieszczanie, ale w Poznaniu także wszyscy, 
którzy na terytoryum miejskiem zbrodni się jakiej dopu- 
ścili, w Krakowie zaś należą doń ze spraw mieszanych, 
takie, w których stroną oskarżoną jest obywatel miasta. 
Sądy te odbywają się na podstawie przyniesionych z Ma- 
gdeburga ksiąg prawnych, uzupełnionych później przez 
domorosłe ustawy rad miejskich, które z czasem wójta w za- 
rządzie miasta zastąpiły, zostawiając mu tylko samo są- 
downictwo. Jest więc i samoistna władza ustawodawcza, 
a do zupełnej niezawisłości brakuje tylko prawa wojny 
i pokoju. Za tak hojne wyposażenie, za obronę, jaką książę 
miastu od nieprzyjaciela użyczał, winne mu w zamian 
było tylko pewne czynsze i tylko służbę wojskową, w Kra- 
kowie jedynie na murach miasta, w Poznaniu zaś w razie 
nieprzyjacielskiego napadu na dzielnicę książęcą w ogóle. 

Przy tak silnej organizacyi wewnętrznej, przy bez- 
pieczeństwie, jakie mury miasta w owych burzliwych 
czasach na zewnątrz użyczały, przy żywem nareszcie po- 
parciu przemyrfu i handlu ze strony książąt, którzy przy- 
wilejów na jarmarki, na wolność od ceł i tym podobnych 
łask miastom nie szczędzili — nie dziw, iż w krótkim 
przeciągu czasu zaledwie lat kilkudziesięciu do takiego 



— 37 ~ 

doszły miasta rozkwitu i do takiej potęgi, że stały się jednym 
z najważniejszych czynników politycznych w Polsce. 
Wszakże to mieszczanom krakowskim zawdzięczał Leszek 
Czarny stłumienie buntu duchowieństwa i szlachty w r. 1285, 
wszak oni to wprowadzili i utrzymali w kilka lat potem 
(1288—1290) wbrew tym samym dwom dotychczas wszech- 
potężnym stanom Henryka Probusa przeciwko Bolesła- 
wowi Płocidemu i Władyrfawowi Łokietkowi, oni wreszcie 
byli najwalniejszą podporą Wacława Czeskiego w Mało- 
polsce, tak samo, jak mieszczanie Poznańscy w Wielko- 
polsce. A mieszczanie Gdańska jakkolwiek konszachty 
swoje z Waldemarem brandeburskim srogą niebawem pod 
mieczem krzyżackim odpokutowali rzezią, splamionem prze- 
cież na kartach dziejów polskich w początkach XIV stu- 
lecia świecą wspomnieniem. 

Działalność więc polityczna miast charakteryzuje się 
sama przez się — w chwili kiedy bohaterski książę na 
Sieradzu podnosi sztandar państwowej łączności i jednoli- 
tego rozwoju narodowego, w tej chwili miasta w Polsce 
popierają niemieckich lub zniemczałych książąt. Były to 
gorzkie owoce owego grzechu pierworodnego, jaki zaciężył 
na nich z winy książąt założycieli, którzy je zupełnie 
w ręce obcych, w ręce Niemców oddali, bez najmniejszego 
nawet o jakikolwiek przypływ żywiołów narodowych sta- 
rania. Koniec końców stały się miasta potęgą, ale potęgą zgu- 
bną, która w interesie państwowego i narodowego rozwoju 
Polski ścierpianą być nie mogła. I rzeczywiście, nie ścier- 
piał jej ten, który po długich walkach i zmiennych losu 
kolejach myśl jedności narodowej do skutku doprowadzić 
potrafił — Władysław Łokietek. W roku 1310 poskromił 
on bunt poznańskiego wójta Przemka, który synów Hen- 
ryka Głogowczyka do miasta przypuścił, i ukarał mie- 
szczan pozbawieniem możności piastowania urzędów ko- 
ścielnych, w r. 1311 przytłumił przy pomocy Sącza sprzy- 
jających Bolesławowi Opolskiemu zbuntowanych Krakowian 
i odebrał im prawo wolnego wyboru rajców. Czasy poli- 



- 38 — 

tycznego znaczenia miast jako odrębnej potęgi prze- 
minęły w Polsce na zawsze. 

Obu zaś stołecznym Polski miastom długie jeszcze 
lata dawały się czuć skutki niełaski królewskiej, bo nie- 
tylko Łokietek popamiętał im aż do końca życia owe fa- 
talne rokosze, ale jeszcze i syn jego Kazimierz nie tak 
prędko potrafił o nich zapomnieć. Przeciwko Poznaniowi 
popierano Kalisz, przeciwko stolicy małopolskiej Sando- 
mierz i Sącz. Nareszcie w r. 1358 otrzymuje Kraków zu- 
pełne, owszem obficie pomnożone potwierdzenie dawnych 
przywilejów, z Poznania zaś tegoż samego roku wywołuje 
król swego wójta i sprzedaje ten urząd z prawem dzie- 
dzictwa jednemu z mieszczan poznańskich. Zbyt bowiem 
widoczną było rzeczą, iż potęga polityczna miast stanowczo 
była złamaną — świetny ich natomiast rozkwit ekonomi- 
czny wnet przyprowadził takiego mistrza w sztuce rzą- 
dzenia, jakim był Kazimierz Wielki, do poznania, iż czyn- 
nik, do którego cały rozwój przemysłu i handlu nieroz- 
dzielnie jest przywiązany, żadną miarą pognębiony być 
nie może, lecz tylko odcięty od związków państwu, wśród 
którego zakwitł, obcych i szkodliwych, a natomiast ze- 
spojony z niem i organicznie złączony być powinien. Tyle 
razy przytaczano długie szeregi miast i miasteczek, które 
mury swoje i najpiękniejsze budowle temu królowi zawdzię- 
czają, wyliczano z wdzięcznością liczne jego starania około 
ochrony i podniesienia przemysłu i handlu w Polsce — 
słowem nie zapominano o tem, co dla ekonomicznego roz- 
woju miast naszych uczynił, ale mniejszą zwracano uwagę 
na to, co w kierunku tym pod względem prawno-polity- 
cznym przedsięwziął, co dla organicznego zespojenia no- 
wego tego czynnika z resztą społeczeństwa w państwie 
swojem zdziałać usiłował. Przeciąwszy ostatnie węzły, ja- 
kie łączyły miasta poU tycznie z zagranicą przez zakaz 
udawania się po wyroki do niemieckich ław i ustanowie- 
nie prowincyonalnych sądów apelacyjnych magdeburskich 
w Krakowie i Sandomierzu dla Małopolski, a w Kaliszu 



— 39 — 

i zapewne też w Poznaniu dla Wielkopolski — czujną na- 
tomiast ramienia swego i praw krajowych otoczył je opieką. 

W statucie Wiślickim jak i w . Wielkopolskim wyra- 
źnie potwierdzone i zastrzeżone jest sądownictwo magde- 
burskie wszystkim, którzy dotychczas prawem niemieckim 
się rządzili, a zasada acior forum rei secpii debet z najwię- 
kszym wypowiedziana naciskiem. Owszem dla tem wię- 
kszego bezpieczeństwa ludzi handlem i przemysłem tru- 
dniących się i dla tem sprężystszego wykonywania prawa 
potwierdza i popiera Kazimierz w Wielkopolsce już od 
końca przeszłego wieku tamże w użyciu będące konfe- 
deracye miast dla wspólnego ścigania i karania zło- 
czyńców « wszelkiego stanu i zawodu »: r. 1349 Kalisko- 
Wrocławską, r. 1350 konfederacyę Poznania, Pyzdr i Ka- 
lisza. W Małopolsce zaś, gdzie stołeczny Kraków tak już 
w ludność i bogactwa był urósł, iż « sława jego daleko 
i szeroko po świecie chwalebnie była głoszoną* otaczał 
król prawodawstwo miejscie swoją opieką, swoją powagą 
nadawał mu trwałe znaczenie. W ogóle bowiem przychyl- 
nem patrzał Kazimierz okiem na rozwój instytucyi rad 
miejskich, za pomocą której rządzone dawniej monarchi 
cznie przez wójtów miasta, resztki feudalnych urządzeń za- 
tracać i w prawdziwie municypalne i obywatelskie społe- 
czeństwa zamieniać się zaczęły — quia civitas a commu- 
nione civium est dicta, 

Ale mieszczanin miast polskich za Kazimierza nie- 
tylko cieszył się coraz świetniejszym ekonomicznym i au- 
tonomicznym rozwojem swych gniazd, owszem wzrok swój 
dalej nawet zwracać począł — tylko nie już za granice 
Polski, ale owszem ku najważniejszym, najżywotniejszym 
sprawom własnego państwa. Kiedy Karol Robert węgierski 
myślał o koronie polskiej dla syna swego Ludwika r. 1339, 
starał się zjednać mieszczan krakowskich obietniącą po- 
twierdzenia przywilejów, kiedy Kazimierz W. zawierał 
pokój wieczysty z w. mistrzem krzyżackim Ludolfem K5- 
nig w Kaliszu 1343 podpisały go na życzenie obu wład- 



- 40 - 

ców miasta Kraków, Sandomierz i Sącz, Poznań, Kalisz^ 
Włocławek i Brześć, kiedy ustanawiano w Krakowie 1365 
magdeburskie sądy apelacyjne, widziano na świetnym zjeź- 
dzie prałatów i baronów królestwa także przedstawicieli 
miast, a nawet wójtów wsi niemieckiem prawem rządzo- 
nych. Były to zarody ważnycłi praw politycznych: udziału 
w zgromadzeniach państwowych — przynajmniej o ile one 
spraw miejskich się tyczyły — udziału w zawieraniu po- 
koju i w doniosłej kwestyi następstwa tronu. Ta to kwe- 
stya następstwa tronu przynosiła szczególnie za rządów 
dbałego o sukcesyę córek swych Ludwika miastom wielko- 
i mało-polskim liczne i cenne przywileje, z których tu tylko 
przywilej uwalniający Poznańczyków od wpływu starosty 
przy wyborze rajców miejskich i przywilej dozwalający 
Krakowianom na zakupno własności ziemskiej i zarząd jej 
według prawa niemieckiego w dwumilowym promieniu na- 
około miasta, jako najciekawsze pod względem politycznym 
wymieniamy. 

Kiedy zaś r. 1382 po śmierci króla Ludwika nastało 
bezkrólewie w Polsce, sama szlachta stanowiąca rdzeń 
i jądro narodu policzyła się ze stanem mieszczańskim jako 
z czynnikiem pierwszorzędnego w państwie znaczenia. 
Wielkopolska szlachta zawarła roku 1383 w Pyzdrach 
konfederacyę z miastem Poznaniem celem popierania kró- 
lewny Maryi, której owocem w najbliższym czasie było 
wyparcie nieprzychylnego Maryi starosty wielko-polskiego 
Domarata z Pierzchną przez dzielnych mieszczan po za 
obręb Poznania. — Małopolanie zaś uchwalili r. 1384 w Ra- 
domsku, aby w każdej ziemi komisya złożona ze starosty, 
z sześciu senatorów i szlachty, tudzież z dwóch mie- 
szczan sprawowała zarząd aż do wyboru i koronacyi 
króla i aby podobnie złożone grono objęło na tenże sam 
przeciąg czasu straż krakowskiego zamku. Tak daleko 
idące przyznanie praw politycznych miastom, jako sta- 
nowi własnego społeczeństwa jest zaprawdę unikatem 
w naszych dziejach, jest punktem kulminacyjnym w dru- 



— 41 — 

gim okresie życia miast, w okresie prawidłowego ich, za 
dotknięciem czarodziejskiej ręki króla Kazimierza na ziemi 
polskiej rozwoju. 

Zaiste pod szczęśliwą wróżbą zawitały miastom w Pol- 
sce rządy Jagiellonów. Zdawało się, iż nawet wtedy, kiedy 
cala Polska przez połączenie z Litwą i przez zmianę dy- 
nastyi doczekała się stanowczych zmian w swem położe- 
niu politycznem, że i wtedy stanowisko miast do państwa 
pozostało niezmienione. Owszem z rąk nowych władców, 
mianowicie zaś obu pierwszych Jagiellonów, otrzymywali 
mieszczanie coraz nowe dowody łaski. Władysław Jagiełło 
strzegł sądowej ich niezawisłości przeciw zamachom du- 
chowieństwa i szlachty; Władyrfaw Warneńczyk dalej się 
nawet posunął i naruszył po części prawa sądownicze in- 
nych stanów na korzyść miast, udzielając na wzór istnie- 
jących już dawniej w Poznaniu urządzeń, także i władzom 
miejskim Krakowa i Lwowa doraźne sądownictwo przeciw 
łotrom po drogach handlowych rozbijającym, jakiegokol- 
wieby byli stanu i pochodzenia (1444). W roku 1399 otrzy- 
mali Krakowianie prawo kupowania posiadłości ziemskich 
nietylko już w pewnym promieniu naokoło miasta, ale 
w całem państwie Jagiełły «tym samym obyczajem i pra- 
wem, którem szlachta nasza włości swoje i dziedzictwa 
posiada i używa». Że zaś nietylko sami Krakowianie cie- 
szyli się posiadaniem dóbr ziemskich ale i inni mieszcza- 
nie polscy, o tem świadczą niejednokrotne w dokumentach 
współczesnych wzmianki dziedziców wsi mieszczańskiego 
pochodzenia. Dodajmy do tego wszystkiego owe uwolnienia 
od ceł, jakie wszystkim ważniejszym miastom w Polsce 
przysługiwały, owe przywileje z r. 1428 i 1431, uwalnia- 
jące mieszczan stolicy od wszelkich danin i robót na rzecz 
państwa, a przekonamy się, iż rzeczywiście z korzyści 
i zaszczytów szlachectwa brakowało mieszczanom chyba 
tylko prawo piastowania świeckich dostojeństw i urzędów 
koronnych; z obowiązków zaś redukowały się oba główne 
ciężary obywatelskie: służenia wojskowo i podatkowania. 



- 42 — 

tylko na obronę murów miejskich i na składanie królowi 
pewnych, okolicznościowych w zasadzie darów (stacyjne^ 
koronacyjne itp.). 

Miały miasta zupełną niezawisłość sądowniczą i ad- 
ministracyjną, miały prawie równy ze szlachtą udział 
w ogólnych prawach obywatelskich, dźwigając na swych 
barkach daleko lżejsze ciężary, miały wreszcie zdrowe 
i piękne zarody praw politycznych, które tylko rozwinąć 
dalej należało. Przy tern zaś wszystkiem cieszyły się do- 
brobytem, ba nawet tą potęgą ekonomiczną, którą zapobie 
gliwy przemysł i ożywiony handel zapewnić są w stanie. 
Połączenie pod jednem z Polską berłem obszernych dziel- 
nic wschodu, otworzyło dla handlu ich nowe drogi i nowe 
światy, a potężna opieka połączonych państw Jagiełły 
wprowadzała je na handlowe gościńce zachodu. Kupiec 
polski zaczął być mile widzianym i uprzywilejowanym 
gościem na Wołoszy i na Litwie, w Węgrzech i w Austryi, 
w Miśnii i na Pomorzu. Tak dobrze wiodło się mieszcza- 
nom w Polsce jeszcze za czasów obu pierwszych Jagiel- 
lonów. 

A jednak — cała ta świetność na słabych tylko, bie- 
giem czasu już nadwątlonych spoczywała podstawach. 
Opierała się ona bowiem na układach między mieszczań- 
stwem a królem jako jedynym i wyłącznym przedstawi- 
cielem państwa. Tymczasem nadchodziły już w Polsce 
czasy, kiedy pojęcia król a państwo, « rzeczpospolita », je- 
dnoznacznemi być przestały. I w Polsce skutkiem wielkich 
zmian wewnętrznych i zewnętrznych zaczęły tak samo 
jak na zachodzie stany dojrzewać do politycznego znacze- 
nia; zgromadzenie stanów, a nie król miało teraz przed- 
stawiać państwo. Ale w Polsce jeden tylko stan — prawda, 
że stanowiący podstawę ówczesnego społeczeństwa — stan 
rycerski wzniósł się do takiej potęgi, że król mu ustępstwa 
z praw swych własnych czynić był zmuszony. Wszakże 
bowiem na jego czele wywalczał on swoje wojny, z jego 
przeważnie zasobów zasilał swoją kasę. Cóż więc dziwnego, 



— 43 — 

że w razie potrzeby tego tylko stanu przedstawicieli na 
zgromadzenie dla uzyskania pomocy i rady zwoływał, 
cóż dalej dziwnego, że wśród takich zjazdów i zebrań 
duch solidarności wyrobił się i związał wszystkich tego 
stanu członków w organiczną całość o jednych pragnie- 
niach i celach. 

A mieszczanie — ów stan, który na podstawie swego 
historycznego rozwoju, jedynie pod tym względem z ry- 
cerstwem rywalizować zdołał — jakżeż on się zachował 
w stanowczej chwili przeistoczenia państwa polskiego? Za- 
chował się biernie, i tem samem przeciw sobie wydał wy- 
rok zaguby. Widzieliśmy powyżej jak liczne, jak daleko 
idące uzyskiwały pojedyncze miasta w Polsce prawa. Ale 
ani jeden raz nie wystąpiły one wobec władzy państwo- 
wej jako jednolity, jednem dążeniem i wspólnym interesem 
związany stan. Każde starało się tylko o siebie bez ża- 
dnego względu, a nawet i wbrew interesom innych — naj- 
mniejszej solidarności między miastami polskiemi nigdy 
nie dostrzegłeś. Wprawdzie Zubrzycki wspomina w swej 
historyi miasta Lwowa (str. 84 —o) o jakimś związku miast 
polskich w XV wieku na wzór niemieckich Stddtebiinde, 
że jednak ani sam żadnych źródeł na poparcie tego twier- 
dzenia nie przytacza, ani znane nam obecnie źródła ża- 
dnych tego śladów nie dostarczają, przeto rozumiemy, że 
nie co innego tylko owe znane nam z Wielkopolski kon- 
federacye sądowe mógł mieć na myśli. Te jednak nie wy- 
starczały nawet do wytworzenia poczucia solidarności sta- 
nowej, a tem mniej do przeistoczenia się w jakiś organ, 
któryby interesa miejskie wobec innych stanów przedsta- 
wiał, a zoryentowawszy się w położeniu rzeczy, podążył 
do zapewnienia miastom należytego stanowiska w nowo- 
tworzącem się państwie. 

Rzecz naturahia, że chcąc uzyskać udział w pra- 
wach państwowych, trzeba było się zgłosić o udział w obo- 
wiązkach państwowych, trzeba było wolność od służby 
wojskowej i od podatków przynieść dobru publicznemu 



V 



- 44 - 

w ofierze. Ale do wysokości owych dzielnych łuczników 
pieszych angielskich, którzy rozstrzygali bitwy pod Crecy, 
pod Maupertuis i Azincourt, mieszczanie polscy podnieść 
się nie zdołali — na polach Grunwaldu i Chojnicy zabra- 
kło miejskich zastępów. Jakżeż bowiem miały miasta pol- 
skie zdobyć się na ofiary, skoro w rozbiciu swem nie ro- 
zumiejąc położenia rzeczy, konieczności ich uczuwać nie 
mogły? Partykularyzm i brak poczucia solidarności stano- 
wej spowodowały obojętność na najżywotniejsze sprawy 
publiczne państwa polskiego, ta zaś koniecznie doprowa- 
dzić musiała miasta nasze do zatraty owych pięknych 
zarodków praw politycznych, jakie im po królach XIV 
wieku spuścizną zostały. Że zaś tylko te prawa, tylko 
udział w zgromadzeniach stanowych mogły im dać gwa- 
rancyę trwałości co do uzyskanych dawniej swobód i przy- 
wilejów — przeto nie spotrzegli się nawet, jak im w je- 
dnej chwili wszystkie zdobycze dwu wieków zagrożone 
zostały. 

Szlachta bowiem, która płaciła i walczyła, na wzbo- 
gaconych wśród spokoju mieszczan coraz bardziej zawistnem 
zaczęła patrzeć okiem. Do zawiści stanowej przyłączyła 
się niebawem także rozbudzona wśród walk krzyżackich 
nienawiść narodowa przeciw Niemcom, którzy jeśli już li- 
czebnie mniejszą, to jednak jeszcze zamożniejszą i bardziej 
wpływową, słowem rządzącą klasę w miastach stanowili. 
Już też za rządów obu tak przychylnych mieszczanom 
Władysławów, zaczęły się groźne przeciwko nim groma- 
dzić chmury. W r. 1398 jakby na zapowiedź rozpocząć 
się mającej walki, cisnął mieszczanom krakowskim pan 
Pietrasz z Zabawy w obecności króla i rady zarzutem 
zdrady w oczy, przypominając im rok 1311, a już 22 lat 
potem w akt prawodawczy, w statut wartski z r. 1420 
wplata się nieprzychylny mieszczaństwu artykuł, w któ- 
rym związki rzemieślników czyli tak zwane cechy jak 
najsurowiej zakazane, a oznaczenie ceny wyniesionych na 
targ płodów i towarów wojewodom i starostom przydzie- 



— 45 — 

lone zostaje. Był to dotkliwy cios przeciw autonomicznej 
administacyi miejskiej wymierzony. Jednak nie z tej strony 
nastąpił główny atak i nie za rządów Władysławów. Głó- 
wny atak szlaclity wymierzony był odrazu przeciw sa- 
memu palladium autonomii miejskiej — przeciw wolnemu 
sądownictwu, i nastąpił zaledwie w kilka lat po śmierci 
lubionego przez mieszczan Warneńczyka. Już w począt- 
kach rządów Kazimierza IV odbijają się w dyplomatach 
echa skarg mieszczańskich przeciw pociąganiu ich przed 
szranki sądów ziemskich; ale szlachta idzie dalej, i to co 
było dotychczas nadużyciem, pragnie uświęcić prawem. 
W roku 1447 wsuwa do statutu piotrkowskiego postano- 
wienie, które nadaje wojewodom prawo samowolnego ka- 
rania nieposłusznych edyktom ich mieszczan; aż nareszcie 
r. 1454 pospolitem ruszeniem zgromadzona przeciw Krzy- 
żakom w Nieszawie wpisuje do nowego statutu artykuł 
o pociąganiu mieszczan w razie zabójstwa szlachcica przed 
sądy ziemskie. 

Ten przepis w krótkim bardzo czasie krwawe za 
sobą pociągnął następstwa. Zdarzył się bowiem w r. 1461 
w Krakowie wypadek, iż pospólstwo w rozruchu zabiło 
jednego z pierwszych magnatów królestwa, Andrzeja Tę- 
czyńskiego. Wtedy pociągnięto, w braku właściwych spraw- 
ców zbrodni, władze miejskie do odpowiedzialności nie 
przed sąd króla według prawa magdeburskiego, ale przed 
sąd sejmowy ze samej tylko szlachty i według przepisów 
prawa polskiego złożony. Oczywiście, że wyrok wypadł 
niekorzystnie dla mieszczan — skazywał on burmistrza 
i najwybitniejsze osoby z grona rajców i cechmistrzów na 
śmierć; na miasto zaś nakładał 80.000 grzywien kontry- 
bucyi. Srogi wyrok wykonano bez litości w Krakowie na 
sześciu najwybitniejszych przedstawicielach społeczeństwa 
miejskiego — król zdołał miasto ochronić tylko od rujnu- 
jącej grzywny. Było to ścirfe zastosowanie ustawy nie- 
szawskiej z r. 1454, ale też oczywiste złamanie przywile- 
jów zapewniających miastu wolne sądownictwo. 



- 46 - 

Zwycięstwo z małym tylko wysiłkiem przypadło 
szlacłicie udziałem. Nic dziwnego — wystąpiła ona z całą \ 
energią zwartej solidarności przeciw rozbitemu i be2ara- 
dnemu mieszczaństwu. Kiedy na pierwszą wieść o zabój- 
stwie Andrzeja Tęczyńskiego całe rycerstwo ziem kra- 
kowskiej i sandomierskiej pospolitem ruszeniem zapragnęła 
pociągnąć pod mury Krakowa zamiast do Prus, kiedy pó- 
źniej szlachta wszystkich ziem Korony jak jeden mąż 
stanęła w obronie krzywdy Tęczyńskich — wówczas na 
obronę miasta Krakowa nie ruszyło się ani jedno miasto 
i nie ruszyły się nawet same władze miasta Krakowa! 
Na żywiołach gotowych do boju zaiste i w mieście nie 
brakło — pospólstwo samo wzywało władze swoje do 
obrony praw miejskich — ale stojące na czele rządów 
niemieckie rody nie poczuły ani sił, ani ochoty do walki. 
Zwycięstwo zaś szlachty, choć bez trudu odniesione, nie- 
mniej przeto było stanowcze. Los Krakowa rozstrzygnął 
tu całość sprawy mieszczańskiej w Polsce, bo któreż z miast 
mogłoby się teraz szlachcie oprzeć, skoro potężna i wspa 
niała stolica ani sama obronić się, ani obrońców znaleśó 
nie zdołała? Podstawy samorządu miejskiego były wstrzą- 
śnięte, stan mieszczański w obliczu całego królestwa po- 
niżony. Co zaś najważniejsze, wyszła na jaw jaskrawo 
cała jego bezsilność, z której wynikał oczywisty wniosek^ 
że odtąd już raz na zawszo losy jego oddane są na łaskę 
i niełaskę szlachty. 

Cóż dziwnego, iż odtąd następował cios po ciosie. 
Przedewszystkiem owe dwa główne obowiązki obywatel- 
skie, podatkowania i służby wojskowej, których nie chcieli 
mieszczanie dobrowolnie przynieść państwu w ofierze, mu- 
sieli teraz wykonać z konieczności i nie na wiele im się 
tutaj przydały przywileje. Już w dwa lata po akcie nie- 
szawskim, w r. 1456, pociąga ich szlachta na swoich zjaz- 
dach do opłat na cele wojny; a jakkolwiek Kazimierz IV 
za każdym razem (1458, 1469, 1476) daje Krakowianom 
zapewnienia, iż nie z obowiązku, ale z dobrej woli pie- 



— 47 — 

niądze składają i że ofiary te w niczem na przyszłość 
przywilejom icłi ujmować nie mają, to jednak zale- 
dwie w kilka miesięcy po jego śmierci, dnia 8 listopada 
1492, uświęca Jan Olbracht dotychczasowy zwyczaj po- 
stanowieniem prawnem: iż wprawdzie Krakowianie w myśl 
dawnych swych przywilejów od wszelkich ciężarów i opłat 
niają być wolni, ale że w razie nadzwyczajnej potrzeby 
królestwa, « która nawet prawom rozkazuje*, winni przy- 
czynić się opłatą 2 groszy od grzywny, skoro tylko pra- 
łaci i baronowie na sejmie daninę wojenną uchwalą. I służba 
wojskowa nie ominęła mieszczan. Zaraz w początkach 
wojny pruskiej nakazano im dostawę żołnierzy, a z r. 1458 
doszedł nas dokument wyznaczający, ile które z wielko- 
polskich miast piechoty dostarczyć winno, dokument, który 
bez wątpienia swój małopolski równoważnik mieć musiał. 
Zostało to już i na późniejsze czasy, w których przy 
każdej większej wojnie piechoty i artyleryi od miast żą- 
dać nie omieszkano. Konstytucya z r. 1505, posiadających 
dobra mieszczan do osobistej służby wojskowej zobowią- 
zująca, stała się wnet bezprzedmiotową, skoro jeszcze roku 
1496 dalszego nabywania posiadłości ziemskich wyraźnie 
mieszczanom wzbroniono. 

Myliłby się zaś ten, ktoby sądził, że obowiązki oby- 
watelskie otworzyły mieszczanom drogę i do praw oby- 
watelskich, któremi cieszyła się szlachta. Przeciwnie, od 
czasu owego wielkiego upokorzenia na sejmie nowokor- 
czyóskim fatalne przezwisko cham zaciężyło na stanie 
mieszczańskim — «na brudnych rzemieślnikach*. Chińskim 
murem oddzieliła się od wszelkich z m'mi stosunków szla- 
chta, zakazując im zakupna dóbr ziemskich i piastowania 
wyższych duchownych godności od kanonikatów zacząwszy 
(1496), a wykluczając ze swego grona wszystkich herbo- 
wych, którzy by się mieszczańskiem zajęciem « kalali », 

Ale nietylko, że do udziału w prawach politycznych 
mieszczan nie dopuszczono, nietylko że wykluczono ich od 
obywatelskich praw, nie oszczędzając im natomiast oby- 



48 



watelskich obowiązków, jeszcze uawet w same doraow 
porządki miast włożyła szlachta burzącą rękę. Mieliśmy 
właśnie sposobność poznać, na co przydała się Krakowia- 
nom autonomia sądownicza, skoro poszła sprawa o szla- 
chcica. Czy na wiele przydało się mieszczanom zapewnie- 
nie królewskie, iź nadal w podobny sposób sądzeni nie 
będą, o tern wątpić należy wobec wszystkiego co dotych- 
czas przytoczono i wobec faktu, że także owe przez War- 
neńczyka nadane sądownictwo doraźne w zastosowaniu do ■ 
szlachty najsurowiej zakazane zostało. Konstytucya sejmu 
z r. 1521 orzeka, iż szlachcic schwytany w mieście na 
gorącym uczynku, sądzony ma być przez lawnikóww obe- 
cności starosty, a w razie niezgodzenia się starosty na za- 
padły wyrok, ma być cała sprawa oddana królowi do za- 
łatwienia, pod groźbą kary śmierci na burmistrzu i je- 
dnym z radnych miasta wykonać się mającej. Tyle co do 
sądownictwiL Że zaś starostowie nie zaniedbali także raz 
ira przez statut wartski otworzonej sposobności do mie- 
szania się w administracyę i policyę miejską, o tera świad- 
czą całe następne dzieje miast polskich, w których wła- 
dza starościńska znachodząc w obronie szlachty, kmieci 
a nawet i żydów przeróżne sposobności ghębienia raagi- 
stratur i obywatelstwa miejskiego, stalą się prawdziwą 
stanu mieszczańskiego plagą. 

Takie to przeobrażenie w społecznem i państwowem 
stanowisku mieszczan polskich dokonało się powoli za rzą- 
dów Kazimierza Jagiellończyka faktycznie, i tak przez 
bezpośrednich zaraz jego następców prawnie uświęcone 
zostało. Jakżeż odmienną postać przedstawiały miasta pol- 
skie w początkach XV, a przy końcu tego stulecial 
W nową epokę dziejów polskich wchodziły one pozbawiono 
wszelkiego politycznego wpływu, odarte z praw obywatel- 
skich, zaopatrzone w stałego w osobie starosty prsieśhi- 
dowcę. W organizacyi nowożytnego państwa polskiego dla 
nich miejsca nie było, zostali na opatrzności Boskiej 
i na lasce króla. Ale Bóg wysoko a król daleko i ramię 



- 49 - 

jego coraz bardziej słabło. Wszechpotężny stan szlacłiecki 
wszystkie stosunki społeczne przeniknął swoim wpływem, 
na wszystkicłi wycisnął piętno swego interesu. Że dogo- 
dniej i taniej było szlachcicowi kupować towary u kupców 
zagranicznych niż u swoich, więc zamknięto 1565 r. gra- 
nicę polską swoim, a otworzone na ściężaj kupcom obcym. 
Przy takiem upośledzeniu obywatelskiem mieszczan, przy 
takich ustawach nie dziw, że zmarniały piękne zarody 
krajowógo przemysłu i handlu, a w gospodarstwie społe- 
cznem polskiem powstała dotkliwa po wszystkie czasy aż 
po dziś dzień niezapełniona luka. Weszli w nią chyba Żydzi. 
Czego zły rząd jeszcze nie zmarnował, to zniszczył wre- 
szcie do szczętu za Jana Kazimierza obcy najezdnik — 
z dymem poszły zasoby lat dawnych, albo na zaspokojenie 
kontrybucyi wojennych przez swoich i obcych nakłada- 
nych. Już w drugiej połowie XVn wieku widziałeś we 
Lwowie pustką stojące kamienice, które właściciele dobro- 
wolnie pod ciężarem podatków i kontrybucyi opuścić wo- 
leli, a przy końcu XVIII wieku, w czasie ustanowienia 
«komisyi dobrego porządku », niejedno polskie miasto wy- 
glądało jakby jakie wielkie śmietnisko. 

Na kim cięży tu odpowiedzialność — kto winien tak 
fatalnego rzeczy obrotu? Na to pytanie częścią już w ciągu 
naszej rozprawki daliśmy odpowiedź. Winne są przede- 
wszystkiem same miasta, które w swem partykularnem 
rozbiciu, w swej kramarskiej apatyi, zaniedbały rozwoju 
swych politycznych praw, a przeto wskutek zmienionej 
państwa polskiego podstawy straciły stanowe i obywatel- 
skie swe prawa, a wreszcie naturalnym rzeczy rozwojem 
i dawną ekonomiczną świetność. Prawa stanowe i obywa- 
telskie muszą być wywalczone, muszą być okupione ofiarą 
mienia i krwi, ale na taki heroizm nie zdobyć się było 
naszym potulnym mieszczanom. Winną jest dalej szlachta, że 
w swej zawiści, w swym egoizmie stanowym, upozorowa- 
nym narodową ku germanizmowi nienawiścią, pozbawiła 
stan mieszczański wszelkiego znaczenia w państwie i po- 

f, ntUs STUOTA. 4 



- 60 - 

niżyła go w obliczu społeczeństwa. Miasta bowiem już 
w ciągu wieku XV straciły były cechę niemiecką, a gnio- 
tąc je zniszczyła szlachta tylko przemysł i handel własnej 
ojczyzny. 

Lecz oto pozostaje nam jeden jeszcze czynnik pier- 
wszorzędnej wagi do osądzenia, pozostaje nam jeszcze król. 
Kazimierz Jagiellończyk sprostał swemu zadaniu jako śre- 
dniowieczny monarcha, który równowagę stanów utrzy- 
muje, a w razie ich starcia, sprawy legalnie na drodze 
istniejących praw załatwia, ale pretensyi do organizatora 
nowożytnego państwa polskiego rościć żadną miarą nie 
może. Państwo to wytworzyło się za jego czasów, ale bez 
jego współdziałania i samowiedzy. Zasłaniał ile mógł mia- 
sta od zanadto już jaskrawych nadużyć szlachty, ale po- 
ciągnąć [je do udziału w radzie i w rządach omieszkał; 
nie miał snąć przeczucia niebezpieczeństw grożących pań- 
stwu na jednym wyłącznie stanie opartemu. Do tego po- 
trzeba było umysłu bystrego, wznoszącego się nad poziom 
swego czasu i swego społeczeństwa. Kazimierz IV był kró- 
lem zapobiegliwym i dzielnym, pełnym energii i wytrwa- 
łości, ale geniuszem zaprawdę nie był. Takiej potężnej po- 
staci królewskiej, jakie u schyłku średnich wieków na za- 
chodzie spotykamy, pozazdrościły nam zawistne losy w chwili 
przełomu. 



ZABIEGI O CZESKĄ KORONĘ. 



0466-1471). 



4» 



« I 



Wstęp. 

Wznowione przez Niemców rzymskie cesarstwo prze- 
bywało właśnie ostatnie stadya swego rozkładu. Z długiej 
walki przeciw głowie państwa unieśli książęta udzielni 
palmę zwycięstwa; u nóg ich leżała potęga cesarska roz- 
bita i bezwładna, a ten, który się świetnem imieniem «Au- 
fjusta» zdobił, nie był już nawet w stanie zachować w ca- 
łości czci swego tytułu, skazany częstokroć na gorzką nę- 
dzę i troski domowe. Państwo jego istniało bowiem już 
tylko w świecie idei; jego powaga w praktycznych, pra- 
wnych czynnościach znaczyła w najlepszym razie tyle, 
co inny jakikolwiek przez rozum, lub ze zwyczaju przy- 
toczony argument; realnej, wykonawczej wartości już jej 
naonczas nikt nie przypisywał. W teoryi miał cesarz wła- 
dzę, a ta nań wkładała obowiązki; w rzeczywistości zaś 
miał ramię bezsilne, a jednak oczekiwano odeń mocnego 
dzierżenia rządów. Tak więc wiódł ów tytularny « władca 
świata » mozolne i umęczone życie, zmuszony do przestrze- 
gania i pilnowania bez celu i bez jakiejkolwiek nadziei 
wyniku licznych a rozmaitych obowiązków, których wy- 
pełnienia odeń oczekiwano. Owa potęga, która dawniej re- 
prezentowała ideę państwową w jej całokształcie, rozpa- 
dła się była w niwecz; stare czynniki straciły swoje zna- 
czenie, a nowe potęgi utorowały sobie drogę, otworzyły 
sobie wstęp do historyi. Niemcy miały się na podstawie 
nowej zasady, zasady terytoryalnej, wówczas zwycięzkiej. 



- 54 - 

zorganizować i zreformować, wtedy dopiero mogły odzy- 
skać dawną potęgę i dawne znaczenie w Europie. 

Wonczas jednak, w czasie Fryderyka III. był stary 
układ już w podstawach rozchwiany, a nowy dopiero po- 
woli się przygotowywał, dopiero z czasem mógł wejść 
w życie. Był to bezładny stan przejściowy, gdzie miecz 
możnych jedyną stanowił potęgę społeczną, pierwszą czę- 
sto, -a ostatnią zwykle instancyę sądową. 

A w owej, dla narodu niemieckiego tak krytycznej 
chwili, podnieśli się jego potężni wrogowie na południu, 
zachodzie i wschodzie, których silną dłonią przygniatał, 
i doszli do nieznanej dotychczas potęgi i mocy. Jednym 
z nich był świat romański — drugim słowiański świat. 
Na południu oddzieliły się zwolna włoskie ziemie od pań- 
stwa; «na zachodzie« — że już Szwajcaryę pominiemy — 
« odżyła znów u Francuzów idea reńskiej granicy* *). 
A chociaż rozszerzenie granic w owym kierunku nie po- 
wiodło się królom francuskim, to przecież powstała wła- 
śnie tam nowa, a nie mniej niebezpieczna potęga — pań- 
stwo Filipa Dobrego i Karola Śmiałego. 

Na wschodzie zaś i północy najgroźniejsze spiętrzyły 
się niebezpieczeństwa: świat słowiański podniósł się i roz- 
kwitł nowem, potężnem życiem. Ten rozkwit, ta słowiań- 
ska opozycya przeciw germanizmowi i przeciw rzymskiemu 
papizmowi objawiająca się szczególnie w husytyzmie, two- 
rzy dla środkowej i północnej Europy w XV wieku ową 
oś, około której wszystkie zdarzenia się obracają, ową kwe- 
styę zasadniczą, kolo której się wszystko pro lub contra 
grupuje, owo tło, na które każdy obraz z tych czasów 
rzuconym być musi. 

Ten rozkwit Słowiańszczyzny zachodniej objawił się 
naprzód w czynach oręża. Oto konał na polach Grunwaldu 
i Tannenbergu (1410) Zakon krzyżowy, krzewiciel obyczaju 
i mowy niemieckiej na wschodzie, pod mieczami Polski 



O Rankę: Deutsche Geschiehte seit der BeformaUonszeit I. 50. 



— 55 -- 

i Litwy; oto rozlała się niepokonanym i niepowstrzyma- 
nym prądem po równinach Czech, Moraw, Śląska i okoli- 
cznych ziem niemieckich husycka nawała. Po kilkudzie- 
sięciu latach były kraje nad ujściem Wisły i nad górną 
Elbą dla Niemiec całkiem stracone, i już groził podobny 
los dorzeczu Odry, bo «oba słowiańskie ludy», mówi Griin- 
hagen, « gotowały się ponad Śląskiem podać sobie dłonie 
bratnie* *). Ba nawet wyrażał już obawę elektor brande- 
burski, że Polacy « chcieliby mieć całą Marchię*, a bi- 
skup wrocławski Rudolf słyszał jak panowie polscy mó- 
wili o prawach króla nietylko do Brandeburgii, ale nawet 
do Austryi! *) 

A przy tem poczuciu siły, przy tem rozpieraniu się 
wśród zwycięzkiej walki przeciw jednemu i temu samemu 
wrogowi, zbudziło się na nowo i silniej niż kiedykolwiek, 
odezwało się uczucie powinowactwa szczepowego 
tak u Polaków, jak u Czechów. Obudzenie się tego uczu- 
cia, jest drugim właśnie objawem owego rozkwitu Słowiań- 
szczyzny. Czesi wzięli w tym kierunku inicyatywę, gdyż 
sprowadziła ich na to owa przypadkowa a dogodna oko- 
liczność, że wydarzyły się częste zmiany dynastyi, co 
zawsze nastręczało naturalny punkt wyjścia dla podobnych 
pokojowych połączeń narodów. Przeciw luksemburskiemu 
Zygmuntowi walcząc, powoływali polskiego króla Włady- 
sława Jagiełłę lub litewskich jego krewnych na tron, prze- 
ciw austryackiemu Albrechtowi i jego prawom następstwa 
powstając, zwracali wzrok swój na Jagiełłowego syna, 
młodego księcia Kazimierza. Lecz nie udały się te wszyst- 
kie usiłowania, a po wygaśnięciu albrechtowego rodu ze 
śmiercią Władysława Pogrobowca (1457), wybrali sobie 
Czesi Jerzego z Podiebradu, rodaka swego, królem. 

I jakaż przyczyna tego, że owa myśl połączenia, nie 
mogła stać się ciałem? Oto jest nią: zbyt silne wybu- 



V Griinha^en: Bk HiMsUenkdmpfe der Schleaier (EinleUung). 
«; Codex dipl. Brandenb. ed. Riedel Pars Ul. T. I. Nr. 327, 329. 



— 56 — 

Janie husytyzmu. Z tego źródła wypływają 
główne przeszkody. Najpierw byli Czesi zanadto w reli- 
gijno-narodowym swym zapale zaślepieni, aby poznać mo- 
gli, że władca, który wyłącznie jedno stronnictwa 
w kraju przedstawiał, już choćby dlatego, na tronie utrzy- 
mać się nie może, że u nich liczne a najróżnorodniej- 
sze żywioły obok siebie żyją. Powtóre, byli Polacy za cza- 
sów Zbigniewa Oleśnickiego zanadto gorliwymi katolikami, 
aby mogli przestrzegać interesu swego narodowego, jeżeli 
ten stanął w kolizyi z Rzymem. Obie przyczyny nie są 
jednak, jak widzimy, stanowczemi przeszkodami, są one, 
jeśli wolno się tak wyrazić, ilościowe tylko nie jakościowe: 
za wiele czeskiego poczucia nad Łabą — za mało tegoż, 
lub raczej sympatyi dla niego nad Wisłą. A zatem można 
było najlepszych spodziewać się wyników, jeśliby się z je- 
dnej strony gorliwość husycka zmniejszyła, z drugiej zaś 
strony sympatye do Czechów wzrosły. Obie zaś te okoli- 
czności miały niebawem nastąpić. 

Najpierw przekonali się Czesi, że utrakwistyczne 
rządy u nich ustalić się nie mogą. Tego pouczyły ich 
dzieje Jerzego z Podiebradu. Powagą swej osobistej dziel- 
ności i zręczną swą dyplomacyą zdołał sobie znakomity 
ten mąż, chociaż husyta i dorobkiewicz, uznanie całej 
Europy pozyskać. Nawet rzymski papież, sam Pius II. nie 
wzdragał się nazywać królem czeskim męża, « który pił 
z kielicha». Wielką i świetną była jego powaga w Niem- 
czech; więcej niż około cesarza kupili się około niego ksią- 
żęta Rzeszy i przekładali mu do rozstrzygania swe spory. 
A we własnym domu, w Czechach, stał tron jego silny 
i niezachwiany, bo oparty na miłości narodu, a przynaj- 
mniej naród przedstawiającej większości; tylko kilku mo- 
żnych na Morawach i 81ązku nie chciało się ugiąć, tylko 
zuchwałe miasto Wrocław w upartej trwało opozycyi. Te 
żywioły były reprezentantami niemiecko-katolickiej rea- 
kcyi. Lecz były one jeszcze zupełnie słabe i nieznaczne. 



- 57 ~ 

czeski zaś usurpator zaczął już myśleć o następstwie sy- 
nów swoich w Czechach. 

Ale to właśnie miało się stać punktem zwrotnym 
w jego historyi, stanowczym bodźcem do działania dla 
opozycyi. Zbuntowani magnaci podnieśli byli broń przeciw 
Jerzemu « ponieważ ich w radzie swej lekceważył i zawsze 
z dwoma lub trzema kacerzami wszystkie sprawy pań- 
stwa postanawiał », ponieważ im się zdawało, że ich sta- 
nowe przywileje zagrożone, że żywioł (niemiecko- katolicki) 
przygnieciony, A teraz chciał «husycki król» ten stan 
rzeczy na przyszłość ustalić, chciał im odebrać wszelką 
nadzieję, że kiedyś ustaną wyłącznie czesko-narodowe rządy. 
Więc tak stanowczo zagrożeni, zdecydowali się na krok 
stanowczy: zebrawszy się w listopadzie 1465 w moraw- 
skiera mieście Grynberg, zawarli związek odporny prze- 
ciw Jerzemu ^). 



*) Palacky, (GescHiichte Bóhmens IV. 2 Ahih. str. 343 5q.} zdaje 
się przeoczył, że n a j b 1 i ź s z y m i najważniejszym poiriideni 
buntu mai;iiatów była kwostya sukcesyjna. To ostatn5e cBrrTnły'* 
współczesny Eschenloor (GeschicłUe der Sładt Bre^MM 1440 — 1479 
Au8(f. V. dr. J. G. Kunisch, Breslau 1827—1828 I. 2&4i. 
alles fallen und nam eines vor sich: semen San 

bei seinem Leben Die christlićhen b^mudkem 

und uierredeten aick . . . wenn ein Kónig gu Bekem 
hinder ihm (sichj einen Son, der unter seinem łiowyfcrfcrf 3fii 
ren ist. . . so luib&n sie dllezeit eine freie Eoft . . . ••* n«mm m^ wu 
Herzen^ wie Otrsik in allen Sadien GettaU tase. msi k0^ «""^ ^^ ^ 
GrUnberg*, Palacky opowiada według mści dokammt&*\ iJnkujD^-::.?- 
dają bez wątpienia pewny szkieJet fukioir, 9k' tylko *asfci*:i'-Ł Ji- 
one mówią do nas oficvaInviiL maedotrriD jwykifau, moy-jŁ r;.;. - 
to, co powiedzianem być mnsi, im^ayUKf- w^ fpw<^"'*' v'V',\- 
działania pozostają zamilcKaiie i nkiyth — Owtpf* ducłm r.f- :.•/■- 
nikal zdarzenia, należy snkać w prywatayeii ima^pftc*- ?:!.'»?• -/•^ 
żeniach współczesnych świadfedr, jMeM^wmif «i jużit. v . n,.- .. 
joito w kronikaclL Dhaego -nda^, tfc^^Anto^> opr»'.f' i,i' ui -. • 

I mfiźii, ktAry jfoMd nwycii wypnilj nv ; 
erasmrs/ btnląc itŃcrt^nam uim.iu ; 
pnHHfw Ji \ immi pncmrndmn/; c. 



— 58 — 

Magnaci czescy wiedzieli bardzo dobrze, porywając 
się do tak stanowczego kroku, że nie sami będą staJi 
w szrankach przeciw Jerzemu. — Rzym był ich potężnym 
sprzymierzeńcem, bo i Rzym był już od dawna do walki 
zdecydowany. Wszakże nie mogła długo potrwać sztuczna 
zgoda między husytą a stolicą św. Piotra, gdyż nie roz- 
chodziło się tu o obrządek, ale o zasadę posłuszeństwa 
względem papieża, choćby z poświęceniem uchwał sobo- 
rowych, choćby wbrew bazylejskim kompaktatom. To też 
rzeczywiście sprawa niebawem się rozstrzygła. Pius IL 
odmówił dnia 31 marca 1452 owym uchwałom soboru po- 
twierdzenia, odrzucił je i publicznie potępił. Było to no- 
wem wypowiedzeniem wojny husytyzmowi, po którem tylko 
dlatego zaraz do działania nie przyszło, że nastąpiły zda- 
rzenia odwlekające walkę na krótki przeciąg czasu. Naj- 
przód miał świat rzymski właśnie owemu «arcykacerzowi» 
Jerzemu uwolnienie swego cesarza z rąk zbuntowanych 
jego wasali do zawdzięczenia, później zarządzono znowu 
z powodu niebezpieczeństwa tureckiego wielkie przygoto- 
wania do wyprawy krzyżowej, a wśród tych przygotowań 
umarł Papież Pius II (sierp. 1464). Ale następca jego Pa- 
weł IL (1464—1471) uchwycił sprawę z świeżym zapałem, 
z nieugiętą nienawiścią przeciw kacerstwu, w swe ręce, 
walka z herezyą miała się stać zadaniem jego żywota. 
Ujął się tedy za powstałymi magnatami, nazwał to prze- 
śladowaniem katolików, jeśli Jerzy ich słusznie poskromić 
i do posłuszeństwa przywieść usiłował, a kiedy czeski król 
na drodze wytkniętej wytrwał i żądań magnatów wcale 
zadowolić nie myślał, podjął ów przez Piusa już rozpoczęty 
proces na nowo i wezwał go do stawienia się w przeciągu 
180 dni przed stolicą apostolską. Tego król nie mógł oczy- 
wiście wykonać, jeśli nie chciał potęgi swej i powagi naj- 
zupełniej na szwank narazić, i nikt dlatego nie mógł być 
w niepewności, jaki wyrok zapadnie. 

Paweł n. zwlekał z wydaniem jego dlatego tylko, że 
musiał się obejrzeć za jakiem ramieniem świeckiem, goto- 



- 59 - 

wem do wykonania papieskich rozkazów. Rozpoczął tedy 
układy z królem węgierskim Maciejem i zwrócił równocze- 
śnie uwagę swą na tę okoliczność, że król polski Kazi- 
mierz IV. rościł sobie dla żony swej Elżbiety, córki Al- 
brechta, cesarza rzymskiego, a króla węgierskiego i cze- 
skiego i dla syna swego Władysława z niej urodzonego, 
pretensye do korony św. Wacława. Po prawdzie pretensye 
te, z prawniczego stanowiska nie miały żadnego znacze- 
nia, gdyż Czechom przysługiwało prawo wolnego wyboru 
w razie wygaśnięcia panującjj rodziny po mieczu, żeń- 
skie zaś potomstwo nie wchodziło wcale w rachubę. Tem 
samem nie były też pretensye starszej córki Albrechta 
Anny, żony Wilhelma, księcia saskiego ani lepszemi (jak 
twierdzą Hófler i Droysen^) ani też gorszemi od roszczeń 
naszej Elżbiety, gdyż obu mniemane prawa były zaró- 
wno bez wartości, a obu synowie byli tylko zaró- 
wno wybieralni. Czescy « baronowie* dali jednak 
pierwszeństwo polskiej rodzinie i sami zażądali w Rzymie 
(r. 1465) przez swego posła Dobrohosta z Ronspergu wy- 
niesienia jej na tron czeski. Wskutek tego otrzymał bi- 
skup Rudolf z Lavantu, który właśnie jako pośrednik po- 
kojowy między Polską a Zakonem krzyżowym do Torunia 
zmierzał, polecenie podniesienia kwestyi czeskiej na dwo- 
rze polskim i ofiarowania korony czeskiej Kazimierzowi IV. 
Wnet potem, 23 grudnia 1466 opuściła kancelaryę rzym- 



Droysen: Geschichte der preuasischen Politik 11. 1. Abih. str. 342. 
Sąd ten opiera się na my lnem mniemaniu, jakoby w Czechach już 
wtedy kobietom służyło prawo następstwa. Tymczasem złota bulla 
w artykule VIL (Llinig: Codex, dipl Germ. I. 7) wyraźnie mówi tylko 
o dziedziczności tronu w linii męskiej, a po wyg-aśnięciu tejże 
o wolnym wyborze. W tym duchu rozstrzygnął też tę kwestyę (r. 1458) 
sejm wyborczy czeski po śmierci Władysława Pogrobowca. Kiedy 
tutaj posłowie ks. Wilhelma uporczywie bronili praw następstwa 
swej pani, udały się stany po rade do dokumentów w Archiwum 
państwowem złożonych, i w żadnym z nich nie znalazły zawarowa- 
nia praw kądzieli. (Palacky, IV. 2. str. 30). 



60 



iK^DuTla gJosząca klątwę przeciw Jerzemu z 

i uwolnienie od posłuszeństwa jego poddanych. 

Tak więc znowu stanęła na porządku dziennym kwi 
stya sukcesyjna a z nią otworzyła się znowu możliwość 
polskiego następstwa. Lecz teraz stało się to wśród sto- 
sunków o wiele pomyślniejszych, gdyż nadto prędko raial 
się król Jerzy i jego sti'onnietwo przekonać, że poparta 
silnie przez Rzym opozycya przygnieść się nie da, że za 
potężną jest, aby się mógł władca w zupełnej z nią sprz^j, 
czności utrzymać, że więc niemożliwą jest rzec?.ą, ucz; 
tron Cieski w dynastyi Podiebradów dziedzicznym. A 
musiał, mimowoli, zwrócić swą baczność na Polskę, skąi 
słowiański wprawdzie, lecz zarazem i katolicki książę, do 
korony św. Wacława powołany, mógł sprzeczności obu 
stronnictw, przynajmniej w części, wyrównać i pogodził 

Takim sposobem pierwsza walna przeszkoda by] 
usunięta, zbyteczne naprężenie huaytyzmu już przemint 

Z drugiej zaś strony także w Polsce czasy 
gniewa Oleśnickiego przeminęły na zawsze. Dzierżył 
bowiem berło rządów władca, który choć sam pobożff 
umiał jednak w obec duchowieństwa królewskie swe prai 
zachować i przestrzegać '), który i teraz nie mniej b; 
gotów interesu państwa, choćby w przeciwieństwie z Rz; 
mera, ściśle dopilnować, a raial po swojej stronie, jeśli 
należyte poparcie, to z pewnością sympatye polskiego ni 
rodu dla Czechów. 

Z tem wszystkiera akcya wśród antagonizmów, chi 
już tak bardzo złagodzonych, nie mogła być łatwą. Tf 
ponętniejazą rzeczą poznać ją bliżej i zrozumieć. A tym- 
czasem główne źródło z polskiej strony. Długosz, w tyra 
wypadku zadowolić nie może, owszem obudzą zasadnicze 
wątpliwości. Ogólne wrażenie, za którem poszedł je8Z( 
Palaclty, jest mdłe i niejasne, wrażenie polityki chwiejni 

') Caro: Oeichichte Fol^e IV. 314 etc; 430 >q. ^kein Feind dMi 
Kirebe, obtoohl er gegen die poHl*licatś AnmasinMg vom kóTtigUchen 1 
$praeht, 




- 61 — 

i niepewnej. A jednak równocześnie już z tego samego 
źródła poznajemy tyle szczegółów o troskliwycłi zabiegacti, 
że musi się obudzić wątpliwość, czy to rzeczywiście tylko 
szczęśliwy los oddał Jagiellonom berło czeskie do ręki — 
czyli też jest w tem także ich praca i zasługa. A w ta- 
kim razie jaka praca i czyja zasługa? 

Oto temat niniejszej rozprawy, która będzie zarazem 
przyczynkiem do krytyki Długosza. 



I. 



Jagiellończyk jako kandydat kompromisowy. 

Dnia 19 października 1466 udało się biskupowi la- 
wanckiemu po długich i ciężkich trudach nareszcie pokój 
toruński do skutku doprowadzić. Zakon musiał zrzec się 
połowy swych posiadłości, a drugą połowę otrzymał tylko 
jako lenno korony polskiej w zarząd. Ciężką troską zła- 
many, przygnębiony upokorzeniem, opuścił Wielki Mistrz 
nieszczęsne miejsce; już się była też wielka część polskiej 
rady do domu rozjechała, zagrożona grasującą w mieście 
zarazą, już też i sam król gotował się do odjazdu, gdy 
w tem wystąpił biskup Rudolf na publicznem zebraniu 
pozostałych senatorów z dość niespodziewaną propozycyą. 
Niedaremnie bowiem i wcale nie bezinteresownie nałożyła 
była kurya rzymska na barki swego legata tak trudne zadanie. 
Kazimierzowi tylko na to miały być ręce rozwiązane przez 
pokój, aby się mógł jąć innej sprawy, w interesie papieża. 
-Oświadczył zatem Rudolf wnet po zawarciu pokoju ze- 
branej królewskiej radzie, że Paweł II. ma zamiar odsą- 
dzić heretyka Jerzego od korony czeskiej, a przenieść ją 
na Kazimierza, króla pokrewnego narodu, spadkobiercę 
przez żonę Albrechta i Władysława Pogrpbowca. Teraz 
chodzi tylko o wyparcie uzurpatora z zagrabionego prze- 
zeń państwa, w połączeniu z jego przeciwnikami, z katiD- 



— 62 — 

■ 

lickimi baronamL Jeżeli jednak własnego państwa sprawy 
Kazimierzowi nie dozwalają w akcyi wziąć osobistego 
udziału, to niech jednego z synów swoich na Ślązk wyśle^ 
aby ten był w Wrocławiu koronowany i walkę przeciw 
herezyi rozpoczął. Nie dadzą mu zaiste tej walki katolicy 
tamtejsi samemu prowadzić, nie będzie mu zbywać na do- 

r 

browolnych daninach z całego Śląska, z Łużyc, od Zwią- 
zków sześciu miast ^). Niespodziewana ta propozycya kró- . 
łowi Kazimierzowi tem bardziej przyszła nie w porę, że 
osłabiony i wycieńczony ostatnią wojną, wcale nie mógł 
myśleć o podniesieniu oręża przeciw Jerzemu. Zresztą 
uważał tę drogę za niestosowną, bo poparcie katolickiej 
mniejszości nie było zdolnem zagwarantować mu ustalenia 
i utrzymania się jego rządów w Czechach, skoro nawet 
Jerzego, przez większość podtrzymywany tron, chwiać się 
zaczynał. Jedyną więc, przez okoliczności wskazaną a przez 
rozum stanu poleconą drogą, mogła być tylko ta: obe- 
cnego zaproszenia wprawdzie nie odpychać od siebie, lecz 
niemniej starać się o zachowanie przyjaźni z Jerzym, aby 
się potem można było na dyplomatycznej drodze o uzna- 
nie czeskiej narodowej większości ubiegać. Wtedy mogłaby 
rodzina jagiellońska po śmierci Jerzego bez żadnego oporu 
berło Czech w swe ręce uchwycić. Że takie było postano- 
wienie Kazimierza, widać z odwlekającej odpowiedzi, jaką 
Rudolfowi dał, że mianowicie sprawa ta dla swej ważno- 
ści może być dopiero na walnym sejmie w maju 1467 
rozstrzygniętą, i widać z postępowania jego poselstwa, 
które do Rzymu dążyło, aby uzyskać potwierdzenie to- 
ruńskiego pokoju. 

Poselstwo to, sprawowane przez Jana z Ostro- 
roga i Wincentego Kiełbasę, biskupa chełmskiego, 
opuściło zapewne w początku stycznia 1467 stolicę, gdyż 
już w połowie tego miesiąca znalazło się w Wrocławiu. 



1) Długosz: Historia Polon. V. 467—8 (wyd. krak. 1878) Zwią- 
zek sześciu miast stanowiły również łużyckie miasta pod przewo- 
dnictwem miasta Gorlic (Gorlitz). 



— 63 — 

Tu zabawili posłowie nasi kilka dni, a musiało się po- 
stępowanie ich podobać Wrocławianom, skoro w listach 
•* 48wych (kapituły i rady miejskiej) z dnia 17 stycznia pa- 
pieżowi Pawłowi II. i jego kardynałom, jak najlepiej Po- 
laków polecają i proszą: Jego Świątobliwość zechce ich 
prędko i z pomyślną odpowiedzią z Rzymu odprawić, gdyż 
na 23 kwietnia 1467 wyznaczone jest przez Rudolfa zgro- 
madzenie, na którem, jak się spodziewać należy, sprawy 
stronnictwa katolickiego będą szczęśliwe załatwione. Król 
polski bowiem, takie jest powszechne mniemanie, uczyni 
wszystko, co się przyczynić może do pomnożenia i obrony 
iwriary Św., stosownie do poleceń Jego Świątobliwości*). 

Następnie udali się nasi posłowie do Pragi. Tu 
oświadczyli królowi Jerzemu, « chcąc uprzedzić możliwe 
jakiekolwiek fałszywe wieści* *), że chociaż Kazimierz czę- 
sto wzywany był do dania pomocy zbuntowanym baro- 
nom, przecież nigdy podobnym żądaniom nie dawał po- 
słuchu. I widocznie dawano w Pradze w zupełności wiarę 
tym zapewnieniom, jeśli mógł Grzegorz z Haimburga 
w tymże czasie pisać do Wenecyi «król polski utrzymuje 
z naszym (Jerzym) wierną przyjaźń », i jeśli Jerzy sam 
w swoich rokowaniach z królem francuskim (Ludwikiem XI) 
mógł między swymi sprzymierzeńcami także polskiego mo- 
narchę wymienić. 

Co więcej, wnet potem oświadczyli ciż sami wysłańcy 
królewscy posłom saskim, którzy między Czechami 
a Rzymem pośredniczyć mieli, że są gotowi pomagać im 
słowem i czynem w ich przedsięwzięciu; «i jeszcze inne 
można było z ich ust słyszeć przyjazne względem Jerzego 
oświadczenia, wszystko według osobnego polecenia ich 



*) Seripłores rerum gilesiacarum: IX. 217, 

*) O których pisał Jerzy do Kazimierza 7 stycz. 1467 {Codex 
epiał. III, Nr. 104). Ale oświadczenie posłów polskich rzeczywiście 
było uprzedzeniem, gdyż posłowie ci zapewne z Krakowa wy*- 
jechali, zanim list Jerzego nadszedł. 



^- 64 - 

króla*. O tern wszystkiem uwiadamia Dr. Mayr czeskiego 1 
sekretarza królewskiego Pawła w liście z dnia 12 lutego ^ 
1467. Szkoda tylko, że przy dacie brakuje podania mieJBca^ j 
nie wiemy zatem, w którem mieście zdarzyła się ta roz- 
mowa z Sasami*). 

O ile jednak posłowie nasi w Rzymie w interesie 
Jerzego byli czynnymi, o tem nie dowiadujemy się z na- 
szych źródeł, jakkolwiek znamy przemowę Ostroroga; je- 
dnak sądzę, źe sprawę czeską poruszyli. Z pewnością je- 
dnak musieli za mało okazać gotowości wobec intere- 
sów katolickiej partyi i wymijających używać odpowiedzi, 
gdyż w przeciwnym razie nie mógłbym sobie owej ostro- 
żności i podejrzliwości wytłumaczyć, z jaką Paweł II. 
względem króla polskiego i jego postów postępował, mimo 
że byli mu przez Wrocławian jak najlepiej poleceni, i że 
sam przychylnie się z początku i obiecująco w odpowiedzi 



*) Tjist Dra Grzegorza z Haimburga do arcybiskupa strygoń- 
skiego z dnia 19 lut(^.go 1466 w Archiv. fiir ósterr, GeschichtsąiAeUen 
Xl I. 340-41, też w Teleki: Hunyadiak kora XI. 427. List tegoż do 
doży Weneckiego, Arch. XII. 335 (dto 25 stycznia 1467). Czas pobytu 
Polaków w Pradze nie jest w właściwem źródle tej wiadomości, 
w liście z dnia 19 lutego, podany; rzecz cała przedstawiona jest je- 
dnak jako dawno już przeszła. Lecz już w liście do Wenecyi z dnia 
25 stycz. 1467 notuje Haimburg: ^Eeges Hungariae et Poloniae Eegem 
Bohemiae constantissime colunt *licet JRomanus Pontifex anibos in contra- 
riam partem sollicitet*. To tak dalece zgadza się, nawet w samym 
sposobie wyrażenia się (*licet Bom. pontif* . . , *qui etsi*,.,) z pó- 
źniejszą wiadomością z dnia 19 lutego, że jestem gotów wspólne 
źródło dla obu przyjąć, tj. przypuszczam, że Grzegorz z Haimburga 
już 25 stycznia wszystko to wiedział, o czem więcej szczegółowo 
19 lutego arcybiskupowi strygońskiemu donosi, że więc Polacy już 
25 stycznia w Pradze się znajdowali. Na podobny rezultat napro- 
wadziłoby nas zestawienie wspomnianego w tekście listu Dra Ma- 
yera z dnia 12 lutego z owym listem do Węgier (z dnia 19 lut.). 
Według pierwszego znajdowali się Polacy 12 lutego już poza Pragą, 
a w drugim pisze Dr. Haimburg 19 lutego o poselstwie polskiem, 
jako o rzeczy dość dawno minionej i wskomina, że po tem posel- 
stwie jeszcze drugie polskie poselstwo niedawno (*nuper*) do 
Pragi przybyło. 



— 65 — - 

na te listy polecające wyraził^). Dalej nie mógłby papież 
w żaden sposób tak długo*) posłów w Rzymie zatrzymy- 
wać, gdyby był podzielał nadzieję Wrocławian, że Polacy 
na zebraniu z dnia 23 kwietnia stanowczo i rozstrzyga- 
jąco w interesie katolików czeskich wystąpią. Nieudanie 
się pracy posłów w ogólności, niepomyślną odpowiedź, jaką 
w sprawie pokoju toruńskiego królowi swemu przynieśli, 
odniósłbym w znacznej części do tych okoliczności. Będzie 
jeszcze o tem mowa. 

Tymczasem było całe zachowanie samego króla Ka- 
zimierza konsekwentnem postępowaniem w tym samym 
kierunku. Przyjechał był mianowicie 29 stycznia sekretarz 
Jerzego, Paweł, proboszcz Zderazu, w poselstwie doń do 
Kozienice. Ponieważ musiał być wysłany jeszcze przed 
przybyciem dopiero wspomnianego poselstwa polskiego do 
Pragi, więc nie może nas wcale dziwić, że zażądał od 
króla stanowczej decyzyi, czy myśli się z nieprzyjaciółmi 
Czech połączyć, czyli też zachować i przestrzegać nadal 
pragnie przymierza między obu państwami w Głogowie 
r. 14(52 zawartego. W razie zdecydowania się na drugą 
ewentualność domagał się, aby w Polsce głoszenie papie- 
skiej bulli: <^Cum exłra fidem cathólicam etc,» z dnia 23 gru- 
dnia 1466 (p. str. 353) zakazanem było. Z tejże samej przy- 
czyny również dziwić nas nie powinno, że według wyra- 
żenia Długosza, starał się tenże sekretarz czeski dość pod- 
stępnem i chytrem postępowaniem wybadać zamysły króla. 
Ze względu na przeciwne czeskie stronnictwo nie dał mu 
Kazimierz publicznej odpowiedzi, tylko odesłał go do naj- 
bliższego sejmu'). Równocześnie wyprawił jednak tajnego 



*) Script rer. Sil. IX. 220—221. Fabian Hanko, poseł wrocław- 
ski, pisze do rady miejskiej (Rzym 12 i 16 marca 1467), źe, gdy papie- 
żowi list polecający Polaków doręczył, rzekł Paweł II: oratores aw- 
diemus libenłer et celeriter expedire curabimiM*. 

•) Aż do 18 kwietnia. Theiner: Mow. Pol. II. 158. 

») Długosz V. 475 Bulla: ^Cum exŁra fidem cathólicam*: w 88. 
rer, 8%l, IX. 213 w dosłownem brzmieniu, gdzieindziej np. u Długo- 

MPĆEr trasrA. 5 



— 66 — 

wysłańca do Pragi, który 19 lutego tam przybywszy, kr6-f 1 
łowi Jerzemu oświadczył, że jeśli uważa odnowienie da- • 
wnego przymierza, lub jaki osobny układ w tej kwesty! 
za potrzebny, to on wcale nie będzie temu przeciwny*). 

Król Jerzy uważał mimo to za rzecz stosowną, no- 
wego posła, pana Jana Jiczyńskiego z Cimburgu, po sta- 
nowczą i oficyalną odpowiedź na sejm w Piotrkowie 
(3 - 25 maja) wyprawić. Tu otrzymał tenże od króla i zgro- 
madzonych stanów owo upragnione zagwarantowanie przy- 
mierza głogowskiego pod tym nieznacznym warunkiem, 
aby niektóre drobne naruszenia granicy polskiej, jakich 
się czeskie roty zaciężne dopuściły, były wynagrodzona 
Kwestya głoszenia klątwy papieskiej w Polsce została je- 
szcze tym razem milczeniem pominiętą. Jednakże i tak 
opuścił pan Jiczyński, zupełnie otrzymaną odpowiedzią za- 
dowolony, miejsce zgromadzenia; nie tak, jak poseł Zdeńka 
z Sternbergu i czeskich baronów, który wkrótce po zam- 
knięciu sejmu z prośbą o pomoc przed królem się stawił, 
ale z niepewną, nic nie znaczącą odpowiedzią (<tamhiguis 
responsis*) odprawiony został *). 

Przez jakiś czas mógł król w ten sposób, chociaż 
jednostronnemu zaproszeniu na tron przez katolicko nie- 
miecką partyę w gruncie rzeczy nieprzychylny, obie strony 
w oczekiwaniu i niepewności utrzymywać, jednakże długo 
nie mogło to już potrwać, za silnie parły nań okoliczno- 
ści, i — papiescy legaci. 

W polowie bowiem miesiące lipca 1467 zaczęło się 
roić w Krakowie. Ze wszystkich stron napływały po- 



sza w egzemplarzu skróconym, jakie więcej były rozpowszechnione, 
właśnie dla krótkości. 

>) Powyżej (nota str. 64) wspomniany list z dnia 19 lut. 1467 
(Teleki XI. 427). 

*) Dług. V. 481—2. Fałszywą jest data, że Kazimierz opuścił 
Piotrków: t» crastino Sł, Triniiatis, quae fuit XVIII Maiij gdyż crast 
Trinit jest 25 maja. Zresztą znachodzimy w «Kodeksie tynieckim* 
Kętrzyńskiego i Smolki 482—3 jeden dokument Kazimierza jeszcze 
<f» conveniiQne Petricomensi 22 maja (fer VI. Pentecostes) wydany. 



— 67 — 

selstwa do polskiej stolicy. Naprzód zgłosili się Eliasz, ple- 
ban z Nowego Domu (Neuhaus) od Zdeńka z Sternbergu, 
Jan Hoffmann, licenciatus in decrdis, od biskupa Rudolfa 
i Łukasz, rajca miejski, od rady miasta Wrocławia. Wnet 
potem nadciągnęli przez Węgry: mnich Gabryel Rangoni, 
pravitatłs haereticae generalis inąwsHor i Piotr Erklens, dzie- 
kan akwizgrański, obficie zaopatrzeni w bulle odpustowe 
dla tych, którzyby się zgłosili do walki przeciw kacerzom 
husyckim. Ci wszyscy rozpoczęli rokowania o koronę cze- 
ską przedłożeniem dokumentu, zaopatrzonego 15- tu podpi- 
pisami i pieczęciami, w którym magnaci czescy oświad- 
czają, ża kacerzowi Jerzemu, jako wyklętemu, nie chcą 
nadal posłuszeństwa okazywać, i proszą, aby Kazimierz 
ich raczył wziąć w opiekę jako ich król i pan upra- 
gniony, w skutek swej prawdziwej wiary 
i praw małżonki swojej Elżbiety. O jakim wy- 
borze w właściwem tego słowa znaczeniu, zwłaszcza 
w Igi a wie, jak to Długosz donosi, mowy być nie może; 
dokument pomieniony datowany jest z Nowego Domu (^/g). 
Sprawa widocznie mimo to nie mogła naprzód postąpić, 
skoro 21 lipca nagły posłaniec biskupa Rudolfa w Wrocła- 
wiu zaskoczył, wzywając go do szybkiego odjazdu do 
Krakowa, aby tam całą powagą swej apostolskiej nuncya- 
tury na polskiego króla wpłynął. Rudolf wybrał się na- 
tychmiast w podróż i już w tydzień potem znalazł się 
w kole swych stronników w Krakowie. Na uroczystem ze- 
braniu rady królewskiej, dnia 1 sierpnia 1467, złączyli się 
wszyscy ci wysłańcy ku wzajemnej, usilnej prośbie, aby 
Kazimierz propozycyę Pawła II, która przecież dlań tak 
jest korzystną, przyjąć zechciał. Rozmaite korzyści dla 
jego ciasnego państwa miały Kazimierzowi nadto dostać 
się w udziale. Jego posłowie prosili byli niedawno w R/.y- 
mie o potwierdzenie pokoju toruńskiego. Już wyżej wspo- 
mniałem, z jaką podejrzliwością i ostrożnością papież wo- 
bec nich postępował, bo nie tylko, że zeszłoroczny pokój 
tylko pod tym warunkiem potwierdził, że król polski po- 



^ 68 - 

dejmie się sprawy czeskiej, lecz nawet i tej warunkowej 
bulli nie dal posłom do rąk, tylko na Rudolfa przelał zu- 
pełne pełnomocnictwo rozstrzygnięcia tej sprawy. Tę tedy 
bullę pokazał teraz lawancki biskup a oraz drugą, równiei 
warunkową, zawierającą uwolnienie od klątwy dla wszyst- 
kich, którzy w nią popadli z powodu walki przeciw Za- 
konowi. Inne bulle zawierały znowu upoważnienie dla 
Czechów wybrania sobie nowego króla, dla Rudolfa zaś 
pełnomocnictwo głoszenia krucyaty i wzywania pomocy 
całego chrześcijaństwa przeciw kacerzowi Jerzemu « sy- 
nowi potępienia i zaguby». Tak energicznie starała się 
partya katolicka na umysł króla polskiego wpłynąć*). 



1) Dług. V. 484—6, Eschenloer II. 53. 60—61; dalej następują 
papieskie bulle w niemieckiem tłumaczeniu; w oryginale znajdują 
się w SS. rer. sil. IX, 229—240. Eschenloer w łacińskiem wydaniu iS^5. 
rer. sil, VII. 153—6, 138, 141. — O elekcyi w Iglawie dowiadu- 
jemy się tylko z Długosza V. 485: Hi omnes (posłowie katolików)... 
petehant: ut CasimiruSy Poloniae rex juxta unanimam electionem de eo 
Ljlaviae per Barones Bóhemiae de mandato summi Ponłificis celebratam 
regnum Bóhemiae pr se vel per filios suscipiał. Inne źródła jednakże, 
nawet najkompetentniejszy w tej mierze Eschenloer nic o tern nie 
wiedza. Nigdzie nie ma nawet wzmianki o jakiemkolwiek wogóle 
zebraniu w Iglawie w tym czasie. Po zgromadzeniu w Griinbergu 
(listop. 14(j5) rokowali jeszcze baronowie z Jerzym aż do r. 1467, 
dopiero 2 marca 1467 wyszło od Z denka z Sternbergu wj^po wiedze- 
nie wojny przeciw królowi, inni uczynili to później, koło 20 kwie- 
tnia (Palacky: Archiv desky IV.). Dopiero po takiem zupełnem zeiv 
waniu można było przystąpić do właściwej elekcyi nowego króla. 
Wrocławianie prosili o niego jeszcze 17 kwietnia kuryę rzymską. 
(SS. rer. sil IX. 226—8). Zostaje tedy tylko czas od 20 kwietnia do 
2 maja (data owego dokumentu z 15 podpisami), w któryto czas 
należałoby to zebranie w Iglawie wsunąć, czas w każdym razie za 
krótki. Ponieważ mianowicie stwierdzoną jest rzeczą, że 2 maja od- 
było się zgromadzenie baronów w Nowym domu, więc trudno przy- 
puścić wobec ówczesnych trudności komunikacyjnych, aby zaledwie 
parę dni przedtem rozjechano się z poprzedzającego zebrania. Tak 
prędko po sobie zjazdy następować nie mogą, zwłaszcza wówczas. 
Zapewne zatem myślał Długosz o zgromadzeniu w N. Domu, z 2 maja 
1467, w fałszywem zaś podaniu miejsca widzę tylko oczywisty błąd 
pamięciowy, który stąd zapewne powstał, że rzeczywiście Iglawa 



— 69 — 

A również ożywioną była także korespondencya li- 
stowa między Polską a Czechami w owym czasie. Utrzy- 
mywały ją oba stronnictwa czeskie z równą gorliwością. 
Król Jerzy usprawiedliwiał się listownie (•/e), dlaczego od 
tronu apostolskiego do ogólnego soboru apelował i zapra- 
szał Kazimierza do pośrednictwa w swoim sporze z baro- 
nami. Arcybiskupa gnieźnieńskiego wzywał (•/s)? aby na 
króla wpłynął, by tenże swoim poddanym zakazał wal- 
czyć w szeregach Ślązaków. Do pewnego ajenta swego, 
bawiącego w Krakowie, pisał, donosząc mu (^/g) o swoich 
zwycięstwach nad zbuntowanymi baronami, o swoich po- 
wodzeniach dyplomatycznych, zapewne, aby wobec pol- 
skiego króla posłużyły jako argument przeciw podniesie- 
niu oręża. Jakoż ajent Jerzego skwapliwie rozszerzał ko- 
rzystne dla swego króla wiadomości i z dobrym skutkiem 
werbował zaciężnych żołnierzy w Polsce*). — Z drugiej 
strony znowu wzywał Rudolf w liście jeszcze z Wrocła- 
wia e^/j) wysłanym, królowę Elżbietę, «aby nagłą śmierć 
swego brata, której wina zapewne na Jerzym cięży, teraz 
pomściła ». Wreszcie wmieszał się także i biskup Protazy 



była uważana za stolicę związku baronów i rezydencyę Sternberga, 
jak to sam Długosz wśród swoich późniejszych prac dyplomatycznych 
w Czechach zauważyć musiał. Mówię, błąd pamięciowy, gdyż wido- 
cznie nie miał Długosz dokumentu z dnia 2 maja 1467, rozstrzyga- 
jącego w tej sprawie źródła, przed oczyma, ale opowiada rzecz całą 
z pamięci, z przypomnienia autopsyi, posiłkowanego, być może, pi- 
śmiennemi notatkami nie wielkiej dokładności. Ten dokument z dnia 
2 maja (Dogieli: Codex dipl. PoUmiae I. 20) mówi: rogamus, guatenua 
D, N. (Ckisimiriis) in No8 gratiare^ tueń^ protegere, ac defendere veUt tam 
guam Rex et Dominus noster graciosissimiM . . . propter fidem catholicam.., 
i praw Elżbiety etc. Zatem nip mówi nic o wyborze, tylko zaprasza 
Kazimierza na podstawie praw dziedzicznych. Electio przeto jest 
niedokładnością w wyrażeniu się u Długosza, który wogóle mało 
miał zmysłu dyplomatycznego, tak w swem wyrażaniu się, jako też 
w swoich rokowaniach jako poseł. Tę interpertacyę naszą przyjął 
też Car o: Geach Polens V, 1, 

*) Cod. ep, UL Nr. 105—107 (Sprawozdanie posła wrocław- 
skiego). 



— 71 — 

nem jest pojęcie wdzięczności. Nareszcie wiedział Kazi- 
mierz bardzo dobrze, że obecna walka w Czechach, jako 
wojna religijna, z nadzwyczajnem toczy się wytężeniem 
sił i nienawiścią, i że wmieszanie się do niej wielkichby 
wymagało nakładów, pociągając za sobą w rezultacie tylko 
jeszcze większe zaostrzenie przeciwieństw. Złym byłoby to 
zakładem trwałości Jagiellońskich rządów w Czechach. 
« Polska miała dlatego z obu stronami dobrą przyjaźń za- 
chować; po śmierci króla Jerzego, lub gdyby poznał, że 
się dłużej utrzymać nie może, przez dobrowolne ustąpienie 
tegoż, spodziewał się Kazimierz dla siebie, lub dla synów 
swoich koronę Czech uzyskać* *). 

Pozostała tedy tylko jedyna droga, droga dyploma- 
tycznych układów, przez co na obie strony zarówno wpły- 
nąć, a nawet nacisk wywrzeć było można. A że Jerzy 
sam o pośrednictwo prosił ('/e), więc nadarzała się tem sa- 
mem dobra sposobność, zasłużeniu się obu stronnictwom 
zarówno uspokojeniem zabójczej walki. Zresztą sądzę, że 
z gorliwości, z jaką Kazimierz wśród pośrednictwa pokoju 
o to się ubiegał, aby był obustronnie za rozjemcę przyję- 
tym, wnosić można, jak i ta okoliczność nie uszła jego ba- 
czności, że takim rozjemcą będąc, mógłby się stać panem 
sytuacyi Wszakże w całym sporze szło przeważnie 
o sprawę następstwa, musiała więc ta sprawa wśród ukła- 
dów pokojowych przyjść na porządek dzienny, a wtedy 
następstwo słowiańskiego a zarazem katolickiego Włady- 
sława po śmierci Jerzego w Czechach, mogło się właśnie 
stać ową drogą pośrednią, na której się obie partye zejść 
mogły, osią i nicią przewodnią całego układu pokojowego. 
Tak mógł Kazimierz w pokoju z obiema stronami swoje 



') Całkiem jasno nie dadzą się jeszcze z dotychczas znanych 
źródeł przewodnie myśli w polityce Kazimierza wyłuszczyć. Co tu- 
taj podano, opiera się na Milera: Reichałagstheatrum tmter Kaiser Frie- 
drich UL Bd. IL 366 i na sprawozdaniu Rudolfa z Lavantu w liście 
tegoż do margrabiego brand. Fryderyka (z ^/j 1468) Codex dipl: Brand, 
ed. Riedel Pars UL T. L Nr. 327 i Droysen II. 1. p. 344. 



pretensye ntrzymaó, tak m^I z walki dwóch jako trzeci 
korzyść wyciągnąć. 

Tymczasem zbliżała się idiwila decyzyi. Już zabrali 
Bię byli panowie i stan rycerski z Wielko- i Halo-Polsld 
na sejm walny. I oni nie łatwo mogli znaleść drogę wyj- 
ścia; najrozmaitsze zdania walczyły z sobą o pierwszeń- 
stwo. Jak zwylUe można było rozróżnić partyę katolicką, 
więcej kosmopolityczną i drugą, czysto narodową. 

Niestety, bardzo tylko skąpe przechowały się wiado- 
mości o wzajemnym stosunku obu tych stronnictw; a i te 
czerpiemy z obcych kronik, z dokumentów krajowych 
i zagranicznych, gdyż zbyt gorliwy kuryalista Długosz 
ignoruje partyę przeciwną, jak gdyby przynosiła wstyd 
ojczyźnia Z takich tedy porozdrabnianych wśród obcych 
źródeł notatek, musimy sobie mozohue i z trudem jaki 
taki obraz ułożyć. 

Stronnictwo klerykalne tworzyli wielcy prałaci i ma- 
gnaci z Mało-Polski, wogóle arystokratyczne, konserwa- 
tywne żywioły. Zdaje się, że programem jego było od- 
zyskanie Śląska, o ozem Długosz, jeden z jego naj- 
wybitniejszych przedstawicieli, wypadki owe opowiadając, 
z nadzieją i tęsknem pragnieniem myśli. I rzeczywiście, 
nie moinaby nawet innego wymyśleć. Większej korzyści 
z walki przeciw Jerzemu spodziewać się nie mogli, gdyż 
każdy widział jej trudność, większej też sobie nie życzyli, 
nie mogąc się zgodzić na żadną spólność lub połączenie 
z Czechami kacerskimi, choćby przez ich podbicie '). 

Pień stronnictwa przeciwnego musiał tworzyć stan 
rycerski, drobna wielko-polska szlachta, jak wogólności 
Wielkopolska dla nowinek religijnych zawsze przystępniej- 



>) Eschl, II. S9: So alfettM dte grog»en Pratalen tn Polen mit tren 
Freunden nicht widerstUnden, e« todre in Polen der chnstliche Gehor»am 
teutrer und seltaamer dctm in Behmen. O odzyskania Śiąsks myśli Dłu- 
gosz V. 473, 



- 73 — 

szą była, niż inne prowincye^). Było ono zapewne daleko 
wybitniejsze, niż się według Długosza wydawać może. Bi- 
skup Rudolf nabrał z własnego spostrzeżenia następują- 
cego przekonania: «ieśli ziemia kacerska (Czechy) pod 
polskie rządy przejdzie, to należy się obawiać, że herezya 
się nie pomniejszy, ale powiększy na wielką hańbę chrze- 
ścijaństwa. Polscy duchowni długi czas sprzyjali herezyi, 
wiele między panami i szlachtą jest nią zarażonych, wiele 
kacerskich duchownych w Czechach jest pochodzenia pol- 
skiego ». W tym sądzie zgadza się także wrocławski kro- 
nikarz Eschenloer z Rudolfem*). A można nawet całkiem 
wyraźnie poznać, że stronnictwo przyjazne Czechom miało 



•) W Wiekopolsce podniósł się wszakże zbrojny rozruch hu- 
sycki pod Abrahamem Zbąskim, Spytkiem z Melsztyna etc. za cza- 
sów Władysława Warneńczyka. A później reformacya znalazła także 
w tej prowincyi najstosowniejszą glebę. 

") Przytoczone w uw. 1. na str. 71 sprawozdanie Rudolfa; ca 
do Eschl. por. uw. 1. na str. 72 i II. 190: Gdy papież nie Winc» 
Kiełbasę, lecz Mik. Thungen biskupem warmińskim mianował: ent* 
stand davon in Polen groases Schmdhen toider den Papst %md desto ge* 
neigłer wurden gegen die Keteerei, Und vorwar wenig ist Unłerschied 
gwisehen Polen und Behmcn in der Andcuikt und Oehoream gegen den 
bdbsUichcn StuL Także Raynaldi: Annales eccles. XIX, 187, Epistoła Car- 
dincdis Papiensis ad Bertinum Adriensem eps.: PoUmorum regem nee U' 
berę, quidquid habeat animty respondere (dicuntj, nee saniorem illo (Geor- 
gio) in fide haberi. (Mniemanie zgromadzonych w Norymberdzie 1467 
książąt Rzeszy). Że te słowa cudzoziemców choć przesadne lepiej 
malują usposobienie w Polsce niż opowiadanie Długosza, nie ulega 
dzisiaj najmniejszej wątpliwości. Przypominam wypadek jaki się 
wydarzył w Brześciu Kuj. r. 1462 legatowi Hieronimowi, biskupowi 
kreteńskiemu, który nad pokojem między Polską a Zakonem praco- 
wał, a skoro mu się to nie powiodło, interdyktem miasto obłożył. 
Wtedy okazali Polacy największe nieuszanowanie dla jego zarzą- 
dzeń, rozkazując we wszystkich kościołach naraz, na przekór lega- 
towi, w dzwony bić i nabożeństwa odprawiać i tem, jakoteż innemi 
nieprzyjaznemi demonstracyami przymusili go do opuszczenia mia- 
sta. Przypominam dalej cały memeryał Ostroroga, a wreszcie zwra- 
cam uwagę, że ostatni tom Codicis epistolaris przyniół nowe w tym 
kierunku szczegóły, które Lewicki w przedmowie zaznaczył. 



- 74 - 

przewagę. W walce czeskiej widzimy częściej rycerstwo 
polskie po stronie Jerzego niż w szeregach jego przeciwni- 
ków *), papieskie cenzury i krucyaty przebrzraiewają w Pol- 
sce bez odgłosu, a nawet zostają urzędowo zabroniona 
Później nie rusza się żaden Polak katolikom na pomoc, 
żaden sejm nie wydaje dekretów przeciw kacerzom i ich 
pomocnikom, jakto za czasów Jagiełły bywało*). Możnaby 
wprawdzie sądzić, że teraz była ta partya dlatego tak 
przeważającą, ponieważ była stronnictwem pokoju; lecz 
zachowała ona i wówczas przewagę, kiedy się stała stron- 
nictwem wojennem. — Ta partya podnosiła szczególnie 
«słowiańskie pokrewieństwo obu narodów«, jak ideę ową 
już za czasów Jagiełły głoszono; myślała o połączeniu 
z Czechami, podobnie jak przed wiekiem z Litwą. A wtedy 



*) Fontes rerum aiMtriacarum II, Ser, tom XX nr. 407 (List Je- 
rzego z V8 1467, str. 365), następnie; ibid. nr. 418: List K. Pol- 
kwitza do dwóch przyjaciół z Gorlitz; Praga pażdż. 1467, w którym 
wspomina, że przybyło 600 jezdnych, prowadzonych przez rotmi- 
strzów polskich (jak Skolski, Swentislaw etc.) do Jerzego. O tern 
donoszą też Wrocławianie papieżowi (EscU. łać. wyd. 8S. r. sil. VJLl. 
176), a 16 maja 1648 pisze już biskup Rudolf o pojmanych Polakach, któ- 
rzy pod Wiktorynem (synem Jerzego) służyli. (Fontes XX. nr. 446). — 
Podobnież mówi Eschl. 8S. r, sil VII. 211 i niem. wyd. II. 118— d, 
że r. 1469 bardzo wielu Polaków do Wiktoryna się wybierało, je- 
dnakże wskutek popadnięcia jego w niewolę węgierską, od zamysłu 
swego odstąpić musiało. O udziale polskiego rycerstwa w walce po 
stronie katolickiej można tylko z listu króla Jerzego do arcyb. gniezn. 
z dnia 3 sierpnia 1467 wnosić (str. 69), gdyż, co się u Eschenl. II, 
32, 42, 46, 49 o polskich i pruskich zaciężnych w służbie Wrocła- 
wian spotyka, nie może mojem zdaniem tu być w rachubę wcią- 
gnięte, skoro «byli to przeważnie ubodzy parobcy i nieco czeladni- 
ków rzemieślniczych*. 

*) Ta okoliczność jest tem bardziej uwagi godną, jeśli zwa- 
żymy, jak wiele podobnych dekretów z czasów Jagiełły jeszcze się 
zachowało. Znajdują się one u Helcia: Starożytnego prawa polskiego 
pomniki II. drukowane, znajdują się w bardzo poważnej liczbie 
w rozmaitych archiwach dzisiejszego W. Ks. Poznańsktego. Por. 
Smolki: Archiwa W. Ks. Poznańskiego i Prus królewskich, w roz- 
prawach i sprawozdaniach Akademii umiejętności hist. IV. 



— 75 - 

możnaby też i słowiańskie pograniczne ziemie na Bran- 
denburczykach odzyskać. Miało, słowem, powstać potężne 
słowiańskie państwo, któreby połączywszy i skonsolido- 
wawszy rozprószone siły północnej Słowiańszczyzny, było 
w stanie, wznieść się nieprzebytą na wscliodzie przeciw 
Niemcom zaporą, a nawet utracone niegdyś słowiańskie 
ziemie, napowrót Germanom odebrać. — Najdalej idące 
zdania marzyły o wciągnięciu też Węgier, a nawet i Au- 
stryi, jako dziedzictwa królowej po Władysławie Pogro- 
bowcu do tej grupy*). 

Był tedy naród, zarówno jak król, zdecydowany pra- 
cować nad pozyskaniem Czech, jedaakże drogą pokoju. 

Zatem, mimo tych niezliczonych papieskich buli*), 
mimo pisemnych i ustnych przyrzeczeń pomocy z całego 
Śląska, Moraw, Łużyc i od Związku sześciu miast (Sechs- 
8t(Łdte\ pomimo mozolnej i wytrwałej pracy posłów, którzy 
dzień w dzień przez 7 tygodni w tym samym kierunku 
się trudzili, mimo wreszcie wysileń legata Kudolfa, który 
króla i panów zaklinał «z bardzo piękną układnością, 
zdolną, by kamień nawet skruszyć*, pozostał przecież Ka- 
zimierz Jagiellończyk w postanowieniu s wojem stałym 
i niewzruszonym, i dał posłom 28 sierpnia następującą od- 
powiedź: że rozważy jeszcze rzecz na obszernie jszem zgro- 
madzeniu Stanów, z wciągnięciem mianowicie Litwinów 
i Rusinów do rady, gdyż wobec ważności sprawy, dobrze 
musi się zapewnić pomocy wszystkich swoich poddanych. 
Wtedy Gabryel i Eliasz głęboko zasmuceni oświadczają 
uroczyście, że tem samem ustały wszystkie zobowiązania 
czeskich panów względem rodziny Jagiellońskiej, gdyż nie- 
bezpieczeństwo zmusza ich do szukania gdzieindziej po- 



*) Powyżej wspomniana relaćya Rudolfa. 

») Słusznie zauważył Caro: Geach. Polens V. 1, str. 278, że 
w Krakowie odczuto jako ucliybienie, iż papież potwierdzenie po- 
koju toruńskiego i zniesienie cenzur czyni zawisłem od tak wygó- 
rowanych warunków. Por. Cod, ep. III, nr. 106 (Sprawozdanie posła 
wrocławskiego). 



- 76 — 

mocy. Ale Kazimierz wzbraniał się mimo to daó im sta- 
nowczą odpowiedź i oświadczył tylko, że postanowi wy- 
słać poselstwo, które się będzie starało, zabójczej wojnie 
domowej w Czechach koniec położyć przez pośrednictwo 
pokoju. Tymczasem zaś nie może wcale zezwolić na gło- 
szenie wyroków i krucyaty przeciw Jerzemu w swo- 
jem państwie. Odpowiedź ta zdawałaby się odwlekającą^ 
lecz była przyjęta za stanowczą, a więc w tym samym 
duchu zrozumiana, w jakim wydana. 

Z tem opuścili tedy posłowie katolickich panów smu- 
tni i przygnębieni polską stolicę. Większa część powróciła 
na Śląsk i Morawę, lecz Erklens i Rangoni pociągnęli 
wprost na południe, ku Węgrom. To miało na dalszy roz- 
wój sprawy stanowczy wpływ wywrzeć*). 

Nie spełna zaś dwa miesiące potem zjawili się trzej 
dostojnicy polscy u czeskiego króla w Pradze, ofiarując 
mu pośrednictwo pokoju. Byli to: Stanisław Ostroróg, ka- 
sztelan kaliski, Jakób z Dębna, starosta krakowski, i Jan 
Długosz, kanonik krakowski, znany nasz historyk. Już od 
końca kwietnia, w którymto czasie powychodziły listy 
wypowiednie, mordowali się Czesi w małych, lecz krwa- 
wych starciach. Katolickiej stronie spłynęły byłyby liczne 
orszaki krzyżowców na pomoc; lecz ta niesforna zbiera- 
nina nie zaważyła nic więcej na szali wypadków, jak 
tylko, że się przyczyniła do spustoszenia kraju. W ogól- 
ności wiodło się katolickiemu związkowi baronów nie bar- 
dzo dobrze; w kilku miejscach rozbito i wycięto krzyżow- 
ców. Zdeniek zaś z Sternberga, najwybitniejszy wojownik 
związku, potracił prawie wszystkie swoje zamki, prócz 
zamku Konopiszt, który jednak także już był silnem oblę- 
żeniem ściśnięty. Jedyne ich powodzenia te były, że pana 



O Dług. V. 486. Eschl. SS. r. 8%l VII. 135—6, 138, 141; Eschl. 
niem. II. 60—61, 78 Por. też odpowiedź, jaką Rudolf bawiącemu 
w Wrocławiu roku 1471 polskiemu wysłańcowi Benedyktowi dał, 
gdzie mu przypomina rokowania posłów katolickich w Krakowie 
r. 1467. Eschl. niem. H. 235—9. 88, r. sil XIIL Nr. 84. 



— 77 — 

Rosenberga spustoszeniem dóbr do wstąpienia do związku 
przymusili i że Jerzego główny punkt oparcia w Łuży- 
cach, Hoyerswerda, również gwałtownie, jak on Konopiszt, 
obiegli *). 

Tak stały rzeczy w Czechach, kiedy podowie polscy 
dnia 20 października w Pradze audiencyę otrzymali. Ich 
mowa, zapewne dzieło Długosza, nie bardzo dobrze była 
przyjętą, gdyż przedstawiała się jako kazanie na temat 
winnego papieżowi posłuszeństwa. W końcu wyrazili wła- 
ściwy cel swego poselstwa i ofiarowali pośrednictwo króla 
polskiego w walce, którą Jerzy z papieżem i katolickimi 
baronami prowadził. Aby to umożliwić, miało byó naprzód 
zawieszenie broni w Czechach zawarte. W swojej pisemnej 
odpowiedzi z dnia 28 października przyjął Jerzy pośredni- 
ctwo Kazimierza, poszedł nawet dalej i por uczył mu roz- 
jemstwo, czyli sąd polubowny, mający całą sprawę 
ostatecznie rozstrzygnąć, i przyzwolił w tym celu na za- 
wieszenie broni od 11 listopada 1467 aż do przyszłego 
11 listopada. Jeden jednakże warunek był ustnie dodany: 
Zdeniek z Stembergu, żądał Jerzy, musi przedtem wydać 
Konopiszt Gdy nasi posłowie te propozycye panom Zdeń- 
kowi z Stembergu i Janowi z Hasenbergu w Iglawie przed- 
łożyli, odpowiedzieli ci modyfikacyą wszystkich trzech 
punktów. Przedewszystkiem oświadczyli, że tylko do za- 
warcia krótkiego zawieszenia broni (do 23 kwietnia 1468) 
otrzymali pełnomocnictwo od zjazdu w Iglawie, który nie- 
dawno w oczekiwaniu obecnego poselstwa polskiego zwo- 



*) Walka w Czechach, według Palackiego IV. 2. str. 438—448. 
Że nazwanie krzyżowników niesforną zbieraniną jest usprawiedli- 
wionem, dowodzą wszystkie te miejsca współczesnych niemieckich 
kronik, gdzie jest mowa o sposobie werbowania tychże i o tern, jacy 
to ludzie stanowili główny kontyngens owych zastępów krzyżowych. 
P. Gemeiner: Regenaburger Chronik III. 435, 443; kronikę Norymberg! 
w Chroniken der deutscJien Stddte herausgeg von der Munchener Ahide- 
mie; Unresi: óster, Chr, w Hahna: Collectio monumenłorum I, 556 — 7 
Por. UW. 1 na str. 74. o polskich i pruskich żołdakach w służbie 
Wrocławian. 



- 78 - 

lanym został. Innych kwestyj nie mogą sami rozstrzygać- 
Niechaj tedy zawartem będzie zawieszenie broni, a potem, 
dopiero rozstrzygnie zgromadzenie baronów w Brzegu (Brieg), 
czy związek katolicki przyjąć może pośrednictwo i sąd 
polubowny Kazimierza, czyli nie. O wydaniu jednak Ko- 
nopisztu ani słyszeć nie chcieli. Odpowiedź tę zanieśli Po* 
lacy do Pragi i dodali jeszcze z swojej strony, że chcą 
na owo zgromadzenie w Brzegu osobiście wyruszyć, aby 
tam pilnie nad uznaniem pośrednictwa Kazimierza ze 
strony baronów popracować. Potem miał się w jakiem pol- 
skiem mieście zejść sąd polubowny, a obie partye miały 
nań swoich reprezentantów wysiać. Ostatnią propozycyę 
jednak pominął Jerzy milczeniem; wszakże teraz jeszcze 
potrzeba było dużo pracy, aby choć tylko zawieszenie 
broni do skutku doprowadzić. Ponieważ baronowie rozejmu 
użyć chcieli dopiero na naradę, czy mają wejść w układy 
pokojo\\e, nie zaś na same układy, więc chciał im król 
Jerzy tylko na termin do 6 stycznia 1468 zezwolić; co de 
zamku Konopiszt, proponuje powierzenie go w ręce Pola* 
ków, albo zawieszenie oblężenia {status quo), I to odrzucili 
baronowie. Wiele mozołu i trudów musieli jeszcze posło- 
wie nasi podjąć, aż wieść o rozpaczliwym stanie zamku 
Konopiszt pana Sternberga sklonniejszym do ustępstw 
uczyniła. I tak przyszło 19 listopada, niewiadomo gdzie^ 
do w^ydania dokumentu rozejmowego. Wyznaczał on za- 
wieszenie broni od 30 listopada 1467 do 25 stycznia 1468 r., 
tymczasem mieli się baronowie w Brzegu (13 grud.) zgro- 
madzić i o przyjęciu polskiego pośrednictwa zdecydować, 
Konopiszt zaś i zamek Jerzego Hoyerswerda miały m stału 
quo pozostawać, tj. oręż oblegających i oblężonych miał 
spocząć, a żywności tylko tyle wolno było sprowadzać, 
ile tego codzienna potrzeba wymagała^). 



') Dłu<?. V. 489 sq. Escht. SS. r. sil VII. 148— 157;Eschl. niem. 
II. 83— 9'i. Fonłes rer. austr, XX. nr. 426 (dokument rozejmu) 428 (re- 
lacya polskich posłów w liście do bisk. Rudolfa). Archiv ćcsky IV. 
117 sq. 



— 79 — 

Rzeczywiście zgromadzili się katoliccy panowie z opo- 
zycyi w połowie grudnia, jednakże nie w Brzegu *), ale 
w Wrocławiu, gdyż « zaszczyt* ten wyprosiło sobie to mia- 
sto w ostatniej chwili. Tu zasiedli na wiec, w ratuszowej 
sali, obok legata Rudolfa: biskup ołomuniecki Protazy, 
mnich Gabryel Rangoni, książę Mikołaj opolski i Baltazar 
żegąński, także rajcy księcia Henryka głogowskiego, na-; 
stępnie najznakomitsi przedstawiciele związku baronów: 
Pan Zdeniek Sternberg i syn jego Jarosław, zarządca gó- 
nych Łuźyc, Pota z Ilburgu, zarządca dolnych Łużyc, Jan 
i brat jego Ulrych Hasenbergowie, Hanusz Kolowrat i inni 
baronowie, wreszcie przedstawiciele miast Ołomuńca, Bema, 
Iglawy, Znaimu, Pilzna i Wrocławia. Poważna liczba zgro- 
madzonych napełniła ich niezwykłym uporem i zuchwa- 
łością. Obradowali tedy przy zamkniętych drzwiach, Po- 
laków od swoich posiedzeń wyłączając. Pokój, zdawało 
się, nie leżał im wcale na sercu, owszem skonsolidowali 
się i połączyli ku wspólnemu działaniu i powitali z rado- 
ścią papieskie pismo, mianujące Zdeńka z Sternbergu ka- 
pitanem związku katolickiego. Skoro zaś polscy posłowie za- 
żądali uznania swego pana sędzią polubownym i otwarcia 
rokowań pokojowych na podstawie propozycyi Jerzego 
z dnia 28 października 1467, otrzymali odpowiedź pióra 
Rangoniego, w któr^" pośrednictwo Kazimierza odrzucono, 
gdyż sprawa cala, jako spór religijny tylko przez papieża 
może być rozstrzygnięta. Cale zresztą postępowanie Je- 
rzego wobec papieża tak stanowczo i w tak ostrych wy- 
razach nazwano kacerskiem i podstępnem, że posłowie 
nasi nie mogli się ani na chwilę nadal łudzić możliwością 
pokoju. I rzeczywiście, zamiast prosić o pośrednictwo, za- 
częli baronowie napierać ponownie na posłów, by król Ka- 
zimierz zechciał przyjąć koronę Czech, lub przynajmniej 
swego pierworodnego syna w 1000 rycerzy nadesłał; kró- 
lewicz miał być w Wrocławiu koronowanym i stąd roz- 



') Jak się jeszcze posłowie polscy 6 grudnia, w tern mieście 
bawiąc, spodziewali. Cod. ep. III. nr. 109. 



~ 80 - 

począć akcyę przeciw Jerzemu. Posłowie zasłonili się na- 
przód brakiem instrukcyi w tej mierze, potem zaś inny 
zrobili z tego zwrotu sprawy użytek. Oświadczyli miano- 
wicie swoją gotowość postarania się u Jerzego o przedłu- 
żenie rozejmu, aby związek baronów pozyskał czas do 
wejścia w układy ponowne z Kazimierzem; gdyż być 
może, że król wśród tych okoliczności postanowienie swoje 
odmieni. Takie przedłużenie rozejmu mogło panom wyjść 
na dobre, gdyż zyskiwali na czasie do nowego uzbrojenia 
«ię, chętnie więc propozycyę przyjęli i odesłali naszych 
z 9 artykułami do radców Jerzego, w Strehlen przebywa- 
jących, dnia 26 grudnia 1467. 

Tu nie chcieli pełnomocnicy Jerzego z początku 
o układach ani słyszeć, skoro się dowiedzieli, że Kazimierz 
nie został w Wrocławiu za rozjemcę przyjęty. Wreszcie 
udało się przecież posłom naszym przełamać ich opór. 
Z 9 artykułów przyjęli 7, które mniej więcej odpowiadały 
warunkom poprzedniego rozejmu, a odrzucili 2 nowo do- 
dane. Te ostatnie żądały: nieustawania papieskich cenzur 
podczas rozejmu i zobowiązania się ze strony Jerzego, że 
rozejmem owym objęci będą także wszyscy przyjaciele 
i pomocnicy katolickich baronów. Gdy pośrednicy z tern 
napowrót do Wrocławia przybyli, wręczono im ultimatum 
związku, podziękowano za ich trudy i polecono osobliwie^ 
aby się u swego króla za pozwoleniem głoszenia kru- 
cyaty w Polsce wstawili *). Jeszcze przez cały miesiąc pra- 
cowali posłowie u Jerzego w Pradze i dołożyli wiele trudu 
i mozołu, gdyż jeszcze 14 stycznia 1468 musiano ostatnie 
zawieszenie broni do 14 lutego t. r. przedłużyć, aby mogło 
nowe przyjść do skutku. Dnia 25 stycznia został nareszcie 
rozejm zawarty, miał trwać aż do Wniebowstąpienia 
{26 maja) 14(58, tylko do krajów czeskiej korony się ogra- 
niczać, lecz egzekucya cenzur nie miała być uważaną za 



») Długosz 1. c. Eschl. SS, r. sil VII. 163, 173 Eschl. niem. H. 
96—105. Fontea rer. austr. XX. nr, 431, 432, 433, 434, 436. 



- 81 — 

złamanie pokoju. Z tern wrócili posłowie polscy 3 lutego 
do Wrocławia, a potem pospieszyli do domu*). 

Zgromadzenie zaś panów w Wrocławiu pociągłe za 
sobą fatalne dla dalszego pokoju w Czechach skutki, bo 
kiedy posłowie nasi w Strehlen bawili, obradowali baro- 
nowie nad uzyskaniem pomocy z Węgier i Austryi i wy- 
słali biskupa Protazego z Ołomuńca do króla Macieja Kor- 
wina. Nadspodziewanie świetne powodzenie uwieńczyło 
jego pracę; królowi Maciejowi uśmiechała się nadzieja 
złowienia niejednej łatwej korzyści wśród zamętu tych walk 
i zaburzeń domowych w Czechach. Skoro więc Jerzego 
najstarszy syn Wiktoryn przeciw cesarzowi Fryderykowi, 
który usilnie nad upadkiem Podiebrada pracował, rokując 
to z Rzymem, to z książętami Rzeszy, to wreszcie z Ka- 
rolem burgundzkim, zbrojne wystąpił, uchwycił Maciej do- 
brą sposobność, wystąpił jako sprzymierzeniec cesarza na 
plac boju i ogłosił się w manifeście wojennym (Presburg 
8 kwietnia 1468) obrońcą i opiekunem katolików przeciw 
« królowi kacerzy» Jerzemu. Ten fakt w jednej chwili od- 



») Archiv ćesky IV. 153 są. — Palacky (IV. 2. 491. uw. 328) 
nie umie sobie wytłumaczyć, jak po dokumencie z *Vi 1468, gdzie 
Jerzy zawieszenie broni aż do Wniebowstąpienia (^f^) przyjmuje, 
zaraz *Vi mógł wyjść inny, zezwalający tylko na rozejm do **/« (St 
ValentinusJ, — Trzeba jednakowoż zważyć, że dokument z *Vi ule 
jest wcale stanowczem zawarciem rozejmu, ale tylko przyzwoleniem 
danem polskim posłom na przyprowadzenie rozejmu do skutku, pod 
warunkami z dnia 19 listopada 1467. («plne davamy vam to ućiniti» 
Archiy ćes. IV. 154). Wtedy wyjaśni nam się cała rzecz zupełnie, 
jeżeli weźmiemy pod rozwagę Eschl. 88, r. sil. VII. 177: około 20 sty- 
cznia nadeszła do Wrocławia wiadomość, że Jerzy przyzwolił na za- 
wieszenie broni, lecz ponieważ pośrednicy jeszcze czasu potrzebo- 
wali, in quo (sc, tempore) dweraitas conditionum et articuhrum per eo8 
complanari debuit, sufferenciaa et treugas priorea (%, j. z dnia 19 listo- 
pada 1467) ad festum 8Ł, YalerUini ("/») prol<mgaverunt Dokument za- 
wartego rozejmu z dnia 25 stycznia 1468 przywieźli Polacy ze sobą 
3 lutego do Wrocławia (Ibid. 178). 

PAPĆIf traoTA. 6 



— 82 — 

wrócił katolików czeskich od Kazimierza, a więc zakwe- 
styonował stanowczo Jagiellońską sukcesyę*). 

Zastanawiając się nad całym dotychczasowym prze- 
biegiem akcyi, musimy przyznać, że punkt wyjścia króla 
Kazimierza, zasada jego polityki czeskiej, scharakteryzo- 
wana w relacyi biskupa Rudolfa (str. 24), była niepospo- 
licie trzeźwa i trafna. Jeśli zaś uznanie następstwa Ja- 
giellońskiego miało przyjść do skutku na drodze pokojo- 
wej i za zgodą obu stronnictw czeskich, to nie było lep- 
szego nawiązania, jak pośrednictwo pokojowe między niemi. 
Był to tedy już wielki sukces polityki polskiej, że Jerzy 
pośrednictwo polskie przyjął, podczas, gdy ofiarowane mu 
przedtem pośrednictwo książąt niemieckich odrzucił*) — 
jeszcze większym sukcesem było, że pośrednictwo prze- 
kształciło się w projekt rozjemstwa. Czyli bowiem to roz- 
jemstwo podsunięte było Jerzemu przez posłów polskich, 
czy też wyszło z jego inicyatywy, zawsze jest pośrednim 
lub bezpośrednim wynikiem oględnej i wzbudzającej zaufa- 
nie polityki polskiej. 

Nadspodziewane trudności wystąpiły ze strony tych, 
którzy pierwsi sprawę następstwa Jagiellońskiego poruszyli 
tj. ze strony katolickich baronów. Właściwie można było 
odrazu zauważyć niechętne ich wobec projektu rozjem- 
czego stanowisko. A w takim razie, ponieważ było inten- 
cyą króla «dać opiekę i pomoc tej partyi, któraby pokój 
przyjmowała, przeciwko tej któraby go wzbraniała się 
uznać » •) — przeto wypadało posłom może mniej chłodną wo- 



^) Protazego poselstwo do Węgier. Fontes r. austr. XX, nr. 440. 
Eschl. II. 116—118, gdzie w listach Macieja wszędzie jest o niem 
mowa. Także 8S. r. sil, IX. 262 etc. Manifest Macieja z dnia 8 kwie- 
tnia 1468, tamże. 

«) Bachmann Ad.: Oeachichte Bóhmens Bd. II. Gotha 1905. Te- 
goż Deutsche Beichsgeschichte im Zetłalłer Friedrich III und Max I 
Bd. II. Leipzig 1894. 

8) SS. r. sil. XIII. Breslau 1893, Nr. 73. Legacya Benedykta 
z Łopienna do miasta Wrocławia w lipcu 1471. p. 119 sq. 



- 83 — 

bec Jerzego, a bardziej stanowczą wobec baronów okazać 
postawę. Można było uniknąć owego kazania w Pradze, 
aby Jerzego nie dotknąć, można było przeczekać upadek 
Konopisztu, aby zmiękczyć baronów, a wreszcie można było 
dać sobie spokój z powtómem pośrednictwem zawieszenia 
broni, skoro miało ono posłużyć baronom tylko do zbrojeń 
wojennycli — i do szukania sobie nowego pretektora... 
Król Kazimierz widocznie nie był zadowolonym z zacho- 
wania swego poselstwa, skoro skład jego w przyszłości 
zmienił, pomijając kuryalistę Długosza, a wysuwając na 
pierwszy plan w akcyi czeskiej legistę Jakóba z Dębna, 
którego ostrzejszy ton wobec związku katolickiego bę- 
dziemy mieli sposobność niejednokrotnie zauważyć. 

Koniec końców zgromadzenie baronów w Wrocła- 
wiu pociągnęło fatalne dla dalszego pokoju w Czechach 
skutki. Ligia katolicka zawzięła się na zgubę Jerzego i na 
znalezienie ramienia świeckiego, gotowego do wykonania 
cenzur rzymskich. Teraz zwróciło się wszystko w Wro- 
cławiu w stronę Węgier, dokąd już, jak wiadomo, z narady 
krakowskiej niektórzy ligiści byli pociągnęli. Właśnie kiedy 
posłowie polscy układali drugie zawieszenie broni z peł- 
nomocnikami Jerzego w Strehlen, wysłało zgromadzenie 
wrocławskie biskupa ołomunieckiego Protazego do króla 
Macieja z oficyalną prośbą o przyjęcie protektoratu nad ligą. 

Król Maciej jeszcze w jesieni r. 1465 ofiarował był 
kuryi rzymskiej swoje ramię świeckie przeciw kacerzom — 
jednak Rzym wahał się, czy ma go odciągać od walki 
z Turkami. Później przyszło wprawdzie do skutku zawie- 
szenie broni między Turcyą a Węgrami — ale wybuchło 
w r. 1467, z powodu wielkich wymogów skarbowych Ma- 
cieja, powstanie w Siedmiogrodzie, podniecane przez Ste- 
fana wołoskiego. Maciej powstanie stłumił, a na Wołoszczy- 
znę przedsięwziął odwetową wyprawę. Wyprawa skończyła 
się wprawdzie klęską Węgrów pod Moldvabanya (^^/jg 1467), 
ale Stefan, zadowolony już z tego, że się obronił, słał pokojowe 

6* 



- 84 - 

poselstwa. Miał przeto Maciej w chwili zjawienia się Pro- 
tazego w Waradynie wolną rękę. 

Paktem jest, że Jerzy korespondował z jednym z przy- 
wódców powstania siedmiogrodzkiego, dalej, że niektórzy 
Siedmiogrodzianie po nieudanym zamachu uciekali do Pol- 
ski, a także i to wiadomo, że Stefan, zdobyte pod Mold- 
vabanya sztandary węgierskie posłał Kazimierzowi do 
Wilna. Czyli to już wystarczy do stwierdzenia udziału 
obu tych królów w powstaniu siedmiogrodzkiem, jak chcą 
historycy czeski i węgierski '), jest rzeczą wątpliwą. Dal- 
szych kroków nieprzyjaznych przeciw Maciejowi ze strony 
tych królów nie widać — Kazimierz poprzestał tylko na 
remonstrancyi przeciw napadaniu hołdującej Polsce Moł- 
dawii, Jerzy zaś użył zawieszenia broni do napadu na 
Austryę. Epizod przeto siedmiogrodzki w każdym razie 
tylko na krótko zatrzymał Macieja — a może go jeszcze 
bardziej podniecił. Gdy Jerzy «po zawarciu przez posłów 
polskich zawieszenia broni », ofiarował swoją pomoc Ma- 
ciejowi przeciw buntownikom węgierskim, dając 
mu w ten sposób dyplomatyczną naukę lojalności — Ma- 
ciej nie zwrócił na to uwagi. Owszem wystąpił jako sprzy- 
mierzeniec cesarza na plac boju w Austryi i ogłosił się 
w manifeście wojennym (Pressburg 8 kwiet. 1468) obrońcą 
i opiekunem katolików czeskich przeciw «królowi kacerzy*. 



Przez wystąpienie Macieja przybrała nagle cała 
sprawa postać daleko groźniejszą. Jeśli bowiem pierwej 
było już rzeczą trudną nad baronami uzyskać przewagę, 
t. j. nakłonić ich do uznania polskiego sądu polubownego 
i tym sposobem stać się panem sytuacyi, to cóż dopiero 



») Bachmann: Geackichte Bóhmens, Bd. II. 1905. p. Fraknói Ma- 
thias Corvimi8 1891 p. 



— 85 - 

teraz, kiedy reprezentował ich sprawę potężny, wojowni- 
czy król Węgier? Widać było jakby na dłoni, że Maciej 
nie okaże się bezinteresownym, że swym orężem nie bę- 
dzie ślepo tylko według rozkazów Rzymu władał, że może 
się owszem stać groźnym rywalem. 

Takie niebezpieczeństwo groziło od Węgier. Położenie 
Kazimierza pogorszało jeszcze stanowisko, jakie wobec 
sprawy zajęli cesarz i papież, bo obie te potęgi były 
w owym czasie z Maciejem sprzymierzone. 

Cesarz już oddawna pracował nad upadkiem Jerzego. 
Rokował Fryderyk z Karolem burgundzkim, aby go za 

r 

cenę rzymskiej korony królewskiej wciągnąć do walki 
przeciw Czechom. Ale któż miał Jerzego następcą zostać? 
W żadnym razie Polak, wypowiedział sejm Rzeszy w No- 
rymberdzie (w lipcu i sierpniu r. 1467) zebrany; Czechy 
powinny, jako kraj do Rzeszy niemieckiej przynależny, 
niemieckiego mieć władcę. Skoro się tedy elektor branden- 
burski Fryderyk w listopadzie 1467 na obrońcę Łużyc 
zgłosił, ofiarował mu legat Rudolf także opiekę nad Ślą- 
skiem i Związkiem sześciu miast, a wnet potem, właśnie 
w duchu niemieckiej rezolucyi w Norymberdzie, wszystkie 
kraje Jerzego wraz z koroną św. Wacława (w lutym 1468). 
Układy z Burgundyą nie doprowadziły do żadnego rezul- 
tatu, ucichł także niebawem wymieniony projekt Rudolfa, 
gdyż margrabiowie Fryderyk i Albrecht uważali go za 
przedsięwzięcie zbyt ryzykowne, a za małe rokowaii sobie 
korzyści z połączenia swych krajów dziedzicznych z Cze- 
chami, atoli udało się przecież niezrównanej gorliwości ce- 
sarza Fryderyka pewniejszego sprzymierzeńca przeciw Je- 
rzemu pozyskać. Był nim ten sam, na którego już i pa- 
pież swą uwagę zwrócił. Równocześnie tedy z zabiegami 
Erklensa i Rangoniego w Węgrzech, toczyły się także układy 
cesarza z Maciejem, a sprawa tak prędko dojrzała, że gdy 
Fryderyka w styczniu 1468 Wiktoryn, Jerzego syn, za- 
czepił, pojawiły się wnet potem na placu boju po stronie 



- 86 - 

cesarza węgierskie oddziały. Maciej wystąpił jako obrońca, 
religii, ale także jako sprzymierzeniec cesarza*). 

Papież też miał prócz tego, że był Jerzego nieprzy- 
jacielem a Macieja sprzymierzeńcem, jeszcze osobne po- 
wody do zajęcia nieprzyjaznego wobec Polski stanowiska. 
Król Kazimierz bowiem zbliżał się stosownie do swego 
planu coraz więcej do husyckiego króla Jerzego i zacho- 
wał z nim najlepszą przyjaźń. « Polacy jedni Jerzego na- 
zywają królem i cześć mu oddają », pisał ze zgorszeniena 
biskup Rudolf w relacyi swojej powyżej wspomnianej. Król 
polski ściśle przestrzegał swego zakazu głoszenia wyroków 
papieskich i krucyaty w Polsce, a nawet kazał jednego 
papieskiego poborcę schwycić i odebrać mu pieniądze dla 
katolików czeskich przeznaczone % Do Pragi polecił panu 
Ostorogowi, jeszcze przed tegoż poselstwem napisać: «że 
chce z Jerzym w szczerej żyć przyjaźni i braterstwie, i że 
nie da się jak niegdyś brat jego Władysław przez pa- 
pieskich legatów uwodzić ». Wyruszyło nawet kilkuset 
jeźdźców polskich, jeżeli nie z ramienia samego króla, jak 
to śląskie źródła utrzymują, to pewnie nie bez jego wiedzy 
w szeregi Jerzego na Morawy ^). Wskutek tego rzeczą było 
całkiem naturalną, że kurya nie bardzo się uprzedzającą 
względem Kazimierza okazywała. Poseł króla, rycerz Jan 
Sapieński, podniósł na początku lutego r. 1468 znowu sprawę 
toruńską w Rzymie na porządek dzienny, prosił też o po- 
twierdzenie biskupem warmińskim Wincentego Kiełbasę, 
którego król w przeciwieństwie do tamtejszej kapituły 

») Droysen II. 1, 341—351. Palacky IV. 2. 423—4; 491—4; 
501 sq. 

*) List Laur. Blumenau, pohiomocnika Zakonu w Rzymie do 
swych przełożonych w Malborku w Archiwum królewskiem, zużytko- 
wany przez Voigta (Geschichte Preussens IX, Cap. 1), obecnie druko- 
wany w Cod, ep. III nr. 112. Później jeszcze wypomina Paweł II. 
królowi Kazimierzowi zakaz j^łoszenia krucyaty i cenzur, a to 
przez jego własnego posła, który z Rzymu wracając na sejmie 
w Piotrkowie w listopadzie 1469 wystąpił. 

') Fantes rer. aiMłr. XX. nr. 418; por. powyż. uw. 1. na str. 74. 



- 87 — 

przeprzeó usiłował. Paweł II jednak odrzucił oba żądania 
królewskie, w drugiej sprawie nawet oświadczył się sta- 
nowczo za Mik. Thungen, elektem kapituły. Do tego jedy- 
nego ustępstwa dał się tylko nakłonić, że legatowi Rudol- 
fowi (w liście z dnia 4 lutego 1468) polecił, aby króla pol- 
skiego i jego poddanych od klątwy, w którą w skutek 
walki przeciw Zakonowi byli popadli, uwolnił, ale pod 
tym warunkiem, że odwoła zbrojnych, którym pozwolił 
wstąpić w szeregi Jerzego i powstrzyma dalsze zaciągi *). 
Wysłańca Zakonu, Wawrzyńca Blumenau, traktowano 
w Rzymie z osobliwszymi względami, gdyż wiedziano do- 
brze, z jaką podejrzliwością i z jakim niepokojem rząd 
polski każdy krok Krzyżaków śledzi. I rzeczywiście spo- 
wodowało to postępowanie kuryi oskarżenie przeciw Zako- 
nowi, jakoby odmówienie sankcyi papieskiej dla pokoju to- 
ruńskiego było dziełem jego pełnomocnika, tak że zastępca 
W. mistrza Henr. Plauen uznał za stosowne, osobiście przed 
królem w Wilnie się stawić, aby wymierzone przeciw Za- 
konowi zarzuty uroczyście odeprzeć*). 

Było zatem położenie Kazimierza nie bardzo korzy- 
stnem, gdy Macieja poseł Protazy, biskup ołomuniecki, 
w połowie miesiąca kwietnia t. r. w Krakowie się zjawił % 
a przeto były jego proprozycye tem bardziej nęcące. Uznał 



») SS. r. sil IX. 259. 

2) List Blumenaua j. w. Dług. II. 420. 

3) Data Długosza V. 500, że Protazy 8 kwietnia (die Martis) 
do Krakowa przybył, jest fałszywą, gdyż Protazy pisze jeszcze 
9 kwietnia z Preszbnrga do biskupa Rudolfa. (Fontes rer aiMtr, XX, 
nr. 440). Zresztą był 8 kwietnia 14<>8 nie diea Martis^ tylko dies Ye- 
neria. To bałamuctwo tem bardziej nas zadziwia, skoro wnet potem 
czytamy, że Kazimierz dopiero 13 kwietnia die Mercuni (co zgodne 
z kalendarzem) do Krakowa przybył, a zatem musiała audyencya 
Protazego nastąpić po 13 kwietnia, gdyż widzimy go wprost z kró- 
lem rokującego. Przytoczone zaś tu omyłki w kalendarzu, należą do 
owych licznych chronologicznych błędów, jakie wyrai;nie nam oka- 
zują, że owa XIII księga nie jest należycie zrewidowaną i powsta- 
wała dość pospiesznie. Por. uw. 2, na str. 66. 



— 88 — 

on bowiem na wstępie zaraz pretensye Kazimierza do 
Czech i zaprosił go, w celu urzeczywistnienia ich, do aliansu 
z Węgrami i z cesarzem. Ten potrójny alians miał byó 
związkami familijnymi wzmocniony, a w tym celu żądał 
Protazy starszą córkę królewską, Jadwigę, w małżeństwo 
dla Macieja; młodszą zaś, Zofię, dla Maksymiliana, syna 
cesarskiego. Obaj ci monarchowie obawiali się bowiem, 
aby Kazimierz z czasem nie zechciał z prawami swej żony 
także do Węgier i do Austryi wystąpić, a zatem chcieli, 
by król te swoje pretensye na wspomniane wyżej obie swe 
córki przelał. Choć wszystko to bardzo pięknie brzmiało, 
to jednak nie zgadzało się wcale z planami Kazimierza, 
który był postanowił nigdy przeciwko Jerzemu nie wystą- 
pić, ale ubiegać się o dobrowolne ustępstwo korony ze 
strony tegoż. Zresztą było rzeczą całkiem jasną, że przy 
wspólnem działaniu, także i korzyść musiała być wspólną; 
a więc, że Kazimierz miałby się tylko częścią Czech za- 
dowolić, albo też miałby po zwalczeniu Jerzego nową walkę 
z swymi dotychczasowymi sprzymierzeńcami do stoczenia. 
W Macieju ujrzał natychmiast swego przeciwnika, którego 
albo usunąć z pola działania, albo zwalczyć musiał. Na- 
leżało jednak ostrożnie działać i nie okazywać nieprzyja- 
znych względem Macieja zamiarów, aby się można było 
należycie przygotować. Dlatego też można odpowiedź, 
którą Kazimierz biskupowi dał, z zupełną słusznością na- 
zwać zręczną i dyplomatyczną. Naprzód położył w niej 
silny nacisk na swe niewątpliwe prawo do Czech, które 
gotów jest nawet z bronią w ręku poprzeć, jeśliby je kto 
śmiał przed rozstrzygnięciem najbliższego sejmu naru- 
szyć. Oświadczył dalej, że życzy sobie z Węgrami po- 
kój i przyjaźń zachować, jeśli mu tylko podobnie, jak nie- 
dawno Czesi, za pewne naruszenie granicy polskiej na 
Spiżu, uczynią zadość, i wasala jego Stefana, wojowodę 
Mołdawii, pozostawią nadal w pokoju. Wtedy dopiero bę- 
Hzie można co do owych proponowanych małżeństw lub 
innych spraw wejść w układy. Alians zatem, na teraz. 



— 89 - 

wprost odrzucono. Chociaż tedy odpowiedź ta zupełnie sta- 
nowczych i energicznych użyła wyrazów, chociaż nawet 
ogólne zagrożenie wojną w sobie zawierała, to przecież 
była tak dyplomatycznie ułożoną, że Protazy z zupełnem 
zadowoleniem opuścił Kraków. Wszakże miał na teraz 
zapewnienie pokoju, a całej doniosłości pierwszego oświad- 
czenia dziś jeszcze ocenić nie umiał, nie przypuszczając, 
aby Maciej powziął kiedy zamiar naruszenia praw Eazi- 
mierzowych *). 

W bardzo krótkim zaś czasie miał Kazimierz zebrać 
owoce swej oględnej wobec Czechów polityki, bo ciężki 
nacisk wywierały na Jerzego wypadki i aż zanadto szybko 
musiał nabrać przekonania, że myśl następstwa jego dzieci 
jest iluzyą. Chodziło teraz o ocalenie przynajmniej głów- 
nej przewodniej idei jego żywota, o zapewnienie żywiołowi 
słowiańskiemu, jeśli już nie husytyzmowi, przewagi w Cze- 
chach, a z tem jego postanowieniem zgadzała się tak do- 
brze ta okoliczność, że właśnie owa rodzina Jagiellońska, 
przez którą chciał w Czechach wzmocnić żywioł słowiań- 
ski, tak wierną przyjaźń mu dochowała, ostatnim jego 
i jedynym pozostała sprzymierzeńcem w dniach potrzeby. 
Ten stosunek należało w każdym razie utrwalić, zwłaszcza, 
że wymagał tylko ustępstw takich, jakie już sama po- 
trzeba dyktowała. I tak przyszło do tego, że w dzień po 
odjeździe Protazego, zjawił się w Krakowie poseł Jerzego, 



») Dłii«:. II. 1. c. Eschl. II. 126. I król Maciej był z wyniku 
układów Protazego zupełnie zadowolonym. Pewien węgierski prałat 
pisze bowiem z Laa '/s do ołomunieckiego biskupa: Yehementer pla- 
cuit Begi et opera ve8łra et epistoła. J. Uaido et Mich. Kunn: Epistolae, 
Mathiae Gnmni Eegis JUL nr. 29. Eschl. 8S. rer. ail. III, 182 ma jakąś 
dziwną wiadomość, według której król Kazimierz na wszystkie pro- 
pozycye Protazego się zgodził i jego z wizerunkiem córki swej od- 
prawił. Ta niedokładność musiała w ten sposób powstać, że Eschen- 
loer otrzymał zapewne jakąś całkiem ogólną wiadomość o pomyśl- 
nym skutku misyi Protazego i rozszerzył ją według swych domnie- 
mywań, gdyż już w niemieckiem jego przerobieniu rzecz cała wcale 
inaczej wygląda. 



- 90 ~- < 

Albrecht Kostka, aby pierworodnemu synowi królewskiemu 
Władysławowi już teraz uczynić nadzieję następstwa w Cze* 
chach po śmierci Jerzego z Podiebradu. Kazimierz zechoe 
tylko jeszcze posłów na sejm praski wysłać, aby uzyskać 
potwierdzenie Stanów czeskich. Za to jednak żądał poseł 
pomocy, na teraz tylko dyplomatycznej, mianowicie po- 
średnictwa króla polskiego u Macieja i u papieża, przyczem 
sprawę swego króla, jak dawniej, oddawał pod sąd polu- 
bowny Kazimierza. Na dworze królewskim dnia 16 maja 1468 
uprzejmie i serdecznie przyjęty, otrzymawszy nadto na 
wszystkie swoje żądania przychylną odpowiedź, puścił się 
pan Kostka wesoły i zadowolony w podróż napowrót do oj- 
czyzny ^). 

Wskutek jego prośby o pośrednictwo dostał król pol- 
ski podobną broń jak dawniej w ręce. Położenie było zu- 
pełnie analogiczne, tylko źe o wiele trudniejsze. Teraz bo- 
wiem już nie ze słabą ligą, ale z potężnym królem Macie- 
jem była sprawa, teraz był do cofnięcia czy odrobienia 
wielki fakt historyczny! Jednakże na początku wojny, 
skoro się Maciej o potędze przeciwnika przekonał, dało się 
jeszcze może mniejszemi ustępstwami go zaspokoić i od 
całej sprawy odsunąć, aby zadanie pacyfikacyi Czech, 
a tern samem rozstrzygnienie sprawy, znowu Kazimierzowi 
przypadło udziałem. Ta jedynie droga była racyonalną. 
Że król ją rzeczywiście obrał, są fakta dostatecznym dowo- 
dem. Właściwy cel ponownych poselstw polskich występuje 
w układach z Jerzym całkiem wyraźnie na jaw, zabiegi 
o odsunięcie Macieja od sprawy objawiają się w pośredni- 
ctwie pokoju w Ołomuńcu. W szczegółach jednak, tak co 
do akcyi posłów jak co do planów króla dostatecznego 
przeglądu nie mamy, gdyż źródła są w tej mierze dość 
urywkowe. 

Wyruszyli tedy, stosownie do życzenia Jerzego, po- 
nownie pośrednicy pokoju z Krakowa ku Czechom. Byli 
to ci sami, co pierwej, tylko że miejsce niezdolnego do 

1) Długosz V. 503. 



— 91 — 

podobnych epraw Długosza zajął Mikołaj Skop, kasztelan 
oświęcimski. Trzej ci dostojnicy zastali w początku lipca 
króla węgierskiego w Ołomuńcu. 

Krwawa walka była już w pełnym rozwoju. Pod 
Laa (Niż. Austrya) przyszło do wielu potyczek, lecz nie 
zdcdała się z nich większa bitwa wywiązać. Wreszcie wi- 
dział się przecież król Jerzy zmuszonym z powodu braku 
żywności ustąpić z pola i pozostawił tylko syna swego 
Wiktoryna z załogą w Trebiczu. Maciej podstąpił pod mia- 
sto, podczas gdy równocześnie sprzymierzeńcy jego Ślą- 
zacy do północnych Czech wpadli, tu jednak pod Turnau 
zupełną ponieśli klęskę. Lepsze postępy czynił król wę- 
gierski sam na Morawach. Załoga Trebiczu, zwątpiwszy 
o odsieczy, przebiła się z królewiczem na czele przez za- 
stępy węgierskie, atoli miasto wraz z warownym klaszto- 
rem wpadły w ręce Macieja. W Bernie bez oporu, a na- 
wet z zapałem przyjęty, zajął Maciej w szybkim pocho- 
dzie BuCowic, Moskowic i Bródek i stanął już 4 lipca pod 
Ołomuńcem, który mu też dobrowolnie bramy otworzył. 
W tej chwili był tedy panem całych prawie Moraw, na 
Śląsku zaś i w Łużycach przewagę mieli jego sprzymie- 
rzeńcy. Tylko niektóre twierdze Morawii, jak Spielberg, 
Hradisch, Neustadt dzierżyły jeszcze czeskie wojska^). 

Otóż wówczas właśnie, 5 lipca, zawitali polscy po- 
słowie do Ołomuńca. Względem czego teraz układy się to- 
czyły, nie możemy dociec, tyle tylko wiemy, że posłowie 
w podobnym kierunku pracowali jak dawniej tj. zapewne 
się o pokój dla Jerzego ubiegali, ale nic nie uzyskawszy, 
miasto opuścić musieli. Maciej bowiem zasłonił się, według 
Eschenloera, wymówką, że bez swoich sprzymierzeńców: 
cesarza i papieża, niczego rozstrzygać nie może. Tyle co 
do pokoju z Jerzym — co do praw jednak Jagiellońskich, 
oświadczał, że wystąpienie jego w niczem im niema prze- 
sądzać. Dnia 8 lipca wyruszyli posłowie nasi do Jerzego 



') Palacky JV. 2. 524—542. 



— 92 — 

do Pragi, z którym bardzo długi czas, gdyż aż do końca 
sierpnia, w sprawie następstwa Władysława układy to- 
czyli Zapewniono je ponownie, jednakże aż w razie śmierci 
Jerzego. W ostatnich dniach sierpnia, lub na początku 
września (po 28 sierp.) przybyli posłowie z instrukcyami 
Jerzego do Ołomuńca i przedłożyli następujące propozy- 
cye: Będzie zawarty rozejm od 2 lutego 1469 do 2 lu- 
tego 1470; wśród tego czasu ma król polski jako sędzia 
polubowny sprawę rozstrzygnąć, a Jerzy pojednać się 
z papieżenL Lecz nowo przybyły legat Laurentius Ro- 
yarella, biskup Ferrary, zażądał jako rękojmi miast 
Pragi, Karlstadtu, Glatzu, Hradisza i Szpilbergu, któręby 
w razie niedopełnienia tego drugiego warunku przypadły 
katolikom. Tak zuchwałego i niedorzecznego żądania nie 
mogli oczyścić posłowie przyjąć i odrzucili je bezwłocznie. 
Wtedy zażądał Rovarella innego zakładu, aby mianowicie 
Polska zobowiązała się razem z Węgrami przeciw Jerzemu 
wystąpić, gdyby on wspomnianego artykułu nie dopełnił. 
Ale i o tern nie chcieli posłowie ani słyszeć i niebawem 
opuścili Ołomuniec. Poznajemy tu już inny ton poselstw 
polskich, a najlepszym jego probierzem są opinie ligistów. 
« Polacy nie mają żadnych zasług wobec wiary » mówiono 
w Ołomuńcu, a biskup Protazy pozwolił sobie nawet na 
złośliwą uwagę: «jednak nie są panowie Polacy w Oło- 
muńcu, lub gdzieindziej, gdzie król (Maciej) ze swą radą 
przebywa, tak mądrymi jak w Krakowie*. Sąd ten jest 
nietylko dla rady koronnej krakowskiej pochlebną wzmianką, 
ale także — mimo wszystkiego — o posłach naszych opi- 
nią niezgorszą^). 






*) D^ag. V. 509. Jego wiadomość, że posłowie zastali Jerzego 
w Pradze, stwierdzoną jest przez inną zupełnie od niej niezawisłą; 
nr. 544 w Fo/ni. ret, austr, XX. z lipca 1468 (Ber abgesetzte isł vom 
Felde entrannen und an dem ndchaten Sonntag persónlich in Prag) Eschl. 
S8, r. sil Vn. 185, 190—191. Eschl. niem. II. 138-9. Różne listy 
w Font. rer. austr. XX. nr. 459, 462, 468 u Hajdo et Kunn. EpistoUie 
Mathiae regis UL nr, 21 etc w 88. rer. sil. IX. 286, 287, 291—5. Je- 



~ 93 - 

Tymczasem nie był i król w domu bezczymiym- Mu- 
siał Kazimierz już wówczas przyjść do przekonania, że 
w tych poselstwach pokojowych nie wiele należy pokła- 
dać nadziei i przypomnieć sobie, że ostatnim środkiem roz- 
strzygnienia spraw ludzkich bywa oręż. Nie chciał zatem 
nieprzygotowany w przyszłość spoglądać , chociaż miał 
szczery zamiar użyć naprzód wszelkich możliwych środ- 
ków dla uniknięcia wojny. Zatem, kiedy jego posłowie na 
Morawach rokowali, byli równocześnie inni mężowie w in- 
nej okolicy i ku różnemu celowi czynni. Oto zawierali 
w lipcu 1468 panowie Dobiesław z Byszowa i Stanisław 
z Tęczyna w Suczawie z mołdawskim wojewodą Stefanem 
układ, który tego ostatniego do złożenia hołdu królowi 
polskiemu, obu zaś władców do wzajemnej pomocy prze- 
ciw każdemu nieprzyjacielowi, mianowicie zaś przeciw 
Maciejowi, zobowiązywał. Atoli nie śmiał Stefan bez wie- 
dzy i woli króla wojny rozpoczynać, Kazimierz zaś obie- 
cał nie przechowywać w swojem państwie nadal niepo- 
słusznych poddanych wojewody^). 

Sam zaś król udał się, kiedy tak jego poselstwa 



śli biskup Rudolf do Wrocławian już 20 sierpnia 1468 pisze: audiv%- 
mtu sanę 8ue Majestatis ... od oratores Begis Poloniae responaionem, to 
ma tu na myśli pierwsze układy w. Ołomuńcu, na początku lipca 
(audivimus należy zaś brać w znaczeniu < słyszeliśmy o . . .> nie zaś 
«8łyszeliśmy sami»; gdyż innego tłumaczenia nie dopuszczają nr. 
459, 462 i 468 w Fant, XX). 

*) Dług. V. 510. Tu podaje Kromer str. 1206 (wyd. Turowskiego) 
nieco więcej niż Długosz, mianowicie owe w mojem ostatuiem zda- 
niu przytoczone warunki. Nie możemy być jednak, przy takich, za- 
pewne z dokumentów (tu dokument układu) czerpany cli wiadomo- 
ściach wobec niego podejrzliwymi, gdyż jako zarządca królewskiego 
Archiwum dostał nie jedno do ręki, czego Długosz nie widział. Tu- 
taj zaś jego daty poparte są z innej strony. Że mianowicie król Ka- 
zimierz się dawniej za nieposłusznymi poddanymi wojewody ujmo- 
wał, a przez to spowodował owo wspomniane zastrzeżenie Stefana 
przeciw podobnemu postępowaniu « nadal » świadczy nr. 93 w Tece 
Narusz., gdzie Stefan na prośbę powyżej wymienionych posłów pol- 
skich kilku swoim poddanym ich winę przebacza. (Lipiec 1468). 



94 



■ różnych stronach działaJy, do Prua, aby stosunki tai 
tejsze uporządkować. I tu wzięto na zgromadzeniu w Mal- 
borgu, gdzie też obecnym byl Henryk Plauen, tymczasowy 
przełożony Zakonu, kwestyę czeską pod obradę we wrz< 
śniu 1468). Odradzał zastępca W. mistrza rozpoczęcie wal 
z powodu obecnego osłabienia tak Zakonu, Jak wogóle 
łego państwa, a zalecał również drogę pokoju *). 

Taką samą opinię wyraził także wnet potem w Fiolj 
kowie zebrany sejm walny. Nadeszły były poselstwa 
obu czeskich stronnictw; wrocławski kanonik Baltazar ^ 
katolików i Paweł ze Zderazu od Jerzego. Fierszy prt 
o wolność głoszenia krucyaty w Polsce przeciw Jerzemfl 
drugi o pomoc *) przeciw Maciejowi. Przed nimi obotH 
równocześnie nie mógł oczywiście król swego 
otwarcie rozwinąć; w gruncie rzeczy ani do jednego ani 4 
drugiego żądania przychylić się nie chciał. Uniknął 1 
odpowiedzi wprost i oświadczył obom równocześnie, 
nowe wyprawi poselstwo w kwestyi uspokojenia Cze( 
i następstwa Jagiellońskiego do Rzymu, a poselstwo to { 
wiedzi w swym pochodzie także RudoUa i Jerzego, Waj 
cławianie jednakże -niechaj dobrze baczą, aby praw ] 
skich do Czech nie naruszyli™. To przeciąganie sprawy ] 
strony króla zgadzało się zupełnie z opinią zgromadzonymi 
stanów; byc może, sądzili panowie na sejmie, źe teraz oq 
stronnictwa, dtugą walką znękane, okażą się przystępni 
szemi, jeśh nie, to niechaj swe siły jeszcze więcej wycz( 
pują; w obec ich wycieńczenia będzie później dla Pola 
łatwiejsze działanie'). 

Po rozwiązaniu sejmu podjął król swoje wsehodiS 
stosunki na nowo i pospieszył do Lwowa, aby odebrać ho] 
mołdawski (w lutym i marcu r. 1469). Wojewoda nie staw 

') Długosz V, 513. Voigt Getok. Preimem IS. Cap. 1. 

*] NadHsedt raianowidB wówczug najfatalniejszy dla Jlt 
caas, Mk awaiie prsiez Palackirgo (IV, 2, 547) 'oSm t,ł'f!«dni klęBt^ 
(aeht UnglaL^auioehen) od polowy sierpnia do polowy października. 

■) THixg. V. 516. EiCłiJ. as, r. »U. VIL 194: Escb. (nipm.) II. t« 



- 95 - 

się wprawdzie osobiście, gdyż wymówił się rozmaitemi 
przeszkodami, ale złożył przysięgę wierności w ręce nade- 
słanycłi królewskich pełnomocników. Król zaś sam przyj- 
mował tymczasem w ruskiej stolicy poselstwo chana Ta- 
tarów Mengligereja, który mu przyjaźń i pomoc przeciw 
każdemu wrogowi ofiarował. To mogło się z czasem 
przydać *). 

Posłowie zaś do Rzymu przeznaczeni: Jakób z Dę- 
bna i Paweł z Głowni, dziekan krakowski, opuścili 
Polskę dopiero po 27 lutego 1469 *) — nie umiem wyjaśnić, 
dlaczego tak późno — i przybyli w połowie marca do Wro- 
cławia. Właśnie wówczas panował rozejm w krajach cze- 
skiej korony. Usadowiszy się na Morawach, Śląsku i Łu- 
iycach i zadawszy Jerzemu dotkliwe razy, zaczepił go 
był Maciej w samem ognisku jego potęgi, w właściwych 
Czechach. Tu jednak został wśród gór i. wąwozów pod 
Willimowem zamknięty i otoczony tak, że za szczęście 
sobie poczytywać musiał, skoro się Jerzy 27 lutego za- 
warciem rozejmu do poniedziałku wielkanocnego (3 kwie- 
tnia) 1469 zadowolił. Tymczasem miał przyjść stanowczy 
pokój w Ołomuńcu do skutku*). 

Przybywszy tedy do Wrocławia przypomnieli posło- 
wie radzie miejskiej prawa Kazimierza i własne zaprosiny 
katolików (w Krakowie w sierp. 1467). Odpowiedziano im, 
że }iga stoi pod protekcyą papieża, a zatem wszystko to 
gotowa jest uczynić, na co się kurya zgodzi. Tą odpowie- 
dzią nie bardzo zadowoleni przedłożyli posłowie nasi Wro- 
cławianom życzenie, którego właściwego zamiaru rajcy 
miejscy z początku odgadnąć nie mogli. Żądali mianowicie 
listu, w którymby było wyrażonem, «jako za wolą i wsku- 
tek usilnej prośby rajców wrocławskich ciągną, aby przy- 



») Dług. V. 518. 

') Jeszcze 27 lutego wypożycza Jak. z Dąbna, capit. cracou. 
w Krakowie pieniądze na opędzenie kosztów podróży. Helceł: Star. 
prawa pol. pomniki II. 754. 

») Palacky. IV; 2. str. 559-565. 



- 96 — 

czynić się do zawarcia pokoju w Czechach* i że ciź rajcy 
ręczą im za szkody i straty, jakie w tej podróży poniosą. 
Lecz ta ostatnia klauzula, oświadczyli dalej posłowie, jest 
tylko czystą formalnością i gotowi są znowu ze swej strony 
wydać pisemną deklaracyę, że Wrocławian do niczego nie 
obowiązuje. Tą drogą chciano Macieja wprowadzić w błę- 
dne mniemanie, jakoby już nawet najzacieklejsi przeci- 
wnicy Jerzego, sami Wrocławianie, za pokojem się stę- 
sknili i chciano obudzić w królu węgierskim przeciwko 
nim podejrzenie. Lecz wnet poznali się rajcy na podstępie 
i odrzucili żądanie posłów. 

Teraz udali się posłowie polscy do Jerzego, do mo- 
rawskiego Nowego Miasta (Mahrisch-Neustadt), a książę 
oleśnicki Konrad « Czarny* ^) przyłączył się do nich po 
drodze. W Ołomuńcu stał Maciej z swoim dworem. Dnia 
7 kwietnia rokowali obaj królowie, czeski i węgierski, oso- 
biście, potem zaś zabrał Maciej pełnomocników króla cze- 
skiego ze sobą do miasta. Zdawało się przez krótki czas, 
że się już wszystko zbliża ku pokojowi, a legatów i ba- 
ronów opanował gwałtowny niepokój. O ile w tem wszyst- 
kiem nasi posłowie byli czynnymi, o tem milczą źródła. 
Zapewne wówczas to słyszeli od Macieja zapewnienie, że 
mu już wystarczy zemsta, jaką na Jerzym wywarł, i że 
pragnie się z całej sprawy czeskiej wycofać. Wtedy por- 
wało się stronnictwo katolickie do energicznego czynu, 
aby swą sprawę ocalić. Powiernicy króla Macieja oświad- 
czyli poufnie, że król uprzykrzył już sobie długą tę walkę, 
która mu ani sJawy, ani korzyści nie przynosi, że należy 
go związać z interesami baronów silniejszymi niż dotych- 
czas węzłami. Tę wskazówkę dobrze zrozumiano; bo kiedy 



*) Ten książę dlatego tak wiernie stał po stronie Polski, mimo 
ie wszyscy inni Ślązacy do przeciwnego przeszli obozu, ponieważ 
Kazimierz przyznał mu jego prawa do księstw mazowieckich Rawy 
i Płocka po zawakowaniu tychże r. 1462 i za zrzeczenie się tych 
praw wypłacił mu 20000 zł. Ob. Lukas: Przyłączenie Mazowsza do 
Polski w Przewodniku naukowo-literackim 1875. 



— 97 — 

posłowie nasi na posiedzenie baronów przybyli, aby tam 
znowu sprawę swego króla postawić na porządku dzien- 
nym, przypomniano im oświadczenie, które wysłańcy ka- 
toliccy do aktów podali, opuszczając Kraków w r. 1467 
(str. 75) «]ako wobec rodu Jagiellońskiego nie poczuwają 
się nadal do żadnych zobowiązań, choćby nawet miało 
przyjść do wyboru nowego króla». « A kiedyś ty tam prze- 
ciwną odpowiedź usłyszał — przypomina Zdenko z Stern- 
bergu po kilkunastu miesiącach Jakóbowi z Dębna -— tedy 
okazałeś się w wielkim gniewie i wraz wyszedłeś z posie- 
dzenia* ^). Po tem gwałtownem wystąpieniu wobec baro- 
nów, doniósł Jakób z Dębna niezwłocznie Jerzemu, że jego 
zdaniem święci się między baronami wybór Macieja na 
króla czeskiego. 

Legatom cały ich manewr udał się doskonale, Maciej 
był znowu pozyskany. Układy pokojowe rozchwiały się 
zupełnie; zaledwie zdołano przy pomocy naszych posłów 
doprowadzić do zawieszenia broni po 1 stycznia 1470 — 
jakkolwiek podobno Polacy sami odwodzili Jerzego od 
zbytnich ustępstw. Na pierwszym planie porządku dzien- 
nego stanął teraz w Ołomuńcu wybór Macieja na króla 
czeskiego, a kiedy myśl ta spotęgowała się i wzrosła do 
niezłomnego postanowienia, opuścili posłowi nasi, zało- 
żywszy uroczysty protest, bez zwłoki morawskie miasto, 
spiesząc dopełnić kresu swej podróży odwiedzeniem stolicy 
Św. Piotra, jako im było zlecone. 

Dnia zaś 3 maja 1469 został Maciej wśród uroczy- 
stych obrzędów w katedralnym kościele ołomunieckim kró- 
lem Czech obwołany*). 



*) «Und ais du doselbist eyne widerwertige antwort horste, do 
listę du dich erkennen in eyme grossen czorne und gingest also aws 
dem gesprech weg». SS. r. sil. XIIL nr. 37. 

«) Eschl. Sa. rer. sil. VIL 198—9; 201—203. FonU rer. austr. XK. 
nr. 481. 8s. rer. sil IX, 305 etc. XIII. nr. 37, 73. Eschl. niem. II. 
152—162 nie bardzo dokładny. Wogóle, gdzie chodzi o stwierdzenie 
faktów, lub o daty, należy się trzymać egzemplarza łacińskiego, 

F. PAPCE: STUOrA. 7 



- 98 - 



II. 



Jagiellończyk jako kandydat narodowy. 

W ten sposób sytuacya zupełnie się wyjaśnilaN* To^ 
co już dawno przeczuwano, stało się teraz rzeczywistością^ 
a to, czego długo unikano, było teraz nieuniknioną konie- 
cznością. Wszelkie projekty rozjemcze usuwały się teraz 
z pod nóg, bo było rzeczą zupełnie jasną i niewątpliwą^ 
że Maciej cofnąć się nie może. Porzuca więc Kazimierz 
starania o obustronne uznanie i staje jawnie po stronie 
Jerzego, a nieprzyjażnie przeciw Maciejowi. Już teraz nie 
wychodzą z Krakowa poselstwa pacyfikacyjne; posłowie 
polscy ubiegają się raczej o sprzymierzeńców, pracują 
usilnie nad izolowaniem, odosobnieniem Macieja, król zaś 
sam przygotowuje się, aby mógł należycie wystąpić, gdy wy- 
bije godzina walki, która prędzej czy później wybić musiała. 

Stosunki nie ułożyły się wówczas tak niekorzystnie, 
aby potrzeba było zwątpić o udaniu się takich zabiegów. 
A mianowicie zachwiał się cesarz na swem stanowisku, 
jako Macieja sprzymierzeniec. W grudniu 1468 udał się do 
Rzymu, gdzie na własną rękę rozpoczął rokowania o ko- 
ronę Czech, zapewne, aby ją, a może też i koronę św. 
Szczepana, dla swej rodziny na przyszłość zabezpieczyć. 
Widocznie doszła wieść o tem niebawem do króla Macieja, 



który był równocześnie z biegiem wypadków spisywany. Niemieckie 
zaś opracowanie waźnem jest ze względu na znajdujące się w niem 
obficie spostrzeżenia, sądy, uwagi autora, a więc służy nam do zbsb- 
dania usposobienia współczesnych, do poznania ducłia, który owe 
wypadki przenikał. Długosza opowiadanie V. 522. jest zupełnie bez« 
użyteczne: sed dum conclusio pacia ex induMria dolosa [cuius?] protra- 
herełur in longum, oratores Polonici BegiSj ab Aposł. Legatis, ne tam 
pemiciosae cunctationi [? jak gdyby i legatom też zawarcie pokoju 
leżało na sercu] interessent, admoniti (?!) Rotnam petiere. Czy sto- 
sunki posłów naszycti do legatów były tak serdeczne, żeby sama już 
rada tychże legatów była dla nich rozstrzygającym motywem dzia- 
łania, może każdy osądzić, kto zna opowiadanie kompetentnego^ 
świadka naocznego Eschenloera. 



- 99 — 

bo kiedy Fryderyk na początku marca 1469 do domu 
wrócił, zastał Baumkircłmera, Eizingera i imiych, tak czę- 
sto buntujących się wazalów, znowu z poduszczenia króla 
Macieja pod bronią. A kiedy wnet potem bunt poskramiać 
zaczął, znalazły się węgierskie roty posiłkowe w szere- 
gach jego przeciwników. Wprawdzie pogodzili się wnet, 
za sprawą legatów obaj monarchowie napowrót, na zjazd 
w Ołomuńcu przybyli już, jak w poprzednim roku, cesar- 
scy wysłańcy, lecz po takich zajściach nie było już przy- 
mierze Austryi z Węgrami bardzo pewnem. Książęta Rze- 
szy znowu domowemi swemi sprawami zajęci, mało się 
o te wszystkie rzeczy troszczyli. I tak zdołali legaci na 
sejmie w Norymberdze (luty t. r.) zaledwie tylko nadreń- 
skich elektorów duchownych, tudzież pfalcgrafa do obie^ 
tnicy pomocy przeciw Jerzemu skłonić, a sama wieść 
o rozejmie willimowskim wystarczyła do rozbicia dalszych 
obrad i całego zgromadzenia^). Eliedy polscy posłowie do 
Rzymu jechać mieli, aby ponownie o potwierdzenie pokoju 
toruńskiego się ubiegać, uderzył Grzegorz z Haimburga 
w całych Niemczech na alarm, wzywając do przeszko- 
dzenia temu dla całego narodu niemieckiego tak szkodli- 
wemu zamiarowi polskiego rządu, ale głos jego był gło- 
sem wołającego na puszczy*). Margrabia brandenburski, 
któremu pierwej koronę Czech ofiarowano, był teraz sta- 
nowczo do neutralności zdecydowany, bo kiedy go król 
Maciej, który z Ołomuńca do Wrocławia w celu odebrania 
hołdu śląskiego był podążył, do siebie zawezwał i przy- 
mierze ze sobą zaproponował, odrzucił je stary Branden 
burczyk, motywując swoje postępowanie dość trafną uwagą: 
że Maciej jest odeń daleko, król zaś polski najbliższym 
sąsiadem jego krajów dziedzicznych. A chodziło mu teraz 



*) Dhig. V. 519. Muller: Beichałags-Theatrum II. 324; Gemeiner: 
Begendmrger Ghronik III. 447 etc. Bachman: Deutsche Beichsgeach, II. 

") Dr. Const. HSfler: Dae kaiserliche Buch des Markgrafen AU 
brecht AchiUes (w Cttellensammlung fUr frdnkische GescMchte U), str. 197 

i 199. 

7 



100 



tern bardziej o przyjaźń Kazimierza, że właśnie zawiElaDy 
byt w wojaę z Itsiążęty pomorskimi, którzy się już lenni- 
kami Polski wszędzie głosili, aby w ten apoaób pomoc jej 
mogli pozyskać*) 

Tak stały rzeczy, kiedy 16 czerwca t. r. zawitało do 
Krakowa dostojne poselstwo Macieja, z Wrocławia wy- 
siane. Byli to; Jan z Hasenburga i Dobiesław Schwarzea- 
berg, brat biskupa Protazego, zatem panowie czescy. 
Usprawiedliwiali oni wybór olomuniecki, jako krok po- 
trzebą wymuszony i prosili, aby się król z Maciejem drogą 
układów załatwił. Dobrze wypróbowany pretekst wyroków 
rzymskich przynosił Maciejowi nawet po wyborze ołorau- 
niecltim dyplomatyczne usługi. Na życzenie papieża, gło- 
sili posłowie, gotów jest Maciej zrzec aię tronu czeskiego 
na korzyść Jagiellonów. Zresztą ponawiano znowu proje- 
kty małżeńskie. Jest rzeczą zadziwiającą, że król Kazi- 
mierz to poselstwo daleko uprzejmiej przyjął, niż podobną 
misyę Protazego w poprzednim roku (str. 389 — 391), i że 
obiecał dać odpowiedź dopiero po naradzeniu się ze 
swoją radą, jak gdyby się w postępowaniu swem, woliec 
tego nowego poselstwa Macieja zawahał. W tej odpowie- 
dzi odrzucił znowu ofiarowane przymierze i oświadczył 
swą ścisłą neutralność; przeciw Jerzemu nie może z po- 
wodu dawnego układu wystąpić, przeciw Maciejowi zaś 
nie chce walczyć. Wysłańcy króla Macieja opuścili zado- 
woleni dwór polski. Co wpłynęło na takie postępowanie 
Jagiellończyka? Przedewszystldem zdaje się motyw nega- 
tywny, że do energiczniejszego wystąpienia nie był jeszcze 
dostatecznie przygotowanym, dalej może też pewne względy 
na osoby wysłańców, którzy byli bądź co bądź nie posel- 
stwem węgierskiem, ale poselstwem czeskiem, jakkolwiek 
z przeciwnej partyi — wreszcie prawdopodobnie też za- 
miar wywarcia pewnego nacisku na Jerzego. 

Eschenloer widzi w tem najbliższy powód do nastę.- 



■) Dług. V. 622. 



— 101 — 

pującego zaraz poselstwa czeskiego z Pragi. «Kacerze 
mieli się pilnie na baczności, skoro usłyszeli, że król Ma- 
ciej miał swe poselstwo u króla polskiego i skoro dowie- 
dzieli się o odpowiedzi, jaką otrzymało. Wtedy wysłał Je- 
rzy także swoje znamienite poselstwo do Krakowa^) etc». 
Byó może, że ten wypadek popchnął króla czeskiego 
do szybszego działania; nie należy dalej przeoczyć, że 
właśnie wówczas polscy posłowie w Pradze bawili: Stan. 
Marszałkowicz z Brzezia i Jerzy Lubrański, którzy wła- 
ściwie przybyli, aby się o warunkach ostatniego (str. 97) 
rozejmu coś bliższego dowiedzieć, zapewne jednak na Je- 
rzego również wpłynąć musieli, jak sądzą obietnicami po- 
mocy; stanowczym jednak argumentem dlań był już wy- 
bór ołomuniecki, sam przez się. Zaledwie bowiem go fa- 
talna owa wiadomość doszła, zwołał sejm do Pragi — 
było to zaraz w początkach czerwca 1469 — i przedłożył 
mu swoje postanowienie co do następstwa tronu. Bez oporu 
przyjęło zgromadzenie «dla wspólności języka obu naro- 
dów » królewską propozycyę. Najstarszy syn Kazimierza 
Jagiellończyka, Władysław, został następcą Jerzego we 
wszystkich krajach korony św. Wacława naznaczony, a do- 
borowe poselstwo miało tę pożądaną wiadomość zanieść 
do Krakowa. W początku lipca było już to poselstwo 
w towarzystwie powracających z Pragi Polaków na dro- 
dze do Krakowa, atoli radosna wieść uprzedziła swoich 
zwiastunów. Właśnie kiedy się Macieja posłowie do odjazdu 
gotowali, rozgłosiła się w Polsce wiadomość o praskiej 
uchwale. Miała ona osobliwsze na panu Hasenbergu wy- 
wrzeć wrażenie; aż do łez wzruszony wyraził, jak donosi 
Długosz, swoje ubolewanie nad uczynionym w Ołomuńcu 
krokiem i sam doradzał królowi, aby praski wybór przyjął, 
jeśli tylko Jerzy zechce jako gwarancyę swej obietnicy 
już teraz Polakom Pragę i Karlstein odstąpić. Jaki Kazi- 



1) Dług. V. 524—525 Eschl. Sa. rer. ail. VIL 206; Eschl. niem. 
II. 170, 177. 



— 102 — 

mierz z tej rady użytek zrobił, będziemy później widzieli^). 
Teraz dodała mu pomyślna owa wiadomość nowej energii, 
uznanie następstwa Jagiellońskiego przez czeską legalną, 
narodową, większość, do czego od początku dążył, było już 
obecnie faktem dokonanym. Pozostała jeszcze do wykonania 
druga trudniejsza część zakreślonej pracy: przygotowanie 
się do walki z Maciejem. Rozpoczął tedy zbrojenia wojenne 
w swojem państwie, i to naprzód na własną rękę. W ca- 
łym Śląsku, Czechach i Niemczech już o tem głośno mó- 
wiono. Według Grzegorza z Haimburga, dowiadywał się 
nawet Maciej, przerażony tem postępowaniem Kazimierza 
o przyczynę tego zbrojenia, lecz otrzymał krótką a do- 
bitną odprawę, «że król polski nie ma nikomu zdawać 
sprawy ze swych czynności, jak tylko swoim». I Długosz 
musiał coś zauważyć, czego powiedzieć nie chciał, skoro 
nagle radę w Radomiu, radą «o obronie królestwa* na- 
zywa *). 

A zatem wezwał król zapewne dlatego swą radę 
(prwatum consiliumj do Radomia, aby się zapewnić pomocy 
swego narodu przeciw Maciejowi. Przed tem zgromadze- 
niem wystąpiło teraz poselstwo czeskie: Ścibor z Cimburga 
Tova6ovsky, BeneS z Weithmtihl i Paweł, proboszcz zde- 
raski. Już samo ich przybycie wywołało zwadę stronnictw 
wśród polskich panów. Party a kuryalna żądała zachowa- 



•) List króla Jerzego do margr. Albrechta. Praga 11 lipca 
1469 u Hoflera: Kaiserl Buch, str. 204, 205. List Albrechta do brata 
swego Fryderyka. Kadolzburg 1 lipca 1469. Ibid. 195; Dług. V. 526. 

') O zbrojeniach polskich mówi Eschl. II. 177 Die Polen aM- 
ckten sich unterdess, und meinełen den Kełzern zu Hulfe zu komen etc: 
Die Polen^ die.. ingrosser Anzal sich geschickeł hałten zu Yicłońno.,. ; (Id 179J, 
To samo u Eschl. łać. str. 211. Wiele o tem też w listach Grzegorza 
z Haimburga z dnia 10 lip., 20 i 22 sierp, u Hoflera nr. 102, 107, 
108j gdzie mowa jest o zamierzon^^m napadzie Polaków na Węgry 
(przez Wołoszczyznę). Także Gemeiner: Eegenaburger Chronik III. 448: 
dem Matę zu Eegenshurg hrachteyi ausgesandte Boten manche NeuigkeUen, 
Urn Jacobi sei Yictorin gefangen. Zugleich sagę many der von Polen habe 
sich zum Ketzer verbunden uud wollłe ihm Beistand lun. 



— 103 — 

nia interdyktu « ponieważ wśród miasta znajdowali się ka- 
cerze», musiała jednak umilknąć, a sam arcybiskup gnie- 
źnieński i biskup krakowski odprawili na życzenie króla 
w obecności Czechów uroczyste nabożeństwo. Przeciwko 
duchowieństwu podniosły się groźby i głośne szemrania. 
Posłowie czescy przedłożyli swoją sprawę: ofiarowali mia- 
nowicie następstwo w Czechach dla Władysława, żądali 
zaś za to zaręczenia przyszłego następcy tronu z córką 
Jerzego Ludmillą i odpowiedniego zaopatrzenia jego żony, 
tudzież reszty dzieci, mianowicie zaś zapewnienia młodym 
królewicom udzielnych księstw na Morawach, Śląsku lub 
Łużycach, na teraz zaś pomocy Kazimierza przeciw Macie- 
jowi i pośrednictwa u papieża. Część zgromadzenia oświad- 
czyła się za tymi warunkami bez modyfikacyi, druga zaś 
część przerażała się na samą myśl wysłania Władysława 
«na oczywiste niebezpieczeństwo herezyi i wojny* i ska- 
lania królewskiej krwi Jagiellonów małżeństwem z córką 
kacerza i parweniusza. Nareszcie zwyciężyły po długich 
obradach opinie umiarkowane; postanowiono odroczyć 
sprawę aż do przyszłego sejmu, aby poznać przed jej roz- 
strzygnięciem od wracającego z Rzymu poselstwa, zamy- 
sły kuryi w tej mierze. Ofiarowaną koronę naturalnie 
przyjęto, lecz nowych wyznaczono równocześnie posłów 
do Czech: Stan. Wątróbkę, kasztelana sądeckiego i Jana 
Tarnowskiego z Wojnicza, aby popracowali nad usunięciem 
niektórych warunków, mianowicie zaś proponowanego mał- 
żeństwa, z szeregu czeskich żądań. Natomiast ponieśli obie- 
tnice pomocy do Pragi: jako «się zbroi już król polski, 
aby Węgier przywrócony był znowu do tego stanu, w ja- 
kim byli jego rodzice*. Już tutaj położony jest nacisk na 
prawa Kazimierza także i do Węgier, a Maciej bez ogródki 
nazwany uzurpatorem*). 

1) Dług. V. 526. Eschl. Ss. rer, sil VII. 210, 211: Eschl. H. 177. 
Listy Grzegorza z Haimburga, Hofler nr. 107, 108, które świadczą, 
że w Pradze panowało zadowolenie z wyniku układów w Radomiu, 
i że miano dobrą nadzieję pomocy. 



— 104 — 

Kiedy w Polsce umysły sejmu oczekiwały, gotując 
się do nowego skruszenia kopii, podążył król na Litwę 
i złożył tam 8 września, sejm W. księstwa. O rozprawach tego 
sejmu ^) wcale nic nie wiemy; tok jednak wypadków zdaje 
się wskazywać na to, że i tam kwestya czeska stała na 
porządku dziennym. Może spodziewał się król u swoich 
Litwinów, gdzie nie był wybranym, ale dziedzicznym kró- 
lem, więcej znaleśó poparcia dla swych «praw dziedzi- 
cznych » do Czech, niżeli w Polsce. 

Tymczasem zbliżyła się znowu chwila rozstrzygająca: 
dnia 22 października zgromadził się sejm walnywPiotr- 
kowie. Był on niezwyczajnie licznym i świetnym: arcy- 
biskup, 5 biskupów, książę Konrad mazowiecki, prawie 
wszyscy wojewodowie i dostojnicy państwa zasiedli w około 
króla. Przybyli także reprezentanci ziem i miast, nie wy- 
łączając pruskich; przy końcu sejmu nadjechał wreszcie 
nowy wielki mistrz krzyżacki Henryk Richtenberg, aby 
złożyć hołd i oddać swoje wotum jako pierwszy doradca 
korony. 

Właśnie wrócili byli polscy pełnomocnicy z Rzymu^ 
z Węgier, z Czech, a wszyscy ze złemi wiadomościami. 

W Rzymie mieli posłowie, którzy z Ołomuńca tam 
pośpieszyli, z Gabryelem Rangonim, który wnet za nimi 
podążył, wiele do walczenia. Zapewne musiał fanatyczny 
ten mnich papieża o ich postępowanie w Ołomuńcu uwia- 
domić, bo król Kazimierz popadł w widoczną niełaskę 
u papieża Pawła IL Daremnie prosili posłowie jego o po- 
twierdzenie pokoju toruńskiego, daremnie o osadzenie Win- 
centego Kiełbasy na biskupiej stolicy w Warmii. Papież 
przypomniał im zakaz głoszenia krucyaty i potwierdził 
przeciwnika Kiełbasę, Mikołaja Thungena, elekta kapituły. 

Tylko w sprawie czeskiej dawali posłowie pewną otu- 
chę, twierdząc, że papież w gruncie przychylnym jest 
sukcesyi Jagiellońskiej, a tylko wskutek zasług Macieja 



1) Diug. V. 527 



— 105 — 

wobec Rzymu sprawy jego opuścić nie może. Paweł n nie 
chciał dać jednak stanowczej odpowiedzi, lecz obiecał wy- 
słać osobnego legata do Polski, który tę odpowiedź przy- 
niesie. 

Także i z Węgier wrócili pełnomocnicy polscy. Świe- 
tne było to poselstwo, złożone z najpierwszych dostojników 
państwa. Wzięli w niem udział: Jan, biskup krakowski, 
Jan z Tęczyna, kasztelan krakowski, Dersław z Rytwian, 
wojewoda sandomirski, Stan. Ostroróg, woj. kaliski i Jan 
Długosz. Musiał król ważne nawiązywać układy, kiedy 
najznakomitszych mężów swego państwa wybrał. Jakiż 
był jednak cel tego poselstwa, kiedy i z jakiego powodu 
przyszło do skutku? Niestety, nie można dać na to pyta- 
nie należytej i pewnej odpowiedzi. Długosz milczy, Eschen- 
loer mówi nadzwyczaj niewyraźnie: «była dobra nadzieja 
małżeńskiego związku między naszym królem (Maciejem) 
a polską królewną, wskutek czego wszystko szczęśliwie 
skończyć się mogło ». Na cóż nam się przyda taka wiado- 
mość? Przez związek małżeński chciano uporządkować 
stosunki, ale jak uporządkować? to jest pytanie, na które 
nie znajdujemy odpowiedzi. Przypuścić nawet nie można, 
jeśli się zna całe doty czasowe postępowanie Kazimierza, 
że wraz z swoją córką chciał Maciejowi swoje czeskie 
roszczenia odstąpić. Prędzej może roszczenia węgierskie. 
Jednem słowem, da się tylko tyle stwierdzić, że poselstwo 
to było ostatnią jeszcze próbą rozwiązania na drodze po- 
kojowej owej kolizyi, w jakiej obaj królowie do siebie sta- 
nęli skutkiem odziedziczonych po matce roszczeń sukce- 
syjnych młodych Jagiellończyków. Najbliższym powodem 
zaś do niego mogło być poselstwo Hasenberga i Schwar- 
zenberga (w czerwcu str. 406), lub też ostatnie czeskie 
(w lipcu w Radomiu str. 409). Sprawa jednak cała wzięła 
fatalny obrót; bo, kiedy Polacy w oznaczonym czasie, 
8 września, w Kezmarku się zjawili, nie zastali tam ni- 
kogo z węgierskich panów; opuścili tedy miasto rozgnie- 
wani i dotkliwie urażeni. Wzięła zaś sprawa cała taki 



- 106 - 

obrót dlatego, ponieważ poddam Macieja, nie bardzo z jego 
rządów zadowoleni, umyślnie wstrzymali się od przybycia 
na zjazd ów, którego udanie się mogło jego położenie po- 
lepszyć. Tak przynajmniej osądza rzecz Długosz. Atoli 
przeznaczeni do Kezmarku posłowie Macieja usprawiedli- 
wiali się w piśmie do polskich pełnomocników, że dlatego 
na oznaczonym dniu w miejscu zjazdu stawić się nie mo- 
gli, ponieważ nadspodziewanie dłużej w Presburgu przy 
radzie królewskiej zabawić musieli. Sądzą jednak, iż źle 
uczynili Polacy, że ani jednego dnia ponad oznaczony ter- 
min nie czekali, lecz zaraz nazajutrz miasto opuścili. Czyli 
ten list z wewnętrznego przekonania wypłynął, czy tylko 
dla zachowania decorum, wobec Macieja mianowicie, został 
napisanym, rozstrzygnąć się nie da ^). Biskup zaś wrocław- 
ski Rudolf, który także do Kezmarku był wydelegowany, 
wymówił się oświadczając, że dla ważnych powodów zje- 
chać tam nie może. A tak cały przebieg sprawy przyczy- 
nił się jeszcze do rozjątrzenia umysłów, miasto utorować 
drogę do zgody. 

Z Czech przynieśli panowie Tarnowski i Wątróbka, 
(str. 410), o których dyplomatycznej pracy w Pradze nasze 
źródła niczego nie podają, nie bardzo pocieszające wiado- 
mości. Król Jerzy, ufając w pomoc polską, złamał był za- 
warty (8 lipca) w Ołomuńcu rozejm i rozpoczął z dość 
dobrem powodzeniem walkę w Czechach, Morawii i na 
Śląsku na nowo, lecz 27 lipca t. r. dotknął go cios, który 
wprawdzie strategicznej nie miał ważności, lecz bardzo 
niekorzystne na umysłach jego wojowników wywarł wra- 
żenie. Królewic Wiktoryn, bohaterski wódz jego zastępów, 
dostał się 27 lipca pod miasteczkiem Wesseli (dwie mile 
od Hradisch) do niewoli węgierskiej. 

Tak brzmiały sprawozdania posłów o stosunkach za- 
granicznych. Wewnątrz zaś płonęły jeszcze południowe 
prowincye państwa trzykrotną pożogą tatarską, co je nie- 



*) Por. Szujski i Sokołowski: Codex epistolaris saec.XY. str. 242. 



— 107 — 

dawno nawiedziła, i krążyły po północnych ziemiach za- 
straszające Ysrieści: jako Zakon niemiecki przez cesarza 
i Macieja podburzony o zerwaniu pokoju przemyśla^). 

Było tedy państwo w takiem położeniu, że więcej niż 
kiedykolwiek potrzebowało szybkiej a mądrej rady i to 
widocznie czuli jego obywatele, skoro się tak niezwyczajnie 
licznie zgrpmadzili. Dodajmy jeszcze do tego, że tak liczne 
i świetne poselstwo czeskie jak nigdy przedtem, złożone bo- 
wiem z 12 mężów, najznakomitszych reprezentantów szlachty 
i miast *) w orszaku 300 zbrojnych, na sejm ten zjechało, a bę- 
dzie nam tem bardziej żal, że Długosz tak skąpe wiadomości 
o nim przekazał, że tak blady i niejasny obraz przed oczy 
nasze postawił. I zaprawdę, spostrzeżemy, jako i tu zupeł- 
nie sprawdza się trafny sąd Palackiego, że Długosz wszyst- 
kie objawy sympatyi do husytyzmu w Polsce uważał za 
kompromitacyę, i jako dobry patryota pokrył je raczej 
milczeniem. Nic nie znajdujemy u niego o wspomnianej 
w Eschenloera dziele walce stronnictw, nic o przyczynach, 
które w powzięciu postanowienia były rozstrzygającemu 
Zdaje się, jakoby się wszyscy równie uległymi względem 
papieża i równymi w nienawiści do kacerzy okazali. Król 
odpowiada Czechom, którzy do uczynionych w Radomiu 
propozycyi, jeszcze zezwolenie na koronacyę Władysława 
za życia Jerzego dali, a natomiast o bezwłoczną pomoc 
prosili nic więcej tylko tyle: «że w sprawie czeskiej 
wszystko uczyni według woli papieża, a nic przeciw jego 
rozkazowi ». Dlatego chce oczekiwać przybycia legata, 
a potem dopiero dać odpowiedź i sprawę załatwić*). To 



*) Cod, ep. lU. nr. 113. Pewien kanonik warmiński pisze do 
Zakonu z Wrocławia '*/? 1468: der Kdnig von Polan mengt sich faste 
tu dy sacke und erbeiłeŁ vor Jersig; es wirł ym hir ser gar ubił gespro- 
then und czweifel nichŁ^ is wirł noch euwerm wirdigen Orden eu allen 
gute komen. 

') Najwybitniejsze postacie z nich były: Jan Towa^owsky 
z Cimburga. Willielm z Rosenbergu i Bene§ z Weitmiilil. 

8) Dług. V. 534. EscM. Se. rer, sU. F/J. 217. Escłil. II. 185. In- 



108 



wydaje się z góry nieprawdopodobnem , a przynajmniej 
niedokładnem. 

Na szczęście wyszły na jaw niedawno dwa dość 
szczegółowe sprawozdania o przebiegu rokowań piotrkow- 
skich, jedno w recesie gdańskim, drugie w krzyżackim*), 
i na tej podstawie możemy uzupełnić nasze opowiadanie. 
Otóż dnia 4 listopada wyznaczono specyalną komisyę do 
rokowań z Czechami (ordinierłe Herren), w której skład 
weszli nietylko biskupi i wojewodowie, ale także repre- 
zentanci ziemscy i miejscy, po jednym z każdej ziemi 
i z każdego miasta. Niektórzy członkowie komisyi dora- 
dzali odroczenie sprawy aż do śmierci Jerzego, jednako- 
woż większość oświadczyła się za niezwłocznem przyjęciem 
korony czeskiej, ponieważ druga taka sposobność, jak obe- 
cna, nie tak łatwo się zdarzy i ponieważ w przeciwnym razie 
mógłby się « Czech połączyć z Węgrem » na szkodę Polski. 
Tedy zajęto się bliższem określeniem koronacyi Włady- 
sława. Polacy żądali koronacyi niezwłocznej z pełnem od- 
daniem [władzy t. j. aby Jerzy abdykował i zadowolnil 
się pewnem zaopatrzaniem. Jednakowoż Czesi określili pa- 
nowanie Jerzego do końca życia jako punkt niezachwiany, 
specyalnie sobie zalecony. Zrazu ofiarowali tylko złożenie 
hołdu Władysławowi jako następcy tronu i zobowiązanie 
piśmienne co do koronacyi w przyszłości; w dalszym ciągu 
rozpraw jednak zgodzili się na koronacyę Władysława za 
życia Jerzego, po uzyskaniu pewnej dla tego ostatniego 
satysfakcyi. « Postarajcie się, mówili, u papieża, aby nas 
tak nie przeklinał i aby pisał do Jerzego jako do chrze- 
ścijańskiego króla i miłego syna. Skoro to się stanie je- 
dnego dnia, to zaraz drugiego dnia chcemy ukoronować 
królewicza i czynić wszystko, cośmy powinni». Ten wa- 



strukcya posłów czeskich z dnia 16 października 1469 u Sommers- 
berga: Ss. rer, sil. I. 1033. 

*) Acłen der Stdndełage Preussens Icóniglichen Aniheils hg. v. F, 
Thunerł Bd. I. Danzig 1904. p. 123 są. — Caro: Gesch. Polens V, 1. 
p. 489 (Analekten). 



— 109 — 

runek wydał się Polakom za trudnym, boć decyzya pa- 
pieska nie była w icłi ręku. Upierali się przy żądaniu nie- 
zwłocznej koronacyi Władysława, zapewniając że jak naj- 
pilniejsze poczynią w Rzymie na korzyść Jerzego zabiegi. — 
A gdyby się te zabiegi nie udały — odparli Czesi — czy 
będziecie nam pomocni wobec papieża i innych władców? 
Po dłuższej naradzie dali delegaci polscy odpowiedź na- 
stępującą: Żądamy trzechmiesięcznej zwłoki w celu poje- 
dnania Jerzego z Rzymem, jeśli to się nie uda, ofiarujemy 
pomoc w 2000 koni — tymczasem jedna strona bez wie- 
dzy drugiej żadnych nie zawrze układów. Ilość pomocy, 
zniżył jednak król sam do 1000 koni, przyponmiawszy so- 
bie zapewne, że tyle tylko żądała swojego czasu partya 
przeciwna w Wrocławiu (str. 62). Ponieważ Czesi nie mieli 
dostatecznego pełnomocnictwa do przyjęcia tak sformuło- 
wanych warunków, przeto oświadczono im na pożegnalnej 
audiencyi dnia 20 listopada, że król wysyła do Pragi nowe 
poselstwo w osobach Stan. Wątróbki kasz. sądec. i Mik. 
Skopa kaszt, oś w. celem dalszych układów na podstawie 
trzech punktów: 1) Przymierze i ścisłe porozumienie, 2) pa- 
nowanie Jerzego do końca życia, 3) Koronacya Włady- 
sława i pomoc polska. Prócz tego wyśle król ponownie 
p^nomocników do Rzymu, celem przedsięwzięcia jeszcze 
jednej próby przejednania papieża. 

Wielki mistrz krzyżacki Henryk Plauen, który przy- 
był do Piotrkowa po odjeździe Czechów i złożył hołd dnia 
29 listopada, zapytany o radę w sprawie czeskiej, bardzo 
ostro rzecz postawił. Doradzał wprawdzie także przyjęcie 
korony czeskiej, ale tylko pod warunkiem przyzwolenia 
papieskiego, dalej sprzeciwił się wszelkiemu przyrzeczeniu 
pomocy, ponieważ Polska nie jest obecnie sposobna do 
wojny, a tembardziej Prusy, wreszcie żądał koronacyi 
Władysława z pełną władzą i ustąpieniem Jerzego. Naj- 
ciekawszem jednak co przy tych konferencyach z w. mi- 
strzem wyszło na jaw, to plan polski uspokojenia Czech 
pod względem religijnym. Należy wprowadzić nabożeństwo. 



- 110 — 

zorganizować kościół* — powiedział mistrzowi biskup cheł- 
miński Kiełbasa — «to w ten sposób prędzej wy pleni się 
herezyę niżeli mieczem*. Przy tym planie można było 
przyjąć status ąuo i tolerować nawet na razie kompaktaty, 
bez ujmy dla uczuć katolickich. 

Skrajne zapatrywanie w. mistrza nie utrzymało się 
w Piotrkowie — owszem dalszy kierunek polityki polskiej po- 
został ten sam jaki się już od wyboru ołomunieckiego zazna- 
czył a w obradach z Czechami odzwierciedlił. Najlepszym do- 
wodem są owe z Piotrkowa na wszystkie strony wysłane po- 
selstwa, wyraźnie przeciw Maciejowi zwrócone i liczące się 
z możliwością wojny. Dlatego zarządzenia piotrkowskie^ po- 
dejmujące bardzo energiczną akcyę, mają w tym drugim okre- 
sie zabiegów czeskich Kazimierza podobną doniosłość^ jak 
w pierwszym okresie obrady krakowskie. Poselstwa, o któ- 
rych mowa, szły na wschód, zachód i południe: do Woło- 
chów i Tatarów, do cesarza i do Węgier. Obecni na sej- 
mie piotrkowskim posłowie wołoscy oświadczyli gotowość 
Stefana do walki z Maciejem na każde wezwanie — w od- 
wecie za jego najazd^). Odpowiedziano Stefanowi, aby nie 
rozpoczynał żadnej akcyi bez porozumienia z królem i wy- 
słano doń w celu dalszych układów Jana z Rytwian, mar- 
szałka koronnego. Pan Zborowski udał się do chana Ta- 
tarów, zapewne, aby ofiarowaną we Lwowie przyjaźń 
(str. 95) teraz przypomnieć i odnowić; ksiądz Stanisław 
Wiślicki zaś do cesarza Fryderyka, który wobec Macieja 
coraz stawał się podejrzliwszym, aby go zaprosić do przy- 
mierza przeciw królowi węgierskiemu. Nawet do własnych 
poddanych króla Macieja wyprawiono jednego posła: krak, 
kanonika, Jana Wątróbkę. Co właściwie miał ten przez 
Karpaty ponieść było osłonięte tajemnicą. Lecz tyle wów- 
czas wiedziano powszechnie, że surowego Hunyada rządy, 
pełne walk i obarczające wiecznymi podatkami, dobrze 
się dały jego poddanym we znaki, źe dalej pretensye pol- 



^) Acten d. Stdndetege hg, v. Thunert u. 8. 



— 111 — 

Bkiego dworu do korony św. Szczepana jeszcze na Wę- 
grzech nie poszły w zapomnienie. Z tern należy wreszcie 
zestawić tę okoliczność, że Kazimierz jeszcze kilka mie- 
sięcy przed wyprawieniem tego poselstwa w Pradze o swoich 
prawach do Węgier wyraźnie wspominał (str. 103), i że już 
w parę miesięcy potem od cesarza Fryderyka uznania 
swych praw nietylko do Czech, ale i do Węgier wymagał *). 
Poza temi misyami i poza poselstwem praskiem, za- 
znacza się w owym czasie jeszcze jeden krok stanowczy 
króla. Oto w grudniu t r. zjawia się w Wrocławiu posła- 
niec króla Kazimierza z nowem wezwaniem do mieszczan, 
by swe dotychczasowe postępowanie zmienili, ponmi wła- 
snych zaprosin w r. 1467; w przeciwnym bowiem razie 
król zerwie ws'^elkie pokojowe stosunki z nimi. 
A zuchwali mieszczanie zadrżeli przed taką groźbą, wszakże 
wiedzieli dobrze, co znaczy dla nich takie zerwanie sto- 
sunków handlowych z Polską, skoro przed kilku laty sami 
do papieża Piusa II. pisali: «że Polska jest dla ich utrzy- 
mania niezbędną ». Z trwogą patrzyli Wrocławianie w przy- 
szłość tajemniczą a groźną tem bardziej, że równocześnie 
przechyliło się też szczęście wojenne zupełnie na stronę 
Jerzego. Pod Hradisch odniósł królewicz Henryk, młodszy 
brat Wiktoryna, świetne nad Węgrami zwycięstwo, «po 
wielu miejscach musieli katolicy zejść z placu przed ka- 
cerzami». Od zachodu przygniecieni, od wschodu zagro- 
żeni, zaczęli już nawet ci zacięci i zuchwali Wrocławianie 
wraz ze swoim biskupem Rudolfem gorzkie owoce wojny 
oi^akiwać i z upragnieniem o błogosławieństwach pokoju 



*) Wszystkie te poselstwa są u Długosza, po opowiadaniu 
o sejmie piotrkowskim, bez związku z poprzedzającem przytoczone, 
tak, że niczego nie dowiadujemy się o ich celu i zamiarze. Lecz 
z tego, co się przedtem i potem w wszystkich tu wymienionych kie- 
runkach działo, byliśmy w stanie zdać sobie z nich sprawę. Co do 
poselstwa Zborowskiego dodam jeszcze, że w późniejszych walkach 
przeciw Maciejowi Kazimierz rzeczywiście miał w swych szeregach 
tatarskie hordy. 



— 112 — 

myśleć. I któżby się był spodziewał, że taka potęga leży 
w ręku «kacerzy» *). 

Wśród takich stosunków pojawił się w Polsce obie- 
cany legat papieski Aleksander, nominat forlineński (ele- 
cłus forlinensis) i zastał króla wśród zgromadzonej rady 
koronnej w Nowym Korczynie. Przedsięwzięcie czeskie 
Macieja już się zaczęło nawet we Włoszech niepodobać. 
Wenecyanie uważali je nietylko jako bardzo trudne, ale 
nawet wprost jako niepodobne do urzeczywistnienia, zwła- 
szcza wobec króla polskiego, którego « ziemie są posłuszne 
i zażywają pokoju ». A tymczasem Maciej odciągnięty był 
od walki z Turkami, którzy zagrozili a wkrótce i zdobyli 
Negroponte (Eubeę). Przeto działała Wenecya w tym du- 
chu w Rzymie, aby siły Macieja od czeskiej ku tureckiej 
wojnie obrócić. Na papieżu zrobiły te argumenta wrażenie, 
potępił wybór ołomuniecki i stał się w sprawie czeskiej 
nieco przystępniejszym, jak to słusznie zauważyli posłowie 
polscy z Rzymu wracający. Jednakże wiele nowego nie 
przynosił legat do Polski. Papież, mówił, nie może dobrze 
zasłużonego około stolicy apostolskiej Macieja wprost od 
całej sprawy odsunąć; radzi przeto Kazimierzowi zgodę 
z nim i wejście w stosunki pokrewieństwa przez ułożenie 
odpowiednich małżeństw. Jak jednak ojciec św. przychyl- 
nym jest królowi polskiemu, niechaj o tem poświadczy ta 
okoliczność, że on, jego legat, otrzymał polecenie udania 
się choćby do samego heretyka Jerzego, gdyby tego inte- 
res polski wymagał. Co ma znaczyć ta ciemna wiadomość 
Długosza, trudno odgadnąć, lecz w każdym razie to jedno 
jest pewnem, że coś było powiedzianem, co Kazimierza do 
podjęcia na nowo pośrednictwa między Czechami a Rzy- 
mem zachęciło i lepszą rokowało mu nadzieję. Powraca 
tedy do myśli abdykacyi Jerzego. Jeśli, sądził król, da się 



1) Eschl. 88. rer. sil VIL 216, 218, etc; Eschl. II. 190—196. 
Wzmiankowany list Wrocławian do Piusa II. p. Mosbach: Przy- 
<jzynki do dziejów pol. z Archiwum miasta Wrocławia str. 26. 



— 113 — 

Jerzy nakłonić do złożenia już teraz korony na korzyść 
WZadydaway wtedy nie będzie dwór polski, nawet przed 
oczyma kardynałów, przyjacielem i pomocnikiem kacerzy, 
lecz tylko politycznym rywalem Macieja. To wówczas j*e- 
8zcze miało pewną doniosłość, gdyż w razie wojny religij- 
nej były dotychczas papieskie bulle w stanie tworzyć li- 
czne zastępy zbrojnych, oznaczonych znakiem krzyża. 
Wszakże i w obecnej wojnie walczyło nie mało Niemców 
z rozmaitych stron Rzeszy w imię religii katolickiej prze- 
ciw kacerzowi « Jerzemu*. Wyznaczono tedy Jakóba z Dę- 
bna i Stan. Szydłowieckiego na poselstwo do Pragi, aby 
od króla czeskiego zażądali: ustąpienia berła jeszcze za 
życia swego Władysławowi i zezwolenia na tegoż korona- 
cyę. Zarazem mieli wezwać ci sami posłowie jeszcze po 
raz ostatni katolickich baronów pod zagrożeniem wojną 
do złożenia broni. Wśród takiego upadku na duchu, jaki 
się obecnie właśnie na Śląsku wszędzie objawił, można 
było zaufać w skuteczność tego środka. 

Równocześnie z tymi widokami w Rzymie, które bądź 
ćo bądź były dość problematycznej natury, otworzyły się 
daleko pewniejsze i donioślejsze widoki w cesarstwie. 
Wszakże cesarz był panem lennym Czech, a przeto jego 
ewentualne zezwolenie na sukcesyę Jagiellońską było 
pod względem jurydycznym ze wszystkiego najważniej- 
fizem. 

Musimy się przeto w naszem opowiadaniu nieco za- 
trzymać, abyśmy się mogli lepiej przypatrzyć stosunkom 
niemieckim, a mianowicie stanowisku, jakie cesarz i ksią- 
żęta Rzeszy w tej chwili wobec kwestyi sukcesyjnej cze- 
skiej zajęli. Rzeczy zmieniły się na lepsze. Już w zimie 
z r. 1468 na 1469 zachwiał się był cesarz, jak powyżej 
wspomniano, w swej przyjaźni ku Maciejowi, ale nieba- 
wem znowu się z nim ^pogodziŁ Wkrótce jednak uprzy- 
krzył się cesarzowi jego sprzymierzeniec, zaczął bowiem 
na seryo myśleć o rzymskiej koronie, kiedy go cesarz 
tylko mamemi zbywać chciał obietnicami — nie popierał 

h PAfŚC: rUOTAi O 



— 114 — 

zaś cesarza w jego potrzebach przeciw austryackim bun- 
townikom i przeciw Turkom. Z drugiej zaś strony dala 
się nieprzyjażń Jerzego dotkliwiej uczuć, tern dotkliwiej, 
im opieszalszą była przyjaźń Węgra. Postawienie tedy 
ambitnemu Maciejowi rywala do korony rzymskiej w oso- 
bie księcia burgundzkiego, do czego się cesarz teraz zde- 
cydował, było tylko środkiem obrony własnej, było rato- 
waniem się wobec grożącego silnie niebezpieczeństwa. Ale 
Jerzy chciał i tę broń przeciw cesarzowi obrócić, chciał 
koronę rzymską burgundzkiemu księciu pozyskać, nie 
z łaski i dobrej woli cesarza, która zresztą dość była po- 
dejrzaną i wyglądała znowu tylko na grę obiecanek, lecz 
z prawowitego wyboru elektorów. Dlatego zaczął był już 
układy z brandenburskim dworem, aby jego głos Karo- 
lowi Śmiałemu zapewnić. Od wroga zatem i od aljanta 
zarówno przyciśnięty, musiał Fryderyk przyjść do prze- 
konania, że właściwie obaj zarówno mu są nieprzyjaznymi 
i że nad jego upadkiem, choć różnemi drogami, obaj je- 
dnakowo pracują. Postanowił tedy przybliżyć się do słab- 
szego i mniej groźnego, a z silniejszym zerwać i mieć się 
przeciw niemu na baczności. 

Właśnie wówczas przebywał w Austryi ksiądz Sta- 
nisław Wiślicki i ubiegał się o przymierze cesarskie dla 
swego króla. Tak nadarzyła się cesarzowi dobra sposobność 
przerzucenia się na stronę nieprzyjaciół Macieja, i wnet 
też nastąpiła kryzys. W zapusty r. 1470 przyjechał byl 
król węgierski do Wiednia. Tutaj długo ze sobą obaj 
monarchowie rokowali, nie mogąc dojść do żadnego rezul- 
tatu, nareszcie wzięła rzecz cała niespodziewany obrót 
Maciej opuścił nagle i z podobnym do ucieczki pośpiechem 
rakuskie miasto. Z taką bowiem gwałtownością domagał 
się obiecanej mu wraz z ręką cesarskiej córki Kunegundy 
korony rzymskiej, tak kategorycznie żądał wydania nie- 
których węgierskich zamków, które się w posiadaniu 
cesarza znajdowały, tudzież wypłaty niektórych dłu- 
żnych sum, że doprowadził do zupełnego zerwania. Ce- 



— 115 - 

sarz zaś wnet po tym obrocie rzeczy, wyprawił dworza- 
nina swego, rodem Polaka, Rafała Leszczyńskiego, z przy- 
chylną odpowiedzią na projekt Wiślickiego do króla Kazi- 
mierza ^). 

Tyle tylko możemy o pracy ks. Stanisława Wiśli- 
ckiego ze związku wypadków wyczytać, bo zresztą ślad 
jej dla nas zaginął; Długosz nie wspomina nawet, kiedy 
i z czem powrócił. 

Rafał Leszczyński ostrzegał tedy, przybywszy do 
N. Korczyna, króla Kazimierza przed chytrością węgier- 
skiego króla. Z ochotą przystał w imieniu cesarza na pro- 
jekt przymierza i proponował umocnienie jego przez związki 
małżeńskie: Kunegundę mianowicie ofiarował w małżeń 
stwo dla Władysława; dla cesarzewicza zaś Maksymiliana 
prosił on o rękę królewnej Jadwigi. Król uradowany szczę- 
śliwym skutkiem poprzedniego poselstwa, przeznaczył 
dwóch dygnitarzy: St Ostroroga i Dersława z Rytwian 
w poselstwie do cesarza. 

Tak stały tedy sprawy z cesarzem. Co się zaś tyczy 
Rzeszy, to zachowali książęta mniej więcej swe dawne 
stanowiska. Saksonia i Brandenburgia utrzymywały dobre 
stosunki z Jerzym, pflacgraf zaś i książęta bawarscy prze- 
chylali się na stronę Macieja. 

A teraz pójdziemy w ślady tych obu z N. Korczyna 
wychodzących poselstw. Nie bardzo to będzie droga przy- 
jemna, gdyż musimy kroczyć przez ciemne przestrzenie. 
Chociaż bowiem nie raz całkiem wyraźnie wyjdzie na jaw 
niedbalstwo i stronnicze milczenie Długosza*), to przecież 
obcym źródłom pozostawieni, nie będziemy często w stanie 



») Długosz V. 538—9. Stosunki niemieckie według Palackiego 
rV. 2. 597—600 i 620—627 tudzież u Droysena II. 1. 365 są. 

•) Z własnycli słów Długosza wynika, że więcej wiedział, niż 
powiedział. Pisze bowiem w jednym liście do Wrocławia adresowa- 
nym (między ^/^ a »*/io 1470): temporis procesm necesse est, uł illis (fi- 
regia) redćUUur sua haeredUaa, cum ad id et Summus P(mtifex et Im- 

8* 



— 116 — 

niczego więcej z pracy posłów dostrzedz, jak tylko ślady 
ich drogi. 

W drugiej polowie miesiąca lipca zgromadzili się koto 
niemieckiego cesarza w Willach: książę Zygmunt z Tyrolu, 
margrabia Albrecht Achilles z Brandenburgii, teraz po ab- 
dykacyi swego brata Fryderyka (w lutym 1470) jedyny 
władca tamże, « elektorów Rzeszy dostojni wysłańcy*, 
przez co Palacky przedewszystkiem saskich rozumie, także 
radcy księcia burgundzkiego, a wreszcie posłowie króla 
polskiego, którzy na Regensburg tutaj byli pospieszyli Tu 
przyszła tedy czeska sprawa pod obradę. Wszędzie już 
rozszerzył się postrach imienia tureckiego i wszędzie rosła 
równocześnie niechęć przeciw Maciejowi, który o swem 
pierwszem i właściwem zadaniu, o walce z półksiężycem 
zapominał, w Czechach krew chrześcijańską przelewał, 
płaszczykiem szermierza wiary się zasłaniając, krwawe 
przynosił swej ambicyi i chciwości ofiary. Chociaż bowiem 
nawet sami legaci głosili, że większą zasługą jest walka 
przeciw kielichowi, niż przeciw półksiężycowi, to przecież 
zanadto dawała się uczuć plaga turecka, aby ich słowo 
wątpliwości w tej mierze wywołać było zdolne. Dlatego 
nie musiała wiadomość, którą pewien przyjaciel rajcom 
regensburskim nadesłał (a jestto jedyna z tego zjazdu jaka 
nam przydać się może), bardzo niespodziewaną i nad- 
zwyczajną się wydać. Brzmiała ona jak następuje: «Sprawa 
heretyka stoi pod względem duchownym i świeckim do- 
brze. Nie będzie wygnanym, ale pozostanie panującym 
królem. Króla węgierskiego wezmą na kieł, to się stanie 
przez Polaka i Czecha. Król polski odzyskał na Węgrach 
kraj «Waldau» (Moldau). Umówiono kilka małżeństw, co, 
jak sądzę, królowi węgierskiemu nio przypadnie do smaku». 
Tak więc, że wyjaśnimy ostatnio zdanie tej relacyi, zaznaczyli 
posłowie, iż król ich rozporządza siłami Wołocha i posu- 



perator caeteriąuae regea et principes orhia summo studio consentiunt. Por. 
Szujski i Sokołowski; Codex episł. saec. XV, str. 245—6. 



- 117 - 

nęli naprzód uczyniony w Nowym Korczynie projekt mał- 
żeństwa ^). 

Nie możemy niestety ze źródeł dziś nam znanych 
wymiarkować, czy rokujący w Willach posłowie są to ci 
sami, którzy z Piotrkowa jeszcze do Pragi byli posłani, 
czyli ci którzy później nieco, dnia 11 sierpnia, pod Male- 
nowcem występują, czyli też innem jakiem u Długosza 
nie wspomnianem poselstwem. Nie mogą być jednakże 
w żaden sposób z owem do Niemiec z N. Korczyna wy- 
prawionem poselstwem identycznymi, gdyż to poselstwo 
znajdowało się właśnie w czasie zjazdu willachskiego 
w Lehnin pod Brandenburgiem (1 sierpnia 1470, por. 
Btr. nast). Lecz chociaż nawet rokujący z Jerzym 11 sier- 
pnia panowie: Jakób z Dębna i Szydłowiecki, nie z Wil- 
lach, ale wprost z Polski nadciągnęli, to przecież musieli 
już o willachskich układach otrzymać wiadomość i umieli 
ją dobrze zużytkować, jeśli w owym wspomnianym obozie 
pod Malenowcem (11 sierpnia) królowi czeskiemu w imie- 
niu Kazimierza i innych książąt przyrzekać mogli, że po- 
twierdzenie kompaktatów wkuryi rzymskiej będzie uzyskane. 
Za to musieli owe w N. Korczynie ułożone żądania przed- 
stawić. W tym samym też czasie pisali do Zdeńka z Stem- 
bergu i jego towarzyszy tak energicznie i stanowczo, jak 
nigdy przedtem, aby od walki odstąpili, jeśli nie chcą być 
przez Kazimierza «i innych chrześciańskich królów i ksią- 
żąt jako tacy uznani, którzy przeciwni są pokojowi oj- 
czyzny i dobru królestwa czeskiego ». Lecz jaką odpowiedź 
dał kroi Jerzy na polskie propozycye, nie jest nam prze- 
kazane, zapewne jednak nie bardzo mu się podobały, a to 
zdają się dość wyraźnie wskazywać następujące wy- 
padki *). 



*) Gemeiner: Begenaburger Chronik III. 471. Nieco też u Jans- 
sena: Frankfurter Reichstags-Correspondeng II. nr. 412. 

») Eschl. II. 206—209 i Ss. rer. 8il. Xin. nr. 36, 37, gdzie fał- 
szywie drugi poseł nazwany jest Jacóbus Dłttgosg (? !) zamiast Szy- 
dłowiecki. List Pawła II. do Kazimierza z dnia 31 grudnia 1470, 



— 118 — 

Zaprawdę jednak musiała być dyplomatyczna czyn- 
ność Kazimierza wówczas niezwyczajnie ożywioiią, skoro 
równocześnie jeszcze inne poselstwo jego, na innem znowu 
miejscu, widzimy w ruchu. Są to owi do Niemiec z N. 
Korczyna wysłani dostojnicy, o których pobycie w Lehnin 
wspominaliśmy. Pisał tedy dnia 1 sierpnia 1470 stary 
margrabia Fryderyk z Lehnin do książąt saskich Ernesta 
i Albrechta: « polscy radcy byli tu względem Jerzego 
i sprawy czeskiej, o czem sami od nich usłyszycie. Dziś 
odjechali do Wittembergi i chcą dalej iść do cesarza ». 
Tak lakonicznie brzmi ta wiadomość, jedyna znowu, jaką 
o tym szczególe posiadamy^). O co się zaś w Saksonii 
umawiano, to już zupełnie zakryte przed oczyma na- 
szymi. Chyba, że następująca wiadomość Bóttichera w jego 
historyi saskiej (I. 401) w tem miejscu ma być umieszczona: 
« Elektor Ernest starał się już w oczekiwaniu blizkiej 
śmierci Jerzego o ułożenie związku małżeńskiego między 
swoją córką i synem Kazimierza, Władysławem, spodzie- 
wanym następcą obecnego króla czeskiego ». Może jednak 
należy wiadomość tę odnieść do pocz. r. 1471; wtedy napę- 
wne nosili się Sasi z takimi zamiarami, jak to z instrukcyi 
dla poselstwa saskiego, przeznaczonego do Polski, wynika. 

Niebawem potem, w wrześniu 1470, zebrali się w Gracu 
koło cesarza prócz naszych posłów: obaj hrabiowie z Wir- 
tembergu, margrabia badeński i pełnomocnicy kilku miast 
Rzeszy. Cesarz żądał od nich pomocy pieniężnej, zapewne 
wobec grożącej nawały tureckiej. Sądzimy, że i tu nie 
zbyto lada czem sprawy czeskiej, lecz jako fakt możemy 
podać tylko, że 20 października zawarto układ, który 
cesarza z królem polskim ku wzajemnej przyjaźni łączył, 
Równocześnie zobowiązał się Fryderyk 32.000 zŁ, które 



gdzie papież takie postępowanie «kilku mieniących się posłami króla 
polskiego* pod Radicz (Hradisch) ostro gani. Por. też. Raynaldi: 
Annales eccleai<Mtici XIX. pod r. 1470 i Theiner: Monumenła Hunga- 
fiae 415 et są. 

*) Fantea rer. ausłr. XX. nr. 522. Ermisch: Studien, str. 138. 



— 119 — 

się królowej Elżbiecie jako posag należały, w ratach wy- 
łgacie *). Był to sukces niezwyczajny: nietylko przymie- 
rze i poparcie moralne, ale jeszcze nawet subwencya pie- 
niężna! Co prawda zaszły jeszcze trudności formalne, gdyż 
spostrzeżono w Polsce, że przywieziony z Gracu doku- 
ment przymierza zastrzega wyraźnie, «aby żaden ze sprzy- 
mierzeńców do posiadłości drugiego pretensyi nie rościł*, 
a na samym zaraz wstępie tytułuje się Fryderyk «kró- 
lem Węgier*. W przekonaniu, że ten ostatni kraj, za- 
równo jak Czechy, dziedzictwem są jego małżonki, za- 
wiesił król Kazimierz w Poznaniu (grudzień 1470) ratyfi- 
kacyę owego traktatu. Mimo to zawiązane przez powyższe 
poselstwa dobrze stosunki między Krakowem a Wiedniem 
utrzymały się i nadal, a najlepszym tego dowodem jest, 
że cesarz rzeczywiście wziął się do zbierania dłużnydi 
Elżbiecie pieniędzy, by je w obiecanym terminie wy- 
płacić *). 

Nie tak wyraźne jak z zachodu mamy wskazówki 
o działaniach poselstw polskich na wschodzie. Lecz tu 
przynajmniej widać, że z Wołochami starannie utrzymy- 
wano dalsze stosunki. Na początku roku traktował z Piotr- 
kowa (r. 1469) wysłany marszałek koronny Jan z Rytwian, 
w sierpniu przebywał król sam we Lwowie, aby przyjąć 
dawno przyrzeczony hołd mołdawski. Tymczasem woje- 
woda był znowu tak zajętym, że kraju swego opuszczać 
nie mógł. Prowadził mianowicie zaciętą walkę z władcą 
Bessarabii Radulem. Król wyprawił tam swoich pośredni- 



*) O układach w Gracu bardzo szczupłe tylko zacliowały się 
wiadomości u Janssena: Frankfurter Eeichs-Correapondenz II. nr. 416, 
419. Dokument przymierza z '%o u Dogiella: Codex dipl. Pol. L 

") Długosz V. 544. Rajcy wiedeńscy piszą do rady miasta Enns 
s Wiednia 25 maja 1471, że cesarz zobowiązał się zapłacić królowi 
polskiemu do Boż. Nar. t. r. 32000 zł., niechaj tedy wyślą swoich 
pełnomocników na mającą się w tej sprawie odbyć cesarską radę 
do Wiednia. Por. ArcUv. fii/r ósterr, Geschichte XXIII. str. 126, nr. 98. - 
Maciej podburzał przeciw temu panów austryackich. Por. Chmel: 
Materialen II, nr. 252. 



— 120 — 

ków pokoju, rozsądnie czuwając nad tein, aby siły woje- 
wody bezużytecznie się nie wycieńczały i obawiając się 
wmieszania potęgi tureckiej w walkę. Bez wątpienia można 
z tego toku wypadków wyczytać, że Polakom teraz da- 
leko więcej szło o pozyskanie sił wołoskich do swej dy- 
spozycyi, niż kiedykolwiek pierwej. A przeto pilnie regu- 
lowali stosunki Stefana i ze Stefanem^). 

Wszystko to jednak, co się działo dla sprawy cze- 
skiej na wschodzie i na zachodzie, było drobnostką wobec 
tych chmur jakie podmuch polski potrafił zgromadzić na 
południu. Daleko gorzej i niebezpieczniej stała sprawa 
Macieja — wśród jego własnej ziemi. Niezadowolenie, podsy- 
cane pałacem niebezpieczeństwem tureckiem, dało się łatwo 
w płomień rozdmuchać. To było dziełem króla Kazimierza, 
jakkolwiek i na Węgrzech działał w porozumieniu z cesa- 
rzem i królem Jerzym. Już po całym kraju głośno mówiono 
o powołaniu którego z polskich królewiczów na tron św. 
Szczepana. Mężowie zaś tak wysokie w kraju zajmujący 
stanowiska, jak arcybiskup Strzygoński i biskup Pięciu- 
kościołów (Ftinfkirchen), stali na czele rozruchu*). 

A teraz zobaczymy, że i w krajach korony czeskiej 
pogorszyło się położenie Macieja. Owa wyprawa wojenna^ 
podczas której posłowie nasi pod Malenowcem u Jerzego 
stanęli, była dla tegoż pomyślną. Wprawdzie odniósł był 
Maciej z początku pod Kralic zwycięstwo, jednakże wnet 
wywalczył sobie Jerzy lepsze korzyści, uwolniwszy Hra- 
disch i inne twierdze Morawii od oblężenia węgierskiego 
i zaopatrzywszy je na dłuższy czas w żywność. Wtedy 



1) Dług. V. 541. 

*) Długosz V. 549. Także przytoczony poniżej list Macieja do 
Koszyc. O macliinacyacli cesarza pisze Maciej w liście zwróconym 
do elektorów: qui (imperator) in Hungaria nonnuloa impraboa homi' 
nes contra nos excitan8, gramsaime res nostras conturhavit etc. Król 
Jerzy zapowiadał wówczas, że wkrótce będzie pił węgierskie wino, 
podobnie jak Maciej dotąd pijał piwo czeskie. (Fontes rer, austr, 
XXVI str.) Por. teżFranknói: Mathias Corvinus p. 157. 



— 121 — 

uczynił Węgier zwrot niespodziany; w pospiesznych mar- 
szach dopadł granicy Czech i najechał je trzema woj- 
skami mordując i paląc. Lecz tu wywiodła przeciw niemu 
królowa Joanna na prędce zebrane wojsko. Jerzy sam po- 
stąpił za Maciejem i kazał na granicy Czech zasieki 
czynić, aby wrogowi odciąć odwrót. Maciej zawrócił te- 
raz jeszcze prędzej w tył, niż był naprzód pospieszył, 
tak, że jego odwrót « podobnym był do ucieczki ściga- 
nego przez ramię sprawiedliwości rabusia i podpalacza*). 
Jego zaś niepowodzenia rzuciły cień i na inne kraje ko- 
rony czeskiej. 

Na Śląsku mianowicie rosła coraz więcej niechęć 
przeciw Węgrom, bo nietylko ciężyła teraz na Ślązakach 
dłoń wroga, ale sam ich obrońca Maciej powiększał jeszcze 
niedolę kraju, zasypując go fałszywą monetą. Wszelki 
handel ze wschodem zaś był zatamowany, król polski bo- 
wiem wykonał swoją groźbę. Nikt nie przybywał z jego 
krajów na Śląsk, który zaś Wrocławianin śmiał wychylić 
się poza swe graniae, ten nie był nawet swego życia pew- 
nym. Wówczas wypłynęły nawet projekta zgody z Husy- 
tami na tym zuchwałym burzliwym Śląsku. Za sprawą 
książąt oleśnickich, kiórzy w tajemnem poselstwie króla 
Kazimierza prosili, aby ich z Jerzym pogodził, zwołał 
biskup Rudolf dnia 25 października ogólne zgromadzenie 
Ślązaków do Wrocławia. I tu przyjęła się przedłożona 
przez książąt oleśnickich myśl, a jeden z nich, Konrad 
Czarny, został do Czech wydelegowany, aby z Jerzym, 
z owym «arcykacerzem»I, układy pokojowe rozpoczął. 
Rzeczywiście wybierał się już Konrad w podróż, kiedy 
wieść o zbliżeniu się Macieja do Morawii, nakłoniła Ślą- 
zaków do zarzucenia powziętego we Wrocławiu zamiaru. 
Atoli dezercye z szeregów ligi katolickiej były tak czę- 
stem zjawiskiem, że nasz Eschenloer mógł w swojem obu- 
rzeniu zawołać: « Wszystkie inne rody i panowie wrócili 



») Palacky IV. 2. 631—643 i uw. 442. 



— 122 — 

się do jadu (do kacerza) jako pies do wyplutego raz jadła; 
a tylko ta jedna gwiazda (Zdenćk z Steinberga) została 
jasną i czystą, przez szczególną łaskę i pomoc Boga tu- 
dzież króla Macieja (I )» *). 

Tak więc był Rzym obecnie jedyną podporą Ma- 
cieja, zresztą był odosobniony i zewsząd groziły mu nie- 
bezpieczeństwa. Aby go tej jedynej podpory jeszcze po- 
zbawić, czynił teraz król Kazimierz usilne zabiegi. Jeszcze 
był legat papieski Aleksander w Polsce obecnym, kiedy 
licznie zebrany, a nadto hołdem nowego W. mistrza H^ir. 
Richtenberg uświetniony, sejm w Piotrkowie swe obrady 
rozpoczął. Legatowi uczyniono niepomierne ustępstwa. Już 
dawniej (w N. Korczynie, str. 112) uczyniono mu nadzieję 
dobrowolnej abdykacyi Jerzego; dziś, kiedy usiłowania 
Kazimierza w tym kierunku żadnego, jak dotychczas^ nie 
przyniosły skutku, okazano względem innych żądań legata 
niezwykłą powolność. Zastraszające postępy potęgi turec- 
kiej zwróciły wreszcie na się uwagę kuryi, legat Aleksan- 
der wzywał króla do szybkiej pomocy. Kazimierz na to 
oświadczył swą gotowość do walki z półksiężycem, jeśli 
tylko obecne stosunki będą uporządkowane. Co więcej, 
zdecydował się na prośbę Aleksandra do kroku w Polsce 
niesłychanego, do wydania tułacza, szukającego w jego 
państwie schronienia. Był nim Filip Bounacorsi Kallimach, 
sławny później dyplomata, doradca królów, który oskar- 
żony o udział w sprzysiężeniu przeciw Pawłowi II. i dla- 
tego prześladowany, właśnie ze swej włoskiej ojczyzny 
do Polski uciekł i u światłego arcybiskupa lwowskiego 
Grzegorza z Sanoka przytułek znalazł. Nareszcie otrzy- 
mali także przeznaczeni do Rzymu posłowie: Jakób z Dębna 
i Michał, opat świętokrzyski «nowe polecenia i instrukcye» ; 
szkoda tylko, że Długosz rzecz całą temi trzema słowami 
zbywa *). 



«) Esch. 8S, rer. sil VIL 216, 232— 3etc.;E8chl.II. 210, 211, 212. 
•) Długosz V. 543. O Kalliinachu: Zeissberg: Polnische Ge- 



— 123 — 

Lecz kiedy tak wszystkie sprawy zdawały się być 
na dobrych torach, nadeszła nagle przykra i zastraszająca 
nowina z Czech i dodała do zadania właśnie mianowa- 
nych posłów nową a trudną pracę. Jerzy zachwiał się 
w swem postanowieniu, tak głosiła wieść, a ponieważ 
żadnej pomocy z Polski nie otrzymywał, postanowił za- 
wrzeć pokój, bez względu na swego sprzymierzeńca i za 
jakąkolwiek cenę. I gotów był już, dla osiągnięcia tego 
pokoju, następstwo w Czechach na swego dotychczasowego 
wroga Macieja przelać, byle tylko mógł wolny od wrzawy 
wojennej dni swoich dokonać. Tedy mieli posłowie nasi 
trudne zadanie w Pradze do wykonania, chodziło o wy- 
ratowanie całej sprawy, dzieła długoletniej pracy królew- 
skiej od największego niebezpieczeństwa. 

I rzeczywiście, kiedy tylko obaj dygnitarze polscy 
na ziemi czeskiej stanęli, powołały ich groźne zdarzenia 
do szybkiej i energicznej pracy. W Polnie zebrali się byli 
niedawno baronowie z partyi Jerzego tudzież Macieja 
i zgodzili się już na następstwo tego ostatniego w Cze- 
chach; dla Wiktoryna zaś zastrzeżono Morawie i Śląsk, 
tudzież pretensye do całego królestwa, w razie bezpotom- 
nego zejścia Macieja. Spodziewano się przytem, że Ma- 
ciej, ulubieniec papieża, najłatwiej doprowadzi kraj do po- 
jednania z Rzymem. Właśnie już przedłożone były te 
propozycye w połowie lutego 1471 sejmowi praskiemu, 
który nie bardzo zdawał się im być przeciwnym, kiedy 
posłowie nasi przybyli i sytuacyę uratowali. Przypomnieli 
wszystkie dawne układy i przyrzeczenia, ponowili zapewne 
obietnicę pomocy i uczynili nadzieję blizkiego pojednania 
z Rzymem, tak że Jerzy, przynajmniej aż do ich powrotu 
z Włoch, sprawę zawiesił. Wyprawił tylko sekretarza 
swego Pawła ze Zderazu, aby jeszcze po raz ostatni sta- 



sMcfUsschreibung des MiUelalters str. 355. Rallimach sam napisał obronę 
swoją i protest przeciw takiemu postępowaniu sejmu, na ręce Der- 
sława z Rytwian. P. Acta Tomiciana I. appendix. 



— 124 — 

nowczo o wyi)elnienie czeskich warunków w Polsce się 
dopomnieć. Jednakże była cala ta rzecz nie tak bardzo 
groźną^ jak się to na pierwszy rzut oka wydawać mo- 
gło — oferta Macieja była ponętna^ ale oferent nie wzbu- 
dzał zaufania. Bądź co bądź zwrot ten jednak dawał 
sposobność dworowi czeskiemu do wywarcia pewnej pre- 
syi na Jagiellonach, czy to w kierunku udzielenia pomocy^ 
czy też zezwolenia na małżeństwo Władysława z Ludmiłą. 
Jeżeli Jerzy miał się cofnąć w zacisze domowe, to rola 
królewskiego teścia dawała mu pewną satysfakcyę i za- 
pewniała mu pewien wpływ na przyszłe rządy. Według 
Palackyego przychylał się już wówczas do tego małżeń- 
stwa dwór polski*). 

Zażegnawszy tak niespodziane a groźne niebezpie- 
pieczeństwo w Pradze, wrócili posłowie nasi do swego wła- 
ściwego zadania i ruszyli przez Saksonię i inne niemieckie 
kraje do Rzymu. W Zwickau (Saksonia) padli jako ♦po- 
mocnicy kacerzy » ofiarą nieprzyjaznej demonstracyi, urzą- 
dzonej przez rozjątrzony przeciw nim przez kilku fana- 
tycznych księży, motłoch miejski. Wskutek tego wystoso- 
wali do tamtejszej rady miejskiej skargę i protest, w któ- 
rym oświadczają, że z Czechami, co do religii, żadnej nie 
mają wspólności, lecz zadaniem ich jest: « pokój uczynić 
w całem chrześcijaństwie, aby przeciw pogańskim Turkom^ 
tem lepiej mogło wystąpić » *). W tym duchu poparcia pa- 
cyfikacyi Czech ze względu na niebezpieczeństwo tu- 
reckie, dali się książęta sascy i brandenburscy nakłonić do 
napisania listów polecających poselstwo polskie papieżowi. 
Od wyraźnego paparcia kandydatury Jagiellońskiej usu- 
nęli się, tak samo jak od wstawienia się za pokojem to- 



1) Dług. V. 549—550. Palacky IV. 1 uw. 451. 

») Ten list dat. z Ólsnitz. 3 marca 1471 drukowany jest u Jor- 
dana, Bas Kónigihum Georga von Podebrad s. 456 — 7. FoniM ter, ausbr* 
XLVL Nr. 116. Ermisch: Siudum eur Ge8€h.d. SdehsiBtMćhmiaahen Be* 
siehungen pag. 103. , 



— 125 — 

ruńskim. Dziwna rzecz nawet, że posłowie nasi tego osta- 
tniego od Niemców wymagali^). 

Kiedy posłowie polscy do Rzymu przybyi, zastali tam 
już poselstwo sastde, które w porozumieniu z cesarzem 
nad pojednaniem Czech z stolicą św. Piotra pracowało. 
I oto dość niespodzianie otworzyły się Sasom widoki po- 
myślnego rezultatu, propozycye pokojowe nie zostały, jak 
zwykle dotychczas, bez namysłu odrzucone, lecz pod roz- 
wagę wzięte, a wnet potem otrzymał spieszący na sejm 
regenburski kardynał Franciszek ze Sienny polecenie pra- 
cowania tamże w kierunku pokojowym. Równocześnie z po- 
wyższem saskiem poselstwem pracowali nasi dwaj pano* 
wie, co nasuwa wniosek o porozumieniu wzajemnem Pol- 
ski, cesarza i Saksonii co do tej kwestyi. A musiały także 
ich teraźniejsze usiłowania lepsze rokować nadzieje, kiedy 
papież uznał za stosowne w osobnym liście ulubieńca swego 
Macieja upewnić, że Polacy wprawdzie usilnie nad poje- 
dnaniem kuryi z Czechami pracowali, jednakże niczego 
nie uzyskali^ 

W tych układach już nie było wspominane imię Je- 
rzego. Już losy Czech miały być odtąd sądzone bez niego. 
Dnia 22 marca 1471 zeszedł bowiem z pola walki i z wi- 
downi dziejów. 

Czechy stanęły pod znakiem bezkrólewia. 



ZAKOŃCZENIE. 

Elekcya i koronacya. 

Tak tedy nadeszła chwila stanowcza, ale nie przy- 
szła zawcześnie, nie zaskoczyła króla Kazimierza w złej 
porze. Miał on tylko to, co długo przygotowywał, teraz 

*) Pt4blicationen aw5 preuss, Staatsarchwen Bd. 69 nr. 144. (Pólit, 
Corresp, des Mg fen Albrecht AchillesJ. Ermisch 1. c. pag. 141. 

■) Raynaldi: Annales eccl XIX. r. 1471. Theiner: MoniMnenia 
Sungariae U, 426—7 etc. 



— 126 — 

w życie wprowadzić. Teraz dopiero, tak wymagał rozum 
stanu; bo jakkolwiek śmierć znakomitego władcy jego 
własny naród głęboką przejęła boleścią, jakkolwiek i nasz 
król z wysokim szacunkiem patrzał na zamkniętą księgę 
jego żywota, to przecież nie mogło bez wątpienia ujść jego 
baczności, że teraz dopiero rozwiązały się jego ręce do 
działania. Jak długo panował Jerzy, było wystąpienie prze- 
ciw Maciejowi otwartem przechyleniem się na stronę na- 
czelnika herezyi i przyłączeniem się do walki przeciw re- 
prezentantom katolickiej wiary. Narazić się zaś na gromy 
Watykanu, ściągnąć zuchwale na się oburzenie całego ka- 
tolickiego świata, nie byłby wówczas jeszcze śmiał żaden 
zachodni monarcha. Aby tego uniknąć, rokowano z papie- 
żem, starano się usilnie o pojednanie Jerzego z kuryą, 
podczas gdy równocześnie czynione nieprzyjazne zabiegi 
przeciw Maciejowi, właściwy cel tych układów dawały do 
poznania. Co przez te układy rzymskie zamierzano, uczy- 
nił teraz choć w części los, który, jeśli już nie rozdzielił 
intetesów Macieja i kuryi, to przecież starł z całej sprawy 
cechę religiiną*). Król kacerzy już nie żył, obaj preten- 
denci do korony byli zarówno dobrymi katolikami, i cho- 
dziło tylko o polityczną kwestyę: czy Czechy się z Wę- 
grami zespolą, czyli też o Polskę oprą i w ten sposób 
wciągnięte zostaną w zakres północno-słowiańskich inte- 
resów. 

Aby zebrać owoce swej pięcioletniej pracy, wypra- 
wił król Kazimierz na wiadomość o śmierci Jerzego, która 
go w dalekiej Litwie dosięgła, do czeskich Stanów posel- 
stwo: panów Pawła Balickiego, Marcina Wrocimowskiego 
i Dobiesława z Kurozwęk «Lubelczyka». 

Dość późno z powodu wielkiego oddalenia, gdyż do- 
piero w maju 1471, pojawili się ci posłowie na ziemi cze- 



^) Na wieść o śmierci Jerzego oświadczyli posłowie polscy 
Wenecyanom, iż sądzą, że wypadek ten będzie końcem herezyi 
a początkiem połączenia sił cłirześcijańskich przeciw Tarkom. Mon, 
Htmg, hist. Acta eodera F. nr, 148 (list z "/4 1471). 



— 127 — 

skiej^ kiedy już agitacye wyborcze w pełnym były roz- 
woju. Była o rozmaitych kandydatach mowa: wspominana 
cesarza Fryderyka, Ludwika XI, króla Francyi, króla Ka- 
zimierza, księcia bawarskiego Ludwika « Bogacza*, księcia 
Henryka, drugiego syna zmarłego monarchy, ale tylko 
trzej mogli za rywalów w właściwem tego słowa znacze- 
niu uchodzić: książę saski Albrecht, syn Anny Habsburki 
a zięć Jerzego, Maciej, król węgierski i Władysław, naj- 
starszy królewic polski *). 

Nasamprzód zabrała się była partya saska do dzieła. 
Pan Bene§ Weitmtihl i inni panowie, w liczbie 14, mieli 
wi^e zebrań i narad nad wyborem Albrechta, także kró- 
lowa-wdowa Joanna i syn jej Henryk zdawali się sprawie 
sprzyjać. Wreszcie jednakże rozszedł się ten klub z nie- 
znajomych bliżej powodów; zapewne, ponieważ mało miał 
nadziei dobrego powodzenia i ponieważ nie mógł liczyć na 
I)oparcie narodu dla swego kandydata. O tem przekonano 
się niebawem bardzo wyraźnie, gdy Stany czeskie, dnia 
24 kwietnia 1471, na naradę w Pradze się zgromadziły. 
Chociaż książę Albrecht sam na ziemi czeskiej stał, i ta 
w 6800 zbrojnych, których na prośbę Stanów, aby ich od 
możliwego napadu Macieja zasłonić, przyprowadził, to 
przecież mało było między szlachtą o nim mowy. A skoro 
się Samuel, szanowany powszechnie burmistrz Pragi, prze- 
ciw niemu oświadczył, odwróciły się także i wszystkie 
miasta odeń, a ulotne pisma i paszkwile uwijały się po 
mieście, odbierając mu do reszty wszelki szacunek i mir 
u ludu. Za mało okazał czeski naród dla tego księcia, 
jako dla Niemca sympatyi, za mało spodziewał się po nim 
gwarancyi dla utrzymania kompaktatów i za mało siły 
dla odparcia Macieja. 

Daleko lepsze widoki miała partya węgierska i dla- 
tego też daleko większą rozwinęła czynność. Narodowe, 
dawniej królewskie stronnictwo, usiłowało się kilkakrotnie 



») Dług. V. 551. 



— 128 — 

do niej zbliżyć, wciągnąć ją do pracy przedwyborczej, 
aby przyszły król był wybrańcem całego narodu. Usiło- 
wania zgromadzonego właśnie w Pradze sejmu, który 
przez swych pełnomocników z ligistami w Deutsch-Brot 
traktował, zostały nareszcie pomyślnym uwieńczone skut- 
kiem: katoliccy baronowie zgodzili się na żądanie Prażan 
i postanowili na sejm wyborczy, 18 maja do Kutnej-Hory 
(Kuttenberg) zwołany, posłów wysłać. Tymczasem zarzą- 
dzono zawieszenie broni aż do 24 czerwca. Przy agita- 
cyach jednak w pozostającym jeszcze do wyborów cza- 
sie, nie umiało węgierskie stronnictwo lepszego za swym 
kandydatem przytoczyć argumentu, jak przywiezione 
z Iglawy, gdzie Maciej przebywał, węgierskie złoto ^), 

W końcu stanęli przed sejmem praskim posłowie 
polscy. Ostatni stanęli wprawdzie, ale mieli za sobą pięcio- 
letnią pracę przygotowawczą króla Kazimierza, z której, 
jak z rozsądnie nagromadzonego kapitału, teraz czerpać 
mogli i rzeczywiście czerpać umieli. Z dyplomatycznego 
pośrednictwa pokoju i z pomysłu rozjemstwa nie została 
wprawdzie żadna realna korzyść, został jednak cały 
wielki wpływ moralny. Dobrze bowiem zachował sobie 
czeski naród w pamięci ten fakt, że w czasie, kiedy jego 
króla wszystko opuściło, tylko jeden król polski wiernie 
po jego stał stronie, że wśród uciążliwych i mozol- 
nych zabiegów nad uspokojeniem Czech pracował, wobec 
wszystkich zaś nawet najświetniejszych propozycyi Kuryi 
głuchym i niewzruszonym pozostał, tak że wskutek tego 
nawet jako «pomocnik kacerzy » (haereticorum fautor) był osła- 
wionym. Tego przez katolickie stronnictwo w Czechach nada- 
nego sobie tytułu nie starali się teraz wcale posłowie nasi 
odrzucić, lecz oświadczyli jawnie: «że nie wiele zależy 
na rytuale, skoro się tylko umie zachować dogmaty Chry- 
stusowe». Z dyplomatycznych zaś przygotowań do walki 



*) Wszystko to według Palackiego V. 1, który opracował tę 
rzecz na podstawie niedrukowanycli jeszcze, w Arcliiwum drezden- 
kiem znaj dujący cli się, dokumentów i listów. 



129 



I>ozostaIy całkiem realne korzyści. Stanowisko Macieja 
było wszechstronnie zachwiane^ jego własna nawet ziemia 
zapadała mu się pod nogami. Czesi mieli o tem od wę- 
gierskich panów wiadomość; owszem sami się byli o tem 
przekonali; gdyż, kiedy zaraz po śmierci Jerzego wysłali 
poselstwo do Krakowa, aby się o postępie owych knowań 
Kazimierza na Węgrzech dowiedzieć, przyniosło to poseł* 
stwo tylko potwierdzenie owej już rozpowszechnionej wieści 
o gotującym się rokoszu. Tedy starali się posłowie nasi 
jak najusilniej ową wiadomość wszędzie rozszerzać ^), opo- 
wiadali też równocześnie o układach i związkach swego 
króla z rozmaitymi sąsiednimi książęty*) i zachwiali tak 
ostatnim argumentem, który za Maciejem przemawiał: 
obawą przed jego potęgą. Na te dwie silne podwaliny, 
który król powoli założył, dokładali tylko posłowie nasi 
nowe cegiełki, przedstawiając Czechom, świetne propo- 
zycye. Zwijali się zaś dzielnie i żywo. Praskiemu sejmowi 



*) Najlepszym dowodem, jak żle już z Maciejem było, jeat jego 
własny list z dnia 3 sierpnia 1471, gdzie swoich dotycłiczas •naj- 
wierniejszy cłi» Koszycan przed polskiemi agitacyami ostrzega; (Te- 
leki: Hnnyadyak Kora XI. 450) «Fcrwm, cum dwersa nova hinc inde 
perfenmtur, que etiam Fideliłates yestras minime latere arbitramur — 
guamobrem reąuirimiM Fidelitatea vestra8 et nthilomintM mgore fideliUUia 
et prestUi jtiramenti monemus, ąiMtenua^ si unguam ex parte prefati Re- 
gia Polanie ad V08 seu cammunitatem ve8tram ąuidąiMm delatum fuerit^ 
exłunc cUiąuo poeto, favore auł suggestione vo8 seducere non permiłłatis^ 
8ed sitis firmi et constanłes, hactenus prout aemper fideliasimi cives noetri 
fuere eon8uevi8U8. Jak ta okoliczność agitacye przedwyborcze przeciw 
Maciejowi poparła, por, Eschl. II. 217—218, tudzież przytoczony po- 
niżej list Macieja. 

•) w Kozlika relacyi o sejmie kutnohorskim (Casopis Ćeskeho 
Museum 1847 II. str. 190 mówi Lubelczyk «bohdi prosti budii; tak 
v§ak, aź se to stanę, że syn J. Msti (Kazimierza) za krale ^eskeho 
wzat budę. A skfe to obeslalt' jest nSktera kniźata prately sv6, 
cht^l-liby kdo moci a k wal tem na tuto korunu sabati a utiskati, 
aby kaźdćmu było odep]^eno do obesłani J. Msti neb k'te v6ci hotow 
jest kdyźkoli v6d6te date». Nie ma tego wprawdzie w publicznej 
mowie Lubelczyka, ale to nie wyklucza możliwości, że było przed- 
tem prywatnie wypowiedzianem. 

F. PAPCE 8TVBVA 9 



— 130 — 

przedłożyli nie małe obietnice: Wiktoryn miał być wyku- 
piony, długi Jerzego wypłacone, pomoc króla polskiego 
miała nie tylko od każdego wroga strzedz czeskich granic, 
ale także nie opuszczać pokrewnego narodu w dalszych 
jego przedsięwzięciach. Z Ściborem Tova6ovskym, który 
młodego Władysława, jeszcze w czasie poselstwa swego 
do Polski (r. 1469) poznał i polubił, udali się do Podiebradu, 
do królewica Henryka, którego głos w Czechach nie małe 
miał znaczenie, aby i jego pozyskać. W stolicy zaś był 
ksiądz Michał Polak, od dłuższego już czasu w Czechach 
osiadły, a przeto mowy i obyczajów krajowych dobrze 
świadom, ich gorliwym i czyimym ajentem, każąc do ludu, 
który się licznie około niego gromadził, w interesie kró- 
lewskiej rodziny Jagiellonów*). 

W dwa dni po odwiedzeniu Podiebradu znaleźli się 
już Polacy, dobrą ożywieni otuchą, na sejmie wyborczym 
w Kutnej-Horze. Licznymi tłumami wyborców roiło się 
już małe miasteczko, a jeszcze ciągle i ciągle nowe nad- 
chodziły orszaki, aż póki się dopełniła liczba zgromadzo- 
nych zbrojnych gości do 15- tu tysięcy. Ale wśród tego 
rojnego zebrania nie widać było księcia Albrechta, ani 
królewica Henryka, obaj przypatrywali się zdaleka bie- 
gowi wypadków. Kiedy już ustał przypływ wyborców, 
ukonstytuowało się zgromadzenie i rozpoczął się sejm ogól- 
nikową rozprawą nad potrzebą pokoju w Czechach, a przeto 
zgodnego wyboru króla. Potem dopiero oddano pierwszy 
głos Polakom, i przemówił pan Lubelczyk, zręczny dyplo- 
mata, sztuki wymowy wcale świadomy. Potrafił bowiem 
uderzyć w na j wrażliwsze uczucia Czechów, potrafił pod- 
nieść najważniejsze argumenta: jako oba narody są sobie 
pokrewne i nigdy w dłuższych nie krwawiły się bojach, 



^) Palacky V. 1, 21, 25—6 według drezdeńskich dokumentów 
i innych, z których wiele wydrukowano później w Fontes rer, austr. 
XLVI. O księdzu Michale Polaku Palackv str. 224. Z tych kilku tu 
przytoczonych faktów można przypuścić, że czynność posłów pol- 
skich była nadzwyczaj energiczną. 



— 131 — 

jako i teraźniejszy król z nieodżałowanym Jerzym wierną 
zachował przyjaźń, w czasie kiedy go wszystko opuściło. 
A teraz dobrze uzbrojony gotów jest i może Czechy od ich 
wroga Macieja skutecznie obronić. Kandydat zaś do ko- 
rony, młody królewic Władysław, we wszystkiem co wśród 
wojny i pokoju monarsze należy umieć, biegły, z natury 
zaś łagodny i towarzyski, rokuje dzielnego władcę, który 
nadto dalekim będzie od wszelkich despotycznych zachcia- 
nek. Wolnym będzie pod nim obywatelem każdy poddany, 
każdego prawa nienaruszone i święte, bo wszakże wszy- 
scyśmy równi chrześcijanie, małe zaś i tylko formalne 
są różnice w wierze. Zaprawdę, jakaż różnica między tym 
kandydatem, godnym następcą cesarzów i królów, tych 
Władysławów, Zygmuntów, Karolów, a owym despoty- 
cznym ciemiężycielem Maciejem, który Czechy mordem 
i pożogą nawiedził, którego rządów już nawet właśni ro- 
dacy znieść nie mogą! Z silnem zajęciem słuchali Czesi 
mowy Lubelczyka, bo wszystkie jego wywody przypadły 
im do serca, a szczególnie ów ostatni. Więc kiedy skoń- 
czył, otoczyli go w głębokiem wzruszeniu i uścisnęli Po- 
laków serdecznie, ze łzami w oczach. 

Naonczas zadała niezręczność posłów węgierskich 
kandydaturze Macieja cios śmiertelny. Jakżeż jaskrawym 
kontrastem do właśnie wypowiedzianej mowy było ich wy- 
stąpienie. Dumny Węgier, Jan biskup jagierski, usiłował 
raczej przedstawić potęgę niezwyciężoną Macieja, której 
wszystko prędzej czy później uledz musi, niźli ubiegać się 
o przychylność wyborców. Przytem była jego mowa i ci- 
cho i niewyraźnie wypowiedziana, tak, że Zdeniek z Stern- 
bergu kilka razy był zniewolonym przerwać mu i słowa 
jego obecnym objaśniać lub powtarzać, co głośne wywo- 
łało oznaki niezadowolenia. Nie więcej też pomogło to, że 
Wiktoryn sam, choć jeniec Macieja, za nim przemawiał. 
Tedy odbiegła posłów króla węgierskiego i obecnych jego 
stronników wszelka nadzieja powodzenia i opuścili dnia 

25 maja zgromadzenie, rozgłaszając, że zostali nagle przez 

9* 



- 132 — 

swego pana do Iglawy odwołani. Niechęć zaś narodu cze- 
skiego zgotowała im niejedną jeszcze przykrość wśród 
powrotu. 

Również niepomyślnym był skutek pracy saskiego 
wysłannika, który naprzód o przeniesienie sejmu do Pragi 
(jak tego stary zwyczaj wymagał) prosił, skoro jednak to 
odrzucono, otwarcie z kandydaturą swego pana wystąpił, 
ale znowu daremnie. 

Opinia bowiem zgromadzonych stanów już się była 
głośno za polskim królewicem oświadczyła, i nie chciano dłu- 
żej zwlekać. Już odczytano 19 artykułów wyborczych, gwa- 
rantujących Czechom ich wyznanie i ich przywileje, a Dob. 
Lubelczyk przyjął je w imieniu swego pana. A kiedy tę 
ostatnią czynność przedwyborczą załatwiono, został w po- 
niedziałek 27 maja 1471 o godzinie 11 przedpołudniem 
Władysław Jagiellończyk, królowie polski , jednogłośnie 
królem Czech obwołany. Natychmiast odeszło dostojne i li- 
czne poselstwo pod przewodnictwem obu braci z Cimburga 
Tova6ovskich do Krakowa, aby zanieść do polskiej stolicy 
pożądaną i radosną wiadomość*). 

Tu w starożytnej stolicy wielkiej i potężnej na ów- 
czas Polski zasiadło w «dniu Pana», 16 czerwca 1471, na 



^) o sejmie wyborczym w Kutnej-Horze prócz Długosza 1. c. 
i Eschl. II. 217—222, jeszcze relacya Kozlika (por. u w. 2. str. 129) 
i list pewnego kanonika do Rudolfa z Lavantu. Iglawa d, 28 maja 
1471 u Jordana: Dos Kónigthum Georga von Podiebrad str. 518—520; 
nieco też w liście Macieja przeciw cesarzowi (Eschl. II. 256 i Ma- 
ihias kir. Levelei (Listy króla Macieja) ed. Fraknoi I. Namiętne wy- 
buchy gniewu przeciw Panu Lubelczykowi w źródłach katolickiej 
partyi mogą posłużyć jako najlepsze świadectwa jego zdolności. Tak 
np. pisze Maciej: und sonderlich ao hał dea genannten Kónigea v. Polen 
Sendbotj der dabei war, unter vU achdndlichenf boaen Dingen, zwei diaer 
Dinge, sich nicht hat geschdmet den Ketzern zu gelóben; nemblichy dąsa 
ire Compactata aolden hestdtiget werden, und umb dąsa Unrechty inen von 
dem bdbstlichen Stul getan mit dem Banne gegen inen, solde abgełan und 
dbgebeten werden, und darvor eine Wideratattunge geachehen etc. Podobnie 
u innych. (Eschl. i ów kanonik). 



~ 133 - 

królewskim zamku na Wawelu świetne i liczne zgroma- 
dzenie. Ze wszystkich okolic rozległego państwa napłynęła 
szlachta zbrojne i rojno. A pośród niej zasiadła na tronie 
ukochana rodzina królewska i otoczyli ją dostojni goście 
z Czech. Poprzedniego dnia właśnie przyjął był 15 -letni 
królewic ofiarowaną koronę, a dziś zaprzysięgał posłom 
owe 19 artykułów. A kiedy w pięknej i uroczystej mo- 
wie ^), w polskim języku wygłoszonej, swoich nowych pod- 
danych powitał, o uświetnieniu chrześcijańskiej wiary i sło- 
wiańskiego narzecza mówił, nie mogło się wielu od łez 
powstrzymać. Było to piękne, prawdziwie słowiańskie święto; 
święto dwojga bratnich narodów, stojących na drodze do 
zjednoczenia. W całej Polsce i Litwie było wszystko pełne 
zapału i dobrej nadziei, ślubowano krew i mienie oddać 
dla poparcia królewskiej rodziny, « mówiono już wszędzie, 
jakoby Polska, Litwa, Ruś i Czechy jednem były ciałem*. 
Świetne nadzieje otwierały się na przyszłość, nowa wielka 
powstawała słowiańska federacya, do której niebawem 
i Węgry przyłączyć się mogły, by tak wspólnemi siłami 
niemieckiemu na wschód naporowi stanowczą tamę poło- 
żyć, może stracone niegdyś kraje nad Wisłą i Odrą odzy- 
skać, a nawał turecki skutecznie powstrzymać. Zupełnie 
inną postać byłaby wschodnia i środkowa Europa przy- 
brala^ gdyby był Władysław dorósł swemu zadaniu, a Ja- 



*) Mowa pana Lubelczyka przyjęta jest do tekstu Bonfiniego: 
*Berum hungaricarum Decades* str. 678. Byłbym ją za nic Innego nie 
uważał, jak za czystą kompozycyę Bonfiniego według wzoru Liwiu- 
sza i innycli klasyków, gdybym nie był w tece Naruszewicza nr. 185 
odpisu tej samej mowy z innego żrodła znalazł, mianowicie ex ca- 
diee ihm. Bibl. Yałicane, inter Ołtobonianos 2068, Uważam tedy tę 
mowę za autentyczną, chyba, że ów w Watykanie przechowany 
egzemplarz jest także odpisem z Bonfiniego, o czem tylko wiek rę- 
kopisu i inne z autopsyi powzięte spostrzeżenia rozstrzygnąćby mo- 
gły. W każdym razie tok myśli jest autentyczny i polega na dobrej 
relacyi. 



— 134 — 

giellonowie potrafili wytrwać aż do końca na wytkniętej 
drodze *). 

Dnia 21 sierpnia 1471 został Władysław w kościele 
Św. Wita w Pradze jako król Czech przez biskupów pol- 
skich ukoronowany. Wprawdzie czekała go jeszcze długa 
walka, stracone przez Jerzego kraje miał dopiero po śmierci 
Macieja wraz z koroną św. Szczepana uzyskać, ale w obe- 
cnej chwili stał w Czechach silnie i był dobrze do walki 
przygotowany. Z nim był cały czeski naród, z nim dobrze 
uzbrojona 10-tysiączna armia polska. Jego ojciec był z ce- 
sarzem rzymskim zaprzyjaźniony i rozporządza! siłami 
Wołochów *) i Tatarów. Tymczasem zaś zbierało się drugie 
wojsko na południowej granicy Polski, aby drugiego syna 
królewskiego, młodego Kazimierza, zaprowadzić do Węgier, 
kędy go prawo dziedziczne i wola samych Macieja pod- 
danych powoływała. Własna strzecha Węgra stała w pło- 
mieniach. I słusznie można było wówczas przypuścić, 
«przyjdzie czas i już obecnie przyszedł, kiedy Maciej 
i w Węgrzech i w Czechach niczego nie będzie posiadał* •). 
Właśnie kiedy Władysław « okazale jako potężny król»*) cią- 
gnął po koronę do Pragi, musiał Maciej pospiesznie opu- 



^) Długosz V. 553. O zapale Polaków do tej sprawy miał Pa- 
weł, proboszcz zderaski, po swoim powrocie z Krakowa wiele do 
opowiadania. Palacky V. 1. 43—44 według drezdeńskicli aktów. 

2) Kazimierz Jagiellończyk wzywa Stefana wołoskiego do asy- 
stencyi zbrojnej dla Władysława w jego pochodzie na korónacyę. 
Źródła dziejowe X (Sprawy wołoskie za Jagiellonów). 

*) To oświadczyli Polacy wprost biskupowi Protazemu, który 
13 lipca w imieniu króla węgierskiego w Krakowie rokował. Eschl. 
II. 227. Wypowiedzenie wojny Maciejowi ze strony królewicza Kazi- 
mierza nastąpiło 6 września 1471. Dogiel: Cod, dipl, . Pol, L p. 60. 
Escbl. II. 247—8. Nowe wydanie krytyczne poselstwa Protazego: 
8s. ret. sil, XIIL nr. 72. 

*) «Tzeuth ais ein gewaldiger Konig, kostlich*. Ben6s z Weit- 
mtihl do Albrechta Saskiego z Kładzka (Glatz) 11 sierp. 1471. (Fon- 
łes rer, austr, XLVIy nr. 151). — W drugiej połowie lipca był juź 
Maciej w Budzie. (Fraknoi: Mathias Corvinu8 p. 162). 



- 135 — 

szczać Morawy, aby ratować Węgry. Była to dywersya 
w najostrzejszej formie i punktualnie dl tempo. 

Jesteśmy u kresu naszego opowiadania. Enuncyacye 
i fakta^ które wśród tego opowiadania wyszły na jaw, 
świadczą wymownie, że nie przypadkowi i ślepemu losowi 
mają Jagiellonowie powodzenie swoje do zawdzięczenia, ale 
zapobiegliwej, rozważnej, konsekwentnej i energicznej pracy 
króla Kazimierza. Tego wszystkiego w Długoszu wyczytać 
nie można. Długosz ma na finezye dyplomatyczne zmysł 
za mało czuły, a nadto w wielu wypadkach bywa stron- 
niczym. Jego opowiadanie dziejów współczesnych wymaga 
zawsze pogłębienia i wymaga liczenia się z jego przeko- 
naniem ze stanowiska perspektywy historycznej, która 
wyższy stopień objektywności tak bardzo ułatwia i po- 
zwala widzieć fakta na tle szerszego związku. 

Czyliż bowiem w tem dążeniu do pokojowego zbra- 
tania narodów, w tym planie wyrównania nawet różnic 
religijnych bez użycia miecza nie poznajemy faktów, które 
już były i które znowu się powtórzą, czy nie widzimy ży- 
wego ciała historyi polskiej, czyż nie odczuwamy Jagiel- 
lonów i reprezentowanej przez nich idei unii w każdym 
calu? Więcej nawet, widzimy ekspanzyę myśli polskiej na 
sąsiednie kraje zachodu; pod jej znakiem zostaje historya 
czeska przez całe panowanie Władysława. Co bowiem ob- 
myślono w Piotrkowie r. 1469, tego się trzymał Włady- 
sław: przyjął kompaktaty — a zostawił Czechy katolickie. 
Ale za jego panowania nie było już wojny husyckiej — 
były tylko nieznaczne rozruchy. 



ITINERARIUM 

POSELSTW POLSKICH W SPRAWIE SUKCESYI CZESKIEJ 

1467—1471. 





Posłowie 


wyznaczeni w 


do 


byli 


w 


1. 


Wincenty Kieł- 


Toruniu 


Rzymu 


1467 






basa bisk. cłieł- 


kon. pażdż. 




17 stycznia 


Wrocławiu 




miński 


1466 




kon. stycznia 


Pradze 




Dr. Jan Ostro- 


» 




pocz. lutego 






róg kaszt. 


• 




17 marca — 


Rzymie W 




międzyrz. 






18 kwietnia 
Poł. czerwca 


Niepołomicach*) 


2. 


Nieznajomy 


Kozienicach 


Czech 


19 lutego 


Pradze 




«Speciałi8 


kon. stycz. 










nuntius* 


pocz. lut. 












1467 








8. 


Stan. Ostroróg 


Krakowie 


Czech 


1 pażdz. 


Krakowie •) 




kaszt, kaliski 


28 sierp. 




20-28 pażdz. 


Pradze 




Jakób z Dębna 


1467 




1, 2 listop. 


Iglawie 




podskarbi kor. 






11 listop. 


Pradze 




star. kr. 






SOlist — 6grud. 


Brzegu 




Jan Długosz 






12 grud. i nast. 


Wrocławiu 




kanonik krak. 






26 grudnia 

1468 

11,14, 25 stycz. 


Strełilen 
Pradze 










3 lutego 


Wrocławiu 



>) Theiner: Monum. Pol II. 158. N. B.: Tutaj są tylko cytaty do- 
dane do szczegółów w tekście pominiętych. 
•) Długosz V. 483. 
•) Długosz V. 488. 



- 137 - 





Posłowie 


wyznaczeni w 


do 


byli 


w 


4. 


Jan Sapieński 
milea 


Krakowie 

28 sierp. 

1467 

Krakowie 
maj 1468 


Rzymu 


1468 

4 lutego 

maj — czerw. 


• 

Rzymie 
Krakowie *) 


6. 


Stan. Ostroróg 

Jakób z Dębna 

Mikołaj Skop 

kaszt, oświeć. 


Czech 


1468 
19 czerwca 
5—8 lipca 

lipiec, sierp. 

kon. sierpnia 


Krakowie 
Ołomuńcu 

Pradze 
Ołomuńcu 

Suczawie 


6. 


Dob. Byszow- 

ski 

kaszt, belzki 

Stan. z Tęczy na 

8v^ kaszt. kr. 


Krakowie 
maj 1468 

Piotrkowie 
pażdż. 1468 


Wołoch 
Czech 

• 

1 
Rzymu 


lipiec 1468 


7. 


Jakób z Dębna 
kanclerz i sta- 
rosta kr. 
Paweł z Głowni 
dziekan krak. 


1469 
27 lutego 
poł. marca 

7 kwiet.,2maja 

1 sierpnia 
6 pażdz. 


Krakowie 

Wrocławiu 

Milhrisch- 

Neustadt 

Ołomuńcu 

Rzvmie 

Bolesławiu*) 

Poznaniu 


8. 


Stan. Marszał- 

kowicz 

Jerzy Lubrań- 

ski 


Krakowie 
maj 1468 


Czech 


14G9 
czerwiec 
11 lipca 


Pradze 

w drodze do 

Polski ^) 



») Długosz V. 610. 

*) FmUćś rerum Austr. U. AhŁ. 20 Bd. pag. 601. (Bole-^ław na Śląsku). 

•) Por. nw. I. na str. 102. 



— 138 — 





Posłowie 


wyznaczeni w 


do 


byli 


w 


9. 


• 

Stan. Wątrób- 


Radomiu 


Czecłi 


1469 






ka kaszt, są- 


lip. 1469 




sierpień 


Pradze *) 




decki 












Jan Tarnowski 












kaszt, wojnicki 










10. 


Jan Lutkowicz 


(?) 


Węgier 


1469 


• 




z Brzezia bisk. 






22 sierp. 


Sandomierzu*) 




krak. 






8 września 


Podolińcu 




Jan z Teczyna 












kaszt, l^rak. 












Derstaw z Ry- 












twian 












woj. sand. 












Stan. Ostroróg' 












woj. kal. 












Jan Długosz 












kan. krak. 










11. 


Jakiś duclio- 


Piotrkowie 


Wrocła- 


1469 






wnv niezna- 

V 


listop. 1469 


wian 


grudzień 


Wrocławiu 




nogo nazwiska 










12. 


Stanisław 


Piotrkowie 


Czecli 


1470 






Wątróbka 

4 


listop. 1469 


y 


przed 8 stycz. 


Lipsku ») 




kaszt, sądec. 












Mikołaj Skop 












kaszt. ośw. 











*) Por. UW. 1. na str. 103. 

•/ Teka Naruszewicza 118, gdzie Dersław z Rytwian wymieniony. 

*) Codex dipl. Saxoniae regiae VIII, 373. Dnia 8 stycznia 1470 znosi de- 
legat papieski interdykt, zawieszony nad miastem z powodu przebywania 
w piem Czechów <et eorum faiĄtorum*. Musiał to być jakiś wybitniejszy orszak, 
dla którego tyle rumoru robiono — a więc zapewne powracające z sejmu 



- 139 - 





1 

Posłowie 

1 


wyznaczeni w 


do 


byli 


w 


13. 


X. Stan. Wi- 

ńlickikan.krak. 

i notar. króL 


Piotrkowie 
listop. 1469 


Cesarza 


1470 
29, 31 stycz. 


Wiedniu ») 


14. 


Jan z Bytwian 
marsz. w. kor. 


Piotrkowie 
listop. 1469 


Wołocli 






15. 


Zborowski 


Piotrkowie 
listop. 1469 


Tatarów 






16. 


Jakób z Dębna 
kanclerz i sta- 
rosta kr. 
Stan. Szydło- 

wiecki kaszt. 

żarnowiecki 


N. Korczynie 
maj 1470 


Czecli 


1470 

• . • . • 

kon. lipca 

11 sierp. 


Regensburgu(?) 

ViUach(?) 

Malenowcu 


17. 


Stan« Ostroróg 

woj. kał. 
Dersław z By- 
wian woj. sand. 


N. Korczynie 
maj 1470 


Niemiec 


1470 
1 sierpnia. 

sierpień 

wrzesień 

wrzes. — 23 paż. 

15 listop. 

poł. grudnia 


Lełmin (pod 
Brandenbur- 
giem) 
Dreźnie 
Wittenberdze 
Grazu ') 
Kulmbach 
Poznaniu ■ 



piotrkowskiego wielkie poselstwo czeskie, wraz z towarzyszącem mu nowem 
poselstwem polskiem (fautores Jiaereticorum por str. 124). Widać już wówczas 
nawiązano stosunki z Sasami, boć przecież prosta droga z Krakowa do Pragi 
nie prowadzi na Lipsk. 

*) Monum, HungaHae hisL Acta exŁera V nr. 142. 

•) Dnia 19 września 1470 donoszą posłowie brandenburscy swemu panu, 
margrabiemu Albrechtowi z sejmu norymberskiego, że cesarz dlatego swoich 
radców nie przysłał, ponieważ ich potrzebuje koło siebie, ze względu na do 



- 140 - 





Posłowie 


1 

wyznaczeni w 


do 


byli 


w 


18. 


Jakób z Dębna 
kanc. star. kr. 

Micłiał 
opatśw.krzyzki 


Piotrkowie 
listop. 1470 


Czech 

• 

1 
Ezymu 


1471 

14 lutego 

24 lutego 

3 marca 

13 marca 

11 kwiet. i nast. 

21 maja — 14 

lipca 


Pradze 
Dreźnie 
ÓUsnitz 
Ansbach 
Wenecyi 
Rzymie 


19. 


Paweł Balicki 

Marcin 

Wrocimowski 

Dobiesław 

z Kurozwęk 

«Lubelczyk> 


Krakowie 

pocz. maja 

1471 


Czech 


1471 

poł. maja 

20 maja 

22—27 maja 

28 maja 
poł. czerw. 


Pradze 

Pod6brad 

Kutnahorze 

Pradze 
Krakowie 


20. 


Benedykt z Ło- 
pienna arclii- 
dyakon pomor- 
ski kan. kuj. 
i guiez. 


Krakowie 
czerw. 1471 


Wrocła- 
wia 


1471 

3 lipca 

poł. lipca 

26 lipca 

3 sierp. 


Krakowie *) 
Wrodawiu 
Oświęcimiu 
Wrocławiu 



stojne (treffenlkh) poselstwo króla polskiego. — Fontes rerum ausbr, U. Abt» 
46. Bd. pag. 126. 

*) Szczegóły tego poselstwa: Scriptores rer, sil, KUL Nr. 69, 70, 73, 79, 82» 



ŚWIĘTY KAZIMIERZ. 



w szeregu Świętych Patronów Polski mało jest ta- 
kich postaci, do którychby cześć narodu zwracała się 
z równie serdeczną miłością, jak do postaci tego króle- 
wicza, który widoki kilku bereł zamienił na lilię Wy- 
znawcy. Pochodzenie z drogiej narodowi krwi królewskiej,, 
gołębia łagodność charakteru, wreszcie urok młodości i po- 
wab zewnętrzny tego młodzieńca o ciemnym włosie i oku^ 
o równym nosie jagiellońskim, o delikatnej różowej twa- 
rzy, pełnego szlachetnej powagi w całej postawie i w ca- 
łem wystąpieniu - oto przymioty, które uczyniły błogo- 
sławionem jego wspomnienie i ulubionem imię jego pośród 
Polaków. 

A jednak, jak mało wiadomości przekazały nam 
przeszłe wieki o tej postaci, którą tak czcimy i o której 
coś więcej pragniemy wiedzieć! Pierwszy życiorys Świę- 
tego Kazimierza, napisany był przy sposobności kanoni- 
zacyi już w 35 lat po jego zgonie (1520), napisany przez 
legata Zacharyasza Perreri^), który bawił w Polsce, wi- 
dział się z bratem Kazimierza Zygmuntem i z tylu oso- 
bami, które znały królewicza za życia a jednak jakże 
ubogim jest pod względem treści, jak bardzo i jak wy- 
łącznie przenosi postać historyczną w mgłę legendarnej 
ascezy! Późniejsze życiorysy rozszerzały tylko niekrytycz- 
nie ten pierwszy, tak, że z nich jeszcze mniejszy dla hi- 



*) Acta Sancłorum Bollandystów, pod 4 marca. 



— 144 — 

storyi wypływa pożytek. Pozostają tylko luźne wzmianki 
współczesne — szczupłe co prawda, lecz zajmujące i wiary- 
godne. Szereg ich nowsze badania ponmożyly — a ju^^ to, 
co teraz zebrać się daje ze źródeł mało uwzględnionych 
lub całkiem dotychczas nieznanych, rozszerza znacznie 
a zarazem zmienia wyobrażenie nasze o tej postaci, i za- 
sługuje na obszerniejsze rozpowszechnienie. 

Na zamku królewskim w Krakowie w dniu 3 paź- 
dziernika r. 1458 «z brzaskiem jutrzenki* ujrzał światło 
dzienne drugi syn Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety 
Habsburskiej. Pierwsze lata upłynęły mu pod okiem tej 
matki, której piękne cnoty domowe i rozważny umysł tak 
wielki na małżonku i na całym dworze królewskim wpływ 
zapewniły. W 9 roku życia przeszedł Kazimierz do szkoły 
Jana Długosza. Słusznie podziwiać można z autorami 
ostatniego życiorysu Długosza (Bobrzyńskim i Smolką) ten 
niezrównanie trzeźwy rozum Jagiellończyka, że nie szukał 
dla synów swoich wychowawcy ani wśród zagłębionych 
w uczoności scholastyków, ani wśród olśniewających formą 
humanistów, ale uczynił wybór taki, «że lepszego nie 
mógł zrobić ». Wybrał człowieka znanej religijności i pocz- 
ciwości a gorącego patryotyzmu, męża trzeźwego roz- 
sądku i wypróbowanej siły charakteru, doświadczonego 
dyplomatę i niezrównanego znawcę dziejów ojczystych. 

Długosz przebywał z królewiczami najczęściej w Kra- 
kowie, w miesiącach letnich także w Tyńcu, w zamku 
niepołomickira a może też w Sączu. Niestety nie posia- 
damy żadnych więcej śladów pedagogicznej działalności 
Długosza, jak tylko teksty mów powitalnych królewiczów 
przy różnych sposobnościach, albo wzmianki o nich, z któ- 
rych się pokazuje, że Kazimierz przemawiał do dygnitarzy 
kościelnych po łacinie a do ojca po polsku*). 

To wszystko co słyszymy nieraz o środkach fizycz- 
nego i moralnego wychowania, zastosowanych przez Dłu- 



') Długosz «Hi8t. Pol.» V. 523—571. Codex epist, I. 2. 



— 145 — 

gosza, jest tylko wytworem późniejszej tradycyi. Zresztą 
ze słów samego Długosza tyle tylko wysnuć można, że 
ze wszystkich królewiczów najwyżej cenił Kazimierza. Przy 
sposobności zaproszenia jego na tron węgierski w r. 1471, 
nazywa Długosz*) Kazimierza « młodzieńcem szlachetnym, 
rzadkich zdolności i uwagi, godnej nauki (adolescentem in- 
genuum^ rarae indolis et memorabilis Mineruae) oraz zazna- 
cza, że wówczas wielu doradców Korony jak najsilniej 
za tem przemawiało, aby takiego « raczej dla ojczystej 
ziemi zachować, niż go oddawać obcym ». 

Wiadome są losy tej wyprawy, na którą wyruszył 
królewicz w świetnem otoczeniu, odprowadzony przez ojca 
aż do Sącza, a z której wrócił «ze smutkiem i wstydem* 
do Dobczyc, aby przez dłuższy czas nie pokazywać się 
nawet w Krakowie. Malkontenci węgierscy, którzy go we- 
zwali, okazali się za słabą podporą, a Maciej węgierski 
za potężnym przeciwnikiem. Nie będziemy wchodzili w bliż- 
sze szczegóły tej wyprawy, ponieważ w niej 13-letni kró- 
lewicz nie był prowadzącym, tylko prowadzonym, i po- 
nieważ nie można się zgodzić na zdanie historyka nie- 
mieckiego •), aby to niepowodzenie tak złamało królewicza, 
że odtąd odwrócił się od świata i oddał coraz bardziej 
życiu religijnemu. Nie jestto ani prawdopodobnem u 13o- 
letniego chłopca, ani też jakąkolwiek wzmianką źródłową 
popartem. 

Owszem, skoro tylko ukończył nauki w szkole Dłu- 
gosza') t j. od początku r. 1475, widzimy Kazimierza 
, wraz z młodszym o rok Olbrachtem ciągle przy boku 
ojca, zaprawiających się do spraw publicznych. Bywał 
przy wielkich przyjęciach poselstw zagranicznych w Wil- 
nie, był na zjeździe z wielkim mistrzem w Malborgu (1476), 
a kiedy w styczniu r. 1478 król spieszył na sejm do 



») Długosz «Hi8t. Pol.» V. 557. 
•) Caro Geschichte Polens V. 584. 
«) Długosz «Hist. Pol.» V. 520. 

F. fkUb SruOYA. 10 



— 146 — 

Piotrkowa, to zostawił żonę i inne dzieci w Radomiu, 
a z samym tylko Kazimierzem przybył na miejsce zborne ^). 
Z tego wszystkiego widać, że królewicz Kazimierz, i on 
to właśnie w pierwszej linii, przygotowywany był do zadań 
przyszłego władcy. Lecz wkrótce jeszcze wyraźniej wy- 
stąpiło to na jaw, że Kazimierz upatrzony jest na na- 
stępcę tronu i że się od tego nie wzbrania. 

Był wielki sejm litewski w Brześciu nad Bugiem (15/3 
1478); Litwini usilnie prosili Kazimierza Jagiellończyka, 
aby wobec trudnego położenia kraju tak na wewnątrz 
jak i na zewnątrz, ze strony W. X. Moskiewskiego i Ta- 
tarów, nie zostawiał go nadal bez trwałej opieki monar- 
szej, lecz skoro sam zajęty jest w Koronie, przynajmniej 
którego ze synów swoich starszych, Kazimierza albo Ol- 
brachta, zostawił na Litwie jako swojego zastępcę. Dłu- 
gosz *) za złe bierze Olbrachtowi, że wówczas cichemł 
łzami popierał prośby Litwinów i w ten sposób « przed 
czasem wzdychał poza ojcowskie lata». Kazimierz Jagiel- 
lończyk też z całą stanowczością odrzucił prośbę Litwi- 
nów. «Póki żyję — powiedział — żadną miarą rządów 
Litwy komu innemu nie powierzę ». Zanadto było smut- 
nych doświadczeń, zanadto rozumnym był ten król, aby 
w ten sposób iść na rękę dążeniom Litwy do udzielności. 
Zrobił raczej całkiem przeciwnie; skoro tylko uporządko- 
wał sprawy koronne, przeniósł się z końcem roku 1479 
na całych lat pięć na Litwę, a do pewnego udziału w za- 
rządzie Korony dopuścił syna swego Kazimierza. 

Nie stało się to jednak zaraz, lecz dopiero wtedy,, 
kiedy jeszcze jeden wzgląd bardzo ważny za tem prze- 
mówił. Oto w czasie wielkanocnym r. 1481 odkryto na 
Litwie wielkie sprzysiężenie na pół udzielnych książąt 
ruskich, sprzysiężenie które miało na celu zamordowanie 



1) Długosz *Hist. Pol.. V. 640, 654, 667. 
«) *Hist. Pol.. V. 669. 



- 147 - 

króla wraz z synami*). Spadły wprawdzie głowy naczel- 
ników spisku, mniej winnych przejednano łaską i utwier- 
dzono panowanie Jagiellońskie na Litwie — ale bądź co 
bądź musiała powstać w głowie króla myśl, że dobrzeby 
było przynajmniej następcę tronu przenieść w bezpiecz- 
niejsze stosunki, skoro już potrzebnym jest pobyt rodziny 
królewskiej na Litwie. 

Wkrótce bowiem po tym spisku spotykamy się ze śla- 
dami działalności królewicza Kazimierza w Koronie. Z tego 
czasu zachował się w archiwum miejskiem wrocławskiem 
bardzo zajmujący Ust królewicza, który uczeni śląscy nieda- 
wno ogłosili drukiem*). Z Radomia pisze 11 lutego 1482 Kazi- 
mierz do Wrocławian, że jak dawniej starał się «o ile 
mu to było wolno», poskromić niepokojących pogranicze 
śląsko-polskie rozbójników, tak i teraz, kiedy go o to li- 
stownie proszą, tem bardziej zależeć mu będzie na tem, 
aby niczego w tej mierze nie zaniedbano. « Chyba jeśli 
złoczyńcy kryjówki swoje mają poza granicami królestwa, 
w takim razie usprawiedliwić należy tak mnie jak Naj- 
jaśniejszego Pana rodzica mego. Mam jednak nadzieję, że 
Bóg wszechmogący użyczy raczej ramienia swego poszu- 
kiwaniom sprawiedliwości, niźli kryjówkom złoczyńców. 
Byłoby mi to najmilszem, nie tylko ze względu na samą 
sprawiedliwość, którą nad wszystko inne 
uprawiać winienem i pragnę ale i ze względu 
na to, aby wam, jak sobie najbardziej życzę, stało się 
zadość ». Z tego listu wypływa na pewne, że królewicz 
Kazimierz wykonywał pewien rodzaj (choć ograniczony) 
namiestniczej władzy w Koronie — i wypływa dalej, że 
jeśli z rozmaitych stron chwalą jednozgodnie przedewszyst- 
kiem poczucie sprawiedliwości u tego księcia, to nie jest 
to bynajmniej czczym frazesem. 



*) Papśe «Pol8ka i Litwa na przełomie wieków średnich* 1903. 

Str. 66. 

«) Scriptares rerum SOeHacanm XIV. 47. (1894). 

10* 



— 148 — 

Wobec tego listu nabywa wielkiej doniosłości sucha 
notatka współczesnego kronikarza pruskiego o królewiczu 
Kazimierzu: Er war seer Mugk und sittigJe und hałte gerethe 
(gerade) II jar geregirethj das der her Konig im zculies und 
die herschafft und alU leutte sagten im gros lob nach. Tylko 
żadną miarą nie należy szukać śladów jego namiestniczej 
działalności na Litwie! Królewicz Kazimierz umarł na 
Litwie, tutaj grób jego zasłynął cudami, stąd stał się 
szczególnie patronem Litwy — ale za życia ze wszyst- 
kich krajów, w których go czekało dziedzictwo, ten naj- 
mniej pociągał do siebie Kazimierza. Legenda opowiada, 
że miał szczególną niechęć do wyznawców wschodniego 
Kościoła, którzy tak przeważną część ludności Litwy, 
panującej wówczas jeszcze i nad Wołyniem i nad Ukrainą 
i nad Zadnieprzem, stanowili. Ba nawet przypisuje mu 
działanie na ojca — czasem skuteczne, czasem bezsku- 
teczne — w tym kierunku, by nie pozwalał na budowę 
nowych i na odnawianie starych cerkwi. O ile wiadomość 
o takim wpływie królewicza jest wiarogodną osądzić dzi- 
siaj nie umiemy, ponieważ nie znamy aktu na który się 
legenda powołuje, a który miał się niegdyś znajdować 
w archiwum kapituły wileńskiej. To jednak nowsze ba- 
dania wyświetliły napewno, że istniał rzeczywiście po- 
dobny zakaz budowania nowych cerkwi, a tylko nie istniał 
zakaz odnawiania starych ^). Bądź co bądź jednak wspo- 
mnienie barbarzyńskiego zamachu z r. 1481 nie mogło 
należeć u królewicza do przyjemnych wrażeń. 

Ale mamy na to jeszcze inną, całkiem pozytywną 
wskazówkę, że myśli i sympatye królewicza nie zwracały 
się bynajmniej ku wschodowi. We wstępie do historyi 
Władysława Warneńczyka pisze (około r. 1487) Kallimach, 
że królewicz z wielkiem zajęciem rozmawiał z biskupem 
włocławskim Piotrem z Baina, jednym z najrozumniej- 
szych ludzi owego czasu, o losach swojego stryja, i że 



») Papeó Polaka i Litwa str. 109 i 339. 



— 149 — 

tych dwóch ludzi inicyatywie zawdzięcza pobudkę do na- 
pisania dzieła. — Oto kierunek, w którym z lubością 
zwracały się myśli Kazimierza. Kazimierz był w całej 
pełni człowiekiem Zachodu — zostać królem węgierskim 
i walczyć z Turkami — to nie przestało nigdy być jego 
ideałem. 

I jeszcze w jednym punkcie przełamuje historya 
szranki legendy. Brakowało dotychczas wiadomości o za- 
biegach matrymonialnych i trudnoby się ich spodziewać, 
czytając, jak wielki nacisk kładzie legenda 'na postano- 
wienie Kazimierza wytrwania w dziewiczym stanie. Tym- 
czasem takie zabiegi — przynajmniej ze strony ojca — 
wyszły na jaw w wydanej niedawno korespondencyi bran- 
denburskiej. W jesieni roku 1481 dowiedziano się w Rzy- 
mie od posła polskiego, że jest w toku swatanie drugiego 
syna królewskiego z córką cesarza Fryderyka. Pisze 
o tem dnia 11 listopada 1481 poseł brandenburski do swego 
kanclerza. Działo się to zatem właśnie w owym okresie 
rządów namiestniczych, kiedy Kazimierz stał u szczytu 
swojej ziemskiej karyery*). 

Skoro jest faktem stwierdzonym, że dopiero po spisku 
z r. 1481 mógł Kazimierz opuścić Litwę, i skoro wiado- 
mość pruska o dwuletnich jego rządach namiestniczych 
ma wszelkie cechy wiarogodności — tedy zapewne w po- 
łowie roku 1483 wyjechał z Polski. I rzeczywiście już 
w drugiej polowie tego roku zastajemy go znowu na dwo- 
rze królewskim na Litwie. Z jakich powodów opuścił Ko- 
ronę nie wiadomo; czy rozszerzająca się coraz bardziej 
w Polsce zaraza, — która dwóch innych synów królew- 
skich i dwie córki zapędziła do szukania zdrowszego po- 
wietrza do Lwowa — skłoniła go do wyjazdu na Litwę, 
czy też choroba, która się w nim coraz bardziej rozwijać 
zaczęła. Kazimierz umarł na suchoty; na chorobę o której 



*) Publicatianen atis den preuss. Staaisarchwen Bd. 71 p. 117 
(Priebatsch Polit. Correspondene des Kurf, AUnrechŁ Achilles Bd. III). 



— 160 — 

się nie słyszy ani w rodzinie Jagiellońskiej ani w Habsbur- 
skiej. Legenda przypisuje umartwieniom, postom, dzie- 
wiczej wstrzemięźliwości powstanie i rozwój tej choroby. 
Lecz jeśli się czyta o przepędzaniu przez Kazimierza ca* 
łych dni w kościołach a całych nocy u ich progów,* to 
zauważa się, że tradycya wiąże te praktyki religijne 
z kościołami Wilna. Na Litwie zaś był królewicz do- 
piero w latach 1480 i 1481 a potem w ostatnim roku 
swego życia (1483—4). Zestawiwszy z tern wszystkiem to, 
cośmy o zajęciach książęcych królewicza aż do połowy 
roku 1483 słyszeli, mamy wrażenie, że zerwanie ze świa- 
tem mogło być raczej następstwem choroby niż jej przy- 
czyną. Kazimierz był niewątpliwie przez całe życie głę- 
boko pobożnym, lecz to co legenda uogólnia i na całe 
życie rozciąga: wyłączne oddanie się życiu religijnemu, 
to nastąpiło prawdopodobnie dopiero w ostatnim roku jego 
życia, wtenczas, kiedy już widział, że nie dla niego są 
królestwa tego świata. 

W lutym roku 1484 bawił król Kazimierz Jagielloń- 
czyk na sejmie w Lublinie, dokąd się był na krótki czas 
z Litwy wychylił, dla załatwienia najpilniejszych spraw 
Korony. Stan zdrowia królewicza był się chwilowo nieco 
poprawił i napełniał złudną nadzieją serce ojcowskie. Wów- 
czas to biskup krakowski Jan Rzeszowski, dla przypodobania 
się królowi i powszechnie lubianemu następcy tronu, ofiaro- 
wał królewiczowi w darze, albo raczej uwolnił z zastawu, 
miasto Krasnystaw*). Jednakże pocieszenie trwało krótko; 
do Lublina musiały nadejść niebawem bardzo złe z Litwy 
wiadomości, bo w toku wielu niezałatwionych jeszcze 
spraw zerwał się król do szybkiego na Litwę powrotu. 
Kiedy przybył do Grodna, w ostatnich dniach lutego lub 
pierwszych marca, zastał już syna blizkiego śmierci. Kró- 
lewicz Kazimierz umarł nad rankiem dnia 4 marca roku 



^) Monumenta Poloniae (Bielowskiego) III, 87. 



- 161 - 

1484, w pierwszy czwartek wielkiego postu* Data ta Ule 
ulega obecnie iadnej wątplłwoilci^ jakkolwiek Już we 
współczesnych źródłach (np. u Miedhowity) znajdują się 
myłki o cały rok (1483). Ale świadkowie bawiący w marcu 
roku 1484 Ua dworze królewskim stwierdzają niechybnie 
tę datę: poseł genueński, posłowie Pskowa} stwierdzają ją 
również ofioyalne pisma: zapiska w księgach sądowych 
krakowskich, list wojewody malborskiego do Torunian*). 
Miiiej więcej te same źródła zapisują zgodnie spo- 
strzeżenie, że król tą stratą był nadzwyczajnie przybity. 
Przez dłuższy czas był nawet do wszelkich spraw rzą- 
dowych nie zdolny. Potem zaczął budować przy kościele 
katedralnym dla pomieszczenia zwłok syna osobną ka- 
plicę na cześć N. P. Maryi, którą Zygmunt I. wykończył *). 
Boleść królewska znalazła żywy współudział na całej 
przestrzeni ziem przezeń rządzonych. Prawie Wszyscy 
przekazujący potomności zgon królewicza Kazimierza nie 
zaniedbują wyrazić żalu głębokiego; najwybitniejsi ludzie 
owego czasu wysokie mają o jego zdolnościach i przymio- 
tach wyobrażenie. Poznaliśmy już zdanie Długosza, wi- 
dzieliśmy Piotra z Bnina przebywającego chętnie w to* 
warzystwie królewskiego młodzieńca. Kallimach napisał 
o nim, «że powinien był albo się nie urodzić, albo pozo- 
stać wiecznym*. Jan z Targowiska biskup przemyski tak 
się wyraża: « Książe zdumiewającej cnoty i mądrości tu«- 
dzież nauki nadzwyczajnej, którymi to przymiotami wielu 
narodów serca do miłości ku sobie pociągnął* •). Ze strony 
pruskiej zaś, z której wówczas różne były do Korony 



1) Bibliołeka Onaolińskieh T. U, 348. Połnoje Scbrańje rUsi. 
liei&p. y. 42. Helcel Starodawne prawa pól, pomniki U, 851. 

») W tej kapUcy, pierwszej z lewej strony od wejściai spoczy- 
wały zwłoki królewicza Elazimierza aż do przeniesienia ich za Wa» 
zów z grobów królewskich na ołtarz do dzisiejszej kaplicy św. Ka« 
zimierza. Homolicki Wizerunki i rozstrsąsania nat^kowe, 1838. Poczet 
nowy, dmgi, t. 13—14. 

•) Mon. Pol III, 237. 



— 152 — 

pretensye i żale, prócz przytoczonego już zdania kroni- 
karza, warto jeszcze bliżej poznać ów list wojewody mal- 
borskiego Mikołaja Bażeńskiego do Torunian, o którym uczy- 
niliśmy wzmiankę, a który dotychczas m'e był drukowany. 

«Jestem przez pewnego człowieka, który to miał 
widzieć, uwiadomiony — pisze Bażeński ze Sztumu 
i7 marca 1484 r. — jako zakończył swój żywot doczesny 
królewicz Kazimierz, drugi syn Najmiłościwszego Pana, 
tych krajów szczególnie łaskawy i przychylny pan, w któ- 
rym pokładałem nadzieję, że te ziemie znowu dojdą do 
swych przywilejów i do swej sprawiedliwości. Bóg wszech- 
mogący niech mu udzieli radość wiecznego życia i wiecz- 
nego w swem królestwie panowania! Mając na względzie 
dobroć tego księcia dla naszych ziem i to, że miał być 
ich przyszłym panem i dziedzicem, uważam za stosowne, 
aby i w waszem mieście oddane mu były winne przy- 
sługi religijne i honory pośmiertne*. W końcu dodaje 
wojewoda, że nie dlatego to pisze, aby rajcom toruńskim 
potrzebował dawać wskazówki, lecz aby ich uwiadomić 
i dać wyraz swemu żalowi — a nie wątpi, że się tak 
zachowają, «iż J. K. Mość spostrzeże nasz współudział 
w swojem cierpieniu*. — Do tego ogólnego żalu przyłą- 
cza się także wyrażenie ksiąg miejskich lwowskich, które 
zapisując wybór Olbrachta na króla w roku 1492, po- 
święcają Kazimierzowi krótkie lecz ciepłe wspomnienie: 
« Ponieważ drugi syn królewski książę Kazimierz, mąż 
nader rozumny i sprawiedliwy, jeszcze za życia ojca był 
umarł... » 

Z wyobrażeniem, że Kazimierz po śmierci dostał się 
w poczet Świętych, spotykamy się po raz pierwszy w trar 
ktacie «0 wychowaniu królewskiego dziecka*, napisanym 
przez nieznanego bliżej Włocha na dworze polskim w imie- 
niu królowej Elżbiety dla syna jej Władysława, króla 
Węgier i Czech, w r. 1502. « Kazimierza* — pisze nieznany 
autor — « ponieważ religii był czciciel szczególny, między 



— 153 — 

Świętymi po śmierci potomność umieściła* *). Hymn na 
cześć Matki Boskiej (Omni die — Dic Marie — Laudes 
mea animą) nie był skomponowany przez królewicza Ka- 
zimierza, lecz przez św. Bernarda, a tylko był ulubioną 
modlitwą naszego Jagiellończyka, jak to wykazał Przeź- 
dziecki*). Kanonizowanym był królewicz Kazimierz skut- 
kiem zabiegów brata swego Zygmunta I. w r. 1521 przez 
Leona X., ale dopiero od r. 1602 unormowany i roz- 
powszechniony został kult jego na podstawie bulli Kle- 
mensa VIIL Pierwszy akt był zdaje się tylko beatyfika- 
eyą, drugi właściwą kanonizacyą •). 

Przeździecki do rozprawki swojej o wspomnianej po- 
wyżej modlitwie św. Kazimierza dołączył podobiznę obrazu 
krośnieńskiego, który uważany był dotychczas za naj- 
starszy wizerunek królewicza, ponieważ opatrzony jest 
datą r. 1520. Lecz obraz krośnieński, mimo tej daty, po- 
wstał dopiero na początku XVII. wieku — znamy zaś 
dwa wizerunki rzeczywiście starsze. Pierwszym jest drze- 
woryt dodany do życiorysu legata Zacharyasza z r. 1520, dru- 
gim obraz t. zw. trójręczny wileński sporządzony ostatecznie 
w r. 1594, ale polegający na dawnym wzorze. Drzeworyt 
jest wierniejszym co do ubrania, natomiast obraz wileń- 
ski co do twarzy. Twarz na nim szczerze Jagiellońsko- 
Habsburska; przypominają się żywo rysy Olbrachta. Oto są 
wyniki szczegółowych badań ikonograficznych, które umie- 
ściłem wraz z rycinami w « Kwartalniku historycznym » 
z r. 1905 p. t. «0 najstarszych wizerunkach świętego Ka- 
zimierza*. 

Wiele jeszcze zapewne czasu upłynie, zanim badania 
archiwalne rozszerzą skąpy nasz zasób źródeł z epoki 



^) Zeissberg: Kleiner e Geaehichlaguellen Polens im Mittelalłer. 
(ArcHv f, ósL Gesch. t. 55, str. 103). 

•) Przeździecki Oraiaon de Sł. Casimir, Crac. 1866 i to samo 
po polska (Modlitwa św. K.). Kraków 1867. 

•) Aktu Leona X nie znamy, a tylko powołuje się nań bulla 
Klemensa VIII. (Acta Sanctarum), 



— 164 - 

bezpoórediiio po Długoszu następującej do tego stopnia^ iż 
postać Św. Eiizimierza ukaże się w pelnem świetle histo- 
rycznem. To, co dotychczas badania wydobyły, rzuca do- 
piero pierwsze promienie. Potrzeba jeszcze bliższych szcze- 
gółów o zastępczych rządach Kazimierza, potrzeba pew- 
niejszych wiadomości o wpływie jaki na ojca wywierał 
i wiele jeszcze a wiele rysów, któreby mogły posłużyć 
do charakterystyki. Ale już te pierwsze promienie pozwa- 
lają spostrzedz, że postać ta nietylko w żywotach Świę- 
tych winna być zapisaną, ale także w księdze historyi. 
A nie straci na tem zaiste szlachetna postać św. Kazi- 
mierza, jeśli z poza rąbków legendy wychyli się książę 
z krwi i kości, potomek Jagiellońskiego rodu, obdarzony 
wybitną zdolnością na panującego. 



ZATARG PODATKOWY 



KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA 



z MIASTEM KRAKOWEM 1487 R. 



Już od lat trzech wisiało na Polską widmo tureckiej 
wojny. Miody sułtan Bajazet w lecie r. 1484 sam osobi- 
ście wyprawi! się na Wołoszczyznę i po krótkim oporze 
zajął Kilię przy ujściu Dunaju i Białogród przy ujściu 
Dniestru*). Teraz nie tylko kupcom polskim odciętą zo- 
stała do morza Czarnego złotodajna droga, ale pozostawała 
ciągła obawa na przyszłość, że potęga turecka coraz się 
dalej posuwać będzie. Nic przeto dziwnego, że dano chętny 
posłuch rozpaczliwym wołaniom o pomoc Stefana, woje- 
wody mołdawskiego. Przez całą zimę i wiosnę roku 1485 
odbywały się ważne narady w Piotrkowie, w Korczynie, 
w Kole, w Toruniu a nawet w Królewcu. Król zażądał 
I)omocy od stanów świeckich i duchownych, od Wielko- 
i Małopolan, od Prusaków i od lennika swego wielkiego 
mistrza*). Wreszcie przygotowania się skończyły, ubez- 
pieczono zachodnie granice, a na południowy wschód wy- 
ruszyła 20-tysięczna armia pod wodzą samego króla. Do 



*) Pierwszorzędną relacyą o tym wypadku jest list samego 
Bajazeta do Ragnzan, drukowany w Monumenta Hung. hisU Acta 
exłera VI p. 37, którego jeszcze nie znał Hammer {Geach, d. osman, 
Rtichs, Pesth. 1840, I. 629). 

') Pawiński Sejmiki ziemskie str. 147; Lewicki Codex epi- 
stolaris III. Nr. 312, Voigt Geach, PrenssetM IX 148 — 154. Synod pro- 
wincyonalny duchowieństwa, w Piotrkowie 22/1 1485 odbyty, uchwa- 
lił contribtUionem duplam in toto dero, Cf. Lewicki Index actorum 
saee, XV. Nr. 4475; Acta capitulorum (Monum, tnedii aevi XIII) Nr. 
735, 752. 



— 158 — 

Kołomyi przybył wojewoda Stefan ze swoimi bojarami 
i uroczystą przysięgą łiołdowniczą związał się ściśle z Pol- 
ską. Potem król wrócił do Krakowa, a Stefanowi przy- 
dzielił na pomoc 3-tysięczny oddział pancerny pod wodzą 
Jana Kamkowskiego. 

Jednakże wyprawa kołomyjska wystarczyła na obro- 
nienie Wołocha a także i na jego utwierdzenie, na wypa- 
dek, « gdyby zapragnął zdradzić », ale nie wystarczyła 
na zażegnanie niebezpieczeństwa tureckiego. Dzielna jk)- 
moc Kamkowskiego powstrzymała wprawdzie Turków na 
razie od dalszego postępu, ale kwestya została nierozstrzy- 
gniętą, ponieważ nie odzyskano ani Kilii ani Białogrodu. 
Owszem obawy jeszcze się wzmogły, oczekiwano z trwogą 
odwetu ze strony Turków. Istotnie basza Sylistryi za- 
puszczał, kiedy się tylko zdarzyła sposobność, na Wo- 
łoszczyznę łupieskie zagony, a w Prusiech opowiadano 
sobie, że południowo-wschodnie prowincye Polski latem 
r. 1486 nie uprawiały pól z obawy przed Tatarami, sto- 
jącymi tuż nad Dnieprem^). 

Rok 1487 zapowiadał się tedy groźnie i wcześnie 
należało myśleć o kresach południowo-wschodnich. Powtó- 
rzyły się zatem narady z r. 1485. Sejm piotrkowski już 
w styczniu uchwalił generalny pobór, w marcu król sam 
na sejmikach w Korczynie i w Kłodawie przypilnował 
dalszego przeprowadzenia uchwały. Wreszcie w drugiej po- 
łowie kwietnia powrócił do Krakowa*). 

Najstarszy z królewiczów polskich Jan Olbracht z po- 
lecenia ojca zbroił się w Krakowie pospiesznie na wy- 



*) Spominki przeworskie I. Hołd wołoski Manwnenta Poh- 
niae t. III. p. 273; Miecliowita Cap. 64, Wapowski (Scripiores rerum 
Pol. U) p. 2—5; Relacya Kallimaclia dla Wenecyan w Bocznikach 
Tow, Przyj, nauk, Pozn. t. 19. str. 62. Hammer 1. c. Scripiores re- 
rum Prussicarum IV. 687 i 743 i V. p. 444. 

>) Pawiński Sejmiki ziemskie str. 147. Znowu synod du- 
chowieństwa (w Łęczycy) Cf. Acta capiiulorum poznańskie pod r. 1487 
i 1488. Król w Krakowie "A 1477: Index actorum saec. XV. Nr. 4507. 



— 169 - 

prawe. Wyprawa zwróciła się ostatecznie przeciw Tatarom 
nadwołżańskim *), poduszczonym przez Turków, jakkol- 
wiek pierwotnym jej celem były prawdopodobnie Kilia 
i Białogród. Znalazły się w ostatnich czasach w tym kie- 
runku ważne wskazówki*). Bądź jak bądź na wiosnę 
r. 1487 zbrojenia były w pełnym toku. 

W takich to okolicznościach nadeszło krótko przed 
Św. Janem Chrzcicielem do ratusza krakowskiego wezwa- 
nie z zamku, aby w myśl uchwał piotrkowskich, korczyń- 
skich i kłodawskich złożyli mieszczanie przypadającą na 
Kraków jak i na inne miasta w Koronie część poboru, 



*) Wszyscy piszący o napadach tatarskich z r. 1487 i następ- 
nych powtarzają za Pułaskim {Stosunki z Mendli- Girejem str. 29 — 
31), że były to napady Tatarów krymskich Mendli-Gireja. Tym- 
czasem z «Pamiętników dyplomatycznych znoszeń między Mo- 
skwą a krymskimi i nogajskimi Tatarami 1472 — 1505». (Sbomik 
ru88. isłor. obszczesłwa t. 41. Petersburg 1884) wynika niewątpliwie, 
że nie z krymskimi lecz z zawołżańskimi Tatarami, t. j. z resztkami 
Złotej ordy, miała Polska wówczas do czynienia. Gdy Moskwa zrzu- 
ciła jarzmo Tatarów zawołżańskich (1480) i odrazu stała się im 
groźną, zwrócili się oni przeciw sprzymierzeńcowi Moskwy Mendli- 
Girejowi. Szczególnie w latach 1484 i 1485 toczyły się zacięte mię- 
dzy obu szczepami tatarskimi walki, skutkiem których sułtan turecki 
widział się spowodowanym wysłać posłów do Zawołżan z wezwa- 
niem, aby Mendli-Gireja, który mu jest pomocnym na Wołoszczyżnie, 
przestali niepokoić. I rzeczywiście miał już Mendli-Girej w r. 1486 
spokój od strony Zawołżan, którzy się obawiali zastać u niego po- 
moc turecką Dla Polski było zajęcie Mendli-Gireja przez Ordę rze- 
czą bardzo dogodną, król zachęcał nawet do tego Ordę — jedna- 
kowoż przysuwając się coraz bardziej do Krymu, zbliżali się tem 
samem Ordyńcy i do krajów Kazimierza Jagiellończyka. W r. 1486 
stali już nad samą Worsklą, która wówczas stanowiła granicę 
Litwy od strony Tatarstwa. Walka z Moskwą nie rokowała korzyści, 
niepokoić dalej Krym zakazywał sułtan — rzecz naturalna, że mu- 
siała teraz nastąpić u Zawołżan zmiana frontu, w kierunku Dniepru. 
Że im tę myśl podsunęli Turcy, jak chcą źródła polskie (Codex 
epiti. III. Nr. 329) jest wobec tej sytuacyi rzeczą bardzo prawdopo- 
dobną; mogło to się stać już w czasie poselstwa tureckiego do Ordy 
w sprawie Mendli-Gireja. 

«) Por. Papce PoUka i Litwa str. 209 i 219. 



- 160 — 

mianowicie po 2 grosze od grzywny. Ale mieszczanie kra- 
kowscy dalecy byli od Dniestru i Dniepru, a wezwanie 
królewskie przyjęli tylko jako nader niemite zaburzenie 
swoich codziennych interesów. Na zgromadzeniu ogólnem 
z Wolanem ad hoc przez radę miejską tak argumentowano: 
sejm uchwali! przecież, że na razie kmiecie ziemiańscy 
mają złożyć tylko po 6 groszy, a w razie potrzeby na 
Św. Michał drugi raz tyle. Otóż i my damy teraz tylko 
po jednym groszu od grzywny, a po drugim dopiero wtedy, 
jeśli ziemiaństwo ponownie złoży. 

Taką uchwałą król był niezadowolony wielce i od- 
powiedział rajcom, że na zjazdach nałożono na mieszczan 
po 4 grosze od grzywny, ale on sam nie życzył sobie 
zbytniego ich obciążenia. Dlatego w radzie królewskiej 
przyjęto tylko po 2 grosze od grzywny — które jednak 
król chce mieć stanowczo. « Skoro widzę was niewdzięcz- 
nych wobec łaskawości mojej — dodał w końcu — to ża- 
łuję, że owych czterech groszy nie przyjąłem*. 

Panowie rajcy zwołali teraz ponownie zgromadzenie 
i doradzali mieszczaństwu, by się nie narażać królowi 
dalszym oporem, tylko przyzwoliwszy dwa grosze od 
grzywny, uzyskać odeń zapewnienie piśmienne, że ów 
drugi grosz starczy już za św. Michał, albo też przy naj- 
bliższym poborze będzie potrącony. Można zresztą i inne 
sprawy miejskie polecić J. K. Mości — a w każdym razie 
«narazić się na gniew Pana naszego najmiłościwszego nie 
jest rzeczą dobrą ». Zrazu nie sprzeciwił się nikt tej ra- 
dzie, ale następnego dnia, skutkiem poduszczenia niezna- 
nych nam bliżej trybunów, przyszło do tego, że zgroma- 
dzenie propozycyę rajców odrzuciło, a oparło się przy 
pierwotnej uchwale. 

Gdy z tą rezolucyą panowie rajcy pojawili się na 
zamku wawelskim, król wywodów ich nawet słuchać nie 
chciał, lecz kazał im precz wynosić się z przed oblicza 
swego. W trzy zaś lub cztery dni potem otrzymali mie- 
szczanie krakowscy groźny pozew przed sąd królewski. 



— 161 — 

Król oskarżał ich: po 1); że nie złożyli ucłiwalonego po- 
datku, co na 12.000 grzywien oceniał, żądając drugie tyle 
tytułem kary; po 2) że przez swój «bunt» inne miasta 
i miasteczka odwiedli od obowiązku kontrybucyi, z czego 
urasta pretensya skarbu do 25.000 — podwójnie wziąwszy 
do 50.000 grzywien; po 3) że nie chcieli dać woźnego do 
ogłoszenia uchwały podatkowej sejmu, za które to odmó- 
wienie porfuszeństwa podpadają karze pieniężnej 50.000 
grzywien. Ogólna suma wynosiła tedy 124, okrągło wziąw- 
szy 125 tysięcy grzywien. Nic nie pomogło oświadczenie 
mieszczan na terminie sądowym, że podatek gotowi są za- 
płacić i że woźnego do ogłoszenia uchwały sejmowej nie 
odmawiali — wyrok zapadł i skazywał Krakowian na za- 
płacenie 125.000 grzywien pieniędzy^). Poczyniono już 
przygotowania celem egzekucyi wyroku. 

Można sobie wyobrazić, jaki popłoch padł na sza- 
nowne zgromadzenie rajców krakowskich. Rzucono się 
czemprędzej do szukania możnych orędowników. Gdy się 
tacy znaleźli w gronie rady królewskiej, pospieszyli mie- 
szczanie krakowscy z ciężkim dzbanem srebrnym, wartości 
100 dukatów przed oblicze królowej, prosząc pokornie 



^) Grzywna pieniędzy zawierała wówczas groszy 48, a złoty 
węgierski czyli dukat liczono po 32 groszy; (Piekosiński O mo- 
necie w Polsce w XIV. i XV. wieku. Rozprawy Akad. krak. Hist. 
IX. str. 213—245) zatem grzywna miała wartość li/s dukata, a 125.000 
grzywien przedstawia wartość 187.500 dukatów. Suma to jeszcze 
większa niż owa, na którą skazano mieszczan krakowskicłi za za- 
bójstwo Andrzeja Tęczyńskiego r. 1461. Wówczas bowiem wyrok 
naznaczał zapłatę 80.000 grzywien. 

Zajmującem jest w cyfrach z r. 1487 oznaczenie, na ile udział 
podatkowy Krakowa, a na ile udział innych miast i miasteczek (za- 
pewne małopolskich, gdyż obie prowincye prowadziły osobne re- 
jestra) obliczano. Obliczenie jest co do Krakowa przesadnem, gdyż 
pobór czyli szos krakowski wynosił tak w XV. jak w XVI. wieku 
zwykle tylko 4000, i to nie grzywien, tylko złotych. Natomiast 
proporcya jest bardzo prawdopodobna, gdyż udział Krakown 
wynosił jeszcze za Batorego Vs część podatku miejskiego całej 
Małopolski wraz z Rusią. Por. Papce Polska i Litwa str. 232. 

P. nPtli 8TUDTA. 11 



— 162 — 

o wstawienie się za nimi dostojnej a wielkim u swego 
małżonka wpływem cieszącej się pani. 

Słowem uczyniono wszelkie możliwe zabiegi, jednakże 
król jakkolwiek odstąpił już od wysokiej kary pieniężnej^ 
to jednak stanął teraz na stanowisku pierwotnej uchwały 
sejmowej t j. żądał zamiast 2, po 4 grosze od grzywny* 
Później zgodził się już na 2 grosze, ale z dodaniem jeszcze 
5000 złotych węgierskich do ogólnej sumy. Nareszcie dał 
się i w tym względzie przebłagać, pod warunkiem, że 
prócz zapłacenia dwugroszowego podatku, wpiszą jeszcze 
mieszczanie krakowscy za ten rok do rubryki honores 
regii nadzwyczajny wydatek w kwocie 600 złotych wę- 
gierskich, na dar dla J. K. Mości. 

Po tych wszystkich kłopotach i strachach, jakich w krót- 
kim czasie zaznali, mogli być jeszcze zadowoleni mieszcza- 
nie, że się na tem skończyło. Pozostawała jednak troska 
o pieniądze na kupienie daru, gdyż i tak małej gotówki 
nie było pod ręką. Podjęto tedy z pieniędzy kościoła Ma- 
ryackiego 400 złotych, stanowiących legat Piotra Szepczą^ 
i 200 złotych, które był niegdyś Gleywicz zapisał, obo- 
wiązując się płacić za to roczny czynsz (procent) w kwocie 
12 grzywien (czyli 18 złotych) i 6 grzywien (czyli 9 zło- 
tych), aż do zwrotu sum pożyczonych^). Otrzymawszy 
pieniądze kupili mieszczanie dwa srebrne dzbany po 100 
a dwa po 200 złotych i pod datą 27 sierpnia 1487 zapi- 
sali ten wydatek w rubryce honores regii. 

Co prawda i ten niewielki wydatek postarali się jak 
najmniej dotkliwym dla siebie uczynić sprytni patrycyusze. 
Oto kupili u swoich: u rajcy Jerzego Mornsteyna, u brata 
rajcy Eustachego Schulcza, u byłego rajcy Jerzego Lange,^ 
aby przynajmniej pieniążki zostały intra familiam ^). Czy 



*) Procent wynosił tedy 41/2- 

*) Rajcami w r. 1487 byli według księgi racłiunkowej, z której 
cały wypadek zaczerpnęliśmy: Johannes Wirszingk, Stanislaus Przed- 
bor, Georgius Mornsteyn, Petrus Salomon, Johannes Scliultz, Dr. 
Johannes Reguli, Stanislaus Schwarcz. — Jerzy Lange bywał rajca 



— 163 — 

kupili drogo czy tanio — trudno osądzić, nie znając ów- 
czesnych cen złotniczych krakowskich. To tylko można 
stwierdzić, że płacąc po 9—10 złotych węg. od grzywny 
srebra w dzbanie zyskiwali między sobą na wyrobie, za- 
pewne niezbyt misternym, przynajmniej drugie tyle. Ma- 
teryał bowiem nie wart był i 5 złotych od grzywny^). 

A jednak, mimo tego wszystkiego, nie tak łatwo przy- 
szło rajcom krakowskim przeboleć ten wydatek. Nawet 
w suchej księdze kasowej wylała się ich żółć na spraw- 
ców całego kłopotu. « Kiedy pospólstwo wprowadziło w błąd 
miasto, zlecili nam rajcom jakimkolwiek sposobem wyjść 
z tej biedy. Umieją dobrze w biedę wprowadzić, lecz wy- 
prowadzić nie umieją. O jakże źle jest iść za zdaniem 
ludzi, którzy więcej mają śmiałości niżli mądrości! Tu 
nikt nie sprowadził miasta na manowiec, jak tylko po- 
spólstwo, lub raczej kilku z niego. Dlatego niechaj to bę- 
dzie nauką na przyszłość, aby nie iść zawsze za zdaniem 
pospólstwa, lecz jeśli złem jest, raczej słusznymi powo- 
dami i namowami sprowadzać je na dobrą drogę. Lecz 
tak się niestety rzadko dzieje »! 

Dar honorowy został królowi oddany, pieniądze po- 
datkowe wpłynęły do skarbu koronnego i poszły wraz 
z innemi na opędzenie kosztów tatarskiej wyprawy Ol- 
brachta. W tym samym czasie, kiedy rajcy krakowscy 
oddawali na Wawelu swe opłakane dzbany, najstarszy 



w latach 1480—1503. Mikołaj Karl, u którego kupiono dzban dla 
królowej, był rajcą w czasie 1499—1507. Por. Kodeks dypl. miasta 
Krakowa (Mon. med. aevi V) Cz. I. str. XXXVIII— XXXIX. 

^) Że wyrób nie był zbyt misternym wnoszę z tego, iż ciągle 
się wówczas z dzbanami srebrnymi spotykamy. Cena krakowskiej 
grzywny (197*68 grm.) czystego srebra wynosiła w r. 1474 (Pieko- 
siński 1. c. str. 219) 5 złotych węgierskich, a gdyby nawet w r. 1487 
była większa, to przecież zważyć jeszcze należy, że w dzbanie nie 
mogło być czyste srebro, tylko mniej więcej XIII próby (^), t. j. 
o V6 tańsze. — Różnica wartości między grzywną srebra a grzywną 
pieniędzy nie będzie dziwiła nikogo, kto zna ówczesne zepsucie 
monety srebrnej. 



— 164 — 

królewicz polski pędził przed sobą przez wyżyny Podola 
gromady łupieskich najezdników. W miesiąc zaś potem 
nadeszła do Krakowa szczęśliwa wiadomość, że w sam 
dzień Narodzenia N. P. Maryi t. j. 8 września zniósł młody 
bohater ze szczętem cały 5-tysięczny oddział Tatarów 
pod Kopystrzynem nad Murachwą*). W całem królestwie 
zarządzono modły dziękczynne, od których rozbrzmiały 
także kościoły stolicy. Może chociaż śpiewając Te Deum 
z okazyi kopystrzyńskiego zwycięstwa, odżałowali mie- 
szczanie krakowscy swój skąpo ofiarowany grosz — a może 
nawet pocieszyli się myślą, że z ich penalnych dzbanów 
wychyli przynajmniej puhar zwycięzca! *). 



*) O zwycięstwie tern, co do którego znane dotychczas re- 
lacye sprawiały wielkie trudności, teraz możemy mieć jasne wyobra- 
żenie z ogłoszonych przez prof. Lewickiego w Codex epist, III. listów 
(Nr. 323 i 324). 

*) Dr. Stan. Kutrzeba w rozprawie swojej Seos królewski 
{♦Przegląd polski* 1900, t. 135, str. 100) zaznacza, że jednak w tej 
sprawie chodziło o coś więcej niż o kieszeń i zwraca uwagę na 
prawną stronę zatargu. Właśnie naówczas dobijali się o to prawo 
Krakowianie, które im Olbracht przywilejem z dnia 8 listopada 1492 
przyznał, aby, ponieważ sejmy stanowią o nich bez nich, tylko 
wtedy byli obowiązani do poboru, kiedy się szlachta łanowego po- 
dejmie — i to w stosunku do łanowego. Stosunek ten tak się przed- 
stawia, że kiedy ziemianie składali po 12 groszy od łanu, wówczas 
mieszczanie płacili po 2 grosze od każdej grzywny swojego majątku, 
szacowanego we wszystkich dobrach ruchomych i nieruchomych. To 
się nazywało szosem królewskim (exactio cimlis). 



z ARCHIWUM AKT DAWNYCH M. KRAKOWA. 

Liber perceptorum et expositoruni 1487'). 

Concessiones. 

Antę festum lohannis Baptiste proxime preteritum 
Serenissimus Dominus Noster Rex nobis et communitati 
insinuayit, ąuomodo in conventioiiibu8 Pyotrkoviensi, Nove 
Ciyitatis et Clodawe inventum et conclusum fuisset, quod 
nos et ceterarum civitatum et opidorum cives exactionem 
dare deberemus a ąualibet marca per duos grossos. Nos 
autem hiis auditis et communitate nostra vocata, eam 
rem tractayimus et gravamen censuimus, quia clamatum 
erat, quod solum kmethones per VI. grossos dare debent, 
et si opus fuerit ad Michaelis VL Ideo nos etiam per 
unum grossum dare voluimus, et si terrigene ad Michaeł 
dederint, nos etiam alium grossum dare yellemus. Cum 



*) z ksiąg rachunkowych miasta Krakowa z XV. wieku, znane 
były dotychczas po roku 1410 tylko roczniki 1431, 1461/2 i 1471. 
(Por. Najstarsze księgi i rachunki m. Krakowa. Manumenta medii 
aevi rV. Cz. 2. str. 226). Obecnie przy naukowem porządkowaniu kra- 
kowskiego archiwum miejskiego, pod kierownictwem Dra St. Krzyża- 
nowskiego, odnalazła się jeszcze ta księga z r. 1487. Drowi Krzy- 
żanowskiemu za uprzejmość i względy mi okazywane w czasie mo- 
ich poszukiwań w krakowskiem archiwtun miejskiem składam ser- 
deczne podziękowanie. 



— 166 - 

huiusmodi responsum bis vel ter Sue Serenitati dedimus, 
Gratia Sua suscipere noluit, sed replicabat, ąuomodo in 
conyentionibus conclusum fuisset, quod de marca IIII. 
grossos debuissemus dedisse, sed Sua Gratia ne homines 
sui gravarentur consentire noluisset — «sed ex quo per 
consiliarios nostros per II. grossos conclussum est, tunc 
illos volo habere», et addidit dicens: «ex quo video vos 
ingratos de benignitate mea tunc doleo, quod IIII. grossos 
non suscepi». Nos videntes huiusmodi indignationem, iterum 
cum communitate habuimus tractatum, que cum a nobis 
consilium petivit, nos consules huiusmodi dedimus com- 
munitati consilium: Ex quo per generałem conventionem 
conclusum est [esset?] per [II. grossos, graviter resistere 
poterimus; et sub indignationem domini nostri gratiosis- 
simi venire non est bonum: demus illos II. grossos tali 
condicione, quod sua Serenitas det nobis litteras, si pro 
festo Michaelis kmetones dabunt, quod ille secundus gros- 
sus nobis defalcetur, aut in prima exactione que fiet ut 
saltem gratiam Regie Maiestatis habeamus et alia nego- 
cia civitas perducat. Quod consilium placuit omnibus. 
Sed ąltera die, nescimus quorum svasu et mała indu- 
ctiono, communitas illud consilium refutavit et stabat 
cum primo responso. Quod cum iterum Dominus Rex 
audivit, indignatus vehementer, et nos de facie sua abire 
mandavit, nec voluit amplius nos audire. Sed tercia aut 
quarta die post hoc citavit nos ad presenciam iudicii et 
consilii sui, inprimis pro eo quod exactionem non dedis- 
semus, quam existiraabat ad XII. M. marcarum et totidem 
dampni, demum quia alias civitates et opida per rebel- 
lionem nostram retinuissemus, quod sibi existimabat ad 
XXV M. marcarum et totidem dampni, Sio, quia noluis- 
semus dare famulum ad publicandum seu proclamandum 
exactionem, quam inobedienciam existimabat ad 50.000 
milia (sic) marcarum. Nos cum ad terminum venisset, 
allegavimus innocenciam nostram, quia iuxta antiquam 



— 167 — 

consYetudinem fuissemus parati dare et existimus aduc, 
et quod bedellum ad proclamandum non denegassemus. 
Que omnia fuerunt vana, sed condempnavit nos in Oentum 
et yiginti quinque millibus marcarum, et super nos voluit 
iam iure progredi et proseąui suum ius. Nos yidentes 
małe cum multis fatigis ad dominam Reginam et alios 
dominos Regni confugimus pro Regis irae mitigacione. Ta- 
men noluit aliter, nisi daremus IIII. grossos, aut debere- 
mus dare 5.000 fi., ut huiusmodi malum extingueremus. 
Domine Reginę dedimus unum cifum argenteum in valore 
100*) florenorum, que cum magna fatiga vix dominum 
nostrum Regem precibus vincebat, tamen non aliter, nisi 
quod daremus sibi munus pro 600 fi., quod emimus, ut 
infra in rubrica honores Regii etc. Et ideo ad solvendum 
huiusmodi cifos inprimis recepimus a pueris olim Petri 
Schepcz 400 florenos, quos ad erigendum altare dedit in 
testamento et dominum Casper presentare iussit, a quibus 
debemus dare Xn. marcas census annuatim in vim reem- 
cionis, ut patet in suis litteris. Demum recepimus 200 
florenos in auro de pecuniis ecclesie, quos olim Gley- 
wicz dedit pie memorie, de quibus eciam ecclesie dabi- 
mus VI. marcarum censum, quousque solveremus huius- 
modi censum. O quam malum est sequi homines, qui 
plus habent protervie quam prudencie. Hic nuUus se- 
duxit civitatem nisi communitas aut pauci forsitaa Ideo 
sit amplius cautum non semper 8equi consilium com- 
munitatis, sed si malum est, melius est eos bonis ra- 
cionibus et persvasionibus in viam meliorem ducere; sed 
raro fit etc 



Regii honores. 

Item f. n. post Bartholomei ("Is) honoravimus do- 
minum nostrum Regem cum quattuor cifis argenteis. Unum 



') Poprawione z 90. 



— 168 — 

habuit XL marcas minus VII. scotis^); marca p. IX. fL, 
facit 91 fi. IX. gr. Solvimus Eustachio Schulcz. Se- 
cundum habuit X. marcas VIII. scotos; per X. fi. mar- 
cam, facit 103 fi. Solvimus dno. Georgio Lange. Item alii 
duo magni habuerunt 41 marcas argenti minus X. scotis; 
ąuamlibet marcam per X. fi., facit 405 fi. Solvimus dno. 
Georgio Mornsteyn cum paratis florenis omnibus, quos 
recepimus ad censum primo a pueris Petri Schepcz 400 
fi., et ab ecclesie pecuniis 200 fi. Quibus]| condicionibus 
et propter quas causas huiusmodi munera cum consensu 
communitatis domino nostro Regi dedimus, est scriptum 
supra in isto libro in rubrica concessionum. Postąuam 
communitas duxit civitatem in errorem, commiserunt no- 
bis consulibus, ut quocunque modo possemus de huius- 
modi mało exire. Sciunt bene inducere, sed educere ne- 
sciunt etc. 

* 



Przedtem jest jeszcze notatka, że dzban dla królowej 
kupił rajca Jan Schulcz u Mikołaja Karl za 100 fi. na 
wypłatę ratami. Byli rajcy przygotowani na dalsze ewen- 
tualne wydatki na prezenty, lecz to wystarczyło. 

Cały rachunek naszej księgi kasowej nie jest do- 
kładny, i tak się powinien przedstawiać: 

11 — ^24 X 9 = 96 »/jj4 fi. zamiast 91 ^/g, 
10 + «/24 X 10 = 103 8/24 fi. ^ 103 
41 — "/24 X 10 = 405«Q/24 fi. ^ 405 

605"/24 fi. » 599»/82. 

Błędy w drugiej i trzeciej pozycyi polegają tylko 
na opuszczeniu ułamków, natomiast w pierwszej pozycyi 
jest błąd znaczniejszy. Musi on leżeć jednak nie tyle 



*) Szkot jest 1/24 grzywny. 



— 169 — 

• 

W ilorazie^ ile w czynnikach mnożenia, gdyż iloraz księgi 
rachunkowej bardziej się nadaje do ogólnej sumy (600), 
niż iloraz poprawny. Przypuszczamy tedy, że zamiast: 
minus VIL scołis, ma byó: minus XVIL scotis; a wówczas 
iloraz przedstawiałby kwotę 92"/j4, t j. należałoby znowu 
tylko odtrącić ułamek. 



« • » 



KANDYDATURA 



FRYDERYKA JAGIELLOŃCZYKA 



NA BISKUPSTWO WARMIŃSKIE 



0489—1492). 



«Non moyet me etenlm utilltas filii ez 
ecclesia consequenda, sed mihl curae est pax 
domlniorum meorum hoc tempore dum ad- 
yersus paganos bellum gero». 

Kaaiinierz IV. do Innocentego VIII. 

Wstęp. 

Rok 1466 wrócił Polsce po krwawym 13-letiiim boju 
pradawne jej Boleslawowskie jeszcze dzielnice ^), od Chelnma 
po Gdańsk, lecz w jakże zmienionej postacil W tych kra- 
jach, gdzie dawniej brzmiała li mowa polska i mowa pru- 
ska, rozwielmożnil się szeroko i gęsto język niemiecki; 
rozlegał się tam, gdzie właściwie życie społeczne najsil- 
niejszem uderza tętnem, gdzie i ruch umysłowy i prze- 
mysł i handel znajduje swoje ognisko — w miastach: To- 
runiu, Elblągu i Gdańsku; brzmiał w ustach urzędników 
kraju od gubernatora zacząwszy, a na lichym pisarku 
przy radzie miejskiej pierwszej lepszej mieściny skończyw- 
szy, panował i w kościele i w szkole. A słowo polskie 
z rzadka tylko w mieście słyszane, chronić się musiało 



*) Zaraz na wstępie tej rozprawy winien jestem oświadczyć, 
źe wszystek materyat z archiwum biskupiego frauenburskiego po- 
chodzący, zawdzięczam łaskawej uprzejmości wielebnego księdza 
kanonika warmińskiego Piotra Karola Wolky, sekretarza 
tegoż archiwum, który mi recesy odnośnych sejmów prowincyonal- 
nych pruskich i relacye poselstw w wyciągach, a umieszczony przy 
końcu tej rozprawy list J. Olbrachta do Łukasza Wutzelrode w do- 
słownem brzmieniu nadesłał. 



— 174 - 

przed nowym przybyszem tam, gdzie najdłużej utrzymują 
się starodawne zwyczaje i tradycye — na wieś, aby prze- 
chować się na lepsze czasy w ustach ludu i szlachty. Już 
nawet inaczej ochrzczona była ta dzielnica — straciła 
ją Polska jako ziemię chełmińską i pomorską, a odzyskała 
jako Prusy. Cóż więc dziwnego, że utworzone w tej mie- 
rze pokojem toruńskim stosunki, wyglądały raczej na unię 
dwóch obcych ludów, niż na powrót jednej prowincyi 
w ten związek państwowy, z jakiego gwałtem została 
wyrwana. . 

W istocie samorząd Prus był zupełny, a związek z resztą 
państwa prawie żaden. Administracya odrębna z gubernato- 
rem, który raczej był rządcą kraju, na czele; sądownictwo 
osobne, całkiem inaczej zorganizowane jak w Polsce; du- 
chowieństwo od biskupów aż do braciszków zakonnych 
niemieckie. To samo spostrzegałeś i w innych oddziałach 
zarządu państwowego. Dochody z Prus szły głównie na 
cele pruskie, a nawet na taką wojnę, jak wojna przeciw 
Turkom i Tatarom, zaledwie zdołano stąd uzyskać za- 
siłek pieniężny. O pomocy zaś wojskowej we wspólnych 
potrzebach państwa ani słyszeć nie chcieli Prusacy, do- 
wodząc, że Korona jest wprawdzie zobowiązaną do ich 
obrony, lecz wcale nie na odwrótl Skoro zaś zdarzyła się 
potrzeba układów z którymś ze sąsiadów od strony pru- 
skiej, a przez to interesa pruskie w pierwszej linii w ra- 
chubę wchodziły, wówczas nie chcieli nowi ci obywatele 
Rzeczypospolitej nawet dopuścić do komisyi mieszanej z de- 
legatów Korony i Prus, żądając zupełnego oddania sprawy 
wyłącznie w ich ręce. W ten sposób więc wszystkie wła- 
dze państwowe, tak tyczące się polityki wewnętrznej jak 
i zewnętrznej, swoje odrębne miały urządzenia i składały 
się razem na utworzenie państwa w państwie. Jedynym 
węzłem, łączącym Polskę z Prusami był król, a i ten 
król zobowiązany był w myśl przywilejów tamtejszych 
załatwiać wszystkie sprawy pruskie jedynie z radą 
pruską; a jeżeli zajętym będąc w innej stronie państwa. 



— 176 — 

wyręczał się posłami^ to posłowie ci rzeczywiście nie wiele 
większe mieli na prowincyonalnych sejmach prawa, «iak 
wszyscy inni obcy, zagraniczni delegaci*. Czegóż więcej 
potrzeba do zdefiniowania unii osobistej?^). 

Rzecz jasna, że podobne stosunki w żadnem państwie 
długo trwać nie mogą, że nawet trwać nie mogły w owej 
wolnomyślnej Polsce, która nigdy nie ciemiężyła obywa- 
teli innego języka, gdzie aż do ostatniej chwili na Rusi 
był równouprawnionym językiem urzędowym obok pol- 
skiego i łacińskiego język ruski, a w Prusiech niemiecki. 
I król Kazimierz był o tej potrzebie większej centraliza- 
cyi Prus z Koroną silnie przekonany; ba nawet dążenie 
do tego było od czasu pokoju toruńskiego główną kie- 
runkową całej jego wobec Prus polityki. Rozpoczął 
zaś działanie swe przeciw autonomii pruskiej od tych 
czynników życia publicznego, których pozyskanie dawało 
mu pewną i trwałą podstawę do wszelkich dalszych ope- 
racyi, zaczął, krótko mówiąc od urzędników administra- 
cyjnych i duchowieństwa, by z czasem zaczepić tęże 
autonomię pruską na wszystkich punktach. Droga przez 
króla wybrana była zapewne racyonalną — dawni straż- 
nicy swobód pruskich mieli się przemienić w organa jego 
woli, a cały wpływ moralny i umysłowy duchowieństwa, 
tego średniowiecznego duchowieństwa, w którego ręku była 



*) Na następujących kartach znajdą się dostateczne na umo- 
tywowanie tej charakterystyki szczegóły. Por. mianowicie poniżej 
oświadczenia Prusaków na zjazdach: tczewskim z 26 kwietnia 1489 
i grudziądzkim z 21 września 1491. Odrębną organizacyę sądow- 
nictwa charakteryzują dobrze skargi Prusaków w Wilnie r. 1492. 
(Schutz Wahrhaffte und dgentliche Beschreibung der Lande Preussen, 
Leipzig 1599, str. 393, a), że starostowie królewscy mieszają się do 
ich sądów ławniczych (Schoffengerichte), Por. też Th. Hirscha Die Auf- 
hehung des Gubematoramtes in Preussen w Scriptores rer. Pruss. IV, 
690 — 692. Z nowszych prac Akłen der Stdndetage Preussens kónigl. An- 
teils. Bd. I. herausg. v. Thunert (przedmowa). Bilr M. tJher die Ge- 
richte Preussens zur Zeit d. pol, Berrschaft (Ztsft. d, westpreuss, Gesch, 
vereins. Heft 47). 



— 176 - 

i wiedza i szkoła, miał ich czynność posiłkować, być zna- 
komitem uzupełnieniem ich pracy, ich dążności. Toż sami 
Prusacy spostrzegli się niebawem, że wielkie ich swo- 
bodom grozi niebezpieczeństwo i zaciętym stanęli prze- 
ciw zamysłom królewskim oporem, zawiązując w Toruniu 
r. 1485 związek, czyli pewien rodzaj konfederacyi ku 
obronie przywilejów. Wywiązała się walka długa i upor- 
czywa, z której w końcu wyszedł zwycięzcą nasz Kazi- 
mierz i zebrał sam lub zostawił w spuściźnie potomkom 
owoce swojej pracy. 

Przypatrzmy się teraz bliżej owej pokojowej kam- 
panii królewskiej przeciw Prusom w obu powyżej zazna- 
czonych kierunkach. Zaledwie pół roku minęło od za- 
warcia pokoju, kiedy uczyniono ze strony polskiej pierwszy 
stanowczy krok. Na sejmie, w maju r. 1467 w Piotrkowie 
zebranym, zaprowadzono i w Prusiech, przyjęty w całem 
państwie podział polityczny na województwa, kasztelanie 
i starostwa, a najważniejsze z tych urzędów oddano w ręce 
pewnych stronników królewskich. Godność zaś « guberna- 
tora » Prus zniesiono, a natomiast mianowano każdorazo- 
wego wojewodę malborskiego, wówczas Scibora Baysen, 
naczelnym starostą ziem pruskich, capiłanetis Prussiae ge- 
neralis, zupełnie analogicznie do stosunków w Koronie i na 
Kusi, gdzie np. staroście lwowskiemu przysługiwał tytuł na- 
czelnego ziem ruskich starosty. Wprawdzie ze zmianą 
imienia, nie zmieniła się zaraz istota rzeczy, i « starosta 
naczelny Prus», wykonywał jeszcze długo dawniejsze czyn- 
ności namiestnika — ba nawet zwany był przez swych 
ziomków po dawnemu « gubernatorem », ale powoli wkole- 
jała się przecież pruska machina rządowa w nakreślone 
przez króla tory. Urzędy przybierały coraz bardziej cha- 
rakter polski — nasamprzód w graniczącem z Polską 
województwie chełmińskiem, później zaś i w innych; aż 
wreszcie udało się Polakom przy wzrastającej coraz bar- 
dziej niezgodzie wśród Stanów pruskich zniszczyć de facto. 



— 177 — 

zniesiony już de jurę urząd gubernatorski — to palladium 
samóistności pruskiej *). 

Tak samo długo, a może nawet dłużej i uporczywiej 
toczyła się walka o otworzenie żywiołowi polskiemu przy- 
stępu do godności duchownych — mianowicie najwyż- 
szych ~ w Prusiech. I tu zaczęło się od ziemi chełmińskiej 
zamieszkałej przeważnie przez ludność polską. Jeszcze przed 
pokojem toruńskim, został Winc. Kiełbasa tamże biskupem 
i odtąd z jedną tylko przerwą Stefana Neidenburg, (1480 
—1495) dzierżyli pastorał w Chełmnie Polacy, lub wy- 
bitni stronnicy Korony. Za przybyciem Winc. Kiełbasy — 
skarżyli się Prusacy — stała się z czasem i kapituła 
polską i nie została żadna inna szkoła niemiecka w Pru- 
siech, prócz szkoły warmińskiej*). W tej Warmii bowiem, 
gdzie ludność polska była w mniejszości — utrzymał się 
najdłużej żywioł niemiecki w wyłącznem posiadaniu urzę- 
dów i godności, tu walka wrzała najdłużej i najzacięciej, 
tu bowiem stanął po stronie opozycyi taki sprzymierzeniec — 
jakim był naówczas jeszcze Rzym. Obsadzanie stolic bi- 
skupich zależało wówczas, albo od wyboru kapituły, albo 
od decyzyi stolicy apostolskiej; władza zaś świecka nie 
miała żadnego w tym kierunku wpływu. O uzyskanie ta- 
kiego wpływu toczył Kazimierz od początku panowania 
swego ze stolicą apostolską spór ciągły i konsekwentny. 
Był to obok polityki pruskiej drugi przewodni kierunek 
jego rządów. W r. 1450 przeparł Jana Gruszczyńskiego, 
przeciw kortezanowi Lasockiemu na biskupstwo kujaw- 
skie, w r. 1463 tegoż samego Gruszczyńskiego, przeciw 
Lutkowi z Brzezia kandydatowi kapituły, i Jakubowi 



') Organizacja sądownictwa pod wpływem polskim nastąpiła 
1469. Hirscłi 1. c. (Ss. rer. Pr. IV, 690—2). 

•) Por. spisy dostojników polskich w Niesieckim. Skargi Pru- 
saków o polonizowanie biskupstw na zjeździe grudziądzkim 27 maja 
1492: patrz niżej. Przykładem podobnej polityki króla wobec ducho- 
wieństwa zakonnego jest fakt przytoczony u Jana z Komorowa 
w Archiv. f, ósł. Gesch. t. 49, str. 355. 

K PAPCE: ITUOTA 12 



— 178 — 

z Sienna, kandydatowi kuryi, na biskupstwo krakowskie; 
w latach 1467 — 1479 w podobnym celu prowadził formalną 
wojnę przeciw mianowanemu przez papieża biskupowi 
Warmii Mik. Tungen — że już inne pomniejsze spory prze- 
milczę ^). Wynikiem tej ciągłej walki, która wiele krwi — 
jeśli już nie kosztowała — to pewnie napsuła, było, że 
już Sykstus IV. (1471—1484) królowi prawo prezenty na 
niektóre poszczególne probostwa i kanonie w dyecezyi 
gnieźnieńskiej i krakowskiej ustąpił, a następca jego, Inno- 
centy Vin (1484 — 1492), to prawo do pewnej oznaczonej 
liczby posad duchownych przy 6 głównych katedrach Pol- 
ski rozszerzył*). Z tem wszystkiem chodziło tu zawsze 
tylko o posady niższe, nigdy jednak nie zrzekła się stolica 
apostolska ani na jotę praw swych co do stolic biskupich — 
najmniej zaś co do Warmii, gdzie tych praw najłatwiej 
a przeto najdłużej bronić było można. W Polsce bowiem^ 
gdzie naród stanął po stronie króla, doszedł ten niebawem 
do faktycznego — choć nie prawnego — wpływu na obsa- 
dzanie biskupstw; w Warmii jednak stało się przeciwnie: 
tu ludność niemiecka stanęła za papieżem a przeciw kró- 
lowi, tu tedy papież swoje prawa — ewentualnie prawa 
kapituły — najdłużej w całości utrzymać zdołał. W ten 
sposób tedy jako się na gruncie warmińskim zetknęły dwa 
kierunki przewodnie rządów Kazimierza — jego polityka 
pruska i polityka rzymska — tak tu też obie opozycye 
podały sobie rękę do wspólnej a skutecznej obrony — 
a zwycięstwo powagi królewskiej — zwycięstwo polskiej 
idei państwowej w tym razie — przewlekło się po za krea 
rządów i życia Kazimierza. 

Otóż ten właśnie spór warmiński z przytoczonych 
dopiero powodów najciekawszy może ustęp z walki cen- 
tralizacyjnej Kazimierza przeciw Prusom w niniejszym 



*) Zeissberg Poln, Gescłiiehłschreibung des MitłelcUters 214, 226 et 
8eqq. — Por. też uw. 6. 

*) Theiner Monumenta PoUmiae etc. 228, 241. 



— 179 — 

szkicu przedstawić zamierzam. Ale nie cały przebieg 
sprawy, — znowu tylko jeden ustęp — należy mi przeto 
temat mój jeszcze bliżej ograniczyć. Spór bowiem warmiń- 
ski przeszedł trzy stadya rozwoju. Hasłem jego była śmierć 
Pawła Legendorfa, pierwszego biskupa warmińskiego, który 
się poddał Polsce r. 1467. Kapituła i papież popierali Mi- 
kołaja Tungena — król Winc Kiełbasę a później Andrzeja 
Oporowskiego. Przyszło do wojny, w pruskich źródłacłi 
«der Pfaffenkrieg» zwanej, w której w. mistrz krzyżacki 
Marcin Truchsess i stary wróg Kazimierza węgierski Ma- 
ciej stanęli po stronie Tungena. Wobec tych trudnych oko- 
liczności zmuszony był król do ustępstw — przyrzekł 
uznać Mikołaja, jeśli ten mu się podda i publicznie go 
przeprosi. Przybył tedy Warmińczyk na sejm piotrkowski 
w r. 1479, uczynił zadość żądaniom królewskim, przysiągł 
na wierność, wyrzekł się stosunków z mistrzem i z Macie- 
jem i przyrzekł w dokumencie traktatu w swojem i ka- 
pituły imieniu, że ta ostatnia po jego śmierci innego nie 
wybierze biskupem, jak tylko tego który będzie «miłym» 
królowi To stało się punktem wyjścia do drugiej walki, 
która ze śmiercią M. Tungen r. 1489 wybuchła; wskutek 
mianowicie wyboru Łukasza Watzelrode ze strony kapi- 
tuły warmińskiej przeciwko kandydatowi królewskiemu — 
własnemu synowi Kazimierza — Fryderykowi. Tę blisko 
czteroletnią walkę właśnie przedstawić zamierzam. Trzecie 
stadyum sporu i zwycięskie jego dla strony polskiej za- 
kończenie przypada już na czas rządów Zygmunta I, na 
czas najbliższego wakansu biskupiego w Warmii, po śmierci 
wspomnianego biskupa Łukasza w r. 1512*). 

Zdaje mi się, że tym sposobem wprowadziłem « kan- 
dydaturę Fryderyka Jagiellończyka na biskupstwo war- 
mińskie » jako drugie stadyum sporu warmińskiego — sta- 



Ss. rer. Prusa W, 676—689; Zeiłsehrift fOr Gesek. u. AUer- 
ihunuikundć Ermlands herausg. v. Eichhom I, (Mainz 1860) str. 166 etc 
(artykuł wydawcy Die ermL BischofiwahUn). Traktat piotrkowski 
z r. 1479 u Dogiela IV, 182—184). 

12* 



— 180 — 

nowiącego znowu ustęp z dziejów centralizacyi Prus z Ko- 
roną polską — w należyty związek historyczny i pragma- 
tyczny, i stanąłem na tem stanowisku, z jakiego jedynie 
cała sprawa winna być badana i sądzona. Podsuwanie bo- 
wiem Kazimierzowi celów dynastycznych, albo osobistych, 
np. chęci wyposażenia syna, lub prywatnej nienawiści, 
do Łukasza Watzelrode — mija się w mojem przekonaniu 
z prawdą, co najmniej zaś wysuwa podrzędne moty wa na- 
przód zamiast głównych*). 



Przebieg sporu. 

Mikołaj Tungen uznany przez króla Kazimierza po 
zawarciu traktatu piotrkowskiego biskupem warmińskim 
sprawował odtąd w spokoju obowiązki swego urzędu je- 
szcze przez lat dziesięć. Troska jednak o utraconą, skut- 
kiem ograniczenia wolnego dotychczas wyboru biskupów, 
niezawisłość warmińską, nie dawała mu chwili spokoju; 
ciągle przemyśliwał nad zrzuceniem, lub ominięciem cięż- 
kich zobowiązań traktatu piotrkowskiego. Wszakże i tak 
papieże nie dali swej sankcyi temu układowi, owszem Inno- 
centy VIII, potwierdził r. 1488 Warmii, jako dyecezyi ob- 
jętej konkordatem niemieckim, dawne prawo wolnego wy- 
boru. W spółce tedy z Rzymem, zdała zaś od wszelkiego 



') Piei^vsze przypuszcza Schiitz niem. 398a: «Der Hader mit 
dem Bisthumb Heilsberg... ward auch bald gestillet, nachdem... Fri- 
dericus... Ertzbischoff in der Cronen geworden und also das Crako- 
wische und Ertzbisthumb zugleich hette u. derowegen das Ermlan- 
dische wenig achtete*. Także Hirsch Ss. r. Pr. IV, 776 uw. 2. «Der 
konig fand es geratheiier, zumal nachdem er dem Prinzen Friedrich 
das Bisthum Krakau ertheilt hatte, in der ErmlRndischen Sache 
steillschweigend nachzugeben». Ale Fryderyk otrzymał biskupstwo 
krak. r. 1488, na warmińskie zaś kandydował dopiero r. 1489. Z dru- 
giej strony znowu Eichhorn Ztsft. f. Gesch, Erml, I. 175 przypuszcza 
osobistą nienawiść: «Kasimir groiitje dem Bischof bis zu sei- 
nem Tode». 



— 181 — 

wpływu polskiego postanowił Mikołaj załatwić sprawę na- 
stępstwa w Warmii. Dnia 31 stycznia 1489 zlał przeto na 
wydelegowanycli do Rzymu 2 kanoników pełnomocnictwo 
zrezygnowania w swojem imieniu z godności biskupiej, na 
rzecz bawiącego wówczas właśnie na dworze papieskim 
Toruńczyka Łukasza Watzelrode, warując sobie tylko 
dożywotne utrzymanie. W dwa dni zaś przedtem (29 sty- 
cznia) przeznaczył w testamencie swoim 5000 dukatów 
na cel uzyskania konfirmacyi w Rzymie, 10.000 dukatów 
zaś zapisał kapitule swojej «na przyszłą obronę praw i swo- 
bód kościoła». Wkrótce potem — 14 lutego — zakończył 
nagle biskup Mikołaj życie w Heilsbergu, zanim się jeszcze 
obaj posłowie jego do Rzymu wybrali*). 

Ale kapituła warmińska postąpiła sobie zupełnie w myśl 
nieboszczyka. Z gorączkowym pośpiechem przeprowadzono 
wybór następcy — zanim jeszcze wieść o wypadku do 
Krakowa dolecieć zdołała. Zaledwie pogrzebano zwłoki 
ostatniego biskupa — w 3 dni po śmierci — już zebrała 
się kapituła na przedwyborczą naradę i uznawszy jedno- 
myślnie potrzebę niezwłocznego wyboru, naznaczyła na 
spełnienie tego aktu najbliższy czwartek — dzień 19 lu- 
tego. Był to najbliższy możliwy termin; bo według praw 
kościelnych musi między śmiercią biskupa, a wyborem 
jego następcy upłynąć dni przynajmniej sześć; — najbliż- 
szy możliwy termin — ale i to tylko według rzymskiego 
sposobu liczenia: włączając i dzień 14- ty i dzień 19- ty lu- 
tego w rachubę. W oznaczony • dzień zebrali się kanonicy 
w liczbie 13- tu (3-ch nie było naó wczas w kraju), po uro- 
czystem wezwaniu Ducha św. w sali kapitulnej, zarzą- 
dzono głosowanie i okazała się jednomyślna za Łukaszem 
zgoda. Skrutatorowie ogłosili tedy wynik wyboru, a zgro- 
madzony w kościele lud dowiedział się o nim z ust pro- 
boszcza kapituły. W ten sam dzień wystawiono jeszcze 
akt wyboru i wydelegowano proboszcza gutstadzkiego Bal- 



>) PasłaralblaU f. d. JDtócese Ermland IX, 1877, p. 117. 



— 182 — 

tazara Stokfisch tudzież kanonika Andrzeja y. Cleet^ do 
wręczenia go wespół z bawiącym w Rzymie kanonikiem 
Kasprem Velkener papieżowi, celem uzyskania jego po- 
twierdzenia *). 

Wiadomość o śmierci biskupa warmińskiego prawie 
równocześnie przybyła do Krakowa wraz z wiadomością 
o dokonanym już wyborze jego następcy. Można sobie 
wyobrazić oburzenie króla na takie pogwałcenie traktatu 
piotrkowskiego, zwłaszcza jeżeli się zważy, że nie tylko 
ani na włos od uzyskanych przed 10-ciu laty praw ustąpić 
nie myślał, lecz owszem, całkiem pozytywnie zużytkować 
je zamierzał. Jeszcze bowiem za życia Mikołaja Tungen 
porobił był w Rzymie odpowiednie kroki celem uzyskania 
Warmii przy najbliższym wakansie dla najmłodszego syna 
swego Fryderyka, sprzymierzeni zaś z nim cesarz rzym- 
ski i król czeski także tę sprawę listownie popierali — 
tak, że papież dobrą czynił nadzieję pomyślnego jej zała- 
wienia *). 

Jeżeli teraz nasunie się pytanie, czy Kazimierz syna 
swego dlatego na biskupstwo warmińskie popierał, aby mu 
zapewnić stosowne opatrzenie, a więc w widokach prywa- 
tnych, to musimy je stanowczo zaprzeczyć. — Fryderyk 
bowiem już był zaopatrzony i to daleko lepiej zaopatrzony, 
od poprzedniego mianowicie roku (1488), w którym po 
śmierci Jana Rzeszowskiego ') został biskupem krakowskim 
wybrany i od papieża zatwierdzony. Głębsze, wyższe cele 



V Eichhom 1. c. opisuje wybór całkiem szczegółowo. 

') List Kazimierza do Inn. VIII, z 26 lipca 1489; Szujski 
et Sokołowski: Godex epistoł, saec. XV. str. 293 — 5 ("Mon. med, aev%, 
hist. II). 

*) Jan Rzeszowski umarł według Acta actorum capituli Orać. 
(rękopis w arch. kap. kr.) fol. 192a po krótkiej ctiorobie dnia 28 
stycznia 1488, a pocłiowany został 31 stycznia w kat kr. — Mie- 
cłiowita i Wapowski nie mają ty cli dat; data wyboru Fryde- 
ryka przez nich podana (13 kwietnia 1488) zgadza się z Acta acto- 
rum cap. 



- 183 — 

polityki króla charakteryzują nam jasno i dobitnie własne 
jego słowa w liście do papieża Innocentego VIIL «Nie po- 
rusza mnie korzyść syna mego z uzyskania katedry, ale 
troską mi jest pokój w krainach moich teraz kiedy przeciw 
poganom bój staczam » ^). Otóż nie o co innego tu chodziło, 
jak o to samo, co miał Kazimierz na myśli, kiedy niegdyś 
W. Kiełbasę a potem A, Oporowskiego na stolicę biskupią 
w Warmii prowadził. Chodziło tu o zdobycie dla idei pań- 
stwowej polskiej jednego z ognisk, jednego z najsilniejszych 
stanowisk niezawisłości pruskiej, boć biskup warmiński 
był przewodniczącym na sejmie prowincyonalnym pru- 
skim. Nadto stanowisko to mogło być użyte jako ciągła 
strażnica przeciw niepewnemu zawsze krzyżactwu, — 
wiemy bowiem, że Warmia klinem wciska się między dzie- 
dziny Zakonu. Że zaś król właśnie syna swego, a nie 
którego z dygnitarzy polskich na biskupstwo warmińskie 
przeznaczył, to miało swą dobrą przyczynę w tem, że ta- 
kim jedynie sposobem można było uniknąć konfliktu z przy- 
wilejem pruskim, warującym tę godność wyłącznie dla 
krajowców. W przekonaniu bowiem Kazimierza, które pó- 
źniej także w pięknych słowach wyraził Zygmunt: człon- 
kowie rodziny królewskiej są wszędzie tam indygienami 
dokąd sięga berło królewskiej władzy — liczą się zarówno 
do narodu polskiego, jak do Litwinów, do Prusaków, do 
Rusi*). Zaiste godne Jagiellonów słowo! 

Czy zamiary królewskie nie sięgały jeszcze dalej, 
poza Warmię? I talde pytanie jest uprawnione. Nasunął 
zaś nam to pytanie następujący ustęp z rad Kalimacha •): 



*) Wspomniany list Kazim. do Inn. Vni, (Ood, epl, 293). 

■) Por. konferencyę posłów pol. z kapitułą warm. w Bmns- 
berdze 2 kwietnia 1489; także Eichhorna 1. c. 

■) Sądzę, że prof. Dobrzyński (w rozprawie o sejmach za J. 
Olbr. i Alex.) za daleko się posuwa uważając rady Kallimacha za 
czysty produkt dowcipu szlacheckiego z XVI w., za paszkwil na po- 
litykę Zygmunta i Bony. Ręce XVI. wieku i późniejsze wiele się 
zapewne przyczyniły do dzisiejszego brzmienia rad Kallimachowych, 



— 184 — 

« Fryderyka brata dla utwierdzenia Prusów staraj się też 
wsadzić. Wszak się daje słyszeć, że po śmierci mistrza 
pruskiego chcą go cerłis conditionibus wziąć; a osadziwszy 
condiłie zaś obrócić jako chcieć ». Jeżeli tak, to biskupstwo 
warmińskie było tylko jednym stopniem naprzód w dążeniu 
do wiele dalej sięgających celów. W nowszych czasach 
rady Kallimacha zyskują coraz więcej kredytu, w tym 
zaś wypadku otrzymują zdumiewające potwierdzenie 
w aktach urzędowych współczesnych. Kiedy przy końcu 
roku 1490 wyprawiał cesarz Fryderyk posła swego, Łu- 
kasza Sniczer do króla Kazimierza, aby go skłonić do co- 
fnięcia kandydatów Jagiellońskich na Węgrzech, obiecy- 
wał prócz innych korzyści «także innego (syna królewskiego) 
w. mistrzem Zakonu niemieckiego w Prusiech uczynić, albo 
osadzić go na jakiemś dobrem biskupstwie*. Otóż jest je- 
dnolita myśl przewodnia w polityce króla, chociaż się 
w rozmaitych kierunkach przejawia — a jest nią zamiar 
« utwierdzenia Prusów ». 

Natychmiast tedy po otrzymaniu wiadomości z War- 
mii poczynił król w silnym zamiarze przeprowadzenia 
swoich zamysłów odpowiednie kroki, a to nasamprzód 
w dwóch kierunkach. Sprawa jego przedewszystkiem za- 
stąpiona być musiała w Rzymie, gdzie się właśnie roz- 
strzygać miała kwestya prawomocności ostatniego wyboru 
i w Warmii, której potrzeba było w energiczny sposób 
przypomnieć zobowiązania ostatniego traktatu. Do Rzymu 
posłany został notaryusz królewski ks. Jan Brandis z pi- 
smem królewskiem, w którem pod datą 2 marca 1487 przy- 



ale że pewne ich minimum rzeczywiście do tego, którego imię noszą, 
odnieść należy, to mi dlatego zdaje się prawdopodobnem, że: raz 
rady odnoszące się do polityki zewnętrznej (co do Prus i Woło- 
szczyzny) taką zdradzają znajomość celów polityki Kazimierza Jag, 
i pierwszych dwu jego następców, jaka wiekowi XVI. (np. Krome- 
rowi, Bielskiemu) już nie była właściwa; powtóre zaś, że i co da 
polityki wewnętrznej wiele zawierają takich myśli, które wiekowi 
XV. wcale nie były obce i nawet już pierwej przez J. Ostroroga 
podniesione. Por.: Papce: Polska i Litwa str. 375. 



185 



pominął Kazimierz papieżowi obietnicę daną Frydery- 
kowi ^). Do Warmii zaś wyprawiono: marszałka dworu Ra- 
fała z Leszna i Jana Lubrańskiego, członka kapituły kra- 
kowskiej. 

Dwaj ostatni posłowie podążyli, opuściwszy w mie- 
siącu marcu, w każdym zaś razie po 24-tym lutego, Kra- 
ków *), przez Prusy do Brunsbergii (Braunsberg). W Pru- 
siecłi odbywał się właśnie sejm krajowy, zwołany do El- 
bląga na dzień 15 marca przez komisarzy królewskich 
Mik. Działyńskiego, starostę inowr. i Zbigniewa z Tęczyna, 
podkomorzego krak., tudzież starostę Malborskiego, celem 
uzyskania pomocy pieniężnej na zamierzoną już od kilku 
lat wyprawę przeciw Turkom. Ponieważ jednak przedsta- 
wiciele Warmii, zrażeni nieformalnością zaproszenia ze 
strony komisarzy królewskich, już na zjazd wcale nie 
przybyli, a oprócz tego i zgromadzenie było bardzo nie- 
liczne, więc mimo dość przychylnego dla przedłożeń kró- 
lewskich usposobienia, do uchwały przyjść nie mogło 
i sprawa poszła w odwlokę aż do najbliższego zjazdu, 
który w dniu 29 kwietnia w Tczewie (Dirschau) odbyć 
postanowiono. Posłowie nasi do Warmii dążący, znosili się 
wprawdzie z dygnitarzami pruskimi, ale sprawy warmiń- 
skiej nie przedłożyli, w czem postąpili sobie całkiem ta- 
ktownie i rozsądnie, albowiem na pomoc Prusaków w tej 
mierze liczyć wcale nie było można. Owszem zgotowałoby 
takie ich postępowanie owym komisarzom królewskim^ 
w kwestyi podatków przedtem posłanym, nowe trudności. 
Należało przedewszystkiem próbować, czy się rzecz w sa- 
mej Warmii załatwić nie da, a nie podnosić jej do roz- 
miaru kwestyi pruskiej *). 



>) Roczniki T. P. N. Pozn. XIX, nr. 35. 

•) W oda actor, cap. Cr, fol. 200 a. wspomniany jest Jan Lubrań- 
ski jeszcze 24 lut. jako obecny na posiedzenia kapituły. 

•) O zjeździe elbląskim por. Weinreicha (Ss. rer. Pr. IV, 773). 
Nieformalność zaproszenia Warmian polegała według wyjaśnienia 
przez nicli samycli na najbliższym zjeździe w Tczewie (26 kw.) 



— 186 - 

Dnia 2 kwietnia przemawiali już posłowie królewscy 
do zgromadzonej w Brunsberdze kapituły warmińskiej. 
Król czuje się obrażonym postępowaniem kapituły, że wy- 
bór przeprowadziła z niezwykłym w takich razach po- 
śpiechem, bez poprzedniego uwiadomienia i przyzwolenia 
królewskiego, jak się to w całem państwie polskiem za- 
chowuje i jak tego traktat piotrkowski wymaga; że dalej 
znowu wbrew traktatowi piotrkowskiemu wybrała tego, 
który królowi nie jest « miłym ». Albowiem nie kogo innego 
chce król mieć biskupem warmińskiem, jak tylko syna 
swego Fryderyka, na co zresztą i ojciec św. już dawniej 
zezwolił, tak, że nominacya papieska dla Fryderyka już 
zapewne musi być w drodze. Żąda tedy król: 1) uniewa- 
żnienia ostatniego wyboru, 2) oddania zamków warmiń- 
skich, wobec grożącego ze strony króla Macieja, który od 
granicy śląskiej zamierza napaść Prusy, niebezpieczeństwa, 
w swoje ręce. Kanonicy starali się odeprzeć wszystkie za- 
rzuty posłów: że nie może być mowy o nadzwyczajnym 
pośpiechu, skoro zachowany był kanoniczny termin 6-ciu 
dni, że do poprzedniego uwiadomienia króla traktat piotr- 
kowski nie obowiązuje, gdyż jakkolwiek o to były układy, 
to jednak ostatecznie takiego ustępu do tekstu traktatu 
nie przyjęto, że dalej, wybierając Łukasza, musieli go uwa- 
żać za miła królowi osobę, skoro i na dworze arcybiskupa 
gnieźnieńskiego przez dłuższy czas przebywał i nawet 
w radzie królewskiej zasiadał ^), że nareszcie wybór odbył 



Stanom pruskim danego, w tem, źe «zapro8zenie było tylko do bi- 
skupa wystosowane, ponieważ wiedziano, że już nie żył». (Reces 
zjazdu tczewskiego z 26 kw. 1489 w biskupiem archiwum frauen- 
burskiem. A. 85, fol. 70 i uastęp.). Widocznie zmierzał i ten za- 
pewne rozmyślny krok komisarzy królewskich do odrębnego, jak 
długo można, traktowania obu spraw: warmińskiej i podatkowej. 
Skargi Prusaków, że posłowie król. do Warmii dążący, byli u pru- 
skich radców, ale sprawy swej nie przedkładali, także podnoszone 
były na wspomnianym zjeździe tczewskim. (Por. niżej). 

*) To rozumowanie było pod względem formalnym słuszne, 
ale niezgodne z duchem traktatu piotrkowskiego. Boć tłómaczem 



— 187 — 

się zupełnie w myśl przywilejów pruskich, warujących bi- 
skupstwo warmińskie, jak wogóle wszystkie godności kra- 
jowe, dla krajowca Prusaka, na którym warunku zresztą 
Fryderykowi zbywa. Tak więc wybór ostatni nie naruszył 
ani zobowiązań wobec króla, ani też przywilejów pruskich, 
dla tego unieważnionym być nie powinien; unieważnionym 
zresztą być nie może, gdyż tylko 6 kanoników obecnie 
jest w Warmii, brakuje przeto kompletu. Co do zamków 
to dziękują królowi za troskliwość; są one jednak już 
w ręku administratora (jak zwykle w czasie wakansu bi- 
skupiego) i dobrze strzeżone, przeto obawy nie ma. Po- 
słowie królewscy zaprotestowali przeciw temu pojmowaniu 
rzeczy, jakoby królewski syn nie był w tej ziemi indy- 
gieną, której ojciec jego zowie się « panem i dziedzicem », 
ale kapituła mimo to trwała w swojem przekonaniu. Od- 
wołano się tedy do miast warmińskich, szczególnie Bruns- 
bergi; te jednak, wglądnąwszy jeszcze raz ściśle w tekst 
traktatu piotrkowskiego, stanęły po stronie kapituły. Dano 
wreszcie odpowiedź posłom, że stany warmińskie zgroma- 
dzą się niebawem celem odpowiedzi na żądania królew- 
skie i przyniosą ją potem na mający się dnia 26 kwietnia 
odbyć sejm ogólno-pruski w Tczewie, albowiem kwestya 
ta, jako dotycząca przywileju pruskiego, obchodzi całe 
Prusy. Tak tedy sprawa warmińska podniesioną została 
do rozmiaru sprawy pruskiej. Można się było spodziewać, 
że Warmińczycy chwycą się tej broni, ale przeszkodzić 
temu mimo wszelkiej ostrożności w traktowaniu sprawy 
nie było można. 

W oznaczonym dniu 26 kwietnia znaleźli się posło- 
wie nasi rzeczywiście na zjeździe stanów pruskich w Tcze- 
wie i przyłączyli się do komisarzy królewskich, tych sa- 



przychylności królewskiej wobec jakiegoś kandydata, musiał chyba 
być król sam, a nie ktoś inny za niego. Tak też pojmow^^y 
sprawę konkordaty niemieckie, na które się kanonicy powoływali, 
bo konkordaty przyznawały monarsze prawo przysłania komisarza 
na elekcyę. 



- 188 — 

mych, którzy już w Elblągu żądania Korony przedkładali* 
Ale tym razem szło wszystko oporem. Kwestya warmiń- 
ska popsuła i sprawę podatkową. Stany pruskie widziały 
w postępowaniu króla wobec Warmii nowe pogwałcenie 
przywilejów pruskich; ujęły się za biskupstwem i odno- 
wiły dawny swój związek w Toruniu r. 1485 ku obronie 
swobód krajowych zawarty. Zaczęło się tedy po staremu 
od recytowania skarg i zażaleń. Wojewoda pomorski, Mi- 
kołaj Wolkowski (w prus. źródłach v. Wolkaw) zacięty 
separatysta mówił w imieniu Stanów: od czasu, kiedy za- 
częto naruszać przywileje krajowe, źle się dzieje w Pru- 
siech. Sądy w całym kraju leżą odłogiem, a królewskim 
poddanym gwałt się dzieje. Pomorzanie wpadają do Prus^ 
ludzi łupią i uprowadzają, kupców, rabu ją a nikt im tęga 
nie broni. Królewscy radcy i wojewodowie nie mają wła- 
dzy — ich rozkazów, ich wyroków nikt nie słucha. Jeśli 
zaś kogo za karę w turmie osadzą, to go starostowie wy- 
puszczają. Tak stan rycerski w Prusiech pozbawiony jest 
opieki królewskiej. W miastach zaś nie lepiej się dzieje; 
biedni ludzie bywają z domów wypędzani, ich dobra za- 
bierane, ich mieszkania rabowane, «jako jest rzeczą nie- 
słychaną ». Tak się dzioje już od lat 4- eh, a król nie my- 
śli o zaradzeniu złemu. Mimo to i mimo, że Korona jest 
wprawdzie obowiązana do obrony Prus, ale nie nawzajem 
Prusy do obrony Polski, Stany już były skłonne do dania 
pomocy pieniężnej, kiedy oto nowe stało się pogwałcenie 
przywilejów w kwestyi warmińskiej. Wiadomo, że król 
winien załatwiać sprawy pruskie z radą pruską, a mimo 
to posłowie królewscy pociągnęli do Warmii bez przedło- 
żenia sprawy Stanom tutejszym. Niechaj król zważyć ra- 
czy, jakie zamieszanie, jakie wojny sprowadził na cały 
kraj dawniejszy spór jego z biskupem Mikołajem, kiedy ten 
z rozpaczy rzucił się w objęcia wielkiego mistrza i króla 
węgierskiego. A i teraz stosunki są niemniej groźne; wielki 
mistrz właśnie umarł, jesteśmy w przededniu nowego wy- 
boru; na granicy zaś śląskiej stoi król Maciej z wielkiem 



— 189 — 

wojskiem. Co z tego wyniknie, jeśli się z tymi ludźmi 
(Warraińczykami) nie postąpi po sprawiedliwości, trudno 
przewidzieć; albowiem boleśnie jest być pozbawionym swo- 
jego prawa. 

Posłowie królewscy odparli, że przeciw nadużyciom 
starostów otwarta jest droga sądowa i przytoczyli list 
szlachty i miast z okolicy Gniewu (Meve), w którym pi- 
szący oświadczają, że na swoich starostów wcale uskar- 
żać się nie mogą. Następnie starali się odeprzeć podnie- 
siony ze strony Prusaków zarzut, że poselstwo warmińskie 
sprawowane było w sposób szorstki i obrażający, a wreszcie 
oświadczyli, że po otrzymaniu stanowczej odpowiedzi od 
papieża, król sprawę warmińską stanom przedłoży i wspól- 
nie z nimi ją załatwi. Po dłuższej rozprawie, w której 
cała prawie szlachta chełmińska i pomorska, a prawdopo- 
dobnie też i częściowo miasta Toruń i Elbląg, po stronie 
królewskiej stanęły, utrzymała się przecież strona przeci- 
wna w większości i dano posłom stanowczą odpowiedź, że 
jakkolwiek Stany w zasadzie nie są przeciwne uchwaleniu 
podatków wojennych, to jednak wstrzymają się tak długo 
od tego kroku, aż póki nie stanie się Warmii sprawiedli- 
wość. Tak opuścili posłowie nasi z niczem Tczewo^. 

Tymczasem zaledwie kilka tygodni minęło od właśnie 
opisanego zjazdu, a już widzimy Prusaków ponownie ce- 
lem narady zebranych w Grudziądzu dnia 31 maja 
1489. Cóż za naglące sprawy zaszły tymczasem? Oto bez- 
wątpienia musiały się już po miastach i grodach pruskich 



») Schiitz Rerum prusa. historia (Gdańsk 1769) 529—532; Schtitz 
iiicm. 374 — 378. Reces zjazdu tczewskiego w archiw. bisk. w Frauen- 
bur^i A. 85, fol. 70 etc. Przytoczyłem w tekście cały szereg skarg 
pruskich dla wyjaśnienia należj^tego, w jaki związek Prusacy sprawę 
warmińską wprowadzali. Nie chce się tu wdawać w rozbiór słusz- 
ności tych zarzutów, gdyż za daleko to leży od mego tematu, pod- 
nieść jednak muszę, że wspomniane nieporządki w zarządzie kraju 
nie wynikały z opieszałości lub zawiści urzędników królewskich, 
ale ze sporów o kompetencyę i zakres działania między urzędami 
krajowymi a królewskimi. 



190 



rozszerzać wiadomości o zbierającem się niedaleko granic 
kraju wojsku polskiem. Nie musiały też ujść uwagi Pru- 
saków secesyjne dążenia przychylnej Polsce opozycyi Cheł- 
mian, że pełni niepokoju potrzebę nowej wspólnej narady 
uczuli. W istocie już dnia 1 czerwca przyniósł wojewoda 
chełmiński Karol Pelden niemylną wiadomość, iż korpus 
polski, składający się z 2000 jezdnych i 600 pieszych pod 
wodzą Jana Jaśnickiego rozłożył się w przyległych Pomo- 
rzu zamkach. Popłoch padł na zgromadzenie; czyż to miało 
być odpowiedzią króla na opór Stanów? Jakkolwiek bo- 
wiem wiedziano, że właściwem urzędowem przeznaczeniem 
tego oddziału jest strzeżenie granicy śląskiej — dodać na- 
leży, ze sami Prusacy o postawienie korpusu obserwacyj- 
nego przeciw Maciejowi prosili — to jednak ogólne po- 
wstało podejrzenie, że ukrywa się w tem wszystkiem je- 
szcze drugi cel uboczny: wywarcia mianowicie presyi na 
Prusy, a bodaj czy nie zbrojnego najścia Warmii. Wobec 
tego i wobec drugiej, również niepokojącej wiadomości, że 
opozycya już rzeczywiście z resztą Stanów zerwała i wła- 
śnie osobny odbywa zjazd w Chełmnie, uznano niezwłocznie 
potrzebę nadzwyczajnego poselstwa do króla, celem obrony 
interesów pruskich w myśl ostatniego zjazdu tczewskiego 
i celem odwrócenia ewentualnie grożącego krajowi niebez- 
pieczeństwa. Na zapytanie Warraian, co czynić należy 
gdyby: I-o Łukasz, bawiący już obecnie (według wiado- 
mości przez woj. chełmińskiego zasiągniętych) na Węgrzech, 
biskupstwo zająć myślał, a król się temu sprzeciwiał, 
2-0 gdyby z drugiej strony król syna swego nadesłał 
i jemu Warmię oddać rozkazał — poradzono im przyłą- 
czenie się do obecnego poselstwa. Do powrotu poselstwa 
nie spodziewają się żadnych dalszych kroków ze strony 
króla; jeśliby zaś co niespodziewanego zaszło, to będzie 
można jeszcze później nad tem się naradzić. Wybór i in- 
strukcyę tego, właśnie uchwalonego, poselstwa odłożono do 
zapowiedzianego na 24 czerwca zjazdu w Toruniu, a to 



— 191 — 

zapewne dla spróbowania jeszcze drogi układów z Chel- 
mianami. 

Atoli szlachta chełmińska i pomorska od swoich prze- 
ciwnych większości pruskiej zamiarów odwieść się nie dała. 
Nietylko że nie obesłała zjazdu toruńskiego, ale owszem 
kiedy się ten zgromadził, było już poselstwo jej (sprawo- 
wane przez Andrzeja von der Lucht i Hermana Kife) 
w drodze do króla. Niosło zaś ze sobą ni mniej ni więcej 
jak tylko prośbę o polskiego namiestnika dla Prus i obie- 
tnicę pomocy przeciwko Warmii, w razie wyprawy wo- 
jennej przeciwko biskupstwu. 

Oburzenie zgromadzonych w Toruniu na św. Jan 
Prusaków przeciw samowolnemu postępowaniu Chełmian 
było niezmierne. Z tem wszystkiem nie pozostawało im 
jednak nic innego do uczynienia, jak tylko czem prędsze 
wyprawienie zamierzonego poselstwa. W skład jego weszli 
biskup i wojewoda chełmiński, Elblączycy i kilku ze szla- 
chty. Atoli mimo pośpiechu uprzedzone zostało poselstwo 
pruskie przez Chełmian o dni dziewięć 0. 

>) Ss. rer, Pruss. IF, 775 — 776. O zjeździe grudziądzkim z 31 
maja reces w arch. frauenb. 1. c. — Hirsch (Ss. r, P, 1. c. uw. 2) nie 
wyraża się całkiem dokładnie, podając między motywami zjazdu 
Prusaków w Grudziądzu: «den bald nacłi der obenerwahnten Tage- 
fahrt im April erfolgten Einmarscłi Polnischer Truppen in Preus- 
sen* («im Aprii» należy do Tagefałirt a nie do «Einmarscłi»), gdyi 
wiadomość o tem doszła Prusaków dopiero w czasie zjazdu, 1 czerwca 
(według wspom. recesu); przedtem więc mogły icłi tylko dochodzić 
wieści o zbieraniu się wojsk lub t. p. Dodać tu także należy, że 
pismo królewskie mianujące J. Jaśnickiego wodzem korpusu obser- 
wacyjnego nosi datę dopiero 23 maja (Sa. rer. Pr. IV, 763 uw. 3). 
O dalszych losach tego korpusu obserwacyjnego wiemy tylko tyle^ 
że konsystując przez jakiś czas w Prusiech, dopuszczał się — jak 
zwykle ówczesne oddziały zaciężne — gwałtów na ludności. Kiedy 
go rozwiązano nie wiadomo. (Por. Sa. r. Pr. IV, 723 uw. 3). U Schiitza 
niem. str. 378a ustęp od: «Neben8t diesem abschlegigen antwort>.. 
do «weniger» angenem, befunden>, opowiadający zdarzenia po zjeź- 
dzie tczewskim, przyczepiony jest tak do tego zjazdu, jak gdyby 
wszystko to na nim się jeszcze załatwiło. W ten sposób nieraz 
Schtitz ściąga kilka zjazdów w jedno. Por. uw. na stronach nast. 



. - 192 - 

Tak znalazły się w miesiącu lipcu dwa przeciwne 
sobie poselstwa pruskie w Krakowie. Jeżeli taka niezgoda 
Stanów pruskich przypuszczała jeszcze nadzieję przełama- 
nia ich oporu, to daleko niepomyślniej, bo zupełnie stano- 
wczo brzmiała odmowa Rzymu. 

Od chwili kiedy posłowie kapituły warmińskiej Balt. 
Stokfisch, Andrz. v. Cleetz i Kasp. Yelkener, otrzymawszy 
zezwolenie elekta, akt wyboru papieżowi przedłożyli, a było 
to w marcu r. 1489, rozpoczął się w Rzymie proces w kwe- 
styi prawomocności wyboru Łukasza. Papież oddał referat 
w tej mierze kardynałowi Markowi, obznajomionemu ze 
sprawami północy, ponieważ przed niewielu laty urząd 
nuncyusza apostolskiego w Polsce sprawował. Ten wziął 
się tem sumienniej do rzeczy, ile że poseł polski przeciw 
wyborowi Łukasza zaprotestował i unieważnienia jego za- 
żądał. Przeglądnął wszystkie przywileje papieskie i ce- 
sarskie odnoszące się do Warmii — jeszcze od r. 1220 
kiedy zaledwie projekt założenia biskupstwa powstał — 
radził się z uczonymi w prawie, wysłuchał dokładnie po- 
słów królewskich i przyszedł nareszcie po długiej i doj- 
rzałej naradzie do przekonania, że Warmii jako stojącej 
pod konkordatami niemieckimi przysłużą prawo wolnego 
wyboru biskupa, że wreszcie elekcyi Łukasza i pod wzglę- 
dem formalnym niczego zarzucić nie można. Po sumien- 
nem rozstrząśnieniu sprawy na dwóch konsystorzach, 
przyjęto sprawozdanie kardynała Marka, a dnia 18 maja 
1489 ogłosił Innocenty VIII wybór Łukasza kanonicznym 
i nakazał rozesłanie zwyczajnych bul; 3 zaś czerwca pod- 
pisał breve do króla Kazimierza, uwiadamiając go o tem 
co zaszło i wzywając do posłuszeństwa *). 

") Eichhom 1. c. (por. uw. na str. 179). Codex episL III, nr. 339, 
340, «Nie z chęci dobrego zarządzenia Kościołem* — pisze nieprzy- 
chylny Polsce kardynał Marek w swoim referacie — «król pragnie 
biskupstwa dla syna, ale dla swojej racy i stanu, dla utrwa- 
lenia i przedłużenia ucisku kościoła warmińskiego i rycerzy i miast 
znamienitych przeciwko danym przywilejom... w prowincyi odzy- 



— 193 — 

Lecz ani opór Prusaków ani stanowcza odmowa 
Rzymu, nie zdołały skłonić króla do ustępstw. Owszem 
niepowodzenia te spadły nań tak nagie, tak wbrew wszel- 
kim nadziejom ugruntowanym na poprzednich układach, 
że stracił zinmą krew i zapalił się gniewem. Znać to 
i z odpowiedzi Prusakom danej i z odpowiedzi do Rzymu 
wysianej. 

Poselstwo Chełmian przybyło do Krakowa praw- 
dopodobnie 12 lipca («9 tage vor den landt u. stetten auf 
einen sontag» u Weinreicha) — jaką otrzymało odpowiedź 
niewiadomo. Natomiast mamy szczegółowe sprawozdanie 
o rokowaniach króla z poselstwem przeciwnej partyi. Dnia 
22 lipca, w środę, otrzymali przedstawiciele Prus i War- 
mii posłuchanie u króla i przedłożyli przez usta biskupa 
chełmińskiego Stefana zażalenia Prusaków. Prosili o za- 
radzenie złemu, szczególnie zaś o pozostawienie kapituły 
warmińskiej przy jej starodawnem prawie wolnego wy- 
boru, jako im król niegdyś przyrzekł, że przywileje kra- 
jowe szanowane będzie. W razie przychylnej odpowiedzi 
gotowi są do zezwolenia na podatki. W imieniu króla 
odpowiedział następnego dnia kasztelan krakowski Jakób 
z Dębna, że chodzi tu przedewszystkiem o pomoc przeciw 
Turkom, że całkiem niestosownie mieszają tu dwie różne 
sprawy — sprawę pomocy i sprawę warmińską. Zresztą, 
co « człowiek* Łukasz (der Mensch LukasJ przeciw Jego 
kr. Mości uczynił, o tern się dowiedzą — a wtedy zobf^ 
czą, azali nie popełnił zbrodni Nazajutrz zaś (dnia 24 Up.) 
przypomniał król Prusakom, jako z Koroną polską jedno 
stanowią ciało, a przeto tak samo jak i tutejsi bracia nie 
z przymusu lecz z dobrej woli zechcą dać pomoc swemu 
monarsze przeciw wrogowi chrześcijaństwa. Na to odparł 
biskup chełmiński na następnej audiencyi — w sobotę, 



skanej powagą cesarską i krwią Niemców, którzy ją sami jedni za- 
mieszkają. Idąc na rękę królowi wzniecilibyśmy oburzenie w całych 
Niemczech i uówięcUi pokój potępienia godny (toruński) in etemum 
preiutUcium reUgumii mUUum. 

F. fkfiti tTUOTA. 13 



— 194 — 

25 lipca — że jakkolwiek Prusy są do Korony wcielone^ 
to jednak jedno i drugie ma swoje odrębne prawa i przy- 
wileje, które król szanować przyrzekł. Według pruskich 
przywilejów nie są właściwie obowiązani do dania pomocy^ 
a jeśli to uczynią, to tylko ze szczególniejszego przywią- 
zania do Jego kr. Mości. Na żądanie stanowczej odpowie- 
dzi odparli Prusacy wymijająco — król zaś odpowiadając 
ostatecznie na pojedyncze punkta ich zażaleń, co do War- 
mii kazał oświadczyć jak następuje: 

Kapituła nieprawnie postąpiła przy wyborze Łukasza. 
We wszystkich państwach chrześcijańskich jest zwyczajem^ 
że kapituła porozumiewa się w takim razie z patronem 
kościoła, tu zaś wybrano bez uwiadomienia nawet o wa- 
kansie króla, patrona Warmii. Dalej nie wszyscy kanonicy 
byli obecni przy wyborze; wreszcie zaś wybrano wprost 
przeciw traktatowi piotrkowskiemu osobę niemiłą królowi. 
Już pierwej sprzeciwiał się Łukasz J. K. M. w duchownych 
rzeczach, co zaś teraz w Rzymie uczynił, o tem się do- 
wiedźcie. Poważył się wobec Ojca św. utrzymywać po 
1), źe Warmia nie jest objęta wiecznym pokojem i do Ko- 
rony wcielona, po 2), że król chce swego syna w tym celu 
na biskupstwie osadzić, aby mógł Zakon uciskać, po 3), że 
biskupstwo nie należy do Korony, ale stoi pod konkordaty 
niemieckimi, po 4), że król gwałtem Prusy zagarnął i dzierży 
je bezprawiem; upraszał, po 5) papieża o unieważnienie 
wszystkich przysiąg tudzież wiecznego pokoju; chełpi się 
po 6), że czy to królowi miło czy niemiło, on biskupem 
w Heilsbergu zostanie. A teraz osądźcie, czy człowiek taki 
może być miłym królowi; czy owszem jako gwałciciel 
wiecznego pokoju nie jest nieprzyjacielem J. K. M. ? — 
Właśnie nim do Barakowa przybyliście wyprawił król do 
Rzymu apelacyę przeciw ostatniemu wyrokowi i rozesłał 
ją też po biskupstwie, aby, skoro Łukasz coś przedsiębrać 
zechce, mieszkańcy mieli pokój (tj. mogli pozostać neutral- 
nymi bez narażenia się na gniew papieża). A jeśliby się 
w tej mierze sprzeciwili woli króla, to zniszczy Warmię 



— 195 — 

do szczętu. Przeto zakazuje J. K. M. wszystkim Prusakom 
wpuszczać Łukasza do swoich miast, pod karą niełaski. 

Odpowiadając następnego dnia królowi, prosił biskup 
chełmiński przedewszystkiem o zapewnienie poselstwu swo- 
bodnego powrotu, gdyż różne groźby przeciwko niemu dały 
się słyszeć w gospodzie. Dalej użalając się, że jeszcze nigdy 
króla tak gniewnym nie widział, jak teraz w sprawie war- 
mińskiej i prosząc by nie zechciał miecza w tej sprawie 
wyciągać, wyraził swe wątpliwości co do zarzutów Łuka- 
szowi czynionych, albowiem poznał go jako człowieka 
uczciwego. Choćby zaś nawet jakiego występku teraz się 
dopuścił, to w sprawach duchownych sędzią najwyższym 
jest papież — jeśli ten rozstrzygnie na rzecz syna kró- 
lewskiego, z ochotą będą posłuszni; trudno jednak będzie 
się oprzeć Łukaszowi, skoro okaże listy papieskie. Potem 
wystąpili naprzód posłowie kapituły i prowadzili swą rzecz: 
jako wybierając Łukasza chcieli zadość uczynić i prawom 
swego kościoła i przywilejom kraju i artykułom wiecznego 
pokoju jakoteż traktatu piotrkowskiego. Nigdy podobnych 
oskarżeń, jakie właśnie przytoczono, przeciw niemu nie 
słyszeli a i teraz są przekonani, że jako prawy kapłan 
dochowa swej przysięgi na wieczny pokój, którą jeszcze 
kanonikiem będąc złożył, aż do grobu. Jeśli króla o wa- 
kansie nie uwiadomili, to stało się to nie w celu podejścia 
jego, ale ponieważ nie czuli się do tego traktatem piotr- 
kowskim zobowiązani, a przytem nie było to nigdy pier- 
wej za rządów krzyżackich praktykowane. Co do zarzutu, 
że nie wszyscy kanonicy byli obecni przy wyborze, do« 
dać winni, że nieobecni przysłali swe pełnomocnictwa. 
Proszą o łaskę J. E. M. dla Łukasza. 

Dając posłom pruskim ostateczną odprawę rzekł Dę- 
biński: J. K. M. zezwala na jeden jeszcze zjazd celem za- 
łatwienia kwestyi podatków i kwestyi warmińskiej. Co 
przeciw Łukaszowi było powiedzianem, opiera się na do- 
niesieniu jednego z przyjaciół królewskich w kolegium 

kardynałów. A przeto powinni wierni poddani J. K. M. ra- 

13* 



- 196 - 

dzić przeciwko niemu a nie stawać jeszcze po jego stro- 
nie. Miecza zaś król niechce używać przeciw Prusom, lecz 
tylko przeciwko temu, który łamie pokój wieczny i pod- 
nosi bunt. Warmińczyków z początku bez odpowiedzi zo- 
stawił kasztelan, wreszcie oświadczył krótko i węzłowato, 
że J. K. M. obstaje przy swoich zarzutach co do prawo- 
mocności wyboru — rozkazuje im tedy, by się przyłączyli 
do Jego apelacyi, a Łukasza do swoich miast i zamków 
wpuszczać się nie ważyli, pod groźbą miecza. Żegnając 
posłów rzekł od siebie krewki zawsze Dębiński: « Zakon 
przemyśliwa nad tem, jakby znowu stać się panem Prus. 
Ale to się nigdy nie stanie i stać nie może. Jeśli król sw^o 
syna tam pośle, zapanuje w kraju jedność. Król od tego 
nie odstąpi, czy to komu miło, czy nie miło. Niech syn 
Jego zostanie biskupem, a kapituła i wszyscy niech się 
z tego cieszą, choćby się nawet Zakon miał tem zasmu- 
cić. Król rozkazuje nie wpuszczać Łukasza do biskupstwa^ 
a jeśli to uczynią, to będzie to przeciw ich przysięgom^. 
Zwracając się zaś do Warmińczyków, dodał: ^powiedzcie 
to waszym braciom, jeśli nie chcą być do szczętu zni* 
szczeni. Niechaj baczą, co z tego wyniknie. Jeśli pierwej 
byli bici batami, to niech się strzegą, aby nie byli bici 
pałkami! » ^). 

Tak stanowczo i energicznie brzmiała odpowiedź dana 
Prusakom. Ale jeszcze tego samego dnia odpowiedział król 
papieżowi w nie mniej ostrych wyrazach. Słyszeliśmy, że 
już przedtem opuściła kancelaryę apelacya, obecnie, 
26 lipca — pisał Kazimierz do Innocentego Vin jak na- 
stępuje: «Nie małym żalem dotknięty z powodu krzywdy 
przez Waszą Świątobliwość mnie i państwu memu wyrzą- 
dzonej, piszę krótko i węzłowato. Często dzięki najszczer- 
sze W. S. składałem, że przez listy swoje i posłów moich 



*) Relacya o tem poselstwie w archiw. frauenb. 1. c, bezpo- 
średnio po recesie o zjeździe grudziądzkim z 81 maja. 



— 197 - 

od W. S. wracających, dobrą synowi memu Fryderykowi 
co do biskupstwa warmińskiego czynił nadzieję; co też 
widząc krewni moi, cesarz rzymski i król czeski... naj- 
usilniej W. S. tę sprawę polecali, sądząc, że stąd nie małe 
spłyną na Rzeczpospolitą chrześcijańską korzyści i uwa- 
żając to za memu prawu odpowiedne i słuszne... Atoli nie 
na wiele mi się to przydało. Albowiem W. Ś. poruszona 
namową nieprzyjaciół moich, uważała za stosowne i spra- 
wiedliwe dotknąć królestwo moje i wzniecić krwawą wojnę 
wśród takiego stanu spraw chrześcijańskich, w jakim się 
teraz znajdują — co jeśli dobrze uczynione jest, blizka przy- 
szłość okaże*. Dalej wyrzuca król papieżowi, że pozbawił 
go lennika, oddając Stefana wołoskiego pod opiekę Macieja, 
a to w takiej chwili, w której pomoc tegoż Wołoszyna 
przeciw Tatarom najbardziej przydać mu się mogła. Z naj- 
większem oburzeniem wspomina o wieści, że posłowie w. 
księcia moskiewskiego otrzymali pozwolenie na koronacyę 
tegoż i zwą się ogólnie «posłami króla Rosyi». Jeżeli ta 
wieść okaże się prawdziwą, to, cum venia loąuendo — nie 
mogła Stolica Ap. w religii katolickiej większego pepełnić 
błędu ». Zgotowawszy Polsce tak trudne położenie, żąda 
przecież papież wysłania posłów do Rzymu, celem narady 
o wspólnej wyprawie tureckiej. Ale « królestwo moje przez 
W. S. tak dotknięte i zamieszane, musi naprzód... sobie ra- 
dzić..., nim się do innych spraw zwróci*. Na dzień 1 sier- 
pnia naznaczony jest sejm do Piotrkowa, stąd wyjdą też 
posłowie do Rzymu, lecz nim przystąpią do narad o woj- 
nie tureckiej, « niech się W. S. dla spraw moich łaskawszym 
okaże*. «A szczególnie w sprawie syna mego co do bi- 
skupstwa warmińskiego niech raczy przychylny dać po- 
słuch i prowizyę mu łaskawie udzielić, albowiem rzecz 
dla pewnych a sprawiedliwych przyczyn nie cierpi zwłoki. 
Nie porusza mnie bowiem korzyść syna mego... eta* (jak 
na str. 182). W tym samym czasie, lub prawdopodobnie 
nieco pierwej jeszcze, pisał Kazimierz w tejże sprawie do 



- 198 — 

kardynała Marka, czyniąc mu ostre wyrzuty, że miasto 
go popierać, jeszcze przeciwko niemu działa-). 

Tak odprawiwszy Prusaków i wysławszy listy doRzymu, 
wyruszył król Kazimierz na sejm walny do Piotrkowa. 
Sejm ten zaczął się w pierwszych dniach sierpnia i trwał 
aż do połowy następującego miesiąca. Radził o sprawach 
tureckich i węgierskich, ale zapewne była tu także mowa 
o podatkach i o sprawie warmińskiej; zapewne wyzna- 
czono rzeczywiście zapowiedziane już w liście Kazimierza 
poselstwo do Rzymu. A także wyprawione na ów jeden 
jeszcze przyzwolony Prusakom zjazd poselstwo, które spra- 
wowali Mik. Działyński, woj. inowr., Zbign. Tęczyński 
i Jan Sapieński, sędzia ziemski kaUski, musiało być w Piotr- 
kowie wydelegowane. Prusacy według wszelkiego prawdo- 
podobieństwa do sejmu się nie odwoływali, ale pospieszyli, 
otrzymawszy odpowiedź królewską, wprost do domu. 

Pośpieszmy w ślad za nimi, albowiem widocznie od 
przebiegu, jaki rzecz w Prusiech weźmie, obrót całej sprawy 
zależeć będzie. Jeśli wobec stanowczości królewskiego roa- 
kazu ustąpią Prusacy, to rzecz zapewne pomyślnie się za- 
kończy — - jeśli się mimo to oprą, to według groźnych 
słów kasztelana nie można przewidzieć, do czego dojdzie. 

Atoli szczęśliwy jakiś los przyniósł Prusakom ulgę 
w tej twardej dla nich alternatywie: odstąpienia od swych 
zasad lub ściągnięcia na się gniewu królewskiego. Jeszcze 
na ziemi polskiej bawili posłowie, kiedy milczkiem i chył- 
kiem Łukasz przez Neryngę zawitał do Warmii i dnia 
22 lipca odbył uroczysty wjazd do swej stolicy. Tem sa- 
mem zakaz królewski co do niewpuszczania go do miast 
pruskich przybywał zapóźno, a przeto tracił zupełnie swe 
właściwe znaczenie. Stany pruskie, celem wysłuchania 
sprawozdania posłów na dniu 23-cim sierpnia w Gru- 
dziądzu zebrane, prosiły tedy w liście swym gorąco 



*) List do Inuoc. VIII. patrz Szujski i Sokołowski Codex epiatoL 
aaec, XV, str. 293 — 5; list do Marka wspomina Eichhorn 1. c. 



- 199 — 

króla Kazimierza, by ponieważ rzeczy nie z ich winy, ale 
dla spóźnienia rozkazu tak dalece już zaszły, że cala 
Warmia znajduje się w ręku Łukasza, który nadto po- 
twierdzenie papieża przedłożył, tegoż do łaski swej przy- 
jąć raczył i nie zechciał narażać kraju na rozlew krwi, 
na spustoszenie i nędzę. W dalszym ciągu stało się zadość 
żądaniu posłów Łukasza, którzy, wykazawszy prawomo- 
cność ostatniego wyboru, o świadectwo moralności dla ro- 
dziców swego pana prosili, ponieważ król ich w swej ape- 
lacyi o występne życie oskarżał. Pisali tedy dalej Prusacy, 
jako się rodzice Łukasza zawsze przykładnie i pobożnie 
zachowywali,^ mianowicie matka « koroną wszystkich nie- 
wiast w mieście Toruniu była»; ojciec zaś i w publicznem 
życiu godnie a wobec J. K. M. wiernie sobie poczynał, 
narażając dlań krew i mienie pod Lesznem i pod Mai- 
bergiem *). 

Wobec tak wytrwałego oporu nie można się też było 
wiele spodziewać po przeznaczonym do ostatecznego za- 
łatwienia spraw podatkowej i warmińskiej zjeździe w Tcze- 
wie na św, Michał tegoż r. 1 489. Owszem przyszło tu na- 
wet do przykrych zajść. Wspomniani już posłowie kró- 
lewscy: Działy ński, Tęczy ński i Sapieński przedłożyli jak 
zwykle żądanie pomocy. Nim na to odpowiedziano, przy- 
byli kanonicy warmińscy i prosili o posłuch, którego im rze- 
czywiście za przyzwoleniem komisarzy królewskich udzie- 
lono. Zaledwie jednak glos zabrali, zaczynając od pozdro- 
wienia w imieniu biskupa warmińskiego, swego pana, zer- 
wał się Tęczyński z miejsca i przerywając posłom zapy- 
tał, o jakim tu biskupie mowa. Na odpowiedź, że o Łuka- 
szu Watzelrode — odparł Tęczyński szorstko, że w tej 
sprawie nie mają komisarze pełnomocnictwa i tylko słu- 
chać ich mogą, jeśli od rzeczy, t. j. od sprawy podatko- 



*) Eichhom 1. c. podaje dzień 22 lipca jako datę przybycia 
Łukasza; nieznajomy bliżej kontynuator kroniki warmińskiej Pla- 
stwiga w XVI. wieku żyjący: dzień 20 lipca f^Monum. hist, Warmien. 
m 134). Co do reszty por. Ss. rer. Pr. IV, 776, uw. 2. 



- 200 - 

wej odstępować nie będą. «My zaś nie mamy co do po- 
datków pełnomocnictwa», odrzekli Warmińczycy i opu- 
ścili salę. Wszczęła się teraz żywa dyskusya na sali. Posłowie 
królewscy oświadczyli, że nie mogli słuchać tych, którzy 
nleuznanego przez J. K. M. nazywają biskupem: na prośbę 
jednak Prusaków i na oświadczenie, że bez posłów war- 
mińskich, jako przedstawiających dość znaczną dzielnicę 
ziemi pruskiej, sprawy pomocy rozstrzygnąć nie mogą, 
przyzwolili na powtórne ich posłuchanie. 

Upomnieni tedy do umiarkowania przez swych ziom- 
ków, przemówili Warmińczycy powtórnie starając się 
przedewszystkiem odeprzeć owe ciężkie oskarżenia, o zła- 
manie wiecznego pokoju przeciw Łukaszowi w Ejrakowie 
podniesione — prócz punktu 3-go o przynależności War- 
mii pod konkordaty niemieckie, co wyrokiem papieskim 
uznane zostało. Że wszystkie inne oskarżenia w liczbie 
pięciu są niesłuszne, o tem może poświadczyć każdy, kto 
w czasie pobytu Łukasza w Rzymie był, od Ojca Św. 
i jego kardynałów zacząwszy. Łukasz Watzelrode gotów 
jest osobiście przed królem stanąć celem usprawiedliwienia 
się; prosi przeto Stany i komisarzy królewskich, aby dlań 
wyjednali pozwolenie na to u J. K. M. W sprawie podat- 
ków oświadczyli kanonicy, że nie mają pełnomocnictwa; 
dali jednak do zrozumienia, że nie opieranoby się temu 
żądaniu, gdyby prawo wolnego wyboru zostało poszano- 
wane i Łukasz biskupem uznany. 

Tak samo i reszta Stanów uczyniła przyzwolenie po- 
datków zawisłem od warunków i to od całego szeregu 
warunków, które uważano tylko za satysfakcyę za naru- 
szenie przywilejów pruskich. Szereg zażaleń, od usunięcia 
których zawisło uchwalenie podatków, brzmiał: 1) Wszyst- 
kie zamki dzierżą zamiast krajowców obcy; 2) sprawy 
państwowe pruskie winne być załatwiane przez króla tylko 
z radą pruską, co się nie dzieje; 3) Lauenburg i Bytów 
oderwano od Prus i oddano księciu pomorskiemu; 4) na- 
syłane bywają wojska, które gwałty czynią; 5) starosto- 



- 201 — 

wie po miasteczkach uciskają ludność; 6) Warmianom 
krzywda się dzieje z powodu naruszenia przywilejów ich 
kapituły. Po dłuższej rozprawie uparli się jednak Prusacy 
tylko przy 2.; częściowo zaś 3 i 6 punkcie^ żądając mia- 
nowicie, aby także Lauenburg i Bytów, jako należące do 
Prus, udział wzięły w podatkach i aby Warmii zape- 
wniono pokój. Jakkolwiek komisarze królewscy co do tych 
punktów żadnych stanowczych przyrzeczeń nie dali, to 
jednak uczynili pierwszy ważny krok do ustępstw, oświad- 
czając Prusakom, że według ich przekonania król bądź 
co bądź sprawy warmińskiej bez nich załatwić nie zechce *). 
Kazimierz bawił właśnie w Radomiu, dokąd się po 
sejmie piotrkowskim celem odebrania hołdu od nowego 
w. mistrza był udał, kiedy go doszła wiadomość o niepo- 
myślnym przebiegu rzeczy w Prusiech. A z Rzymu ró- 
wnież niemiłe nadeszły listy. Pod datą 15 września odpo- 
wiedział kardynał Marek, przedstawiając dokładnie cały 
przebieg ostatniego procesu i zapewniając króla, że mimo 
najszczerszych chęci nie mógł dlań niczego zrobić, bo 
byłby zgrzeszył przeciw własnemu swemu sumieniu. Przy- 
pomniał dalej królowi dawniejsze zasługi Łukasza wobec 
Korony polskiej, jako w czasie walki tejże z Mik. Tunge- 
nem w Rzymie bawiąc przez długi czas, powstrzymywał 
obsadzenie biskupstwa kamińskiego w tym celu, abyTun- 
gen mógł być tamże przeniesiony, a Warmia oddana kan- 
dydatowi królewskiemu. Wyraził nareszcie nadzieję, że 
upomniany do tego przez stolicę apostolską, pozostanie Łu- 
kasz i nadal wiernym poddanym J. K. M. Papież zaś^ od- 
powiadając pod datą 28 września, skarcił Kazimierza za 
nieumiarkowany ton ostatniego listu i oświadczył, że jak 
przy wydaniu wyroku w sprawie warmińskiej kierowano 
się jedynie sprawiedliwością, tak wyrok ten zmienionym 



•) Schutz łać. 630. Schtltz niem. 378 b. — 380 b. 



- 202 - 

być nie może, chyba gdyby dowiedziono właśnie niespra- 
wiedliwość prowizyi Łukasza. Łukasz Watzelrode jest 
człowiekiem rozsądnym, pokojowego usposobienia, a przy 
tern przejęty jest niekłamaną czcią dla króla, swego pana. 
Niechaj król nie czyni niczego, coby było w stanie wznie- 
cić pożar — stolica zaś apostolska jako już niejeden dała 
mu dowód miłości, tak i teraz « troszczyć się będzie o po- 
kój w królestwie polskiem». 

Tak już z drugiej strony nadchodziła do Radomia 
stanowcza odmowa na zamysły królewskie co do Warmii, 
ale przybyła jeszcze i z trzeciej strony. Wspomiałem już 
powyżej, że celem pobytu Kazimierza w Radomiu było 
odebranie hołdu od nowego w. mistrza, którym był — 
wybrany dnia 1 września tegoż roku dawniejszy wielki 
szpitalnik zakonu i komtur brandenburski — Jan Tiefen, 
człowiek umiarkowany i pokojowego usposobienia. Zapro- 
szony listem królewskim z dnia 17 września b. r. przybył 
nareszcie po dość długiej zwłoce do Radomia i złożył hołd 
dnia 18 listopada. Potem przystąpiono do spraw bieżących, 
między tymi do kwestyi warmińskiej. Jeszcze w lecie, 
kiedy J. Tiefen dopiero był zastępcą w. mistrza, pisał król 
doń, protestując przeciw wyborowi Łukasza, który uważał 
za złamanie wiecznego pokoju. Teraz powtórzył to samo 
i zażądał od swego lennika pomocy przeciwko Warmii 
Jeżeli jednak wszystkie inne układy poszły jako tako, to 
w tym właśnie punkcie oparł się znowu i w. mistrz, uwa^ 
zając wybór Łukasza jako prawny, kandydaturę zaś Fry- 
deryka za niemożliwą wobec przywileju pruskiego, który 
biskupstwo dla indygieny wyraźnie waruje. Oświadczył, 
że jakkolwiek nigdy Łukasza wspierać nie będzie, to je- 
dnak jest to pierwsza jego prośba, którą jako w. mistrz 
królowi przedstawia: aby pozostał dalekim tej sprawie. 
Na to Kazimierz odparł, iż jako sam we wszystkiem wie- 
cznego pokoju wiernie dochowuje, tak się też spodziewa, 
że w. mistrz uczyni podług jego woli, « skoro do tego przyj- 



— 203 — 

dzie». «Uczynię podług mego obowiązku » — była odpo- 
wiedź w. mistrza*). 

Tak w Radomiu sprawa warmińska stanęła zupełnie 
jasno i znikły wszelkie wątpliwości. Wszystkie czynniki 
w tej sprawie interesowane leżały jakby na dłoni Kazi- 
mierza, ich stanowisko dokładnie i stanowczo już oznaczyć 
się dało, a z zestawienia tych danych wypływał tylko 
ten smutny, lecz niewątpliwy rezultat, że przeparcie kan- 
dydatury Fryderyka chyba z orężem w ręku jest mo- 
żliwe. Przeciw królowi oświadczył się papież, przeciw całe 
Prusy polskie i zakonne; a za nim cały naród polski, jak 
to zwykle w sprawach pruskich bywało i jak się o tem 
niebawem dowodnie przekonamy. Zapewne, że mając po- 
parcie swoich, można było śmiało dać radę Warmii, choćby 
nawet popartej przez Prusy i przez Krzyżaki, ale raz, że 
byłaby to krwawa i niszcząca wojna domowa, a powtóre, 
że mogły powstać wśród niej nowe przeciwieństwa i nie- 
bezpieczne zawikłania, albowiem z wewnętrzną opozycyą 
mogli się połączyć zewnętrzni wrogowie. 

Otóż rzućmy teraz okiem na zewnętrzny stan Pol- 
ski i Litwy i na stosunki ich z sąsiedniemi państwy. Już 
na sejmach pruskich mieliśmy sposobność dowiedzieć się 
o wiszącem wiecznie nad Koroną niebezpieczeństwie ture- 
ckiem. Od czasu zajęcia Kilii i Białogrodu r. 1484, cię- 
żyła coraz groźniej potęga osmańska ku Mołdawii i ku 
południowym prowincyom Polski i Litwy. Od r. 1487 cią- 
głe napady Tatarów zawołżańskich, podburzonych przez 
Turcyę, trapiły Kijowszczyznę, Wołyń, Podole i Ruś czer- 
woną. Wprawdzie królewicz Jan Olbracht, uganiał się na 
czele bitnej szlachty ruskiej dzielnie za poganami i dnia 
8 września 1487 pod Kopystrzynem nad Murachwą świe- 
tne odniósł nad nimi zwycięstwo, ale trwałego kresu tym 
ciągłym bojom bez wielkiej, ogólnej wyprawy wojennej 



*) Eichhorn 1. c. Voigt: Gesch, Pretusena IX, 167 etc. Codex 
epist. ni, nr. 356. 



- 204 — 

położyć nie było można. Już w r. 1489 napadli powtórnie 
Tatarzy i znowu musiał ich przepłaszaó Olbrachta aż do- 
piero wielka rozprawa pod Zasławiem 25 stycznia 1491 
położyła kres tym zagonom. W lecie roku 1490 pustoszył 
Ruś czerwoną Wołoszym Mucha; później w r. 1491 inny 
Wołoszyn Andrzej Barulus przy pomocy Turków. Szlachta 
ruska i po odejściu królewicza Olbrachta dawała sobie 
radę; stawiała takich bohaterów w szranki jak Mikc^} 
z Chodcza, Michał Buczacki, ale koniec końców wiecznie 
musiała mieć się na baczności, wiecznie wyłącznie swoją 
ziemią musiała być zajęta. 

Nie lepiej działo się na Litwie. Tam znowu ciągle 
bruździła Moskwa. Od r. szczególnie 1478, w którym No- 
wogród wielki uległ carowi, ciągłe były między Moskwą 
a Litwą zatargi. Iwan III. podejrzywał Kazimierza, że 
wspiera i poduszcza Nowogrodzian, Pskowian i Twerzan; 
Kazimierz znowu widział przyczynę buntu kilku bojarów 
litewskich w r. 1481 i pojedynczego ich później odpadania 
do Moskwy w Iwanie. Nie mogło też ujść jego baczności, 
że Iwan poduszczał na Litwę Tatarów krymskich, że się 
wiązał przeciw niemu z Maciejem węgierskim, a późnie} 
z Maksymilianem austryackim. Protestował także przeciw 
uzurpowanemu przez w. księcia Moskwy tytułowi «cara 
wszech Rossyi» i pilnie strzegł, by mu w Rzymie nie udzie* 
łono pozwolenia na koronacyę. Wiecznie też działy się za- 
targi i burdy na granicach, doprowadzające nieraz do po- 
ważnej walki. Tak właśnie na wiosnę r. 1489 pustoszył 
kniaź ruski Wasyl ziemie poddanego Kazimierza, kniazia 
Worotyńskiego , tudzież pograniczne powiaty Litwy, aż 
póki wojewodowie litewscy, zebrawszy wojsko, te łupieże 
nie poskromili, ciężką Wasylowi zadawszy klęskę. W ten 
sposób trwały ciągłe kroki nieprzyjacielskie, jeśli już nie 
formalna wojna, między Litwą a Moskwą aż do r. 1492, 
i aż po rok 1492 Litwa nieustannie Moskwą była zajęta. 

Zostawały tedy do rozporządzenia króla tylko siły 
Wielko- i Małopolski. Choćby już nawet przeciw Prusom 



- 205 — 

wystarczyła sama Wielkopolska, to Małopolska pewnie nie 
wystarczała przeciw jednemu jeszcze sąsiadowi, przeciwko 
Węgrom. Stary wróg Kazimierza, Maciej, w ostatnich cza- 
sach znowu groźne zaczynał wobec Polski przybierać stano- 
wisko. To też, kiedy r. 1488 i na początku r. 1489 z ksią- 
żęty śląskimi wojnę toczył, słyszymy o nowem przymie- 
rzu między Kazimierzem a Władysławem dnia 23 kwie- 
tnia w Pradze przeciw Maciejowi zawartem; niebawem 
zaś, w maju t. r., o polskim korpusie obserwacyjnym, wy- 
ruszającym na granicę Prus od strony Śląska. Natomiast 
zaś dowiadujemy się z drugiej strony, że na sejm piotr- 
kowski powyżej wspomniany, przybyło poselstwo węgier- 
skie żądające wydania Spiża za sumę zastawną, pod gro- 
źbą wojny. Do Boż. Nar. obiecał Kazimierz osobnych 
w tym celu do Węgier wyprawić posłów. Szęściem umarł 
niebawem — 6 kwietnia 1490 — król Maciej w Wiedniu 
i tak minęło niebezpieczeństwo. Atoli nie skończyły się na 
tem nieprzyjacielskie kroki — owszem wojna dopiero na 
dobre zawrzała, chociaż wojna tym razem ze strony Pol- 
ski zaczepna. Przeciwko sobie stanęli do boju o tron wę- 
gierski Władysław i Jan Olbracht Jagiellonowie. Do 20 lu- 
tego 1491 trwała pierwsza wyprawa węgierska Olbrachta. 
Na początku lipca r. 1491 odnowiły się znowu nieprzyja- 
cielskie kroki i wybuchła druga wojna węgierska, która mą 
znowu niepomyślnie dla Olbrachta skończyła klęską pod 
Preszowem 1 stycznia 1492. Widzimy, że i od strony Wę- 
gier siły Polski były aż do końca rządów Kazimierza sta- 
nowczo zajęte*). 

Gdzież więc tu był czas i sposobność do rozpoczy- 
nania nowej z Warmią a może i z całemi nnisami roz- 
prawy? Z początku było to niebezpiecznią póśoiej nie 
było do tego czasu. A pieniędzy wśród tych cu|giych wo- 
jen szło dużo -— nie można było tedy pogardzać ofiaro- 
waną przez Prusaków, w razie pewnych ustępstw, po- 

r. Papśe Polska i LUwa, Gięść Ł f a Ctaęić U. § 2-5. 



— 206 — 

mocą pieniężną. Nolens, yolens musiał król, choćby w czę- 
ści, choć chwilowo, ustąpić. 

Tem bardziej nietylko można było, ale i należało to 
uczynić, że i Prusacy przekonani o swej słabości, szeroko 
zakrojone żądania swoje do jak najskromniejszych i zu- 
pełnie słusznych zredukowali warunków. Oto dnia 4 sty- 
cznia 1490 oświadczyły zebrane w Grudziądzu Stany 
gotowość swą dania pomocy, jeśli tylko daną im będzie 
gwarancya, że zebrane pieniądze przeciw Prusom i War- 
mii użyte nie będą. Trudno sobie przedstawić skromniej- 
szego a oraz słusznie jszego warunku; to też pod groźbą 
nowego niebezpieczeństwa ze strony Turków i Tatarów 
oświadcza komisarz królewski M. Kościelecki, kanonik 
kujawski, po nowych rokowaniach z Prusami w Grudzią- 
dzu 25 lipca i w Tczewie 9 września, na tym ostatnim 
zjeździe w imieniu króla: «że pieniądze z podatków pru- 
skich płynące przeciw Warmii użyte nie będą; że mo- 
głoby się to stać chyba za przyzwoleniem rady koronnej 
i pruskiej*. Przytaczając dalej co już inne prowincye w lu- 
dziach i podatkach na potrzebę turecką ofiarowały, wzywa 
Prusaków zarówno do pomocy zbrojnej i pieniężnej. Prze- 
ciwko pierwszemu żądaniu wywodzą Stany, że obowią- 
zane są i były zawsze do służby wojennej tylko w gra- 
nicach Prus; co do drugiego biorą sprawę podatkową pod 
dalszą obradę i do rozstrzygnienia na najbliższym zjeździe 
w Grudziądzu, albowiem na terażniejszem zgromadzeniu 
dla nieobecności biskupa chełmińskiego i kapituły war- 
mińskiej nie czują się w należytym komplecie. Już dnia 
10 października t. r. przyszedł ów zapowiedziany zjazd 
w Grudziądzu rzeczywiście do skutku. I tu Warmińczycy 
nie przybyli; usprawiedliwili się jednak w listach na ręce 
Torunian nadesłanych. Po długich, rozwlekłych rozpra- 
wach przyszła nareszcie uchwała przyzwalająca podatki 
w zasadzie do skutku *); poczem po jeszcze dłuższych per- 

*) Kecesy zjazdów: Grudziądzkiego z 4 stycz., Tczewskiego 
z 9 wrześ. i Grudziądzkiego z 10 pażdz. w arch. frauenb. A. 85 fol. 



- 207 — 

traktacyach określono bliżej — jednakże na następnych 
już dodatkowych zjazdach w tymże roku — rodzaj tych 
podatków, a mianowicie: czynsze od łanów, folwarków, 
piekarń, stawów i młynów: czopowe zaś (accissa) od piwa 
i miodu po miastach i miasteczkach — wszystko na rok 
jeden. Uroczyste poselstwo miało króla o tej uchwale uwia- 
domić, upraszając przy tej sposobności ponownie o zała- 
twienie owych już tyle razy podnoszonych zażaleń i uczy- 

89—109 Schlitz niem. 381a z tego wszystkiego zrobił jeden zjazd 
w Grudziądzu pod datą «Jacobi» (Zapewne tu myśli Jak. Ap. 26 lipca, 
gdyż w łać. egzemplarzu mówi o przeciągnięciu się sprawy podat- 
kowej aż do lata 1490). Relacya jego o tym jakimś nieznanym nam 
zjeździe w Grudziądzu składa się z 2 części; w pierwszej M. Eo- 
ścielecki przybywszy pod wodami żąda na gwałt pomocy przeciw 
Turkom i Tatarom, grożącym Rusi; w drugiej od słów: «Darnach 
yermeldete der Gesandte, das ihme mittlerweil von K5niglicher Ma- 
yestat Schreiben zukommen» zaczynającej się, powtarza wprawdzie 
wiadomości o niebezpieczeństwie tureckiem, ale dodaje już, że 
«choćby kroki Turków i Tatarów nie przeciw Polsce były wymie- 
rzone » to zawsze należy być w pogotowiu. Ta druga część zupełnie 
równa jest recesowi frauenburskiemu o zjeździe tczewskim z 9 
września 1490, według którego M. Kościelecki zaczyna od oświad- 
czenia: «Der Tiirke sei zwar niclit, wie gemeldet in die kronlSlnder 
eingefallen, drołie aber es zu tun». To odniesienie się do czegoś, 
o czem pierwej nie było mowy, wskazuje na pewną lukę w sze- 
regfu recesów frauenburskicłi. Otóż w tę luku prawdopodobnie 
wstawić należy pierwszą część relacyi Sclititza jako zjazd Gru- 
dziądzki z 25 lipca 1490. Schiitz tem mniej robił sobie skrupuły 
ściągnąć zjazd Grudziądzki i Tczewski w jedno, że właściwie 
drugi był tylko dalszym ciągiem pierwszego. Podobne sumaryczne 
postępowanie SchiLtza z recesami, przy którem nietylko zupełność 
ale i dokładność przedstawienia szwankuje, mieliśmy już sposo- 
bność poznać powyżej. Brak recesu o zjeździe Grudziądzkim z 25 
lipca w Frauenburgu da się tem wytłumaczyć, że Warmianom, któ- 
rzy na żadnym z obu wspomnianych zjazdów nie byli obecni, wy- 
starczała zupełnie do informacyi relacya o drugim decydującym 
zjeździe. Rozstrzygnąć dała się ta sprawa dopiero po przeglądnięciu 
recesów gdańskich, do czego miał sposobność Caro, który prócz 
czterech, wyróżnionych tutaj zjazdów, stwierdził jeszcze trzy po- 
mniejsze, wszystkie w Grudziądzu odbyte: 27 lutego, 20 czerwca 
i 30 paźdz. 1490 {Geseh. Polens V. 1. str. 574, uw. 1). 



- 208 - 

nienłe zadość żądaniom pruskim — mianowicie zaś w kwe- 
styi warmińskiej ^). 

Że zdanie Hirscha (88. r. pr. IV. 776 uw. 2.), jakby 
król przez swoje oświadczenie w Tczewie dane «w spra* 
wie warmińskiej milcząco ustąpił* nie jest słusznem^ o tem 
przekonuje nas znajomość następujących wypadków, 
ohoóby tylko z Schtitza zaczerpnięta. Dowiemy się 
z nich, że oświadczeniem tem dał król Warmii co naj- 
więcej zawieszenie broni ale nie pokój. Zapewnił tylko 
Prusaków, iż pieniądze u nich zebrane przeciwko Warmii 
użyte nie będą, ale nie, że wskutek ustępstwa z ich strony, 
jakiem była uchwała podatków, sprawę warmińską wogóle 
porzuca. Pieniądze pruskie mogły pójść rzeczywiście prze- 
ciw Turkom i Węgrom, równocześnie jednak nie potrze- 
bowały ustawać kroki dyplomatyczne przeciw Warmii; 
po wyczerpaniu zaś pieniędzy uchwalonych ustawały już 
wcale wszelkie zobowiązania króla. W ten sposób szczę- 
śliwie rozwiązana była kwestya podatków bez poświęcenia 
dla niej sprawy warmińskiej. 



* 



Dnia 6 grudnia 1490 przybyło poselstwo pruskie na 
sejm piotrkowski, obradujący także nad rozgatunkowa- 
niem, zapewne już zasadniczo w lecie tegoż roku w Kra- 
kowie uchwalonych, podatków w Polsce. W pełnej radzie 
koronnej przyjmował król posłów, w których imieniu prze- 
mówił Mik. Bajzen, woj. malborski, żaląc się przedewszyst- 
kiem, jakoby dygnitarze pruscy nosili tytuł radców kró- 
lewskich chyba dla czczej formy, bo o ich radę nikt nie 
pyta, co jest przeciw sprawiedliwości i przeciw przywile- 
jom. Żądana pomoc pieniężna — ciągnął dalej — jest 



1) S<^atz lać. 1. c. (532). SchUtz nlem. 381 b. Wielkości po- 
datku nie podaje Schdtz. 



— 209 — 

wprawdzie tak wielką, jakiej z Prus nigdy jeszcze nie 
wymagano, jednak nie wahamy się na nią przyzwolić — 
nie z obowiązku, ale z dobrej woli i z przywiązania do 
J. K. M., a w nadziei, że słusznym zażaleniom naszym co 
do naruszenia przywilejów pruskich nareszcie stanie się 
zadość; przedewszystkiem zaś, że również w myśl tychże 
samych przywilejów teraz b^iemy obradowali tylko 
z samym J. K. M. — Na to król rozkazał ustąpić radzie 
koronnej. Po krótkiej jednak chwili wrócił kanclerz Krze- 
slaw z Kurozwęk do sali i oświadczył w imieniu panów 
polskich, że obradowanie króla sam na sam z radą pru- 
ską jest nowacyą, że Prusy jako złączone z Polską w je- 
dno ciało pod jedną głową winne mieć swoich przedsta- 
wicieli w zgromadzonej radzie koronnej, nie zaś odrębne 
tworzyć ciało parlamentarne. Atoli król odprawił kancle- 
rza z niczem; owszem na zażalenie Mik. Bajzen przeciw 
takiemu postępowaniu panów polskich, rozkazał tymże 
pojednać się z Prusakami. 

Przechodząc znowu do merytorycznej strony swego 
poselstwa oświadczył woj. malborski, że wspomniane już 
powyżej przyzwolenie podatków ma trwać przez rok cały, 
od dnia św. Elżbiety zacząwszy (19 listopada b. r.). Na 
żądanie królewskie, aby uchwała ta przez 2 lata miała 
moc obowiązującą, zasłonili się posłowie brakiem pełno- 
mocnictwa. Tymczasem rada koronna ponownie przerwała 
posiedzenie, wstępując do sali — kiedy zaś kanclerz i mar- 
szałek nawet głos zabierać zaczęli, zapytał się M. Bajzen, 
czy mówią w charakterze urzędowym czyli tylko jako 
osoby prywatne, w którym to ostatnim jedynie wypadku 
posłom pruskim słuchać ich wypada. Polacy dali wymi- 
jającą odpowiedź, że król obiecał przywileje wszystkich 
szanować i tak też czyni; poczem posiedzenie zamknięto. 
Ciekawe owe epizody, jakie na posiedzeniu tem miały miej- 
sce, są bez wątpienia uwagi godne, odbijają one albowiem 
zasadniczą różnicę w zapatrywaniu obu stron na unię 
Polski i Prus — według Stanów pruskich była to unia 

F. PhPiti truor*. 14 



— 210 — 

personalna, według sejmu polskiego unia realna. Z tego 
też ostatniego stanowiska zbijał następnego dnia kanclerz 
pojedyncze punkta zażaleń pruskich przedłożonych przez 
wojewodę malborskiego. Dnia 8 grudnia zaś odpowiedział 
król posłom proszącym przy pożegnaniu jeszcze raz o la- 
skę dla Warmii i zostawienie Prus w pokoju mniej więcej 
w tych słowach: Przedstawiciele Warmii byli tu, ale nie 
otrzymali posłuchania; zgrzeszyli bowiem przeciwko Nam 
a także i przeciw swej własnej pruskiej ojczyźnie. Biskup- 
stwo zostaje dla królewicza, innej odpowiedzi dać wam 
nie jesteśmy w stanie. Po powrocie waszym naznaczcie 
zjazd i usiłujcie nakłonić stany warmińskie, aby się przy- 
łączyły do waszej uchwały o podatkach*). 

Posłowie pruscy byli posłuszni woli królewskiej i po- 
wróciwszy do swej ojczyzny odbyli w ciągu r. 1491 nie- 
jeden zjazd z Łukaszem i z kapitułą warmińską celem 
nakłonienia ich do równych z resztą Prus podatków. Łu- 
kasz nie wzbraniał się, pragnął tylko naprzód by go za- 
twierdzono na biskupstwie warmińskiem. Kiedy mu jednak 
ziomkowie przedstawili, jak drażliwym jest król w tej 
kwestyi, kiedy mu przypomnieli, że ostatnie poselstwo jego 
nawet posłuchania w Polsce nie otrzymało, uznał za le- 
psze ustąpić, okazać się powolnym i tym sposobem raczej 
króla przebłagać, niżli zaciętym uporem jeszcze go bar- 
dziej do gniewu pobudzać. Oświadczył tedy, że da królowi 
«niepoślednią pomoc» («statliche htllffe»), której jednak 
bliżej na teraz oznaczać nie chce — w każdym razie nie 
pieniężną, aby to nie miało pozoru, że się chce wkupywać 
w swe dobre prawo. Na przedstawienie jednak Stanów, że 
takie niejasne przyrzeczenie przeciwny nawet skutek wy- 
wołać może i wzbudzić owszem podejrzenie w królu, przy- 
stąpił wreszcie bez modyfikacyi do uchwały grudziądzkiej 



^) Relacya o tern poselstwie w arch. frauenb. A. 85 fol. 109—111. 
Zwrócić tu uwagę należy na umiarkowany tym razem (choć nie- 
mniej stanowczy) ton króla wobec Warmii. Przynajmniej o wojnie 
nie ma tu mowy — zapewne w myśl oświadczenia tczewskiego. 



— 211 — 

i zezwolił na pobór tychże samych podatków w Warmii, 
co w Prusiech. Poselstwo warmińskie mające Kazimierza 
o tern uwiadomić i jeszcze raz o przyjęcie Łukasza do 
łaski upraszać, przydzielone zostało do wybierającego się 
właśnie na dwór królewski poselstwa Stanów pruskich. 
Prócz kwestyi warmińskiej i owych dawnych zażaleń, po- 
leciły Stany pruskie posłom swoim jeszcze niektóre świeże 
sprawy, jakie na ostatnim zjeździe — w Grudziądzu 21 wrze- 
śnia 1491 w obecności posła król. Jana Oporowskiego, woj. 
brzeskiego, odbytym — były omawiane. Między temi uwagi 
godnym jest ich protest przeciw propozycyi królewskiej, 
aby na zjazd z w. mistrzem w sprawie Neryngi, spornej 
już od lat wielu między Zakonem a Gdańskiem, komisy ę 
mieszaną z Koroniarzy i Prusaków wyznaczono. Sprawa 
ta dotyczy tylko Prus — sądziły Stany — a przeto przez 
komisyę wyłącznie pruską załatwiona być winna. Co do 
pieniędzy z podatków zebranych, po które król na Wszy- 
stkich Świętych posłać zamyślał, oświadczyły Stany, że 
je same królowi oddadzą, skoro tylko zalegające jeszcze — 
szczególnie u starostów — sumy ściągnięte zostaną^). 

Dnia 5 lutego 1492 znalazło się poselstwo pruskie, 
w którego skład weszli: wojewodowie malborski i pomor- 
ski, starosta elblągski i inni dygnitarze tudzież reprezen- 
tanci szlachty i miast pruskich — w ogólnej liczbie 12-u — 
na przeznaczonem miejscu zboru: w Grodnie. Tu przyłą- 
czyli się też do poselstwa dwaj kanomcy warmińscy Ma- 
ciej Lunaw i Andrzej Oleetz, i ułożono się, by posłowie 
Stanów naprzód o audiencyę się postarali i wyrobili przy- 
stęp dla kanoników. Jakkolwiek Warmianie z początku na 
takie oddzielenie sprawy swojej od innych przyzwolić nie 
chcieli, ale wspólnej audyencyi żądali, to jednak później 
ustąpili, skoro reszta posłów była całkiem słusznie tego 
zdania, że sprawa warmińska innego zupełnie traktowania 
wymaga i że ją mianowicie z nadzwyczajnem umiarko- 



') Schtltrz niem. 888 et 8eqq. 

14* 



— 212 — 

waniem i ostrożnością przedkładać należy. Jadąc na Troki 
przybyli posłowie pruscy dnia 8 lutego do Wilna, gdzie 
przez wysłanych naprzeciw dworzan królewskich w imie- 
niu Kazimierza uroczyście powitani zostalL 

Otrzymawszy w 2 dni potem, w piątek 10 lutego, 
posłuchanie, oświadczyli w myśl uchwały grudziądzkiej, 
że pieniądze wskutek uchwalonych podatków zebrane na 
ręce królewskie złożyć są gotowi, skoro tylko starostowie 
z części na nich przypadających się uiszczą; uwiadomili 
dalej króla, że udało im się biskupstwo do równych z resztą 
Prus podatków nakłonić i prosili o posłuchanie dla kano- 
ników. Atoli kanclerz odpowiedział w imieniu króla, że 
król z kapitułą warmińską nic nie chce mieć do czynienia^ 
albowiem wykroczyła przeciw Majestatowi Jego: że dziwi 
się tylko, jak wierni poddani, co więcej nawet doradcy Jego, 
za tąż kapitułą jeszcze wstawiać się mogą; że wreszcie 
przypomnieć sobie powinni, iż już w Piotrkowie posłów 
warmińskich przed oblicze J. K. M. nie przypuszczono, co 
się stało za dojrzałą radą całej Korony. Usłyszawszy to 
ostatnie zdanie zwrócili się Prusacy szczególnie przeciw 
kompetencyi rady koronnej w sprawach pruskich, wywo- 
dząc na porządek dzienny swój znany przywilej, mocą 
którego sprawy pruskie winne być przez króla załatwiane 
jedynie w radzie pruskiej. Na to odpowiedział im Kazi- 
mierz krótko lecz charakterystycznie, że sprawy pruskie 
załatwia z nimi i z radą koronną «jako w jednej radzie 
pod jedną głową ». Gdy posłowie w dalszym toku roz- 
prawy o łaskę dla Warmii i o zachowanie jej od plagi 
wojennej prosili, dał im król osobiście odpowiedź w dłuż- 
szej przemowie następującej treści: Od czasu, kiedy Prusy 
pod berło nasze przeszły, wspomagaliście nas zawsze wier- 
nie radą waszą przeciw zewnętrznym i wewnętrznym nie- 
przyjaciołom naszym, my zaś nie szczędziliśmy ani pie- 
niędzy, ani krwi, ani zdrowia naszego, iż nam przy łasce 
Bożej, a wiernej pomocy poddanych naszych z Korony 
i Prus żaden nieprzyjaciel nie zaszkodził i żeśmy owszem 



— 213 — 

zwyciężali cesarze i króle. Tak i teraz «ów człowiek » 
(Łukasz), który kilka zamków wszystkiego posiada niczego 
nie dokaże przeciwko nam; a i wy zapewne w myśl przy- 
siąg waszych tak działać i tak radzić będziecie, jak tego 
dobro Korony wymaga. Nas wzajem nikt od was oder- 
wać nie będzie wstanie. Słysząc to, rzekł zaraz wojewoda 
malborski: Najj. Panie, niech Bóg zachowa, abyśmy tu 
jakikolwiek rozdział mieli na myśli, ale boimy się tylko, 
aby miecz nirfaski, który W. K. M. nad biskupstwem za- 
wiesić zamierza, całych Prus nie dotknął klęskami wojny. 
« Gdybyśmy to byli chcieli uczynić » — wtrącił król — 
«bylibyśmy to już dawno uczynili, a jeśli to jeszcze uczy- 
nić zechcemy, to nikt nas od zamiaru naszego powstrzy- 
mać nie zdoła ». — Na zapewnieniu wierności ze strony 
posłów i prośbie o zachowanie przywilejów, której król 
w przychylnej odpowiedzi zadość uczynił, skończyła się 
audyencya piątkowa. 

Nazajutrz ponowił Mik. Bajzen przedewszystkiem 
prośbę o posłuchanie dla posłów warmińskich, ale otrzy- 
mał przez usta kanclerza odmowną odpowiedź, «gdyż Łu- 
kasz zgrzeszył przeciw honorowi królewskiemu ». «Byłem 
sam niedawno w Niemczech » -— dodał kanclerz od sie- 
bie — nie ma tam miasta, ba nawet ulicy, gdzieby księża 
nie wyszydzali króla», iż Łukasz mimo jego woli utrzy- 
mał się na biskupstwie. Najwięcej co dla posłów warmiń- 
skich uczynić jeszcze można, jest to, że król zezwala na 
przedłożenie ich żądań przez usta posłów pruskich. Pru- 
sacy jednak zasłonili się w tej mierze brakiem instrukcyi 
i przeszli do innych spraw, mianowicie zaś do owych za- 
żaleń swoich o naruszenie przywilejów; szczególnie zaś 
znowu do owego punktu o załawianiu spraw pruskich 
w radzie wyłącznie pruskiej. Król odpowiedział, że przy- 
wileje pruskie zawsze szanował, szanuje i chce nadal 
szanować, że rady ich nigdy nie odsuwa; że wreszcie go- 
tów jest kwestyę, czy przywileje przestrzega, czy łamie, 
zdać na rozsądzenie ogólnego sejmu całego państwa. Przy 



— 214 — 

tein jednak nie mógł się powstrzymać od uwagi, że po- 
słowie postępują sobie raczej jako goście, jak obcy, niźli 
jako rajcy królewscy. Prusacy wzięli tę odpowiedź do 
dalszej obrady i pożegnali króla. 

Otrzymawszy po niedzielnej przerwie znowu posłu- 
chanie w poniedziałek dnia 13 lutego, oświadczyli naj- 
pierw, że ich nazwanie gośćmi mocno bolało i że przeciw 
temu nazwaniu protestują; że dalej na propozycyę kró- 
lewską, aby spór pruski rozsądzony był na ogólnym sej- 
mie całego państwa, zgodzić się nie mogą, ponieważ już 
przed rokiem przeszło w Piotrkowie doświadczyli, jak nie- 
przycihylnie są panowie polscy ku nim usposobieni, skoro 
im taką obelgę, jak przerwanie sesyi wyrządzić moglL 
Nie obeszło się bez przypomnienia jeszcze raz posłów «bi- 
skupa warmińskiego*. Odpowiedź królewska na to przed- 
łożenie przez usta kanclerza dana, brzmiała: Uwaga, że 
Prusacy postępują sobie jak goście, nasunęła się królowi 
wskutek tego, że oni wszelkiej wspólności z radą koronną 
starannie unikają. Takiego postępowania nie może król 
chwalić, albowiem jako nie jedne tylko Prusy jego berłu 
podlegają, tak nie od jednych tylko Prusaków chce rady 
przyjmować, ale wszystkim swoim doradcom równe pod 
tym względem w każdej sprawie państwowej przyznaje 
prawo. Dla tego nie może król w postępowaniu rady ko- 
ronnej na wspomnianym sejmie piotrkowskim widzieć 
obelgi Prusakom wyrządzonej. Panowie polscy czuli się 
do tego kroku spowodowani, « ponieważ im to przykrem 
było, żeście ich w podejrzeniu mieli i ponieważ nie by- 
wało tak nigdy za waszych przodków, aby się mieli od 
nich oddzielać jako jedno ciało pod jedną głową, naszym 
łaskawym panem ». Przeciwko nazwaniu Łukasza bisku- 
pem warmińskim, musi się król zastrzedz; a ponieważ od- 
powiedź stanowcza w tej sprawie już raz była dana, 
przeto wolą jest Jego, by więcej o tern nie wspominano 
i nie starano się « przeć go dalej do tego, co nie jest slu- 
sznem». Dalszy ciąg audyencyi zajęły inne punkta zaża- 



— 215 — 

leń pruskich, o których jednak dłużej rozpisywać się nie 
myślę, ponieważ przekraczają zakres tej pracy. Wciągnąłem 
zaś w tok mego opowiadania całą dyskusyę nad kwestyą 
odrębności pruskiej rady dla tego, że epizod ten rzuca 
światło charakterystyczne na całość sporu prusko-pol- 
skiego, podczas gdy inne punkta zażaleń tylko pojedyn- 
czych szczegółów dotyczą. 

Dnia 16 lutego we czwartek miało miejsce ostatnie 
pożegnalne posłuchanie. Gdy Prusacy wbrew wyraźnemu 
życzeniu króla jeszcze raz o sprawę Łukasza potrącili, 
a nawet wyrazili przypuszczenie, że Warmińczycy wsku- 
tek nieprzychylnej odprawy powstrzymają się może od 
zebrania podatków, wywołało to burzę przeciwko nim. 
Pełen gniewu rzekł król Kazimierz : «Tam do dyabła! 
gdyby Łukasz miał powstać przeciwko nam i ci z Bruns- 
bergi i Heilsbergu, to przecież pokaże się, że jesteśmy 
wielkim królem chrześcijańskim i mamy wiele ziem pod 
sobą. Żal nam, żeśmy onego czasu taki pokój z Tungenem 
uczynili; lepiej było przy pomocy boskiej zgnieść go zu- 
pełnie. A teraz jeśli coś poczniemy, to i was wezwiemy 
do działania, a wy zapewne nie cofniecie się, gdyż przy- 
sięgami i zapisami zobowiązani jesteście wraz z Koroną 
pomagać nam przeciw każdemu nieprzyjacielowi Korony, 
kimkolwiekby on był, zwłaszcza, jeśliby był gwałcicielem 
wiecznego pokoju. My zaś takiego ścigać będziemy, choć- 
byśmy mieli w ostatniej koszuli zostać lub głowę nałożyć. 
Mamy wiele przyjaciół i pomocników, a gdyby ci wszy- 
scy odpadli — od czego Boże zachowaj! — to są jeszcze 
Turcy i Tatarzy, którzy nam pomocy swej nie odraówią«. 
Tak mógł mówić tylko monarcha, który w polityce 
wschodniej był następcą Witołda. — Również namiętnie do- 
dał kanclerz: Największe wojny zwykle wzniecają księża; 
tak n. p. w ostatnich czasach wojnę cesarza z królem 
węgierskim nie kto inny wywołał, jak biskup passawski. 
Ale przecież skończyło się to jakoś, bo księża pomarli, 
nie wiem czy ich śmierć czy dyabeł porwał. Łukasz i ka- 



~ 216 — 

pituła nie są warci, by dla nich wojnę zaczynać, lecz 
znowu bez wojny nie wiedzieć, kiedyby temu wszystkiemu 
byl koniec. Na skargę wojewody malborskiego, że w takiej 
wojnie i Prusacy całkiem niewinnie szkodyby ponieśli, od- 
parł król: «Nie widzimy dla czego, chybaby się jeszcze 
kto przeciw nam podniósł, to i tego zniszczymy*. 

Dla wyjaśnienia swoich poprzednich słów i umoty- 
wowania swej obawy, dodali posłowie, że wiele Prusaków 
posiada dobra w Warmii. Po uspokojeniu się namiętności 
dał król posłom ostateczną odprawę: Niechaj pieniądze 
przygotują; starostowie zalegający z podatkami otrzymują 
także rozkaz złożenia tychże; dla załatwienia tylu spraw 
bieżących przybędzie król osobiście do Prus i będzie się 
starał taki ład zaprowadzić, aby nikomu gwałt się nie 
dział i aby przywileje były przestrzegane. Złożywszy kró- 
lowi za te łaskawe jego słowa podziękowanie i wyraziwszy 
radość swą z powodu zapowiedzianych jego odwiedzin, po- 
żegnali się Prusacy i opuścili niebawem Wilno*). 

Atoli nie przyszło już do zapowiedzianego przez króla 
odwiedzenia Prus. Właśnie zebrani byli w Grudziądzu Pru- 
sacy — od dnia 27 maja 1492 — i właśnie postanowili, wy- 
słuchawszy wśród ogólnego oburzenia, a szczególnie wśród 
protestu przeciw zapatrywaniu królewskiemu o wspólno- 
ści rady, sprawozdania swoich posłów; ostrzeżeni nadto 
przez Warmińczyków, iż przyjmując wbrew przywilejom 
królewicza lub innego Polaka na biskupstwo, zrzekliby 
się tem samem jedynej od czasu objęcia katedry chełmiń- 
skiej przez Kiełbasę kapituły i szkoły niemieckiej w ca- 
łych Prusiech — właśnie, mówię, postanowili Prusacy wy- 
trwać w oporze, a skoro król odmawia sprawiedliwością 
samym o swojem dobru myśleć i nie znosić nadal dumy 
i zniewag ze strony tych, « którzy są równi albo i niżsi od 
nich» (Koroniarzy), ale gwałt gwałtem odciskać — kiedy 
od Litwy nadbiegł pospieszny posłaniec z wiadomością, 



») Schtitz niem. 286 b. — 394 a. 



— 217 — 

iż dnia 7 czerwca król Kazimierz nagle w Grodnie życie 
zakończył. Natychmiast zamknięto zgromadzenie, postano- 
wiszy tylko nowy zjazd w Elblągu celem narady, jak się 
wobec bliskiej elekcyi zachować należy*). 

Mamy tedy przed oczyma całą 4-letnią blisko pracę 
Kazimierza, która stanowi drugie stadyum sprawy war- 
mińskiej. Z tego cośmy powiedzieli, nie możemy innego 
wyrobić w sobie zapatrywania, jak tylko to, że polityka 
króla była od początku do końca ta sama i w zasadzie 
i w środkach. Chciał mianowicie Kazimierz na wszelki 
sposób osadzić syna swego na biskupstwie warmińskiem, 
by z tego znakomitego stanowiska strzedz mógł równie 
dobrze Prus swoich jako i zakonnych, chciał ten zamiar 
swój przeprowadzić choćby z orężem w ręku; a jeśli do 
tego nie przyszło, to tylko dla niekorzystnej sytuacyi pań- 
stwa wobec niespokojnych i groźnych sąsiadów. Powie- 
działem: od początku do końca ta sama polityka, bo 
w oświadczeniu tczewskiem z roku 1490 nie widzę pun- 
ktu zwrotnego, skoro po tym krótkiem zawieszeniu 
broni taka sama jak pierwej nastąpiła akcya. Kto je- 
szcze jakiekolwiek pod tym względem ma wątpliwości, 
niech porówna konferencyę krakowską (r. 1489) króla 
z Prusakami z ostatnią wileńską, a podobieństwo obojga ude- 
rzy go w oczy. 

Jakoż chodziły po Prusiech wieści, że król zamierza 
przybyć z Olbrachtem, obsadzić Malborg i stamtąd ude- 
rzyć na Warmię. Szlachtę chełmińską miał już po swojej 
stronie — ta omal głównego separatystę pruskiego Miko- 
łaja z Wulków nie wzięła na szablę na sejmiku w Świe- 
ciu*^. Dla innych Prusaków przynosił król gotowość za- 



*) Schutz niem. 394—5. Szczególnie stanowczo zastrzegali się' 
Prusacy przeciw rozsądzeniu sporu przez radę koronną. Mamyż iść 
za radą koronną, mówili, gdzieby 20 głosów albo i więcej wypadało 
na jeden gtos pruski! 

•) Tak opowiadano na owym sejmie pruskim w Grudziądzu 
z 27 maja 1491. Cf. Schtltz niem. 1. c. 



— 218 — 

spokojenia głównej żałoby pruskiej: wykupienie zam- 
ków. Pisał o tern Olbracht, powtarzał to samo tajny po- 
seł królewski Jan Brandis wobec biskupa ch^mińskiego 
Stefana Neidenburg *). Kto wie czy nie na to były prze^ 
znaczone pieniądze z poboru pruskiego. Nastąpiłaby solida 
reformado, miejsce swawolnych i chciwych starostów, ra- 
czej zastawników niż urzędników, byliby zajęli krajowcy 
indigmae — mili królowi i wspólne ze Stanami przezeń 
dobrani. 

Że jednak nawet wśród zamysłów wojennych chętnie 
się szuka furtek pokoju, przeto i tu takich nie brakło! 
Oto ten sam Jan Brandis, który mówił o ukróceniu sa- 
mowoli starostów, proponował biskupowi chełmińskiemu 
przeniesienie na inne biskupstwo. Czyli nie chciano zaspo- 
koić Łukasza Chełmnem?... A może nawet oswajać już się 
zaczynano z myślą, że ostatecznie Łukasz zostanie do 
końca życia przy Warmii, bo Kallimach*) żądał w Rzy- 
mie dla królewicza Fryderyka kardynalskiej godności. 
Byłaby to satysfakcya ze strony kuryi rzymskiej. Dalej 
posuwać się w przypuszczeniach co do królewskiej goto- 
wości do ustępstw nie wolno. Mógł król polski poświęcać 
osoby, ale nie mógł poświęcić zasady wpływu swego 
na wybór biskupów w Warmii. O tem poucza to co się 
działo w Warmii przed Łukaszem, za Tungena, i to co 
się stało po Łukaszu, za Fabiana. 



Zakończenie. 

Król Kazimierz zeszedł z tego świata nie doczekawszy 
się żadnych owoców swojej długoletniej wytrwałej pracy, 



1) Caro: Geachichłe Polena V. 2, p. 1002 (List Olbrachta z w/g 1490). 
Schlitz niem. p. 394. 

^) Phil. Calllmachi: De bello Turńa inferendo orcUia* Haganae 
1533. Zeissberg: Poln. Geschichłschreibung p. 369 przyjmuje jako datę 
tej mowy pocz. r. 1490. 



— 219 — 

nie xx>su]iąw8zy ani o krok naprzód sprawy warmińskiej. 
Owszem zdawało się przez czas dłuższy^ że z nim razem 
zstąpiły do grobu wszelkie pretensye Korony polskiej do 
Warmii. Już dnia 15 czerwca 1492 pisał królewicz J. Ol- 
bracht do: « wielebnego w Chrystusie ojca i pana Łukasza 
z bożej łaski biskupa warmińskiego, przyjaciela 
nam najmilszego^, prosząc go o głos przy najbliższej ele- 
kcyi i oświadczając, że tem jaknajsilniej wobec niego bę- 
dzie się czuł zobowiązanym. «Biskupa warmińskiego* — 
tem samem uznanym został « człowiek » Łukasz biskui>em 
przez tego, na którego padły głosy zgromadzonych w Piotr- 
kowie celem elekcyi Stanów królestwa. Stojący wówczas 
na czele poselstwa pruskiego Łukasz dobre też musiał 
królewiczowi oddać przysługi, bo powrócił zupełnie z dwo- 
rem polskim pojednany na swoją katedrę w Frauenburgu, 
na której odtąd spokojnie rezydował, doznając owszem li- 
cznych dowodów czci i zaufania od króla Jana Olbrachta 
i następcy jego Aleksandra. Królewicz zaś Fryderyk otrzy- 
mał na innej drodze zadośćuczynienie — na drodze przez 
Kallimacha wskazanej; już bowiem na początku r. 1493 
otrzymał opróżnione właśnie arcybiskupstwo gnieźnieńskie, 
a dnia 30 września t r. został po kilkakrotnem wstawie- 
niu się braci Władysława i J. Olbrachta kardynałem rzym- 
skiego kościoła mianowanym. 

Lecz kiedy po spokojnem a wobec Korony wiemem 
panowaniu biskup Łukasz w r. 1512 życie zakończył, 
skorzystał panujący wówczas król Zygmunt — godny na- 
stępca Kazimierza i pod wielu względami kontynuator 
jego polityki — z nadarzonego wakansu zupełnie w myśl 
ojca. Podniósł po raz trzeci pretensye Korony polskiej do 
Warmii. — Warmia pamiętna długich i zaciętych a w ka- 
żdym razie szkodliwych jej sporów dawniejszych, nie zdo- 
była się już tym razem na dłuższy opór, ale ugięła karku. 
Jeszcze w tym samym roku zawarł następca Łukasza 
Fabian, znowu w Piotrkowie, z królem Zygmuntem układ 
ograniczający wolny wybór warmiński w ten sposób, iż 



— 220 — 

w razie wakansu mianuje król z pomiędzy członków ka- 
pituły warmińskiej lub członków rodziny panującej 4 kan- 
dydatów, z pomiędzy których tylko następnie kapituła bi- 
skupa wybierać może. W roku 1513 uzyskał Zygmunt 
potwierdzenie tego układu ze strony papieża Leona X. 
i odtąd stał się on podstawą prawno-politycznego stosunku 
Warmii do Korony polskiej. Dzięki ciągłej baczności Zy- 
gmuntów w tym kierunku zaczęli Polacy coraz częściej 
wchodzić w skład kapituły warmińskiej — a kiedy pier- 
wszy Polak Stanisław Hozyusz zasiadł na katedrze frau- 
enburskiej, to już odtąd szereg biskupów polskich w War- 
mii nie został przerwany, aż do Ignacego, Krasickiego, 
i spełniły się też obawy Prusaków «za biskupem poszła 
kapituła* *). 

Król Kazimierz dawno już spoczywał wśród przod- 
ków swych na Wawelu, ale ziarno przezeń rzucone nie 
zmarniało — owszem zeszło i wydało owoc. Władza na 
czele Warmii stojąca stała się, jak było rzeczą konieczną, 
przedstawicielem interesu państwowego w kraju. Nie szło 
jednak za tem bynajmniej prześladowanie żywiołu niemie- 
ckiego; w Warmii i Prusiech autonomia krajowa co do 
spraw wewnętrznych nigdy naruszoną nie została, 
języka nikt się nie tykał. Na takie bowiem konsekwencye, 
jakie dzisiejszy rząd pruski wysnuwać potrafi — Korona 
polska nigdy się nie zdobyła. 



^) List J. Olbrachta do Łukasza z arch. frauenburskiego przy- 
taczam dosłownie w dodatku. Co do reszty por.: Zeissberga; Poln, 
Geschschrbg. 371, Wapowskiego (SS. r. Pol U,) str. 17—18, Eichhoma 
L c. Spis biskupów warm. znajduje się w dziele dr. Sieniawskiego: 
Biskupstwo warmińskie etc. Poznań 1878, str. 22. 



DODATEK. 
List J. Olbrachta do Łukasza Watzelrode. 

Badom 15 czerwca 1492. 

Reyerendo in Christo patri et domino Luce, d. g. epi- 
scopo Warmiensi, amico nostro carissimo. 

Johannes Albertus d. gr. dux etc..., Serenissimi do- 
mini Polonie etc... Begis natus. Reverende in Christo pater 
et doraine, amice dilecte. Postąuam deo omnipotenti ita 
placuit, ut R. Mtas, pater noster carissimus, ex hoc mundo 
migraret, et superesset negotium eligendi regem, qui re- 
gnum simul et istas terras rite et eąuabiliter dirigeret, 
statui vos petendum, ut ąuantum auctoritas vestra vale- 
ret, mihi adessetis. Quod ubi P. V. R. fecerit, non minus 
ac velit, nos sibi devinciet. Et sine dubio P. V. R. voti, 
quod pro nobis dederit, non penitebit, quippe eum respe- 
ctum ad augendam iusticiam habituri sumus, ut iustissi- 
mis principibus equiparari non dubitabimur. Cetera is nun- 
tius noster dicet V. R. P., cui velit fidem habere petimus. 
Datum in Radom sexta fena post Pentecostes, anno do- 
mini 1492. 

Or. papier, w arch. bisk. w Prauenburgu D. 1. f. 125. 



WYCIECZKA ARCHIWALNA DO WĘGIER. 



stan informaori. 

Dziwnem może się wydać, na pierwsze wrażenie, 
zjawiskiem, że w literaturze naszej nie posiadamy dotąd^ 
oprócz przygodnych wzmianek*), żadnej relacyi o archi- 
wach i zbiorach rękopisów na Węgrzech, jakkolwiek szczę- 
śliwy przypadek wydobywał już stamtąd takie pomniki 
jak Biblia królowej Zofii, albo Modlitwy Wacława. Nie- 
trudno jednak odnaleźć przyczynę tego zjawiska: była 
nią nadzwyczajna, jak dotąd, trudność bliższej informa- 
cyL Dopiero w ostatnich latach stosunki pod tym wzglę- 
dem zmieniły się znacznie na korzyść. Pierwsze zasługi 
okrfo zbadania arcliiwów węgierskich położyło tamtejsze 
Towarzystwo historyczne, które, odbywając od r. 1868 
swoje walne zgromadzenia każdego lata w innem mieście, 
i nawiązując do tych zgromadzeń wycieczki naukowe, 
wydawało opisy zabytków historycznych rozmaitych po 
kolei komitatów w organie swoim Sisdzadok (Stulecia). Na- 
stępnie, gdy już teren był nieco przygotowany, zarządziło 
(w r. 1880) węgierskie ministerstwo spraw wewnętrznych, 
aby wszystkie władze rządowe i autonomiczne nadesłały 



*) Smolka: Wycieczka do Węgier (Komitat saroski). Lwów 1882. 
Zakrzewski: Sprawozdanie z podróży do Siedmiogrodu na zjazd węg. 
Tow. hiat. w D^oa (Rozprawy i Sprawozdania wydz. hist. Ak. Urn, 
1888, t. 22, str. III— V). Malinowski: Modlitwy Wacława. Wyd. 2-gie 
Kraków 1887 (Rękopisy krakowskie w bibliotece uniwersyteckiej 
peszteńskiej). 

K PAPCE: tTUDYA. 15 



— 226 — 

do głównego archiwum krajowego w Budapeszcie opisy 
archiwów swoich, sporządzone według ułożonego z góry 
Rzematu. A jakkolwiek opisy te rozmaicie wypadły, to 
jednak było to po raz pierwszy przedsięwzięte, a potem 
w rezultatach swoich znowu podane do publicznej wiado- 
mości ujęcie rzeczy w całość. (Szdzadók 1881: archiwa 
komitatowe; Szdzadók 1885: archiwa miejskie, kościelne 
i prywatne). Wreszcie znalazł się uczony, która podjąw- 
szy się roli pośrednika między węgierską a niewęgierską 
nauką, wszystkie urzędowe i nieurzędowe sprawozdania 
przerobił, własnemi spostrzeżeniami, tudzież informacyą 
w drodze korespondencyi zasiągniętą uzupełnił — a po- 
tem wydał przewodnik po archiwach węgierskich w ję- 
zyku niemieckim. Uczonym tym jest Franciszek Zim- 
m er mann, kustosz archiwum miejskiego i narodowego 
saskiego w Cybinie W. czyli Hermannstadt (Nagy-Szeben), 
a przewodnik nosi tytuł: t)her Archwe in Ungam, Etn 
FUhrer durch ungarldndische tind slehenhilrgisehe Arehiv€, 
i umieszczony jest w XXIII, tomie czasopisma Archw des 
Yereines filr siebenbiirgische Landeskunde z r. 1891, na stro- 
nie 617 do 746. 

Ktokolwiek zamierza poznać bliżej liczne archiwa 
Węgrów, zwłaszcza jeśli nie jest dostatecznie obeznanym 
z językiem tego narodu, ten musi odczuwać wielką wdzię- 
czność wobec zasłużonego archiwaryusza Sasów siedmio- 
grodzkich, że podjął się tak bardzo pożytecznej a tak 
żmudnej pracy i że dokonał jej z taką sumiennością, która 
przy ówczesnym stanie prac przygotowawczych dochodzi 
prawie do granic możliwości. O tej zawisłości od prac 
przygotowawczych należy dobrze pamiętać, ilekroć dla 
siebie znajdzie się za mało; boć przecież od autora piszą- 
cego o 474 archiwach trudno wymagać, aby chociaż 
połowę z nich sam zwiedził. Powtóre wyrozumieć i to 
łatwo, że przy takiej obfitości materyału pewna zwięzłość 
była nieuniknioną. Po trzecie, gdyby się komu podobał 



— 227 — 

lepiej układ według starożytności albo według treści ar- 
chiwów, to i ten przyznać musi, że w przewodniku ogól- 
nym, który dąży do zupełności, układ alfabetyczny jest 
najpraktyczniejszym. Inna rzecz, jeśli chodzi o jakieś 
specyalne stanowisko. Wówczas pożytecznera będzie 
z pewnością, jeśli badacz idący za wskazówkami Zimmer- 
raanna, ułatwi następcom swoim óryentowanie się w jego 
podręczniku i przysporzy szczegółowych wiadomości — 
pamiętając zawsze z wdzięcznością o tym, który był jego 
pierwszych kroków dobrym przewodnikiem. 

Wiadomość niniejsza ma być także, chociaż niewiel- 
kim, przyczynkiem w tym kierunku, i to ze stanowiska 
szczególnie potrzeb historyi polskiej. Otrzymawszy od 
Akademii Umiejętności w Krakowie subwencyę na podróż 
naukową do Węgier*), w celu wykończenia mej pracy 
o ostatniem dwunastoleciu Kazimierza Jagiellończyka, uwa- 
żałem, że może to być pożytecznem dla przyszłych na- 
szych poszukiwaczy, jeśli przy sposobności specyalnych 
studyów porobię także ogólniejsze obserwacye, oparte nadto 
na wielu dziełach u nas nieznanych, tudzież na ustnych 
i listownych informacyach uczonych węgierskich. Pragnę 
tedy dać naprzód kilka ogólniejszych uwag o rodzajach 
archiwów węgierskich, następnie o terytoryalnem ich roz- 
mieszczeniu, ze wskazaniem grup dla nas ważniejszych, 
a szczególnem uwzględnieniem archiwów przezemnie zwie- 
dzonych — a dopiero potem opisać materyał do dziejów 
drugiej połowy XV. wieku wogóle, a w szczególności do 
dziejów ostatniego dwunastolecia Kazimierza Jagielloń- 
czyka, który na Węgrzech zgromadziłem. 

*) Podróż tą przedsięwziąłem w czasie od 23 września do 
końca października r. 1896. 



15^ 



— 228 - 



Rodzaje archiwów. 

Archiwa węgierskie podzielić można na następujące 
rodzaje: archiwa publiczne centralne w Budapetszcie^ ar- 
chiwa publiczne komitatowe, dalej kościelne i niiejskie, 
wreszcie archiwa prywatne znakomitych rodzin. 

Do pierwszej kategoryi zaliczam oprócz królewskiego 
Archiwum krajowego, także zbiory archiwalne węgier- 
skiego Muzeum narodowego i Akademii UmiejętnoścL Co 
do dwóch ostatnich, to już z natury rzeczy wynika, że 
iustytucye nowsze nie mogą mieć materyalu jednolitego, 
gdyż nie są to zbiory z dawien dawna przekazane, tylko 
później zgromadzone, w czem wielką rolę gra zawsze 
przypadek. Atoli uwaga powyższa da się zastosować i do 
królewskiego Archiwum krajowego. Daremnie szukałby 
w niem materyałów takich, jakie posiada wiedeńskie ar- 
chiwum państwowe, albo nawet — przynajmniej co do 
wieków średnich — nasza metryka koronna w Warszawie; 
panowanie tureckie i późniejsze przewroty zbyt silnie dały 
się odczuć zabytkom dziejowym w stolicy Węgier. Wła- 
ściwą datą konstrukcyi królewskiego Archiwum krajowego 
jest dopiero rok 1875; weszły tam rozmaite zasoby starsze 
i nowsze, które są bardzo obfite już dla wieków średnich, 
ale głównie dla stosunków wewnętrznych prawno-pry- 
watnych; politycznego zaś znaczenia w obszerniejszym 
zakresie nabierają dopiero zwolna w XVL wieku, a obfi- 
ciej w późniejszych. Bliższe wiadomości o zbiorach buda- 
peszteńskich zamierzam podać poniżej w szczegółowym 
opisie archiwów przezemnie zwiedzonych; tutaj zaznaczyć 
tylko pragnę, że pod względem porządku i przystępności 
zbiory te utrzymane są bardzo starannie przez ludzi sto- 
jących na wysokości nauki. 

Czem archiwum królestwa jest dla całego kraju, 
tem archiwa komitatowe są dla pojedynczych te- 
rytoryów czyli, jakby to u nas nazwano, ziemstw. Znajduje 



— 229 — 

w nich wyraz życie autonomiczne komitatowe w obszer- 
nym zakresie. Przechowują się tedy przedewszystkiem 
protokoły zjazdów czyli sejmików ziemskich, akta admi- 
nistracyi, skarbowości i sądownictwa powiatowego, wresz- 
cie nobilitacye w oryginałach i kopiach — materyał zatem 
odpowiadający najbardziej naszym aktom grodzkim, 
który i dla historyi politycznej ma wielkie znaczenie, ale 
dla historyi wewnętrznej — wyjątkowo zaś tylko dla 
stosunków z sąsiedniemi państwami. A jeżeli już u nas 
jakieś odgłosy stosunków zewnętrznych odnajduje się 
w aktach grodzkich najczęściej tylko przypadkowo, tó 
tem bardziej na Węgrzech, gdzie indeksy są daleko mniej 
dokładne. Założone najczęściej przy końcu XVin. wieku, 
tak dalece mają te indeksy cele czysto praktyczne na 
oku, że są zazwyczaj tylko spisami alfabetycznymi ro- 
dzin, o których w odnośnem archiwum znaleźć można 
jaką wiadomość. Czasem tylko istnieje prócz indeksu na- 
zwisk jeszcze indeks miejscowości. Przy nazwisku rodziny 
lub miejscowości znajdzie najczęściej zdziwiony badacz 
tylko nagą cyfrę aktu lub księgi ze stronicą. Oczywiście, 
że w takim stanie rzeczy, przy braku regestów, relacye, 
pod któremi znaleźć można jakiś akt (Schlagtaorte) są zre- 
dukowane ad minimum. Do tego wszystkiego dodać jeszcze 
należy nadzwyczajną trudność ustnej informacyi. Ludzie 
tacy, jak doskonały znawca spiskiej historyi, Fryderyk 
Svaby w Lewoczy, rzadkimi są w archiwach komitatowych; 
najczęściej zdane są te zbiory na łaskę zwyczajnych ma- 
nipulantów, którzy, zajęci regestraturą bieżącą, ani przy- 
gotowania, ani czasu nawet nie mają dla starych aktów. 
CJo do starożytności zasobów, to zauważyć trzeba, że te ar- 
chiwa komitatowe należą do najstarszych, które wykazać 
się mogą aktami z XVI. wieku; częściej od XVII. albo 
nawet dopiero od XVin. wieku zaczyna się główny zrąb 
archiwalny. Ze średnich wieków znajdują się tylko tu 
i ówdzie luźne dokumenty. 

Pod tym względem daleko większe bogactwo zawie- 



- 230 - 

rają duchowne archiwa, zwane loca credibiUa. Jest to 
osobny, Węgrom właściwy, rodzaj archiwów. Kapituły 
i większe klasztory sprawowały na Węgrzech urząd no- 
taryalny; miały prawo wystawiać dokumenty o czyn- 
nościach prawnych wobec siebie zawieranycłi, przecho- 
wywać je i z nich na żądanie wydawać kopie. Eaidy 
locus credibiUa posiadał zaprzysiężonego notaryusza pu- 
blicznego, a całe Węgry podzielone były na takie ob- 
wody notaryalne, których siedzibą była jakaś kapituła 
lub klasztor. Materyał tedy znajdujący się w tego ro- 
dzaju archiwach duchownych odpowiada naszym aktom 
ziemskim. Jest on zwykle starszy od materyału w ar- 
chiwach korni tatowych ; jednak i tutaj księgi nie sięgają 
średnich wieków, a tylko dokumenty. Jednakże ilość ich 
dochodzi czasem do bardzo poważnych rozmiarów. Tak 
np. locus credihilis w klasztorze Premonstratensów w Le- 
lesz, niedaleko Satoralja-Ujhely (stacya kolejowa Perbe- 
nyik) przechowuje blizko 4.000 dokumentów z XV. wieku, 
na ogólną ilość przeszło 30 tysięcy; prócz tego więcej niż 
100 tomów protokołu. Że zaś klasztor ten leży w komi- 
tacie Zemplińskim, a więc naprzeciw naszej Sanoczyzny, 
przeto nic dziwnego, że ponętnem wydawało się jego zwie- 
dzenie. Przybywszy na miejsce, zastaje się jednak znowu 
trudność z indeksami; jest ich na taki materyał wszyst- 
kiego kilkanaście — z urządzeniem podobnem jak w ar- 
chiwach liomitatowych. Nie mogąc więc niczego począć 
z temi indeksami, poprosiłem o same dokumenta z lat 
1490 i 1491. Bywa ich już w tym czasie przeszło 100 na 
rok, okolica stała wówczas na wskroś pod znakiem ol- 
brachtowskiej wojny — tymczasem znalazły się wszyst- 
kiego dwa i to odległe odgłosy politycznych wypadków. 
W jednym dokumencie otrzymują panowie z Homonny 
rozgrzeszenie (ąuietacio) za spustoszenie popełnione w ko- 
mitatach Abauj, Ung i Bereg w czasie wojny z Olbrach- 
tem (1/4 1491), w drugim jeden z Perenyich protestuje 
na sejmie budzińskim wobec ziemian Zemplińskich prze- 



— 231 — 

ciw napadowi na Stropków, który mu spowodował spa- 
lenie młyna i inne szkody (12/9 1491). Można się tedy 
było przekonać nieomylnie — bo z całym zapasem aktów 
w ręku — że relacyi politycznych polsko-węgierskich 
w archiwach zwanych hea credibilia poszukiwać się nie 
opłaci. Dodać zresztą należy, że to, co o trudności infor- 
macyi było powiedzianem przy opisie archiwów komitato- 
wych, odnosi się jeszcze w większej mierze do arcłiiwów, 
o których jest obecnie mowa. Tak np. w Jaszó pod Ko- 
szycami, gdzie jest także klasztor Premonstratensów i loeus 
credibilłSy nie można się było na razie doszukać fascykułu 
aktów z lat 1480—1492, jakkolwiek się tam znajdują. Do 
tego przybywają jeszcze trudności lokalne. Archiwa po- 
mieszczone są zwykle w jakichś ubocznych skrzydłach, 
często na wieży; przebywanie w nich nie jest miłem, 
i musi się mieć ciągle wzgląd na oprowadzającego księ- 
dza, aby nie nadużyć jego cierpliwości. Mimo więc, że 
korzysta się w pełnej mierze z uprzejmości, a często nawet 
z gościnności klasztornej — praca w archiwach duchow- 
nych jest, jak to przyznają sami uczeni węgierscy, nad- 
zwyczaj utrudnioną. Urządzenie takie archiwów publicz- 
nych, jak je loca credibilia przedstawiają, mogło mieć 
w dawnych czasach swoją racyę — dziś jest już stanow- 
czo anachronizmem. 

Dziwić się doprawdy wypada, że Węgrzy, którzy 
wogóle mają skłonność do centralizacyi, nie przeprowa- 
dzili jej w urządzeniu archiwów. Rozmieszczenie archi- 
wów po kraju może mieć pewien wpływ na ożywienie 
ruchu naukowego na prowincyi, ale tylko jeśli się nie 
szczędzi kosztów na organizacyę naukową archiwów. 
W innym razie wyższość centralizacyi nie ulega nawet 
dyskusyi. Jedynem urządzeniem skupiającem w tym kie- 
runku — prócz owych zebranych przez ministeryum 
w r. 1880 opisów — jest zgromadzenie indeksów hcorum 
credibilium, w kopiach, w archiwum głównem budapesz- 
teńskiem, jeszcze za czasów józefińskich przeprowadzcme. 



— 232 — 

Jednak ani opisy nie wystarczą do oryentowania się zda- 
lęka, ani też indeksy takie, z którymi trudno się oryen* 
tować nawet na miejscu. 

Prócz archiwum publicznego, jako loeus credilnUs^ 
przechowuje jeszcze każda większa korporacya ko- 
ścielna na Węgrzech swoje własne archiwum. Nie- 
które z nich posiadają bardzo cenny materyal dla średnio- 
wiecznych kodeksów dyplomatycznych, jak to widać np. 
z wydawnictwa Enauza: Monumenła Strigoniensia (T. I. 
979—1273. T. U. 1273-1321. Strigonii 1874—1882) — ale 
materyału do stosunków zewnętrznych tam niema. Poli- 
tycznej korespondencyi biskupów węgierskich tak samo- 
napróżnoby tam szukał, jak i u nas w archiwach kate^ 
dralnych, a jeżeli wyjątkowo znajdzie się jakiś mniejszy 
zbiór aktów politycznych, to nie dla średniowiecznej hi- 
storyi. Dla średnich wieków mogłyby pod tym względem 
przynieść cenne przyczynki chyba Acta capituhrum, jak 
nas o tem wydawnictwo Ulanowskiego pouczyło (Arehitoum 
Jcom. hist VL i Monumenta medii aevi XIII.) — jednakże 
sięgających aż do średnich wieków Acta capituhrum na 
Węgrzech nigdzie niema. Uczeni węgierscy nie umieli mi 
tego wyjaśnić, czy Acta te zginęły w przewrotach refor- 
macyjnych, czy w czasie wojen tureckich; Aleksander 
Szilagyi wyraził tylko przypuszczenie, że niektóre z tych 
ksiąg mogą się odnaleźć w Rzymie, zabrane tam przez 
wizytatorów papieskich w XVI. wieku. 

O archiwach prywatnych znakomitszych rodzin 
węgierskich nie mogę mieć wyrobionego zdania, gdyż ich 
nie zwiedzałem. Miałem tylko sposobność poznać depono- 
wane w Muzeum narodowem peszteńskiem archiwa ro- 
dzinne, których jest około 30, z ogólnym zasobem 17.139 
dokumentów do roku klęski mohackiej (1526). Można także 
poznać ten rodzaj materyału z kodeksów dyplomatycznych 
rodzinnych, z których, pomijając drobniejsze zbiory (Mel- 
czer^ów, Reyiczkych, Palasthy'ch) tylko najważniejsze wy- 
mieniam: Codex diphmaticus comitum Zichy T. I. — V 



~ 233 - 

Budapest 1871 — 1888 (1093—1409); C!odex dipl comiium 
Karolyi T. L— IV. (1253 — 1700) Budapest 1882—7; 
A Sztaray csaldd óklevśltdra T. L— II. (1234—1457) Bu- 
dapest 1887—9; Cod^x dipl. comitum Teleki T. I. (1206 
do 1437) Budapest 1895 — notując zarazem, źe wiele 
dokumentów rodzinnych weszło także w skład najwybit- 
niejszego, poza wydawnictwami akademickiemi, dyploma- 
taryusza węgierskiego, którym jest Codex diplomaticua pa- 
trius {Hazaiók lev4ltdr) T. L— Vin. Raab i Budapeszt 1861 
do 1891. Oczywiście, że zwróciłem głównie uwagę na ro- 
dziny sąsiadujące z nami, a więc w depozytach na ro- 
dziny: Soos, Kapi i Fejórpataky (kom. Saros), Forgach 
(Abauj), Kallay (Szatmar); zaś w kodeksach na rodziny 
SztAray (kom. liptawski), Karolyi (Maramoros) — jednakże 
i tak plon z archiwów deponowanych był bardzo mały 
(jeden tylko ważniejszy akt z depozytu Pejerpatakych 
o zajęciu Stropkowa przez Polaków w r. 1491), a z ko- 
deksów prawie żaden. Niemal wszystko odnosi się do sto- 
sunków wewnętrznych. Ten rezultat nie mógł mnie za- 
chęcić do zwiedzania w ciągu krótkiej podróży archiwów 
rodzinnych; tutaj trzebaby mieć wyrobione stosunki i spe- 
cyalne informacye, o które w tym dziale trudniej niż 
w innych — inaczej zachód nie byłby w żadnym sto- 
sunku do plonu. 

Natomiast bardzo ułatwioną jest praca w archiwach 
miejskich. Większe miasta posiadają fachowo przyspo- 
sobionych archiwaryuszy, większe i mniejsze mogą się 
zazwyczaj wykazać indeksami o wiele dokładniejszymi 
niż inne archiwa prowincyonalne. Miasta bowiem były 
ogniskami stałemi, daleko więcej skoncentrowanemi niż 
ziemstwa, albo nawet kapituły (które się przenosiły), były 
zresztą silnemi fortecami — a więc i możność przecho- 
wania ai*chiwów łatwiejsza i opieka nad niemi bardziej 
nieprzerwana i troskliwa. Z charakteru fortecznego miast 
średniowiecznych wypływa także, że każda większa za- 
wierucha wojenna musiała się o nie odbijać, że nawza- 



— 234 — 

jem w takich chwilach musiały się staó przedmiotem 
troskliwszej opieki ze strony rządu centrahiego, zazna- 
czonej obfitszą korespondencyą. Nie podobna przeto, aby 
się w nich nie zachował większy lub mniejszy materyał 
także do stosunków politycznych, zewnętrznych. Do ja- 
kiego kraju obcego odnoszą się te stosunki zewnętrzne, 
to zależy oczywiście od geograficznego położenia miasta. 
Atoli położenie geograficzne ma nietylko wpływ na ro- 
dzaj materyału, ale także na jego starożytność — w mia- 
stach, które są stałemi centrami, bardziej niż gdzieindziej, 
a już najbardziej, ze względu na specyalne stosunki hi- 
storyczne, w miastach węgierskich. Dlatego zanim się 
niemi bliżej zajmiemy, wypadnie nam baczniejszą zwrócić 
uwagę na znaczenie terytoryalnego rozmieszczenia archi- 
wów węgierskich. 



Rozmieszczenie terytoryalne. 

Klęska mohacka z r. 1526 ma dla całego życia na 
rodowego Węgier tak stanowcze znaczenie, że wpływ jej 
uwidocznia się aż po dziś dzień na całej fizyognomii hi- 
storycznej kraju. Stare miasta, stare gmachy i zabytki 
spotkać można tylko w północnej części Węgier, a pyta- 
niem zasadniczem, jakie się stawia — urzędowo i pry- 
watnie — w każdem archiwum jest: czy posiada zabytki 
z czasu anłe cladem Mólmcianam, Mają je w poważniej- 
szej liczbie tylko archiwa takich miejscowości, które nie 
ulegały panowaniu tureckiemu, t. j. na całym pasie pod- 
karpackim, od lewego brzegu Raaby począwszy aż do 
Siedmiogrodu włącznie. W obrębie tego pąsu można wy- 
różnić znowu trzy grupy: zachodnią, mniej więcej od Raaby 
do Nitry, wschodnią czyli siedmiogrodzką i środkową. 

Zachodnia strefa posiada bardzo starożytne ar- 
chiwa: kapitulne (zarazem loca credibilia) przy katedrach 
w Ostrzyhomiu (Gran), Nitrze, Raab (Gyor, Jaurinum) i i. — 



- 235 — 

benedyktyńskie w odwiecznem arcyopactwie Martinsberg 
(Pannonhalma) pod Raab, rodzinne Esterhazych w Eisen- 
stadt (Kis Marton)^ miejskie w Presburgu, Oedenburgu 
(Sopron) i (mniejsze) w Tyrnawie (Nagy-Szombat) — je- 
dnakże stosunki zewnętrzne tych okolic odnoszą się, jak 
z natury rzeczy wynika, głównie do Austryi albo do 
Czech. Zasięgnąłem informacyi urzędowej w największem 
z archiwów miejskich tej grupy, w Oedenburgu, ale do 
dziejów walki jagiellońskiej o Węgry nie znalazło się tam 
nic, prócz zaproszenia mieszczan oedenburskich na koro- 
nacyą Władysława 11.^). 

O archiwach siedmiogrodzkich Zimmermann, 
który jest specyalistą pod tym względem, podał w pod- 
ręczniku swoim bardzo dobre wiadomości; wiele z nich 
prócz tego opisał monograficznie, jak to cytaty w pod- 
ręczniku bliżej wskazują (np. Hermannstadt). Najważniej- 
sze archiwa siedmiogrodzkie przechowują następujące mia- 
sta: w środku kraju Hermannstadt, Karlsburg (dawniej 
Weissenburg, Alba Transsilyaniae, Gyula-Pehórvar) i Ma- 
ros-Vasarhely (wielkie archiwum Telekich)*), nad mul- 
tańską granicą Kronstadt (Brassó), od północnego wschodu 
Klausenburg (Kolozsvar) i Bystrzyca. Jakkolwiek właśnie 
kompleksy, które mają ogólniejsze znaczenie, przeniesione 
zostały z Siedmiogrodu do archiwum głównego w Buda- 



*) Dogodną sposobność do skontrolowania tej informacyi dało 
mi poznanie dyplomataryusza komitatu oedenburskiego (Sopron 
mirmegye tórtinete, Okleu^lłdry szerk. Nagy Imre. T. II. (1412 do 
1653). Budapest 1891, w którym rzeczywiście żadnych przyczyn- 
ków do hi 8 tory i stosunków polsko-węgierskich w drugiej polowie 
XV. wieku nie znalazłem. 

•) To archiwum jest główną podstawą wydawnictwa Codex 
diplomaiicus com, TeUki. Posiadają także swoje wydawnictwa miasta 
Klausenburg i Kronstadt (F. Zimmermann sub his yocabulis), ale 
te nie mają dla nas znaczenia. Natomiast pożyteczne szczegóły 
jeszcze zawsze znaleźć można w dawniejszem dziele Kemeny*ego: 
Notilia archim.., capiłuU Albae Trans. Cibinii 1836, 2 tomy. 



— 236 — 

peszcie, to jednak na podstawie informacyi Zimmermanna 
można przypuszczać na pewne, że istnieją materyaly do 
historyi polskiej w archiwach siedmiogrodzkich, dla XVL 
i XVn. wieku w większym *), dla średnich wieków w ma- 
łym rozmiarze. Należy ich szukać (mówię tu nie o księ- 
gach i rękopisach, tylko o samych archiwaliach) w oddziale 
Litterae, a pr żytem pamiętać o tem, że jeśli który, to 
właśnie ten dział może być nie objęty indeksem, bo in- 
deksy w archiwach węgierskich, jak to już powyżej za- 
znaczono, mają głównie praktyczne cele (t. j. posiadłości 
i przywileje) na oku. Co do średnich wieków, to naj- 
prędzej jeszcze znaleźć można dla naszych dziejów ja- 
kiś plon niewielki w archiwum miasta i «nacyi» saskiej 
w Cybinie (Hermannstadt). Z tego archiwum otrzyma- 
łem za pośrednictwem księdza Józefa Hradszky'ego, ka- 
nonika spiskiego, cenną relacyę o bitwie pod Preszowem 
(Eperies) 1/1 1492, którą Władysław II. przesłał mieszcza- 
nom cybińskim. Prócz tego nadzwyczajnej uprzejmości 
p. Fr. Zimmermanna zawdzięczam kilka innych aktów 
z tegoż archiwum, a jeden akt z archiwum kronstadt- 
skiego, oraz zapewnienie, że w całym nader bogatym za- 
pasie, jaki uczony ten dla dalszych tomów kodeksu sasko- 
siedmiogrodzkiego *) zgromadził, więcej do czasów podlu- 
goszowych Kazimierza Jagiellończyka niema. Tak więc 
w tym kierunku (akta 1480 — 92) mogę uważać archiwa 
siedmiogrodzkie za wyczerpane, jakkolwiek nie byłem na 
miejscu. Przypuszczaćby można, że położone na północno- 
wschodnim krańcu Siedmiogrodu miasto Bystrzyca posiada 
w archiwum swojem jakieś ślady średniowiecznych sto- 
sunków z Polską, tymczasem rozprawa Zimmermanna 



^) Wszakże prof. Zakrzewski znalazł tam nawet jeden tom 
Tomicianów, oprócz innych cennych materyałów do XVI. wieku. 
(Cf. UW. 1 na str. 225). 

*) Tom I. sięga do r. 1342 Urkundenhuch zur GeschicfUe der 
Saehaen in Siebehbiirgen hrsg. v. F. Żimmermann und C. Werner. 
Hermannstadt 1892). 



— 237 — 

o dokumentach archiwum miejskiego bystrzyckiego z lat 
1286—1526 (Arehivali8che ZeUschrift Lóhers Bd. Xn. Mtin- 
chen 1887) bardzo podkopuje te nadzieje. Czy wreszcie 
okolica marmaroska, stanowiąca pośrednie ogniwo między 
Siedmiogrodem a naszem Pokuciem, posiada jakie ważne 
dla nas materyaly wśród zasobu archiwalnego swoich 
pięciu miast koronnych (Maramaros-Sziget, Hoszumezó, 
TecsO, Visk, i Huszt), który skoncentrowany jest teraz 
w Hoszumezó i Tecsó — ze szczupłych na tem miej- 
scu wiadomości Zimmermanna wywnioskować nie mo- 
żna. Bardziej jeszcze zaciekawia całkiem już lakoniczna 
wiadomość Zimmermanna, że w tem samem sąsiedztwie, 
w Nagy-Szóllós (główne miasto komitatu Ugocsa) 
znajduje się stare archiwum owych Perenyich, któ- 
rzy pierwsi zawsze naszych Jagiellonów zapraszali do 
W^ier. 

Przechodząc od Siedmiogrodu do tej grupy środko- 
wej archiwów północno-w^ierskich, którą już samo poło- 
żenie geograficzne jako właściwy teren do poszukiwać dla 
historyi polskiej wskazuje, zaczynamy od ziemi spiskiej. 
Tu miałem sposobność w starożytnej stolicy Spiża, «węgier- 
skiej Norymberdze* poznać (prócz mniej ważnego komi- 
tatowego) cenne archiwum miejskie w Lewoczy (Lócse, 
Leutschau). Jest ono bardzo dobrze umieszczone, zostaje 
pod opieką inteligentnego i uczynnego urzędnika (archi- 
waryusz Pabri) i posiada dobry indeks, ułożony przez p. 
Kolomana Demkó, dawniej profesora szkoły realnej w Le- 
woczy, obecnie dyrektora gimnazyum dzielnicy Josefsstadt 
w Budapeszcie. Indeks ten rozpada się na XXI działów 
rzeczowych (I. Sprawy wojskowe, II. Ogólniejsze sprawy 
krajowe, komitatowe i miejskie, III. Comitialia etc), w obrę- 
bie których utrzymany jest porządek chronologiczny. Uło- 
żono go w języku węgierskim, ale Zimmermann w swoim 
przewodniku archiwalnym tłómaczy na język niemiecki 
nagłówki wszystkich XXI działów. Archiwum miejskie 
w Lewoczy nie jest starożytnem, gdyż pożar z r. 1530 



— 238 — 

mocno je nadwerężył, tak że dopiero po tej dacie przed- 
stawia się zasobnie. Z drugiej połowy XV. wieku zna- 
lazłem tam tylko dwa dokumenty mniejszej wagi, jeden 
z r. 1474 króla Macieja, w którym darowuje miastu pewne 
podatki ze względu na spustoszenie przez Polaków et 
latrunculos dokonane, drugi z r. 1485 Piotra Kmity z Wi- 
śnicza, starosty spiskiego, gdzie spór graniczny Lewoczy 
z Popradem do najbliższego zjazdu granicznego polskich 
i węgierskich delegatów jest odłożony. Zwraca uwagę 
dział XVIII. « Przyczynki do historyi powszechnej*, nie- 
liczne a głównie odnoszące się do pierwszej połowy XVIL 
wieku. Między nimi, z rzeczy polskich znajdujemy tylko 
przesłaną Lewoczanom przez burmistrza koszyckiego ko- 
pię listu Gustawa Adolfa do Stanów polskich z wezwa- 
niem, aby z nim weszły w bezpośrednie układy i odpo- 
wiedzi Stanów z prośbą, aby ich król szwedzki nadal 
takimi listami nie zaszczycał, gdyż pragną zachować prze- 
kazaną po przodkach wierność ojczyźnie i królowi (1626 
25/2 i 24/8). Najważniejszym jednak dla nas jest dział 
XIV. « Stosunki z Polską* od r. 1530 (686 sztuk). Tu je- 
dnak następuje pewne rozczarowanie; znajdujemy wpraw- 
dzie nawet listy oryginalne Zygmuntów, ale w samych 
drobnych sprawach: handlowych, drogowych, o zbiegów, 
o szkody graniczne — politycznego materyału prawie 
niema. Podobny stan napotyka się w dziale XIII. «Kore- 
spondencya innych miast z Lewoczą». 

Taki rezultat poszukiwań w największem archiwum 
miejskiem na Spiżu nie mógł zachęcać do dalszego zwie- 
dzania archiwów spiskich, zwłaszcza że i wskazówki 
Zimmermanna i opinia kustosza archiwum komitatowego 
w Lewoczy, Fryderyka Svabi, który świeżo (1895) wydał 
historyę naszych XIII. miast % zapowiadały także gdzie- 



*) Należy ona do wydawnictw raillenarnych spiskie^io towa- 
rzystwa historycznego (A szepesmegyći tórUnelmi tdrsulat millenitwii 
kiadvdnyaij. Prawie wszystkie komitaty podjęły się z okazyi millo- 



— 239 — 

indziej tylko podobny materyal, rozproszony nadto po 
bardzo licznych zbiorach lokalnych. W tern mniemaniu 
utwierdziła mnie później w Peszcie dłuższa konferen- 
cya z jednym jeszcze znawcą archiwów spiskich, auto- 
rem obszernego o nich sprawozdania, panem Kolomanem 
Demkó^). Podobnie i korespondencya z księdzem kanoni- 
kiem Józefem Hradszkym, autorem wielu dzieł o Spiżu*) 
i kustoszem największego w tej ziemi archiwum kościel- 
nego i archiwum kapituły spiskiej (hctis credibilis) w Sze- 
peshely (stacya kolejowa Szepes-Varalja, Kirchdrauf), przy- 
nioi^a mi wprawdzie ową siedmiogrodzką relacyę o bitwie 
pod Preszowem, ale prócz tego tylko wiadomość, że w sa- 
mem archiwum kapituły spiskiej aktów politycznych do 
historyi stosunków polsko-węgierskich w latach 1480—1492 
znaleźć nie można. 

Nie chcę przez uwagi powyższe bynajmniej twier- 
dzić, że zwiedzenie archiwów spiskich ze strony naszych 
badaczy jest zbytecznem; sądzę jednak, że byłoby to 
rzeczą specyalnego przedsięwzięcia. Naprzód potrzebaby 
poświęcić archiwom spiskim osobną podróż kilkutygodniową, 
a powtóre mieć głównie na oku historyę samego Spiża 
w jego stosunku do Polski. Dodam jeszcze: zapoznawszy 



ninm wydania swoich dziejów, a niektóre już je uskuteczniły. Także 
i całość dziejów węgierskicli wyctiodzi dla uczczenia tego jubileuszu 
w opracowaniu najznakomitszycłi uczonycłi węgierskich z cennemi 
ilustracyami (na wzór Onckena). Wyszedł już tom IV. (A nmgyar 
nemget tórUneie IV. Budapest 1896) tej publicacyi, zawierający czasy 
Hunyadych i Jagiellonów w opracowaniu Fraknoia. 

*) A szepesmegyei tortenelmi tarsulat Evkónyve (Rocznik spiskiego 
tow. hist.) T. V. Wydawnictwa tego towarzystwa zawierają wogóle 
wiele zajmującego także dla nas materyału (w zakresie lokalnym). 

*) Szczególnie ważnem jest Supplementum II. (1889) do publi- 
kaeyi czterotomowej Wagnera: Analecła Scepttsii. (Suplementum I. 
wyszło jeszcze 1802); bardzo pożytecznym także słowniczek geogra- 
ficzny spiski, podający nazwy węgierskie, niemieckie i słowiań- 
skie, tudzież główne daty historyczne. (Hradszky: Szepeminnegye 



— 240 — 

się poprzednio z odnośną dość obfitą literaturą węgierską. 
Tak bowiem jak dotychczas rzeczy stoją, inaczej wygląda 
historya Spiża w przedstawieniu węgierskiem a inaczej 
w polskiem, porównawcze zaś zestawienie najbardziej uła- 
twić może znalezienie prawdy. A historya stosunku Spiża 
do Polski przedstawia, jak to choćby z pracy M. Dziedu- 
szyckiego (Przewodnik nauk. i lit 1876) przypomnieć sobie 
można, wiele zagadnień zajmujących, jakiemi są: ozna- 
czenie czasu, kiedy to za Piastów Spiż, a kiedy trzyma- 
jący się dłużej Polski sam districtus Lubovliensis stracony 
został; zabiegi około odzyskania Spiża ze strony W^rów 
po zastawieniu tego kraju, rządy Kmitów, Łaskich, Lubo- 
mirskich i Brtihla w XIII. miastach polskich, stosunki ko- 
ścielne (reformacya) i prawne, zwłaszcza ze względu wza- 
jenmych oddziaływań Spiża i Polski, wreszcie stosunki 
handlowe, w których tak ważną rolę grają kruszce (ze 
strony węgierskiej żelazo i miedź, ze strony polskiej ołów). 
Dla tych celów miałoby zasobne archiwum miejskie w Kes- 
marku i archiwa podlegających niegdyś Polsce miast, 
szczególnie Lubowli, Popradu, Podolina i Biały, większe, 
zaś archiwa w Georgenberg (Szepes-Szombat) i Michels- 
dorf (Michalfalya, Strażą), których główna wartość polega 
w księgach prawnych^), nmiejsze znaczenie. Do tego za- 
kresu wciągnącby jeszcze należało miasta górnicze (cim- 
tałes montanaej: Kremnicę, Szemnicę i Bystrzycę, mające 
także piękne i stare archiwa. Natomiast mało rokują 
plonu komitaty przeciwległe Polsce na zachód od Spiża 
(Arva, Thurocz i Liptawa), ponieważ z większych posia- 
dają tylko familijne archiwa, które zasobniejszemi stają 
się dopiero po r. 1526*). 



*) Zdaje się, że najstarszym zabytkiem tego rodzaju jest 
wilkierz spiski (Zipser Willkiir) z r. 1370, wydany według rękopisu 
z Georgenberg w V. tomie Rocznika tow. hist. spiskiego. 

*) Podobnie jak największe archiwum familijne na Spiżu — 
hrabiów Csakych w Mindszent (pod Szepes-Varalja) — także 
największe archiwum familijne północno-zachodnich komitatów: ba- 



- 241 — 



Główna arterya stosunków polsko-węgierskich w XV. wieku. 

Nie w zachodniej połowie środkowej grupy archiwal- 
nej znajduje się główny zasób ważnych dla naszej hi- 
storyi zabytków archiwalnych, ale we wschodniej. 
Zachodnia polowa leżała pod względem ruchu historycz- 
nego więcej na uboczu i nie posiada wybitnych ognisk 
miejskich. Główną arteryę stosunków polsko-węgierskich 
przedstawiała linia Sącz — Peszt, a na tej linii leżały takie 
miasta jak Bardyjów, Preszów i Koszyce, które razem 
z Lewoczą stanowiły qtiałłt(,or cmłates Hungariae superioris 
prindpdles. Tą drogą, kierując się w dalszym ciągu zwykle 
na Jagierz (Erlau) ku Pesztowi, szły w XV. wieku główne 
pochody polskie: Władysława Warneńczyka, św. Kazi- 
mierza a wreszcie Jana Olbrachta. Że zaś przestrzeń ta 
leży — przynajmniej aż do Koszyc — na terenie ochro- 
nionym od Turków i słynie ze starych i zasobnych ar- 
chiwów, przeto jej przedewszystkiem postanowiłem po- 
święcić moją uwagę. 



Bardyjów. 

Najdalej na północ położonem miastem na tej prze- 
strzeni jest Bardyjów (Bartfa, Bartfeld), który prócz tego, 
że jest tak głęboko w góry karpackie zasuniętym, leży 
jeszcze od głównej drogi Sądecko-Preszowskiej o kilka 
mil w kierunku wschodnim na uboczu. Były to dla prze- 
chowania archiwum dwa bardzo ważne warunki, trzecim 
zaś stał się ów sławny kamienny ratusz bardyjowski. 



ronóW Revay w Stjavniczy pod Rosenbergiem, ma właściwe zna- 
czenie dopiero dla czasów cpost cladem Mohacianam». To ostatnie 
posiada jednak podobno zasobny dział Utterae od XV. do XVn. wieku. 
<Por. Zimiaermann libro cit.). 

P. nHl ITUDTA. 16 



— 242 — 

który dotąd w całości i w niezmienionym kształcie wznosi 
się tak, jak go w XV. wieku zbudowano, stanowiąc obok 
niektórych części ratusza preszburskiego najstarszy za- 
bytek budownictwa miejskiego na WęgrzeclL Bogactwo 
aktów, jakie się w archiwum miejskiem bardyjowskiem 
znajduje, jest rzeczywiście zdumiewającem i przechodzi 
wszelkie oczekiwanie. Czytając dziełko Janoty o BaJrdy- 
jowie (wydane w Krakowie r. 1862), tudzież odnośny 
ustęp Zimmermanna, wjeżdżając do tego miasteczka, które 
dość liche dla obcego daje warunki pobytu, ani się spo- 
dziewać można, że tam już do drugiej połowy XV. wieku 
znajdzie się po kilkadziesiąt listów na rok, jak gdyby to 
miasto niczego nie uroniło w ciągu tylu wieków nawet 
z tak dawnej korespondencyi. Że przechować mogło listy 
swe lepiej niż inne miasta, o tern już była mowa •— ale 
skądże ich tyle w swoim czasie otrzymywała tak licha mie- 
ścina? Historyk patrząc na ten rynek z jego kościołem 
parafialnym, z jego ratuszem, a nawet z bramami jego 
kamienic, uważając dalej jak misternie rozwinięte wa- 
rownie zaznaczają jeszcze po dziś dzień granicę śródmie- 
ścia, odgadnie łatwo, że dawniejszego znaczenia Bardyjowa 
nie można mierzyć dzisiejszem. Dzisiaj jest on zwykłem 
miasteczkiem kąpielowem o liczbie 5000 mieszkańców; 
dawniej nietylko był ludniejszym, ale też pod względem 
cywilizacyjnym i politycznym pierwsze po Koszycach 
w owej czwórce miast gómowęgierskich zajmował miejsca 
W związku, jaki miasta te — przynajmniej w chwilach 
zaburzeń politycznych — ze sobą tworzyły, uchwalając 
canclusianes generales guatUwr civitatwn% stanowił Bardyjów 
niejako wedetę od strony Polski, której zadaniem było na 
pierwszy alarm udzerzać w razie niebezpieczeństwa, a na- 
wet śledzić bacznie rozwój wypadków w Polsce, o ile 
one mogły wpływać na Węgry (szczególnie w czasie bez- 
królewia z tej lub z tamtej strony Elarpat). Wówczas 
bardzo liczne i ważne wychodziły z Bardyjowa korespon- 
dencye i nawzajem doń przybywały, zwłaszcza z Ko- 



- 243 — 

azyc, jako stolicy górnowęgierskiej, a także i ze samej sto- 
licy państwa. 

Akta bardyjowskie z XV. wieku tak są obfite, że 
uważano za stosowne ułożyć dla nich (jeszcze przed 100 
laty) osobny indeks p. t Elenchus actorwm liberae et regiae 
civitatis Bartphensis 1400^1499. Elenchus ten ma układ 
alfabetyczny, według imion i słów zasadniczych (Schlag- 
toorte; np. ArticuU) i podaje w języku łacińskim dosta- 
teczne, a zwykle wierne, streszczenia, które później od- 
najdujemy wypisane na grzbiecie samych aktów, ułożonych 
znowu fascykułami w porządku chronologicznym. Jest 
przeszło 1000 numerów, z tego nawet setka nie odnosi 
się do pierwszej połowy XV. wieku, reszta zaś należy do 
drugiej połowy. Ale to jeszcze nie wszystko; uprzejmy, 
a wielce w archiwum swego miasta rozmiłowany bur- 
mistrz p. Rhódy Alajos*) (Alojzy) pokazał mi extra elen- 
ehum drugie tyle, które sam pozbierał i ułożył na razie 
w wiązanki, według porządku alfabetycznego korespon- 
dentów (lepiej byłoby chronologicznie ułożyć). Tu już 
trzeba przerzucać akt za aktem, uważając tylko na daty, 
bo regestrów grzbietowych niema. W obu rzędach fascy- 
kulacyi znajdujemy listy królów, dostojników świeckich 
i duchownych, wreszcie miast tak węgierskich jako też pol- 
skich, zwłaszcza podkarpackich, do których załączam Lwów 
i Baraków. Bardzo wiele jest oczywiście drobiazgów, ale 
wiele też listów politycznego znaczenia — szczególnie 
w takich chwilach przełomo¥;rych, jak np. Olbrachtowa 
wojna. 

Nawiązując do takich chwil, możnaby niewątpliwie 
także do XVL wieku i do późniejszych mnóstwo znaleźć 
ważnego dla nas materyału, skoro dla tych czasów ilość 



*) P. Rhódy wydaje nawet pomniejsze analecta z archiwum 
bardyjowskiego p. t. N4Mny okmdny 8Z. kir, Barifa vdro8a levcUid' 
fdból^ kOzli R. A Bartfan 1895. (Niektóre dokumenta z archiwum 
wol. miasta Bardyjowa, wydał R. A.). 

16* 



— 244 — 

korespondencyi nic jest mniejsza, ale znacznie większa. 
Jednak indeksu do aktów XVI. wieku już niema; szczę- 
ściem, że są ułożone porządkiem chronologicznym. Jest 
tylko indeks pewnej części aktów (ważniejszych dla sa- 
mego miasta) z XVn. i XVni. wieku, a prócz tego Elen- 
chus... privilegiorum... civitatis, zacząwszy od oryginalnego 
przywileju króla Karola z r. 1314. Kopiarz p. t Pcuńfica- 
tiones^ tractaUis et eoncursus regni Htmgariae annofwn 1447 
—1721 nie zawiera — przynajmniej dla czasów dawniej- 
szych — nieznanych dokumentów. Inne, mniej dla nas 
ważne, zbiory aktów fComitialia) i ksi^i prawne lub ra- 
chunkowe przytacza Zimmermann w swoim podręczniku. 
Najstarsze księgi rachunkow.e miast węgierskich aż do 
r. 1455, wydał Pejerpataky p. t. Magyarorszdgi vdrosok 
r4gi szdmadaśk6nyvei. Budapest. Akadómia. 1885. Są tam 
i rachunki bardyjowskie z lat 1418—1444 umieszczone. 
Ksiąg rachunkowych z XV. wieku nie znalazłem na miej- 
scu. Podzieliły one w r. 1896 los wszystkich starych 
i zajmujących ksiąg miejskich na Węgrzech, t. j. musiały 
pojechać na wystawę millenamą. 

Plon, jakiego dostarczyły akta bardyjowskie, stanowi 
główną część zbioru przezemnie zgromadzonego, a był 
tak obfity, że musiałem się ograniczyć na wyczerpaniu 
lat 1480—1492, biorąc z innych lat tylko najważniejsze 
akta. Możnaby przeto i do samego XV. wieku uzbierać 
tam jeszcze jakieś pokłosie — ale do XVI. i późniejszych 
możnaby czerpać obficie. Uważam tedy za stosowne jak 
najlepiej polecić naszym badaczom to miasteczko, które 
już obecnie połączone jest komunikacyą kolejową ze świa- 
tem i zwolna znowu się podnosi, a zwłaszcza w czasie 
miesięcy letnich nastręcza sposobność dobrego pomieszcze- 
nia w odległym o pół mili zakładzie kąpielowym. 



245 



P r e s z ó w. 

Preszów (Eperjes) — przeciwnie jak Bardyjów oka- 
zuje się świetniejszym w teraźniejszości niż w przeszłości. 
Miasto jest dzisiaj dwa razy większe i okazalsze niż Bar- 
dyjów; ale czas jego silniejszego rozwoju nie zaznacza 
się już gotykiem tylko późniejszym renesansem. Jeszcze 
w XV. wieku Preszów wśród czterech miast górno-wę- 
gierskich najskromniejsze zajmował stanowisko; on też 
jeden z nich uległ Olbrachtowi i stał się nawet jego główną 
kwaterą. Tak i archiwum jego w późniejszych czasach 
staje się coraz zasobniejszem, ale w XV. wieku nie może 
się równać z bardyjowskiem albo koszy ckiem. W r. 1808 
ułożył Franciscus Paracelsus, emeriłus civitałi8 noiańus, spis 
treści archiwum preszowskiego i oddał go wraz z samem 
archiwum moderno notario Francisco Fuhrmann, z którego 
rodziny pochodzi także dzisiejszy długoletni burmistrz, p. 
Puhrmann Andor. Spis ten zwany ElenchuSy jest dość ogól- 
nikowy; postępuje nie od sztuki do sztuki, tylko wiązan- 
kami i kategoryami — wreszcie księgami. Najważniejszym 
jest dział acta publica 1351 - 1785; dalej idą działy super 
taxi8 regiis od 1422, contractus cum privałis od 1428, testa- 
menta od 1380, acta pupillaria — później Brimlegia et tura 
i Possesiones w kilku kategoryach. Z ksiąg wymienić na- 
leży protokoły miejskie od końca XIV. wieku, później 
takie protokoły specyalnych czynności (restaurationum, eoce- 
cutionum etc), matriculae neocimum i księgę prawa magde- 
burskiego z XV. wieku; rachunki miejskie nie są zawarte 
w księgach, ale w szeregu fascykułów, według odrębnych 
działów, a zaczynają się od XVI. wieku. Oprócz tego za- 
sobu, umieszczonego w dwóch pokojach, którym przyda- 
łaby się opieka osobnego urzędnika, znajduje się jeszcze 
w skrzyni pod kluczem, in armario, zbiór najcenniejszych 
dla miasta przywilejów oryginalnych, odnoszących się do 
jego praw i posiadłości. 



- 246 — 

Acta publica od r. 1351 do 1499 zawierają przeszło 
100 listów, z czego wypada na drugą połowę XV. wieku 
77. W spisie przedstawia się to w kilku pozycyach, z któ- 
rych każda obejmuje pewną liczbę sztuk. I tak: Mandata 
et litterae regiae (szt. 30); Capitaneorum (1), Fńmorum (6), 
a Civiiatibus (6), a Diversis (tu listy biskupów jagierskich 
w sprawie dziesięciny) (4), Miscellanea (30). Uzyskałem tutaj 
8 aktów pomniejszej wagi (protekcyjnych Olbrachta, amne- 
styjnych Władysława i t. p.), z których 6 przytacza w re- 
gestach zmarły przedwcześnie profesor król. kat. gimna- 
zyum w Preszowie Lasztókay L4szló w swojem 
opisaniu archiwum preszowskiego ^) (str. 12) — a dwóch 
nie przytacza. Z dawniejszych aktów średniowiecznych 
wymienia Lasztókay wszystkie mające dla nas zna- 
czenie, choć drugorzędne, (z lat 1371, 1441, 1474, 1476); 
poza tem możnaby jeszcze chyba uwzględnić listy Giskry 
i Aksamita, których jest wogóle dosyć w tych archiwach 
podkarpackich. Że zaś także dla późniejszych czasów, 
zwłaszcza dla XVI. wieku spostrzega się w regestach 
Lasztókay'a wiele polskich rzeczy (listy Zygmunta L, H. 
Łaskiego, Z. Augusta etc), że dalej, jak tego mieliśmy 
powyżej próbkę, nie uwzględnia wszystkiego preszowski 
profesor, co badaczowi polskiemu przydać się może, że 
wreszcie władze miejskie preszowskie są nader uprzejme 
i ułatwiają pracę — przeto nie należy, przy sposobności, 
pomijać archiwum miasta Preszowa. 



Koszyce. 

Starożytne Koszyce, słynne ze swego gotyckiego tumu, 
miały w średnich wiekach miarodajne dla całych górnych 



*) Lasztókay LAszló: Eperjes szab, kir. vdro8 lev4ltdrahan taldl- 
ható nevezetesehb ohirałok ismertetSae (Nadbitka ze sprawozdania król. 
kat. gimnazyum wyź. w Preszowie 1881). 



- 247 - 

Węgier znaczenie; i nic dziwnego, że o ich zdobycie kusił 
się Olbracht, skoro posiadanie tego miasta mogło mu za- 
pewnić panowanie nad całym tym obszarem, jaki później 
poeoBtał wolnym od rządów tureckich. Gdyby się było 
archiwum koszyckie przechowało w takiej pełni jak bar- 
dyjowskie, toby je znacznie przewyższyło tak ważnością 
jak i obfitością aktów. Ale niestety, Koszyce nie mają 
ani ratusza kamiennego, w którymby akta spoczywały 
nieprzenoszone jeszcze od dni narodowych Icrólów, ani 
też przeszłości wolnej od przejść tureckich i powstanie* 
wych; a tak ustąpić muszą, przynajmniej pod względem 
obfitości archiwaliów średniowiecznych, wobec Bardyjowa 
Ale jeszcze dzisiaj posiadają Koszyce aktów zrejestrowa- 
nych z XV. wieku około 1000, wcześniejszych 240, pó* 
źniejszych kilkanaście tysięcy. Zrejestrował je w r. 1760 
(anno sponsalium Josephi principiis regii et Isabellae in 
Vienna), senator, patrycy usz i archiwaryusz miejski, An- 
toni Franciszek Schwartzenbach, którego poważną 
. twarz poznajemy ze współczesnego portretu, w archiwum 
umieszczonego. Indeks Schwartzenbacha, podający dobre 
i dość obszerne streszczenia, opisuje bliżej Zimmermann 
w swoim podręczniku; dla historyi politycznej naj ważniej- 
szym jest tom IL indeksu, zawierający korespondencyę 
miejską w porządku chronologicznym i appendix do tego 
działu przy końcu tomu III. Dzisiaj możnaby ułożyć 
jeszcze drugi appendix z aktów, które odszukał p. Ludwik 
Kemóny, fachowo wykształcony, a nader uczynny ku- 
stosz archiwum miejskiego w Koszycach. 

Z czasów oblężenia Olbrachtowego nie znajduje się 
w archiwum koszyckiem tyle materyału, ileby się spodzie- 
wać można, ale niektóre z zachowanych tam do tej sprawy, 
a także i z dawniejszych aktów, mają wybitniejsze znacze- 
nie. O treści tej korespondencyi politycznej będzie mowa 
poniżej; istnienie dość obfitego materyału do historyi han- 
dlowych stosunków z Krakowem wystarczy tylko zazna- 



— 248 — 

czyć*) — ale pragnę na tern miejscu zwrócić uwagę na 
pewną grupę aktów, która wprawdzie do historyi poli- 
tycznej nie należy, jednakże zbyt wielkie ma dla historyi 
cywilizacyi znaczenie, aby o niej nie wspomnieć przy 
sposobności. Oto przez cały wiek XV., jeszcze od czasów 
króla Zygmunta (1419 a może i dawniej) ciągnie się spór 
zawzięty o juryzdykcyę uniwersytetu krakowskiego w spra^ 
wach między uczniami krakowskiemi a obywatelami ko- 
szyckimi. Uniwersytet przysyłał pozwy na ręce plebanów 
koszyckich — wówczas władze miejskie udawały się do 
swoich królów i wyjednywały zakazy, aby plebani wę- 
gierscy nie ważyli się zastępować pretendowanego przez 
uniwersytet krakowski prawa juryzdykcyjnego na Wę- 
grzech. W tym też duchu rozstrzygnęła sprawę wyzna- 
czona na żądanie dworu węgierskiego komisya papieska 
pod prezydencyą kardynała Hipolita d'Este, arcybiskupa 
ostrzyhomskiego, w r. 1496. Wartoby przecież, aby ktoś 
z badaczów naszych zajął się bliżej tą zagadkową sprawą — 
zwłaszcza, że uczynny kustosz archiwum koszyckiego 
przyrzekł, na żądanie Akademii umiejętności albo Biblio- 
teki Jagiellońskiej, akta odnośne zgromadzić i posłać do 
użytku naukowego do Krakowa. 

Że dla badacza późniejszych czasów trud zwiedzenia 
archiwum koszyckiego nie mniej, a może nawet więcej, 
mógłby się opłacić, wnosić wypada z liczby, jaką kore- 
spondencya miejska w XVI. (4000 szt.) i XVII. (7000 szt) 
wieku przedstawia. O księgach miejskich, które czasem 
nawet końca XIV. wieku sięgają (Judicalia od 1394 z lu- 
kami, protocolla sessionum od 1450 contimuiliter), podał wia- 
domość Zimmermann; dodam jeszcze tylko, że księgi ra- 
chunkowe (od r. 1431) ogłosił drukiem p. L. Kemóny — 
że jednak nie zawierają one tyle materyału ogólniejszego 



1) Wyzyskał je wskutek tej wskazówki dr. Stan. Kutrzeba 
w pracy swojej Handel Krakowa w wiekach średnich (Rozpr. Akad* 
hist. t. 44). 



— 249 — 

znaczenia, co nasze krakowskie albo lwowskie ^), a nadto 
właśnie w ostatniej ćwierci XV. wieku bardzo są ułam- 
kowo zachowane. 



Jagierz (Erlau). 

Chociaż ani informacye przygotowawcze, ani ogólna 
znajomość terenu archiwalnego nie zalecały wycieczki do 
Jagrza (Agria, Erlau, po węg. Eger), które od r. 1596 ule- 
gSito panowaniu tureckiemu, to jednak nie mogłem się 
powstrzymać, aby nie spróbować szczęścia w tej stolicy 
biskupiej, która ze wszystkich węgierskich najliczniejsze 
miała zawsze stosunki z Polską. Granice bowiem dyecezyi 
jagierskiej sięgały dawniej aż do samych sądeckich Kar- 
pat, a biskupstwo koszyckie powstało dopiero w najnow- 
szych czasach, kiedy dostojnik kościelny z Jagrza wynie- 
siony został do godności arcybiskupa (1804). Jagierz ze 
swoim zamkiem, sławnym z bohaterskiej obrony w r. 1552, 
ze swoim minaretem po Turkach pozostałym, ze swą nie- 
zmiernie długą a wazką « ulicą główną » (fd-ułcea), a wresz- 
cie z całym nowszym kompleksem gmachów przykate- 
dralnych, ma pewną historyczną fizyognomią — ale niestety 
sceptycznych przypuszczeń badacza archiwów nie za- 
wodzi. Bo właśnie ta wspaniała neoklasyczna katedra 
o dwunastu potężnych korynckich słupach i ogromnej ko- 
pule, zbudowana dopiero w r. 1837 przez arcybiskupa 
Władysława Pyrkera, która zastąpiła dawniejszą, niegdyś 
w obrębie zamku stojącą, mieści w sobie archiwum loei 
eredibilis, a słynna biblioteka biskupa Esterhazyego usta- 
wiona jest w gmachu, który powstał z ciosów dawnego 
zamku w r. 1785 — podczas gdy inne gmachy biskupie 



*) To samo odnosi się wogóle do całego wydawnictwa Fejśr- 
patakiego (por. str. 244). Tytuł publikacyi Kemóny'ego jest następu- 
jący: Kasaa vdro8 r^gi 8zdmadd8kónyvei 1431—1533. Kass&n 1892. 



~ 250 ~ 

i kapitulne są jeszcze wcześniejsza' daty. Archiwum tedy 
locus credibilis, które umieszczone jest obecnie w wieży 
katedralnej, a przedtem rozmaite odbywało tułaczki, xhv 
siada z średnich wieków tylko małe, a z czasów pano- 
wania tureckiego większe ułamki; zasobnem zaczyna być 
właściwie dopiero od wieku XVIIL Podobnie rzecz się 
ma z archiwum biskupiem, zostającem pod zarzą- 
dem sekretarza arcybiskupiego w pałacu obok katedry, 
gdzie tylko zwrócić należy uwagę na ważne dla historyi 
austryackiej protokoły graniczne między Austryą a Węgrami 
z końca X Vin. w. i na ważniejsze dla nas protokoły tej korni- 
syi granicznej z połowy XVin. w., która pod prezydencyą 
biskupa jagierskiego Barkoczy'ego dokonała pierwszej 
regulacyi granicy spiskiej na niekorzyść Polski. (Por. Dzie- 
duszycki w Ptjseipodniku nauk. i liter, z r. 1876 str. 942). 
Dawniejszej korespondehcyi biskupów jagierskich ani śladu, 
tak jak w archiwum kapituły brak dawnych Acta capihh 
larum. Archiwum kapitulne, umieszczone w domu 
proboszcza kapituły pod dozorem osobnego kancelisty i opa- 
trzone w jakie takie indeksy (których biskupie wcale nie 
ma), posiada ze wszystkich tamtejszych najstarsze doku- 
menta (chociaż średniowieczne przeważnie w kopiach), na 
podstawie których możnaby ułożyć nawet niewielki Codex di- 
plomaticus Agriensis ^ jednakże bez przyczynków politycz- 
nej treścL Nareszcie biblioteka lyceum Esterhazy'ego 
naprzeciwko katedry (licząca 55.000 tomów) posiada nie- 
wielki (ok. 400 numerów), ale cenny zbiór rękopisów, 
z których najważniejsze odnoszą się do literatury nie- 
mieckiej (Hartmann v. d. Aue 1325, Thierepos mit Peder- 
zeichnungen a. d. XV. Jhdt. Ludus mysteria XV. S.) i są 
przez uczonych niemieckich wyzyskane (Kummer: Erlauer 
Spiele. Wien 1882). Poza tem, oprócz listów tureckich, 
zwróciły jeszcze uwagę moją następupujące rękopisy: 
Statuta Arnusti archiepiscopi Pragensis S. XIV,; Acta sy- 
nodus Vratislaviensis 1500; Protocolla camerae Scepusiensis 
ab anno 1646. 



— 251 - 



Budapeszt 

Archiwum królestwa węgierskiego w Bu- 
dzie (Gmach ministeryum spraw wewn., Herrengasse) jest, 
jak to już wyżej było powiedziane, rekonstrukcyą (w r. 
1875 dokonaną), na którą złożyły się przedewszystkiem: 
dawne archiwum budzińskie (regnicólare), akta kancelaryi 
nadwornej węgierskiej i siedmiogrodzkiej w Wiedniu i prze- 
niesione z Siedmiogrodu zapasy ogólniejszego znaczenia, 
mianowicie lihri regii władców siedmiogrodzkich, zacząwszy 
od królowej Izabelli (1549 1555). Ponieważ Zimmermann 
archiwum to, prowadzone wzorowo przez dra Juliusza 
Faulera, obszernie opisuje, a nawet podaje jego regulaminy, 
przeto ograniczę się tylko na kilku uwagach o średnio- 
wiecznej części tego archiwum. Przedstawia ją t z. o d- 
dział dyplomatyczny, w którym są zgromadzone 
dokumenta oryginalne od r. 1109 do 1526, w porządku 
chronologicznym. Jest tego ilość ogromna, bo przeszło 
36.000 numerów, tak że przy końcu XV. wieku przypada 
po stoldlkadziesiąt na rok. Jak zwykle jednak podobny 
materyał przedstawia w zasadzie charakter prawno-pry- 
watny, tak i tutaj akta mające znaczenie polityczne po- 
kazują się tylko bardzo z rzadka. Dla dziejów węgierskiej 
kandydatury Olbrachta znalazłem 10 aktów nieznanych, ale 
są to bez wyjątku przejścia majątkowe, wywołane wojną 
domową, jak konfiskaty, nagrody, amnestye, restytucye, za- 
rządzone przez Władysława; nawet najciekawszy z tych 
aktów, wydany przez Olbrachta w Sikso 23 lipca 1490, 
jest asekuracyą majątkową dla dwu jego siedmiogi'odz- 
kich zwolenników (Fratres Benedictiis et Johannes Veres de 
Famos). 

Zupełnie tego samego rodzaju materyał przedstawia 
dział dyplomatyczny Muzeum narodowego, — owej 
wspaniałej narodowej fundancyi, którą powstawszy w r. 
1802 z prywatnej ofiarności Franciszka Szóchenyfego, za- 



— 252 — 

silana nieastaimą troskliwością sejmu w^erskiego i pry- 
wat3iycb mecenasów, stanowi dzisiaj najbogatszy zbiór 
naukowy w^erski, liczący przęsło 400.000 tomów dzi^ 
l&OOO rękopisów a 230.000 dokumentów^) (nie biorąc 
w rachubę gabinetów muzealnych i galeryj obrazów). 
Z ogólnej liczby 230.000 dokumentów — 23.672 sięga cza- 
sów antę dadem Mohaeianam. Porównanie tej ostatniej liczby 
z odnośną cyfrą familijnych depozytów archiwalnych •) 
w Muzeum w^erskiem (17.139), świadczy najwymowniej 
o tem, jak szczególnie uprzywilejowanym skarbcem na- 
rodowych pamiątek jest dla patryotów w^erskich «Mu- 
zeum». Ponieważ cały matery^ dzi^u dyplomatycznego 
jest w zasadzie prawno-prywatnej treści, więc owe depo- 
zyty najzupełniej z nim harmonizują. Plon mój i tutaj 
nie mógł być, przy dość mozolnych poszukiwaniach, wiel- 
kim i doniosłym; najpożyteczniejszym przyczynkiem okazidt 
się ów list o zajęciu Stropkowa przez Polaków z depozytu 
Pejerpatakych, o którym przy omawianiu archiwów fami- 
lijnych wspomniałem. 

Ponieważ nader obfity zbiór rękopisów, przy 
wielkiej trudności oryentowania nie rokuje, według zasią- 
gniętych informacyj, dla rzeczy polskich wydatniejszego 
żniwa, zwłaszcza dla końca XV. wieku, którą to epokę 
tutaj przestudyował Praknoi do swego wydawnictwa li- 
stów króla Macieja (Maiyas kiralyi levelei. Budapest 1893—5. 
T. I — II), przeto przekonawszy się, że rękopisy przez Pra- 
knoia wyzyskane roku 1490 nie przekraczają, zapoznałem 
się tylko z niewielkim zapasem kodeksów średniowiecz* 
nych łacińskich (351 numerów), do których jest osobny 
spis p. t lnventarium codicum mss. medii aevi lałinorum. Je- 
dnak i ten dział, którego najstarsze księgi sięgają IX. wieku 
(Boetius, Cassiodorus, Orosius), dla naszych badań histo- 



*) Por. sprawozdanie wydane z okazyi millenium p. t.: J. ma- 
gyar nemzet M'&zeum Kónyvidra (1802—1895) Budapest 1896. 
«) Por. str. 235. 



— 253 — 

rycznych nie przedstawia wielkiego znaczenia; chyba że 
znajdą się jakie przyczynki w kodeksie pod N. 245 fol. 
Lat, którego tytuł: Sigismundi imperatoris protocoUum expe^ 
diUonwn ad Bomanum pontificem, ad condlium Gomtantiense, 
ad Hungaros, 1422 et seq. Zajmował się nim znany za* 
szczytnie w świecie naukowym i poza Węgrami kustosz 
biblioteki muzealnej, dr. Pejórpataky Laszlo, który przy- 
gotowuje Codex diplomałicus (a więc głównie dla spraw 
wewnętrznych węgierskich) Sigismundi regis. 

Także bogata Akademia umiejętności buda- 
peszteńska, fundacya innego znowu Szechenyi'ego (Stefana), 
mieści w swoim pięknym pałacu na placu Franciszka Jó- 
zefa, pewien zapas rękopisów*) i dokumentów; tych ostat- 
nich około 11.000, z czego wypada na czasy Zygmunta 
tylko 165, na bezpośrednio następujące 52, a na czasy 
Macieja 129 numerów. Nie znalazłem w tym oddziale 
iadnych przyczynków do mojego zbioru; z czasów bez- 
królewia po Macieju znajdują się tam wprawdzie dwa 
dość zajmujące i nie ogłoszone dotąd listy do miasta St. 
Pólten, ale te mają znaczenie raczej dla historyi stosun- 
ków węgiersko-austryackich, niż dla sprawy Olbrachta, 
o którą tylko lekko jeden z nich potrąca. Natomiast bar- 
dzo zajmujący materyał znalazł się w tekach komisyi 
historycznej, zebranych wskutek rozmaitych podróży nau- 
kowych, a zostających pod zarządem dra Fejerpataky'ego. 
Dla historyi węgierskiej kandydatury Olbrachta są to 
wszystko relacye dyplomatów włoskich, przebywających 
w Budzie, albo stykających się gdzieindziej z węgierskimi 
mężami stanu. Stanowią one niejako kontynuacyę tego 
materyału (także przeważnie włoskiego), który wydruko- 
wano w oddziale Acta extera (T. IV.— VIL lata 1458-1490) 
wielkiego wydawnictwa Monumentu Hungariae- hisłorica 
i który w monografii Praknoia o królu Macieju dostar- 



^) Jakab Aleksius: A mag, tud. ak, keairat^taranak ismerteteae 
(Opisanie zbioru rękopisów Akademii). Budapest 1892. 



~ 254 -- 

czył głównej podwaliny do tego, co w niej jest nowem. 
Na relacye z czaaów Władysława jednak nie tak rychło 
przyjdzie kolej drukn, bo król ten pod względem sym- 
patyi Węgrów znajduje się w położeniu wprost przedw- 
nem jak Maciej. Wydaje tedy & polecenia akadenui p, 
Ovary Lipot tymczasowo tylko streasczenia tych aktów 
w języku węgierskim p. t. Ohlwel-masolaim (Kopie doku- 
mentów) T. I. Budapest 1890 (901—1526); T. IL Budapest 
1893 (wiek XVI. po roku 1526). Że jednak strenczenia 
(pomijając już trudności językowe) nigdy nie potrafią la- 
stąpió i)ełnych tekstów — zwłaszcza jeśli (jak w tym wy- 
padku) nie zawsze są dokładne — przeto nikt nie poża- 
łuje trudu, kto do tych aktów zaglądnie. I o zebranych 
przezemnie 10 aktach z tego zbioru *) sądzę, że na rychłe 
ogłoszenie zasługują, częścią w całości, częścią w ex- 
cerptach. 

Osobliwość nader zajmująca dla germanistów przed- 
stawia w Akademii węgierskiej t z. pokój Goethego (Goetke- 
sjsoba), urządzony w Akademii r. 1895, wskutek przeka- 
zania jej odnośnych zbiorów Baltazara Elischera. 



Zbiór w tej podróiy zgromadzony. 

Zbiór aktów historycznych z drugiej połowy XV, 
wieku, jaki na Węgrzech zgromadziłem, przedstawia okdto 
100 numerów wydawniczych; przez co jednak nie chcę 
powiedzieć, że ilość aktów jest także ta sama. Jest ich 
daleko więcej, ponieważ pod jednym numerem kombinuję 
nieraz po kilka jednorodnych aktów, z których każdy 
dla siebie byłby .za mało ważnym; inne tylko w przypł- 



*; Odpowiadają one następującym numerom w I. tomie' Olla- 
veUma80lata%: 641, 642, 649, 664, 670, 671, 698, 701, 722, 728. W nrze 
641 streszczenie węgierskie mówi, źe Olbracht 600 jeźdźców odstąpił 
Władysławowi przeciwko Turkom .(a Torokok ellen), gdy tymczasem 
tekst włoski podaje <contra Tedescłii*. 



- 255 — 

akach uwzględniam. Gklzłe cały tekst był donioślejszego 
znaczenia, tam kopiowałem dosłownie; mniej ważne akta 
w excerptach notowałem, podrzędniejsze tylko w rege- 
stach, postępując pod tym względem na sposób wy- 
dawców śląskich (Scriptares refwn Siks. T. Xin.— XIV.: 
PoUtisehe Correspondena Breslaus 1469^1490). Ten sposób 
uznano i dla naszych wydawnictw podobnego rodzaju już 
w XV. wieku za najodpowiedniejszy. 

Zaczyna się zbiór niniejszy od Conclusio generalis guat- 
iuar cmtatmn (HungaHae superioris) z d. 25 lutego 1440, 
uchwały mocą której cztery miasta główne górnych Wę- 
gier postanawiają — już w czasie pobytu tego poselstwa 
węgierskiego w Krakowie, które Władysława Jagielloń- 
czyka na tron węgierski zapraszało — nie wpuszczać ni- 
kogo do swoich murów, ktoby nie był za zgodą ziemiań- 
stwa i królowej Elżbiety wybranym i ukoronowanym. 
Następuje ułamek uchwał nieznanego Długoszowi zjazdu 
małopolskiego w Wiślicy z 20 lipca 1445 — ułamek który 
przechował się w archiwum koszyckiem na skrawku pa- 
pieru, użytym do pokrycia pięciu lakowych pieczęci w U- 
śoie panów małopolskich do węgierskich. List sam był 
już drukowanym (Cf. Lewicki Indeks Nr. 2469), jednak 
bez uwzględnienia owego ułamku uchwał na skrawku. 
Z roku 1461 (13/12) znalazł się list mieszczanina krakow- 
ddego Jana Grinwald, dworzanina królewskiego 
(Austrkaren meynes genadigen herm Kcusmirs etc.) do przy- 
jaciela w Bardyjowie z wiadomościami o współczesnych 
wypadkach w Polsce^) (Sprawa Tęczyńskiego, wojna pru- 
ska^ walka kościelna). Wyprawę węgierską św. Kazimierza 
zastępuje manifest adresowany do Perónyich, a wydany 
w Somos (Somos-Ujfalu, kom. Nógrad) 1. listop. 1471,- w któ- 
rym królewicz wyłuszcza powody, jakie go skłoniły do 
objęcia królestwa węgierskiego, wzywa Perónyich, aby się 
ji nim 18 listop. przyłączyli pod Pesztem i usprawiedliwia 



^) Por* str. 13, uw. 1. niniejszych Siudyów, 



skody pneł wf^^ka poJakia na Węgrzeek wyrządzmie^ 
IMrament iredagDwaiLy jeR jaka EriJncM .SS^oil (ie Cmoatn 
tmmlń, eemmma Crae^ pieczęć^ która byiałrr wśjce 2QQiiia> 
j%c% in( niestEty stamą nie (io rmipfignimHL Żśkswm 
wisice wypada^ fe z cwmtnfpgn cbmsęcaoieiaa Iboą^ 
(1480 — 14Sflh inałazfy se mimo oailBycłL p tamikiwa n. tytko 
akta aboezne śwlado rzucające na atOBimki pQl^b>-wę- 
^ńer^bje tak mało w tym QkTe9Ś& wjświetissae^ jaka to: 
przycsynki da spraw handlowycfay do Mstoryi ^aadów 
granicziiycfa (zajmii|s|eym jeat pro^ofeS ziazdn w Stariy 
w lutym l^fóO\ wreszcie siady poaelafcir z lat I4SS i 14S3l 
Podobnego rodzaja aa takie przyczynki do panowania 
Olbrachta npu (fe zjazda w Łewoczy z r. 1^>^; wyroima 
»ę tylko pewna relaeya bardyjcwaka do Koassycan. o t>ez- 
królewio w Pcdace po anierci Kazmriprza JagteDoń- 
czyka z 5 lipca 149?>. 

Zato zbi^ aktów do węgierskiej kandyda- 
tary Olbrachta przedstawia się bardzo r^^^^™"^ i po- 
zwala po raz pierwszy na monograficzne opracowanie 
tematiL Poznajemy tedy najH^ód bliżej oeoby diialające; 
jako dyplomatów: Piotra Kmitę sandecki^o i ^piskiego 
starostę, tadzież kanclerza Krzeslawa z Korozwęk^ kićrzy 
byli posłani na sejm el^cyjny w^ierda, dalej IGkoIąja 
Stadnickiego, wojewodę belzkiego, Piotra Myszkowskiego % 
Mikołaja Primus, kanonika krakowskiego (który był sao- 
fem węgierskiej kancelaryi Olbrachta), wreszcie IGkoIaja 



') Kilka innych listów do tej wyprawy wyzyskał Fraknoi 
w znanej książce swej: McdhUu Corvinu$. Freiburg i. B. 1891. Str. 16& 

•) Z powodu zebranych przez Pawińskiego a wydanych póiniej 
przez A. Lewickiego Listów i aktów Piotra Myszkowskiego, gdzie pod 
N, 9, 10 i 12 jest ogólnikowo mowa o usługach Myszkowskiego na 
Węgrzech, zaznaczam, że przedstawia go nam zajmujący list Pre- 
szowian do Bardyjowian z lB/6 1490 jako dążącego pośpiesznie se 
sejmu elekcyjnego budzińskiego do Polski z misyą wezwania Ol- 
brachta do bezzwłocznego wkroczenia na Wągry. Siadu wojenny^ 
zasług niema. 



— 257 — 

Bozemberskiego — jako wojowników Piotra Emitę^ Jana 
Polaka (Eamkowski^o) i Jana księcia Źegańskiego. Nawet 
sktad i pochodzenie rot zacięinych Olbrachta można po- 
znać dokładnie z kilkunastu listów wypowiednich, pisa- 
nych w języku czeskim — bynajmniej jednak nie przez 
Czechów, tylko przez naszych zawsze do awantur sko- 
rych Podgórzan — szaraczków i mieszczan od Piei^owej 
Skały (Szafrańce) po Krosno i Łańcut. Pierwszorzędną 
rolę w układach z Węgrami na zjazdach komitatowych 
grał ów wspomniany powyżej Mikołaj Rozemberski, herbu 
Jastrzębiec, który będąc dotychczas postacią ledwie znaną, 
8ti^ się zajmującym od chwili, kiedy Pawiński odkryła 
ie król Aleksander pragnął go uczynić historyografem 
nadwornym (Por, Gumias^ Księga zbiorowa. Petersburg 
1894^ Btr. 494). A teraz cały szereg węgierskich zwolen- 
ników Olbrachta, wśród których najwybitniejsi: Perónyi'0- 
wie, Homonnay^owie, Tarczay*owie, Nicolaus de Lapispatak, 
podobno też Janusz Csdky, przedewszystkiem zaś Błażej 
Magyar, jeden z najdzielniejszych wojowników Macieja, 
a później naczelny wódz sił węgierskich Olbrachta; po 
stronie Eno¥m Władysława jako działacze główni bi- 
skupi Tranasz Bakacs i Urban Docsi, Dominik, proboszcz 
białogrodzki, oraz jako wojownicy Stefan Zapolya, Stefan 
Batory, Paweł Kinizsi, « Simon de Werebel, castellanus 
Agriensis* i Paweł Durcholz, starosta spiski. 

Zwracając się do szkieletu faktów, zaznaczę naprzód, 
że sama wyprawa Olbrachta w kierunkach i rozmiarach 
swoich pochodów zarysowywa się bardzo wyraźnie — szcze* 
golnie pod względem chronologicznym. Poznajemy dokła* 
dnie moment wkroczenia Olbrachta i chwilę pierwszego 
pojawienia się jego wojsk pod Koszycami, które nastąpiło 
dopiero w wyprawie powrotnej z pod Pesztu, a poprze- 
dzone było wycieczką ku granicom Siedmiogrodu, dalej 
chwilę zajęcia Preszowa przez Olbrachta, wreszcie cały 
pochód Władysława przeciwko bratu. Zamało znalazło 
się jeszcze szczegółów do charakterystyki oblężenia Ko- 

F. Pkńtt iTttDTA. 17 



- 258 - 

szyc w pierwszej wyprawie; przypuszczenie dotychcza- 
sowe o oblężeniu tego miasta w drugiej wyprawie nie da 
się utrzymać, są natomiast ślady oblężenia Bardyjowa. 
Uzyskujeiny także datę zajęcia Stropkowa i imię zdo- 
bywców, którymi byli Jan książę Żegański i Zygmunt 
Stoos, a wreszcie nową i bardzo ważną, bo od Władysława 
pochodzącą relacyę o bitwie pod Preszowem (Eperjes) 1/1 
1492*). Co się tyczy strony dyplomatycznej, to najmniej 
pozostaną jeszcze wyjaśnione szczegóły poprzedzających 
wkroczenie Obrachta układów; wiele jednak dowiadujemy 
się o jego pertraktacyach z mieszkańcami północnych Wę- 
gier, szlachtą i mieszczaństwem już po wlg:*oczeńiu do 
tego kraju, za pośrednictwem Mikołaja Rozemberskiego 
i Mikołaja de Lapispatak. Nader pożądanem jest potwier- 
dzenie chwiejnej wiadomości Bonfiniego o zawarciu pokoju 
po raz pierwszy pod Pesztem (w sierpniu r. 1490), jakie 
znajdujemy w oryginalnym liście do Koszycan samychźe 
pełnomocników pokojowych ze strony Władysława: Ste- 
fana Batorego i Urbana biskupa jagierskiego. Jeszcze 
większe zadowolenie sprawiają badaczowi tych czasów 
akta, które rzucają pewne światło na zagadkowe stano- 
wisko Olbrachta między pierwszą a drugą wyprawą. Sta- 
nowisko to okazuje się od samego początku niepewnem 
i dwuznacznem; Olbracht nie nazywa Władysława ina- 
czej, jak po dawnemu królem czeskim. Co się tyczy ukła- 
dów między Kazimierzem i Olbrachtem z jednej strony, 
a Władysławem z drugiej strony, przed wyprawą ko- 
szycką Władysława, dalej przed zawarciem pokoju ko^ 
szyckiego, a wreszcie przed bitwą pod Preszowem w czasie 
drugiej Wojny — to przydałoby się jeszcze więcej szcze- 



*) Inną krótką, ale bezpośrednio pod wrażeniem wypadku spi? 
saną wiadomość o tej bitwie z archiwum miejskiego wrocławskiego 
zawdzięczam wielkiej uprzejmości dra Wendta, który mi zresztą 
zakomunikował wszystkie interesujące nas akta tamtejsze z lat 
1490—1492, t. j. z lat przekraczających granicę chronologiczną ma» 
teryału wydanego w Scriptorea rerum SUesiacarum T. XIV. 



- 259 - 

gółów, niźli ich w archiwach węgierskich znalazłem. Pod 
tym jednak względem z góry niewiele można się było 
spodziewać, bo to jest już materyał przekraczający zakres 
archiwów terytoryalnych. 

Historya węgierskiej kandydatury Olbrachta była 
dotychczas w ogólnych zarysach znaną z Bonfiniego, do 
którego kontroli można było używać zaledwie kilkunastu 
aktów drukowanych w dawniejszych publikacyach wę- 
gierskich. To nie wystarczało — dopiero obecnie przez 
zbiór tak obfity staje się możliwem skontrolowanie huma- 
nisty. Okazuje się on nadspodziewanie dobrze poinformo- 
wanym. Ta kontrola jest jedną korzyścią z naszego zbioru; 
drugą jest uzyskanie szkieletu chronologicznego dla płyn- 
nego opowiadania humanisty, trzecią mnóstwo uzupełnia- 
jących i wnikających w głąb szczegółów. 

Poza tem wszystkiem nasuwa się jednak dopiero 
najważniejsze pytanie: o ile akta z archiwów węgierskich 
przyczyniają się do rozszerzenia zakresu ogólniejszych po- 
glądów, a mianowicie do wyjaśnienia — co jest dla nas 
najważniejszem — stanowiska dworu polskiego. I pod tym 
względem zawierają one nader cenne przyczynki. Widzimy 
króla Kazimierza, jak zaraz po pokoju koszyckim przy- 
znaje Władysławowi tytuł króla węgierskiego, jak pra- 
gnie szczerze utrzymać ten pokój, wiemy skąd inąd, że 
potępiał stanowczo powtórne zerwanie się Olbrachta, a suk- 
cesyę węgierską uważał odtąd nie jako sprawę Olbrachta, 
tylko jako sprawę dynastyi jagiellońskiej przeciw Habs- 
burgom. Wobec tego niespodzianką jest, jeśli z naszego 
zbioru wynika, że po klęsce proszowskiej przygotowuje 
król polski sam trzecią na Węgry wyprawę. Wspominał 
o tem Wapowski, ale mu dotychczas nikt wierzyć nie 
chciał; jeżeli jednak znalazły się listy, w których sam 
Władysław o tem pisze lub w których czytamy, że wy- 
toczył tę sprawę wobec kuryi rzymskiej, to rzecz ta 
w każdym razie zasługuje na głębsze rozważenie, 

17» 



LISTOWNIK X. PIOTRA Z OSTROROGU. 

(RĘKOPIS PETERSBURSKI). 



Wiadomo dobrze badaczom dziejów, że formularze 
średnio-wieczne zawierają materyał nietylko stylistyczny, 
ale także faktyczny. Przy końcu wieków średnich wysu- 
wają się pod tym względem na pierwszy plan listowniki 
(Modus episłolandij, ponieważ humaniści bardzo wielką 
przywiązywali wagę do stylistyki listowej. Takiemu to li- 
stownikowi tedy i nasz materyał węgierski, o którym była 
w poprzednim studyum mowa, zawdzięcza niespodziane 
a nader ceane uzupełnienie. Mam na myśli rękopis peters- 
burskiej cesarskiej biblioteki, oznaczony sygnaturą: JlaT. 
II O. 63, który za wskazówką Dra A. Blumenstoka (Ar- 
chiwum kom. hist. VI. str. 441 — 2), dzięki łaskawemu po- 
średnictwu c. k. Ministeryum Oświaty, a uczynności za- 
rządu wspomnianej biblioteki, do użytku w lokalnościach 
lwowskiej biblioteki uniwersyteckiej otrzymałem. 

Wspomniany rękopis zawiera do sprawy węgierskiej 
kandydatury Olbrachta jeszcze 11 listów, a więcej niż 
drugie tyle do innych spraw współczesnych. Są to listy 
po większej części bardzo zajmujące, dlatego je dosłownie 
skopiowałem. Przytacza ich treść pokrótce Dr. Blumenstok, 
ale nie wszystkich. Ze streszczonych przezeń bardzo wa- 
żne są listy Rafała z Jarosławia i Mikołaja z Kutna, do- 
noszące Olbrachtowi o śmierci Macieja (oba z 15/4 1490), 
oraz listy króla Kazimierza do Olbrachta z radami w cza- 
sie wyprawy węgierskiej. Niemniej ciekawe są listy odno- 
szące się do zarządu księstwa głogowskiego, które Olbra- 
chtowi przypadło w udziale na mocy pokoju koszyckiego. 
Królewicz nosi wówczas tytuł (przyznawany mu przez 



- 264 - 

ojca i brata) Supremus dux in Slesia. Z listów wcześniejszych 
zaznaczyć szczególnie należy te, które odnoszą się do 
akcyi Olbrachta przeciw Tatarom; tutaj, prócz wymienio- 
nego przez Dra Blumenstoka listu Olbrachta do ojca (w spra- 
wie pułkownika zaciężnych Wacława), zanotować mi wy- 
pada dwa o wiele ważniejsze listy do Olbrachta: jeden od 
owdowiałej kasztelanowej lwowskiej (Kamionka 9/9 1489)^ 
drugi od Jakóba Buczackiego, wojewody i gener. starosty 
podolskiego (Podhajce 1 marca 1490). Kasztelanowa donosi 
tylko o ruchach wojska polskiego, ale Buczacki mocno 
jest przejęty strachem tureckim; opowiada jako komen-* 
dant Białogrodu naddniestrzańskiego Malkocz posiada do- 
kładną mapę ziem ruskich, a pokazując na niej Kamieniec 
i Lwów, prawi: to już jakby nasze! — List pierwszy ca- 
łego zbioru (por. Archiwum kom. hisL VI. str. 441 Nr. 368) 
odnosi się do tak mało jeszcze wyjaśnionej sprawy Ko- 
śmidra, kasztelana kaliskiego (Domintis — nie palatinus — 
Cdlischiensis), a pochodzi prawdopodobnie z r. 1489. Trzy 
listy do Mikołaja Primus, kanonika krakowskiego (nie 
przytoczone w Arch. VI) zawierają ważne do spraw we- 
wnętrznych wiadomości (1489, 1491 i trzeci późniejszy, bez 
daty). Szczególnie zasługuje na uwagę list ostatni, w któ- 
rym MikcJajowi, już wówczas biskupowi przemyskiemu 
(1492—8), donosi pewien ksiądz tamtejszy o wystawieniu 
przez Rusinów nowej cerkwi — «illud statułum iuris ter- 
restris, quod disponit nullam sinagogam de cetero in par- 
tibus Russie edificare, solum proximam casui aut ruinę 
reformare, non attendendo». A więc jest coś przecież na 
tym zakazie budowania nowych cerkwi, z ostatnich lat 
Kazimierza Jagiellończyka*); tu oto powołano się nawet 
na jakiś nieznany statut ziemski. 

Drugą grupę polityczną w naszym rękopisie stano- 
wią pisma z lat nieco późniejszych, jako to trzy listy 
w sprawie procesu żydowskiego z r. 1495, które znał (z ko- 



») Por. str. 125 tej książki. 



- 265 -^ 

munikatu Dra Prochaski) Szujski w swem dziele: Odro- 
dzenie i reformaoya (Bjraków 1881, str. 145), mowy powi- 
talne kanonika Jana Sacrana na cześć Olbrachta^ Fryde- 
ryka i innych, wreszcie ów wątpliwy list Bajazeta, przy- 
toczony przez Dra Blumenstoka, który jednak datą 1497, 
nie zaś 1491, jest opatrzony. Do tego przyłącza się kUka 
luźnych aktów jeszcze późniejszych. list bezimienny i bez 
daty z usprawiedliwieniem Myszkowskiego, że nie oddaje 
pieniędzy, ponieważ powołanym został do króla; zarządze- 
nie modłów w dyecezyi poznańskiej (12/9 1505) z powodu 
zarazy i śmierci królowej Elżbiety, qtuM in his, ąuae rempu- 
hlieam attinebcmt, fideliter elahoravit; wreszcie uniwersał bi- 
skupa poznańskiego Jana, wzywający duchowieństwo do 
udziału w kontrybucyi na cel obrony królestwa (Poznań 
18/5 1513). 

Z tego, co powyżej przytoczono, widzimy, że grupa 
pierwsza stanowi pewną zamkniętą w sobie całość, którą 
można scharakteryzować jako ułamek królewiczow- 
skiego archiwum Olbrachta. Powstaje tedy ważne 
zagadnienie co do pochodzenia tych listów, na które może 
dać odpowiedź bliższe zbadanie rękopisu — zresztą i z in- 
nych względów zajmującego. 

Rękopis tedy petersburski papierowy JlaT. II. O. 63. 
przedstawia się zewnętrznie jako mały a gruby manualik 
(16x1 1-5 cm.; grubość 5 cm.), miękko, t j. bez użycia te- 
kturki lub deszczułki, oprawny w stary pergamin, który 
wycięto z jakiejś księgi kościelnej z końca XIV lub po- 
czątku XV wieku. Niewiadomo dlaczego zapisano go do 
oddziału II. («Jurisprudentia»), gdyż niema nic wspólnego 
z prawem. Składa się z dwóch odrębnych części. Cześć Ł 
(k. 1—221) jestto manualik teologiczno-pastoralny, zawie- 
i^j^cy traktaty na temat przykazań boskich i kościelnych, 
traktaty o prawach i obowiązkach kapłańskich, wreszcie 
directoria liturgiczne (officia missae etc). Cały charakter 
kaznodziejsko-spowiedniczy; jakoż traktaty wyjęte głównie 
z pisarzy kościelnych tego kierunku, n. p. Jdk. Ludomci 



— 266 — 

Vivaldi de Monte Begdli, Ord. Praed.: De vera coniricione ira- 
dcUulus, — De śacerdołibus, ex Summa praedicantum. — Of- 
ficitim missae, ex Yincencio. Pismo z drugiej polowy XV. 
wieku, jednolite, papier o rozmaitych znakach wodnych: 
świnia, wolowa głowa z pastorałem między rogami, takaż 
głowa z wężem okręconym około krzyża; ten ostatni znak 
przechodzi jako główny typ do części drugiej. 

Część n-ga stanowiła dawniej odrębną całość, gdyż 
przy oprawianiu razem z pierwszą przycięto ją dla zró- 
wnania formatów tak mocno, że nieraz pismo jest uszko- 
dzone. Nazywam tę część Listownikiem księdza 
Piotra z Ostrorogu, wikaryusza lwóweckiego. 
Cały bowiem ten formularz przerzucony jest sprawami 
miejscowemi Iwoweckiemi, które się około tej osoby i jej 
interesów ogniskują. Są to listy prywatne, formularze sty- 
listyczne i prawne. Sam ksiądz Piotr był mieszczańskiego 
pochodzenia, jak to z jego konneksyi i jego tytulatury 
wynika («Honorando, honorabili patri»), a z wielkim do- 
mem Ostrorogów związany tylko stosunkiem służbowym, 
jako kapelan i lektor Dobrogosta na Lwówku Ostroroga^ 
naprzód międzyrzeckiego, a później (od r. 1501) poznań- 
skiego kasztelana. Chociaż na skromnem stanowisku, był 
ksiądz Piotr znany w okolicy jako specialis UUerator (list 
na k. 251) i popierał uczącego się w Krakowie 1484—92 
młodzieńca. Piotra z Pniew, który ok. popielca 1489 został 
bakałarzem «arcium». 

Otóż ów Piotr z Pniew widocznie nietylko układnym 
listem, wierszykiem lub darem przygodnym starał się od- 
wdzięczyć swemu najdroższemu dobroczyńcy («benefa- 
ctori peculiarissimo»), ale pamiętał także o upodobaniu 
jego jako «specyalnego literatora». Przez pośrednictwo bo- 
wiem bakałarza Piotra z Pniew najłatwiej da się wytłó- 
maczyć wpłynięcie do formularza księdza Piotra z Ostro- 
rogu całego modus epistolandi (k. 277 do 298). który jest 
krakowskiego pochodzenia, jak to widoć z układu (znanego 
ze starych druków), a jeszcze lepiej z pobudki całego 



- 267 - 

zbioru. Pobudką tą były wykłady Konrada Celtesa o spo 
sobie pisania listów, ogłoszone w Krakowie «in aula Hun- 
garorum» na dzień 27 lipca 1489. Takie ogłoszenie wykła- 
dów Celtesa, jakie przejęte jest do naszego rękopisu p. t 
«Intimacio Laureati» (k. 252 v.) mógł chyba przepisać 
ktoś w Krakowie bawiący i interesujący się tymi wy- 
kładami, a więc w danych stosunkach najprędzej baka- 
łarz Piotr. 

Znajdujący się wśród naszego mod^s epistolandi (k. 287 
V.— 288 V.) bardzo ciekawy słowniczek łacińsko- polski 
ułożony jest już prawdopodobnie przez samego Piotra 
z Ostrorogu, gdyż wyrazy polskie, służące do objaśnienia 
łacińskich, spotykamy jako glosy także w czysto lwówe- 
ckich częściach rękopisu, mianowicie w listach do naszego 
wikaryusza. Wielkopolskie ich pochodzenie charakteryzuje 
dobrze frazes następujący (k. 251 v.): <^Tignu8: Kosziel na 
domu, czo na niem dach, po krakowsku: krok wy » 
( — a więc pisarz nie mówił «po krakowsku*)^). 

Prócz listownika są w rękopisie naszym jeszcze inne 
części krakowskiego pochodzenia, mianowicie zaś ów naj- 
bardziej nas zajmujący zbiór listów politycznych. 
Że i ten zbiór — przynajmniej o ile się do lat 1489 — 1492 
odnosi — zgromadził Piotr z Pniew dla dogodzenia swemu 
dobrodziejowi, wnoszę z następującego ustępu w liście ba- 
kałarza do wikaryusza z 6/6 1490 (k. 241): «Item de re- 
gno Hungarie, quid narrarem certi, nihil habetur, preter- 
quam spes bona». Pytanie w jaki sposób doszedł nasz ba- 
kałarz do tego zbioru? Niewątpliwie przez znajomość z ka- 
nonikiem krakowskim Mikołajem Primus, który był 
sekretarzem królewicza Olbrachta w Polsce i później na 
Węgrzech. Na ten ślad naprowadzają owe trzy listy do 
Mikołaja Primus, znajdujące się wśród korespondencyi 01- 
brachtowej. 

9 Na pisma odnoszące się do uniwersytetu krakowskiego 
zwróciłem uwagę ks. Dra Fijałka, zaś na materyał językowy uwagę 
Dra Krćeka, którzy odnośne części rękopisu wyzyskali. 



— 268 — 

Czy także owe późniejsze przyczynki krakowskie 
«publici momenti* z lat 1493—1497 (mowy Sacrana, listy 
o sprawie żydowskiej etc.) zebrane są przez Piotra z Pniew, 
czyli też przez innego scholara krakowskiego z Lwówka, 
Szymona (Simon de Leopoli), którego listy przyjęte zo- 
stały także do zbioru wikaryusza Piotra, trudno rozstrzy- 
gnąć. Szymon znajdował się na pewne w r. 1495 w Kra- 
kowie (Cf. list jego do Piotra z Ostroroga na k. 265 v.); 
Piotr z Pniew zaś powrócił przy końcu roku 1492 do 
Lwówka (List jego: Ex Lwów Vin. Dec. 1492 na k. 242). 
Dalszych śladów pobytu Piotra w Krakowie w naszym 
rękopisie niema, chociaż to jeszcze nie wyklucza możli- 
wości powtórnego pobytu. Tyle od scholarów krakowskich, 
których zresztą także listy prywatne rzucają wiele świa- 
tła na ówczesne stosunki szkolne krakowskie. Tych kilka 
listów z początku XVI wieku są to już zarządzenia wła- 
dzy dyecezalnej, nadesłane do Lwówka. 

Aż dotąd Część II. wydaje się z kształtu liter i po- 
ciągu pióra pismem jednej ręki, jakkolwiek powstałem 
w rozmaitych odstępach dłuższego czasu (1484—1513); 
atrament bowiem jest rozmaity, pióro raz cieńsze, raz 
grubsze. Dopiero około r. 1529 pokazują się na rozmaitych 
miejscach wtrącenia innej ręki (k. 247, 258 v., 263, 264—5, 
305); są to już formularze na stosunkach krakowskich 
i małopolskich oparte, notatki o nabożeństwach, wreszcie 
«cantilena de passione domini » po polsku (k. 305 v.). 
Rękopis nasz przeszedł więc w tym czasie do Małopolski, 
może przez owego Szymona z Lwówka, jeśli występujący 
w nim (k. 271) Simon prcsbyłer de Nova Cwitate jest tą 
samą osobą, którą był dawniej Simon de Leopoli. Wyra- 
źnie już charakteryzuje przejście rękopisu naszego do Ma- 
łopolski notatka na pierwszej karcie: lAbellus iste Michae- 
lis sortiłus pro Petro Jaknsewski, viceplebano ex Bochnya^ reli- 
gionem profitenłe. Notatka ta napisana jest tą samą ręką, 
którą powyżej przytoczone wtrącenia, ukazujące się zresztą 
miejscami i w części I-ej rękopisu (k. 195—8, 217). Pó- 



— 269 — 

» 

żniejszą ręką dopisane jest poniżej objaśnienie do powyż- 
szej notatki: Michaelis prepositi ex KonienHoti ąuondam fui. 
Z jakiegoś klasztoru małopolskiego dostał się nasz rękopis 
zapewne na początku XIX wieku do Warszawy, a stam- 
tąd przyszło mu powędrować do Petersburga*). 



*) Materyał tedy przezemnie zebrany w podróży węgierskiej 
a uzupełniony przyczynkami z kodeksu petersburskiego, tudzież 
kilkunastoma innymi z rozmaitych archiwów, stanowi dość jedno- 
lity kompleks wydawniczy w liczbie około 150 aktów, które kon- 
centrują się około ostatnich lat Kazimierza Jagiellończyka, szcze- 
gólnie zaś około osoby Olbrachta i rzucają wiele światła nie- 
tylko na jego węgierską kandydaturę, ale wogóle na pierwsze wy- 
stępy historyczne tej postaci, jeszcze jako królewicza, w czasie 
między śmiercią starszego brata (św. Kazimierza) a ojca (1484-^1492). 
Mam zamiar wydać niebawem ten materyał. 



KSIĘGI KAZIMIERZOWSKIE 

w METRYCE KORONNąj. 



Już oddawna odzywały się w nauce naszej głosy, że 
zwozimy i wydajemy z archiwów zagranicznych, nieraz 
drobnymi przyczynkami, akta, a zaniedbujemy to co mamy 
pod ręką w ilości znacznej. Rzecznikiem tego poglądu był 
na II zjeździe historyków polskich we Lwowie (1890) prof. 
Kubala. Rozumie się, że nie chodzi tutaj o Sylva rerum 
scholarskie czy też szlacheckie, które są materyałem dru- 
gorzędnym, ale o akta, które pod względem treści i formy 
mają charakter oficyalny. Metrykę koronną miano prze- 
dewszystkiem na myśli. Ale czasy nie były po temu spo- 
sobne — a tak otrzymaliśmy naprzód Codex epistólaris, 
zbiór listów z XV wieku, a teraz dopiero zaczynamy po- 
znawać się bliżej z Metryką koronną. A przecież nie każda 
historyografia znajduje się w tak szczęśliwem położeniu, 
żeby miała na swoje usługi registraturę aktów publicznych, 
sięgającą aż w głąb wieków średnich! 

Warszawskie Archiwum główne przechowuje pokaźną 
ilość ksiąg Metryki koronnej, poczynających się z rokiem 
1447; tylko registratura księstwa mazowieckiego sięga je- 
szcze dalej wstecz i posiada jedną księgę starszą, która 
obejmuje lata 1416—1446 *). Czy istniały także dawniejsze 
księgi Metryki koronnej — przed rokiem 1447? Według 
wszelkiego prawdopodobieństwa istniały. Przemawia zatem 
registratura cesarza Zygmunta, współcześnika Jagiełły, 



>) Bandtkie J. W. i Bentkowski F.: Spisy ksiąg* Metryki ko- 
ronnej Warszawa J840 (lito^. w 20 egzempl.)- 

F. PAPCI StbO^A 18 



— 274 — 

dalej Liber cancellarii Stanislai Cioiek, a wreszcie i nasza 
(właśnie wspomniana) registratura mazowiecka — boć prze- 
cież Mazowsze nie mogło wyprzedzić Korony, tylko mu- 
siało ją naśladować. Według dawnej tradycyi zginęły star- 
sze księgi Metryki koronnej pod Warną. Nie jest to rze- 
czą niemożliwą, bo jeśli księga spraw bieżących koron- 
nych (Nr. XIII) towarzyszyła Kazimierzowi na Ldtwę, to 
mogła podobna księga towarzyszyć Władysławowi na Wę- 
gry — a wraz z nią tych kilka poprzednich, jakie na- 
ówczas istniały. Dzisiaj jednak musimy rozpoczynać od 
Kazimierza Jagiellończyka. 

Do historyi panowania króla Kazimierza dochowało 
się pięć ksiąg, oznaczonych numerami X — XIV; obejmują 
one lata 1447—1454, 1456—1463, 1471— 1476 i 1478-1490. 
Powyższe zestawienie już na pierwszy rzut oka każe się do- 
myślać, że i tu zaginęła przynajmniej jedna księga, obej- 
mująca lata 1464—1470. Dochowane księgi wykazują zna- 
czne pomiędzy sobą różnice; w niektórych wpisy pokry- 
wają się chronologicznie umiej więcej z wypadkami, w in- 
nych można rozróżnić dłuższe ustępy, które dopiero pó- 
źniej, po kilku miesiącach, a nawet latach zostały zacią- 
gnięte. Już w swem założeniu całkiem odmienna jest księga 
Xni, rodzaj notatnika a zarazem formularza kancelaryj- 
nego, który się też wyraźnie powołuje na «Registrum ma- 
ius» (w naszym wypadku nr. XIV). 

Treść metryki koronnej wypełniają niemal wyłącznie 
same akta królewskie. Dotyczą one przeważnie spraw we- 
wnętrznych państwa; zaciągano tu jednak i akta dyplo- 
matyczne, dotyczące spraw zagranicznych, i to nie tylko 
wysyłane z kancelaryi królewskiej, lecz także i otrzymy- 
wane z zagranicy. 

Przedmiotem aktów pierwszej kategoryi są bardzo 
często szczegółowe wypadki i sprawy gospodarcze, pozba- 
wione ogólniejszego znaczenia, jako to: potwierdzenie ukła- 
dów, zawieranych między sobą przez magnackie rodziny. 



~ 275 — 

udzielanie prawa niemieckiego, przywilejów dla miast, no- 
bilitacye, wyroki sądowe i t p. 

Z pomiędzy aktów, mających ogólniejsze znaczenie, 
wyróżniają się przedewszystkiem te, które dotyczą sk ar- 
bo wości; przytoczymy tu z nich kilka szczegółów. Ro- 
czny dochód z żup bocheńskich i wielickich oddanych 
w dzierżawę kilku Włochom w r. 1456 wynosił 17.000 
grzywien (X 1'6 = 27 200 dukatów^); uchwalony przez 
sejm podatek łanowy daje w r. 1472 sumę 30.501 grz. 
36 gr. (=48.803 dukatów). Olbora olkuska przynosi za 
lat 13, wszystkiego 8.416 dukatów. Podobnych aktów mamy. 
tu taką ilość, że w połączeniu z wydrukowanym niedawno 
w tekach Pawińskiego (T. II) materyałem metryki nr. Xni 
p. t. Liber ąuiłłanciarum Casimiri regis^ pozwalają one na 
wszechstronne opracowanie całej skarbowości za panowa- 
nia Kazimierza Jagiellończyka. 

Ponadto znajdzie tu historyk obfity i ważny mate- 
ryał do historyi wojskowości a pośrednio i do statystyki 
zaludnienia, zwłaszcza z r. 1456, kiedy to wrzała naro- 
dowa w całem tego słowa znaczeniu i z całym wysiłkiem 
prowadzona wojna przeciw Krzyżakom. Mamy tu więc 
uchwały rozmaitych sejmików, nakładające podatek wo- 
jenny, ustalające porządek pospolitego ruszenia i dostar- 
czanie piechoty przez miasta i duchowieństwo. O ważno- 
ści tego materyału można się przekonać z prób, jakie dał 
już Raczyński w swoim kodeksie wielkopolskim. W pó- 
źniejszych wojnach czeskich, węgierskich i wołoskich nie 
widać już tego zapału narodowego, mnożą się wypadki 
karania za zaniedbanie powinności wojskowej (tak n. p. 
w r. 1472 aż 42 cytacyj za niestawiennictwo); król musi 
z własnej kieszeni dokładać, wskutek czego wpada w ogro- 
mne długi. Zanosi się na przewrót społeczno-ekonomiczny: 



*) Grzywna miała wówczas 48 i^roszy, zaś 1 zloty węg. czyli 
dukat 30 groszy — tedy 1 grzywna = 1'6 dukata. 

») Por. moja recenzyę w Kwartalniku kisł. 1901, str. 4CX)— 403. 

18* 



— 276 — 

jednostki wysługują sobie magnackie fortuny; chociaż co 
prawda nie tylko sJużba publiczna, lecz i królewska hoj- 
ność Jagiellonów są tego zjawiska przyczyną (Pauh Ja- 
syensky 100 M. pro vulneratione centauri, t j. tura, in Wis- 
hilki). 

Żeby skończyć z polityką wewnętrzną, wskażę tylko 
jeszcze na nieznane dotąd akta prawodawcze lub doty- 
czące historyi kościoła (echa unii florentyńskiej). Spoty- 
kamy się kilkakrotnie nie tylko z imieniem metropolity 
Grzegorza, ale także Makarego z Serbii, biskupa hali- 
ckiego. Go do aktów prawodawczych, to są pomniejszej 
wagi — ani spór polsko-litewski, ani spór konstytucyjny 
króla z narodem (w początkowych Kazimierza Jagielloń- 
czyka latach) nie zyskuje wiele objaśnienia. 

Do polityki zagranicznej zawierają najdawniejsze 
lata niewiele historycznego materyału; dopiero od przy- 
bycia do Polski Elżbiety Rakuszanki (1454) wzrasta ko- 
respondencya z Zachodem: z cesarzem Fryderykiem, Wła- 
dysławem Pogrobowcem, Eneaszem Sylwiuszem Piccolo- 
minim. Obfituje zwłaszcza rok 1472 i wyprawa królewi- 
cza Kazimierza po koronę na Węgry w korespondencye. 
Najważniejszy jednak materyał polityczny zawierają po- 
jawiające się od r. 1472, a zwłaszcza w r. 1484, nader 
liczne mesaże królewskie z Litwy, traktujące o naj- 
ważniejszych sprawach tak zagranicznej, jako też wewnę- 
trznej polityki polskiej. 

Jak wiadomo bawił król od grudnia r. 1479 przez pięć 
lat z rzędu na Litwie, zostawiwszy w Koronie rodzaj re- 
jencyi. Wówczas to roztrząsane były najważniejsze sprawy 
koronne w orędziach i poselstwach królewskich do panów 
koronnych, jakiemi są: Legach in Rt^siam per deeanum Came- 
necensem^ Legach ad dominos per Drzevyeczśky et Danielem, Le- 
gacio ad dominum arcMepiscopum per Miśkowśky, ad palathium 
Pomaniensem etiamper eundem, ad Siradiensem per eundem, Itefn 
domino nuncio in Turciam misso^ Legałio consiliariorum Pólonw ad 
consiliarios Lithuanie, etc. (księga XIV, pag. 84 i nast). Już na 



— 277 — 

pierwszy rzut oka widzi się^ że omawiane bywają sprawy 
bardzo ciekawe w tych orędziach; cóż kiedy są one sfin- 
ksem, który osłania pomroka czasów. Ledwie, ledwie za- 
znacza się już kształt liter w atramencie wypłowiałym; 
czas ostatni, by użyć reagencyów chemicznych i wydrzeć 
te słowa z otchłani zapomnienia, w którą się już pogrą- 
żać zaczynają. 

W końcu wypada jeszcze wymienić wtrącone do 
ksiąg Kazimierzowskich Acta priora, sięgające nieraz da- 
leko wstecz — aż do Xin wieku. Niektóre z nich są 
z dawniejszych odpisów nieznane, niektórych samo umie- 
szczenie jest pouczającem. Tak n. p. jeśli wśród aktów 
z r. 1486 znajduje się złota bulla Karola IV, nie jest to 
rzeczą przypadku, tylko samo przez się faktem history- 
cznym, jest wiadomością, że już wówczas podjęto akcyę 
protestu w sprawie pominięcia Władysława Jagiellończyka, 
jako króla czeskiego, przy elekcyi Maksymiliana i obja- 
śnieniem, jak prowadzono tę akcyę. 

Poza aktami na szczególniejszą uwagę zasługują li- 
cznie rozsiane mpisM kancelaryjne. Zawierają one nader 
ciekawy materyał, jak: Informacio de homagio prestando, 
(według tej recepty odbył się hołd wołoski 1485), Miliarła 
de Gracovia versti3 curiam Bomanam^ (marszruta poselska do 
Rzymu), Digmtarii Maiaris Polanie, Russie, Prussie, (nazwi- 
ska dygnitarzy ówczesnych), Locus ad c(mveniendum terris 
aańgnatm (w czasie pospolitego ruszenia 1485), Staciones 
regales, appida Podolie; formularze tytułowania począwszy 
od papieża, kardynałów, panujących, a skończywszy na 
książętach meklemburskich i rajcach lubeckich. 

Cały ten materyał, zawarty w pięciu pierwszych 
księgach Metryki koronnej, z którym zresztą piszący te 
słowa miał sposobność zapoznać się w czasie swoich stu- 
dyów nad ostatniemi latami panowania Kazimierza Ja- 
giellończyka, stał się obecnie poniekąd przystępniejszy 
dzięki ruchliwemu, a w sprawach poszukiwań naukowych 
zawsze uczynnemu, dyrektorowi warszawskiego Archiwum 



— 278 — 

głównego, prof. Teodorowi Wierzbowskiemu, który pod 
p. t. Matricularum Regni Pohniae Summaria Pars I. (1447 — 
1492) Varsoviae 1905, str. 195, 4-o wydał cłironologiczny 
rejestr tych aktów, opatrzony w odpowiednie indices. Przed- 
sięwzięcie założone i obliczone na dalszą przyszłość, na- 
leży powitać z wdzięcznością i z życzeniami najlepszego 
powodzenia. W istocie, wobec olbrzymiej obfitości mate- 
ryału — zwłaszcza od r. 1506 począwszy — nie podobna 
się tak rychło czegoś więcej nad Sutnmarium spodziewać; 
należałoby tylko zaprowadzić w wydawnictwie ulepszenia 
niektóre. 

Co się zaś tyczy epoki poprzedniej, t. j. lat 1447— -1506 
(księga X— XIV), to nauka nie może poprzestawać na sa- 
mem Summarium i trzebaby pomyśleć o rychłem wyda- 
wnictwie tych aktów — nie tylko dlatego, że to wiek XV, 
znacznie uboższy w źródła, jak następny, lecz także z tym 
wyraźnym celem, żeby nam dać poznać całe urządze- 
n i e najdawniejszych części Metryki. Z tego powodu oświad- 
czam się przeciw wszelkiemu wyborowi aktów, choćby rze- 
czowo ułożonemu i wzbogaconemu nawet skądinąd przez 
materyał pokrewny, i domagam się wydania Mncelaryj'- 
nego t j. takiego wydania, w którymby znalazły się wszyst- 
kie akta metryki, z wyłączeniem innych, i to w takim 
porządku, w jakim zostały wpisane do Metryki. Z tego 
jednak nie wynika jeszcze, żeby wydawać wszystkie bez 
wyjątku akta w całej ich rozciągłości: mniej ważne mo- 
żnaby podawać w dokładnych streszczeniach, drukowane 
już gdzieindziej w krótkich regestach, inne w wyciągach, 
a wreszcie i dosłownie; gruntowna przedmowa niechby 
stanowiła wstęp do samegoż tekstu, jaki jest, a nie do 
przeróbki, pod którą pierwotną jego postać odnaleść trudno. 



DODATEK. 

Marszruta poselska z Krakowa do Rzymu 

około n 1458. 

(Z Metryki kor. Ks. XI, str. 124). 

Jestto jeden z najciekawszych ustępów z owych za- 
pisek kancelaryjnych, o których powyżej była 
mowa. Kopista z XV wieku, który wciągnął ten ustęp do 
Metryki, dopuścił się wprawdzie wielu przekręceń, ale 
i tak prawie wszystkie miejscowości można było oznaczyć. 
Uczyniliśmy to w równoległej rubryce, opatrując wąt- 
pliwe miejsca pytajnikiem. Dobrą wskazówką do ozna- 
czenia było tu podanie odległości w milach, na ogół dość 
wierne, tak, że jeśli przy jednej miejscowości •jest cyfra 
za wysoka, to potem następuje cyfra za niska, co się ra- 
zem w krótkich odstępach wyrównuje. Ogólna suma 193 
jest błędna, bo z dodawania wypada 179, jeśli się zaś 
uwzględni, mylnie zapewne wykreśloną, pozycyę Speńberg 
(Spilinbergo) IV — to wypadnie 183 — cyfra w sam raz 
wj|irygodna. Wyobrazić sobie łatwo, że na taką drogę ze- 
szedł w XV wieku cały miesiąc czasu; to też nic dzi- 
wnego, że wytyczono ją jakby sznurem, z pominięciem 
takich miejsc jak Wiedeń, Wenecya — tak że ogromne 
przestrzenie prostą linią połączyć można. Jestto z pewno- 
ścią najkrótsza droga, ta sama, którą się dzisiaj kolej 
przebija przez wąwóz Pontebbe, leżący między Malborget 



— 280 — 

a Chiusa — droga starożytna przez Alpy, z rzymskich 
jeszcze czasów pochodząca. Miasta na tej przestrzeni po- 
siadające archiwa nie powinny uchodzić baczności bada- 
czy naszych dążących do Rzymu; łatwo mogą się w nich 
znaleśó ślady poselstw polskich. Wszakże Węgrzy jeżdżąc 
do Rzymu spenetrowali całe Włochy po drodze — a z jak 
dobrym skutkiem, świadczą o tem ich wydawnictwa (Mo- 
num. JSung. hist. Acta extera IV— VII) i ich zbiory odpisów 
w Akademii. (Por. str. 258). 



Nota miliaria de Cracovia versus curiam Romanam. 



Et primo de CracoYia 2 miliaria 

ad Skauinam 
i tem ad Zathor 4, 
* Canthy 3, 
: » Skoczów 4, 
» Jabłonków 4, 
per silyam ad Crosno^) 5, 
ad Novam Civitatem 2, 
» Zilima unum, 
» Trenczin 6, 
» Novam Ciyitatem 3, 
» Ternauam 6, 
» Presborg 6, et ibidem 
est navigium per Danubium^ 
i tem ad Honborg 2, 
» Bruk 2, 

» Novam Civitatem 6, 
» Nayborch 2, 
» Schodyin 2, 
» Kymborg 5, 
» Bruck 8, 
» Leben 2, 
» Knotenfelt 4, 
ad')Denborg 2, 
» Hunczmorg 3, 



Skawina 

Zator 

Ketv 

Skoczów (w CieBzyńskiem) 

Jabłonka 

Kiszucza-Ujhely (Neustadtl) 

Zsolna (Sillein) 

Trencsin 

Vag-Ujhely (Neustadtl) 

Tyrnawa 

Preszburg 

Hainburg 

Bruck a. d. Leitha 

Wiener Neustadt 

Neuenkirchen 

Schottwein 

Kindberg 

Bruck a. d. Mur 

Leoben 

Knittelfeld 

Judenburg 

Unzmarkt 



*) Może przekręcenie graficzne zamiast Czacza. 
^) Po tym wyrazie przekreślone: YiBmtókm^ Yy. 



— 281 — 



item ad Frizach 6, 
ad Sanctam Yitum 4, 
• Yilburchen 3, 
» Yillac 3, 
» Amoltum 2, 
» Malfreget 3, 
item ad Clusam 8, 
ad Pessendorph 8, 
item^) ad Zerscheil 4, 
ad Cunhlon 2, 

Teruicz 3, 

Padvam 5, 

Ferrariam 10, 

Bononiam 7Vs) 

Florenciam 2V8, 

Skarpariam 3, 

Florenciam 8, 

Senes 5, 

Sanctum Clericum 6, 

Aqaam pendentem 1, 

Sanctnm Laurentium 1, 

Lacum 2, 

Montem Flasconis 2, 

Yiterbium 3, 

SutriB 3, 

Torin 3, 

Romam 3. 
Summa miliarium centum nona- 
.ginta III. 



Freisach 

St Veit 

Feldkirchen 

Yillach 

Arnolda tein 

Malborget 

Chinsa 

Passeriano (?) 

Sacile 

Conegliano 

TreviBO 

Padną 

Ferrara 

Bolonia 

Firenzuola 

Scarperia 

Florencya 

Siena 

S. Quirico (?) 

Acąuapendente 

Lago di Bolsena 

Montefiascone 

Yiterbo 

Sutri 

La Storta(?) 

Rzym 



*) Tu przekreślone wyrazy: Spenberg IV, Pesaendorph. (Spen- 
borg = Spilimbergo). 



KRÓLEWSKIE CÓRY. 



Było ich pięć, nie licząc zmarłej w dziecinnym wieka 
Elżbiety; wszystkie za książąt niemieckich wyszły od 
Pomorza łukiem w dół aż do Bawaryi. Wszystkie po- 
siadały miłą powierzchowność, jak z opisów i portretów 
współczesnych wnosić można, wszystkie trzymały się wy- 
soko, roztaczając zaraz przy wjeździe do nowej ojczyzny 
blask królewski, w ubraniu, w urządzeniu, w klejnotach. 
Królową /^die K(migin», nazywano każdą z nich na owych 
dworach książęcych do końca życia. Głęboką pobożność 
miały wszystkie z domu rodzicielskiego wpojoną — wy- 
kształceniem nie dorównywały zupełnie braciom swoim, 
uczniom Długosza i Kallimacha. Wszakże zaraz najstar- 
sza z nich, wjeżdżając do Bawaryi, nie rozumiała ani 
łacińskich ani niemieckich mów powitalnych — musiano 
jej tłómaczyć te mowy na język polski, i «królowa» od- 
powiadała Niemcom po polsku. Snąć « matka Jagiellonów », 
Rakuszanka Elżbieta, zarzuciła w szczęśliwem ognisku 
domowem nad Wisłą zupełnie niemiecki język i nawet 
do córek swoich, choć pewnie z łamaną biegłością, wy- 
łącznie polskiej używała mowy. A wszakże i król Jego- 
mość, kochający małżonek jej, innym prócz polskiego 
i ruskiego nie władał językiem. 

Wieku Zygmunta żadna z sióstr nie dosięgła, po naj- 
większej części już w piątym krzyżyku schodziły z tego 
świata, z wyjątkiem najmłodszej Barbary, która jednak 
także przed właściwym początkiem starości, bo w 56 roku 
życia, pożegnała męża i dzieci. Zato darzyły życiem liczne 



— 286 — 

pokolenia; w caJych dziesiątkach książąt i księżniczek 
niemieckich płynęła naówczas krew Jagiellońska, jak 
gdyby płodność tego rodu przenieść się miała na linię 
żeńską. Atoli gałęzie idące od tych matek Jagiellońskich 
prędzej lub później wygasły, tak że nie przechowało się 
to pochodzenie w dzisiejszych rodach panujących, chyba 
bardzo pośrednio — kądziel po kądzieli — u Hohenzoller- 
nów i Wettinów saskich. Podobnie licznem potomstwem 
jak te córki Kazimierza cieszyła się także ich brata- 
nica, Anna królewna czesko-węgierska, córka Władysława 
a wnuczka Kazimierza Jagiellończyka. Ale ta już wprost 
stała się matką całego habsburskiego rodu. 

Ta płodność, tak w dawnych wiekach ceniona, do- 
brzeby wróżyła o szczęściu naszych Jagiellonek. Jakoż 
nie można tego powiedzieć, aby nieszczęśliwy los najstar- 
szej z nich, który najlepiej dotychczas był znanym, stał 
się typowym. Owszem znamy i opowiemy pogodniejsze, 
niż księżny bawarskiej, losy. Jedna rzecz tylko wszystkim 
zarówno dolegała. Oto posagu, zapisanego w kwocie 32.000 
dukatów, nie wypłacono ani jednej! O to były ciągłe do- 
pominania, to niejedną mogło królewnym zgotować przykrą 
chwilę — to wreszcie pociągłe za sobą nawet niekorzystne 
dla Polski następstwa. Wszystko spadło na dobrego gospo- 
darza Zygmunta, który wobec swoich szwagrów i ich dzieci, 
jako dłużnik nie miał swobodnej ręki. Płacił ile mógł — 
resztę musiał pokrywać przez ustępstwa polityczne. Były 
to winy odziedziczone... 

Przechodząc do skreślenia losów każdej z osobna 
królewny, powiemy z góry, że nie będą to skończone mo- 
nografie, a tylko wiązanki szczegółów — szczegółów, co 
prawda po większej części nieznanych. Do napisania mo- 
nografii brak materyału; jeździć za nim osobno zapewne 
się nikt nie podejmie. Ale skoro już pierwszy szkic bę- 
dzie rzucony i znany, to może niejeden z badaczy na- 
szych przypomni sobie o nim w podróży i zanotuje to 
przynajmniej, co mu szczęśliwy wypadek do ręki poda. 



— 287 — 

W ten sposób będzie się obraz powoli wypełniał — a szkic 
ten podwójnie się przyczyni do odnowienia pamięci kró- 
le wien. 

Jadwiga księina bawarska. 

Jużto nie było nigdy wiele szczęścia domowego w ro- 
dzie Wittelsbachów. A wówczas, w XV. wieku, i to w tej 
właśnie gałęzi na Landshucie, którą się zająć mamy, 
dwie już z kolei księżne, żona i matka panującego na- 
ówczas księcia Ludwika Bogatego, przepędzały dni swoje 
w samotnym zamku w Burghausen — aby dać mężom 
swoim swobodniejszą do rozpusty rękę... Dlaczego tych 
faktów nie wzięto za ostrzeżenie na dworze Jagiellońskim, 
nie wiadomo. Snąć rozstrzygnęły względy polityczne. 

Toczyli wówczas Jagiellonowie zaciętą walkę z Ma- 
ciejem węgierskim o Czechy, których Maciej odmawiał na- 
szemu Władysławowi i o Węgry, których Jagiellonowie 
Maciejowi odmawiali. Królowa Elżbieta Czechy i Węgry 
uważała za swoje dziedzictwo po ojcu, Macieja zwała 
uzurpatorem i odrzuciła projekt załagodzenia sprawy przez 
małżeństwo Macieja z Jadwigą. «Matyasz pies, kurczek, 
Wołoch — miała powiedzieć wyniośle — nie wart jej!» *). 
Czechy i Węgry przeznaczone były dla synów — córki 
miały zdobyć punkty oparcia w Niemczech, miały wyjść 
za członków Rzeszy z partyi cesarskiej, aby w ten spo- 
sób utwierdzić w przychylności cesarza, który także nie 
cierpiał Macieja. W takich to warunkach już w r. 1473, 
jeśli nie wcześniej, umówiono małżeństwo młodszej córki 
Zofii z margrabią brandenburskim, a starszej Jadwigi 
z księciem bawarskim. 

Przy końcu roku 1474 już umowa o tyle była doj- 
rzałą, że mogły się pojawić u króla w Łęczycy urzę- 
downe dziewosłęby z Bawaryi. Sprawowali tę misyę 



*) Bielski: Kron^, 



— 288 — 

biskup regenburski Henryk i hrabia Fryderyk von Hel- 
fenstein. Prosili imieniem księcia Ludwika na Landshucie 
o rękę królewny. Jadwigi, dla syna jego i następcy księ- 
cia Jerzego. Z dwóch gałęzi Wittelsbachów, panujących 
wówczas nad Bawaryą, monachijską i landshutską, ta 
ostatnia była starszą i potężniejszą; trzech w niej po kolei 
książąt nosiło przydomek «Bogatego», ojciec, syn i wnuk: 
Henryk XVI, Ludwik IX i teraźniejszy konkurent Jerzy. 

Król Kazimierz zabrał posłów bawarskich ze sobą 
do Radomia, gdzie bawiła królowa. Tu przepędzono razem 
święta Bożego Narodzenia, a potem zaraz 31 grudnia pod- 
pisano umowę ślubną, w której dla królewny zapewniony 
był posag w kwocie 32.000 dukatów — płatny w ciągu 
lat pięciu *). W jesieni przyszłego roku mieli przybyć nowi 
posłowie po Jadwigę do Poznania, na dzień 15 paździer- 
nika naznaczony był wjazd jej do Wittenbergii w Sa- 
ksom'i, a na dzień 5 listopada (niedzielę) ślub w Lands- 
hucie. Król zawinął się teraz około zebrania pieniędzy, 
zadłużył się potężnie, ale 100.000 dukatów wyłożył na 
wyprawę córki, aby mogła okazale wystąpić wśród obcych. 

Jakoż nie można było w*y stępować skromnie, gdyż 
sławne to było na całe Niemcy owo wesele w Landshucie. 
Bogacz bawarski rozwinął przepych niezwykły: 60.766 
złotych reńskich*) miał wydać na samo wesele, zapro- 
siwszy na nie cesarza, syna jego Maksymiliana i wszyst- 
kich najznakomitszych książąt Rzeszy. Aż dwie obszerne 
relacye w języku niemieckim zachowały się o tern we- 
selu, od dwóch uczestników uroczystości pochodzące: jedną 
napisał jakiś Brandenburczyk z orszaku elektora Albrechta 
Achillesa, drugą bawarski pisarz klasztorny Hans Seybolt 
von Hochstetten. Na pierwszej osnuł szkic swój Karol 
Szajnocha (Szkice, t II.) druga była dotychczas u nas 



*) Dogiel: Codex dipl. Pol. L str. 387. 

*) Jeden zlr. wynosił wówczas OS dukata. 



— 289 — 

nieznaną^). Nie będziemy przeto powtarzali wszystkich 
szczegółów o ubiorach, ceremoniach i turniejach — za- 
wartych w relacyi pierwszej — użyjemy jej tylko za 
kanwę wypadków, dokładając obficiej z relacyi drugiej — 
ale z jednej i drugiej weźmiemy tylko to, co nas, ze 
względu na naszą królewnę, bliżej obchodzL 

Zaraz na początku przyda się bardzo relacya druga, 
bo rozpoczyna od Wittenbergi, podczas gdy pierwsza odrazu 
wprowadza do Landshutu. Pierwej jednak za Długoszem 
ruszymy do Poznania, dokąd na początku października 
r. 1475 odprowadził królewnę Jadwigę cały dwór: oj- 
ciec i matka, bracia i siostry i liczne grono dostojników. 
Oddano ją w opiekę księżnie-wdowie cieszyńskiej Annie 
i Dorocie z Sienna wdowie po kanclerzu koronnym; z przed- 
niejszych panów wzięli udział w ślubnej wyprawie: Sta- 
nisław z Ostroroga kaliski, Mikołaj z Kutna łęczycki 
wojewoda, Dobiesław z Kurozwęk «Lubelczyk», kaszte- 
lan rozpierski, z Litwy Wojciech Moniwid namiestnik 
nowogrodzki, i wielu, wielu innych. Ze strony bawarskiej 
przyjechali po pannę młodą dr. Fryderyk Mauerkircher, 
proboszcz z Altenotting, który od początku rokowania 
przedślubne prowadził, i rycerz Jan von Frauenburg. Dnia 
10 października nastąpiło pożegnanie i ruszył w drogę 
cały ten okazały pochód, który do 1200 koni i do stu po- 
wozów liczył. Królewna opuszczając rodzinną ziemię była 
w całym blasku młodości — bo właśnie przed kilkoma 
tygodniami — dnia 21 września — skończyła lat 18*). 

Przez Frankfurt nad Odrą i przez Berlin ruszono do 
Wittenbergi. Jednakże nie stanęła królewna na dzień św. 
Jadwigi (15 paźdz.) w Wittenberdze jak było umówione, 
tylko aż 23 października, ponieważ się pochód skutkiem 



*) Drukowana jest w starem wydawnictwie bawarskiem: We- 
stenrieder Lor.: Beyttdge zwr vaterldndi8chen Historie etc Bd. II. Mtln- 
chen 1789, pag. 105—221. 

•) Długosz: jBKrt. Pd. (wydanie krakowskie) T. V., pag. 254, 
618, 634. 

F. PAPCE: tTUOTA 19 



— 290 — 

pertraktacyi pewnych między królem a Bawarami nieco 
opóźnił. Król życzył sobie, aby pan młody powitał na- 
rzeczoną w Wittenberdze, ale się Bawarzy wymówili, po- 
nieważ pragnęli aby pan młody powitał królewnę przy 
boku cesarza i ojca swego pod murami Landshutu. Więc 
też i termin ślubu przesunięto o jedną niedzielę (do 12 
listopada). Natomiast powitało orszak polski w Witten- 
berdze wspaniałe poselstwo pana młodego, na którego 
czele stał pfalcgrabia Otto. Odtąd już Bawarzy objęli 
kierownictwo pochodu, a rycerz Frauenburg sprawował 
urząd marszałka. Zmieniła się także i opieka kobieca; 
objęła ją matka książąt saskich Albrechta i Ernesta, księżna 
wdowa Małgorzata z Austryi, przy której boku znajdo- 
wała się młodziutka wnuczka, księżniczka Krystyna Erne- 
stówna (Die alłe Frau von Sachsen und das jungę FrćLulein von 
Sachsen). Księżna cieszyńska Anna wróciła już z Witten- 
bergi do ojczyzny a wraz z nią wiele osób z otoczenia 
polskiego, inni panowie i kanclerzowa wraz z panieńskim 
fraucymerem królewny pojechali dalej. 

Książęta sascy zgotowali orszakowi ślubnemu go- 
ścinne przyjęcie w Wittenberdze i w Lipsku, w Alten- 
bergu i Zwickau. Z Saksonii Bawarzy chcieli jechać 
krótszą drogą na Eger i Regensburg, atoli Polacy oparli 
się temu, ze względu na grasującą w tych okolicach za- 
razę. Z Olsnitz ruszono tedy na Hof do Bayreuth, stamtąd 
na Pottenstein i Grafenberg do pięknej i wesołej Norym- 
bergi, a z Norymbergi po dwudniowym odpoczynku przez 
Neumarkt i Beinlgries do Ingolstadtu. Od Ingolstadtu już 
tylko dwie stacye były do Landshutu: Wollnzach i Moos- 
burg. Miasto Moosburg leży już w obliczu samego Lands- 
hutu, w odległości małoco więcej niż dwumilowej; tu był 
więc ostatni wypoczynek przed wjazdem do bawarskiej 
stolicy. Ale kiedy się panna młoda obudziła wczesnym ran- 
kiem po ostatnim noclegu, aby się przygotować do uro- 
czystego wjazdu do rezydencyi swego przyszłego małżonka^ 
był to już wtorek, 14 listopada r. 1475. A zatem i ów 



— 291 — 

odłożony termin ślubu był już o dwa dni przekroczony. 
To też goście weselni byli już wszyscy zebrani w Lands- 
hucie, nie wyjmując cesarza Fryderyka i syna jego, wy- 
kwintnego młodzieńca Maksymiliana. Prym między nimi 
wodził rycerski, rozumny i wymowny elektor branden- 
burski Albrecht Achilles; ten też na wieść o zbliżaniu 
się pochodu wysłał dziesięciu z najdoborowszej młodzieży 
książęcej na pierwsze powitanie królewny: cesarzewicza 
Maksymiliana, młodego pfalcgrafa, syna swego Fryderyka, 
młodych książąt bawarskich i kilku innych — wśród nich 
także dwu biskupów. Zobaczywszy karocę królewny na 
polu pod Ehing, zeskoczyli książęta z koni i pospieszyli 
do powozu; królewna podniosła się, aby zejść do nich, 
ale nie pozwolili na to — więc im podała rękę przez 
okno, uprzejmie skinąwszy głową. Po krótkiej przemowie 
biskupa Eichstadtu, połączyły się oba orszaki i ruszyły 
zwolna ku bramom Landshutu. 

Wspaniały był to pochód. Królewna ubrana w suknię 
ze złotogłowu i gęstą zasłoną okryta, jechała w złocistej 
karocy, która spoczywała na czterech lwach, trzymają- 
cych tarcze herbowe Korony i Litwy; ośm białych ru- 
maków zaprzężonych było do powozu, w czerwonych 
chomątach. Podobny powóz drugi mieścił fraucymer pa- 
nieński królewny, postępował jednak na trzeciem miejscu, 
bo tuż za karocą królewny jechały księżne saskie. Z pra- 
wej strony królewskiego powozu jechał konno przewodnik 
podróży pfalcgrabia Otto w otoczeniu znakomitych panów 
i dworzan — wszyscy w barwach pana młodego: bru- 
natnej, białej i popielatej. Z lewej strony postępowali na 
dzielnych rumakach panowie polscy i litewscy, z których 
szczególnie namiestnik nowogrodzki Moniwid, sprawujący 
czynność marszałka dworu królewny, zwracał na siebie 
uwagę. Ubrany był w krótki żupan z odwijanemi polami, 
ze złotogłowiu, na głowie miał kapelusz wysoki jedwabną 
szarfą przepasany, szabla w pochwie srebrnej, miejscami 

pozłacanej, zwieszała się na długich klamrach, «jak to 

19* 



— 292 — 

zwyczajem bywa w ich kraju», deka zaś na koniu obfi- 
cie haftowana była perłami. Za nim jechało na małych 
konikach czterech Litwinów w kaftanach czerwonych 
złotem bramowanych; na ramionach ich łuki i sajdaki 
ze strzałami. 

Jeszcze jeden turniej odświętny trzeba było oglądać, 
który zabiegł drogę, a potem już pochód zbliżał się do 
kresu — do kościoła św. Łazarza przed bramę miasta. 
Wtenczas cesarz zsiadł z konia wraz z otoczeniem swojem 
i szedł naprzeciw pannie młodej, mając po prawej strome 
księcia Jerzego bawarskiego, po lewej elektora Albrechta. 
Cesarz ubrany był w delię czerwoną z szerokim wyłogiem 
haftowanym w perły, dyamenty i inne drogie ka-mienie, 
elektor skromnie wystąpił w czarnej delii aksamitnej. Pan 
młody zaś, książę Jerzy, piękny młodzieniec 20 letni, miał 
na sobie krótką suknię swojej barwy z rozciętym rękawem, 
na którym haft perłowy przedstawiał damę trzymającą 
lwa na uwięzi wśród altanki z liści dębowych. W koło 
widniał napis z najdroższych pereł złożony: In Ehren 
lieheł sie mir. Na kapeluszu miał książę Jerzy biały pióro- 
pusz z kosztowną agrafą i wieniec bogaty z pereł i dro- 
gich kamieni osnuty; agrafę na 6.000, wieniec zaś na 
50.000 dukatów szacowano. Ojciec pana młodego, książę 
Ludwik bawarski, niesiony był prawie na spotkanie, był 
bowiem zupełnie strawiony podagrą. Królewna, panie i pa- 
nowie z jej orszaku także pieszo ruszyli naprzeciw. Gdy 
się spotkały oba orszaki, podał cesarz rękę królewnej 
ona zaś panu młodemu i najdostojniejszym książętom, in- 
nym na głębokie ukłony odpowiedziała uprzejmem skinie- 
niem głowy. Teraz Albrecht Achilles dał folgę swojej 
wymowie w niezrozumiałym dla Jadwigi języku i otrzy- 
mał równie dla siebie niezrozumiałą odpowiedź. Potem 
wszystko ruszyło do miasta, prosto do fary pod wezwa- 
niem Św. Marcina. 

Nie było bowiem w owych czasach wytchnienia 
dla panny młodej. Po uciążliwej podróży, po bardziej 



- 293 - 

jeszcze męczących powitaniach — musiała jechać zaraz 
do ślubu. U drzwi kościelnych siedziały, czekając na 
orszak ślubny dostojne panie, które tutaj dopiero królewnę 
po raz pierwszy powitały: matka pana młodego w czarnej 
aksamitnej sukni, elektorowa w złocistej, młoda pfalcgra- 
bina i młoda hrabina wirtemberska w czerwonych, wresz- 
cie wiele innych bogato przybranych pań i panien. Panna 
młoda miała zaledwie chwilkę czasu do ogarnięcia się 
w kaplicy pod wieżą. Tutaj zdjęły z niej panny dworskie 
wierzchnie okrycie i ową gęstą zasłonę a przypięły cie- 
niutki welon; na włosy zaś «w jeden tylko warkocz » 
splecione — jak zaznaczają z pewnem zdziwieniem oba 
niemieckie opisy — włożyły « kosztowny wieniec z kolców », 
a wśród niego « prześliczną przepaskę perłami szytą, nie- 
zmiernej kosztowności ». Jestto owa wspaniała Braułkrone 
księżny bawarskiej « królowej » Jadwigi, którą później ofia- 
rowała do jednego z kościołów Passawy. Pięćdziesięciu 
rycerzy z jarzącemi świecami ustawiło się przed wiel- 
kim ołtarzem, do którego zaprowadził królewnę cesarz 
i pfalcgrabia Otto. Ślub dawał arcybiskup salcburski 
w asystencyi pięciu biskupów. Śpiewacy arcybiskupa za- 
intonowali na chórze Te Deum laudamus i znowu cesarz 
poprzedzony owym korowodem pochodni odprowadził, za- 
płakaną ze wzruszenia, królewnę pieszo do przeznaczonej 
dla niej na dzień ślubu gospody. 

Tutaj nareszcie miała kilka chwil spokoju, aż do wie- 
czora, wyglądając chyba czasem przez okno na turnieje. 
Wieczorem zeszło się całe towarzystwo weselne na tańce 
w pięknie przybranej sali ratuszowej, w której dla dostojnych 
pań było miejsce przybrane w czerwone opony z aksamitu 
a oddzielone wysokiemi kratami; «i nikt nie śmiał wcho- 
dzić do środka, chyba tylko książęta, hrabiowie i naj- 
przedniejsi z panów ». Rozpoczął tańce cesarz z królewną, 
która wieczorem wystąpiła w sukni zielonej adamaszko- 
wej z krezą perłami haftowaną i w owej ślubnej koronie. 
Potem tańczyła panna młoda z panem młodym a inni 



— 294 — 

książęta z damami albo też ze sobą. Po chwili opuścił 
towarzystwo pan młody, a wnet potem cesarz 2 pfalcgrabią 
i rodzice pana młodego i księżna saska i elektor z żoną zapro- 
wadzili pannę młodą do ślubnej komnaty; «a wszyscy mieli 
jarzące światła w ręku». « Powiadano mi», pisze Branden- 
burczyk sprawozdawca weselny, «że łoże było nadzwy- 
czajnie strojno i kosztowno zasłane, a wszystka pościel 
była ze złotogłowu; z takiejże materyi były i zasłony 
u łoża, jakoteż piernaty i poduszki*. 

Nazajutrz rano, w środę, zjawił się u królewny ele- 
ktor Albrecht imieniem pana młodego z oracyą i z puz- 
derkiem, w którem był kosztowny naszyjnik i 10.000 du- 
katów. To była tak zwana Morgengdbe. Imieniem królewny 
odpowiadał «ów poważny pan polski, który jej zawsze 
towarzyszył a umiał po niemiecku » — zapewne wojewoda 
Ostroróg, bywalec po różnych poselstwach. Około godziny 
10-ej nastąpił uroczysty pochód do kościoła, poprzedzony 
fanfarami i korowodem świateł jarzących. Teraz dopiero 
po raz pierwszy mieli sposobność sprawozdawcy weselni 
poznać królewnę Jadwigę w całej postaci. Miała znowu 
na sobie ową koronę ślubną, suknię zaś czerwoną z naj- 
przedniejszego atłasu, całą zarzuconą perłami, z długiemi 
i szerokierai rękawami, — krojem bardzo szerokim « we- 
dług obyczaju polskiego* — notują, i to nie po raz pierw- 
szy, obaj Niemcy. Brandenburczykowi bardzo się podobała. 
«Szła panna młoda wyprostowana, ale oczy miała spu- 
szczone w ziemię, a jest bardzo ładna i miła i spogląda 
niekiedy bardzo swobodnie i uprzejmie. Ma też dziwnie 
piękną rękę o długich cienkich palcach, i również pięknie 
utoczone ramiona, jakoteż całą postać układną i bardzo 
kształtną, i skoro przywdzieje strój niemiecki, będzie wy- 
glądać bardzo wspaniale. Nie można też napatrzeć się 
jej skromnej a książęcej postawie i jej niewinnemu wej- 
rzeniu ». 

Po tem nabożeństwie nastąpiła dopiero uczta weselna, 
do której zastawionych było w gmachu cłowym (Zollhaus) 



— 295 - 

sześć stołów dla książąt i najwyższych dygnitarzy, a pięć 
stołów dla najdostojniejszych pań — osobno w gospodzie 
królewny. Przy pierwszym stole w gmachu clowym siedział 
cesarz, elektor Albrecht, arcyksiąże Zygmunt z Tyrolu, 
arcybiskup salcburski i pan młody; przy drugim cesarzewicz 
Maksymilian, poseł króla czeskiego Burian z Guttsteinu 
i obaj wojewodowie polscy. Tu było też miejsce dla na- 
miestnika nowogrodzkiego Moniwida, który jednak nie 
przybył. Ojciec pana młodego z książętami i biskupami 
bawarskimi siedział dopiero przy stole trzecim. Przy stole 
królewny w jej gospodzie siedziały elektorowa, księżna 
saska, i księżna bawarska Ludwikowa, matka pana mło- 
dego. Przy najpierwszych stołach usługiwali dostojni pa- 
nowie: przy cesarskim młody pfalcgrabia Filip i syn 
elektora Fryderyk, przy pierwszym damskim hr. Fryderyk 
V. Helfenstein i rycerz Frauenburg, marszałek królewny. 
Dań było aż 32, jednak według nowszych pojęć nie bar- 
dzo wykwintnych, jak np. Eier und Schmdla, SchweinsJcopf 
in einer Oolradt (galareta) ein Essen von Lózelten (pierniki — 
to od cesarza) i i. Podajemy w dodatku całe menu lands- 
hutskiego wesela, według relacyi bawarskiej. 

Tego dnia wieczorem już się królewna nie pojawiła 
na tańcach ani dostojniejsi goście, przypatrywali się tylko 
popołudniu z okien turniejom. Najwybitniejszy wypadek 
turniejowy zdarzył się jednak dopiero następnego dnia, 
w czwartek, kiedyto rycerski książę Krzysztof, z mona- 
chijskiej linii Wittelsbachów, obali2 wraz z koniem o wiele 
odeń tęższego i roślejszego Lubelczyka. Wieczorem we 
czwartek, zarządził elektor Albrecht na balu wśród wiel- 
kiego koła, taniec dam, w którym królewna szła z ele- 
ktorowa, pfalcgrabina z młodą « panienką saską » i tak 
dalej w ośm par, «same zacne panie i panny, a wszystkie 
rodu książęcego lub szlachta ». W piątek i sobotę już roz- 
jeżdżali się goście, otrzymawszy piękne podarunki; z na- 
szych najbardziej uczczony został Moniwid — widać się 
najlepiej podobał. Niestety jednak przywiózł z tej podróży 



— 296 — 

zarodek zarazy, której uległ w Kole, nie dojechawszy do 
swojej Litwy. Przykre wrażenie zrobiło i to na dworze 
Jagiellońskim, że Władysław, król czeski, nie wziął oso- 
biście udziału w weselu siostry « jakkolwiek* — powiada 
Długosz — «król mu posłał na potrzebne koszta ». 

Zanim opuścili Polacy Landshut, wnieśli dwaj straż- 
nicy mienia królewny: Tomasz Trenczyński, podskarbi 
i notaryusz Jan Brandis, do archiwum bawarskiego spis 
wyprawy, taki sam, jakiego drugi egzemplarz złożono 
w archiwum koronnem*) — i zachowały się do dnia dzi- 
siejszego oba te spisy. Uderza w nich szczególna obfitość 
futer i obszyć futrzanych z gronostajów, soboli, nawet 
z popielic i kun; tuniki i paliusze były prawie bez wy- 
jątku z adamaszku, atłasu i aksamitu złotem obszywane 
podobnież poduszki, kołdry i opony; w kolorze przeważał 
czerwony, brunatny, zielony — biały, błękitny, śliwkowy, 
szary, płowy, mniej były używane. Srebro niezbyt obfte: 
10 mis, 30 łyżek, kilka «par nożów dla krajczych* 4 mie- 
dnice, z tego dwie wewnątrz złocone, kubków złocistych 
20 przywiezionych a 21 darowanych. W osobnej szka- 
tułce przy sobie miała «N. Pani» swoje klejnoty, «przez 
króla i w Polsce dane, a wraz z niemi 14 noszeń i 15 na- 
szyjników czyli Halshandów tu darowanych ». W przy- 
braniu sukien uderzały szczególnie, jak już wiemy, perły 
niezwykłej wielkości i kosztowności. Wymienia wreszcie 
spis 20 koni wraz z uprzężą do powozów królewny, a 16 
do powozów jej orszaku. 

* 



Dalsze losy królewny Jadwigi przedstawiają smutny 
i ponury kontrast do świetnych uroczystości weselnych. 



*) Prof. M. Sokołowski przygotowuje wydanie tego aktu; do- 
tychczas znany jest tylko ze streszczenia u Gołębiowskiego: Ubiory 
w Polszcge (pod wyrazem: Wyprawa), 



- 297 - 

Jakie tam z początku było pożycie nie mamy bliższych 
wiadomości; być może jednaka że znośne, ponieważ kró- 
lewna obdarzyła, polegającą już tylko na jednym księciu 
Jerzym, jej małżonku, linię landshucką dwoma synami 
i dwiema córkami. Ale już po imionach tych dzieci, czy- 
sto bawarskich: Ludwik, Ruprecht, Elżbieta i Małgorzata, 
poznać, że nie liczono się z jej tradycyami i upodobaniami. 
Zdarzyło się zaś, że synowie w dziecinnym wieku po- 
marli i zostały tylko córki; a tak czekało linię landshucką, 
w myśl bawarskich traktatów familijnych wydziedziczenie 
na korzyść młodszej linii monachijskiej. 

To było naszem zdaniem rozstrzygającem — do ja- 
kichś wymówek królewny z powodu częstych, a trapią- 
cych lud okoliczny, najazdów księcia Ludwika, trudno 
przywiązywać większą wagę — chociaż byłby to piękny 
rys charakterystyczny, przypominający królowę Jadwigę 
Jagiełłową małżonkę. Odżyła po prostu w księciu Ludwiku, 
gdy już nic nie miał do stracenia, żyłka do rozpusty, 
odziedziczona po dziadku i po ojcu, który wcale nie był 
« czcigodnym starcem », ale połamanym przedcześnie przez 
podagrę hulaką. To co wyprawiał książę Jerzy publicznie 
i jawnie ze swemi kochankami, to wywoływało zgorszenie 
nietylko u kronikarzy mnichów, ale nawet u swobodnych 
humanistów, jak Aventinus i Celtis. Książę Jerzy zamknął 
żonę, którą powszechnie chwalą jako piękną i cnotliwą 
w Burghausen dlatego, aby mu nie przeszkadzała w jego 
hulankach. 

Zamek Burghausen leżał w pięknej okolicy nad 
Salzą i był formalnie skarbcem, gdzie zwozili « Bogacze* 
bawarscy swoje bajeczne kosztowności, owych dwunastu 
apostołów wielkości naturalnej ze srebra i postać Chry- 
stusa ze szczerego złota i inne skarby, które się ledwie 
na 70 wozach zmieścić mogły. Cóż z tego, kiedy stał się 
więzieniem fortecznem (bo był silnie obwarowany) dla księ- 
żen bawarskich, małżonek Henryka, Ludwika i Jerzego: 
Austryaczki Małgorzaty, Saksonki Amalii i Polki Jadwigi. 



— 298 — 

Jadwiga dostała się tu w 10 lat po ślubie i przepędziła 
17 lat w samotności, pod dozorem prawego ale surowego 
ochmistrza Ebrana v. Wildenberg, otrzymując tylko zrzadka 
odwiedziny oziębłego małżonka. Jedno tylko pogodniejsze 
zdarzenie zapisały z tego pobytu kroniki bawarskie a pow- 
tórzył Szajnocha, t. j. ową anegdotę o skojarzeniu przez 
księżnę małżeństwa dwojga kochających się potajemnie 
dworzan — anegdotę świadczącą znowu o dobrem sercu 
Jadwigi. 

Jadwiga Jagiellonka zmarła « niespodziewanie » wBurg- 
hausen dnia 18 lutego 1502, licząc niespełna 45 lat życia. 
Pochowaną została w pobliskiem opactwie Cystersów w Rai- 
tenhaslach. Portrety jej dwa znajdują się w wydawnictwie 
Aretina: AlłerłŁ d. hay, H. Hauses. Posagu Jadwigi nie wy- 
płacono, upominał się o to książę Jerzy za Kazimierza 
i jeszcze za Aleksandra, ale aż dopiero wnuk Jadwigi 
uzyskał od Zygmunta I wypłatę (1544)*). 

Nie całe zaś dwa lata po zgonie Jadwigi skoń- 
czyła się ze śmiercią księcia Jerzego (1 grudnia 1503), 
cała linia landshucka. Młodsza córka Małgorzata wstąpiła 
w r. 1494 do klasztoru Dominikanek w Altenhohenau, 
z którego w r. 1504 uciekła, i przeniosła się do Benedy- 
ktynek w Neuburgu, gdzie żyła aż do r. 1531, będąc na- 
wet przez dłuższy czas ksienią. Starsza zaś, ulubiona 
przez ojca, Elżbieta wydaną była 10 lutego 1499 w Hei- 
delbergu za Ruprechta z Palatynatu, syna siostry Jerzego, 
a więc swego ciotecznego brata — i stała się powodem 
t. z. landshuckiej wojny sukcesyjnej. Dla jej miłości zła- 
mał bowiem Jerzy sukcesyjny traktat bawarski, adopto- 
wał Palatyńca i młodej parze zapisał testamentem dział 
landshucki. Oczywiście oparli się temu z całą energią 
książęta monachijscy i uzyskali nawet od cesarza Maksy- 
miliana egzekucyę Rzeszy. Sam cesarz w krwawej bitwie 



1) Gołębiowski: Dzieje Polski za panowania Jagiellonów. T. III. 
Warszawa 1848, str. 476—6 (z Metr. kor.) Dogiel I, 387 etc. 



— 299 — 

pod Wenzenbacb MrjrąbtJi Geecbów Władysława Jagiel- 
lończyka, którzy stanowili główną podporę pfalcgrabiny 
Elżbiety — i ziemie landshutskie przeszły na książąt z Mo- 
nachium (1504). Dla syna Ruprechta i Elżbiety, którzy 
oboje przed końcem wojny pomarli, wykrojono z części 
działu landshuckiego t. z. Palatynat neuburski (Neuburg). 
Ów syn Elżbiety a wnuk Jadwigi to pfalcgraf Otton Hen- 
ryk, który wybudował pałac heidelberski — najsławniej- 
szy w Niemczech pomnik renesansu^). 



Zofia margrabina brandenburska. 

Przechodzimy do pogodniejszych losów. Zofia Jagiel- 
lonka, druga córka króla Kazimierza i królowy Elżbiety 
jeszcze wcześniej niż Jadwiga, bo w r, 1471 przyrzeczoną 
była w małżeństwo innemu księciu niemieckiemu — mia- 
nowicie margrabiemu brandenburskiemu Fryderykowi, sy- 
nowi elektora Albrechta. Jednakże wesele musiało się od- 
wlec, z tej naturalnej przyczyny, że królewna liczyła 
wówczas dopiero lat siedm. Brandenburczykom bardzo za- 
leżało na tym związku; przynieśli nawet Polsce znaczną 
przysługę, rozbijając w puch pod Krosnem nad Odrą po- 
siłkowy hufiec króla Macieja, posłany Krzyżakom i War- 
mińczykom w czasie t z. popiej wojny (1478) *). To też 
już dalej nie przewlekano wesela, i ponieważ Branden- 
burczycy nie zgodzili się na projekt królewski odbycia 
godów w Poznaniu, wyprawili oboje królestwo córkę 
z Piotrkowa do Frankfurtu nad Odrą, jakkolwiek jeszcze 



') Do tego co zebrał Szajnocha na podstawie źródeł umie- 
szczonych w wydawnictwie Oefele: Scripłorea rerum Baicarum I, do- 
dajemy kilka rysów opartych na badaniach najnowszego dziejopisa 
Bawaryi (Riezler Sigm.: Gesehichte Baiems. Bd. III. Gotha 1889) i ta- 
belach genealogicznych. (Voigtel-Cohn: Genealogisehe Tabellenj Hautle 
Chr.: Genealogie des Stammhauees WUtelebach. Miinchen 1870). 

«) Caro: Gesehichte Polens V. 1, p. 4H9. 



— 300 — 

15-u lat nie skończyła a narzeczony 19u jeszcze nie li- 
czył. W Frankfurcie odbyło się tedy wesele w niedzielę, 
14 lutego 1479. Polacy wystąpili znowu ze świetnym 
przepychem (splendido apparatu) w 600 koni; odwozili kró- 
lewnę: Andrzej biskup warmiński, Maciej z Moszyny wo- 
jewoda poznański, Mikołaj z Kutna wojewoda łęczycki, 
inni panowie i panie, był przy tem i podskarbi nadworny 
Jan Łąka, a więc musiała być też godna dworu kró- 
lewskiego wyprawa. Ale skąpi Brandenburczycy chude 
sprawili wesele, tak że Polacy wrócili głodni i licho 
obdarzeni do ojczyzny. «W Frankfurcie gody dziewicy 
Zofii, królewskiej córki, z wielką biedą wyprawione » po- 
wiada z niezadowoleniem ochmistrz królewskich dzieci, Jan 
Długosz *). 

Jednakże po chudein weselu lepsze nastąpiło pożycie, 
niżeli po świetnych uroczystościach Landshutu. Margrabia 
Fryderyk był młodszym synem Albrechta Achillesa, nie 
dla niego więc przeznaczona była jałowa Brandenburgia 
i poważne brzemię elektorstwa, tylko dla starszego brata 
Jana « Cicero ». Fryderyk zaś otrzymał mniejszy ale we- 
selszy udział, frankońskie posiadłości Hohenzollernów pod 
Norymbergą — i zamieszkał z żoną w Ansbachu. Fry- 
deryk był wysoki i przystojny mężczyzna, wesoły by- 
walec i rycerz zawołany, kawaler « orderu Łabędzia » 
(Schwanenorden) % Wyprawiał się do Ziemi Świętej, tłukł 
się po rozmaitych bitwach przy boku cesarza, jeździł do 
Lewoczy na kongres antiturecki szwagrów swoich Wła- 
dysława i Olbrachta, Zygmunta i Fryderyka. Być może, 
że i z Jadwigą bawarską widywali się oboje margrab- 
stwo, gdyż Ansbach niedaleko od Landshutu. Dwór zaś 
w Ansbachu roił się od rycerstwa, kipiał turniejami i za- 
bawami. 



1) Długosz: HiaL Pol V. 682. 

*) Dobry życiorys margrabiego Fryderyka napisał Th. Hirsch 
w Deutsche Biographie. 



— 301 — 

Ale nie była od tej wesołości odsunięta « królowa 
Zofia», owszem wywierała wpływ na tym dworze. Już 
w dwa lata po swojem weselu, jako 17 letnia «matrona» 
przewodniczyła dworowi niewieściemu na weselu siostry 
męża, margrabianki Sybilli, która 18 lipca 1481 w Ko- 
lonii wychodziła za księcia Jtilichu. Często też odwiedzała 
z mężem wesołą Norymbergę, w czasie karnawałowym 
i w innych czasach; jest tam nawet w kościele św. Se- 
balda portret ich obojga na witrażu, t z. Markgrafenfen- 
ster. Ciekawym jest list Fryderyka do ojca, datowany 
15/X 1485 ze zjazdu z cesarzem w Schwabach, w którym 
usprawiedliwia się, że stroił żarty z żoną i pannami. Es 
ist warlich nicktz daran — pisze młody margrabia, na co 
mu ojciec odpowiada, że nic to nie szkodzi — es sind 
frauen und juncJcfrauteyding *). Jeszcze ciekawszą jest przy- 
goda, która zdarzyła się w Ansbachu r. 1499, a zapisaną 
jest w życiorysie słynnego rycerza Gotza von Berlichin- 
gen*). Ow Gotz roztrącił przypadkiem swoim szerokim 
rękawem pewnemu Polakowi, gościowi królewny Zofii, 
jego starannie jajami wysmarowaną fryzurę; Polak rzucił 
się nań z nożem od chleba, Gtótz zaś poturbował gościa 
Zofii swoim krótkim mieczykiem. Nic nie pomogło teraz, 
wstawienie się młodych margrabiów, których Gótz do ry- 
cerskiego rzemiosła zaprawiał, ojciec odpowiedział «że 
jeśli mu żona ma być dobrą a im łaskawą matką, to musi 
Gótz pójść do wieży*. Jakoż wykonano tę karę, ale mło- 
dzi margrabiowie wypuścili ukradkiem Gótza już po kwa- 
dransie kozy. 



^) PoliUsche Carrespondene des Kurfiirsten Albrecht- AchiUes [1475 
—1486] hg. V. Felix Priebatsch (Publicationen aus den k. preuss. 
Staatsarchiyen Bd. 59, 67, 71). Bd. III (71) p. 466 — i wiele innych 
miejsc o Zofii. 

>) Lebens-Beschreibung Herm OóUens von Berlichingen.., zum 
Druck befSrdert von Verono Franek v. Steigerwald Niirnberg 1781, 
pag. 25 sq. 



— 302 — 

Ci młodzi margrabiowie, jeden I8-0 letni, drugi 15-o 
letni to późniejsi władcy frankońskich posiadłości Hohen- 
zollernów: rycerski Kazimierz i pobożny Jerzy. Ale nie 
na tych dwóch koniec. Było dzieci w Ansbachu jak gwiazd 
na niebie, jak piasku na pustyni, a dostawały po większej 
części imiona takie jakie były w domu rodzicielskim Zofii: 
Kazimierz, Fryderyk, Jan Albert, Elżbieta, Zofia, Anna, 
Barbara. Pięcioro zmarło w dziecinnym wieku, ale trzy- 
naścioro pozostało jeszcze do zaopatrzenia. Czekały więc 
córki dość długo, aż się nie zmiłował jakiś z Lignicy albo 
z Cieszyna, z synów zaś jeden siedział przy braciach, 
a nie mniej jak pięciu poświęciło się stanowi duchownemu. 
Jeden był arcybiskupem magdeburskim, jeden rygskim, 
dwóch musiało poprzestać na kanoniach a piąty z nich 
najlepiej wyszedł, bo zapomocą stanu duchownego ułowił 
sobie księstwo. Jestto dobrze znany w dziejach naszych 
Albrecht, wielki mistrz krzyżacki a potem książę pruski -— 
ze względu na którego powiedział stary wydawca żywota 
Gtótza, że «ta Zofia dobre jajo zniosła Hohenzollernom ». 
Zapewne dobre i to nie jedno ale aż dwa, bo jeden Ja- 
giellończyk puścił ich do Prus, a drugi (Ludwik węgiersko - 
czeski) na Ślą^k — do Jagerndorfu. 

Przy takiej ilości dzieci nic dziwnego, że dopominali 
się Brandenburczycy energicznie o wypłatę posagu. Stary 
margraf Albrecht Achilles niepiękne rzeczy pisał o Po* 
lakach*), Zofia sama udawała się do brata Aleksandra, 



*) List z d. *% 1481 do biskupa lubuskiego, przy sposobności 
zabiegów króla duńskiego o rękę której z młodszych królewien pol- 
skich dla syna. *Doch ist auch notdorft, das unser Swager der konig 
von Tennemarckt wiąz, das im werden brief fur ewei und dreissig tauaent 
Ungrisch gulden, das machł mrzigk tausent Beintschj do volgi kein gett 
nachf dan man hat weder hereog Jorgenn noch unserm sonę nichts geben, 
und kónnen nicht vermercken das der konig ichts geben woli, dann alle 
jar schenckł er ein schauben (szubę) und bitt firist und sagt dabei, geb 
man im die frist nicht, so hab ers dach nicht zu geben^ da móg man 
sich nach richten,.. Mechnet aua die trigerei: sie benennen einem 32.000 Hung 



— 303 — 

z którym snaó jeszcze z domu rodzicielskiego, ze względu 
na wiek zbliżony, najlepsze łączyły ją stosunki, z prośbą 
o uregulowanie tej sprawy (1495). Posyłając mu skromny 
prezent w postaci własnoręcznie uszytej koszuli, donosiła 
mu o śmierci brata mężowskiego, margrabiego Zygmunta. 
Skutkiem tego wypadku przypadł im wprawdzie okręg 
Beyreuth w udziale, gdyż Zygmunt umarł kawalerem, 
nie mniej jednak położenie jej się pogorszyło, bo na wy- 
padek śmierci męża zamiast życzliwego Zygmunta może 
dostać na opiekuna nie wiadomo kogo. Gdyby wypłacono 
posag, otrzymałaby od męża wiano i byłaby zabezpie- 
czoną. W przeciwnym razie, pisze, może wydarzyć wam 
się ten wstyd, że zostawszy z niczem, wrócę do domu*). 
Wszystkie te zabiegi jednak nie odniosły żadnego skutku; 
Zofia zmarła 4 listopada 1512 i pochowaną została w gro- 
bach Hohenzollernów w Heilbronn, a do Ansbachu nie 
nadszedł ani jeden szeląg z posagu. Dopiero Zygmunt I. 
umawiał się o to z synami Zofii i płacił, aż póki do jego 
rachunków nie wpłynął kwit ostateczny — r. 1535. 

Koniec życia królewny Zofii — zresztą także nie- 
długiego, bo zmarła licząc lat 48 — zamącony był postę- 
powaniem męża. Gdy żona stawała się starszą, puścił 
Fryderyk cugle rozpuście, która go zrujnowała przed- 
wcześnie. Prawie równoczesna śmierć matki i żony do 
reszty go przygnębiły, tak że zaraz powołał dwóch star- 
szych synów do współudziału w rządach. W trzy lata po- 
tem synowie internowali ojca, ponieważ popadł w obłąkanie. 
Stany z ochotą złożyły hołd młodym książętom, gdyż zła 
gospodarka Fryderyka doprowadzała kraj do ruiny. Stary 



gulden su bezalen zu /unf firisten, das trifft 40.000 Beiniseh, so mt$88 
einer 40.000 dagegen geben, daa triffŁ 80.000 gulden, ein coslenlichs cleinai 
und ein morgengab von 10.000 gulden, triffl 90.000 gulden^ die zu verwei' 
sen mit guten sloasen und ateten. (Publicationeu aus den k. press. Staats- 
archiven. Bd. 71. Leipzig 1898. p. f)8). 

*) Przezdziecki: Jagiellonki polskie XVI wieku, t. I. (gdzie teź 
portret Zofii; por. też: Stillfried: AUerth. d. HóhenzJ. Dogiel I, 412 etc. 



— 304 — 

margrabia żył jeszcze długo, aż do r. 1536, zrazu na 
zamku Plessenburg później w Ansbacłiu, ale przytomności 
umysłu już nie odzyskał więcej. 



Elżbieta księżna lignicka. 

Nie miała królowa szczęścia do swojego imienia. Je- 
dna córka imieniem Elżbieta zmarła jej w dziecinnym 
wieku, druga pozostała niezaopatrzoną *). Były wpraw- 
dzie różne projekty, to z cesarzewiczem, to z królewiczem 
duńskim, to wreszcie z jakim księciem niemieckim, ale 
ostatecznie już dwie młodsze siostry uprzedziły Elżbietę 
w zamążpójściu a ona została w domu sama jedna. To też 
gdy królewna liczyła już lat 33, matka czując się blizką 
śmierci, zapisała jej swoje własne wiano zabezpieczone 
na grodach Korczyn, Wiślica, Żarnowiec, Łęczyca, Prze- 
decz, Kłodawa (1505). 

Właśnie w owym czasie po raz pierwszy zaczęły się 
kroić jakieś pewniejsze swatania — lecz ani po myśli 
matki ani córki. Konkurentem był Bohdan wołoski, jedno- 
oki i szpetny barbarzyniec, jakkolwiek podobno rycerski 
a łagodny, który w r. 1504 po śmierci Stefana Chrobrego, 
wojewody mołdawskiego, objął tron ojcowski, licząc 29 
lat*). Nie podobało się i to matce, że był wyznawcą ko- 
ścioła wschodniego; już i tak niezadowoloną była z mał- 
żeństwa syna Aleksandra z Heleną moskiewską, której 



*) Za Deciusem: De Jagellonum familia powtarzają wszyscy 
historycy, że dwie córki królewskie, imieniem Elżbiety, zmarły 
w dziecinnym wieku — tymczasem nie można się tego doszukać 
w źródle autentycznem t. j. Długoszu, który poza naszą Elżbietą 
urodzoną 13 maja 1472, zna tylko Elżbietę, urodzoną 9 maja 1465 
a zmarłą 16 maja 1466; przy najmłodszej zaś córce królewskiej Bar- 
barze (ur. 15 lipca 1478) mówi wyraźnie, że była szóstą a nie siódmą 
córką (Długosz: Hisł. Pol V. 413, 432, 568, 675). 

') Jorga: Geschichte des Bumdnischen YoUcea, Bd. I., Grotha 1904, 
pag. 364—366. 



— 305 — 

ojciec takie dawał instrukcye: jeśli królowa-matka zażąda 
byś z nią szła do bożnicy łacińskiej, tedy ją odprowadzić, 
ale do bożnicy nie wchodzić! Sprzeciwiła się więc matka 
małżeństwu, córka zaś, kiedy Bohdan po śmierci królowy 
ponowił konkury, wymówiła się żałobą po matce. 

Teraz Bohdan obrażony odmową wykonał najazd na 
Polskę i zajął Pokucie. Wprawdzie kasztelan lwowski 
Mikołaj Kamieniecki w krótkim czasie wypędził Wrfochów 
z Pokucia i w odwecie nawet spustoszył ich ziemię, tak 
że rychło za pośrednictwem Władydawa węgierskiego 
przyszło do zawarcia pokoju — ale zaraz po ugodzie 
Bohdan znowu wystąpił z oświadczeniem. Tym razem przy- 
jął król Aleksander konkury, i ułożono już nawet pakta 
małżeńskie w Lublinie, dnia 16 lutego 1506. 

Ciekawy to w każdym razie dokument Bohdan zo- 
bowiązuje się założyć kościół i biskupstwo łacińskie dla 
potrzeb duchownych żony i jej dworu, który miał się skła- 
dać w znacznej części z Polaków. Do papieża miał Bohdan 
wysłać poselstwo z oświadczeniem, że zawiera to mał- 
żeństwo dla zespolenia sił chrześciańskich przeciwko Tur- 
kom. Co do swojego i swoich bojarów wyznania, to zdaje 
tę sprawę na oświecenie Ducha Świętego. 

Widzimy, że był to akt wielkiej doniosłości poU- 
tycznej. Pomysł niepospolity ugruntowania wpływu pol- 
skiego na Wołoszczyznie — ale czy były warunki do 
urzeczywistnienia tego pomysłu? Z jednej strony panna 
niemłoda i zdaje się ani ładna ani wybitnego umysłu, z dru- 
giej strony barbarzyniec — wszystko na gruncie obcym. 
Nic tu nie rokowało, aby ta ofiara, którą paść miała kró- 
lewna Elżbieta, osięgła cel zamierzony. Dlatego projekt 
upadł; Zygmunt, który wkrótce objął rządy po Aleksan- 
drze, nie wywierał nacisku na siostrę, mimo upomnień ze 
strony papieża Juliusza II, marzącego o odprawieniu kie- 
dyś mszy Św. w kościela św. Zofii carogrodzkim. Owszem 
naraził się nawet na nową wojnę z Bohdanem, który aż 

F. PAfĆE SraOYA. 20 



306 



o bramę Lwowa uderzał wojowniczą lancą. Pokonawszy 
Bodhana, znowu przy pomocy dzielnego ramienia Kamie- 
nieckiego, odebrał odeń Zygmunt ostatecznie małżeńskie 
zapisy (1510 r.)^). 

Odtąd królewna przebywała spokojnie na dworze 
Zygmunta i pierwszej jego małżonki Barbary Zapolskiej, 
otoczona troskliwością ze strony brata, aż póki się nie 
trafił spóźniony, ale ostateczny konkurent. Był nim Pry- 
dcar.yk II, książę lignicki, niewielki potentat, ale książę ro- 
zumny, gospodarny i otarty na świecie, bo nietylko przez 
dłuższy czas na dworze króla Władysława przebywał, 
ale i Ziemię Świętą odwiedził. Swatami byli Władysław 
i biskup wrocławski Jan Turzo. Brat wybrał dla Elżbiety 
męża statecznego, który już 35 lat liczył wchodząc po 
raz pierwszy w związki małżeńskie — jednak i tak był 
od swojej narzeczonej o 8 lat młodszy. Pryderykowi zwią- 
zek z Jagiellonami przyniósł starostwo naczelne całego 
Śląska, do czego się zresztą w pełnej mierze nadawał, 
jako jeden z najwybitniejszych książąt tego kraju. 

Dnia 6 listopada r. 1515 wyprawiono królewnę Elż- 
bietę okazale z Krakowa, a 26 tego miesiąca związał na- 
rzeczonych ślubem małżeńskim biskup wrocławski w Li- 
gnicy. Osiadła tedy w pięknej a pokrewnej ziemi, całkiem 
w pobliżu rezydującej w Dreźnie najmłodszej siostry 
Barbary; mężowie obu byli nawet cioteczni bracia: synowie 
dwu córek króla czeskiego Jerzego z Podiebradu. Życie 
zapowiadało się pogodnie, harmonia była między małżon- 
kami; cóż kiedy los zawistny nie udzielił Elżbiecie więcej 
niż kilkanaście miesięcy szczęścia. Nie przeniosła spóźnio- 
nego macierzyństwa, bo kiedy się na początku r. 1517 
urodziła córeczka, ochrzczona imieniem Jadwigi, to i ta 
nie miała warunków życia i pociągnęła wkrótce matkę 
za sobą do grobu. Elżbieta umarła, ku wielkiemu żalowi 



>) źródła dziejowe X. (Jabłonowski: Sprawy wołoskie za Jagiel- 
lonów) str. LXXIX etc. Acta Tomiciana J., (app.), II, III, str. 430 i i. 



— 307 - 

męża — jak głosi nagrobek w lignickim kościele św. 
Jana — dnia 26 lutego 1517 r. Posag Elżbiety był mniej- 
szy niż innych sióstr: wynosił 20.000 zł. węg., z których 
Zygmunt wypłacił 13000, a resztę (zgodnie z umową) 
z powodu bezdzietnej śmierci siostry nie wypłacił. Fryderyk 
powtórne związki małżeńskie zawarł w obrębie tej samej 
rodziny, bo pojął siostrzenicę Elżbiety, Zofię brandenbur- 
ską, córkę królewny Zofi. To jedno rozczarowanie oszczę 
dzone było wychowanej w zasadach katolickich królewnie 
Elżbiecie, że mąż jej w późniejszym wieku odstąpił od 
wiary ojców i przyjął naukę Lutra ^). 



Anna księżna pomorska. 

W roku 1489 rozeszła się wieść w Polsce, że ry- 
cerski książę Pomorza, Bogusław X, powalony na polo- 
waniu przez potężnego jelenia, zmarł bezpotomnie, wskutek 
ran odniesionych. Był zaś Bogusław lennikiem Korony ze 
względu na Lauenburg i Bytów, które to dwa grody 
uszczknęli Pomorzanie Prusom w czasie trzynastoletniej 
wojny. Wraz więc wysłał zapobiegliwy król Kazimierz 
posłów na Pomorze, aby ściągnąć napowrót pomorskie 
lenno, o co się Prusacy zawsze bardzo upominali. 

Nie nowina było to wówczas Polakom jeździć na 
Pomorze; byli zapraszani na pośredników w sporze między 
Brandenburgią a Pomorzem o zwierzchnictwo lenne pierw- 
szej nad ostatniem, w sporze który się nareszcie po 68 
latach zakończył r. 1479 korzystuem dla Pomorza zawie- 
szeniem broni — a potem już stałym pokojem. Przybywszy 
do kraju, odnaleźli posłowie nasi Bogusława aż w Bardzie 
zupełnie już zdrowym — ale natomiast owdowiałym. Co 
zaś wzbudziło w nich miłe zdziwienie, to, że wszędzie. 



^) Grunhagen: Geachichte SMeaiens IL 33. Grotefend: Siamm- 
iafeln p. 18, 55. Sammter: Chronik von LiegniU II. 1. (1868) p. 139. 

20* 



— 310 — 



» ■» 



r^.\:t' Łiiiarlo w dziecinnym wieku, ale pięcioro cho- 

^:.. <,• :oi.M-:y: Anna i Zofia, Kazimierz, Jerzy i Barnim. 

v>.<.. . ^^v.^.a\v ni w siódmem niebie: nie dla pociechy 

^;-,. ,.\ *..:v ■'* ir:auzil rok dobrze Pomorze, tylko dla 

. !s \ j . -■■* X X' ■•rci;'V'cajacetfo rodu! Czułą opieką otoczył 

.».■ . '. -^^ <-vri rłłsi^czała blask królewski na jego 

. -^ ^, * Sai;t.viuie]ŁLkby we własnej ojczyźnie. 

. • . s. ; -.'r-:!? i »vorzanie polscy, szerzyły się 

^ >*x- ' .:.*v7.:i:t'w:u Kejednokrotniedźwiękojczy- 

^:i, >iŁi— . jy\:' .eeiiifkie Pomorze nie było 
.-^ -.^ — «- -•::.-'* -a:-:' aii i;:iaiUii, a Bogusław też 

«- x7-».v. v5flL:eiti?j lie przywiózł jakiej 

- s >...:: :-i a: ::st;i T zLJii iŁiitf śwoje rycerskie ka- 
... ;:i v\r L-t-a.iii ::r sec:-? "^ iłowie, że musi 
. - : :.-• :>.v:era — :ł rera>: zic^I r^-^ uczynić ze 

-• V . . -, .;-. sziojik- Foiiicr::a uziysłecL Na nic więc 
-, • :.3^; -.'. VHrs'.v:i^v«f. aa nic prośby kocłianej mał- 
' • ^ vv,. .-, \ *::ai :e SŁ^óa iwoich swarow i innych 

.-. V. ■.!.!:. cŁiicy. yr^Ybrai swoją służbę w czer- 
•'• " ' .>^v..i .:roak'^.;. vcsra^vil na ozele — i w 300 
V — »5s ;. . A >,;t'rvk: s'.v:ai:: dcia 16 grudnia 
^•^« ^^ *^. .csLi: ::i )i.i.!<>y:iiiL:ana w Innsbrucku, 
^ .V. ,. V srys-a . :v.>v s.vcicl: row;irzv3zv i tvlko 
%v L.t^.i. /cŁ-^c .V u^iicw:. CWośne bvłv na 
■.,.v*^ł. .ici : \ L-et-s^:-:- vr^yi:v.\lv księcia Bogu- 
V* \-vs^-v% v:viVL:>.v-.^ >. :?:.vj:yi tormaluą bitwę 
..\ .\v;.i.^i:f iu:v^'ka, : ki:o:v; s:pouów ledwie 
^ .-x>;*.. N,Ł:vc5.'-ł.:o w s:orpi::u r. 1497 stanął 
.. ^ .X, O' ' ctvc\:\\:il w Jonv.oIinHo paso- 
^.vVu sw. W jos^ioa: l\vj my. Boirasław 
\-, vVa\ v.;d/.io ou ro.: \vs:t\i/.io nie bvł 
^> x^ vv^vtvctioj! /loiyl hoM papieżowi 
.\ł-*\»»ial *.\ton kor/.Ysnio dla swego 
. . ujw/- i kajvlus.^ rycerski, odwie- 
., ** tua^l^rlloku; w WenecYi i NorYm- 



* X » • 



\ « •> ^ 



— 309 - 

burg, starostę szczecińskiego i Adama Podewils, starostę 
białogrodzkiego do Polski w dziewoslęby. 

Posłowie pomorscy zastali króla w Grodnie i tutaj 
7 marca r. 1490 podpisano zwykle pakta małżeńskie na 
posag 32.000 zł. i na odpowiednie jemu wiano. Ale nie 
oświadczyli się Pomorzanie o pierwszą z brzegu córkę królew- 
ską, 18-to letnią Elżbietę, tylko upatrzyli dla swego księcia 
drugą z kolei — młodziutką królewnę Annę. Anna miała 
dopiero lat 14, ale i tak oznaczono termin ślubu za rok 
w przyszłe zapusty. Wesele miało się odbyć w Szczecinie, 
które to miasto odtąd książę Bogusław wybrał sobie za 
stolicę *). 

Jakoż na początku stycznia r. 1491 odprowadził król 
córkę, ale tylko do Łęczycy, bo musiał się wrócić z po- 
wodu najazdu tatarskiego *); potem zaś, powitana w Staro- 
grodzie przez gości weselnych, wjechała królewna dnia 
2 lutego w mury Szczecina, z wspaniałością, która « prze- 
chodziła wszelkie pojęcie*. Panowie polscy z jej otoczenia 
lśnili się wprost od złota i srebra i pereł; złotem, srebrem 
i perłami były nawet haftowane czapraki i uprzęże u koni. 
Byli tam na tem weselu książęta meklenburscy i brun- 
świccy i sascy, ale żaden nie dorównał Polakom pod 
względem wspaniałości stroju, żaden też pod względem 
sprawności w turniejach. Szczególnie miał się odznaczyć 
jakiś rycerz nizkiego wzrostu, ale w rzemiośle wojennem 
znakomicie ćwiczony, który wszystkich z konia powalił, 
tak, «że nigdy czegoś podobnego nie widziano ». Wyprawa 
królewny tak była bogatą, że ją na 100.000 czerw, zło- 
tych szacowano — co zgadza się zupełnie z ówczesnym 
obyczajem jagiellońskim •). 

Królewna Anna obdarzyła Bogusława ośmiorgiem 



O Godex epistolaria Z, 2. str. 296. 

») Papce F.: Polska i Litwa. I., str. 227, 402. 

*) Kantzow Thom.: Ohronik von Pommem hg. v. G. Gaebel. 
Stettin 1897—8. Bd. I. p. 341, Bd. TI. p. 205. Friedeborn: Historische 
Besehreibwng der Siadł Allen Stettin. Stettin 1613. p. 126. 



— 310 — 

dzieci; troje umarto w dziecinnym wieku, ale pięcioro cho- 
wało się dobrze: Anna i Zofia, Kazimierz, Jerzy i Barnim. 
Ejsiążę Bogusław był w siódmem niebie: nie dla pociechy 
Brandenburgów urządził tak dobrze Pomorze, tylko dla 
własnego, świeżo rozkwitającego rodul Czułą opieką otoczył 
młodą małżonkę, która roztaczała blask królewski na jego 
dworze, czując się w Szczecinie jakby we własnej ojczyźnie. 
W koło niej roili się rycerze i dworzanie polscy, szerzyły się 
polskie obyczaje i rozbrzmiewał niejednokrotnie dźwięk ojczy- 
stej mowy. Boć i samo owo lechickie Pomorze nie było 
jeszcze tak zgermanizowane jak dzisiaj, a Bogusław też 
kto wie czy z dworu krakowskiego nie przywiózł jakiej 
takiej znajomości polskiego języka. 

Ale książę Bogusław miał także swoje rycerskie ka- 
prysy. Już dawno układał to sobie w głowie, że musi 
odwiedzić ziemię świętą — a teraz mógł to uczynić ze 
spokojnym o przyszłość Pomorza umysłem. Na nic więc 
nie przydały się perswazye, na nic prośby kochanej mał- 
żonki — książę wziął ze sobą swoich swatów i innych 
rycerzy poczet znamienity, przybrał swoją służbę w czer- 
wone kolety, ośmiu trębaczy postawił na czele ~ i w 300 
koni okazale ruszył w szeroki świat: dnia 16 grudnia 
1496 r. Odwiedziwszy cesarza Maksymiliana w Innsbrucku, 
odesłał do domu większą część swoich towarzyszy i tylko 
na 55 ludzi wynajął okręt w Wenecyi. Głośne były na 
cały świat naówczas rycerskie przygody księcia Bogu- 
sława; koło brzegów kreteńskich stoczył formalną bitwę 
morską z całą eskadrą turecką, z której szponów ledwie 
wydobyć się zdołał. Nareszcie w sierpniu r. 1497 stanął 
u kresu swoich marzeń i otrzymał w Jerozolimie paso- 
wanie na rycerza grobu św. W jesieni był już Bogusław 
z powrotem w Europie. Gdzie on też wszędzie nie był 
w tej swojej drodze powrotnej! Złożył hołd papieżowi 
Aleksandrowi VI i otrzymał odeń korzystne dla swego 
kraju przywileje, oraz miecz i kapelusz rycerski, odwie- 
dził ponownie cesarza w Innsbrucku; w Wenecyi i Norym- 



- 311 — 

berdze uczczony był przez świetne owacye i widowiska. 
Tamto w Nowymberdze widział się ze szwagrem swoim, 
margrabią Fryderykiem, także rycerzem jerozolimskim. 

Ale wśród trudów i niebezpieczeństw podróży, wśród 
wspaniałych festynów najsławniejszych stolic Europy, ry- 
cerz Bogusław nie zapomniał bynajnmiej o swojej Annie. 
Znane są jego listy z podróży do żony*), w których nie 
tylko znalazło się miejsce na rady tyczące się zarządu, ale 
także na pełne gorącej miłości wynurzenia. «My będziemy 
mieli więcej uciechy z sobą» —pisze stęskniony do ogniska 
domowego rycerz jerozolimski — « niżeli okręt stutysięcznej 
pojemności zdolny jest unieść liści różanych, niźli jest 
ziarnek piasku w morzu i niżeli wody przepływa przez 
tamę w Rugenwalde!» To też szczęśliwa to była owa 
Wielkanoc z r. 1498 w Szczecinie, kiedy książę Bogusław 
po tylu przygodach zdrów i wesoły wrócił do rodzinnych 
progów. 

I wypadłoby zapewne królewnę Annę nazwać naj- 
szczęśliwszą z córek Jagiellońskich, gdyby nie to, że los 
zawistny położył zbyt prędko kres jej szczęściu. Przy 
końcu roku 1502 wybuchł bunt w Szczecinie, z powodu 
tego, że książę chciał zabrać znaczny kawał gruntu miej- 
skiego na rozszerzenie swej rezydencyi. Książe z całą 
rodziną musiał ze Szczecina uciekać do Garz, skąd roz- 
począł formalne oblężenie swojej stolicy, odesławszy żonę 
i dzieci do Ukermtinde. W krótkim czasie upokorzył Bogu- 
sław zuchwałych mieszczan — ale sam poniósł cios straszny 
i niepowetowany. Księżna Anna, czy to skutkiem prze- 
strachu, czy też wskutek niezdrowego mieszkania w Uker- 
mtinde popadła w chorobę, której uległa dnia 12 sierpnia 
1503 r., licząc zaledwie 27 lat życia. Umarła małżonka 
Bogusława — pisze kronikarz pomorski — « bogobojna, czci- 



1) Klempin R: Diplomatiiche BeUrdge zur OeschichU PommeriM, 
Berlin 1859, S. 639. Tam też program wesela i spiB wyprawy kr. 
Anny. Por. też artykuł BtUowa Bogislaw w Deutsche Biographie. 



— 312 — 

godna księżna, której nie mogli się dosyć nachwalió wszyscy 
ci, którzy ją znali i z nią obcowali, z powodu jej po- 
bożności i jej miłosierdzia wobec wszystkich poddanych, 
a zwłaszcza wobec biednych — i wogóle z powodu jej 
pełnej czci i cnoty » ^). Żalem przejęty książę Bogusław, 
który bawił naó wczas przy żonie w Ukermtinde*) kazał 
ją pochować w klasztorze Eldena obok szczątków ojca 
swojego Eryka. Długo zachował pamięć przymiotów i długo 
wspominał blask, jaki dworowi jego przysporzyła*). «Dziś 
jednak », powiada historyk Pomorza, « żaden ślad nie ozna- 
cza miejsca, gdzie szczątki pobożnej pani w proch się roz- 
sypały »*). Nie znamy także dotychczas jej współczesnego 
portretu ^). 

Posag królewny Anny także nie był wypłacony 
w chwili jej śmierci. Nie doczekał się tego nawet książę 
Bogusław, jakkolwiek jeszcze przez lat 20 panował, zrazu 
chwalebnie troskliwy o dobre wychowanie synów i zaopa- 
trzenie córek, później zaś, na starsze lata, ku zgorszeniu 
kraju, oddany rozpuście. Dopiero synowie Anny Jerzy 



1) Kantzow ed, Gaebel I 369, II 217. 

>) List księcia z wiadomością o śmierci żony do mieszczan 
szczecińskich, którzy zatem już wówczas nie byli w niełasce. To 
jednak nie wyklucza jeszcze opowiadania Kantzowa, że przestrach 
w czasie rozruchu mógł wstrząsnąć organizmem księżny i uczynić 
go podatnym na niehygieniczne warunki w Ukermtiunde. Por. artykuł 
dra M. Wehrmanna w Monatśbldtter hg. v. d. OeselUchaft f. Poinmer- 
8che Geachichte. 1901, str. 171. 

*) Kiedy pewnego razu starosta z Ukermiinde pokazywał Bogu- 
sławowi złocistą suknię swojej żony, miał książę zawołać: «ach, ach, 
to jest bardzo wiele, moja matka nie miała takiej sukni, a tylko 
moja żona, która była córką króla*. Haken Chr. W.: Yersuch einer 
diplomatischen Geschichte der Stadt CoszUn. Lemgo 1765, p. 110, uw. 

*) Barthold: Geschichte IV, 2, p. 33 -34. 

*) Najstarszy jej wizerunek (około roku 1550), jak mi donosi 
uczynny znawca pomorskiej historyi dr. M. Wehrmann, znajduje 
się na rzeźbionej w drzewie tablicy pamiątkowej, która przedstawia 
księcia Bogusława X z rodziną, a znajduje się w kościele zamko- 
wym w Szczecinie. 



— 313 — 

i Barnim^) odzyskali od króla Zygmunta z okładem dług 
zaległy: otrzymali bowiem na rachunek reszty długu 
w Gdańsku dnia 3 maja 1526 uwolnienie od obowiązków 
lennych za Lauenburg i Bytów, z zastrzeżeniem tylko 
ściągnięcia lenna przez Koronę polską na wypadek wy- 
gaśnięcia dynastyi pomorskiej*). Ale i to się nie stało, bo 
kiedy w r. 1637 wygasnął ród Bogusława, nastały zrazu 
dla Pomorza szwedzkie czasy, a potem zagarnęli przecież 
wszystko Brandenburgowie. I dzisiaj Bytów a także Lauen- 
burg, jakkolwiek przechował jedyną na Pomorzu wyspę 
lechicką nad jeziorem Łeba (t. z. Leba-Kaschuben), Uczy 
się do Pomorza, nie zaś do Prus zachodnich. Nauka Lutra 
rozkwita na Pomorzu od lat 370 — nie przyjął jej rycerz 
jerozolimski, ani syn jego Jerzy, wychowany na dworze 
drezdeńskim Jerzego Brodatego — ale przyjął ją Barnim, 
wychowany w Wittenberdze, który przeżył wszystkich 
braci, a oparł się na miastach, wbrew szlachcie. 



Barbara księżna saska. 

O najmłodszej córce króla Kazimierza najmniej do- 
tychczas mamy wiadomości — nie rokują ich nawet wiele 
po archiwach uczeni sascy •). 

Królewny Barbary już ojciec za mąż nie wydawał, bo 
miała w chwili jego śmierci (1492) lat 14 — tylko brat Jan 
Olbracht. Być może jednak, że było to już za życia ojca 
ułożone, bo pertraktacye małżeńskie między Jagiellonami 
i Sasami trwały już od r. 1470, a przyszły mąż Barbary, 
Jerzy saski, znajdował się jako gość na szczecińskiem 
weselu. Ślub ich obojga odbył się w Lipsku 21 listopada 



') Kazimierz umarł przed ojcem (1513). 
>) Dogiel: Godex dipl Pol I, 584. 

>) Zdanie dr. H. Ermischa, redaktora czasopisma N. Archw, f. 
Socha. Geach. 



— 314 — 

1496, gdy królewna liczyła lat 18, a narzeczony jej 
lat 25. 

EjTólewna Barbara przeszła do potomności ze znamię* 
niem największej wśród pobożnych cór Jagiellońskich poboż- 
ności. Już w czasie jej ślubu zaszedł wypadek pod tym 
względem znamienny. Kiedy Fryderyk («der Weise*) i drugi 
książę saski Fryderyk, brat pana młodego, który był 
potem wielkim mistrzem krzyżackim, prowadzili pannę 
młodą do ołtarza, przed którym czekali już arcybiskupi 
mersenburnki i magdeburski i biskup miśnieński, tudzież 
dostojni goście, usłyszała Barbara z jakiegoś kącika ko- 
ścioła, w którym pewien duchowny odprawiał mszę Św., 
dzwonek zwiastujący podniesienie. Natychmiast królewna 
w całym swoim bogatym stroju ślubnym, lśniącym od 
złota i pereł, kornie padła na kolana i zatrzymała się aż 
do ukończenia aktu — « czego nie uczynił żaden z obec- 
nych, o wiele od niej niższych » — powiada współczesny 
sprawozdawca^). A drugi fakt, w tym samym rodzaju 
charakterystyczny, jest ten, że za inicyatywą Barbary 
powstała bardzo ciekawa księga dewocyjna o różańcu. 
lUustrują księgę zajmujące drzeworyty w liczbie 15 (a wła- 
ściwie 12, bo 3 są powtórzone), na pierwszym przedsta- 
wiona jest sama Barbara, klęcząca przed Matką Boską; 
za nią kilkoro dzieci*). Napisał tę księgę (jak poucza 
przedmowa), wskutek życzenia królewny, «na chwałę Bożą 
i podniesienie ludu», kaznodzieja klasztoru dominikańskiego 
Św. Pawła w Lipsku: Marcus von Weida; tytuł zaś jest 
następujący: 



') Baltazar, mnich cysterski, ccollegii D. Bernardi provisor>. 
por. Seckendorf V. L. CommentaritM hisł, de Ltitheranismo. Lipsiae 1694, 
p. 212—213. 

') Drzeworyt stanowiący illustracyę do wezwania litanii cWieżo 
Dawidowa», (k. CXXXI) oznaczony jest monogramem H. S. (Heinrich 
Steiner, Augsburg?). Z bibliotek polskich posiada tę księgę Muzeum XX. 
Czartoryskich w Krakowie pod sygnaturą: 1776/6 w gabl. 



— 315 — 

5Der &pic0d ^oc^lobltc^er 
Jbtubctec^fft ded l^OBtnhanti ttlatic^ ber allct^ 
mnetcn "Jnngfcarccn pff be^ere ber burc^Uuc^^ 
tigcn ^oc^i^ebornen ^ursttn vt)b Stawcn ^ratoert 

^actiogin c^u &ac^&sen &4nt0rautn tn i>otitu 

gen vtii> ITJdr^P^auin ąu ITJeyeaen c^u Jteyptjf 

0emac^t vnb ^ebrucft 

Przy końcu (k. 136): 

(Bcbtndt tju JŁeipt^P burc^ indc^iot Siotttt m ber 
^tiO0rr400e. 2(rtno bnt tCaaeent ftinff^urtbert furtfftjen irt 
ber ^40tert am ©oiubenbt nać^ bcm ©ottw^e ilemtmecere. 
[10 marca 1515]. 

Format 20x15 cm., kart 137 (właściwie 138, bo 133 
bis) i 10 ni. 

Księga dzieli się na 12 rozdziałów i odpowiada na 
pytania: kiedy powstał różaniec, dlaczego się tak nazywa, 
jak modlić się, jakie odpusty są przyznane etc. 

Z księciem « Jurkiem Misińskim» dobrze dobrała się 
królewna Barbara. Pocliodząc z młodszej, Albertyńsklej, 
linii domu saskiego, wyłączonej od elektorstwa, przezna- 
czony był Jerzy zrazu do stanu ducłiownego, został już 
nawet kanonikiem mogunckim; dopiero później zmienił 
książę Albert swoje postanowienie i poszukał synowi żony. 
Jednakże dawny kanonik moguncki krzepko stał do ostat- 
niej chwili życia przy wierze katolickiej, prześladował no- 
wycłi apostołów i brzydkie rzeczy pisał Lutrowi — od którego 
nawzajem otrzymał tytuł « apostoła dyabła». Czy pobożna 
żona pod tym względem wpływ wywierała na księcia — 
to jest ciekawe dla nas zagadnienie — na które niestety 
dotychczas odpowiedzieć nie można *). W każdym razie żyli 
ze sobą w « dobrej zgodzie małżeńskiej*, jak notuje pod 



*) Nie widać tego i w najno wszem wydawnictwie prof. G^ssa: 
Akten u. Brisfe eur KirchenpolUik Hersog Georga v, Sachsen. Bd. I. 1517 
—1524. Leipzig 1905. 



316 



r. 1515, t j. po 19 latach pożycia, współczesny genealog 
saski ^) — ba, nawet przydomek swój «der Bartige» ma 
zawdzięczać Jerzy tej okoliczności, że od śmierci żony na 
znak żałoby nigdy się więcej nie golił. Mogło tylko dole- 
gać Barbarze zbyt często słomiane wdowieństwo, bo książę 
Jerzy od r. 1504 do 1515 tłukł się ciągle z Fryzami, zo- 
stawszy « dziedzicznym namiestnikiem Pryzyi», aż póki 
nie zwrócił Habsburgom niewdzięcznego dostojeństwa za 
cenę 200.000 złoty cłi reńskich*). 

Z dziećmi nie szczęściło się książęcej parze drezdeń- 
skiej. Mieli ich wprawdzie dziesięcioro, ale z tego większa 
część zaraz w dziecinnym wieku zmarła. Zostało Barba- 
rze tylko czworo: dwóch synów Jan i Fryderyk i dwie 
córki Krystyna i Magdalena — wszystko wydane. Magda- 
lena, jednak zgonem swoim wyprzedziła matkę o kilka- 
naście dni, obdarzywszy potomstwem Hohenzollernów, sy- 
nowie zaś, z których jeden t. j. Fryderyk, był nawet 
idyotą, wyprzedzili ojca, nie zostawiwszy żadnego potom- 
stwa. Tylko Krystyna, wydana za Filipa heskiego prze- 
żyła ojca i stała się matką całego rodu heskiego*). 

Królewna Barbara zmarła w Dreźnie 15 lutego 1534 
i pogrzebaną została w grobach dawnych Wettinów w Meis- 
sen, gdzie też przechowany jest jej portret, pędzla Kra- 
nacha. Mąż w trzy lata później spoczął w tych samych 
grobach-- Kraje Albertyńskie przeszły na brata Jerzego, 
księcia. Henryka Pobożnego, który zaraz przyjął lutera- 
nizm, a był ojcem Maurycego saskiego. Nie od Maurycego 
poszli jednak dalsi Wettinowie, tylko od jego brata Augu- 
sta. Czy posag Barbary, zapisany przez Jana Olbrachta 
w zwykłej kwocie 32.000 dukatów*) dnia 2 sierpnia 1496, 



*) Spalatinus — Vi de Mencke: Script. rerum Germ. pr<tec. Sax. 
IL, 2126. 

') Bottcher-Flathe: Geschichte Sachsens L 

*) Por. znakomite dzieło genealogiczne: Posse O.: Die Wetłiner, 
Leipzig 1897. 

*) t>ogiel:Godex dipl Pol. Z, 441. 



— 317 — 

został wypłacony, kiedy przez kogo i komu, nie wiadomo. 
Nie musieli go jednak Sasi oszczędzić Zygmuntowi. To 
jednak pewne, że małżeństwo saskie błogosławieństwa 
Polsce nie przyniosło, bo miała z wielkim mistrzem krzy- 
żackim Fryderykiem, bratem księcia Jerzego, kłopotu nie 
mało. Książę Jerzy zaś ciągle pośredniczył: na korzyść 
Krzyżaków, a na niekorzyść Polski. 



DODATEK. 
Spis potraw ladshutskiego wesela. 

Hienach volgett was unnd wie vii man den Piirsten Essen 
geben hatt, wie hernach geschriben. 

Item von erst das Hochessen, inn dem ist gewesen 
vier Essen, Air und Schmaltz, ein Picktt-Vogel *), ain 
Manndel-gemues, ain Essen von Confecktt, 

darnach Oblatt aufgefiilltt, 

darnach hayss Visch, 

darnach Huener in einer weyssen Prue, 

darnach Oerpraten, 

darnach weyss Gemues, 

damach drew Pasteten auf einannder, darinn drey- 
erlay Essenn, 

darnach prawns Gemues, 

darnach Schweinenns-Wildpratt, 

damach Sultzinsch, 

darnach Huener inn Rosyn, 

darnach frisch Laxvorchen in einem Zisseindlein •), 

darnach Schweinskóppff, 

damach pachen SchiffP), 

darnach Siedf leisch *), 



*) Niewiadomo, jaki to ptak. 

») Pstrągi łososiowe. — Zisseindlein? 

^) Jakaś legumina. 

*) Gotowane mięso, sztuka mięsa. 



— 319 — 

damach hohe weysse Millich*), 

darnach Leber-Sulz von Spensaw*), 

darnach Haysa Krebssenn"), 

darnach pretschtt*) Sweinkopf in einer Golradt, 

darnach hoch Arbaissen '^), 

darnach Vogel in ainer prawn Prue, 

darnach ein Gemues mit der Varib®), 

darnach gruen Laxvorchen mit einem Petersil, 

darnach Praten, 

darnach prawnes Gemues, 

darnach Pachens''), 

damach lanng Kuchen fiir Zachen**), 

darnach ain Milch geschnitten mit der Varib, 

damach ain Pachens geschnidten mit der Varb, 

darnach ain Essen zugerichtet mit dem gantzen 
Schach. 

darnach ain Essen Mandl-chustn ®) in ain Wein. 

Item unnsers allergenedigisten Hemn des Rómischen 
Kaysers Koch auch ain Essen von Lózellten mit ein Wie- 
gen*% Item ausserhalb aller Salssen**). 



*) Mleczko rybie. 

•) Spcmnsau = prosię. 

") Raki na gorąco. 

*) Gepresst, — Jakiś rodzaj salcesonu z głowizny w galarecie. 

*) Arhatssen = Erbsen, groch. 

«) mit der Farbę = z barwą. 

') T. j. GebiMkenea = ciasta. 

8) ? 

^) Jakaś legumina. 
") Piernik w kształcie kołyski. 
**) Oprócz wszystkich sosów. 
Objaśnienia te zawdzięczam uprzejmości WP. Prof. Creizenacha. 



BIBLIOGRAFIA PRAC AUTORA. 



1875. 



Bjronika wiedeńska (literacko-artystyczna). Grudzień 1875, 
Buch literacki. Lwów 1875, T. m., str. 822—4 *). 

1876. 

Kronika wiedeńska j. w. Styczeń 1876. Riteh lii. 1876, 
T. L, str. 99—100. 

1877. 

Hołd Stefana Chrobrego, wojewody wołoskiego kró- 
lowi Kazimierzowi Jagiellończykowi w Kołomyi złożony 
r. 1485. Tydzień. Lwów 1877. T. VI., str. 212—213, 228 
—229. 

1878. 

Polityka polska w czasie upadku Jerzego z Podie- 
bradu wobec kwestyi następstwa w Czechach 1466—1471. 
Rozpr. hist. Ak. Vm. Kraków 1878. 

(Recenzya: A. Semkowicz w Pr^ew. n. lit. 1879. 8tr. 
857—864). 



*) Studya samoistne drukowane są czcionkami tekstu, re- 
cenzye i sprawozdania mniej szemi, wydawnictwa popularne lub pu- 
blicystyczne najmniej szemi (petitem). 



321 



Dwie prace z dziedziny dyplomatyki naszej: R. Mauer: 
Urzędnicy kancelaryi Wł. Jagiełły. Codex dipl. Maj. Pol. Ate- 
neum. 1878, m., 178—186. 

1879. 

Kandydatura Fryderyka Jagiellończyka na biskup- 
stwo warmijskie 1489 — 1492. Album uczącej się młodzieży 
pól. pośw. J. I. KraszewsJdemii, Lwów 1879, str. 39 — 79. 

(Rec: Ateneum 1881, L, 575-6. 

1880. 

Nowy podręcznik dziejów Polskich (Tatomira). Przewód, 
n, lit. Lwów 1880, str. 665-672. 

1881. 

O regestach najstarszych dyplomatów naszych z powodu 
dzieła Smolki: Mieszko Stary. Bibl. Warsz. 1881, UL, str. 114. 

Monumenta Poloniae historica III. Leopoli 1878. Zeitschrifi 
Sybels historische 1881, Bd. 46, pag. 369—374. 

1882. 

Die wichtigsten Erscheinungen auf dem Gebiete der pol- 
nischen Geschichtsbeschreibung. Miiteilungen des Institutes fur 
osłerr. Oesehichtsforschung. Wien 1882. 

1883. 

Zabicie Andrzeja Tęczyńskiego w rozruchu miejskim 
krakowskim r. 1461. Sprawozd. Zakł. Ossol. Lwów 1883, 
str. 63—99. 

Przełom w stosunkach miejskich za Kazimierza Ja- 
giellończyka. Przewodnik nauk, i lit Lwów 1883, str. 481 
do 493. 

r. PAPCE STUDTA. 21 



— 322 - 

1884. 

Zabytki przeszłości miasta Bełza. Przewodnik ncmk. 
i lit. Lwów 1884, str. 482—493. 

1886. 

Lewicki Anat.: Wstąpienie na tron polski Kazimierza Ja- 
giellończyka. Kraków 1885. (Rozpr. Ak. Hist. XX). Muz&um. 
Lwów 1886, str. 46—7. 

Wiersz Uhlanda do Mickiewicza (przekład). Kurier lwowski 19/3 

1886. Nr. 78. 

1887. 

Liber fraternitatis Lubinensis saec. XII— XIV. Z ory- 
ginału petersburskiego wydał Odbitka z V. t. Monu- 

menta Poloniae hist, str. 562—584. Lwów 1887 

(Rec: St. Laguna. Kwart. hist. Z, str. 483—491). 

Caro Jak.: Geschichte Polens. Bd. V, 1. (1455—1480;. 
Gotha 1886. Kwartalnik historyczny /., 105 — 112. 

Kwiatkowski Satumin: Jan Giskra z Brandysu. Sprawozd. 
gimn. Fr. Józ. we Lwowie. Lwów 1886. Kwart. hist. I, 332 — 333. 

Przy borowski Józ.: Mniemany przywilej na założenie ko- 
ścioła w Górze i nazwisko kronikarza Baszka. Bibl. Warsz. 

1887. Kwart. hist. /., 655—6. 

1888. 

Najstarszy dokument polski. Studyum dyplomatyczne 
o akcie Idziego dla klasztoru Benedyktynów w Tyńcu. 
Blraków 1888, str. 45. Odb. z Rozpraw Ak. Wydz. filoz.- 
hisŁ XXnL 

(Rec.: Piekosiński Kwart, hist. III. 49). 

Katedra historyi polskiej na Uniwersytecie lwowskim. 
Świat. Kraków 1888, str. 254 -5. (Życiorys Tadeusza Woj- 
ciechowskiego). 

Codex diplomaticus Poloniae. T. IV. Res Silesiacae ed. 

Bobowski Nic. Varsaviae 1887. Kwart. hist. IL, 103 — 107. 



— 323 — 

Stryj akowski Wł. X.: Wiadomość o Łopiennie i jego ko- 
ściele. Poznań 1887. Kwart hist. II, 263—4. 

Machnicki H.: Z przeszłości miasta Bochni. Biłous T.: 
Elrótki rys założenia i rozwoju gimnazyum w Bochni. (Spra- 
wozd. gimn. w Bochni 1887). Kwart. hist. 11.^ 264—266. 

Eorytkowski X.: Zbigniew Oleśnicki, arcybiskup gnieź- 
nieński i prymas polski. Boczniki Tow. Przyj. Nauk Pozn. XV. 
1887. Kwart, hist, 11, 652—653. 

O hetmanie Żółkiewskim. Wydawnictwa Macierzy pol. Ks. 41. 
Lwów 188a Str. 51. 

1889. 

Ostatnie chwile Dyabła Stadnickiego 1610. Ateneum 
1889, III., str. 352-360. 

(Rec. Sawczyński Z. Kwart, hist, 111). 

Dokumenty kujawskie i mazowieckie przeważnie z Xin. 
wieku zebrał i wydał B. Ulanowski. Archiwum kom. hist. IV. 
Kraków 1888. Kwart. hist. III, 307—314. 

Smoleński S. X.: Melsztyn. O zamku i jego panach, o ko- 
ściele i plebanach. Kraków 1889. Kwart. hist. III., 563 — 5. 

1890. 

Najważniejsze dezyderaty do dziejów Rusi Czerwo- 
nej za czasów Rzeczypospolitej. Pamiętnik II, zjazdu hist. 
pol. Lwów 1890. Ref. 19, str. 9. 

Bolechów-Bubniszcze. Gaz. lwowska, 1890 1/XI, nr. 251. 

Bukowski Jul. X.: O dacie narodzenia św. Jana Kantego 
i 500-etnej rocznicy jego śmierci w roku przyszłym. (Przegląd 
powsz. 1889). Kwart. hist. IV., 172. 

Petruszewycz Ant. S.: Swodnaja hałyczsko-russka litopys. 
Cz. II. (1772—1800). Lwów 1887-9. Kwart, hist, IV. 184 — 7. 

Kętrzyński Woj.: Biskupstwa i klasztory polskie w X. 
i XI. w. (Przegląd powsz. 1889). Kwart. hist. IV., 375—379. 



324 



1891. 

Skole i Tucholszczyzna. Monografia historyczna. Lwów 

1891, 8®, str. 124 z mapką i 3 ryc. (Odb. z Przewodnika 
nauk i lit), 

(Rec: Dr. Al. Czołowski. Kwart hist VI, 625). 
(Rec: P. Bostel. Muzeum. Lwów 1892, str. 123). 

Anczyc Wł. L.: Dzieje Polski w dwudziestu czterech obraz- 
kach. Wyd. 3-cie z rysunkami T. Popiela, opracował dr. F. P. Wyd. 
Macierzy pol. Książeczka 54. Lwów 1891. 

(Rec. Kwiatkowski. Muzeum 1891). 

1892. 

O hetmanie Żółkiewskim. Wyd. drugie poprawione. Lwów 

1892. Wydawnictwo Macierzy polskiej. Książeczka 41. Str. 56. 

1893. 

Krzyżanowski Stan.: Dyplomy i kancelarya Przemysława 
II. (Pamiętnik Ak. Um. Hist. Vin.) Kwart hist VIL, 89—93. 

Karwowski Stan.: Grabów w dawnej ziemi wieluńskiej. 
Poznań 1890. Kwart hist VIL, 679—680. 

Wołyniak: Monaster bazyliański w Ladach na Białej Rusi. 
(Przegląd powszechny 1891). Tenże: Bazylianie na Żmudzi 
(Ibidem). Kwart hist VIL, 683. 

Callimachus Phil.: Historia rerum gestarum in Hungaria 
et contra Turcos per Yladislaum regem. Ed. Sat. Kwiatkowski. 
(Monum Pol. hist. VL Leopoli 1891). Kwart hist VIL, 697—698. 

1894. 

Historya miasta Lwowa w zarysie. Z 24 illustracyami. 
Lwów 1894. Nakładem gminy. (Gubrynowicz i Schmidt). 
Str. IV. 214. 

(Rec: S. Kwiatkowski. Muzeum. Lwów. 428. 

Pick Alb.: Das Kloster Paradies und die Landsberger 
Pfeffer-Abgabe (Zeitschrift der hist. Gesellschaft f. Posen 1891). 
Kwart hist VIIL, 130-131. 

Karge Paul: Die ungarisch-russische Allianz von 1482 — 



— 325 ~ 

1490 (Deutsche Zeitschrift f. Geschichtswissenschaft. Bd. Vn. 
Preiburg 1892). Tenże: Kaiser Friedrichs IIL lind Maxiiniliaiis I. 
ungarische Politik und ihre Beziehungen zu Moskau 1486—1506. 
(Ibidem 1893 Bd. IX.). Kwart hisł. VIIL, 343—346. 

Borzemski Ant.: Kronika Miechowity. Rozbiór krjrtyczny. 
(Rozpr. Ak. Urn. hist. XXVI. Kraków 1890). Kwart, hisł. VUL, 
515—517. 

1895. 

Zatarg podatkowy Kazimierza Jagiellończyka z mia- 
stem Krakowem 1487. Kwart, hist IX, 648—656. 

Codex epistolaris saec. XV. T. III. ed. A. Lewicki. Kra- 
ków 1894. Kwart hist IX. 296—301. 

Ruiny zamku w Odrzykoniu. Gaeeta lwowska 1895. Nr. 255. 

Żywot hetmana Żółkiewskiego, skreślił F. P. We Lwowie. Na- 
kładem Tow. pedag. 1895, 16®, str. 89, ryc. 4. (Bibl. dla młodzieży. 
Tomik XXXIV). 

1896. 

Święty Kazimierz. Ateneum 1896. T. I., str. 521 — 28. 
(Gajs. lwowska 189b, 7, 8, 9 sierpn. Nr. 179, 180, 181). 

(Rec: A. Lewicki. Kwart hist 1897, str. 603—5). 

Uranowicz Zyg.: Przywileje miasta Złoczowa. (Sprawozd. 
gimn. w Złoczowie 1895). Kwart hist X. 869 — 870. 

Mśtyds kirdly levelei (Listy króla Macieja) ed. Fraknói 
Vilmos. T. n. (1480—1490). Budapest. Kwart hist X, 875 
—878. 

Dzieje Unii kościelnej na Rusi. W 300-ną rocznicę Unii brze- 
skiej napisał F. P. We Lwowie. Nakładem Tow. pedag. 1896, 8®, 
str. 54, r3X. 5. 

To samo po rusku. Tł. E. B. (Eugeniusz Barwiński). 

1897. 

Leontowicz: Akty litewskoj metriki. T. I. Warszawa 1896. 
Kwart hist XI., 846—848. 

Jan Długosz. Jego czasy i jego dzieła. Lwów. Nakł. Tow. 
pedag. 1897, str. 67, ryc. 6. (Bibl. dla młodzieży Ser. 2, t. I.). 



- 326 — 

1898. 

Wiadomość o archiwach węgierskich i materyale ich 
do dziejów polskich w drugiej połowie XV. w. Ardk. ham. 
Ust. VIII. 

Udziela M.: Janów. Lwów 1896. ScłmiLr-Pepłowski St.: 
Janów. Lwów 1897. Ktmrt. hist. XII., 137—9. 

Kozłowski E.: Mikołaj Tungen. (Sprawozd. gimn. w Bochni 
1896 i 1897). Kwart hist. XU., 403-404. 

Myszkowskiego P. Listy i akta wyd. A. Lewicki. (Arch. 
kom. hist. Vin. Kraków 1898). Ktoari. hist. XII., 935 — 7. 

1899. 

Anatol Lewicki. (Wspomnienie pośmiertne). Kwart, hist 
1899, str. 426—433. 

1900. 

Przegląd dziejów Polski. Wiek. XV. Pamiętnik III. 
zjazdu historyków polskich. Kraków 1900, str. 7. 

Cereteli Elena: Elena Joannowna w. kn. lit., korolewa 
pol. St. Peterburg 1898. Kwart. hist. XIV., 310—313. 

Friedberg J.: Pospolite ruszenie w Wielkopolsce w II. poł. 
XV. w. (Studya nad hist. prawa pol. wyd. p. Balzera T. L, z. 3. 
Lwów 1900). Ktmrt. hist. XIV., 679—681. 

Trzeci zjazd historyków polskich w Krakowie. Oaz. IwowŚM 
1890 19/5. Nr. 115. 

1901. 

Teki Pawińskiego II. Liber ąuitantiarum 1484 — 88. War- 
szawa 1897. Kwart, hist XV., 400—403. 

1902. 

Święty Kazimierz, królewicz Polski. (Biblioteka Macierzy pol- 
skiej Nr. 16). Lwów 1902. Str. 63, ryc. 3. 

1903. 

Polska i Litwa na przełomie wieków średnich. Tom I. 
Ostatnie dwunastolecie Kazimierza Jagiellończyka. Kraków. 
Nakładem Akademii Um. 1903, str. 423 i mapa. 



- 327 — 



1904. 



Redagowanie Kwartalnika historycznego. Rocz. XVin. 
Z. 3, 4. 

Prochaska: Charakterystyka Kazimierza Jag. (Przewodnik 
nauk. i lit. Lwów 1904). Kwart. hist. XVIII, 583—7. 

1905. 

Redagowanie Kwartalnika historycznego. Rocznik 
XIX. (cały). 

O najstarszych wizerunkach św. Kazimierza. Kwart, 
hist. XIX. 428—438, 3 ryciny. 

1906. 

Matricularum Regni Poloniae Summarium. T. I. ed. Wierz- 
bowski. Kwart. hist. XX.y 539—544. 



^ 



1"=^'