Skip to main content

Full text of "Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta, 1764-1794"

See other formats


Google 


This  is  a  digital  copy  of  a  book  that  was  prcscrvod  for  gcncrations  on  library  shclvcs  bcforc  it  was  carcfully  scannod  by  Google  as  part  of  a  projcct 

to  make  the  world's  books  discoverablc  onlinc. 

It  has  survived  long  enough  for  the  copyright  to  cxpirc  and  thc  book  to  cntcr  thc  public  domain.  A  public  domain  book  is  one  that  was  never  subjcct 

to  copyright  or  whose  legał  copyright  term  has  expircd.  Whcthcr  a  book  is  in  thc  public  domain  may  vary  country  to  country.  Public  domain  books 

are  our  gateways  to  the  past,  representing  a  wealth  of  history,  cultuie  and  knowledge  that's  often  difficult  to  discovcr. 

Marks,  notations  and  other  maiginalia  present  in  the  original  volume  will  appear  in  this  file  -  a  reminder  of  this  book's  long  journcy  from  thc 

publishcr  to  a  library  and  finally  to  you. 

Usage  guidelines 

Google  is  proud  to  partner  with  libraries  to  digitize  public  domain  materials  and  make  them  widely  accessible.  Public  domain  books  belong  to  the 
public  and  we  are  merely  their  custodians.  Nevertheless,  this  work  is  expensive,  so  in  order  to  keep  providing  this  resource,  we  have  taken  steps  to 
prevent  abuse  by  commcrcial  partics,  including  placing  lechnical  rcstrictions  on  automated  querying. 
We  also  ask  that  you: 

+  Make  non-commercial  use  ofthefiles  We  designed  Google  Book  Search  for  use  by  individuals,  and  we  request  that  you  use  these  files  for 
person  al,  non-commercial  purposes. 

+  Refrainfinm  automated  ąuerying  Do  not  send  automated  querics  of  any  sort  to  Google's  system:  If  you  are  conducting  research  on  machinę 
translation,  optical  character  recognition  or  other  areas  where  access  to  a  laige  amount  of  text  is  helpful,  please  contact  us.  We  encourage  the 
use  of  public  domain  materials  for  these  purposes  and  may  be  able  to  help. 

+  Maintain  attributłonTht  Goog^s  "watermark"  you  see  on  each  file  is  essential  for  in  forming  peopleabout  thisproject  and  helping  them  lind 
additional  materials  through  Google  Book  Search.  Please  do  not  remove  it. 

+  Keep  it  legał  Whatever  your  use,  remember  that  you  are  responsible  for  ensuring  that  what  you  are  doing  is  legał.  Do  not  assume  that  just 
because  we  believe  a  book  is  in  the  public  domain  for  users  in  the  United  States,  that  the  work  is  also  in  the  public  domain  for  users  in  other 
countries.  Whether  a  book  is  still  in  copyright  varies  from  country  to  country,  and  we  can'l  offer  guidance  on  whether  any  specific  use  of 
any  specific  book  is  allowed.  Please  do  not  assume  that  a  book's  appearance  in  Google  Book  Search  means  it  can  be  used  in  any  manner 
anywhere  in  the  world.  Copyright  infringement  liabili^  can  be  quite  severe. 

About  Google  Book  Search 

Google's  mission  is  to  organize  the  world's  information  and  to  make  it  universally  accessible  and  useful.   Google  Book  Search  helps  rcaders 
discoYcr  the  world's  books  while  helping  authors  and  publishers  reach  new  audiences.  You  can  search  through  the  fuli  icxi  of  this  book  on  the  web 

at|http: //books.  google  .com/l 


Google 


Jest  to  cyfrowa  wersja  książki,  która  przez  pokolenia  przechowywana  była  na  bibliotecznydi  pólkach,  zanim  została  troskliwie  zeska^ 

nowana  przez  Google  w  ramach  projektu  światowej  bibhoteki  sieciowej. 

Prawa  autorskie  do  niej  zdążyły  już  wygasnąć  i  książka  stalą  się  częścią  powszechnego  dziedzictwa.  Książka  należąca  do  powszechnego 

dziedzictwa  to  książka  nigdy  nie  objęta  prawami  autorskimi  lub  do  której  prawa  te  wygasły.    Zaliczenie  książki  do  powszechnego 

dziedzictwa  zależy  od  kraju.    Książki  należące  do  powszechnego  dziedzictwa  to  nasze  wrota  do  przeszłości.    Stanowią  nieoceniony 

dorobek  historyczny  i  kulturowy  oraz  źródło  cennej  wiedzy. 

Uwagi,  notatki  i  inne  zapisy  na  marginesach,  obecne  w  oryginalnym  wolumenie,  znajdują  się  również  w  tym  pliku  -  przypominając 

długą  podróż  tej  książki  od  wydawcy  do  bibhoteki,  a  wreszcie  do  Ciebie. 

Zasady  uźytkowEinia 

Google  szczyci  się  współpracą  z  bibliotekami  w  ramach  projektu  digitalizacji  materiałów  będących  powszechnym  dziedzictwem  oraz  ich 
upubliczniania.  Książki  będące  takim  dziedzictwem  stanowią  własność  publiczną,  a  my  po  prostu  staramy  się  je  zachować  dla  przyszłych 
pokoleń.  Niemniej  jednak,  prEice  takie  są  kosztowne.  W  związku  z  tym,  aby  nadal  móc  dostEu^czać  te  materiały,  podjęliśmy  środki, 
takie  jak  np.  ograniczenia  techniczne  zapobiegające  automatyzacji  zapytań  po  to,  aby  zapobiegać  nadużyciom  ze  strony  podmiotów 
komercyjnych. 
Prosimy  również  o; 

•  Wykorzystywanie  tych  phków  jedynie  w  celach  niekomercyjnych 

Google  Book  Search  to  usługa  przeznaczona  dla  osób  prywatnych,  prosimy  o  korzystanie  z  tych  plików  jedynie  w  nickomcrcyjnycti 
celach  prywatnych. 

•  Nieautomatyzowanie  zapytań 

Prosimy  o  niewysylanie  zautomatyzowanych  zapytań  jakiegokolwiek  rodzaju  do  systemu  Google.  W  przypadku  prowadzenia 
badań  nad  tlumaczeniEimi  maszynowymi,  optycznym  rozpoznawaniem  znaków  łub  innymi  dziedzinami,  w  których  przydatny  jest 
dostęp  do  dużych  ilości  telfstu,  prosimy  o  kontakt  z  nami.  Zachęcamy  do  korzystania  z  materiałów  będących  powszechnym 
dziedzictwem  do  takich  celów.  Możemy  być  w  tym  pomocni. 

•  Zachowywanie  przypisań 

Znak  wodny"Googłe  w  łsażdym  pliku  jest  niezbędny  do  informowania  o  tym  projekcie  i  ułatwiania  znajdowania  dodatkowyeti 
materiałów  za  pośrednictwem  Google  Book  Search.  Prosimy  go  nie  usuwać. 


Hganie  prawa 

W  ItEiżdym  przypadku  użytkownik  ponosi  odpowiedzialność  za  zgodność  swoich  działań  z  prawem.  Nie  wolno  przyjmować,  że 
skoro  dana  łisiążka  została  uznana  za  część  powszecłmego  dziedzictwa  w  Stanach  Zjednoczonych,  to  dzieło  to  jest  w  ten  sam 
sposób  tralrtowane  w  innych  krajach.  Ochrona  praw  autorskich  do  danej  książki  zależy  od  przepisów  poszczególnych  lirajów,  a 
my  nie  możemy  ręczyć,  czy  dany  sposób  użytkowania  którejkolwiek  książki  jest  dozwolony.  Prosimy  nie  przyjmować,  że  dostępność 
jakiejkolwiek  książki  w  Google  Book  Search  oznacza,  że  można  jej  użj'wać  w  dowolny  sposób,  w  każdym  miejscu  świata.  Kary  za 
naruszenie  praw  autorskich  mogą  być  bardzo  dotkliwe. 

Informacje  o  usłudze  Google  Book  Search 

Misją  Google  jest  uporządkowanie  światowych  zasobów  informacji,  aby  stały  się  powszechnie  dostępne  i  użyteczne.  Google  Book 
Search  ułatwia  czytelnikom  znajdowanie  książek  z  całego  świata,  a  autorom  i  wydawcom  dotarcie  do  nowych  czytelników.  Cały  tekst 
tej  książki  można  przeszukiwać  w  Internecie  pod  adresem  [http :  //books .  google .  comT] 


HOOVER  INSTITUTION 
on  War,  Revolution,  and  Peace 


jH 


""■■■■"■ ■■""" """ ' ■ ■"""' ■ ^ ....■■f.lW^ 


TTTTTTTTTTTirrTTITTTTTTTTTTT 


i..,..iWimTiUiijin.iifi.iM;ii.iiiiMit'iłi 


WEWNĘTRZNE 

DZIEJE  POLSKI 

za  ^tardskipa  R-irsu^ta. 


^1'^, 

-r<  )\i   II. 


KIJAKÓW. 

L.  ZWOLIlłsKIbUO  I  S-K 


BfBLIOTPKA 


w  Waszyngtonie 


■  •••  • 


f .  • 


POLSKI 

za  Stanisława  Augfusta 

(1704^1704). 


BADANIA    HISTORYCZNE 

IB  stuowiska  I 


WYDANIE  Tiauais, 

podtoi;  piarvr8iega  wydaniii  Akni1>-mii  IJmisjqtiiolcl  w  Krukowie, 


f=S^^^"'  <^ 


KRAKÓW.  WARSZAWA. 

L.      ZWOLIŃSKIEGO    I    S-KI  TEODORA    PAPROrKrKIlO    I    «.Kt 

41.  Xowv.Ś»Ut  41. 

1807. 


JiosBaieiio  n^eusypoK). 
BapmaBa,  5  Aurycra  180G  ro^a. 


ROZDZIA-1^    IV_ 


Handel. 

32.  Co  się  działo  z  produkcyą  rolnictwa,  które  dozna- 
wało takiej  troskliwości,  takiej  czci  niemal  bałwochwalczej  u  na- 
rodu szlacheckiego? 

Po  zaspokojeniu  potrzeb  własnych  musiała  b\-ć  spienię- 
żoną albo  w  miastach  krajowych,  albo  za  granicą. 

Dawniej,  dopóki  wśród  narodu  polskiego  nic  wygrodziła 
się  szlachta  potężnymi  przj-wilejami,  dopóki  się  nie  zaślepiła 
swoją  idyllą  wieśniaczą,  życie  narodowe  rozwijało  się  wedle 
praw  natury  na  podohieiistwo  innj'ch  narodów.  W  Xl\'  wieku 
słynie  z  bogactw  kupiec  krakowski  Wierzynek;  w  XV  wieku 
Jan  Slepkogii  i  dwóch  innych  kupców  wyprawiają  z  Kra- 
kowa ładunek  wosku,  miedzi,  ołowiu,  wyrobów  lnianych 
i  wełnianych,  tudzież  skórek  \vęgierskich  a?;  do  Brugge  (r,  1402), 
kupiec  Morsztyn  handluje  na  własnych  olcrętach  z  Antwerpią 
i  Hiszpanią;  w  XV'I  wieku  Bonerowie  krakowscy  są  bankie- 
rami królów  i  administratorami  salin  wielickich,  a  nawet  arcy- 
biskup gnieźnieński,  Mikołaj  Kurowski  wj'syłał  (ł'102 — 1411) 
okręty,  naładowane  zbożem  i  mięsiwem  do  Flandrj'!, 

I  rząd  nie  jest  obojętnym  na  sprawy  handlowe.  Włady- 
sław Jagiełło  w  Nieszawie    1424,   a  Władysław    Warneńczyk 

Wawnttnna  dziajc  Polski  Korzona.  — T.  II.  I 


w  Brześciu  Kujawskim  1436,  zawierając  traktaty  z  zakonem 
Krzyżackim,  warują  dla  Polaków  wolność  żeglugi  „na  wła- 
snych, wielkich  lub  małych  okrętach"  za  morze.  *)  Kazimierz 
Jagielończyk  w  roku  1449,  zawierając  traktat  z  sułtanem  tu- 
reckim Muradem  II,  nie  przepomniał  też  o  handlu  czarno- 
morskim, z  portów  bowiem  Białogrodu  (Akermanu)  i  Kaczy- 
beju  szło  zboże  polskie  aż  na  wyspę  Cypr. 

Nie  jest  winą  rządu  polskiego  upadek  handlu  na  morzu 
Czarnem.  Po  zdobyciu  Konstantynopola  w  r.  1455  Wene- 
cya  i  Genua,  państwa  specj^alnie  handlowe,  nie  zdołały  obro- 
nić przed  strasznymi  Turkami  ani  swych  osad  czarnomorskich^ 
ani  swych  posiadłości  na  Archipelagu.  Zamknięcie  Bosforu 
i  Dardanelów,  barbarzyństwo  i  fanat>'zm  Osman  lisów  na  dłu- 
go zatamowały  wszelką  działalność  handlową  ludów  chrze- 
ściańskich,  zniszczyły  owoc  ich  dotychczasowej  prac\',  tchnę- 
ły martwotą  na  cały  obszar  w^ód  wschodnich.  Poddanie  się 
hordy  Krymskiej  sułtanom  było  klęską  ostateczną  dla  połu- 
dniowych granic  kształtującej  się  Rzpltej  Polskiej.  Odtąd  za- 
czynają się  harce  tatarskie,  wojny  tureckie,  które  zjednały 
szlachcie  polskiej  wielką  wobec  Europy  zasługę  i  sławę,  lecz 
nie  doprowadziły  do  zupełnego  i  korzystnego  tryumfu.  Wpraw- 
dzie Sobieski  zadał  cios  fatalny  i  stanowczy  potędze  Turcyi^ 
ale  szlachta  polska  traciła  już  z  oczu  posłannictwo  swoje 
i  wkrótce,  porzuciwszy^  szablę  rycerską  dla  lemiesza,  prze- 
istoczyła się  na  oligarchiczne  ziemiaństwo.  Podole  więc, 
Ukraina,  znaczna  część  Wołynia  nie  miały  żadnej  wielkiej 
drogi  handlowej  do  zbywania  nadmiaru  swojej  bogatej  pro- 
dukcyi  i  marnował}'  sw^ój  plon  rolniczy,  doznając  niedostatku 
pieniędzy    wśród  niezmiernej  obfitości  płodów  natury. 

Tem  większego  znaczenia  nabywał  dla  Polski  Bałtyk — 
jedyne  morze,  które  ją  mogło  łączyć  ze  światem  dalekim. 
Szczęściem    odzyskała    ona    właśnie  w  XV  wieku    część    Po- 


*)     „Et  trans  marc  in  navibus  magnis  sive  parvis  (Vol.  Leg.  I,    fol. 

87);  in  navibus    propriis  navigare    ultra  marę a  fLiiithomczoI...  sint  libcri 

(VoI.  Leg.  I,  fol.   134). 


3 

m^^rza,  przez  Krzyżaków  niegdyś  zabraną,  i  wcieliła  do 
Kzpltej  tak  zwane  Prusy  Królewskie  z  obu  ujściami  Wisły 
<  l-W^O).  Była  to  najchlubniejsza,  bodaj  nicpraktykowana  dotąd 
w  historyi  aneksya,  bo  na  dobrowolne  żądanie  i  przeważnie  za- 
sobami miast  zniemczonych  dokonana.  Ogromne  ofiary  pono- 
sił Gdańsk,  gdy  utrzymywał  po  15,000  zaciężnego  żołnierza 
i  wydał  na  13-letnią  wojnę  700.000  marek  srebra,  ale  też 
kosztowne  otrz\'mał  od  Kazimierza  Jagielończyka  przywileje 
pod  d.  6  marca  1454  r.  (P  r  i  v  i  I  e  g  i  u  m  C  a  s  i  m  i  r  i  a  n  u  m): 
nie  tylko  najszerszą  autonomię  wewnętrzną,  nie  tylko  sza- 
cowne swobody  łiandlowe,  ale  też  prawo  utrzymywania  for- 
tecy, prawo  zamykania  i  otwierania  portu  wiślanego  (nie  mor- 
skiego), prawo  zawierania  przymierzy  z  państwami  obcemi, 
przyjmowania  i  wyprawiania  poselstw  etc.  Ze  stanowiska  dzi- 
siejszycli  zasad  polityki  i  prawa  państwowego  dziwnie  wy- 
gląda przywilej  taki,  tworzący  przy  ujściu  głównej  rzeki  ko- 
ronnej rzeczpospolitą  kupiecką  zbrojną  i  prawic  niezawisłą. 
Tymczasem  szlacłicic  pruski  z  XVII  wieku  zapewnia,  że  nigdy 
przodkowie  nie  ut\'skiwali  na  przywilej  Kazimierzowy:  „chyba 
że  prostacy  byli  wielcy,  którzyby  nie  wiedzieli,  co  się  w  świe- 
cie dzieje,  to  zaś  nie  tylko  mówić,  ale  i  pomyśleć  i  g  n  o  m  i- 
niosum  et  probrosum  ł?y  było**.  *)  1  my  też  nie 
śmiemy  nic  złego  mówić,  ani  pomyśleć  o  akcie,  którj-  zjcelnał 
Polsce  miasta  niemieckie  i  całą  nader  szacowną  prowincyę, 
który  przez  lat  340  był  święcie  dochowany  i  uszanowany 
przez  wszystkich  królów  i  przez  wszystkie  sejmy  polskie,  za 
który  Odańszczanie  wypłacali  się  wiernością  Kzeczypospolilej 
w  dobrej  i  zlej  doli  aż  do  ostatnich  rozbiorów,  l^rawda.  że 
ciągnęli    wielkie    zyski  z  Polski,  ale  dlaczegóżby  mieli  szukać 


*)  List  szlachcica  pruskiego  do  obywatela  Wielkiepjł)  Xicst\va 
Litewskiego  dany  (druk  bez  daty,  lecz,  wnio.skujj^c  z  treści,  okoli>  r.  lóło 
wydany)  karta  B,  strona  odwrotna.  Odzywały  się  czasem  różne  skurgi  na 
(Gdańszczan,  zbijano  ju  np.  w  broszurze;  « Myśli  rzetelne  nad  narzekaniem 
Polaków,  tyczącym  się  mniemanego  „monopoliuni"*,  czyli  sainokiipstwa  ni. 
Gdańska,  z  niemieckiego  przetłumaczone   1774.** 


strat,  trudniąc    się    handlem!     Korzystną  była  dla  nich  opieka 
polska,  np.  w  r.   1596,  gdy  Elżbieta,  królowa   angielska,  wy- 
pędzając osadę   Hanzeatycką  z  państwa   swojego,  jedyny  wy- 
jątek zrobiła  dla  poddanych  króla  polskiego:  ale  wszelkie  zjedno- 
czenie trwałe  polega  właśnie  na  spólności  i  zgodności  interesów. 
„Więc   jeśli    się    dobrze  z  nas    mają    Gdańszczanie  i  że  per 
commercia    nasze    (handel  z  nami)    bogacieją.  toćby  wy- 
rodnymi byli  błaznami,    żeby   mieli  o  odmianie  w  Pana  prze- 
myśliwać"  —  mówi  powołany  tenże  szlachcic  pruski.     I  mówi 
prawdę,  bo  w  istocie  nigdy,  o  ile  nam  wiadomo,  Gdańsk  nie 
okazał    dążności  separatystycznych,    nigdj''  się  nie    chciał    od 
Polski  oderwać.  Nie  tu  jest  miejsce  roztrząsać  w  szczegółach: 
czy    szkodliwem  i  o  ile  szkodliwem  dla  Polski  było  zagarnię- 
cie przez  Gdańszczan  całego    niemal    spławu  wiślanego?     Nie 
śmiemy    podnieść    najważniejszego  przeciwko  nim  zarzutu,  że 
przeszkadzali    tworzeniu    się    floty    królewskiej    za    Zygmunta 
Augusta  i  Władysława  1\',  bo  nie  jesteśmy  przekonani  o  dba- 
łości i  wytrwałości   rządu   polskiego  w  sprawie,  która  wyma- 
gała   rozwinięcia    znacznej    energii,  a  miała    przeciwko    sobie 
Duńczyków  i  Szwedów.  Nie  śmiemy  też  oskarżać  Gdańszczan 
o  politykę  egoistyczną  handlarską,  bo  najprzód  jest  ona  w  ich 
położeniu  naturalną,  a  potem    była  może  konieczną,  żeby  nie 
dopuścić    do    takiego    upadku,    do   jakiego    doszły  za  sprawą 
szlachty    wszystkie    inne    miasta    Polski    w    czasie    bezrządu. 
Wierzymy  nadto,  że  szlachta  w  wybornych  zostawała  z  kup- 
cami   gdańskimi    stosunkach,  że  łakomą    była    na    ich    hojny 
kredyt,    że    „tak    koronni   jako  i  litewscy    obywatele    zwykli 
upatrować  rzeki,  któremiby,    choć    też  i  okrążyć,  do  Gdańska 
popłynąć  mogli,  a  Królewiec  i  Rygę  mijają  zdaleka  —  toż  się 
dzieje  lądem". 

Dla  Żmudzi  i  Inflant  Ryga  musiała  być  portem  głównym 
i  jedynym  z  warunków  położenia  geograficznego,  ale  mie- 
szkańcy nadniemeńscy  nie  koniecznie  potrzebowali  Królewca, 
kupcy  bowiem  zagraniczni  utrzymywali  swoje  kantory  w  głębi 
Litwy,  np.  w  Kownie,  Wiłkomierzu,  a  nawet  w  starostwie 
Polągowskiem,  gdzie  przy  niewielkim  porcie,  przy  rzece  Świę- 


o 


tej  (tak)  znajdowało  się  miasteczko,  przez  kilkanaście  familij 
angielskich  osiadłe  (zapewne  Połąga). 

Stosunki  z  Węgrami,  miastami  wewnętrznemi  Rzeszy 
Niemieckiej  i  Moskwą  odbywały  się  za  pośrednictwem  dróg 
lądow}-chi,  zawsze  trudniejszycli  do  przebycia  i  kosztowniej- 
szych niż  wodne.  Są  to  pomniejsze,  niby  uboczne  strumie- 
nie bogactwa  narodowego;  glównem  jego  korytem  zawsze 
była  Wisła,  a  głównym  zbiornikiem  i  regulatorem  od  XV  wie- 
ku Gdańsk.  Na  cyfrach  też  jego  przywozu  najlepiej  odbija 
się  wzrost  i  upadek  zamożności  w  Polsce. 

W  pierwszej  połowie  XVI  wieku  podobno  z  Korony  do 
Gdańska  ^nie  przychodziło  nad  10,(X)0  łasztów  zboża  i  dla- 
tego też  pełno  wtenczas  w  Polsce  bywało  pustyń;"  w  sto  lat 
później,  w  pierwszej  polowie  XVII  wieku,  zwykły  spław  wy- 
nosił około  1(X).(XX)  łasztów,  tak,  że  „teraz  ma  nie  jeden 
r)0.(XX)  złt.  intraty  z  tej  majętności,  z  której  przodkowie  jego 
i  5.000  złt.  nie  miewali."  Maximum  wywozu  zbożowego 
z  Gdańska,  128.790  laszt<iw,  dosięgła  dawna  Rzeczpospolita 
w  ostatnim  roku  swej  wielkości,  w  pamiętnym  1648 "").  We 
trzydzieści  parę  lat  później  pewien  senator  **)  wspominał 
o  t\'ch  czasach  już  z  żalem:  „Niech  sobie  przypomną  ci, 
którzy  pamiętają  tempora  Władysława  IV.,.  jaka  była  w  Pol- 
sce affluentia  rerum  (oblitość  wszelkich  rzeczy).  Pachoł- 
C3'  w  karmazynowych  staroświeckich  deliach,  w  żupanach 
atłasowych  żółtych,  woźnice  w  takichże  barwach  chodzili; 
karety  aksamitem  niestrzyżonym  miasto  skóry  po  wierzchu, 
a  wewnątrz  białym  tureckim  złotogłowiem  obijano;  assysten- 
cye  pańskie,  o  Boże  mój,  jakie  gromadne  l?ywałyl  Kiedy 
kurfirst  brandeburski  teraźniejszy  (^wielki")  oddawał  in  per- 
sona   hommagium precz    za    cekauzem,    począwszy  aż 


*)  List  szlachcica  pruskiego  do  obywatela  W.  Xicst\va  Litew- 
skiego karta  C,  (strona  odwrotna)  i  D;  tablica  wyw«zii  (Jdańskiej;o,  przez 
Wasilewskiego  w  artykule  ., Gdańsk"  (Niwa  1876,  zeszyt  43,  sir.  492). 

••)  Krzysztof  G  r  z  v  m  u  1 1  o  w  s  k  i :  Listv  i  .Mowv  wydał  A.  J  a- 
błonowski    (w  Źródłach  Dziejowych,    tom  1,  Warszawą   1876,    str.   113). 


do  Ujazdowa  całe  pola  okryły  assystencye  pańskie.     Wszyst- 
ko   defloruit    (przekwitło). 

Nie  tylko  u  szlachty,  ale  i  w  klasie  mieszczan  objawia- 
ła się  podobna  zamożność.  Starowolski  powiada,  że  około 
r.  1600  mieszczanin  dawał  posagu  za  córką  100.000  zlt, 
(około  3  milionów  na  dzisiejszą  monetę),  gdy  dawniej  sena- 
tor mógł  się  zdobyć  tylko  na  100  grzywien.  Konstytucye 
1613,  1620,  1629,  1655,  jeszcze  nawet  16S3,  przepisując 
prawa  oszczędnicze  (lex  sumptuaria),  zabraniają  pod  ka- 
rami pieniężnemi  mieszczanom  używania  szat  jedwabnycli 
i  poszewek,  futer  kosztownycli  (okrom  lisich  i  innych  po- 
dlejszych), soboli,  rysiów,  marmurków,  pupków,  safianu,  je- 
dwabnych pasów,  klejnotów  —  więc  to  wszystko  było  przez 
mieszczan  używane;  w  stanie  miejskim  zaś  naturalnie  znajdo- 
wali się  kupcy. 

Volumina  Legum  w  XVI  wieku  wspominają  nie  je- 
dnokrotnie o  kupcach  cudzoziemcach:  „Włochach,  Anglikach, 
Szotach."  Wielu  Anglików  osiedliło  się  na  zawsze  w  Pru- 
sach królewskich,  a  najwięcej  w  Poznaniu. 

I  to  wszystko  „defloruit"  —  przekwitło,  zmarniało! 
Dla  czego? 

Już  na  schyłku  XV  wieku  wywiązała  się  walka  pomię- 
dzy mieszczanami  i  szlachtą.  Mieszczanie  podobno  usuwali 
się  od  służby  wojskowej,  od  dostawy  wozów  na  wojnę,  opa- 
trywania własnych  murów,  baszt  i  „armaty",  a  tymczasem 
nabywali  dobra  ziemskie,  które  przedewszystkiem  obciążone 
był}''  obowiązkiem  służby  r^^erskiej,  nadto  nie  pozwalali 
szlachcie  osiedlać  się  w  miastach.  Szlachta  znów  wymyśla 
wciąż  nowe  zamachy  na  zyski  handlowe  kupców,  pragnie 
kupować  wszelkie  towary  po  najniższej  cenie,  a  tę  cenę  wy- 
musić usiłuje  mocą  polityczną  i  ustawą  prawodawczą. 

Pierwszym,  wielce  oryginalnym,  bodaj  jedynym  w  Eu- 
ropie wynalazkiem  był  przywilej  zdobyty  jeszcze  na  Jagiello- 
nach przez  szlachtę  polską,  że  wszelkie  produkta  —  zboże, 
konie,  woł}'  etc,  z  własnego  gospodarstwa  za  granicę  w\'- 
prowadzane,  oraz  wszelkie  towary  zagraniczne,   do  własnego 


użytku  szlachcicowi  potrzebne,  są  wolne  od  ceł.  Początkiem 
tego  dziwnego  przywileju  była  ustawa  Olbracłitowa  z  r.  1496, 
zwalniająca  „poddanj^łi  króla  wszelkiego  stanu..., 
kmieci,  a  szczególnie  szlacłitę,  przychodzącycłi  na  targi  dla 
prywatnycłi,  nie  zaś  kupieckicli  interesów,  od  ceł  i  myt  tar- 
gow}xh  nowych  i  nieuświęconych  zwyczajem."  W  tej  po- 
staci ustawa  miała  jeszcze  charakter  daru  pieniężnego  od 
króla  poddanym  wszystkich  stanów  z  wyjątkiem  kupców 
z  profesyi.  Ale  już  od  1505  r.,  podczas  nieobecności  w  Ko- 
ronie króla  Aleksandra,  możno władzcy  (statuta  procerum) 
uchwalili  wyraźnie,  że  cła  są  nałożone  t^^lko  na  handlujących, 
że  do  zwolnienia  towarów  od  opłaty  wystarcza  przysięga 
o  przeznaczeniu  ich  na  własną  potrzebę,  a  Zygmunt  Stary 
w  pierwszym  swoim  statucie  (1507  r.)  musiał  tę  zasadę  za- 
twierdzić i  znacznemi  karami  pieniężnemi  swoich  celników 
i  starostów  odstraszyć  od  naruszenia  jej  względem  —  szla- 
chty i  duchowieństwa.  *) 

Zdaje  się,  źe  od  tej  już  chwili  wolność  od  ceł  staje  się 
prz^^Yilejem  samej  lylko  szlacht}'  (oraz  duchowieństwa).  Unia 
Lubelska  (1569)  przywilej  ten  zatwierdziła**),  a  praktyka  da- 
ła mu  najrozleglejsze  zastosowanie  i  rozciągnęła  na  handel 
zagraniczny. 

Właściciel  transportu  sam,  albo  jego  pełnomocnik  — 
oficyalista,  szyper  —  składał  na  komorze  przysięgę,  iż  towar 
do  szlachcica  należy,  do  domowego  jest  przeznaczony  użytku, 
lub  z  własnego  pochodzi  gospodarstwa,  a  poborca  już  nie 
mógł  żadnego  cła  żądać  pod  zagrożeniem  kary  surowej. 

Cieszył  się  tedy  szlachcic,  że  za  swój  produkt  bierze 
cenę  możliwie  najwyższą,  a  za  obcy  płaci  możliwie  najniższą. 
Ale  jakże  mógł  prowadzić  interesa  swoje  kupiec,  jeśli  towar 
zagraniczny  do  rąk  jego  przychodził  w  cenie  wyższej,  niż  ta, 
za  jaką  dostawał  się  głównemu  i  najzamożniejszemu  konsu- 
mentowi? albo  jeśli  towar  krajowy,  przez  kupca   prowadzony, 


*)     Vol.  Leg.  I,  fol.  269,  298,  360. 
**)     Vol.  Leg.  II,  fol.  772. 


8 

musiał  ukazywać  się  na  targowisku  zagranicznem  obciążony 
cłem  wywozowem  (bo  i  takie  pobieranem  było),  gdy  tym- 
czasem konkurujący  szlaclicic  przy  niższej  cenie  mógł  wię- 
ksze zyski  osiągnąć.  Pozostawała  więc  kupcowi  klientela 
t^łko  w  niższ3'chi  i  coraz  bardziej  ubożejącycłi  klasacli  ludno- 
ści, albo  też  droga  nadużyć,  oszukiwanie  skarbu  w  zmowie 
z  przekupionym  szlacłicicem,  najczęściej  „chud^-m  pacłioł- 
kiem",  który  użyczał  swej  krzywoprzysiężnej  deklaracyi  ku- 
pcowi. Tym  ostatnim  sposobem  umieli  często  posługiwać  się 
żydzi.  *) 

Jakkolwiek  niesprawiedliw^^m  i  nierozumnym  ze  stano- 
wiska ekonomicznego,  a  nawet  państwowego,  był  ten  przy- 
wilej, szkoda  jednak  przezeń  kupcom  wyrządzona  nie  była 
tak  wielką  w  rzeczywistości,  jakby  się  na  pierwszy  rzut  oka 
zdawało.  Cła  bowiem  polskie,  tak  przj^wozowe,  jak  wywo- 
zowe, nie  miały  charakteru  ani  protekcyjnego,  ani  zakazowe- 
go; były  jednem  ze  źródeł  docłiodu  królewskiego,  nie  prze- 
nosiły zdaje  się  nigdy  3*^/0  od  ceny  towaru  i  mogą  być  po- 
równane do  dzisiejsz3'ch  konsensów,  opłat  patentowych  lub 
gildyjnych,  którym  dziś  podlegają  sami  kupcy,  a  które  nigdy 
w  Polsce  nie  istniały.  Znajomość  fachu,  rozleglejsze  stosunki 
handlowe,  dogodności  z  kredytu  mogl3'by  zrównoważyć  te 
korzyści,  jakie  szlachcic,  handlu  nieświadomy,  rolą  i  woja- 
czką zajęty,  ciągnął  ze  swego  przj-wileju.  Możeby  więc  stan 
kupiecki  zdołał  wytrzymać  tę  jedne  niesprawiedliwość,  gdyby 
szlachta  uspokoiła  się  w  nienawistnych  dla  niego  uczuciach. 
Lecz  walka  nie  ustawała,  zawziętość  szlachty  przeciwko  kupcom 
wzmagała  się. 


*)  Od  op>iacania  cła  na  komorach  szlachta  wolną  była;  pod  tym 
pretekstem  Żydzi  i  kupcy  znajdowali  szlachtę  ktc)rz3'  dla  nich  pod  s wojem 
imieniem  i  swcmi  brykami  zakupione  na  jarmarkach  lipskich,  frankfurtskich 
i  t.  d.  towary  do  swych  domów  sprowadzali  i  kupcom  podług  ausztuków 
(Auszug)  na  jarmarkach  im  danych  dzielili,  a  woły,  konie  i  inne  produkta 
krajowe  opłacie  cła  uległe,  szlachta  z  wojskowymi  pod  swcm  imieniem 
przeprowadzali,  biorąc  opłatę  od  kupców  mniejszą,  niż  cło  wynosiło."  Mo- 
szczeński:    Pamiętniki  wydanie  2-gie,   1863  Żupańskiego,  str.  27, 


Dwaj  Zygmuntowie  miarkowali  tę  zawziętość  i  starali  się 
utrzymN^wać  nienaruszonemi  prawa  stanu  miejskiego.  Zygmunt 
August  każe  wojewodom  czynić  „cenę  kupiom",  ale  nie  ina- 
czej jak  na  ratuszu  miejskim  „wezwawszy  ku  temu  radziec 
ławników  i  starszych  rzemiosł...  kromia  zboża,  którekolwiek 
na  targ  przez  kmiotki  i  inne  poddane  bywają  wożone"  *). 
Gdy  zaś  nastały  rządy  królów,  naprawdę  obieralnych,  i  coraz 
bardziej  w  swej  władzy  ograniczanych,  wtedy  szlachta,  zdo- 
bywszy przemożne  znaczenie  w  Rzpltej,  pokonała  mieszczan 
i  wywarła  na  nich  swą  grzeszną  nienawiść.  Już  z  czasów 
pierwszego  bezkrólewia  czytał  Sztaszic  kilka  listów  do  Jana 
Zamoyskiego  „od  różnych  cudzoziemskich,  osobliwie  od  an- 
gielskich kupców,  z  których  jedni  w  Polsce  sadowili  się,  dru- 
dzy po  naszych  miastach  wielkie  składy  miewali.  Ci  pod- 
czas bezkrólew'ia  od  szlachty  skrzywdzeni,  pobici  i  na  pu- 
blicznej drodze  złupieni  będąc,  a  przez  lat  20  w  sądzie  spra- 
wiedliwości doprosić  się  nie  mogąc,  wzywali  pomocy  spra- 
wiedliwego kanclerza"  **).  Na  każdym  niemal  sejmie,  w  ka- 
żdej niemal  konstytucyi  znajdujemy  narzekania,  że  ludzie  ku- 
pieccy kraj  zubożyli  (!),  oraz  ciągłe  domagania  się,  aby  sta- 
nowione był}''  „praecia  rerum",  t.  j.  taksa  na  wszelkie 
towary.  Toć  jeszcze  w  r.  1565  wydaną  była  konstytucya, 
zakazująca  „kupcom  naszym  koronnym  stanu  wszelkiego  wy- 
wożenia za  granicę  wszelkich  towarów  małych  i  wielkich. 
Sejm  1620  r.  wyznaczał  taksę  na  różne  towary  bardzo  nizką, 
niedorównywającą  kosztom  kupna  i  transportu  z  zagranic}', 
szególnie  na  Litwie.  Mieszczanie  wileńscy,  wysyłając  po- 
selstwo swoje  do  senatorów  w  1611  r.,  tłómaczyli  w  instruk- 
cyi  niemożliwość  wykonania  tej  taksy  bez  ostatecznej  ruiny 
miast  i  handlów:  „Musieliby  ludzie  w  polach  sposobem  ta- 
tarskim żyć,  abo  jako  oni  Hunnowie,  Goci,  Wandalowie  i  in- 
sze różne  nacye  różnych  państw  sobie  szukać,  abo  i  z  dziećmi 


♦)     Vol.  Leg.  II,  fol.  688,  str.  50. 

••)     Staszic:    Uwagi  nad  życiem  J.  Zamoyskiego,  str.  04. 


10 

w  kozactwo  iść".  Dowodzili  też  na  różne  sposoby,  że  „dro- 
gość  rzeczy  nie  dzieje  się  przez  kupce"  *).  Najoryginalniej- 
szą pod  tym  względem  jest  konstytucya  r.  1643,  mocą  któ- 
rej komisya,  odprawiona  w  Warszawie  d.  27  maja  t.  r.,  po- 
stanowiła co  do  towarów  zagranicznj^h,  „aby  każdy  kupiec, 
szynkarz  i  kramarz,  tak  advena,  jako  i  n  cola,  tak  chrze- 
ścianin,  jako  infidelis,  jakimkolwiek  towarem  handlujący 
w  miastach  J.  K.  Mci  i  Rzpltej,  wobec  urzędu  grodzkiego 
i  miejskiego  oddał  juramentum,  a  żydzi  przed  urzędem 
wojewódzkim,  że  towar  swój  tak  będzie  przedawał,  jakoby 
po  strąceniu  wszelkich  kosztów  nie  brał  więcej  zysku,  jeno, 
jeżeli  krajowiec,  7;  jeżeli  przyb^-sz,  5;  jeżeli  niewierny,  3  od 
sta.  Co  się  ma  rozumieć,  ab}''  już  z  tej  kwarty  zysku  w>'- 
chowanie  wszystko  swoje,  familii  swojej  i  płacą  opatrował, 
i  że  cła  J.  K.  Mci  Rzpltej  spawiedliwie  oddawać  będzie"  **), 
Widziano  w  tej  konstytucyi  zapewne  mądrość  niepospolitą, 
gdyż  kazano  ją  „we  wszystkich  punktach  obserwować"  w  ro- 
ku 1661,  a  na  Litwie  reasumowano  wszystkie  ustawy  tak- 
sowe XVII  wieku  w  1676  roku;  nie  pomyślano  tylko  o  tem, 
czy  kto  zechce  płacić  7^0  krajowcpwi,  jeżeli  będzie  mógł  kupić 
za  3^/o  u  niewiernego? 

W  taki  to  sposób  radzono  o  fakcie  olbrzymim,  powsze- 
chnym, nieprzepartym,  w  połowie  bowiem  XVn  wieku  obja- 
wiło się  podwyższenie  cen  we  wszystkich  krajach  europejskich 
skutkiem  nadzwyczajnego  zwiększenia  się  ilości  srebra,  które 
co  dwa  lata  przywożonem  było  z  Ameryki  na  „srebrnych 
flotach"  hiszpańskich.  Nie  robim}'  ztąd  jeszcze  zarzutu 
szlachcie  owoczesnej,  ponieważ  wiedza  ekonomiczna  i  finan- 
sowa była  we  wszystkich  krajach  nader  ubogą,  a  z  w^^jąt- 
kiem  specyalnie  handlowych  miast  i  państewek  kupcy  nie 
doznawali    nigdzie    sympatyi  i  opieki    tak   u    rządów,   jakoteż 


*)  Protest  kupców  wileńskich  z  1621  r.,  wyd.  Ant.  Prochaska 
w  Kwartalniku  Hist.   1893  r.,  tom  VII,  str.  442. 

**)  Vol.  Leg.  IV,  fol.  75,  str.  39,  tit.  Komisya  „de  pretiis  rerum 
et  inductis." 


u 

u  szlachty.  Zaznaczamy  tylko,  że  szlachta  polska  nie  posia- 
dała nietylko  uzdolnienia,  ale  nawet  instynktów  potrzebnych 
do  kierowania  handlem. 

Skargę  przeciwko  niej  wynosimy  przed  trybunał  historyi 
dopiero  od  drugiej  polowy  XVII  wieku,  kiedy  wszędzie  obja- 
wiła się  widocznie  troskliwość  rządów  o  handel,  kiedy  wszyscy 
monarchowie  zaczęli  studyować  i  badać  stosunki  handlowe 
w  swoich  krajach.  Nie  mówimy  o  Anglii  i  Holandyi,  ale 
przytoczyć  winniśmy  wybornego  szlachcica  Ludwika  XIV, 
który  co  dwa  tygodnie  prezydował  w  conseil  de  Commerce, 
założonem  w  r.  1662,  Leopolda  I,  cesarza,  który  pomimo 
ciężkich  wojen  z  Turkami,  założył  C  o  m  m  e  r  z-C  o  1 1  e  g  i  u  m 
w  Wiedniu,  „wielkiego  kurfirsta"  brandeburskiego,  który  za- 
kładał kompanią  Afrykańską  i  urządzał  kolonie  aż  w  odno- 
dze Gwinejskiej  na  Brzegu  Złotym,  królów  duńskich,  szwedz- 
kich, nareszcie  carów  Moskwy,  którzy  uważali  się  za  pierw- 
szych kupców  swojego  państwa,  zasięgali  rady  swoich  „gości" 
i  powierzali  im  znaczną  władzę  w  zakresie  policyi  handlowej, 
poboru  ceł  i  t.  p.  Piotr  zaś  Wielki  wśród  licznych  swoich 
starań  o  rozszerzenie  i  spotęgowanie  stosunków  handlowych 
założył  też  kolegium  handlu  w  r.   1715  *). 

Od  kogóż  się  informował  w  tej  epoce  rząd  i  sejm  polski 
o  potrzebach  i  warunkach  handlu?  Pomimo  czynionych  do- 
t>'chczas  poszukiwań — nie  wiem.  Przedmiot  taki  najbliżej  po- 
winien był  obchodzić  zarządy  skarbu,  ale  przeglądając  spis 
podskarbich  wielkich,  tak  koronnych,  jak  W.  X.  Lit.  nie  na- 
potkaliśmy żadnego  nazwiska,  któreb}''  przywiodło  nam  na 
pamięć  czy  teoryę  ekonomiczną,  czy  reformę  handlową  i  fi- 
nansową. Niech  mi  więc  przebaczą  ich  cienie,  jeżeli  niesłusz- 
nie powiem,  że  postępowego  rozwoju  stosunków  ekonomicz- 
nych Europy  nie  znali  i  nie  rozumieli.  A  tymczasem  od 
połowy  XVII  wieku  dokonywał  się  przewrót   ogromnej  donio- 


*)     Yoltaire:     Siecle  de  Louis  XIV;     Beer,    Droysen,    Storch, 
Kostomarow   (IIcTopia  roproiuiH  Mock.  focja.  b-b  XVI  ii  XVII  b.). 


12 

niosłości — wytwarzało  się  gospodarstwo  pieniężne,  kredyt,  po- 
lityka handlowa,  działali  Colbert  we  Francyi  i  Mantague  w  An- 
glii, pisali  merkantyliści  i  kameraliści. 

Znaleźliśmy  wprawdzie  w  nocie  rękopiśmiennej  p.  t.: 
„Przedmiot,  łiandlu  dotyczący,  od  1  stycznia  1717  r.  w  wy- 
konanie mający  być  wprowadzonym"  zasadę,  niby  merkan- 
tylną: „W.  podskarbi  przestrzegać  powinien...  żeby  pieniądze 
za  granicę  nie  wychodziły",  ale  podany  na  to  sposób  zadzi- 
wia naiwnością:  „żeby  ci  kupcy,  którzy  swoje  towary  lub 
woły  w  Gdańsku,  albo  w  inszych  miastach  koronnych  prze- 
dają,  obligowani  byli  za  te  pieniądze  insze  towary,  które  się 
w  Polsce  nie  znajdują,  kupować";  przytem  niema  żadnej 
wskazówki,  co  czynić  trzeba,  jeśli  kupiec  zagraniczny  takiej 
„obligacyi"  nie  słucha.  Zresztą  czytamy  tylko  o  cłach,  my- 
tach, sposobach  ukrócenia  przemytnictwa,  nadużyciach  zno- 
szonych, a  wciąż  odnawiających  się,  przepisy  fiskalne  i  usi- 
łowania ku  zabezpieczeniu  dróg  od  „ludzi",  albo  „kup"  swa- 
wolnych. 

Nareszcie  zadano  jeszcze  jeden  cios  stanowi  kupieckie- 
mu— zohydzono  go  wobec  kraju  i  prawodawstwa.  Z  grzeszną 
lekkomyślnością  i  pychą  sejm  r.  1633  uchwalił,  że  „każdy 
szlachcic  szlachectwo  traci,  jeśli,  będąc  w  mieście  osiadły, 
handlami  i  szynkami  się  bawi  miejskiemi  i  magistratus 
miejskie  odprawuje;  i  potomstwo  jego,  podtenczas  spłodzone, 
i  on  sam  dóbr  ziemskich  nie  może  nabywać"  *).  Pogarda 
dla  kupców  weszła  w  obyczaje;  urobiło  się  przysłowie  o  mie- 
rzeniu łokciem  i  kwartą. 

Objawy  takie  starczą  nam  za  dowód  dostateczny,  że  ani 
podskarbiowie,  ani  senat,  ani  sejmująca  szlachta  nie  rozu- 
miała dokonywanych  w  końcu  XVII  wieku  wielkich  prac  eko- 
nomicznj^ch;  handlowych  i  finansowych  na  Zachodzie.  A  wła- 
śnie t^^lko  rząd  troskliwy  i  światły  mógłby  podźwignąć  do- 
tkniętą   śmiertelnymi    ciosami    zamożność   krajową.     Nadeszły 


')     Vol.  Leg.  III,  fol.  806. 


13 

bowiem  nieszczęścia  Jana  Kazimierza,  potem  wielka  wojna 
północna,  spustoszenia  wojsk  nieprzyjacielskich  i  kilkakrotnie 
pojawiająca  się  zaraza  morowa  (1655,  1709,  1711),  która  za- 
brała przynajmniej  połowę  ludności  miejskiej.  Wszystkie  miasta, 
nie  wyjmując  Krakowa,  Wilna,  Warszawy,  Lwowa  leżały 
w  gruzacłi,  fabryki,  kopalnie,  rzemiosła  upadły,  niektóre  zni- 
kły do  szczętu:  łiandel  też  stanąć  i  zamrzeć  musiał.  Zwy- 
cięztwo,  odniesione  w  X\1I  wieku  przez  szlaclitę  nad  słabszym 
przeciwnikiem,  było  iście  tragiczne.  Gdy  burze  minęły,  nie 
było  już  Szotów,  ani  Anglików  po  miastacłi  polskicłi,  nie  było 
Polaków,  coby  liandel  wywozowy  na  większą  skalę  prowa- 
dzili. Pozostało  tylko  kramarstwo,  drobne  kupieckie  lacyendy, 
i  to  w  rękacłi  Żydów.  „W  miastach  znajdziemyż,  choć  kilka 
polskich  kupieckich  domów,  sławnych  dawnym,  wielkim  i  ob- 
szernym handlem?  Z  pomiędzy  nawet  kupców  znajdująż  się 
tacy,  którzyby  zgromadzeniem  i  w3^prowadzaniem  krajowych 
za  granicę  produktów  bawili  się?  Jakby  dawno  słabe,  alić 
przecie  jako  tako  kraj  zasilające  ustały  kanały,  któremi  złoto 
z  zagranicy  wpływa,  gdyby  zbóż,  wołów,  koni,  wieprzów, 
drzewa  i  potażów  sama  za  granicę  nie  w^^prowadzala  szlachta, 
a  skór,  wosków  i  gorzałek  Żydzi!  Cały  sposób  przemysłu 
miejskiego  jest:  gorzałkę,  piwo  robić  i  szynkować,  a  innym 
do  wypróżnienia  beczek  swych  wiernie  dopomagać,  co  nie 
potrzebuje  owej  ustawicznej  pilności  kalkulowania  i  w  pracy 
stateczności,  jak  handel"  *). 

Jalcież  zyski  osiągnął  szlachcic  zwycięzki?  Oto,  główny 
przedmiot  handlu  na  jedynem  już  targowisku,  w  Gdańsku, 
ukazuje  się  za  czasów  Saskich  w  cyfrze  3492  łasztów  w  roku 
1715,  a  nawet  2392  łasztów  w  r.  1737,  najwyższa  zaś  cyfra 


*)  Pam.  Hist.  Po  lit.  1783,  str.  596.  W  roku  1740  X.  Wład. 
Łubieński  w  dziele:  „Świat  we  wszystkich  częściach  większych  i  mniej- 
szych, to  jest  Europie,  Azyi,  Afryce  i  Ameryce,"  II,  378,  pisze:  „Polska 
przytem  nie  jest  bogata  w  kupców  własnego  narodu,  ale  najwięcej  Niem- 
ców, Ormianów  i  Żydów,  którymi  ledwie  nie  wszystkie  miasta  w  Polsce 
napełnione  prócz  duchownych  i  niektórych  królewskich. 


14 

wywozu  z  tej  epoki  dosięga  54.175  łasztów  (w  r.  1724), 
a  więc  ani  połowy  najwyższych  cyfr  z  wieku  XVII! 

33.  Żeby  się  handel  mógł  podźwignąć  z  tak  rozpaczli- 
wego stanu,  trzeba  było  nasamprzód  przekształcić,  albo  raczej 
uksztalcić  pojęcia  szlacht}',  wypełnić  jej  fatalne  uprzedzenia, 
oświecić  umysły  zaśniedziałe,  zasklepione  szkaradnym  syste- 
mem wychowania  jezuickiego.  Obaczmyź,  o  ile  zadanie  to 
rozwiązały  literatura  i  szkoła  zreformowana  po  zniesieniu  To- 
warzystwa Jezusowego. 

Pierwszy  poważny  i  dobrze  obmyślany  głos  w  materyi 
handlowej  wyszedł  jeszcze  przed  obiorem  Stanisława  Augusta 
w  roku  1758  od  cudzoziemca,  Sasa,  który  niemałe  zasługi 
wyświadczył  przybranej  ojczyźnie:  od  lekarza,  drukarza,  wy- 
dawcy i  pisarza  MitzleradeKolof.  W  jego  „Nowych 
Wiadomościach  Ekonomicznych  i  Uczonych"  znajdujemy 
obszerny  i  pouczający  artykuł  p.  t.:  „O  sposobach  ustanowie- 
nia handlów  w  Polsce  i  przyprowadzenia  ich  do  doskonało- 
ści" (str.  75 — 115).  Autor  artykułu  kładzie  zasadę,  że  „zysk 
rzeczy  lub  towarów,  które  z  kraju  wychodzą,  powinien  prze- 
wyższać wydatek  na  cudzoziemskie  towary,  które  wzajemnie 
do  państwa  przywiezione  bj^wają";  ale  potępia  monopole;  nie 
chce,  aby  zakazywano  wywozu  pieniędzy.  Najskuteczniejszym 
sposobem  do  pomnożenia  bogactwa  narodowego  będzie:  mieć 
w  domu,  cokolwiek  doma  zrobić  się  może,  a  więc  zakładać 
manufaktury  własne,  zakładać  fabryki  i  zbudzić  ze  snu  lu- 
dność przez  wychowanie,  zachętę,  przywileje,  utworzenie 
wielkiej  Kompanii  kupieckiej,  np.  do  wyzyskiwania  kopalń. 
Monarcha  powinien  wiedzieć  o  obrocie  handlowym  i  dla  tego 
kupc}^  powinni  składać  rządowi  tabele  o  swych  operacyach. 
Towary  powinny  być  doskonałe  i  tanie,  więc  należy  ustano- 
wić rewizorów  i  wyznaczyć  nagrody  za  dobroć  wyrobu.  Po- 
trzeba też  mieć  na  oku  kupczących  zbożem,  by  nie  dopuszczać 
do  drożyzny,  urządzać  jarmarki,  ale  nie  wielkie.  Zalecanem 
jest  ogłoszenie  tolerancyi  dla  wsz^^stkich  wyznań,  utrzymy- 
wanie w  dobrym  stanie  dróg  i  mostów.  Co  do  handlu  za- 
granicznego   żąda    urządzenia    taryfy  protekcyjnej  w  ten  spo- 


15 

sób,  iżby  cło  od  towarów  wywożonych  było  mniejszem,  niż 
cło  od  przywozu  lub  transirtu,  zawierania  traktatów  łian- 
dlowycłi  z  innemi  państwami,  założenia  nowego  portu  „w  Po- 
langii"  (Połądze?),  poprawienie  monety.  Nareszcie  do  kiero- 
wnictwa naczelnego  sprawami  i  polityką  łiandlu  radzi  usta- 
nowić „Collegium  Kupieckie"  (Radę  łiandlową,  czy  mini- 
sterj^^um  łiandlu). 

Któż  z  nas  nie  przyzna,  że  cały  ten  program  jest  mądry, 
stanu  wiedzy  owoczesnej  godny,  położeniu  i  interesom  Polski 
owoczesnej  odpowiedni?  Zdawałoby  się,  że  społeczeństwo  po- 
winno go  było  przyjąć  bez  rozpraw  i  natyclimiast  w  wyko- 
nanie wprowadzić;  że  oczy  powinny  się  otworzyć  od  razu; 
a  zasłona,  z  odwiecznych  przesądów  utkana,  spaść  na  zawsze. 
Pokazało  się  atoli,  że  najmędrsze  nauki  nie  mogą  się  przyjąć 
na  gruncie  nieprzygotowanym,  że  w  reformach  społecznych 
bezsilnem  jest  objawienie  z  zewnątrz  przychodzące,  dopóki 
społeczeństwo  z  siebie  nie  wysnuje  nowych  zasad  w  powol- 
nym procesie  rozwoju.  Autorem  artykułu  niewątpliwie  był 
cudzoziemiec,  zapewne  sam  Mitzler;  Polacy  rozumowali  po- 
dług innej  wcale  logiki. 

Wprawdzie  już  od  sejmu  konwokacyjnego,  od  reformy 
Czartoryskich  szlachta  objawia  wyraźną  troskliwość  o  po- 
dźwignienie  i  rozwój  handlu;  niektóre  ustępy  pow^^ższego 
programatu  były  nawet  w  czyn  wprowadzane,  ale  zasady 
naczelne  ustroju  ekonomicznego  i  polityki  handlowej  trzymały 
się  uporczywie  dawnego  łożyska,  jednostronnego  zapatrzenia 
się  w  interesa  rolnictwa. 

Rozprawy  o  handlu  rozwijają  się  w  literaturze  teore- 
tycznej i  politycznej  dopiero  w  drugim  okresie  badanej  przez 
nas  epoki,  a  do  największego  dochodzą  oż3'vvienia  w  czasach 
sejmu  czteroletniego.  Tyczą  się  one  zatem  kraju  już  uszczu- 
plonego pierwszym  rozbiorem. 

X.  Antoni  Popławski  uznaje  handel  za  „cząstkę  Eko- 
nomii Politycznej"  i  poświęca  mu  dosyć  obszerne  ustępy 
w  swej  książce.     Czytamy  w  nich,  że  „handel  w  niczem  zbo- 


16 

gacić    dóbr    ziemskich,  t.  j.  bogactwa    onych    pomnożyć    nie 
może... 

...Jeżeli  na  głębszą  weźmiemy  uwagę,  przekonamy  się... 
że  handel  rolniczego  narodu  tyle  tylko  tenże  naród  zbogacić 
potrafi,  ile  pomocny  będzie  powiększeniu  agry kultury  jego... 
odradzaniu  bogactw  skonsumowanych...  Sprzedaż  łatwa  i  płat- 
ność dobra  uczyni  rolników  zamożnych  do  podejmowania 
znacznych  ekspens  gospodarskich...  Więc  handel  powinien 
być  ułatwiony  i  zupełnie  wolny...  bez  opowiadania,  rewizyi, 
dogan    (komor)  i  kontrabandy,    bez  żadnych    opłacek...     Któż 

■ 

je  bowiem  ostatecznie  płaci?...     Dziedzice  dóbr  ziemskich,  rol- 
nicy" *). 

Roztrząsając  pytanie  „o  cenie  rzeczy  potrzebnych,  i  o  cyr- 
kulacyi  pieniędzy  w  kraju"  Popławski  zaleca  rządowi, 
aby  się  starał  o  częstszą  cyrkulacyą  „czego  przez  wolny  han 
del  tak  wewnętrzny,  jak  zewnętrzny,  żadnej  przeszkody  nie 
mający,  dokazać  można";  dodaje  prz3'tem,  że  więcej  dbać 
należy  o  rolnictwo,  niż  o  góry  złote  albo  srebrne,  że  kraj, 
mając  wiele  rzeczy,  będzie  miał  za  nie  pieniądze;  powołuje 
się  nawet  na  przykład  Hiszpanii;  upatruje  w  niej  podobieństwo 
do  krowy  „wiele  mleka  mającej,  którą  wszyscy  doją,  a  sama 
mało  co  na  swój  pożytek  obraca".  —  Oddzielny  paragraf  po- 
święca na  zbijanie  „merkantylnego  pojęcia  pieniędzy"  **). 

Jak  dalece  posuwał  Popławski  swoje  teoryę  wolnego 
handlu,  świadczy  jego:  „Objaśnienie  i  dowód  następującej 
propozycyi,  podanej  od  pewnego  wielkiego  ministra:  choćby 
nie  można  było  otrzymać  u  narodów  pogranicznych  wolności 
od  cel  za  towary,  z  Polski  wychodzące  i  do  niej  wchodzące, 
użyteczniej  jednak  byłoby  dla  Polski  tęż  wolność  ustanowić 
w  swoim  kraju  dla  towarów  wchodzących  i  wychodzących, 
niżeli  za  złym  przj^kładem  sąsiedzkim   obciążać  handel  cłem". 


*)     Zbiór    niektórych    materyi    politycznych  przez  A.  P.     W^arszawa, 
Sch.  Piarum   1774,  str.  8,  85,  86,  88,  W,  91  —  97. 

••)     Tamże,  str.  44,  45,   113. 


17 

Pytanie  to  nabierało  w  owej  chwili  szczególnego  zna 
czenia,  stawało  s'ę  niezmiernie  ważnem,  pałacem,  bo  właśnie 
wtenczas  dwory  rozbiorcze,  szczególniej  Prusy  narzucał}-  na- 
der niekorzystne  dla  Polski  traktaty  łiandlowe,  urządzały 
groźne  linie  celne.  Cóż  na  to  powiada  Popławski?  Oto 
dowodzi,  że  „sąsiedzkie  kraje  przez  cła  same  sobie  krzywdę 
czynić  będą...  że  my  zawsze  pożyteczny  dla  siebie  łiandel  mieć 
będziemy... 

...Jeżeli  sąsiedzi  po  rozbiorze  ścisną  kraj,  że  nikom.u  in- 
nemu sprzedawać  i  od  nikogo  innego  kupować  nie  będziemy 
t\'lko  od  nich  i  przez  nich,  ....  po  połowie  ciężary  wypłacali- 
byśmy, ale,  stanowiąc  cło,  zamiast  jednej,  dwie  ściągnęlibyś- 
my szkody".  Nie  pozwala  nawet  na  wprowadzenie  do  ta- 
ryf różnicy  pomiędzy  cłem  wchodowem  i  wychodowem, 
w  „Uwagach  zaś  politycznych,  do  rządu  polskiego  i  jego  po- 
lityki stosujących  się",  powtarza  po  raz  czwarty  czy  piąty, 
aby  w  urządzeniu  handlu  zewnętrznego  przestrzeganą  była 
„zupełna  wolność".*) 

Był  więc  Popławski  krańcowym  wyznawcą  teoryi 
wolnego  handlu,  zamykał  oczy  sam  i  zaślepiał  czytelników 
swoich  na  fatalne  niebezpieczeństwo,  jakie  dla  Polski  się  go- 
towało z  taryf  Fryderyka  II  i  austryackiej.  Jeźli  bowiem  rol- 
nictwo polskie  mogło  znieść  ucisk  celny  dzięki  tej  okoliczno- 
ści, że  nie  napotykało  silnego  w  Europie  współzawodnictwa, 
to  już  dla  przemysłu,  dla  fabryk  polskich  niebezpieczeństwo 
stawało  się  oczy  wistem. 

Poświęcał  przecież  Popławski  część  drugą  swej  Kko- 
nomii  Politycznej  przemysłowi,  czyli  raczej  „rzemiosłom  i  kun- 
sztom", lecz  interesów  tej  gałęzi  gospodarstwa  narodowego 
nie  uwzględniał,  a  nawet  nader  ciasne  miał  o  niej  pojęcie. 

Łatwo  tedy  domyślić  się  możemy,  jakie  zasady  wpajał 
młodzieży,  zasiadając  na  katedrze  profesorskiej  w  zreformo- 
wanej przez    Kołłątaja    Szkole    Głównej    Krakowskiej,    jakich 


•)     Tamże,  str.  79,   108,   110—312—313. 
Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  — T.  II. 


18 

odpowiedzi  żądał  od  kandydatów    stanu    akademickiego,    gdy 
im  dawał  następne  tematy: 

„Jak  wiele  zawisło  w  kraju  rolniczym  na  przyzwoitej 
wartości  reprodukcyi,  aby  ona  miała  swój  odbyt  i  dobrze 
płaconą  była?  Co  się  ma  rozumieć  przez  handel?  Czy  powi- 
nien być  wolny  zupełnie  od  wszelkicłi  ceł  i  opłacek?  Czy  ora^ 
przy  swej  wolności  nieograniczonej  zostawiony?  *)". 

Zadziwiającą  zgodność,  ba  nawet  tożsamość  zasad  i  za- 
patrywań znajdujemy  na  drugim  końcu  Polski  w  wykładzie 
profesora  Akademii  Wileńskiej  X.  Hier.  Strojno wskiego. 
W  jego  też  „Ekonomice  Politycznej"  czytamy,  że 
„Zwierzchność  Najwyższa  pov\'inna  ubezpieczyć  zupełną  i  nie- 
ograniczoną handlu  wolność....  Pewniejsza,  dokładniejsza  i  na- 
rodowi pożyteczniejsza  nie  może  być  jakakolwiek  policya 
handlu  (t.  j.  polityka  handlovv'a),  jak  ubezpieczona  i  żadnemi 
granicami  nie  określona  wolność  handlu".  A  wykładając 
Prawo  Narodów,  uznaje  potrzebę  wzajemnego  między  naro- 
dami handlu....  dla  zamiany  tych  płodów,  które  byłyby  nie- 
użyteczne, nie  mogąc  być  w  kraju  konsumowane:  ale  znów 
twierdzi,  że  „każdego  narodu  jest  interesem  nie  tamować 
w  niczem  zupełnej  wolności  handlu  swego  z  innymi  naroda- 
mi... bo  szkodząc  inny.m,  niemniej  rzetelną  i  wielką  sobie  sa- 
memu czynię  szkodę**)". 

Tradycyjną  niechęć  i  podejrzliwość  względem  mieszczan 
czujemy  w  ustępie,  gdzie  X.  Strojnowski  zbija  uznane  już 
w  owym  czasie  i  do  dziś  dnia  niezachwiane  maxymy:  że 
niekorzystnem  jest  dla  kraju  wywożenie  płodów  surowych  za 


*)  Porządek  mat  ery  i  z  nauk  moralnych  i  fizycznych  na  po- 
pisy publiczne  dla  kandydatów  stanu  akademickiego  przy  Szkole  Główney 
Koronney  edukuiących  się  etc.  z  roku  1787  na  1788  w  Krakowie  w  Druk. 
Szk.  Gł.     Posiedzenia  VII  i  X. 

"•)  Nauka  Prawa  Przyrodzonego,  Politycznego,  Ekonomiki  Politycz- 
nej i  Prawa  Narodiiw  p.  X.  Hieronima  Stroyn  o  wskiego  etc.  Edycya 
2-ga,  w  Wilnie,  w  drukarni  J.  K.  Mci  jrzy  Akademii  1701,  str.  211,  212, 
246,  250,  252. 


19 

granicę  i  odkupowanie  tychże  płodów  w  postaci  wyrobów, 
rękodzieł,  fabrykatów.  Za  główny  argument  służy  tu  krótko- 
widząca,  ziemiańsko-egoistyczna  kombinacya,  że  „w  propor- 
cyi  zmniejszonej  konkurencyi  zagranicznycłi  obywatelów  usłu- 
ga narodowycłi  jest  droższa  i  kosztowniejsza  (należałoby  ra- 
czej powiedzieć:  niemożliwa,  bo  nie  będzie  wcale  własnycłi 
fabr>'k  i  rękodzielni  przy  potężnej  konkurencyi  zagranicznej); 
że  przekupnie  krajowi  większy  zysk  odnieść  usiłują,  drożej 
wszystko  przedają,  a  taniej  kupują....  Kompanie  kupieckie, 
prz>'wilejami  wyłącznemi  umocowane,  są  tem  szkodliwe,  że 
wszelką  krajowycłi  nawet  obywatelów  znoszą  konkuren- 
cyę*)-. 

W  tem  miejscu  zaznaczymy,  że  obaj  profesorowie,  tak 
Popławski  jak  Strojnowski,  nie  studyowali  łiistoryi  narodów 
handlującycti  i  nie  mieli  wyobrażenia  o  powszeclinej  łiistoryi 
handlu,  bo  ta  nauczyłaby  ich,  że  w  pewnych  epokach  naro- 
dy handlowe  nie  wahały  się  nie  tylko  zrzekać  się  wszelkich 
dogodności  nieograniczonej  konkurencyi,  ale  nawet  uzbrajały 
swych  kupców  znaczną  potęgą  polityczną.  Tak  kompanie 
Hollenderskie,  Wschodnio  i  Zachodnio  Indj^jska,  u/ywaly  mo- 
nopolu, chociaż  jawnie  rządziły  się  zasadą  sprzedawania  to- 
waru po  najwyższych  możliwie  cenach  i  niszczyły  (np.  na 
wyspie  Jawie)  zbywające  nad  potrzebę  roczną  zapasy.  An- 
glicy udzielili  swej  Kompanii  Wschodnio-Ind3Jskiej  nie  tylko 
prawa  wyłącznego  handlu,  ale  też  prawa  utrzymywania  wła- 
snej, od  rządu  krajowego  niezależnej  admiiiistracyi,  fortec, 
wojska  i  t.  d.  Żaden  okręt  angielski,  należący  do  kupca  ob- 
cego Kompanii,  nie  był  w  stanie  dostać  się  na  ocean  Indyj- 
ski, przejść  po  za  przylądek  Dobrej  Nadziei.  Któż  policzy,  ile 
milionów  w  ciągu  dwóch  prawie  wieków  przepłacili  konsu- 
menci angielscy  za  towary  indyjskie?  Ale  za  tu  posiedli  owe 
Indye  i  posiadają  je  dzisiaj,  a  łatwo  zrozumieć,  że  konsu- 
menci innych  narodów,  a  więc  i  polscy    opłacili    się    Kompa- 


*)     Tamże,  str.  262,  270,   28<». 


20 

nii  Indyjskiej  o  wiele  sowiciej,  niż  sami  Anglicy.  W  ogóle 
im  trudniejszem  jest  pewne  przedsięwzięcie,  im  większych 
wymaga  kapitałów,  im  śmielszych  wymaga  hazardów,  tern 
potężniejszych  korzyści  i  obszerniejszych  przywilejów  wyma- 
gają kupcy  i  przedsiębiorcy.  Można  ich  propozycye  odrzucić, 
ale  wtedy  i  przedsięwzięcie  nie  przyjdzie  do  skutku.  Ame- 
ryka nie  byłaby  odkrytą,  gdyby  Izabella  nie  zdecydowała  się 
ostatecznie  na  przyjęcie  niezwykle  ciężkich  wymagań  Kolum- 
ba. Hollandya  i  Anglia  nie  skąpiły  w  swoim  czasie  przywi- 
lejów Kompaniom  i  opanow^ały  handel  świata;  Polska  zaka- 
zywała w  pactach  conventach  królom  swoim  na- 
dawanie jakichkolwiek  monopolów  i  —  zrujnowała  swój  han- 
del, znalazła  się  na  łasce  cudzoziemców. 

Niemniej  jednostronnem,    a  bardziej  jeszcze   paradoksal- 
nem    jest    rozumowanie     X.    Strój  no ws  kiego     „o     wadze 
handlu",  czyli  o  bilansie  handlowym  narodu.     Nie    zaleca  on 
bynajmniej  starań,  aby  ten  bilans  był  dla  własnego  kraju  ko- 
rzystnym, t.  j.  aby  ilość  pieniędzy,    wpływających    za  produ- 
kta  lub  towary,    wywożone    za    granicę,    przewyższała   sumę 
wydatków    na    zakup    towarów,    wprowadzanych     do     kraju 
z  zagranicy.     Zdaniem  jego  „w  narodzie,    otrzymującym  wa- 
gę handlu  mimo  zmniejszonej    ceny    płodów  ziemskich,    cena 
rękodzieł  dla  ostatnich  krajowych  kupców  powiększa  się,  bo..., 
gdy  nie    wolno    za    granicę    wydawać    pieniędzy,    właściciele 
obracać  je  będą    na  kupowanie    i    używanie    rękodzieł    krajo- 
wych, tych  zaś  obfitość    w    proporcyę    powiększonej    kupują- 
cych konkurencyi  dostatecznie  powiększać  się  nie  może,    gdy 
się    umniejsza    coroczna    reprodukcya,    przechodzące    zaś    do 
rąk  rzemieślników    pieniądze    upadającego    rolnictwa    nie    po- 
dźwigną...     Nie  jest  potrzebna    w  kraju  wielka  pieniędzy    su- 
ma i  gdyby  wyrównywała    sumie    czystych    dochodów  grun- 
towych byłaby  zupełnie  dostateczna*)". 

I  tak  wciąż  uwaga  profesora     skierowaną   jest    na  bez- 
pośrednie, najbliższe  korzyści  rolnicze,  na  „odbierkę"  rolniczą. 


•;     Tamże,  sir.  284.  2S5.   L'91 


21 

reprodukcyę  roln;czą,  wj-soką  cenę  płodów  rolniczych,  jak 
gdyby  chorobą  ekonomiczną  Polski  byl  nadmiar  produkcyi 
przemysłowej  i  zbyteczna  troskliwość  o  handel!  Snując  ab- 
strakcyjne rozumowania  o  warunkach  bogactwa  w  kraju  rol- 
niczym, Strojnowski,  tak  samo  jak  i  Popławski,  nie 
rozumieją  przyczyn  zubożenia  Polski,  nie  przenikają  celów 
i  skutków  polityki  handlowej  sąsiadów,  nie  baczą  na  potęgę 
przemysłową  i  pieniężną  innych  narodów  europejskich.  To 
też  wywody  ich,  pozornie  logiczne  i  jasne,  prowadzą  do  za- 
stosowań błędnych  i  szkodliwych.  Mogłyby  takie  wywody 
zajmować  poczesne  miejsce  w  Ekonomii  algebraicznej,  ale  nie 
politycznej,  która  musi  rachować  się  \vc]ąż  z  warunkami 
miejsca  i  czasu,  z  okolicznościami  konkretnemi  i  wpływami 
polityki  obcej. 

Poznawszy  teorye,  którj-ch  słuchało  młode  pokolenie 
w  obu  najwyższych  szkołach  krajowych,  zajrzyjmy  do  litera- 
tury bieżącej,  poznajmy  opinie  publicystów  i  politj-ków  pra- 
ktycznych. 

Waleryan  Strojnowski,  brat  profesora,  jeden 
z  ludzi  wpływowych  na  Wolj'niu,  jeden  z  najwydatniejszych 
posłów  sejmu  czteroletniego,  pisać  zaczął  dopiero  w  XIX  w.; 
z  pism  jego  wszakże,  szczególnie  z  obszernego  dzieła  p.  tyt.: 
„Ekonomika  Krajowa"  łatwo  odgadnąć  możemy,  jakicmi  byt 
oż>'wiony  zasadami  podczas  prac  sejmowych,  w  których 
czynny  brał  udział.  I  on  też  dowodził,  że  „nic  tyle  nie  bo- 
gaci narodu,  mianowicie  rolniczego,  jak  wolność  handlu:  że 
przymus  brania  towarów  z  krajowych  rękodzielni  bogaci  sa- 
mych wla.4cicieli  rękodzielni....  Niemasz  tylko  wolność  zupeł- 
na i  nieograniczona  handlu,  tak  wewnętrznego  jak  zagrani- 
cznego, która  w  kraju  rolniczym  utrzj'mać  zJola  obfitość 
wszystkiego  i  przyzwoitą,  na  konkurenc>'i  gruntującą  się,  śre- 
dnią cenę  towarów  i  płodów".  A  rozumując  o  , u-adze  łian- 
dlu",  posuwa  się  aż  do  troskliwości  o  kieszeń  wszystkich  ob- 
cych narodów.  „Gdybyśmy  za  ir>  milionów  kupili,  a  za  20 
sprzedali,  to  w  drugim  roku  obcy  kraj  musi  mniej  u  nas  ku- 
pić...    Gdy  kraj  przyjdzie  do  tego  stopnia  pomyślności  i  obti- 


22 

tości,  że  jest  ludny,  z  pracy  rolniczej  powiększa,  ile  być  mo- 
że, najwięcej  swych  płodów,  ma  rękodzielnie  do  wjTabia- 
nia  tak  dostateczne,  że  towary  z  nich  wystarczą  do  użycia 
krajowego  i  jeszcze  zostają  na  sprzedaż  za  granicę  dla  naby- 
cia tych  płodów,  jakich  u  siebie  niema  dla  wygody...  gdy  do 
handlu  tak  wewnętrznego,  jak  zewnętrznego  ma  w  cyrkula- 
cyi  dostateczną  ilość  pieniędzy,  strzedz  się  tego  powinien,  aby 
nie  przyszedł  do  tego  stopnia,  iżby  więcej  przedawał  niż  ku- 
pował... gdyż  to  stałoby  się  jego  epoką  nachylającą  do  upad- 
ku". To  pewna  przynajmniej,  że  Polsce  takie  niebezpieczeń- 
stwo ani  w  XVIII,  ani  w  XIX  wieku  nie  zagrażało  bynaj- 
mniej; mogła  się  nie  strzedz  jego  i  z  myślą  swobodną  niech- 
by się  tylko  krzątała  około  podźwignięcia  swego  przemysłu 
i  handlu  wszelkimi  sposobami. 

Związany  braterstwem  nie  tylko  krwi,  ale  też  pojęć 
z  X.  Hieronimem,  Waler yan  Strojnowski  uzbierał 
niemało  wiadomości  historycznych  i  zna  pamiętne  dzieło  Ada- 
ma Smith'a  ("the  Wealth  of  Nations),  lecz  przekonań  swo- 
ich nie  zmienia.  Zdaniem  jego  u  S  m  i  t  h'a  jest  „uchybiony 
porządek...     Na  prostą  zaś  drogę  trafił  Q  u  e  s  n  a'y"  *). 

Staszic  o  handel  zewnętrzny  niewiele  dba;  chętnieby 
się  go  pozbył  nawet.  „Dzisiejsze  kupiectwo  więcej  nieszczę- 
ścia, niżeli  dobra  uczyni.  Stworzy  ludziom  nowe  potrzeby, 
a  tych  im  często  dostarczyć  nie  potrafił.  Powiąże  najściślej 
pomiędzy  sobą  osoby  i  państwa,  a  potem  kłócić  je  będzie.... 
Gdyby  Polska  sól  miała,  mocniej  i  dłużejby  swoje  szczęśli- 
wość i  spokojność  zapewniła,  gdyby  się  bez  zewnętrznego 
handlu  obeszła".  Wie  on,  że  „od  podziału  Polski  handel 
nasz  zewnętrzny  upadł.  Z  kraju  więcej  pieniędzy  wychodzi 
niż  przychodzi".     Ale  dla  zatrzymania  pieniędzy  w  kraju  zna 


*)  Ekonomika  Powszechna  Kraiowa  Narodów  przez  Walerya- 
na  Strzemień  hr.  z  Stroynowa  Stroy  no  ws  kiego,  senatora  i  Tay- 
nego  racicę  Jego  Imperat.  i  Król.  Mości,  członka  Uniwersytetu  Wileńskiego 
etc.  Warszawa,  w  drukarni  rządowey  1816  (folio)  str.  Ió2.  320,  322,  325 
3  29,  i  przedmowa. 


23 

^dwa  sposoby:  albo  przedawać  więcej,  albo  kupować  mniej". 
Gdy  pierwszy  sposób  jest  niemożliwj'  prawie,  oświadcza  się 
za  drugim.  Proponuje  przeto,  prawo  oszczędnicze,  domaga 
się  od  sejmu,  aby  zakazano  wywożenia  pieniędzy  zagranicę, 
wprowadzania  towarów  zagranicznych,  a  szczególnie  wina 
i  t,  p.  Zauważywszy,  że  w  ciągu  18-tu  miesięcy  wprowa- 
dzono 36.000  beczek  samego  węgierskiego  wina  na  sumę  7 
m.  cz.  zl.,  zachęca  każdego  Polaka  do  mówienia  tak:  „Milsze 
jest  to  piwo,  które  z  własnej  ziemi  mieć  możemy,  niżeli  to 
wino,  w  którem  z  rąk  nieprzyjaznego  cudzoziemca  połykamy 
niewolę".  Przemawia  potem  w  czułych  v\'yrazach  do  króla 
i  nareszcie  do  szlachetnych  Polek,  żeby  się  nie  stroiły  w  za- 
graniczne fraszki.  Przytacza  nawet  przykłady  z  lacii^skich 
pisarzy  o  Rzymiankach  *).  Podobno  wszakże  cala  ta  wymo- 
wa pożądanego  skutku  nie  odniosła. 

Kołłątaj  przedrwiwa  sobie  z  „nierozsądnych  kame- 
ralistów", głoszących  protekcj'ę  celną  i  fiskalne  dowcipy,  od- 
waża się  nawet  na  energiczny  wj'krzj-knik:  „Gdybyśmy  raz 
poznali  istotne  bogactwa,  gdybyśmy  wiedzieli,  zkąd  je  brać 
i  w  którym  czasie:  ujrzelibyśmy  dopiero,  czem  jest  naturalna 
siła  nasza!"  **). 

Jakiś  autor  Uwag  Obywatelskich  decyduje; 
„Mówić,  że  kraj  być  szczęśliwym  nie  może,  jeżeli  w  bogac- 
twa i  dostatki  wszelkie  nie  opij-wa,  jest  to  błąd  bardzo  gru- 
by (!).  Rzuciwszy  okiem  na  starożj'tne  dzieje,  przekonamy 
się,  że  państwa  najbogatsze  najmniej  były  szczęśliwe  i  za- 
wsze na  ostatek  zwyciężane  przez  narody  uboższe".  Ktoś 
inny  znów  piorunuje  na  Kolumba  za  to,  że  przez  odkrycie 
Ameryki  posypały  się  do  Europy  pieniądze  i  rozpostarły  się 
zbytki.  „Tyle  lo  złego  narobił  syn  jednego  z  u^eliiy  czesa- 
nia ż>'jącego  robotnika  w  Cogurco,  Krzysztof  Columb".  A  jest 


•)     Staszic:    Uwagi    nad    iycicm  Jana  Zamoyskiego,  wyd.  Tui 
skiego,  str.  65,  96,  97,  W-107. 

")     Listy    Anonyma    Cz^i  lii,  rtilc   17SS,  str.   UTi. 


i  taki  ekonomista,  który  w  niechęci  swojej  do  handlu  zagra- 
nicznego wola:  „Gdyby  ludność  wyrównywała  obfitości,  gdy- 
byśmy wszystko  spotrzebować  mogli!"  *). 

Sam  S  w  i  t  k  o  w  s  k  i  nareszcie  (jak  się  domyślamy) 
przepowiada:  „Według  wszelkiego  prawdopodobieństwa  nowo- 
zaczynający  się  wiek  ekonomiczny  nie  ostoi  się  tak  długo 
z  powszechnem  Europy  dobrem,  jak  dotąd  trwający  wiek  pa- 
radny. Gdyż  jeżeli  wszystkie  kraje,  jak  się  teraz  dzieje,  na 
to  się  będą  sadzić,  żeby  pieniądze  za  granicę  nie  wychodziły, 
to  te  znaki  rzeczy  i  robót  wszelkich  utracą  wiele  z  swojego 
szacunku  tj^lko  polubnego,  a  nakoniec  te  tylko  kraje  zyskają, 
które  wiele  czystego  zarobku  z  gruntów  mieć  będą.  Ojczy- 
zna także  nasza  jakże  naówczas  szczęśliwszą  się  od  owych, 
dziś  złotem  i  srebrem  zarzuconych  krajów  okaże!**  **). 

Ustęp  ten  wypisaliśmy  z  artykułu  p.  t.  „Nowe  fizyokra- 
tyczne  systema".  Łatwo  się  domyśleć  można,  że  szkoła 
fizyokratów  najprędzej  przypadnie  do  serca  młodocianym  eko- 
nomistom naszym. 

Godnem  jest  pilnej  uwagi  jednomj^ślne  prawie  przekona- 
nie o  potrzebie  wolności  handlu.  Ta  wolność  jest  ideałem 
Staszica,  i  tylko  anormalne  warunki  społecznej  chwili 
zmuszają  go  do  żądania  zakazów***).  Kołłątaj  powiada:  „dla 
czego  tak  wielką  liczbę  celników  opłacać?  Dla  czego  sobie 
samym  robić  t\ie  przykrości  w  rewizyach....  przerzucaniu  do- 
brze upakowanych  rzeczy.^  Należy  przestać  na  wyznaniu, 
któreby  w  urzędzie  miejskim,  lub  gdzieby  prawo  nakazało, 
uczynił  ten,  któryby  wprowadził  zagraniczne  towary.  Nie 
miałby  on  interesu  zwodzić  zwierzchności  krajowej,  ani  się 
przed  nią  taić,  boby  wiedział,  iż  żaden  towar  do  wprowadze- 
nia nie  jest  mu  zakazany,  iż  od  żadnego  cła  opłacać  nie  jest 


*)  Fam.  Hist.  Pol.  1784,  str.  2.'il,  str.  ir)S,  z  artykuUi  zkądinąd 
wielce  pouczającego,  p.  t.  j,Niekt(3rc  ważne  wiadomości  pod  względem  han- 
dlu polskiego  w  dawniejszych  czasach  i   17-S4.  sir.  ^92. 

-*)     Pam.  Hist.   Pol.    1783,  str.  L>0. 

***)     Staszic:  Uwagi  nad  ż.  J.  Z.,  st.  65. 


25 

winien...  Będzie  to  interesem  równym  dla  kupujących,  jako 
i  dla  rządu;  przjiożą  się  wszycy  do  wyszukania  prawdy,  kie- 
dy będą  mieli  ubezpieczoną  wolność  1  zupełną  handlu  swobo- 
dę... Cóż  to  są  cla  na  inwektę  i  ewektę  (przywóz  i  wywóz), 
jeżeli  nie  impozycya  i  ucisk?  Pozwólmy,  że  kto  wywióz!  ty- 
siąc korcy  pszenicj'  na  ten  koniec,  ażeby  za  nią  wprowadził 
sto  postawów  sukna.  Cóż  on  postanowił  zrobić?  postanowi! 
zamienić  pszenicę  na  sukno.  Na  czemże,  proszę,  traci,  gdy 
opłaca  cło  od  sukna?  Na  pszenicy,  bo  wartość  jej  ma  usta- 
nowić wielość  sukna...  prawda  zawsze  będzie  jedną,  że  czyli 
opłacamy  cla  za  towar  obcy,  czyli  za  swój  własny,  ucisk  na 
nas  pada,  i  sami  sobie  dobrowolną  czynimy  szkodę.  Jakież 
represalia  byłyby  w  tej  mierze  najskuteczniejsze?  Oto  nieo- 
graniczona wolność  i  ułatwiony  prz>'stęp  wszystkim  ludziom 
i  krajom.  Niesprawiedliwy  sąsiad  prędkoby  doznał  odmiany 
w  dochodach,  które  mu  nierozsądnych  kameralistów  nastrę- 
czyły głowy"   ■*). 

Podobnie  G.  P,  P.  domaga  się  wolności  handlu  „nie 
obłudniczej,  ale  rzetelnej...  Niech  tylko  z  strony  rządu  będzie 
opieka  i  sprawiedliwość...  więcej  od  rządu  nie  potrzebujemy... 
Najszkodliwsze  zaś...  zakaz  wywozów,  taks  ustanowienie,  mo- 
nopole i  kompanie  exkludujące''  *').  Jakiś  „wielki  minister 
i  patryota"  (którego  nazv\'iska  domyśleć  się  nie  możemj')i  wy- 
Itładając  z  talentem  znaczenie  pieniędzy  „na  zasadzie  odkry- 
tych i  dowiedzionych  prawd  nauki  ekonomicznej",  oraz  ich 
obiegu,  mniema,  że  państwa  europejskie  są  , fałszywą  ekono- 
miką \viedzione,  jeśli  podw}'ższają  ustawicznie  cla  od  towa- 
rów". Dziedzice  są  pierwszymi  dystrybutorami  wszelkich  dóbr 
ziemskich,  do  potrzeb  ludzkich  i  konsumpcyi  służących,  które 
pochodzą  jedynie  z  ziemi...  które  jako  materyat,  albo  jako 
wjTobiony  towar  idą  na  zamianę  między  ludźmi".  Cła  spa- 
dają tylko    na    dziedziców,    którzy    płacą   już    stały    podatek. 


isty  Aaonyma  Część  III,  str.  316—31.1 
)Ł  Hnndl.   1788,  sir.  451-461. 


26 

więc  przez  cła  mieliby  jeszcze  drugi  podatek  —  ztąd  ruina 
w  nakładach  rolniczych,  szkoda  dla  kraju  rolniczego;  mniej 
łatwa  sprzedaż,  mniej  dobra  płatność  dla  produkcyi  ziemskich, 
upadek  agrykultury,  zmniejszenie  i  zubożenie  ludności  (!).  A  ze- 
brane z  ceł  pieniądze  rozchodzą  się  między  nieprodukcyjnymi 
konsumentami.  Żąda  więc  zniesienia  ceł  dla  Polski  pomimo 
ceł  w  innych  krajach  „nawet  gdyby  sąsiedzi  tak  ją  opasali, 
że  od  nich  tylko  mogłaby  kupować" .  Bogactwa  w  pieniądzach 
są  skutkiem  poprzedzających  bogactw  w  produkcyach  ziem- 
skich, które  się  przez  handel  zamieniają  na  pieniądze...  Wolność 
tak  pożyteczną  i  potrzebną  zatamować  i  przez  zatamowaną 
chcieć  większych  sum  pieniężnych  do  kraju  nagarnąć  i  spro- 
wadzić jestto  jedno  zaiste,  co  dla  przyczynienia  wody  w  ka- 
nale jakim,  do  defluitacyi  służącym,  zatkać  strumień  do  niego 
wpływający  *). 

Autor  Rady  Patrj^otycznej  przypuszcza  „że  się 
znajdzie  kiedyś  Kolbert  pruski  albo  austryacki,  który  następ- 
com naszym  XIX  wieku  zamiast  akcyzów,  których  się  teraz 
domagają  u  nas,  ofiarować  będzie  nagrody  temu,  któr>^  pierw- 
szy przystawi  partyę  lnu,  wełny,  skór  etc.  do  Wrocławia 
lub  do  Wiednia  (!);  w  interesie  Prusaków  i  Austryaków  leży 
aby  Polacy  jak  najwięcej  mieli  pieniędzy  do  kupowania  ich 
wyrobów  fabrycznych  **). 

„Autor"  Dziennika  Handlowego  oświadcza  się  też 
za  wolnością  handlową:  „Wszelkie  zabraniania,  chociażby  po- 
żytek jakiś  ściągały  dla  kraju,  że  ścieśniają  handel,  są  szko- 
dliwe handlowi"  ***). 


♦)  Dz.  Handl.  1786,  str.  196,  201—272;  łączy  swój  glos  „pa- 
tryota,"  str.  338. 

**)  Rada  Patryotyczna  dla  teraźnieyszego  stanu  Polski  od  do- 
brze życzącego  kraiowi  swojemu  publice  podana.  „Conseil  patriotiąue  don- 
nę par  un  bon  citoycn."  W  Warszawie,  w  drukarni  P.  Dufour  (in  folio 
w  dwóch  językach),  str.  17.  Broszura  ta  była  pisana  zapewne  około  roku 
1776,  bo  znajduje  się  w  niej  wzmianka  o  Kadzie  Nieustającej  oraz  o  ciach 
od  niedawna   wprowadzonych. 

'"*)     Dz.  Handl.   1787,  str.  484. 


27 

Nareszcie  C  z  a  c  k  i  w  raporcie  do  Komisyi  Skarbu  Kor. 
„względem  handlu  Polski  z  Galicyą"  kończy  swoje  spostrze- 
żenia wnioskiem:  „zdaje  się  więc,  aby  te  wzajemne  cla  (wy- 
wozowe i  przj-wozowe)  na  zawsze  uchylić  w  tej  prowincyi 
Ruskiej  *). 

Nie  jest  mi  wiadomo,  jak  rozumowa!  X.  Ossowski, 
o  którjm  Kołłątaj  wspomfna  w  pismach  swoich  z  uwielbie- 
niem, któremu  król  wypłacać  kazał  ze  skarbu  po  1000  zł. 
miesięcznie  zapewne  za  powzięty  zamiar:  „objaśnić  powszech- 
ność narodu  w  materyi  bogactw  krajoui^h",  a  któiy  bodaj 
nie  objaśnił  powszechności,  bo  nic,  oprócz  projektu  sprzedaży 
starostw  i  historycznego  o  starostwach  wj^wodu,  nie  napisał, 
o  ile  mi  wiadomo.  Zapewne  miał  pojęcia  podobnego  zakroju, 
jeńli  Kołłątaj  uwielbia  go  tak  gorąco.  Ośmielamy  się  więc  za- 
wnioskować,  że  najznakomitsi  statyści  i  uczeni  zajmującego 
nas  pokolenia  byli  jeszcze  niepoprawną  szlachtą-ziemianami. 
Switkowski  bowiem  mylnie  napisał  na  tytule  artykułu: 
„Nowe  fizyokratyczne  systema".  Nowem  było  ono  we  Kran- 
cyi,  gdzie  Quesnay  i  Gournay  występowali  przeciwko 
krańcowym  wywodom  merkantylistów;  ale  nasi  ekonomiści 
nie  potrzebowali  w  tym  razie  być  uczniami  Francuzów,  po- 
nieważ cale  prawodawstwo,  wszystkie  \'olumina  l^egum, 
cala  histor>'a  finansów  i  handlu  polskiego  od  końca  XV  wieku 
nie  jest  niczem  innem,  tylko  systematem  fizyokratycznym 
w  najobszerniejszym  rozwoju  i  w  najbardziej  krańcowej  wy- 
łączności. Miała  przecież  szlachta  polska  i  czysty  dochód  grun- 
towy, na  pieniądze  zamieniany,  i  podatki  od  ziemi,  i  wolność 
od  ceł  ,nie  obłudniczą" ,  i  nawet  praM-a  oszczgdnicze  ijeges 
sumptuariae  np.  lólćJ,  16L'0,  162^,  1^3  r.  i  za  Stanisława 
Augusta  1775,  1784).  Poważny  i  utalentowany  Ijadacz  nowo- 
czesny konstytucyi  polskiej  Dr.  H  ii  p  p  e  dostrzegł  nawet,  że 
fizyokraci  francuzcy  usnuli  swój  system  pod  wplj^em  wj'ubra- 


•)    Dł  Handl,,  str.  .',8r.. 


28 

żeń  polskich  *).  Nazywamy  też  Popławskiego,  braci  Stroj- 
nowskich,  Staszica,  Kołłątaja,  „wielkiego  ministra",  Czackiego, 
Podleckiego,  Switkowskiego  niepoprawnymi,  boć  stan  owo- 
czesny  był  wytworem  wyłącznego  fizyokratyzmu  dwócłi  wie- 
ków, a  przecie  był  okropny  i  potrzebował  reformy  rdzennej. 
Tej  nie  dokonałby  autor  broszury  „O  Poddanycłi  Polskicłi** 
projektem  swego  urządzenia  zsypów  (magazynów,  składów 
zbożowycłi)  w  pewnychi  miastacli,  żeby  zagraniczni  kupcy 
przyjeżdżali  i  producenci  polscy  nie  potrzebowali  zboża  swo- 
jego  wozić  do  Gdańska  **).  Wszakże  gwoli  bezstronności  hi- 
storycznej w  sądzie  o  zalecanym  przez  tylu  pisarzy  heroicznym 
środku,  zniesieniu  komor  i  ceł  na  granicach  kraju — gotów  je- 
stem przytoczyć  wypadki  z  praktyki  prawie  spółczesnej  na 
Zachodzie,  jakoto:  zniesienie  ceł  od  zboża  w  Hamburgu  w  r. 
1747  od  płótna,  przędzy  i  miedzi,  tamże  w  r.  1764,  oraz 
wolność  handlową  Szwajcaryi.  W  końcu  przypomnę,  że  i  za 
naszych  czasów  istnieje  stronnictwo  zwolenników  „wolnej  wyś- 
miany" (free  traders),  prawda,  że  wyłącznie  prawie  w  Anglii, 
która  żadnego  współzawodnictwa  obawiać  się  nie  potrzebuje 
i  owszem,  w  razie  zniesienia  ceł  protekcyjnjTh,  bodaj  we 
wszystkich  państwach  Europy,  słusznie  obiecywać  sobie  może 
większy  i  łatwiejszy  odbyt  na  rozliczne  wyroby  potężnego 
przemysłu  swego. 

Odezwało  się  przecież  za  Stanisława  Augusta  kilka,  jak- 
kolwiek nieśmiałych,  głosów  przeciwko  wolności  nieograniczo- 
nej handlu.  Autor  „M  y  ś  1  i  na  projekt  w  Dzienniku  dany, 
ażeby  komory  skasowane  były**  oświadcza:    „Handel  zupełnie 


*)  „Ohnc  Zwcifel  ist,  dass  die  in  Polen  bcstchcnden  Grundstitze 
den  franzosischcn  Physiokraten  bei  Aufstellung  ihrer  Systemc  wcnigstens 
inittcibar  ais  Ankniiplung  gcdient  haben.  Seit  dem  Beginn  des  XVIII  Jahr- 
hundcrts,  seit  Fónel()n's  Icscnswerlhen  Briefen  an  die  Herzoge  von  Beauvil- 
liers  und  Chevreiisc  sind  da  iiberhaupt  die  ICintliisse  polnischer  Staatsgedan- 
kcn  auf  einzelne  franzr)sische  Schriftsteller  unverkennbar"  Dr.  Siegfricd 
Hiippe:  Verfassung  der  Republik  Polen....   Berlin,   1867,  Schneider,  sir.  303. 

**)     O    poddanych    polskich  r.   1788,  str.  72,  przyp.  5. 


29 

wolny,  choćby  i  sąsiedzi  na  to  pozwolili,  nie  sądzę,  aby  byl 
pożjteczny  dla  Polski".  Cytuje  zdania  Neckera,  żąda  cla 
na  towary  z  zagranicy  wprowadzane,  a  szczególnie  na  zhyt- 
kowe.  „Handel  zaś  wewnętrzny  chciałbym,  aby  żadnego  nie 
mógt  mieć  zaporu"   '). 

Sandomierzanin  zażądał  wprost  protekcyi  „celnej,  gdy 
się  zastanowił,  że  prócz  12  milionów,  corocznie  płaconych  za 
oliwę,  cukier,  kawę,  rodzenki  i  t.  p.  wydaje  Polska  jeszcze 
13  m.  na  płótna,  sukna,  papier,  skóry,  narzędzia  żelazne, 
które  mogłaby  we  własnych  fabrykach  wyrabiać.  Proponuje 
nałożyć  12"/,>  na  towary  pruskie,  jako  odwet  za  clo  gdańskie. 
O  handel  zagraniczny  bardzo  mu  idzie  i  żąda  konsulów  do 
miast  portowych.  Nie  przeszkadza  to  mu  zi-esztą  w  rok  pó- 
źniej proponować  zniesienie  cla  od  inwekty,  „żeby  towary 
zagraniczne  były  tańsze"   "*), 

Anonym  Patryota,  uznając  z  Wolterem  wolność 
bezwarunkową  podług  prawa  natury  dla  obywateli  świata, 
proponuje  całliowity  plan  protekcyi  celnej:  ł)  cło  na  towary 
zbytkowne  zagraniczne;  2)  zakaz  przywozu  takich  produktów, 
które  się  w  kraju  znajdują;  3)  zakaz  v\'ywozu  surowca;  4) 
zniesienie  cel  od  towarów  zagranicznych,  których  potrzebo- 
wać mogą  fabryki  krajowe;  5)  zniesienie  monopolów  (chyba  ta- 
bacznego?);  b)  zniesienie  cel  wywozowj'ch  od  fabr>'kantó\v 
krajowj-ch;  7)  obrócenie  cel  na  założenie  Banku  Narodo- 
wego ■"). 

Nadto  w  obszerniejszym  dziele  N  a  x  a  znajdujemy  sy- 
stematyczne przedstawienie  zasad  taryfy  celnej  podług  teoryi 
kameralistów  z  obroną  i  zaleceniem  do  naśladowania.  Zda- 
niem tego  autora  towary  pou'inn\-  się  dzielić  na  trzy  klasv', 
z  których  I,  obejmująca  przedmiot)'  pierwszej  potrzeby  i  pro- 
dukta  surowe,   powinna  być  wolną  od  ceł,  II  z  przedmiotami 


•)  Dz.  Handl.  1786,  sir.  4:>J-41"j, 
")  Dz.  Handl.  1786,  str.  oUt,  ■,!}:., 
*•*)     Dz.  Handl.   17ft'ł,  sir.  338-319. 


30 

„przystojnej  wygody"  ma  być  obłożona  ciem  do  wysokości 
7 — 15  a  nawet  20  procentów;  III,  zawierająca  przedmioty 
zbytkowe,  może  podlegać  wysokiemu  ocleniu,  chociażby  wy- 
żej lOO^oj  bo  ztąd  nie  w}''niknie  żadna  szkoda  dla  sił  pro- 
dukcyjnych narodu,  a  przybędzie  dochód  dla  skarbu  publiczne- 
go. Gani  też  N  a  x  wyprowadzanie  za  granicę  surowca,  jak 
to  się  dzieje  w  Poznańskiem,  w  okolicach  Szamotuł  zkąd  wy- 
chodzą co  roku  całe  łyżwy  rudy  żelaznej  rzeką  Wartą.  Zre- 
sztą nie  dopatruje  on  w  Polakach  zdolności  do  handlu.  Po- 
dług jego  charakterystyki  przyrodzona  skłonność  czyni:  z  An- 
glika spekulanta,  z  Hollendra — wekslarza,  z  Moskala  chytrego 
przekupnia,  z  Żyda — rodowitego  szachraja,  z  Polaka  zaś  tylko 
rolnika  *). 

W  praktyce  mężowie  stanu,  władze  i  deputacye  sejmo- 
we musiały  niejednokrotnie  działać  w  duchu  protekcyi  han- 
dlowej, może  tłumiąc  w  głębi  serca  pociąg  do  wolności  han- 
dlu nieograniczonej. 

Nareszcie,  kończąc  niniejszy  przegląd,  musimy  jeszcze 
oddać  sprawiedliwość  prasie  owoczesnej,  szczególnie  z  dzie- 
wiątego dziesięciolecia  i  całej  epoki  sejmu  czteroletniego,  że 
gorliwie  zwalczała  przesądy,  że  wykazywała  wszelkiemi  ar- 
gumentami ważne  znaczenie  handlu,  zachęcała  do  tworzenia 
spółek,  kompanij  handlowych  (np.  „patryotycznego"  towa- 
rzystwa dla  tworzenia  magazynów  zbożowych),  domagała  się 
wysłania  konsulów  zagranicę,  szukała  informacyi  co  do  za- 
granicznych targowisk  i  t.  p.  Szczególnie  dużo  pisały  Dzien- 
nik i  Pamiętnik  o  Chersonie.  W  istocie,  położenie  tego  miasta 
i  oczyszczenie  stepu  od  Tatarów  przez  Cesarzowę  Katarzynę 
II  było  nader  ważnym  i  pomyślnym  w}'padkiem  dla  wo- 
jewództw: Kijowskiego,  Bracławskiego,  a  nawet  Podola.  Arty- 


*)  Wykład  początkowych  prawideł  Ekonomiki  l'olilyczney  z  przy- 
stosowaniem przepisów  Gospodarstwa  Narodt)wego  do  oncgo  wydźwignie- 
nia  i  polepszenia  stosownie  do  stanu,  w  którym  rzeczy  zostają.  Warsza- 
wa  1790  Dutour,  str.  54—50,  38,  20 1. 


31 

kuły  o  handlu  w  innych  krajach,  a  szczególnie  artykuł  Pa- 
miętnika o  handlu  rosyjskim,  są  pisane  wybornie  *). 

34.  Żebyśmy  mogli  jaśniej  wyrozumieć  stosowność  lub 
niestosowność  głoszonych  z  katedry  i  w  literaturze  mniemań, 
rozważmy,  jakie  warunki  zgotowała  handlowi  polskiemu  po- 
lityka sąsiadów. 

1)  Z  tych  najgroźniejszym  byl  król  pruski  Fryderyk 
II,  tak  zwany  Wielki,  w  polityce  ekonomicznej  krańcowy 
merkantylista,  naśladowca  Colbert'a  i  wyznawca  zasady  „aby 
pieniądze  zatrzymywać,  o  ile  można,  w  kraju,  zbogaci  się  on 
bowiem,  gdy  będzie  mniej  wydawał,  niż  odbierał".  Nie- 
zmordowana działalność  jego  rozciągała  się  na  wszystkie 
gałęzie  pracy  narodoi\-ej:  ustanawia  „departament  manufaktur 
i  handlu",  zakłada  bank  i  towarzystwo  kredytowe,  udziela 
pożyczek  lub  sam  z  funduszów  skarbowych  zakłada  rozmaite 
fabryki,  przez  rewizorów  rządowych  dozoruje  dobroci  wyro- 
bów, przepisuje  długość,  szerokość  i  przymioty  wszelkiego 
gatunku  towarów,  bije  kanały,  z  których  jeden  Bydgoski 
ułatwił  spław  Wielkopolanom,  tworzy  Kompanie  Azyatycką, 
Bengalską  (1750  i  1702),  oraz  Kompanię  Handlu  morskiego 
(w  r.  1772),  która  otrzymała  przywilej  przywożenia  soli  do 
portów  pruskich  i  skupowania  wosku  polskiej^o,  tak  na  ko- 
morze P'ordoń,  jakoteż  po  obu  brzegach  Wisły  w  pasie  10 
milowj-m. 

Pilnie  też  zajmował  się  Fryderyk  stosunkami  handlowymi 
państwa  swego  z  innymi  narodami  i  urządzał  taryfy  celne 
z  dążnością  protekcyjną,  posuwając  się  w  wielu  ['azacli  aż 
do  skali  zakazowej  (prohibicyjnej).  Zakończywszy  pokojem 
Hulrertsburskim  szereg  swych  wojen  o  Śląsk,  zwrócił  szcze- 
gólną uwagę  na  Polskę,  przeniknął  wady  jej  ustroju  tak  po- 
litycznego, jak  ekonomicznego,  i  zaczął  je  wyzyskiwać  z  że- 
lazną konsekwentnością,  bez  litości,  z  dokuciliwem  nati'ęctwem 
i  zuchwalstwem. 


32 

Pomiędzy  reformami,  przeprowadzonemi  przez  Czarto- 
ryskich na  sejmach  1764  r.,  znajdowało  się  też  pożądane  znie- 
sienie przywileju  cłowego  szlachty.  Nowa  konstytucya  znio- 
sła nie  tylko  „wszelkie  partykularne  cła,  myta,  komory,  przy- 
komorki  i  niesłychanym  prawie  sposobem  wynalezione  w  nie- 
których miejscach  lodowe  t.  j.  od  podwód  przez  lód  prze- 
chodzących, oraz  inne  extorsyje",  ale  wprowadziła  jeszcze  cło 
generalne,  które  „począwszy  od  N.  Króla  aż  do  ostatniego 
obywatela  i  kupca...  tak  na  wodzie  jak  i  na  lądzie,  nie  uwa- 
żając na  żadne  generalne  libertacye,  serwitoraty  i  pretensye... 
wszyscy  do  Skarbu  Rzeczypospolitej  płacić  mają**   *). 

Zaledwo  jednakże  ustanowiona  na  tymże  sejmie  kon- 
wokacyjnym  Komissya  Skarbu  Koronnego  zaczęła  wprowa- 
dzać rzeczoną  ustawę  w  wykonanie  i  komora  polska  w  Nie- 
szawie pobrała  należne  cło  od  prowadzonych  dla  jazd}'  pru- 
skiej 500  koni:  Fryderyk  natychmiast  (d.  13  marca  1765  r.) 
urządził  swoje  komorę  w  Kwidzyniu  (Marienwerder)  i  usta- 
nowił nowe  clo  od  spławu  polskiego  na  Wiśle.  Cały  bieg  tej 
rzeki  znajdował  się  podówczas  w  posiadłościach  polskich, 
prócz  jednej  anklawy  Prus  Książęcych  niegdyś,  dotykającej 
brzegu  prawego  właśnie  pod  Kwidzynem.  Ta  anklawa  wy- 
starczała jednak  do  zrobienia  szykany  nowo  obranemu  królowi 
Stanisławowi  Augustowi,  oraz  reformującemu  się  rządowi 
polskiemu.  Mnóstwo  robotników  spędzono  do  usypania  forty- 
tikacyi,  do  uzbrojenia  bateryi,  zatoczono  armaty,  poczem  Pru- 
sacy przemocą  odganiali  przepływające  statki  do  pruskiego 
brzegu  pod  Kwidzyn  i  kazali  płacić  10"-„  od  wartości  całego 
ładunku,  nawet  od  drzewa  pobierali  pewną  ilość  bali  i  szczap. 
Stanisław  August  boleśnie  uczuł  tę  zniewagę,  domierzoną  przez 
łaskawego  protektora,  który  go  nie  dawno  do  tronu  zalecał 
i  przed  elekcyą  orderem  ozdobił,  a  teraz  przez  posła  swojego 
miał  podobno  zaproponować  mu  150.000  talarów  rocznej  pen- 
syi  za  przywolenie    na    cło    kwidzyńskie.      Bo  dochód  z  tego 


•)     VoI.  Leg.  VII,  fol.  M  (str.  22). 


33 

cla  bj-l  obliczony  w  przybliżeniu  podług  obrotu  Gdaiiskiego  na 

3.600.000  pruskich  guldenów  czyli  około  5'/^  milionów  złotych 
polskich  i  wyrównj'wał  całemu  ówczesnemu  dochodowi  z  Pi-us 
Brandeburskich.  O  odparciu  napaści  silti  Stanisław  August 
poniy.^leć  ani  śmiał  (chociaż  poważne  przygotowania  wojenne 
poskutkowałyby  niezawodnie  na  znękanego  i  wycieńczonego 
wojną  siedmioletnią  Fryderyka);  lecz  udał  się  o  taska\\'ą  in- 
terwencyę  do  cesarzowej  Katarzj-ny,  a.  ta  w  istocie  podjęła 
się  opieki  nad  swym  wybrańcem.  \a  skutek  pr-^eprowadzo- 
nej  pomiędzy  dworami  petersburskim  i  berlińskim  korespon- 
dencyi  dyplomat>'cznej  zjechał  do  Warszawy  baron  Goitz, 
pełnomocnik  Frj'deryka,  na  układy  z  ministrami  polskimi, 
Z  raportów  Kepnina  dowiadujemy  się,  że  sam  Goltz  przy- 
znawał, iż  cło  polskie  generalne  nie  wyrządza  strat  żadnych 
kupcom  pruskim,  iż  on  osobiście  zgodziłby  się  na  przedsta- 
wienia ministeryum  polskiego  i  pewnym  b\-iby  wtlzicczności 
kupców  swojego  kraju:  lecz  ponieważ  jest  przysłany  od  króla, 
nie  od  nich,  to  musi  pilnować  przedewszystkiem  osobistych 
interesów  królewskich.  Układy  szlj'  opornie:  dopiero  własno- 
ręczny list  Katarzyny  skłoni!  Fryderyka  do  zniesienia  komory 
Kwidzyńskiej,  zresztą  wtedy  już  gdy  celu  swojego  dopiął  pra- 
wie w  zupełności.  Komora  bowiem  polska  na  Wi:^le  przestała 
pobierać  cło  generalne,  a  sejm  1766  roku,  na  wniosek  Sta- 
nisława Augusta  i  po  wysłucłianiu  explikacyi  „w  okoliczności 
Kwidzyiiskiej",  cofnął  reformę,  przywrócił  przJ■^^■ilej  cłowy 
szlachcie  i  poprzesta!  tylko  na  zniesieniu  cla  wewnętrznego 
<in  Regno"),  zwalniając  od  niego  samych  tylko  handlujących 
„duchem  ułacnienia  drogi  do  handlów  i  manufaktur"".  Dopiero 
podczas  sejmu  rozbiorowego  177  3 — 177")  udało  się  przywró- 
cić eto  generalne  „ad  et  exlra  rcgnum  ab  invcctis  et 
evectis  U,  j,  od  wywożonych  i  wprowadzanych  towarów)... 
nie  excypując  towarów  i  wszelkich  rzeczy  nawet  na  własną 
konsumpcyą  sprowadzonych"  "). 

•)     Vol.  Leg.    Vir  fol.  436    (sir.   Vn),  YKł   fol.   l-łO   (sir.  'J.jl.     Zli- 
czenie konstytucyi  z  roku   1T'j6  wymzumiŁ-ć  zJolaliśiny  ilopicrii  »  wyjii-inio- 
WawiHitnoc  diiejs  foliki  Kurzona.— T.  II.  ) 


3+ 

Ale  wtedy  inne  już  straszniejsze  klęski  i  straty  zgoto- 
wał Polsce  Fryderyk.  Powziąwszy  przeświadczenie  o  bezsil- 
ności konfederacyi  Barskiej,  utworzył  on  i  do  pożądanego  dla 
siebie  skutku  doprowadził  plan  pierwszego  rozbioru,  wykonał 
go  zaś  ze  znaną  już  światu  dawniej  tyrańską  srogością  i  prze- 
wrotnością. Wojska  pruskie,  wkroczywszy  do  Polski,  znęcały 
się  nad  zajętemi  prowincyami  bezprzykładnym  w  dziejacłi 
sposobem,  jak  pisał  Stanisław  August;  wyrządziły  one  w  cią- 
gu kilku  miesięcy  więcej  złego,  niż  zrządzili  Rosyanie  w  cią- 
gu lat  czterech,  jak  donosił  konsul  francuski  z  Gdańska.  Je- 
nerałowie  Tłiaden  i  Belling  nakładali  tak  wielkie  kontrybucye, 
że  wybrali  podobno  póltora-roczną  in tratę  z  dóbr  ziemskicłi. 
Daremnie  pijali  skargę  senatorowie  wielkopolscy  do  samego 
Fryderyka,  daremnie  udawali  się  zrujnowani  obywatele  do 
posłów  pruskiego  i  rosyjskiego.  „Wołają  oni  do  nieba  —  pisze 
Saldem  —  lecz  niebo  pozostaje  glucłiem  tak  samo,  jak  ja;  mi- 
nister pruski  jest  także  głuchy  na  ich  wołanie,  jak  ja;  król 
nie  pisze  o  tem  ani  jednego  wiersza  do  niego.  Na  domiar 
niedoli,  król  pruski  przysłał  tu  przez  żydów  2.000.000  fałszy- 
wych talarów  z  wyobrażeniem  panującego  króla"  (Stanisława 
Augusta).  Komisya  Skarbu  Koronnego  doniosła,  że  we  Wło- 
cławku otworzoną  została  fałszywa  mennica  pod '  protekcyą 
wojsk  pruskich,  pod  zarządem  majora  Bogien,  porucznika 
Mullera  i  kasyera  Miseke  *). 


nia,  przesłanego  Departamentowi  Skarbowemu  Rady  Nieustającej  przez  Ko- 
misy ę  Skarbu  Kor.  w  roku  1781  w  Frotok.  Ek.  A/ 18,  str.  128  nast.  patrz 
oraz  Dy  ary  us  z  1766  sesya  I  z  dnia  2/10  karta  B  i  scsya  IV  z  dnia  9/10 
karta  F.  Szczegóły  z  korespondcncyi  dyplomatycznej  u  Sołowjewa*. 
IIcTOpifl  Pocciii  tom  XXVI,  str.  169,  170,  173,  175.  O  udziale  Gdańska 
w  tej  sprawie  pisze  Dr.  Damus  na  str.  6 — 18  w  rozprawie  swojej;  Die 
Stadt  Danzig  gcgenuber  der  Politik  Fricdrich's  d.  Gr.  und  Friedricłi  Wil- 
helm's  II  w  Zft.  des  Westpreussischcn  Gcschichtsvereins  Heft  XX.  1887. 
Danzig. 

*)     Correspondance    ineditc    dc    Stanislas    Augustę    et    de    M-me 
Geoffrin...  par    Mouy    1875  Paris.     Plon    p.  432.     Ferrand:    Histoire    de 
trois    dćmembrements   181  It  120.    CciOMbeB-b:    IIct.  Pocciii  XXVIII,  str 


35 

Zdaje  się,  że  przez  cały  rok  mniej  więcej  zabierały  ar- 
mie trzech  dworów  rozbiorowych  prowiant  i  furaże  drogą  re- 
kwizycyj  bezpłatnie.  Nie  wiele  też  zboża  można  było  spławić 
podówczas  do  Gdańska. 

Pod  grozą  takiego  terroryzmu  składane  były  delegacyi 
sejmowej  obok  traktatów  rozbiorowych,  traktaty  handlowe. 
Fryder>^k  ofiarował  cło  2  proc.  na  towary  pruskie  do  Polski 
i  na  polskie  do  Prus  prowadzone,  47o  na  towary  zagraniczne 
z  miast  pruskich  zakupywane,  ale  nakładał  „tylko"  12  proc. 
na  towary  z  obcych  krajów  do  Polski  lub  do  obcych  krajów 
z  Polski  przez  territoryum  pruskie  tranzytem  przeprowadzane. 
Przedkładając  taki  traktat  przed  Delegacyą  w  dniu  17  marca 
1775  roku,  poseł  jego,  Benott  oświadczył,  że  to  jest  ultima- 
tum, i  nie  zwrócił  żadnej  uwagi  na  domawianie  się  hetmana 
Xawerego  Branickiego,  że  „tak  wielkie  cło  podobniejsze  jest 
raczej  haraczowi,  niż  wolnemu  handlowi"  *).  W  istocie,  chy- 
ba tylko  naiwny  szlachcic  polski  mógł  jeszcze  myśleć  o  „wol- 
nym handlu",  Fryderyk  bowiem  coś  wcale  innego  miał  w  gło- 
wie. Ze  wszystkich  prowincyj,  od  Polski  oderwanych,  jego 
dzielnica  była  najmniejszą,  ale  ze  względu  na  położenie  geo- 
graficzne najważniejszą  i  najkorzystniejszą.  Zwierzał  się  wła- 
śnie bratu  swemu  Henrykowi  w  tych  wyrazach:  „Obejrzałem 
większą  część  kawałka,  przypadającego  nam  w  dziale;  najwię- 
cej zyskujemy  pod  względem  handlowym:  stajemy  się  pana- 
mi wszystkich  płodów  i  całego  przywozu  Polski,  a  najwię- 
kszą dla  nas  korzyścią  jest...  że,  będąc  panami  handlu  zbo- 
żowego,   nigdy    nie  doznamy  głodu"  **).     Zajmował   bowiem 


311,  312.  Prot.  Ek.  A;9  str.  346,  nota  do  J.  K.  Mci  z  dnia  31,7,  ITTi', 
patrz  też  uniwersał  względem  fałszywej  monety  zagranicznej  z  dnia  Ju  2, 
tamże  str.   107. 

*)  Vol.  Leg.  Vni,  fol.  79  i  80;  Prot.  Dcleg.  Zagajenie  VII,  scsya 
XI,  str.  69.  Niemcewicz:  (Pam.  czasów  moich,  Paryż  1848,  str.  118) 
tunerdzi  że  Fryderyk  żądał  tylko  4  proc,  ale  Benoit  dał  kanclerzowi  Mlo- 
dziejowskiemu  4.000  dukatów;  otrzymał  12  proc;  wiadomości  tej  odma- 
i*'iamy  wiary. 

*•)     Ocuvres  de  Frederic  le  Grand  XXVI  3r)9. 


36 

cały    bieg  Noteci,  znaczną  część    rzeki  Warty  i  ujścia  Wisły, 
a  „panować"  potrafił. 

Nie  dostał  wprawdzie  Fryder^^k  miast  Torunia  i  Gdań- 
ska, ponieważ  Katarzyna  II  uważała  za  szkodliwe  dla  Rosyi 
oddanie  Prusom  ważnego  portu  nad  Bałtykiem  *):  pozostały 
więc  przy  Polsce,  ale  właściwie  w  nominalnem  tylko  posia- 
daniu. Nie  przeszkodzono  bowiem  Fryderykowi  uznawać 
Gdańska  za  miasto  cudzoziemskie  i  przygnębić  je  uciskiem  cło- 
wym,  oraz  wszelkiemi  szykanami.  Na  zboże  polskie  i  na  wszel- 
kie towary,  idące  wodą  czy  lądem  do  Gdańska  i  z  Gdańska, 
nałożył  12  proc,  nadto  zaraz  przy  wyjściu  z  portu  na  Neu- 
fatirwasser  osadził  swoją  komorę  celną,  która  powtórne  cło 
tranzytowe  pobierała,  jeśli  towar  polski  miał  iść  za  morze. 

Cło  takie  b^io  ciosem  śmiertelnym  dla  łiandlowego  mia- 
sta, tem  bardziej,  że  na  komorze  Fordońskiej,  gdzie  zasiadł 
obecnie  urząd  celny  pruski,  zawiadamiano  każdego  szypra,  iż 
może  zapłacić  tylko  2  proc,  jeśli  się  do  Elbląga  ze  swym 
transportem  skieruje.  Upadł  też  Gdańsk  ze  swą  prastarą,  w  Pol- 
sce jedyną  giełdą  (ob.  na  str.  41),  nazwaną  podobno  imieniem 
króla  Bryttów,  z  którym  Gdańsk  żadnych  stosunków  mieć  nie 
mógł,  bo  w  VI  w.  nie  istniał.  Potem  już  się  nie  dźwignął  do 
dawnego  znaczenia  bodaj  do  dziś  dnia,  pod  światłą  i  czujną 
opieką  słynnej  biurokracyi  pruskiej.  Obrót  handlów}''  spadł 
z  10  na  3  miliony  czerwonych  złotych.  Kołłątaj  pisze: 
„Co  był  Gdańsk  przed  rokiem  1773?  Co  znaczyły  w  nim  po- 
sesye  przed  owym  rokiem,  a  co  teraz  (w  1788)  znaczą?"  Ko- 
respondent stały  Dziennika  Handlowego  (zdaje  się  rezydent 
tameczny  polski,  Henning)  donosi  w  roku  1789:  „Jarmark  na 
ś.  Dominik  zły;  budów  (bud)  mniej  i  te  nie  zajęte....  dla  cła 
strasznego;  zgoła  dla  Gdańska  nie  trzeba  lat  drugie  17  zosta- 


*)  Jeszcze  w  176V  roku,  przy  wznowieniu  przymierza  z  Frydery- 
kiem, Katarzyna  mówiła  do  Panina:  „Nieraz  słyszałam  od  pana,  że  Gdańsk 
lub  równy  mu  posterunek  np.  Stralsund  w  rękach  pruskich  może  być  dla 
nas  szkodliwym."     Cojoubeiib:  IIct.  Poeci  h  XXV  1 1,  84. 


wać    w  takiej  jak  dotąd  nieczynności  w  handlach:  to  kto  do- 
żyje może  śpiewać,  jak  o  Troi: 

Gdzie  byl  przedtem  zamek  Troi 
Teraz  oracz  z  pługiem  stoi"   *). 

Dowiedzmy  się  jeszcze,  że  wcale  nie  12  proc.  pobierali 
celnicy  pruscy,  lecz  znacznie  więcej;  dwakroć  i  trzykroć  po 
12  od  sta  dzięki  zręcznemu  układowi  taryfy  z  roku  1775. 

W  tarj'fie  tej  waga  i  miara  podaną  była  podług  stopy 
berlińskiej;  czerwony  złoty  rachowano  po  2'/^  talara,  to  jest 
po  16  zamiast  18  złotych;  co  do  balów  i  tarcic  cena  „wzięta 
od  samej  korony  drzewa,  a  nigdy  się  nie  zdarza,  żeby  z  Pol- 
ski sama  korona  drzewa  do  Gdańska  spławioną  była,  tylko 
najczęściej  wypada  '/a  korony,  '/s  braku.  '/^  brak  z  braku, 
a  podług  tego  wniosku  rachując,  np.  od  jednej  kopy  tarcic  za 
8  calów  8  sążni,  co  uczyni  talarów  1285,  toby  tylko  uczyni- 
ło 755  talarów,  od  których  c!o  po  l2"/n  tylko  90  talarów 
uczyniłoby  —  i  tak  wszystkie  inne  gatunki  podług  proporcj'i, 
od  których  jednak  cło  i  transportowe  expensa  od  Fordonia 
do  Gdańska  odtrącić  trzeba"  *'). 


•>  Pam.  H.  1'.  1791,  str.  234  Listy  Anunyma  Część  III,  str. 
321.  Dz.  Handl.  1789  roku,  str.  419.  .\utor  broszury  ,Refleksye  nad 
uszkodzeniem  dla  krajów  polskich  wynikającym  z  zaniedbania  handlu  po- 
chodzącego z  mniej  waienia  porzuconej  nad  Udańskiem  opieki,  1790"  (str. 
:łO)  podaje  na  str.  ib  dawny  obrót  pieniciny  Gdańska  na  9  milionów  du- 
katów ,a  teraz  ledwie  cz^ść  trzecią  rachować  można.' 

")  Jest  to  „uwaga"  dodana  do  sporządzonej  przez  Niemca  (sapę- 
wnc  celnika  pruskiego)  .Specyfikacji  wartości  wszystkich  tow.injw  Wisłą, 
morzem  do  Gdańska  wchodzących  i  z  Gdańska  wyrhodząt-ych'  na  dwóch 
ogromnych  arkuszach  po  niemiecku  i  po  polsku  (lichą  polszczyzną)  dla  Ko- 
misy! Skarbu  Kor.  przesianej  —  rękopism  z  nadpiscm:  ,do  kancelaryi  Komi- 
syi  odiiana  dnia  30  marca  1789  r.  ze  zlecenia  P.  Kom.'  Podobną  manipu- 
lacyf  widzimy  w  zażaleniu  niejakiego  Winnickiego,  znniesionem  do  Korni- 
syi  Skarbowej  Kor.;  Komora  Fordon  wzięła  półtora  razy  więcej,  nii  nate- 
ialo  dla  tego,  Łe  cło  było  rachowane  od  sąinia  nie  zaś  od  pręta.  (Pr.  ICk. 
A,25,  str.  57,  A.'26,  str.  38—46). 


38 

I  przy  spławie  Wartą  oraz  Odrą  ku  Szczecinowi  kupiec 
polski  (głównie  poznański)  grube  musiał  uiszczać  opłaty.  „Od 
roku  1771  nałożone  było  cło  extraordynaryjne  pod  tytułem 
Impost,  50  proc.  na  wszelkie  pożytkowe  drzewo,  z  Polski  do 
państw  pruskich  idące,  tak  iż  prócz  ceł  osobnycti  od  każdej 
rynki  czyli  czterecti  kop  klepków  płaci  reicłistalarów  13  i  sgr. 
12;  za  każdy  sześciokwadrat  dylów  dębowycłi  i  okrętowego 
drzewa  s.  gr.  2V2;  za  każdą  belkę  sosnową,  której  do  trans- 
portowania dylów  i  drzewa  okrętowego  potrzebuje  się,  a  któ- 
rej wartość  nie  więcej  jak  talarów  4  w^^nosi,  reicłistalarów  3 
sgr.  6  frydrycłisdorami  po  5  talarów  racłiując  zapłacić  potrze- 
ba, a  wtenczas  dopiero  otrzyma  się  paszport  od  departamen- 
tu leśniczego,  iż  to  drzewo,  tak  opłacone,  za  wyłączeniem  in- 
nych jeszcze  opłat,  do  kraju  puszczonem  być  może.  Gdy  za 
panowania  Fryderyka  Wilhelma  I  (na  mocy  reskryptu  kró- 
lewskiego z  roku  1737)  za  rynkę  klepek  płaciło  się  na  ogół 
sgr.  7  fenigów  10,  to  po  roku  1775  za  tę  samą  rynkę  pobie- 
rano: 

Rtl.     Sgr.     Fen. 

w  Landsbergu  cla 1         7       — 

akcyzy —       U         3 

Cła  miasta  Landsberga —         2         6 

w  Oderbergu  cła  królewskiego  i  szkolnego  .     —         2         6 

w  Szwet —       —       10 

w  Gartz  cła  królewskiego .     —         2       — 

In  suma  2         2         1 

a  że  w  pruskiej  taryfie  celnej  rynka  klepek  jest  szacowana 
w  wartości  Rtl.  4  sgr.  15,  więcby  sprawiedliwego  cła  2  proc. 
od  każdej  rynki  wynosiło  tylko  sgr.  775,  ^1®  }^^^  ^Y  opła- 
cać musimy,  wynosi  około  15  proc;  dołożywszy  zaś  Impost 
Rtl.  13  sgr.  12,  te  podatki  przeniosą  ustanowioną  w  pań- 
stwach pruskich  cenę  klepkowego  drzewa  sgr.  14  fen.  1". 
Podobnym  rachunkiem  kupcy  poznańscy  wykazywali,  że  opła- 
ty od  sześciokwadratu  dylów  i  drzewa  okrętowego  (tal.  3 
gr.  2  fen.  11)  o  1  tylko  fenig  są  niższe  od  szacunku  samego 


39 

drzewa,  a  tak  się  dzieje  w  prowincyi  ze  wszelkiemi  innemi 
towarami  drzewa  *). 

Przy  zakapowaniu  towaru  od  poddanych  pruskich  po- 
biera się  wprawdzie  niby  2  proc,  „te  jednak  towary  są  tak 
wysoko  taksowane,  iż  od  nich  mające  się  płacić  podatki  wię- 
cej niż  6  proc.  wynoszą  i  to  nie  rachując  cel  prowincyonal- 
nych. 

Jeśli    zaś    kupcy  poznańscy   zapiszą  towary  zagraniczne 
d  i  r  e  c  t  e    i  sprowadzają  je  przez  kraje  pruskie  wtedy  płacą: 
RU.     Sgr.  od  sta 

za  funt  kawy  {która  6  sgr.  kosztuje)  —  1  czyli  ló**/.. 
„      „     cukru     {    „  5'/j    „  «       )     —  1        „       20  „ 

,      ,     pieprzu (    ,7       „  „      }     I'/:       I'/?  n       21  „ 

od  okseftu  wódki  fran.  (kosztuje  40  tal.)  1 1 '/a       —     «       28  „ 
,      wina   (które   kosztuje   20  tal)     7'/j       —     „       38  „ 

„  wełny  i  skór 30  „ 

„  farb  do  fabryk  potrzebnych 30  „ 

nareszcie  od  wszelkiego  gatunku  zboża,  do  krajów  pruskich 
prowadzonego,  2  talary  od  wispla  (12  korcy)  prócz  cła  ordy- 
naryjnego  *'). 

Nadto  pobierano  jeszcze  nieoznaczoną  w  taryfie  tantie- 
mę w  ilości  2 — 30  proc.  wyrachowanego  cła,  zapewne  na  do- 
chód   urzędników  celnych.     A  ci  byli   częstokroć   tak  gorliwi, 


*)  Przełożenie  najpokornicjszcj  prośby  od  Konfratemii  Kupieckiet 
Miasta  J.  Kr.  Mci  Poznania  w  pokrzyn-dzeniach  swoich  do  N.  Króta  JMci 
P.  N.  M.  i  N.  Skonfederownnych  Rzeczypospolitej  Stanów  na  Sejmie  tera- 
£niejszyin  (czteroletnim)  przez  delegowanych  podane.  (Druk.  in  folio  str.  6). 

**)  Tamże.  Podobnej  treśd  skargę  zanosiła  Konfraternia  Kupiecka 
Poznańska  do  Komisyi  Sk.  Koron,  w  roku  1784:  sprowadzali  ci  kupcy  od 
dawna  sztokfisz,  wina,  oliwę,  cukier  etc.  przez  pośrednictwo  szyprów  Ki- 
strzyftskich  i  Złvracali  im  zwykle  2  proc,  za  cło  opłacone  na  komorach: 
teraz  (1784)  ci  szyprowie  oświadczyli,  te  prócz  2  proc.  zapłacić  musieli 
Oderskursu  792  talary  4  sgr,  i  9  fenig.  (to  jest  4753  złt.  5  gr.)|  skartyli 
się  oni  królowi  pruskiemu,  lecz  otrzymali  od  niego  odpowiedź,  że  mają  się 
udać  do  Adminiatracyi  Generalnej,  ta  jednak  da  nie  zwróciła.  O  Oderskur- 
sie  Koraisya  Sk.  Kor.    pisała   już  poprzednio  pod   dniem  7;9   1782  roku  do 


40 

że  szacowali  towar  podwójną  ceną,  że  niewinnie  obwiniali 
szyprów  polskich  o  oszukaństwo  albo  o  mylne  auscugł,  że  na 
pięciu  komorach  poniżej  Fordonu  umieli  upominać  się  o  po- 
wtórną opłatę.  W  roku  1787  sami  komisarze  dworu  pruskie- 
go wyrzucali  p.  de  Launay  podstępy  przeciwko  handlowi  pol- 
skiemu *). 

Miał  niby  rząd  pruski  rozciągać  swoje  opiekę  nad  towa- 
rami polskimi,  ale  i  o  tem  „najlepsze  świadectwo  panowie 
polscy  mogą  dać:  wiele  ludzi  z  ich  dóbr  zginęło,  powracają- 
C3'^ch  z  Gdańska  i  Elbląga  od  statków  i  od  spłynionego  drze- 
wa, którzy  się  dostali  w  połów  i  którzy  w  żołdzie  pruskim 
niewolniczą  odprawiają  służbę,  pominąwszy  wiele  set  nietylko 
z  wagabundów  poddanych,  ale  i  szlachty,  przed  laty  kilkuna- 
stu z  konfederacyi  pobranych",  jak  pisze  Anonim,  autor  Uwag 
do  Dziennika  Handlowego  **).  O  cierpkich  stosunkach  gra- 
nicznych, o  przepędzaniu  koni  przez  komory  polskie  bez 
opłaty  cła  i  t.  p.  powiemy  niżej  w  dziejach  administrac}^ 
skarbowej. 

W  roku  1780  zakazanem  zostało  prowadzenie  zboża 
z  Polski  na  Śląsk,  a  na  skopy  nałożono  ogromne  cło  (po  3 
złp.  od  sztuki).  Jeszcze  w  roku  1790  Stanisław  August  uskar- 
żał się  na  Hoyma,  ministra  dyrygującego  szląskiego  „o  infrak- 


Rady  Nieustającej;  w  odpowiedzi  otrz3'niala  zawiadomienie  Prezydenta  pru- 
skiego, że  ta  exakcya  nie  była  wiadomą  rządowi  pruskiemu  i  że  jej  jui 
zabieżono.  Tymczasem  później  stało  się  jeszcze  gorzej.  Spławiając  drzewo 
Wartą,  kupcy  płacą  cztery  razy:  w  Kistrzynie,  Oderbergu,  Scłiwed  i  Gartz*u 
akcyzę  miejską,  tam  cła,  ówdzie  Oderskurs,  nadto  w  Landsbergu  muszą 
opłacać  jeszcze  50  proc.  od  drzewa,  jeśli  nie  cłicą  sprzedać  go  Administra- 
cyi  Generalnej  drzewa,  która  płaci  bezcennie,  jak  sama  oszacuje.  Bez  pasz- 
portu zaś  od  króla  drzewo  w  Landsbergu  nie  jest  przepuszczane  za  grani- 
cę (Pr.  Ek,  A/21,  str.  287). 

*)  Pam.  Hist.  Polit.  1791,  str.  222,  Pr.  Ek.  .^/U  str.  681  (nota 
do  Rady  Nieust.  względem  depaktacyi  na  komorach  pruskich  z  dnia  5/9 
1777),  A/26  str.  38—46. 

')     Dz.  Handl.  1789.  str.   1—9. 


**\ 


Oietda  1  piwnica  kupiecka  Arthus-Hoff. 

o:  sjd  r»«ni«y  liarnT,  Sfli.ipronhiius:  w  pfurr.:  Jnni  mmużne^M  mksiL-i 
Iko  K  miet]iicirvlu  w  <lzidi-:  .ller  Si.-iJt  Il^inii;;  hislonsche  ItubOhrcibun;- 
Riinhdd  Curicken  AmilUrJam  uiiJ  UanKig  lf.i7,-    (Hibl,  OrJ.  lir.  Kraśni 


42 

cyą  artykułów  handlowych,  które  nam  w  traktacie  roku  1775 
upewniły  wolność  handlu  do"Szląska  i  przez  Szląsk"  *). 

Wyroby    swoich    fabryk  Fryderyk  II    protegował,    czyli 
raczej  narzucał  Polsce  też  środkami  przymusowymi.     Tak  np. 
dom  Splittgerberów,  mający  trzy  cukrownie  w  Berlinie  a  czwar- 
tą we  Wrocławiu,    posiadał    monopol    dostarczania   cukru  dla 
Polski  i  tylko  Królewiec    używał    przywileju    dostarczania  Li- 
twinom cukru  zagranicznego  oraz  żelaza  szwedzkiego;  ale  su- 
kna   francuskie    nie  inaczej  mogły  być  brane,  jak   z  magazy- 
nów   berlińskich  i  za  poprzedniem  zamówieniem  pewnej  obo- 
wiązującej ilości  sukien  pruskich,  które  rozchodziły  się  też  po 
Polsce  pod  nazwą  angielskich.    Zresztą  artykuł  5  traktatu  z  r. 
1775  opiewał,    że  król  pruski  „pozwoli   miastom  Memel,  Tyl- 
syt,  Królewiec,    Elbląg,  Bydgoszcz    nad    Brdą,  Szczecin,  Dre- 
zdenek i  Wrocławowi    mieć  u  siebie    towary   jedwabne  i  su- 
kna przednie  fabrykowane  w  inszych  krajach  na  potrzebę  Po- 
laków  pod  kondycyą,    że  oni  obowiążą  się    wziąć  za  połowę 
ceny  kupna  swego  w  każdym  gatunku  towarów,  w  kraju  fa- 
brykowanych i  zapłacić  4  od  sta  za  wprowadzenie  tychże  to- 
warów;   inaczej    towary  obce    będą    podlegały  tymże  samym 
podatkom,  jakby  właściwie  z  obcych  krajów  prowadzone  by- 
ły" **).     Nadto    w  Warszawie  osiedla  się  i  utrzymuje  maga- 
zyny Kompania  Morska  Pruska,  zawiązana  w  roku  1772  sta- 
raniem Fryderyka  II,    który    dał  jej  połowę   kapitału  zakłado- 
wego   z  funduszów    skarbu    swojego  i  zapewnił  akcyonaryu- 
szom  10  proc.  rocznie    stałego    dochodu  od  wkładów.     Kom- 
pania ta  przedewszystkiem  zagarnęła  handel  soli  zagranicznej 
nader   ważny,    ponieważ    skutkiem    rozbioru    Polska    utraciła 
swoje  saliny. 


*)     Pr.    Ek.    A/26    str.  45,    A/16  str.   413;    list  króla    do    Bukatego 
w  Kalinki    Dokumentach    (Pamiętniki  z  XVin  w.,    Żupański),   str.   144. 

**)     Pam.    Hist.    Pol.   1782,   str.  317  nast.    artykuł:    O  handlu  na- 
szym z  Prusami  nowe  uwiadomienie.     Vol.  Leg.  VI II,  fol.  80  (str.  63). 


43 

Wobec  takiej  rzeczywistości  jakże  naiwnemi  wydać  się 
muszą  marzenia  naszych  ekonomistów  i  publicystów  o  wol- 
ności handlowej  nieograniczonej,  a  szczególnie  obawy  i  po- 
dejrzliwość naszej  szlachty,  że  kupcy  i  fabrykanci  krajowi 
mogą  zbyt  wysokich  cen  za  swe  towary  żądać  i  tym  sposo- 
bem reprodukcyi  rolniczej  szkodzić!  Czyż  lepiej  było  opłacać 
haracz  fabrykom  pruskim?  Można  się  nawet  dziwić,  jakim 
sposobem  handel  polski  zdołał  wytrzymać  ucisk  taki?  Jakim 
sposobem  produkta  polskie  mogły  jeszcze  znajdować  odbyt 
w  Anglii  i  Hollandyi?  Chyba  tym  tylko  sposobem,  że  wy- 
wóz polski  składał  się  z  przedmiotów  najniezbędniejszych,  jak 
zboże,  drzewo  i  t.  p.  A  najwyższe  cła  z  pomiędzy  wszyst- 
kich wyliczonych  ponosił  Gdańsk,  jako  miasto  zagraniczne 
w  oczach  Fryderyka  *);  najdokuczliwiej  też  postępują  urzędni- 
cy pruscy  na  komorach  wiślanych.  Godną  jest  uwagi  ta  wal- 
ka zaciętego  zdobywcy,  zwycięzcy  wszystkich  niemal  armij 
europejskich  w  trzech  wojnach,  nieubłaganego  i  niezmordo- 
wanego króla  z  pojedyńczem  miastem,  którego  ludność  nie- 
miecka broni  swego  obywatelstwa  polskiego  z  większą  ener- 
gią niż  rodowici  Polacy.     Bo  w  roku  1772  Gdańszczanie  pa- 


*)  Przytaczamy  tabelę  porównawczą  z  powołanej  wyżej  broszury 
p.  t.  Refleksye  nad  uszkodzeniem  dla  krajów  polskich....  z  mniej  waże- 
nia porzuconej  nad  Gdańskiem  opieki   1790  ze  str.  29  i  30: 

Cło,  jakiem  się  w  Fordoniu  opłacano  za  panowania  polskiego  i  teraz 
opłaca  pod  panowaniem  Brand eburskiem. 


Pszenicy  100  łasztów.     . 

dukatów 

76'/,  . 

.     375    dukatów 

Żyta          100       „.     . 

n 

38'/,  .     . 

187 '/s       , 

Wina         100  oxeftów     . 

» 

76'/,  . 

.     281'/,       . 

Kawy      1000  funtów 

n 

4       . 

.       14 

Potażu       100  szyfuntów. 

n 

23       . 

.     109 

Balów  dębowych  100  kop 

4  cale  grubych  i  6  są- 

żni długich     .... 

n 

398 

1787^,     , 

Klepek   100  kop  .     .     .     . 

n 

6'/, 

63'/«     , 

Cukru    600  funtów  .     .     . 

» 

2'/. 

8'/,     , 

Indygo  100        „       ... 

jł 

2',, 

8V,«    , 

Pieprzu  100  kamieni.     .     . 

n 

11'/, 

71'/,     » 

46 

myślnym,  bo  Fryderyk  potrafił  zabrać  i  utrzymać  port  morski 
Gdańszczanom;  ci  jednak  pozostali  przy  Polsce  najbardziej  za 
wpływem  Nuttemburga,  który  sprawował  podówczas  urząd 
„gminnego",  a  który  za  tę  przysługę  otrzymał  w  roku  179P 
od  sejmu  nobilitacyę  zupełną  (bez  skartabellatu  *). 

Tak  tedy  aż  do  ostatnicli  dni  długiego  życia  i  półwie- 
kowego  blisko  panowania  Fryderyk  II  nie  przestawał  szarpać 
posiadłości  i  wysysać  zasobów  pieniężnych!  zubożałej  Polski. 
Jakiś  anonym  w  broszurze  polsko-francuskiej  p.  t.  „Conseil  Pa- 
triotiąue  —  Rada  patryotyczna"  dowodził  mu,  że  wysokie  cła^ 
zmniejszając  rucli  łiandlowy,  narażają  skarb  pruski  na  stratę 
rocznie  po  41,000  czerw,  złotych;  wątpimy  jednak  czy  sam 
autor  wierzył  temu,  co  pisał.  Historya  liandlu  zauważyła 
wprawdzie,  że  wysokiemi  cłami  Fryderyk  odstraszył  transpor- 
ty wosku  od  Wrocławia  i  tym  sposobem  niecłicący  sprawił 
ożywienie  tej  gałęzi  łiandlu  w  Krakowie,  ale  co  do  głównej 
masy  produkcyi  polskiej  koronnej  mógł  być  pewnym  swego 
panowania,  skoro  wszystkie  rzeki  kierowały  bieg  swój  ku  je- 
go krajom,  a  żadne  cła  ich  koryta  przecież  nie  mogły  odwró- 
cić. Zgarniał  więc  bez  obawy  co  najmniej  4  miliony  złotych 
do  skarbu  swojego,  a  dwa  lub  trzy  razy  tyle  zdzierali  jego 
poddani  na  Polakach,  jak  powiadał  Hailes  **). 


•)  Ferrand  1.  cit.  II,  361 — 2  przypisuje  ten  wypadek  wyłącznie 
wpływowi  Katarzyny,  ale  rozprawy  sejmowe  (Dz.  Cz.  S.  G.  W.  sesye  353, 
nie  352  z  dnia  7/12  1790)  rzucają  inne  wcale  światło:  od  Rosyi  podana 
już  była  nota,  aby  się  Gdańszczanie  Fryderykowi  poddali;  nagrodę  przy- 
znawano Nuttenbergowi  właśnie  za  to,  że  „tyle  dokazał,  iż  to  miasto  przy 
Polsce  zostało  się." 

**)  Stanisław  August  w  liście  do  Bukatcgo  z  dnia  20/8  1761 
oblicza  dochód  celny  pruski  ze  spławu  wiślanego  na  400,000  tal.  (2^  mil. 
złp.).  Handel  zaś  Wielkopolski,  Królewiecki,  komory  Nadnicmeńskie  rachu- 
jemy tylko  na  l,g  miliona  (patrz  Kalin  ki  —  Dokumcnta  w  Pam.  XVIII  w. 
tom  X,  część  II,  str.  191).  Rada  Patryotyczna  dla  teraźniejszego  stanu 
Polski  od  dobrze  życzącego  krajowi  swemu  publico  podana  Conseil  pa- 
triotiąuc  donnę  par  un  bon  cito3'en,  w  Warszawie  w  drukarni  Dufour'a. 


47 

Ciężkie  tedy  były  warunki  zewnętrzne  dla  handlu  pol- 
skiego w  okresie  drugim.  Nieco  pomyślniej  przedstawiały  się 
one  w  okresie  trzecim  badanej  przez  nas  epoki.  Nowy  król 
pruski  Fryderyk  Wilhelm  II  w  początkach  panowania  jednał 
sobie  sympatyą  poddanych  i  obcych  łagodnością,  szlachetno- 
ścią charakteru;  zyskiwał  nawet  na  razie  sławę  prawego  i  ry- 
cerskiego monarchy.  Szyprowie  i  kupcy  polscy  z  przyjemno- 
ścią przekonywali  się,  że  na  komorach  ustały  szykany  celni- 
ków, że  cło  się  pobiera  podług  taryfy.  Nawet  zmniejszono 
„impost"  na  drzewie  o  połowę  (25  proc.  zamiast  50).  Mó- 
wiono o  tem  z  wdzięcznością.  Czytamy  tylko  skargi  na  kom- 
panię Morską  Pruską,  szczególnie  od  początku  roku  1788,  kie- 
dy  ta,  zawarłszy  umowę  z  dyrekcyą  cesarską  salin  wielickich, 
podniosła  Polakom  cenę  soli  o  1 7  złotych  na  beczce  nad 
cenę,  oznaczoną  traktatem  z  roku  1775.  Kupcy  warszawscy 
Mejzner  i  Szułc  spróbowali  zakupić  soli  łiwerpulskiej  (karda- 
nii),  lecz  statek  byl  zatrzymany  na  komorze  Fordońskiej.  Da- 
remnie występował  w  Berlinie  rezydent  polski  Zabłocki  z  „jak 
najmocniejszemi  reprezentacyami" ;  minister  Hertzberg  odpo- 
wiadał, że  só!  ta  była  zakupiona  w  Gdańsku,  a  Gdańsk  nie 
może  wyprowadzać  soli  morskiej  tylko  przez  Neufahrwasser, 
że  mu  pozwolono  sprowadzać  sól  tylko  na  własną  potrzebę, 
nie  zaś  dla  handlu  wolnego  za  granicę,  któryby  szkodził  Kom- 
panii Morskiej  Pruskiej  '). 

Fryderyk  Wilhelm  II  zmienił  też  politykę  zagraniczną 
radykalnie:  odsunął  się  od  Rosyi  i  zbliżył  się  do  Polski.  Miało 
to  ogromny  wpływ  na  prace  i  nadzieje  sejmu  czteroletniego. 
Nareszcie  przyszło  aż  do  zawarcia  traktatu  przymierza,  opar- 
tego na  warunkach  pozornie  wielce  podobnych  do  owego  pa- 
miętnego traktatu  pomiędzy  Fryderykiem  II  i  Katarzyną  z  ro- 
ku 1764,  który  stał  się  początkiem  wszystkich  klęsk  politycz- 
n_\'ch  Polski.     Marszałek    sejmowy    Małachowski   obwieszczał 


")     Lisi    konsyliarza  dawnej   Radj'    do  ojca  swojego  w  Dz.  Hnndl. 
',  str.  Hó-lló  i   14^—163. 


48 

Izbę  o  tym  aliansie,  jako  o  „najszczęśliwszym   momenC 
Polski",    wysławiając    szlachetność  i  wspaniałomyślność- 
deryka    Gwilelma    *).      W    istocie    radość    była    prawL^ 
wszechna. 

Wkrótce  atoli  ukazał  się  mały  racłiuneczek  za  to 
jemne  widowisko.     Poseł  pruski  Lucctiesini,  negocyator 
mierzą,    zaczął    przebąkiwać  o  potrzebie    ustąpienia  spns 
rzeńcowi  Gdańska  i  Torunia.     Nic    też    innego    nie  żądfl 
wny  wróg  Polski  Frj-deryk  II.     Prawda,  że  teraz  podsia 
nowe  kombinacye  np.  wymianę  upragnionych  miast  na 
Galicyi,  którą  niby  Austryacy  zwrócićby  mogli,  albo  g}/y 
cyę  wolnej  żeglugi  wiślanej  i  morskiej  przez  Anglię  i  H 
dyę.     Do  tej  ostatniej  kombinacyi   namawiali  Hailes  i  F< 
ner  Deputacyę  Interesów  zagranicznych  w  Warszawie,  j 
Bukatego   w  Londynie,  chociaż  odpowiedzialności   za  zr 
nie  cła  pruskiego  przyjmować  nie  chcieli  **).     Puszczana 
szury    dla    w>'tłómaczenia,    że   od  chwili    zajęcia  portu 
Prusaków  Gdańsk   już  do  Polski   nie  należy  i  próżno    w 
z  losem  swoim,  że  trzeba  mu  odebrać  prawo  składowe,  a 
dy  morze    będzie  otwarte    dla  Polaków,  Wisła  zaś  dla  / 
ków,  Hollendrów  i  Szwedów;  wtedy  dopiero    handel    wi 
może  być  wyzwolonym  na  prawdę  ***). 

Pomimo  całej  tej  agitacyi  sejm  czteroletni  propos 
pruską  odrzucił.  Wielu  owoczesn\'ch  i  późniejszych  pi 
potępiali  tę  odmowę,  ponieważ  przymierza  polityczne  za 
muszą  być  opłacane  pewnemi   ofiarami  dla  osiągnienia  }i 


*)  Na  scsyach  1 1  marca  (234)  i  L'9  marca  (243)  we  dwa  * 
podpisaniu  traktatu  Dz.  Cz.  S.  G.  W.  rok  1790. 

**)  Listy  Stan.  Augusta  do  Bukatego  w  Kalinki  Dokumentacli 
XVIII  w  tomie  X,  cz.  II,  str.  191  etc).  Kozmowa  z  Pittem  u  Ogiń 
(Memoires  I,  95 — 99);  kupcy  amsterdamscy  i  wielu  angielskich  oświ: 
się  jednak  przeciwko  ustąpieniu  Gdańska  Prusakom,  podawali  njei 
Pittowi  i  zgłaszali  się  do  Ogińskiego  osobiście.  Toż  Kngcstróm. 

***)  Observations  sur  Techangc  propose  des  villcs  de  Dar 
de  Thorn  contrę  un  rabais  depour  cent  du  tarif  de  I''ordon.  Va 
Grijll.  Na  końcu  data  10  marca  1790  (druk,  arkusz). 


!  . 


DC- 


,/-.t 


l^ 


t_ 


•'%* 


Hatusz  erlówny  przy   Długim  rynku    i  Długiej   uliey 

Wcwn^lrine  dzlojc  fohlji  iii.rs.ins    -  W  U.  I 


50 

zobopólnej  korzyści.  Pisarze  ci  utrzymywali,  że  odmowa 
Gdańska  stała  się  przyczyną  zdrady  dla  Fryderyka  Wilhelma 
w  roku  1792:  skoro  nic  nie  było  do  zyskania  w  przymierzu 
z  Polską,  wolał  on  zbliżyć  się  do  Rosyi  i  spoinie  z  nią  uło- 
żyć warunki  drugiego  rozbioru.  Do  utrzymania  takiego  za- 
rzutu trzebaby  wykazać  dowodnie,  że  polityka  pruska  w  ogó- 
le, albo  Fryderyk  Wilhelm  II  w  szczególności,  otrzymawszy 
z  góry  zapłatę,  zdolnym  byłby  wywzajemnić  się  później  sprzy- 
mierzeńcowi ofiarą  ze  swej  strony;  że,  dostawszy  Gdańsk,  wy- 
dałby wojnę  Rosyi  w  obronie  konstytucyi  3-go  maja;  że  bro- 
niłby Polski  wtedy  nawet,  gdy  ta  dała  się  zwyciężyć  woj- 
skom rosyjskim.  Skoro  jednak  wynalezienie  takich  dowodów, 
jak  mniemam,  jest  niemożliwe,  nie  widzę  zasady  do  potępia- 
nia posłów  sejmowych  za  to,  że  wzdrygnęli  się  hańby  roz- 
bierania kraju  własnemi  rękami,  że  objawili  zatracone  przez 
poprzednie  pokolenia  pojęcie  godności  państwa,  że  nie  potar- 
gali świętokradzko  węzłów  spółobywatelstwa,  jakie  ich  łą- 
czyły od  lat  trzystu  kilkudziesięciu  z  Gdańszczanami  i  Toru- 
nianami,  którzy,  pomimo  dokuczliwych  cierpień,  Polski  się  nie 
wyrzekli  i  dla  prac  sejmu  czteroletniego  szczerą  sympatyę 
wyznawali.  Gdy  w  maju  1792  roku  przejeżdżał  do  Danii  po- 
seł zreformowanego  rządu  polskiego  Ankwicz,  miasto  Gdańsk 
przysłało  mu  w  12  dzbanach  wino  honoru  (vin  d'honneur) 
a  po  nabożeństwie  konsul  Henning-  wydał  wielki  obiad,  na 
którym  przy  odgłosie  wybornej  muzyki  spełniane  były  zdro- 
wia króla  Stanisława  Augusta,  sejmujących  stanów,  konstytu- 
cyi 3  maja,  marszałków  konfederacyi  Ob.  Nar.  i  t.  p.  *). 

W  okresie  czwartym  Gdańsk  po  4- tygodniowym  zacię- 
tym oporze  ludu,  po  zajściach  gwałtownych  i  uszkodzeniu 
domów  przez  artyleryę  oblężniczą  **),  dostał  się  w  moc  Pru- 


♦)     Gazeta  Nar.   1792,  str.  225. 

*')  Luschin  (Geschichtc  Danzigs  II,  256 — 271)  kreśli  szczegółowo 
przebieg  wypadków  od  dnia  8  marca,  kiedy  korpus  jenerała  Raumers  uka- 
zał się  przed  zewnętrznemi  tbrtytikacyami,  do  dnia  4  kwietnia,  kiedy  pułki 
pruskie  weszły  do  miasta  z  całą  paradą.    Deklaracya  Fr.  Wilhelma    z  dnia 


51 

saków.  Cło  12-procentovve  natychmiast  zniesionem  zostało; 
zapewne  i  komora  Fordońska  i  cała  taryfa  uległaby  grunto- 
wnym przeobrażeniom,  lecz  zaburzenie  i  wojny  nie  dały  cza- 
su na  ukształtowanie  się  nowym  warunkom  łiandlowym. 

2)  W  Austryi  datuje  się  troskliwość  rządu  o  roz- 
wój łiandlu  od  czasów  Leopolda  I,  a  więc  od  XVII  wieku, 
wszakże  gwałtowna  protekcya  za  pomocą  taryf  celnych  była 
dziełem  Józefa  II.  W  pierwszym  okresie  o  żadnych  zatar- 
gach lub  krzywdach  dla  handlu  polskiego  od  ściany  cesar- 
skiej nie  wiemy. 

Podczas  akcyi  rozbiorowej  w  dniu  11  marca  1775  roku 
baron  Rewitzky,  poseł  austryacki,  przedłożył  delegacyi  sejmo- 
wej traktat  handlowy  i  na  uwagę  Moszyńskiego,  że  cło  nie- 
właściwie ma  się  obliczać  według  gatunku  towarów  in  c ru- 
do, oświadczył,  że  w  traktacie  nic  odmienić  nie  można  *). 
Zapowiedź  taka  budziła  podejrzenia  w  umyśle  naszym,  że 
muszą  tam  kryć  się  szkodliwe  dla  Polski  warunki.  Tymcza- 
sem przeglądając  tekst  traktatu,  nie  dopatrujemy  w  nim  dą- 
żności, do  krzywdzenia  lub  gnębienia  handlu  polskiego  zmie- 
rzających. Jako  maximum  oznaczone  jest  cło  4  proc.  wcho- 
dowe  i  Vi2  proc.  wywozowe,  a  1  proc.  tranzytowe  przy  zu- 
pełnej wzajemności  dla  stron  obu  **).  Dopiero  patenty  Jó- 
zefa II  z  roku  1784  oraz  ustawy  celne  z  lat  1784  i  1788 
objawiły    dążność    krańcowo    protekcyjną;     zakazywały    one 


24  lutego  opierała  się  na  zarzucie,  iż  Gdańsk  „w  ciągu  długiego  szeregu 
lat  okazywał  nader  mało  przyjaźnycłi  usposobień  względem  państwa  pru- 
skiego"; dcklaracya  znów  Rady  miejskiej  z  dnia  11  marca  głosi,  że  się 
miasto  poddać  musi  berłu  J.  K.  Mości  „ponieważ  jest  od  wszystkich  opu- 
szczone i  ponieważ  okolicznościom  czasu  uledz  musi*';  mieszczanie  stawali 
na  wałach,  lud  otaczał  ratusz  i  szturmował  do  cckauzu  o  broń,  żołnierze 
miejscy  zbuntowali  się,  nareszcie  strzelali  do  Prusaków.  Myli  się  więc  X. 
Kalinka  (Sejm  Czteroletni  I,  63)  pisząc,  jakoby  „mieszkańcy....  nie  taili 
się  z  tern,  że  wolą  zostać  pruską  prowincyą....  magistrat  tylko  dochowywał 
wierności  dla  króla  polskiego. ' 

♦)    Pr.  Dcleg.  Zagajenie  VII,  scsya  VI,  str.  40—41. 

**)    Vol.  Leg.  VIII,  fol.  5Ó  i  56. 


52 


przywozu  wszelkich  towarów,  które  były  w  Austryi  wyrabiane, 
tudzież  wielu  artykułów  zbytkownycli,  bez  którycli,  zdaniem 
cesarza,  naród  mógł  się  obyć  *).  Dało  się  to  nieco  uczuć 
Polsce  ze  strony  cesarstwa:  „łiandel  nasz  już  niewielki,  je- 
szcze bardziej  się  zmniejsza",  zauważył  S Witkowski  w  tym 
samym  1784  roku. 

Zresztą  stosunki  handlowe  z  Austryą  nie  mogły  rozwi- 
nąć się  na  obszerną  skalę.  Polska  nie  miała  nic  prawie  do 
sprzedania  rolniczej  i  żyznej  Galicyi,  a  brak  komunikacyi 
wodnej  z  dalszemi  krajami  tamował  nawet  możność  wywozu 
w  tę  stronę.  Raczej  kupowała  tylko  produkta  i  wyroby  ce- 
sarskie: kosy  ze  Styryi,  wino  i  miedź  z  Węgier,  sól  z  utra- 
conych kopalń  wielickich.  Ten  ostatni  artykuł  był  przedmio- 
tem ustawicznej  troski  dla  całej  szlachty,  która  przy  każdej 
sposobności  wynurzała  swe  żale:  toć  kilka  województw  po- 
siadało dawniej  przywilej  brania  darmo  tak  zwanej  „soli  su- 
chedniowskiej" (na  Suche  dni).  Tymczasem  Dyrekcya  salin, 
zawarłszy  w  marcu  1788  r.  umowę  z  Kompanią  Morską 
Pruską,  spowodowała  znaczne  podwyższenie  ceny  nad  normę 
traktatem  1775  r.  oznaczoną.  Reklamac^^e  rządu  polskiego 
nie  odniosły  skutku;  poseł  austryacki  oświadczył,  że  wspo- 
mniana umowa  nie  jest  monopolem,  więc  traktatowi  nie  sprze- 
ciwia się  **).  Nie  pozostawało  Polakom  nic  więcej  tylko  szu- 
kać u  siebie  pokładów  lub  wód  słonych  dla  wyzwolenia  się 
z  uciążliwej  zależności  od  cudzoziemców.  W  istocie  objawił 
się  żwawy  ruch  w  tym  kierunku,  jak  to  będziemy  niżej  wi- 
dzieli, a  polepszone  stanowisko  polityczne  Polski  spowodo- 
wało większą  uprzejmość  Austr}'i  w  r.  1790  i  zniżenie  ceny 
na  sól  wielicką. 

Przy  Krakowie  miasteczko  Podgórze,  udarowane  w  r. 
1784  przywilejem  miasta  wolnego  (od  cel,  wzrastało  i  groziło 


•)     Bccr.  łlist.  Handlu,  Iłomaczonic  rosyjskie  H,  371. 

*•)  Krótka  fizyczna  y  historyczna  wiadomość  o  soli. 
W  drukarni  Nadwor.  J.  K.  Mci  i  I*.  Komisyi  l^Mukacyi  Narodowcy  r.  1788, 
sir.  3,  1'8  etc. 


53 

z  czasem  rywalizacj'ą  stolicy  Jagiellonów.  Podobnego  przj'- 
wileju  używały  Brody  (od  r.  1779),  położone  na  granicj'  ga- 
licyjsko-polskiej. 

3)  Najkorzystniej  stosunkowo  przedstawiały  się  warunki 
handłowe  od  ściany  Rosyjskiej.  Wprawdzie  wiele  na- 
rzekań czytaliśmy  na  narzuconą  przez  Repnina  konstytucyą 
z  r.  1768,  która  ustanowiła  dla  kupców  rosyjskich,  prowa- 
dzących towary  z  zagranicy  przez  Polskę,  opłatę  celną  od 
konia:  ale  ta  dotyczyła  tylko  handlu  tranzytowego  i  zrzą- 
dzała szkodę  bardziej  skarbowi,  niż  narodowi.  Kupcy  rosj-jscy 
na  mocy  tej  konstytucyi  prowadzili  najkosztowniejsze  towary 
za  nizką  opłatą,  ale  ich  w  kraju  sprzedawać  nie  mogli;  do- 
zorowali tego  strażnicy  celni,  których  Komisy  a  Skarbowa 
Utewska  utrzymywać  musiała  do  przeprowadzenia  wozów 
od  jednej  granicy  do  drugiej.  Handel  zaś  przj'wozowj'  i  wy- 
wozowy był  oparty  zawsze  jeszcze,  aż  do  pierwszego  roz- 
bioru, na  traktacie  moskiewskim  (Grzymułtowskiego  z  r.  1686) 
i  taryfach,  ułożonych  za  Jana  111  Sobieskiego.  Niewątpliwie 
korzystnemi  były  artykuły  3,  4,  5  i  6  traktatu  handlowego 
z  d,  15  marca  1775  r.,  któremi  warowano  wspólność  i  zu- 
pełną wolność  nawigacyi  na  rzece  Dżwinie,  zabezpieczenie 
handlu  soli  rygskiej  od  wszelkich  cel  i  monopolów,  nareszcie 
wolność  całego  handlu  r>'gskiego,  który  „nie  będzie  obcią- 
żony ciem  importationis  na  produktach  polskich,  ani  ciem 
exportationis  na  towarach,  które  Polska  na  zamian  z  tego 
miasta  (Rygi)  sprowadza"  ").  A  jeszcze  większą  korzyść 
osiągała  Polska  z  zajęcia  stepów  Czarnomorskich  przez 
Kosye  po  zniesieniu  hanatu  Krymskiego  w  1783  r.  Urzą- 
dzenie gubernii  „Katarj-noslawskiej",  założenie  m.  Chersonu, 
stworzenie  floty  kupieckiej  na  morzu  Czamem,  otwarcie  Dar- 
danelów  dla  flagi  rosyjskiej  (i  angielskiej  na  mocy  traktatu 
w  Kuczuk-Kajnardży) — wszystko  to  przynosiło  znakomite  ko- 
rzyści   województwom     Ruskim,     południowym    i    rozbudziło 


■)     Vo1.  Leg.  VIII  fol.  73  (sir.  : 


54 

w  nich  zamarły  od  wieku  XVI  ruch  handlowy  *).  Katarzyna 
pragnęła  co  rychlej  zaludnić  i  ożywić  puste  stepy  „No- 
wórosyjskie";  okazywała  tedy  uprzejmą  dla  kupców  cu- 
dzoziemskich, w  tej  liczbie  i  dla  Polaków,  opiekę.  Skargi  na 
taryfę  1782  r.  przytoczymy  niżej  we  właściwem  miejscu;  są 
to  jednak  pomniejsze  niedogodności,  które  nie  mogły  zmienić 
natury  owego  faktu  głównego,  jakim  był  dobroczynny  prze- 
wrót w  stanie  ekonomicznym  Ukrainy  i  Rusi,  dotychczas  po- 
zbawionej odbytu  na  swe  bogactwa  rolne. 

Stosunki  handlowe  z  Turcyą  i  Szwecyą  nie  budziły 
żywszego  zajęcia  w  epoce  Stanisława  Augusta.  Wspomnimy 
o  nich  przy  sposobności. 

35.  Poznawszy  spuściznę  przeszłości,  odziedziczoną  po 
przodkach,  wyobrażenia  ludzi  z  epoki  badanej,  oraz  otoczenie 
zewnętrzne,  możemy  już  zrozumieć  i  ocenić,  ile  warta  była 
działalność  społeczeństwa,  władz  rządowych,  szlachty  i  kupców 
za  panowania  Stanisława  Augusta,  i  co  to  był  handel  owo- 
czesny? 

Władze  skarbowe  i  prawodawcze  rozróżniały  handel 
trojaki:  wewnętrzny,  zagraniczny  i  tranzytowy. 

Gdybyśmy  spojrzeli  z  wysokoćci,  a  vol  d'oiseau,  ujrze- 
libyśmy takie  mniej  więcej  widoki:  Oto,  szlachcic  ziemianin, 
mający  dobra  swoje  w  pobliżu  jakiejkolwiek  rzeki  spławnej, 
ładował  produkta  swojej  gospodarki  na  statki,  komiegi,  byki, 
łyżwy,  galary,  kozy,  pobitki  (do  płótna),  i  wysełał  je  do  portu 
morskiego — cała  prawie  Korona  i  „nadbużne  lądy"  do  Gdańska, 
Wielkopolska  Notecią  i  Wartą  dalej  ku  Szczecinowi,  Żmudź 
i  Litwa  do  Królewca  Niemnem  i  do  Rygi  Dźwiną;  Dniepr 
i  Dniestr  nie  miały  żadnego  prawie  znaczenia  pod  względem 
handlowym,    dopóki    wiodły    ku    stepom    tatarskim  i  morzu. 


•)  Ciekawy  opis  «^\vieżo  nabytej^o  przez  Rosyę  kraju  wykonała 
z  talentem  Miladi  Cravcn  (Klisabelh  Berkeley,  późniejsza  margrabina  Ans- 
bach):  Yoyagc  en  Crimee  et  a  Constantinoplc  en  1789  trąd.  de  Tanglais 
par  Guedon  de  Berchere.  Londrcs  1789. 


55 

w^^łącznie  do  Turków  należącemu.  Dlatego  to  pomimo  ogrom- 
nej obfitości  zbóż  Ukraina  była  ubogą. 

Sam  dziedzic  nigdy  prawie  transportowi  nie  towarzyszył; 
posełał  tylko  szypra,  który  znów  rzeką  nie  zawsze  płynął, 
lecz  końmi  jechał — do  Gdańska  naprzykład.  On  to  sprzedaje 
cały  ładunek  i  zakupuje  potrzebne  dla  dziedzica  towary  za- 
graniczne; a  ponieważ  bywa  źle  płatny,  więc  szuka  zysków 
ubocznych:  sprzedaje  taniej,  kupuje  po  wyższej,  niż  należy, 
cenie,  biorąc  od  kupców  gdańskich  podarunki,  a  tym  sposo- 
bem nietylko  pohula  sobie  po  miejskich  szynkowniach,  ale 
i  do  dom  powróci  z  workiem  dobrze  naładowanym.  Komi- 
santów w  miastach  portowych  Polacy  nie  mieli  *). 

Inni  ziemianie,  ci  najbardziej,  którzy  dalej  od  rzeki 
mieszkali,  statków  nie  mieli  i  z  żeglugą  oswojeni  nie  byli, 
woleli  zboże  sprzedawać  kupcom  miejscowym  z  odstawą  do 
Buga,  Wieprza,  Narwi  i  t.  p.  Do  znaczniejszych  kupców 
zboża  hurtowych  w  r.  1790  należeli:  w  Lublinie  Benjamin 
Fineke,  do  którego  należały  prawie  wszystkie  pale  i  szpi- 
cłilerze  na  Bugu  i  Wieprzu;  Dawid  Heyzler,  Weber,  mniej  za- 
możni podobno  i  mniej  rzetelni  **). 

W  końcu  jeździli  żydzi  po  dworach  i  na  miejscu  zakupy 
czynili.  * 

Obraz  ten  mógłby  być  ożywiony  poetycznemi  barwami 
Flisa  Klonowiczowego  bez  obawy  zgrzeszenia  anachronizmem; 
dla  uzupełnienia  winniśmy  tylko  dodać,  że,  oprócz  wodnego. 
istniał  też  handel  zagraniczny  lądowy.  Zimą  do  Królewca 
przybywa  nieraz  w  jednym  dniu  sanek  polskich  500—600, 
a  stojących  bywa  3 — 4.000  ***).  Od  ściany  wołoskiej,  ture- 
ckiej i  cesarskiej  handel  mógł  być  prowadzony  tylko  drogami  lą- 
dowemi:  tak  samo,  jak  z  Krakowa  do  Cieszyna  na  Moraw}\ 
Do  Szląska  i  Brandeburgii  szły  koło  m.  Skaryszewa,  (pod  Ra- 


•)     Dz.  Handl.  1791,    sir.  467—476,    artykuł  p.  t.:  Jak  są  potrzebni 
komisanci  etc. 

♦•)     Dz.  Handl.   1789,  str.  472;   1790,  str.   192—195,  330. 
*♦*)     Pam.  H.  P.  1782,  323. 


56 

domiem),  różne  towary  w  mażach:  słoniny,  łoje,  sadła,  kasze, 
oleje,  płótna,  skóry,  wełny,  len,  konopie;  całe  lato  idą  wielkie 
zgony  wołów  i  stada  koni  z  Ukrainy,  Podola,  Wołynia, 
Moskwy  i  Wołoszczyzny —  „zgoła  wielka  komunikacya  łian- 
dlowa  kraju"  *). 

Handel  wewnętrzny  odbywał  się  nasamprzód  na  targacli 
miejskicłi,  które  prowidowały  się  przez  dowozy  z  dworów  i  za- 
gród okolicznych,  a  Warszawa  i  z  odleglejszy cłi:  z  Podlasia, 
Lubelszczyzny,  Rusi,  Ukrainy.  Obrazek,  czyli  raczej  małą  illu- 
stracyjkę  łiandlu  rego  rodzaju,  znajdujemy  w  broszurze  z  r.l790 
„Jarosza  Kutasińskiego  (podobno  F.  Jezierskiego); 
szlacticica  łukowskiego:  Uwagi  nad  stanem  nieszlacliecldm 
w  Polszczę".  Kutasińsld  był  jednym  z  6-ciu  synów  podlaskie- 
go szlachcica,  który  miał  rolę  o  9^ U  tylko  korcach  wj^siewu, 
a  „gdy  kupił  żelaza,  naczynia  rolnicze,  obuwie  i  sól,  wolny 
był  od  wszystkich  potrzeb  domowych".  Jeden  z  synów  „ba- 
wił się  zakupywaniem  nabiału,  jajec  i  drobiu,  nabywając  tego 
towaru  na  wsiach  i  przy  sta  wując  do  Warszawy  na  zarobek". 
Na  noclegu  spotkali  się  bracia  ze  szlachcicem  z  Ukrainy, 
który  szedł  przy  stadzie  wołów;  ten  sobie  przyniósł  flaszę 
cynową  gorzałki  i  obwarzanków,  które  wziąwszy,  z  pomiędzy 
nich  pokazał  większy  od  drugich  i  powiedział:  otóż  takie 
obwarzanki  za  Bugiem  koło  Sokala  pieką,  a  tu  im  bardziej 
zbliża  się  ku  Warszawie,  tern  chleb  drobniejszy:  niemasz 
kraju  jak  nasza  Ruś!  Ja  z  bratem  jadłem  jaja  twardo  goto- 
wane, ser,  chleb  razowy  i  trochę  jeszcze  słoniny  święconej, 
co  pozostała  po  świętach"  **). 


*)  Zapewnia  o  tern  Cicciszowski,  biskup  kijowski,  zachęcając  wło- 
ścian do  osiadania  na  gruntach  Skaryszewskich,  Dz.  Handl.  1788,  str.  573. 
Jest  to  zapewne  ta  sama  droga  z  ziem  Ruskiej  i  Bełzkiej  (przez  Rubie- 
szów,  Krasnystaw,  Lublin,  Kazimierz,  Zwoleń  do  Radomia,  a  ztąd  w  dwóch 
rozgałęzieniach  ku  Śląskowi  i  Wielkopolsce),  o  której  mówi  przywilej  Ka- 
zimierza Jegiellończyka  roku  1455  Poznaniowi  dany,  oraz  konstytucya  ro- 
ku 1565  Vol.  Leg.  II,  707. 

**)     Str.   11,  36,  39. 


s 


-  '    '    CiŁ    nJt     .*«.     IW  ..  Iw.  ».c:«.. ..         -      ».         ■^      ;!*..*u         ..'i       ^  ?»....       v      .^»  ■ 

—  ;*;:*£.-»—;--        -"'1.-.  ••  —  I -— — .i.      "^ 'łC  : '.  ".  r.  I  ■        ■».■  *■  -/■•---r«-.  ^•-•■■.  -  •  .■  i-"  ■«-^;■.■ 


-IZ-ś.:^".:-.     JlJtJt.     T-i-jŁZ:"' MT.         .  ć.»v     T      w"    ..^.  .■^^*:; . 


■--  ^.  I.-.  -•■         ■**,'■ 


•  ■>  «  .  »  ■ 

"■"*■■  ^"" 5"  ~»"     ^l~    ^'<:- ■*"        ""i    ".       •  »     - -\  ■•       .         -■■•-•'.-*<.-'. c  ■•■<L  1 -^■'         -",':  \K'i^' 

—     \'-,^-^ -.£- -*■       S' j  "■%■       *     fc~*"'"*~\"       -  :  ">'     ■"    •  H"       <■•■        -•»-    .  'i— .-s .-.-.«.       •  -,\Ł-<5 
.A.-—.      *^  ?^_  k  r«bi!vj«..j. .      ..j.-_i  j.a     .    •  .1..      w..ir^.«<«         K^,     ...v««>  ^      t.f..v.     1.     si.« 

♦•■2;-*  -  ■  "*^  L**^        "łT."!*^^  ■^\'i=-      *  I      ■   "^  ■    *i"*    -■  ••  •  -^  -    .-  ł  ^      Ci  -■*      '^  \      \\    c  ^  ■•'•*■■-  - 

;.idJv«2    ^-łO    JAriSłiv.c:      ..'i-*  ^  i\  i.  \     >..i     ^',^..    i..  .Ł v  »X  .  ■ .      ..»    »  ..»v  i. 

Ale  na:\Niekszv  i  r.ai\va.:r.:e>r\     :m    .a:.";    :\V.>'n;;   ^\:^\\\;\1  mo 
przed  rozbiorem  we  Lwo\\:c.  a  :v  ra-eciu    ria':v\';  rr:o:   A;: 
str\'akó\v.  przeniesiono  co  s:.>  I"*;::":'/!,      rii  w  :co  .Vł;a:\\  ;..!>  s^"* 
sprzedaże  dóbr.  pożyczki  kapitałów  r.a  :as:a\v,  r.:v.vn\ \    sv  -.or 
żawTie,  jednem  słowem  w<zc'.k:c  ::■a■.":.■ak^.\\  c  .v.o:r.;a:';sk;o   .'nw^ 


•)  Kausch.  Nachrichte:!  iibcr  Polor.  ii.  177.  ;\^'. ^^n  :\\\  /o,:  v'»m 
zwcy  letzten  Theilungcn  histonsch.  st/iiist.scl:  ;:i\i  j^oosir.  Iv'SK'l'.;.i">i'n  iNv»: 
(bez  miejsca  druku  i  autora,  kUTyni  był  roJ.obno  S:r.sa.  >ir.  ;v^l  ,  iv.;i',M. 
allegorycznym  obrazem  etc.    sir.  ^o. 

••)     Biester,  u  Liskos;i»  iCi:J.:o.:icnK\v  w  Polsoo'.  str.   J7o. 


58 

zili  też  kupcy  swój  towar  w  wielkim  wyborze.  Przy  licznym 
zjeździe  szlachty  nie  brakło  nigdy  wina,  hulatyki,  redut  i  ko- 
medyi. 

Tak  więc  w  handlu  wewnętrznym  znaczny,  bodaj  prze- 
ważny udział  brała  szlachta,  co  zapewne  było  powodem,  że 
ten  właśnie  handel  od  dawnych  już  czasów,  z  pewnością  już 
od  statutu  Warteńskiego  (1420),  zajmował  uwagę  królów, 
sejmów  i  pisarzy  naszych,  bardziej  niż  handel  zagraniczny, 
przez  kupców  miejskich  prowadzony. 

Tranzytem  szły,  jak  wiemy,  wozy,  naładowane  na  jar- 
markach niemieckich,  do  Moskwy.  Czasem  kupcy  polscy 
(wiemy  o  warszawskich  i  kamienieckich),  podejmowali  się 
pośrednictwa  handlowego  np.  Tepper,  przeprowadzał  klej- 
noty imperatorowej  Katarzyny  II,  Paschalis  w  1786  roku, 
kupcy  kamienieccy  w  r.  1787  i  Munkiembek  w  1791  pro- 
wadzili bursztyn  z  Prus  do  Turcyi,  „koszami"  po  160  funtów. 
Z  Mołdawii  przepędzano  woły  do  Śląska  przez  Polskę.  Zna- 
czne, jak  się  zdaje,  transporty  prowadziła  z  „Turek"  i  Mo- 
skwy do  Niemiec  i  Gdańska  „Kompania  kupców  oryental- 
nych  z  m.  Niziny"  (to  jest  Greków  z  m.  Nieżyn,  położonego 
w  dzisiejszej  gubernii  Czernihowskiej)  około  r.  1785,  bo 
w  roku  1787  Komisya  Skarbu  koronnego  poleciła  swemu 
oficyaliście,  rewizorowi  Lewińskiemu,  aby  przeprowadził  je- 
den transport  rzeczonej  Kompanii  od  granicy  rosyjskiej  aż 
do  tureckiej  i  odwrotnie,  celem  zabezpieczenia  od  nadużyć 
przy  pobieraniu  mostowego  i  grobelnego,  a  to  dla  tego,  że 
z  powodu  uciążliwości,  czynionych  nie  legalnie  przez  dziedzi- 
ców, posesorów  dóbr  i  żydów  arendarzy,  kupcy  nieżyńscy 
omijać  zaczęli  kraj  polski  i  prowadzili  swe  towary  dalszą 
drogą  krajem  sąsiedzkim,  zkąd  dla  Skarbu  Kor.  znaczny  wy- 
niknął uszczerbek  *). 


*)  Protok.  Rkon.  A/ 2  str.  142  (tcstimonium  kupcom  mołdawskim 
Sanduło  Panajotto  i  Co)  A/22  str.  395;  A/23  str.  319  i  642;  A/24  str.  172, 
358,  728;  A/28  str.   181. 


59 

Więc  handel  tranzytowy  miał  niejakie  znaczenie  dla 
Skarbu  Rzpltej.  Czuwały  nad  nim  Komisy e  Skarbowe  i  wy- 
magały, aby  żaden  transport    nie    przecłiodził    bez   paszportu. 

Wyliczenie  szczegółowe  wszelkich  artykułów  przywo- 
zowych i  wywozowych  znajdujemy  w  Instruktarzach,  jakie 
wydawali  dawniej  podskarbiowie,  później  Komisye  Skarbowe 
do  obliczania  ceł  na  komorach.  Instruktarze  te  już  w  XVII 
wieku  były  drukowane  i  układane  w  porządku  abecadłowym 
towarów  *).  Zb>^ecznem  wydaje  się  nam  powtarzanie  ca- 
łego alfabetu.  Główne  działy  uwydatnią  się  z  dostateczną  ja- 
snością przy  rozbiorze  szczegółowym  handlu  wewnętrznego 
i  zagranicznego. 

36*  Przystępując  do  studyów  szczegółowych,  poznaj- 
my naprzód  stan  komunikacyi,  iżbyśmy  mogli  sobie  utworzyć 
pojęcie  o  ruchu  towarów  i  produktów. 

W  wieku  XVIII,  naturalnie,  o  kolejach  żelaznych  nie 
może  być  mowy,  ale  i  dróg  bit}'ch  było  w  Europie  nie  wie- 
le. Nawet  we  Francyi  stan  dróg  prowincyonalnych  był  opła- 
kany z  wyjątkiem  kilku  traktów  królewskich,  wysadzonych 
szeregami  topoli,  które  jednostajnością  swoją  nużyły  oko  an- 
gielskiego podróżnika.  Do  roku  1776  po  tych  drogach  to- 
czyły się  tylko  dwa  dyliżanse  i  przychodziła  poczta,  potrze- 
bująca 8  dni  na  przebycie  przestrzeni  od  Paryża  do  Wiednia. 
A  w  Warszawie  Stanisław  August  odbierał  listy  od  swej 
przyjaciółki,  pani  Geoffrin  zwykle  dnia  19-go  po  wyprawieniu 
z  miejsca.     W  Prusach,  już  nawet    po  panowaniu   Fryderyka 


*)  Oglądaliśmy  np.  Instruktarz  celny  W.  X.  Utewskiego  tak  da 
starego  J.  K.  Mci,  iako  y  Nowo  podvv\'ższoncgo  Kzpltey,  także  donativum 
kupieckiego  z  pilnością  wyrachowany,  kopy  y  grosze  litewskie  na  polskie 
złote  y  grosze  przekładając  dla  wygody....  teraz  noviter  do  druku  poda- 
ny za  wolą  J.  O.  Xcia.  J.  Mci  Kazimierza  na  Klewaniu  y  Żukowie  Czarto- 
r\'skiego  Podsk.  W.  y  Pisarza  Ziemskiego  W.  X.  Litewsk...  (na  końcu  zaś): 
Do  tego  Instruktarza...  ręką  moią  podpisuic  w  Wilnie  dnia  1  Augusta  An- 
no 1708  Jan  Szretter  Skarbny  W.  X.  Lit.  Celi  J.  K.  Mci  y  i^zpltej  General- 
ny Superintendent.  Podobncż  z  roku  1710,   1718. 


60 

II,  podróżni  uskarżali  się,  że  drogi  do  Berlina  były  „jak  naj- 
gorzej utrzymane".  W  Westfalii  poseł  szwedzki,  łir.  Enge- 
strom  znalazł  też  „drogi  szkaradne",  a  nad  granicą  francuz- 
ko-niemiecką  piaski  były  tak  głębokie,  że  do  powozu  musia- 
no zaprzęgać  po  dziewięć  koni  *). 

Dziennik  Handlowy  w  r.  1786  wie  o  14  gościńcacłi, 
czyli  traktacłi  pocztowycłi,  mianowicie:  z  Warszawy  1)  da 
Krakowa,  2)  Grodna,  3)  Torunia,  4)  Poznania  i  Wscłiowy, 
5)  Lublina  i  Kamieńca  Podolskiego,  6)  do  Wrocławia,  War- 
temberga  i  Drezna,  7)  Dubna,  Zasławia  i  Cłiersonu.  Nadta 
z  Grodna  szła  droga  8)  do  Mitawy,  9)  do  Wilna,  10)  do 
Smoleńska,  U)  z  Dubna  do  Berdyczowa,  12)  z  Lublina  do 
Krakowa,  13)  z  Wilna  do  Połocka,  14)  z  Poznania  do  Pio- 
trkowa. Opis  tych  dróg,  z  wymienieniem  miast,  wsi  i  mia- 
steczek, stanowi  przedmiot  szczególnej  troskliwości  redaktora, 
w  zupełności  jednak  dokonanym  nie  został.  Są  to  drogi  od- 
wieczne, o  których  czytamy  w  konstytucyach  1525,  1569, 
1611  r.,  chociaż  w  niekompletnej  liczbie,  brak  bowiem  dróg 
do  Węgier  i  traktu  Lwowskiego,  utraconych  wraz  z  Galicyą, 
drogi  z  Litwy  do  Lublina,  zapewne  mniej  uczęszczanej  i  w  po- 
cztę nie  zaopatrzonej,  oraz  kilku  dróg  wielkopolskich,  które 
zapewne  utracić  musiały  dawne  znaczenie  skutkiem  otwo- 
rzenia nowych  komunikacyj  wodnych  przez  Fryderyka  II 
i  upadku  Frankfurtu  nad  Odrą. 

Prawodawstwo  Rzpltej  dość  pilnie  zajmowało  się  droga- 
mi, ale  głównie  ze  względu  na  dochody  celne,  aby  kupcy  ko- 
mor nie  objeżdżali.  Co  do  utrzymania  zaś,  znajdujemy  w  XVI 
wieku  tylko  jeden  artykuł  (50)  Konstytucyi  Sejmu  lubelskiego 
obojga  Narodu  liniowanego,  z  roku  1569,  nakazujący  lustra- 
torom gościńce  spisać  i  „drogę  na  10  łokci  dla  furmanów 
i  pędzenia  wołów  wymierzyć".  Zresztą  pozostawiony  był 
dozór  i  reperac3^a  dróg,    utrzymanie    grobel  i  mostów  właści- 


*)  Sybel.  „Geschichtc  der  Revolutionszeit"  1865  Berlin  I,  23.  Pa- 
miętniki w.  hr.  Engestróma  etc,  tłumaczone  przez  J.  I.  Kraszewskiego 
1875.  Poznań,  Źupański,  str.    146,   183. 


61 

cielom  gruntów,  którzy  za  to  pobierali  od  przejeżdżających 
cła  i  myta.  Jeszcze  konstytucya  roku  1764  pozostawia  mo- 
stowe i  grobelne  i  ustanawia  tylko  skalę  opłat:  „gdzie  są  ko- 
sztowniejsze mosty  i  groble  nie  więcej  jak  od  konia  i  wołu 
po  groszy  3,  a  gdzie  mniej  są  kosztowne,  po  2  lub  1  gro- 
szu" podług  taryfy,  przez  Komisyę  Ekonomiczną  przepisanej; 
„spaśnego  zaś  od  wołu  czyli  konia  od  tychże  ludzi  kupczą- 
cych, gdzie  będą  popasali  grosz  1,  a  zaś  od  noclegu  groszy  3 
na  pastwiskach,  za  wyznaczeniem  przez  dziedziców  lub  po- 
sesorów  brać  wolno  będzie".  Konstytucya  zaś  roku  1768  na 
skutek  „użaleń"  wielu  obywateli,  że  za  tak  mały  dochód 
utrzymywać  mostów  i  grobel  nie  mogą,  pozwoliła  podwoić  opłaty 
na  mostach  i  groblach  nad  półtorasta  łokci  długości  mających  *). 
Posesorowie  i  dziedzice,  jak  łatwo  domyśleć  się  można, 
nie  dość  starannie  włożony  na  nich  obowiązek  pełnili.  Widać 
to  z  zachwytu  jakiegoś  korespondenta,  gdy  ujrzał  trakty  po- 
cztowe, przez  cesarzową  Katarzynę  przeprowadzone:  „Kto 
znał  kraj  Białoruski  przed  zakordonowaniem  rosyjskiem?... 
Pierwej  widział  tam  drogi  wązkie,  błotniste,  kamieniste,  błę- 
dne, tysiącznym  niebezpieczeństwom  i  niewygodom  podległe, 
słowem  jednem,  były  tam  takie  drogi,  jakie  są  teraz  nasze 
poleskie,  a  najbardziej  żmudzkie.  Teraz....  wszędy  od  miasta 
do  miasta  sądowego  proste,  szerokie  na  sążni  kilka;  mostami 
i  groblami  tak  są  opatrzone,  że  nogi  prawie  zamoczyć  nie 
można,  rowami  po  bokach  ciągnione,  za  rowami  stecki  dla 
pieszych,  we  dwa  rzędy  drzewem  wprost  wysadzone,  słupa- 
mi oznaczone  wiorsty  i  mile,  na  tychże  slupach  opisano,  któ- 
rędy, dokąd  i  wiele  mil".  Nie  wiedział  autor,  że  dziwy  te 
urządzone  były  tylko  w  guberniach  Połockiej  i  Mohylewskiej, 
po  zaborze  ich;  w  samej  zaś  Rosyi  drogi  były  nie  lepsze  od 
polskich  **). 


*)  Vol.  Leg.  II,  f.  787  str.  97,  VII  f.  35  str.  21.',  f.  161  str.  7«^ 
f.  671  str.  313. 

**)  Dz.  Handl.  1786,  str.  85.  Coxe.  „Travcls  iiito  Poland,  Russia 
etc.  1784  Undon."  I,  243. 


62 

Wszakże  w  chwili  rozbudzenia  się  narodu  pokazało  się. 
że  i  ten  system  utrzymywania  dróg  krajowych  może  z  cza- 
sem wydawać  niepospolite  dzieła.  Dziedzice  i  posesorowie 
zrobili  własnym  [kosztem  i  staraniem  między  rokiem  1778 
i  1784    dwa   bardzo   trudne   gościńce    przez   bagna  poleskie. 


Mateusz  Butrymowlcz. 

(Portret  w   posladsnlu   Aleksandra  Jelsklego) 

mianowicie:  trakty  pińsko-slonimski  i  pińsko-wolyński.  Zasłu- 
ga inicyatywy  i  wykonania  robót  przyznaną  być  musi  pod- 
staroście  i  miecznikowi  powiatu  pińskiego,  później  postowi  na 
sejm  czteroletni,  Mat.  Butrymowiczowi.  Biografię  tego,  z  wie- 
lu względów  znakomitego  człowieka,  napisał  Julian  Bar- 
toszewicz   w  Encyklopedyi  Orgelbranda  (większej^  i  uzu- 


63 

pełnił  w  Encyklopedyi  Wielkiej  Illustrowanej  (t.  X  1893) 
Aleksander  Jelski;  my  więc  damy  tylko  udatniejszy  portret 
i  poprzestaniemy  na  kilku  informacyach,  ze  spółczesnej 
korespondencyi  zaczerpniętych.  Jeden  trakt  był  poprowadzo- 
ny od  Słonima  na  Łahyszyn  i  Koziki  do  Pińska  w  prostym 
kierunku,  przez  co  droga  30- milowa  skróconą  została  do  mil 
l7-tu;  przez  rzekę  Jasiołdę  wypadło  usypać  groblę  na  ćwierć 
mili  długą,  której  pręt  kosztował  po  złotych  12;  mosty  wypa- 
dły mniej  więcej  po  złot.  60;  wszystkie  groble  zajęły  prętów 
5821,  mostów  zbudowano  101.  Koszta  poniesione  były  po 
części  przez  hetmana  Ogińskiego,  posiadającego  obszerne  do- 
bra w  Pińszczyźnie,  po  części  przez  samego  Butrymowicza, 
jako  posesora  dóbr  pojezuickich  Pohacie,  a  po  części  przez 
różnych  obywateli.  Otwarły  się  tym  sposobem  bezpośrednie, 
krótsze  komunikacye  z  Brześciem,  Grodnem,  Warszawą  (mil 
48),  Nieświeżem,  Wilnem,  ale  do  Mińska,  ponieważ  groble 
koło  Chotynicz  i  Lubaszowa  nie  były  zrobione,  „trzeba  je- 
chać mil  z  ośm  samemi  brodami  i  wybojami,  a  więc  tylko 
zimą  albo  w  najsuchsze  lato".  Na  trakt  wołyński  dał  tenże 
hetman  Ogiński  20.000  złp.,  oraz  drzewo  i  faszyny  z  puszcz, 
a  kopaczów  z  wiosek.  Wiadomo,  że  temi  samemi  groblami 
przejechał  w  roku  1784  król  Stanisław  August  do  Krysty no- 
wa, dworu  Butrymowicza,  który  wyprawił  wspaniałe  przyję- 
cie z  bramami  tryumfalnemi,  iluminacyami  etc.  a  na  pamią- 
tkę tej  uroczystości  ogłosił  wolność  od  ceł  i  myt  za  przejazd 
na  lat  cztery.  Później,  książę  Stanisław  Poniatowski  przeje- 
chał tymże  traktem  z  całym  swoim  dworem  aż  na  Wołyń 
(do  Dubna).  Była  też  krótsza,  ale  wyborna  grobla  Szczyto- 
towej  *).  Nie  należy  więc  lekceważyć  udziału  szlachty  w  spra- 
wach tego  rodzaju. 

Komisye  Skarbowe,  szczególnie  Koronna,  pilnowały  wy- 
konania  praw    uchwalonych    w  latach   1764  i  1768  i  nagliły 


♦)  Dz.  Handl.  1786  str,  393  —  4(j3  Opis  traktów  pińskich;  1787 
str.  293;  porównaj  Bądzkiewicza  artykuł  p.  t.  , Osuszanie  błot  Polesia** 
w  Kłosacłi  1878  Nr.  686,  str.   124. 


64 

dziedziców  do  utrzymywania  dróg  w  dobrym  stanie.  W  pro- 
tokóle Ekonomicznym  widzieliśmy  mnóstwo  wj^znaczanych 
lustracyj  mostów  i  grobel,  oraz  ustanowień  opłaty  czyli  taryf 
mostowego  i  grobelnego,  nieinaczej  wszakże  jak  po  dopełnie- 
niu lustracyj.  Instrukcya  wydana  w  roku  1767  nakazywała, 
aby  przy  każdym  moście  i  przy  każdej  grobli  postawiony  był 
słup  z  tablicą  białą  malowaną,  a  na  niej  wypisywaną  być 
miała  „należytość  w  stosunku  do  długości  i  jakowości".  Za 
pobieranie  opłat  dowolnycti,  nieupoważnionycti,  Komisya  po- 
zywała dziedziców  i  posesorów  przed  sąd  swój,  zsyłała  ofi- 
cyalistów  swoicli  na  rewizyę,  a  w  roku  1787  nakazała  su- 
perintendentom  we  wszystkicli  prowincyacli,  na  wsz3'stkicłi 
traktacli  dokonać  rewizyi  i  śledztwa,  „gdy  coraz  liczniejsze 
odbiera  zażalenia  od  kupców"  *). 

Do  przesyłania  korespondencyi  oraz  do  pośpiesznej  po- 
dróży posługiwała  poczta,  isniejąca  od  roku  1565,  a  stale 
już  od  roku  1647  to  jest  od  czasów  Władysława  IV  **).  Do- 
ctiód  z  niej  należał  do  skarbu  królewskiego.  Stanisław  Au- 
gust rozwijał  tę  instytucyę,  pomnażał  liczbę  traktów  poczto- 
wycti,  zbudował  pocztamt  w  Warszawie.  Zarząd  główny 
składał  się  z  dyrektora  generalnego  poczt,  komisarza  i  kon- 
trolera generalnycłi,  tudzież  sekretarzy  poczt.  Pod  względem 
politycznym  są  do  powiedzenia  tianiebne  rzeczy:  poczta  służyła 
ambasadorom  rosyjskim  do  przejmowania  listów.  Tak  Repnin 
dowiadywał  się  tą  drogą  o  zamiaracłi  biskupa  Sołtyka,  Ada- 
ma Czartoryskiego  i  t.  p.  ***).  Dyrektor  generalny  Sartorius 
był  płatnym  sługą  Rosyi  i  Kościuszko  kazał  go  areszto- 
wać  ****).  Sekretarz  Scliultz  miał  w  Petersburgu  brata,  oficya- 
listę    pocztowego,    który    przyjeżdżał    do  Warszawy  z  listami 


*)  Pr.  Kk.  A;4  sir.  8,  A;24  str.  422,  A..  18  str.  373.  O  przewóz 
pod  Zakroczymem  trwały  przez  kila  miesięcy  uporczywe  zatargi  ze  staro- 
stą miejscowym  Młockim  w  roku  1784,  aż  Komisya  nowe  instruktarze  wy- 
dała: A  21   str.  319,  330,  434,  461. 

*')     Pr.   Kk.  A  24  str.  ,'>%. 

""•)     Co.TOBbeirb.  IIcTopin  PoccIh  XXVII,  201. 

****)      „Journal  hisl()rique"   etc.  str.  71. 


65 

Imperatorowej  *).  Sztuka  przejmowania  listów  była  upra- 
wiana w  X\'III  wieku  na  wielką  już  skalę.  Stanisław  August 
w  listach  do  pani  Geofifrin  nie  jednokrotnie  wynurza  obawę 
o  losy  korespondencyi  swojej;  w  listach  do  Bukatego  (posła 
swojego  w  Londynie)  pisze  każdy  ważniejszy  lub  drażliwszy 
ustęp  cyframi  i  sam  też  podobno  czytywał  niektóre  listy, 
przesyłane  przez  pocztamt  warszawski  **). 

Po  za  obrębem  jednak  sfery  politycznej  poczta  Stanisła- 
wa Augusta  pełniła  swą  służbę,  jak  się  zdaje,  wzorowo.  Nie 
napotkaliśmy  ani  jednej  skargi  na  niedokładność  w  rozwoże- 
niu lub  doręczaniu  korespondencyi,  od  pasażerów  zaś  docłio- 
dzą  nas  same  tylko  pochwały.  Wyższy  urzędnik  rosj^jski, 
wice -gubernator  wileński  Friesel,  organizując  w  roku  1796  no- 
wą służlję  pocztową,  pisał:  „Każdy,  kto  tylko  podróżował 
w  Polsce,  wie  z  doświadczenia,  iż  urządzenia  pocztowe  w  Pol- 
sce i  Litwie  były  tak  dobre,  że  lepszych  żądać  niepodobna". 
Korespondencya  i  sztafety  przechodziły  akuratnie  i  szybko; 
kuryerzy  i  pasażerowie  znajdowali  niezwłocznie  dobre  konie, 
a  i  to  jeszcze  nie  małą  było  dogodnością,  że  skarb  Rzpltej 
nie  ponosił  żadnych  kosztów,  że  wiele  osób  miało  z  poczty 
dostatni  sposób  do  życia,  a  król  pobierał  czystego  dochodu 
rocznie  od  80  do  534  tysięcy  złp.  Jedyną  niedogodność  wi- 
dzi Friesel  w  zbyt  wysokiej  opłacie  za  listy  i  jazdę.  Od  listów 
mianowicie  płaciło  się  12  gr.  na  odległość  do  mil  20,  za  wię- 
kszą zaś  —  drugich  12,  do  Kurlandyi  40  gr.,  do  Petersburga, 
Moskwy,  Rygi  złp.  2  gr.  15.  Pieniądze  do  przesłania  przyj- 
mowano tylko  w  dukatach  i  pobierano  wewnątrz  kraju  po  9. 


•)  List  do  Mniszcha  m.  w.  k.  z  dnia  5  8  1786  w  korcsponden- 
c}'!  Piusa  Kicińskiego  tom  IV. 

**)  w.  Hr.  Engestrom  (Pam.  tłumacz.  Kraszewski  187."),  Poznań 
str.  67)  twierdzi,  że  Stanisław  August  nie  dał  mu  posłuchania  pożegnalnego. 
ponieważ  wiedział  z  przytrzymanych  na  poczcjc  listciw.  że  nadeszły  od 
r2U|du  szwedzkiego  rozkazy  o  mianowaniu  Kngcstruma  ministrem  w  War- 
szawie. Domysł  opiera  się  na  tem,  że  listy  były  doręczone  adresantc»wi 
vr  kilka  dni  później.     Zresztą  innych  dowodów  nie  znani}'. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona. —T.  II.  s 


66 

za  granicę  po  1 2  gr.  od  każdego  dukata  *).  Za  exlra  pocztę 
płacono  po  2  złp.  od  mili  i  poczthaiterowi  2  złp.  od  stacyi- 
Niechętny  Polsce  Schultz  świadczy,  że  „pocztmistrzowie  pol- 
scy są  najgrzeczniejszymi  ludźmi  na  świecie",  że  przy  cięż- 
kiej drodze  zaprzęgano  mu  do  powozu  po  5  koni,  chociaż 
płacił  tylko  za  trzy,  że  przeprząg  na  stacyi  nie  trwał  dhiżej 
nad  10  minut.  Na  Litwie  widywał  lichą  uprząż,  źle  ubra- 
nych pocztylionów,  ale  wieziono  go  szybko  i  zręcznie.  Radzi 
nawet  wszystkim  turystom,  aby  sobie  obierali  raczej  drogę 
przez  Polskę,  niż  przez  Berlin,  Królewiec  i  Memel,  bo  na  pru- 
skich traktach  doznaliby  niewygód  i  nudów  przy  nużącej  je- 
dnostajności  widoków  i  zbyt  powolnej  podróży  **), 

I  w  dziale  komunikacyi  wodnych  napotykamy  godne 
podziwu  dzieła,  dokonane  staraniem  i  kosztem  prywatnym. 
Jeszcze  za  Zygmunta  Augusta  około  roku  1530  Mikołaj  Tarło 
„z  miłości  dobra  powszechnego*"  oczyścił  Niemen  z  kamieni 
podwodnych,  za  co  wystawiono  mu  pomnik  nad  brzegiem 
rzeki,  a  Szreter  Adam  uczcił  go  wierszem  łacińskim  ***).  Okoła 
roku  1787  Kossakowski,  wojewoda  witebski,  uspławnił  rzekę 
Świętą  wpadającą  do  Wilii  ****).  Niegdyś  Zygmunt  August 
za  radą  kardynała  Commendoni'ego  myślał  o  oczyszczeniu 
Dniestru,  otrzymał  od  sułtana  tureckiego  przyzwolenie  na  wol- 
ność żeglugi,  upewnił  się  w  Wenecyi,  iż  ta  gotową  jest  han- 
del z  Polską  rozpocząć,  ale  wysiani  wówczas  do  obejrzenia 
rzeki  komisarze  uznali  niepodobieństwo  uspławnienia  jej.  Myśl 
ta  wskrzeszoną  została,  może  na  skutek  przypomnienia  „w  Li- 
stach Patryotycznych".  W  roku  17S3  xiążę  de  Nassau,  sam 
jeździł  po  Dniestrze,  rozpoznawał  spław,  ofiarował  się  na  sej- 


•)     De -Iły. I  e:  Craii.  Abp.  IIoiuiTOUCKirt   etc.    str.   154  —  6.    Dochód 
w  tomie  III  Tab.   134,   143,    14'.. 

**)     ^Keise  eines  Lielliinders**   1,  r>7-    60,  o2. 

**')     Skrzetuski:    Prawo    Polit.    Nar.   Polsk.     1787   II.    238.    Jaro- 
szewicz:   Dbraz  Litw\'  cz.   II,   LM9. 

•**'j     Dz.  Handl.   1787    sir.  441. 


67 

miku  podolskim  zrobić  mapę  hydrograficzną  rzeki  i  zawady 
pomniejsze  usunąć;  jakoż  w  roku  1786  mapa  byta  już  zrobio- 
ną i  województwu  podolskiemu  darowaną.  1'rzeprowadzit  na- 
wet dwie  szkuty  z  pod  Kamieńca  aż  do  Akermanu.  Potem 
druga  mapa  zrobiona  była  przez  inżynierów  na  rozkaz  króla 
Stanisława  Augusta,  i  Komisya  Skarb.  Koronna,  posiadając 
na  13-tu  kartach  cały  bieg  Dniestru,  przekonywała  się,  że  od 
Jampola  „żadnych  kamiennycti  ułamków  niema,  a  w  Jam- 
polu  nawet  będące  spławności  nie  przeszkadzają"  ').  Naj- 
znakomitszem  wszakże  dziełem  inicyatywy  prywatnej  obywa- 
telskiej jest  bezwątpienia  kanał  do  dziśdnia  zwany  „Ogiń- 
skim". Łączy  on  Szczarę  z  Jasioldą,  ma  6  i  pól  mil  dłu- 
gości, kosztował  12,000,000  złp.  i  jest  dziełem  Michała  Kazi- 
mierza Ogińskiego,  hetmana  w.  iit.  i  wojewody  wiłeńskiego. 
Sejm  1768  roku,  pragnąc  uczcić  tę  zasługę,  uchwalił  statuę 
dla  hetmana,  która  miała  stanąć  w  dziedzińcu  zamku  wileń- 
skiego, a  na  koszta  utrzymania  kanału  wyznaczył  wieś  My- 
szkowce,  miasteczko  Łahiszyn  i  opłatę  po  8  złp.  od  wiosła 
lub  sprj'chy.  Później  jednakże  były  roboty  na  lat  kilka  prze- 
rwane. Ogiński,  będąc  na  emigracyi,  udawał  się  do  Fryderyka  II 
z  listowną  prośbą,  datowaną  d.  1  paźdz.  1771  o  „interpozycyę... 
aby  dobra  moje  wmieszczone  w  powiecie  Pińskim  i  Grodzień- 
skim, jako  dotąd  w  dochodach  swoich  konsekrowane  na  ery- 
gowanie i  utrzymywanie  tej  roboty  (kanału)  być  mogły  ochro- 
nione   w  tej  jedynie    intencyi".     Odpowiedź    ministra  Finken- 


•)  Dz.  Hand).  1786,  str.  374-377,  4:.-ł.  Usly  l'iiti 
bickiegol  1,  355.  Sprawozdanie  kasztdana  Morskiego 
wej  na  scsyi  z  dnia  14/1  1791  roku  (t)yar,  1790  uracdow; 
str.  67).  Podług  Czackiego  pierwszy  Dziedusjycki  S7.amhul;iii 
Bendcru:  ponicwat  atoli  nie  miał  fcrmanu:  więc  z.itrzym^ił 
u-iedzący  o  uznaniu  flagi  polskiej  w  traktacie  Kiirtou'ickim. 
kim  płynął  ssyper  Potociticgu;  ten  dotarł  do  .Akii-Tmanu,  i. 
tureckie  wyładował  i  statkami  powr.icil  do  Jampiila,  przcby 
katarakty  (X,  Alojzy  Osiński:  O  iyciu  i  pism.ioh  T.iJc 
przypis.  Nr.   9). 


68 

Steina  brzmiała  odmownie  i  ostro:  „J.  K.  Mość  zlecił  mi  przj''- 
tem  przełożyć  WMPanu  otwarcie,  że  jakoś  się  WMPan  de- 
klarował przeciwko  Imperatorowej  Rosyi,  Pana  mego  Aliantce, 
i  przeciw  Królowi  Polskiemu,  swemu  Panu,  JKMość  z  tycłi 
powodów  żadną,  by  najmniejszą  miarą  wdawać  się  do  żąda- 
nia WMPana  nie  może"  *).  W  1784  r.  przeszedł  już  statek 
o  35  lasztach  z  Cliersonu  do  Królewca.  Tenże  Ogiński,  het- 
man w.  lit.  około  r.  1790  kopał  znów  na  Polesiu  kanał  pod 
Stetyczowem,  a  Skirmunt,  prezes  ziemski  piński  podo- 
bnież własnym  kosztem  prowadził  roboty  kanalizacyjne  od 
Horowachy  do  Welatycz  **). 

W  epoce  badanej  sprawa  komunikacyj  wodnych  budziła 
powszechny  interes.  Mówią  o  niej  często  pisma  czasowe 
i  broszury.  Inżynier  Nax  radził  połączyć  Dniestr  z  Bohem 
za  pomocą  rzeki  Murachwy,  Windawę  z  Bolderawą  i  Bzurę 
z  Wartą  w  miejscu,  przez  siebie  upatrzonem,  powyżej  Piotr- 
kowa pod  Sulejowem.  Do  kopania  kanałów  chciał  używać 
wojska***).  Do  wykonania,  a  nawet  do  rozważania  tych  pro- 
jektów nie  przyszło;  robiono  jednak  pilniejsze  rzeczy  i  robiono 
gorliwie,  bo  prócz  usiłowań  prywatnych  występuje  rząd  z  tro- 
skliwością o  „defluitacyę".  Utworzone  w  roku  1764  Komi- 
sye  Skarbowe  pomiędzy  róźnemi  obowiązkami  miały  właśnie 
wskazany  sobie  obowiązek  opieki  nad  handlem. 

Z  polecenia  króla  Stanisława  Augusta,  uczony  ksiądz 
Franciszek  Narwojsz,  jezuita,  trzy  lata  pracuje  nad  oczy- 
szczeniem Niemna,  a  Komisya  Skarbowa  Litewska  miała  wy- 


*)  List  do  Fryderyka  II,  Uomaczony  z  francuskiego,  znajduje  się 
w  papierach  familijnych  p.  Hermana  Kości. 

»*)  Vol.  Leg.  VII  f.  846  (sir.  393j.  Gloger  w  kwartalniku  Kło- 
sów II,  str.  6  Jekel,  Pohlens  Handclsgesch.  1809,  II,  64.  Bądzkiewicz 
1.  cit.  str.  124.  Posąg,  zdaje  się,  nie  był  wystawiony  zapewne  z  powodu 
zaburzeń  krajowych.  Relacya  Deputacyi  do  lustrowania  kanałów  w  Pa- 
miętniku H.  P.   1791,  str.  915. 

')     Wykład  pocz.  praw.  p:k.  Polit.  str.  210,  211,  213,  216. 


•»»i 


69 

znaczoną  na  tenże  cel  sumę  20,000  zip.  rocznie  *).  Kom  i- 
sya  Skarbowa  Koronna  pilnowała,  aby  na  rzekach 
spławnych  nie  stawiano  młynów  z  groblami,  przeszkadzające- 
mi  żegludze.  W  roku  1767  wydała  uniwersał  z  przypomnie- 
niem dawnycłi  konstytucyj,  wzbraniających  stawiania  mły- 
nów na  rzekach  spławnych;  delegowała  jednego  ze  swych 
współkomisarzy  (Karwowskiego)  do  rzek  Biebrzy,  Orzycy,  Łę- 
ku i  Nety;  ciągle  aż  do  roku  1772  łożyła  koszt  na  utrzyma- 
nie w  porządku  szpicy  Montawskiej  na  Wiśle  pod  Gdań- 
skiem; w  roku  1776  zesłała  inżyniera  swojego  majora  de 
Woyten  na  rewizyę  rzeki  Liwiec;  kazała  mu  zrobić  mapę  rze- 
ki Wskr}*-;  w  roku  1777  wyznaczyła  2,000  złp.  na  ściśnienie 
rzeki  Pilicy  za  pomocą  tamy  i  kazała  uprzątnąć  młyn  Stani- 
szewskiego **).  Co  do  rzeki  Warty,  ponieważ  zesłany  do 
niej  inżynier  doniósł,  że  usunięcie  licznych  zawad  wymagało- 
by znacznych  kosztów,  Komisya  poprzestała  w  roku  1789  na 
wydaniu  obwieszczenia  do  województw  sieradzkiego  i  kali- 
skiego względem  usunięcia  młynów  i  jazów;  ale  w  roku  1790 
postanowiła  wykonać  potrzebne  do  uspławnienia  roboty,  ka- 
zała inżynierowi  Langfortowi  odrysować  mapę  rzeki,  poczy- 
nając od  Sieradza,  znieść  wszystkie  jazy  i  młyny,  rozpocząć 
czyszczenie  koryta  podług  udzielonej  mu  instrukcyi;  w  roku 
zaś  następnym  wydała  mu  3,000  złp.  na  machinę  do  czyszcze- 
nia rzeki  i  najęcie  statku  ***).  Na  Bugu  żeby  wszystkie  jazy 
i  młyny  uprzątnąć,  Komisya  wydała  dyspozycyę,  aby  ich  po- 
sesorowie  byli  niezwłocznie  pod  sąd  zapozwani.  Nakazana 
rewizya  tych  rzek  i  wysłanym  oficyalistom  dana  ścisła  in- 
strukcya  na  powództwo  Strojnowskiego  (zapewne  Waleryana), 
który    odebrał  w  tym  celu  pełnomocnictwo    od   województwa 


*)     Skrzetuski  Prawo  Polit.  Nar.    Polsk.  II  238. 

**)     Pr.  Ek.  A/4  str.   151,   116;    A/9   str.    37;    .A  13    str.    418,    432 
A/ 14  str.  612. 

••*)     Pr.  Ekon.  .\24    str.   15;    A  26    str.  312;  A  27  str.  751;    A;28 
str.  931. 


70 

Wołyńskiego,  sądziła  sprawę  o  młyny  i  jazy  na  Bugu.  W  r. 
1788,  inżynier  Mełiler  z  oficyalistą  Kuszewskim  wysłani  znów 
z  poleceniem,  aby  wymierzyli  głębokość  wody  na  tej  rzece 
co  50  lub  60  łokci,  a  w  załomacłi  częściej;  aby  wyszczegól- 
nili w  swoim  dzienniku  szerokość  rzeki,  wysokość  brzegów, 
wspór  wody  i  zalewy;  aby  opisali,  jak  wielkie  wrota  w  mły- 
nach i  śluzach,  czy  nie  przeszkadzają  defluitacyi?  i  t.  p.  Za 
wzór  podany  jest  Czackiego  opis  rzeki  Nidy,  pomijając 
tylko  cenę  lasów  nadbrzeżnych.  Podobną  instrukcyę  otrzymali 
tenże  Mehler  i  Rutkowski  do  ponownego  zrewidowania  rzeki 
Warty.  Zabierając  się  do  czyszczenia  rzek  Słuczy  i  Horynia, 
pisała  do  Komisyi  Skarbowej  Litewskiej  o  pomoc  i  spóldziała- 
nie.  Uznała  potrzebę  bicia  tam  dla  uregulowania  biegu  Wi- 
sły przynajmniej  pod  Nowem  Miastem  Korczynem  i  projekt 
swój  z  mapą  przesłała  sejmowi  w  roku  1791.  Zsyłała  też  in- 
żyniera Woytena  na  zrewidowanie  portu  przy  m.  Kazimierzu 
nad  Wisłą  i  żądała  funduszu  od  Rady  Nieustającej  *). 

Nie  posiadamy  tak  dokładnych  informacyj  o  czynno- 
ściach Komisyi  Skarbo  wej  Litewskiej;  wiemy  tyl- 
ko, że  pod  jej  kierownictwem  wykonanem  było  wielkie  dzie- 
ło przekopania  kanału  Królewskiego  czyli  Dniepr- 
sko-Bugskiego,  który  połączył  Pinę,  dopływ  Prypeci  z  Mu- 
cha wcem,  dopływem  Buga,  a  więc  morze  Czarne  z  Baltyc- 
kiem.  Roboty  musiały  być  rozpoczęte  przed  rokiem  1775,  jak 
się  domyślać  można  ze  słów  konstytucyi  sejmu  rozbiorowe- 
go **),  ale  Tyzentiauz  obracał  wyznaczone  przez  konstytucyę 
pieniądze  na  innj''  użytek  (§  89),  więc  systematycznie  i  ener- 


*)  Pr.  Ek.  A'26,  str.  867;  A/25,  str.  107,  584,  587;  A/28,  str. 
870;  A/ 24,  str.  317,  182,  570;  sprawozdanie  Morskiego  przed  sejmem 
dnia  14  1  1791  roku.  Dyaryusz  urzędowy  1790  roku  tom  I  część  2,  str. 
64—65. 

•*)  Yolumina  Legum  VIII  650  (str.  405);  , Otworzenie  spławu  rzeką 
Piną  i  Muchawccni  oraz  uprzątnicnie  tych  rzek  od  zawad,  defluitacyi  szko- 
dliwych, mieć  chcemy  i  aby  Komisya  Skarbowa  W.  X.  Litewskiego  to 
dzieło  rozpoczęte  kontynuowała  najoszczędniej,   zalecamy". 


71 

gicznie  poprowadziła  je  Komisya  dopiero  w  latach  1781 — 
1783,  Kierownictwo  techniczne  miat  sobie  powierzone  jeo- 
metra  i  hydraulik  Szulc,  wydoskonalony  w  Szwecyi;  „ten 
z  dobranymi  wynalazł  drogę,  którędy  kanał  miat  być  prowa- 
dzony *).  Już  w  1784  roku  wzmiankowany  Mateusz  Butry- 
mowicz  mógł  wyprawić  dziesięć  swoich  „szuhalej"  (statków 
poleskich)  z  ładunkiem  słoniny,  wędlin,  zboża  etc.  do  War- 
szawy i  Gdańska.  Transport  przeszedł  pomyślnie,  jakkolwiek 
nie  bez  trudności  i  przeszkód  ze  strony  nadbrzeżnycti  pose- 
sorów,  którzy  pomimo  konstytucyj  i  zaleceń  Komisyi  Skarbo- 
wej nie  uprzątnęli  swycti  młynów.  Trzeba  było  w  kilku 
miejscach  groble  rozkopywać  i  sypać  na  nowo,  pod  Kobry- 
niem  zaś  z  powodu  uporczywej  odmowy  posesora  wypadło 
wyładowywać  statki  i  przeciągać  je  koło  grobli  lądem.  Po- 
mimo tych  przeszkód  żegluga  trwała  miesiąc  niespełna  (od  13 
maja-  do  1 1  czerwca)  i  szyper  Stachowski  ztożjl  w  grodzie 
Warszawslum  świadectwo  magistratu  Pińskiego  {niby  kono- 
sament) oraz  dokładny  dziennik  podróży,  który  następnie  zo- 
stał przedłużony  królowi  i  podany  cio  druku  w  pismach.  Nie- 
długo potem  sam  Stanisław  August  przedsięwziął  podróż  do 
Pińska  i  objeżdżał  nowy  kanał  w  ozdobnej  łodzi,  z  jednego 
olbrzymiego  dębu  wyżłobionej,  od  wsi  Horodzca  do  pierwszej 
śluzy,  "*), 

Długość  kanału  wynosiła  mil  8,  a  koszta  kr  anią  dosię- 
gły   prawie  1  miliona  zlot.  polskich  *'*).     Ostate.zne  dokoń- 


■)     Zaleski:  Pamiętn.,  str,   lól. 

*')  Diiennik  szypra  byl  wydrukowany  pierwotnie,  o  ile  sobie  przy- 
pominamy, w  Korespondencie  Kraj.  i  Zagr.  powtórzony  treściwie 
w  dziele:  ,Po1en  zur  Zeil  der  zwey  letztcn  TlicilimKen  diescs  Rciches  hislu- 
riscfi,  statiatisch  und  geographisch.,.  gcdruckt  im  Jahrc  I8(J7.  sir.  286  —  .H. 
Szczegółowy  opis  żeglugi  i  podróży  królewskiej,  poJal  Jul.  Bartosze- 
wicz  w  Eneyklopedyi  Orgelbranda  w  art.  liutrymowicz. 

•")  Konstylucya  z  roku  1776  (Vol,  Leg.  VIII,  f,  231)  wy?.nac-:yl.i 
na  kontynjacyę  kanału  po  60,000  zip,  rocznie,  lecz  Komisya  Skarb.  Li1c» - 
Bka  snadż  nie  zawsze  tym  funduszem  rozrządzała,    gdyż    wiemy    ze  żr'idla 


72 

czenie  kanału  nastąpiło  dopiero  w  wieku  XIX  *),  jednakże  i  za 
Stanisława  Augusta  spław  nie  ograniczył  się  tą  pierwszą  wy- 
prawą  Butrymowicza.  Owszem,  wiemy  dowodnie,  że  w  la- 
tacli:  1785,  1786,  1787  płyty  i  statki  wygodnie  przectiodziły 
i  że  znaczne  transporty  towaru  drzewnego  i  różnycłi  produk- 
tów z  miejsc,  o  kilkadziesiąt  mil  od  kanału  odległycti,  były 
przez  kupców  pomyślnie  przeprowadzone.  Lecz  od  roku  1788 
zaczęły  się  lata  niezwykle  suche  i  zimy  niezwykle  małośnie- 
żne.  Skutkiem  tego  powysychały  rzeki  i  w  samym  kanale 
zabrakło  wody.  Zatrzymały  się  więc  transporty  i  oczekiwały 
z  roku  na  rok  na  obfitszą  wodę.  Szacowano  podług  wyzna- 
nia kupców  masę  zatrzymanych  towarów  na  300,000  czerw, 
złot.,  stratę  w  roku  1791  na  ósmą  część  tej  sumy.  Komi- 
sya  Porządkowa  Powiatu  Pińskiego  obrała  ze  swego  koła  De- 
putacyę  do  lustrowania  kanałów  litewskich,  a  ta,  objechawszy 
znaczną  przestrzeń  od  Pińska  ku  Bugowi,  wykazała  potrzebę 
now>'ch  robót  i  podała  różne  projekty,  które  wszakże  z  po- 
wodu nadeszłych  wkrótce  nieszczęść  krajow^^h  zapewne  wy- 
konanemi  nie  zostały  **). 

Dozór  i  roboty  były  prowadzone  jeszcze  w  roku  1792; 
w  maju  bowiem  tego  roku  Komisj^^a  Skarbowa  Obojga  Naro- 
dów dała  dyspozycyę  inżynierowi  prowicyi  W.  X.  Litewskie- 
go von  Schulten'owi,  tudzież  inspektorowi  fabryki  Krasnodęb- 


urzędowcgo  (Rclacya  examinu  rachunku  Skarbu  W.  X.  Lit.,  1788  — 1790 
przez  Butrymowicza,  str.  40),  że  od  roku  1776  do  1 7 <>0  wydano  831.146 
złp.,  zaliczając  w  to  6().(.X)<)  zip ,  danych  przez  Stanisława  Augusta  z  wła- 
snych dochodów.     Znaleźliśmy  nadto  w  aktach  Komisyi  Skar.  Ob.  Narodo- 

»  w  ** 

wej  dwie  poniżej  wymienione  sumy:  4(j.802  i  [54.706  złp.,  asygnowane 
w  roku  1792,  które  z  poprzednią  razem  utworzą  926.654  złp.,  a  nie  jest 
nam  znany  koszt  robcit,  prowadzonych  w  roku  1791.  Ogólna  więc  suma 
przewyższy  zapewne  milion  o  kilkanaście  tysięcy.  W  każdym  razie  jestto 
suma  nader  mała,  chociażby  w  poróvynaniu  z  kosztem  kanału  Ogińskiego. 

*)     Bądzkiewicz,  loco  cit.,  str.   124. 

**)     Rclacya    Deputacyi  do  zlustrowania   kanałów  litew.    w  Pam. 
H.  Po  lit.   1791,  str.  868,  872,  903. 


73 

skiemu  „kontynuowania  dalszej  roboty  około  kanału  Mucha- 
wieckiego";  do  pozostających  z  poprzedniego  roku  40,802  złt. 
dodała  54,706  złp.  i  zalecała  trzymać  strażników,  żeby  „burty 
bydłem  psowane  nie  były**.  Zaniechać  robót  kazano  dopiero 
dnia  17  sierpnia,  po  nieszczęśliwej  wojnie  i  zwycięztwie  Tar- 
gowicy *).  Zabierał  się  Stanisław  August  do  kopania  portu 
pod  Polągą,  lecz  przeszkodził  temu  Stackelberg  w  imieniu  Im- 
peratorowej  **). 

Nie  można  więc  obwiniać  ani  szlachty,  ani  rządu 
w  epoce  Stanisława  Augusta  o  niedbalstwo  w  sprawie  ko- 
munikacyj.  Przyznać  winniśmy  nawet,  że  dużo  zrobiono. 
W  stosunku  jednak  do  rozległości  kraju  i  te  usiłowania  były 
niedostateczne.  Zawsze  jeszcze  na  Podolu  stały  „ogromne 
stogi,  pastwie  robaków  bez  sposobu  sprzedaży  zostawione", 
jak  pisał  Dar  o  ws  ki,  poseł  sejmowy.  A  wedle  słów  Naxa, 
łatwiej  sprowadzić  pekieflejsz  z  Hamburga,  niż  słoninę  z  Ukra- 
iny ***).  Chcąc  tedy  zrozumieć  naturę  handlu  owoczesnego, 
powinniśmy  zapomnieć  o  szosach,  drogach  żelaznych,  żeglu- 
dze parowej,  któremi  nas  obdarzył  wiek  XIX,  a  do  kombina- 
cyj  swoich  wprowadzić,  jako  czynnik  stały,  wielką  trudność 
komunikacyj  szczególnie  lądowych.  Województwa:  Mińskie, 
Wołyńskie  a  nawet  okolice  Zadnieprzańskie  czekały  zimy,  że- 
by przewieść  saniami  produkty  swoje  do  przystani  nad  rzeka- 
mi Szczarą  i  Wilią  ****).  Podnosiło  to  niewątpliwie  koszta 
transportu,  pomimo  znacznie  niższej,  niż  dzisiaj,  płacy  furma- 
nom i  flisom,  a  przedewszystkiem  tłumaczy  nam  tę  gwałto- 
wną różnicę  cen,  jaką  w  różnych  okolicach  spostrzeżemy, 
a  jaka   dziś    byłaby    niemożliwą  (np.    że    w  Kijowie    podczas 


•)  Pr.  Ek.  .\  30,  str.  1365  i  2063.  Dawniej  obserwacyę  prowa- 
dzili Jasiński  podpułkownik  i  G(>rski,  kapitan  artyleryi  Litcw.  H^amiętnik 
H.  P.  1791.  str.  885). 

••)     Niemcewicz:  Pamięt.   184S,  str.  W. 

•••)     Dz.  H.   1786,  str.  370;   Nax:   Wykład  ck.,  str.  UOJ. 

*)     Pamiętn.  H.  P.   1782,  str.  334. 


•  *»»> 


74 

zjazdu  kaniowskiego    funt    mięsa   płacono  po  złotemu,  jedno 
jajo  po  15  gr.,  a  cielę  po  15  rubli). 

33.  Przypatrzmy  się  teraz  cenom  różnycłi  przedmio- 
tów i  potrzeb  życia  wewnątrz  kraju,  przedmiotów  własnej 
produkcyi,  a  na  podstawie  tycli  cen  oznaczmy  wartość  owo- 
czesnycli  pieniędzy.  Otrzymamy  tym  sposobem  obraz  szcze- 
gółowy łiandlu  wewnętrznego. 

W  badanym  przez  nas  30-letnim  okresie  pod  wpływem 
wypadków  politycznycłi  objawiło  się  znaczne  falowanie  cen; 
w  ogóle  jednak  dostrzegać  się  daje  słaba  dążność  do  podwyż- 
ki onych. 

I.    Ceny  zbóż  i  chleba. 

Rolnik  i  ekonomista  spółczesny,  Waleryjan  Stroj- 
no w  s  k  i  z  osobistych  wspomnień  i  spostrzeżeń  utworzył 
sobie  zarys  łiistoryczny  intratności  gospodarstw,  obejmujący 
niemal  całą  epokę  Stanisława  Augusta.  Lubo  spostrzeżenia 
zebrane  były  na  Wołyniu  i  stosować  się  mogą  ściśle  tylko 
do  województw  południowych,  powtarzamy  jednak  cały  ustęp, 
ponieważ  użycza  nam  dużo  światła  do  oryentowania  się  w  prze- 
obrażeniach czasu. 

„Zapamiętam  ceny  zboża  przypadkowe  od  roku  1768; 
nazywam  zaś  to  ceną  nadzwyczajną,  kiedy  zboże  w  tym  kraju 
wyżej  było  płacone  nad  przyrodzone  w  kraju  okoliczności 
i  zwyczaj.  W  roku  1768  wojna  Rosyi  z  Turczynem  wyni- 
kła..., potrzebowano  wiele  zboża  na  Wołoszczyznę  dla  wojska 
rosyjskiego.  Powietrze  zaraz  potem  wypadłe  na  ludzi,  prze- 
rwany ztąd  w  wielu  miejscach  dowóz,  związek  Barski  a  ztąd 
powiększona  liczba  wojska  rosyjskiego  w  Polsce — to  wszyst- 
ko podnosiło  cenę  zboża  żyta  aż  do  złot.  8,  które  wprzód  na 
Woł>miu  było  złotych  2,  na  Podolu  od  1  i  pół  do  1  złotego, 
a  w  Bracławskiem  aż  do  20-tu  groszy  korzec.  Cena  zboża 
z  tych  przyczyn  tak  wysoka  trwała  aż  do  roku  prawie 
1772,  lubo  w  innych  miejscach  zmniejszyła  się;  we  Lwowie 
bowiem,    gdzie  byłem  natenczas    w   Akademii,    w  roku  1771 


75 

żyto  było  6  ztt.  korzec.  Kontrakty  lwowskie  1772  roku,  na 
któr>'ch  byłem  obecny,  pokazały,  że  wojna  Rosyi  z  Turkiem 
była  przyczyną  największą  podwyższonej  ceny  zboża  w  tycłi 
prowincyacłi...  Tego  roku  było  na  tych  kontraktacti  pienię- 
dzy w  gotowiźnie  zip.  100  milionów  —  kapitał,  jaki  dotąd  ra- 
zem zgromadzony  w  Polsce  nie  byt  znany.  Przedtem  sziacłi- 
cic,  mający  zip,  10.000,  mógł  za  ten  kapitał  dostać  zastawę 
wioski,  aitK)  dobrą  dzierżawę  dóbr;  natenczas  słyszałem  skar- 
żącycłi  się,  iż  z  takimi  kapitałami  odsyłano  dzierżawić  sady 
owocowe,  ale  nie  dobra.  Cena  pańszczyzny  na  Wołyniu  nad 
Bugiem  ledwie  nie  statecznie  z  groszy  6-u  lub  8-u,  jak  da- 
wniej była,  podwyższoną  została:  ciągła  na  groszy  ł5,  piesza 
na  groszy  10;  w  wielu  miejscach  Podola,  gdzie  są  lasy,  przy- 
szła do  tejże  ceny;  zaś  na  Ukrainie,  jak  mówią,  na  dochód 
ani  dzierżawiącemu  dobra,  ani  kupującemu  za  nic  nie  była 
liczona,  gdyż  włościanie  płacili  małe  czynsze,  a  tę  robociznę, 
którą  dawali  do  uprawy  roli  i  wy  miot  u,  nazywali  darem- 
szczj'zną  i  ctilop  ją  odrabiał.  Pieniądze  z  kraju  polskiego 
w  lat  szeSć  do  roku  1778,  a  zupełnie  w  lat  ośm  do  r.  1780 
wyniosły  się  dla  przyczyn,  które  są  powiedziane  w  Ekono- 
mice mojej  politycznej  o  pieniądzach,  że  te  nigdzie  i  nigdy 
w  ubogim  kraju  utrzymać  się  nie  mogą.  Ja  sam  dobra  żony 
dzierżawiłem  dzień  ciągły  i  pieszy  f)0  gr.  8,  a  dobra  pod  Du- 
bnem....  zastawiłem  w  korzyści  8",'„  prócz  wielu  wj-gód  zasta- 
wnikowi danych,  w  której  zastawie  dzień  ciągły  po  ló,  a  pie- 
szy po  10  puszczałem;  zastawnik  jednak  skarżył  się  jeszcze  na 
taki  kontrakt.  W  tych  latach  aż  do  roku  178r>  żyta  cena 
była  na  Wołyniu  i  nawet  w  powiecie  włodzimierskim  ruina: 
rf.  2  —  3,  a  czasem  i  4,  w  Warszawie  1785  i  1786  po  zło- 
tych 5  (?). 

„Pamiętne  zamitrężenie  gospodarstwa  rolnego  w  Galicyi 
i  zakłócenie  dziedziców  wsi  z  włościanami  przez  urządzenia 
nowe  a  nieostrożne  Józefa  II,  a  więcej  jeszcze  złe  ich  wyko- 
nanie przez  urzędników,  przez  co  było  w  tamtym  kraju  zni- 
szczone rolnictwo,  a  ztąd  nastąpił  niedostatek  zboża,  zrobiło 
tam    znaczne   podwyższenie  jego  ceny.     Od  roku   1783  żaku- 


76 

powano  zboża  z  Polski  do  Galicy  i...  i  płacono  do  tego  na  ko- 
morach austryackich  nagrodę  za  wprowadzone  zboże  tamże. 
Pierwszy  raz  na  mojem  gospodarstwie  sprzedawałem  naten- 
czas żyto  po  zł.  8  korzec  ceną  najwyższą.  Do  tego  wynikła 
wojna  1787  roku  cenę  zboża  w  Polsce  podniosła  do  najwyż- 
szego stopnia:  w  powiecie  włodzimierskim  był  płacony  korzec 
żyta  po  zł.  10 —  12,  na  przednówku  do  14,  do  Galicyi  wy- 
wieziony od  15 — 20;  na  Podolu  i  w  Bracławskiem  prawie  rów- 
na cena  zboża,  gdyż  ztamtąd  zakupowano  go  na  Wołoszczy- 
znę dla  wojska  rosyjskiego.  Po  r.  1772  ta  była  druga  epoka 
wpływu  pieniędzy  do  Polski,  która,  mniemać  potrzeba,  iż  za- 
częła się  od  r.  1784  a  trwała  aż  do  r.  1791...  Wielu  już  tu 
może  pamiętać,  że  te  pieniądze  w  Polsce,  jako  w  kraju  ubo- 
gim, podobnie  nie  utrzymały  się,  jak  pierwsze.  W  r.  1791 
już  zaczynał  pokazywać  się  niedostatek,  a  potem  coraz  wię- 
kszy, co  sprawiło,  iż  rzadko  z  tego  niedostatku  mógł  kto 
przedać  lub  kupić  wieś.  Trwało  to  do  r.  1801,  a  zwyczajna 
cena  w  przedaży  i  kupnie  dóbr  bywała  groszy  15  ciągła,  a  10 
piesza  (pańszczyzna)...  Do  roku  1799  póki  wielkie  wojsko  nie 
weszło  w  kraj  nasz...  żyto  w  guberniach  Wołyńskiej  i  Podol- 
skiej 4  do  5  zł.;  nad  Bugiem  tylko  miało  wyższą  cenę"   *). 

Wszakże  na  spław  wiślany  i  na  handel  Mazowsza, 
Wielkopolski,  Litwy  powoływane  przez  Strój nowskiego 
wypadki  nie  wywierały  żadnego  prawie  wpływu.  W  tej  stro- 
nie znaczny  nacisk  wywierała  polityka  pruska,  ostatecznie  je- 
dnak regulowały  cenę  żądania  Hollandyi  i  Anglii,  co  do  któ- 
rych miejmy  na  uwadze  następne  zjawiska:  1)  wzrost  silny 
ludności  w  Anglii  i  wynikającą  ztąd  potrzebę  wprowadzania 
zbóż  zagranicznych,  przeważnie  polskich,  poczynając  już  od 
roku  1765;  przywóz  ten  wyniósł  w  ciągu  dziesięciolecia  1766 — 


*)  O  ugodach  dziedziców  z  włościanami  przez  Waleryana  Strze- 
mień  z  Stroynowa  na  hrabstwie  Horochowskiem  Stroyno  wskiego,  kawalera 
orderów  Orła  Białego  i  Świętego  Stanisława,  Wilno.  Druk  Akademii  1808, 
str.   86—91. 


77 

1775  roku  1,797,583  kwarterów,  w  następnem  dziesięcioleciu 
zmniejszył  się  do  1,521,803  kwarterów,  a  potem  w  latach 
1786 — 1795  znowu  powiększył  się  aż  do  2,818,291  kwarte- 
rów; 2)  że  w  Niemczecłi  lata  1765  i  1776  odznaczały  się 
miernym  lub  złym  urodzajem,  a  1771  i  1772  były  bardzo  dro- 
gie, że  w  r.  1782  panowała  wielka  drożyzna  we  Francyi,  że 
jednak  po  r.  1776  aż  do  końca  XVIII  wieku  następuje  szereg 
lat  pomyślnycłi  pod  względem  urodzajów  i  przeważnie  su- 
cłiycłi  *). 

Ułożenie  dokładnej  tabeli  cen  dla  targowisk  wewnętrz- 
nycłi  za  całe  trzydziestolecie  jest  dla  nas  rzeczą  niemożliwą. 
Posiadamy  tylko  nieprzerwany  szereg  cen  gdańskicłi,  ale  te 
są  wyrazem  popytu  zagranicznego  i  służyć  mogą  tylko  do 
wymierzenia  zyskowności  tiandlu  wywozowego.  Potrzeby 
spożycia  domowego  były  zaspakajane  na  targach  miast  we- 
wnętrznych, a  właśnie  z  tych  targów  posiadamy  niekomple- 
tne doniesienia  dopiero  od  połowy  dziewiątego  dziesięciolecia. 
Na  poprzednie  więc  lata  możemy  posiłkować  się  tylko  luźne- 
mi  wzmiankami  i  cennikiem  toruńskim,  wyciągniętym  z  miej- 
scowej gazety.  Wspominaliśmy  wyżej,  jak  gorliwie  krzątał 
się  Dziennik  Handlowy  około  ułożenia  „tabeli  targów  cało- 
krajowej";  w  r.  1785  sam  król  w  długim  i  czule  zredagowa- 
nym uniwersale  prosił  wojewodów,  kasztelanów,  starostów 
o  wiadomości  handlowe  i  wykazy  cen  targowych;  w  r.  1788 
Departament  Policyi  zalecał  miastom  i  miasteczkom  nadsyła- 
nie raportów  miesięcznych  o  targach  zboża  „końcem  udziela- 
nia ich  Autorowi  Dziennika  Handlowego";  w  roku  1790  po- 
dobnych raportów  do  własnego  użytku  zażądała  Komisya 
Skarlx)wa  Koronna  **),    ale  skutek  nie  odpowiedział  tym  usi- 


*)  Roscher  W.:  ^Ueber  Korntheuerungen"  1847,  Cotta,  str.  18, 
20,  24,  31;  szczegółowa  tablica  przywozu  i  wywozu  angielskiego:  Th. 
Tooke:  ^Thoughts  and  Detaiis  of  the  high  a  Iow  prices....  from  1793  to 
1882.  London  1824.  Appendix%  str.  34. 

*•)  Uniwersał  z  dnia  9  grudnia  1785  roku,  przedrukowany  w  Dz. 
Han  dl.   1786  roku,  str.  365;   Relacya  delegowanych  od  N.  Konfederacyi 


78 

łowaniom.  Ze  wszystkich  materyałów,  jakie  mieliśmy  w  rę- 
ku, najobfitszym  jest  zbiór  cen  Dziennika  Handlowego,  zdo- 
byty przez  osobiste  stosunki  redaktora  z  magistratami  ró- 
żnych miast  i  policyą  warszawską  *).  Musimy  przeto  zrezy- 
gnować z  dokładności  ściśle  naukowej  i  ograniczyć  się  na 
zużytkowaniu  materyału,  jaki  się  znalazł.  Dla  uzupełnienia 
licznych  luk  i  dostarczenia  podstaw  do  przypuszczalnego 
wnioskowania  przytoczymy  ceny  gdańskie  podług  tablicy 
Czackiego,  chociaż  bowiem  służą  one  za  wyraz  popytu 
zagranicznego  i  zawsze  znacznie  są  wyższe  od  cen  wewnę- 
trznych krajowych,  nastręczają  nam  przecież  tę  dogodność, 
że  stanowią  szereg  nieprzerwany  i  posiadają  najwyższy  mo- 
żliwie stopień  dokładności.  Ostrzegamy  przytem,  żeśmy  zwię- 
kszyli cyfry  Czackiego  ^/2  razy,  chcąc  zamienić  złote 
gdańskie  (12  na  dukat)  na  złote  polskie  (18  w  dukacie  według 
zwykle  używanej  za  Stanisława  Augusta  rachuby).  Przy  obli- 
czaniu ceny  korca  używaliśmy  stosunku  28,75  korca  na  jeden 
łaszt  gdański  (ściślej  28,76  :  1),  a  to  na  następnej  zasadzie: 
łaszt  gdański  zawiera  60  korczyków  gdańskich,  korczyk  taki 
=  2761  cali  sześciennych  paryzkich,  a  korzec  warszawski  = 
6..,.i4  takimże  calom  czyli  2ic,  korczyków.  Tym  sposobem 
łaszt   powinienby  zawierać   tylko  27  korcy  warszawskich,  ale 


GInej.  Ob.  Nar.  do  examinu  policyi  roku  1792,  sesya  3a,    str.  6;    Pr.    Ek. 
A/27,  str.  425. 

*)  Wiemy  dowodnie,  że  Regent  Komisyi  Sk.  Kor.  Albrycht  sporzą- 
dził pracowicie  tabelę  targów  miast  polskich,  ale  tylko  z  4-ch  miesięcy 
1789  roku  (Pr.  Ekonom.  A/26,  str.  945;  widzieliśmy  też  miesięczne  tabele 
w  protokółach  Komisyj  Porządkowych  cyv\'ilno- wojskowych,  ale  i  te  obej- 
mować mogą  zaledwie  kilkoletni  okres  czasu  i  wszystkich  protokółów 
zgromadzić  taraz  niepodobna;  p.  Rossman  w  swej  pracy  o  Budżecie 
(Ekonomista  1866,  I,  str.  18)  odwołuje  się  do  tabel  cen  od  roku  1776:  ale 
w  żadnem  archiwum  nie  mogUśmy  ich  odnaleźć;  na  zapytanie  nasze  sam 
p.  Rossman,  dotknięty  obecnie  ślepotą,  nie  był  w  stanie  przypomnieć  so- 
bie, zkąd  je  miał?  Przypuszczamy,  że  mogły  być  złożone  w  archiwum 
magistratu  miasta  Warszawy  i  tam  spłonęł}*  podczas  pożaru  ratusza  w  ro- 
ku  1863. 


79 

Gdańszczanie  kazali  sobie  nadsypywać  3  korczyki  {dodatek 
ten  nazywano  „Burgerbest"),  przez  co  dla  producentów  pol- 
skich laszt  gdański  musiał  być  rachowany,  jak  wyżej,  za  28ig 
korca  warszawskiego.  Tak  samo  postępowaliśmy  z  cenami 
toruńskiemi  *). 

Innych  gatunków  zboża  nie  wyszczególniamy;  notujemy 
tylko,  że  w  tym  okresie  cena  owsa  byta  prawie  dwa  ra^ 
niższa  od  ceny  żyta,  cena  zaś  jęczmienia  miała  się  do  ceny 
żj-ta  trochę  więcej  niż  5:7  na  targu  gdańskim  (dokładniej 
jęczmień  w  1-szym  okresie  za  laszt  231,  w  1776 — 85  po  261, 
w  ostatniem  zaś  9  leciu  po  319  zip.;  owies  w  tychże  okre- 
sach  189,   161  i   179  w  cenach  średnich). 

Lata,  w  których  trzy  mocarstwa  dokonywały  pierwsze- 
go rozbioru  Polski,  były  i  dla  handlu  fatalnemi.  Od  chwili 
wkroczenia  wojsk,  to  jest  od  jesieni  roku  1772,  t>odaj  aż  do 
końca  roku  1773  zboże  było  zabierane  bezpłatnie.  Stanisław 
August  już  w  ptrfowie  (dnia  19)  września  1772  pisał  z  t>ole- 
ścią,  że  Polska  żywi  przeszło  100,000  żołnierzy.  Ambasado- 
rowie trzech  dworów  w  nocie  z  dnia  22  lipca  1773  nakazują 
dawać  na  każdego  żołnierza  dobrego  mięsa  i  obiecują  płacić 
po  3  grosze  za  funt,    wyznaczają  też  cenę    na   siano  i  słomę 


*)  Tablica  Czackiego:  O  Litcw.  i  Polskich  Prawach,  wyd.  Tu- 
rowskiego II,  270  porównaj  lamże  I,  170  przj-pisek  ó,  ceny  toruńskie 
z  .Thomische  wóchentlichc  .*Iachrichten"  z  lat  1764— 1768  z  każdego  pra- 
wie kwartału;  ceny  najniższe  bywają  zwykle  w  kwartale  styczniowym  na 
pszenicę  czerwona,  najwyższe  w  pa^iJzicrniku  na  pszenicę  bia1q;  w  później- 
szych latach  ceny  zbożowe  w  laszlach  nic  byty  zamieszczane.  Obliczemc 
stosunku  korca  warszawskiego  do  taszta  jidafiskiugo  jest  oparte  na  i^amięt, 
Kistor.  Potit.  1783,  str.  21.  Czacki  mniej  doklaJnic  liczy  około  L'N  korcy 
warszawskich  ,na  laszt"  przy  wythodzie  z  GJaiiska  (tamże  11,  litiU),  cho- 
ciaż w  innem  miejscu  sam  podaje  bardzo  zbliżoną,  do  użytej  przez  nas 
liczby  cali  paryzkich  6.000  na  korzec  (i,  3I>7,1;  ceny  wołyńskie,  podolskie 
i  braclawskie  z  przytoczonego  wyicj  ustępu  Striiynowskicfo;  cena  pod 
Warszawą  z  rachunku  w  Uwagach  Tygodniowych  warszawskich  ku  po- 
wszechnemu pożj^tkowi  przełożonych  o  pomnożeniu  lókonomii  w  Kr.ilestwie 
Polskiem   1768.  Xr.  3. 


80 


•I 


3 


"ł 

D. 

3 

ł2. 

o 

•o 

c 

co 

N 
O 

N 
O 

S 

(O 

•O 
O 
N 


9 


C/l 
N 
P 


3 

3:* 

Ui 
N 


P 
Ci. 


O 


O 

c' 


co> 

Ł 

3 


■ij  •'J  "J  o^  o^  o^  o^  o^  o* 


OłO^OO^OOOO^O 


■ij  00  "J  O^  Q^  4^ 
>0  to  Cn  "^  Q^  nO 

OT  a«  O  cn  O  cn 


4k^-O»OtoO00-J4^ 

,-.      **^«*      —       V      u>  —      — 

•^      Ci  MW 


M      W 


o 

c' 

p* 


c/s 

•I 
o 
o. 

3 


CO 


CO  »0  CO  CO  to 
co  00  Q>  ^  OC 

O  Ol  O  0«  CJ' 


^  ^  -^  ■P>-  co 

O  O  00  00  CO 

C^  CJ«  ^  o  o 


to  to  4^  co  c 


te      ^      M 


co 

w 


co 


to 


"Z. 

3 

3 


2: 

i. 


N 
O 


o 

C/) 


TT 

C 

O. 

o 

p 
o^ 

co 


p 

CA 

N 

•■♦■ 

T3 
O 


1*8  J^r 

I  2-  N     1 

•oj? 

r      ! 


5?: 

£. 

3 

3 


•Z. 

P 


•A 


*T3 

N 

O 


P 
tfl 

N 

•■♦■ 

O 

'O* 


T3    55  f 
2.  N     ' 


o 


O 
a 

p 

3- 
CO 


P 

3: 

o. 

o 

T3 
O 
O. 
O 
O* 
3 
« 


Cfl     I 


o 

N 
O 

O 


O 

'      3- 


O 
O. 

o* 


0» 
N 


O 


0» 


•n 
P 
o 


(/) 
f5' 


< 
p   ^ 


O 
N 


3 


81 


o 
E 


1 

or 

^ 

Pod 
arsza 

vO 

^ 

« 

CU 

• 

_i 

«> 

'Si 

i 

9> 

o 

.„^ 

n              . 

^  1 

o 

o. 

c 

ffł 

CS 

Ł. 

•a 

0Q 

■ 

u 

hi 

i 

i2 

^a 

»</5 

"o 

?» 

•o 

&4 

^^ 

o 

^14 

Cu 

O 

"C 

>» 

Cl                 "          <3C 

o 

li 

• 
o 

•*    -« "  -T^^    — "^ 

■ 

^c 

źa 

4> 

o. 

lO  30  O^  O  >o 

r- 

3 

?« 

CJ 

'c 

hi 

• 
o. 

^ 

•^i^ 

Cl  r-  Q  O  O 
O  O  O  —  00 

•O 

xr 

^ 

M 

S? 

-^  co  00  Cł  -^ 

ta 

4/1 

O 

o 

5!!; 

■4-> 

o. 

^ 

H 

• 

n 

3 

V4 

B 

Cl  00  r-  00  't 

O 

wU 

•? 

^ 

o   o  Tf   nC   1^ 

lÓ 

—  -i  Cł  —  ^ 

N 

8  «i 

• 

A               _     l^a        t«        1^                      K. 

CS 

""^^^-i.                """""^-^     *""'-»  '~^*^                 '"''-« 

"^■"..^ 

2  N 

'o 

ooO-^OOO^-^Óoo 

r-4 

N 

^-^ 

^ 

£ 

_, . 

.Mn^ 

r-       J=..._                                        .      _■ 

(0      j 

• 

.!^ 

-  ^ 

rt 

< 

V 

'c 

d 

••Np* 

i 

lO  o  "O  lO  o  o  o  Cl  o 

lOOl^-^CO-łt-ClCOl^ 

-o 

C3 
T3      L 

o 

N 

O 

5* 
2: 

C^COCOCOCOCOTfiOiO 

O, 

- 

^ 

O 

•«-• 

^^ 

(0 

• 
B 

^4 

.."               -!!   t! 

3 

s 

E 

Cl  C^  lO  o  t"»  t^  o  łO  lO 

1 

r 

2: 

OciiOi^t^r-— <QO 

Cl  Cł  C<  (M  Cł  Cl  Cl  't  "^ 

o^ 

i 

N 

-=^ 

.-..-    ..-^==-.-,-^ 

O 

-t  o  o  r-  C30  <?■  o  — <  Cl 

Noooooor-r*!^ 

OiS 

1"-                               r- 

9-* 

Wewoftrtne  dzieje  Polski  Korzona.  — T.  II. 


82 

po  10  gr.  za  4  pudy  polskie,  ale  o  życie  i  owsie  nie  wspo- 
minają wcale  *).  Dopiero  z  początkiem  1774  roku  minister 
Sztakelberg  i  komenderujący  wojsk  rosyjskich  jenerał  Roma- 
nus  przesłali  taksę  prowiantu  i  furażów,  w  której  za  korzec 
żyta  warszawski  oznaczono  10  zł.,  za  owies  zł.  5,  za  1  pud 
siana  po  gr.  14,  a  za  pud  słomy  targanej  po  gr.  12;  żądali 
za  to,  aby  każdy  obywatel  dobrowolnie  przystawiał  prowian- 
ty; zapewne  uważali  tę  cenę  za  dobrą  **).  Wistocie,  hetman 
wielki  koronny  przyznawał,  że  cena  wyznaczona  byłaby  je- 
szcze dosyć  dostarczająca.  Wszakże  we  wrześniu  1774  roku 
jenerał  Romanus  płacił  tylko  po  8  złp.  za  korzec  żyta,  gdy 
na  targu,  jak  zapewniał  prezes  Delegacyi,  biskup  Ostrowski 
„stało  żyto  na  13  złp.";    przy  obradach  dały  się   też    słyszeć 

Tab.  69. 
Ceny  pszenicy  w  pierwszem  dziesięcioleciu  oicresu  II. 


Rok 


Gdańsk 


Łaszt  po  złp. 


Korzec    po 
złp. 


Pogranicze 
pruskie 


Korzec     złp. 


! 

Najmn. 

Najwięk. 

1       Przecięt. 

średnia 

1 

Najniższa 

1776  1 

1 
375  i           705  ' 

18-V4 

1 

....    6 

1777 

285 

6a) 

15^., 

1778 

360              570 

16V6 

1779 

345  !            570 

16 

1780 

285              585 

15 

1 

1781 

390              630 

18 

1 

. 

1782  ' 

390 

675 

18'/r. 

1783 

420 

690 

19-77 

...    5 

1784 

465 

765 

2 IV: 

.    .    .    6 

1 

1785  1 

495 

705 

20«/V 

...  16 

z  1( 

)-ciu  lat  śr 

cdnia 

n"V, 

*)  „Correspondance  inedite  de  Stanislas  Augustę  et  de  M-me 
Geoffrin  par  Mouy  1873.  Paris  page  434.  Prot.  Deleg.  1  sesya  XVII 
z  dnia  23/7   1773,  str.  84. 

**)  W  roku  1768  Kamera  królewska  rachowała  po  5  złp.  za  owies, 
dostarczany  z  ekonomii  Kozicnickiej  dla  stajni  królewskiej  w  Warszawie 
(Arch.  Gł.  Kr.,  księga  Nr.  90). 


83 


Tab.  70. 
Ceny  żyta  w  pierwszem  dziesięcioleciu  oicresu  II, 


1' 

Roki           Gdańsk 

l! 

żytomierz 

Włodzi-  '   ^°^^'-  ;  Warsza- 

1        cze        1 

mierz                 ,  .      1        wa 

pruskie 

y  T       ,           t        Korzcc 
1,  Łaszl  po  złp.  !     ^,p 

1 
Korzec   po  złp.               Kor 

z  c  c 

1    średnia 

'  Najm.  '  Najw.  j  Przeć. 

Średnia    |  Najwyż.    i   Średnia 

1776  300 

1777  217'/3 

1778  240 

1779  195 

1780  180 

1781  26272 

1782  300 

1783  1  255 

1784  322'/. 

1785  1285 

420 
360 

32272 

29272 
315 

.39772 
1420 
345 

'345       1 
i420       , 

1272 

8'/, 

1172 

1272 
10^7 

,    nVj 
ii'A 

•       •       •       • 

9 

.   .   3       i 
.   .13 

i 

^  /lO 

i 

2,  3.  4,   ! 

1 

1 

...  8  i; 

...   ?,.... 

. 
! 
! 

.    .  5  (?) 

z  10*ciu  lat  średnia 


1077  I 


głośne  wyrzekania  na  „uciski",    doznawane  od  wojska  rosyj- 
skiego *). 

W  roku  zaś  1776  Komisy  a  Skarbu  Koron,  rachowaał 
korzec  żyta  „w  kraju"  tylko  po  zip.  4  i  szelągów  8  **),  Ta- 
kie gwałtowne  falowanie  cen  daje  się  wytlomaczyć  tylko  zu- 
pełnie anormalnym  stanem  kraju.  A  ceny  gdańskie  są  wpra- 
wdzie wyższe  od  cen  siódmego  dziesięciolecia,  ale  niedoró- 
wnywają  cenom  z  r.  1772. 

Po  ukończeniu  rozbioru,  jak  widać  z  tabeli  gdańskiej  tu- 
dzież notat  Stroynowskiego,  następuje  szereg  lat  ta- 
nieli aż  do  r.    1784,    kiedy  ceny  zaczynają  się  podnosić  ***). 


•)     Prot.  De  leg.  Zagajenie  IV,  sesya  LXIV,  str.  431  i  nast. 

*♦)     Pr.  Ek.  A/ 13,  str.  67—71. 

***)  Ceny  gdańskie  podhig  powołanej  tablicy  Czackiego,  żyto- 
mierskie pKklług  tabeli  tamecznego  prokonsula  Lewandowskiego  (Dz. 
Handl.  1787,  str.  337;    pograi\icza  pruskiego,    pewno  najniższa,    bo  podana 


« 

S;2£gSSSS 

? 

i. 

^ 

g- 

Ł 

isiStsii 

^ 

a 

o 

1 

5^ 

^ 

£ 

5. 

slssilśsi 

^■ 

■p 

3- 

If 

BSBSlgSK^ 

"^ 

łi? 

!^ 

^ 

i7-^~=^:r^r^=-:r:r- 

_P_ 

„-««-^-- 

3 

_ 

w 

2.= 

g  5 

■?  2 

00 

^^c      o      -o 

i_ 

% 

^^ 

^ 

_SSSS8SS 

= 

i 

g    f 

^ 

5" 

3 

■p 

s 

c 

= 

- 

~S=3B3-= 

"^ 

o 

S      Z 

"l 

3 

2. 

■P 

1 

--      g«- 

_ 

?  i 

g 

*         "      Zi 

i 

B 

|- 

?: 

^ 

c. 

° 

^ 

CB^ 

g 

" 

70 

Or* 

H  3; 

ir 

n 

E    g 


85 


<0 


M 


CO 

o 

"S 

o 

■ 

E 


o 


•^  ■  'i 

w  j- 

3  'I 

«  i: 

'l 

o 

O 


-O 


O 


•^     0) 


<: 
os 

T3 
O 


O 


t4 
u 

O 

u: 


C 
-o 

Urn 


U 

O 


u 

O 


Cd 

o 

0Q 


u 
«> 

o  ^a 

Ul 


X  ^  ^ 

«  S-S 


o. 

O 
O. 


Cd 

o 

U 

3 


Cd 

B 

O 

u 

3 

&4 


Cd 

B 
O 

o 


o 

•g 

3 
(4 


O 
O 

CU 


id' 


ed    >^ 


lO  o 


o   - 

•N  I 


lO 


n 

u:) 


I  ^  I 


m 


O*  O  O  O 


o-  o.-      ''-^ 


r^  00 


ff» 


^    2: 
I 

35 

•a. 


nO 


T 


—-    ^    —-     -  «    c« 

C^  lO  o  >0  co  i?^  ^  r».. 

»-^  ^H  o^  »-^  ^H  r^  lO 


•A 

00 


n 


e« 

C^  C^  00  O  "^  vO  00 

■+  <N  ^ 


I       I 


Tf    lO   O    iO 


CO  CO  CO  »0  lO  — - 

^H  .— t  .— t  1— t  — <  00  c^ 


t«  e^  i«    »«    o> 


TfiniOioio-^co"^ 


lO  lO 


OO-^t-^c^OooO 
COCOCOCOCOCOCS^ 


r-  lO  o 


>Oi^ooo^Q^^c^co 

OOOOOOOO^OC^O^ 


<N 


Ib 

.2 
'c 

Ul 


3 

B 

I 

00 


CVI 

7 

•o 


o 


e 

o 

> 

o 

0* 

o 

£ 

Xi 

Cd 

bo 

>» 

00 

1= 

O 

V 

t—* 

•^^ 

3 

,^ 

•a 

>^ 

c? 

N 

C 

O 

N 

M 

s 

C-l 

o 

co 

o 

c 

00 

s 

o 

bo 

•—i 

c^ 

3 

•"* 

^ 

,^^ 

C 

3 

E 

5 

a 

tn 

u 

o 

^ 

bo 

3 

CO 

«Ni* 

T3 

o* 

O 

O. 

CA 

Cd 

>> 

S 
sn 

Sm 

^w^ 

Cd 

<n 

c 

^ 

o 

CA 

>> 

»-< 

o 

Cd 

:2 

(A 

c> 

Cd 

O 

^ 

N 

O 

jC 

♦J 

€ 

•« 

> 

> 

""t 

c^ 

V 

o 

O 

u 

• 

o 

i3 

^ 

CA 

ed 

n 

o" 

00 

r^ 

£ 

o 

>_^ 

^ 

• 

CA 

^ 

•a 

c 

—" 

Cd 

J£ 

X 

O 

N 

O 
0) 

• 

c 

^ 

a> 

V 

— « 

G 

N 

Cd 

Q 

E 

Cd 

i? 

N 

86 

Najobfitszego  materyalu,  dzięki  staraniom,  podjętym 
przez  Dziennik  Handlowy,  dostarczyło  nam  następne  ośmiole- 
cie,  o  roku  zaś  1794  posiadamy  tylko  luźne  wskazówki  i  to 
z  czasów  oblężenia  Warszawy,  a  więc  w  chwili  anormal- 
nej *).  W  ogóle  objawi  się  znaczny  wzrost  cen  z  przyczyn, 
które  poniżej  wykażemy. 

Rozglądając  się  porównawczo  w  pozycyach  tablic  poje- 
dynczych oraz  w  tablicach  wszystkich  trzech  okresów,  prze- 
konywamy się,  że  XVIII  wieku  różnice  w  cenach  zbożowych 
były  wielkie,  większe  niżbyśmy  wyobrazić  zdołali,  biorąc  mia- 
rę z  dzisiejszych  stosunków  handlowych.  Tak  np.  przed  pier- 
wszą wojną  turecką  ceny  bracławskie  mogły  być  dziewięć 
razy  mniejszemi  od  mazowieckich,  przeszło  14  razy  od  to- 
ruńskich, 16. i  pół  razy  od  gdańskich  (w  r.  1766  żyto).  Jest 
to  dowodem  fatalnych  warunków  handlowych,  dowodem  nad- 
zwyczajnego braku  odbytu  na  Ukrainie.  Z  czasem  warunki 
te  poprawiły  się;  w  okresie  drugim  ku  końcowi  i  w  trzecim 
(Tab.  72)  różnica  pomiędzy  cenami  podolskiemi,  bracławskie- 
mi  i  warszawskiemi  a  nawet  gdańskiemi  nie  przenosi  stosun- 
ku potrójnego  (3:1).  S  t  r  o  y  n  o  w  s  k  i  przypisuje  to  pole- 
pszenie wpływowi  wojen  rosyjsko-tureckich  i  popytowi  na 
zboże  do  Galicyi;  należy  jednak  policzyć  sporą  część  tych 
zwiększonych  zysków  rolnictwa  na  wpływ  handlu  Czarnomor- 
skiego i  kolonizacyi  stepów  Noworosyjskich  po  zajęciu  Krymu. 

Wyższa  skala  cen  litewskich  w  porównaniu  z  koronne- 
mi  wirnika  zapewne  z  mniejszej  żyzności  gruntów  i  koszto- 
wniejszej produkcyi 


przez  Komisyę  Skarbu  Koronnego  w  widokach  obniżenia  taryfy  pruskiej 
z  Pr.  Ek.  A/3,  str.  67 — 71,  włodzimierskie  i  warszawskie  podług  Waler. 
Stroynowskiego  1.  cit). 

*)  W  czerwcu  1794  podczas  oblężenia,  z  powodu  ścieśnionego  do- 
wozu, cena  żyta  w  Warszawie  poskoczyła  do  15  złp.  Wtedy  wydział  ży- 
wności poświęcił  6.000  korcy  z  magazynów  wojskowych  i  przedał  je  po 
12  złp.  (Gaz.  Rząd,  Nr.  21,  str.  83. 


87 

Nareszcie    w  jednej  i  tej  samej  miejscowości    zdarza  się 
gwałtowne  podskakiwanie  cen:  w  Warszawie  np.  pszenica  do 
dwóch  razy,    a  w  Wilnie  prawie  do  pięciu  razy.     Takie  zja- 
wisko   prz^^pisać   należy    zapewne    klęskom  losowym,  nieuro- 
dzajom.   W  istocie  wiemy,  że  plon  z  r.  1785  okazał  się  zbyt 
szczupłym;    od    stycznia  r.  1786  Komisya  Skarbu  Koronnego 
wysyła  oficyalistów  swoicłi,    aby  skupowali  zboże  i  urządzali 
magazyny  w  Grodnie  „gdzieś  nad  Wilią",  oraz  w  Sandomie- 
rzu, Krzemieńcu,  Dubience   „dla  zapobieżenia    grożącego    kra- 
jom Rzpltej    niedostatkiem    żywności    niebezpieczeństwa";    ale 
wiosna  1786  r.  zapowiedziała    się    dobrze,    gdy    taż  Komisya 
w  lipcu  nakazuje  wyprzedać  napełnione  już  zbożem  magazy- 
ny, „nie  widząc  potrzeby  trzymania  zboża  skarbowego  z  po- 
wodu   okazującycłi    się   urodzajów    tegoroczny cłi"  *).     Takiej 
przezorności    nie  okazała  Komisya  Litewska    w  r.   1787,    gdy 
w  Wilnie    pszenica  i  żyto    w  zimie  tego  roku    podrożało  nie- 
słycłianie  (120  i  90  złp.  za  beczkę),  a  jeszcze  z  wiosną  1788 
roku  obniżyła  się  bardzo  niewiele.   Wojewoda  krakowski  Ma- 
łacłiowski  mówił  w  końcu  r.  1788**)  o  „kilkuletnich  nieurodza- 
jach" i  o  braku  zapasów.     Dopiero  w  roku  1792  oczekiwano 
zapewne  wielkich  urodzajów,  bo  Komisya  Skarbowa  Koronna, 
która,    wyprzedając    magazyn  Kazimierski,   oznaczała  dawniej 
cenę  żyta  na  15  złp.,  w  maju  tegoż  roku  poceniła  żyto  i  ję- 
czmień Szmulowi  Jakubowiczowi    tylko  po    5  i  pół  złp.  ***). 
Z  cen  wewnętrznych,  krajowych,    najważniejszemi  dla  nas  są 
warszawskie   z  ostatniej  (72-ej)  tabeli  ze  względu   na  obfitość 
i  dokładność  materyałów,  z  których  są  wyciągnięte.    Przytem 
podług  Wars2sawy  obliczaliśmy  wartość  całej  produkcyi:    zbo- 
żowej z  r.  1872.     Po  wykreśleniu  dwóch  pozycyj  najwyższej 
(16  złp.)  i  najniższej  (8  i  pół  złp.)    otrzymaliśmy  z  8-letniego 
okresu  cenę  średnią  żyta  dla  Warszawy  złp.  12  groszy  167.^ 


•)     Prot.  Ek.  A/23,  str.  16  nast.  404,  591,  610. 

♦*)     Dyaryusz  1788  (urzędowy)  I,  część  2,  str.  420. 

**•)     Pr.  Ek.  A/28,  str.  3;  A'30,  str,   1369  i   1853. 


88 

(czyli  127i5  złotego)  za  korzec.  Porównywając  tę  cyfrę  z  ce- 
ną roku  1871,  jako  ostatnią  z  podanych  w  Encyklopedyi  Rol- 
nictwa, otrzymamy  stosunek  złotego  przeszłowiecznego  do 
dzisiejszego  jak  1  do  3V4  (dokładniej  1  :  3,7695).  To  znaczy, 
że  w  okresie  1786—1793  roku  za  1  złoty  można  było  kupić 
tyle  żyta,  ile  teraz  (w  r.  1871)  kupujemy  za  3V4  złp.  Podług 
zasad  racłiuby,  w  statystyce  przyjętycłi,  stosunek  cen  żyta 
przyjmuje  się  za  normę  do  oznaczenia  wartości  pieniędzy;  mó- 
wimy zatem  i  za  podstawę  do  dalszycłi  obliczeń  przejmuje- 
my, że: 

Nr.  73. 

1  złp.  (1786— 1793)  =3,77  złp.  dzisiejszycłi  z  r.  1871*). 

Lubo  zboże  znacznie  tańszem  było  w  Polsce,  niż  w  Eu- 
ropie zacłiodniej,  jednakże  clileb  sprzedawał  się  po  mia- 
stacłi  większycłi  w  cenie  stosunkowo  wysokiej.  Przynajmniej 
o  Warszawie  S  c  li  u  1 1  z  powiada,  że  „w  najmniej  źyznycłi 
krajacłi  monarcłiii  pruskiej  chleb  jest  większy  i  lepszy,  niż  tu 
w  środku  najurodzajniejszych  okolic".  Tłómaczy  to  brakiem 
dozoru  rządowego  tak  nad  całym  wywozem  krajowym  w  o- 
góle,  jako  też  nad  handlarzami  zboża  i  piekarzami  w  szcze- 
gólności **). 

Taksa  zbożowa  Kościuszki  oznaczała  tylko  1  grosz  za 
funt  chleba,  ale  była  to  cena  wiejska  i  przytem  na  chleb  żoł- 
nierski, razowy.  W  Toruniu  w  roku  1789  taksa  oznaczała 
w  kwietniu  za  1  grosz  tylko  ^j^  funta  i  4  Schotten,  a  w  pa- 
ździerniku jeszcze  mniej,  bo  \^  funta  10*  »  Schotten;  ta  osta- 


*)  Jakkolwiek  ceny  gdańskie  nie  mogą  służyć  za  wyraz  stosun- 
ków ekonomicznych  wnętrza  kraju,  to  jednak  wypada  bardzo  zbliżony  sto- 
sunek (1  :  3,5)  skoro  podzielimy  przez  sumę  wszystkich  średnich  cen  Ź5rta 
(z  tablic  68,  70,  72)  a  więc  z  całej  epoki  cenę  np.  z  dnia  10  marca  1877 
roku,  mianowicie  6,34  kop.,  czyli  42*/]  5  złp.,  podaną  przez  dom  handlowy 
M.  Baranowski  i  w  Gdańsku  (^Kuryer  Warszawski  1877  r.  z  dnia  14/3 
Nr.  57). 

**)     „Reise  eines  Lieflanders  I,   135*. 


89 

tnia  cena  utrzymywała  się  jeszcze   dnia  25  czerwca  1791  ro- 
ku *)  w  Warszawie,  ceny  były  wyższe. 

2.    Ceny  innych  artykułów  żywności. 

„Kasze,  podwójnie  zboża  potrzebują":  stosownie  do  tej 
maksymy  cena  jest  zwykle  około  dwócłi  razy  większa:  w  r. 
1787  komisarze  do  ułożenia  prowiantów  dla  wojsk  rosyjskich 
w  obwieszczeniacłi  swoicłi  obiecują  za  krupy  jaglane  po  26 
złp.  od  korca,  a  Komisya  Skarbowa  Koronna  w  roku  1791 
oznacza  cenę  krup  jaglanycłi  na  28,  łireczanycłi  na  25  złp. 
za  korzec  **). 

Mięsa  funt  w  r.  1773  przy  dosta wacłi  dla  wojska  ce- 
niony był  w  powołanej  nocie  ambasadorów  na  3  grosze;  tę 
samą  cenę  znajdujemy  w  taksie  obozowej  Kościuszki  w  roku 
1794.  W  Warszawie  aż  do  czasów  sejmu  czteroletniego 
zwykła  cena  wynosiła  podobno  gr.  5,  w  roku  zaś  1789  przy 
wzrastającej  drożyźnie  docłiodzić  miała  do  10  gr.,  jak  powia- 
dano, skutldem  wprowadzenia  nowego  podatku  od  skór,  albo 
skutkiem  wielkiej  konsumpcyi,  jaką  w>^wołaly  działające  w  po- 
bliżu granic  polskich  armie. 

Ale  taksa,  wydana  na  dniu  7  stycznia  1790  przez  mar- 
szałka w.  k.  Mniszcha,  oznaczała  tylko  l^l^  gr.  (gorsze  ga- 
tunki do  6  i  pół  gr.).  W  Krakowie  płacono  po  7  i  8  groszy, 
lecz  w  Wilnie  w  r.  1792  tylko  4  gr.  *"*).  Wieprz  lepszy  ko- 
sztował w  Warszawie  w  r.  1787  aż  108  zip.,  cielę  18  złp., 
krowę  ceni  C  z  a  c  k  i  w  roku  1780  na  bO  złp.  Masła  funt 
w  Wilnie  w  r.  1787  kosztował  gr.  20,  grzybów  bunt  złp.  5. 


*)  Gaz.  Rząd.  Nr.  9,  str.  34;  „Thornische  historische  Nachrich- 
ten*  pod  wskazanemi  datami. 

•*)  Pr.  Ek.  A/13,  str.  67  —  71;  A/28,  str.  3;  Dziennik  Handl. 
1787  str.  659. 

•**)  Prot.  Deleg.  Zagajenie  I,  sesya  XVII  z  dnia  23/7  1773,  str. 
84.  Gaz.  Rząd.,  str.  34;  taksa  rzeźników  Mniszcha  w  Dz.  Handl.  1790, 
str.  78  oraz  przy  ife.  H.  1793;  1792,  str.  235,  269,  332.  Bi  ester  u  Li- 
skiego:  Cudzoziemcy  w  Polsce,  str.  291. 


90 

W  Warszawie  i  Krakowie  ceny  te  musiały  być  wyższe,  przy- 
najmniej co  do  masła,  które  Czacki  w  r.  1780  ceni  na 
38  złp.  faskę,  a  więc  prawie  na  1  zip.  funt  *). 

Za  słoninę  taksa  obozowa  Kościuszki  wyznaczała  gr.  12 
za  funt. 

Ceny  piwa  w  r.  1767:  wilanowskie  beczka  po  złp.  13 
groszy  28  do  złp.  11,  z  browaru  królewskiego  pod  koszarami 
w  Warszawie  po  złp.  12  do  8,  inflanckie  do  złp.  14  gr.  4, 
królewskie  na  Golędzinowie  (pod  Warszawą)  złp.  6,  szlacłie- 
ckie  po  złp.  5  i  4  i  pół  **). 

Syntezę  wszystkicli  tycłi  cen  szczegółowycłi  znajdziemy 
w  cenie  obiadów.  Przy  niezwykłej  drożyźnie  podczas  sejmu 
czteroletniego  w  Warszawie  w  najlepszych  łiotelacli  za  obiad, 
złożony  z  zupy,  jarzyny,  pieczeni  i  leguminy,  płacono  3  złote; 
gdy  żądano  dwócłi  dań  więcej  4  do  5  złp.,  za  najobfitszy 
zaś  o  6 — 8  daniacłi  z  deserem  rachowano  6  do  10  złp.,  w  r. 
1793,  gdy  sejmu  nie  było,,  ceny  te  zniżyły  się  o  połowę: 
wszakże  najuboższy  człowiek  w  garkuchni  podobno  nie  mógł 
zjeść  obiadu  bez  1  i  pół  złotego,  jeśli  mamy  wierzyć  podró- 
żującemu cudzoziemcowi.  Oficerowie  jednakże  jadali  w  War- 
szawie i  w  obozie  pod  Warszawą  w  1794  obiady  po  1  złp., 
a  kolacye  po  pół  złotego.  Po  wsiach  żołnierz  płacił  za  swój 
obiad  kilka  groszy***).  Chłop  cenił  dzienną  żywność  najemni- 
ka na  groszy  15  *****). 


*)    Czacki:  O  Polskich  i  Lit.  Prawach  I,   186. 

"*)  Rachunki  królewskie  w^  Archiwum  Główne  Kr.  księga  Nr. 
90  w  ekspcnsie. 

***)  Szultz:  „Reise  eines  Lieflanders  I,  144".  Raport  Gorzkowskie- 
go,  Intendenta  Policyi,  wydziału  Sandomierskiego  w  Dz.  Hanol.  1792  roku. 
Ko  misy  a  C.  W.  Rawska  wyznaczała  na  żywność  dla  jednej  osoby  (żołnie- 
rza) na  obiad,  lub  nocleg  gr.  4  oprócz  mięsa  i  trunku  (księga  3  pod  dniem 
24/5  1792),  a  Komisya  Czerska  kazała  rzeźnikom  w  m.  Warce  sprzedawać 
funt  mięsa  po  5  gr.,  ale  tylko  dla  samych  żołnierzy,  licząc  po  1  funcie  na 
dzień,  wyjąwszy  piątki  i  soboty  (księga  1  pod  dniem  19,5  1791).  Rachu- 
nek  z  d.  6/9  1794    podany  przez  Kiersnowskiego    w  MS  hr.  Starzcńskiego. 

*•**)     O  poddanych    polskich   roku   1788,  str.  28  przyp.  23. 


91 


3.    Ceny  mieszkań. 

Ogłoszenie    o  sprzedawanej    w  r.   1787  kamienicy    war- 
szawskiej  zawiera  następujące  dane:   znajdowała  się  w  Starej 
Warszawie    przy    ulicy   Piwnej,    blisko    Zamku,    składała    się 
z  parteru  i  trzecłi  pięter.   Na  dole  jest  sklep  z  jednem  oknem 
na  ulicę,    izba  szynkowna    na  tyle    z  jednem    oknem    na  po- 
dwórze i  zwykłe  gospodarskie  dodatki.    Na  pierwszem  piętrze 
pokój  do  przyjęcia  gości  zwierciadlany,  na  ulicę  z  trzema  an- 
gielskiemi  dubeltowemi  oknami  szkła  czeskiego,  z  kominkiem, 
piecem,  posadzką  dębową  taflową,   woskowaną  i  obiciem  nie- 
bieskiem;    drugi    pokój   jadalny,    żółto    malowany,    z    dwoma 
oknami  dubeltowemi  angielskiemi  szkła  czeskiego,   na  podwó- 
rze,   z  kominkiem,    piecem,    kredensem,    galeryą    do  wygody 
służącą;  garderobę  z  trzema  szafami  nowemi,  z  dwoma  okna- 
mi ordynaryjnemi  na  podwórze;  trzeci  pokój  sypialny  z  dwo- 
ma oknami  angielskiemi  dubeltowemi  szkła  szląskiego,  na  po- 
dwórze,   z  kominkiem,   piecem,  galeryą  ku  wygodzie  służącą; 
sionkę  małą    z  flizową  posadzką  i  jednem  oknem    na  podwó- 
rze; kuclinię,   piwnicę  wielką,  drwalnię,  pralnię,  górę,  izdebkę 
dla  ludzi,  spiżarnię.    Lokal  taki,  widocznie  dla  zamożnycłi  już 
ludzi    przeznaczony,  cenił  się  rocznie  90  cz.    zł.    (1.620  złp.); 
na   wyższych    piętracłi    lokale    były    naturalnie    skromniejsze 
i  tańsze,  a  cała  kamienica    czyniła  docłiodu   J40   czerw.  złot. 
(4,320  złp.  owoczesnycłi)  zapewne  brutto  *). 

Bywały  jednak  w  kamienicacłi  staromiejskicłi  lepsze, 
przynajmniej  znacznie  droższe  mieszkania.  Tak,  Pułtarzew- 
skiemu,  mieszczaninowi  i  kupcowi  Starej  Warszawy,  płacił 
komornego  Crutta,  tłumacz  języków  wscłiodnicłi,  należący  do 
dworu  królewskiego,  140  czer.  zł.  (2520  zip.)  rocznie  **). 


♦)     Dz.  Handl    1787,  str.  689. 

**)     I  zadłużył  się;  wiemy  to  z  kartki,  polecającej  kasyerowi  Korni- 
syi  Skarbowej  Koronnej,   aby  wypłacał  Pułtarzewskiemu  po  35  czerw.  złot. 


9 


o 


Tyle  płacili  mieszkańcy  stali;  przyjezdni,  jeśli  się  urzą- 
dzali w  Warszawie  na  czas  dłuższy,  mogli  wynajmować  apar- 
tamenta  w  cenie  od  5  do  100  i  więcej  czer.  złt.  miesięcznie. 
W  pierwszorzędnym  hotelu  Polza  „pod  Białym  Orłem"  na 
Tłomackiem  były  pokoje  od  5  do  60  dukatów  (90 — 1080  złp. 
miesięcznie).  S  c  li  u  1 1  z  twierdzi,  że  ceny  mieszkań  w  War- 
szawie są  wyższe  niż  w  Wiedniu,  najdroższem  ze  wszystkicłi 
miast  niemieckich,  a  podczas  sejmu  Warszawa  pod  tym 
względem  może  zająć  miejsce  po  Londynie  *).  O  droży- 
źnie  mieszkań  podczas  jarmarków  w  miastach  mniejszych 
wspominaliśmy  już;  w  Grodnie  podczas  sejmu  płacono  po  1, 
2  i  3  dukaty  dziennie  za  pokój. 

Wszakże  osoba  uboga  (aktorka)  mogła  w  Lublinie  zna- 
leść  izdebkę  lichą  za  6  złp.  miesięcznie.  Tamże  w  r.  1773 
snycerz  płacił  za  cały  dworek  drewniany  40,  a  woźny  za 
izbę  w  dworku  murowanym  30  złp.  rocznie  **).  Przypuszcza- 
my, że  w  innych  miastach  prowincyonalnych  za  tę  dosyć 
umiarkowaną  cenę  można  było  wynająć  już  większą  i  wygo- 
dną izbę,  lub  za  małą  płacić  taniej. 

4.    Ceny  wyrobów  rzemieślniczych  i  fabrycznych. 

Na  robotę  szewcką  wydana  była  taksa  w  r.  1767***). 
Uprosiliśmy  jednego  z  dobrych  majstrów  warszawskich  (pana 


kwartalnie  z  pensyi,  wynoszącej  100  czer.  zl.  na  kwartał  (Arch.  Sk.  Kor. 
dział  LV  plika  Nr.  104).  Tenże  kasycr  Rudnicki  płacił  jeszcze  drożej,  bo 
220  czer.  złt.  za  mieszkanie,  niejakiemu  Rogalskiemu  i  podobnież  w  opła- 
cie zalegał;  z  kartki  jego,  nie  dość  jasno  napisanej,  możnaby  wnioskować, 
że  suma  ta  stanowi  ratę  kwartalną,  lecz  nie  możemy  uwierzyć,  żeby  ko- 
morne roczne  mogło  wynosić  aż  880  czer.  zł.  (5849  złp.). 

*)     „Reise  eines  Lieflanders  I,   149,   150*. 

**)  J.  D.  Ochockiego:  Pamiętniki  wyd.  Kraszewskiego,  w  dru- 
karni Zawadzkiego  1857,  I,  str.  83.  Lustra cy a  Kolegium  jezuickiego, 
rękopis  Bibl.  Uniw.  warsz.  Nr.  574,  str.  353. 

***)  Dzień.  Handl.  1792,  str.  26—32.  Molier:  („Reise  von  War- 
schau  nach    der  Ukrane  im  Jahre    1780,    Herzberg  am  Harz    1804*)  podaje, 


93 

Józefa  Wójcickiego),  który  pamięta  i  zna  dawniejsze  procede- 
ry swojego  rzemiosła,  aby  przeszacował  rzeczoną  taksę  na 
ceny  dzisiejsze  (czyli  raczej  na  ceny  z  r.  1872).  Tym  sposo- 
bem powstała  następna  tablica  porównawcza. 

Tab.  74. 


Ceny  1767 


i 


1872 


na  ówczesne 
pieniądze: 

Buty  z  czerwonej  kajsar- 

skiej  i  żółtej  skóry.     .  26  zł.  12  g. 

Buty  niemieckim  krojem  .23    „    26  „ 

Buty    robotą    czarną  pol- 
ską, sakowe  czarne      .  10    ,    15  „ 
Rotx>ta  cienka  biało- 
głowska: 

Trzewiki  drojetowe      .     .     9    „    —  „ 
„  z  pięknej  sako- 

wej szlichtowanej   skó- 
ry   wywracania  .     .     .     5    „    —  „ 

RotK)ta  gruba  czarna:  .     . 

Buty  z  2  podeszwami 
i  cholewami  długie  ry- 
backie jucłitowe  .     .     .  13    „    15  „ 

Buty  chłopskie   o  jednym 

szwie 8    „    —  „ 

Buty    chłopskie   o  dwóch 

szwach 7    „    —  „ 

Buty  chłopskie  z  podlej- 
szej skóry 6    „    — 


I 

na  dzisiejsze      ^^„^   rzeczywista 
pieniądze  "^ 

98  zł.  26  g.  ;46zł.20g.(rs.7) 
90    „    -  „  I  ? 

39    ,,    15  „  |35  „  —  „(rs.  5  k.  25) 


34    „  „ 


18    „    24  „    12  „  -„(„    1  „80) 


50    „    12  „  [80,,  -„(„12  „-) 
30    „      4  „  |35„  -„C.    5  „25) 


fi 


26 
22 


»» 


}) 


12  „ 


'30  „  -„(„    4  „50) 


18  „  124  „  -„( 


»    3  „ 


60) 


Tę  taksę  radby  Dziennik  Handlowy  przywrócić,  żeby 
zdzierstwo  szewców  w  r.  1792  ukrócić.  Należałoby  więc  dla 
epoki  sejmu  czteroletniego  podnieść  taksę;  z  drugiej  strony 
znów  trzebaby  wziąć  większy  nieco  stosunek  pieniędzy.  Wy- 
konawszy to,  ujrzelibyśmy  niewątpliwie,  że  cena  butów  zwy- 
czajnych,   czarnych    pozostała    prawie    bez   zmiany,  cena  zaś 


że  na  jarmarku  ukraińskim  w  Potyłówce  buty  bez  podkucia  kosztowały 
5  gr.  (str.  28),  uważamy  to  za  omyłkę  druku:  cena  rzeczywista  była  za- 
pewne 5  złp. 


94 

obuwia  ozdobnego  zmniejszyła  się  skutkiem,  zniżenia  ceny  sa- 
fianów; ale  obecnie  skóry  lepiej  są  wyprawiane,  więc  obuwie 
stało  się  trwalszem  i  tańszem  w  ogóle. 

Robiąc  zakupy  dla  wojska,  Komisoryat  Wojenny  w  roku 
1794  płacił  parę  butów  po  złp.   12,  13,   14  i  15  *). 

Nr.  75. 

Cena  fabryczna  sukien  krajowycłi  zaczynała  się  od 
3  złp.  za  łokieć  (szarego  samodziału)  i  docłiodziła  do  12  złp. 
(wyroby  fabryki  Koreckiej).  Komisya  Wojskowa  oznaczała 
cenę  sukna  żołnierskiego  po  3  złp.  łokieć,  lecz  wojskowi  ku- 
powali podobno  i  po  3  złp.  Fabryki  Grodzieńskie  za  Ty- 
zenłiauza  wyrabiały  najwyższe  gatunki  po  dukacie  (18  złp.) 
za  łokieć,  ale  były  to  sukna  prawie  zagraniczne,  przez  spro- 
wadzonycłi  z  zagranicy  fabrykantów  wyrabiane.  Z  tycli  cen 
możemy  domyślać  się  ceny  ubrań,  bo  zresztą  taksy  krawiec- 
kiej nie  znaleźliśmy.  Tylko  w  ogłoszeniu  o  poborze  rekruta 
we  wrześniu  1794  r.  wyczytaliśmy,  że  skarb  przy  ekwipowa- 
niu  wojska  miał  płacić  za  sukmanę  po  10  złp.,  za  kożucłi  po 
14,  za  czapkę  po  złp.  3  gr.  15  i  za  buty  po  złp.  6.  Były  to 
zapewne  ceny  możliwe  najniższe.  Dziś  nowa  sukmana  ko- 
sztuje około  25  złp.,  kożucłi  około  30  zip.,  tylko  czapkę  mo- 
żna mieć  w  dawnej  cenie.  Płótna  płacił  Komisorj^at:  lnia- 
ne po  gr.  20,  24,  26,  29  i  po  1  złp.,  konopne  po  19  do  21 
gr.,  paczesne  po  15  i  16  gr.,  drelicłi  po  15  do  20  gr.  za  ło- 
kieć *'^). 


*)  Ceny,  podług  których  Departament  Umundurowania  w  Komiso- 
ryacie  Wojennym  zwykł  zakupywać....,  dnia  19  września  1794  roku  na  se- 
syi  Departamentu  spisane:  plik  a.  39  pod  tytułem:  Przełożenia,  noty 
i  kwity  Dyrekcyi   Centralnej  Komisoryatu.  W.   1794. 

**)  Annexa  przy  raporcie  superintendenta  Gruszeckiego  do  Komisyi 
Skarbu  Kor.  z  dnia  17  stycznia  1789  roku  w  Arcłi.  Skar.  dział  XXX  plik 
Nr.  34.  Są  dołączone  nawet  próbki  sukien  szarycłi  i  kolorowycłi,  Dziennik 
Handl.  1787,  str.  191.  Dz.  Cz.  S.  G.  W.  Sesya  233  z  dnia  9/3  1790  roku. 
Gaz.  Rząd.  Nr.  79,  str.  316.  Ceny  Komisoryatu  1.  cit. 


95 

Nr.  76. 

Cennik  fabryk  żelaznych  Jezierskiego,  kasztelana  łukow- 
skiego, z  r.  1791  szacuje  żelazo  w  sztabach,  lub  osiach 
i  drągach  po  38  złp.  za  centnar  od  160  funtów  (dziś  53 — 64 
złp.),  stal  in  crudo  po  12  złp.  za  funt  (dziś  tylko  22  gro- 
sze), rafinowaną  dwa  razy  po  18,  a  trzy  razy  po  20  złp.  za 
funt;  pałasze  w  troistych  gatunkach  po  5  złp.,  bułaty  zaś  po 
8,  siekiery  dla  wojska  wielkie  stalowe  po  6  złp.  (dziś  od  5 
do  6  złp.,  a  nawet  10  złp.,  a  więc  w  tej  samej  prawie  ce- 
nie); motyki  po  4  złp.,  łopatki  holenderskie  3  złp.  *).  Dziś 
cena  motyki  i  łopatki  prawie  taka  sama. 

Nr.  77. 

Broń,  mianowicie:  armaty  podług  etatu  1789  r.  ce- 
niły się  12-funtowe  po  10.000,  ó-funtowe  po  4.000,  3-funto- 
we  po  2.000  złp.,  karabiny  z  bagnetami  płaciła  Komisya  Skar- 
bu Koronnego  „dość  tanio"  w  r.  1767  po  złp.  33;  za  granicą 
zaś  w  Berlinie  u  Splitbergera  przy  wielkich  zakupach  w  roku 
1789  taż  Komisya  płaciła  po  złp.  29  za  karabin  i  po  złp.  36 
gr.  22  i  pół  za  parę  pistoletów.  Kościuszko  w  r.  1794  wy- 
znaczył: za  fuzyę  strzelecką  dobrą  24  złp.  (dziś  6 — 150  rsr., 
czyli  40  do  1000  złp.),  sztuciec  dobry  złp.  36,  za  parę  pisto- 
letów dobrych  złp.  18,  za  pałasz  dobry  złp.  15  **).  Kul  do- 
starczały wojsku  fabryki  suchedniowskie  i  kuźnice  samsonow- 
skie  po  złp.  17  gr.  4  za  centnar.  Z  fabryk  prochowych  pod 
Krakowem  w  r.  1788  przedawano  kamień  o  32  funtach  pro- 
chu, zwanego  wiedeńskim,  po  złp.  54,  kurkowego  po  48,  le- 
szczyńskiego po  44,  muszkietowego  40,  armatniego  38  zip.***). 


*)  'Dz.  Handl.  1791,  str.  43—45.  Ceny  Małachowskich  z  Koń- 
skich i  Bialaczewa  w  Dz.  Handl.   1787,  str.  654. 

*•)  Konstyt.  1788,  str.  109.  Pr.  Ek.  A, 4,  str.  55.  A/26,  str.  452, 
Gaz.  Rząd.  Nr.  79,  str.  316. 

•")  Pr.  Ek.  A/28  pod  dniem  28/10  1791.  Dz.  Handlowy  1788 
str.  753. 


I 


96 


Nr.  78. 


Za  karetę  w  Warszawie  u  Sperla  płacił  Ochocki 
190  czerwon.  zł.  (3420  zip.),  za  kocze  po  95  dukatów  (1710 
złp.).  Dziś  ceny  są  mniej  więcej  podwójne  *).  Wozy  amu- 
nicyonalne  po  700  i  600  złp.  podług  etatu. 

Nr.  79. 

Klawicymbałek  „głosem  podobny  do  gęsi"  wynajmo- 
wała uboga  aktorka  w  Lublinie  za  złp.  2  na  miesiąc,  a  za 
„doskonały  fortepian"  po  dukacie  na  miesiąc  **).  Dziś  ceny 
te  należy  potroić. 

6.    Cena  koni  i  furażu. 
Nr.  80. 

Rada  Najwyższa  Narodowa  w  r.  1794  wyznaczania  po 
15  czer.  zł.  (270  złp.)  za  konie  dla  inżynierów.  Zbytkowne 
zaś,  tureckie  ogiery  płacono  po  1000  dukatów,  a  nawet  po 
28,000  złp.***).  Widzieliśmy  wyżej,  że  w  1773  ambasadorowie 
oznaczali  cenę  za  pud  siana  gr.  14,  a  słomy  targanej  gr.  12. 
Czacki  podaje  na  rok  1789  wóz  czterokonny  siana  na  zł. 
32  (licząc  po  16V3  na  dukat,  a  więc  około  36  złp.  zwykłej 
stopy);  jest  to  prawie  ta  sama  cena,  jeśli  poracliujemy  po  30 
centnarów,  czyli  po  75  pudów  na  wóz.  Wszakże  w  racłiun- 
kacłi  królewskicłi  z  r.  1767  „brykę  siana"  ceniono  drożej,  lx) 
na  3  czer.  zł.,  czyli  54  złp.  Dziś  cenę  tę  należałoby  powię- 
kszyć ze  siedem  razy. 


*)  J,  D.  Ochockiego:  Pamiętniki  wyd.  J.  I.  Kraszewskiego 
U,  str.   115. 

**)     Tamże  II,  str.  89. 

***)  Gaz.  Wolna  Warsz.,  str.  363.  Nie  wszyscy  błądzą, 
rozmowa  Bartka  z  panem.     Warszawa  1790,  Zawadzki,  str.  9. 


97 

Dla  wojska  polskiego  przy  wybieraniu  prowiantów  z  ma- 
gazynów sejm  czteroletni  ustanowił  za  korzec  owsa  po  3  zł., 
lubo  cena  pospolita  była  złp.  5  *).  Komisye  Porządkowe  Cy- 
wilno-Wojskowe  w  roku  1792  oznaczały  dla  wojska:  Rawska 
owies  na  złp.  3,  siana  pud  na  gr.  15 — 20,  Czerska  owies  na 
złp.  3  gr.   10  do  złp.  4,  siana  pud  na  gr.   16 — 20  **). 

6.    Cena  pracy  ludzkiej. 
Nr.  81. 

Praca  pańszczyźniana   rolnika    pieszego  cenioną  była 
na  Rusi,  Ukrainie,  Polesiu  i  w  województwie  Chełmskiem  po- 
spolicie 12  groszy    za  dzień,  Stanisław  Małachowski  w  swo- 
jem  ^państwie  Ostrogskiem"  ***)  wyznaczył   13  gr.  mężczyź- 
nie a  10  kobiecie  w  roku  1791.    Była  to  jednak  zapłata  zbyt 
niska.    Autor  jednej  broszury  widzi  w  tem  nadużycie  dziedzi- 
ców: „Najem  do  żniwa  płacą  po  10  gr.  na  dzień,   w  inszych 
po  13.     Widziałem,  gdy  chłop  chłopa  najmuje,  daje  mu  albo 
zloty  bez  jedzenia,  a  dając  jeść  gr.  15"  ****).  z  tej  zasadniczej 
ceny  formowano  płace  dnia  ciągłego  parowolne  go  na  gr.  18 — 
-6  i  czterowolnego  około  złp.   1  gr.  6.  Zapłata  roczna  parob- 
ka, jak  podaje  C  z  a  c  k  i,    wynosić  miała  72  zł.  podług  stopy 
1766  r.,    czyli  80  złp.  stopy  zwyczajnej   (18  złp.  na  1  czer.); 


*)  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesya  335  z  dnia  25;  10  179U.  Cena  5-złoto- 
wa  utrzymała  się  jeszcze  w  1815  roku.  Młodecki:  O  polepszeniu  tera- 
źniejszego stanu  włościan  polskich.     Uwagi.  Warszawa    1815,  str.   10). 

*•)  Akta  Komisyi  Cywilno  Wojsk.  Rawskiej,  księga  3  pod  dnem 
-^'5  i  27,7   1792;  Czerskiej  księga   1  pod  dniem   10  5,  29,5.  23.6. 

***)  Po  12  gr.  rachowała  Komisya  Skarbi;  Koronnego,  obliczajjic, 
intratę  z  dóbr  'biskupstwa  chełmskiego  (Pr.  Ek.  A  2S.  str.  365).  Czacki 
^wierdzi^  że  w  latach  1790—1792  cena  pieszej  pańszczyzny  podniosła  się 
^^  l^gr.  (O  Polsko  Litewskich  Prawach  11,  183^.  Dzień.  Handl.  1792 
5^-  41-^57. 

•*•*)     O  poddanych    polskich    1788  r.,  str.  28,  przyp.  23. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  —  T.  II.  7 


98 

dziennie    więc  wypada  zasług  zaledwie  6,6  grosza  oprócz  ży- 
wności, dawanej  od  dworu. 

Dzień  roboty  ciesielskiej  oceniony  jest  u  Czac- 
kiego na  2  złp.  w  Krakowie  w  r.  1780,  przy  cenie  żyta 
1273  złp.  Ponieważ  obliczenie  oparte  jest  na  stopie  mone- 
tarnej z  r.  1766,  więc  przekładając  je  na  stopę  zwykłą  (18 
złp.  na  1  czerw,  zł.),  otrzymalibyśmy  na  zapłatę  cieśli  złp.  2 
gr.  7  i  pół.  Wszakże  cena  żyta,  podana  przez  C  z  a  c  k  i  e- 
go  na  rok  1780,  jest  zbyt  wysoka  w  porównaniu  z  naszą 
tablicą  70;  możliwą  byłaby  dla  Warszawy  i  Krakowa  cłiyba 
w  ostatniem  9-leciu  (Tab.  72). 

Płaca  rzemieślników  i  robotników  fabrycznycłi, 
szczególnie  sprowadzanych  z  zagranicy,  była  niewątpliwie 
znacznie  większa:  na  fabrykacłi  grodzieńskicłi  np.  wynosiła 
50  czerwon.  zł.  (900  złp.  rocznie,  a  więc  blisko  3  złp.  dzien- 
nie) ^). 

Zakrystyan  w  Lublinie  przy  kościele  jezuickim 
w  roku  1773  brał  140  złp.  „zapłaty"  i  160  złp.  strawnego 
rocznie. 

Czeladnik  apteczny  w  Lublinie  w  r.  1773  po- 
bierał „zapłaty"  500  i  strawnego  208  złp.  na  rok,  pomocnicy 
jego  po  100  i  104,  cłiłopiec  do  usług  72  zapłaty  i  104  stra- 
wnego. 

Z  e  c  e  r  w  drukarni  jezuickiej  w  Lublinie  w  roku  1773 
pobierał  od  wysadzenia  arkusza  garmontu  6  złp.,  romany  1 
złoty  pol.  **). 

Aktorka  trupy  prowincyonalnej  (Małecka)  pobierała 
tylko  3  dukaty  miesięcznie,  czyli  650  złp.  rocznie,  a  z  tego 
musiała  kupować  sobie  rękawiczki  świeże,  trzewiki,  pończo- 
cłiy  etc.  Prawda,  że  jej  ta  płaca  nie  wystarczała  i  że  zmu- 
szała ją  do  szukania  innycłi  ubocznycli  zarobków. 


*)     Berno  u  lii    u   Liskego:    Cudzoziemcy   w  Polsce,  str.   209. 
"•)     Lustrac\'a  Kolegium  jezuickiego  w  Lublinie...  roku   1773.  Rękopis 
llblioleki   Uniwonsytetu  Warszawskiego  Nr.  ó74,  str.  372  (karta  201). 


99 

Nauczyciel  muzyki  w  Lublinie  udzielał  lekcyj 
po  3  zip.  od  biletu. 

Mecenasowie  zaproszeni  na  konferencyę  brali  i  po 
50  czer.  zl.  {900  zip.). 

Doktorowi  na  wsi  za  nieodstępne  siedzenie  płacono 
po   10  cz.  zl.  (IbO  zip.)  na  tydzień  *), 

Najniższa  płaca  żołnierza  szeregowego  {gemejna"' 
\v}'nosi!a  zip.  262  rocznie,  prócz  ubrania  i  uzbrojenia,  towa- 
rz}'sz  w  Kawaleryi  Narodowej  od  roku  1789  pobiera!  na  sie- 
bie, na  swego  pocztowego  i  na  konie  1200  zip.,  a  w  puł- 
kach Przedniej  Straży  1000  zip.  rocznie. 

Uposażenie  urzędników  i  oficyalistów  rządowych  pozna- 
my później. 


7.    Budźflt  roczny  mieszkańca  Polski  w  koAcu 
XVIII  w. 

Oznaczony  podług  cen  żyta  stosunek  wartości  pieniędzy 
XVII]  wieku  do  naszycti  Jak  3,77  :  1  nie  sprawdza  się  na 
wszystkicłi  cenach  produkcyi  krajowej.  Niektóre  przedmioty 
utrzymały  po  dziś  dzień  wartość  swoje  bez  zmiany,  niektóre 
zdrożały  podwójnie,  potrójnie;  inne  staniały  kilkanaście  razj' 
jak  np.  stal.  Nie  widzimy  jednak  możności  wynalezienia  ża- 
dnej miary,  któraby  z  równą  dokładnością  d>  wszystkich  da- 
iiycłi  przypadła.  Xiążę  Tadeusz  Lubomirski  użył 
wybornego  sposobu  do  porównania  warunków  życia  wieku 
XV  z  dzisiejszymi  przez  zestawienie  pracy  parobka  z  cenami 
rzeczy  *",).  Za  pomocą  tej  metoJ\'  obliczył,  że  można  było 
kupić: 


")     Liber   Terrac    Cerni:n 
Warsa\¥a   1879  r.  wstęp  histi.ry 


00 

Nr.  82. 

w  XV  w.  Dziś. 

korzec  żyta  kosztem  dni  roboczych  .  4  15 

wołu  „  „  „  .  60  150 

parę  butów        „  ,.  „  .  3  10 

włókę  gruntu     „  „  „  .  600—720     5000—6000 

Niedostateczność  materyału  nie  pozwala  nam  zastoso- 
wać tej  samej  metody  z  pożądaną  dokładnością,  gdyż  nasze 
ceny  pracy  roinfej  pocłiodzą  wyłącznie  prawie  z  województw- 
ruskicłi,  a  ceny  ziemi  z  innycti  miejscowości,  ceny  zaś  żyta 
średnie  tylko  z  Gdańska  i  Warszawy.  Biorąc  najw^^ższą 
skalę  pracy  pańszczyźnianej,  18  groszy  za  dzień,  i  najniższy 
z  tablicy  Czackiego  (Tablica  63)  szacunek  ziemi,  3200 
złp.  za  włókę,  a  zresztą,  posługując  się  cenami  warszawskie- 
mi,  otrzymalibyśmy  w  slabem  przybliżeniu  następne  wypadki. 

Tab.  83. 

Około  1790  r. 

Korzec  żyta  kosztuje  dni  roboczych 20 

krowa  ..  .,  „  83 

para  butów         „  .,  „  10 

włóka  gruntu      „  „  .,  5333 

Porów^nanie  tych  cyfr  z  poprzedniemi  może  nam  podać 
tę  tylko  pewną  w'skazówkę,  że  praca  rolnika  gorzej  była  ce- 
nioną około  r.  1790,  niż  w  XV,  a  poniekąd  niż  w  XIX  w. 
Jestto  jeden  jeszcze  dowód  ucisku  i  nędzy,  jakiej  doznawali 
włościanie. 

Cieśla  pobierał  płacę  3,7  razy  wyższą  od  rolnika;  w  ta- 
kim też  stosunku  skracał  się  dla  niego  czas  pracy  na  zaku- 
pienie żyta,  krowy,  butów  i  włóki  gruntu.  Im  większej  zaś 
biegłości  wymagało  jakieś  rzemiosło,  tern  w^-ższą  stawała  się 
cena  wyrobu  w  stosunku  do  ceny  dzisiejszej. 

Żebyśmy  mogli  rozjaśnić  sobie  do  możliwego  stopnia  to 
skomplikowane  pojęcie  siły  nabywczej  pieniądza,  spojrzyjmy  na 


101 

ogół  potrzeb  owoczesnego  mieszkańca  Polski  i  oznaczmy  jego 
budżet  roczny. 

Włościanin  miewał  zapewne  bardzo  małe  sumy  w  ręku. 
Pierwsze  potrzeby  życia  miał  zaspokojone  z  roli:  jadł  co  na 
niej  urosło,  ubierał  się  we  własny  len  i  wełnę;  jeśli  głód  zaj- 
rzał do  cliaty,  to  mu  dawał  zapomogę  pan;  w  ostatecznym 
razie  pozostawała  żebranina.  Wątpimy  tedy,  czy  w  ciągu 
roku  włościanin  miewał  i  czy  wydawał  podaną  przez  Cza- 
ckiego zapłatę  parobka  80  złp.  W  oddalonych  od  miast 
i  granicy  zakątacłi  znaleźliby  się  zapewne  tacy,  którzy  w  cią- 
gu roku  może  po  kilka  złotych  gotówki  widzieli.  Były  nie- 
wątpliwie miejscowości,  gdzie  panowało  jeszcze,  jak  w  Wie- 
kacłi  Średnich,  gospodarstwo  naturalne,  bezpieniężne.  C  o  x  e 
podziwiał,  jak  małe  są  potrzeby  chłopa  litewskiego:  wóz  bez 
żelaztwa,  uzda  i  szłeja  z  łyka  albo  z  gałęzi  drzewnych  uple- 
ciona, jedna  siekiera  wystarcza  do  wszelkiej  roboty,  tak  cie- 
sielskiej jak  kołodziejskiej;  płócienna  koszula  i  spodnie,  kożuch 
barani  na  zimę,  chodaki,  w  chałupie  czasem  zgoła  żadnych 
sprzętów,  a  na  ostatnim  noclegu  za  Borysowem  podróżni  zna- 
leźli jeden  tylko  garnek  rozbity,  w  którym  sobie  obiad  ugo- 
towali *). 

Szlachcic  zagonowy  niewielkiemi  też  obracał  kapitałami 
i  opędzał  głód  albo  własnym  produktem,  albo  służbą  u  mo- 
żniejszego. 

Nawet  u  ziemian  zamożniejszych  nie  szukajmy  wytwor- 
ności  ani  komfortu. 

K.  K  o  ź  m  i  a  n  tak  opisuje  życie  szlacheckie  w  la- 
tach 1780  —  1792.  Na  ucztach  nie  chodziło  o  jakość  pokar- 
mów i  napojów,  lecz  o  ilość.  Jedzono  wiele,  wypijano  je- 
szcze więcej  wina  węgierskiego  i  angielskiego  piwa,  które 
były  tanie.  Nie  jadano  w  szlacheckich  domach  na  fajansie, 
lecz  na   cynie,    łyżki    nawet  były    z  tego    metalu.     Na  łyżki 


*)    Coxe:  ,Travels  into  Poland,  Hussia  and  Denmark  1784**.     I.on- 
don  Nichols  I,  232—234. 


102 

srebrne  ledwie  zdobyć  się  potrafił  kilkowioskowy  obywatel, 
a  srebra  stołowe,  wazy,  półmiski  wyjawiały  się  tylko  w  do- 
macli  pańskich,  w  pałacach,  i  to  starożytną  robotą,  jako  spu- 
ścizny lub  nabycia  po  bogatych  i  możnych  pradziadach.  Me- 
ble były  proste:  zydle,  stoliki  drewniane,  rzadko  kanapa.  Obi- 
cia włóczkowe  lub  żadne.  W  majętniejszych  domach  sprzęty 
były  z  Gdańska  *).  Podobnież  podróżnik  B  i  e  s  t  e  r  opisuje 
mieszkanie  pewnego  szlachcica  w  Poznańskiem:  pokój  z  po- 
zoru dość  nędzny,  ściany  na  czerwono  pomalowane,  zamiast 
podłogi  klepisko,  potrząśnione  tatarakiem.  Stołów  i  krzeseł 
mało  i  te  nieosobliwe;  innych  mebli  nie  było  wcale.  Zwra- 
cały uwagę  jedynie  dwa  łóżka  bardzo  dobre,  bardzo  czyste, 
zgrabnym  haftem  na  poszewkach  i  kołdrach  ozdobione,  z  mnó- 
stwem poduszek.  Był  to  jednak  szlachcic  dosyć  dostatni,  bo 
węgrzynem  ugaszczał  obficie  w  każdej  porze  dnia  **).  Zdaje  się, 
że  łóżka  stanowiły  pryncypalny  artykuł  ostentacyi  w  umeblowa- 
niu, bo  i  Stanisław  August  zauważył,  że  panie  litewskie,  zje- 
żdżając na  sejm  (do  Grodna  w  r.  1752)  ustawiały  bogato  ga- 
lonowane  łoża  takich  rozmiarów,  że  nie  zawsze  mogły  się 
zmieścić  w  sypialnym  pokoju;  w  takim  razie  przód  wchodził 
do  drugiego  pokoju  i  służył  tam  za  kanapę.  Ale  zresztą  do- 
^y  t)yły  małe,  podobne  do  chat  i  źle  urządzone;  ściany  na- 
gie; obok  jakiegoś  zbytkownego  sprzętu  wyzierało  Ubóstwo. 
Starosta  makowski,  dygnitarz  powiatowy,  nie  posiadał  salonu 
w  swoim  dworze  wiejskim  i  gdy  sejmikowy  opiekun  młodego 
Poniatowskiego  (Glinka)  zaproponował  tańce  we  dwie  pary, 
to  wypadło  je  urządzić  w  przedsionku  o  12  stopach  w  kwa- 
drat, z  napól  przegniłą  posadzką.  Hetmanowa  Ogińska  w  r. 
1793  w  Grodnie  wydawała  wieczór:  w  dwóch  małych  poko- 
ikach było  50  osób  i  S  i  e  v  e  r  s  uskarżał  się  na  duszność. 
Przeciwnie  w  grodzie  poznańskim  kanceliści  trzymali  w  zimie 
kałamarze    pod  pachą  dla  rozgrzania,  a  na  Zamku   wars2»w- 


*)     Koźmian  Kajetan:  Pamiętniki  tom  I,  str.    112. 
*')     Liske:  Cudzoziemcy  w  Polsce,  str.  277. 


103 

skim  w  sali  sejmowej  dnia  7  grudnia  178S  r.  „dla  tęgiego 
mrozu"  marszałek  Małachowski  musiał  podpisać  konstytucye 
ołówkiem,  bo  atrament  zamarzł  w  kałamarzu  *). 

Przy  tej  prostocie  wieśniaczego  życia  pierwsze  niezbę- 
dne potrzeby  mogły  być  zaspakajane  nader  małemi  zasobami 
pieniędzy.  Gospodarka  żywiła  i  odziewała  prawie  bez  kosztu 
w  gotowiźnie  i  nasza  skala,  oparta  na  cenie  żyta,  nie  daje 
nam  wyobrażenia  o  budżecie  domowym  ziemianina.  Pieniądz 
byl  o  tyle  droższym,  cenniejszym,  o  iłe  rzadszym;  wszakże 
nabierał  on  właściwego  znaczenia  dopiero  w  życiu  miejskiem. 

ZnaleźLśmy  parę  wsłcazówek,  rzucającycłi  jaśniejsze 
światło  na  cenę  ogółu  potrzeb  codziennycti,  a  mianowicie: 

1)  w  Warszawie  na  utrzymanie  żebraka  Komisya  Połi- 
cyi  około  r.  1790  wydatkowała  **). 


Nr.  84. 

zip.  280   rocznie. 

Jestto  koszt  minimalny  na  życie  dla  jednego  najuboż- 
szego człowieka.  Obecnie  Towarzystwo  Dobroczynności  wy- 
daje na  utrzymanie  swycti  starców  po  rubli  60,  czyli  złp. 
400  •■•).     Z  porównania  tych  cyfr  wypada  stosunek  złotego 


■)  Pamiętniki  Sta  ni  sław  u  Augusta  Ponialowsklego,  tłum. 
Bronislaiva  Zaleskiego,  wj-d.  J.  I.  Kraszewskiego.  Drezno  ISTl',  Cz.  1. 
str.  81,  74—75.  Sicvers:  Pamiętniki,  str.  i:'0.  Hiestcr  u  LiskcKi.. 
str,  276,  Dyaryusz   1788   I,  cz.  :',  sir.  470. 

")  Bierzemy  tę  cyfrę  z  broszury:  , Sposób  łaln-y  i  pewny  ule- 
psicnifl  lusu  ludzi  poddanych'.  Warszawa  1791;.  DuTour,  str.  4'.1.  .Mamy 
wprawdzie  przed  oczyma  Rachunek  z  Ofiar  Milosiernycli  i  wydatki  na  ubo- 
gich eh  orj-ch  i  kalek  z  ulic  zebranych  {«■  Helacyi  Deputowanych  .k1  N. 
Konfederacyi  Glnej  O.  N.  do  egzaminu  l'olieyi  roku  1791'  na  sir.  47),  ale 
"if  ioii  jasny  z  powodu  wątpliwoSci  co  do  liczby  utrzymywany t'h  te- 
hrabiw. 

"■)  W  roku  1876  przy  koszcie  dziennym  16., 5  kopiejki  na  osul^c; 
w  roku  poprzednim   187,5  utrzymanie   ojtolnc   kosztowali)  o   I,^,   kop.  mniej. 


104 

owoczesnego  do  dzisiejszego  jak  143:!  (nie  zaś  877 :1);  wszak- 
że nie  przyjmiemy  go  za  ogólną  miarę  wartości,  ponieważ: 
a)  pochodzi  ze  zbyt  krótkiego  okresu,  gdy  Komisya  Policyi 
zebrała  żebraków  tylko  dnia  25  października  1791  r.  i  skła- 
dała racliunki  do  dnia  1  listopada  1792  r.;  b)  że,  nie  mając 
lokalu,  musiała  ponosić  koszta  najmu;  c)  że  pewną  sumę  po- 
święciła na  zakupienie  rucłiomości  i  sprzętów  niezbędnych; 
d)  że  nie  miała  tak  umiejętnej  i  dobrze  zorganizowanej  admi- 
nistracyi,  jaką  posiada  obecne  Towarzystwo  Dobroczynności, 
a  więc  nie  była  w  stanie  prowadzić  pospodarstwa  z  możliwą 
oszczędnością. 

2)  Ekonomista  Sebastyan  Dembowski  ułożył  *) 

Nr.  85. 

Tabelę  ekspensy  szlachcica,  mającego  5000  złp.  dochodu, 
mieszkającego  w  mieście  bez  żony  i  dzieci. 

złp.       gr. 

Mięsa:  wołów,  cieląt,  drobiu  na  rok  najmniej  za  418  2275? 

Piwa 48  — 

Wina,  kawy,  cukru  i  korzenia 475  6 

Łoju 171  — 

Bielizny,  sukien,  butów  na  rok 1,032  — 

Tabaki 84  — 

Praczka,  kucharz,  lokaj  i  forszpan 1,672  — 

Suma  .     .  3,899 


to  jest  rocznic  rubli  sr.  55  kop.  62,  czyli  zip.  370  gr.  24.  Do  kosztów  nie 
wchodzi  jednak  najem  mieszkania  ponieważ  Towarzystwo  posiada  własne 
domy  (patrz  Zdanie  sprawy  z  działań  i  obrotu  funduszów  Warszawskie- 
go Towarzystwa  Dobroczynności  za  rok  1876.  Warszawa  druk  Ungra 
1877,  str.  6). 

*)  O  podatkowaniu  przez  J.  Sebastyan  a  Dembowskiego,  Komi- 
sarza Cyw.  Woysk.  Wdztwa  Krakowskiego.  W  Krakowie  1791  roku  druk. 
Ant.  Grólla. 


lOf) 

Ten  budżet  jest  oparty  na  cenach  krakowskich,  bo  au- 
tor wyznaje,  te  innych  stron  kraju  nie  zna.  Pozycye  nie  są 
dosyć  jasne  i  ścisłe,  abyśmy  je  mogli  na  dzisiejsze  ceny 
transponować.  Wszakże  na  pierwszy  rzut  oka  uderza  nas 
małość  cyfr  przy  wysokiej  skali  wymagań  i  potrzeb.  Dosyć 
jest  porównać  wydatek  na  piwo  i  na  utrzymanie  czworga 
osób  stużby,  chociażby  bez  żadnej  płacy,  z  kosztem  dzisiej- 
szym na  podobne  wydatki,  żeby  się  utwierdzić  w  przekona- 
niu, że  stosunek  S?;  :  1  wcale  nie  będzie  za  wielki,  nawet 
prz\'  znacznem  podwyższeniu  tabelki  Dembowskiego 
dla  dostrojenia  się  do  cen  warszawskich.  Trzymajmy  się 
więc  tego  stosunku,  tej  skali  na  cenie  żyta  opartej,  idąc  za 
powszechnem  uznaniem  ekonomistów. 

38.  Poznajmy  teraz  handel  zagraniczny  i  nasamprzód 
wywozowy,  eksportowy,  czyli,  jak  mówiono  w  języku  urzę- 
dowym, ewektę. 

I.    Zboże. 

Ku  wiekopomnej  sławie  magistratu  gdańskiego,  posiada- 
my nieprzerwany  szereg  cyfr  wywozowych  od  polowy  XVIII 
wieku  aż  do  naszych  czasów.  Podał  je  nasamprzód  Czacki 
w  tablicy  swojej,  sięgającej  do  roku  1799  na  cztery  gatunki 
zboża:  pszenicę,  żyto,  jęczmień  i  owies,  a  świeżo  opracował 
je  p,  Edmund  Wasilewski  w  sumach  ogólnych  wszel- 
łdego  gatunku  zbóż,  posuwając  się  aż  do  1874  r,  i  dodając 
szacowne  cyfry  z  lat  1608,  1618,  1619,  1648.  Sumy  te  są 
nieco  większe  od  sum,  jakie  się  składają  z  cyfr  C  z  a  c  k  i  e- 
g  o,  co  jest  rzeczą  łatwą  do  wytłumaczenia,  gdy  mieszczą 
w  sobie  oprócz  żyta,  pszenicy,  jęczmienia  i  owsa,  jeszcze  pro- 
so, groch  i  kaszę.  Niezgodność  zachodzi  tj-lko  w  czterech 
latach:  1767,  1770,  1788  i  1794,  gdzie  wypadają  wyższe  su- 
my z  danych  Czackiego.  Dajemy  wiarę  tym  ostatnim, 
jako  badziej  szczegółowym,  z  wyjątkiem  jednej  tylko  cyfry 
1770  r.,  w  której  zapewne  zakradł  się  błąd  drukarski  (miano- 
wicie  w  ogromnej    cyfrze  p'izenicy  lir>.0:iiS  łasztów);    musimy 


106 

ją  wszakże  utrzymać  dla  uniknienia  zamętu  w  rachunkach  *). 
Do  tablicy  wprowadzamy  sumy  ogólne  podług  p.  Wasilew- 
skiego '  (zupełnie  zgodne  z  sumami  Los  eh  i  na)  ze  zmianą 
w  latach  wymienionych  oraz  pszenicę  i  żyto  podług  Czac- 
kiego;   inne  gatunki  mniej  ważne  pominiemy. 


Tab.  86. 

Ilość  zbóż,  wywiezionych  z  Gdańska  w  okresie 

przedrozbiorowym. 


Las 

z  t  ó  w 

Rok 

Suma 
ogólna 

I 

Pszenicy 

1 

Żyta 

1764 

50.287 

16.896 

30.807 

65 

47.447 

17.711 

26.684 

66 

37.885 

13.546 

21.751 

67 

51.472 

14.086 

31.904 

68 

57 .003 

18.399 

32.526 

69 

50.072 

11.607 

34.197 

1770 

61.715 

25.532 

36.518 

71 

33.984 

16.876 

13.278 

72 

36.256 

14.876 

19.583 

Średnia 


47.203 


15.303 


28.207 


Uwaga.  Średnia  sum  ogólnych,  obliczona  l  opuszczeniem  cyfr 
najwyższej  i  najniższej  (1770  i  1771),  pszenicy  zaś  i  żyta  z  opuszczeniem 
tych  samych  lat,  bez  względu  na  stosunek  cyfr  wewnątrz  tych  kolumn. 

Cyfr^^  te  reprezentują  handel  wywozowy  zbóż  z  całej 
Polski  i  znamionują    w  ogóle  pomyślne  dla  ziemian  rezultaty. 


*)  Edmunda  Wasilewskiego  artykuł  p.  t:  „Gdańsk  pod  wzglę- 
dem handlu  i  przemysłu  od  początku  XIII  wieku  do  najnowszych  czasów* 
znajduje  się  w  czasopiśmie  „Niwa"  z  roku  1876,  w  zeszytach  43  i  44 
z  dnia  1  i  15  października.  Cyfry  z  czasów  Stanisława  Augusta  brane  są 
tu  z  „Geschichtc  Danzigs  von  der  altesten  bis  zur  ncuesten  Zeit  von  Got- 
lieb  Loschin  (ncuc  Ausgabe  1828.  Danzig  Ewcst.  II,  311,  374)-**  przy- 
najmniej zgadzają  się  dokładnie.  Tablica  Czackiego:  w  „O  Polskich 
i  Litewskich  Prawach",    przy    wydaniu   1801    roku  II,    246,    przy    wydaniu 


107 

Cyfra  średnia  jest  bardzo  wysoka  w  stosunku  do  dawniejszych 
okresów  XVIII  wieku,  a  najwyższe  raz  tylko  mi^y  podobną 
w  latach  dawniejszych,  mianowicie  w  roku  1751  (59,939  la- 
sztów).  Gdy  zaś  ilość  zboża  wywiezionego  zmniejszyła  się 
w  latach  1771  i  1772,  to  znów  cena  podniosła  się  o  tyle,  że 
pokr>'!a  ten  ubjtek  ilościowy. 


Tab.  87. 
Wywóz  Gdański  podczas  rozbioru  i  w  pierw- 


szem  dziesięcioleciu  okresu  I). 


Ł  a  s  z 

.,3w 

Suma  ogólna 

Rok 

1   wszystkich    ■ 
1         jbói 

Pszenicy 

Żyta 

1773 

1       26.7i:«> 

10.190       1 

13.357 

74 

26.802 

9.361.1 

75 

21.925 

11,759 

5.843 

76 

19.355 

9.333 

6.363 

77 

22.001 

13.968       1 

6.608 

78 

1        23.414 

!  l,r.06 

7.386 

79 

1        23.331 

1(.'.359 

7.735 

1780 

1         18.3IÓ 

9.831 

7.726 

81 

i         15.362 

Ó.239 

7.799 

82 

9.019 

3.456 

3.977 

83 

.        33.506 

U..910 

13.165 

84 

i        34,S63 

16,Ui4 

1 3.64(1 

85 

1        4-t.l50 

14.16; 

31.379 

Średnia 

1                          1 

z  lat  10 

33.643 

11.643 

ft.Slia 

Uwaga.     Oblicsenie   Średnich    dokonane   sposohcn 


VA  Turowskiego  U.  266.  Wątpliwe  cyfry  z  ri.kii  1770  zn;ijd"jił  się 
"  obu  wydaniach;  suma  ogólna  ze  wszystkich  czterech  f;;Lliinkó\v  zboKa 
"TBOsi  61.715;  prawd opodobniejszą  bytaby  cyfra  o  lO.OOo  mniejsza,  ponic 
wuwuroszurze  .Rada  Patryotyczna'  etc.  (DuTourl  suma  oRÓlna  «-s?,yRi- 
k"*  ibót  z  grochem,  kaszą  1  słodem  wynosi  51,713,  a  przedstawia  poJo- 
Ifo  wywóz  całkowity  wgzystkiemi  drogami. 


108 


Tab.  88. 
Wywóz  Gdański  w  ostatniem  dziewięcioleciu. 


średnia 
z  lat  9 


26.893 


Ł  a  s 

z  t  ó  w 

" '"' 

Suma  ogólna 

Rok 

wszelkich 

Pszenicy 

Zyta 

zbóż 
36.725 

1786 

7.386 

21.524 

87 

1 3.439 

5.431 

8.398 

88 

12.944 

3.901 

6.358 

89 

25.139 

8.495 

13.987 

1790 

19.961 

6.904 

8.866 

91 

27.344 

12.119 

10.162 

92 

26.749 

19.853 

12.742 

93 

34.672 

16.555 

14.672 

94 

35.956 

18.997 

12.125 

11.193 


1 1 .565 


Uwaga.  Obliczenie  średnich,  jak  w  Tab.  86  i  87,  ale  skutkiem 
zastąpienia  liczby  maksymalnej  w  kolumnie  pszenicy  (78.997)  bardzo  małą 
cyfrą  z  roku  1786  wypadła  zbyt  wielka  średnia  11,193  zamiast  9,535. 


Już  trzylecie  rozbiorowe  wskazuje  na  dotkliwy  upadek 
wywozu,  w  następnem  zaś  dziesięcioleciu,  szczególnie  w  la- 
tach 1776 — 1782,  upadek  ten  staje  się  najcięższym.  Jakiemiż 
przyczynami  da  się  wytłómaczyć?  O,  przyczyn  jest  aż  nad- 
to: uszczuplenie  terytoryum  wywozowego,  mianowicie  przez 
odjęcie  Galicyi  i  województw  pruskich,  wpł}^wy  rozliczne  klę- 
ski rozbiorowej,  skutki  ucisku  handlowego  Prusaków,  zmniej- 
szenie popytu  na  zboże  polskie  w  Anglii  i  Niemczach,  a  za- 
pewne też  niepomyślne  urodzaje  w  dorzeczu  Wisły  szczegól- 
nie w  roku  1782.  Zresztą  nie  spuszczajmy  z  uwagi,  że  sku- 
tkiem udręczeń,  wyrządzonych  przez  Fryderyka  II  Gdańsko- 
wi, część  zboża  skierowała  się  na  pruski  obecnie  Elbląg.  Po- 
cieszającym jest  wszakże  wzrost  wywozu  od  r.  1783.  Czuć 
w  tem  świeży  jakiś  powiew,  kiełkowanie  jakichś  nowych  sił 
w  społeczeństwie. 


109 


co 

«> 

co 

C9 

N 


O 
O 


o 
•o 


9> 


(O 

CS 


Cd 


*€0 


i^ 

1 

c 

OJ  .« 

C3    C 

'  SS  1 

i* 

o 

S.2 

•         •        • 

9-H    *-H 

o 

C0 

o  tn 

N 

u 

1 

0) 

D. 

'     a^  -*  <D 
t^  o  -^ 

a  o 

,      o  >0  00 

f                    •            •            • 

o   Tf    Tf 

E    . 

C^  00  <N 

«>  c 

i       ^  rt  xO 

et  -«-• 

t^  OC  CM 

u 

Cfl 

— .  ! 
o  ' 
o. 

O 

>% 

♦^ 

O 


0:; 


00 

bo 


N 
O 


o 

c 

N 


O^  t^  O 
o  »C  tO 
00  -"t  lO 

•  •  • 

SOC  00 
00  ^ 
■^         <N 


>o  ic  Cl 
r«  o  — * 
Cl  r*  vO 

■         •         • 

00  O^  C^ 

^  — '  >o 
Cl  00  o 


co  "■&  a^ 
t^  o  Cl 
Os  o  "^. 

lO  ci  x' 

—  O?  Cl 
r^  iC  r^ 

mt         Wi         ms 

X  Cł  "^ 


Cl  ic  Th 
1^  00  o 
I--  r^  r^ 


Tf    vC    O 

vC-  r-  oo 
1-^  r^  i^ 


os 


Ten  ostatni  okres  jest  pomyślniejszy  od  poprzedniego. 
Wywóz  nie  spada  do  tak  nizkiego  minimum,  jakie  było 
w  r.  1782,  a  chociaż  maximum  nie  doszło  do  40,0(X)  łasztów 
(z  r.  1785)  to  jednak  cyfra  średnia  jest  o  3,2(X)  łasztów  wię- 


110 

ksza,  niż  w  okresie  II.  Godnem  też  jest  uwagi,  że  od  po- 
czątku XVIII  wieku  aż  do  wstąpienia  na  tron  Stanisława  Au- 
gusta wywóz  całej  Polski,  jeszcze  nierozebranej,  tylko  w  10  la- 
tach przewyższył  maximalną  cyfrę  wywozu  z  uszczuplonego 
kraju  z  r.  1786.  Sądzimy,  że  to  zwiększenie  wywozu  musi 
zostawać  w  związku  z  wzrostem  produkcyi  rolniczej,  a  ten 
wzrost  znowu  musi  być  następstwem  stwierdzonego  powyżej 
przybytku  ludności  i  ulepszeń  tak  w  gospodarstwie  jako  też 
w  stosunkacli  rolniczycli.  (§§  17,  22,  29). 

Średnią  wartość  rocznego  wywozu  zbóż  z  Gdańska  obli- 
czamy, mnożąc  odpowiednie  pozycye  tablic  86,  87  i  88  przez 
średnie  ceny  gdańskie  z  tablic  67,  68,  69,  70,  71,  72  i  na- 
stępnie przez  27,  ponieważ  tyle  korcy  rachowali  Gdańszcza- 
nie do  opłaty  bez  Biirgerbestu.  Jęczmień  i  owies  obliczyliśmy 
bezpośrednio  podług  danych  Czackiego,  wykreślając  naj- 
wyższe i  najniższe  pozycye. 


Nr.  90. 

Ogół    wartości    zbóż,  z  Gdańska    wyprowadzonych,   wyniesie 

w  1764— 1772  średnio  18,200.000,  w  1776— 1785  po  9,290.000, 

w  1786—1794  po  12,525,000  złp.  rocznie. 

Z  tablicy  tej  dopiero  możemy  poznać  cały  ogrom  nie- 
doli, jaką  sprowadził  rozbiór  kraju,  chociaż  bowiem  Polska 
traciła  trzecią  część  terytoryum  swojego,  przecież  jej  wywóz 
na  glównem  targowisku  spadł  aż  do  połowy  ilości  i  wartości 
pieniężnej.  Jakiż  to  cios  dla  Gdańska,  jakie  wstrząśnienie 
w  całym  bycie  ekonomiczn3'm  ziemian!  A  nasza  cyfra  śre- 
dnia jest  jeszcze  złagodzona  znacznie  przez  wpływ  pomyśl- 
nych lat  1783,  1784,  1785,  poprzednie  zaś  lata  1776—1782 
są  w  istocie  okropne.  Wywóz  utrzymywał  się  na  cyfrach 
nadzwyczajnie  nizkich,  ceny  w  Gdańsku  były  gorsze,  niż 
w  epoce  przedrozbiorowej,  a  jednak  musiały  one  pokryć  je- 
szcze cło  pruskie,  co  najmniej  12  proc.  szacunku  dowożonych 
zbóż!     Dopiero    w  okresie    ostatnim    objawia    się    polepszenie 


Ul 

i  tu  wszakże  z  12  i  pót  milionów  rocznego  dochodu  za  wy- 
wiezione zboża  musiano  strącić  12  proc.  czyli  okoto  póf  mi- 
liona słp.  na  samem  zbożu. 

Okrętów  przybywało  do  Gdańska  1036  w  roku  1769, 
1247  w  roku  1770,  1025  w  r.  1772,  602  w  roku  1776,  652- 
w  r.  1777,  531  w  1779  r.;  1077  w  r.  1785.  oprócz  statków 
polskich  rzecznych,  których  byto  \vtedy  631  i  „kozów"  1351; 
w  roku  zaś  1783  przyszło  810  morzem  prócz  statków  rzecz- 
nych. W  r.  1803  weszła  do  portu  gdańskiego  liczba  ogro- 
mna 1903  okręty  ■*). 

W  okresie  przedi-ozbiorowym  ziemianie  sprzedawali  spo- 
rą iiość  swoich  produktów  w  Toruniu.  Tak  w  r.  1764  spu- 
szczono ztąd   na  226  statkach: 


Nr.  91. 

'~~'i9  łasztów    pszenicy,    4187  żyta,    52  jęczmienia,   8   prosa, 
■I  talarki  i  11    lasztów  grochu;    razem    6541    tasztów    zboża 
irazelltiego,     wartości    podług     powołanych    wyżej    cenników 
1,395.000  zip. 

Handel  ten  upadł  już  od  r.  1769,  kiedy  gazeta  miejsco- 
wa przestała  podawać  ceny  lasztowe.  .'^utor  Uwag.  nad 
IJwagami  w  r.  1788  pisze,  że  „to  miasto  już  ledwo  sa- 
iilini  piernikami  kupczy"  *'). 

Zdaje  się,  że  nie  wynagrodził  l'oIsce  tych  strat  wzra- 
siający  handel  Elbląga.    Protekcya  Fryderyka  11  była  gor- 


Ttwilungen   1807",  str.  87;     Loschin:    .Gcschiolitc   DunyA^s  II,    373" 
kel:  .Pohlcns  Handelsg.  II,  29". 

'*)  Tabela  produktów,  wyprovv.iJi!i)nyi;h  do  różnych  portiiw 
ftóltyckiEgo,  pT7.y  Uwagach  nad  Uwajjiimi  w  przypisku  u  dołu. 
1  .Thornische  Wóchentliche  Naclirichten"  HM  r,;  psjenii:a  i  żyto.  ]■ 
"■  Tab.  67  i  68. 


112 

liwą,  cło  2  proc.  ponętne,  wybudowano  36  nowych  magazy- 
nów, które  wyglądały  jak  drugie  miasto;  wszakże  rezultat  nie 
odpowiadał  wysileniom.  Dawne  przyzwyczajenie,  powaga 
firm  bogatycli,  zasobność  sklepów,  zaliczenia  udzielane  produ- 
centom polskim,  nareszcie  sympatya  polityczna  zawsze  pocią- 
gała galary  polskie  raczej  ku  Gdańskowi.  Jakkolwiek  nie 
mamy  dokładnej  tabeli  wywozowej  Elbląga,  taki  przecież 
wniosek  nasunie  się  nam  z  kilku  luźnych  danych,  jeśli  je  po- 
równamy z  cyfrą  r.  1758,  tudzież,  jeśli  zauważymy,  iż  część 
pewna  wywozowego  zboża  pochodzić  musiała  z  okolicy  z  Prus 
Wschodnich,  dawniej  Książęcych,  Krzyżackich. 

Tab.  92. 

Dane  co  do  wywozu  zbożowego  z  Elbląga. 


Ł    a 

s     z    t 

ó     w. 

Rok 

Sum.  og. 

Pszenicy 

żyta       Ję 

czm.  i  słodu 

Owsa 

Grochu 

1758 

6.235 

300 

1.662 

2.058 

2.169 

46 

1777 

9.048 

5.003 

3.609 

242 

120 

74 

1779 

6.630'/, 

3.721 

2.318 

429 '/2 

36 

126 

1780 

10.569 

5.693'/, 

4.126'/, 

447 

19 

236'/* 

1783 

25.000? 

1784 

22.000 

Cztery  pierwsze  szeregi  cyfr  są  dokładne,  bo  ze  szcze- 
gółowej tablicy  wzięte;  maxymalna  cyfra  25.000  pochodzi 
z  ryczałtowego  szacunku,  podanego  w  artykule  dziennikar- 
skim, i  budzi  powątpiewanie,  chociaż  w  tym  roku  (1783) 
wojska  pruskie,  posuwające  się  pod  Gdańsk,  mogły  odstra- 
szyć statki  polskie;  nareszcie  cyfra  z  r.  1784  jest  oparta  na 
„uwiadomieniu"  z  dnia  26  lipca,  a  więc  przed  ukończeniem 
spławu  i  uzupełniona  przypuszczalnie  podług  spławu  gdań- 
skiego '). 


*)     Tablica  przy    Uwagach    nad    Uwagami    sięga  do  roku   1780; 
jyfry   1783  i    1784   z  Pam.  Hist.  Polit.   1784,  str.  624  i   1786;  ta  ostatnia 


]13 

Porównywając  odpowiednie  lata  wywozu  Elblągskiego 
z  Gdańskiem  (Tab.  87,  88)  i  formując  średnią  z  czterech  sto- 
sunków (1777  roku,  1779,  1780,  1784),  otrzymamy  około  V2 
na  tę  epokę.  Ponieważ  jednak  mieścić  się  w  tern  powinna 
produkcya  okolicy  pruskiej,  przeto  na  rachunek  polskich  zie- 
mian zaliczyć  odważymy  się  zaledwo. 


Nr.  93  *). 

w  Elblągu    Ya    wywozu    Gdańskiego    czyli    średnio    na    lata 
1776-1785    po    3,000.000   złp.,    a    na    rok   1786—1794    po 

4,000.000  złp.  rocznie. 

Korona,  a  mianowicie  Wielkopolska,  spławiała  jeszcze 
zboże  Notecią  i  Wartą  na  Odrę,  a  następnie  do  Frankfurtu 
lub  kanałami  do  Szczecina  i  Anklam.  Wiemy  ze  źródeł  urzę- 
dowycti,  że  transporty  zbożowe  szły  aż  do  Szwecyi  **).  Ale 
cyfra  tego  wywozu  nie  jest  nam  znana. 

Litwa  i  Żmudź  sprzedawały  produkcyę  swoje  do  Kró- 
lewca, Memla,  Tylży  i  Rygi,  do  Gdańska  zaś  mogła  spławiać 
tylko  Pińszczyzna  i  Brzeskie  okolice  od  czasu  otwarcia  kanału 
Muchawieckiego. 

Królewiec  (Konigsberg)  z  portem  swoim  Piławą 
znakomicie  rozwija  swoje  obroty  handlowe  od  pierwszego  po- 
działu Polski    z  przyczyn    dla  nas  niezrozumiałych,    gdyż  nie 


^•kazuje  tylko  15.642  łaszty  (ale  też  i  do  Gdańska  tylko  20.644  laszty), 
^  ^icc  prawie  V7  ca^cj  sumy  (Tab.  87);  w  tym  samym  więc  stosunku  po- 
^Ckszyliśmy  spław  do  Elbląga. 

*)  Tak  samo  obliczał  przypuszczalnie  Switkowski:  „przeszło 
V^z  Toruń  624  statków:  szkut,  galarów,  pobitek,  z  których  przynajmniej 
trzeda  część  do  Elbląga*  (Pam.   Han  dl.   Polit.   1784,  str.  719). 

**)  Taki  transport,  wyprawiony  przez  bankiera  poznańskiego  Klu- 
Ka,  był  zatrzymany  przez  Prusaków  w  Landsbergu.  Pr.  Ekonom.  A/30, 
str.  951. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Konona.  —  T.  II.  8 


r       .1 


114 

mogło  mu  żadnej  korzyści  przynosić  pognębienie  Gdańska,  po- 
łożonego na  innym  systemacie  rzecznym  i  w  znacznem  odda^ 
leniu.  Największą  zapewne  korzyść  przyniósł  mu  wzrost  fa- 
bryk i  protekcya  tym  fabrykom  przez  Fryderyka  udzielana. 
Pewną  jest  w  każdym  razie  rzeczą,  iż  rucłi  łiandlowy  tego 
miasta  zaczął  dorównywać  niemal  obrotom  Gdańska.  W  ro- 
ku 1777  wyszło  z  Piławy  691,  w  roku  1778 — 734  i  w  roku 
1779 — 710  okrętów  *).  Nie  więcej  wycłiodziło  z  Gdańska 
w  latacłi  niepomyślnych!. 

Wszystkie  cyfry  szczegółowe  jako  też  „suma  ogólna" 
wzięte  są  z  tablicy  znajdującej  się  przy  wielokrotnie  powoły- 
wanem  dziele*  „Uwagi  nad  Uwagami".  Zasługują 
one  na  wiarę,  jakeśmy  się  przekonali,  sprawdzając  niektóre 
pozycye  tablicy,  oprócz  rubryki  zatytułowanej:  „Proso,  jagły 
i  krupy",  gdzie  się  znalazły  cyfry  tak  wielkie,  że  icłi  przyjąć 
niepodobna.  Zkądby  się  mogło  zebrać  77  albo  i  88  tj^sięcy 
łasztów  prosa  i  krup,  gdy  zwykle  te  właśnie  produkty  figu- 
rują w  małycłi  dodatkowych  cyfracłi  przy  czterech  głównycłi 
gatunkach  zboża?  Takiej  masy  nie  mogłyby  zabrać  okręty, 
których  wychodziło  około  700,  to  jest  znacznie  mniej  niż 
z  Gdańska.  Nie  usprawiedliwia  zresztą  podobnych  cyfr  bilans 
półroczny  handlu  Litewskiego,  który  przytoczymy  niżej.  Przy- 
puszczamy, że  autor  omylił  się  co  do  miary  i  podał  zamiast 
korcy  lub  beczek  całe  łaszty.  Za  tą  znów  omyłką  poszła 
druga  w  obliczeniu  sumy  ogólnej  niemożliwie  wielkiej.  Nie 
mając  podstaw  do  sprostowania  błędu,  musielibyśmy  tedy 
ułożyć  własne  sumy  ogólne  na  cztery  najważniejsze  gatunki 
zboża,  jak  w  tablicy  Czackiego;  nie  przeczymy,  że  Li- 
twa mogła  więcej  dostarczać  lnu,  siemienia,  jagieł  i  grochu, 
niż  Korona,  w  każdym  razie  jednak  główna  masa  pieniędzy 
zagranicznych  była  płacona  za  owe  cztery  gatunki.    Szacując 


•)     Be  er:    Historya  Handlu  w  tłomaczeniu  rosyjskiem  II,  390,  przy- 

pisek. 


115 


V 

> 

N 

j« 

^•o 

TC 

o 

C   ..   Cd 

.2  s  Ł 

o 

Cl 

t 

« 

O 

s 

O 

00 

O 

lO 

lO 

*-H 

■*< 

lO 

(> 

Cl 

»-H 

»o 

»— • 

t/3   ^3 

2 

od 

o6 

ci 

CO* 

CO* 

• 

O 





>» 

.u  a* 

S 

-1 

S 

Cl 

o 

o 

Q 

-O 

5  — 

1 

• 

co 

• 

^-1 

• 

■ 

rv. 

^ 

2 

1 

tO 

'^* 

r^ 

00 

r^ 

(4 

E-C 

tO 

r^ 

r* 

30 

1— 

o 

a--sb 

"s? 

1^ 

^ 

3 

« 

M 

« 

tn 

TC 

s 

^ 

jC 

^ 

•" 

9W 

«« 

« 

JT 

O 

o 

t^ 

>o 

tO 

00 

>o 

O 

•«-• 

O 

? 

Tj- 

O 

CO 

Cl 

00 

>» 

(S 

1— 

o 

Tf 

co 

• 

<> 

o 

• 

^^ 

*-H 

^^ 

"^ 

■ 
C8 

O 

3 

O 

o 
o. 

Cd 

00 

TC 

CO 

Th 

00 

s 

O 

^ 

Tf 

"^ 

tO 

Cl 

lO 

ił 

H 

o 

00 

■ 

co 
ci 

eo 

Cl 

o 

^4 

(0 

vt 

•M 

N 

a  3 

•o 

■>♦ 

« 

?« 

rt 

"S 

-M 

IN 

zmie 
słód 

o 

1 

M 

00 

o 

co 

Cl 

Cl 

CO 

co 

i 

'5* 

9 

N 

1    ^  ^ 

u 
«).•-« 

^ 

• 

łd 

• 

Th 

• 

ci 

• 

• 

3 

^4 

(A 

00 

N 

<e% 

-» 

•N 

O 

fiO 

5 

Cl 

o 

Tf 

s 

1— 
O 

00 

co 

• 

oo' 

Cl 

O 

o 

00 

• 

• 

C 

.2 

^^ 

•<: 

^^ 

e 

>» 

M 

•r 

ś?5 

o 

. 

-^ — • 

V 

-o 

1 

'2 

s 

00 

1^ 

v4 

r^ 

7o 

•-^ 

Ł. 
^ 

^j 

1 

V 

I^ 

o 

»o 

O 

o 

i^ 

>> 

H 

N 

CU 

lO 

<M 

oó 

co 

o 

co 
ci 

Cl 

•i- 

jO 

Suma 
ogólna 

o 

o 

co 

Cl 

00 

co 

ar 
(A 

1 

o 

lO 

— ^ 

a^ 

-r 

co 

•-« 

I^ 

c^ 

co 

vD 

iC 

\6 

• 

Cl 

cS 

•ó 

• 

Cl 

l->- 

<->■• 

c 

1 

CVI 

00 

o 

cv 

O 

r—f 

o^ 





-    

o     ^ 

■  ■       tf^ 

s:    o 

gat 
żyta 
enia 
sa 

^ 

"-H 

f 

•t 

vO 

co 

ro 

3     * 

c5* 

o 

Tf 

o 

c^ 

nO 

IC 

Cl 

u      U) 

00 

o 

• 

• 

ao' 

o 
d 

q 

oc 

co 

a 

1      " 

9-H 

'"' 

Cl 

"^ 

^^ 

-^ 

— • 

U.     •  — 

1 

3  S-2^ 

0Q    O^   _ 

^'-0     c 

1" 

■  ■   r 

• 

Cd 

O 

s 

co 

1^ 

Ov 

g 

a> 

j 

r* 

r^ 

r^ 

t^ 

t^ 

r^ 

.|~B 

Cd 

Od 

'"* 

"-H 

^ 

J 


116 

je  podług  cen   gdańskich,  jak  w  Tabl.  89,  otrzymamy    przy- 
bliżoną wartość  wywozu  Królewieckiego  rocznie. 


Nr.  95. 

Za  pszenicę         za  żyto       za  jęczm.     za  owies       Razem 
1776—1785       1,998.945  złp.       2,165.535       1,202.688     153.080     5,520.248 

Do  tej  sumy  doliczyć  wypada  około  328.500  złp.  za 
grocłi  (przypuszczając,  że  cena  jego  stanowi  7?  ceny  żyta) 
i  za  siemię  lniane,  konopne,  oraz  rzepak  2,219.000,  biorąc 
2  i  pół  razy  wyższe  ceny,  niż  za  żyto.  Działanie  to  wyda 
nam  sumę  ogólną  wywozu  zbożowego  z  Królewca. 


Nr.  96. 

W  latach  1776 — 1785  około  8,067.950  oprócz  jagieł,  prosa 

i  krup. 

Użyliśmy  wprawdzie  cen  gdańskich  przy  tern  oblicze- 
niu, zwykle  wyższych  niż  królewieckie,  wszakże  rezultat  musi 
być  prawdopodobny  *),  gdy  w  urzędowym  bilansie  handlu 
prowincyi  Litewskiej  za  półrocze  letnie  od  dnia  1  marca  do 
dnia  1  września  1792  r.  znajdujemy  wartość  wywiezionego 
do  Prus  zboża  w  cyfrze  5,893.829  złp.,  a  tu  wywóz  do  Kró- 
lewca stanowi  naturalnie  część  największą  i  rok  1792  należeć 
musi  do  najniepomyślniejszych  z  powodu  wojny  z  Rosyą. 

W  czasach  późniejszych  wywóz  wzrastał  zapewne,  gdyż 
w  roku  1802  znajdujemy  znacznie  wyższe  cyfry,  wyciągnięte 
z  okresu  6-letniego,    mianowicie:    pszenicy,   rocznie  po  5.138; 


*)  Wartość  całkowitego  wywozu  z  Królewca  jest  podana  w  r.  1780 
na  1,825.224  talary,  czyli  11,151.344  złp.  (Pamiętnik  Hist.  Pol.  1782, 
str.  317.; 


117 

żyta  po  9.908;  jęczmienia  po  1.695;  owsa  po  739;  grochu  po 
948  lasztów;  liczba  odchodzących  okrętów  doszła  do   1021  *). 

Miasto  M  e  m  e  1,  czyli  Niemno,  wysyłało  też  produkty 
polskie  za  granicę,  lubo  w  mniejszej,  niż  Królewiec,  ilości. 
Znamy  jeden  tylko  rok  1777  **);  wywieziono  wtedy: 


Nr.  97. 

Pszenica— żyto— Jęezmiert— siemię  i  rzepak— wszystkich  zbóż— wartość  go. 

1.101       1.616         166  2.275  5.194   około  25.000.000  złp. 

O  Tylży  nic  nie  wiemy. 

Żmudź  i  powiaty,  w  pobliżu  Dźwiny  położone,  wiozły 
swe  zboże  do  Libawy,  portu  kurlandzkiego,  lub  do  Rygi,  mia- 
sta rosyjskiego. 

Libawa   w  r.  1781  wyprowadziła  ***): 


Nr.  98. 

Pszenicy.       Żyta.       Jęczm.       Siemię  lniane.       Wartość  4  ga-      Wszystkich 

tunków.  zbóż. 

1.398         4.471        2.386  3.604    około  3,900.0(J0  złp.     11.859  łasz. 

Ryga  prowadziła  handel  rozległy;  do  jej  portu  zawi- 
jało po  1.062  okrętów;  wywóz  dochodził  w  roku  1784  do 
6,392.422  rubli  sr.,  a  w  1792  r.  do  8,656.416  rs.  ***'^).     Ale 


*)  Baczko  Ludwig:  „Handbuch  der  Geschichte,  Krdbeschrei- 
bung  uńd  Statistik  Preussens".  Konigsberg  und  Leipzig  1802,  II  Band, 
ri  .\bth.,  23. 

*)    Uwagi    nad    Uwagami,    tablica. 
')    Pam.   Hist   Polit.  1784,  str.  425. 

*)  Fr.  Maczulski,  ex-jezuita:  Wiadomość  geograficzna  i  staty- 
styczna o  stanie  teraźniejszym  państwa  Rosyjskiego  1789  w  Połocku  w  dru- 
karni Societatis  Jesu,  str.  101,    (jest  drugie  wydanie  z  tegoż  roku  Krakow- 


118 

wydzielić  z  tej  masy  produktów  polskich  nie  umiemy,  gdy: 
nie  znaleźliśmy  nigdzie  specyfikacyi  szczegółowej  i  tylko  lu 
źną  napotkaliśmy  wzmiankę  pod  r.  1781  o  261  lasztach  ję 
czmienia,  8.157  szyfunt.  lnu,  maśle  i  wosku  w  ilościach  i  ce 
nach  nieznanych*).  W  bilansie  handlu  Litewskiego  z  letniegc 
półrocza  r.  1792  cały  wywóz  zbożowy  do  Kurlandyi  i  Rosy 
wynosi  zaledwo  855.000  złp.,  ale  ta  cyfra,  tak  mała  w  po 
równaniu  z  wywozem  samej  Libawy  (Nr.  98),  nie  może  da» 
nam  wyobrażenia  o  rzeczywist^^m  zakresie  handlu  zbożoweg( 
w  tej  stronie  najprzód  dla  tego,  że  pochodzi  z  półrocza  le 
tniego,  a  głównie  transporty  ze  Żmudzi  idą  w  zimie  na  sa 
niach;  powtóre,  że  to  półrocze  właśnie  było  czasem  wojen 
nym.  Czyliżby  zresztą  żyzna  Żmudź  i  lewy  polski  brze^ 
Dźwiny  nie  dostarczyły  przynajmniej  trzeciej  części  wyprowa 
dzonego  z  Rygi  towaru,  a  w  takim  razie  przypadłoby: 


Nr.  99. 

Od  14  do  19  milionów  ogółem  na  wszystkie  produkt; 
Litwy.  Z  tego  biorąc  część  piątą  na  samo  zboże  otrzymam; 
podług  najniższej  rachuby. 

Nr.  IGO. 

3  do  4  milionów  złp.  czyli  około  11.000  łasztów  zbóż 
oprócz  lnu. 

Takie  to  były  drogi  i  partye  główne  wywozu  zbożowe 
go  Polski.  Przez  granicę  lądową  do  Rosyi  zboże  nie  szł 
wcale,  lecz  skutkiem  traktatu  1774  r.  i  zajęcia  Krymu  prze 
Cesarzową  Katarzynę    otworzył  się,    jak  wiemy,  handel  czai 


skie).     Storch:     „Materialien    zur    Kcntniss    des  russischcn    Reichs*    179 
Leipzig  2  Band,  III  Tafel. 

')     Pam.   Hist,    Polit.   1754,  str.  424. 


♦\ 


119 

nomorski.     Miasto  Chersoń,  założone  w  r.  1775,  miało  liczyć 
już  w  1783  r.  50.000  mieszkańców  *). 

Dziennik  Handlowy  zawiadamiał,  że  w  r.  1785  Chersoń 
miał  6  ulic,  z  których  jedna  miała  8  wiorst  długości,  że  do 
portu  przyszło  statków  rosyjskich  23,  austryackich  7,  turec- 
kich i  greckich  106,  że  jest  żądanie  ogromne,  za  pszenicę  je- 
dnak płacą  tylko  po  5  złp.  korzec.  Ale  Pamiętnik  Handl.  P. 
ostrzegał,  że  zamiast  miasta  handlowego  zastaje  się  fortecę 
obszerną  bez  magazynów,  oprócz  tych,  które  należą  do  ko- 
rony, a  z  pięciu  małych  okrętów,  „poświęconych  na  handel 
chersoński",  rzadko  się  znajduje  jeden  albo  dwa  w  porcie. 
Jeżeli  transport  przychodzi  wtenczas,  kiedy  okręt  ma  być  ła- 
dowany, może  Polak  żądać,  co  chce,  ale  nazajutrz  po  odej- 
ściu okrętu  ledwo  mu  będą  dawali  czwartą  część  tego,  co 
wziął  wczoraj.  Podobnież  do  towarów  zamorskich.  Jednakże 
,stepy  pełne  są  wozów,  uwijających  się  między  Chersonem 
a  Kremenczukiem,  z  których  większa  część  prowadzi  amuni- 
cye,  materyały  do  budowania  i  t.  d.  na  conto  imperatorowej. 
Co  od  zbudowania  Chersonu  wyszło  z  miasta  i  przyszło  do 
niego  lądem  na  conto  partykularnych,  nie  przechodzi  jeszcze 
sumy  400.000  rubli  sr.".  Są  tam  domy  handlowe  francuskie: 
Antoine  et  Sarron  (do  Marsylii),  Fabri  i  Metz  pilnują  handlu 
dunajskiego,  Nichelman  chciałby  podźwignąć  obaliny  kompa- 
nii de  Reboul,  którą  ustanowił  Freding  z  Konstantynopola. 
Oprócz  tych,  są  niektórzy  liweranci  skarbowi  i  może  12  ku- 
pców Greków,  w  których  ręku  jest  dotąd  wszystek  handel 
w  Chersonie.  Stanęły  tu  jednak  i  kantory  polskie:  Teppera. 
oraz  Prota  Potockiego  **).  Ogólna  cyfra  wywozu  w  r.  1783, 
jak  się   zdaje    ze   źródeł    urzędowych    zaczerpnięta,    wynosiła 


*)  Maczulski  Fr.,  ex-jezuita:  Wiadomość  geograficzna  i  statysty - 
<^zna  o  stanie  teraźniejszym  państwa  rosyjskiego.  Połock  1789.  Drukarnia 
Sodetatis  Jesu,  str.  104. 

**)  Dziennik  Handlowy  1786,  Pamiętnik  Hist.  Polit.  1780. 
str.  741. 


._y    :» 


120 

rs.  735.117,  czyli  złp.  4,900.780.  Cała  ta  suma  szła  zape- 
wne na']^korzyść  kupców  i  producentów  prywatnych,  bo  i  cóż- 
by  mógł  rząd  rosyjski  wysyłać  za  granicę  na  własny  racłiu- 
nek?  Zważywszy,  że  stepy  Noworosyjskie  zaledwo  jeszcze 
kolonizować  i  zaludniać  zaczynano,  sądzimy,  że  największą 
część  tego  wywozu  stanowiła  pszenica  podolska  i  ukraińska. 
Gdybyśmy  ją  ocenili  tylko  na 


Nr.  101. 

3,000.000  złp.,  to  racliując  po  5  złp.  korzec,  wypadnie  2.125 

lasztów  na  wywóz  zbożowy  Cłiersonu. 

W  latacłi  późniejszych!  wywóz  ten  zwiększyć  się  mu- 
siał, gdy  Prot  Potocki  zaczął  wyprawiać  zboże  na  morze 
Śródziemne  okrętami  własnymi  lub  najmowanymi,  lub  gdy 
podczas  drugiej  wojny  tureckiej  flota  i  armia  rosyjska  potrze- 
bowały żywności. 

Szło  trochę  zboża  i  na  Wołoszczyznę,  lubo  w  ma- 
łych ilościach;  tak  w  ciągu  trzech  lat  1784 — 6  wyszło  żyta 
parowie  1.427  i  pół,  pszenicy  3.497,  lnu  nieczesanego  ka- 
mieni 30.480  i  t.  p.  *). 

Wiemy  od  Strój  no  wskiego,  że  od  roku  1784  za- 
czyna się  wywóz  zboża  przez  granicę  lądową  do  Galicyi,  co 
wywołało  znakomitą  podwyżkę  cen  w  przyległych  powiatach 
Polski,  lecz  do  oznaczenia  ilości  i  warości  tego  wywozu  ża- 
dnych danych  nie  posiadamy. 

Jakkolwiek  niezupełne  i  niedokładne  są  materyały  na- 
sze, pokusimy  się  jednak  o  zebranie  cyfry  i  wartości  ogólnej 
wywozu  zbożowego,  lepiej  jest  bowiem  powziąć  jakieś  przy- 
bliżone wyobrażenie,  niżeli  nie  mieć  żadnego. 


)     Dz.   Handl.    1787,  str.  495. 


121 

Suma  średnich  i  pojedynczych  cyfr  z  tablic  lub  N-rów 
87,  93,  94,  97,  98,  100,  101,  90,  95  wynosi:  łasztów  83.218 
wartości  35,690.000  złp.,  lecz  do  tej  sumy  nie  wchodzi:  1) 
wywóz  rzekami  Wartą  i  Odrą;  2)  lądowy  do  Wrocławia, 
Cieszyna,  całej  Galicyi  i  Wołoszczyzny;  3)  proso,  jagły  i  kru- 
py, wywożone  z  Królewca.  Doliczenie  tych  wszystkich  po- 
^ycyj,  powinno  podnieść  cyfrę  ogólną  wywozu  zbożowego. 


Nr.  102. 

w  latach  1776—1785  nad  100.000  łasztów  i  nad  42  miUony 

złp.  wartości. 

Czacki  *),  czerpiąc  z  dokumentów  urzędowych,  do 
Ittórych  miał  przystęp  jako  komisarz  Skarbu  Koronnego,  zro- 
bił obliczenie  w  epoce  sejmu  czteroletniego  i  przyszedł  do  na- 
stępnego wniosku:  „Polska  i  Litwa  po  swoim  podziale,  kiedy 
Austrya,  Rosya  i  Prusy  wzięły  tak  wielką  część  Polski,  wy- 
dala w  ostatnich  latach  zagranicę  podług  rejestrów  celnych 
w  średniej  rocznej  proporcyi: 

Tab.  103. 

Pszenicy  korcy 2,307.306V4 

Żyta  „         2,801.250 

Owsa,  jęczmienia  i  hreczki     .     .        645.750 


Suma  korcy  5,754.30674,  czyli  łasz.  200.080 

Szkoda,  że  nie  znajdujemy  tu  wskazówki:  z  ilu  i  jakich 
wiianowicie  lat  wyciągniętą  jest  „średnia  roczna  proporcya"? 
Wszakże  daty  urzędowania  Czackiego    i    rozwój  działalno- 


*)    O  Pol.  i  Lit.  Prawach  wyd.  Turowskiego  I,  239. 


122 

ści  zarządu  skarbowego  w  Koronie  każą  nam  domyślać  się, 
że  materyał  brany  był  z  lat  1787 — 1792,  co  stwierdzają  też 
słowa  Czackiego:  „z  ostatnich  lat".  Więc  jego  suma  słu- 
żyć może  za  wyraz  zwiększonego  wywozu,  jakoteż  polepsze- 
nia warunków  łiandlu  i  podniesionej  produkcyi  zbóż  w  osta- 
tniem  9-leciu.  Mniemamy  nadto,  iż  suma  ta  nie  jest  średnią, 
lecz  maxymalną,  gdy  nasza  poprzednia  zbliża  się  raczej  do 
ilości  minimalnych.  Wartość  wszakże  tego  zdwojonego  wy- 
wozu nie  koniecznie  ma  być  podwójna,  gdyż  zależy  ona  od 
cen  zagranicznych,  jak  zwykle  bardzo  chwiejnych,  oraz  od 
miejsca  sprzedaży.  Jeśli  np.  na  zwiększenie  cyfr  wywozu 
silnie  wpłynął  rozwój  handlu  czarnomorskiego,  to  nie  powin- 
niśmy spuszczać  z  uwagi,  że  ceny  chersońskie  były  znacznie 
niższe  od  gdańskich,  że  producent  dostawał  tu  połowę  albo 
i  trzecią  część  tego,  coby  mógł  otrzymać  w  portach  Bałtyc- 
kich. 

Ostatecznie  więc  przychodzimy  do  wniosku,  że  całko- 
wity wywóz  zbożowy  z  Polski  i  Litwy  po  pierwszym  rozbio- 
rze przez  wszystkie  porty  i  granice  lądowe  przy  pomnożeniu 
ludności,  przy  rozwoju  produkcyi  i  handlu  i  przy  uwzględnie- 
niu lat,  mniej  lub  więcej  urodzajnych,  mógł  się  zawierać: 


Nr.  104. 

między  100  i  200  tysiącami  łasztów,  czyli  2,876.000  i  5,752.000 
korcy  na  rok  wartości  40 — 80  mil.  zip. 

Jeśli  zaś  wywóz  nie  dosięgną!  nawet  100  tysięcy  ła- 
sztów, jak  to  zapewne  miało  miejsce  w  latach  1776 — 1780, 
jeśli  obok  tego  i  ceny  były  nizkie,  jak  właśnie  wskazują  ta- 
blice 69  i  70  pod  latami  1777—1780,  to  już  musimy  domy- 
ślać się  wielkiego,  dokuczliwego  ubóstwa,  które  uciskało  nie- 
wątpliwie szlachtę,  jako  głównych,  niemal  wyłącznych  produ- 
centów i  dostawców  zboża  na  wywóz  zagraniczny.  Rozbiór 
przeto  kraju    był  dla  niej  klęską    nie  tylko  polityczną,  ale  też 


123 

ekonomiczną.  Warto  mieć  na  uwadze  obei  te  klęski  przy 
rozważaniu  dziejów  politycznych,  a  mianowicie  demoralizacyi 
i  przedajności,  którą  podniecać  musiato  zubożenie,  upadek  in- 
trat,  zawody  w  rachubach  rolniczych. 

Ku  sprawdzeniu  prawdopodobieństwa,  otrzymanego  przez 
nas  wypadku  (Nr,  104),  możemy  powcrtać  przypuszczalne  ob- 
liczenie spólczesne,  Switkowskiego,  który  szacuje  w  roku 
1782  dochód  z  rolnictwa  na  47,542.000  złp.  *);  oraz  obrót 
dzisiejszy  zboża  w  portach  Bałtyckich.  Pan  J,  G.  Bloch, 
badając  handel  nowoczesny  Gdańska  i  Królewca  "),  znalazł 
w  pierwszem  z  tych  miast  najmniejszy  przywóz  zboża  w  r. 
1873  w  ilości  0,a  miliona  czetwerti,  to  jest  1,476.000  korcy, 
czyli  51.320  lasztów,  największy  w  roku  1862  w  ilości  2,4 
miliony  czetwerti,  to  jest  3,936.000  korcy,  czyli  136.856  la- 
sztów  "'),  ale  z  tej  ilości  Królestwo  Polskie  dostarczyło  tylko 
50,j  proc,  68.428  iasztów.  Zważywszy,  iż  obecnie  Elbląg 
znowu  nie  posiada  owego  sztucznego  stanowiska,  jakie  mu 
wyrabia!  Fryderyk  11  swoją  protekcyą  clową,  przekonamy  się, 
że  cyfry  obecne  (połowiczne),  to  jest  maxima]na  (J8.428  i  mi- 
nimalna 2Ó.6ĆO  Iasztów  są  podobne  do  cyfr  przedrozbiorowych 
z  tablicy  86,  lub  do  sumy  cyfr  gdańskich  i  elblągskich  z  ta- 
blic 87,  88  i  92.  Różnice  mogą  być  aż  nadto  pokryte  wzro- 
stem produkcyi  tegoczesnej  w  porównaniu  z  dawną,  druga 
zaś  połowa  przywozu  z  rozszerzenia  terytoryum  handlowego 
przez  wpływ  dróg  żelaznych. 

Przywóz  zboża  i  siemienia  lnianego  do  Królewca  zwię- 
kszył się  nadzwyczajnie,  gdyż  w  roku  1860  wynosił  \,.,  mil. 
czetwerti,  to  jest  1,968.000  korcy,  czyli  68.428  Iasztów,  a  w  r. 


■)     Pam.   Hist.   Polil.    1782.  str.  21S— l-iy, 

")  Jan  Bloch:  Dawne  nasze  porly  na  baltyku,  w  czasopiśmii 
warsiawsióem    Ekonomista    z  roku   IS7'J,  Nr.  26  z  dnia  I   lipca. 

■■■)  Cyfra  ta  bardzo  mato  się  różni  od  1  Sń,."!!!,"!  laszión-  podan.ycl 
na  rok  1862  przez  p.  Wasilewskieao  w  arl.  Gdurtsk.  Niwa  1876.  xe 
szyt  43,  str,  494. 


124 

1875  doszedł  do  2,9  milion,  czetwerti,  to  jest  4,756.000  korcy, 
czyli  165.368  łasztów.  Z  tej  ilości  p.  Bloch  zalicza  prze- 
szło ^/g  na  rachunek  Królestwa  Kongresowego  i  gubernij  Za- 
chodnich *),  czyli  w  pierwszym  razie  45.620,  w  drugim 
110.245  łasztów.  Są  to  ilości  ogromne  w  porównaniu  z  ta- 
blicą 94  nawet  przy  doliczeniu  wywozu  z  Memla  (Nr.  97), 
świadczące,  że  nasz  poprzedni  rachunek  był  oględny  i  że 
wzrost  produkcyi  dzisiejszej  w  porównaniu  z  produkcyą  XVIII 
wieku,    zaznaczony  w  §  24,    podlegać  wątpliwości  nie  może. 

W  końcu,  zestawiając  ilość  wywozu  (Nr.  104),  z  całko- 
witą produkcyą  zbóż  w  kraju,  obliczoną  przez  nas  na  76,6(X).000 
korcy,  widzimy  że  pierwsza  stanowi  8,75  proc.  do  7,50  proc. 
drugiej;  jest  to  stosunek  możliwy  i  prawdopodobny. 


2.     Włókno  (len,  konopie,  pakuły) 

szło  w  wielkich  partyach  z  Litwy  do  Królewca,  Kurlan- 
dyi  i  Rygi.  Co  do  ilości  posiadamy  tylko  luźne  wskazówki, 
że  w  roku  1781  wyprowadzono  do  Rygi  lnu  8.157  szy fun- 
tów, w  roku  zaś  1787  w  ciągu  5  miesięcy  od  kwietnia  do 
sierpnia  przez  komorę  Jurborską  z  Wilii  i  Niemna  wyszło  lnu 
11.837,  pieńki  119.611  i  pakuł  pieńkowych  13.052  kamieni**). 
Więcej  uczy  nas  wartość  tego  wywozu  za  półrocze  letnie  ro- 
ku 1792,  podana  w  bilansie  handlu  litewskiego  na  8,211.100 
złp.  (w  tem  do  Prus  6,515.468).  W  porównaniu  z  wywie- 
zionem  zbożem,  suma  ta  jest  większa  od  całej  wartości  zbóż 
o  Vi 6-  Gdyby  stosunek  taki  miał  być  normalnym,  w  takim 
razie  otrzymalibyśmy 


*)     Loc.  cit.     Ekonomista,    Nr.  28  z  dnia  15  lipca;    dowóz  z  pro- 
wincyj  dawnej  Polski  doszedł  aż  do  72,y  proc.  przywozu  ogólnego. 

**)     Pamiętnik   Hist.    Polit.   1784,  str.  424,    Dzień.    Handlowy 
1787,  str.  489—494. 


125 


Nr.  105. 

około  20  milionów  zip.  na  wartość  włól^jia  z  Litwy. 

W  prowincyach  koronnych  ta  gałąź  wywozu  była  za- 
pewne nieznaczną;  w  wykazach  gdańskich,  przynajmniej  nie 
znajdowaliśmy  cyfr  ani  ilości,  ani  wartości  *).  Na  lepszych 
gruntach  i  w  cieplejszym  klimacie  mało  uprawiano  roślin  włó- 
knistych. 


3.    Towar  leśny. 

Wszystkiemi  rzekami  spławiano  za  granicę  drzewo  okrę- 
tou^e,  stolarskie,  budulec,  opałowe,  klepki  i  beczki.  W  powo- 
łanym już  bilansie  handlowym  Litwy  cały  ten  towar  przenosi 
połowę  wartości  zbóż;  dziś  wciągu  ó-lecia  1871  — 1876  z  ob- 
liczeń p.  Blocha  wypada  bardzo  zbliżony  stosunek  na  spła- 
wie wiślanym  (3 P/o  •  58*^  o)»  ^i^  wdając  się  tedy  w  zbie- 
ranie danych  szczegółowych,  w  czem  nie  możemy  sobie  obie- 
cywać powodzenia  **),  sądzimy,  że  nie  będzie  zbyt  daleką  od 
rzeczywistości  połowiczna  suma  wartości  wywozu  zbożowego, 
to  jest: 


*)  Cyfry  gdańskie  może  się  zawierają  w  Tabeli  Ewektów  przy  bro- 
szurze: yRada  Patryotyczna*  w  ilościach  kamieni  lnu  i  konopi  15.917; 
l^.^^^y,  10.150  w  latach   1769—1771. 

**)  Pewien  autor  w  Pam.  Hist.  Po  lit.  1783,  (str.  352),  biadając 
n*  wjmiszczenie  lasów  i  upadek  'handlu  drzewem,  szacuje  spław  wielko- 
polski do  Szczecina  na  100.000,  litewskijdo  Królewca  na  200.000,  do  Rygi 
na  50.000,  do  Gdańska  zaś  i  Elbląga  na  30.000  talarów,  razem  czyniłoby 
to  zaledwo  2,280.000:  obliczenie  to  jest  zbyt  małe  i  zapewne  nie  obejmuje 
"^zystkich  gatunków  towaru  leśnego.  Jakoż  w  tabeli  ewektów,  dołączonej 
^0  broszury  p.  t.:  „Rada  Patryotyczna"  znajdujemy  na  lata  1769,   1770 

t  ■■■■ 

1  1//1  wartość  samego  drzewa  do  budowy  w  cyfrach  5  milj.,  4,,.,  oraz  3,^ 
bilionów  złp.,  a  tabela  ta  kompletną  być  nie  może,  chociażby  z  powodu 
zaburzeń  w  kraju. 


126 


Nr.  106. 


około  20  milionów  zip.  za  towar  drzewny. 


4.    Potaż  i  popiół. 

Budy  potażowe  na  Mazowszu,  Polesiu,  Wołyniu  i  Ukra- 
inie przynosiły  znaczny  dochód  już  w  XVII  wieku,  ale  gwał- 
townie przyczyniały  się  do  niszczenia  lasów.  Wypalaniem  po- 
tażu z  popiołu  trudnili  się  wzmiankowani  wyżej  budnicy.  Wy- 
różniano w  łiandiu  trzy  gatunki:  potaż  kalcynowany,  koryto- 
wy, czyli  blauaż  i  maclilugę,  czyli  wajdaż.  Spławiano  też 
popiół,  z  którego  wyrabiano  potaż  w  samym  Gdańsku  w  sła- 
wnej potażami  Szopenłiaura,  w  budzie  Renneberskiej  i  t.  p. 
W  roku  1783  z  Polski  przyszło  gotowego  potażu  tylko  2.661 
beczek,  a  18.894  było  zrobionych  w  Gdańsku.  Z  Królewca 
wyszło  wtedy  2.029  beczek  potażu  i  94  łasztów  wejdażu. 
W  wieku  XVII  przy  wielkim  obrocie  i  pomyślności  obrót  ro- 
czny popiołem  w  Gdańsku  był  obliczony  przez  Kostera  na 
1  milion  złotych  gdańskich  owoczesnych;  przeciętnie  racho- 
wano, że  przed  rokiem  1772  wychodziło  po  21,  a  później 
w  1795  po  14  tysięcy  beczek.  Ze  szczegółowej  „tabeli  ewe- 
któw"  przy  broszurze  p.  t.:  „Rada  Patryotyczna"  wiemy,  że 
w  roku  1769  przeszło  z  Polski  potażu  fas  14.938,  popiołu  fas 
20.543,  oraz  szyfuntów  3.970.  Znane  nam  są  ceny  tylko 
z  roku  1773:  za  szyfunt  7  do  8  czerwon.  złt.  (jako  wj^-soka) 
i  za  beczkę  70 — 60  złt.  gdańskich,  to  jest  105 — 90  złp.  (jako 
nizkie)  za  potaż;  popiół  niewątpliwie  płacił  się  taniej.  Biorąc 
najniższe  z  tych  cen,  otrzymamy  na  wartość  pomienionego 
wywozu  przedrozbiorowego  około  3,700.000  złp.  Po  rozbiorze 
Gdańsk  wysyłał  tylko  ^/.-^  dawnej  ilości,  ale  dla  Polski  część 
tej  straty  mogła  się  wynagrodzić  zwiększonym  odbytem  z  in- 
nych portów. 

W  półrocznym  bilansie  Litwy  z  roku  1792  potaż  figu- 
ruje   w    cyfrze  474.646    złp.;    co    do    Gdańska,    znajdujemy 


127 

wzmiankę,  że  Anglicy  kupowali  czasem  za  12.000  funtów 
szterlingów,  czyli  476.000  zip.,  a  szły  też  transporty  do  Ho- 
landyi,  Hiszpanii,  Portugalii,  Francyi  i  Ameryki  *).  Ogółem  więc 
przynosiła  ta  gałąź  handlu: 


Nr.  107. 


przeszło  2,^  milionów  złp. 


Użjrwano  wtedy  potażu  do  blechowania  płócien,  do  fa- 
brykacyi  farb,  porcelany  i  mydła. 


5,  6  i  7  Smoła,  miód  i  wosk. 

W  bilansie  półrocznym  litewskim,  smoła  stanowi  pozy- 
cyę  o  123.865,  wosk  o  114.989,  a  miód  5.085  złp.,  zatem 
sławny  lipiec  kowieński  był  zapewne  spijany  na  miejscu,  lub 
wewnątrz  kraju.  Wosk  z  kwietnycli  łąk  Ukrainy  szedł  do 
Krakowa  lub  Wrocławia  w  ilościacli  znacznycłi;  do  samego 
Śląska  wyprowadzono  w  latacli  1757 — 1759  wosku,  miodu, 
łoju  i  skór  wyprawnycli  za  1,876.804  talarów  czyli  IP^mil. 


•)  Myśli  rzetelne  nad  narzekaniem  Polaków,  tyczącym  się  mnie- 
manego monopolium,  czyli  samokupstwa  m.  Gdańska,  z  niemieckiego 
przetłumaczone  1774  r.,  str.  12  (tu  właśnie  znajdują  się  ceny).  Pamięt. 
Hist.  Polit.  1784,  str.  761  —  764,  Ed.  Wasilewski:  Gdańsk  w  Niwie 
1876  r.,  zeszyt  43,  str.  495;  zeszyt  44,  str.  575;  Opis  budowy  potażowej 
u  Połujańskiego:  Opisanie  Lasów  etc,  tom  III,  str.  36.  „W  tabeli 
ewektów**  przy  broszurze  p.  t.:  „Hada  Patryotyczna"  podano  potażu 
wiatach  1769,  1770  i  1771  fas  14.938,  11.920  i  9.16(^  popiołu  fas  20.543, 
19.310  i  15.530,  oraz  szyfuntów  3.97U,  3.510,  2.917.  Gdybym  wiedział,  ile 
centnarów  mieści  się  w  fasie  popiołu,  mógłbym  zrobić  dokładniejszy  rachu- 
nek, ponieważ  Tooke  podaje  obfity  szereg  cen  popiołów  gdańskich 
w  yThoughts  and  Details  of  the  high  a  Iow  priccs.  Appendix  1  to 
Part  IV,  2*. 


128 

złp.  *).  W  niekompletnej  tabeli  ewektów  przy  broszurze  p.  t.: 
„Rada  Patryotyczna"  jest  podanych  na  lata  1769,  1770  i  1771 
szyfuntów  wosku  1200,  839  i  690,  a  szyfunt  zawierał  320 
funtów  gdańskich.  Nie  znając  atoli  cen,  nie  możemy  podać 
żadnego  szacunku. 

8.    Konie. 

Sprzedawały  się  na  wielkich  jarmarkach  w  Lęcznie,  Ze- 
Iwie,  Włodzimierzu,  Mohylowie  nad  Dniestrem,  a  szczególnie 
na  granicy  stepu  Tatarskiego  w  miasteczku  Bałcie,  zaludnio- 
nem  przez  Żydów,  Ormian,  Turków  i  Tatarów.  Zjeżdżali  tu 
remontyerowie  z  Prus,  Saxonii,  czasem  aż  z  Francyi,  jak  np. 
w  roku  1786  dla  remonty  regimentu  x-cia  Orleańskiego.  Po- 
szukiwane były  konie  polskie  szczególnie  pod  huzarów  i  lek- 
ką jazdę.  Z  licznych  paszportów,  wydawanych  przez  Komi- 
syę  Skarbu  Koronnego,  przekonaliśmy  się,  że  po  razy  kilka 
w  roku  wychodziły  partye  po  kilkaset,  albo  i  po  parę  tysięcy 
koni.  W  roku  1771  Fryderyk  II,  przewidując  wojnę,  właśnie 
o  rozbiór  Polski,  posłał  do  Polski  oficerów  po  7200  koni  do 
zremontowania  swej  jazdy.  Gdybyśmy  je  rachowali  tjdko  po 
15  czerw,  złotych  sztuka,  podług  cen  Kościuszki,  (Nr.  80),  to 
przecie  obstalunek  Fryderyka  wyniósłby 


Nr.  108 

prawie  2  miliony  zip.,  (dokładniej   1,944.000) 

Jeśli  nie  w  każdym  roku  odbywał  się  zakup  na  tak 
wielką  skalę,  to  jednak  suma  taka  albo  i  większa  zawsze 
wejść  musiała  do  Polski,    nawet    za  mniejszą    znacznie    ilość. 


*)     Jekel:    „Pohlens    Handelsgeschichte"    1809,    Wien  und  Triest  II. 

str.  48. 


129 

gdyż  remontyerowie  obcy  z  pewnością  płacili  drożej,  niż  Ko- 
ściuszko za  konie  inżynierskie  *). 


9.    Bydło. 

Od  Skrzetuskiego  dowiadujemy  się,  że  przed  po- 
działem mogła  Polska  sprzedawać  po  80.000  wołów;  Hiippe 
twierdzi,  (ale  z  nieznanego  nam  i  niecytowanego  źródła),  że 
jeszcze  po  roku  1772  wycłiodziło  po  80.000  cieląt  z  krajów 
Rzeczypospolitej  za  granicę  **).  Liczby  te  zmniejszać  się  mo- 
gfy  skutkiem  rekwizycyj  i  spustoszeń,  czynionycłi  przez  woj- 
ska nieprzyjacielskie,  podczas  pobytu  ich  w  Polsce,  ale  nie- 
wiele wpływał  na  nie  pierwszy  podział  kraju.  Główne  bo- 
wiem partye  wołów  szły  z  Wołynia  i  Ukrainy  nie  tylko  do 
Warszawy,  ale  też  do  Śląska  i  Brandenburgii.  Racłiując  wołu 
ukraińskiego  po  złp.  100  (bo  krowa,  jakeśmy  widzieli  wyżej 
na  str.  85  kosztowała  50  złp.)  otrzymalibyśmy. 


Nr.  109 

około  8,000.000  za  woły  (nie  licząc  cieląt). 

W  półrocznym  bilansie  handlu  litewskiego  wyprowadzo- 
"6  za  granicę  bydło  ceni  się  na  616.000  złp.  Natrafiliśmy  na 
wzmianki  o  łiandlu  mięsa  na  morzach  Baltyckiem  i  Czarnem; 
Wiemy,  że  były  zawierane  przez  kupców  polskich  kontrakty 
o  dostdwę  mięsa  solonego  dla  floty  szwedzkiej  wr.  1791  ***): 


*)  Dzień.  Handlowy  1786,  str.  182,  CojOdbeBi>:  IIct.  PoccIh 
'^^VII,  310,  XXVIII  270  (depesza  Solmsa  z  dnia  10/9  1771)  Pr.  Ekon. 
•V33,  str.  275). 

**)  Skrzetuski:  Prawo  Polityczne  Narodu  Polskiego  1787,  tom  I, 
s^.  329,  230,  Huppe:  ,Verfassung  der  Republik  Polen",  Berlin  1867, 
str.  304. 

•")     Pr.  Ekon.     A,28,  str.  378. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.— T.  U,  9 


130 

ale  przypuszczamy,  że  tego  rodzaju  obroty  należały  do  przypad- 
kowych i  że  stałej  pozycyi  w  bilansie  handlowym  nie  tworz>iy. 
Owce  polskie  za  granicę  nie  miały  odbytu. 


10,  II,  12.  Wełna,  skóry,  łój. 

Przy  braku  lepszych  gatunków  owiec  gruba  wełna  pol- 
ska nie  mogła  być  ponętną  dla  zagranicy.  Wysyłano  ją  prze- 
cież w  niewielkich  ilościach,  o  ile  nad  potrzebę  własną  zby- 
wało. W  tabeli  ewektów  z  lat  1769 — 1771  wykazano  jej  ka- 
mieni 50.982,  45.782,  39.114,  szacując  kamień  (32  funty)  po 
złp.  40  *),    otrzymamy   wartość   tej  gałęzi  wywozu    w  sumie 


Nr.  110. 

około  2,000.000  złp. 

Zresztą  do  wyrabiania  cieńszych  sukien  fabryki  polskie 
sprowadzały  wełnę  zagraniczną  i  wydawały  na  to  więcej,  niż 
wywóz  przynosił. 

Skóry  były  wyprowadzane  tylko  niewyprawne  in  c ru- 
do wbrew  zasadom  racyonalnej  politj^ki  ekonomicznej;  to  też 
dochód  z  wywozu  był  zapewne  mniejszy  od  sum,  płaconych 
za  skóry  wyprawne  zagraniczne.  W  półrocznym  bilansie  Li- 
tewskim z  roku  1793  wywożone  szacują  się  na  100.236  złp., 
przywiezione  zaś  na  103.562  zip.  Dopiero  w  dziewiątem  dzie- 
sięcioleciu parę  fabryk  garbarskich,  jak  np.  Cadra  i  Schultza 
warszawskie  oraz  Niemierów  wywoziły  skórę  wyprawną.  In- 
nych danych  nie  posiadamy. 


*)  Fabryki  Staszewska,  Juzcfowska  i  Klimontowska  w  prowincyi 
celnej  Krakowskiej  płaciły  same  po  30  —  50  złp.  za  kamień  w  roku  1789, 
jak  widzimy  z  raportu  przesłanego  przez  supcrintendenta  Gruszeckiego  do 
Komisyi  pod  datą  17/1  1789  i  anneksów.  W  roku  1795  wywieziono 
wełny  z  samego  Gdańska  9.KK)  szyffuntów  (L  o  s  c  h  i  n  G.:  Danzigs 
II,  375). 


131 

Wywóz  łoju  dawa]  pewną  przewj-żkę.  Nawet  Litwa 
w  półroczu  1792  r.  pobrata  182.566  zip.  (a  wyd^a  na  przy- 
wóz 13'.\636  zip.);  na  większą  skalę  wszakże  rozwijał  się 
w  frowincj-acli  poludniowj-cti,  szczególnie  na  Ukrainie,  handel 
„salhanów",  czyli  łoju  baraniego  *).  Obliczyć  wartości  tego 
uyftozu  nie  jesteśmy  w  stanie. 

13.    Saletra. 

Czyli  „salpetra"  była  w  wieku  X\'II  nader  ważnym  ar- 
t>'kulem  łiandlu  dla  Gdańska;  tracił  on  na  zj-skowności  dopie- 
ro od  końca  tego  wieku,  gdy  Kompania  \^-scliodnio  indjiska, 
angielska  odkryła  wielką  produkcyę  tego  minerału  w  Hindo- 
stanie.  Wszakże  zwiększone  zużycie  prochu  przez  armie,  zor- 
ganizowane na  sposób  francuzki  podług  systematu  Louvois 
i  Vauban'a,  nie  dały  uschnąć  zupełnie  tej  gałęzi  wywozu  pol- 
skiego. To  też  na  Podolu,  Ukrainie  i  Rusi  istniały  jeszcze 
w  XVIII  wieku  liczne  majdany  do  \vyrabiania  saletr.\'.  Zao- 
iyh  majdan  xięźna  Anna  Jabłonowska  w  Siemiatyczach;  wąt- 
pię jeJnak,  czy  mogła  mieć  z  niego  stosowne  zyski,  gdy  tyl- 
Ito  na  ukraińskiej  niezmiernie  żyznej  ziemi  można  było  obra- 
cać nawóz  na  taką  fabrykacyę  zamiast  zasilenia  roli.  Wogóle 
F*łukcya  saletry  w  Polsce  nie  musiała  bj^ć  obfitą,  ponieważ 
^^'  cennikach  angielskich  znajdujemy  tylko  saletrę  uschodnio- 
ifidyjską.  Płacono  ją  podług  tablicy,  zamieszczonej  u  T  o  o- 
kea  "},  średnią  ceną  w  latach  17M2 — I7<'l  włącznie  po  47 
sjylingów,  czyli  89„  złp.  za  centnar  angielski.  Podiug  „ta- 
'''li  ewektów"  przy  broszurze  p.  t.  „Kada  Patryotyczna"  wy- 
wieziono saletrj'  w  roku  1769  kamieni  (u  32  ruiil''>wi  2,WH, 
<^li  około  770  centnarów   angielskich,    zatem   \varto>;ć    tego 


•)    Pr.    Ekoo.    .4,28,  str.  377;    Poluj.iński:    Opis.inie    l.isuw    etc. 
m  III.  Btr.  344. 

■■)    Tooke   Thomas:    .Thoughls    and    Delails    tif   Ihe  high  ntiJ 


Iow  pric«s  fpom   1793  to   18J3,    2d    editi 
•Ij*  I  to  the  part  IV,  pagc  34". 


132 

wywozu  wynosi  76.307  zip.  *).  Rok  ten  jest  niepomyś 
i  tabela  nie  jest  kompletną,  wszakże  nie  przypuszczamy,  i 
w  normalnych  warunkach  wywóz  saletry  z  Polski  mógł  pi 
nosić 

Nr.  III 

sumę  150,000  złp. 


14  i  15.  Pierze  i  szczecina. 

Głównym  dostawcą  szczeciny  do  Anglii  pod  kor 
XVIII  wieku  był  Petersburg,  wszakże  wspominana  tylokrol 
„Tabela  ewektów"  przy  broszurze  „Rada  Patryotyczi 
świadczy,  że  i  z  Polski  wyszło  szczeciny  wraz  z  pierzem 
mieni  3.940,  2.879,2.018  w  latach  1769,  1770,  1771,  czyli  śrec 
z  tych  lat  po  2.946.  Ponieważ  gatunki  te  nie  są  rozdzielc 
więc  rachujemy  wszystko  podług  cen  szczeciny  angielsl> 
z  lat  1786—  1793  włącznie  po  7  L.  8  sh.,  czyli  około  ! 
złp.  przeciętnie  za  centnar  **).  Tym  sposobem  otrzyma 
212.155  złp.  jako  wartość  obu  artykułów,  czyli  okrągło: 


Nr.  112 

około  225.000  złp. 

Wszakże  ilość  i  wartość  tego   wywozu  mogła  być  z 
cznie  większą,  bo  w  r.    1803  z  samego    Gdańska    wyszło 
7.600  kamieni  pierza  ***). 


*)  Centnar  angielski  rachowaliśmy  po  124,32  funta  polskiego 
dług  stosunku  gramów  (S.  Kra  msz  tyka:  Wykład  Arytmetyki  tiandlo 
Warszawa   1879,  str.  245,  247)  Szylling  po  bl  groszy  polskich. 

'^^)  Tooke:  loc.  cit.  „Appendix*  Nr.  1,  part  IV,  str.  6 — 7  (brisl 
*)     Loschin:    „Geschichte  Danzigs"   II,  374. 


133 


16.    Płótno  i  przędza. 

W  r.  1769  podług  wspomnianej  „Tabeli  ewektów"  wy- 
szło z  Polski  płótna  białego  sztuk  39.368,  zgrzebnego  184.908 
i  przędzy  różnego  gatunku  kóp  21.900.  W  r.  1795  wyszło 
polskiego  płótna  ogółem  81.000  kóp.  z  samego  Gdańska  do 
Anglii,  Szkocyi,  Holandyi,  Danii,  Francyi,  Portugalii,  Hisz- 
panii i  miast  Hanzeatyckicłi  *).  Ceny  nie  są  nam  znane; 
przypuszczając  że  za  sztukę  60-łokciową  płótna  płacono  40  złp. 
domyślać  się  należy,  iż  ten  artykuł  przynosić  musiał  przy- 
najmniej 

Nr.  113 

8  milionów  złp. 


17.    Różne  drobne  artykuły 

wynosiły  podług  „tabeli  ewektów"  od  50.000  do  100.000 
2łp.  Do  tej  rubryki  odnieść  należy  wysyłany  czasem  do  Kur- 
landyi  t  y  t  u  ń,  n.  p.  w  r.  1781  przez  Xcia  Czartoryskiego 
10.000  kamieni  z  Korca  i  przez  Bogdańskiego  z  fabryki  Wi- 
leńskiej **)  Czerwiec,  kermes  czyli  koszenila  polska,  niegdyś 
ważny  artykuł  łiandlowy,  wyparty  z  targowisk  europejskich 
w  drugiej  połowie  XVI  wieku  przez  koszenilę  amerykańską, 
odcliodził  jednak  wciąż  do  Wołoszczyzny  i  Turcyi;  zakupowa  li 
So Ormianie***).  Tu  należą  też  wyroby  garncarskie  z  oko- 
lic Ćmielowa,    zapewne    wielkiej    sławy    używające  w  owym 


*)    Loschin:    „Geschichte  DanzJgs*   II,  375. 

••)     Pr.    Ekon.    A,  18,  str.  379  i  570. 

***)  Skrzetuski:  Prawo  Politycz.  narodu  polskiego  1787,  tom  H, 
str.  230.  Nax:  (Wykład  etc,  str.  253)  utrzymuje,  że  farbiarze  zaczynają 
żałować  czerwca,  bo  do  niektórj^ch  kolorów  droga  koszenila  amerykańska 
'^'c  Jest  tak  zdatna,  jak  czerwiec. 


134 

czasie    gdy    były    wprowadzane     aż    do    afrykańskich    brze- 
gów *). 

Tu  zaliczamy  również  ogrodowinę,  zwi  erzynę, 
ptastwo  domowe,  ryby,  nabiał,  glinę,  szkło,  rudę  żelazną, 
której  całe  łyżwy  szły  do  Prus  od  Szamotuł,  sukno,  trunki 
ordynaryjne,  futra,  cłimiei,  nawet  trocłię  miedzi  i  t.  d. 
W  bilansie  półrocznym  Litewskim  z  r.  1792  artykuły  te,  nie 
licząc  niektórycli  z  zagranicy  sprowadzonycłi  i  później  gdzie- 
indziej za  granicę  wyprowadzonycłi  (reeksportowanych),  wy- 
nosi 563.541.  Gdybyśmy  doliczyć  mogli  Koronę  i  wzięli  wy- 
wóz z  całego  roku,  otrzymalibyśmy  zapewne  około: 


Nr.  114 

3  milionów  złp. 

Oto  jest  przybliżony  do  prawdopodobieństwa  obraz  handlu 
wywozowego  Polski.  Suma  wsz3'stkich  pozycyi  od  Nr.  10+ 
do  114  wynosi  107^,  albo  147^,,  miliona  (stosownie  do  war- 
tości zboża  40  lub  80  milionów),  a  w  ten  rachunek  nie  we- 
szły smoła,  miód,  wosk,  skóry  i  lój.  Gdybyśmy  oszacowali  te 
artykuły  ogółem  tylko  na  2.-,  miliony  otrzymalibyśmy 

Nr.  115 

1 10  do  150  milionów  złp.  na  wartość  brutto  (bez  cła  i  kosz- 
tów transportu)  wywozu  około  lat    1780 — 1792. 

Sumy  tej  nie  śmiemy  uznać  za  dokładną  i  pewną; 
w  pojedynczych  latach  mogła  spadać  znacznie  niżej  od  ozna- 
czonego tu  minimum,  w  innych  znów  przekroczyć  ma* 
ximum,  ale  większej  dokładności  przy  obecnym  stanie  mate- 
ryału  osiągnąć  nie  możemy,  ułożenie  zaś  tablicy  szczegółowej 


')     Nax:    Wykład  etc,  str.    149. 


135 

na  wzór  angielskich  wykazów  statystycznych  jest  niepodo- 
bieństwem. Ze  źródeł  urzędowych  posiadamy  tylko  na  dwa 
lata,  1776  i  1777,  oszacowanie  produktów,  wyprowadzonych 
za  granicę,  w  bilansie  ułożonym  przez  Komisyę  Skarbu  Ko- 
ronnego, mianowicie: 

Tab.  116 

1776  1777 

Z  Małopolski      2,813.328  3,003,634 

Z  Mazowsza      8,311.018  10,631.656 

Z  Wielkopolski  3,928.960  7,091.070 

Z  Rusi                5,426.732  7,187,356 

Z  Ukrainy          1,616.301  1,923.516 

Razem     22,096.360       29,838.238 

Ale  tablica  ta  1)  pochodzi  z  lat  najnieszczęśliwszych; 
-)  nie  obejmuje  handlu  Litwy;  3)  nie  zawiera  podobno  wartości 
wywiezionego  zboża*).  W  każdym  razie  jednak  świadczy  o  fa- 
talnym   stanie    ekonomicznym    kraju    po    klęsce    rozbiorowej. 

W  r.  1782  Pamiętnik  Historyczno-Polityczny  zamieścił 
obliczenie  przypuszczalne,  w  którem  wartość  ogólna  handlu 
^vy\vozowego  jest  podana  na  81,629.582  złp.,  z  tych  47,542.152 
zip.  przypada  na  rolnictwo,  inne  zaś  produkty,  wysyłane  do 
Gdańska,  Rygi,  Królewca,  Wrocławia,  Cieszyna  etc.  są  oce- 
nione na  33,987.700    złp.  **).     Lecz  niektóre  pozycye  są  do 


*)    Tak  mniema  Sandomicrzanin.  Dziennik  łłandlowy  1787,  str.  542. 
'•)     Pamiętnik  Histor.  Polityczny   1782,  str.  21S— 21^^;   szczegółowe 
POiycye  są  takie: 

Płótna  i  przędzy  konopnej za  złp.       H,81c».  140 

Wełny    surowej    i    wyrobionej,    tudzież    lnu 

i  konopi S,000.(XK) 

Potażów  różnycłi,  saletry „      „         3,361.960 

Wosków,    miodów,    połci,    wołów,     łojów, 

skór,  gorzałki,  tabaki,  ołowiu,  sukna  etc.      ,      „        U\(.W.0(O 
Drzewa  budowlanego,  w  klepkach  etc.    .     .      ^      .,         3,':>10.6(>0 

33,^:»87.7(.0 


136 

oczywistości  zbyt  małe,  tak  n.  p.  drzewo  budowlane  w  klep 
kach  etc.  szacuje  się  z  całego  kraju  na  3,910.600  złp.  gd\ 
w  półrocznym  bilansie  samego  łiandlu  litewskiego  znajdujem} 
wartość  towaru  leśnego  już  w  cyfrze  większej  3,930.816  złp. 
podobnież  niemożliwą  jest  pozycya  8-milionowa  na  wełnę  ler 
i  konopie,  gdy  same  dwa  ostatnie  artykuły  bez  wełny  czy 
nUy  w  półroczu  rzeczonem  z  samej  Litwy  8,211.100  złp 
Śmiemy  więc  utrzymywać,  żeśmy  lepiej  liczyli,  i  że  110  mi 
lionów  nie  jest  przesadną  cyfrą  na  wywóz  uszczuplonego 
pierwszym  rozbiorem  królestwa,  przynajmniej  w  latach  zbli 
żających  się  do  1790. 

Zresztą  suma  ta  110  a  ctiociażby  150  milionów  złp. 
wcale  nie  jest  imponującą,  ani  nawet  zadawalającą  w  porów- 
naniu z  wywozem  państw  innych.  Tak  n.  p.  podług  bardzo 
dokładnych  rocznych  wykazów  urzędowych  wywóz  całkowita 
Wielkiej  Brytanii  do  wszystkich  części  świata  pomiędzy  la 
tami  1785  i  1794  włącznie  wynosił  przeciętnie  po  19,671.938 
funt.  szt.;  czyli  782,269.522  złp.,  a  wywóz  wyłącznie  wielko 
brytańskich  produktów  i  wyrobów  w  tymże  czasie  dochodzi 
przeciętnie  do  14,504.902  funt.  szt.,  czyli    76,798.420  złp.  *) 

Wywóz  Francyi  wynosił  w  r.  1758  franków  540  milio 
nów,  **)  czyli  złp.  869  milionów. 

Dosyć  jest  rzucić  okiem  na  Tab.  49,  żeby  się  przeko 
nać,  że  cyfra  wywozu  polskiego  wcale  nie  jest  proporcyo 
nalną  do  ludności,    porównanej  z  ludnością    Wielkiej    Brytani 


*)  Tooke:  „Thoughts  and  Details  of  thc  high  and  Iow  prices  fron 
1793  to  1822,  2  edition  1824  London,  Murray,  Appendix  to  Part.  H,*  ra 
chowaliśmy  funt  szterlingów  po  89,755  złp.,  ponieważ  do  roku  1816  stosu 
nek  urzędowy  złota  był  15,2,,9g :  1,  chociaż  Coxe  w  swoich  obliczeniach 
finansowych  brał  stosunek  funta  szterlinga  do  złotego,  jak  1  :  36,  a  pisa 
w  roku  1778,  kiedy  obowiązującą  była  stopa  80  złp.  z  grzywny  kolońskiej. 
zamiast  używanej  powszechnie  i  ulcgalizowanej  w  1786  r.  stopy  83  i  pó] 
z  grzywny  kolońskiej. 

**)  Sybel:  „Geschichte  d.  Revolutionszeit.  3-te  Ausgabe,  1865— 
1S66,  I,  32. 


137 

lub  Francyi;  że  nie  mogła  dostarczyć  ani  połowy  tycłi  zaso- 
bów, jakie  zdobywał  sobie  Anglik  lub  Francuz,  sprzedając 
owoce  swej  pracy  i  swego  przemysłu  obcym  narodom.  Gdy 
zaś  doliczymy  ciężar  ceł,  szczególnie  pruskich  i  koszta  tran- 
sportu, to  dochód  producenta  polskiego  uszczupli  się  jeszcze 
bardziej.  Więc  i  na  polu  handlowem  objawia  się  aż  nadto 
wjTaźnie  ubóstwo  narodu. 

39.     Przyjrzyjmy  się  teraz  handlowi  przywozowemu. 

1)  Jedną  z  najdotkliwszych  strat,  jakie  Polska  skutkiem 
pierwszego  rozbioru  poniosła,  była  utrata  salin  wielickich, 
oraz  bogatych  żup  warzonki  w  powiatach  Żydaczewskim, 
Przemyskim,  Samborskim.  Niegdyś  Żupnik  Ruski  był  obo- 
wiązany pod  karą  tysiąca  grzywien  dostawić  11.000  beczek 
soli  Ruskiej  do  najcelniejszego  składu  Bydgoskiego,  a  tą  solą 
żywBy  się  województwa*  Poznańskie,  Kaliskie,  Brzesko-Ku- 
jawskie.  Inowrocławskie  i  Ziemia  Dobrzyńska.  Jeszcze  w  r. 
1768  sprzedawano  beczkę  soli  Samborskiej  po  złotemu,  jeśli 
nie  było  nacisku  kupców  *).  Kopalnie  Wielickie  i  Bocheńskie 
oraz  żupy  Samborskie  czyniły  królowi  2,400.000  złp.  docho- 
du  **),  pomimo  to,  że  szlachta  z  okolicznych  województw 
miała  darmo  tak  zwaną  „sól  suchedniowską"  w  pewnej  ilości 
na  każdą  głowę.  Od  roku  zaś  1773  ten  artykuł  pierwszej 
potrzeby  przeszedł  w  posiadanie  Austryi.  „Zasól  cesarzowi  12 
milionów  koniecznie  zapłacić  potrzeba**  — biada  Staszic  ***). 


*)  Krótka  fizyczna  y  historyczna  wiadomość  o  soli...  W  dru- 
''^ii  Nadworney  J.  K.  Mci  y  P.  Komisy  i  Edukacyi  Narodowcy  Ru  1788, 
8tr.  28. 


*»\ 


*)  Podług  noty,  adresowanej  przez  Komisyę  Skarbu  J.  K.  Mci  do 
P-  Delegacyi  w  roku  1773  (Busching:  ,,Magazin«  XVI,  100),  Coxe: 
(Travels  I,  str.   167)  liczy  3,500.000  złp.,  ale  ze  słyszenia. 

***)  Małachowski,  refer.  kor.,  w  roku  1766  rachował  tylko  7 
nulionów  rocznie  (Dyaryusz  1776,  sesya  XVII  z  dnia  19/9,  str.  126  >;  Je- 
^•«rski,  kasztelan  łukowski,  w  roku  1790  kładł  po  3  garnce  na  duszę,  co 
P^^y  ludności  9-milionowej  stanowiło  27  mil.  garncy.     Sułkowski,    woje- 


138 

I  wszystkie  sejmy,  wszystkie  władze  administracjjne,  każd> 
szlachcic  mocno  się  o  tę  stratę  frasował,  a  wszelkie  podwyż 
szenie  ceny  stawało  się  przedmiotem  powszecłinych  lamen 
tów.  Z  właściwą  sobie  bystrością  Fryderyk  II  przewidzia 
następstwa  zaboru  Wieliczki  i  Żup  ruskicti;  to  też  zakładając 
Kompanię  Morską  Pruską,  przedewszystkiem  zaopatrzył  j( 
w  przywileje  co  do  łiandlu  solnego.  Kompania  ta  dostarczali 
Polakom  najprzód  soli  morskiej,  ale  następnie  w  r.  1788  we 
szła  w  układ  z  dyrekcyą  salin  cesarskich,  a  wtedy  zaczęli 
też  sprzedawać  sól  wielicką.  Już  Austryacy  podnieśli  ceni 
w  1780  r.  szybikowej  soli  z  33V3  na  45  złp.  a  zielonej  z  317 
na  43  złp.;  teraz  nastąpiło  powtórne  podwyższenie  cen^ 
w  magazynach:  pruskim  przy  Warszawie  i  soleckim  na  złp 
56^3  za  beczkę.  Ozwały  się  zaraz  nowe  skargi  w  czaso 
pismach  i  broszurach  na  „samokupstwo  Kompanii  Pruskiej" 
na  gwałcenie  traktatu  rozbiorowego  przez  Austrj^ę;  rząd  za 
wiązał  układy  na  drodze  dyplomatycznej  i  dokazał  przecie: 
tyle,  że  cenę  soli  w  1790  zniżono  do  48  zip.  w  Wieliczce*' 
Krzątały  się  osoby  prywatne,  król  i  Komisya  Skarbowa  Kor 
około  poszukiwania  nowych  pokładów  i  warzelni  w  kraju 
porobiono  nawet  niektóre  odkrycia,  założono  parę  „fabr^^k* 
soli,  jak  to  będziemy  widzieli  niżej  (§§  46  i  47).  Wojewódz 
twa  Bracławskie  i  Kijowskie  sprowadzały  sól  wołoską,  szł; 
też  sól  rosyjska,  zapewne  tańsza  od  morskiej  i  austryackiej 
Jednakże  obliczenia  urzędowe  nie  usprawiedliwiają  rachub} 
Staszica:  w  sprawozdaniu,  zlożonem  sejmowi  w  r.  1791 
w  imieniu    Deputacyi,    rewidującej  Skarb    Koronny,  kasztelar 


woda  gnieźnieński,  rachował  centnar  soli  na  4  i  pół  dusz,  z  tej  proporcyi 
iż  we  Francyi  7  dusz  racłiują  na  centnar,  ztąd  cxpensę  roczną  Polski  obli 
czał  na  12  mil.  garncy  w  r.  1774  (Dz.  Czyn.  S.  G.  W.,  sesya  396  z  dni: 
1/3   1791   r.     Pr.   Delcg.  Zag.  I,  str.  48). 

•)  Pr.  Ekon.  A;  17,  str.  165:  A; 25;  str.  297  pod  dniem  9  grudnia 
Rada  Najwyższa  Narodowa  rezolucyą  swoją  z  dnia  16  6  1794  roku  rożka 
zala  zająć  składy  Kompanii  pruskiej  w  depozyt  (Gazeta  Wolna  War 
szawska    Nr.    18). 


139 

Morski  obliczył    wartość   wszelkich    gatunków    wprowadzanej 
soU  tylko  na  6,925.666  złp.  *)  gr.  20. 

2)  Metal  e,  w  które  Polska  była  ubogą,  stanowiły  ar- 
tykuł niezbędny  przywozu,  jak  cyna,  ołów,  mosiądz,  miedź 
(szwedzka,  moskiewska  i  węgierska,  ostatnia  najlepsza  dla 
kotlarzy,  zwana  Kupferplatten),  spiż,  żelazo  w  narzę- 
dziach, a  nawet  w  surowcu  (i  n  c  r  u  d  o),  trochę  srebra  i  złota. 
Wprowadzano  tego  na  parę  milionów  złp. 

3)  Bawełna  była  sprowadzoną  do  fabryk  i  zabierać 
musiała  też  parę  milionów. 

4)  Jedwab'  wchodził,  zdaje  się  mniejszymi  transpor- 
tami; głównie  potrzebnym  był  zapewne  do  fabrykacyi  pasów. 

5)  Sukna  nie  tylko  francuzkie  i  tak  zwana  sajeta,  ale 
niestety!  nawet  ordynaryjne.  Bilans  półroczny  Litewski  z  r. 
1792  zawiera  ogromną  pozycyę  przeszło  2-milionową  na  przy- 
wóz tego  ostatniego  artykułu  z  Prus;  Korona  może  mniej  go 
potrzebowała,  bo  miała  liczne  fabryki  i  warsztaty  sukiennicze 
w  Wielkopolsce  i  Krakowskiem. 

6)  Kramarszczyzna  zabierała  znów  z  parę  mi- 
lionów. 

7)  Korzenie  i  aptekarszczyzna. 

8)  Wina  węgierskie,  francuzkie,  hiszpańskie  sprawiały 
wiele  strapienia  Staszicowi,  ponieważ  pochłaniały  pewno 
15  milionów  z  naddatkiem.  Wódka,  likiery,  piwo  angielskie 
stanowiły  też  nie  małą  pozycyę. 


')  Dyaryusz  1790  (urzędowy  tom  1,  część  2,  str.  71,  sesya  XVI 
z  dnia  14.1  1791.  Szczegółowe  pozycyę  rachunku  są  takie:  1)  Soli  Wie- 
lickiej wychodzi  na  rok  beczek  70.O.KJ  a  fior.  4(),  co  czyni  złp.  2,.S(»<).(.KK); 
-)  Soli  Samborskiej  wychodzi  na  rok  beczek  30.000  a  flor.  U\  co  czyni 
2^P-  300.0OO;  3)  Soli  Angielskiej  wychodzi  na  rok  beczek  45.000  a  11.  IS, 
co  czyni  złp.  810.000;  4)  Soli  warzonych  różnych  beczułek  4«k.)aXX)  a  11. 
•■>.  co  czyni  złp.  2.000.000;  5)  Soli  Krymskiej  wychodzi  na  rok  centnarów 
124.000  a  nor.  3  gr.  20,  co  czyni  złp.  454.666  gr.  2();  6)  Soli  Wołoskiej 
wychodzi  na  rok  beczek  153  00<)  a  nor.  3  gr.  20,  co  czyni  zip.  561.(.K>.); 
suma  6,925.666  gr.  20. 


140 

9)  Ryby    morskie    (np.    śledzie)    i    rosyjskie    żabie 
kilka  milionów. 

10)  Nareszcie  przedmioty  zbytku,  fabrykaty 
graniczne — „fraszki",  za  które  kupcy  „wyłudzają  pienią« 
żeby  je  następnie  wywozić  za  granicę."  Pomimo  zarzeki 
się,  moralizowania  i  uchwalania  praw  oszczędniczych  (jes2 
w  1776  i  1784  r.)  żaden  naród  podobno  nie  był  tak  U 
mym  na  owe  fraszki  jak  Polacy.  Podróżnicy  podziwiają  p 
pych  pałaców  pańskich,  np.  ów  salon  Xcia  Poniatowskie 
zapewne  podkomorzego,  w  grocie  ogrodowej  z  wysuwając 
się  z  pod  posadzki  stołem  biesiadnym;  ów  pokój  porcelanc 
w  pałacyku  Powązkowskim  Xcia  Adama  Czartoryskie 
gdzie  użyto  3000  tafelek  z  porcelany  saskiej,  a  każda  tafe 
kosztowała  po  3  dukaty,  czyli  54  złp.;  ów  pokój  turecki 
chata  Poniatowskiego,  podówczas  biskupa  płockiego,  z  we 
tryskiem  i  kwietnikiem  pośrodku,  a  sofami  przy  ścian 
i  t.  p.  *).  Czyniąc  zadość  tym  wymaganiom  zbytków; 
kupcy  warszawscy  sprowadzali  mnóstwo  najrozmaitszych! 
warów  z  Anglii,  Francyi,  Niemiec  od  powozów  aż  do  śpi 
Żeby  powziąć  wyobrażenie  o  zasadach,  jakiemi  się  kierov 
i  o  warunkach,  w  jakich  handel  swój  prowadzili  reprezenti 
przywozu  zagranicznego,  przejrzeliśmy  inwentarz  sklej 
Piotra  Teppera  z  lat  1783 — 1789  oryginalny**).  Mieściły 
one  zapewne  w  pałacu  Tepperowskim,  obecnie  Edw.  ( 
bowskiego  przy  ulicy  Miodowej  (Nr.  3).  Na  początku  ( 
tamy  napis  ozdobny:  Au  nom  de  Dieu  commencc 
rinventaire  su  iv  ant  des  marchandises  qui 
trouvent  aux  magasins  appartenanat  a  Nous.  Idą 
tern  grupy  towarów  i  w  każdej  szczegółowe  pozycye,  wskazuj 
ile  łokci  albo  sztuk  każdego  gatunku  znajduje  się  w  sklepie,  c 
od  łokcia  i  sztuki,  oraz  wartość  całych  sztuk  w  złotych 
skich  i  talarach  niemieckich,  rachowanych  po   1  na  6  złot] 


*)     Coxe:     Travels  I,   177,   179,    181. 

**)     Archiwum  Główne  Królestwa   Polskiego,  Nr.  78,  T. 


141 

Wszystkie    cyfry   inwentarza    oznaczają    cenę    kosztu;    chcąc 
v\ynaleźć  ceny  sprzedaży,  t.  j.  sklepową,  należy,   według  dzi- 
siejszych   zasad    handlu    bławatnego,    doliczyć    na    towarach 
trwałych  (reelles)  po   207oj    na   towarach    zaś    zmiennych 
co   do  mody:  257o- 

Z  takiego  to  inwentarza  wyciągamy  następny  mały  cenni- 
czek  (Tab.  1 17),  w  którym  obok:  1)  ceny  oryginalnej,  w  owoczes- 
J^ych  złotych  (po  18  zlt.  na  1  cz.  zł.)  wyrażonej,  umieszczamy: 
^)  wartość  tej  ceny  podług  waluty  złotego  dzisiejszej,  t.  j. 
3,-,  razy  zwiększonej  i  3)  cenę  tychże  towarów  w  r.  1872, 
podług  oszacowania,  którego  na  prośbę  nasze  łaskawie  do- 
konać zechciał  pan  Józef  Zelt. 

To  znaczy,  że  umieszczony  w  towarach  kapitał  wynosił 

1,242.111  talarów,  czyli  7,452.666  owoczesnych  a  28,098,550 

dzisiejszych    złotych.     Godną    też   jest    uwagi  kolosalna  cyfra 

*vprawie  13  m.  złp.  owoczesnych  a  47V2  n^-  złp.  dzisiejszych) 

należności  od  dłużników,  których   liczba  wszakże  stosunkowo 

J^st  niewielka,    bo    zaledwo    232    osób.     Przeciętna  na  każdą 

przypadałaby  zatem  po  204.000    złp.    dzisiejszych.     Prowadzi 

to   do  przypuszczenia,  że  klientela  Teppera  składała  się  tylko 

z  wielkich    panów,  a   większą    część    dłużnym    był    zapewne 

król  Stanisław  August. 

Ceny    wszystkie    są    tak    wysokie  w  porównaniu  z  dzi- 

siejszemi,    że    mogą    budzić    powątpiewanie.     Dla  wyjaśnienia 

przeto  rzeczy  podajemy  wyjątek  z  uwag,  na  piśmie  nam  przez 

pana  Józefa   Zelta    uprzejmie    udzielonych;  nadmieniamy 

prz\1em.  że  pan  Zelt  nie  był  świadom  stosunku  waluty  i  że 

"uał  na  względzie  tylko  oryginalne  cyfry  Teppera. 

Co  do  Yelours  a  velpe:  „te  jako  w  r.  1872  wiele  na 
fabrykach  angielskich  wyrabiane,  z  powodu  konkurencyi  z  fa- 
^'kami  niemieckiemi  doszły  do  cen  nader  niskich  i  koszto- 
wały w  naszym  kraju  około  złp.  10". 

Có  do  Yelours  de  coton:  tak  zwane  velvet  lub  manche- 
ster  —  największej  zmianie  w  manufakturach  podległy  z  po- 
wodu nadzwyczajnej  konkurencyi  w  samej  Anglii  (Manchester) 


142 


Tab.  ii7. 
Cennik  podług  inwentarza  siciepów  Teppera. 


Cena  oryginalna 

Tai  cena 

Cena  tegoż 

od  łokcia  lub       r 

1783  podług       tow.  dziś. 

f              Yelour  coupe. 

sztuki 

r.  J783.          waluty  dziś. 

r.  1873. 

Yelour  cramoisi  Taune 

a  f. 

26 

98 

40  złp. 

Yelour   a  Yelpe. 

Yelour  a  Yelpe  noir 

» 

32 

120 

10 

Yelour  de  Cotton. 

Yelour  de  Cotton  gros  bleu 

łł 

20 

75„ 

11  fdo  9) 

Etoffes  riches. 

[i  6  (do  4) 

Miroir  d'argent 

»ł 

40 

150,, 

20\ (do  15 

Tissu  d'or 

ł« 

42 

158,3 

21/    i   10) 

Moire  d'Angleterre. 

Moire  noir 

łł 

10 

37,r 

17  (do  13) 

Grodetours. 

Grodetour  ponceau 

łł 

9  ;do  5'/, 

,)      34 

12  (do     9) 

Satins  unis. 

Satin  noir 

łł 

16  (do  4) 

6C»,3 

17  (do     4) 

Grosdenaples. 

Grosdenaples  Yiolet 

ł» 

13 (do  8) 

49 

8  (do     4) 

Taffetas  unis. 

Taffetas  noir 

łł 

5V3(do4V,)31,4 

5  (do     4) 

Taffetas  quadrille. 

Taffetas  quadrille  Y.  A.  B. 

łł 

6 

22,, 

9  (do     5 

M  a  n  t  i  n  0. 

Mantino  rose 

ł» 

26„ 

7 

Indiennes. 

1  piece  indienne 

łł 

54 

203 '/s 

20 

„       mouchoir 

łł 

8 

30 

3  (do 

Habits  pour  dames. 

[1 

zł.  20  gr. 

Robę  de  sntin  blanc 

1  piece 

846 

3189.4 

600 

Robę  de  satin  rose. 

łł 

468 

1764,, 

? 

Habits  pour   hommes. 

1  habit  grodenaple  indigo 

łł 

564 

2126,, 

-> 

■ 

Dentellcs. 

Oarniture  de  robe 

,J 

ST  30            : 

52912,, 

32912 

Paire  de  manchettes 

łł 

180 

678,^ 

— 

Chapeaux. 

<^hapeau  de  Paris 

»» 

26rdo  16) 

98 

26  rdo  16) 

Draps  d'  An^leterre. 

ł» 

27  (do  16) 

101,, 

nie  sprowa- 

Toillc d'   Hollande 

dzają  się 

1  piece 

łł 

576(dol44; 

-2171,3 

403. 

Przy  końcu  inwentarza  znajdujemy  takie  zamknięcie: 

Transports. . . .  f .       746.724— ,j.  . .  Tal. 
Plus  pour  232  debiteurs  spe- 
cifies  dans    le   Liyre    de  Compte 

Bilan  Littera  E 2,140.214—9 

Deduisons   133  creanciers  sui- 
vant  Ic  meme  livre  Bilan  Litt.  E.      1,022.557 — ,o 


1 24.454-, 


1,1 17.656 — 29 


Tal.     1,242.111  — 


143 

i  kosztowały  w  Warszawie  zip.  4,  5  i  6,  zaś  ciężkie  gatunki 
na  ubrania  męskie  złp.  9,  10  i  11*. 

Co  do  Etoffes  riches  ze  złotem  lub  srebrem  „W  fabry- 
kach Lyońskicłi,  w  skutek  umiejętnego  i  ekonomicznego  użycia 
t}'ch  metali  do  tkanin,  ceny  w  roku  1872  o  połowę  cyfry 
były  tańsze  od  owoczesnych;  oprócz  tego  do  naśladowania 
używano  sztucznego  złota  i  srebra;  wyprodukowano  tym  spo- 
sobem najświetniejsze  materye  w  cenacłi  zip.  10,  12  i  13**. 

Co  do  Moire  d'Angleterre:  „Nazwę  zmieniły  na  moiree 
antiąue  i  były  w  r.  1872  osnowane  na  bawełnie  wyrobu  an- 
gieskiego  na  złp.  8,  9  i  10,  a  czysto  jedwabne  na  złp.  13, 
15  i  17;  zaś  fabrj^k  francuslcicłi  czysto  jedwabne  od  złp. 
18  do  24". 

Co  do  Satins  unis:  „fabrykacya  icłi  znacznie  staniała  i  ró  a^- 
ność  (pozomąl)  cen  tylko  drogości  cen  surowego  materyału  jest 
do  przypisania.  W  tymże  czasie  zrobiono  postęp  fabrj-czny 
w  atlasacłi  przez  osnowanie  na  bawełnie,  co  icłi  cenę  o  prze- 
szło 4  proc.  obniżyło;  jednak  czysto  jedwabne  zawsze  war- 
tość rzeczywistą  zacłiowały.  W  warunkacti  normalnycli  cena 
wynosiła  od  ztp.  4  do  17". 

Co  do  Indiennes:  „W  skutek  protiibicyi  dla  podniesienia 
fabrykacyi  krajowej  w  r.  1872  już  nie  były  sprowadzane. 
Fabryki  Pascłialisa  (przedtem  Lipków,  a  następnie  w  Lodzi) 
wyrabiały  ten  artykuł  po  oenacti  nader  niskicli,  a  mianowicie 
<^^  24  gr.  za  łokieć,  co  stanowiło  różnicę  w  stosunku  od  złp. 
20  za  nasze,  gdy  angielskie  z  owczesnem  cłem  kosztowały 
&'  50,  69  i  do  70  docłiodziły.  Cłiustki  od  1  zł.  gr.  20  do 
2Jp.  3-cti  krajowe". 

„Draps  d^Angleterre  więcej  się  nie  prowadzą,  bowiem 
krajowe  je  zastępują*. 

„Toile  d'Hollande  dziś  żadnego  znaczenia  nie  mają.  gdyż 
^•abryki  niemieckie,  szląskie  przy  bardzo  znacznej  niższości  cen 
zastąpiły  je.     Obniżka  wyżej  30  proc". 

Wyjaśnienia  te,  zdaniem  naszem,  usuwają  wszelką  wąt- 
pliwość co  do  niezmiernej  różnicy  w  cenach  zbytku.  Przy 
sprzedaży   różnica  ta  zapewne    stawała    się   jeszcze    większą, 


144 

ponieważ  Tepper  przy  nielicznej  klienteli,  przy  utrudnionych 
komunikacyach,  przy  uciążliwszym  niż  dzisiaj  kredycie  i  wię- 
kszem  risico,  nie  poprzestawał  chyba  na  20 — 25  proc.  zysku. 
Zważywszy  nadto  niską  stopę  zamożności  publicznej,  zrozu- 
miemy teraz,  dlaczego  statyści  i  moraliści  wyrzekali  wciąż  na 
zbytki,  oraz  na  kupców  „wyłudzających  pieniądze".  Zrozu- 
miemy też,  jak  wielką  szkodę  i  stratę  kraj  ponosi,  jeśli  „han- 
del  zagraniczny  jest  własnością  obcych  narodów",  a  tak  właśnie 
było  z  Polską,  jak  to  przyznawali  Glave  i  Kapostas  w  swojej 
polemice. 

Przyznajemy  słuszność  S  c  h  u  1 1  z  o  vvi,  gdy  powiada,  że 
polskiego  pana  życie  kosztowało  drożej,  niż  kogokolwiek  z  in- 
nej narodowości.  Paląc  w  Warszawie  z  cegły  kosztował  dro- 
żej, niż  z  pietra  di  Lavagna  w  Genui,  lub  z  trawertynu 
w  Rzymie,  bo  i  mnóstwo  przedmiotów  trzeba  było  sprowa- 
dzić z  zagranicy,  i  rzemieślników  lub  artystów  cudzoziemców 
opłacić  hojniej,  niż  w  ich  rodzinnych  krajach.  Pan  polski  ku- 
pował wszystko  z  zagranicy  od  ubrania  aż  do  śpilki,  nie  za- 
wsze z  potrzeby,  ale  z  amatorstwa,  przesądu  i  mody  *). 

Ile  pieniędzy  wyciągał  z  kraju  ten  handel  zbytkowy? 
Nie  wiemy  dokładnie,  ale  domyślać  się  możemy,  że  bardzo- 
dużo.  W  najcięższych  czasach,  kiedy  wszędzie  dawał  się  czuc^ 
dotkliwy  niedostatek,  jeden  Piotr  Blanc  remitował  za  granica 
za  towary  zbytkowne  po  500.000  czer.  zł.,  czyli  po  9  milio- 
nów złp.  rocznie  **).  Nie  mniejsze  zapewne  sumy  przesyłali 
Prot  Potocki  i  Tepper,  a  coś  porachować  wypada  na  mniej- 
szych bankierów. 

Niewątpliwie  ta  właśnie  galęź  handlu   była  źródłem  dłu- 
gów, a  nawet  ruiny  dla  ludzi  próżnych  i  lekkomyślnych,  źró- 
dłem przedajności  i  demoralizacyi.     Pokolenie   Stanisława  Au- 
gusta, poczynając  od  niego  samego,  wiele  pod  tym  względem 
zawiniło.    Cudzoziemcy  szydzili  z  bezrozumnego  zbytku  w  War- 


*)     Reise  eines  Lien-indcrs  III,   102,   104. 

**)     Busching:  Magazin  XVI  (1782),  str.  35. 


145 

szawie  i  rozrzutności  panów  w  podróżach  zagranicznych,  i  szy- 
dzili słusznie. 

Na  poparcie  surowych  sądów  przychodzą  dowody  i  wska- 
zówki, nie  podlegające  wątpliwości.  Wpadały  one  nam  w  ręce 
niejednokrotnie.  Poprzestajemy  na  kilku  przykładach.  Kasyer 
generalny  Komisyi  Skarbu  Koronnego  Rudnicki,  który  z  urzędu 
musiał  znać  wartość  pieniędzy  i  rzetelności,  każe  czekać  Hur- 
tigowi  cały  rok  na  opłacenie  różnych  artykułów  damskiej  gar- 
deroby (zapewne  pani  Rudnickiej)  i  w  końcu  płaci  tylko  po- 
łowę rachunku:  502  złp.  zamiast  961.  Xawery  Branicki,  wy- 
jeżdżając z  Par^^ża,  zapomina  opłacić  swe  długi  i  pani  Geo- 
ffrin  w  r.  1766  skarży  go  o  to  przed  królem;  sam  Stanisław 
August  przez  lat  kilka  nie  płaci  za  meble  i  towary  galante- 
Ojne.  zakupione  dla  niego  w  Parj^żu,  a  taż  sama  pani  Heo- 
ffrin  dawała  mu  lekcye  oszczędności,  pisała  o  „jękach  robo- 
tników", oczekujących  na  zapłatę  *). 

40.  Przypatrzywszy  się  zasobom  i  potrzebom  handlu 
polsldego,  oraz  warunkom,  w  jakich  się  znajdował,  warunkom 
w  ogóle  uciążliwym  i  smutnym,  zapytajmy:  czy  robiono  co- 
kolwiek dla  podniesienia,  ożywienia  i  regulowania  ruchu  han- 
dlowego, czy  okazały  władze  rządowe  jakąkolwiek  troskliwość 
i  życzliwość  dla  stanu  kupieckiego? 

Bez  wahania  się  dajemy  twierdzącą  odpowiedź. 

Jakeśmy  już  wspominali  (§  34),  sejm  konwokacyjny 
^'  r.  1764,  wykony wując  plan  reformy  Czartoryskich,  zwrócił 
uwagę  na  „handle",  a  mianowicie  zniósł  przywilej  cłowy 
szlacłity,  uchwalając  cło  generalne,  i  ustanowił  Komis\'e  Skar- 
^we,  którym  ordyriacya  sejmu  koronacyjnego  przekazała 
flSprawy  o  handle,  manufaktury,  miar}*,  długi  za  towary, 
i  welcsle   kupców  i  inne    z    przyczyny    commerciorum. 


*)  jjCorrespondance  inedite  dc  Stanislas  Augustę  et  de  Mmc  Geof- 
frin  p.  Ch.  Mouy*  1875  Plon,  str.  207,  330.  Nota  Hurtiga  z  dnia 
-'.6  r.  1774  w  Archiwum  Skab,  Kor.  w  dziale  LV  plika.  Nr.   104. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona  —  T.  II.  10 


146 

krzywdy,  pretensye  i  wiolencye  wyniRające".  Konstytucya 
zaś  w  r.  1768  zaleciła  „nieodwłoczne"  sądzenie  spraw  we- 
kslowych i  utrzymanie  dla  nich  oddzielnego  regestru  *). 

Fryderyk  II  swoją  sprawą  Kwidzyńską  przeszkodził  wy- 
konaniu pierwszej  z  tych  uchwał  i  sejm  r.  1766  mógł  wy- 
godzić  kupcom  tylko  zniesieniem  ceł  wewnętrznych,  ale  w  r. 
1775  delegacya  przywróciła  cło  generalne  na  granicach  kraju 
i  wielka  niesprawiedliwość,  która  przez  trzy  wieki  nad  han- 
dlem ciążyła,  ostatecznie  uprzątnioną  została  **). 

Troskliwością  też  o  handel  natchnione  były  konstytucye 
z  r.  1764  o  rzekach  spławnych,  drogach,  mostach  i  mytach, 
zmierzające  do  ułatwienia  komunikacyi,  jako  też  do  zmniej- 
szenia kosztów  transportu  przez  wprowadzenie  stałej,  taksy 
(po  3,  2,  1  groszu  od  konia  i  po  1  gr.  spaśnego  ***). 

Komisye  Skarbowe,  przynajmniej  Koronna,  poczuwają 
się  do  obowiązku  „dokładać  starania,  aby  podupadłe  w  Polszczę 
commercia  podżwignione  były"  ****);  nie  wiele  wszakże 
uczynić  mogły  w  ciągu  pierwszego  okresu,  jeszcze  miotanego 
anarcłiią,  a  w  światło  ubogiego. 

Na  sejmie  delegacyjnym  były  poruszane  interesa  handlu. 
Poniński  w  r.  1774  proponował,  aby  w  Komisyach  Skarbo- 
wych mogli  zasiadać  kupcy  po  dwóch,  cum  voto  infor- 
mativo  bez  pensyi,  lecz    wniosek  jego  napotkał  żwawą  opo- 


•)     Vol.  leg.  VII,    fol.  34,  27,  142    (str.  22,   18,    142)    fol.  669,    67i> 
(str.  313). 

**)  Rozprawy  toczyły  się  jeszcze  w  dniu  12  grudnia  1774;  projekt 
nie  napotkał  żadnej  opozycyi  w  zasadzie.  Jeden  tylko  Jezierski  poseł  nur- 
ski  (późniejszy  kasztelan  łukowski)  wyrwał  się  z  niewczesnym  wykrzykni- 
kiem: „co  to  jest,  że  Rzplita  szlachtę  uwalniała,  a  my  sami  na  nią  to  kła- 
dziemy jarzmo"?  Nawet  przeczący  zawsze  Antoni  Czet  Wertyński  zgadzał 
się.  August  Sułkowski,  Moszyński,  Chomentowski,  Sumiński  popierali. 
Uchwała  zapadła  bez  rozpraw,  zdaje  się,  dnia  15  lutego  1775  r.  Pr.  De- 
leg.  Zagajenie  VI,  str.  58 — 61  i  część  II  tegoż  zagajenia,  str.  57 — 61). 

*'*)     Vol.  Leg.  Vn,  fol.  35  tit.  Cło  Generalne  (str.  22). 
'j     Pr.  Ekon.  A;2,  str.   142  (r.   1765) 


**** 


1 

[ 


147 

zycyę  ze  strony  wielu  postów.  Szamocki  ostrzegał:   „nie  wpu- 
szczajmy jeża  do  jamy".     Z  niechęcią  do  kupców  występował 
nawet  najskłonniejszy  do  reform    August    Sułkowski:  oskarżał 
on  mianowicie    kupców    warszawskicłi,  że  „tiandie    swe  cticą 
mieć  tajne",  że  na  żadne  propozycye  i  pytania  Komisyi  Skar- 
bowej Koronnej  nie  odpowiadają,  że  „obojętnie    czynią  mono- 
polia  swoje".  Wtedy  i  Poniński  przypomniał  sobie,  że  Gdańsk 
zobowiązuje    mieszczan    swoicłi,    aby  z  żadnym    szlacłicicem 
w  spółki    łiandlowe    nie    wcłiodzili  *).     Wniosek    tedy    upadł 
i  kupców  do  Komisyi  nie  wprowadzono. 

Ucłiwalił  także  ten  sejm  pierwszą  ustawę  wekslową  **); 
ta  przyczyniła  się  znacznie  do  rozszerzenia  i  ożywienia  kre- 
dytu, ponieważ  zapewniała  szybkość  egzekucyi  długów,  zacią- 
ganycli  nie  tylko  przez  kupca,  ale  też  przez  szlachcica,  któ- 
rego przy  dawniejszem  postępowaniu  sadowem  kupiec  nigdy 
prawie  dosięgnąć  nie  mógł.  Są  tu  podane  formy  weskli,  okre- 
ślone stosunki  trassanta,  akceptanta,  remitenta  etc;  przepisany 
proces  i  drogi  egzekucyi.  Motyw  zawiera  wyraźnie  określoną 
zasadę:  „w  krajach  naszych  handel  i  kredyt  mu  potrzebny 
utrzymać". 

Co  większa,  tenże  sejm  zdjął  ohydę  z  zatrudnień  han- 
dlowych. Wnioskodawcą  był  znów  Poniński  d.  26  paździei- 
nika  1774  r.  Zwracając  uwagę  Delegacyi,  że  przy  nowem 
prawie  o  starostwach  (o  puszczaniu  ich  z  licytacyi  w  dzier- 
żawę emfiteutyczną,  §.  69)  stan  rycerski  traci  możność  po- 
większania swego  majątku,  proponował  on,  aby  otwartą  b\'ła 
dla  szlachcica  droga  handlu  i  industryi,  byle  „sam  nie  sie- 
dział w  kramie  i  nie  mierzył  łokciem".  Jakoż  zapadła  uchwała, 
że  ^szlachcic,    wszelkiego    rodzaju    kupiectwem    się    bawiący. 


*)    Pr.    Deleg.    Zagajenie    V,  sesya    31    z   dnia    29  10    (str.     113> 

i  Zagajenie  V[,  sesya  6  z  dnia  24. 12  1774  (str.  20). 

•')    Vol.    Leg.  VIII,     fol.   192  następ.    (str.   119)    lit.    Postanowienie 
pniw  wekslowych. 


148 

szlachectwa  swego  utrącać  nie  będzie  *)".  Uczyniła  więc  tę 
restytucyę  Polska  na  9  lat  przed  Hiszpanią,  gdzie  podobne 
prawo  wydanem  było  r.  1783  przez  Karola  III-go. 

Przypomniawszy  sobie,  że  delegacya,  przywracając  cło 
generalne,  obaliła  ostatecznie  przywilej  handlowy  szlachty, 
przyznać  winniśmy,  że  ten  najhaniebniejszy  ze  wszystkich 
sejmów  polskich  ważnych  dokonał  reform  w  sferze  handlu 
krajowego.  Ale  też  usankcyonował  swymi  podpisami  wielką 
krzywdę,  wyrządzoną  przez  wiadome  już  nam  traktaty  han 
dlowe  z  Prusami  i  Austryą.  Ile  w  tem  było  winy  i  złej  woli 
ze  strony  prowadzących  układy  delegatów?  nie  umiemy  orzec. 
Dochodziły  nas  głuche  oskarżenia  przeciwko  nim,  że  nie  sta- 
rali się  nic  utargować  z  uciążliwych  warunków,  że  i  tacy 
byli  wśród  nich,  którzy  sami  zachęcali  ambasadorów  zagra- 
nicznych do  czynienia  groźnych  deklaracyi  dla  złamania  opo- 
zycyi  niektórych  posłów.  Najcięższemi  zarzutami  obarczone 
jest  imię  Młodziejowskiego,  biskupa  poznańskiego  i  kanclerza, 
przezwanego  „Machiawelem  polskim**.  Dowodów  jednak  nie 
posiadamy.  Pewne  podejrzenia,  a  przynajmniej  wcale  nieko- 
rzystne wrażenie  budzą  w  umyśle  naszym  wyrazy,  użyte  przez 
Komisyę  Skarbu  Kor.  w  odpowiedzi  na  notę  Młodziejowskiego 
z  dnia  29  stycznia  1775  r.,  „względem  traktatu  Commercii**. 
Przesyłając  swoje  uwagi,  Komisya  dodaje:  „Ale  te  wszystkie 
refleksye  podobno  niewczesne,  kiedy  już  projekt  od  Rzpltej 
podany  P.  Ministrowi  pruskiemu".  Widzimy  w  tych  wyra- 
zach wyrzut,  że  kanclerz  zbyt  późno  się  do  Komisyi  zgłosił; 
oraz,  że  samowolnie  ważną  sprawę  rozstrzygał.  W  „odpo- 
wiedzi" znajdujemy  „principia",  sformułowane  w  duchu 
dawnej  trądy cyi  szlacheckiej:  1)  aby  wolno  było  produkcyę 
i  manufaktury  jednego  kraju  do  drugiego  kraju  sprzedawać, 
to  principium  exkluduje  wszelkie  kontrabandy,  zakazy  etc; 
2)  aby  każdemu  obywatelowi  wolno  było  swój  produkt,  komu 


•)     Pr.    Dctcg.    Zagajenie  V,    sesya    XIX    z  dnia    26/10    1774,    sir. 
113.     Vol.  Leg.  VIII,  fol.   183  ^slr.   113)  tit.  Warunek. 


149 

chce,    przedawać  i  kupić,    czego    potrzeba;   to  znosi    wszelkie 
monopolia;  3)  Komisya  pragnie,  aby  nalegano  na  wolność  han- 
dlu tranzytowego;  4)  żąda  zupełnej  wzajemności  w  stosunkach 
i  tar>iie    celnej;  w  końcu    przypomina   traktat  z  Prusami    za- 
wart}''  w  r.    1727   *).     Żadne  z  tych    principiów    nie    znalazło 
uznania  w  traktacie.     Poseł    Benoit,  składając  tekst  przed  de- 
legacyą  w  d.   17  marca,    zastrzegł  się  przeciwko  jakiejkolwiek 
zmianie,    oświadczając,  że  nadaje  mu  znaczenie    ultimatum. 
Czy   były    produkowane    przy    układach    refleksye    Komisyi? 
Nie  wiemy.     Znając    wszakże    politykę    handlową  i  charakter 
Fr>^der}'ka  II,  sądzimy,  że  w  owoczesnych  warunkach  najwię- 
ksza   gorliwość     delegatów     polskich     nie    wieleby     dokazać 
mogła. 

Tekst  traktatu  austryackiego  ukazał  się  też  w  postaci 
ultimatu  m. 

Tym  sposobem  Polska  na  nowem  uszczuplonem  gospo- 
darstwie zaczynała  okres  drugi  pod  uciskiem  zagranicznym 
na  drogach  do  Bałtyku,  ale  wolniejsza  wewnątrz  w  swoich 
obrotach  handlowych,  gdy  prawodawstwo  zdjęło  najcięższe 
więzy,  któremi  dotychczas  działalność  ekonomiczna  spętaną 
była. 

O  zmniejszenie  cła  Wiślanego  i  ułatwienie  handlu  trak- 
towała już  w  r.  1776  Rada  Nieustająca,  ale  bez  skutku  **). 
Również  bezskutecznemi  były  wszystkie  noty,  układy  i  sta- 
rania dopóki  żył  Fryderyk  II  (§.  34).  Za  to  w  urządzeniach 
wewnętrznych  coraz  większą  widzimy  troskliwość  o  interesy 
handlowe.     Zabrano  się  po  raz  pierwszy  do  rachunku  sumie- 


*)  Pr.  Ekon.  A/12,  str.  37  —50;  data  odpowiedzi  dnia  6  2:  przy- 
toczone wyrazy  znajdują  się  na  str.  41.  Na  protokóle  podpisał  się  Kra- 
jewski, kasztelan  raciązki,  lecz  do  składu  Komisyi  należeli  podówczas 
P''^^  ni^o:  Andrzej  Moszczeński,  wojewoda  mazowiecki;  Fryd.  Moszyński 
referendarz  w.  x.  bt;  Łojko,  starosta  szropski;  Karwowski,  Piwnicki,  Szy- 
manowski, Wągrodzki  i  Chołoniewski. 

**)  Protokół  Rady  Nieustającej  sesya  54 — 56  w  Dy  ary  u  szu  sej- 
mot\7m  z  roku  1776,  str.  313. 


150 

nia:  z  polecenia  Rady  Nieustającej  Komisya  Skarbu  Koronnego 
sporządziła  bilans  ewekty  i  inwekty,  czyli  wywozu  i  przywozu 
handlowego  z  lat  1776  i  1777.  Praca  ta  wykonaną  została 
przez  trzech  aplikantów  i  jednego  strażnika  komory  War- 
szawa pod  kierunkiem  kontraregestranta  generalnego  (Wi- 
chlińskiego).  Z  cła,  pobranego  na  komorach,  formowano  sza- 
cunek wywiezionych  i  przywiezionych  towarów,  gdyż  tar>'fa 
celna  układaną  była  w  procentach  od  pewnej  stałej  taksy 
każdego  towaru  *).  Wypadek  tych  dwóch  bilansów  był  prze- 
rażający: przewyżka  wywozu  dochodziła  w  Koronie  w  r.  1766 
do  26,544.308,  a  w  r.  1777  do  17,649.629  złp.,  razem  w  dwóch 
latach  44,193.937  zip.  Cyfry  te  uwydatniły  całą  grozę  poło- 
żenia, cały  ogrom  nędzy,  w  jaką  wtrącił  Polskę  rozbiór  kraju. 
Byłyto  lata  najnieszczęśliwsze,  łączące  się  bezpośednio  z  ka- 
tastrofą rozbiorową,  rażone  skutkami  traktatu  handlowego 
z  Fryderykiem  II,  nieprzewidzianymi  przez  statystów  polskich, 
co  zasiadali  w  delegacyi,  a  zapewne  i  przez  Młodziejow- 
skiego,  którego  przenikliwość  machiawelska  tak  daleko  nie 
sięgała. 

Wypadek  bilansu  był  podany  do  wiadomości  powszech- 
nej na  sejmie  1780  r.  przez  prymasa  w  mowie**),  która  spra- 
wiła głębokie  wrażenie  w  izbie,  a  następnie  w  kraju  całym 
i  literaturze  politycznej.  Upamiętała  się  nareszcie  szlachta, 
umilkły  nienawistne  przeciwko  kupcom  głosy,  handel  staje  się 
przedmiotem  powszechnej  troskliwości.  Już  na  sejmie  1784 
„imiona  handlu,  przemysłu  na  wszystkich  prawie  brzmiały 
ustach",  jak  donosi  Switkowski  ***):  Darowski  i  Mierzejewski, 
posłowie  podolscy,  na  skutek    instrukcyi  województwa  swego 


*)  Wiemy  to  z  noty,  przesłanej  przez  Komisyę  Skar.  Kor.  przy  bi- 
lansie roku  1776  pod  dniem  4/4  1778  oraz  dyspozycyi  z  dnia  26/6  1779  r. 
w  Pr.  Ekon.  A  15,  str.   179  i  A/16,  str.  323,  389. 

**)     Dyaryusz  1780  sesya  XVI  z  dnia  20,10,  str.   104. 
*'*)     Pam.   Hist.    Polit.    1784,  str.   1112. 


151 

żądali  załatwienia  projektu  co  do  handlu   „wschodniego",  czyli 
raczej  czarnomorskiego  *). 

Bo  w  t}''m  czasie,   jak    wiadomo,    otwartem  było  morze 
Czarne    dla    handlu    europejskiego,    jakkolwiek    pod    rosj^jską 
tylko  flagą,  i  dążyły  już  wozy  czumackie  do  nowo  założonego 
Chersonu  z  pszenicą    ukraińską.     Katarzyna    Il-ga    starała  się 
zwabiać  tu  cudzoziemskich,  a  więc  i  polskich    kupców;    poseł 
jej,  S  t  a  c  k  e  1  b  e  r  g,  podał  do  sejmu  notę,  w  której  uskarżał 
się  ^że  opacznie  tłómaczone  są  zamiary   Imperatorowej  co  do 
ucisku    handlu    polskiego"  i  na    dowód    życzliwych   jej   chęci 
przyłączył  świeżo  wydane  (w  r.  1782    taryfy    celne  **).     Ze 
skwapliwą  też  gotowością  do  ściślejszych  stosunków  uchwalił 
sejm  konstytucyę  p.  t.  „Załatwienie  handlu  krajów  Rzeczypo- 
spolitej".    Brzmi    ona  w  tych    wyrazach.     „Gdy  wdzięczność 
dla  Najjaśniejszej  Imperatorowej  rosyjskiej  za  rozmaite  dowody 
przyjacielskich   jej    sentymentów  dla  Rzpltej  i  własny    krajów 
Rzpltej  interes   wymagają    handlu    załatwienia,  cła  importacji 
i  exportacyi  na  komorach  Rzpltej  województw  Kijowskiego,  Po- 
dolskiego i  Bracławskiego  po  4  od  sta,  a  1  od  sta  od  eksportacyi 
produktów  krajowych  odtąd  wybierane  mieć  chcemy.  A  co  do 
taksy  i  ewaluacyi,  ta  ma    być    podług    instruktarza    dawnego 
z  wolną    przez    Komisyę    Skarbową    Koronną  tych  artykułów 
zniżenia    lub    podwyższenia     odmianą,    którejby    okoliczności, 
tnianowicie  podniesione  lub  zniżone  za  granicą    taksy    wycią- 
gały,  płacenie    zaś    tranzytu  od  kupców    rosyjskich,   jak   jest 
konstytucyą  1768  r.  ustanowione,  w  zupełności  zostawiamy  *"**>. 

Nadto  sejm  wydał  jeszcze  uchwałę  „uformowania  towa- 
rzystwa handlowego  pod  imieniem  polskiej  handlów  wscho- 
dnicłi  kompanii,  tak  w  krajach  Rzpltej,  jako  i  zagranicą  czy- 
nić mającej...  nietylko  protegować  przyrzekamy,  ale  oraz 
przywileje  z  nadaniem  miejsc  w  starostwach  i  królewszczy- 
znach,  do  składów  potrzebnych,  i  wolności,  kompaniom  tako- 


*)    Dyaryusz  1784,  str.  525. 

**)    Dyaryusz  1784,  str.   102. 

***)    Konstytucyę  sejmu...  1784,  str.  33. 


152 

wym  zwykłym,  damy  i,  aby  cło  od  transportów  obywatel- 
skich kompanicznycłi,  tak  wodne,  jako  lądowe,  w  wywozacłi 
z  kraju  nie  było  większe,  jak  l7o>  ^  ^  przywozacłi  do  kraju 
jak  47o--  dajemy  moc  zupełną  Radzie,  przy  boku  naszym 
Nieustającej,  negocyacyą  całą  przez  interesowanie  się  obydwócłi 
dworów  cesarskicłi  do  uszczęśliwiającego  kraje  nasze  skutku 
przyprowadzić"  (4). 

Prowadzenia  układów  w  tej  materyi  podjął  się  sam  król  *). 
Kompania  Czarnomorska  już  istniała  od  r.  1782.  Na  czele 
jej  stał  szlachcic,  nawet  pan  polski,  Prot  Potocki,  starosta  gu- 
zowski,  później  wojewoda  kijowski. 

Władze  administracyjne,  szczególnie  Komisya  Skarbowa 
Koronna,  troszczą  się  o  rozwój  handlu  szczerze.  Tak  jeszcze 
w  r.  1782  żądano  od  superintendenta  ukraińskiego  informacyj 
o  Kompanii  Czarnomorskiej  i  jej  obrotach,  a  na  „wyprawy 
potrzebne  w  ciągu  ułatwienia  handlu  przez  Chersoń"  były 
asygnowane  znaczne  sumy  po  600  i  po  1000  czer.  zł.  W  r. 
1783  osadzono  już  w  Chersonie  konsula  Antoniego  Zabłoc- 
kiego (brat  rezydenta  berlińskiego,  później  pod  Kościuszką 
w  r.  1794  członek  Deputacyi  Indagacyjnej).  Odtąd  w  rachun- 
kach skarbowych  znajdują  się  wciąż  wzrastające  pozycye  na 
konsulat  Chersoński  od  10.300  aż  do  28.800  złp.  Był  też  za- 
instalowany konsul  czyli  komisarz  J.  Kr.  Mci  w  Gdańsku, 
H  e  n  n  i  g,  nie  wiemy  od  jakiego  roku.  W  Elblągu,  Królewcu, 
Rydze,  pomimo  nalegań  Dziennika  Handlowego,  konsulatów 
nie  było;  w  Turcyi  zaś  konsul  rosyjski  miał  opiekę  nad  kup- 
cami polskimi  **). 

Starała  się  też  Komisya  czynić  możliwe  udogodnienia 
kupcom  przy  transportowaniu  towaróvy.  Prócz  wyliczonych 
w  §  36  działań    ku  polepszeniu  komunikacyj,   ponawia  w  ro- 


*)     Dyaryusz    1784,  str.  529,  Konstytucyc,  str.  34. 

**)  Pr.  Ekon.  A/19,  str.  282,  A/21,  str.  140;  Raport  Czackiego 
w  Dz.  Han  dl.  1788,  str,  677.  Listy  Zabłockiego  z  Chersonu  i  z  Mirho- 
roda  znajdują  się  w  korespondencyi  Piusa  Kicińskiego  tom  IV. 


153 

ku  1784  swój  uniwersał  z  roku  1767  względem  pobierania 
mostowego  i  grobelnego  na  skutek  zażaleń,  odbieranych  od 
wielu  osób,  pomiędzy  innemi  od  Prota  Potockiego,  przeciwko 
uciążliwościom  na  mostach  i  groblach.  Na  prośbę  kupców 
warszawskich  Bernaux  i  Fischela  pisała  do  starosty 
OwTuckiego  o  naprawienie  śluz  potrzebnych  do  spławu  drze- 
wa. Niejakiemu  Józefowi  Mendle  w  iczo  w^i,  który 
oświadczył  się  spławić  znaczną  partyę  towarów,  dała  list 
otwarty  do  wszystkich  dziedziców  i  posesorów  dóbr  nad  rze- 
ką Styrem  leżących,  aby  mu  pomocy  nie  odmawiali,  młyny 
w  czasie  spławu  na  bok  usuwali  i  opłat  nie  pobierali  *). 

Najbardziej  nas  jednak  zadziwia  nawrócenie  się  Komisyi 
do  zasad  protekcyi  handlowej.  Jeszcze  w  1776  roku,  pod  d. 
8  lutego,  pisze  ona  w  swej  nocie  do  Rady  Nieustającej:  „Wy- 
wóz sukien  krajowych  powinien  być  zachęcany....  więc  od 
łokcia  sukna  leszczyńskiego,  lub  innej  polskiej  fabryki,  powin- 
na być  ustanowiona  taksa  łokcia  zip.  2,  szelągów  4;  należy 
różnić  towary  polskie  od  obcych,  żeby  tu  2  proc,  a  tam  4 
proc.  brać;  trzeba  opuścić  w  naszej  taryfie  12  proc.  tranzytu, 
żeby  nie  odstraszyć  kupców,  np.  tureckich  **).  Gdy  M  e- 
zer,  fabrykant  fajansów  w  Korcu,  uskarżał  się  na  brak  od- 
b>1u  z  powodu  konkurencyi  fabryk  austryackich,  Komisya 
zmniejszyła  cło  wychodowe  od  fajansów  do  trzeciej  części 
i  zwolniła  transporty  wywozowe  od  rewizyi  na  komorach; 
nadto  obiecała  takie  same  ulgi  na  porcelanie,  skoro  fabryka 
porcelanowa  wydoskonaloną  będzie***).  W  roku  1787  zmniej- 
szyła wszystkie  cła  o  połowę  ****). 

Czytaliśmy  rękopiśmienny  projekt,  bez  podpisu  autora 
i  daty  p.  t.:  „Projekt  przez  któryby  można  odwrócić  handel 
z  Brodów  i  przenieść   go  na  użytek  kraju  polskiego".     Zasa- 


*)    Pr.    Ekon.    A/22,  str.   185;  A/25,  str.  257,  190. 
•*)    Pr.  Ekon.  A/13,  str.  67—71. 
**^    Pr.  Ekon.  A/25,  str.   152. 
****)    Dz.  Handl.   1787,  str.  654. 


154 

dza  się  na  tern,  żeby  urządzane  były  składy  towarów  (depo- 
zytorya)  przy  urzędach  skarbowych:  Dubno,  Wołoczyska,  Be- 
resteczko,  Radziwiłów,  Cudnów,  Bar  i  Niemirów  dla  kupców 
rosyjskich  i  hurtowników  tureckich,  którzy,  znajdując  tu,  co 
im  potrzeba,  nie  będą  jeździli  do  Austryi.  Rezolwując  podo- 
bny memoryał  Miączyńskiego,  General-Inspektora  Kawaleryi 
w  roku  1785,  Komisya  robi  ułatwienia  kupcom  moskiewskim 
i  brodzkim  celem  rozszerzenia  handlu  w  Radziwiłowie  *). 

Poleciła  Komisya  w  r.  1787  Tadeuszowi  Czac- 
k  i  e  m  u  pojechać  do  Jass  dla  ułożenia  się  z  xięciem  I  p  s  y- 
lantym  co  do  stosunków  handlowych  między  Polską  i  Mołda- 
wią. Układy  poszły  pomyślnie  i  traktat  był  już  podobno  za- 
warty, ale  druga  wojna  rosyjsko-turecka  przeszkodziła  wyko- 
naniu jego.  Tenże  C  z  a  c  k  i  składał  raport  o  handlu  Polski 
z  Galicyą  ***). 

W  okresie  trzecim  sprawy  handlowe  doznają  stałej  opie- 
ki i  troskliwości  tak  sejmu,  jako  też  administracyi.  Sejm.  czte- 
roletni tak  dalece  dbał  o  to,  aby  „handlujący  nie  zostali  wy- 
stawieni orriyleniu  swych  spekulacyj",  że  w  roku  1789,  gdy 
się  zabierano  energicznie  do  nowych  zaciągów  wojskowych, 
flisowie  zwolnieni  byli  od  rekrutowania  ***). 

Udawali  się  też  do  sejmu  kupcy  ze  swojemi  petycyami, 
jak  np.  konfraternia  kupiecka  w  Poznaniu  z  przytoczonemi 
już  wyżej  skargami  na  żydów  i  na  ucisk  urzędów  cłowych 
pruskich.  Ta  ostatnia  skarga  mogła  być  załawiona  chyba  na 
drodze  dyplomatycznej.  I  sejm  nie  zaniedbał  tej  drogi,  żeby 
wyzwolić  handel  polski  na  wszystkie  strony  od  ucisku  taryf 
i  komor  zagranicznych.  Wysadzona  z  łona  jego  Deputacya 
Interesów    Zagranicznych    prowadziła    układy    ze    wszystkimi 


*)     Pr.  Ekon.  A  22,  str.  240. 

**)  Oba  raporty  Czackiego  w  Dz.  Handlowym  1788,  str.  663 
i  585.  Sprawozdanie  Morskiego  na  sesyi  XVI  z  dnia  14/1  1791  roku, 
w  Dyaryuszu    urzęd.   1790,  str.  66. 

***)     Pr.   Ekon.   A/ 26,  str.  248. 


155 

niemal  sąsiadami,  a  na  jej  żądanie  Komisya  Skarbu  Koron- 
nego dostarczyła  informacyj  i  rad  swoich.  Te  noty  Komisy  i 
były  zredagowane  przez  owoczesnego  jej  członka,  Tadeu- 
sza Czackiego*)  i  zawierają  wiele  godnycłi  uwagi 
szczegółów  Iiistorycznycłi:  to  też  streścimy  je. 

W  nocie  o  handlu  z  Rosyą  autor  przypomina,  że  taryfa 
polska   za  Jana  III  (dawneż  to  czasy  !)  wydana,    a  na  mocy 
prawa  r.  1784  przetworzona,   jest  względną  dla  Rosyi;    prze- 
ciwnie taryfa  rosyjska    z  dnia  27  września  r.  1782   jest    nie- 
korzystna dla  Polski,  mianowicie  opłata,  wyszczególniona  pod 
literą  B.     Ukazem    z  dnia  22  grudnia    roku  17^4   do  Namie- 
stnictwa „ Katary nosławskiego",    towary  polskie,  nieprzerobio- 
ne, zostały  zwolnionemi  od  cła  tak  samo,  jak  poprzednio  już 
wolnemi   były  takież    towary,    idące  do  Białej  Rusi  i  Maloro- 
syi— tego  jednak  „nie  uważa  Komisya  za  dar  dla  Polski,  bo 
sam  powód    ukazu  chęci  uniżenia  fabryk   naszych,  odbierając 
pierwiastkowe    materyały,    nosi  na  sobie  cechę".     Zapatrując 
się  na  traktaty,  przez  rząd  rosyjski  z  Anglią  i  Francyą  zawar- 
te, »widzi  Komisya  kraj  uszkodzonym";    polskim  kupcom  nie 
wolno  w  Rosyi  sprzedawać  na  szczegół  towaru  w  niższej  od 
'3  rs.  cenie,  „w  Polszczę  zaś  markietani,  według  swego  upo- 
dobania,  przedają,    a  w  samej  Warszawie    nieraz    tutejsz^^ch 
kupców  uskarżenie  dowiodło,    jak  wiele  zysków  bez  żadnych 
opłat  ciągną**.    Domaga  się  ułatwień  w  sądownictwie  dla  ku- 
pców polskich,  ponieważ  „handel  nasz,  najwięcej  wozami  pro- 
wadzony,   zatrudnia    znaczną    liczbę    ludzi".     Uskarża  się  na 
^'yfc  rosyjską:    „Polska  4  proc.   od  produktów  moskiewskich 
^'Orąc,  sama    od    towarów    wielu  v?0,  40  i  60  proc.  opłaca". 
LTcaz  z  dnia  18  listopada  1784  roku    upewnił  Polakom  tran- 
zyt w  15- tu    warunkach,    lecz    potrzeba   więcej   komór,  gdyż 


*)  Znaleźliśmy  własnoręczny  brulion  Czackiego  w  jednej  z  plik 
Archiwum  Komisyi  Skarbu  Kor.  z  tytułem:  ^ Pismo  Czackiego  w  materyi 
handlu  3  lutego  1789  r.  ad  N-rum  74'',  do  Protokółu  Ekonomicznego  wpi- 
*^y  jest  ten  brulion  w  księdze  A,2<?,  str.  148.  Druga  nota  nosi  wyraźne 
cechy  stylu  i  erudycyi  Czackiego. 


156 

jedna  dozwolona  dotychczas  „mimo  starań  światłego  męża 
JW.  Potockiego,  starosty  guzowskiego,  rządcy  Towarzy- 
stwa czarnomorskiego  w  Krasnolesiu,  do  małej  części  kraju 
była  wygodą".  Każe  żądać  w  Cliersonie  dla  Polaków  tychże 
praw,  co  Francuzi  mają,  ponieważ  artykuł  13  traktatu  rosyj- 
sko-francuskiego  zabronił  pożyczać  imienia  obcym  towarom. 
„Wiadomo  zapewne  jest  P.  Deputacyi,  jak  Rosya,  chcąc  całą 
wagę  handlu  do  Chersonu  zwrócić,  przeszkadzać  chciała  han- 
dlowi Dniestrem,  a  dalej  nakłaniać  się  zdawała,  aby  statki 
polskie  pod  banderą  rosyjską  iść  mogły.  Lecz  część  woje- 
wództw: Bracławskiego  i  Kijowskiego,  oraz  Wołynia  rzeką 
Słuczą  tylko  zwracać  się  do  Chersonu  może,  całe  zaś  Podole 
i  obfita  część  Bracławskiego,  przez  odległość  swoję,  korzystać 
z  handlu  Chersońskiego  nie  mogąc,  życzenia  wznoszą  do  uła- 
twienia handlu  Dniestrzańskiego.  Handlowanie  zaś  pod  ban- 
derolą obcą  nie  tylko  że  uniżałoby  powagę  narodu,  ale  prze- 
ciwnem  byłoby  interesom  Polski,  aby  tego  pomoc  była  uży- 
waną, którego  zamiar  jest  usuwać  Polaków  od  zbiegu  prze- 
daży  jednychże  produktów.  Nadto  byłoby  to  przyciemniać  te 
świetne  traktaty,  które  w  ciągu  pół  wieku  cztery  razy  wol- 
ność spławienia  przez  Akkerman  upewniły,  i  wyrzekać  się 
swobody  żeglugi  na  morzu  Czarnem,  którą  traktat  roku  1577 
między  królem  Stefanem  a  Amuratem  III  ubezpieczył,  i  zapo- 
mnieć o  banderze  polskiej,  fermanem  roku  1699  przyznanej, 
a  dla  zamieszań  nieużywanej".  Jest  jeszcze  parę  punktów, 
które  pomijamy. 

Czytając  tę  notę,  przekonamy  się,  że  braku  gorliwości 
o  interesy  handlowe  Polski  zarzucić  nie  można  Czackiemu, 
gdy  pomimo  wyjaśnień  Stackelberga  z  r.  1784  ostro 
krytykuje  taryfę  rosyjską  i  podejrzliwie  dopatruje  szkodli- 
wych dążeń,  nawet  w  zwolnieniu  surowca  od  ceł.  Domaga- 
nie się,  aby  na  morzu  Czarnem  powiewać  mogła  bandera  pol- 
ska, jest  oparte  na  wybornym  wywodzie  historycznym,  ale 
politycznego  skutku  osięgnąć  chyba  nie  mogło,  gdy  Polska 
nie  korzystała  z  fermanu  roku  •1699,  gdy  żadnej  floty  już  od 
czasów  Władysława  IV  nie  posiadała,    pokojem  zaś  Kuczuk- 


157 

Kajnardży  tylko  flagi:    rosyjska  i  cesarska  otrzymały  od  Tur- 
ków prawo  przebywania  Bosforu. 

Cała  nota  zresztą  nie  dała  się  zużytkować  do  układów, 
ponieważ  nastąpiło  oziębienie,  a  w  końcu  zerwanie  stosunków 
z  powodu  odrzucenia  gwarancyi  rosyjskiej  przez  sejm. 

Co  do  łiandlu  pruskiego  nota  Komisyi  *)  zawiera  długi 
szereg  zażaleń  na  „uciążliwości"  liandlowe,  na  cyrkularze, 
którjTO  rząd  pruski  zakazuje  wprowadzać  zboże  do  Śląska, 
pędzić  woły  na  jarmark  do  Działdowa,  prowadzić  jagły  przez 
granicę,  na  ^samokupstwo"  drzewa,  przywłaszczone  sobie 
przez  kompanię  w  Szczecinie,  która  płaci  nader  nizką  cenę, 
a  jest  protegowana  przez  rząd  do  tego  stopnia,  że  kupiec, 
sprzedający  swe  drzewo  komu  innemu,  opłacać  musi  cło  do- 
datkowe w  stosunku  50  proc.  i  t.  d.  I  tu  autor  nie  omie- 
szkał przytoczyć  traktatów  dawnycłi,  poczynając  od  XVI  w. 
Wszystko  to  przydało  się  zapewne  Deputacyi  Sejmowej  pod- 
czas układów  z  Goltzem  i  Lucchesinim.  Lecz  ukła- 
dy zatoczył>'  się  głównie  około  kwestyi  Gdańskiej  i  spełzły 
na  niczem,  jak  wiemy  z  §  34. 

Traktatu  z  Turcyą  dopraszało  się  województwo  Podol- 
skie na  sześciu  sejmacli  i  król  czynił  staranie  w  Konstanty- 
nopolu, ale  napotykał  przeszkody  ze  strony  „obcej  potencyi" 
(zapewne  Rosyi),  zazdrosnej  rozszerzaniu  handlu  polskiego  na 
wscłiodzie.  Komisya  Skarbowa  Kor.  przygotowała  zbiór  tra- 
ktatów i  kapitulacyj  z  Porta  Otomańską,  żeby  dostarcz\x  ma- 
^ryałów,  gdy  się  nadarzy  chwila  do  układów  pomyślna  **). 
^brał  je  niewąpliwie  Piotr  Potocki,  starosta  szczerzecki,  ja- 
%  w  poselstwie  do  Carogrodu.  Poselstwo  to  było  bardzo 
kosztowne,  a  pomimo  to  bezowocne;  zdaje  się,  że  traktat  ża- 
^^n  nie  był  zawarty,  a  w  każdym  razie  nie  mógł  być  wy- 
konanym z  powodu  ukończenia  wojny  rosyjsko -tureckiej  i  wy- 


*)    Pr.    Ekon.    A/26,  str.  38—46. 

**)    Sprawozdanie    Morskiego    na  sesyi  XVI   z  dnia  14  2   1791  r., 
w  Dyaryuszu    urzęd.   1790  r.,  str.  67—68. 


158 

buchu  wojny  rosyjsko-polskiej,  która  doprowadziła  do  drugie- 
go rozbioru  *). 

Co  do  handlu  z  Austryą  Komisya  Skarbowa  Kor.  prze- 
syłala  zażalenia  do  króla  o  szkodach,  spowodowanych  tary- 
fami Józefa  II  i  wyznaczeniem  dwóch  tylko  miast  galicyj- 
skich komercyonalnych  do  stosunków  z  Polską;  sama  wysy- 
łała wyroby  krajowe,  mianowicie  fajans  i  skóry  wyprawne, 
żeby  się  przekonać,  czy  w  istocie  wywóz  ich  jest  w  Galicyi 
zakazany?  i  t.  p.  **).  Zdaje  się,  że  reklamacye  dyplomaty- 
czne skutku  nie  odnosiły.  Tylko  w  końcu  1789,  czy  na  po- 
czątku 1790  roku,  chcąc  Polskę  odciągnąć  od  przymierza  pru- 
skiego, K  a  u  n  i  t  z  poczynił  uprzejme  propozycye  posłowi 
polskiemu  Woynie,  pomiędzy  innemi  też  propozycye  kon- 
traktu o  żupy  wielickie  po  upływie  terminu  arendy  z  królem 
pruskim;  ale  podobno  Deputacya  Interesów  Zagranicznych  po- 
dziękowała za  nią,  tłómacząc  się  tem,  iż  Rzplita,  „ mając  zna- 
czne przed  sobą  wydatki,  o  kontraktowaniu  soli  skutecznie 
pomyśleć  nie  może  ***).  Odmowa  ta  zostaje  zapewne 
w  związku  z  nadziejami  odzyskania  całej  Galicyi,  budzonemi 
przez  Lucchesiniego. 

Deputacya  Interesów  Zagranicznych  prowadziła  też  ukła- 
dy z  posłem  szwedzkim,  z  Anglią  i  Hollandyą  ****).  Okolicz- 
ności i  brak  czasu  nie  pozwoliły  na  osiągnienie  skutków  po- 
żądanych; wszakże  Austrya  zniżyła  cenę  soli  o  trzecią  część, 
traktatem  w  Wiedniu  zawartym. 


*)  Złożona  sejmowi  w  czerwcu  r.  1791  rclacya  o  Deputacyi  inte- 
resów zagranicznych  donosi  o  rozpoczętych  negoc3''acyach  z  Porta,  tak  we 
względzie  politycznym  jako  i  handlowym  (Gazeta  Narod.  y  Obca  sesya 
z  dnia  7/6  1791,  str.   187). 

**)  Sprawozdanie  Morskiego  w  Dyaruszu  urzęd.  1790,  tom  I, 
część  2,  str.  66. 

***)  Listy:  Rękopis  Biblioteki  Uniw.  Warsz.  Kr.  674,  z  dnia  24  2; 
3/3   1790. 

****)  Engestróm  Wawrz.  hr.:  Pamiętniki  tłumacz.  J.  I.  Kraszew- 
skiego, 187v5.  Poznań,  str.  81,  143;  Gazeta  Nar.  y  Obca  sesya  438 
z  dnia  7  6  1791,  str.   187. 


159 

W  ogóle  niepodobna  było  nawet  wróżyć  powodzenia 
w  układach  o  traktaty  i  taryfy  łiandlowe,  bo  w  dyplomacyi 
głównym  czynnikiem  powodzeń  jest  siła  polityczna  rządu, 
a  sejm  czteroletni  dopiero  tę  siłę  wytworzyć  usiłował  i  owo- 
ców swej  pracy  jeszcze  zbierać  nie  mógł. 

Wystarcza  mu  do  chlubnego  uznania  jego  polityka  han- 
dlowa wewnętrzna,  przy  każdej  bowiem  sposobności  okazy- 
wał szczerą  troskliwość  o  rozwój  handlu,  zaufanie  i  szacunek 
dla  kupców.  Odwoływał  się  sejm  do  bankierów  krajowych 
w  sprawie  pożyczek  państwowych,  wprowadził  kupców  do 
Dyrekcyi  Tabacznej,  która  stanowiła  jeden  z  Wydziałów  Ko- 
misyi  Skarbu  Kor.,  zaszczycił  nobilitacyą  lub  indegenatami  13 
większych  i  mniejszych  bankierów  dnia  9  listopada  1790  ro- 
ku. Sprawa  mieszczan  wykaże  nam  później,  że  nawet  w  sfe- 
rze obyczajowej  dokonała  się  szybka  i  wszelkich  pochwał  go- 
dna przemiana. 

Okres  czwarty  jest  nieprzerwanem  pasmem  klęsk  poli- 
tycznycłi,  finansowych  i  handlowych.  W  lutym  w  r.  1793 
upadły  najmożniejsze  domy  bankierskie:  Tepper,  Szulc,  Arndt, 
Kabryt,  Prot  Potocki,  Klug,  Heyzler,  i  Laskiewicz  *).  Następ- 
stwem tego  bankructwa  był  powszechny  upadek  kredytu  i  ru- 
ina mnóstwa  osób  wszelkiego  stanu,  które  z  upadłemi  firma- 
mi zostawały  w  stosunkach  pieniężnych.  Rząd,  czyli  raczej 
wszechwładny  już  podówczas  poseł  rosyjski  Sievers,  wyzna- 
czył Komisyę  Bankową  pod  prez^-dencyą  biskupa  Skarszew- 
skiego; ta  prowadziła  likwidacyę  i  ogłaszała  decyzye  swoje 
w  piśmie,  umyślnie  na  ten  cel  wydawanem  p.  t.  „Wiadomo- 
ści Bankowe";  lecz  nie  ukończyła  czynności  swoich  przed 
wybucłiem  powstania  Kościuszkowskiego,  ze  zgromadzonych 
2aś  przez  nią  kapitałów  część  masy  Teppera  rozdał  członkom 
Wybicki  w  dniu   16  kwietnia,  obawiając  się,  żeby  nie  za- 


*)  Bankructwo  nastąpiło  w  końcu  lutego,  bo  już  dnia  1  marca 
1793  Komisya  nakazuje  oficyalistom  skarbowym,  kt<'»rzy  mieli  kaucye  ban- 
Itierskie,  złożyć  inne  w  ciągu  4  eh  tygodni.     Pr.  Kkon.  A,32,  str.  1'97. 


160 

bral  wódz  rosyjski  Igelstrom,  a  masy  Szulca  i  Kabryta  byl> 
zrabowane  przez  gmin  podczas  rewolucyi  dnia  17  kwietnii 
1794  roku  *). 

Powstanie  samo,  z  natury  rzeczy,  nie  mogło  sprzyja- 
handlowi.  Pobyt  trzech  armij  nieprzyjacielskich,  ofiar}^,  wy 
magane  przez  władze  i  wojska  powstańcze,  zatamowanie  ko 
munikacyj,  uniwersały  o  reformach  rolniczych  Kościuszk 
i  t.  d.,  wszystko  to  sprowadzało  najgroźniejszy  zamęt  i  ruin 
w  obrocie  handlowym.  Już  Rada  Zastępcza  wydała  żaka' 
wyprowadzenia  bydła  za  granicę  i  wszelkiej  żywności  po« 
dniem  17  maja;  potem  Rada  Najwyższa  Narodowa  dwukrot 
nymi  uniwersałami  ponawiała  tenże  zakaz,  a  dla  Warszawy 
podczas  oblężenia  Prusaków,  ustanawiała  cenę  produktóv 
i  żywności  **).  Okoliczności  usprawiedliwiały  tę  rewolucyjn. 
politykę  i  Wydział  Żywności  dobrze  spełnił  swoje  zadanie 
ponieważ  ocalił  Warszawę  od  głodu,  a  nawet  od  wielkie 
drożyzny  podczas  oblężenia.  W  takim  stanie  rzeczy  dziwi 
się  raczej  można  temu,  że  do  Gdańska  spławiono  zbóż  bar 
dzo  znaczną,  prawie  maximalną,  ilość.     (Tab.  88). 

41.  Prz^^patrzmy  się  teraz  bliżej  stanowi  kupieckiemi 
poznajmy  jego  znakomitszych  przedstawicieli.  Za  czasów  Se 
skich,  w  samej  nawet  Warszawie,  znaleźlibyśmy  zaledwo  lvi 
ka  firm  zamożnych;  w  maluczkich  nieludnych,  zr^ujnowanyc 
miastach  Polski  i  Litwy  handlu  nie  było;  pozostało  tylko  kn 
marstwo.  Stan  kupiecki,  czyli  raczej  grupa  kupców  wśró 
stanu  miejskiego,  wytwarza  się  dopiero  za  Stanisława  Ai 
gusta. 

W  Warszawie  po  sklepach,  otaczających  rynek  Stareg 
Miasta,  bywał  w  znacznym  zapasie  towar  turecki  i  „ostyr 
dyjski"   (indyjski?  wschodni);  sprzedają  go  Ormianie:  Pascha 


*)  Wyznaje  to  sam  Wybicki  (Pamiętniki  wyd.  Raczyńskieg 
tom  V,  str.  61). 

**)  Gaz.  Wolna  Warszawska.  Nr.  8,  str.  105,  Gazeta  Rzą^ 
Nr.  20,  str.  78  i  79. 


lól 

lis,  Muradowicz,  Jędrzejewicz,  Minasowicz,  Makaro- 
wicz,  Krzysztofo wicz,  Łukasiewicz.  Winami  handlują: 
Przybyłowski,  Abrahamowicz  i  baron  Desymanowicz, 
który  chciał  zawsze  zakrawać  na  panka.  Najcelniejszy  skład 
sukna  miał  Gautier  przy  ulicy  Ś-to  Jańskiej.  Lite  i  bława- 
tne  tkaniny  sprzedawali  Dul  fus,  Nazon  i  Denoyer.  Maga- 
z\'n  mód  pryncypalny  z  czasów  Augusta  III  znajdował  się  na 
Saskim  placu  i  należał  do  Clermonfa. 

Na  większą  skalę  rozwinęli  interes:  Fontana,  Bisty 
i  pani  Syrakuzyna,  bo  dostarczali  tabaki  na  cały  kraj;  nad- 
to Fontana,  ojciec,  prowadził  wielki  sklep  korzenny  i  miał 
wódki  rozmaite  oraz  „likwory"   *). 

Były  to,  zdaje  się,  najdawniejsze  firmy  z  czasów  Augu- 
sta III.  Nowe  przybywać  zaczęły  za  Stanisława  Augusta. 
Nie  możemy,  naturalnie,  oznaczyć  dat,  ani  ułożyć  spisu  okre- 
sami; nie  wątpimy  jednak,  że  rozrost  konfraternii  kupieckiej 
w  Warszawie  postępował  równoległe  z  wzrostem  ludności 
uwydatnionym  w  Tab.  56  i  do  maximum  swego  doszedł 
w  epoce  sejmu  czteroletniego. 

Na  początku  r.  1789  Warszawa  liczyła  181  większych 
firm  cłirześcijańskich,  które  miały  stosunki  handlowe  z  zagra- 
nicą i  którym  Komisya  Skarbu  Koronnego  robiła  tę  dogo- 
dność, że  ich  paki  z  towarami  były  przepuszczane  bez  rewi- 
2yi  celnej  wprost  do  komory  Warszawa.  Rejestr  tych  kup- 
ców był  ułożony  w  porządku  alfabetycznym  i  podpisany 
przez  magistrat  m.  Starej  Warszawy,  a  znajduje  się  w  aktach 
Komisyi**).  Niemasz  w  tej  liczbie  kramarzy,  sklepikarzy, 
przekupniów,    niema    też    żydów,    którzy,    pomimo    zakazów. 


*)  Magier:  Estetyka  miasta  Warszawy  Rzpllcj  (oryginał)  karty  a. 
16.  17. 

**)  Pr.  Ekon.  A/26,  str.  335—338  (druk).  Podpisali  się  Dekert, 
f^^dtnt,  I.  Łukaszewicz,  starszy  Jawnlk,  i  Antoni  Plath,  starszy 
JSminny. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.— T.  II.  11 


Ió2 

handlowali  jednak  w  samej  Warszawie  na  Pociejowie,  Kło- 
pockiem  i  w  Marywilu  (przedstawionym  na  str.   169). 

Nie  powtarzając  całej  listy,  wymienimy  tylko  największe 
znakomitości  z  uwagą,  źe  poprzednio  wyliczone  firmy  utrzy- 
mywały się  w  większej  części. 

Wina  węgierskie  najlepsze  znajdowały  się  u  Kuro  w- 
s k i e g o  na  Krakowskiem  Przedmieściu,  u  Maruszę w- 
s  k  i  e  g  o  na  ulicy  Freta,  oraz  u  Fukiera  w  rynku  Sta- 
rego Miasta. 

.  Cukrów  dostarczali.  Lentz  i  Perosier;  zdobyli  oni 
sobie  prawie  monopol  na  cały  kraj. 

Owoce  włoskie  sprowadzał  C  a  m  p  i  o  n  i  *). 

Magazyny  mód  utrzymywali:  Richard,  bogaty  cu- 
dzoziemiec, który  dał  Rafało wieżowi  w  posagu  za  córką  12.000 
czer.  zł.  (216.000  złp.);  Toussaint,  który  zginął  na  Pra- 
dze w  r.  1 794;  Carpentier,  który  miał  kapelusze,  sprzą- 
czki do  trzewików,  guziki,  szlaczki,  ale  i  całe  fraki.  Damom 
służyły:  Łazarewiczowa,  Rogalska  i  Ledoux,  naj- 
pierwsze  pucmacherki,  czyli  kornecyarki;  H  u  r  t  i  g  na  Kra- 
kowskiem Przedmieściu  istniał  przed  r.  1774,  a  miał  w  swo- 
im sklepie  materye,  wstążki. 

Z  księgarzy  najdawniejszymi  byli :  Łokajewski^ 
Szczepański,  Nawarski  (przy  ulicy  Ś-to  Jańskiej), 
Jarocki,  Słowiński,  Nicolai.  Potem ,  zdaje  się 
w  pierwszych  latach  panowania  Stanisława  Augusta,  założył 
w  Marywilu  swoje  sławną  księgarnię  Michał  GroU,  „uczci- 
wy, pracowity,  doznający  szacunku"  i  wykształcony,  gdyż 
posiadał  kilka  języków.  Byłato  księgarnia  nie  tylko  sorty- 
mentowa, zaopatrzona  obficie  w  dzieła  krajowe  i  zagraniczne, 
ale  też  nakładowa  i  bardzo  czynna,  jak  świadczą  tytuły  mnó- 
stwa wydanych  przez  nią  dzieł  i  broszur,  skatalogowanych 
obecnie  przez  Zygmunta  Wolskiego  w  dodatku  do  monografii 
poświęconej  temu  księgarzowi  przez  Adolfa  Pawińskiego  (1896, 


*)     Magier:  Estetyka  m.  Warszawy,  str.   17  a.   16. 


163 

Warszawa).  Zaszczycony  był  tytułem  radcy  J.  K.  Mci.  Miał 
też  własną  drukarnię.  Może  niemniej  czynnym  byt  księgarz 
nakładca  Dufour,  na  Krakowskiem  Przedmieściu;  figuruje  on 
też  na  licznycłi  drukacłi.  G  a  y  miał  w  swej  księgarni  na- 
rzędzia fizyczne  i  matematyczne  (około  roku  1790),  Po  ser, 
trzymał  głównie  książki  niemieckie,  Lex  i  Płiaff,  urzą- 
dzili czytelnię  Francuzką;  Au  i  Netto  mniej  znani  *). 

Istniały  też  sklepy  niemal  uniwersalne  towarów  fran 
ciizkicli  i  angielskicti:  Hampli,  Jarzewicza,  Rosle- 
ra,  Prota  Potockiego  iTeppera,  nadzwyczaj  ob- 
szerne i  świetne.  Można  było  tam  znaleźć  najrozmaitsze 
przedmioty:  kandelabry  i  lorynetki,  kucłinie  i  igły,  rzędy  koń- 
skie i  dewizki,  sukna,  muśliny,  podeszwy,  papier  listowy, 
portfele,  powozy,  całe  urządzenie  domów,  a  nawet  trunki,  jak 
np.  piwo  angielskie. 

Sklep  Hampli  w  pawilonie  pałacu  Radziwiłłowskiego 
był  w  r.  1778  jedną  z  największych!  osobliwości  Warszawy. 
B  e  r  n  o  u  i  1  li  widział  w  licznycłi  jego  pokojach  taki  skarb 
w  srebmycłi,  bronzowycłi,  kryształowy cłi  i  marmurowycłi 
^vyrobacli,  tyle  waz,  posągów  i  obrazów,  że  mu  się  w  oczacli 
Wo.    Później  sklep  ten  przeszedł  na  własność  No  fok  a. 

Jarzewićz  trzymał  towary  wyłącznie  angielskie; 
najmniejsza  rzecz  kosztowała  szyling,  a  płacono  gotówką,  bo 
w  sklepie  tym  nie  było  wcale  książki  kredytowej. 

Rosi  er,  mieścił  się  we  własnej,  na  owe  czasy  wspa- 
niałej kamienicy,  która  do  dziś  dnia  istnieje  i  znaną  jest  po- 
wszectmie  pod  jego  imieniem.  Zdaje  się,  że  to  był  spólnik 
Hurtiga. 

Sklepy  T  e  p  p  e  r  a,  na  Miodowej  są  nam  już  znane 
z  Nr.  117. 


*)  Magier:  1.  cit,  str.  17.  Bernouilli  u  Liskego  (Cudzoziemcy 
w  Polsce),  str.  220.  Racłiunek  ze  sklepu  Hurtiga  w  Archiwum  Sk.  Kor. 
1-V,  plika  Nr.  104. 


16^ 

Sklep  Prota  Potockiego,  na  Krakowskiem  Przed- 
mieściu, zawierał  najrozmaitsze  towary  i  przedmioty  z  fabryk 
angielskich  *). 

Dwaj  ostatni  należeli  nadto  do  liczby  bankierów. 

Pierwszymi,  co  do  czasu,  bankierami  byli:  Adam  Zie- 
mann  (na  Podwalu)  i  hrabia  Riaucour  (ul.  Ś-to  Jańska). 
O  pierwszym  wiemy,  że  był  członkiem  Kompanii  Manufaktur 
Wełnianych  w  latach  1766—1770,  że  występował  w  r.  1776 
do  Rady  Nieustającej  z  projektem  założenia  Lombardu,  prócz 
tego,  że  sejm  delegac3'jny  pozwolił  mu  kupować  dobra  ziem- 
skie**); drugi  był  zapewne  człowiekiem  bogatym,  jeźli  zapła- 
cił za  swój  indygenat  100.000  tynfów,  czyli  126.666  złp.  w  r. 
1765.  Pieniądze  król  Stanisław  August  oddał  Komisyi  Skarbu 
Kor.  do  funduszu,  zbieranego  na  zakupienie  „pałacu  Rzpltej". 
Sejm  1766  roku  udzielił  tego  zaszczytu  przez  konstytucyę  na- 
stępnego brzmienia:  „Że  wiele  na  tem  zależy  Rzpltej,  żeby 
ludzi  cnotliwych  i  majętnych  osobliwemi  względami  zaszczy- 
cać, Ur.  Piotra  Riaucoura  z  synem  Jędrzejem  i  z  sy- 
nowcem Józefem,  Generałem  Majorem  w  wojsku  Litewskiem, 
i  Ludwika,  biskupa  ptolemejskiego,  jako  też  Ur.  Karola 
S  c  h  m  i  1 1  a,  in  Imperio  szlachtą  będących,  prout  ex  diplo- 
matibus  ichźe  constat.  Nam  zasłużonych  za  powszechną  zgo- 
dą do  indygenatu  i  prerogatyw  szlachectwa  w  Koronie,  W.  X. 
Litewskiem  i  prowincyach,  do  nas  należących,  przypuszczamy 
et  capessendorum  bonorum  capaces  mieć  chcemy"  etc.  ***). 

W  większych    operacyach    finansowych    z  epoki    sejmu 
czteroletniego  Riaucour    nie  jest  wspominany;  sądzimy  je- 


*)  Schultz:  „Reise  eines  Lieflanders  I,  131".  Bernouilli  u  Li- 
skcgo  str.  243;  Magier:  1.  cit.,  str.  a.  26. 

**)  Vol.  Leg.  VIII,  f.  265,  (str.  152).  Akta  Departam.  Policyi 
od  roku  1776  D.  P.  15  i  Protok.  Czynności  tegoż  Departamentu  1776 
i   1777  D.  P.  2,  str.  23  w  Archiwum  Głów.,  oraz  niżej  §  46. 

***)  Magier:  op.  cit.,  str.  17;  Pr.  Ekon.  A/2,  str.  132  (dyspozycya 
kupienia  domu  skarbowego,  z  dnia  28/2  r.  1765).  Vol.  Leg.  VII,  f.  377 
(str.  166). 


165 

dnak,  że  przykład  cudzoziemca  bogatego  i  tytułowanego,  co 
się  trudnił  łiandlem  pieniężnym,  mógł  być  pożyteczny  dla 
szlactity  polskiej  i  oddziaływał  zapewne  na  podniesienie  stanu 
kupieckiego  w  jej  pojęciu. 

Gdy  na  mocy  ucłiwały  sejmowej  Komisya  Skarbu  Kor. 
zawarła  w  r.  1768  kontrakt  o  loteryę  z  Genueńczykami  (mar- 
grabią de  Cr  osa  i  Filipem  de  Gibeili),  założony  był 
kantor  w  Warszawie  do  sprzedawania  biletów  i  rozegrywania 
ich.  Naczelnikiem  kantoru  był  Boccardo,  który  był  zali- 
czany do  bankierów  warszawskich;  zapewne  prowadził  inte- 
resa  bankierskie  po  zniesieniu  loteryi  Genueńskiej  i  zastąpieniu 
jej  krajową  w  r.  1775  *). 

Banki  prywatne  mnożyły  się  za  Stanisława  Augusta  już 
w  pierwszym  okresie  dla  tego  zapewne,  że  Komisya  Skar. 
Kor.,  sądząc  sprawy  wekslowe  regularnie  i  niezwłocznie,  na- 
wet po  za  kadencyami,  ubezpieczała  kredyt  handlowy. 
A  jeszcze  żwawszy  ruch  w  tej  gałęzi  objawia  się  w  okresie 
drugim  pod  wpływem  pokoju  i  ustawy  wekslowej  z  r.  1775, 
która  pozwoliła  szlachcie  wystawiać  weksle,  a  raczej  poddała 
weksle  szlacheckie  ogólnym  przepisom  i  szybkiej  egzekucyi. 
Wtedy  bankierowie  zaczęli  wypożyczać  pieniądze  na  ewikcyę 
dóbr  ziemskich,  tudzież  przyjmować  kapitały  na  lokacyę. 
Ofiarowali  wysoki  procent:  po  6,  7,  8  od  sta,  a  czasem  107o 
i  więcej  **).  Niosła  więc  szlachta  wzięte  w  Gdańsku  dukaty; 
niejeden  sprzedawał  dobra,  pozbywając  się  kłopotu  z  dzier- 
^wcami  i  oddawał  cały  kapitał  do  kantoru.  Niektórzy  dzi- 
wili się,  jak  można  opłacać  tak  wysokie  procenty?  ale  odpo- 
wiadano im:  C'e st  le  secret  de  la  maison.  Widziano 
w  kantorze  kilku  oficyalistów,  pochylonych  nad  grubemi  księ- 
gami, skrzynię  mocno  okutą,  długie  stoły  do  liczenia  pieniędzy 


*)  Vol.  Leg.  VII,  f.  672  (str.  314);  Pr.  Ekon.  A/ 5,  str.  154  i  440; 
Magier:  op.  cit,  kartka  przy  str.  a.  24. 

**)  Magier:  1.  cit.,  str.  33.  Gronau:  „Ueber  den  Ycrfall  der 
Hauptstadt  Warschau  1804*,  Ragoczy,  str.  16. 


166 

i  obfitość  woreczków  płóciennych,  zawierających  po  500  du- 
katów. Woreczki  te  różniły  się  kolorem:  Tepper  miał  zielone, 
Blanc  czerwone,  Potocki  żółte;  ale  publiczność  nie  do- 
myślała się,  że  bankierowie  wypożyczają  je  sobie  wza- 
jemnie. 

Konstytucya  nobilitacyjna  z  d.  9  listopada  1790  r.  wy- 
mienia sześć  następnych  osób,  jako  „pierwszych  bankierów"; 
Piotra  z  Ferguszonów  Teppera,  zięciów  jego:  Karola  Szul- 
ca i  Augusta  Wilhelma  Arndta,  Fryderyka  K a bry ta  i  zięcia 
jego  Jana  Meysnera;  nareszcie  Piotra  Blanka.  Nadto 
udzielono  nobilitacyę  „drugim  bankierom",  do  których  zali- 
czeni: Jan  Klug,  Fryderyk  Segebarth,  Franciszek  Marcin 
Frybes,  Piotr  Gotar  Frybes  i  J.  Karol  Frybes,  Andrzej 
Kapostas,  Fr.  Mori  no,  Jan  Fenger  i  Wincenty  Laskie- 
wicz.  Mówi  o  nich  akt,  że  „otwarciem  swoich  banków 
handel  znaczny  ułatwiają,  a  ztąd  dla  kraju  stają  się  poży- 
tecznymi" . 

Pierwsze  w  tym  poczcie  miejsce  zajmował  dom  Tep- 
pera. Protoplasta  jego  przybył  z  Anglii,  czy  Szkocyi,  jak 
dowodzi  pokrewieństwo  z  Fergusonami;  nie  wiemy  wszak- 
że, ktoto  mianowicie  i  kiedy  osiadł  w  Polsce?  Konstytucya 
z  r.  1764,  pozwalająca  Piotrowi  Tepperowi  kupować  place 
w  Warszawie  i  wznosić  na  nich  ozdobne  domy  lOb  spichle- 
rze zbożowe,  mieni  go  obywatelem  miasta  Poznania  *).  Był 
on  jednym  z  pierwszych  kupców,  prowadzących  handel  litych 
materyi  oraz  galonów  złotych  i  srebrnych,  miał  sklep  w  Rynku 
Starego  Miasta  pod  ratuszem,  bodaj  jeszcze  za  Augusta  II**). 
Już  w  r.  1750  używał  nie  małego  poważania,  gdy  jeden  z  pa- 
nów   znaczniejszych,    mianowicie    Wielopolski,   chorąży  w  k., 


*)  Vol.  Leg.  VIT,  fol.  572  (str.  164);  mylnie  więc  podaje  Magier 
(1.  cit.,  str.  34),  jakoby  Piotr  Tepper  był  „rodem   z  Torunia*. 

**)  Magier:  1.  cit.  powiada,  że  sklep  istniał  około  r.  1740,  lecz 
profesor  Michał  Szymanowski  ogłosił  rachunek  Teppera  z  roku  1728 
w  Kur}'erze  Warsz.  przed  kilku  laty. 


167 

amator  gry  na  skr^pcach,  grywaf  z  nim  duety  *).  Prowadzi 
interesa  bankierskie  z  pewnością  już  w  1769  r.,  ale  zapewne 
znacznie  dawniej"").  Fortunę  swoje  powiększał  żwawo,  a  żył 
skromnie,  w  porównaniu  bo\viem  z  jego  dochodami  nie  było 
zbjt  uciążliwym  wydatkiem  wystawienie  domu,  czyli  pałacu 
na  Miodowej  w  kstałcie  kasy  bankierskiej  (podług  planów 
Schoregera).  Zresztą  pierwsze  piętro  wynajmował  ambasadorom 
fosjjskiemu  i  austryackiemu  (baronowi  Rewitzkiemuł.  W  licz- 
bie kilkunastu  znaczniejszych  kupców  i  mieszczan  otrzymał  od 


■^^ 

wra 

''"iłłMritMS 

im 

1 1  \ 

WĘ^¥i 

1 

"tt 

;   ' 

-- 

— 

-...  -, 

___] 

Pałao    Teppera    (daS   E.  Grabowskiego,    MioJown  Nr.  3) 
podług  LcoiKud*  SchmiJlnera  iis:i). 

sejmu  delegacyjnego  pozwolenie  nabywania  dóbr  ziemskich,  ale 
bez  tytułu  szlachectwa'"*).     Będąc   bezdzietnym,  przysposobił 


•)  ParaięŁ  St.  Aug.  Poniatowskiego,  przdoż.  iiroiiisl.  Zalc- 
»''''go  1870.    Drezno  I,  40. 

")  Slan.  Augwt  nazywa  go  (1.  cit.)  bankierem  jaż  w  roku  1750, 
"*  Pttrnicliiik  byt  pisany  potniej;  nazwa  la  mogła  być  doJ.iną  z  przyzwy- 
""jwia;  w  roku  zaś  1769  Komisya  Skarbu  Koron,  płaciła  mu  I  proc.  za 
P"»*blowaiiie  sum,  wyayłanvch  za  gronie?  (Pr.    F-kon.   .-\  6,  pud  dniem 

•^    VoI.  Ug.  VIII,  r.  26.\  (sir.   If.J).     .Magier:   1.  c,  sir.  a  21'. 


168 

siostrzeńca,  imieniem  też  Piotra,  lecz  odróżniającego  się  zawsze 
przydatkiem:  „z  Ferguszonów".  Ten  spadkobierca  otrzymał 
ogromną  fortunę  i  był  uważany  za  najbogatszego  bankiera 
północy.  W  istocie  widzimy,  że  inwentarz  samych  sklepów 
(Nr.  117)  wykazywał  w  r.  1783  kapitału  tal.  1,242.1 11,  czyli 
złp.  owoczesnych  7,452.665,  nie  licząc  funduszów,  umieszczo- 
nycli  w  interesie  bankierskim,  w  entrepryzie  tabacznej,  oraz 
w  dobrach  Falenty,  Gołków  i  Sękocin  (pod  Warszawą),  które 
były  cenione  na  4  miliony  złp.  Kantor  bankowy  miał  ciągle 
stosunki  ze  Skarbem  Koronnym  i  ze  Skarbem  Królewskim;  za- 
łatwiał wszelkie  zlecenia  i  utrzymywał  fundusze  ambasady  ros- 
syjskiej,  bardzo  znaczne  *).  Nawet  cesarzowa  Katarzyna  II,  po- 
sługiwała się  domem  Teppera,  np.  przy  sprowadzaniu  klejno- 
tów z  zagranicy  do  Petersburga.  I  otóż  z  takiemi  zasobami, 
z  takimi  stosunkami  i  z  ogromnym  kredytem  Ferguson  Tepper 
stracił  uzbieraną  przez  starego  Teppera  fortunę.  Przyczyna 
główna  leżała  bodaj  w  osobistych  jego  przymiotach,  czyli  ra- 
czej wadach,  w  tej  mianowicie,  że  sobie  zasłużył  na  opinię 
„bardzo  głupiego  człowieka"  **).  Był  nadzwyczajnie  próżny 
i  niedbały.  Utrzymywał  dom  swój  na  stopie  najwspanialszej, 
wkładał  grube  sumy  w  gospodarkę  wiejską,  na  której  zape  > 
wne  się  nie  znał,  ale  która  mu  potrzebną  była  tylko  do  figu- 
rowania w  rzędzie  obywateli  ziemskich;  kupił  sobie  krzyż 
maltański  3-ej  klasy,  który  zawsze  nosił  w  pętlicy;  wysadził 
się  na  przyjęcie  Stan.  Augusta  w  swoich  Falentach  i  sprawił 


*)  Tak  np.  kasa  nadzwyczajna,  zostawiona  przez  Bułhakowa, 
wynosiła  12  —  13  tysięcy  dukatów,  jednocześnie  dla  Igelstroma  leżało 
100.000  dukatów.     Pamiętnik  Sieversa,  wyd.  Żupańsk.  V,  60). 

**)  Gdy  raz  w  roku  1787,  w  domu  hetmana  W.  Lit.  Ogińskiego, 
mówił  Hailes  z  przesadną  dumą  o  Anglii,  jako  o  „największym  z  naro- 
dów Europy*,  Wawrz.  hr.  Engestrom,  poseł  szwedzki,  urażony  tern  odpo- 
wiedział: „Możecie  pp.  Anglicy  być  bogatszymi  od  nas  wszystkich,  ale 
gdyby  na  tej  zasadzie  wielkość  się  opierała,  toby  bankier  Tepper,  którego 
wszyscy  mamy  za  bardzo  głupiego  człowieka,  więcej  był  wart,  niż  my", 
(Pam.,  str.  96). 


170 

całą  zastawę  srebrną,  wyrobioną  w  kłosy.  Grał  rolę  wiel- 
kiego pana  i  rujnował  się,  żeby  panowie  zapomnieli  o  jego 
rodzie,  tak,  jak  się  oni  rujnowali  dla  upamiętnienia  swycłi 
rodów.  Żona  Filipina,  niegdyś  piękność,  zacłiowała  pretensye 
w  wieku  podeszłym  i  cisnęła  się  też  do  wielkiego  świata. 
Mieli  dziesięcioro  dzieci,  z  którycli  jeden  syn,  w  9-ym  roku 
życia,  miał  być  cudem  muzycznym,  ale  dorósłszy,  wszyscy 
podobno  wykierowali  się  na  utracyuszów,  utrzymywali  an- 
gielskie konie,  groomów,  powozy  etc.  Powiadano,  że  na  trzy 
dni  przed  bankructwem  zajeździli  sześć  koni  angielskicłi  na 
polowaniu.  Dwaj  weszli  do  wojska  rosyjskiego  dla  rang  *). 
Z  córek  jedne  wydal  Tepper  za  Szulca,  drugą  za  buchaltera 
swego  Arndta.  Pierwszy  otrzymał  w  posagu  od  dziadka  i  te- 
ściowej 103.296  złp.,  potem  zapis  od  teścia  na  215.364  złp.  **}. 
Obaj  zięciowie  zresztą  czerpali  podobno  z  kasy  teścia  jak 
z  własnej;  ich  żony  żyły  na  wielkim  świecie.  Przez  próżność 
też  zapewne  udzielał  nieograniczonego  kredytu  osobom  wy- 
sokiego stanowiska.  Stackelberg  już  w  1784  r.  zadłużył  mu 
się  na  17.000  czer.  zł.  i  nie  opłacał  nawet  procentów***).  Stan. 
August  u  niego  właśnie  robił  największe  długi — w  r.  1793 
wykazał  5,120.636  złp.;  nadto  młodszy  Radziwiłł  zadłużył  się 
na  1,980.000  i  jeden  z  Potockich  na  1,800.000  złp.  ****). 

Ggybyż  znał  przynajmniej    Tepper    swoje  interesa!     Ale 
wieść  niosła,  że  do  kantoru    swego  nie  zaglądał    latami   całe- 


*)  Schultz:  „Reise  eines  Licfl."  IV^,  4 — 10;  Bernouilli  u  Liske- 
go,   str.  219.  Magier:    1.  cit. 

**)  Metryka  Koron.  ks.  409,  Nr.  22  i  24.  Zapis  Teppcra  może 
zresztą  pochodzić  z  jakiejś  ugody  co  do  wierzytelności  Ponińskich  Ale- 
ksandra i  Karola. 

***)  Pisał  o  tern  król  do  Kicińskiego  pod  dniem  20,'5  1787  w  Ka- 
linki: Dok.  II,  53  (Pam.  z  XVIII  w.  Żupańsk.  tom.   10). 

****)     Z  listu  SicYcrsa  do  Katarzyny  II;  Tepper  przychodził  do  niego 
ze  swym  memoryałem;  cyfry  powyższe,    wyrażone  w^  dukatach,   tudzież  ra- 
chunek długów  królewskich,    w    Pamiętnik.   XVIII  wieku.    Żupańsk.  V,    34 
419,  97. 


171 

mi,  że  nie  widział  nadużyć,  jakich  dopuszczali  się  jego  ofi- 
cyaliści.  Pierwszy  buchalter,  pobierający  pensyi  2.000  czer. 
zł.  (^6.000  złp.)  żył  tak,  że  wydawać  musiał  z  8.000  czerw, 
zł.;  żona  jego  co  roku  jeździła  dwiema  poczwórnemi  kareta- 
mi do  Karlsbadu,  Spa,  Nicei,  Bath,  a  mąż  w  domu  hulał 
z  aktorkami.  Każdy  oficyalista  wydawał  4  albo  5  razy  wię- 
cej, niż  płaca  jego  wynosiła. 

„Wracając  do  tego  nieszczęśliwego  Teppera  (pisze  Sie- 
vers)  nie  zasługuje  on  na  żadne  politowanie,  jakkolwiek  jest 
strasznem  obecne  jego  położenie.  Źle  on  wyszedł  z  Generałem 
encłief,  baronem  Igelstromem,  nie  zapłaciwszy  mu  na  ra- 
chunek całej  sumy  42.000  dukatów,  które  mu  na  ten  cel  król, 
jako  jego  dłużnik,  doręczył.  Oszukał  on  jeszcze  wiele  innych 
osób,  oszukiwany  sam  od  swoich  zięciów  i  komisantów". 

Powiadano,  że  bezpośrednim  powodem  bankructwa  miało 
być  zatrzymanie  sum,  należnych  od  rządu  rosyjskiego.  Przy- 
toczony ustęp  i  w  ogóle  korespondencya  S  i  e  v  er  s*  a  nie 
sUnerdza  tych  pogłosek.  Wiarogodniejszem  jest  tlómaczenie 
tc^goż  Sieversa,  że,  prócz  długów  królewskich  i  pańskich,  firmę 
tę  dotknęła  najbardziej  „stagnacya  pieniężna  i  kredy^towa  na 
kontraktach  w  Dubnie  w  chwili,  kiedy  nadeszła  wiadomość 
o  wkroczeniu  Prusaków  do  Polski".  Ostateczna  likwidac\'a 
^^ykazała  w  r.  1803,  że  pasywa  jego  wynosiły  3,288.310  duka- 
tów, a  więc  59,191.580  złp.,  ostateczny  zaś  decyfit  1,046,200 
^uk-  *).  Zresztą  nie  wydajemy  stanowczego  sądu.  Sprawa  tej 
iipadłości  powinna  znaleźć  specyalnego  badacza;  księgi  Teppe- 
rowskie  leżą  do  dziś  dnia  w  starannem  przechowaniu  w  Ar- 
chiwum Głów.  Królestwa. 

Karol  Szulc,  według  Strojnowskiego,  posiadał  3  miliony 
w  kapitałach  i  do  P/o  w  dobrach  dziedzicznych.  W  dobrach 
swoich  Woli  Radziwiłłów  założył  dwie  fabryki,  ale  najbar- 
^i^j  trudnił  się  budowlami.     Wystawił  około  60  nowych  do- 


•)    Pam.  z  XVm  w.  Żupań.  V,  str.  86  i  61.  Dystrybucya  Korni- 
syi  Wspólnej  Trzech  Dworów  do  Banków  Upadłych. 


172 

mów  w  Warszawie,  a  zakupiwszy  obszerny  plac  od  Potoc- 
kiego, starosty  Uomackiego,  pobudował  kilka  wielkich  kamie- 
nic i  kilka  mniejszych  domów.  Cala  posesya,  zwana  i  dzi- 
siaj Tłomackiem,  stanowiła  obszerne  podwórze,  ozdobione 
dwiema  studniami  i  odgrodzone  od  ulicy  sztachetami.  Wy- 
kopał też  kanał  na  Lesznie.  Na  temże  Tłomackiem  podróżnik 
Schultz  widział  w  maju  1793,  jak  sprzedawano  z  licytacyi 
stajnie  Teppera,  40  koni  rasowych  i  ruchomości  *). 

Arndt  „nieco  uczony"  miał  gabinet  historyi  naturalnej 
i  narzędzi  fizycznych  oraz  bibliotekę  w  domu  własnym,  przy 
ulicy  Mazowieckiej  (pod  Nr.  1348).  Nie  zajmował  wydatnego 
stanowiska  w  świecie  finansowym,  a  jednak  zbankrutował  ra- 
zem z  teściem  i  szwagrem. 

K  a  b  r  y  t,  rodem  Niemiec  z  Prus,  otworzył  bank,  jak 
się  zdaje,  po  pierwszym  rozbiorze  kraju.  Żył  zbytkownie 
i  upadł  razem  z  Tepperem.  Opowiada  o  nim  pewiem  szlach- 
cic: „Byłem  i  ja  na  jednym  obiedzie  u  Kabrego.  Cóżto  tam 
za  zbytek,  jaka  panowała  czystość  i  elegancya!  Mało  który 
dom  pański  mógł  temu  wyrównać.  Wszędzie  najkosztowniej- 
szemi  dywanami  powyściełane  posadzki:  po  wszystkich  po- 
kojach bronzów,  szkieł,  zwierciadeł  pełno;  wszystko  to  albo 
angielskie  albo  paryzkie...  Dano  przed  obiadem  wódkę  w  naj- 
piękniejszych serwisach  kryształowych...  Jedzenie  nieporów- 
nane... Pani  Kabrowa  była  nie  piękna;  ale  grzeczna  i  wielka 
elegantka...  Bieliznę  posyłano  do  prania  do  Paryża**  **).  Przy 
bankructwie  pasywa  jego  (1,170.115  dukatów)  przewyższały 
ogół  aktywów  o  139.314    duk.,    czyli  około  2  /g  miliony  złp. 

M  .e  y  s  n  e  r,  zięć  jego,  lepiej  prowadził  interesa  swoje 
i  utrzymał  się  podczas  bankructwa  czterech  firm  powyższych. 


*)  Glos  Stroynowskiego  w  Dz.  Cz.  S.  G.  W.  na  sesyi  342 
z  dnia  8/11  1790;  Magier:  loc.  cit.;  Schultz:  Reise  eines  Lieflanders  I, 
150,   149. 

**)  J.  Duklan  Ochocki:  Pamięt.  wyd.  I.  J.  Kraszewski  1857 
Wilno  ir,  69.  Schultz:  Reise  eines  Lieflanders  IV,  11.  Dystrybucya  ma- 
sy Kabrytowskiej. 


173 

Do  niego  więc  udawała  się  Komisya  Skar.,  gdy  w  maju  1793 
r.  trzeba  było  opłacić  procent  w  Hollandyi  od  pożyczki  skar- 
bowej); pożyczył  też  Sieversowi  18.000  duk.,  który  go  nazywa 
jedynym  w  Warszawie  bankierem,  naturalnie  po  upadku  Tep- 
pera  i  innycłi;  potem  płacił  10.000  duk.  królowi  na  weksel 
tegoż  Sieversa;  potem  otrzymał  zlecenie  do  negocyowania 
pożyczki  w  Hollandyi  na  3,000.000  złp.  dla  Rzpltej;  ale  wtedy 
było  „rzeczą  pewną,  że  się  ta  pożyczka  nie  powiedzie,  cłiyba 
za  poręczeniem  posła  rosyjskiego,  który  go  z  pewnością  nie 
da".  Zasiadał  już  dawniej  w  Dyrekcyi  Tabacznej,  podejmował 
się  dostawy  sukna  dla  wojska  (60.000  łokci),  pożyczył  6.666 
czer.  zł.  na  poselstwo  Tyszkiewicza  do  Petersburga,  gdy 
Skarb  nie  mógł  nigdzie  dostać  pieniędzy.  Podczas  powstania 
Kościuszkowskiego  był  powołany  do  Deputacyi  Żywności  i  ta 
Deputacya  w  jego  domu  odbywała  posiedzenia  swoje  *). 

Blanc  Piotr  załatwiał  zlecenia  skarbowe  już  w  1769 
r.,  uczestniczył  w  „entrepryzie"  tabacznej,  w  pożyczkacłi  rzą- 
dowycłi  i  nie  zbankrutował  w  r.  1793.  Chiytr>',  czynny  i  wy- 
kształcony specyalista,  zawsze  obecny  w  swoim  kantorze, 
umiał  przewidzieć  upadłość  Teppera  i  zawczasu  zerwał  z  nim 
stosunki.  Po  katastrofie  stał  się  pierwszą  firmą,  lecz  przez 
ostrożność  powstrzymywał  operacye  swoje  w  kraju  i  zała- 
twiał tylko  interesy  zagraniczne.  Jego  pałac  (na  Senatorskiej 
Nr.  461)  istnieje  dzisiaj.  Miał  też  letnie  mieszkanie  z  ogrodem 
"^przedmieściu  Fawory.  W  r.  1794  zasiadał  też  w  Depu- 
^cyi  Żywności  **). 

Z  liczby  drugorzędnycłi  bankierów  znakomitością,  jeżeli 
"ic  z  funduszów,  to  ze  stanowiska    politycznego,    był    Jędrzej 


*)  Pr.  Ekonom.  Ą'32,  str.  713,  791;  A/33  pod  dniem  15  marca 
'str.  355,  327;  Gaz.  Wolna  Warsz.,  str.  49.  Pamięt.  XVIII  w.,  wyd. 
Żupański  V,  64,  101,  203. 

**)  Po  śmierci  Blanka,  zaszłej  dnia  12  kwietnia  1797  roku  bji  oglo- 
»Mny  konkurs,  ale  to  nie  była  upadłość,  tylko  postępowanie  spadkowo- 
"kwidacyjne;  dowodzi  tego  operat  urzędowy  pruski  Magistratu  warszaw- 
**"*8o  w  Archiwum  Akt  Dawnych  w  Warszawie  p.  t.:  Classifications-Sen- 
^  der  Blanc*schen  Liąuidation  XVII,   nr.  8  działu  mas  likwidacyjnych. 


174 

K  a  p  o  s  t  a  s.  Brzmienie  nazwiska  nasuwało  nieliturym  auto- 
rom późniejszym  domysł,  że  był  greckiego  pochodzenia,  ale 
rodzinę  lę  znajdujemy  już  na  początku  XVII  w.  w  Sando- 
mierzu, w  liczbie  tamecznych  mieszczan  osiadłych,  posiada- 
jących domy  w  rynku  ").  Nazwisko  ma  brzmienie  szczero- 
slowianskie  Kapustas;  tak  samo  prawie  („Kapustasz")  nazywa 
Jędrzeja  znający  go  osobiście  Kiliński;  a  to  przynajmniej  me 
ulega  żadnej  wątpliwości,  że  duszę  miał  na  wskroś  polską, 
uczucia  gorąco-patryotyczne.  „Człowiek  nikczemny  na  pozór", 
nie  wyróżniający  się  z  tłumu  bogactwem  lub  ostentacyą,  nie 
imponował    nawtt    towarzyszowi    niewoli   Kitinskiemu,    który 


Pałac  BlanO'a   (od  ulicy  Senatorskiej) 
(Z«  siiycliu,  wykonanego  około  isio  r.) 

dodaje  Potockiemu,  Zakrzewskiemu,  Mostowskiemu,  tytuły 
J,  W.  a  Kapostasowi  „Jegomość  pan"  lub  P.;  z  wdzięcznością 
wszakże  wspomina,  że  w  podróży  do  Petersburga  opuścił  to- 
warzystwo Jaśnie-wielmożnych  i  wyjednał  sobie  pozwolenie 
połączenia  się  z  nim,  dla  osłodzenia  mu  samotności**).    Pod- 


•)  Buliński  ksiądz:  Monografia  Sandomierza,  1879,  Warszawa, 
str.  92.  Niomcewic?  mówi  o  Kapos'asie.  że  się  urodził  na  Węgrzech,  lecs 
od  młodości  byl  osiadły  w  Warszawie.   (Pam.   1868  Lipsk  sir.  213. 

")  Kiliński:  Pam.  w  Pamiętniku  z  XVIII  wieku  wyd.  Żupański 
w  Poznaniu,  tom  1,  (1860),  str.  246,  247. 


176 

czas  sejmu  czteroletniego  ogłosił  drukiem:  „Plantę  Banku 
Narodowego"  i  prowadził  w  tym  przedmiocie  polemikę  z  GU- 
vem.  Przekonamy  się  później,  że  założenie  banku  było  spraw  ą 
niezmiernej  wagi,  że  mogło  rozwiązać  kwestyę  armii  stuty- 
sięcznej; usiłowania  przeto  Kapostasa  świadczą  zaszczytnie 
tak  o  jego  gorliwości  obywatelskiej,  jakoteż  o  wyższem  uzdol- 
nieniu politycznem.  Po  dokonaniu  drugiego  rozbioru  pierwsza 
myśl  związku  i  powstania  wj  szła  podobno  od  niego.  Odkrył 
to  nam  zaszczycany  przyjaźnią  Kościuszki,  a  bardzo  do  nie- 
go zbliżony  poufałym  stosunkiem  jenerał  Paszkowski:  „Był 
na  on  czas  w  Warszawie  niejaki  Kaposztas,  bankier  z  za- 
trudnienia, człowiek  nikczemny  na  pozór,  ale  pochw>i:nego 
umysłu  i  rucliawej  duszy,  śmiały  myślą  i  sercem,  płodny 
w  sposoby,  którego  żadne  dumy  ni  próżności  łecłitania  nie 
rozrywały  w  statecznem  ściganiu  zamiarów  swoicli.  Ten, 
przez  zatrudnienie  swoje  stykając  się  z  wielką  licztją  osób 
wszelkiego  stanu  w  stolicy  i  po  województwach,  a  szczegól- 
niej w  poufałem  zażyciu  z  jenerałem  Działy ńskim...  przy- 
brawszy sobie  niejakiego  Maruszewskiego  z  Piotrkowa,  mło- 
dego człowieka  z  tęgim  duchem  i  niejakiem  usposobieniem, 
rzucili  obadwa  pierwszy  rys  zamiarów  i  sposobów  powstania 
narodu  i  takowy  znanym  sobie  możniejszym  osobom  pod- 
dawszy, związek  w  stolicy  utworzyli,  który  coraz  bardziej  roz- 
szerzając się  po  kraju,  spajał  myśli  i  usiłowania  we  wszystkich 
onegoż  częściach"  *).  W  istocie  Kościuszko  na  śledztwie  pe- 
tersburskiem  wymienił  Kapostasa  razem  z  Walichnowskim 
i  Jelskim  jako  członka  „Malej  Rady",  która  pośrednicasyła  mię- 
dzy mieszkańcami  i  wojskiem  w  przygotowaniach  do  powstania. 
Sam  Kapostas  złożył  zeznanie,  że  układał  plan  powstania 
już  w  lipcu  1793  r.  spoinie  z  Ignacym  Działyńskim,  który 
bez  jego  zdania  nic  nie  przedsiębrał  i  pieniędzy  na  wysela 
nie    emisaryuszów  z  własnej    kieszeni  nie  żałował.     Kapostas 


*)     Paszkowski:   Dzieje  Tadeusza  Kościuszki.  Kraków  1872  reku. 
Drukarnia  Uniwersytetu  Jagieł,  str.  44. 


177 

w>'clal  też  na  przygotowania  z  górą  1.500  dukatów  (27.000 
zip.).  Za  pośrednictwem  bogatego  kupca  warszawskiego 
Gautier,  tudzież  z  wiadomości,  zbieranych  dorywczo  od 
podróżnych,  ułożył  dyslokacyę  wojsk  rosyjskich  i  pruskich  dla 
przesiania  Kościuszce;  lecz  Jelski,  jadąc  do  Drezna  i  Włoch, 
zniszczył  te  papiery  przez  obawę  wykrycia,  a  treść  ich  po- 
Htarzał  z  pamięci.  Znany  Fryderyk  Moszyński,  owoczesny 
marszałek  w.  k.,  miał  ulubionego  synowca,  przed  którym  się 
zwierzał,  ten  zaś  udzielał  Kapostasowi  wiadomości  o  policyj- 
nych rozrządzeniach  Igelstroma.  Ostrzeżony  tą  drogą  o  gro- 
żącym sobie  areszcie,  Kapostas  uciekł  d.  1  marca  1794  r.  do 
Krakowa,  zkąd  wrócił  do  Warszawy  dopiero  po  wyparciu 
Rosyan  d.  20  maja  i  w  tydzień  potem  zasiadł  w  Radzie 
Tymczasowej;  potem  był  członkiem  -  zastępcą  Rady  Najw. 
Narodowej,  nareszcie  prezydującym  w  Dyrekcyi  Biletowej, 
gdzie  układał  ustawę,  urządził  buchalteryę  i  kierował  fabry- 
ksLcyą  asygnat  *). 

Po  bankructwie  domu  Tepperowskiego  i  Kabryta  wynu- 
rzyły się  nowe  firmy  bankierskie,  dawniej  nieznane  i  w  kon- 
stytucyi  nobilitacyjnej  nie  wymienione:  Satlcr,  Poccin  i  Bernau, 
zapewne  kupiec  Bernaux**). 

Po  za  Warszawą  najpoważniejszą  w  epoce  sejmu  cztero- 
letniego była  konfraternia  kupiecka  w  Poznaniu  (pomijając 
naturabie  Gdańsk).  W  aktach  Komisyi  Skarbu  Koronnego 
znajduje  się  lista  alfabetyczna  53  (irm,  używających  przywi- 
leju remissy,  czyli  odsyłania  towarów  z  granicy  wprost  do 
Poznania  dla  rewizyi  celnej  ***).  Jakkohviek  to  miasto  było 
niocno  zniemczonem,  przecież,  wbrew  przesadnemu  twierdze- 
niu uczonych  niemieckich,   znajdujemy   na  tej  liście  wiele  na- 


*)  HreHia  bt.  Oóm-  Hot.  h  ,'Ipenir.  Poccin.  lso6,  III.  str.  4:^,  l.Sf)7, 
'.  str.  110,  113—119  (Gjiicb). 

**)  Pr.  Ekonom.  A/32,  str.  15(h»,  puniwnaj  Schultz:  Roise  cincs 
i^eflanders  IV,  12. 

***)     Pr.  Ekon.  A/  25,  str.  24«;  A  JS  sir.  677. 

Wewro^trzne  dzieje  Polski  Korzona. —  T.  11.  12 


l 


178 

zwisk  czysto  polskich.  (Jak  np.:  Żupańscy,  Wosidło,  Lipora, 
dwaj  Pawłowscy,  dwaj  Grabowscy,  Tuszyński,  Szubelski,  Ja- 
sieński, Kalkowski,  Danielewicz,  Moliński,  Iwanowicz,  Dzier- 
nowski,  Wroniewski,  Dygasiewicz,  Sobolewski,  Wiskiewski, 
Buszka),  a  pomiędzy  cudzoziemskiemi  nie  jedno  zapewne  na- 
leżało do  Polaka  z  mowy  i  uczuć.  Do  tej  ostatniej  katego- 
ryi  zaliczamy  szczególnie  rodziny,  które  się  wywodziły  od 
Anglików  i  Szkotów,  osiedlonycli  w  wiekach  XV  i  XVI,  mia- 
ły one  bowiem  dosyć  czasu  do  spolszczenia  się. 

Pomiędzy  kupcami  poznańskimi  pierwsze  miejsce  zajmo- 
wał Jan  Klug,  wymieniony  w  konstytucyi  nobilitacyjnej 
w  liczbie  „drugich  bankierów".  Jego  to  zapewne  akta  skar- 
bowe z  lat  1767  i  1768  nazywają  „negocyantem"  lub  „kup- 
cem angielskim"  *).  Był  to  podobno  człowiek  szanowany 
powszechnie  i  chwalony  za  szlachetność  charakteru.  Miał  wy- 
borną fabrykę  wyrobów  wełnianych.  Dom  jego  liczył  się  do 
najpiękniejszych  w  Poznaniu,  kosztowny  zaś  ogród  ze  sztucz- 
nemi  pagórkami  i  gustownemi  budynkami  był  ozdobą  miasta. 
W  r.  1793  zbankrutował  dla  nieznanych  nam  powodów  **). 

Z  kupców  krakowskich  wiemy  o  jednym  tylko  bankie- 
rze Lewińskim,  że  wypłacał  podróżnym  na  zlecenie  ban- 
kierów wiedeńskich  i  przy  tej  sposobności  spajał  swoich  kund- 
manów  węgrzynem  ***). 

W  Wilnie  bankier  B  i  1 1  i  n  g  wypłacał  pensyę  Sadkow- 
skiemu  na  zlecenia,  odbierane  z  Petersburga  *^**). 

Do  najbogatszych  kupców  w  Koronie  należał  też  około 
r.  1792  szwajcar  Jen  ni  i  Spółka,  który  utrzymywał  ogrom- 
ne składy    płócien    szwajcarskich  i  bielizny    stołowej  w  War- 


*)  Pr.  Ekon.  A  4  264;  A  5,  str.  235,  pisze  się  tylko  nieco  ina- 
czej: Klugh. 

**)  Kausch:  Nachrichten  ii  bor  Polen  II,  165.  H  ols  che:  1.  cit.  11^ 
314.     Pr.    Ekon.    A  32,  str.  297. 

**"')     Engcstróm:   Pamięt.  tłum.  I.  J.  Kraszewski,  str.  31. 

**"*;     Kelacya  Dcoutacyi...  o  bunty  II,  415. 


179 

szawrie,  Krakowie,  Lublinie  i  Berdyczowie.  Płótna  miały  .być 
wyborne  „ciężkie,  równe,  gęste  jak  cieniuchny  papier,  nici 
w  nich  trudno  było  dojrzeć;  sztuka  ceniła  się  po  100  do  300 
dukatów  (1.800  —  5.400  złp.).  Mienie  tej  spółki  obliczano  na 
12,000.000  złp.  *). 

W  Lublinie  było  kilku  zamożniejszych  kupców,  jak  Be- 
niamin F  i  n  c  k  e,  Dawid  Heyzler  i  Weber,  o  których 
już  wspomnieliśmy,  że  zakupywali  zboże  na  Bugu  i  Wieprzu, 
Heyzler    był  nawet  bankierem  i  zbankrutował  w  r.   1793. 

Berdyczów  prowadził  znaczny  handel  z  Mołdawią,  Wo- 

łoszcz}''zną  i  Rosyą;  liczono  tu  10  hurtowników  i  50  sklepów, 

przepełnionych   różnemi  towarami  **).     Handel  ten  był  w  rę- 

fcu  żydów,  z  których  najbogatsi:   Chaim    Chmielnicki, 

kupiec  bławatny,    i    B  o  r  u  c  li,    handlujący  suknami,  byli  już 

i^ymienieni  wyżej  (tom  I,  str.  223). 

Z  niniejszego  przeglądu  widzimy,  że  cały  zastęp  mo- 
źniejszych  kupców  i  bankierów  składał  się  w  większej  części 
z  cudzoziemców,  albo  też  ludzi  pochodzenia  cudzoziemskiego. 
W  mniemaniu  szlachty  doznawali  oni  takiego  upośledzenia, 
że  wszyscy  niemal  marzą  o  nobilitacyach,  indygenatach  albo 
przynajmniej  o  kupowaniu  dóbr  ziemskich.  Było  to  więc  za- 
sługą społeczną,  dowodem  odwagi  i  wyzwolenia  się  od  prze- 
sądów, gdy  do  tej  upośledzonej  klasy  wszedł  bez  żadnego 
przymusu  bogaty  pan  polski:  Prot  Potocki,  (str.  184). 

Odziedziczył  on  po  ojcu  dobra  wielkie  w  Lubelskiem 
i  klucz  Maclinowiecki  w  Kijowskiem  bez  grosza  długu,  a  nad- 
to gotowizny  6  milionów  złp.  na  jednym  z  banków  holcnder- 
skicłi.  Ożenił  się  bogato  z  Lubomirską,  potem  sam  dokupił 
Cudnowszczyznę  i  Lubar.  Nie  z  potrzeby  tedy  pieniężnej 
imał    się   łokcia    i   kwarty.     Założył    sklep    na    Krakowskiem 


*)  T.  Duklana  Ochockiego:  Pamiętnik  wyd.  I.  J.  Kraszew- 
ski   II,  206. 

**)  Tamże  II,  208.  I.  J.  Kraszewski:  Polska  w  trzech  ruznio- 
rach  III.  681. 


180    . 

Przedmieściu,    gdzie    można    było    żądać    wszelkich    towaró 
angielskich.    Urzędownie  też  ogłosił  się  bankierem.    Obrał  s 
bie    zawód    handlowy,   jak    powiadano,   za  wpływem  księcte:^^^ 
Ossowskiego,    który  był  jego  nauczycielem,  towarzyszem  p 
droży  zagranicznej,  doradcą  i  organizatorem  pierwszego  lianr 
dlu    wódek    na    małą   skalę.     Buchalteryi  i  operacyj   bankier 
skich  uczył  Potockiego   Karol    Krugel,    który  też  późnier 
miał  u  niego  dobrze  płatną  posadę  i  występował  niejednokro^^ 
tnie  jako  plenipotent    w  sprawach  największej  wagi.     Później 
sam  Potocki  starał  się  zbierać  do  siebie  młodzież  zdatną,  któ — 
rą  zwał  sekretarzami.  W3'prawiał  ją  też  do  Machnówki,  z  któ- 
rej chciał  urządzić    wielką  jakąś   kolonię  przemysłowo-handlo- 
wą.     Wzniósł  tam  dużo  budowli,    które  później  rozsypały  się 
w  gruzy  *). 

Działalność  handlową  Potockiego  opowiedzmy  jego  wla- 
snemi  słowy:  „Używał  przez  lat  wiele  kredytu  powszechnego- 
sposobem    bankierskim,    utrzymując,    tak  w  kraju,   jako  i  za- 
granicą,   najściślejszą  punktualność,    służąc  krajowym  obywa 
telom  w  rozlicznych  interesach,   powierzając  ku  ich  dogodna 
ści  kapitałów,  jakie  od  wielu  innych,   z  mocy  kredytu  swój 
go,    miał    sobie    powierzone.     Nad    osiągnięte    po    przodkac 
swoich  dobra  rozszerzył  przez  związki  rozmaite  nabycia  dób 
ziemskich  i  sum  wielorakiego   rodzaju,    dzisiaj    majątek    swó 
składających.     Pozakładał  na  różnych  miejscach    fabryki  i  rę 
kodzieła.     Zaprowadził  w  niektórych  miejscach  przemysł  han 
dlowy.     W  szczególności,    powodując    się    ojcowskim    zamia 
rom  N.  Króla  Imci  i  patr3''otycznym  radom  J.  O.  Księcia  Pry 
masa,  oraz    życzeniu  i  namowom    wielu    godnych    współoby 
watelów,    przywiódł  do  skutku  ważne    dla  Ukrainy    przedsi 
wzięcie    handlu    czarnomorskiego,  i  korzystając    z  najłaskaw 


*)     Magier:     Ksletyka    m.    Warszawy,     str.    34    i    35.     Ochocki     ^ 
Pamiętnik  II,   142,   143,  podpis    Krugel  a    na  umowie    o  pożyczkę    10  mił  ^ 
zip.  z  Komisyą  Skarbu  Kor.    dnia  23.2   1789,    w    Pr.   Ekonom.   A/26,  stc"* 
141  —  144. 


181 

szego  dla  polskich    obywatelów  udziału,  od  N.  Imperatorowej 
Rosyjskiej    dozwolonego,    założył  dom  handlowy  w  Chersonie 
pod  imieniem  Prota  Potockiego  i  kompanii  polskiej.    Otrzymał 
patenta  na  używanie  flagi  rosyjskiej  *).    Zakupił  okręty  i  że*- 
glugę  kupiecką  na  kilku  własnych  okrętach,  oprócz  najmowa- 
nych,   na  Czamem  i  Śródziemnem   morzu  prowadził.     A  kie- 
dy wojna    Rosyi  z  Porta  Ottomańską    przerw^a    tę  żeglugę, 
nie  przestał    tenże    dom    handlowy    ułatwiać   silnego    odbytu 
produktów  polskich  na  opatrzenie  żjrwnością  floty  czarnomor- 
skiej N.  Imperatorowej  i  na  budowę  okrętów  wojennych.  Tym 
sposotyem    niżej    podpisany  dał  uzyskać   wiele  milionów  oby- 
watelom polskim.     Przez    które  to  czynności    handlowe    ścią- 
gnęły się    stopniami   w  dom  Chersoński    znaczne    kapitały.... 
Trzy  kantory  utrzymywał:    w  Warszawie,  (który  szczególnie 
wszelkie  Śt.-Jańskich    kontraktów    obrachunki  załat\Aiał),  Ma- 
clinówce  i  Chersonie**)". 

W  czerwcu  1793  Machnówka  była  „miejscem  wesołem, 
kosztownemi  budowlami  obszernie  zasłanem...  Miły  widok 
był  do  dwóchset  przeszło  widzieć  sierot  i  dzieci  obojej  płci 
w  mundurach,  jak  pracowały  na  kołowrotkach  i  robocie  swej 
przyśpiewywały  w  różnych  głosach...  Browar  tutejszy  5.000 
beczek  piwa  na  rok  wydaje"  ***). 

Była  to  działalność  rozległa,  ruchliwa  i  dla  kraju  niewąt- 
pliwie pożyteczna.    Prot    Potocki    miał    u  publiczności    opinię 


*)  Przypominamy,  że  flagi  rosyjskiej  lub  auslryackiej  używać  mu- 
siały okręty  wszystkich  narodowości,  ponieważ  traktat,  w  Kuczuk-Kajnar- 
%  zawarty,  otwierał  cieśniny  Bosforu  i  Dardanellów  tylko  dla  rosyjskich 
^  cesarskich  statków. 

**)  Memoryał  do  N.  Generalności  podany  przez  W.  Prota  Potoc- 
•oego  w  okolicznościach  jego  bankowych  i  kredytowych  z  Grodna,  dnia  1 6 
Kwietnia  roku  1793.  Rezolucya  konfederacyi  z  trzymiesięcznym  termi- 
nem do  złożenia  bilansu  pod  dniem  13  maja  1793,  (druk  w  Bibliotece  Uni- 
wersytetu Warsz.  Nr.  VI,   16,  5,  36). 

***)  Buyno  do  Kicińskiego  14  czerwca  1796  w  korcsp.  Piusa  Kiciń- 
skiego, t  I. 


182 

człowieka  czynnego  i  czujnego  *).  Nie  sfyszeliśmy  też,  źeb 
kto  mu  zarzucał  utracyuszostwo  lub  życie  łiulaszcze.  Dlaczi 
góż  więc  zbankrutował  z  Tepperem  i  Kabrytem? 

Przyczyną  główną  było,  zdaje  się,  zbyteczne  rozszerz 
nie  operacyj,  pomięszanie  interesów  łiandlowycli  z  rolniczymi 
ziemiańskimi;   Potocki  bowiem  zakupował  i  dzierżawił  ogrom 
ne  dobra  **),  wkładał  znaczne  kapitały  w  Macłinówkę,  cłici 
być  i  rolnikiem,  i  fabrykantem,  i  kolonizatorem,  i  kupcem  de- 
talicznym i  bankierem.     Przyjmując    obce    kapitały,  płacił  na- 
der wysokie  procenta,    które  mógłby    może    wycofać  z  obro- 
tów czysto  handlowycłi,  ale  którycłi  mu  w  żadnym  razie  rol- 
nictwo   dostarczyć  i  zwrócić    nie    mogło.     Zapłacił    ruiną   za 
zbyteczną  rzutkość,    za  niedostateczną    gruntowność  obracłio- 
wań,  ale  błędy  takie  są  w  nim  łatwe  do  wytłómaczenia,  gdy 
nie  miał  w  otoczeniu  swojem  tradycyi,  gdy  sam  nie  mógł  na- 
być doświadczenia  praktycznego,   gdy  się  zapalał  teoryą,  gdy 
pod  wpływem  pocłiodzenia,    krwi,  wrażeń  pierwotnycłi  i  sta- 
nowiska   społecznego    nie  był    w  stanie  oderwać  się  zupełnie 
od  roli,    żeby  się  innej    specyalności    niepodzielnie    poświęcić. 
Winniejszymi    od    niego    są  owi  kupcy  i  bankierowie  —  mie- 
szczanie,   którzy    na    łiandlu    urośli  i  do    racłiunku    wdrożeni 
byli,  a  przecież  oprzeć  się  nie  zdołali  pokusie  zbyt  rozległycti 
ze  szlacłitą  stosunków.     Oprócz    bowiem    niedbalstwa  w  pro- 
wadzeniu   kantorów  i  nadmiernych  wydatków  osobistych,   do 
głównych    przyczyn    bankructwa    czterech  firm    zaliczyć  nie- 
wątpliwie należy    tę,    którą    wytknął    Waleryan    Stroy- 
nowski:  „Bankierowie  warszawscy  byli  tak  nierozsądni,  że 
pożyczali  pieniądze  na  hypoteki  właścicielom  i  dla  tego  wszy- 


*)     Schultz:    Reise  eines  Lieflanders  IV,   11. 

**)  Jak  np.  wziął  w  arendę  na  3  lata  od  stycznia  1791  roku  klucz 
Miropol,  szacowany  na  900,0CHJ  złp.  za  63.000;  patrz:  ^.Produkt  do  spra- 
wy Dzieduszyckicgo  pisarza  w.  W.  X.  Litewsk.  z  masą  Prota  Potockiego 
1799".  (druk). 


183 

scy  upadli,  pożyczka  bowiem  na  hypotekę  przez  bankiera  jest 
nawet  przeciwna  instytucyi  jego  banku"   *). 

42.  Przejrzawszy  wszystkie  gałęzie  handlu  zagranicz- 
nego, winniśmy  teraz  postawić  pytanie:  jakie  zyski  lub  straty 
przynosił  on  krajowi?  ile  pieniędz}'  dostaraczał  społeczeństwu? 

Dokładnie  rozwiązać  te  pjiania  można  tylk(j  na  podsta- 
wie bilansów  łiandlow^Th,  czyli  zestawienia  wartości  wywozu 
i  przywozu  w  każdym  roku.  Dia  Anglii  T  o  o  k  e  mógł  uło- 
żyć nieprzerwany  szereg  bilansów,  poczynając  od  roku  1783. 
lecz  w  innycłi  państwacłi  praca  taka  byłab}',  zdaje  się.  nie- 
możliwą do  wykonania,  a  w  Polsce  znajdujemy  do  niej  zale- 
dwo  kilka  wskazówek. 

Co  do  pierwszego  okresu  nie  posiadamy  zgoła  żadnych 
bilansów,  ani  obliczeń  urzędowych.  Tylko  z  przytoczonych 
w  §  37  wspomnień  Stroynowskiego  z  tablic  i  cenni- 
ków Gdańska  (tab.  86,  67,  68)  wnioskować  możemy,  że  ilość 
wnyiezionych  zbóż  wzrastała  w  latach  17^)8 — 177<.)  do  naj- 
Wższych  w  wieku  XVni  cyfr,  że  jeszcze  w  latach  1771 
i  1772,  przy  powszechnym  nieurodzaju  w  Europie,  Polska 
sprzedała  partye  znaczne,  a  brała  ceny  bardzo  wysokie,  że 
zatem  w  epoce  rzezi  hajdamackiej  i  konfederacyi  P>arskiej 
przypływ  pieniędzy  z  zagranicy  musiał  l\vć   niezwykle  obfity. 

Ale  nie  posiadamy  żadn^-ch  danych  do  określenia,  ile 
pieniędzy  wyszło  na  opłacenie  przywozu?  ile  się  zmarnowało 
^^'  zaburzeniach  krajowyxh?  Musimy  poprzestać  na  ogólniko- 
wem  zdaniu  Stroynowskiego,  że  pobrane  z  wywozu 
pieniądze  nie  utrzymały  się  w  Polsce  „jako  w  kraju  ubogim". 

W  latach,  kiedy  się  dokonywał  picrwsz\'  rozbi<')r  krnju. 
1/73 — 1775,  nie  może  bvć  mowy  o  żadnym  bilansie.  Z  lu- 
żnycłi  wszakże  wskazówek,  skarg  i  odezw  W(.-)dz<'>w  lub  am- 
basadorów, przekonywamy  się.  że  to  był  czas  okr<">pnej  ruiny 


*)    Strovnowski:  RkonutiiiU;i  Towszechna   I\raj(:)\va    ISl'),  Warsza- 
wa  §  479,  str.   177. 


1^^^-^ 

f 

i 

^B|WB|p\.^  *^^^H 

W 

L^ 

k 

i 

i 

Ppot  Potookl 

Ihumu    Willanowskiego) 


185 

ekonomicznej,  że  cały  gmach  społeczny  był  wstrząśniony  aż 
do  fundamentów,  że  w  roju  larw,  które  się  wtedy  nad  Pol- 
ską ziemią  tłukły,  larwa  nędzy  rozpostarła  też  brudne  swe 
skrzydła. 

Repnin,  przejeżdżając  w  roku  1778  przez  Warszawę,  po 
10-letniej  niebytności,  spostrzegł  wielką  odmianę:  ludzie,  któ- 
r>'cłi  dawniej  znał  jako  pierwszych  bogaczy  i  dygnitarzy,  byli 
zmuszeni  zniżyć  znacznie  skalę  życia.  „To  się  rzuca  w  oczy 
tak  dalece,  że  się  człek  widzi  nie  w  stolicy,  lecz  na  ubogiej 
prowincył,  a  wszystko  to  pochodzi  z  nadzwyczajnego  zmniej- 
szenia ilości  pieniędzy  w  kraju"  *). 

Na  początek  drugiego  okresu  mamy  dwa  bilanse  urzę- 
dowe dla  Korony  z  lat  1776  i  1777.  Przedstawiają  się  one 
^v  następnej  postaci:  **). 

Tab.  118. 

1776  1777 
złp.  zip. 
^Ves2ło  produktów  zagranicznych  za  48,640.^)69—47,488.867 
^Kszło          „          krajowych  za  gra- 
nicę za 22,096.360—29,838.238 

Deficyt  w>wozu     .     .     .  26,544.308—17,649.629 

Wspominaliśmy   już,   jakie    wrażenie    zrobiły  te   bilanse 
^^  sejmie  1780  r.  i  na   calem  społeczeństwie.     Odtąd  powta- 


*)     Cosonheerb  1.  c.  XXIX,  str.  20. 

**)  Części  składowe  sumy  ogólnej  wywozu  były  już  piniaiie  w  T.i- 
blicy  iify  Podajemy  teraz  odpowiednie  puzycye  przywozu.  Weszło  pm- 
<iuktóu'  zagranicznych  do  kraju: 


Do  Małopolski 

9,118.671 

8,89t.62() 

Do  Mazowsza 

17,468.662 

17,313.221 

Do  Wielkopolski 

10,611.882 

10,833.221 

Do  Rusi 

8,148.778 

7,003,266 

Do  Ukrainy 

3,2'>8.28f') 

3.443.^*07 

Razem 

48,641  ).(;(>'> 

47,4S8.8o7 

4 


186 

rza  się  ciągle  i  w  glosach  sejmowych  i  w  pismach  trwożny 
okrzyk,  że  Polska  sprzedaje  za  60,  a  kupuje  za  100  milio- 
nów, a  zatem  corocznie,  raczej  co  dwa  lata,  dopłaca  40  mi- 
lionów. To  samo  powtarzają  cudzoziemcy,  piszący  o  Polsce, 
poczynając  od  Biischinga  który  oba  bilanse  przedruko- 
wał aż  do  Jekla  *),  który  nie  znajduje  w  tem  nawet  nic  dzi- 
wnego, owszem  widzi  tylko  dowód  braku  pilności  przemysło- 
wej (Kunstfleisses)  w  Polsce.  Jakkolwiek  pożytecznym  i  mo- 
ralizującym  był  wywód  taki  dla  owoczesnego  pokolenia,  my 
wszakże  nie  możemy  uznać  go  za  normę  stałą  chociażby  dla 
drugiego  okresu.  Niepodobna,  żeby  Polska  stale  co  roku 
miała  dopłacać  narodom  obcym  po  kikadziesiąt  milionów  dla 
prostej  przyczyny,  że  nie  posiadała  własnych  kopalń  srebra, 
ani  złota,  że  floty  srebrne  nie  dowoziły  jej,  tak  jak  królom 
hiszpańskim,  niewyczerpanych  skarbów  z  Potosi  i  Zacatecasu. 
Wierzymy,  iż  w  roku  1776  bilans  mógł  być  przerażający,  bo 
nie  ustało  jeszcze  działanie  katastrofy  rozbiorowej.  Wywóz 
gwałtownie  zmniejszył  się,  a  potrzeb  i  skali  życia  w  równym 
stosunku  uszczuplić  społeczeństwo  nie  mogło  i  niezbędne  to- 
wary z  zagranicy  sprowadzić  musiało.  Przecież  polepszenie 
objawiło  się  już  w  r.  1777;  sądzimy,  że  w  latach  następnych, 
szczególnie  zaś  od  r.  1784  przywóz  dochodził  do  równowagi 
z  wywozem.  Nie  posiadamy  wprawdzie  bilansów  urzędowych, 
ale  do  tego  wniosku  upoważnia  nas  uwydatniony  w  §  38 
wzrost  ilości  i  wartości  wywozu  zbożowego,  znany  z  §  22 
rozwój  rolnictwa  i  podrożenie  dóbr  ziemskich,  nareszcie  po- 
mnażanie się  firm  kupieckich  i  bankierskich,  otwarcie  handlu 
Czarnomorskiego,  udogodnienia  spławu  i  t.  p. 

Komisya  Skarbowa  Koronna  wydała  pod  dniem  3  listo- 
pada 1787    roku    rezolucyę    względem    formowania   bilansów 


*)     Jekel,    Franz,    Joseph:    Pohlens  Handelsgeschichte,    Wien  und 
Triest  1809,  Gcistinger  II,  85—87. 


187 

prowincyonalnych  i  generalnego  co  kwartał,  „tak  ewekty  jako 
i  inwekty,  na  dwie  ręce  przez  pisarzów  mianowicie:  na  końcu 
regestrów    celnych    na    komorach    i    na    końcu    raptularzów 
w  prowincyi   każdej    po    ultymie....     Z  tego   Ur.  Kontrarege- 
stranci  prowincyonalni  po  każdej  odbytej  ultymie  (obrachunku 
kwartalnj^m)    bilans   zrobią   i    Komisyi   w    czasach,    ultimom 
skarbow}^m    przepisanych,    z  kwartału  przeszłego  od  1  stycz- 
nia r.   1788   przeszłą.     Z  tego  Regencya  Generalna    zrobi    bi- 
lans generalny  i  Komisyi  złoży"  *). 

Cz}''tając  tę  rezolucyę,  obiecywaliśmy  sobie  zupełnie  do- 
kładną informacyę    o  ruchu    handlowym    w  okresie    trzecim; 
tymczasem    nie  natrafiliśmy  nigdzie    na  ślad,    aby  w  Koronie 
by^    sporządzony  podczas  sejmu  czteroletniego    chociaż   jeden 
bilans    przywozu    i    wywozu    z  wyszczególnieniem    towarów, 
albo    nawet  ich  wartości  w  sumach  ogólnych.    Dziennik  Han- 
dlowyr^  drukując  wzmiankowany  niejednokrotnie  bilans  handlu 
litewskiego  z  6-ciu  miesięcy  r.  1792,  obiecywał  szukać  w  Ko- 
^is}ri    Skarbowej  Koronnej   i  wydrukować   go    własn^^m    ko- 
sztem, jeśliby    znalazł,    a    ponieważ    nie    wydrukował,     wigc 
prawdopodobnie  nie  znalazł  go.     Przeglądając   księgi  percepty 
skarbu  koronnego  z  lat  1788.  1789,  1790,  1791   i  1792,    wi- 
dzieliśmy wprawdzie,    że  cła  są  tam  rozdzielone  na  dwie  ka- 
tegorye:   importationis    i    exportationis,    ale    w  sumach  kwar- 
talnyoh  obie  pozycye    były  łączone.     Ponieważ  jednak  każdy 
kwar-taj  zawierał   cyfry    szczegółowe    tak    cła  „kupieckiego", 
jakot^i  „szlacheckiego   generalnego",  przeto   mogliśmy  wyna- 
leźć Sumy  oddzielne  roczne  dla  każdej  kategoryi**).  Tym  spo- 
sobem otrzymaliśmy  rezultaty  następne: 


*)    Pr.  Ekon.    A/24,  str.  695 — 709,    przedrukowane  też    w    Dzień. 
Handl.  nss,  str.  24. 

**)    Arch.  Skarbu  Kor.  dział  Vii,  księgi  57,  60,  64,  70. 


188 


Tab.  119. 
Cła  pobrano  w  Koronie 

1789  1790  1791  1792 

Przywozowego     1,197.903     791.963      1,335.232      1,005.82 
Wywozowego         574.966     580.229        611.080        701.77 

łącznie     1,772.869      1,372.192      1,946.312      1,707.59 
a  w  okresach  2-letnich  3, 1 45 .06 1  3,653.908 

Trudno    z  tych    danych    wnioskować  o  wartości    towa- 
rów i  produktów,    które  ocleniu  uległy,   bo  gdybyśmy  najsta — 
ranniej  przestudyowali  taryfy  celne,    to  jeszcze    niepodobnabj^^ 
było  złożyć    bilansu,  nie  wiedząc,  jakie    mianowicie    artykuły^ 
i    w  jakich   ilościach    przechodziły   przez   komory   graniczne^ 
Przypuszczając,    że    na    artykuły    wywozowe,    nakładane    cło 
wynosiło  1  proc,  moglibyśmy  wnosić,  że  wartość  całego  wy- 
wozu w  Koronie  wynosiła  w  latach  1789 — 1792  milionów:  57,5 ^ 
58,  61,  70,    ale  w  rzeczywistości    wartość    musiała  być  wię- 
kszą,   bo  naprzykład  na  mocy  traktatu   z  Austryą  cło  wywo- 
zowe powinno   było  wynosić  tylko  Vi  2  proc.     Cło  przywozo- 
we   od  towarów    zagranicznych    było    obliczane    w  stosunku 
wyższym  2  do   4  razy,    ale    wątpimy,    żeby    w  całej    taryfie 
utrzymaną  była    norma  stała;    tem  niebezpieczniejszem  przeto 
staje  się  wnioskowanie  z  ilości  pobranego  cła  o  wartości  oclo- 
nych   towarów  i  pozostaje    nam    tylko    wrażenie    ogólne,    że 
w  żadnym  roku    z  czasów  sejmu  czteroletniego    przywóz  nie 
przewyższał  wywozu,  a  zapewne  był  niższym,  a  zatem  „wa- 
ga handlu"   przechylała  się   na  korzyść  Polski.     Ku    poparciu 
wniosku    takiego    służyć    może    tylekroć    powoływany    bilans 
handlu  litewskiego,  który  obecnie  podajemy   in   extenso   (od 
rzucając  grosze). 

Widzimy  ztąd,  że  w  ciągu  półrocza  obrót  handlowy 
Litwy  wynosił  40  milionów  a  zysk  jej  wynosił  około  4  mil. 
W  drugiem    półroczu,    zimowem,  obrót    musiał   być  mniejszy 


189 

znacznie,    wszakże,    o   ile    wnioskować    można    z  rachunków 
cłowych  koronnych,  wynosił    przynajmniej  połowę  obrotu  let- 
niego.     Tym    sposobem    wywóz  Litwy    w  r.   1792  dochodził 
w    najgorszym  razie  do  34,  a  przywóz  do  28  milionów.    Ko- 
rona,   ze  względu  na  swój  obszar,   ludność,    lepsze    gospodar- 
stwo,  większą    ilość    fabryk  i  działalność    stolicy  Warszawy, 
musiała  wyprowadzać  za  granicę  przynajmniej  trzy  razy  wię- 
cej    od  Litwy,  a  więc  w  r.   1792  przeszło  100  milionów.    Lą- 
cz^o  obie  sumy  otrzymamy  całkowity  wywóz  Polski  134  mi- 
liony, czyli  cyfrę,   która  się  mieści  w  granicach  wartości  wy- 
^^''ozii,    obliczonego    na  podstawie    cen    gdańskich,  lub  angiel- 
skich i  tablic  ilościow>xh  (Nr.  IL^).    Ta  zgodność  rezultatów 
ośmiela    nas  do  twierdzenia:    1)  że  obrót    handlowy  w  epoce 
sejmu  czteroletniego    zwiększył  się  znakomicie  w  porównaniu 
z:    latami  1776  i  1777;    2)    że  wartość  wywozu   w  latach  po- 
nny sinych    trzeciego    okresu    mogła  dosięgać  cyfry  150  milio- 
nów złp.;  3)  że  wartość  towarów  przywiezionych  z  zagranicy 
z    pewnością  była  mniejszą,  a  najmniejszą  stosunkowo  w  roku 
^790,   kiedy  stanowiła   około  połowy  wywozu;    4)    że  zatem 
Polska  trzeciego  okresu    epoki    badanej,  osiągała  zysk  z  han- 
dlu   zagranicznego,  który  jednak  zapewne  nie  przewyższał  cy- 
^^'    30  mil.  złp.  w  latach  pomyślnych.     Ale  cyfry  tej  nie  na- 
leży brać  za  przeciętną  dla  dłuższego,  chociażby  dziesięciolet- 
'^i^go  okresu:  w  latach  niepomyślnych  zysk  mógł  zejść  do  ze- 
^^I    przed  r.   1783  bilanse  roczne  zamykały  się  zapewne  z  de- 
ficytem,   lubo  nie  tak  strasznym,  jak  deficyt    z  r.   1776  i  po- 
przednich   lat    rozbiorowj^ch.       Pozostały    po    tych    klęskach 
^gr-om  długów  przytłaczał  ciężkiem   brzemieniem   mienie  pry- 
watne i  zasoby  narodowe;    nie  rychło  brzemię  to  mogło  być 
usuniętem    przez    wpływ    późniejszych  korzystnych  bilansów: 
^'^ioski  nasze  przeto  nie  przeczą  powtarzanemu  wciąż  mnie- 
"^riiu  spółczesnych,  że  Polska   była  krajem  ubogim;  usuwają 
one     tylko  przesadę  i  wskazują  źródło,    zkąd  czerpali  bankie- 
roAriej  panowie,  szlachta  zamożna  fundusze  na  swe  życie  wy- 
stawne, na  wydatki  zbytkowne. 


190 


CM 


HO 
N 


I 

I 

I 


I    ^ — % 

^     i 


!  *- 

i  "  I 

> 

G 


<0 
O 

E 


CM 


^ 

O 


CO 

00 


3 

E 
o 


o 


O 


co 


u 
3 


t3 


N         -^ 


H 

CU 


O 

g 

N 

u 

•«j 

P 

X"— \ 

oL 

*o 

a 

^ 

o 

o 

tlj 

^"^ 

o 


CA 

O 


t4 


^1 
5: 


O 
•O 


3    "2 


(A 

2 

CU 

o 


> 


o 
Q 


2St 


O 

1^ 


k. 

o 


3 

O 

k. 


«— '  ^  C»  lO  o^  ^  -^ 
-H  C*  -^  -^  «0  t^  lO 
co  «o  'I*       'I*  o^  r* 


co 


=s 


\0  «-* 


00 


-t  00  c^i  o 
co  r*  o  co 
vc  c>  o  o 

•  •  •  » 

00  c*  co  >o 
00  C'  co 


r»  C^  Q  r»  00  u*^  c^i 
00  o  tO  r*  X  o  Cl 

o  lO  co  C>  !-•_  p  co 

o  00  -^*  ci  co  vC  o 

o 


--*  o  S 

o  Cl  t 


co 


rt  — 


co 

lO 


I   o  I"*  _  _  -  - 

I   ^-4  «-4  d  Cl  o 

—«       Cl  Cl  r*^ 

00  co'  •^' 

—  u'3  -« 


Cl  co 

co  Cl 

Cl  r* 

•  • 


o  o  « 

co  ^  00 

— «  co  r^ 

•  • 

^  CVI 


1 
oe 


^         lO 


c^i  1-^  O: 

Cl  ^  O 

'^.  P  1 
lO  ^  ci 

Cl 

co 


»0>0>pcor^r^OcoOCcoooi'*cotC    |   oc 

00'— '^^"-^CO^O^-^OO^^O-^f^     I    c 


co  ^^ 


co  o  a^ 

^  Cl 


•^  O 


o  Cl 

CI 

Cl 


X- 
CI 


ic  X  a^  lO  co  co  lO  »o  Tf  X  Tf  I-* 
r^cor^—iiOOOO^coo^l"^ 
^  O^  iC       >o  r~^  --<  o  o  -^  I- o 

06  lO  Cl  0>-  ^  só  C>  c-i 

C^         lO  -I'  Cl  — 

o  X 


^  CO  Cl  X  Cl  •'I-  -  . 
X  X  lO  l^  o  >n:  Cl 
u~  •—  r-*  30  O  O  Cl 

lO  có        O 

Cl  co        — 

I-* 


Cl  — 


o 

łT; 


Cl 


c 


I? 


co 

tO  Cl 

ci 

co 


lO 


o 


I  I 


o  co  o  -t 

O  lO  'I-  uO 

I-*  ^  X  O 

•            •  • 

— «  Cl  Cl 


I"* 

O 

I-O 
Cl 


O^  «0  o  »*'5  Cl  ifl  lO  c^ 

8—^  o  "ł"  o  o  X  X 
X  —  o  o  X  o  c> 

•  ••••••■ 

coO^^+r^coiO-^   _ 
^co^-i^-^i-ci       — lO 

r«»  a«  Cl  ^       «-•       -^ 

«h  Ck  0^ 

^  00  00 


Cl  o 


o 

co 

Cl 


o  ic  co  o 
o  tr)  z>  — 
\o  o  ^  X 


o  1^  o  Cl 

X  o 


^    .  .  co  o  Cl 

C>  x>      00 


1  Cl  X  ic  C  — 

8ic  -^  O  — 
»-i  — ^  t— 1  it: 

'f       c-       — 

Cl 

r^  Cl  o  o       iT 
I"*  -^  i>-  C^     I    iT 

CN  O^  't   X 

o*  vd  n-  c  1 

'I-  Cl 


Cl  o  Cl  lO  o  C^  o  Cl 

X  co  o  ^  X  ■^-  «-•  i'"^ 


o  Cl  »C  Cl  >0 

»}■  r^  Cl  X  — ^ 

O  —  Cl  Cl  ^ 


lO  Cl  X  O^ 

o  'I-  r^  Cl 

•^  o  ^ 


X 


o  ^  ^^  lO 

co 


o  o 

X  r^ 


X  X 

p  o 
có  16 


co  co 

x'  co 


I   i 


^C0"^-"^-Ot^O?0l'*l-'l^'^CI 

^  "^  o  iO  i~  "^  X  >C  o  "^  — '  X  Cl 

— I  Cl  X  iC  o       co  o  Cl  Cl  o  1-  |-» 


Q  o  i.O 
O^  iC  1^ 

co      o 


^1  ^ 


!-»  Cl  X 


co  X 

I-*  ^^ 

tc  d 

TT  CO 


Cl  Cl 

Cl  co 

co  I- 

Cl 


—  X 
Cl  Cl 

o  o 

Cl 


o  X  X  O  Cl 

Cl  a^  o  ł 

00  00  •«*; 

co  '^  »c  ci  ci  o 

O  X  — '  I-  -^  co 
X  O  »C  Cl 

»o  Cl  o 

<«^  lO  o  >Ó  't     ! 

"«i-  't  nC  1-^  CO    I 
1^  I"*  co  "^^  X 


o  Cl  o  co  to  o  co  Cl  Q  I-*  X  o  r^  X  Cl  «— 

l-C0OXXClX— 'O— ''tCliO'1-  —  1^ 
-^  o  X         I-*  co  ii^  X  X   3  O^  o  iC  ^*  I"  i~ 


^  o  -^  co  Cl 

i.t-  lO  r*-  O^  r^ 


M  sO  1^ 
Cl  ^ 
lO 


^  Cl 


co  >0  — '  o 
C>  'I-  Cl  I-* 
o  Cl  — ' 


Cl 


v>  co 

X  o 

Cl 


n 

X 


X 

co 


X 

Cl 


c 

O) 


o 

■N 


c 


rt  i2  -ss  .^  i:  -  ^  -^ 


c 


>. 

u    o    o 


o 

B 


o 

i-* 

t/3 
C3 


.  _. .  —.  —Ł  —t  —t  ^-^  •— «  "^  1  <^  I 


0 

o"2 

M5 

tfj    C 

•  -^ 

.„„ 

«Ni« 

^s 

>,-5 

C3 

V-' 

•^-2 
>'.'^ 

C 

a:x; 

^*^ 

n:-n: 

ri  Cl 


II  I 


ibo^CTJiCc^r^rló^ 


ca  II  I  fi£:: 


^■oooar^fłrł?Om>oO'^lc'łOr^ili--ol     '  1:^^ 
^ -ł  o  o  DO  —       -T  Tf  o  O  p       q  S  ■n       "=0  Q  11 

f-~co"Q  ^-Oic-łfjwo^o    it-i-oo    I   00  in~^     i  i"^i  -J 

r-  ■*  5-  in  O'  n  (>~Q"o  to  m^"!-!    1   c>~Q~c3~~i~n~^   ii  I   —  " 


'  '  '  'iSSSis2l'Hsi5il|is'  '^'' 


IS22SSRS  t2SSS"SSES8""8  18  1  l=2"S 


I  £  IS  I   I   1   I  SiSSSg8;r;5"  | 


I  I   I   I   I   I   I   I   I   I   N 


'&oS.'2-^        i£  a -^  :5  E^  i  <r^ 


192 

W  Anglii  w  okresie  10-letnim  (1785  —  1794),  pomimo 
niepomyślnych  lat  1785,  1787,  1788,  w  których  bilans  han- 
dlowy zamykał  się  deficytem,  przeciętna  przewyźka  wywozu 
nad  przywozem  ogólnym  wyniosła  1,099.596  funt.  sterl.,  czyli 
złp.  43,726.268,  zaś  przewyźka  wyprowadzonych  produktów 
i  fabrykatów  W.  Brytanii  nad  przywozem  zagranicznym  do 
samej  Brytanii  1,309.612  funt.  sterl.,  czyli  złp.  52,077.713 
rocznie  *). 

We  Francyi  w  roku  1787  przewyźka  wywozu  ocenioną 
była  na  44,500.000,  a  w  1789  na  36,000.000  liwrów,  to  jest 
71,582.000  i  57,909.000  złp.  **). 

W  okresie  czwartym  ułożenie  jakiegokolwiek  bilansu 
jest  niemożliwe  z  powodu  zaburzeń  wojennych  i  rozprzężenia 
władz  rządowych.  Łatwo  przecież  domyślać  się  możemy,  iż 
o  zysku  z  handlu  zagranicznego  nie  może  być  mowy  po 
bankructwach  z  r.  1793  sześciu  firm  bankierskich:  Teppera, 
Szulca,  Prota  Potockiego,  Kabryta,  Łyszkowskiego  i  Heyzlera. 
Z  ostatecznego  wypadku  likwidacyi,  zakończonej  przez  Wspól- 
ną Komisyę  Trzech  Dworów  wiatach  1801  — 1803,  dowiadu- 
jemy się,  że  pasywa  czterech  bankierów  wynosiły  159,623.405 
złp.,  to  jest  podług  stopy  19  złp.  na  1  czer.  złoty. 


Nr.  121. 

151,630.180  złp.  stopy  18-zlotowej. 

Lubo  nie  znamy  ogólnej  sumy  deficytu  wszystkich  6ciu 
banków,  domyślamy  się  jednak,  że  po  strąceniu  aktywów  de- 
ficyt ogólny  wynieść  musiał  przynajmniej  28  milionów  zip., 
ale  przed  likwidacyą  dla  wierzycieli   z  lat  1793  i   1793   zaha— 


*)     Tookc:    Thoughts  a  Details  of  Ihe  high  and  Iow   prices  Apperm 
dix  to  Part  II,  nr.   1. 

**)     Be  er:    Historya  Handlu  tłum.  rosyjskie  II,  244.    Sybel:   Gcscł^ 
der  Revol.  I,  32. 


Monety  Twybite  wr  mennioacŁi 
za  StaniiUwa  Augutta. 

s  :^  E  B  lą  N  E. 


SO.  SwnzIotiiwkK  (J.  S.  —  Juet  Sch»ed«r> 


21.  PólUlaiek  (T.  8.  ^Foderjk   Sjlm) 


ifJ)) 


Druk.  Artyit  B.  8ikonU*c« 


Monety    nrybite    tx   mentiicaoli 

za  StamiKława  Auguita. 

S    1$    E    B    1$     X    R. 


la  Mrtąk  gUdaki  (R.  E.  OE    ^Etraim  ErenoJ 


nrak.  Attyit.  B.  Sikonklsso 


Moiiety  nrybite  nr  nieni^ioacł) 
M  Stailtłaiia  Aa|i«la. 

26     Czerwony  cłoty  (A.  P.  ^  Antoni  Partenstelii) 


Czerwony  złoty  póKoraciny 


27.    Cwrwony  iloty  potrójny 


38.    Curwony  złoty  tcurlandikl 


Drak.  Ar^t  8  SłkaiBkUro 


i 


«• 


*:':**■  ••  **  ••7*1  A    ,••;■  j  , 


h' 


Monety   wybite  mt  mennicach 
M  Slaniitaira  AsgatU. 

UIRUZIAN^H. 


Sael4g  (G.  =  Gartcnb«rg>. 


Groai  V.  G.  ^von  Gartenberg) 


Drak  Artr»t  8.  Wkonkljco 


Monety  vrybite  vr  meiuiłoaoli 
ta  Ituittam  AifMta. 


i.    CrOH  &.  CwEfraloi  Braan) 


a    l^ojik  (O.  =  Garttobwg) 


7.     Trojak  (E.  a  =-  Efrmim  Breon) 


I.  M4*  Pofakł  T.KonoM 
Da  ite.  m  t.  U-cfc 


.  Drak.  Artjit  S  SlkonUwo 


I' 


u    :  ^-    .' 


.  ł 


•  ••  - 


Monety  urybite  -w  mennlcad) 

»  8lui8taw«  Augusta. 

S    I^    B    B    R    I>J    B. 


14.    Dzle8lfviogroaiówka  (E.  B.  ==  Efraim  Brenn) 

Drak.  Artyit.  9.  Słkonki*^. 


lUonety   urybite  Tar  mei]i)lcacl| 
zt  Staniiława  Aa|ii)t«. 

a  r<  E  B  I?  N  E. 


«.   Pólilotek  (F.  8.  =>  Frydurk  SjliM 


IS.    ZtoMwkft  <F.  S.  =  Fiydeiyk  Sylm) 


17.    ZtotówkK  (E.  B.  =  E&alm  Breon) 


18.  afltdwka  (U,  V.  = 


19.  aotiwk*  (M.  V.  = 

Monę  tarł  ft  Versovieiis) 


Drak.  Ar^it.  6.  SlkaiiUtgo 


193 

czoną  była  cała  masa  pasywów  i  społeczeństwo  utraciło  od- 
razo sto  I<ill<adziesiąt  milionów  zip.  na  upadłości  banków  *). 
Po  długich  latacłi  oczelciwania  wierzyciele  odzyskali  podobno 
nie  więcej  nad  dwudziestą  część  kapitału,  a  niektórzy,  miano- 
wicie Prota  Potockiego,  po  latacłi  60-ciu  nie  mogli  się  jeszcze 
doczekać  rezultatu  likwidacyi  **).  Gdy  zaś  doliczymy  długi 
Stanisława  Augusta,  to  się  utworzy  taka  masa,  że  musiała 
pocłiłonąć  wszelkie  bieżące  zyski  handlu  zagranicznego.  Więc 
powstanie  Kościuszkowskie  mogło  czerpać  zasoby  pieniężne 
chj^ba  z  dawnych  oszczędności. 

43.     Przed  zamknięciem  niniejszego  rozdziału  możemy 
jeszcze  spytać:  ile  i  jakiej  monety  krążyło  w  Polsce?    Pytanie 


*)     w   księgach    rzeczonej    Komisyi    W'spólnej    Trzech    Dworów    do 

upadłych  banków  znajdujemy  ostateczną  dystrybucyę  mas  w  następnych  bi- 

Iraisach: 

dukatów     złp.  gr. 

Tepperowska  (1802)  była  winna 3,288.310     12     13 

miała  fundusze.     .     .     .     1,4(J6.435     14     10',.,, 

zostaje  dłużna  ....     2,2r)0.281        1      10 

ma  na  to 1,204.087      lu     10 

Orafa   Prota  Potockiego  (1803)  pozostaje  winna    .     .     1,311.348       S     16 

ma 854.51' 7      13       2 

I-^ierwotnie  zaś  (1793)  była  winna  69,507.330  złp. 

Cabrita  winna 1,170.115     10     19 

miała  funduszu.  .  .  .  l,«)3(.).80l  1  27 
lecz  przez  różne  kombi- 
nacye  z  masą  ogólną 
upadłości  zostaje  dłu- 
żną 512. 17S 
ma  na  to  720.8*29 

Szulca  dłużna JS4.52<) 

ma  na  to .S*^).  I6S     13       3 

Uwaga:  czerwone  złote  rachowano  tu  podlui;  stopy  l'>  złp.  na  1  du 
kat.  Podane  przez  Kraszę  wąskiego  w  Polsce  w  trzech  rozbiorach  dwo- 
jakie  liczby  (III,  317  i  393)  nie  są  dokładne. 

**)  Dembowski  Leon:  Pamiętniki  w  .Ateneum  18S2  roku,  maj 
str.   299. 

Wewnętnne  dzieje  Polski  Korzona.  —  T.  II.  13 


takie  ma  tern  większe  znaczenie,    iż    kredyt  owoczesny  ogn 
niczał  się  wyłącznie    prawie    do    weksli,  iż  papiery  publiczn  ^ 
nie    istniały   prawie,   jak  to  wykażemy    niżej,  a  zatem  społ^ 
czeństwo  posługiwać  się  musiało  tylko  gotowizną. 

Po  pracowitych    badaniach    Czackiego,    który   jako 
członek  Komisyi  Skarbu  Koronnego    rozrządzał    dokumentami 
urzędowymi,  oraz  po  jasnej,  treściwej  i  ze  wszech  miar  zna- 
komitej rozprawie    Lelewela,    przedrukowanej    w  tomie  V 
edycyi  Żupańskiego,  nie  widzimy  potrzeby  traktować  tu  kwe- 
styi  o  monecie  polskiej    ze  stanowiska    numizmatycznego,  te- 
chnicznego   i   historycznego.     Szukaliśmy    tylko    wskazówek, 
o  ile  stan  monetarny  zadawalnial  potrzeby  gospodarstwa  spo- 
łecznego Polski  w  badanej  epoce. 

Historya    powszechna    świadczy,    iż    wszystkie    gatunki 
monet  z  biegiem    czasu    zmniejszały   się    w    swojej    wartości 
skutkiem  fałszowania,  dokonywanego  w  mennicach  gwoli  po- 
większenia dochodów  bez  nakładania  nowego  podatku.  W  Pol- 
sce   denar,    niegdyś  za  Piastów  główna  jednostka  monetarna, 
potomek    rzymskiego    denara,    zawierający  w  sobie  srebra  na 
jakich  18  groszy,  zmalał  w  wieku  XVIII  do  Vi8  grosza  i  stał 
się    maluczką   monetą    zdawkową,    miedziakiem;    utrzymywał 
się  jednak,    dzięki    szczególnemu    konserwatyzmowi   Polaków, 
jeśli  nie  w  obrotach  kupieckich  to  w  rachunkach  skarbowych. 
W  naszych  obliczeniach  już  nie  ma  znaczenia  i  będziemy  go 
pomijali.     Grosz,    odbity  pierwotnie  w  Pradze  Czeskiej  w  r. 
1300  i  wprowadzony  do  Polski    przez    króla    Wacława,    wart 
był  przeszło  40  groszy  z  epoki    Stanisława    Augusta,    bo  sta- 
nowił '/^^^  część  grzywny    kolońskiej   srebra.     W  epoce,  którą 
się  zajmujemy,  jest  on  miedziakiem  wartości  Yso  złotego;  kur- 
sują wszakże  grosze  srebrne  czyli  szóstaki,   wartości  7\/j3  gr. 
miedzianych.  Złoty,  ukazujący  się  w  rachunkach  skarbowych 
na  początku    wieku    XVI,    był    zrazu  monetą  złotą  vy  rzeczy- 
wistości i   odpowiadał    mniej    więcej    dukatowi    (florenckiemu, 
ztąd    nazwa    florenu),    przeistoczył  się  rychło,  bo  już  w  poło- 
wie XVII  wieku  na   monetę    srebrną    wartości  30  groszj^  ale 
otrzymał  nazwę  tynfa    od    nazwiska    An.    Tiimpe,    myncarza 


1"!  " 

z  :zi>x    Jar.a    Kaziniierza.     Ale  tvr.:V  r.arv?v    sv^Me    r\\:!i\^ 

:!e  5ia.\-.-.    z-:*  i^i  razu    ryK*    falszowar.c.    nawet    ra    \vicv:.M 

•         •  •  •  • 

^'rr..:,  l-c::r/  wśr-.si  sru>ro>zeń  \vo'"enr.vch  i:\va::a;  taki  J.oclwi 
T.er.r.:cz.-:v  z2l  dobre  źródło  do  zasilenia  \v\\:icńczon.C:;o  ska:- 
^\i.  Szk>dlr.ve  skutki  nieuczciwych  ivch  o:^eracv!  dał\  s:o 
z  czasem  uczuć  b^jleśnie  i  sejm  z  roku  1717  zabrał  si^^  do 
re:orxv:  oznaczył  wartość  tvn:a  na  cros;:v  .>S  i  ut\vor.*\l 
i>^C5Z0'Ay  złoty  z  oznaczeniem  stosunku  do  c/orwoncco 
złotego,  czyli  dukata  jak   1   :   1>>. 

Zda-e  sie,  że  ów  złoty  nie  był  moneta  realna,  ;'.o  mor.- 
rica  \vVci'ała  zawsze  tynfy  i  szóstaki,  że  m^*  i:..\\va;.  o  t\  Iko 
w  rachubie  *  \ 

Były  leż  w\'bijane  talary  i  o  r  t  \-  srebrne. 

F^rzeniesienie  mennicy  do  Drezna  przez  Aui^usia  11  Sa<a 
nie  poprawiło  sprawy:  wybito  blizko  UO  mil.  podłui;  >lopy 
Jana  Kazimierza  i  Jana  III:  nie  była  to  dobra  moneta:  alo 
najfatalniejszą  epoką  stały  się  czasy  wojny  sicdmiolcinioj,  i;vi\- 
f^ndenk  II.  opanowawszy  Saksonię  i  znalazls.y  tam  niLii- 
nicę  polską,  osadził  zaraz  żyda  berlińskioŁ;o  l''tVaiina  i  ka/ał 
niu  bić  fałszywą  monetę,  gorszą  jcszc;'.e  oy.\  popr/odnioj  /.  po- 
piersiem Agusta  IIL  dla  użytku  Polski:  p<.>tcm  ::alo::ył  dv\\i\:\ 
podobną  fabrykę  we  Wrocławiu.  Wprowaduiono  \\i^*c  vlo 
Polski  w  latacti  1757 — 176^>  mn(')stwo  lichych  ansuiMcHlmow, 
-Szostaków,    groszy    i   tynfów    zwanych     „bakami".     llo>c    icj 


*'\    Ganiąc  tę  reformę,    Borch,    woj  owo.  la    inilatK-ki    a  ;-.;ir.i..ciii   kiiii:i 

**fz  mcnniczny,  mówił  na  sejmie  dnia  k  11    ITon  n)kii.      «iulyl\\    kłusiuu 

^y^  2  r.  1707...    zostawiła    była  tynfowi    iriii^  złotego,   :aku'  lyiU  dn    k"  aMi 

^J  konstytucyi  nosił,  czego  jest  d(nv<)Jom  napis  XXX  i;i  o>>ł)runi  n.i   iNii- 

•^ł^h  Kazimierzowskich...  tern  samem  cała  j-rawic   w   tej   iii<tnvvMi-  iNlini.  lu- 

fctur  idealitas,  bo  w   18-tu  tynlach  hylhy  walor  J\v.k'!i  talarów...      1  oo/. 

$^y  taż  konst\'tucya,  uformowawszy  złoly  idealny,  jakin-o  do  o\vci',o  e/asw 

Polsita  nic  miała,  tynfowi  8  groszy  przydała,    zo.st  iwila    tym  Sj^t».stilHMii    is 

złotym   blisko  4  tynfów  waloru    idealnego    (JiS  -.^  is     ns  I  gros;«ini,    to  jisi 

o  W  grosze  więcej    nad   18  złotych)    przeciw    szacunkowi    wewti^trzneniii, 

czewoncgo  złotego.   „Idcam  pro  realitale  brać  byliśrny  obliL^ouani"*     (Dya- 

ryusz  1766,  karta  b). 


fałszywej  monety  obliczano  później  na  85,000.0C)(),  r 
200,000.000,  a  ktoś  nawet  w  samych  tynfach  na  400,000.0C 
zł.  *).  Z  historyi  handlu  powszechnego  wiadomo,  że  ta  op 
racya  Fryderyka  II,  która  zresztą  rozciągała  się  i  na  monę 
własną  pruską,  oraz  na  monety  innych  krajów  niemieckie 
sprowadziła  ciężkie  przesilenie  finansowe  Hamburskie  z  ro 
1763  **).  Niemniej  musiała  cierpieć  i  Polska,  jak  widać  z  ue 
wersału  Teodora  Wessla,  podskarbiego  w.  k.,  z  dnia  12  sie 


pnia  r.  1761***).  Dygnitarz  ten,  supremus  rei  monetari. 
praefectus,  zaznacza  podrożenie  nieznośne  wszystkich  rzec: 
kłótnia  po  miastach,  targach  i  gościńcach,  zaboje,  a  ztąd  n: 
skończone    procesy;    dla    zaradzenia    temu    oznacza    kurs 
rozmaitych  monet.     Spis  jest  tak  długi,  cechy  wymienione  t. 
liczne,  że  chyba    numizmatyk    uczony,    albo    biegły  w  sw>' 
fachu  kupiec  potrafił  się  uchronić    pomyłki:  3  kategorye    tyn- 
fów  miały  być  rachowane  po  35  groszy,  jedna  po  33,  jednak 
po  30,  „więcej  niż  kilkanaście  gatunków  imitowanych  saskicłi     ^ 
tynfów"  po  gr.  15  etc.     Czerwony    złoty,  podług  konstytucyi 
r.  1717,  przywrócony  do  waloru  18  zł. 

Jedną  z  pierwszych  czynności  Stanisława  Augusta,  po 
wstąpieniu  na  tron,  było  otrzymanie  napowrót  od  sejmu  pra- 
wa (jus  cudendae  moneta e),  ustąpionego  niegdyś  Rze- 
czypospolitej od  Zygmunta  III,  i  urządzenie  mennicy.  „Nie  li- 
towaliśmy zatem  dalszej  pracy  i  znacznych  nakładów  dla  spro- 
wadzenia z  cudzych  krajów  ludzi  umiejętnych  i  wszelkiego 
gatunku  rzemieślników,  owszem,  cum  s  a  c  r  i  fi  c  i  o  należących 


•)  Tam.  Hist.  Pol.  1784,  sir.  190  i  150;  Stanisław  August,  po- 
dając ilość  monety,  puszczonej  przez  Fryderyka  U,  na  200  milionów,  wj'- 
jaśnia  zarazem  łatwość  rozpowszechnienia  się  w  Polsce  tern,  że  na  mocy 
traktatu  Welawskiego  elektorowie  brandeburscy  mieli  prawo  i  bili  rzeczy- 
wiście tynfy  i  szostaki  z  napisami  polskiemi  (I\amictniki  tłóm.  Bronisł. 
Zaleskiego   1870,  wyd.  Kraszewski  II,  244). 

*•)     Wirth:   „Geschichte  der  Handelskriscn,   1874,  str.  70,  74. 

•"")  Druk,  znajdujący  się  w  Fiibl.  Tniwersyt.  Warsz.  Publicz.  Inne 
wylicza    Czacki    O.  P.  i  L.   P.   1,    171. 


1^^ 

nam  e  X  j  u  r  e  m  o  n  e  t  a  n  d  i  p  o  ż  y  t  kó  w  postaraliśmy  się 
zafundować  porządną  do  prędkiego  opatrzenia  kraju  nowcnii 
pieniędzmi  zdatną  i  w  niczem  najlepszym  w  Europie  nie  ustę- 
pującą mennicę".  Pochwalając  to  urządzenie,  sejm  z  r.  IToc* 
oznaczył  zarazem  stopę  menniczną:  po  zip.  80  z  jednej  grz>-w- 
ny  kolońskiej  feinu  srebra  i około  *  ._,  funta)  czyli  po  Im*  ,  zip. 
na  1  czerwony  złoty  próby  i  wagi  holenderskiej;  talari»w  zaś 
10  kazano  bić  z  tej  samej  grzywny,  a  więc  1  talar  miał  za- 
wierać 8  złp.  Złoty  dzielił  się  na  4  grosze  srebrne  i  na  M 
groszy  miedzianych,  któr\'ch  120  miało  się  wybijać  z  funta 
miedzi  *'».  Kanclerz  Zamoyski,  wyjaśniając,  że  stopa  ta  jest 
zgodna  ze  stopą  Cesarstwa  niemieckiego  lad  ligam  Im  per  i  i\ 
Wnurzał  najlepsze  co  do  przyszłości  nadzieje.  „Proporcwi 
między  złotem  a  srebrem  jest  zachowana  tak  dalece.  ::c  ku- 
pcom będzie  za  jedno,  czyli  zlotem,  czyli  srebrem  za  r.asze 
płacić  towary,  a  tak  na  obydwóch  metalach  nam  zb\'wac  nie 
może  **)*■.  Wszystkie  tynfy  i  baki  były  odtąd  wycofane 
z  obiegu  i  przetapiane  w  mennicy  na  nową  miMietę. 

Nie  ziściły  się  jednak  świetne    nadzieje.     Komisyc  Skar- 

*^^^'a  i  Menniczną    natratiają    wciąż  na  nowe  truJności  i  kło- 

P*^^y.  o  czem  świadczy  mnó^twt^    wydawanych.    uniwcr>a!nw; 

^^'^ymuje  się  w  użyciu  dawna  rachuba  ipo    is  zip.  na  1  c;:cr. 

'^'•'     skarb    nawet    w    swoich    księgach    kasowych     prowadzi 

^^^'oistą  rachubę — dawną  i  nową    podług  redukc\'i;  nowa  mp- 

"^^    srebrna  okazała  się  nie  tylk(j    dobra,    ale  zbyt  dobra,  bo 

znikała    szybko    i    wycliodzila    za    granicę.     Podskarbi   w.  k. 

(Adam  Poniński")  w  uniwersale  swoini  z  d.    ló  marca    1 7.s7  r. 


*)    yol.   Leg.  yil,  fol.  4:»1,  ^;r.    1*'/. 

**)  Dvarvusz  IT^jh,  scsv;i  XXyiI  z  dri;:!  ^  11  Uarta  \\  \\\.:i\ky,c 
autorem  stopy  1:80  był  nic  Z:ini(ły>ki,  \cca  rmr^li,  wnicwuJ.i  :i;:'iaiK'ki, 
P"tniejszy  kanclerz,  wbrew  /Janin  .\ii^u-;t:i  .Mi»«^zynsUieiv»,  l'iiri::  a  i  iia.r- 
tenberga,  którzy  proponowali  1:^K  ((.'zacki:  o  l.itcnsk.  i  I*.  IVav  ach  1, 
przypis  7). 


198 

wyznaje,  że  w  ciągu    20-u    lat    wyszło  z  kraju    40  milionów 
złp.  *). 

Nie  było  bodaj  sejmu,  na  którymby  ta  sprawa  mone- 
tarna nie  wchodziła  na  stół,  ale  nie  umiano  zaradzić  złemu. 
Dopiero  w  1786  r.  ucli walono  zmniejszenie  stopy  do  83  i  pół 
złp.  z  grzywny  kolońskiej  feinu,  a  tym  sposobem  przywrócono 
dawniej  ustanowiony  i  uporczywie  w  powszeclinem  użyciu 
utrzymujący  się  stosunek  18  złp.  na  1  czerwony  zloty.  Po- 
dobnież wartość  talara  zniżono  do  7  złp.  gr.  25^'^  (16"/io 
z  grzywny  kol.). 

W  końcu  Rada  Najw>'ższa  Narodowa  z  woli  Kościuszki, 
oświadczonej  w  obozie  pod  Winiarami  d.  3  maja  1794,  zmniej- 
sz3^ła  jeszcze  bardziej  wartość  złotego,  kazała  bowiem  wybijać 
84  i  pół  zip.  z  grzywny  kolońskiej  **). 

Naturalnie,  że  Mennica,  skupując  monetę  starą  lub  fał- 
szywą, płaciła  taniej,  żeby  mogła  pokryć  koszta  przebijania. 
Działalność  jej  aż  do  czerwca  r.  1794  (kiedy  stopa  została 
zmniejszoną  do  84  i  pół  złp.  na  grzywnę  kolońską),  okazuje  się 
w  następnycli  cyfracłi,  ułożonych  przez  Czackiego  na 
podstawie  raportów  urzędowych  i  powtórzonych  przez  Lele- 
wela ***). 

Tab.  122. 

Wybito : 

Dukatów  złotych     talarów  póltalarów     złp.  w  groszacłi  srebr. 

1766  do  1786     109.155    2,939.360    43,798.830 
1786  do  1794     99.076    2,366.834    30,566.548 

Razem:  205.231     5,306.194    74,365.378 


')  Uniwersał  ten  jest  przedrukowany  w  Dz.  Handl.  1787,  str.  154. 
)  Uniwersał  z  dnia  13/6  1794,  w  Gaz.  Woln.  Warszaw.  Nr.  17. 
")  Lelewel:  O  monecie  polskiej  w  Polsce:  Dzieje  i  Rzeczy  jej  V, 
285.  Czacki:  O  Polskich  i  Lit.  Pr.  1,  173,  176,  185,  cyfra  wybitej  mie- 
dzi na  str.  156,  przypisek  3;  cyfra  dukatów  poprawiona  podług  edycyi 
pierwszej  z  roku   18(K). 


f 


199 

Co  do  miedzi    zaś,    znajdujemy  tylko  cylrc  ogólną  z  lat 
17 ryb —  1795,    mianowicie    11,878.592    złp.    8'.^,   gr.      Men- 
nica  kupowała    miedź    węgierską  po  cenie    17 '4  dukatów  za 
cerntnar  a  160  ft.,  w  latach    1785  — 17<s6    miała    zakontrakto- 
\v",einych  po  tejże  cenie  2(X)  cetnarów   miedzi   krajowej  z  Mie- 
dzianej Góry  pod  Kielcami;  potem  sprowadzała   krążki   czyste 
t>^z  rauterowania  i  wyciskania    stempli  z  l*'alunu    od  Szwedz- 
ie i  ^  Kompanii  Stora  Kopparbergs  Bergslags  Aktiebolags,  ktt')ra 
\\r     r.  1791    dostarczyła    11.642    sztuk  a  11,;    gram    wagi    na 
tT-ojaki  i  34.926  a  3.6  gram.    wagi    na    groszaki  *). 

Sprowadzając  wszystkie  poz\'cye  podług  podanycłi  powy- 
żej dwócti    gatunków    stopy,    otrz\'mamy   na  pierwszy    20  le- 
tni okres  wartość   wybitej    monety  polskiej,  złotej    i    srebrnej, 
69,091.806  złp.    a  doliczając  -  ;,  z  całej  masy    miedzi   wybitej 
w  ciągu  lat  30-tu  mianowicie  7,919.0<S2  złp.,  utworzymy  su- 
mę ogólną    77,010.868    złp.,    na    drugi    zaś    okres    w  złocie 
i  w  srebrze   50,809.857    złp.,    a  w  miedzi    proporcye  S-lctnią 
3.167.025    złp.    razem    53,977.482    złp ,    ogółem    zaś    w  obu 
okresacłi    wybito    wszelkiej    monety    prawie    KW,9S8.;:)50  złp. 
<lwoistej  stopy. 

Po  d.   13  czerwca   1794  podług   nowej  zmniejszonej  sto- 
Py.  zapewne  do  dnia  upadku  Warszawy,  wybiła  mennica: 


Tab.  123. 

<^zer\vonemi  złotemi  trzech  gatunków  na      .     .      60i>.432  złp. 

złotówkami 7,123.350    „ 

talarami 1.0^;6.432    ,, 

Razem     ....  N..S13220    „ 


*)     O    miedzi     polskiej    Protukiil     Miedzianoy    Gury,    MS    bibl. 

Uniw.  Warsz.  Nr.  734,    o  .szwedzkiej  za-^  p()inf(irm<»\v.'il  mię    uprzejmie  an- 

fykwaryusz  Henryk  Bukowski    w  liście    z  dnia  'J'>  12     iJS^u    wedle  ks.;[^ 

wymienionej  Kompanii.  Og«>lna  wai^a  krążków  większych  wynosiła   1   skop- 

pund— 2U  lispundó\v=40t.>  skolpunduw  i  tyleż  waga  og('tlna  mniejszych. 


200 

Przypominamy  nasamprzód,  że  według  wspomnień  W  a  — 
leryana  Strojnowskiego  (§.  37)  na  jarmarku  Lwów — 
skim    w  roku   1768    było    zebranycłi    pieniędzy    na    100    mi— 
lionów  złp. 

W  r.  1776  Jabłonowski,  wojewoda  poznański,  mówił  na. 
sejmie,    że    z    wybitycłi    do    owego     czasu    44,865.174    złp. 
trzecia    część   wykupiona,    wiele    pozostało  w  zabranycłi  kra- 
jacłi,  „że  ledwo  szósta  część  kursująca  w  kraju  okazuje  się**. 
Podług  tego  racliunku    ilość    gotowizny  w  Pcl^^oe    wyniosłaby 
4,447.000  złp. 

Ale  na  tymże  sejmie  Małacliowski,  pisarz  w.  k.,  poseł 
poznański,  powiadał:  „Jestto  wyracłiowano,  że  dziś  (w  r.  1776) 
kursujący cłi  w  Polsce  pieniędzy  nie  masz  nad  15  milionów; 
około  7-miu  za  sól  wycłiodzi,  zostaje  tylko  8  cyrkulujących, 
które  gdy  importatą  raty  której  półrocznej  do  skarbu  wpłyną, 
nic  prawie  nie  zostanie  w  kraju  do  cyrkulowania.  Nie  przy- 
cłiodzi  do  kraju  z  Gdańska  i  innycłi  importat  jak  blizko  4 
miliony,  a  że  więcej  za  samą  sól  wycłiodzi,  przeto  wniosek 
nicocłiybny,  że  co  rok  mniej  pieniędzy  będzie  w  Polsce". 
Upraszał  nawet,  aby  trzecia  część  podatku  na  wojsko  była 
brana  w  ziarnie  i  innych  produktach. 

W  dalszym  toku  rozpraw  król  Stanisław  August  wszy- 
stkie te  obrachowania  i  „racyonacye"  nazwał  „szczerą  sup- 
pozycyą**  i  odmówił  im   wszelkiej    wiary"   *).     Jakoż    dowia- 


•)  „Czczę  ja  osoby,  których  zdania  wyrażały  suppozycyę  majątku 
narodowego,  ale  mogły  się  one  omylić  czyli  w  masie  ogólnej,  czyli  w  licz- 
bie kursujących  pieniędzy.  W  innych  krajach,  gdzie  jest  więcej  sposobno- 
ści do  gruntownego  w  takich  mater3'ach  egzaminu,  możnaby  dokładniej  po- 
wiedzieć, że  jest  lylo  i  lyle  pieniędzy.  U  nas  to  jest  szczerą  suppozycyą, 
na  którąby  śmiało  i  przeciwne  formować  można.  Gdyb}'m  chciał  argumen- 
tować z  menniczych  rachunków,  wickszaby  się  daleko  od  15tu  milionów 
okazała  suma,  ale  jako  i  to  nie  byłoby  dowodną  demonstracyą,  tak  zdaje 
się,  że  i  tamte  racyonacye  nie  są  na  swojem  miejscu**  (Dy ary us z  1776» 
sesya  27  z  dnia  7/10  str.  'Jó7:  głosy  poprzednie  tamże  na  scsyi  17,  z  dniu 
łV.9.  Notaty  generała  brygady  Wielkopol.  w  liibliot.  Pamięt.  i  Podróży 
Kraszewskiego   IV,    118). 


201 

dujeray   się    skądinąd,    że    na   jarmarku  w  Poznaniu    1778  r. 
znajdowało  się  do  wypożyczenia  160.000  dukat.=2,880.000  złp. 

Niepodpisany    autor    artykułu  z  Pamiętnika    Hist.    Polit., 
p-    t-     „Niedostatek    pieniędzy  w  Polsce",    pisanego  w  r.   1784, 
a    w^iec  przed  reformą  stopy  monetarnej,  mówiąc  o  wychodze- 
niu       dobrej    monety    srebrnej,    wnioskuje:     ,,teraz   jest    chyba 
4- ,000000  zł.",  a  wniosek  swój  popiera  on  dowodem  następu- 
jącym:   „kiedy  na  ratę    marcową,    albo    septembrową,    zbiorą 
i   oddadzą  do  skarbu  podymne  (2  i  pół  mil.  półrocznie),  to  za- 
wsze dobra  moneta  srebrna  tak  zniknie,  iż  w  wielu  miejscach 
nie    widać,  jak  tylko  samą  miedź  i  złoto  cyrkulujące".     Dalej, 
^^'  ^^-''ielkopolsce  płacą  podatki  wytartą  polską  monetą  z  Wro- 
cławia,  nadpłacają    po    2  grosze    na   jednym    złotym,    bo    ?ą 
tylko   złe  pruskie    pieniądze,  których  skarb  koronny  nie  przNJ- 
"^"J^.    Klęskę  tę    przypisuje    autor    prawu    mennicznemu  z  r. 
^'^>y  ponieważ  z  10-ciu  dobrych  talarów  bito  9,  a  nie  z  ^)  u 
dzies^ięć^   jak  w  Austryi  *).     Na  ten  artykuł    była    odpowiedź 
ro\rr>ież  bezimienna,  w  której  tłómaczono    trudności  w  wybo- 
^^    F*omiędzy  stopami  (Graumana  i  ad  ligam  Im  per  i  i),  oraz 
konieczność    przyjmowania    pruskich  pieniędzy,  z  powodu  zo- 
bow-j^zań  traktatu  Welawskiego,  ale  faktowi  nie  przeczono*"). 

Do  jednakowych    prawie     wniosków     przychodzi,    albo 
wniosld  poprzednie  podziela   (jeśli  mu  były  znane)  Sandomie- 
rzanin  w  r.   1786.     W  swoim  projekcie  o  sposobach  zbogace- 
nia  Polski  powiada  on:  za  Augusta  lii   wykupiono   dobrą  mo- 
netę, a  podłą  za  to  dano  około  85  mil.  zip.  i  to  takiej,  że  na 
tynfie  było    szkody    podług    redukcyi    po   groszy  'S),     Za  te- 
raźniejszego panowania  wybito  srebrnej  dobrej  monety  4i>  i  r('»r 
mil.  złotych,  na  których  jeszcze  większą  Polska  ponosi  szkodę. 
1)0  po  wykupieniu  onej  towarami  i  su ftry nami  (souverain'y  >, 
już  się  ani  cząstka  srebrnej  monety  nie  wróciła  do  Polski  i  na 
suffrynach  tracić  kraj  musiał.     Led\yo  -I  miliony  teraz  zostało 


♦)     Pam.  H.  P.   1784,  str.    1'>1,  L">:>-''. 
**)     Pam.  H.  P.   1784,  sir.  4'yS— r»<>r.. 


srebrnej  monety  polskiej,  miedzianej  ledwo  ó  milionów  jest 
w  całej  Polszczę.  Podatku  półrocznego  około  8-miu  milionów 
ztożyć  potrzeba,  i  to  złotą  i  srebrną  monetą.  Ludzi  ma 
Polska  około  10  milionów.  Każdy  z  nicłi  ma  nieucłironne 
potrzeby  i  wydatki.  Gdyby  nie  łiandel  zbożowy  wspomagał 
nas  pieniędzmi,  jużbyśmy  dawno  płakali  na  dobroć  srebrnej 
naszej  monety...  Należałoby  zrównać  one  z  naj podlejszą 
pruską...  Złota  moneta  ma  walor  zniżony  do  16v^  złp.,  a  za 
granicą  idzie  po  18  zip.,  więc  ucieka  z  kraju"  *).  W  rok  pó- 
źniej, tenże  Sandomierzanin  powiększa  trochę  te  cyfry,  ale 
wnioski  swoje  utrzymuje  i  nawet  zaostrza  je:  „od  1  stycznia 
r.  1766  wybito  srebrnej  monety  złp.  45,474.402  i  pół.  Z  wia- 
domości, które  ma,  wnosi  taż  mennica,  iż  1)  przez  zabór 
kraju  i  z  nicli  pieniędzy,  2)  przez  przewagę  zagranicznego 
liandlu  od  tylu  lat,  przez  podstępy  żydowskie  i  inne  utraciła 
Polska  srebrnej  monety  7s  wybitej,  przeto  dziś  ledwie  jej  się 
znajduje  w  kraju  złp.  bfiA7A42^/^.  Nie  mamy  podobnego  do- 
niesienia o  miedzianej  monecie,  przeto  obracłiunek  musimy 
czynić  polityczny  taki...  wypada:  5,132.395  złp.;  razem 
przeto  10,179.866.  Choćby  skarb  na  podatki  samo  odbierał 
złoto,  tedy  ludność  Polski,  wynosząca  12  milionów,  całą  tą 
masą  nie  może  sprawić  cyrkulacyi  przyzwoitej...  Cóż  dopiero 
mówić,  gdy  podatek  krajowy,  do  20  mil.  wynoszący  na  rok, 
rozeszle  do  Kamieńca  Podolskiego  na  wojsko  i  wyda  temuż 
w  Warszawie;  niż  się  rozejdą  od  nich  te  podatki,  w^przód 
trzeba  składać  na  drugie  półrocze.  Wszystko  to  dowodzi,  że 
szczupła  liczba  polskich  pieniędzy  jest  przyczyną  niemałą,  iź 
na  aukcyą  wojska  pozwolić  nie  chcą,  gdyż  i  ta  garstka  wojska 
kosztuje  złp,  5,977.161"  **l 

Podobnie  biada  Chełmianin  w  r.  1789:  „Przyznajemy 
się  do  tego,  lubo  z  naszym  wstydem  i  szkodą,  że  ogół  bo- 
gactwa krajowego    nie    przechodzi   40   milionów".     Ponieważ 


')     I)z.  Handl.   1786,  str.  óOO-oOl'. 
**)     Dz.  Handl.    1787,  str.  237—9. 


203 

iuaności  rachuje  sie  S'  mil.,  jedna  rata  po^aiki.»\v  wv:"lo^i  _'0  iv.il.. 

chociaż  więc  jest  3  mil.  ludności  nie  mającej  p:eni^dz\\  ws-iakiie 

2anim  p«xlatki  wrócą  od  wojska,  pozostaje  tylko  po  4  /.Ip.  na 

'^^esiąc  na  osobę  *  i. 

Nareszcie    sam    Switkowski  -zapewne-  w  ,\\'\>:awie!uu 

P''-*Htvcznem    Polski"    w    r.    17^3    powiada:     ,Te   -.^iMyciiNTA". 
^  .  •     «      »    • 

•^  ^tór}*ch  biegli  w  rachunkach  pł:)lityczn>'ch  mini>tr«.»wie  wr.ie- 

^-^j   i  doszli,  że  w  Anglii  r.  1773   znajdowało  Mę  pieniędzy  w  ::lo- 

^j<^  i  srebrze  22  mil.  funtów  sterłingow.  czyli  sn.JAhajahO  -jp.: 

^      We    PYancyi  jeszcze     1720,  kieviy    handel  z   koloniami   nie 

^^'zbil  się  tak  wysoko,  jak  teraz,    by!o  już   cyrkulujacych    pie- 

"i^vi2v  na   2,CKX).0X)  (X)0    liwrow     coś    zawiele,  chvba  razem 

^      papierami  Law'a»  są  nam    mocnym  powodem  do  tego  zda- 

^i-O-*   że  w  Polszczę   nie  może   być  więcej  w  zlocie  i  srebr/.e  pie- 

'^ i<?azv  jak  80,000.CX)«J  zip.  **.. 

Poseł  austryacki  de  Cache  gani:\c  w  depes/A'  do  rządu 
^^^"ojego  z  d.  22  października  17ss  r.  uchwalę  sejmu  czierolet- 
n  i  te^o  o  armii  stotysięcznej.  twierdzi,  że  ..ilość  monety  będącej 
'^^^  r-^olsce  nie  przew>*ższa  K.K)  milion^^w  inni  ją  p«>dają  na 
■^  —  0>,  nie  ma  więc  żadnego  stosunku  między  majątkiem  kraju, 
^       "^^"ydatkiem  na  samą  armię  ""*). 

W  końcu,  marszałek  sejmu  czteroletniego  Stanisław  Ma- 

^^^^^howski  oświadczył  d.  20  października   17s^^  że  lubo  „(\^ól 

*^^^^hiodu    skart>owego    nie    jest    jeszcze  dokładnie  wiadomym. 

^^^^    wnosić  można,    że    piątą    część    cyrkulując\cli    pieniędzy 

^^rnować  będzie  *"***.).  Nie  wiemy,  ile  w«')wczas  liczono  dochodu 

^^^rbowego,    nie    możemy    przeto    wiedzieć  z  pewnością,    jak 

^"^ielką  była  owa  część  piąta"'     Na  parę  dni  pr/.edtem  Stroj- 

^^  Wski   liczył  nowouchwalonych  pnd-tkow   10.  a  dawnych 

"^^  Koronie  i  Litwie  16,  czyli  razem  2'>  inili«>::ow »,  jeśli  Ma- 


")  Dz.  Handl.   17S*>,  sir.  4'>'.,  pr/ypisck  (c». 

**)     Pam.  Hist.  Polit.   ITSIi,  sir.  -is/,. 

***)     Kalinka:  Sejm  ('zU'n»lLlni  (KS^o)  I,   l.VS. 

*"*♦)  Dz.  Cz.  S.   O.   W.  scsya    17«j,  Unia  Jo  In   ITS'*. 

*****)     Dz,  Cz.     .S.  G.   W.  sosyii   174  z  dni:i   l'».  1". 


r 


204 

lachowski  tę  sumę    miał    na    myśli,  w  takim    razie    liczył   on 
„cyrkulujących  w  Polsce  pieniędzy"  około  130  milionów. 

A  my  cóż  powiemy?  Zajrzawszy  do  tablicy  122,  zau- 
ważymy nasamprzód,  że  owe  najniższe  obrachowania  wycho- 
dzą z  mylnej  informacyi  co  do  ilości  w>'bitej  monety.  Do  r. 
1783  mennica  wypuściła  w  istocie  43 '.'o  mil.,  ale  tylko  w  zło- 
tówkach i  w  mniejszych  monetach;  oprócz  tej  cyfry  atoli 
ważną  pozyc3^ę  stanowią  talary  i  półtalary,  że  nie  wspomni- 
my o  dukatach;  chociażby  więc  wymienione  urzędownie  przez 
podskarbiego  40  mil.  miały  wyjść  z  kraju  bez  żadnej  kom- 
pensaty kruszcowej  na  same  tylko  zagraniczne  towary  (czego 
nawet  Sandomiei^zanin  nie  twierdzi),  to  i  tak  jeszcze  pozo- 
stawałoby nie  4,  ale  przeszło  6  mil.  srebrnej  monety  polskiej 
na  r.  1786,  a  następnie  z  każdym  rokiem  stosunek  ten  mu- 
siałby się  poprawiać  skutkiem  nieustannego  działania  mennicy 
i  zredukowania  stopy. 

Powtóre,  nie  powinniśmy  spuszczać  z  uwagi  faktu,  źe 
moneta  srebrna  polska  nie  była  jedj^nym  znakiem  vvymianj\ 
krążyło  bowiem  w  Polsce  mnóstwo  monet  zagranicznych.  Nie 
wchodzimy  w  roztrząsanie  kwesty  i:  czy  nie  ponosił  naród, 
a  szczególnie  klasy  nieoświeconc  strat,  przyjmując  różnorodne 
pieniądze,  których  wartości  dokładnie  znać  było  niepodobna, 
oraz  czy  mogła  Komisya  Menniczna  zaspokoić  potrzeby  han- 
dlu wewnętrznego  monetą  krajową,  nie  mając  kopalni  srebra 
ani  złota  i  zakupując  te  kruszce  a  nawet  miedź  za  granicą 
jako  towar?  Poprzestajemy  na  zaznaczeniu  samego  faktu,  że 
obcej  monety  krążyło  dużo. 

O.erwony  złoty  czyli  dukat,  szczególnie  holenderski,  stał 
się  niemal  ^monetą  krajową,  gdyż  nim  się  handel  prowadzi, 
dobra  i  arendy  płacą,  kapitały  zbierają".  Od  czasów  Augusta 
III-go  we  wszelkich  transakcyach  wieczystych  używają  się 
v\'yłącznie  czer.  złote  holenderskie  jako  moneta  niezmienna, 
gdy  inne.  a  szczególnie  srebrne  stały  się  niepewnemi  co  do 
swej  wewnętrznej  wartości.     Kasy  bankierów    właśnie    napeł- 


2o:> 

niune  byty  woreczkami  po  300  dukatów  *\  Z  uniwersału  Ko- 
misy!   Skarbowej    Kor.  z  d.  '29  kwietnia    17t)7    r..    przekony- 
^vaaiy  się,  że  w  obiegu  znajdowało  si«^   monet  zagranicznych 
3<J  gatunków    srebrnych    i    J4    złotych,    niektóre    aż  z  X\'II 
^vieku.     Znajdujemy  tu  i  holenderskie  Abert-talery  od  r.   171*0 
(P^^  złp.  S  gr.    10)  i  hiszpańskie    talery   od  r.   lólM    ipo    zip. 
'  gr.  24)  i  nowe    hiszpańskie,    oraz    amerykańskie   talery  (po 
2^-  8  gr.   16)  i  stare  lod  r.   l')44ł.  oraz  nowsze  irancuskie  ta- 
^^0'  (po  zł.  8  gr.  12  albo  po  zip.  9  gr.  h\  i  duńskie,  szwedzkie 
^  nowe  tureckie    Izelato,  i  raguzańskie.  i  ruble    w    pięciu    ga- 
^i^nkach    (wartości  stosownie  do  roku  (;d  z!p.  7  lt.  O  do  zip. 
^  v^T-.  5),  nareszcie    dawne    polskie   talery  od  r.   l')20  i  nawe- 
O'n/3',  zredukowane  do  jednakowej  wartości  izlp.    1   gr.  ^)  *^ '^. 
*^  oj ewództwo  Braclawskie  w  r.   17W(.)  by!o  napełni* »ne  moneta 
ros3,-jską,  tak,  że  za  dukata  w  zlocie  dawano  po  2.')  zip.  mit- 
^ziE^.     Na  Rusi  i  Ukrainie    wchodziła    już  w  zwyczaj  rachuba 
^a  ruble.     Wyjechawszy    kilka    mil    za    Warszawo,    już    siv' 

P^^^^lciej  monety  nie  zobaczy,  tylko  prusk:\,  jak  p'»wiadal  wo- 
jew^oda  mazowiecki,  Małachowski***).  Sand<>mierzanin  wyznaje, 
2t  -s^amiast  wykupywanej  polskiej  monety  wchodziły  „suiTr}- 
"y  *^  czyli  suweryny.  W  istocie  w  spisie  złotej  mi^nuty  znaj- 
^"J  ^^my  owe  suiTryn}-  (souverain>  d'or'  w  dwóch  gauin- 
^'^'^^^^  Fi:  hiszpańskie  z  r.  1664  po  'M  złp.  i  austryackie  z  r.  177w 
P^        2łp.  51  gr.   12,  a  nadto  czcrwt)ne  zlotc  szwedzkie.  rz\-mskie. 


•)     Pam.   Hist.   Polit.    17V7,    11^.      Mj-icr:    l^-t.Uka    -ii.   WjiIs::,.- 
sir.  33.     Czacki  o  Litowskicii  i   l'łi!sk;v:ii   Praw.icli    I,    ITS. 

**;     Uniwersał  ten  znajJiiio  r,:\.'    nic'. \'.":i)     w   I' rot.    I{'.;.   .•/•.■   i   w   1^:. 
H  r*  j     j        - 

*^"1JI.   1787,  str.    617;     poJa|ciiiv    /  :Y-jvn    i.,>i:j;    :<..•  -i.^: '.•.•:.. ■■v.'.;;v;vj   t.;.i 
rar-i  ^^.        ...  ■         ,  . 

■ic   wizerunkami     wsz\'slkich    ■.v\-ni.  .■•;.. -n-.  oi;     ni. .:.■<.•:;    vi;i;s-v    ci-i-.:    l.;!^  :j 

^  ^vóch  pierwszych   zeszylciw  zii-ki:   17^'. 

***)     Rotmistrz  Buc/.ack.   /:  puJ   i '.j-a-oI- -.•/.'.•   'mi.I:  .  ż^-  ,-.vi  l^i'i--\  ,• 'r/...  ;•  . 

^^^     ■*^ić  po  9  i    10  rubli,   kturś   (>-\.\->/..\,    /.-c   .-iioj   ;;.r':;.   J-.l^.i   /.-ł    i-''.<'i>;i  j-;;  .. 

^-     Handl.    1790,    sir.  ''.'i.      hi-j.  ł.;:v:i.   .^.   i..   W.   s^-wł    _J^     ;  ć.\..\    i    '^ 

*"J,  głos  Grocholskiego,      Cia/.   Nar-.    v    <  >.     s..-^\'.i    ł".'«    ;:   Jn.a    1  '    '    l.''l. 

^^"■^    304. 


i 


206 

moskiewskie,  (po  złp.  16  gr.  8)  duńskie,  francuskie,  pistole 
hiszpańskie,  frydrychsdory  pruskie,  nareszcie  imperj^ały  mo- 
skiewskie (po  10  rubli=złp.  59  gr.  6). 

Czemżeby  zresztą  zapłacił  np.  Ogiński,  miecznik  litew- 
ski, Radziwiłłowi  sumę  3,500.000  złp.  za  ekonomię  Wileńską 
od  niego  nabytą?  Jakimiż  pieniędzmi  wypłacał  Butrymowicz 
łietmanowi  Ogińskiemu  intratę  z  dóbr  Pińskicłi,  podniesioną 
do  300.000  złp.  rocznie?  *). 

Ile  mianowicie  krążyło  każdego  z  owycłi  54  gatunków 
monet  zagranicznycłi?  W  r.  1791  Moszyński,  znany  statj^- 
styk,  mówił,  że  ówczesna  wojna  turecka  wprowadziła  „wię- 
cej jak  20  milionów  dobrych  cesarskich  pieniędzy"  **).  Ale 
to  jest  jedyna  wskazówka,  jaką  napotkaliśmy  w  materyałach 
naszych.  Wystarcza  ona  t3'lko  do  utworzenia  domysłu,  że 
ilość  i  wartość  wszystkich  pieniędzy  zagranicznych  musiała 
być  większą  od  całej  masy  pieniędzy  krajowych. 

Dokładne  obliczenie  ilości  monety,  krążącej  w  jakiem- 
kolwiek  państwie,  dziś  jeszcze  jest  rzeczą  niemożliwą,  jak 
wyznaje  Chevalier,  poważny  specyalista,  który  się  sprawami 
monetarnemi  zajmował  ***^);  o  ileż  trudniejszem  staje  się  za- 
danie takie  w  XVIII  wieku!  Ponieważ  jednak  lepsze  są  kom- 
binacye  hypotetyczne  i  pojęcia  prawdopodobne,  niż  żadne,  od- 
ważymy się  przeto  nakreślić  zar3's  następujący: 

Ilość  i  wartość  monety  w  Polsce  nie  mogła  być  stałą 
i  niezawodnie  podlegała  silnemu  falowaniu   na  przestrzeni  ba- 


*)     Dz.  Handl.    1790.  str.  ^7  i    1786,  str.  393. 

''*)     Gaz.  Nar.  y  Obca,  scsya  4óó  z  dnia  26/9   1791,  str.  312. 

***)  On  nc  sait  pas  exactement,  ciuclle  est  la  quantite  de  monnaie 
qui  existc  chez  chaąuc  peiiple:  on  connait  Ires  hien  la  quantite  de  chaąue 
cspece  dc  pieoes  qui  sort  dc  la  presse  monetairc.  mais  la  proportion  de 
monnaie  qui  rcstc  en  chaque  pa3's  est  bien  aii  dessous.  Unc  portion  de 
monnayage  est  exportec  commc  lingots  et  ra  dans  d*autrcs  etats  rccevoir 
soit  une  nouvelle  fr)rmc  monetaire,  soit  iine  autre  destination.  (Dictiomiairc 
de  rEconomic  I*olitique.  Coquclin  et  (iuillaumin  Bruxclles  18r)4,  Mon- 
naie II   p.  234). 


5k' 


TH:   i^r-e 


ZMSjr/Z 


DrnkMida  Artyi^onu  Sattmhw  Mkonkiapł. 


208 

uszczuploną  tedy  Polskę  przypadało  ze  200  mil.;  utrzymywa- 
nie wojsk  cudzoziemskich,  zmniejszony  wywóz,  niskie  ceny 
zagraniczne  i  polityka  Fryderyka  II  —  wszystko  to  wprowa- 
dzało defic3^t  do  bilansu  handlowego  Polski,  który  w  ciągu 
dwóch  tylko  lat  1776  i  1777  był  obliczony  w  samej  Koronie 
na  44  mil.  zip.  i  musiał  być  pokr3'wany  nawet  monetą  kra- 
jową, wybijaną  podług  stopy  niewłaściwej,  bo  zbyt  dla  spe- 
kulantów zagranicznych  ponętnej.  Nie  dziw  tedy,  że  jeszcze 
w  latach  1784  i  1786  mogli  korespondenci  Pamiętnika  Histo-^ 
rycznego  i  Dziennika  Jrlandlowego  skarżyć  się  na  brak  monety 
obiegowej,  lubo  nie  wierzymy,  aby  cały  zasób  srebra  zmniej- 
szył się  do  6,  czy  do  4-ch  milionów,  albo  też  „ogół  bogac- 
twa krajowego**  do  40  milionów.  I  toby  już  było  rzeczą 
straszną,  gdyby  ogół  monety  z  200  milion,  zszedł  na  jakich 
80  lub  70  skutkiem  dopłat  za  towary  zagraniczne.  Nie  za- 
wsze przecież  dopłacano  po  22  m.  jak  w  roku   1776. 

W  okresie  sejmu  czteroletniego  stan  monetarny  popra- 
wił się  znakomicie.  NasamprzóJ  co  do  monety  krajowej,  na- 
gromadziło się  jej  sporo  skutkiem  nieustannego  działania  men- 
nicy i  poprawienia  stopy  w  roku  1786.  Wiemy  z  w>'kaz<')W 
urzędowych,  iż  do  czerwca  1794  wybito  prawie  na  131  mil. 
złp.;  oJciągając  od  tej  sumy  43  i  pół  mil.,  które  wyszły  za 
granicę  lub  zostały  przetopione  przed  rokiem  1787,  otrzymamy 
pozostałość  w  cytrze  N7  i  pól  mil.  Korzystny  bilans  handlowy 
dostarczał  z  każdj^m  rokiem  nowycli  transportowy  monety  za- 
granicznej, które  jak  wiemy  z  >?  !»2,  dochodzić  mogły  nawet 
do  30  mil.  reprezentujących  przewyżkę  wywozu  nad  przywo- 
zem. Po  kilku  więc  latacli  pomyślnych,  po  wprowadzeniu 
wspominanych  przez  Moszyńskiego  20  mil.  dobrj^ch 
cesarskich  pieniędzy  i  mnóstwa  rubli  rosyjskich,  na  r.  1791 
musiało  zebrać  się  przeszło  200  mil.  złp.  Toć  cztery  znacz- 
niejsze lirmy  bankierskie  rozrządzały  najmniej  30  milionami: 
toć  Potucki  i  Tepper  mogli  pożyc/.ać  Skarbowi  5  mil.  w  cią- 
gu jednego  17'S9  r.,  nie  przerywając  innych  swoich  operacyj, 
a  Kabr\l,  I31anc,  drugorzędni  bankicrowie  warszawsc}'  i  pro- 
wincyonalni.  a  Szmul  Jakubowicz,    żwizi  berdyczowscy,   kon- 


2il\   i^r-S 


TMsjuz 


DrolumU  Artyitysnui  Satnnloit  Blkanhlago. 


i  ■ 


/•■  . 


A>!-.\*>. 


•^ 


-I 


-4 

I 


f 


4 

.i 


.'  .\ 


1 


■     / 


209 

tratemie  kupieckie,  czyliż  mogły  się  obyv\ać  bez  znacznych 
zapasów  gotowizn}'?  Podatki  doszły  do  7)0  mil.  na  rok  i  były 
pobierane  po  większej  części  ratami  półrocznemi;  fabryki,  pa 
nowie,  szlacłita,  duchowieństwo,  każdy  cztowiek  zresztą,  nie 
wyjmując  chłopów,  miał  w  ręku  jakąś  sumę  pieniężną.  Przy 
200  milionach  monety  obiegowej  np.  w  r.  1791  wypadłoby 
na  duszę  zaledwo  po  22  zip.,  czyli  niespełna  po  3  i  pól  ta- 
lary na  rok;  ta  kwota  chyba  przy  kilkakrotnym  w  ciągu  roku 
obrocie  mogłaby  wystarczyć  na  opłacenie  najniższych  cen 
pracy  ludzkiej  (porównaj  Nr.  81)  parobka,  rolnika  pańszczy- 
źnianego, cieśli,  żołnierza;  a  więc  nie  znamionuje  bynajmniej 
zamożności,  raczej  wielki  niedostatek,  bo  ilużto  ludziom  ubo- 
gim trzeba  odebrać  najnie.:hędniejszych  złotówek,  żeby  się 
mogły  zebrać  setki  tysięcy  lub  miliony  w  kufrach  bankier- 
skich i  pańskich?  Sądzimy  nawet,  że  przy  powiększonej  lu- 
dności i  wszechstronnie  objawiającem  się  ożywieniu  wszyst- 
kich gałęzi  pracy  narodowej  w  okresie  sejmu  czteroletniego 
zasób  monetarny  powinien  był  znacznie  przewyższyć  przed- 
rozbiorową ilość  200  mil.  i  dosięgnąć  przynajmniej  jakich  2r)0 
mil.  złp.  I  ta  cyfra  nie  wydawała  się  już  niemożliwą  ludziom 
owoczesnym,  skoro  ją  podawano  przy  domyślncm,  lubo  prze- 
sadnem  szacowaniu  upadłości  bankierskich  w  roku  1793  *). 
Ogiński  twierdzi  nawet,  że  przed  rokiem  1 792  nie  było 
w  Europie  kraju,  w  krórymby  się  znajdowało  więcej  niż 
w  Polsce  kapitałów  w  monecie  brzęczącej:  wszędzie  sypało  się 
złoto  i  srebro  (on  regorgeait  partout  d'or  et  d'argent),  a  na 
kontraktach  w  Dubnie  i  Warszawie  widziało  się  przcclit  »dzą- 
cych  przez  kasy  bankierskie  i  obywatelskiepo  2  do  3-ch  milio- 
nów dukatów  holenderskich  w  zlocie,  to  jest  po  30  do  7)4- eh 
milionów  złp.  **). 


*)     Kraszewski:  Polska  w  trzech  rozbiorach   111,   'A'>'A. 

**)  Memoires  de  Michel  (.>ftiński  sur  la  Położne  et  Ics  Polonais 
depuis  17S8  jusqu'  a  la  fin  de  ISló.  Paris  lM'o  1,  _'3r>.  Katarzyna  Kos- 
sakowska,  kasztelanowa  kamieńska,  pisała  do  si«K">try  swrjjej   Puli^ckiej,  ka- 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona. —  T.  II  U 


210 

Jakim  zasobem  monetarnym  rozrządzać  mogło  powsta- 
nie Kościuszkowskie?  dociec  niepodobna.  Zapewne  podane 
przez  Czackiego  ilości  srebra  i  złota  ogółem  na  8,813.000 
byty  wybite  przed  kapitulacyą  Warszawy,  możemy  więc  wi- 
dzieć w  tej  cyfrze  pilną  działalność  mennicy,  ale  nie  vviemj% 
ile  postradała  Polska  na  spowodowanej  przez  bankructwa  rui- 
nie kredytu  zagranicznego,  oraz  na  katastrofie  drugiego  roz- 
bioru. Z  wielu  wszakże  objawów  wnosić  wypada,  że  stan 
pieniężny  kraju  b}^  nader  ciężki,  nawet  rozpaczliwy.  Tenże 
powołany  przed  cliwilą  Ogiński  powiada:  „że  brak  monety 
w  kraju  z  dniem  każdym  coraz  bardziej  utrudniał  opłatę  po- 
datków *). 


Oglądając  się  ostatnim  rzutem  oka  na  te  szeregi  fak- 
tów, jakie  się  z  kolei  przesuwały  przed  nami  w  ciągu  bada- 
nia szczegółowego,  widzimy,  że  pomimo  jednostronnych!  i  czę- 
stokroć błędnych!  pojęć  teoretycznych,  pomimo  uporczywego 
fizyokratyzmu  profesorów  i  publicystów,  w  prakt^^ce  życia 
handel  doznawał  opieki  władz  rządowych,  rozwijał  się  i  wzno- 
sił wśród  niepomyślnych  warunków  zewnętrznych.  Nie  małe 
na  tern  polu  zasługi  położył  Stanisław  August,  a  może  jeszcze 
większe  Komisya  Skarbu  Koronnego.  Dozór  dróg  i  mostów, 
oczyszczanie  rzek,  przekopanie  dwóch  kanałów,  zniesienie 
przywileju  clowego  szlachty,  wytworzenie  kredytu  przez  usta- 
wę wekslową  i  uregulowanie  procedury  w  sprawach  handlo- 
wych, troskliwość  Komisyj  Sarbowych  o  dogodności  dla  kup- 
ców,  nareszcie  zdjęcie  ohydy  ze  stanu  kupieckiego,  wszystko 


sztelanowej  l".vo\vskłcj  dnia  H  i  \1')J:  „Powiadają,  że  Maciej  Radziwiłł  na 
wykupno  wołyńskich  dóbr  przywiózł  (do  Dubna)  200.000  czer.  złt.  a  xiqżę 
-\lcxandcr  "»U<.).(>.K.>  czer.  złt.  I^ickne  to  kontraktyl  Nie  miał  tego  ani  Kac- 
per, ani  Malcher,  ani  Baltazar,  Trzej  KnUowie**  (Arch.  hr.  Stef.  Potockiego 
w  Rosi,  teka   lA). 

*;     Memoires  U,  J3. 


i 


211 

to  podniecało  krajowców,  zachęcało  przybyszów  cudzoziemców 
do  działalności  rucliliwej,  jakiej  od  dawna  już  nie  widziano 
w  Polsce.  Działalność  ta  była  o  tyle  energiczną,  że  po  upł\'- 
wie  dziesiątka  lat  pokonała  straszne  skutki  pierwszego  roz- 
bioru i  polityki  pruskiej,  że  w  epoce  sejmu  czteroletniego  wy- 
dała korzystne  bilanse  łiandlowe  i  dostarczyła  krajowi  znacz- 
nych! stosunkowo  zasobów  monety. 

Nie  mogła  Polska  wprawdzie  doró\ynać  bogactvyem  An- 
glii, Holandyi,  a  nawet  PYancyi,  ale  w  stosunku  do  nędzy  da- 
wniejszej uczyniła  znaczny  postęp  ku  zamożności.  Wtedyto 
można  było  i  należało  stworzyć  wielką  instytucyę  kredytową, 
np.  Bank  Narodowy,  który  swojemy  operacyami  mógłby  po- 
troić zasoby  pieniężne,  krążące  w  postaci  gotowizny  lub  vycksli 
prywatnych.     Ale  do  założenia    takiej  instytucyi  nie  przyszło. 


ROZDZIAW     V. 


Przemysł  i  sprawa  miejska. 

Jeśli  przy  obfitych  zapasach  zbożowych  i  wysokich  ce- 
nach zagranicznych  bilanse  handlowe  Polski  nie  zawsze  były 
dla  niej  korzystnemi;  jeśli  przy  najmożniejszej  opiece  nad  rohiic- 
twem  i  bezwzględnem  wyzyskiwaniu  pracy  rolnika  wszysc}'  eko- 
nomiści i  publicyści  powtarzali  jednogłośnie,  że  Polska  jest 
krajem  ubc^gim;  że  pieniądze  w  niej  się  utrzymać  nie  mogą; 
jeśli  nie  skutkowały  tylekroć  powtarzane  prawa  oszczędnicze: 
to  musim}'  szukać  przyczyny  dziwnego  zjawiska,  czyli  raczej 
zawodu  wszelkiej  rachuby  szlacheckiej  w  braku  artykułów 
niezbędnych  do  zaspokojenia  potrzeb  społeczeństwa,  w  stałem 
żądaniu  wielu  art^-kulów  z  zagranicy,  a  więc  w  niedostatecz- 
ności produkcyi  prrzemyslowej  w  kraju.  Tę  chorobę  społeczną 
wybornie  określił  Ś  w  i  t  k  o  w  s  k  i:  „Naród  polski...  daje  się, 
jak  dziecię,  nietylko  rządzić  innym  narodom,  ale  też  odziewać, 
napawać  i  wszelkiemi  do  życia  i  wygody  potrzebami  opa- 
trywać z  niezmierną  swą  szkodą".  Widzieliśmy  w  istocie 
(Tab.  121),  że  w  r.  1792  Litwa  łożyła  wielkie  sumy  nie  tylko 
na  kramarszcz\'znę  i  towary  modne,  ale  nawet  na  sprowadza- 
ne z  zagranicy  wełnę  i  sukno  ordynaryjne. 

Poznajmyż  bliżej  tę  chorobę  i  użyte  na  nią  środki  lecz- 
nicze. 


213 


44*  Wiek  XIX  przyzwyczaił  nas  do  szukania  głó\vn}'ch 
ognisk  działalności  przemysłowej  w  miastacłi,  w  nich  bowiem 
kupią  się  warsztaty  rzemieślników  i  fabryki,  a  przynajmniej 
właściciele,  założyciele,  kierownic}'  fabryk.  Polska  X\'III 
wieku  odmienny  pod  tym  względem  przedstawia  obraz,  i  tu 
wszakże  stan  miast  wiele  znaczy  i  wpływa  na  losy  prze- 
mysłu. 

A  więc  od  nicłi  zaczynamy  badanie. 

Gdy  Stanisław  August  wstępował  na  tron,  miasta  polskie 
zostawały  w  pognębieniu  politycznem  już  od  lat  dwustu,  bo 
od  śmierci  ostatniego  Jagiellona,  od  stu  zaś  lat,  bo  od  strasz- 
nycłi  wojen  z  czasów  Jana  Kazimierza,  datowała  się  ich  ruina 
materyalna.  Najcięższe  ciosy  zadane  były  przez  Szwedów 
podczas  najazdów  Karola  X  i  XII.  Kontry bucye  i  gwałty 
żołnierskie  zulx)żył>'  i  rozproszyły  ludność  miejską;  zarazy 
morowe  (szczególnie  16r)6,  1662  i  1709 — 1712  r.)  zmiatały 
ją  dziesiątkami  tysięcy,  a  bezrząd  krajowy  nie  dopuścił  jej 
podźwignąć  się  z  niedoli  i  nędzy.  Ślady  tego  upadku  obja- 
wiają się  na  nielicznej  ludności,  jaka  się  okazywała  przy 
pierwszych  popisach  z  lat  1777 — 1786  "*);  znajdziemy  też 
potwierdzenie  tego  faktu  w  opisach  szczegółowych,  które  ni- 
żej podamy.  Przekonamy  się  niewątpliwie,  że  w  epoce  przed- 
rozbiorowej wszystkie  miasta,  nie  wyjmując  pierwszorzędnych: 
Lwowa,  Krakowa,  Lublina,  Poznania,  Piotrkowa,  Kadomia, 
Kalisza,  Wschowy,  Warszawy  w  Koronie,  oraz  Wilna,  (irodna, 
Mińska,  Nowogródka,  Witebska,  Kowna,  Brześcia  na  Litwie  **), 
znajdowały  się  w  nader  smutnym  stanie.  Przy  zagajeniu 
sejmu  1764  r.  prymas  mówił  do   senatu:  .^Ozdoi^a  królestwa. 


•)     Patrz    tablice    5<.)  1  51    oraz    objaśnienia    cl(»    nich    w  ustępie   ♦). 

§  20. 

**)  Te  miasta  wymieniane  są  zwykle  w  \V)1.  Lcix.  np.  \'U,  f.  ^3, 
str.  44  i  f.  151,  str.  74.  W  roku  177.'.  konstytucya  sejmowa  wymienia  trzy 
tylko  miasta  ^większe"  w  Konmie:  Krak(')W,  Tnznnń  i  Wschowę  (natural- 
nie, oprócz  Warszawy).     Vol.  Leg.  VIII,  fol.   133,  str.  ss. 


214 

miasta  —  bez  obywatelów   i  ci,  którzy  są,  bez  handlu,  han 
bez    korzyści,    bo    w    rękach    żydowskich;    jednem    słów* 
w  miastach  miast  szukać  potrzeba:  co  ulica  to  pole,  co  ry^r^ 
to  pustki.     JO.  JW.  mości  panowie,  w  takim  stanie   rzeczp 
spolita    się  znajduje,    w  jakim    nigdy   nie    była**  *).     Zres^ 
mamy  niejedno  urzędowe  świadectwo  owoczesnych   konstyt 
cyj  sejmowych,  „że  miasta  dla  różnych    przyczyn,  uciemięż 
nia  i  bezprawia  do  ostatniego    przychodzą    upadku,    wniwec^ 
spustoszone  i  zniszczone**  *'*).   Bardziej  energicznych  wyrażę 
niepodobna  już  użyć  w  akcie  urzędowym! 

A  przecież  był  czas,  kiedy  te  miasta  budowały  się 
wznosiły  i  kwitnęły.  Nie  miała  wprawdzie  Polska  nigdy  mias 
kolosalnych  z  ludnością  krociową,  bo  takie  miasta  zaczęł} 
powstawać  tylko  na  wielkich  drogach  morskich  od  czasu 
gdy  się  rozwinął  handel  na  obu  półkulach  świata.  Ale  epok; 
Jagiellońska  mogła  się  pochlubić  wielką  liczbą  grodów  o  kilki 
lub  kilkunastu  tysiącach  •  mieszkańców,  o  kilkunastu  cechacl 
rzemieślniczych,  o  dobrych  zabudowaniach  i  bezpiecznyc! 
murach.  Gościła  w  nich  zamożność,  która  okazywała  się  n; 
zbytkownych  strojach  mieszczan  i  mieszczek.  Wspomnieni; 
o  tem  przechowały  się  w  żywej  pamięci.  M  ę  d  r  z  e  c  k  i  woła 
„Jaka  była  ludność,  jaka  możność  miast  pod  pano wanien 
domu  Jagiellońskiego!  Jakie  z  nich  na  Rzeczpospolitą  wy 
pływały  pomoce?  Dowodzą  rewizye  1564  r.**  Dowodzą  te: 
fakta,  zgrupowane  starannie  przez  Surowieckiego,  w  zna 
nej  rozprawie:  „O  upadku  przemysłu  i  miast  w  Polsce**.  Ali 
w  X\'Ill  witku  stan  miast  polskich  był  gorszy  niż  w  XVI 
gdy  przeciwnie  Europa  posiadała  Amsterdam,  Lond^-n  i  Pa 
lyż.  Kołłątaj  w  znakomitej  i  wiekopomnej  przemowie  swo 
jej  do  dcputac\'i  konstytucyjnej  powiada:  „Dziwujemy  się  nc 
dzy    miast    naszych;  nie  mamy    żadnego,    któreby  kwitnącyn 


*)     Z    Dyaryusza    Sejmu    1764  Conv(.)cationis,    sesya  3    z  dnia   10; » 
karta  F. 

**)     Vol.  Leg.  VII,  f.  81,  str.  43,  f.    151,  str.  74. 


215 

stanem   zrównać    się    mogło    z    obccmi"    i  zapytuje:    czemuż? 
I  my    powtórzmy  toż  zapytanie. 

Każde  miasto  posiadało  swoje  pargaminy,  nadania,  a  już 
przynajmniej    jeden     prz3'wilej     erekcyjny     czyli    fundacyjny. 
Grunt,  przez  fundatora  nadawany,   zw\'kle  tak   bywał  obszer- 
ny,      ze    prócz    zabudowań    miejskich    obejmował    pastwiska, 
k^i    i    role,  które   były    przez    mieszczan    uprawiane.     Składy, 
^^Si?     jarmarki    nastręczały    nie    tylko   dogodność,  ale  i  zyski 
pieniężne.     Sama  propinacya,   czyli   prawo   pędzenia  gorzałek, 
uyra.b>iania    piwa,    miodów    i   sprzedawania    ich,    czyniła    tak 
znaczny  dochód,  że  ten  częst(jkroć  dostateczn\'m  był  do  pokr\-- 
cia    w^szelkich    podatków  i  opłat  do  skarbu    należnych.     Więc 
miasta  polskie  nie  znały  ucisku  fiskalnego.     Nie  można  zarzu- 
cic:    n3.wet    sejmom    takiej    obojętności    względem    miast,   jaką 
oka^jy-^-^^ano  względem  włościan.     Yolumina  Legum,  oprócz 
przepisów  ogólnych,  zawierają  na  wieki  XVI,  X\'II  i  pierwszą 
P*^io\v'ę  X\'III  (do  czasów  Stanisława    Augusta)    rozrządzenia, 
^>^X£\ce  się  203  miast  i  miasteczek,    zwykle    życzliwością  na- 
tcnnione.     Nie  było  prawie  sejmu,  nawet  za  panowania  Sasów 
żeby    |.jjj,jj  jakichś  uchwał   nie  wydano. 

Przytem   każde    miasto  od  da^^'na  już  miałeś  sw(')j  samo- 
^'ZĄci,     oparty    na    prawie  Magdeburskiem,    lub    Chełmińskiem 
•laclzę    rządową    (administracyjną),    sprawował    zwykle    bur- 
mistr^  z  radą,    władzę    sądową — wójt  z  przysiężnikanii.    czyli 
«*^\Vą",  wszyscy  obierani  wolnemi  glosami  *).     Sam  Kołłątaj 
Powołanej    już    przemowie    przyznaje    to  w  słowach  nastę- 
pnych: „Najmniej  znającemu  prawa  nasze   stanie    natychmiast 
P^zed  oczyma  rząd  szczególny  miast  polskich  zupełnie  wolny, 
^^^d    XV  niczem    stanowi    szlacheckiemu    niepodległy.     Kto  ma 
^^^'*>j    osobny    sąd.    kto   tak   do  sądu,  jak  i  do  rządu    wybiera 
^  P^^rniędzy  siebie  t)Soby,    ten    nietylko  formuje    oddzielny  od 
reszty  ludzi  stan,  ale  nadto  w  takowym    stanic    jest    zurcłr.ic 
^^olny.    z  tej  strony  wszystk'c   miasta  polskie  prawie  są  wię- 


*)     Mędrzecki:  Zbiór   Traw  etc.   I,  str.  4. 


216 

cej  wolne,  niż  może  być  którykolwiek  powiat  lub  ziemia,  bo 
mieszczanie  mają  swoje  obrady  i  sądy,  składane  przez  dobro- 
wolny wybór,  mają  swe  plebiscita,  mają  nawet  prawo  miecza 
i  w  niczem  co  do  rządu  szczególnego  nie  dependują  od  stanu 
szlacheckiego"  *). 

Mamyż  zwalać  upadek  i  niedolę  stanu  miejskiego  na 
klęski  losowe  i  dziejowe:  na  rabunki  żołnierskie,  najazdy  nie- 
przyjaciela, pożary  „z  dopuszczenia  Bożego"  i  zarazy  mo- 
rowe, o  których  ciągle  i  w  kronikach,  i  w  prawach  słyszymy? 
Zapewne,  głębokie  to  były  rany,  przez  nieprzyjaciela  w  ciągu 
jednego  stulecia  po  razy  kilka  zadawane;  dotkliwie  uczuć  się 
dały  zarazy  morowe:  ale  nie  wszystko  jeszcze  tłómaczą  one. 
W  dawnych  bowiem  wiekach  pogańska  Litwa,  Tatarzy  i  inni 
sąsiedzi  mało  co  mniejsze  od  Szwedów  czynili  spustoszenie; 
los  nawiedzał  Polskę  swojemi  klęskami  zawsze  w  równej  za- 
pewne mierze,  i  pożary  „z  dopuszczenia  Bożego"  wynikał}' 
zapewne  nierzadziej:  a  jednak  miasta  i  przemysł  kwitną  pod 
berłem  Jagiellonów.  Musimy  przeto  szukać  innych  przyczyn 
smutnego  zjawiska. 

Dużo  światła  na  tę  sprawę  rzuca  szczera  spowiedź 
cnotliwego  marszałka  sejmu  czteroletniego,  zwanego  polskim 
Arystydesem,  Stanisława  Małachowskiego.  W  nadaniu,  przez 
króla  Stanisława  Augusta  na  prośbę  jego  zatwierdzonem, 
powiada  on:  „iż  miasteczko  Białaczów  w  województwie  San- 
domierskiem, a  powiecie  Opoczyńskim  do  dziedzictwa  mego 
teraz  należące,  w  dawniejszym  czasie  z  kondycyi  wiejskiej 
w  postawę  miasta  obrócone  i  na  prawie  Magdeburskim  lo- 
kowane zostało,  a  potem,  po  zagubionym  przez  ogień  począt- 
kowym przywileju,  za  panowania  Najjaśniejszego  Kazimierza 
króla  przywilejem  jego  renowacyjnym  pod  datą  na  sejmie 
Piotrkowskim  r.  1456  przy  prawie  tem  samem  miejskiem  za 
wniesioną  na  ten   czas   prośbą   dziedzica  tegoż   miasta    Piotra 


*)     Prawo    polityczne    narodu    polskiego;     Listów   Anonyma    część 
IV,  str.  32. 


217 

de  Białaczów  zachowane  było,  z  nadaniem  trzech  jarmarków 
^io  ruku...  z  ustanowieniem   targu   tygodniowego  we  czwartek 
każdy...  co   potem   następne    przywileje   Najaśń.    królów    Zy- 
gmunta r.    1309,    Zygmunta    Augusta     1563,    Stefana     17)78, 
Zygmunta    III     16!5   i   Władysława    I\'    1640   r.    utwierdziły 
i  w  stanie  ulepszonym   temuż  miastu  i  obywatelom  jego   być 
dozwoliły.     A  ten  stan  miasteczka  pomicnionego  w  przeciągu 
^t  dawniejszych  i  krajowych    nieszczęśliwości   tak  zatarty  zo- 
stał, iż  tylko  nazwisko  miasta  nosił,  a  w  istocie  samej  \yszy- 
stivini   powinnościom    wiejskim    jego  obywatele  ulegać  aż  do- 
^d  musieli.     Zaczem    ja,    dogadzając  i  użyteczności  krajowej, 
*tóra  z  pomnożeniem  osiadłości   miast  i  manufaktur  rzemicśl- 
'^iczych    powiększa    się,   a   razem    czyniąc    ulgę  w  uciążeniu, 
oddając  własność,  jaka  komu  należy...  miasteczko  I^iała- 
czow  do  dawnych  praw  przywrócić  umyśliłem".     Nadał  przy- 
^^    19  włók  gruntu  mieszczanom  *». 

Z  wyznania    tego    można    wysnuć    całą    historyę    miast 

^^^dzicznych,  a  z   pewnemi    różnicami    nawet  i  królewskich. 

'"^Ov:ll^owie    Małachovyskiego    „zatarli**    pomyślny   stan  swego 

'^steczka,    mieszczan    do  pańszczyzny    zapędzili,    prawa    im 

'■^"^^rli.     Postępowanie    było   oczywiście   nielegalne   i  niespra- 

'^cili^^rg^  skoro  człowiek  uczciwy  poczuwał  się  do  obowiązku 

''^clci^nia  własności,  jaka  komu  należy".  To  też  świtkowski 

"^N^^aha  się  orzec,  że    „niebaczna  srt)ga  chciwość  przodko\y 

^^Vch  spustoszyła  miasta   nasze    bardziej    niż  szwedzkie  po- 

'^Si**  **\     Jaką  drogą?     Oto,  przez  wpływy  przemożne,  przez 

^■^Owolę.     Tak  np.    w    mieście    Koprzywnicy,   dn  Cystersów 

.  *^^ącem,  wójt  i  burmistrze  są  niby  obieralni  przez  posp<'>lstwo, 

nJ^dpi^j.  panowie  nasi  stanowią  tu  absolutnie,    kogo  chcą,  nie 

^So     pospólstwo    żąda.     Ale    niebezpiecznie    sprzeciwiać    się 

P^nom,  bo  w  ich  ręku  nasze  życie  i  majątek.     Boli  nas  wpraw- 

4  1  *^  * 

•^^    ta    niedola    (pisze    mieszczanin    tameczny),    ale   jesteśmy 


*i     Dzicn.  Handl.   17.S7,  sir.    IL'7,   IJS. 
•*)     Pam.  Hist.  Pol.   17S3,  str.  'JÓX 


i 


218 

w  dziedzicznem    mieście  i  niby   zacnymi  niewolnikami.     Nie- 
mniejsze  absurda  w  wolnych  dzieją  się  miastach"  *). 

Można  zresztą  łatwo  zrozumieć,  że  dziedzic  w  należą - 
cem  do  niego  mieście  mógł  rozmaite  drogi  ucisku  wynaleść^ 
gdzie  służyło  mu  w  każdym  razie  prawo  pobierania  czyn- 
szów za  grunta.  Ale  jakiemi  drogami  staczały  się  w  prze- 
paść upadku  miasta  wolne,  tak  zwane  królewskie,  pozosta- 
wione całkowicie  królom  do  dyspozycyi? 

Niepoddobna  prawie  przypuścić  i  trudno  uwierzyć,  że  na- 
rzędziem ruiny  stali  się  urzędnicy,  których  zwano  „ramieniem 
królewskicm  (b  r  a  c  h  i  a),  których  obowiązkiem  było  czuwać 
nad  bezpieczeństwem  kraju,  którym  powierzoną  była  opieka 
nad  miastami,  jednem  słowem  —starostowie.  A  przecież  jestto 
fakt  niewątpliwy.  Stwierdzają  go  namiętne  wykrzykniki  pu- 
blicystów, przyznają  akta  urzędowe,  uzasadnia  uczony  wywód 
prawników  Mędrzeckiego,  Barssa  i  Grabowskiego. 

Starosta  od  1420  r.  *^)  byl  sędzią  „czterech  artykułów" 
kryminalnych  („o  białoglowskie  zgwałcenie,  o  rozbój,  o  po- 
żogę i  zapał,  o  gwałtowne  najazdy")  był  też  komendantem 
zamku  i  dowódzcą  miejscowej  załogi.  Jestto  jeszcze  czysty 
typ  starosty  sądowego,  który  „prezyduje  w  grodzie,  wykony- 
wa wyroki,  aresztuje  ludzi  swy wolnych".  Z  czasem  uwy- 
datnia się  przeważnie  w  tym  urzędzie  strona  gospodarcza, 
ekonomiczna.  Starosta  jest  zarazem  administratorem  dóbr,  do- 
koła zamku  położonych  i  na  zaspokojenie  potrzeb  zamku,  oraz 
dworu  królewskiego  przeznaczonych.  W  pobliżu  stoi  zwykle 
miasto,  otoczone  murem,  albo  parkanem.  Nazywa  się  ono 
królewskiem,  ale  ma  własną  ziemię,  przez  króla  nadaną, 
własny  sąd  radziecki  i  zarząd  burmistrzowski  na  mocy  magde- 
buryi.  PachołlvOwie  starosty  zatem  nie  mają  w  mieście  nic 
do  czynienia. 


r* 


)     Dz.  Handl.    17S7,  str.    146—462. 

)    Vol.  Leg.   I,  f.  77,  str.  34,  tit.   .,de  causis". 


219 

Z  czasem  jednakże  starosta  znalazł    sposobność  wdarcia 
się  do  miasta.     Zacny    Zygmunt    August    na    sejmie    1562  r. 
oświadczył:     „My  z  łaslci    Icrólewskiej,  a  z  miłości    przeciwko 
Rzeczypospolitej  pozwalamy  tego,  aby   czwarta  część  wszyst- 
kich dochodów  takich  corporis  Regni  ku  stołu  naszemu 
należących,  była  na  obronę   potoczną  obrócona",  t.  j.  ustano- 
wi!   tak    zwaną    kwartę  na  utrzymanie  wojska  stałego,  kwar- 
cianego,    „sami  i  potomkowie    nasi    przestawać    będziemy  na 
ordinarios  i  extraordinarios  sumptus  i  na  poprawę 
zamków  koronnych  i  opatrzenie  ich  ku  obronie  na  trzech  czę- 
ściach dochodów,    opatrzywszy    naprzód  ze  wszystkich  części 
starosty  i  dzierżawce  i  ich  wychowanie"   *). 

Ten  dar  bezinteresowny  szlachetnego  i  hojnego  króla 
stał  się  dla  tłumu  starostów  i  dzierża\yców  królevyskich  podnietą. 
do  zagarniania  intrat  miejskich.  Opatrzenie  bowiem  i  wycho- 
wanie tych  panów  oznaczone  było  w  stosunku  jednej  piątej 
części  z  całej  intraty,  a  kwarta  była  już  następnie  wyciągana 
z  reszty.  Mieli  więc  starostowie  interes  w  możliwcm  zwię- 
kszaniu dochodu  ogólnego  i  od  r.  1590,  jak  powiada  M  ę- 
d  r  z  e  c  k  i,  datuje  się  „wysączanie  z  miast  tych  intrat,  które 
na  utrzymanie  ich  w  stanie  kwitnącym  i  obronnym  nadane 
był>'*'^). 

Pobudka  więc  istniała;  szło  tylko  o  sposób.  I  ten  właśnie 
nastręczył  się.  Konstytucya  z  r.  1565  powierzyła  starostom 
dozór,  „aby  się  miasta  poprawowaly"  i  upoważniła  ich  do 
odbierania  sprawozdań  o  stanie  dochodów  miejskich  („liczbę 
żeby  czynili").  Konstytucye  1567.  1620,  1633  powierzyły 
starostom  dozór  co  do  murów,  wal('nv  i  amunicyi.  Mając 
teraz  sposobność  mieszania  się  do  rządu  miejskiego,  starosto- 
wie vvyz3''skali  ją  w  rozległym  zakresie.  Ujawniło  się  to  na- 
samprzód  w  miastach    ukrainnych:    Korsuniu,  Czehrynic,  Ste- 


*)     Vol.  Leg.  II,  f.  616  i  617,  str.   17. 

**)     Zbiór  praw,  dowodów  i  uwag  z  treści  tychże  wynikających  sta- 
nowi Mieyskiemu  służących.  .179u,  część  V,  str.  .3. 


Ii 

L 


220 

blowie,  Danielowie,  Bradawiu,  gdzie  starostowie,  tytułem  przy- 
znanej im  jurysdykcyi  w  sprawach  o  bunty  i  gwałty,  zagar- 
nęli je  na  własność  dla  siebie.  Szybki  upadek  tycłi  miast 
zwrócił  uwagę  sejmu  z  r.  1609  i  spowodował  wyznaczenie 
komisyi  śledczej;  komisarzom  zalecano,  aby  uczynili  sprawie- 
dliwość ukrzywdzonym  kozakom,  miasta  od  jurysdykcyi 
i  opresyi  oswobodzili,  a  starost  władzę  i  pożytki  icłi  aby 
w  „klubę  swą  wprawili".  Zdaje  się  atoli,  że  energiczna  ta 
ucłiwała  sejmowa  istotnego  wpływu  nie  wywarła,  bo  starostwa 
ukrainne  stały  się  głównym  rozsadnikiem  dumnego  i  samo- 
wolnego możnowładztwa,  a  Mędrzecki  wylicza  39  mias, 
i  miasteczek  Ukrainy  podupadłych  do  takiego  stopnia,  „iż  tylko 
nazwiskiem  miast  od  wsi  rozróżnianemi  być  mogą".  Podobny 
proces  rozpościerania  się  władzy  starościńskiej  objawił  się 
wkrótce  i  w  innych  prowuncyach,  skoro  konstytucye  1611 
i  1633  r.  usiłow^aly  osłonić  miasta  królewskie  od  tej  obcej  im 
jurysdykcyi. 

Przyszły  później  czas}''  przemocy  szlacheckiej  i  bezr2:ądu; 
konstytucya  1633  zagroziła  utratą  przywilejów  stanu  rycer- 
skiego szlachcicowi,  któryby  sprawował  urzędy  miejskie:  in- 
stytucye  wszystkie  wypaczyły  się;  starostwa  stały  się  nietyle 
urzędem  i  służbą  publiczną,  co  „chlebem  zasłużonych",  p  a- 
nisbene  merentium.  W  grodzie  sądził  podstarości 
„szlachcic  osiadły",  uznany  przez  prawo  jako  zastępca;  ten 
„starościński  sędzia  był  służką  skinienia",  jak  powiada  Sta- 
szic *),  sam  zaś  starosta  czasem  ani  razu  nie  zwiedził  po- 
wierzonego mu  grodu,  bo  sprawował  zwykle  jakiś  wyższy 
urząd,  a  miał  starostw  kilka  i  dzierżaw  kilkanaście.  Sprawa 
dochodów  i  zysków  dożywotnich  tak  dalece  zatarła  pojęcie 
przywiązanych  do  urzędu  obowiązków,  że  powszechnie  pra- 
wie nadawane  były  starostwa  małżeństwom,  że  zostawały  one 
często  w  posiadaniu    kobiet.     W  końcu    stały  się  one    przed- 


•)     Staszic:    Pochwała  Jana  Zamoyskiego    (przy  „Uwagach"),    str. 
195,  wydania  Turowskiego. 


221 

miotem  umów  i  byty  sprzedawane  niemal  jako  własność  pry- 
^^^«a.t:na.  Bo  też  stanowiły  one  „cłileb"  dobry  i  obfity.  Gdy- 
^y^.     tylko  zasługi  odpowiadały  obfitości  tego  chleba! 

W  zakresie  sądownictwa,  a  szczególnie  w  zakresie  ^opie- 
^i  **       Jiad  miastami,  prócz  nader  rzadkich  wyjątków,    nie  dostrze- 
g'^i^'«niy   żadnej    zasługi    po    stronie    JOO.  i  JWW.    starostów 
'     ^t^-^rościn,    owszem    widzimy    raczej  ich  wielkie  winy  wobec 
^  ■^^^~<ii>du.     M  ę  d  r  z  e  c  k  i  pisze  o  nich,  że  nie  obchodzą  się  z  oby- 
'^^''^ 'tiulami  miejskiemi,  jako  dozorcę  dóbr  patrymonialnych  Rze- 
^^^^"^  F^^ospolitej,    lecz   tak    właśnie,   jak    gd\'by    przy    nich    była 
^^'^•^•-^ność,  a  przy    Rzeczypospolitej  taki  tylko  pożytek,  jakiego 
^*^       jej  udzielić  tymże  administratorom  podoba.     „Liczne  i  nie- 
^^=^'^^^^iine    sprawy  w  asesoryach  o  zelży wości,    bicia,  więzienia, 
^^^^^<ii)ry   gruntów    miejskich,  o  przywłaszczone  użytki  municy- 
P^^^^^Ar'  od  Rzeczypospolitej    zaręczone,  zaświadczają  tę  nieskoń- 
^^^^^■ną  walkę    między    kilkudziesiąt    osobami  z  jednej,  a  milio- 
^^rm    ludzi  z   drugiej    strony    toczącą    się".     W  innem  znów 
^^^^'^jscu    twierdzi    tenże    Mędrzecki,    że    „starostowie    poprzy- 
^^^l^Lszczali    sobie    propinacye,  z  praw    zasadniczych    miastom 
^^^^"ijm    należne,    poosadzali    grunta,     miastom    pozajmowane, 
^^2:r>em  żydowstwem,    które    im    się  chętnie  z  majątku  swego 
^>'^uwać  dopuszcza,  byle  mu  oszukaństwem  chrześcian  wolno 
^^^t^ło    odzyskiwać  dobrowolne    utraty".     Urząd    starościński 
^^^      omieszkał    też    wywierać    wpływu  na  obiór    urzędników 
^    rnieście.     „Któż  nie  widzi,  że  dzierżawca  d(')br  królewskich, 
in^jący  moc  niedopuszczania  do  urzędów  miejskich  ludzi  prz}'- 
wi^zanych  do  miasta,  zawsze  na  czele  rządu   takie  osoby  bę- 
dzie wystawiał,  które  jego  przywłaszczeniom    pobłażać  i  wraz 
Z  nim  z  cudzego  korzystać  będą  umiały...     Żadnego  więc  po- 
i^ytku   kraj    nie    odniósł  z  powierzonego  w  dobrej  wierze  sta- 
rostom dozoru  miast  i   ich    pożytków,    szl^ody   zaś  z  ich  bez- 
prawnego   i    gwałtownie     przywłaszczonego)     rządu     wynikłe, 
upadkiem  miast  i  nędzą  spodlonycli  mieszczan  jawne  bez  od- 
sunięcia tej  władzy  nagrodzonemi  zostać  nie  będą  mogł\'"   *). 

*)     Zbiór  praw  etc.  część   III,  sir.  '»— 6,  część  VI,  str.  5—6. 


222 

Publicyści  jeszcze  gwałtowniej  i  namiętniej,  niż  prawnik, 
wołają  przeciwlco  starostom.  Anon^^m  Wójt  powiada  z  ironią: 
„Starostowie,  najlepsi  miast  króle wskicłi  gospodarze,  którzy 
mieli  sluciiać  racliunków  do  swej  szkatuły,  a  z  reszty  ozdób 
tych  miast  pozbawili"  *). 

Korespondent  Dziennika  Handlowego  wzywa  ludzi  do- 
brej woli  do  nadesłania  pismom  sprawozdań  o  rządach  sta- 
rościńskich, wątpi  jednak  zaraz  o  skutku  swojej  odezwy,  po- 
nieważ „podłe  pochlebstwo  tym  magnatom,  wątpię,  żeby  do- 
zwoliło komu  jąć  się  na  takowe  narażenie  się.  Trzebaby 
chyba  pobrać  nazwiska  jakich  wojażerów,  tak  np.  jak  Cooks 
(Coxe)...  dopieroby  on  dał  bezparcyalne  świadectwo,  nie  lęka- 
jąc się,  jako  cudzoziemiec,  podpadnienia  pod  straszny  sąd  sta- 
rościński za  to,  że  śmiało  mówił  prawdę**. 

Jest  w  tych  otatnich  słowach  widoczna  przesada,  lub 
też  objaw  osobistego  tchórzostwa,  bo  pod  względem  wolności 
mowy,  a  nawet  swobody  w  rozpuszczaniu  gęby  Polacy  nigdy 
chyba  nie  potrzebowali  zazdrościć  innym  narodom.  Toć 
i  Staszic,  nie  będąc  wojażerem  cudzoziemcem,  nie  bał  się 
pisać  takich  rzeczy  np.:  „Przejeżdżając  przez  kraj,  widziałem 
w  starostwie  N.  jeszcze  za  Bolesławów  stawianego  zamczy- 
ska cztery  kąty  i  baszty  kawał  piąty.  W  tem  bez  okien,  bez 
drzwi,  bez  dachu,  w  niewygodnem  sowy  i  kuny  mieszkaniu 
archiwum  butwieje.  W  starostwie  N.  na  bakier  pochylony 
odwieczny  lamus,  szczurów  i  myszów  stolica,  obywatelskiemi 
papiery  swe  żywi  mieszkance.  Nie  jeden  obżarty  szczur,  jak 
niegdyś  bezsumienn^'  Tyzenliauz,  równie  prędko  cudzą  wieś 
niszczy.  W  starostwie  NN.  AA.  w  karczmie  obok  starościń- 
skiej wódki  leżą  pod  ławą  szlacheckich  majątków  wywody. 
Patrzyłem  z  żalem,  jak  brzydka  Żydowica  manifesta  jw.  pod- 
skarbiego N.,  że  mu  już  kraść  zabroniono,  jw.  hetmanów,    że 


•\ 


')  Odpowiedź  Woyta  na  zarzuty  burmistrza  (broszura,  pisana 
podczas  sejmu  czteroletniego  już  po  złożeniu  przez  mieszczan  ^Zbioru 
l^raw"   przed   Dcputacyą  sejmową  (str.   L*S. 


■  i 


223 

odebrano  im  władzę  czynienia  gwałtów  spółobywatelom,  i  ma- 
nifesta  ksiąźęcia  N.  A.  pod  swoje  szabasowe  mace  lepiła... 
Ale  przestrzegam,  że  jeżeli  starostowie  grodowi  tej  bezczel- 
nej obojętności  na  dobro  i  na  sławę  spólobywatelów  nie  po- 
prawią, wymienię  każdego,  który  za  starościńskie  dochody 
w  dziedzicznej  włości  nawet  psom  i  koniom  porządne  stawia 
budowle,  chociaż  w  powierzonym  mu  grodzie  gniją  imion 
własności,  urodzenia  i  szlachectwa  całego  powiatu  zaszczyty"  *). 

Stężyczanin  w  artykule  p.  t.  „pismo  o  potrzebie  popra- 
wy losu  mieszczan  i  poddaństwa"  pisze  „o  tyranach  miast, 
to  jest  o  starostach:  „Jeżeli  się  trafi!  ^  dobry,  to  chwalą  Bogu; 
choć  nic  dobrego  nie  uczynił,  to  prz^^najmniej  ani  złego: 
a  jeżeli  zły,  to  o  niczem  bardziej  nie  myślał  całym  cięgiem 
swoich  rządów,  tylko  jak  to  do  obrony  powierzone  sobie 
miasto  uciemiężyć,  upodlić,  zagrzebać  je  i  z  jego  przywileja- 
mi i  choćby  nie  innym  sposobem,  to  samem  prawowaniem 
się  kilkunastoietniem  potrafił  to  uskutecznić"  **). 

Moglibyśmy  przytoczyć  mnóstwo  podobnych  uwag  i  krzy- 
ków, gdyby  nie  wzgląd  na  to,  iż  piszemy  nie  historyę  insty- 
tucyi  starościńskiej,  lecz  charakterystykę  życia  miejskiego. 
Poprzestaniemy  więc  na  argumencie  ostatecznym,  a  tym  jest 
zdanie  wysokiej  władzy  rządowej,  czysto  szlacheckiej,  mia- 
nowicie Rady  Nieustającej,  w  urzędowym  raporcie  wypowie- 
dziane: „Starostowie  są  właściwie  Brachia,  których  dawne 
prawa  gospodarzami  miejscowymi  miast  postanowił}'.  Ale 
z  odmianą  czasów,  rządu  i  okoliczności  ten  obowiązek  sta- 
rostów stał  się.  niepodobnym  do  dźwigania  ciężarem;  naj- 
więcej bowiem  jest  takich,  którzy  kupili,  albo  prawem  emfi- 
teutycznem    nabyli    starostwa;    ustawiczne    do    tego    miast  ze 


*)     Uwagi    nad    życiom    J.  Zamoyskiego,    wydania    Turowskiej", 
str.  58. 


•* 


)     Dz.  Han  dl.   1788,  str.    37  ^>. 


starostami    procesa    sprawują    wzajemną    jednych    ku    drugi 
niechęć"   *). 

Ale,  oprócz  ucisku  starostów,   ponosili    mieszczanie  ziii 
czne  krzywdy  od  panów,  nie  mających  nad  nimi  żadnej  wh 
dzy,    wszakże    szkodzących    im  przez    swoje    dokuczliwe 
siedztwo.     Pod  murami  miejskiemi  bowiem,  a  czasem  i  w  mie- — 
ście  samem,    zamożni    ludzie  ze  szlacht>^  zakładali  tak  zwan^ 
jurydyki,  czyli  osady  lub  domy   niepodległe  ani  władzom,  ant  • 
sądom  miejscowym.  Ztąd  liczne   zatargi,  nadużycia  i  nieskoń — 
czone    zwłoki    w   dochodzeniu    sprawiedliwości,    bo    pozwanj*^-^ 
przez  mieszczanina    mieszkaniec  jurydyki  miał  sposobność  docr. 
W3'wijania    się    od    rozprawy    sądowej.     Wszyscy  delegowanifc 
miast  w    „akcie    zjednoczenia"  z  dnia    24    listopada    1789    r — 
uskarżają  się  uroczyście  na  te  jurysd^^^kcye  oddzielne,  które  dla.^ 
nich,  stały  się  narzędziem  przytłumienia  praw  i  zaszczytów  **).  — 
Warszawa  miała  kilkanaście  takich  jurydyk,  a  osławiony,  jakod 
dobroczyńca  miasta,  marszałek  Bieliński  i  sam  król  Stanisław"^ 
August  założyli  jeszcze  kilka  nowych  (na  Bielinie,  Ordynacką^ 
Maryensztadt). 

Jeszcze    gorszą    może  i  bardziej   przys^nębiającą,  niż  po- 
jedyncze krzywdy,  była  powszechna   pogarda,  jaką  cały  stan 
szlachecki  czuł  do  stanu  miejskiego.     Wstręt   doszedł  do  tego 
stopnia,    że    publicyści,  a  nawet    Kołłątaj    widzieli  w  nim 
przyczynę  wyzucia  mieszczan  z  czynności  sejmowych  ***). 

A  przecie  za  Jagiellonów  miasta  brały  udział  w  zawie- 
raniu traktatów  i  w  najważniejszych  uchwałach  sejmowych. 
W  X\'II1  wieku  znajdujemy  tylko  na  aktach  elekcyi  królów 
podpisy  burmistrzów,  syndyków  lub  doktorów  prawa,  jako 
posłów  od  trzech  miast  stołecznycli:  Krakowa,  Lwowa  i  Wilna. 


*)  Knport  generalny  dwuletnicłi  czynności  Departamentu  Policyi  od 
scyinu  17S6  do  scymu  1788  zeszłej  Rady  Nieustającej  uczyniony.  W  Dz. 
Handl.    17S8,  str.  697. 

*•)  Zbii')r  praw,  przywilejów  etc.  17'X>;  akt  umieszczony  na  czele 
zbioru. 

*'")     Prawo  Po  lit.  narodu  polskiego,  str.  33. 


225 


Ale  w  traktacie  gwarancyjnym  z  r.  1768  znika  już  i  ta  osta- 
tnia pociecha  dla  mieszczan,  ponieważ  wykreśleni  oni  zostali 
.  z  liczb}'  stanów  Rzeczypospolitej.  Na  mocy  artykułu  II  Rzecz- 
pospolita składać  się  miała  tylko  z  trzech  stanów:  1)  króla, 
2)  senatu,  3)  stanu  rycerskiego  *). 

Tak    tedy    wyjaśnia    się  aż   nazbyt   jaskrawo,    niestety, 
OH'a  zagadka,    jakim    sposobem    miasta,    będąc  w  posiadaniu 
pargaminów,    powszechnie  za  ważne    uznawanych  i  przy  ka- 
rdem bezkrólewiu  potwierdzanych,  doszły  do  nędzy,  a  miesz- 
'Czanie  do  niewoli  i  do  takiej    ciemnoty,    że    do    sprawowania 
^Wasnych  urzędów    musieli    używać  osób  stanu  szlacheckiego 
^naturalnie   ubogich). 

W  takim  stanie  rzeczy  jakiż  przemysł  mógł  utrzymać 
^'•^  w  tych  „rolniczych  osiadłościach  i  słomianych  chałup  zbio- 
''^ch,  które  miastami  nazywamy"  **)? 

Pozostali  w  nich   tylko  rzemieślnicy  i  to  partacze,  o  fa- 

^'"3'''l<ach  zaś  miejskich  nie  mogło  być  mowy.  A  więc  wszystkie 

^''^eclmioty  i  wyroby  wykwintniejszego    życia    wypadło    spro- 

^^'■^^^zać  z  zagranicy.   „Patrzmy  tylko  na  damę,  albo  kawalera 

polskiego,  a  przyznać  musimy,   iż  wszystko  to,  cokolwiek  na 

^*-^t>i^   mają,  od  nóg  aż  do    głowy,    cudzoziemski   jest    towar" 

P^^^^-iacla  P  o  d  1  e  c  k  i  ***).  Jakiemi  zaś  cenami  towar  ten  opla- 

"C^rio?  widzieliśmy  wyżej  w  inwentarzu  sklepów  Teppera. 

45.     Tę  niedogodność  zrozumieli    panowie   polscy,  któ- 

^^y^     Xvłaśnie  najcięższy    haracz    fabrykom    zagranicznym  (^pła- 

^  ^*^      a  którzy  w  ogromnych  swoich  dochodach  mogli  znaleźć 

^^P^itały    potrzebne    do  tworzenia    większych    zakładów    prze- 

mv^lowych. 


*)     Mędrzecki:    Zbiór   etc.    czą^ć  II,    str.    12.     Już    w    roku    ITT-IG 
^       ^Vli  mieszczanie  przypuszczeni  do  elckcyi,  lecz  to  się  stało  bozprawn.e, 
'^^^    ^ł^odze  gwałtu  (Busching:  Magazin  XIX,  482). 

*•)     Uwagi  nad  Uwagami  etc,  str.  37  (wyd.  Turowsk.). 
**•)    Dz.  Handl.   1786,  str.  31. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona. —T.  II.  r> 


k 


r 


Ruch  w  tym  kierunku  zaczął  się  jeszcze  za  czasów 
Augusta  III,  pierwszy  zaś  popęd,  jeśli  mamy  wierzj^ć  Kołłą- 
tajowi, wyszedł  od  zasłużonego  reformatora  szkół  i  założy- 
ciela pierwszej  biblioteki  publicznej,  Stanisława  Załuski e- 
g  o,  biskupa  krakowskiego.  Onto  w  obszernycłi  dobracłi  swo- 
jego biskupstwa,  w  województwacli  Krakowskiem  i  Sandomier- 
skiem położonycli,  zaprowadził  fabryki  żelazne  wr.  1748,  zaczął 
budować  wielki  piec  w  Parsowie,  założył  fabrj-kę  blachy  białej: 
rzemieślników  do  robienia  naczyń  z  żelaza  lanego  i  kutego, 
oraz  górników  i  ludzi  biegłycłi  sprowadził  z  Saksonii.  W  Sław- 
kowie też,  niedaleko  od  Olkusza,  rozpoczął  poszukiwania  sre- 
bra i  ołowiu.  On  to  miał  zaclięcić  wielu  właścicieli  do  zakla 
dania  kuźnic,  które  w  przeciągu  lat  kilkudziesiąt  rozmnożyły 
się  po  województwach!  sandomierskiem,  krakowskiem,  a  później 
w  sieradzkiem  i  w  Litwie  *). 

Kuźnice  Sucłiedniowskie  były  czynne  za  rządów  biskupa 
krakowskiego  Sołtyka,  który  dawał  z  nich  żelazo,  kraty  i  inne 
wyroby  do  nowo  zbudowanego  w  r.  1766  kościoła  w  Urzę- 
dowie *").  Staraniem  tegoż  biskupa  przemurowano  istniejący 
podobno  od  r.  1598  wielki  piec  S  a  m  s  o  n  o  w  s  ki  w  r.  1778^ 
wystawiono  w  r.  1774  nowy  piec  w  Szałasach,  ukoń- 
czono w  r.  1759  piec  Parszowski  Załuskiego.  Dwa  pierwsze 
wydawały  po  125  centnarów  na  tydzień.  Od  roku  zaś 
17SK)  fabr\'ki  żelazne  rozwinęły  się  znakomicie  i  powię- 
kszyły   swoje    produkcyę    pod    rządem    Komisyi    Skarbu    Ko- 


ronnego. 


*)  II.  Kołłątaj:  Stan  Oświecenia  w  Polsce  w  Raczyńskiego: 
Oł^iraz  l*()Iak(')Nv  i  Polski  w  X\'III  wieku  tom  XII,  str.  65 — 67.  Sprostować 
te  wiadomości  należy  dokładniejszym  opisem  H.  Łabęckiego:  Górnictwo 
w  Polsce,  Warszawa   ISU   i  X.  Osińskiego:  Opisanie  polskich  żelaza  fa- 

l^ryk,    ITSJ. 

*•)  Trzy  listy  X.  Kajetana  Sołtyka,  biskupa  krakowskiego, 
w  Przewodniku    Naukowym    i    Literackim   1878,  zeszyt  kwietniowy^ 

sir.  3s_'. 


007 

Ale,  zdaniem  X.  Osińskiego,  autora  monografii  spe- 
cyaJnej,  pierwszym  w  Polsce  fundatorem  wielkich  fabryk  że- 
laznych, był  Jan  Nałęcz  Małachowski,  kanclerz  W.  K. 
(um.   r.  1762  ojciec  Stanisława,  marszałka  sejmu  czteroletniego 
i  Jacka,  przedostatniego  kanclerza  w.  k.).    Wystawił  on  cztery 
wielkie  piece  w  dobrach  swoich,  mianowicie:  w  Stąporko- 
wie      1739,   dwa  w  Ruskim  Brodzie  1750  i  w  Janowie 
1755   r.  *).     Przytem   podźwignął  sławne  od   150  lat,    ale  na- 
stępnie   w    upadku    pogrążone    zakłady    w    miasteczku    dzie- 
dzicznem    Końskie  i    okolicy   jego.    Sprowadził  24  familie 
ze   Śląska,  które  zastały  już  gotowe  warsztaty,  narzędzia,  ma- 
teryał,  sprzęty    domowe,    żywność  a  nawet  „grochowiny  lub 
inną    podściółkę    na    tarczanie".     Koszta  opłaciły  się   sowicie, 
zakłady  utrz\'mywały  się  też  w  stanie    dobrym   pod    rządami 
syna,  Jacka  Małachowskiego.  W  r.  1784  miasteczko  Końskie, 
podług  opisu  kapitana    C  a  r  o  s  i  s,    miało  liczyć  do  5.000  lu- 
dności i  posiadało  rynek  kwadratowy,  otoczony  22  wielkiemi  ka- 
mienicami o  jednem  piętrze;  tu  mieszkali  rzemieślnicy:  siodła 
rze,  r\'marze,  kołodzieje,    stelmachy,    garbarze,  rzeźnicy  i  pie- 
karze. Część  tej  przemysłowej  ludności  składała  się  z  Niemców ; 
po   drewnianych    domostwach     mieszkali     przeważnie    żydzi. 
Pobliskie     miasteczko    Przysucha     dorównywało     prawie 
Końskim,    a    Jezierski     kasztelan    łukowski    nazywał    je 
nWielkiemi  miastami".     Sprzedaż   wyrobów    kuźniczych    prze- 
wyższać miała  odpowiedni  obrót  Warszawy.   Dokoła  powstało 
ze  sto  kolonii  nowych,  fabrykantami  osiadłych.    W  odległości 
pól  mili    do  tegoż  dziedzictwa    należała   osada    I^  o  m  y  k  ó  w, 
złożona  z  18  do  20  domów^,  z  pruska  murowanych;    mieściło 
się  tu  40    familij    rzemieślnik^')W    Niemców.    kt(')rzy    wyrabiali 
Tzedmioty  żelazne  i  stalowe:  łóżka,    narzędzia  rolnicze  i  rze- 
'ieślnicze,    naczynia,    blachy,    gwoździe:    w    ruralni    robicino 
•zelby  dla  wojska,  wyborne.  Majstrem  w  r.   I7b7   był  Polak, 
gruntach  Gowarczowo  istniała  szabelnia.  W  Koiiskich  wy 


)     X.   Osiński:  Opisanie   polskich   żelaza  labryk,    ITSJ,  sir.  r»4. 


228 

rabiano  wozy  i  karety.  W  pobliżu  znajdowały  się  kopalnie  ^ 
czyli  szyby  w  górach,  głębokie  na  20  do  30  łokci.  Od  kopa  , 
nia  szybów  aż  do  rudy  płaci  pan  gruntu  robotnikom  po  92  zł.  • 
a  za  wybranie  rudy  bierze  kopacz  z  pomocnikiem  od  l-miw 
kubłów  po  złotemu.  Ruda  wytapia  się  następnie  w  piecacF 
z  kamienia  piaszczystego,  wytrzymującycłi  rok  do  półtora  rokii-j 
formy  są  z  miedzi;  w  nicłi  odlewają  się  „gęsi"  czyli  sztul^-J 
żelaza  po  8  do  12  cetnarów  wagi.  Jako  zakłady  z  fund 
szów  prywatnycłi  prowadzone,  dobrycłi  wyrobów  dostarczaj 
ce  i  długowieczne,  zasługują  one  na  uznanie.  Znaleźliśmy- 
wykaz  broni,  dostarczonej  dla  cliorągwi  pancerny cłi,  usarskicr^ 
dla  garnizonu  w  Kamieńcu  Podolskim,  dla  Cejgłiauzu  wa-«E 
szawskiego  i  t.  d.  z  ruralni  Pomykowskiej  za  lat  33,  mian_^ 
wicie  od  r.  1750  do  1782.  Sumy  ogólne  wyrażają  sięwc^rr 
fracłi  następujący cłi:  karabinów  sztuk  1.158,  flint  sztuk  1.02^1 
pistoletów  par  1.216.  Wartość  ty  cłi  przedmiotów  pieniężr  - 
wynosi  104.374  złł.  *).  Niewątpliwie  musiano  też  sprzedaw"-" 
osobom  prywatnym  nie  mniej,  a  może  więcej. 

Księżna  Anna  z  Sanguszków  Radziwiłłowa,    ki 
clerzyna  w.  lit.,    może  jeszcze  dawniej,  zapewne  w  pierwsz 
połowie  XVIII  wieku**),  sprowadziwszy  postronnycłi  metro 
założyła  pięć  fabryk:   1)  wNalibokacli    wyrobów  szklć 
nycłi;    2)    w    Janowiczacłi    wyrobów    kamienny  cłi,   ji 


•)     Pam.    Hist.    Polit.   1784,   str.  851—5,   1783,    str.  376—8;    Dz. 
Handl.   1789,  str.  37—40;  X.  Osiński:  1.  cit.  76,  nast.;  glos  Jezierskie- 
go na  sesyi  96,    z  dnia  28,4  1789  w  Dy  ary  uszu    krótko    zebranym  Du- 
foura    III,    82.     Uwagi    nad    Uwagami,    str.    89;    (tu    Małachowskiemu 
przypisuje  autor  całkowite  założenie    m.  KoAskicłi    na  miejscu  wioski  Przy- 
suchy,    lecz  mylnie,    ponieważ  Przysucha  jest  oddzielnem  miasteczkiem,  za- 
łożoncm    w  roku    1713    przez    Czerwińskiego    kasztelana    małogoskiego, 
ak    nas    objaśnił    p.  Stosław  ł^aguna  i  jak    widać    ze  spisu   w  Tablicy  5" 
pod  Nr.   103  i  204.   Z  liczby  dymów  trudno  przypuszczać,  by  Końskie  mo- 
gło liczyć  aż  6.0CK)  mieszkańców. 

**)     Była  ona  żoną  Karola  Stanisława,   xięcia  na  Ołyce  i  Nieświeżu, 
zmarłego  roku  1711  (Niesiccki,   wydanie  Bobrowi  cza  VIII,    s>tr.  79  i  240). 


00 


29 

naczynia    stołowe,    kałamarze,    pieczątki,  tabakierki,  lictitarze; 
3)  w  U  rzecz  u   hutę  szklanną  i  fabrykę  luster;  4)  w  Smol- 
ko wie  wyrobów  glinianycłi;  5)  w  Koreliczach    szpalerów 
na  fason  „haut-lis";  z  niejto  pochodziły  sławne  gobeliny  zam- 
ku nieświeskiego    z  obrazami    czynów    Jerzego   I   i    II,   Janu- 
sza XI,  Krzysztofa  I  i  II,  Milesłaja  V  i  Michała  I  Radziwiłłów. 
Nadto,    w    Nieświeżu     istniała    fabryka    d\'wanów, 
a   „najsławniejsza  w  narodzie**   fabryka  pasów,  czyli  ,,persyar- 
nia"  założoną  została  w  roku   1758  w  Słucku.    na    wielkim 
placu,    gdzie  dziś  ulica  Szeroka,  naprzeciw  konwiktu    kalwiń- 
skiego.    Michał  Kazimierz  Radziwiłł,    ojciec  Karola  Panic  Ko- 
chanku, dnia  24  stycznia  t.  roku  „uczynił  kontrakt    z  Janem 
Madżarskim.  perskiej,  tureckiej,  chińskiej   r()żnej   materyi  i  ro- 
boty majstrem,    rodem  z  Stambułu,    który....  submittuje  się.... 
wszelkie    materye,    jako    to,    makaty,    dywdyki.    pasy    robić 
z  kwiatami,  osobami,  cyframi  złotem,  srebrem,  jedwabiem  po- 
dług podanego    abrysu.     In  recompensam    tedy   takowej  jego 
Toboty  postąpiłem  mu  ze  skarbu  mego  tygodniową  pcnsyę  po 
czerwonym  złotym  jednym.     Tenże  Madżarski  obowiązuje  się 
chłopca    wyuczyć    doskonale     tej    roboty    perskiej.      Kicdyby 
roboty  skarbowej  nie  stawało,  wolno  mu  będzie     ...artis  suae 
''obotę  robić  i  przedawać.**    Pod  kontraktem    majster   podpisał 
^^^    po    ormiańsku:   „Jowhan  Madżarcantz":   więc  musiał    być 
■^Tnianinem,   wywodząc3*m   się   z  Węgier,  lub    z  Siedmio^ro- 
^-    clo  Stambułu  trafił   podobno  jako  jeniec.     Podpisywał    się 
^^'Sze    po  ormiańsku   na   listach  polskich,  obcą  pisanych  rę- 
^'      więc  nie  umiał  pisać  po  polsku  aż  do  śmierci,  kt(')ra  na- 
^Piła  około  1780  roku.     Syn  jego  Leon  dostał    już    indyge- 
*^  ^    polski   1790  roku  i  tytuł  szambelana,  ale  na  pasach  kładł 
-Kiedy  swoje  nazwisko  ruskiemi  literami:  „.'leo  MaW';;ii>cKiii** 
P^\\me    podczas    przebywania    wojsk    rosyjskicli  w  Slucku. 
"^^Politsze  są  podpisy   łacińskie:   „Kactus  e"=^t   Sluciac".     albo 
skróceniu:   „F*.  S."  ('oł\icz  wzory •.  Prowadził  on  p(»iny^lnie 
,^*^^ykacyę  do  1791  r.  na  24  warsztatach,    p(')źnicj  ido   bsOT) 
^        tylko  na  12-tu,   zajmując    w  nich  oO-tu    ludzi.    pomiędz\' 
^^'mi    pierwszy  majster  i  wiążący    kwiaty    pobierali    po  T^S 


230 

dukatów  rocznie.  Ceny  pasów,  nam  znane,  zawierają  się  po- 
między 11  i  175  dukatami  za  sztukę.  W  dobrach  Radziwił- 
łowskich  także  Łachwa  słynęła  z  wyrobów  stolarskich; 
w  Połoneczce  pracowali  stolarze ,  ślósarze  i  mosię- 
żnicy  *). 

46.  Lubo  dokładnych  dat  wszystkim,  powyżej  wyli- 
czonym fabrykom  naznaczyć  nie  możemy,  nie  wątpimy  je- 
dnak, że  powstały  one  przed  śmiercią  Augusta  III.  Za  S  t  a- 
nisława  Augusta  ruch  przemysłowy  rozwija  się  i  roz- 
szerza, co  w  znacznej  części  przypisać  należy  zachętom 
i  wpływowi    samego    króla,    który,    robiąc    wciąż    zakupy  za- 


granicą, nad  możność  swoją,  okazywał  też  zawsze  wielk 
troskliwość  o  fabryki  krajowe.  Z  rodziny  P  o  n  i  a  t  o  w— 
s  ki  c  h  w  tymże  kierunku  odznaczali  się:  brat  królewski  M  i— 
chał,  opat  czerwiński,  potem  koadjutor,  biskup  płocki  — 
w  końcu  prymas  i  synowiec  Stanisław,  późniejszy  pod- 
skarbi w.  lit.  (syn  księcia  ex-podkomorzego). 

Wiemy,  że  zaraz  po  wstąpieniu  na  tron  Stanisław  Au- 
gust założył  doskonałą  mennicę,  która  czynną  była  jeszcze 
w  r.   1795,  a  której  działalność  okazuje  się  z  tablic  122  i  12i. 

W  r.  1766  była  już  ukończona  ludwisarnia  w  War- 
szawie. Na  wybudowanie  gmachu,  z  piecami  i  machiną  do 
wiercenia  armat,  wydano  ze  skarbu  królewskiego  i  z  cegielni 
złp.  97.465  gr.  18.  Sprowadzony  (nie  wiem  zkąd?)  ludwisarz 
Neubert  pobiera!  rocznej  płacy  2.880  złp.;  na  różne  potrzeby 
do  lania  armat  wydano  już  w  roku  1766  złp.  6.517.  a  cał- 
kowitą expensę  na  rok  17(>7  obliczano  preliminaryjnie  na 
18.969  złp.;  tymczasem  wydano  rzeczywiście  41.265  złp.,  ale 
w  roku  1770    tylko  6.312  zip.     Pomimo  szczupłych  zasobów 


•  \ 


)  Dz.  Handl.  17S2,  str.  2  —  5;  1786,  str.  543.  Magier:  1.  cit., 
str.  c  1*9.  Dokładniej:  Aleks.  Jelski:  Wiadomość  historyczna  o  pasiami 
Radzi Nvi Ho wskiej  w  Słucku,  sprawozdanie  Komisyi  Histor.  Sztuki,  Kraków 
1896  tom  V  zeszyt  I\'  i  Alfred  Romer:  Pasy  polskie,  ich  fabryki  i  znaki. 
tamże  zeszyt  III   (I.S93). 


231 

p/en i^żnych  ludwisarnia  ta  ulała  dużo  nowych  armat  do  Ka- 
niieńca  i  zaopatrzyła  pusty  dawniej  arsenał  warszawski  *). 

Jednem  z  pierwszycłi  dzieł  panowania  była  Kompania 
*Mii  n  ufaktur    Wełnianych,    zawiązana    dnia    11    kwietnia 
^ '  ^-^<i>    roku    (data  ustawy)  i  aprobowana    przez    króla    w  pięć 
^^i        później    na  następnych    podstawach:    1)    fundusz  składać 
się         miał    z  43.200  czer.  zł.  (777.f>00    złp.),    podzielonych    na 
^-^^      skcyj;  1  każdy  „towarzysz**  posiadać   może  takich  akcyj 
^^      ^~ciu;    do    towarzystwa   wchodzić    mogą    osoby   ^nietylko 
"^^<^«-:iowe,    lecz  i  cudzoziemcy    bez  względu  stanu,    kondycyi 
^  ^^^rmicilii**;    4)    do   „rządzenia**  (dyrekcyi)  mają  być  obierani 
^^'     '^v-igilią  ś.  Stanisława  asesorowie  w  liczbie   12-tu,  a  w  tych 
4-crh       ma  być  kupców;    5)    miejsce    na    fabrykę  ma  być  opa- 
^^^^^'^e   w  dobrach  ekonomicznych  króla;  6)  towary  wełniane, 
^    ^^'^^-Ea.nufaktur    wychodzące,    powinny  być  pieczęcią  Kompanii 
^^^'^^chowane  i  ogółem,    to  jest    sztukami,  tuzinami  a  nie  ło- 
Kc^i^m  in  regno  et  extra  regnum  przedawane;  7)  rzemieślnicy, 
^ .  ^^^I^ranicy  wezwani,  mają   być  wolni  od  werbunku  i  wszel- 
^^^S<^   rodzaju    agrawacyj  etc.     Ustawę  tę   podpisali:    Andrzej 
^*^^^^f^oyskł,  kancterz  w.  k.;    X.  Michał  Poniatowski,  opat  czer- 
^•^laski;     X.    Andrzej    Stanisław    Młodziejowski,    podkanclerzy 
^^^-;    Antoni  Tyzenhauz,  podskarbi  nadworny  lit.:    Kasper  Ro- 
galiński, starosta  nakielski;    Kazimierz  Karaś,    kasztelan  ziemi 
^^izkiej,    Jacek  Ogrodzki,  pisarz  w.  k.;    Stanisław  Aleksandro- 
^'^icz,  szambelan;    Tomasz  Czapski,  starosta  knyszyński;    Kar. 
^^  Schmidt,  starosta  brodnicki;    Antoni  Czapski,   podkomorzy 
<^^elmiński,  Józef  Potocki  S.  L.  (s-ta  leżajski?);  Tomasz  Dłuski, 
podkomorzy  generalny  w-twa  lubelskiego;  Józef  Mniszech,  st-sta 
sanocki;    Feliks  Antoni  Loś,  starosta  wyszyński,    Michał  Mni- 
szech, starosta  jaworowski;   Józef  Chrapowicki,  generał  major 
wojsk  W.  X.  L.;    Antoni  Balicki,  obers  (obcrstleutenantr);    A. 
Poniński  K.  L.  (kuchmistrz  litewski?.);  Józef  Sosnowski,  pisarz 


•)     Rachunki    królewskie    w  Arcliiwum    Gl-iwnem   Kr.  księgi  Nr. 
$9  w  cxpensie  dział:  Ludwisarnia:  Nr.  '><J;  Nr.  V'J  w  tymże  Jziale. 


232 

W.  W.  X.  L.;  Mikołaj  Junosza  Piaskowski,  podkomorzy  krze- 
mieniecki; J.  Józef  Lochocki,  starosta  oski  i  bełzki;  Casimir 
Antoine  Fryzę.  Obok  tych  dygnitarzy  i  osób,  do  otoczenia 
królewskiego  należących,  znajdujemy  jeszcze  podpisy  zapro- 
szonych mieszczan  i  cudzoziemców.  Pierre  Nicolas,  baro  de 
Gartenberg,  Czempiński,  Rousseau,  Gallus,  Lange,  senior  kon- 
fraterni kupieckiej  miasta  Starej  Warszawy,  Adam  Zimann, 
Jan  Baptysta  Gautier  et  Comp.,  Jan  Dekert,  Jan  Rauten- 
strauch  *). 

Prezesem    z  nominacyi  królewskiej    został    Andrzej    Za- 
moyski; w  jego  też  pałacu  rezydencyonalnym  odbył  się  w  d. 
21  kwietnia  1766  roku  obiór  pierwszej  dyrekcyi;  przez  głoso-  . 
wanie  na  asesorów   powołani:  Bazyli  Walicki  (37  gł.),  Michał 
Poniatowski,  opat  czerwiński  (47  gl),    Józef  Potocki,  starosta 
leżajski    (44),    Kasper  Rogaliński  (40),   Lojko,  szambelan  (.32)^ 
Kar.  de  Schmidt  (4-1),  baron  de  Gartenberg  (34),  de  Rijoll  (za- 
pewne jenerał  de  Rieule,  (34),  Dulfus,  radca  i  kawaler  equitis 
aurati  (^6),  Piotr  Tepper  (36),  Adam  Zimann  (42),  Antoni  Kry-' 
ze,    kaw.    equitis    aurati    (38).     Przy    późniejszych    elekcyach 
wchodzili  do  dyrekcji:  Borch,  Dekert,  Rafałowicz,  Glirtler,  Ro- 
man etc.     Kasyerem    bywał  Zimann,    sekretarzem    zaś,    czyli 
pisarzem  Antoni  F^ryze;   tego  ręką  jest  spisana  księga  „wszy- 
stkich dziejów,    które  Kompania  na  założenie  w  kraju  fabryk 
wełnianych    z  zezwolenia    N.  Stanisława  Augusta  Króla  Imci 
P.  N.  M.  i  przy  protekcyi  jego   pańskiej   założona  sprawować 
będzie"  *"). 

Były  też  wypuszczone  najprzód  kwity  tymczasowe  a  d. 
23  czerwca  1768  roku,  po  opłaceniu  trzeciej  raty,  same  ak- 
cye,    zapewne  pierwsze    w  Polsce  papiery  kredytowe  publicz- 


*)  Archiwum  Skar.  Kor.  dział  XXX,  plik  Nr.  34;  podpisy  znajdują 
się  na  rękopiśmiennej  oblacie,  ale  nie  na  drukowanym  egzemplarzu  ustawy 
'/.  aprobatą  królewską. 

**)  Arch.  Sk.  Kor.  XXX,  księga  Nr.  239,1  pod  dniem  21  kwietnia 
i7f>^  7,5   1767.   1  f)   176S,  65   1760,  7/5   1770. 


Akojra 


i 


y^ 


V- 


233 

ne  *).     Oglądaliśmy  je:    są    to    wycinki    z  księgi  arkuszowej 
z  przeciągłym    na    boku    drukowanym  napisem*  „Akcj^a  Kom- 
panii  Manufaktur  Wełnianych    w  Polszczę"     Niema    na    niej 
misternych  ozdób  litografowanych;    autentj^czność  dokumentu 
stwierdza    się    tylko    własnoręcznemi  podpisami:    Andrzej  Za- 
moyski Komp.  Man.  Weł.  Praeses;    Bazyli  Walicki,  kasztelan 
sochaczewski  Kompanii  Manufaktur  Wełnianych  Asesor  mpp.; 
J.  O.  Potocki    K.    K.    Komp.    Man.  Weł.   Asesor  mpp.;    Piotr 
Tepper  Kompany  Manufact.  W^ełn.  Asesor;  Antoni  Fryzę  Kom- 
pag.    Manuf.    Wełnią.  A.  y  Pisarz:    Adam    Zimann    Asesor  y 
Kasyer".     Na  jednej    akcyi    (litera  A.  A.  A.)  znajdujemy  na- 
pis:   „dla  J.  O.  Xiążęcia  Jego  Mci  Ignacego  Kraszyckiego  Bi- 
skupa Warmińskiego"  oczywiście   dla  Krasickiego;  więc  i  po- 
eci   byli    pociągani    do  przedsiębiorstw    przemysłowych.     Czy 
zebrał  się  jednak  cały  kapitał,  ustawą  uchwalony?  nie  wiemy. 
W  tabelce,  zawierającej    specyfikacyę    numerów  i  liter,    znaj- 
dujemy   poczet  117,    ale  oryginałów  akcyi  widzieliśmy    tylko 
72,    jedna    (A.    Nr.  5  na    imię  Czaplica)   jest    przekasowana, 
sześć    akcyj   swoich    król  darował  Kompanii  **).     Być  może, 
iż  te  72  akcye  są  wykupione    przy    likwidacyi;    reszta    może 
nie  wróciła,    z  powodu  różnych  okoliczności  przypadkowych. 
Nadto  z  rachunków  kamery  królewskiej   dowiadujemy  się,  że 
z  cegielni  królewskiej,  Golędzinowskiej,    „dodano   7.000  cegły 
do    fabryki    pończoch;    26.800    do  kapeluszni:  21.000  p.  Zie- 
mann    do    fabryki    wełnianej",  co  razem   z  2.400  danemi  dla 
Żupy  pruskiej  miało  wartość  2.874  złp.  gr.  7  ***). 


*)  Mylił  się  więc  p.  Wcjnert,  gdz  uważał  akcyę  tabaczną  Dckcr- 
ta,  Rafałowicza  i  Blanc'a  z  roku  1784  odwzorowaną  w  jego  „Starożytno- 
ś:riach  m.  Warszawy*,  tom.  V,  str.  129  za  najdawniejszy  papier  kredytowy 
polski. 

**)  Oryginały  akcyj  oraz  kwitów  tymczasowych  z  obu  rat  znajdują 
się  w  Archiwum  Skarbowem  Koronncm  XXX,  w  plioc  Nr.  29:  lista  akcyo- 
nalistów  w  księdze  Nr.  239  1   pod  dniem   19.5   1769,  zawiera  76  osób. 

***)  Archiwum  Główne  I\n)lcstwa  księga  Xr.  89  w  ckspcnsie  dział: 
Fabrvki. 


234 

Juź  od  dnia  30  maja  roku  1766,  zaczęły  się  czynności 
dyrekcyi:  napisano  mianowicie  do  Łojki,  podówczas  w  Wie- 
dniu bawiącego,  aby  ugodził  tam  majstra  kapelusznika  i  cze- 
ladzi sześciu;  następnie  wzięto  domy  i  place,  podobno  króle- 
wskie, na  Gołędzinie  pod  Warszawą  pod  fabrykę  kapeluszy 
i  pończoch;  wydzierżawiono  od  wojewodziny  lubelskiej  Wę- 
grów na  lat  9  za  opłatą  roczną  po  35  do  36  tysięcy  złp.  pod 
fabrykę  sukien,  farbiarnię  i  postrzygalnię.  Sejm  z  r.l767 — 8, 
zatwierdzając  ustawę  Kompanii,  zwalniając  na  lat  12  od  cla 
instrumenta,  farby,  sprzęty  rzemieślnicze  i  inne  potrzeby  dla 
niej  z  zagranicy  sprowadzane,  pozwalając  jej  zakupić  dobra 
ziemskie  aż  do  200.000  złp.  wartości,  oddał  do  jej  dyspozy- 
cyi  szpital,  założony  przez  pr3'masa  Szembeka  dla  sierot, 
i  cucłitłiauz,  czyli  dom  poprawy,  założony  przez  C.  Rostkow- 
skiego,  odbierając  obie  te  instytucye  zarządzającej  niemi  (od 
roku  1720)  konfraterni!  S.  Bennona.  Założono  też  fabrykę 
sukien  w  samej  Warszawie,  jakąś  fabryczkę  przy  wiosce  Ka- 
leń,  dziedzicznej  króla  Stanisława  Augusta,  i  fabrykę  raszy 
(nazwa  matcryi)  *). 

Inspektorem  wszystkich  tych  fabryk  był  Haering,  buchal- 
terem Becu,  majstrowie  i  czeladź  sami  Niemcy,  niektórzy 
z  Leszna  i  Torunia,  inni  zapewne  z  zagranicy,  bo  drukowaną 
odezwą  w  języku  niemieckim  w  roku  1767  Kompania  zapra- 
szała wszelkich  „kunstliebende  und  erfahrne,  freigeborene 
Handwerks-Meister,  Gesellen  und  Mitgenossen".  Dobór  ludzi 
w  ogóle  nie  był  trafny:  już  w  sierpniu  1767  roku  dowiaduje- 
my się,  że  „czeladź  zagraniczna  pouchodziła",  a  majster  poń- 
czoszniczy Weiss  „zadłużył  się**  tak,  że  go  trzeba  było  wziąć 
do  aresztu,  wkrótce  po  zaprezentowaniu  królowi  pierwszych 
pończoch.  Podobnież  zadłużył  się  i  zbiegł  z  Gołędzinowa  far- 
biarz Zapski,  a  nareszcie  dyrektor  fabryki   sukiennej  Thlamm 


•)  Księga  239  1  dnia  30.5,  1'0, 6,  1'4  6  1760;  13..7  1767,  plik  Nr. 
L'46.'l4;  inwentarz,  karty  1,  :.,  7,  'A  li',  14,  16,  19,  LM.  Vol.  Leg.  YII,  fol. 
751,  str.  3.'(.). 


c 
i 


235 

<.z      Leszna)    nie  mógł  się   wyrachować    na  1  stycznia  1769  r. 
i     <:icjpuścił    się   jakichś  nieporządków.     Z  obstalunków  wiemy 
t^^lkio  o  2.000  kapeluszy  zamówionych  dla  gwardyi.    Cały  in- 
teres  szedł    źle.     Już    dnia    1    maja  1770    roku    „asesorowie 
^      ^l^cyonalistowie,  widząc  i  miarkując  z  podanego  całej  facyen- 
*=i3"       bilansu,  iż  kasa  generalna  manufaktur  wełnianych  wycień- 
^^c^ria   znajduje  się  wcale  tak,    iż    wsparcia    pieniężnego  zna- 
<^^r-^^go  lub  też  wcale  dalszej  kontynuacyi  fabryki  zaprzestania 
^^"^-^^  rriaga  koniecznie,   więc  w  tej  materyi  J\\\  Prezes,  uczyni- 
'^^'"^=^^^y    wsz3'stkim   Ich  Mościom    przytomnym    dostateczną    re- 
stracyą,  uchwalili,  aby  na  przyszły  piątek,  to  jest  8  go  te- 
miesiąca  sami  JPP.  assessorowie,  na  prywatną  sesyą  zje- 
^vszy  się,  ułożyli  i  na  piśmie  podali  plan,  jakimi  środkami 
osobami    z  honorem    tę    kompanią  i  rozpoczęte  dzieło  za- 


^  *^^^  r=k  czyć" .     Jakoż  dnia   12  czerwca  1770  roku  zapadła  decy- 


n 
c 

R 


o  rozwiązaniu  Kompanii  i  jej  ustaw\',  ostatnie   zaś  posie- 
nie  likwidacyjne  odbyło  się  dnia  7  maja   1771   roku  *). 

Tak  upadło  przedsiębiorstwo,  pomyślane  na  wielką  skalę 

nasadach  postępowych,  bo  z  przebraniem  bankierów,  kup- 

^',  mieszczan,   popierane  przez  władzu  najwyższe,  bo  przez 

X  a  i  sejm,  oparte  na  siłach   zbiorowych.    Jako  plan,  przed- 

iorstwo  to  czyniło  zaszczyt  Stanisławowi  Augustowi;  przy 

P  *^--^  "^"^-^odzeniu  mogło  zrobić  mu  sławę  twórcy  przcm\'slu  wełnia- 

^_^^^^o,  ale  wykonanie  zawiodło.    Dla  czego:    W  protokóle  po- 

^^^^*^^zenia    z  dnia  12  czerwca   1770   mku    czytam\'    wzmiankę 

^  »»  aamieszaniach  kraju",  wątpim\'  jednak,  ab\-  te  mt».L;l\'  wy- 

^eć    wpływ    stanowcz}'.      Przyczyny    ważniejsze    widzimy 

fc)raku  uzdolnionych  i  sumiennych  rzemieślników,  a  najbar- 

^vj  w  braku  umiejętnego  i  czujnego  kien»wniclwa.   Ani  pan 

,  ani  najpilniejszy  z  asesonAy  Bazyli  Walicki  nie  umieli 


*)     Wszystko  to    z  ksicj^i  Nr.  23'>  1   p<.)J    w.-ka/anoFni  w  tekście  Ja- 
^^^^  ^  »   oraz    z  pliki    Nr.    34.     Nioktr^.rc    dł»kiiiiienta    sa    wydrukowane    pr/ez 
^*^  sandra  Wejnerta    w  Starożvlni;śei:icii    miasta   Wars/awy  tom   y,  sir. 
ft^- 120. 


236 

sobie  radzić  z  pracą  fabryczną;  kupcy  i  bankierowie  nie  mieli 
też  uzdolnienia  technicznego  i  trzymani  byli  zapewne  na  sta- 
nowisku podrzędnem,  które  ich  nie  zachęcało  do  udziału  czyn- 
nego i  energicznego.  W  Węgrowie  istniała  jednak  jeszcze 
w  roku  1794  jaka*^  fabryka  sukienna,  ale  podobno  w  posia- 
daniu żyda  Cudyka  Bajmowicza  *). 

Nie  zrażał    się    atoli  Stanisław  August    niepowodzeniem 
i  wciąż  krząta!  się  około  przedsiębiorstw  przemysłowych,   nie 
szczędził  nakładów  i  nie  zawsze  doznawał  zawodów.  W  Bel- 
wederze   założył  przed   rokiem  1774    fabrykę    warszawską 
fajansu;    dyrektorem  jej  był  Schitter,   baron,   którego  żona 
z  pochodzenia  Greczynka,    mieściła    się    w  rzędzie    kochanek 
królewskich.     Wyrabiane  na  tej  fabryce  naczynia,  tak  zwane 
fajans  Pallie,  chwalono  naprzód,    aż    pokazało    się    z  czasem, 
że  są  nietrwałe,  słabe  i  z  niedobrego  materyału.     Król  obsta- 
lował  tu  naczynia   „herkulańskie",    zapewne  w  stylu  staroży- 
tnym **^).      Najznakomitszym    wszakże    wyrobem    tej   fabryki 
był  niewątpliwie  serwis  fajansowy  w  stylu  wschodnim,  prze- 
znaczony dla  sułtana  tureckiego  i  zabrany   przez  Piotra  Poto- 
ckiego, sstę  szczerzeckiego,  gdy  jechał  w  poselswie  do  Stam- 
bułu (1789).    L.  Gołębiowski    podał   w  reprodukcyi  drzewory- 
tniczej czarkę  (ob.  str.  240)  z  napisami  w  medalionie  środko- 
wym, które  odczytał  prof.  A.  Muchliński:   1)  Te  prezenta  i  dary 
posyła  2)  Padiszachowi  rodu  Osmana  3)  Król  Lechów,  ażeby 
najzupełniejszą  miłość  4)  I  szczerą  życzliwość  okazać  5)  w  sto- 


*)     Plika  38  akt  wojskowych :  Przełożenia   Departamentu  Umunduro- 
wania, memoryał  z  duia  25  8   17'>4. 

")  Pamiętn.  H.  P.  1783,  str.  376.  Magier:  Estetyka  m.  War- 
szawy, str.  18  i  c.  29.  Uwagi  nad  Uwagami,  str.  87.  Komisya  vSkar- 
bu  Koronnego  w  roku  1774  kazała  pobierać  t3iko  2  proc.  cła  od  wyrobów 
bclwederskich,  wyprowadzanych  do  Torunia  lub  za  granicę;  Pr.  Ek.  Ali, 
str.    386. 


237 

Ucy  Warszawie*).  Waza  z  tegoż  serwisu  znajduje  się  w  zbio- 
rze   antykwarskim  Gustawa  Bisier. 

W  ekonomii   swojej  Kozienickiej,    w  samem  miasteczku 
^o  zienicach    założył  król  łiamernię  i  dobrą    fabrykę 
b  r  oni;  rzemieślników  sprowadzono  z  Niderlandów,  Leodyum 
i     S^iksonii;  majstrów  zobowiązano,   żeby  przyjmowali  krajow- 
ców^ do  nauki;    dyrektorem    był    biegły    inżynier  Andrzej  Ko- 
^^'J^^icki.    Przed  sejmem  czteroletnim  zaspakajała  ona  wszyst- 
Ici^       potrzeby  orężne    szczupłego  wojska,  lecz  nie  wystarczała 
^3-      stotysięczną  armię,    ponieważ  razem    z  Końskiemi  i  Przy- 
siąc^ Iną   mogła    wyrabiać   zaledwo   po  500  karabinów  rocznie. 
^z,y"iiną   była  aż  do  maja  1794  roku,    to  jest  do  dnia,    kiedy 
^^*^2iał   rosyjski,    wyruszywszy  przeciwko  Kościuszce,  zrabo- 
'^^'^-i    fabrykantów,  ruśnikarzy  oraz  dom  dyrektora,  zatopił  1500 
k  broni,  zniszczył  łiamernię  i  nie  zburzył  pałacu  tylko  dla 
I,  że  temu  zapobiegł  sam  Igelstrom  listem  swoim;  wszakże 
e  i  okna,    tak    w  pałacu   jak  w  oficynacłi    były   porujno- 

Znalazłszy  kopalnie  solne  wielickie  w  stanie  opuszczenia, 

^^^-nisław  August   zaraz    po  wstąpieniu  na  tron  zajął  się  nie- 

^^i-     Już  w  roku  1766  były  na  jego  rozkaz  zdjęte  i  starannie 

^^  Sztycłiu  odbite  cztery  wielkie  szczegółowe  plany  trzecli  pię- 

"^^r-      podziemnycłi    Wieliczki,    niewątpliwie    przez    urzędników 

^^y działu  górniczego  kamery  królewskiej  ***).     A  wydział  ten 


*)  Gołębiowski  Ludw.:  Z  deiejuw  ceramiki  w  Bibliot.  Warszaw- 
^^^^J  tom  III,  str.   192. 

**)  Dz.  Handl.  1789,  str.  193,  1791,  str.  163,  następ.  Gaz.  Wol. 
^^^rsz.  Nr.  5,  str.  59,  Gazeta  Rząd.  Nr.  121,  str.  512.  KW.  księga  107, 
Str.     8. 

***)     Tytuł:   ySalis  fodinarum  Cracoviensium  tria  tabulata  subterranca 

jUo^te  Stanislao  Augusto  rege  delineata  I7t;0;"   widzieliśmy  egzemplarz,  bę- 

d%cy  własnością  p.  Władysława  Smoleńskiego.     O  tychto  planach    zapewne 

"Wspomina  Bernoulli,    że  je  posiadał  Ollier,    właściciel    domu    handlowego 

(.Liske:    Cudzoziemcy    w    Polsce,    sir.    238).      Rachunki      królewskie 

^  Arch.  GŁ  Król.  księgi  89  i  9U. 


238 

zwany:  „Przy  górach  mineralnych"  składał  się  w  roku  17^36 
z  dyrektora  Knoblaucha,  pobierającego  4.000  złp.  pensyi,  Frie- 
se  go,  sekretarza  z  3.350  złp.  i  Knorra  bergmajstra  z  2.400 
złp.  płacy.  Na  te  fabryki  w  górach  mineralnych,  na  \vszelkq 
robotę  i  expens  wypłacono  w  roku  1767  złp.  26.393.  Byl 
też  niejaki  Willisch  inspektorem  gór  Samborskich,  w  których 
wypalano  potaże,  utrzymywano  kuźnię  żelazną  i  cegielnię. 
Szukano  srebra,  dobywano  galman,  ołów  i  węgiel  kamienny 
w  starostwie  Nowotargskiem  oraz  w  Szczakowie,  wsi  staro- 
stwa Będzińskiego.  Złotnik  Thiele  poszukiwał  złotego  i  mie- 
dzianego kruszcu  w  jakichś  miejscowościach  przekręconych 
z  niemiecka:  „Coszecicze"  (Chorzecko  czyli  Korzecko?)  i  Pil- 
lano.  W  górach  Ornak  zbudowano  hutę  i  laboratorj^um.  Kie- 
rownictwo naczelne  sprawował  baron  Gartenberg  Sadogórski 
od  roku  1765  *).  Do  wykonania  więszych  robót  brakło  mu 
zapewne  pieniędzy  i  czasu,  a  przy  pierwszym  rozbiorze  Wie- 
liczka wraz  z  Bochnią  dostała  się  Austryi.  Wśród  powszech- 
nych wyrzekań  szlachty  na  brak  i  drożyznę  soli,  król  ciągle 
się  troszczył  o  wynagrodzenie  krajowi  straty  tak  dotkliwej. 
Uciekał  się  więc  do  uczonych  przyrodników  mineralogów, 
Carosi  i  Ferbera,  oraz  chemika  Okraszewskiego,  którzy  w  r. 
1778  należeli  do  jakiegoś  Towarzystwa  Naukowego  w  War- 
szawie. Jan  Filip  de  Carosi,  rodem  z  Dolnych  Łużyc,  kapitan 
z  pułku  hetmana  litewskiego,  kustosz  gabinetu  przjTodniczego 
królewskiego,  autor  kilku  dzieł  specyalnych,  członek  towarzy- 
stwa przyrodników  w  Berlinie,  odbywał  podróż  mineralogiczną 
do  województw  południowych  na  koszt  króla  w  r.  1778  i  pro- 
wadził poszukiwania  soli  świdrem  pod  Mogiłą  w  Krakowskiem 
w  latach  1780 — 1785  ze  znacznym  kosztem.  Następnie  spro- 
wadzony z  Saksonii  znany  specyalista  graf  Beust,  poszuku- 
jąc soli  kopalnej,  odkiył  źródła  słone  w  Busku,  w  powiecie 


*)  Rachunki  « szczcgiUowc:  micsicoź^ne  lub  kwartalne)  Gór  Mineral- 
nych od  roku  1705  do  1768  w  arch.  Jabłonny,  szafa  VI,  pólka  lit.  X.,  plik 
Xr.  41.S. 


239 

W^iślickim.     Stanisław    August    dal    mu   w  r.   17JS3    przywilej 
szukania  i  warzenia    soli    w    dobrach    stołowych    bez    opłaty 
olt»ory  (t.  j.  dziesiątej    części    dochodu);   zachęcony  tern  Beust 
zebrał  kompanię  z  32    „akcyonalistów**    (w    ich    liczbie    znaj- 
do w-a  Ii    się:    sam    król,    brat   jego    prymas    Poniatowski,    Prot 
Potocki,  Moszyński,  Czacki  i  Tepper).     Cena  akcyi  była  1000 
dukati'>w,  lecz  „każdej  akcyi  rozdział  na  cztery  kukso  był  do- 
zwolony".    Otrzymawszy   potwierdzający    reskrypt  królewski, 
rozpoczął    roboty  w  r.   1784.     Ale  Busk  należał    do  klasztoru 
PP-    ^norbertanek;  więc  kompania  wydzierżawiła  go   na  lat  40 
za    opłatą    rocznego    czynszu  w  kwocie   100<)  zip.  i  soli   1000 
garncy;  na  następnych    lat  40  czynsz    miał    b\'ć    podwojony. 
^^^    r.     1788  fabryka  ta,  przez  cudzoziemców   prowadzona,  nie 
doszła,  jeszcze  do  należytego  rozwoju,  wyrobiła  soli  4.000  cent. 
^  sprzedawała   ją    po  złp.  7  gr.  6  za    centnar  z  zyskiem    po 
zip.    3  gr.  21  na  centnarze  *).     Dziś    źródła   Buskie  nie  służą 
do    Warzenia    soli    kuchennej,    lecz    są    wysoko    cenione    pod 
^'zglc^dem    leczniczym.     Wspomniany    Carosi,  a  także  Ferber 
'  chemik  Okraszewski  badali  Olkusz.  W  r,   177V,  celem  otwo- 
^zeni^t   gór  Olkuskich,  król  próbował    zorganizować    Kompanię 
o  300   akcyach  po  500  złp.;    lecz    całkowity    kapitał  podobno 
"^^    Ze  brał  się,  robót    nowych    nic    zaczęto  i  kompania    przez 
KiJka.      lat    zbierała    tylko    okruchy  po  dawnych    hałdacli.     Na 
SKutetc    tego    niepowodzenia  zapewne    Stanisław  August  w  r. 
'  '•- —       wyznaczył    K  o  m  i  s  \'  c    ( i  <»  r  n  i  c  z  a  z  \?)  Komisarzy 
poa     |3i-ezydencyą  ks.  Szembeka,    koadj-jtora   płockiego  i  kazał 
^'3  P^-^i^zać  ze  skarbu  .svyojego  po  4s.oOO  złp.  rocznie  na  koszta 
-  f-  *^->€itac3i.    Komisya  ta  zajmowała  -^^ic  ^iluwnic    dobywaniem 


^)     Uwagi  nad  lT\va;;<'inu  sir.  So.     l-lcr!!"!!!  1  i   n   L:sk-.\-«..  Ciki/u- 

zicmo\-       ^^,  Polsce  22"),  23.").     Kniika    rizyc;'Ma    v  ri:sl..ryjzn.i    \vi ;.  J '.)irji>ś  v: 

o   ^'^li,       w  drukarni    Nadw.  J.  K.  Mci    i    i\  K-rnisyi   i:ji.k;uyi   \AV<,do\\-ćy 

KoUu      1-788,  str.  44—40.     Łabęcki  llioruriim:  CtiiIcIw.)  w  ToIscc    ISM, 

^^"^^^^-•K\va,    druk     Kaczanowskie-* .    1,     sir.    l^o.    17'<.     K.-.pori    'l';.Jeus;:a 

C^t^c  1.^1  ego    z  badania  fabrvk  M)lnvcli    p«xl  dnijiu    !J   lipci    17^'.  r.  w  I)z. 


( 


Czarka  z  serwisu. 

wyrobionego  dla  sułtana  na  fabryce  fajansów  Uciwederskiej  w  r.  1789. 


widok  HoFOdnloy  podłag: ; 
Z 

(PnomMMole  budynkAw  wyjaśnia  alf  i  n 

Wnrn.  Dd«i*  PohU  T.  Koraru.  —  Do  itr.  UT  t.  n-fo. 


>nej  przy  planie  ■  r.  1789. 

,  gdiri*  HmroditłM  Jart  opstraoiM  UcabamL) 


241 

miedzi  w  Miedzianej  Górze  pod  Kielcami,  dobrach  bi- 
skupstwa krakowskiego,  wziętych  przez  króla  w  dzierżawę. 
Pierwsze  próby  wytapiania  miedzi  robił  Nordenflicht,  ale  z  tych 
Szembek  nie  był  zadowolony,  w  memoryale  bowiem,  do  króla 
adresowanym,  powiada:  „Bóg  mi  błogosławił,  że  z  samychże 
błędów  ludzi  tych,  którzy  się  chełpili  wyższą  wiadomością 
nauki  metalicznej,  widziałem  wprowadzone  sposoby  pewniej- 
sze, jakiemi  tameczne  kruszce  traktować  bez  trwonienia 
i  z  umniejszeniem  kosztów  należy.  Te  sposoby  przyniosła 
nam  krótka  spokojność,  którą  zostawił  JP.  Nordenflicht  po 
wyjeździe  swoim  z  Miedzianej  góry  do  Warszawy  z  mie- 
dzią, przez  siebie  niedoskonale  wyrobioną.  Ile  on  przez  kilka 
miesięcy  tej  swojej  miedzi  wyrobił,  tyle  po  jego  wyjeździe 
jenerał  Soldenhofif  przez  dni  18  wydał  W.  Kr.  Mci  daleko 
lepszej,  lubo  cały  z  fundamentu  piec  nowy  postawił,  zrzu- 
ciwszy ten,  który  JP.  Nordenflicht  po  p.  Mintzu  wymurował 
niedobr>'  i  za  każdem  użyciem  grożący  zapaleniem  huty". 
Żądał  Szembek  zupełnej  władzy  administrowania  całą  kopal- 
nią i  fabryką  na  lat  trzy  i  po  24.000  zip.  rocznie  ze  skarbu 
królewskiego  na  wszystkie  potrzeby  i  place  robotników.  Ko- 
misya  Kruszcowa  pochwaliła,  a  król  przyjął  wszystkie  wa- 
runki d.  15  grudnia  1785  r.  Odtąd  już  fabryka  była  czynną; 
Soldenhoff"  został  jej  dyrektorem  jeneralnym;  Komisya  Men- 
niczna  zawarła  umowę  o  dostawę  200  centnarów  (a  160  ft.) 
miedzi  corocznie  w  kuponach  po  1774  dukatów  za  cetnar, 
jak  płacono  przedtem  za  miedź  węgierską.  Szła  też  na  wy- 
bijanie groszy  i  trzygroszówek.  W  r.  1787  zwiedzał  fabrykę 
Stanisław  August  i  w  protokóle  zapisał  własnoręcznie  te  sło- 
wa: „Na  znak  ukontentowania  mego,  które  uczułem  z  widze- 
nia osobistego  wszystkich  części  i  robót  tej  fabryki,  kładę  tu 
dla  pamiątki  rękę  moje  dnia  14  Julii  1787  Stanisław  August 
król"  *).  Po  skończonej  3- letniej  administracyi  w  r.  1788  biskup 


•)     Protokół    Miedzianey    Góry,    (rękopis    Biblioteki    Publicznej 
Warsz.  Uniwer.  Nr.  734). 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona  —  T.  II.  16 


242 

Szembek  oddał  nowemu  administratorowi  Soldenhofowi  dc 
tych  kruszców:  ołowianego,  miedzianego,  glejtowego,  oraz  ^ 
robionego  spiżu,    miedzi,    ołowiu,  glejty  i  witryolu  na  67. 
złp.;  ogólny  jednak    bilans    3- letni   wypadł    niepomyślnie, 
cłiód  bowiem  wynosił  132.099,  a  suma  expensy  133.916 
Istniało    wtedy    szybów  12:    nowy  i  stary  Ś.  Stanisława, 
Krzysztofa,  Antoniego,  Katarzyny,  Wencesława,  Józefa,  J. 
Micłiała,  Adama  i  Ewy.     P^abryka    była   czynną  jeszcze  \ 
1792  *).     Dobywano  też  ołów  i  warzono  witryol.    Zdaje 
że    exploatacya    szła    pomyślnie,  przynajmniej,    według    ś^ 
dectwa    inżyniera    Naxa,    bardzo    ożywiła    okolicę;    rucłi 
panował  wielki,  uwijali  się  cudzoziemcy  i  rodacy:     „Z  nc 
kompozycyi  leją  dzwony,  moździerze,   małe  armatki  etc, 
rzy    się    witryol,    ałun,  a  niespracowany  w  docieczeniacłi 
wycłi  wynalazków  Imci  p.  baron  Soldenhof  doszedł   fabn 
wania  glejty  z  nieużytecznycłi   mieszanin   kruszcowycłi,  k 
daje    dobrą    polewę  i  oszczędzi  garncarzom  czas  na  kalc] 
wanie  bardzo  zdrowiu  szkodliwe  **). 

Od  r.   1787   urządza  się   fabryka  marmurów   w 
bniku,   wsi,    należącej  do   klas:^toru    Czerniańskiego  pust 
czego  Karmelitów  Bosycłi    pod  dyrekcyą    Bacciarellego,    i 
ówczas  jeneralnego  fabryk  inspektora.    Sprowadzony  był 
przód  włocłi  Scłiianta,  później  w  r.   1789  zawarta  w  Liwu 
umowa  z  Galli'm   „maitre    marbier",   wyznaczono  mu  po 
talarów  rzymskicli,    czyli  po  250  dukatów    rocznej    płacy 
co  miał  nietylko  obrabiać  marmury,   ale  też  wj^kształcić 
niów.    Komisya    Ekonomiczna    Skarbu    J.    K.    Mci  pod  d 
czerwca  1788   r.   zawarła  z  Karmelitami    kontrakt    dzierż; 
na   lat    3:    za    sumę    ogólną    roczną    (czynszu    dzierżawn 
4.000  złp.  skarb  królewski  nabywał  prawo  własności  do  ws 


*)     Rachunki    i    Fabryka    Miedzianej  Gór}'    w  arch.    Jabłonny 
VI,  półka  N.  nr.  417. 

**)     Uwagi  nad  Uwagami,  str.  86—86.  Łabęcki:  op.  cit.  I, 
303.  Nax:  Wykład  etc,  str.   149. 


243 

kicali  wynalezionych  w  Dębniku   marmurów,  a  klasztor   zobo- 

wi  razy  wał    się    dać    na    rok    1.000    dni    roboczych    za    opłatą 

^v-      lecie  dnia  pieszego    po    gr.   24,  w  zimie    po    18  i  za  dnie 

^fc>3r7dlne**  po  2  złp.  od  pary  wołów:  skarb  jednak  musiał  sam 

tr<z>55zczyć    się  o  kamieniarzy    płatnych    po  8,   10  i   12  złp.  na 

t>'<:lzień,  tudzież  o  polerowników,  płatnych  po  4,  3  lub  6  złp. 

odniowo.    Fabryka    rozwinęła    swą    czynność  w    r.    1789, 

stniała  jeszcze  w  1796;    wyrabiała    kominki,    blaty  do  sto- 

,  grobowce    (mausolće),    wazy.  ozdoby  architektoniczne, 

€  do  posadzek.  Wszystko  to  było  wysyłane  do  Warszawy 

D  na  sprzedaż  w  magazynie    marmurów,    albo  też  do  Ła- 

"nek.  Tak  dostarczono  do  rotundy  (salle  ronde)  w  r.  1789 

^arii  za  3.956  i  w  r.   1793  za  l.r)09  złp.;  król  darował  Xżnej 

R^ cilziwilłowej    grobowiec    wartości    7.200   złp.;  na  obstalunek 

^^'^'Łonywano    grobowce:    dla    Sanguszkowej,    Małachowskich 

^    t..    d.  Dochód  ze  sprzedaży  v\'ynGsił  w  r.  1791  złp.  61.690, 

\\^       3792  jeszcze  48.091,  ale  później  spadał  niżej  4.000.  Robo- 

^'^itców  było  40,  w  tej  liczbie  majstrów  kamieniarzy  22  *). 

Nareszcie    upoważnił    król    Tyzenhauza    do    zakładania 
x^-k  w  ekonomiach    litewskich,  a  nadto    zwiedzał  osobiście 
r^ztaty  w  Busku,  chciał   schodzić  w  podziemne  szyby  (po- 
trzymały go  tylko    perswazye    osób    otaczających),   rozma- 
ł    dobrotliwie  z  robotnikami,     zachęcał    ich    do    cierpliwej 
cy,    obdarzał,     zasięgał    od    nich    informacjj    o    wszell<ich 
zegółach  robót  i  t.  p.  **).  Na  gorliwości  mu  nie  schodziło; 
-Gdy  ogólne  i  sposób    traktowania   kwestyi   przemysłowych 
ugują    na    wszelkie    uznanie:    wykonania    w    szczcŁ^ółach 
<iDZoru    technicznego    nad    każdem    p(.)Woływaneni  do  życia 
^^^^idsiębiorstwem  nikt  nie  może  wymagać  od  niego,  jako  od 
^^^''^j  naczelnika  państwa,  obarczonego  rozlicznemi  sprawami*. 


*)     Kontrakty,    listy,    księg;    rachunkowe  i  różne  papiery  do  fabryki 
^^'^^^łiurów  Dębnickiej  znajdują  .się  w  Jabłonnie,  szafa  VI.  półka  N,  nr.  416 
^  ^^afa  Vn,  półka  O,  nr.  419;  księgi  są  prowadzone  po  franjuzku. 

'*)     Uwagi  nad  Uwagami,  str.  sT.  liernoulli  u  Liskego  210. 


244 

zważywszy  przeto  nieprzyjazne  okoliczności  polityczne  i  ekc 
nomiczne  kraju,  zważywszy  szczupłość  funduszów  skarbu  kró- 
lewskiego, przyznać  powinniśmy  Stanisławowi  Augustowi  n 
polu  przemyslowem  zasługę  wielką,  nie  mniejszą  może  o 
najznakomitszychi  monarcłiów,  twórców  przemysłu  w  krajać 
i  cłiwilacli  szczęśliwszych!.  Zasługa  ta  wszakże  nie  była  \v% 
dług  spraiviedliwości  ocenioną  ani  przez  spólczesnycłi,  ai 
przez  nowoczesnych!  pisarzy. 

Przeceniano  tymczasem  zasługi  wspomnianego  przm 
ctiwilą  Antoniego  Tyzenłiauza,  podskarbiego  nadworne^ 
litewskiego  w  latach  1765—1780  i  przez  czas  długi  ulubiei^ 
królewskiego.  Pierwsze  łiasło  do  nadzwyczajnych  uwielb:^ 
wyszło  bodaj  od  Wybickiego,  który  w  Pamiętnikach  swo 
napisał  o  nim:  „Był  to  prawdziwy  minister,  jakiego  kraj  n-= 
potrzebował;  byłto  geniusz,  którego  puszcze  litewskie  u  ^ 
dały"  *).  Nie  tak  gorąco,  ale  zawsze  z  pochwałami  dla  po- 
mysłowej jego  działalności  pisali  o  nim  Staszic,  pod 
nicy  B  e  r  n  o  u  1 1  i  i  Inflantczyk  S  c  h  u  1 1  z,  a  pisarze 
wieku  Jaroszewicz,  Lelewel,  Bartoszewicz,  Kr 
szewski  wygłosili  zdania  nader  dlań  pochlebne.  Świea 
jeszcze,  mianowicie  w  r.  1877  przypomnieli  jego  zasługi  f- 
S.  K.  w  Kłosach  (Nr.  637 — 9  i  p.  G  1  og  e  r  w  „Kwartalnik 
Kłosów".  Ostatni,  reasumując  pochwały  poprzedników,  prz}-^ 
znaje  mu.  stanowczo  geniusz,  a  zarazem  wysokie  cnoty  oby- 
watelskie, czyni  go  „wzorem  pracy,  szlachetnej  i  gorącej  mi- 
łości dobra  swych  ziomków  i  dla  możnych  przykładem  poj- 
mowania obowiązków  obywatelskich"   **). 

Cenimy  w  Tyzenhauzie  energię  i  żartkość  do  inicyatywj 
istnie  amerykańską,  widzimy  pożytek  w  podnoszeniu  i  wy 
sławianiu  tych  przymiotów,  które  bardzo  rzadko  objawiała 
się  w  charakterze  tak  ziemianina,  jak  i  pana  polskiego;  wszak 


*)     Raczyński:    Obraz  ^Polaków  i  Polski    w  XVni   wieku    tom  \ 
str.  26. 

**)    Kwartalnik  Kłosów,  1877,  tom  II,  str.  44. 


245 

że  uwielbienia,  w  rodzaju  świeżo  przetoczonych,  wydają  się 
nam  tak  dalece  przesadzonemi,  że  się  poczuwamy  do  Obo- 
wi s^zku  zaprotestowania  przeciwko  nim  i  ostrzeżenia  wszyst- 
J^'ich,  a  szczególnie  możnych,  aby  sobie  wzoru  z  Antoniego 
Ty^enhauza  nigdy  a  nigdy  nie  brali.  Czem  była  „jego  cnota 
ob3r^^vatelska**,  to  się  okaże  w  tomie  IV  (g.  89);  tu,  zapisawszy 
protestacyę,  rozpoznamy  tylko  jego  działalność  ekonomiczno- 
pr^  zmysłową. 

Z  pomiędz}'  magnatów  polskich  wyróżniał  się  niezawodnie 
T3'"^^€nhauz  pracowitością,  ruchliwością  i  niewyczerpanem  boga- 
ctY^-^-^ni  pomysłów.    Sypiał  podobno  trzy  godziny  w  nocy,  jak 
t^^'i^rdzi    BernouUi  *).     Oprócz     zarządu     roziegłemi    dobrami 
i  ^-^C^itacyi  politycznej,  którą  prowadził  jako  przywódzca  rega- 
list<f^^v   litewskich,    kupił  w  Wilnie    drukarnię    od    X.  Marcina 
po^^^sobutta,    astronoma    Jk.    Mci,    za  2000  czerw,  złł.,  powie- 
t'/y^i    jej  zarząd  X.  Pilichowskiemu.  a  w  Grodnie,  jak  się  zdaje, 
U^^^dził  drugą  drukarnię  „JK.  Mci  Grodzieńską",  w  której  od- 
tjii^^l  „Gazetę  Grodzieńską"  (1776),  „Experyment.,.  dany  z  Lo- 
giki** etc,  czyli    popis    szkolny    (177();),    psałterz    „chrakterem 
fU^kim"    dla    Hubarewa,  kupca  ze  Starodubia  i  t.  p.    Założył 
e^kołę    kadetów,  w  której  bywało    około    20  tu    młodzieńców 
i   7-miu  nauczycieli  pod    dyrckc3'ą  Frantza    Kroelicha  majora, 
szkołę     buhalteryjną,    szkolę    miernictwa,    instytut    położniczy 
i  jakąś  szkołę  weterynaryjno-medyczno- chirurgiczną,  której  Co- 
xe  nadaje  nawet  miano    królewskiej    Akademii,    chociaż  skła- 
dała się  tylko  z  dwóch  klas  i  łiczyla  kilkunastu  uczniów  utrzy- 
mywanych  przy    zakładzie  na  koszcie  królewskim.     Jedynym 
bodaj  profesorem  był  sprowadzony  z  Lugdunu  uczony  botanik 
Giiibert;    zobowiązał    się    on  do  uczenia  obojej  medycyny 
(utriusąue  medicinae)  i  „wykształcenia  pożytecznych  dla  Rzpltej 
lekarzy",  oraz    do    założenia    ogrodu,    potrzebnego  dla  szkoły 
medycznej.     Wątpimy,    żeby    taki    uniwersalny  profesor  mógł 
w  medycynie  i  chirurgii    wznieść    się   ze   swymi  uczniami  po 


*)     Liske:  Cudzozicmcj-  w  Polsce,  str.  211. 


246 

nad  poziom  wiedzy  felczerskiej,  ale  wątpliwości  nie  ulega,  że 
starannie  zajmował  się  założonym  w  r.  1776  ogrodem  bota- 
nicznym, bo  ten  posiadał  już  w  r.  1778  roślin  exotycznycli 
1.500  gatunków  i  zaszczycany  był  pocłi wałami  uczonycli  po- 
dróżników. „Własnym  kosztem  zafundował"  Tyzenłiauz  gabi- 
net Historyi  Naturalnej,  bibliotekę,  instrumenta  fizyczne,  astro- 
nomiczne i  anatomiczne;  z  tego  tytułu  groził  Clireptowiczowi 
procesem  za  zabranie  z  Grodna  i  darowanie  Akademii  Wi- 
leńskiej tycłi  wszystkich  zbiorów  „przy  transportowaniu  prof. 
Żyliberta  do  Wilna"  *).  Żeby  podnieść  Grodno,  przeniósł  do 
tego  miasta  kadencyę  trybunału  litewskiego  z  Mińska,  na  ozem 
naturalnie  Mińsk  ucierpiał  bez  żadnej  winy  i  przyczyny.  Wzniósł 
mnóstwo  budynków  porządnych,  po  większej  części  murowa- 
nych w  miastach:  Kobryniu,  Szawlach  (około  50),  Sokółce 
(na  około  rynku).  Nareszcie  rozwinął  niezmierną  działalność 
przemysłową.  W  kluczach  królewskich  kazał  zakładać  ole- 
jarnie, krupiarnie,  browary,  młyny  wietrzne  i  wodne;  t}''siące 
ludzi  było  zajętych  pędzeniem  smoły  i  wypalaniem  potażu. 
W  swoich  Postawach  założył  fabrykę  płócienniczą  i  pa- 


*)  Akt  sprzedaży  drukarni  i  kwit  własnoręczny  Poczobutta  z  dnia 
24, 12  1775;  umowa  z  llią  Hubarewcm  na  wydrukowanie  500  egz.  Psałte- 
rza po  28  złp.  za  arkusz,  oprócz  papieru;  rachunki  X.  Pilichowskicgo  .pre- 
zesa drukarni  J.  K.  Mci  Wileńskiej'*  1776—1789;  umowa  z  Janem  Emanu- 
elem Gilibert  na  lat  dziesięć,  licząc  od  dnia  18  1775  z  płacą  roczną  po 
125  louis  d*or=280  czer.  zU.  oprócz  micszkani.i,  opału,  żywności  (v.ctum) 
dla  niego  samego,  żony  i  dwóch  sług,  wreszcie  pary  koni  na  utrz3*maniii 
skarbowem;  groźba  Chrcptowiczowi — wszystko  to  w  księdze  p.  t.  „A.  Ty  z. 
rozmaite  papiery  alfabetycznie  ułożone**  t.  I,  str.  19,  20,  27,  36,  48,  76,  74 
w  archiwum  Konst.  hr.  Prze  z  dzi  cek  i  ego.  Tamże  oddzielną  księgę  nr.  IH 
mają  „Kadeci*  (razem  z  Wojskiem  czyli  Garnizonami  ;  tabele  „nacionalne** 
wykazują  pod  dniem  24.  12  1774  kadetów  17,  a  27/3  1775  kadetów  23. 
„Regulament  dawania  lekcyi"  obejmuje:  sytuacyę  i  rysunki  wolnej  ręki^ 
udzielane  przez  Ludnickicgo,  geografię,  geomctryę  teoretyczną  i  język  nie- 
miecki przez  X.  Szczyta,  arytmetykę  i  gcometryę  praktyczną  przez  Hizber- 
ka,  formowania  charakterów  (kaligrafii?)  przez  Kuleszewskiego,  fektowania 
przez  Lobro,  musztry  przez  porucznika  Hrenera,  algebry  przez  Geracc.  1  nic 
więcej.  Sądy  podróżników:  Coxe:  Travels  I;  Bcrnoulli  u  Liskcgo  207. 


S 


riernic,  w  Sza\s'lach    fabrykę    ptocien,   w  Brześciu  Li- 
Uwskim,  fabrykę  sukna  o  7-miu  warsztatach,  w  Soktilce 
(jsadzil  jakichś    fabrykantów  w  obszeriij-cli    świeżo  wzniesio- 
nych budynkach;   a  najznakomilszem   jego    dzic-lem    były    fa- 
hrj-ki  grodzieńskie,    czyli    i^aczej    dwie    osady  fabryczne;  H  o- 
rodnicaiŁosośna,     W  tych    dobrach    stołowych,  mó- 
uiąc  słowami  Wybickiego,  'lyzenhauz:   .jak  na  wielkim  war- 
sztacie  przemysłu    s\vego    założył   pracownią.     Losośna,  miej- 
sce  w  prześlicznej    dolinie    blizko  Grodna,  gdzie  najwięcej  rę- 
koclzielników    miało    swe    warsztatj'     zaio?-yć,    wystawiła    mi 
obi-az    pra\\'dziwej    cywiłzacyi.     Horodnica  (przedmieście  Gro- 
Jriia)..,    moglabj'   się  w  Amsterdamie    niicściC:''   '),     Dość    do- 
Kl^dne  wyobrażenie    powziąć    możemy  z  zaliiczonego  widoku 
l4ołri!dnicy,   wykonanego  akwarelą   w  r.   IThM  prztz  geometrę 
,\  Jama  Todta,  oraz  z  planu  m.  Grodna  przez  tegoż  {.eometrę 
\V    r.  17y7  sporządzonego. 

Rozglądając  się  bliżej  w  tych  manufakturach,  spo.^trze- 
^amy  nasamprzód  ich  mnogość  i  różnorodno-^ść.  W  r.  1777 
podczas  wizyty  Stanisława  .Augusta  naliczono  ty  cli  fabn,'k 
grodzieńskch  ló,  w  d.  1  lipca  17Kl  r.,  gdy  odbierano  je  Ty- 
zenhauzowi,  liczba  ta  wraz  z  Brzeską  i  Szawelską  dnszła 
do  23.  Wyliczamy  je  podług  spisu  i  obrachowania  urzędo- 
wego "*):  1)  fabryka  Ziota.  2)  1'ersyarska,  3)  Sukienna  Gro- 
dzieniaka,  4)  takaż  Brzeska,  .j)  l'łócienna  Grodzieńska,  'n  ta- 
każ Szawelska,  7)  Kamlotarska,  8,i  I'onczosznicka,  VI  Koron- 
kowa, 10)  Kapeiusznicka,  llj  Karetarslca.  ]'J)  Bi.\macht.'rska, 
I3"l  Igieinicka,  14")  Szpilek,  l.')tKart,  l'>i  \apilniki>w,  17'  .Mo- 
siężnicka,  18)  Farbiernia  sukienna.  I*')  Ka^bicniia  jedwabna, 
20)  Drukarnia  płócienna,  21)  Blech  lniany  22)  Błech  wosko- 
\\y,  2'd)  Garbarnia.  Nadto  była  jeszcze  otlcyna  \\'arsztatowa, 
westyarnia,    spiżarnia,    magazyn    różnych   materyalow  i  sklep 


*)     Raczyński:  Obraz  iV.laku»-  i  T'olski  v 

•*)     Archiwum  Gliiwno  Królestwa  k5i\>i;a  Ni 

ufaktur  Grodziciiskich  dnia  'ii   11^^'^   ITS: 


_< 


248 

manufakturny   bławatny.     Od    B  e  r  n  o  u  1  Te  g  o  *)    dowia 
jemy  się,  że  fabrj^ka  jedwabna  liczyła  62  warsztaty  w  d\v( 
salach,  że  pasy    polskie    na    fabryce    persyarskiej    zatrudni 
24  warsztaty,  że  fabryka    drutu    złotego  i  srebrnego  skład 
się  z  10-ciu  wa^^ztatów  i  wyrabiała  galony  wynalazku  same 
króla,  że  fabrj^ka  grodzieńska  sukiennicza  miała  24  warszt^ 
i  t.  d.  W  zakres  produkcyi  Grodzieńskiej  wchodziły  tedy  wyro 
galanteryjne,  wykwintne  i  zbytkowne:  ordery,  siatki  na  kor 
szlify,  tasiemki  do  lasek,  sznurki    złote,    porte-epećs  c 
Rosyan,  guziki  złote  duże  i  małe,  wstążki  jedwabne  wełniar 
kamelerowe  i  niciane    do    włosów,    szlaki,    kamizelki  ze  szi 
kami,  hal  ty.   chustki   jedwabne,  a  zarazem  atlas  pikowy,  p( 
atłasek,    kitajka,    dyma,     materye    bite,    grodetury,    aksamit 
muśliny  i  gazy.     Nie  umiemy  jednakże  orzec  z  której  i  z  cz 
jej    fabryki    pochodzi    dywan,    znaczony    na  czterech    rogai 
literami  A.  T.,  a  po  obu  końcach  herbem  jego,  Bawół,  wec 
w>'jaśnień  udzielonych  przez  potomka  i  spadkobiercę,  Konsta 
tego  hr.  Przezdzieckiego.     Może  z  persyarni  horodnickiej.  D 
jemy  ten  dywan  w  częściowej    reprodukcyi  z  nadmienienier 
że  szerokość  jego  wynosi    2,33  metra,  a  długość  jest  trzykn 
większa  6,.,y  metra;  że  jest  tkany  i  strzyżony;  wreszcie,  że  bar\^ 
są    bardzo    delikatne  i  gustownie    dobrane,    po  jednej    stror 
w  tonie    żółtym,    po    drugiej — w  niebieskim,  a  przedziela 
w  środku  wielki  bukiet.     Robotników  naliczył  Coxe  3.000 
tak  w  samych    warsztatach,    jakoteż    po  wsiach    okolicznyc 
dozorujących    i    kierowników    70.     Bylito    wyłącznie     cudz 
ziemcy:  Francuzi  w  warsztatach   jedwabnych,   Niemcy  w  s 
kienniczych,   Włosi  i  Belgowie    do    malowania,    lakierowani 
Szwajcarowie  przy  bielnikach  i  t.  d.     Dyrektorem  zabudowa 
był  major  de  Sacco  z  Werony,  inspektorem  generalnym  Bcc 
podobno  niemiec  rodem  z  Berlina,    znany  już  nam    buchalt 
Kompanii    Manufaktur    Wełnianych,    zawiązanej    w    r.    17( 
pod  prezydencyą  Zamojskiego. 


*)     Liske:  Cudzoziemcy  w  Polsce,  -'07 — 210 
**)     Coxe:  Travels  etc.  I,  220. 


y 


f^  ■' 


I 


249 

Dla  wytworzenia  klasy  rękoJ;iielniczej  z  krajowców 
wzięto  z  dzieci  włościańskich  300  chłopców  i  100  dziewcząt; 
dawano  im  odzież,  strawę  i  małą  płacę  w  pieniądzach.  Dla 
„wszelkich  uczniów  Ekonomicznych  przy  fabrykach  podwó- 
rzowych i  przy  rzemieślnikach**  był  przepisany  „Regulament 
czytania,  pisania,  rysowania  i  arytmetyki  w  dni  świąteczne** 
od  godziny  9  do  11  zrana  i  od  1  do  5  po  południu.  Pisania 
i  arytmetyki  uczyli  aplikanci  z  kancelaryi,  a  czytania,  jedni 
drugim  pokażą** .  Dyrektorowie  skarżyli  się,  że  nie  są  w  stanie 
rozbudzić  w  nich  żadnej  emulacyi.  Na  obietnice  znacznych 
zarobków  odpowiadali,  że  te  zarobki  będą  im  zabierali  panowie 
na  rachunek  zaległości.  Coxe  *)  widział  na  ich  twarzach 
wyraz  tak  głębokiego  smutku,  że  mu  się  serce  krajało  na  ten 
widok;  zgadywał  z  łatwością,  że  „pracują  oni  z  przymusu,  nie 
2:aś  z  upodobania** .  I  nie  dziw:  nie  wyzwolono  ich  z  więzów 
poddaństwa,  oderwano  od  wiejskiej  strzechy,  od  rodzin,  pod- 
dano pod  władzę  ludzi  całkiem  obcych,  cudzoziemców  i  zapę- 
dzono do  roboty  niezwykłej,  nieznanej,  a  więc  podwójnie  ucią- 
żliwej i  przykrej. 

Plan  przecież  był  olbrzymi!  Bije  z  niego  wyraźnie  myśl 
Tyzenhauza,  niewątpliwie  świetna  i  patryotyczna:  stworzyć 
odrazu  cały  przemysł,  jakiego  Polska  nie  posiadała  wcale, 
wyzwolić  się  z  pod  jarzma  zagranicy.  Ta  właśnie  myśl  je- 
dnała i  jedna  mu  dziś  jeszcze  jednomyślne  uwielbienie  współ- 
ziomków. 

I  dla  nas  ta  myśl  jest  wielce  sympatyczną.  Idzie  tylko 
o  jej  wcielenie. 

Gdyby  Tyzenhauz  był  człowiekiem  pióra,  słowa,  teoryi, 
wcieliłby  ją  w  książkę,  w  mowy  sejmowe,  w  towarzystwo 
jakieś  przemysłowe;  lub  w  jakąś    agitacyę    publiczną.     Z  ko- 


*)  Regulament  znajduje  się  w  archiwum  Tyzenhauzowskiem  hr.  K. 
Przezdzieckiego  w  księdze  87  A.  Tyz.  rozmaite  papiery  alfabetycznie 
ułożone,  tom  II,  str.  181.     Coxe:   Travels  I,  221. 


250 

nieczności  musiałby  ją  rozwinąć  aż  do  szczegółów,  rozpoznać 
warunki,  wskazać  drogi  i  sposoby  urzeczywistnienia  jej.  Ale 
wszyscy  bez  wyjątku  godzą  się  na  to,  że  podskarbi  byt 
człowiekiem  czynu,  a  więc  jako  taki  musi  być  z  innego  sta- 
nowiska sądzony. 

Od  takiego  człowieka  wymagać  musimy  planu  ze  ściśle 
obliczonemi  kosztorysami,  znajomości  rzeczy  i  tecłiniki,  trzeź- 
wości umysłu,  krótko  mówiąc,  zmysłu  praktycznego  i  wie- 
dzy. Tyzenłiauz  występował  na  polu  fabr>xznem  nie  jako 
minister,  który  zacłięca,  wspiera,  kontroluje  działania  przed- 
siębiorców, labr>^kantów,  spółek  jakicłiś,  ale  jako  bezpośre- 
dni przedsiębiorca  i  kierownik.  Jakież  miał  do  tego  kw'alifi- 
kacye? 

Oto,  podobno  rozum  bystry  i  łatwość  chwytania  zdań 
uczonych,  których  kolo  siebie  gromadzić  lubi  (ale  nie  techni- 
ków zapewne,  bo  tych  na  Litwie  nie  było).  Wychowany 
u  Jezuitów  Wileńskich,  słyszał  tylko  o  gramatyce,  syntaksie, 
retoryce,  poetyce,  filozofii  i  teologii,  nie  znał  żadnego  języka 
obcego  i  książek  nie  lubił.  Dworowanie  u  Czartoryskiego 
w  Wołczynie  nie  dało  mu  też  wiadomości  o  urządzeniu  ja- 
kiegokolwiek warsztatu  lub  fabryki.  Tyzenhauz  wiedział  tyl- 
ko, że  za  granicą  można  znaleźć  ludzi;  znających  to  wszystko. 
Zabierając  się  tedy  do  dzieła,  wysłał  Joachima  Becu  do  Nie- 
miec, Paryża,  a  może  i  Włoch  po  fabrykantów  i  rzemieślni- 
ków. Byłto  generalny  inspektor  wszystkich  mających 
się  wznieść  zakładów  *).  Sam  Tyzenhauz  wybrał  się  też  w  po- 
dróż zagranicę  z  księdzem  Bohuszem,  ale  to  już  dopiero  w  r. 
1775.  Nie  doczytaliśmy,  się  czy  zechciał  popracować  w  jakiej 
fabryce,  czy  oglądał  i  czy  zrozumieć  był  w  stanie  szczegóły 
machin  i  urządzeń  fabrycznych?  To  chyba  nie  ulega  wątpli- 
wości, że  wszystkich  tych  fabryk,  jakie  zakładać  kazał,  nie 
studyował. 


*)     Gloger:  1.  c,  str.   10  i   16.     Czytaliśmy    artykulik    ekonomiczny 
tegoż  Becu  w  Dzienniku  Handlowym,  ale  bez  szczególnego  wrażenia. 


251 

Są  to  kwalifikacye    żadne  dla  kierownika  nietylko  prze- 
niY-słu  fabrj-cznego,  ale  pojedynczej  fabryki.     Jakże   sobie   ra- 
d^At    przy  tak  licznych  zakładzinach?     Jak  pokonywał    trudno- 
ści    -wykonania?     Zdaje  się,  że  na  wszystko  miał   jeden    tylko 
^posrób  uniwersalny:  posiać  za  granicę,  sprowadzić  z  zagranicy 
iUłJ.^i^  narzędzia,  modele  i  materyal    surowy.     Trudności,  zda- 
J^        się,    nie    istniały  dla  niego,    ponieważ    nie    był  w  stanie 
P^^<^  widywać    ich.     Byłato    śmiałość   dziecka,    igrającego    nad 
P^-^^paścią. 

A  cóż  znaczył    pomysł    skupienia    wszelkich  możliwych 

^^^^'k   w    Horodnicy,    czyli    w    Grodnie?     Dziś    każdy    czlo- 

\^'*^1<,    obeznany    z    elementarnemi     zasadami    ekonomii    po- 

/*^>"c:znej,  wie,  że  miejsca  dla  fabryk  obierają    się    tam,    gdzie 

-^^^^     łatwość  zaopatrzenia  się  w  surowiec,   gdzie   jest    łatwość 

^  ^^prowadzenia  wyrobów  na  targowisko  i  t.  p.    Przypuszczam, 

^      W  XVIII  wieku  ekonomia  polityczna  nie  była   jes/.cze    tak 

P^^^wszechnioną,  że  dzieło    Smith'a    (the   Wcalth  of  nations) 

^^'ieżo  wychodziło  z  pod  prasy:  ależ  zmysł  praktyczny,  uzdol- 

*^riie  wyjątkowe    Tyzenłiauza    powinno  mu  było  nasunąć  tę 

'^''^^stą,   niezbędną  i  zasadniczą    prawdę  w  drodze    intuicyjnej. 

^^owiek    spółczesny,    ziemianin    dość    pospolity,    nieznanego 

"      literaturze  imienia,    autor    „Uwag  nad  UwagamT    roz- 

^'"^J€i  w  swojem  dziełku  wcale  jasne  i  poprawne  pojęcia    eko- 

^^'Tniczne.     Zastanawiając  się  nad  sprawą  ustanowienia    wiel- 

^^h  manufaktur,  radzi,  aby  fabryki  sukienne  założono  w  Urzę- 

■"^"^N-ie,  lub  Kazimierzu  nad   Wisłą,    ponieważ    Lubelskie    obli- 

^*J^  w  przednią    wełnę    z    licznych    stad    owiec    angielskich, 

.^'"      margiel  foluszowy,  w  materyaly  budowlane,  tania  żywność 

^^i^ław  Wiślany;  w  Sandomierskiem,    gdzie  się  kopie    miedź, 

^^-^w,  galman,  kobalt,  radzi  warzyć  witryol,  koperwas.  hałun, 

^'^'"smażać  z  kisów  czyli  pyrytów  siarkę;    w  wojevv<3dztwach: 

^»^i\.cławskiem,    Podolskiem,    Wołyńskiem  i    Kijcjw^^kieni    radzi 

^^'^viększyć  majdany  saletrzane  i  t.  p.  ').     Jakieżto  szczególne 


)     Uwagi  nad  Uwagami  wwliniie  Turowskiego,  str.  Hi)  —SI. 


r 


warunki  miały  uczynić  Horodnicę  punktem    dogodnym  do  fst — 
brykacyi  wyrobów  kruszcowych  i  jedwabnych,  muślinów  i  płc^ — 
cień,  broni,  sukna  i  pasów  litych,    które,    powiedzmy    nawia.— 
sowo,  dawniej  już  wyrabiano  na  Litwie,  w  Słucku? 

Porywać  się  na  olbrzymie  projekty  z  takimi  2sasobami 
intelektualnemi,  jakimi  Tyzenhauz  rozporządzał,  było  rzecz- 
w  istocie  śmiałą,  powiedzmy  nawet  zuchwałą,  niesłychaną. 
Czułi  to  wszyscy  spółcześni,  czują  dziś  wszyscy,  którzy 
o  nim  piszą,  lub  mówią.  Ale  jakże  w>'tłómaczyć  to  całe 
postępowanie,  szczególnie,  gdy  cel  był  sympatyczny  dla 
wszystkich,  a  fundacye  wykonane  były  na  wielką  skalę 
i  z  funduszów  królewskich.  Ponieważ  niepodobna  było  wy — 
brnąć  z  tej  gmatwaniny  drogami  zwykłemi  rozumowania- 
i  zwykłej  logiki,  więc  zadecydowano,  że  Tyzenhauz    b^^ł  mę- 


żem genialnym,  bez  umiejętności  wnikania  w  każdy  szczegół 

A  my  twierdzimy,    że  był  tylko  zuchwałym    magnatei 
polskim  z  XVIII  wieku  bez  najmniejszego   poczucia    odpowie 
wiedziałności,  bez  żadnego   wyobrażenia  o  pracy    na  prawd" 
Bo    prezydowanie,    rozprawianie,    wysokie    kierownictwo    ni- 
jest  jeszcze  pracą  rzeczywistą,   jeśli    przychodzi    bez    poprze 
dniej    praktyki    na    stanowiskach    podrzędnych    w    zawodni 
fachowym,  bez  umiejętności  wnikania  w  każdy  szczegół. 

Kogóż  bowiem  nazywać  mamy  człowiekiem  genialny 
Oczywiście  takiego,   który    nietj^lko    posiada  w  danym  załcr 
sie  wszelkie  zasoby  ludzi  pospolitych,    ale  jeszcze  wznosi     s 
na  niedościgłe  dla  innj-ch    \\yż3''ny,    zdob>^'a    niezwykłą 
tęgę  i  nią  tworzy  wielkie  jakieś   dzieło.     Może    być    genial 
myśliciel,    genialny    artysta,    poeta    i    genialni    ludzie    czy 
w  różn3xh  zawodach.     Do  którejże  klasy  moglibyśmy  Tyz 
hauza  zaliczyć?     Z  równem  prawem  chyba  do  wszystkich, 
zarówno  gotów  był  zakładać  szkoły    wyższe  i  Akademię 
ukową    na    Horodnicy,    nie    przeczytawszy    przez    całe    ty 
z  pewnością  ani  jednej  książki    naukowej,    tworzyć    balet 
Litwy  i  Warszawy,    przenosić    sądy  grodzkie  i  trybunały 
podniesienia  Szawcl  i  Grodna,   kierować    polityką   i    zakła 
fabryki,  jak  tylko  zasłyszał  ich  nazwy.     Dobrać  dla  niega 


253 


/ 

■  warz}'sza   pomiędzy    ludźmi    wielkimi    nie    jest    rzeczą  łatwą. 

P  Porównajmy    go    chyba   z   Piotrem   Wielkim.     Ale,  jak  tylko 

wybór  zrobimy,  zaraz  położenie  zmieni  się  na  niekorzyść  na- 
szego boliatera.     Wiadomo  bowiem,  że  Piotr  Wielki    dla    po- 
znania wojskowości    zaczął  od  służby  w  stopniu  szeregowca, 
a   dla  wtajemniczenia  się  w  sztukę  marynarską    przedsięwziął 
podróż  do  Holandyi,   gdzie  pracował  z  siekierą  w  ręku,   jako 
cieśla  okrętowy.     Tym  sposobem  mógł  zabrać  się  później  do 
tvvorzenia  armii  i  floty  i  stworzył   je    ku    podziwowi    świata. 
Tenże  Piotr,    gdy    cłiciał   zakładać    Akademię  w  Petersburgu, 
Sam  nie  próbował  kreślić  ustawy  naukowej,    lecz  udał  się  do 
Znakomitego    filozofa    Leibnitza    i    osobiście    zarządził   tylko 
t>  udowe  gmacłiu,  na  czem  się  znał. 

W  końcu  XVIII  wieku,  tak  samo  jak  dzisiaj,  najbystrzej- 
^^y  rozum  nie  wystarczał  już  na  tworzenie  wielkich  dzieł  cy- 
^^ilizacyi  bez  stosownego  przygotowania  umysłowego.  Ge- 
^^icisze  nieuki  były  już  wtedy  niepodobnem,  niemożliwem  po- 
im.  To  też  wyrazy:  „geniusz"  i  „Tyzenhiauz  Antoni** 
mogą  być  kojarzone  w  jednem  zdaniu  twierdzącem. 
Bo  jakiż  był  rezultat  z  wykonania  olbrzymich  planów, 
owoc  tak  wielkich  nakładów  i  zabiegów? 
Rezultat  łatwy  do  przewidzenia  —  bankructwo,  ruina, 
dymisyi  Tyzenhauza  sporządzone  zostały  w  Kantorze  Ko- 
rcyalnym  Grodzieńskim  następne  obrachunki:  *) 


lab.  124. 

I.    Extrakt  z  ksiąg  manufakturnych,  pokazujący:  i-o  wie- 
Łapitału  Ekonomie  JKM.  wlały  w  te  manufaktury  od  daty 


^ 


*)  Archiwum  Tyzenhauzowskie  K.  hr.  Przczdzieckiego,  księga  10 
yz.  Handel  str.  9  i  10  Arch.  G.  K.  księga  Nr.  IW,  Summaryusz  rema- 
ów  Manufaktur  Grodzieńskich,  jak  były  1/7   1780  przez  J.  P.  Becu  po- 

^•^^  oraz  jak  się  teraz  znajdują  dnia  1/7   1782  roku  zweryfikowane  i  spi- 

^*^«,  z  rubryki  pierwszej  pozycye:  28,  29,  30. 


256 

stanął  tylko  Xże  Prymas,  on  tylko  jeden  z 
królewskiej  posiada!  tę},'Ość  i  stałość  cliarakter 
wyobrażenia  musiały  też  krążyć  między  ludnoS 
ską.  a  może  i  między  szlachtą  uboższą,  stoj^ 
^aw  rządowycti.  Echo  tych  sądów  życzliwyc 
w  opisach  Schultza:  polegając  na  zdaniu  jakieg< 
dawnego  dozorcy  fabr>'cznego,  zarzuca  on  1 
brak  cierpliwości,  która  nakazywała  czekać  skutl 
przedsiębiorstwa,  nim  się  drugie  zacznie,  ale  zresz' 
„twórcą  fabiyk  polskich",  pokonanym  przez  zaw 
przyznaje  mu  zasługę  „podniesienia  dochodów  pa 
f  Wybicki  nie  pomija  zarzutu,  że  „stopniowanie 
do  zarodu  i  rozkrzewienia  kultury,  że  chciał  n 
litewskich  odrazu  Hollandyę  kwitnącą  widzieć,  k 
zwolna  do  swej  dojrzałości  się  wznosiła  ■)". 

Sądy  takie  przynoszą  zaszczyt  sercu  Wybi 
ry  poznał  się  z  Tyzenhauzem  w  chwili  drażliwej, 
)acielem  biskupa  Masalskiego,  \vlaśnie  wtedy  skoi 
nego  w  sprawie  o  roztrwonione  fundusze  edukac; 
czą  też  o  dobroduszności  owych  Litwinów,  któi 
o  przewinieniach,  a  podnosili  dobre  chęci  nad  rze 
dugę.  Zresztą  śmiałość,  \\-ystawność,  rzutkość 
zwykły  a  dosyć  dramatyczny  upadek  magnata  i 
obraźnię  mas.  My  jednak,  cośmy  poznali  całą  o' 
krajowej  w  najkrj'tyczniejszej  epoce  porozbiorowe_ 
żałowali  trudu  na  obliczenie  każdego  tysiąca  d( 
strat  nieszczęsnego  spoleczeńswa,  cośmy  tyle  zł 
w  samowoli,  lekkomyślności  i  przytępionem  sum 
polskich,  nie  możemy  przjjąć  sądów  tak  łagodny 
wiając  tymczasem  na  stronie  pracę  Tyzenhauz. 
widzimy  wielkie  jego  winy  i  na  polu  przemysłów 
zwiemy    go   twórcą    fabryk  polskich,    ponieważ  i 


środkowy  bukiet,  oddzielaj f^iy  cz^  żółtą  od  SMifirowej. 
iegro  Tyzenhauza. 


^  V<xt  ^] 

()  Ja.briautit.^it.nce, 


^^,a)^M 


-4^«Qt^^t£B9*^ 


1 


±_T 


WłWŁTt^tałłTińAit- 


M  fakr/kl  w  Rirei 


ArĄrffwnm  SaturnltM  91konU«go 


Przykrywka  d*  «UMkl  koraeMiJ 

I  oyfrf  Stultlawt  Annta 

(wlelkońó  nfttnraliiA.) 


257 

szereg  poprzedników  jego  i  ponieważ  widzieliśmy  go  w  licz- 
bie członków  Kompanii  Manufaktur  Wełnianych.  Z  tej  to 
Kompanii  wziął  buctialtera  Becu  na  inspektora  generalnego  do 
fabryk  grodzieńskicłi;  jejto  plany  zapewne  podnosił  i  wskrze- 
szał, nie  wjxiągnąwszy  dla  siebie  żadnej  nauki  z  jej  niepo- 
wodzeń i  owszem,  pomnażając  niebezpieczeństwa  przez  roz- 
szerzenie jej  aż  nadto  skomplikowanego  planu.  Nie  potzebu- 
jemy  objaśniać  upadku  Tyzenłiauza  zawiścią  lub  intrygami 
skoro  do  tego  rezultatu  wystarczyło  cłiaotyczne  nagromadze- 
nie różnorodnycti  warsztatów  bez  racłiunku,  bez  kontroli 
teclinicznej.  bez  zapewnienia  zapasu  materyałów  pierwotnycti 
po  cenie  przystępnej,  z  wygórowaną  płacą  robotnika  (900  zip. 
rocznie),  z  jedynym  sklepem  w  samym  Grodnie  na  wyprze- 
daż całej  masy  najróżnorodniejszycłi  wyrobów.  A  przede- 
wszystkiem  nie  zapominajmy,  że  tak  z  wieku  jak  z  wykształ- 
cenia i  dat  działalności  swojej  Tyzenłiauz  mógł  być  tylko 
uczniem  Stanisława  Augusta,  wykonawcą  jego  programu  i  po- 
mysłów; nieudatne  zaś  przeprowadzenie  szczegółów  każe  nam 
tylko  uznać,  że  był  złym  wykonawcą  zamiarów  królewskich. 

A  czy  też  pozostało  co  po  nim? 

Pod  świeżem  wrażeniem  katastrofy  Staszic  pisał  z  ża- 
lem: „Już  pustki.  Już  nie  masz  Horodnicy.  Już  sztuczny  cu- 
dzoziemiec, zebrawszy  swe  narzędzie,  z  natrząsaniem  wycho- 
dzi z  cudzego  kraju.  Już  tysiące  rąk  przemyślnych  żebrzą 
chleba.  Nagle  od  jednego  aż  do  drugiego  końca  kraju  każdy 
obywatel  ten  okrutny  raz  poczuł".  A  dalej  błaga,  aby  król 
odnowił  te  fabryki  „zaniechawszy  rękodzielnie  jedwabne,  bo 
w  tych  ustanowieniu  był  uczyniony  błąd  *). 

Sterczące  do  dziś  dnia  zwaliska  Losośny,  których  nikt 
nie  uznał  za  dogodne  do  jakiegokolwiek  użytku,  zdają  się 
stwierdzać  wiarogodność  tego  smutnego  obrazu. 


•)     Staszic:  Uwagi  nad  życiem  J.  Zamoyskiego,  str.   103,   K>4. 
Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  — T.  U.  17 


258 

Pozostały  jednak  „manufaktury  Grodzieńskie"  aż  do 
ku  1794.  We  trzy  lata  po  upadku  Tyzenhauza  w  inwe 
rzu,  podpisanym  przez  A.  Schnekera*),  figurują  jeszcze  tab 
złota,  persj^arska,  karetarska,  kart  i  sukienna  wraz  z  farl 
nią  oraz  porządkarnia  Brzeska;  największą  sumę  (100.020 
reprezentuje  fabryka  sukienna,  za  nią  idzie  karetarska  (39 
złp.),  inne  są  szacowane  na  kilka  lub  kilkanaście  tysięcy 
Jeszcze  w  roku  1792  dla  manufaktur  grodzieńskicti,  któi 
dyrektorem  był  podówczas  niejaki  Bylczyński,  szły  bez  Of 
cła  koszenila  i  „indykt"  (zapewne  indy  go)  po  kilkadzie 
a  nawet  po  kilkaset  funtów  **).  Scłiultz,  zwiedzając  < 
dno,  wspomina  tylko  o  fabryce  sukiennej  i  tę  ma  za  up 
jącą,  lecz  konstytucya  sejmu  grodzieńskiego  tegoż  roku  nr 
o  fabrykacji  w  liczbie  mnogiej  i  przyłącza  do  nicti  dom  „ 
demią  zwany  '^ **").**  Wydział  Potrzeb  Wojskowych!  pod 
powstania  Kościuszkowskiego  zawierał  kontrakt  z  grod2 
ską  „Manufakturą  Sukienną"  o  sukna  żołnierskie  i  kazał 
wyliczyć  na  racłiunek  obstalunku  złp.  63.034  groszy  13* 
Utrzymywała  się  też  w  Kobryniu  fabr>'ka  żelazna  z  mł; 
mi,  foluszami  oraz  domami,  pastewnikiem  i  ogrodem  dla 
mieślników;  wziął  ją  w  dzierżawę  niejaki  Rajski,  któr>= 
posługiwał  robotnikiem  krajowym  *****).  inne  manufakt 
tak  samo  jak  Akademia,  szkoła  kadetów  etc.  przez  Ty 
liauza  zakładane,  upadły,  ale  nie  z  winy  Stanisława  Ai 
sta,  bo  ten,  jak  widzimy,  nie  zaniedbywał  swoicłi  zakła 
przemysłowycłi  aż  do  końca  panowania  swego,  nawet  w 
cięższych!  chwilach — podczas  drugiego  zozbioru. 


*)     Archiwum    Gł(5\vne    Królestwa    księga  Nr.   100,    Stan  manuf. 
grodzieńskich  dnia  31/4   1783  znaleziony. 

)     Pr.  Ek.  A,  30,  str.  783,  785. 

*)  Schultz:    Reise  eincs  Licflanders  I,  44;    Konstytucye  17 
część  III,  A  lit.  Zamiana  Domu  fabryk  grodzieńskich. 

****)     Gaz.  Rząd.   1794  Nr.  8  z  dnia  8,7,  str.  29. 

*****)     Dz.  Handl.   1789,  str.  34. 


« » 


**-Jłti 


259 


41.  Zwracając  uwagę  na  daty.  zapamiętajmy  sobie, 
iż  w  pierwszym  okresie  badanej  przez  nas  epoki  pracowała 
na  polu  przemysłu  fabrycznego  wielkiego  jedna  tylko  Kom- 
pania Manufaktur  Wełnianych  i  to  z  niepomyślnym  rezul- 
tatem. 

Główna    działalność    Stanisława    Augusta,    bezpośrednia 
i  za  pośrednictwem  Tyzentiauza  lub  kompanij  akcyjnycłi  przy- 
pada   na  okres  drugi.     Nie  jest  ona  bynajmniej    samotną,  za- 
poznaną   wśród    społeczeństwa.     Owszem    objawił    się  wśród 
panów  i  szlacłity    p  )pęd  ogólny  do  zakładania    fabryk,    spro- 
'Wadzania    rzemieślników,  do  wszelkicłi    przedsiębiorstw    prze- 
rnysłowychi.     Nędza,    zrządzona    przez  katastrofę  rozbiorową, 
t>udziła    z  ospalstwa    szlacłitę;    fatalne    bilanse  handlowe  pou- 
czały ludzi,  wyższe  stanowiska  zajmujących,  o  potrzebie  wy- 
^^volenia  się  z  zależności  ekonomicznej    przynajmniej  od  Fry- 
*^eryka  II.     Nie  było  więc  bodaj  ani  jednego   rodu  pańskiego, 
któryby  się  jakiejś  fabrykacyi  nie  imał. 

Czartoryscy  założyli  kilka  fabryk  mianowicie:  w  Staszo- 
wie i  w  Korcu.     W  Staszowie,    niedaleko    od   Krakowa, 
^  raczej    od  Połańca,  założona    była    fabryka   sukienna  przez 
'^tigusta   Czartoryskiego,    wojewodę    ruskiego    (a  więc    przed 
^780  rokiem);  ta  „dostatkiem  dodawała  sukien  ordynaryjnych 
dla  Wygody    krajowej",  ale    w  posiadaniu  Lubomirskiej,   jeśli 
^^C  nie  mylę,  marszałkowej  w.  k..  córki  Xcia  Augusta  „podu- 
padła znacznie".     Jednakże  w  roku  17S8  Uczyła  jeszcze  „fa- 
brykantów   istnych"     12tu,    wyrabiała    około    600    postawów 
na  rok  w  gatunkach  od  4  do  6ciu  złp.  za  łokieć,  w  różnych 
kolorach,    a    mogłaby  wyrabiać  i  po  1.000  postawów,  gdyby 
"^iała  zamówienia.     Była    tam  i  fabryka    płócien,  lecz  o  niej 
^feszych    szczegółów   nie    podajemy    *).     W    W  o  ł  c  z  yn  i  e 


*)  Raporta  o  fabrykach  sukiennych  z  prowincyi  krakowskiej:  su- 
P^nntcndenta  Gruszeckiego  pod  dniem  17/1  1789;  pisarza  komory  Połaniec, 
Krasuskiego    w  Archiwum    Skarbowem    Koronncm    dział  XXX,  plik  Nr.  34. 


200 

była  fabryka  sukien  w  roku  1794.  W  Korcu  (w  powiec 
Łuckim)  Xiąże  Józef,  stolnik  litew.  utrzymywał  trzy  fabryk 
1)  sukienna  w  samem  mieście  składała  się  z  10  \varsztatóv 
a  w  tej  liczbie  znajdowały  się  dwa  warsztaty  żydowskie  z  ć 
robotnikami;  ztąd  wnosić  można,  iż  liczba  ogólna  robotników 
docłiodzić  musiała  do  300tu.  Czynną  być  zaczęła  zapewn 
z  początkiem  roku  1786,  ponieważ  dyrektor  jej  Ziemieck 
wezwany  urzędownie  przez  oficyalistów  skarbowycli,  złoż^ 
wykaz  produkcyi  trzechiletniej  w  dniu  11  grudnia  1788  roki 
Widzimy  z  tego  wykazu,  że  w  ciągu  lat  trzecłi  fabryka  w) 
robiła  postawów:  sukna  ordynaryjnego  293^Vigj  mystelfainc 
wego  14074,  a^P^i  ordynar>^jnej  111  V2j  mystelfainowej  4*7 
kuczbai  70,  dek  38\/4,  kiru  62,  razem  wszystkiego  postawów 
1.350'Vi6»  czyli  przeciętnie  po  450  na  rok.  Zapewne  prowadzor 
była  dobrze,  gdyż  w  roku  1791  dowiadujemy  się,  że  prodi 
kcya  doszła  do  800  postawów  rocznie,  że  najwięcej  pracuj 
dla  wojska,  ale  też  wyrabia  czasem  i  sukna  extrafajnowe  t 
jest  najcieńsze  w  najwyższycti  gatunkach.  2)  Farfurowa  (fi 
jansów)  na  Józefinie  pod  miastem  na  86  warsztatach  w>'ri 
biała  garnuszki,  imbryki,  naczynia  kamienne;  w  r.  1791  z. 
czynała  wyrabiać  porcelanę.  Miesięcznie  wychodziło  z  n : 
do  20.000  sztuk;  mogłaby  i  więcej,  ale  brakło  odbytu,  cha 
eiaż  skład}'  były  urządzone  w  "Berdyczowie  i  Warszaw- 
Wyroby  jej  miały  być  doskonałe,  ledwie  nie  wyrównywaje^ 
zagranicznym,    jak    świadczą    Magier    i    Jezierski 


KoHataj:    Stan  oświecenia  w  Polsce    u    Raczyńskiego.    Obraz  Xll^ 
Dz.  Handl.   1788,    str.  575  —  581.    Rekwizycye  Generałów  w  7-brze  1  "^ 
plik  a  35,  raport  Witthofa  z  Terespola  z  dnia  13/9. 

*)     Uwiadomienie   z   fabryki  sukiennej   w  Korcu  dnia   11/12     X 
z  podpisem  Ziemieckiego  znajduje  się  w  powołanej  plice  Nr.  34  działu   -^ 
Arcłiiwum  Skarb.  Koron.     Dz.  Handl.  1791,    str.  46,  49;   1788,  str.  5*7  i 
681.     Magier    Estetyka    c.    29.     Jezierski:     AYszyscy    błądzą,    str- 
Gołębiowski    Lud  w.     Z    dziejów    ceramiki    w    Bibl.     Warsz.  1877,  tonr» 
str.    187. 


261 

Dajemy  tu  wierną  reprodukcyę    filiżanki  porcelanowej  z  cyfrą 
Stanisława    Augusta    na    pokrywce    i    widokiem    fabryki    na 
spodku.    3)   Kapelusznicza.     Była  też  podobno  i  fabryka  płó- 
cien nicza. 

Z  rodu  Potockich  Prot    zakładał,   jak   już    wiemy,    całą 
osadQ  fabryczną  w  M  a  c  łin  ó  w  c  e:  1)  fabryka  tameczna  su- 
kienna liczyła  6  warsztatów,    które    wydawały  po  240  posta- 
wów    sukna    ordynaryjnego    rocznie;    wełnę    sprowadzała    po 
części  z  Lubelskiego,   a  po  części  z  Jas  (z  Mołdawii)  i  z  Ro- 
syi;      2)  fabryka  kapelusznicza,    wyrabiała  przeważnie  kapelu- 
sze    proste    z  wełny    ukraińskiej,    które    miały    „wielki  pokup 
i  rozcłiód  na  Ukrainie;"    3)    w  Cudnowie  była  fabryka  fajan- 
sów;   miał    też   Prot  •  4)    fabrykę    sukienniczą,    na    P  r  a  d  z  e, 
przedmieściu   Warszawy  *)      Wincenty    Potocki,   podkomorzy 
koronny    „z    troskliwości    o    pomnożenie    rękodzieł"    założył 
w  swoim  N  i  e  m  i  e  r  o  wi  e:    1)  fabrykę  skór  w  gatunku  an- 
gielskim;   wyrób  był  dobry  tak  dalece,    że  wychodził  za  gra- 
"icę   i  że  już  w  roku   1784  czysty  docłiód  wynosił  8.400  złp.; 
^^-  August,  zwiedzając  tę  fabrykę  d.  16  maja  1787  r.,  zaszczy- 
cił  pocliwałą  dyrektora  jej    Mullera;  2)  fabrykę  sukien;  3)  ru- 
'"alnię^  szabelnię  i  fabrykę  strzelb;    4)  kapelusznię;    5)  fabrykę 
^yców  (perkali),   „złożoną  po  części  z  ludzi  zagranicznych),  po 
części  z  żydówek,  liczbę  300  przenoszących".   W  roku   1784, 
8<iy    w  niej  pracowało  tylko   120  robotników,  produkcyę  rocz- 
"^     stanowiło  1500  sztuk   różnych  gatunków;    wyrób  zaś  tak 
oobry  był,    że  można    było  sprzedawać  towar    w  Niemczech 
P^   Cenie  krajowej  **).     Fabrykę  perkali  odstąpił  Potocki  mie- 


*)     l^aport  do  J.  O.  Komisyi  Skarbu  Koronnego  od  kontra  regcs  tran  ta 
^^^'incyi  Ukraińskiej  Chiichrowskicgo    pod  dniem   12,12    l7vS8  w  plice  Nr. 
działu  XXX  Archiwum  Skarbu  Koronnego    Gazeta    Rządowa    1704  r. 
^  *"•    '5.    Polen  zur  Zeit  der  zwcy  letzten  Theilungen   18u7,  str.  308. 


»*s 


Dz.  Handl.  1788,  str.  575—581;  Magier:  P:)stetyka  m.  War- 
zawy  c  29;  znał  on  rzemieślnika  z  Niemierowa,  kt«)ry  pracował  później 
^  'abrycc  Marymonckiej.  Polen  zur  Zeit  der  zwev  letzten  Theilungen  1807, 
s^-  308. 


262 

szczaninowi  Henri  Amiet  et  Comp.,  który  zażądał  od  Komi- 
sy! Skarbu  Koronnej  w  1785  roku  ulgi  na  cle,  ponieważ  miał 
wyprowadzać  wyroby  swoje  do  Rosyi  i  Turcyi.  Komisya  ła- 
skawie przychyliła  się  do  prośby  i  wyznaczyła  cło  po  gr.  \H 
i  15  na  cyce,  a  po  24  gr.  miedziane  na  „bagazye"  od  sztuki 
18-łokciowej.  Dyrektorem  jej  w  latacti  1789  i  1790  był  ten- 
że zapewne  wzmiankowany  już  Szl.  Ewerard  Ludwik  Rudoll 
Muller.  Nie  rozumiem,  dlaczego  ów  Alilller,  w  imieniu  Kom- 
panii czyniący,  zapragnął  przenieść  fabrykę  cj^ową  gdzieś 
indziej,  nawet  nie  określając  wyraźnie  miejsca,  a  Potock 
przez  deklaracyę  urzędową  zgadzał  się  na  takowe  przeniesie 
nie  wraz  „z  ludźmi  zagranicznymi  i  poddanymi  przy  fabryct 
będącymi**.  Komisya  Skarbowa  Koronna  pośredniczyła  w  te 
sprawie,  zapewniła  o  swej  opiece  oficyalistę  do  spisania  in 
wentarza  i  pisała  list  do  Prota  Potockiego  z  prośbą,  żeby  fa 
brykę  w  dobracłi  swoich  umieścił.  To  ostatnie  żądanie  miale 
na  celu  zapewne  zasłonić  Mullera  i  jego  spółkę  mieszczańska 
przed  rygorem  prawa,  które  podówczas  jeszcze  zabraniało 
mieszczanom  nabywania  dóbr  ziemskich  *).  Szczęsny  Potoc 
ki  miał  w  T  u  1  c  z  y  n  i  e  fabryki  sukien  ordynaryjnych,  płó- 
cien, siodeł,  powozów  i  wybornej  broni  palnej,  a  w  M  o  h  y 
Iowie    nad  Dniestrem  fabrykę  win  krajowych  **). 

Sapieha,  kanclerz  w.  litt.  miał  w  Różan  nie  (w  po 
wiecie  Słonimskim)  fabr3^ki  bławatne,  sukiennicze,  płócienniczt 
i  świec  jarzących,  a  Kazimierz  Nestor  w  Kodniu  sukienne 
o  znacznej  produkcyi,  gdyż  Komisoryat  zamawiał  od  razi 
po  20.000  lolra  *'% 

Xżna  Jabłonowska  Anna  w  Siemiatyczach  na  PoJ 
lasiu  założyła:   1)  majdan  saletrzany,    2)   hamernią    do    wyre 


•)  Pr.  Ekonom.  A  22,  str.  476;  A'26,  str.  483;  A  27,  str.  131  = 
A/30,  str.  309. 

**;  Dz.  Handl.  1787,  str.  104;  1788,  str.  575  nast.  Chuchrows^ 
nie  dowiedział  się  cyfry  produkc\'i  sukien. 

*'**)  Dz.  Handl.  1788,  str.  542.  Przełożenia  Dep.  Umundur.  rapc» 
318   1794. 


2ó.> 


fc/ania   kotłów    i    różnych    r.aczyr.    z  rzitlz:   -^'.siijzu.    która 
istniała  jeszcze  w  17v9  rokj  :u'?j  \v  '-iraiku*  . 

Z  czterecłi  braci  Małach-r-wskijh  'źJitr.  Jacek  kanclerz 
^^'-  k.,  oprócz  utrzymywa-iia  :'arryk  k -nieckicr..  rrzez  o;ca 
^^łożonvcłi,  wszedł  w  charakterze  rrrzvij-.-je:::'  do  k-:'n^;ra- 
J^u  „patr^-otycznej"  o  4''»  ak:yach.  k:  ra  s:,-  zawiązaia  z:i 
^^'Pływem  Stanisława  A'j;;;us:a  w  ce!u  r"-^uk:-.var.ia  sol:  V'^d 
^Vsią  Rączkami  w  woiewóJztAie  sieraizkierr..  r.ależucę  d"» 
I'^<i2inv  Karwosieckich  **  .  p- ^zukiwar.ia  te  r.:e  djiTOwadził/ 
j^<inak  do  oczekiwanych  korz.^c:.  Starti-ław  miał  kuźnice 
^  Białaczewie. 

Z  Poniatowskich  Xże  S:a:>:a'.v.    roi-karhi  w.  i:tt.  gor- 
^\vie    szczepił    przemysł    na    l.'kra:r.ie:    w    K"r-L;r.:u.    zaloż\l 
^abr\'ki  sukien,  zamszów,  jedwal^u  :  saletry,    w  Taraszczy. 
hutę   szklanną  z  fabryką    zwi->rj:aJe!.    w  .Sachn"Wcc.    win- 
nicę i  plantacyą    tytur.iu  ***  .     Nie    ty.-j    czyr.anii.  ile  radami. 
napływem  i  udziałem  --łuży!    ^rniwie    rrzem-.słu    Michał,    brar 
króla,  ostatecznie  pr^ma-.     \\'idz.e!:-:r.y  lo  w  iiczbie    założy- 
cieli Kompanii  Manufaktur    Wcirt:  .ryc;-;.    r /.em  w  liczbie  ak 
cyonalistów    Kompanii    Beu-ta     Buskie:  •.    ale    r.ajważnicjszem 
jego  dziełem  było    .,Społeczer.stWM    fabryki    krajowej    p!ł!)cien- 
nej**.     ., Kontrakt**  był  spisa-^y  '^•  jei^o  pałacu    d.    7   listopada 
1787  r.     Dla  tej   fabryki    naryt-j    na    rrawie    emtiteutycznem 
grunt  w  ł^owiczu.     Kontrakt  zaczyna   ^-i■v    od    oświadczenia: 
„Subskrypcyą    przedsięwzieli-^my  :::e  tak  ch';'cią  zysk'.'>w,  jako 
raczej    czystą     intencyą     uczynienia     najistotniejszej     krajowi 
przysługi".     Fundusz  mia!  składać  się  z  V=^X).0'.hj  zip.    podzie- 
lonych na  225  akcyj  (właściwie  udziałów-  po  4.CM.)  złp.  war- 
tości.    Opłata  była  rozłożoną  na  cztery  raty  półroczne  i  \ynie- 


*)  Jabłonowska:  Ustawy  Powszechne  dla  J«>br  moich  rzavl- 
ców  tom  I,  str.  15  i  U/y  —  173,  (Jyspozycya  o  saletrze »  i  w  tomie  W: 
Ustawy  dla  pisarza  hamernianego,  kotlarza  hamernika.  H  ols  che  1.  c.t. 
I,  412. 

**)     \ax:  Wykład  etc,  sir.    !.'.;>.    KnUka  wiadomość  o  soli,  str.  4S. 

*•*)     Dz.  Handl.   ITSf^,  str.   KA. 


264 

sioną  do  banku  Teppera  w  miesiącach    lutym  i  lipcu    w 

gu  lat  1788  i  1789.     Zarząd,    czyli,  jak  się  kontrakt  wy: 

„rząd"    miał  się  składać  z  12-tu    osób    po -połowie    ze    s 

szlacheckiego  i  miejskiego;    członkowie    zarządu   używają 

tulu  „administratorów  fabryki  krajowej";    głosy    obliczały 

podług    liczby    akcyj,    oprócz    króla  i  prymasa,    którzy    i 

oddzielne  przywileje.     Akcyj   wyciągać  z  kompanii  nie  w 

aż  po  skończonych   12tu  latach,   rachując    termin  od  d.   1 

tego  1788  r.    Czwarta  część  zysków  ma  pozostawać  w  I 

dla  zasilenia    fabryki.     Na    liście    akcyonalistów    król    za 

się  z  10,  a  prymas  z  20    akcyami,    inni   zapisywali  się  5 

kle  na  jedne.     Fabryka  była  czynną    już    przed    grudnier 

1788,  jak  się  dowiadujemy  ubocznie  z  głosu  Małachowsk 

wojewody   krakowskiego.     Nie  wiemy,   ile  mianowicie    w 

biała  płócien  i  bielizny  stołowej,    lecz    Jezierski '  nazywi 

„wielką".     Mieściła  się  pK)  części  w  zamku,  a  po  części  w 

dzielnych  budynkach.     Wyprzedażą  wyrobów    łowickich 

dniła    się    Kompania     Kontraktowo  -  Składowa,     która     n 

w  tym  celu  bezpieczny  i  należycie  we  wszelkie   potrzeby 

opatrzony  magazyn  na  Solcu  w  Warszawie;  na  swój    doc 

Kompania  ta  pobierała    lO^/o    od    ceny    sprzedanych    płot 

Po  drugim  rozbiorze  kraju  byt  fabryki  zachwiał  się  zapcA 

domyślamy    się    tego    z    rezolucyi,    powziętej    na  posiedź 

administratorów  d.  21    stj^cznia  1794  r.,  względem    „podz 

nia  zbytnich  towarów  i  efektów,  w  magazynach  fabryki  2 

dujących  się.  tudzież  dalszego  jej  urządzenia".    Zwołane  1 

posiedzenie  nadzwyczajne  wszystkich  akcyonalistów  na   d 

1    marca.     To    zgromadzenie    ogólne    uchwaliło     likwida< 

która  jednak  nie  ukończyła    się    przed    wybuchem    powsti 

Kościuszkowskiego,  bo  Rada  Zastępcza  odwołała  się  do  ak( 

nalistów    o   jakąś    ofiarę  na  potrzeby  wojska,    przypomina 

że  fabryka  posiada  w  swoim  magazynie  warszawskim   „v 

kie  zapasy  płótna  *)." 


*)     Kontrakt  w  Dz.  Handl,   1787,  str.  657  i  nast.     Magier   w 
tctyce  (c  29)  powiada,    że    fabryka    Łowicka    „nie    została    uskutecznio 


265 

Chreptowicz    Joachim   podkanclerzy    litt.    dopiero    około 
r.  1790  urządził  w  dobrach  swoich  Wisz  nie  wie    piec    wielki, 
pierwsz>'  i  jedyny  na  Litwie,  do  wyrabiania  żelaza;   piec   ten 
był  czynnym  w  r.    1794,    ponieważ    kolumna   wojska    rosyj- 
skiego  miała    tam    iść    dla    zabrania    przygotowanych    zapa- 
sów *). 

Nawet    Poniński,    ów    zdemoralizowany    gracz  i  utracy- 
usz     wyrabiał    żelazo    w    wielkim  piecu    pod    D  r  y  ł  o  w  e  m, 
miał  jakieś  fabryki   bomb  i  kul,    których    próbki    posyłał    Po- 
temkinowi,    sprowadził  z  Neu-Wied    (Westfalia)    ośmiu    maj- 
strów   stolarskich,    którzy    byli    twórcami    wyższej    s  t  o  1  a  r- 
szc  żyzny  (Ebenisterie):  wyroby  ich  sprzedawano  za  angiel- 
skie.    W  liczbie  tych  majstrów  znajdował  się  Simmler,  zape- 
^vne    protoplasta    rodziny    tak    znakomitej    dzisiaj  z  W3Tobów 
stolarskich,  a  jeszcze  więcej  ztąd,    że    wydała   jednego  z  naj- 
^^ick:sz3'ch  naszych  malarzy  artystów  **) 

Do  wielkiego  świata  warszawskiego  należący,  ale  wąt- 
pliwej sławy  używający  Unruh,  starosta  hamersztyński,  stały 
ff^^ć,  niemal  domownik  Stackelberga,  prowadzący  na  jego 
Przyjęciach  niedzielnych  grę  w  faraona  i  mający,  jak  powia- 
^^ no,  pewien  udział  w  zyskach  z  wygranej***),  zajmował  wy- 


^^     twierdzenie    to    jest  mylne,    jak  świadczą  przytoczone   w  tekście  fakta, 

'*"*^^<^rpnicte    z  głosu  Małachowskiego    na  scsyi    36    z  dnia   13,12    1788 

^     ^'^ryusz  urzędowy  tom  I,  część  2,  str.  421)  z  broszury  Jezierskiego 

^^^     t^^tułem  , Wszyscy   błądzą"   str.  8,    z  Doniesienia    Gazety    Krajowej 

^^y     >Jrze  1  z  roku  1794,    str.  12  i  Nrze   \9^  str.  228  z  Journal  Historique 

*  "^1  i  73,  oraz  Gazety  Wolnej  Warszawskiej  Nr.  7  str.  <)4.    Folen 
*"    ^€it  der  zwey  letzten  Theilungen   lvS07  str.  8.') — 7. 

*)    X.  Osiński:    Opisanie    polskich    żelaza  fabryk,    tabela  do  karty 
^■"^    <^az.  Rząd.  Nr.   18,  str.  71. 

**)     Osiński    1.  cit.    Kalinka:    Dokumenta  w  Pamiętnik,   w.  XVII  I 
y^anie  Żupańskiego  X.  część  2,  str.   111,   Magiera  30.     Nazwiska  in- 

•  ^*^    ebenistów:  Diirchs,  Sterzing,  Gerst,  Nenecke,  Fries,  Romer  i  Dreistz. 

***)    Engestrom:    Pamiętniki    tłómaczył    J.  I.  Kraszewski     1875, 
^^^nań,  str.  41. 


266 

datne  stanowisko  na  polu  przemy  słowem:  wieś  jego  Kobył- 
ka (niedaleko  od  Warszawy  położona)  była  siedliskiem  trzecłi 
dobrych  fabryk:  1)  mydła,  które  współzawodniczyło  z  rosyj- 
skiem,  a  którego  produkcya  roczna  docłiodziła  do  1.000  be- 
czek, 2)  pończoch  wełnianych,  3)  pasów  polskich,  które  miały 
być  prześliczne  i  były  brane  do  Wiednia  dla  oddziału  gwar- 
dyi  cesarskiej  polskiej;  rocznie  wyrabiano  takich  pasów  pc 
50  do  óOciu.  Ta  ostatnia  fabr^^ka,  czynna  już  przed  r.  1783, 
przetrwała  do  1794  r.  i  przeszła  zdaje  się  na  własność  dy- 
rektora jej  Filsjeana,  którego  podczas  powstania  Warszaw- 
„zamordowali  okrutnie  kozacy  za  to,  iż  się  wziął  przeciwkc 
nim  do  oręża" .  Jego  sukcesorowie  zanieśli  do  Rady  Najwyż 
szej  Narodowej  prośbę  o  wsparcie,  „gdyż  fabryka  pozostała 
żadnego  im  pożytku  nie  przynosi";  otrzymali  1.000  złp.  pensy 
do  końca  rewolucyi  *). 

Najznakomitszym  wszakże  i  najobrotniejszym  pomiędz) 
dygnitarzami  przedsiębiorcami  był  Jacek  Jezierski,  ka 
sztelan  łukowski.  Senator  ten  niedobrej  używa  opinii  u  na 
szego  pokolenia,  które  pamięta  jeszcze  tradycyę  o  łazienkacł 
nad  Wisłą,  zbudowanych  przez  niego  i  połączonych  z  domen 
rozpusty  (co  było  nowym  natenczas  dla  Warszawy  wynalaz 
kiem).  Pomścił  się  na  nim  Kitowicz  w  imieniu  stanu  ducho 
wnego  krótką,  ale  dosadną  i  ostrą  charakterystyką.  Powiad; 
on:  „Z  rodzaju  prześladowców  duchowieństwa  niepoślednin 
też  okazał  się  Jezierski  k.  ł.  Ten  człowiek,  nieznany  w  Rzt 
czypospolitej  za  Augusta  III,  pierwszy  raz  byl  posłem  n; 
sejmie  konwokacyjnym.  Mówca  łatwy,  ale  uszczypliwy,  któr 
sposobem  jurystowskim,  będąc  przedtem  tej  professyi,  umi 
zbijać  każde  zdanie,  ale  sam  lepszego  innego  nie  wynajduje 
Wtuliwszy  się  w  kredyt   Podoskiemu,  drugiemu  przed  dzisiej 


*)  Pamiętnik  Histor.  Foityczny.  1783,  str.  108,  378.  Gr 
zeta  Rządowa  Nr.  10,  str.  39.  Zdarza  się  teraz  czytać  w  Kuryeri 
Warszawskim  ogłoszenia  o  sprzedaży  pięknych  pasów  sluckich  i  kob^ 
łeckich. 


267 

szym  prymasowi,  zrobiony  od  niego  komisarzem,  przez  zdzier- 
stwo  poddanych  i  oszukiwanie  pana  przez  lat  kilka  zlupił 
z  dóbr  200.000  złp.,  z  czem  się  wielokrotnie  chlubił,  urągając 
jeszcze  prymasowi"  *). 

J.  I.  Kraszewski  pod  wrażeniem  tych  głosów  zapewne, 
a  może  też  nie  upodobawszy  sobie  kilku  mów  sejmowych 
kasztelana,  pojął  go  jako  człowieka  lichego,  niespokojnego, 
odzywającego  się  niestosownie  przy  obradach  i  przedstawił 
go.  jako  dziwaka,  niemal  jako  przedmiot  pośmiewiska  dla 
Izby.  Nareszcie  tak  utalentowany  historyk  spec3'alista,  jakim 
X.  Waleryan  Kalinka,  sądzi  jego  mowy  polityczne  suro- 
wo i  mniema,  że  „grał  rolę  śmieszka  na  sejmie",  że  odpierał 
żądanie  mieszczan   „trywialnemi    konceptami"   i  t.  p.  **). 

Na  naszem  polu  badań  Jezierski  ukazuje  się  w  innej 
całkiem  postaci.  Potrafił  on  zająć  nas  tak  żywo,  żeśmy  no- 
towali każde  jego  przemówienie,  każdą  wzmiankę  o  nim 
i,  rozbroiwszy  się  z  podejrzeń,  oto  do  jakiego  przyszliśmy 
zdania: 

Jezierski  nazywa  siebie  niejednokrotnie  prostakiem  nie- 
uczonym  i  z  godną  uznania  skromnością,  będąc  już  star^^m 
człowiekiem,  korzy  się  przed  nauką  i  wymową  młodziuchnego 
Tadeusza  Czackiego  *'^*):  miał  jednak  d'^świadczenia  niemało 
i  talent  pisarski,  a  nawet  krasomówczy  niepośledni.  Nie  wiem, 
czy  był  kiedy  jurystą,  jak  podaje  Kit  o  wic  z,  ale  on  sam 
wspomina,  że  b\i  artylerystą,  zapewne  w  załodze  Kamieńca,  bo 
mieszkał  tam  lat  8  *"**");  miał  przeto  praktyczne  przynajmniej 
pojęcia  o  wojskowości.     Służba  ta  przypada    niewątpliwie    na 


*)  Kitowi cz:  Pamięt.  z  czasów  panowania  St.  Augusta  1S45  r., 
Poznań,  Łukaszewicz  I,  64. 

**)  Polska  w  trzech  rozbiorach — passim,  Kalinka:  Sejm  Cztero- 
letni I,  243,  344,   508. 

*•*)  Dziennik  Czyn.  S.  G.  W.  Scsya  297  (nic  295)  z  dnia  3,8 
1790  roku. 

****)  Dzień.  Czyn.  S.  C.  W.  Scsya  157  z  dnia  17,9  1789;  scsya 
290  22  7   1790. 


^ 


268 

czasy  Augusta  III,  bo  już  na  pierwszych  sejmach   Stanisla' 

Augusta  Jeziei*ski  występuje  jako  urzędnik  ziemski,    skarbr 

miecznik    Łukowski    i    poseł  najprzód  lubelski,    potem  nurs 

miał  więc  blizko  30-letnią  praktykę  polityczną.     Czy  sprav 

wał    się    nieskazitelnie    na  ławach  poselskich  i  na  krześle 

natorskiem,  które  w  r.   1775  dla    niego    umyślnie    odnowie 

i  przywrócono?     Czy  też    zaprzedawał  swoje  kreski?     Dov 

dów  jasnych  ani  pro,  ani  contra  nie  posiadamy,  raczej  jedn 

skłaniamy  wiarę  na  jego  korzyść,  że  mówił  od  serca  nie  5 

od  worka.     W  r.   1766  odzywał  się  przeciwko  żądaniom  I 

pnina  i  doradzał    przejść  do  porządku    dziennego,    pozosta\ 

wszy    załatwianie    skarg    dysedenckich    biskupom;  w  r.   17 

znajdował  się  w  delegacyi  sejmowej,  ale  powiadał,  że  „myśr 

sceny    nie    grali,    tylko   jej    asystować   i   poniewolnie  patr2 

musieli"  *).     Kalikst  Poniński  w  delac^i    swojej,    podanej    j 

dowi  sejmowemu  na  obronę  brata  w  r.  1789,  umieścił  Jezi 

skiego  jako  przekupionego   członka   Delegacyi.     Wspominaj 

o  tem,    sam  Jezierski    nie    zaprzecza    wyraźnie,    bo    nieste 

dostał   5  królewszczyzn;  więc  broni  się  bardzo    niewłaściwa 

argumentem,    że    sam    Kalikst    znajdował    się  na  tym  sejm 

a  wziął    mitrę,    starostwo  i  regiment  **).     W  przemówienia 

jego  z  tej  epoki  nie  dosłyszeliśmy  przecież  płatnych  odgłosó 

przeciwnie,  wyrywały  mu  się  okrzyki  bolesnego    uczucia   j 

np.:  „Pogódźcie  się  panowie  a  resztę  Polski  rozbierzcie"!  (g 

Antoni  Sułkowski    żądał  znacznej    darowizny  ceł  dla  swoje, 

miasta    Leszna),    albo    przeciwko    Augustowi    Sułkowskierr 

„F^odobno  się  temu  projektowi  (banku)  nikt  nie  sprzeciwi, 

jesteśmy  pewni,  że  nikt  pieniędzy  nie  da;    doświadczyła    te 

Polska,   że  publiczna  wiara  va  cii  lat  i  takie    piszemy    praw 


*)  Dyaryusz  1766,  sesya  41  z  dnia  27/11,  karta  dd/2,  strona  ( 
wrolna;  Prot.  Delcg.  akt  limity,  Konstytucya  Dyar.  Seym.  Ord.  Wars 
sesya  115  z  dnia  8.6  1789  str.  217. 

**j  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesya  215  z  dnia  30/12  1789.  Vol.  Leg.  VI 
f.  238. 


269 

jakie  nam  nie  publiczne  dobro,  ale  własny  dyktuje  interes"  *). 
Pomiędzy   papierami,    znalezionymi   w  ambasadzie    rosyjskiej, 
r.  1794,  nie  masz  jego  kwitów.     Godnem  też  jest  uwagi,    że 
na  sejmie  czteroletnim,  i    to   już    po    delacyi  Ponińskiego,  bo 
w  r.  1790,  Jezierski   wystąpił  z  wnioskiem,    aby    sejm    kazał 
stanąć  bankierom  i  buchalterom  przed  sobą,    aby  ci  wyznali, 
jakie  i  którym  obywatelom  polskim  wypłacali    pensye   cudzo- 
ziemskie i  aby  księgi  swoje  pod    przysięgą  od  r.   1768    kom- 
portowali  **).       Czyż    podobna    prz3'puszczać,    aby    się    ktoś 
odważał  na  podobną    propozycyę,    gdyby  własne  jego  nazwi- 
sko figurowało    na  liście    przedajności?     Przypuszczenie    takie 
staje  się  prawie  niemożliwem,  gdy  zwrócimy    uwagę  na  cłia- 
rakter  mówiącego  jowialny,    rubaszny,   niezdolny  do  giętk(Dści 
dyplomatycznej.     Czujemy    szczerość  i  pewność    siebie  w  ta- 
kim żarcie  np.  gdy  opierał  się  uwolnieniu   od    opłaty    za    pa- 
tent '  szlacłiectwa    znacznej    liczby    nobilitowanych,    a    potem 
oświadczył:     „Odstępuj    od   opozycyi,  ale    pamiętaj  JW.  Mar- 
szalku, aby  te  zasługi  całego  nie  wysuszyły  skarbu,  bo  jeżeli 
^'  Pan  przez  swoje    cnotę    skarbu    nie    będziesz  bronił,  roz- 
biorą go  wszyscy  i  ja  razem  z  nimi  brać  będę".    Co  do  epo- 
^  Zaś    sejmu    czteroletniego     zresztą     wszelkie    powątpiewa- 
^^^     ustąpić    musi     w    obec    świadectwa    X.  Kalinki,    który 
^  ^jnych  archiwów  pruskich    przekonał    się,    że    nikt   pensyj 
pruskich  nie  pobierał,  że  kilka  osób  zgłaszało  się  do  Lucche- 
siai'ego  o  pożyczki,    ale  i  w   tej    kategoryi    Jezierski    się    nie 
znajdował***). 

Nie  twierdzimy,    że  był  bezinteresownym,    albo,    że    na 
słowach  jego  zawsze  polegać    było    można.     Przechwalał    się 


•)     Pr.    Del  eg.    Zag.    VI,    sesya    44    z  dnia  26/2   1775  r.,   str.   143. 
*^ya  65,  str.  156. 

**)     Dyaryusz    urzędowy    1790  r.,  sesya  VI,  (357)  z  dnia    35/2   I, 
8^.   123. 

♦**)     Dz.  Cz.  S.  G.  W.  sesya  340  z  dnia  4  U  1790  roku,  Kalinka, 
^im  Czteroletni  I,  278,  279,  280. 


270 

np.,  że  dał  pochop  zyskowi  Skarbu  Kor.  na  milion  z  gć 
złotych  z  tabaki;  tymczasem  wiemy  z  akt,  że  Komisya  Ski 
jego  ofertę,  jako  niekorzystną  odrzuciła  właśnie  w  r.  1777 
cłi3'ba,  że  tak  wysoką  wartość  przyznawał  swemu  pomysło 
o  tantiemie  z  każdego  funta  tabaki  na  rzecz  skarbu,  zamic' 
dzierżawy  ryczałtowej.  W  osobistej  sprawie  z  niejakim  W 
skim  skompromitował  się  publicznie  i  jawnie.  Wyzyskuj 
sympatye  sejmu  dla  przemysłu  krajowego,  wystąpił  raz 
skargą:  „Kupiłem  w  Wdztwie  Sandomierskiem  dobra 
500.000,  znalazłem  tam  stal  wyborną,  zniosłem  niektóre  f 
warki,  a  wszystko  obróciłem  na  fabryki,  sprowadziłem  z  n 
małym  kosztem  rzemieślników  z  zagranicy,  ucz3'niłem  ter 
kontrakt  z  komisoryatem  na  dostarczenie  żelaza.  Wszyst 
to  niszczy  p.  Wolski,  bo  zepsuł  groblę,  której  naprawić  i 
pozwala.  Niech  Prześw.  Stany  zalecą  Komisy  i  Cyw.-Woj^ 
powiatu  Opoczyńskiego,  aby  groblę  naprawić  kazała,  bo  r. 
mieślnicy  rozbiegną  się".  Sam  Król  poparł  ten  vvnios( 
a  Izba  jednomyślnie  go  przyjęła.  I  cóż?  W  parę  tygodni  r 
deszla  odpowiedź  Komisyi  Cywilno-Wojskowej,  że  wstrzymj 
się  od  dopełnienia  tego  rozkazu,  ponieważ  groblę  sama  vvo 
przerwała,  a  Wolski  żadnej  krzywdy  kasztelanowi  nie  uc2 
nit  **)  Miewał  też  zatargi  z  Komisyją  Skarbu  Kor.  o  pi 
nad  Wisłą  w  Warszawie,  przywłaszczony  bez  żadnego  p 
wa***).  Zajęty  wciąż  spekulacyami,  dorabiając  się  fortuny 
różnorodnych  przedsiębiorstwach,  nie  był  wybrednym  co 
środków  bogacenia  się;  może  też  niekoniecznie  prostemi  d 
gami  doszedł  do  posiadania  dóbr  obszernych:  w  samem   Si 


*)  Porównaj  głos  Jezierskiego  na  sesyi  183  z  dnia  3  11  1' 
i  Prot.  Ekonom.  A  13,  str.  703  i  A/ 14,  str.  31  (rezolucya  z  dnia  2 
1777  r.) 

**)  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesya  297,  (nie  295)  z  dnia  3/8  i  303  ( 
301)  z  dnia   16,8   17<X). 

***)  Pr.  Ek.  A  16,  str.  440  miał  właśnie  swój  dom  przy  mc»ś 
A;  22,  str.  442.     A/21,  str.  374;  D.  P.  2,  str.  26. 


271 

domierskiem  16tu    wsi    z    dwoma    kościołami    parafialn3'mi  ^)^ 
a  miał  jeszcze  dobra  w  ziemi  Łukowskiej,  w  Sieradzkiem,  za- 
pewne też  i  w  innych  okolicach,  pałac  przy  ulicy   Danielewi- 
czowskiej  i  kamienicę  przy  ulicy  Bednarskiej  (tę  ulicę  własnym 
tosztem    wybrukował).     Ale  tej  chciwości    życia    prywatnego 
nie  przenosił  do  spraw  publicznych,  przynajmniej  podczas  sej 
niu  czteroletniego.     W  ciągu  pierwszych  miesięcy  przypominał 
^vciąż  potrzebę  rychłego  uchwalania  podatków,  potem  powię- 
kszania ich  „bo  te  tylko  na  40.000  wojska    wystarczą",    po- 
tem   posuwał  się  aż  do  ofiar  pieniężnych,  gdy  zrzekł  się  zwrotu 
opłaconej  raty  protunkowego  i  wszystkich    senatorów    do  po- 
dobnego zrzeczenia  się  zachęcał.     Proponował    też    skarbowi,, 
że  odda  mu  3  okna    soli  w  swojej    warzelni,    sobie    czwarte 
zostawiając  **). 

Ostrymi    docinkami  mógł   się  niejednemu  narazić.     Tak 

"P-    o  Suchorzewskim  mówi  w  izbie:  „Gdyby  Rzym  tylko  po 

zwolil,  tobyśmy  go  za  życia  jeszcze  kanonizowali";    Stanisła- 

^'ovvi  Augustowi    rzekł  w   oczy:    „Mówili,    iż    W.    K.    Mość 

^''zyrnasz  z  Moskwą...    co    się    teraz   przeciwnie  dzieje",  albo: 

i»t)awałeś  N.  Panie    wielkie  i  małe    starostwa,  honory,  dygni- 

^rstwa  i  co  tylko  do  rozdawania   przyszło;  sobie   nic  nie  za- 

""^yrnałeś;    ale    nie  dawałeś  w  ojczyźnie  zasłużonym,  bo  pró- 

^'^ujący  w  nierządnem    królestwie    zasługiśmy    nie    mieli;   da- 

^'aleś  i  zbrodniom,    gdyś    był    od    swoich  i  obcych    przymu- 

^Oriy"  ***y   Przyznać  jednak  należy,  iż  te  docinki  zwykle  by- 

^^y  słuszne  i  trafne.  Wogóle  zaś  jego  przemówienia,  uwagi^ 

f^^^jekta,    rady.    jego    cały    udział  w  rozprawach    nosił    cechę 


*)    Zbiór  mów  i  pism.     Wilno   1798  (sic)  V,   182. 

**)     Dyaryusz    urzęd.    tom    I,    część    2,    str.    99  (sesya  49  z  dnia 

'  •  *     1789);    Dyaryusz    krótko  zebrany,    str.    259,  sesya  83,    z  dnia  27/3 

"^^^;    Dz.  Cz.    S.  G.  W.  (sesva  183  z  dnia  3/11    1789);    Kontyn.  Dyar.^ 
sir.    ^3 

*•*)     Dz.  Czyn.    S.  G.  W.  sesya  325  z  dnia  7/10  1790;   sesya  237 
^-   8/6  1790;   Kontynuacya   l)varvusza,  str.  214,  sesya   115  z  d.  8, 6 
n%9  r. 


272 

gorliwości  o  dobro  kraju.  W  materyach  finansowych  dąży* 
zawsze  do  powiększenia  dochodów  skarbowych:  wytykał  więc 
niedostateczność  uchwalonych  lub  małą  wydajność  pobranycl* 
podatków  *),  posługując  się  zręcznie  skombinowanym  rachun 
kiem  przybliżonym  (np.  o  podatku  od  skór).  Chciał  zmniej 
szać  uposażenie  duchowieństwu  wyższemu  i  mówił  o  bisku 
pach:  „nie  po  francuzku  obeszła  się  z  nimi  Rzplta",  gdy  za 
miast  10.000  liwrów  wyznaczyła  po  100.000  złp.  pensyi 
chciał  dwa  opactwa  oddać  Akademii  Krakowskiej  i  złoży 
swój  projekt  względem  nowego  urządzenia  opactw;  ale  do 
magal  się  „opatrzenia  dla  duchowieństwa  niższej  rangi,  wj^ź 
szego  uposażenia  dla  biskupów  unickich  i  miejsca  dla  metrc 
polity  ruskiego  w  senacie**  **).  Więc  nie  Kitowiczowi,  ale  jem 
przyznać  należy  słuszność  i  trafność  w  pojmowaniu  tej  ms 
teryi.  Opierał  się  tylko  podatkowi  od  fabryk  i  od  wartość 
domów,  do  czego  miał  racye  poważne  ***).  W  rozprawac 
o  organizacyi  wojska  żądał  zniesienia  szefostw;  jako  urzęd 
zbytecznego,  oraz  przywilejów  rotmistrza:  „My  podobno  wi< 
cej  rotmistrzom  czynić  dobrze  a  gwałtownie  usiłujemy,  nj 
oni  pretendują,  bo  tak  zacni,  tak  majętni  obywatele  nie  z( 
chcą  szałasów  wojskowych  pilnować,  kiedy  mają  własne  pi 
łące"  ****).  W  interesie  oszczędności  żądał  zmniejszenia  min 
steryum:  „Mamy  i  tu  16-tu  płatnych  ministrów,  a  czterec 
z  nich  ledwo  zasiada".  Dopraszał  się  ustanowienia  Bank 
i  własny  projekt  złożył  ***•'*). 


*)     Naprzykład    w    Dy  ary  u  szu    krótko  zebranym,  sesya  83  z  d 
27/3   1789. 


** 


')     Dz.  Czyn.    S.  G.  W.  sesya  272    z    dnia   29/5  1790;    sesya 
z  dnia  27/3   1789,    sesya  80  z  dnia  23/8   1789  w  Dyaryuszu  krótko  zet- 
nym  1,  247. 

***)     Konstytucya  Dyaryusza,  str.  82—84.  Dz.  Czyn.  S.  G. 
sesyą  171    12/10  1789. 

****)     Dzień.    Czyn.    S.    G.   W.  sesya  153  z  dnia   10/9  i  169  ^? 
1789  r. 

***♦*)     Tamże,    sesya  237    z  dnia    8  6    1790,  sesya  402   18.3    1  T 
głos  Krzuckiego. 


273 

Obchodziła  go  i  sprawa    żydowska;    sam    ofiarował    się 
na  członka  deputacyi  i  projekt  urządzenia  narodu  żydowskiego 
wnosił,  lecz  dla  braku  czasu   przez    rozprawę    nie  mógł  prze- 
prowadzić. W  sprawie  miejskiej  oddalił  się  znacznie  od  przo- 
downików   reformy,   jak   to    wykażemy    niżej  (w  §.  52);  po- 
mimo to  zacny  Barss  w  broszurze,  która  bardzo  się  nie  po- 
dobała  Jezierskiemu,    przemawia    do    niego   jako  do  „znako 
mitego   obywatela"  do    „twórcy    tylu    fabryk  i  patr^^otyzmem 
^osławionego    męża".     Rzemieślnicy  i  fabrykanci    przychodzili 
do      niego    „żądając    zabezpieczenia    handlu  i  rzemiosła",  i  on 
składał  ich  memoryały  u  laski.     Bo  też  niejednokrotnie    prze- 
mawiał o  „ekonomice"  i  projekt  o  fabrykach  wypracował  *). 

Nie  widać  ztąd  wcale,  żeby  Jezierski  był  wyśmiewany 
albo  nawet  lekceważony,  gorliwość  zaś  jego  obywatelska  jest 
^t>yt  widoczną,  żebyśmy  ją  mogli  w  w^ątpliwość  podawać. 
Kto  zna  dzieje  sejmu  czteroletniego,  niechże  sobie  przypomni 
i  policzy,  ilu  było  posłów,  coby  tak  pilnie  dosiadywali  w  Izbie? 
^^^  senatorów,  coby  tyle  zdrowych  myśli  wypowiedzieli,  tyle 
pracy  podjęli? 

Bo  Jezierski  nietylko  mówił  i  w  deputacyach  pracował, 
^^^  też  drukował  broszury  w  kwestyi  włościańskiej,  któreśmy 
rozbierali  wyżej  (§.  28),  jakoteż  w  sprawie  miejskiej;  umieścił 
^'^ykut  w  Pamiętniku  Histor.  Politycznym  w  kwestyi  Banku 
-narodowego,  nader  ważnej  i  pilnej  w  owym  czasie.  Styl 
J^^o  jest  dosadny,  treściwy,  obfity  w  zwroty  mowy  ludowej, 
czasem  rubaszny,  ale  trafiający  w  jądro  kwestyi  **).  Robi  wra- 
^^nie  szczerości  w  przekonaniach  i  uczuciach. 


•)     Dzień.  Czyn.    S.    G.    W.    347    z  dnia    22,11     1791,    scsya  39^) 
^   ^riia  1,3  1791,  sesya  400  z  dnia  15/3,  sesya  4<.i8  z  dnia  29  3  1791. 

**)     Przykład  rubaszności  literackiej:   „Nie  wierzcież  warszawskim  pi- 

/"^^^m,   w  których  rozum  tak  się  rozmnożył,    że  im  sig    w  głowie  mieścić 

^   nioźe,  a  zatem  ustąpił  do  żołądka,  zkąd  na  jogo  miejsce  fum  nastąpił'*. 

^•^    odprawę   daje  autorom,  którzy  dla  mieszczaństwa  praw  politycznych 

^^H.    (Wszyscy   błądzą.     Rozmowa    pana   z  rolnikiem.     Dufour   1790, 

*^-  55).  ' 

WewDttnne  dzieje  Polski  Korzona.—  T.  II  IS 


274 

Kończąc  tę  charakterystykę,  winniśmy  jeszcze  zwró 
uwagę,  że  Jezierski,  chociaż  opierał  się  przedłużeniu  sejmu  w  ] 
dwójnym  składzie  posłów  i  używał  nawet  wyrazu  „nie 
zwolę",  przecież  pozostał  w  Izbie  i  pracował  po  dawnen 
że  po  upadku  konstytucyi  majowej  znikł  z  widowni  p< 
tycznej  i  nie  ukazał  się  ani  między  Targowiczanami, 
w  Grodnie;  lecz  podawał  znów  projekty  władzom  pc;wst. 
czym  1794.     Umarł  84  letnim  starcem  w  r.   1807). 

Rozpatrzmy    się    teraz    w    działalności    Jezierskiego 
polu  przem3slowem.   Kto   wie,   czy   nie  pobudki  patryotycz 
czy  nie  ból  nad    traktatami    rozbiorowemi,   a  szczególnie  r 
traktatem    handlowym    pruskim,    popchnęły    go    na    to    pc 
Jeszcze  w  r.   1774   przemawia    słowy    pospolitego    szlachci 
opiera  się  wnioskowi    cła    generalnego,    obstaje    za    slawn 
przywilejem  wolności    od    ceł:   ^Co  to  jest,  że  Rzplta  szlac 
uwalniała,  a  my  sami  na  nią  kładziemy  to  jarzmo"  ^).     M< 
pierwszem    wystąpieniem   jego    była    wspomniana   już    ofe 
o  dzierżawę  dochodu  tabacznego  w  końcu  r.   1776.    Korni; 
Skarbowa  po   długich    wahaniach    zawarła    wprawdzie    uk 
z  Blankiem,  Dekertem  i  Kafałowiczem,  ale    na    tejże  zasaci 
ogólnej,   jaką    proponował    Jezierski,  a  która    okazała    się 
skarbu    korzystną,    bo    znakomicie    podwyższyła    dochód 
O48.000  w  dwuleciu   1776-8,  do   1,713.000  w  1782—4  i 
2,152.(XX)  w  latach   1786—1788.     Wszedł    do    Kompanii  ' 
bacznej  Litewskiej,  ale  tam  i   „prowizyą  stracił,  i  kapitału 
dobrał**.    Zakładania  fabryk  jął  się  Jezierski  zapewne  późn 
około  r.   1780  i  w  dziewiątem    dziesięcioleciu.     Żeby  powz 
wyobrażenie  o  zasługach  i  uzdolnieniu    na    tem    polu,    pos 
chajmy  jego  własnej  mowy  **). 


*i     Pro  tok.    Dolegać.    Zagajenie  VF,    sesya   15  z  dnia   12, 1_'   17 
str.  ol. 

*•;     Z  dnia   19.1    1791   w   i)yaryus;:ii  urzędowym   1790,  tom  1, 
1',  str.   136  i  nast. 


J/5 


„Po^iuchaj^:ie  i;;'.ł.su  eA-.';'.- •::". i jl ::•._;  ».  I:t'»ry  w  naszem  sej- 
mowaniu nie  bvł  we  z\v'.cz.-.'j.     \\'vr:'.'.jv".:v    nawet    splawnu 
rzeki.  gdvbv  im  źróJła    w-Jy    r.ij  ć';ia'vvałv.     l'ak  wv.  czvli 
wasza  zwierzchno-^ć.    gviy  nie  okaże  r.:L-zaA'/J.ie;4«)  micszkań- 
cuai  dochodu,   choć    ab.s^.-iutr.a  'x:l^::^  r.it  V'rMi:\  z  ludu  w\'- 
cisnąć  podatku.  Za>raiy  nan;  ?■;:•-•:: ^ \  l  trzy  kraj-j  wraz  z  j^ula, 
przecież    nie   jesteśmv    ta!c    u::':://.,    'ak    si--*  byj  T;nien'.a:nv; 
jeszcze   mamy    ziemi    wi-^-.L-;.  r.:ż  kr-^ie-iw-.  Frar.cuzkif.  klorc 
-4,uO).000  ludzi  w  soric  zav.:.;:a.     Aja:i:v    i-j^zjze  zarom.nia- 
nego  kraju  kilkaset    mil    k\'.a.i:;::-.;'.\\c-:  w  .^^wijjie    J''ińskim. 
w  użytecznych  nizinac:-i  za:*.!-.;.  ći:".\  wh.     Si-jc-.-Ui-l  na:ii  t\'ik(> 
rząJu.  TOspoda^:^twa  we\yivj:^zn'jL:  •.    :'i*.:r\k.    rrav.a  niL-zay/o- 
dnego  dla  cudzuziemców:  ■..  za -i';.:-.',  .-.a-ZL-  'iSrrji  i  niezn:iL-rne 
puszcze.     Mamy  dla  ni-ii  J..--'.  ^  /Ly.'. :.o-j;:  .l^ieb.  miys'.'.  ^oli  ■?; 
aż  do  zbytku,  mamy  ku  ich  •..-z:jż\'  w-.;:,'/.  ::;i:.  konoi^.  ^k«>r 
aż  nadto,  ale  rządu  nie  rnanw.     Ij.h  :'a".  :•.  i:aM'»w  rr.ann'  me- 
taie.  srebro,  •■)luw,  miedź.  ^tai.  zij!a^^  r.a;--. yb-y^i^jj-ze  :  .  a   te 
zaniedbawszy  robić,  y/^zclkie  z  nic!.  i;a.zv:.;a  /.  zaL:ra:i:c\'  za- 
pamiętale    prowadzimy  i  tak    i..-i    i;'..-do:':v:':-.t.'/o    czynimy,    jak 
w  okolicy  warszawskiej    c:'.!'j'^i:    z::<,/--  >i:v::^l'\yx,  a  chleb  ku- 
pują.    Nie  lepiej  i  my  si;-    >'.:  >:  >  ->  )\i  rz;  .;z..::y:    7.'//.».(X;'J   za 
c^ranicę  wysyłamy,  jak-;  'r.y\  >  w  rarorcie  Ivi::;i'-y:  Ska:vu  .zy- 
tane...    bez    powrotu.    po:-:cważ    Au-try^i    pra\yi'j  :;i.:  z  Po:-ki 
nie  potrzebuje...     Polslca    nie:yii:-.>  z\yr'łji  \\ •yei;'^dz:^c^;  za  Lra- 
nicę    miliony,  ale  utrajony  w  Wieliczce    duchf/^  d'>  yv-:a-:iei;o 
powróci  skarbu,  jeżeli  nad  warzelnia  -^'^i  takr^  }  rZ'/;'/>y  r.-obę, 
któraby  nadziei  publicznej  n.ie  zawiodła.  l'<^-iuc:iajj:eż  N.  Siany, 
ja  wam,    jako    praktyk  i    ri-riy-zy    wynalazca    ^^li    warz"\ej 
w  pozostałym    kraju,    najpu-Arii-jJ-za   n.zyni-j  relacy^.     T-fZL- 
dzenie  to  jest  polskie,  żeby    >>'.]    k';;.:a:.a  wi-jlijica  z  d'Ay«.)zami 
dalekiemi  miała    mniej    kosztować,   niz  warzona  przy  blizkich 
lasach,  kiedy  u  mnie  same.^o  ta  n-jara.    ki-^ra  ^ie  przedaje  i:a 
zł.     16,    kosztuje    zł.    4,  ch'.>ć    ni-jir.a    'A-!ii>:iL:;'.)    laieu.     lJru.ua 
prevyenc\'a,    że    sól    v.*ielicka    <ł<)ń<za.   niż    \yarz<'na:    wielicka 
sól  w  Lccz3X\''    sprzedaje    ^ie    .L^^imiec    p-.*    zl,  1'.  a  moja  wa- 
rzona po  gr.  20.     Nadto  <*j\  nv)ja  l:]izko  w  róvynym  gradusic 


276 

słoności  z  twardą    solą    równa    się;    kto    nie   wierzy  niech  t 
w  Warszawie  doświadcza"... 

„Prócz  Galicyi,  Wołoszczyzny,  Hiszpanii,  cztery  częśi 
świata  twardej  soli  nie  znają,  ale  żyją  morską  albo  warzonj 
Nadto  sól  warzona,  co  do  zdrowia,  przenosi  twardą,  któi 
bez  ziemnych  różnych  nieczystości  szkodzących  obejść  się  n 
może.  Wynalazcy  soli:  N.  król  w  Busku  i  ja,  sługa  was; 
w  Szolcy  innej  nagrody  nie  żądamy,  jak  żebyście  ten  ta 
wielki  dar  dla  kraju  mile  przyjęli  i  zlecili  skarbowi,  aby  g 
pomnożył.  Fabryka  w  Busku  bezleśna  potrzebuje  dla  dre> 
wyczyszczenia  rzeki  Nidy,  jak  oto  było  w  raporcie  skarbc 
wym  czytane.  I  to  mam  dodać,  że  fabr>^ka  w  Busku  zlożor 
z  bogatej  Kompanii,  bo  z  Króla  Imci,  X.  Prymasa,  Moszy 
skiego,  Prota  Potockiego,  Teppera,  Czackiego  Grafa  Baysl 
a  do  mojej  nie  mniejszej  sama  się  Opatrzność  przyłożyła. 

„Fabryka    moja  w   Szolcy  potrzebuje  rozszerzenia  i  s 
miany    duchownych    gruntów    na    królewskie    bliskie,  lub 
skupie.  Ta  fabryka  nad  wszystkie   ma  dobrodziejstwo  natu 
położona    przy    niezmiernych    lasach,    leży    nad   wielką  rz^ 
Bzurą,  która  wylewa  się  w  Wisłę  o  mil  8,  także  blizko  sj:= 
wnej    rzeki    Warty    mil  2,  a  nadto    ma    więcej    słoń}'  wo 
niżby    cała    Polska    potrzebowała;  ta,  jako  przy  wielkiej  o 
tości  wody,  lasów  i  przy  splawnych  rzekach,  najmocniejsza 
potrzebuje    rozszerzenia,  z  której    na  różne    części    Polski 
spławiaćby    się    mogła.     Słona     woda     znajduje     się    jes^ 
w  Płońsku  i  Wilczkowicach,  koło  których  skarb  koronny  c:^ 
staranie.  Wodę  słoną  w  Wilczkowicach  jako  i  w  Busku,  tud  — 
kopalnią  w  Rączkach    wynalazł    żyd    ubogi,    ale    przemyś-  ^ 
wart  on  jest  nagrody  dla  zachęcenia  drugich  oby  watelów;  m 
pensyę  od  N.  Króla,  z  tej  tylko  żyje,  a  krajowi  służy.  T 
żyd  wynalazł  miedź,    której    fabryka    kosztem   wielkim  ki:'^ 
wskim  utrzymuje  się...  Powiem  wam  N.  Stany  o  drugiem 
gactwie  kraju.     Nie  miała  Polska  żelaza,  ale  szwedzkie  kui 
wała;  teraz  ma  go  nadto:  za  wynalazek  zeszłemu  Małacłi<:> 
skiemu  kancl.    kor.    wńnna    Polska    wdzięczność.     A  kiedy   - 
mną  nic  nikt  nie  powie,  sam  się  pochwalić  muszę.    Nie  wi^^ 


277 

Polska  stali,  ani  się  jej  mieć  spodziewała,   bo,  mimo  tyle  do- 
świadczenia i  kosztów     przedemną    na    nią    próżno    łożonych 
przez  wspom.nionego  kanclerza  koronnego,  nie  udała  się.     Aż 
dopiero  na  szczęście    kraju    polskiego    Opatrzność  materyę   do 
stali  i  sposobność  jej  robienia  mnie  okazała.    Takowe  zdarze- 
nia wszystkie    kraje    rządne,    pomnażając  industryę,  wynalaz- 
com opłacają,  a  ja  nie    żądam  za    ten    wynalazek    innej    na- 
grody,  jak  żebym    patrzał  na  to,  aby  Polska   tego    daru    Bo- 
skiego   używała,    aby  z  niej    sejm  teraźniejszy  rozkazał  robić 
rynsztunki    wojenne    i    inne    gospodarskie    naczynia.     Jeszcze 
powiem:    niema    cała     Europa    tak    doskonałej  stali,   jak    ma 
Sztaiermark  (Styrya)  w  państwie  cesarskiem,  a  teraz  Polska... 
Ja,  mając    ocłiotę,    wszystkobym   to   dla    użytku    kraju    robił, 
gdyby    siły    wystarczyły;   ale  jestem    względem    całego    kraju 
ria  podobieństwo   jednej    pszczoły,    która    całego  ula    miodem 
^a-pełnić  nie  zdoła.  Rzemiosło  rolnictwa,  jako  jest  w  najwyż- 
^z^'rn    szacunku  u  ludzi,    tak    być  ma  w  najpierwszem  u  nas 
t>aczeniu.     Rolnictwo  polskie  nazwać  się  mogło  prawie  mono- 
polium  w  Europie.     Teraz,    gdy    kolonie    angielskie    przyszły 
^o    wolności,    porzuciły    kopalnie    metalów,  a  wzięły    się    do 
^^li,  już  tak  nazwane    monopolium    zboża   polskiego  psuć  za- 
^^^fy.     Już  widzi  Hollandya    po    kilkanaście    okrętów  w  por- 
ach swoicłi  zbożem  i  mąką    naładowanych,    przedtem  niewi- 
^zianycłi,  a  gdy    też    kolonie    powiększą    ludność    łaskawemi 
^  rnądremi  prawami,    mając    więcej    ziemi  wybornej,  niż  cala 
Europa,    nasze    krescencye  i  intraty    zniżą    się  i  upodlą.     Pa- 
^ictajmyż  na  to,  że  trzeba  nam  fabryk,  a  przez  nie  ludności, 
^^y  nasze    produkta    konsumowała,  inaczej  bez  ludności  zniży 
^^^  nasz  majątek,  nasza    moc,    nasza    parada,  nareszcie  zniży 
^^n  nasza  ambicya,  a  świecącą    ubrana    odzieżą,   gdy  się  po- 
^^jszą  okryje  i  t.  d.  nie  tłómaczę.     Mówiono    mi  było  z  ra- 
I^rtu  mennicznego,  że,  nie  mając   własnego  srebra,  z  obcego 
°i^  muszą    monetę;  to  jest  uprzedzenie:    miała    Polska  za  da- 
^ycli  królów  aż  do  Władysława    własnego    srebra  dostatek, 
^Ic  nie  ma    rządu  i  mieć    nie    cłice    ludzi    do    tego    rzemioła 
^tnych,  co  tak  objaśniam.   Objecłiałem  wszystkie  góry  i  ko- 


278 

palnie    województwa  Krakowskiego  i  Sandomierskiego;    by 
i  w  Olkuszu  w  minach  żelaznych  z  doskonałym  mineralog] 
z  każdego  miejsca    braliśmy    kruszec  i  fajnowali.  czego  n 
dyaryusz    porządnie    wypisany.     Przeświadczył  tenże    min 
log  oczy  moje.  że  wszędzie,  im  głębiej  sięgany    kruszec, 
żdy  jest  tak    bogaty,  jak    był  w  Olkuszu,  na  4  kondygnr 
wzgłąbsz  dobywany.   Chłopi  jednak,  nie  głębiąc  własnym 
sztem,  ołów  dobywają.     Kto  nie  wie,    niechaj   nie  wierzy 
srebrnego  kruszcu  natura  nie   utworzyła,  ale  ołowiany,  a 
żdv  ołów  koniecznie  srebro  w  sobie  mieć  musi;  a  im  w  ) 
kszej  głębi  dobywany,  tern  bogatszy.  Mamy  wszyscy  szlac 
kopania    kruszców    prawo,  a  że  nie  mamy    umiejętności, 
sze    wielkie    bogactwa   w  ziemi  są  jakby    umarłe.     Wszę 
w  Europie  pan  swego  kraju  otwiera  góry,  trzyma  swoim 
stem     mineralogów,     buduje    huty,    a    partykularnym    kc 
kruszec  pozwala,  a  od    nich    olborę    czyli    dziesiątą    grzy^ 
srebra    odbiera.     Polska    tego    niema,    a    ledwie    który    P» 
o  tym  zwyczaju  słyszy.  Mały  zdaje  się  objckt  fajansu  ans 
skiego.    przecież    za    niego    nie    milion    pieniędzy    za    gra 
wychodzi.    Jest    tabrvka   w  Korcu    J.    O.    X.    Czartoryski* 
Stoln,  litt.,  druga  u  mnie   doskonalszego    fajansu;    niż    an; 
ski.  l\vloby  ich  więcej  i  tyle,  ile   kraj   potrzebuje,   gdyby  i 
temu  nie  szkodził,  bo  chociaż    wypadło    prawo,    aby  kraj 
granicznego    nie    używał,  Komisye    ^Skarbowe     zagraniczr 
wchodzić    dozwalają:  na  cóż  prawo    pi^^ać.    jeżeli  go  nie  • 
kwować!     Niewiade)mym    okazałem    bogactwo    kraju   w 
w  srebrze,    ołowiu,    miedzi,    żelazie,    stali    fabrykach:    nie 
Staje  nam,  jak  te  ze  ziemi    dobywać,  a  że  trzeba  na  nie 
duszu,    którego    przy    szczupłości    skarbu  podobno  nie  da 
więc  ja  wam,  N.  stany,  z  zaniedbalego  źródła  okażę.      Fun^ 
na  utworzenie    rzeczonych    bogactw    mianują    Bank  kraje 
który   w    projektach    przez    różn\'ch     różnie  i  parcyalnie 
napisany  i    proponowany,    zaś    przezemnie    jedynie    na    p 
kraju  jest  ułożony...     Trzeba    do    wspomnionego    rządu   1 
osobliwych,  żadną  mat^istraturą  nic  zajętych,  doświadczon; 
nie  wspanftiłych,    nie    leniuchów,  nie  studentów,   intrygą 


279 

branych,  ale  zdalnych...  bo  to  u  mnie  raecz  nie  pojęta.., 
byle  szlachcic,  choćbj-  wjrostek,  wsz\'stko  umieć,  wszystko 
e.\-L'k\vować  powinien...  Ma  Polaka  ludzi  ochotnych,  dowci- 
pnych, ale  prj-.vatnym  cieniem  zasloniunj-ch,  z  intrygą  nie 
osu-iijonych.  bo  nie  upudrowanych;  tycJi  sztikać,  używać  i'o- 
zum  każe.  Powiem  i  o  sobie,  żem  prostak,  polityki  nie  umiem. 
alii  gdj-bj-  mnie  Kzplta  nad  solą,  czyli  fabrykami,  lub  nad 
f=plnweni  rzek  przełożyła,  prawo  do  tego  ułożyła,  pewna  byi.'by 
Miojila  swojego  szczęścia,  a  ja  zaszczjtu". 

Znajdujemy  w  tej  mowie  wszystkie  przymioty  Jezier- 
skifcgii:  i  ch^\'a[iburstvva  trochę,  które  uwaźajmj'  za  niezbędną 
dla  przemysłowca  zdoinoSć  do  reklamowania  własnych  utwo- 
rów, i  niedo-stateczne  wykształcenie  naukowe  iw  mincraloj;ii 
szozególniel,  i  nie  wyrobienie  stylu  krasomówczcij;o.  ale  leż 
'^^'Strość  pojęcia,  Iralny  pogląd  na  wamnki  ekonomiczne  kraju 
'  ^a;,Tanicy,  wyzwolenie  sit;  od  dawnych  przesądów  szlachec- 
ki t;li,  no  —  i  szczerą  gorliwość  obywatelską. 

Sprawdźmy  jednak  te  autobiograficzne  pochwały  przez 
^^lr)rmacye  postronne,  z  pism  sp<'itczesnych  czerpane. 

Dowiadujemy    się    tedy,   że   w   istocie    Jezierski    założył 
"^^■'e;  wsi  Miedzieży  w  Opoczyńskiem   fałirykę  żelazną  z  pie- 
"^^^m    wielkim  i  dwiema    fryszerkami;    we   wsi  Maleńcu  wy- 
^*^^i\vi!  o;'m  frj-szowni    pod   jednym    dachem;    warsztaty  poru- 
^5iane    były  wodą,   po  dwa    koła    do    każdego    komina;    dalej 
^^TCak    i    drukarnia;     wyrabiano    tu    narzędzia    niżjie    żelazne 
*      stal  twardą;  po  raz  pierwszy  w  Poisce  we  wsi  .Sobieniacłi 
*-^     4  mile  od  Warszawy  założył  fabrykę  łios,  ktnre  dotychczas 
P*^zychodztły    z    Kaiynt\-i  i  w\'ciągai\-    z    kriiju    corocznie    |'0 
'^CX).000    talarów    (2,  miliona    złp.^     Próbował  tu  założyć  :a- 
*^ł'ykę  pończoszniczą,  aie  ta  się  nie  udaia.    W  Gręben  icach 
nałożył  fabrykę  fajansu,   ktiiry  miał  być  di.skcnaiy,  I^-a  nawet 
lepszy  od  angielskiego  pod   względem  mucj-.     Naies;:cie  od  r. 
^  7!50  prowadził  warzelnię  soli  w  .Solcy  w  powiecie  Łęczyc- 
kim.    Była  to  wieś    należąca    do    arcy biskupstwa    (inieżnień- 
5^Uiego,    częścią  do  kollegialy    Lę.-zyckiej,     'l'ę  istatnią    nabył 
Jezierski,  wystawił  tu   porządne    bu.tynki.    <pru\vad/;i!    sol.irzy 


280 

i  rozpoczął    pomyślnie    warzenie  soli,  która  powszechnie  była 
chwaloną  *). 

A  czy  dobrze  prowadzone  były  te  fabryki?  Barss,  po- 
lemizując z  Jezierskim,  zapytuje  go:  „Udał  się  choć  jeden 
pończosznik?  wszak  wszystkie  w  tej  mierze  czynione  nakłady 
i  starania  były  bezskuteczne.  A  byłżeś  szczęśliwszy  z  Sobie- 
niami,  do  których  całe  rzemieślników  sprowadziłeś  osady? 
Jakąż  z  nich  kraj  korzyść,  jaką  ty  sam  odebrałeś?  Otóż  owe 
ładne  i  wygodne  domy.  puste  stoją,  a  rękodzielnicy  niewie- 
dzieć  gdzie  się  rozpierzchnęli"  **).  Pomimo  to  sam  Barss  składa 
hołd  przed  jego  „przemysłem  do  ważnych  zdolnym  zamiarów". 
Inne  fabryki  udały  się  lepiej  i  rozwijały  się  zapewne  pomyśl- 
nie: w  Solcy  warzelnia  była  czynną  do  r.  1795,  w  Maleńcu 
istnieją  podobno  fabryki  żelazne  do  dziś  dnia.  Nie  zbankru- 
tował na  nich  kasztelan,  owszem  zostawił  znaczną  fortunę- 
potomkom  swoim,  którzy  i  dziś  jeszcze  używają  zamożności. 

Zatrzymaliśmy  się  może  za  długo  na  działalności  Je- 
zierskiego, badaliśmy  jego  słowa,  myśli  i  przedsiębiorstwa 
może  zbyt  szczegółowo,  ale  poczuwaliśmy  się  do  obowiązka 
odgrzebać  zapomnianą,  a  nawet  sponiewieraną  zasługę.  Uwiel- 
bialiśmy Tyzenhauza,  który  odznaczył  się  tylko  śmiałością^ 
czyli  raczej  zuchwałością  pomysłów,  a  tyle  win  niósł  na  su- 
mieniu swojem,  tyle  skarg  wywołał,  tyle  szkód  i  strat  zrzą- 
dził! Tymczasem  lekceważyliśmy  człowieka,  który  pieniędzy 
skarbowych  nie  naruszył,  z  własnego  grosza  czynił  społeczeń- 
stwu znaczne  przysługi,  nie  „niszczył  wsi  szlacheckich" 
i  skarg  żadnych  nie  wywoływał,  owszem  powołaćby  się  mógt: 


*)  Dziennik  Handlowy  1791,  str.  42 — 6;  cennik  wyrobów  że- 
laznych był  podany  wyżej  pod  Nr.  76.  Pam.  Hist.  Polit.  1783,  str.  377. 
Krótka  fiz.  y  hist.  wiadomość  o  soli.  Rok  1788,  str.  46 — 47.  Samego  Je- 
zierskiego broszura:  Wszyscy  błądzą  (część  I),  1790.  Warszawa.  Du- 
four,  str.  88,  89. 

**)  Bezstronne  Uwagi  nad  mową  J.  W.  Jezierskiego,  kaszte- 
lana łukowskiego,  miana  na  sejmie  dnia  15  grudnia  przeciwko  mieszcza- 
nom (broszura),   str.   16. 


281 

na  publiczne  hołdy  spółczesnych,  który  nareszcie  piórem  i  mo- 
wą, i  walką  w  izbie  sejmowej  starał  się  nieść  ojczyźnie  po- 
żytek. Ze  względu  na  charakter  pojęć  ekonomicznych  i  na 
zdolności  praktyczne  przyznajemy  Jezierskiemu  pierwsze  miej- 
sce pomiędzy  wszystkimi  działaczami  tej  epoki  na  polu  prze- 
mysłu. 

48.     Do   kilkudziesięciu    opisanych    dotychczas    fabryk 
królewskich    i    pańskich    należałoby    dodać    poczet    zakładów 
przemysłowych,    prowadzonych    przez    szlachtę    ziemian,    bo 
w  okresie  drugim  ruch  przemysłowy  rozszerza  się  z  każdym 
rokiem  na  coraz  większe    kola.     Zrozumiała  przecie  szlachta, 
że  cudzoziemcy  swoich  wyrobów   przywozić  i  podług  najtań- 
szycłi  cen  polskich    sprzedawać    nie   myślą;  że  sprowadzanie 
z  zagranicy  drogo  kosztuje  przy  taryfach  pruskich  i  austryac- 
kich;    że    trzeba    fabrykować    w  domu,    co    można.     Zrozu- 
miawszy tę  prostą  maxymę,   lubo    dość    późno  i  nie  dość  ja- 
sno, zabrała  się  sama    do    tego  zupełnie  nowego  dla  niej  za- 
wodu.    Pocieszała  się  or3'ginalnym    swoim    pomysłem,  że  fa- 
bryki powinny    właśnie    kwitnąć  po    wsiach,  ponieważ  fabry- 
kant ponosi  tu  mniejsze,    niż  w  mieście    koszta    na  komorne, 
utrzymanie  robotników  i  opał  *).     Ale    rzeczywistość    zaprze- 
czała tej  filozofii.   „Bardzo  wiele  usiłowań  prywatnych  na  wypro- 
wadzenie jakich  manufaktur  nadaremne  były**,  bo  w  jednem 
miejscu    szlachcic    natrafił    na    brak    materyału    lub    odbytu; 
w  drugiem — nie  zabezpieczono   rzemieślnnika  od  ucisku,  więc 
rządcy  miejscowi  zaczęli  się  pastwić  nad  nowosiedlcami,  a  ci 
porozbiegali  się;  gdzieindziej  znów  sprowadzono  sukienników, 
postrzygacza,  farbiarza,  a  nie  przygotowano  wełny,  kołowrot- 
ków, warsztatów;    zanim    wszystko  to  zrobiono,  upłynęło  pół 
roku;  w   ciągu    tego    czasu    rzemieślnicy    rozpróżniacz3ii    się, 


*)  Nawet  Barss  jest  tą  zasadą  przejęty  i,  polemizując  z  Jezierskim, 
dowodzi:  „że  nietylko  w  stolicy,  ale  nawet  w  jej  bliskości  znacznych  fa- 
bryk zakładać  nic  można,  gdyż  drogość  mieszkań,  drzewa  i  żywności 
wszystkie  zawody  fabrykantów  bezskutecznemi  czyni ^.  op.  cit.,  str.  16. 


i 


282 

rozpili  i  pouciekali.  „Buntowniczy  duch  rzemieślników  (cud 
ziemców)  nie  mógł  się  nigdy  oswoić  z  rządzącym  batogi 
niektórych  dyspozytorów";  obawiali  się  oni  przytem  „usze 
śliwiającej  kondycyi  poddaństwa  miejscowego"  dla  sw; 
potomków.  Dostrzegali  jednak  ludzie  bystrzejsi,  że  przycz; 
zawodów  jest  brak  planty  gruntownej  *). 

W  tym  wyrazie  mieści  się  zapewne  niejasne  poj< 
sumy  wszystkich  warunków  technicznych  i  ekonomiczna 
niezbędnych  do  pomyślnego  kierowania  jakimkolw-iek  za 
dem  przemysłowym.  Że  tych  warunków  ani  pan,  ani  szk 
cic  polski  nie  posiadał,  to  było  jasnem  nawet  dla  nich 
mych,  gdy  wszystkie  swoje  rachuby  opierali  na  spro\va( 
nych  cudzoziemcach — rachuby  zawodne  chociażby  dla  t^ 
że  lepszy  rzemieślnik  lub  fabrykant  znajdzie  we  wlasr 
kraju  zatrudnienienie  korzystne  i  że  lada  jaki  nawet  robot 
idąc  na  służbę  do  Polaka,  będzie  stawiał  przesadne  wy 
gania.  Więc  trwałą  i  kwitnącą  mogła  być  fabryka  pai 
lub  szlachecka  tylko  przy  zbiegu  wyjątkowo  pomyślnych  c 
liczności.  Przy  mniejszych  kapitałach,  przy  szczuplejszycłi 
sobach  ziemianin  nie  mógł  też  rozwinąć  swojego  zakładu 
wielką  skalę  i  udoskonalić  go  do  żądanej  skali.  To  też  zna 
jemy  u  szlachty  tylko  fryszei-ki  lub  czasem  wielkie  piece 
produkcyi  żelaznej,  huty  szklanne  i  warsztaty  tkackie 
sukiennicze,  wyrabiające  towar  ordynar3'jny.  Nie  będzie 
tu  opisywali  tych  pomniejszych  zakładów;  wymienimy 
tylko  w  tablicy  ogólnej  (Nr.    127). 

Nie  możemy  tedy  uspokoić  się  co  do  losów  przem 
polskiego,  dopóki  nie  ujrzymy  mieszczan,  zakładających 
bryki,  dopóki  miasta  wzrastać  nie  zaczną. 

Wspomnieliśmy  dawniej,  że  podczas  ostatniego  beźf 
lewia  w  r.  1764  na  sejmie  konwokacyjnym  prymas  w  moci 
wyrazach  zwrócił    uwagę    powszechną    na  ostateczn\'  up. 


*)     Twa -i  nad  Uwagami,  str.  ^S-  S*',  str.  7V. 


283 

wszystkich  miast  w  Polsce;  sejm  też  ów,  skonfcderowany 
przez  Czartor>'skich  „chcąc  one  podźwignąć",  uchwalił  dwie 
dosyć  obszerne  konstytucye  p.  t.:  „Ubezpieczenie  miast*'  dla 
Korony  i  podobną  dla  Litwy  p.  t.:  „Warunek  miast  W.  X. 
Litt."  *).  Nie  znajdujemy  tu  jednak  żadnej  nou-ej  zasady,  ża- 
dnego pomysłu  świeżego  i  żywotnego,  tylko  trochę  przepisów 
policyjnych,  drobne  jakieś  ulgi  i  ogólnikowe  potwierdzenie 
prz3'wilejów.  Pożytecznym  mógłby  być  artykuł  o  zniesieniu 
jurydyk  wszelkich  szlacheckich  i  duchownych,  lecz  ten  arty- 
kuł nie  był  podobno  wykonanym  **).  Obie  też  konstytuc3'e 
nie  wy'w-arły  żadnego  widomego  wpływu. 

Konfederacya   Radomska,   zamieniwszy  się  na  sejm  z  r. 
1767/8,  pisząc  swe  nieopatrzne  lub  haniebne  uchwały  na  rozkaz 
Repnina,  wyrządziła  mieszczanom  dotkliwą,  a  wcale  niezasłu- 
żoną zniewagę.  Do  konstytucyi   traktatowej    1768  r.  z  Rosyą 
^vpisano     prawo     kardynalne,    że    „moc    prawodawstwa     dla 
Kzpltej  w  trzech  stanach:  królewskim,  senatorskim  i  rycerskim 
dotąd  trwająca,  niewzruszoną  na  zawsze  zostawać  powinna  ***). 
F^rzez  pominięcie  mieszczan  odmówiono  im  nazwy  stanu.    Na 
t<3    upośledzenie  w  sferze  prawa  państwowego  mocno  się  uża- 
^^js  w  r.    1789  prawnicy-autorowie:      „Zbioru  praw...  stanowi 
'T^iejskiemu    służących",    my    jednak  nie  przyznajemy   rzeczo- 
wi <^  nu  artykułowi    tak    wielkiej    wagi;    sądzimy,   że  doniosłość 
J^So  praktyczna  była  żadną.  Mieszczanie  bowiem  już  w  końcu 
-^^'I    i   XVII    wieku    nie    brali    rzeczywiście    udziału    w    pra- 
'^'^'odawstwie  sejmów.     Zdaje  się  nawet,  że  na  tern  polu  dużo 
z->3_xvinili  własnem  niedbalstwem  **^*).  Podpisy  prokonsulów,  ad- 


*)     Vol.   Leg    VII,  ful.   81—86  i    151  —  153  •  str.  43—45  i  74—75). 

**)     Mędrzecki:  Zbiór  cle.  V.  21. 

***)     Vol.  Leg.  VII,    fol.  595,    str.  L'77    tit.    Akt    osobny    drugi,    ar- 
tykuł I. 

****)  Delegowani  miejscy  w  r.  1789  tłóinaczyli  zaniedbanie  udziału 
^  sejmach  zubożeniem  miast  w  ri'>żnych  rewolucyach,  brakiem  fundusz('»\v 
na  wysłanie  i  utrzymanie  reprezentantów  (Listy,  rękopis  Biblioteki  Uniwers. 


284 

wokatów  i  burmistrzów  Krakowa,  Lwowa,  Wilna,  ukazują 
się  wprawdzie  na  wszystkich  bez  wyjątku  aktach  eiekcyi  kró- 
lów, ale  czyż  to  nie  było  czczą  formalnością!  Gdyby  konsty- 
tucya  z  r.  1768  zachowała  moc  obowiązującą  do  następnej 
eiekcyi  po  śmierci  Stanisława  Augusta,  toby  się  już  na  akcie 
nowego  obioru  nie  podpisali  doktorowie  filozofii,  prawa  lub 
medycyny,  sekretarze  J.  K.  Mci  i  t.  p.,  reprezentujący  zwy- 
kle miasta  główne  z  imienia  tylko.  Ale  skoro  z  podpisów  nie 
było  rzeczywistego  pożytku,  więc  i  brak  tych  podpisów  nie 
sprowadziłby  żadnej  szkody. 

Szkodliwszemi  nierównie  okazały  się  w  praktyce  ustawy, 
które  miały  niby  ubezpieczyć  tak  obywateli,  jakoteż  handle 
i  rzemiosła  od  różnych  uciążliwości  i  przeszkód.  „Chcąc 
miasta  nasze  i  miasteczka  do  dobrego  przyprowadzić  stanu 
przez  ustawy  handlów  i  rzemiosł,  Komisye...  z  ludzi  z  cnoty, 
umiejętności  zaleconych  i  przysięgą  wprzód  obowiązanych 
wyznaczemy,  w  których  liczbie  starostów  i  dzierżawców  na- 
szych mieć  chcemy.  Ci  tedy  komisarze...  dozór...  na  urzędy 
starościńskie  zdadzą...  Miasta  i  miasteczka  wszystkie  z  pro- 
pinacyi  i  wszelkiego  innego  prowentu  (dochodu)  miejskiego 
kalkulacyą  coroczną  przed  starostami  lub  dzierżawcami  na- 
szymi... aby  oddawały...  zalecamy".  Nadto  pod  względem  są- 
downictwa postanowiono:- „aby  mieszczanie  przed  swym  ma- 
gistratem a  potem  tak  mieszczanie,  jak  i  magistrat  in  civili- 
bus  przed  starostą  odpowiadali"...  Dopiero  od  starosty  mogła 
iść  apelacya  do  sądów  zadwornych  królewskich.  Dawniej  zaś 
apelacya  szła  bezpośrednio  do  sądów  Zadwornych  w  koronie,  lub 
Assesoryi  na  Litwie  *). 


Warszawsk.  Nr.  674,  karta  27).  Gdzieindziej  czytaliśmy,  że  zrażała  mie- 
szczan zupełnie  bierna  icłi  rola  na  sejmacłi  i  pogarda,  jaką  szlacłita  okazy- 
wać miała  prostakom  „przcwrósłami  opasanym".  Zawsze  jednak  zgrzeszyli 
mieszczanie  niedbalstwem. 

*)     Vol.  Leg.  VIII,  fol.  763—758  (str.  351  — 353)  tit.  Warunek  miast 
i  miasteczek  naszych  królewskich  w  Koronie  i  W.  X.  L. 


285 

Konstytucya  ta  poddała  więc  mieszczan  władzy  staro- 
stów tak  w  rzeczach  administracyi,  jako  też  w  sprawach  są- 
dowych, cywilnych,  t.  j.  powierzyła  owce  pieczy  wilków,  że 
użyjemy  porównania  z  bajki.  Byłożto  zrobione  w  dobrej  wie- 
rze, jak  niegdyś  w  XVI  wieku,  kiedy  Jagiellonowie  nakazy- 
wali starostom,  podówczas  posłusznym  jeszcze  urzędnikom 
królewskim,  dozierać,  „żeby  się  miasta  poprawo  wały?"  Albo 
czy  nie  byłto  nowy  zamach  ku  wyzyskiwaniu  ludności  miej- 
skiej, ku  zupełnemu  zniesieniu  niezależności  stanowej  mie- 
szczan.' Mędrzecki  z  kolegami  twierdzi,  że  dyktował  tę  kon- 
stytucyę  tylko  osobisty,  egoistyczny  interes  sejmujących  pa- 
nów, (z  których  każdy  prawie  był  starostą  lub  dzierżawcą 
królewszczyzny),  że  się  posługiwali  poparciem  „mocarstw" 
(raczej  samego  Repnina).  Nic  możemy  własnego  sądu  powziąć, 
powtórzymy  tylko  wykład  następstw  nowego  urządzenia  gło- 
sami spółczesnych. 

Memoryały  miejskie  z  r.  1789  twierdzą,  że  od  tej  kon- 
stytucyi  (1768)  datuje  się  coraz  większa-  ucisk  mieszczan. 
Starosta,  otrzymawszy  „jurysdykcyę"  stał  się  rządzicielem 
majątków  mieszczan.  „Protekcya  dawana  tym  mieszczanom. 
którzy  na  krzywdę  powszechności  miejskiej  okazy\\'ali  się 
obojętnymi,  a  wzgarda  i  prz\krości  t\'m  wyrządzone,  którzy 
ją  od  przywłaszczeń  uchronić  usiłowali,  zniechęciła  jednych 
ku  miejscu  ich  urodzeenia,  drugich  dusze  napełniła  podłością. 
Co  gorsza!  lud  liczny,  pracowity  i  dawniej  sam  sobie  wy- 
starczający, utraciwszy  nadzieję  używania  owoców  swego 
przemysłu,  sprzykrzył  sobie  po  wielu  miasteczkach  swą  pra- 
cowitość, zgnuśniał  i  nie  dziw,  że  w  trunkach,  których  mu 
propinacye  starościńskie  dostarczają;  jak  najusilniej  zatapia 
pamięć  pomyślności  swych  przodków  i  swojej  nędzy  dzi- 
siejszej *). 

Jest  w  tych  słowach    stronnicza  przesada,  boć    nie  pra- 
cowitą, przemyślną  i  trzeźwą  ludność  zastał  sejm  l7h.Swmia- 


*)     Mędrzecki:  Zbiór  etc.  V,  'Jl— 22. 


286 

Stach,  nie  od  tego  więc  roku  należy  nam  datować  jej  gnu- 
śność i  opilstwo;  niemniej  wszakże  konstytucya  przyniosła 
zamiast  pożytku  szkodę.  Wynikło  bowiem  móstwo  zatargów 
i  procesów,  wywiązała  się  wojna  miast  ze  starostami  sądowa 
w  Assesoryi  *).  Zdarzyło  się,  że  gdy  mieszczanie  poszli  do 
sądu  ze  skargą,  to  starosta  wracający  złapał,  do  chlewu  ich 
wsadzili  batogami  obił  **).  Ale  i  bez  tych  gwałtów  nowe  brze- 
mię procesów  stało  się  plagą,  która  pomyślności  miastom  z  pe- 
wnością nie  przysparzała.  Chęcią  zakończenia  tej  wojny  pra- 
wniczej tlómaczy  jeden  z  autorów  bezimiennych  dziwną  kon- 
stytucyę,  uchwaloną  dla  Litwy:  na  sejmie  r.  1776  zniosła 
ona  Magdeburgie,  a  więc  prawo  miejskie  we  wszystkich 
mniejszych  miastach  i  miasteczkach  (a  było  takich  podobno 
150)  i  pozostawiło  przy  dawnym  samorządzie  tylko  1 1  miast  sto- 
łecznych i  grodowych,  mianowicie:  Wilno,  Lidę,  Troki, 
Kowno,  Nowogródek,  Wołkowysk,  Pińsk,  Mińsk,  Mozyr,  a  ze 
stołowych,  Brześć  i  Grodno.  Za  powód  podane  były  takie 
względy:  1)  bawienie  się  mieszkańców  nieumiejętnie  utrzy- 
mywanem  rolnictwem  zamiast  kupiectwa,  handlu  i  rzemiosł, 
oraz,  2)  „przeciwne"  sprawowanie  sądów  przez  nieumiejętnych 
radców  ***).  Co  do  pierwszego  motywu  zadaniem  sejmu  było 
właśnie  zachęcić  mieszczan  do  kupiectwa  i  rzemiosł,  co  do 
drugiego  zarzut  był  słuszny,  że  sądy  miejskie  nieumiejętnie 
sprawiedliwość  wymierzały,  że  „często  sądził}''  na  szubienicę 
przestępcę,  który  t^Me  ukradł,  za  coby  mu  śmiertelny  można 
kupić  stryczek"  *^**)^  że  źle  wpisywały  akta  i  tranzakcye  do 
ksiąg  swoich;  ale  słuszną  jest  też  uwaga  Mędrzeckiego:  „jak 
gdyby  rzecz,  poprawy  wymagającą,  niszczyć  należało"!  Skutki 


•)     Odpowiedź     Woyta    na    zarzuty    burmistrza     (bez    daty,    ale 
w  końcu   1780  lub  z   1790  roku),  str.  51. 

"")     Starych  uprzcdztMi  Nowe  roztrząśnienic   1790,  str.  22. 

***)     Vol.  Leg.  XVI,    fol.  928  (str.   569)  tit.    Ustawa   podatku  X.  Li- 
tewskiego ^  2. 

Listy  Patryotyczne  II,  47. 


*+■** 


287 

zaś  tej  konstytucyi    były    fatalne:    „za   uchyleniem  magistratu 
w  tych  miastach...    dochody    miejskie  i  właściwe  z  nich  mie- 
szczanom użytki  na  korzyść    starostów^   zagarnionemi  zostały^ 
ci   zaś   w    niektórych     miastach    z    dziedzicznych     miejskich 
gruntów,    sobie    przywłaszczonych,  pańszczyznę  mieszczanom 
nakazywali  odbywać,    pomimo    opłaty    czynszów...  do  skarbu 
fepltej.     Na  miejscu  mieszczan,  sposobem  tym   niewolniczym 
przeistoczonych  w  rolników,    wnęcili  się  w  miasteczka  żydzi, 
ogarnęli  w  nich  cały  handel  wewnętrzny  i  wszystkie  rzemiosła, 
3  zakupując  wyłudzonym  od  ludu  groszem  protekcye  starostów, 
utrz^-mują  się  w  miastach  *)".    Inne  pismo  **)  odkrywa  nam 
niemniej    dotkliwą    niedogodność  ze  skasowania   magdeburgii: 
0^0  Wszystkie  księgi  miejskie    odwieziono  do  grodów,  a  mie- 
szkańcy miasteczek,   pozostawieni  bez   ubezpieczenia  sprawie- 
^lj^vości    i    własności,     bez     najmniejszego     porządku.      Całe 
Xst\vo  Żmudzkie,  powiaty:    Upicki,    Braclawski,    Wiłkomirski, 
Oszmiański,    Słonimski,    Orszański,    Rzeczycki  i  województwa 
Połockie,  do  200  mil    kraju  po  nad  granicą  moskiewską    zaj- 
^"j^ce,  żadnego  miasta  magdeburskiego  nie  mają.  Napomyka 
^^ż  pismo,  że  takie  odarcie  miasteczek  nadgranicznych  z  wol- 
ności  nastąpiło    na   skutek    wpł\'wów    rosyjskich;    twierdzenie 
to  Opiera  się  na   rozważaniu   następstw,  bo  odarci  z  wolności 
J  mniemający  protekcyi  w  prawie"  mieszczanie  litewscy  opusz- 
czali    swe    o.sady    i   przenosili    się    pod    rosyjskie    panowanie, 
izaludniając  Rygę,  Dyneburg,    Mohylów,    Mścislaw,    Smoleńsk 
1  irine    zagraniczne    miasta,    w    których    i   dawne    utrzymane- 
nowe  wolności  dla  mieszczan  przyczynione  zostały.  W  mie- 
ście    Połocku    mieszczanie    wynosili    się  za  Dźwinę   na  stronę 
^•osyjską.     Anonym   „Wójt"    podaje    nawet  na  300.000  liczbę 
n^^^szczan,  któr}'ch  ta  konst^^tucya  z  kraju  wypędziła  za  gra- 
^^^^  rosyjską  i  pruską,    „bo   rzadko   który  do   11 -tu  zostawio- 


•)    Mędrzecki:  Zbiór  etc.  V,  str.  22-23. 

**)     Glos    miast    i    miasteczek  Litewskich    do  -\.  Stanów;  druk  na 
pojedynczym  arkuszu,  zapewne  z   1789  lub   1790  r. 


288 

nych  miast  w  Litwie  przeniósł  się".  I  ten  autor  robi  też 
uwagę:  „Zgoła  epoka  1768  r.,  od  zaczęcia  obcej  przemocy, 
jest  epoką  nieszczęśliwości  miast"  *). 

Nie  wynagrodziła  tej  krzywdy  łaska,  w>'świadczona 
mieszczanom  litewskim  w  r.  1775:  pozwolenie  kupowania  dóbr 
ziemskich;  miało  to  zacłięcić  cudzoziemców  do  osiadania  w  Li- 
twie, oraz  ułatwić  zakładanie  wielkicłi  manufaktur,  wymaga- 
jącycłi  pracy  kilkudziesiąt  lub  kilkuset  osób,  które  łatwiej 
przez  fabrykanta  mogły  być  żywione  i  utrzymane  we  wsi,  niż 
w  miastacłi. 

Tak  więc  okres  pierwszy  zakończył  się  pod  złemi  dla 
sprawy  miejskiej  wróżbami.  Prawodawstwo  wygłaszało  dobre 
intencye,  ale  nakazy  jego  prowadziły  do  wbrew  przeciwnych 
skutków.  Bez  oszczerstwa  można  jeszcze  do  niego  zastosować 
wyznanie  Wybickiego:  „Wygubialiśmy  miasta  wszelką  nie- 
sprawiedliwością; wzgardziliśmy  wszelkim  przemysłem,  w  naj- 
większej zostawaliśmy  ciemności  w  materyi  kupiectwa"  **).  Je- 
dyny objaw  rzeczywistej  troski  o  przemysł  i  poszanowania 
dla  mieszczan  wyszedł  od  Stanisława  Augusta  i  osób  z  nim 
zbliżonych:  jego  brata  Michała,  Andrzeja  Zamoyskiego  i  tego 
nielicznego  grona,  które  się  podpisało  na  akcie  spółki  Manu- 
faktór  wełnianych. 

49.  W  okresie  drugim  prawodawstwo  nie  okazało 
jeszcze  żadnych  względów  dla  mieszczan,  jako  dla  stanu; 
owszem  sejmy  ponawiały  zastrzeżenia,  aby  wszelkie  „funkcye", 
czyli  zależne  od  urzędów  państwowych  posady  były  obsa- 
dzane tylko  przez  szlachtę,  a  w  r.  1786  sejm  oddalił  nie- 
szlachtę  od  awansów  wojskowych  i  nie  uwzględnił  wniosku 
królewskiego  (propozycya  6-ta  od  tronu)  o  pozwolenie  miesz- 
czanom koronnym  prawa  kupowania  dóbr  ziemskich,  jakto 
było  już  pozwolone  w  W.  X.  Litewskiem.    A  jednak  objawia 


*)     Odpowiedź  Woyta  na  zarzuty  burmistrza,  str.  54  i  61. 
**)     List}'  Pstryotycznc  tom  I,  sir.  253. 


289 

się  z  każdym  rokiem  wzmagająca  się  dążność  do  podnoszenia 
miast  i  polepszenia  losu  mieszczan. 

Pisarze  tego  okresu,  poczynając  od  Barssa,  który  w  r. 
177")    wydal  swoje,  czyli    raczej    tłómaczone    z   francuzkiego: 
„Mowy    za    czterema    stanami",    gorliwie    wypleniają    dawne 
szlacheckie  przesądy  i  w^^jaśniają  znaczenie   przem^-słu.     Naj- 
trafniej   traktował    tę    kwestyę    Wybicki,     już    w    r.    1777: 
„Hiszpania,    z  masą  swych    bogactw    nie    może    się    nazwać 
bogatą,  bo  nie  mogła  za  swe  złoto  dostać  chleba   i  czego  po- 
trzebowała w  kraju.     A  gdy  nie  mogła  ożywić  kunsztów  i  rol- 
nictwa dla  niedostatku  i  gnuśności  ludzi,  coraz  mniej  i  chleba 
i    złota    postrzegła    u    siebie....     Polska    znowu    z    najobfitszą 
ziemią  wpaść  musiała  w  nędzę,  bo  się  tylko  rolniczem  uczy- 
niła państwem.     Mieć  może    żniwa,    ale    te    nie    reprezentują 
właścicielowi  pewnych  pieniędzy,  lub  rzeczy,    których  potrze- 
buje, gdyż  upewnionej  nie  mamy  konsumpcyi,  ani  użytecznej 
w  kraju  na  zboże  zamiany.     Jesteśmy  w  ustawicznej    depen- 
dencyi  zagranicznego  przemysłu  i  bogactw.    Oddajemy  w  han- 
dlu zagranicznym    za  bezcen,    i    to    z    trudnością    płód    dziki 
naszej  ziemi,  a  za  ten  sam    przerobiony  w  trójnasób    opłaca- 
my.   A  tak  wydając  więcej,   niż  bierzemy    pieniędzy,    wygu- 
biamy ich  cyrkulacyę    wewnętrzną....     Będąc  bez  manufaktur 
i  przemysłu,  pieniądze,  któreśmy  za  produkta  brali,  były  nam 
^ylko  jak  na  czas  pożyczone,   które  wnet   za    kupno    różnego 
'"odzaju  rękodzieł  wrócić  musieliśmy*)**. 

Pamiętnik   Historyczny    od    r.    1782    i    Dziennik 

^^ndlowy  od  r.  1786  gorliwie    rozjaśniali  i  popierali    sprawę 

P'*2emysłu  i  miast;  artykuły  tych  pism  dostarczały  nam  boga- 

-J^^h  materyałów,   jak  o  tem    przekonywają    liczne    odsełacze 

^  Pi^zytoczenia. 

W  szkołach  Komisyi    Edukacyjnej    profesorowie    tłóma- 
^^     młodzi    szlacheckiej,    że    mieszczanie  są  stanem  zacnjm. 


•)     Listy  Patryotyczne  I,  239,  250. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzon.i.  —  T.  II.  lu 


290 

że  panowali  czasem  nad  narodami,  jak  Rzym  lub  Ateny  *). 
Usuwała  się  tedy  z  umysłów  szlacłieckicłi  ciemna  cłimura 
odwiecznycłi  przesądów,  dokon}^'ała  się  taka  przemiana,  ja- 
kiej doznawał  na  sobie  samym  Wybicki,  gdy,  skutkiem  nie- 
powodzeń konfederacyi  Barskiej,  znalazł  się  w  Hollandyi. 
Przytacza  on  anegdotę  o  głupim  i  opasłym  pośle  tureckim, 
który,  będąc  w  Wenecyi,  ledwo  się  nie  rozpękł  od  śmiecliu, 
gdy  mu  powiedziano,  iż  Rzplta  wenecka  rządziła  się  bez  suł- 
tana. nJa,  szlacticic  polski,  byłem  tym  Turkiem...  Objąć  te- 
go na  żaden  sposób  nie  mogłem,  że  mieszczanie,  burmistrze, 
takim  rządzili  krajem,  obyli  się  bez  króla,  nie  mieli  szlacli- 
ty  **)".  Obejmował  to  już  w  roku  1777,  kiedy  pisał  swe: 
„Listy  Patryotyczne",  które  były  czytywane  u  króla  na  wie- 
czoracłi  czwartkowycłi  i  zapewne  w  różnycli  częściacłi  kraju, 
przynajmniej  przez  ludzi  wykształconycłi. 

Najskuteczniejszy  jednak  wpływ  fna  podniesienie  stanu 
miejskiego  wywrzeć  musiały  fatalne  bilanse  łiandlowe  i  w}'^- 
wołany  przez  nie  popęd  do  zakładania  fabryk.  I  król,  i  pano- 
wie musieli  wciąż  posługiwać  się  mieszczanami,  szukać  po- 
między nimi  dyrektorów,  ^inspektorów,  racłimistrzów,  fabry- 
kantów, rzemieślników,  kapitalistów  do  spółki,  pośredników 
do  sprzedaży  wyrobów.  Dokonywa  się  więc  nawet  zmiana 
w  obyczajacłi.  I  tu  Stanisław  August  przodował  przykładem: 
jeździł  do  Falent,  gdzie  Tepper  urządzał  dla  niego  sławną 
ucztę  w  roku  1785,  bywał  u  Blanka,  który  nie  miał  żadnycli 
pretensyj  arystokratycznych  i  nie  obrażał,  się  za^nazwę  „Cy- 
ca". Około  r.  1780  Prot  Potocki,  zostawszy  kupcem,  wszedł 
już  w  stosunek  koleżeński  z  „Cycami". 

Władze  rządowe  chętnie  i  szczerze  opiekują  się  przemy- 
słem i  miastami,  a  najprzód  Komisya  Skarbowa  Koronna,  któ- 


*)     Jarosza    Kutasińskiego    (ks.    Jezierskiego):     Uwagi    nad 
stanem  nicszlacheckim  w  Polscze   1790,  str.  26. 

**)   Pamiętniki  J.  Wybickiego  u  Raczyńskiego:  Obraz  Polaków  IV, 

189—190. 


291 

ra  z  temi  sprawami  najbliższą  ma  styczność  i  której  zalecały 
opiekę  nad  fabrykami  sejmy  *). 

Jeszcze  w  roku  1766  zalecała  ona  oficyalistom,  czyli 
urzędnikom  skarbowym,  aby  sukiennikom  w  ekspedycyach 
sukien  żadnej  nie  czynili  przykrości,  ale  „zwyczajem  da- 
wnym, nie  wymagając  przysięgi,  z  nimi  postępowali...  clicąc 
wszelkim  sposobem  utrzymać  manufaktury  w  kraju"  **). 

Gdy    w  roku  1776   sejm    uchwalił   prawo  oszczędnicze, 
Komisya  wydała  uniwersał  do  fabryk  sukiennych,  wzywając 
je  do  wyrabiania    sukien    w  różnych    kolorach   na   mundury 
wojewódzkie  i  wojskowe  ***).    Czyniła  udogodnienia  Mezero- 
wi,  fabrykantowi  fajansów  w  Korcu,  a  protekcya  cłowa,  któ- 
^^  vvykazaliśmy  już  w  §  40,  zmierzała   właśnie  do  podniesie- 
ni  przemysłu    krajowego.     Żeby  nie  wracać  do  tego  przed- 
''^^otu,  notujemy,  że  temiż  chęciami  ożywioną  była  i  w  okre- 
^^6  trzecim,    gdy  robiła  ulgi  w  pobieraniu  podatku  skórowego 
^  roku  1790,    „aby    z  tem  większą    łatwością   fabryki  i  rze- 
mieślnicy w  skóry  mogli  być  zaopatrzeni  ****). 

Sama  nareszcie  Komisya  weszła  na  drogę  przedsię- 
^^Orstw  przemysłowych,  podejmując  się  fabrykowania  tabaki, 
^r*Owadząc  poszukiwania  soli  i  rozszerzając  wyrób  tak  żelaza, 
^Koteż  nar2:ędzi  w  zakładach  biskupstwa  krakowskiego. 

Dochód    z  tabaki,  ustanowiony  w  roku   1775,  był  pusz- 

^^ny   w  dzierżawę    antreprenerom,    lecz   z  początkiem   roku 

'^8  Komisya  postanowiła  wziąć  na  siebie  całą  manipulacyę 

^^^czną.     Odkupiła  więc  od  spółki   antreprenerskiej  założone 

iz  nią  fabryki:  poznańską,  korecką  i  warszawską,  założyła 


*)  np.  1780  roku  Konstytucya  pod  tyt.  „Ubezpieczenie  fabryk  krajo- 
-  ^b",  wydana  dla  Komisyj  Skarbowych  obojga  narodów  na  scsyi  25 
'"    ^nia  30,10  w  Dyaryuszu   178«.),  str.  319. 

•*)     Pr.    Ekon.  A  3,  str.  509. 

***)     Pr.    Ekon.  A,  14,  str.  031   pod  dniem   16  września   1777  r. 

****)  Rezolucye  Komisyi  Skarbu  Koronnej  na  noty  Komisyj  Po- 
^Mdkowych  Cywilnowoyskowych,  księga  69,  Nr.  96.  Odpowiedź   18  i   111. 


292 

później  kaliską  i  sama  sprowadzała  tytunie,  zamawiała  plan- 
tatorów z  Ameryki,  jednem  słowem  kierowała  całym  intere- 
sem, jak  to  poznamy  dokładniej  w  tomie  lVtym. 

Pragnąc  zaradzić  brakowi  soli,  Komisya  wydelegowała 
dnia  28  kwietnia  1788  r.  na  poszukiwanie  jednego  ze  swo- 
ich członków,  Tadeusza  Czackiego.  Ten  zwiedził,  badał  i  opi- 
sał w  swoim  raporcie  wszystkie  „miejsca  solne",  o  którycłi 
doszły  Komisyę  jakiekolwiek  wskazówki,  a  więc  |wsie:  Bej- 
sce, Solec,  Owczary,  Gumiennicę,  Wącłiock,  Rączki,  Szokę 
i  Busk;  dla  dwócłi  ostatnich  żądał  zasiłków  ze  skarbu,  chociaż 
roboty  były  już  prowadzone  przez  spółkę  Beusta  i  przez  kl-na 
Jezierskiego.  Tej  właśnie  epoce  zawdzięcza  istnienie  swoje 
kwitnący  i  tak  przez  pacyentów  uczęszczany  dzisiaj  Ciecho- 
cinek. Oficyaliści  komory  celnej  Nieszawa  donieśli  zwierzch- 
nikowi swemu,  superintendentowi  prowincyi  Mazowieckiej, 
a  ten  Komisyi,  że  w  pobliżu  rzeczonej  komory  pod  wsią  Cie- 
chocinkiem wytryskuje  woda,  częściami  solnemi  napełniona 
tak  obficie,  że  na  roślinach  i  ziemi  okazują  się  wypary  wi- 
doczne. Wydelegowany  do  badań  Dziarkowski  „nauki  lekar- 
skiej doktor"  (mieszczanin  z  pochodzenia)  raportem  z  dnia  27 
września  tegoż  1788  roku  stwierdził  prawdziwość  odkrycia. 
Mniej  pomyślnie,  czyli  raczej  niepomyślnie  wypadła  wyprawa 
Rejcharda,  wysłanego  w  roku  1790  „do  głębienia  poznaków 
soli"  w  Słońsku  i  Wilkowicach  (w  Lęczyckiem)  oraz  do  spra- 
wdzenia tam  robót,  prowadzonych  przez  Wyrwicza.  W  gó- 
rach Raciązkich  świdrowano  sól  w  roku  1792.  Obiecywała 
Komisya  po  6.000  czerw.  złt.  rocznej  pensyi  za  wynalezienie 
soli  kopalnej  Wałeckiemu  i  Posmanowi  oraz  niejakiemu  Gie- 
rykowi,  który  obiecywał  wynaleźć  sól  „w  tej  dobroci  i  wie- 
lości, jaka  jest  w  Wieliczce".  Podobne  obietnice  poczynion 
niejakiemu  Genez.  Niemcewicz,  starosta  rewiatycki,  jeździł  dc 
Libawy,  żeby  ztamtąd  tańszy  transport  soli  zagranicznej  urzą-, 
dzić,  mijając  komory  pruskie  *). 


*)     Pr.  Ekon.  A/25,  str.  385—387,  469,  272,  342;  A/27,  str.  15< 
A/28,  str.  1586;  A/30,  str.   1370.  Raport  Dziarkowskiego   i  kilka  iimy( 


i»93 

Gdy  sejm  oddal  pod  zarząd  :?karb owy  dobra  biskupstwa 
krakowskiego,  Komisya  kazała  rozszerzyć  znajdujące  się  tam 
kopalnie  węgla  kamiennego.  « Wzięty  do  tej  pra- 
cy Jaśkiewicz  (Jan\  konsyliarz  J.  K.  Mci.  Akademii  paryz- 
kiej  towarzysz".  Niewątpliwie  jest  to  profesor  Szkoły  Gł<> 
^vnej  Koronnej,  czyli  Akademii  Krakowskiej  *k  Miał  on  kre- 
J}t  otwarty  w  kasie  Prowincyi  Krakowskiej,  a  w  r.  17sX) 
otrzymał  całkowity  zarząd  nad  kopalniami  węgli  ziemnych. 
Instrukcya  upowatnia  go  do  sprzedawania  tycłi  węgli  i  do 
^^'yznaczenia  płacy  górnikom,  oraz  kowalowi:  inne  zaś  płace 
jakoto:  pisarzowi  węgielnemu  po  .ó4  zip.:  steigerowi  72  zip. 
i  cieśli  górniczemu  75  złp.  na  miesiąc  sama  Komisya  ozna- 
czyła. Brakło  jeszcze  pieca  szmelcowego  i  szm3lcarza,  ten 
ostatni  miał  być  sprowadzony  z  Saxonii.  „Co  się  tyczy  da- 
wnychi  zrobów  ołowiu,  gdy  z  płóczek  oka/.e  się  dla  skarbu 
Kor.  pożytek,    Komisya    wydatku  nic  wzbroni**.     Kopalnia  ta 

• 

istniała  zapewne  pod  Siewierzem.  Czynnemi  były  wciąż  fa- 
bryki Sucliedniowskie  (do  którycłi  należały  Dąbrowa  i  Gra- 
nica), tudzież  Samsonowskie.  Oprócz  żelaza,  z  wielkich  pie- 
ców wycłiodzącego,  kuźnice  Suchedniowskie  i  S  a  ni- 
sonowkie,  zaczęły  teraz  wyrabiać  kule,  bomby,  granaty, 
kartacze,  obręcze  żelazne  do  kuchni  polowych,  piece  obo- 
zowe, blachę  na  pontony  i  feldflasze,  naczynia  żelazne  szań- 
cowe. W  tychże  kuźnicach  w  r.  \7\)\  rozpoczętą  została  przez 
trzecłi  Niemców,  sprowadzonych  z  zagranicy,  fabryka  k')s 
trawnych  i  sieczkowych,  a  chłop  Piotr  Pająk   ., dowcipnie'*   do- 


Podobnych    znajdują  się  między    luźncmi    arkuszami   w  plioo    W')  d/Jnłu   II. 
'^enie  robił  mapę  Słońska.  A  2"),  str.  122;  A  27,  str.   J'tM3. 

*)  W  programacie,  drukowanym  pod  tyt.  „Lekcy o  Akademickie. 
^^  w  Szkole  Głównej  Koronnej  od  dnia  1  paźd.^icrnik  i  l7S."ł,  .iż  do  8C 
^^WCa  1786  publicznie  dawane  będą"  w  dziale  pod  tyt.:  S;:kola  Fizyc/nn 
•«kiewicz  nazywa  się:  Filozotii  i  Medycyny  Dr.  prezes  kolie^^ium  Fizycz- 
°^o  Akademii  Nauk  Paryskiej  Korespondent,  Dokt-ir  Nndw(;rn\'  J.  K.  .Mci. 
nisioryi  Naturalnej.  Botaniki  i  Chemii  publiczny  profesor.  'Ale  w  roku 
l'88^9  niema  go  już  między  wykładajt^cymi. 


294 

szedł  sekretu  robienia  stali  surowej,  jaką  przedtem  robił  Sol- 
bacłi  magister  (majster)  zagraniczny".  Za  tę  przysługę  Komisy  a 
udzieliła  mu  nagrodę  pieniężną  w  kwocie  złp.  300  i  uwolniła 
go  od  pańszczyzny  na  całe  życie.  Docłiód  roczny  z  kuźnic 
od  d.  1  września  1790  r.  do  tejże  daty  1791  r.  wynosił 
brutto  85.689  złp.,  z  tego  awans  kuźnicom,  utrzymanie  ma- 
gazynu w  Warszawie  i  inne  potrzeby  zabrały  19.653  złp., 
w  żelaztwie  niewyprzedanem  leżało  21.101;  wpłynęło  tedy  do 
skarbu  w  gotowiźnie  netto  44.934  złp.  Potem  do  dnia  1  st>'- 
cznia  1792  dla  Komisyi  Wojskowej  dostarczono  amunicyi 
i  drzewa  na  202.295  złp.  ""). 

Widzieliśmy  też  niewykonane  projekty  np.  założenia 
„papierni  krajowej  skarbowej"  do  wyrabiania  stempla  „|X)- 
nieważ  papiernie  prywatne  nie  mogą  dostarczać  w  czasie 
przyzwoitym  i  w  jednakowym  gatunku  tyle  papieru,  ile  go 
potrzeba",  albo  projekt  nadania  prawa  składowego  na  towary 
zagraniczne  bez  opłaty  ceł  miastu  Krakowowi  wewnątrz  mu- 
rów, w  celu  podniesienia  tego  miasta  z  upadku. 

Na  reperacye  zniszczonychi  gmacliów  w  waźniejszycli 
przynajmniej  miastacłi:  Krakowie,  Piotrkowie,  Lublinie,  Ko- 
misya  wyznaczała,  lub  u  Rady  Nieustającej  wyjednywała  fun- 
dusze, czasem  własny cłi  używała  inżynierów  i  oficyalistów 
do  wykonania  potrzebny  cli  robót  (które  wymienimy  w  tomie  IV). 
Najwymowniejszy  atoli  dowód  jej  troskliwości  o  dobro  mias 
znajdujemy  pod  rokiem  1790,  gdy  wystąpiła  z  „rekwizycyą 
do  Antoniego  Sulkowskiego,  odwołując  się  do  jego  litościweg 
serca  i  przeselając  podania  od  mieszczan,  oraz  od  żydóv 
Leszneńskicti  „aby  przyczynić  się  zecłiciał  do  podźwignieni- 
m.  Leszna  z  smutnych  zwalisk  łiandlu".  Wstawiennictwo  by 
skuteczne,  w-  parę  bowiem  tygodni  potem,  mianowicie  pod  d. 
października  te.i^oż  roku  czytamy  już  obszerną  umowę  w  16-t 


M     Protok.    Ekonom.  A,26,    str.  846,  856;    A/27,    str.  88   i  12h=ff-    i 
A  28,    str.    652    i    16v^5    (z   rachunku    Czolhańskiego    ekonoma);    A/ 30;   s^  '^^ 


29:> 

artykułach  z  podpisem  Xcia  Sulkowskiego,  dziedzica  m.  Le- 
szna, która  potwierdza  przywileje  i  nadania  prawa  Magde- 
burskiego, poczynione  przez  ojca  w  r.  173S,  przez  samego 
X-cia  Antoniego  w  r.  1762,  oraz  dawne  królewskie,  nadaje 
ulgi  dla  pogorzałych  domów,  fabr}'k  i  młynów,  zapewnia  wol- 
ność od  podatku  ofiary  na  lat  5  i  t.  p.  Następnie  Komisya 
Skarbowa  z  dobrym  skutkiem  udawała  się  do  Komisyi  Woj- 
skowej, aby  m.  Leszno  wolnem  b\'ło  od  rekruta  na  lat  12, 
oraz,  aby  Komisoryat  udzielił  miastu  pewną  znaczniejszą  su- 
mę tytułem  zaliczki  na  sukna  dla  wojska  z  kilkunastoletnim 
terminem  wypłaty.  Podobnie  w  dobrach  biskupstwa  Krako- 
wskiego taż  Komisya  w  r.  1791,  celem  polepszenia  stanu 
miast  tamecznych,  uwalniała  na  lat  10  od  wszelkich  po- 
datków i  składek  każdego,  kto  wybuduje  dom,  ofiarując  nadto 
po  cenie  kosztu  cegłę  i  drzewo  na  pokrycie;  zalecała,  aby 
z  każdego  miasteczka  kosztem  mieszkańców  utrz^^mywaną 
była  w  Akademii  Krakowskiej  jedna  kobieta  „dla  nauki  ba- 
biarskiej". 

Taż  Komisya,  dowiedziawszy  się  w  r.  179Lżewciągu 
ostatnich  trzech  lat  z  Krakowa  wyszło  1.152  rzemieślników, 
i  że  fabryki  tameczne  nie  wytrzymują  vv\spółzawodnictwa 
z  poblizkiem  miastem  galicyjskiem  Ludvvin<:)wem,  zanosiła  do 
Komisyi  Wojskowej  prośbę  o  obstalunki  na  fabr^^kach  kra- 
kowskich dla  d>'wizyi  Małopolskiej  i  o  zaliczenia  pieniężne  na 
rachunek  tych  obstalunków  *). 

Rada  Nieustająca,   utworzona  w  r.   1775  i  dodatkowcmi 

<5pisami    wzmocniona    w    r.    1776,  zawierała  w  liczbie  pięciu 

swoich     departamentów     polic\'ę    pod    prezydencyą    jednego 

^   rnarszałków  wielkich  lub   nadwornych  "**;.     Temu  Dcparta- 

''^^ntowi  powierzono   »,moc  examin()wania  rachunków  wszysL- 


•)     Prot.    Ekonom.     A'21,  str.    16')9,    17S4,   ISIO:    A  28,    str.  oN 
••)     Volumina  Legum  VIII,  fol.  v:^   i    ln2  (str.  T'*,  74)  fol.  Sól    (str. 


296 

kich  miast  królewskich  podług  praw  dawnych  i  obracania 
dochodów  na  rozrządzenie  Policyi  najpożyteczniejsze".  Pozwo- 
lono mu  też  „zawierać  kontrakty  z  kompaniami  co  do  m. 
Warszawy  tylko  do  zamysłów  potrzebnych  w  materyi  poli- 
cyi... bez  wyciągania  nowych  podatków  i  nie  przeszkadzając 
handlom,  w  kraju  przez  obywatelów  prowadzonym".  Chociaż 
konsyliarze,  obierani  na  sejmach,  zmieniali  się  co  dwa,  albo 
co  cztery  lata,  jednakże  Stanisław  August  umiał  zdobyć 
wpływ  przeważna'  w  każdym  komplecie  i  przeprowadził  za- 
wsze swoje  projekty.  Znając  jego  pojęcia  i  dążenia,  łatwo 
zrozumiemy,  że  miasta  i  mieszczanie  znajdowali  teraz  życzli- 
wą opiekę  u  najwyższej  władzy  rządowej.  Już  na  początku 
panowania  reskryptem  z  d.  1  czerwca  1765  r.,  król  mianował 
Komisyę  Boni  Ordinis  do  Starej  i  Nowej  Warszaw>'  „dla 
przejrzenia  i  przeczytania  praw,  przywilejów,  ordynacyj  da- 
wnych i  innych  dokumentów,  w  kalkulacye  dawniejszych 
prowentów  i  expens  publicznych  miejskich...  wejrzenia,  tych- 
że dawniejszych  kalkulac^^j  przez  szafarzów  miejskich  pro- 
wentowych,  już  poczynionych,  gdy  się  z  ubliżeniem  i  krz>^vdą 
całego  miasta  pokażą,  do  sprawiedliwego  kresu  poprawienia. 
Wreszcie  mają  wszystkie  nadużycia  i  bezprawia  poznawać  i  sądy 
Asesorskie  zawiadamiać"  *).  Od  roku  zaś  1777  były  wyzna- 
czone Komisye  Dobrego  Porządku  (Boni  Ordinis)  do  ró- 
żnych miast  królestwa  zwykle  pod  prezydencyą  wojewody  lub 
starosty  z  kilku  szlachty,  osiadłej  w  okolicy.  Nie  mo- 
gliśmy dojść,  ile  na  ogól  miast  było  urządzonych  przez  te 
Komisye?  Z  pewnością  wiemy  tylko  o  Krakowie,  Warszawie,^ 
Poznaniu,  Piotrkowie,  Kaliszu,  Wschowie,  Lublinie,  Sando— — 
mierzu,  o  wyznaczeniu  Komisyi  do  Brześcia  Litewskiegc 
Grodna,  Kazimierza  Dolnego,  Żytomierza,  Wielunia,  Brz( 
ścia  Kujawskiego,  Ziem:  Różańskiej,  Dobrzyńskiej,  Bielskic^=-.j 
Proszony  był    też    Król  o  mianowanie    Komisyi  do  Kamień^:^; 


*)    z  akt  Koinisyi  Boni  Ordini  Magistratu  Warszaw)',  protokół   F^-      1 
Nr.  3,  wypis  uprzejmie  udzielony  przez  Dra  Alex.  Rembowskiego. 


297 

Podolskiego,  Łomży,   Mińska   Litewskiego,    wojevvództvs'    Wo- 
łyńskiego i  Kijowskiego.  Z  jakim  skutkiem?  nie  wiemy  *).  Or}'- 
ginalne  sprawozdanie  w  druku  spółczesnym  (z  r.  1783)  znamy 
jedno  tylko  p.  t.  „Stan  Miasta  J.  K.  Mci  Wschowy".  Jest  ono 
obszerne,    dokładne,    pod    każdym    względem    wyczerpujące; 
gdyby    wszystkie    były    do    tego  podobne,  nie  pozostawałoby 
nic  do  życzenia  pod  względem    statystycznym,    prawno-łiisto- 
rycznym,  a  nawet   gospodarczym,  o  ile  możliwemi   były  ule- 
pszenia przy  szczupł}xh  funduszach,  znacznych  długach  i  roz- 
maitych przywilejach  i  zwyczajach,    które    hamowały  spręży- 
stość zarządu    miejskiego.     Nie  wszystkie    zapewne   Komisye 
wykonały   swą   pracę    z    równą    umiejętnością  i  gorliwością: 
w  każdym  razie  jednk  odszukanie  i  przedrukowanie  ich  dzieł 
przj-niosłoby  wielką  dla  historyi  korzyść.     Nie  omieszkaliśmy 
2uż3lkować  znanych  nam  fragmentów. 

Jeszcze  energiczniejszą  działalność  rozwinął  ostatni  z  dru- 

S^^go  okresu    komplet    Rady    Nieustającej,   mianowicie  Depar- 

^rnent   Policyi,    który  rozpoczął  czynność    swoją  od  dnia  16 

fetopada     1786    pod    prezydencyą    Raczyńskiego,    marszałka 

nadwor.    kor.     Zwróciwszy    nasamprzód     uwagę:     „dlaczego 

^^'   niiastach    królewskich    intraty  nie  powiększają  się,  owszem 

^P^dają"?    zalecił    kancelaryi    swojej    ułożyć    tabelę,    wyraża- 

J^^ł    ile  każde  miasto  powinno  mieć  w  kasie  swojej  dochodu 

P^opinacyjnego.     Nie    mogąc    spuścić    się  na  zv\yczajne  miast 

^^Porta,    Departament    rozesłał    do    miast  subaltcrnów  swoich 

n^a    dochodzenia  na  gruncie  aktualnego  miast  funduszu  jako- 

^^^   dojścia    onych    istotnej    potrzeby",   zaradzenia  wadom  za- 

'^ządu,    tudzież    rewizyi    zabudowań.     Lustracye  takie,    w    SA 


*)  Metryka  Koronna  księgn  kanclerska  większa  Nr.  7^,  reskrypta 
^^  str.  52,  125,  320,  171,  245,  328;  Nr.  88,  str.  9n  —  [fj.  Akta  Dcparta- 
njentu    Policyi  D.    P.  Nr.    4,    str.  523,    547:    Nr.  8,    str.  25.   131,  289,  299; 

^"^^   13,  str.  27,  72,  427;  Nr.   16,  sir.  36,   188,  219.  242.     Dokładniej  będzie 

^'  tomie  IV  8  91. 


298 

miastach  dokonane  *),  polepszyły  stan  miast  przez  ścisłe  wy- 
konanie licytacyi  docłiodów  propinacyjnycli;  dostarczyły  też 
dokładny cti  wiadomości  o  stanie  czynnym  i  biernym.  Wtedy, 
przycłiyiając  się  do  otrzymanycłi  memoryałów,  Departament 
asygnował  na  różne  potrzeby  miast  313.916  złp.  z  funduszu 
propinacyjnego. 

Lustratorowie  wykryli,  że  największą  część  docłiodów 
porozrywała  między  siebie  starszyzna,  że  mieszczanie  licyta- 
cyi nie  rozumieją,  albo  ją  kondyktem  (zmową)  niszczą,  „że 
niemasz  ani  pieniędzy  w  kasacłi,  ani  reparacyi,  że  najwięcej 
docłiodów,  składek  i  długów  obraca  się  na  pienią  i  komisye**. 
„Należałoby  się  spodziewać,  że  też  miasta,  uznawszy  rozrzą- 
dzenia Departamentu  Policyi  być  dla  siebie  pożytecznemi,  naj- 
cłiętniej  tymże  posłuszne  były;  lecz  nie  wszystkie  uczuły  ten 
zbawienny  dla  siebie  zamiar".  W  niektórycłi  miastacłi  koron- 
nycłi  (trzecłi:  Mławie,  Solcu  i  Radomiu)  i  we  wszystkicłi  pra- 
wie litewskicłi  starszyzna  stawiała  opór,  odważała  się  na  nie- 
posłuszeńswo  tak  dalece,  że  Rada  Niestająca  musiała  zarzą- 
dzić egzekucyę  wojskową  do  tycłi  miast  opornycłi.  Na  przy- 
szłość dla  zacłiowania  porządku  i  ściślejszego  dopilnowania 
egzekucyi  onego,  widząc  niepodobieństwo  objecłiania  coro- 
cznie miast  kilkuset  przy  szczupłej  liczbie,  bo  tylko  pięciu 
subalternów,  Departament  podzielił  najprzód  Koronę  na  15cie 
wydziałów,  czyli  komisoryatów,  do  każdego  wydziału  wyzna- 
czył z  szlaclity  osobnego  dozorcę  przysięgłego  pod  nazwą 
Komisarza  Policyi  z  pensyą  1.500  złp.  rocznie  i  stosowną  in- 
strukcyą.  W  pierwszym  objeździe  komisarze  obowiązani  byli 
dopilnować  licytacyi,  przeliczyć  kasę  miejską  i  depozyt  dla 
niej  obmyśleć  pod  pieczęciami  starościńską  i  miejską;  w  dru 
gim  reperacye  wyegzaminować.  Wydziały  te  byłu  nastę- 
pujące: 


*)  Warszawy,  Piaseczna.  Grójca,  Chełma.  Dubienki  przez  Kozłow- 
skiego, sekretarza  Departamentu;  Środy,  Szremu,  Kościana,  Kopanicy,  Babi- 
mostu, Międzyrzecza,    Skwirzyna,    Rogoźna,    Mieścisk    przez  Nagłowskiego„ 


299 


Tab.  125. 


W    P  r  o  w  i  n  c  y  i    Wielkopolskiej; 


1.  Poznański 

2.  Kaliski 

3.  Sieradzki 

4.  Kujawski 

5.  Mazowiecki 

6.  Warszawski 


mia^t 


17 
1-4 
15 
10 
18 
Ib 


(W  tej  liczbie  Piotrków) 
i  z  Płockie  nr » 
'Z  Łomżą' 


W    P  r  o  w  i  n  c  y  i    Małopolskiej: 


7.  Krakowski 


miast 


'  ale  w  tej  liczbie  obok  Kra- 
kowa mieszczą  się  Kazi- 
mierz, Kleparz.  Stradom). 


8.  Sandomierski 

•• 

i>> 

9.  Podlaski 

"ł 

ij 

10.  Lubelski 

^ 

13 

U.  Ruski 

■• 

11 

12.  Podolski 

•• 

12 

13.  Bracławski 

"* 

i3 

14.  Ukraiński 

■• 

13 

'Bohuslaw' 

15.  Kijowski 

•ł 

11 

iŻytMmii;r7,: 

Razem  miast  królew: 

skich 

w  Koronie     . 

•          • 

• 

1'1_' 

We  wszystkich    miastach    lustro\van\ch    domy    p()(;zna- 
czano  numerami  *),  kominy  murować  rozkazano.  Zabierał  się 


vice-sekretarza;  Wyszogrodu,  Mławy,  Sojhac  c'.va,  Msxc/'»:io\va,  Wyskitck, 
^wy,  Solca  przez  Taiiskiego;  Niv)Sza\vy,^lJ<»brzynia,  ,ko2ana,  Sandomierza, 
Opoczna,  Radomia,  Zwolenia  przez  Michalskiego;  Łęczycy,  Warki,  Stanisła- 
wowa, Latowicza  przez  Świ<;torzeckiego. 

*)  Widział  też  numerowane  domy  Schultz  w  przejeździe  przez  Litwę. 


300 

Departament  uformować  „na  wzór  rządnych  krajów"  'kasę 
ogniową:  w  rezolucyi  z  dnia  11  czerwca  1788  „być  potrzebą 
osądził,  gdyby  wszystkie  miasta,  na  zaratowanie  w  przypadku 
pogorzeliska,  czyniły  rok  rocznie  składkę  od  morgu  z  roli  po 
groszu  miedzianym  1,  od  morgu  z  ogrodu  po  groszy  miedzia- 
nycłi  2,  od  domu  murowanego  po  złp.  1,  od  drewnianego  po 
gr.  15,  a  takowa  składka  pod  rozporządzeniem  Departamentu 
zostawać  ma"  *).  Rezolucya  ta  pozostała  jednak  tylko  na 
papierze  dlatego  zapewne,  że  Departament  nie  był  mocen  na- 
kazać i  dopełniać  wykonania  bez  konstytucyi  sejmowej,  gdy 
„składka"  taka  mogła  być  uważaną  za  nowy  podatek.  W}^- 
raźne  zalecenie  wydał  tylko  do  pogorzałego  m.  Cłielma,  któ- 
rego odbudowaniem  zajął  się  gorliwie,  bo  i  od  Komisyi  Skar- 
bowej zażądał  pewnej  kwoty  dla  pogorzelców,  i  cegielnię  wy- 
stawił, i  swego  subalterna  (Kozłowskiego)  zesłał  do  oznaczo- 
nia  linii  rynku  i  ulic,  i  „abr>^sy"  do  murowania  miasta  po- 
wydawał, i  ratusz  do  wygody  sądów  za  przyłożeniem  sie 
podkomorzego  i  starosty,  rozszerzył.  Podobnież  m.  Piotrko- 
wu  z  powodu  pogorzeli  wyznaczył  20.000  złp.  i  allewia- 
cyę  w  czopowem  na  dwa  lata;  sprawiono  z  tycłi  sum  porząd- 
ki ogniowe,  a  nawet  wykupiono  jeszcze  zastawione  wójto- 
stwo za  9.000  złp.  Nadto  na  zabudowania  asygnował  De- 
partament dla  Piotrkowa  20.000  złp.,  dla  Poznania  15,000  złp. 
ze  skarbu  i  12.649  złp.  z  docłiodów  miejskicti  na  wymuro- 
wanie łiauptwacłiu,  w^^stawienie  bramy  i  przebrukowanie  ca- 
łego rynku.  W  Łęczycy  przerobiono  kościół  po- Jezuicki  na 
ratusz;  na  wybudowanie  lub  reperacye  ratuszów  obmyślone 
sumy  w  Żytomierzu,  Stężycy,  Zakroczymiu,  Drohyczynie,  Du- 
bience, Stanisławowie,  Warce,  Garwolinie,  Wąsoszu,  i  Wi- 
znie.  W  trzecłi  miastach  procesy  ukończył,  dla  Sandomierza, 
Nieszawy,  Różany,  Augustowa,  Wiskitek,  różne  sumy  na  wj'- 
kupienie    folwarków   i  gruntów  as^^gnował.     W  Wilnie    kwa- 


*)     To    rozrządzenie    wykonancm   nie  było    i  właśnie   Gron  a  u  gor- 
szył się  w  roku   1802,  że  Polska  nie  znała  fajerkasy. 


tery  wojskowe  uregulował,  w  Brześciu  Liiewskin:  K-jniisy;,* 
„Boni  Ordinis"  wprowadził;  w  Poli-cku  polskim  r.aj  ^rar.ic.i 
rosyjską  ^sprawiedliwość  dia  mieszkańców  o?o;ej  s:r->r.y  ob- 
myślił". Xa  usypanie  tam  dia  zabezpieczenia  <:»d  za.ewow 
Wisł\'  pod  Sandomierzem  ó.>»j  zlr.  wvzr.acz\i.  Zaio:-vł  13 
szkółek  miejskicli,  ponieważ  w  m.niejszych  miasteczkach  zda- 
rza się,  że  ,caly  magistrat  podpisuje  się  ręką  nieumiejętnego 
pisarza".  Szkółki  te  na  razie  nie  miały  wielkiego  powodze- 
nia, bo  „skoro  się  otwiera  czas  pilnowania  bydła  w  polu,  na- 
uczyciele nie  mają  uczniów"   *•. 

Sądy  Asesorskie  , wsparły  dekretami"  swoimi  Kamieniec 
Podolski,  Latyczew,  Żytomierz,  Owtucz  i  Winnicę:  te  miasta, 
iak  przyznaje  Mędrzecki.  .^zaczynają  przez  ludność,  handel 
i  rzemiosła  obiecywać  Rzeczypospolitej  posiłki  z  miast  kwi- 
tnącycłi  należne**.  Nawet  niektórzy  starostowie  zarabiają  so- 
bie na  lepszą  niż  dawniej  sławę:  tak,  Hryniewiecki,  starosta 
lubelski,  zaskarbił  sobie  wdzięczność  powszechną  pracami  nad 
uporządkowaniem  m.  Lublina;  zawieszono  jego  portret  w  ra- 
tuszu**). Marszałkowie  wielcy  koronni  Lubomirski  i  Mniszech 
starannie  gospodarowali  w  Warszawie. 

Po  zniesieniu  Rady  Nieustającej,  a  więc  i  Departamentu 
Policyi  dnia  19  stycznia  1789  r.  miasta  nie  miały  nad  sobą 
tak  czujnej  władzy  aż  do  czasu  utworzenia  Komisyi  Policyi 
Obojga  Narodów,  która  czynności  swe  rozpoczęła  w  dniu  4 
lipca  1791  pod  prezydencyą  Mniszcha,  ale  stosowała  już  no- 
^e  prawo  miejskie,  uchwalone  przez  sejm  czteroletni.  Będzie- 
my o  niem  mówili  niżej.     VV^  tem  miejscu    zanotujemy    tylko 


*)  Wszystkie  te  fakta  brane  są  z  Relacyi  Deputowanych  od  N.  Kon- 

^«<l^^cyi  Ob.  Nar.  do  exaniinowania  Komisyi  Policyi   Roku    1792,  str.  2—6 

*  ^    Raportu    generalnego   dwuletnich    czynności    Departamentu    Policyi    od 

^inau  1786   do   sejmu  1788    roku    zeszłej    Radzie  Nieustającej    uczynionego 

^    Dzienniku    Handl.    1788,   str.    704—711.     Sprawdzone    z    protokółem 

^.  P.  13. 

••;     Mędrzecki:  Zbiór  etc,  str.  20.  Koźmian:  Pamiętniki:  t.  I. 


302 

że  i  Komisya  Policyi  nie  zdoMa  zebrać  dokładnych  informa- 
cyj  o  stanie  funduszów  miejskich.  Od  większe}  części  miast 
nadeszły  wprawdzie  raporta  w  latach  1791  i  1792,  ale  te  nie 
były  wtenczas  nawet  uważane  za  wiarogodne,  „gdyż  magi- 
straty rzadko  istotny  stan,  tak  co  do  dochodów,  jak  i  dłu- 
gów w  swych  raportach  opisują".  Podajemy  jednak  owe 
niekompletne  i  niedokładne  obliczenie,  ponieważ  jest  jedynem, 
jakie  znamy.     Czerpiemy  je  ze  źródła  urzędowego  *). 

Tab.  126. 

Bilans  generalny,  okazujący  z  nadesłanych  raportów  niektó- 
rych miast  RzpIteJ  dochody  i  remanenta  oraz  długi  etc. 


Dochód 

miast 

roczny 


!     Rema 
nent 


Prowincya   Małopolska  okazuje 

złp 211.879 

Wielkopolska     (wyjąwszy     m. 

Warszawy,  które  raportu  nie 

oddało) !    113.188 

w.  Xięstwa  Litewskiego.     .     .       297.519 


Długi 
miastom 
:  należące 


Długi   od 

miast 

winne 


670.763 


1.458.861 
297.519 


Suma   ogólna     .     .     .  |    622.586  |   198.253    '      8.000     |  2.427.143 


Najdziwniejszym   jest    wykaz    funduszów    miejskich   Li- 
twy.    Miałażby  to  przypadkowo  złożyć  się  suma  długów  zu- 
pełnie   równa  sumie  docłiodów?     Czy    nie  jest  to  jakiś  figiel 
magistratów,  którego  nam  nie  wytłómaczono.  W  każdym  ra- 
zie bilans  ten,  nieobejmujący  najbogatszej  ze  ws2systkicłi  miast-z^ 
Warszawy  (opłacającej  3,141.000  różnycłi  podatków  do  skar — 
bu  Rzpltej)  przekonywa  nas,    że  stan  pieniężny  miast  nie  by^^ 
rozpaczliwy.     Masa  długów  nie  przewyższała  czteroletniej  ir 


*)    Relacya    Delegowanych  od  N.  Konfederacyi  Generalnej  Ob.  S 
do  egzaminu  Policyi  roku  1792,  str.  44. 


303 

traty  rocznej,  mogła  więc  być  spłaconą  bez  wielkiego  wysile- 
nia, gdyby  zostosowano  jakiś  plan  amortyzacyi.  A  -w  tym  bi- 
lansie z  pewnością  są  pominięte  znaczne  należności,  naprzy- 
kład  wzmiankowane  w  tej  samej  relacyi  (str.  15)  należne  mia- 
stom długi  kałiałów  żydowskicli.  Nie  weszły  tu  również  ka- 
pitały szpitalne  w  cyfrze  2,619.651,  które  spoinie  z  jalmużna- 
mi  czyniły  466.035  złp.  rocznego  docłiodu,  oraz  fundusze,  ja- 
kimi rozrządzała  sama  Komisya  Policyi. 

50«  Obaczmy  teraz,  jakie  owoce  wydala  w  rzeczywi- 
stości skreślona  w  poprzednim  paragrafie  działalność  władz 
publicznycti  i  społeczeństwa? 

Nasamprzód,  czy  powstał  i  czy  się  rozwinął  przemysł 
miejski? 

Tak,  i  właśnie  najbardziej  w  drugim  okresie.  Lubo  nie 
będziemy  w  stanie  oznaczyć  dat  założenia  każdej  fabryki 
mieszczańskiej,  ale  sama  krótkość  czasu  służyć  może  za  wska- 
zówkę, że  okres  trzeci  stosunkowo  niewiele  zakładów  prze- 
mysłowycti  mógł  powołać  do  życia. 

W  Wielkopolsce  rozwinęła  się  szczególnie  pro- 
dukcya  sukiennicza.  Pochodzenie  jej  sięga  dawnycłi  czasów. 
Już  w  XV  i  XVI  wiekacłi  roiły  się  od  tkaczy  cecłiu  sukien- 
niczego  Poznań,  Kościan,  Kalisz;  sukna  polskie  szły  dużymi 
transportami  do  Śląska,  Czecłi,  Moskwy.  Nie  zac^inęła  też 
całkowicie  w  najgorszych  czasach:  znajdowaliśmy  w  aktach 
Komisyi  Skarbowej  Koronnej  w  latach  1 7(^6  i  1 7(S7  ślady  wy- 
wozu sukien  do  Austryi  i  Rosyi  *).  Z  miast  wielkopolskich 
przeważnie  sprowadzała  majstrów  Kompania  Manufaktur  Weł- 
nianych. Ale  w  X\1II  wieku  Śląsk  wziął  przewagę  nad  Wiel- 
kopolską, szczególnie  od  czasu  przejścia  pod  rządy  b'r\'dery- 
ka  II;  w>Tabiał  on  podobno  wyższe  gatunki.  Wszakże  w  okre- 


*)  Skarga  tkacz('>w  Andrychowskich  na  zakaz  rządu  Austryackicgo 
wroku  1767  (Pr.  Kk.  A  3  str.  273  ;  mcmorvalv  J.  PP.  Makasicjow  i  Mar- 
kiewicza,  kupców  moskiewskich  wroku  1767  'Pr.  K  ko  nom.  A  4,  str.  23  J 
i  275). 


I 


304 

sie  drugim  badanej  przez  nas  epoki  produkcya  wielkopolska 
widocznie  wzrasta,  ożywia  się  i  doskonali.  Kupcy  rosyjscy 
prowadzili  wprawdzie  dużo  sukien  śląskich  transito,  lecz  z  ra- 
portów urzędowych  wiemy,  że  i  sukien  wielkopolskich  przy- 
chodziło w  roku  1788  odrazu  po  5.000  sztuk  na  jarmarki 
berdyczowskie,  a  na  wszystkich  pięciu  jarmarkach  ukraiń- 
skich „śmiało  liczyć  można  30.000  sztuk  sprzedawanych"  *.•. 
Wzrost  dobrobytu  okazuje  się  też  z  wyższych  cen  gruntu: 
w  okolicy  Rawicza  zagon  roli  kosztował  4  czerw,  złot.,  gdy 
w  okolicach  Warszawy  tylko  4  złp.  **).  Bo  też  Rawicz 
liczył  3J7  sukienników  przy  200  warsztatach  i  wyrabiał  (oko- 
ło roku  1800)  po  14.000  postawów  na  rok  w  cenie  od  2'  ^ 
do  12  złp.;  sukno  odznaczało  się  dobrą  apreturą;  do  Rosyi 
wysyłano  samych  sukien  na  800.000  złp.,  a  razem  ze  skóra- 
mi wartość  produkcyi  dosięgała  1,320.000  zip.  ***).  Zduny 
liczyły  104  sukienników  przy  70  warsztatach,  wyrabiały  5.370 
postawów  rocznie,  a  produkcyę  całkowitą  razem  z  płótnami 
szacowano  blizko  na  500.000  złp.  Wschowa  liczyła  200 
sukienników  przy  180  warsztatach  i  117  płócien  ników  z  80 
krosnami.  Bojanowo  ma  250  majstrów  przy  175  war- 
sztatach; wysyła  za  granicę  po  10.000  postawów  wartości 
około  420.000  złp.  W  Lesznie  było  138  sukienników  i  ty- 
leż warsztatów.  A  i  pomniejsze  miasta  miały  czasem  wcale 
pokaźną  produkcyę:  Obierzyska  na  300.000  złp.  N  o  w  y 
most  na  108.000,  Trzciel  (Tirschtiegel  na  175.000  złp. 
i  t.  p.  ****).  Cyfry  te  braliśmy  z  obliczeń  pruskich  z  roku  1800, 
a  według  słów  H  ols  che  go  produkcya  ta  wówczas  nie  zwię- 


*)  Raport  kontraregestranta  prowincyi  Ukraińskiej  do  Komisyi  Skar- 
bowej Koronnej  z  dnia  12/12  1788  w  Archiwum  Skarb.  Koron,  dział  XXX, 
plika  Nr.  34. 

**)     Pam.  Hist.  Polit.  1785,  str.  1018. 

***)     Holsche:  1.  cit.  11,  297  —  302. 

*♦*♦)  Holsche:  1.  cit.  II,  286—290;  Polen  zur  Zeit  der  zwey  letztei* 
Theilungen  hislorisch,  statistisch  und  geographisch  beschrieben  1807,  str. 
104,  107,   112. 


Wjinik  iTinnr.  Nlinik  0^11  cblopteo  winny 


Klinik  czerwienny. 


Karty  wyra 

(Za: 


WewD^trane  daleje  Polski  Eoraosa     Tom  IL 


Danik  ezerwieona. 


Wjżnik  dzwonkowy. 


Tn^  ottamplnwmy  przez  Begenta 
Fa^ni  Stemplowego. 


Paczka,  w  której  te  karty 
byty  sprzedane. 


■  (1701  - 

tBW0rX 


Drok.  Satamina  Sikorskiego. 


305 

kszała  się,  ale  raczej  zmniejszała  się  —  przynajmniej  w  obwo- 
dzie Pyzdrskim.  W  roku  1783  wszystkich  warsztatów  su- 
kienniczych  w  miastach  Wielkopolski  rachowano  948,  na  zi- 
mę wszakże  bywało  czynnych  zalewie  sto,  ponieważ  dużo 
sukna  leżało  bez  odbytu  *). 

W  wielu  z  tychże  miast  wyrabianem  było  płótno:  Wscho- 
wa liczyła  117  tkaczy.  Tu  znajdowała  się  też  drukarnia  Jana 
Bogumiła  Hebolda  **). 

W  Poznaniu  bankier  Klug  założył  wyborną  fabrykę  wy- 
robów wełnianych  pewno  w  okresie  drugim,  ponieważ  da- 
wniej księgi  skarbowe  wspominają  o  nim,  jako  o  kupcu  an- 
gielskim. Posiadał  nadto  dwie  fabyki  jedwabne,  które  według 
zaświadczenia  magistratu  poznańskiego  z  roku  1784  wydawa- 
ły towar  równy  zagranicznemu,  a  tańszy.  Rada  Nieustająca 
udzieliła  mu  pożyczkę  w  kwocie  1.000  czerw.  zł.  bez  prowi- 
zyi,  pozwoliła  dać  mu  plac  nad  Wartą  i  zakazała  zakładania 
podobnych  fabryk  „na  przeszkodę"  bez  opowiedzenia  się  ma- 
gistratowi. Do  niego  też,  zdaje  się,  należała  fabryka  skór, 
a  Departament  Policyi  pozwolił  też  Samuelowi  Rorman  zało- 
żyć garbarnię  angielską  we  Wschowie  ***). 

Były  też  w  Poznaniu  jakaś  fabryka  wyrobów  jedwa- 
bnych i  fabryka  mydła  czarnego  przed  rokiem  1786  ****). 

W  Małopolsce,  szczególnie  w  Krakowskiem,  było  kilka 
fabryk  sukiennych  szlacheckich  (w  Józefowie,  Klimontowie, 
Bogoryi,  Żarkach,  Włodowicach,  Koziegłowach),  ale  wyrabiały 
one  tylko  proste  sukno  w  niższych  gatunkach.  W  samym 
Krakowie,    kupiec  i  obywatel  Frystacki    wyrabiał  po  100 


*)     Pam.  Hist.  Polit.   1783,  str.  249. 

**}  Drukował  w  tej  drukarni  „Wschowskiej*  Franciszek  książę 
Sułkowski,  generał-inspektor  swoje  dzieło  p.  t.:  Pamiętnik  żołnierski"  1780, 
str.  310). 

**•)  Pr.  Ek.  A/4,  str.  264  i  A/5,  str.  235.  Relacya  Delegowanycłi 
1792,  str.  7.     Prot.  Departamentu  Policyi  8,  str.   177. 

****)     Pam.  Hist.  Polit.   1786,  str.   166. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.— T.  II.  20 


306 

do  150  sztuk  rocznie  sukien  w  24  gatunkach  (których  prób;; 
oglądaliśmy);  „młodość  swoją  doskonalił  on  przy  fabrykacl 
zagranicznych",  znał  się  więc  na  rzeczy,  ale  zw^iększeniu  pro 
dukcyi  stały  na  zawadzie  szczupłość  funduszów  i  brak  lud2 
przędzących  *).  X.  Wacław  hr.  Sierakowski,  kanonik  kate 
dry  krakowskiej,  w  roku  1786  założył  fabrykę  sukienną,  że 
bracką,  „dla  dania  wsparcia  nędzy  i  ubóstwu",  ale  ta  insty 
tucya  dobroczynna  nie  mogła  przyjść  do  ładu:  dyrektor  i  za 
razem  kasyer  (aptekarz  Like)  dopuścił  się  nadużyć;  na  począ 
tku  roku  1788  trzeba  było  zbierać  kompanię  z  10-ciu  osól 
duchownych  i  świeckich  „na  obmyślenie  funduszu";  złożone 
31.800  złp.,  a  po  trzech  latach  znalazło  się  97.186  złp.  defi 
cytu.  Wyrabiano  wszakże  sukna  w  dosyć  wysokim  gatunku 
bo  na  13  złp.  łokieć,  a  nawet  utkano  dla  króla  kobierczyl- 
z  herbem  ciołek  **). 

Garbarnie  krakowskie  musiały  wyrabiać  znaczną  liczba 
skór,  gdy  w  roku  1789  poseł  pruski  Lucchesini  zamówił  ti 
19.000  sztuk  dla  swego  rządu  ***).  Istniały  też  jakieś  fabry- 
ki pasów,  gazy,  śpilek  oraz  kart  niejakiego  Burgona.  Mie- 
szczanin krakowski  Fr.  Krumpoholtz  założył  w  okolicach  mia- 
sta jedne  fabrykę  śrótu  i  dwie  prochowe,  mianowicie  poc 
Korzkwią  i  pod  zamkiem  Ojcowskim;  trzecia  fabryka  procłio- 
wa  nieznanego  mi  właściciela  znajdowała  się  między  Skałami 
i  Wysokiemi  Górami;  wszystkie  razem  dostarczały  do  100 
kamieni    na   rok  ****).     Prawie   tyleż  (1.000  centnarów  rocz- 


*)  Archiwum  Kor.  Skarb.  Dział  XXX  plika  34.  Raport  z  fabryki 
krakowskiej  z  próbkami. 

•*)  J.  Seb.  Dembowski  wydał  całą  broszurę  pod  tyt.:  Rzecz  krót- 
ka o  fabryce  sukicnney  Krakowskiej.  Kraków  1791  w  druk.  Szkoły  Głów- 
ncy  Koronncy  str.  57,  72,  74  etc. 

***)  Pr.  Ekon.  A  26,  str.  1062.  Mollers:  Reise  nach  der  Ukrane, 
sir.  4. 

****)  Dzicn.  Handl.  1788,  sir.  752  i  1786,  str.  166.  Czamarka 
i  Sarafan,  Warszawa  1791,  (broszura  str.  160).  Cennik  procłiów  był  po- 
dany pod  Nr.  77.  Pr.  Ek.  A  30,  str.  299 


307 

nie)  wyrabiali  jacyś  żydzi  na  swym  młynie  prochowym  wo- 
dnym, gdzieś  w  województwie  krakowskiem.  Pod  Krakowem 
też  istniały  fabryki  ołowiu  i  glejty. 

W  województwach  ruskich  nie  wiemy  o  żadnych  fabry- 
kach mieszczańskich,  oprócz  wspomnianych  w  §  47  Amieta 
i  Mullera  w  Niemirowie,  nabytych  od  Wincentego  Potoc- 
kiego. 

Na  Mazowszu  w  Jeziornie  niejaki  Fisch  posiada 
przed  rokiem  1777  „własną  fabrykę  papieru",  która  dostar- 
czała (np.  w  roku  1792)  znacznych  ilości  stempla  dla  Komi- 
syi  Skarbu  Koronnego  *).  Paschalis  w  dobrach  swoich  Z  i  e- 
lonce  i  w  Warszawie  założył  50  warsztatów,  gdzie  się  ży- 
wiło do  300  sierot**).  W  Potoku  blizko  Warszawy,  naprze- 
ciwko Marymontu,  Fryderyk  Bogumił  Leonhardy,  konsyliarz 
J.  K.  Mci  (kasyer  Teppera?),  ma  fabrykę  kartunów,  chustek, 
pasków,  sukien  damskich  ***). 

W  samej  Warszawie    słyną  przede wszystkiem  fabryki 
powozów,  a  między    niemi    pierwsze    miejsce    zajęła    fabryka 
Dangla.  Z  profesyi  był  to  siodlarz,  uczył  się  rzemiosła  w  Lon- 
dynie; wsławił  się   nasamprzód  siodłem    kszałtnie  wyrobionem 
dla   posła    angielskiego  Withwortha;    mieszkał    wtedy  jeszcze 
w  małym    domku    przy   ulicy  Rymarskiej.     Później  zatrudniał 
300   robotników,    samych    krajowców.     Miał  wszelkich    maj- 
strów, jacy  do  zupełnego  wystawienia  powozu  potrzebni  byli. 
Bywało  gotowych  po  100  powozów  w  cenie  od   100  do  2.000 
dukatów.    Wykończenie  i  przyozdabianie  odbywało  się  w  sali 
pierwszego  piętra,  a  gdy  powóz  b}'ł  zakupiony,  wtedy  spusz- 
czano go  na  dół  po  pomostach.  Wyroby  tej  fabryki  nie  ustę- 
powały podobno  najwytworniejszym   angielskim.     Około  roku 


•)     Pr.    Ekonom.  A/ 30,  str.  584. 

**)  Glos  Jezierskiego,  kasztelana  łukowskiego,  w  Dz.  Czyn. 
S.  G.  W.  sesya  174,  z  dnia  16/10,   1789. 

***)  Gazeta  Narodowa  y  Obca.  Suplement  do  Nru  37,  str.  22 J 
obwieszczenie. 


308 

1793  Dangiel  wdawał  się  nieco  w  interesa  bankierskie.  Po 
ostatnim  rozbiorze  fabryka  jego  zmniejszyła  się  jeśli  nie  do 
7$  to  do  V4>  po  części  z  powodu  współzawodnictwa  innycli 
fabryk,  a  po  części  dla  tego,  że  już  nie  było  króla  i  wielkich 
panów,  którzy  kupowali  u  niego  najdroższe  powozy  czasem 
bez  potrzeby,  dla  podtrzymania  przemysłu  krajowego.  Tańsze 
powozy  można  było  znaleźć  u  Szperla  i  Krauza*). 

Już  w  połowie  XVlII-go  wieku  prowadziła  Warszawa 
znaczny  handel  pudrem  i  krochmalem;  tego  ostatniego  na  sa- 
mym Solcu  istniało  10  fabryk.  Na  Bielinie  słynęła  fabryka 
bulionu  **). 

Wyprawiano  skóry  na  fabrykach:  1)  będącej  własnością 
Niemirowskiej;  2)  uprzywilejowanej  Cadra  w  rynku  pod  Nr. 
54,  „znacznym  kosztem  wystawionej"  przed  r.  1777;  należał 
do  niej  młyn  do  mielenia  kory  dębowej,  ustawiony  za  pozwo- 
leniem Komisyi  Skarbowej  na  Wiśle  naprzeciwko  gmachu  PP. 
Wizytek;  wyprowadzała  ona  swoje  w>Toby  za  granicę,  a  sły- 
nęła szczególnie  z  najprzedniejszych  skór;  zwanych  „bukaty" 
i  używanych  na  buty  woskowane;  3)  Schultza,  bankiera,  która 
też  wyprawiała  skóry,  jakich  nigdy  w  Polsce  dotąd  nie  było**; 
4)  Szmula  Jakubowicza  ***). 

Na  Pulkowie  pod  Marymontem  fabryka  cycowa  (perkali), 
należąca  do  Leonarda  i  Senapiusa,  wyrabiała  materye  na  ka- 
mizelki, żupany;  wybicie  karet  i  pokojów  nawet  z  sylwetkami 
„podług    własnych    deseni",    bo    ma    ludzi   z   zagranicy.     Na 


*)  Magier:  Estetyka  m.  Warszawy  a.  24.  Schultz:  Reise  eines 
Liellanders.  Uwagi  nad  Uwagami,  str.  68.  Holsche:  1.  cit.  11,  381. 
Ochocki:  Pam.  wyd.  I.  J.  Kraszewskiego  II,  47. 

*•)     Sobieszczański:  Pogląd  na  postać  m.  Warszawy,  str.   16. 

***)  Dzień.  Handlowy  1786  str.  388  i  1787,  str.  282.  Pr.  Ekon. 
A/14,  str.  699;  Strój  no  wski  w  Dzicn.  Cz.  S.  G.  W.  sesya  345  z  dnia 
12/11  1790  i  348  z  dnia  23.11  1791)  roku.  Gazeta  Rządowa  Nr.  48, 
str.  291. 


309 

ulicy  Długiej  pod  Nr.  589  w  Dworku  Pijarskim    była   też   fa- 
bryka obić  tak  płóciennycli,  jak  i  papierowych.  *). 

Fabryki  sukiennicze:  1)  Rehana  zapewne  duża,  ponieważ 
przyjęła  od  Komisyi  Policyi  200  żebraków  do  roboty;  2) 
w  Prochowni,  gdzie  przyjęto  50  żebraków  od  tejże  Komisyi; 
3)  Abrahama  Papgatha  na  ulicy  Bednarskiej;  4)  sukien  na 
płaszcze  zwane  czujkami. 

Fabryka  kapełusznicza  Paulet'a  mogła  przyjąć  30  że- 
braków, a  więc  musiała  lepiej  prowadzić  swoje  interesa,  niż 
owa  nieudatna  kapelusznia,  którą  utrzymywała  niegdyś  Kom- 
pania Manufaktur  Wełnianych.  Małe  fabryki  kapeluszy  za- 
częli zakładać  około  r.  1770:  Howisch,  Stiibert,  Zeteberg, 
Fliis  i  Jędrzej  Bacher;  dawniej  chodzono  w  czapkach,  jak  za- 
pewnia Magier,  który  miał  podać  Bacherowi  myśl  wyrabia- 
nia cylindrów.  W  r.  1780  istniał  już  w  Warszawie  cech  ka- 
peluszniczy  **). 

Dwie  fabryki  wyrabiały  ze  srebra  i  złota  druty  i  ta- 
siemki ***). 

Gisernia  Piotra  Zawadzkiego  zaopatrywała  19  drukarń 
w  czcionki  ****). 

Zegarmistrz  Gugenmus  jeszcze  w  1767  r.  zrobił  zegar 
do  Izby  sądowej  w  Komisyi  Skarbu  Koronnego  za  27  czer. 
zip.  (486  złp.)  *****).  Jego  to  syn  zapewne  zrobił  duży  i  dobry 
zegar  wieżowy  do  pałacu  Kazimierowskiego  (obecnie  gmach 
Uniwersytetu),    gdzie    funkcyonuje    do    dziś    dnia;    na    jednej 


•)     Dz.  Handl.   1791,  str.   122;   1786,  str.  33—55. 

•*)  Uniwersał  Komisyi  Policyi.  Ob.  Nar.  z  dnia  23  grudnia  1791  r, 
podpisany  przez  Raczyńskiego,  marszałka  n.  kor.  (przy  Dzień.  Handl. 
^^92).    Magier:  Estet.  m.  Warszawy  d.  36. 

***)  Hubę  u  Dra  Wład.  Wisłockiego  w  artykule  p.  tyt.  Warszawa 
(Przewodnik  Naukowy  i  Literacki.  Lwów  1876  roku,  str.  1107,  grudzień 
^>.  18). 

****)     Dz.  Handlowy   1787,  str.  502. 
*****)    Pr.   Ekon.  A/4,  str.  241. 


310 

z  belek  mosiężnych  jest  wyryty  napis:    „Zrobiony  w  Warsza- 
wie przez  Antoniego  Gugenmus  Polaka  w  1820  r.". 

Gdy  fabryka  Belwederska  Stanisława  Augusta  nie  zdo- 
łała utrzymać  się,  jakiś  Sas  Wolff  założył  fabrykę  fajansów 
na  Bielinie  (dziś  ulice  Królewska  i  Marszałkowska),  zamówił 
sobie  glinkę  z  dóbr  księżnej  Marszałkowej  w.  k.  (Lubomir- 
skiej?)  za  opłatą  18  złp.  od  beczki  i  wyrabiał  naczynia  bar- 
dzo mocne,  mianowicie:  serwisy  stołowe,  tace,  filiżanki,  wazy 
do  angielskich  zbliżone,  wazony,  piramidy,  koszyki,  kafle  do 
wysadzania  podłóg  i  ścian,  glejt  czyli  emalię  z  kolorem  tak 
pięknym,  że  trudno  było  rozeznać  od  porcelany;  pracowało 
na  tej  fabryce  40  ludzi  *). 

Rafalowicz  wyrabiał  karty  polskie  i  francuzkie;  w  r.  1791 
pomiędzy  marcem  a  październikiem  Willing,  podobno  Holen- 
der z  pochodzenia,  ale  obywatel  m.  Warszawy,  otworzył  inną 
labrykę  kart  „nadzwyczaj  przednich"  z  udziałem  Rafałowicza. 
Komisya  Skarbowa  udzielała  mu  swej  opieki  i  robiła  różne 
dogodności,  obniżając  np.  stempel  aż  do  15  groszy**).  Da- 
jemy zmniejszoną  nieco  podobiznę  6-ciu  figur  i  asa  ze  stemplem 
złotowym,  oraz  paczki  z  firmą.  Ze  światłych  uwag,  nade- 
słanych nam  uprzejmie  przez  profesorów  Karola  Estrejchera 
i  Maryana  Sokołowskiego,  wynika  wniosek,  że  figury  te  były 
wzorowane  na  francuzkich,  lub  ogólnie-europejskich  typach 
kartowych.  Cechę  miejscową  wyrobom  swoim  Willink  nada- 
wał, mieszcząc  herb  Stanisława  Augusta  na  jednym  królu, 
nie  troszcząc  się  o  to,  że  niepodobny  doń  zgoła  z  rysów 
i  powierzchowności,  że  jest  siwy,  brodaty  i  wąsaty.  Tak  samo 
lilia  francuzka  na  damie  nie  wskazuje  na  żadną  królową 
Francyi.  Znaki  zodyaku  są  zabytkiem  symbolicznym  orna- 
mentów, jakie  się  znajdują  zwykle   na  kartach  XV  i  XVI  w. 


*)     Pamiętnik   Hist.    Polit.    1783  r.,  str.  376. 

**)     Dz.    Cz.  S.  G.    scsya  345    z  dnia    12,11    1790  r.  głos    Jezier- 
skiego; Pr.  Ek.  A;28,  str.  318,   1472.    A,30,  str.  853. 


311 

W  r.  1789  było  w  Warszawie  60  warsztatów  pusz- 
karskich,  które  mogły  dostarczać  po  1.000  sztuk  broni  na 
miesiąc  *). 

Już  w  r.  1776  miała  Warszawa  126  browarów,  z  tycłi 
niektóre  robiły  po  trzy  i  cztery  wary  na  tydzień  ***). 

Przy  zwiększonej  ludności  w  epoce  sejmu  czteroletniego 
zwiększyła  się  zapewne  i  liczba  browarów  i  ilość  produkcyi, 
ale  w  r.  1796  pod  rządem  pruskim  pozostało  tylko  86  bro- 
warów z  produkcyą  200.000  beczek  piwa.  Jużto  produkcya 
piwa  i  wódek  była  rozwinięta  aż  zanadto;  każde  miasto  i  mia- 
steczko posiadało  własną  propinacyę,  każdy  niemal  mieszcza- 
nin małomiasteczkowy  warzył  piwo  u  siebie,  lub  sycił  miody: 
tym  sposobem  w  każdym  prawie  domu  mieszczańskim  znaj- 
dowałeś szynkownię.  Bytoto  jednym  z  głównych  powodów 
upadku  i  poniżenia,  w  jakiem  znajdował  się  stan  miejski. 
Nie  wszystkie  jednak  browary  warszawskie  należały  do  mie- 
szczan, było  bowiem  znane  piwo  „szlacłieckie"  lekkie;  wa- 
rzyła je  uboga  szlacłita  na  Grzybowie,  Muranowie,  Kłopoc- 
kiem  i,  prowadząc  na  wózkacli  jednokonnych!  w  małych  becz- 
kach, po  4  i  5  złp.  po  domach  przedawała  *"**). 

Obok  fabryk  rozwijają  się  w  Warszawie  rzemiosła. 
Wspominaliśmy  wyżej  o  kunsztownem  stolarstwie  (ebenisteryi), 
które  się  ukazuje  podobno  od  czasu  sprowadzenia  majstrów 
westfalskich  z  NeuWied  przez  Ponińskiego.  Podróżnicy  (np. 
Schultz)  świadczą,  że  w  epoce  sejmu  czteroletniego  można 
było  znaleźć  w  Warszawie  rzemieślników,  zwykle  cudzoziem- 
ców, którzy  wszelkie  najwykwintniejsze  mogli  wykonywać 
rolx)ty.     W  r.  1796  są  jeszcze    33    cechy  i  wielu    majstrów, 


*)     Dyaryusz    krótko  zebrany  Sejmu  Gh')\v.  Warszaw.   178S  zaczę- 
t^o  Dufour,  Warszawa  tom  I,  str.  297. 

**)     Głos    biskupa    Turskiego    w  Dyaryuszu   1776  r.,    sesya    31 
z  dnia  11/10,  str.  284. 

*)     Magier:  Estetyka  m.  Warsz.  a  32. 


»»#> 


312 

którzy  do  żadnego  cechu  nie  należeli,  jak  np.  snycerze,  ka- 
mieniarze, malarze,  fryzyerowie.  Dla  przykładu  przytaczamy 
436  krawców,  580  szewców,  198  stolarzy,  113  kowalów,  110 
piekarzy,   133  siolarzy,  46  jubilerów  i  złotników  i  t.  d.  *). 

Wszystkie  te  fabryki,  przez  „szlachetnych"  i  „sławetnych** 
t.  j.  mieszczan  założone  i  prowadzone,  były  trwałe,  większa  część 
ich  bowiem  zdołała  wytrzymać  dwie  katastrofy  1793  i  1793;  znaj- 
dujemy je  np.  w  opisie  Warszawy  Hub  ego,  z  r.   1796. 

Do  przemysłu  miast  litewskich  nie  posiadamy  żadnych 
materyałów.  Zdaje  się,  że  na  tem  polu  Litwa  względem  Ko- 
rony była  zacofaną  wielce.  Nawet  o  fabrykach  pańskich 
i  szlacheckich  nader  rzadkie  napotykaliśmy  wzmianki.  Wy- 
czytaliśmy tylko  ogólnikową  wiadomość  ze  źródeł  rosyjskich^ 
że  po  ostatnim  rozbiorze,  pomimo  klęsk  przebytych  na  Litwie, 
istniały  jeszcze  niektóre  fabryki  np.  sukiennicze,  płóciennicze, 
tabaczne,  że  istniały  kompanie  przedsiębiorców,  ale  praca 
stanęła,  robotnicy  stracili  zatrudnienie,  towary  po  części  zle- 
źały  się,  po  części  uległy  konfiskacie.  Xże  Repnin  chciał  pro- 
dukcyę  przemysłową  ożywić,  ale  dokazać  tego  nie  był 
w  stanie  **). 

Dla  uzupełnienia  spisu  przez  dodanie  pominiętych  za- 
kładów przemysłowych,  jakoteź  dla  zgrupowania  ich  podług 
natury  różnych  gałęzi  produkcyi,  ułożyliśmy  tabelę  ogólną; 
system  podziału  wzięliśmy  od  pana  Dominika  Bociar- 
s  k  i  e  g  o,  który  przed  kilkoma  laty  badał  w  tym  samym  po- 
rządku dzisiejszy  przemysł  Królestwa  Polskiego  ***). 


•)     Hubę,  u  Dra  Wisłockiego  1.  cit.,  str.   1107. 

**)    Jle-IIy.ie:   CraH.    ABrycrb  IIoiWTOBCKift   in>  FpoAut    h   Jhtb»^ 

H-B   1794—7,  str.  69. 

**•)     Bibliot.  Warsz.   1873,  kwiecień. 


313 


Tab.  127. 


Spis  ogólny  fabryk,  Jakie  istniały  za  Stanisława  Augusta. 

A.    Przemysł  tkacki. 

I.  Wyroby  bawełniane:  1)  P^abryka  cycowa 
Leonarda  i  Senapiusa  pod  Warszawą  na  Pulkowie;  fabryka 
cyców  Niemierowskiej  w  Warszawie;  3)  fabryka  kartonów, 
chustek  etc.  Fr.  Bogum.  Leonhardy  w  Potoku  blizko  War- 
szawy; 4)  fabryka  cyców  w  Łysobykach  *);  5)  w  Niemiro- 
wie  Wincentego  Potockiego,  potem  H.  Amiefa  et  Comp., 
Mullera  et  Comp. 

II.  Wyroby  w  e  ł  ni  a  n  e:  a)  Sukna  1)  Kompanii  Ma- 
nufaktur Wełnianych  w  Węgrowie  do  1770  i  w  1794;  2)  przez 
tęż  Kompanię  założona  i  konfraternii  S.  Bennona  odstąpiona 
w  Cuchthąuzie  Warszawskim;  3)  w  Prochowni  w  Warszawie 
istniejąca  w  r.    1792;    4)  Abrahama    Papgatha  w  Warszawie; 

5)  fabryka  sukien  na  płaszcze,  zwane  czujkami,  Warszawska; 

6)  Rehana  w  Warszawie;  7)  Potockiego  Prota  na  Pradze;  8) 
Kluga  w  Poznaniu;  9)  warsztaty  (200)  w  Rawiczu;  10)  war- 
sztatów 138  w  Lesznie);  11)  warsztatów  180  we  Wschowie; 
12)  warsztatów  70  w  Zdunach;  13)  warsztatów  175  w  Bo- 
janowie; 14)  warsztatów  385  w  innych  miasteczkach  Wielko- 
polskich; 15)  fabryka  Frystackiego  w  Krakowie;  16)  fabryka 
żebracza  (X.  Sierakowskiego  i  Kompanii  w  Krakowie;  17)  fa- 
bryka w  Staszowie  Czatoryskiego,  później  Lubomirskiej;  18) 
w  Józefowie  zapewne  warsztaty;  19)  w  Bogoryi  Konarskiego 
też;  20)  w  Klimontowie  Ledóchowskich  też;  21)  w  Żarkach; 
22)  we  Włodowicach;  23)  w  Koziegłowach  warsztaty  z  małą  i  po- 

'   ślednią  produkcyą;    24)   w  Opolu    też;    25)  w  Modliborzycach 


•)  w  roku  1794  Rada  Najwyższa  Narodowa  otrzymała  memor3''ał 
'»^d  fabrykantów  cyców  w  Łysobykach".  Gazeta  Rząd.  Nr.  99,  str.  401. 
"'łaścidelem  był  podobno  Prot  Potocki. 


314 

podobne;  26)  w  Janowie  też;  27)  w  Urzędowie  *);  28)  fabryka 
Czartoryskiego  Józefa,  w  Korcu;  29)  Poniatowskiego  Stanisła- 
wa fabryka  w  Korsuniu:  30)  Potockiego  Szczęsnego  fabryka 
w  Tulczynie;  31)  Potockiego  Prota  fabryka  w  Machnówce; 
32)  fabryka  Lubowidzkiego  w  Chołochwastowie  na  Ukrainie 
wyrabiała  kuczbaje  i  ratyny,  ale  w  małej  ilości  **);  33)  fa- 
bryka Sapiehów  w  Różanie  i  34)  w  Kodniu;  35)  Tyzenhauza 
fabryka  w  Postawach;  36)  fabryka  królewska  w  Grodnie;  37) 
fabryka  królewska  w  Brześciu  Litewskim;  38)  fabryka  w  Ra- 
kowie; 39)  fabryka  w  Koźminie  w  województwie  Kaliskiem  ***); 
40)  Czartoryskiego  w  Wołczynie;  41)  fabryka  (duża)  w  Nowym 
Dworze.  Nadto  Magier  wymienia  jeszcze  tkaczy,  farbiarzy 
i  postrzygaczy  w  Złotowie,  Chodziczu,  Szamocinie,  Szubinie, 
Lobienicy. 

b),  pończoch:  42)  w  Kobyłce  Unruha;  43)  na  Golędzi- 
nie  pod  Warszawą  Kompania  Manufaktur  Wełnianych  do  1770 

c),  kapeluszy;  44)  Paulefa  w  Warszawie;  45)  na  Gołędzinie 
Kompania  Manufak.  Wełn.  do  1770  r.;  46)  Czartoryskiego 
Józefa  w  Korcu;  47)  Winc.  Potockiego  w  Niemirowie;  48) 
w  Drzewicy  ****). 


»> 


*')  Wiadomość  o  warsztatach  od  Nru  18  do  27  zaczerpnięta  z  ra- 
portów do  Komisyi  Skarbowej  Kor.  (Archiwum  Komisyi  Skar.  dział  XXX, 
plika  Nr.  34);  oglądaliśmy  próbki  owoczesne;  sąto  sukna  ordynaryjne,  samo- 
działy szare  lub  farbowane,  cenione  wówczas  na  4 — do  6  złp.  łokieć;  w  Jó- 
zefowie było  w  roku  1788  „fabrykantów"  8,  w  Klimontowie  5ciu,  w  Bogo- 
ryi  8miu.  Wszystkie  te  Nry  znajdowały  się  w  Prowincyi  Skarbowej  Kra- 
kowskiej koło  Krakowa,  Sandomierza,  Lublina. 

**)  Raport  kontrarcgcstranta  z  Berdyczowa  z  dnia  12/12  1788  r., 
w  Arch.  Sk.  Kor.  XXX,  Nr.  34. 

***)     Bliższych  szczegółów  o  Nrach  35  i  36  nie  znamy,  'wspomione 
są  tylko  w  Dz.  Handl.   1788  r.,  str.  575  —  581   z  uwagą,  że  Koźmin  leży 
w  województwie  kaliskiem.     Nowodworska,  Wołczyńska   i  Węgrowska  do- 
starczały   po  kilkanaście    tysięcy   łokci    Komisoryatowi    w   1794  roku  (plikL 
:^8  i  a  35). 

'**•)     D z.  Handl.   1788.  str.  580. 


315 

III.  Wyroby  lniane  i  konopne:  1 )  Fabryka  W. 
Potockiego  w  Niemierowie;  2)  fabryka  Potockiego  Szczęsnego 
w  Tulczynie;  3)  Czartoryskiego  w  Staszowie;  4)  Lubomirskiego 
Józefa  w  Korcu;  5^  Społeczeństwa  Fabryki  krajowej  Płóciennej 
w  Łowiczu;  6)  Sapiełiów  w  Różanie;  7)  w  Żodziszkacli  (po- 
wiat Oszmiański;  8)  Daniela  Skowrońskiego  zapewne  gdzieś 
na  Litwie  *),    9)  Królewskie  w  Manufakturachi  Grodzieńskicłi. 

IV.  W  y  r  o  b  y  j  e  d  w  a  b  n  e  i  z  ł  o  t  e:  1)  Fabryka  Słuc- 
ka  pasów  i  szlaków;  2)  takaż  fabryka  w  Kobyłce  l/nrułia, 
potem  Filsjean'a;  3)  w  Różanie;  4)  Drzewicy  5)  Krakowie;  6) 
Niemierowie;  7)  Korsuniu;  8)  Koreliczacłi,  Radziwiłłów,  gobe- 
linowa i  dywanowa;  9)  w  I^oznaniu  2  Kluga;  10)  w  Manu- 
fakturacli  Grodzieńskich  **). 

B.    Przetwory  płodów  roślinnych. 

V.     Cukrownictwo  nie  istniało  w  I^olsce  owoczesnej. 

Ilo^ć  zakładów  i  produkcyi  nie- 


VL  Gorzelnictwo 

VII.  Dystylarnie 

VIII.  Browary 

IX.  Warzelnie  miodu 


znana;  że  i^yła  znaczna,  wnio- 
skować można  z  ogólnej  cyfry 
czopowego,  które  w  okresie  1778 
—  1792  wzrastało  stopniowo  z 
l,27r).0(X3  do  2,023,7(^0  złp.  na 
rok  i  przewyższało  czasem  cały 
docłiód  cłowy. 

X.  M  ł  y  n  y,  t  a  r  t  a  k  i,  p  i  e  k  a  r  n  i  e  etc.  ilość  ogólna 
nieznana. 

XI.  W  y  r  o  b  y  t  a  b  a  c  z  n  e:  i^\'ibryki    1 )  Warszawska; 
2)  Poznańska;  3)  Kielecka;  4)  Korecka,   założona  przez  antre- 


*)  Nr.  8  wspominany  przcy  Weisscnhoffa  i  Sapiehę  na  scsyi 
353  (nie  352)  z  dnia  7.12    1790,  w  Dz.  S.  G.  W. 

*•)  Więcej  fabryk  do  wyrabiania  pas«3\v  wyliczają  Romer  w  Spra- 
wozdaniu Komisyi  Historyi  Sztuki  przy  Akademii  IJmicjętnoj^ci  w  Krakowie 
tom  V,  zcsz3rt  3ci  i  Aleksander  Jelski  tamże  w  zeszycie  4-m. 


\ 


f 


316 

pryzę  tabaczną  (prócz    Kieleckiej),    prowadzone    później  przez 
Komisyę  Skarbową  Kor. 

XIL  Wy  roby  papieru  i  obić.  1)  Papiernia  Fisch'a 
w  Jeziornie,  założona  w  r.  1778  przez  Fryderyka  Tysa,  oby- 
watela m.  Warszawy*),  potem  należąca  do  hr.  Unruha;  2)  takaż 
w  Postawach  Tyzenhauza;  3)  papiernia  w  Korytnicy  Xżnej  Lubo- 
mirskiej;  4)  w  Radostowie  Niemierzyca,  z  holendrem;  5)  w  Przy- 
susze Dembińskich;  6)  w  Supraślu;  7)  pod  Prenami;  8)  w  Łomży; 
9)  w  Stredlówce  o  milę  od  Berdyczowa;  10)  w  Mędrowie; 
11)  w  Mostkach;  12)  w  Suchowie  dobrach  biskupstwa  Krakow- 
skiego; 13)  Wybickiego  bez  wskazania  miejsca;  14)  fabryka 
obić  papierowych  i  płóciennych  w  Warszawie  przy  ulicy  Dłu- 
giej pod  Nr.  589;  fabryka  kart  francuzkich  i  polskich  Rafało- 
wicza;  16)  takaż  fabryka  Willinka  w  Warszawie  przy  ulicy  Bie- 
lańskiej; 17)  fabryka  takaż  Burgona  w  Prowicyi  Skarbowej  Kra- 
kowskiej;  18)  takaż  Perlego  na  Litwie  **). 

XIII.  Olejarnie:  Ilość  niewiadoma. 

XIV.  Wyrób  cykoryi:  niewiadomy. 

XV.  Krochmalu:  10  fabryk  na  Solcu  w  Warszawie; 
fabryka  makaronu  włoskiego  w  Warszawie  na  Starem  Mieście 
w  domu  Dr.  Gagatkiewicza  ***). 

XVI.  Wyrób  musztardy  i  octu:  Znana  jedna 
fabryka  octu  w  Warszawie  ****). 

Zakłady  fabryczne  stolarskie:  l)w Łachwie 
Radziwiłłów;  2)  w  Połoneczce    tychże;    3)  Karczewiu,  prowa- 


»» 


O  K.  w.  w  Kuryerzc  Codziennym  N.  163  z  dnia  15/6  1890. 
)  Niewymienione  poprzednio  Nry  3  i  4,  wzięte  z  Dzień.  Handl. 
1787,  str.  420,  430,  7  i  8  z  Holschego  I,  419  9)  Mollers:  Reise  nach 
der  Ukrane  str.  25,  nr.  10  wspominany  w  Pam.  Wybickiego  (Raczyń- 
ski V,  2)  w  tych  wyrazach:  „Postawiłem  wielką  papiernię,  która  dotąd 
zapewne  dość  sławna;  byłoto  najbardziej  skutkiem,  żem  był  w  Holland}^', 
gdzie  różne  fabryki  i  budowle  w  tym  rodzaju  widziałem*.  Pr,  Ek.  A; 30^ 
str.399,   1930. 

***)     Dz.  Handl.   1787,  str.  355  i  431. 

')     Hubę  (Dr  Wisłocki)  1.  cit.,  str.   1107. 


• » *  »\ 


317 

dzona  przez  Stersinga  nakładem  Franciszka  Bielińskiego,  pi- 
sarza w.  k.;  4)  w  Warszawie  ebeniści:  Simmler,  Diirehs,  Nenecke, 
Gerst,  Fries,  Romer  i  Dreistz  *). 

XVIII.  Zakłady  wyrabiające  terpentynę, 
smolę  i  dziegieć,  liczne  szczególnie  na  Polesiu,  lecz 
z  ilości  nieznane. 

XIX.  Fabryki  powozów:  1;  Dangla  w  Warszawie; 
2)  Szperla  i  3)  Krauza  tamże;  4)  w  Poznaniu;  5)  w  Różanie 
Sapietiów;  6)  w  Końskich  Małachowskiego;  7)  w  Drzewicy; 
8)  w  Staszowie  Czartoryskiego,  9)  w  Krakowie,  10)  królewskie 
w  Manufakturach  Grodzieńskich;  1 1)  Szczęsnego  Potockiego 
w  Tulczynie. 

XX.  Fabryki  fortepianów  i  organów  nie 
istniały,  jak  się  zdaje  w  Polsce. 


C    Przetwory  płodów  zwierzęcych. 

XXI.  Garbarstwo  i  B  i  a  ł  o  s  k  ó  r  n  i  c  t  w  o:  V)  Fa- 
bryka cholew  i  skór  angielskich  uprzywilejowana  Cadra  w  War- 
szawie w  Rynku  Nr.  54;  2)  fabryka  takaż  Szulca  w  Warszawie; 
3)  fabryki  Krakowskie;  4)  fabryka  w  Nicmierowie  Potockiego; 
5)  w  Tulczynie  S.  Potockiego;  6)  w  Staszowie  Czartoryskiego; 
7)  w  Korcu  Lubomirskiego;  8)  w  Smorgoniach:  9)  w  Piotrko- 
wie; 10)  zamszów  w  Korsuniu;  1 1)  fabryka  w  Czernicjowie  pod 
Gnieznem  Kluga  **);  12)  Szmula  Jakubowicza  na  Pradze;  13) 
sławne  juchtowe  wyroby  w  Pińsku  ***). 

XXII.  Fabryki  świec  i  mydła:  1 )  w  Kob\ice 
Unruha,  mydła;  2)  w  Różanie  Sapiehów,  świec  jarzących. 

XXIII.  Fabryki  kleju  i  wypalania  kości  za- 
pewne nie  istniały. 


•)     Magier:  1.  cit.  a  30. 

**)     Holsche:  1.  cit.  II,  323. 

*•*)     Polen  zur  Zeit  der  zwcy  Ictztcn  Theilungen   1807  str.  362. 


318 


D.    Przetwory  chemiczne. 

XXIV.  Fabryki  wyrobów  chemicznych:  1) 
Salamoniakalna  doktorów  medycyny  Augusta  Wolffa  i  Jakóba 
Hoffmana,  jak  się  zdaje  w  Warszawie  *);  2)  Miedziano-gór- 
ska  witryolu,  3)  saletry  w  Korsuniuj  Siemiatyczach  i  licznych 
majdanach  województw  ruskich;  3)  prochu  pod  zamkiem  Oj- 
cowskim; 5)  prochu  pod  Korzkwią;  6)  prochu  między  Skałami 
i  Wysokiemi  Górami;  7)  młyn  prochowy  wodny  żydów  w  woje- 
wództwie Krakowskiem;  7)  młyn  prochowy  artyleryi  kor.  pod 
Młocinami,  wystawiony  w  r.  1784  za  100.000  zip.,  9)  fabryka 
prochu  Szulca  w  Warszawie  **). 

XXV.  Wyrób  wód  mineralnych:  chyba  w  apte- 
kach. 

xxvi.  F  a  r  b  i  a  r  n  i  e:  głównie  przy  fabrykach,  war- 
sztatach sukienniczych,  przy  manufakturach  Wełnianych  i  Gro> 
dzieńskich. 

E.    Przemysł  kopalny,  kruszcowy  i  ziemny. 

XXVII.  Górnictwo  i  Hutnictwo:  1)  Miedziana 
góra,  kopalnie  miedzi,  z  której  bito  monetę;  2)  w  Końskich 
kopalnie  z  wielkimi  piecami  i  fryszerkami,  oraz  w  Białacze- 
wie  Stanisława  Małachowskiego;  3)  fabryka  królewska  żelazna 
w  Kobryniu  pod  dyrekcyą  dzierżawcy  Rajskiego;  4)  fabryka 
ołowiu,  szrótu,  glejty,  Krumpoholtza  pod  Krakowem;  5)  fa- 
bryka stali  w  dobrach  Cieklińsko  Jezierskiego,  kasztelana  łu- 
kowskiego; 6)  takaż  fabryka  w  Maleńcu  tegoż;  7)  takaż  fa- 
bryka w  Berezowie  pod  Kielcami  Józefa  Sołtyka;  8)  węgiel  ka- 


•)     Pr.    Ekon.  A/33,  str.  238  i  295. 

*•)  Nry  7  i  8  broszury  Czamarka  i  Sarafan  Warszawa  1791, 
str.  46,  Nr.  9  z  głosu  Strojnowskiego  na  sesyi  345  z  dnia  12/11  1790 
w  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  Szulc  zrobił  nawet  ofiarę  dla  wojska  z  pewnej  ilości 
prochu. 


319 

mienny  w  Sielcu  Stojowskiego,  czy  Stoinskiego;  9)  węgiel  w  Kli- 
montowicach  Miraszewskiego;  10)  węgiel  w  Pogonili  Korul- 
sklego;  U)  huty  Radziwillowskie;  12)  rudy  w  powiecie  Żyto- 
mierskim z  300  fryszerkami;  13)  kuźnice  Samsonowskie,  14> 
kuźnice  Suchedniowskie,  te  i  owe  w  dobrach  biskupstwa  Kra- 
kowskiego; 15)  kopalnie  Siewierskie;  16)  wielkie  piece;  któ- 
rych było  w  r.  1782  na  całą  Polskę  42  i  dymarki,  którA'ch 
było  wtedy  41  z  produkcyą  roczną  61.717  centnarów  i  czystym 
zyskiem,  podług  X.  Osińskiego  617.170  złp.  Główne  piece 
znajdowały  się  w  Parsowie,  Szałasach,  Samsonowie  pod  Sie- 
wierzem w  dobrach  biskupstwa  Krakowskiego;  u  Michałowskich: 
sekretarza  w.  k.  i  referendaza  w.  k.:  Antoninów  Dembińskiego, 
starosty  wolmbroskiego:  Podkańskicgo  Przysucha;  Szaniaw- 
skiego, starosty  bolesławskiego  pod  Drzewicą;  Cystersów  \Vą- 
chockich  pod  Bzinem;  Radziwiłła  pod  Mroczkowem;  Radoń- 
skiego  w  starostwie  Radosz\'ckiem;  Dołęgi.  Kluszowskicgo,  Gor- 
dona, Męcińskich,  Leszczyńskiego  w  starostwie  Lelowskiem; 
w  dobrach  stołowych  króla  pod  Brześciem  Litewskim;  Chrep- 
towicza,  podkanclerza  litewskiego,  w  Wiszniewie  (jedyny  piec 
wielki  na  Litwie);  Ponińskiego,  podskarbiego  w.  k.,  pod  Dr}'- 
łowem;  Bierzyńskiego,  Czartoryskiego  pod  Korcem.  Nie  W3ii- 
czamy  dymarek.  W  Biechowie  znajdowano  podobno  asfalt 
czyli  smołę  żydowską.  Pod  Olkuszem  Romiszowski  kasztelan 
dobywał  ołów  (3.500  kamieni  dla  KomisoryatuX  na  20  gala- 
rach wysłał  do  Sztokholmu  kruszec,  z  któregoby  można  wy- 
tapiać spiż  i  mosiądz  *). 

XXVI1L     Wyrób    machin,  narzędzi  etc:    1)    narzędzi 
żelaznych  w  Miedzieży    Jezierskiego,    k-lana    luków.;     2)  kos, 


*)  X.  Józef  Osiński:  Opisanie  p(»lskicli  żelaza  fabryk  etc.  1781,', 
str.  44  i  45,  tabela  do  kart  45,  ()').  Tabelę  tę  przedrukował  Biisching 
w  roku  1785  w  „Magazin"  XIX,  str.  4r.(.);  z  objaśnieniami  zaś  zużytkował 
Hieronim  Łabęcki:  Górnictwo  w  Polsce,  Warszawa  1841,  tom  1,  str. 
179,  180,  183,  270,  27:^,  303.  l)z.  Handl.  1787,  sir.  4J7.  List  kaszte- 
lana do  króla  6  1  17V2  roku  w  księdze:  „17<yl,  17ML'  Militaria"  I,  dział  U 
nr.  52. 


320 

tegot  w  Sobieniach;  3)  gisernia  Piotra  Zawadzkiego  w  Warsza- 
wie; 4)  f-ka  broni  królewska  w  Kozienicach;  5)  f-ki  Konieckie 
szabelnia  w  Gowarczowie  i  ruralnia  w  Pomykowie  *);  6)  ku- 
źnice Suchedniowskie  i  Samsonowskie  dostarczały  kul,  bomb, 
granatów,  kartaczy  i  naczyń  żelaznych  szańcowych;  7)  broń 
w  Staszowie;  8)  broń  w  Tulczynie;  9)  broń  w  Niemirowie; 
10)  warsztatów  puszkarskich  60  w  Warszawie;  11)  ludwisar- 
nia  w  Warszawie;   12)  mennica  w  Warszawie. 

XXIX.  Wyroby  platerowane  nie  istniały  w  XVIII 
wieku. 

XXX.  Wyroby  z  miedzi:  1)  w  Siemiatyczach. 

XXXI.  Inne  pomniejsze  metalowe:  1)  f-ka  śpilek 
w  Krakowie. 

XXXII.  Fabrykacya  gazu  nie  istniała  w  XV'III 
wieku. 

XXXIII.  Warzelnie  i  kopalnie  soli:  1)  we  wsi 
Bejsce  w  powiecie  Wiślickim,  sól  glauberska;  2)  w  Solcu  wsi 
klucza  Zborowskiego  hr.  Tarnowskich;  3)  w  Busku  8  szybów 
spółki  zagranicznej  pod  dyrekcyą  hr.  Beusta;  4)  w  Owcza- 
rach;  5)  w  Gumiennicy  pod  Straszniewem  w  powiecie  Chęciń- 
skim hr.  Tarnowskiego;  6)  w  Wąchocku;  7)  w  Rączkach  kom- 
pania „patryotyczna";  8)  we  wsi  Szolca  w  Łęczyckiem,  Je- 
zierskiego, k-lana  Łukowskiego. 

XXXIV.  Wyroby  z  marmuru  i  gipsu:  1)  w  Ja- 
nowicach Radziwiłła  przedmioty  kamienne  galanteryjne.  2) 
Dębnik. 

XXXV.  Wyroby  szklanne,  fajansowe,  garn- 
carskie i  zduńskie:  1)  wyroby  garncarzów  okolicy  Ćmie- 
lowa „w  różne  strony  i  nawet  aż  do  afrykańskich  brzegów 
wyprowadzane    bywają"  **);     2)    f-ka   fajansów  Belwederska 


• ;    Kościuszko    kazał   przeprowadzić  fabryki  broni:  Kozienicką  i  Ko- 
niecką    z  robotnikami    do- Warszawy    dnia  22/9  )794.  Gaz.  Wol.  Warsz. 
Nr.   18. 

"*)     Nax:  Wykład  etc.  str.   149. 


Wiorseo  pasu,  należącego  do  hr.  Kfttarifiij  Potoekiej  w  Krakowi*. 


CAYURt 


f  A     A   o   ^   o    o    O^ 


SLUCKJi 


MEFECll 
SŁUCI£' 


Znaki  fabr^atao  na  pusoh  Shtoklcb. 


Wawn.  IMaj*  PolaU  T.  Komina.  —  I>a  >tr.  816  t.  U-go. 


■ee  paso,  należącego  do  hr.  Katarzyuj  Potockiej  w  Er&kowle. 


Znaki  Eobjłkl. 


^  FTCWTPRTJRWWi 


Banmek,  trzymają- 

czerwoD%    ' 
wkq,Ut  P.I 
IlB  Jakub)  albo  Jaka- 
bowlos 


Pastha] 
UJ- 


e)  Baranek  takli  sam,  ale  o  wiele  d)  PatehtUU. 

mnłejnrf  i  Uteiy  Pasohallia. 

Dinkunia  Ar^itjcma  Satwnliu  StkonktofO. 


321 

w  Warszawie;  3)  Wolfla  na  Bielinie  w  Warszawie  takaż;  4) 
w  Grębenicach  Jezierskiego,  k-lana  łuków,  takaż;  5)  szkło 
w  Naiibokacli;  6)  szkło  w  Urzeczu,  ziemi  Czerskiej,  białe 
wyrabiane  przez  łiutników  saskicli,  którycli  sprowadził  Franc. 
Bieliński,  pisarz  w.  k.;  7)  szkło  zielone  i  ordynaryjne,  białe 
w  liucie  pod  Prenami;  oraz  8)  w  Krasnymborze  *);  9)  zwier- 
ciadeł w  Taraszczy  St.  Poniatowskiego;  10)  reparacya  w  pa- 
łacu Bruhlowskim  w  Warszawie;  11)  f-ka  „farfurowa"  w  Kor- 
cu; 12)  f-ka  fajansów  w  Cudnowie  Prota  Potockiego. 

XXXVI.  Wyrób  cementu  i  wapna:  w  Busku,  pod 
Wieluniem,  w  Olkuskiem  i  nad  Pilicą  odbywała  się  produkcya 
wapna  na  większą  skalę. 

XXXVII.  Cegielnie:  sławna  glina  w  Smolkowie  Ra- 
dziwiłłów; glina  tłusta,  biaława  do  potażu  i  fabryk  „farfuro- 
wych",  dowożona  do  Warszawy  (po  złp.  18  za  wóz)  w  Smo- 
gorzewie  Duninów- Wąsowiczów. 

XXXIX.  Dodajmy  do  tego  Drukarnie,  których  w  1787 
liczono  32,  mianowicie:  w  Warszawie  7,  w  Krakowie  5, 
w  Wilnie  3,  w  Poznaniu  2,  w  Grodnie,  Mohylewie  nad  Dnie- 
strem, Połocku,  Supraślu  i  Nieświeżu  po  jednej.  Nie  wcho- 
dzą tu  widocznie  drukarnia  ksiąg  żydowskich,  założona  przez 
Chinina  Lejbowicza  o  4  czy  6-ciu  prasach  **)  za  pozwole- 
niem Tadeusza  Czackiego  w  Porycku  i  przez  Krugera  w  No- 
Avym  Dworze,  chrześciańskie:  w  Łowiczu,  Kaliszu,  Lublinie, 
Toruniu,  3  w  Gdańsku,  nareszcie  drukarnie  domowe,  szla- 
checkie, jak  np.  Dzieduszyckiego,  zabrana  przez  konfederacyę 
Targowicką,    księżny    Jabłonowskiej  w  Siemiatyczach  i  Ogiń- 


♦)     Holsche:  1.  cit.  I,  412. 

**)     Wymienia  ją  sam  Czacki,    ponawiając  pozwolenie  sw6je  d.  2/2 
1804  na  powtórne  założenie  j,pod  temiż  warunkami**,  gdy  pierwsza  drukar- 
nia spaliła  się.     Darował  wtedy  na  drukarnię    „dom   murowany  i  z  placem 
w  Porycku  nad  stawem    leżący,    winnicą    zwany".    Odpis,    z  oryginalnych 
dokumentów  mieliśmy  udzielony  przez  hr.  Feliksa  Czackiego. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  —  T.  IT^  21 


322 

skiego  w  Słonimie,  nadto  Karmelicka  w  Berdyczowie,   Bazy- 
Hańska  w  Poczajowie  *). 

Spis  niniejszy  obejmuje  około  300  zakładów,  a  jeszcze 
nie  wyraża  całej  pracy  przemysłowej  narodu.  Oznaczyliśmy 
kilka  działów  jako  zupełnie  nieznanycłi;  nie  możemy  zaś  po- 
ctilebiać  sobie,  abyśmy  w  działach  znanycłi  wszystkie  fabryki 
i  warsztaty  wynaleźć  zdołali.  Wcale  niepochwytnem  dla  nas 
było  drobniejsze  rękodzielnictwo  dworskie  i  wieśniacze.  Szcze- 
gólnie na  Rusi  kobiety  miały  się  odznaczać  zręcznością, 
w  tkactwie.  Drelictiy,  samodziały  i  w  ogóle  całe  ubranie 
ludu  oraz  szlachty  zagonowej  pochodziło  z  warsztatów  do- 
mowych. 

Fabryki   w   ogóle  wszystkie    są    niewielkie,    produkcya 
ich  musi  wydać  się  szczupłą,  jeśli  zechcemy  mierzyć  je  skalą 
dzisiejszych    zakładów    przemysłowych.     Ale    wiek  XVIII  nie 
znał   jeszcze    skali    tak    olbrzymiej,  jaka  dziś  w  przedsiębior- 
stwach zwykle  stosowaną    bywa.    Nie  zapominajmy    przecie^ 
że  i  ludność    była    mniejszą    i    ruch    komunikacyjny    słabszy 
i  sprzedaż  trudniejsza.     Fabryki  przez  nas  spisane  nie  wystar- 
czały jeszcze  na  zaspokojenie    potrzeb    całego    społeczeństwa, 
ale  przynosiły  już  dużo  korzyści.     Gdy  zważymy,    iż  najwię- 
ksza część  ich  powstała  w  okresie    drugim,   przekonamy    się, 
że  w  narodzie  szlacheckim  dokonywała  się  szybka  przemiana, 
że  do  pracy  brano  się  żwawo,  że  zrobiono  wiele.    Pod  wzglę- 
dem gospodarstwa  społecznego  Polska  z  epoki   sejmu    cztero- 
letniego nie  jest  już  Polską  z  epoki  przedrozbiorowej.    Szybki 
rozwój  przemysłu  fabrycznego  stwierdza,  usprawiedliwia  i  wy- 
jaśnia nam  dostrzeżony  w  §§  22,  42,  43  fakt  wzrostu  zamo- 
żności powszechnej  i  poprawy  biłansów  handlowych. 


*)  Dz.  Handl.  17S7  r.,  str.  502,  Pr.  Ekon.  Ą21,  str.  331;  A/23. 
str.  113:  A  25,  str.  82.  Polen  zur  Zcit  der  zwey  Ictzten  Theilungen  dieses 
Reichs...  str.  304.  Po  ostatnim  rozbiorze  Katarz)'na  rozkazała  Repninowi 
zebrać  wszystkie  drukarnie  litewskie  do  Grodna  (Je-IIy.ie:  I.  c.  str.  68). 
Nic  wierny,  ile  ich  zebrano? 


323 


51.  Przypatrzmy  się  teraz  miastom  pojedynczym,  żeby 
się  przekonać,  o  ile  słusznemi  były  wyrzekania  spółczesnych 
i  czy  wołanie  publicystów,  troskliwość  władz,  rozwój  prze- 
mysłu wywarł  wpływ  jaki  na  ich  losy? 

Zaczynamy  od  Litwy,  o  której  najuboższe  doszły  nas 
wiadomości.  Przypominamy,  że  obliczenie  ludności  we  wszy- 
stklcli  większycti  miastach  Litwy  i  Korony  było  już  podane 
w  tablicach  56  i  57. 

Najnieszczęśliwszem  z  miast    litewskich    był,    zdaje    się: 
Mińsk  w  owym  czasie.     Leża!  on  na  głównym  trakcie  z  m. 
Moskw>'  do  krajów  Rzeczypospolitej,   więc    do    potowy   XVn 
wieku    przy    każdej  wojnie    był    stacyą    dla    przeciągających 
żołnierzy,  a  w  owej  epoce  intendentura    i    komisoryat   zosta- 
wały jeszcze  w  stanie  niemowlęctwa.    Za  Stanisława  Augusta 
konsystowało    tu    wojsko    rosyjskie    przez  lat  18,  od  r.  1764 
do    1782.     Ponieważ    władze    wojskowe    wymagały    światła 
i  opału  do  kwater,  więc  dworki  szlacheckie  przez  dziedziców, 
niechcących  ponosić  kosztu,    opuszczone  zostały;    mieszczanie 
zaś,  zmuszani  dostarczać  różnych  wygód  przez  surowe  nakazy, 
bardzo  na  majątku  podupadli.    Trybunał  przeniesiono  do  Gro- 
dna; żadne  zjazdy,  oprócz  trzydniowych  kontraktów,    nie  od- 
b>'\vały  się  w  mieście;    wiele    domów   porzuconych  bez  repa- 
^acyi  spustoszało.     Po  pierwszym  rozbiorze  i  zakordonowaniu 
Białej  Rusi  ,,  nawlekła  się  do  Mińska  niezmierna    moc   Żydów 
bez  żadnego  sposobu  do  życia;    ci  za  pomocą    kahalu  a  pro- 
telccyą  starościńskiej,    czyli    zamkowej   jurysdykcyi    najwięcej 
KU  się  rzeźnictwa".     Sprzedając  tanio,    wygubili  cech  rzeźni- 
^2y,  chrześciański,    poczem    sprzedawali    mięso    po  8  groszy 
^^nt.  Zagarnęli  też  handel  cały  tak,  że  w  r.  1786  już  kramów 
cłirześciańskich    nie  było.     Przebywali    też  w  Mińsku    (jrecy, 
^^nając  protekcyi   panów,    szlachty  i  duchowieństwa,  u  któ- 
.    ^'cli  wynajmowali  stancye;    trudnili    się    przeważnie    szynko- 
^^'aniem.     Wśród  takich   warunków    stan    miasta  i  mieszczan 
"lusiał  być  opłakany.     W  istocie    ludność    była  bardzo  mała. 
•fednakże    przejeżdżający    w    r.    1778  Co  xc  mówi  o  Mińsku, 


324 

jako  o  mieście  dość  pokaźnem  i  obszernem.  Zapewne  doda- 
wafy  okazałości  dwa  zamki,  kolegiata  po-jezuicka  i  opactwo 
unickie.  Był  też  pocztamt.  Według  doniesienia  burmistrzów 
w  r.  1786,  winiarzów  było  tylko  dwócłi,  kafenłiauzów  (zape- 
wne kawiarni"^  siedm.  Czy  się  podniosło  miasto  w  epoce 
sejmu  czteroletniego?  nie  wiemy.  Kupiec  Trebert  sprowadzał 
z  Gdańska  w  r.  1792  odrazu  600  butelek  wina  szampańskiego, 
ale  z  tego  nie  można  jeszcze  wyciągnąć  żadnego  wniosku  do 
obrotów  łiandlowych.  Ponieważ  w  r.  1791  odbywały  się  tu 
manewTa  wojska  litewskiego  i  jenerał  Judycki  ugaszczał  pod 
namiotami  licznie  zebrane  z  okolicy  obywatelstwo,  a  zapewne 
jakiś  znaczniejszy  oddział  pozostał  nadal  w  mieście,  więc 
p^^pyt  na  wino  mógł  się  zwiększyć. 

Nie  natrafiliśmy  na  ślad  żadnycłi  fabryk  w  okolicy;  przy 
braku  wodnycłi  komunikacyi,  przy  odległości  znacznej  od 
granic,  trudno  przypuszczać,  aby  Mińsk  mógł  się  łatwo  zapo- 
mudz  i  podźwign;\ć  ekonomicznie.  Lecz  intelektualnie  ucze- 
stniczył w  pracy  narodowej.  Burmistrz  Tarankiewicz  jest  sta- 
łym korespondentem  Dziennika  Handlowego  i  przesyła  wy- 
kazy cen;  w  r.  1789  w  liczbie  delegowanych  miejskicłi  przy- 
jeżdża do  Warszawy  i  podpisuje  się  na  sławnej  prośbie 
miast,  do  sejmu  i  króla  podanej.  Uchwalone  też  prawo  sej- 
mu czteroletniego  sprawiło  zapewne  mieszczanom  miejskim 
szczere  zadowolenie:  otrzymali  oni  reprezentacyę  w  sejmie 
i  kilku  władzach  najwyższych;  właśnie  Tarankiewicg  zasiadł 
w  Izbie  i  w  Asesoryi  jako  plenipotent  obrany  od  wydńalu 
Mińskiego  *). 


•)  Dzień.  Handlowy  l'SO,  sir.  336,  33",  475  —  478,  (podpisali 
się  hurmist-zowic:  prezydująoy  .Mikułaj  Zwarski,  Jakób  DerukofT  i  fgnacy 
Tarankiewicz.  Coxc:  Travels.  I,  5tr.  230.  Polen  zur  Zcit  der  zwey  IcU- 
ten  Thcilungen,  geJruckt  ISuT,  sir.  301.  Kalendarzyk  Narodowy  i  Obcy 
na  r.  p.  17^2.  III  1:  paszport  na  wino  Trcbcrta  w  Pr.  Ekon.  A.. 30.  sir. 
270.  Podpisali  się  na  akcie  zjednoczenia  miast  w  1789  roku  delegowani 
z  Mińska:  Karol  Trebert  i  Tarankiewicz. 


Ratusz     w    Kownie,    re^t: 


326 

Wilkomierz  ma  domy  drewniane  słomą  kryte;  „po- 
żary do  takiego  ubóstwa  przywiodły  kupców  niegdyś  maję- 
tnych, że  liandei  spławny  królewiecki  z  wielką  swoją  szkodą 
porzucić,  a  zimowy  lądowy  z  Rygą  obywatelom  powiatu  zo- 
stawić przymuszeni  byli*). 

Kowno  miało  dużo  starych  murowanych  domów,  kole- 
giatę jezuicką,  wielką  farę,  kilka  klasztorów,  stary  rozwalony 
zamek  i  ratusz  z  wspaniałą  wieżą  (str.  325),  pocztę  pod  zarzą- 
dem Essena;  ale  handel  jego  nie  był  znaczny,  a  sławne  miody 
kowieńskie  nie  mogły  znacznej  pozycyi  w  dochodach  stano- 
wić. W  r.  1775  wykonał  Essen  reparacyę  i  przyozdobienie 
ratusza  kosztem  19,306  złp.  12  gr.  Na  jednym  z  balkonów 
żelaznych  dziś  jeszcze  można  widzieć  monogram  królewski 
Stanisława  Augusta:  S.  A.  R.  Wylew  rzek  w  r.  1786  zrzą- 
dził szkody  na  kilka  milionów  i  uniósł  część  zamku  **).  W  r. 
1793,  gdy  przejeżdżał  Schultz,  miasto  było  zajęte  przez 
Rosyan  ***). 

Nieśwież,  rezydencya  Karola  Radziwiłła,  miał  instytu- 
cye  magdeburskie,  chociaż  był  miastem  dziedzicznem.  Chlu- 
bił się  z  tego  burmistrz,  witając  mową  przyjeżdżającego  Sta- 
nisława Augusta.  „Nieśwież  prawem  łaski  i  przywilejów  od 
lat    200    królewskie,    prawem  władzy    i    dziedzictwa    zawsze 


*)     Dz.  Handl.   1787,  str.  441. 

**)  w  Archiwum  miejskiem  pomiędzy  papierami  starymi  widzieli- 
śmy rachunek  pod  tytułem:  , Dalsze  usprawiedliwienie  3-letniego  W.  Essena 
w  mieście  Kownie  burmistrzowstwa...  Expens  roku  1775  ...Na  fabrykę  Ra- 
tusza, zegar,  dzwony,  z  zagranicy  sporządzone,  wydano  19.306  złp.  12 
gr."  Do  tegoż  zapewne  czasu  odnosi  się  „Notata  różne  do  wiadomości 
Szllmu  Imci  Panu  Chrapowickiemu  Burmistrzowi  Miasta  JKMci  Kowna  rcs- 
pective  nie  dołączonych  fabryk  przezemnie  rozpoczętych...  4-to  Ślusarzowi 
Brechtowi  zapłacono  za  okucie  okien  21  po  złt.  16  na  Ratuszu."  Podpi- 
sano: Henryk  Essen  (bez  daty).  List  z  dnia  12/7  1786  roku  w  papierach 
Hermana  Kości. 

***)  Schultz:  Reise  eincs  Lieflanders  I,  25  następ.  Polen  zur  Zeit 
der  zwey  letztcn  Theilungen  1807,  str.  390. 


327 

książęce".  Były  tu:  kolegiata  po-jezuicka,  opactwo  Benedyk- 
tyńskie, pocztamt,  zamek  wspaniały  i  forteca,  która  jednak, 
pomimo  dobrycłi  wałów  i  oblewającycłi  ją  dokoła  jezior,  po 
słabym  oporze  poddawała  się  Rosyanom  w  r.  1764  i  1793  *). 
Ludność  nie  jest  nam  znana. 

Słuck,  duże  miasto  drewniane,  miał  trzy  zamki,  pocztamt, 
kościoły:  katolicki,  luterski,  kalwiński,  gimnazyum  kalwiń- 
skie, klasztor  grecko-wschodni  Trojecki,  oraz  wybudowaną 
przez  Wiktora  Sadkowskiego  z  funduszów,  dostarczonycłi 
przez  Katarzynę  II,  katedrę  grecką.  Cyfr  ludności  nie 
znamy  **). 

Słoń  im  Ogińskiego  miał  farę,  5  murowany  cłi  klaszto- 
rów  katolickicłi  męzkicli  i  jeden  drewniany  żeński,  1  drewnia- 
ny kościół  unicki,  domów  murowanycli  6  i  drewnianych!  666, 
a  więc  przeszło  4.000  mieszkańców.  Pałac  dziedzica  miał 
116  pokojów,  ogród,  oranżeryę  i  teatr  murowany.  Ludność 
wyłącznie  cłirześciańska.  Położenie  przy  kanale  sprzyjało  han- 
dlowi.    Katarzyna  zrobiła  go  miastem  gubernialnem  ***). 

Grodno  wydało  się  Coxe'owi  miastem  obszemem, 
Tozrzuconem,  ale  upadającem,  z  pałacami  w  ruinacłi  i  wspa- 
tiiałemi  alejami,  które  stanowiły  pozostałość  po  dawnej  świe- 
tności. Nam  się  jednak  zdaje,  że  to  miasto  nigdy  świetnem 
nie  było.  W  roku  1752  Stanisław  August,  będąc  jesze  mło- 
•dzieńcem  i  bawiąc  tu  podczas  sejmu,  nie  widział  nic  wspa- 
niałego. Trzeba  sobie  wyobrazić — pisze  on — mniemaną  stoli- 
<:ę,  w  której,  oprócz  pałacu  królewskiego,  dwa  tylko  były 
-domy  murowane  prywatne  (Micliała  Radziwiłła  i  Sapiehy,  je- 
den z  nich  niedawno  zbudowany  i  to  bez  gustu);  wszystkie 
inne  drewniane,  jakkolwiek  źle  urządzone,  popisywały  się 
2.  pewnego  rodzaju  zbytkiem,  tern  dziwaczniejszym,  że  się  łą- 


*)     Raczyńskiego:    Obraz  Polaków,    tom  XVI,    str.  25.    Polen   zur 
2eit  der  zwey  Ictzlen  Theilungcn  1807,  str.  357. 

**)     Polen  zur  Zeit  etc.  1807,  str.  358.  Wyżej  tom  1,  str.  210. 

***)    le-riy.ie-   CraH.  Aaryerb  IIonjiToucKift  Bb  rpoAii-fe  etc.  str.  109. 


328 

czyi  z  wielkiem  nieokrzesaniem  i  ubóstwem.  Ale  w  tych  dre- 
wnianych pałacach,  a  raczej  chatach,  mieściły  się  prześliczne- 
kobiety,  bardzo  gościnni  mężowie  i  tańcowano  w  nich  co- 
dzień.  Warszawiacy  szczególnie  tam  wyróżniani  byli  wśród 
pokornych  oświadczeń  tych  ludzi,  mających  siebie  za  parana- 
nów".    Zanotujmy  przy  tern,  że  zamek  królewski  był  odbudo- 


Grodno:    Dom  Ekonomii  Królewskiej. 

(PodluK  rotaiiralii  Z.  Canssia). 


wany  niedawno  za  Augusta  III,  Wobec  takiego  obrazu  opis 
Coxe"a  świadczy  już  o  podniesieniu  się  miasta:  jest  ogród  bo- 
taniczny Giliberta,  biblioteka,  jest  patac  Ekonomii  Królewskiej 
t.  zw.  Tjzenhauza  i  pięć  zbudowanych  przez  niego  gmachów 
fabrycznych,  ludności  4.000,  oprócz  robotników  fabrycznych; 
rezyduje  tu  Komisya  Skarb.,  odbywają  się  kadencye  Trybunału 
lit,,  kons>-stowala  zawsze  załoga  wojskowa.  Wszystko  to  było 


329 

dziełem  Tyzenhauza.     Pisze  wprawdzie  pewien  korespondent 
w  roku  1784,  że  „Grodno  błotniste,  małe,  niezdrowe,  jest  nie- 
właściwem    miejscem    dla  sejmów:  z  największą  bowiem  tru- 
dnością   mogą  się  rozlokować  posłowie  i  senatorowie;    kupcy 
przyjezdni    z  Warszawy    urządzają   tu    sklepy   tylko  na  czas 
trwania  sejmu;  z  tycti  powodów  mieszkania  i  towary  są  bar- 
dzo drogie".  Ale  w  opisach  cudzoziemców  z  późniejszej  daty 
wzrost  jest  widoczny.     Kauscli    powiada:    „Grodno  najwię- 
ksze po  Wilnie...     Zresztą  po  większej  części  domy  drewnia- 
ne, niemasz  murów  ani  bram,  przedmieścia  liche".   Jest  prze- 
cież 13  pałaców   (na    planie  1780   roku);    gmachy    ekonomii; 
rynek    obszerny,  a  przy    nim    kilka    pokaźnych  domów;  wię- 
ksza część  ulic  licha.     Schultzowi  w  roku  1793  przedstawiły 
się  .liczne  kościoły  z  wieżami  i  spora  liczba  pałaców  lub  do- 
mów,   zbudowanych    w  nowszym  stylu,    chociaż  bardzo  roz- 
rzuconych".    Wznoszą  się   one  ponad  czarnemi  drewnianemi 
cliałupami,  z  których  się  składa  właściwa  masa  miasta.  Wjazd 
jest    dosyć   okazały;    pałace    panów  są  skupione  koło  zamku 
królewskiego;    do  właściwego    miasta   wjeżdża  się    po  moście 
mocno  zbudowanym.    „Panuje  w  Grodnie  zwykła  polska  roz- 
maitość: obok  dobrego  domu,  trzy  albo  cztery  drewniane  wa- 
lące się  chałupy,    dalej  pałac,    dalej   znów  kościół  na  szkara- 
dnym bruku".    Schultz  bawił  tu  przed  rozpoczęciem  nieszczę- 
snego sejmu,  czyli  „zjazdu",  zwołanego  na  potwierdzenie  dru- 
giego rozbioru;    widział  armaty  wymierzone  na  miasto,  rosyj- 
skich sztabowych  oficerów  paradujących  szóstkami  lub  czwór- 
kami, gdy  polscy  panowie  przejeżdżali  bokiem   ulic  w  skrom- 
nych powozach;   przed  zamkiem  bywały  pustki,  a  przed  mie- 
szkaniem Sieversa  mnóstwo  karet  *).     Owoc   trudów  i  starań 


•)  Coxe:  Travcls  etc.  I,  214,  'S20.  Pamiętniki  Stanisława  Au- 
gusta 'Poniatowskiego  tłumaczenie  Br.  Zalewskiego,  Poznań  1S70, 
I,  str.  81.  Kauscłi:  Nachriclitcn  iiber  Polcn  I,  176.  Schultz:  Rcise  eines 
Lieflanders  I.  39  —41.  Plan  z  r.  1780  własność  p.  Wniblcwskicgo,  mamy  przed 
oczyma;    są  na  nim  oznaczone  pałace:    3    Radziwiłłów,    po   jednym    Przez- 


330 

około  podniesienia  miasta  przechodził  w  obcą  Tąkę,  ale  w  epo- 
ce sejmu  czteroletniego  Grodno  było  jednym  z  najudatniej- 
szych  okazów  skuteczności  prac  drugiego  okresu. 

O  stanie  ekonomicznym  Wilna  w  drugiej  połowie 
XVIII  wieku  wiemy  bardzo  mało.  Konstytucya  z  roku  1766 
nasuwa  smutne  domysły:    „Między  pożytkami,    które  w  naro- 


IWllnO!  lilica  Wielka,  zamki  dolny  i  górny,  brama  Zamkowa  i  przytyka- 
jący do  niej  trybunat  Gł.  W.  X.  L.,  katedra  dawna  i  przed  r.   1777. 
(Podług   dawnej    akwareli    p.    L    Crapua   TpOBwla    Bopon). 

dzie  naszym  pomnażać  usiłujemy,  i  ten  jest  niepośledniej  wa- 
gi, abyśmy  miasta  krajowe,  ile  nam  sposobność  pozwala, 
z  ruin  dźwigając,  do  dawnej  przyprowadzili  okazałości;   prze- 


dzieckiego,    Brzostowskiego,    Fleminga,    Sollohuba,    Massalskiego    betmani, 
Rzewuskiego,  Mniszcha,  Sanguszków,  Wala  i  Potockiego. 


331 

to,  mając  wzgląd  na  dezolacyę  miasta  naszego  stołecznego 
Wilna,  z  przyczyny  często  doświadczonych  pożarów.,,  sta- 
tui mus...  aby  w  samem  mieście  2adne  domostwa,  jatki, 
budki  dla  przekupniów  drewniane  nie  znajdowały  się...  Mury 
na  naszych  placach  zamkowych,  ponieważ  do  ostatniej  przy- 
szły ruiny,  polecamy  J.  W.  Wojewodzie  Wileńskiemu  wyna- 
leźć sposoby  do  zażycia  onych  ad  publicos  usus".  Taż 
konstytucya    nakazuje    kupcom,   aby  każdy  z  nich  albo  kupił 


WUnO:    Zamek  W  i  ul  ko  książęcy    przed    r.    179^ 

przebudowana  w  latach   1777  — 1801. 

(Fodtug  malowiilłii  ol-frcsco  w  podwórzu  domu  tą 


sobie  na  własność,  albo  wymurował  kamienicę  w  ciągu  lat 
trzech.  Rozrządzenia  te  przytaczamy  nie  dlatego,  Iż  byśmy 
w  nich  jakąś  mądrą  reformę  upatrj'wali,  iźbyśmy  im  skutecz- 
ność w  podniesieniu  miasta  przypisywali:  służą  nam  one  tylko 
za  dowód  urzędowy  upadku,  opuszczenia,  lichego  stanu  da- 
wnej stolicy  wielkoksiążęcej.  Mamy  zresztą  podobne  świa- 
dectwo naocznego  świadka  z  roku  1750,  mianowicie  Stani- 
sława Augusta:  „Miasto  samo,  pomimo  upadku  handlu,  braku 


332 

policyi  i  „częstych  pożarów,  zachowywało  jeszcze  szczątY- 
dawnej  świetności,  dowodząc,  że  wielcy  książęta  i  królowie 
Jagiellońskiego  domu  mogli  w  niem  okazale  występować.  Ka- 
plica ś.  Kazimierza  jest  istotnie  pięknym  pomnikiem  archite- 
ktury. Znalazłem  most  na  Wilii,  a  nie  było  go  jeszcze  wten- 
czas na  Wiśle".  Ale  dnia  7  września  1769  r.  burza  obaliła 
główną  wieżę  z  lewej  strony  w  katedrze,  zabijając  6-ciu  księ- 
ży; w  roku  1777  trzeba  było  przenieść  z  niej  nabożeństwa 
do  kościoła  Ś-go  Jana.  Biskup  Massalski  zajął  się  przebudo- 
waniem katedry,  które  jednak  przeciągnęło  się  poza  kres  je- 
go życia,  do  1801  roku*).  Straszną  klęskę  dla  Wilna  stano- 
wiły pożary  XVIII  wieku:  w  roku  1748  spaliło  sie  odrazu  13 
kościołów,  synagoga  żydowska,  25  pałaców,  469  kamienic, 
w  tej  liczbie  były  szpitale,  klasztory,  młyny,  łaźnie,  146  skle- 
pów i  składów;  w  roku  zaś  1749  znów  6  kościołów,  8  pała- 
ców i  277  kamienic;  ponawiały  się  pożary  w  latach  1760 
i  1775.  Oprócz  strat,  zrządzonych  przez  ogień,  miasto  ponio- 
sło uciążliwe  wydatki  „na  ustawiczne  potrzeby  wojska  rosyj- 
skiego"—  od  wejścia  jego  w  roku  1764  do  roku  1777  wyex- 
pensowato  182.173  ztp.  gr.  12  i  pół;  musiało  nawet  pozacią- 
gać  długi  około  30.000  złp.  (18.000  aż  w  Królewcu  na  10 
proc.)  **).  Czy  po  tych  klęskach  podniosło  się  miasto  w  la- 
tach późniejszych?  Niewątpliwie.  Rosyanie  zastali  10  pałaców, 
akademię  i  seminaryum,  8  szpitali,  4  drukarnie  i  1292  domy, 
nie  licząc  przedmieść,  bo  z  nimi  razem  liczba  ogólna  domów 
dochodziła  podobno  do  3.000,  z  tych  część  piąta,  a  więc 
około  600,  było  kamienic.  Podróżnik  Fabri  w  roku  1787  wi- 
dział w  mieście  same  kamienice.  Pałace  pańskie  były  o  2-ch 
lub  3-ch  piętrach,  budowane  w  stylu  nowoczesnym  z  dacha- 
mi płaskiemi  lub  mansardowemi,  ozdabiane  posągami  lub  wa- 
zami.    Było  9  bram  i  40  kościołów  (unickich  5  wraz  z  kla- 


")     Kirkor:  Przewodnik  po  Wilnie  1889,  str.  98—99. 

')     Stan  miast  Królestwa  Kor.  roku  1777,  z  Akt  Departamentu  Poli- 
cyi w  .Archiwum  Głownem  Kor. 


»•> 


333 

■ 

sztorami  dwoma  męzkimi  i  jednym  żeńskim,  dyzunicki  przy 
klasztorze  ś.  Ducha,  luterski  1,  kalwiński  1,  reszta  katolickie 
z  15  klasztorami  męzkimi  i  5-ma  żeńskimi).  Wspaniale  odbi- 
jała katedra  świeżo  upiększona.  Wiadomo,  że  biskup  Masal- 
ski  zbudowi^  dla  siebie  okazały  pałac  w  mieście  i  Werki  za 
miastem,  przyozdobione  przez  Hucewicza  budowniczego.  Ale 
zamek  książęcy  (dolny)  zawsze  rozsypywał  się  w  gruzy,  wśród 
którycłi  gnieździła  się  ludność  uboga  w  mizernycłi  barakacli 
{rozebrany  został  w  r.  1797  i  następnycłi).  Podobnież  w  sta- 
nie opuszczenia  znajdowały  się  koszary  Ogińskiemi  zwane  i  ar- 
senah,  Departament  Policyi  projektował  przerobić  na  koszary  mie- 
szkalne jeden  z  tycłi  trzech  gmachów.  Jenerał  rossyjski  Knor- 
ring  nazywał  Wilno  miastem  znamienitem  i  bogatem. 

Przedmieścia  Antokol  i  Rudziszki  były  rozległe.  Sądząc 
jednak  z  20-tysięcznej  ludności  wnosić  należy,  iż  do  dawnego 
stanu  kwitnącego  Wilno  nie  wróciło.  Handel  wicinami  z  Kró- 
lewcem był  ożywiony  *).  Ale  o  fabrykach  wileńskich,  oprócz 
Postawów  w  okolicy,  nie  wiemy  nic  zgoła.  Nie  było  ich  pra- 
wdopodobnie, a  więc  nie  było  głównego  czynnika  do  wzrostu 
i  rozkwitu  dla  miasta. 

Przejdźmy  do  prowincyi  Małopolskiej,  posuwając  się  od 
Wschodu  ku  Zachodowi. 

O  Żytomierzu  dowiadujemy  się  z  noty  urzędowej, 
przez  cały  skład  magistratu  podpisanej,  że  znajdowało  się 
osiadłości  418  w  samem  mieście  oprócz  jurydyk.  Z  pomiędzy 
sklepów  wyróżniał  się  handel  sukienny  Tepfera  z  Wielunia, 
aż  z  kordonu  pruskiego  przybyły;  można  było  też  dostać  win 


*)  Yol.  Leg.  VII,  fol.  546—7,  str.  242—3.  Pamiętniki  Stan.  Aug. 
Poniatowskiego  tlómaczenie  p.  Bronisława  Zaleskiego,  Drezno  ro- 
ku 1870,  I,  175,  Polcn  zur  Zeit  der  zwey  Ictzten  Theilungen  1807  r.,  str. 
"377;  Kausch:  Nachrichten  iibcr  Polon  I,  174—5.  Jiellyje  1.  cit.,  str.  111 
i  112  (podług  podpisu  urzędowego  oraz  rzadkiej  broszury:  IlepeiJomiiKOiia: 
B.  O.  Ktioppuii[*B  MocKBa  1826).  D.  P.  13,  str.  42.  Kraszewski  w  swo- 
jej Historyi  m.  Wilna  i  Kir  kor  w  Przechadzkach  po  Wilnie,  nic  nie  wie- 
dzą o  stanie  miasta  w  połowie  XVIII  wieku. 


334 

francuskich  z  Królewca  i  węgierskich.  „Kapitalistów  niema** 
jak  świadczy  wyraźna  wzmianka  magistratu.  Mieściły  się  tu 
jednak  dwa  grody,  dwa  ziemstwa,  odbywały  się  sejmiki  dwóch 
wąjewództw:  wołyńskiego  i  kijowskiego  (od  czasu  odstąpie- 
nia Kijowa  traktatem  Andruszowskim  1667  r.),  rezydował 
konsystorz  łaciński,  była  katedra  biskupa  kijowskiego.  Miasta 
odzyskało  swe  wolności,  prawa  i  prerogatywy  za  sprawą  je- 
nerała lejtnanta  Stempkowskiego,  ale  znacznego  wzrostu  nie 
można  mu  było  wróżyć,  bo  położenie  geograficzne  nie  sprzy- 
jało handlowi  ani  przemysłowi  *). 

Dubno,  własność  dziedziczna  Lubomirskich  **),  była 
znacznie  ludniejszem  od  Żytomierza,  Łucka,  Krzemieńca,  Ber- 
dyczowa, najludnlejsze  bodaj  ze  wszystkich  miast  na  Woły- 
niu; zawdzięczało  zapewne  swój  stan  pomyślny  wielkiemu 
jarmarkowi  czyli  kontraktom,  przeniesionym  tutaj  w  r.  1773 
ze  Lwowa  po  utracie  Galicyi  przez  pierwszy  rozbiór.  Zdaje 
się,  że  te  kontrakty  miały  cechę  przeważnie  szlachecką:  do- 
konywały się  w  nich  różne  „tranzakcye"  sprzedaży,  dzierżaw, 
zastawu  dóbr,  umieszczanie  kapitałów  itp.  Zjeżdżali  też  ban- 
kierowie  warszawscy,  np.  Tepper,  Kabryt,  Mejsner;  niemasz 
jednak  wskazówek  do  wnioskowania,  że  w  Dubnie  krzyżował 
się  ruch  jakichkolwiek  towarów,  lub,  że  stąd  kupcy  woje- 
wództw ruskich  zaopatrywali  się  w  artykuły  handlowe.  Nie 
dostrzegamy  też  śladów  wielkości  w  opisie  Niemcewicza  z  r. 
1828  w  jego  „Podróżach  Historycznych".  Snąć  zjazdy  szla- 
checkie nie  wystarczały  do  wytworzenia  wielkiego  miasta. 

Większe  znaczenie  handlowe  miał  podobno  B  e  r  d  y- 
c  z  <'>  w;  znajdowały  się  tu  bogate  sklepy  hurtowników  jak  np. 


•)  Dz.  Handl.  1786,  str.  412—421,  nota  podpisana  przez  Lewan- 
dowskiego, prezydenta,  Ign.  Płocińskicgo,  vice-prezydenta,  FI.  Nowickiego,, 
radcę,  Teodora  Portcniichę  i  Teodora  Radzicwicza,  pisarza. 

•*)     W  roku   1792  właścicielem  Dubna  był  Michał  Lubomirski,  jene- 
rał, ktciregt)  obarczono  zarzutem  tchórzostwa  w  bitwie  pod  Zasławiem,  oraz 
podejrzeniem,  iż  fałszywemi  informacyami,    przez    obawę  o  los  miasta  swo 
jego,  zmusił  cofające  się  wojsko  polskie  do  dalszego   odwrotu. 


33S 

płócien  szwajcarskich  Jenni  et  Comp.,  towarów  galanteryjnych 
Gemera,  bławatów  Chaima  Chmielnickiego,  sukien  zagrani- 
cznych Borucha  itd.,  ogółem  z  10  składów  hurtowniczych 
i  z  50  sklepów.  „Wypróżniano  je  za  Dniestr  do  Mołdawii 
i  Wołoszczyzny";  zabierali  też  markietani  do  Rosyi,  prz^^wo- 
żąc  w  zamian  futra,  świece,  mydło,  kawiory.  Jestto  dowodem 
żjrwotności  miasta,  które  po  oblężeniu  przez  Rosyan  w  r. 
1768  doznało  jeszcze  straszniejszej  kieski,  bo  zarazy  moro- 
wej w  r.   1771,  która  miała  zabrać  aż  5.000  ludzi*). 

Odbywało  się  tu  pięć  jarmarków  co  roku,  na  które 
przypędzano  po  10.000  koni  i  po  18.000  sztuk  bydła  rogatego 
jeszcze  na  początku  XIX  wieku  **) 

Kamieniec  był  przeceniany  jako  forteca  trudna  do  zdo- 
bycia   ze    względu    na    naturę    miejscowości:    wojskowi    już 
XVII  w.  przed  oblężeniem  tureckiem   167-  wytykali  jej  wady 
i  niedostateczność   w  obec    dalekonośnej    artylcryi.     Jednakże 
nie   chcieli    dobywać   jej    Kossyanie  w  r.   1768,  jak  tylko  się 
dowiedzieli,  że  z  Komisyi  Wojskowej  poszedł  do  komendanta 
rozkaz  bronienia  się;  poczytywano    też    za  zdradę    Złotnickie- 
mu, że  ją  poddał  bez  wystrzału  w  r.    ll^K)  ***).     Ludność  jej 
składała  się  z  załogi  oraz  aresztantów  w  liczbie  około  200,  skazy- 
^vanych  przez  władze  sądowe  za  wielkie  przestępstwa.  Ale  obok 
fortecy  było  też  miasto,  które  poJlc\i,^alo  rozkazem  komendanta 
^^  tego  stopnia,  że  dostarczało  straży  do  bram.     Przemysłem 
^^^   odznaczało  się.;  w  r.    1770    poniosło    klęskę  dotkliwą    od 
P^^aru.     Korespondent  chwali  się,  że  można    tu  dostać  towa- 
^*^\v    lipskich,    wrocławskich,    rosyjskich    i    tureckich    jak    np. 
cytryn,  pomarańcz,  wina  wołoskiego,  albo  nikop<^lskicgo,   wy- 
^^ny  świeżej,  wędzonej,    marynowanej:    kawion')VV,    jesi<")trów, 
"^^'Osków,  łojów  i  skór.     Było  to  miasto  pograniczne  ptjsiadało 


•)     Ochocki:    Pamiętniki     wydał    .1.   I.   Kraszewski   II,    Mr»llcr's 
Reise  nach  der  Ukriinc,  str.  22. 

••)     Szacfajcr:  (ieogrntia,  str.   .'.s. 
***)     Co.iOHuein.:  Ilrrr.   Pof.oin. 


W«Tm.  IM^  Pol»U  T.  Korrcn*.  -Do  rtr  SU  t.  n-fo. 


Krak6w  około : 


ue^kOtfte^ 

Ł,                  Zf  Kć-^ir/ScAO^ 

W  ^ /-.-«»*,_ 

"  i 

16  S  Staftijloi 

3acV/—-i:iCA^<j4*.. 

ll.S.SLtrń^tL 

w-y^ttAw^jwŁ 

M.SG.&Łtu-™. 

AS            • 

i^J  UtJu.^aui 

WJfc«-MWv£ 

^.z^^. 

.  «<J^»«.. 

>.  P.  BOBOh'*. 


Drnfcłintł  Artyi^eK 


t  Satnniina  SikonkUio. 


,  ;       \ 


ś 


(Oli  strony  zachodaiej)   Widok  Krakowa    z  dzieU  p.  t.  CorloaM 
(1709.  kopia  ■  ryciny 

G.  Ś.  Piotra 

7.  Dnrotek  blakupf  na 
Biskupiu 

8.  Panny  Maryi  na 
Plasku 

9.  S.  rioryan* 

10.  Eatusz  Kleparaki 

11.  Brama  Floiyańska 


ObjatniaiU  Uczb. 

1.  Prądnik. 

2.  $.,  Walentego 
8.  SS.  FUIpa  1  Jakóba 
4.  SŚ.  Szymona  1  Jndy 
B.  Królewski  pałac  le- 
tni 'W  Łobiowle. 


12.  Brama  Sławkowska 

13.  fi.  Dacba  klasztor 

14.  S.  Krzyzkl 

15.  S.  Markb  klasitor 
IG    Nowlcyat  Jeiultńw 

S   Uaoieja 

17.  S   SzoiepanB 

18.  N.  F.  U.  w  Bynkn 


Pafaob 
Baton 
Bnuna 
8.  Trij. 
Y««-Sw. 
Ś.  Ann; 
Pranoia 


Wtwn.  Dd4«  Polaki  T.  EonMma.  —  Do  itr.  BU  Ł,  n-go. 


Polen...  rerlegt  uad  zufindea  b«y  Oabrlel  Bodenehr  Kiipfferatech«r  In  Angipo^. 
d«  Jonge,  wydutej  około  1600  - 

ł  JoDleki  81.  Ś-StaoIsłftWkkated.      86.  Bramk  WUIna 

fiydowBkie  miuto 
8.  Wawrzyńca 
Boiego  Ciab  klar 


neja  KUr;- 
rtor 

•olna  Kanne ' 
kUeBtor 
>r7maaow8kl 
ki^wskl 


81.  Ś-Staolsławakated. 

82.  b.Hioliala  kolegiata 
38.  Bernardynów  kla- 

sMor 
34.  S.  Jadwigi  Uieobo- 

wltów  klasator 
36.  S.  Agnieszki    Bor 

luurdynek  klasztor 


40.  fiatoaiEadmlenkl 

41.  S.  Katanyny  Aa- 
gostyanow 


42.  Ś.  Leonarda 

48.  Fanlmów  na  Skal 

ca  klasztor 
44.  S.  Jakóba 
46.  S.  Benedyku  na 

girse  lASOtn^ 
46.  Brama   SkawU^ 


Drakanla  Ar^i^osna  Batanlna  SlkonUaito. 


■I  i 


WewDitnnc  Jii«je  Poi: 


338 

komorę    celną:    więc    prowadziło    handel    towarem    przywo- 
zowym ■). 

Na  Podolu  znajdowały  się  dwa  dosyć  znaczne  miasta 
dziedziczne,  do  Szczęsnego  Potockiego  należące,  pięknie  za- 
budowane: Mohylów  nad  Dniestrem,  ludniejszy  od  Dubna, 
liczący  zawsze  dużo  Turków,  Greków,  Ormian,  i  Żydów,  oraz 


Przed  Kamieńcem:    Hmma  Stanisława  Augusta  <dziS  nie  istnl^^ca, 

stary  Zamek  i  most   TiircekiJ. 
(Podług  dricworjlu  w  dziele  Baliusikowa:   IIoamI«.) 

Tulczyn,  o  którym  pocztmistrz  Wilski  pisze:    „słowem  mó- 
wiąc, iż  czego  tylko  potrzeba,  tu  dostanie,   oprócz    mąki   tak 


•)     Dz.    Handl. 


.  331  I 


Dcl 


Lcya 


.  Kai 


17S0  «■  Bibliotece  Warsaawskiej  1SS6,  I,  str.  18,  19.  Biskup  Krasiliski 
miiwil  do  delegatów:  „bądicie  pewni,  że  odtąd  w  bramach  stawać  nie  bc. 
dziecię;  jui  tego  (Wilta)  niema,  który  kazał  wam  to  czynili;  będzie  zau-sie 
in  praesjdio  2000  wojska  i  ci  będu  pilnowa*  fortecy,  a  wy  szukajcie  ręko- 
dzieł ...ale  porzućcie  kwaterkę,  bo  z  tej  nie  będziecie  nic  mieli  ...Zkądie  tj- 
lu  pijaków  brać,  aby  was  bogacili?   Hóbcie  kapelusze,  pończochy,    koszule*. 


przedniej,  jak  w  Warszawie,  i  książek    polskich    niema,  a  co 
francuzkich,  to  jest  dosyć"  *). 


Kamieniec    PodOlslll:    Brauna  Lacka,   dziś    ilic   i^tniująca. 


Lublin    pos(;pnie    przedstawia    się   we    wspomnieniach 
osobistych  Kozmiana:  wiele  kamienic  niemieszkalnych,  nawet 


■)     Di.  Handlowy   1787,  str,   IW. 


340 

w  rynku;  większych  sklepów  ledwo  kilkanaście,  obszerne 
składy  tylko  win  węgierskich;  żadnej  policyi,  dwie  latarnie 
przed  magistratem,  żadnej  porządnej  oberży,  a  gdy  zajeżdżał 
jaki  dygnitarz,  np.  Xże  Adam  Czartoryski,  generał  ziem  po- 
dolskich, licznemi  pojazdami,  karetami,  koczami,  landarami, 
brykami,  z  wielbłądami  i  orszakiem  szlachty  w  tatarskich 
strojach,  to  stawał  gospodą  w  jedynym  obszernym  gmachu — 
kolegium  pojezuickiem.  Ale  w  gmachu  tym  mieściła  się 
szkoła  wydziałowa  (gimnazyum),  więc  gościna  podobna  nie- 
koniecznie potrzebną  i  pożyteczną  była  dla  uczącej  się  mło- 
dzi, .  która  z  profesorami  i  rektorem  na  czele  występować  mu- 
siała na  powitanie  możnowładcy,  a  za  wygłoszoną  oracyę 
powitalną  otrzymywała  w  nagrodę  zwolnienie  od  lekcyi,  czasem 
aż  na  trzy  dni.  Korespondent  Dziennika  Handl.  w  r.  1786 
skarży  się  też  na  mnogość  pustych  domów,  na  wyderkafy, 
prepotencyę  starostów  i  nadużycia  żydów.  Wszakże  głosy  ta- 
kie mogą  nasunąć  nam  zbyt  pesymistyczne  wyobrażenie 
o  znaczeniu  i  stanie  owoczesnego  Lublina.  Nie  powinniśmy 
zapominać,  że  i  wtedy  należał  on  do  największych  i  naj- 
ważniejszych miast  Korony;  że  posiadał  ludność  12-tysięczną, 
zamek  na  górze  wysokiej,  mury  i  fosę  dokoła  właściwego 
miasta;  że  przebywali  tu  kupcy  Ormianie,  Turcy,  Grecy, 
Rossyanie;  że  Fineke  i  Weber  prowadzili  rozległy  handel 
zbożowy,  skupując  zboże  z  dostawą  na  Bug;  że  Dawid  Hey- 
zler  wspominany  był  w  liczbie  bogatych  bankierów.  Opiera- 
jąc się  na  tych  faktach,  wnioskujemy,  że  stan  Lublina  nie 
był  tak  dalece  rozpaczliwym,  przynajmniej  w  epoce  sejmu 
czteroletniego.  Sam  Koźmian  zresztą  mówi  z  uznaniem  o  wa- 
żnych przysługach,  wyświadczonych  miastu  przez  starostę 
Hryniewieckiego.  Najbardziej  opuszczoną  postać  miał  Lublin 
zapewne  w  okresie  pierwszym;  znajdujemy  bowiem  wzmianki, 
że  konfederaci  barscy  zabrali  tu  pieniądze  skarbowe,  prze- 
znaczone na  reparacyę  ratusza,  oraz,  że  „ludzie  wojskowi 
zagraniczni"  (z  armii  rosyjskiej)  wzniecili  ogień,  który  zni- 
szczył pomiędzy  innemi  fortunę  jednego  z  oflcyalistów  skarbu 
(pisarza  komornego  i  exaktora)  zapewne  w  r.  1773  lub  1774. 


341 

Jednakże  w  tym  okresie  Komisya  Skarbowa  Kor.  !pkazywala 
szczególną  dla  Lublina  troskliwość:  na  reparacyę  ratusza 
asygnowała  w  r.  1767  złp.  16.000,  w  1769  znów  5.000,  a  gdy 
tę  ostatnią  sumę  zabrali  konfederaci  Barscy,  znów  8.000  w  r. 
1774.  W  okresie  drugim  na  tenże  cel  było  asygnowanych 
50.000  złp.  w  r.  1781,  potem  20.000  w  r.  1783,  nareszcie  na 
wewnętrzne  wykończenie  8.850  w  r.  1785.  W  tymże  czasie 
wymurowaną  została  brama  Grodzka  za  staraniem  Komisyi 
Dobrego  Porządku,  która  żądała  jeszcze  funduszu  na  most 
do  zamku  i  składała  abrys,  przez  arcliitekta  zrobiony.  Ka- 
dencye  Trybunału  Kor.  i  sejmiki  przyczyniały  się  też  do 
ożywienia  miasta.  Jeśli  nie  wróciło  ono  do  dawnej  świetno- 
ści z  XVI  i  pierwszej  polowy  XVII  w.,  kiedyto  miało  liczyć 
aż  40.000  mieszkańców,  to  w  każdym  razie  podniosło  się 
znacznie  ku  końcowi  okresu  drugiego  *). 

Miasto  Kazimierz  (w  Lubelskiem  nad  Wisłą)  „niegdyś 
sławne  z  łiandlu  zbożowego  tak  dalece,  że  je  małym  Gdań- 
skiem zwano,  dziś,  (1788  r.)  mieszkalne  przez  żydów  a  w  spi- 
cłilerzacłi  sów  i  wróbli  kolonia  nowa  osiadła".  I  tycli  narze- 
kań nie  należy  brać  w  dosłownem  brzmieniu.  Niedawno  wła- 
śnie, zwiedzając  Kazimierz,  podziwiając  jego  ratusz  granitowy 
z  olbrzymim  Śtym  Krzysztofem  i  mnóstwem  innycli  płasko- 
rzeźb, oglądając  uliczki  zdobne  kamienicami  o  starożytnycłi 
fasadacłi  i  szereg  ustawionycli  nad  Wisłą  magazynów  zbo- 
źowycłi,  czyli  raczej  ruiny  po  nich,  wyróżniliśmy  też  jeden 
spicłilerz  z  datą  r.  1792  i  parę  innycli  w  stylu  epoki  Stani- 
sława Augusta  zbudowanych!.  Toć  wznoszono  je  nie  dla  sów 
i  wróbli.  I  dziś  wprawdzie  mieszkają  w  tycłi  starożytnycłi 
domacłi  przeważnie  żydzi;    znajdujący  się  w  pobliżu    „zamek 


*)  Pamiętniki  Kajetana  Koź miana.  Poznań  1858  I,  str.  28  —  35: 
Dz.  Han  dl.  1786  r.,  str.  327,  Polcn  zur  Zeit  der  zwey  letzten  Theilungen 
1807  r.,  str.  527.  Vol.  Leg.  VIII,  fol.  226,  str.  134  tit.:  Powrócenie  straty 
Ur.  Trerabińskiemu.  Prot.  Ek.  A/4,  str.  406;  A/6,  str.  181;  A/18,  str.  318; 
A/20,  str.  315;  A/22,  str.  50  i  225.     D.  P.  8,  str.  229. 


342 

Esterki"  nasuwa  myśl,  że  ta  ludność  zasiadła  tu  oddawna: 
ale  czemuźby  ona  właśnie  nie  miała  prowadzić  łiandlu  zbo- 
żowego? Niemiec  anonym,  autor  opisu  geograficznego  i  staty- 
stycznego Polski  z  r.  1807  (Sirisa),  zapisał  uwagę  o  Kazimierzu: 
„guten  Handel  treibt",  chociaż  mieszkańców  liczy  za  Biischin- 
gem,  podług  wykazów  z  r.  1782,  tylko  576  dusz,  zapewne 
samych  chrześcian  *). 

Z  miast  mniejszych  najdokładniej  opisanym  został  San- 
domierz w  dwu  korespondencyach  nieznanego  pióra,  wy- 
drukowanych w  Dzienniku  Handlowym.  Pomijając  ciekawe 
zkądinąd  wiadomości  liistoryczne  (od  Leszka  Czarnego),  przy- 
taczamy tylko  dane  statystyczne.  W  r.  1786  było  to  mia- 
sto powiatowe,  otoczone  murami,  z  ratuszem  murowanym, 
w  którym  ulokowane  było  archiwum  miejskie.  Zamek  po- 
trzebował reparacyi  dachów  i  ścian,  a  po  części  był  już  spu- 
stoszały; mieściło  się  w  nim  jednakże  archiwum  grodzkie 
i  część  ziemstwa.  Dochodziła  tu  poczta,  ale  poboczna;  kon- 
systował  stale  oddział  wojska,  jako  garnizon;  trzy  jurysdyk- 
cye,  mianowicie:  sądy  grodzki,  wójtowski  i  radziecki,  tru- 
dniły się  wymiarem  sprawiedliwości;  szkoła  akademicka  wy- 
działowa nieciła  trochę  światła.  Z  dyplomu  fundacyjnego 
wiadomo,  że  Leszek  Czarny  w  r.  1286  nadał  Sandomierzowi 
na  własność  228  łanów  frankońskich,  ale  po  latach  pięciuset 
w  posiadaniu  miasta  znalazło  się  tylko  60,  z  reszty  zostawało 
w  ręku  duchowieństwa  łanów  50,  u  szlachty  30,  do  Galicyi 
przy  rozbiorze  kraju  odpadło  5,  nareszcie  80  przeszło  nie 
wiedzieć  w  czyje  ręce  —  byłyto  „nieodkrj^te  jeszcze  awulsa". 
Niegdyś  znajdowało    się    20    winnnic    na  gruntach  miejskich; 


*)  Dzicn.  Handl.  1788,  str.  757;  Polen  zur  Zeit  der  zwey  letzten 
Theilungen,  str.  527;  Rodecki  w  roku  1827  liczy  chrześcian  w  Kazimierzu 
899  a  żydów  1197,  razem  2.096  dusz.  W  roku  1780  Komisya  Skarbowa 
posyła  inżyniera  Lehmana,  by  obejrzał  tamy  austryackie,  czy  nie  zagrażają 
brzegowi  polskiemu  a  szczególnie  miastem  Kazimierzowi  i  Krakowowi.  Pr. 
Kk'  n.  Ą17,  str.  583. 


343 

w  XVIII  wieku  nie  pozostało  po  nich  i  śladu.  Propinacya 
wszakże  należała  zawsze  do  miasta  i  znaczny  zapewne  da- 
wała docłiód.  Pomimo  licznycli  przywilejów,  starannie  prze- 
cłiowywanycli,  Sandomierz  przestał  być  miejscem  sądów  ka- 
pturowycłi  i  ziemskicłi,  nie  używał  już  prawa  obioru  królów 
(voto,  suffragio  et  calculo),  zacliowywał  jednakże  zarząd  nie- 
zależny podług  ordynacyi  z  r.  1680.  Władza  dzieliła  się  po- 
między trzy  „stany  czyli  porządki  miejskie:  1)  Magistrat  czyli 
Radę;  2)  ławników  i  3)  gmin".  Na  Śty  Jan  mieszczanie 
obierali  sobie  urzędników:  prezydenta,  wójta,  vice-prezydenta, 
syndyka,  podwójciego,  'starszego  męża,  pisarzy,  instygatora, 
ekonomów  i  exaktorów.  Radców  obierano  12tu,  tyluż  ławni- 
ków i  20  „gminnycli".  Do  posług  najmowano  pacliołków. 
Raz  na  tydzień  odbywały  się  obrady  publiczne  około  dobra 
miasta  *). 

Radom  był  nieludną  i  liclią  mieściną.  Świadczy  o  tem 
raport  intendenta  Wydziału  Sandomierskiego  do  Komisyi  Po- 
licyi:  „niemasz  tam  ani  doktora,  ani  chirurga;  apteka  jest, 
ale  nikczemna;  na  ucznia  nakładało  miasto,  ale  daremnie; 
nic  się  nie  nauczył  i  niema  go  w  mieście...  Nieochędóstwo, 
zwyczajne  po  miastach  polskich,  trzeba,  aby  już  wzięło  ko- 
niec. Kanały  niepowyprowadzane,  wszędzie  fetory,  a  osobli- 
wie między  żydostwem.  Ścierwa,  których  pospolicie  nie  grze- 
bią, ale  wyrzucają  na  ulicę,  zarażają  powietrze  często  aż  do 
chorób.  Ci,  co  wyrzucają  fetory  i  ścierwów  nie  grzebią,  nie 
pierwej  podobno  zostaną  posłuszni,  aż  jak  grzywny  płacić 
l>ędą  musieli.  Laźniów  nigdzie,  tak  potrzebnych  do  ochę- 
dóstwa"  **). 

Kraków,  niegdyś  liczący  70  może  nawet  80  tysięcy 
mieszkańców,  opuszczony  od  dawna  od  królów,  zdobywany 
w  r.  1702  przez  Szwedów,  w  r.   1768  przez  wojsko  rosyjskie, 


*)     Dziennik  Handlowy  1787  r.,  str.  452sqq.;   1786,  str.  244sqq ' 
412sqq. 

♦♦)     Dz.  Handl  1792,  str.  264—266. 


344 

w  r.  1772  przez  konfederatów  barskich,  a  w  trzy  miesiące 
potem  znowu  przez  Suworowa  odebrany,  imponował  tylko 
ruinami.  Zewnętrznie  wj'gląd  jego  mało  się  zmienia  skutkiem 
trwałości  monumentalnej  głównycłi  gmacliów.  Przyjrzyjmy  się 
załączonym  widokom:  Cracau,  sztycliowanemu  przez  Bode- 
nelira  według  ryciny  Mariam  i  Korneliusza  Jonge  z  początku 
XVII  w.  i  Cracovia  Buscłi'a,  wykonanemu  podług  natury 
około  1730  r.  Prawie  wszystkie  liczby,  na  nicłi  oznaczone, 
odnajdą  się  dziś  jeszcze  prócz  bram  imurów,  które  zostały  roze- 
brane i  zastąpione  uroczemi  „Plantami".  Ale  wewnątrz  działo 
się  rozmaicie.  Zwiedzając  go  w  r.  1778,  Coxe  porównywał  go  do 
wielkiej  stolicy  w  gruzach,  które  mogły  służyć  za  dowód 
starożytnej  wspaniałości:  „Wnosząc  z  ilości  zrujnowanych  lub 
rozpadających  się  domów,  pomyślałby  ktoś,  że  miasto  było 
tylko  co  zdobyte  szturmem,  i  że  nieprzyjaciel  opuścił  je  wczo- 
raj dopiero".  Jakby  na  potwierdzenie  tego  domysłu  załoga 
rosyjska  z  600  ludzi  zajmowała  zamek  i  odwach  na  rynku; 
w  każdej  ulicy  na  jednym  końcu  stał  żołnierz  ros3^jski,  na 
drugim  szyldwach  polski.  Były  to  przecież  wojska  przyja- 
cielskie, konsystujące  w  kraju  na  mocy  gwarancyi.  Jeszcze 
w  r.  1789  mówiono  w  izbie  sejmowej,  że  posesyi  szlacheckich 
niema  ledwo  30;  reszta  spustoszone  bez  okien,  drzwi,  i  zdat- 
ności  do  zamieszkania,  a  marszałek  Małachowski  świadczył 
o  takiem  ubóstwie  miasta,  że  nie  było  w  stanie  wydołać  za- 
płacie kominowego  bez  subwencyi  ze  skarbów:  królewskiego 
(6.000)  i  Rzeczypospolitej  (8,000  złp.).  A  jednak  władze  nsą- 
dowe  pkazj^wały  oddawna  troskliwość  swoją  Krakowu. 
Komisya  Skarbowa  Kor.  asygnowała  na  reparacyę  zamku 
w  r.  1767  złp.  20.000,  w  1775  złp.  22.000;  sumy  te  były 
niedostateczne:  było  wyreparowanych  zaledwo  parę  izb  dla 
sądów  ziemskich.  Otrzymawszy  raporty  o  ruinie  od  dozorcy 
zamku,  Pucka,  oraz  od  zesłanego  na  miejsce  znanego  archi- 
tekty  Merliniego,  taż  Komisya  przeznaczyła  znów  18.(XX)  złp. 
na  reparacyę  i  przepisała  instrukcyę:  1)  kurdygarda  przy 
bramie  dla  warty  ma  być  w  murach  dachu,  belkach,  puła- 
pach, oknach,  drzwiach  i  piecach   „in  spatio"  miesięcy  trzech 


345 

wyreparowana,  wartę  zaś  tymczasem  mieścić  będzie  można 
w  kurdygardzie  dawnej  pod  zamkiem,  wyrobiwszy  poboczną 
bramę;  2)  dach  nad  całym  zamkiem  opatrzyć;  3)  okna  do- 
koła zamku  zrewidować,  w  tycłi  szyby  potłuczone  podawać 
i  gdzie  kwater  brakować  będzie,  nowe  porobić,  miejscami 
zaś  okiennicami  pozamykać;  4)  drzwi  oberwane...  pozawie- 
szać... W  r.  1787  Komisya  posłała  znów  Merliniego  do 
Krakowa,  aby  zadysponował  reparacye  w  zamku  na  większą 
skalę,  bo  król  powziął  zamiar  odwiedzenia  dawnej  stolicy. 
Po  wydaniu  dyspozycyi  Merlini  miał  odjecłiać,  zostawiwszy 
wykonanie  niejakiemu  Gąsiewskiemu  pod  dozorem  superin- 
tendenta  skarbowego;  termin  ukończenia  robót  oznaczony  na 
dzień  1  maja;  koszt  wyniósł  82.527  złp.  prócz  kosztów  po- 
dróży Merliniego,  który  dostał  1.800  zip.  Wtedy  pierwsze 
piętro  było  doprowadzone  do  stanu  mieszkalnego  i  umeblo- 
wane odpowiednio  na  przyjęcie  dworu.  Potem  w  r.  1791  na 
dacliówki,  cegły  i  inne  reparacye  asygnowano  znów  30.000, 
w  kilka  miesięcy  potem  50.000  na  fortyfiacye,  nareszcie  w  r. 
1792  znów  50.000  na  dokończenie  fortyfikacyi  *).  Prusacy 
przeto  w  r.  1794  znaleźli  zamek  w  dobrym  stanie,  a  spusto- 
szenie późniejsze  było  już  icłi  dziełem. 

Co  się  tyczy  miasta,  już  same  te  reparacye  nastręczały 
ludności  znaczny  zarobek.  Były  też  reparowane  Sukiennice 
przed  przyjazdem  króla  w  1787  r.  i  „nie  źle"  miały  się  wy- 
dawać „miarkując  proporcyę  expensy  i  czasu"  **).  Skądinąd 
wiemy,  że  skutkiem  zbyt  wysokicłi  ceł,  przez  P>yderyka  II 
nałożonycłi,  Kraków  rozszerzył  swój  hiandel  wosków;  że  się 
rozwinęło  w  nim    garbarstwo    znacznie,  jeśli    możliwemi  były 


*)  Coxe:  Travels  I,  142—3.  D z.  Czyn.  S.  G.  W.  sesya  z  dnia 
15/10  1789;  Pr.  Ekon.  A/4,  str.  403;  A/ 12,  str.  844;  A;23,  str.  213  i  228; 
A/24,  str.   101  i  466;  A/28,  str.  657  i   1279;  A/30,  str.   1861. 

**)  Pomiędzy  manuskryptami  Żegoty  Paulego,  złożonymi  w  Bi- 
bliotece Jagiellońskiej  znajduje  się  pod  n-rem  5518.  Raport  o  Zamku  kra- 
kowskim 1787.  Piusa  Kicińskiego  korespond.  Tom  I,  list  St.  Badeniego 
z  dnia  3/6  1787. 


346 

obstalunki  (po  30.000  skór)  na  rachunek  rządu  pruskiego;  że 
prócz  fabryki  żebraczej  powstała  tu  fabryka  sukienna  Fry- 
stackiego,  a  w  okolicy  fabryki  Krumpholtza  i  żydowskie;  że 
znaleźli  się  tu  bankierowie,  jak  np.  Lewiński.  Wnioskujemy 
ztąd,  że  Kraków  wytrzymywał  współzawodnictwo  uprzywile- 
jowanych! miast  cesarskicłi  Podgórza  i  Ludwinowa,  a  nawet 
wznosił  się  ku  końcowi  okresu  drugiego.  Jakoż  przejeżdża- 
jąc w  r.  1787,  łir.  Engestrom  nie  widział  już  takiego  opusz- 
czenia i  takicłi  ruin,  jakie  uderzały  Coxe'a,  a  Kauscłi  *)  w  r. 
1791  znajduje,  że  Kraków  „jeszcze  w  naszycłi  czasacłi  za- 
sługuje na  nazwę  wielkiego  miasta",  porównywa  go  do  Wro- 
cławia, przed  Lipskiem  zaś  daje  mu  pierwszeństwo.  Zdaje  mu 
się,  że  większa  część  ludności  składa  się  z  Niemców,  bo  na  je- 
dnego mieszkańca  w  polskim  stroju  spotykał  6  albo  7  „w  nie- 
mieckim"; niema  jednak  wątpliwości,  że  w  tym  „niemieckim", 
a  raczej  cudzoziemskim  stroju  chodzili  Polacy  i  właśnie  za- 
możniejsi, modnisie. 

Idźmy  teraz  do  prowincyi  Wielkopolskiej. 

Uderza  nas  nasamprzód  mnogość  Niemców  i  miast  nie- 
mieckich; których  czystość  i  ochędóstwo  zaleca  Świtkowski 
do  naśladowania.  Nowi  historycy  niemieccy  np.  Sybel  twier- 
dzą, że  na  przestrzeni  15-tu  mil  od  granicy  panowała  mowa 
niemiecka,  i  powątpiewają,  czy  był  chociażby  jeden  polak 
w  wielu  miastach  wielkopolskich  **).  Przekonamy  się,  że 
twierdzenie  takie  jest  przesadne.  Prawdą  jest  jednak,  że 
główna  masa  ludności  niemieckiej  tu  się  mieściła,  nad  gra- 
nicą śląską  i  brandeburską.  Byli  to  przeważnie  wychodźcy, 
którzy  sobie  szukali  niegdyś  schronienia  od  prześladowań  re- 
ligijnych i  klęsk  wojny  trzydziestoletniej.  W  ciągu  lat  prze- 
szło stu,  do  chwili  wstąpienia  na  tron  Stanisława,  byliby  oni 
zapewne  spolonizowali  się,  jak  się  spolonizowali  niegdyś  ko- 
loniści z  epoki    Piastów,    gdyby  na  przeszkodzie    nie    stanęła 


*)     Kausch:  Nachrichten  liber  Polen  II,   136,   130,   133. 

•*)     Sybel:  Geschichte  der  Revolutionszeit  3te  Auflage  II,  176. 


347 

wzrastająca  właśnie  w  XVII  i  pierwszej  polowie  XVIII  wieku 
nietolerancya  religijna;  wychodźcy  bowiem  wszyscy  prawie 
byli  dysydentami  wyznania  augsburskiego  lub  kalwińskiego. 
Nadto  sponiewieranie  stanu  miejskiego  musiało  się  przyczynić 
do  utrzymania  tych  tkaczy,  postrzygaczy,  farbiarzy  w  odo- 
sobnieniu od  ludności  otaczającej  polskiej. 

Z  wielce  dokładnego  opisu  Komisyi  Boni  Ordinis  do- 
wiadujemy się,  że  w  r.  1783  „miasto  stare  Wschowa,  po- 
niemiecku  Fraustadt  zwane,  jest  w  okrąg  murem  dosyć  do- 
brym i  głębokim  od  wieków,  a  teraz  po  części  osuszonym 
rowem  otoczone,  a  zamek  podwójnym".  Zamek  starożytny, 
tK)  już  od  r.  1067  wzmiankowany,  a  przy  pierwszej  starostwa 
lustracyi  w  r.  1616  opisany,  podupadł  zupełnie;  tyko  jedne 
kamienicę  w  dziedzińcu  starosta  Kwilecki  niedawno  wyrepa- 
rował  na  archiwum,  kancelaryę  i  izbę  sądową.  W  dobrym 
stanie  znajdowały  się  dwa  kościoły  katolickie,  z  których  je- 
den był  „wspaniałej  struktury",  rezydencya  pojezuicka  ze 
szkołami,  wyreparowanemi  niedawno  przez  Max.  Mielżyńskiego, 
ale  pustemi;  był  klasztor  z  kościołem  Bernardyńskim  i  trzy  ko- 
ścioły dysydenckie  wyznania  augsburskiego,  a  więc  ogółem 
wszystkich  kościołów  sześć.  Był  ratusz  murowany  z  wieżą 
i  piwnicą  publiczną  (celarium  pub  lic  um),  gdzie  piwo  Gro- 
dziskie szynkują,  z  izbą  dla  kasy  miejskiej,  izdebką  dla  ofi- 
cyera  na  warcie  będącego,  izbą  sądów  radzieckich,  a  zara- 
zem i  ziemskich,  oraz  „wielką  salą",  w  której  niegdyś  za- 
panowania Augustów  II  i  III  Sasów  senatus  consilia  się  od- 
prawiały i  posłom  od  Porty  Ottomańskiej  audyencye  dawano. 
Zresztą  znajdowały  się  jeszcze  w  gmachu  ratuszowym  izba 
dla  aresztantów  i  kilka  izb  pustych  z  powybijanemi  oknami 
tudzież  skład  moździerz}'',  ręcznej  strzelby,  pancerzy,  zbroi,  bęb- 
nów—„wszystko  starzyzna",  jak  powiada  Komisya.  Do  miasta 
prowadziły  dwie  porządne  bramy  i  furtka  polska.  Sąd  miejski 
mógł  wymierzać  kary  główne  i  policyjne.  Komisya  zaleca: 
„Gdyby  kto  z  kmieci...  w  innych  obowiązkach  i  robociznie 
nawet  ważył  się  zuchwale  rzucić  się  na  przełożonego  dzier- 
żawcę swego,  jak    się    niedawno    przez    kmiecych    parobków 


348 

stało,  tedy,  aby  szlachetny  Magistrat  za  podobny  występek,  ja- 
wną zuchwałość  i  bunt  okazujący,  przykuciem  do  taczek  wi- 
nowajcę... do  6  lub  12  niedziel  publiczną  przy  mieście  robo- 
cizną około  bruków  ukarał.  Budżet  miejski  w  dochodach 
i  wydatkach  regulował  się  do  cyfry  72.606  złp.  Z  cyfry  ogólnej 
mieszkańców  w  mieście  Starem,  Nowem,  na  jurydyce  pro- 
boszczowskiej i  dwóch  wsi  przyległych  5.580  dusz  przypa- 
dało 1.174  na  katolików,  4.005  na  dysydentów  i  301  na  ży- 
dów (z  dziećmi).  Do  magistratu  Komisya  zalecić  mogła  je- 
dnego zaledwo  kandydata  z  polskiem  nazwiskiem  (Sulczew- 
skiego).  W  spisie  imiennym  obywateli  miejskich,  właścicieli 
681  posesyj,  nie  znaleźliśmy  ani  jednego  czysto  polskiego  na- 
zwiska, ale  pomiędzy  niemieckiemi  14  razy  powtarza  się 
drogie  nam  a  tak  świetnie  w  literaturze  polskiej  jaśniejące 
nazwisko  Libelta  *). 

R  a  wi  c  z,  zbudowany  w  czasie  wojny  trzydziestoletniej 
w  r.  1632,  zburzony  w  r.  1707  przez  Rosyan,  spalony  w  r. 
1768  przez  konfederatów  barskich,  rychło  po  tej  klęsce  do- 
szedł do  stanu  kwitnącego,  stał  się  miastem  ludnem  i  boga- 
tem  dzięki  opiece  dziedzica  swego  Jana  Mycielskiego,  starosty 
ośnickiego.  O  jego  światłym  umyśle  świadczy  fakt,  że  na 
chrzest  swojej  córki  nie  wahał  się  zaprosić  mieszczan  swoich 
i  przytem  dysydentów.  Miasto,  położone  między  dwiema 
piaszczystemi  górami  na  dnie  dawnego  jeziora,  miało  cztery 
bramy,  które  widzialne  były  z  rynku.  Mieszkali  tu  podobno 
tylko  Niemcy  i  Żydzi  (pierwszych  6150  drugich  1176  dusz**). 


*)  stan  Miasta  J.  K.  Mci  Wschowy  pod  słodkiem  panowaniem  N. 
St.  Augusta  króla  miłościwego  na  Komisyi  Dobrego  Porządku...,  pod  pre- 
zydencyą  JW.  Józefa  z  Brudzewa  Mielżyńskiego...  w  Lesznie.  Nakładem 
Sam.  Teof.  Pressera  młodszego...  1783...  passim.  Kibeltowie  byli  to  młyna- 
rze i  szewcy:  Jan  Gotlieb,  Jerzy  Fridrich,  Daniel,  Andreas,  Jerzy  zapisani  pod 
numerami:  246,  398,  399,  401,  408,  476,  641,  647,  656,  660,  667,  675, 
679,  681.  w  obliczeniu  ludności  ogólnej  zachodzi  omyłka  o  100  dusz, 
lecz  poprawić  jej  nie  mamy  możności. 

**)  Pamięt.  Hist.  Polit.  1783,  str.  596—7;  1786,  str.  1017,  253,254. 
Polen   zur  Zeit   der  zwey  letzten  Theilungen  114.     Holsche:    II,   str.  297. 


349 

Leszno  niegdyś  Leszczyńskich,  później  Sułkowskich, 
miało  dużo  warsztatów  i  znaczny  handel,  gdyż  samych  ceł 
opłacało  w  złych  czasach  (przed  r.  1775)  do  skarbu  po 
100.000  złp.  na  rok.  Niszczyły  je  pożary  w  r.  1767  i  1790; 
szczególnie  strasznym  był  ostatni,  który  szerzył  się  tak  gwał- 
townie przy  silnym  wietrze,  że  w  płomieniach  zginęło  50 
ludzi.  W  kilka  lat  wszakże  było  znów  709  domów  i  około 
7.000  mieszkańców,  w  tej  liczbie  około  3-ch  tysięcy  Żydów. 
Ludność  chrześciańska  składała  się  przeważnie  z  kalwinów, 
którzy  mieli  tu  swoje  gimnazyum  i  1 1  u  s  t  r  e;  kalwinami  zaś 
zwykle  byli  Polacy.  Nie  przeczy  temu  okoliczność,  że  kaza- 
nia miewano  tu  po  niemiecku,  bo  już  w  XVII  wieku  brako- 
wało pastorów  Polaków  i  z  tego  powodu  gminy  polskie  mu- 
siały sobie  sprowadzać  pastorów  Niemców  *). 

Zduny,  miasto  otwarte,  rozległe,  składało  się  właści- 
wie z  dwóch  miast:  polskiego  i  niemieckiego;  miało  dwa  ra- 
tusze, z  tych  jeden  był  w  złym  stanie;  wiele  ucierpiało  w  cza- 
sie zamieszek  1768 — 1772  r.  i  zadłużyło  się  wtedy  na  108.000 
złp.  W  okresach  drugim  i  trzecim  podniosło  się;  wyprawiało 
swoje  sukna  i  płótna  do  Wrocławia  i  Rosyi  w  znacznej  ilości 
(blizko  na  72  miliona  złp.  **). 

Oborniki  były  już  miasteczkiem  czysto  polskiem. 
Biester  widział  tam  tylko  polskie  ubiory  i  słyszał  tylko  polską 
mowę  ***). 

W  Odolanowie,  Ostrowiu,  Kargowie  i  Kem- 
p  n  i  e  gminy  kalwińskie  słuchały  kazań  w  języku  polskim  ****). 


*)  Pr.  Deleg.  Zagajenie  VI,  sesya  65  z  dnia  27/2  1775,  str.  154. 
Polen  zur  Zeit  der  zwey  letztcn  Theilungen,  str.  112,  184.  Holsche; 
III,  228. 

••)     Holsche:  II,  303. 

••*)     Liske:  Cudzoziemcy  w  Polsce,  277. 

****)     Polen  zur  Zeit  der  zwey  letzten  Theilungen,  str.  84 


350 

W  kilku  innych  miastach  pomniejszych,  oraz  we  wsiach 
zwanych  Holendrami,  znalazłaby  się  jeszcze  dość  liczna  lu- 
dność niemiecka,  ale  już  mniej  gęsta,  więcej  z  polską  po- 
mieszana. 

Mylnie  też  wielu  pisarzy  obcych  uważało  Poznań  owo- 
czesny  za  miasto  niemieckie.  Stolica  Wielkopolski  już  na  po- 
wierzchowności swojej  nosiła  znamię  narodowe.  W  liczbie 
36  klasztorów  i  kościołów  był  jeden  tylko  ewangelicki;  po 
nad  wszystkiemi  górował  tum  wspaniały:  największym  gma- 
chem była  kolegiata  po-jezuicka,  w  której  ze  czasów  pruskich 
mieściły  się  władze  rządowe  i  pokoje  królewskie.  Kolegium 
Konarskiego,  ateneum  (gimnazyum)  założone  przez  biskupa 
Lubrańskiego,  ratusz  wielki  z  XVI  w.  z  wieżą  za  Stanisława 
Augusta  odbudowaną  w  r.  1783  i  trzema  mniejszemi,  miedzią 
kr>'temi,  dwoma  zegarami  ozdobiony,  stary  gmach  wagi  miej- 
skiej, stary  zamek  na  górze,  gdzie  się  odbywał  jarmark  Ś-to- 
Jański,  najpiękniejsze  domy  w  rynku  Gurowskich,  Kwileckich 
i  pod  Kotwicą  —  były  to  dzieła  rąk  polskich.  W  samem 
mieście  widziałeś  wyłącznie  kamienice  dlatego,  że  dawni  kró- 
lowie polscy  zakazali  tu  budowania  domów  drewnianych.  Po- 
dróżnik Kausch  w  r.  1791  mniema,  że  największa  część  Po- 
znania jest  niemiecka,  mówi  po  niemiecku,  ubiera  się  po  nie- 
miecku; wyższa  klasa  jest  prawie  elegancka;  sądzimy,  że 
i  tu,  jak  w  Krakowie,  wnioski  takie  opiertd  on  tylko  na  ubio- 
rze cudzoziemskim,  którego  używali  przecież  i  najszczersi  po- 
lacy, jak  np.  marszałek  sejmu  czteroletniego  St.  Małachowski. 
Mieszkało  tu  dużo  cudzoziemców;  jeszcze  w  wiekach  średnich 
osiedlali  się  tu,  prócz  Niemców,  Anglicy  i  Szkoci;  na  liście 
kupców  poznańskich,  podanej  do  Komisyi  Skarbowej  Koron- 
nej w  celu  wyjednania  remisy  towarów  z  komór  zagranicznych, 
znajdują  się  w  liczbie  53  firm  imiona  angielskie  (np.  Forbes 
-et  Comp.,  Klugh)  i  niemieckie,  mniej  stosunkowo  czysto- 
polskich  (pomiędzy  temi  ostatniemi  dwie  firmy  Żupańskich): 
ale  czyż  pod  temi  obcemi  nazwiskami  nie  znajdowali  się  Po- 
lacy z  mowy  i  uczuć?  W  podanej  na  rok  1794  ludności, 
12.538  głów,  mieściło    się  katolików:  7.437,  luteranów  1.918, 


Ratusz    w   Poznaniu;    wie*a   odbudował 


352 

kalwinów  115,  greków  47,  i  żydów  3.021;  większość  tedy 
z  pewnością  stanowili  Polacy.  W  r.  1793  dyplomata  szwedzki 
hrabia  Engestrom,  będąc  świadkiem  wjazdu  króla  pruskiego 
zaraz  po  drugim  rozbiorze,  powiada,  że  Lucchesini  usiłował 
okazać  Fryderykowi  Wihelmowi  II,  jak  dalece  mieszkańcy 
są  uszczęśliwieni  z  przyłączenia  swego  do  Prus;  ale  sam  król 
domyślił  się,  że  to  szczęście  „tylko  w  głowie  Luccłiesiniego 
istniało,  zamiast  bowiem  oznak  radości  i  wesela,  usuwali  się 
wszyscy,  jak  mogli,  starając  się  zostać  na  uboczu".  Jakoż 
podczas  powstania  Kościuszkowskiego  szewc  Jan  Kiliński, 
który  właśnie  pochodził  z  mieszczan  poznańskich,  wybrał  się 
do  Poznania,  żeby  zrobić  tu  powstanie  już  po  bitwie  Macie- 
jowickiej,  a  nawet  po  szturmie  Pragi.  Aresztowali  go  Prusacy; 
wśród  ciężkich  udręczeń,  jakich  wtedy  doznał  Kiliński,  miał 
przecież  tę  pociechę,  że  mu  „obywatelki  naznosiły  kiełbas, 
półgęsków,  kaczków,  masła,  serów,  chleba,  wódki  dobrej" 
i  że  mieszczanie  okazywali  mu  wszelką  gotowość  do  pomocy 
i  szczere  współczucie. 

Co  do  losów  miasta,  wiemy  już  z  uwag  do  tab.  50-ej, 
że  ucierpiało  wiele  ono  podczas  konfederacyi  barskiej,  oraz 
w  r.  1772  podczas  pobytu  wojsk  pruskich,  że  później  jednak 
poprawiło  się  i  urosło.  W  epoce  sejmu  czteroletniego  handel 
był  ożywiony,  a  jarmarki  Ś-to-Jańskie  tak  tłumne,  że  za  po- 
kój trzeba  było  płacić  po  18  do  20  dukatów  na  1  do  3  ty- 
godni, że  Klugh  wyszedł  na  zamożnego  fabrykanta  i  ban- 
kiera, miał  dom  okazały  i  piękne  ogrody  ze  sztucznemi  ozdo- 
bnymi pagórkami.  Kausch  znajduje,  że  i  w  Niemczech  Po- 
znań liczyłby  się  do  większych  miast  średnich,  że  na  dłu- 
gość wydaje  się  niemal  większym  od  Lipska,  ale  szerokość 
Starego  Miasta  jest  mniejszą  *). 


*)  Holsche:  II,  309  sqq.  Kausch:  Nachrichten  iiber  Polen,  II, 
162 — 166.  Bi  ester:  u  Liskego  str.  276.  Polen  zur  Zeit  der  zwey  letzten 
Thcilungen,  str.  94  —  96.  Pr.  Ekon.  A/28,  str.  677;  Pamiętniki  W.  hr. 
Engestrom  tłómaczenie  Kraszewskiego,  str.  181.    Kiliński  w  Pamięt. 


353 

Kalisz  był  w  roku  1786  otoczony  murem,  basztami 
umocnionym,  ale  już  bardzo  zrujnowanym.  Z  czterech  bram 
jedna  tylko  „Dorotka"  trzymała  się  w  dobrym  stanie  i  nawet 
bardzo  się  podobała  Kauschowi;  samo  miasto  składało  się  z  16 
ulic,  nieregulamycłi;  prz>'tykały  do  niego  trzy  przedmieścia 
małe  i  licłio  zabudowane.  Rynek  nie  przedstawiał  nic  go- 
dnego uwagi.  Nie  widać  tu  rucłiu  łiandlowego,  ani  przemy- 
słowego na  większą  skalę,  t>iko  sądy  wojewódzkie  dawały 
nieco  życia.  Jednakże  z  rucłiu  ludności  dostrzegliśmy,  że 
w  epoce  sejmu  czteroletniego,  przed  pożarem  r.  1792,  miasto 
podniosło  się  znacznie  *). 


z' XVIII  wieku  uydanie  Żupańskiego  I,  232.  W  zbiorach  hr.  Konstantego 
Przezdzieckicgo,  w  tece,  opatrzonej  napisem:  Silva  rerum  Stan.  Aug. 
w  pliku,  zawierającym  Dokumenta  1764 — 1795  znajdujemy  taki  list:  „1783 
dnia  19  lipca  z  Poznania.  W  mieście  tym  za  szczegulnieyszą  szczodrobli- 
wością N.  Króla  Imci  Pana  Miłł.  y  N.  Rzpltcy  y  przy  osobliwszey  łasce 
y  staranności  JW.  Raczyńskiego  Generała  woiewodztw  Wielkopolskich,  iako 
miasta  tego  starosty.  Ratusz  w  strukturze  swey  staroźytney,  lecz  dosyć 
ozdobny  y  wspaniały,  zdawna  w  czasie  wielorakich  nieszczęliwości  znacz- 
nie zruynowany,  teraz  co  do  wzmocnienia  fundamentów  y  zewnętrzney 
ozdoby  wyreparowany,  oraz  na  nim  wieża  czyli  kopuła,  którą  w  roku  1725 
gwałtowne  wiatry  zwaliły,  iuź  także  co  do  cicsielskiey  roboty,  a  to  podług 
abrysu,  przez  architektów  warszawskich  i  innych  approbowanego,  icst  za- 
kończona y  dnia  dzisieyszego  na  sam  wierzch  tey  wieży  czyli  kopuły  no- 
wo wystawioney  orzeł  biały  z  miedzi  kształtnie  wyrobiony,  herb  N.  Pana 
V  Rzpltey  na  piersiach  podług  zwyczaiu  maiący,  szczęśliwie  za  przemysłem 
rzemieślniczym  przy  kapeli  na  galeryi  ratuszowey,  nowo  kształtnie  uformo- 
waney,  y  na  ganku  wyższym  około  wieży  będąccy  rozłożoncy,  y  przy  rzę- 
sistym z  armat  ogłosie  iest  zaprowadzony.  Gdzie  przy  tym  orle  iuż  za- 
prowadzonym, a  w  wysokości  od  ziemi  blisko  na  I4<;)  łokci  wyniesionym, 
cieśla,  podług  dawnego  zwyczaiu  piiąc  wino  kieliszkami  y  zdrowia  wy  krzy- 
ku ąc,  też  kieliszki  za  każdego  spełnieniem  rzucał  na  ziemię  czyli  na  bruk 
w  Rynku  będący,  z  których  a  to  12-tu  kieliszków,  z  tak  znacznej  wysoko- 
ści zrzuconych,  cztery  całe  y  nicstłuczone  zostały." 

*)  Chodyński:  Kalisz  w  końcu  XVIII  wieku  w  Kaliszaninie  z  r. 
1S79,  Nr.  5,  6,  8.  Kausch:  Nachrichten  iiber  Polen,  II,  166,  patrz  w  to- 
mie I,  tab.  50. 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  — T.  n.  28 


354 

Piotrków  Trybunale  zdaleka  dobrze  się  zaprezen- 
towE^  Schultz'owi,  ale  wewnątrz  zgorszy!  go  brudem,  opu- 
szczeniem i  ubóstwem  dzielnicy  żydowskiej,  która  zresztą 
znajdowała  się  po  za  murem  'miejskiem.     Domy,    szczególnie 


Zamek  w  Piotrkowie. 

iZ  nalurjr  i;sow*ny  w  roku  isis  przci  T>d.  Kanona) 

W  rynku,  mają  szczyty  gotyckie  spiczaste.  „Zresztą  znalazłem 
to  miasto  wcale  ożywionem;  w  istocie  należy  ono  do  naj- 
zamożniejszycłi  w  tej  olcolicy  *).     Niedaleko  od  murów  miej— 


-)    Schultz:  Reise  eines  Licn^ndcrs  IV,  203. 


355 

skich  wznosił  się  w-j-soki  dwupiętrowy,  prawie  kwadratowy 
32—35  łokci  zamek,  który  niegdyś  służył  za  rezydencyę  Ja- 
giellonom, podczas  pobytu  ich  na  sejmacti  piotrkowskich,  oto- 
czony kanałem,    przez  który  prowadził  most  na  palach  dębo- 


M     £ 


wych.  Grube  mury  jego  poczerniały  od  starości,  ale  stoją 
jeszcze  do  dziś  dnia;  zniesiono  tylko  trzecie  piętro  i  pokru- 
szono wspaniałe  futryny  kamienne  od  okien  ozdobnych,  rzc- 
ibionycłi,  o  trzech  kwaterach,  w  stylu  włoskim.  Na  dole  mie- 


356 

ścily  się  jeszcze  sąd  grodzki  i  archiwum,  w  piwnicach  kar- 
czmarze szynkowali  piwo  starościńskie,  ale  wyższe  piętra  nie 
były  mieszkalne  w  r.  1776,  okna  po  większej  części  deskami 
pozabijane,  schody  zawalone  rumowiskiem;  tylko  dach  wysoki 
piramidalny  znajdował  się  jeszcze  w  dobrym  stanie  i  unosił 
orła  srebrnego  ze  złoceniem  po  brzegach  *).  Dokoła  zamku 
rozsiadła  się  dzielnica  żydowska,  zapewne  pod  opieką  urzędu 
starościńskiego;  opodal  starostwo  i  wójtowstwo  nosiły  już  ce- 
chę wieśniaczą.  W  środku  miasta,  w  rynku,  stał  gmach  je- 
dnopiętrowy czworoboczny  z  okrągłą  wieżą  dla  odsiad3^vania 
kary  i  n  fundo.  Gmach  ten,  zwany  ratuszem,  był  miejscem 
posiedzeń  trybunału  koronnego  i  doznawał  opieki  Komisyi 
Skarbowej:  na  reparacyę  jego  wydała  21.000  złp.  w  dwu- 
leciu  1778 — 1780,  a  w  r.  1781  pisała  notę  do  Rady  Nieusta- 
jącej o  zalecenie  miastu  Piotrkowu,  „aby  wy  reparowany  ra- 
tusz utrzymywała  staranniej".  Atoli  w  parę  miesięcy  później 
wynikł  pożar  w  mieście  i  w  kwietniu  1782  r.  Komisya,  ze- 
sławszy Merliniego,  musiała  znowu  żądać  od  Rady  Nieusta- 
jącej asygnacyi  4.000  złp.  na  nowe  reparacyę,  które  też 
w  listopadzie  były  już  „zupełnie  dopełnione;  wtedy  oficya- 
lista  (Chrzanowski,  pisarz  magazynu  tabacznego)  otrzymał  za- 
lecenie, aby  czuwał  nad  „konserwacyą  ratusza".  Nareszcie 
w  r.  1792  zadysponowała  Komisya  temuż  pisarzowi,  „ażeby 
reparacyę  ratusza  według  planu  na  izb  dwie  sądowych  przed- 
sięwziął, jedne  izbę  na  górnem  piętrze,  a  drugą    na    dolnem, 


♦)  Szczegółowy  opis  zamku  znajduje  się  w  „Inwentarzu  Po- 
dawczym  starostwa  piotrkowskiego  do  Archiwum  Komisyi  Skarb.  Koron., 
spisanym  przez  Wojciecha  Tarcze wski ego  S.  G.  P.  dworzanina  Skarbu  Kor. 
dnia  18/8  1776  roku"  w  archiwum  akt  dawnych  piotrkowskiem.  Dokła- 
dniejszy opis  oraz  plan  zamku  podaliśmy  w  Kłosach  z  roku  1868  Nr.  177. 
Obecnie  mury  z  rozkazu  gubernatora  jenerała  Kachanowa  zostały  przero- 
bione na  biura  wojskowe,  ponieważ  jednak  rozebrano  przy  tej  przeróbce 
dach  i  drugie  piętro  z  największemi  i  najozdobniejszemi  oknami,  więc  gó- 
rujące dawniej  nad  miastem  zamczysko  zeszło  na  lichą  kamieniczkę,  któ- 
rej archeolog  nic  odnajdzie  wśnSd  domostw  żydowskich. 


357 

tam,  gdzie  kurdygarda  była,  wyreparował,  a  oraz  potrzebne 
do  izb  sądowych  sukna  na  stoły,  stołki  przysposobił,  i  ażeby 
na  dzień  1  maja  wszystko  w  gotowości  było".  Kazała  też 
przenieść  kaplicę  trybunalską  z  izby  górnej  do  dolnej.  Koszt 
cały  wynosił,  jak  się  zdaje,  tylko  1489  zip.,  bo  tyle  pisarzowi 
zwrócono.  Nadto  samemu  miastu  Piotrkowu  „na  restaura- 
cyę"  wydano  30.000  złp.  w  latacłi  1786—1788  *). 

Holsche  wj^mienia  domów  272,  w  tej  liczbie  81  kamie- 
nic, cłiociaż  pożar  poczynił  wielkie  zniszczenia  i  97  placów 
stało  pustkami;  liczba  dymów  z  r.  1788  wynosi  450;  Hertz- 
berg  na  początku  pruskiego  panowania  liczył  około  3.000 
mieszkańców.  Gdy  porównamy  te  cyfry  z  222  domami,  jakie 
się  znajdowały  w  r.  1659  wewnątrz  murów  i  na  przedmie- 
ściacłi,  gdy  zważymy,  iż  liczba  kamienic  (prócz  6ciu  kościel- 
nycłi)  wynosiła  tylko  42,  przekonamy  się,  że  Piotrków  z  cza- 
sów sejmu  czteroletniego  był  większy  i  ludniejszy,  niż  w  po- 
łowie XVII  wieku  **). 

Na  Mazowszu  i  Podlasiu  miasta  i  miasteczka  są  bardzo 
małe:  rzadko  które  liczy  sto  dymów.  Białystok  jest  porzą- 
dnie zbudowany,  liczy  około  3.400  głów,  ale  słjmie  tylko 
jako  rezydencya  Jana  Klemensa  Branickiego,  a  potem  pozo- 
stałej po  nim  wdowy  „pani  Krakowskiej"  (madame  de  Cra- 
covie),  wpływowej  siostry  Stanisława  Augusta.  Pałac  był  zwa- 
ny przez  grzeczność,  a  raczej  przez  pochlebstwo  „polskim 
Wersalem";  miasto  miało  cztery  bramy,  białe  domy  i  piękne 
aleje  prowadzące  do  pałacu,  ale  nic  nie  wiemy  o  przemyśle 
i  obrotności  handlowej  mieszkańców.    Siedlce  były  rezyden- 


*)  Rachunki  sejmowe  z  lat  1778 — 1780  i  1786 — 1788  w  expen- 
sie  extraordynaryjnej;  Pr.  Ekonom.  A/ 18,  str.  221;  A/19,  sir.  241  i  485; 
A/30,  str.  492,  1539  i  1854.  Gmach  znajdował  się  w  dobrym  stanie  jesz- 
cze w  roku  1869,  kiedy  go  rozebrano  do  szczętu  dla  rozszerzenia  rynku 
i  miejsce,  na  którem  stał,  zabrukowano. 

♦•)  Holsche:  II,  353  —  4.  Busching:  XXII.  Hertzberg  loc.  cit. 
Oblata  lustrationis  Capitaneatus  Petricoviensis  1678;  originale  hujus  lustra- 
tionis  anni  1659,  folio  11. 


358 

cyą  hetmanowej  Ogińskiej  i  nic  więcej.  Siemiatycze,  re- 
zydencya  rozumnej  i  szanownej  Anny  Jabłonowskiej,  miały 
trocłię  przemysłu,  mianowicie  parę  fabryk,  wszakże  z  pro- 
dukcyą  niewielką  i  niedługowiecznych. 

Ale  Mazowsze  posiadało  Warszawę,  która  więcej  była 
warta,  niż  wszystkie  miasta  razem  wzięte  w  jakiejkolwiek 
z  trzecłi  prowincyj  Rzeczypospolitej.  W  tablicy  50  i  uwagacłi 
do  tejże  wykazaliśmy  rozwój  Warszawy  pod  względem  ludno- 
ści, w  §.  41  pod  względem  łiandlu,  a  w  §.  50  pod  względem 
przemysłu.  Potwierdzenie  tycti  spostrzeżeń  znajdziemy  w  zja- 
wiskach, świadczących  o  rozwoju  życia  miejskiego,  dogodno- 
ściach,  okazałości,  porządku. 

Po  wojnach  szwedzkich  i  powietrzu  morowem  z  r.  1709 
Warszawa  znajdowała  się,  jak  wiemy,  w  stanie  opłakanym. 
Krakowskie  Przedmieście  całe  przez  zawalenie  gruzami  było 
niedostępne;  przystęp  do  Wisły  trudny,  co  sprowadzało  dro- 
żyznę; wiosną  i  w  jesieni  nikt  do  miasta  nie  przybywał, 
chyba  konieczną  zmuszony  potrzebą;  kamienice  przynosiły 
zaledwo  3 7o »  bo  handel  i  przemysł  zniknął  *).  Zamek  kró- 
lewski opuszczony,  znajdował  się  w  stanie  do  zamieszkania 
niemożliwym**),  August  III  bowiem  „przebywając  w  Warsza- 
wie, mieszkał  we  własnym  pałacu  Saskim";  obok  niego  mie- 
ścił się  Briihl  w  pałacu,  noszącym  do  dziś  dnia  nazwę  Briih- 
lowskiego  (ob.  str.  363,  365). 

Pierwsze  prace  około  uporządkowania  miasta  podjęte 
były  przez  marszałka  w.  k.  Franciszka  Bielińskiego  (1742 — 
1766)  i  zostającą   pod  jego    zwierzchnictwem    Komisyą  Bru- 


•)  F.  M.  Sobieszczańki:  Rys  historyczno  -  statystyczny  m.  War- 
szawy,  1848,  str.  75 — 76. 

**)  Naruszewicz  mówił  o  Warszawie.  „Stanęła  za  książąt  Mazo- 
wieckich— ale  teraz  nikt  mi  nic  pokaże  cegiełki  z  murów  książąt  Nec  locus 
ubi  Troja  fuit.  Zygmunt  August  wyznacz3'ł  tu  miejsce  sejmów,  ale  następ- 
cy jego  rzadko  tu  mieszkali.  Henryk  nie  był  tu,  Stefan  mało  mieszkał,  Mi- 
chał we  Lwowie  fj),  Jan  III  w  Żółkwi,  Augustowie  w  Dreźnie  najwięcej 
przesiedzieli\  (Dz.  Czyn.  S.  G.  W.  sesya  172  z  d.  13/10  1789). 


.  J 


359 

kową  przy  pomocy  prezydenta  Starej  Warszawy  Dulfusa: 
oczyszczono,  brukowano,  rozszerzano  ulice  i  place,  kanały 
dawne  restaurowano,  nowe  założono  *);  Bieliński  założył 
nową  jurydykę  „na  Bielinie"  (ulice  Marszałkowska  i  Królew- 
ska). Wszakże  w  cłiwili  obioru  Stanisława  Augusta  Warszawa 
■zacłiowywała  jeszcze  swój  kształt  dawny,  całkiem  niepodobny 
do  dzisiejszego:  składała  się  z  obwiedzionego  murem  Starego 
Miasta  i  łączącej  się  z  nim  Nowej  Warszawy  (tuż  za  bramą 
>i'owomiejską);  oddzielnie  w  znacznej  odległości  zaczynała  się 
założona  w  połowie  XVII  w.  jurydyka  Leszczyńskicłi,  Leszno, 
jeszcze  dalej  „miasto  Grzybów"  z  oddzielnym  ratuszem;  od 
Zamku  szło  Krakowskie  Przedmieście,  które  w  istocie  na  tę 
nazwę  zasługiwało,  ponieważ  z  końcem  jego  ciągnęły  się  już 
pola  uprawne,  wśród  którycłi  piętrzyły  się  zwaliska  dawnego 
zamku  książąt  Mazowieckicłi,  Ujazdowa.  Swoje  tedy  jurydykę 
zakładał  Bieliński  w  czystem  polu.  Tylko  za  Żelazną  Bramą 
ogrodu  Saskiego  stało  kilka  domków;  w  jednym  z  nicłi  mie- 
■ściła  się  założona  w  r.  1724  pierwsza  kawiarnia  z  bilardem 
niejakiego  Meierłiofera.  Jeszcze  w  r.  1793  plac  za  Żelazną 
Bramą  był  biedny,  brudny,  niebrukowany;  odbywał  się  na 
nim  targ  zboża  i  siana  **). 


*)  Pamięć  prac  swoich  uwiecznił  Bieliński  figurą  Ś-go*  Jana  Ne- 
pomucena, stojącą  obecnie  na  placu  Trzech  Krzyżów  (Śgo  Aleksandra) 
i  napisem  może  zbyt  dramatycznym:  „D.  O.  M.  Per  Te,  Joannę  Nepomuce- 
na, opus  publicum  lithostratorum  et  colluviariorum  Varsoviae,  superatis  spre- 
tisąue  hominum  et  vulgi  injuriis,  coeptum  et  continuatum,  Te,  bonae  famae 
patrono  et  vindice.  Franciscus  Bieliński  D.  D.  D."  A  na  drugiej  stronie: 
,Lege  Ordinum  Regni  1685  sub  Joannę  III  lata,  Augusti  II  et  Augusti  III 
regiis  auspiciis,  Francisco  Bieliński  Supremo  et  Georgio  Mniszech  Curiae 
Regni  Mareschalcis...  Varsavia...  Sumptu  Reipublicae  et  in  Urbe  possesso- 
Tum  plateae  viacquc  ampliatae,  stratae,  ornatae;  lithostrata  et  colluviaria  an- 
tiqua  instaurata,  nova  erecta  et  continuata  neccssitati,  honestati,  commodo 
et  decori  publico.  Kelicitati  principis.  Memoriae  temporum  Anno  MDCCLII*. 
O  jakich  to  zniewagach  ,od  ludzi  i  gminu"  wspomina  marszałek?  Nie- 
wiemy. 

**)  Magier:  Estetyka  m.  Warszawy  str.  5.  Schultz:  Reise  cincs 
Lieflanders  I,   1 1 5. 


360 

Pomiędzy  pałacem  Saskim  i  Briihlowskim  a  murami 
miejskiemi,  na  miejscu  dzisiejszego  Teatru,  stal  obszerny  pię- 
trowy gmach  przez  Maryę  Kazimierę  w  XVII  w.  wzniesiony,, 
zwany  Mary  wiłem  (ob.  str.  169).  Stał  się  głównem  siedli- 
skiem łiandlu  żydowskiego;  z  czasem  panował  w  nim  ructi, 
gwar  ciągły,  niecłilujstwo,  znajdowały  się  sklepy,  stragany 
i  łiotel,  w  którym  jednak  mieszkania  ani  przyjemnemi,  ani 
nawet  bezpiecznemi  od  złodziei  nie  były.  Zresztą  liotel  po- 
wstał już  później  w  okresie  drugim  badanej  przez  nas  epoki. 

Sejm  konwokacyjny  wydał  trzy  ucłiwały,  dotj^-czące 
miasta.  „Ponieważ  się  przy  mieście  naszem  stołecznem  War- 
szawie wiele  placów  po  części  pustycłi,  częścią  drewnianemi 
budynkami  zabudowany cłi  znajduje",  przeto  pozwołono  Tep- 
perowi,  kupcowi  m.  Poznania,  kupować  place  dla  budowania 
domów  ozdobnycłi,  lub  szpicłilerzów  zbożowycłi.  „Gdy  zaś 
miasta  Nowa  i  Stara  Warszawa,  rezydencya  królów,  z  okazyi 
gęstycłi  w  rynkacłi  i  po  ulicacłi  domów  drewnianycłi  często 
nieszczęściu  ognia  podpada",  przeto  nakazano,  aby  rynki 
i  place  od  domów  drewnianycłi,  klitek,  jatek,  wolne  i  nieza- 
budowane były  *).  Od  czasu,  kiedy  lody  uniosły  podziwiany 
przez  cudzoziemców  most  Zygmunta  Augusta  i  Anny  Jagiel- 
lonki, przeprawa  przez  Wisłę  odbywała  się  na  promach;  sejm 
konwokacyjny  kazał  teraz  na  nadchodzącą  elekcyę  sporządzić 
most  kosztem  Rzpltej  i  takowy  na  zawsze  utrzymywać.  Ko- 
misya  Skarbowa  Kor.  uformowała  niezwłocznie  milicyę  mo- 
stową, czyli  kompanię  pontonierów  na  Wiśle,  ze  102  ludzi 
złożoną,  pod  komendą  inżyniera  l^pltej  kapitana  de  Woyten 
i  na  elekcyę  zbudowała  most,  ale  przed  zimą  zebrano  go 
i  nie  wystawiono  później  z  wiosną;  prowadzono  tylko  jakieś 
roboty  celem  zwężenia  koryta  Wisły  od  strony  Pragi,  prze- 
prawa zaś  odbywała  się  wciąż  na  promie.  Z  uchwały  sejmo- 
wej r.  1775  dowiadujemy  się,  że  owa  konstytucya  konwo- 
kacyjna  „dla  zapadłej  krajowej  rewolucyi  skutku  swego  wziąć 


•)     Vol.  Leg.  VII,  fol.  372,  85  (str.   164,  45). 


361 

nie  mogła,  teraz  zaś  dla  upadłych  intrat  skarbowych  kosztem 
publicznym  wystawiony  być  nie  może".  Przyjęto  więc  pro- 
pozycye  Adama  Ponińskiego  i  wydano  mu  przywilej  na  po- 
bieranie mostowego.  Kosztem  tedy  Ponińskiego,  jako  dzier- 
żawcy, stanął  most  łyżwowy,  który  w  d.  8  października  177i> 
r.  do  użytku  publicznego  oddanym  został*). 

Tenże  sejm  nakazał,  „aby  rozpoczęta  fabryka  zamku 
kontynuowana  i  podług  podanych  abrysów  do  należytej  do- 
skonałości przywiedzioną  była;  także  pokoje,  które  już  dotąd 
są  dokończone  ku  wygodzie  przyszłego  króla  obiciami  i  in- 
nemi  rekwizytami  przyozdobione  były**.  Rozszerzono  nawet 
zamek  przez  zakupienie  przylegających  dwóch  placów  **).  Od- 
tąd długo  i  dużo  pracowano  nad  przyozdobieniem  siedziby 
króla  i  sejmu.  Robotami  kierowali  budowniczowie  Fontana 
i  Merlini;  Rubicki  urządza  ogród  zamkowy  (od  Wisły)  na 
sklepieniach,  pod  któremi  do  dziś  dnia  mieszczą  się  stajnie. 

Komisya  Skarbowa  zakupiła  od  biskupa  Krasińskiego 
i  od  d.  1  stycznia  17ó6  r.  w  posiadanie  objęła  paląc  tak 
zwany  „Krasiński",  który  odtąd  zwał  się  pałacem  Rzeczypo- 
spolitej i  stał  się  siedliskiem  całego  prawie  rządu  krajowego; 
mieściły  się  w  nim  bowiem  Komisye  Skarbowa  i  Wojskowa, 
jurysdykcya  marszałkowska  (później  Komisya  Policyi),  sądy 
Asesorskie,  a  z  czasem  niektóre  departamenty  Rady  Nie- 
ustającej i  Komisya  Edukac^-jna  z  kancelaryą  i  kasyerem 
swoim  generalnym,  kapitanem  Lelewelem,  ojcem  znakomitego 
badacza  dziejów,  Joachima.  Z  rozkazu  Komisyi  Skarbowej 
i  podług  zatwierdzonych  przez  nią  abrysów,  ogrodnik  Chry- 
styan  Knakfus  już  w  r.   1766    zajął    się    „zasadzeniem  i  wy- 


•)  Pr.  Ekon.  A  1,  str.  41,  42;  Ą  12,  str.  856;  Rachunki  Sej- 
mowe księgi  Nr.  88,  dział  IX  percepty  p.  t.:  „z  mostu  i  przewozu"  oraz 
XIII  expensy  p.  t.:  Na  repcracyę  mostu  etc;  księga  Nr.  91,  dział  VII  per- 
cepty p.  t.:  Przewóz  pod  Warszawą  i  XI\'  ekspcnsy  p.  t.:  ,  Prze  wóz,  tamy 
i  drogi  publiczne.     Vol.  Leg.  VIII,  fol.  205  (str.  125). 

**)  Rafałowiczowskicgo  i  Rowennowskiego.  Vol.  Leg.  VII,  fol.  102, 
str.  52. 


363 

porządzeniem  ogrodu",  który  istnieje  do  dziś  dnia  pod  nazwą 
ogrodu  Krasińskich.  Knakfusowi  dano  kontrakt  na  trzy  lata 
i  zapiatę   w  kwocie    14.000  ^^  .,j^ 

tj-nfów  (17.733  zip.  gr.  10.)  JH  /S 

Do  ogrodu  przytykały  dwór-  

ki  od  ulicy  Ś-to  Jerskiej,  na  All^^n  '  M 

placu  pałacowym   budowane  "■"'' — ^* 

i  czynsz  do  skarbu  opłacają- 
ce; lecz  murgrabia  pilnował, 
aby  ztamtąd  nie  wyrzucano 
śmieci,  ani  wybijano  furtek 
bez  oddzielnego  zezwolenia. 
Zresztą  ogród  oddany  byt  do 
użytku  publicznego;  w  roku 
1769  wziął  go  w  dzierżawę 
niejaki  Miller,  w  1778  niejaki 
Szum  utrzymywał  w  nim  krę- 
gielnią, przy  której  na  gale- 
ryi  grywała  kapela*);  potem 
cukiernik  Wiadrowski  rozbijał 
w  nim  namiot  ozdobny  za 
pewną  opłatą  do  kasj'  skar- 
bowej. 

Pałac  Saski  pozostał  w  po- 
siadaniu rodziny  dawnej  kró- 
lewskiej: mieszkał  w  nim  re- 
zydent saski  (Essen),  konsy- 
stowal  oddział  żołnierzy  sa 
skicli,  ale  ogród  oddany  byl 
na  użytek  publiczny. 

W  pałacu  Kazimterowskim 
Stanisław  August  osadził  nowo  założona  szkolę  Rycerską  czyli 
korpus    Kadetów.     Zaloż>'ł    też    nową   Jurydykę    Aleksandryc. 


^■' 


•)     Pr.  Ekon.  A/2, 
420:  .V30,  Btr.  65'ł. 


F  sqq.,  str.  2'ł3:   .\,7,  sir.   19ft;  A  15,  sir. 


364 

Na  tern  podobno  zatrzymał  się  wzrost  Warszawy  z  okresu 
pierwszego.  Zaburzenia  krajowe  odbiły  się  na  losacłi  stolicy: 
w  r.  1770  „widać  było  po  smutnycli  pałacacłi  opuszczonycłi 
przez  magnatów,  dziedzińce  zarosłe  trawą"  *). 

Zdaje  się,  że  miasto  zaczęło  się  rozrastać,  bogacić,  w  ró- 
żne dogodności  zaopatrywać  w  czasie  pierwszego  rozbioru. 
Dla  kraju  całego  była  to,  jak  wiemy,  epoka  fatalna  pod  ka- 
żdym względem;  ale  mieszczanie  i  kupcy  warszawscy  mieli 
niezwykłe  zarobki  skutkiem  długiego,  przeszło  dwuletniego 
sejmowania,  konsystencyi  wojsk  rosyjskicli  i  pruskicłi  w  zna- 
cznych oddziałacłi,  tudzież  owycli  orgij  łiulaszczych,  w  któ- 
rych  aktorowie  strasznego  dramatu  starali  się  tłumić  głosy 
sumienia  i  przeczucia  sądu  potomnycłi  pokoleń.  Delegacya 
poruszała,  oprócz  układów  i  urządzeń  politycznycłi,  mnóstwo 
spraw  prywatnycłi,  pienięźnycłi,  a  przez  nie  ściągała  wiele 
szlachty  z  prowincyi.  Warszawa  w  r.  1774,  według  relacyi 
przejeżdżającego  podówczas  cudzoziemca,  nie  odbijała  wcale 
na  swej  powierzchowności  klęsk  krajowych:  tańczono  w  niej, 
śpiewano  **),  a  przedewszystkiem  grywano  w  karty  zapamię- 
tale. Ambasadorowie  dworów  rozbiorczych  utrzymywali  otwarte 
i  świetne  domy,  zjeżdżali  się  cudzoziemcy,  artyści,  rzemieśl- 
nicy, producenci,  zbytkownych  wymysłów,  awanturnicy  wszel- 
kiego rodzaju;  wykwintne  pojazdy  toczyły  się  nieustannie  po 
ulicach  błotnistych. 

Bo  czyż  można  inaczej  wytłomaczyć  fakt  nagłego  po- 
dwojenia się  ludności?  Już  w  r.  1776  Sułkowski,  marszałek 
Rady  Nieustającej,  a  zarazem  dzierżawca  czopowego,  przy- 
znaje wbrew  własnemu  interesowi,  że  liczba  mieszkańców 
w  Warszawie  wynosi  około  60.000  dusz,  gdy  na  początku 
panowania  Stanisława  Augusta  było,  jak  wiemy,  tylko  30.000. 


*)     Magier:  Estetyka  in.  Warszawy  a.  16. 

**)  List  pani  Gcoffrin  z  dnia  11/11  1774  w  ^Corrcspondance 
inedita  de  Stanislas  Augustę  et  de  Mmc  Geoflrin  ed.  Mouy  1875  roku,* 
sir.  477. 


Przejeżdżający  w  r.  1779  Bernouilli  mówi  wyraźnie,  że  „od 
niedawna  Warszawa  zmieniła  się  do  niepoznania" .    Opis  mia- 


Pałao   BrOhlowskl,   r762. 


sta,  wydany  przez  Erndtta,  przybocznego  lekarza  Augusta  II, 
już  nie  wystarcza!  wtedy  i  księgarz  Griill  wydał    nowy   plan, 


Blbtlołeka   Znluakloh,   1762. 


r>'sowany  przez  majora  Hennequin.     Znajdujemy  też  47  pała- 
ców, a  w  te)  liczbie  są  widocznie    nowe    na    ulicach:    Króle- 


366 

wskiej,  Bielańskiej,  Przechodniej,  Rymarskiej,  Nowy  Świat  '). 
W  r,  177S  Coxe  opisuje  nam  już  pałace  X.  Michała  Ponia- 
towskiego w  Warszawie  i  Jabłonnej,    oraz    Powązki    Czarto- 


Palao  GozdiklBgo,  1762. 


ryskich.     Warszawa  robi  na  podróżniku  angielskim    wrażenie 
wielkiego,    ale    nieuporządkowanego    miasta,    ulice    są    prze- 


Palio  Radziwlłlowikl,  1762. 


stronne,    ale   źle   brukowane,    kościoły   i  gmachy    publiczne 
obszerne  i  wspaniałe,    pałace    arystokracyi    liczne   i    świetne. 


")  Przy  Dyarj-uszu  z  roku  1776  są  adresy  wszystkich  posłów 
sejmowych  i  senatorów  (p.  t.:  Series  ministrów,  senatorów  i  posłów  etc); 
wybieramy  zlqd  u-szystkie  domy  oznaczone  nazwą  pałaców:    I  na  Kraków- 


367 

ale  największa  część  domów,  szczególnie    na    przedmieściach^ 
są  to  licho  zbudowane  chaty". 

4  Odtąd  z  każdym  rokiem  Warszawa  budowała  sie  i  po- 
rządkowała coraz  energiczniej,  wzrastała  przemysłem  i  han- 
dlem, nęciła  przyjezdnych  dogodnościami.  Dawniej  szlachcic 
musiał  szukać  pomieszkania  u  kogoś  ze  znajomych  lub  wy- 
najmować mieszkanie  w  jakimś  dworku  prywatnym,  w  ka- 
mienicy mieszczanina,  w  oficynie  pałacowej  z  łaski  jakiegoś- 
murgrabiego,  u  księży  w  jakim  klasztorze  i  t.  p.  Zjeżdżający 
na  sejm  posłowie  otrzymywali  mieszkania  z  dyspozycyi  mar- 
szałka w.  kor.  w  pałacach  lub  domach  prywatnych.  Ordynat 
Sułkowski  zbudował  pierwszy  dom  zajezdny,  zwany  Rydzy- 
nem  przy  ulicy  Trembackiej  pod  Nr.  634  zapewne  około  r. 
1776;  w  r.  1780  dom  ten   spalił    się,  a  wtedy   otwarto    ulicę^ 


skjem  Przedmieściu:   1)  Czartoryskich;  2)  Lubomirskich,  zkądinąd  wiemy,  że 
tu  był  też    3)    pałac  Radzi wiłowski,  odnowiony  kosztem   dworów  rozbioro- 
wych na  posiedzenia  Dclegacyi   1773  roku    4)    Panien  Wizytek;  II  na  Sena- 
torskiej:   5)    Małachowskich;    6)    Prymasowski;    7)  biskupów    krakowskich;. 
8)    Błękitny  Drohojewskiego  (Grabowskiej?);    9)   jenerała  Soltenhof;    III   na 
Miodowej:   10)  Antoniego  Sułkowskiego;    11)  Młodziejowskiego  biskupa   po- 
znańskiego; 12)  Borcha;   13)  Zyberga;   14)  Czartoryskiej  kanclerzynej    w.  lit.;. 
15)  podczaszego  w.  lit.;  IV  naPodwalu:    16)   Branickiej   kasztelanowej    kra- 
kowskiej; V  na  Zakroczymskiej:   17)  Alex.  Sapiehy;  18)  Gurowskiego;  VI  na 
Bielańskiej:     19)    Rocha  Kossowskiego;    20)    M.   Ogińskiego;    21)    Bazylego 
Walickiego;  VII  na  Rymarskiej:  22)  Potockiego;  V^III  na  Przechodniej;  23)  Ra- 
dziwiłła; IX  na  Długiej:  24)  Myciclskicgo  starosty  lubatowskicgo;  25)  Lelewela^ 
X  na  Żabiej:  26)  Bielińskiego;  XI  na  Królewskiej:  27)  Bielińskiego  starosty 
czerskiego;  XII  na  Danielewiczowskiej:  28)  Jezierskiego  kasztelana  łukowskie- 
go; X1U  na  Nowym  Świecie:  29)  Xawerego  Branickiego;  30)  Sanguszki;  XIV  na 
Wierzbowej  (czyli  Wierzbowskiej):    30    Ponińskiego  (Briihlowski);    XV  na 
Lesznie:  32)  Dzierzbickich;  XVI    na  Franciszkańskiej:    33)    Małachowskiego- 
starosty    oświęcimskiego;  XVI  na  Czarnej:   34)  Kauszla;  XVII    na  Zielonej: 
35)  biskupa  kijowskiego;   XVIII  na  Alcksandryi:  36)  podkomorzego  lubelskie- 
go (Dłuskiego?);  Miejsca  niepewnego:  37)  Dembowskich;   38)  Dembińskiego; 
39;  Ossolińskich;  40)  Szeptyckich;    41)  Superintendenta  de  Tylli;    42)  Szy- 
manowskich;   43)   Sołłohuba;    44)   Hylzena;    45)   Platerów;    46)    Metropoli- 
tański;  47)  Pod  Gwiazdą  zapewne  na  Senatorskiej;  48)  Szaniawskich. 


Nowo-Senatorską,   ale   przykład   poskutkował.     W    ciągu    lat 
kilku  powstają  hotele:    Niemiecki  w  Mary\vilu,    Klopockie  (na 


te^Lit:f*]It^:L..Ji 


iM 


iCS^g 


Palae  We»ra,  1762. 


Bielańskiej),    Wareckie    na    tejże    ulicy     zapewne,     nareszcie 
w  epoce  sejmu  czteroletniego  najwykwintniejszy  Pollera  „Pod 


iTiiiffUiMfiin  'II II  aiiii^^niM^ 


Collegium  Noblllum  Plnrćw,  1762. 


Białym  Orłem"  w  gmachu,  zbudowanym  przez  Szulca  na 'H')- . 
maćkiem*),    W  tym  też  okresie  stanął  podług  planów  Fontany'', 


*)    Magier:  Estetyka  m.  WarsMwj-  n,  23,  I;  Schullz:  Reise^cina  J 
Liediiiiders. 


I     (■ 


rT 


»'^*--v-     l.\     .■•.   ■ 


fe-.-' 


r^ 


K 


4 


' 


fM  •: 


"\ 


*•• 


[?'& 


s, 

Ł 


'I 


olbrzymi  szpital  „Generalny  Warsza'.vski"    (Dzieciątka    Jezus) 
wiekopomne   dzieło    miłości  bliźniego,  jaką   przejęty    był   X. 


PaUo   Hnlizoha,  1762. 

Baiidoin,  oraz  hojnego  miłosierdzia  ludności  stolicy.  W.okre- 
sie  sejmu  czteroletniego  Warszawa  posiadała  1 1  szpitali  z  do- 
chodem stałym  264.157  zip,  na  rok"). 


yiŁj., 


nSa 


■■.ML'"^^^^ 


iininininimnininininininnuL 

iiininininin  lan  inininininiii 


'^-'■^-*^^"-— 'iinffifrilifff^ 

';^Pałao  biskupa  krakowskiego,  1762. 

Już  okoio  roku   1771   ukazały    się    lektyki,    ale  podobno 
nie  wielu  miaty  zwolenników,    bo  nosiciele    bywali   nie  trzeź- 


•)  Sipilalc  te  są:  1 )  Ś.  Ducha  przy  Paulinach;  2"l  Ś.  Łazarza;  3)  Ś, 
Ducha  pod  imieniem  PP.  .Marcin Iwnek;  4;  Ś.  Jana  przy  koicpiacic;  5)  Św. 
Bennona;  6)  Panny  Man-i;  7)  IJonifrnlriitt';  R)  Ś.  Rocha;  C,  ś.  Kazimierza; 
10,1  Ś.  Krzyia;  11)  Dzieciątka  Jezus;  iRclacya  Deputowanych  do  rewizyi 
Komisyi  Policyi   1793  r.  str.  40. 

Wgwnftnne  illicjl  Polski  Karznns.  —  T.  II.  U 


370 

wi.  W  r,  1779  prócz  tych  lektyk  powozy  do  wynajęcia  ła- 
dne i  fiakry  bardzo  nędzne.  Ale  w  r.  1784  zawiązało  się 
towarzystwo,  czyli  kompania,  czyli  entrepryza  fiakrów,  zło- 
żona w  większej  części  z  fryzyerów,    majętniejszych.     Wtedy 


Pałao  J.  KI.  Branioklego,  1762. 

urządzono  kilka  stacyi  (przy  Zygmuncie,  przy  Ś.  Jędrzeju, 
na  rogu  Elektoralnej  i  t.  d.);  pisarz,  w  sklepie  jakimś  lub 
w  oddzielnej  budce  zasiadający,  dawa)  blaszkę  z  numerem 
i   zapisywał  godzinę    odjazdu;    kurs  jazdy    kosztował   złoty, 


Pelac   Prymatowski,  1762. 


godzina  2  złp.;  na  odległych    ulicach    były  umieszczone  żółte 
napisy  na  ceracie:    ,Tu  kurs  skończony"   ')  MarszfUek  w,  k. 


D.  P.   16,  9tr.  242. 


1  Liskego,    str.  241,  242. 


371 

zalecał  w  swojej  ,ordynacyi",  że  kareta  ma  być  piękna,  la- 
kierowana, trj^ą  lub  suknem  wybita,  „konie  sprzęgle,  jednej 
maści,  w  dobrem  ciele,  szory  z  mosiędzem  wychędożone, 
a  stangret  porządnie  i  czysto  ubrany,  trzeźwy,  pilny  i  jeździć 


PbUo  Wielopolskich.  1762. 

timiejący".  W  zimie  dorożkarze  mieli  też  numery  na  tylnej 
stramicy  .sanek.  Przepisy  te  byty  zapewne  dokładnie  wyko- 
nywane, albowiem  podróżnicy  z  epoki  sejmu  czteroletniego 
mówią  z  wielkiemi  pochwałami  o  dorożkach  warszawskich  *). 


PalBO  Czartoryskich,  1762. 


Około    roku    1775,    ukazały  się  pierwsze    cukiernie,   za- 
łożone   przez   Szwajcarów,  czyli  Gryzonów,    mianowicie:    Ro- 


*)  Ordynacya  względem  triy mających  karety  dzienne  z  dnia  12 
kwietnia  1788  przy  Dz.  Hnndl,;  marszałkowie  wydawali  podobne  ordyna- 
«ye  w  latach   1767,   1781,   1783,   1788  i   1792  (patrz  Dz.  Handl.   1792), 


372 

by    na   Krakowskiem   Przedmieściu    przy   Karmelitach  i  Mini 
na  ulicy  Freta;    potem  przybywały  nowe:  Salvetti,  Castelmuri 

i  t.  d.  ■). 

Jeszcze  w  r.  1779  Bernouilli  widział  wieie  ulic  niebru- 
kowanych, ale  przy  rogatkach  wymagano  od  każdego  chłopa, 
aby  tytułem  myta  przywiózł  jeden  kamień  lub  zaplacit  6  gro- 
szy na  bruki.  Nie  było  te2  miasto  oświetlonem  i  przed  ka- 
retami pańskiemi  zwykle  biegli  laufrowie  z  pochodniami.  Ale 
od  r.  1785  wprowadzono  latarnie  uliczne,  które  palić  obo- 
wiązani byli  właściciele  domów  **). 

W  r.  1779  Ryx,  kamerdyner  królewski,  starosta  Piase- 
czyński  wydzierżawił  plac  od  Komisyi  Skarbowej  i  zabrał  się 


Pałao  Bielińskiego,  1762, 

do  budowania  „teatru  m".  Gmach  ten,  od  dawna  już  opu- 
szczony przez  Melpomenę  i  Talię,  istniał  niedawno  jeszcze 
(1890)  na  placu  Krasińskich,  (ob.  widok  na  str.  362),  między 
Ś-to  Jerską  i  Długą;  fasada  nie  wyróżnia  się  prawie  z  pomię- 
dzy otaczających  go  kamienic  i  nie  odpowiada  z  powierz- 
chowności dzisiejszym  wymaganiom  budownictwa  teatralnego, 
Ale  w  owym  czasie  zadawalniał  najwybredniejszych  cudzo- 
ziemców:  sala   była   obszerna  i  wysoka,    mieściła  trzy  piętra 


1  Liskego:  216;  Magi< 


373 

lóż  i  paradyz;  loże  były  upstrzone  firankami  i  lusterkami.  Za 
lożę  przy  scenie  Bułhakow  płacił  40  dukatów  (720  złp.)  na 
miesiąc.  „Co  mówisz  na  taką  cenę?  pisał  ambasador  rosyjski 
S  i  e  V  e  r  s  do  swojej  córki.  Wszędzie  indziej  można  mieć 
piękny  dom  za  te  pieniądze".  Zresztą  znajdował,  że  muzyka 
była  dość  dobra,  pierwszy  śpiewak  i  primadonna  śpiewali 
Jako  tako".  Od  czasu  założenia  teatru  zapewne  weszło  w  zwy- 
czaj zabawiać  zapraszane  towarzystwo  śpiewem;  ale  panny 
owoczesne  nie  śpiewały,  przynajmniej  przy  gościacłi:  trzeba 
było  wziąć  Włocłia  *). 

Te  wszystkie  dogodności  i  przyjemności  zwabiały  do 
miasta  wieśniaków;  wielu  panów  zamieszkało  stale,  ściąga- 
jąc z  miast  zagranicznycłi;  przyb>^'ało  też  dużo  cudzoziem- 
ców, zwabionycłi  łatwością  zarobkowania  —  stanowili  oni  po- 
dobno aż  trzecią  część  ludności  miejskiej,  jeśli  się  na  do- 
myślnej rachubie  opierać  można.  W  okresie  trzecim  War- 
szawa niewątpliwie  jest  już  miastem  wielkiem,  pięknem, 
i  w  rzędzie  stolic  europejskich  podziwianem.  Czteroletni  po- 
byt sejmu  przyczynił  się  nadzwyczajnie  do  uświetnienia  jej. 
Ludność  zdwoiła  się  w  stosunku  do  roku  1776,  czyli  doszła 
do  poczwórnej  cyfry  w  stosunku  do  r.  1764 — w  ciągu  ćwierci 
-wieku.  Powstało  dużo  nowych  ulic,  stanęło  przeszło  2.000 
nowych  domów.  „Niech  każdy  zobaczy,  co  JP.  Szulc  bankier 
z  topielisk  Wolskich  uczynił  i  jakie  budowle  wspaniałe  na 
gruncie  szlacheckim  wystawił,  gdzie  przedtem  nikczemne 
tylko  i  smrodliwem  żydowstwem  napełnione  stały  chałupy; 
-wieleż  ten  mąż  czynny  swoim  kosztem  wybił  kanałów!  Wie- 
leżto  dróg  błotnistych  podniósł!  Wieleżto  ulic  przedtem  nie- 
przebytych wybrukował!"  **).  Pobudował  podobno  60  domów, 
a  najw5rtworniej  urządził  Tłomackie,  jakeśmy  już  wyżej  wspo- 


*)     Pr.    Ekon.    A/16,    str.  162.    Magier:  2;    Pamiętniki  ^Sieversa 
w  Pana.  z  XVIII  wieku  Żupańskiego  V,  37. 

**)    Barss:  Bezstronne  Uwagi  nad  mową  J.  W.  Jezierskiego  ka- 
sztelana łukowskiego  (broszura),  str.  37. 


&..-#i 


374 

minali.  Jezierski,  kasztelan  łukowski  wybrukował  ulicę  Be- 
dnarską, i  budował  tam  swoje  domy.  Stanęły  już  podług  ry- 
sunków Fontany  kościół  i  klasztor  Bonifratrów.  Były  na 
ukończeniu  Łazienki,  wydobyte  z  błotnistej  doliny  (budowni- 
czy Merlini),  tudzież  pałac  Ujazdowski.  Liczba  pałaców 
w  mieście  urosła  do  80  *),  prócz  20  tu  wielkicłi  domów. 
W  okolicacli  mnożą  się  ładne  pałacyki  letnie:  Mokotów,  Fa- 
wory, willa  Cłireptowicza  pod  Bielanami,  hr.  Tomatysa  Włoclia, 
który  trudnił  się  grą  w  karty  i  na  pensyę  Ponińskiego  kładł 
areszt  w  skarbie,  kręcił  się  przy  Stackelbergu,  a  miał  piękną 
żonę  ex-aktorkę.  W  tycłi  pałacykacłi  i  willacłi  Scłiultz  widział 
kunsztowne  ogrody,  altany,  groty  i  t.  p.  Przyjezdny  mógł  w  mie- 
ście znaleźć  najrozmaitsze  apartamenty  do  wynajęcia,  nawet 
z  wytwornem  umeblowaniem  za  cenę  zwyż  100  dukatów  na  mie- 
siąc. Jednakże  przejeżdżając  przez  Nowy  Świat  do  Łazienek, 
trzeba  było  mijać  same  prawie  drewniane  domki  i  parkany  **). 
Domów  drewnianych  było  dużo,  ale,  jak  słusznie  zauważył 
pewien  Niemiec,  te  nie  oznaczają  w  Polsce  ubóstwa:  „gdy 
wcłiodzimy  do  domu  mieszczanina  lub  rzemieślnika,  to  się 
znajdzie  częstokroć  urządzenie  tak  wygodne  i  o  takim  świad- 
czące dobrobycie,  jakiego  nie  napotykamy  w  niejednej  ka- 
mienicy stolic  niemieckicłi".  Były  przecież  i  nędzne  cłiałupy 
słomą  kryte,  baraki  z  samych  desek  zbite,  w  dziwnym  kon- 
traście stojące  obok  wysokiego  pałacu;  płoty  łatane  obok  krat 
żelaznych     magnackiego     podwórza.     Ten     kontrast     uderzał 


*)  Do  wyliczonych  wyżej  przybyły  na  Krakowskiem  Przedmieściu: 
Ogińskiego,  Czapskiego,  Poniatowskiego  Stanisława;  na  Aleksandryi:  Kara- 
sia, Gozdzkiej,  Dłuskiego;  na  Nowem  Mieście:  Branickiego,  Załuskiego,  Suł- 
kowskich, Nuncyusza;  na  Mazowieckiej:  Krasińskich;  na  Królewskiej:  Mała- 
chowskich, Ostrowskich;  na  Senatorskiej:  Zamoyskich,  Jabłonowskich,  Po- 
tockich, Pociejowski,  Czartoryskich,  Blanka,  Ogińskich;  na  Miodowej:  Mni- 
szcha,  Branickiego. 

**)  Dawny  szambelan  Stanisława  Augusta  pisze  w  roku  1826: 
jjJak  Nowy  Świat  teraz  jest  śliczny.  Gdyby  to  nasz  mądry  Staś  widział!* 
Magier:   str.  12. 


375 

wszystkich  cudzoziemców,  którzy  Warszawę  opisywali,  a  inne 
miasta  widywali:  „Może  w  żadnej  stolicy  europejskiej,  prócz 
Petersburga  i  Neapolu,  niema  tak  ostrej  i  wyraźnej  granicy  po- 
między mieszkańcami,  jak  w  Warszawie:  bogactwo  i  ubóstwo 
pałac  i  chałupa,  oto  czem  się  odróżniają  dwie  główne 
warstwy**  *). 

Rzeczywistość  była  od  pozoru  łagodniejsza.  Nie  w  pała- 
cach przecie  mieszkali  rzemieślnicy  i  mieszczanie,  a  tymcza- 
sem znajdujemy  i  spostrzeżenia  ogólne,  i  fakta  szczegółowe, 
świadczące  o  zamożności  ich  **). 

O  ratuszu  m.  Starej  Warszawy  poweźmiemy  wyobraże- 
nie z  dziennika  delegatów  kamienieckich. 

30  listopada  JW.  Mniszech,  marsz.  w.  k.  z  kilką  panami 
orderowymi  zasiadał  na  taksie,  która  była  na  Ratuszu  w  izbie 
prezydenckiej,  bardzo  pięknej,  ozdobionej  portretami  N.  Pana 
i  niektórych  senatorów.  Malowana.  Dwa  pająki  szklanne  z  świe- 
cami woskowemi  białemi  kosztowne;  stół  suknem  karmazy- 
nowem  okryty;  krzeseł  kilkanaście  pięknych;  figura  Chrystusa 
Pana  w  wielkiej  Pasyi  ukrzyżowanego;  zegar  bijący;  jeden 
stolik  na  boku  mały  dla  pisarza,  drugi  opodal  dla  instygatora. 
Warta  miejska  30  tu  żołnierzy  pięknych  w  mundurach  szafi- 
rowych, z  obszlagami  czarnemi,  kamizelką  i  pludrami  żółtemi; 
pachołków  kilkunastu.  U  prezydenta  szyldwach  stoi;  na  Ra- 
tuszu kilku.  Instygator  piękny,  strojny  i  poważny;  każda  rzecz 
w  swoim  porządku;  krucyfiks  stołowy  osobny;  sam  corpus 
suto  wyzłacany;  gdzie  prezydent  zasiada,  kałamarz  do  papie- 
rów drewniany  kosztowny.  Izba  wójtowska  dość  piękna,  me- 
blowana ze  stołem  i  taboretami;    figura    Chrystusa  Pana,  ubi- 


*)  Schultz:  Reise  eines  Lieflanders  II,  117,  oraz  I,  86.  Hol s che: 
II,  359.  Hubę:  w  Przewodniku  Naukowym  i  liter,  do  Gaz.  Lwów.  1876, 
str.  914. 

**)  np.  Bi  ester  u  Liskego  280,  patrz  testament  szewca  Kilińskiego 
przy  jego  Pamiętnikach. 


czowanego  u  słupa;  posąg   sprawiedliwości  z  mieczem, 
i  welonem  na  twarzy  *). 


Jakkolwiekby  się  zresztą  wydała  naszemu  oku  powierz- 
chowność Warszawy,  pewną  jest,  że  dla  owoczesnych  Pola- 


ków    i   cudzoziemców    było    to    miasto    niepospolicie    piękne 
i  ożywione.    Jeśli   szlachcic   wieśniak   przyjeżdżał  tu  po  raz 


Jan  Dekert. 

u  w  kościele  Ś.  Jana  w  Warsiiwie,  fologral.  SI-  Bogucki) 


pierwszy,    to   już    dostawał    zamętu  w  głowie,  a  nadziwowat 
się  i  nagapit   do   s^ia.     „Miasto   wielkie,    zastępujące    brzegi 


378 

Wisły,  jakby  jaki  las;  czerwone  dachy,  kominy  na  domach 
wysokie  równo  z  kościołami;  ludzi  nie  widać  boso;  nikt 
wzroku  nie  spuszcza  na  ziemię;  każdy  z  miną  wesołą,  ubrany 
jak  u  nas  w  niedzielę.  Tłum  snującego  się  ludu  i  przejeżdża- 
jących  karet  robił  mi  ustawicznie  ciekawością  roztargnienie  *). 
Na  rynkach  tłok;  koło  Św.  Krzyża  zrana  w  święto  ani  prze- 
jechać, ani  przejść  nie  można"  **).  Ale  i  cudzoziemcy  piszą: 
„Zdumiewać  się  można  nad  mnogością  pałaców  gustownie 
i  wspaniale  wybudowanych...  są  one  wielkie,  trwałe  i  piękne^ 
wnętrze  zupełnie  odpowiada  powierzchowności  ich:  ogrody 
ozdoby  sal  i  pokojów,  umeblowanie,  zbiory  obrazów,  r^^cirk 
i  t.  d.  świadczą  o  bogactwie  i  zamiłowaniu  sztuki  ich  wła- 
ścicieli... Najpiękniejsze  gmachy  są  nowe...  te  nowe  pałace,, 
klasztory,  kościoły  są  wystawione  w  najlepszym  i  najszlache- 
tniejszym stylu"!  „W  żadnem  mieście  europejskiem  nie  ujrzysz, 
tyle  powozów  w  ruchu;  w  dniu,  kiedy  jest  posiedzenie  sejmu^ 
albo  bal,  naliczysz  ich  więcej  w  ciągu  jednego  dnia.  niż. 
w  Berlinie  we  cztery  tygodnie".  „Co  do  przepychu  i  wygody 
życia,  chyba  tylko  Wiedeń  może  się  równać  z  Warszawą"  ***),. 
Skarżono  się  tylko  powszechnie  na  drożyznę. 

Oglądając  się  na  ogół  zebranych  w  niniejszem  para- 
grafie rysów,  przychodzimy  do  wniosku,  że  wszystkie  miasta 
znaczniejsze,  które  z  warunków  ekonomicznych  mogły  brać 
udział  w  ruchu  handlowym  i  przemysłowym,  wzrastały  w  lu- 
dność i  zamożność  w  okresach  drugim  i  trzecim,  a  cudowna 
metamorfoza  Warszawy  jest  uderzającym  i  niezbitym    dowo- 


*)     Jarosz    Kutasiński    (ks.    Jezierski):  Uwagi    nad    stanem    nic- 
szlacheckim  w  Polsce  1790,  str.  37. 

•*)     ,,Okno  otworzywszy    w  izbie,    fetorek  salcesonów    albo    zdech- 
łych ryb  do  izby  ciśnie  się*,   mówi  żądający  nowych  porządków  miejskich 
autor  broszurki  p.  t:    Myśli   patrzącego  przez  okno  na  ulicę  w  War-    - 
sza  wie  1791  roku. 

*♦*)  Polen  zur  Zeit  der  zwey  letzten  Theilungen  I,  223  —  224-^  - 
Schultz:  Reise  eines  Lieflandcrs  I,  126.  Bi  ester  u  Liskego:  Cudzoziemc}!^^ 
w  Polsce,  str.  280. 


379 

dem  rozwoju,  ruchu,  postępu  w  społeczeństwie,  któr}'  uwy- 
datni się  oczom  naszym  jeszcze  w^Taźniej,  skoro  zechcemy 
sobie  przypomnieć  ową  nieruchomość,  ów  zastój,  ów  krańco- 
wy konserwatyzm,  jaki  stanowi!  charakterystykę  poprzedza- 
jącego epokę  Stanisławowską  stulecia. 

52.  Lepszym  tedy,  niż  kiedykolwiek  w  ciągu  XVII 
i  X\1II  wieku,  był  stan  miast;  swobodnie  już  poruszali  się 
mieszczanie,  pozbywała  się  uprzedzeń  zadawnionych  szlachta, 
lubo  w  prawodawstwie  sprawa  miejska  nie  uczyniła  żadnych 
postępów,  kiedy  się  rozpoczął  sejm  czteroletni. 

Hasło  reformy  państwowej,  wymówione  w  izbie,  rozle- 
gające się  po  Warszawie,  z  niepospolitą  siłą  rozumowania 
i  stylu  wyrażone  w  druku  przez  Kołłątaja  *),  dało  pochop 
mieszczanom  do  upomnienia  się  o  podeptane  prawa  swoje, 
oraz  o  nowe  instytucye,  któreby  ich  potrzebom  i  wymogom 
sprostały.  Inicyatywy,  podobno  za  tajemną  radą  X.  Hugona 
Kołłątaja,  podjął  się  Jan  Dekert,  prezydent  m.  Starej  War- 
szawy, którego  nazwisko  napotykaliśmy  w  wielkich  przed- 
siębiorstwach skarbowych  (np.  w  spółce  tabacznej  z  Blan- 
kiem i  Rafałowiczem  a  którego  portrety  wyobrażają  w  aksa- 
mitach i  koronkach.  Na  jego  wezwanie  zjechało  do  stolicy 
269  deputowanych  od  141  miast  królewskich  z  Korony  i  Li- 
twy i  podpisali  na  Ratuszu  miejskim  „Akt  zjednoczenia  miast** 
w  dniu  24  listopada  1789  r.  „My  obywatele  miast  koron- 
nych i  W.  X.  Litt.,  mówią  oni  na  wstępie,  aktowi  niniejszemu 
przytomni,    imieniem    naszem    i    całej    powszechności    miasta 


•)  Listy  A  nony  ma  do  St.  Małachowskiego  etc.  część  III,  1788,. 
Warszawa.  Gro  11  r.a  str.  200  i  201  czytamy:  „Tylko  dwa  stany,  to  jest: 
dziedzice  ziemscy  i  miejscy  składać  u  nas  powinni  majestat  rządu.  Izba 
miejska  niech  się  nazywa  Izbą  Niższą,  Izba  ziemska  Wyższą;  obie  zaś^ 
stanowić  powinny  sejm  trwały".  Bojaźliwsze  są  propozycye  dzieła  p.  t.: 
Myśli  polityczne  dla  Polski  (1789.  Warszawa,  w  drukarni  Wolnej),, 
które  było  podobno  wydane  z  natchnienia  Stanisława  Augusta  i  zawierało 
program  jego  owoczesny  (X.  Kalinka:  Sejm  czteroletni  1880  I,  str.  312). 
1  tu  wszakże  czytamy,  że  „miasta  powinny  reprezentantów  i  ziemie  posia- 
dać", to  jest:  mieć  prawo  kupowania  dóbr  ziemskich  (str.  91,  96). 


380 

które  nas  do   tej    stolicy   Królestwa   Polskiego    wysłały  z  zu- 
pełną mocą  łączenia   wspólnycli    starań  o  zjednanie  u  Najjaś. 
Króla   IMci,    Pana  naszego   Miłościwego  i  u  Najjaś.    Stanów 
Rzpltej    tycti    względów,    któreby   stan    nasz  do  tego    stopnia 
pomyślności   przyprowadzić   mogły,  w  jakimbyśmy  tak  dziel- 
nie do  pomnożenia  sił,  potęgi  i  wzmocnienia  tej  kocłianej  oj- 
czyzny naszej    przyczyniać    się    mogli,   jak  sobie  tego  najtro- 
skliwiej  życzymy...  Rozważywszy  prawa  tak  szczególne  miast, 
jakoteż  ogólne  cklemu    stanowi   naszemu   miejskiemu  służące, 
zostaliśmy   przekonanymi,   jak    względnym  w  czasie   najw>'ż- 
szego    potęgi    swojej    stopnia   był    rząd  krajowy  na  los  stanu 
miejskiego  i  jak   obszerne    za    to  z  dostatków   tegoż    czerpał 
pomoce,    a   porównanie    dawnego    czasu  z  późniejszym    dało 
nam    poznać,  iż  w  tej  samej    gradacyi,  w  jakiej    siły  narodu 
wątleć,  w  takiej    nam    służące   prawa  i  zaszczyty  słabieć  za- 
częły. W  dzisiejszym    tedy   czasie  pragnąc,  aby  te,  które  do- 
tąd w  spokojnem    używaniu    dzierżymy,  jako  i  te,  które    siła 
oddzielnych    jurysdykcyi   przytłumiła,   a  z  czasem    w    niepa- 
mięć podała,  w  nowym    rządu    przyszłego    układzie  na  nowo 
odżywionemi    zostały;    przedsięwzięliśmy   zjednoczyć    umysły 
nasze  w  celu  wzajemnej    pomocy   tak,  iż  jednego  miasta  in- 
teres  publiczny   powinien    być    odtąd    interesem   wszystkicłi 
miast  tak  koronny cłi,  jako  i  W.  X.  Litt."  A  ponieważ  w  tym 
czasie   właśnie  rozwijała  się  już  rewolucya  francuzka,  w  któ 
rej  stan  „trzeci"  górującą  zaczynał  grać  rolę,  przeto  mieszcza- 
nie polscy  pośpieszają    uspokoić   obawy  sejmu  takiemi  słowy: 
„oświadczamy  przed  Bogiem,    skrytości    serc  ludzkicti  przeni — 
kającym  i  całym    światem,  iż  dla  Najjaś.    Króla   Imci    Stani — 
sława   Augusta,    łaskawie    nam  panującego,  i  dla  Najaś.  Sta — 
nów  Rzpltej  nieskażoną  wierność  i  poszanowanie  zacłiowujte:- 
my  i  na  zawsze    zacłiować    pragniemy,    że   żadnego    takiego 
kroku    przedsiębrać  nie  cłicemy,    któryby   spokojność  wewnę- 
trzną w  czemkolwiek    naruszał...  a  ręce  i  majątki    nasze  na 
obronę  ojczyzny    i  jej  całość  z  szczerą  ofiarujemy  cłięcią*  *). 


^)    Zbiór  praw,  dowodów  i  uwag  etc.  na  początku. 


381 

Deputowani  ci,  z  Dekertem  na  czele,  w  czarnych  su- 
kniach, ze  szpadami  u  boku,  karetami,  których  było  z  górą 
50,  przyjechali  na  zamek  d.  2  grudnia  o  godzinie  9-ej  zrana 
dla  wręczenia  królowi  memoryału,  ozdobnie  wykrukowanego 
(„barwianego**).     Król  przechodził  koło  nich  do  sali  sejmowej. 

Idąc  zaś  i  podając  rękę  do  pocałowania,  zawołał  prezy- 
denta do  siebie,  mówiąc:  „Mości  panie  Dekert,  podaj  Waść 
Pan  wszystkich  delegowanych,  jak  się  zowią  i  których  miast" — 
Odpowiedział  prezydent:  „Są  wszyscy,  N.  Panie,  podpisani  na 
memoryale,  każdy  z  imienia  i  miejsca  swego".  Ruszywszy 
z  zamku  pojechali  wszyscy  tąż  samą  paradą  przez  Senatorską 
ulicę  do  JW.  Małachowskiego  marszałka.  Ztamtąd  do  Xcia 
Sapiehy  konf.  litt.  marszałka.  I  dla  nich  mieli  przygotowane 
egzemplarze  barwiane.  Ze  zwyczajnymi  zaś  udali  się  do  pa- 
łacu zwanego  Krasińskich,  gdzie  się  sądzą  sądy  asesorskie, 
do  Małachowskiego  kancl.  w.  k.,  który  pod  tę  porę  nie  był 
u  siebie,  ale  na  sądach  i  tam...  temuż,  siedzącemu  przy  sto- 
liku oddał  szl.  Dekert  p.  S.  W.  memoryał.  Kanclerz  odpo- 
wiedział te  słowa:  „Kiedy  N.  Pan  łaskaw  jest  na  miasta  i  na 
delegatów  z  tych,  za  cóż  kanclerz  ma  odmówić  W.  Panom 
swoją  łatwość,  który  to  czyni,  co  N.  Pan  pragnie;  upewniam, 
^  im  będę  asystował  tak,  jak  najmocniej  będę  mógł".  Na 
ostatku  byli  jeszcze  u  podkanclerzego  *). 


*)  Delegacya  m.  Kamieńca  w  Bibl.  W  ars  z.  1886  I,  str.  16.  To 
urzędowe  sprawozdanie  szlachetnych  Ignacego  Deprekalewicza  i  Jana  Sza- 
hina  magistratowi  swemu  usuwa  stanowczo  błędną  opowieść  Kitowi  cza 
o  posłuchaniu  w  izbie  sejmowej  i  odczytaniu  memoryału  przed  Stanami 
przez  samego  Dekerta,  powtórzoną  przez  Juliana  Bartoszewicza  (w  En- 
cyklopedyi  Orgelbranda  większej:  , Dekert*)  oraz  przez  J.  I.  Kraszew- 
skiego (Polska  w  trzech  rozbiorach  II,  200),  a  słusznie  zakwcstyonowaną 
przez  X.  Kalinkę  (Sejm  czteroletni.  Kraków  1880  f,  507).  Ku  mocniejsze- 
mu stwierdzeniu  istoty  faktu  powołamy  się  jeszcze  na  korespondencye  z  d. 
9/ XII  o  wizycie  mieszczan  u  marszałka  Sapiehy  i  z  dnia  23/ XI I  o  odezwa- 
niu się  xięcia  Adama  Czartoryskiego:  „Jako  poseł  nie  wiem,  czyli  jest  jaki 
memoryał  m.  Krakowa,  lub  Warszawy,  bo  żadnego  w  tej  izbie  czytanego 
nie  słyszałem*.    (W  Bibl.  Uniw.  Wars  z.  manuskrypt    nr.  674).     Przed  2 


382 

Jedno  miasto  Kraków  oddzielało  się  od  wszystkich  i  do- 
ręczyło memoryał  "swój  kanclerzowi  za  pośrednictwem  pleni- 
potenta swego  Gepperta. 

Zjazd  liczny  w  Warszawie,  uczta  w  ratuszu  i  illumina- 
cya,  „czarna  procesya  mieszczańska",  wzmianka  o  zagranicz- 
nycli  (francuzkich)  rozruchach  i  „o  prawie  natury"  umiesz- 
czona w  memoryale  —  wszystko  to  drażniło  ludzi  staro-szla- 
checkiego  sposobu  myślenia,  a  nawet  budziło  w  nich  obawy 
i  podejrzenia.  Ale  większość  sejmowa  innym  już  była  oży- 
wiona duchem.  Dnia  15  grudnia,  gdy  sekretarz  sejmowy 
odczytał  projekt  podatkowy  co  do  miasta  Warszawy,  Ku- 
fo 1  i  c  k  i,  poseł  inflancki,  zabrawszy  głos,  przekładał  nierząd 
dawny,  upadek  miast,  potrzebę  dźwigania  ich  z  gruzów,  przej- 
ście mieszczan  na  łono  ojczyzny,  uczynienie  dla  nich  spra- 
wiedliwości wiekami  oczekiwanej;  popierając  żądania  me  mo- 
ry ału  Dekertowskiego,  mówił,  iż  „wolność  i  chęć  służenia 
ojczyźnie  nie  jest  to  monopolium  żadne,  ale  istotne  całego 
ogółu  dobro".  Z  opozycyą  wystąpili  dwaj  senatorowie:  wste- 
cznik ograniczony  Zieliński,  kasztelan  biecki  i...  znany 
już  chlubnie  na  polu  przemysłowem  Jezierski,  kasztelan 
łukowski.  Pierwszy  naganiał  śmiało  postępek  Dekerta,  że 
ten  „ważył  się  mimo  wiedzy  pieczętarzów...  listy  okólne  po 
miastach  rozpisać,  tymi  kilkudziesiąt  mieszczan  do  Warszawy 


grudnia  delegaci  kamienieccy  w  interesach  swojego  miasta  przedstawiali  się 
królowi  już  dnia  23  listopada  w  sali  ,o  32  słupach*.  Wtedy  „X.  Pan  tyl- 
ko spojrzał  na  nas  i  poszedł  gankami  do  izby  senatorskiej*.  Wszyscy  zaś 
delegowani  miast  znajdowali  się  dnia  25  listopada  w  rocznicę  koronacyi  na 
pokojach  królewskich,  wśród  wielkiego  natłoku  senatorów,  ministrów  i  woj- 
skowych. Stali  uszykowani  wie  dwa  szeregi  w  jednakowych  czarnych  „mun- 
durach" ku  podziwowi  panów  i  dostojników.  „Wychodzi  N.  Pan;  trzech 
marszałków  uprzedziło  go  z  laskami;  dawał  nam  wszystkim  z  obu  stron 
całować  ręce  z  ukłonem.  Nadszedł  na  nas  i,  spojrzawszy  na  Deprekalewi- 
cza  i  poznawszy  go,  uśmiechnął  się,  mówiąc:  „Kamieniecki!*  On  odpowie- 
dział: „Tak  jest,  N.  Panie!*  Prosto  poszedł  król  Jmć  na  mszę.  (op.  cit 
str.  11\ 


383 

sprowadzić,  a  potem  nadto  śmiały  memoryał  nieprzyzwoicie 
podać".  Jezierski  również  karcił  postępek  prezydenta,  radził, 
aby  żądania  mieszczan  były  do  kanclerzów  przyzwoicie  po- 
dane; punktem  zasadniczym  jego  opozycyi  było  mniemanie, 
iż  dla  miast  potrzeba  chleba  i  rządu  wewnętrznego,  nie  zaś 
nowycłi  wolności;  żądał  więc  reform  ekonomicznych!,  ale  nie 
politycznych!.  Wywiązała  się  następnie  żywa  walka.  Su  cli  o - 
dolski  i  Walewski  popierali  tylko  prośbę  Krakowa,  Bu- 
trymowi c  z  widział  niewłaściwość  zajmowania  się  preten- 
syami  miast  w  cłiwili,  gdy  sejm  o  przymierzu  z  Prusami  za- 
myśla, „bo  gdyby  miasta  nasze  zyskały  wolność,  lud  zagra- 
niczny do  Polskiby  się  cisnął,  a  toby  mogło  obrazić  sąsia- 
dów naszycłi".  Za  to  Ma  tusze  wic  z  usiłował  przejednać 
gniewy  na  Dekerta,  wołając,  aby  do  szczęścia  ludności,  wina 
kilku  ludzi  nie  była  tamą,  a  Gutakowski,  poseł  orszański 
dowodził  konieczności,  aby  Rzplta  wymierzyła  miastom  spra- 
wiedliwość. Rozprawy  ciągnęły  się  jeszcze  przez  dwa  po- 
siedzenia. Nawet  Stanisław  Potocki,  poseł  lubelski, 
brat  Ignacego,  jeden  z  najwybitniejszych!  ludzi  w  stronnictwie 
reformy,  powiadał,  że  „nigdy  na  to  nie  pozwoli,  aby  miasta 
miały  wchodzić  do  prawodawstwa  polskiego".  Ale  K  u  b  1  i  c  k  i 
i  Chreptowicz  dzielnie  się  za  mieszczanami  ujmowali. 
S  u  c  h  o  r  z  e  w  s  k  i,  poseł  kaliski,  nie  dał  się  jeszcze  przekonać, 
bo  mówił:  „wprawdzie  stan  szlachecki  jest  stanem  prawo- 
dawczym, ale  nie  może  tylko  równą  dla  każdego  wymierzać 
sprawiedliwość,  bo  dobre  mienie  stanu  miejskiego  jest  ogól- 
nem  dobrem  całego  narodu;  aby  mu  było  najlepiej,  radzić  na- 
leży, ale  go  kazić  nie  przystoi".  Zacnie  przemówił  podkan- 
clerzy  G  a  r  n  y  s  z:  nie  podnosząc,  jako  pieczętarz,  urazy  urzę- 
dowej, uspakajał  owszem  izbę,  że  „mieszczanie  warszawscy 
nie  mieli  innego  celu,  jak  poprawienie  biednego  losu  swego 
i  że  ich  sama  miłość  kraju  na  to  sprowadziła  miejsce,  ale 
nie  żadna  krnąbrność".  Słowa  te  wywarły  dobre  wrażenie; 
zaraz  też  sejm  jednomyślną  uchwałą  z  d.  18  grudnia  odesłał 
sprawę  miejską  do  oddzielnej  deputacyi,  którą  natychmiast 
wybrał  z  osób,  mieszczanom  życzliwych.  (Weszli  do  niej  Gu- 


t 


384 

takowski  orszański,  Mikorski  kaliski,  Kicki  chełmski,  Brzo- 
stowski trocki  posłowie,  a  z  senatu  Felkierzamb,  Ożarowski 
i  biskup  Okęcki,  jako  prezydujący).  Była  to  decyzya  pożą- 
dana i  dla  mieszczan  zupełnie  pomyślna  *).  Przysłuchiwali 
się  tym  rozprawom  delegaci  miast,  ale  tylko  z  galeryi,  jako 
arbitrowie,  a  pod  koniec  grudnia  rozjechali  się  do  domów, 
„tak  dla  wyexpensowania  się,  jako  i  słabości  z  smrodliwej 
aury". 

Przed  tą  deputacyą  „do  miast  naszych  królewskich** 
stawali  teraz  przedstawiciele  stanu  miejskiego  z  Korony  i  Li- 
twy w  towarzystwie  trzech  prawników:  Mędrzeckiego,  Barssa 
i  Grabowskiego.  Na  każde  posiedzenie  przynosili  oni  nowy 
memoryał:  1)  zbiór  praw,  dowodów  i  uwag,  z  treści  tychże 
wynikających,  stanowi  miejskiemu  ex  juribus  municipalibus 
służących  z  wyszczególnieniem  tych  traktatów,  konstytucyj, 
dowodów,  które  świadczyły  o  udziale  mieszczan  w  prawo- 
dawstwie i  obiorze  królów;  2)  o  potrzebie  przywrócenia  mie- 
szczanom   praw    oddzielnego    stanu  i  przypuszczenia   posłów 


*)  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesye:  206  z  dnia  15/12,  207  z  dnia  17/12 
i  208  z  dnia  18/12  1789.  Deleg.  m.  Kamieńca,  str.  21,  23.  X.  Kalinka 
(Sejm  czteroletni  1880,  str.  503—509)  za  wiele  wagi  przydał  stronie  ane- 
gdotycznej tego  faktu,  np.  że  Branicki  z  Kurdwanowskim  siedział  przez 
cały  wieczór  25  listopada  z  nabitymi  pistoletami;  że  Sapieha  na  balu  ratu- 
szowym nizko  kłaniał  się  Dekertowi  przez  obawę  szubienicy;  że  domagano 
się,  aby  sprowadzoną  była  kawalcrya  narodowa  dla  ukończenia  buntu  mie- 
szczańskiego i  t.  p.,  za  mało  zaś  wagi  przyznał  wypadkowi  rozpraw  sejmo- 
wycłi,  gdy  zamkął  swe  opowiadanie  słowami:  ,Tak  się  odbył  pierwszy  akt 
dramatu,  który  jeszcze  półtora  roku  miał  czekać  na  rozwiązanie**.  W  gru- 
dniu 1789  roku  nic  więcej  nic  było  do  zrobienia,  gdy  żądania  mieszczan 
były  sformułowane  tylko  ogólnikowo,  gdy  projekt  do  prawa  tak  skompli- 
kowanego nie  był  gotów  i  nie  mógł  być  zrobiony  na  poczekaniu.  .Właśnie 
potrzebną  była  deputacyą,  czyli,  jak  się  mówi  teraz,  komitet  parlamentarny, 
do  wypracowania  projektu  i  tę  wysadzono.  Przy  sposobności  prostujemy 
też  pomyłki  na  str.  503  i  504  w  mowie  będącego  dzieła:  Fr.  Barss  był  ni 
bankierem,  lecz  prawnikiem;  monopolistą  tytuniowym  i  to  już  m'e  w  roki^ 
1789  był  Rafałowicz  nie  zaś  Rafanowicz;  na  akcie  związku  podpisało  si 
nie  60  ale  141   miast. 


i 


385 

miejskich  do  sejmu;  3)  o  rozciągnieniu  na  mieszczan  prawa 
nietykalności  osobistej  (neminem  captivabimus);  4)  o  urządze- 
niu najwyższego  sądu  apelacyjnego  dla  mieszczan  z  ich  udzia- 
łem; 5)  o  potrzebie  uwolnienia  miast  od  jurysdykcyi  staro- 
stów; 6)  o  potrzebie  przywrócenia  mieszczanom  prawa  pose- 
syi  dziedzicznej  dóbr  ziemskich;  7)  o  potrzebie  uchylenia 
praw,  przywiązujących  ohydę  do  stanu  miejskiego;  8)  nare- 
szcie wypis  osób  prześwietnego  stanu  rycerskiego,  które  pra- 
wo miejskie  przyjęły.  Te  wszystkie  memoryały  są  redago- 
wane gruntownie,  z  uwzględnieniem  rozwoju  historycznego 
każdej  kwestyi,  z  argumentacyą  prawną,  z  poglądami  eko- 
nomicznemi  i  politycznemi,  z  zaznaczeniem  żądań  punktami. 
Obecnie  „zbiór"  ten  posiada  wysoką  wartość  naukową  dla 
historj'ka  i  prawnika. 

Wszczęła    się    teraz    nader    żwawa,    namiętna  polemika 
broszurowa.     Barss    wydał:    „Uwagi    bezstronne  nad  mową 
JW.  Jezierskiego,  kasztelana  łukowskiego,  miana  na  sejmie 
dnia  15  grudnia  1789  roku  przeciwko  mieszczanom".     Odda- 
jąc mu  hołd  jako  znakomitemu  obywatelowi,    twórcy  tylu  fa- 
bryk i  patryotyzmem  wsławionemu   mężowi,  spiera  się  z  nim 
ostro:  „Porównanie  Warszawy  do  austeryi  dosyć  jest  trafne... 
lecz    taka    austerya,    która    rządowi    około    3,060.000  na  rok 
<:zyni,    powinna    nietylko   jednego  senatora    ale    całej    Rzpltej 
ciągnąć  uwagę...     Podobieństwo    gąbki,  do   miast  stosowane, 
^odne   jest  arystokraty,    lub  samoistnego  despoty...     Alboż  to 
<lo  samej  szlachty,  która  ledwo  trzydziestą  część  składa  naro- 
-du,  Polska    cała    należy?     Ta  cząstka    arystokratyczna  cóżby 
-sama   znaczyła?     Byłaż  sama  wolną?     Nie  podlegałaż  sromo- 
tnie   cudzemu    mocarstwu?     Więc    żeby  się    istotnie  i  wolną, 
i  potężną   stała    na    zawsze,    z  innymi    stanami    ściślej  przez 
udzielenie  im  swych  swobód  i  korzyści  zjednoczyć  się  powin- 
na... Wole  500.000  a  dajmy  i  miliona  ludzi  nie  składają  woli 
pięciu  (?)  milionów  osób,  a  zatem  mniejszość,  nie  mająca  peł- 
nomocy  od  większości,  prawa  jej  przepisywać  nie  mocna,  ani 
zwać  się  narodem".     Wykazując    zasługi    mieszczan:  Szulca, 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  —  T.  II.  25 


386 

Teppera,  Blanka  powiada:  „Cenię  ja  więcej  ofiarę  jego  (Blan- 
ka) 50.000  Rzpltej  uczynioną,  niż  milion  dany  od  pana  z  łu- 
pów ojczyzny...  Nie  obawiaj  się,  świetny  senatorze,  aby  obok 
ciebie  brudnego  posadzono  rzemieślnika,  mają  miasta  ludzi 
dosyć  oświeconych,  nie  są  bez  prawników  i  literatów,  którzy 
choć  pod  najprzykrzejszym  rządem  do  wszelkich  przypuszcze- 
ni są  urzędów,  a  tu  z  tłuszczą  narodu  zmieszani,  podług  swej 
zdatności  ojczyźnie  służyć  nie  mogą"  *). 

Jezierski  mocno  był  broszurą  dotknięty.  Nietylko  po- 
wtórzył swoje  twierdzenia  w  broszurze:  „Wszyscy  Błądzą" 
i  opatrzył  „pisarzy  warszawskich"  rubasznym  konceptem,  ale 
długo  opierał  się  nobilitacyi  Barssa,  powiadając:  „przeciwka 
mnie  samemu  pisał"  **). 

„Glos  miast  i  miasteczek  Litewskich  do  Najj.  Stanów, 
kreśląc  szkodliwe  skutki  uchwały  z  roku  1776,  doprasza  się 
w  skromnych  wyrazach,  aby  magdeburye  i  magistraty,  wów- 
czas zniesione,  przywróconemi  były  ***). 

Pełną  gryzącej  goryczy  jest  broszura  p.  tyt.:  „O  d  p  o 
wiedź  Woyta  na  zarzuty  burmistrza".  Za  pomocą  obfi- 
tych cytat  historycznych  i  prawnych  wyświetla  krzywdy^ 
przez  szlachtę  mieszczanom  zrządzone,  krytykuje  konstytucye 
z  lat  1768  i  1776  miast  dotyczące,  w  końcu  skarży  się  na 
zadawnioną  pychę  szlachty  i  pogardę  dla  innych  stanów. 
Opowiada  sposobem  przykładu,  że  pewien  syn  popa  unickiego 
nauczył  się  łaciny,  francuzkiego,  rysunków,  geometryi  i  był 
guwernerem,  czyli  „dyrektorem"  w  jakimś  domu  szlacheckim. 
Przybyły  w  gościnę  jakiś  wysoki  urzędnik,  poznawszy  się 
z  owym  dyrektorem,  podziwiał  jego  wykształcenie,  a  zarazem 
oświadczył,  że  to  mu  do  niczego    nie  posłuży,    gdy    nie   jest 


•)     Str.  21,  22,  24,  52. 

**)     Wszyscy  błądzą.     Rozmowa  pana    z  rolnikiem   1790.     Dufourj 
str.  ó.\  Dz.  Cz.  S.  G.  W.  sesya  341   z  dnia  5/11    1790. 

•**)     Jestto  druk  na  jednym  arkuszu  bez  daty,    ale  zapewne  z 

1790. 


:i«7 

szlachcicem.  Młodzieniec  sam  uznał  tę  uwagę  za  słuszną,  bo 
opuścił  kraj,  przeniósł  się  za  kordon  rosyjski,  został  urzędni- 
kiem w  gubernium  Witebskiem  i  doszedł  do  rangi  pułkowni- 
ka. Od  siebie  autor  dodaje:  „Ja  sam  wyznaję  szczerze,  iż 
żałuję  tego  starania,  na  które  cały  wiek  łożyłem,  żem  praco- 
wał na  zgromadzenie  jakiegokolwiek  majątku,  żem  synom  dat 
edukacyę...  Obydwócli  przedsięwziąłem  wysłać  za  granicę, 
a  jeżeli  i  na  teraźniejsze  prośby  miast  Rzplta  względu  nie 
okaże,  cliętnie  WPanu  odstąpię  i  wójtostwa,  i  wszelkicli 
miejskich  zaszczytów,  i  potrafię  dokonać  żywota  mojego 
w  któremkolwiek  zakordonowem  mieście"   *). 

Nawet  w  urzędowych  aktach,  składanych  przed  deputa- 
C3''ą  sejmową,  mieszczanie  twierdzą,  że  od  roku  1768  znajdo- 
wali się  pod  coraz  gorszym  uciskiem,  wytykając  szczególnie 
pośredniczą  jurysdykcyę  starostów  i  wykreślenie  formalne 
miast  z  liczby  stanów  **). 

Prawdaż  to? 

Twierdzeniu  temu  przeczą  szeregi  zebranych  i  wyliczo- 
nych powyżej  faktów,  przeczy  śmiały  i  swobodny  ton  pism, 
przeczą  wymykające  się  tu  i  owdzie  W3'znania  o  zamożności 
mieszczan,  ich  wykształceniu,  przypuszczaniu  do  urzędów 
i  t.  p.  Chociaż  prawodawstwo  jeszcze  stanowiska  ich  w  Rze- 
czypospolitej nie  zmieniło,  ale  w  życiu  reforma  już  postąpiła 
daleko.  Lista  nobilitowanych  mieszczan  wykazuje,  iż  oprócz 
bankierów  i  kupc()W  byli  tacy,  którzy  przed  nobilitac\'ą  zaj- 
mowali ważne  posady  w  służbie  publicznej,  jak  np.  Andr}- 
chewicz  sekretarz  Komisyi  Skarbowej  Koronnej,  jak  Zabłoccy, 
z  których  jeden  był  konsulem  w  Chersonie,  a  drugi  przez  lat 
18  rezydentem  dyplomatycznym  w  Berlinie,  jak  oficerowie, 
którzy  pomimo  konstytucyi  1786  roku  służyli  przecież  w  woj- 
sku. Niekoniecznie  tedy  przez  „gubernium  Witebskie"  mógł 
wtedy  plebejusz  dojść  do  rangi  półkownika.    W  gorzkich  wy- 


* )     Broszura  bez  dały   i   miejsca  vlriikii,  sir.  '>'>  -  Tl*. 
•*)     Mędrzecki:  Zhiur  etc.   Cz^ść  V,  sir.  'J'2  i  nasi. 


388 

rzekaniach  mieszczan  na  upośledzenie  polityczne,  zdaniem  na- 
szem,  kryje  się  ambicya  optymatów  stanu  miejskiego,  lub  na- 
wet rozbudzone  już  do  wysokiego  stopnia  poczucie  godności 
ludzkiej  i  obywatelskiej;  ale  dosłownie  wierzyć  skargom  „Wój- 
ta" i  autorów  „Zbioru"  nie  można,  a  same  te  skargi  służyć 
winny  za  objaw  ulepszenia  stosunków  społecznych,  bo  nie 
dawały  się  one  słyszeć,  nie  przycliodziły  na  myśl  nikomu 
w  czasach  rzeczywistego  ucisku. 

Zajrzyjmy  teraz  do  obozii  szlacheckiego. 

Najgwałtowniej  odezwał  się  w  imię  staroświeckich  prze- 
sądów autor  broszury  p.  t.:  „Listu  do  Przyjaciela" 
w  okolicznościach  miast  tyczących  się  z  Warszawy  pisanego 
z  dodatkami  edycya  druga",  woła  bowiem  w  zapędzie:  „I  te- 
go jeszcze  brakowało,  aby  w  izbie  prawodawczej  bałwanów, 
przewrósłem  lub  krajką  opasanych,  posadzić!"  *). 

Mniej  dbałym  o  toaletę,  przyzwoitszym  w  wysłowieniu, 
ale  niemniej  zaciętym  w  konserwatyzmie  był  inny  anonym 
w  „Pytaniu,  czy  do  doskonałości  konstytucyi  polity- 
cznej państwa  naszego  koniecznie  potrzeba,  aby  gmin  miał 
ucząstek  w  prawodawstwie  etc"?  Nietylko  bowiem  nie  chce 
on  przypuścić  mieszczan  do  sejmu,  ale  nadto  twierdzi: 
„Zmniejszaćby  raczej  miasta,  one  wyludniać,  albo  przynaj- 
mniej zaludnienie  i  wzrost  onych  zbyteczny  tamować,  niż  je 
przez  zaszczyty  i  przywileje  wzbudzać,  zapomagać  i  podnosić 
należało".  Pomysł  ten  wykwitł  na  znanem  już  nam  spostrze- 
żeniu szlacheckiem,  że  kupcy  tylko  oszukują  i  zbytek  wpro- 
wadzają **). 

Odezwa  Galicyanina  do  Polaków  twierdzi  po- 
dobnie,  że  miasta    nie  powinny  być  w  sejmie.     „Żądają  one 


str.  21. 


)     Broszura  bez  miejsca  druku  o  32  stronnicach,  patrz  str.  22. 
)    Broszura  bez  miejsca  druku  i  daty  zapewne  z  roku   1790,   patra 


389 

od    was   tylko    opieki    praw    swoich,    z  któremi    z  zagranicy 
przyszły"  *). 

Niechętną  też  jest  broszura  p.  t,:  „Sprawiedliwość 
długim  miejskich  niby  praw  zbiorom  i  memoryałom  krótką 
odpowiednią  uwagą  dość  czyniąca.  Roku  1790". 

Ale  ks.  Fr.  Jezierski  w  swoim  „Katechizmie  o  ta- 
jemnicach rządu  polskiego"  zacina  wsteczników  ostrym  wy- 
rzutem: „Miasta  składają  się  z  nazwisk  swoich  i  z  gruzów, 
a  mieszkańcy  ich  są  okryci  zaszczytami  praw  dawnych,  po- 
gardą ustawiczną  od  szlachy  i  uciskiem  od  starostów".  A  na- 
stępnie przyciera  rogi  pyszałkom,  pytając:  „W  czemże  mie- 
szczanin podobny  do  szlachcica"?  Odpowiedź  głosi:  „Co  do 
majątku,  wygody  życia  i  edukacyi  jest  ze  wszystkiem  jak 
szlachcic  i  szlachcic  nie  różni  się  od  niego  w  tej  mierze,  tyl- 
ko orderami,  herbamii  mundurami  wojewódzkimi;  nawet  szla- 
chcic kłania  mu  się,  potrzebując  pieniędzy  pożyczyć"  **). 

Gorliwy  rzecznik  sprawy  miejskiej,  Kołłątaj  nie  prze- 
pomniał  o  niej,  gdy  przemawiał  do  wysadzonej  przez  sejm 
dnia  24  tegoż  miesiąca  grudnia  „Deputacyi  dla  ułożenia  kon- 
stytucyi  rządu  polskiego".  Dowodził  on,  że  „stan  miejski 
utrzymać  się  nie  może  inaczej  tylko  własnemi  prawami,  tylko 
najwyższym  ich  dozorem.  Alboż  nie  doświadczyliśmy  dotąd, 
jak  próżne  były  dotąd  usiłowania  wielu,  którzy  na  dźwignie- 
nie  miast  miliony  łożyli?...  Potąd  się  nie  pozbędziemy  pustek, 
handel  nasz  będzie  poty  igrzyskiem  obcej  chciwości,  póki 
miasta  nasze  nie  będą  same  doglądać  praw  swoich,  póki  mie- 
szczanie nie  będą  stanem  Rzeczypospolitej....  Jeżeli  przełoż3'ć 
szlachcicowi  chcemy,  iż  tak  dla  ocalenia  swobód  naszych,  ja- 


*)  Broszura  z  datą  ,R  o  k  u  1790*  bez  miejsca  druku,  patrz 
str.  25. 

**)  Katechizm  o  tajemnicach  rządu  polskiego  jaki  był  około  roku 
1735  napisany  przez  J.  P.  Stern c  w  języku  angielskim,  potem  przełożony 
na  francuzki,  a  teraz  nakoniec  po  polsku  w  Samborze  w  drukarni  J.  C.  K. 
A.  Mości  roku   1790  dnia  10  stycznia,  str.  6. 


390 

koteż  dla  zbogacenia  i  uszczęśliwienia  całego  kraju  przez  han- 
del, rzemiosła  i  konsumpcyę  wewnętrzną  potrzeba,  abyśmy 
podźwignęli  miasta  nasze,  aby  stan  miejski  miał  należytą 
część  w  rządzie:  przekona  się  natychmiast  z  własnego  do- 
świadczenia, iż  do  tej  dogorywającej  lampy  trzeba  noweg<:) 
przylać  oleju".  Mowa  ta  niebawem  ukazała  się  w  dziele  ja- 
ko przedmowa  do  szczegółowego  projektu  konstytucyi  *). 

Tenże  Kołłątaj  nieco  wstrzemięźliwiej  wyraża  swoje 
żądania  w  broszurze  o  kilka  miesięcy  późniejszej:  „Niech 
szlachcic,  ile  jest  właścicielem  gruntu,  władzę  prawodawczą 
i  wykonawczą  w  całej  mocy  i  obszerności  posiada...  niech 
mieszczanin  pilnuje  praw  municypalnych,  ile  te  do  obrębu 
miast  należą,  ile  mają  wpływ  do  ogólnego  rządu;  niech  bez 
niego  nikt  praw  i  ciężarów  nowych  na  niego  nie  narzuca; 
„niech  je  sobie  wraz  z  szlachcicem  stanowi,  bo  szlachcic,  ile 
właściciel  ziemi,  potrzebuje  ludnych  i  bogatych  miast  dla  ła- 
twiejszego swych  produktów  odbytu,  dla  nabycia  rzeczy,  wy- 
godzie jego  służących.  Wzajemnie  mieszczanin,  ile  rzemieśl- 
nik i  kupiec,  żyć  musi  z  produktu  ziemskiego  na  opłacie  wła- 
ściciela; czy  rzemiosłem,  czy  kupiectwem  opatruje  swe  po- 
trzeby, właściciel  ziemi  nadgradzać  go  musi;  wzajemna  mię- 
dzy tymi  stanami  potrzeba,  od  natury  wskazana,  czemużby 
nie  miała  zbliżyć  ich  do  spólnej  harmonii,  do  obrony  swobód 
powszechnych?  ustanowić  charakteru  narodowego?  stać  się 
tarczą  od  przemocy  i  zasłoną  od  dalszego  wydzierstwa  państw 
Rzeczypospolitej"?  **).  Najdalej  w  żądaniach  miastom  dogo- 
dnych posunął  się  Staszic,  gdy  w  styczniu  1790  roku  wj*- 
dawał  swoje:  „Przestrogi  dla  Polski".  Utrzymywał  on,  że 
„gdyby  miasta  równo  ze  szlachtą  radziły  o  kraju,  nigdyby 
Moskale    nie  byli  ozuchwalili  się  i  nigdyby    nie  potrafili    bez- 


*)     i*ra\vo    polit3'cznc    Narodu    Polskiego.     Listów    Anonyma   do 
JW.  St.   Małacliuwskicgo,  część  IV,    1790,  str.    14,  41,  :^2. 

*'\     Ostatnia    przestroga  dla   Polski.     Warszawa   1790.     Gro  11, 
str.  3-'. 


391 

karnie  wziąć  pierwszych  senatorów  z  pośrodka  Warszawy 
{w  roku  1767).  W  jednej  godzinie  kilkadziesiąt  tysięcy  przy- 
wiązanego do  kraju  ludu  byłoby  tych  rozbójników  na  sztuki 
zatłukło,  a  tyran  Repnin  byłby  wcześnie  z  swą  głową  zmy- 
kać musiał...  Nie  byłoby  widzieć  tych  bruków  ziemią  zala- 
zlych,  a  przy  każdem  dzisiaj  nędznem  miasteczku  daleko 
w  pole  ciągnących  się".  Podając  przesadnie  ludność  miejską 
na  \'^  ludności  ogólnej,  dowodzi,  że  „szlachta  polska  przy- 
muszoną jest  pod  karą  wielkich  nieszczęść  i  niewoli  przypu- 
ścić miasta  do  równego  z  sobą  prawodawstwa".  Niechce  izby 
osobnej  dla  mieszczan;  zaleca,  aby  w  jednej  izbie  ze  szlachtą 
zasiadali,  jak  w  Anglii,  chociaż  jest  przeciwnikiem  rządu  an- 
gielskiego. „Niechaj  bądzie  stu  reprezentantów  szlachty  i  stu 
reprezentantów  miast"  *). 

Pominąwszy  parę  całkiem  już  niewczesnych  głosów,  wi- 
dzimy, że  przedmiotem  sporu  w  epoce  sejmu  czteroletniego 
była  tylko  strona  polityczno  -  państwowa  sprawy  miejskiej  — 
przypuszczenie  mieszczan  do  udziału  w  rządzie,  a  przede- 
wszystkiem,  do  sejmu.  W  istocie  szlachta  dość  długo  ponie- 
wierała stanem  mieszczańskim,  żeby  pytanie  takie  nie  miało 
wywołać  zadawnionych  przesądów,  obaw,  wstrętów,  aby  się 
dało  rozwiązać  bez  walki.  Od  roku  1648  nikt  ze  szlachty 
nie  zapisał  się  już  w  księgi  obywateli  miejskich.  W  jakiemże 
zresztą  społeczeńswie  dokonywała  się  wielka,  rozległa  refor- 
ma bez  tarcia  sprzecznych  interesów  i  mniemań,  bez  walki, 
a  przynajmniej  bez  sporu?  W  takich  razach  o  wartości  zgro- 
madzeń i  ludzi  przewodniczących  rozstrzyga  wypadek  ostate- 
czny obrad:  kto  i  jak  zwyciężył? 

Jakież  stanowisko  zajął  w  obec  sprawy  miejskiej  sejm 
czteroletni  po  załatwieniu  pierwszej,  niby  wstępnej  kwestyi  — 
przyjęcia  żądań  związku  Dekertowego? 

Podejrzliwość  i  niechęć  objawiały  się  w  izbie  dość  ostro 
przy    robotach    podatkowych,    mianowicie:    gd}'    rozprawiano 


1     I'rzoslri)gi  dla  Polski,    \1'K\   str.  'Jol,   JSł,   l>Sy. 


I 


392 

o  koekwacyi,  o  niedostateczności  uchwalonego  i  już  pobrane- 
go podatku  ofiary.  Dnia  2  marca  1790  roku  Mikorski,  poseł 
kaliski,  twierdził,  że  do  powtórnej  ofiary  miast  pociągać  nie 
należy,  gdy  Warszawa  dobrowolnie  obłożyła  siebie  opłatą 
400.000  złp,  Na  to  Butrymowi cz  powiadał:  „Nie  dobrze 
jest,  iż  mieszczanie  uprzedzają  to  ofiarami,  coby  potem  przez 
powinność  i  obowiązek  prawa  uczynić  im  należało;  małemł 
ofiarami  chcą  przyjść  do  najwyższych  zaszcz5rtów".  Jezier- 
ski, kasztelan  łukowski,  mówił  f>odobnie:  „Niewielkie  czynią 
ofiary,  a  wielkich  za  to  nagród  żądają,  bo  stopni  ducho- 
wnych, wojskowych",  etc.  Wtórował  mu  Świętosławski, 
poseł  wołyński.  Atoli  na  następnem  posiedzeniu  cała  ta  ka- 
nonada ustała  odrazu,  gdy  odczytano:  „Oświadczenie  miast 
Koronnych  i  W.  X.  Lit.,  że  gdy  stan  rycerski  i  król  JMość 
przykładem  przodkują.  miałyby  się  za  najnieszczęśliwsze,  gdy- 
by się  ze  swej  strony  do  dobra  Rzpltej  nie  przyłożyły:  dlate- 
go i  uczynioną  dawniej  ofiarę  do  skarbu  zapłacą  i  nową  chę- 
tnie przyjmują".  Byłto  najskuteczniejszy  i  najszlachetniejszy 
sposób  zwalczania  opozycyi.  Zaraz  też  Weisenhof  wniósł 
wynurzenie  wdzięczności,  a  sejm  przyjął  ten  wniosek  jedno- 
myślnym okrzykiem  „Zgoda!"   *). 

W  parę  tygodni  później  Niemcewicz    i   Strojnowski 
mogli  już  bez  wielkiego  wysilenia  zwalczyć  proponowany  da 
wnym  trybem    przez  Zielińskiego,    posła   zakroczymskiego, 
dodatek,    aby   w    komisoryacie    wojskowym    zasiadała    sama 
szlachta  rodowita  **). 

W  lipcu,  gdy  wyznaczono  deputacyę  do  ułożenia  pro- 
jektu o  fabrykach,  zalecono  też  wezwać  bankierów  i  kupców. 
Projekt  miał  obejmować  sprawy  fabryk,  handlu,  kanałów 
i  „inne  ekonomiki  wewnętrznej  objekta".     Nie  opierali  się  ta- 


•)     Dzień.    Cz.  S.  G.  W.  sesya  229    z  dnia   2;3  i  230    z  dnia  4/3 
1790  r. 

♦*)     Tamże,  sesya  236  z  dnia  16/3   1790. 


393 

kiemu    koleżeństwu    członkowie    deputacyi:    ani  Jezierski,  ani 
Butrymowicz  *). 

W  listopadzie  i  grudniu  1790  roku  sejm  udzielił  mnó- 
stwo nobilitacyj  mieszczanom.  Posłowie,  senatorowie  i  król 
rekomendowali  bodaj  każdego,  kogo  tylko  znali  z  imienia,  że 
bank  utrzymywał,  fabrykę  założył,  albo  w  służbie  publiczne} 
jużto  cywilnej,  już  wojskowej  zostawał.  Marszałek  uformował 
dwie  listy:  bankierską  i  wojskową;  na  ostatniej  znaleźli  się^ 
prócz  licznycli  inżynierów,  dzielny  pułkownik  fizylierów  Ci- 
cłiocki  i  jenerał  major  artyleryi  litewskiej  Kronneman,  obcią- 
żeni skartabelatem  **).  Do  żadnej  z  tych  list  nie  kwalifi- 
kowali się,  a  jednak  nobilitacyę  otrzymali:  Barss,  Mędrzeckiy 
(później)  Czech,  gdańszczanin  Nuttemburg,  znany  doktor  me- 
dycyny Gagatkiewicz,  który  dwa  szpitale  Ś-go  Rocha  i  Ś-go 
Ducha  doglądał  bez  nagrody,  szkołę  anatomii  dla  wydosko- 
nalenia cyrulików  utworzył  i  po  900  złp.  rocznie  na  nią  ło- 
żył. Podobnie  nobilitowany  stabs-chirurg  Sztol,  który  króla 
leczył,  oraz  w  szpitalu  Ś-go  ł^azarza  bezpłatnie  usługiwał, 
szkołę  anatomii  utrzymywał,  a  do  Berlina  po  spadek  jechać 
nie  chciał,  powiadając,  że  w  Polsce  się  urodził  i  w  niej  żyć 
pragnie  ***).  Lista  nobilitowanych  jest  długa;  sejm  był  chętny 
i  uprzejmy,  wszelkie  wnioski  tej  natury  przechodziły  z  łatwo- 
ścią, prawie  bez  opozycyi,  dopóki  mowa  była  o  pojedynczych 
osobach. 

Gdy  jednak  weszły  na  porządek  dzienny  projekta  ogólne 
co  do  załatwienia  sprawy  miejskiej  w  kwietniu  1791  r.,  już 
w  podwójnym  składzie  posłów  —  zaraz  wszczął  się  spór  żwa- 


•)  Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesya  290  z  dnia  22/7  1790.  Członkami  tej 
deputacji  byli  jeszcze:  Zakrzewski,  poseł  poznański;  xiąże  Czartoryski  (Jó- 
zef), poseł  wołyński;  Moszyński,  poseł  bracławski;  Lubiński,  poseł  sieradz- 
ki; Bemowicz,  poseł  nowogrodzki;  nadto  zaproszeni  z  poza  koła  sejmują- 
cego Prot  Potocki  i  ksiądz  Ossowski. 

•*)     Dz.  Cz.  S.  G.  w.  sesva  346  z  dnia  15,11    17'A). 

•••j     Tamże,  sesya  343  z  dnia  4,11    1790. 


394 

wy,  niemal  namiętny.  Projekt  Chreptowicza,  podkancle- 
rzego litewskiego,  żądał,  aby  mieszczanom  wolno  było  mieć 
reprezentantów  na  sejmie  z  głosem  rozstrzygającym  (cum  voce 
decisiva).  Byłto  właśnie  punkt  najdrażliwszy.  „Temu  pun- 
ktowi, pisze  Stanisław  August,  najżwawiej  przeciwili  się 
wszyscy  dawnymi  przesądami  rządzący  się;  icli  zapał  prze- 
ciwko temu  punktowi  graduatim  zaprowadził  icłi  do  sprzeci- 
wiania się  i  wszystkim  innym  prawie,  pomyślnym  dla  mie- 
szczan punktom".  Skromniejszy  projekt,  bo  tylko  z  głosem 
doradcz3'm  dla  mieszczan,  był  podany  do  laski  przez  Mik  or- 
skiego, posła  kaliskiego;  podawano  też  różne  poprawki  i  do- 
datki w  celu  uszczuplenia  żądanycłi  przez  stronnictwo  refor 
my  nadań. 

Już  dnia  29  marca  młody  poseł  inflancki  Niemcewicz 
wygłosił  piękną  za  mieszczanami  mowę,  która  jednak  wido- 
cznego skutku  nie  sprawiła.  Dnia  5  kwietnia  żarliwy  poseł 
krakowski  Sołtyk  wywołał  silniejsze  wrażenie  mową  swoją 
pełną  zapału:  „Podnoszę  głos  za  milionowym  ludem  miejskim 
z  rozkazu  szlachty  województwa  mego,  które  ten  ma  zaszczyt, 
iż  nazwane  było  kolebką  wolności  polskiej....  Nie  wstydzili 
się  Chodkiewicz,  Zamojski,  Czarniecki  na  jednej  z  mieszczą 
nami  zasiadać  ławie,  a  myż  wstydzić  się  będziemy?  Konkluzyą 
moją  jest:  1)  żeby  miasta  reprezentantów  na  sejmie  miały  cum 
voce  activa  w  materyach  miast  tyczących  się,  to  jest  handlu, 
rękodzieł,  podatku  lub  odmiany  sądownictwa  i  urządzeń  ich- 
że;  2)  aby  miały  trzecią  część  asesorów  we  wszystkich  ma- 
gistraturach,  w  których  się  sądzą  i  sądzić  będą;  3)  i  żeby  im 
wolno  było  kupować  dobra  ziemskie".  Popierali  wniosek  ten 
posłowie  Zboiński  i  Bronikowski,  zwalczali  Siwicki 
i  Olizar,  przemówił  nareszcie  król  za  miastami,  a  wtedy 
przy  głosowaniu  (turnus)  znaczna  większość  (121  przeciwko 
61)  zdecydowała  umieszczenie  projektu  miejskiego  na  porząd- 
K  u  dziennym  niezwłocznie,  przed  roztrząsaniem  projektu  o  sej- 
mach. 

Nazajutrz    Dłuski    proponował  dodatek  swój,  aby  do- 
puszczaną była  dla  mieszczan  promocya  w  stanie  duchownym 


395 

do  kanonika,  a  w  stanie  żołnierskim  tylko  do  półkownika  i  to 
z  wyłączeniem  kawaleryi  narodowej.  Hryniewiecki  (ten 
sam  podobno,  który  będąc  starostą,  tyle  dobrego  zrobił  dla 
miasta  Lublina,  ale  który  nie  celował  wykształceniem  umy- 
słowem)  mniemał,  że  reprezentacya  byłaby  dogodną  cłiyba 
dwom  tylko  miastom.  Warszawie  i  Grodnu;  dla  innych  zaś 
byłaby  przyczyną  wyniszczenia  na  wysyłanie  posłów;  wynu- 
rzał też  obawy  o  wiarę  katolicką,  gdyby  weszli  do  izby 
przedstawiciele  mieszczan  dysydentów.  Na  to  trafnie  odpo- 
wiedział Nosarzewski,  poseł  ciechanowski:  „Boimy  się 
o  religię?  Miasta  reprezentantów,  nie  apostołów  wysyłać  bę- 
dą; nie  wiem  więc,  co  ma  za  związek  reprezentacya  z  reli- 
gią... Co  powiedział  Zygmunt  August,  tej  i  my  trzymajmy 
się  maxymy:  królem  jestem  ludu,  nie  sumienia".  Domagał  się 
też  prawa  dla  mieszczan  kupowania  dóbr  ziemskich,  wskazu- 
jąc na  Litwę,  gdzie  to  prawo  udzielonem  już  zostało  przed 
17  laty,  a  jednak  szlachta  litewska  nie  skarży  się,  aby  na 
tem  szkodowała.  Zakrzewski,  wówczas  jeszcze  tylko  po- 
stępowy i  patryotyczny  poseł  poznański,  przypominając  do- 
wody czynnej  reprezantacyi  miast  w  prawach  z  lat  1505 
i  1650  przemówił  już  gwałtowniej:  „Przyszedł  przecie  szczę- 
śliwy moment,  gdzie,  stanie  szlachecki,  możesz  się  zabezpie- 
czyć od  tych  arystokratów,  którzy  królom,  sejmom  i  całemu 
narodowi  grozili...  Bądź  troskliwym,  aby  te  podatki,  które 
składasz,  nie  obracały  się  na  tuczenie  możnowładców".  Wa- 
wrzecki,  poseł  braslawski,  nie  zadawalniał  się  głosem  do- 
radczym dla  reprezentantów  miejskich:  „Vox  representativa 
nic  miastom  nie  pomoże:  miały  taki  głos  dawniej,  lecz  jako 
bezskuteczny  opuściły.  Więzień  w  kajdanach  ma  głos  repre- 
zentujący, woła  o  iudzkość,  ale  czyżto  jego  los  polepsza?... 
Wiem,  jakie  były  miasta  przed  Unią,  jakie  są  teraz;  dlaczego 
upadły?  Oto,  posłowie  ziemscy  na  sejmie  nie  zważali  na  ich 
glos  reprezentujący,  rady  ich  za  nic  ważyli,  aż  nareszcie 
uprzykrzył  się  miastom  ten  głos  reprezentacyi...  Nie  prz}'- 
wiązujmy  się  do  prerogatywy  urodzenia,  a  starajmy  się  zwa- 
lić ten  przedział  muru,  który  nas  różni  od  innego  ludu.    Nie- 


396 

pewna  wolność,  kiedy  jej  nie  ma  kilka  milionów,  a  kilkakroć 
tylko  ją  wspiera.  Łączmy  się  wszyscy,  a  pewni  wolności  bę- 
dziemy... Kończę  tą  do  was  prośbą:  albo  róbcie  prawo  sku- 
teczne, albo  puśćcie  nas,  niech  się  rozjedziemy,  gdy  napróżno 
mamy  tracić  majątki  i  zdrowie  nasze.  Powiadam,  że  te  podane 
w  projekcie  posła  kaliskiego  (Mikorskiego)  prawidła  są  czcze  *). 

W  takimto  stanie  znajdowała  się  sprawa  miejska,  gdy 
po  kikodniowej  przerwie  zaczęto  się  stanowcze,  najważniejsze 
dla  tej  sprawy  posiedzenie  417  z  dnia  14  kwietnia  1791  r. 
Opowiemy  je  wyrazami  Stanisława  Augusta:  „Po  wielu  obu- 
stronnych mowach,  w  których  żwawsze  i  liczniejsze  jednak 
były  przeciwko  mieszczanom,  wziąłem  sam  głos.  Mówiłem, 
co  tylko  mogłem,  za  mieszczanami.  Po  moim  głosie  zaczął 
mówić  Suchorzewski  w  sposób,  oznaczający  przeciwność 
memu  zdaniu.  To  zaraz  na  twarzach  zelantów  okazało  ra- 
dość, osobliwie  gdy  Suchorzewski  powiedział,  że  vocem  de- 
cisivam  nie  chce  pozwolić  mieszczanom  na  sejmach.  I  to  je- 
dno tak  ukontentowało  zelantów,  że  nie  uważali,  iż  lubo  Su- 
chorzewski ganił  niby  wszystkie  insze  w  tej  materyi  poda- 
wane projekta,  jednak  z  odmianą  tylko  słów  i  porządku  pun- 
któw prawie  to  wszystko  proponował  sam,  czegośmy  chcieli, 
za  swoje  nowe  podając  to  myśli.  To  widząc,  jam  uchwycił 
okazyę  i  zaraz  powiedziałem,  że  sobie  i  ojczyźnie  winszuję 
zawsze,  gdy  w  świetle  sejmujących  znajduję  lepszość  nad 
moje  własne  zdanie  i  całkiem  poparłem  projekt  Suchorzew- 
skiego.  To  sprawiło  ułatwienie  zgody,  lubo  zatrudniły  ją  były 
na  moment  głosy  najprzód  Rzewuskiego  pisarza,  a  potem 
nawet  i  Wawrzeckiego.  Rzewuski  wystawiał  swoje  tru- 
dności, Wawrzecki  w  widoku  niedoskonałej  w  tym  jednym 
punkcie  projektu  Suchorzewskiego  vocis  decisivae  chciał  się 
temu   jeszcze  przeciwić,    lecz  ja  przecie  uprosiłem  wszystkich 


*)  Dz.  Czyn.  S.  G.  W.  sesya  z  dnia  29/3  1791,  głos  Niemcewi- 
cza; Gazeta  Narodowa  y  Obca,  sesye  411  z  dnia  5/4,  412  z  dnia  6/4, 
str.  118—116. 


397 

tandem,  że  się  zgodzili....  Moje  powody....  że  ta  decisiva, 
choćby  była  dozwolona  tym  12-tu  tylko  zamyślanym  repre- 
zentantom miejskim,  jednak  nie  byłaby  przeważyła  nigdy  nad 
200-tu  głosami  szlacheckimi"  *).  Uwaga  ta  i  nam  wydaje 
się  słuszną. 

Dnia  18  kwietnia  przyjęto  jeszcze  jednomyślną  uchwałę,  że 
w  prawie    o  miastach    nie  ma,  być  żadnej  wzmianki  o  religii. 

Późniejsze  konstytucye  o  miastach  przechodziły  już  bez 
opozycyi.  Suchorzewski  za  swój  projekt  i  zręczne  pokiero- 
rowanie  rozprawami  otrzymał  od  króla  order  Ś-go  Stanisła- 
wa i  trwalsze  odznaczenie  od  kolegi  Trębickiego  przez  dedy- 
kacyę  cennego  zbioru  praw  **). 

5JI.  Spojrzyjmy  teraz  na  owoc  obszernej  dyskusyi: 
Owocem  był  nietylko  rozdział  III  w  Ustawie  Rządowej, 
noszącej  datę  dnia  5  go  maja  1791  roku,  ale  też  dwa  prawa 
szczegółowe  z  dnia  21  kwietnia  i  30  czerwca  tegoż  1791  r. 
pod  tytułami:  „Miasta  nasze  królewskie  wolne  w  państwach 
Rzeczypospolitej"  i  „Urządzenie  wewnętrzne  miast  wolnych". 
Pierwsze  z  tych  praw  zjiściło  wszelkie  żądania  i  pragnienia 
stanu  miejskiego.  Artykuł  I  zaczyna  się  od  punktu  I-go  tej 
treści:  „Miasta  wszystkie  królewskie  w  krajach  Rzpltej  za 
wolne  uznajemy".  Nawet  w  miastach  dziedzicznych  wymaga 
się  nadanie  wolności  miaszkańcom.  Osoby  stanu  szlacheckie- 
go poddane  są  pod  prawo  miejskie,  jeśli  mają  posesyę  w  mia- 
stach, lub  chcą  prowadzić  handle  na  funty  i  łokcie.  „Tak 
z  urodzenia  szlachcie,  jako  i  osobom  stanu  miejskiego  tym, 
które  potem  do  zaszczytu  szlachectwa  przypuszczonemi  zo- 
staną, przyjęcie  obywatelstwa  miejskiego,  w  niem  znajdowa- 
nie się,  sprawowanie  urzędów,  prowadzenie  wszelkiego  han- 
dlu,   utrzymywanie  jakichbądź  rękodzieł  nic  bynajmniej  odtąd 


*)  Król  do  Bukatego  16/4  1791  roku  w  Dokumentach  Kalinki, 
>vyd.  Żupański  X,  część  2,  str.  180.  A.  Trębicki:  Prawo  polit  y  cy- 
v^ilne  Korony  Pols.  y  W.  X.  L.  1791. 

*)     Gazeta  Narodowa  y  Obca  1791   r.,  str.   122,   129. 


**> 


398 

szkodzić,  ani  uwłaczać  nie  będzie  im  samym,  ani  ich  następ- 
com w  tymże  zaszczycie  szlachectwa  i  prerogatyw,  do  niego 
przywiązanych".  Prawo  neminem  captivabimus  nisi  jurę  vi- 
ctum  na  mieszczan  rozciągnięte.  Jurydyki  świeckie  i  ducho- 
wne zniesione.  Sądy  apelacyjne  ustanowione  w  Krakowie, 
Lublinie,  Łucku,  Żytomierzu,  Winnicy,  Kamieńcu  Podolskim, 
l3rohiczynie,  Poznaniu,  Kaliszu,  Gnieźnie,  Łęczycy,  Warsza- 
wie, Sieradzu,  Płocku,  Wilnie,  Kownie,  Grodnie,  Nowogródku, 
Brześciu  Litewskim,  Pińsku  i  Mińsku.  Do  tych  sądów  pleni- 
potenta obierać  mieszczanie  będą.  Nadto  w  Asesoryi,  w  Ko- 
misyach  Porządkowych  cywilno-wojskowych,  w  Komisyi  Skar- 
bu Obojga  Narodów,  po  trzech  z  każdej  prowincyi,  mieszcza- 
nie zasiadać  będą.  W  wojsku  rang  oficerskich  dosługiwać 
się  mogą,  desideria  miast  w  sejmie  donosić,  dobra  ziemskie 
nabywać  *). 

Drugie  prawo  stanowi  zarząd  wewnętrzny,  dzieli  kraj 
na  wydziały,  a  miasta  na  cyrkuły.  Każdy  cyrkuł,  lub  mia- 
sto, liczące  100  posesyonatów,  obiera  jednego  deputata,  100 
do  300  —  dwóch,  300  —  600  posesyonatów  obieraj^:  trzech. 
Obrani  i  zgromadzeni  z  całego  wydziału  obierać  będą  jednego 
plenipotenta  wydziałowego  na  sejm.  „Gdyby  które  miasto  do 
tej  wielkości  przyszło,  żeby  więcej  nad  9  składało  cyrkułów, 
tedy  za  przybyciem  10-go  straci  po  jednym  deputacie,  za 
przybyciem   11-go  straci  po  dwóch"   **). 

Czegóż  więcej  pragnąć  mogli  mieszczanie  od  prawo- 
dawstwa i  rządu?  Sprawiedliwości  stało  się  zadość:  ohyda 
zdjęta,  udział  w  sądach,  we  władzach  rządowych  i  w  izbie 
prawodawczej    nadany;     starostowie    uprzątnieni;    dogodności 


•)  Artykuł  I,  punkt  1,  6,  8,  11.  Artykuł  II,  punkt  1.  Artykuł  III, 
punkt  1',  6.     .Vrt.  U,  punkt  2,  7,  3,  5. 

**)  Punkty:  1,  2,  5,  3.  Hardziej  szczegółowo  i  ściślejszego  roz- 
bioru tych  pni  w  dokonał  Dr.  A.  Rembowski  w  cennej  rozprawie  pod  t. 
„I^olniscłic  Agrargcsetzgcbung  und  Stadtgcmeindeordnung  vom  Jałire  179 1*: 
Heidelberg  1873  r.  G.  Mohr.  Autor  porównywa  te  ustawy  z  roku  1791 
z  ustawa  pruską  Steina. 


399 

stanu  szlacheckizgo  dla  mieszczan  stanęły  otworem,  a  sądy 
szlacheckie,  nawet  trybunały  nie  miały  władzy  nad  mieszcza- 
ninem.    To  już  jest  więcej  niż  sprawiedliwość. 

Ale  mieszczanie  zażądali  jeszcze  czegoś  więcej — uszla- 
chcenia  się,  wejścia  masami  na  łono  stanu  rycerskiego.  •  Cóż 
na  to  odpowiedzieli  potomkowie  tego  dumnego  stanu,  niosący 
teraz  cłiorągiew  reformy? 

Oto,  przycłiylili  się  do  żądania  i  otwarli  na  oścież  po- 
dwoje skarbnicy  klejnotów  szlacheckich!.  W  „dykasteryach** 
rządowych  stopień  regenta,  w  wojsku  ranga  sztabs-kapitana^ 
lub  kapitana  chorągwi  u  piechoty,  a  rotmistrza  w  półku  na- 
dawał mieszczaninowi  szlachectwo  i  „My  król  diplomata  no- 
bilitatis  takowym  za  okazaniem  patentu  wydawać  będziemy** 
jeszcze  nawet  bez  kosztów  stempla.  Dwuletnia  wysługa  pu- 
bliczna, sprawowanie  funkc}^  plenipotenta  na  sejmie  prowa- 
dziło też  do  nobilitacyi.  Kupienie  wsi  lub  miasteczka  prawem 
dziedzicznem,  opłacającego  podatek  10-go  grosza  w  ilości 
200  złł.,  upoważniało  mieszczanina  do  wniesienia  prośby  na 
piśmie  do  marszałka  sejmu  o  nobilitacyę.  Nareszcie  każdy 
sejm  obowiązany  był  nobilitować  30-tu  mieszczan,  mających 
posesye  dziedziczne  w  miastach,  t.  j.  po  prostu  domy 
i  place  *). 

Czy  takie  prawo  zgadzało  się  z  zasadą  utrzymywania 
stanu  miejskiego  w  państwie?  Czy  cała  zamożniejsza  i  inte- 
ligentniejsza masa  mieszczan  nie  przebrałaby  się  w  szlacheckie 
kontusze,  opuszczając  uboższych  i  ciemniejszych  swoich  to- 
warzyszy? Czy  namiętne  poszukiwanie  dóbr  do  nabycia,  ja- 
kie objawiło  się  zaraz  w  roku  1791,  nie  odciągało  kapitałów 
i  zdolności  od  przemysłu  gwoli  przesądowi,  że  ziemia  i  liche 
rolnictwo  uszlachetnia  człowieka?  Cz\'  mile  w  ucho  wpa- 
dająca zasada  uszlachetnienia  stanów  niższych  przez  podno- 
szenie do  zaszczytów  szlachectwa  nie  jest  dźwięcznym,  ale 
błędnym  w  gruncie  frazesem?     To  są  pytania,  na  które  życie 


*)     Miasta  nasze  Urf'>le  A-skic  etc.  Art.   If,  punkt  '>,  H,  6,  7. 


400 

odpowiedzi  nie  dało,  ponieważ  ustawa  nie  przeszła  przez  próbę 
dłuższej  praktyki.  To  pewna  tylko,  że  ze  stanowiska  moral- 
nego w  tym  punkcie  stronnictwo  reformy  na  żaden  zarzut 
nie  zasłużyło;  składało  się  ono  ze  szlaclity  i  złożyło  tylko 
-dowód,  że  szczerze,  serdecznie  pragnęło  wynagrodzić  mie- 
szczanom krzywdy  przez  ojców,  dziadów  i  naddziadów  zrzą- 
dzone. 

Stwierdzało  ono  szczerość  swycli  prawnycłi  orzeczeń 
czynem  i  obyczajem.  Dnia  29  kwietnia  marszałek  sejmu,  St. 
Małacłiowski,  udał  się  na  ratusz  starej  Warszawy,  żeby  się 
wpisać  do  księgi  mieszczan  warszawskicłi.  Za  jego  przykła- 
dem poszło  zaraz  40  osób:  Stanisław  Potocki,  dwaj  Działy ń- 
•scy,  Hugo  Kołłątaj  i  inni.  Na  prowincyi  naśladowano  War- 
szawę: w  Żytomierzu  zapisali  się  Ilińscy,  Rybińscy,  Prószyń- 
scy, w  Międzybożu  ks.  Jabłonowski,  kasztelan  krakowski, 
którego  mieszczanie  przyjmowali  w  munduracłi  z  zielonemi 
u  kapeluszów  gałęziami  *).  I  w  stolicy  litewskiej,  w  Wilnie, 
za  Michałem  Ogińskim  poszło  z  50  najzacniejszej  szlactity 
do  ratusza  wśród  okrzyków  zgromadzonej  licznie  ludności 
i  zapisali  się  wszyscy  do  ksiąg  miejskicli  **).  Po  śmierci  De- 
kerta  d.  4  października  1790  r.  urząd  prezydenta  m.  Warszawy 
przyjął  szlaclicic,  poseł  poznański,  kawaler  orderów,  Zakrzewski, 
jeden  z  najczynniejszych  członków  stronnictwa  reformy.  Pod 
jego  przewodnictwem  nowymi  zaszczytami  obdarzony  stan 
miejski  wystąpił  z  dziękczynieniem  uroczystem  przed  króla. 
Audyencya  udzieloną  została;  sto  karet  zatoczyło  się  na 
podwórza  zamkowe;  po  stosownej  mowie  mieszczanie  przy- 
puszczeni zostali  do  ucałowania  ręki  królewskiej.  Dnia  5  czerwca 
w  pałacu  Radziwiłłowskim  dany  był  obiad  od  stanu  rj'- 
cerskiego  dla  mieszczan  na  300  osób;  znajdowali  się  tu  se- 
natorowie i  posłowie  obok  cectiowycłi.     Ucztę  zaszczycił  króL 


*)     Kraszewski:    Polska    w  trzech  rozbiorach  II,  401;  Hf,  32,  33, 

«1,  84. 

**)     Ogiński:  Memoires  I,   163. 


Ignacy  Zakrzewski. 

(Z  portretu  olejnego  na  Rnlustu  w  Warszawie;  rologr.  SI.  Bogacki.) 


Wcwn^lrzne  dzieje  Polski  Kom 


402 

swoją  bytnością.  Podobna  uczta  odbyła  się  w  Krakowie 
w  Sukiennicach  na  Ś-ty  Stanisław;  i  tu  wielu  szlachty  wpi- 
sało się  do  księgi  mieszczan.  W  roku  1792  d.  13  maja  znów 
municypalność  warszawska  dawała  dla  szlachty  obiad,  na 
którym,  wedle  świadectwa  Gazety  Narodowej  i  Obcej,  ukazała 
się  ze  strony  stanu  rycerskiego  szczera  uprzejmość,  a  w  sta- 
nie miejskim  poszanowanie  i  wdzięczność  czuła  *).  W  Wilnie 
też  prezydencyę  objął  Ant.  Tyzenhauz,  chor.  wileński. 

Wykonanie  praw  uchwalonych  zaczęło  się  niezwłocznie. 
'W  sierpniu  1791  r.  odbywały  się  zgromadzenia  miejscowe  (war- 
szawskie w  kościele  Ś-go  Jana);  d.  15  września  obrani  ze  wszy- 
stkich wydziałów  plenipotenci  miejscy  w  liczbie  22  zajęli 
miejsce  w  sejmie,  d.  28  listopada  w  Komisyach  Skarbowych,, 
a  jednocześnie  zapewne  w  Asesoryi  i  w  Komisyi  Policyi  **). 

W  znacznej  części  obrali  mieszczanie  szlachtę  na  ple- 
nipotentów swoich.  Tak,  na  sejm  posłali  znanego  już  nam  od 
dawna  Józefa  Wybickiego.  Ten  w  pierwszej  swej  mowie  wy- 


•)     Pam.  Hist.  Pol.   1791,  str.  366.     Kausch:  Nachrichten  iiber  Po- 
len  II,  321.     Gaz.  N.  y  O.  1792,  Nr.  39. 

**)     Lista  plenipotentów  sejmowych:    Jagielski    (wydział  krakowski); 
Szymon  Sapalski  (w.  sandomierski);    Gautier,  ławnik   m.  Lublina  (w.  lubel- 
ski); Stecki  (w.  łuckiego);    znany  nam  konsul  Lewandowski   (w.  żytomier.); 
Czajkowski   (w.  podolsk.);    Jedlecki,  (szlachcic,  komisarz  cywilno- wojskowy 
od  w.  Winnickiego;    Paweł  Szumowicz  (w.  drohick.);    An.  Chevalier,  radzca 
ra.  Warszawy   (w.  warszawsk.);    Józef  Wybicki,    szlachcic  (w.  poznafisk.); 
Paweł    Grochalski    (w.    kalisk.j;    Wojciech    Chęciński    (w.    gniezn.);    Alexy 
Dembowski    (szlachcic  komisarz    cywil,  wojsk,    od  w.  łęczyckiego);    Maciej 
Łyszkiewicz,  radzca    m.  Płocka  (w.  płock.);    Kochelski  Wal.  (w.  sieradzk.); 
nie  było  nikogo  od  wydz.  wschowskiego;  D.  Paszkiewicz  (w.  wileńskiego); 
Józ.  Żyliński  (w.  grodzieńsk.);  Fergis  (w.  kowieńsk.);  niejednokrotnie  wspo- 
minany   burmistrz    m.    Mińska  Tarankiewicz  (w.  mińsk,");    Teodorowicz  (w. 
pińsk.);  nikt  z  wydz.  rosieńskicgo.     Z  tych  plenipotentów  w  Komisyi  Skar- 
bowej Koronnej  zasiedli-    Gautier,  Kajetan  Jedlecki,   Alexy  Dembowski,  Ma- 
ciej Łyszkiewicz.     (Pr.  Ekon.    A  28,    str.   1773).     Do  Komisyi  Policyi:   Ja- 
gielski, Stecki,  Żyliński,  Fergis,  Chcvalicr  i  Józef  Wybicki.   (Kalendarzyk 
Nar.  y  Ob.   1792,    druk  p.  Zawadzkiego  II,    str.  538  i  supplement  na  kar- 
cie   tytułowej).     Do  Asesoryi  weszli  zapewne  wszyscy  pozostali;    wyraźnie 
wiemy,  że  wszedł  Tarankiewicz.  (^Gaz.  Nar.  u  Ob.). 


I 

J 


403 

nurzał  stanom  najwyższą  wdzięczność  wyborców  swoich. 
„Krocie  rąk  naszych  i  piersi  staną  na  obronę  wolności  na- 
rodu... Rząd  kraju  nowy,  konstytucya  sejmu  teraźniejszego 
w  każdym  z  nas  posłuszeństwo  i  aż  do  wylania  krwi  obronę 
znajdzie.  Kiedy  Najwyższa  Zwierzchność,  czuwająca  nad  ca- 
łością państwa,  o  potrzebie  obrony  zawiadomić  nas  raczy, 
znajdzie  u  każdego  gotowe  serce  i  oręż  w  domu".  Tymcza- 
sem prosił  o  przyjęcie  12-tu  armat  i  tyluż  wozów  wojennych, 
przez  miasta  ofiarowanych,  oraz  o  wystawienie  posągu  kró- 
lowi w  Warszawie  „rękami  ludu  miejskiego"  *). 

Takie  rozwiązanie  otrzymała  sprawa  miejska  na  sejmie 

■ 

czteroletnim  —  pomyślne,  mądre,  samych  mieszczan  zadawał- 
niające  **).  Stronnictwo  reformy  zdołało  zatrzeć  odrazu  błędy 
dwóch  stuleci.  Dolało  oliwy  do  lampy  gasnącej,  jak  tego 
chciał  Kołłątaj.  I  skutek  był  wielki.  Oświadczenia  Wybickiego 
nie  były  czczym  frazesem.  Gdy  nadszedł  czas  próby,  mie- 
szczanie okazali  w  czynach  i  szczerą  wierność  Ustawie  Trze- 
ciego Maja,  i  gorące  uczucia  obywatelskie,  jakich  nigdy  może 
w  dziejach  miast  polskich  nie  dostrzegano. 

Zaraz  po  doręczeniu  deklaracyi  Katarzyny  II,  w>'powia- 
dającej  wojnę  Polsce,  poseł  rosyjski  Bułhakow  zapisał  w  swoim 
dzienniku:  „W  ogrodach  Saskim  i  Krasińskim  gromadzą  się 
tłumy  i  robią  nadużycia:  Mielżyńskiego  ledwie  nie  zabito  za 
słowa,  że  Polacy  nie  mogą  prowadzić  wojny  z  Rosyą,  Bos- 
kampa  chcą  koniecznie  obwiesić  —  tak,  że  opuścił  Warszawę, 


*)  Wybickiego:  Mowa  IV  na  rozpoczęciu  sejmu  dnia  15/9  1791 
w  stanach  Rzpltcj  na  czele  plenipotentów  miast  Kor.  i  Litwy  (w  Bibliotece 
Uniwers,  Warsz.  IV,   17,  7,   11;. 

**)  Za  dowód  może  też  służyć:  Podanie  do  sejmu  od  miast  du- 
chownych o  rozszerzeniu  na  nie  prawa  sejmu  o  miastach  wolnych  królew- 
skich <'druk,  bez  daty,  zapewne  z  roku  1791).  Podpisały  się  tu:  Łowicz, 
Skierniewice,  Piątek,  Praga,  Skaryszew,  Tarczyn,  Jeżew,  Słupcza,  Zagórów, 
Przybyszów,  Wolborz,  Pułtusk,  Kielce,  Raciąż,  Daleszyce,  Wyśmierzyce, 
Góra,  Włocławek,  Wyszków,  Dolsk,  Kamieniec  Mazowiecki,  Pabianice,  Ła- 
skarzew, Rzgów. 


404 

Mieszczaństwo  okazuje  gotowość  do  wszelkich  gwfdtów  da- 
leko bardziej,  aniżeli  szlachta,  ta  ostatnia  bowiem  boi  się 
o  ziemskie  majątki"  *). 

Potem  zaczęły  się  pojawiać  w  Gazecie  Narodowej  i  Obcej 
wśród  różnych  ofiar  na  wojsko  i  koszta  wojenne  różne  sumy 
i  broń  od  osób,  lub  zgromadzeń  stanu  mieszczańskiego.  Już 
dawniej  zrzekły  się  miasta  podatku  protunkowego,  dały  12 
armat  i  tyleż  wozów:  bankierowie  służyli  skarbowi  kredytem 
(np.  Tepper  z  zięciami  przy  zawieraniu  pożyczki  zagranicznej 
i  różnych  awansach),  lub  składali  znaczne  ofiary  (np.  Blank 
50.000  złp.,  Szulc  3.000  funtów  prochu);  ale  teraz  do  ofiar- 
ności poczuwają  się  coraz  niższe  i  uboższe  sfery  mieszczań- 
stwa, jak  się  przekona  czytelnik  z  dodatku  A  przy  tomie  III. 

Co  do  zachowania  się  mieszczan  podczas  wojny  wiemy, 
że  w  m.  Kalwaryi  zatrzymali  biskupa  Massalskiego  wraz 
z  Zyniewem,  starostą  berznickim,  jadącego  bez  paszportu, 
o  czem  doniósł  magistrat  Komisyi  Policyi;  ta  z  polecenia 
Króla  w  Straży  poleciła,  aby  dalsza  podróż  biskupowi  tamo- 
wana nie  była  i  przyłączyła  swój  paszport  jemu  samemu,  to- 
warzyszom drogi  i  dworskim  służyć  mający  pod  warunkiem: 
jeżeli  nie  pojedzie  do  kraju,  z  którym  Rzeczpospolita  w  aktual- 
nej zostaje  wojnie.  Z  tego  postępku  mieszczan  Kalwaryjskich 
niezmiernie  gorszyli  się  później  delegowani  od  konfederacyi 
Targowickiej;  widzieli  w  nim  zuchwalstwo,  dochodzące  ^.do 
stopnia  swywoli  ludu  francuzkiego",  gdy  się  ważyli  przytrzy- 
mać swego  biskupa  we  własnej  dyecezyi  „szlachcica  obywa- 
tela wolnego  kraju,  senatora  pod  pretextem  niemienia  pa- 
szportu dla  samych  tylko  ludzi  luźnych  do  rekrutowania 
zdatnych  i  włóczęgów  ostrzeżonego".  Mieszczanie  Kowień- 
scy i  Komisya  cywilno-wojskowa  powiatu  Kowieńskiego  notą 
do  Komisyi  Policyi  donieśli,  że  ułożyli  tymczasowe  ustano- 
wienie   kres    wojskowych  w  całym    powiecie  celem  utrzyma- 


*)     X.  w.  Kalinka    w  Ostatnich    latach    panowania  Stan.  Augusta. 
Dokumenta  str.  370. 


405 

nia  komunikacji  wojennych,  żądali  p>ot\\ńerd2enia  tej  rezo- 
lucyi.  Komisya  Policji  komunikowała  to  doniesienie  królowi 
w  Straź>',  dopraszając  się  rozciągnienia  podobnych  zleceń  do 
miast  dziedzicznych  i  duchownych  w  cał\-m  kraju.  Żądanie 
to  nie  odniosło  skutku  z  powodu  zmiany  okoliczności,  które 
przerwał}-  cz\Tiności  Straży  i  Komisyi  Policyi,  t.  j.  z  powodu 
zwycięztwa  Rosyan  i  konfederacyi  Targowickiej  *\  Mieszkań- 
cy miasteczka  Dzisny  odmówili  przysięgi  marsz^dkowi  konfe- 
deracyi i  Targowickiej  j  województwa  Połockiego,  Korsakowi, 
któr}'  z  tego  powodu  zażądał  od  komendy  rosyjskiej  wojska; 
jakoż  nadszedł  półk  kozacki,  przez  gubernatora  połockiego 
prz>-słany.  a  mieszczanie  musieli  go  ż>'wić  WTaz  z  końmi 
bezpłatnie  **>. 

54.  Konfederacya  Targowicka,  nazwawszy  sejm  czte- 
roletni ^rewolucyjnym",  obaliła  też  nowe  urządzenia  miejskie. 
Plenipotenci  ustąpić  musieli  z  Komisyi  Skarbowej  d.  23  sier- 
pnia 1792  roku.  gdy  Ożarowski  odbierał  przysięgę  na  po- 
słuszeństwo nowemu  rządowi;  jednocześnie  też  zapewne  wy- 
rugowano ich  z  innych  władz  rządowych  i  sądowych.  Żaden 
też  mieszczanin  nie  zasiadał  na  sejmie  cz\'  zjeździe  Gro- 
dzieńskiem  1793  r.  Kiedy  się  dokonj-wał  drugi  rozbiór  kraju, 
mieszczanin  warszawski,  Kapostas  układał  plan  powstania 
i  tworzył  związek  w  stolicy,  któr\'  przeznaczał  do  najwyższej 
i  nieograniczonej  nad  narodem  wiadzy  Kościuszkę. 

Wspominaliśmy  wyżej  (§.  34\  iż  Gdańsk  opierał  się  wy- 
rokowi traktatu  podziałowego  około  ó-ciu  tygodni;  nie  chciał 
się  też  dobrowolnie  poddawać  Prusakom  Toruń.  „Dnia  24 
stycznia  1793  r.  stanął  pod  tem  miastem,  przed  bramą  Cheł- 
mińską, jenerał  Schwerin  z  regimentem  liczącym  2.200  głów, 
kazał  nabić  .,schartT**    i  posłał  do  magistratu  oficera  z  zapy- 


•)     Relacya    Deputowanych    od  N.  Konf.  GIney  O.  N.   do  3\aminu 
Policyi  roku    1792,    str.  L'6,  27. 

Jnf[:ni.:fl   ;mnHCKH....    Ki»e'ieTMHKORa:    HiCHifl    hi*  0(^ih.  IlcTopiii 
M  4peBH.  Pucciii.    \X(}'A  IV,  sir.  47. 


r 


406 

taniem,  czyli  go  z  regimentem  przepuści  przez  miasto?  Gdy 
magistrat  odpowiedział,  że  tego  dozwolić  nie  może,  jenerał 
kazał  swoim  żołnierzom  siekierami  wyrąbać  bramę...  potem 
deputacyę  od  magistratu  do  siebie  wezwał,  oddał  dwa  egzem- 
plarze deklaracyi,  tu  (w  Warszawie),  od  Buclioltza  podanej, 
powiedział,  że  za  wyraźnym  rozkazem  pana  swojego  ol>ejmuje 
Toruń,  magistratowi  zupełną  moc  zostawując  rządzenia  mia- 
stem jak  dotąd...  i  że  musiał  tym  sposobem  wnijść  do  To- 
runia, ponieważ  mu  to  po  trzykrotnem  żądaniu  przyjacielskiem 
denegowano...  Na  to  odpowiedzieli  Torunianie,  że  im  icłi 
wierność,  dla  swego  króla  zaprzysiężona,  inaczej  czynić  nie 
pozwoliła"  *). 

Nie  napotkaliśmy  wiadomości,  żeby  podobne  protesta- 
cye  czynione  były  w  miastach  litewskicli  i  koronnycłi,  zaj- 
mowanych jednocześnie  przez  Rosyan,  ale  wszystkie,  o  ile  się 
dało  zasłyszeć,  okazały  w  miarę  możności  przywiązanie  do 
sprawy  narodowej    podczas   powstania  Kościuszkowskiego. 

Kraków  był  właśnie    widownią    pierwszego    wystąpienia 
Kościuszki    na    rynku    przed    dwoma    batalionami  Czapskiego 
i   Wodzickiego    i    aktu    powstania    podpisanego    na    ratuszu. 
Główna    rola    przypadła  tu  wojskowym  i  szlachcie,    ale    mie- 
szczanie towarzyszyli  wszystkim  czynnościom  ochoczo.  Uspo- 
sobienie i  duch  ludności  miejskiej  odbija  się  wybornie  w  ory- 
ginalnym dokumencie — w  Pamiętniku  Lichockiego,  prezydenta 
miasta    Krakowa,     osobiście     wielce    niechętnego    powstaniu. 
Jestto    człowiek    ograniczony,  do  żadnych  obowiązków  po  za. 
bramami  Starego  Miasta  nie  poczuwający  się,  ze  swego  urzę- 
du prezydenckiego,    dumniejszy,    niż    pan  krakowski   ze  swej 
kasztelanii.     Czuje    się    wciąż    obrażonym  w  swojej  godności  - 
spisuje    pamiętnik    zapewne  dla    tego,    żeby    krzywdy    swojc3 
przed  sądem  sprawiedliwszej  potomności  wytoczyć;  szczęściem 
zbywa  mu  na  animuszu,  jest  nawet   bojaźliwy,  więc  wszelkie 
zalecenia    wykonywa    pilnie,    ukrywając   niechęć  w  głębi    dvi- 


)     Król  do  Bukatcgo  w  Kalinki  Dokumentach. 


407 

szy.     Najbardziej    nie    lubi   Kołłątaja    za  to,  że  ustanowił  sąd 
kryminalny    „do    straszenia    ludzi";    zapewnia,  że    „krymina- 
listów żadnycli  do  sądzenia  nie  mieli**,  że   niesłusznie  powie- 
szono X.  Dziewońskiego.     Z  jego    zapewnień    można   jednak 
powziąć    pewność,    że    wtedy    wśród    powszechnego    zapału 
o  zdradzie  nikt  ani  pomyślał.     Jakże   niemile    był    zdziwiony, 
gdy    przyszedł  do  niego    czeladnik  od  rzeźnika  z  wezwaniem 
do  stawienia  się  na  rhustrę,  bo  rzeźnik  został  kapitanem,    mi- 
licyi  miejskiej;  ledwo  się  wyprosił  u  cyrulika,  który  otrzymał 
nominacyę    na    pułkownika.     Ale    najuciążliwszym    dla    niego 
był    ów    dzień,    kiedy    mu  kazano    iść    do    sypania    okopów: 
„Stuliwszy    ramiona    i    uszy,    a    zasłoniwszy    oczy,    wziąłem 
pierwszy   raz   w    prezydenckie    ręce    łopatę**.     Pocieszyło    go 
nieco  to  tylko,  że  szedł  też  z  łopatą   pan    Kubecki,    zapewne 
jakiś    bardzo    poważny    kupiec    z    rynku     krakowskiego    *). 
Mniejsza  o  te    urazy  i  udręczenia   jego    prezydenckiej    mości; 
dość,  że  cyrulicy,  rzeźnicy,  a  nawet  panowie  Kubeccy  sypali 
okopy  i  szykowaii    się    do    walki,    o  czem    mieszczanie    kra- 
kowscy od  bardzo    dawnego   już    czasu  zapomnieli.     Nie  ob- 
winiamy   ich    też  o  to,  że    nie    dopilnowali    swojego    komen- 
danta Wieniawskiego,  i  że  Filipowi    Lichockiemu  dozwolili  fi- 
gurować pompatycznie,  zapewne  po  raz  ostatni,  w  majestacie 
prezydenckim  przy  oddawaniu  miata  Prusakom. 

W  Warszawie  ludność  miejska  w  dniach  17  i  18  kwie- 
tnia miała  przeważną,  prawie  główną  rolę.  Już  przed  wy- 
buchem powstania  szef  sztabu  rosyjskiego  Pistor  uważał,  że 
magistrat  sprzyjał  konstytucyi  3-go  Maja,  a  lud  był  do  poru- 
szenia łatwy.  W  czasie  walki,  podług  relacyi  tegoż  Pistora, 
„mało  porządnych  mieszczan  brało  udział,  spokojnie  siedzieli 
po  domach,  wszystkie  drzwi  były  pozamykane.  Warszawa  na- 
pełniona była  motchłochem,  jak  np.  chłopcami  różnych  rze- 
miosł, po  większej    części    nie    miejscowych  (a  więc   jakich?), 


*)     Pamiętnik    P'  i  I  i  p  a    L  i  eh  o  c  k  i  e  g  o    w  tomie  11    Pamiętników 
z  XVIII   w.  wydania    Ż  u  p  a  ń  s  k  i  c  g  o. 


408 

lokajami,    woźnicami,    jakoteż   i    chłopstwem    ściągniętem    ze 
wsi;  pomiędzy  nimi  znajdowali  się  też  i  wojskowi  tak  zwani 
„rozpuszczeni  z  pułków"  *).     Jest  rzeczą  naturalną  i  przy  po- 
ruszeniach ludowych  powszechnie    obserwowaną,  że  tłum  nie 
porządkuje  się  nigdy   według  stanów,    lub  zamożności;  że  się 
składa  z  różnorodnych   żywiołów:  ale  od  Kilińskiego   wierny^ 
że  czynnymi  tu    były    magistrat  i  cechy    rzemieślnicze  w  po- 
rozumieniu z  wojskiem.     Walka   była  trudna  i  zacięta,  bo  za- 
łoga rosyjska  dwakroć  przewyższała   liczbą  oddziały  piechoty 
i  jazdy  polskiej.     Półk    Działy ńskiego    nie    zdołałby  przeprzeć 
silnego  oddziału  rosyjskiego  pod  kościołem  Ś-go  Krzyża,  gdy- 
by od  Saskiego  Placu  nie  uderzył    lud  na  tyły  nieprzyjaciela. 
Walka  na  ulicy  Długiej,  a  szczególnie  na  Miodowej    koło  pa- 
łacu ambasady   rosyjskiej    b^ła   wielce  uporczywą.     Gdy  zaś 
wódz  rosyjski  ustąpił  z  miasta,  wtedy  wystąpili  jawnie  i  „po- 
rządni mieszczanie".  W  Radzie  Zastępczej  Tymczasowej  zasiedli: 
Stanisław   Rafałowicz,    Gautier,    Kiliński,    Makarowicz,    Czech 
obok  Xawerego    Działyńskiego,    Ciemniewskiego,  Wybickiego, 
Szydłowskiego,  Debolego,  Mikołaja  Radziwiłła,  Mokronowskie- 
go,  Dzieduszyckiego,  Kochanowskiego,   Horaina  i  innych    pod 
prezydencyą  Zakrzewskiego**).     Odtąd  znajdujemy  mieszczan 
we  wszystkich  deputacyach,  radach,  we  wszystkich  władzach 
powstańczych;    tak    np.  w  deputacyi    Indagacyjnej:    Bernaux, 
konsula    z    Chersonu    Zabłockiego,    Kilińskiego;    w    deputacyi 
Żywności:  Paschalisa,  Meysnera,    Taubera,    Jakubowicza,  Gie- 
ritz'a,  Blanka,  piekarza    Szulca,    młynarza  Wejdę,  kupca  Mo- 
rino,  (posiedzenia  tej  deputacyi   odbywały    się  w  domu    Mey- 
snera); w  Administracyi    pożyczek  skarbowych:  Dulfusa  i  Bo- 
nifacego Szperlinga;  w  Dyrekcyi    biletów    Bankowych:    Kapo- 
stasa.  Piotra  Bilinga  (zapewne    bankiera   wileńskiego),  Jakóba 


*)     Pamiętniki  Pi  stora  w  tomie  I-ym  Pamiętników  z  XVIII    wieku. 
Żupański,  str.  54,  65. 

**)     Gaz.  Wol.  Warsz.    Nr.  1;    liczba  zabitych,    rannych  i  jeńców 
ców  w  Nrze  8,  str.   111. 


409 

Kiisel,  Jerzego  Poths;  Mędrzeckiego  w  Komisyi  Porządkowej 
Księstwa  Mazowieckiego;  w  Radzie  Najwyższej  Narodowej  Ka- 
postasa  wprawdzie  tylko  z  tytułem  zastępcy,  ale  sprawują- 
cego niejednokrotnie  prezydencyę  i  t.  d.  *).  Barss  przeby- 
wał już  wtedy  w  Paryżu. 

Po  walce  z  d.  17  i  18  kwietnia  Rada  Zastępcza  d.  21 
kwietnia  nakazała  pomnożenie  siły  wojskowej  przez  urzą- 
dzenie cechów  i  ludzi  zbrojnych,  od  posesorów  domów  do- 
dawanych; z  tych  utworzono  milicyę  municypalną.  Podczas 
oblężenia  Warszawy  przez  króla  pruskiego  i  jenerała  rosyj- 
skiego Fersena,  lud  miejski  sypał  szańce  i  był  używany  do 
służby  wojskowej.     Wychodziło  po  9.000  na  okopy  **). 

Pomimo  tylu  wysileń.  pomimo  nadzwyczajnych  podatków 
i  różnych  uciążliwości,  doznawanych  w  ciągu  oblężenia,  mie- 
szczanie warszawscy  składali  jeszcze  ofiary  w  pieniądzach 
i  efektach;  wyliczymy  je  w  tomie   Ill-cim. 

Najwymowniejszym  tłómaczem  uczuć  ludu  miejskiego 
Warszawy  jest  bez  wątpienia  ów  Kiliński,  który  przed  Igel- 
stromem  podawał  siebie  za  przedstawiciela  30.000  rzemieślni- 
ków, bo  go  na  radnego  obrali.  Ostatniemi  czasy  (w  1894  r.) 
dużo  pisano  o  nim  w  dziennikach  rosyjskich,  jako  o  sprawcy 
rzezi,  podobnej  do  Nieszporów  Sycylijskich,  napadającym  pod- 
stępnie na  śpiących  i  bezbronnych,  dopuszczającym  się  okru- 
cieństw. Ale  szanowne  czasopismo  historyczne  „Staroświecz- 
czy  zna  Rosyjska"  wyświadczyło  prawdzie  rzetelną  przysługę^ 
podając  w  tłomaczeniu  jego  Pamiętniki,  o  których  publiczność 
rosyjska  mogła  nie  wiele  wiedzieć  z  krótkiej  wzmianki,  za- 
mieszczonej przez  Bestużewa-Rjumina  w  spisie  źródeł  do  Hi- 


*)     Gaz.    Wol.    Warsz.    Nr.  5,    str.  3Q  i  Nr.  4,   str.  49.     Gazeta 
Rząd.  Nr.  9<),  str.  398;    Nr.  37,  str.   151;    Nr.  2,  str.  7  i  13.     „Journal  Hi 
storiqne",  str.  32. 

**)     Gaz.    Wol.    Warsz.    Nr.  4,  str.  26.     Nota  prezydenta  o  chleb 
z  dnia   13.7   w  plice  Nr.  48. 


^ 


410 

storyi  Rosyi  *);  tłómacz,  p.  Worobjow  opracował  starannie 
biografię  i  dodał  uwagi  lub  niezbędne  sprostowania  do  tekstu. 
Zapewne  imię  Kilińskiego  oczyści  się  od  niesłuszny cłi  zarzu- 
tów; lecz  do  należytego  wyrozumienia  jego  opowiadań  i  ozna- 
czenia wartości  icli  jako  źródła  łiistorycznego  należy  wydo- 
być z  nicli  analizę  psycliologiczną.  Otóż  Kiliński  jest  prostacz- 
kiem, piszącym  bez  żadnej  wprawy  stylistycznej,  nawet  bez 
ortografii,  rozumującym  naiwnie,  łatwowiernym.  Głęboko  te- 
dy utkwiła  w  jego  przekonaniu  zasłyszana  plotka,  jakoby 
Rosyanie  zabierali  się  do  wymordowania  mieszkańców  War- 
szawy w  kościołacłi  podczas  rezurekcyi.  To  przekonanie 
^tało  się  dla  niego  pobudką  do  działania. 


Oglądając  się  ostatnim  rzutem  oka  na  szeregi  zgroma- 
dzonych w  niniejszym  rozdziale  pojawów  ekonomicznycłi, 
społecznycłi  i  prawodawczych!,  przeświadczamy  się,  że  po 
pierwszym  rozbiorze  w  Polsce  zaszła  wielka  i  podziwu  godna 
przemiana.  Fryderyk  II  zawiódł  się  w  swojej  złośliwej,  ma- 
chiawelskiej  rachubie:  odepchnięta  od  Bałtyku,  przygnębiona 
strasznym  uciskiem  cłowym,  wyzyskiwana  bez  żadnych 
względów  Polska  stworzyła  własny  przemysł  wiejski  i  miej- 
ski, którego  produkcya,  lubo  nie  dająca  się  ująć  w  liczby 
statystyczne,  zaspakajała  już  w  trzecim  okresie  znaczną  ilość 
potrzeb  krajowych,    wyratowała    społeczeństwo  od  ruiny  eko- 


*)  PyccKaa  CTapHiia  1895  (})enpa.ib  h  Maprb:  3anHCKn  óauijiaM- 
HHKa  flHa  Kn.iiinciuiro  o  RapiuaKCKMX'i>  co6uTiaxT>  1794  r.  ii  o  CBoett  iie- 
ho-tŁ  cooÓineHO  r.  BopoÓbCBiJM^b.  Na  wstępie  czytamy:  „O  suaneHiii  3a- 
iiHCOKb  KH.iiiHCKaro  KaK'i>  MaTcpiJua  A-ia  pyccKort  JicTopiw  nirb  HsaoGnocrit 
pacnpocT])aHiiThCfl;  Haiua  iiayna  Kb  .iiiirl;  oahoio  ii3i>  ;iyHiuHX'h  CBoniik 
iipe;iCTaniiTe.ieft  yn^e  asbho  oópaiH.ia  na  iiiiit  HHHSjanie*.  BeTyaceBt  Pw- 
mhhl:  PyccKafl  IlcTopiii  Cn6.  1872  t.  I  crp.  204:  IlBan-b  Ku.iHiiCKifl  (po.i. 
ITfJO,  yM.  1819),  saMliMaTe.ibHLift  cbohmi.  ynacTieM-b  B-b  co(5uTiflxi>  BapniSK- 
CKiix'b,  ocTaiJH.iTł  sanncKii,  iioropuMn  nnpoqeMT>  iia,ao  ncibsOBarbCH  ct>  octo- 

pO:KHOCTbK). 


I 


411 

nomicznej,  jaką  ujawniły  bilanse  handlowe  z  lat  1776  i  1777, 
przechyliła  szalę  wywozu  i  przywozu  na  korzyść  swoją,  a  na- 
wet ukazywała  się  na  targowiskach  zagranicznych  zachodnich  *). 
Nietajona  chciwość  i  drapieżność  Fryderyka  II  była  może  naj- 
skuteczniejszym bodźcem  dla  szlachty  polskiej  do  pozbywa- 
nia się  zaśniedziałych  przesądów  przeszłości,  do  szukania  świa- 
tła i  dróg  nowych. 

W  ciągu  tegoż,  zaledwo  kilkanaście  lat  trwającego  okresu, 
wznoszą  się  widocznie  wszystkie  miasta,  porządkują,  zalu- 
dniają, budują,  tworzy  się  stutysięczna  Warszawa.  Staje  się 
ona  wnet  ogniskiem  umysłowego  ruchu,  jakiego  nie  znała 
Polska  ziemiańska,  wieśniacza.  Wśród  ludności  miejskiej  uka- 
zują się  grupy  ludzi  przedsiębierczych,  bogatych,  ukształco- 
nych,  uzdolnionych  do  życia  publicznego.  Prezydent  miasta 
Warszawy,  stanąwszy  na  czele  mieszczan  Polski  całej,  upo- 
mina się  o  prawa  obywatelskie,  o  przypuszczenie  do  rządu 
Rzeczypospolitej.  Temu  żądaniu  sejm  czteroletni  uczynił  za- 
dość i  oto  stan  miejski,  który,  poczynając  od  XIII  wieku,  nie 
posiadał  ani  jednej  istotnie  chlubnej  karty  w  dziejach  narodo- 
wych, dorównywa  szlachcie,  może  nawet  przewyższa  ją 
w  gorliwości  obywatelskiej,  a  przez  swoich  przedstawicieli 
Kapostasa  i  Kilińskiego  dosięga  szczytów   bohaterstwa. 


*  I  Nie  znamy  wartości  przemysłu  francuzkiego,  ani  angielskiego: 
zwracamy  tylko  uwagę,  że  nie  powinniśmy  XVIII  wieku  mierzyć  skalą  dzi- 
siejszą; zakłady  przemysłowe  były  jeszcze  bardzo  szczupłe:  wszak  macłiina 
parowa  Watta  i  przędzalnia  Jenny  ledwie  zaczynały  egzystencyę  swoją. 


ROZDZIAŁ.     VL 


Ogół  bogactwa  narodowego. 

55.  Na  wstępie  winienem  wyznać,  że  zasób  wiado- 
mości moich  i  wprawy  w  rzeczach  finansowo-ekonomicznych 
nie  wystarcza  na  tak  hazardowne  i  trudne  zadanie,  jakiem 
jest  obliczenie  lub  sprawdzenie  obliczeń  bogactwa  narodowego. 
Zastrzegam  tedy,  że  wnioski  moje  w  rozdziale  niniejszym  mogą 
mieć  znaczenie  hypotezy,  do  uwagi  zaś  przyszłych  badaczy 
zalecam  tylko  materyał. 

I).  Bankier  Kapostas  w  polemice  swojej  z  Glave'm 
o  „plantę  Banku  Narodowego"  rachuje  „ogólny  szacunek  dóbr 
nieruchomych  w  Polsce  praeter  propter  na  3.000  milio- 
nów złotych"  *). 

II).  Ksiądz  Ossowki  ceni  dym  „na  domysł**  po  2.000 
złp.  **)  a  ponieważ  w  r.  1 788  było  dymów  jak  wiadomo  (Tab.  1 1) 
w  Koronie  i  Litwie  1,434.919,  przeto  wartość  ich  wyniosła 
2,869.838.000  złp. 


*■■ 


^)     Dodatek  do  Dz.  Handl.   1890  r.  na  wklejonym   arkuszu,   odpo- 
wiedzi punkt  P. 

**)     O  pomnożeniu  dochodów  publ.  karta  B. 


413 


III).  Podczas  rozpraw  o  podatkach  na  wojsko  Fryderyk 
Moszyński,  składając  swoje  wielokrotnie  wspomniane  tabele 
przy  głosie  z  d.  19  kwietnia  1790  r.,  podał  w  nicłi  następne 
obliczenie: 


Intrata  cała  z  dóbr    Wart.  dóbr  w  kapit. 


:r  o 


o 

o.  06 
O  ^ 


Królewskich . 
Duchownych 
Ziemskich     . 


Suma 

'  Królewskich. 
I  Duchownych. 
Ziemskich 


Suma 

Królewskich . 
Duchownych. 
Ziemskich 

Suma 


Miasto  Warszawa  .  . 
Ekonomie  królewskie  . 
Majątek  poddanych 


Suma    generalna 


I  543.774 

3.069.486 

11.608.204 

16.221.465 

—  ł  — ■  -F-      ■  Ł.  m 

4.632.776 

3.841.682 

36.831.889 

45.306.348 

4.394.698 

3.595.895 

15.150.451 

28.141.045 

2.000.000 

2.000.000 

30.049.637 


t 


30.875.496 

61.389.731 

232.164.084 


324.429.311 


92.655.529 

76.833.649 

736.637.787 

906.126.967 

87.893.789 

71.917.912 

303.009.038 


462.820.740 

40.000.000 

40.000.000 

600.992.780 


118.718.488 


2.374.369.769 


Wszakże  sam  Moszyński  uznał  potrzebę  poprawki,  do- 
daje bowiem  w  objaśnieniu  następne  słowa:  „Okazana  całego 
kraju  intrata...  wcale  jest  szczupła  naprzeciw  Francyi,  Anglii, 
Holandyi,  Prus  i  innych,  nawet  mniej  daleko  rozległycłi 
państw  i  królestw.  I  gdy  nawet  zastanawiam  się,  że  indu- 
strya  nie  zwykła  się  rachować,  która  wiele  przez  handel  przy- 
czynia bogactw  intrat  krajowych,  i  że  niedokładne  podanie 
intrat  wiele  mogło  uszczuplić  tę  masę  fortuny  krajowej:  to 
wszelako,  choćby  się  dodało  ryczałtem  jeszcze  czwartą  część... 
to  wszelako  taż  intrata...    148,398.110  złp.   wyniesie,  a  eon- 


414 

seąuenter  cala  masa  fortun  wszelkich  w  całym  królestwie 
tylko  złp.  2.967,962.212  uczyni  *). 

Widzimy  ztąd,  źe  w  epoce  sejmu  czteroletniego,  według 
upowszechnionego  mniemania,  wartość  wsz>''stkich  nierucho- 
mości w  Polsce  owoczesnej  wynosiła  około  3  miliardów  złp., 
a  więc  dochód  roczny  szacowano  (w  stosunku  5  od  sta)  na 
150  milionów. 

IV).  Deputacya  Koekwacyjna  sejmu  cztero- 
letniego wykonała  obliczenie  intraty  dóbr  ziemskich  i  du* 
chownych  na  podstawie  zebranych  ze  wszystkich  województw 
i  powiatów  3288  tranzakcyj,  czyli  zeznanych  przed  urzędem 
aktów  sprzedaży,  zastawów,  dzierżaw  i  t.  p.  w  ciągu  ostat- 
niego pięciulecia.  Ogromna,  z  wielką  pracą  sporządzona  tabela 
znajdzie  miejsce  w  tomie  Ill-cim  pod  liczbą  185;  tu  zanotujemy 
sumy  ogólne  intraty  dóbr  ziemskich,  odrzucając  duchowne, 
w  których  obliczenie  wydaje  się  nam  wątpliwem,  gdy  dobra 
te  nie  były  sprzedawane,  a  zatem  nie  mogły  dostarczyć  tran- 
zakcyj z  bezpiecznym  i  rzetelnym  szacunkiem.  W  tabeli  rze- 
czonej znajduje  się  właciwie  tylko  podatek  ofiary,  lecz  ten, 
jak  wiadomo,  stanowił  dziesiątą  część  dochodów;  łatwo  więc 
będzie  wynaleźć  je  przez  dopisanie  jednego  zera  do  każdej 
cyfry  podatkowej.     I  tak  wypadnie: 

W  prowincyi  Wielkopolskiej     .     .     .     złp.      27,843.560 

Małopolskiej   .     .     .     .      „        47,247.610 
W.  X.  Litewskiego      .      „        36,463.660 

Ogół     .     .     .      „      105,554.840 

Cyfry  te  mogą  być  uznane  za  dowód,  że  poprzednie 
obliczenie  Moszyńskiego,  które  wydało  tylko  63,590.544  złp* 
jest  zbyt  nizkie  i  stanowi  zal^dwo  ^5  poprawnego  rezultatu. 
Kapitalizując  intratę  z  5  *V'o  otrzymamy  szacunek  dóbr  zieni- 
jakich  całej  Polski  owoczesnej  w  cyfrze: 

2.111.096.800  złp. 


« 


)     Odrzuciliśmy  w  całym  tym  rachunku  grosze  i  denary. 


415 

V.  Po  ostatecznym  rozbiorze  (z  roku  1795)  rząd  pru- 
ski wprowadził  hypotekę  w  nabytych  świeżo  czterech  „de- 
partamentach", a  Holsche  na  podstawie  szacunku,  wpisanego 
do  ksiąg  hypotecznych,  podał  cyfry  z  wykazów  szczegóło- 
wych wszystkich  dóbr  ziemskich,  mianowicie: 

Kozleeluść         Ilość  ti    c        itt  .^    '•    wu 

Departamenty     w  njilach     d6br^wi,.      ^,       ^^^^^T^l^h'' 

1.  F'oznański         -KIŚ',.  1.140         \.VH         3'>.1»6Ó.940 

2.  Kaliski  332  l.(.W)l  1.3^^n         21.r>28.7% 

3.  Warszawski     218 1.1 83  1.<X;7  17.3.')3.2% 

Prowincya  Sild- 

prenssen  z  czr;ścią  958'..  3.3*><)  4.991  78.148.034 

NeascLlesien 

a  doliczając  przybliżoną  wartuść   124  dóbr 
nieoszacowanych 2,<X>.MMX) 


8<.).<J«  K)X*}0  =480,000.000  złp. 


Zważywszy,  iż  objc^ta  niniejszą  tablicą  rozległość  wynosi 
0.<;<;  dawnej  prowincyi  Wielkopolskiej,  a  dziesiątą  prawie  część 
całego  terytoryum  Rzeczypospolitej  z  epoki  sejmu  czteroletnie- 
go, oraz  iż  podlui^^  tablicy  Moszyńskiego  (111)  0.^6  wartości 
dóbr  dziedzicznych  Wielkopolski  stanowią  mniej  niż  ósmą 
część  wartości  wszystkich  dóbr  dziedzicznych  kraju  (prócz  in- 
trat  chłopskich):  zawnioskować  należałoby,  iż  ogół  wartości 
tychże  dóbr  w  Polsce  v\ynosić  powinien  był: 

:i/)(X).0<)0.000  złp. 

VI.  W  roku  1782  Biisching  podał,  a  w  r.  1783 
Ś Witkowski  powtórzył  w  swoim  Pamiętniku  *)  „pracowite 
a  na  wielu  dowodach**  oparte  obrachowanie  wszelkich  fundu- 
szów, krążących  w  ciągu  roku.  mianowicie: 

Wszystek  roczny  w  Koronie 
i  Litwie  majątek  (dochód?)  można 
szacować  na złp.     1,105.508.845 


V     Hiischiiig:    M.ii;:izin  Xyi,  28  —  30.  l»amicln.  Hislor.   Polit.   1783, 
sir.  480. 


416 

Suma  zaś,  przy  której  pomo- 
cy majątek  ten  między  wszystkich 
mieszkańców  się  dzieli  i  która  skła- 
da się  z  wielokrotnej  cyrkulacyi 
kapitału  pieniężnego,  wynosi  około  złp,        200.544.862 

Same  interesa,  które  naród 
papierem  stemplowym  odbywa,  wy- 
noszą co  rok  około złp.        177,126.444 

Cena  rzeczy  krajowych  i  ob- 
cych, na  które  są  nałożone  poda- 
tki, jako  to:  trunki  i  inne,  wyno- 
szą na  rok złp.  17,566.239 

Produkta  fabryk  i  manufa- 
ktur, których  gospodarze  potrze- 
bują co  rok  i  których  dostają  za 
to,  co  im  nad  potrzebę  własną  rol- 
nictwo wydaje złp.       200,544.862 

Dwie  trzecie  części  produ- 
któw krajowych,  które  obracane 
bywają  na  handel  tak  wewnętrzny, 
jako  i  zewnętrzny,  może  być  sza- 
cowane do złp.       401,008.724 

Razem  jak  wyżej.     .     .  złp.     1,105.508  845 

Nie  jesteśmy  w  stanie  ani  sprawdzić,  ani  objaśnić  nale- 
życie tego  rachunku.  Dodać  tylko  możemy,  że  17,566.239  zł. 
stanowią  dochód  skarbów  Koronnego  i  Litewskiego,  jak  się 
zdaje  z  roku  1780  (bo  znamy  tylko  rachunki  dwuletnie);  że 
obliczenia  papieru  stemplowego  bardzo  szczegółowe  podług 
ilości  sprzedanych  w  roku  1781  arkuszy  podał  tenże  Bii- 
s  c  h  i  n  g  w  tomie  XVII;  nareszcie,  że  w  ostatniej  pozycyi 
401  milionów  na  handel  wewnętrzny  i  zewnętrzny  zmieścić 
łatwo  może  obliczoną  przez  nas  (Nr.  115)  wartość  wywozu 
zagranicznego  If^O  milionów  zip.  Nadto  Biisching  dodał 
jeszcze  kilka  własnych  wniosków:  że  na  głowę  przy  ludności 


417 

(zbyt  wysoko  liczonej)  9,327.668  wypada  rocznie  86  złp.  na 
nędzne  utrzymanie,  że  wszystkie  srebrne  i  złote  naczynia 
w  kościołach  i  klasztoracłi  mogą  być  szacowane  (podług  in- 
wentarzy po-jezuickicłi)  na  7,784.250  złp.,  że  skarb  może 
mieć  docliodu  z  podatków  50,136.000  złp.  jeśli  rząd  nałoży 
na  właścicieli  ziemskicłi  25  proc.  z  icłi  rocznej  renty,  że  bio- 
rąc 13-go  człowieka  do  wojska  z  ludności  włościańskiej  (przy- 
puszczalnie liczonej  na  1,332.524  mężczyzn)  Polska  może  po- 
stawić 102.502  ludzi  pod  bronią. 

Porównywając  wszystkie  powyższe  obliczenia,  tudzież 
zestawiając  je  z  wypadkami  poprzednicłi  naszych  badań  szcze- 
gółowych, przychodzimy-  do  wniosków  następnych: 

Trzymiliardowy  szacunek  dóbr  nieruchomych,  podany 
przez  Glavego,  Kapostasa,  oraz  wynikający  z  przeciętnej  ceny 
dymu,  podług  X.  Ossowskiego,  jest  za  mały  nawet  dla  samej 
własności  wiejskiej. 

O  ileż  wadliwszą  jest  rachuba  Moszyńskiego,  skoro  mu 
wartość  wszystkich  dóbr  krajowych,  miasta  Warszawy  i  ma- 
jątku włościan  wypadła  zaledwo  na  2.374  milionów,  a  już 
z  doliczeniem  przemysłu  (industryi)  i  z  poprawką  niedokła- 
dności 2.968  milionów.  Bylibyśmy  zwątpili  o  wiarogodności 
wszystkich  naszych  rezultatów,  gdyby  rachuba  ta  miała  być 
zasadną  lub  trafną.  Na  pociechę  naszą  jednak  błędy  jej  są 
aż  nadto  wyraźne.  Moszyński  bowiem  oparł  ją  wyłącznie  na 
10  proc.  podatku  ofiary  z  dóbr  ziemskich,  oraz  na  odpowie- 
dnich mu  opłatach  50go,  2()go  i  30go  grosza  z  dóbr  królew- 
skich i  duchownych,  a  400.000  zip.  od  m.  Warszawy.  Na- 
turę tych  podatk(iw  poznamy  dokładniej  w  tomie  Ill-cim;  tu 
zanotujemy  tylko,  że  ofiara  była  obliczaną  wyłącznie  od  cz}'- 
stych  i  pewnych  dochodów  z  gospodarstwa  wiejskiego,  że  po- 
datki z  królewszczyzn  nie  odpowiadały  rzeczywistej  intracie,  że 
dobra  duchowne  były  wyjęte  zupełnie  z  pod  kontroli  skarbowej 
(oprócz  podymnego),  a  kolegium  biskupie  zawsze  traktowało 
podatki  krajowe,  jako  „datek  miłosierny",  jako  jałmużnę  skła- 
daną Rzpltej  w  ilości,  o  ile  być  może  najoszczędniejszej.  Czy- 
liż  na  takich    podstawach  można  wnioskować  o  intracie  tych 

Wewnętrzne  dzieje  Polski  Korzona.  — T.  II.  27 


418 

dóbr  i  o  ich  wartości  w  kapitale?  Owoce  takiej  metody  oka- 
zały się  namacalnie  na  Warszawie:  całą  jej  wartość  Moszyń- 
ski obliczył  na  40  milionów,  a  całą  intratę  na  2  miliony,  gdy 
mieszczanie  sami  oświadczali,  że  Warszawa  płaci  róźnycłi 
podatków  do  skarbu  3,140.000  złp.,  a  40  milionów  znalazło- 
by się  może  na  zawołanie  w  kasacłi  pierwszorzędnycłi  ł)an- 
kierów  i  kupców.  Nadto  Moszyński  nie  cłiciał  przypomnieć 
sobie,  że  cała  szlachta  zagonowa  i  wszyscy  właściciele  ma- 
jątków, mniej  niż  10  dymów  liczących,  ofiary  nie  płacili 
a  więc  i  do  tabeli  nie  weszli.  Z  biografii  i  z  politycznych 
dążności  Moszyńskiego  zrozumiemy  później:  dlaczego,  będąc 
biegłym  rachmistrzem,  dopuszczał  się  tak  widocznych  prze- 
oczeń; dlaczego  nie  uwzględnił  w  swojej  rachubie  przynaj- 
mniej ogółu  podatków,  albo  wartości  dymu;  do  czego  potrze- 
bną mu  była  przesadnie  mała  (148-milionowa)  intrata  roczna 
całego  narodu. 

Wiarogodniejszym  i  trafniejszym  bezwątpienia  jest  ra- 
chunek Biischinga;  szkoda  tylko,  że  nie  jest  dość  jasnym, 
szczególnie  uderza  mię  dwukrotne  dodawanie  sumy  200.544.862 
złp.  mającej  wyrażać  „produkta  fabryk  i  manufaktur,  których 
gospodarze  potrzebują  co  rok**.  Nie  rozumiemy  o  jakich  fa 
brykach  tu  mowa:  czy  o  krajowych  —  te  powinny  się  zali- 
czyć na  „credit**,  czy  o  zagranicznych  których  produkcya 
przywozowa    musi    stanowić    „debet**  w  bilansie  narodowym? 

Wedle  hypoteki  pruskiej  wartość  samych  dóbr  dziedzi- 
cznych okazuje  się  o  70  proc.  wyższą,  niż  według  rachunku 
Deputacyi  Koekwacyjnej.  Lecz  tak  wielkie  podniesienie  sza- 
cunku wynikło  po  części  z  okoliczności  chwilowych,  miano- 
wicie: niezwykłego  ożywienia  w  handlu  zbożowym  i  dostar- 
czania taniego  kredytu  przez  banki  pruskie,  a  poczęści  z  po- 
wszechnego popędu  właścicieli  ziemskich  do  podawania  mo- 
żliwie najwyższego  szacunku  dóbr  swoich  w  celu  zyskania 
jaknajwiększego  kredytu  *).    Więc  hypoteka  pruska  nie  może 

')  Skarbek  hr.  Fryderyk  mówi:  „Ówczesne  okoliczności  handlo- 
we podniosły  cenę  ziemiopłodów,  a  zatem  i  dóbr  gruntowych.  Jedni  na  mc- 


419 

nam  służyć  za  rzetelną  miarę  szacunku  dóbr  w  epoce  przed- 
rozbiorowej, w  czasie  istnienia  ucisku  cłowego  na  komorze 
Fordońskiej  i  gorszych  warunków  ekonomicznych,  a  dzieło 
Deputacyi  Koekwacyjnej  utrzymuje  w  obec  niej  niewzruszoną 
wiarogodność  swoją. 

Podług  naszych   badań  u^jaśnily  się  pozycye  następne: 

1)  Ilość  produkcyi  zbożowej  76  do  100  milionów  kor- 
cy  i  wartość  ich  383  do  493  milionów  złp.  w  okresie  dru- 
gim; skutkiem  polepszenia  warunków  rolniczych  i  podwyższe- 
nia cen,  wartość  ta  w  okresie  trzecim  dochodzić  mogła  do 
500.000.000. 

2)  Ilość  wywożonego  za  granicę  zboża  (aż  do  2,200.000 
korcy)  i  wartość  brutto  całego  wywozu  w  okresie  trzecim  do- 
sięgająca 150  milionów  zip. 

3)  Ilość  krążącej  monety  w  okresie  trzecim,  przenoszą- 
ca sumę  200  milionów  złp. 

Nie  zdołaliśmy  zaś  ująć  w  rachubę: 

1)  Wartości  produktów,  sprzedawanych  wewnątrz  kraju 
na  rynkach  miejskich  i  jarmarkach. 


cy  kontraktów  kupna,  drudzy  przy  podziałach  sukcesyi,  a  nawet  za  pomo- 
cą zmyślonej  Iranzakcyi  podawali  wysoką  cenę  dóbr  swoich  do  wykaztiw 
hypotecznych  tak  dalece,  iż  po  ich  uregulowaniu  właściciele  grunt('>w  prze- 
konani byli,  że  ich  majątki  istotnie  tyle  warte  były,  ile  hypotcka  wskazy- 
wała, a  wierzyciele  mniemali  być  zupełnie  pewnymi  całości  kapitałów,  na 
dobra  pożyczonych,  jeśli  cena  hypoteczna  tych  dóbr  o  połowę,  o  jedne 
trzecią,  a  nawet  o  czwartą  część  wartość  zapisanych  dług<'>w  przewyższała. 
Tym  sposobem  stały  się  hypotcki  urzędf)wcm  omamieniem,  kt<)re,  podno- 
sząc nominalną  wartość  d»'>br,  oszukiwało  i  właścicieli,  mniemających  się 
być  bogatymi,  i  wierzycieli,  którzy  in  mniemanie  dzielili...  Do  tego  dodać 
należy  dwie  okoliczności,  które  powiększyły  złudzenie  hypoteczne  i  zgubne 
skutki  tegoż,  to  jest;  pomyślny  stan  zagranicznego  handlu  zbożowego  ża 
czasów  panowania  lVusak<')W  i  napływ  kapitałów  banku  i  instytutów  prus- 
kich, szukających  mieszczenia  na  hypotekach  dóbr  w  Tolsce...  Któż  wów- 
czas nie  miał  się  za  bogatszego,  jak  iiini  był  w  istocie?  liyłto  rzeczywiście 
sen  złoty,  po  którym  żelazne  ocucenie  nastąpić  musiało**.  (Dzieje  -\ięstwa 
Warszawskiego,  l*oznari.     Żupański,    18<V.»,  1,   ")3,  '>.').. 


420 

2)  Wartości  przemysłu  krajowego. 

3)  Zysków,  osiąganych  przez  stan  kupiecki,  któr>'ch 
ekonomiści  XVIII  wieku  nie  uznawali  za  czynnik  produkcyi, 
ale  my  powinniśmy  rachować  jako  wartość  przybywającą  na- 
rodowi skutkiem  ułatwienia  wymiany  i  przyśpieszenia  obrotu 
funduszów. 

Brak  nam  tedy  trzech  ważnych  elementów  do  oblicze- 
nia dochodu  a  więc  i  kapitału  narodowego.  Ośmielamy  się 
przecież  ułożyć  następny  rachunek  przypuszczalny: 

Obliczamy  intratę  dóbr  ziemskich  dziedzicznych  podług 
tablicy,  ułożonej  przez  Deputacyę  Koekwacyjną  (niżej,  tom  III, 
tab.   185)  i  kapitalizujemy  tę  intratę  z  57i.;  wypadnie  nam: 


Nr.  128. 

2,111.100,000  w  kapitale  i   105,555.000  dochodu  rocznego. 

Królewszczyzny  i  dobra  duchowne  w  tablicy  Moszyńskie- 
go stanowią  co  do  wartości  trzecią  część  szacunku  dóbr 
ziemskich.  W  braku  ściślejszych  danych  utrzymujemy  ten  sto- 
sunek tem  chętniej,  że  się  stwierdza  z  małą  różnicą  rachun- 
kiem X.  Ossowskiego  dla  królewszczyzn  oraz  Deputacyi  Ko- 
ekwacyjnej  dla  księżyzn  *).  Biorąc  tedy  trzecią  część  cyfr 
z  Nru  128,  otrzymamy: 

Nr.  129. 

703,700.000  w  kapitale  i  35,185.000  dochodu  rocznego. 

Sąto  cyfry  nader  skromne  w  porównaniu  z  odpowie- 
dniemi  cyframi   spólczesnej  Francyi,  która  zaledwo  o  kikaset 


*)  Depulacya  Koekwacyjną  obliczyła  15  proc.  z  intraty  dóbr  du- 
chownych na  2/M4.r)ft7  zip.,  zląd  intrata  wypada  na  19,630.580  złp.,  a  war- 
tość dóbr  w  kapitale  na  392,01 1.0<XJ  złp.  zaś  X.  Ossowski  przy  niskiej  ce- 


421 

mil  kwadratowych  większą  od  Polski,  a  w  której  wartość  dóbr 
duchowieństwa  przy  zaborze  ich  na  skarb  w  roku  1789  obli- 
czoną była  na  2  miliardy  liwrów,  czyli  3  miliardy  złp.,  dobra 
zaś  szlachty  emigrantów  podległe  konfiskacie,  a  więc  nie 
wszystkie  szlacheckie,  ceniły  się  podobno  na  4  miliardy  fran- 
ków, czyli  6  miliardów  złp.  Przy  licytacyi  cena  zwykle  pod- 
skakiwała znacznie  *). 

'  Ekonomie  czyli  dobra  stołowe  królewskie  w  Litwie  i  Ko- 
ronie czyniły  w  latach  1788 —  1791  przeciętnie  po  2,783.338 
złp.,  jak  się  przekonamy  z  rachunków  skarbu  królewskiego 
(niżej,  tom  III,  tabl.  145,  nie  zaś  2  miliony,  jak  rachował  Mo- 
szyński). Dzierżawca  główny  i  poddzierżawcy  zarabiali  z  pe- 
wnością drugie  tyle,  więc  rachować  należy: 


Nr.  130. 

111,333.500  zip.  w  kapitale  i  5,566.680  w  dochodzie 

roczn3'm. 

Nie  jest  nam  znaną  wartość  gruntów  szlachty  zagono- 
wej oraz  właścicieli  drobniejszych,  których  posiadłość  obejmo- 
wała mniej  niż  10  dymów  poddanych.  Nie  płacili  oni  podat- 
ku ofiary,  a  więc  nie  weszli  do  obrachunku  Deputacyi  Ko- 
ekwacyjnej.  Ale  Moszyński  liczy  dochód  poddanych  włościan 
w  skromnej  cyfrze  około  5  złp.  rocznie  na  głowę,  lubo  nie 
które  zamożniejsze  grupy  holendrów,  bojarów  i  gospodarzy 
miewały  z  pewnością  więcej.  Z  wszelkiem  bezpieczeństwem 
tedy  możemy  powtórzyć  jego  c\'fry  majątku  poddanych: 


nic  2.<Xh»  złp.  za  Jym  oszacował  starostwa  na  3<.H)  milionów,  a  więc  oba 
rodzaje  dóbr  warte  według  tej  rachuby  6^>2  miliony.  Ale  Michał  Ogiń- 
ski Memoircs  ]Jsj6,  II,  23;  powiada;  że  w  epoce  sejmu  czteroletniego  obli- 
czano w  przybliżeniu  same  starostwa  na  6(^ł  mil.:  tylko  nic  podaje  zasad 
rachunku:  może  się  mylić. 

*       Sybel:  Gcschichte  der  Revolutionszeit  I,   112;   iii,  3<^7. 


422 

Nr.  131. 

600,292.780  złp.  w  kapitale  i  30.049.637  dochodu. 

Dla  ujęcia  w  rachubę  przemysłu  i  handlu  użyjemy  na- 
stępnych  kombinacyj:  1)  dochód  czysty  mieszkańców  War- 
szawy musiał  być  przynajmniej  10  razy  większy  od  sumy^ 
płaconych  do  skarbu  podatków,  a  więc  wynosił  najmniej 
31,410.000  rocznie;  2)  chociaż  ludność  100  tysięcznej  War- 
szawy stanowi  zaledwo  szóstą  część  ludności  mieszczańskiej,, 
kraju:  lecz  uwzględniając,  że  mniejsze  miasta  i  miasteczka  mo- 
gły wejść  do  szacunku  w  n-rach  poprzednich;  uwzględniając 
też  gorsze  warunki  ekonomiczne  tych  miast,  policzymy  na 
ich  dochód  (a  mieścić  się  tu  będą:  Wilno,  Kraków,  Poznań, 
Wschowa,  Lublin  etc.)  tylko  dwa  razy  tyle,  co  na  jedne  War- 
szawę, czyli  62,820.000  złp.;  3)  naród  żydowski  przy  stopie 
3-złotowej  podatku  pogłównego  powinien  był  płacić  2,700.000' 
złp.,  (lubo  płacił  mniej),  więc  dochód  jego  liczyć  należy  przy- 
najmniej 10  razy  więcej,  czyli  po  27,000.000  rocznie.  Wy- 
padnie ztąd: 

Nr.  132. 

2,424.600.000  w  kapitale  i  121,230.000  w  dochodzie 

rocznym. 

Z  dodania  wszystkich  powyższych  pozycyj  (Nry  128  — 
132)  otrzymamy  ogół  bogactwa  i  dochodu  narodowego  na 
rok  1791: 

Nr.  133. 

najmniej  6  (dokładniej  5..,.0  miliardów  w  kapitale,  a  300 

milionów  w  dochodzie. 

Piszemy:  „najmniej"  dlatego,  że  w  176  milionach,  wy- 
rażających  dochód   mieszkańców  wiejskich   figuruje  nizka  cy- 


423. 

fra  mienia  włościan  i  wartości  króle wszczyzn,  oraz  nie  znaj- 
duje się  wcale  własność  szlacłity,  mającej  mniej  niż  10  dy- 
mów; zbyt  szczupłym  też  być  musi  w  tym  ractiunku  docłiód 
mieszczan  i  żydów  121  milionów  złp.  na  1,400.000  głów  t.  j. 
po  86\/2  złp.  na  głowę  rocznie,  kiedy  utrzymanie  żebraka  (do- 
rosłego) w  Warszawie  kosztowało,  jak  widzieliśmy  z  Nru  84 
niemniej  jak  złp.  280.  Cłićąc  tedy  otrzymać  maximum,  do- 
dać można  około  100  milionów  w  docłiodzie,  a  i  tak  jeszcze 
nie  dorównamy  wartości  zbóż  brutto,  obliczonej  w  §  23.  (I, 
str.  343.  Cały  obrót  roczny  tego  docłiodu  mógł  być  zała- 
twiony zasobem  200 — 250  milionów  gotowizny,  gdyż  wyma- 
gał tylko  dwukrotnego  jej  obiegu,  który  wydaje  się  nam 
wielce  prawdopodobnym,  ponieważ  skarby  koronny  i  litew- 
ski regulowały  pobórwszystkicli  prawie  podatków  do  rat  pół- 
rocznych. 

Jesteśmy  przeto  pewni,  że  politycy  z  XVIII  wieku  nie 
znali  wartości  i  zasobów  Polski,  że  je  szacowali  zb>^  nizko. 
Pocłiodziło  to  po  części  z  braku  wiadomości  statystycznych 
i  wprawy  rachunkowej,  po  części  z  nałogowego  zapatrzenia 
się  wyłącznie  tylko  na  własność  ziemską  i  intraty  gospodar- 
cze, po  części  z  nastroju  pesymistycznego,  spowodowanego 
widokiem  niemocy  politycznej  i  nieszczęść  krajowych.  Nastrój 
ten  i  te  błędy  rachuby  szkodliwie  oddziaływać  będą  na  prace 
około  reformy  państwowej,  hamując  swobodę  myśli  i  energię 
woli. 

Bo  w  życiu  państwowem,  w  kierownictwie  losami  naro- 
dów rozstrzyga  o  przyszłości  nietylko  ilość  zasobów,  ale  też 
umiejętność  zużytkowania  ich.  Zamykamy  właśnie  przegląd 
fizycznych,  materyalnych  a  poniekąd  i  umysłowych  (w  dzie- 
dzinie polityczno-ekonomicznej)  zasobów  Polski  z  przeświad- 
czeniem, że  po  wyczerpaniu  i  bezsilności  z  czasów  bezrządu, 
po  katastrofie  pierwszego  rozbioru,  która  sprowadziła  nie- 
zmierną nędzę,  zasoby  materyalne  i  umysłowe  wśród  najnie- 
pomyślniejszych  warunków  geograficznych  wzrosły  z  zadzi- 
wiającą   szybkością  i  energią    na  epokę  sejmu   czteroletniego, 


424 

f.e   po  drugiej    katastrofie    rozbiorowej  znajdowały  się  jeszcze 

w  lepszym  stanie,  niż  przed  dwudziestu  laty.  Ale  jasny  sąd 
o  spoieczeńswie  sformuiować  zdołamy  wtedy  dopiero,  gdy 
zbadamy,  o  ile  to  społeczeństwo  umiało  swoje  zasoby  zużyt- 
kować na  pożytek  własny  i  przyszłych  pokoleń.  To  właśnie 
będzie  glównem  zadaniem  tomów  następnycłi. 


(KOSlEr    TOW     ]>Hl"GIF,RO). 


1 


Spis  rzecsy  systematyczny. 


Rozdział  IV.  Handel,  kupcy  I  banklerowle. 

§  32.  Rkui  ok;i  n:i  handel  dawny  przoJ  Stanislau-em  Augustem. 
SUin  piimyślny  wXV,  XVI  i  pierwszej  połowie  XVII  w.  Upa- 
dek linndiii  cznrnomijrskieKti,  powetowany  wzrostem  handlu 
na  Italtyku.  Stanuwjskn  CidnAska.  Cyfry  wywnzii.  Zanio- 
żnośd  szladity  i  m\etiixxan.  Przyczyny  upaJku:  przywilej  wol- 
nnid  oJ  od,  taksy  ti>war'jw,  ciemnota  rządu,  pu^.ird.i  dla 
sianu  kiipiockie},'!),  klęski  krajowe.  Stan  handlu  i  cvfrv  wy- 
wozu  w   epoce  Sasnw 

S  33.  Wi-kladY  te.l^el^■L•znc  ckonomisl.iw  i  «łosv  prasv  w  malervi 
handlu.  Mitzler  de  l^nluir.  PruresKniwic  uhii  .Akademij:  To 
]'tawski.  Hieronim  Sln)jniiwaki.  \Valervan  Strojnowski,  Sta- 
szie,  Ki.lliit:ij.  Uwaiti  obywatelskie.  .  świtk-iwski.  G,  P.  F'. 
K'.  ISjJlfcki,  t'z;icki.  Karp".  Sandomicrznnin.  v\nonyni  P;itrif>LT. 
.Sa^c 

S  34.  Warinki  zirwiiclr/.nu  liandlu  pcilskicKu  xi  Stanisława  Auf^usia. 
h  l'iililyka  handlowa  i'n.s.  I'r>-derj-k  ii  ^Wielki".  Sprawo 
l\\\'i.tzyfHka.  Lupieztwu  jcncrnliiw  Thadcna  i  It«llint;a  pod. 
e/.Hs  piiTwszeijo  ruzhioni.  Mennica  Talszcrska  we  Wlciclawku, 
Traktat  handlowy  z  n.ku  177.-i.  Gnębienie  lidańska.  Taryfa 
celna  i  s/ykany  hiunikracyi,  Nariiicnnie  wyrobów  fabrycz- 
nych pniskicli.  llWijienie  Gd.nńska  w  roku  nS4-l78ó.  Wier- 
no-^ć  miast.t  rzi^diiwi  polskiemu.  Uli;i  zrobione  przez  Trydc- 
ryka  Wilhelma  II.  .łjiitacya  nu  sejmie  Ciiteroletniin  o  ustąpie- 
nie GJauska  i  Torunia.  t)(lm.)W.i.     Wrażenie  konatylucyi  ;ł-Bo 

mi.j.-.  na  GdaTl3Zc;!an 

'.'      Sl.is:inki  Z  Ailstryn.    Traktat  handlowy  z  roku   177.i.    To- 

di'..ZL'me  ^'.li   wielickiej.  l)it«n<i:^oi  J<'>;^t:f.i   Tl 

:i-  Sl..suiik;  z  Kosyn.  Trakt.ity  ITi.N  i  177.'..  WulnitSć  li.indlu 
.■:   '(yv.ił     Z-dnionie  Chcrs'>nu.  Kc-r^yści  ciąpnione  przez  Ukrai- 


426 

str. 

§  35.    Podział    urzędowy    handlu    w  Polsce.     Zar>'sy  ogólne  handlu 

zagranicznego,  wewnętrznego  i  tranz>'towcgo 54 

§  36.  Komunikacye  lądowe  i  wodne.  Działalność  prawodawstwa, 
szlachty  i  Komisyj  Skarbowych.  Poczta.  Uspławnianie  rzek. 
Kanały:  Ogiński  i  Królewski Ó9 

§  37.  Ceny:  1)  zbóż  i  chleba.  Charakterystyka  ogólna  wedhig  okre- 
sów i  miejscowości.  Laszt.  Tablice  cen  pszenicy  i  żyta.  War- 
tość złotego  z  lat   1786—1793 ' 74 

2)  innych  artykuhiw  żywności;  ceny  obiadu 89 

3j  mieszkań 91 

4)  wyrobów  rzemieślniczych  i  fabrycznych 92 

5)  koni  i  furażu 96 

6)  pracy  ludzkiej 97 

7)  Budżet  roczny  mieszkańca  Polski  w  końcu  XVIII  wieku  99 
§  38.    Handel  wywozowy:    1 )    Zboże  z  Gdańska,    Elbląga,  Torunia. 

Królewca,  Mcmla,  Libawy,  Rygi,  Chersonu;  Ogół  ilości  i  war- 
tości. Porównanie  z  ilościami  dzisicjszemi 105 

2»  Włókno 124 

3)  Towar  leśny 125 

4)  Potaż  i  popiół 126 

5—8)  Smoła,  miód,  wosk,  konie 127-128 

9)  Bydło 129 

10—12)  Wełna,  skóry,  łój 130 

13)  Saletra    .     .     .     '. 131 

14 — ló)  Pierze  i  szczecina.     16)  Płótno  i  przędza.     .     .     .  132-  133 

17)  Kóżnc  drobne  artykuły 133 

Wartość  całego  wywozu  brutto 133^ 

§  39.    Handel  przywozowy:    Wartość    niektórych  artykułów;    zasady 

handlu  zbytkowei;o,  cennik    Tcppcra.    Rozrzutność  Polaków     .        137 

§  40.  Działalność  r/.a.du  ku  podniesieniu  handlu.  Konstytucye  o  cle 
generalncm.  drogach,  wekslach  i  utrzymaniu  praw  szlachectwa 
przy  zatrudnieniach  handlowych.  i*racc  Komisyj  Skarbowych. 
Protckcya  w  taryfach  celnych.  Noty  Czackiego.  Układy  o  tra- 
ktaty handlowe.  Sejm  czteroletni.  Niepomyślne  warunki  lV-gii 
okresu 145 

§  41.  Poczet  wybitniejszych  lirin  kupieckich  i  bankierskich.  Sklepy 
towarów  wscłi<»dnich,  sukien,  bławatów,  tabaki,  ^vin,  mód, 
ksi«;garnie,  sklepy  towarów  francuzkich  i  angielskich.  Bankiero- 
wie,  szczegnlnic  Teppcr  z  zięciami,  Kabryt,  Meysner,  Blank, 
Kapostas,  i 'rot  Putocki.  Bankructwa 160 

§  42.  PłiUinse  handlowe  Polski  w  epoce  Stanisława  Augusta.  Bilan- 
se urz<,'d<»we  177()i  1777,  ich  upi)wszechnienie  i  błędne  uogól- 
nienie. Okres  rozbiorowy  niepomyślny.  Poprawa  od  r.  1784. 
Bilanse  dochudow  cehiych  17łsH-  17*>J.  Fiilans  Litwy  z  roku 
17''J  ur:<ędi»wy.  Wnioski  co  do  okresu  iii.  Niepomyślne  wa- 
runki okresu  IV 1-S3 

?;  ^'^.  Ilość  monety  tjbici^owcj.  Stan  zasubu  monetarnego  z  dawniej- 
s/.ych  czasiny.  Mennica  Stanisława  .\ugusta.  Trzy  reformy  co 
do  stopy  zlotOL;«».  Tablice  wybitych  w  i*olsce  pieniędzy  ^y  la- 
tach 17r,r,  17'>'4.  <  )hlic:'.enia  społczcsnych  polityków  i  publi- 
cystów. Nas/e  wnioski  co  do  monet  krajowy  cli  i  zagrnnicz- 
nycii  w  każdym  .'.  cUcrech  i»kres<')W.  Zamknięcie  rozdziału  .     .        193 


Rozdział  V.  Przemysł  I  sprawa  miejska. 

%  44.  Smntny  stun  miast  przed  obiorem  Stanisława  Augusta.  Przy- 
czyny upadku  i  nfdzy  stanu  miejskiego.  Wyznanie  Stanisła- 
wa Małachowskiego.  Ucisk  dziedziców.  Nadużycia  starostów 
w  miastacli  kriilewskich,  Jurydyki.  Wyrugowanie  posłów  miej- 
skleił  z  sejmu  i  elekcyi 313 

g  45.    Pierwsze  fabryki  pańskie  z  czasów  saskich: 

1)  Żelazne  w  biskupstwie  krakowskiem,  założone  przez  Zału- 
skieKo_ 225 

2)  Żelazne  Jana  Małachowskiego  K.  W,  K 327 

'S)  Szklannc,  kamienne  etc.  Kadzi  wiłłuwcj 228 

4)  Pasów  Słuckioh  etc.  Michała  Iładziwiłła 229 

§  46.  Zakłady  przemysłowe  tworzone  z  wuli  i  Tunduszow  lub  na 
zachętę  Stanisława  .Augusta: 

1)  Mennica,  IM  Ludwisnmia  i  3)  l\ompania  Manufaktur  weł- 
nianych     230 

4|  Belwoderska  fajansiiw,  5|  Kozienicka  broni 236 

.0)  Kompania  solna  Buska  (hr.  Heusta)     . 237 

61  .Micdzianogurska  (Komisya  górnicza) !38 

7)  Manufaktury  Grudziefiskie.  Antoni  Tyzcnhauz:  sądy  o  nim 
\Vyhtckiego  i  nowocKesnycłi  pisarzy;  wyliczenia  fabryk  i  za- 
kładów Jego;  wady  planu  i  wykonania;  bankructwo:  nasz  sqd 

0  przemysłowej  działalności  Tyzenhauza.  Ostatnie  usiłowania 
Stanisława  Augusta : 257 

§  47.    Fabryki  zakładane  przez  panów  w  drugim  okresie: 

1  I  Czartoryskich  w  Staszowie  i   Korcu 259 

2  Potockich:  w  Machmlwec,  Niemierowio,  Tulczynie,  Motiyle- 

wie  nad  Dniestrem " 261 

3  Sapiehów  w  Kóżiinnic 262 

4  Jabłonowski  cli  w  Siemiatyczach 262 

Cii  .Małachowskiego  Jacka  z  hompanią  poszukiwania  pod  Ka- 
czkami   263 

5  l*omatnwsktcł):  w  Korsuniu,  Toraszczy,  Sacłin<'iivce.  Społe- 
czeństwu fabryki  płóciennej  w  ł.owiczii 263 

7 ;  Chrcptowicza  w  Wiszniewie 265 

h    l*oniAskiogo  w  Dryłowic;   sprowadzenie  slolarzv-ebcnistów.  265 

9    Dnniłia  w  Kohylco 266 

U)t  Jezierskiego  kasztelana  łukowskiego  charaktetys^yha, 
przudsicliiłłrstwa  w  ,\licJzieiy,  Maleńcu,  Gratienicach,  Sobieniach 

i  Solcy:  zapomniane  zasługi  i  rzeczywiste  stanowisko  jego  266 

%  48.  Nicudalno^ć  przcdsicłiiorslw  przumyslowj-ch  szlaclity.  1'iitrzc- 
^a  przemysłu  Tniq'skiego.  Kor/Rdzenia  prawodawcze  tyczące 
się  miasl  w  pierwszym  okresie,  Kimstytueye  176S  i  1775  r.  281 
S  49.  Sprowa  miejska  w  okresie  drugim.  Głosy  literaluiy.  Wpływ 
szkiit  nowych.  Zmiana  w  ubtczajach.  Jiyczliwa  dla  miust 
działalność  Koinisyi  Skart>uwcj  Koronnej  i  przemysłowe  Jej 
pr/edsi;biorslwu:  kopalnie  węgła  kamiennego  Siewierskie,  ku- 
tnioe  Sucłiedn  i  liwskie  i  Sainsonowskie.  DzialalnośiJ  Kady  Nie- 
uslajqcej  i  IJcpartamcntu  Policyi.  ]vuMusya  Policyi.  Stan  fim- 
duszów  miejskich ' .  ...       288 


428 


str. 


§  50.  Rozwuj  przemysłu  miejskicgu  przeważnie  w  okresie  II  i  III. 
Przemysł  Wielkopolski,  Małopolski,  na  Mazowszu,  szczegól- 
nie w  Warszawie,  brak  ruchu  przemysłowego  na  Litwie     .     .       303 

§51.    Opis  miast  pojedynczych 323 

w  Litwie:  Mińsk    .     ' 323 

Wilkomierz 326 

Kowno,  Nieśwież 326 

Grodno 327 

Wilno 330 

Prowincya  Małopolska:  Żytomierz 333 

Dubno,  Berdyczew 334 

Kamieniec 335 

Mohylów  nad  Dniestrem,  Tulczyn,  Lublin 'ASH — 339 

Kazimierz  nad  Wisłą 341 

Sandomierz 342 

Kraków 343 

Prowincya  Wielkopolska:  Wschowa 346 

Kawicz 348 

Zduny,  Oborniki  etc.  Poznań 349 

Kalisz 353 

Piotrków   Trybunalski 354 

Białystok  etc 357 

Warszawa 358 

§  52.  Sprawa  miejska  na  sejmie  czteroletnim.  Zjazd  deputowanych 
od  141  miast  do  Warszawy  na  wezwanie  Dekcrta.  Audven- 
cya  u  Króla.  Kozprawy  grudniowe  roku  1789.  Wyznaczenie 
Ueputacyi  .Miejskiej  i  składane  przez  nią  memoryały  mie- 
szczan. Polemika  broszurowa:  Harss,  Jezierski  kasztelan  łu- 
kowski, Ciłus  miast  litewskich,  Odpowiedź  Wójta,  Pytanie  etc, 
Odezwa  Galicyanina,  ks.  Franciszek  Jezierski,  Kołłątaja  mowa 
i  ostatnia  przestroga.  Kozprawy  sejmowe  w  kwietniu  1791  r. 
Uchwała  według  projektu  Suchorze wskiego 379 

^  53.  Prawo  pod  tytułem:  ,. Miasta  nasze  królewskie  wolne".  Usta- 
wa Kządtiwa  trzeciego  maja  i  j,l'r/ądzenie  wewnętrzne  miast 
wolnych**.  Treść  i  wartość.  Zapisywanie  się  szlachty  do 
ksuig  miejskich,  uczty  spólne.  Wykonanie  praw  nowych. 
Uspł)subienie  iTiieszczan  podczas  wojny  1792  roku.  Sympatye 
Gdańska  i  Torunia  dla  ustawy  3  maja 397 

§  54.  Zachowanie  się  miast  w  okresie  czwartym,  szczegcilnie  pod- 
czas powstania  Kosciuszk«)wskiego.  Kraków.  Warszawa  i  Ki- 
linski.  Wilnu.  Mieszczanie  Kurlandyi.  Rzut  oka  ogólny  na 
pr/cmysl  i   sprawę  miejskij 4<.»5 

Rozdział  VI.  Ogół  bogactwa  narodowego. 


.^  •".. 


kachi.inUi;  ryczałlł)wc  Kapostasa  i  X.  Ossowskiego,  szczcgij- 
liiwy  Mcis/ynskicj^ti.  iJcputacyi  Koekwacyjnej,  wykazy  hipote- 
c/iK'  niiskic,  ohlio;iciiie  iiiischinga.  Nasze  wyjaśnienia  i  wniu- 
>Ui  .  * '......       412 


SKOROWIDZ 
Tablic  i  Numerńw  w  tomie  ll-gjm  zawartych. 


Ogół  bogactwa  narad. 


I 


HAJNOWSZB  WYDAWNICTWA 

KSII?CVAWNE 

TEODORA  PAPROCKIEGO  I  S-KI 


Rs.  k. 

AiiAtomia  gtouy  ludzkiej  n-rax  x  B2yj^  Wyklnd  po- 
glądowy X  tekBl.i?iii  objiiKii.  jir/.fz  d-ift  ined.  łi.  Flauma 
i  5-inn  ili-zHworyfciuii     ...,.,  .     1  20 

Antoiika.    Hvt;ittDA   ludovi  a.    Trzeba  dhać   o  zdionle,   aby  się 

iislr/t!i!a  flioroby —  40 

Bert  Pawe).     PitrwHKe  »'iaiłoniości   z  geomotr}'!  doświadczalnej 
w  uisŁosou-Hiiin  do  iiilerzi>iiU  Oitcliików  powienschnl  1  ob- 
jVti;Bi;l.    Z.>  111  drzew,  w  tekicie.    Sjiolszczyt  S.  Srebrny  —  90 
W  knttouie    .     1  10 

Breiłs  d-r.  luk-n.rz  piaktyknji^i?';  w  Berlinie.  100  rad  dU  ntrwo- 
tvyi:li  ze  s:i'.zf{jijliieiii  uwzgl^daienii-m  neurastenii,  hypo- 
koiiiliyi  i  liyt-teryi —  25 

Brownsford  Antoni.     I'udr>;czn[kdo  moyonulnogo  żywienia  zwie- 

r/ijŁ  ^o-!|>f'iUrskii;li.     Drugie,    nowo   opracoiyane  wydanie     1  50 

Br>kczyriskł  A.  k--.  Dom  lloi-y.  Pruktyczue  wsknzówki  budo- 
Kiii.ia,  ii.t|.ruwi:<iiiit  I  iitnsytiiyn'n.nia  koMolt^ów  na  wzór 
dz't'lH  ks.  U^rliił^r  do  MontHiilt.  Z  talilinami,  rysowane- 
tui  pi/.--/.  Wajriei;!  H  G^urdona.  Wydanie  drugie,  pmejrza 
nt'  i   po.TRwione 1  50 

ChtnielDHKii.i    Piotr  i  Grabowski    Edward.    Olirnz    literatury    po- 

w .-/,'"  Ol  ii.  J    K  iiirŁ-.-i-/..'/,iiTii»cli  i  iirzykladnch.    2  toiny,        .    8  60 
w  oprawie    ,  10  — 

CheiAski-leskn  Teodor,    iic/.  wyljom.    Opowieści  jakich  wiele    .     1  — 

—  lii. Ala  1  w  iyin  i  lileiuŁurze.     SlH.lyuni  .  ,         .     1  35 
C  i  H  I  <.>    ('  H  ł  c  IV  i  e  k  II.    ^'  ykliL<l  po;;litdou'y  anatomii  człowieka 

■/.  ti'k-Ł  Ul  ••:!J.i~ninj;i-jyiu  d  tei  M.  Flauma  1  10  drzeworyt.    1  20 

Dąbrowski  Ignticy.     Fulka.     Nowidla 1  60 

Dygasiński  AiiolF.    <'u>lowno  linijki.     '/.  21    I  uijtruuyiiml   .).  i>au 

l.i.wi.  zii.     W    kririoiii.'  rs.  n  kL.p.  60.     W  oprawie.  .     -i  3) 

—  Niirzfwmit  «  iljtowa.     Koiutjdj-a  ludowa  w  3-ch  aktacb.    I  2U 

-  Pi.ii.>.     Powr.!Ś.'! I  GO 

Flaum  M.  dr.     O  żvdu  i  śml>TCi.     Udczyt    popu liiriin -naukowy  .  —  '25 
G^bargkl  Stefnii.    'Z.'i^iuiouv  w  grotich  Ojcowa.    Z  16  jlu^tra- 

<v;.i,.Ł.     W  kH!to::i^rs.   i  krp.  (iO.     W  owi  ob.  oprawie    .    2  — 
Gliński  Kazimierz.     lSu<l..wi,i.<y  E/uzij-Juia.    Fowlcśt:      .  .     I  20 

Comulicki  Wiktor.     I>'i    idij  i  do  nieco.     Pogadanki    na   temat 

ll.lJl-.liSlWi. .          .          .  _  Jf) 

-  '/\fU:uy  k:iji-t,     .S/kiru   z  uHt.ronla 1   — 

firol-EcCikuwska  W.    B.z  woli.    PowieśiS     .                  .      .        .  2  .W 
Guirauit   P.iwel.     0|i"wi:idiiuiii    lii»'tctryi'Kiie.     Urecyii.     Zycie   do- 

u  ..wo  i  i.ul,li.V/.UH  Greków.  Przeloiyl  J.    L.    Popławski    .     ]   60 
'  'ii-.\vi:.>l,ii;(a  lil-liirvi  ziii'.     fin-tya.']!.     luftytucyo  puhll- 

..-..     I',i:.i-/}1  .I.'!..   1'Ł'płiiWf.ki 1  50 

'  il-.^^i.id.ir.irt  lii-tLirycKiio     Uzyni.    Zycie  prywatne  i  pn- 
...i  J.IJ.'    I!>:vi,.i,,ii.     f'r/.idoŻvl  .1    L.  Poplawiiki    .  .180 

Hajotii.     1.!.  hid      r..wii.-;i;  i> spiilf^/UHna  w  2  toaach  .    '2  — 

Hovi'y  A    Wii;i".ni.     'M,.,:i.lvw«nio  iiivś!i.  PrKcłużvl  z  angielskipso 

!li::-v«   W.nii..     Z  li.v.iioi,u"ivsu:ik!imi  '  .  .         .1^0 

let  T.  r.     S,i-a.     J'..«i.-Ji        .         .    ' MU 

lunoszi  KIiMCria.     1\i-.;tii!Li>  wij-ki.w.- I   - 

—  M   :-.!../!      Z  i  u.si-!i.yiii,d   fr.  Ko-tr/ewskiBijo      Wyd.  U.     I   2i» 


NAJNOWSZE  WYDAWNICTWA 

KSlJ^CłAKMI 

TEODORA  PAPROCKIEGO  i  S-KI 

w  Warszawie,    Nowy  Swiiit  -11. 


R^;.  k 


1 
2  - 

1  - 


2i) 


łU) 


Konarski  Franciszek.    Metodyczna  fcramatyka  jj/yka  pol,;kipgo.     1  — 

Kośmirtski  Paweł.    Poezye     " .  .     1  — 

Kruk   Władysław.    Sabinka.    Powiastka   tlla    dzieci.     Z    iiustr<*- 

cyaiui.     W  kartonu' —  9'^i 

Lemianowicz  Teodor.    .I«.*dynat  /ka.    Szkic  z  natury     .  .  —  75 

Lłe  Jonas.    Niobe.     Powieść  w.»»półi»zcsna.    Przokład  z  orygiuału 

norwoskiffl^o ....     1  50 

Machczyrtski  Konrad.  Mozujka  wilcza,  ułożona  /  nilcdzipiiczyrh 
wFponinioń  |)izyjacił'l:i.     Z  rysnnkami  .J.  Hyszkiewicza    . 

Meodes  Catulle.  Ryszard  \V,ii;iił.T.  Piz<*iozyl  i  biografia  Wa- 
gnera opairz\l  A.  J*ł»n<;M 

Nansen  Piotr.  Dziennik  Juiii.  Z  n poważnieniu  autora  przeło- 
żyła z  duńskiOi;«ł  R.  liłM-nstoinówna 

Niedziałkowski  Karol  ks.  Nic  tody  dro^a,  Szanowne  panie!  (Stu- 
dvum  o  enian<-vp:icvi  koliiet ) 

Oko  ludzkio  1  orf»::«ii''  poino^Miieze.  Wykład  po^lądł)wy 
anatoinii  oka.  z  tekstem  ob}{lśuulja/!^  ni  prze/,  dra  inod. 
M.  yiaunia  i  5  dr/ew«-r\t;inii        ,  .... 

Ottoiengui  Rodriguez.  Szoze^ólny  .-.akiad.  Z  życia  agenta  pr>- 
licyjne.ijo.     l^rzekłatl  z  an«;iel>kieoo     ..... 

Podręrzu i  k  k s i łjga r ••  k  i.    l*r/ewodnik  juakiyezny  dla  wn dan- 
ców,     k>io3;arzv.     pł.»niocuik«'«\\     i    praktykantów     k^ięg-łr- 
skicii.     Na  podstawie    ^wojrkicli  i  olu-ych    źródeł  opraco- 
wany pc«l  rudaki-YH  'l\'od«łra  ł'aprookic^o  .... 

Prażmowska  Teresa.  Sitci*.  I^owieM*  ida  dorastajł^cej  mło- 
dzież}'.    V/  karto  ni  u 

W'  o/.dt»hnej  opiawie     . 

Prus  Bolesław.     ()powiadaiiia  wie«'7orne         .... 

R5ntgen  dr.  W,  K.  O  nowym  roizajti  prondeni.  Z  oryj^inału 
przełożył  i  wiUu|M?ni  opatrzył  S.  Sretirny.  tZ  portretem 
autora  i  7  rysunkami. — 

Sbcztte  ftasz*;ta.    Kr;.it:.:eezka  'ila  'Jzieoi   z  obrazkami    kolorowan.  — 

Strzemeska  J.  i  Werylio  M.  AV\clM»wanie  przedszkolne.  Pod- 
ręcznik d!a  wycbowawców.  Z  licznymi  drzew,  w  tek.^de 
i  iKł-nia  tablica i:ii    lit«.-^:ai«nvan«'nłi.    Rs.  2,     W  kartonie     2 

Teresa-Jadwiga.     Cicbe  nie.wiasty    t)powiudania  t  i>^toryczue  dla 

dora.*«trij;iCei  niio;J/ii /y.     W  kart.  r<.  I  kop.  (łU,  w  oprawit*    2  — 

Valmiky.  l>amayaiia.  Zycie  Ramy.  Scaroż\  tna  powieść  indyjska. 
Podhi^  upracowania  Hipolita  Fauche,  z  francuskiego 
przełożył  A.  l.anye  2  40 

Walewska  Cecylia.    Pod-iu.bane.    Noweie 1  i)<J 

Weroic  Henryk.    Hi.^*or>a    pow.-^zecbna^    opowiedziana  i  zaopa- 

tiznna  pvlaid:jmi.    1.    l>/i««je  starożytm*.    Z  tabl.  chronol.     1    — 

Zagórski  Włodzimierz.  iCbo  hlik).  Mój  pietws  y  dzik  i  inne  nowele  i  Th.) 
—     W  .\X  wiek-.j.     J''aniazya  liniij«»ry.styi!zi  a     .         .         .         ,  —  H(.) 

Znicz.    Fałv/Ą'Włj  .lżwii.'ki  .      ^ —  75 

Żeromski  Stiiifan.    s  >pow:a  lani.i 1)10 

Wy.syika  uskutecznia  się  także  za  zaliczeniem  pouztowem. 


bo 


Jo 


HOOVER  INSTITUTION 

To  avaid  fine,  this  book  should  be  rcturned  o 

or  before  tfae  datę  lul  stamped  below 


3  blGS  070   175  343 


bkf33c