This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project
to make the world's books discoverable online.
It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to discover.
Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the
publisher to a library and finally to you.
Usage guidelines
Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying.
We also ask that you:
+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for
personal, non-commercial purposes.
+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the
use of public domain materials for these purposes and may be able to help.
+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it.
+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe.
About Google Book Search
Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web
at|http : //books . google . com/
Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska-
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej.
Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy.
Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie.
Zasady użytkowania
Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki,
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów
komercyjnych.
Prosimy również o:
• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych
Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych
celach prywatnych.
• Nieautomatyzowanie zapytań
Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni.
• Zachowywanie przypisań
Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać.
• Przestrzeganie prawa
W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe.
Informacje o usłudze Google Book Search
Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst
tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/
/lojrS&t7.'^^
'iou^fwitfi tfieincomeof
THE
SUSAN ARMORSE FUND
EstdhlisCicdify
William Ingus Morse
InJĄcmory offmWife
yM
m
Harvard CoUegeLibraiy
Digitized by
Google
Digitized by
Google
PARYŻ. ~ DRUKARNIA J. GLAYB
PRZY ULICY Ś. BBNBDYKTA, Nr 7
Digitized by
Google
ŻYWOT
ADOLFA
JANUSZKIEWICZA
I JBOO
LISTY
ZE STEPÓW KIRGIZKICH
KSIĘGARNIA B. BEHR'A
(E. BOCK)
BERLIN
2% BULWAR POD LIPAMI
POZNAŃ
21, ULICA WILHELMOWSKA
1861
Digitized by
Google
S£u'.
w
Digitized by
Google
Przeznaczeniem tćj książki jest raczej stad się pa-
miątką dla rodziny, przyjaciół, towarzyszy jćj autora,
niżeli rozrywką dla czytającej publiczności; pamiątka
ta wszakże, nietylko przeto że wchodzi w dziedzinę
publiczną druku, ale z wielu innych względów ma
znaczenie ogólniejsze : może kiedyś będzie ona kroplą
z wyschłego morza łez, w którój odbite światło rzuci
promyk na długi przeciąg cierpień narodowych, dziś
pogrążonych głęboko w cieniu i bodaj zapomnieniu...
Lat temu^ trzydzieści, pod uderzeniem ciężkiego
ciosu rozbryzgło się z ziemi naszój daleko po świecie
Digitized by
Google
— II —
niemal całe pokolenie dorosłe^ z mnóstwem starców i
dzieci. Tysiące dobrowolnych tułaczy i skazanych
wygnańców, w różnych stronach wschodu i zachodu,
w różnych kolejach doli znosiło lub jeszcze znosi swoje
przeznaczenie; tysiące rodzin pozostałych w domu
pokryło się dotąd nie startą żałobą. Pióro dziejopisar-
skie nie zbierze nigdy liczby statystycznej ofiar, a
daleko bardziój nie zdoła skreślić prawdziwego obrazu
4ch cierpień, bo sztuka pisania dziejów jak były opi-
sane cierpienia Hioba, nie dostała się w spadku cywi-
lizacyi europejskiej. Męczeństwo, tak narodów jak
pojedynczych ludzi, ma swoją stronę widoczną i taje-
mną , a częstokroć miara pierwszej nie jest prawdziwą
miarą drugiój, i zewnętrzne położenie niedostatecznie,
albo nawet mylnie przedstawia udręczenia wewnętrzne.
Wielka zagadka cierpień narodu leży w tajemnicy
pragnień i dążeń jego ducha : póki jedynćm słowem
tćj zagadki jest poddanie się i ufność, poty niemasz
zrozumiałego słowa ńa wyrażenie jego boleści. Dzieje
wewnętrznych cierpień Polski piszą się dotąd na kart-
kach urywkowych męczeńskiego żywota jój synów,
którzy dlatego tylko byli męczennikami, że mieli w
duszy iskierkę narodowego ducha, że przyszedłszy z
nią na świat,^nie mogli pogodzić się z porządkiem pa-
nującym na świecie, i nigdzie nie znajdując ni spo-
Digitized by
Google
— 111 —
czynku ni zadowolenia, przenieśli ją niezgaszoną przez
całą ciernistą swą drogę. Może więc kilka rysów dają-
cych bliżśj poznać duszę i żywot jednego z takich mę-
czenników, dogodzi nietylko potrzebie serc ściślej z
ninx złączonych, ale będzie i dopełnieniem pewnej po-
winności publicznej.
Czytelnicy, którzy znali już większą cześć Listów ze
stepów kirgizkich, mieli podaną sobie i krótką wiado-
mość o ich autorze^. Listy, pomnożone nawet tutaj
wyjątkami z Dziennika podróży, lubo wiele świadczą
o zdolnościach umysłowych, mało jednak dają poznać
wewnętrzny stan tego, co je pisał. Kilkomiesięczna po-
dróż po stepie, była wyjątkowym ustępem w długich
jego latach wygnania. Więcój wtedy zajęty nowemi
wrażeniami, niżeli powszednim swym smutkiem, rzucał
je na papier z właściwą sobie swobodą humoru i rzadko
kiedy tęskny zwrot myśli, albo bolesny jęk serca, mi-
mowolnie wymknął mu się z pod pióra. Wiadomość o
nim, chociaż skreślona ręl^ą znakomitego pisarza, ser-
decznego przyjaciela i przez niejaki czas współtowa-
rzysza niedoli, nie mogła być czśm innćm, jak pobie-
żnem opowiedzeniem kilku szczegółów zgasłego już
żywota i ogólną wzmianką o zaletach zmarłego. Wszy-
1. w Kronice wiadomości krajowych i zagranicznych. Warszawa, 1857 roku,
31 października, przez G. Z.
Digitized by
Google
stko co stanowiło najważniejszy okres w tym żywocie
i było najmocniejszym dowodem tych zalet, -musiało
być przemilczane. Trudno jednak treściwiej i z większa
mocą zrobić chlubny rys charakteru , nad zawarty w
następnych słowach zmuszonego do lakonizmu życio-
pisarza.
« Rzadko może — powiada on — zdarzy się spot-
kać drugiego człowieka, w którymby obok powierz-
chowności w całóm znaczeniu pięknój, tyle się jedno-
cześnie moralnych przymiotów łączyło. Czysta wiara,
miłość rodzinnój ziemi, {co ma znaczyć patryotyzm),
wielostronnie ukształcony umysł, hart duszy, szlache-
tny i prawy charakter, na który nawet zawiść targnąć
się nie śmiała, niezmordowana pracowitość, ścisłość
w wypełnianiu każdego przyjętego obowiązku, a obok
tego swobodny humor, porywy poetyczne i ta łatwość
pożycia, która mimowolnie wszystkich serca ku niemu
garnęła : liczne te i wielkie przymioty w tak doskonałej
harmonii łączyły się w osobie zgasłego Adolfa, że sta-
nowiły jakąś wzniosłą i odrębną postać na tle dzisiej-
szego społeczeństwa. »
Jest to wiarogodne świadectwo, bo złożone na grobie
przez towarzysza cierpień, w których ludzie najlepiej
dają się poznać i ocenić. Co on musiał przemilczeć,
czego w krótkim zarysie nie mógł objąć ani dotknąć,
Digitized by
Google
to zebrane rękami przyjaznemi i uplecione jak możność
dozwoliła w wieniec suchych nieśmiertelniczek^ znaj-
dzie się po większej czc«ci przynajmniej, w niniejszem
Wspomnieniu.
Digitized by
Google
Digitized by
Google
ŻYWOT
ADOLFA JANUSZKIEWICZA.
Adolf (Micbal-Waleryan-Julian) Januszkiewicz, syn
najstarszy Michała i Tekli z Sokołowskich , urodził się
w zamku Nieswićżskim dnia 28 maja (9 czerwca)
1803 roku. Trzymał go do chrztu Michał-Hieronim
Radziwiłł.
Rodzina Januszkiewiczów należgda do zasłużonych
oddawna w domu książąt Radziwiłłów, a po kądzieli
spowinowacoina była z rodziną Kościuszków. Karol-
Maciej Januszkiewicz, towarzysz chorągwi pancernśj
księcia Podkanclerzego litewskiego Radziwiłły, i skar-
bnik województwa Brzeskiego, miał za sobą Magdalenę
Kościuszkównę ; siostra Tadeusza Kościuszki, Anna,
Digitized by
Oodgle
Vi:l ŻYWOT
poślubiona Gałeckiemu 5 wniosła mu w posagu Źabinkę,
oddzieloną od Siechnowicz : jćj córka wyszła za Soko-
łowskiego i była matką Tekli Januszkiewiczowńj. Powi-
nowactwo to czyniło silne wrażenie na młodocianym
umyśle Adolfa, w którego duszy uczucie patryotyzmu
od dzieciństwa poczęło być środkowym i górującym
punktem wszystkich szlachetnych popędów.
Pierwsze jego lata upłynęły we wsi Ussowie położo-
nój blizko Kopyla, którą rodzice jego trzymali zastawą,
nim późniój, około r. 1821, nabyli na dziedzictwo wieś
Dziahylnę, niedaleko Kojdanowa, w teraźniejszej gu-
bernii mińskiój. Oddany potśm do szkół księży Domi-
nikanów w Nieświeżu , odbył w nich początkowe trzy
klasy. Następnie, wziął go na swego wychowańca bez-
dzietny krewny. Podkomorzy Michał Januszkiewicz,
niegdyś podpułkownik wojsk narodowych*, właściciel
wsi Kraśne w powiecie jampolskim, gubernii podol-
* Nominacya na ten stopień brzm ijak następuje :
« Tadeusz Kościuszko, Naczelnik najwyższej Siły zbrojnćj ^narodowćj, oznajmąję
niniejszym Listem patentem, komu o tym wiedzieć należy : Iż Ja mając zaleconą sobie
dobrą applikacyą i zdatność do słnżby wojskowej obywatela Michała Januszkiewicza,
a chcąc do dalszych Rzeczypospolitej zach^ić usług, umyśliłem mu szarżę Podpuł- .
kownika w wojsku RżeczjrpospolitćJ dać i konferować; Jakoż niniejszym Listem Paten <
tern moim z należąoemi do niej według opisu i ustawy Rzeczypospolitej porcyami,
tudzież ze wszystkiemi prerogatywami aż do śmierci, lub postąpienia na wyższą
szarżę wojskową, dają i konferuję. Co mianowicie Genendom oraz wszystkim wyż-
szej rangi oficerom, a osobliwie wojska Rzeczypospolitej wiadomo czyniąc, rozkazuję
aby pomienionemu obywatelowi Michałowi Januszkiewiczowi szarżę Podpułkownika
w wojsku Rzeczypospolitej mającemu, z micijsca i praw do tego siopnia przyłączo-
nych odpowiadali, i aby od innych odpowiadano było, starali się. Na co dla lepszćj
wiary ręką własną podpisawszy, pieczęcią związku narodowego ztwierdzam. Dan
w obozie pod Mokotowem, dnia 14 lipca 1794 roku. ( Podpisano) T. Kościuszko. »
(W pieczęci czarnej wyciśniętej na sucho, wyrazy : Pieczęć Naczelnika Siły zbroj-
nej narodowej. Wohiość, Całość i Niepodległość; )
Digitized by
Google
AOOŁFA JANU8ZK1BWIG1A. 1%
slcićj, i posiał w r, 1819 do słynnego wówczas gimna-
zyum Winnickiego. Odtąd miał Adolf dwa ogniska
domowe i rodzinne : jedno na Litwie, drugie na Po-
dolu.
Ukończywszy gimnazyum w Winnicy, z chlubnómi
świadectwami wzorowego prowadzenia się i celujęcego
postępu w naukach, przybył w r. 1821 na uniwersytet
do Wilna, gdzie przez dwa lata słuchał kursów w od-
dziale literackim.
Były to owe świetne czasy uniwersytetu wileńskiego,
kiedy w przybytkach jego rozlegał się głos sławnych
nauczycieli i jaśniał kwiat młodzieży, którego listki
miały wkrótce rozproszyć się i więdnąć daleko od oj-
czystój ziemi. Adolf przyniósł z sobą na świat ten przy-
wilój osobisty, którym obdarzeni nie nikną w źadnóm
gronie, w jakióm zwykła kolćj albo los wyjątkowy ich
postawi, i wszędzie gdzie się znajdą, zabierają jakby
z prawa należne im pierwszorzędne miejsca. Równie
jak w szkołich, tak na uniwersytecie pozyskał zaraz
przyjaźń i szacunek wszystkich towarzyszy, co wyż-
szością ducha, talentu lub pracy, przewodniczyli in-
nym.* Usposobienia jego poetyczne i literackie trafiły
na silny prąd przykładu i zachęty : próbował lotu skrzy-
deł w dziedzinę natchnienia, i niektóre jego rymowe
utwory, umieszczane w ówczesnych pismach peryody-
cznych, mogłyby go ośmielić do dalszćj Ikarowój po-
dróży, gdyby poczynał w kilkanaście lat późnićj. Ale
przy świcie wielkińj naszćj poezyi^ którój główny pło-
mień wystrzelał z głębi narodowego uczucia, każdemu
czyje serce mocno tóm uczuciem biło, przedewszystkióm
Digitized by
Google
ZV\VOT
stało na widoku pole rzeczywistości ; a nikt bardziej
nad Adolfa nie był stworzony do rzeczywistego życia i
dztełania. Umiał on cenić skarby umysłowe, .miaj
prawdziwy zapał dla płodów geniuszu i szczerą cześć
dla nauki : wszędzie i zawsze książka była dla niego
potrzebą , miłą rozrywką , wypoczynkiem i orzeźwie-
niem, sam posiadał dar wydania swychmyśli z wdzię-
kiem i łatwością ; nigdy jednak zatrudnienie literackie
nie mogło stać się dla niego głównym przedmiotem tśj
dziwnie energicznej w nim czynności, która również
wszędzie i zawsze, pragnęła cłioćby w najdrobniejszym
zakresie, byle bezpośrednio, roztaczać się po ziemi.
Okolicznpści zresztą prędko otworzyły właściwą mu
drogę.
Za powrotem na Podole, w niedługim przeciągu
czasu, tyle i tak korzystnie stał się znajomym ogółowi
współobywateli, że szlachta na sejmikach gubernial-
nych w Kamieńcu, powołała go do zajęcia urzędu,
dawanego zwykle ludziom poważnym zasługą i wie-
kiem. Nie mając jeszcze lat przepisami prawa wyma-
ganych,to jest 24'** skończonych, dnia 26 lutego 1828^
roku został jednomyślnie obrany Deputatem sądu głó-
wnego izby cywilnej. Współcześnie niemal z tym za-
szczytem, jakby smutna wróżba świetnie otwierającego
się zawodu, spadła nań żałoba po ojcu, w tymże roku
i miesiącu, dnia 14/26, zmarłym w Wilnie.
Gorliwość, takt, charakter młodego urzędnika od-
powiedziały chlubnie położonemu w nim zaufaniu. Po •
trzech latach urzędowania, otrzymał od władzy pismo
pochwalne, a od współobywateli najwymowniejszy
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XI
dowód miłości i szacunku w usilnóm naleganiu, aby
drugie trzy lata pełnił zaszczytną służbę. Nie mógł
wszakże uczynić zadość ich i własnemu życzeniu^ z
powodu słabości zdrowia, W szczęśliwie ze wszech
miar obdarzonćj jego organizacyi, zdmwie stanowiło
słabą albo raczćj delikatną stronę, w którą zawsze
uderzał naprzód szereg przeciwności, przygotowanych
na dalsze próbowanie mocy jego ducha, ilekroć zamy-
ślał sobie znaleść jakikolwiek stalszy spoczynek przed
grol)em. Wszystko zdawało się budować dla niego
błogi przybytek pogodnego i użytecznego żywota na
miejscu, gdzie otoczony przychylnością powszechną,
poznał też od dwóch lat młodą osobę , którśj wzajemne
uczucie otwierało mu drogę do szczęścia, nie zagro-
dzoną żadną przeszkodą. Tymczasem lekarze uznali za
rzecz konieczną podróż do wód zagranicznych — po-
dróż, co miała być początkiem dozgonnój pielgrzymki.
Chwilowa rozłąka, z pewnością powrotu nie trwożną o
wpływ czasu i oddalenia, umilona przytśm widokiem
zwiedzenia obcych krajów, tak ponętnym dla ognistej
wyobraźni i podnioślejszego umysłu, nie mogła mieć
na sobie cienia żałoby; serce jednak odezwało się
jakiemś smutnćm przeczuciem. Na początku wiosny
1829 wyjeżdżając do Karlsbadu, pożegnał ziemię ro-
dzinną i swoją Stefanią sonetem, w którego ostalnićj^
zwrotce brzmi złowieszcza wróżba*.
* Odjazd. Do S. G. Sonet , drukowany w Notcowczniku Utewtkim , na rok 1881 ,
wydanym przez H. Klimaszewskiego, w Wilnie 1830.
PiWtnoc — gwałtowny wicher bije w okienicę,
Gieniosz nocy czarne wyciągną ramiona,
Digitized by
Google
XII ŻYWOT
Dwadzieścia miesięcy pobytu za granicą przeszło mu
wszakże w tak roskosznćm upojeniu ducha , że ten
krótki jokres -czasu na końcu dni swych błogich, zawsze
nazywał potem najszczęśliwszym w życiu, często wśród
tęsknych pustek wygnania zwracał nań łzawe oko jak
na oazę kwitnącą w przeszłości, wspominał o nim z
zapałem i rzewnćm westchnieniem.
Pokrzepiony kąpielami w Karlsbadzie, udał się
przez Niemcy i Szwajcaryą do Włoch, gdzie bawiąc
całą zimę, cieszył się towarzystwem Adama Mickie-
wicza, z nim razem zwiedzał czaro wne okolice, stąpał
po miejscach pełnych wielkich wspomnień, oglądał
arcydzieła sztuki, Italia porwała jego duszę drgającą
do wszystkiego co wzniosłe i piękne, rozwinęła i ukształ-
ciła wnim wrodzone i nabyte- usposobienie, Ale tę pierś
zalaną spokojnym zdrojem słodkich uczuć, wkrótce
miały poruszyć głębiej inne wrażenia. Chwila, w któ-
rej bieg swój wycieczki zawrócił ku domowemu ogni-
sku, była chwilą załamania się kierunku całój jego
przyszłości.
Serce moje, jak łódka burzą pochwycona,
Nie zdoła na spoczynku natrafić kotwicę.
Nadaremnie snu wołani na mokrą irenicę ,
W zboTi^J piersi palą tęsknoty nasiona,
I w duszy skołatanej błądzi myśl wzburzona,
I wrzących łez potoki zalewają lice.
Jutro mi Jeszcze wichry gwałtowniej zawiąją ,
Bo jutro trzeba rzucid ojczystą krainę ,
Bo jutro trzeba rzucid kochaną drużynę ,
I jutro smutne lice gę^dćj łzy obleją,
Bo jutro lubą trzeba pożegnać dziewczynę
A może i na zawsze rozstać się z nadzieją.
Digitized by
Google
ADOLFA lANUSZKlKWICZA. XIII
Latem 1830 r, wracając przez Paryż i Bruxellę,
znalazł się naocznym świadkiem tych wstrzęśnień na-
rodowych, co w jego sercu polskićm musiały wywołać
dźwięk silniejszej nad ^wszystkie struny. Przybywszy
we wrześniu do Warszawy, poczuł zaraz w jej atmos-
ferze morainśj dym podziemnego wulkanu, Lelewel
wreszcie otworzył się ufnie przed swoim dobrze znajo-
mym uczniem, opowiedział mu co mógł natenczas z
pewnością wiedzieć, lub przewidywać. Zmieniła się
natychmiast scena widzenia przed • wzrokiem duszy,
w której uczucie obowiązku przemagało zawsze nad
wszelkie inne uczucia, a miłość Ojczyzny nie mogła
mieć współzawodniczki w żadnćj miłości. Rozkoszny
obraz Italii zastąpiło widmo Polski dźwigającej się
w kajdanach; biegący przed podróżnikiem płomyk
pochodni hymenu, zaćmiła krwawa pochodnia wojny.
Spieszył na Podole, już nie żeby znaleść szczęście w
spokoju, ale żeby zwiastować niespokój szczęśliwy.
Ledwo mu czas wystarczył na powitania, przy któ-
rych wszystkie kółka rozległych swych stosunków
przenizał tajemniczą nadzieją , kiedy wieść o powsta-
niu listopadowóm wstrzęsła tak mocno całym tym łań-
cuchem, że z odbiciem się jego drgnięcia w swoich
piersiach, uczuł powinność odnieść tam odpowiedź
gotowości, zkąd przyniósł hasło do przygotowań ; za-
pewnić stolicę o duchuprowincyi południowych, zapał
ich i środki związać z kierunkiem ogólnym narodowego
działania.
W grudniu, pod pozorem odwiedzenia rodziny litew-
skiej, niby przed podróżą do Petersburga, przybiegł
Digitized by
Google
XIV ŻYWOT
do Wilna, zabawił kilka dni mało komu daj^c się wi-
dzieć, pojecłiał z bratem Eustacliym do Kowna, tam
pieszo przemknął się za Niemen po lodzie i przez Au-
gustowskie udał się do Warszawy.
Kto pamięta, albo dowiedzieć się zecłice, jak rozpa-
czliwą dla kraju zabranego politykę utrzymywała ie-
lazna toola Dyktatora, łatwo sobie wyobrazi bolesne
położenie tych synów Litwy, Wołynia, Podola i Ukrai-
ny, co szczęśliwym trafem znaleźli się w ognisku na-
rodowego powstania, lub z niebezpieczeństwem i tru-
dem przybiegli w nióm stanąć. Nie tracili, oni jednak
otuchy, że powszechne uczucie wołające z dołu o Polskę
całąa niepodległą, przemoże zimne i fałszywe rachuby
u góry. Adolf wziął natychmiast najczynniejszy udział
we wszystkich ich usiłowaniach i zabiegach : stał się
jednym z najenergiczniejszych pomocników Weresz-
czyńskiego w tworzeniu Legii, do którój zaciągnął się
jako żołnierz ; z jego zachęty Juliusz Słowacki napisał
hymn budzący Litwinów, który należy do małej liczby
prawdziwie poetycznych utworów rewolucyi Listopa-
dowej.
Dopiero na dniu 3 lutego 1831, uchwała sejmowa
dozwoliła formować pod nazwiskami czterech prowin-
cyi legie « które miały służyć jako zarodek wojska
w swoich rodzinnych ziemiach do wyjarzmienia onych. »
Dla czuwania nad ich organizacyą i funduszami, utwo-
rzono komitet. Prezesem jego został ówczesny minister
spr. wew. Bonawentura Niemojowski ; członkami zaś
obrani byli : Alexander Wereszczyński, Antoui Berna-
towicz, Adolf Januszkiewicz i Karol Kaczkowskie który
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIRWICZA. XV
pełnił razem obowiązki kassyera. Gdy w tymże czasie
wojska moskiewskie weszły w granice królestwa ,
wielu co się zapisało na legionistów, pragnąc prędszego
spotkania się z nieprzyjacielem powstępowało do innych
pułków; członek komitetu Kaczkowski oddalił się z
niego także, jako naczelny lekarz wojska polskiego.
To spo\^odowało niektóre zmiany : formacya ograni-
czyła się do dwócli hufców,^ pieszego i konnego, a
miano jćj do jednego nazwiska Legii Litewsko-Wołyń-
skićj ; kassyerstwo objął Januszkiewicz, Na liście skła-
dek, drukowanej później z rejestrów przez niego utrzy-
mywanych, znajdują się dwie ofiary, których on sam
tylko mógł znać cenę względną : od siebie, z podró-
żnego zapasu na wycieczkę, obrachowaną zapewne do
rychłego powrotu, złożył złotych 1,000, a od « pewnój
Litwinki » (zapewne matki), pierścień brylantowy,
przyniesiony z wizerunkiem kochanki, pod chłopską
sukmaną na piersiach.
Prezes, odkrywał codzień nieoszacowane przymioty
w młodym współpracowniku: zabrał go do pałacu Mo-
stowskich, gdzie komitet miał swoje siedlisko, i bardzo
się zmartwił gdy postrzegł, że ta ręka, co tak zdolnie i
pożytecznie władała pióreni, drga bezustanku do szabli.
W marcu, posunięty na stopień podporucznika Adolf,
nie mógł znieść epoletów nie odymionych prochem, i
pomimo najusilniejsze zatrzymywania tak ze strony
pfezesa jak współkolegów , wyszedł na linią bojową
z oddziałem legii konnćj jako ądjutant jój dowódzcy.
Nie długi był jego zawód wojenny. Towarzysząc
plutonowi posłanemu na wzwiady, znalazł się razem
Digitized by
Google
XVI ŻYWOT
Z nim obskoczoiiy przez daleko większa siłę nieprzyja-
cielska. Nie wielu uszło z porażki, a niektórzy z nich
widząc go padającego z konia, mniemali że poległ. Za
takiego był podany w raporcie ; nie była to jednak
ostatnia chwila jego życia, tylko pierwsza wieloletniego
ciągu cierpień aż do śmierci.
Otrzymawszy siedem ran w nogę, rękę 1 głowę,
wzięty został przez kozaków. Odwieziono go do głó-
whój kwatery rossyjskiej, zkąd po opatrzeniu na prędce,
odprawiony do rezerwy będącój pod dowództwem
Gerstenzwejga, znalazł u niego ludzkie przyjęcie i sta-
ranie lekarskie, o czem zawsze z wdzięcznością wspo-
minał. W początkach kwietnia, gdy się już rany goiły,
stawiony był przed Dybiczem. Przytomność, rozsądek
i przyzwoity ton w odpowiedziach, zrobiły wrażenie
na feldmarszałku : zaproponował mu, czyby się nie
podjął zawieść do Warszawy Rządowi narodowemu
warunków zawarcia pokoju, które miały być korzystne
dla Polski. Oświadczył gotowość tego poselstwa i za-
ręczenia słowem, że jeśliby nie wzięło skutku, wróci
do obozu rossyjskiego jako jeniec. Ale wkrótce okoli-
czności nadały inny obrót rzeczom. Dybicz zostawiony
spokojnie po klęsce zadanej mu 31 marca, miał czas .
skupić i uporządkować swe siły ; gdy przytóm porażka
korpusu jenerała Sierawskiego, w połowie kwietnia,
uspokoiła go od obawy na lewćm skrzydle, nie myślił
już o układach, mianowicie korzystnych dla nas. Jeń-
ców i z nimi Adolfa, wyprawiono do Brześcia, zkąd
poszli na całe lato w drogę do Moskwy, do Symbirska
i potem do Wiatki. W tój podróży, przechodząc przez
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. \V||
domowe okolice, miał* szczęście widzieć się z matkę, i .
otrzymać jój błogosławieństwo.
Jakże to inna była podróż od przcszłoroczndij dla
biednego wędrowca! Nie utrzymywał j^j dziennika,
nie zostawił żadnśj piśmiennej wzmianki o tćm, co się
w nim i z nim działo podczas tój ciężkiej i gorzkiej
pielgrzymki, w której przez pół roku, oderwany od
wszystkiego co mu było drogióm na świecie, bez wie-
dzy dokąd i na jaki los zajdzie, wewnątrz tylko ze
swoim smutkiem i z Bogiem, zewnątrz znany jako nu-
mer żywy, uszedł pieszo wiorst przeszło trzy tysiące,
W Wiatce dopiśro poczęto klasyfikować ofiary i
dopytywać się o icłi pochodzenie. Skoro powiedział
kim był i zkąd rodem, kazano natychmiast odesłać go
do Kijowa, gdzie pod naczelnictwem Sakena odbywał
się sąd na powstańców naszych Ziem Ruskich. Na
końcu roku 1831 przywieziony do twierdzy kijowskiej,
zamknięty został w j^j kazamatach.
Straszna i głęboka dramatyczność tego rodzaju
śledztw i sądów u nas, nie ogranicza się szczupłym
zakresem między komnatką więźnia i stołem sądowym ;
rozwija* się ona w boleśnój grze tysiąca dotkniętych
uczuć po za obrębem strażą osadzonej sceny, w tćm
rozległćm kole krewnych, przyjaciół, znajomych i nie-
znajomych współrodaków, zkąd wszystkie sposoby za-
biegów, starań, poświęceń, jakich tylko miłość i roz-
pacz dostarczyć może, prężą ku środkowi, usiłując
skruszyć mury kazamatów i twardsze od nich serca
inkwizytorskiego trybunału. Pod takićm prężeniem
wówczas całćj moralnej atmosfery Ukrainy, Podola i
b
Digitized by
Google
XVIII ZVWOT
Wołynia na Kijów, przybycie* nowego więźnia nie
mogło być długo tajnónn : wieść o tern przeniknęła
zaraz jego ukraińska rodzinę i pobiegła do litewskiój.
Domowe gniazdo na Litwie było bardzo opustoszałe.
W tym samym czasie, kiedy los rozdzierający szczotki
upadłego powstania na dwie połowy, pclinął Adolfa
w stronę wscłiodnią, dwaj jego młodsi bracia, Eusta-
cliy i Romuald, dożyli z mnóstwem innych ku zacłio-
dowi. Sędziwej matce, pozbawionej trzecli dorosłych
synów, pozostał najmłodszy, kilkunastoletni student,
January. Z córek, po niedawnej stracie najstarszej,
Julii, i wydaniu za m^ż Zofii, miała przy sobie ostatnia,
ledwie ^wyszła z dzieciństwa, Kasyldę. Do tego grona
należała małoletnia wnuczka Michasia, sierota po zmar-
łej córce, siostrze szczególnie ukochanśj przez Adolfa.
Wśród tak słabych podpór, obarczona szóstym krzyży-
kiem wieku, całym ciężarem familijnych interesów, a
nadewszystko boleścią matki Polki, stała nieszczęśliwa
niewiasta, kornie przed Bogiem ugięta, ale dla wszy-
stkich przeciwności tego świata niezłomna. Ile w tej
zacnój, pobożnej, a równie mężnej jak tkliwój duszy,
kryło się wewnętrznej mocy, to trzydzieści lat nie-
ustannych cierpień miało pokazywać codzień. Godzina
rozpoczęcia się tej dopuszczonój i bez zachwiania^ się
wytrzymanej próby, wybiła dla niój w chwili, gdy
dowiadując się o swoim pierworodnym że wrócił od
granic Azyi, nie wiedziała jak go nazwać : odzyska^
nym, czy straconym !
Dwa miesiące ważył się niepewny los więźnia. Nie
brakowało gorących i potężnych starań za nim. Co
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. Xl\
tylko mogło przechylić szalę ocalenia, wszystko było
położono na nićj ; ale szło o to , żeby on sam zdjcł
z drugiśj słowa, któremi ją obciążył od razu i ciągle
w nieruchomości utrzymywał. Sławiony przed komisyą
śledczą , przecinając wszelkie dobadywania się powo-
dów i kolei , jakie przywiodły go do « bezmyślnego » i
nigdy doSye « nieodżałowanego » postępku , odpowia-
dał zawsze, że co uczynił, to uczynił rozmyślnie, z
wolnej woli, z niezmiennego przekonania, iż obowiąz-
kiem każdego dobrego syna Ojczyzny jest, poświęcić
wszystko w jćj sprawie. Uczucie dopełnienia tego obo-
wiązku, było dla niego tak świętym skart>em w duszy,
że skazić je najmniejszym cieniem choćby pozornego
zaparcia się lub żalu, uważał za odstępstwo, do któ-
rego nic go skłonić nie zdołało,. A jednak, ileż to potę-
żnych pokus mogło mu cisnąć się do głowy i serca !
W kwiecie wieku, miał przed sobą stanowcze rozdroże
na resztę życia, i chwilkę do wyboru. Od lekkiego
pochylenia się w pojęciach powinności, od małej tran-
zakcyi z sumieniem wymagającym ciężkich ofiar bez
widocznego ich pożytku, od kilku wyrazów fałszywiśj
skruchy, tak dających się usprawiedliwić względem
na konieczność, zależało skierowanie się ku jedynśj
nadziei , choć powolnego , stopniowego powrotu na
stracone stanowisko, zkąd matka, rodzina, kochanka,
wyciągały do niego ręce, gdzie mógł jeszcze — jak się
teraz zwyczajnie mówi — pożytecznie służyć krajowi.
Z drugiój strony ciemna niepewność osłaniała długą
drogę smutnćj doli, kończącą się aż w kopalniach
Sybiru. Nie zrobił wszakże wstecznego kroku. Sercu,
Digitized by
Google
XX ŻYWOT
CO tak umiało kochać, rozsądkowi co tak umiał pano-
wać nad sercem, nakazał milczenie ; słuchał tylko głosu
wewnętrznego, któremu sprzeciwić się było mu niepo-
dobna, bez zgaszenia ufności w Bogu. Szala potępie-
nia na stole sądu carskiego przeważyła nieodzownie.
Oświadczenie rozmyślnej woli i niezmiennego prze-
konania, stało się naprzód podstawą surowego wyroku,
potem — co czas dopiero wyświecił — niezłomną za-
porą do najwyższego ułaskawienia. Imperator miał je
w ręku na rejestrze polskich potępieńców, wypisane
dosłownie obok nazwiska Adolfa Januszkiewicza.
Dnia 4 marca (v. s.) 1832, przeczytano osądzonemu
wyrok, skazujący go na utratę szlachectwa, konfiskatę
wszelkiego majątku iposielenie w Sybirze.
Wkrótce, na kilka dni przed przybyciem matki do
Kijowa, musiał udać się w nową podróż do Tobolska,
dokąd przybył 6 (18 v. s.) maja.
II
Posieleńcy, czyU osadnicy, za karę przeznaczeni za-
ludniać Syberyą, są dwojakiego rodzaju : zwyczajni i
polityczni. Położenie tych ostatnich, już pod samym
tylko względem przepisóvv prawa, dałeko jesl cięższe.
Przestępca pospolity, złodziej naprzykład, przybyw-
szy do włości wskazanej mu przez Zarząd posiełeńców
(Prikaz o ssylnych), może zaraz zająć się rolnictwem,
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XXI
albo zarobkowaniem, do lat trzech żadnego nie płacąc
podatku. Jeżeli chce osiąść na miejscu, dostaje 15 dzie-
sięcin ziemi.; jeżeli zaś przedsiębierze zarobkować,
otrzymuje kartę do swobodnego krężenia w swoim
obwodzie. Po trzech latach płaci podatek osobisty, i
gdy nie ściągnął na się żadnćj nagany, może brać
paszport na całą gubernią. Dziesięć lat dobrego pro-
wadzenia się , daje mu prawo zapisać się w skazki
włościańskie lub miejskie, zostać kupcem, jeździć za
paszportem po całćj Syberyi. Zawsze wolno mu kores-
pondować wprost przez pocztę z rodziną i otrzymywać
tyle pieniędzy, ile mu tylko będzie przysłano.
Przestępca polityczny, przywiązany jest do miejsca
wyznaczonego mu pobytu i zostaje tam pod dozorem
policyi. Może także otrzymać wydział ziemi i nawet po
trzech latach nie płaci podatku, ale choćby mieszkał
lat pięćdziesiąt, żadnych przez to prerogatyw nie na-
bywa. Dzieci jego prawe w Syberyi zrodzone, nie za-
ciągają się do skazek rewizkich, czyli spisu ludności
wiejskiśj i miejskiój, lecz też nie mają praw stanu,
które ojciec utracił. Nigdy nie daje się jemu paszportu,
tylko pozwolenie tak na przeniesienie się z miejsca na
miejsce, jak na przyjazd do Tobolska. Musi podawać
o to prośbę do samego gubernatora, wymieniając
. ważne przyczyny, za jakie w ostatnim razie uznane są
dwie : ciężka słabość zdrowia i spowiedź. Niewolno mu
mieć żadnćj broni, chyba również za szczególnem do-
zwoleniem najwyższej władzy. Niewolno pisywać za
granicę Syberyi i otrzyniywać ztamtąd listów inaczćj,
jak przez ręce policyi, Tąż koleją może odbierać od
Digitized by
Google
xxii ŻYWOT
rodziny różne posyłki : w rzeczach, jak nap rzy kład
bieliznie, odzieniu i t, p. bez ograniczenia ilości, w
gotowiznie zaś ,nie więcój nad 1,000 rubli assygna-
cyjnych na rok.
Tak brzmią przepisy, które nietylko, jak wszelka
litera prawa w Rossyi, są giętkióm prawidłem dla wła-
dzy wykonawczej, ale szczególniój jeszcze zdają na jój
dyskrecyą los politycznego wygnańca. Łatwo ztąd
widzieć, ile położenie jego zewnętrzne zależy od cią-
głych wysileń wewnętrznych, żeby pod ciężareni całej
hierarchii samowładnego nad nim dozoru, utrzymać
się z godnością na delikatnej linii między niebezpie-
czeństwami niełaski i łaski. W podziale różnych do-
świadczeń, na jakie Opatrzność przeznaczyła dwie
połowy naszego pielgrzymstwa , braciom sybirskim
dostała się ta próba, stanowiąca najtrudniejsze ich
zadanie.
Adplf miał wiele szczęścia do ludzi, wiele pomocy z
rodzinnego kraju ; ale najwięcój ulgi i ochrony w swem
przykrem położeniu był winien własnój dzielności cha-
rakteru. Udało mu się, za staraniem Piotra Moszyń-
skiego, dawniej zamieszkałego na Syberyi, otrzymać
pozwolenie pobytu w samym Tobolsku ; przepis ogra-
niczający ilość pieniężnych zasiłków od rodziny, dał się
także uchylić : podkomorzy Januszkiewićz przysłał dla .
niego zaraz na ręce jenerał-gubernatora 6,000 r. as.,
od matki przyszła w ciągu roku większa od dwuletniej
kwota. Zabezpieczony ze strony materyalnój. wkrótce
wszakże znalazł się dotknięty z innego powodu.
Pierwsze lata dwoistój naszej pielgrzymki, nacecho-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. Will
wane s§ symptomatami moralnego stanu, który w pa-
tologii historycznej nie został jeszcze zadeterminowany
i nazwany, bo mianować go po.pro§tu szałem, nie jest
ani dokładnie ani nawet 'słusznie. Cokolwiek bądź, był
to stan niezmiernego cierpienia w ducliu rozciągnię-
tym przez wszystkie garstki wędrowców dążące ku
dwóm przeciwnym biegunom, stan zapalny głęboko
zranionycłi uczuć, który objawił się gorączkowćm ma-
rzeniem słabszycłi umysłów i strasznemi rzutami tej
wielkiój siły, co nie użyta na właściwem polu, wydzie-
rała się gwałtownie z uciśnionycłi piersi i z wszelkicli
karbów rozwagi, Zaledwo czoło kolumny wschodniej
dociągnęło na miejsce swego przeznaczenia, zaraz roz-
poczęły się przedsięwzięcia odpowiednie ówczesnym
ruchom wychodztwa zachodniego, bez względu na
całą różnicę Francyi, drgającej jeszcze wstrząśnieniem
lipcowćm, od pustego i zimnego Sybiru, Jeden z to-
warzyszy Adolfa, uwolniony daleko pierwśj od niego,
przesyłając krótką wiadomość o nim braciom do Pa-
ryża, opisał ten wypadek w następnych słowach :
« Była to właśnie epoka, w którój Syberya zaczęła
. obficie zaludniać się naszćmi wygnańcami różnego
stanu, rożnego wieku, różnego stopnia i oświaty, roz-
sądku i doświadczenia. Wielu ludzi młodych , pełnych
zapału a razem niedojrzałych wyobrażeń, uniosło się
niepohamowanym zapędem imaginacyi. Nie mając
najmniejszych pojęć jeograficznych kraju, w którym
się znaleźli, nie znając zgoła ludności, wśród którój
chcieU działać, uroili oni sobie, że mogą na Syberyi
zrobić powstanie ! Daremnie Adolf i inni rozważniejsi
Digitized by
Google
)L\l\ ŻYWOT
przekładali im szaleństwo takiego zamiaru, Perswazye,
zaklinania, rozumowania przekonywające najoczywi-
ściój, nic nie pomogły; Zawiczala się pomiędzy twór-
cami planu, rozrzuconymi po różnych punktacłi Sybe-
ryi, korespondencya niezmiernie czynna, na którśj
trop wpadłszy policya, ostrzegła rzjd o jakimś szeroko
rozgałęzionym spisku. Porwano zaraz do więzienia
przeszło sto osób * i na wyśledzenie zamachu ustano-
wiono komisy^ wojenną w Omsku. Komisya ta, zamiast
wystawienia całej rzeczy we właściwem świetle, to jest
przypisania wszystkiego zaślepionóf płochości młodego
wieku, wymalowała j§ przed najwyższą władzą w
ogromnych rozmiarach i rażących kolorach. Śledztwo
dotykające winnych i niewinnych, trwało lat kilka i
skończyło się bardzo smutnie. Sześciu uznanych za naj-*
winniejszych , skazanych zostało na pędzanie przez
rózgi, do liczby sześciu tysięcy. Niektórzy z nich, jak
Drużyłowski, Wróblewski, Meledin i ksiądz Sierociń-
ski skonali pod razami; doktor Sokalski i drugi, co*
równie jak on zdołał wytrzymać chłostę, razem z in-
nymi, lżej osądzonymi, poszli na Kaukaz w sołdaty*,
Adolf objęty kategoryą najmniój podejrzanych i wkońcu
zupełnie uwolnionych ód zarzutu winy, nie był areszto-
wany, ani stawiony przed komisyą , odpowiadał piś-
miennie na jój zapytania ; wiele miał jednak przykrości
z tego powodu : dwa razy przetrząsano jego mieszkanie
i papiery, 2^esztą, nieszczęśliwa ta sprawa zaraz na
wstępie mocno pogorszyła dolę sybirskiph wygnańców
* Obszerni^sze szcsegóty tego morderstwa znaleść mołaa vr Pamiętnikach na Sy
beryi Rufina Piotrowskiego, t. Ill^ str. 23 do 83.
Digitized by
Googte
ADOLFA JANUSIKIEWICZA. XXV^
politycznych. Rząd ostrzejsze wydał względem nich
przepisy. Wielu siedzących dotąd w samym Tobolsku,
otrzymało rozkaz udać się na mieszkanie do różnych
włości albo miast powiatowych, skutkiem czego i Adolf
musiał pod koniec 1833 roku, przenieść się do Iszymu.
Naznaczono mu na pobyt wieś Żelakówkę w powie-
cie iszymskim o 360 wiorst od Tobolska, ale zatrzymał
się czas niejaki w Iszymie, gdzie późniśj stale zamie-
szkał. Okoliczności te znajdują się opisane w jego
własnych listach, o których tu powiedzieć wypada,
jako o głównym i niemal jedynćm źródle całśj historyi
jego wygnania.
Od przybycia do Tobolska, korespondencya z kra-
jem stała się dla niego nietylko osłodą , pociechą , ale
niezbędną potrzebą do życia, jak oddychanie. Naj-
mniejsza w niój zwłoka lub przerwa, wprawiała go
w drażliwość moralną, która zaraz zadawała cios osła-
bionemu zdrowiu. Pisywał często do wszystkich kre-
wnych i przyjaciół, stale zaś dwa razy na miesiąc do
domu na Litwie. W ręku matki i brata zebrało się do
600 listów, które składają kilką grubych poszytów.
Jestto najdokładniejszy obraz, dnia po dniu przeżytych, .
przecierpianych, przetęsknionych lat dwudziestu pię-
ciu. Niepodobna rozwinąć go w porządku chronolo-
gicznym, bez zmęczenia uwagi tysiącem różnorodnych,
ciągle przeplatających się drobnych szczegółów; ale
w całości swój cJ^jIęty myślą, przedstawia widok pełen
harmonii łagodnej^ niekiedy jasnych i powabnych ko-
lorów, którego każdy punkt- wszakże otwiera daleką
perspektywę w głąb bolesnych uczuć.
Digitized by
Google
ŻYWOT
Co tu od razu uderza i aź do końca nie przestaje
przyświecać pięknym blaskiem, to wielka i rzadkićj
mocy miłość rodzinna. Korzystając z dozwolenia opa-
trywania potrzeb wygnańca, troskliwość matki, sióstr,
krewnych pośpieszyła za nim w pogoń : zaledwo wy-
siadł z wozu, począł odbierać posyłki, których szereg
kończy się z ostatniemi dniami pobytu na Sybirze ;
obok pierwszych doniesień o sobie, dziękuje na wszy-
stkie strony za dowody pamięci i nawzajem szle upo-
minki. Po przeczytaniu kilkunastu tych listów, z któ-
rych każdy szedł pocztą 3,600 wiorst, i w miesiąc albo
sześć tygodni przybywał na miejsce, ginie wyobraże-
nie odległości ; zdaje się , że je pisze syn , bawiący
gdzieś o dziesiątek mil od rodzicielskiego domu. Nic
się tam nie dzieje, o czómby nie wiedział, niczego też
o sobie donieść nie zaniedbuje : skarży się na najmniej-
szą słabość zdrowia, opowiada ją jak przed lekarzem,
i zaraz potem, w drugim lub trzecim liście jest ślad,
że rada któregoś z wileńskich doktorów posłużyła wy-
bornie, przysłane pigułki sprawują dobry skutek, pla-
sterek na ból w palcu, wyborny ! Co kilka kartek na-
. potyka się rejestr żądanych albo otrzymanych rzeczy
wszelkiego rodzaju; Bielizna, sukno, obuwie, flanela i
futro (bo pokazało się, że łatwićj o szopy. i baranki na
Litwie niż w Syberyi), cygara, tytuń, fajki, nóż skła-
dany i krzesiwo, machinka do kawy i kalendarz, ze-
garek i mappy, wszystko to dochodzi w całości. Raz
tylko zdarzyła się niespodziewana mitręga z winy sa-
mego Adolfa. Przyznając się do niśj, powiada : « Ode-
brałem list Mamy najdroższej z 400 rublami, ale po-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSKK1EW1C2A. XXVII
syłka razem z nim wyprawiona nie doszła rąk moich.
Powodem tego stały się przyłączone do niej — siar-
niczki ! Prosiłem o nie , niewiedząc że to kontrabanda.
JW. Gubernator kazał mię o tóm objaśnić i razem
zawiadomić , że Pocztami zrobił przedstawienie do
Ministra spr. wew. jak z tśmi nieszczęśliwemi siar-
niczkami postąpić. Niech jednak Mama będzie zupeł^
nie spokojna; nie wyniknie ztąd żadna dla nićj nie-
przyjemność : gdy sprawa przejdzie wszystkie koleje
po formie, resztę rzeczy mi oddadzą. » Obok koszul i
siarniczków, przychodziły też tłumem inne przedmioty,
dogadzające potrzebom umysłu i serca : książki, wize-
runki drogich osób i miejsc znajomych, robótki nie-
wieście, nad któremi ślepiła sędziwa matka, siedziały
zapłakane siostry, opłatek rozłamany w wigilią Bożego
Narodzenia, cukierki zachowane dla kochanego wu-
jaszka przez małą Michasię. « Tyle mi nasyłacie rzeczy,
pieniędzy i miłych pamiątek, że nie wiem jak już wam
wszystkim podziękować ! » — wołał ż rozrzewnieniem
biedny wygnaniec i starał się wzajemnością wywdzię-
czyć. Dla jednśj siostrzenicy rysował jajko wielkano-
cne, dla drugićj strugał igliczkę z kości mamuta :
nowo narodzonemu synkowi siostry posyłając czapkę
sybirską, pisał do niój : « Niech twój synek zdrów tę
czapkę nosi , albo raczej niech w nićj wygodnie leży,
gdyż bardziój podobna do kolebki, niż do czapeczki dla
malca. Ale pocóż moja Zosienko, każesz mu być Adol-
fem? Od szwedzkiego Gustawa zacząwszy, wszyscy
nasi Adolfowie . nie byli bardzo szczęśliwi. Dałyby
nieba, ażeby twój infant urodził się wyjątkiem. Za
Digitized by
Google
XXVHI ŻYWOT
moich czasów w Kamieńcu, kiedy ja, a raczój moje
imię było bardzo d la mpde^ czlóry matki powiły czte-
rech Adolfów. Ciekawy jestem, jaki ich los spotkał
czy spotka. Wszakże nie życzę im , aby listy datowali
kiedy z nad Irtysza. »
Ten nieustanny stosunek listowny, prowadzony naj-
częściej trybem potocznój rozmowy w kole rodzinnem,
sprawuje złudzenie, które niekiedy jeden wyraz, jeden
wykrzyknik rozch wiewa nagle. Dwie strony rozmawia-
jące, są jakby przedzielone cienką ścianą, czemś na-
kształt granicy między światem widomym i niewido-
mym. Słyszą się, rozumieją się, współczują , tylko
ujrzeć się, uścisnąć się nie mogą. A bez tego wszystko
dla nich jest niedostateczneni. Obie wysilają się całemi
duszami na rozdarcie' zaklętej przegrody, i w jęku
jednćj można poznać rozpacz drugiój. Wtedy, na miej-
scu znikłej przestrzeni staje rozciągłość czasu, którego
straszną miarą jest oczekiwanie. Oczekiwanie... czegóż
i jakie? To tylko' zdoła pojąć ten, kto kiedykolwiek i
gdziekolwiek był wygnańcem : oczekiwanie powrotu.
Nadzieja nie opuściła zbolałój matki, co nie dzi-
wnego ; nie opuściła także i pełnego męzkiśj siły syna,
co trudniej od razu pogodzić z jego mocą charakteru i
jasnością rozsądku. Matka ufała w skuteczność swoich
starań, wpływu osób możnych, wreszcie potęgi tych
próśb, z jakiemi rodzicielka rzuca się na kolana przed
lwem unoszącym jój dziecię ; syn polegał na zabiegach
matki, na miłosierdziu Bożśm, a zresztą na wszystkiem
nieprzewidzianem i nieokreślpnćm, jak to czyni każdy,
kto żadjiśj pewności nie ma przed sobą , a spodziewać
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XJUX
się musi, bo tajemniczego ognia, który lubi karmić się
rachubą, ale i bez niej żyje, zgasić w sobie nie może.
Nie domyślał się on, albo domyślać się nie chciał, że
spalił za sobą okręty ; nie zważał na to, że był nie pod
lwią, ale pod tygrysią łapą : z jakiemś opuszczeniem
się dobrowolnym czy niezależnym od ludzkiej woli ,
oddawał się nadziei, która stała się soczewką skupiającą
wszystkie promienie jego duszy na punkt jeden. « Je-
żeli Bóg da — pisał z Tobolska w styczniu 1833 —
że się spełnią życzenia moje a nadzieje Mamy, nie
umiem nawet wyobrazić całśj potęgi uczuć, całego
gmachu szczęścia, jakiego serce moje dozna w tćj
chwili, kiedy u stóp j^j zobaczę ziemię moją, niebo
moje i wszystko co mi jest najmilszym. »
Próg domowy był teraz dla niego tym jedynym
punktem do zdobycia, do przejścia, za którym leżał
cały raj utracony, cały widokręg życzeń aż do najwyż-
szych, najświętszych, krwią oblanych, przeniesionych
nad wszelkie względy osobiste. Drogie, uwielbione,
najczulszą miłością otoczono imię matki, przybrało
nadto jeszcze jakieś znaczenie symboliczne : często w
listacTi wygnańca, z których każdy przypieczętowany
orłem dwugłowym, brzmi za jedno z wyrazem ojczy-
zna.
Myśl, żądza powrotu, z dwóch krańców pielgrzym-
stwa wytężona do środka, miała przed sobą dwie prze-
ciwne strony jednego zadania : na czóm dla wychodź-
ców zachodnich kończył się, na tćm dla wschodnich
zaczynał słę widok odzyskania wszystkiego; ale na-
dzieja, mimo riiezliczonój rozmaitości barw swoich.
Digitized by
Google
xxx ŻYWOT
jednakim trybem obchodziła się z nimi. Nigdzie podo-
bno nie znajdzie się tak szczegółowy, żywo namalo-
wany i boleśnie przejmujący obraz biegu za nią , jak
w listach Adolfa. Zrazu świeciła mu zblizka i ciągle,
później umykała się dalej i kryła się niekiedy w mgle
zwątpienia, nigdy wszakże nie dała mu ochłonąć, za-
stygnąć, spocząć*— « choćby na mrowisku. » Jeżeli
nie mogła łudzić umysłu prawdopodobieństwem, pfty-
bierała postać snu ujmującego łatwowierność serca,
albo wkradała się do duszy pod kształtem tajemniczym
przeczucia. W kilka miesięcy po przybyciu do Tobol-
ska, cieszył się z wiadomości, że wesele siostry Kasyldy,
które miało być w listopadzie, odłożono do Trzech
Królów « bo przynajmniej mógł sobie obiecywać być
na niem. » Niedługo potem , patrząc posępnie przez
okno , wzdychał : « Sanna droga wyborna ; możnaby
za 16 dni być u Mamy. Cóż ! kiedy trzeba siedzieć i
marzyć tylko o szczęściu, które może i dla mnie na-
stąpi. » Innym razem, dziękując za przysłane pienią-
dze, powiadał z ufnością : « Spodziewam się źe mi
posłużą na podróż do Dziahylny. » To znowu zniecieo*
pliwiony i stęskniony wołał : « Ach ! już trzeci rok
upływa mojej niedoli, kiedyż będzie jśj koniec ! »
Te i tyju podobne wyrazy, mają w sobie cóś stra-
sznie smutnego, zwłaszcza gdy się wie, ile to jeszcze
lat było do końca i na czóm się wszystko skończyło.
Powtarzają się one wciąż przez ćwierć witdcu w nie-
skończenie rozmaity sposób, odzywają się wśród roz-
mowy o każdym najobojętniejszym, najmniśj zdolnym
nasuwać chmurne myśli, a nawet wesołym i zabawnym
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XXXI
przedmiocie. Zdaje się, że cały ten zbiór kartek dają-
cych słyszeć żywy głos wygnańca, przenizuje jakaś
ukryta struna, która nieustannie dźwięczy jękiem tak
tkliwym, tak bolesnym, tak napiętym w najcichszych
nawet tonach, że aż dziw jak nareszcie nie zużyje się i
nie pęknie. Jęki te wszakże z początku głuchną niejako
przy mocnych akordach innych uczuć, między któremi
góruje nierozczarowane jeszcze uczucie zakochanego
serca. Pierwszy list do matki, 16 lipca 1832, zawiera
następne wyrazy, rozpoczynające poufną z nią roz-
mowę w tym względzie : « Za dni 13 skończy się rok
piąty od chwili kiedy poznałem Stefanią. Jak to czas
upływa! W przeciągu tego półdziesiątka lat jakie to
koleje przechodziłem, gdziem był, com widział i jak
los mną obracał. »
Po tem wspomnieniu połączonóm tylko ze skargą,
nastąpiło wkrótce wynurzenie wzruszeń, świeżym oży-
wionych ogniem. W listopadzie tegoż roku pisał : « Od
czasu kiedym zapadł na zdrowiu, wyjechał za granicę
i nie miał nadziei przywiedzenia do skutku moich za-
miarów, przerwały się nasze stosunki ze Stefanią. Mil-
czałem będąc za granicą ; po powrocie , przed wyjaz-
dem do Warszawy, raz tylko byłem z nią przez godzinę,
byłem obojętnie : list j^j pierwszy, który do mnie na-
pisała we wrześniu, odmienił postać rzeczy — rozłą-
czonych czasem, odległością i różnómi okolicznościami,
łączy na nowo. »
Matka, która w czasie podróży na Podole dla starań
w Kijowie, poznała Stefanią, poglądała ńa ten związek
przychylnie, rozciągnęła nad obu sercami troskliwą
Digitized by
Google
XXXII ŻYWOT
opiekę. Nic milszego, nic bardziej malującego miłość
synowską i macierzyńską, nad tę zamianę z jednój
strony ufności bez granic, z drugiej wyrozumiałości
najdelikatniejszej. Syn w kwiecie wieku, otwiera się
przed matką jak małe dziecię, powierza jój wszystkie
swoje uczucia i myśli; matka obciążona laty staje się
bliższą niż młode siostry powiernicą jego męk i rosko-
szy serdecznych, jak anioł stróż czuwa poważnie i
bacznie nad płomieniem, który gasić lub utrzymywać
należało ostrożnie. Z odpowiedzi Adolfa widać jakie
odbierał upomnienia i uwagi. « Kilka moich słów dla
żartu,, dla rozweselenia smutnych naszych rozmów,
napisanych do Zosi, dało Mamie powód mniemać, że
nie jedną Stefanią jestem zajęty... Jńj obraz nadto
mocno jest w mojśm sercu wyryty;* ażeby jaki drugi
mógł ją zastąpić. Kiedy w ftzymie, kiedy w Medyolanie,
w Wenecyi, W tylu innych miejscach nie padłem ofiarą
pięknych oczu, to już Stefania może być pewną, że
nie tak łatwo utraci nademną swoją władzę. » — « Nie
mogę posiąść się z radości, że Stefania tak się Mamie
podobała. I mnie się ona podobała, i nie bez -przy-
czyny ! Bardzo Mamie dziękuję za powtórzonych kilka
jej wyrazów : były tu one dla mnie największym bal-
samem. Niech się Mama nie dziwi, że poczciwy, naj-
lepszy, najzacniejszy Tomasz ma przeciwne naszemu
wyobrażenie o niój. Przy wszystkich swoich zaletach
Tomasz mój, za którego dałbym życie, jest często
babą, powiernikiem sekretów pół gubernii kobićt,
które w znacznój części obrażone są na Stefanią, że
piękna, że była celem hołdów tylu moich współzawo-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XXXIII
dników. Sto razy gadał on mnie to samo co Mamie.
Nie mam mu tego za złe, bo wiem źe czynił to przez
przyjaźń dla mnie ; ale ja mam tysiąc powodów mnie-
mać że się mylił... Stefania nie jest pospolita osob^;
nie jest to jaka sobie Basia lub Marysia, która dlatego
tylko żyje aby żyła, aby zawróciła głowę jakiemu Ma-
ciejowi lub Janowi. Jedna tylko Stefania umie pojąć
szczęście Adolfa, on jeden może pojąć jej szczęście,
ocenić ją należycie. To wszystko mówię tylko do jednej
Mamy... Ta siostra! najlepsza istota, jest drugim To-
maszem w swoim rodzaju. Prędko także przyjmuje
wszystkie wrażenia, i ztąd poszło że nie schwyciwszy
prawdziwego stanu moicli uczuć, pisała do Mamy o
mojćm zajęciu się kim innym, a do mnie znowu nie-
dawno, że powinienem myśleć jeszcze o kim innym.
Mnie to tak łatwo można serce przemienić ! Bojąc się
więc wszelkich nadal nieporozumień oświadczyłem i
oświadczam, że dla pierwszej mano najszczerszą wdzię-
czność, dla drugiej największą przyjaźń, ale dla jednćj
tylko Stefanii, jednej jćj tylko na całym globie, miałem,
mam i mieć będę to uczucie miłości, jakiego żadna we
mnie kobieta nie wzbudziła. Rzecz więc skończona. »
Nie była jeszcze skończona. Zbliżał się fatalny mo-
ment, kiedy słodkie marzenia musiały trącić się o
twardą rzeczywistość. Błoga pewność wzajemności
dosięgała szczytu , na którym nie mogła stać długo w
równowadze. List 5 maja 1833, kończy się zapytaniem
zwiastującym przesilenie. « Dla pocieszenia kochanój
mojej Mamy — powijstda uniesiony zapałem kochanek —
donoszę, że jestem zdrów i jestem już zaręczony-
Digitized by
Google
XXXIV ŻYWOT
Stefania za zezwoleniem swojój matki przysłała mi
ślubn? obrączkę ze swojćm imieniem. Widzi Mama, że
mój los nie jest tak zupełnie nieszczęśliwy, żeby tyle
nad nim łez wylewać, ile Mama mnie ich poświęca z
narażeniem swego zdrowia tak drogiego tylu osobom.
Nie jestże on teraz znośniejszym , kiedy i w złej doli
nie opuszcza mię*serce tćj, którą tak mocno pokocha-
łem za szczęśliwych moich czasów. Stopniami coraz
więcój znajduję pociechy w mojem położeniu; może
więc dobroczynne niebo wkrótce położy koniec i tros-
kom matki i nieszczęściom syna... Częste listy Stefanii
zdają mi się Sybir w raj przemieniać. Ale co jednak'
z tego będzie kiedy się mój los nie odmieni?... »
Smutne to zapytanie, z różnych powodów i stron
stawało nieraz przed myślą Adolfa. Ilekroć musiał
sobie lub innym dać na nie doraźną odpowiedź, odzy-
skiwał całą moc charaktei^u i trzeźwość rozwagi. Póki
szło o niego samego., pozwalał sobie patrzeć w przy-
szłość przez tęczowy pryzmat nadziei, ale kiedy cho-
dziło o związanie cudzego losu ze swoim, widział tylko
obecność i czuł się obowiązanym uważać ją za nie-
zmienną , aż się nie zmieni. « Jabym się tu miał żenić !
— wołał — Ja miałbym serce sprowadzać tu kogoś
aby ze mną i dla mnie cierpiał ! Ja śmiałbym narażać
przyszłe potomstwo na znoszenie następstw mojego
nieszczęścia! To tak niepodobne do mnie, że gdybym
to uczynił, nie byłbym sam sobą , nikt z moich przyja-
ciół co mię dobrze znali, nie uwierzyłby temu. »
Ten sposób widzenia rzeczy wyrażał się niewątpli-
wie! w listach do Stefanii; ale młodość czuje się tak
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XXXV
bogata panią chwil życia, ale czysta miłość tak zu-
chwale staje do walki z czasem , że obie strony, choć
nie z równą cierpliwością , mogły jeszcze wiele poświę-
cić oczekiwaniu. Zdaje się przytóm, że obie tłumacząc
się szczerze, lękały się nawzajem przyjść do ostatniego
słowa. Stefania nie zrażała się odrzuceniem jój ofiary
przyjazdu. na Sybir; Adolf odkładając ślub do swego
powrotu, nie zrzekał się tytułu narzeczonego, który tak
go uszczęśliwia! : wola więc została na swojćm miejscu,
ale nadzieja z podwójną siłą owładnęła myśl i serce.
W takióm usposobieniu opuścił ToI)olsk.
III
Przybycie do Iszymu rozpoczyna nowy, bez mała
ośmioletni okres życia na wygnaniu, życia w pełni lat
męzkich między 30" a 40~ rokiem. Był on też niejako
przejściem z doskwierających upałem, do jesiennych,
coraz posępniejszych dni wieku. Przed zaczęciem,
poglądał nań Adolf bez obawy, po skończeniu, z żalem
i miłóm wspomnieniem. Rozkaz wyjazdu na wieś, nie
miał dla niego nic strasznego. Step uśmiechał się do
jego imaginacyi poetyckiej; gospodarstwo rolnicze
odpowiadało jego wielkiemu zamiłowaniu natury i nie-
nasyconój potrzebie zajęcia się, jeśli tak wyrazić się
godzi, plastycznego; pustynia zresztą wabiła serce za-
nurzone w świecie marzeń i pamiątek.
Digitized by
Google
XXXVI ŻYWOT
Listy jego, są odtąd jakby przesuwającymi się w
latarni czarnoksięzkiój obrazkami, w których widzimy
go z różnej strony.
Na wyjezdnem z Tobolska pisał do matki : « W tój
chwili dowiaduję się, że w niedzielę, to jest 10 gru-
dnia opuszczam Tobolsk i jadę w powiat iszymski, do
wsi Źelakowej... Jestem teraz jak posesor w czasie tak
zwanej rumacyi. Kupiłem sobie ogromne sanie, w które
spakowawszy siebie i całe moje gospodarstwo przez
półtora roku zgromadzone, odkoczuję w inną stronę, i
skromny wieśniak, sadzić będę rzepę gdzieś tam nad
brzegami Iszymu czy Karasuli. » — Potem .1 sty-
cznia 1834 : (( Dziś odebrałem list Mamy, Zosi, Kasylki,
Stefanii i Tomasza. Ledwie co oczy przetarłem kiedy
mi przyniesiono tyle miłych dowodów pamięci najdroż-
szych mi osób w świecie. Nie mogłem więc przyjemniej
zacząć nowego roku... Dotąd mieszkam w Iszymie,
ale jak tylko wybiorę i najmę kwaterę na wsi, natych-
miast się do niej przeniosę i będę co tydzień jeździł do
Iszymu dla odebrania listów z poczty, która tu raz
tylko w niedzielę z Tobolska przychodzi. » Następnie
już z Źelakowej, 4 lutego : « Błogosławię doskonałą
drogę sanną, która mi tak rychło przynosi wiadomości
o najdi'oższem zdrowiu Mamy. Ostatni jej list szedł do
mnie nie więcćj jak dni 30. Januarkowi i Misiutce
dziękuję za przypiski. Widzę że Misia postąpiła w ka-
ligrafii. Z jaką- to rozkoszą słyszałbym ją deklamującą
bajki, których musi teraz umieć kopami, kiedy przed
laty tyle ich umiała... Miałem dzisiaj list od Stefusi,
pełen najczulszych wyrazów. Biedna dziewczyna 1 Jaki
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XXXVII
to nasz los nieszczęśliwy, że musimy tak daleko być
od siebie. »
Matka ze swojój strony, myśliła o tym « losie nie-
szczęśliwym )) i jój serce niewieście lepiój rozumiało
stan « biednej dziewczyny. » Przypomniała tedy synowi
z upomnieniem owe dolegliwe pytanie : « co będzie? »
Pociągnięty do tłumaczenia się, odpowiadał 27 lutego:
« Troszczy się Mama o Stefanię. Ach! i ja, ile ją ko-
cliam, tyle się dręczę jój położeniem. Ale cóż ja temu
winien? Wszak wiadomo Mamie jak to wszystko było...
Kiedy do mnie raz pierwszy sama z natcłinienia s\vego
serca napisała, odpisałem, ale bardziej z wyrażeniem
wdzięczności za pamięć , niż w clięci odnowienia na-
szych stosunków. Bolało mię to, ale tak mi kazały
honor i sumienie, gdyż widziałem niepodobieństwo
uwieńczenia pomyślnym skutkiem zobopólnych naszych
życzeń. Lecz kiedy pomimo tćj odpowiedzi mojój
oświadczyła mi, że Sybir nie jest żadną przeszkodą dla
niej, kiedy mi wszystkie jćj siostry i sąsiadki doniosły
w jakiój byłaby rozpaczy, gdybym nie przystawał na
jej żądanie, kiedy mi sam zimny stryj napisał, ażebym
z nią mówił po dawnemu , i kiedy mi ciągle daje do-
wody najmocniejszego przywiązania, mogłemże i mo-
gęż udawaną oziębłością dręczyć ją i trapić? Przedsta-
wiłem jćj wszystko, co tylko byłem powinien, może
w piętnastu moich listach ; lecz gdy te żadnego nie
zrobiły wrażenia, nie pozostaje mi Hic więcćj, jak pro-
sić Boga, aby los mój teraźniejszy przemieniwszy na
pożądańszą dolę , dozwolił mi otrzeć łzy Stefanii i po-
łożyć koniec zobopolnym naszym i tak długim cierpię-
Digitized by
Google
XXXVIII ŻYWOT
niom. Niech więc Mama osądzi czy ja winienem? » —
W tymże liście dodaje : « Za trzy dni imieniny Re-
muszka (Romualda), a niezadługo Staszutki (Eusta-
chego) : jakże to gorzko o tak blizkich sercu osobach
niewiedzied nawet czy żyją! » Niemal współcześnie,
pisząc do siostry, powiada : « Powinszuj odemnie
Kazimierzowi twemu nadchodzących imienin ; pamię-
tam o nich bardzo dobrze , gdyż właśnie w ten dzień
przeczytano mi dekret skazujący na rozstanie się z
wami. »
W takichto ciągłych zwrotach myśli i westchnień to
do kochanki, to do rodziny, upływały chwile zimowe
samotnikowi zamkniętemu w chacie chłopa sybirskiego.
Miał on dziwną pamięć, jakby umyślnie uorganizowaną
do karmienia duszy wspomnieniami. Przez cały czas
wygnania, gdziekolwiek był, czymkolwiek się zajmo-
wał, nigdy nie zapomniał o żadnych imieninach i uro-
dzinach osób kochanych, o żadnój uroczystości rodzin-
nój , o żadnój rocznicy wypadków wzruszających jego
uczucie. Każdego dnia budził się z gotowóm wspo-
mnieniem, w każdój okoliczności niewidzialny kalen-
darzyk kieszonkowy dostarczał mu daty do porównania.
Na stepie kirgizkim, oblany znojem, wśród tysiąca
nowych przedmiotów, nie przepomniał dnia popisów
szkolnych, wejścia wojsk Napoleońskich, oswobodzenia
Wiednia ! Listy jego tak ciągle unoszą uwagę w prze-
szłość i kraj ojczysty, że częstokroć sama jego osoba
zdaje się być tylko jakimś cieniem na Sybirze, i potom
dziwno, gdy nagle ten cień rozwija rzadkićj sprężystości
czynność ludzką.
Digitized by
Google
ADOLFA JANU81KIBWICZA. XXXIX
Póki go mrozy czterdziestostopniowe trzymały w
zamknięciu, resztę chwil wolnych od nieustannej kores-
pondencyi, przepędzał na czytaniu. Prócz zapasu ksią-
żek ponasyłanych pierwćj, nie przestawał otrzymywać
nowych zasiłków tego rodzaju. « Moja Zosiu ! — zapy-
tywał siostry w lutym — Komu winienem wdzięczność
za to, że przychodzi tu pod moim adresem Tygodnik
Petersburski? Odbieram go regularnie każdśj niedzieli
po południu ; wiedźcie zatćm, że o tśj porze zawsze
siedzę nad nim przy skromnym obiadku, jaki mieć
można pod 56* 6^' szerokości jeograficzn^j, co najdo-
kładniej po raz pierwszy oznaczył przejeżdżający tędy
niedawno astronom. » Ale skoro nadeszła wiosna, listy
jego poczęły tchnąć wolnćm powietrzem i obejmować
rozleglejszy widokręg.
« Kopię ogródek — donosił pod koniec kwietnia —
biegam za kaczkami i zającami, łowię ryby, ciągłym
ruchem bronię się od melancholii, która (ak łatwo na-
pastuje w podobnóm mojemu położeniu. Kupiłem sobie
konia, hoduję kilka sztuk bydła, wyszedłem na paste-
rza, szkoda tylko, że kraj nie jest Arkadyą. » — « Mam
się teraz lepiej niż zimą — pisał w czerwcu — Piękna
pora wiosenna, przechadzki, jazda na koniu, zajęcie
się ogrodem i bydłem, wstawanie do dnia, najściślejsza
dyeta, wpływają na zmniejszenie cierpień, których
doznaję; najlepszćm zaś dla mnie lekarstwem jest
każdy list donoszący, że kochana moja Mama cieszy
mę dobrom zdrowiem i nie traci nadziei uściśnienia
swego syna na domowym progu. »
Pomimo tych środków, słabość różaemi symptoma-
Digitized by
Google
XL ŻYWOT
tami objawiająca się od roku « rozwijała się sobie i^wo-
bodnie, bo w Źelakowój, bez doktora i apteki nie było
komu i czćm wziąść jój w kluby. » Musiał więc prosić
rządu o pozwolenie udania się na kuracyą do Tobol-
ska, dokąd wyjechał pod koniec czerwca, a 30 lipca
oznajmiał już rodzinie : « Po sześciu tygodniacli lecze-
nia się pod przewodnictwem biegłego lekarza, wyru-
szam jutro napowrót do mojśj siedziby, znacznie zdrow-
szy i weselszy. Przyznam się , że śpieszę na wieś ocho-
tnie, bo chciałbym jeść mojego zasiewu ananasowe
melony i podolską kukuruzę ; bo przytóm pasie się tam
na stepie mój Farj^s, który będzie miał honor nosić
mię na swoim grzbiecie jeszcze jakich pięć lub .sześć
tygodni, nim śnieg pokryje brzegi Karasuli. Zresztą
klimat iszymski daleko jest łagodniejszy od tobol-
skiego... » — Nieco późnićj, dodał w jednym liście :
(( Muszę też uspokoić obawę Mamy, jaką ją nabawiłem
donosząc, że mając wydzieloną sobie ziemię, zajmę się
postawieniem na niej chałupki. Mama z tego wniosła,
że będę w niej mieszkał sam jeden na odludnym ste-
pie... Rzecz się ma zupełnie inaczćj. U nas kto posiada
grunt, pospolicie stawi sobie małą, tak nazwaną izbu-
szkę^ najczęściej darniem pokrytą, aby w czasie ora-
nia, siewu i zbierania mógł znaleść schronienie od
deszczu i spieki : otóż i ja o takiego rodzaju chatce
pisałem, ale i to dotąd nie przyszło do skutku^ i podo-
bno nawet w tym roku nie przyjdzie, bo jeszcze nie
mam wręczonój sobie ziemi ; co z wielu miar jest dla
mnie niedogodnym : miałbym przynajmniej gdzie na-
kosić siana i zasiać trochę owsa dla mojego konia. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XLI
Istotnie, projekta agronomiczne spełzły na niczćm.
Od września do końca roku 1834 bawił ciągle w Iszy-
mie, a na początku 1835 otrzymał pozwolenie stałego
pobytu w t^m mieście. <c Proszę Mamy być spokojną
o moje finanse — pisał donosząc o lem. — Póki są-
dziłem że będę mieszkał na wsi , przewidywałem wy-
datki na zbudowanie sobie domku, gdyż niepodobna
było mieścić się z gospodarzem pod szczupłym jego da-
cłiem ; teraz daleko mi tani(^j przyjdzie żyć w kwaterze
najętśj razem ze stołem, niżeli prowadzić własne gospo-
darstwo... O jakże ja wdzięczen jestem zrządzeniu
Opatrzności, że dozwoliła uwolnionemu ztąd współ-
wygnańcowi memu widzieć się z Mamą ! Na kilka go-
dzin przed odebraniem tćj wiadomości, śniło mi się, że
Mama przysłała mi cukierki i wyczytałem w j^ liście
zaspokojenie się rozmową z Sadowskim. To przynaj-
mniej dowodzi, jak miałem tćm nabitą głowę i jak
pragnąłem, żeby naoczny świadek przedstawił Mamie
prawdziwy mój stan , który jćj czułe serce wyobrażało
zawsze w najczarniejszycli koloracli. Nieszczęście moje
wielkie jest z natury swojej, w codziennym jednak ży-
*ciu nie doznaję biedy i ucisku. Pieniądze, które odbie-
ram z łaski Mamy i pamięci rodziny, wystarczają mi
dostatecznie na opatrzenie potrzeb... Bardzo dziękuję
za przysłane podaruneczki noworoczne; złożyłem je
obok dawnycłi, wśród świętego dla mnie zbioru dowo-
dów przywiązania drogich mi osób... Cłi ustkę, która
Mamie służyła, nie wiedząc jak ją godnie użyć dla
siebie, szkłem pokryłem i patrzę jak na relikwie. »
Z nudami długiój zimy wracały znowu coraz częstsze
Digitized.by
Google
XHI ZTLWOT
narzekania na wątłe zdrowie, na smutne, obecność, na
niepewng przyszłość. W ciągłćm pasowaniu się cier-
pię,cego serca z wytężone, moce, duszy, wpadał niekiedy
mimo swój wiedzy, w tę niezgodę z sobą samym, co
jest oznaką najgłębiej dojmującej męczarni. « Nic tak
nie zabija zdrowia — wołał — jak brak rozerwania się
wśród smutku i nieustannych zmartwień, brak uśmie-
cliu przyj aznój twarzy, głosu współczujący cli piersi. »
Na słowa perswazyi odpowiadał jednak siostrom z nie-
jakióm oburzeniem. « List wasz i załączoną receptę
pana Ferdynanda onegdaj odebrałem. Wam za pamięć,
a szanownemu i koclianemu doktorowi za radę najpię-
kniój dziękuję. Gniewam się wszakże i na was i na
niego widząc z waszych listów i z jego recepty, iż
myślicie, że ja oddaję się rozpaczy, nie umiem znosić
mojego nieszczęścia i % tój ^przyczyny jestem słaby, a
przeto dajecie mi moralną i medyczną naukę o potrze-
bie spokojności umysłu i tym podobnych pewnikach.
Moje drogie siostry, i ty synu Eskulapa, wierzcie mi,
że jeżeli jestem chory, to dlatego że chory jestem, nie
zaś z braku mocy duszy potrzebnój do znoszenia mego
nieszczęścia. Miałbym wiele do wyrzucenia sobie, gdy-
bym w złym losie nie umiał być wyższym nad jego
pociski. )) — Powtarzał Stefanii « aby uważała siebie
za wolną i rozporządziła swym losem, » a w kilkana-
ście dni później chlubił się przed matką : « Stefania
przysławszy mi niedawno woreczek, grozi teraz cza-
peczką swojćj roboty... Co to za rozkosz widzieć się
niezaponinianym przez tych, których się tak kocha, a
osobhwie po rozłączeniu się tyloletnićm. » — Potom
, Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XUII
znowu, w dzień Wielkanocy, wylewając swoje tęsknoty,
dodawał ze skargą i rezygnacyą razem : « Stefania
niebardzo pojęła moje listy. Ja przez dwa lata piszę ,
że dla jćj dobra zrzekam się mojego szczęścia i radzę
aby szła za mąż, a ona sądzi, że ja się w drugiej zako-
chałem... W ostatnim liście napisała mi, że będzie się
starała spełnić moje żądania, być mi posłuszną. Ja ży-
czyłem jćj szczęścia — szczęścia — szczęścia!... I
dałby Bóg żeby się moje życzenia spełniły, bo ona tego
warta. »
Tymczasem, wzmagająca się słabość zdrowia sta-
wała się głównym przedmiotem korespondencyi, zwła-
szcza gdy zal)łysły piękne dni szybko rozwijającćj się
wiosny sybirskićj. « Od tygodnia^ rozpocząłem kura-
cyą majową — pisał na początku czerwca. — Kiedy
Mama koctiana bierze ją w Mirze, ja tu piję codzień po
ośm szklanek kumysu, to jest tęgiego napoju z koby-
lego mlćka , robionego przez czarnookie Kirgizki ;
szkoda tylko że tutejsze nie umieją go robić jak należy,
i chcąc mieć dobry, trzeba o 200 wiorst sprowadzać,
z okolic Petropawłowska, gdzie dużo bogatych Kirgi-
zów, kiedy tu ich niewiele i to ubogich tylko pastu-
chów. Przytóm, ciągłe przechadzki piesze i przejażdżki
konne, pożywienie lekkie i bardzo ograniczone, spra-
wiają wyborny skutek. Ból piersi zmniejszył się zna-
cznie, krew nie tak już bije do głowy , sen mi wrócił
jąk niegdyś po kąpielach w Tryescie... Śmiało jednak
powiedzieć mogę , że nic mi tak nie pomaga, jak cią-
gle odbierane dowody najczulszćj miłości macierzyń-
skiój. Tćj to pamięci najdroższśj mojśj Mamy winienem
Digitized by
Google
ŻYWOT
cała osłodę mojśj doli i możność cierpliwego jej zno-
szenia. »
« Mpgę się pochwalić — donosił w lipcu — że zdro-
wie moje znacznie się polepszyło, przynajmniej tak mi
się zdaje , co już wiele dla chorego. Wypiłem tatar-
skiego trunku dwie beczki z gór^ i piłbym jeszcze
więcej, gdyby nie trudność w sprowadzaniu. Na przy-
szłą, wiosnę, jeśU zmiana losu nie da mi najskuteczniej-
szego lekarstwa, będę prosił o pozwolenie przebycia
trzech miesięcy w Petropawłowsku. »
« Napiwszy się dowoH kumysu przez dni 40 — opo-
wiadał pod koniec sierpnia — wziąłem jeszcze 28 ką-
pieli w jednem sąsiedniem Iszyjnowi jezierze. Jest to
szczególne jezioro : niewielkie, w kształcie trójkąta,
którego dwa boki maję. po wiorście, a trzeci ćwierć
wiorsty. Naokoło zostawiony osad, tworzy jakby mar-
murowe białe ramki. Woda jest ciemnawa, mętna,
zgniła, słona, nieznośna. Najmniejsze jćj użycie spra-
wuje womity i rozwolnienie, najmniejsze jćj poruszenie
nogami, zwłaszcza w niewielkiej głębokości, zamienia
ją w rzadkie błoto. Woda la ma przyiem szczególną
własność mineralną, jest nadzwyczajnie lepka i zastę-
puje zupełnie mydło : żadnćm mydłem doskonalćj wy-
myć się nie można ; zanurzona w nią głowa natych-
miast pokrywa się jak gdyby szumowinami mydlanemi.
Słowem, jestto jezioro osobliws.ze i wielce ciekawe, a
zasługujące na moją wdzięczność, bo mi bardzo dobrze
posłużyło. Lud je nazywa gorkoje ozero (gorzkie je-
zioro) i we wszystkich słabościach i r^^nach ucieka się*
do niego. Dziwnym sposobem pomaga koniom. Gdyby
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XLV
leżało w miejscu ludniejszóm, pewnieby brzegi jego
wkrótce zakwitnęły w dostatek ; teraz nikt nad nićm
nie mieszka. Musiałem więc codzieii dwa razy jeździć
ze wsi odległćj o trzy wiorsty, a w nićj przez cały ten '
czas żyć tylko kurczątkami, kartoflami i rzepą. »
Pomimo ty cli zbawiennycłi skutków kumysu i gorz-
kiego jeziora, nie długa była pociecłia z popra^^y
zdrowia :.z mrozami i słotami listopada przyszła « nie-
wiedzieć zkąd » ciężka gorączka , która chociaż przy
braku apteki i biegłych lekarzy, skończyła się szczę-
śliwie po kilku tygodniach.
Przy końcu grudnia donosząc matce o zupełnóm
wyzdrowieniu, dołączył następne wyrazy. « Jakże zdo-
łam wynurzyć całą mą wdzięczność Mamie za poświę-
cenie tyle trudu , tyle wzroku na tak długie pismo do
mnie, które ile mię rozmai temi szczegółami przyniosło
ukontentowania, tyle głęboką filozofią, religią, moral-
nością i najzacniejszemi uczuciami ożywiło duszę wska-
zaną na długie może jeszcze walki z nieprzepartym
losem^ O najdroższa Matko ! Jakże Ci wdzięczen jestem,
żeś nie żałowała czasu i pracy, kreśląc obraz swojego
życia, teraźniejszego położenia i wszystkich kolei nie-
szczęśliwych. Obraz ten mocno utkwi w moim umyśle
i będzie dla mnie najlepszą nauką jak mam przebywać
ciernistą drogę mojego smutnego przeznaczenia. Oby
Bóg mi dał podobną wytrwałość. Oby kiedyś pozwolił
u stóp jój złożyć podziękowanie za tak zbawienny przy-
kład. ))
Na początku roku 1836 pisał. « Ostatnia poczta
przyniosła mi życzenia świąt i drogie upominki. Nie
Digitized by
Google
XLVI ŻYWOT
uwierzy Mama ile każde święto kosztuje mię zdrowia.
Wyobrażam, jak w każdy taki dzień Mama przypomina
sobie, że kiedyś wszyscy osobiście składaliśmy jój po-
• winszowania, a teraz nas niema, i na to wspomnienie
nie jedna łza skrapia jśj zrzenicę. To wszystko roz-
dziera mi serce i duszę. Mam już od Mamy z czterecli
lat opłatki, które o 3,000 wiorst przez pocztę tylko
łamaliśmy z sobą. Leżą one przed mojemi oczyma, jak
ogniwa ciągłego łańcuszka mojego nieszczęścia i smutku
drogićj rodziny... Oby dzisiejszy dowód j6j pamięci
był już ostatnim ogniwem!... Tymczasem pocieszam
się pamiątkami. Nabyłem niedawno sprzęt, którego od
lat kilku szukałem daremnie, bo tu niezmiernie trudno
o stolarskie roboty : mam teraz wyborne bióro do pi-
sania, czytania i cłiowania moich bogactw. Jedenaście
szufladek zamyka wszystkie listy i pamiątki najdroż-
szycłi mi istot w świecie : jestto nieoceniona moja skar-
bnica... Jak uważam, Mama kochana, z porównania
dawniejszych moich listów zagranicznych z terazni^j-
szemi azyatyckiemi^ sądzi o moim duchu, czyli stanie
moralnym umysłu. To bardzo niepewny termooietr.
Kiedym był zagranicą i kiedy ciągle miałem tysiące
nowych widoków przed sobą; kiedy ze szczytu Alp
spuszczałem się na błogie doliny Italii ; kiedy z Kapi-
tolu patrzyłem na ruiny Forum, lub w weneckiój gon-
doli marzyłem o kochance; kiedy z nad brzegów
Dunaju jak orzeł przelatywałem całą Germanią by
napić się wody z Renu, Rodanu, lub przynajmniej
Duransy : wtenczas styl mego listu musiał być żywy
jak pełne życia było życie moje. Lecz dzisiaj, kiedy
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XLVII
siedzę na jednóm cichćm, głuchom miejscu, kiedy
zawsze jedno a jedno mam przed sob§ i nad sobą i
w około siebie, podobnaż aby list mój nie był martwy
jak moja atmosfera dzisiejsza! Gdybym i tu wędrował
po Uralu i Ałtaju, gdybym żeglował po burzliwym
Bajkale, lub spuszczał się po Lenie na ocean polarny,
dziedzinę lodów i białych niedźwiedzi ; gdybym w kraju
Samojedów patrzał codzień prawie na boskie światło bo-
realnćj zorzy, lub na stepie Kirgiza umizgał się do czar-
nookiej córy jakiego sułtana : wtenczasbym pewno wy-
stę,pił z opisami daleko więcćj mającemi interesu , niż
dziś, kiedy muszę donosić o katarze lub gorączce. Dlatego
niech Mama termometrowi swemu nie wierzy i niech
będzie pewną , że trzymam się jak mogę na umyśle. »
Coż są takie wspomnienia i co znaczą pamiątki?
Oto cała skarbnica ich tylko co nie poszła z dymem.
Wszczął się ogień w przyległym domu, przedzielonym
tylko dziedzińcem, na którym stało kilka stogów siana.
(( Kiedy spaliśmy jak zabici — powiada Adolf — po-
słyszałem ogromne stukanie do bramy i w tój chwili
usłyszałem głos sąsiadki Kałmuczki, miotającój moją
okienicą : Adolko ! pożar u was ! — Na takie dictum
acerbum zerwałem się z łóżka, pobiegłem zbudzić
moich gospodarzy i przekonałem się naocznie o grożą-
cym niebezpieczeństwie. Ledwo w pół odziany, musia-
łem w pięć minut zebrać, złożyć, związać, i popako-
wać wszystkie moje manatki... Szczęściem, że wiatru
nie było i przy skorym ratunku skończyła się klęska
na zgorzeniu jednój budowli i przestrachu całego mia-
sta drewnianego, a dla mnie na katarze. »
Digitized by
Google
XLVIII ŻYWOT
Zresztą , rok ten upływa! podobnym trybem jak po-
przedni, tylko przy lepszem zdrowiu : zimą « z fajką
w zębach, nad szachami, nad książką, » na wiosnę i
latśm pod otwartóm niebem, na stepie lub w ogródku.
Kwiaty i dzieci, były dwie rzeczy koniecznie potrzebne
Adolfowi : szukał ich, zgromadzał koło siebie, pielę-
gnował. Trzy małe córeczki gospodarza domu są
często przedmiotem jego opowiadań listowych. Chwalił
że ładne jak aniołki, ubolewał gdy chorowały na ospę,
starszą, skoro cokolwiek podrosła, uczył czytać i pisać.
O ich rodzicach też wyrażał się zawsze z wielką przy-
chylnością. « Są to ludzie prości — mówił — ale naj-
uczciwsi w świecie; kontent z nich jestem jak oni
również ze mnie. Trzeci rok już u nich mieszkam, a
niedoświadczyłem żadnej nieprzyjemności, ani szpilka
mi nie zginęła, chociaż wychodząc nigdy kluczów nie
bior$ z sobą. Mam stół nieokazały wprawdzie, ale
zdrowy i posilny, we wszystkim mi dogadzają. Teraz
na ich dziedzińcu zakładam z moim towarzyszem i
współmieszkańceni (Józefem Nowakiem), jednonogim
jak mój szwagier Michaś , ogródek przed naszemi
oknami. Goś to będzie bardzo osobliwego, bo on ma
swoją połowę stroić w kwiaty, a ja swoją zasadzić
sosną, brzozą i tarniem ; on w swojój dzielnicy ma
zrobić kanapkę, ja zaś w mojój zamierzam usypać
wysoką górę, z którój będę patrzał w stronę gdzie leży
Dziahylna : trzeba zaś wiedzieć, że miejsce całe do roz-
winięcia naszych planów i talentów ogrodniczych, nie
przechodzi jedenastu kroków długości. » W czerwcu
ogród już był gotowy, choć trochę inaczćj urządzony :
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XLIX
zawierał 120 gatunków kwiatów, groch cukrowy i ku-
kuruzę z trzech stron, a z czwartój kanapkę z darnią,
na którśj Adolf sam jfedełi — bo wspólnik ciężko zacho-
rował — o k^ rano i o 5*^ wieczorem pił kawę lub
herbatę, palił turecki tytuń « worami przysyłany przez
kochanego Tomasza » czytał książki dostarczane tro-
skliwie z Wilna przez braciszka Januarka, a najczęściój
swoim obyczajem marzył « o drogićj rodzinie i słodkiej
niegdyś przeszłości. »
Kanapka w ogródku stała się tóm milszóm schronie-
niem, gdy upały dzienne, a o wschodzie i zachodzie
słońca chmury dokuczliwych komarów i muszek, nie
dozwalały robić wycieczek w okolice. Podróż do Petro-
pawłowska na kumys była nie potrzebną , bo « piersi
już nie bolały, a głowa uwolniona od humorów zda-
wała się lekka i jasna jak czeska butelka. » Kąpiel
jednak w błotńo-słono-mydlanem jezierze zabrała parę
ostatnich tygodni sierpnia.
Ale z wrześniem nadeszła jesień, ten ogródek, co
niedawno 'wyglądał « jak mały raj, » z którego uszcz-
knięta rezeda szła w Uście aż na Litwę, « stał się podo-
bnym do żebraka w^ łachmanach : olbrzymie strzały
kukuruzy pospuszczały głowy, malwy białe poskręcały
swoje zżołkłe kwiaty, gwiazdy astrów jakby tknięte
paraliżem blask straciły; słowem z całój tćj bujnśj
zieloności zostało także tylko wspomnienie ! O jakże-
bym — dodaje smutny dziedzic opustoszałego ogródka
— zamiast wspomnień wolał cieszyć się widokiem
rzeczywistości w Dziahylnie. Co Mama porabia? jak
się nia jój drogie zdrowie? Czemuż to wiek teraźniejszy,
d
Digitized by
Google
Ł ZTWOT
tak płodny w wynalazki, nie obmyśli sposobu, żeby o
mil kilkaset w jednśj chwili można było zamieniać
słowa, żeby jakę nicic elektlrycznę można połęczyć
oddalone serca ! »
Chociaż wynalazek telegrafu elektrycznego, mógł
wtedy być tylko marzeniem myśli udręczonej tęsknotą ,
rozległy jednak okręg korespondencyi zbiegaję,cój się
do biórka w Iszymie, rozszerzył się jeszcze bardzićj i
zaczepił o nić sięgającą Paryża.
Od niejakiego czasu matka poczęła pisywać do przy-
jaciółki i późnić j małżonki drugiego syqa swojego,
Eustachego, mieszkającćj w Galicyi. Udzielając Adol-
fowi coraz częścićj wiadomości o braciach, otrzymywa-
nych za jćj pośrednictwem, przesłała mu jeden jćj list
własnoręczny.
List ten stał się przedmiotem głębokich studyów
psychologicznych. « Bilecik Panny Eugenii ze sto razy
już przeczytałem — pisał dziękując matce — Z chara-
kteru ręki, z toku słów, z.wyrażeń, ze stylu i z myśli
pragnąłem zbadać jćj charakter i serce. Zdaje mi się,
że ją widzę przed sobą i znam najdoskonalej. Wyobra-
ziłem ją sobie taką , że nie podobna jćj nie kochać i
nie wielbić. Ale czy wie Mama, czego dla mnie w tym
ideale brakuje? Oto, wnoszę ze wszystkiego, że to
musi być piękność żywa, wesoła, na którćj jasne czoło,
wolne od trosk wszelkich, nigdy najmniejszy promień
słodkićj melancholii nie pada... Choćbym zgadł, nic
to jćj wdzięku i zalet nie ujmuje, tylko to pokaże Ma-
mie, jakie moje usposobienie. Piękną jest zapewne
hoża gazella swobodnie latająca po piasczystych doli-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. Łl
nach Arabii ; ale ja wolę alpejską jój siostrę, wolę bo-
jaźliwą sarneczkę, kryjącą się przed strzałem po prze-
paściach, skałach i lodach ś. Gotarda. Ludzie całe
życie szczęśliwi lubią słOńce, wesołośd i zabawy ; nie-
szczęśliwy większą rozkosz znajduje w księżycu , tęskno-
cie i samotności. Dlatego i ja większym jestem przy-
jacielem księżyca niż słońca, dlatego unikam wrzawy a
szukam zacisza, dlatego urok świetnych powabów mógł-
by mię oślepid, ale nie wzruszyłby mego posępnego
serca. Byłby to dla mnie brylant nadto rażący oczy, a
ja nie wiem czy zniósłbym teraz skromniejszy blask
perły Cejlanu. »
Późnićj posłał na ręce matki list następny.
Do Eugenii Larys. Iszym 16/28 listopada 1836.
a Nieznajomej, dalekiej, nieznanyi daleki, »
Nie mogę właściwiej zacząć mojój rozmowy z osobą
która o mnie w swoich listach wspominać raczy, jak
tómi wyrazami wielkiego wieszcza, z którym w nie-
dawnych czasach, ale za szczęśliwych dni moich, błą-
dziłem po ruinach dawnćj stolicy świata. Nie powie-
działy wtedy Sybille, że Wkrótce fortuna, to zimne i
nieubłagane bóstwo Rzymian, rozbije łódkę moją o
lodowate skały północy i że na dzikich pustyniach
Sybiru powtarzać będę rymy, których w podobnym
prawie wypadku i w podobnych okolicznościach użył
autor Wallenroda. Szczęśliwy jestem, że choć w tych
kilku wyrazach mogę przesłać moją wdzięczność za
Digitized by
Google
LII ZTWOT
jśj wspomnienie. Będzie mi ono tak drogióm jak
uśmiech nadziei wśród tęsknych myśli wygnańca.
Obym kiedyś miał szczęście wynurzyć Jśj osobiście
uczucia, jakie wzbudziło w raojćm sercu to niespodzie-
wane i drogie wspomnienie !
« A ponieważ u nas w Azy i nie ma zwyczaju podpi-
sywania się najniższym sługą, darujesz mi zacna Euro-
pejko, że. się tylko podpiszę,
Adolf Januszkiewicz.
Obok tego, w liście do matki pisał : « Cieszę się
niezmiernie z wiadomości, iż pan January, znakomita
podpora upadłego domu naszego, przenosi się z Wilna
na wieś i będzie pomocą Mamie. Zazdroszczę mu tego
szczęścia. — Po pierwszych zimnach mieliśmy czas
przecudowny. Polowałem w ostatnich dniach jesieni i
własną ręką 46 zajęcy ubiłem : będą z ich skórek
futerka dla córeczek moich gospodarzy. Szkoda że tu
nie ma soboli : miałbym z nich lepszy dochód niż na
Litwie można mieć z żyta; za skórkę zaś zajęczą ledwo
płacą 8 kopiejek, a mięsa, prócz nas — i psów, nie-
stety ! — nikt tu nie je, bo lud prosty mi zająca za
stworzenie pohanne.
Rok 1837 rozpoczął się wśród zwyczajnych zatru-
dnień zimowych miłośnika samotności. Matka troszcząc
się, żeby czytaniem nie osłabił sobie wzroku, radziła
mu zajmować się dla rozrywki tokarstwem. « Niech
Mama nie myśli, że ja ciągle siedzę nad książkami —
odpowiedział jśj na to. — Umiem ja sobie zawsze
wynaleźć co nowego na pożyteczne użycie czasu. Ba-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LIII
wiłem się dawniej introligatorstwem, dawałem lekcye,
dwóch moich kolegów tyle nauczyłem po francuzku, że
każde książkę mogą czytać ; teraz wziąłem się do spe-
kulacyi — proszę zgadnąć jakićj? Żebym kochanej
Mamie nie męczył głowy dochodzeniem, powiem
odrazu : tą ogromną spekulacyą są duhy, które wespół
z moim poczciwym gospodarzem przedaję tutejszój pu-
bhczności. Pusłowski, który tak wielki zostawił mają-
tek, zaczął swoją karyerę od handlu łapciami — i do-
brze na tćm wyszedł, gdyż kapcie jestto artykuł nie-
zmiernie potrzebowany. Komuż także duhy nie są
potrzebne, osobliwie w kraju, gdzie wszystkie powozy
urządzone są do hołobli? Skutek sprawdza moją zasadę,
bo odbyt mamy wyborny ; jaki zaś będzie ostateczny
rezultat, późnićj doniosę, a tymczasem spodziewam się,
że ta wiadomość pewnie rozśmieszy Mamę. Co na to
powie Staszutko ? »
Ważniejsze jednak zamiary rozwiązały wkrótce spółkę
handlową, a na tę porę przypadło i rozwiązanie wę-
złów nfiłości, nie mogących wytrzymać dłużej siły
czasu. Juz prawie dwuletnie trwało między kochan-
kami milczenie, bo obie strohy « dla spokojności »
jedna drugiój, nakazały sobie przestać pisywać. Przy-
jazne tylko osoby nie zaniedbywały uwiadamiać nie-
kiedy Adolfa o Stefanii, i nareszcie, z usłużności^
zwykłą w podobnych razach, pośpieszyły mu donieść,
że idzie za mąż. Dzieląc się tą nowiną z matką, pisał
• do nićj w lutym : « Stefania jest już, czy ma być żoną ^
sławnego w naszych stronach i bogatego, a przyt^m
bardzo zacnego doktora — który ją wyleczył ze słabo-
Digitized by
Google
LIY ŻYWOT
ści dla mnie, i jak ja niegdyś w komitecie zasiadłem
po nim, tak on przy niśj zastąpił moje miejsce. Nie
mówię tego z ironią, bo jak Bóg na niebie, tak zarę-
czam Mamę, że życzę Stefanii wszelkiego dobra, i jak
szczerze niepokoiłem się jśj położeniem, tak ta wiado-
mość przywraca mi spokojność... A co Mamo będzie
z wyprawą przygotowaną dla mnie ? Czy nie możnaby
choć ze sześć koszul przysłać z niój na Sybir dla bió-
dnego wdowca? »
Niezadługo potom otrzymał list od samój Stefanii
datowany 15 stycznia, pełen prostoty^ szczerości i tój
loiki, jakiej dostarcza powszedni porządek rzeczy, kiedy
buntownicze uczucia broń przed nim złożą. « Muszę
myśleć o sobie — mówiła po kilku żałosnych westchnie-
niach nad koniecznością zrzeczenia się mił^j nadziei —
Widząc się już bardzo zmienioną, widząc moją matkę
w złćm zdrowiu i w latach podeszłych, nie mogę zostać
na świecie bez opieki... Znam twoją dobroć i twoje
serce, wiem że nie weźmiesz mi tego za złe, gdyż sameś
mię na to namawiał... Kiedy Bóg i cesarz nie chcieli,
żebyś był moim, przyjm napowrót swoją obrączkę, a
wróć mi moją. » Naturalnie, zamykało się wszystko
prośbą o wzajemną i dozgonną przyjaźń...
Przesyłając kopią tego listu matce, pożegnany au-
tentycznie kochanek, dodał z właściwym sobie humo-
ryzmem : « Dziś więc ostatni raz piszę do Stefaąii.
Odsyłam jój obrączkę z tysiącem życzeń szczęścia w
całćm jśj życiu, i — na tćm się kończy historya mego
romansu, z którego p. Balzac mógłby cztery tomy
napisać i wziąść za nie najmniój^ 20,000 franków. A ja
Digitized by
Google
ADOŁPA JANUSZKIEWICZA* ŁT
com zyskał na nim? Wspomnienie tylko, wspomnie*
nie ! »>
Godzi się posądzać , że te wyrazy tchnące nieprzy-
jemnym chłodem, były wymuszoną pokrywą tego, co
się istotnie w sercu działo. Uczucie szlachetnemi wzglę-
dami tłumione, dotkliwemi przeciwnościami zagnane
na cmentarz wspomnień, nie dało się jednak zabić, nie
zgasło, poszło tylko w głąb duszy, zkąd w dziesiątek
lat późnićj, wśród stepów kirgizki^h, na sam dźwięk
imienia, które Stefania nosiła — odezwało* się głosem
żywźj boleści.
Tymczasem wszakże, spokojnośó stała się niejako
hasłem codziennych myśli i starań zmordowanego na-
powietrznemi nadziejami wygnańca. Pierwój nim się
ucieszył, że — jak mniemał — odzyskał ją w sercu,
szukał jćj koło siebie, na ziemi, w zakreślonym sobie
obrębie stałćj działalności, na nieskreślony czas wygna-
nia : zapragnął własnego dachu, własnśj zagrody.
Zaczęły się utyskiwania przed matką na niedogodności
najętój kwatery, gdzie ciasno, dymno i często niespokoj-
nie, bo podczas jarmarków trzeba mieścić się w szczu-
płym kątku, obok którego za przepierzeniem, kupcy
przyjezdni dzień i noc hałasują. « Gdyby to mieć wła-
sny domek ! — choć malutki, o dwóch pokoikach, ale
osobny. » — « He tylko było w Iszymie książek fcan-
cuzkich, angielskich, niemieckich, i t. p, wszystkie
przegalopowałem, a dzisiaj siedzę posępny nad sta-
remi kalendarzami jak Maryusz na ruinach Kartagi,
albo wielkiemi krokami chodzę po małym pokoju i
dumam o domku, w którymbym miał gdzie pójść, co
Digitized by
Google
LVI , ZWVOT
zobaczyć, czóm się zaj^ć w kuchni, w spiżarni, na
dziedzińcu, w stajence : zima wtedy nie byłaby dla,
mnie tak straszną figurą. » — « Mój już wiek i nie-
pewne zdrowie wymaga wygody ; w mójśm położeniu
chatka własna byłaby wielką rozrywką : marzę o tśm,
przebiegam miasteczko od końca do końca, targuję
wszystkie domy, znalazłem jeden, któryt)y można nabyć
za 400 lub 500 rubli. Jeżeli Mama zechce mi dopo-
módz, należałoby uwinąć się prędko z kupnem, żeby
lato zostało na niezbędne reparacye. »
Takie i tym podobne odezwy do macierzyńskiego
serca nie mogły być długo bez skutku, chociażby przy-
szło Dziahylnę zastawić. Pomoc żądana wyprzedziła
wiosnę ; znalazło się też przytem cokolwiek i w biórku,
gdzie obok wszystkich pamiątek przeszłości, były w je-
dnej szufladce oszczędzone na nieprzewidziany wypadek
cząstki zasiłków z lat przeszłych : dom został kupiony
i rozradowany jego nabywca pisał 4 kwienia v. s.
« Przeszłej poczty otrzymałem rezolucyą wyższej
władzy dozwalającą mi kupić dom w samom mieście
Iszymie i dziś zostałem aktualnym jego właścicielem.
Przed kilką godzinami wypłaciłem za niego jak lodu
325 r. sr.. Jutro, z całą moją ruchomością odbędę
pontyfikalny wjazd do własnego pałacu. Mogę więc
teraz śmiało powiedzieć « po mojej tu stąpam ziemi »
mam dziedzictwo w Azyi i zabezpieczony pobyt w
mieście, a razem przedmiot ciągłej pracy, najlepszej
pócieszycielki w niewoli... Nim przeszłe urzędowie
odrysowany, załączam tu naprędce skreślony plan mo-
jego hrabstwa. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LVII
W tera miejscu listu znajduje się naprzód mały pla-
nik ogólnego położenia miasta, potom większy, w re-
gularnym prostokącie obejmujący całą nabytą posia-
dłość. Z treści zaś dodanych objaśnień wypada : Rzeka
Iszym, nie szersza jak Niemen pod Świętym Dworem,
robiąc wielki skręt eliptyczny, z trzech stron oblewa
miasto tegoż nazwiska. Główna ulica ciągnie się prosto
przez cały półwysep, a ostatnim domem na jój końcu,
po lewój stronie, najbhżój wody, jest dom kupiony.
Ma on pięć okien na ulicę, wnijście z tyłu od dzie-
dzińca, który otacza go dokoła. Z sieni na prawo,
przedpokój, z oknem na dziedziniec, dalój « gabinet
pracy " i sala audyencyonalna » a za nią sypialnia, z
oknami od frontu ; na lewo zaś kuchnia i mieszkanie
kucharki. Z jednój strony domu brama wjezdna, z dru-
giój skład na drzewo. Od wjazdu w rogu dziedzińca
spichlerz i przy nim « w budce pies na łańcuchu. » Na
przeciw sieni stajnia z wozownią, pi^zy których szopa
na siano i chlew dla bydła plecione z chróstu. Za tćm
wszystkiśm rozległy 'ogród warzywny, a w głębi jego
« bania » to jest łazienka.
« Dosyć jest klatek — dodaje — i będzie ciepło gdy
się wyrestaurują ; bo szczerze mówiąc, wielka to sta-
rzyzna : dom stoi na bakier jak czapka ułana, ściana
od^ihcy jak brzuch wydęta, okna patrzą zyzem... ale
coż lepszego być mogło za takie pieniądze ! »
Po tym pierwszym raporcie^ szły inne, donoszące o
rozwijania się gospodarstwa, o postępie robot koło
domu, o kłopotach i korzyściach z nabytku, przyczóm
nastręczała się okoliczność i do nowych próśb i do po-
Digitized by
Google
LVIII ŻYWOT
nawianych dzięków. Przez dwa miesiące pisał kolejno 2
« Gdzie spojrzę wszędzie koło mnie to zamki to
garnki, to sita, to krobie, w^ory mąki, stosy marchwi,
rzepy, cóbuli... Zamęczyłem moją dawną gospodynię
sprawunkami, nim zgromadziłem wszystko co potrzeba
na początek... Może Mama wyobrazić w jakim jestem
ruchu... Teraz na nudy skarżyć się nie mogę, bo jak
tylko zmęczę się czytaniem, porywam rydel lub sie-
kierę i dalćj na dziedziniec!... Gdyby nie dom, pewno-
bym w tym roku zwaryował z braku czynnego życia.
Dawnićj polowanie było mi największą rozrywką, ale
właśnie w tych dniach władze tutejsze odjęły nam spo-
sobność do lego... Coraz więcćj wdzięczen jestem ko-
chanej Mamie, że mi pomogła chatkę nabyć... »
« Zakorkowałem 30 butelek piwa (za nic hanower-
skie !) , piję swój własny kwas, jem już swój chlśb i do
kawy mam swoje marymontskie bułki... Od początku
niepodległej gospodarjki żadne mi jeszcze nie zdarzyło
się nieszczęście, wyjąwszy że kucharka, pospolicie tu
zwana 5^napA:^, przeszłćj niedzieli upiła się niemiłosier-
nie. Tutaj najwiękązym ambarasem dla mających swoje
gospodarstwo jest owa striapka, gdyż zwykle bywa to
kobićta z klasy |)05fe/aneA:^ jaka ex-złodziejka, ex-dusi-
cielka swojego dziecka, trucizniarka lub tym podobna
dama, którśj wilcza natura zawsze ciągnie do lasu^ a
jeżeli z obawy knuta nie kradnie, nie dusi, nie truje,
to za to na kabale pogląda czułem okiem jak na ko-
chanka. Otóż i moja Wasylisa jest z posielanek , i
pewnie że za cóś złego przysłana, choć nie wiem za co
(bo pytać o to byłoby największą niegrzecznością) ; ale
Digitized by
Google
ADOLFA 1ANU8ZE1BW1CXA. LII
wziąłem ją na tój zasadzie, że od lat czterech nie po-
pełniła żadnego występku i umie koje szło sostrapat*,
to jest zgotować jako tako, bylebym ja i mój Trezor
głodny nie był... Może też nałożek do pijaństwa da się
jakkolwiek zmodyfikować. Pogroziłem jśj, że gdy zo-
baczę pjaną, zamknę bramę i do domu nie puszczę;
ponieważ zaś wycłiodząc na spotkanie wracającćj z
rynku widzę odtąd zawsze trzeźwą, w nagrodę sam j6j
za każdym razem nalewam kieliszek tęgiój wisz-
niówki. »
Nic to jednak nie pomogło i następny list zawierał
te słowa : « W dodatku do mojego raportu muszę za-
mieścić, że przepędziłem moją sł.riapkę i mam teraz
drugą, o połowę młodszą, cichą, skromną, bardzo do-
brze wychowaną-, bardzo ładną! — prawdziwą Sybi-
raczkę, sierotę po inwalidzie, imieniem Marylę 1 Jestto
dosyć na zawrócenie sobie głowy ; ale niech się Mama
nie lęka o swojego romantycznego syna. Minęły wulka-
niczne dni jego, przeszła już kanikuła jego życia. A
wreszcie, Maryla przy garnku lub z wiadrami na ple-
cach, to nie poetyczny ideał Dziadów Mickiewicza... ii
Ten kłopot został załatwiony, wybór był szczęśliwy
i nie potrzebował już zmiany; ale dokuczały inne
troski : a Od dwóch tygodni trwa reparacya domu •—
wołał biódny gospodarz — mieszkam w sieni, a około
mnie ruiny. Do czego dotkniemy się siekierą, wszystko
się wali, wszystko spróchniałe. Strach ile potrzeba
restaurować ! Aż mię głowa boli, kiedy pomyślę ile to
kosztować będą okna, piece, podłogi, wrota, płoty!
Jeżeli Mama mię nie wspomoże większym niż zwyczaj-
Digitized by
Google
LX ŻYWOT
nym zasiłkiem, nie wiem co pocznę. Ach moja Mamo \
Co to za szczęście mieć taką matkę jaką się my cie-
szymy ! Nie wiele jest takich matek , do którychby
można tak otwarcie pisać jak ja dzisiaj piszę. Boże
dobry ! Ty tylko przedłużaj jój życie, a syn jćj, jakkol-
wiek długo los przeciwny zatrzyma go w Syberyi, za-
wsze będzie spokojny o swoje skromne potrzeby. »
Pod koniec czerwca wszystko się uładziło. Dom
wyprostowany, wy lepiony, wybielony świecił jasnemi
oknami. W wygodnych pokoikach pełno było sprzętów,
które zdarzyło się nabyć po jednym uwolnionym w
tym czasie współwygnańcu. Na ścianach wisiały opra-
wne w ramy widoki kościoła świętćj Anny i Ostrćj
bramy w Wilnie, obok innych obrazów i rycin pamiąt-
kowych. W stajni koń dobry ; w chlewie krowa nazwi-
skiem Siniucha « zapewne tak nazwana że 10 sinych
bumażek kosztowała;* » na dziedzińcu mnóstwo drobiu ;
w ogrodzie zieleniały ogórki i melony i wszelkiego ro-
dzaju jarzyny. Uszczęśliwiony dziedzic, chciał być
godnym uczniem pana Strumiły, którego Ogrody pół-
nocne miał u siebie na stoliku i chlubił się że mieszka
« jak jaki szach Kochinchiński. »
Według posłanego matce rejestru poniesionych wy-
datków, restauracya kosztowała prawie drugie tyle co
nabycie własności, ogółem 600 rubli sr. kopiejek 10.
Pierwćj nim ten rejestr doszedł do matki, już właśnie
taka suma przyszła od niój.
Tak tedy życzenia co do zewnętrznego spokoju zo-
stały spełnione; ale niespokojność w głębi duszy nie
dawała się niczćm uśpić ani zagłuszyć. Wśród najgo-
Digitized by VjOOQ IC
ADOLFA JAMUSZBIBWIGZA. L]^^
rętszych zatrudnień koło ustalenia wygnańczej siedziby,
myśl powrotu stawała ciągle przed oczyma, we śnie i
na jawie. Zmordowany całodziennym pilnowaniem cieśli
i mularzy, ledwie oczy zmrużył, widzid siebie w Dzia-
łiylnie otoczonego całem gronem znajomój i nieznajo-
mej rodziny, er To sen , — powiadał sobie — już nie
raz tak mi się marzyło. » Widzenie jednak trwało dzień
jeden, drugi i trzeci : ranki i wieczory następowały
zwykłą koleją; wszystkie kąty zwiedzał, wszystkie
miłe twarze witał. Uwierzył złudzeniu, serce przepeł-
niło się niewypowiedzianą słodyczą. « To nie sen ! —
zawołał — wróciłem rzeczywiście, jestem u mojśj dro-
giej mamy ! » — i wtóm się zbudził, żeby zalać się
gorzkiemi łzami. Wyliczając czego mu jeszcze brakuje,
co w roku przyszłym będzie starał się nabyć, zatrzy-
mywał się nagle i dodawał : « A! może Bóg da„ że
tego już nie będzie potrzeba. » — Opisując bratu ra-
dość swoją z nabytego przytułku, kończył temi wyra-
zami : « Nigdy tak mocno jak tćj wiosny nie mówiło
mi przeczucie, że to ostatnia na wygnaniu, że przyszłą
przepędzę już z wami. » — Pomimo to, matka, która
niczego nie szczędziła dla najmniejszej pociecłiy syna,
zasępiała się myślą o jego sadowieniu się na Sybirze :
radość, jaką ztąd okazywał, raziła jój delikatne uczu-
cie, jak gdyby była ujmą dla miłości należnój matce i
ojczystej ziemi. Uspakajał ją odpowiadając : « Po co
Mama smutne myśli przywiązuje do kupna mego domu?
Wielu % moicli kolegów mają swoje własne domy dla
zajęcia się i lepszój wygody. Cóż one przeszkodzą na
wypadek, jeżeli pomyślna gwiazda powrotu zaświeci ?
Digitized by
Google
LXII ŻTWOT
Zostanie przynajmniej pocieszające wspomnienie o ży-
ciu przepędzonóm w niewoli. »
Owoż to życie, ktdre istotnie miało zostawid, z jednćj
strony przynajmniej, powabny obraz w pamięci niewol-
nika, wzdychającego późnićj nawet za przeszłością sy-
birską , przybrało jednostajny tok na ostatnie cztery
lata przebyte w Iszymie. Wszystko odtąd szło tym
samym trybem według kalendarza astronomicznego',
któremu nieodstępnie towarzyszył kalendarz wspomnie-
niowy. Listy do rodziny, szykują się już teraz w ciąg
szczegółowycłi opisów, dających widzieć miejscowość
z całym jój niezmiernie odmiennym kolorytem por
roku.
Zaledwie minął dzień ś. Tekli (23 września) i poszły
do matki najczulsze życzenia, z prośbą przyjęcia załą-
czonej jakiój pamiątki, naprzykład obrazku niewiado-
mego świętego, rytego na kamieniu z gór ałtajskich
« któryby jój przypominał Sybir i nieszczęśliwego syna »
następują dni krótkie, słotne i chłodne, spadają nagle
ogromne śniegi, zamieniają się w rozwodź, marzną i
całą ziemię pokrywają lodem, nim ich nowa odwilż
nie roztopi. Na dobitkę nud poczta coraz się bardziój
opóźnia : « Jak tu być w dobrym humorze i nie narze-
kać. A cóż dopiero będzie, kiedy przyjdzie listopad i
grudzień, kiedy sama zima sybirska zawita ze swómi
mrozami 40"" i /iS**" stopni Reaumura, ze swemi nocami
trwaj ącemi po 17 godzin, ze swemi nareszcie burja^
nami i purgami (wichrami i burzami) . »
W listopadzie, biódny więzień, po ruchu letnim zmu-
szony siedzieć przy piecu, rozwodzi dalćj swe narzeka-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. ŁXIU
nia na podwójną niewolę. « Od tygodnia — powiada
— taka ślizgawica na ulicy , ii zdaje się ie ktoś jedno
wielkie zwierciadło położył na niój, jakby umyślnie dla
pozbawienia przechadzki i co gorsza, ogłodzenia swoj-
skich i dzikich stworzeń.. • Kiedy to piszę, stadko ku-
ropatw szarych (bo mamy tu i białe) przyleciało ze
stepu szukad pożywienia w mieście, o 50 kroków od
moich okien. Spodziewam się, że nic podobnego nie
można widzieć w Wilnie ani w Mińsku. Biedaczki ! nie
mogęc swómi słabemi nóżkami przebić lodowatej po-
wierzchni i wygrzebać ziarnka zboża lub nasionka
jakiój rośliny, zbliżają się do- siedlisk ludzkich i z zau-
faniem godnóm pierwiastkowych czasów świata « Jak
niepłoszone zwierzęta, których stado nie ucieka, wi-
dząc pierwszą twarz człowieka » bezpiecznie biegają i
ślizgają się po szklistej ulicy śród bab idących po wodę
i jadących z sianem wieśniaków. Czemuż tak miłym
widokiem nie pozwolił mi dłużój cieszyć się mój głupi
Trezor, który zwietrzywszy zwierzynę, poczytał za naj-
większy dowcip wypędzić ją z miasta. »
W grudniu jednak, inne widowisko można mieć na
ulicach Iszymu. Dwa razy do roku, przed Bożćm Na-
rodzeniem i koło Wielkanocy, odbywa się tu jarmark,
każdy trwa z tydzień, a zimowy szczególpiój bywa
liczny. Z rozmaitych dalekich stron ściągają się kupcy,
do sześciu tysięcy gości przepełnia miasteczko, którego
mieszkańcy muszą na ten czas mieścić się po kątkach
« jak śledzie w l>eczce. » Głuche i puste ulice oży-
wiają się nagle gwarem i ruchem. « Jest na co poga-
wronić. » Wszędzie snują się w swych narodowych
Digitized by
Google
LXIV ŻYWOT
ubiorach Kirgiży, Tatarzy, Bucharcy, Taszkiócy ;
wszędzie nawał towarów 2 piramidy łoju i masła, stosy
skórek zajęczych, baterye garnków żelaznych, wieże
różnokolorowych pak i skrzynek, trzody bydła, tabuny
koni, niezliczone szeregi gęsi. To wszystko niezmiernie
bawi i zajmuje oko znudzone jednostajnością , ale kto
ma swoje gospodarstwo, musi nie dla samój rozrywki
mieszać się do ciżby jarmarcznej : trzeba na całe pół-
rocze zaopatrzyć się we wszystko, czego przed nastę-
pnym jarmarkiem nie będzie można dostać. Najsz
gospodarz , ze swego zamczystego domku na przed-
mieściu Kisielówce, wyoJiodzi do miasta z wcześnie
ułożonym i dobrze obrachowanym rejestrzykiem spra-
wunków ; biega, targuje^ kupuje, a nawet i przedaje ;
zebrało się bowiem masła dziesiątek pudów, stary koń
Gniedko już się wysłużył za swoj§ cenę, po co go kar-
mić przez zimę, lepiój na wiosnę kupić innego, a i
jedna z krów mało daje mleka, więc niech idzie do
rzezników. O tśm wszystkićm szczegółowe doniesienia
« najdroższo) Mamie » zapełniają « część administra-
cyjną » listów, przeznaczoną na raporta podobnego
rodzaju, od czasu zaprowadzenia własnćj gospodarki.
Ile zaś listów rozchodziło się w rozpiaite strony, można
miarkować z następnego zmniejszenia w budżecie wy-
datków. « Ponieważ przekonałem się, że listy pisane
na prostym papierze równie dochodzą jak na poczto-
wym, postanowiłem nie kupować papieru pocztowego,
tylko prosty, co mi czyni oszczędności do ośmiu rubli
w rok. »
Pośpiech i regularność w przybywaniu poczty ka-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXV
zały czasem zapominać o wszelkich przykrościach
zimy. c( Pod tym względem, bogdajby zima trwała
ciągle, czyli raczój — bogdajby sanna droga trwała
nawet latem ! »
Obok wszystkich pociech jakie korespondencya mo-
gła przynosić, przyszły zewsząd życzenia noworoczne,
(c Lecz cóż sj życzenia? Niestety ! miłe wprawdzie wy-
razy dla zbolałego serca, ale bezsilne, jak promienie
słońca w zimie; pochlebiające imaginacyi, ale niele-
czące, jak lekarstwa podawane suchotnikowi, który się
do nich uśmiecha, chociaż w pomyślny ich skutek i
sam chory i doktorowie nie wjele wierzą. »
Pogrążonego w smutnych myślach, nie rozrywała
już tyle co jarmark maskarada iszymska , o którój dla
ciekawości donosił siostrze : « Jeżeli nie wiesz, to ci
powiem , że u nas od wigilii Nowego Roku do wigilii
Trzech Królów , słowo w słowo, czyli — jak mówią
piękne Litewki — rychtykjak w Wenecyi, skoro słońce
zajdzie, co ma się rozumieć zaraz prawie po obiedzie
następuje, ze wszystkich kąfów, zaułków i pereułków
wychodzą słuszalniki, to jest maskowani , ale bez ma-
sek, bo zkąd tu dostać tego towaru? Przebiera się
tylko każdy jak może, a twarz czerni węglem, lub ją
zakrywa chustką, najczęściej zaś kawałkiem papieru.
Tajcie tedy maski śpiewają sobie gromko pewną, wie-
cznie jedną piosenkę i zachodzą do domów, gdzie
chwilę pokręciwszy się i pomruczawszy , idą znowu
dalej. To się mówi o klasie niższój, o prosło-narodju;
klasa zaś błahorodna przebiera się okazale, sprowadza
sobie nawet maski z Rossyi i często ma występować
Digitized by
Google
LXVI ZTWOT
wcale przyjemnie, ale ja o tóm mówię tylko ze słysze-
nia, gdyż nigdzie nie bywając, nie widziałem słuszaU
ników wielkiego tutejszego świata. »
« Niech jednak Mama nie sądzi — powiada w in-
nym liście — źe zdziczałem, że jestem pustelnikiem.
Widuję ludzi, ale wtenczas tylko kiedy sam chcę. Nie-
masz tego dnia żebym nie widział kilku z moich kole-
gów. Odwiedzamy się wzajemnie, jezdziemy razem na
przejażdżki , czytamy często razem , gramy w szachy
lub na miłśj gawędce o rodzinnym kraju spędzamy
długie godziny, w
. Przez cały czas pobytu Adolfa w Iszymie, było za-
wsze kilkunastu Polaków. Jedni ubywali, przybywali
drudzy. Zastał tam podpółko wnika Seweryna Krzyża-
nowskiego i Anzelma Iwaszkiewicza, skazanych jeszcze
w 1825 roku. Z wojskowych i powstańców 1831 znaj-
dowali się : Tomasz Kiciński, Kasper Babski, Lipski,
Woroniecki, Cypry an Gródecki, Mikołaj i Leon Gro-
cholscy. Za chęć ucieczki z Moskwy i przyłączenia się
się do powstania przysłani zostali Litwini : Paweł Cie-
pliński, Kasper Szaniawski i Michał Moraczewski ; za
emisaryuszów roku 1833, Gustaw Zieliński, Eugeni
Łempicki i Józef Nowak z Królestwa; nakoniec za -
związek demokratyczny 1839^, Aleiander Ratuld, Mi-
chał Łempicki i Karol Baliński. Krzyżanowski przeniósł
się do Tobolska, gdzie późniój (1839) w zupełnśm
pomieszaniu zmysłów zaJcończył życie. Mikołaj Gro-
cholski, Iwaszkiewicz, Lipski, Woroniecki, Kiciński,
Babski, kolejno otrzymywali wolność przesiedlenia się
do Rossy i europejskiej, albo zupełnego powrotij do
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LWU
domów. Leon Grocholski i Gródecki poumierali na
ziemi wygnania. Zdarzyło się, że kiedy Kiciński wyr
jeżdżał do Permu, tejże chwili trzeba było oddać osta-
tnią posługę Gródeckiemu. « Łatwo sobie Mama ko-
chana wyobrazi — pisał Adolf w lutym 1839 — co
czuć musiałem, przeprowadzając obydwóch w dwie
tak przeciwne drogi. » Powrót każdego ze współwy-
gnańców na łono rodziny, napełniał go radością i na-
dzieją. « Może więc i moja kolej przyjdzie — powia-
dał — Jest w tćm i dla mnie ziarnko dobrej wróżby,
daj Boże tylko żeby wzeszło. »
Tylu rodaków, z różnych stron, z różnych powodów,
a za jedną sprawę zgromadzonych w niewielkićm mie-
ście Sybiru, składało towarzystwo mocno związane i
wystarczające sobie* Dźwięki ojczystćj mowy nieraz
pozwalały im zapominać, że byli śród obcych i w kraju
wygnania. Jedność i dobra harmonia nadawały siłę, o
którą rozbijały się wszelkie zamachy miejscowych urzę-
dników chcących zakłócić ich spokojność. Rozważnym
i godnćm postępowaniem przywiedli władzę do szanowa-
nia ich osób i położenia. Ta chwała (jak świadczy jeden
z grona) należała się w największej części Adolfowi ,
który taktem i mocą charakteru dawał przykład innym.
Nie wszystkich było jednakie położenie osobiste.
« Tćm przynajmniej jestem szczęśliwy — powiadał
Adolf — że wiedzieć mogę o drogićm zdrowiu mojśj
Mamy i jćj stałemu przywiązamiu winienem wszelką
ulgę w niedoli. Iluż to bowiem z moich towarzyszy nie
zna tćj słodkićj pociechy! Iluż tu jest, którzy nie od-
bierają żadnćj wiadomości od swoich krewnych, już to
Digitized by
Google
LXVIII ŻYWOT
Z powodu śmierci, już to z baleśniejszego nad samą
śmierć powodu — zapomnienia ! »
Takiemu cierpieniu zaradzała ile mogła miłość i
uczynność braterska, już to pomocą bezpośrednią, już
pisaniem do kraju o lepszą pamięć na zapomnianych.
W ogólności, choć imię Sybiru zdaje się ze wszech
miar przedstawiać antytezę Zachodu, jednak pod
względem bytu materyalnego i nędzy z niedostatku
pochodzącój, los naszych wygnańców sybirskich o wiele
był znośniejszy od losu wychodźców zachodnich. Zna-
leźli się oni w kraju niższśj kultury od własnego, mieli
większą łatwość i ogranicTzenia potrzeb wymysłowych i
zaspokojenia istotnych ; sam zresztą sposób życia odpo-
wiadał lepiej nawyknieniom i skłonnościom naszym
ziemiańskim. W listach Adolfa znajdują się często opi-
sane sceny tego życia, które niemal całkiem mogłyby
być przeniesione na grunt polski. Jedna z nich daje ra-
zem wyobrażenie jak tam niektórzy z wygnańców że-
nili się — po staremu, a choć posag chybił, nie byli
jeszcze w ostatecznym kłopocie.
« Dni kilka temu — powiada — tylko co po obiedzie,
patrzę, aż jedne, drugie, trzecie sanie zajeżdżają przed
moje wrota. Co takiego? Co za goście? Nikt do mnie
tak huczno, tak gromadnie nie jeździ. Myślałem że
omyłka ; ale wjeżdżają na dziedziniec. Drzwi się nako-
jiiec otwierają i wchodzi jed^n z moich towarzyszów
^niedoli, Podołaniu Teodor Kowalski, za nim dosyć
przystojna, młoda, z żywemi oczyma kobićta, a za nią
sza^T (rodzaj adjutanta na weselu) : reszta poszła
grzać się do kuchni. Łatwo tedy było zgadnąć, że to
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXU
swat' ba, czyli że P. Kowalski ze swoją małżonkę, przy-
jechał w gości do swego kolegi. — Rekomenduję ci
moją żonę, z domu Eudokją Ilniczną. Ożeniłem się
wczoraj ; nie wiem czy głupstwo , czy co rozumnego
zrobiłem, ale już się stało, — takie były pierwsze słowa
pana młodego, na które naturalnie wypadło odpowie-
dzieć : Kiedy tak jest, nie pozostaje mi jak tylko życzyć
wam szczęścia. Niech was Bóg błogosławi , a tymcza-
sem pozwól mi uścisnąć twoją połowicę. — A że tu
jesteśmy bliżsi natury i nie znamy dygów% ani ukło-
nów, ani nadstawiania rączki, więc po prostu, cmok
— cmok, ona mnie, a ja ją dwa razy pocałowałem w
prawą i lewą stronę twarzy. Po tym wstępie, w braku
wina, musiałem wypić za zdrowie państwa młodych
kielich pomarańczowej nastojki, gorzkiśj jak co złego.
Nowożeniec z szafirem, na podziękowanie wychylili toast
gospodarza, a panna młoda usta tylko przytknęła do
tego nektaru, zupełnie jak królowa Wiktorya, kiedy mu-
siała pić zdrowie kilkunastu londyńskich aldermanów.
Na zakąskę wystąpiły rodzenki, które szczęściem zostały
się od ryżowój kaszy. Jak się zaś ta para skojarzyła,
opowiem w krótkości. P. Teodor prowadząc handelek
zbpżem, pojechał po swój towar o wiorst 85 do Ber^-
diuży, i kiedy tam nocował u jakiegoś miełocznikay to
jest kramarza przedającego na wsi igiełki, wstążki,
mydło i t. p. artykuły, wchodzi wieczorem młoda
dziewczyna kupić kawałek ałunu. Czuły P. Teodor, n^.
pierwszy jej widok tak zostaje w niój rozkochany, jak
ja niegdyś w Heluni, jak ja niegdyś... ale nie, inaczej,
bo chwała Bogu ze mną nie tak się skończyło. Po wy-
Digitized by
Google
Lxx ŻYWOT
ściu j^j, pyta się gospodarza : co to za jedna? jakiego
prowadzenia się, jakich rodziców, majętnych czy ubo-
gich i t. d. Gdy gospodarz na wszystko odpowiadał
« łódno — ładno » co znaczyło że i skromna, i dobra,
i pracowita, i bogata, zapytał : a czy nie możnaby się
z nic ożenrć? « Nu^ nie znoju ^ razwie ubiegom (to jest
chyba ukradkiem). » — A to dlaczego? — « A, bo u
rodziców jest czworo dzieci, wsio doczeri^ żadnego
syna, a że panna Eudokja najstarsza, ma lat 19, musi
więc sama i siać, i pachat* (orać) i wołoczyt' (brono-
wać) i wsiakuju wsiaczyńu obrahotywat*. Miała już
wielu konkurentów, i bogatych ; ale rodzice nie chcę
jój oddawać, póki młodsze nie podrosnę i nie będą
moghj pachai* i wołoczyt\ » Taka odpowiedź nie wstrzy-
mała miłosnych zapałów Podolaka. W kilka dni potom,
kiedy mu się nie udało, mimo sekretnej zmowy z Eu-
dokję, wykraść jój dla zaprowadzenia do cerkwi, wprost
oświadczył się rodzicom, a ci po silnym oporze mu-
sieli nareszcie zezwolić, bo panna stała jak mur i od-
groziła się, że co złego zrobi sobie, jeśli jój za Fiedora
Piotrowicza nie wydadzę. Tak więc tedy romans przy-
szedł do skutku. Co się zaś tyczy bogactwa — kto
patrzy na takie marności ! Ojciec obiecał podarować
koroweczku, matka dała na wyprawę trzy koszule,
chusteczkę ukośne, sukienkę i półszubkę baranie —
resztę da Pan Bóg. Byłem wczoraj z rewizytę. Mie-
szkają w izbie pokrytej zienąię i maję 1,000 rubli —
długu. Ale że on obrotny a ona pracowita, wyjdę z
biódy. Można tu dać sobie radę , byleby ręk nie opu-
ścić i nie próżnować. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANU8IK1BWICZA. LXXI
Oprócz wizyt i rewizyt, były między naszymi mie-
szkańcami iszymskimi stosunki bardzićj koleżeńskie*
Dostatniejsi naweŁ, którzy nie chcieli zaprowadzać wła-
snego gospodarstwa, stołowali się u zagospodarowa-
nych. Adolf miewał jednego i dwóch takich stołowni-
ków. Domowa też służba jego nieograniczała się na
samśj striapce. Pierwszego roku wzicł do pomocy jśj
na zimę podrostka chłopca, który nie wiele kosztował :
« parę butów i jedzenie , a był bardzo pożyteczny. »
Potem na stał^ służbę przyjął rodaka żonatego, odby-
wającego lata pokuty jako żołnierz komendy inwalidnój
w Iszymie. « Sztat mój — donosił w raportach matce
— to jest, Pan Leonard Korycki i szanowna jego mał-
żonka Łukerya są nieporównanej cnoty, dobroci i
usługi. Wszystko idzie jak w zegarku , a cicho jak w
uchu. Dodać jeszcze trzeba, że Madame jest wyborną
praczkę, i kucharkę , a Pan Leonard przez zimę wyu-
czył się szewstwa i mnie już jedne buty doskonale wy-
restaurował. A jaki zrobiliśmy pekenflejsz i jakę wę-
dlinę, to czvdo J n
Domek więc na Kisielówce był cichy, ale nie pustek
niczy. Zresztę, w niedostatku innego, bardzo miłe
towarzystwo składały księżki, zwłaszcza kiedy niepod-
legły pan swego domu i czasu, mógł z niśmi postępo-
wać jak z gośćmi — widywać lub nie widywać, wedle
woli. Sybirscy nasi bracia nie znali jednój z ciężkich
klęsk cywilizowanego świata, w Iszymie przynajmniej,
wolni byli od czytania i pisania z musu, od tego życia
papierowego, które jest straszną pokutą, gdy mu trzeba
poświęcić życie rzeczywiste, żeby nie umrzeć z głodo.
Digitized by
Google
LXXII ŻYWOT
Nie należy jednak mniemać, że umysły ich olaczała
ciemność kimeryjska i cały świat dziejów ludzkich był
dla nich « deskami zabity. » O wszystkióm co się działo
w świecie europejskim, wiedzieli oni tak: dobrze jak
wychodźcy na zachodzie, wiedzieli nawet co, kto i jak
mówił w izbach francuzkich i angielskich, wiedzieli
czśm się kończyła każda mowa z tronu Ludwika-Filipa
i odpowiedź na nic : a, jeżeli dowiadywali się o terti
nieco później, i tylko z dwóch lub trzech dzienników,
oddychając świeżśm powietrzem stepu, przy świeczce
łojowej, nie zaś z kilkuset codziennych arkuszy w za-
pachu gazowym i kawiarnianym, że nie dochodziła do
nich cała masa dowcipu, szermierstwa i kłamstwa
dziennikarskiego, to zapewne nie to stanowiło ich nie-
szczęście : wiedzieli dosyć, żeby się mogli domyślić
reszty. Obecność nie była dla nich tajemnicę ; przeszłość
i przyszłość, ile jej tylko zmieścić się może pod okład-
kami książek, stała dla nich również otworem. Spoży-
wali « pełną gębą i z wielkim apetytem » najwybor-
niejsze płody literatury dawnej i nowej, poważnój i
nadobnej. Gdyby ten pokarm istotnie był, jak go na-
zywają, obrokiem duchowym y niczegoby już im nie
brakowało. Duch niemiecki możeby się tśm nasycił,
ale polski nie przestawał cierpieć boleśnój czczości;
umysł wszakże miał pożyteczny zasiłek i przyjemną
rozrywkę.
O tej potrzebie wygnańców troskliwie pamiętano w
kraju, dogadzali przytem jedni drugim zamianą między
odległemi nawet punktami. Iszym, Tobolsk, Omsk
obdzielały się nawzajeftn. Niemasz żadnego z ważniej-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIRWICZA. LXXIII
szych i znakomitszych dzieł ówczesnych, któregoby
Adolf nie miał w ręku. Odczytywał « jedne po wiele
razy, inne po raz pierwszy i ostatni. » Robił nad nie-
któremi uwagi pokazujące, jak miał bogaty zapas ze-
branych dawniej wiadomości, jak starał się ciągle
ukształcać, dopełniać i przez miłość prawdy choćby
całkiem zmieniać swoje pojęcia o ludziach , krajach i
rzeczach. Gdzie zaś myśl jego zwracała się z upra-
gnieniem, cobyłojśj igłą magnesową w różnostronnśj,
bez pewnego celu żegludze po morzu drukowanej wie-
dzy ludzkiśj, to można wnosić z tego, jak- go mocno
zajęła i przywiązała do siebie Historya podbicia Anglii
przez Normandów, dzieło Augustyna Thierry , które
oprócz nazawsze wielkiej swśj wartości, miało nadzwy-
czajną wagę i szczególny pociąg dla ówczesnego uspo-
sobienia umysłów.
Na początku tych wstrząśnień, co odrazu i gwałto-
wnie poruszyły wszystkie zagadnienia, dziś po części
rozwiązujące się szykowną koleją opatrznych wypad-
ków, objawiał się powszechnie zwTot da badań prze-
szłości. W przerwach pomiędzy wybuchami, po klęskach
i zawodach, strona pragnąca i cierpiąca dopytywała
się natarczywie, podług jakich praw i dokąd idzie
wszystko tu na tyrii świecie,- gdzie postępu zaprzeczyć
niepodobna, a najwznioślejsze aspiracye, najsprawie-
dliwsze żądania, ciągle padają ofiarą tryumfu nizkich
chuci i okrutnćj przemocy? Wierzono, że przeszłość
powinna i może dać na te pytania zupełną odpowiedź ;
mniemano, że ta budowniczka potępianego porządku
rzeczy, jest jedyną mistrzynią do wzniesienia nowego
Digitized by
Google
LKXIV ŻYWOT
gmachu. Przez szczeliny porysowanego sklepienia
społeczeństw, między klamrami wi^źjcemi sztuczna
jedność państw politycznych, dały się widzieć pier-
wiastki plemienne ludów, uwarstwowane szeregiem
podbojów : badacze różnie usposobieni, rzucili się je
odgrzebywać z zapałem przeświadczenia, że idjc
wstecz wieków znajd§ teory^, a na dnie dziejowych
czasów zasady do rozstraygnięcia wsczęty eh' sporów o
niepodległość klas i narodów ujarzmionych. Zt§dto
pochodził ten zapęd do poszukiwań dawniój zanied-
banych, który teraz nierozumiejjcym jego pobudek,
zdaje się dziwnym, a częstokroć śmiesznym, zwłaszcza
gdy przerodził się w jałowe, zabawkę, albo chorobliwa
monomaiii% mnóstwa pseudo-etnografów, etymologów
i archeologów, nie zdających sobie sprawy, czego i na
co szukają.
Augustyn Thierry, był jednymi z tych, co w nadziei
znalezienia słowa zagadki mordującój obecność, puścił
się w zamierzchłą dziedzinę przeszłości. Równie jak
inni, stracił on zaraz z przed oczu cel swojśj podziemnój
wędrówki i zaczął chciwie garnąć bogactwa niespo-
dziewanie odkryte w zatęchłych pargaminach średnio-
wiecznych pomników; ale nie uwięznął w żadnój epoce,
nie zalazł w żaden zakątek dociekań , łowiący próżną
ciekawość, jak samotrzask niebacznego ptaszka. Pełen
ognia najszlachetniejszych uczuć, obdarzony rzadką
siłą i jasnością umysłu, wrócił z głębin niebezpiecznych
i wyniósł na biały świat piękny owoc potężnój swój
pracy, który nie był wszakże niczóm innóm, tylko
-cudownie żywym obrazem szeregu podbojów i ujarz-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. L\11V
mieii najezdniczych, zamkniętego najpóźniej w części
Europy zachodniej,
Aator, ściśle trzymając się roli bezwzględnego opo-
wiadacza, nie pozwolił sobie nawet tak ustawiać fa-
któw, żeby prowadziły do jakicł)kolwiek z góry zało-
żonych widoków metafizyki historycznej. Cięgle prze-
jęty tkliwóm współczuciem dla narodowości pognębio-
nych, przedstawiwszy w najdrobniejszych odcieniach
słuszność ich sprawy, ogrom cierpień, długie koleje
niedoli, ostatniemi kartami rzucił na to wszystko jakcś
żałobną zasłonę fatalistycznój konieczności, z pod któ-
rej nie przebija się żadna myśl pocieszająca moralnie.
Dzieło jego atoli dostarczyło historycznych podstaw do
oparcia teoryi ściągając^} wszystkie kwestye społeczeń-
skie pod formułę antagonizmu demokracyi z arystokra-
cyą, i daio tóm większy pochop do szukania końca spo-
rów między narodami w rozbiorze ich pierwiastków ple-
miennych ; pośrednio więc i bezpośrednio miało wielki
wpływ na umysłowość naszego pielgrzymstwa.
Nikt zapewne nad nas nie przebiegał z większym
interesem obrazu tych walk narodowych, co tworzyły
« nieprzyjazne stosunki dwóch ludów gwałtownie na
jednćj ziemi złączonych » tak dobrze, tak boleśnie nam
znajome ; ale nikomu też nie było pilnićj dobadać się
zagadki ich rozwiązania. Dlatego może, wychodźcy
zachodni nie zatrzymywali się długo nad samom dzie-
łem, a śpieszyli dalój różnemi ścieszkami do zastosowań
z niego wyciągniętych, nim jedni nie pozapadali w
jamy l>ez wyjścia, a drudzy nie zaczęli dostrzegać tej
prawdy, że na drodze postępu ludzkości Opatrzność
Digitized by
Google
LKXVI ŻYWOT
rzuca światło przed ni^, nie za nią. Przeciwnie, na
Sybirze jak się zdaje, wnioski mało obchodziły, a zaj-
mowało niezmiernie opowiadanie, na każdej niemal
karcie przypominające nasze biedy i żale , podstępy i
ciemięztwa wrogów ; bo inaczśj zapewne czytali histo-
ryk ci, którym kwestya powrotu stawała pierwszą, nie
ostatnią w szeregu « kwestyi żywotnych » zadanych
na budzenie ducha w pokutniczej pielgrzymce,
Adolf odkładał na stroilę, albo puszczał w dalszy
obieg Guizotów, Capefiguów, Jaquemontów, Bulverów,
ale z Thierrym rozstać się nie mógł. Nie dość mu było
odczytywać te wzruszające i ponętne karty : pocią-
gnięty wrodzoną nam chęcią przywłaszczenia sobie
cudzego słowa, kiedy z ulgą i rozkoszą znajdujemy w
nićm wyraz naszych niemych uczuć a myśli, wziął się
do przekładu ich na język polski, bez żadnego zamiaru
prócz dogodzenia swojej nienasyconej potrzebie « po-
cieszycielki pracy, »
Robota szła szybko. Zaczął ją po jarmarku grudnio-
wym 1839, a w lutym następnego roku donosił matce,
że już kończy tom drugi ; żeby zaś nie lękała się z tego
powodu o jego oczy, dodał jakim trybem odbywała się
ta operacya. « Oto zrana o godzinie 9*J, pies Walet,
wierny towarzysz zacnego mego towarzysza i współ-
ziomka Litwina, zrywa się ze swego legowiska i za-
czyna okazywać wielki ruch, który jest znakiem, że
nadchodzi pora ażeby jego pan opuszczał kwaterę i
szedł w codzienną drogę. Na takowe hasło, wielmożny
Paweł Ciepliński, wkłada ogromne boty, bierze futro
na plecy, kij w rękę i maszeruje wiorstę do mnie,
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXXVIf
gdzie go już czeka przygotowany stolik z papierem,
atramentem, piórem i piaskiem. Skoro tylko odmarzniey
to jest rozgrzeje się, zasiada przy stoliku, czyta mi
głośno text francuzki, ą ja mu dyktuję jak ma napisać
po polsku, co on najpiękniej spełnia. Miła ta rozrywka
zajmuje nas tylko do obiadu; wieczorem zapominamy
o Normandach i' Anglii, a gadamy o sobie i swoim
kraju, marzymy nieraz po kilka godzin, cobyśmy czuli
w tój chwili, kiedyby nam objawiono, że jesteśmy
wolni i możemy jechać do domu. Tak się daleko zapę-
dzamy w tych słodkich marzeniach, że już (ma się ro^-
zumieć myśl^ tylko) targujemy furę, jedną, pod rzeczy
i kozaka, drugą dla siebie; rozporządzamy naszemi
gratami, spisujemy rejestr, co mamy wziąść z sobą, a
co zostawić. Ja nawet przygotowałem już tłomok na
drogę i 5 rubli dla pocztyliona, który przywiezie pakiet
z nowiną naszego wybawienia. »
Oczekiwany pocztylion nie przybywał i tłumaczenie
dokonane bez przeszkody, poszło na dalsze operacye,
wedle rad, które tłumacz przed rokiem dawał młodemu
bratu, a teraz surowic zastosował do swojćj pracy.
<( Mój drogi bracie i literacie — pisał do niego w
1838 r. — Odebrałem miły dla mnie twój przypisek,
w którym mi donosisz o twoich trudach gospodarskich
i. zajęciach się literackich, o owcach i o tłumaczeniu
« Żydów Capefigua. » Wszystko to tak mię cieszy, iż
-gdybym cudem jakim mógł cię w tój chwili dostać w
moje objęcia, zamęczyłbym uściskami. Łzy rozrzewnie-
nia stają mi w oczach kiedy sobie wspomnę, że przed
kilką laty zoslawiłeiii cię dzieckiem — bo cóż innego
Digitized by
Google
LXXVIII ŻYWOT
był W 1830 roku ów Naik, jak go siostry przezwały,
ów skromny i rumieniący się studencik wileński — a
dziś, mój Januarek podniósł się na nogi, porósł w pie-
rze i już swoicłi skrzydeł próbuje do lotu : rządzi sobą
i drugimi, zakłada źródła gospodarski cti docłiodów,
daje zdanie o umysłowycłi płodach, rozprawia o meta-
fizyce niemieckiej (którój starszy jego braciszek, choć
był w Niemczech, na szczęście lub nieszczęście swoje
niewiele rozumie), gotuje się nawet wystąpić przed
publicznością z drukowaną pracą... Ciekawy jestem
komu ją zadedykujesz ? Czy nie panu Dziahylnieńsliemu
arendarzowi,albo poczciwemu Ajzikowi Iwienieckięmu,
u którego kiedyś piłem taki doskonały porter? Bo co
do mnie, gdybym był w podobnym przypadku, bez
żadnego namysłu kazałbym na pierwszćj karcie wy-
drukować złotemi literami : Nathanielowi Rotschildowi,
baronowi, pierwszemu na kuli ziemskiej bankierowi,
potonakowi wielkich Machal>euszów i Herodów, którego
skarby ogromniejsze od gór Libanu, na którego głos
wytryskają z łona Kordylierów piastry i dukaty, jak
niegdyś wody ze skały na rozkaz Mojżesza, który po-
tężnem ramieniem rozrzuca drogi ielazne po całej
Europie, którego gieniusz ożywia ruch handlowy i
przemysłowy w pięciu częściach świata, a imię żyć
będzie dłużśj, niż nawet owego sławnego bankiera w
xvi" wieku, co kilkomilionowe bilety Karola V«% spalił
na kominku roznieciwszy ogień z cynamonowego drze-
wa. Taka dedykacya możeby cóś więcej przyniosła niż
główkę cukru lub beczułkę śledzi... Ale żart na stronę,
powiem ci szczerze, że twoja skwafjjiwość do druku bar-
Digitized by
Google
APOLFA JANUSZKIEWICZA. LXXIX
dzo mi się nie podoba* Dobrze tłumaczyć nie jest tak
łatwo jak się zdaje. Można czysto pisać po polsku , a
mimo to jednak zrobić nędzne tłumaczenie, osobliwie
z francuzkiego, jak tego mamy tysiąc przykładów. Nie
uwodź się popędem, jeśli nie chcesz żeby cię Kraszew-
ski w Tygodniku rózgj krytyczną nie oćwiczył. Prze-
tłumacz naprzód wiernie myśl autora , rzuć go potom
na stronę i całą robotę odlśj w swoim języku. Jak to
zrobisz, zamknij ją do kuferka, a weź się znowu do
naszych dobrych dawniejszych i nowszych pisarzy,
przejmij się duchem ojczystej mowy, naucz się używać
wszystkich jśj skarbów i gdy potom odczytawszy twoje
tłumaczenie postrzeżesz, że nie złe, to możesz i dać je
drukować, jeśli zechcesz. »
Zgodnie z temi prawidłami , sam też ukończywszy
przekład « z grul)szego » począł całą robotę « da capo
od pierwszśj stronicy. » Poprawiał, wyrabiał, polero-
wała mazał, przepisywał na czysto « nie żałując ni
trudu ni świecy » i nakoniec wszystko schował. Do-
piero w lat ośm, posyłając jednemu z przyjaciół tom
pierwszy, starannie przepisany własną ręką i oprawny,
napisał ołówkient na kartce przedtytułowśj : a Jeśli
masz czas, przeczytaj to tłumaczenie, którego nie prze-
glądałem od czasu kiedym je skończył. Sądzę, że mnie
samemu wydałoby się teraz lichom , co gdy się i tobie
tak wyda, możesz z niem postąpić jak tylko ci się po-
doba, zwłaszcza że nie mam żadnćj pretensyi, ażeby
imię moje figurowało w rzędzie drukowanych bazgra-
vczy. Trzeci tom gdzieś zaginął w czasie przenosin z
kwatery na kwaterę, a drugi i czwarty nie przepisane.))
Digitized by
Google
LXXX ŻYWOT
Gdyby jednak szło o to, możnaby powiedzieć, że
skromność tłumacza była zbyteczna. Przekład jest pię-
kny, ma wielką potoczystość i prostotę stylu, a celuje
rzadką poprawnością języka. W tym względzie Adolf
sam zawsze się pilnował i drugim nie przebaczał. Czę-
sto upominał, brata za lada błąd w liście, pilnie roz-
bierał przysyłane SQbie próby jego pióra, nie zanied-
bując nawet przestróg z powodu « niewyraźnego pisa-
nia maczkiem. » Po jednaj takićj admonicyi dodaje :
« Gzy tam teraz Reja z Nagłowic. Powiada oa: jednochmy
my Polacy w swym języku prawie zadrzemali. Nie
drzemajżeż, mój kocłiany Januareczku, w swoim języku,
bo źle nin> pisać, jak onże author na innym mieyszczu
mówi, bardzo wstydliwa a nyeprzistojna rzecz iesth. »
Piśmiennictwo krajowe zajmowało szczególnie jego
uwagę. Z upodobaniem zatrzymując się nad tćm, co
mu się zdawało godnśm pochwały, nie taił zdziwienia
albo niecłięci, gdy jaki utwór pojedynczy lub kierunek
ogólny raził jego smak dobry i czerstwy rozsądek.
Odbierając coraz więcśj z Wilna płodów rymotwór-
czych, wołał : « Mój Boże ! co też to tam nowych poe-
tów i jaka poezya! Pokazuje, się, że«ie sprawdza się
co Krasicki powiedział, iż Pan Bóg uchował nasz kraj
od szarańczy, powietrza i poetów. » O nie jednym z
rozwijających się podówczas talentów wyrzekł zdanie,
które dziś jeszcze warto byłoby powtórzyć, gdyby nie
tą myśl, że jeżeli de mortuis aut bene aut nihil, to
nawzajem, tu przynajmniej, lepiej zachować w milczer
niu słowa umarłych o żywych.
Zresztą, literatura nie stała mu nigdy przed oczyma
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LX\X1
jak najwznioślejszy cel życia albo najpotężniejsza dźwi-
gnia losów człowieka i narodów. Nie odrywała go ona
od przedmiotów bezpośredniego zatrudnienia, które
często w zabawny sposób spotykają się z nią w listach,,
bez przymusu oddajęcycłi bieg myśli posłusznej skłon-
nościom piszącego. Po kilku trafny cłi uwagacli nad
Dumasem i panią d'Abrantes, jednym ciągiem pióra
dodaje : « Trzoda moja powiększyła się urodzeniem
się byczka ! » — Wyraziwszy , że mu bardzo przypa-
dło do smaku dzieło Wiszniewskiego : Rodzaje rcmu-
mów ludzkich^ i będzie się starał « zadeterminować
wedle niego swoją mózgownicę, wiele jest w niej do-
mieszanego głupstwa 1) śpieszy ' z doniesieniem :« Go-
spodarstwo moje idzie zwykłym trybem , tylko Trezor,^
jedyny stróż domu, był zachorował onegdaj ; ale jak
mu wlałem w gardło tęgą dozę pomarańczówki , upił
się biśdak, przespał się i dzisiaj zdrów zupełnie. » —
Od Mochnackiego i Grabowskiego o literaturze i kry-
tyce, przechodzi wprost do serów. « Pamiętam te sma-
czne sorki śmietanowe z czerwonemi słojami, które
zajadałem w Dziahylnie : czy nie mogłaby Mama przy-
słać mi przepisu*jak się robią. Kilka lekcyi poczciwej
naszój Symonowćj (piastunki wszystkich dzieci i och-
mistrzyni w domu) lepiejby się mi teraz przydało, niż
cała filologia Gródka. » — « Cóż mi z tego dzisiaj —
powiada w innem miejscu — że umiem po angielsku i
znam najwyborniejsze przysmaki łaciny. Nie wyżywił-
bym się tym zasobem intellektualnym , gdyby środki
do życia nie przychodziły zkąd inąd. To mi daje powód
do wynurzenia mego żalu przeciwko systemowi naszej
f
Digitized by
Google
LXXXII ŻYWOT
edukacyi, która dobra jest tylko poty, póki szczęście
człowiekowi służy ; przeciwnie zaś, kiedy się mu noga
powinie, na cóż mu się przydaje owe grammatyki, re-
toryki, poetyki, któremi głowę jego przez lat sześć lub
siedem mozolnie nabijano? Nie lepiejżeby więc było,
gdyby w młodości przy tych wszystkicłi uczonych spe-
cyałach, dawany był i kurs skromniejszy prostych
robot wieśniaczych i bardziój skomplikowanych rze-
mieślniczych? Wtenczasby człowiek w złej czy dobrój
doir był zupełnie o siebie spokojnym , bo wszędzie i
zawsze mógłby sobie zaradzić. » — « Mój Januareczkii
— pisze do brata jednego razu — nie troszcz się zby-
tecznie o to, żebym miał co czytać, z ujmą dla twoich
i moich potrzeb istotniejszych. Jakkolwiek lubię litera-
turę, wyznać niestety ! muszę ze wstydem , że lubię
także i pieniądze. Niech cię to nie gorszy. Cóż robić,
kiedy biedny ten człowiek na świecie musi naprzód
myślić o takich prostych, pospolitych, prozaicznych
artykułach jak naprzykład obiad, surdut lub boty!
W mojćm teraźniejszym położeniu często mi więcój
idzie o grosz, jak o najpiękniejszy jaki poetyczny dity-
ramb ! »
Gdy jednak, dzięki Bogu, nie brakowało ani obiadu,
ani nawet grosza, w cichój i ciepłej chiżynce, jak mó-
wią na Sybirze, czyli po naszcmu we dworku, obok
powyższych zdań mogło utrzymać się i nieco retory-
czne wyrażenie, że « żyjącemu samotnie, niemasz mil-
szśj zabawy i pociechy jak w rozumnój książce. » A
chociaż każdą trzeba pierwój przeczytać, żeby się do-
wiedzieć czy rozumna, i ta niedogodność wielka dla
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXXXIII
tych, co musz^ czas i pieniądz uważać za synonim, nic
nie szkodziła w błogim stanie cy wilizacyi , z tego po-
dobnym do naszego Icrajowego, że często czas i nudę
przychodziło zabijać razem jak nierozdzielnych sprzy-
mierzeńców.
Nud zimowych nie widać końca, ale w lutym prze-
cież u tima. perekcLCzewajetsia^ to jest ma się ku schył-
kowi, czyli spuszcza nos na kwintę. Już sroki i gołębie
nie marzną, merkuryusz w termometrach nie krzepnie
i często o południu porządnie pada woda z dachów.
W tak polepszonój konjunkturze rzeczy, biedny pan
Adolf Januszkiewicz, co wielkiemi krokami chodził po
swojćj komnacie, odziewa się w końską jagę i rusza z
nad brzegów Iszymu aż za wody Karasuli, a wśród
tjch kursów zagranicznych, Bóg wie jakie myśli nie
przychodzą mu do głowy. Szczęśliwy ! jeżeli strudzenie
obali go na łóżko a sen mocny każe inu zapomnieć na
chwilę o wszystkich niespokojnościach , które go w
czasie dziennego czuwania dręczyły... »
Niedługo wszakże kapryśna zima sybirska pozwala
cieszyć się niespodziewaną swoją łaską. Wiatr od mo-
rza Lodowatego wieje i nanosi śnieżne zawieruchy.
Zamknięty znowu więzień w domu, opowiada matce :
« Kilka dni temu mieliśmy pur^^f, która przeszfo 20 go-
dzin trwała. Nigdy w życiu nie widziałem takiój burzy.
Dom mój stary, wystawiony frontem do stepu, był
w wielkiój obawie o swoje kości. Już myślałem nieraz,
że ogromne fale śniegu, pędzone wyjącym wiatrem,
wywrócą go i zasypią; ale on jak piramida Egiptu
wytrzymała gwałtowność huraganu i dzisiaj dumnie
Digitized by
Google
LXXXIV Ż¥WOT
spogląda z dziurawego swego szczytu na wał śniegu ,
który jak węź potężny rozwija się u stop jego. Piękny
to był dzionek! Kilku ludzi wracającycłi ze stepu,
zmarzło w drodze. Wśród białego dnia zrobiło się
ciemno jak w nocy ; nie mogłem więc czytać , trzeba
było tylko szukać rozrywki w fajce i chodzić po pokoju
na wzór kapitana okrętu, kiedy w podobnym wypadku
na morzu, spokojnie przebiega zalany pokład. Za próg
ani wyjrzeć, bo tyle przed nim nawiało śniegu, że na-
zajutrz ledwośmy się wykopali. Na ulicy ryczało, hu-
czało, świstało, zrywało dachy. Siedziałem jak w oblę-
żonej twierdzy, a taki był hałas jak w Antwerpii, kiedy
na głowę jój komendanta spadały bomby z olbrzymiego
moździerza. Nakoniec wszystko ucichło, mróz ścisnął
powietrze, wypogodziło się niebo, a światło zorzy bo-
realnej fantastycznemi swojemi kolorami rozweseliło
duszę moj j. Co to za czarujące zjawisko ! Kto go nie
widział , warto żeby umyślnie jechał na Sybir — byle
■z warunkiem wolnego powrotu. »
Z burzami lutowemi minęły dni imienin brata Ro-
mualda i zgonu ojca, poświęcone wspomnieniem. Mi-
nęły także i zapusty, podczas których « kataszka z gór
lodem oblanycn i katanka, czyli szlichtada po długich
ulicach Iszymu , sc zwykłemi zabawami wyższćj i niż-
szśj publiczności, bez żadnych balów, żadnych maska-
rad. » W roku 1839 było cóś więcśj. « Zabawił nas
— powiada Adolf — widok maślanki (karnawału)
przybyłój ze wsi i żegnającej mieszkańców miasta.
Były to szerokie i długie sanie, a na nich jak wieża
Babel wznosiła się piramida okryta matami. Na niej
Digitized by
Google
ADOLFA IANU8ZKIRWICZA. LXX\V
stal drab ogromny, z potężną chorągwią w jedn(5m , a
ze sztofem w drugićm ręku. U spodu piramidy na ła-
weczkach stało także czterech olbrzymów, pstro ubra-
nych,' w około których, na samych saniach mieściło
się również stojących ze dwudziestu wieśniaków. Dzie-
sięć koni ciągnęło ten wóz tryumfalny; na każdym
koniu siedział chłopiec, a z przodu, z boków i z tyłu
jechało mnóstwo jeźdźców dziwacznie odzianych. Wszy-
stko to śpiewało, krzyczało, skakało aż do północy,
póki post nie kazał zaprzestać tych wesołości. Ów or-
szak maślanki przeniósł mnie w czasy moje italskie,
kiedy pod bezzimowćm niebem przypatrywałem się za-
bawom południowego ludu Europy. »
Wkrótce pot^^m większa jeszcze osobliwość obudziła
mocniejsze przypomnienie.
« Co Mama na to powie — pisał pod świeżóm wra-
żeniem marzący o Italii więzień Sybiru — kiedy jój
doniosę , że mieliśmy tu koncert wokalny i instrumen-
talny ! Pan Adolf Kermfes de Pęcinico, tenor rodem z
nad Arno, zrobił* epokę w dziejach naszój mroźnśj Sy-
beryi. Istotnie, czy może być co osobliwszego, jak
cavatina Rossiniego lub Belliniego na lodach i śniegach
tutejszych. Po raz pierwszy wśród stepów dzikich,
brzmiących dotąd posępną nutą śpiewu kirgizkiego,
rozległy się słowicze dźwięki południowego głosu ; ale
niestety ! był to głos wołającego na puszczy, i niemasz
co się temu dziwić, bo publiczność nasza słysząc nigdy
nieznane tony w nieznanym dla nićj płynące języku,
nie mogła w nich znaleźć tyle uroku, ileby go znalazła
w rodzinnój muzyce .i mowie. Co do mnie, który od
Digitized by VjOOQ IC
LXXXVI 2YW0T
lat dziewięciu nie słyszałem italskiej harmonii , która
tyle razy, na tylu teatracłi Europy, raj dla duszy mojśj
otwierała, jakkolwiek wspomniony śpiewak nie mógł
iść w porównanie z pierwszymi artystami, wyznam
szczerze, że po powrocie z koncertu, na który jak nie-
dźwiedź z mojój jamy wyszedłem, całj noc spać nie
mogłem, pełen jakiegoś nieopisanego uczucia, którego
wpływu dot^d jeszcze doznaję. Została we mnie jakaś
czczość i tęsknota, które cłiyba rozproszy pierwszy
uśmiech nadchodzącej wiosny, lub witający zmar-
twychwstanie natury śpiew skowronka — bo słowika...
nie zna step Iszymu ! »
Ale jeszcze nieprędko i skowronek zaśpiewa, bo na
święty Kazimierz, w dniu pamiętnym wyroku podpisa-
nego przez feldmarszałka Sakena , zima leży niewzru-
szona jak ten wyrok. Darmo i kalendarz Warszawski
nazywa dzień 21 marca pierwszym dniem wiosny.
« Zawierzyłem temu kalendarzowi — powiada Adolf —
wyszedłem na przechadzkę w letniej czapce, i odmro-
ziłem sobie kawał lewego ucha. » Za kilka dni wszakże
weselszą donosi nowinę , która rozpoczyna szereg ra-
dosnych powitań :
« Wczoraj, kiedy czytałem list Mamy, słyszę że cóś
tętni po szybach... Patrzę, aż to krople deszczu! Więc
już koniec tobie nieznośna zimo 1 W uniesieniu radości
wybiegłem na dziedziniec, otworzyłem usta, żeby kilką
kroplami orzeźwić podniebienie uwędzone dymem ty-
tuniu... Po jutrze imieniny Eustachego... Czy oni tam
tak wzdychają jak my do wiosny?... » — « Kaczki
pokazały się już w okolicy — ^tado szpaków przele-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXXXVII
ciało po nad moim ogrodem — ptasi wo wodne coraz
częstszemi sznurami cięgnie z południa na północ -^
ziemia wycłiodzi z pod śniegów, gdzie niegdzie poka-
zuje się trawka : patrzę na zbliżającą się wiosnę jak
wilk na jagnię. » — « Miałem łionor zerwać pierwszy
kwiatek polny i jeść zieleninę z młodćj pokrzywy. '»
Jednego razu, współcześnie z ptastwem przelotnćm
zawitał do Iszymu inny gość wędrowny, odwiedzający
go wedle możności, w różnych porach roku. « Tydzień
temu — pisze Adolf — mieliśmy tutaj naszego probo-
szcza^ księdza z zakonu Dominikanów. Mieszka on ze
swoim wikarym przy katolickiej kaplicy w Tomsku, a
parafia jego rozciąga się od Uralu po za brzegi Obi
wzdłuż, w szerz zaś od Lodowatego morza do stóp
Ałtaju; W obwodzie jćj możnaby pomieścić z parę
Francyi, ze trzy Anglie i ze cztćry tuziny małych
księztw niemieckich. Na tćj jednak rozległej prze-
strzeni, rzadka gdzie pasie się zabłąkana jaka owieczka
z trzody, której on jest pasterzem ; największa bowiem
część ludności należy do wyznania greko-rossyjskiego,
reszta trzyma się zasad Koranu, Ostiaki zaś, Samojedy
i Tunguzy chwalą Boga podług swoich wyobrażeń.
W Iszymie znalazł nasz proboszcz ze czterdziestu para-
fian, rachując w tę liczbę kilku Cyganów i trzy czy
cztery Sybille, szanowne ich połowice. Wyspowiadał
nas, mszę odprawił i pobłogosławiwszy pojechał dalćj.
Widok jego wielkie na mnie zrobił wrażenie. Od wy^
jazdu mego z kraju, księdza w oczy nie widziałem; ła-
two więc Mama sobie wyobrazi , ile zjawienie się kar
płana wiary mojej rodzinnej działało na mój umysł.
Digitized by
Google
|.X.\XVI11 ŻYWOT
Przeniosłem się myślj w czasy szczęśliwe najrańszej
mojćj młodości, kiedy raz pierwszy szedłem do spo-
wiedzi w potężnym naszym grodzie Kopylu, w obecno-
ści Mamy i kochanój Cioci : przypomniała mi się i owa
kawa (odgrzewana), którąśmy z sobę przywieźli z
Usowa ; stanęły przed oczyma i owe szwedzkie mogiły
z czasów Karela XII% mimo klórycłi jeclialiśmy do
Kieli. Przywiodłem sobie na pamięć, jakto późniój,
w gronie dwiestu towarzyszy, odmawiałem różaniec
w kościele Dominikanów nieświeżskicłi. Odżyła nako-
niec w mojćj wyobraźni ta dojrzalszego wieku chwila,
kiedy wśród stu tysięcy ludzi okrywającycłi plac Wa-
tykanu, słuchałem błogosławieństwa papieża. Porówny-
wałem owe czasy z teraźniejszym... Jaka różnica!
Gdzie sj teraz przy mnie rodzice i krewni ; gdzie ko-
ledzy, przyjaciele; gdzie tłumy współwyznawców?
Obrzędek religijny odbył się cicho, skromnie, jak w
pierwiastkowych czasach chrześciaństwa, jak w pośród
sawan Ameryki, pod wigwamem Indyanina, pod ko-
puła naturalna upleciona z zieloności, wśród uroczystej
ciszy lasów nowego świata. Te porównania i zwrot do
przeszłości tak rozczuliły moje serce, że w nieznajo-
mym sobie kapłanie widziałem ojca, matkę, braci, sio-
stry, przyjaciół, słowem wszystko co mi jest drogiśm.
Ach Mamo ! czemuż los tak chce , ażebym podobnych
widoków był pozbawiony w rzeczywistości ? Czemuż ich
mieć nie mogę przed oczyma lub w mojóm objęciu. »
Z Wielkanoce nadchodziły inne podobnego rodzaju
wspomnienia, porównania i żale.
« U Mamy w tym czasie zapewne wszystkie domowe
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. LXXX1X
baby zajmuj? się wielkanocnemi babami, plackami,
mazurkami • Musi być ruch wielki, jakto zazwyczaj na
Litwie w wielkim tygodniu. U mnie cicho i głucho,
jak przed zwyczajną jaką niedzielą, i gdyby nie striap-
ka, która mnie dzisiaj prosiła o pozwolenie zrobienia
piwa na święta, niebardzobym wiedział, że za trzy dni
post się kończy • Uczyniwszy wzmiankę o piwie, muszę
dodać, źe nasze Sybiraczki (jak podobno prawdziwe
Litwinki i Źmudzinki) posiadają szczególny talent wa-
rzenia piwa, bez kilsztoków i czopów, poprostu w
dwóch dużych garnkach, zwanych tu korczagami, i to
z mąki żytniśj. A piwo wyborne, niech się schowa i
Szczorsowskie!
« Ja, każdą Wielkanoc przepędzam smutnie i prawie
samotnie, gdyż przykro mi niezmiernie w podobne
dni bywać, jak tu mówią : w gościach. Domyślisz się
zapewne, mój January, dlaczego ; na przypadek zaś
gdybyś się nie domyślił, to ci powiem. Przypomnienie,
że kiedyś w te dni jadło się święcone w gronie rodziny
lub przyjaciół; pewność, że teraz w te dni rodzina i
przyjaciele wspominają sobie jak jestem daleko : jedno
i drugie przyczynia się do tego, że wielkie święta są
dla mnie uroczystościami niemal żałobnymi. Choć na-
wet muszę tu i ówdzie zanieść i odebrać niezbędne
pocałowanie wielkanocne, nigdzie ani kawałka bułki
w usta nie biorę. Pierwszego dnia świąt, jeżeli jest
jeszcze śnieg, najmuję za 50 kopiejek saneczki, jeżeli
zaś pogoda i sucho, to za pomocą moich nóg niekrót-
kich, w parę godzin obiegam wszystkie domy, w któ-
rych z powodu interesów i stosunków miejscowych
Digitized by
Google
xc EYWOT
jawić mi się wypada. Nacalowawszy się dowoli różnych
bab, mężatek i dziewcząt, wracam do siebie, wdziewam
szlafrok, zapalam fajkę i albo myślę o was, albo już i
nio wiedząc gdzie myśl moja odleciała, patrzę przez
okno na urządzoną z drugićj strony ulicy hojdawkę,
na którśj chustają się chłopcy moich sąsiadów, lub
jakie diewoczki przybyłe w gostiy do moich szanownych
sąsiadek. Całuję się jednak z prawdziwą przyjemnością
i serdecznym rozczuleniem w jednym domu, przypo-
minającym mi niejako dom rodzicielski, to jest u mo-
jego dawniejszego gospodarza i siabra Gajewa. U ści-
skając jego ładne i dobre córeczki, zdaje mi się że
przytulam do serca dziatki której z sióstr moich. Naj-
więcej zaś całusów dostaje się odemnie pannie Anasta-
zyi, którą w siedemdziesiąt dni nauczyłem czytać i
bazgrać litery alfabetu. »
Nieszczęściem, wkrótce po Wielkanocy 1839 roku,
przyszło Adolfowi przesłać matce następny opis z ubo-
lewaniem nad tym domem. « Rano, między drugą a
trzecią godziną 7 maja, złowieszczy głos grzechotki,
dzięki Bogu nieczęsto dający się słyszeć w Iszymie,
postawił mię na nogi. Ubrałem się w minutę, i chwy-
ciwszy w jedną rękę portrecik Mamy, w drugą —
wstyd mi wyznać — pieniądze, poleciałem galopem
na miejsce pożaru. Zajął się on o 1,300 kroków ode-
mnie, w bani je~dnego kupca otoczonej zabudowaniami,
które zaraz zgorzały, z kilkunastą sztukami bydła, bo
wiatr był silny, a ratunek nie mógł być dość spieszny
w nocy i w mieście rozrzuconem na rozległćj przestrzeni.
Kiedym przybiegł na plac zniszczenia, palił się już
Digitized by
Google •
ADOLFA IANU8ZKIBWIGZA. Xa
dach, tuż przy nim stojącego domu mego poczciwego
Gajewa, gdzie po mnie mieszlcał od dwóch lat nasz
współwygnaniec Gustaw Zieliński. W t^j chwili wyska-
kiwał on przez okno ze swoim psem Ałtajem. Cisnął
mi płaszcz i puilares, a sam czćmprędzej począł prze-
rzucać na drugą stronę ulicy niektóre wyratowane
rzeczy, z obawy żeby się nie zajęły ogniem. Szczę-
ściem, niedaleko mieszkający Paweł, pośpieszył z wo-
zem, atak zdołaliśmy ocalić największą część szczupłej
ruchomości naszego towarzysza i być pomocą wielu
innym. Mój Gajew w pół. godziny został pozbawiony
domu z całóm gospodarstwem. Ledwo mu ocalało by-
dło i kilka kufrów. Nie udało się wycofać nic. więcej
z przyczyny, że dziedziniec był zawalony wozami kup-
ców przybyłych na jarmark, i drzewem do budowli.
O mały włos nawet tylko co nie stracił najmłodszej
swojej córeczki, którą w pośpiechu zawiązano z po-
ścielą w prześcieradło i przywalono różnemi rzeczami.
Tymczasem dom po domu padał ofiarą płomieni i to
nifezawsze koleją, bo często dalsze zapalały się pierwej
niż bliższe. W kilku z nich ratowałem co mogłem ,
wynosiłem sprzęty jakie mi nawinęły się pod rękę,
wyprowadzałem mdlejące i nieprzytomne kobiety.
Nadszedł moment, że i moja ulica znalazła się w stra-
chu. Z całego środkowego i najpiękniejszego kwartału
miasta, zostało tylko półtora domu, a zaczęła zapalać
się słoma rozłożona kupami na bazarze do pokrycia
stawianych bałaganów jarmarcznych. Wtedy wszyscy
moi sąsiedzi rzucili się zabezpieczać swoje majątki ;
wtedy i ja pobiegłem, do mojego domku, gdzie zasta-
Digitized by
Google
XCII aYWOT
łem slriapkę zapłakana, ale przecie przy zdrowych
zmysłach. Kazałem więc najpierwej wypędzić bydło,
potem wynosić najważniejsze Yzeczy i pakpwać na te-
legę, do której sam zaprzągłem konia. Tak przygoto-
wani, czekahśmy stanowczej chwili do wyjazdu w pole;
aXe obawa nasza i wszystkich moich Kisielowczanów
wkrótce ustała, dzięki zmianie i uciszeniu się wiatru.
Łuny pożaru poczęły gasnąć, weszło słońce, a złote
jego promienie padły na smutne zgorzeliska mieszkań
i smutniejsze jeszcze twarze ich mieszkańców. Tu do-
piero nastąpiła dla mnie scena, na którńj samo wspo-
mnienie łzami napełniają mi się oczy. Pobiegłem zoba-
czyć co się działo z biódnym Gajewem. Stał nieborak,
w pożyczonóm już odzieniu, otoczony szlochającą ro-
dziną, z załamanemi rękoma i płakał patrząc na obró-
cony w popiół owoc pracy całego życia swojego i cały
fundusz przyszły trzech małych córeczek, pięknych jak
aniołki. Moja uczennica, Anastazya, tuliła się do matki
w jednej koszulce i bosa, jak wyskoczyła z łóżka ucie-
kając od ognia. Dawno już nie miałem tak bolesnego
wzruszenia i nie wylałem tyle łez z głębi serca. Co to
jest jednak być poczciwym człowiekiem i jaklo cnota
odbiera zawsze swoją nagrodę ! Ledwo ,mój zacny
przyjaciel (bo tak tego prostaka z chlubą nazywam)
odwrócił oczy od gruzów tlejącego jeszcze domu, wnet
ujrzał ze wszech stron spieszących do niego z pomocą,
i w całóm mieście niemasz nikogo, ktoby nie żałował
poczciwego Gajewa. Na ten raz życzyłbym sobie być
bogatym, żebym go mógł wesprzeć dostatecznie. Przy-
jemnie wszakże będzie zapewne Mamie dowiedzieć się,
Digitized by
/Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XCIII
że wedle mojćj możności starałem się przynieść mu
ulgę w nieszczęściu. »
Ale urok wiosny prędko rozpędza smutne myśli i
bolesne wrażenia, Niemasz czasu rozpamiętywać i roz-
wodzić żale, trzeba kopać grzędy, siać, sadzić, pole-
wać. « Ogród podnosi już głowę. Jest w nim, czego
ani tu ani w Europie nikt nie ma : tybetański jęczmień
z gór«Himalajskich, cliińska pszenica, semipołatyńska
kukurudza; jeśli uda się zebrać z nich nasiona, pójdzie
ich część na Litwę , żeby January w swoich Alpach i
i dolinach Dziahylniańskich rozmnażał te piękne pło-
dy. » — Po gniadoszu, przedanym w zimie Kirgjzom
na befsztyk, rży w stajni nowo kupiony (za 96 rubli i
10 kopiejek!) i^KaYeky istny rumak Farysa, czarny
jak burzliwa chmura, a łagodny jak baranek, przytem
rączy i silny, równie pod wierzch jak do zaprzęgu
zdatny. Co za rozkosz będzie przerzynać na nim zie-
lone fale stepowego oceanu ! »
Prześliczna to pora roku ta wiosna, nikt jej bardziej
nad Adolfa nie czekał z upragnieniem, ale miała dla
niego tę nieprzyjemną stronę, że zawsze spóźniała o
kilka tygodni listy z rodzinnego kąta, a często mroziła
mu wszystkie rozsady, wszystkie kalafiory i galarepy,
nieznane w Iszymie, póki ich nasiona nie przeszły z
Dziahylny. Kwiecień bowiem w klimacie iszymskim
zwykle bywa pogodny i suchy, a maj przeciwnie sło-
tny i zimny. « Po dniach prawie letnich, po deszczach
ciepłych , po grzmotach i błyskawicach , zrywa się
wiatr północny, dmie ciągle przez tydzień i więcej,
nanosi mrozu i śniegu : rozkwitłe pierwiosnki Sybiru,
Digitized by
Google
ŻYWOT
złote sasanki, rozwinięte pę,czki gajów, padają zwa-
rzone szronem, cała ziemia biała jak w listopadzie. »
Uskarżając się na podobne, zmianę, pisał do siostry :
« Oto już 15^ maja, dzień twoicłi imienin kocliana Zo-
siu, na które niegdyś na złamanie szyi leciałem z Wilna
do Siemionowicz, na które późniój posyłałem ci powin-
szowanie z Rzymu, a które teraz obcłiodząc w Azyi,
ledwo mogę pióro utrzymać w ręku od zimna;- bądź
jednak pewna, że w złych czy w dobrych dla mnie
chwilach, życzenia moje równie gorące, towarzyszą
każdemu wspomnieniu o najlepszej siostrze. »
Prędko wszakże następuje znowu zmiana, bo natura
północna musi spieszyć z dokonaniem letnich prac
swoich. Przy nadchodzącem z kolei wsponanieniu na
dzień 9*' czerwca, wcale już inny obraz. « Niegdyś ten
dzień bywał dla mnie bardzo przyjemnym; ale teraz...
bywa tylko powodem smutku. Mogęż w tym dniu być
wesołym , kiedy wraz z obudzeniem się staje przed
oczyma memi obraz Mamy, wylewającej łzy po stracie
tego, któregoby w ten dzień chciała do swego łona
przycisnąć i osobiście pobłogosławić... A jak tu wszy-
stko dziś pięknie koło mnie. Cała okolica tak pokryła
kwiatem poziomek i truskawek, że się zdaje być śnie-
giem przypruszoną. Ostrzę zęby na wydanie im wojny
— za tydzień ! Róży polnój tak wiele tutaj kwitnie, że
w niektórych miejscach można widzieć całe morgi, jak
gdyby czerwonym dywanem usłane ; a niezabudek ta-
kie mnóstwo ozdabia step Issymu,'że ktoby sądził, ii
miliony turkusów spadły z nieba i umalowały ziemię.
Zrobiłem z nich cyfrę Mamy kochaiiój. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. XCV
1 oto, ledwie tydzień upłynął, już huk truskawek i
wszelkich jagód, wypełnione kłosy zboża żółknieć za-
czynają, trawa na stepie po piersi człowiekowi, lato w
całćm znaczeniu, ze swemi skwarami i dokuczliwymi
owadami. « Pomimo upałów, komarów, bęków, much,
muszek i gorszych nad to wszystko rojów smutnych
myśli , krążących po głowie wygnańca » zdrów on i
cieszy się tą krótką porą roku; żeby zaś Mama miała
wyobrażenie jak żyje, posyła jśj szczegółowe opisy
swoich zatrudnień i rozrywek letnich.
« Rano, jak tylko dzień, stuk — stuk w okienicę ;
miejski pastuch woła : loyganiajtie korowu. Budzę się
i wrzeszczę na striapkę : wyganiaj korowu! Ona leci
doić Siniuchę, co prędko się odbywa, bo moja Siniu-
cha w poważnym stanie i daje teraz mleka jak na le-
karstwo. Krowa wychodzi, a ja biorę konia, prowadzę
go do rzeki i napoiwszy siodłam, siadam na niego z
workiem w ręku i lecę na bazar kupić mięsa. Ztamtąd
ruszam jeszcze za tym lub owym interesem w inny
koniec miasta, naprzyklad do pana Gawrońskiego be-
dnarza, żeby przyszedł zasmolić mi beczkę z ogórkami,
które nasoliłem po naszemu. Obaczymy, t;zy Paweł,
mój wieczny emulant w gospodarstwie, będzie miał
podobne. O piątój wracam, daję jeść koniowi, smaruję
telegę, polewam moje kwiaty, pfję herbatę, czytam
SiWio Pellico, poję mlekiem kotkę, którą hoduję na
postrach myszy w zimie, karmię mego niezrównanego
Trezora, słucham raportu sLriapki o kurczętach i nowo-
narodzonych gołąbkach, daję jej rozkaz żeby na obiad
sosłriapała chołodiec i użaryła biełuju kuropaszku, na
Digitized by
Google
ŻYWOT
CO mi ona, k la Odillon Barrot stawi opozycy^, kładąc
za przyczynę, że niema śmietany, bo Siniucha rawno
zdurała. Spór kończy się tem, że ja muszę dać 16 ko-
piejek na śmietanę, żeby mieć w perspektywie chło-
dnik i sałatę do kuropatwy. Po śniadaniu, jeśli niezbyt
gorąco, pracuję w ogrodzie ; po obiedzie zaś, gdy się
słońce cokolwiek zniży, zaprzęgam konia do telegi ,
czego długi czas nauczyć się nie mogłem, a osobliwie
trudno mi było ściągać ten nieszczęśliwy chomę,t z
dulią, ale teraz jestem w tym względzie artystą. Za-
brawszy na telegę cały mój dwór i którego z towarzy-
szy, jadę w step po jagody lub zwierzynę i siano. Póki
słoneczny skwar nie spali truskawek, zbieramy je gar-
ściami, potem czepiamy się po wąwozach szukając
czarnych porzeczek, najczęściej jednak polujemy, to
jest, gdy nam strzelać niewolno, łapiemy psami kuro-
patwy i cietrzewie. Kiedy to piszę, szesnaście młodych
kuropatw szarych , żywcem wziętych do niewoli przez
Trezora, biega po moim pokoju. Podczas gdy my pę-
dzamy się za zwierzyną, striapka z kosą, która tu
zowie się litowką, kosi siano. Po kilku godzinach, ma-
jąc ze trzydzieści sztuk ptastwa, a czasem i parę zajęcy
przytśm, wracamy tryumfalnie do miasta, na wysokim
wozie świeżćj trawy. Za powrotem, wyprzągłszy konia
i złożywszy widłami siano na dachu, pijemy herbatę.
Po herbacie idę napoić i poczęstować obrokiem mojego
Karka, następnie ubieram się w pyszny szlafrok przy-
słany mi niedawno od Stryja, czytam książkę przez
resztę wieczora, a za nadejściem nocy , zamykam sam
okienice, wrota, spichlerz, wozownię, spuszczam konia
Digitized by
Google
ADOLFA JAI^USZKIEWICZA. , XCVII
Z uzdżienicy, żeby sobie bujał po dziedzińcu, wypijam
szklankę wody z lodem i idę spać.
« Straszne mamy upały. Od miesiąca raz tylko
deszcz padał, a codzień najmniśj 30 stopni ciepła.
Czasem termometr Rćaumura do 45 docłiodzi! Szczę-
ściem że mam rzekę o kilkadziesiąt kroków. W nińj
cztery razy na dzień szukam ochłody. Gdyby nie to,
że się rano i wieczór kąpię, a jem jak panna wyl^era-
jąca się na bal, pewniebym się jak wosk roztopił. Wi-
dzi Mama , że w tym okrzyczanym za swoje zimno
Sybirze, bardziej mi gorąco niżeli niegdyś było u stóp
Wezuwiuszu. O 9^J rano trzeba już zamykać okienice
i siedzieć ciclio w domu, jak w Neapolu w czasie go-
dzin południowych , czyli siesty. Z tych upałów taki
skutek, że trawa schnie na proch i siana nie będzie,
warzywa wszystkie przepadną , a ludzi muchy poje-
dzą : cały jestem jak w osypce od nich. Dziś niebo się
chmurzy, ale na nieszczęście wiatr wielki ; może znowu
skończyć się jak wczoraj na kilku kroplach deszczu.
W tej chwili wychodzi z miasta procesya za rzekę, dla
odmówienia. modlitwy o odmianę powietrza.
« Tydzień temu, w końcu lipca, mieliśmy tu w nocy,
przez ośm godzin z rzędu , ogromną ulewę z ciągłym
akompaniamentem grzmotów i piorunów. Jak się Mamie
zdaje, gdzie się jój synek znajdował w czasie tój stra-
sznej sceny atmosferycznej ? -r- Pod wozem ! Pojecha-
łem na pokosy oglądać siano, w tem nadesizła burza,
która nie pozwalała ruszać z miejsca, musiałem więc
schować moją figurę pod wóz, a że tak długo nie mo-
żna było popasywać w deszcz prawie potopowy, po-
9
Digitized by
Google
XCVIII ŻYWOT
biegłem do niedaleko stojącój izbuszki. Zrazu znalazłem
lam wygodne schronienie, ale kiedy dach tćj budy
ubity z ziemi przemókł, można sobie wyobrazić co się
stało z tymi, których pokrywał. Już nie wodę, lecz
strumienie błota dostaliśmy na nasze głowy. W takim
stanie doczekaliśmy dnia, a nieprędko potom końca
naszój biśdy, bo do lO^J rano deszcz lał jak z wiadra.
« Ach moja Mamo, byłem w niezmiernym kłopocie
i zmartwieniu ! Dni temu dziesiątek, krowa moja nie
wróciła z paszy... Na drugi i trzeci dzień hasaliśmy z
Leonardem po stepie, szukając jój od rana do wie-
czora. Nigdzie najmniejszego śladu zguby mojój wytro-
pić nie mogliśmy. Podobny także skutek przyniosła
galopada moich towarzyszy, Pawła i Gustawa, którzy
1 zwiedzili wszystkie okoliczne wioski, badając czy nie
została gdzie zajętą w zbożu. Byłem we włości sąsie-
dniej miastu, w policyi i w sądzie ziemskim, ale i tu
nikt nie objawił, że ją znalazł żywą lub nieżywą. Prze-
padła jak kamień w wodę ! Najpodobniejszy do prawdy
wniosek kazał domyślać się, że znana sprawność tutej-
szych złodziei, zrobiła z niój ofiarę, bo na .wilka zwalić
winy nie można, jako nieznajdującego się w okolicach
Iszymu* Tak więc w łeb wzięła moja nadzieja cieszenia
się cielęciem i na nic się nie przydał przepis kochanśj
Mamy, robienia serów... Ale nakoniec, po tygodniu
poszukiwań , trudy nass^e uwieńczone zostały : znala-
złem moj% mlekodawczynię żywą i zdrową, tylko cią-
głym rykiem narzekającą żałośnie, że tak długo nie
była dojoną... W ciągu tych wycieczek zdarzyła &ię
ze mną zabawna awantura. Zmęczony jazdą i silnym
Digitized by
Google
ADOLFA JAĘIUSZKIEWICZA. XC1\
upałem, gdy przytćm i koń potrzebował popasu, za-
trzymawszy się przed jednj samotne, izbuszkę, przy-
wiązałem go mocno do brzozy, a sam poszedłem szukać
jakiego posiłku. Przez kilka minut mój Karek, jadł
sobie spokojnie trawę, ale gdy miliony owadów znęco-
nycłi zapachem jego potu, obsiadło go od oczu do
ogona, niecierpliwym wslrz^śnieniem się i podskokiem
zerwał przywieź, rzucił się na ziemię, wytarzał się
kilka razy, a potom puścił się jak strzała znajoma
drogą do domu! Proszę sobie wyobrazić położenie
jeźdźca pozostałego na stepie o 15 wiorst od wszelkicłi
mieszkań ludzkicłi, wśród nieznośnego skwaru i tylko
z kawałkiem cukru w kieszeni na cały zapas żywności !
Nie było jednak co robić ; udałem się pieszo w pogoń
za moim wiatronogiem. Całe roje skrzydlatych pijawek,
którym się on wymknął, jakby mszcząc się na mnie,
otoczyły moją głowę. Szedłem sam jeden nieokreślonym
stepem , a słońce nie widząc więcej nikogo, we mnie
topiło wszystkig swoje ogniste strzały ! Szedłem z tą
myślą, że w dodatku do krowy stracę jeszcze i konia !
Nieraz sądziłem już, że się rozpłynę albo spalę. Nic
mi się wszakże złego nie stało. Na. ósmej wiorście zna-
lazłem mego Rossynanta uplatanego w powróz kir-
gizki pleciony z końskiej szerści, którym był do drzewa
przywiązany. Wziąłem go jak dziecko, dosiadłem i w
pół godziny stanąłem u wrót mojej zagrody...
« W połowie sierpnia przepędziłem dwa dni na Bur-
łakowskim i Pieściakowskim stepie, mało co jedząc, a
nocując pod stogami siana. I po co? żeby kto spytał.
Po biśdne plastwo, co się tam sobie rozkosznie mnoży
Digitized by VjOOQ IC
ŻYWOT
i hoduje. Ależ bo to step, aż miło ! Światu nie widać
za trawą i zaroślami łozy lub brzozy. Trzeba dobrze
trzymać uwagę napiętej żeby nie zbłądzić i trafić do
powózki, bo na przestrzeni sześćdziesięciu wiorst, ani
jednej chaty ludzkiej nie zobaczyć. A ptastwa ledwie
nie tyle co bąków i komarów, które na moje szczęście
zaczynają już ginąć. Przez całe lato miałem takie mnó-
stwo młodych kaczek różnego gatunku, cietrzewi,
pardw, kuropatw^ przepiórek, kwiczołów, że mógłbym
niemi pół Wilna nakarmić. Nie wiedziałem już co ro-
bić z tą zwierzyną. Leonard przedawał ją na swój do-
chód, ale tu ledwie 25 kopiejek płacą za parę cietrzewi,
a kupują — zgroza powiedzieć — nie na pieczyste, ale
na pochlopkę^ to jest na zupę. »
Z sierpniem kończy się i lato ; na początku września
białe przymrozki pokrywają ziemię, a nieraz przed
dniem świętej Tekli, spadają śniegi i marzną strumie-
nie. Wespół z powinszowaniem imienin Mamie, idzie
do niej raport o przygotowaniach na. przyjęcie spie-
sznym krokiem zbliżającej się zimy. « Parę dni temu,
wezwałem sześć bab, moich sąsiadek, na tak zwaną tu
pomocz mazania domu^ która jest tćm , co tłoka na
Litwie. Damy zaproszone , bez zapłaty pieniężnój
pracują cały dzień nad wylepieniem gliną ścian
zewnątrz i wewnątrz , a pan gospodarz powinien im
za to dać obiad, wieczerzę, banię do wykąpania się
po pracy, a po bani czaj z winem, ma się rozumieć
krajowóm, to jest z wódką* Daleko to dogodniój i
prędzej niżeli za pomocą rąk najętych. Robota idzie
ochoczo i kończy się jednego dnia. Szanowne sąsiadki
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIBWICZA. Cl
śpiewając i chichocząc, do zachodu słońca opatrzyły
wszystkie rany mojśj chałupy, a w godzinę potćm
wymyte i rumiane zasiadły do herbaty, przy którśj
zjadły kopę oładióWy czyli pączków, wypiły parę szlo-
fów wódki i pożegnały mię i uprzejmóm oświadcze-
niem gotowości na rok przyszły. »
W ptazdzierniku lub listopadzie, smutny wykrzy-
knik : (( Otóż już i zima ! » rozpoczyna znowu długi
szereg uskarżań się na nudę i brak ruchu, na rażącą
wzrok białość śniegu i nieznośny oczom blask świćcy
lojowćj^ przy którój « niemasz o czóm innóm pisać,
jak chyba o katarze lub literaturze. »
Taką koleją, z niewielką odmianą w drobnych szcze-
gółach , upłynęły cztćry lata spokojnego i wygodnego
życia na kupionćj siedzibie w Iszymie. Życie to, po-
wierzchownie uważane , byłoby ideałem szczęścia ,
szczytem dopiętych zamiarów dla jakiego Szwaba lub
Flamanda, który dobrowolnie opuszczając kraj ojczy--
Sty, wynosi się w stepy nad Wołgę, albo nad morze
Azowskie ; mogłoby nawet być przedmiotem zazdrości
dla nie jednego z naszych wychodźców zachodnich,
który ziębnąc na poddaszu bez komina, miałby za roz-
kosz siedzieć w dobrze ogrzanym domu sybirskiego
wygnańca, lub wolałby szukać po zielonej pustyni
własnćj krowy zbłąkanej, niżeli po bruku ludnego
miasta franka na obiad... Z tem wszystkiśm, życie to
nie przyniosło Adolfowi ani uspokojenia , ani choćby
zgłuszenia żalów i tęsknot wewnętrznych, sprzykrzyło
się nakoniec i zdało się być ciężkióm. W roku 1840
chciał już dom sprzedać, żeby pozbyć się tych kłopo-
Digitized by
Google
CII ŻYWOT
lów gospodarskich, w których zrazu znajdował tyle
rozrywki i pociechy. Byłby to uczynił, gdyby wiedział
co potćm poczuć, czśm nasycić swoje, nieokreślona,
potrzebę działalności, potrzebę w gruncie duchowe, i
przeto niepodobna do zaspokojenia staraniami koło sie-
bie i dla siebie.
Męczeństwem dusz polskich na Sybirze było zupełne
pozbawienie niezbędnego dla nich żywiołu, który jak-
kolwiek nazwiemy, politycznym, publicznym, obywa-
telskim, zawsze będzie on zależał na tćm poczuciu, że
się jest jednostka wielkiego ogółu , idzie się z jego
ruchem na przód, i choćby najdrobniejsza ścieszkę.
swoją dąży się czynnie do wielkiego celu, nietylko
ogarniającego wszelkie widoki osobiste, ale górującego
po nad nićmi. Błogość agronomiczna, dylletantyzm
literacki, rozpamiętywanie przeszłości, pieszczenie się
pamiątkami, dla dusz prawdziwie polskich wystarczyć
nie może : trzeba im ojczyzny, albo drogi do nićj.
Z tćj strony, pielgrzymstwu naszemu na zachodzie,
przypadła dola nieskończenie szczęśliwsza. Tym co
wszystko stracili , pozostało jeszcze najwyższe zadowo-
lenie na ziemi : służba sprawie ojczystćj, sprawie świę-
tćj. Jakkolwiek ją kto pojmował, jakichkolwiek chwy-
tał się środków, widoków i rachub, miał przed sobą
cel wielki, prawdziwy i pewny, bo dla chrześcianina i
wiernego sługi dobrćj sprawy, lepsza przyszłość jest
prawdą i pewnością. Samo napięcie ducha do takiego
celu, choćby do otrzymania jego nie mógł przykładać
się niczćm innćm, jak tylko dobrowolnćm znoszeniem
cierpień, daje już człowiekowi to uczucie własnćj jgo-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA.
dności , przy któróm z podniesionym czołem depce
nędze żywota i patrząc daleko po za grób, gdzie mu
się uśmiecha szczęście młodych pokoleń, nie postrzega
nawet prawie, że się starzeje. Braciom Sybirczykom,
odjęta była wszelka spółka z ruchem ludzkiego świata,
któregoby kierunkom, jako synowie Polski, błogosła-
wić lub złorzeczyć mogli ; odjęta była nawet wszelka ,
własnodzielność w zbliżaniu się do jedynego ich celu,
do wyjścia z niewoli i cywilnego nicestwa. Nierucho-
mość oczekiwania z odradzającą się ciągle niecierpli-
wością powrotu, stanowiły ich Prometeuszową męczar-
nię. Bieg czasu wywierał na nich dziwnie sprzeczne
wrażenie : pragnąc tego co miał przynieść, musieli
lękać się o to co unosił. Myślą przykutych dó zosta-
wionćj za sobą młodości, trwożyła i jak choroba, którćj
się boimy, ogarniała przedwczesna starość.
O jednym ze swoich towarzyszy pisał Adolf, że
wpadł w chorobliwą posępność umysłu; o drugim, że
przed trzydziestym rokiem życia osiwiał zupełnie; sam
też coraz częścićj począł zwracać uwagę na siebie, z
jakićmś smutnśm poczuciem zbliżania się ku schyłkowi
wieku. Kilka ostatnich lat pobytu w Iszymie, upłynio-
nych cicho i nieznacznie, sprawiło wiele zmian w tym
obrazie stron rodzinnych, który o pół tysiąca mil prze-
suwał się przed jego oczyma. Stojąc nad nim, jak
posąg nad potokiem, postrzegał w nim postać swoją
zmieniającą się także. Każde wspomnienie, każde spoj-
rzenie w przyszłość było mu powodem do smutnego
obejrzenia się na siebie.
Matka, co roku prawie przysyłała mu w liście
Digitized by
Google
CIV aYWOT
kwiatki z ulubionego miejsca. Cieszyły go zrazu jako
dowód macierzyńskiej czułości; późniśj pogl^dając na
nie, powiadał, a Niezabudka z pod owego dębu, w
cieniu którego biegałem niegdyś z braćmi i siostrami,
doszła szczęśliwie. Patrzę na ^tak dalekiego gościa
okiem napełnionem łzami. Czemuż nie mogę napić się
wody z kaskady, co spadając przy tym dębie, bryz-
gami swemi orzeźwiała biśdny kwiatek, któremu pe-
wno nigdy się nie śniło, że od brzegów Niemna poje-
dzie pocztą za Ural, na Sybir, połączyć się z zerwa-
nym jak on wygnaócem. Ale jak to dawno być musi
od moich cliwil młodości, kiedy Mama pisze, że i dąb
już się wali... A cóż będzie ze mną, co nie jestem
dębem! »
Siostry otoczyły się dziatkami. Winszował im przyj-
ścia na świat to córuni, to synaczka, ubolewał nad
zgonem to Adolfka, to Emilki i wkrótce straciwszy
rachunek, prosił żeby zrobiły tablicę statystyczną, do
przesyłania mu wiadomości o znajomćj i nieznajomej
rodzinie. « Niech każda z was położy w rubryce, na-
przykład : Mąż 1, synów^ 2, córek 3, dodając jakie ma
imię, kolor włosów i oczu. Tym sposobem przyjdę do
ładu, bo teraz nie wiem dobrze, do którój z was Iza-
belka, a do którój Paulinka należy i czy obiedwie
macie po Stachu. » Później nie tak już wesoło mówił
o tem młodóm pokoleniu : « Wszystko to być musi
ładne, miłe i podrosło. O jakżebym całował, jakbym
uściskał, gdyby wpadły w moje ręce te Izabelki, Pau-
linki, Michalinki. Ale możeby nie rade były z prosta-
czych uścisków Azyaty, witającego rodzinę jak za cza-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIBWIC/A.
SÓW dawnych i dawno już wyszłych z mody, Abrahama
lub Józefa; możeby ze wstrętem odwracały się od
szpakowatego wujaszka-Sybiraka. »
Siostrzeniczka Michasia , którą zostawił dzieciną
szczebioczącą nauczone bajeczki, która do Tobolska
posyłała wujaszkowi cukierki, do Źelakowój przypiski
wielkiemi literami w. listach babuni, teraz stawała mu
w myśli inaczój. « Podług mego rachunku — pisał do
matki — Misia ma już piętnaście latek : musi być słu-
szna panienka. Jakżebym cieszył się jój widokiem !
Ciekawy jestem czy podobna do naszój nieszczęśliwej
Juleczki i czy tak czuła jak jój matka? Pewno tak jest,
bo pamiętam że w Dziahylnie widziałem ją często plą-
czącą, bez żadnój ważnćj przyczyny... Ach! może i na
jój weselu los mi być nie pozwoli ; a przecież niezadługo
zapewne zostanę dziadunia... »
Brat najmłodszy, któremu posyłał kolejno szkolne,
literackie, gospodarskie, obywatelskie rady i przestrogi,
który stopniami wychodząc a z młodzieniaszka na my-
ślącego młodzieńca^ ze stiidenta, na tłumacza dzieł,
przemyślnego gospodarza i Jaśnie Wielmożnego depu-
towanego gubernii mińskiej, stał się jedyną podporą
obciętego domu Januszkiewiczów » brat ten w r. .1840
doniósł, że się ma żenić. Po otrzymaniu tój wiadomo-
ści, pisał Adolf do matki. « Kilka lat temu nosiłem go
na ręku , a dziś mój kochany January — bo nie mogę
już go teraz tytułować Januarkiem, ani Naikiem, gdy
niezadługo zapewne będzie miał własnego Naiczka —
wyprzedzając trzech starszych braci, zabiera się do
stanu małżeńskiego. Szczęśliwszy od nich, w nowym
Digitized by
Google
CVI ŻYWOT
swoim stanie będzie mógł tóm więcej przynieść pomocy
i pociechy sędziwym latom Mamy. Używając tedy po
raz ostatni powagi starszeństwa, w zastępstwie dro-
giego ojca naszego, błogosławię mu wespół z Mamą i
proszę Najwyższego, aby na młodą parę zlał wszelką
szczęśliwość... » Odtąd ciągle myśl jego była zajęta
zmianą mającą nastąpić w domu rodzinnym. Na wiosnę
biegał po polu szukając najrańszego pierwiosnka dla
przyszłej bratowej, pod jesień, powtarzając Januaremu,
jakby pragnął być na jego weselu, dodawał : « Wyo-
brażam, że wyporządziłeś apartanlenta na przyjęcie
żony... i ja wyporządzam moją chałupkę na przyjęcie
— zimy, z obawy żebym nie umarł w jśj uściskach. »
Nareszcie, gdy już czas naznaczony na wesele minął,
i przyszły listy z dowodami pamięci o nieobecnym przy
cukrowój wieczerzy, pisał nawzajem :
« Muszę ci donieść, mój kochany bracie, jak prze-
pędziłem dzień, w którym spełniło się twoje najdroższe
życzenie. Pragnąc należycie go uświęcić, kazałem
striapce dom zamknąć i odpowiadać przychodzącym
do mnie, że mnie niemasz, że wyjechałem na ślub
mojego brata. Nie myśl jednak ażebym skazawszy
siebie na taką dobrowolną samotność , oddał się czar-
nym myślom i smutkowi. Owszem, dzień ten^ pomimo
śniegu, który bezprzestannie padał, pomimo posępnćj
pory i zamknięcia, przepędziłem bardzo wesoło, oży-
wiony jakiemiś wewnętrznymi przeczuciami, że brat
mój, którego tak kocham, będzie szczęśliwy i żc jeszcze
go uścisnę. Kiedy zaś przyszła chwila, w którój przy-
puściłem sobie, że z rąk kapłana odbierasz błogosła-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CVII
wieństwo nieba, spojrzawszy na obraz drogiój naszój
matki, westchnąłem i modły moje za tobą, poszły do
Najwyższego. Nazajutrz zaś jako w dzień twojego we-
sela i imienin koclianój mamy, z dobrym moim towa-
rzyszem i stołownikiem Zielińskim, wycłiyliliśmy parę
toastów. Oby się one spełniły ! »
Wkrótce potćm pisał do matki. « Rączki Mamy ca-
łuję za wszystkie rzeczy, a w szczególności za jćj pamięć
w zostawieniu kilku butelek weselnycli, które mam
wypić za mojóm przybyciem do Dzialiylny. Któżby
prócz Mamy pamiętał o takiój siurpryzie dla mnie!...
Ale co tam Mama lęka się jeszcze, żebym się i ja nie
zakocliał nagle i nie ożenił na Sybirze? Nie ten już
jestem co byłem niegdyś... Jeślibym jechał do Dzia-
hylny, zatrzymałbym się na granicy w jakićm mia-
steczku u fryzyera i kazałbym sobie powyrywać czy
pofarbować siwe włosy, żeby nie przerazić Mamy wi-
dokiem sybirskiego szronu na mych skroniach. Mnie to
myśleć o miłostkach tutaj ! Ja teraz myślę tylko, jakby
nakupić mąki żeby wystarczyła do przyszłćj zimy, jak
przeżyć rok i zawsze mieć grosz w kieszeni — a ro-
manse!... I o dawnych już zapominam. Takto, moja
Mamo, wszystko się zmienia, jedna tylko miłość dla
mojćj Mamy nigdy się zmienić nie może ! »
Wyrazy te, pisane w 37" roku życia, istotnie poka-
zują smutną i szybką zmianę. Ten, co jeszcze przed
pięcia laty, z młodzieńczym zapałem widział cały Sybir
opromieniony kilką słowami kochanki i zdawał się czas
wyzywać do walki, teraz przystygły, zwątpiały, zobo-
jętniony, zawisł jak pająk na swojćj pajęczynie, na
Digitized by
Google
CVIII 2YW0T
jednóm tylko uczuciu, które w jego piersiach nie zni-
żyło temperatury. Tą nicią przyczepiony do rodzinnego
kąta, nie śniiejąc już i myślić o tóm, co wyżój nad
nim zostawił, póki mu do niego odszczeblować nie
będzie wolno, poglądał w dół na lodowatą ziemię
« która rycłiło pożera rośliny z obcego klimatu prze-
niesione na nią. » Nadzieja nawet, co mu sprawiała
tak gorące, tak niecierpliwe bicie serca, stała się w
ostatku jakby uprzykrzonym światłem, przerywającóm
drzemanie. « Ach 1 Mamo — wołał — po cóż Mama
pisze mi znowu o swoich nadziejach, które wszystko
mi w głowie przewracają do góry nogami i spać nie
dają. Każdśj poczty będę oczekiwał mego zmartwych-
wstania ; kilka ich przyjdzie próżno, i jak zawsze trzeba
będzie pożegnać się ze złotemi marzeniami szczęścia. »
Ale komu przeznaczono przeżyć żywot w cierpie-
niach ducha, ten ni spocząć, ni zdrzemać, ni odrętwieć
nie może. Właśnie kiedy wszystkie bodźce oczekiwania
poczęły tępieć, zbliżał się zwrot na inny kierunek wi-
doków przyszłości, i gotowało się nowe położenie dla
oswojonego z długo doświadczanemi dolegliwościami
wygnańca.
Pod koniec lata 1840 roku, cesarz Mikołaj odwie-
dzając Kijów, okazał niejaką skłonność do przebacze-
nia swych uraz naszym prowincyom południowym.
Nieszczęśliwi , tak pochopni do wróżenia sobie ulgi z
lada pozoru, oddali się przewidzeniom następstw pożą-
danych. Wuj Adolfa mieszkający na Ukrainie, pośpie*
szył przesłać do Dziahylny wywód pomyślnych i dla
nieg'0 wniosków* opartych na usposobieniu monarchy.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CIX
Nowina ta, z dodatkiem wszystkiego, co na ubarwienie
jśj serce matki i brata podyktować mogło, poszła nie-
zwłocznie do Iszymu. Nie zrobiła ona zrazu na Adolfie
' mocnego wrażenia. Nie wierzył w autentyczność po-
głosek wziętych przez wujaszka za podstawę nadziei,
« którę kochana Mam unia i braciszek raczyli podnieść
do stopnia pewności. » Gdy jednak współcześnie wy-
czytał w gazecie Berlińskiej, że po odjeździe cesarza,
jenerał gubernator Bibikow oświadczył zgromadzonej
szlachcie łaskawość dla nićj Najjaśniejszego Pana i
kazał spodziewać się wkrótce widocznych tego dowo-
dów, okoliczność ta, jak się wyraził « zabiła mu ćwiek
w głowę, na który możeby nie zważał, gdyby jakieś
tajenme przeczucie nie szeptało mu cięgle, że to ostatni
rok pobytu w Iszymie. »
Przeczucie tym razem było nie omylne, a chociaż
wiele miesięcy upłynęło głuchych i nic nie zwiastowało
spełnienia się oczekiwań, odzywało się silnie. Na wio-
snę 1841 roku zajęł się sporządzeniem tranzakcyi urzę-
dowćj, odłożonćj na późnićj przy nabyciu domu^ żeby
w danym razie, żadna formalność nie była mu na
przeszkodzie do zbycia rychło swej własności. Podczas
jarmarku majowego, nie robił sprawunków « ani za
pół kopiejki, z obawy (bardzo miłej) ażeby na wypa-
dek opuszczenia Iszymu nie ponieść straty. » Wkrótce
potem, pisał do Januarego : « Niemasz dnia żeby
ktoś nie przychodził z zapytaniem , czy nie przedaję
krowy, konia, sprzętów, .domu. Co to wszystko znaczy?
Przecież nikt mię tu nie ma za bankruta i owszem
powszechnie uchodzę za dostatniego człowieka. Mia-
Digitized by
Google
ex ŻYWOT
łyżby to być wróżby rychłej zmiany w moim losie? Ja
przynajmniój tak sobie tłumaczę te pytania i pocieszam
się nadzieja, że w tym roku pożegnam Iszym. »
Niepewność trwała niedługo. Dnia 3 czerwca v. s.
kuryer z Omska przywiózł manifest cesarski wydany z
powodu zaślubin następcy tronu, a skutkiem tego ma-
nifestu, stosownie do przedstawienia księcia Gorcza-
kowa, jenerał gubernatora Syberyi Zachodnićj, uła-
skawienie dla siedmiu naszych pokutników iszymskich.
Dwóm, będącym rodem z Królestwa i przysłanym
tylko na pobyt czasowy, nie zaś na posielenie^ dano
wolność powrotu do domu; pięciu innym dozwolono
wstąpić do służby cywilnój na kancellarzystów, lub do
wojskowój na prostych żołnierzy, ale tylko w granicach
Syberyi. W liczbie tych ostatnich znajdował się Adolf
i jego przyjaciel Paweł Ciepliński.
Taka łaska była ciężkim ciosem dla uczuć, które
przed komisyą śledczą w Kijowie wyrażone, z całą
świeżością i mocą swoją leżały na dnie duszy Adolfa;
otwierała wszakże jedyną drogę do wyjścia zaraz ze
stanu posieleńca, a kiedykolwiek późniśj z Syberyi ;
przywracając odjęte prawa osobiste^ dawała sposobność
dosługiwania się powrotu na łono rodziny, zmieniała
bierne oczekiwanie na czynne dążenie do tego celu.
Wahał się chwilę, bolał długo, lecz odrzucić jśj nie
mógł.
Donosząc o tćm matce, starał się ile możności wy-
stawić wszystko w korzystnśm świetle, przekonywał
ją, że powinna cieszyć się z tego wstępu do pewniej-
szych nadziei, « Zmieniło się dziesięcioletnie położenie
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXI
moje — wołał -^ Wyrok skazujący mię na osiedlenie
w Syberyi, należy już do mojój przeszłości. Odemnie
samego będzie teraz zależało, pracę, wytrwaniem, pil-
nością w pełnieniu włożonycli na mnie obowiązków na
los mój wpływać. Dla wieku i tylu cierpieniami sił
zwątlonych , nie mogąc przedsiębrać zawodu wojsko-
wego, prosiłem jenerał guł>ernatora o przyjęcie mię do
służby cywilnej w którćmkolwiek z miast gubernial-
nych. Jeżeli spełni się moje życzenie, ufam sobie, że
pracując pod okiem wyższycłi naczelników, będę słu-
sznie oceniony od nich, a Mamy nie potrzebuję zarę-
czać^ że byleby Bóg dobry pozwolił mi cieszyć się
zdrowiem, nie oszczędzę trudów i usiłowań, kiedy w
widoku nagrody za nie, jest szczęście powrotu do
niśj. »
W lipcu, jeden z uwolnionych, Kasper Babski, wra-
cał do domu w Augustowskie i obiecał Adolfowi skie-
rować swą podróż na Dziahylnę. W^danśj mu na piś-
mie notatce, co tam komu ma powiedzieć , były przy
wielu innych te punkta : « Proś Mamy, żeby sama
napisała kilka słów grzecznych do naszego księcia jene-
rał gubernatora i postarała się o listy od wysoko poło-
żonych osób, polecające mnie jego względom i opiece...
Nie trzeba teraz podawać żadnych próśb za mną , ale
dopiero po upływie kilkunastu miesięcy starać się, nie
o zupełne uwolnienie, bo to jak widać byłoby dare-
mnóm, ale o przeniesienie mnie na służbę do Rossyi
europejskiej, do Saratowa, Tambowa, lub Czernihowa,
gdzie piersi moje, zmęczone tylu zapaleniami i gorącz-
kami, oddychałyby łatwiój, i zkąd możeby udało się z
Digitized by
Google
CX1I ŻYWOT
czasem otrzymać choć chwilowy urlop na odwiedzenie
rodziny... Jeżeli ci się zdarzy być w Nieświśżu, zwiedź
zamek (nawiasem mówiąc, miejsce mego urodzenia) i
donieś mi , czy jeszcze exystuje napis : Yanitas vani'-
tatisy et omnia vanitas. Piękne godło nad kolebką czło-
wieka, którego losy zagnały na Sybir ! »
Pierwszych dni sierpnia, przyszła pożądana odpo-
wiedź : Gorczakow dal rozkaz, żeby Adolfa, równie
jak jego towarzysza Pawła, przyjęto do służby cywil-
nćj i zapisano « w sztat kancellaryi emskiego okrużnego
(okręgowego) sądu. » Odpowiedź ta dogadzała na
teraz wszystkim życzeniom : Omsk , miasto stołeczne
Syberyi zachodniej, położone o 323 wiorst na południe
od Iszymu, obiecywało nawet klimat znośniejszy.
Nowo mianowani kancellarzyści sądu okrużnego ,
radzi ze wspólności zawodu, zajęli się szybko przygo-
towaniami do wspólnego wyjazdu « nie bez smutku i
żalu po miejscu, ^dzie upłynęło tyle lat, gdzie zosta-
wało tylu towarzyszów wygnania. » Adolf « zwijał w
trąbkę ruchomość i rozporządzał gospodarstwem. »
Dom ze sprzętami i koniem odstąpił Gustawowi Zieliń-
skiemu « którego mama pokocha jak syna, jeżeli kiedy
będzie wracał przez Dziahylnę do swojej rodziny. »
' Leonardowi zostawił 300 r. as. « szczupły fundusik,
jaki zapasy oszczędności udzielić pozwoliły, który
wszakże przy pomocy Bożej, może go postawić na
nogi. )) Siriapce darował krowę, samowar i część na-
czyń kuchennych. Nastąpiły rzewne pożegnania, przy-
pominające dawne boleści rozłąki. Oblani łzami, obsy-
pani błogosławieństwami i życzeniami, dwaj podróżni
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXllI
W nocy 31 sierpnia opuścili Iszym, a rano 3^ września
n. s. stanęli w Omsku.
IV
Zmiana zaszła w dziesiątym roku pobytu na Sybi-
rze, rozpoczyna drugi peryod niewoli Adolfa, peryod
dłuższy i smutniejszy od poprzedniego, bo trwał nie-
mai lat dwanaście, a przy pozorach zmniejszenia kary,
był rzeczywiście cięższym jćj stopniem. Wszystko skła-
dało się teraz na uciśnienie go dotkliwiej. Swobodę
wiejskiego ustronia zastąpiła dolegliwość życia w mie-
ście, mającóm liczne przykrości, a mało korzyści miast
cywilizowanycli ; praca, która była pociecłią i rozryw-
ką, stała się trudem obowiązkowym, jednym z najnu-
dniejszych, z najnieznośniój morzących umysł i ciało ;
służba samemu sobie zamieniła się w służbę carską;
same wreszcie zawody nadziei przybrały charakter tóm
rozpaczliwszy , że obracały wniwecz już nie oczeki-
wania bezzasadne, ale najoczywiściśj wyrozumowane
rachuby.
Matka przeczuła , czy odgadła niepomyślne następ-
stwa zmiany : Omsk przedstawiał się jej w czarnych
kolorach ; Adolf widział także jasno co musiał stracić i co
go czekało , ale gdy trzeba było uledz konieczności,
gdy w Iszymie żaden się widok służby nie otwierał,
raz zrobiwszy wybór , uzbroił się w właściwą sobie
h
Digitized by
Google
CXIV ŻYWOT
moc woli, mężnie wytrzymywał niesmaki nowego poło-
żenia, nie użalał się na nie, starał się owszem przeko-
nywać matkę, że wspólnie z nim cieszyć się powinna.
Czasem tylko zdradził się mimowolnym westchnieniem
za przeszłością iszymską.
Pierwsze jego listy do matki i brata, składają ciąg
doniesień o sobie, przerywany na przemian wyrazami
dwóch przeciwnych uczuć, któremi napełniły jego
serce wiadomości otrzymane z domu. We wrześniu
1841, winszował Januaremu przyjścia na świat pier-
wszego syna ; w październiku, opłakiwał zgon siostry
Kasyldy, która w młodym wieku, zostawując kilkoro
dziatek, po wielu miesiącach ciężkich cierpień zakoń-
czyła życie. Następne wyjątki z tych listów, dają wyo-
brażenie początku nowśj kolei w latach wygnania.
« Nazajutrz po przybyciu, pojechaliśmy do różnych
osób z uszanowaniem i wizytami. Wszyscy nas przy-
jęli jak najlepiej i zapewnili, że będą się starali pobyt
nasz w Omsku uprzyjemnić. »
« Książe Gorczakow, któremuśmy mieli zasczyt
przedstawić się , raczył pnsyjąć nas łaskawie i rzekł :
Będąc teraz obdarzeni łaską monarszą, starajcie sieją
usprawiedliwić, a pilnością, prowadzeniem się i wier-
nością zasłużyć, żeby was można było posunąć dalój.»
« Znaleźliśmy tu wielu znajomych z Tobolska i
wielu takich, dla których los na:i5z nie jest obojętnym,
lub w których towarzystwie, po tylu latach odosobnie-
nia, przyjemnie czas przechodzi. Wszystko nas przeko-
nywa, iż zrobiliśmy najmędrzśj, żeśmy prosili o prze-
niesienie, nas do Omska. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANt^AZKIEWK.ZA. CW
« Poznaliśmy się ze znajomym Mamie i Januaremu
panem Krupskim, który tu używa reputacyi dobrego
lekarza i cieszy się poWodzenieno, Mówił mi wiele o
Dziahylnie. Jedliśmy u niego obiad w towarzystwie
dwóch innych lekarzy z Wilna. »
« Omsk zanosi się na gród wielki : składa się, oprócz
fortecy, z kilku części rozrzuconych na znacznej prze-
strzeni i rozdzielonych od siebie rzeką Omią, wpada-
jącą w mieście do Irtysza, dosyć szeroko płynącego
po stepie. Wiele jest gmachów pięknych, murowanych,
kilka cerkwi, meczet tatarski, z którego minaretu co-
dziennie rozlega się głos muezzina. Na ulicach ruch
pojazdów i ludzi wszelkiego stanu i koloru. Właśnie
teraz przybył tu poseł kokaóski, jadący do Peters-
burga. *W niedziele i święta muzyka gra dla publi-
czności .przechadzającej się po tak zwanym sadjsie,
który jest niczśm więc(5j jak brzozowym gaikiem, prze-
rżniętym kilką ulicami. Mamy więc przyjemność nasy-
cać się harmonią Hugenotów lub Roberta -Djabła.
Damy w amazonkach jeżdżą konno. Na bazarze codzień
targ i zawsze mdżna zńateść kilkanaście wozów z melo-
nami i kawonami. To wszystko bawi nas i cieszy po
tylu latach życia w Iszymie, gdzieśmy prócz sadła i
masła nic nie widzieli i nie słyszeli. »
a Przez pięć dni szukaliśmy sobie mieszkania, o
które tu dosyć trudno w środku miasta, gdyż wszystkie
magistratury pomieszczone są w jednym gmachu i
każdy ciśnie się mieszkać jak najbliżój niego. Znale-
źliśmy jednak kwaterę, jaką mieć życzyliśmy : trzy
pokoje w domu położonym o 125 kroków od lak zwa-
Digitized by
Google
CXVI ZTWOT
nych prysudztwiennych miest. Nie będziemy więc po-
trzebowali jeździć do kancellaryi i kiedy przyjdzie kilka
razy w dzień do' niśj chodzić, .nie narazimy się na
przeziębienie podczas mrozów. Stół najęliśmy u naszej
gospodyni, dobrój jakiójś kobiety, sołdatki, która cho-
ciaż o^v6c,Z'. szczeju nic sosłrapatf nie umie, stara "się
jednak jak może nam dogodzić i słucha naszych rad
w przedmiocie gastronomii. Paweł po kilka minut co
ranek wykłada jćj kurs tój sztuki i już tyle postąpiła,
że umie zrobić rosół i naleśniki. Przykro wszakże przy-
wykać do tutejszego pokarmu, po mojćj wybornej ku-
chni, jak§ miałem w Iszymie. »
« Służbę w kancellaryi zaczęliśmy 24 września i już
niejeden arkusz zabazgraliśmy z zupdnóm zadowole-
niem naszych 'naczelników, ludzi wielce grzecznych.
Pracujemy z. Pawłem w jednóm biórze i przy jednym
stole, od 8*^ do 2** rano i od 6** do 9*' wieczorem. Po-
mału oswajam się z siedzeniem, 'tak przeciwnóm mojśj
naturze potrzebującej nieustannego ruchu. Ręka od-
zwyczajona od długiśj pisaniny, z początku bolała i
nie chciała służyć, ale coraz idzie lepiśj i już mam
przyjemność donieść, że zarabia 20 r. as. na miesiąc.
Jestto moja pensya, która z czasem podrośnie. )>
(( Mam się dobrze i nawet lepiśj niż zazwyczaj o tćj
porze roku miewałem, się w Iszymie, gdzie każdój
jesieni, zwłaszcza w ostatnich dniach października,
napadała na mnie jakaś melancholia, która kilka dni
panowała nad moim umysłem i szkodliwy wpływ wy-
wierała na zdrowie. Możeby i w Omsku to samo było
ze mną, gdyby nie służba, która nie daje przystępu
Digitized by
Google
ADOLPA JANUSZKIEWICZA. GXV11
smutnym myślom, zabierając cały czas, jakiego da-
wniój miałem da zbytku. Zresztą, może byd Mama
spokojna .o moje zdrowie, bo na ppcliwałę Omska i to
jeszcze dodać winienem, że posiada teraz piętnastu
lekarzy, w liczbie którycłi kilku jest znakomitych nauką
i talentem. Nasz Jazon Michajłowicz nie poślednie
trzyma między nimi miejsce. Bywa on u nas często i
bardzo szczęśliwy jestem, że mam z kim rozmawiać o
najdroższy cłi mi osobacli i stronacli rodzinnych. Pole-t
cenie, które mi dał January do niego, spełniłem z naj-
większą szkrupulatnością w następny sposób. Bojąc
się ażeby tak smutna wiadomość nie była dla niego
gromem lub sztyletem, zapytałem go naprzód, czy jest
zupełnie zdrów i czy usposobiony należycie do przyję-
cia nieprzyjemnej wiadomości. Kiedy mnie upewnił,
że i zdrów i rachuje na swoją moc duszy, kazałem po-
dać dzban zimnój wody i kawałek acidum tartaricum,
a wtedy dopiero oświadczyłem mu, że panna Ewa
obcym już przykuta pierścieniem... Coby się z tobą
stało w takim razie, mój January? Pewniebyś stanął
w osłupieniu, a serce -twoje zaklekotałoby jak t>ocian
w gnieździe. Nasz pan Jazon zaś, nietylko że się nie
skonfundował twojem doniesieniem, ale jeszcze zobo-
wiązał mię podziękować ci za nie najmocniej, jako za
wielce przyjemną i pożądaną nowinę.^ Taki rezultat
czemu przypisać : doktorskiej zimnój krwi, czy zimne--
mu klimatowi naszemu? — nie wiem. Co do klimatu
wszakże, ile go znam z własnego już doświadczenia i
2 powieści tutejszych mieszkańców, ani trochę nie
lepszy od iszymskiego : te same i tej samej próby
Digitized by
Google
ZTWOT
purgi, burjany, mrozy i upały jak tam tak i tutaj. »
« Z kwatery naszśj jesteśmy kontenci. Z początku
wilgoć nowych ścian, z niedość wyschłego drzewa po-
stawionych, i wyziewy pierwszy raz palonych pieców
nabawiały nas kataru ; ale to minęło* Gospodarze wy-
borni ludzie. Sama pani Kuźmowna przez sześć tygodni
karmiła nas jak najstaranniej, chociaż jćj talent kuchar-
ski nie daleko sięgał. Potom oświadczyła nam, że ma-
jąc pięcioro dziatek i cały dom na swojćj głowie, po-
mimo najszczerszej chęci dłużej nas żywić nie może i
widzi się zmuszoną pfosić, żebyśmy zaprowadzili wła-
sną kuchnię. W takim stanie rzeczy musieliśmy pisać
do naszych kolegów w Iszymie, żeby nam przysłali na
kucharkę niejaką Bohdanówiczową , rodem ze Żmudzi,
która służyła rok u jednego z nich, a przed kilką tygo-
dniami sama nas prosiła o wzięcie jśj do Omska. Od
przybycia jój uczuliśmy wielką ulgę; mamy przynaj-
nmiój komu zostawić kwaterę wychodząc, i w domu
jaką taką usługę ; a cicha sobie kobiecina i nieźle jeść
gotuje. Wszystko to jednak nie moja Łukerya, która
robiła bifsżtyk choćby na stół samego Wehngtona. Jój
zaś teraz mieć nie mogłem, bo jest w służbie i przytćm
wybiera się Za mąż*. »
« Gospodarstwo nasze urządziliśmy na stopę jak naj-
skromniejszą, jednakże drożej będzie nas kosztowało
.niżeli w Iszymie; każdy bowiem artykuł potrzebny do
* Wyt^ na stronicy lxxi, skutkiem mylnego wyczytaniu, Leonard Korjrcki został
podany za łonatego, a Łukerya za jego szanowną małżonkę. Leonard ale ralai żony,
a Łukerya, było to drugie i powszednie imle striapki, pierwszy raz wspomnianej pod
imieniem Maryi.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZUiEWICZA. CX1X
życiaj droższy tu we dwoje, a czasem i we troje. Kloby
dał temu wiarę, że w kraju stepowym, gdzie takie ta-
buny bydła, za kryszkf, to jest za garnek mleka, trzeba
płacić 15 kopiejek. To nas zmusza trzymać własna
krowę, za którą przyjdzie zapewne najmniej 50 rubli
zapłacić... Dla wiadomości Januarego dodaję, że teraz,
jako przywrócony do moicłi pr^w osobistych, mogę
otrzymywać zasiłki pieniężne z domu wprost na moje
ręce i bez żadnego ograniczenia. »
« Pod koniec grudnia przybył tu nasz wędruję.cy
wiecznie ksiądz proboszcz. Godzien chodzimy z Pa-
włem na mszę i nieszpory, a nasza Bohdaiiowiczowa
ma zręczność popisać się ze swoim dyszkantem, śpie-
wając godzinki, które przenoszą mnie w c^usy mojego
dzieciństwa i przywodzą mi na pamięć najdroższe
wspomnienia rodziny. Tutejsze zgromadzenie katolickie
zupełnie przyponaina nasze kościoły, gdyż nie brakuje
w niśm i dam wyżsfego rzędu. I tak, mainy tu jedną
jenerałowę i cztćry pułkownikowe, które wszystkie są
wyznania katolickiego i rodem- z naszych stron , lub z
królestwa polskiego ; w tćj liczbie trzy z samego Po-
dola. Pominąwszy więc inne dogodności Omska, czyliż
mała i to . przyjemność , po tylu latach odosobnienia
znajdować się w towarzystwie swoich rodaczek, albo
wraz z uiśmi zanosić modły do Boga? Zaręczam Mamę,
że kiedy rąz pierwszy wszedłem do naszego tymczaso-
wego kościoła, zdawało mi się , że jestem na mszy w
Kojdańowie czy w Kraśnem, a co serce moje czuło,
wyrazić niepodobna. »
« Porobiłem tu już niektóre znajomości, ale w ogóle
Digitized by
Google
CXX ' ŻYWOT
więcój jestem w domu niż za domem. Nie mogę się
jeszcze przyzwyczaić do ubierania się i do kłopotów
wizytowych, od których wolny byłem w Iszymie przez
lat tyle. Niepodobna jednak będzie pozostać długo na
dawnój stopie, j^.kkolwiek humor mój teraźniejszy wcale
nie do towarzystwa. »
« Dzięki ci, kochany January, za doniesienie o
zdrowiu wszystkich nam drogich i twojego Michasia,
który jak piszesz, okazuje już, acz w tak młodym wie-
ku, niezaprzeczone dowody rozumu. Co to być musi
za pociecha dla ciebie ! Jakbym ję, pragnął podzielić i
w zaślepieniu mojćj miłości stryjowskiój przyznać wraz
z tobą, że niemasz w świecie rózumniejszego dziecięcia
nad naszego Michasia. Nie wątpię zaś, że jego matka
i babunia zgodziłyby się na nasze zdanie.,. Ale cóż
się lam dzieje z osierociałemi dziatkami naszój drogiój
Kasylki? Prosiłem naszego proboszcza, ażeby w koś-
ciele tomskim odprawił mszę za jej duszę. Tak więc o
pięć tysięcy wiorst od świeżój mogiły biódnój naszej
siostry,, wzniosą się na jój intencyą modły do nieba.
Ach ! na wspomnienie tój straty serce mi się rozdziera
i łzy płyną, jak gdybym dzisiaj dowiedział się o nićj. »
« Od nowego roku (1842), z rozkazu księcia prze-
niesieni zostaliśmy do kancellaryi Pogranicznego Na-
czelnika sybirskich Kirgizów. Tym naczelnikiem jest
teraz przybyły niedawno z Rossyi pułkownik Wiszniew-
ski, którego władza rozciąga się nad całym stepem
zamieszkałym przez Średnią Hordę kirgizką, i któremu
przysyłają urzędowe raporta sułtani, naczelnicy okrę-
gów, prezesowie dystryktów, często nawet potomkowie
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GXXf
Dzingischana lub Tamerlana. Rad jestem z tego prze-
niesienia, bo chociaż mam zajęcia nierównie więcśj
niż w okrużnym sędzię , ale za to większą pensyą
(25 r. as.) i co ważniejsza nadzieję dosłużenia się ja-
kiśj nagrody. Byleby tylko Bóg dał zdrowie, bez któ-
rego źle każdemu człowiekowi, a cóż dopiero temu,
komu tylko jedna praca może otworzyć wrota do lep-
szój przyszłości. »
« Właściwie mówiąc, wypadałoby mi teraz, ni ztąd
ni zowąd dziwnóm losów zrządzeniem rzuconemu w
świat mahometański, datować moje listy podług Hegiry,
którą ciągle mam przed oczyma; ale ponieważ u was
w Litwie data takowa wymagałaby tłumacza, lub przy-
najmniój zaglądania do lexykonów, zostawiam ją na
stronie i piszę po waszemu, póki zupełnie nie zkirgi--
siieję. Pragniesz, kochany January, żebym napisał co
wam o Kirgizach. Tak jeszcze mało znam te dzieci
stepu, że żadną miarą ciekawości waszój zaspokoić nie
mogę. Wreszcie chcąc cóś o nich powiedzieć, trzebaby
ich widzieć na miejscu ich życia, wśród jurt, wśród
stad baranów i koni. Kto zaś, tak jak ja, siedzi tylko
nad samemi papierami przychodzącemi ze stepu pod
rozbiór Pogranicznego Rządu, ten może zapewne liz-
nąć po wierzchu trochę wiadomości o naturze kirgiz-
kiego narodu, ale jeszcze nie ma z czóm występować
przed innymi. Bądź więc cierpliwy do czasu mego po-
wrotu, a wtedy zasiadłszy u kominka, szczupłym zapa-
sem mojćj wiedzy może ci uprzyjemnię długość zimo-
wego wieczoru... Piszę do ciebie wśród tak pięknój
zawieruchy, iż zdaje się, że za każdym powiewem wia-
Digitized by
Google
cxxii avwoT
tru, zawali się nasza cedrowa kwatera. Mój Boże! co
w tśj chwili musi dziać się na stepie. Jakże nędzne
życie nieszczęśliwego mieszkańca w^tlśj jurty, po któ-
rój wiatr swobodnie buszuje, lub którą zaspy śniegu
przywalają. I tożto życie, którego nie jeden zazdrości,
czytając sobie spokojnie jaki pasterski romans! Ale
niechby jaki cud przeniósł go nagle z wygodnój ka-
napy i ciepłego pokoju pod koszmową jurtę, zobaczyli-
byśmy czy długo podobałaby mu się ta metamorfoza.
Latem jeszcze pół biódy, choć i wtenczas roje owadów
odbierają ci wszelką przyjemność świeżego powietrza
i lubego widoku natury; ale zimą, i nieprzyjacielowi
nawet nie życzyłbym żyć na stepie. »
c( Mój Leonard przybył z Iszymu w odwiedziny do
mnie, z odmrożonym nosem w drodze, chociaż luty
tegoroczny nie jest jeszcze najsroższy. »
c( W końcu marca zostałem mianowany stała naczel-
nikiem^ co będąc krokiem na mojój drodze, pociesza
mię myślą, że się zbliżam do celu moich życzeń. Cho-
ciaż po kilku tygodniach, z porady doktora, musiałem
prosić o uwolnienie mię od tego obowiązku i wróciłfem
do dawnój czynności, nic to jednak nie zawadzi do
przedstawienia mię za pilność... Klimat tutejszy, cią-
gle zmienny i nadewszystko wietrzny, bardzo zgubny
wpływ wywiera na całe moje zdrowie, a w szczegól-
ności na oczy. Omsk odznacza się chorobami oczu.
Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym mógł w nagrodę
mój służby otrzymać, jeżeli nie powrót na łono rodziny,
to przynajmniej przeniesienie się do którój z prołudnio-
wyoh gubernii, do saratowskiej, astrachańskiej lub
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. C\XIII
tym podobnćj. Zdaje mi się, że to byłoby lepszym le-
karstwem niż wszystkie proszki, mixtury i pigułki,
którycłi już tyle zjadłem, wypiłem, połknąłem w Sy-
birze. »
u Za dwa dni Wielkanoc, u nas mrozy po 12 i 15
stopni, z czego jestem kontent, bo przynajmniój nie
zadrypię się po uszy #dbywając na pierwszy dzień
przeszło 60 powinnycli wizyt z pozdrowlenjem. Nie
uwierzycie, ile tu kłopotu w czasie świąt, a jak żadna
przyjemnoś<5 nie wynagradza tego ruchu, w którym
przez kilka dni zostawać muszę. Ach ! Iszym, Iszym !
ile to razy cię żałuję, porównywając moje teraźniejsze,
niby lepsze, a tylko dolegliwsze położenie. »
« W drugićj połowie maja, doczekaliśmy dni pię-
knych — odżyłem! Ciepło jest niezbędnie potrzebne
mojój naturze, która ną to zdaje się mieć cóś wspólnego
z roślinami krain połi^dniowych, żebym lepiej poczuł
męki wygnania. Od trzech dni gości u nas mój kochany
Leonard, którego już 'drugi raz oglądam w Omsku. Co
to za przyjemność widzieć się ź człowiekiem, z którym
przeżyło się lat tyle w takićj zgodzie. A co przypo-
mnień ! Ile to set razy mokliśmy razem wśród stepu,
polując na cietrzewie, kuropatwy i zające. Wszystkie
te wypadki naszego życia w Iszymie, przypominaliśmy
sobie wczoraj wieczorem i tak zagadaliśmy się, że le-
dwie zegarek przyniósł nam na myśl potrzebę spoczyn-
ku... Co się tyczy polowania, teraz gdy mi już i strzelbę
wolno trzymać w ręku, pozwolę sobie tćj najmilszej
rozrywki... Głos przepiórek i derkaczy (chruścieli)
wrzeszczących za rzeką, od wielu dni spać mi nie daje. . . »
Digitized by
Google
CXXIV 2YW0T
a Muszę ci leż, kochany January, opowiedzieć pier-
wsza moja wycieczkę myśliwską za rogatki Omska,
Zawczoraj (19 lipca) korzystaję.c z dnia wolnego od
służby, jeździliśmy na step, o wiorst 40 za Irtysz. Mo-
żesz sobie wyobrazić jak jestem zagorzałym myśliwym,
kiedy odważyłem się bez siatki na twarzy stawić czoło
chmurom owadów, które bynajjnnićj nie miały względu
na czynównika Pogranicznego Zarządu i cięły go nie-
litościwie. Polowanie niebardzo się udało : zabiłem
tylko sztuk dziesiątek, gdyż przewodnik nasz zbłądził
i nie zapręwadził nas w to miejsce, gdzie miało być
niesłychane ninóstwo ptastwa, a co gorsza, tak nas
wykierował , żeśmy kilkanaście godzin byli bez kropli
wody. W powrocie zajechaliśmy do kirgizkiego aułu,
mającego jurt ze czterdzieści, który pierwszy raz w ży-
ciu widziałem. Przyjmował nas kumysem aulny star-
szyna, p. Dźanybek. Zebrało się na przypatrzenie się
nam do dwadzieściorga Kirgizów i Kirgizek, z których
jedna cud piękności ! Biała jak śmietanka, nos grecki,
zęby jak perły, włosy krucze, splecione w secinę lśnią-
cych warkoczy, wzrost okazały, i przy tćm wszystkiem
lat 17 ! Niezmiernie była uszczęśliwiona, kiedym jej
ofiarował bułkę chleba. Rozdzieliła ją zaraz po kawa-
łeczku całemu aułowi. Wszyscy się oblizywali jak u
nas dzieci kiedy dostaną po ćwiartce pomarańczy.
Dźanybek, zachwycony widokiem mojej dubeltówki,
chciał przekonać się czy umiem jćj używać i kazał mi
strzelać małe kuliki ulatujące nad jeziorem. Gdy bez
pudła zabiłem ich parę, zawołał : Nu, master, master!
Ja sam master strelat' z wmtowka utki i zojca, no ty
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZEIBWICZA. CXXV
master bolszal Bracia jego Kazybek i Bałbek powtó-
rzyli : master! master! Za nićmi cały auł trzykroć za-
wrzeszczał : master ! master ! master! Nic zaś tćj dzi-
czy tak nie dziwiło, jak cygaro. Utrzymywali, że to naj-
większy wynalazek Europejczyków i po sto razy wy-
krzykiwali : Nienada trubka^ nienada czybuk, a kuryt' !
Coby to było gdyby zobaczyli parochod lub balon. »
Przytoczone tu urywki listów, składając pewien ro-
dzaj pamiętnika spisywanego z biegiem czasu, dają
niemal całkowite wyobrażenie życia naszych wygnać^
ców w Omsku, zimą i latem, a ten zarys pierwszego
roku, może służyć za tło do obrazu lat następnych,
zmieniającego się nieznacznie, koleją drobnych zdarzeń
i wypadków.
Jednym z takich wypadków było przyjście uwolnie-
nia dla Gustawa Zielińskiego. Adolf wziął w sierpniu
urlop na dni kilkanaście, pojechał do Iszymu podzielić
się radością ze* swoim przyjacielem, pożegnać go i wy-
prawić w drogę z poleceniami do Dziahylny, gdzie
był dawno zapowiedzianym, a późnićj serdecznie przy-
jętym gościem.
Za powrotem z tćj podróży, na początku września,
zaszła radykalna zmiana w ministeryum spraw wewnę-
trznych gospodarstwa emskiego. Oddawna już szły do
matki skargi na kucharkę. Pokazało się z czasem, że
ta « cicha kobićcina » co tak celowała w śpiewaniu
godzinek,była pełna kaprysów i złości, a przytem
miała nałożek pijaństwa, który z niesłychaną hipokry-
zyą pokrywała pozorami słabości zdrowia. « Musimy
ją łajać codziennie — powiadał Adolf — żeby zaś je-
Digitized by
Google
CXXVI ^ ŻYWOT
dnemu nie było za ciężko, łajeiny kolej- : jednego dnia
ja, drugiego Paweł. W niedzielę mamy odpoczynek,
gdyż zazwyczaj albo wyjeżdżamy na polowanie, albo
jemy obiad u którój z naszych rodaczek. » Nareszcie
doniósł : « Wczoraj doprowadzeni do ostateczności
przez naszę panią Bolidanowiczowę, wypowiedzieliśmy
jśj na wieki wieków służbę i pozbyliśmy się tój jędzy
z domu. Trzeba było widzieć naszą radość, kiedyśmy
ją ujrzeli za wrotami. Jeżeli takie wszystkie Baby na
Żmudzi, to za co tę ziemię nazywają świętą? — Tym-
czasem jeść nam gotuje znowu nasza poczciwa gośpo-^
dyni, nim przybędzi z Iszymu Łukerya, która po wy-
jeździe Gustawa oświadczyła życzenie przenieść się do
Omska i służyć u dawnego swego pana. w
Na początku października- dawny pan i jego towa-
rzysz, z wielkiem uradowaniem doczekali się « biegłój
dyrektorki ich kuclmi » a to tćm bardziój było im na
rękę, że niezadługo wypacBo przyjmować dalekiego
gościa.
- « Pani Stanisławowa Rozakiewiczowa — pisał Adołf,
5 listopada — szczęśliwie przybyła do .Omiska i zaba-
wiwszy, dwa dni, które najmilej przepędziliśmy, pośpie-
szyła do swego męża. Jest on teraz w Syberyi wscłio-
dniśj^ na służbie prywatnej u przedsiębierców doby-
wania złota. Nieźlei mu się powodzi : bierze do 2,000
r. as. pensyi rocznej, tylko latem musi pędzić życie w
tajgach, to jest w obozowiskach kopaczy na pustyni.
Za dni sześć lub ośm uściśnie on swoją Penelopę. Dwa
razy mieliśmy przyjemność służyć jej naszym obiadem,
który dał jej wyobrażenie o kuchni sybirskiej, o talen-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXXVII
lacb naszój striapki i o guście kancellarzystów kirgiz-
kiego rzędu. Żałujemy tylko bardzo,' że w liczbie
wszystkich przysmaków, nie mogliśmy ją poczęstować
. młodśm źrebięciem, coby było prawdziwie kirgizkiśm^
ugoszczeniem. »
Tak tedy oprócz korespondencyi , zdarzała się i
ustna zamiana wiadomości z krajem,* a zdarzenia te
poczynały być coraz częstsze.
« Drugi z moich zacnych towarzyszy — donosił
Adolf matce, 25 listopada — z którym lat ośm miesz-
kałem w Iszymie, Eugeni Łempicki, otrzymał uwol-
nienie i wkrótce opuszcza Sybir. Dziś go właśnie o
tćm szczęściu uwiadamiam i proszę (a co on, nie wąt-
pię, z wielką przyjemnością spełni) ażeby jadąc do
domu, wstąpił do Dziahylny. Jestto sąsiad Gustawa,
od którego odebrałem list z Moskwy, a który, wedle
mego rachunku, powinien był stanąć u was około
25 października. »
Garstka naszych posieleńców iszymskich, rozpra-
szała się coraz bardzićj, chociaż w różny sposób. Najr-
dawniejszy towarzysz Adolfa, który z nim razem przy-'
ł)ył z Tobolska do Iszymu, Józef Nowak, dotknięty
-ciężką chorobą piersiową, przyjechał na kuracyą do
Omska, ostatnich dni grudnia. Dwaj koledzy tu za-
mieszkali, przyjęli go do siebie i otoczyli najtroskliw-
szem staraniem, a doktor Jazon zajął się mało obiecu-
jącym stanem jego zdrowia.
Odjazd każdego ze współpokutników do kraju, przy-
nosił teraz Adolfowi tóm więcćj pociechy i pokrzepie-
nia, że i postępy na drodze służbowej zdawały się go
Digitized by
Google
CXXVIII ŻYWOT
zbliżać do celu życzeń. Pod koniec 1842 r. chlubił się
przed matką : « Praca moja, mogę powiedzieć, nad
siły, zasłużyła na uwagę. Rząd pograniczny przedsta-
wił mnie naszemu naczelnikowi do nagrody, lecz czy
ją otrzymam i jaka będzie, o tćm zapewne nie prędko
się jeszcze dowiem. »
Nagrodę tę otrzymał i była ona » podziękowaniem
za pilność, » Rok 1843 niemal cały jednak upłynął bez
mocniejszego zbudzenia się nadziei ; ale pod względem
uczuć związanych z przeszłością, poruszył jedno ich
^ bardzo tkliwe ogniwo.
W kole rodzinnym, oprócz najżywszśj miłości wza-
jemnśj sióstr i braci, była szczególna jeszcze spójnia
moralna między Adolfem i Eustachym. Najbliżsi siebie
latami, najpodobniejsi może w niektórych usposobie-
niach umysłu, przed rozstaniem się widni już jeden
drugiemu na pdu czynnego życia, byli oni połączeni
nietylko najserdeczniejszóm przywiązaniem, ale nadto
tym szacunkiem wzajemnie uznawanych w sobie przy-
miotów, jaki bez związku pokrewieństwa nawet, staje
•się węzłem nigdy nie gasnącej przyjaźni. Rzuceni na
dwa przeciwne krańce naszego rozproszenia, przedzie-
leni zupełną niemożnością zamiany choćby kilku wy-
razów braterskiśj miłości, tęsknili do siebie zawsze, a
braknęli sobie wtedy najwięcej, kiedy ich myśl padała
na to, co ich najmocnićj obchodziło. « Ach gdyby tam
był mój Staszutko ! » — wiele razy powtarzał Adolf,
rozpamiętywając o interesach domu, o troskach matki,
o środkach przedsiębranych do uwolnienia jego z Sy-
biru. « Czemuż tu niemasz mego Adolfa ! » — wołał
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GXXIX
Eustachy, ilekroć w naszym trudzie emigracyjnym
dała się uczuć potrzeba silnego charakteru i zdolnego
robotnika, albo na widokręgu naszych przeznaczeń za-
błysło jakie światło nadziei i nowego powołania. Miłość
i uwielbienie dla starszego brata, zrodziły w nim to
przekonanie , że los mylnie naznaczył im stanowiska
wygnańcze, a naprawa tój myłki byłaby nawet czynem
patryotycznym... « Niech Adolf będzie uwolniony, a
ja dobrowolnie pójdę zastąpić jego miejsce na Sybirze,
i żędam tylko jednćj łaski, żebym mógł po drodze
odwiedzić moją matkę i wziąść od nińj ostatnie błogo-
sławieństwo. » Tak wyraził jeszcze w roku 1836 swoje
życzenia, którym jeżeli nie stało się zadość , to nie z
przyczyn zależnych od jego woli. Nie mogąc ani skut-
kiem, ani choćby wprost przesłanemi słowami, okazać
bratu swych uczuć, powierzył je późniój kartce dru-
kowanej, która podobno nigdy rąk Adolfa nie doszła,
a zwróciła na niego podejrzliwe oko rządu*. Długo
* Jettto ttronica na końca dzieła : Panowanib Staiti sława Augusta, prsez Ls-
ŁBWSLA. Wydanie czwarte. Parył, w księgarni PplskićJ, rue des Marals Saint-Oer-
main, 17 hit, 18S9.
Zawiera ona co nastąpi^e :
Do Adolfa Januszkibwioza
w hzymie (Syberya).
Bracie Adolfie,
Szeroką naa Pan Bóg rozgrodził przestrzenią : ciebie skazał na samotność śród
pustyń i lasów; mnie zostawił w samotności uczuć śród zamętu gwarnego świata
Z ogniska europejskićj oświaty, po jćj promieniu , Jeśli tam który dochodzi , po-
syłam ci tą powieść o rzeczach narodowych, jako niezabud miłości i tęsknoty.
Czytając ją, przypomnisz myśli , co stanowiły między nami najświętsze pokre-
i
Digitized by
Google
CXXX ŻYWOT
pocieszali się obadwaj, królkiemi tylko wiadomościami
jeden o drugim, a nakoniec pośredniczka Galicyanka,
znalazła sposób, że własnoręczne jśj i Eustachego wy-
razy, poszły do Omska jako przypiski do listu matki
dodane niby w Dziahylnie.
Otrzymawszy je w marcu 1843, uszczęśliwiony Adolf,
odpisało bojgu, 4/16 t. m.
Do Eustachego. « Najdroższy przyjacielu! Są wży-
ciu naszćm chwile, których pamięć zostaje nazawsze w
duszy człowieka. Jednj z tych chwil jest dla mnie ta,
\^ której po tylu latach milczenia , odebrałem dowód
twojśj Gzułćj jM^zyjaźni. Com czuł na widok twoich wy-
razów, napróżnobym się starał wypowiedzieć. Była to
chwila takiego szczęścia, co blask swój uroczy rzuciło
nawet na sam§ noc mojego wygnania. Lecz pocóż mam
nad tóm się rozwodzić : ty wiesz, że cię kocham nad
życie, a ja wiem, że serce twoje czyta w mojćm, jak
w swojem własnśm.
« O jakże ci wdzięczen jestem, mój drogi towarzyszu
młodości, za te kilka wyrazów, co spadły na mnie jak
z nieba. Ty piszesz, iż za jednj chwilę widzenia się ze
mną... dałbyś wszystko. AchJ cóżbym ja dał ża nią,
ja który lat tyle rozłączony ze wszystkiemi i ze wszy-
stkićm , co stanowiło moje szczęście , usycham wśród
wleństwo; a w kplel historycznych wydarzeń dojrzysz, że wolno spodziewać słę
wiele temu, co mocno chcied umie.
Proś ze mną Boga, abyśmy mogli łyć Jeszcze razem w poczciwej, nłytecznćj spM-
bliinim pracy, jako dziś tyjem w jednćmże wspomnienia i nadziei.
ECSTACHT.
Paryż, 29 listopada 1889.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GXXX1
pustyń Syberyi, jak afrykańska palma, przesadzona
pod chłodną strefę, i jeżeli żyję, to samemi tylko wspo-
mnieniami , których urok silniśj mię przywiązuje do
życia, niż nadzieja, co już tyle razy mnie zawiodła, i
z którą zaczynam już być, jeśli mogę użyć tego wyra-
żenia, na coraz bardziej etykietalnśj stopie.
« Cóż ci powiem o sobie? Wiesz zapewne wiele
szczegółów o mnie od mojćj rodziny. Jeżeli zaś nie
często miewasz stosunki z Dziahylną, powiem ci w
krótkości, że od 2* września 1841 r. przeniosłem się
do Omska, gdzie zostaję w służbie cywilnój, w stopniu
kancellarzysty i biorę 25 r. as. na miesiąc. Pracuję
w Rządzie pogranicznym sybirskich Kirgizów, i jednym
z moich naczelników jest kirgizki sułtan, członek tegoż
rządu. Cała Średnia Horda jest pod naszą władzą i
często się zdarza, że piszę wyrok w sprawie jakiego
potomka Dzingischana lub Tamerlana, przekonanego
o baran tę, to jest o rabunek złodziejski. Tarbogataj-
skie i Ałatauskie góry, brzegi Bałchasza obfite w ty-
grysy, Ajaguza dumna swómi bażanty i Karkarały
pyszne ze swych aszerytów, nieraz już drżały na widok
ukazu napisanego moją ręką. Czyż ci się kiedy śniło,
aby twój dawny towarzysz, wyszedł w Azyi na tak
strasznego człowieka !
« Jakkolwiek z wielu względów na Omsk narzekać
nie mogę, żal mi jednak mego cichego Iszymu, gdzie
miałem swoją chatę, ogród, konia, psy, koty i gołębie,
i gdzie pędziłem życie zupełnie niezależne , kiedy tu
wśród szumu stołecznego miasta Syberyi, pilnować się
muszę godziny i męczyć wzrok nad bumagami. Tam
Digitized by
Google
CXXXII ITWOT
istny liber baron, hasałem na moim Parysie po stepie,
lub z poczciwym Karpatem polowałem na cietrzewie
albo białe kuropatwy. Tak więc i w Syberyi mam już
moj§ przeszłość i tęsknotę za przeszłością.
« Zdrowie moje od niejakiego czasu znacznie się
poprawiło, nawet oczy, co już tyle strat opłakały, co
odwykły od blasku nadziei , mniśj jednak potrzebują
lekarskiej pomocy. Z tego mógłbyś mieć wcale niezłe
o mojśm ja, pod względem fizycznym wyobrażenie,
gdybym ci nie dodał , że głowa skutkiem dwunastole-
tniego cierpienia, od przechodzących przez nią myśli,
znacznie pobielała. -
« Pisząc z Syberyi, muszę też cokolwiek powiedzieć
coby miało na sobie barwę miejscową. Donoszę ci
więc, że w tych dniach przywieziono do Tobolska
cząstkę, to jest i,000 pudów mamuta, z mięsem i szer-
ścią. Zbudziliśmy go ze snów czterdziestowiecznych
niedaleko ujścia Obi , w ojczyźnie Samojedów, renife-
rów i borealnój zorzy. Leżał on do góry nogami, a
obok niego drugi, mały, zapewne syn obok matki nie-
odłącznej od swego dziecięcia w strasznej chwili kata-
klizmu; ale ten ostatni zgnił zupełnie. Czemuż tu nie
mamy drugiego Cuviery któryby mógł rozmówić się z
tym przedpotopowym obywatelem świata?
« Bądź zdrów mój drogi, uściśnij odemnie twego
brata i wszystkich, których znałem, kochałem, wielbi-
łem, a teraz zawsze wspominam. Powiedz im, że ich
pamięć największą jest dla mnie pociechą. Oby Bóg
wam wszystkim błogosławił!... »
Do Eugenii. « Kilka słów Pani było dla mnie t^m,
Digitized by
Google
ADOLFA JAN08ZKIBWIGZA. CXXX111
czśm kropla wody spragnionemu na pustyni. Jak blask
północnej zorzy rozwesela posępną noc Syberyi, tak
Jej pamięć o mnie, rozjaśniła tęskną duszę wygnańca.
Z dzikich stepów Kirgiza, z nad dalekich brzegów Ir-
tysza, cóż Ci poszlę na znak mojśj wdzięczności?...
Niestety ! jedną tylko łzę, co skropiła Twoje wspomnie-
nie... lecz i tę racz przyjąć od nieszczęśliwego i wie-
rzyć, ze nic nie zrówna mojemu szacunkowi jaki mam
dla Niśj... »
Po tśj korespondencyi ożywionój radośnśmi wzru-
szeniami, w parę miesięcy nastąpił list pełen cienia
żałoby.
« Wczoraj otrzymałem od Mamy smutną wiadomość
o zgonie szanownego ojca naszćj Maryli. Oby Naj-
wyższy pocieszył ją po tśj nieodżałowanej stracie...
Proszę Mamy oświadczyć jćj, że całśm sercem podzie-
lam jej smutek.
« Ach i my także, kilka dni temu, ponieśliśmy stratę
w osobie niegdyś towarzysza naszego wygnania, i wy-
lewaliśmy łzy na wczesnśj jego mogile. Biśdny Józef,
po kilkomiesięcznćj chorobie, na ręku naszćm skończył
swoje cierpienia 4/16, a 6/18 t. m. (maja) pochowa-
liśmy go na omskim cmentarzu. Całą noc ostatnią prze-
pędziliśmy obok jego łoża^ co chwila czekając skona-
nia, albowiem doktor nam powiedział, że już są poli-
czone godziny jego i sam chory znał to doskonale.
Będąc w suchotach, zachował przytomność do śmierci
i troszczył się tylko o to, żeby jak najprędzćj przestał
cierpieć. Ostatnie jego wyrazy były : « Ach kiedyż
skończę!... »
Digitized by
Google
CXXXIV ŻYWOT
W początku czerwca, odbył Adolf pierwszą wycie-
czkę w stepy kirgizkie, którą opisał następnie w liście
20** t. m. (2 lipca n. s.)
« Na wsiadaniu do poczto wśj taradejki, ledwo mia-
łem czas donieść, że wyjeżdżam z Omska, nie dodając
dokąd i na jak długo. Może takie doniesienie nabawiło
trochę niespokojności ; ale gorzśj byłoby, gdyby Mama
wówczas wiedziała o celu mojdj podróży : bo przez
dni kilkanaście zostawałaby w obawie o swego synka,
przypuszczając że go dzikie Kirgizy zjedzą jak barana.
Teraz zaś. kiedy w ciągu dni trzynastu, zrobiwszy
wiorst 2,000 z górą, cały i zdrów wróciłem, mogę bez
wszelkiego niebezpieczeństwa powiedzieć, że z polece-
nia mojego naczelnika, jeździłem w głąb' kirgizkiego
stepu, dla ułatwienia niektórycli interesów skarbowy cli
i wręczenia summ naczelnikom w Kokczetawie i Ak-
mołłacłi, stolicacłi okręgów tycłiże imion.
« Jakkolwiek krótka była moja podróż, jeśli mi je-
dnak Bóg pozwoli ujrzeć kiedy rodzinne progi, łjędę
miał dużo do gadania o nićj i może gawędka moja
większą zbudzi ciekawość, niż opowiadanie podróży
za powrotem z krajów każdemu znanych i po tysiąc
razy opisanych. Dziś zdrożony, zmęczony i zajęty nie
jedną robotą, w krótkości tylko powiem : że po nie-
zmierzonych obszarach stepów leciałem jak strzała ; że
obok mego faetonu, pędzjło ciągle w cwał kilku od stóp
do głów uzbrojonych kozaków ; że przebywałem dość
znaczne góry, odziane lasami i zamieszkane przez nie-
dźwiedzi, marałów, łosi i jeleni ; że w pław przejeżdża-
łem bezmostne rzeczki, nikomu w Europie nieznane, a
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXXXV
nad brzegami ich, pierwszy raz po dwunastu latach,
słyszałem miły śpiew słowika ; że widziałem kirgizkie
plemiona , koczujące razem w liczbie tysiąca i więcśj
jurt, na przestrzeni jakich dwudziestu pięciu lub trzy-
dziestu wiorst, zasianych krociami koni, wielbłądów,
baranów i. bydła cudnśj piękności ; że napotykałem ka-
rawany kupieckie idące z Taszkentu i Kokandu, stada
sajg, dzikich koni, zwanych kułanami; że nareszcie
musiałem wazką drogą stepową lecieć w pośród pło-
mieni palącego się na okoł stepu... Czyż to wszystko
nie ciekawe? Czy nie ciekawsze, jak widok pól niemie-
ckich zasadzonych kartoflami , albo neapolitańskich
lazaronów zajadających makaron? Tu ja nigdzie źdźbła
zboża nie widziałem; nigdzie płotu, wszędzie prze-
strzeń bez końca. Oddychałem pełno, szeroko, jak
Arab na pustyni. Upal tylko i kurz nieznośny, doku-
czały mi niemało. Pomimo tych nieprzyjemności, wielce
rad jestem z mojój wyprawy i nie obejrzałem się jak te
parę tygodni przeleciało. Teraz ciągle mi się marzą
jurty, wielbłądy, pożary stepu, sajgi, kułany, a podróż
taki miała wpływ na moje zdrowie, że jem za trzech,
a śpię za sześciu; ale bo też trzeba wiedzieć, że przez
cały ten czas nie zjadłem ani kawałeczka wołowego
mięsa i ani razu nie spałem dłużój nad dwie godziny.
Przepraszam za tak krótki i pobieżny opis : może póź-
niój będę miał sposobność to wynagrodzić. »
Z sierpniem kończyły się dwa lata mieszkania w
Omsku i na tój samćj, od początku najętćj kwaterze;
ale kwatera ta « w zimie chłodna, latem gorąca, pełna
myszy, tarakanów, pluskiew, dojadła do żywego » obu
Digitized by
Google
CXXXV1 ŻYWOT
lokatorom. Jedną tylko miała zaletę, że blizko była od
kancelłaryi, lecz i ta dogodność stała się największą
niedogodnością; każdy bowiem, potrzebny czy niepo-
trzebny, pożądany czy niepożądany, wstępował po
drodze, żeby się ogrzać i czas zabić. « Łatwo pojąca
że człowiekowi lubiącemu odetcłmąć z książką w ręku,
odwiedziny te nie przypadały do smaku i kwatera
zbrzydła bardziej dla nicłi, niżeli dla wszystkich żyją-
tek gnieżdżących się w jśj ścianach. »
Niełatwo wszakże w Omsku o wygodne mieszka-
nie. « Właściciele domów po większej części są ludzie
bićdni, którzy z poczętku budują jeden pokoik i sionki,
a w miarę wzrastających z najmu funduszów, przydają
potśm pokój drugi, trzeci i tak dalśj. Ztąd rodzi się
niekształtna i najniewygodniejsza budowa, a w do-
datku Ąo tego jeszcze najczęściej zimna. » Pomimo to,
udało się znaleść domek właśnie tylko co powiększony
i świeżo wyporządzony. Koledzy z całćm swśm gospo-
darstwem, na początku września wprowadzili się do
niego, a w połowie października przyjmowali w nim
bardzo z daleka przybyłych gości.
« Wyobraź sobie mój January — pisał Adolf do
brata — jaką miałem onegdaj niespodziankę. Zmę-
czony kilkogodzinną pracą, wracam z kancelłaryi i
przechodząc mimo okien , postrzegam w mojój kwate-
rze dwa czśpki^ z pod których wyglądają dwie damy.
A to cóż za goście? — pomyślałem sobie. Czy postój
jaki zajął naszą kwaterę? Czy dwie jakie panie posta-
nowiły sobie wziąść nas za mężów? Ale przypomnia-
wszy, że kwatera wolna w tym roku od postoju, że
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXXXT11
Paweł łysy a ja siwy, musiałem uznać moje przypusz-
czenia za bezzasadne. Cóż więc znaczą te czćpki?
Przyśpieszam kroku, wchodzę na dziedziniec, aż na
dziedzińcu stoi karćta, wielka jak arka Noego, a w
niej, na niśj, za nię i pod nią moc krobek, pak,
pudeł, kufrów i tłómoczków. Na progu rozwiązuje się
zagadka. Dwie owe damy były : pani Kosakowska i
pani Umińska z Wołynia, jadące do swycli mężów na
wschodnią Syberyą. Niestety! kilka tylko godzin cie-
szyliśmy się ich mił^m towarzystwem, gdyż zabawiły
tyle tylko, ile było potrzeba dla naprawienia powozu,
a śpieszyć się musiały, jużto z niecierpliwości ujrzenia
swych mężów, już to żeby korzystać z cudnej pogody,
którą się cieszymy od dwóch tygodni. Kilka te godzin
lak dla nas niespodziewanych, na długo w naszśj pa-
mięci zostaną. »
Zresztą, czas upływał jednostajnym, powszednim
trybem. « Dzięki wygodnej kwaterze — donosił Adolf
o sobie — siedzę po większćj części w domu i w chwi-
lach, które mi pozostają od prac skarbowych, czytam
co mi wpadnie w ręce... Niech jednak Mama nie są-
dzi, że prowadzę życie zupełnie pustelnicze. Od początku
zimy, najmniej dwa razy w tydzień bywam na wie-
czorach, gdzie wszystko co żyje, nie wyłączając mło-
dych panienek, gra w karty — nie na pacierze, jak to
u nas za moich czasów bywało. Grają tu pospolicie
w preferansa, a że ja tej gry nie umiem i nauczyć się
jej (jako wielce głupiej, podług mojego i całej na\\^t
tutejszój publiczności zdania) nie chcę, grywam więc
po staremu w wista i to jak najtaniśj , ażeby tylko
Digitized by
Google
CXXXVfn ŻYWOT
uczynić zadość tutejszym zwyczajom i nie grać w bał-
wana wśród towarzystwa siedzącego około zielonych
stolików. Ale dodać muszę, że w tych dniach zdarzyło
mi się widzieć dwie osobliwości. Oto ujrzałem naprzód
ćwika y którego od czasów pahi Oraczewskiej, to jest
od 1811 roku nie widzisJem; pokazano mi późniój
tygrysiątkOy złapane w stepie kirgizkim nad BaJcha-
szem, które znajduje się teraz tu w kuchni u pewnego
doktora. »
Jednostajność tak zatrudnień jak i rozrywek równie
bezbarwna, oswojenie się z nud§ powolnego dążenia
do założonego sobie celu, pewna spokojność, albo przy-
najmniej cierpliwość, wynikająca z oparcia się na ro-
zumowej rachubie, to wszystko poczynało znowu two-
rzyć na długo ten cichy, regularny prąd życia, który
nieznacznie usypia ducha. W tśm nagle, zjawiła się
budzicielka nadzieja i zatliła w piersiach iskierkę, któlra
rozpłomieniła się prędko, a jednocześnie z różnych
stron rozniecana podmuchami , sprawiła pożar trwa-
jący niemal dwa lata.
Początek był bardzo nieznaczny. Para małych oko-
liczności daJo powód myśli, do wyciągnięcia na przy-
jętśj drodze logicznych przewidywań wniosku, który
stał się pierwszym maleryałem palnym. Całą tę kom-
binacyą sformułował Adolf w liście pisanym do matki
pod koniec listopada, jak następuje.
« Ciągłe moje trudy, pożyteczna praca i należyte
postępowanie , zwróciły oko mojój zwierzchności , i
ufam, że tą rażą nie skończy się na samom tylko po-
dziękowaniu, jakie w roku przeszłym otrzymałem. Po-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIBWIGIA. CXXUX
graniczny naczelnik zrobił o mnie przedstawienie
księciu jenerał-gubematorowi ; książę, w przyszłym
miesiccu jedzie do Petersburga, gdzie nie wątpię, oso-
biście odda mi sprawiedliwość, jako najbliższy świa-
dek mojćj służby : jego przedstawienie będzie miało
zapewne większą wagę, niż wszystkie starania. Niech
więc kochana Mama oddaje się słodkiej nadziei, nieza-
wodnój zmiany w mojśm teraźniejszym położeniu,
nadziei, którą ja pieszczę w sercu jak gdyby promień
łaski spuszczony z nieba, ożywiający mnie blaskiem
jakiegoś nieznanego szczęścia. Pod wpływem tego
lubego uroku , nie zważam nawet na wszystkie dole-
gliwości nudnśj pracy, cierpkiego powietrza i często
kapryszącego się zdrowia. »
Tegoż dnia pisał do Januarego :
« Chociaż nie mogę nazwać się zupełnie zdrowym,
trzymam się jak mogę. Z obawy ażebym do was nie
powrócił z kwaśną miną tylko co wypuszczonego z łaza-
retu pacyenta, strzegę zdrowia jak źrzenicy w oku :
odziewam się ciepło, tryndam się po świecie jak naj-
mniej, siedzę w domu i żyję regularnie. Spodziewam się
więc, że kiedy tyle ziin sybirskich wytrzymałem, to i tćj
ostatniej sprostam, zwłaszcza że jest bardzo łaskawa :
dotąd mieliśmy tylko raz 20 stopni mrozu, a dziś tak
jest ciepłe zimno, że nie kazaliśmy palić w piecach...
Marchocki z Podola, otrzymał w tym czasie pozwole-
nie przeniesienia się na mieszkanie do Kaługi ; dwaj
inni otrzymali pewne ulgi w swoim losie : to wszystko
jest dobrą wróżbą dla mnie, co lat dwanaście przesie-
działem na wygnaniu, a od trzech pracuję jak wół
Digitized by
Google
CXL ŻYWOT
podolski (bo nie porównam siebie do kirgizkiego, który
nie zna ni pługa, ni wozu) . »
W miesiąc potom, na końcu grudnia, powtórzywszy
jemu wykład powodów nakazujących ufać nadziei,
dodał : « Na tćj zasadzie oparty, proszę cię mój bra-
cie, ażebyś jak można najprędzej postarał się dla mnie
o certum guanturriy które w razie pomyślnego rozwią-
zania moich oczekiwań byłoby bardzo na swojem
miejscu. Z Omska do Dziahylny piękny kawał drogi,
a jako zostający teraz w służbie^ musiałbym jechać o
swoim koszcie. Mając piąty krzyżyk na plecach i mnó-
stwo rzeczy nagromadzonych przez lat dwanaście,
których rzucić szkoda, potrzebowałbym koniecznie
kupić sobie mocny i wygodny powóz. A do tego, prze-
jeżdżając przez Ekaterynenburg , Niżny Nowogród i
Moskwę, chciałbym zaopatrzyć mój tłómok w niektóre
pamiątki dla tych wszystkich, co o mnie przez tyle lat
pamiętać raczyli. Zadziwałaby się Mama, gdybym w
tej chwili mógł jój pokazać przygotowany -już rejestrzyk
^ owych miłych dla mnie sprawunków, w liczbie których
figurują : bucharskie chałaty, chińskie kanfy, fandze,
czuczuńcze , ekaterynburskie kolczyki i pieczątki z to-
pazu, kazańskie meszty, i t. d., i t. d. Przy każdym
zaś przedmiocie jest adnotacya dla kogo przeznaczony.
Staraj się więc mój drogi, abym był, jak mówią Fran-
cuzi, a la hauteur des ivinementSy a za to bądźcie
pewni, że skoro tylko Bóg spełni nasze życzenia, prę-
dzej do was będę leciał, niżeli parowóz po Birmin-
ghamskich relsach. — Książe nasz od dwóch tygodni
choruje na powszechną tu chorobę oczu, ale jednak w
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXŁI
tym miesiącu wyjedzie i niezawodnie przed końcem
stycznia będzie w stolicy. »
Rok 1844 rozpoczął się pod niezachmurzoną niczóm
konstellacyc powrotu. Dzień jego pierwszy, poświęca-
jąc jak zwykle uroczystym myślom o rodzinie, rozpisy-
wał Adolf listy do bliższych i dalszych jój członków.
Obsypawszy matkę wyrazami pełnemi najmilszych ży-
czeń i najmocniejszej dla nich otuchy, nie mógł wstrzy-
mać się od wynurzenia rozkoszy, jaką mu zawsze pa-
miątki sprawiały. ?< Przypisek drogiój Misiutki mocno
mnie rozczuHł. O jakże j^j wdzięczen jestem za tak
czułą pamięć i przywiązanie do mnie. Czemuż mi nie
napisała, która to z j6j przyjaciółek chciała mieć na
pamiątkę włosy szpakowatego jćj wujaszka? Wielka to
pociecha wiedzieć, że są jeszcze serca, co pamiętają o
człowieku tak dawno pogrzebanym dla swoich przyja-
ciół. W tych dniach miałem niezrównaną z niczym
przyjemność, odebrawszy od nieznajomej mi panny z
Wołynia (siostry jednego mego przyjaciela) przepyszny
obraz, szyty na kanwie i przedstawiający polowanie
na jelenia. Trzech myśliwych na koniach , dziewięć
psów i jeleń przepływający rzekę : wszystko to jak
malowane. Obraz ten wisi u mnie teraz nad łóżkiem i
mój gospodarz wiele razy wejdzie , zawsze go dotyka
palcami, nigdy nie mogąc uwierzyć żeby był igłą a nie
pędzlem robiony. »
Charakterystyczna jest odpowiedź, tejże chwili dana
Eustachemu na jego powtórnie otrzymanych kilka wy-
razów.
« Ty mi zarzucasz, że żyję tylko samemi wspomnie-
Digitized by
Google
CXLII ŻYWOT
niami przeszłości i zdajesz się posądzać, jakobym już
zupełnie stracił wiarę w przysrfość. Nie tak jest bra-
cie. Prawda, iż wielka osłoda mojej smutnej teraźniej-
szości są wspomnienia, i możeż być inaczej, kiedy mi
one stawią przed oczyma was i tyle , tyle pogodnycli
dni młodości; ale czyż sądzisz, że byłbym w stanie
walczyć lat trzynaście z przeciwnym losem, że nie
upadłbym pod ciężarem jego, gdybym na uroczóm niebie
przyszłości nie wyglądał gwiazdki i nie wierzył, że prę-
dzćj czy później zabłyśnie jeszcze i dla mnie... sieroty ! »
Ostatnie tu słowa szczególniej czynią przykre wra-
żenie. Oh ! jaki to był straszny przedział, co najbliższe
siebie dusze porozgradzał. Dwaj bracia tak ścisłe uczu-
ciami spojeni, już się tą rażą zrozumieć nie mogli.
Mówiąc o niebie przyszłości, o gwiazdce nadziei, każdy
z nich w inną patrzał stronę, co innego miał na myśli.
Bićdny więzień Sybiru, teraz bardziśj niż kiedykolwiek
wpatrując się w szczupły otwór wyjścia ze swego domu
niewoli, widział tylko jedną drogę i siebie na nićj.
T6m boleśniejsze też czekały go zawody.
Wyjazd księcia Gorczakowa zwlekał się z tygodnia
na tydzień, z miesiąca na miesiąc, a każda godzina
tćj zwłoki zdawała się byc stratą jednej z godzin ocze-
kiwanego szczęścia. . Co dni kilkanaście, powtarzały yię
w listach do Dziahylny z niecierpliwością, utęskiwa-
niem lub rezygnacyą wyrazy : « Książe dotąd w
Omsku i przewidzieć ńiemożna kiedy pojedzie. » Przy-
szła wiosna, popsuły się drogi, o podróży księcia w
tym roku już nie było mowy... Runął gmach złotych
marzeń i nastąpiło gorzkie zwątpienie.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXLI1I
Kiedy tak upadały widoki syna, matka tymczasem,
podawszy w styczniu do cesarza prośbę, którą miały
wesprzeć wstawienia się wysokiśj wagi, pełna sama
najlepszych nadziei , cłiciała niemi jego pocieszyć.
Przyjcł je z obojętnością , przy podziękowaniu doda-
jąc : « Daj Boże ! daj Boże ! żeby co z tego było. Po
tylu wszakże zawiedzionych staraniach , przyznam się
Mamie, że serce moje, czy z przeczucia, czy z jakiego
otrętwienia, pomimo najszczerszych moich chęci, nie
chce się cóś oddawać radosnym wzruszeniom. »
W połowie marca przyszły posyłki z domu. Przy
pieniądzach były i różne rzeczy na drogę : ciepłe kaf-
taniki, futrzane rękawiczki, chustki do obwinięcia się
od mrozu. Obok tego, szpinki, obrączki, sakiewki i tym
podobne upominki, wszystkie z życzeniami zastosowa-
nemi do rychłego powrotu. Następne wyrazy pokazują
z jakićm usposobieniem zostały przyjęte.
« Odpowiadam ci, kochany January, na list twój
pisany w sam dzień twych urodzin, przy którym przy-
słałeś mi na drogę 100 r. sr. Odebrałem je w dzień,
w który .przed trzynastą laty feldmarszałek Sacken
podpisał wyrok mojego wygnania. Nie wiem czemu
bardziój mam się dziwić, czy stałości ciągle mi prze-
ciwnego losu, czy wytrwałości waszój w niezmiennych
uczuciach dla mnie. Może teraźniejsza posyłka pod
lepszą przyszła wróżbą. Niepodobna aby wasze prośby
nie zasłużyły na uwagę, nie wątpię także, że nasz
naczelnik przyczyni się za mną, zwłaszcza jeśli będzie
zapytany o mój stan służby. Miejmy cierpliwość i
ufność w miłosierdzie Boskie.
Digitized by
Google
CXLIV ŻYWOT
(( List ten piszę już w mesztach twojćj Maryli i jak
kokietka swoje pierścienie lub wdzięki , tak ja ciągle
wysuwam nogi naprzód, ażeby wszyscy widzieli malo-
wniczy ich ubiór. Wybacz, że krótko rozmawiam z
tob§. Od dni ośmiu ledwo mam czas zjeść obiad i go-
dzinkę spocząć dla nabrania nowych sił do pracy.
Ślęczę nad ważnem dziełem kryminalnćm, obejmują-
cem przeszło 1,000 arkuszy. Napisałem już 50 stronic
dokładuy to jest referatu, a jeszcze trzeba ze sto ich
nabazgrać dla dopełnienia treści. »
Niepokój wewnętrzny uciszał się tedy i widok przy-
szłości niknął pod stosami papierów ; ale nie tak było
przeznaczono : na niedogasłe zarzewie powiał wietrzyk
z innej strony, aż z Petersburga, gdzie przebywająca
dawna przyjaciółka matki , która od początku niedoli
Adolfa nie przestawała najtroskliwiej zajmować się jego
losem, napisała teraz do niego. W końcu kwietnia,
donosił o tóm matce i bratu z widocznie już ożywioną
wiarą. « Starania zacnej Konstancyi robią mi znowu
niejakie nadzieje. Życzy ona sobie wejść z wami w
korespondencyą dla skuteczniejszego osiągnienia celu.
Napiszcie więc jak najprędzej do niój. Ja widzę z jśj
listu , że idzie o podanie prośby i widzę jak na dłoni,
że moje położenie dawno zmienićby się mogło, gdyby
kto czuwał nad tem w stolicy i umiał radzić Mamie w
tym względzie. »
Po pierwszym powiewie nastąpiły inne, coraz mo-
cniejsze. Przez cały maj i czerwiec myśl o kombina-
cyach starań w Petersburgu, zajmowała głowę i w
różny sposób wyrażała się w listach Adolfa. Jeden z
Digitized by
Googk
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXLV
nich, 10/22 czerwca, po surowym rozbiorze argumen-
tów wzmacniających i osłabiających nadzieję, tak się
kończył pogodniejszym ustępem od dolegliwego przed-
miotu.
« Muszę wam donieść jak przepędziłem moje imie-
niny. Nie chcąc w ten dzień przyjmować ludzi u siebie,
nic nie mówiąc nikomu, postanowiłem, z jednym tylko
Pawłem, jako z najdawniejszym z moich tutaj przyja-
ciół, wyjechać gdzie w step i pod gołóm niebem ob-
chodzić świętego Adolfa. Kupiwszy więc butelkę por-
teru (co u nas jest niepospolitym traktamentem), bu-
telkę madery, pół funta holenderskiego sóra, funt
suchych konfitur, i kazawszy Łukeryi zbudować fran-
cuzki tort, przekładany smażonemi w cukrze porzecz-
kami, nająłem zwoszczyka, któremu zaleciłem stawić
się nazajutrz o li^^ zrana. Jakoż, ledwiem się zbudził,
już mój zwoszczyk był na dziedzińcu. Ale niestety ! za-
miast pogody, która dotąd panowała, deszcz kropił
rzęsisty ; jednakże tak był grzeczny, że wkrótce ustał
i słońce błysnęło. Wypiwszy tedy herbatę i zabrawszy
króbkę z owemi trunkami i specyałami, w towarzystwie
Karpata^ ze strzelbami w ręku, z cygarami w ustach,
puściliśmy się w drogę. Czas był piękny, deszczyk
przybił kurzawę do ziemi, komary niebardzo doku-
czały : jechaliśmy wesoło traktem tobolskim, lubując
się widokiem zielonego stepu i pocieszając się nadzieją,
iż kiedyś tą samą drogą będziemy jechali w rodzinne
strony. Wtśm, za nami dał się słyszeć grzmot : obej-
rzeliśmy się, aż czarna chmura na niebie, tuż, tuż nad
naszemi głowami. Dalejże więc w nogi ! Lecz chmura
j
Digitized by
Google
cxLvr zrwoT
W pogoń za nami : widząc że kręto, przypomnieliśmy
sobie najbliższą wioskę, leżącą o pięć wiorst w stronie
z drogi. Zwróciliśmy ku nićj, ale cóż! zaledwo uje-
chaliśmy wiorstę, deszcz lunął jak z wiadra, z akom-
paniamentem grzmotów i piorunów, z których jeden
okropnie nas przestraszył, gdyż zdawało się że uderzył
pomiędzy zwoszczykiem a nami i to w samą króbkę.
Bez żadnego wszakże szwanku , przemokli tylko nale-
życie, wpadliśmy do wsi Charyny, leżącej nad samym
brzegiem wspaniałego Irtysza i sławnej w okolicach
Omska ze swego rybołówstwa. Radzi , żeśmy znaleźli
schronienie pod dachem, wzięliśmy się natychmiast do
rozpakowania naszśj króbki. Ale jakiż był nasz smutek,
kiedyśmy ujrzeli butelkę porteru w gruzach!... Ów
mniemany piorun, był to wystrzał korka, obciągnię-
tego drótem. Jak na złość, madera, którą pijamy tylko
dlatego, że lepszą jest tutaj w porównaniu win innych,
została w całości, a porter, porter, który obadwaj
przekładamy nad wszystkie burgundy i szampany,
przedawane pod tśm imieniem w Omsku, rozerwawszy
swoje więzy jak pyszna Tamiza cembrowane brzegi,
rozlał się po całej krobi, i zostawując tylko swoje
szumne ślady na torcie, na sśrze, na cukrze i herbacie,
zniknął! W tak smutnśj konjunkturze rzeczy, musie-
liśmy pokrzepić się kieliszkiem madery i zakąskami,
również jak my przemokłemi. Tymczasem deszcz ustał
i my nie mając co lepszego robić, poszliśmy nad brzeg
rzeki, przypatrywać się rybakom łowiącym rybę. Zdo-
bycz ich była niewielka : cztery czy pięć małych ster-
letów i młody jesiotr. Kupiliśmy u nich dwa żywe
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXLV|I
sterlety, które natychmiast zgotowała nam gospodyni
domu. Wydały się one aam lepsze niż kiedykolwiek, i
wistocie nic smaczniejszego jak ta ryba, jeżeli idzie
wprost z wody do garnka, a z garnka do gęby. Po
obiedzie, ponieważ znowu lać poczęło, zasnęliśmy sobie
parę godzin, a podwieczor, nagadawszy się z gospoda-
rzami o tegorocznycłi zasiewach i zarazie bydła, puś-
ciliśmy się napowrót do Omska, gdzie u progu kwa-
tery powitał nas deszcz ulewny, któremu wdzięczen
jestem, że padał prawie przez cały dzień moich imie-
nin, bo to znak błogosławieństwa. Robiąc więc dobrci
wróżbę i z deszczu, i z tego żeśmy przemokli, i z
tego nawet żeśmy porter stracili, wyglądam niecier-
pliwie chwili, która zapewne sprawi, że przyszłe imie-
niny będę obchodził już nad Niemnem, nie nad Irty-
szejpu.))
Z upałami letniemi wzmagał się ogień nadziei i w
lipcu począł silnie dopiekać. « List nieoszacowanej
Konstancy i, który otrzymałem zawczoraj — pisał Adolf
na początku tego miesiąca — każe mi wierzyć , że
według wszelkiego podobieństwa, w tym roku skończą
się moje cierpienia... Od dwóch dni tak jestem zelek-
tryzowany listami Mamy i Konstancyi, że myśli moje
latają sobie samopas to w tę, to w tamtą stronę. Szczę-
ściem że piękna pogoda, mogę kąpać się i dużo cho-
dzić, bo inaczćj dostałbym gorączki lub czegoś gor-
^szego. »
Do tych zapalnych wieści z Dziahylny i Petersburga,
dolała jeszcze spirytusu pow^ęta na miejscu wiado-
mość, że jenerał gubernator ze swojej strony zrobił jak
Digitized by
Google
CXL\1II ŻYWOT
najkorzystniejsze przedstawienie dla obu naszych kan-
cellarzystów rz^du kirgizkiego*.
List Adolfa do brata, pisany 8 sierpnia n. s. wyrażał
zupełne zaufanie szczęściu. « Zdrów jestem — powia-
dał z wesołością prawie dziecinną — i jakżeby mogło
być inaczej , kiedy tak piękna przyszłość otwiera się
przedemną? Mnie się zdaje, że w teraźniejszym uspo-
sobieniu mego umysłu, żadna choroba przystąpićby do
mnie nie mogła. Na pochyłe drzewo, jak to mówią, i
kozy skaczą. Kiedym był nieszczęśliwy, cóż dziwnego,
że nieraz siaka taka choroba wpadła na mnie i mogła
mnie na łóżko powalić ; lecz teraz, kiedy mi się raj
uśmiecha, czyż nie znalazłbym w sobie dosyć siły do
zwalczenia jej napaści. »
Ale po krótkich dniach radosnych uniesień, przyszły
długie dni oczekiwania skutku i nastąpił szereg stop-
niami rosnących utęskiwań.
Września 23 n. s. « Ztiliża się już czas, w którym
rozwiążą się nasze losy. Trzeba być w naszej skórze,
żeby sobie wyobrazić co czujemy w tćj chwili, z jaką
niecierpliwością wyglądamy każdćj poczty, jakie myśli
* Proszony przez matkę o protekcyą książę Ludwik Wittgenstein, napisał do ni^J z
Werek, 12 października 1844 :
« Miło ml uwiadomić Panią Dobrodziejkę, żem odebrał wiadomość od księcia Gor-
czakowa, 4<> t. m. z Omska, iż on jeszcze 8 lipca przełożył hrabiemu Orłów, aby raczył
wyjednać u Tronu przebaczenie dla syna pani, p. Adolfa, z dozwoleniem powrotu na
rodzinne miejsce i nagrodą pierwszą rangą, przez wzgląd na jego bardzo piękne
postępowanie i stateczną pilność w obowiązku na Syberyi , który od lat czterech z
żarliwą gorliwością sprawuje. Książe Gorczakow nie wątpi bynajmnićj, że zwierz-
chność przychyli się do próśb Pani i syna do nićj powróci. »
Pierwćj nim o tym liście Adolf mógł wiedzieć, wiedział już o treści przedstawienia
w nim wyrażoućj i widząc się blizkim całego celu swćj służby, miał powód oddawać
się radości.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXLIX
przechodzą przez nasze głowy ! Za dni kilka, może
najdalej za kilkanaście, dowiemy się o naszśm zmar-
twychwstaniu, lub... lecz pocóż przypuszczać wyrok
przeciwny, kiedy mnóstwo okoliczności każe wierzyć
w najpomyślniejsze rozwiązanie... Ja tak pewien jestem
dobrego wypadku , i to w rychłym czasie, iż wątpię
nawet czy otrzymam tu na miejscu pieniądze, które
January wysłać obiecał. Pewność tę podzielają ze mną
i drudzy. Jazon przygotował już dla swego brata nie-
dźwiedzie, które mam jemu zawieźć. »
Października 24. « Ani jestem w stanie wyrazić, w
jakićj mój umysł niespokojności. Każdej poczty ocze-
kuję jak zbawienia, a dotąd nic a nic nie zwiastuje
zmiany mego losu, i Bogu tylko wiadomo, jak długo
jeszcze trzeba będzie tak się męczyć i oczekiwać —
żebyż przynajmniej nie napróżno ! Ale zdaje się że na-
dzieje nasze są niemylne... »
Listopada, 17. « Otóż i zima, a ja ciągle oczekuję i
wzdycham... List Januarego nie mógł przyjść w lepszą
porę jak dzisiaj, kiedy i tą pocztą zawiedziony, tęsknćm
okiem poglądałem w przyszłość. Wiadomość o zdro-
wiu i powodzeniu waszem rozpędziła chmury, groma-
dnie zbierające się nad mojem czołem , i powoli , po-
woli nadzieja poczęła wstępować do serca, że i ja
wkrótce będę mógł wywdzięczyć się wam dobrą no-
winą. Kiedy to jednak nastąpi, trudno przewidzieć...))
Grudnia 22. « I znowu nie mam nic pomyślnego
do doniesienia, oprócz tylko że zdrów jestem, jeśli
zdrowiem nazwać można ten stan umysłu, w jakim od
roku zostaję, i na który nie znajduję innego lekarstwa,
Digitized by
Google
CL ŻYWOT
jak w pokomśm poddaniu się niezbadanym wyrokom
Najwyższego- »
Skończył się rok 1844, z pomiędzy wszystkich lat
wygnania najpamięlniejszy udręczeniami nadziei ; ale
końca tym udręczeniom jeszcze nie było. Zaraz na po-
czątku roku 1845, jenerał gubernator, już na pewno
zapowiedział swój wyjazd do Petersburga : to kazało
ufać, że będę.c sam w stolicy, przyspieszy skutek
swoich przedstawień.
Pierwszy list pisany w styczniu, zawierał te słowa :
« Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, dały się nam
we znaki. Odbyliśmy dwukrotnie po 70 z górą wizyt 1
Nie uwierzy Mama ile ta ceremonia zawsze kosztuje
trudów. Kiedy człek wróci do domu , to wszystkie
boki, od ciągłego zdejmowania i wkładania futra i cie-
płych butów, tak go bolą, iż, zdaje mu się jak gdyby
dostał na grzbiet 50 batogów. Wszyscy bez wyjątku
skarżą się na ten nieznośny zwyczaj, a jednak ile to
czasu upłynie nim go zarzucą. Nam zaś jako obcym i
zmuszonym stosować się do miejscowych zwyczajów,
nie pozostaje nic więcój, jak pocieszać się tśm, że za-
pewne poraź ostatni odbywamy tę pańszczyznę. —
Książe, w przyszłym miesiącu wyjeżdża niechybnie. »
Książe Gorczaków wyjechał w lutym , a nim mógł
stanąć w Petersburgu , wyszła już ztamtąd owa szczę*
śliwa, tak długo oczekiwana poczta, która na początku
marca przyniosła do Omska błogą nowinę, przyniosła
uwolnienie — ale nie dla Adolfa, tylko dla Pawła.
Zdaje się , że ten różny wypadek oczekiwań dla
dwóch towarzyszy jedną kategoryą objętych, powinien
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CU
był zmniejszyć otuchę i nasunąć przykre myśli Adol-
fowi. Przeciwnie jednak, pisał zaraz do brała. « Mo-
żesz sobie wyobrazić, jaka radość dla Pawła i jaka
nadzieja dla mnie. Spodziewam się, że podzielisz jedną
i drugą i będziesz mógł pocieszyć naszą nieszczęśliwą
matkę, nadzieją rycłiłego rozwiązania i mojego losu...
Paweł w tych dniach wyjeżdża, biega teraz jak sza-
lony to za tym to za owym interesem. Ja za każdym
razem jak tylko wracam z kancellaryi, zbieram, ukła-
dam, pakuję jego rzeczy... Ledwo mam czas podzię-
kować tobie za przysłanych 200 r. sr., jestem spokojny,
że chwila mojego wyjazdu, nie zaskoczymię bez zapasu. »
Pomiędzy rzeczami Pawła szły do tłómoków różne
upominki, które on miał dopełnić sprawunkami w dro-
dze i zawieźć do Dziahylny, dla rozdziału podług danśj
jemu notatki*.
Upakowawszy odjeżdżającego towarzysza Adolf, od-
prowadził go 17 marca n. s. o 95 wiorst drogi, a za
powrotem do miasta, zajął się zaraz zwinięciem swego
gospędarstwa, odprawieniem służącej i przenosinami
na kwaterę i stół do pierwotnój swojój gospodyni Kuź-
* Notatka.
Proszę cię Pawle, wręcz moJ^J Mamie połowę kanfy czarnej, Pana Jezusa z gliny i
którąkolwiek z filiżanek chińskich, podłag j^J wyboru. Besztę zaś rzeczy, podług
poniższego rejestru, Januaremu.
Z tych, January, błękitny chiński chałat zwany « manłyk • odeszlep. Ludwikowi
z prośbą, ażeby raczył go przyjąć odemnie, jako słabą oznakę wdzięczności.
Zosi, kańczę mahoniową, czuczuńczę jasuą, woreczek chiński (jednakowy z obu
stron ) i flakonik z pachnącemi pigułkami.
Kazimierzowi, czapkę gagarkową.
• WujBNCB p. Ignacowćj, czuczuńczę ciemnego koloru.
WujAHZKOWi p. Ignacemu, czapkę gagarkową.
Księdzu Wujaszkowi, czapkę gagarkową.
Digitized by
Google
CLII ŻYWOT
mowny, o czśm wszystkiem posłał matce i bratu na-
stępne sprawozdanie.
« Pierwej zapewne nim ten list odbierzecie, będzie
już u was Paweł, któremu tego szczęścia zazdroszczę ,
a który, chociaż wam nieznajomy, gorąco go pragnął.
Dowiecie się od niego, że go przeprowadzałem do Tiu-
kały, gdzie z obawy ażebyśmy się nie rozpłakali , w
kilku sekundach skończyliśmy nasze pożegnanie. Przy-
kro mi było wracać samemu do Omska; pocieszałem
się więc jak mogłem tą myślę, że może Bóg dobry da
mi wkrótce równie uszczęśliwionemu jechać w tęż
stronę. Nie wyrzekłszy ani słowa przez całą drogę, ani
nie wysiadłszy nigdzie z sanek, przybyłem wieczorem do
domu. Tu zastałem naszą striapkę pijaniusieńką, z żalu
po Pawle, a właściwie ze smutku nad stratą służby, bo
przewidziała to dobrze, że ja zostawszy sam jeden,
kuchni swojej nie będę trzymał. Wróciłem z okropnym
katarem , gdyż straszny huragan ciągle mi sypał w
oczy śniegiem. Katar ten powiększył się jeszcze bar-
dziej od kurzu, przy pakowaniu się do przenosin. Kiedy
to piszę, mam się już lepiój i mieszkam na nowój, czyli
MiCHAŁiNCK, kańczę błękitną na kacawejkę, chiński woreczek ( różnobanurny),
kwiaty chińskie na dzień ślubu i bransoletkę chińską.
jAMnABOWEJ, kańczę pąsową (co od ciebie), chińskie : toaletkę, wachlarz, ubiorek
na głowę, ró^niec i lusterko.
jANUAKBMn, chińska czapka (biała), tabakierka, talerz i filiżanki, Bnrchan (bożek),
Bztuciec stołowy (do którego niech każe dorobić kościaną piłeczkę, używającą się w
miejscu widelca), aszeryt z kirgizkiego stepu, tusze większe i mniejsze, kirgizisi po-
stronek, kirgizkie zboże, x>ołowa makaronów i połowa trociczek chińskich, toaletka
(pamiątka po naszym ojcu, przysłana mi przez stryja) którą zachowa dla mnie.
Dwie topazowe pieczątki kupić w Ekatcrynenburgu i oddać także Januaremu.
Dziatkom Januarego, Kasylki i Zosi nic teraz nie posyłam, ale sam przywiozę, gdyż
pragnąłbym, poznając się z niemi osobiście, wręczyć im gościńce.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLIII
starśj kwaterze, gdzie naprzód mieszkaliśmy z Pawłem,
nim nas wypędziły z niój tarakany, pluskwy i myszy,
które jakimś sposobem wyginęły, że ich teraz ani śladu,
Kontent więc jestem, ale nikt tak nie kontent jak moja
gospodyni, że dostała znowu choć jednego ze swoich
dobrejszich postojalców. Sama nie wie jak mnie dogo-
dzić, i lubo często robi grube pomyłki w obcym dla
nićj zawodzie kuchcurskim , bo naprzykład dziś zabie-
liła rosół, a wczoraj nasypała do barszczu krup jęcz-
miennych, ja jednak i mój Karpat zupełnie zadowoleni
jesteśmy z jej stołu. Zresztą, gdzie mnie teraz myśleć
o takich ziemskich rzeczach jak pokarm, kiedy mię
karmi słodka myśl zobaczenia was, a serce to drga
radością, to zasępia się smutkiem. Jak żyd wysiaduję
żałobę po moim poczciwym Pawle. Dziesiąty już dzień
od naszego rozstania się, a jeszcze nigdzie, prócz kan-
cellaryi, nie byłem. Szczęściem, że książki przysłane
przez Januarego, przyszły jak w porę na rozrywkę w
mojóm sieroctwie. Chociaż to ten, to ów robi mi wizytę
konsolacyjną, ja jednak najczęściej przez gospodynię,
albo nawet i przez siebie samego odzywam się, że
mnie niemasz w domu. Wątpię żeby udało się Pawłowi
dojechać saniami ; mnie zaś, gdyby nawet Bóg pozwo-
lił ruszyć ztąd w tym jeszcze miesiącu, wypadłoby już
wziąść powóz kołowy... »
Nim doszedł list Januarego, datowany 13 kwietnia
z doniesieniem o przybyciu Pawła, Adolf ciągle trosz-
cząc się o niego, pisał na początku maja : « Dziwno
mi, że Paweł po napisaniu do mnie z Kazania, nie dał
więcśj żadnćj wieści o sobie. Miaiżeby gdzie zachoro-
Digitized by
Google
CLIV ŻYWOT
^ać w drodze ? Ale któż kiedy clioruje , wracajf},c na
łono rodziny ! Jabym się przynajmniej tego głupstwa
nie dopuścił, gdybym wracał do was. » Biedny ! zbyt
śmiało ręczył za siebie i ani się spodziewał, że mu
przyjdzie kiedyś zadać kłamstwo własnym słowom.
Tymczasem zbliżała się cłiwila rozchwiania się na
długo marzeń o podróży « na łono rodziny. » Książe
Gorczakow, pod koniec maja wrócił z Petersburga, i
nic takiego nie wycłiodziło od niego, coby mogło być
objaśnieniem dotychczasowycłi zawodów, albo obie-
tnicą nadal. Gorliwość w służbie zyskiwała tylko coraz
nowe dowody zaufania zwierzchników. .
W czerwcu, powtórnie wysłano Adolfa z porucze-
niami rządowemi do Hordy kirgizkiej. Wyjechał nie-
pewien jeszcze rozstrzygnienia swojego losu; ale w
Dziahylnie otrzymane ze stolicy doniesienia, nie zosta-
wiały już wątpliwości o rozbiciu się wszelkich starań,
i kiedy przebiegał stepy, zla nowina czekała już na
niego w Omsku. Jak ją przyjął, pokazuje to odpowiiedź
jego, 22 lipca.
« Powróciwszy z moj^j- kilkotygodniowej podróży,
znalazłem wasze listy, uwiadamiające mnie o zawie-
dzionych naszych wspólnych nadziejach uściśnienia się
na domowym progu. Zahartowany w szkole nieszczę-
ścia, przyjąłem wiadomości wasze z całą rezygnacyą,
na jaką tylko Bóg mi zdobyć się pozwolił. Nic mi teraz
nie pozostaje, jak zdać się na wolę Opatrzności i pro-
sić Najwyższego, aby natchnął Mamę tym spokojem,
bez którego najlepsze zdrowie ostać się nie może...
Mama kochana, jakby przeczuwając mpją teraźniejszą
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLV
wycieczkę, lęka się w swoim liście, żeby mię nie ko-
menderowano w step, jak w roku zaprzeszłym i żebym
się nie opalił jak wtedy pod ogniem trzydziestostopnio-
wego skwaru; ja zaś przeciwnie, wdzięczen jestem
moim zwierzchnikom, że mi dali sposobność rozstać
się na czas jakiś z biórem i stosami zapylonych papie-
rów, a rozerwać się w mojśm niezazdrośnśm położeniu
widokiem pięknych, ciekawych krain. Przebiegałem
Agadyrskie, AIdżiańskie, Archackie góry i byłem aż
w Tarbogatajskich na pograniczu Kitaju... Nie miałem
innego przypadku w drodze, prócz złamania się osi na
bezludnśj pustyni, którą związawszy końskiemi wło-
sami, dociągnęliśmy 25 wiorst do kozaczego posterun-
ku, i pęknięcia koła w największym pędzie, którego
okuty kawałek warknął koło głowy moj^j i woźnicy,
zostawując je nam, ku najżywszej naszćj radości, całe
na karkach. Najmocniej zadowoleni jesteśmy : ja z
mojśj podróży, a moi zwierzchnicy ze mnie. Wezwany
do zdania osobiście sprawy memu naczelnikowi i sa-
memu księciu, miałem zaszczyt usłyszeć z ust ich
uprzejme podziękowania. Teraz wypoczywam na wy-
godnśm łóżku, i jak w stepach od much, opędzać się
muszę od nieskończonych karesów Karpata, uszczęśli-
wionego z mojego powrotu. Gospodyni i wszyscy co
odwiedzali moją kwaterę powiadają, że nieborak tęs-
knąc po mnie, wył ciągle i nic jeść nie chciał. »
Pomału wszystko wchodziło w karby spokojnego
życia i korespondencya znowu zwróciła się do szcze-
gółów obejmujących tylko rodzinne stosunki ; w ciągu
jej znajduje się jednak list pisany 11/23 października,
Digitized by
Google
CLVI ŻYWOT
który zawiera obraz przypominający amerykańskie
powieści Coopera.
« Zbytek pogody, nietylko my mieszkańcy omskiego
okręgu, ale nav/et późne jego pokolenia pamiętać będą.
Po kilku tygodniach ciągłśj posuchy, na Irtyszskiej
linii zapaliła się trawa. Z jednój iskierki wszczął się
pożar stepu lak silny, tak niesłychany w dziejach Sy-
beryi, że w półtory doby przeleciał 600 wiorst i za-
trzymał się dopióro u brzegów rzeki Tartas, płynącój
w gubernii tomskiej. Obejmował on od 70 do 100
wiorst szerokości. Na całćj tej przestrzeni, lawa ognista
pożerała wszystko, co tylko napotkała. Tysiące stćrt
zboża i stogów siana, mnogie stada bydła i koni, dzi-
kie zwierzęta i ptaki stawały się pastwą płomieni ; ale
co okropniejsza, kilka wsi leżących na tym pasie obró-
ciło się w perzynę. Kilkadziesiąt ludzi utraciło życie,
a mnóstwo ich tak się opaliło, że albo zakończą śmier-
cią, albo nazawsze zostaną kalekami. W jednem miej-
scu, ludność całśj wsi schroniła się do jeziora i tym
sposobem uratowała się od zguby. Na koniu nie można
było uciec przed płomieniem, który biegł z prędkością,
ledwie nie powiem, zapalonego prochu. Jeden człowiek,
18 wiorst uciekał w całym pędzie konia, lecz widząc
że niemasz ratunku , rzucił się na ziemię i nakrywszy
się sukmaną, czekał niezawodnej śmierci. Bóg ocalił
go jednak. Rzeka ognia przeszła po nad nim i tylko
stracił konia, który o kilkadziesiąt kroków leżał tru-
pem. Teraz często zdybują wilków ślepych z osmaloną
szerścią. Klęska ta dotknęła dwa przyległe naszemu
okręgi, a powszechna posucha była także przyczyną
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLVtl
pożarów, znacznego w Tobolska, mniejszego w Iszymie.
Omsk sam nie był dotknięty, ale drożyzna zboża, siana
i drzewa, da się i jemu we znaki. »
Jakby dogadzając życzeniom Adolfa, zwierzchność
wyprawiła go znowu na przejażdżkę stepową. Odbył
ją wprzeciągu trzecłi tygodni, poczęści sanną, poczęści
kołową drogą i na początku grudnia wrócił do Omska.
Ostatni jego list z tego miesiąca, poświęcony całkiem
rozpamiętywaniom dawnej i świeższśj przeszłości, za-
wiera doniesienie o losie dwojga byłych sług iszym-
skiego dworu na Kisielowce, a zamyka się wzmianką o
marzeniach sennych — nie bez znaczenia odpowie-
dniego temu, co odkryła późniój smutna przyszłość.
« Leonard, którego spodziewam się w tych dniach,
za rok od pierwszego stycznia , kończy swoją służbę i
wróci w domowe strony. Bardzo życzy on sobie zająć
się jakim obowiązkiem u Januarego : mocnobym się
cieszył, gdyby to być mogło i proszę o uwiadomienie
za wczasu, czy może stać się zadość moim i jego ży-
czeniom. Pani Łukerya zaś wyszła za mąż, i sanoa
łyktus, dostała męża podobnego kalibru.
« Pisze Mama, że nigdy mię we śnie nie widzi, a
January prawie codzień. Co do mnie, jestem przynaj-
mniej z tśj strony szczęśliwy, że rzadko która noc upły-
nie, aby mi się przed oczyma duszy nie przesuwały
drogie obrazy Mamy i rodziny. Nic zaś tak często mi
się nie śni, jak podróż moja do Staszutków (do braci,
Eustachego i Romualda), lecz nigdy ich zobaczyć nie
mogę. Ten sen mało tysiąc razy mnie się powtarzał i
zawsze jednakowo. »
Digitized by
Google
CLYIII ŻYWOT
Rok i846 nie był jednak przeznaczony do rozpamię-
tywań, marzeń i wzdychań na miejscu; miał owszem
w różańcu znizanycłi lat wygnania, pozostać najświet-
niejszą paciorka, mieniącą się żywemi kolorami. Pier-
wsze dwa jego miesiące przeszły martwo, jakby ści-
śnięte mrozami nadzwyczaj ostrój zimy; w marcu,
przy nadzwyczajnie też wczesnych odwilżach,, poczęła
układać się owa wyprawa, której owocem są Listy ze
stepów kirgizkkh. Przyszły ich autor, przewidując od-
dalenie się z Omska na czas dłuższy, myślał wszakże
tylko o urządzeniu korespondencyi z rodziną dla dogo-
dzenia potrzebie własnego serca, i w liście 17 kwietnia
n. s* pisał do matki : « Wkrótce wyjeżdżam w step,
gdzie przez kilka miesięcy będę na świeżóm powietrzu
i w ciągłym ruchu, nie mając ihnego pokarmu jak
końskie albo baranie mięso, zakrapiane stosownym do
tych przysmaków napojem, to jest kumysem lub ajra-
nem. Wprawdzie piśmiennej pracy nie uniknę, gdyż
czynność moja jest takiego rodzaju , że bez pióra i ka-
łamarza ani kroku ; ale co innego pisać pod wiotką
oponą jurty, w kurtce albo chałacie, i potśm galopo-
wać na koniu do drugiego aułu , a co innego siedzieć
kilka godzin z rzędu za stolikiem biórowym, w niewy-
godnóm odzieniu, i wróciwszy do domu, mieć na.
przechadzkę tylko podłogę swego pokoju, lub pylną
ulicę naszego miasta. Kiedy więc Bóg tak zrządził, że
zamiast podróży ku domowym progom , zabieram się
do koczowniczego życia Kirgizów, niech Mama pocie-
sza się przynajmniej tą myślą, że t^i wędrówka pokrzepi
moje siły i przyniesie mi niejaką ulgę. Proszę Mamy
Digitized by
Google
ADOLFA JANITS7.KIRWICZA. CŁ1X
i Januar<^o pisywać do mnie jak najczęści^*, podług
zwyczajnego adresu. Listy wasze regularnie dochodzić
mnie będą, choćbym znajdował się na drugim końcu
stepu, a jaka to będzie dla mnie rozkosz czytać ich
wyrazy w takiśm oddaleniu , łatwo sobie wyobrazicie !
Co do mnie, nie opuszczę żadnćj zręczności doniesienia
wam o sobie. »
Następny z kolei list , pisany 8 maja na wsiadaniu
Już do powozu, rozpoczyna ten zbiór, który dopełniony
wyjątkami z Dziennika podróży ^ stanowi drugą część
jiiniejszf^j książki. Ale obok tego, co później obce ręce
wybrały i ułożyły dla wydania na widok publiczny,
wiele ćwiartek papieru było poświęconych rozmowie
rodzinni^j, o rzeczach domowych, o sprawach tego dru-
giego świata na ziemi , w którym Adolf duszą przeby-
wał, gdziekolwiek znajdował się i czegokolwiek do-
świadczał swoją osobą. Powiększona odległość między
dwoma stronami jego jestestwa, zdawała się bardziej
jeszcze natężać i czynić tkliwszą nić przechodzącą przez
serce. W stepach, drażliwiej niż w Omdcu niepokoił
się spóźnieniem listów od matki i brata, czytał je z
więlcszą chciwością, odpłacał najdokładniejszą odpo-
wiedzią. O 5,000 wiorst, wśród tysiąca nowych przed-
miotów, zajmował się z najżywszą troskliwością nie-
tylko tem, co się działo w Dziahyhiie, ale i interesami
swoich przyjaciół w kraju. Otrzymawszy wiadomość,
że ukocłiana siostrzenica Michalinka ma wkrótce wyjść
za mąż, do nieznajomego sobie przyszłego jćj męża
zanosił najczulsze prośby, żeby pamiętał ile od męż-
czyzny zależy kierunek współtowarzyszki jego życia, i
Digitized by
Google
CLX ŻYWOT
starał się ją uszczęśliwić ; zmartwiony kłopotami Pawła,
rozwodził się przed matką nad jego położeniem, jakby
nad wlasnem. Od Tobolska do Paryża, od Odessy do
Petersburga, gdziekolwiek miał kogo miłego sercu,
nie zapomniał o nikim, a pisał do wszystkich, do któ-
rycłi mu wolno było pisać. Dziwić się potrzeba, jak
przy trudach ciągłćj podróży i pracy obowiązkowej,
czas mu wystarczał i sił niezabrakło. Często, ledwo
zsiadłszy z konia, chwytał kawałek papieru i pod gołóm
niebem, kolanami zastępując stolik, spieszył skończyć
list przed odjazdem zdarzonego gońca. Nieraz późno
w nocy, odegrzewając zmarzły atrament przy ognisku
z suchego gnoju, tem samśm piórem co cały dzień
spisywało kirgizkie konie i barany, kreślił piękne swoje
opowiadania, albo wynurzał rzewne uczucia dla rodziny
i przyjaciół.
Ostatnia notatka w dzienniku podróży, nosi datę
10** października, a 13** t. m. wyprawując już z Karka-
rałów pierwej przygotowany list do matki , dołożył do
niego kartkę z wyrazami : « Pyta mnie Mama, czy
żyjąc w stepie wiem, że nowy papież wstąpił na tron?
Nietylko wiem o tem, ale zapewne ją zadziwię gdy jśj
powiem, że przybywszy do Karson kirejewskich Kirgi-
zów, tam pierwszy raz dowiedziałem się o wyborze
nowego papieża i o wynalezieniu centralnego słońca
przez jakiegoś Niemca. Tu zaś — co ją bardziśj jeszcze
zadziwi — znalazłem jedną pannę, która zna doskonale
Mamę, Januarego, Michalinkę i Połońskiego. Za pół
godziny idę do niój na kawę , przy którśj będę miał
nieopisaną rozkosz rozmawiać o całój mojśj rodzinie.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLXl
« To to dziś Z serca dziękowałem Bogu, że tak tru-
dna podróż udało mi się odbyć tak szczęśliwie. »
W dni kilkanaście późniój był już w Omsku, dokcd
dftżył z niejakiem znużeniem, obiecując sobie « siedzieć
w nióm, jak motyl gdy w bursztyn utonie, i w zaciszu
swojśj komnatki opisywać dzieje odbytćj wyprawy. »
Nie tak się stało i z tym bursztynowym spoczynkiem i
z zamiarem opisu. Pierwszy list z miejsca stałego po-
bytu, 18/30 października pisany do matki, zaczyna się
od wzmianki żałobnćj.
« Po półrocznej podróży, wróciłem nareszcie zdrów
i cały do Omska, gdzie na pierwszym zaraz wstępie,
spotkał mię smutek : dowiedziałem się bowiem z listu
Mamy, o zgonie księdza wujaszka, który przez cały
ciąg życia tyle dawał mi dowodów przywiązania i któ-
rego kachałem jak ojca...
« Kwatera moja, po tylu miesiącacli mieszkania w
jurtach, wydała mi się pałacem. Ale czy uwierzy temu
Mama, że pomimo niezaprzeczonej wyższości zalet,
jakie ma dom opatrzony dobrze nad koszmową budą,
pierwszśj zaraz nocy dostałem takiego kataru, że ledwie
mi głowa i nos nie pęknie. Przyzwyczajony tak długo
do świeżego powietrza, nie mogę ani spać, ani znosić
sztucznego ciepła. A cóż dopiero za rewolucya zrobiła
się w moim żołądku, kiedy zamiast wiecznój baraniny
i kumysu, gospodyni moja poczęła weń pakować rosół,
bifsztyk, naleśniki i tym podobne specyały ! Zachoro-
wałem po prostu. Spodziewam się jednak, że ten stan
niedługo potrwa i że wkrótce przywyknę znowu do
życia cywilizowanego, które pomimo wszystkich swoich
k
Digitized by
Google
C|.XU ŻYWOT
przykrości, zawsze jest lepsze od, pół(JzikJQgo, jakie
pędziłem w stepie. »^
Lepsze to życie cywilizowane, wkrótce przywiodło
wszystko do właściwego sobie porzędku. Zaczęły dni i
godziny iść tym tokiem regularnym i jednotonnym,
który rycliło przytłumił rozigi aną wyobraźnię i skiero-
wał umysł do iujaycti widoków. Strudzonemu codzien*-
nie prac% biórow§, zapadaj^emii coraz Wdziej w
zwykła tęsknotę, ręlca i myśl nie służyły do <?pi$ywaiua
dziejów odbytej podróży.
Ctiociaż lis^y,. które stały sic^łtównym j^ pomuftiem,
mają wykończenie jakby pism przygotowanych dor
druku, i może być że Adolf zamierzał użyć tej formy
do pdlania całości, widoc^ie jiednak pokazuje ^ię ze
dów jego pisanych do Jamiarego w listopadzie 4846,
że nie myślał i nie chciał żeby były dTuboiWane,
« Ostrzegam cię — powiadał bratu; — żebyś przy-
padkiem nie dał którego z mokk listów kirgjzkich do<
jaJciego dziennika, bo primo, listy te pisane są tylko
dla ciebie i Mamy, naprędce, bez najmai^jszego obro^
bieaia i nie zawierają nic w sobie>; col>y obchodziło
ogół czytelników ; seeundo, że nie chcę grać roli lite-
rata, do której nie mam żadnego prawa ; tierl^io^ że nam
niewolno publikować żadnych na^ych prac piśmien-
aych. Ostrzeżenie to wpadło mi na myśl z powodu^, i^
Paweł żąda, abym mu opisał moją podróż, a onby ją
umieścił w jakiejś Grodziemkiej Ondynie^ Bóg zniipi!
Jest i bezemnie dużo bazgraczy ; ja piszę dla siebi<^ i
dla was, a pani Ondyna może się obejść bezemnie^ jak
ja bez niej. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLKIII
Zamiar opisania stepowej wyprawy, ciy dla siebie,
esy dU swoich tylko, nie byt wsz^że zapełnię zarzu-
cony, od czasu do c^u przypominał się Adolfowi ; ale
z pociotku mnóstwo okoliczności odbierało mu ocłiotę
i możność, a potom kiedy innych przeszkód nie było,
zafcrakło już potrzebnej do tego siły.
Od powrotu ze stepów do Omska, położenie jego
przybrało jakąś nieruchomość otrętwiającą i aa długie
lata wprowadziło go w ten stan powolnego gaśnienia,.
kMfy sam wyraził w tych słowach. <t Moja przyszłość
w coraz smutniejszych przedstawia mi się kolorach.
I nic dziwnego! Starość, słabość zdrowia i tykjkrotnie
zawiedzione nadzieje, nie scż dostatecznemi do wlania
w serce wygnańca jakiejś tęsknoty, która mu na wszy^*
stko każe patrzeć posępnym i nieufni okiem? » Od-
\ąA pps^z lat siedem, ddeje każdego roku ograniczają
się do niewielu wypadków i korespondencya, zamie-
niagąc się prawie w jakieś ciche szeptanie o drobnych
sprawach faraiłijnych , o zdrowiu , zimnie i upałach ,
rzadko zawiera k:artkę Myss^częcę wowóm uczuciem albo
obrazkiem.
Rok 1847 zaczął sSę od zwrotu do wspomnień i pa-
miątek, które w miarę zaciemniającej się przyszłości
stawały się znowu głównym żywidtem dla serca sybir-
skiego wygnańca. Dziękując bratu za przysłane różne
rzeczy, pisał w Uitym. w Właśnie gdy zbliża się ro-
cwfiica śwjierci ś. p. naszego ojca, otrzymałem od cicr-
bie zegarek pozostały po nim. Ucałowałem go ze czcią
i rozrzewnieniem, długo nie mogąc od niego oderwać
łzą zabiegłych oczu ; ale wyobraź sobie moje zadziwie-
Digitized by
Google
CLXIV ZVWOT
nie, gdy po dwumiesięcznej drodze, położony na sto-
liku niemy, nagle iść począł. Jakkolwiek ten ruch nie-
' spodziewany, daje się wytłumaczy podług praw me-
chaniki, niemniej wszakże zrobił na mnie silne wraże-
nie, pod którego wpływem dotąd zostaję. Zdaje mi
się, żem usłyszał głos tego, który niegdyś był jego
właścicielem, a teraz jakby z radości że ujrzał swego
syna, przemawiał do niego. Przebaczcie mi to złudze-
nie i wierzcie zarazem, że mi ono nie jedną myśl pocie-
szającą sprowadziło do głowy i pokrzepiło udręczone
serce. »
Ale pole przeszłości pokrywało się coraz bardziśj
grobami i do Wspomnień żałobnych, przybyła świeża
żałoba. List z 30° sierpnia, za\Yiera te słowa : « Z bo-
leścią serca donoszę Mamie o dotkliwćj, nowćj stracie.
Wczoraj otrzymałem wiadomość o śmierci stryja. Bić-
dna stryjenka, jak widać sama w nienajlepszym stanie
zdrowia, ledwo kilka wyrazów mogła skreślić. Prze-
żywszy lat 80, w dniu 30™ czerwca, po czterodziennśj
słabości, nieodżałowany mój opiekun rozstał się z tym
światem. Na dzień przed śmiercią podyktował krótki
list do mnie, który jednak własną podpisał ręką. List
ten będzie nazawsze drogą mi pamiątką, jako tiowod,
że i w ostatniej chwili byłem przytomny jego myśli.
Ach! czemuż nie mogłem oddać mu przynajmniej
ostatnićj posługi i garstki ziemi rzucić na jego mogiłę.
Niech Mama pisuje do stryjenki. Jestto najgodniejsza
w świecie osoba i kocha mnie jak syna. »
Podkomorzy Januszkiewicz, który ciągle ze swojćj
strony opatrywał posyłkami na Sybir potrzeby swego
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLXV
wychowańca, zostawił jeszcze dowód pamięci o nim,
przeznaczając mu testamentem roczny dochód, oparły
na summie ulokowanśj w pewnóm ręku. Do wykona-
nia tego artykułu zobowiązany wierny i troskliwy przy-
jaciel , Tomasz Kulczykowski , zaraz w następnym
roku 360 rubli sr. Adolfowi przesłał i późniśj każdego
lata ta:.ąż kwotę regularnie przesyłał. To dozwoliło
jemu z czasem uwolnić zupełnie brata od dostarczania
zasiłków pieniężnych, i całój rodzinie litewskiej zosta-
wić tylko otwarte pole do oznak przywiązania przez
niekończące się nigdy transporta użytecznych i pamiąt-
kowych podarunków.
Tegoż, 1847** roku , dopełniły się lata służby Leo-
narda. Adolf wyprawiwszy go do Dziahylny, nie miał
już nikogo, z kimby mógł pomówić o pierwszej epoce
swego wygnania. Jakby na domiar tego osamotnienia,
ostatni z towarzyszy iszymskich, wyżeł Karpat, skonał
u nóg swojego pana, darmo usiłującego wszelkiemi
sposobami nieść mu ratunek.
Cała korespondencya z roku IS/iS^, toczyła się nie-
mal tylko około dwóch przedmiotów, którćmi były :
cholera i nowo stawiony dom w Dziahylnie. Siedząc
pilnie w gazetach doniesienia o zarazie stopniami ogar-
niającćj Litwę i Podole, troszczył się Adolf, to o matkę,
która przebywała natenczas w Nieświóżu « gdzie pełno
żydowstwa » — to o stryjenkę w Kraśnem a gdzie
zapewne niema ani doktora, ani apteki, bo za jego
czasów stryj był razem doktorem i aptekarzem. » Od-
dając się milszym myślom, rozpatrywał przysłany
sobie plan wewnętrzny i zewnętrzny budowy, robił
Digitized by
Google
CLJLYI
nad nim ywagi, dopytywał się brata o postępie robot
ciesielskich, mularskich i stolarskich, czekał niecier-
pliwie dnia przenosili, przy czóm wszystkićm pióro
jego, z nałogu i niewyczerpanej łatwości zwrotów^
wpadało ezęsto na wyraz nadziei.
W styczniu iS&O', spełniło się jedno t widkidi oc;te-
kiwań , dopięty został jeden z celów długiego d%ieaia*
Po siedmiu latach eiężkiój pracy, kaneellarzysta Pogra^
nicznego rządu, otrzymał rangę kolezkiego rćffesińraJlóra !
Z tego szczebla mógł widzieć przed sot)ę, w odległości
mniłj więcćj drugich lat siedmiu , stopień iytularnege
sowietnika. Jakóbowa drabina do carskiego nieba prz6-^
wyżSzała rachubę choćby stuletniego życia; ale żeby
niezawodnie i w przeci^u czasu niezastraszającym
najwy trwalszej cierpliwości, miała wyprowadzić z Sy-
beryi, to według doświadcEenia było bardzo wijtpli-
wóm* Zresztą, chociażby upór miłości własnej, albo
brak lepszego wyboru zatrzymywał na raz obranej
drodze, zdrowie już nie pozwalało iść nią dalej.
Prz^iedziawszy jeszcze w biórze półrocze « zatrwo-
żony corAz bardziój słabiejącym wzrokiem i częstemi
ł)olami głowy » musiał Adolf prosić o uwolnienie go od
służby* Diiia20 sierpnia v. s. jenerał gubernator katał
Pogranicaemu rządowi wydać riiu dymissyą. « Ob^zy-*
mam ją za dni kilka — pisał donosząc o tóm bratu •*-
i będę jak dotąd mieszkał w Omsku, ^zie mam pod
ł)okiem dobrych doktorów i aptekę, »
Opuszczenie służby, przypadło prawie fia samą ro-
cznicę opuszcz^ia przed laty ośmią Iszymu. Wyjechał
zitamtąd politycznym posieleńcem, był teraz odstaumym
Digitized by
Google
ADOLFA JAMUS«EIEWICZA. CLXV||
nrE^dt)ikiem : ta różnica okupiona zrzeeaseniem $ię nie
jednSj swobndy i wygody, miała obok siebie do poró-
wnania dtiigę. Siłny jeszcze i pełen zaufania w sobie
posieleniec, porzucał spokojne ustronie dla obracłiowa*
nych widoków nadziei; stargany i zwętpiały kołesfki
pegesłrator, porzucajce swój zawód, szukał tylko okiem
cicliego spoczynku. Droga, która wedle wszelkich prze-
widzeń zdawała się bfyd najprościój prowadząca do
wyjścia z niewoli , przywiodła go jakimś kręgiem na
dawne położenie, ale w cięższych, smutniejszych wa-*
runkach. Byłze jednak temu winien? Nie zgłębiajęc
przyczyn cierpkiego swego losu, poddajęc się komia
zrzędzeniem Opatraności, patrzał posępnie w przy^
srfość, prawie już bez troski jaki i kiedy b^zie jij
koniec. Ale w tóm, pożar stepitwy o mafo co nie poło-
żył wszystkiemu rychłego końca. O zdarzeniu tóm,
jakby o czśmś obojętnym, na|»Sftł Adolf do matki nie
zaraz i w niewielu słowsach.
« Trzeci tydzień temu, byliśmy przez całę dobę w
okropnym strachu. Z jednej iskry zapaliła Bię zescWft
trawa na stepie i w oka mgnieniu potoki ognia popły-
nęły w różnych kierunkach. Z trzech stron nąjwięksa^
niebezpieczeństwo groziło Omsk^wi ^ I gdyby łaska
Najwyższego nie odwróc^a wiatru, który pędził na nas
ogniste fele, bylibyśmy wszyscy zginęli; bo jed^
tylko, i to bardzo wątpHwy ratunek, pozostawał w
nurtach Irtysza. Mówię ł>ez przesady, że dzieO <?^ paź-
dziernika, był to czysty dzień ostateczny. Mie^kaAcy
tutejsi inaczej go nie nazywają, i jestem pewien, że
nieprędko go zapomnę. »
Digitized by
Google
GŁXVIII ŻYWOT
Gdy tedy Omsk nie uległ losowi Sodomy lub Go-
mory, rezydentowi naszemu pozostawało myślić o urzą-
dzeniu sobie jak najznośniejszego w nim pobytu, Brała
go chętka nabyć znowu własny domek; ale na to
środki funduszowe, które mogłyby być dostatecznemi
w Iszymie, nie wystarczały w Omsku. Cłiciał zmienić
kwaterę, ale rozważywszy lepiej ten zamiar, powia-
dał : « Moźebym i znalazł mieszkanie nieco dogodniej-
sze, lecz gdzież znajdę choć taki stół, jaki mam u mo-
jej poczciwej gospodyni i razem najlepszej stnapuchy^
która ze wszysikiemi swemi dziećmi, z Grunkami,
Kalinkami, Jaszkami i Miłkami, zawsze jest na moje
zawołanie. A gdyby jeszcze Mama ujęła ją czasem
jakim upominkiem, naprzykład chustką dlaniój, lub
kolczykami dla córki, to już nie wiem jakby starała
się mi dogodzić. »
Przebywszy więc zimę po staremu, zaraz na wiosnę
1850 r. gospodarny niegdyś pan dworku na Kisie-
lówce, wziął się swoim trybem do urządzeń lokalu w
domu zacnćj pani Kuźmowny. Pora roku i najmocniej-
sza podobno ze skłonności, kazały naprzód zająć się
ogrodnictwem.
W maju, January otrzymał takie doniesienie.
« Będąc teraz panem mego czasu, pracuję koło
ogródka, który przed mojem oknćm, wychodzącem na
dziedziniec, stworzyłem. Mogę śmiało użyć tego wy-
razu, bo na miejscu gdzie był skład opałowego drzewa
i gospodarskich sprzętów, błyszczy teraz najczarow-
niejsza oaza zieloności. »
Odtąd ten ogródek stsJ się na kilka lat przedmiotem
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLX1X
wielu listów, napisanych z ujmującym wdziękiem.
« Moje georginie — chlubił się raz przed matką —
wyrosły do wysokości pięciu arszynów i swoję piękno-
ścią cały Omsk zachwycają, co niezmiernie cieszy i
wprawia w dumę moją gospodynię, że ma tak mądrego
postojalca, który potrafił na kawałku piasku dokazać
podobnych cudów... Żałuję mocno — powiadał inną
rażą — że nie mogę posłać Mamie na wiązanie cudo-
wnie pięknego kaktusa, który właśnie rozkwitł wczo-
raj, a dziś stoi na oknie i od wszystkich przechodzą-
cych odbiera hołd uwielbienia. January zapewne znając
moją miłość dla Flory, obdarzył mnie taką kwiecistą
materyą na kamzelkę, że będę w niój wyglądał jak
mój lilipucki ogródek ze swemi olbrzymiemi roślinami...
Przyszlij mi — prosił brała — nasion wszystkich kwia-
tów waszych, żebym miał kopiją dziahylniańskiój we-
getacyi ; ja nawzajem posyłam wam nasiona roślin i
jarzyn chińskich, przytóm szyszkę świeżą sybirskiego
cedru, którego nasiona posiejcie w ogrodzie , abym
kiedyś za powrotem miał przypomnienie kraju, w któ-
rym pół życia przeżyłem... Jeśli Bóg da, że wrócę do
was, weźcie mnie za ogrodnika, a zobaczycie, że bę-
dziecie mieli takiego, jak nikt w okolicy. Kiedy ja tu,
w takim klimacie jak omskł, potrafiłem tyle dokazać,
że wszystkie damy tutejsze zachwycają się moją małą
Brazylią, jak ją nazywam, to czegóż nie dokażę pod
mojem rodzinnóm niebem ! Zresztą, do czegóż ja teraz
więcój zdolny jak chyba do uprawiania kwiatów...
W lej chwili, jakaś kobiśta weszła do mego ogródka i
załamawszy ręce zawołała : ach co za rozkosz! Nie
Digitized by
Google
CŁXX ŻTWOT
wicbi Jimie, bo ja siedzę w p(ik<3jU źk pntyraknł^łśWi
oknem i ten list pisaę. »
M^^ BraTylia, TMi}c»ęśeiój aastępowała swemu twórcy
nietyłko publicine preechadaki, ale i myśliwskie na
8tep wyprawy. Ciy to, te żaden pies nie mógł iastępió
Kaipała, cźy że już siły nie dopisywały, po roku i8W
ledwo para wzmianek znajduje się w lisiacłi o p^^owa-
ni«i«
Zakładając ogród na letnią ron^ywkę, przezorny
administrator siwoieb kilieresów pamiętał t^ ra^em Oi
wyporządz^G mieszkwia na zimę. « Od siedn^iu dui
mieszfcaim w wozowni -^ pisał w cserweu ; ^^ kwali^ft
ioqja maiuje stę i ściany zielono, a podłoga żółto* *
W tak gustownie pomalowanrym apartamencie, nie^*-
csonra ihiaóstwo sprzętów znalazło starannie dt&rane
solnie miejsce, a z różnoczesnycłi częiciowycłi opisów^
można zrobię wyobrażenie, jaką to wszystko składlito
caioiść.
Nad łóżkiem pokrywała ścianę rozfDiięta skóra tygry*^
sia « na którą nieboszczyk Karpat poglądał zawsze jak
na żn^ję. t» iHisŁorya pochodzenia t^ skóry « aez nieoo
może bajeczna n w swoim czasie posłana mami«, opie*
wała, jak jednego razu nad brzegami Bedchaśza tygryB
zrzuciwiszy z siodła Kirgiza^ zjadł mn konia^ a prży^
głuszony Kirgiz odzyskawszy zmysły, iiciekł ćł>yłkiem,
sprowadził hufiec swoich , i zabito tygrysa spiiiącagO
anacizno po śniadania^.. iKa t^' sk^órze, nad nią i z obu
jćj- fiiron '^ trudno już zgadsąć w jakim porządku —
wisiały i obraz Zbawiciela « •radnie pięknego pęd;D)a >»
przysłany z Podola, obrazek ^ajświęłssćj Paimy^ przed
Digitized by
Google
ADOLFA J4;KU8ZK1E\VICZA. GUŁM
którym w dziddństwie matka uczyła Adolfa mówid
pacierze; poŁćm wkermiek t^ czcigodnej ibatki^ oUh-
czony różnćj miary^ a zawsze w ozdbbnf^j oprawie^
olqnetm^ litografowanemi i rysowanemi portretajoi,
portrecikami i sylwetkami całój łitew^kt^j i podófókićj
rodadny^ tudzież wielo krajowych i sybirskiefa priyja^
cioł. Dziękaj^c Januaremu za kwieciste kamzełkę,
Adolf dodał : « Będzie ona gotowa wraz z nowym
czarnym surdutem jak w porę na imiiemny mamy, że-
bym w tym dniu występiił ^rana przed wiierunloinu
waszych drogteia postaci , które posiadayó mam szconę^
źcie. Czego do ich zbioru niedostąje, zastępuje mi te^
bliczka, przystaną przez manoę z wytiozeniem wszystkich
j^j wnucz|t i prawnuczki. Przepisałem j$ ka;li graficznie
i przypiąłem nad raoj^m łóżkiem, żebym przy rannych
i wieczornych modłach, mógł to nowe pokolenie pole-
cad miłosierdziu Wszechmocnego. ^
Zdaje ńę , że owa skarbnica paimii^tek , co tak była
cennym sprzętem w Iszymie, zńe przywędrowała do
Omska ; ale właściciel jój starał się na|;rodzić tę ni^
dogodność i chlubił się przed braiem i « Kiedy ty nowy
dom budo jesz, i ja także zajmuję się architekturę v xbu~
dowalem bowiem sobie porządny stół do pisania, a
zamczystemi szufladami, pokryty kazimirkiem bielo-
nym, a do niego wspaniały i)cUersthul z pod^zk^^ po-
wleczona, suknem w kwiaty. ^ Nad tym stołem zawisła
wkrótce e^eri(pti^*przysłana przez siostrzenicę Micha*
się i służyła wybornie do roztasowama niezliczonych
drobnych, dawniejszych i świeższych pamiąteczek.
Oprócz bogatego zbioru drogich rupieci przypomi-
Digitized by
Google
CLXXII ŻYWOT
najjcych Europę, Sybirczyk nasz chciał mieć w swoich
komnatkach i Azyc przed oczyma. Otrzymawszy od
Januarego szczegółowe opisanie kątów w nowym domu,
odpowiadał jemu : « Moje mieszkanie, wygląda trochę
inaczej. Gdyby kto z was, jakim cudem, zajrzał do
niego, postrzegłby od razu, że jest w innój części
świata. Uderzyłby go widok ścian , na których wiszą
symetrycznie poukładane : łuki i strzały mongolskie;
strzelby, topory, pałki, noże, sztylety, fajki, cybuchy,
kaletki, krzesiwa tatarskie i tureckie; kołczuga i siodło
kirgizkie ; malownicze, błyszczące różnemi paciorkami
ubiory Tunguzów i tym podobne ciekawości azyatyckie.
Patrząc nawet na mnie samego, możeby wziął mię
raczćj ża syna tych plemion, co niegdyś najeżdżały
Europę, niżeli za byłego przed laty Europejczyka; bo
najczęściej siedzę sobie w semipołatyńskim chałacie,
albo w kurcie i szerokich czembarach (spodniach),
suto naszywanych jaskrawym jedwabiem^ na głowie
zaś mam to kołpak, to arakczyn (jarmułkę) kirgizki.
Ale któż przyjedzie oglądać mnie i mój gabinecik,
który swemu właścicielowi tyle rozrywki przynosi. »
. Owoż, wróciły się zupełnie iszymskie czasy, szuka-
nia ulgi w rozrywkach. Na dopełnienie podobieństwa
tćj epoki, kiedy krzątanie się koło ogródka i zbiorów
archeologicznych nie mogło pochłonąć całej wrodzonój
ruchawości, odezwała się żyłka przemysłowo-handlowa.
Wspólnik niegdyś Gajewa w handlu duhami, kupował
teraz ze swoją gospodynią bydło na rznięcie i na tśj
spekulacyi zarobili we dwojgu 38 rubli. « I to do-
bre. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANtJSlKIBWlCIA. CLttlll
Nie sama przytóm łatwość mienia lekarstw i lekarzy,
mówiły za pozostaniem w Omsku po wzięciu dymisyi.
Nagromadziło się tu pomsJu dobrych znajomości,
uprzejmych stosunków i bardzo przyjaznych związków.
Wielkę to było ulgą dla wygnańca, kiedy mógł mówić,
że w kilku domach jest widziany i przyjmowany jak
najbliższy krewny, kiedy w razie choroby znajdował
się otoczonym troskliwością całych rodzin. Szczególniej
głęboka przyjaźń i ścisła zażyłość łączyła go z rodziną
towarzysza służby i podróży stepowej Wiktora Iwasz-
kiewicza, którego czytelnik pozna bliżćj z listów kir-
gizkich. Gdy ten przedłużając dalej służbę, biegał
często za sprawami rządowemi w odległe strony Hordy,
dymisyonowany kolega pełnił w jego domu ot)owiązki
wojskiego, z wielkim szacunkiem dla zacnój swej
kumy, pani Wiktorowćj, a z serdecznćm przywiąza-
niem do pół tuzina dziatwy, którą, koleją jak przycho-
dziła na świat, trzymał do chrztu ze swoją kumeczką
Zosią, starszą siostrzyczką szeregu poczynającego się
od Wiktorka i Wiktosi. Gniazdo to weszło w poczet
osób poznajomionych z Dziahylną i zagarniętych w
obręb korespondencyi famiiijnćj. W każdym niemal
liście, po zwykłćj formule : « ściskam csJą rodzinę,
wielką i drobną, bliższą i dalszą » następowało teraz :
« Jazon, Wiktorstwo i moja gospodyni dziękują Mamie
za pamięć, zasyłają najgorętsze życzenia zdrowia,
i t. p. »
Co się tyczy korespondencyi, ta nie tracąc nic na
rozległości , przybrała razem charakter niezmiernie
szczegółowej pogadanki. Stolik zielony pod etażerką
Digitized by
Google
CaSBiW XVWOT
zajKiłntenę fMtmi^tJcatni, bifi prawdziwie biodrem cen-
trahitey doniesień, sa pomoce których, drodzy jednemu
seren^ b. rozsypani na Litwie, Podolu, w Królestwie,
w Bessyi i Syberyi dowiadywali się jedni o drugich.
Z Dńahyiny ^ismaa do Omska zapytując , gdzie się
obraca Tomasz , jjaki jest adres Konsfcapcyi w Peters-
burgu? Ł Omska częstokroć najwięcej dowiadywał się
Paweł o Odstawie, Ckistaw o Pawle, obadwa a swoich
znarfomych sybirskich i ci nawzajem o nichv Oprócz
tęga,, szi^ady stolika zielonego inogly' dostareryć po-
rzędny zbiór naateryafców statystycznych, o urodzajach,
cenadt zboi:a, zarazach na bydło i ludzi, tak na Litwie
jak w^Syteryi, mianowicie z kilku lat ostatnich. Gu-
bernia mińska i okręg omski stoję tu obok siebie^
Adolf wymagał od brat« najdrobniejszych wiadomości
goepfodari^ch i sam w tym względzie odzywał się do
niego jak sęsjad mieszkający o mil dziesiątek, w przy-
ległynt powiecie. « Dotknęły was grady; nam ulewy
w cza^ zbiorów siaaa i zbosa narobiła wiete złego. »
« Dńękuję za doniesienie a dożynkach : desze się z
urodbijów u was; u nas tet nie złe. » » Sprobmj Ja-
nuary, pos^idzie kartofle na świeićm zupełnie miejscu,
niegnojonto; tu udaję się doskonale na nowinnóm
p6tu, hez źadnega nawozu, i nie znamy, eo to ich
cholera, »> Te i tym podobne zwroty myśli, niegdyś
nuotamój ciągłe wzruszeniami uczuć, pokazywały pe-
wne jój ociężałość ku ziemi i szukanie tego, na czómby
spocząć lubiła. Zresztę, biuletyny zdrowia, nieskępe
zawsze, przybrały teraz nadzwyczajne rossmiary. Zdaje
się, że z ostyganiem bólów nooralnych, rozwijały się
Digitized by
Google
ADOLFA MNUSSKIEWICZA. O^KK^'
(lQ]Qgl|kWO^ ^ąU^ a ioi wi«cć| dwry tajwHfrdi się
sobą, tćm mnićj choroba znajdowała w nim siły aih
Historya bólu aębiw, szceęki, gairdta I tewć) strony
gjtowy, mjni^e wylecenie kitka miesięcy ostnAnich
i850 i kilka poez^itkoiwycb i851 roku* Jeźeii przylciro
w nićj. miw6 jakieś rozpiesseaenie się,. loezgpdne x
tylekroć dowiedzioną mocą charakŁem; to razem nie-
moioa odd^iwić ś^ temu wdziękowi pióKa, który przed-
BPliotidwi 9 sii^e tak nudnemu^ nadał memąl powabny
i i^jmHJiiey interes^
Jaszcse łiermetycznie zamknięty w swoim pokoju
|>aicy^nt, optakał na począrtku marca i85i» zgoR^ wuja
Ismmgio^i wesetiszy juz konwaleseent w pazdncsmiku
tegpź roku, przesłał na ręcematjd Eustacłienm i Ebge^
nii poiwinszowania i błcfgo^awieilsti^ z powodu icb
midś^ńskie^ zfwiązku; w s^tyeziHU^ m^ 1853^ pisat^a
nowćj bratowćj listek, który odbija wszystkie sfepony
jego ówczesnych uspostybień^
H Kochana i szanpwna Eugenio,
M Dobra moja lizana p^zwotita mi w swoim M(Ae
ipsnesitó Gi kilka wypazów. Korzystając z tafe tnił^* dla
mniej »ęeniaści, cieszę powinszować* Gi i ca^j -iJwoyśj*
diwgiśj. rodzime Nowego roku, życzcc w»m w^stkim*
z głębi serca zdrowia i wBseelkiego dolw^,
«. Pdrzdcanany, te mocno was. obctodzi moje zdro^
wie, mam pr^yjefm^ośó dcwieśź, in od fełlfeir miesięcy
pifiłbywsay s^ stWBSznjych cierpień rtBumatyamu w gło^
wie, czuję s^^ wcale nie źle. Jak na szczęście, nader
łagodna tegoroczn)a wma cieszy mię nadzieję*, że się
Digitized by
Google
CLXxvi irwoT
nie przeziębię i może nazawsze uwolnię się od cho-
roby.
« O położeniu mojćm wiecie od Mamy, Nie mam
więc co pisać, zwłaszcza nie mając nic pomyślnego do
powiedzenia. Nadzieja w Bogu ! Miłosierdzie Jego może
kiedyś nie zapomni i o mnie^ a tymczasem staram się
zasłużyć na nie, i jak przystało na chrześcianina, speł-
nić do dna gorzką czarę żywota.
« Spojrzawszy na mój liścik z Syberyi , ozdobiony
bukietem, pomyślisz może : to to przypiął kwiatek do
kożucha. Pomimo całej niestosowności z klimatem,
którego od lat dwudziestu jestem mieszkańcem, posy-
łam Ci go jednak, jako wyrażenie najmilszej mojśj
rozrywki, którśj się wyłącznie prawie oddaję latem,
tak krótkićm w naszój strefie. Przyjm go w zastęp-
stwie prawdziwego bukietu, wraz z zapewnieniem naj-
szczerszych i najgorętszych uczuć przyjaźni i przywią-
zania. )>
Maj 1852 , przyniósł dwie wielkie rocznice : dum-
dziestą przybycia na Sybir i pięćdziesiątą przyjścia na
świat. Po tych jubileuszowych wspomnieniach « pół-
wieczny syn » troszczył się tylko o to, że nieszczęśliwa
matka, jak to widział z jój listów , bolejąc nieustannie
nad jego położeniem, niszczyła swoje stargane zdrowie.
Zaklinał ją więc na wszystko, żeby wierzyła nadziei,
która dla niego samego była jakimś zwietrzałym wy-
razem, nie budzącym już żadnych wzruszeń. Tęsknota
do powrotu, ze stanu zapalnego przeszła sobie w cho-
robę chroniczną, z którą żyć niożna^ szukając chwilo-
wych ulg w spokoju, w wygódkach. Dbałość o te
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLXXVII
Środki łagodzące dolegliwości, zajmowała głównie myśl
cierpiącego.
W lecie « łamiąc sobie głowę , -jakby się urządzić
na zimę, żeby i jemu i jego dziaikom^kwiatkom ciepło
było » doświadczając przytóm coraz więcćj niepokoju
od mnożącego się grona wnucząt gospodyni, zamierzał
ściągnąć 500 r. sr. ze swego kapitału i znowu założyć
osobno własne gospodarstwo, Ale « starucha Kuźmo-
wna » wszelkiemi ofiarami ze swojój strony, nie dopu-
ściła do tego. Wyrugowawszy naprzód z clilewka na
dziedzińcu, szanowną rodzinę kozią, zrzuciła cłilewek
i grunt przeznaczyła na powiększenie ogródka. Kupiw-
szy potom przyległą swemu domowi chałupę, prze-
niosła do niój całą wrzeszczącą i płaczącą ludność, a
oczyszczony po niśj pokoik, za małą cenę puściła
swemu « uwielbianemu postojalcowi » który we wrze-
śniu pisał do matki :
« Donoszę, że nie zmieniam kwatery, ale ta kwatera,
po dziesięciu latach mojego w niśj mieszkania, powięk-
szyła się jednym pokojem, z oknami wystawionemi na
słońce. Mając teraz w rozporządzeniu dwie strefy,
północną i południową, mogę przechować zimą nie
małą liczbę kwiatów, i tym sposobem przedłużyć so-
bie, tak krótką tutaj letnią porę. Jakoż dziś, gdy od
trzech dni wszystko zmarzło na podwórzu, u mnie w
pokoju, przesadzone do wazonów georginie, astry,
lewkonie, i t. d., kwitną jak najpiękniej i poustawiane
w klomby, tworzą niby zimowy ogródek, po którym z
wielką przyjemnością przechadzam się w czasie długich
już wieczorów jesiennych, przepędzanych samotniej niż
I
Digitized by
Google
CLXXV1II ŻYWOT
kiedykolwiek. Skoro młode pokolenie wyniosło sife z
domu, wróciła spokojność, którćj od czasu pożenienia
się synów gospodyni, pozbawiony byłem. Około mnie,
od 7** wieczorem do dnia białego taka cisza, że chyba
tylko myszka przerwie niekiedy moje dumania... Po-
wtarzam prośbę o nasiona; tylko niech na pakiecikach
będzie zapisany kolor kwiatów, żebym mógł dobrze
wykonać ogrodniczo-malownicze plany, jakie sobie
układam.
Tymczasem, wszystkie plany i widoki przywiązane
do pobytu w Omsku, były już skasowane na karcie
przeznaczenia. W stronie dalekiój, w sposób nieprze-
widziany i nieobjęty rachubą oczekiwań, zawiązał się
nowy kierunek losu wygnańca, który miał sprawić dla
niego zmianę miejsca, położenia i nietylko stopnia ale
i rodzaju cierpień.
Na początku jesieni tegoż 1852 roku, Eustachy bę-
dąc w Karlsbadzie, zobaczył się tam z hr. Anatolem
Demidowem, panem książęcej posiadłości San Donato
pod Florencyą, i ogromnych zakładów Niżne-Tahil-
skich w Uralu. Rozmowa o kopalniach sybirskich, me
mogła obejść się bez wzmianki o bracie pokutującym
na Sybirze. Demidow sam powziął i podał myśl, że
jeśliby, jak spodziewa się, zgodziło się to z życzeniami
Adolfa, mógłby wystarać się o przeniesienie jego do
Niżne-Tahilska , gdzie obok wszystkich dogodności
jakie można mieć w mieście już europejskióm, zna-
lazłby zatrudnienie odpowiednie swoim upodobaniom i
usposobieniom, a razem nastręczyłby sposobność do
wyjednania mu z czasem dalszego posunięcia się w
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIBWICZA. CLXX1X
głąb' Europy. Na wypełnienie w szczegółacłi dobrćj
wołi łirabiego, można było racliować z tern większą
pewnością, że głównym zarządcą jego interesów w
Rossyi był natenczas ś. p. Antoni Kożuchowski, nie-
gdyś kierujący interesami Radziwiłłowskiemi, serde-
czny przyjaciel Eustacliego i znajomy Adolfa. Uprzejma
propozycya nie zostawiała najmniejszego powodu do
zwłoki w jój przyjęciu. Przyzwolenie najbardziej inte-
resowanego w tój sprawie, zdawało się należeć do
formalności ceremonialnych tylko, i pierwićj nim on
mógł cóś wyrzec, csJa rzecz była niemal skończona.
Właśnie kiedy Adolf, po tygodniowój chorobie na
silną gorączkę, otulał się jak najstaranniej w swoim
cichym kątku, nagle spadł na niego list z Dziahylny,
donoszący o wszystkióm co zaszło i zakończony pyta-
niami : czy wie co to jest Niżne-Tabilsk, i czy życzy
sobie być jego mieszkańcem?
Samo hasło powrotu do Europy, wystarczało na
zbudzenie wszystkich w nim pragnień i nadziei. Z go-
towością pielgrzyma, chwilowym snem zmorzonego w
brodze, zerwał się ze swojćj pościeli kwiecistój, i bez
namysłu odpisał natychmiast, 20 grudnia.
« Przysyłacie mi bardzo radosną wiadomość i pyta-
cie jak ją przyjmę : odpowiadam.
« Niżne-Tahilsk leży o 1,050 wiorst od Omska, a
zatćm o tyle bliżśj Dziahylny ; o 150 wiorst od Ekate-
rinenburga w gubernii permskićj, a więc w Europie,
chociaż na azyatyckićj stronie Uralu. Ma on przeszło
20 tysięcy mieszkańców, bogate kopalnie, z których
wydobywają rocznie 25 pudów złota, krociami tysięcy
Digitized by
Google
CLXXX ŻYWOT
pudów czugunu, żelaza, miedzi, nie licząc platyny,
malachitu i tym podobnych kosztowności ; ma przytóm
rozmaite fabryki i warsztaty , żelazną drogę na swój
użytek i własny parochod ; jednem słowem, przedstawia
w sobie wszystkie skarby natury, sztuki i przemysłu,
jak to wiem z Jeografii w 1846 wydanój.
« Klimat wprawdzie zimniejszy od tutejszego, gdyż
położenie miejsca jest o 4 stopnie wyżój ku północy;
ale ponieważ góry i puszcze zasłaniają od Lodowatego
morza, wszyscy co tam bywali utrzymują,, że mrozy
tameczne nie tyle czuć się dają, ile nasze nieznośne
burjany omskie, dmące po płaszczyźnie ze wszech stron
odkrytćj.
« Jakżebym więc nie był rad z zamiany ! Dałby
tylko Bóg aby życzliwe starania pomyślnym skutkiem
uwieńczone zostały, a upewniam was, że nie oglądając
się pożegnam Omsk, który mi już tyle zdrowia kosz-
tuje i w którym niemasz nic, coby mogło zająć umysł
człowieka. »
Obok tych wyrażeń, jako człowiek ścisły w pełnie-
niu obowiązków, a przeto i oględny w ich przyjmowa-
niu, dodał. « Jedno mnie niepokoi, że nie wiem, ja-
kiego rodzaju usług oczekuje odemnie mój szlachetny
dobroczyńca. Boję się, żeby nie były one nad moje
sposobności, bo jeśli kiedy i miałem jakie, to te leżąc
dwadzieścia lat odłogiem, straciły prawie całą swoją
wartość. Oto jest najszczersza odpowiedź, jaką teraz
dać wam mogę. »
Rzeczy szły szybko. Na żądanie Demidowa zanie-
sione 11 października, a poparte przedstawieniem
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GLXXXI
jenerał-adjutanta Oriowa, kancellarya przyboczna ce-
sarska, w dniu 2 grudnia, dsJa juz odpowiedź hra-
biemu Anatolowi , że « odstawny koleżki regestrator
Adolf Januszkiewicz, przebywający w Omsku, ma wol-
ność przeniesienia się do Niżne- Tahilska, o czóm
uwiadomiony minister spraw wewnętrznych, wyda
stosowne rozporządzenia, »
Zaraz po wyprawieniu pierwszej swśj odpowiedzi,
otrzymał Adolf kopią powyższego pisma, i w dniu
I" stycznia 1853, pisał znowu do Dziahylny.
« O jakże jestem szczęśliwy, iż naogę nowy rok
zacząć od udzielenia wam pożądanćj wiadomości, że
życzenia nasze spełniły się i że wkrótce opuszczam Sy-
beryą. Nie będę rozwodził się nad tśm, co się tój chwili
dzieje w moj^.m sercu j wolę wraz z wami wynurzyć
wdzięczność Najwyższemu za doznane dobrodziejstwo
i błagać go, aby raczył zlać wszelkie swoje dary na
tych, którzy przyczynić się chcieli dó zmiany w mojóm
położeniu.
« Którego dnia wyjadę z Omska, jeszcze z pewno-
ścią nie wiem, bo jenerał-gubemator zwiedza teraz
okręgi północne i ledwo około 20* stycznia powróci.
Zdaje się wszakże , iż pierwszych dni lutego wyruszę
z miejsca. Nie piszcie więc już do mnie do Omska,
ale do N.-Tahilska.
« Dziwi mię to mocno , że nie mam ani słowa od
p. Antoniego ( Kożuchowskiego ) . Przyjemnie byłoby
mi być uprzedzonym przez niego, względem przyszłego
mego położenia i zajęcia. Jadę do N.-Tahilska z rado-
ścią, ale szczerze mówiąc, jak do lasu; bo tam nie
Digitized by
Google
CLXXX1I ŻYWOT
znam nikogo i nie wiem jaka ma być sfera mojego
dziidania. »
Ostatni list z Omska^ 2 lutego, zawierał te słowa.
« Za dni kilka puszczam się w drogę, ciesząc się
wielce, iź właśnie onegdaj przyjechid ksiądz z Tomska,
którego obecność dozwoliła mi dzisiaj dopełnić obo-
wiązków chrzęści anina i u stóp ołtarza podziękować
Bogu za Jego opiekę w ci§gu tyloletniego pobytu mego
w Syberyi, jak również za dzisiejszą zmianę w moim
losie...
« Kończąc z górą dwudziestoletnią moją sybirską
korespondencyą z wami, z głębi serca wynurzam wam
moją wdzięczność za tę nieustanną troskliwość, jakićj
byłem przedmiotem, i zanosząc do Boga modły o
zdrowie wasze, polecam się nadal ł)łogosławieństwom
najdroźszćj Mamy. »
Dnia !!• lutego, po rzewnych pożegnaniach, po-
dróżny nasz opuścił Omsk , i szczęśliwie przebywszy
dwunastodniową drogę, 23' tegoż miesiąca stanął w
Niżne-Tahilsku«
Od przybycia do nowego siedliska w Uralu, do końca
wygnania było już tylko niezupełnie lat trzy i pół.
Ostatni ten, najkrótszy, z widokami wszelkich ulg
powitany okres niewoli, stał się jednak najcięższym,
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CL\XXIII
najsmulniejszym, najdotkliwszym. Niedające się wy-
tłumaczyć przeznaczenie nieszczęśliwego Adolfa tak
chciało, żeby przez całe życie musiał żałować prze-
szłości, a szukając wyjścia z pokutniczego zamknięcia,
spadai na coraz ciemniejsze stopnie, aż do grobu.
W Omsku, z żalem oglądał się na Iszym ; w Niżne-
Tałiilsku, daleko tęskniój wzdychał po Omsku. Nie-
można wszakże powiedzieć, żeby ktokolwiek, albo on
sam był temu winien. Niczyja obietnica go nie zawio-
dła, niczćm nie przyczynił się do pogorszenia swojśj
doli. Otoczony zdaleka i zblizka największą życzliwo-
ścią, dbfiJy i przezorny w każdym kroku , czego tylko
spodziewał się, znalazł; co tylko sobie zamierzył, do-
piął. Nigdy mu niezabrakło silnśj podpory w ludziach,
nigdy dla ludzi nie odstąpił surowych wymagań swego
sumienia. Mimo to wszystko, jakaś fatalność zdawała
się ciągle naigrawać się z niego. Na czćmkolwiek się
oparł, zaraz się to kruszyło ; cokolwiek otrzymał, zaraz
niespodziewana przyczyna, niszczyła całą ztąd uciechę.
Gnębiony naprzemian to cierpieniami fizycznćmi, to
nieokreślonym smutkiem , doświadczył nakoniec tćj
najdotkliwszej z wewnętrznych boleści, jaką sprawuje
spotkana nagle sprzeczność uczuć na drodze jednego
życzenia.
Początek był bardzo pomyślny. Na przyjeżdżającego
z niepokojeni « o sferę działania, » czekał sam wszech-
władny zarządca tamecznych działań. « Niepodobny już
do tego jakim był "przed 25 laty w Petersburgu, zna-
cznie postarzały, uskarżający się na cierpienia pier-
siowe, obarczony tysiącem interesów i kłopotów, a
Digitized by
Google
CLXXXIV ŻYWOT
. mimo to zawsze żywy, czynny, niepozwalający sobie
spoczynku, » pan Antoni, przyjął dawnego znajomego
jak najuprzejmićj, zapewnił go, że dobierze mu naj-
stosowniejsze zatrudnienie, a tymczasem radził wy-
tchnąć z trudów podróży, rozpatrzyć się w Niżne-
Tatiilsku i zapoznać się z jego mieszkańcami.
Przyjemność tycli pierwszycli chwil, pomieszała
zaraz choroba, a do niśj przyłączyła się tęsknota, od-
zywająca się przy każdóm z następnych doniesień,
przesyłanych matce i bratu.
« Położenie miejsca wydało mi się niezmiernie pię-
kne ; ludzie, których dotąd miałem zręczność widzieć,
są grzeczni i cywilizowani... Tyle tylko mogę wam do-
nieść we dwa tygodnie od mojego tu przybycia, bo od
dni dziesięciu nigdzie nie wychodzę... Z ostatnićj go-
rączki grudniowćj, odbytój w Omsku, zostało cóś we
mnie, co tu przywiezione, czy to skutkiem niewygód
podróży, czy z łaski trzydziestostopniowych mrozów
zdobiących marzec, rozwinęło się sobie bujnie. Na
trzeci dzień po przyjeździe, byłem już kwaśny i cier-
piący, późniśj ogarnęło mię straszne palenie ciała z
nieznośnym świerzbem skóry, okropną nudą i bezsen-
nością. Lekarz tutejszy, nasz ziomek Sokołowski, przez
trzy dni dawał mi na silne poty, które sprawiły rodzaj
wysypki na krzyżach i przyniosły wielką ulgę. Zaręcza
on mię, że wkrótce będę mógł przejechać na moją
kwaterę, wyporządzoną dla mnie z rozkazu pana An-
toniego. Dotąd mieszkam w domu przeznaczonym dla
gości zwiedzających zakłady. P. Antoni odwiedza mię
często i ciągle daje dowody największej przychylności.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CLXX\V
Przeznaczył mi już pensyi rocznśj 1,400 r. as., a
oprócz tego, z polecenia samego hrabiego, posłał mi
do Omslca na koszta podróży 700 r. as., które rozmi-
nęły się ze mną w drodze, ale powrócą tutaj. Hrabia
pisząc znowu do niego z San-Donato, pamiętał o mnie
i prosił go « aby mi zapewnił uneposjHon convenable. »
Ile dotąd powiedzieć mogę, zdaje się, że zajmę posadę
bibliotekarza, projektowanej biblioteki. Będę więc miał
płacę, zwłaszcza przy moicłi flocliodacli podolskicłi,
aż nadto do utrzymania się dostateczną, mieszkanie
skarbowe, zatrudnienie wolne od narażania się na
ostrość klimatu i zabezpieczające droższą nad wszystko
spókojność : czegóż mi więcćj potrzeba ! Gdy przytśm
świeci mi nadzieja posuwania się coraz bliżój ku wam,
łatwiej znoszę tę wielką stratę, jakićj doznaję przez
rozstanie się z kilką rodzinami w Omsku, z rodzinami,
którycli przyjaźń i współczucie były taką osłodą mo-
jego wygnania, na których wspomnienie od łez wstrzy-
mać się nie mogę. Lecz dajmy pokój temu drażliwemu
przedmiotowi, bo mógłby on mię zaprowadzić zbyt
daleko, a ja tak jeszcze jestem osłabiony, że nie uszłoby
mi bezkarnie dotykać tych bolesnych stron serca. »
« Od 18 marca mieszkam już we własnej kwaterze,,
z łaski szanownego pana Antoniego jak najstaranniej
opatrzonej i umeblowanej. Jestto niewielki domek mu-
rowany, o jednam piętrze, położony niedaleko od tak
zwanego gospodzkiego dworuy gdzie rezyduje pan An-
toni z trzema swymi sekretarzami. Na dole sień, ku-
chnia, pokój dla kucharki i spiżarnia; na górze przed-
pokój, wielka sala pięcia oknami oświecona i gabinet :
Digitized by
Google
GŁXXXVI ŻYWOT
wszystko jak z igły zdjęte, wymalowane, gustownćm
obiciem wyklejone — pałac ! w porównaniu ze skromną
moję kwaterą u poczciwej Kuźmowny, która mi pisze,
źe dotąd z całą swoją rodziną wypłakać się po mnie
nie może. Rzadka to kobieta. Bogdajby Bóg czuwał
nad nią i nad jćj licznym potomstwem. Jakźę byłbym
szczęśliwy, gdybym tu znalazł choć w części podobne
przywiązanie i usługę. Ale nadzieja w Bogu, może i tu
2 czasem zasłużę na życzliwe uczucia tycb, co mię
poznają bliżćj, Nateraz dość rad jestem z kucharki,
jaką mi się znalęść udało. Pełni ona razem obowiązek
praczki i lokaja, a wszystko porządnie i szybko, po-
mimo trudzącej kommunikacyi między dołem a górą.
Skoro tylko stuknę nogą w podłogę, natychmiast moja
służebnica jawi się z samowarem, z obiadem lub z lich-
tarzami w ręku. Nie mogę jeszcze sądzić o jój talencie
gastronomicznym, bo ciągle żyję samemi rosołkami i
kleikami. Pomimo dyety i leków, choroba dopieka
niemiłosiernie; ogień co palił całe ciało, skupił się
teraz w jedno miejsce na końcu kości pacierzowej i
ani siedzieć, ani leżeć ! — chodzę ciągle po pokoju jak
Wieczny Żyd Eugeniusza Sue... Przy własnych cier-
pieniach trapię się stanem zdrowia zacnego pana An-
toniego. Coraz z nim gorzej. Spazmy, których od pię-
ciu lat doświadcza, chociaż szukał rady u najpienyszych
lekarzy Europy, napastują go okropnie. Jeżeli czas
wiosenny nie przyniesie ulgi, kto wie jak się to może
skończyć...
« W Omsku smucą się po mnie, a ja po nich jeszcze
bardziśj; bo oni tam mają swoje grono, a ja tu jeden.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CL)LX1VII
Wiktorstwo w każdym liście kłaniigę Mamie i Janua*
remu. Zosienka, moja kuma, juł z kilkoma listami
wystąpiła. Nie uwierzycie jak mi tęskno po nich. Była
to druga moja rodzina, którę znalazłem w drugiój
części świata. »
<i Pierwsze dni kwietnia mamy prześliczne, na
słońcu 30 stopni ciepła. Od kilku dni już wychodzę z
mieszkania, a za jaki tydzień wyjdę z opieki doktora.
Jedno tylko, co mi truje wszelka przyjemność i odbiera
spokojnośd, to że z panem Antonim źle bardzo. Aż łal
patrzeć ile on cierpi i jak się zmienił. •• »
« Nie mogłem już oświadczyć waszych podziękowań
panu Antoniemu za przyjęcie jakiego doznidem od niego.
Niestety ! przyszły nazajutrz po jego pogrzebie. Dnia
d.5 kwietnia oddaliśmy mu ostatnią posługę z okaza-
łością, na jaką tylko Niżne-Tahilsk mógł się zdobyć.
Ciało nabalsamowane i naprzód w ołowianej, potćm w
drewniano]' trumnie zamknięte, złożone zostało na
cmentarzu dla cudzoziemców przeznaczonym, w grobie
tymczasowym; bo zapewne rodzina otrzyma pozwole-
nie przeniesienia go do majątku dziedzicznego niebo-
szczyka, Rybnicy na Podolu. Orszakowi pogrzebowemu
przewodniczył ksiądz Łowcewicz, o &00 wiorst ze
Złotousta sprowadzony. Za trumną szło kilkanaście
tysięcy, tak miejscowego jak z okolic przybyłego ludu.
Dzień ten na długo zostanie w pamięci mieszkańców
tutejszych, opłakujących nieboszczyka i z wdzięczno-
ścią wychwalających jego uprzejmość, dobroć, spra-
wiedliwość, i tę energiczną czynność, z jaką praco-
wał już to dla polepszenia ich bytu, już dla ciągłego
Digitized by
Google
CŁ\XXV1II 2TW0T
posuwania na wyższy stopień doskonałości tutejszych
zakładów górniczycłi. Co zaś tego dnia działo się we
mnie, nie potrzebuję wam mówić : znacie moje serce
i wiecie ile ś. p. pan Antoni zobowiązał je pełną tro-
skliwości o los mój przyjaźnią. »
Owoż, skruszyła się pierwsza podpora... Dotknięty
bolesną stratą, ujrzał się znowu Adolf osamotnionym
wśród obcych, bez ustalonego stanowiska, bez nikogo
takiego w pobliżu, ktoby umiał rozumieć i wpływem
swoim ochraniać delikatne jego położenie. Miał wpraw-
dzie zaraz nowy dowód pamięci o nim hr. Demidowa
w liście, który przyszedł już po śmierci Kożucho wskiego,
ale zrażony i smutny, oddawał się raczćj niepokojącym
myślom, niżeli ufności w lepszy obrót rzeczy.
« San Donato daleko — powiadał — nim to ztamtąd
przyjdzie jakieś pewniejsze względem mnie postano-
wienie, a tymczasem nie wiem dobrze co z sobą robić.
Musiałem przyjąć pensyą, naznaczoną mi przez niebo-
szczyka, bo mię słuszni ludzie zapewnili, że odmówie-
nie jój byłoby nieprzyjemnym temu , który tak szlache-
tnie mną się zajmuje. Przykro to wszakże być obowią-
zanym, a nie mieć wyraźnego obowiązku. Żeby nie jeść
darmo chleba, upatruję , czćmbym na wszelki przypa-
dek, gdyby moje widoki upadły, mógł być jeszcze
użytecznym : poznaję miejscowość, zwiedzam kopalnie,
przyglądam się wszelkiego rodzaju robotom; wiele
zobaczyłem rzeczy zupełnie nowych dla mnie i bardzo
ciekawych. »
W tym przeglądzie rychło wpadł pod oko przedmiot,
który nie mógł ujść uwagi Adolfa. Niżne-Tahilsk, jako
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXXXIX
rezydencya urządzona podług wszelkich wymagań
przepychu, miał też i okazały ogród, opatrzony w oran-
źerye i ananasarnie, ale niezmiernie zaniedbany. Nie-
trzeba było dalój szukać namiętnemu miłośnikowi
Flory. Udał się natychmiast do kogo z porządku nale-
żało, otrzymał zwierzchnią władzę nad tym wydziałem
administracyi i z właściwą sobie gorliwością, na po-
czątku maja oddał się ulubionemu zatrudnieniu. Sła-
bość zdrowia wszakże i troska o stałą posadę, mieszały
wszelkie ztąd zadowolenie : pisał ciągle z ubolewaniem
i narzekaniem.
cc Rad jestem z mojego zajęcia się ogrodem, choć
to wiele trudu i kłopotu przyczynia, bo przynajmnićj w
jakikolwiek sposób wypłacam się za doświadczone
względy. Gdyby przytćm zdrowie ! Ale pomimo tyle
pochłoniętych lekarstw, nie mogę pozbyć się zupełnie
choroby, która ciągle mi dokucza i sprawia, że nic mi
nie miło, nawet piękna pogoda. Może zresztą wpływa
na to i niespokojność umysłu z powodu niepewności
mego położenia. Ufam ja w najlepsze chęci p. Demi-
dowa, ale on nie znając mię osobiście, może się pomy-
lić w wyborze właściwój dla mnie posady, a to mię
bardzo obchodzi. Przypatrzywszy się tu wszystkiemu
w ciągu trzech miesięcy, zgłębiwszy ludzi i rzeczy,
coraz bardzićj widzę, że dałem dowód niepospolito]
przenikliwości, gdy zaraz po przybyciu prosiłem ś. p.
pana Antoniego, o skromny obowiązek bibliotekarza,
który jak się przekonywam , jeden tylko może mi tu
zapewnić spokojność i niezależność, jakiemi cieszyłem
się w Omsku.
Digitized by
Google
GXC «VWOT
t( Pisze mi January o jakiejś expedycyi uczonśj, wy-
bierajfjcej się w nasze strony i powiada, czy nie mógł-
bym zostać przy niśj tłumaczem. Nie wiele ta expedy-
cya uśmieclia ^ę do mojej wyobraźni. Naprzód, te
wedle wszelkiego podobieństwa, nic z niój nie będzie ;
powtóre, że nie z mojóm to teraźniejszym zdrowiem
włóczyć się po góracł) i lasach, narażać się może na
fwrozy Berezowa lub Turuchańska. Minęły te czasy,
kiedy lubiłem i mogłem odbywać podróże; dziś mi
potrzeba cichego kjtka i ciepła. Dość już ja mam Sy-
beryi. Kto Januaremu podał myśl tój dla mnie wę-
drówki po śniegach, lodach i tundrach Azyi północnój,
ten nie wiedział, albo zapomniał, że ja jutro kończę
SO*' rok życia ; że przeszło 20 lat ciesząc się klimatena
sybirskim, miałem dziesiątek gorączek, dwa razy za-
palenia płuc i gardła, przez trzy zimy ciągły reuma-
tyzm, a wszystko to z przeziębienia.
« Szczególniejszy mćj los ! Ja tak lubię ciepło, orga*-
nlzacya moja:, tak do ciepła stworzona, a on ciągle mię
posuwa ku północy. Gdybym był marynarzem, mnie^
małbym, że przeznaczenie mię powołało do odkrycia
bieguna północnego. . .
« Oglądając ze wszech stron smutne położenie,
myślę jakby je zabezpieczyć od pogorszenia się i w
tym celu zanoszę następną prośbę do najdroższo
Mamy... Trzeba wam wiedzieć, że osobą mającą wielki
wpływ na zarząd Niżne-Tahilskich zawodów, jest pani
Aurora Karamzin, która pierwćj była za Pawłem De-
midowem i jest matką małoletniego jego syna Pawła,
dziedzica połowy całego majątku. Wysoko ceniła ona
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CKCI
ś. p. pana Antoniego, i jak widać z pierwszćj jój ode-
zwy ^o tutejszej administracyi, szczerze go żałuje. Bar-
dzo więc mogłoby mi to posłużyć, gdyby kocłiana
Mama napisała stosowny listdoniój, prosząc o względy
i opiekę dla nieszczęśliwego syna swojego, który skut-
kiem łaskawego wstawienia się za nim łir. Anatola,
przeniesiony tutaj, winien był trzydziestołetniój przyja-
źni nieboszczyka Kożuchowskiego , zapewnienie sobie
skrómnśj, ale najodpowiedniejszej życzeniom posady,
a dziś trwoży się o to, żeby nie widział się zmuszonym
do wyboru innych zatrudnień, przeciwnycłi jego sta-
nowi zdrowia i usposobieniom. Po tśj prośbie może
nastąpić druga, o przyłożenie się do starań celem mego
powrotu na łono rodziny. List taki, siedemdziesiątle^
tnićj matki , od lat dwudziestu bolejącćj nad losem
syna, nie zdziwi pani Karamzin, owszem l)ędzie pewno
przyjęty wyrozumiale, bo ona sama jest matkę, ^
przytśm jak wszyscy mię zapewniają, ma to być nie^
zmiernie zacna i dobra osoba^ »
« Dziś, w sam dzień moich imienin, otrzymałem
drogie wasze wyrazy... Dziwna rzecz, że listy od was
idą prawie cały miesiąc, kiedy z Paryża przychodzą tu
daleko prędzój : nie wiele zyskaliśmy na zbliżeniu się
dó siebie o wiorst 1,000 z górą... Wdzięczen jestem
synowcowi Michasiowi za przypisek... Cieszy się on,
że stryj jego mieszka teraz w jednój z nim części
świata... Ach! i ja tak myśliłem, i tak jest na pozór,
bo Niżne-Tahilsk leży w gubernii permskićj, należącój
do Europy; ale właściwie, Europa ma swoją granicę
ztąd o wiorst przeszło 40 na zachód. Naturalny ten
Digitized by
Google
CXCII 2VW0T
przedział wskazują ju^ same wody , spadające w dwie
przeciwne strony. Nasz Tahil liczy się do rzek azya-
tyckich. Wszyscy mieszkańcy tutejsi nazywają siebie
Sybiriakami; każdy się z nich wyraża: u nas w Sybe--
ryi; pan Demidow, w dziele swojóm : la Russie rri^ri''
dionaley mówi : mes propńitós sibirierines ; co zaś naj-
większa, klimat nie ustępujący w niczśm sybirskiemu,
przekonywa, że stary Herodot miał słuszność naznaczyć
góry Ryfejskie za granicę między Europą, a Pół-Azyą.
Jeżeli więc kochany Michaś pragnie, żebym był jak on
europejczykiem, niech się często modli o to do Boga,
a jego niewinne modły może wyproszą dla starego
stryjaszka tę łaskę, że wszystkich swoich synowców
uściśnie i dni ostatnie zakończy pod łagodniejszym nie-
bem. »
« Tydzień temu, 13 czerwca, szczególnym zdarze-
niem w dzień świętego Antoniego, wyprawiono zwłoki
ś. p. Kożuchowskiego w podróż wodą do Petersburga.
Przy tśj okoliczności, tak bolesnśj dla mnie, miałem
sposobność, pierwszy raz po tylu latach, stanąć na
ziemi europejskiój ; jeździłem bowiem aż do przystani
na rzece Cziusowój i byłem przeszło o 50 wiorst za
słupem, na którym napisano po rossyjsku : grzbiet
URALU, a wyżćj wielkiemi literami, z jednój strony
AZYA, z drugiej europą. Spojrzawszy z tego punktu na
zachodnią stronę gór, zdjąłem czapkę i nie bez sciśnie-
nia serca powitałem część świata, w którśj się" urodzi-
łem, a której tak dawno nie widziałem... Całej podróży
miałem wiorst 86 i ciągle jechałem po ziemi Demido-
wów, pomijając liczne, różnego nazwiska ich zakłady,
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXCIII
położone zwykle nad wielkiemi stawami. Miejscowość
wszędzie cudowna; droga tylko nąjniegodziwsza przez
góry porosłe bez przerwy sosnowym, jodłowym i mo-
drzewiowym lasem. Napatrzyłem się na bogactwa wy-
dobywane z wnętrza ziemi, ale nie ujrzałem nigdzie ani
źdźbła zboża, i oko moje nie ucieszyło się upragnionym
widokiem żytka lub pszeniczki, który dla mnie milszym
byłby od widoku kruszcza, choćby przez to samo, że
chleb jest darem Bożym nie kuszącym tak do złego jak
kruszec. »
(( Zdrowie moje cokolwiek się polepszyło, może
skutkiem nieustannego ruchu. Od 5*J rano do 7^ wie-
czorem uwijam się po ogrodzie, naznaczając różne
roboty i pilnując robotników. Ledwo na chwilkę wpa-
dam do siebie, żeby wypić herbatę, albo zjeść obiad.
Ale co namarzłem się przytśm! Okropny to klimat :
choć i słońce grzeje, za każdym krokiem czujesz chłód
przed sobą jak z otwartćj lodowni... Od i* do 4*' czer-
wca padał śnieg, potćm deszcz z lodem... Gdyby mię
obsypywano całćm złotem wydobywanem z tutejszych
piasków, za nic w świecie nie zgodziłbym się z dobrój
woli pozostać nazawsze w takim klimacfe. To nie ży-
cie, ale powolna śmierć i męka, zwłaszcza dla mnie,
gwałtownie potrzebującego ciepła. Dziwnem zrządze-
niem, zamiast łaski jaką wistocie chciano mi wyświad-
czyć, otrzymałem powiększenie kary. Cóż począć kiedy
się tak stało ! Ja nie mniej jestem wdzięczen tym wszy-
skim, co przez życzliwość przyłożyli się do tćj zmiany,
a że jćj skutek nie odpowiada ich chęciom, to może
w części i stan mego zdrowia jest winien... »
m
Digitized by
Google
CXCIV ZTWOT
a Od połowy czerwca mamy dni śliczne, prawdziwe
lato. Roboty moje w ogrodzie postępuj? olbrzymim
krokiem. Mnóstwo dam, panien i dzieci odwiedza mnie
wśród krzyżujących się w różnych kierunkach taczek
z piaskióm i koszami ziemi. Na Ś. Piotr, mój ogród
będzie jak lalka !... Otwarcie mówiąc wszakże, nigdzie
i nigdy nie było mi tak smutno jak tutaj ! »
Przy tych narzekaniach, pod koniec czerwca « ho-
ryzont przyszłości poczuł się rozjaśniać. » P. Benoist,
francuz, jeden z sekretarzy nieboszczyka Kożuchow-
skiego, posiadający jego przyjaźń i zaufanie, wyjechał
w maju do Petersburga, gdzie zajął miejsce sekretarza
p. Karamzinai opieki, czyli ogólnie Demidowów. Roz^
sądny ten i zacny, a wielce Adolfowi życzliwy czło-
wiek, troskliwie zajmował się jego losem, donosił mu
o wszystkiem, co tylko miało związek z jego położe-
niem i mogło mu robić jaką nadzieję. Przysłał mu tedy
naprzód wyjątki z listów od jednego ze swoich spół-
ziomków będących przy Anatolu Demidowie, w których
były słowa : « Powiedz panu J... niech będzie spo-^
kojny o swoją posadę. Nietylko książę Anatol, ale i
p. Karamzin , który był teraz w Wenecyi dla rozmó-
wienia się z księciem o interesach , są dla niego jak
najlepiój usposobieni, polecili go panu Le Play, wysła-
nemu przez nich do Niżne-Tahilska, jako człowieka,
z którego zdolności i ukształcenia będzie mógł korzy-
stać. )) Do tego, nieoszacowany p. Benoist dodał od
siebie : « Znając twój charakter i szlachetne przymioty
(niech to będzie między nami bez komplementów),
pozwoliłem sobie, mój przyjacielu, upewnić przybyłego
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CacV
już do Petersburga pana Le Play, że będziesz mu słu-
żył za tłumacza, na którym może polegać z zaufaniem,
nawet w najdelikatniejszy cti sprawach. » Druga wia-
domość od tegoż troskliwego pocieszyciela była, że
pani Aurora, bardzo dobrze przyjęła list matki i prze-
słała już jćj uprzejma odpowiedź,
L|B Play, uczony górnik francuzki, dziś członek Rady
Stanu, uproszony do zwiedzenia i urządzenia zakładów
Demidowowskich w Uralu, przybył do Niżne-Tahil$ka
29 czerwca, powitał swego tłumacza, jako już dobrze
znajomego sobie, powtórzył mu wszystkie zapewnienia
ze strony pryncypałów, oświadczył iż jest upoważniony
zalecić rządzcy zakładów, aby mu dał takie zajęcie się
jakiego sam będzie żądał, a nakoniec w imieniu Demi-
dowa i Karamzina wyraził, iż lubo życzą aby Adolf
upodobał sobie w Niżne-Tahilsku, bynajmniej to nie
umniejszy ich gorliwości w staraniach o jego powrót
do rodziny.
Uradowany i pokrzepiony otuchą Adolf, opowiada-
jąc to wszystko matce na początku lipca, kouczyi{ list
tęmi słowy: « Rzeczy stanęły na tćm, że nim mi Bóg
{)ozwoli opuścić góry Uralu, będę tu bibliotekarzem z
pensyą 400 rubli sr., a inspektorem ogrodu przez mi-
łość dla biednćj Flory, Jctóra w tutejszym klimacie
potrzebuje czułej opieki. Za dni kilkanaście spodzie-
wamy się tu pana Karamzina, którego obecność, jak
mogę mniemać, jeszcze bardzićj umocni moje położe-
nie, na czas daj Boże jak najkrótszy. »
W parę tygodni później pisał : « Nie dość, że jestem
bibliotekarzem i samowładzcą ogrodu, ale przyszło mi
Digitized by
Google
CXCVI 2YW0T
jeszcze zostać astronomem ! P, Le Play powziął takie
o mnie wyobrażenie, że wszystko umiem i wszystko
mogę. Kilka dni temu, zapytał mię w sposób nieprzy-
puszczający odpowiedzi odmównśj, czy nie cticiałbym
zajfjć się obserwacyami meteorologicznemi i wziąść
pod mój zarząd termometrów, barometrów, hydrome-
trów i tym podobnych instrumentów. Jakkolwiek ta
gałąź nauk mało mi jest znaną, musiałem podjąć się
nowego obowiązku : bo naprzód^ przekładał mi iż nie
wymaga wielkićj mądrości, nie święci garnki lepią, i mój
poprzednik nie był Herszelem ; powtóre, że obserwa-
cye robią się dla samego pana Demidowa i sprawiłoby
mu to przyjemność, gdybym nie dał im upaść ; potrze-
cie, co bardzo przemówiło do mego przekonania, że
moje bibliotekarstwo, właściwie mówiąc, jest jeszcze
in parŁihuSy bo biblioteka ma się dopióro stworzyć
czyli złożyć, a gdy jesień, która już nie za górami,
każe zamknąć ogród, zostanę bez zatrudnienia. To
wszystko wziąwszy na uwagę, rzekłem : niech i tak
będzie !
(( Dla spokojności Mamy, wyobrażającej zawsze że
się zabijam trudami, dodaję, iż do ogrodu mam tylko
kilkadziesiąt kroków i chodzę przez ogródek mojego
gospodarza, a obserwatoryum leży prawie obok mojśj
kwatery.
« W dalszym ciągu uspokojeń donoszę, że z mojój
striapki bardzo jestem kontent, chociaż, jak to mówią,
prochu nie wymyśli i gotuje jeść, at sobie. Byłem
tylko w kłopocie przewidując, iż na jakich parę tygo-
dni zostawi mię bez usługi, ponieważ miała wkrótce
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CXGVI1
obdarzyć swego męża potomkiem. Aż i to odbyło się
jakoś w mgnieniu oka. W sobotę, pomywszy naczynia
po obiedzie, o siódmćj wieczorem powiła córkę, a w
poniedziałek, kiedym się ani spodziewał, ani wiedział,
zgotowała mi jak zwykle obiad. Gdym j§ łajał za to,
odpowiedziała : niczewo 6ann. Życzę kochanym moim
bratowym , żeby one w podobnycłi okolicznościach
mogły mówić : nic to nie znaczy. »
« P. Le Play, około 20 sierpnia wyjeżdża zt^d i
przez Petersburg wraca do Paryża. Tymczasem robij
się przygotowania na okazałe przyjęcie p. Karamzina,
którego przybycie tutaj ma wywrzeć wpływ stanowczy
na wszystkich i wszystko. Od jego przyjazdu, będzie
się liczyła nowa era rządów Niżne-Tahilska, zjawi się
w nim bowiem jako główny i jedyny reprezentant
rodziny Demidowów. Można więc sobie wyobrazić,
jak tu każdy wygląda chwili, w której goniec z Permu
doniesie, że powoź jego stanął już nad brzegami
Kamy, a zatćm wkrótce ujrzymy go nad Tahilem. »
Z rozjaśniającymi się widokami wracał Adolfowi
dawny humor i listy jego przybierały coraz weselszy
charakter.
« List dzisiejszy — pisał 2* sierpnia — napełnię
samómi radośnćmi nowinami. I tak naprzód, mam
przyjemność donieść, że wszystkie ostatnie od was no-
winy, tak dla mnie miłe, doszły mię rychło i razem.
Żal mi tylko nóżek Mamy, które jśj nie służą, jak da-
wniśj. Ale cóż tu począć przeciw niezbędnym następ-
stwom lat i tylu cierpień doznanych w życiu! Ja młod-
szy, a musiałem zarzucić polowanie, gdyż nie mogłem
Digitized by
Google
CXCVIII 2YW0T
już W ostatnich czasach chodzić ośmnaście godzin z
rzędu po zaroślach i błotach, jak to bywało w Iszymie.
Ale zkgd Mama raczyła wziąść sobie 74^ roczek? Po-
dług mego rachunku, powinien być 72*, a to na tój
zasadzie : słyszałem zawsze, że przyszedłem na świat,
kiedy Mama miała 21 lat; ponieważ zaś, jak stwierdza
świadectwo metryki nieulegaj^ce wątpliwością zaczą-
łem rok 51^, rzecz więc bardzo prosta, że Mama jest
dopiero w 72'".
(( Wczoraj spotkała mię także wielka przyjemność.
Eugenia pisze, że 7** lipca Pan Bóg dał jej córeczkę,
która będzie nosiła imiona Maryi, Tekli, Leonilli : osta-
tnie z tych imion, nie wiem już na czyją pamiątkę.
Matka, dziecię i uszczęśliwiony ojciec, są w jak najlep^
szórii zdrowiu...
« Jakby na dopełnienie tych wszystkich radością
przybył do nas oddawna oczekiwany pan Karamzitt.
W dniu wczorajszym przedstawiłem się temu szano-
wnemu mężowi. Przyjął mię jak tylko być może najle-
pićj, i tak od Demidowa jak od siebie samego zapewnił
wszelką względność i protekcyą, jakiej wymaga mojó
położenie. Ale, co najważniejsza, tyle w serce moje
wlał nadziei, iż zdaje mi się, że już lecę po trakcie
Dziahylniańskim. Kilka słów jego przemieniło mię zu-
pełnie; innóm już nawet okiem patrzę na N.-Tahilśk,
tak szkodliwy memu zdrowiu... P. Karamzin przywiózł
mi wyborne brzytwy angielskie i przy pierwszóm wi-
dzeniu się zaprosił mię na obiad. Długo potom rozma-
wiał ze mną, to o Omsku, to o stepie kirgizkim, którego
miła pamięć tak się ożywiła we mnie, że jeśli tylko
Digitized by
Google
ADOLFA /ANUSIKIBWICZA. GLOlX
zdrowie pozwoli, mam ochota wszystkich moich Biktu-
rów , Baraków , Kuczuk-Tobukli , Kyłdy- Nogajów i
Kaksakrdem-bejów, przekazać potomności. »
Późaiejsze listy, chociaż w miarę wzrastających słot
:i chłodów jesieni, coraz częściśj przeplatane użalaniem
-się na zdrowie, nosiły ciągle na sobie barwę uspokojo-
Bego i rozweselonego umysłu , a zawierały zawsze
jakiś szczegół odnoszący się do nowo poznanych osób,
.'których życzliwość była rękojmią nadziei, jak naprzy-
kład: .
« Ciekawy jestem czyście sadzili i czy się wam uddiy
.moje ogórki chińskie ? Tu u mnie doszły arszyna dłu-
gości i wzbudziły nawet zadziwienie pana Le Play,
który, tyle dziwnych rzeczy widział na świecie. . *
; (ł Mieliśmy niedawno wesele jednego z głównych
urzędników, tutejszej administracyi. P. Karamzin był
tak zwdinym posadzonym ojcem, a ja dostałem zaszczyt
być szafirem^ to jest asystentem, czy kawalerem panny
młodej , i musiałem przez pół godziny podczas ślubu
ti^zymać koronę nad jśj głową. Pan ojciec dawał huczny
obiad dla nowożeńców, na którym znajdowało się do
.70 osób. « 1 ja tam byłem, miód wino piłem, po bro-
. dzie ciekło, w gębie nie miałem. » Co rzeczywiście
mogę powiedzieć, bo chociaż dwanaście toastów speł-
niono szampanem, ja tak zręcznie umiałem manewro-
wać, że tylko trzy kieliszki wypiłem...
« Od 2° października, mamy już zimę zupełną, z na-
leżytym śniegiem i mrozem... Dałby Bóg, aby jak
spodziewam się i przeczuwam, była ostatnią dla mnie
w Syberyi. Przy najpomyślniejszych jednak spełnię-
Digitized by
Google
niach nadziei, niepodobna abym się jeszcze nie docze-
kał tutaj nowego roku...
« Wdzięczen jestem mojćj kochanej bratowej, że na
moje przyjęcie gotuje już kątek w Dziahylnie. Ale
niech tylko ten kę,tek nie będzie taki, jaki widziałem
we śnie. Wyobraźcie sobie : śni mi się, że lecę...
przylatuję do was... Marylla wybiega na moje spotka-
nie, płacze z radości, a dziatwa jćj, wszystka w jakichś
czekoladowych sukienkach, opada stryjaszka, czepia
się na nim, ale taka zasmolona i zamurzana, że matka
musiała kazać jakiejś Anieli, zapewne niańce, za-
brać ich i obmyć ; sama zaś chwyta mnie i prowadzi. ..
zgadnijcie dokąd? Oto wprost do kuchni, gdzie wska-
zuje mi za łóżko jakiś chyrlawy zydel. Musiało mi być
nader twardo na tym tapczanie, kiedy pomimo stru-
dzeu tak długiej podróży, zbudziłem się natychmiast.
Będziecie się śmieli z tego snu, jak się i ja śmiałem,
chociaż zostawił przytóm na mnie jakieś nieprzyjemne
wrażenie...
(i Zapytuje Mama. czy wieść o kręcących się i gada-
jących stołach doszła do moich uszu. Mnie się zdaje,
że ta wieść, znana nam od kilku miesięcy na Uralu,
musiała już dotąd sięgnąć Kamczatki, jak wszystko, co
jest dziwnóm, nadzwyczajnem. Lecz że nasze stoły,
zapewne głupsze od europejskich, nietylko nie gadają,
ale nawet i obracać się nie chcą , nie mogę więc oso-
biście być żadnym sędzią w tój rzeczy. Musi jednak
być w tćm cóś prawdziwego, kiedy tak uczony jak
nieuczony świat zajmuje się tym przedmiotem. Niepo-
dobna przypuścić, aby przy każdem doświadczeniu,
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCI
W jaki(5mkolwiek gronie robionym, znajdował się zawsze
figlarz usiłujący i zdolny wszystkich oszukad. Zresztą,
czyż nie ma — jak Szekspir powiedział — cudów na
niebie i ziemi , o którycli ani się śniło filozofom? Ja
tylko ciekawy jestem, co się stanie z naszóm starom
przysłowiem : « głupi jak stołowe nogi , » jeśli przyj- '
dzie do tego, że owe nogi będą dawały rozumniejsze
odpowiedzi, niż najmędrsze głowy ludzi uczonycłi?...
« Wasza nóżka stołowa bardzo mądra i wiele naga-
dała; gniewam się tylko na nią, że mi zakreśla jeszcze
tak długi termin pobytu w tych stronach : pięć mie-
sięcy! — to znaczy całą zimę. Mówiłem o tym terminie
panu Karamzinowi ; odpowiedział mi, iż radby z duszy
i wszelkiśmi sposobami będzie się starał go skrócić.
Jest przy nim , osobistym jego sekretarzem , młody
Litwin, z gubernii mińskiśj, pan Józefat Ohryzko.
Poznaliśmy się i pokochaliśmy się wzajemnie. Obiecał
on mi donosić ciągle z Petersburga o najmniejszej
okoliczności tyczącej się mojego losu, a naWet, jeśliby
co ważniejszego zaszło, przesłać wam wiadomość,
którą prędzej odbierzecie wprost, niżeU przez Ta-
hilsk... ))
« Szanowny Andrzej Nikołajewicz Karamzin z Józe-
fatem Piotrowiczem Ohryzko, których załączam dokła-
dne adresy, dnia 12 t. m. listopada opuścili Niżne-
Tahilsk. Pan Karamzin żegnając mię, kazał kłaniać
Mamie i zapewnić ją, że nie przestanie dokładać naj-
usilniejszych starań, aby się spełniło nasze wspólne
życzenie ; na czas zaś mojego tu pobytu, zdał na mnie
zupełny zarząd biblioteką i ogrodem. »
Digitized by
Google
CCII Z¥WOT
(( Pan Józefat mi donosi, że 4 grudnia stanęli w sto-
licy-, i w pięć dni potom p. Karamzin począł robić
kroki w moim interesie ; nie przedsiębierzcie więc ża/-
dnych zabiegów z waszźj strony, żeby się nie skrzy-
żowały z jego staraniami, aż chyba Ohryzko lub ja,
powiemy wam co uczynić należy. Cierpliwość, ufność,
nadzieja... »
Te wyrazy zakończyły historyk 1853* roku. Nad-
szedł rok 185i^, ów rok pamiętny w dziejacti nowo-
żytnych świata, kiedy dwie jego połowy, albo raczej
dwa stronnictwa od dawna walczące w jego łonie, uj-
rzfijy swoje chorągwie zatknięte * na dwóch potęż-
nych obozach nad morzem Czarnćm. Wojna Wscho-
dnia zawiodła wiele oczekiwań, omyliła wiele rachub,
wystawiła na ciężką próbę wiele uczuć ; ale czóm była
wistocie, to pokazały późniój jój następstwa, a gdzie
czyje chyliły się życzenia, to nie tyle zależało od jego
przenikliwości umysłowej, ile od cechy jaką miał na
duszy. Wszelka dusza prawdziwie polska, z natury
swojej, musiała ciążyć do obozu mocarstw zachodnich.
Wynikło ztąd dla milionów narodu naszego straszliwie
bolesne, w nieskończonych stopniach i odcieniach roz-
maite położenie. Co wtedy działo się w duszy naszego
wygnańca , pokutującćj za to, że była aż do ostatniej
głębi polską? Listy Adolfa, naturalnie, nie mogą w tój
mierze nic wyraźnie powiedzieć , są jednak w nich
wzmianki, prowadzące do niewątpliwych domysłów.
Wieść o zbrojnych poruszeniach Zachodu przeciw
« kolosowi Północy » chociażby nie należała do rzędu
niewslrzymanym biegiem sięgających Kamczatki, pręd-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCIII
ko zapewne doszła do Niżne-Tahilska i nie była tam
tajemniczym ogólnikiem, dla tycłi przynajmniój , któ-
rym wysocy goście mogli j% w szczegółach rozwinąć.
Widocznie wszakże, ani Adolf, ani jego protektor nie
przypuszczali z razu , aby wielki wypadek polityczny
mógł mieó jakikolwiek wpływ na sprawy sybirskie i być
przeszkodą do starań o uwolnienie jednego pokutnika.
P. Karamzin, wyjeżdżając obiecywał odwiedzić znowu
N.-Tałiilsk w marcu, miał zamiar potćm wyjechać na
lato z żoną do jćj dóbr w Finlandyi; w styczniu wła-
snoręcznym listem zapewniał swego pupila, że pamięta
o nim i spodziewa się otrzymać dla niego co przyrzekł,
lubo jeszcze nic stanowczego donieść nie może. Pier-
wsze więc miesiące rozpoczętego roku upływały w spo-
kojnóm, chociaż zawsze tęsknóm oczekiwaniu i w zaję-
ciu się obowiązkami.
Ustalony na swój posadzie bibliotekarz, otrzynliawszy
przysłaną instrukcyą jak biblioteka ma być urządzoną,
zgromadzał, ustawiał, katalogował z różnych kątów
wydobyte jój materyały, a przytćm, jako również gor-
liwy dozorca ogrodu, dwa razy w dzień chodził do
oranżeryi, pilnował przyrządzania « pościeli » pod
ogórki i ananasy. Interes ananasów zabrał spory kawał
korespondencyi. Na prośbę do matki o dostanie z Wilna
najpraktyczniejszych rad obchodzenia się z niemi,
przyszedł dokładny przepis, udzielony przez pewnego
hortykultora. Ale ogrodnicy Niżne- Tahilscy wystąpili
ze srogą krytyką i rzekli « że jemu sadzić cebule a nie
ananasy ! » Mianowicie stary Kuźma, który znajdował
zawsze sposób, co dziesiąty wyraz wtrącić : « Ja 35 lat
Digitized by
Google
CCIV ŻYWOT
służyłem u grafa Razumowskiego, było u nas po 4,000
ananasów » wyśmiewał niemiłosiernie metodę wileńska
i powtarzał : « Nasypywać korą dębową... a zkąd
kora, kiedy dębów niemasz? Dęby daleko od Uralu;
tu trzeba poprzestać na piłowej mące (na trocinacli) . »
Obok zatrudnień na korzyść umysłową światłej pu-
bliczności Niżne-Taliilska, ówczesny ruch literacki w
kraju naszym nie był obcym Adolfowi. Przecłiodziły
przez jego ręce pierwsze płody pióra Syrokomli, Deo-
tymy, Zygmunta Kaczkowskiego. Dawał o nich swoje
zdanie, ciesząc się z nowych talentów i trwożąc się
« aby zbytnie pochwały ich nie popsuły. » Znaczną
część tych nowości piśmiennictwa był winien nieusta-
jącej pamięci przyjacielskiej Gustawa Zielińskiego, o
którym także znajduje się wzmianka ciekawa dla przy-
szłych historyografów naszśj literatury tegoczesnój, ale
wypada ją poprzedzić inną, objaśniającą stosunek
dwóch przyjaciół.
« Miałem przyjemność — pisał Adolf do matki i
brata — otrzymać list od Gustawa... Dzięki Bogu,
wyzdrowiał już zupełnie ze swojśj kilkoletniśj febry i
powodzi mu się wybornie. Żeby wam dać wyobrażenie
o tym biednym poecie, którego widzieliście wracają-
cego z Syberyi z większym workiem rymów niż gro-
szy, przytaczam tu koniec jego Ustu... « Jeszcze jedno,
« mój drogi Adolfie. Czas płynie, z postępującym wie-
ce kiem potrzeba więcśj wygody, ubywają ci, na któ-
« rych pomoc liczyć było można; słowem, wszystko
« się zmienia : może i twoje fundusze znacznemu
« zmniejszeniu uległy? Ja dziś pod względem finanso-
Digitized by
Google
ADOLKA JANUSZKIEWICZA.
CCV
c« wym, W bardzo korzystnym jestem położeniu, mam
« więcćj niżeli mi potrzeba, nie widzę żadnego powodu
« powiększać i tak już znacznego majątku ; jedyną więc
« moją roskoszą, jeśli mogę być pomocą, lub zrobić
« jaką dogodność moim przyjaciołom. Liczę przeto na
« ciebie, mój drogi, że uważając mnie jak brata, jak
« najszczerszego twego przyjaciela, odrzucisz wszelkie
« szkrupuly i wprost mi napiszesz, ile ci potrzeba, choć-
« by tysiąc rubli srebrem, a w każdćj chwili możesz
« mieć to sobie nadesłane. » — Co wy na to? Jak trzy-
macie o moim przyjacielu i o niżej na podpisie wyrażo-
nym, który na taką przyjaźń zasłużył? Może powiecie :
wart pałac Paca, a Pac paląca; cóżkolwiek bądź, list
ten niezmiernie mię uszczęśliwił, bo słodka to rzecz,
odebrać podobny dowód przyjaźni i pamięci serca za
okazywane z mojej strony przysługi, kiedy ja, ctioć
również wygnaniec, w lepszym wszakże byłem położe-
niu. Odpisałem mu jak przystało i podziękowałem z
głębi duszy, zapewniając go, że mię bynajmnićj nie za-
dziwił swoim postępkiem, jako zgodnym zupełnie z
jego szlachetnym zawsze sposobem myślenia i czucia. »
Późniejsze listy zawierają następne słowa, schodzące
stopniami do kwestyi czysto literacki(''j : « Gustaw
przysłał mi poezye Deotymy, o którśj musicie wiedzieć
z pism publicznych. Nie wiem jak się ona wistocie
nazywa; ale z kilku słów Gustawa widząc, że on za-
mierza znowu wstąpić w związek małżeński, zrobiłem,
może niesprawiedliwy wniosek, czy nie owa Deotyma
jest wyborem serca poety? Zapytuję go o to... Sam on
nic nowego nie drukował w tych czasach. Pisze tylko,
Digitized by
Google
CCVI ŻYWOT
ze chce puścić w świat dalszy ciąg swych stepów, O
tćj nowej pracy tak się wyraża : « Znasz część pier-
c( wszą ; w drugiej jest Azya z kolosalną swoją przy-
« redą i całą swoją kosmogonią; w trzecićj, Bajga
« kirgizka, owa uroczystość stepowa, którą jtak pięknie
« w jednym ze swoich listów opisałeś, którą żywcem
« przeniosłem do mego poematu , a którą jeśliś ty
t( skomponował, to już nie moja wina : si noti e vero e
« ben łrovato. Najpierwszy exemplarz tobie poświęcę ,
« bo się w znacznćj części do niego przyłożyłeś, » —
Ja mu zaś odpisałem , że nic to wszystko nie pomoże,
i jeśli po przeczytaniu znajdę co nie w duchu zwycza-
jów kochanych moich Kirgizów, natychmiast wypalę
straszną krytykę i dowiodę poecie, że nie ma wyobra-
żenia o tym narodzie i jego poezyi. w
Zresztą, wszystko szło w Niżne-Tahilsku « jedno-
stajnie i porządnie jak w regularnie nakręcanym zega-
rze. » Jeden tylko wypadek dał sposobność Adolfowi,
do zwyczajnej formuły : « u nas- nic nowego » dodać :
« najciekawsza rzecz ta, że kilka dni temu, tutejsi
złodzieje okazali niepospolitą zręczność. Napublicznyna
placu stoi tutaj piękny pomnik , kosztujący przeszło
300,000 rubli as., poświęcony pamięci Mikołaja Demi-
dowa. Potrafili oni, w noc dość jasną, w pbec budki
gdzie stróże spali snem sprawiedHwych, oderwać od
podstawy i unieść posąg bronzowy tego męża, ważący
najmniej 30 pudów. Sprytna ta kradzież na nic się
jednak im nie przydała : nazajutrz władza miejscowa
wzięła poszlakę, a przypadek dopomógł dojść do kry-
jówki posągu zagrzebanego w śniegu. Widziałem go
Digitized by
Google
ADOLFA JANUS/.KiEWIGZA.
nieboraka, jak zmarzły i ze złamaną ręką wracał do
miasta leżąc na saniach. »
Wiadomości najwięcćj obcliodzące rodzinę, były
powtórzeniem doniesień otrzymanych z Petersburga.
Jedna z nich zawierała wyrazy : « W tój chwili wyczy-
tuję z listu, że p. Karamzin miał przypadek, który o
mały włos nie pozbawił go życia. Pistolet wystrzelił
mu w ręku , kula zadrasnęła powiekę i czoło. Dzięki
Bogu, skończyło się na przestrachu osób przytomnych
łemu zdarzeniu i na lekkićj ranie, która się prędko
zagoi.)) Przy każdój wzmiance o Karamzinie, była
wzmianka o jego troskliwych staraniach, a przy tćm
wszystkióm ponawiana przestroga, żeby żadną inną
koleją nie trafiać do tego celu. Ale to nic nie pomogło.
Na początku lutego odebrał Adolf wiadomość, że matka
posłała prośbę do cesarza. Natychmiast więc pisał do
Ohryzki, żeby — jeśli jeszcze czas — zapobiegł złemu,
które ztąd wyniknąć mogło, a matce przekładając na-
nowo uwagi, kończył temi słowy :
« Nie uwierzy Mama, jak mię rozczuliły jój wyrazy :
cc Ach ! przyjeżdżaj mój Adolfie co najprędzój. )) Boże*!
cobym dał na to, gdybym mógł jój i własne życzenia
spełnić!... Lecz cóż począć, kiedy zaszły okoliczności,
które kładą tamę naszemu szczęściu, a przynajmni^'
odwlekają je na czas dalszy. ))
W miesiąc późnićj pisał : « Spodziewam się, żeście
już musieli przekonać się o niewłaściwości pory do
podania prośby. Zapewne i p. Józefat wyłożył wam to
w swoim liście. Bardzo rad jestem, że ta prośba została
przejętą i wstrzymaną. Mama powiada, że « nikogo
Digitized by
Google
GCYIII EYWOT
nie powinno dziwić, iż matka w takim wieku, po tylu
latach chce widzieć syna, » ja na to jednak muszę zro-
bić tak^ uwagę : rzeczywiście nikogoby to nie zadzi-
wiło ; ale coby było, gdyby nastąpiła odpowiedź od-
mowna? Wtedy bardzo długo trzeba byłoby czekać z
podaniem nowój prośby ; że zaś taki nastąpiłby skutek,
to wszelkie za tem mówi podobieństwo, i zapewne
Mama teraz aż nadto widzi tego przyczyny. »
W tych niewielu wyrazach daje się już dostrzedz, i
dramatyczność położenia Adolfa, i postawa jaką przy-
brał. <( Okoliczności, » które mogły być szczęściem dla
Polski, « kładły tamę » jedynemu szczęściu, o jakićm
tylko przez lat dwadzieścia trzy mógł myśleć i marzyć.
W chwili kiedy zdawał się być najbliższym brzegu,
zawiał wiatr odwracający jego łódkę na morze nieokre-
ślonych oczekiwań naszych. Przy ledwo świtającej
zorzy zmiłowania Bożego, zapadła w pomrokę gwiazda
miłościwości carskićj... i stało się ciemno, mglisto,
bezdrożnie na widokręgu polskiego wygnańca w Sybi-
rze. Nie zachwiał się wszakże, nie zgrzeszył najmniej-
iszóm narzekaniem, pełen godności i spokoju, jakich
źródłem jest zapomnienie o sobie w obec rzeczy wyż-
szych, stał z założonemi n^^iersiach rękami i patrzał
cierpliwie w niezbadaną przyszłość. Serce jednak do-
świadczało ostrych bólów. Potrafił w niem uciszyć
przemożną miłość rodzinną, a ta miłość, najświętsza i
najczystsza z węzłów ziemskich, ale zawsze trwożna o
czas poddanka śmierci, odezwała się do niego jękiem
skołatanej laty i cierpieniami matki. Nie mogąc i przed
nią odkryć wnętrza s\Vych uczuć i myśli, odpowiadał
Digitised by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCIX
tylko : « miejmy cierpliwość, nic traćmy ufności w
Bogu, prośmy go o siJy do wytrwania. »
Tymczasem bieg wypadków szedł coraz prędszym
ruchem, i wkrótce dotkliwiej jeszcze targnął struny
zaczepione o serce znajdujące się na rozdrożu uczu-
ciowym.
Karamzin, który służył dawniój w artylleryi i od
roku miał dymisyą, wszedł znowu do służby czynnej,
w połowie marca wyjechał z ^Petersburga nad Dunaj,
a w maju, jako pułkownik huzarów, zging^ł w bitwie
pod Kalafatę.
Czerwca li*, pisał Adolf do matki i brata 2 « Wczo-
rajsza poczta pizyniosła nam smutną wiadomość o
zgonie pana Karamzina. Opatrzność jakby na to oca-
liła go od przypadku w lutym, żeby znalazł śmierć w
pierwszym spotkaniu się z Turkami. Trudno wyrazić
jaką żałobą ta wieść pokryła nasz N.-Tahilsk; a wy-
obraźcie sobie rozpacz nieszczęśliwćj żony. Piszą, iż
nic nie może się zrównać z jej boleścią. Chcąc jaką-
kolwiek ulgę przynieść swojemu sercu, posyła na brzegi
Dunaju p. Ohryzkę, by użył wszelkich starań dla od-
szukania zwłok kochanego męża, a jeśli to będzie nie-
podobnym, by przynajmniej miejsce jego zgonu uczcił
pomnikiem... Możeby wypadało Mamie napisać kilka
słów do nieszczęśliwej wdowy z wyrazem tego współ-
czucia, jakie ona i jej mąż okazali dla naszego niesz-
częścia. On był głównym i najistotniejszym protekto-
rem moim; jemu winienem wszystko co tu otrzymałem
i na nim polegały najbardzićj nadzieje moje uściśnienia
się z wami. Na samym wyjeździe ze stolicy pisał do
Digitized by
Google
CCX EYWOT
mnie ponawiając uprzejmie swoje obietnice i zapewnie-
nia starań , zawieszonych do lepszśj pory. Zajmował
się on mn% szczerze i gorliwie, miałem sposobność
poznać cał§ szlachetność jego charakteru i doświadczy*
łem od niego więcćj życzliwosści niżelim się mógł spo-
dziewać ; mam więc powód opłakiwać zgon najzacniej-
szego criowieka i stratę nąjużyteczniejszego dobro-
czyńcy.,,)!
Po raz drugi tedy śmierć wydarła nagle Adolfowi
opiekuna, na którego możnym i przyjaznym ramieniu
oparł się z zupełnóm zaufaniem. Cios ten dotkliwy dla
uczuć związanych szacunkiem i wdzięcznością, rzucał
razem cień grobowy na widoki, które chociaż odsu-
nięte w odległość, miały dotąd blask otuchy. Znowu
chłód posępny ogarnął serce zmęczone przeciwień-
stwami. Było to zawsze w charakterze Adolfa, a z
wiekiem zamieniło się w skłonność nałogową, ie ile-
kroć zachmurzyła się atmosfera koło jego duszy, ucie-
kał w jak najciaśniejszy obręb powszedniego życia
i tam wytężona czynnością zewnętrzną, bronił się od
utrapień wewnętrznych. Właśnie jak w porę teraz
przybył mu jeszcze jeden przedmiot zatrudnień.
Demidow, bawiący natenczas w Moskwie, napisał do
niego list obszerny i bardzo uprzejmy. Wyraziwszy na
wstępie ubolewanie, że nieprzewidziane wypadki nie
dozwalają mu obecnie robić starań, jakie obiecał i ma
w pamięci, dziękował za trudy bibliotekarskie i ogro-
dnicze, a prosił o zajęcie się przytćm zgromadzeniem
muzeum historyi naturalnej, wedle załączonego planu.
Rzeczywiście był to tylko krok delikatności ze strony
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZ|EIEWICZA. CCXI
hrabiego. Uwiadomiony dokładnie o starganych siłach,
a razem o niespokojnej szkrupulatności Adolfa, chciał
mu raczśj dostarczyć rozrywkę z pozorom funkcyi
urzędowej, niżeli obarczyć go ciężarem. Ale Adolf brał
każdc rzecz na seryo i chwycił się nowego zatrudnie-
nia z gorliwością dla siebie uciążliwą. Odtąd w listach
jego przebija się nadewszystko jakieś dyszanie czło-
wieka przyciśniętego pracą i słabością zdrowia.
« Wybaczcie mi — pisał w połowie lipca do domu
— że nie rozmawiam z wami , jakbym sobie życzył :
ani chwili nie mam wolnej ; biblioteka i ogród zabie-
rają mi codzień najmniój iO godzin. A przytćm, nie
mam już tćj mocy co miałem. Trzydzieści sześć stopni
schodów bibliotecznych więcćj mię męczy niżeli nie-
gdyś sto wiorst przekłusowanych po stepie. Straszne
upały przyłożyły się także do zwiększenia moich dole-
gliwości. Chwała Bogu zaszła zmiana, i znaczna, bo
termometr od razu z iO**" spadł na 4 stopnie ciepła.
Orzeźwiło to mię trochę i mogłem nawet wczoraj od-
być wycieczkę o wiorst piętnaście, a co większa wdra-
pać się na tak zwany Goły Kamień- czyli Niedźwie-
dzią g&rę, panującą w okolicy i ztąd sławną, że jak
niesie podanie, Jermak idąc na zawojowanie Sybe-
ryi, miał zimować u jej podnóża. Piękne jest to miej-
sce. Z wierzchołka góry rozlega się daleki widok na
krainę górzystą, leśną i przerżniętą wielą rzekami.
Celem mojój wyprawy było pomnożenie naszego zbioru
roślin uralskich, który stosownie do życzenia pana
Deraidowa, pielęgnuję i chciałbym mieć jak najob-
fitsay na jego przybycie, jeśli wybierze się odwiedzić
Digitized by
Google
CCXri ŻYWOT
swoje « zawody » których nigdy jeszcze nie widział. »
« Miałbym się nie źle — donosił na początku sier-
pnia — gdyby nie ból w nogach , który od niejakiego
czasu mocno mi dokucza. Nacieram je spiritusem kan-
forowym, ale z mał§ nadzieją skutku, bo jestem z do-
świadczenia przekonany, że nogi wtedy chyba prze-
staną boleć, gdy inna część ciała cierpieć zacznie.
Sprawuje to reumatyzm zwany latającym, który sobie
jak mu się podoba przelatuje z nóg do głowy, a z
głowy spada na ręce lub piersi.. . P. Demidow pragnie,
abym zajął się (nie opuszczając ogrodu i biblioteki)
kollekcyą mineralogiczną, geologiczną, palentologiczną,
kruszców, roślin, zwierząt, ptaków, ryb, słowem wszy-
stkiego, co Niżne-Tahilski okrąg posiada w ziemi i na
ziemi, w powietrzu i w wodzie; poleca wszystkim tu-
tejszym, uczonym i nieuczonym władzom, dawać mi
pomoc, dostarczać środki i nie odnosić się w tśm do
niczyjej więcćj jak mojój powagi. Widzicie więc na jak
wielkiego człowieka wyszedłem w N.-Tahilsku. Sam
nie wiem jak podołam tylu różnorodnym zatrudnie-
niom i co na to powie moje bićdne zdrowie. Ale jak
to miło pomyśleć, że nie darmo cudzy chleb zjadam. »
Myśl ta nie była ani dostateczną ani trwałą pocie-
chą; w liście 17° września, odezwały się znowu narze-
kania : « Niech to będzie między nami, położenie moje
tutaj wcale nie do zazdrości. Kilka obowiązków nie-
określonych ściśle i niezgodnych z sobą; pracy wiele,
bez podobieństwa należytego z niój skutku. Nie mogę
jednocześnie siedzieć w bibliotece i pilnować robot w
ogrodzie, a gdy tam nie jestem, nie tak idzie jakby
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIUWICZA. CGStll
należało, i to mię martwi bardzo; cóż tu jeszcze mó-
wić o kollekcyach ! Radbym porzucił wszystko, gdyby
nie uwaga, że to jest potrzebne dla widoków mojego
wybawienia. »
Pod tym ostatnim względem, poczęła naprawiać się
pomału strata poniesiona w osobie Karamzina. Jeszcze
na początku czerwca, pi^zed wyjazdem do Bukarestu,
pisał Ohryzko zapewniając Adolfa, że starania w jego
interesie nie zostaną zupełnie opuszczone. Za powrotem
zaś ze swojej podróży, pomyślnym uwieńczonej skut-
kiem, doniósł mu w imieniu samój pani Karamzino-
wśj, iż ona przez pamięć na ukoclianego męża, wzięła
sobie za święty obowiązek być pomocą temu, którego
los tak mocno go obchodził. Jakoż, wśród żalu odno-
wionego widokiem zwłok przy wieziony cli do stolicy i
pomimo zajęcia się oddaniem ostatniej im posługi, czy-
niła natychmiast ważne kroki w tśj mierze, a nakoniec
pisała osobiście do cesarza i oczekuje odpowiedzi.
Otrzymawszy taką odpowiedź w końcu września,
nie łudził się Adolf nadzieją blizkiego szczęścia, ale
uspokojony ile mógł na przyszłość, pogodził się tem
więcćj ze swoją obecnością i starał się tylko koić ubole-
wania matki.
« Z Petersburga nic, a nic — pisał do niój w paź-
dzierniku. — Wcale mię to nie dziwi. Czy podobna
aby w teraźniejszych okolicznościach, myślano tam o
mnie biśdaku ! » « Błagam na wszystko — powtarzał w
listopadzie — niech Mama nie smuci się bardzo z po-
wodu zawiedzionych nadziei rychłego mego powrotu.
Ani myślić teraz o tóm. Pani Karamzinowa zrobiła co
Digitized by
Google
CCXIV ŻYWOT
mogła, i spodziewam się że Mama będzie wyrozumiałą :
pisać znowu do ni^j w tym smutnym interesie, byłoby
tylko nadużywać j^j dobroci i bezużytecznie narażać
ją na nieprzyjemność. Dla mnie rzecz jasna : trzeba
czekać cierpliwie póki czas i wola Najwyższego nie roz-
wiąże naszych losów. »
Po tych ostatnich słowach rezygnacyi, przez całą
zimę nie odezwał się z żadnym wyrazem tęsknoty, nie
zrobił żadnćj wzmianki o swoim powrocie. Zanurzył
się tak zupełnie w potok zatrudnień cichym i regular-
nym biegiem unoszący wszystkie chwile , że nawet
korespondencya z rodziną i przyjaciółmi została tylko
na szczupłym brzeżku godzin spoczynkowych, lub do-
rywczo chwytanych w ciągu urzędniczej pracy. Listy
jego poczęły być krótkie, pośpieszne i nadzwyczaj nie-
czytelne. Dopominając się od wszystkich jak najob-
szerniejszych i najczęstszych doniesień, wymawiając to
temu, to owemu przydłuższe milczenie, sam najczę-
ściej, rzuciwszy na papier kilka prędkich odpowiedzi,
albo zapytań i żądań, dodawał : « Nie wymagajcie po
mnie więcćj, zgoła nie mam czasu. Przy natłoku rol>oty
i częstóm zapadaniu na zdrowiu, na dobitkę straciłem
łatwość ruszania piórem , ręka mi nie służy. Widzicie
sami jak piszę : nie wiem czy zdołacie wyczytać. Gdy-
bym starał się napisać wyraźnićj, nie mógłbym i tyle
wam powiedzieć, co teraz mówię. » Były wszakże
rzeczy, nad któremi rozwodził się niekiedy dłużćj.
Zdaje się, że do tśj służby^ co znowu jak niegdyś w
Omsku, stała się na wszystkie dni hasłem naczelnćm,
przywiązał się pewien rodzaj ambicyi i jakićjś niewin-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GGXV
nćj, W ostatni k^tek zapędzonćj miłości własnśj. Ile-
kroć wpadł na ten przedmioty a wpadał z łada powodu,
pióro mnićj stawiło oporu i odzyskiwało dawn% swoj^,
mił^ gadatliwość.
« Gustaw przysłał mi pyszny zegarek złoty, Patka
w Genewie — powiadał jednego razu. — Bardzo jestem
wdzięczen mojemu niegdyś towarzyszowi wygnania za
ten dowód przyjaźni, bo moje oba stare zegarki iść
przestały i niemasz komu icli tu naprawić, a dobry
czaaomiar jest niezbędny do pilnowania się w rozli-
cznycli moich obowiązkach... Od pół do 9^ do i*J rano,
a od 6^ do 9*^ i czasem, kiedy jest wiele roboty, do
iO*» wieczorem, siedzę w bibliotece. Źle byłoby^ gdy-
bym chybił na oznaczoną godzinę, bo i tak zdarza się
znaleść czytelników czekających juz na mnie. Zrana
szczególniej nie mam ani minuty do stracenia i jestem
prawdziwe perpettmm mobile^ które przy dobrćm urzą-
dzeniu biblioteki działa tak prędko, ze każdemu żąda-
niu natychmiast staje się zadość. To teżs żebyście wie-
dzieli, w jakich jestem faworach u tutejszej publi-
czności ! Mianowicie jśj połowa piękna podwójnie jest
mi wdzięczna i latem winna mi przyjemność przecha-
dzek utworzonych dla niej w ogrodzie; zimą, lekar-
stwo na niidy długich wieczorów, podawane jśj zawsze
z uprzedzającą grzecznością. Rzadki dzień, żebym nie
widział w bibliotece kilku miłych czytelniczek, a żadna
nie odejdzie z próżnemi rękami. Dzisiejszego ranku
naprzykład, przyszły dwie śliczne panienki, z których
starsza ledwo ma lat 19, siedziały tu półtora godziny.
Podałem im naprzód dziesięć świeżo przybyłych nume-
Digitized by
Google
CCXVI ŻYWOT
rów dziennika « Girlanda. » Nawybierały z niego so-
bie wzorków do haftowania kołnierzyków i chusteczek.
Zajęły się potenn przeglądaniem różnych rycin, i muszę
je zdradzić, choć mimowolnie podsłuchałem, że w każ-
dej twarzy upatrywały podobieństwo do kogoś ze zna-
jomych. Przerzucały późniśj nuty muzyczne. Jedna z
nich wzięła do domu 7 nowych polek, 4 gal opady i
« Muzeum zagranicznej literatury » ; druga całe dzieło
wydane niedawno po rossyjsku. Biblioteka coraz bar-
dziej wchodzi w modę : 1,107 ksiąg przeczytano w
ciągu miesiąca. Macie więc i obrazek z barwą miej-
scową, jakiego nie spodziewaliście się zapewne w za-
kątku Uralu ; ale bo trzeba pamiętać, że ten zakątek
należy do szlachetnej rodziny, która nie tak jak wiele
innych, co myślą tylko o sobie i dochodach swojej kie-
szeni, stara się gdzie może rozkrzewiać cywilizacyą i
nie żałuje kosztów na to... Wybaczy Mama że tą rażą
nie zaspokoję jej ciekawości co do stanu mojej spiżarni.
Muszę pierwej dać rozkaz striapce, żeby mi w tej mie-
rze złożyła raport. Gdzie mnie tam zajmować się tak
ziemskiemi rzeczami jak jadło, mnie który rozdaję
umysłowy pokarm tutejszym powagom i pięknościom !
A zresztą wątpię, czy w moich zapasach znajdzie się
co więcej nad parę pudów mąki lub kartofli. »
Obrazek ten z uralskiego zakątka, daje najbardziej
wyobrażenie o położeniu, zajęciu się i usposobieniu
tego, co go kreślił. Był to ów, przed dwudziestu czterma
laty, pełen poświęcenia się i niepowściągnionego zapału
żołnierz Legii Litewsko- Wołyńskiej w Warszawie, a pi-
sał w owym czasie, kiedy na półwyspie Krymu wytę-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GCXV1I
Żona walka, hukiem dział budziła niecierpliwość na-
szycłi oczekiwań... Koło niego i dla niego być musiało
teraz głucho. Ale z wiosnę zbliżały się wielkie zmiany
dla świata, dla nas* i dla biśdnego wygnańca w Uralu.
Dnia 2* marca n. s. 1855 roku, car Mikołaj zakoń-
czył życie. Zgon ten był szczęściem dla Rossy i, a za-
tóm niewątpliwie już klęską dla Polski. Dawało się to
zaraz przewidzieć, co późniój następstwa stwierdziły,
że odtąd szala przechyli się na stronę życzącą i potrze-
bującą pokoju, a więc życzenia i potrzeby strony zespo-
lonej z losem ojczyzny naszój, przywali znowu kamień
starego porządku rzeczy.
Dziwnym skutkiem tajemnćj mechaniki zdarzeń krzy-
żujących się na świecie, chwila przesilenia, złowroga
dla oswobodzenia ziemi ojczystej, była chwilą, kiedy
pierwszy raz skruszyła się istotna zapora, nie dozwala-
jąca wygnańcowi sybirskiemu złożyć głowę na niśj.
Dopóki żył mściwy zwycięzca listopadowego powstania,
nic go wyzwolić nie mogło. Mikołaj miał wszystkie
cechy wielkich tyranów. Instynktem często odgadywał
gdzie się krył czysty i silny zarodek przeciwnego jemu
ducha. Wśród miliona ofiar, których imienne spisy
przechodziły przez jego ręce, wybierał sobie niekiedy
drobne na pozór, za przedmiot potężnćj swój nienawi-
ści. Czasem kilka słów protokółu śledczego, odkrywało
mu w biśdnym młodzieńcu strasznego wroga caratu ;
czasem samo brzmienie nieznanego nazwiska wslrzęsło
go wewnątrz : a kogo raz pochwycił w szpony swego
gniewu, ten nie powinien był spodziewać się odpusz-
czenia. Adolfowi dostał się zaszczyt być na pamięci i
Digitized by
Google
OCKTIII ŻYWOT
na sercu u wiekopomnego cara. W latach bezpiecznego
pastwienia się nad rodem polskim, nieubłagany prze-
śladowca, ilekroć w podanym sobie do uwolnienia sze-
regu Sybirczyków postrzegł jego nazwisko, porywał
za ołówek i przekreślał je z przyciskiem. Łatwo można
wyobrazić, jak przyjmował prośby , listy i wstawienia
się za nim w owycłi czasach, kiedy blady, rozmamany,
zapieniony rzucał się na kuryerów, przywożących mu
jedng, po drugićj złe nowiny z Krymu...
Między nieszczęśliwym wygnańcem, skazanym za-
mierać w tęsknocie, a potężnym władze^, dumę, wie-
dzionym do szaleństwa, był zapisany dokument na
przeżycie. I znękany, zbolały, bezsilny więzień, przeżył
swego koronowanego ciemiężcę...
Wszyscy, których obchodził los Adolfa, postrzegli
od razu pomyślną dla niego zmianę ; on sam tylko, bądź
że przewidywał ile ta pomyślność miała w sobie niepo-
myślności, bądź że nic już przewidywać nie śmiał, nie
okazał żadnego wzruszenia. Gała troskliwość jego obró-
ciła się na stan zdrowia, który właśnie w tym czasie
pogorszył się znacznie. Do innych cierpień przyłączył
się kaszel takiego rodzaju, że chociaż z początku zda-
wał się być tylko skutkiem kataru z przeziębienia, wi-
docznip później trzeba było w nim upatrywać objaw
jakiójś ważniejszćj i trwalszśj choroby. Czego wszakże
nie schwyciła myśl, ostrzegło o tśm przeczucie. Na po-
czątku kwietnia pisał do Dziahylny : '
« Wstrzymałem się dni kilka z odpowiedzią na wasze
listy, nie dla żadnej innćj tylko dla następnej przy-
czyny. Nie wiem zkąd nabiłem sobie ^owę, że poczta
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. 00X11
majęca przyjść 29 marca, jako w rocznicę dnia ważnego
w móm życiu, musi mi przynieść dobrę nowinę, i cze-
kałem żebym mógł podzielić się nią z wami. Jakoż
przeczucie mię nie zawiodło. Istotnie w przeszły wto-
rek odebrałem z Petersburga wiadomość , że nieosza-
cowana nasza opiekunka, nie czekając na przypomnie-
nie moje lub Mamy, zaraz jeszcze w marcu, skoro
nowy monarcha wstąpił na tron, poczęła czynić usilne
zabiegi o wyjednanie dla mnie powrotu do was. Piszą
mi , że ma ona zupełną nadzieję pomyślnego skutku i
powinienem spodziewać się wkrótce listu, który mi do-
niesie o spełnieniu się naszych tyłoletnich życzeń, »
Upłynął jednak cały miesiąc , a wyglądanego listu
nie było : poczęły się znowu męki oczekiwania i skargi
tćm smutniejsze, że już w nich widać przerażające
uczucie własnćj słabości. Strach żeby nieszczęśliwy
rozbitek nie utonął przy samym brzegu, bo widocznie
siły go opuszczają : idzie mu o to tylko, żeby uciec od
klimatu pożerającego jego zdrowie i znaleść troskliwą
koło siebie pieczołowitość ; ale « jeśli to rychło nie na-
stąpi, to już wszystko na nic się nie przyda. »
Do pogorszenia tego stanu zdrowia i umysłu, przy*
czyniało się powietrze nadzwyczaj nieznośne i zmienne.
W drugićj połowie maja, uderzyły zimowe mrozy, po
nich kilka dni padał śnieg nawalny, nastjipiły ulewne
deiszcze, a nakóniec naglie termometr podskoczył do
42 stopni ciepła i tak stał dni kilka. « Wszystko na-
przód zmarzło, potćm utonęło w błocie, a wydobywając
się z niego paliło się od słońca. » Na domiar zmar-
twień, zaszedł jakiś zamęt w korespondencyi. Od To-
Digitized by
Google
CCXX ŻYWOT
maszą przez trzy miesiące nie było nawet wiadomości
czy żyje; Michasia, wedle wieści z Dziahylny, dawno
pisała, a list jej nie przybywał. Dogryziony tćm biś-
dny Adolf, wołał : « Kiedyżto u nas nauczę się porzą-
dnie adresować listy! Jak to nie przychodzi na myśl,
źe dla niestaranności w takiej drobnostce, cała robota
na nic i tyle ztąd udręczeń. Dość jest napisać niewy-
raźnie Niżne-Tagilskij Zawód, żeby list powędrował
ni bliżej ni dalśj jak do Kamczatki, gdzie jest Niżne-
Tigilsk, Jeżeli więc Misia tak napisała rossyjskie a, że
je od i rozróżnić nie można, niech będzie pewną, że
ani jój wnuki nie doczekają się odpowiedzi. »
W czerwcu dopiero, lepsza pogoda, a mianowicie
otrzymane wieści od Tomasza i z Petersburga, uśmie-
rzyły cokolwiek niecierpliwość i kaszel, poprawiły
zdrowie i humor. Doniesienia ze stolicy tłumaczyły do-
tychczasową zwłokę i uspakajały na dal. Ważne bowiem
i znające stan rzeczy osoby, poradziły pani Karamzi-
nowój, żeby wstrzymała się jeszcze z podaniem prośby
do cesarza ; gdy przy tóm ona sama miała wyjechać na
lato do Finlandyi, niczego nie należało spodziewać się
przed jesienią. « Bądźmyż cierpliwi, jesień niedaleko »
— powiadał rodzinie uspokojony Adolf, i potem dzię-
kując za powtórnie otrzymane życzenia z powodu swoich
imienin, dodał :
« Imieniny moje tego roku tóm tylko będą pamię-
tne, iż w nocy przed ich dniem śniło mi się, jakobym
był ze ś. p. kochaną siostrą Julią w Małyskowszczyznie :
rankiem wyszliśmy z nią po rosie do ogrodu i zerwa-
liśmy kilkanaście róż białych i czerwonych na bukiet.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZEIKWIGZA. OCXXI
Sen ten tak żywe i tkliwe zrobił na mnie wrażenie, że
dotcd stoi mi ciągle przed oczyma, a pierwszego dnia,
kiedym chodził po tutejszym ogrodzie, każda roślina
wydawała dla mnie zapach róży, który czułem jak naj-
mocniej... Jakby na powinszowanie moich imienin (o
których tu nikt nie wie, a ja rozgłaszać nie mam po-
trzeby) dojrzał jeden ananas znaczntij wielkości; teraz
jest już ich dojrzałych więcej. Spodziewam się w tym
roku mieć brzoskwinie, morele, gruszki, jabłka, śliwki;
ale wolałbym nie doczekać się ich dojrzałości i pośpie-
szyć do was, choć na młodą rzepę. »
Donosił później z radością, że w skutek jego żąda-
nia, Demidow uwolnił go od zajmowania się zbiorami
historyi naturalnej ; że otrzymał z Podola zaległe pro-
centa i ma zapas na przypadek powrotu a którego z
taką stałością czeka, jak niegdyś Eugenia swego ko-
chanka, tylko dłużćj niż ona »: że czuje się zdrowszym,
i nawet jeździł raz z doktorem swoim na polowanie.
Ale jesień zaczęła już sypać śniegiem, a jeszcze nie
było pomyślnej wieści z Petersburga.
We wrześniu, waliły się mury Sebastopola; w paź-
dzierniku cesarz Alexander zwiedzał Nikołajew : dla
odłożonych do tego czasu starań nie zdarzała się przy-
jazna pora. Zaledwo pod koniec listopada otrzymał
Adolf wiadomość, że przysłana od jego matki na ręce
pani Karamzinowój prośba, miała być podana w poło-
wie tegoż miesiąca; ale wkrótce j)rzyszło znowu donie-
sienie o zaszłej małśj zwłoce.
Ostatni list Adolfa 1855 r. tśm się kończył : « Pisze
mi kochany Józefat, że dnia 6* grudnia miało być
Digitized by
Google
CCXX1I ETWOT
Ogłoszone ułaskawienie dla zesłanych z Królestwa Pol-
skiego. Osoby znające lepićj okoliczności , radziły sza-
nownej mojśj opiekunce, podać prośbę dopiero wtedy,
gdy to ułaskawienie będzie ogłoszone publicznie. Prośba
już musi być podana i miejmy dobrą nadzieję. »
Rok 1856, w którym ta nadzieja miała spełnić się
nareszcie, długo jeszcze uchodził bezpociesznie. Przez
cały styczeń i luty nie było z Petersburga ani słowa.
« Co do mnie — powtarzał Adolf — zawsze jednakowa
piosenka, i smutna jćj nuta, chyba się zmieni ze zmianą
okoliczności. Tak przynajmniej wnoszę z milczenia
tych, którzy się interesują moim losem, bo niezawo-
dnieby napisali, gdyby mieli co pomyślnego napisać."
Na początku marca, otrzymał wprawdzie od Ohryzki
ponowienie wszystkich dawniejszych obietnic, ale znie-
cierpliwiony i zwątpialy, pod koniec tegoż miesiąca
odpowiadał rodzinie : « Gorzko się zaśmiałem, prze-
czytawszy w liście Mamy życzenie , bym choć połowę
drogi mógł przebyć w saniach. Widać z tego że mie-
liście nadzieję , nie wiem tylko na czćm opartą, iż ja
mógłbym ztąd wyjechać jeszcze w tym miesiącu. Dziś
i zima już na odlocie, a ja przyznam się wam szczerze,
że pomimo najgorętszych chęci, nie przygotowuję się
wcale do podróży, mając ją jeszcze za bardzo i bardzo
niepewną. Może wy macie powody do nadziei i daj
Boże żeby ta was nie zawiodła; ale ja, co tu siedząc
w głuszy uralskich lasów, nic takiego nie widzę coby
zapowiadało rychłą zmianę w mojćm położeniu, zmu-
szony jestem wątpić, aż póki nie przeczytam, jak to
mówią, czarno na białćm. »
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GGZKIII
W chwiJi wszakże kiedy to pisał, już owa zmiana,
co miała zmieniii « smutną nutę jednakowćj piosenki »
była zaszła. Dnia 30 marca n. s. petnomocnicy siedmiu
mocarstw podpisali w Paryżu traktat zamykający wojnę
wschodnią ; tryumfalny huk dział ogłosił światu usa-
dowienie Europy « na mocnych i trwałych fundamen-
tach pokoju*,.. D
Pożądana nowina była blizką, ale na nieszczęście,
list pisany pod wrażemem zwątpienia, zawierał jeszcze
następne złowrogie słowa : « Nie wiem zkąd znowu
przypytał się do mnie kaszel i słowo w słowo taki, jaki
był roku przeszłego o tój samćj porze. Pozbędę się go
zapewne chyba za nastaniem dni ciepłych i suchych,
00 jeszcze nie tak prędko nastąpi, a tymczasem męczy
mię okropnie. Nietylko nie mogę palić cygara, ale i
być tam gdzie palą : najmniejszy dymek tytuniowy
sprawuje straszne krztuszenie, mnie, któremu był nie-
zl)ędną potrzebą. »
Na początku kwietnia, ta sama poczta co przyniosła
do Niżne-Tahilska wiadomość o zawartym pokoju, do-
ręczyła Adolfowi list z Petersburga, ponawiający upe-
wnienia, że nietylko pani Karamzinowa, ale i p. Demi-
dow, chociaż nieobecny, dokładają wszelkich starań,
aby podana już prośba wzięła rychfy i pomyślny sku-
tek. Donosząc o tćm matce i bratu, dodał : « Tak więc
możemy teraz niemal być pewni, że nareszcie życzenia
nasze spełnione zostaną... To to, nagadamy się po
tylu latach niewidzenia się. Panna Kasylda niech się
nauczy jakiego marsza na mój wjazd w bramy Dzia-
hytoy, i nie zapomnijcie uprosić smotrytela (dozorcę)
Digitized by
Google
CCXXIV ZTWOT
poczty w Kojdanowie, żeby mnie we dwie sekundy
wyprawił do was. Nim to następi (jeśli ma nastąpić,
bó cóż pewnego w rzeczach ludzkich), radbym mieć
wyobrażenie tego kętka, który przeznaczyliście w domu
dla tyloletniego tułacza po cudzych katach. Chciałbym
zawczasu poznać się z nim i marzyć o przyjemnościach,
jakie mnie czekaj? w jego zaciszu. Napiszcie mi Więc :
czy to jest kwadrat czy prostokąt? Jaka jego długość,
szerokość i wysokość? Czy będę miał okna na północ,
jak przez dwanaście lat w Omsku i czwarty już rok tu
w Niżne-Tahilsku ? Czy będzie gdzie wygodnie posta-
wić samowar? — gdyż nie wątpię, że nieodmó wicie
mi czasem zejść się do mnie na herbatę, jako do Azya-
nina, któremu ten napój stał się nieodbit? potrzebę.
Na takie przyjęcia was, kupiłem wczoraj sześć nowych
łyżeczek srebrnych, a w drodze kupię w Niżnym No-
wogrodzie albo w Moskwie, najmniśj pud poczciwćj
herbaty; bo jeżeli pijecie tak? jak Paweł, to prędko-
bym się wyrzekł jej nazawsze i wolałbym wrócić do
piwa ze śmietanę i grzankami, jak to bywało za cza-
sów ś. p. Symonowćj i cioci Hryniewieckiej (co na
paznogciu dawała nam masło do chleba) , za których
dusze codzień szlę moje westchnienia do Boga.. . Wierz-
cie mi moi najdrożsi, że jak jastrząb nad kurczętami,
tak moja myśl ulata teraz w każdśj chwili nad ową
Dziahylnę, gdziebym pragnął jak najrychlej spaść w
wasze objęcia.. . Widzę z listów twoich kochany Janu-
ary, że jeszcze nie możesz pocieszyć się po stracie po-
niesionćj w dziatkach i cięgle jesteś smutny. Cóż poczęć,
kiedy taka była wola Najwyższego. Zaklinam cię na
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCXXV
miłość braterska, uspokój się mój drogi. Kiedy Bóg
da, że ja przyjadę, nie wątpię iż nam zabłysnę przyje-
mne cliwile, a tymczasem staraj się rozpędzać twoje
zmartwienia widokiem tśj pięknśj przyszłości, która
nas oczekuje. »
Obok tycłi słów, jakby od niecłicenia rzucony na-
stępny dopisek, dziś nie daje się czytać bez ściśnienia
serca... « Kaszel mój powiększa się ciągle, a z nim i
ból piersi. Ale to nic. Przejdzie wszystko, byle kilka
dni pogodniejszycłi , a mianowicie gdy dobra wiado-
mość, elektryczną iskrą wstrząśnie cały mój organizm. »
Były to zresztą w ciągu listów z Sybiru ostatnie słowa
zafarbowane jeszcze tóm światełkiem tęczowem, w ja-
kióm wspomnienia i marzenia malowały się na bańce
nadziei, póki jój rzeczywistość nie dotknęła.
W kwietniu zaszło rozwiązanie : wyrok uwolnienia
został podpisany ; ale tegoż samego czasu stan zdrowia
Adolfa, pogorszył się nagle. Choroba rozwijająca się
stopniami, przybrała charakter wyraźny i niebezpie-
czny. Jednocześnie, kiedy ręka cesarska dawała ułaska-
wienie, śmierć położyła swą rękę na ułaskawionym.
Nieszczęśliwy, nie wiedział jeszcze o pierwszśm, nie
domyślał się drugiego. Dnia !• maja v. s. pisał do
domu : « Musiałem postawić sobie na piersiach ogro-
mną wezykatoryą, która wielką mi ulgę przyniosła; że
zaś i doktor mój to uważa i ja sam wiem z doświad-
czenia, iż nic mi tak nie szkodzi jak wychodzenie na
służbę w czas chłodny, słotny lub wietrzny, ze względu
więc na droższe nad wszystko zdrowie, i z obawy żeby
słabość jego nie przeszkodziła mi wylecieć ztąd natych-
Digitized by
Google
CCXXV1 ŻYWOT
miast, skoro przyjdzie pozwolenie, postanowiłem pro-
sić pana Zarządzającego, żeby komii drugiemu poru-
czył dotychczasowe moje obowiązki, których nie byłbym
w stanie spełniać dzisiaj z należytą i zwykłą mi aku-
ratnością. »
Nazajutrz posłał tę prośbę Zarządzającemu w.Niżne-
Tahilsku i zaraz potćm otrzymał z Petersburga donie-
sienie o spełnieniu się najgorętszych życzeń...
W kilku listach, które jeszcze przed wyjazdem napi-
sał do domu, niemasz jiigdzie śladu tej elektrycznej
iskry, co miała ożywić stargany organizm. Zdaje się,
że sama największa radość nie zdołała już wstrząsnąć
zbolałych piersi i odbiła się głucho pod ich pruchnie-
jącą deską, obłożoną plastrami.
Dnia 6/18 maja, w dwudziestą czwartą rocznicę
przybycia do Tobolska, oznajmił tylko rodzinie krótko
1 po prostu, że jest już pewien uściśnienia jój na rodzin-
nym progu.
W tydzień później, uspakajał niecierpliwość matki
pobieżnćm doniesieniem : « Nie mogę jeszcze wiedzieć
kiedy wyjadę, bo dotąd władze tutejsze nie otrzymały
urzędowego względem mnie rozporządzenia. Tymcza-
sem śpieszę zdawać bibliotekę i już jestem przy końcu
tego kłopotu, gotuję powóz, pakuje moje rzeczy i sta-
ram się o służącego na drogę, którego w każdym razie
znajdę chyba tylko ztąd do Moskwy. »
W dziesiątek dni potom, donosił znowu : « Docze-
kałem się nareszcie urzędowego uwiadomienia o mojćm
uwolnieniu... Jestem już teraz zupełnie spokojny, gdyż
własnśmi oczyma czytałem najwyższy rozkaz, dozwala-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCXXVII
j^cy mi powrócić w domowe progi... Czekam tylko
na tak zwany piśmienny widy czyli paszport, który
wkrótce dostanę... W końcu tego miesiąca lub na po-
czątku przyszłego będę miał szczęście przycisnąć was
do mojego serca i wraz z wami podziękować Bogu za
mój powrót... P. Demidow, w liście do tutejszego
Rządzcy, pisanym z Wiednia 9 maja, kazał mi powin-
szować doczekanego spełnienia się naszycłi życzeń,
wyrazić jego serdeczne ztąd ukontentowanie, ofiarować
mi (zapewne na koszta podróży) 1,000 r. as. i oświad-
czyć w jego imieniu, że jeślibym po zobaczeniu się z
matką chciał wrócić do służby w Niżne-Tahilsku, będę
przyjęty z największćm zadowoleniem. Dzisiaj, w dłu-
gim i czułym liście wynurzam memu szlachetnemu
dobroczyńcy całą wdzięczność za wszystkie jego dla
mnie względy. Przepraszam przytćm, że mając od ro-
dziny dostateczne środki do powrotu, pieniężnój ofiary
przyjąć nie mogę, tćm bardzićj, iż nie miałbym spo-
sobności oclsłużyć się za nią, bo stan mój zdrowia nie
pozwala mi korzystać z jego uprzejmśj ypropozycyi
wrócenia w góry Uralu, i nateraz jedynóm życzeniem
dla mnie być może, ostatnie dni życia przepędzić wśród
rodziny, którćj troskliwa pieczołowitość jest niezbędną
do ich zachowania i przedłużenia. » Przypisek na boku
ołówkiem : u A zostawcie dla mnie choć jedną wi-
szeńkę na drzewie, żebym miał przyjemność sam ją
zerwać. »
Ostatnia ćwiarteczka korespondencyi z Sybiru, ma-
jąca datę 9/21 czerwca, zawiera te słowa : « Rzecz
już pewna, że w przyszłym tygodniu otrzymam pasz-
Digitized by
Google
CCXXVriI ŻYWOT
port i wyruszę z miejsca... Siedzę jak na szpilkach,
ale za to jak siędę do pojazdu polecę dniem i nocą.
Nie masz tego złego coby nie wyszło na dobre : z prze-
włoki ta korzyść, że drogi podescliną i czas będzie zno-
śniejszy. Dotcd mieliśmy nieustanne zimna, śniegi i
ulewy; dziś pierwszy dzień piękny... Po moim ztąd
wyjeździe, napisze do was p. Wiszniewski, tutejszy
aptekarz (bo Sokołowskiego tu nie będzie) , którego
dnia i o którój godzinie wyjechałem. List jego zapewne
prędzćj odemnie stanie w Dziahylnie, gdyż będę mu-
siał zatrzymywać się w miastach gubernialnych, a w
Moskwie może przyjdzie i parę dni zabawić, nim znaj-
dę towarzysza podróży do Mińska, bez którego byłbym
narażony na wiele przykrości i okradzenie w drodze...
Do \^ridzenia się wkrótce, moi najdrożsi ! »
We wszystkich tych listach, zapowiadających blizki
powrót, nie masz żadnój wzmianki o postępie choroby,
która objawiła się coraz groźniej i dolegliwiej. Biśdny
wygnaniec, co niegdyś nie chciał wierzyć żeby kto
mógł chorować wracając do domu, taił przed rodziną
swój smutny stan zdrowia, żeby choć na kilkanaście
dni zostawić j6j niezaćmioną radość; ale jak to sam
opowiedział póżniśj , bardzo słaby i w ciężkich cier-
pieniach opuścił Ni^e-Tahilsk, dnia 17/29 czerwca
1856 roku.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CGXXIX
YI
Tak się skończyła historya ćwierćwiecznój pokuty
powstańca polskiego, który latem w roku 1831" szedł
jako jeniec do Wiatki, a o tójże porze w 1856" wracał
na ziemię rodzinną, żeby za rok póżniśj głowę w nićj
dożyć.
• Historya dosyć pospolita, nie nacechowana ani pię-
tnem krwawśm, ani straszniejszą od krwi pleśnią wię-
zień podziemnych, ani nawet żadnym cieniem nędzy;
w treści swojćj jednak bardzo smutna, bolesna, żało-
bna, dorzucająca nie bladą kartkę do dziejów narodo^
wego męczeństwa naszego. Skreślona, można powie-
dzieć, własną ręką pokutnika pod okiem straży, ma
ona jedną stronę zupełnie zakrytą, stronę uczuć, myśli,
męk moralnych nieszczęśliwego syna nieszczęśliwej
ojczyzny.
Pokutował on za to, że się urodził Polakiem i miał
sobie za najświętszą powinność poświęcić się dla Pol-
ski, jak wielu, jak tysiące innych ; ale w niezbadanych
rachunkach przeznaczeń, dostał się jemu udział cięższy
pomiędzy innemi : należał do tych , którym przypadło
mieć żywot rozcięty na dwie połowy, błogą — dla zło-
żenia jśj w ofierze, i gorzką — dla stwierdzenia wagi
tćj ofiary. Rodzinę, szczęśliwość domową, skłonność
serca, cały raj ziemski życia, razem z życiem odważył
Digitized by
Google
CX:XXX ŻYWOT
na wyjarzmienie ojczyzny, i byłoby to może zbyt lek-
kie, gdyby je razem z niśm utracił; ale żyw i odarty
ze wszystkiego, musiał wiele lat płakać i wzdychać po
stratach, każd^ kropelkę łez, każde westchnienie dając
Bogu na próbę, czy były czyste, prawdziwie polskie,
szczerze chrześciaiiskie, czy nie gasiły ognia miłości
wyższej nad miłość rzeczy, które i niewolnicy i poganie
kochać umieją. W państwie niewoli, pod władzą po-
gańską, wolno mu było żałować i spodziewać się głośno
tylko tego, po za obrębem czego dopiero rozciąga się
z dalekiej przeszłości na nieograniczoną przyszłość ta
wielka dziedzina wrodzonych pragnień i nadziei Polaka,
którą carowie nazwali zbrodniczem marzeniem. Wszy-
stkie też narzekania i życzenia jego jakie mógł wyja-
wić, musiały być wstecz zwrócone i końc^jyćsię na
domowym progu. Skazany jak inni wspólnicy jego
doli, mieć przed sobą jeden tylko widok powrotu na
łono rodziny i jedną tylko drogę przez łaskę carską,
był wszakże i w tem nieszczęśliwszy od wielu innych.
Tylu z pomiędzy nich w zdrowiu i sile wieku wróciło
do kraju; on starzejąc się i słabnąc, brnął w coraz
dolegliwsze położenie. Nikt nie miał przemożniejszych
wstawień się i starań za sobą, nikt sam nie przykładał
się czynniej do swego wybawienia ; pomimo to, każda
nadzieja przynosiła rozpaczliwszy zawód, każda zmiana
większy ciężar. Wszystko przyjmował kornie, pobożnie,
mężnie. Ow z urodzenia buntownik, co w dzieciństwie
rumienił się i dumnie podnosił czoło jia wzmiankę o
Kościuszce, co w kwiecie lat męzkich śmiał porwać się
do broni przeciw carowi, gdy mu przyszło być posie-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. GGXXXI
leucem sybirskim, kancellarzystę rossyjskim, narzę-
dziem władzy carskiej, poddał się ulegle dopuszczeniu
Bożemu ; zacłiowujcc bez skazy swoj^ godność osobiste,
i narodowa, odpowiadał wymaganiom każdego stano-
wiska na jakiem się znalazł: ściśle, gorliwie, sumiennie
pełnił każdj służbę, do jakiej kolej wygnania go przy-
wiodła. Nigdzie i nigdy nie okazała się w nim zaciętość
i nienawiść. Wszędzie i zawsze roztaczał koło siebie to
ciepło piersi płon^cycłi w głębi jakimś ogniem wyż-
szym, które łagodzi, pocigga, zniewala serca, nawet
kierowane różnemi względami do odporu i nieprzyja-
źni. Zwierzchnicy, równi i podwładni, musieli w końcu
mieć dla niego jeśli nie miłość , to przycłiylność i- sza-
cunek. Rzadki człowiek, któryby we wszystkich sto-
sunkach z ludźmi stał tak czysto. Nikomu nic nie zawi-
nił, kogo tylko mógł zobowiązał; każdą uczynność
szczerą wdzięcznością, każde uczucie szczerśm współ-
czuciem odpłacił. Ale byt jakiś nie z ludźmi rachunek,
którego zaspokoić i przeto z więzienia wyjść nie mógł.
Zagadki podobnego rodzaju , chyba wtedy dopiero
dadzą się tłumaczyć, gdy wielkie zagadnienie losów
ojczyzny naszej rozwiązane zostanie... To tylko wido-
czna, że są żywota pojedyncze, szczególniej zpewnemi
kolejami żywota narodowego spojone; są pokutnicy,
dla których niemasz wyzwolenia na ziemi, póki ich
rodzinna ziemia w niewoli ; niemasz dozwolonej radości,
póki się ojczyzna nie uraduje. Bóg wie, komu z wy-
gnańców i więźniów przeznaczono dożyć tej chwili,
kiedy podnosząca się z grobu Polska poda im rękę;
Adolfa oczekiwania spełniły się wtenczas, gdy nadzieje
Digitized by
Google
CCXXXII ŻYWOT
Polski spadły do poziomu drogi sybirskiego wygnańca.
Zostawił ją przytłoczoną zemstą Mikołaja, wracał do
wydanśj na łaskawość Alexandra Il\ Zemsta nie zdo-
łała j^j zabid ; łaska miała za warunek umorzenie się
dobrowolne.Ojczyźnie, ułaskawienie obiecywało śmierć ;
jemu, pozwalało cieszyć się powrotem, kiedy już był
umorzony...
Co z tego względu « przecierpiał w swych męczar-
niacłi dziennycłi, co przemyślił w swych nocach bez-
sennych » to zostało tajemnicą grobu.
« ... Jego pamięć zapisana cała,
Jak księga herkulańska pod ziemią spróchniała. »
Czytelnicy przypomną sobie zapewne te słowa, a z
nićmi i cały ustęp Dziadów *, gdzie Adolf Januszkie-
wicz, opowiada stan wypuszczonego więźnia. Opowia-
danie to, włożone jemu w usta przez wieszcza, daje się
dzisiaj stosować i do niego samego. Wieszcz przywo-
łując go myślą do grona współtowarzyszy, którym
wznosił pomnik, miał przed oczyma tylko takim, jakim
niedav/no pożegnał we Włoszech : młodym, swobo-
dnym, współczującym męczeństwo narodu, ale jeszcze
nie męczennikiem ; czas dodał mu i ten tytuł.
Kartka uwieczniająca imię Adolfa w Dziadach^ zo-
stała najchlubniejszą pamiątką jego stosunków zawią-
zanych w latach młodzieńczych, uniwersyteckich, wi-
* Pisma Adama Mickiewicza. Wydanie zupełne. Paryż, 1860. Tom III, str. 275-
J80.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CGXXXI1I
leńskich. Nie wielu ludzi miało równe jak on szczęście,
tyle związków przyjaźni, od wiosny życia, na przekor
wpływom czasu i oddalenia, utrzymać bez przerwy i
ostygnienia aź do śmierci. Z litewskich jednak, po za
obrębem pokrewieństwa i współmęczeństwa, nie widać
żadnego, któryby zasługiwał na wzmiankę w pośmier-
tnym wspomnieniu, a s^ takie, co przez cześć dla zmar-
łego, powinny być tu przemilczane; bo żywi, szczycący
się jego przyjaźnią, odstąpili sprawy, dla którój on
umarł... Wcale inaczśj działo się z Podolem : tam,
oprócz krewnych miał szczególniej dwóch przyjaciół,
którzy od początku do końca jego pobytu w Sybirze,
składali mu nieustannie dowody najczulszego przywią-
zania i najstaranniejszój troskliwości. W listach też jego
do rodziny, znajduje się tysiąc wdzięcznych wyrazów
wylanych dla nich z głębi serca. Pierwszym z nich był
Tomasz Kulczykowski , drugim marszałek powiatu
Winnickiego, Alexander Russanowski. Nie mniój pię-
knym i dla obu stron zaszczytnym przykładem jest to
uczucie, jakie dochowali sobie nawzajem współtowa-
rzysze wygnania. Z pomiędzy tych, co pierwćj powró-
cili do domów, mianowicie Gustaw Zieliński i Paweł
Ciepliński, nie przestali kochać Adolfa i być od niego
kochani jak bracia. Rodacy lekarze, Jazon Krupski w
Omsku i Sokołowski w Niżne- Tahilsku, serdecznie
traktowani przez swego pacyenta, pozamieniali się w
serdecznych jego przyjaciół. Pierwszy z nich przesy-
łając mu pożegnanie, pisał : « Najmilsze uczucia przy-
jaźni dla ciebie zachowam na całe życie, bo od mo-
mentu m^} znajoiAości, wiele miałem dowodów
Digitized by
Google
GCXXX1V, ZVWOT
dobrych twyph życzeń, bo twój zobowijzujący chara-
kter i światły roz;um, każdego zmuszał być twoim
przyjacielem. » Całe rodziny polskie i nie polskie, wy-
kształcone i prostacze, przejęte mile grzej^cemi pro-
mieniami szlachetnych i tęsknych jego piersi, otoczyły
go tkliwem przywiązaniem. Na parę tygodni przed
odjazdem, odebrał jeszcze z Omska wiadomość, że w
domu gdzie niegdyś mieszkał, córki poczciwej gospo-
dyni, pielęgnuję ogródek, jako drogę i święte pamiątkę
po nim. Pielgrzym skazany przebiedz szerokie kraje
w dwóch częściach świata i nigdzie nie módz albo nie
chcieć zostać, wszędzie « cząstkę swśj duszy zosta-
wił. »
Przyszła nakoniec chwila jego powrotu do rodzin-
nego gniazda, chwila tak gorąco pragniona, tak nie-
cierpliwie przez ćwierć wieku czekana, chwila co miała
być « najszczęśliwszą ze szczęśliwych » co miała przy-
nieść « zapomnienie wszystkich cierpień, radość nie-
bieską, cudowne uzdrowienie, odżycie na nowo, zmar-
twychwstanie! » Przyszła... i czemże była wistocie,
co przyniosła ?
Zmartwychwstaniem , dla syna Polski , bez zmar-
twychwstania ojczyzny nigdy być nie mogła; wygnań-
cowi sybirskiemu jednak mogłaby przynieść wielkie
szczęście i godziwą radość, gdyby była przyszła pier-
wej, dawniój, gdyby był doczekał się jej w Tobolsku,
w Iszymi.e, a nawet w Omsku ; ale przyszła za późno,
po czasie. Zwycięztwem, tryumfem sprawy, za którą
daje się życie, można w skonaniu rozradować się. na
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. ^XXXV
wielci; dla ucieszenia się ziemię, choćby rok, choćby
lat parę , trzeba zdrowia, a to już było niepowrotnie
stracone.
Matka, rodzina, przyjaciele, donnownicy wycięgnęli
ręce do wracaję^rego ; włościanie gromadnie przyszli go
powitać z chlebem i solą ; on ujrzał, odzyskał to wszy-
stko, do czego z taką męczarnią, lat tyle wyciągał tę-
sknącą duszę; ale z objęć drogich poszedł zaraz na
łoże łx)leści, nieskończonych aż do śmierci. Ledwo w
łzach rozrzewnienia zabłysł promyk radości, przyćmiły
go chmury obawy, trosk i smutku. Stan uczuć w pó-
dobnem położeniu , łatwiój daje się odgadnąć niżeli
opowiedzieć ; sami nawet aktorowie takich scen życia,
częstokroć zostawują wyrazy, z których więcój domy-
ślić się niżeli wyczytać można.
W tydzień po powitaniach, January donosząc o nich
bratowej Eugenii do Paryża, napisał :
« Brat Adolf, na dniu 9/21 lipca, o godzinie 7*' wie-
czorem przybył do nas, z wielką radością nas wszy-
stkich, choć razem zasmucił, albowiem jest mocno
chory. On sam dopisuje się i opowie swoje cierpienia,
a my dołożymy wszelkich starań, jakie można, aby mu
te cierpienia osłodzić. »
Dopisek Adolfa :
« Ów najukochańszy brat Adolf, rzeczywiście po
25'''** letniśm z górą wygnaniu, wrócił na łono drogiej
mu rodziny, i w najautentyczniejszym oryginale znajduje
się dzisiaj w Dziahylnie ; ale cóż z tego, kiedy niestety !
zamiast radości i pociechy przyniósł z sobą smutek i
Digitized by
Google
CCXXXVI ŻYWOT
niepokój. Krótkie nader były chwile naszego wspólnego
szczęścia, gdyśmy po tak długiśm rozłączeniu, we
wzajemnych objęciach zapomnieli o przeszłości, albo-
wiem nazajutrz trzeba było myśleć tylko o tśm, by
zapobiedz postępowi ważnej choroby, znanej w medy-
cynie pod imieniem cariesj i którę obowiązany jestem
surowemu klimatowi Uralu. Choroba ta objawiła się
początkowie jeszcze w marcu, a w kwietniu zaczęła
mię już dręczyć do tego stopnia, że 2/14 maja nie bę-
dąc w stanie spełniać moich obowiązków bibliotekarza
i hortykultora , zmuszony byłem prosić o uwolnienie
mnie od nich. Dziwnćm zrządzeniem losu, w kwadrans
po podaniu prośby o dymisyą , otrzymałem pierwszą
wieść niepodlegającą żadnśj wątpliwości o mojóm
szczęściu. Zdawało się, że wpływ jego będzie skute-
czniejszy na polepszenie stanu zdrowia, niż wszystkie
rady miejscowej medycyny. W kilka dni wszakże cho-
roba wzięła górę i musiałem dla ocalenia życia pozwo-
lić na przepalenie kawałka piersi. Po tój operacyi czas
jakiś czułem się bardzo dobrze, rana goiła się pomyślnie
i z każdym dniem zmniejszała. W tćm nagle w sąsie-
dztwie jej zjawił się nowy pagórek ukrywający w sobie
ból i z boku jego zaczęła sączyć się materya na nieza-
gojoną ranę. Jasna rzecz była, że choroba exystuje i
że na długo się zanosi. Widząc więc iż mój wyjazd z
Tahilska przeciągnąć się może , rozwiązałem węzeł
gordyjski zagadki mego wyzdrowienia, oddaniem się
w Boską opiekę i zdecydowaniem się opuścić jak naj-
prędzej Tahilsk, zwłaszcza że i sam doktor niewiele
obiecywał skutku ze swoich leków w takim klinfiacie, i
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCXXXV1I
radził bym puszczał się w drogę, twierdząc nie bez
racyi, że ruch, świeże powietrze, posuwanie się w coraz
cieplejsze strony, a co najważniejsza, nadzieja rycłiłego
uśćiśnienia Mamy i rodziny, wpływać będą na mnie i
że dosięgnąwszy celu życzeń, łatwiój będzie wziąść się
do kuracyi i oczekiwać od nićj pożądanego rezultatu.
Wyjechałem więc 17/29 czerwca, i pomimo niewy-
mownych cierpień, jakich doznałem w tak dlugiśj po-
dróży, Bóg mi pozwolił stanąć szczęśliwie na rodzin-
nym progu. Dziś jestem w ręku biegłego lekarza, który
w roku przeszłym ocalił życie Januarego ; mam nadzieję,
że przy pomocy Najwyższego i ja śmiercią swoją nie
zasmucę kochanćj rodziny. Doktor nasz wszakże nie
obiecuje prędkiego wyzdrowienia, które według jego
opinii musi przeciągnąć się jeszcze najmnićj 3 lub k
miesiące. W oczekiwaniu tśj szczęśliwej dla nas wszy-
stkich chwili, z zupełną ufnością w Opatrzność, która
dotąd czuwała nademną na wygnaniu i w podróży, i ze
spokojnością umysłu, jaką w każdśj przeciwności po-
winien odznaczać się chrześcianin, spełniam wszystkie
przepisy doktora, jakkolwiek niektóre z nich nader są
uciążliwe. Dałby Bóg bym w następnym liście mógł
ci droga i zacna Eugenio donieść coś bardziój pocie-
szającego o mojćm zdrowiu, a tymczasem życząc wam
wszystkim tego największego skarbu cdowieka, uści-
skam cię po milion razy wraz z twoją córą, kochanymi
braćmi i całą twoją. rodziną. Wasz na wieki.
Adolf. »
Digitized by
Google
CCXXXVIII ŻYWOT
Pomimo wszystkich zabiegów lekarskich, choroba
czyniła coraz straszniejsze postępy, jesień i zima prze-
szły w Ciągłych dolegliwościach, na końcu kwietnia
1857, pisał jeszcze do braci w Paryżu : « Boże ! iłem
ja w tych czasach wycierpiał, ile cierpię dotąd ! » Na-
dzieja wszakże nie przestawała go łudzić : stała znowu
przed nim ze swoją wieczne, obietnicą powrotu — po-
wrotu już tylko do zdrowia. Spodziewał się, że będzie
mógł w maju do Ems wyjechać i znajdzie tam niechy-
bną ulgę; słabość nie dozwoliła przedsiębrać tńj po-
dróży. Spodziewał się, że sprowadzone wody emskie,
sprawią na miejscu pożądany skutek; sprawiły tylko
pogorszenie. W czerwcu, widocznie już wszelki ratu-
nek był niepodobnym. Na kilka dni przed rocznicą
wyjazdu z Niżne-Tahilska, nieszczęśliwy wędrowiec
stanął u kresu swój ziemski ój pielgrzymki. Opatrzony
śś. sakramentami, straciwszy mowę i władzę w całem
ciele, a nie pozbawiony czucia okropnych cierpień, po
bolesnóm dogorywaniu przez całą dobę, dnia 6/18 czer-
wca, o godzinie 6** i 50 minut rano, pożegnał się z tym
światem.
Nazajutrz odbył się skromny, cichy, ale najżałobniej-
szy z żałobnych pogrzeb. Włościanie znowu tłumnie
zeszU się do dworu i oddając ostatnią posługę temu, co
przeszłego latawitaH z powrotem jako: « miłego hospo-
dyna » zwłoki jego na swych ramionach zanieśli w
progi dziahytniańskiego cmentarza.
Dom Dziahylny, w którym nie zabrzmiało oczeki-
wane wesele, okrył się teraz ciężkim i podwójnym ki-
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CCXXXIX
rem. Nie dość że śmierć mu zabrała co odzyskał, mu-
siał jeszcze i od siebie daćjśj ofiarę.
Z dwojga, po niedawnych stratach pozostałych Ja-
nuaremu dzieci, zbliżająca się do wyjścia z pęczka na
kwiat córka, dostała w udziale być towarzyszką stryja
u końca jego drogi. Więdła spółcześnie gdy on jęczał
w boleściach, skonała skoro skonał. Wzrok wszystkich
wlepiony w gasnące źrenice męczennika, nie postrzegł,
że i niewinne dziewczę zabierało się odlecieć za nim
z tćj ziemi. Wracający z pogrzebu rodzice, znaleźli w
domu drugie martwe ciało. Nieszczęśliwy ojciec nie
miał już n^słów żalu, ni łez dla swój jedynej Rasylki.
W milczeniu, z suchśm okiem, zaniósł ją na cmentarz
i złożył w mogile, obok mogiły Adolfa.
W kilka dni po odprowadzeniu zwłok na miejsce ich
spoczynku, odprawiły się za dusze zmarłych exekwie
w parafialnym kościele Kojdanowskim. Bliższe i dalsze
sąsiedztwo zjechało się licznie, smutek był powszechny
i głęboki. Ksiądz Wiktor Malewicz przemówił z kazal-
nicy głosem poruszającym echo uczuć, które na ziemi
niewoU muszą być nieme jak pod ziemią*.
Na wiejskim cmentarzu w Dziahylnie, wzniosły się
dwa nagrobki. Do tego, który miłość braterska stawiła
* Patrz Dodatki.
Digitized by
Google
CCtL iVWOT
Adolfowi, przyłożyła się i ręka przyjacielska Gustawa
Zielińskiego. Nosi on napisy :
Na ścianie od przodu :
ADOLF JANUSZKIEWICZ
VB. 1808 MAJA 88 DWIA. UM. 1857 CZBRWCA 6 DMIA.
Z ducba, serca i myśli ; z cnót, o6ar i czynów,
Bóg nie miał sług wierniejszych, kraj godniejszych synów.
Obywatel, z wyznawcy niezachwianą siłą.
Przechodniu I nie zań tylko nad jogo mogiłą ,
Lecz módl się i za siebie : By przezeń uprosić
Tak żyć, wierzyć i kochać ; tak cierpieć i znosić.
JVa prawśj stronie z boku :
« Cłioć przed oczyma ludzkiómi męki cierpiał,
wszakże nadzieja jego nieśmiertelności pełna jest. »
Sap, 3. 4.
Po trzecli upłynionycli latach, przybyła do dwóch
pierwszych trzecia mogiła. Tekla z Sokołowskich Janu-
szkiewiczowa, matka męczennica, dnia 11/23 paździer-
nika 1860 roku, majęc lat 82 wieku, złożyła głowę
obok najstarszego syna.
Od czasu kiedy ciężkie dopuszczenie Boże powiodło
nas dwoma drogami pokutniczego pielgrzymstwa.
Digitized by
Google
ADOLFA JANUSZKIEWICZA. CC\Ll
serce tej matki Polki rozdarte było na dwie połowy.
Jedną, jawnie przebywała na Sybirze; drogą, tajemnie
błąkała się po Zacłiodzie. Dożyła powrotu syna wy-
gnańca, żeby martwe jego czoło oblać łzami ; dożyć
powrotu synów wycliodźców nie miała pociechy...
W zakątku Litwy, na cmentarzu jednaj wsi, tray
grobowce stojące rzędem, przypominają żywot trzecli
pokoleń narodu polskiego pod uciskiem. Ileż to gro-
bów na naszej i obcćj ziemi zamknęło serca przebolałe
cierpieniem narodowym! Ileż łez smutnycłi, gorzkicli,
żałobnycłi wsiękło w obcą i rodzinną ziemię !
Czytelniku ! dodaj kroplę żywą do wyscłiłego morza,
westchnij o miłosierdzie Boże nad Ojczyzną męczenni-
ków pomarły eh i żywych.
Digitized by
Google
y Google
Digitized by '
LISTY ZE STEPÓW
WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODROŻY
Digitized by
Google
Digitized by
Google
OBJAŚNIENIE.
Obok Listów ze stepów fcirgizkich znajdzie czytelnik Wyjątki
z dziennika podróży : to wymaga objaśnienia, które razem ułatwi
objęcie całości przedmiotu.
W marcu 1846 r. przybyli do Omska posłowie Wielkiój Hordy
Kirgizów, z oświadczeniem chąci poddania się berłu rossyjskiemu.
Powodowały ich do togo szczególniój domowe niepokoje, jakia spra-
wiał jeden z taniecznych sułtanów, imieniem Kenesary, bohatór
pustyni odegrywający rolę nakształt Abd-el-Kadera. Od lat kilku-
nastu był on niebezpiecznym przeciwnikiem władzy rossyjskii^j,
coraz głębiśj rozszerzającej się w stepy. Dobrowolnie lub przymu-
sem gromadził rody kirgizkie, z niómi napadał wojskowe posterunki
Rossyan, w pień je wycinał i nieraz rzucał postrach aż w granice
Syberyi. Te jego zagony stawały się częstokroć dokuczliwemi i
swoim: nie oszczędzał opornych jego woli, dopuszczał się rabun-
ków i spustoszeń. Komendy rossyjskie w Omsku i Orenburgu,
przeznaczone do czuwania nad podległymi Kirgizami, przemyśliwały
ciągle o sposobach pozbycia się tak dolegliwego nieprzyjaciela ; ale
trudna była rada z wodzem, który w nieszczęśliwym dla siebie
razie, rozpraszał swoje siły w piasczystych i bezwodnych obszarach,
a potom znowu je skupiał na innym punkcie stepu. Gdy więc przy-
bycie posłów nastręczało dobrą sposobność, pograniczny zarząd
i
Digitized by
Google
2 LISTY ZE STEPÓW.
Średniej Hordy, rezydujący w Omsku , zajął się skwapliwie wysła-
niem wyprawy zbrojnej nad rzekę Lepsę, tak dla przyjęcia w pod-
daństwo sułtanów Wielkiój Hordy, jakoteż dla zadania z ich pomocą
ostatecznego ciosu Kenesaremu, który zasiadł w wąwozach gór
Ała-tau.
Dowództwo wyprawy objął sam pograniczny naczelnik, jenerał
Wiszniewski. Do boku jego przydani byli dla spełnienia szczegól-
nych poruczeń, oprócz tłumaczów i kancellarzystów, dwaj urzędnicy
zarządu : wielokroć pierwój obeznany ze stepami kirgizkiemi ,
Wiktor Iwaszkiewicz, i ścisłą z nim przyjaźnią złączony, młodszy
w służbie, nasz autor listów.
Cała karawana wyszła z Omska 7 maja, traktem pocztowym na
Semipołatyńsk do Ajaguzy , gdzie stanęła 25 t. m. Dowódzca inną
drogą przez Kokbekty przybył tamże 40 czerwca, a 13, na czele
siły zbrojnej, złożonej ze stu kozaków, jednego działa i hufca Kir-
gizów kokt)ektyńskich, ruszył dalej, i po sześciu dniach drogi stanął
nad Lepsą w dolinie Oj-dżau-tau, przerzniętój rzeką Sarym-saktą.
W ciągu dwudziestodniowego pobytu w tóm miejscu zgromadzali
się pomału sułtani i odbyła się ceremonia przyjęcia ich pod t)erło
Rossyi. Przyrzekając wierność, dali oni jednak do zrozumienia, zenie
chcą podnieść ręki na swego rodaka, potomka chanów, Kenesarego,
który zresztą w takióm jest położeniu, że już nadal szkodliwym być
nie może. Nie przyszło tedy do spotkania się krwawego, i wyprawa
wojenna zawód swój skończyła : pozostały tylko czynności admini-
stracyjne.
Dnia 7 lipca, jenerał Wiszniewski z siłą zbrojną pociągnął na-
powrót ku Ajaguzie ; urzędnicy zaś cywilni, pod zwierzchnictwem
Iwaszkiewicza, pozostali w stepach , dla zrobienia popisu ludności i
majątku różnych aułów kirgizkich. Udali się oni naprzód ku granicy
chińskićj, potom posuwali się zwolna w stronę Ajaguzy, nareszcie
ku Omskowi, dokąd przybyli 42 października.
Przez całe te pięć miesięcy z górą, ś. p. Adolf utrzymywał dzien-
nik podróży , dzień po dniu, bez przerwy, zapisując nietylko wypadki
zachodzące, ale postrzeżenia i uczucia własne. Niekiedy, łatwe jege
pióro pod wpływem świeżego wrażenia unosiło się rozleglój ; zwy-
kle jednak robił krótkie notatki dla wsparcia swojej pamięci. Miał
bowiem zamiar — jako tćm w jednym liście wyraźnie nadmienił —
wolnym czasem wygotować porządny opis wyprawy. Zdaje się , że
Digitized by
Google
OBJAŚNIENIE. 3
opisowi temu chciał nadać formę na u-zór korospondencyi Jacquo-
monta o Indji. Tak przynajmniej sądzić można i listów, mianowi-
cie na początku podróży pisanych do rodzin) i przyjaciół.
Listów tych wszystkich, jakie zebrać udało siq, jest tu numerami
oznaczonych XX. Kilka z nich (XI, XU i XV) było naprzód dru-
kowanych w Warszawie, w Kromce wiadomoici kr(9Joii\^ch i
zagranicznych; zaraz pot^m Biblioteka Warszawska, w sposzy-
tach swoich za styczeń, marzec i kwiecień 4859, umieściła ich
cztśmaście ( I-Xn, XV i XVin j ; inne znalazły się l)ąd£ w samym
dzienniku podróży, bądź w zbiorze korespondencyi zachowanym
przez rodzinę.
Wszystkim widocznie za podstawę służyły notatki codzienne.
Początkowych kart 19 dziennika, przelanych w korespondencyą ,
sam autor wydarł z niego i zniszczył ; na dalszych, okresy przenie-
sione do listów, poprzek reślał.
Karty wydarte ol)ejmovvały przeciąg czasu od 8 maja do \ 3 czer-
wca, czyli od wyjazdu z Omska do opuszczenia Ajaguzy. Właśnio
ta pierwsza część wyprawy znajduje się zupełnie opisana w dwu-
nastu początkowych listach. Dalsze listy, przedzielono znacznómi
odstępami, nie składają już jednego ciągu opowiadania. Trudno
byłoby z nich samych powziąść dokładne wyobrażenie drugiej
części podróży, dotyczącćj głównie jćj celu.
Wypadało tedy odstępy te zapełnić i treść listów połączyć
Wyjątkami* z dziennika podróży, które przytóm mają swą wła-
sną wartość, zawierają mnóstwo ciekawych szczegółów i zajmują-
cych opisów.
Daty wszędzie są podług kalendarza rzymskiego.
Digitized by
Google
Digitized by
Google
Oui8k , S miOA 1846. (Do lUAtki.)
Jeszcze chwil kilka, już będziemy w drodze. Powóz,
pocztowe konie , straż kozacka , wszystko stoi w goto-
wości. Płacz tylko żony, dziatwy, sług towarzysza moj(?j
podróży i łzy jego własne, zatrzymuję nas w Omsku,
Nim się on wyrwie z objęć swojój rodziny, chwytam
pióro, by ci raz jeszcze , droga matko ! przesłać moje
pożegnanie i polecić się twemu błogosławieństwu.
Długa droga otwiera się przedemn^j , w cięgu jój
czekają mię wielkie trudy, niewygody i niejedno może
niebezpieczeństwo ; bo nie jest to podróż , jakci przed
laty odbywałem po cywilizowanej Europie. Dziś jadę
w strony nieznane jćj wcale, jadę w głąb' stepów kir-
gizkich; będę żył wśród hord koczujących z orężem
w ręku; będę na dzikim koniu przepływał rzeki i
wdziera! się na szczyty gór, nietkniętych stopą żadnego
Polaka : ale ta podróż nie zatrważa bynajmniej mojego
serca, przedsiębiorę ją z zupełną ufnością w Bogu, bo
Digitized by
Google
6 LISTY ZE STEPÓW.
jestem aż nadto pewien, że w każdym kroku tśj drogi,
w każdój przygodzie mojój, błogosławieństwo najlepszćj
z matek, spoczywać będzie nad głową jój syna.
Nie dbam gdzie wiatr popędzi, gdzie koń zwróci wodze^
Ty tylko gwiazdo moja, przyświecaj mśj drodze I
Ty gołąbko pokoju, przodkuj mojśj łodzi ^ I...
Żegnam cię raz jeszcze kocłiana matko ! żegnam was
wszystkich. Bywajcie zdrowi.
1. Btbom, The Bride of Ahy^sj tłumaczenie Odyńca. f
Digitized by
Google
LIST DRICI.
II
Semlpohit.vń9k, U iiią)a. (Do P... M... P.,
€ Ay! lei me like the ocean^triarch roam!.., »
Byron*.
« Obym mógł bujać jak ów patryarcha morza!... >»
Życzenie to, klóre od lat wielu gorzało w mt^m sercu i
budziło nieraz ze snu, jak naszego wieszcza tryunif bo-
batóra Maratonu *, zdaje się nareszcie przychodzić do
skutku ; powiadam : zdaje się, bo chociaż prawie jedn^
nogą stoję u celu mych życzeń, wiedzcc jednak z do-
świadczenia, jak wszystkie moje chęci, wszystkie ma-
rzenia i nadzieje rozwiewał zawsze wiatr przeciwny fla-
1. The BHde of Ahydos; tłumacsenie Odyńca.
% « Kiedyś mię budził se sna tryumf Milcyada. • Dziadjt Mkkiewicsa,
Digitized by
Google
8 L18TY ZE STEPÓW.
dze mojego żywota, lękaui się aby i tę..razą « żelazna ręka
ślepego fatum » (iż użyję buńczucznej frazy Gołuchów-
skiego), ciężąca od kolebki nad moj^ głową, nie wy-
płatała nowego psikusa i nie zwróciła mnie do Omska.
Cóżkolwiek bądź , w tój chwili dużo jest podobieństwa
iż za dni kilka, jak Noe po mokrym; tak ja bujać będę
po suchym oceanie kirgizkiego stepu.
Puszczając się na tak śmiałe przedsięwzięcie, miał-
bym na sumieniu, gdybym najdawniejszym towarzy-
szom nie przesłał kilku wyrazów ; gdybym nie pożegnał
się z wami , co od lat piętnastu los mój dzielicie, i gdy-
bym nie zapewnił, że gdzie mię tylko poniosą szybkie
fale owego oceanu, wszędzie myśl moja będzie o was.
Obyście i wy myślą waszą towarzyszyli żeglarzowi !
Nie sądźcie wszakże, ażeby celem mojój wyprawy
była tylko chęć pobujania po stepie ! O nie ! byłoby to
dosyć dla jakiego Beduina, Farysa, lub angielskiego
turysty, co się chce pozbyć splinu; dla mnie tego mało :
ja chcę jeszcze przy tój zręczności odgrzebać w piasku
kirgizkim drugą Niniwę.
Trzeba wam wiedzieć, że Rubruguiz, czy Ruibruguiz,
i Piano Carpini , w swoich pamiętnikach czy dzienni-
kach podróży (których wprawdzie nie miałem honoru
czytać i czytać może nigdy nie będę) twierdzą, (jak
zapewnił mię o tćm jeden z Omskich, kirgizo-tatarsko-
mongolskich oryentalistów) , « że za Wołgą, o trzydzieści
dni konnej jazdy, leży wielkie miasto mongolskie Ka-
rakorum, stolica Dżingischana, w którśj oni nietylko
byli sami osobiście , lecz jeszcze pili kumys i kuraku-
mys. )) Dziś uczeni europejscy smażą sobie łby nad
Digitized by
Google
LIST DEUGI
rozwiązaniem tego zadania : gdzie stai ów gród, z któ-
rego władzca Azyi ciskał swoje gromy jak Jowisz
z Olimpu ?. . Jedni utrzymuję, że Karakorum nabrzegach
Jeniseja; drudzy, że nad Syr-Daryę, starym Jaxartem
Uerodotów i Strabonów; najuczeńsi zaś każę go szukać
na pustyni Gobi , a jeśli tu nióma, to najniezawodniej
znajdzie się na dnie Bajkału. Ztęd straszny hałas, spór
i wrzawa grożąca spokojności pięciu części świata.
Dla zapobieżenia więc rozlewowi krwi i atramentu,
gruntując się na podaniu Kirgizów, któray jako dzie-
dzice cząstki mongolskiego państwa, mają pretensyą
do lepszśj znajomości rzeczy i wręcz twierdzą , « że
dżingiscliańska zimowa rezydencya była na ich stepie*, »
jadę szukać ruin tego potężnego grodu i okruszyn tronu
wielkiego burzyciela świata. Nie przyznacież, że tego
poświęcenia się z mojćj strony, wymaga dobro ludzko-
ści i tak już cierpiącej?... A ponieważ w bibliotekach
sybirskićj stolicy , bogatych tylko w « Tajemnice Pa-
ryża , Wiecznego Żyda i Kursa filozofii preferansa, »
mało jest dzieł ważniejszych, zaklinam was w imię krwi
ludzkiój, w imię pokoju i przyszłych pokoleń, abyście
przejrzeli tobolskie księgozbiory, i jeśliby się w nich
znalazł jaki mammut w waszych lodach, Don Ruibru-
guiz lub Signor Carpini, przysłali mi niezwłocznie
wyciąg z ich podróży do dżingischańskićj rezydencyi.
Odszukano Niniwę, dlaczegożbym i ja nie mógł od-
szukać Karakorumu?
Bywajcie zdrowi.
1. Są góry Dżingistauskie.
Digitized by
Google
10 LISTY ZE STEPÓW.
111
Sernipołatyńsk, 17 maja. (bo brata.)
Kochany bracie ! Od dni kilku jesteśmy w Semipo-
łatyńsku i tylko Irtysz przedziela nas od Kirgizów;
Irtysz, ta potężna rzeka, nad którój brzegami stoją na
zamarzłych zwłokach przedpotopowych mieszkańców
świata zimny Tobolsk i wietrzny Omsk, dwa znakomit-
sze grody Syberyi, których okolice zalewały niegdyś,
jak świadczy Humboldt^, fale oceanu. Krocie moich
listów, pisanych z nad brzegów tśj rzeki, zaznajomiły
cię już dobrze ze starą dziedziną Kuczum -chana, zdo-
bytą przed trzema wieki dzirytem prostego Kozaka,
jak równie z dzisiejszą stolicą jenerał-gubematora za-
chodniej Syberyi. Nieznany ci jeszcze Semipołatyńsk,
1. w swojej Klimatologii.
Digitized by CjOOC IC
LI8T THZUCI. M
który acz mniejszy i skromniejszy swćmi historycznómi
wspomnieniami i politycznym znaczeniem niżeli To-
bolsk lub Omsk » zasługuje atoli na wzmiankę , jako
punkt obszernego handlu, który Sybir prowadzi z Chi-
nami, Taszkinię, Kokanią, Bucharyę, oraz Średnią i
Wielkę Hordą Kirgizów.
Semipołatyńsk, niegdyś miasto obwodowe tak zwanej
Omskiój obłasli, dziś należące do okręgu bijskicgo,
gubernii tomskićj, leży o 1,300 wiorst od Tobolska, a
o 700 od Omska, przy ujściu rzeczki Semipołatynki do
Irtysza* Założony czyli raczśj przeniesiony na dzisiejszo
miejsce w drugiój połowie przeszłego wieku; gdyż
przedtem, od roku 1716 czy 1726, istniała forteczka
tegoż nazwiska o dwadzieścia kilka wiorst niżćj, której
częste wylewy Irtysza zagrażały zupełnśm zniszcze-
niem. Dzisiejszy Semipołatyńsk , wzniesiony na szcząt-
kach ruin dawnój twierdzy Dżungoreow, liczy do 7,000
ludności, w znacznćj części Tatarów, Taszkińców i Bu-
charów : ztąd jedna cerkiew, a 6 czy 7 meczetów.
Język kirgizki w powszcchnóm prawie używaniu. Płeć
nawet piękna rossyjskiego plemienia mówi nim biegle,
jak nasze damy po francuzku. Kupcy tutejsi w zamian
rossyjskich towarów, sprowadzanych z Irbitska i Niż-
nego Nowogrodu, otrzymują z pogranicznych miast
chińskich Czuguczuka i Kuldży, herbatę, materye
jedwabne, porcelanę i różne drobnostki tego kraju;
zTaszkanii, Kokanii i Bucharyi, chałaty, dywany, roz-
maite wyroby bawełniane , ryż, suszone owoce, a ze
stepów kirgizkich surowe skóry koni, bydła, owiec,
lisów i innych zwierząt, wojłoki, i t. p. Cały ten handel
Digitized by
Google
it LISTY ZE STEPÓW.
odbywa się za pomoce wielbłądów, których liczne
karawany wychodzą ztąd w maju , a wracaję, w gru--
dniu. Dochód tutejszej komory wynosi czasem do
200,000 r. z górę,. W liczbie zakazanych towarów naj-
pierwsze miejsce trzyma opium , którego rząd nie po-
zwala wprowadzać do Chin, jakoteż sól kirgizka, któ-
rej nie wolno wpuszczać do Syberyi, hojnie opatrzonej
w ten skarb przyrodzenia. Dwa bataliony piechoty,
konna kozacka artylerya i pograniczni kozacy składają
załogę Semipołatyńska. Tu kwatera dowódzcy kozac-
kiej brygady. Władza cywilna w fęku horodniczego.
Klimat Semipołatyńska zdrowy : mrozy acz wielkie
w zimie , nie bywają jednak tak silne i długotrwałe
jak w Omsku ; latem tylko nieznośne upały okropnie
dają się we znaki, zwłaszcza z przyczyny straszliwych
piasków pokrywających uUce miasta; lecz tę część
ąfrykańskę, że tak powiem, nieprzyjemności, wynagra-
dzają w części melony, a szczególniej kawony, nieznane
prawie w innych stronach Syberyi, a przynajmniej
w tak dobrym gatunku. Kilka statków naładowanych
niemi , jak bombami , przybywa w końcu sierpnia do
naszego Omska, bogatego tylko w rzepę i kartofle. Se-
mipołatyńsk i z tego jeszcze względu szczęśliwszy od
Omska, że w blizkości ma lasy sosnowe, dostarczające
podostatkiem jego mieszkańcom drzewa na opał i bu-
dowę ; zwierzyny i ptastwa obfitość : zboże tylko nie-
równie droższe, jako w strefie leśnej i piasczystej. Prze-
mysł tego handlowego miasta składa się prawie tylko
z kilku garbarni i młynów. W jednym z tych ostatnich,
widzieliśmy kamienie młyńskie sprowadzone aż z ki-
Digitized by
Google
LIST TRZECI. 43
jowskiój gubernii ; zapłacone na miejscu 500 rubli za
parę, ze sprowadzeniem kosztuję właściciela i ,000 ru-
bli asygnacyjnych. Sc to sławne kamienie ze wsi mi
znajomćj, z Żorniszcza.
O 7 wiorst od Semipołatyńska , w romantycznym
położeniu, w części na dolinie przerzniętój strumieniem,
w części na pocłiyłości góry odzianćj lasem, z wierz-
cłiołka którój odkrywa się pyszny widok na Irtysz, na
step kirgizki i ciągnące się po nim pasmo gór Semi-
tauskicłi^, leży tak zwana zaimka, czyli futor kupca
Popowa. Jestto jedno z najpiękniejszych miejsc w zna-
nój mi Syberyi. Czaro wna oaza, jak gdyby cudem ja-
kim przeniesiona ze szczęśliwych stron świata! Tu oko
moje, znużone jednostajnym widokiem smutnych pu-
styń i nudnych krajobrazów, z jakcż rozkoszą powitało
ten odległy zakęt północy, w którym, oprócz uroku
zachwycającego położenia, uderza jeszcze widok klom-
bów, ubranych w najrozmaitsze kwiaty. Błoga ta ustroń
— nie utrzymywana wszakże jak zasługuje na to,
dla braku środków teraźniejszego właściciela — prze-
niosła mię w inne strony, którem widział przed laty, i
kilka chwil przemarzyłem w niej tak mile, że pomimo
niewielkiego szacunku jaki mam dla szampańskiego
wina, zwłaszcza takiego jakiem handel zaopatruje ob-
ficie nasz Sybir, znajdując się w towarzystwie wielkich
wielbicieli jego, wypiłem kilka kieliszków Montebello,
które nietylko mię rozczuliło, lecz nawet do łez rozrze-
wniło. Tak to silna potęga widoku pięknćj i ożywionój
1. TaUj po kirgizku góra.
Digitized by
Google
H LISTY ZE STEPÓW.
natury!... bo niesędzę, ażeby samo nazwisko nektaru,
przywodzące na pamięć świetne zwycięztwo , co jak
jutrzenka przed słońcem błyszczy w dziejach przed
świetniejszem jeszcze zwycięztwem otrzymanśm na po-
lacli Marengo, lub wspomnienia krwawego boju pod
Essling, były przyczyną tego wezbrania mojój czułości.
A ponieważ mowa o szampański em winie, muszę ci
powiedzieć, iż nie wiem czy w Szampanii, czy nawet
gdziekolwiek na świecie, więcój, w proporcyi do lu-
dności (zważywszy zwłaszcza, iż wyznawcy Mahometa
składają część jej znaczną), piją go, jak w Semipoła-
tyńsku. Wyobraź sobie, że od czterech dni, gdzieśmy
tylko byli zaproszeni na śniadanie, obiad, herbatę,
kawę lub preferansa, wszędzie Cliąuot, Sillery i Mon-
tebello zastępowały kwas i wodę. Nawet we młynie,
w garbarni, za przyszły pomyślny -odbyt mąki i skór
spełniały się toasty szampanem : nareszcie, fakt histo-
ryczny, iż na weselu pewnego kupca, 1,500 butelek
wypróżniono za zdrowie państwa młodych.
Widziałem tu pięć sztuk bydła rogatego, które
w tych dniach przywędrowało z Tybetu i wypocząwszy
po trudach podróży; ma iść do Petersburga. Bydło
to, niewielkiego wzrostu , kosmate , z ogonem krótkim
i szerokim , znane w tych stronach pod imieniem Ku-
tasy, ma dużo i bardzo dobrego dostarczać mleka. Do
rzędu także rzadkości, jakie szczególniej ściągnęły
moją uwagę, zaliczyć muszę : 1** własnoręczny rysunek
Pallasa, wyobrażający tego sławnego wędrownika po
Syberyi, rozmawiającego z Buriatami w ich jurcie;
2° kilka wyrazów, skreślonych w jednym albumie ręką
Digitized by
Google
LIST TRZECI. ' 4-5
Humboldta, w czasie pobytu jego w tóm mieście;
3** parę bażantów z nad brzegów Bałchasza ; 4° parę
archorów z gór Archackich ; 5° maleńką monetę rzym-
ską z roku 101 ery chrześciańskiój. Oto jest wszystko,
co tu, wraz z szampanem i reprezentuje świat stary i
nowy, Azyą i Europę. Niewiele wprawdzie, lecz czy
nie dosyć jednak, jak na sybirskę osadę, leżącą na
krańcach europejslyej cywilizacyi?
Piękna pogoda uprzyjemnia nasz pobyt w Semipo-
łatyńsku. Gościnni jego mieszkańcy kazali nam zapo-
mnieć o chłodzie i trudach doznaaych w czasie podróży
z Omska ; lecz oto w tej chwili odbieramy wiadomość,
iż konie przypędzone z bliższych aułów kirgizkich, cze-
kają na nas na drugiej stronie Irtysza; jutro więc czy-
nimy rozbrat z cywilizowanem życiem, i puszczamy się
na wszystkie niewygody, przygody i niebezpieczeństwa
koczowniczej wędrówki, lecz fortec fortuna mvai! Bądź
zdrów.
1. Arehory, o których autor często wspomina, zdają się być podobnie jak marały,
gatunkiem łosi, albo prędz^ jeszcze rodzajem kozłów skalnycłi.
Digitized by
Google
46 '^LISTY ZE STEPÓW.
IV
Kak (uroczysko), 22 maja. (Do brata.)
Kochany January ! Skończywszy wszystkie nasze
przygotowania do stepowej podróży, dnia 19 o godzi-
nie 1*' po południu , stanęliśmy nad brzegiem Irtysza ,
który w tym roku, z przyczyny sparcia się lodów, pod-
niósł się był do wysokości, jakiej nie pamiętają miesz-
kańcy Semipołatyńska. Bogaty jeden kupiec kirgizki,
mający swój dom na drugiej stronie rzeki, w tak zwa-
nój tuszkińskiój słobodzie^ dowiedziawszy się o chwili
naszego wyjazdu, przybył tu umyślnie dla poznania się
z Wiktorem i zaproszenia go do siebie na herbatę. Po
zwykłych frazach azyatyckiego powitania, powiedział
mu : « Gdybym tyle dobrego nie słyszał o tobie , nigdy-
bym nie wyjechał na spotkanie twoje ; bo powiem ci
szczerze , że chociaż u mnie bywają znakomite figury,
jako to : esauły, pułkownicy, jenerało wie, lecz ja nie
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. 17
zwykłem dla nich ruszać się z miejsca. » Po takim kom-
plemencie, siadł w łódkę i popłynął do siebie ; a my,
pożegnawszy się ze znajomymi, Semipołatyńskiem i Sy-
beryą (które to pożegnanie nie oł)eszło się, comme de
raison, bez szampana), weszliśmy na prom utrzymy-
wany przez Tatarów, i pomimo nadzwyczajnie jeszcze
wielkiej wody, po godzinnej żegludze, której część zna-
czną przespałem, stanęliśmy na kirgizkim brzegu. Tu
zastaliśmy tabun koni pod naszą karocę i kozaków,
składającycłi nasz zbrojny orszak. Oczekujące już na
brzegu drążki, zawiozły nas do owego kupca, u któ-
rego zabawiliśmy z godzinę, przyjęci gościnnie urukiem,
kiszmysem*, figami, i niestety! znowu szampanem.
Znowu MontebellOy wypchnąwszy tęgo zaszpuntowany
swój korek i cisnąwszy go po za kotarę łoża, za którą
kryły się skromnie czarnookie dziewice Mahometa,
wpadł z szumem do długich kielichów, i my nieszczę-
śliwi musieliśmy wychylać je za zdrowie gospodarza ,
pomyślny powrót jego karawany z Taszkinii, nareszcie
za zdrowie własne i szczęśhwą podróż.. Po tych liba-
cyach wsiedliśmy do powozu i piątka kirgizka poniosła
nas w step po karawannym szlaku wiodącym do Czugu-
czuka, a Kirgizy i Kozacy, towarzyszący nam konno,
puścili się cwałem. Mimowolnie przyszedł mi na pamięć
wiersz : « Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu, »
lecz nie mogłem go dopełnić następnym : « Wóz nurza
się w zieloność i jak łódka brodzi ^ ; >) gdyż przeciwnie,
1. Drobne rodzenki i rodzaj suszonych moreli.
2. Sonet Mickiewicza.
Digitized by
Google
48 LISTY ZE STEPÓW.
step żółty, równy, zarosły tylko licli^ trawą i piołunem,
rozciągał się na wszystkie strony. Napotkaliśmy wszakże
kilka niw uprawnych. Trzy czy cztery razy przemieni-
wszy konie , które nieprzyzwyczajone do chomąta, po
kilku wiorstach jazdy ustawały i wlokły się zaledwie,
ku wieczorowi zdążyliśmy do pierwszego aułu *, stoją-
cego w blizkości mogiły Bazaja, na uroczysku Kara-
wankul. W kwadrans postawiono nam jurtę, w której
pierwszy raz w tym roku piliśmy kumys, ów szampan
kirgizki,i pod osłoną jej ruchomego sklepienia, pier-
wszą noc przepędziUśmy w stepie.
Nazajutrz krzyk bydła, owiec, kaczek, przepiórek i
skowronków zbudził mię jeazczeprzed wschodem' słońca.
Nim wstał Wiktor, wyszedłem ze strzelbą ku poblizkiemu
jezioru. Jeden ź okrążających mię Kirgizów, blady jak
trup , uskarżał się , że mu « kursuk propał, » co miało
znaczyć w jego kirgizko-rossyjskim języku , iż cierpi
straszliwe bole w żołądku, i prosił mię o lekarstwo ; lecz
drudzy jego towarzysze twierdzili, że mu żadne lekar-
stwo nie pomoże, gdyż opętany jest od djabła. Po po-
wrocie moim z jedną kaczką, zjadłszy bez chleba kęs
baraniny na drogę, ruszyliśmy w dalszą podróż: ja,
w assystencyi mego fligiel-adjutanta Amantaja^, konno ;
a Wiktor, z rządzcą Uwak-kirejewskiej włości, powa-
żnym starcem, dużo przypominającym żydowskich ra-
binów, Kanajem, w powozie : co niezmiernie uszczęśli-
wiło naszego Kirgiza, który tę grzeczność Wiktora
1. Kilka lub kilkanaście jurt.
2. Młody Kirgis! służący u Wiktora.
* Digitized by
Google
LIST CZWARTY. 49
uważał za zaszczyt, podnoszący go wysoko ^ oczach
rodaków, jakkolwiek to zaspokojenie nniłości własnej
musiało go niemało kosztować, bo sam później przyznał
się Wiktorowi z uśmiechem, że przez całą drogę siedział
jak na torturach, nie znając w życiu swojem innej jazdy
prócz wierzchowo].
Pierwszy to raz po sześciu latach siedzącój pracy,
siadłem na koń i w czas niesłychanie gorący puściłem
się po stepie. Amantaj, nie mogąc ukryć swśj radości,
że odetchnął świeżem powietrzem rodzinńój pustyni ,
hasał na swym rumaku we wszystkie strony i cieszył się
jak nasz student jadący na wakacye. Ja niemnićj przy-
jemnego doznawałem uczucia, pomimo tęsknych myśli,
które na wspomnienie rodzinnego kraju cisnęły się tłu-
mem. Jechaliśmy brzegiem jeziora Karawankul, na
którego wysepkach ma być tyle gniazd kaczek , gęsi ,
łabędzi , że « niemasz wolnego miejsca dla stopy czło-
wieka. » Kanaj, z tego względu, zrobił uwagę zdolną
samego Geoffroy de Saint-Hilaire nabawić kłopotu :
« Jakim sposobem ptak, wśród takiego mnóstwa, trafić
może do swego gniazda? » Za jeziorem, w niewielkiej
odległości, błękitniały góry Dżelbigetau, w niektórych
jeszcze miejscach upstrzone śniegiem. Grzązki grunt
moczarów, znanych w Syberyi pod imieniem sołońców^
niezmiernie utrudniał jazdę, zwłaszcza w teraźniejszej
porze roku , i zmuszał nas często wstępować do aułów
dla przemiany koni. Te odwiedziny niezawsze przypa-
dały Kirgizom do smaku. W jednym aule cała ludność
wyraziła swoje nieukontentowanie z tego powodu na-
szemu basz^czy (przewodnikowi), który nas skierował
Digitized by
Google
20 LISTY ZE STEPÓW.
tamtędy ; płeć nawet piękna łajała go bez litości, a je-
den ze starszyn wystąpił z takę apostrofą : « Cożeś
zrobił dobrego ! czy się godziło tak wielkich panów
narażać, w dzisiejszy upał, na pragnienie, wiodąc ich
po drodze pozbawionej dobrój wody, kiedy miałeś
krótszą i lepszą.... » Nareszcie po kilkogodzinnćj po-
dróży, przebywszy wpław bystry Czar, stanęliśmy na
uroczysku Kak, w pośród koczowisk Ajkimbet-Siwan-
Rirniejów*. Tu powitał nas ich rządzca Bijseke i wpro-
wadził do obszernej^ od kilku już dni przygotowanej
dla nas jurty. Pierwsza ta galopadka tak. mię zmę-
czyła, że zsiadłszy z konia i wychyUwszy dwie chińskie
czasze kumysu, oblany krwawym potem, doznałem cóś
nakształt mdłości. Nie mogąc utrzymać się na nogach,
rozebrałem się do koszuli i palnąwszy znowu kumysu,
rzuciłem się na koszwę , pragnąc we śnie znaleść po-
krzepienie, lecz zbyteczna ustałość i upał długo mi za-
snąć nie pozwoliły. , Pod wieczór jednak uczułem się
lepiój ; ręce tylko i nogi, odzwyczajone przez tyle lat
ód konnej jazdy, bolały niemiłosiernie.
O zmroku wzięliśmy się do herbaty, lecz jakże
gorzko przygotowania nasze do niśj skompromitowane
zostały, kiedy Amantaj wbiegł z raportem , iż w studni
wykopanej na słonym gruncie, konie i bydło tak zmą-
ciły wodę, że niepodobna jej użyć do imbryka. Trzeba
więc było czekać wieczerzy, w czasie której Wiktor,
jako doskonały znawca kirgizkiój etykiety, surowo mię
zgromił za przestąpienie jćj prawideł : podstawiłem
l. Ród koczujący w ajaguzkim okręgu.
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. 24
bowiem ręce razem z Wiktorem dla wspólnego oblania
ich wodą; należało zaś, o czśm nie wiedziałem, obmyć
je każdemu zosobna, i to nie stojąc, lecz przysiadłszy
na ziemi. I drugi również ważny błąd : poważyłem się,
zgłodniały jak pies, i jak to zwierzę, ogryzać gnat ba-
rani, kiedy człowiek dobrze wychowany powinien ob--
rzynać go psiakiem (nożykiem wiecznie dla tej potrzeby
wiszącym u każdego Kirgiza przy pasie) . Pomimo t^j
reprymandy, dziwnie mi się smacznśmi wydały : i tiu-
stiuk (opiekana pierś barania na węglach), i kunar-
dyk (rodzaj zrazików podsmażonych w baraniój tłu-
stości), i biszburonak (siekaninka z baraniego mięsa,
gotowana w szurpie to jest w zupie z baraniny), i kazy
(końskie kiełbasy) , i tym podobne delikatesy kirgizkiśj
kuchni. W nocy śniły mi się wprawdzie forszmaki,
bifsteki, blanc-manger, galarety i różne specyały semi-
połatyiiskich obiadów ; lecz ani te wspomnienia cywi-
lizowanej gastronomii, ani nawet bezskuteczny napad
barantarzy (rabusiów) na tabun koni naszego gospo-
darza, nie zdołały mię zbudzić ze snu głębokiego, który
do reszty pokrzepił moje siły.
Gdyśmy po wieczerzy zapalili cygara , Kirgiz jeden
ciekawy zapytał Wiktora : « Co ty palisz ?» — « Cy-
garo. » — « Co to jest cygaro? » — « Tytuó skręcony. »
— « A ile on kosztuje ? — « Pięć kopiejek. ^) — A ile
w dzień tych cygar wypalisz ? « — « Czasem piętna-
ście. » — ((O głupcze! lepiejbyś te pieniądze schował
do kieszeni. » Na takie dictum acerhum nie było co •
odpowiedzieć.
Nazajutrz zrana zawył wiatr straszliwy i deszcz lu^
Digitized by
Google
t% LIStY ZE STEPÓW.
nął, lecz około południa niebo się wyjaśniło, a słońce
wiosny w oka mgnieniu prawie osuszyło rozmiękły step.
Wyszedłem z jurty rozpatrzyć nasze okolicę. O jakże
pusta, nudna, bezdrzewna!.. Gdzieniegdzie tylko ko-
lące krzaki karagajniku^ i siniejący w dali Dżelbige-tau
urozmaicały tę pustynię ; ale jeżeli widok nieożywio-
nej niczem *natury naprowadzał tęsknotę , za to z dru-
giój strony, tłum Kirgizów przybyłych z sąsiedzkich
aułów, odpędzał smutne myśli i nieskończenie mnie
zajmował.
Powodem tego zgromadzenia się Kirgizów była
sprawa, dla którój właśnie tu przybyliśmy, a którą
opowiem ci w krótkości :
Kilku Kirgizów, w imieniu własnćm, jakotóż czter-
dziestu pięciu swych spółbraci, podało prośbę do po-
granicznego naczelnika, uskarżając się : iż Bijseke,
z tytułu rządzcy włości , gnębi ich i uciemiężą , i do-
magali się aby na miejsce jego pozwolił wybrać star-
szynę Kojczubaja. Pograniczny naczelnik, chcąc się
przekonać o słuszności tych skarg, poruczył Wiktorowi
wniknąć na miejscu w istotę rzeczy i zwrócić szczegól-
niej uwagę na to : azali te skargi nie są wymysłem
Kojczubaja, który rok temu starał się sam o ten urząd,
lecz większością głosów odepchniętym był od niego.
Sprawa ta zabrała nam kilka dni czasu, albowiem dwa
przeciwne i zawzięte na siebie stronnictwa stanęły do
walki. Obudzone były wszystkie interesa i namiętności.
1. z rodzaju strączkowych, dwa gatunki jego : jeden kwitnie różowo, a drugi żółto.
Używa fti^ powszechnie na opał.
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. tZ
Co chwila występowali mówcy, i niektórzy z tych ste-
powych Demostenesów zachwycali mię swoją jędrną i
pełną energii wymową. Starszyna Toukumbaj i sam
Bijseke, uginaliby swe czoła pod ciężarem laurów,
gdyby żyli w dawnej Grecyi lub Rzymie ; lecz żebyś
miał lepsze pojęcie o tych publicznych rozprawach
wpółdzikieęo ludu, skróślę ci je pobieżnie.
Skoro Kirgizy napełnili naszą jurtę, Wiktor zagaił
posiedzenie stosowną przemową, i opowiedziawszy im
treść prośby podanej pogranicznemu naczelnikowi,
zapytał : « kto* ją układał i pisał? » Wszyscy jednozgo-
dnie zawołali, że autorem jej jest przyboczny sekretarz
Kojczubaja, młody mułła, co ten ostatni potwierdził
wyznaniem, że w rzeczy samój projekt skargi ułożył
podług słów starszyn, którzy na niój wycisnęli swe pie-
częcie, a plebs postawił swe tamgi (znaki rodów, jak
naprzykład + <?□!;, i t. p.) ; na prośbie zaś prze-
pisano] na czysto , sam wyręczył jak pierwszych tak
drugich , kładąc ich pieczęcie i tamgi. W tóm kilkudzie-
siąt Kirgizów, podpisanych na prośbie , wrzasnęło aż
się jurta zatrzęsła, żenię mając najmniejszej pretensyi
do Bijseki , nigdy udanych swych znaków nie stawili
przeciw niemu, i że nawet kilku z nich przed dziesięcią
laty umarło. Po takiój protestacyi, jeden ze starszyn,
człowiek średniego wieku, biódny, lecz szlachetnej po-
wierzchowności , z bystremi i czarnemi jak węgiel
oczyma, imieniem Toukumbaj, który dotąd milczał, nie
mogąc dłużej wytrzymać swego oburzenia i niecierpli-
wości, po kilkakroć splunąwszy i zatarłszy dłonie, po-
wstał, i w zapale najżywszego uniesienia, przypisywał
Digitized by
Google
24 LISTY ZE STEPÓW.
intrygom Kojczubaja całą tę skargę na Bijseke : « Twoja to
sprawka Kojczubaju!.. Tyś to pragnął oddawna zarzą-
dzać naszą włością, lecz my, znając dobrze twoje przy-
mioty, odrzuciliśmy ciebie. . . Dzisiaj clicesz nam gwałtem
narzucić się znowu... byś zasiał między nami niezgodę,
zamącił pokój ludu i sprowadził śledztwo. Z twojćj to
łaski tylu Kirgizów musiało rzucić swoje jurty, swoje
tabuny, dzieci i żony, jechać w czas roboczy z dalekich
aułów; niektórzy nawet przyszli pieszo: wszyscy muszą
znosić trud i głód. Tu się zebrali i objedli biśdny auł,
niemający sam co jeść. Ty to, chcąc koniecznie zostać
naszym ilbilanczym *, latałeś do Omska lizać nogi i
progi pogranfcznego naczelnika Jurtubeka, i Kurba-
naka^. Ty to, za Irtyszem, nie szczędzisz pochlebstw
Rossyanom, a za dwadzieścia rubli kupioną szablę
z felcechem przyczepiwszy do boku i powiesiwszy na
szyi jakiś order drewniany, fanfaronujesz i grasz rolę
wielkiej figury przed Kirgizami... O ineine sigeim!...
Ja twego ojca nieboszczyka.... » Tu posypał się rzę-
sisty grad komplementów, jakich nigdy moje ucho nie
słyszało. Filippika ta sprawiła potężne wrażenie na
umysłach słuchaczów. Toukumbaj wypalił ją bowiem
z całą energią i gestykulacyą właściwą wielkim mów-
com; raz nawet przedrzeźniał Kojczubaja, jak on 'łasi
się przed rossyjskimi urzędnikami , i zakończył ją kil-
kakrotnem : « o murder ! murder ! (plugawcze) . » Po-
czóm odetchnąwszy nieco, obrócił się do ludu i rzekł :
1 . Rządzca włości, Wolostnoj uprawilel,
2. Pierwszy sowietnik pogranicznego rząda ze strony Kirgizów, a drugi tłumacz
przy pogranicznym naczelnika.
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. t5
%
« Mówcież , jakie macie skargi na Bijseke ? » a kiedy
wszyscy milczeli — « Cóż to ! — krzyknął — czy wam
pyski tezekiem (gnojem) pozalepiał Kojczubaj? Gadaj-
cie ! » Tu starszy wiekiem odezwał się : (( My kontenci
jesteśmy z Bijseki i nie clicemy innego ilbilanczy. »
Kojczubaj zaś, zgromiony piorunującym napadem ste-
powego trybuna, widząc, iż nikt nie podtrzymuje jego
strony,, rumienił się tylko, co cliwila odstrzeliwając się
nieustannem w ustach Kirgiza : « o ineine sigeim. » •
Zwycięztwo jednak przeciwnika jego nie było jeszcze
zupełnśm : wkrótce bowiem na ten plac boju weszło
z pięćdziesięciu Kirgizów, w liczbie którycłi znajdowało
się trzecłi starszyn ze stronnictwa Kojczubaja. Ci wszy-
scy rozwodzili się ze skargami na Bijseke. Powstał
więc straszny łiałas, wszyscy razem wrzeszczeli, aż
trzeba było w7prosić niesforne zgromadzenie za jurtę,
gdzie pod gołem niebem utworzyło koło , w pośrodku
którego zasiadł Wiktor, a obok niego ja, mułła i Kanaj,
który jako sąsiedzkiej włości naczelnik i mąż powsze-
chnie szanowany, grał rolę pośrednika, usiłującego
pogodzić zwaśnione umysły. Tu straszniejsza jeszcze
zawrzała burza : jedni krzyczeli , żądając utrzymania
Bijseki , a drudzy wrzeszczeli domagając się nowego
obioru. Gdy niepodobna było uciszyć wzburzonych fal
tego morza, i gdy naczelnicy partyj oświadczyli, że nie
wszyscy jeszcze Kirgizy są obecni, Wiktor odroczył po-
siedzenie do jutra , a tymczasem oni kazali zarżnąć po
kobyle, każdy ze swojej strony : medyator zaś używał
wszelkich środków aby ich zbliżyć ku sobie. Przyto-
mny tej dyplomatycznej interwencyi uwak-kirejewskiqgo
Digitized by
Google
26 L18TY ZE STEPÓW.
rządzcy, Toukumbaj, znowu tak silnie powstał przeciw
Kojczubajowi , że ten siadł przed nim, zdjął czapkę i
prosił o przebaczenie. Resztę dnia i całe, noc trwały
szumne zgromadzenia i narady, już to pod namiotami,
już po krzakacłi a la belle itoile.
Nazajutrz zaledwie około południa można było zacząć
posiedzenie, gdyż lud pokrzepiony smacznymi kąskanli
bićdnycli kobył, spał jak zabity. Utworzyło się. znowu
ogromne koło, lecz już z samych tylko stronników
Bijseki; przewódzcy bowiem przeciwnej partyi, zmiar-
kowawszy, iż większość nie jest na ich stronie, posta-
nowili wystąpić ze swemi skargami później osobno.
Całe koło jednogłośnie wrzasnęło : a My kontenci z Bij-
seki ! on nasz dobroczyńca ! chcemy go mieć i nadal ! »
A chociaż większa część ich figurowała na prośbie za-
niesionej przeciw niemu, wszyscy jednak oświadczyli,
że podpisy mimo ich wiedzy i woli uczynione zostały.
Wezwany sztats-sekretarz Kojczubaja, autor rzeczonćj
prośby, okropnie się zmieszał, gdy Toukumbaj, wpro-
wadziwszy go w koło, podprowadzał ku wielu Kirgi-
zom , i z groźną miną i zaiskrzonym od gniewu wzro -
kiem, zapytywał : « Znasz ty tego?... znasz ty tego?... »
A on, nietylko że ich nie znał, lecz pierwszy raz w ży-
ciu widząc przedstawione sobie facyaty, nie mógł wy-
mienić ich nazwisk. Biśdak zapomniał w gębie języka,
a gdy mu jeszcze Wiktor zrobił maleńką uwagę , że
takowy jego postępek, na zasadzie takiego to paragrafu
prawa... pachnie karabinem, który mu będzie trzeba
dźwigać całe życie, ledwie zdobyć się mógł na tę słabą
obronę, iż temu wszystkiemu winni starszyny, którzy
Digitized by
Google
fcIST CZWARTY. Tl
mu pisać prośbę i kłaść tamgi kazali. Bijseke, w upo-
jeniu radości, cKodził wokoło zgromadzonego ludu,
ściskając ręce każdego, jak niejeden nasz marszałek,
obwołany na drugie trzy lecie.
Kiedy to się działo, po drugićj stronie naszój jurty
utworzyło się koło, czyli raczćj kółko, złożone z samych
politycznych przyjaciół Kojczubaja. Na czele ich stał
Eraty, starszyna, zawzięty przeciwnik Bijseki , młody i
nadzwyczaj przystojny mężczyzna. Daremne wszakże
były jego usiłowania, by ważniejszem jakiem oskarże-
niem , mającćm za sobą pozór słuszności , obciążyć
Bijsekę. Wszystkie pretensye, jakie to kółko objawiło,
były bezzasadne i widocznie wymyślone; najgłówniej-
sza : « my go nie lubimy. » Tymczasem pośrednik Ka-
naj chodził poważnie ze słowami pokoju i zgody, od
jednego do drugiego koła : co chwila zdawało się, że
mir nastąpi, ale co chwila przewódzcy burzyli się i
przypominali sobie daWne nieukontentowania. Jeden
drugiemu robił tysiączne przygryzki i wymówki, a gdy
te wyczerpane zostały, Kojczubaj zaczął pysznić się
swoimi przodkami : przybrawszy czupurną minę pawia,
chwalił się, iż wiele zrobił przysług Padszy (cesarzowi) ,
jak naprzykład, że na zarzecznej stronie, gdzie zwykle
koczuje, postawił młyn; że dawał siano kozackim ko-
niom ; że pomagał nieraz pieniędzmi wieśniakom i ko-
zakom. Na takowe przechwałki, parsknąwszy od śmie-
chu Bijseke, rzekł : «0 Kojczubaju! ojciec twój jadł
tezek rośsyjski, a mój łapał i jadł surki ^; dajmy więc
1. Aretomys mus^ podobno.
Digitized by
Google
48 MSTY ZE STEPÓ\V.
pokój prochom naszych ojców, a pomówmy raczej o
sobie. Kiedyś ty jeszcze był w pieluchach, ja kradłem
już konie i u mnie je kradli : mój ojciec nie miał nic, a
ja mam teraz tysiąc koni i kraść przestałem ; ale naby-
cie ich kosztowało mię dużo trudów, niebezpieczeństw
i narażania życia. Kiedy ty, wożąc dlaRossyan sosnowe
kłody, możeś zaledwie dostał gałęzią po twarzy, ja mój
łeb sto razy nadstawiałem żelazu. Nie w jednój byłem
bitwie. Patrz na moje blizny, wszystkie od ajbałty*.
Zasłużyłem sobie na sławę u Kirgizów i dzisiaj jestem
ich naczelnikiem. Zapytaj na tej stronie Irtysza, kto sil-
niejszy, kto śmielszy odemnie ? Twoje przysługi okazane
Padszy są śmiesznością. Jeżeliś młyn wybudował, sam
masz korzyść z niego ; jeżeliś dał jakie -dwadzieścia
funtów siana dla kozackich koni , nie wielka to szczo-
drota; a jeżeli robisz jakie przysługi Rossyanom, robisz
je obcym, którzy i od swoich mają pomoc : ja zaś robję
swoim, którym nikt nie pomaga. » Tu obróciwszy się
ku nam, rzekł : « Widzicie mój lud ! moich sans-cullo-
tów obdartych, obszarpanych ; czy żyliby oni , gdyby
nie ja? Widzieliście lud Kojczubaja ! biódny, głodny !...
kto go karmi?... nikt! Zapytajcie kogo chcecie od Se-
mipołatyiiska do Buchtarmy, kto Bijseke?... Wszyscy
mię znają; wszyscy powiedzą, że dostatkiem moim
dzielę się ze swoimi.... Mogą powiedzieć : « Bijseke
złodziej ! » ale powiedzą także : « Bijseke poczciwy 2,
Bijseke człowiek ludzki, dobroczynny!...)) Osądźcież
1. Siekiera na dłagićj rękojeści, broń używana w barancie.
3, Jak się podoba : poczciwy zloddO?
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. 29
teraz, kto większą fobi przysługę Padszy : czy ja, który
mu płacę z tysiąca koni 350 rub. as. jesaku ; czy ja,
co karmię Kirgizów, którzy są jego poddanymi i dzięki
mojej pomocy, płacą mu także jesak : czy Kojczubaj
swoim młynem i sianem? » Zamilkł... i tylko kilka:
«o ineine sigeim!... » coraz słabiój rzuconych swemu
przeciwnikowi, doleciało do naszycłi uszu ; lecz gdy ten
odezwał się, źe i on , jak to mówią : nie wyleciał sroce
z pod skrzydła, że on bywa w gościach u kozackiego
pułkownika, że go dobrze przyjął jenerał, że ma t)d
księcia w podarunku fajkę z cybuchem... Bijseke przer-
wał mu z zapałem : « Ściskaj się, obejmuj, brataj z twoimi
pułkownikami, jenerałami, książętami ; ja jestem Kirgiz
i chcę nim być zawsze ! » Nareszcie, obróciwszy się do
Wiktora, rzekł : « Ty ! albo mi wypuść krew, tak, ażeby
żadna kropla nie pozostała w żyłach , albo zedrzyj skórę
z Kojczubaja, tak, ażeby na nićj szerść nie rosła ; ina-
czćj nigdy nie będzie ładu ! » Po tej energicznej pero-
rze , ugruntowanćj na niepochlebnćm wcale dla mego
towarzysza przypuszczeniu, że można jego trybunał
zamienić w warsztat katowski, Kanaj poważnym głosem
przemówił: ((Słuchajcie... ja nie jadłem nigdy barana
u ciebie Bijseke ! Nie ugaszczałeś i ty mnie w swojćj
jurcie Kojczubaj u! Jestem tylko jako sąsiad, życzliwy
wam obu i pragnę waszśj zgody ! Czego się kłócić !
Wasza kłótnia przywiedzie was do zguby!... » Korzy-
stając z okoliczności, Wiktor przytoczył im powiastkę
o umierającym ojcu, kłóry, przywoławszy swoich sy-
nów, dawał każdemu z nich z osobna po pałeczce do
łamania, -co oni z łatwością uskutecznili; lecz kiedy
Digitized by
Google
30 LISTY ZE STEPÓW.
później dał im kilka razem , żaden z nich złamać nie
mógł, i z tój powiastki wyciągnął sens moralny. Barwa
jój w duchu azyatyckim , wielkie wrażenie zrobiła na
Kirgizach : przymówienie się Wiktora przyjęli z aplau-
zem, krzycząc : « barekieldy ! barekieldy ! ^ » a Bijseke,
chcąc zapewne w podobnyfn guście wystąpić , powol-
nym głosem rzekł : « Ja i Kojczubaj narzuciliśmy każdy
swą wędkę do studni... Oba siedzimy teraz nad jćj
brzegiem... czas pokaże kto z nas wyciągnie szczu-
paka!... » Na pytanie nasze co ma znaczyć ta studnia
i wędka? odpowiedział : « Studnią jesteś ty, Pulkun-
dyku ! (pułkowniku, bo tak Wiktora tytułuje Kirgizy) ,
a wędką pograniczny naczelnik ! » Jakkolwiek ta ale-
gorya wydała się mi zanadto ciemną i głęboką (może
dlatego szczególniej, żem nigdy w studni nie widział
sczupaka) , dziwnie wszakże podobała się słuchaczom ;
obsypali ją oznakami swego zadowolnienia, i mówca,
wracając na swoje miejsce, miał zaszczyt, równie jak
Thiers lub Guizot, po zejściu z trybuny, otrzymać po-
winszowania, nietylko swych zwolenników, ale i op-
pozycyi ^.
Myślałem, żejuż koniec sprawie, gdy wtem z płaczem,
jękiem i rozczochranemi włosami, wpadła do jurty stara
Kirgizka, straszna jak Megera, zanosząc skargę na
Bijseke, iż robotnik jego Bajzan, z natchnienia swego
pana, porwał jśj, wśród dnia białego, sauklę^ i fan-
1. Wybornie ! dobrze I
2. Wieczna fraza da JowrfKal des Dibats*
S. Ubiór damski na głowę , w kształcie głowy cukru, niekiedy dwa i trzy tysiące
baranów kosztujący, osypany drogi^ml kamieniami, perłami i monetą złotą.
Digitized by
Google
LIST CZWARTT. 34
zową koszulę*. Dla przekonania się o rzeczywistości
tej skargi, wprowadziliśmy kilkadziesiąt Kirgizów,
w liczbie ich posadziwszy Bajzana, wezwaliśmy j^ ażeby
go ukazała. Baba nasza, obszedłszy kilka razy koło, wy-
bfała kogo innego , wcale niepodobnego do Bajzana ,
mówiąc wszakże : « oto jest Bajzan , który mnie ogra-
bił! » I gdy tę wiedźmę wszyscy, a nawet, acz z wiel-
kiem swojóm upokorzeniem, przeciwnicy Bijseki, zape-
wniali że się myli, usprawiedliwiała się tą, dziwną
racyą , iż musiał przemienić chałat , kiedy go poznać
nie mogła. Bijseke chciał jeszcze dowodzić , że ani jśj
prababka saukli i fanzy nie posiadała, lecz nie miał
zręczności popisać się. ze swoją elokwencyą , albowiem
skonfundowana prawnuczka opuściła forum, narzekając
na niesprawiedliwość ludzką.
Kiedy więc i ten środek , użyty jak widać tylko na
zasadzie : « gdzie djabeł nie pomoże tam poślij babę, »
nie mógł obwinić Bijseki, Kojczubaj uroczyście oświad-
czył, iż na znak zgody chce z nim zamienić swój cha-
łat; na jakową propozycyą, gdy przystał i Bijseke,
oba zrzucili z siebie chałaty, i ten szczególny traktat
przymierza cisnąwszy na nasze głowy, prosili abyśmy
go przyjęli na pamiątkę tak ważnej chwili ; lecz kie-
dyśmy się wymówili od spełnienia ich prośby artyku-
łem prawa « o wziatkach, » każdy z nich włożył na siebie
chałat swego przeciwnika, i owa walka stronnictw skoń-
czyła się na tem, iż dwaj naczelnicy częstowali się ku-
mysem z jednego naczynia, i znowu dwie biedne klacze
1. Fanza, Jedwabna chińska tkań.
Digitized by
Google
3St LISTY ZE STEPÓW.
padły pod rżeźniczym nożem dla ugoszczenia zgło-
dniałój gawiedzi. My zaś, opisawszy cał^ historyk,
przedstawiliśmy j^ « po porjadku. » Kto wyciągnie
szczupaka, zdaje się rzecz niewątpliwa. Tymczasem,
dla dopełnienia twego wyobrażenia o moich bohate-
rach, przytoczę jeszcze kilka szczegółów, które zarazem
ukażg, ci niektóre rysy z kirgizkiego życia.
BijSeke i Kojczubaj, jako kurdasze, to jest : rówie-
śnicy, jednolatki, byli kiedyś wielkimi przyjaciółmi, i
nieraz w młodości swojej jeździli razem na barantę.
Kurdaszom wolno jest gadać sobie nawzajem wszelkiego
rodzaju największe głupstwa, za które żaden obrażać
się nie ma prawa; lecz gdy ambicya Wlazła im*obu-
dwóm w głowę i każdy z nich zapragnął być rządzcą
włości , nienawiść zapaliła swoją pochodnię w brater-
skich dotąd sercach do tego stopnia, że gdy raz spotka-
wszy się z sobą, jeden drugiemu nie szczędził kolących
słówek , Kojczubaj , niepomny na przywilej kurdaszo-
stwa , rozdarł go , płatnąwszy w łeb Bijsekę ajbałtą.
Bijseke spadł z konia, ale powstawszy zbroczony we
krwi, zaprzysiągł zemstę, którśj skutków niejednokro-
tnie już doznał jego przeciwnik i która, pomimo dzisiej-
szej zamiany chałatów,. wy da zapewne, przy najmniej-
szym zdarzeniu, krwawe swoje owoce, tćm bardziej,
iż obadwa są dumni i gwałtownego charakteru. Bijseke
opowiadał nam : że mając lat szesnaście, gdy kradł
jeszcze konie, jak to robią wszyscy jego ziomkowie za
młodu, poczytując to sobie za rodzaj odznaczenia się i
ćwiczenia w rycerskiśm rzemiośle , złapany został wśród
cudzego tabunu. Przywiązany potom, czyli raczśj roz-
Digitized by
Google
LIST CZWARTY. 33
pięty na kieregach^ jurty, tak był zbity zprzodu i
ztyłu, iż nie wyobraża sobie aby kogo kiedy okropniej
bito , i nie pojmuje, jakim cudem Ałłach zostawił go
przy życiu. Pomimo jednak tśj operacyi, szerokiój rany
jak^ mu zadał Kojczubaj i mnóstwa blizn świadczącycli
o jego potyczkacli na stepie, zdrowie jego nietylko nie
szwankowało, lecz owszem siły całe rozwinęły się do
tego stopnia, że słynie za Herkulesa w ajaguzkim okręgu.
Straszne to kiedyś będzie jego spotkanie z Kojczuba-
jem, zwłaszcza, że ten lew umie czasami przyczaić się
lisem. Jakoż mówił nam : że pewnego razu przyjechało
do niego dwóch Kirgizów z żądaniem, aby im wyna-
grodził za dziesięć koni ukradzionych. On, jak twierdzi,
czując się w tym razie niewhinym, nie chciał płacić za
cudzą kradzież. Ci,. widząc jego upór, zaproponowali
mu, aby jechał z nimi na dżygunę, tojest sąd bijów.
Niewinny mój baranek chętnie zgodził się na to ; ale
powiada : « Pomyślałem sobie : dam ja wam dżygunę. »
Siadł na koń, i wziąwszy z sobą towarzysza, wyr^iszył
w drogę , lecz jadąc mimo^ niogiły sławnego niiegdyś
bija Tany, na którego mądrych i sprawiedliwych wy-
rokach wszyscy przestawah, wstrzymał konia, zsiadł, i
wszedłszy na mogiłę, wezwał jednego z obżałowanych
aby mu podał swą rękę , co w duchu kirgizkich zwy-
czajów miało znaczyć, iż wzywa go , aby uroczyście
przysiągł nad martwćmi zwłokami leżącemi pod nimi ,
iż on wistocie a nie kta inny ukradł konie u niego. Głupi
Kirgiz dał się uwieść temu zaproszeniu, podał mu rękę,
1. Kratki drewniane, stanowiące doluą czaić jurty.
Digitized by
Google
34 LIs^TY ZE STEPÓW.
któi^ Bijseke ścisnąwszy w swoje żelazne kleszcze, ka-
zał tymczasem towarzyszowi swemu łupić go kamczą
(bizunem) . Na wrzask jego, pozostały na koniu Kirgiz
drapnął z placu co mu sił stało, a zbity na gorzkie jabłko
oskarżyciel Bijseki, na wieki zaponiniał o dży gunie i o
swycłi dziesięciu koniach.
Lecz dosyć już nieskończonej gawędy, które, pisać
muszę na kolanach, jak wódz jaki redagujący swój
raport z pola bitwy. Nieprzywykły do tego nowego
dla mnie stolika, czuję się zmęczonym, jak Ranaj, kiedy
wysiadł z naszego powozu ; muszę pokrzepić siły spo-
czynkiem, a zatem bądź mi zdrów.
Digitized by
Google
List PIi\TY. 35
Kak (uroczysko), 23 maja. (Do brała.)
Kochany January ! Nim opuszczę auły Akimbet-Kire-
jów, wpośród których czas daleko znośnićj mi upływa
niżeli w Omsku, biorę raz jeszcze pióro do ręki, by ci
przesłać braterskie uściśnienie i pomówić z tobą o
otaczających mnie przedmiotach.
Kirgizy tutejszego okręgu od miesiąca już zgórą
rzucili swoje kystawy, tojest koczowiska zimowe. Nie-
masz dla nich przyjemniejszego dnia w całym roku, jak
ten , w którym , po kilkomiesięczn^m spoczywaniu na
jednśm miejscu, mogą przymarzłą do ziemi swoją jurtę
włożyć na garby wielbłąda, i z całym swoim dostatkiem,
ze wszystkiśmi sw^mi stadami koni , owiec i kóz, roz-
począć tę ciągłą wędrówkę, co się kończy dopićro aż
za nastaniem śniegów i mrozów.
Digitized by
Google
36 LISTY ZE STEPÓW.
Dzień ten jest dla nich dniem szczęścia i powszechno]
radości.
Smutny dot^d, nudny, okopcony dymem tezeku Kir-
giz wsiada z wesołem licem na swego najlepszego bie-
guna, i z dzielna miną wywija na nim wpośród tabunów
występujących w pochód.
Osmalona jego połowica przy nieustannie płonącem,
jak nasz stary Znicz, ognisku, stroi się w najokazalszy
chałat, w najbogatszą swoją sauklę, i jak karawanbasza
prowadzi za sobą szereg wielbłądów, dźwigających na
swych grzbietach ruchomy dom Kirgiza, wszelki sprzęt
jego i dostatek.
Dziewczęta rade, że się wydobyły z pod okopconego
sklepienia jurty, gdzie ich wdzięki więdniały jak kwiaty
w ukryciu, rozpuściwszy na wiatr liczne sploty swych
kruczych włosów, na zwinnych harcują rumakach pod
przestronnym sklepieniem niebios.
Dziarska i swawolna młodzież, nieobojętny wzrok
topiąc w czarne .oczy swych towarzyszek , puszcza się
z nićmi na wyścigi ; lecz niełacny tryumf, bo hoże
Amazonki pędzą po stepie jak strzały, i bolesny cios
kamczy, częstokroć spadły na twarz, oddala najzu-
chwalszą pogoń.
Drobna dziatwa, co w czasie silnych mrozów leżała
zagrzebana w popiele, uśmiecha się , krzyczy radośnie
i wyglądając z kołysek przywiązanych do boków wiel-
błąda , zapomina o cierpieniach , jakich doznawała
w tych pieluchach szczególniejszego rodzaju, których
gorące uściski nie jedną pamiątkę zostawiły na jej ciele.
Tabuny wychudłe, wycieńczone po biśdnym karmie
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 37
zimowym, który z wielkim trudem wygrzebywać sobie
musiały kopytami z pod zaspów śniegu, nawalonego
potęgą burjanu ^, różnotonnómi głosy podzielają radość
swych panów.
Pies nawet, to wzgardzone i najnieszczęśliwsze stwo-
rzenie u Kirgiza , co za wierne usługi często dni kilkp.
i kości nie widzi , ochoczo bieży za stadem, marząc o
myszach polnych, swojśm zwyczajnćm pożywieniu,
Jednóm słowem : pierwsze to wyruszenie z miejsca
na wiosnę , jest niejako zmartwychwstaniem Kirgiza ,
odrodzeniem się Fenixa z jego popiołów.
Sam step, którego dotąd głuche milczenie przerywał
tylko czasami przeraźliwy świst zawieruchy, nagle na
wszystkich punktach się ożywia ; bo po niezmierzonej
jego przestrzeni rozlega. się wszędzie uroczysta nuta
pieśni kirgizkiój.
Masz więc słaby zarys koczówki pasterskiego ludu.
Włość, którój dziś gośćmi jesteśmy, koczuje już od
czasu opuszczenia swoich zimowisk na trzecićm miej-
scu, i zajmuje w tśj chwili obszar kilkudziesięciu wiorst,
ciągnący się po obu brzegach Czaru. Korzystając z chwil
wolnych od zatrudnień, zwiedzałem pobliższe auły, .by
się lepiśj zapoznać z tem życiem tak rożnem od na-
szego, z życiem, które wyobraźnia moja malowała sobie
w najpiękniejszych barwach. Ale nie wszystko złoto,
co się świeci zgóry! W każdćj jurcie spodziewałem się
znaleść szczęśliwych pasterzy Arkadyi... niestety !
rzadko w którój nie spotkał wzrok mój smutnych obra-
1. śnieżna zawierucha.
Digitized by
Google
38 LISTY ZE STEPÓW.
zów nędzy i chorób trapiących biedną ludzkość. We
wszystkich prawie czarnych jurtach (bo majętniejsi
mieszkają w białych) Yebra i straszniejsza od niej syphilis
liczyła swoje ofiary , a dotknięte nią osoby obojój płci
wyglądały jak widma lub szkielety ; na dzieciach ospa,
krosta, wrzody : i wszystko to własną tylko siłą musi
pasować się z cierpieniem, bo nauka Eskulapa, złożona
tutaj w ręku głupich i zabobonnych buksów ^, podaje
środki ratunku po największej części nacechowane
piętnśm szarlatanizmu i guślarstwa. Serce się rozdziera
na widok tylu męczenników wołających o pomoc. Na
szczęście nasze, niektórym z nich mogliśmy przynieść
ulgę. Wiktor bowiem, mając z sobą zapas proszków
emetyku, chiny i jalapy, kilku chorym na febrę dał je
do zażycia, nakazawszy zachowanie najściślejsz(5j dyety,
a niezepsuta jeszcze natura tego ludu naszćmi wy-
myślnemi pokarmami , przyłożyła się dzielnie do zwal-
czenia choroby.
Na wieść o tych cudownych lekarstwach mego im-
prowizowanego Hipokratesa, zbiegały się tłumy chorych
z okolicznych aułów. Przywożono ich na koniach, kro-
wach, wielbłądach, a najsłabszych na dwukołowych
taradajkach, arbami zwanych. Wszyscy prosili o te
proszki , co większy skutek przyniosły niż modlitwy
mułłów i zaklęcia buksów ; uzdrowieni zaś składali swe
dzięki w najczulszych wyrazach. Mąż nawet jednśj
miodśj i wcale nieszpetnćj kónwalescenłki, posunął do
tego ^stopnia uczucie wdzięczności , żp na wyjeździe
1. Hodzuj szamanów, guślHizy.
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 39
W drogę żegnając się z nami i dziękując Wiktorowi za
pomoc okazaną żonie, prosił, aby w czasie nieobecności
jego, nie robił sobie żadnćj ceremonii i raczył go zupeł-
nie zastąpić.
Ta wielka liczba cborycłi na febrę niczem jest atoli
w porównaniu z syfilityczną zarazą, którśj straszne spu-
stoszenia ciągle się nam nasuwają przed oczy ; zresztą
febra, jak nas zapewniano, grasuje tu tylko z po-
czątku wiosny; latem zaś sam wpływ powietrza, rucłi,
kumys, uwalniają od niśj cłiorego i bez pomocy lekar-
skicłi środków; lecz ostatnia, nie znajdując żadnego
tiamulca, rozwija się swobodnie, okropnie i bez względu
na pory roku, wiek i płeć, zatruwa jadem swoim całe
rodziny. Buksy wprawdzie, postawiwszy w trójkąt parę
kieregów i nakrywszy je wojłokiem, sadzają pod nim
chorego i podkurzają go cynobrem; ale ta kuracya
ledwie nie tyle pomaga co umarłemu kadzidło. Na ospę,
od którśj mnóstwo ofiar pada co rok, żadnego środka
nie z«a kirgizka medycyna, a wielki wynalazek Jen-
nera straszniejszy dla nicłi jeszcze niżeli sama choroba,
gdyż wprowadzeniu jego w praktykę przesąd stawia
njezwalczoną tamę. Kogo jad ospy owionie, może po-
żegnać się z tym światem ; odłączony bowiem od zdro-
wych , żadnego od nich nie doznaje ratunku : krewni
uciekają od niego jak od zapowietrzonego, i jeśli kto
z litości przyniesie mu pokarm lub napój, to stawia go
zdaleka. Nieszczęśliwy więc pacyent musi ginąć nie-
ochybnie, jeśli go sam Ałłach nie ocali. O krostę zaś
błyszczącą prawie na każdćmręku, Kirgizy tyle dbają,
co my o piegi. Lecz dosyć już tych smutnych obrazów,
Digitized by
Google
40 LISTY ZE STKPÓW.
Z któremi co chwila spotykałem się* zwiedzając obszar-
pane, podziurawione jak rzeszoto, pozbawione zgoła
wszelkicłi wygód mieszkania uboższej klasy tutejszycłi
Kirgizów. O klasie bogatszej na ten raz nic nie po-
wiem, gdyż nie miałem zręczności zajrzćć pod jśj białe
jurty : raz, że icłi tu kilka zaledwie błyszczy wśród
mnóstwa czarnych; powtóre^ iż etykieta nie pozwala
nietylko kafyrowi (niewiernemu), jak ja, lecz nawet
rodakowi wejść do jurty Kirgiza grającego rolę dżen-
tlemana, nie będąc wprzód zaproszonym od niego.
Dżataki (to jest biódaki) jak wszyscy biedni na świecie,
nie przestrzegają tak ściśle prawideł etykiety; tój to to-
lerancyi obowiązany jestem, że widziałem (jakkolwiek
mię to bolało) , kirgizką biedę w całćm znaczeniu tego
wyrazu, powiększoną jeszcze w oczach moich na widok
pokarmów, jakichby im żaden pies twój nie poza-
zdrościł.
Przedostatniej nocy, barantarze napadli znowu
na tabun pasący się w blizkości naszego stanowiska.
Krzyki : Aj ! gaj ! Abłaj ! Abłaj ! 2 jednój, i wrzask pa-
stuchów z drugiej strony, postawiły wnet na nogach
całą ludność aułu, która dopadłszy koni poprzywiązy-
wanych na wszelki wypadek do jurt, puściła się na
plac wrzawy; lecz nim nań zdążyła, już najezdnicy
odbili ośm koni i korzystając z ciemności nocy, popę-
dzili z sobą. Ostatnia noc przeszła spokojnie; ale
(jeżeli słuszny domysł naszego gospodarza) dlatego
jedynie, że wczorajszego dnia deszcz padał : ergo, banda
złodziejów krążąca w tej chwili po okolicy, miałaby
wielką trudność przebywać na swych zmęczonych ko-
Digitized by
Google
LIST pijyT-y. 41
niach grzęzkie moczary, a co gorsza, zostawiłaby na
nich wyraźne ślady , któreby ją, zdradziły i dały mo-
żność wytropić. Niebezpieczeństwo wszakże wisi nad
nami. Tylko co na spoconym koniu przybiegł Kirgiz,
który przed kilkę godzinami najecłiał trafunkiem na
czterdziestu zgórę barantarzy leżących w dolinie,
niewięcej jak o dwadzieścia wiorst od nas. Wszyscy
uzbrojeni w dzidy, i czterech z nich długo pędziło za
nim. Kształt siodeł każe wnosić, że ci rabusie są Basen-
tyńcy, z bajanaulskiego okręgu. Bijseke, spodziewając
się ich napadu, rozesłał ha wszystkie strony podjazdy,
kazał być w gotowości sąsiednim aułom; a my, ze
swojej strony, przedsięwzięliśmy środki ostrożności.
Życzyłbym sobie bardzo być świadkiem tśj nocnój
walki, która, podług opowiadania Wiktora, przedsta-
wiać ma najdoskonalszy obraz piekła ż całym rykiem i
wrzaskiem wściekłych jego obywateli. Niecierpliwie
oczekując nocy, tymczasem rzucam pióro i nabijam
broń.
34
Banda stepowych korsarzy musiała zwąchać proch
wsypany do moich pistoletów pod ołowiane kulki, kiedy
i tśj nocy nie objawiła żadnych nieprzyjaznych poku-
szeń. W oczekiwaniu jednak co chwila napadu , by-
liśmy sur le qui vwe ! przepędzając czas na gawędce
z Kirgizami, którzy obsiadłszy dokoła ognisko, nie
szczędzili nam pytań w różnych przedmiotach. Wiktor,
Digitized by
Google
ii LISTY /E STEPÓW.
znający wybornie ich język, musiał na wszystko kate-
gorycznie odpowiadać^ a odpowiedzi jego słuchane były
jak wyrocznie i przyjmowane z największym aplauzem,
wśród nieustannych wykrzykników : « Oj ! boj ! o ap-
permoj!)) Dziwili się oni wszyscy głębokiój jego rti^-
drości i nie mogli pojąć w prostocie ducha, jak taka
masa rozumu i wiadomości może pomieścić się w jednśj
głowie. Lecz^ nic nie zrobiło na ich umysłach tak
wielkiego wrażenia i nie dało tak wysokiego pojęcia
o geniuszu mego towarzysza, jak kiedy, z powodu
wszczętej rozmowy o barancie, przedstawił im dra-
matycznie cały proceder tego szlachetnego rzemiosła :
jakim sposobem Kirgiz zazwyczaj podkrada się do
cudzego tabunu pieszo lub konno; jak, pełzając po
ziemi , przysłuchuje się czy śpią pastuchy ; jak, prze-
konawszy się o ich czujności i lękając się o swoje boki,
rzuceniem w tył poza siebie czapki, naśladuje niby
wzlot dropia lub żurawia ; jak nareszcie, pomimo tych
wszystkich i tym podobnych środków ostrożności i pod-
stępu^ złapany ptaszek gra folę niewiniątka, i't. p.
Scena ta, wykonana po artystowsku i z głęboką znajo-
mością rzeczy , rozśmieszyła do łez najpoważniejszych
Kirgizów, i nie wiem czy który parter na świecie bar-
dziój był zadowolony swoim najulubieńszym aktorem,
jak słuchacze Wiktora. Jeden z nich wykrzyknął :
« Ptłlkundyku ! musiałeś ty sam jeździć na barantę i
kraść konie, albo jesteś czarownikiem, kiedy znasz tak
doskonale najskrytsze tajniki naszego życia stepo-
wego. » Wiktor, nic nie odpowiedziawszy na ten kom-
plement, wstał, i obszedłszy koło siedzące z rozdzia-
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 43
wionśmi gębami z zadziwienia, wskazał palcem na
jednego ze słuchaczy i rzekł : « oto jest złodziej ! On
już nie jednego konia ukradł , i nie jednego jeszcze
ukradnie ! » Gdyby cały firmament niebios ze wszy-
stkiómi swćmi nowśmi i starśmi planetami, kometami i
gwiazdami spacti na głowę tego Kirgiza, nie przeraziłby
go potężniej, jak te niespodziewane Wiktora słowa.
Onfemiał, strucłilał nieborak. Cała publiczność zawrze-
szczała : *« prawda ! prawda ! » a wielki mówca Tou-
kumbaj dodał : « Co nam ukrywać przed tobą , kiedy
ty wiesz co u nas jest , co było i co będzie ! »
Domyślisz się zapewne, że Wiktor oparł swe twier-
dzenie na^ podejrzanej fizyonomii Kirgiza, a traf zrzą-
dził, iż zgadł lepiej, niż to się często zdarzało samemu
Lawaterowi ; wreszcie nietrudno było i zgadnąć, gdyż
każdy z nich prawie jest, był lub będzie amatorem cu-
dzych koników.
Kirgizy jednak innego byli w tym względzie, prze-
konania; nie mogąc bowiem, sobie objaśnić, jakim
cudem człowiek , nie będący sam złodziejem lub cza-
rownikiem , rpoże tak nieomylny stanowić wyrok ,
wpadli na promienną myślj^ że Wiktor udaję tylko ka-
fyra, lecz rzeczywiście jest prawowiernym synem Ma-
hpmeta. Jakoż ^'eden z bijów zaczepił go z tój strony,
mówiąp : « Jak widzisz, wszyscyśmy z tobą otwarci;
przyznaj się Pulkundyku ! że nasza krew płynie w to-
bie. » — « Więcśj wam powiem , śmiejąc się odparł
Wiktor ; moja krew płynie w ostatnim potomku jednego
z najznakomitszych waszych chanów. » — « Jakto?
coto ? » — mnóstwo głosów zawołało ; — a że nadzwy-
Digitized by
Google
44 . LISTY ZE STEPÓS^'.
czajnćj ich ciekawości niepodobna się było oprzeć, mój
.towarzysz opowiedział im następne zdarzenie.
« Czy słyszeliście o Jakóbie, synu chana Nurali? » —
« O któż go nie zna w naszćj hordzie ! » odezwało się
kilka głosów. » — « Otóż, ciągnął dalój Wiktor, za dni
moich młodszych, kiedy los rzucił liinie na stepy Małój
Hordy, poznałem się z Jakóbem. Polubił on rtmie bar-
dzo i nazywał swoim tamyrem ^. Żyliśmy z sobą jak
bracia : co jego, to było moje; co moje, to jego. Było
mu naówczas ze 60 lat i miał dwie żony. Bajbicze^,
stara jak Mohodziarskie góry, i brzyd]^a jak wielbłą-
dzica na skonaniu; lecz za to młodsza, piękna Ajdża-
nym, słynęła w całej hordzie ze swojej krasy. Od Emby
do Tobola nie znalazłbyś piękniejszej twarzy, żywszych
i czarniejszych oczu. Nie szczupły tśż i kałym zapłacił
za nią mój przyjaciel. Bywałem .często u niego, i często
widząc Ajdżanym , pokochałem ją bardziśj jeszcze niż
jej męża : pozyskałem jśj wzajemność ; stary dozorca
żon Jakóba, w czasie jego niebytności, ułatwiał nam
sposobność widywania się ; koniec końców, następstwem
tych rendez-vous był : syn, nanieszczęście tak podobny
do ojca, że Jakób, zobaczywszy go po raz pierwszy,
zaraz rzecz zmiarkował, i niezmiernie oburzywszy się
na swego tamyra , ledwie że nie zabił tony. Po przej-
ściu atoli pierwszej chwili gniewu , uspokoił się i dał
1. Rodzaj braterstwa. Tamyr z tamyrem powinien dzielić się swoim majątkiem,
Jednam słowćm być mu bratem.
2. Pierwsza żona Kirgiza nazywa się bajbicze ; główną rolę gra w rodzinie i n^od-
sze tony są dla nićj z uszanowaniem. Ona w czasie koczówki prowadzi pierwszego
wielbłąda.
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 45
mu imię Biktur. W kilka miesięcy przyjechałem znowu.
Zrazu przyjął mnie kwaśno, i ani słowa nie odpowie-
dział na moje pozdrowienia i pytania ; nareszcie cłiwy-
ciwszy mnie za rękę, pociągnął za sobą do jurty Aj-
dżanymy. Tu skoro próg przestąpił, kazał jej podać
kindżał wiszący nad łożem i groźnym tonem rzekł do
mnie : « Wybieraj ! kogo cłicesz, ażebym z was zabił :
ciebie, żonę, czy waszego syna ! » Nie straciwszy przy-
tomności , powiedziałem mu : « Sułtanie ! ja nie chcę ,
abyś tu kogokolwiek z nas zabijał ; twoje postępowanie
mnie zadziwia , gdyż podejrzenia twoje są niesprawie-
dliwe: dostałeś chyba pomieszania zmysłów. » Straszna
to była chwila : sam myślałem, że już nie wyjdę z jurty ;
lecz czy wiecie, na czóm to wszystko się skończyło ? Suł-
tan, spojrzawszy mi raz jeszcze w oczy, rzekf: « Bądź-
cie spokojni ! ja tylko chciałem się przekonać czyś ty
tchórz, czy nie? Nastraszyłem was, lecz czyliż sądzisz,
żebym zdolnym był zabić ciebie, żonę lub syna? On mi
jest drogi, bo nie mam innego, a życzyłbym tylko, aby
w sercu jego była śmiałość. Teraz pocałujcie się przy
mnie i pamiętajcie, jeżeli mam mieć jeszcze potomków,
warunek : niech tylko nie będą córki. » — Ze łzami
wdzięczności w oczach spełniliśmy jego rozkaz; lecz
z oddaleniem się mojćm^winne strony, zastrzeżenie
względem prokreacyi następców sułtana ptzostało bez
skutku. Tak więc mój Biktur jest teraz ostatnim po-
tomkiem chańskiego rodu Małśj Hordy. W kilka lat
po tśm zdarzeniu widziałem gó, dodał bohater powieści,
lecz gdy malcowi powiedziano , iż jestem jego ojcem,
plunął mi w oczy, i nazwał mnie kafyrem. )>
Digitized by
Google
46 LISTY ZE STEPÓW.
Te i tym podobne rozmowy zabrały nam większa
część nocy. Niezmordowani nasi słuchacze clicieli je
przedłużyć ; lecz gdy sen zaczął kleić powieki, Wiktor
kazaJ zagasić ognisko : Kirgizy rozeszli się, zapadł tun-
duk , nastąpiła głucłia cisza, i tylko w oddaleniu długo
jeszcze dawał się słyszeć śpiew pastucłiów i uroczysty
głos modlitwy : « Ałłach'Akber i Ałłacłi Akber! .
25 maja.
Za kilka godzin opuszczamy Kak. Dziś zrana, o dzie-
sięć kroków od naszćj jurty, z pod nóg mi prawie
wyśliznęła się gadzina , długości z łokieć ; być może ,
iż w nocy nawiedzała i nasze mieszkanie. Kirgizy .po-
wiadają, że icłi tu « nie kupować, » a za sąsiednią górą
ma być tatie mnóstwo, iż kroku nie można stąpić, żeby
nie spotkać się z nićmi. Gadzina, po kirgizku dżiłan.
Są tu wielkie i małe, i te ostatnie mają być bardziej
szkodliwe :'niektóre bywają grubości ręki. Często kąsają
ludzi i t)ydło. Na zapytanie moje, jakich używają środ-
ków przeciw strasznym skutkom ich jadu, odpowiedział
mi jeden Kirgiz : « Najlepszy jest środek wezwać . na-
tychmiast mułłę, aby nad człowiekiem ukąszonym przez
gadzinę, przeczytał : żmijskoje słowo (tak się wyraził
po rossyjsku) ; ranę zaś samą posn\arować końskim po-
,tem i dawać go choremu za napój. Jeśli pacyentem koń,
należy położyć go pomiędzy owcami; ranę nacierać zasu-
szoną gadziną, a po trzech dniach puchUna ustąpi i koń
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 47
wstanie zupełnie zdrowym. Warunek tylko niezbędny,
ażeby gadzina była zabitą ostatniej wiosny, kamczą a
nie czóm jnnćm, i ażeby była pierwszą którą Kirgiz
tój wiosny zobaczy na stepie : dlatego staramy się
zawsze o exemplarz takiej gadziny ; zresztą koński pot
dajemy także pić koniom i bydłu. » Zostawiając oce-
nienie skutków tój kirgizkiój recepty waszym uczonym
medykom, nie od rzeczy będzie zwrócić icli uwagę na
to, że żadna pałka tak rychło nie pozbawia życia ga-
dziny jak kamcza, która, ma się rozumieć, ciągle doty-
kając się konia, wsiąka w siebie pot jego. O tśm zape-
wniają mnie wszyscy Kirgizy i Kozacy. Musi więc
w tym końskim pocie zawierać się jakiś antypatyczny
pierwiastek dla tego stworzenia, który działać może
nawet przeciw jadowitemu ukąszeniu jego. Ale wraca-
jąc do rzeczy, z opowiadań Kirgizów przekonałem się,
że prócz powyższych środków ratunku , uciekają się i
do innych, bezwątpienia skuteczniejszych niżeli « żmij-
skoje słowo )) lub zasuszona gadzina. Tak naprzykład,
gdy raz córka naszego gospodarza została ukąszoną
w rękę, przewiązano ją natychmiast w górze, ranę wy-
palono gorącćm żelazem, a córka we trzy dni wyzdro-
wiała. Było takie zdarzenie u nich : młody jeden chło-
piec spał i śniło mu się, że matka podaje mu kumys i
że on go pije : zbudziwszy się, poczuł nadzwyczajny
ruch w żołądku; nareszcie zaczął uskarżać się, że dżi-
łan krąży w jego wnętrznościach. Dano mu krowiego
masła, herbaty, i jak zapewniał mnie sam ojciec nie-
boraka, nazajutrz gość nieproszony wyszedł.... Nie tak
jednak szczęśliwą była dziówka z sąsiedzkiego aułu,
Digitized by
Google
48 LISTY ZE STEPÓW.
którą także w czasie snu nawiedziła gadzina. Po uży-
ciu rzeczonego środka, przez dwa dni nie było żadnego
skutku; nakoniec w cłiwili, kiedy, prócz małego dzie-
cięcia, nikt nie znajdował się w jurcie, gadzina poka-
zała swą "głowę z pomiędzy ust cierpiącśj i zaczjgła
wycłiodzić powoli ; na nieszczęście dziecię na ten wi-
dok krzyknęło; gadziąa się zlękła, schowała się na-
powrót, i ukąsiwszy biedną dziewkę, odebl-ała jej
wkrótce życie.
Środek ostrożności, jaki Kirgizy przedsiębiorą zwy-
czajnie przeciw żmijom i wężom, by nie zacłiodziły do
ich mieszkań, jest bardzo prosty : bierze się arkan
spleciony z szerści i końskich włosów; im nowszy tern
lepszy, jako nie obtarty, i opasuje się nim jurta wokoło.
Gad, bojąc się ostrych kolców powrozu, cofa się od
tego zaklętego koła i zostawia człowieka w pokoju.
Jak bocian, Kirgiz ma sobie za święty obowiązek
oczyszczać step. Nigdy on nie przepuści gadzinie; jeśli
ją spotka , choćby miał najpilniejszy interes, zatrzymuje
się i zabija kamczą. Jeśli przypadkiem nie ma tój osta-
tniej z sobą, dopóty szuka pałki , póki nie znajdzie ;
wraca z nią w to miejsce gdzie zoczył swoją ofiarę, i
odszukawszy, najczęściej przytrzymuje ją palką, tak,
aby głowę podniosła do góry : wtedy w rozdziawioną
gębę wsypuje szczyptę tabaki, od którój gadzina ginąć
ma niezwłocznie.
W tej chwili weszła żona naszego gospodarza wraz
z kilką kobietami i całą swoją drobną rodziną. Powin-
nością płciżeńskiej jest zdjąć jurtę i opatrzyć czy wszy-
stko w całości. Po raz pierwszy mieliśmy honor oglądać
Digitized by
Google
LIST PIĄTY. 49
te damy ; oprócz samśj gospodyni , imieniem Nurczy,
dość przystojnśj, reszta wyglądała jak grzech śmier-
telny. Rozmawiały z nami swobodnie i były sobie bez
żadnćj ceremonii ; acz mówiąc prawdę , nietyleśmy je
zajmowali , ile nasze rzeczy. Łóżka żelazne najbardzidJ
ściągnęły na siebie ich uwagę, i one to w szczególności
dały im powód do różnych konceptów, nader lekko ot)-
winiętych w bawełnę, z których śmieli się ich mężowie,
a my jeszcze bardziśj.
Bądźcie zdrowi, bo już eskorta nasza siada na koń,
i Amantaj czeka na kałamarz, by go schować do
arby.
Digitized by
Google
60 LISTY ZE STEPÓW.
VI
Ajaguza, 28 xną)a. (Do brata.)
Kochany bracie ! Dnia 25 o godzinie jedenastój zrapa
opuściliśmy uroczysko Kak wśród błogosławieństw Kir-
gizów, którym china, jalapai emetyk Wiktora przywró-
ciły zdrowie. Ilbilanczy, z licznym orszakiem swycłi
podkomendnych starszyn i ludu , przeprowadził nas
konno kilka wiorst. Wszyscy wyrażali sw^ wdzięczność
za uprzejme z nimi obchodzenie się, i przy pożegnaniu,
nie było końca ściskaniem rąk i życzeniom szczęśliwej
podróży, rozpoczynającśj się niebardzo pomyślnie dla
nas ; albowiem wiatr chłodny, buszujący tego dnia po
stepie , ostrym żwirem raził twarz i oczy, a tak był
gwałtowny, że ledwie można było usiedzieć na koniu.
Jak na dobitkę tćj atmosferycznej wrzawy, dostał mi
się ajhyr (ogier) z pok^san? mord^ i pokaleczonym,
nosem, świadczącśmi wymownie o jego dzielności i
częstych walkach z towarzyszami swómi. Ten to prze-
Digitized by
Google
LIST SZÓSTY. 51
klęty ajhyr, zaledwie gdzie zoczył pasący się na stronie
tabun, natychmiast rżał, rwał się , pienił i chciał gwał-
tem , ażebym z nim leciał złożyć hołd płci pięknój jego
rodzaju ; lecz przekonanie o obowiązku nieodstępowania
od swój karawany , mocno z dzieciństwa wkorzenione
w umysły kirgizkich koni , bardziej zapewne niż moje
słabe siły, nie dopuściło go do żadnych szkodliwych
dla bezpieczeństwa mojej persony excesów. Więcój
nawet powiem, że pomimo swych romansowych zalo-
tów i wybryków gor^cój krwi, wkrótce zasłużył u mnie
na najwyższy szacunek i niewygasłe wspomnienie.
Zaledwieśmy wyminęli koczowiska Ajkimbet-Kirnie-
jów, szaleniec mój, zamiast dolin ożywionych obecności?
stad wesołych, widząc przed sobą samotną tylko pusty-
nię, puścił się ze mną w głąb' jej z sercem bohatera
rzucającego swoją kochankę, by spieszyć na boje, i nie
tak nagle przed arabskim rumakiem Farysa ustępo-
wały z drogi lasy i góry, jak przed kirgizkim ajhyrem
znikał step nieobjęty okiem. Nie wstrzymywał go ani
wzdęty kilkodniowym deszczem mętny nurt Czaru , ani
Dżelbige-tau ze swojćmi dolinami napełnionymi gadem,
ani wiatr coraz bardziój wzmagający swą groźną po-
tęgę: leciał, leciał, a mnie się zdawało, żem dosiadł
orła, który w bystrym swoim locie odetchnie chyba na
szczycie Himalaju, bym miał możność przypatrzyć
się krwawemu pobojowisku, na którćm cywilizacya
europejska , przed niedawnemi dniami , zadała cios
śmiertelny indyjskiemu światu ^.
1. Świeie zwycięztwa Anglików yr Pendżabłe.
Digitized by VjOOQ IC
82 LISTY ZE STEPÓW.
A chociaż nie sięgnąłem tak daleko, tak wysoko,
żałować mi przychodzi , że nie mogę skreślić ci w ca-
łym blasku poezyi tej bohaterskiej jazdy, godnej pędzla
Mickiewicza lub Byrona.
Nie maj^c honoru być synem, ba ! nawet kuzynem
Apollina, bo zimna proza moim udziałem, czyliż po-
dobna jćj szlacheckim, że tak się wyrażę, językiem,
oddać te wszystkie uczucia, jakich doznawało moje
serce, gdym, siedząc na grzbiecie orła kirgizkich ste-
pów, powtarzał w uniesieniu :
Pqdź latawcze białonogi I
To tylko psuło harmonia poetyckiego ideału, lecz
temu koń nie winien, że jeździec zmokły do nitki w cza-
sie przeprawy przez rzekę, przeziębły, przeszyty wskroś
podmuchami Boreasza, silnćm dzwonieniem zębów
wtórował jego gallopadzie.
Na szczęście, błysnęła na.poblizkiem wzgórzu mołła,
kryjąca zwłoki obywatela tych stepów. Poleciałem ku
nićj jak błyskawica! A czy wiesz po co? Oto, by pod
glinianom jój sklepieniem odetchnąć chwilkę . i ogrzać
się choć trochę przy szczupłóm ognisku cygara?
Zaśmiejesz się bez wątpienia z tego szczególnego
sposobu ogrzewania się ; ale cóż poczuć, kiedy na tych
pustyniach niemasz ani wygodnych zagranicznych
hotelów, ani nawet naszych polskich , czyU właściwiej
mówiąc, żydowskich karczem.
Gdy ognisko moje oświeciło wnętrze gościnnego za-
cisza śmierci , spostrzegłem tuż pod nogami świeży
Digitized by
Google
LIST SZÓSTY. 53
otwór, przez który wyglądała mogiła Kirgiza; lecz
Kirgiza w niśj już nie było , i tylko szczątki odzienia
leżały rozrzucone po niej. Gdzież się podzid trup? —
zapytałem Amantaja. — « Wołka taszczył Kirgiza , »
odpowiedzi^ mi obojętnie.
Smutny opuściłem mołłę. Żal mi się zrobiło biednego
Kirgiza , co całe życie żył jak zwierzę , i którego było
przeznaczeniem dostać się po śmierci na pastwę gło-
dnemu zwierzęciu.
Puściliśmy się znowu. Przed nami, za nami, na
prawo , na lewo, jak daleko wzrok zasięgał, wszędzie
okropna pustynia rozpościerała się wokoło , a na nićj
nigdzie człowieka, nigdzie zwierzęcia; a nad nią, jak
ponad wodami Umarłego morza , żadnego ptaka. O !
jakby tu pięknie, pomyślałem sobie, wyglądały olbrzy-
mie mammuty, mastodonty i owe stustopowe gady
przedpotopowego świata ! Jakby icłi wielkość była
w naturalnej łiarmonii z wielkością tycli obszarów!
Jakby ten sam step , dzisiaj tak smutny, inaczćj wcale
przedstawiał się oku wędrowca!... Zatopiony w tycłi
myślacłi. Bóg wie jak wielką przestrzeń zostawiłem za
sobą , nie spostrzegłszy nawet śladu Jego stworzenia :
zdawało mi się, żeśmy przekroczyli granice żyjącego
świata, gdy wtóm z pod nóg końskicłi, z pośród
krzaczka suchej trawy, wyleciał, jakiś zabłąkany może,
czarny, gdyby ducli tćj pustyni, skowronek*, i wzbi-
wszy się w powietrze ponad nasze głowy, zdawał się
ciekawie przypatrywać i pytać nas swą piosnką, poco-
1. Są ta czarne i nasze zwyczajne.
Digitized by VjOOQ IC
54 LISTY ZE STEPÓW.
śmy tu przybyli? O ! z jakiemże rozczuleniem ujrzałem
tego posłańca wiosny, co jak pustelnik Tebaidy prowa-
dzi tu życie samotne, i swoim śpiewem ożywia martwe,
naturę. Długo on nas przeprowadzał, aż nareszcie
zmęczony lotem, czy obrażony milczeniem naszem,
zawrócił w swoj§ stronę i znikł, jak spadająca po po-
wietrzu gwiazda.
Po dwóch godzinach drogi , ujrzeliśmy nareszcie
znaki życia w większych rozmiarach : dwa ogromne
tabuny wielbłądów pasły się na dolinie, a w kwadrans
późnićj ukazały się i auły, otoczone hcznćmi. stadami
koni, bydła i owiec. Była to włość Terestam-galińska,
koczuję.ca na uroczysku Sasyk-kul , pod wodz^ swego
naczelnika Tiurechana.
Tu, nie bez żalu pożegnałem się z moim niezmordo-
wanym ajhyrem , na którym po raz pierwszy w życiu
przebiegałem pustynię w całem znaczeniu tego wy-
razu , i który, pierwszy z kirgizkich koni, dał mi praw-
dziwe pojęcie o ich szlachetnych przymiotach.
Cóż powiem o Sasyk-kulu, Terestam-gale*i Tiure-
chanie, kiedyśmy tu nie zatrzymah się więcój jak kilka-
naście minut. Naprędce tylko, spełniając obowiązek
historyografa naszój podróży, dowiedziałem się, że
uroczysko nazywa się od jeziora tegoż imienia, że har-
monijnie wpadający do mego ucha wyraz, Terestam-
gała, oznacza krzywą tamgę, jaką się ten ród pie-
czętuje, i że Jaśnie Wielmożny Tiurechan cieszy się
reputacyą wielkiego protektora wszystkich zwolenni-
ków baranty; reputacyą, która bynajmniej nie ubliża
jego honorowi, tak właśnie jak w feudalnych czasach
Digitized by
Google
LIST SZÓSTY. 55
nic to wcale nie ubliżało dobremu imieniowi diuka de
Montmorency, lub grafa von Kazellenbogen, jeżeli gro-
nostajowe ich płaszcze pokrywały łotrowstwa lenniczój
drużyny.
Pokrzepiwszy siły kumysem i przemieniwszy konie,
ruszyliśmy dalój. Droga była niegodziwa : same so-
łońce, w których grzęźliśmy po uszy jak w poleskich
bagnach ; aż nareszcie, około północy, przewodnik na-
szćj karawany zwiastował przyjemna wiadomość, żeśmy
wyjechali na pocztowy gościniec, prowadzący z Semi-
połatyńska do Ajaguzy. Z niemała i^adością powitaliśmy
ten kommunikacyjny środek cywilizacyi, który zapo-
wiadał nam możność prędszego dostania się pod dach
drewniany. Jakoż niebawem zabłysnęło światełko, usły-
szeliśmy głosy Kozaków pasących z bronię w ręku swój
tabun , i w kilka minut potom głośne « kto idiot? »
zapewniło nas, że jesteśmy przed arkałyckim pi-
kietem.
O ! z jakęż radością , strudzeni i przeziębieni, prze-
stąpiliśmy próg tćj schroni ! Na szczęście nasze , dobra
woda tutejsza pozwoliła ogrzać się herbatę, którśj wży-
ciu mojśm tak wielkiej liczby szklanek nie wypiłem.
W smacznym śnie zapomnieliśmy o trudach podróży,
a nazajutrz udaliśmy się pocztowym traktem , w po-
wozie, przez góry Arkatu, Aldżanu i Agadyru do Aja-
guzy, gdzie powitały nas słowiki, i zkęd spoglądałem
znowu na wspaniały Tarbogatąj , który w roku prze-
szłym żegnałem na wieki.
Digitized by
Google
56 LISTY ZE STEPÓW.
VII
Ajagnza, 81 mąJa. (Do brata.)
Ajaguza, stolica jednego z siedmiu okręgów utwo-
rzonych w Średniej Hordzie przed piętnasta już laty,
istniała o 35 wiorst poniżćj nad rzeczką tegoż imienia ;
lecz położenie jśj nazbyt odległe od drogi po której
zwykły chodzić karawany, zniewoliło rząd do przenie-
sienia jój, czwarty rok temu, na dzisiejsze miejsce.
Mamy więc młodą i starą Ajaguzę : ale tćj ostatniej
wkrótce nie zostaną i ślady, i chyba na jej spróchnia-
łych ruinach osierociały słowik « zanuci podróżnym
piosenkę żałoby; » gdy tymczasem młoda, rozwija się
jak pączek róży. Już prócz rządowych zabudowań ,
przeznaczonych dla załogi wojskowej i administracyi ,
liczy kilkadziesiąt chałup skleconych z topolowego
drzewa, i jest wielkie podobieństwo, że kiedyś będzie
jednym z najważniejszych punktów w stepie, gdzie,
Digitized by
Google
LIST SIÓDMY. 57
mówiąc nawiasem , jak w Stanach Zjednoczonych pół-
nocnej Ameryki (jeśli się godzi stawić obok siebie dziki
step kirgizki i ojczyznę Washingtona) można jeszcze
tylko być świadkiem zjawiska nieznanego starój zalud-
nionej Europie : rodzenia się czyli raczej wyrastania
now7ch osad , gdyby grzybów z ziemi. Akmołły bo-
wiem, przyszła stolica całego stepu, Aktau, Atbassar,
Kokbekty , Kyszmuryn , są to wszystko stworzenia
ostatnich czasów, co się porodziły i wzrosły w oczach
moich.
Dziecię to stepów kirgizkich, Ajaguza, leży pod
47 st. sz. jeograficznćj, o 300 wiorst od Semipołatyń-
ska, tyleż od Czuguczaku, a o 1,000 od Omska. Za-
budowana na gruncie suchym, cieszy się zdrowym
klimatem. Zima tu krótka ; wielkie mrozy rzadkie, tak,
że nawet niezawsze zamarza rzeka ; lecz wichry i bur-
jany każdego roku prawie zrywają dachy, a upały za-
czynające się w maju, nie ustępują w swój dzielności i
afrykańskim, z tą tylko na szczęście różnicą, że tutaj,
w czasie najsilniejszego skwaru, oddychasz lekkióm,
czystóm, orzeźwiającym powietrzem, które cię odmła-
dniać zdaje się. Komarów i owadów, których chmury
wprowadzają w rozpacz* nieszczęśliwego podróżnego
na sybirskich płaszczyznach, nader mało; lecz za to po
domach pcheł, much i olbrzymich pluskiew taka moc
niesłychana, że każdą noc muszę przepędzać d la bellc
itoile, z obawy, aby te niegodziwe żyjątka nie zjadły
mię żywcem jak myszy ś. p. Popiela. W rzeczce pły-
nącój u stop twierdzy, woda wyborna, chłodna i czysta
jak kryształ. Pomiędzy j^j rybami (których zresztą
Digitized by
Google
58 LISTY ZE STEPÓW.
szczupła liczba) , zasługuje na szczególniejsza wzmiankę
tak zwana marynka, o drobnej zielonawo złocistej łusce*
Nie będ^c ichtyologiem, nie mogę zadeterminować do
jakiśj należy familii, ryb, wiem tylko z doświadczenia,
że marynka, biała jak marmur Parosu, tłusta jak baran
kirgizki, i tak delikatnego smaku, że gdyby j6j ojczyzna
były wody Duransy lub Klidy, oświecona europejska
gastronomia dałaby jej zaszczytne miejsce na królew-
skim lub Rotszyldowskim stole. Lecz jak nic na świecie
nie jest bez ale, tak i pozłacana marynka ma swoje : vox
popuii albowiem twierdzi tu powszechnie , że ikra jej
sprawia okropne bole, grożące nawet życiu człowieka.
Brzegi szemrz^cój po kamykach rzeki, pokrywa silna
wegetacya gęsto splecionych z sob^ , jak w brazylij-
skich lasach krzewów » kwiatów , pasoży tnych roślin ,
z pośród których gdzieniegdzie wznosi srebrne swe
czoło rozłożysta topola , jedyne drzewo większego ka-
libru w tych stronach. W tymto gaiku zasadzonym od
wieków ręk^ natury, ci^gn^cym się dwiema równo-
odległemi od siebie zielonómi wstęgami , odbijaj^cómi
mile od suchych gór i skał nagich , zwilżanym każdej
wiosny wylewem Ajaguzy, jednój z córek Tarbogataju,
często zdarza się widzieć gruchające turkawki poiiad le-
gowiskiem ponurego dzika, lub słyszeć słowiki wyśpie-
wujące swój koncert po nad kolosalnym krzakiem białśj
róży, u stóp którśj pełza zdradliwie jadowita gadzina.
Pomimo dzików i gadzin, których wszakże własnymi
oczyma nie widziałem, w parku tym , ledwie nie tak
długim jak sama córka Tarbogataju, piękne Ajagu-
zanki znajdują nietylko romantyczną ochłodę w czasie
Digitized by
Google
LIST SIÓDMY. 59
letnich znojów, lecz jeszcze najromantyczniejsze taj-
niki dla swych czułych marzeń.
Dzięki blizkości rzeki, mieszkańcy Ajaguzy mają wa-
rzywa, pierwszy raz zapewne od stworzenia świata
uprawiane w tym zakucie Azy i, będącym zawsze w po-
siadaniu koczowniczych ludów.
Przednia straż cywilizacyi europejskiej , zapuszcza-
jącej się z tćj strony w głąb' najmnićj znanych części
centralnej Azyi^ mikroskopiczny prawie punkcik na
oceanie stepu, Ajaguza, panuje nad obszernym krajem,
rozciągającym się ód Irtysza do Lępsy, i od gór Kar-
karalińskich do zachodniej granicy Chin. Na tej prze-
strzeni, podług ostatniego, ma się rozumieć przybliżo-
nego popisu, koczuje 50,000 Kirgizów. Cała ta ludność
pochodząca w znaczniejszej części z rodu Najmana, a
w mniejszej Kimieja, protoplastów kirgizkich plemion ,
tworzy 15 włości, dzielących się na 150 aułów, i
z czternastu tysiącami jurt odbywając swoje wędrówki^
prowadzi życie pasterskie. Mała tylko jej część, dla
powiększenia; swych wygoda zasiewa parę worków
pszenicy lub kilka garści prosa, które w miejscach,
gdzie obok dobrego gruntu, można urządzić systemat
irrygacyi , assyryjskim prawie plonem wynagradzają
trud rolnika ; lecz niepodobna, ażeby rolnictwo stało
się tu kiedyś powszechnem : raz dlatego, że w aja-
guzkim okręgu nader szczupła liczba gruntów zdatnych
do uprawy*, powtóre, że i te, z powodu silnych upa-
1. w kokbektyńskim okręga, gdzie grunt zdatny do uprawy, wielka cz^ść Kirgizów
zajmuje się rolnictwem i zbiera dużo pszenicy, zwanej ta kałm nką.
Digitized by
Google
60 LISTY ZK STEPÓW.
łów i wiatrów, J)ez pomocy częstego polewania wod^,
dość rzadko na tych bezleśnych obszarach i często
nawet wysychająca zupełnie, niewiele albo i żadnśj
nie przynoszą korzyści. Chów więc koni, bydła i owiec,
jako stanowiący jedyny dochód i sposób utrzymania
się tutejszych Kirgizów, zdaje się skazywać ich przez
długie wieki jeszcze na błędna włóczęgę po stepie.
Od czasu naszego przybycia do.Ajaguzy, codzień
ciepło, czyli właściwiej mówiąc gorąco, jakiego nawet
w lipcu lub sierpniu nie doświadczacie nigdy w waszśj
strefie, ogrzewa atmosferę. W tćj chwili pi^ta godzina po
południu, a termometr ukazuje jeszcze 30 stopni. Przed
kwadransem chodziłem kąpać się, i czy uwierzysz temu,
że wziąwszy kamyk w rękę leżący nad brzegiem rzeki,
jednój sekundy utrzymać go nie mogłem, bo mię tak
piekł jak rozpalone żelazo. Pomimo jednak tego skwaru,
noce tak chłodne , iż po zachodzie słońca ani rusz bez
płaszcza, i nie pojmuję, jakim sposobem słowiki nie
dostają kaszlu lab zapalenia płuc, śpiewając po całych
nocach.
W oczekiwaniu pogranicznego naczelnika, z którym
pociągniemy na granicę Wielkiój Hordy dla politycznych
z nią układów , a może i dalćj dla wypłoszenia z jej
obrębów sułtana Kenesarego , grającego na mniejszą
skalę rolę nowego Jugurty, tymczasem pędzimy dni
nasze w najdoskonalszem rzymskićm far wien^e^ które
byłoby wcale przyjemnćm, gdyby komnata nasza od
rana do nocy nie przedstawiała istotnego ula pszczół.
Tćmi zaś są Kirgizy wszelkiego stanu i wieku, co jak
one do swojój królowćj, bezustannie cisną się jeden po
Digitized by
Google
LIST SlÓDMr. 64
drugim całśmi massami do Wiktora, ze złożeniem mu
swych hołdów. Natrętni ci goście , nie majęcy względu
ani na porę obiednic, ani poobiedni odpoczynek, już
nam siedzą koście w gardle : ale jak pozbyć się ich lub
nawet dać im poznać, iż te wizyty gromadne i w czas
tak znojny sc okropnym ciężarem, gdy nam, jako re-
prezentantom europejskiej cywilizacyi, należy okazać ją
w całym blasku przed tym ludem , by i on zczasem
skorzystał z jej nieocenionych dobrodziejstw. I rzeczy-
wiście, nic tak wielkiego nie daje mu wyobrażenia o
naszćm oświeceniu, jak to uprzejme i cierpliwe przyję-
cie, tyle nas kosztujące potów, i które gościnnego
Wiktora podnosi w opinii Jtirgizów na stopień jakiegoś
półbożka, dla Ictórego w swoim entuzyazmie gotowiby
byli przynieść w ofierze nietylko kobyle mięso, lecz na-
wet kawał ludzkićj pieczeni. Onegdaj, gdy nasi znajomi
Ajkimbet-Kirnieje napełnili komnatę, Wiktor przepra-
szał, że nie mającbaranów, nie ma ich czóm poczęsto-
wać. « Jakto, nie masz ! — zawołał znany ci już mówca
Toukumbaj, — aiboż my nie twoje barany? Rznij, któ-
regoz nas chcesz ! » * .
Kirgiz niezmiernie jest czuły na dobre z nim obcho-
dzenie się kafyra : dziś migJem tego dowód. Pośród
tłumu sułtanów, bijów, starszyzny i obdartego plebsu,
znajdował się biedny zgrzybiały starzec. Wiktor, prze-
mówiwszy do niego kilka uprzejmych wyrazów, kazał
go poczęstować kumysem , i gdy ten wychylał czaszę ,
jeden z obecnych rzekł : « Pij i pamiętaj, żeś pił u wiel-
kiego człowieka ; wielki on, kiedy nie pogardza ubo-
gimi. » Rozczulony zaś dżatak, wzniósłszy ręce ku
Digitized by
Google
62 LISTY ZE STEPÓW.
niebu , tak wyraził swę wdzięczność : « Niech cię Bóg
strzeże od miecza, ognia i wody, i zlewa błogosławień-
stwo na ciebie i na twój ród ! »
Znużony tym nieustannym fluxemi refluxem Kirgizów,
o zacłiodzie słońca wyszedłem na wały, i patrząc z nich
na Tarbogatajskie góry, potężnym łańcuchem dążące
ku Chinom, przypomniałem sobie, iż tak właśnie przed
siedemnastą laty, z murów starój Partenopy, rzucałem
wzrok mój na Apeniny z ich wulkanem , co jak miecz
Damoklesa wisi wiecznie po nad jój głową , umajoną
laurami i kwieciem. To wspomnienie przywiodło mi na
myśl neapolitańskich lazaronów, co wówczas całemi
rojami towarzyszyli nieodstępnie każdemu mojemu kro-
kowi, i widokiem swego spodlenia zatruwali rozkosz,
jakiój doznawałem oddychając balsamicznym powie-
trzem owego kraju « niewiędnącej wiosny i wiecznej
pogody. » Porównywając tych pseudocywilizowanych
mieszkańcó^w jednej z europejskich stolic, z nawpół
dzikim ludem, co mię dziś otacza, czuję niestety! że
nie tak lekko było mojemu sercu w edenie Italii , jak
w kirgizkiój pustyni !
Digitized by
Google
MST ÓSMY. 63
VIII
AJagnsa, 5 czenrca. (Do nmtid.)
Kochana mamo ! Dot^d jeszcze jesteśmy w Ajaguzie.
Wypoczawszy po trudach stepowej podróży, oczeku-
jemy tylko przybycia pogranicznego naczelnika, zktórym
razem wyruszyć mamy na brzegi Lepsy. Tymczasem
Ajaguza przedstawia dla mnie w te^j chwili nieskończenie
różnobarwny i zajmujący widok. Kilkunastu sułtanów
z najznakomitszych rodów, w tój liczbie kilku potom-
ków chana Abłaja, rozbiło już swoje białe jurty łub ko-
lorowe w pasy bucharskie szatry, obok naszej topolo-
wej chałupy. Ubrani w pstre chałaty i biszmety, oddają
nam etykietalne wizyty, piją u nas herbatę, palą cygara,
mówią mało, jak zwykle arystokracya kirgizka, dla po-
kazania dobrego tonu. Mnóstwo bijów, aulnój starszy-
zny i prostych Kirgizów ściąga się codzień z odległych
uroczysk, aż żwirowy grunt tętni pod kopytami ich
Digitized by
Google
64 LISTY ZE STEPÓW.
dzielnych rumaków^ Kilkaset koni przypędzonych z naj-
mańskich tabunów, buja swobodnie wśród doliny zaro-
słej karagajnikiem, nie przeczuwając, że wkrótce nie-
znane im dot^d wędzidło ukróci ich niepodległość. Obok
tój dziczy pasą się ciche barany z ogromnómi kurdiu-
kami (ogonami) , przeznaczone na ugoszczenie kosztem
rządu tylu przybylców, w cięgu bajgi, odbywającej
się co rok, podczas bytności pogranicznego naczelnika
w stolicy okręgu. Ponad barany i konie wznoszą się
garby wielbłądów, przygotowanych pod juki i żywność
dla naszój wyprawy. Oddział kozaków i artylerya stoi
w gotowości, a ponad całą tą sceną pali słońce o
ftO st. ciepła ! Ale powietrze tak czyste, tak lekkie, tak
zdrowe, że z prawdziwą rozkoszą nióm oddycham.
Digitized by
Google
1.1 ST DZlIiWli^Ty* 65
IX
AJaguza, 7 czerwca. (Do P... C...)
Kochany Pawle ! St^paj^c po niezatartych jeszcze
śladach twoich w tćj młodój stolicy Najmanów', prze-
noszę się z rozrzewnieniem w epokę *, przypominająca
mi najszczęśliwsze chwile ; chwile, w których nadzieja
zdawała się uprzejmą ręką otwierać wrota Uralu, by-
śmy razem wrócić mogli na brzegi rodzinnego Niemna.
Na skrzydłach tęsknćj myśli cofając się w tę błogą
epokę, co jak świetny meteor, niestety, zabłysnęła na
chmurnóm tle mojego losu i zniknęła, może na długo,
może na zawsze, stawię cię, mój drogi przyjacielu, obok
siebie ; błąkam się z tobą po górach i dolinach pokry-
tych karagajnikiem o złotśm i różowem kwieciu , przy-
1. Lipiec 1844.
Digitized by
Google
66 ŁtSTt Ż£ STEPÓW.
słuchując się pośród klombów ocieniających kryszta-
łowe wody Ajaguzy pieniu kirgizkich słowików , lub
z wałów lilipuckiśj twierdzy, spoglądając na olbrzymi
Tarbogataj , co tu jak mur graniczny stoi na straży
niebieskiego państwa. Tak widząc cię ciągle oczyma
duszy mojej, jakżebym mógł oprzeć się przyjemności
przesłania ci kilku wyrazów z tego dalel^iego zakątka
Azyi ; jakżebym nie chciał dać ci dowodu, iż wszędzie
i zawsze obecny jesteś mojój pamięci i sercu.
Piszę więc; lecz ty, co znasz Ajaguzę, darujesz mi
zapewne, że nic ci więcśj o niój nie powiem, prócz
tego, iż od czasu twojej bytności znacznie podrosła i jest
na drodze postępu, zapowiadającego j^j z czasem świe-
tną przyszłość w stepie. Rozprzestrzeniający się coraz
bardziój handel z Czuguczukiem i nadzieja otworzenia
karawanom bezpieczniejszej niż dotąd drogi do Kuldży
i środkowćj Azyi , każą wnosić, że imię Ajaguzy, nie-
znane dziś Europie, przeciśnie się kiedyś i po za granicer
Syberyi. Zostawiając przeto jój opis dla profanów nie-
wtajemniczonych w nasz świat kirgizki, wolę ci, jako
niegdyś wielkiemu luminarzowi pogranicznego rządu,
którego gryzmoły przez wiele lat jeszcze służyć będą
do oklejania okien kancelaryi *, udzielić coś z naszych
spraw publicznych, które dla drugich byłyby najdosko-
nalszym du^ree. .
Masz więc naprzód wiedzieć, że Jusuny, niepodlegli
Rirgizy Wielkiój Hordy, koczujący pomiędzy Lepsą i
1. Włainie będąc na wyjeźdsle, w kancelaryi pogranicznego naczelnika zanważ/-
łem na jednćm oknie twoją Jakąś pracę.
Digitized by
Google
ŁfST DililWl^tt. ef
Ili^, górami Ałataofikićmi i Bałćtot&zem , w krainie
Diite-śii, to jest siedmiu rzek*, trzeci miesiąc temu
przysyłali doOmska poselstwo pod przewódnictweii*
Hiejakiego Mauke* Ów Talleyrand, stepowy, ambasador
e miedzianej twarzy i \<rypukłych policzkach , dyplo^
mata mm gSne w podróżnym chałacie, czambajach ze
dcóry marała^ i z kamcz| za pasem, na danóm sobie
posłuchaniu uroczyście w imieniu wszystkich rodów
oświadczył, iż najgorętszem i niezmiennym jest życze-
niem jego współziomków wst^ió w poddaństwo Rossyi,
i otrzymać od niej instytucye jakiómi cieszy się Średnia
Horda. W tym celu prosił, ażeby pograriiczny naczel-
nik, dla zawarcia ostatecznych z nimi układów, raczył
przybyć w końcu maja lub na poczę,tku czerwca na
brzegi Ak-su, płynącej o dwa dni drogi od Lepsy, gdzie
oczekiwać go będę; naczelnicy rodów i deputowani
z całego narodu. Nie pierwszy to już raz Jusuny wy-
nurzali podobne żądanie. Przed dwudzieste laty sułtan
Siuk, syn chana Abłaja, wchodził w stosunki z Rossyą,
i ziomków swoich, szarpanych naówczas domowómi
niezgodami, pragnął poddać rossyjskiemu berłu. W sku-
tek propozycyi jego, posłany był nawet oddział koza-
ków za Lepsę, pod dowództwem podpułkownika Szu-
bina, który miał poruczenie poznać kraj, jego ludność,
zasoby, i przekonać się na miejscu, azali rzeczywiści©
życzenie jednego kirgizkiego możnowładcy było ży-
czeniem całego narodu? Wyprawa Szubina, pod wzglę-
1. Dzite siedm, su woda : siedmioreecze, jak Pendżab, pięć rzek
2. Alaral, gatmiek łosia; po kirgizku biihu.
Digitized by
Google
M ŁldTY ŻB STEPiiw.
dem jeograficznym i statystycznym , rzuciła Wielkie i
bardzo korzystne światło na tę odległa i mało znanc
część stepów ; lecz wykryła zarazem, że oprócz Siuka,
którego wpływ rozciągał się tylko na Kirgizów koczu-
jących od Lepsy do Karatału*, s§ jeszcze inni naczel-
nicy rodów, posiadający nierównie większe znaczenie i
zaufanie u rodaków, którzy niebardzo chętnem okiem
patrzg. na politykę Siuka. Z drugiój strony, zjawienie się
obcego wojska na Siedmiu-rzekach, nie przypadało do
smaku Chińczykom. Skoro tylko wieść o niśm przele-
ciała przez pustynię Gobi, pekiński trybunał wystąpił
z obszernym listem do petersburskiego senatu, usiłując
w nim dowieść, że cała ta kraina należy do Jego Bogda-
chańskiój Mości, i że byłoby jawnśm naruszeniem
traktatu wiecznego pokoju i przyjaźni, zawartego po-
między dwoma państwami, jeżeliby Rossya przyłączyła
ją do swych posiadłości. I chociaż dwór petersburski
nie uznał tych pretensyj pekińskiśj dyplomacyi, i w od-
powiedzi swojćj (.1 826 r.) wyraźnie oświadczył, że nie
może inaczej uważać Jusunów jak tylko za niezależnych
od nikogo, rządzących się samómi sobą i mających nie-
zaprzeczone prawo rozrządzić swoją niepodległością jak
się im podoba , niemnićj jednak ze względu na sto-
sunki starśj przyjaźni dla niebieskiego państwa, z któ-
rem pragnąłby wiecznie żyć w zgodzie i dobrśj har-
mpnii, zostawił rzeczy in statu quo. Sułtan Siuk i jego
stronnicy musieli tą rażą poprzestać na kosztownych
podarunkach; lecz, nieodstręczeni odrzuceniem ich
1. Jedna z wlękatyoh rzek kroju Dzlte^su* ' ^ '. ;
Digitized by
Google
LIST DZIBWIi^TY^ (d
Żądań, w następnych latach ponawiali je w imieniu
coraz większój części narodu. Mimo to jednak pogra-
niczna władza, otrzymawszy rozkaz nieodmawiania
im swojej protekcyi, miała sobie najsurowiej zaleco-
nym, ażeby zbrojne oddziały nie ważyły się pod żadnym
pozorem przechodzić Lepsy, która odtąd uważana była
jak Rubikon pomiędzy dwoma najogromniejszemi mo-
carstwami w świecie. Ten stan rzeczy trwał dotychczas
i trwa jeszcze, lecz zdaje się, że wkrótce Ilia będzie
nowym Rubikonem ; w skutek bowiem ostatniego po-
selstwa, rząd, przychylając się nareszcie do ogólnych
życzeń Jusunów, dał rozkaz pogranicznemu naczelni-
kowi udać się na kongres nadaksuński, przyjąć w pod-
daństwo cały kraj, obiecać urządzenie w nim admi-
nistracyi na wzór Średniój Hordy, i nagradzając dobre
chęci i przywiązanie do Rossyi, rozdać pięć złotych
medali pomiędzy główniejszych naczelników rodów, a
najznakomitszemu z nich wpływem i znaczeniem , suł-
tanowi Ali, wręczyć dyplom na stopień podpułkownika.
W tych dniach spodziewany tu jest jenerał Wiszniewski,
w którego orszaku pomaszerujemy na ów kongres;
lecz czyli on dojdzie do skutku, i czy nie zerwie się tak
nagle jak niegdyś wiedeński w czasie wylądowania we
Francyi Napoleona, wielka jeszcze kwestya. Powodem
tój wątpliwości jest następna okoliczność.
W marcu, w tym właśnie czasie kiedy poselstwo Ju-
sunów znajdowało się w Omsku i traktowało o przyszłe
swoje losy, nasz pseudo Abd-el-Kader, sułtan Kene-
sary, znużony kilkoletnióm tułactwem po głodnych
krawędziach Małej i Średniój Hordy , a głodhiejszych
Digifized by
Google.
je&zcze piaskach £ara.-kumu i fiid-pak-dały^, niepo-
kojony €0 rok przez oddziały wojsk wyprawianych
przeciw niemu z orenburskiśj i sybirskićj linii, utraci-
wszy nareszcie nadzieję otrzymania gór Ałatauskich
w wieczne, jak tego domagał się, posiadanie, z zbroj-
nym orszakiem swoich sprzymierzeńców przeszedł Ilię,
po lodzie, i wkroczywszy w siedmiorzeczn^ krainę ^
rozesłał proklamacyą wzywającą Jusunów, ażeby zanie-
cjhali swych stosunków z Rossyą i uznali go chanem.
A chociaż ten błędny bohater stepu, kusząc się odzier-
żyć podobną władzę nad tak zwanemi Czarnymi Kirgi-r
zami , koczującymi w wyższym łańcuchu gór Ałatau^
^ich, ciągnących się w głąb' Taszkinii ku Tybetowi,
świeżo pobity został prze^; ten lud najmężniejszy ze
wszystkich Kirgizów ; jednakże, pomimo znacznśj straty
jaką poniósł, wielu z naszych stepowych polityków
twierdzi, że jeśli tylko uda 3ię mu pozyskać zaufanie
słabych Jusunów, ci ostatni mogą się zachwiać wswo-
jćm postanowiemu. J^koż dochodzą nas wieści, ii
przeciw swemu zwyczajowi, pierwsze -kroki oznaczył
łagodnością i umiarkowaniem; wyprawił posłów do
Jculdżyńskiego dżandżupa ^ i emisaryuszów do pogra-
nicznych Kirgizów ajaguzkiego okręgu, i ;znaczniejszych
Jfusmtów zaprosił do siebie na kenes (naradę) . Być więc
bardzo może , iż Jusuny, nie mogąc się pozbyć niepro^
szonego gościa, a przytem częścią z przekonania, jczę-
ścią z obawy strasznój zemsty Kenesarego, spolitykiują
1. Tak zwany Głodny step.
8. Jęjatitę}ff^\maMtq^ inińfikl.
Digitized by
Google
M8T DZIEWIĄTY. 74
Z n&miy i JA nie będę miał przyjemności znajdować się
m Jcirgizkim kongresie.
W tój chwili przyleciał goniec znad brzegów Lepsy.
Opowiadał on nam szczegóły o zwycięztwie odniesio-
nym przez Czarnych Kirgizów nad Kenęsaryńcami. Wo^
Jenni ci górale wyższego Ała-tau, zasłyszawszy o zbli-
żeniu się nieprzyjaciela, dozwolili przednim' jego aułom
zapuścić się w gł^b* kraju , i gdy te długim szeregiem
swoich tabunów nidDacznie ciągnęły przez ciasny jakiś
wąwóz, nagle zprzodu i ztyłu uderzyli na nie. Trudny
był opór, walka krótka, lecz straszna klęska. Oprócz
poległych na placu do tysiąca ludzi, dwa tysiące zgórą
dostało się do niewoli : w tój liczbie i pięciu sułtanów,
ża których wykup zwycięzcy żądają teraz po 30 kałmu-
czek za głowę; wrazie zaś nieposiadania dostatecznój
ilości tego towaru, w miejsce każdój niedostającej
sztuki, po pięć wielbłądów. Sam Kenesary nie znajdo-
wał się w tćj bitwie ; zmiarkowawszy wszakże, iż ma do
czynienia z narodem gotowym stawić mu dzielny i nie-
t)ezpi6czny opór, uznał za rzecz przyzwoitą cofnąć się,
zagroziwszy wprzód swoją zemstą nietylko ludziom,
ale nawet i górom Ała-tau. O góry jestem zupełnie spo-
kojny, bo to olbrzymy w niczśm nieustępujące Alpom
Szwajcaryi ; ale i ludziom zdaje mi się nie wiele zrobi
złego, bo w sercach ich płynie ogień męztwa, godny
bohatórów Maratu. Naród ten nie ma wcale sułtanów :
rodami ich rządzą obieralni manapy. W razie wojny,
najzdolniejszy, najdzielniejszy z manapów, wybrany od
całego łudu i dyktatorską władzą, dowodzi ógólnćm
Digitized by
Google
72 MSTY ZB STKPÓW.
powstaniem. Bije w wielkióm u niego poszanowaniu,
podług zwyczajowych praw kraju, rozsądzają cywilne
i kryminalne sprawy. Kodex ich karny srogi. Właściwe
nazwisko tego ludu Kirgizy. Jeden % ich manapów,
Burunbaj, przysyłał niedawnemi czasy z prośbą o opiekę
Rossy! ; lecz zdaje się, że to był tylko assumpt do otrzy-
Ińania kosztownych podarunków, na które wszystkie te
ludy bardzo są łakome, dobijając się o nie zarówno u
Rossyi, jako tez u sąsiadnich rządów Chin i Taszkinii.
Z czasem wszakże zawiązać się muszą ściślejsze sto-
sunki z mieszkańcami wyższego Ała-tau, lecz to nie
może nastąpić aż wtenczas, kiedy Wielka Horda, która
dziś przedziela od ich gór niedostępnych, uzna zupełnie
zwierzchnictwo Rossyi.
9 czerwca.
Dzisiaj mieliśmy honor otrzymać wizytę sułtana Bu-
lenia, z rodu chana Abłaja, który jako zastępca prezesa
ajaguzkiego dywanu , przyjechał z dalekiój swojój ko-
czówki na spotkanie pogranicznego naczelnika. Jestto
człowiek około lat 50, łagodnego wyrazu twarzy, skro-
mny i wcale nie głupi. Był niegdyś dość bogatym, lecz
wydanie za mąż trzech sióstr, z całą wystawą na jaką
się tylko może zdobyć arystokrata stepowy, znaczpie
nadwerężyło jego majątek ; dziś zaledwie rha 300 koni,-
których nie r ała część pójdzie wkrótce na pogrzebowe
Digitized by
Google
LIST DZIEWIĄTY. 73
obchody po śmierci jego matki. Oddawna przychylny
rzędowi, mówił nam, że jak tylko dowiedział się o
przejściu Kene^arego przez Ilię, natychmiast wyprawił
dwóch swoich braci z listami do przedniejszych jusu-
nowskich sułtanów, krewnych jego, Siuka i Ali, radząc
im, aby dotrzymali swego słowa i nie zaniechali przy-
być na czas umówiony do układów. Dziwi się jednak,
iż dotąd nie ma żadnój odpowiedzi, i lęka się nawet,
czy bracia, którzy trzydzieści dni temu wyruszyli w po-
dróż, nie wpadli w ręce Renesarego. Ten ostatni pom-
knął się już ku rzece Kak-su. Jusuny przyjęli go dośó
obojętnie, i chociaż wielu z nich, i sam nawet poseł
omski, Mauke, na wezwanie Kenesarego, pośpieszyło
na kenes, wątpi, ażeby weszli z nim w bliższe stosunki
i chcieli działać w jego widokach, znając dobrze dumę
i gwałtowny charakter człowieka , mającego tylko na
celu osobisty , nie zaś Kirgizów interes. Wszakże tego
jest przekonania, iż obawa zemsty Kenesarego wstrzy-
mać może Jusunów od przybycia w tym czasie na kenes
z jenerałem.
10 czerwca.
Nasz polityczny horyzont rozjaśnia się. Dowódzca
oddziału stojącego drugi już miesiąc z dwoma działami
na brzegu Lepsy, donosi , że bracia sułtana Bulenia
wrócili szczęśliwie ze swej wyprawy. Kenes z Kenesa-
rym trwał cały tydzień. Jusuny błagali swojego gościa,
Digitized by
Google
74 LISTY ZĘ STEPÓW.
aby oddalić się raczył z icb kraju, albowiem weszli oni
w układy z Rossy § i prawie już poddali się jój berłu.
K.enesary nie zgadza się na odwrót, gdyż ten zgubiłby
go doreszty w powszechnej opinii i mógłby narazić na
nowe klęski. Mimo to jednak sułtanowie Siuk i Ali
przyrzekli, <(W dziewięć dni po narodzeniu się księr^
żyća, » przyjechać nad Ak-su.
Tymczasem my^ gruntując się na tśj odwiecznej i
bardzo rozuipnśj zasadzie, si vis pacem^ para bellum ,
ściągamy kozaków z kokbektyńskich, ajaguzkich i kar-
karalińskich pikiet, szykujemy konjią artyleryą, przy-
gotowujemy tahuny koni, wielbłądy, jurty, żywność, i
wzywamy, z tych trzech okręgów, starszych sułtanów,
ażeby ze zbrojnemi orszakami swych Kirgizów pośpie-
szyli połączyć się z naszym oddziałem, który, pod oso-
bistem dowództwem pogranicznego naczelnika , pocią-
gnie na brzegi Lepsy. Stanąwszy z taką siłą na do-
tychczasowej granicy rossyjskiego państwa, nietylko
będz^iemy mogli pkazać Kirgizom Wielkiej Hordy w ca-
łym blasku jego potęgę, nadać większą wagę naszśj
dyplomacyi w czasie kongresu , lecz nawet zaimpono-
wać samemu Kenesaremu, lub w razie gdyby tego
wymagały okoliczności, wyparować go za ostatnią
z siedmiu rzek.
Lecz oto i sam « dżenderał, » jak go Kirgizy tytułują,
przybył do Ajaguzy : 13s*> wyruszamy w pochód ; czekaj
więc moich buletynów z nad wód Lepsy, Ak-su, Kuk-su,
Buskanu lab Sarkanu, a tymczasem bywaj zdrów i ko-
chaj mię po staremu.
Digitized by
Google
LI«T DZIESli^TT. 75
X
Ajagnza, 11 czerwca, o północy. (Do M... i P..., w Tobolska. )
Kochani towarzysze ! Kiedy z was jeden stróżom
skarbowdj izby wydaje nitki i świóce , a drugi rozsyła
karty do wszystkich miast i miasteczek tobolskiej gu-
bemii, ja tymczasem gram rolę dyplomaty i błędnego
rycerza* Dziś, naprzykład, pisałem traktat pokoju dla
dwóch narodów, a jutro adłan ! na koń, i z pistoletami
za pasem, z dubeltówką przez plecy, z kamczą w ręku,
marsz ! na pogranicze Wielkiśj Hordy.
Jeśliście czytali Jaąuemonta i pamiętacie opis po-
chodu wielkorządcy Indyi z Kalkuty na brzegi Sutle-
dży, nasza wyprawa teraźniejsza wielce go przypomina.
Cała tylko różnica, że tam były słonie i palankiny, a u
nas wielbłądy i jurty. Czy przejdziemy Rubikon? jeszcze
niewiadomo. Cóżkolwiek bądź, to życie czynne, pełne
Digitized by
Google
76 ŁI8TY ZB STEPÓW.
poetyckich wrażeń, wcale mi do gustu. Za tydzień
będziemy nad Leps§. Mamy do zrobienia jeden prze-
chód, 80 wiorst piasku, gdzie ani kropelki wody. Poe-
tyczne tam będzie pragnienie ! zwłaszcza przy 40 sto-
pniach ciepła ; ale co wam gadać o tem , kiedy może
w tćj chwili jak Samojedy chodzicie w reniferowych
jagach i kiedy pod waszym nosem płynie Irtysz ! By-
wajcie więc zdrowi.
Digitized by VjOOQ IC
LIST iKDKfłASTt. 11
XI
jkjaguza, 11 czerwcA, w nocy. (Do O. Z..
Kochany Gustawie ! Po długiśm, długióm oczekiwa-
niu, powitaliśmy nareszcie pogranicznego naczelnika,
który, pod osłoną 25 kozaków, przyleciał do nas z Kok-
bektów; mówię przyleciała bo możeź być właściwszy
wyraz dla jazdy mającćj na zawołanie całe stada koni
rozstawione co kilka mil na stepie , i co cię jak wichry
niosą przez góry, doliny, krzaki i rzeki. Przyjazd jego
wielce mię uradował ; przyśpieszając bowiem nasz po-
chód za Lepsę (w ów kraj złotych bażantów, i co cie-
kawsza, tygrysów, których dotąd widziałem w żelaznych
klatkach, a zktórćmi teraz może* mi się zdarzy spotkać
oko w oko pod otwartym niebem) , kładzie zarazem kres
Digitized by
Google
M- It&nt 2fi STEPÓW.
temu nieczynnemu życiu , jakie tu od dni kilku pę-
dzimy, a które straciło juz dla mnie swój powab no-
wości.
Cicha i skromna Ajaguza, doczekawszy się tak zna-
komitego gościa, jakim jest rządca Średniej Hordy
Kirgizów, cała teraz w nadzwyczajnym rucłiu, i wy-
gląda jakby panna młoda w dzień ślubu. Nie wyobra-
zisz sobie, co za pstry plumpudding, có za jaskrawe
miootum chaos przedstawia się oczom moim na każdym
kroku. Tu dygnitarstwo cywilne i wojenne różnej broni,
nieznające przez rok cały więzów ścisłej formy, w świe-
żych jak z igły mundurach, w haftach świetniejszych
od słońca, w niezaszarganych kapeluszach lub bły-
szczących kaskach , paraduje po placu twierdzy ; tam
arystokracya kirgizka, strojna w najbogatsze swoje
chałaty lub manłyki o złotych lub srebrnych smokach,
w czambarach szytych karmazynowym jedwabiem w ró-
żnowzore esy, floresy i gzygzaki, w spiczastych cukro-
głowych czapkach , poważnym krokiem przechadza
się wśród tłumów ludu siedzącego na ziemi, obok grup
koni patrzących obojętnie na tę całą pompę ; ówdzie
płeć piękna i niepiękna, w żółtych, zielonych, błękitu
nych i pąsowych z chińskiśj kanfy mantylkach , lek-
kiemi stopy spaceruje po wałach ; jednćm słowem, jestto
tysięczno-barwny i tysiączno-ksztaJtny widok, jakiego-r
byś nie zobaczył w kalejdoskopie, choćbyś go nawet
tysiąckroć obrócił.
Tymczasem kwatera nasia ciągle jak w oblężeniu, a
wewnątrz ścisk jak na raucie londyńskim. Przez dwa
dni ostatnie w szczególności nie miełiśmy chwili pokoju ^
Digitized by
Google
w skutek bowiem polecenia pogranicznego naczelnika,
sąd bijów, ten in^prowiżoWany stepowy afeppag,
w obecności Wiktora , rozstrzygał ważn§ sprawę po-
między Taszkińcami i Bucharcami z jedni^j , k Kirgi-
zami z drugiśj strony. Kilku Taszkińców i Bucharćów
(?ulgo zwanych przez Kirgizów Sartami), zamieszka-
łych dla handlu przed cztórd^estę lały w Semipołatyń-
sku , nieliczne swoje stada koiti i wielbłądów składajęcef
karawany, pasło w kirgizkim stepie ; a że step dług?
i szeroki jak ocean, Kirgizy nie żałujcc trawy, « które:
Ałłah co rok zasiewa, » nie wzbraniali tych wypasów
swym współwyznawcom ; lecz gdy w późniejszym czasie?
przychodnie ci, wzrósłszy do liczby kilkuset, ogromnćmi
swśmi tabunami okryli znaczne przestrzenie stepu, i
nietylko ścieśniali kirgizkie koczówki (mianowicie zi-
mowe, co najważniejsza) , ale jeszcze, pod pozorem
dawności, przyswajali sobie całe uroczyska Ark atu f
Aldżanu , zajmujące do 60 w. kw. , Kirgizy, prawł
właściciele tych ostatnich, słusznie oburzeni przeciw
chciwości wdzierców, poczęli stawić przeszkody, tak,
że nieraz przychodziło między nimi do krwawych kłótni,
zwłaszcza, iż Sarty, istne żydy i pijawki Kirgizów, nie
chcieli nawet najlżejszej daniny płacić za użytek z cu-
dzej własności* Długoletni spór takowy, wytaczający
się już niejednokrotnie przed wyższe, władzę, eicgnęł
się dotąd, i dziś dopiero, po dwudniowych rozprawach
i mowach bez końca, ostatecznie rozwiązany został!
Oto jest krótka treść traktatu, który ja miałem hOnor
układać, na zasadzie, ma się rozumieć, ustnego wy-
roku bijów z obu stron wybranych.
Digitized by
Google
80 MStV ŻI^ 87GP<iw»
!• Naród Sartów, odt^d i aź do skończenia świata,
będzie miał wolne i niezaprzeczone prawo koczować
latem i zimą, ze swćmi stadami na uroczyskach Arkatu
i Ałdżanu.
2. Za udział tego prawa, naród Sartów obowiązuje
się, wiecznymi czasy, co rok, płacić kirgizkiemu na-
rodowi Średnićj Hordy daninę , składającą się ze stu
dab * bucłiarskich , które , za pośrednictwem ilbiliań-
czycli, rozdane będą pomiędzy dżataków Kuczuk-tobu-
klińskićj i Dżangubek-siwanowskićj włości, jako koczu-
jących na wśpomnionych ziemiach od niepamiętnych
czasów, i
3. Pokój , zgoda i dobra harmonia trwać będą na
wieki wieków pomiędzy dwoma narodami.
Krótko i węzłowato.
Pisząc te pacta conventaj dowodzące wspaniałomyśl-
ności kirgizkiego narodu, co tak hojnie rozszafował
ziemią, na której obszernej przestrzeni mogłoby naj-
wygodniej pomieścić się z pół tuzina niemieckich książąt
z całą pompą swych pałaców, szambelanów, fraucy-
meru, ministrów i swych potężnych kontyngensów ,
pomyślałem sobie : o dziwne losy człowieka 1 czy mi
się śniło kiedy , ażebym ja , w drugiej części świata,
grał rolę dyplomaty wpośród ludów, znanych mi ledwie
z imienia.
Sprawa ta taszkińsko-bucharsko-kirgizka nastręczyła
mi zręczność poznać dwóch mężów, mających wielkie
znaczenie u swych rodaków, i którzy, jak dwie gwiazdy
1. Bawełniana tkanki na koszale.
Digitized by
Google
ttST JltnfeNAŚTY. 81
pićrwszój wielkości, przyświecają plemionom stepu.
Powiem ci więc słów kilka o sułtanie Baraku i biju
Kunanbaju.
W kwiecie jeszcze wieku , potomek clianów, wypro-
wadzający swój ród od Dźingischana, sułtan Barak,
jestto człowiek okazałej postawy, szlachetnych rysów
lica i nadzwyczajnej siły. Hojna natura w uposażeniu
tego stepowego Herkulesa , obok niepospolitych zdol-
ności umysłowych, wlała weń tęgi charakter i nieustrsr-
szone męztwo. Wychowany po rycersku, jak syn barona
z feudalnej epoki : nikt trafniej od niego nie strzeli
z łuku, nie ujarzmi snadniej dzikiego rumaka, nie dźwi-
gnie ogromniejszego głazu. Bajgi, owe kirgizkie tur-
nieje, łowy i baranta, na których zawsze palma zwy-
cięztwa wieńczyła skroń jego, szeroko po stepie rozniosły
sławę młodzieńca. Pod zielone jego znamię cisnęła się
zewsząd chciwa łupów i zdobyczy drużyna, a młody
bohatćr prowadził ją nieraz pod śnieżne szczyty Ała-
tau, zkąd, jak orzeł tych gór na ptaki, spadał na liczne
stada Jusunów, których, mimo dziewięćkrod przewa-
źniejszój siły, zbiwszy na miazgę , z bogatym zawsze
plonem wracał do swych aułów. Wyprawy te, przypo-
minające napady góralskich klanów na płaszczyzny
Szkocyi, imię jego, jak niegdyś bohaterów waltersko-
towych powieści, uczyniły strasznym i opromieniły
wieńcem narodowśj poezyi : niejedna bowiem banda
stepowych korsarzy pierzchała na samo tylko imię Ba-
raka , i niejeden ulanczi (poeta ludu) opiewał chwalę
pogromcy zalepsańskich plemion. Dziś, ze zmianą oko-
liczności krajowych, złożył on swoje gromy, spoczywa
6
Digitized by VjOOQ IC
%i LlSTt IK STEt»6w.
na laurach, i tylko z berkutem* na ręku, goni za wilkian,
lisem lub siadem lotnych sajg (antylop) ; lecz dosyć
nań spojrzeć, aby się przekonać, że krew dżyngischań-
ska nie zamarła w jego żyłach , i że skromna władza
ilbilańczy, a nawet bramowany złotem pasowy chałat,
nie wystarcza dumie batyra Najmanów. Jakoż męzkie
swe czoło , na któróm błyszczy gwiazda mocy i geniu-
szu , wysoko on wznosi przed każdym , ktoby się go
lekceważyć ośmielił. « Raz będąc w Czuguczaku — opo-
wiadał mi — poszedłem z kilką innymi do tamecznego
ałdaja (komendanta) ; towarzysze moi padli przed nim
na kolana, jak nasze kobiśty przed starszymi : ja tylkd
jeden, na znak uszanowania, położyłem rękę na sercu.
Niezgiętościę, mego karku zdziwiony ałdaj , zapytał :
czemu nie padam na ziemię jak drudzy? — Bogu tylko
taka cześć się należy, rzekłem, a ty nie jesteś Bogiem.
Mój ałdaj, rozgniewany ią odpowiedzią, wrzasnął : Ja
ci każę. — Ty, odparłem, nie masz prawa mi rozkazy-
wać^ i ja nie spełnię twojego rozkazu ; lecz jeśli ci nie
podoba się moja wizyta, bądź zdrów. — Słowna te
zmiękczyły Czurczuta (Chińczyka), i nietylko prosił
mię usiąść, lecz jeszcze przyjął lepiój niż innych, często-
wał herbatą i różnemi potrawami , których wszakże
dotknąć się nie mogłem , nie będąc przyzwyczajonym
do gadzin i tym podobnych przysmaków chińskich ku-
charzy. »
Oto masz w słabych zarysach Bajronow^ką postać,
obraz męża ^ wszystkiómi pierwiastkami potężnego
1. Sokół czy Inny jakiś ptak tego rodzaju umywany do łowiectwa*
Digitized by VjOOQ IC
LIST JfibBNA«trY. B3
ducha, zdolnego pod moc sw^ woU podbijać massy
i naginać je ku swoim celom.
Niewiele laty starszy od sułtana Baraka, bij Ku-
nanbaj, niemniój jest także wielka znamienitościc wste*-
pie. Syn prostego Kirgiza, obdarzony z natury zdrowym
rozsądkiem, zadziwiającą pamięcią i wymową, czynny,
gorliwy o dobro swych ziomków, bie^y w stępo wśm
prawie i przepisach Alkoranu, znawca wszystkich ustaw
rossyjskich tyczących się Kirgizów, nieposzlakowanej
bezstronności sędzia i przykładny muzułmanin, plebe-
jusz Kunanbaj zjednał sobie sławę wyroczni , do której,
z najodleglejszych aułów, młodzi i starzy, ubodzy i bo-
gaci cisną się po radę. Zaufaniem możnego rodu To-
bukli, powołany ha stopień rządzcy, z rzadką prawością
i energią piastuje władzę , a każdy jego rozkaz, każde
słowo spełnia się na skinienie. Niegdyś przystojny męż-
czyzna, dziś, napiętnowany strasznómi bliznami ospy,
co go przed kilką laty omal nie wtrąciła do grobu, jak
Mirabeau, w zapale mowy każe zapominać słuchaczom
o szpetności swćj meduziśj twarzy ; okrutna zaś plaga
jaką dotknięty został, obudzą w nim. samym słodkie
wspomnienia współczucia ziomków , które ci może dać
miarę jego zasług i znaczenia. « Tłumy ludu w rozpa-
czy — mówił mi z wzruszeniem i dumą — oblegały
w dzień i w nocy moją jurtę , w której walczyłem ze
śmiercią, wśród mąk nieznośnych. Łzy to jego zalały
ogień co mię pożerał, i wymodliły u Ałłaha mój powrót
do życia. » Nietakiemże współczuciem, w jednym z naj-
oświeceńszychkrajówEuropy, otaczał lud ostatniechwile
umierającego trybuna, co równie jak Kunanbaj był tar-
Digitized by
Google
84 LtSTT ZŹ STEPliw.
czą jego przeciw niesprawiedliwości i gwałtom możnych ;
ów lud, co mniśj szczęśliwy od pół-dzikiego, nie mogjc
dla swego obrońcy wypłakać życia u Boga, w uniesie-
niu wdzięczności dla umarłego wynalazł Panteon.
Tuzin sułtanów i z pół-kopy murzów było dzisiaj u
nas na herbacie. Do całój tój arystokracyi rodu i bo-
gactw, wybornie zastosować można nasze przysłowie :
wart pałac Paca, a Pac pałaca. Biała kość ^ (sułtany)
bardziej szarj niż białą wydawała się obok Baraka, a
wszyscy baje (bogacze) niegodni rozwiązać rzemyka u
obuwia Kunanbaja.
1. Ak-tujuk : tak Kirgitj nazywają sułtanów prsenośnle.
Digitized by
Google
ŁlSr DWUNASTY. 85
XII
JkjagOM, 13 cserwca. (Do G. Z...)
Z kądże te nagłe wzruszenia ?
Jakieżto imię świat głosi ?
E. Słowacki.
Z przyłączeniem Średnićj Hordy kirgizkiój do po-
siadłości rossyjskicli w Azyi , ustała i władza chanów.
Ze śmiercią ostatniego z nicli , tytuł ten zniesiony na
zawsze , i dziś żyjącą pamiątką kirgizkiego chaństwa
jest stare babsko y znane pod imieniem Clianszy Wa-
liewój.
Na gruzach chańskiego rządu, Rossya utworzyła w
Średniój Hordzie władzę starszych sułtanów^. W szczu-
płych zawarta szrankach, władza ta, w ręku człowieka
1. i4AcHSu/ton> po kirgiska.
Digitized by VjOOQ IC
St LISTY Z£ STEP^ÓW.
Z głową i sercem , nie jest wszakże, jakby się zdawało
na pozór, bez pewnego znaczenia i wpływu. Naczelnicy
najznakomitszycłi rodzin, dumni potomkowie chanów,
ubiegają się o nią, jak o najwyższy zaszczyt i szczebel
wielkości ; lecz rząd czuwa troskliwie nad t^m', aby
starszy sułtan nie pozwolił sobie zapomnieć, iż władza
chańska należy już do przeszłości nigdy niepowrotnej
w stepie. Zresztą, chan był jeden, a dziś, w Sredniśj
Hordzie, mamy siedmiu starszych sułtanów.
Przed kilką godzinami byłem obecny obiorowi star-
szego sułtana ajaguzkiego okręgu. Po krótkich nara-
dach sułtanów i ilbilańczych, odbytych pod otwartym
niebem w obec licznie zgromadzonego ludu, został nim
cichy i ubogi sułtan Buleń. Kandydatem zaś czyli za-
stępcą jego, jakby dlatego ażeby słaba trzcina oprzeć
się mogła o dąb niezłomny, obrano znajomego ci już
sułtana Baraka. Kirgizy, wierni zwyczajom przodków,
zachowywanym niegdyś przy wyniesieniu swego ziomka
na stopień chana, w oka mgnieniu rozszarpali pomiędzy
siebie, na pamiątkę, skromny chałat nowego prezesa
dywanu, którego zaszczytną stratę wynagrodził na-
tychmiast pograniczny naczelnik, ofiarując mu, w imię*
niu rządu, pąsowy chałat, bogś.to lamowany złotem.
Lecz 2da|e mi się, nic tak nie uszczęśliwiło, nie pochle-
biło bardziój dumie, i nie podniosło go w oczach wła-
snych i rodaków, jak ów huczny wiwat, który, na cześć
jego tryumfu i wielkości , zagrzmiały działa ajaguzkiej
twierdzy.
W innych krajach, nowo obrany dygnitarz, pragnąc
okazać swoją wdzięczność wyborcom, sprawia im
Digitized by VjOOQ IC
tłST DWUNASTY. g'3[
Z własno] kieszeni biesiadę; u nas w stepie rzecz się
naa wcale inaczej. Biesiadę tę, ucztę , czyli jak ją, Kir-
gizy nazywają bajgę (gdyż zwykle towarzysza jśj wy-
ścigi konne), sprawia kosztem swoim rz^d, w którego
imieniu miejscowa władza * robi honory i ugoszczą tak
wyborców jak i dignitarza zaszczyconego ich zaufa-
niem. Cały wprawdzie traktament składa się z herbaty
i piławu 2 dla arystokracyi , a dla plebsu, z baraniny,
koniny i kumysu; lecz czegóż więcśj potrzeba dla
ludu , któremu obce są nasze trunki , a kawał goto-
wanego mięsiwa najpożądańszym przysmakiem?
W czasie dzisiejszo] uczty, pierwszy raz miałem
sposobność słyszeć ulanczich. Są to trubadurowie kir-
gizcy, bardowie stepu, wieszcze, których improwizacya,
również jak talent wymowy, często natrafiany u Kirgi-
zóWj^ znakomicie świadcząc o umysłowych zdolnościach
tego ludu, przeniosła mię mimowolnie w średnie wieki ;
bo tam tylko, pod kamiennym sklepieniem gotyckiego
zamku, u możnego jakiego barona, biesiadującego
wśród swych wasali, mógłbym znaleść to, czego dziś
byłem świadkiem pod wełnianym dachem kirgizkiój
jurty.
Oto masz szkic tój uczty, jaki mogę zrobić naprędce,
zajęty będąc przygotowaniami do jutrzejszego pochodu.
Po za wałami twierdzy jest plac obszerny, na którym
w kilku jurtach rozbitych z powodu okoliczności, mie-
ści się cąłakirgizka puł>liczność zaproszona na ucztę.
1. Prikaz^o rossyjskn, a po kirgiska Dy^an.
3. Potrawa z baraniny z rytem, dodaje się dla większego amaku tirnk Inb knaz-
myts.
Digitized by
Google
88 LISTY ZB STEPÓW.
W okazalszćj z nich, wyższa klasa składająca się
z sułtanów, bijów, mułłów, chodżów, murzów i star-
szyn , w całej pstrokaciźnie swoicłi kostiumów , siedzi
poważnie na dywanacti pokrywającycli ziemię i ocze-
kuje przybycia pogranicznego naczelnika.
O godzinie i2^J, pograniczny naczelnik, otoczony
orszakiem rossyjsko-polsko-kozacko-tatarskich cywil-
nycłi i wojskowych urzędników, przybywa na miejsce
uczty. U drzwi arystokratycznej jurty, aha-sułtan,
w towarzystwie kilkunastu stepowych lordów, wita go
krótką przemową i wprowadza uroczyście na przygo-
towane dlań krzesło.
Z krzesła tego jak z troiiu, po którego prawicy i
lewicy stoi półkolem mundurowy orszak, pograni-
czny naczelnik przemawia kilka słów stosownych do
zgromadzenia , które , po przetłumaczeniu na kirgizki
język przez urzędowego drogmana, wzbudzają powsze-
chny zapał.
Gdy się uciszyła wrzawa, mułła czyta modlitwę pro-
sząc Ałłaha, ażeby pobłogosławił pokarmowi i napo-
jowi , przygotowanemu dla nich ; całe zgromadzenie,
podniósłszy ręce do góry, w uroczystóm milczeniu słu-
cha modlitwy
Pb tym pobożnym oorzędzie, kilku rossyjskich tłu-
maczów wnosi na ogromnych tacach herbatę : pierwszą
jój filiżankę uprzejmy dżenderał, jak Kirgizy tytułują
pogranicznego naczelnika, ofiaruje nowo obranemu
aha- sułtanowi ; drugą bierze dla siebie i daje rozkaz
częstować wszystkich z kolei.
Wtćm, kiedy' całe nasze grono trzyma w ręku fili-
Digitized by
Google
LIST DWUNASTY. 89
żanki i pokrzepia się chińskim napojem , młody jeden
minstrel , przystojny, z czarnym wąsikiem i bystrómi
oczyma, uderza w struny swego niewdzięcznego brzj-
kadła*, i głosem śmiałym, męzkim, pełnym, przyjemnśj
liarmonii, zaczyna improwizacyą.
Pierwsze jśj strofy, ma się rozumieć, na cześć dżen-
derała.
Poeta wysławiał jego przymioty, « ciesząc się wraz
z całym narodem, że uszczęśliwił go swojśm przyby-
ciem, którego co rok Kirgizy tak niecierpliwie oczekują,
i które tem jest zawsze dla nicti, czóm wiosenne słońce
dla stepu. Szczęście to — zapewniał w uniesieniu —
byłoby jeszcze* większćm, jeszcze zupełniejszóm, gdyby
go nie mieszał wróg powszectmego bezpieczeństwa i
pokoju; lecz ma nadzieję, że jedna wieść o zbliżeniu
się dżenderala, przepędzi znowu Kenesarego na pias-
czysty step Kara-kumu... »
Po tym komplemencie zastosowanym zręcznie do
okoliczności, młody Urunbaj (imię naszego ulanczi)
wystąpił z pocłiwałami starszego sułtana Bulenia, kar-
karalińskiego mówcy Kunanbaja, i z kolei złożył tiołd
swego uwielbienia każdemu ze znakomitszycłi członków
zgromadzenia ; lecz nikt z nicłi nie wzbudził silniej jego
zapału jak sułtan Barak.
« O ty ! — śpiewał on z wrastającem coraz bardziój
uniesieniem, dochodzącóm pod koniec prawie do za-
chwycenia— o ty! krew Abułfaiza! potomku Dżingis-
chana ! sułtanie Baraku ! słuchaj pieśni ulanczi Urunbaja.
1. Dambra (bałi^ka).
Digitized by VjOOQ IC
9(> LISTY ZE STEPÓW.
«0! słucha] mojej pieśni, choć to nie pierwsza I
fiie ostatnia dla twojego ucha ; bo i któż z ulanczich nie
śpiewał lub śpiewać nie będzie na cześć twoj^?
« O ! wielki nasz step ; lecz czyliź jest jurta która
nie słyszała , która nie powtarza pieśni o Baraku ?
« O ! bo czyjże ród świetniejszy, czyj dawniejszy,
czyj szlachetniejszy, jak ród Baraka !..» (Ojciec i dziad
Baraka rosnj jak na drożdżach.)
a O ! i któż mędrszę da radę na kenesie ? któż w są-
dzie bijów sprawiedliwiej spór rozstrzygnie jak Barak?
« O ! któż na bajdze męztwem , siłą lub zręcznością
przewyższy wszystkich szermierzy jak Barak?)) (Barak
skromnie patrzy w ziemię.)
« O ! któż na łowach , kto na barancie tak się od-
znaczy jak Barak?... » (Barak nie rad z ostatniśj po-
chwały, brwi marszczy i łeb gładzi.)
« O ! i któż hojniój wynagrodzi biednego ulanczi, jak
dawny potomek chanów, sułtan Barak ? » (Barak śmieje
się.)
«0! wszędzie i zawsze wielki 'sułtan Barak! naj-
większy batyr wstępie jest — jeden Barak!...
a O ! niedarmoż po całym stepie rozlega się tylko
imię Barak!... Barak!... Barak!... »
Skończył, a nasz bdhatśr w zapale uniemenia dumy
i zaspokojonej miłości własnej tyla pochlebstwami wie-
szcza, zerwał się ze swego miejsca, zrzucił chałat z sie-
bie , i cisnąwszy mu go w oezy, rzekł : « Winienem €i
wielbłąda i konia bieguna. »
Naśladując hojność Baraka, acz w mniejszym
stopniu, bo w* miarę pochwał i kadzideł, każdy kto
Digitized by
Google
tylko je otrzymał, chc^ć Riechcęc, musiał okaaaó sw%
wdzięczność. W oka mgnieniuj pieniądze, cbałaty i konio
(te ostatnie rozumie się w obietnicy) posypały się ze
wszech stron, zamiast laurów, na głowę poety, a hu-
czne okrzyki zadowolenia zatrzęsły w^tł? ściana na-
szego gmachu.
-Gdy się to dzieje, i gdy nasz trubadur zabiera się
improwizować podziękowanie zgromadzeniu za łaskawe
ocenienie jego talentu , z szarego końca jurty dał się
słyszeć złowieszczy dla ucha jego brzęk struny, i w tćjże
chwili, jak Filip z konopi, wyrywa się niepocieszna
jakaś napozor figurka, przeskakuje przez kilka rzędów
głów dostojnych sułtanów i poważnych chodżów, i
z dumbr^ w ręku siadłszy obok zdumionego Urunbaja,
zuchwale mu powiada : « Zobaczym, kto z nas większy
iłlanczi ? »
Na takie diclum acerbum^ spojrzał nań z pogarda
Urunbaj, zaiskrzyły mu się oczy jak u kota w gniewie,
jak rak poczerwieniał , i gdyby nie obecność dżende*
rała, bezw^tpienia cisiaąłby w ślepie zazdrosnemu poe-
tycznej jego sławy współzawodnikowi cały zapas ener-
gicznych wyrażeń kirgizkiej złości, a może nawet na
nienawistnym łbie jego połamałby swoj^ bandurkę;
lecz zwięzany przyzwoitością, nietylko wstrzymał laę,
ale jeszcze z tryumfuję.cj min^ przyj^jł wyzwanie.
Zaczęła się walka : nieme milczenie znowu objęło
jurtę.
Jak na Olimpijskich igrzyskach , dwaj poeci ścierali
się z sobą. Zaledwie jedea wystrzelił strofkę, wnet
drugi odstrzeliwał na nią; pierwszy śn^iało napadai,
Digitized by VjOOQ IC
9) LISTY ZK 8TKPÓW.
drugi zręcznie się odcinał ; zapał w obu coraz bardziej
się wzmagał i rozniecał zaciętą walkę : był to zajmujący
widok !
Nie mając w pomoc sztuki stenografa, kilka tylko stro-
fek zachwyconych pamięcią jeJnego z moich tłumaczów
udzielić ci mogę, jako specymen poezyi nowego ulanczi.
« O, i ja ulanczi kirgizkiego narodu ; i ja, nie pier-
wszy raz śpiewam w obec tak licznie zgromadzonych
ludzi wielkich, ludzi sławnych!.., I ja ulanczi, ale nie
taki jak Urunbaj : pieśni Dżunaja nie takie jak pieśni
Urunbaja... O! Urunbajii! tyś wysławiał dżenderała,
czyliż i Dżunaj nie umiałby go pochwahć ? Ale na cóż
mu pochwały biódnego ulanczi, kiedy i bez nich on
wielki, sławny i kochany w stepie !... Tyś wychwalał
naszych sułtanów, bo lubisz ich chałaty i konie, a ja
nie lubię nikomu pochlebiać jak nędzny musapyr (że-
brak)... Ty się łasisz każdemu, bo jak pies głodny,
chcesz aby ci kość rzucono : a ja nie chcę być nieczy-
stym zwierzęciem... I ty śmiesz mianować się ulan-
czim ! ty, co śpiewasz tylko tym co ci płacą !... Jeśliś
ty prawdziwy ulanczi, czemuż nie śpiewasz umarłym?...
czemuż nie chwalisz tych, co nie żyją?... czemuż nie
głosisz naszych ojców, naszych przodków, co kiedyś
żyli na tym stepie?... O! jak ich chwalić (przedrze-
źniając głos i gestykulacyą Urunbaja) ; jak im śpiewać,
kiedy nie dadzą ani konia , ani chałata , a choćby i dali
swoje kości, i piesby ich nie jadł... Oj ! ty Urunbaju 1...
o ! ty sławny ulanczi ! a znasz ty czem był step nasz za
dawnych czasów ? czćm był dawny Kirgiz za chana
Abłaja?,,, i t. d. »
Digitized by VjOOQ IC
Na dowód, iż zna to wszystko jak pacierz, i że jest
w stanie śpiewać de omnibus rebus et quibusdam aliiSj
Urunbaj skoczył ze swoją dumbrą nie bliźnij i nie dalej
jak do stworzenia świata , i zacząwszy od Adama, jak
wprzód obecnym sułtanom, nie darował żadnemu z pa-
tryarcliów ; potom w Korabiu Noego przepłynąwszy
wody potopu, rzucił się z wierzchołka Araratu na całą
starożytność biblijną, nie przepuszczając babilońskim
Nabuchodonozorom ani Faraonom Egiptu; nareszcie,
niepowstrzymany w furorze swojćj improwizacyi , jak
wodospad Niagary, zaśpiewawszy każdemu, kogo tylko
ze znakomitycli mężów spotkał na drodze , i nie ode-
tclmąwszy ani na chwilę w ciągu godziny, dojechał
szczęśliwie aż do Mahometa. Ten uragan pieśni za-
grażający ostatnim dziesięciu wiekom, już, już miał
spaść na głowy bohaterów islamizmu i rozbić się w har-
monijnych bryzgach ponad kirgizką hordą, gdy
wtśm o! traf nieszczęsny!... na samym wyjeździe
z Mekki, na dumbrze naszego wieszcza-Farysa, urwała
się struna.
Tą rażą, rozpacz poety, zapomniawszy o prawach
przyzwoitości , bez względu na dostojnego gościa
stepu , wyrwała mu z głębi serca ciche , lecz bolesne
o! ineine s !
Tymczasem, kiedy ten nawiązuje strunę, przeciwnik
jego , nie chcąc' dać za wygrane , przypuszcza nowy
atak :
« Cóż znaczy ta długa historya? każdy mułła powie
ją lepićj od ciebie, bo i ty musiałeś się jój wyuczyć od
mułły i dzisiaj popisujesz się z nią, jak z ukradzioną
Digitized by
Google
M ŁtsTt Kfi STEPÓW.
kobyłę !... Ale jeżeli chcesz dowieść, żeś wielki ulanczi,
powiedz nam znaczenie każdój liczby , zacząwszy od
pierwszćj aż do dziesi§tój?.,. (Szło tu, jak mnie zape-
wniał tłumacz, o alłegoryczne znaczenie liczb pod wzglę-
<iem religijnym.)
Tego było i trzeba Urunbajowi. Widać, że ten przed-
miot był jego mocną stroną , albowiem z wyraźnćm
tikontentowaniem zawoławszy ; « Tochte ! tocłite ! » (po-
czekaj, cicho ! ) uderzył w struny i zaczął na wskazane
sobie tema waryacye , które exekwQwał eon amore e
splendore. Wszyscy Kirgizy, dotąd zachowujący milcze-
iiie, przerywali go częstómi okrzykami i podziwiali talent
^ zdałem. W istocie musiało to być cóś bardzo pięknego^
Łiedy i ja, nieznający języka, odebrałem silne wraże-
nie. Usłyszawszy bowiem , uroczystym głosem odbity,
jak gdyby dzwonem wieżowego zegaru, znajomy mi
wyraz: Ber! (jeden)... i wkrótce po nim uroczyściój
jeszcze, z całą mocą ducha wiary, i jak gdyby ze szczytu
wystrzelonego w niebo minaretu, pobożną nutą mułły
oddany wyraz : Ałłah ! . . . przeczułem sercem, że wieszcz
śpiewa wielkość Boga, który jest najwyższą jednością,
i wraz z nim zgiąłem moje czoło przed majestatem tego
Ber! co stworzył światy. Dalsza zaś improwizacya za-
stała dla mnie ciemną jak noc allegoryą, i na nieszczę*
Icie mojej ciekawości tak bystrą , tak gwałtowną lała
się rzeką, że nikt nie mógł z niój zaczerpnąć i jedn^
kropelki ; lała się ona długo, i nie wiem czy byłby Tcó*
nieć tój powodzi, gdyby nie wniesiono na plac boju anti-
poetycznych ogromnych mis z piławem, które powścią-
gnęły furor natchnienia ulanczi. Zamilkł więc, lecz t|
Digitized by
Google
raz§ uszczęśliwiony, gdyż cała arystokracya przyznała
mu palmę zwycięztwa. Dżenderał zaś, lękając się moż^
straszniejszej jeszcze powodzi dźwięków i brzęków kir-
gizkićj muzy , kilk? pochwalnymi słowy i ofiarą man-
szestru na czambary, zaspokoił miłość własną współ-
zawodnika, i tak skończyła się walka.
I jaz to wszystko, pomyślałem sobie, własnemi uszami
słyszę na stepie, w pośród ludu, uważanego przez świat
cały za dziki i barbarzyński!... Przed kilkę dniami
świadek ścierania się z sobą dwóch zawziętych stron-
nictw , z zadziwieniem przyklaskiwałem mówcom , co
nie słyszeli nigdy o Demostenesie i Cyceronie ; dziś wy-
stępują przedemną poeci, co czytać i pisać nie umieją,
a jednak podziwiam ich talent, bo pieśni ich przema-
wiają do mojśj duszy i serca. I toż są dzicy barba-
rzyńcy? Jestże to lud przeznaczony na wieczną nik-
czemność pastuchów, i pozbawiony wszelkiej innej
przyszłości?,.. O! nie, zaiste! lud, który Stwórca
obdarzył takiemi zdolnościami , nie może pozostać
obcym cy wilizacyi : duch jej przeniknie kiedyś kirgizkie
pustynie, roznieci tu iskrę światła, i przyjdzie czas, ż6
i koczujący dziś nomada zaszczytne zajmie miejsce
w pośród ludów, co nań patrzą teraz z góry, jak wyższe
kasty Indostanu na nieszczęśliwego paria....
Uczta krótko trwała, bo i krótki jej szpejscettel. Na
pierwsze danie piław, na drugie wołowina, na trzecie
baranina — i basta. Omne trinum perfectum! Kumys
zamiast szampana. Modlitwa jąk była początkiem, tak
i końcem uczty. Wszystko się odbyło z największą
przyzwoilością; kcz gdy dżenderał pożegnał zgroma-
Digitized by
Google
96 LtSTY «E StfiPÓW.
dzenie i wraz z swym orszakiera opuścił jurtę, porządek
publiczny nieco naruszonym został : albowiem burzliwe
fale plebsu nienasyconego 3woją koninę, dobijając się
o szczątki arystokratycznej biesiady, obaliły gmach
zkoszmy, na głowy patrycyuszów. Mamy jednak szczę-
ście zapewnić naszych czytelników, że nietylko nikt
nie utracił życia w czasie tego strasznego wypadku, lecz
nawet żadna głowa nie poniosła najmniejszego szwanku.
Niech żyją. Kirgizy !
Jutro opuszczamy Ajaguzę. Jak prędko znajdę mo-
żność przesłania ci wiadomości o sobie, przewidzieć
niepodobna ; bo Ajaguza tóm jest dziś dla mnie , czem
port dla żeglarza puszczającego się na ocean : jest to
ostatni punkt , zkąd poczta dochodzi do Syberyi. Za
ajaguzkiemi rogatkami « deskami zabito » — jak mówi
przysłowie — koniec świata ! Nim więc za tómi słupami
Herkulesa, za tą ultima Thule, nastręczy się pewna
zręczność wyprawienia listu do ciebie, bywaj zdrów
mój drogi ! Jestto ostatni list pisany w chałupie , pod
dachem ; następny będę może pisał w jakiój pieczarze,
pod skorupą z ałatauskich lodów.
Digitized by
Google
WYJĄTKI
z DZIENNIKA. PODRÓŻY.
18 czerwca 1846.
Wiatr silny zrana; przygotowania do wyjazdu. Ura-
gan straszliwy ; o godzinie i^J wyszliśmy z Ajaguzy ;
oddział stu kozaków, działo jedno i Kirgizy kokbetyń-
scy, pod wodzą Kijsyka-tany, część uzbrojona w gwin-
tówki, ajbałty i łuki. Prowadził nas starzec bij Bijbit,
który wybrał się w drogę , aby odzyskać od Jusunów
chałat, zabrany mu jeszcze w r. 1814.
Baszczi,bez którego nie można się obejść podróżują-
cemu po stepie, jak bez Indyanina w amerykańskiej
puszczy, jest to pospolicie człowiek w wieku, bywały,
doświadczony, który młodsze dni swoje przepędziwszy
nabarancie i włóczędze zjednego końca łiordy w drugi,
7
Digitized by
Google
93 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
częstokroć kosztem nie jednaj krósy na łbie, nabył tak
dokładnej znajomości miejsc, że jest w stanie lepiśj niż
najdoskonalsza mappa — czy to w dzień, za wskazówką
zatrzymanych w pamięci swego oka gór, strumieni,
źiódeł, mogił, skał ; czy w nocy , za pomocą gwiazd
lub wiatru — przeprowadzić cię w najodleglejszy punkt
stepu najpewniejszym i najkrótszym szlakiem. Baszczi,
posiadający zgruntu swój przedmiot*, niezmiernie jest
ceniony, i nieraz banda rabusiów, puszczając się na
wyprawę do dalekich aułów, ofiarą znacznych korzyści
zbaranty, stara się pozyskać współdziałanie człowieka,
którego topograficzne, mineralogiczne, astronomiczne,
a szczególniój hydrograficzne znajomości, rokują jej
pomyślny skutek przedsięwzięcia. Taką to uniwersalną
nauką obdarzonego baszczę, szczególny fawor fortuny
zesłał nam w osobie bija Bijbita, niegdyś batyra, mi-
łośnika baranty i łowów, posła, dyplomatę , sędziego,
a dziś (niech to nie będzie z ujmą jego sławy) piecze-
niarza, który rzuciwszy na los szczęścia w swojej jurcie
starą, jak sam, połowicę i szczupły swój dostatek,
włóczy się przez cały rok z aułu do aułu , od jednego
do drugiego sułtana, przesiadując u nich po dni kilka
i wraz z nimi asystując kenesom, dżygunom, bajgom,
pogrzebowym obchodom , jednem słowem , tym wszy-
stkim zgromadzeniom, in gratiamkiórych Kirgiz, chcąc
nie chcąc, musi rznąć barany i klacze. Wielki gaduła,
jak wszyscy pieczeniarze i rezydenci na świecie , opo-
wiadał mi, że przed 40 laty, jako członek kirgizkiej
ambasady będąc w Petersburgu , w czasie audyencyi
u cesarza A!exandra, widział naraz sześciu królów (?) •
Digitized by
Google
13 CZERWCA. 99
Cesarz miał się odezwać do posłów Hordy : « Słuchaj-
cie ! Po inoim ojcu, dziadzie i pradziadzie otrzymałem
trzy rzeczy : Petersburg, wojsko i kupiectwo. Ja mie-
szkam od was daleko ; wy więc ochraniajcie karawany
moich kupców, przechodzące przez wasze stepy : bo
jeśli nie będzie bezpieczeństwa dla handlu, przyszłe do
was wojsko. • W późniejszej epoce powtórnie jeżdżcc
do stolicy, nie zastał cesarza, czekał nań jakoby 22 mie-
siące i dni 17, i nie doczekawszy się wrócił do swój
ojczyzny. Lecz monarcha Rossyi, przybywszy z zagra-
nicy, skoro uwiadomiony został o jego bytności, przy-
słał mu przez sułtana Siuka-Abłajclianowa ukłon i pałasz
wraz z bogatym chałatem. Pałasz ten dotąd w jego rę-
kach, i dziś obszyty na głucho w koszmowy pokrowiec,
wisi pompatycznie u boku ex-ambasadora; a chałata,
pominio całej swojój dyptomacyi, od>r. i8|.4, odebrać
nie może — i dlatego właśnie podjął się teraz obowią-
zku honorowego baszczi, ażeby przez wpływ i pro-
tekcyą dżenderała (jenerała) , wydobyć z r^ Jusunów
(pokolenia kirgizkiego Wielkiój Hordy) ofiarowany mu
od lat tylu monarszy upominek. Owoż ta pół-poważna,
pół-pocieszna znamienitość stepowa , z przywiązaną
czerwoną chustką do kilkosązniowój włóczni, wystą-
piwszy w chwili wymarszu przed naszą przednią straż
na dzielnym bułanku, oświadczyła się z całą swoją
jeografią , mineralogią , hydrografią , meteorologią i
astronomią na usługi wyprawy. Za nią więc, jak flota
za magnesową strzałką kompasu, posunęliśmy się na
przód.
Uragan, doszedłszy zenitu swojł^j wściekłości, słabięć
Digitteed by
Google
400 WTJĄTKI Z D2lfiNNIKA PODRÓŻY.
nareszcie zaczął, i wkrótce chmury oswobodzone z jego
więzów, skropiły nas ulewnym deszczem, za który, po
tak długiej spiece i kurzawie oddecłi zabijającej, wca-
leśmy się nie gniewali , tem bardziój , że obmywszy
nam twarze i odświeżywszy powietrze, niedługo padał.
Karawana nasza, zostawiwszy po prawój ręce rzekę
Ajaguzę , dążącą do jeziora Bałchasza , szła brzegami
Narymu, zamkniętego w skalistym łożu, drogą, którą
karawany ciągną przez Tarbogataj (góry) na cłiiński
jarmark do Czuguczuku. Żałowałem mocno, że włócz-
nia naszego baszczi, oddalała się coraz bardziej od
kryształowych wód pierwszej z tych rzeczek : już to,
dla jój brzegów ubranych na przestrzeni stu wiorst
w miłą dla oka wędrowca zieloność ; już dla jój słowi-
ków, co po całych nocach śpiewały dla mnie jakieś
dzikie, niezrozumiałe piosenki; już nareszcie dlatego,
żem stracił sposobność zwiedzić mogiła przykrywającą
prochy kałmuckich kochanków Ruzukurpccza i Bajan-
suły, i widzieć na niój kamienie, na których rylec ste-
powego Praxytelesa przekazał potomności wizerunki
romansowej pary.
Po sześciogodzinnym marszu, łańcuch wielbłądów
z jurtami, szatrami i jukami, otrzymał rozkaz pójść na
przód, i u stop góry Czynhozy, nad brzegiem Narymu,
zbudować miasto.
W pół godziny stanęliśmy u Czynhozy i zastaliśmy
rozkaz spełniony.
Nasz dowódzca zatrzymać się raczył na nocleg we
wspaniałej rezydencyi letniój sułtana Usmana, a my,
cywilno-wojskowy sztab i orszak jego, zajęliśmy obok
Digitized by
Google
44-15 CZERWCA. 401
stojący kiosk, w którym, po bezsennych ąjąguzkich
nocach, wolni nareszcie od gorąca i przeklętego owadu,
wśród szmeru mruczącego po kamieniach Narymu i
gruchania turkawek, pierwszy raz smacznośmy usnęli,
i ledwie nie tak mocno , jak owa czuła para fiiongol-
skich gołąbków.
14 czerwca.
W czasie noclegu, koń jeden zaplątawszy się, nogę
złamał. Kirgizy zaraz go dorznęli, i w marszu widzie-
liśmy członki poćwiertowanego konia u siodeł wiszące.
Od godziny 4*^ do lO^J zrana, ciągle piekliśmy się pod
afrykańskiem prawie słońcem. Mała rzeczka Ai, nad
którśj brzegiem popasaUśmy do 2^^ po południu, kry-
ształową swoją wodą pokrzepiła nasze siły. Wieczorem
przybyliśmy do źródła Kara-bułak, niedaleko Ammusu,
idąc ciągle gruntem kamienistym; z pod stóp koni na-
szych co chwila wylatywały dropie , wyskakiwały ja-
szczurki, MsLUgi (podobno rodzaj skorpionów).
15 cferwca.
Trzeciego dnia ujrzeliśmy po lewśj Tarbogataj , a
przed sobą Aiatauskie góry. Coraz nowe kwiaty.
Digitized by
Google
102 WYJi^TKl Z DZIENNIKA PObRÓŻY.
Mnóstwo dropi : siedm młodych złapaliśmy ; gdzienie-
gdzie sajgi (antylopy) . Popasaliśmy po czterech godzi-
nach marszu nad Karakołą : rzeczka w zielonćj, pysznej
dolinie, upał coraz większy. Tu już ciągle grunt pia-
szczysto^ gliniasty, często sołoócy : ślady ustąpienia
morza , które tam reprezentują ała-kule ( jeziora ) .
Pokazuje się krzew pięknój zieloności, dżingil. Od
1*^ do 8""*^ marsz ; nocleg w kamyszach (w trzcinach,
w oczeretach) Ała-kula. Tam maję mieszkać dziki i
tygrysy : pierwszych widzieliśmy tropy, drugich ani
słychać ; ale zato krzyk kaczek , łabędzi i gęsi ogłu-
szający prawie.
16 czerwca.
Czwartego dnia nasz baszczi chciał nas przeprowa-
dzić bliższą drogą, to jest przez oczerety; ale tak się
zanurzył w bagnie, że ledwo mógł się wydobyć, i byłby
niesławną śmiercią zakończył swój dyplomatyczny, pe-
łen chwały zawód. Wydobywszy się atoli z przepaści, co
go żywcem pochłonąć chciała, nie stracił rozumu i
tłumaczył się tśm, że musiało morze podrosnąć, gdyż
przed czterdziestu laty, nietylko błoto, ale i bród prze-
bywał nieraz bez najmniejszój szkody. Nie tracąc zatem
czasu, udaliśmy się dłuższą, lecz pewniejszą drogą,
mimo ostępów ti^zcinowój puszczy, którój obchód zabrał
nam pięć godzin. W ciągu t^j drogi Ała-kul był ciągle
Digitized by
Google
16 CZERWCA. ^01
niewidzialny. Nasłuchawszy się tyle ocj Kirgizów o mor-
skiśj jego wielkości i nie mogęc ujrzeć jój choćby jedną
]crope|kę , przypuszczałem, azali to morze nie jest złu-
dzeniem wzroku na pustyni, jak i wszystkie wczorajsze
jeziora, i nie wątpiłem, iż pozostanie dla mnie proble-
matyczną zagadką, którą chyba rozwiążą późniejsi
jeografowie : gdy w tdm, rumak mój stanę ł wraz zemną
na piasczystćm wzgórzu Aj-tiube.
Boże! co za zachwycający widojc! Cały nasz orszak
krzyknął chórem w uniesieniu. Jestże co wspanialszego
w świecie? ftfożna-li cóś bardziój olbrzymiego przed'
stawić sobie w wyobrażeniu?
Przed nami zwierciadło wód nieobjętych okiem :
owe niewidzialne, zasłonione nieprzebytą puszczą trzci-
nisk, strzeżone od ciekawości wędrowca straszną pa-
szczęką tygrysa morze Kirgizów — to Ała-kul ! Ponad
jego fale, drżące w ogniu promieni słońca, wznosi się
dumnie jedyna wyspa, dźwigająca na swych barkach
dziką, posępną, spiczastą górę — to Arał-tiube. Rzekł-
byś, że na zaczarowanym morzu, zaklęty zamek jakiego
czarnoksiężnika lub ducha wód Łych, nietkniętych wio-
słem żadnego Kolumba. Z lewój strony, w odległej,
zamierzchłej dali , majestatyczne kolosy Tarbogałaju ;
po prawśj, niebotyczna, kryształowa ściana wiecznych
lodów Ała-tau : to ramy krajobrazu 1 A ponad tą całą
pustynią i lądu i wody , przezroczysty , jasny błękit
nieba, w który wzrok topiąc, wołasz z poetą :
Niebo czyste, tak wszystkie zdjąło chmury z siebie ,
Że ledwie co nie widać Pana Boga w niebie.
Digitized by
Google
<04 WVJ.\TKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Był czas , kiedym ze szczytów Apeninów za jednym
razem patrzał na dwa morza : zaiste wielki to widok i
czuło go moje serce; lecz zdaje mi się, że gdybym
nawet na skrzydłacłi kondora wzleciał na najwyższy
szczyt Kordylierów, i ztamtąd, za każdym rzutem oka,
ujrzał u stóp swoich po jednym oceanie, nie uczułbym
tyle, ile dziś, stojąc na lichom wzgórzu i widząc w około
siebie takie pustynie, przed sobą takie wody, obok
takie góry, a nad sobą takie niebo !
Ale jakkolwiek widok ten przeraził mnie szczytno-
ścią, że tak powiem, olbrzymiej swojej poezyi, wy-
mowy, harmonii, pewien jestem, że stokroć potężniejsze
sprawiłby wrażenie, gdybym — nie jak dziś, w tłumie
i gwarze ludzi i zwierząt, lecz — sam jeden, w zapędzie
Farysa, przelatującego na swyrii rumaku pustynię,
stanął tu, i nagle, niespodzianie, ujrzał go wśród po-
wszechnego milczenia natury. O! czuję, że jeślibym na
ten widok w pierwszej chwili nie skamieniał z zachwy-
cenia, byłbym tylko obowiązany za życie łasce Tego,
który stworzył to arcydzieło.
Zastępy nasze, błysnąwszy tylko na wyżynach Aj-
tiube, poszły na brzeg dostępnego w tym punkcie Ała-
kula, któremu, przez wzgląd na jego wielkość i wspa-
niałość, potwierdziliśmy w uniesieniu dyplomąt na tytuł
dengis (morze), nadany mu przez Kirgizów. Tu mieli-
śmy krótki odpoczynek , który nas wiele nie pokrzepił,
gdyż upał, wzmagając się co chwila z postępem słońca,
doszedł w tym dniu do tak niesłychanej mocy, że na-
wet w cieniu, pod zasłoną jurty, niepodobna było
dać sobie rady. Ludzie i konie szukali ochłody w nur-
Digitized by
Google
16 GZBRWGA. 105
tach Ała-kula; ale ten środek orzeźwienia sił był tylko
chwilowy, i po użyciu jego , upał wydawał się daleko
jeszcze nieznośniejszym niż wprzódy. W dodatku cze-
kała nas miła perspektywa : przejście bezwodnśj pu-
styni Dały, długiej 70 wiorst prawie ; przejście, które
trzeba było dokonać za jednym zamacliem koniecznie,
żeby się dostać do pierwszego źródła, znajdującego się
u podnóża góry Sajkany, pierwszój z cór Ała-tau w tój
stronie, a która, jak gdyby morska latarnia, miała-
przyświecać naszśj przeprawie przez to ex-morze.
Jakoż, wódz nasz, nie zważając na maximum naj-
piekielniejszego upaJu , na którego wspomnienie dziś
mnie jeszcze pot oblewa, o godzinie pierwszej «iadł na
swego gniadosza, i dał rozkaz, spiesznym marszem
postępować szeregom. Szeregi poszły, i jazaniómi,
z rezygnacyą Indyanki idęcój w płomienie.
Pierwszy widok , jaki nas zaraz na samym wstępie
uderzył nieprzyjemnie, był to cmentarz kirgizki; smu-
tny widok wszędzie , a cóż dopiero w pustyni , w tym
prawdziwym obrazie śmierci! Kilkadziesiąt mogił, o
sklepieniach z sitowia oblepionego glinę, zaniesionych
wczęści piaskiem, wczęści rozbitych wichrami, skła-
dały tu pośmiertny auł Kirgizów, i sterczały jak szkie-
lety jego mieszkańców , którzy za życia, mieli tu w zi-
mo wój porze swoje koczowiska u brzegów Ała-kula,
lub przechodząc przez Dałę, przypadkowo zgon zna-
leźli. Jak gdyby dla zrobienia na umysłach naszych
okropniejszego wrażenia, na kilku wznioślejszych gro-
bowcach, siedziały krzykliwe atajki, które złowieszczym
swym głosem żegnając oddalające się szeregi, zdaw^y
Digitized by
Google
^05 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODIlÓŻY.
się miotać przekteństwa na nasze głowy za przelanie
krwi ich dziatek.
Wkrótce trafiliśmy na tak zwane. Kuldżyńską kara-
wanową drogę, lecz w istocie, jestto nic więcej jak ślad
drogi oznaczony stopami wielbłądów, i zbielałemi od
słońca i czasu ich szczątkami, kośćmi koni, baranó\v,
a może i ludzi; ślad, którego jednak nasz baszczi nie
spuszczał z oka na chwilę. Ciągnął się on przez różno-
kolorowe piaski, szare, żółte, białe, wszystkie słonawego
smaku , lub przez potrzaskane warstwy iłu , pokrytego
florą właściwą tój posępnej okolicy, i jak zauważałem,
przypadającą niezmiernie do gustu wielbłądom , które
z chciwością szczypały jej wierzchołki. W liczbie tako-
wych roślin, są tu w wielkiój obfitości jakieś krzaczki
uzbrojonego kolcami zielska, znanego pod imieniem
kokpok; jakiś wysmukły sacyk-kurai, o pustych drze-
wiastych dudach, rodzaj marchewnika, okrywającego
pospolicie sybirskio stepy, przydatny na opał w nie-
dostatku drzewa ; jakiś nareszcie kantak, kulistej formy
krzaczek, podobny zdaleka do okrągłego arbuza. Ro-
ślina ta, słabo trzymająca się ziemi, gdy zeschnie, od-
rywa się od niej, i jakby stworzona była do ruchu,
podróżuje sobie po stepie, tocząc się po nim w kierunku
wiatru. W jesieni kilka, kilkanaście niekiedy tysięcy
tych bomb, przewracających się obok siebiei toczących
się z nieopisaną prędkością, nieprzyzwyczajonemu do
do tego widowiska oku wydaje się zdaleka masą ucie-
kających antylop. Mówiono mi , że tu rośnie rhumbar-
barum, aleja nie byłem ciekawy szukać go śród gadzin
i jaszczurek różnych gatunków i kolorów, szkodliwych i
Digitized by
Google
16 CZERWCA. 107
nieszkodliwych; śród tarantuł i skorpionów, których
moc ogromną zdybywaliśmy na każdym kroku. Jestlo
klasyczna ich ziemia ; poczciwe te napozór stworzenia,
lepsze może w duszy niżeli ich fama u Kirgizów, grzały
się sobie swobodnie na słońcu, jak za owych błogosła-
wionych czasów przedpotopowych , kiedy oprócz nich
nikogo nie było na świecie. Dziś przyszedł człowiek,
spojrzał ze wstrętem, z pogardą na ród padalców, jak
gdyby sam był co lepszego ; przeszedł po ich karkach,
i długo, długo przechod ten pozioma populacya Dały
pamiętać będzie. Sprzymierzeńcy nasi (Kirgizy) od-
znaczyli się szczególniejszą zawziętością w wytępianiu
biednych dziłan i kej^syrtho : bili winnych i niewin-
nych ; krocie ich padło pod ciosami kirgizkiego knuta,
i jestem pewien, że nasza droga usłana trupami tój
pełzającej chałastry, za miesiąc jeszcze posłuży jakiej
karawanie za najlepszą skazo wkę do przeprawienia się
przez pustynię.
Tymczasem, na bezobłocznćm niebie, słońce posu-
wało się zwolna, smagając nas ognistym swym biczem
i piekąc skwarem, o jakim ten tylko może mieć wyo-
brażenie, kto przebywał syryjskie lub saharskie piaski.
Niewypowiedziane męki dręczyły nietylko ciało, ale i
umysł: podobni do potępieńców piekła, jechaliśmy na
naszych spienionych rumakach, w bezsilnem ręku trzy-
mając zaledwie wodze , i posępnem , pomieszanóm
okiem spoglądając przed siebie. Jakaś uroczysta, przej-
mująca mimowolną trwogą cisza, zwykła zwiastunka
trzęsienia ziemi lub uraganu, panowała w całój naturze.
Zamroczony wzrok , oślepiającym blaskiem światła
Digitized by
Google
408 WYJi^TKI z DZIBNNIKA PODRÓŻY.
rozlanego w atmosferze, raziły jakieś złowieszcze fosfo-
ryczne błyski, wijące się jakby powietrzne wężyki:
zdawało się, że już, już nadchodzi chwila, kiedy te
błędne iskry niebieskiego ognia zapala jak^ zeschła
trawkę, i w okamgnieniu cał^ roślinność pustyni obleje
pożar, w którego płomieniach i dymie zginiemy jak
niegdyś obywatele Sodomy i Gomory. Pod wpływem
tych gorączkowych wrażeń plątała się myśl w przepa-
lonej głowie, a w sercu ro^ła niespokojność, w miarę
upadku sił i coraz nieznośniejszej katuszy pragnienia ,
którego uśmierzyć nie było sposobu. Nareszcie sam wi-
dok hufców postępujących w grobowóm milczeniu,
ciche jak w puchu zapadanie kopyt koni i wielbłądów,
głuchy obrót ciężkich kół artyleryi, szczątki niegdyś
źyj&cyoh stworzeń rozrzucone po drodze , na każdym
prawie kroku żmija lub obrzydliwa tarantuła, wszystko
miało w sobie cóś niezwyczajnego, cóś szatańskiego i
nakształt nocnój zmory przykróm przejmując uczuciem,
jeszcze bardziśj zwiększało udręczenia spieki, która
w tym dniu, co do liczby swych stopni , śmiało mogła
walczyć o pierwszeństwo z najbardziój palącym obdor-
skim lub turuchańskim mrozem.
Zlani krwawym potem i omdleni na siłach, zmienia-
jąc co pół godziny, co kwadrjans czasem, konie pod
artyleryą i furgonami , zapuszczaliśmy się dalśj i dalćj
w głąb' pustyni ; ale nie każdy z nas był w stanie oprzeć
się potędze owego bóstwa Gwebrów, siedzącego na
swym złotym tronie w całym blasku majestatu. Przed
tym strasznym majestatem, wątłego zdrowia, acz
krzepki duchem, nasz przywód^ca wyprawy ukląkł naj-
Digitized by
Google
16 CZERWCA. 109
pierwszy, i jak najzapaleńszy zwolennik nauki Zoroastra,
oddawszy mu hołd najgłębszego szacunku , skrył się
z pokor§ pod skrzydła tarantasu, które mu zasiąpiły
sklepienia pieczary Mitry, Za przykładem wodza, cały
jego orszak , widząc taką cześć oddaną bóstwu świa-
tłości, szukał gdzie mógł schronienia dla swych głów,
zanadto hojnie oświeconych jego promieniami. Ja tylko
i lekarz nie chcieliśmy uderzyć czołem przed tóm
bałwochwalczym godłem Oromaza, pomimo wszelkich
tentacyj : lecz Eskulapa naszego utrzymała na siodle
sucha organizacya ciała, a może jakie tajemnicze anti--
dotum gorąca; mnie zaś silna, niewzruszona niczym
wola by nie dać za wygraną, i druga, wyznać muszę,
nie tak szlachetna pobudka, chęć zemsty nad bohater-
skim sztabem , który w Ajaguzie jeszcze zakładał się ,
ze z pierwszego noclegu odprawią mnie do szpitala*
Dziś z wysokości mego rumaka (którego przez wzgląd
na jego dzielność przezwałem Barakiem, na cześć suł-
tana tego imienia), z tryumfującą miną spoglądałem
na malowniczy widok głów moich zuchów, szukają-
cych ochłody pod cieniem, niestety ! kotła, rądla, wia-
dra lub kojca kur, i wyrażałem żal, iż nadto daleko do
Ajaguzy, aby ich ryczałtem odprawić do lazaretu. Kir-
gizy lepiej sobie poradzili : arystokracya bowiem je-
chała pod parasolami ; a lud prosty, mając na sobie
szuby lub jerhaki, a na głowie lisie lub baranie mała-
chaje , zdawał się bardziej lękać mrozu niżeli upału ,
który z resztą w tym kostiumie nielak był nieznośnym,
jak Europejczykowi w jego cienkim mundurze i lekkiój
czapeczce.
Digitized by
Google
no WYJ\TKt t DZIE.WIKA POnnóŻY.
Lecz jaz zbliżała się chwila, która kilkadziesiąt temu
wieków tak była straszną Jozuemu, iż pragnąc ją od-
dalić, nie wahał się złamać porządek natury, i zawo-
ławszy : « 5^a 50/ / ne moveans^^) zatrzymał słońce.
Dla nas, cośmy niczego więcej nie pragnęli jak zachodu
tego planety, owa chwila, w której zaczął on skłaniać
ku ziemi swą paszczę buchającą ogniem, była tem,
czem niegdyś dla rodziny Noego, zwiastująca kres po-
topu tęcza. I prędzejby może niejeden bluźnierczy język
wykrzyknął z rozpaczy : « Vade retro Satanas, » niżby
miał powtórzyć owo zaklęcie starego wodza proroka.
O samym zachodzie słońca stanęliśmy na krawędzi
Dały. Tworzy ją długi łańcuch pagórków piasczystych,
ozdobionych zieloną koroną dżingilu, która dlatego
tylko zdaje się błyszczeć na ich żółtych, martwych czo-
łach, by duch pustyni mógł ofiarować skromny wieniec
temu, kto z męzkiśm sercem przebył jego okropną
dzierżawę. Na widok tego wdzięcznego krzewu, zro-
zumiałem zaraz alegoryą, oderwałem całą gałąź, i
zatknąwszy za białą chińską czapkę, która była mojśm
paladium podczas upału, przeleciałem dumnie mimo
arb i taradajek , w których szarfy i axelbanty zaczynały
już powracać do życia. Zwiastowawszy im zachód
słońca, zapytałem, azali korzystając z lekkich powie-
wów zefirka i miłego chłodku, nie życzyliby sobie użyć
szpaceru i orzeźwić się świeżóm powietrzem, jeśli nie
wstrzymuje ich obawa narażenia się na katar. Boha-
terowie moi, jak węże na wiosnę, powysuwali głowy
ze swych kryjówek ; lecz, nie mając serc złośliwych ,
śmiechem tylko i żartami odbijali moje pociski, uszczę-
Digitized by
Google
47 CZERWCA. 411
śliwieni wraz ze mn^, że nadszedł wieczór, któregośmy
wyglądali jak zbawienia. Bylto koniec cierpień, w tym
dniu długim jak wieczność, ale nie marszu. Leżała bo-
wiem przed nami obszerna dolina, gładka jak zwier-
ciadło, niższa swym poziomem od Dały, rozciągająca
się do samego podnóża gór. Przejechawszy wiorsl 15,
o godzinie 9^J wieczór, stanęliśmy u stóp Sajkany, pier-
wszej góry z pasma Ałatauskiego. Tu znaleźliśmy
źródło wyborne, obok mogił na wzgórzu stojących : na
prawo mieliśmy górę Sary-bułak. Na noclegu musie-
liśmy dobyć łóżka żelazne, z powodu mnóstwa fałang
i tarantuł, z których jedną zabiliśmy w naszój jurcie.
17 czerwca.
Piątego dnia ruszywszy o li^^ rano, z iczęliśmy po-
dnosić się w góry. Coraz pyszniójszy widok gór lodo-
wych. (Byłto dzień moich imienin.) O 10^ wyjechali-
śmy na dolinę rzeki Czynczyły. Tu przybiegł goniec
z doniesieniem^ że wczoraj Kisajcwcy, w liczbie sześciu-
dziesięciu, ograbili jadącego na przedzie Bulenia, Tawkę
Agadajewa i innych przeszło trzydziestu bezbronnych.
Brat Bulenia uciekł. Buleniowi jednak , jak się dowie-
dzieli, żęto on, wszystko oddali prócz czapki. Tu, nad
brzegiem doliny, góry piasczyste , istne kryjówki zło-
dziejskie, okryte pięknśmi krzewami i w szczególności
kwitnącym pi^kuie dżingilem, dżigdą. Na samćj do-
Digitized by
Google
h^2 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
linie trawa ogromna, ale takie mnóstwo kobyłki (koni-
ków polnych), że wkrótce zniknie, jeśli deszcz ulewny
jej nie zaleje. Upał straszliwy. Pola uprawne za po-
mocą kanalizacyi i irrygacyi : sieją na nicłi proso. O
2^j godzinie poszliśmy dalój i znowu szliśmy wzdłuż
rzeki, i nad nią tóż nocowaliśmy.
18 ezenrca.
Szóstego dnia wyruszyliśmy o 4^. Zachwyceni na
widok wschodzącego słońca, rzucającego swoje pro-
mienie na góry i na ich nieopisaną żadnóm piórem
wspaniałość , zastanawialiśmy się patrząc, jak Kirgizy
z dołu do góry wprowadzają wodę, dla polowania swych
niw. Szliśmy sześć godzin, i po popasie, zaczęliśmy
znowu podnosić się w góry. Trudne były przeprawy, ale
artylerzyści chwały wszystko przemogli. Nakoniec uj-
rzeliśmy Lepsę w topolowym wianku, i jabłonie pier-
wsze z owocem. Trawa bujna okrywa wszystkie góry
i doliny. Spotkał nas Bekchoża, a przedtem jeszcze
przysłany baszczi z piką. Później przybyli Buleń, Ibak
i kilku Jusunów. Nareszcie z jednej góry ujrzeliśmy
okazałe panorama cudownśj doliny Oj-dżau-tau,
koczowisko Bulenia, na którą spuściwszy się, prze-
byliśmy bystry prąd Lepsy, i powitani zostaliśmy przez
oddział Bozaczynina.. O zachodzie słońca stanęliśmy na
miejscu , zrobiwszy w ogóle werst S42. Kiedy jenerał
z^ytfiJ Kunanbaja, jak mu się podoba widok Ała-tau,
Digitized by
Góogle
19 CZERWCA. 113
rzekł : « Boże wielki ! jakoś ty urzędził? Na górze ludzie
umierają od mrozu, a na dole schn§, z upału. » Drugi
raz powiedział:* Wszystko piękne, wszystko jest, co
potrzeba dla koni i bydła; ale cóż, kiedy to wszystko
cudze i mnóstwo żmij. » Poeta zawołał: « Kiedy wje-
dziemy w obłoki ? » i mówił nam, że wszystko zatrzymał
w pamięci, by później opiewać.
Tylko cośmy się położyli, wiatr zawył tak silny, że
zaledwie utrzymaliśmy jurlę naprędce postawioną. Pier-
wszy deszcz padał, ale krótko. Zasnęliśmy tęgo przy
szumie wiatru i szemraniu jednój z odnóg Lepsy, roz-
dzielającej nas od aułu Bulenia i gór pokrytycli lasem
pichtowym (jodłowym), topolowym, brzozowym.
1T> czerwca.
Wstawszy, ujrzeliśmy w całym blasku piękności nasz
Oj-dżau-tau. Rosa pokrywała trawę, świeżość powie-
trza niezrównana ; lecz około 8*^ już było gorąco , a
żem wypił dużo kumysu, tak upiłem się, że musiałem
położyć się spać nawet w obec 26 Kirgizów przybyłych
z Kuszbekiem, starszym sułtanem karkaralińskim. Po
południu grzmoty, i deszcz ulewny walił przez jurtę jak
przez sito, ale wkrótce ustał i znowu pogoda. Kirgizy
przyprowadzili małego niedźwiadka, którego na arkan
złapali s było icłi troje i matka ; reszta uciekła na krzyk
8
Digitized by
Google
444 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
dziesięciu Kirgizów jadących konno. Przynieśli nam
także argaju. Spałem w ten dzień, to jest 19**, zrana i
po obiedzie jak zabity : skutek kumysu czy podróży ;
czuję się z resztą doskonale , nogi tylko drżą jak ga-
lareta. Przebudziwszy się, śpieszyłem na łeb na szyję
pisać do matki, żeby nie stracić sposobności przesłania
listu.
Digitized by
Google
LISTY ZE STEPÓW. 415
XIII
0>-dłau-tau, 19 czerwca. (Do matki.)
...Już późno stanęliśmy u źródła bijącego z pod
góry Sajkany, pierwszej na drodze naszej z łańcucha
Ałatauskiego. Tu zaczęły się pokazywać tarantuły i
coraz więcój fałang, które wszakże, pomimo brzydkiej
swojój postaci i gorszój jeszcze reputacyi, nic nam złego
nie zrobiły. Spotykaliśmy często i gadziny, ale i na te
skarżyć się nie możemy. Odtę.d ciągle szliśmy wąwo-
zami lub po grzbietacłi gór, odzianych dość bujną
trawą, którą zjadały w tój chwili miryady małych ko-
ników nieznanych mi wcale , i jakiś krzew zwany po
kirgizku dżingil, mający liście sosno wćj natury a kwiat
podobny do malin wiszących. Nocowaliśmy wśród pól
uprawnych i polewanych za pośrednictwem kanałów.
W zadziwienie wprawiła nas cierpliwość i hydraulika
Kirgizów, któray z rzeczki płynącej w dolinie sprowa-
dzili wodę na wysokie góry. Wczoraj o wschodzie
Digitized by
Google
M6 List TRZINASTI'.
słońca wszyscy byliśmy w zachwyceniu na widok ol-
brzymów Ała-tau, przykrytych wiecznym lodem. Miał-
bym co pisać na arkusze ; ale w tój chwili każą mi koń-
czyć, gdyż goniec leci do Ajaguzy ; powiem więc tylko,
że po sześciodniowój podróży, nieopisanych trudach,
wczoraj o samym zachodzie słońca stanęliśmy nad
brzegami czaro wnój Lepsy, na dolinie Oj-dżau-tau, u
sułtana Bulenia. Żebym dał mamie wyobrażenie niezró-
wnanej piękności tego miejsca, powiem, że gdybym
nawet przybył tu z Omska pieszo, nie żałowałbym po-
święconych trudów. Żaden król w świecie nie mieszka
w tak pięknej, romantycznej ustroni, jak nasz Kirgiz-
Nad nami góry okryte picht§, brzozą, topolami; w wą-
wozach jabłonie, dżigda, argaj, różne krzewy z jago-
dami. Po nad temi górami, wyższe jeszcze z lasem sosno-
wym, a po nad niemi jeszcze wyższe w obłokach, gdzie
siedzi wieczna zima. Przed nami Lepsa, kilką kory-
tami szemrząca po kamieniach : wszędzie trawa po
kolana; konie, bydło, wielbłądy po pagórkach. Raj
ziemski : ach czemuż więcśj o nim pisać nie mogę?
Zdrów jestem jak koń stepowy, i nie pojmuję jakim
sposobem na tyle gór wjechałem i z tylu gór zjecha-
łem konno. Ach jakie konie! Całą podróż na jednym
koniu odbyłem i ani razu nie upadł : ucałowałem go
stanąwszy na miejscu. W tej chwili Kirgizy złapali
iiiedaleko od nas niedźwiadka, który o dwa kroki ode-
mnie pije kumys jak mleko matki i wrzeszczy z całśj
mocy. — O ! jak ja teraz jestem daleko od was : w stro-
nach , gdzie pewnie nikt z moich ziomków nigdy nie
był.
Digitized by
Google
WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY. H7
20 czorwca.
Wstawszy o 7^J, chodziłem na górę przyległą. Co za-
widok na rzeczkę mruczącą po kamieniach i opasaną
topolami. Znowu deszcz , po deszczu znowu pogoda i
upał. Stoimy nad rzeczką Sarym-sakty. Oprócz niój,
w tśj stronie wpadają do Lepsy : Dźundu-dżuriok ,
Agyny v. Ahana, Katły (bystro płynąca rzeka) , Tomar-*-
aszczu i Terek-ty. Kraj cały nazywa się Dzite-su (sie-
dmiorzeczny) , zamieszkały przez Kirgizów Wielkiój
Hordy, Rzeki wypływające z gór i ginące w Bałćhaszu
nazywają się : Lepsa, Sarkau, Baskau, Aksu, Kień,
Kyzył-agacz, Karatał ; Koksu (wpadająca do Karatału) ,
i Mikanczy-aja nie dochodzą do Bałchasza, a Ilia, naj-
większa, jest granicą od Kara-Kirgizów (Burutów).
Przyprowadzono młodego marała. Żółwie, wydry nad
Lepsą. Przybył Bek sułtan Agadajew ze swym sy-
nem i orszakiem : przywiózł dla całego oddziału i dla
nas kumysu. Dumne jego znalezienie się z Turte-
lakiem. Wszyscy śpiewacy byli z pozdrowieniem u
Kuszbeka, którego sławili przymioty i wielkość. Każdy
z nich otrzymał nagrodę, a największą Urunbaj : wiel-
błąda, konia, dwa chałaty, dziesięć koszul i Punę^ tojest
toguz.
Marszruta nasza z Ajaguzy do Lepsy.
1. Poza rzece Narymie na uroczysko Czynchoży
wiorst 30.
Digitized by
Google
1^8 WYJĄTKI Z DZIENNIKA POURÓŻY.
2. Poza rzece Ai wiorst 36. Do źródła Kara-bułak
wiorst 33.
3. Nad rzek§-Kara-bułak wiorst 24. Mimo oczere-
tów Sacyk-kula, koło Bały-kula, a w ogóle Ała-kula
wiorst 42.
li. Obcłiód trzcinisk do Aj-tiube wiorst 24. Do źródeł
między dwiema górami przy Sajkanie wiorst 60.
5. Nad rzeczką Czynczyły wiorst 25. Do noclegu
nad tąż rzeczką wiorst 25.
6. Uroczyskiem Rargały wiorst 23. Do oddziału
na uroczysku Oj-dżaj-tau wiorst 20. W ogóle
wiorst 342.
Wielka Horda UłUy Średnia Urtay a Mała Kszy.
Mówili Tatarzy, że tu mnóstwo dżołbarsów (tygry-
sów), ale wyżej, w lesie sosnowym. Niedźwiedzie nie
napadają na ludzi, ale baranom nie dają pokoju. Dziki
i tygrysy latem oddalają się w trzciniska Bałchasza.
Ma być w góracłi dużo tnaralów , arcłiorów i kozłów.
Drzewo: pieli ta, jodła, brzoza; krzewy : malina, Wi-
sznia, porzeczki czarne i czerwone; na południowym
grzbiecie dziki uruk (morele). Najwyższa góra ku
granicom cł)iiiskim Koke-tau.
Sułtan karkaraliński Rustem mówił mi, że raz jadąc
z kilkunastu Kirgizami , gdy wjechał w trzciny osła-
niające brzegi rzeki Czu , wyskoczył dżołbars i rzucił
się wprost na niego. Nie mając innćj broni w ręku
prócz ajbałty, uderzył nią w nos tygrysa, blizko oczu,
i ten ppdł natychmiast, a tymczasem leżącego dobili
jego towarzysze. Tygrys był wielkości jednoletniego
. Digitized by VjOOQ IC
21 CZERWCA. M
byka. Skóra ta była w ręku p. Suchonalimowa. Trzeba
być bez czucia, żeby się pozbyć takiój pami^tlki.' Py-
tałem, czy kiedy więcej zdarzyło mu się spotkać z tyrti
zwierzem : mówił mi, że nigdy w życiu.
Wieczorem po capstrzyku i wypuszczeniu rakieta,
która t§ rażą dość wysoko wzleciała w powietrze , sie-
dzieliśmy do 12''^ u esauła : jedliśmy kaszę z prosa, su-
^•hary, pili kumys i rozmawiali swobodnie. Życie jakie
tu prowadzimy, jurta, oddalenie od miejsc zamieszka-
łych , jakoś zbliża ludzi , że wszyscy radzi być z sobę ,
clioćby dlatego, aby rozmawiać o piękności otaczającej
nas natury.
21 czerwca.
Wyspawszy się tęgo, wstałem zrana, kiedy moi ko-
ledzy spali, i z cygarem w ręku poszedłem na górę są-
siednią. Kozak kopał piec, widziałem więc gatunek
ziemi : czarnoziem na glinie. Pytałem : dlaczego nie
sieją tu pszenicy? — Z obawy rannych szronów. Sieją
ją jednak, ale po dolinach, ażeby bliżej było polewać.
Proso tak rodzi, iż z naczynia, w którem było
5 funtów, zebrali 30 worków kirgizkich, w każdym
po 3 1/2 pudy. Patrzałem na swawolę młodego sulta-
nica, syna Bulenia, jak nad rzeczką, obok jurty swych
robotników, igrał z ukrinczyną, swerai pół-gołómi ró-
Digitized by
Google
^20 WYJĄTKI Z DZIEKNIKA PODRÓŻY.
wierMłjkami. Adjutanci Kuszbeka (tak sami siebie na-
zywaję). Ranek pyszny. Naliczyłem 25 jurt w naszym
oboyje, O S^i wyszliśmy z Czewkinem na górę nad Sa-
rym-sakty. Cięgle ścieśniona dolina, na której rosnę
ogromne topole, gdzieniegdzie pichta, żywołost, brzoza,
osiny małe, maliny, czarne porzeczki. Okropne gorąco
na otwartych miejscach , chłodek miły w cieniu. Woda
spada malenkiemi kaskadkami. W kilkunastu miejscach
nie mogąc przejść, musieliśmy przechodzić z jednój
strony rzeki na drugą, Ptastwa żadnego, prócz wilg,
kaczek i dzięciołów. Wiosną musi tu woda diable bu-
szować , g3yż niejedna topola leży wyrwana z korze-
niem, i w korzeniach zaplątane kamienie poszły z niómi
do góry. Po całym tym wąwozie stoją jurty 2 w nich
Kirgizki i ich dzieci nagie leżały. Obok mnóstwo bydła,
wielbłądów, koni i źrebiąt przywiązanych do arkana.
Wróciliśmy o 12^J tak zmęczeni, że ledwie kumys nas
pokrzepił. Przybył dziś Barak z swym orszakiem. Poeta
śpiewał Bek-sułtanowi ; ten mu dał chałat i tajtujak ;
ale pokazuje się, że niewielki ma gust do poezyi, gdyż
mówił jenerałowi, że przepędziłby go, gdyby nie wzgląd
na to , że przybył w jego orszaku. Mówił murza , że
w Ajaguzie i tutaj Kirgizom nie podobał się za to, że
przymawia się do nagrody, ganiąc w swych śpiewach
tych, którzy mu mało dali. Jenerał kazał mu przez tłu-^
macza powiedzieć, że to nikczemnie.
Ku wieczorowi zaczęliśmy popis ludności Eseuguł-«
Sadyrowskiej włości, którśj naczelnikiem Ibak-Dżeba-*
jew (koleżski asesor i kawaler) ; przy tym popisie, jeden
?^e starszyn , widząc obchodzenie się z nimi Wiktora i
Digitized by
Google
i\ CZERWCA. i%\
nas wszystkich, rzekł : « Go to jest, że Rossyanie, któ-
rzy do nas przyjeżdżają, nie są tacy jak wy? Naucz ty
ich, ażeby z nami tak delikatnie postępowali, jak ty.
Przyjeżdżaj do naszego aułu : manr dwie żony — wy-
bierzesz z nich sobie jedną. » Wiktor odpowiedział :
a Wdzięczen ci jestem za twoje oświadzenie ; ale boję
się do was jechać, kiedy u was niedźwiedzie i tygrysy. »
— « Nie bój się, my wszyscy wyjedziemy na twoje
spotkanie i obronimy cię od zwierząt. »
Kirgizy niezmiernie są niedelikatni. Biada nam,
z herbatą trzeba się kryć od nich, pijąc ją. Bek-sułtan,
naprzykład, będąc wczoraj u Niuchałowa, nietylko że
sam pił ile wlazło , ale jeszcze kazał podawać* sobie
czaszkami, kładł w nie po kilka kawałków cukru i roz-
dawał je swoim tiulengutom^. Brat jego Bubaj, który
przyszedłszy do nas prosił aby go poczęstować herbatą ,
kiedy mu ją podali, traktował obok siedzących Kirgi-
zów i zawołał jeszcze kilku będących za jurtą ; a kiedy
mu Wiktor zrobił uwagę, że prosił jego a nie drugich,
rzekł: «Czyż żałujesz dla mnie? Przyjeżdżaj do mnie,
ja ci nasypię na zakładkę. » Sami zaś rzadko mają her-
batę. Bek-sułtan zupełnie jój nie pija u siebie, i cho-
ciaż bogacz mający do 500 jurt i 3,000 koni, na których
nigdy uzda nie była , nie doi nawet kobył , nie pije
kumysu, poprzestając na ajranie. On i Runar-Kuidży
1. Tiulenguty, są to Kłrgtzy osobiście niby naleiący do sułtanów. Częste bywają
bogatsi od niob, i jedynie dla wykręcenia się od powinności ogólnych chronią się pod
ich bezpośrednie zwierzchnictwo. Tiulengutów, we właściwym znaczenia tego wy-
razu, to jest prawdziwych poddanych, bardzo mało w stepie. Są nimi tylko tacy,
którzy w spadku dostali się potomkom wielkich , dawnych arystokratów kirgizkich.
Digitized by
Google
422 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODttÓŻY.
(sułtan akmoliuski), najbogatsi w stepie i oba skępcy.
Konie u Beka mają być, głowa w głowę, warte po
260 rubli. Majątek zebrany z baranty.
Przyszła dziś wieść, że ten sułtan, dowiedziawszy się
o napadnięciu Risajewców na jego braci i Bulenia, po-
słał 200 Kirgizów, którzy dopędzili icłi i napadli na
nicłi , kiedy ci niespodziewając się pogoni , spokojnie
sobie w wąwozacli ałatauskicłi dzielili zdobycz. Sły-
chać, że jeden tylko zdołał umknąć, reszta zaś wpadła
w icti ręce : dziewięciu wzięto do niewoli , resztę zaś
rozebrawszy do naga, puszczono na powrót do aułów.
Teraz Kisajewcy> nietylko że postradali cudze i swoje,
lecz jeszcze muszą wykupić drogo swoich towarzyszy,
i drożćj jeszcze zapłacić za krzywdę wyrządzoną suł-
tanom, a mianowicie Buleniowi, jako starszemu sułta-
nowi.
W nocy obchodziliśmy dzień urodzin żony Wiktora,
i wszyscy tak byliśmy weseli w naszćj jurcie, jak nigdy
w Omsku, w malowanych komnatach , siedząc za głu-
pim preferansem; w ogólności uważam, że pomimo
trudów i wielu niewygód , piękna natura okolicy ma
na wszystkich wpływ zbawienny : wszyscy się nią cie-
szą, o nićj ciągle mówią i są kontenci. Deszcz padaJ,
ale krótko.
Wstałem zrana i z półtory godziny chodziłem z cy-
garem w ustach i bez czapki, aż póki około T^ nie za-
J
Digitized by
Google
22 CZERWCA. 183
częło parzyć i nie wstał jenerał. Na łierbacie byłem u
esauła, który dziś obcłiodzi swe imieniny : rozmawia-
liśmy o zdrowiu tutejszycli Kirgizów ; t^i nie Widzimy
prawie chorycłi jak na pograniczu.
O 8*J cłiodziliśmy z jenerałem w góry; widzieliśmy
całą doUnę Sarym-sakty, zarosłą gęsto różnćmi drze-
wami ; natrafialiśmy mnóstwo ogromnych jabłoni obsy-
panych owocem, z którego nikt prócz niedźwiedzi nie
korzysta, gdyż Kirgizy w czasie jego dojrzewania ko-
czują w innych miejscach.
Po południu przygotowywaliśmy się do polowania
w dniu jutrzejszym ; posłałem po mego Baraka (konia) .
Dzień piękny, wietrzyk , a deszcz chociaż padał w gó-
rach , nas pierwszy raz oszczędził. Przyprowadzono
jenerałowi młodego marałka z centkami jeszcze bia-
łómi, które traci rosnąc, Z rogów marała, szcze-
gólniej młodych , wyrabia się w Chinach jakiś olej ,
który ma służyć zamiast kantafyd. Znaczny handel
prowadzi się tym artykułem w Czuguczuku i Kuldży.
Rogi przedają się razem z głową i trzymają się tak,
aby krew ściekała w rogi i ożywiała je. Marał nazywa
«ię buhu.
Wieczorem , Buleń prosił na herbatę jenerała : był
tam piław i kumys. Na wezwanie jenerała, przyszła
z drugiej jurty żona Bulenia i siadła przy drzwiach ; a
ponieważ to czas wspominków po zmarłej matce, cały
majątek rozwieszono w jurcie. Buleń ma jedną żonę i
cztćrech synów/
Odwiedzał nas ciągle Dżamankul, syn Beka sułtana :
jestto pół waryata, wielki batyr i barantarz. Zebrawszy
Digitized by
Google
424 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
szajkę, często napada nawet na swego ojca i odpędza
jego konie, niówiąc, że potrzeba je wyjeździć , gdyż
nie znając uzdy, nie dają się dosiąść nikomu. Mówią,
że nawet nieraz porywał się nań z nożem : wszyscy się
go boją.
23 czerwca.
Wstałem o godzinie 4^J, ale deszcz ulewny z grzmo-
tem przeszkodził naszemu polowaniu : trzeba znowu
czekać do jutra. O 8^J deszcz przestał i słońce się po-
kazało. W czasie musztry kozak zleciał z konia a drugi
go przejecłiał ; biśdaka na koszmie do lazaretu zawie-
ziono : mamy już 12. chorych Kozaków i Kirgizów.
Deszcz znowu. O 5*J po obiedzie pojechaliśmy w or-
szaku zbrojnym w górę Lepsy ; dolina jej zarosła ogro-
mnćmi topolami : jedna z nich ma sześć sążni obwodu.
W niektórych miejscach rzeka tak bystra, że niepodo-
bna przejechać, kamienie przewraca. W czasie tej prze-
jażdżki mieliśmy cudny widok tęczy^ która przez górę
formowała wielki łuk, łączący Lepsę z Sarym-saktą :
W łuk ten jechaliśmy, jak w olbrzymią tryumfalną
bramę. Jechaliśmy potem grzbietem wysokiej góry :
cała zarosła krzewami i wielką trawą. Ztąd widzieliśmy
koda dzikiego, jabłonie, dżigdy po drodze: po dwu i
pół godzinach jazdy wróciliśmy do domu. Przez całą
Digitized by
Google
23-24 CZERWCA. Uo
noc grzmoty i błyskawice, ale jurta nasza ani kropli
deszczu nie przepuściła. Był i grad dość spory.
34 cserwca.
Góry w cłimuracli. Kirgizy opowiadali nam, że tak
wielkie znajdują się tu orły, że raz, kiedy zabili ma-
rała i ściągnęli z niego skórę, trzech orłów natychmiast
się zjawiło i ścierw marała unieśli z sobą. Cały dzień
deszcz kilkunastą powrotami. Powietrze się oziębiło
tak, że pod wieczór musieliśmy nałożyć ognisko w jur-
cie, nie tak dla ciepła, jak dla wypędzenia wilgoci.
Był u nas Masłannikow, kupiec prowadzący handel
z Kirgizami : wracał z gór od Kaptagajców, koczujących
teraz ztąd o trzy dni drogi pod samómi śniegami. Prze-
dawał im swój towar : kanfę, plis, perkale, za barany,
a barany wymieniał na* bydło. Mówił, że Kenesary
między Ilia i Kateu-su , i że patrole swoje posyła aż
nad Karatał. Skupują konie bieguny : po pięć wielbłą-
dów dają za jednego. Był u niego kupiec petropawłow-
ski Awrurem : musiał mu dać dziewiątkę za pozwolenie
targowania, to jest dziewięć maleryj różnych na dzie-
więć chałatów, i sprzedawał swój towar po cenie na-
znaczonej przez samego Kenesarego, dosyć niżkiój. Za
to dał mu on cyrograf na swobodny przejazd przez jego
koczowiska. Tojambek, jeden ze znakomitszych Kirgi-
Digitized by
Google
1^ WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODBÓŻT.
zów Wielkiój Hordy, wydał sw^ córkę za niego. Przy-
łącza się do niego chałasłra kirgizka. W istocie Dziko-
kamienni znieśli mu do 2,000, tak, że reszta po trupach
lylko uciekła. Ma być 200 wiorst do niego.
25 czerwca.
W noc już późną deszcz ustał. Zrana góry były
w cłimuracłi , ale za podniesieniem się słońca chmury
zaczęły rozpierzchać się, i o 7^^ góry i doliny oczyściły
się z tumana : dzień piękny. Rirgizy skarżą się, że
trawa tutejsza dla koni ajaguzkich , karkaralińskich i
kokbektyńskich bardzo nie służy, gdyż sprawia rozwol-
nienie, i wszystkie konie pochudły, przywykłe do suchój
paszy stepowćj. Nadzieja polowania znika. Jenerał po-
wiedział abyśmy o nióm nie myśleli , czas już bowiem
krótki. Deszcz przeklęty przeszkodził nam korzystać ze
zręczności spotkania się z dzikim zwierzem. Karkara-
liński Kirgiz jeździł wczoraj o kilka wiorst w góry, ale
nie mógł dojechać dla. zimna, śniegu i tak przykrćj
drogi, że, jak powiada, musiał siedzieć na koniu pod
kątem prostym do boku góry. On i jego ziemianie mó-
wią, że bardzo dziękują Bogu za to, że się nie urodzili
matajami (zapewne góralami), i że nie mają potrzeby
jeździć po takich górach, z których gdyby przyszło
upaść , człowiekby poleciał o kilka wiorst na dół.
Digitized by
Google
i5 CZERWCA. 427
Około 12^ znowu deszczyk. Syn Alego, sułtana Wiel-
kiśj Hordy, był ze swśmi ziomkami u jenerała : przy-
stojny, młody mężczyzna, dobrze ubrany, w haftowa-
nycłi czambarach z rydykiulkiem zawieszonym przez
plecy, w kanfowym czarnym cliałacie. Przygotowania
do podróży. Buleń w kłopotach : widocznie jego nie
słuchają, a on tK)i się skarżyć, aby mu potćm kurty
nie skroili. Nudy ogromne : niepogoda i okoliczności
nie pozwalają się^ oddalić. Mówi^, że tu zajęcy nie
masz. Jusunowcy zaczynaj? zbliżać się : musieli zwę-
chać pismo nosem , lub nie podobały im się działa ;
gdyż będąc o 7*^ mówili, że oni maj? w Buleniu zaufanie
zupełne, i oprócz niego i Kuszbeka nikomu nie wierzą;
że posłali do Ali i reszty swoich rodo-naczelników, aby
prędzćj przybyli ; że ich lada dzień oczekują. Prosili,
aby im codzień wolno było oglądać jenerała.
Był u nas Urunbaj ulanczi (chamounier) . Pytałem go
ile ma lat i jak dawno zaczął śpiewać? Mówił mi, że
ma lat trzydzieści, a od dziesiątego roku już śpiewa.
Ojciec i dziad jego byli poetami ludu. Podobaio mu
się niezmiernie, gdym mu powiedział, że przetłuma-
czyłem jego niektóre śpiewki do jenerała i że je prze- '
czytam damom omskim. Mówił, że chce zebrać wszy-
stkie swoje śpiewki ałatauskie i poświęcić księciu.
Przybyli Dułaircy, i wkrótce spodziewany Siuk-
Abłajchanow.
Dziwny skutek kumysu : śpi się po nim tak mocno,
że trzeba gwałtem zmuszać siebie do rozbudzenia się.
Dziś, po półtoragodzinnym śnie po obiedzie (co rai się
wOmsku nigdy nie zdarza), zaledwie mogłem się roz-
Digitized by
Google
\t^ WYJĄTKI 7. DZIENNIKA l»ODRÓŻV.
budzić, i tak codzień, chociaż nie znamy od dni kilku
fizycznych trudów. Kirgizom, obcym w tutejszej oko-
licy, kumys ałatauski niebardzo się podoba, jak koniom
tmwa tych stron.
Po obiedzie jeździliśmy do ujścia Ahana-Katły w Le-
psę. Jechaliśmy mimo dwóch olbrzymich mogił ka-
miennych , których początku nikt nie wie z tutejszych
Kirgizów. Ztamtąd wróciliśmy takićmi górami i dróż-
kami, po jakich ani mój ojciec nie jeździł. Wieczór był
piękny : zrobiliśmy wiorst 15. Noc zimna tak, że trzeba
było dobrze się nakrywać.
Ranek cłiłodny, rosa wielka. Kirglzy zabili ajbałt?
małego dzika. Jeździliśmy nad.Lepsę i za ujścia Ahana-
Katły na polowanie ; ale , oprócz dwóch turpanów
' (kaczek) niezmiernie mądrych, nic nie widzieliśmy.
Mnóstwo śladów dzikich świń i nawet marałów, które
świeżo przebiegały do wody : in persona wszakże nikt
się nam nie pokazał. Trawa po pas, krzewy i kwiaty
bujne. Słowik nucił; czas złoty. Lepsa ogromne góry
skaliste przerzyna.
Po południu przyjechał Siuk-Abłajchanow w orszaku
stu Kirgizów. Kiedy spuszczał się z gór, muzyka kir-
gizka grała przed nim. Mówię, że gdy Siuk zachoro-
Digitized by
Google
26-27 CZERWCA. 129
wał W drodze > a był wielki upał, muzykant harmonia
swoj§ sprowadził deszcz. Siuk ma 76 lat i stracił już
wiele na swojóm znaczeniu. Nasi niebardzo gościnni :
Jusuńcy skarżyli się, że zjadłszy swe zapasy,, głodem
mrę.. Jenerał musiał rozkazać, aby ich karmili. Tutejsi
w ogólności nie zalecają się gościnności?, a tacy skąpcy,
że niektórzy z nich , nawet przy popisie ludności pro-
sili nas? abyśmy im dali jeść. Na zapytanie, jak daleko
mieszkają ? powiedzieli , że z półtory wiorsty. A my
o 1,500 od naszego domu — rzekliśmy — więc jakże
chcecie, abyśmy mogli was nakarmić? Prawda, pra-
wda — odpowiedzieli. — Kozacy chodziH na polo-
wanie : widzieli trzech marałów i kilka archorów ;
ale po takich górach i skałach , że ani zbliżyć się do
nich nie mogli. Noc była zimna. W nocy rozmowa
z Barakiem : powiada, że Kenesary wie o wszystkióm ,
że uszedł w góry ; że ośm dni drogi do niego i że się
wzmocnił.
27 czerwca.
Dzień ciepły. O łO*J audyencya. Siuk z bogatą sza-
blą; szal darowany, zamiast na sobie, powiesił na cza-
pce. Hakim , prosty człowiek , dostał medal. Kirgizy
jusuńscy mówili : « My psy, a Siuk i Kuszbek pano-
wie : jeżeli oni z sobą w zgodzie, i psom dobrze ; jeżeli
oni w przyjaźni , Kuszbek nakarmi psy Siuka, a Siuk
. 9
'Digitized by
Google
130 WYJĄTKI Z DZIENNli^A PODRÓŻY.
psy Kuszbeka : wszystkim dobrze I » O 6*J, dwudziestu
pięciu znaczniejszych Jusuńców było na herbacie u je-
nerała. Siuk jest ostatni (i Abadilcla w Aman-Karagaj-
skim) potomek Abłaja chana. Urunbaj, przez dwie
godziny zgórą, śpiewał wyrażając radość, źe z ładci
jenerała mógł być na tćm zgromadzeniu narodów ; źe
się cieszy widząc połączenie Średniój z Wielką Hordą.
Wychwalał Siuka i innych. Nareszcie kiedy ślepy ko-
byźnik, na swym instrumencie o dwóch strunach wło-
sianych i dudce słomianej, zaczął dzikie tony wydawać,
on wpadł w taki zapał, że ledwo można go było wstrzy-
mać od dalszej i nieskończonćj improwizacyi. Nim ślepy
;^czął, Urunbaj powiedział: «JaNajman kończę me
Jpiewy ; teraz niech wystąpi wasz śpiewak. » Jusuńcy
prosili, aby sam jenerał pozwolił śpiewać. Kiedy jene-
^ rał dał ślepemu sztukę materyi, Urunbaj rzekł : « Śpie-
wak wasz nie popsuje mojej reputacyi; mnie znają
w całej Średnićj Hordzie — muzyka jego, to nie moje
śpiewy. Wszak i Kozacy grają na trąbach, a przecie
nie są poetami. » Ślepy zaś odpowiedział : « Ja z tobą
nie wojuję o pierwszeństwo : ty sobie śpiewaj , a ja
gram. » Lecz i on podziękował śpiewem jenerałowi.
Turtubek dał mu chałat , co niezmiernie podobało się
Jusuńcom. Urunbaj wdawał się i w politykę ; mówił
Jusuócom : « Wy teraz prosicie się w poddaństwo ; ale
pamiętajcie, że jeżeli zdradzicie, Bóg was ukarze. » Pod
koniec improwizacyi, wśród najwyższego uniesienia,
Jusun jeden wymowny przerwał mu i rzekł : « Ulanczi,
my jesteśmy podróżni, nie mamy tu z sobą naszych
dziewcząt, abyśmy tobie dali w nagrodę twych śpię-
Digitized by
Google
28 CZKRWCA. 131
wów ; ale przychodź pod nasze szatry : mamy z sob^
konie i chałaty, zrobimy ci z nich udział. » Sam nawet
zgrzybiały Siuk wykrzyknął z zapałem, « barekieldy !
barekieldy ! »
Zrana upał — pierwsze truskawki. Bek-sułtan ma
lat 55; tłusty, w dziewiętnastym roku życia zaczął być
otyłym, i teraz, jak sam mówi, schudł. Powiada, że
do lat czterdziestu tylko żyje człowiek ; po cztórdzie-
stym roku nic niewart; co mający 39 lub 40 lat zrobi
w godzinę, to. ten, który ma lat 41, musi kilka godzin
robić. Jusunowski Kirgiz przychodził skarży d się , że
nie mają co jeść (dano im cztćry barany tego dnia)-
« Wczoraj, rzekł, nie żałowaliście medalu, a dziś chce-
cie, żebyśmy poumierali z głodu? » Jak bogatsi pogar-
dzają uboższymi, dał przykład Rirgiz jeden, zaproszony
na herbatę do jenerała. Widząc, że mnóstwo jego ziom-
ków stało około jurty i tak cisnęło się, że ledwo jćj nie
obalili, obrócił się do nas i ze śmiechem i pogardą i*zekł :
« to szubrawcy. » Trzeba było widzieć jego dumę i
głupotę. Jedliśmy chołodziec z lodem wiecznych śnie-
gów i francuzkie ciasto ! O 5^ była herbata u jenerała
dla naszych sułtanów (wołostnych starszyn) : dozwo-
lono bawić się, tańczyć, grać, śpiewać, i. t. d. W cza-
sie tój zabawy, kozacy wracający z polowania (na
Digitized by
Google
438 WYJĄTKI Z DZtENNIKA PODRÓŻV.
którćm przez cały dzień trzy kaczki zabili), napędzili
na nasz obóz dwóch młodych dzików. Ze stu Kirgizów
poleciało na ich spotkanie : piękny to był widok tego
niespodziewanego polowania, które skończyło się na
t^m, że jednego dzika zakłóto, a drugiego złapano na
ukrinczynę kirgizką i zarżnięto pod jurt^ jenerała.
Kirgizy taki mają wstręt ku ciuszce (świni), że ukrin-
czynę zostawili na miejscu , a Amantajek wyrzucił ją
jeszcze dalćj.
Siuk przysłał pod sekretem prosić o pół butelki wódki,
i prosił, żeby nikomu nie mówić. Jusuńcy dotąd za
ziemie płacili dań Chińczykom ; raz w rok przyjeżdżają
do nich i biorą po 50 do 100 koni z rodu, w miarę jak
ten ród wielki. Jusuńcy zaś uważają siebie za niepo-
dległych, i jak twierdzą, za takich mają ich Chińczycy.
Oprócz rodów mieszkających do rzeki liii, jeden ród
koczuje jeszcze i za nią. Wieczorem rakiety doskonale
się udały i jedna z nich spadła o krok od nas. Przy-
szła pierwsza poczta z Ajaguzy, lecz do mnie i do Wi-
ktora ani słówka — długo zasnąć nie mogliśmy.
29 czerwca.
Wstałem o 5^J, i wszedłszy na górkę , długo marzy-
łem ; i góry, które w pierwszych dniach wydawały mi
się wielkićmi , dziś znacznie zmniejszyły się w oczach
moich. Słychać, że Ali z Tojczubekiem w drodze. Mułła
Digitized by
Google
29 CZERWCA. 133
doniósł, że Bek sułtan i jego bracia układają, aby nikt
zNajmanów nie podniósł ręki na Kenesaryńców, w razie,
gdyby Rossyanie poszli przeciw nim. Namawiają ktt
temu i Urgyków, o czćm doniósł Kuszbek. Gdy się o
tćm dowiedział jenerał , posłał do niego proszęfC , aby
się nie oddalał ze swoim koszem i używał swego wpływu
dla dobra rządu. On oświadczył, że nie ruszy, i że mii
tylko przykro , że dotąd Kirgizy pod jego wpływem i
braci znajdujący się, nie zebrali się ; że on chce obejrzśd
ich uzbrojenie, i t. d. Wzajemna polityka w guście
azyatyckim. Mułła Siuka, starzec, zbieg jakiś baszkir-
ski, twierdzi, że Kenesary zebrał do 17,000,. i że nie
mu nie zrobić z takim oddziałem , zwłaszcza, że stoi
w bardzo górzystych miejscach. Siuk prosił ó audyen-
cyą, jak widać dlatego tylko , aby przymówić się do
herbaty i nowych ze strony rządu podarunków; gdyfe
mówił jenerałowi , że wziął był z sobą trochę herbaty
w papierach i ta zmokła w czasie deszczuj teraz nie
ma, a nic nie je i nie pije prócz herbaty. Dostał funt
w prezencie od jenerała. Dal^j przekładał, że ponie-
waż podarki rządu, chałat i czapkę, stracił w prze-
prawie przez Ilia, gdy mu wielbłąd niosący je utonął ,
sądzi, że wypadałoby donieść o tóm księciu. Stary
ogłupiał zupełnie : jedno i tożsamo kilka razy powta-
rzał. Pokazało się, że w jego rodzie bij Bijbit ma wpływ
największy i wszystkióm zarządza. Synowie Siuka nie
uipieli sobie zrobić żadnego znaczenia. Hakim rządzi
osobnym rodem Adbau, a syn niewielkim, jednak ma-
jącym do 2,000 jurt, rodem Sunau. Ali zaś Dułatow-
cami.
Digitized by
Google
434 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Przykład chińskićj sprawiedliwości. Na granicy kok-
beklyuskiego okręgu , pikiet jeden zbuntowawszy się
przeciwko swemu oficerowi , zabił go. S§.d wojenny
skazał wszysłkicłi żołnierzy na śmierć. Exekucya odbyła
się tym sposobem : Przywiązano żołnierzy do drzew, a
kaci chodzili od jednego do drugiego, i wyrżnąwszy
po kawałku ciała, karmili nióm nieszczęśliwy cli ; tak
ich męczyli dni kilka, aż póki nie poumiemli. Nare-
szcie poucinali im głowy i powsadzali na pale.
Bek sułtan coraz głębiej zakrywa swe zamiary; dziś
pisał do mułły, źe ma 200 koni zbrojnych i że we wszy-
stkićm gotów na usługi, że chciałby ten hufiec pokazać
jenerałowi, ale czeka póki drudzy nie zbiorę swych
ofózaków ; gdyż chce wprzódy je zobaczyć i porównać
ze swojemi, aby się potćm nie wstydzić. Zobaczywszy
zaś, mógłby dopełnić uzbrojenia, jeśli jego nie tak do^
bre jak innych.
30 czerwca.
Znowu upał. Pierwszy raz czytałem Inwalida (dzien-
nik rossyjski), z którego dowiedziałem się o strzelaniu
Łecon^ta. Rirgizykarkaralińscy, ajaguzcy i kokbektyń-
scy pokończyli swoje wzajemne pretensye , i przy mo-
dlitwie obiecali sobie odtęd więcej nie odpędzać tabu-
nów. Obietnica ta zapewne potrwa długo ! O trzy dni
drogi w górach jest pyszna dolina Dżunke, majęca
Digitized by
Google
30 CZERWCA. ł35
70 wiorst obwodu, przerżnięta rzek^ Bijeń s na t^ do-
linie i ciepłe wody Arasau, Baszczi nasz, który tu przy-
był dla odebrania swego chałata, był wczoraj u Siuka,
ale ten kazał go kamczą wypędzić. Dziś objawia pre*-
tensyą do Ajdara, i chce mu pokazać szablę i zapytać,
gdzie jćj towarzyszka (czapka razem z szabla darowana
mu jeszcze w 1801 czy 1803 roku).
O 3*J , jeździliśmy z jenerałem do źródła Sarym-
sakty : droga po jakićj nigdy w życiu nie jeździłem;
najmniśj sto razy musieliśmy przejeżdżać z jednśj strony
rzeki na drugą, a często jechać samćm korytem. Tutej-
sze tylko konie mogły jeźdźców wybawiać z niebezpie-
czeństw co chwila spotykanych. Tysiąc było zręczności
złamać kark ; do tego miejsca można zastosować : « Tu
jeździec
« Końskiemu rozumowi swe życie powierza* »
Raz tylko mój nieoceniony Barak, zeskakując ze
zbryzganego wodą brzegu w kamienistą rzekę, padł
podemną, ale natychmiast podniósł się i ja wyszedłem
bez szwanku. Trudy nasze nagrodziły cudne widoki
gór okrytych wyniosłómi drzewami : co tu malin i po-
rzeczek czarnych, i różnych krzewów, kwiatów, skał,
topoli i brzóz ! Wszystko to splątane chmielem przypo-
mina brezylijskie lasy* Wszyscy byliśmy pełni uczucia
i wszystkie niebezpieczne przepaści przebywaliśmy we-
soło. Złapałem pięknego motyla i zabiłem turkawkę.
Po powrocie, zastaliśmy wiadomość od szpiega wy-
słanego przez Baraka, który był w aułach Kenesarego,
Digitized by
Google
1S6 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
że on ma do trzech włości ; że, podług wszelkiego po-
dobieństwa, Ali nie przybędzie, i że siedmiu naprzód,
a potom cztśrecłi szpiegów wysłał do naszego obozu,
i żęci znajduję, się między Jusunami. Podwojono straże
i ostrożność.
1 lipca.
Zrana upał. Cłiodziłem na turkawki, którycłi z wiel-
kim trudem parę zabiłem. Powróciłem tak spocony, że
ledwo kumys nieco mnie orzeźwił. Słycłiać, że Kenesary
ma nad Karatalem 50 Kirgizów dwukonnych , którym
polecono, na wypadek pokazania się jenerała w tćj stro-
nie, natychmiast lecieć w jego auły.
Był u nas Urunbaj. Śpiewaj ę.c prosił adjutanta, aby
mu darował pierścień. Ten mu odrzekł , że pierścień
ten jest dla niego drogi, że przywiązana pamiątka do
niego. (( Więc daj mi zegarek. » — « Zegarek potrze-
bny mi do służby. » — a Dobrze ! kiedy pierścień taki
ważny dla ciebie, to i ja go cenię; zegarek w istocie
potrzebny tobie, więc gonie żądam ; ale bajaderka tobie
nietyle potrzebna , daj mi ją. » — « Nie mogę, bo ona
mi służy do obwiązania się i ocalenia zdrowia ; a oto,
ponieważ u nas zwyczaj , że poetów nagradzamy laurami ,
wieńcami, więc ci ofiaruję bukiet kwiatów. » — « U
wielkich naszych ludzi pastuchy pasą bydło : ty jesteś
^djutantem u jenerała i dajesz mi kęs trawy* Ja nie
Digitized by
Google
% LIPCA. 457
znam waszych zwyczajów ; mnie daję konie i cftałaly
pastuchy wielkich naszych panów , a ty mnie nic dać
nie chcesz. » Potśm skarżył się , że od dni kilku nie
śpiewa i że umiera z niecierpliwości. Kiedyśmy mu
powiedzieli, aby wszedł na górę i śpiewał patrzcc na
Ała-lau, rzekł : « Kto mi zapłaci? Ała-tau nic mi
nie da. »
Był Adamiat Ibaków , sułtan jusunowski , z którym
widziałem się w roku zeszłym w Ajaguzie : poznał mnie
i bardzo był rad temu. On z rodu Sunau. Mówił, że
nie sądźcie, aby Jusuny ochotnie wam się poddawali;
ale taki stan rzeczy, że muszą , gdyż są niezmiernie
ściśnieni , gdyż wasi i obcy ich przyciskają , i coraz
mniój mają : wreszcie między sobą się drą ciągle. Góra
u nich ma być największa Sue-dżiaryk u źródeł Kara-
tału, gdzie jest jezioro na wierzchu. On i Jusuny dziwili
się najmniejszej naszej rzeczy : wielka jeszcze dzicz.
Prosili aby im pozwolić być przy puszczaniu rakiet i
strzelaniu z działa ; ale niezmiernie boją się strzałów :
pytali, czy nie będzie jakiego przypadku? Kiedym mu
pokazywał u strzelby mojej zamki z pistonami, drżał
cały i cisnęł mnie za rękę, abym nie odmykał. Wszyscy
osmaleni ; wielu z nich po cichu prosi o wódeczkę —
u siebie piją wódki chińskie.
2 lipca.
O 2**^ w nocy wyjechaliśmy : ja, siedmiu kozaków,
Digitized by VjOOQ IC
438 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Kuczkin i Kirgiz, na polowanie. Noc była piękna^
gwiazdy świeciły, lecz dosyć ciemno*.
Znięczeni, ale nasyceni cudownymi widokami, wró-
ciliśmy o 7^J, i z zadziwieniem zastaliśmy nasz obóz
przeniesiony za rzekę Sarym-saktę , zkąd daleko wspa-
nialszy rozciąga się widok. Przybywszy, dowiedzieli-
śmy się, iż przybył Ali, i że w poniedziałek opuszczamy
Ala-tau. Szczęściem, że nie było bardzo gorąco i de-
szczyk cokolwiek kropił, inaczej nie wytrzymałbym
trudów drapania się po górach z dubeltówkę, i pisto-
letami.
3 UpCH.
Ciepło — przygotowania na przyjęcie Ali. Wiktor
mistrzem ceremonii. Kijsyk powiada, że nie włożył
medalu, bo Kirgizy śmieją się z kawalerjów medalo-
wych; kładzie on go tylko kiedy idzie do Rossyan.
O łO^J, zerwał się wiatr i cały widnokrąg okrył się
jakby zasłoną. Przybyło konno z 800 Kirgizów Średnićj
Hordy i ze 150 Wielkif^.. Posadzono ich naprzeciw
siebie, a pośrodku na dywanie mułłę. Nareszcie Wiktor
przyjechał z Alim , człowiekiem majęcym lat 60, lecz
dosyć jeszcze czerstwym. Po przywitaniu się z jenera-
łem i stosownej do okoliczności rozmowie, jenerał wy-
szedł. Po odbytćj modlitwie (którą przerwał Kunanbaj
1. opisanie tćj wyprawy jest niżćj, w liście Xrv.
Digitized by
Google
3 MPCA. 439
a za nim nasi, że nie było wzmianki o Sredniój Hordzie) ,
Kirgizy Wielkiej Hordy przysięgli na poddaństwo
Rossyi. Poczem, gdy jenerał kazał przeczytać Alemu
patent na podporucznika i włożył mu medal, sześć wy-
strzałów z dział i trąby zagrzmiały. Jenerał winszował
im połączenia się i życzył, aby odtąd żyli z sobą w zgo-
dzie i składali jeden naród. Po tój ceremonii , jenerał
wziął do siebie Alego , z którym rozmawiał dwie go*
dżiny , a cały naród rozjechał się w swe namioty i
blizkie auły. Takiój pstrokacizny ubiorów i czapek ró-
żnoks^tałtnycłi i różnokolorowych, nigdy nie widziałem.
Po południu wiatr i deszcz.
Dułaircy w ogóle nazywają się Tarak (jestto ród
najgłówniejszy, z którego pochodzą Dułaircy) , i dzielą
się na 12 oddziałów. Tu najznakomitsi : Siuk, bij Bijbit,
Kentukin i inni. Hakim, Kipłana syn, rządzi rodem
Adbau; Adamiat-Ibak , Sunau; a Dułatowcami , Ali
Ady lew. Jest jeszcze ród jeden, Jusun-Abak, pod na-
czelnictwem Mansyr-luna Adyla. Każdy z rodów dzieli
się na oddziały : wszystkich nazywają Jusunami , czyli
Jusunowską Hordą. Mauke jest bij dułatowskiegorodu.
Ali wistocie najrozumniejszy ze wszystkich. U Kirgizów
jest przysłowie : « Kto chce pograć w kumałak ( gra
kirgizka) , niech się uda do Kułana (brat starszy Alego,
który miał wielkie znaczenie, już zmarły); pb dobrą
radę, do Alego ; kto chce nagadać się, do Siuka ; a kto
chce roztrzygnąć pretensyą — do narodu. » Ali, w czasie
rozmowy z jenerałem, cytował często Salomona ; mó-
wił, źe cztórech tylko wielkich monarchów było na
świecie (w liczbie których kładł Alexandra W. i Fa-
Digitized by
Google
440 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
raonów egypskich), i że teraz największy ze wszystkich
cesarz rossyjski ; powiadał także, że Kenesary chce się
oddalić do Chi wy ; że Tojczubek (syn jego przybył),
nie złączył się z nim, ale tylko pojechał do niego jako
deputat, dla otrzymania wynagrodzenia za ograbienie
niektórych Jusunów , w czasie jego koczowania za Ili^
(zdaje się łgarstwo); że on gotów działać przeciwko
niemu i ręczy ^a swoich —^ ale czy jenerał pewien jest
swoich, zwłaszcza Kaptagajewców? Zdaniem jego, je-
nerał może tylko z pewności? rachować na Argynów ;
Tamkę nie dotrzyma mu placu, i t. d. W rzeczy samej.
Barak i drudzy nie ręczę, za tego ostatniego. Tamkę,
z włości Dżembubeka, i chociaż nie wołostny, ma
wielki wpływ i pierwszy barantarz. Była kwesty a, co
z nim robić? Posłano sekretnie do Dżembubeka, żeby
znaczniejszych z włości zapytać, czy ręczę za niego.
Po południu deszcz, z malómi przestankami cały
czas padający. Była u nas kobićta energicznie rozpo-
wiadająca swoje sprawę. Lat tćmu kilka. Barak za-
chwycił ję u Jusuńców, potem wydali ję, za męż ; ma
teraz troje dzieci , jest brzemienne, i lubi swego męża.
Jusuńcy chcę ję odebrać ; prosiła, aby ję zostawić przy
mężu, który także tegp życzy sobie. Zdecydowano, aby
męż zapłacił za ni? kałym, a zostawił ję przy sobie.
Męż i żona kontenci byli z tćj decyzyi, a Jusuńcy po-
przestali na niój. Kobićta, wchodząc do naszśj jurty,
trzy zrobiła pokłony z założeniem rąk na piersi : jeden
przed progiem jurty, a dwa w jurcie.
Sujunczi : jeśli kto przyniesie komu jakę dobre no-
winę, trzeba mu dać cokolwiek, i ten dar nazywa się
Oigitized by
Google
4 LIPCA, U4
sujunczi. Jenerał, naprzykład, musiał dać temu kilka
łokci perkalu, który mu pierwszy doniósł, że Ali przy-
jechał.
T. Was., opowiadając o kozakacli, że oni, nie wcho-
dząc w głąb' rzeczy i nie patrząc na jutro, spełniają
tylko co im każą, wyraził się : albo im być astro-
nomami !
Wenerya w tych stronach , jakotóż u Kisajewców,
Bajdżigitców, w okolicach Czuguczuka, panuje powsze-
chnie i daleko więcćj niż w innych częściach stepu.
Siuk i Hakim ciągle przymawiają się o róm lub bal-
sam ; wódka dla nich za słal)a. Siuk wczoraj wyprosił
u Baraka nóż, który natychmiast mu go oddał.
Ali koczował na taszkińskich ziemiach , i tam liznął
trochę oświecenia ; lecz gdy ich cisnęli , wrócił w te
strony. Chińczycy biorą od nich dań, ile im sami jśj
dadzą.
4 lipca.
Zrana pochmurno; około 9^^ pokazało się słońce.
O lO^J wielka rada z naszych trzech starszych sułtanów.
Baraka i Alego złożona. Ali mówił, że Kenesary stracił
1 , 500 w zabitych, dwa działka i 500 dziewek ; że z kilku-
set jeńców, oddano mu tylko dziesiątek, a resztę sprze-
dano Taszkińcom ; że wojsko jego składało się z mnó-
stwa kobióti dzićwek, przebranych za mężczyzn, jedynie
dla pokazania większój liczby; że chciał wprzódy zwal-
Digitized by
Google
U2 WłJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
czyć Dzikokamiennych , ażeby łśm zaimponować Ju-
suńcom, sądząc źe oni, ujrzawszy jego siłę, złącza się
z nim dobrowolnie ; źe wtedy przybył do nich, gdy ich
posłowie byli w Omsku, i źe przybywszy, prosił tylko
o chwilowy pobyt.
Dziś zawarta umowa pomiędzy Kirgizami Wielkićj
i Średniej Hordy, ażeby żyli z sob^ w zgodzie i pokoju.
Ali, w czasie narady pokazał wielki rozum, wymowę,
doświadczenie i takt. Wiktor i Burhan powiadają, że
nie słyszeli nikogo z Kirgizów lepiej mówiącego. Cy-
wilizacyą swoją winien obeznaniu się, jak widać, z wyż-
szą arystokracyą kokańską, gdzie koczował, i z dwóch
tysięcy jurt sam brał podatek, będąc prawię chanem ;
ale zobaczywszy domowe ich wojny, w czasie których
dostawało się i jego Kirgizom, wrócił nad Ilia. Zaczął
swą mowę od tego : « My pochodzimy od Abłaja, Ke-
nesary rodzi się z takiejże matki i jest naszym krewnym ;
ale znany nam dobrze jego charakter : jestto wilk gło-
dny, który i teraz przyszedłszy do nas, ograbił sto
aułów. Możemyż go lubić i trzymać z nim za jedno ?
Nie ; ja ręczę za siebie i za mój naród , że się z nim nie
złączy; ale tśż i nikt z nas nie podejmie ręki na niego.
Ałłah go odrzucił od siebie. On tułacz i tak już uka-
rany, i znajdzie wkońcu człowieka, który go zabije;
lecz my, co nam do niego ? Wczoraj przysięgliśmy na
wierność, i tój przysięgi nie mamy za żart, jednakże
cóż ona znaczy? to, że my przyrzekliśmy być wiernymi
Rossyi, nie zaś walczyć ze swoim krewnym. Czy mnie
cesarz daje władzę nad moim narodem, czy nad Kene-
sarym ? Ja odpowiadam tylko za swoich, a nie za niego.
Digitized by
Google
4 LIPCA. 143
My cesarza mamy za największego w świecie monarchę :
co mu szkodzi jeden włóczęga tułajęcy się po bezlu-
dnych stepach? My się od niego oddahli : jaki on sułtan
bez narodu? Może już nawet i sam oddalił się teraz
w stepy? Że jeszcze życzymy związku z Średnią Hordą ,
najlepszy dowód żeśmy tu przybyli, i t. d. » Ali pytał
Wiktora , co mu rząd zrobi , jeżeli się nie oddali Ke-
nesary? « Dziwię się, dodał, że mu żałujecie kawałka
ziemi, mając jej tyle. » Siuk także mówił, że Kenesary
i do niego przysyłał brata, ale on go przepędził. Hakim
milczał. Adamiat okazywał wielką radość i gotowość
na wszystko. Jednćm słowem , stanęło na tóm, że po-
mocy przeciwko Kenesaremu dać nie oświadczyli się;
ale zaręczyli, że się z nim nie złączą, i że on to ujrza-
wszy, musi się oddalić od nich. Pokój więc, i cała nasza
wyprawa skończyła się bez przelewu krwi. Kaptagajcy
przyznali się, że Kenesary do nich przysyłał, i że chwiali
się w swojej wierności.
Wieczorem herbata dla jusuńskiśj arystokracyi i na-
szych starszych sułtanów. Po niój rakiety, muzyka i
wystrzał z działa : co wszystko w zachwycenie ich
wprawiało.
N. B. Ali ciągle mówi przenośnie; między innśmi
rozmowami rzekł jenerałowi : « Kiedy przychodzimy
nad wodę, przebyć jćj nie możemy bez jaki(^j łódki ;
wchodzimy na nią z obawą, lecz wsiadłszy w nią, po-
wierzamy się jej, i płyniemy ; tak i my, szukamy brzegu
— znaleźliśmy łódkę : ty jesteś nią — powierzamy się
tobie i płyniemy. »
Zauważano , że tylko arystokracya kirgizka odbywa
Digitized by
Google
444 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
modlitwy mahometańskie, lecz i z nich nikt nie rozu-
mie wyrazów arabskich : prości zaś Kirgizy nie mód!§
się. Urunbaj zabawił nas przy kolacyi, wychwalając
oficera kozackiego , że jest roztropny i ma 9 werszków
wzrostu. Wieczorem pisałem do brata.
Digitized by
Google
LISTY 7E STEPÓW. 145
XIV
Znad Sarym-sakty, 4 lipca. (Do brata.)
Znalazłszy znowu zręczność przesłania mego listu do
Ajaguzy, z radością chwytam pióro by was wszystkicłi
przycisnąć do mego serca i cokolwiek donieść o sobie.
Nie wątpię, że poprzednie moje listy z Ajaguzy i osta-
tnie z Oj-dżau-tau^ dawno już są w waszem ręku;
wiecie więc, że po sześciodniowej konnój podróży przy-
byłem szczęśliwie na brzegi Lepsy. Szesnasty dzień
jesteśmy w tym pięknym kraju, który byłby jeszcze
piękniejszy dla mnie, gdyby choć jedno słówko przy-
leciało znad Niemna zaspokoić mnie o zdrowiu was
wszystkich. Ale podobno szczęście to nie spotka mię
tutaj, gdyż za dwa dni opuszczamy góry Ała-tau, wktó-
40
■ Digitized by
Google
liC LISTY ZE STKPÓW.
rych skończywszy nasze poruczenie, jedziemy mimo
jeziora Ała-kul na wyżyny Tarbogałaju, gdzie koczują
teraz Tumińcy i Bułatczyńcy, Kirgizy ająguzkiego
okręgu. Po skończeniu u nich popisu ludności, koni i
bydła, zbliżymy się znowu ku Ajaguzie, i może nawet
na dzień jeden do niśj wstąpimy. Tymczasem^ w ocze-
kiwaniu na wasze listy, oczy wypatrzyłem na ścieszkę
wydeptaną stopami wielbłądów, która jak wąż wije się
po górach i jest jedyną drogą łączącą mój oddalony
zakątek z Ajaguzą, ostatnim punktem w stepie do któ-
rego przychodzi poczta z Omska. Wybaczcie mi , że
pomimo najszczerszych chęci, zaledwie w kilku słowach
mogę wam zdać sprawę z tego wszystkiego , co sam
robię i co się przedstawia moim oczom. Może zimą ,
wróciwszy do Omska, obszerniejszemi listami będę
mógł to wynagrodzić.
W chwilach wolnych od zatrudnień zwiedzamy oko-
liczne góry, rzeki, źródła, mogiły, auły, i. na każdym
kroku znajdujemy przedmioty lub widoki, które na za-
wsze zostaną wmojej pamięci. Przejażdżki te wprawdzie
połączone są z wielkiemi trudami, gdyż wszędzie ka-
mienie, skały i miejsca, na które można tylko wdrapać
się na tutejszych koniach , i to często z wielkióm do
prawdy podobień^wem, że koń i jeździec polecą w prze-
paść bezdenną ; ależ za lo co za rozkosz, kiedy po prze-
byciu stu niebezpieczeństw^ wjedziesz na jaką górę
wyższą od innych, 'i z jej szczytu ujrzysz pod swemi
stopami krajobraz godny Alp i Apenin. W ciągu tych
wypraw, koń mój cudów prawie dokazywał : wnosił
mnie na olbrzynftie góry, sprowadzał z gór spadzistych
Digitized by
Google
LIST CZTBRNASTY. H7
^ na najgłębsze doliny, śmiałym krokiem stąpał ponad
przepaściami po ważkich ścieszkach, któremi się tylko
przemyka marał lub arcłior, i raz, raz tylko jeden,
skacząc ze skalistego brzegu w rzeczkę o dnie kamie-
nistóm, potknął się i upadł podemną; za powściągnie-
niem jednak tręzli, powstał w oka mgnieniu, i jakby
wstydząc się swojego upadku, piorunem przeleciał
pieniący się nurt rzeki, wskoczył na jój brzeg prze-
ciwny i w kilka sekund połączył mnie z to\yarzyszami.
Ja, dzięki Bogu, nie poniosłem najmniejszego szwanku
i całą nieprzyjemnością tego salto mortale było zamo-
czenie czambarów. O ! gdybym takiego konia mógł
mieć na stare moje lata w rodzinnej stronie, nie oddał-
bym go za wszystkie perskie, tureckłe i arabskie ru-
maki; a tu, wiecie jaka jego cena? — zś^łacony
50 rubli asygnacyjnych. Na him jeździłem i na polowa-
nie.
Kirgizy tyle mi nagadali o mnóstwie niedźwiedzi i
tygrysów koczujących w tych górach, że ich « kop
aju, kop dżołbars » budziło mnie ze snu i zapalało
serce niepowściągnioną chęcią walczenia z niómi. Suł-
tan Rustem rozpowiadał mi nawet, jak raz spotkawszy
się z tygrysem, tak go tęgo poczęstował w nos ajbałtą,
że ten padł przed nim jak długi. Zebrawszy się więc
w dziesięciu, o 2*^ godzinie w nocy wyruszyliśmy z
miejsca. Miałem na sobie dubeltówkę i parę pistoletów
czerkieskich za pasem. Noc była gwiaździsta. Po-
wszechną cichość przerywał tylko szmer Lepsy i głos
przepiórki. Z cygarami w ustach, jechaliśmy w uro-
czystym milczeniu, doliną zarosłą gęsto truskawkami.
Digitiz«d by
Google
148 LISTY ZK STEPÓW.
O S*'^*^ stanęliśmy u namiotów sławnego z męztwa i siły
sułtana Baraka, prawnuka cłiana Abulfaiza^ który
obiecał nam dać za przewodnika swego strzelca Kir-
giza. Widok obozu jego był nader malowniczy : wokoło
łuki, strzały, piki, ąjbałty, a on sam, czysty obraz
jakiego naczelnika rozbójniczej bandy w Apeninach.
Wziąwszy przewodnika , zaczęliśmy się zagłębiać w
coraz wyższe góry, zapuszczać się w wę^wozy ciemne
jak noc i z wielkim trudem przebywać pichtowe lasy,
oplatane humieliną i różnemi krzewy. Nikt z nas tego
dnia nie widział wschodu słońca, bośmy ciągle błą-
kali się po miejscach nieprzystępnych dla jego pro-
mieni. Tale cały dzień strawiwszy na śledzeniu dzi-
kiego zwierza i nie znalazłszy nic więcćj, prócz kilku
świeżych legowisk niedźwiedzia i dzika, strudzeni i
spoceni wróciliśmy do naszych aułów z tćm przekona-
niem, że tygrys jestto bajeczny zwierz, taki jak Cen-
taur lub Fenix. Co nas jeszcze bardziój utwierdza w
tóm przekonaniu, to to, że i p. Jacąuemont^ który całe
Indye wzdłuż i wszerz przejechał, i który chciał jesz-
cze widzieć tygrysa swobodnego, nigdzie się z nim
spotkać nie mógł. Niech więc kochana Mama cieszy
się, że ten zwierz nie exystuj.e na świecie, gdyż w
przeciwnym razie spotkanie się z nim, mogłoby nie tak
poszczęścić się każdemu jak sułtanowi Rustemowi, i
niech niebardzo gniewa się na mnie, że raz w życiu
narażałem się na niebezpieczeństwo bez potrzeby ; lecz
przyznam się, że w tym razie chciałem zawstydzić An-
glików, którzy w Indyi wlazłszy sot)ie spokojnie na
słonia, siedząc pod palankinem, otoczeni całym arse-
Digitized by
Google
LIST CZTERNASTY. 449
nałem broni, paląc cygara, jedząc bifsztyk i ochładza-
jąc się wodą sodową, z wszelkiśm bezpieczeństwem
strzelają do zwierząt, z któremi oko w oko zmierzyć
się nie mieli dosyć odwagi.
Digitized by
Google
150 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
5 lipca 184(J.
Wstaliśmy rano. Chłodno do T^ godziny, późniśj
upał. Rucłi wielki w całśj okolicy : zarżnięte bydło,
owce, konie, gotują się w kotłacli na bajgę. Kirgizy la-
tają na wszystkie strony. O 10^^ była rewia kirgizkiego
wojska. Wprzód jeszcze przyjechał bij , nasz baszczi ,
cały uzbrojony i ze swojem znamieniem, które zatknął
w ziemię niedaleko jurty jenerała i sam przy niSm
stanął, a dobywszy pałasza, trzymał go zdała przed
sobą. Gdyśmy chcieli z nim mówić, powiedział, że na
służbie się nie gada ; a gdy zrobiliśmy uwagę, że rewia
jeszcze nieprędko nastąpi , rzekł : « Umrę , a nie zej-
dę. » Potniał stary, a stał. Nareszcie, gdy się wszyscy
zebrali, wyszedł jenerał i stawiły się przed nim szyki
każdój włości pod wodzą swoich sułtanów. Witano ich
trąbami. Po krótkiój przemowie ze strony jenerała i
oświadczeniu gotowości do boju z ich strony, wleciało
kilkuset jeźdźców na plac. Komenderował nimi para-
dnie wystrojony sułtan Barak, który na zakończenie
manewrów wystrzelił ze swojój turki (gwintówki),
przepraszając jenerała, że u nich taki zwyczaj. Kunan-
baj perorował zpod parasola, Siuk stał przy jenerale.
Gdy jenerał dał bijowi pozłacaną tabakierkę , ten po-
dziękował mu modlitwą za niego i za cesarza.
Doczekaliśmy się nareszcie listów : odebrałem od
^atki, brata, szwagra i innych.
Digitized by
Google
^ LiFCA. 45L
Kisajewcy przysłali posfa z prośbą, aby icli oszczę-
dzić. Widać nasi ro«puścili pogłoskę, że te wszystkie
przygotowania są na nicłi. Jenerał kazał dać im odpo-
wiedź, że jeżeli usłyszy jeszcze o icłi napadacłi i gra-
bieżacłi , ruszy wszystkicłi Kirgizów i zniszczy ich
doszczętu.
Upał straszny. O li^ bajga.
(Obszerne opisanie tój bajgi i uroczy.^tości całodziennej, znajduje
się w następującym liście, który tu umieszczamy, chociaż jest z daty
późniejszo]*; był bowiem pisany dopióro 13 lipca, u podnóża gór
Targobotajskich nad brzegiem rzeki Kara-su. W Bibliolf»ce War-
szawskiej wydrukowano go pod mylnym napisem : Oj-dźmi-lau,
w górach Ąłatauskich, 27 czerwca.)
Digitized by
Google
.452 LISTY ZE STEPÓW.
XV
Znad Kara-su. (Do matki.)
W ostatnim liście pisanym znad brzegów Sarym-
sakty, uskarżałem się na długą przerwę w naszych
europo-azyatyckicłi rozmowach, stanowiących jedyne
szczęście, jakiśm mi los cieszyć się pozwolił. Już zbli-
żała się chwila opuszczenia olbrzymiego Ała-tau; już
straciłem nadzieję otrzymania droższych dla mnie nad
wszystko wieści o zdrowiu waszśm, gdy w tśm, zwró-
cone moje oczy ku wierzchołkowi góry stojącój na
drodze do Ajaguzy, ujrzały pył i wkrótce potom koza-
ków spuszczających się na dolinę. Każdy z nas pobiegł
na ich spotkanie, lecz wątpię czy kto wrócił pod swą
jurtę z taką radością, jak ja, otrzymawszy list Mamy.
Zaspokojony o jój zdrowiu i reszty rodziny, zapomnia-
Digitized by
Google
LIST PIĘTNASTY. 453
łem o wszystkiśm co mię boli, i z weselszóm sercem
żegnałem kirgizkie Alpy, w których kilkanaście dni
najprzyjemniej przepędziłem i które przenosiły mię co
cłiwila w błogie czasy podróży mojój po Szwajcaryi i
Italii.
Siedemnasty rok temu, znajdując się w Medyolańie,
opisywałem Mamie igrzyska ludu, odbyte przy mnie
na obszernój arenie amfiteatru, pod błękitnym namio-
tem lombardzkiego nieba, w obec kilkunastu tysięcy
kobićt i dziewic znad czarownych wybrzeży Como i
Lago-Maggiore ; dziś rzucony losem w odległe i nie-
znane Europie strony, skreślę, o ile mi czas pozwala,
kirgizką bajgę, którój byłem świadkiem w Dzite-su^
to jest w siedmiorzecznym kraju.
Noc pokrywała jeszcze gęstym lasem obrosłe boki
niższych piętr Ała-tau, kiedy już kilka dziesiątków
baranów, bydła i koni padło pod nożem rzezników.
Po cztórykroć w pięćdziesięciu kotłach gotowano mię-
siwo, przeznaczone dla gminu. Bucharski kucharz
urządzał pilaw z baranią tłustością, kiszmyszem i uru-
kiem : pokarm wyższśj tylko klasy Kirgizów. W ogro-
mnych skórzanych sabach i tursukach, z sąsiednich
aułów zwożono kumys i ajran. Nareszcie wstało słońce
i w całym blasku piękności uśmiechnęła się dolina,
skropiona wodami pięcioramiennój Lepsy, szumiącej
w cieniu stuletnich topoli. Z wierzchołków gór, z wą-
wozów, z każdego zakątka zaczęli ściągać się Kirgizy
na swych małych, lecz dzielnych koniach, w różno-
barwnych ubiorach i różnokształtnych czapkach i koł-
pakach. O 9^J, bij poważny wiekiem, odziany w kol-
Digitized by
Google
454 LISTY ZE STEPÓW.
czugę, przyjechał przed jurtę pogranicznego naczel-
nika i zsiadłszy z konia, zatknął w blizkości jej chorą-
giew, obok której stanął na straży z dobytym pałaszem.
Wkrótce na plac otaczający nasz obóz, z krzykiem
rozdzierającym uszy : Aj gaj ! i w największym niepo-
rządku wleciało trzystu zgórą jeźdźców uzbrojonych
w piki na piętnaście stop długie, turki, mułtyki (strzel-
by)? ajbałty, czopary, sujuły, łuki, i t. p. Dziczy t^j
przewodził sławny kirgizki batyr, sułtan Barak, mąź
swoją postawą i twarzą przypominający dawnych
hetmanów Zaporoża, Żylastego karku jego, żaden
mistrz sprawiedliwości ściąćby nie zdołał. Cały jak
z granitu wyciosany, w siedenmastym roku podnosił
już głaz ogromny, leżący na mogile Bwego przodka, a
dziś w trzydziestym piątym, jedną ręką dźwiga forte-
czne działo wraz z kołami. Za pięknych dni swoich
zebrawszy pięć tysięcy Kirgizów, zbił na miazgę Jusu-
nów, ród Wielkiój *Hordy ; w jednój rozprawie sam
siedmiu nieprzyjaciół położył trupem, a w roku prze-
szłym napadnięty przez trzech zbrojnych baranta-
rzy, nie mając nic prócz kamczy, tak ich dzielnie
poczęstował, że ledwie z życiem uciekli. Dziś ten boha-
tór stepowy cichy jak baranek, spokojnie rządzi Siwa^
nowcami, odznacza się ścisłym wymiarem sprawiedli-
wości i celuje między innymi sułtanami zdrowym roz-
sądkiem, wymową, a nawet nauką, albowiem umie
czytać i pisać po tatarsku. Pod wodzą jego, mimo
zatkniętój chorągwi przeciągały jeden po drugim od-
działy różnych rodów kirgizkich, zatrzymywały się na
kilka chwil przed pogranicznym naczelnikiem, a potśm
Digitized by
Google
LIST PIĘTNASTY. 155
puściwszy się w cwał, pędziły na złamanie karków, wrze-
szcząc z ćalego gardła łiasło swego rodu : naprzykład,
Abłaj ! Kaptagaj ! Agadaj ! Barak!.. Gdy ostatni od-
dział opuścił plac przeglądu, głównodowodzący suł-
tan, ubrany w pąsowy cłiałat bramowany złotem, w
bogatój czapce bobrowój, zdjął wiszącą przez plecy
długą jak sosna gwintówkę, wykrzesał ognia i zapa-
liwszy lont, wystrzelił z niój na cześć rządcy Średniej
Hordy. Potem rozdzieliwszy swe wojsko na dwie po-
łowy, dał nam obraz kirgizkićj bitwy, odznaczającej
się dziwnym nieporządkiem i wrzaskiem, który przy-
wiódł mi na pamięć te dwa wiersze z Walter-Scota :
Jakby djabłów trzoda wściekła,
Zaszczekała rykiem piekła.
Długo okoliczne góry odzywały się echem tój bitwy
wpółdzikiego ludu. Tymczasem nadeszło południe, a
z niśm upał niedoz walający wychylić się z jurty. Q
godzinie 4^^ zaledwie mogliśmy wyjechać na miejsce
przeznaczone dla bajgi. U podnóża olbrzymiej mogiły
usypanćj z kamieni, kryjącćj zwłoki niewiadomego
Kirgizom bohatera, stało kilka jurt okazałych swoją
wielkością i ozdobami, a obok nich w pośród pik sy-
metrycznie zatkniętych w ziemię, kilkadziesiąt namio-
tów różnego wzrostu i koloru. Krocie Kirgizów okry-
wały mogiłę i całą przestrzeń zakreśloną dla igrzysk.
W głównej jurcie wysłanćj kobiercami i malowniczemi
tekimetami, siedziała kołem arystokracya Średniej i
Wielkiej Hordy. Po odmówionej przez ośmdziesiąt-
Digitized by
Google
456 LISTY ZE STEPÓW.
letniego mułłę modlitwie, zaczął się traktament. Her-
bata, pilaw, baranina, kumys szły z kolei jedno po
drugiśm. Tymczasem z osobnej jurty napełnionej po
wierzcłi prawie stosami końskiego i innego mięsiwa,
dwudziestu Kirgizów bosych i wpół nagicłi^ o miedzia-
nej piersi i twarzy, roznosiło dla gminu pokarm, z
którego w okamgnieniu kupy tylko kości pozostały.
Głodniejsi albo łakomsi kładli w zanadrza łeb barana
lub nóżkę kobyły, upominając się o udział w powsze-
chnej biesiadzie po razy kilka. Tu krzyk, wrzawa,
rwetes niepodobny do opisania : tam przeciwnie, po-
ważne grono sułtanów i bijów, jak gdyby koło sena-
torów dawnego Rzymu , siedziało z całą godnością
właściwą swemu wiekowi i znaczeniu w narodzie.
Nie było tu prawie żadnój rozmowy , albowiem całe
zgromadzenie przysłuchiwało się improwizacyi młodego
i przystojnego trubadura. Wieszcz ten z ojca i dziada,
jak bard kaledońskich klanów, w dziesiątym już roku
życia opiewał każdy przedmiot, który się jego oczom
przedstawiał, a dziś wzbogacony wiadomościami, ja-
kich mógł nabyć w stepie, pełen imaginacyi, z niesły-
chaną łatwością i wprawą, śmiałym i natchnionym
głosem śpiewa po kilka godzin z rzędu w przedmiotach
ważniejszej treści; cały zajęty swoją improwizacyą
wpada w zachwycenie prawie, a wszyscy słuchają go
ż uniesieniem. Głośne barekieldy! barekieldy! prze-
rywa tylko jego śpiewy, i nim wyjdzie z jurty, konie i
chałaty, zamiast laurów wieńczą skroń poety. Imię
jego Urunbaj — lecz dość o nim.
Przypatrzmy się teraz konnym wyścigom. Oto na
Digitized by
Google
LIST PIĘTNASTY 157
pagórku wbita pika, oznacza początek mety ; drugi jej
koniec o wiorst dziesięć : meta do przebieżenia nie-
wielka, zwłaszcza dla kirgizkich biegunów-, ale trzeba
lecieć tam i napowrót po kamieniach, górach, wywo-
zach i to w upał, z którym tylko libijski walczyć śmiał-
by o pierwszeństwo. Dwudziestu malców na dwudzie-
stu białych jak śnieg ałatauskich koniach, puściło się
w zawód. Tuman kurzawy zakrył ich w oka mgnieniu
przed naszśmi oczyma : chwilkę tylko mignęli na
szczycie przyległśj góry i jak błyskawica zniknęli. Na-
stąpiło powszechne, niecierpliwe oczekiwanie powrotu ;
lecz nim upłynęła godzina, znowu na górze mignął
orszak lecących pygmeów i jak lawina spadł na do-
linę. Znowu tuman kurzawy zakrył w swym ciemnym
obłoku i jeźdźców i konie; lecz już blizko meta, już
ich widać : któż z nich pićrwszy dobieży piki ? Wszy-
stkich oczy zwrócone ku nim , wszystkich myśli zajęte
jednym tylko przedmiotem : wygraną. Nakoniec staje
u mety spieniony rumak, i okrzyk powszechny przy-
znaje palmę pierwszeństwa szczęśliwemu właścicielowi
jego, sułtanowi Ruszbekowi, który natychmiast pier-
wszą pryzę otrzymał. Sułtan Buleń, bije : Tana i Ku-
nanbaj, których konie w ślad za pierwszym doścignęły
mety, mniejszych wartości pryzami cieszyć się mu-
sieli. O piątą wszczął się spór między dwoma właści-
cielami koni, z których każdy rościł sobie prawo do
zwycięztwa ; lecz wrzask okropny, jaki z tego powodu
napełnił powietrze , uspokoił wkrótce sułtan Barak •
Wysłuchawszy z najzimniejszą krwią obu Kirgizów,
żelazną swą pięścią palnął w pysk jednemu z nich tak
Digitized by
Google
158 LISTY ZE STEPÓW.
dzielnie, że ten jakby piorunem rażony slanęl w osłu-
pieniu, a drugę rękę. rozdarłszy na dwoje sztukę chiń-
skiej materyi, rzucił im pod nogi. Wyrok Herkulesa
przyjęty był bez najmniejszego szemrania i apelacyi.
Bajga ta zakończyła się walką o pierwszeństwo sił
ciała i dostawanie zębami z misy nalanej kumysem
pieniędzy wrzuconycłi do niój. Śmiecłi powszechny
.towarzyszył nieprzestannie tój ostatniój operacyi, która
aż do zachodu słońca rozweselała wyższą i niższą klasę
Kirgizów. Gdy ostatnie jego promienie skryły się za
góry, opuściliśmy plac igrzysk ; tłumy ludu siadłszy
na koń, rozpierzchły się na wszystkie strony : nastąpiła
cichość przerywana tylko krzykiem orłów, kruków i
jastrzębi kłócących się z sobą o szczątki narodowój
uczty kirgizkiśj ; lecz i tych za nadejściem chwili mo-
dlitwy wieczornój w naszym obozie, rozproszył w góry
i lasy niesłychany tu nigdy grzmot dział i trzask rac
ognistych pękających w powietrzu.
Digitized by
Google
>VVJ^TKPZ DZIENNIKA PODRÓŻY. 159
6 lipca.
Dzień przeznaczony do naszego wyjazdu. Rano jak
tylko świt, poczuł się wielki ruch w naszym obozie.
WstsJem o wschodzie słońca i po raż ostatni żegnając
Ała-tau , zbierałem w pamięci com widział « czuł i
myślił w tobie. » O 1*^^ wyszliśmy w upał, ale odświe-
żany wiatrem. Do Lepsy przeprowadzało nas mnóstwo
Kirgizów : Buleń, Adanąiat, Hakim ze znaczniejszych.
Przebyliśmy szczęśliwie Lepsę, nadzwyczajnie bystra
w tój stronie, tak że nurtem swoim przewraca kamie-
nie, i dla utrzymania się trzeba najmniój trzem jechać
oł)ok siebie, a na wiosnę, lub podczas wylewu, ani
myślić o przeprawie. W miarę podnoszenia się w góry,
odkrywał się z nich przepyszny, dla nas ostatni widok
na Oj-dżaj-tau , Sarym-saktę , Akanaraby i śnieżne
szczyty. Chociaż wszyscy byliśmy radzi, że opuszczamy
to miejsce, ha którem tak długośmy stali, niepodobna
jednak wyrazić tćj tęsknoty, jaka mnie objęła, kiedy
straciłem je z oczu : po razy kilka zwracałem się twa-
rzą ku niemu, i zdawało mi się, że się rozstałem z naj-
lepszym przyjacielem. Wkrótce zaczęliśmy spotykać
doliny i wzgórza usłane białymi i różowemi malwami,
złotą dziewanną (która mi przypominała czasy dzie-
ciństwa), błękitną cykoryą i szafirowymi kociełkami.
Nocowaliśmy nad rzeką Kargały. Wieczór ostatni %
towarzyszami podróży.
Digitized by
Google
160 >VYJ.\TKI Z DZIENNIKA PODI\ÓŻV.
7 lipca.
Wstaliśmy o pól do S''^ . Już mieliśmy wyruszyć z
miejsca, gdy w tśm przybył Mauke i zatrzymał nas
z godzinę. O wschodzie słońca pożegnaliśmy się z na-
szym naczelnikiem : on, z całym oddziałem pociągnęł
ku Ajaguzie ; my zaś, Wiktor i ja, mając przy sobie
tylko piętnastu kozaków i trzech tłumaczów, udaliśmy
się wkrótce ku granicy chińskiej. Pozostało jeszcze
przy nas mnóstwo Kirgizów wracających w różne swoje
strony : niektórzy część drogi odbywali z nami.
topas mieliśmy nad strumieniem wpadającym do
Gzynczyłów , w okolicy opustoszonej przez niezmierne
mnóstwo kobyłki (rodzaj koników polnych, po kirgizku
czygertke). Ja, galopując, oglądałem się ciągle na Ała-
tau i rozmawiałem z tłumaczem Źerebiatiewem, który
zwiedzał go ze Szrenkiem. Mówił mi on, że na górę
gdzie się zaczyna Lepsa, szli od miejsca śniegów do
szczytu sześć godzin, natrafiali na głębokie parowy,
na wierzchu bardzo krótko wytrzymać mogli , orzeź-
wiając się spirytusem. Mają tam być ogromne skały,
które Szrenk nazywał porfirem. Z boków skalistych
widok tak daleki ku Ajaguzie, że widać nawet Arał-
tiube iTarbogataj.
Postrzegliśmy człowieka na stepie. Baszczi nasz
poleciał zaraz żeby go dopędzić : ten przeląkł się i
dalej umykał, że aż czapkę stracił. Byłto, jak pokazało
Digitized by
Google
8 LIPCA. 164
się, robotnik pozostały wtyle za idęcę karawaną.
Z popasu, machnąwszy wiorst przeszło 70> przybyliśmy
na noc do Sajkanu.
8 lipca.
O pierwszćj po północy wyruszyliśmy z Sajkanu,.
żeby nazajutrz jednego dnia przebyć pustynfę bezwo-
dną. Sami stanęliśmy na Riitinmałdach o 10'^, a wiel-
błądy.godziną późniśj. O z jakąż chciwością dorwaliśmy
się do herbaty i spoczynku. O ft^^ poszliśmy dalój a
nasi najmany, muruny, i t. d., udali się traktem aja-
guzkim. Zostali z nami tylko : Nogaj jadący w góry
dla sprawy o ograbienie go na 30 jamb; Kokaniec
samowtór prowadzący karawankę o trzech wielbłądach
do Czuguczuka ze sznurami ; Kirgiz karkaraliński, ma-
jący pretensyą do Tumińcow o trzy krowy, dla których
zrobi 200 wiorst drogi ; i kilku innych Kirgizów.
Szliśmy dawnćm dnem morza, którego bytność
łatwo tu widzieć i bez Humboldta : jałowy piasek
szary, szczeliny w ziemi, mnóstwo muszli. Falangi,
jaszczurki, sajgi. Znaleźliśmy trzy młode kaczki w
krzaku dżingilu , którego kupki rozrzucone tu po ste-
pie, dziwnie upiękniają smutną jego jednostajnośe.
Zieloność ich majowa przypomina igiełki cisowe, które
widziałem w Karpatach.
Zrobiwszy wiorst 25, stanęliśmy nad brzegiem wy-
li
Digitized by
Google
162 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
schłśj Dzanamy, zarosłój wysoka trzcin?, ale w jćj
łoiu syialazło się źródło z wyborną wodą. Palnąwszy po
sześć szklanek herbaty, położyliśmy się na łóżkach że-
laznych pod gołóm niebem, i pomimo komarów zasnę-
liśmy snena bohaterskim.
Nogaj pił z nami herbatę : rozpowiadał o Dołonbaju
bajdżygitońskim sułtanie, koczującym o dwie wiorsty
od Czuguczuka, i bardzo go wychwalał. Namawiał nas
żebyśmy byli w tem ostatnióm miejscu, obiecując nas
zaprowadzić do chińskiój świątyni. Mówił także, że
wielka ilość opium idzie do Czuguczuka przez Troick i
Semipołatyńsk ; że w roku przeszłym 200 pudów przez
pierwszą, a ze 300 pewnie przez drugą komorę, prze-
maszerowało szczęśliwie. Handel ten zyskowny nad-
zwyczaj, gdyż w Czuguczuku płaci się pud po 3,600
rubli, tojest 10 jamb. Sama władza czuguczucka pali
opium i dopomaga do przemycania, wziąwszy chapes,
naprzykład parę funtów od puda. Chińczycy tak je
lubią , że rzucą przedaż towaru mogącą przynieść im
1,000 jamb zysku, kiedy tylko nadchodzi chwila pale-
nia tego specyału. Chleb u nich bez soli i masła, ale
na żądanie robią i taki. Był on i w Kuldży, gdzie ko-
bióty niesłychanie rozpustne.
9 lipca.
Ruch w obozie : juczenie wielbłądów zbudziło mnie
Digitized by VjOOQ IC-
9 LIPCA. 463
O 3*J» Kiedy Amantaj budził Wiktora, ten ze snu zapy-
tał : a jenerał czy wstał? z czego śmieliśmy się w dro-
dze. Przejeżdżaliśmy długo przez trzciniska, a nareszcie
przez Karatał, który w tóm miejscu taki błotnisty i
cuclinący, że zapach jego długo .nam swędził w no-
sie'. Trawa wyborna, lecz wkrótce znowu step podobny
do wczorajszego i tak rozległa równina, że nazwałem
ją, Napoleonowskj, gdyż on mógłby tu z milionem
wojska wydać bój nieprzyjacielowi, majęcemu takcż
lub więlgszą siłę. Jecłialiśmy z godzinę po tem dnie
morskićm, aż nareszcie ziemia poczęła się podnosić ku
górom. Pyszny był wschód słońca nad Tarbogataj :
ujrzeHśmy znowu szczyty Ała-tau i Arał-tiube. Trawa
coraz lepsza, piasek żółtszy ; ipnóstwo jagód zwanych
kyzyłna, podobnych z koloru do malin : cztćry ich
razem złączonych oblepia liść nakształt sosnowego, i
to w kilku miejscach jego wysokości ; widok ich przy-
jemny , a smak słodkowodnisty. Kirgizy jedzą je goto-
wane, a liść palony kładą do tabaki.
O 6*^^ rano był już upał nieznośny, a o 9^ szczęściem
żeśmy trafili na źródło Topar, bobyśmy się spiekli na
węgiel. Woda wybonia i dość jśj dużo; wokoło bujne
trawy, zamiast krzaków rośliny ogromna. Na wzgórzu
mogiła sułtana ośmiznajmanowskiego, bija Tekupaja,
który tu umarł przed trzema laty. Przy źródle znale-
źliśmy świeże ślady nocowania barantarzy, którzy
jednak, jak widać, nie mieli z sobą koszów i ogniska
nie rozkładah. Oaza ta*, o 20 wiorst dobrych od prze-
szłego noclegu naszego, ma ze trzy wiorsty obwodu.
Spać nie mogłem dla niesłychanego upału i przeklętćj
Digitized by
Google
464 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
. kobyłki, która na nas co chwila krociami padała : mię-
dzy nią były i wielkie zielone koniki ; w powietrzu ci-
chość przerywana tylko swierczeniem tego owadu
dokuczającego niemiłosiernie : nigdy w życiu nie
dałem tyle szczutek.
O w pół do 3**^ ruszyliśmy dalśj. Upał, o jakim
w naszćj Litwie wyobrażenia nawet mieć nie można,
doskwierał coraz mocniśj. Było pewnie więcdj 40 sto-
pni gorąca. Zdawało mi się nieraz, że się zapalę pło-
mieniem , lub że dostanę pomieszania zmysłóvv. Z po-
czerniałemi od słońca ustami, jechaliśmy obok siebie
w gtębokiśm milczeniu, gdyż niepodobna było słowa
wymówić. Wiktor, który bezustannie i ledwie że nie
przez sen pali cygara, utracił wszelką do nich ochotę.
Sodowy proszek nieco nas orzeźwiał; ale nieznośne
pragnienie zwiększało się co chwila, a do wody było
jeszcze bardzo daleko. Nareszcie, o szóstej stanęliśmy
nad brzegiem rzeczki Igeu-su... Lecz jakaż była nasza
rozpacz, kiedyśmy ani kropli wody w niój nie znaleźli !
Kirgizy zmienili jój koryto dla zalania swoich niw za-
sianych prosem. Szczęściem, że te niwy były nieda-
leko.
Wegetacya y/ tój okolicy zupełnie inna : mnóstwo
roślin, jak naprzykład mięty, grochu z białemi strącz-
kami, dziewanny, maku, cykoryi, i t. d. Po półgo-
dzinnej jeździe, nagle nasz baszczy zatknął pikę, i kie-
dym go zapytał czy daleko woda , on mi wskazał ręką
i rzekł : « tu. » Byłto kanalik, obrosły trawą , którym
bystro leciała woda z Igeu-su na role leżące w dolinie.
Role te uprawiają Kirgizy Bek-choży. Jest ich trzy-
Digitized by
Google
10 LIPCA. 165
dziestu i mają 200 kóz na swoje utrzymanie : żyją aj-
ranem. Zobaczywszy nas, zrazu się pochowali, lecz
przekonawszy się żeśmy nie baran tarze, przyodzieli się
i wyszli witając nas z radością. Mówili, że onegdaj Ki-
sajcy w liczbie pięćdziesięciu nadbiegli : jednego z
nich obdarli i samego wy tłukli ; oni zaś wyszli prze-
ciwko nim prawie pół-nadzy, z obawy żeby im nie
zabrali odzienia. Pędzili oni 400. koni zrabowanych u
Semiznajmanów ; nocowali więc wistocie na naszym
popasie przy Toparze. Rolnicy ci byli u nas wieczorem:
częstowaliśmy ich kumysem i sucharami. Uszczęśli-
wieni przyjęciem, posłali do swego kosza skrytego
w jarze, po ajran kozi. Piliśmy go rozprowadziwszy
wodą : wielka nędzota, trąci nieprzyjemnie, ale ochła-
dza. Spaliśmy jak żaden król, na żelaznych łóżkach
pod ot wartom niebem.
10 lipcft.
Wstaliśmy o 2*M o pół do 3*^, ruszyliśmy pi-zez ka-
nał, potem przez drugi, różne rowy i rowki, i jecha-
liśmy doliną między wzgórzami Tarbogataju. Tu
mnóstwo brzoskwiń {persico, po kirgizku badam-cza),.
obsypanych owocem ; wegetacya coraz bujniejsza, na-
reszcie kilku ramionami idący Urdżiar po kamieniach.
Brzegi jego okryte gęsto krzewami i tak wielką trawą,
że, naprzykład, marchewnik istny las, wyższy ode-
Digitized by
Google
11)6 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
mnie siedzącego na koniu. Zapach mięty napełniał
całe powietrze*. Tu wjecłialiśmy na dolinę obfitą w
trawę, i ujrzeliśmy auły Bułatryńców i Kirżyńców.
Posłani wprzód tłumacze, natychmiast kazali postawić
jurtę, do którój z wielką roikoszą weszliśmy około
7*J godziny rano. Dorwawszy się do kumysu niewi-
dzianego od dni kilku, wypiłem kilka czaszek, tak że
i herbaty pić nie mogłem. Usnąłem zaraz; gdym wstał,
powitał nas piławem, urukiem, kiszmyszem i okrą-
głymi sucharkami Taszkieniec, idący do Czuguczuka
z dywanami, różnemi materyami, jagodami, i t. d.
Kiedy nas żegnał, rzekł do Wiktora : « Grzeczne przy-
jęcie i twoja rozmowa tyle znaczą, jak gdybym wi-
dział twarz Cesarza. » Powiadał że część Taszkinii na-
leży teraz do Kokanii, a reszta do Bucharyi; że pier-
wszą rządzi z rodu Kirgizów, długi wzrostem, Kipczak-
chan, a drugą Batyr-chan, i że ciągle z sobą wojują.
O 2*J po południu, w upał cokolwiek oświeżony
wiatrem, pojechaliśmy dalój. Droga jak najgorsza przez
rowy i strumienie wpadające do Urdżiaru. Z przy-
czyny przeklętego wrzodu, musiałem jechać na tele-
dze. Tu konie kirgizkie dokazywały cudów, przewożąc
nas przez takie miejsca, przez które żaden europejski
woźnica nie pomyślałby nawet o przejeździe na swych
uczonych i wyjeżdżony^^h koniach. Dalój jechaliśmy
przez niwy wybornego prosa, wiorst ze trzy. Ciągle na
wzgórzach motły z gliny, ze 'wchodem nizkim , dalój
1. Ostatnie trele słowika, atajki po wszystkich wodach w tych stronach, przepiórka
( bct-pół-dak}.
Digitized by
Google
41 LIPCA. • 467
doliny zarosłe brzoskwiniami, tarniem i kilką gatunr
kami groszków. Konopie wszędzie dziko rosną. Syn
sułtana Usmana przybył powitać z listem od ojca. Po
zrobieniu 2ft wiorst, stanęliśmy na dolinie z bogatą
wegetacyą, nad rzeczką Rara-su. Kilkanaście topoli;
trzy góry pojedyncze o wiorst 20 i 30 ku Chinom : za
jedną z nicłi zwaną Kszy-tiube, o 70 wiorst ztąd Czu-
guczuk, a o 50 wiorst pikiety. W rzeczce marynka i
maleńka jakaś rybka. W nocy nie dały nam spać ko-
mary; musieliśmy je dusić dymem.
11 lipca
Na rozświcie przywieźli Kirgizy, uzbrojeni po swo-
jemu, dwa namioty, rybę z kumysem i barana. Deszcz.
O 4*J , zaczęła się koczówka Tumińców. Naprzód kosz*
baszczy jecliał wyznaczać miejsca dla nowego aułu ; za
nim szły auły długim rzędem wielbłądów, obładowa-
nych jurtami i wszelkióm mieniem; potem owce i
kozy ; bydła i koni nie było , bo stada ich szły stroną
dla zmniejszenia pyłu. Kobióty postrojone eskortowały
wielbłądy*; cłiłopcy popisywali się na koniach około
dziewcząt; reszta jechała przy tabunach. Sześć godzin
ciągnęła się ta koczówka, na blizkie ztąd brzegi Ur-
1. żona, choćby samego chana, prowadzi pierwszego wielbłąda; jest to j^j prawo
i honor.
Digitized by
Google
468 * WYJĄTKI Z UZIBNNIKA PODRÓŻY.
dżiaru, do którego wpada Kara -su. Jeslto już kraj
chiński , po którym jednak koczują bez zaprzeczenia
nasze Kirgizy.. O 9*^, na prośbę samego Usmana. przy-
byłego do nas z młodszym swym synem, dwunastole-
tnim, tłustym i dzielnym malcem o mongolskiej, jak i
cała jego rodzina, twarzy, pokoczowaliśmy o półtory
wiorsty w górę rzeki Kara-su do jurty ogromnćj, wy-
stawionej dla nas, przez rzeczkę tylko od jego aułu.
Na wezwanie jego byliśmy w jego jurcie, piliśmy ku-
mys, herbatę i jedliśmy rodzenki. Młodsza jego kochana
małżonka siedziała w jurcie, a starsza, chociaż córka
sułtaóska, była w drugiej. W jurcie leżał piękny chart
słaby na suchoty. Tu widziałem pierwszy raz postu-
ment (kargaułdyn-kujruk), na którym są wetknięte
cztóry kity z ogonów bażancich, ustrojone w dzwonki:
stawia się on na wielbłądzie sułtańskim w czasie ko-
czówki, i za ruchem zwierzęcia dzwonki głos wydają*.
W koszmie pokrywającej jurtę dziura, przez którą
wytknięta pika oznacza jurtę sułtana naczelnika^.
Życie dostatniego Kirgiza prawdziwie do zazdrości.
Majątek jego w kilkunastu kufrach, obszytych w ko-
szmę białą i w mnóstwie pak obwiązanych sznurami,
leżał wokoło ; na nicli pod sufitem prawie jurty, kilka
pohrebców, ogromna saba, tursuki, długa strzelba,
szabla. Pół zarżniętego barana wisiało na kieregach.
W pośrodku jurty niezmięte jeszcze malwy kwitnęły
obok innych kwiatów.
1. Mąją go i inne Kirgizy, a mołni i po Icilka sztnlc.
9. Może tak dawni ^ było ; dziś icażdy Kirgiz mający pilcę tak Ją stawia, żeby się
nie złumi^: gdyż- Jedna, którą sam mierzyłem, miała U stóp długowi.
Digitized by
Google
44 LIPCA. 469
W czasie naszój bytności u Usmana zagrzmisdo i
deszcz poszedł ulewny, lecz trwał tylko kilkanaście
minut. Powietrze po tylu dniach spieki cokolwiek się
odświeżyło : wkrótce wrócił upsJ, ale że wiatr zawiał,
z rozkosze odetchnęliśmy po trudach podróży w naszśj
jurcie ogromnej. Nie znam przyjemniejszego uczucia
nad to, jakiego się doznaje wszedłszy po tylu dniach
męczarni do jurty, zwłaszcza po oblaniu się chłodnę
wodą, lub wykąpaniu się. W tźj chwili czuję się tak
zadowolonym, jak nigdy nie^ byłem za powrotem do
ciasnych ścian komnaty : tu mam na zawołanie wiatr
i wszelkie sans g4ne^ czego nie można mieć w mieście.
Mało tu nawet kobyłki, i komary szanują naszą spo-
kojnośó. O jak słodki sen w perspektywie! Co za
kumys doskonały ! Piliśmy i wódkę pędzoną z kumysu
w kotle ; ale dziwnie licha i niesmaczna. Usman widząc
u mnie dobrą dubeltówkę, osądził że muszę umieć i
zreparować jego zepsutą strzelbę, którą mu Biełasz
darował ; prosił mię więc, abym mu naprawił sprę-
żynę, którą pan sułtanie złamał strzelając sroki.
Po południu położyliśmy się spać, ale tak było du-
szno, że nie mogliśmy zamknąć powiek. Wtóm zawył
wiatr, i o mały włos nie przewrócił jurty, naprędce
ustawionćj przez mężczyzn. Z wielką trudnością utrzy-
maliśmy ją na nogach. Nareszcie deszcz lunął, i my
korzystając z odświeżonego powietrza, zasnęliśmy
szczęśliwie aż do 6^K Wstawszy , byłem nad rzeczką,
w którćj złowiłem parę marynek, a kozacy kilkadziesiąt
sztuk. Przy herbacie przypomnieliśmy, że w ten dzień
były szkolne popisy i koniec rocznych nauk. Gawę-
Digitized by
Google
470 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
dziliśmy o naszych szlachciurach — uszczęśliwionych
gdy im prefekt podał w rękę treść nauk dawanych ich
synkom, którę zawiózłszy do domu, rok cały później
czytali wraz z kalendarzem, jedyną książkę biblioteki
domowśj, — o Jezuitach, Zygmuntach, i t. d. Gdyśmy
zasiedli do wieczerzy, wszedł Usman ze swym przyja-
cielem Bulatryńcem, mówił : że w tym roku raz pier-
wszy siedział na teledze, i że mu się słabo robiło ; że
Chińczycy wielkie świnie, bo w jednój czaszy, choćby
ich było nawet kilkunastu, wszyscy w tejże samćj wo-
dzie myją się i charkają , a potom pies to wypije, i oni
nie wytarłszy piją z niej znowu. Na pytanie, dlaczego
syna swego nie odda gdaie ażeby cokolwiek się prze-
tarł, dowodził : że to na nic nieprzydatne, ho jeśli Bóg
dał rozum, to mu ludzie nic nie przydadzą 5 i trzeba
było wielkich dowodów aby go przekonać, że można
cóś nauczyć się i u ludzi. Musiał go Wiktor przekony-
wać stearynowemi swiścami.
O swatach u Kirgizów. Gdy ci mają przybyć, przy
progu jurty kopie się dół zakryty trawą. Jak tylko
swaty przez próg przestąpią, dziewki i wjaystka mło-
dzież w jurcie ciskają na nich kwieciem jak kamieniami.
Ci tymczasem wpadają w dół: śmiech, hałas. Wyrzą-
dzają im różne figle : dziówczęta ich rozzuwają, targa-
jąc i łoskocząc; sadzają na krowę lub byka, czasem
nawet z nagą dziówką, i związawszy razem puszczają
w step, ale pilnują wszakże, aby nie było przypadku.
Bachanalia te odbywają się w nocy. Nazajutrz ich
ugoszczają, biorą i dają podarunki. Przez ten czas,
Digitized by
Google
i2 LIPCA. 474
panna młoda, często sześć lub siedem lat mająca, sie-
^ dzi w drugtój jurcie.
Pogrzeb kirgizki krótki. Jak tylko Kirgiz umrze,
baby w jurcie straszny krzyk podnoszę.. Starają się
potśm jak najprędzój go umyć, zawinić w sawan biały
bawełniany (bo w płócienny nie godzi się), kupiony
zwykle zawczasu w Bucłiaryi, i niosj do dołu wyko-
panego niegłęboko. Tu, kładę trupa z rękami wycią-
gnionemi obok ciała, a przykrywszy trawę lub gałąz-
kami drzew, zasypuję ziemię. Pominki odbywaję się
późnidj, w sześć tygodni, w sześć miesięcy, lub w
miarę możności przygotowania się do nich.
Amantaj powiadał, jak będęc dzieckiem spał raz na
stepie : wtem podpełzł do niego wilk, i już go miał
porwać, gdy on obudził się, i spóji*zawszy w jego śle-
pie, zakrzyczał. Kirgiz znajdujęcy się niedaleko, na
krzyk ten przybiegł i strzeli! do wilka, który uszedłszy
z pół wiorsty, zdechł. Ów obrońca był łotrzyk, który
cięgle się włóczył i kradł dziówki ; uwiozł on z sobę
Amantaja i trzymał go lat parę ; lecz nareszcie jeden
Kirgiz karkaraliński oswobodził go i zwrócił matce.
W nocy był deszcz ulewny. Spaliśmy aż do 7^J rano.
12 lipca.
Zrana upał , o 8*^^ deszcz krótki ; znowu upał, ale z
wiatrem. Przepiórki odzywaję się naokoło, zresztę
Digitized by
Google
472 WYJi^TKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
oprócz mnóstwa kawek latających ogromnemi stadami^
żadnego ptastwa nie słychać. Po pdudniu nadesda
straszna chmura z Tarbogataju : taki wiatr zawył, źe
ledwo nasza jurta nie poszła w step. Deszcz lunął, i
zostaliśmy bez szwanku. Zaczęliśmy dziś popis ludności.
Prawie całą noc grzmiało i deszcz nieustannie padał :
spaliśmy doskonale, tak źe trzeba było przymusić siebie
do zbudzenia się i wstania. Śniło mi się, źe R... prze-
czytał mi uwolnienie.
13 lipca.
Trzeci juz dzień stoimy tutaj nad Kara -su, po
250 wiorstach podróży od Lepsy. Po lewój stronie na-
szćj jurty ciągnie się południowy łańcuch Tarbogataju ;
po prawćj, nieobjęty okiem step, przerżnięty wodami
Urdźiaru, a przed nami stoją trzy pojedyncze góry, za
któremi chińskie pikiety : za niemi zaś najbliższe ich
handlowe miasto Czuguczuk.
Ambo czuguczucki bierze płacy 2& jamb, nie odrzuca
jednak chapcydensów.
Pr^niesionO nam jabłka z Tarbogataju, niedojrzale
jeszcze : rosną one tylko na południowój stronie gór.
Usman w rozmowie wyraził się : « Zły język wszy-
stko brudzi, a biały ręcznik wszystko wyciera. » Łow-
czy ałatauski przyszedł skarżyć się, że mu kozacy nie
dają kiszek od rzniętego bydła : niezmiernie był uszczę-
Digitized by
Google
U-45 LIPCA. 173
śliwiony gdy mu je obiecano. Kiszki te, płóczę oni tro-
chę i przypiekłszy w gorącym popiele, jedzą za spe-
cyał.
Pisałem dziś do matki, ale listu tego posłać zaraz
nie mogłem*.
14 Upca.
Cały dzień byliśmy zajęci. Upał porządny, ale nieco
wiatru. Powietrze czyste pozwalało dobrze widzieć
Tarbogataj : cały z kamienia, a plamy na nim, to zaro-
słe lasu. Kirgizy mówili nam, że przed kilkadziesiąt
laty w blizkości naszśj jurty stał dawny Czuguczukj
przeniesiony z powodu mnóstwa much i komarów. Ma
być jeszcze na tem miejscu kamień młyński.
15 lipca.
Cały dzień liczyłem bydło, barany, i t. d. List od
Dołonbaja, tuszem pisany. Ma on, jak mówili Tatarzy
bardzo go wychwalający , « kamień w głowie » , co
znaczy, ze jest urzędnikiem honorowym w Chinach.
1. LUt, N'XV.
Digitized by
Google
174 WYJjyJKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Mówili także, że on życzyłby przejść m swśmi Kirgi-
zami pod panowanie Rossy i.
16 lipcrt.
Skończyliśmy popis ludności : pokazało się jńj do
sześciu tysięcy płci obojej. Koni 10,000, bydła do
4,000, baranów 62,480. Mieszkańcy uskarżali się na
wielki upadek tycłi ostatnicłi i na załx)r koni przez Ki-
sajców.
Władza Usmana, jak widać, niebardzo straszna, gdyż
przygotowania nasze do wyjazdu nie id§ cóś z wielkim
pośpiecłiem, A. jednak, kiedy on podał się był do od-
stawki, Kirgizy nikogo innego wołostnym mieć nie
cłicieli , i musiał pozostać, Łubi^ go dlatego , że jest
możnym przez siebie, swycti krewnycti i liczne stosunki,
a umie silnie zastawiać się za swych podwładnycti ; ale
kiedy idzie o spełnienie jakiego rozkazu jego , każdy
ociąga się do oslatnićj chwili.
Dziwna ochota u Kirgizów do włóczenia się po ste-
pie. Barak, naprzykład, zaniedbawszy rzędy swojćj
włości i gospodarstwo, długo jeździł z nami ; dziś jedzie
do Kisajców i Bajdżygitców w cudzych sprawach, a
st^ry bij Bijbit wszędzie ciągnie się za nim, nie mając
nawet żadnego interesu •
Po południu, o 3*J, wyjechaliśmy od Usmana. Droga
szła przez niwy prosa, które polewali Kirgizy wpół-
Digitized by
Google
n LIPCA. 475
nadzy ze swćmi kopaczkami w ręku : czyste Negry
wplantacyach. Nad Urdżiarem^po zrobieniu 25 wiorst,
zdybaliśmy auł i stanęliśmy na nocleg, Kirgizy mówili,
że w krzakach nad rzeką mnóstwo cietrzewi, a w górach
Tafbogatajskich są marały, niedźwiedzie, dziki, lisy —
nawet czarne, ale pośledniejszego gatunku. Auł ich po
większćj części żywi się zwierzyną. Urdżiar kilkora-
mienny wypływa z góry Czaharaku. Oprócz tćj rzeki,
idą w południową stronę, Igeu-su i Katau-su, wypły-
wające z Tarbogataju.
Odwiedza! nas starszyna z kółkiem od żony i znak
ten wdzięczności daje się mężowi zrana za okazaną nad-
zwyczajną uprzejmość.
17 npca.
Wyruszyliśmy o kwadrans na trzecią i długo szliśmy
ciągle pod górę przez mnóstwo strumyków. Wszędzie
pełno drzew brzoskwiniowych obsypanych owocem,
humieliny, malw, róż, i t.d. , aż do Igeu-su przerzy-
nającej skały i spadającej na doHnę ocienioną topolami.
Ztąd przez mniejsze góry widać Ała-kuł. Zaczęły się
pokazywać sroki i ogromne stada szpaków kamien-
nych.
Uszedłszy najmniśj wiorst SO, po kamienistej kara-
wannej grodzę, natrafiliśmy na pierwsze auły Siwanow-
ców. Jechałem pierwszy raz w życiu na inochodźcu :
Digitized by
Google
476 WYJĄTKI Z DZIENNIKA POOnÓŻY.
koń dobry, ale niech go kaci z jego chodem. Popas
przy strumieniu wpadającym do Igeu-su , w wąwozie
z ogromną czerwoną* skałą wznoszącą się nad opoczy-
stą górą. Zastrzeliłem parę kamiennych szpaków,
z czubkiem czarnym y z grzbietem i spodem lekko ró-
żowego koloru. Trzymając się miejsca, ciągle przelaty-
wały masami z jednej strony wąwozu na drugą.
Dowiedziawszy się tu od sułtana Adżi Robina, kre-
woego Baraka, że Semiznaj many koczują zaKarakołem,
niedaleko Ajaguzy, rzuciliśmy czuguczucką karawanną
drogę, wiodącą przez kotiet (przejście między skali-
stymi, opalonćmi od słońca górami) i wzięliśmy się
wlewo , wjazdem niezmiernie przykrym na grzbiet wy-
żyn, z którego spuszczając się, jechaliśmy ciągle mię-
dzy górami mniejszego wzrostu, po dolinach wysmalo-
nych od upjJów i wyjedzionych przez kobyłkę. Wkrótce
dała się nam widzieć w całśj swój postawie wielka góra
Akczauły, zupełnie prawie biała, chociaż w rozpadli-
nach zarosła lasem i krzakami. O półtora godziny drogi
od popasu, zaczęliśmy niesłychanie trudny przejazd po
skałach, ciasnćmi wąwozami z piękną wegetacyą krze-
wów i kwiatów. Wszędzie po naszej drodze przez Tar-
bogataj strumienie najczystszej wody i co krok źródła.
U wyjścia z przesmyku, spad tych strumieni był już.
w przeciwną stronę , brzoskwinie zniknęły i natura zu-
pełnie insza. Spuściwszy się z gór wyższych, zjechali-
śmy na piękną dolinę, którą Karakoł przerzyna. Ztąd
stepem zarosłym karagajnikiem, i nakoniec przez da-
wne niwy, przybyliśmy do rzeki Izaman-Igeu-ąp, gdzie
koczowiska stryjów Baraka, którzy, jak można wnosić,
Digitized by
Google
-18 LIPCA. 477
Z licznych stad wielbłądów, dzielnych koni i mnóstwa
baranów, muszą być bardzo bogaci. Koczują osobno od
swćj włości i otacza ich huk tiulengutów z różnych ro-
dów.
Do tego miejsca zrobiliśmy wiorst najmniej 35 ; uje-
chaliśmy więc w ciągu dnia wiorst przeszło 75 i prze-
byliśmy całą szerokość Tarbogataju. Na tój jego
stronie płyną znaczniejsze rzeki ; Karakoł, Ajaguza,
Kurym, Bazak i Czykyrty.
O w pół do czwartśj rano , puściliśmy się dalój na
nowych koniach. Dostał mi się kasztanek z białą gwia-
zdką i z takim kłusem , że mi przypomniał mojego Ba-
raka ^ lekkością zaś biegu jeszcze go przewyższał.
Zdawało mi się, że siedzę nie na koniu, ale na jakiemś
piórku , i nie jadę, ale lecę. Zrobiwszy wiorst.30 po ka-
mienistych drogach między różnśmi odnogami Tarbo-
gataju, stanęliśmy na popas przy źródle, a tymczasem
wysłaliśmy Kirgizów na wzwiady o miejscu koczowisk
Semiznajmanów.
Widok tego źródła wzbudził w nas żal , że lenistwo
Kirgizów zaniedbuje tak drogi dar nieba. Gdzieindziej
podobne źródło byłoby ocembrowane, oczyszczone,
nakryte. Kirgiz, choć go co rok w czasie koczowisk po-
trzebuje dla siebie, nie dba o nie bynajmnićj, zostawia
jak je Bóg stworzył. Gdyby te źródła były należycie
opatrzone, step miałby inną postać i pustynia inaczój
byłaby ożywiona ; ale wiele jeszcze ich wyschnie i zni-
knie nazawsze , nim Kirgizy zechcą je małym kosztem
i trudem ochronić. Dziwnie to leniwi ludzie, mianowicie
bogaci , którzy wszystkie ciężary^ nawet powinności
Digitized by
Google
178 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
skarbowe, naprzykład pod wody, zwalają na niższych.
Bićdak z musu całe lato jak Negr pracuje dla bogacza
około roli, żyje koziśm mlekiem, pali się na słońcu pra-
wie nagi, z obawy żeby mu rabusie nie zdarli odzienia,
— i cóż ma za to? Stary jaki wytarty cłiałat, kilka dzie-
siątków krutu (sćrków) i garść prosa, aby je sobie po-
siał na rok przyszły.
Kirgiz, jeśli kradnie dziewkę, robi to zazwyczaj nie
z miłości — jak mniema w swćj pięknej powieści mój
kocliany Gustaw, — ale jedynie dlatego, żeby nie za-
płacić za niąkałymu. Chociaż rodzina wykryje złodzieja
i dopomni się o zwrot jćj albo o kałym, zawsze on do-
brze na tćm wychodzi ; bo naprzód , najczęściej długi
czas upłynie nim się dowiedzą gdzie się ona znajduje,
a on tymczasem ma z niej wygodę i usługę, jak zwykle
z niewolnicy; potćm^ może daleko taniej i ratami za
nią zapłacić. Nieraz zdarza się, że i czuły pan ojciec,
w duszy bardzo rad, że mu córkę skradziono; gdyż
uwalnia go to od kosztu na posag, wyprawę, podaru- .
nek siodła panu młodemu, ugoszczenie swatów, i t. d. *
Fałszywe ma ten wyobrażenie kto sądzi, że u nich znana
jest miłość, jaką my pojmujemy. Nigdy tam tego nie-
masz, żeby mąż pieścił się z żoną po naszemu, albo żeby
wziął córkę na kolana. Kobićta u Kirgiza, w całćm zna-
czeniu niewolnica : kiedy mu się podoba, woła ją jak psa
do łoża, i na tćm koniec; sprzykrzy się jedna, bierze
drugą ; tą się nasyci , jeśli bogaty, kupuje sobie trze-
cią, i tak daldj. Z tych różnych małżeństw rodzi się
mnóstwo dzieci ; jakże do nich wszystkich mieć przy-
wiązanie," zwłaszcza, że przy częstych włóczęgach mał-
Digitized by
Google
18 LiPcA. 179
żonka, prawowitość ich niezawsze pewna. Wiadoma
bowiem jest łatwość Kirgizek, i nie może być inaczćj
w takim stanie ich stosunków z mężami.
Oprócz różnych chorób na biedne owce w stepie,
często je niszczy tak zwany tupałan. Owca zupełnie
zdrowa skubie sobie trawę ; wtćm nagle zamyśla się,
okręca się wkoło, pada, drgnie nogami, i już po niój.
Choroba ta najczęściej zjawia się latem i niekiedy po
kilkaset sztuk na dzień zabija, U jednego Kirgiza,
z dwunastu tysięcy owiec zostaiy tylko dwie maciory
i jeden kałtur (baran). Kirgizy mają uprzedzenie, że
w razie takiego dźiiUu (upadku) , potrzeba wezwać czło-
wieka innój wiary, któryby się pomodlił i j)okropił ba-
rany wodą. Wiktor był raz wezwany do jednego aułu
w tym celu, a chociaż tłuniaczył się, że nie jest leka-
rzem i żadnego środka zaradzenia złemu nie zna, nic
to nie pomogło : musiał modlić się i kropić. Trochę
ocalało , ztąd bardziój jeszcze ugruntował się przesąd.
Konie u Kirgizów najwięcój zdychają z głodu i chłodu.
Około wielbłądów, które są delikatniejsze (może dlatego
że żyją w klimacie miewającym ciężkie zimy), chodzą
bardzo starannie. Skoro się wielblądziątko urodzi, okry-
wają je koszmami i nie pokazują nikomu z obawy uroku.
Widziałem wczoraj starego wielbłąda dotkniętego jakąś
słabością ; leżał bićdny na trawie z wyciągniętą szyją,
którą co chwila ruszał z wyrJizem boleści w oczach.
Kosztowny namiot był rozpięty nad nim ; kobióty pie-
lęgnowały go troskliwiej, niż zwykle pielęgnują swoje
dzieci, które jak małe Murzynki albo małpięta, ho-
dują się. sobie wstanie natury.
Digitized by
Google
480 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Doczekawszy się wieści o blizkości aułów Semiznaj-
manów, w wielki upał pojechaliśmy dalćj. Ciągle roz-
bite w drobne szczątki kamienie pokrywają doliny i
wzgórza. Przecięliśmy naszą drogę z Ajaguzy na Ku-
tynmałdy, i wkrótce ujrzeliśmy na odległój górze Kir-
giza, który cłicąc nam dać p oznaó że naszoczył, zaczął
kręcić się wokoło, Jestto znak wiadomy w stepie. Na-
tychmiast polecieli ku niemu tłumacze, i zaraz dowie-
dzieliśmy się , że to był przewodnik , przysłany od
sułtana Utiepa, wołostnego Semiznajmanów. Pociągnę-
liśmy za przewodnikiem i przybyliśmy do jego aułu na
uroczysku Terekty, w dolinie przerżniętej rzeczką,
wśród gór nagich i tylko na pochyłościach okrytych
karagajnikiem.
19 lipca.
W nocy zerwał się wiatr nagle i rozkrył nasz tunduk,
tak że całe niebo przedstawiło się moim oczom jak
ponad Panteonem rzymskim (który zupełnie podobny
do jurty kirgizkiój). Było chmurno i zdawało się że
deszcz spadnie ; ale przed rankiem wiatr ustał i znowu
upał. O ósmśj, miałem piękny widok tabunów koni,
cwałem lecących pid do rzeki.
Wysłany wczoraj Kirgiz do Ajaguzy,' przywiózł nam
kupę listów. Ja, otrzymałem od brata i wielu przyjaciół.
Co za szczęście mieć świeże wiadomości od drogich
Digitized by
Google
49 LIPCA. • 484
osób, W stepie dzikim : nigdy takićj radości z odebra-
nych listów nie doświadczałem w Omsku, Znajomi nasi
przysłali nam z Ajaguzy ogórków (kijar), sucharów,
parę bułek chleba, butelkę octu i słoik musztardy.
Ogórki, a szczególniej chleb tak oddawna niewidziany
pod naszj jurtj, wprawiły mię w zachwycenie !
Z powodu niedołężności sułtana Utiepa, starszyna
Tanyzbaj ma wielki wpływ i rządzi prawie włości?. Na
jego zaskarżenie o nieposłuszeństwo, Wiktor kazał
wziąść jednego Kirgiza w areszt, podług zwyczaju ste-
powego, któryśmy pierwszy raz widzieli. Kozacy posta-
wili w kozły cztóry sztuki broni i między niemi posa-
dzili obżałowanego ; jeden z nich, chodząc z dobytą
szaszką, straż odbywał. Nazywa się to-u Kirgizów, sie-
dzieć pod czarną piką (kara-naiza) . Bardzo się tój
kary boją i wstydzą. Areszt,- naprzykład, syna Bek-suł-
tana, chociaż ten siedział tylko na odwachu w Oj-dżau-
tau, ma odgłos po całym stepie. Kiedy Kirgiz, za wsta-
wieniem się samegoż starszyny, został uwolniony,
podziękował Wiktorowi, ale na starszynę ani spojrzał:
będzie on jemu długo pamiętał wstyd (nat) jakiego
doznał wobec licznie zgromadzonych ziomków.
Zaszła znowu skarga od starszyny na innego Kirgiza
o nieposłuszeństwo. Wiktor gotów był mu przebaczyć,
jeśli starszyna przebaczy. Kirgiz, złożywszy ręce na
piersiach , kląkł przed nim i ciągle powtarzając « kuł-
duk » (co znaczy razem i dziękuję i przebacz), prosił
żeby mu « przeciął winę. » Wyrażenie to pochodzi
z następnego zwyczaju. Gdy dwóch Kirgizów ma spór
o co, przychodzą. do bija, żeby ich rozsądził. Skoro on
Digitized by
Google
182 • WTJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻT.
wyda wyrok, wtedy strony sporne biorą sznurek, i trzy-
mając za końce, podają mu go do rozcięcia, na znak,
że sprawa rozstrzygnięta. Tą rażą Tanyzbaj nie chiai
przeciąć sprawy i prosił, żeby z oskarżonym postąpić
a po rossyjsku. n
90 lipca.
Z powodu silnego wiatru, zagrażającego naszćj jur-
cie, w liczbie bab przyszła ściągać ją sznurami jedna
z trzech żon pana sułtana, i spojrzawszy na nmie, za-
pytała, czy przypominam ją sobie. Pierwszy raz widząc
ją w oczy, odpowiedziałem , że nie miałem honoru jój
znać, bo nigdy dawnićj nie odwiedzałem aułu jćj mał-
żonka. « A przecież trzy lata temu darowaliśmy ci skórkę
źrebięcą, » rzekła sułtanowa z największą pewnością.
W żaden sposób nie zdołałem jej przekonać, że przed
trzema łaty nietylko u nich , ale nawet w ajaguzkim
okręgu nie byłem. Musiał jakiś Urus*, długi jak ja,
korzystać zręcznie z łask obojga państwa sułtaństwa, a
ja zostałem pod zarzutem niewdzięczności... Śmieliśmy
się długo z tego zdarzenia.
Kirgizy zaczęli zbierać się ledwo o dzfewiątój zrana,
chociaż kazaliśmy im zjechać się o świcie, i ULiep nas
zaręczał że będą irteń-irte. Nic trudniejszego maję-
i . UnUf, tojest Bus, Bossyanin. U Kirgizów każdy przybyły do nich Europejczyk,
Francuz, Niemiec, 1 1. d., zawsze Urus.
Digitized by
Google
80-24 LIPCA. 483
tniejszemu Kirgizowi jak wstać rano. Bogaci, dłużej od
naszych elegantek miejskich, wylęgają się pod swojćmi
bucharskiemi kołdrami; bićdni tylko robotnicy, stróże
tabunów i kobiety, na których karku największa część
pracy, nie mają czasu spać długo.
21 lirctt.
Całą prawie noc deszcz padał. Monotonny tętent kro-
pel po dachu naszćj jurty dzielnic przyczyniał się do
snu. Znudzeni całodziennym wczorajszym zgiełkiem,
odpoczęliśmy wybornie. Kirgizy bogatsi, bardzićj niż
ubodzy, tają prawdziwą liczbę swojego bydła i starają
się podać do zapisu mniejszą. Jeśli któremu z nich
umarł ojciec, boi się wymienić jego nazwisko, żeby
czasem nie położono go na tał>ellę podatkową.
O drugiój wrócił posłaniec z Ajaguzy, i znowu z ogór-
kami ; przywiózł nam pakę listów. Niemasz czasu od -
.powiedzieć na nie : trzeba liczyć barany.
23 lipca.
Zaledwie wzięliśmy się do czynności , kilkadziesiąt
krów otoczyło naszą jurtę. Ponieważ Kirgizy żalili się
Digitized by
Google
4Si WTJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻT.
na icb upadek, i odpowiadali zawsze że ich nie maj^,
topte ohok, powiedzieliśmy im, iż zape\\iie te krowy
przyszły ze skargą na Utiepa i mówią : ma on z nas
mlćko, łój, i za skórę każdej po pięć rubli bierze ; nie
jesteśmy gorsze od baranów i koni , a jednak nas nie
zapisuje, i lękamy się, żeby rząd, zwróciwszy uwagę
na to, nie kazał nas zapędzić do Syberyi. Dictum to
niezmiernie podobało się Kirgizom : śmieli się serde-
cznie; ale oświadczyli, że te krowy przyszły z sąsie-
dnlfego aułu i są już zapisane, co po sprawce okazs^o się
prawdą.
Zadziwiła nas pamięć jednego Kirgiza, który za stu
może dyktował bydło , i ani razu się nie omylił co do
liczby zapisanój w rejestrach ostatnićj lustracyi.
Pod wieczór zgromadziły się chmury, l>łyskalo, szu-
miało, ale skończyło się na tem, że noc zrobiła się
czarna jak atrament. Gospodarz nasz, ostrzeżony że się
barantarze niedaleko pokazali, rozesłał na wszystkie
strony rozjazdy i umocował straż tabunu. Wszystko było
skupione , a stróże śpiewali i krzyczeli na czćm świat
stoi. Nareszcie, jednym razem, okropny wrzask powstał;
Kirgiz casz poleciał do tabunu, a my, wyskoczywszy
z jurty, kilka razy strzeliśmy na wiatr dla postrachu.
Dowiedzieliśmy się wkrótce, że dwóch podkradało się
pod tabun, ale przyjęci śmiałym odporem, drapnęli
w nogi. Jeden ze straży wszakże został raniony.
Digitized by
Google
2^-23 LIPCA. 485
23 lipca.
Skończywszy popis, w skutek którego okazało się do
4,000 ludności, 15,000 koni, bydła z przyczyny
upadku nader mało, a baranów przeszło 80,000 , wy-
jechaliśmy o godzinie ll^J. Zrobiwszy najmnićj 35 wiorst
po drodze usypanój rozbitómi na drobne i grubsze ka-
wałki kamieniami, tak ostrśmi niekiedy, że konie szły
jak po szkle i często się potykały, stanęliśmy w aule
Siwanowców przy źródle blizko wysokiego wzgórza
kamiennego, zwanego Berg-kara^ to jest twarda czarna
góra. Jadąc , z jednśj wyżyny widzieliśmy Ajaguzę o
kilkanaście wiorst odległe.. Przejazd nasz liczę. Kirgizy
na półtory koczówki; ale koczówka jest wielka i mała :
pierwsza, od 25 do 30 wiorst najwięcej ; druga, kiedy
pędzą jagnięta, nie wynosi nad wiorst 15 lub 18.
Za przybyciem, dowiedzieliśmy się, że barantarze
przeszłej nocy, nie mogąc nic wskórać u Semiznajma-
nów, zactiwycill tu kilkanaście koni.
Przybył kawaler po panienkę i stanął opodal aułu
pod pięknym, białym w błękitne pasy namiotem. Za-
stanowiły nas krosna, na którycli robią się kobierce.
Jestto osnowa z wązkicłi pasem rozpięta na ziemi , a
kobióty zaszywają je jak kanwę igliczkami. Widzieliśmy
tu bardzo ładną , dwunastoletnią dziewczynę : dziwnie
biała, z oczyma rzadkiej piękności ; ale jćj pochodzenie
wielce podejrzane, bo oczy szafirowe i nie ukośne.
Digitized by
Google
486 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Wieczorem odwiedził nas poeta Tiubek. Przed sie-
dmio laty miał on wielką sławę u Kirgizów i pieśniami
swśmi zrobił był sobie znaczny ńiajątek ; ale choroba
zniszczyła go zupełnie; przyszedł do ubóstwa i nikt
z ziomków o nim nie pamiętał, jeden tylko Barak da-
rował mu wielbłąda, któi7 stanowi cały jego dobytek
i służy mu do przewożenia nędznój jurty w czasie ko-
czówki. Kiedy Urunbaj jedy no władnie panując na Par-
. nasię kirgizkim, zbierał obfite laury (cłiałaty i konie)
w Ajaguzie, Barak cliciał do walki z nim o palmę po-
stawić swego ziomka Siwanówca i sprowadził był Tiu-
beka; ale znękany cierpieniem i wybladły wieszcz,
musiał być tylko niemym świadkiem tryumfów swego
współzawodnika , bo głos i pamięć utracił. Pytaliśmy
się go, jak on sam uważa siebie w porównaniu z Urun-
bajem. Bez waliania się odpowiedział, że tak wyższa
klasa jako i lud przenosi go nad Urunbaja ; bo tamten
wyuczył się tylko ich historyi świętej i śpiewa stare
rzeczy, on zaś maluje Kirgizów takich, jakimi są dzi-
siaj. Przyszedł nieborak żalić się nam, że mu jedynego
wielbłąda jego zabierają w f odwody. My tśż ze wspa-
niałomyślnością Alexandra Wielkiego, który kazał
oszczędzić dom Pindara — podobno, oświadczyliśmy
jemu , że przez szacunek dla jego talentu, wzbronimy
brać wielbłąda. Niezmiernie to go uradowało, i odcho-
dząc prosił o kawałek cukru. Biódak, miał głowę ol)-
wiązaną : pod płachtą dostrzegłem ślad rany, którą
może w czasie jakiój baranty otrzymał.
Digitized by
Google
23-?4 LIPCA. 487
24 łfpca.
Wstaliśmy o 1^' zrana, i zrazu gołym, kamienistym
stepem, polSm wzgórzami i dolinkami spuszczaliśmy się
nad rzekę Ajaguzę, którćj wody płynące w wianku to-
poli, wierzb i krzewów, powitaliśmy z rozkosze, po
czterdziestu dwóch dniach niewidzenia. Ranek był cu-
dny, powietrze czyste, wczorajszym deszczem odświe-
żone ; skowronek śpiewał i ja śpiewałem z Bohdanem :
Gdy na górach świta dzionek,
A w dolinach srebrzy rosa, i t. d
Wistocie, rosa nietylko się srebrzyła ale i złociła od
promieni słonecznych. Za rzeką, w odległości przed-
stawiała się naszemu wzrokowi znacznie wysoka
Bałto-góra. Śpiewałem sobie wyjechawszy na przód,
wiersze z Grażyny i Arki przymierza; byłem w miłóm
uniesieniu, łzy mi w oczach stały, które jeden Bóg wi-
dział. Koń tylko męczył mię często, gdyż ciągle kręcił
głową i przeciw zwyczajowi koni kirgizkich, które pod
górę śpieszą ile im sił starczy, a zstępują powoli , on
równie na górę jak z góry leciał jak waryat , co mi
wielce było nie do smaku ; spaśdź bowiem na ostre ka-
mienie lub kolący karagajnik, wcale mi się nie chciało.
Szczęściem, że po piętnastu wiorstach pasowania się
z nim, stanęliśmy za Ajaguzą , tuż przy jćj brzegu na
Digitized by
Google
488 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
uroczysku Udjar, gdzie zaraz przywieziono jurty dla
nas, i jednocześnie przybył sułtan^ a zarazem wołostny
uprawa Kirżyńców, Dżaugir, syn Uwalego, który ma
najlepsze konie i tak je lubi po amatorsku, że sam jest
przy nich pastuchem i nigdy nie przedaje. Z sułtanem
przyjechał i posłany po niego tłumacz Źerabiatiew, który
od wczorajszego obiadu zrobił z nami wiorst 35, potem
zaraz leciał do Dżaugira wiorst 50, i teraz z nim do
nas najmniej wiorst 30, ma się rozumieć, nie śpiąc ani
godziny. Niechby się tu jaki kawalerzysta przechwalał
ze swśmi pochodami. Strach , ile ci tłumacze zawsze
wylatać muszą!
Z niewypowiedzianą przyjemnością piliśmy herbatę
z czystćj wody, i kazaliśmy ją sobie zrobić po europej-
sku, nie w wielkim ogólnym, ale w małym czajniku.
Zasnąwszy potom kilka godzin, byliśmy w przedziwnym
humorze. Kiedy na dworze palił upał straszliwy, myśmy
sobie w cieniu bawili się gawędką o miłych dawnych i
dalekich rzeczach. Wokoło nas góry skaliste i nagie ,
my w dolinie, jak w kotle wielkim, nad rzeczką, gdzie
skupiła się cała zieloność i żywotność miejsca. Żadnego
głosu prócz szmeru Ajaguzy, ledwo do połowa obmy-
wającój kamienie, między którśmi w głębszych dołach
siedlisko marynek. Kilka ich sztuk dużych i kilka mło-
dych kaczek złapali kozacy. W naszej jurcie doliny i
wzgórza, trawa i kwiaty. Dziwno że Kirgizy nie dbają
o tę przyjemność w swoich improwizowanych mieszka-
niach. Wiktor mi mówił, że znał jednego tylko z nich,
Jusupa, syna chana Nurali, który umyślnie szukał drze-
wa, krzewu lub kwiecistój łączki, żeby je otoczyć swą
Digitized by
Google
24 LIPCA. 189
jurtę ; na drzewie rozwieszał swę broń i cieszył się rośli-
nami koło siebie, Kiedy się dowiedział, że do niego
zajedzie jenerał gubernator permski, wystawił na jego
przyjęcie trzy obszerne jurty, obejmujące tak piękne
z przyrodzenia miejsce , że wewnę.trz miały wejrzenie
sztucznie urządzonycłi ogrodów.
Pod wieczór ożywiła się nasza okolica rykiem bydła,
gdyż nadciągnęły auły ze swemi trzodami i poczęły
rozkładać się nad Ajaguzą.
Sułtani stanowią jakby osobną klasę, aksujuk, (biała
kość), i wyprowadzają siebie od dawnych chanów, a
mianowicie od Dżingischana. Prości Kirgizy dzielą się
na rody {ru) , a te na oddziały (taifa) i poddziały do
nieskończoności. Dżehałbaili, naprzykład, miał dwuna-
stu synów : Manutana i innych ; ród więc jest Dżehał-
bailiński, który podzielił się na taify : Manutański, i t. d.
Ale Manutan miał także dzieci, od których poszły znowu
poddziały noszące imię swojego protoplasty, jak Tara-
kliński, i t. d. Do starszeństwa zawsze cześć przywią-
zana. Dla potomków Manutana, potomkowie młodszych
synów DżehsJbailego są z wielkiśm uszanowaniem, cza-
sem w obecności ich usiąść nie śmieją. Potomkowie
Mahometa nazywają się Chodży, nie należą do innych
rodów i bardzo są poważani.
Wieczorem był u nas Uwali, ojciec naszego gospo-
darza, który prowadząc życie patryarchalne, nie ma
skłonności do Urusów. Raz tylko był w starśj Ajaguzie,
i raz tylko w rok wyjeżdża na spotkanie jenerała ; ale
zainteresowany zapewne głośną u Kirgizów sławą Wi-
ktora, a może podaniem do zapisu swoich koników.
Digitized by
Google
490 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
raczył nas odwiedzić. Wszedłszy do jurty, po zwykłycli
krótkich komplementacłi, zwrócił zaraz uwagę na na-
sze łóżka , strzelby i inne sprzęty. Dzi\fił się że zmie-
niono Kanaja, i rzekł bez ogródek : « Potrzebujecie
zapewne takicłi coby kradli, a jego usunęliście, że był
najpoczciwszy. » Pytał jak się nazywają starsi sułtani
po okręgach, gdyż ol)cy jest calój polityce jstepowćj.
Przy herbacie, cukru nie kładł do czaszki, ale do kie-
szeni — zapewne dla pani sułtanowśj.
Kiedyśmy się położyli spać, zrobił się w aule tak
straszny hałas pomieszany ze szczekaniem psów, żeśmy
sądzili, że znowu barantarze przyszli ; ale t§ rażą nie-
bezpieczeństwo nie groziło koniom, tylko baranom;
podkradał się do nich kasker vel bure, to jest wilk, któ-
rego tym krzykiem odpędzono.
25 lipca.
Włożywszy do kumysu miodu i nieco rodzenek, robi
się pó kilku dniach napój taki tęgi, że od dwóch cza-
szek upić się można.
Dziś zaczęliśmy popis ludności , cały dzień byliśmy
zajęci, ledwo znalazłem chwilkę napisać parę listów do
przyjaciół w rodzinnym kraju.
Digitized by
Google
S6 LIPCA. 191
26 liiłoa.
Obrachunek roboty pokazał : jurt 653 ; męż-
czyzn 1,341 ; kobtót 1,082 ; koni 5,754 ; bydła 1,334 ;
baranów 24,563.
Wiktor opowiadał mi następną anekdotę. Tatar je-
den przybył do aułów sławnego w Małej Hordzie ra-
busia Bikmurzy, i cłicial przedawać. swe towary. Ten,
widząc u niego nankin, pyta się po czemu go przedaje.
Tatar powiada , że za tyle a tyle arszynów bierze ba-
rana.— « Co mi tam twoje arszyny, odparł Kirgiz, ja
nie znam tój miary ; oto lepiój powiedz mi co weźmiesz
za nankin, jeśli mi opaszesz nim to jezioro, które leży
przed nami. » Tatar powiedział, tyle a tyle. Bikmurza
kazał mu palnąć sto kamcz i oprowadzić nankinem je-
zioro ; potom dał mu jednego barana i rzekł : « Wi-
dzisz, że cię nie grabię, ale kupuję u ciebie; teraz,
jeśli chcesz, nwżesz handlować w moim aule. » — Tatar,
ma się rozumieć, drapnął jak najprędzój, rad że się na
tśm skończyło.
Jeden z Kirżyńców, zapisanych w naszym popisie ,
nazywa się Pułkownik; a że i Wiktora wszyscy Kirgizy
tytułują pułkownikiem, powstał między nimi wielki
śmiech na wzmiankę tego nazwiska.
Kiedy Wiktor, będąc jeszcze żołnierzem, włóczył się
po stepie orenburgskim, miał przyjaciela Kirgiza, z rodu
Digitized by
Google
492 WYJĄTKI Z DZIE^'NIKA PODRÓŻY.
czyklińskiego, nazwiskiem Isan Rajudiłów, który nie-
gdyś był bogatym i pełnił funkcyą karawanbaszczy, po-
tśm otrzymał od rz^du rangę sotnikai medal. Widząc
on, że Wiktor w Orenburgu nosi płaszcz żołnierski , a
w stepie ubiera się jak inni urzędnicy lub oficerowie ,
nie mógł pojąć jaka była jego ranga i zapytał go raz
o to. Wiktor powiedział mu szczerą prawdę , że jest
żołnierzem. « A więc ja starszy od ciebie ? » rzecze
Kirgiz. — Starszy. — « Dlaczegóż tobie powierzają ró-
żne poruczenia, i ważne, a mnie nie? » — Boś głupi,
a ja mam więcój od ciebie oleju w głowie. — « Kiedy
tak, to kup u mnie rangę i medal ; jako przyjacielowi,
rangę oddam za kobyłę, a medal za pięć koni. »
Jednego razu Wiktor jeździł z nim w Mohodziarskie
góry.' Nie znalazłszy aułu na tem miejscu gdzie się
spodziewali go znaleść , głodni i zmęczeni w wielkim
byli kłopocie. Wiktor tedy powiada do Isana : ja tu
zostanę na tej górze, a ty ruszaj szukać aułu. Ten ,ko-
pnął natychmiast z miejsca , odbiegłszy nieco stanął,
podniósł nos w powietrze , wąchał czy nie poczuje
wktórój stronie dymu i puścił się dalój. Ale nadszedł
wdeczor i noc zapadła, a jego z powrotem jak niemasz
tak niemasz. Dla bezpieczniejszego noclegu Wiktor
zszedł do jaru, a nazajutrz wrócił na stanowisko, gdzie
nareszcie około południa doczekawszy się Isana, wpier-
wszem uniesieniu niecierpliwości wpadł na niego i
począł go kamczą okładać. Kirgiz milczał przez cały
czas operacyi , a potśm powiedział tylko : « Do aułów
bardzo daleko, chyba jutro tam dojedziemy. » Pojechali
więc, nie wchodząc w dalsze rozprawy. Pod wieczór,
Digitized by
Google
26 LIPCA. 49:^
na popasie, Wiktor zasnuł. Obudziwszy się postrzegł,
że Isan tymczasem rozłożył ognisko i nastawił czajnik.
Przy herbacie, w lepszym łiumorze, poczuł mu odpo-
wiadać i powoli przyszło do rozmowy. Wtedy Isan
rzekł : « Jesteś bez mózgu, i nic więcśj. Powiedz, czy
miałeś rozum bić mnie, bić Kirgiza? Spałeś, mogłem
cię zabić, zabrać twego konia i pojechać. Szczęście
twoje, żem do ciebie przywiązany jak do własnego
dziecka ; ale przyjmij odemnie przestrogę : nigdy nie
obrażaj niesprawiedliwie Kirgiza, bo on długo chowa
pamięć krzywdy, a nie każdy będzie Isanem. » Odtąd
najściślejsza przyjaźń trwała między nimi bez przerwy.
Isan jadł okropnie. Jednego razu, kiedy u Wiktpra
spożywali we dwóch barana i Wiktor rzucał kawałjci
swemu wyżłowi, który także miał apetyt kirgizki, bo-
lało go lo bardzo i nareszcie zawołał : « Cóż to, czy psa
więcej cenisz niżeli mnie?)) — uAlboż ci mało? rzekł
Wiktor. )) — ((A pewnie., jabym to zjadł co psu odda-
łeś. » Chcąc więc wypróbować ile on zjeść może, Wi-
ktor zaproponował taki zakład , że każe zgotować dwa
baranki i postawić jednego przed nim, a drugiego
przed wyżłem : jeśli on pierwszy zje swoją porcyą, wy-
gra dziesięć baranów; jeśli zaś pies jego wyprzedzi,
dostanie dwadzieścia bizunów. Przyjął wyzwanie, ale
pod warunkiem, że za trzy dni stanie do walki. Przez
ten czas nic nie jadł, żył tylko herbatą ; psa tóż mo-
rzono głodem. Gdy przyszła godzina wyścigów, pies
z początku łapczywie pożerał mięso, lecz prędko ustał
i z łakomstwa tylko lizał; Isan zaś porządnie zmiótł
wszystko i otrzymał palmę. Wypiwszy polom czaszę
Digitized by
Google
494 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
kumysu, rzekł: c. Jaka szkoda, że pies polizał resztę
swojego mięsiwa, bo mi się jeszcze jeść cłice. » Ale był
to tylko żarcik, bo wyznał później, że ledwie dotrzymał
placu, i gdyby trzeba było zjeść choć kawałek więcćj,
musiałby dać za wygrane. Sani żarłok, wypłatał on raz
figla sławnym z obżarstwa Baszkirom. W czasie jednej
wyprawy z nimi, przychodzi do Wiktora i prosi o ba-
rana, mówiąc, że zrobił zakład z dwudziestu pięcia
Baszkirami, którzy, jeśliby razem wszyscy tego barana
zjeść nie zdołali , obowiązali się zapłacić jemu każdy
po rublu. Pokazało się, że nie zjedli, a Isan pod sekre-
tem zwierzył się Wiktorowi jakim fortelem wygrał
25 fubli : oto, do kotła gdzie się baran gotował, wrzucił
kawałek mydła; znał zaś ten sposób, bo go używano
przeciw niemu samemu , starając się w młodości od-
>
zwyczaić go od obżarstwa.
Przyjaźń Isana dla Wiktora zawiązała się od czasu,
kiedy jadąc z nim ?padł z kojiia i złamał obojczyk.
Troskliwość, z jaką Wiktor* chodził koło niego, obu-
dziła w nim głębokie uczucie przywiązania; uleczył go
zaś lekarz kirgizki , który oprócz modlitw używał na-
stępnego ratunku : wyciął kawałek skóry ze świeżo za-
rżniętego barana, wyrżnął w nim dziurkę, i przyłoży-
wszy do ciała, ustami wciągał przez nią i ściskał miejsce
bolące, potom len kawałek skóry do tegoż miejsca kle-
jem przykleił, a odjął dopiero w dni kilkanaście, kiedy
chory zupełnie ozdrowiał.
Kirgizy niezmiernie długo wytrzymują głód i potem
nic im nie szkodzi gdy się nagle objedzą — istne wilki.
Również znoszą zimno. Był przykład, że trzydziestu
Digitized by
Google
26 LIPCA. 195
barantarzy, w grudniu, trafiwszy na silny opór, sarni
zostali obdarci ze wszystkiego. Przeciwnicy zostawili
na nich tylko koszule i dali im krzesiwo na drogę
150 wiorst do ich aułów. Ratowali się zbierając suchy
piołun sterczący nad śniegem i zapalając z niego ogni-
ska, koło których ogrzewali się skupieni. Kiedy jedno
ognisko dogorewało, kilku biegło na przód i groma-
dziło drugie. Tak przebyli odległą przestrzeń w mróz
tęgi. Jeden tylko umarł; inni poodmrażali nogi lub
ręce, ale tak nieszkodliwie, że się prędko wyleczyli.
Odwiedził nas ojciec Dżaugira ze swoim bratem.
Pytał z jakiego jesteśmy narodu , i gdy się dowiedział,
że my Polacy (Pelek) , dopytywał się co to za rodzaj
ludzi, czy biorą córki tatarskie za żony, i t. d. W całej .
jego rodzinie przystojni mężczyźni , ale nie odznaczają
się rozumem. Syn trochę mędrszy od ojca. Starego
niezmiernie zainlrygowa^y siarniczki, śmiał się do roz-
puku gdy mu Wiktor wystawiał, jak to byłoby dosko-
nale, wkradłszy się do tabunu w noc ciemną, potrzeć
tylko pręcikiem po odzieniu i módz wybrać najlepszego
konia. Pożegnał nas przypominając właśnie, że koło
jego tabunu widziano złodziei, i dlatego musi śpieszyć •
żeby porobić środki ostrożności.
Był u nas także starzec ośmdziesiątletni , któremu
gdyśmy kazali dać kumysu, odprawił nad nim taką
modlitwę : « Ałłachu! zachowaj lud od wojny, ognia i
głodu; mnóż stada jego i obdarzaj go dostatkiem ku-
mysu ; a na tego kto mi go podał, niech zstąpi błogo-
sławieństwo Twoje , niech mu daje tysiące koni , bydła
i baranów. »
Digitized by
Google
196 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
27 lipca.
Wyspawszy się wybornie , o ft^J rano ruszyliśmy
w drogę. O wschodzie słońca mgły zaległy doliny, a
gdy się później rozeszły, upał zaczął dokuczać. Prze-
bywszy rzeczkę , ciągle jechaliśmy to pod górę , to
z góry, jak po falach morza. Wszędzie rozbity kamień
pokrywa ziemię i tylko karagajnik- zieleni suchą po-
wierzchnię stepu. Przed moim koniem prześliznęła się
półtorałokciowa żmija, której jednak nie mogliśmy za-
bić, bo skryła się w norę. Z tego powodu Taszkiniec
jadący z nami, opowiadał, że tój wiosny robotnik jego
spotkał sążniowego ajgadyra, króla gadzin, padsza den
dziłan^ który miął być biały jak mleko i pędził się za
robotnikiem ; a ten, choć był na koniu, zląkł się i uciekł.
Zdaniem Taszkińca, gdyby on był rzucił przed żmiję
swoją koszulę , a ta prześliznęła się .po niej i zostawiła
na niej swój ząb, robotnik byłby na całe życie szczęśli-
• wym, przyszedłby do wielkich bogactw.
Dojechaliśmy szczęśliwie do aułów Banbek-Siwanów,
których starszyny w^yjechali na nasze spotkanie i zsiadł-
szy z koni, witali Wiktora. Przybył także, młody i
bardzo przystojny, o pięknym nosie i arystokratycznych
uszach (wedle defmicyi Ali paszy Janiny, w pamiętni-
kach Byrona), syn sułtana Dżamantaja. Wystawiono
nam jurty u zbiegu rzeki Kop z Ajaguzą ; wokoło suclie
wzgórza, a zieloność, wierzbołozy i krzewy tylko nad
Digitized by
Google
27-28 LIPCA. 497
wodą. Wkrótce zawitał do nasi sam sułtan, wołostny
uprawa, Dżamanlaj Ropin. Od dwócłi miesięcy nie
był on w domu : towarzyszył nam do Ała-tau , a ztam-
tę.d jeździł do Cłiin , do sułtana Dołonbaja , i właśnie
wracał z tej podróży. Uważałem jakie będzie przywi-
tanie z synem, którego tak długo n^e widział. Rodzi-
cielska jego czułość objawiła się tylko zapytaniem o
zdrowie tabunów; radości i uczuć nam zwycsajnycłi
ani krzly. Zasiadł u nas, pił łierbatę i ledwie po godzi-
nie poszedł do swoich żon i dzieci , które powitał za-
pewne tak czule jak i syna, a żony musiały jeszcze
wedle zwyczaju przyklęknąć i podnieść rękę do głowy,
na znak czci dla swego pana. Opowiadał co spotkało
naszego tłumacza Czerpanowa, który przyl)ywszy do
Sabeka, brata Dołonbaja, cliciał zabrać jurtę jednego
Kirgiza. Sabek tak go poczęstował kijami i kamczą, że
nieborak leży zbity na gorzkie jabłko.
Przyjecłiał do nas Sucłionalimow i przywiózł wiado-
mość , że po naszóm odejściu Kenesary zjawił się nad
Lepsą.
28 lipca.
O 4*J zrana goniec z Ajaguzy przywiózł mi listy od
matki, siostry i przyjaciół. Przysłano nam parę arbu-
zów ; wolelibyśmy bułkę chleba. Suchonalimow wyjechał
po obiedzie. Przystąpiliśmy do popisu ludności. Dża-
mantaj Ropin , czyli urzędowie Ropiejew, tak się nam
Digitized by
Google
198 >VVJ\TKI z DZIHNMKA PCDRÓŻY.
rekomendował : « Ja się nie chlubię , ale pytaj o mnie,
każdy powie że jestem sprawiedliwy i kraść nie lubię ;
jedno tylko co przeciw mnie możesz posłyszeć, i do
czego się przyznaję, to żem skąpy. »
Chodziłem z wędką nad Ajaguzę. Z wielkim trudem
dostaliśmy się do brzegu rzeki przez straszne gęstwy
krzewów i kolczastych roślin, wśród których trafiliśmy
na legowisko dzików. Na ponętę z kobyłki wzięła się
tak wielka marynka, że zerwała sznurek i z nim nciekła.
Pod wieczór silny wiatr oziębił powietrze ; w nocy kilka
razy deszcz padał.
29 lipca.
Zrana cieplej, ciszdj, deszczyk kropił; później wiatr
i takie zimno, że trzeba było na letni, watowany szlafrok
włożyć. Pisałem Usty do moich.
W tutejszej włości, Sekunbaj gra taką rolę, jaką Ta-
nyzbaj u Semiznajmanów, a Toukunbaj u Kirniejów.
Przyszedł sułtan z synem jak raz na samą herbatę.
Pytałem jego kto był Najman, ich protoplasta; odpo-
wiedział mi : « Był jakiś naród zwany ała-ałasza (pstro-
kacizna), z którego wyszło trzystu naczelników rodzin,
rozpierzchłych późniśj w różne strony. Z pomiędzy nich
Jusun, Argyn i Alczyn założyli hordy : wielką, średnią
i małą. Najman był starszym synem Argyna. Kirgizy
przyszli tu lat temu 1 70 z górą, kiedy te strony zajmo-
wali Kałmucy, nad którymi panował jakiś ich władzca,
Digitized by
Google
29 LIPCA. 499
niecierpiany bardzo, bo źle rządził, łupił, żony i córki
zabierał. Kałmucy go zabili, i nie mogąc zgodzić się o
następcę, prowadzili wojnę domową. Skutkiem tego,
część ich jedna (Ojran) wyszła w Orenburgskie stepy,
a Kirgizy i inne ludy, korzystając ze słabości reszty,
poczęły zagarniać jej ziemię. » Pochodzenie sułtanów,
tak wyprowadzał : « Ktoś , bardzo dawno , miał córkę
jedynaczkę, którój ciągle. strzegła staruszka. Tymcza-
sem, kiedy raz siedziały z sobą w ciemnćj jurcie, dziew-
czyna ujrzała wielkie światło i od jego promieni , jak
powiadała, została brzemienną. Staruszka tego światła
nie widziała, a gdy wszystko opowiedziano ojcu, ten
kazał córkę zamknąć w złotą skrzynię, i zalutowawszy^
puścił na wodę. Skrzynia pływała trzy dni, aż jakiś
człowiek ją zobaczył, ^wyciągnął na brzeg, a nie mogąc
otworzyć ińaczój, odstrzelił róg jeden i następnie odbi-
wszy wie]vO, a znalazłszy dziewczynę bardzo piękną,
wziął ją za żonę, i chociaż prosiła żeby się jej nie do-
tykał, słuchać tego nie chciał. Po krótkim przeciągu
czasu urodził się syn, i ten to syn — owoc promieni świa-
tła — był praodkiem sułtańskiego rodu. Powieść ta
jednak nie jest pewna — dodał Dżamantaj ; — ale to
najpewniejsza, że wszyscy pochodzimy od Dżingis-
chana, chociaż kto on był, gdzie i kiedy koczował, nie
wiemy. Są Dżingistauskie góry; ale czy on w nich
przebywał, któż wiedzieć może? kem blede? Musiał
wszakże jakiś widełki mąż tego imienia koczować w tych
stionach, kiedy takie nazwisko dano górom. »
Zimno, deszcz, w nocy krzyk : pokazało się że wilk
skaleczył psa.
Digitized by
Google
200 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
30 lipca.
Skończyliśmy popis. Będąc o 25 wiorst od Ajaguzy,
wyjechaliśmy z Wiktorem przed naszą świtą, żeby tam
zajechać. Po czterdziestu ośmiu dniach jurto wego ży-
cia, ujrzeliśmy znowu dach, kobiety naszego rodu i —
prefcransa. Ajaguza wydała się nam zmienioną : wszy-
stko pożółkło, wody w rzece prawie nie zostało.
Rozmawiałem z doktorem Abakumowem , który mi
.powiadał wiele ciekawych rzeczy o zwiedzanych przez
niego stepach. Notuję niektóre szczegóły. W Tarboga-
iaju mają być częste trzęsienia ziemi. Długie, białe
gadziny wcale nie są jadowite; tylko krótkie, czarne
bardzo niebezpieczne. Od ukąszenia ich jedyny środek,
ciało przewiązać mocno wyżój miejsca ukąszonego , a
samo miejsce wyrżnąć i wypalić. Falangi, równie jak
tarantuły, w tutejszym klimacie nie są szkodliwe; uką-
«zenie skorpionów zaś sprawuje tylko gorączkę na je-
djką dot>ę. Niedaleko ztąd, ku okręgowi Kokbektyń-
skicmu, znajdują się chalcedony, topazy i opale. Trzciny
otaczające brzegi Ała-kula, Kirgizy często zapalają
umyślnie , aby wykurzyć kryjące się tam dziki i ty-
grysy, które robią im wielkie szkody, mianowicie w cza*
sie zimowych koczówek. Bałćhasz ma wz^dłuż 450 wiorst,
a w najszei^szem miejscu, od 150 do 200. Zimą zamarza,
;ate często robią się w lodzie ogromne rozpadliny: Jeden
topograf nocował na zamarzłam jeziorze, gdy wt^m dał
Digitized by
Google
31 LIPCA. — 1 SIERPNIA. 201
się słyszeć huk straszliwy i o kilkadziesiąt kroków od
niego lód się rozstąpił na 10 sążni. Szczelina była
długa na wiorst 15, głębokość zmierzyć się nie dała.
'61 lipca.
Cały ten dzień przebyliśmy w Ajaguzie i pocłiowa-
liśmy komisarza Kurobiewa. Przy pogrzebie zastępował
ducliownego podoficer piecliofy, która przybyła z Se-
mipołatyńska i stoi w jurtach. Dzień był ciepły, w nocy
jednak melony pomarzły. Pchły i pluskwy spać nam
nie dały.
1 sierpnia.
Rano pocztarz znad Lepsy przywiózł wieść o Kene-
sarym. Stoi on między Kok-su i Karatałem. Przybywszy
tam, kazał zaraz dać sobie bazarłyku 2,000 baranów,
i pogroził jeśliby mu dobrowolnie nie dano.
O 11^^ wyruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy mimo Ajga-
dyrskiego pikietu, dalej przez rzekę Kułhutty, potem
górami Dżingistauskiźmi aż do rzeki Sarybułak, gd^ie
po 60 wiorstachNdrogi stanęliśmy na nocleg pod gołem
niebem; Ku rankowi diabelnie było zimno.
Digitized by
Google
202 WYJĄTKI Z DZIENIilKA PODRÓŻY.
2 sierpnia
Przeszło 20 wiorst ujechawszy między suchemi , ka-
mienistemi górami , popasaliśmy nad rzeką Czet.. Tu
spotkał nas goniec donoszący o położeniu włości Ba-
raka, do którój zrobiliśmy jeszcze wiorst ze dwadzieścia,
nim ją znaleźliśmy nad rzeką Koksały.
Barak przyjął nas z radością. Będąc w Chinach, kupił
umyślnie na przybycie nasze ryżu, z którego zaraz
kuchmistrzowi swemu kazał zrobić piław. Przedstawiał
nam dwóch swoich synków. Starszy z nich ma lat dwa-
naście i jest zaręczony z córką Sabeka, sułtana Bajdży-
gitońców. Panna skończyła już rok dwudziesty. Sabek
nie wziął za nią kałymu, owszem sam jeszcze daje po-
sagu 25 jamb, i w zimie mają przysłać panu młodemu.
Ten Sabek kocha się wjambach : uzbierał ich 500, i
ciągle przedaje barany na pomnażanie swśj szkatuły.
Brat jego Dołonbaj ma ich także 450. Obadwaj życzą
sobie przejść pod rządy nasze^ byleby im tylko dano
ziemię.
Barak pytał nas, czyśmy widzieli wielki biały kamień,
leżący na drodze do Agadyru. Gdyśmy powiedzieli, że
tak, rzekł: « Przyniosłem go tam własnćmi rękami,
żeby pułkownik, złamawszy swoją arbę, zawołał : kto
tu taki głaz ogromny położył wśród drogi ! » Rzeczy-
wiście, kamień ten (kwarc biały jak śmietanka), wa-
żący kilka pudów, leżał pierwej o dwie wiorsty w stro-
Digitized by
Google
2 SIERPNIA. 203
nie. Barak , usiadłszy na ziemi , wtoczył go sobie na
kolana , potem na piersi , i wstawszy z nim , przyniósł
go na drogę : pokazywał nam ręce trochę obszarpane.
Jest u Kirgizów mniemanie, że w tym kamieniu znaj-
duje się złoto : wielu próbowało go rozbić, ale da-
remnie.
Barak miał pierwćj za żonę jedną z córek Tursuna,
teraz bierze drugą jego córkę i daje mu w podarunku
jednego z najsławniejszych w stepie biegunów , któ-
rego nabył za trzy jamby u krewnego swego Usmana,
władzcy Bucharyi. Konia tego trzyma u siebie we wła-
snćj jurcie, i boi się nawet puścić go na bajgę, która
ma wkrótce odbyć się w okręgu Kokbektyńskim, z po-
wodu śmierci jednego bija, gdzie maję. być ogromne
stawki do wygrania : pier\<^sza sto koni i wielbłąd.
Gońce oblatują już sąsiednie okręgi, Ajaguzki i Karka-
raliński, spraszając gości na tę uroczystość.
Po południu, między kilku innymi był u nas Chodża,
ktjJry, jako pocliodzący od Mahometa, ma*sobie za
ujmę przestawać z Kirgizami, bo, jak powiada, « ich
mięso paskudne, a on z czystój krwi.... » Wszędzie
głupie pretensye człowieka do lepszości pochodzenia !
Barak przyniósł nam i czytał genealogią przodków
swoich sułtanów. Dostał ją wexcerpcie-z wielkiśj księgi
pisanój i mającej znajdować się u Tursuna, któremu była
jakoby z Turcyi przysłana. Nocye historyczne Baraka,
co do przyjścia Kirgizów w te strony, zgadzają się nieco
z twierdzeniami Dżamantaja*. On także powiada, że
1. Obacz str. 198.
Digitized by
Google
204 WYJĄTKI Z DZI*S!v>'XIK.\ PODRÓŻY.
przed laty mnićj więcej dwiestu, Kirgizy koczowali
w Taszkinii koło Azretu, wyruszyli zlamtąd pod wodz^
Abduł-Mahometa szukać lepszych pastwisk , i przyby-
wszy na miejsca dziś przez nich zajmowane , bili się
z Kałmukami, których nakoniec wypędzili. Na pytanie
moje , co ich zmusiło do opuszczenia pobytu dawniej-
szego , i czy sami nie byli wyparci przez jaki naród ,
rzekł : « Wiadomo, że Kirgiz niespokojny, zawsze lubi
odmieniać miejsce. » Nogaj , Kozak i Kirgiz , jak po-
wiada, mieli to być trzej bracia ; ale kto był ich oj-
ciec? — nie wie. Również nie wie kto był Edyge, któ-
remu usypano mogiłę na Ała-tau ; mówi wszakże , iż
podobno Toktamysz go zabił i obadwaj być musieli
Nogaje. Dopytywałem się o początek ich praw stepo-
wych. Szerygat pierwotny, wedle którego « głowa za
głowę, i t. d. )) był ułożony przez jakiegoś Imana je-
szcze przed Mahometem, kiedy żyli w Arabii; później
zaś gdy tu przybyli, bije widząc że możny mógłby
wyniszczyć całe rody biódnych , wynaleźli kuz i tena-
źniejsze aiby, a zwyczaje te pomału weszły w prawo.
O Dżingischanie żadnych podań : żadna tu rzeczka,
żadne uroczysko nie nazywa się Karakorum.
Wiktor, korzystając z tój rozmowy^ rzekł do Kirgi-
zów : « Próżno wy ród swój wyprowadzacie z tak wy-
soka ; właściwie wasze pochodzenie jest od trzech
braci : wilka białego, szarego i czarnego. Życie wasze
oddane samśj tylko zmysłowości i zaspokojeniu żołądka,
ciągle przypomina początek wilczy. » Bynajmniej tern
nie obrażeni , śmieli się niezmiernie i zaraz wszyscy
napadli na swego Chodzę, że on chociaż gra rolę świę-
Digitized by
Google
3 SIERPNIA. 205
tego i szczyci się pochodzeniem od Mahometa, przepi-
sów jego nie spełnia i je co złapie. Radząc mu żeby
czem prędzej szedł do Mekki, rozeszli się weseli.
Dzień był pogodny i wietrzny, pod wieczór chłodny,
noc zimna. Przez cały dzień nic nie robiliśmy z po-
wodu, że Rirgizy nudzili i ściągali się powoli.
3 Sierpnia.
Ranek przyjemny, wiatr lekki. Okolica nasza nie-
zmiernie-nudna, góry niewysokie i suche, lasów nie-
masz, drzewa tylko w wąwozach. Ożywia ją jedynie
widok rozproszonych stad koni i bydła. Niedźwiedzie
tu się nie trzymają; marały są liczne, ale tylko w zi-
mie ; zajęcy dużo.
Rozpoczęliśmy robotę. Przyszedł ojciec Baraka, Sał-
tybaj, i bez ceremonii prosił żebyśmy go poczęstowali
herbatą. Otóż jeden z arystokratów kirgizkich w kan-
fowym chałacie nadęty jak paw', a żałuje sobie nawet
biednej herbaty.
Przybył syn Usmana z tłumaczem dla odebrania
zbiegłej żony jednego z swych krewnych ; w di'c^ze
byli napadnięci przez sześciu rabusiów, ale zdołali
umknąć.
Wieczorem, Kirejce Jabhyłyk ciągnął nam kabałę
z czterdziestu i jednego bobków baranich. Kładł je niby
to na głowę, serce i nogi, potem się modlił; wypadło,
Digitized by
Google
206 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Że nie pojedziemy do Dżiłe-su. Później przyszedł bu-
ksa, który mówił j że sztukę swę, dziedziczy z ojca i
dziada, że ma diabła na swoje zawołanie, że byłby
doszedł do wysokiego stopnia doskonałości, gdyby nie
matka , która mu zakazuje wdawać się w sprawę ze
złemi ducłiami, i gdyby nie drugi buksa, który mu
odebrał jednego ducłia; jednakże może i teraz najdzik-
szego konia wprowadzić do jurty i przepowiadać przy-
szłość. Gdyśmy więc zażądali żeby nam wy wróżył
kiedy będziemy w Omsku , i czy nie pojedziemy prze-
ciwko Kenesaremu, obwinął kilka pałeczek szmatami
zmoczonemi w łoju, i zapaliwszy z nich dwie, zaczął
modlić się po cichu ; wkrótce zapalił drugie dwie, i trzy-
mając je w ręku ciągle się modlił; potem zamruźywszy
oczy wstał, i chodząc gniewał się, przyzywał szatana
powtarzając kilkakrotnie : « rzecz sprawiedliwa podoba
się Bogu. )) Nareszcie szatan wszedł w niego : wtedy
zaczął wydawać straszne krzyki i łazić jak zwierz po
jurcie. Szamotał się miedzy sprzętami , tłukł głowę o
kieregi, rzucał ją naprzód i wtył kłapiąc zębami, krę-
cił się w lewo i w prawo tak mocno i prędko, że aż się
zapienił. Wkońcu, gdy stopniami zwalniając ruchy,
uspokoił się zupełnie, rzekł nam, że za siedemnaście ty-
godni będziemy w Omsku, dokąd pojedziemy przez
Karkarały, bo nie widział żadnego zboczenia w naszćj
drodze ; a jak przyjdzie czas żniwa. Kozacy i Kirgizy
siądą na koń i pójdą na wojnę.
Digitized by
Google
4-5-6 SIERPNIA. 207
4 sierpnia.
Po nocy ciepłćj, dzień piękjiy. Wiadomość o wy-
jeździe Niuchałowa do Omska. Listy od Januarego i
Pawła. Natręctwo Kirgizów niecierpliwi nas okropnie.
5 sierpnia.
Ranek miły. O wschodzie słońca przyszedł Bai^ak, a
widząc że Wiktor jeszcze śpi, położył się sobie w jurcie
czekać nim on wstanie. Korzystając z tój chwili- pisa-
łem do Januarego, jak następuje K
Skończyliśmy popis w Dżaububek-siwanowskićj wło-
ści. Jurt 1,138, ludności 4,500; koni 11,255, by-
dłal^823, baranów54,/i94. Wyjechaliśmyogodzinie2^J;
miejsca dzikie, kamieniste — źródła Baganasu. Noco-
waliśmy w dolinie nad rzeczką. Naokoło góry, wieczór
piękny, i taka cichość jakiej nie pamiętam.
6 sierpnia.
Wyruszyliśmy o wschodzie słońca. Góry coraz wię-
ksze i natura coraz bardziej ożywiona; brzozy nad Ba-
1. Patrz niż^j, list XVI.
Digitized by
Google
208 WYJi^TKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
ganasem, po górach karagajniki* Z wielką przyjemno-
ścią jechałem na dzielnym czerwonym ogierze. Wkrótce
spotkaliśmy pierwsze stada owiec tobuklińskich , a po
dziewięciu godzinach kłusu , stanęliśmy na uroczysku
Kurnynboj, u wołostnego uprawy Tobukliiiców , Ku-
nanbaja Unkenbejewa* Od Baraka do niego wiorst 90.
Zastaliśmy tu trzech tłumaczów i cztórech kozaków.
Deszcz zaraz lunął i padał do nocy, zrobiło się niezno-
śnie zimno. Kunanbaj mówił, że jedenaście dni temu
była ulewa z grzmotami i gradem wielkości wielbłą-
dziego łajna, który pozabijał ptaszki i myszy, bydło
porozpędzał, a wszerz na wiorst 10 leżał dwa dni i
dwie noce.
7 sici*piiia.
Zrana wiatr wielki i zimno jeszcze większe : palce
krzepną. Ledwo około południa , najadłszy się i wypi-
wszy kilka k^;opel wódki, mogłem pisać i przygotować
listy do odesłania przez tłumaczów.
./, .
Digitized by
Google
V.I»TY ZR STRPÓW. J09
XVI
Kurny nboj, 7 sierpnia. (D« brata >
Kochany bracie ! Jesteśmy wpośród gór Dżingistau-
skich. Trzecie to góry w przeciągu dwóch miesięcy zwie-
dzam w kirgizkim stepie. Ała-tau, Tarbogataj, Dżin-
gis-tau, azyatyckie siostry europejskich Alpów, Apeni-
nów, Karpatów, jedne po drugich z kolei przedstawiały
się mojemu oku w coraz niższych piętrach prowadzą-
cych z południa ku północy. Już Tarbogatajskie góry
wydały mi się tylko karłami w porównaniu z Ała-tau-
skiemi ; dziś Dżingistauskie wyglądają obok Tarboga-
tajskich jak barany postawione obok wielbłądów. Lecz
jeżeli pierwsze zachwycały mię swoim ogromem i ró-
1. LlBt ten był- zaczęty nad Kolisałą 6« iltfi"pnla, a chociaż, datowany T*, wyułony
dopiero został 9<».
• !4
Digitized by
Google
2li MYJ4TKI Z DZIENNIKA POI»BÓŻV.
8 sierpnia.
U Dni piękne w Aranchuez już na schyłku »
Wszystko się zmieniło za naszśm przybyciem do karka-
Taiińskiego okręgu. Od rana deszcz ulewny i tak zimno,
że ręce marznę : a co to dalej będzie ? Okropny klimat !
Popis bydła źle idzie. Powszechny tu wrzask na ase-
sora W. , który dał się Kirgizom we znaki podczas
poprzedniego popisu. Asesor, straszne to imię w tutej-
szych okolicach : matki, uciszając dzieci, straszą je
asesorem. Kiedyśmy zgromadzonym z włości pokazali,
że więcćj u nich bydła zapisano niżeli podają, jeden
z obecnych zawołał: « Gdzieżby«my to bydło pomieścili,
gdybyśmy je mieli ; czemuż asesor nie kazał nam po-
stawić zagród na taką ilość, jaką w rejestrze położył? »
Cytowali przykład, że gdy nie wierząc jakiemuś Kirgi-
zowi żeby miał tylko jednego konia, groził mu i łajał;
starszyna, chcąc go uwolnić, podyktował za niego sztuk
dziewięć. Asesor, na tćj zasadzie, że jeśli pokazało się
dziewięć , to może być i dziewięćdziesiąt , dodał zero.
Używał przytóm różnych środków przymusu , zamykał
po kilkudziesięciu do jurty i trzymał pod strażą, póki
nie zaczęli sami powiększać oświadczonej zrazu liczby.
Dzićwki nawet kazał w rzęd stawić i liczył. Kirgizy
myśleli że skończenie świata, lub że już chcą ich brać
w rekruty :. małych chłopców chowali pod tunduk.
Żyje tu od lat kilkunastu w stepie mieszczanin semi-
Digitized by
Google
8 SIERPMA. 21.^
połatyuski, żonaty zKirgizką ochrzczoną. Synowie jego
dobrze umieją po tatarsku. Trudni się wyrabianiem
kumysu, który rozwozi na wszystkie bajgi i pominki.
Odwiedził nas i częstował swoim kumysem. Nigdy tak
dobrego nie piłem u Kirgizów : smaczny, czysty, bez
żadnej nieprzyjemnej woni , i tak mocny, że Kirgizy
po wypiciu dwócti czaszek tracili władzę języka , a my,
wypiwszy po czaszce, uczuliśmy silne rozgrzanie. Robi
on go następnym sposobem. W sabę rzuca parę sucha-
rów, lub garść krutu (serków), i zwilżywszy kobylem
mlekiem, zostawuje tak do czterech lub pięciu dni na
zakwaskę, czyli drożdże. Potem wlewa się na to kobyle
mleko i ubija się jak najdłużej, a jeśli jest gorąco, trzyma
się w chłodzie. Do użycia kumys przecedza się przez
czystą szmatkę i nigdy się nie wyczerpuje aż do gę-
stwiny. Kirgizy nie zachowują tój ostrożności, przez co,
osad zbyt k>vaśnieje i nalany nań nowy kumys nabiera
złego smaku.
Przyjechał wołosłny uprawa Mumbetej-tobukliiiskiej
włości, sułtan Czołkonbaj, człowiek młody, mający jak
widać niewiele oleju w głowie i niewielkie znaczenie
u swoich, z resztą bon en fant.
Tłumacz Chachłów zaręczał nam, że tu w Dżusenbaj-
czekczekańskićj włości jest buksa, który w rozpalony
do czerwoności kocieł siada i gra w nim na kobzie , a
wziąwszy najdzikszego konia, wjeżdża na nim do jurty
i kieruje jak chce. Niestety nie zastaliśmy sławnego
czarodzieja ; pojechał w ajaguzki okrąg , i tak znikła
nadzieja zaspokojenia mojój ciekawości.
Kunanbaj, dziecko swe, cierpiące w t^j chwili wiel-
Digitized by
Google
S14 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻI'.
kie bole żołądka, leczy takim sposobem : Zarżnął czarną
kozę i łojem jój nasmarowawszy błękitną przepaskę,
obwiązuje nią żołądek ; łój ten także wciera w ciało.
Na pytanie moje czemu nie wzywa którego z buksów,
odpowiedział, że w ich lekarstwa niebardzo wierzy.
Wychwala on charakter i szczególniej gościnność
karkaralińskich Kirgizów; powiada, że u nich byle
trzech, lub nawet dwóch gości przyjechało, natychmiast
zarzynają barana, czego niemasz w innych stronach
stepu.
Tobuklióscy Kirgizy wydali się nam zupełnie ró-
żnymi od ajaguzkich : twarze po większej części dłu-
gie^ nosy długie, poUczki wydatne , cera żółtawa —
brzydcy. Tłumacze opowiadają niesłychane rzeczy o
rozwiązłości ich kobiet.
' SkończyUśmy robotę ajaguzką i przygotowaliśmy do
oddania na pocztę. Ogół w sześciu włościach : 52,000
koni, 11,000 bydła, 283,000 baranów.
9 sierpnia.
Zrana chmury się rozbiły i słońce zabłysnęło — od-
żyliśmy. Tłumacze i kozacy nasi pojechali do Ajaguzy :
wyprawiłem moje listy. Chodziłem na okoliczne wzgó-
rza : ach jakaż pustynia ! Kamienie i suche grzbiety jak
okiem zajrzeć. Całe Dżingistauskie góry bezleśne ; ze
zwierząt najwięcej lisów i wilków, a chociaż robią zna-
Digitized by
Google
9-10 SIERPNIA. JI5
czne szkody, Kirgizy żelaz na nich nie stawia, z obawy
•żeby się jakie bydle nie skaleczyło. Surków niemasz,
myszy mnóstwo ostatni grad wybił : która tylko nie
pośpieszyła umknąć do nory, zginęła.
Rzeczki w górach Dźingistauskit;h, w kierunku połu-
dniowo-zachodnim ku Bałchaszowi płynę : Bokanas,
Kalhutty, Koksała, Taj-uzeii, Kurnyn-boj, Dżajnanyn-
boj; w kierunku północno-wschodnim, to je^t ku Irty-
szowi : Gzagan, Dos-półaj, Tokorak, Bajhora, Bokonczi,
Jezbałapan, Karauł, Takyr, Mukur, Ruriduzdy, Kostun-
boj, Czagan-czet*tyn-boj. W górach tych koczują Si-
wanowscy i Tobuklińscy Kirgizy.
Niedługo cieszyliśmy się pogodą ; znowu grzmoty i
deszcz ulewny : trzeba co moment tunduk spuszczać i
wodę z naszych bucharskich dywanów zlewać.
10 sicrpnifl.
Kunanbaj powiada, że Tobukli był synem Argyna ^
O Dżingischanie , czyli jak wymawia Czy ngis kanie,
twierdzi, że tu miał swoje zimowe koczowiska, i na do-
wód dodaje, że jest ztąd o dzień porządnćj jazdy góra
Chan-Dżingis, czy Ran-Czyngis, na której dziad jego
widział jeszcze sterczących, a on sam już powalonych
ośm belek sosnowych , jakowe to belki , podług poda-
1. Ob. 8tr. 108.
Digitized by
Google
ił6 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
nia, dźwigały na sobie owę, tajemnicze, komnatkę, gdzie
straszny pogromca przed każdą wyprawą odbywał*
swoje medytacye. Miał on być Kałmukiem i żyć lat 200.
O Karakorum i tu nie słycliać. Pocliodzenie Kirgizów
(Kozaków) tak wyprowadza :
Panował w Turcyi zwyczaj, że ludzi pstrokaty cłi*
to jest mającycli na ciele czerwone, żółte, lub innego
koloru piętna , wypędzano z miasta. Otóż był pewien
człowiek, potomek Jakóba proroka, pstrokaty (ałasz),
którego sułtan kazał wypędzić. Ten wygnSiny bawił się
. łotrostwem i miał zebraną znaczną bandę włóczęgów.
Wtem zdarzyło się, że ulubiony syn sułtana zachorował
i umarł; wezwano z całego kraju lekarzy, żeby go
wskrzesili, ale żaden tego nie mógł dokazać. Dowie-
dziawszy się o tóm Ałasz, przyszedł i wskrzesił sułta-
nica. Ojciec przez wdzięczność dał mu dyplom na tar-
ctiaństwo, to jest szlachectwo. Ałasz jednak nie pozostał
w kraju^ lecz ze swą bandą wyszedł z Turcyi , i przez
Persyą posunął się aż w sąsiedztwo Chiwy, gdzie na-
reszcie umarł. Synowie jego ze swą bandą, złożoną
z. trzystu ludzi ^, rabowali Chiwińczyków , i gdy stali
• koczówką po nad brzegami trzech rzeczek, władzca
Chiwy , chcąc ich poskromić należycie , wyszedł sam
przeciwko nim z wielką siłą. Banda^posłyszawszy o tym
zamachu, wysłała kilkunastu najrozumniejszych i naj-
wymowniejszych ze swoich bijów, którzy ubrani w co
mieli najlepszego, ruszyU na spotkanie gniewnego mo-
carza. Gdy ten nadjechał, zsiedli z koni i powitali go
1. Ala-ałasza i trzystu naczelników rodzin, figur"iĄ także w opowiadania ftiaman-
taja. (Str. 198.)
Digitized by
Google
10 SlIilRPNIA. 117
lak piękiiemi słowy, tak długo i tak wymownie peroro-
wali, że Chiwińczyk , zachwycony ich krasomowstwem
i mądrością , zawołał : « A! to wy nie kazap, ale
kozaki J)) (nie wichrzyciele, łotry, ale dzielni ludzie,
bo kozak znaczy tyle co tęgi, zuch; kiedy się kto
łebsko spisze, mówi się : a, kozak!). — Ztąd poszło
nazwanie Kozaków. Ponieważ zaś znalazł ich koczują-
cych nad trzema rzekami , powiedział : « A , to wy
hordy: wielka, średnia i mała. » — Ztąd trzy nazwy
hord. Chiwińczyk miał od nich wtedy odebrać dyplom
tarchaństwa. Późniśj zaczęli posuwać się dalój i długo
koczowali na Turgajach ; ale gdy się rozrodzili i było
im ciasno, ogarnęli różne strony stepu, wyciskając
z nich Kałmuków. Dziad Kunanbaja wykoczował także
z Turgaju. Jusun, Argyn i Alczyn byli założycielami
trzech hord, jako ich naczelnicy; lecz Jusun szedł od
trzech rzek przez Taszkinią i zatrzymał się w Dżite-su.
Przykład rozgałęziania się rodów kirgizkich, można
widzieć w tutejszych włościach. I tak, we włości Ku-
czuk-Tobuklińskiej, ród Kuczuk ; oddziały jego dwa :
Ajdos i Kajdos; poddziały w pierwszym : 1 Menis, 2 Ir-^.
gyzbaj, 3 Topaj, 4 Torpaj, 5 Dżezy ge ; poddziały w dru-
gim : 1 Bokanczi, 2 Dżungubuł, 3 Bursak.
Co do początku sułtanów, Kunanbaj przytacza dwie
powieści. Wedle pierwszej, był chan, potomek Dżin-
gischana, Berdybek, który z nieprawego związku z ja-
kąś dziewczyną, miał syna; ten, gdy go ojciec odumarł
małoletnim , zostawał pod opieką jednego bija , który
zarządzał państwem. Chłopiec przyszedłszy do lat mło-
.dzieńczych, chciał swego opiekuna zabić i sam rządy
Digitized by
Google
2IH WYJj^TKI Z UZIBNNIKA PODRÓŻY.
objąć, dowodząc, że ma prawo do tego jako następca ;
ale naród oburzył się i nie pozwolił na to, oświadczając
jednak, że go uzna za następcę, jeśli ma trzy znaki na
ciele, jakie miał ojciec. Znaleziono tylko znak jeden;
naród wszakże poprzestał na tśm i zrobił go chanem.
Od niego poszli sułtani ; ale nie lubią przypominać so-
bie tego źródła swego rodu tracącego bękarctwem.
Druga powieść opiewa, że był u Turkomanów jakiś
wróżbit z jednśm okiem na łbie. Ten , przyszedłszy
nad Amu-Daryą , przepowiedział że cóś przypłynie tą
rzeką. Jakoż, towarzysze stojący obok niego ujrzeli
wkrótce domek, który woda ku nim niosła. Wróżbit
zrobił z nimi umowę , że co wewnątrz, to będzie nale-
żało do niego, a co zewnątrz, to do nich. Dla otworze-
nia tego domku, zamkniętego jak skrzynia, ulał ogro-
mną kulę, i wystrzeliwszy nią, odbił kilka desek.
Wyszła śliczna dziewczyna, ale w żaden sposób nie
chciała powiedzieć co za jedna, i oświadczyła, że da
się zabić, a nie powie kto była. Dostała się ona później,
w zupełnym stanie niewinności , Kozakowi Dombauł-
IMirgieniowi, i z tego małżeństwa począł się ród sułtań-
^ki. Ta powieść, mająca być dawniejszą od pierwszej,
;Łgadza się trochę z tem, co Dżamantaj prawił o dziew-
czynie w złotój skrzyni *.
Na pytanie moje o mogile Edygi , Kunanbaj rzekł :
« Był on z rodu Uzbeka, i pokłóciwszy się z ojcem Nu-
rali-chana, wyszedł aż nad Kubań, gdzie był jakiś chan,
% którym s^ebrawszy wojsko, szczęśliwie wojował, i na-
1. Ob. str. IJłS.
Digitized by
Google
M-\i SIERPNIA. 2\\)
koniec utworzył sobie państwo między Syr-Daryc, lli^
i Czujem. »
11 ticrpiiiu.
Skończyliśmy popis, z którego się okazało : jurt 1 ,853,
ludności 8,000, koni 29,000, bydła 2,000, bara-
nów 155,000. Wypogodziło się zupełnie: słońce przy-
grzewa; różne owady, osobliwie jakieś żuki na sześciu
nogach, z długim ostrym ogonem, wzdłuż pręgowane
czarno, wyłażą z ziemi.
t'i biei^iuia.
Wyjechaliśmy o 3^^ po południu. Towarzyszył nam
z orszakiem Kirgizów Kunanbaj, który miał jakieś in-
teresa do załatwienia u Mumbetśj-Tobuklińców. Upał
był tak wielki , że Wiktor po trzech wiorstach jazdy
konnój, schował się do naszego dyliżansu ; ja ledwie
mogłem utrzymać się na koniu, którego cięgle kąsały
muszki ; Kunanbaj dostał bicia krwi do głowy, i gdyby
nie ocet Wiktora, który na jego łeb ogolony i nos nie-
przyzwyczajony do tego spirytusu, pierwszy raz spotka-
nego w życiu, poskutkował natychmiast, byłby został
Digitized by
Google
210 WVJjyTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
na stepie. Wiktor wiiąi go z sobą do arby (jak Kirgizy
nazywają nasz powoź) i szczęśliwie dowieźliśmy do
pierwszych aułów Mumbetej-Tobuklińców. Przybywszy
tu wieczorem, z wielkióm podziwieniem znaleźliśmy
siedm jurt wystawionych dla nas. Przyczyną tak oka-
załego przyjęcia był jakiś Kirgiz, który przybiegłszy
naprzód, powiedział że jedzie Wiktor, a z nim mnóstwo
Rossyan. Noc była tak ciepła żeśmy spali bez żadnych
dodatków do kołder.
13 sierpnia.
O wschodzie słońca wyruszyliśmy z miejsca i poże-
gnaliśmy właściwe góry Dżingistauskie. Odtąd prze-
jeżdżaliśmy ciągle wielkie, kamieniste doliny, otoczone
wdali nieznanemi wzgórzami. Widać tu nieco więcej
karagajniku, gdzie niegdzie trzmielina, trawa trochę
większa. W jednem miejscu ukazała się nawet zielona
oaza, przypominająca sybirskie gry wy, która razem
przypomniała mi iszymskie czasy i nasze polowania.
Jak na domiar tego, zerwała się przepiórka i przele-
ciała przed samym nosem mojego konia; skowronki
czarne ulatywały nad głowami naszemi.
O H^J spotkała nas arystokracya mumbetśj-tobukliń-
ska, a nareszcie zostaliśmy powitani przez samego wo-
łostnego uprawę, sułtana Czołkonbaja, który wystawił
dla nas pyszną jurtę, z drzwiami obitemi czerwonem
Digitized by
Google
13 SIERPNIA. 221
suknem i ubronzowanćrrii w guście kirgizkim. Nadzwy-
czajnie zmęczeni jazcl^ w upal, mieliśmy słodką nadzieję,
po odbytej audyencyi Kirgizów, odpocząć sobie mile ;
ale zaledwieśmy zdrzemali pól godziny, zbudził nas
wiatr gęsty i gorący, cóś niby sirocco, który przytćm
tak trząsł jurtą, że ledwie się utrzymała na nogach.
'Miejsce gdzie jesteśmy nazywa się Ak-basz-tau, od
góry tegoż nazwiska, stojącój osobno od gór okolicz-
nych i złożonej całkiem z białych , nagich głazów, na
których tylko tu i ówdzie zielenieje krzak karagajniku.
Chachjów mi mówił, że znajduje się w stepie góra
zwana Dul-dul, na którą niegdyś wyjeżdżał prorok
kirgizki na swym ognistym rumaku , i stanąwszy na
kamieniu, przepowiadał przyszłość. Kamień dotąd ma
na sobie wycisk kopyta końskiego. Prorok miał jakoby
nazywać się Azret-sułtan.
Bogatsi Kirgizy odsyłają do Azretu zwłoki, a czasem
nawet kawałek ciała swych krewnych. Tak, dzieci sła-
wnego Czona, w bajanaulskim okręgu, wyrżnęli część
ciała z nogi jego, i obwinąwszy w kosztowne materye,
wyprawili do Azretu, dla złożenia obok zwłok ich świę-
tych. Ma się rozumieć, że towarzyszyła temu znakomita
ofiara dla stróżów świętego miejsca.
Ów Czon był wielki człowiek, acz nie sułtan. Żył on
w ostatnich czasach przed wprowadzeniem rossyjskich
rządów do jego kraju. Rozumem, sprawiedliwością i
energią duszy nabył u swoich takiego znaczenia , że
miał większą władzę niż gdyby był chanem. Karał
przestępnych, często nawet śmiercią, i niekiedy okru-
tną , bo roztarganiem przez dzikie konie. O nim jest
Digitized by
Google
222 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
podanie, że kiedy jeden ojciec skarżył się na Kirgiza,
który jakoby zgwałcił mu córkę, wezwał on obwinio-
nego i dziewczynę, a dawszy pierwszemu długi *nóż^
drugiej zaś pocliwę od noża, kazał żeby ten starał się
włożyć nóż w pocłiwę, kiedy ta będzie ni^ wywijała
na wszystkie strony. Gdy Kirgiz nie mógł swego do-
kazać, stepowy Solon uznał go niewinnym , a starego ,
po moralnej i fizycznej nauce, odprawił z niczóm.
14 8*v]>nia.
Kunanbaj zakrawa nieco na fałszywego braciszka :
wydał nam wielu bogatszycfi Kirgizów, którzy poukry-
wali swoje koniki i barany. Daliby oni jemu pfeferu ,
gdyby wiedzieli kto nam pomógł odkryć prawdę, czyli
raczćj zbliżyć się do prawdy.
Kirgizy na dwie części dziele swe bydło : białe (ak-
mal) i czarne (kara-mal). Do pierwszej należy tylko
koń; do drugiej wielbłąd i wszystkie stworzenia do-
mowe, które na zimę zapędzają do zagród. Koń za-
wsze zostaje pod otwartym niebem , wyjąwszy jeśli .
jest wielkiój ceny i bardzo idzie o to żeby go nie skra-
dziono; a wtedy już nie chlew, ale jurta samego pana
służy mu za schronienie.
• Pies, jako aram (nieczysty) nie ma prawa wchodzić
do jurty; jeśli to wszakże chart, i doskonały, który
sprawuje swemu panu rozrywkę i łapie lisy, wtedy on
Digitized by
Google
14 SIERPNIA. 223
nie odda go ani za dziesięć koni, trzyma w jurcie i
nawet spi z nim razem. Taki przykład starcia plamy
psićj nieczystości przez psią zasługę, widzieliśmy u
sułtana Usmana w Dzite-su.
Włosy związane w plecionkę i wiszące po bokach
głowy, oznaczają ukocłiane dziecko — Beniaminka.
Małemu rodzice je zaplatają; a później, chociaż już i
podrośnie, nosi ten znak szczególnej miłości rodziciel-
skiej. Był u nas dzisiaj chłopiec, mający lat około
dwudziestu, z takiemi długiómi kosami na głowie.
Znowu ślad roboty naszego poprzednika, który przy
popisie równie nie żałował kamczy jak pióra. Jednemu
Kirgizowi, odwołującemu się do świadectwa całój wło-
ści, że nic nie ma, Wiktor pokazał rejestr i rzekł : « Jakże
nic nie masz, kiedy tu stoi sztuk ośmdziesiąt? » — « Ja
miałem nie ośmdziesiąt ale czterysta, tylko wtedy gdyś
się ty jeszcze nie był urodził — odpowiedział z wes-
tchnieniem ; — dziś mam tylko psa, mego towarzysza,
i ten kij na którym się wspieram. )>
Pomiędzy bi^dniejszśmi Kirgizami , jeżeli ojciec fa-
milii umrze , pozostała żona z niedorosłą dziatwą naj-
częściój przychodzi do zupełnój nędzy; a jeśli jeszcze
ospa, lub inna choroba wkradnie się do jurty, cała ro-
dzina bez pomocy i wsparcia wymiera co do nogi.
Często się zdarza^ że na wspomnienie jakiego nazwiska,
starszyna odpowiada : « Ani prochu jego nie pozostało;
umrit, probal (umarł, przepadł), i miejsca już po nim
nie znać. »
Kirgizy, bogatsi nawet, niezmiernie rujnują się na
pominki. Kunanbaj, naprzykład, ceni swój ostatni ob-
Digitized by
Google
««4 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
chód po Śmierci brata na 200 koni. Zarżnął bowiem
63 koni i 200 baranów, a co kosztowały pryzy pod-
czas bajgi, ile wyszło cukru, -herbaty, ryżu, tego i obU-
czyć ściśle nie może.
Przyszedł do nas ubogi Kirgiz prosić o jałmużnę.
Wiktor powiedział na to , że sam będąc u Kirgizów i
zjadając ich barany, nie ma co mu dać — chyba ku-
mysu , jeśli chce , ale z tym warunkiem , żeby wypił
cztćry drewniane czasze; chciał bowiem wypróbować,
ile tśż może wypić Kirgiz, pospolicie chciwy na wszelki
pokarm i napój, gdy się mu okoliczność zdarza zaspo-
koić głód lub pragnienie. Kirgiz nasz , niziutkim aż do
ziemi kułdukiem podziękował za propozycyą i łapczy-
wie począł łykać kobyli truhek. Duszkiem wychylił trzy
czaszie, ale zatrzymał się przed czwartą, i wielokrotnym
« kułduk , ałdża , taksyr » wypraszał się od hojności
pańskiój. Na nasze nalegania, pił resztę z widocznym
wstrętem, spełnił jednak warunek co do joty. Poczę-
stowaliśmy go późniój w nagrodę parą kości baraniny,
które tak ogryzł jak żadenby pies nie potrafił.
15 sierpnia.
Wstawszy rano ^ chodziłem na górę białą i postrze-
głem, że jest alabastrową. W szczelinach rozscieła się
jałowiec^ ale nie taki jak u nas. Gdzie niegdzie astry,
dzwonki i karagajnik. Ztąd o cztćry noce, tojest że
Digitized by
Google
45 SIERPNIA. 22^
trzeba cztery razy przenocować żeby tam* dojechać,
leży Bałchasz. Niedaleko od naszego stanowiska maj^
się poczynać równiny ciągnące się aż do Bałchasza.
W czasie popisu przyszedł młody jeden Kirgiz, i
wyprężywszy się jak struna, zdjął arakczyn z głowy :
wszyscy się zaśmieli, a sułtan Czołkonbaj rzekł do
niego : « Widać żeś niedawno przybył z za Irtysza ;
musieli cię Rossyanie nauczyć zdejmować czapkę i wy-
ciągać się po sołdacku. »
Wielką znajdujemy różnicę w tutejszej włości od
Kuczuk-tobukliiiskićj. Tam, jeśli który łgał, Kunanbaj
rzekł słowo i zamknął mu usta ; kiedyśmy jedli, wszy-
scy wycłiodzili prócz niego : tu, powaga młodego Czoł-
konbaja nie ma takiego wpływu, a wszyscy, potrzebni
czy niepotrzebni, napełniają naszą jurtę. Wielu między
nimi w ozdoł)nych i kosztownycti chałatach tybetań-
skich : widać że zamożniejsi od Kuczuków, mianowicie
aja guzki eh. Lenistwo i przyzwyczajenie do próżniactwa
w niektórych szczególniejszej jest mocy. Zauważaliśmy
pewnego mułłę, człowieka mającego żonę, dzieci, go-
spodarstwo, który od rana do nocy, nic nawet nie
mówiąc, siedzi u nas, chociaż jeszcze pierwszego dnia
bydło jego zapisano. Natłok ciągły, pomimo odsłonio-
nego tunduka, otwartych drzwi i podniesionych wojło-
ków, sprawił taką zaduchę i nieznośną woń, prawdzi-
wie kirgizką, że aż się nam mgło zrobiło. Musieliśmy
wyprosić natrętnych gości, i zostawiwszy samą arysto-
kracyą urzędową, po jednemu wpuszczać potrzebnych.
Między Mumbetej i Kuczuk Tobuklińcami zachodzi
jakaś niechęć, usuwająca na bok same nawet prawa
15
Digitized by
Google
226 WYJĄTKI Z DZIENNIKA. PODRÓŻY.
gościnności, nakazanśj w Koranie. Przybyli z Kunan-
bajem musz^ nocować na dworze, gdzie do późna przy
ogniu głośno gawędzą; nie poczc^owano ich. ani ka-
wałkiem baraniny : Kunanbaj musiał kupić dla nich
barana na obiad. Kiedy zajadali go, a miejscowi pod-
chodzili do nich patrzeć na biesiadę, ci łajali ich wy-
rzucając im niegodziw^ość i mówiąc : « Przyjdźcie do
nas, a zobaczycie czy pożałujemy kawałka mięsa. »
Obowiązki gościnności wyprowadzają Kirgizy z nastę-
pnego zdarzenia. Do jakiegoś proroka, imieniem Ibra-
hima, przyszedł gość łaknący, a on go przepędził. Bóg
pokazał się Ibrahimowi i rzekł : jeśli go nie nakarmisz,
będziesz przeklęty. Prorok przelękniony, pobiegł za
głodnym owym gościem i błagał go aby wrócił, ofia-
rując się wieźć go na swoim wielbłądzie, nieść nawet
na swoich barkach, byle tylko przyjął n niego biesiadę
i dał mu przez to sposobność zgładzić winę ; ale gość
nie chciał wrócić i poszedł dalej. Gdyśmy tę legendę
cytowali Czołkonbajowi , on z niegościnności swej
względem Kuczuk-Tobuklińców tłumaczył się tśm, że
cała jurta jego napełniona teraz krewnymi, i nie wy-
starczyło mu nawet wojłoków na podesłanie dla nich*
Tłumaczenie się byłoby nie złe, gdyby sąsiedzi Kuczuki
nie musieli żywić się kupionym baranem.
Kunanbaj, jestto czysto machina do mówienia, ze-
gar, który wtenczas tylko nie idzie, kiedy nie nakrę-
cony. Zaledwie się zbudzi, puszcza swój język w ruch
i gada bezustannie póki nie zaśnie. Kirgizy co chwila
przychodzą do niego po radę, a on jak wyrocznia jaka
prawi ze swego trójnoga, często podparłszy się w boki ;
Digitized by
Google
15 SIERPNIA. jil27
co trzy słowa cytuje Szerygat, a pamięć ma tak wielką,
że wszystkie ukazy i rozporządzenia rządovye przytacza
jak gdyby czytał z książki.
Bąkany służące do podpierania czeharaku, stają się
straszną bronią w ręku kobiót w czasie napadu na
jurty. Z krzykiem Meger i Furyi, wypadają one z ba-
kanami przeciwko napastnikom, i śmielej się bronią
niżeli mężczyźni. Często rzucają swe dzieci pod nogi ich
koniom , lub nadstawiają je pod ciosy, dla obudzenia
miłosierdzia ; niekiedy zasłoniwszy niemi swe piersi,
same zadają razy. Jeśli napastnicy uprowadzają wiel-
błądy, uczepiają się ich szyi i tak wiszą przez kilka
wiorst drogi , wrzeszcząc , klnąc i błagając q zwrot
własności. Widział to sam Wiktor w czasie przygoto-
wań do chiwińskiej wyprawy. Gdy im oddano zabra-
nego wielbłąda, całowały go z radości, a na znak ukon-
tentowania chwytały do gęby ziemię i jadły, dziękując
ze łzami i z załamanemi nad głową rękami wykrzyku-
jąc swoje kułduk. Sądny to ma być dzień, Jciedy Kir-
gizy wpadają na jurty, łamią je, tłuką wszelkie naczy-
nia i wszystko w pień wycinają. Skoro jeden złapie
rzecz jaką, a drugi jest tego świadkiem, zaraz dopo-
mina sii? o podział zdobyczy ; zawiązuje się ztąd spór,
który zwykle kończy się na tem, że najpiękniejszy
chałat lub dywan rozdzierają po połowie. Jeśli w którój
jurcie zdarzy się widzieć część rozciętego dywanu, to
pewno łup z baran ty.
Straszne też bywają widowiska pożaru od ognia za-
puszczonego w suche trawy stepu. Płomie częstokroć
ogarnia jurty tak szybko,' źe nic uratować niepodobna.
Digitized by
Godgle
228 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
ledwie dorośli ludzie umknąć mogj, a niemało dzieci
pada ofiarą.
Przypomniałem sobie, że to dziś wielkie u nas święto,
i że w ten dzień 1812 roku byłem w Słucku, kiedy
obcliodzono imieniny tego, co inaczój i silniej niż
Dzingischan wstrząsał światem. Ach, jakto już dawno!
Jednak wszystko mi najwyraźniej stanęło w pamięci :
i żołnierze polscy z francuzkimi w kościele — i komen-
dant Laroclie — i kazanie księdza Dominikana — i bal
z którego wyjechaliśmy spiesznie do domu, bo nadeszła
wieść, że Hertel zbliża się ku Słuckowi.
Przypomniałem także, że dziś rocznica dnia, kiedy
w 1839 roku byłem z Gustawem na stepie w okolicach
Iszymu i zachwyciła nas okropna burza. Straszna to
była noc ! Dotąd mi jeszcze na jśj wspomnienie grzmi
w uszach, i zdaje się że czuję ciekące po twarzy stru-
mienie wody z błotem ziemi pokrywającej izhuszkę
Sybirską, w którćj znaleźliśmy niby schronienie. Dziś,
mój dawny towarzysz wygnania i polowania, śpi za-
pewne spokojnie przy miłej małżonce, a ja tułacz po
bezdrożnych stepach , kiedyż złożę moją głowę pod
rodzinnym dachem ! . . .
Pisałem do Januarego i do Gustawa.
Digitized by
Google
LISTY ZB STEPÓW. 229
XVII
Ak-basz-tau, 15 sierpnia. (Do brata.)
W przeszłym liście pisanym z Kurnynboj, uskarża-
łem się na srogie zimno, które mię napełniało obawę,
rycliłego zobaczenia zimy. Obawa ta, jak się pokazało,
była zbyteczne, : zimno owo musiało być tylko skut-
kiem gradu i kilkodniowśj słoty przy północnym wie-
trze; po ustaniu jój bowiem, mieliśmy znowu stra-
szliwy upał i dziś cieszymy jsię jak najpiękniejsze po-
godę. Noce nawet tak ciepłe, że sypiamy tylko pod
kołdrami. .
Trzeci dzień stoimy u stóp alabastrowej góry, zwa-
nej Ak-basz-tau, przy źródle wybornśj wody ; lecz tu
kres już gór, który cłi tyle zwiedziliśmy — i co gorsza
— dobrych wód. Odtęd spuszczamy się na płaszczyzny
Digitized by
Google
230 LISTY ZK STEPÓW.
nieobjęte okiem i w smutnej perspektywie mamy słone
źródła, słone jeziora i słone rzeki. Herbatę zastąpi
bulion. Nie wielka to byłaby jeszcze bieda, gdyby był
do niego kawałek chleba ; ale jestto specyał, o którym
nam wolno tylko marzyć jak o migdałacli niebie-
skich.
Dowiedziałem się tutaj dopiero, na jak nizkim sto-
pniu stoi u Kirgizów płeć piękna. W liczbie mężczyzn
przybyłych do naszego aułu dla popisu ludności, przy-
była także i jedna kobieta w zastępstwie swego chorego
męża i pana. Biódne to stworzenie wszedłszy do jurty,
ma się rozumieć z kamczą w ręku, siadło skromnie
w najgłębszym zakętku. Kiedy podano nam herbatę i
cała arystokracya obsiadła dokoła nasze chińskie fili-
żanki, poglądając łakomie na ulubiony napój, powie-
działem Wiktorowi, czy nie wypadałoby poczęstować
damę ? — A ! broń Boże ! — odpowiedział — obrazi-
liby się śmiertelnie ci wszyscy, których nie poczęsto-
wałem. (Nie wszystkich zaś można częstować, bo-
znowu obraziłaby się starszyzna^ gdyby to odznaczenie
i plebs spotkało). — Alboż to bydło siedzące koło
drzwi ma się za cóś lepszego od tej cichej kobićciny?
— Czyliż nie wiesz jeszcze — odrzekł — że u nich
kobićta niżój stoi niżeli koń ? — Jakto ! zawołałem. —
A tak ; Kirgizy w następującym porządku kładą stwo-
rzenia Boże : naprzód człowiek, po człowieku, koń, po
koniu kobieta, a dalćj wielbłąd, krowa, owca, koza i
nakoniec najnieszczęśliwszy pies. — Niebardzo chcia-
łem wierzyć w ten szczególny 'porządek , ale zapytani
przezemnie pów&żniejsi z Kirgizów potwierdzili w zu*
Digitized by
Google
LIST SIEDEMNASTY. i^3l
pełności prawdę słów mego towarzysza, z tym jeszcze
dodatkiem, źe prędzój gotowi oddać dziewczynę niż
dobrego konia. Niecłi i tak będzie; ale co na to po-
wiedziałaby pani Sand czy Dudevant? Tymczasem
powinszuj twojej żonie, że się nie urodziła w kirgizkim
stepie.
List do Gustawa przeszlij. .
Digitized by
Google
232 LISTT ZE STEPÓW.
XVIII
Ak-tMSz-tan, 15 sierpnia. (Do G. Z.)
Kochany Gustawie ! Po trudach całodziennej pracy,
poświęcono] hczeniu , zapisywaniu i dodawaniu kir-
gizkichkoni, bydła i owiec, rzuciłem się zmęczony na
moje stepowe łoże i wsparłszy głowę o poduszkę sio-
dła, już, już miałem usnjć snem sybirskich wieśnia-
ków, którzy, jak wiesz, śpią gdyby zabici, gdy w tem
odezwał się wdali głos pastuchów , pihiujęcych stada
koni naszego sułtana Czołkonbaja. Głos ten przywiódł
mi na myśl twoje rymy :
O dziwna nuto pieśni kirgizkiój I...
Melancholijna — jak te płaszczyzny ;
Dzika — jak krwawej zemsty pociski ;
Rzewna — jak tęskność do pól ojczyzny, i t. d.
Niepodobna było spać ; bo i nuta kirgizka i wspo-
Digitized by VjOOQ IC
LIST OŚMNASTY. . )233
mnienia o tobie, jakby iskr^ elektryczna wstrząsnęły
wszystkie moje nerwy.
Noc — w swe gwiaździste skryła kotary
Uśpioną ziemię...
Towarzysz mój złamany trudem ;
... wysilony
Jak spadłój bryły bezwładne brzemię,
Całym ciężarem gruchnął o ziemią.
« W jurcie nastało głuctie milczenie. » Korzystając
z tej uroczystej i poetycznej ciszy, wstałem i zapaliw-
szy cygaro, wziąłem w rękę twego Kirgiza^ który w
niedostatku pułek leżał zatknięty za kieregi, obok mycłi
pistoletów, kamczy i ctiińskiej czapki ; lecz jakże przy-
jemne dla mnie było zdziwienie , kiedy na widok wy-
razów skreślonych twojem piórem na poczętkowśj
stronicy : « Na pamiątkę nocy 15 sierpnia 1839 roku
i t. d. » przypomniałem sobie, że dziś właśnie rocznica
owśj strasznój i pamiętnej nocy na Burłakcwym stepie,*
którąśmy ledwie nie przypłacili życiem, a przynajmniej
zdrowiem.
To wspomnienie doreszty odpędziło mój sen, jak
silny podmucti wiatru chmurę natrętnych komarów :
chwyciłem pióro zapisujące przed godziną jeszcze
dżiłke, syir, koj — i oto masz list niespodziewany z Ak-
basz-tau.
Lecz ponieważ w okularach nawet na nosie, próżno-
byś szukał na karlach waszych uczonych jeografów,
mojego Ak-basz-tau, muszę ci powiedzieć : że to miej-
Digitized by
Google
234 LISTY ZE STEPÓW.
sce leży \y kirgizkim stepie Średniej Hordy, w karka-
ralińskim okręgu, w pobliżu gór Dżingistauskich ; a że
nie jesteś Mitrydatem, ani Mezzofantim, mam sobie za
obowiązek objaśnić : iż Ak-basz-tau znaczy dosłownie,
biało-głowa-góra ; i wistocie nie można było właści-
wiej nazwać olbrzymiej masy alabastru panującej nad
rozległą równiną, chociaż nikt z tutejszycłi nomadów
nie wie, że to jest i co jest alabastr.
Wątpię liawet, azali sam Dzingischan, którego pa-
mięć została w tych stronach jak odgłos dalekiego
gromu, bieglejszym był w nauce mineralogii, niżeli
dzisiejsi Kirgizy, których sułtani dumnie ród swój
wywodzą od niego. Nie widać bowiem żadnych kopalni
świadczących o użytku, jaki dawne wieki mogły mieć
z tej góry. Władca Azyi, zamiast ruin alabastrowego
pałacu, pozostawił tylko po sobie na górze Chan-Dzin-
gis ślady ośmiu spróchniałych belek z wysokićj wieży,
na której szczyt wstępował w chwilach swych zabor-
,czych przedsięwzięć, i tam, zamknięty przez dni sie-
dem lub ośni, modlił się i naradzał, niewiadonw) z Bo-
giem czy szatanem, iść czy nie, na wojnę przeciwko
jakiemu narodowi.
Historya wraz z tobą zaśmieje się może z autenty-
czności moich Dzingischańskich belek ; lecz ja, com
zwiedzał rzymską grotę, w której stary Numa schodził
się z młodą nimfą Egeryą dla politycznych narad, i
wierzyłem w prawdziwość poetycznego podania, całśm
sercem przykładam wiarę do słów kirgizkiego bija
Kunanbaja, który onegdaj opov/iadał mi o tśj wieży.
W tśj chwili ponad otwartym czeharakiem mój
Digitized by
Google
LIST OŚMNASTY. 235
jurty przesuwa się zwolna księżyc ; na Drodze Płasi4j
błyszczą gwiazdy ogniem dyamentów ; lekko - chłodne
powietrze nocy napełnia atmosferę ; cały auł śpi we
śnie głębokim; ucicha nawet psów szczekanie... Poe-
tyczna, Szekspirowska chwila !... Czuję to i żałuję, że
nie mogę dłużój pogawędzić z tobą ; lecz sen morzy,
jutro rano trzeba wsiąść na koń (adłau!) : więc wybacz
i bądź zdrów.
Digitized by
Google
236 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
16 81611)1118.
Młody nasz sułtan przyszedł dziś ze skargą, że pra-
wie wszystkie jego auły odkoczowały, i prosił o koza-
ków żeby je nazad sprowadzić. Taka to jego władza !
Odmiana powietrza, zabierającego się z pogody na
deszcz, sprawiła mi jakąś ociężałość w całem ciele ;
dla rozruszania się po kilku dniach siedzenia, wziąłem
strzelbę i poszedłem z biegiem strumyka wypływają-
cego zpod alabastrowej góry i rozlewającego swe wody
po dolinie zarosłej osoką. Jakież było moje zdziwienie,
kiedy zaledwie stąpiłem na grzązką łąkę, wyrwał się
krzyk..., za nim drugi- trzeci, dziesiąty... Paf! do
jednego, paf ! do drugiego : krzyki moje poleciały z
krzykiem. Wtedy dopiero przypomniałem sobie , że
jedna rurka była nabita kulą przeznaczoną niegdyś dla
tygrysa, a druga szrotem grubym jak na wilka. Da-
wniej gniewałbym się na siebie i na strzelbę ; ale teraz
przyszła mi^natychmiast do głowy uwaga, że choćbym
miał szrót stosowny i ubił nawet tuzin krzyków, cóż-
bym z nićmi robił? Ani komu i jak ich upiec, ani z
czem jeść : kucharza, masła i chleba nie mamy.
Czołkonbaj choć jeszcze nie skończył dwudziestu
pięciu lat, ma już trzy żony; dzieci jednak małó^ bo te
biedne stworzenia, bez starannego pielęgnowania, naj-
częściej tu w początku życia umierają. Kiedym powie-
Digitized by
Google
16 SIERPNIA. i^l
dział Wiktorowi, że Czołkonbaj trzyma zapewne ten
harem dla pompy, jako bogatszy od drugich i sułtan
— « gdzie tam ! — odrzekł r — dla usługi. Ktoby mu
doił krowy i chodził koło domowego gospodarstwa?
Czyliż nie widzisz, że oni nie lubią sług najmować, a
jeśli jaka biedna kobieta służy u nich dlatego tylko
żeby z głodu nie umrzeć, to gorzój od psa utrzy-
mana. »
Wytoczyła się przed Wiktora sprawa szczególniej-
szego rodzaju. Od lat kilku znajduje się w tutejszym
okręgu stary Taszkiniec, Chodża, który przyniósłszy
z Azretu różne świętości, za wiedzą starszego sułtana,
sprawował swoją professyą : jednych przeklinał, dru-
gich błogosławił ; tym czytał modlitwy, innym rozda-
wał poświęcone talizmany — i dobrze mu się z tćm
działo, bo miewał różne chapcydensiki od Kirgizów,
zwłaszcza gdy jego wziętość urosła niezmiernie , kiedy
obrażony przez jednego Kirgiza, zatrzymał mu język
w gębie, tak że ten od trzech już lat ani słowa pisnąć
nie może. Tymczasem dwóch innych szarlatanów
przywędrowało z Taszkinii, i z Keranem w ręku, z za-
pasem świętości azretskich, poczęło krążyć w okolicy
i dań pobierać. Dowiedziawszy się o tćmnasz Chodża,
mianujący się potomkiem samego Azret-sułtana (świę-
tego taszkińskiego) , pośpieszył z drugiego końca
okręgu przeciwko swym współzawodnikom i tu właśnie
spotkał się z nimi. Skoro tylko ich ujrzała począł łajać
i wyrzucać im, że są włóczęgi, że przywłaszczają sobie
prawo... okpiwania Kirgizów. Starszy z przychodniów,
zniecierpliwiony napaścią, dobył z worka Keran i pal-
Digitized-by
Google
238 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
njł nim w łeb potomka Azret-sułlana, a w dodatku
porwał go za brodę. Ten ostatni plunął na jego Keran
i jak mógł sędziwą swą pięścią odpłacał za zniewagę.
Wszczął się krzyk straszliwy na przyległym wzgórzu,
powiększony wrzawą Kirgizów otaczających plac boju.
Nie wiem na czćmby się to skończyło, gdybyśmy nie
posłali przywołać strony sporne przed nasz areopag.
Tu dopiero, żałujący i obżałowani zabrali razem głosy.
Kiedy starszy z wędrowców wykładał swoją rzecz sło-
wami, młodszy tymczasem rozwijał i ciągle pokazywał
jakieś sążniste pismo. Po długim zgiełku, Wiktor kazał
dwócłi nowycłi Chodżów wziąść pod areszt, jako pra-
ktykujących ł>ez pozwolenia od nąiejscowej władzy i
winnych pokrzywdzenia starego Chodży, który urado-
wany tym wyrokiem, zaraz sobie pojechał modlić się,
i zapewne przeklinać swoich przeciwników.
Gdy się uczyniło zadość brodzie świętego, Wiktor
kazał przyprowadzić do siebie aresztowanych cudzo-
ziemców. Byli to ojciec i syn, który znowu rozwinął
swój dokument pisany po persku, a świadczący o po^
chodzeniu jego ojca od brata Azret-sułtana. Zawierał
się w nim i dowód, że przybyli oni razem z Imanem,
znajdującym się w Semipołatyńsku. Keszta sprawy
poszła pod rozpoznanie władz kirgizkich. Ciekawe po-
stacie obudwóch ; syn szczególniej, swoją układną i
pokorną miną przypominał naszych Jezuitów i abbaci-
ków włoskich.
Pytałem Kunanbaja i kilku innych roztropniejszych
Kirgizów, czy prawda, że stary Chodża odebrał mowę
jednemu Kirgizowi. Odpowiedzieli, że tak jest wistocie.
Digitized by
Google
16 SIERPNIA. 239
Kirgiz ten nazywa się Ajtpaj i żyje w aule Czołkonbaja.
Oszukał on na czśmś Chodzę, i kiedy ten dopominał
się o restytucyą, utrzymywał cięgle że w niczśm nie
zawinił. Wtedy Chodża zawołał : « Boże ! jeśli ja spra-
wiedliwie posądzam tego człowieka o krzywdę mi
wyrządzoną, skręć mu język, żeby drugi raz nie gadał
fałszu. » Ajtpaj nazajutrz oniemiał. Z tego wszystkiego
co przytem Kirgizy mówili o Chodży, pokazuje się, że
to nie jest zły człowiek, nie powoduje się chciwością,
sam żyje ubogo, a co dostanie oddaje biednym, i jak
powiadają, gdyby miał tysiąc baranów, natychmiastby
je rozdał. Pytałem więc, czemu nie przywróci mowy
Ajtpajowi. « Bo na niego zły i chce go przykładnie
ukarać » odpowiedział Kunanbaj. Pomimo swego ro^
zumu, widocznie boi się on Chodży i wierzy w jego
moc tajemniczą. Wiktor mu przekładał, że to niepo-
dobna aby Bóg dawał władzę człowiekowi, wedle upo-
dobania źle innym robić ; nic to nie pomogło, zawsze
powtarzał, że Chodża przez swoich świętych zrobi co
zechce. Jakże tego rodzaju ludzie nie mają mieć tu
wpływu na umysły pospólstwa !
Powiadał mi Wiktor o Kirgizie, którego Witkiewicz
woził z sobą do Litwy. Tak mu się podobała nasza
kraina, a szczególnićj pewna Antosia, służąca kre-
wnych jego pana, że chciał zmienić wiarę, ożenić się
i pozostać ; ale pan nie zezwolił na to. Chodząc do go-
tzelni, widywał on świnie pijące brahę, i sądząc z za-
pachu mniemał, że im dają wódkę. Za powrotem
mówił Kirgizom : « Wyobraźcie sobie jaki to kraj :
świnie mają wódki wiele chcą i pot^m upiwszy się
Digitized by
Google
240 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Śpię, w błocie. » Był tam u kogoś koń bardzo zły i na-
rowisty, trzymany na łańcuctiach; właściciel tego
konia obiecał mu kilka dukatów , jeśli usiedzi na nim.
Kirgiz,' bez wielkiego zachodu dosiadł konia, poleciał
w pole i tak hasał, że aż z obawy żeby go nie zamęczył,
musiano posłać za nim upewniając, iż dostatecznie
wygrał zakład.
Kunanbaj zwiedzał znaczne, część nadbrzeża Bał-
chasza. Wedle jego opowiadania , w jiiektórych miej-
scach można dojść do samego brzegu : wszędzie trzci-
na wielka, tak grubej jednak jak bakan, nie widział.
W czasie zimnym można pić wodę, i bydło ją pije;
ale w dniach upału, wcale jest nie do picia : smak ma
gorzki raczój niżeli słony.
17 sierpnia.
Zrana tak zimno, że ledwo ogrzawszy się herbatą i
w watowanym szlafroku mogłem siąść do roboty. Po
południu poszedłem ze strzelbą , by znowu, jako my-
śliwy, pocieszyć się choć widokiem krzyków. Bliżśj
jeszcze naszśj jurty niż wczoraj , znalazłem ich kilka,
ale po wczorajszemu przestraszyłem tylko hukiem strza-
łów. Kręciły się czas niejaki w górze i pozapadały
w błotku na drugiej stronie strumienia. Nie mogąc
uderzyć po lwie, uderzyłem po myszy, i ubiłem trzy
kuliki, jedynie dlatego, żeby otaczającym mię zewsząd
Digitized by
Google
17 SIERPNIA. 244
Kirgizom dać dowód zręczności strzelania z mojego
mułlyku, który wprawiał ich w podziwienie i wywo-
ływał wykrzykniki : oj boj ! appermoj ! Jakoż, otrzy-
małem rzęsiste oklaski. Jeden z widzów , który na
swoim koniu stał nieruchomy jak poscg, puścił się
loteni błyskawicy ku mnie. Proszę zgadnąć po co?
Oto żeby mi ofiarować swój psiak do zarżnięcia moich
biednych kuliczków, dawno już nieżywych. Nie chcąc
obrazić i jego i Mahometa , dobyłem je z kieszeni (bo
nawet torby nie miałem z sobą) i podałem mu siedzą-
cemu na koniu. Poprzerzynawszy im garełka, zapytał
mię : czy dobrze, i kiedym mu odpowiedział : dżałuj !
— zwrócił mi dwa, a trzeciego zatrzymał sobie, jakoby
w nagrodę za dopełnioną operacyą. Nie mając ochoty
płacić tak wielkiego procentu, powiedziałem mu, że
owe kusz przeznaczone są dla pulkundyka. Na to ma-
giczne słowo, zaraz mi oddał ptaszka, i ja z moją zdo-
byczą tryumfalnie powróciłem do jurty, a że mój pul-
kundyk spał, także się położyłem i zasnąłem.
Umieram ze śmiechu! Amałdyk, nasz improwizo-
wany kuchmistrz, który już pierwćj wymyślił na miej-
sce pieczonej baraniny jakieś gałuszki, wystąpił dziś,
oprócz gałuszek, z pierożkami nadziewanymi mięsem,
i chcąc nam zrobić większą siurpryzę, wziął pod se-
kretem cukru i posypał nim swój wynalazek. Mięso
pocukrować! Coby na to powiedział paryzki Vefour,
lub nawet Mazur, kucharz warszawski? On zaś tak
pysznił się ze swego pomysłu, jak gdyby zwalił syste-
mat Kopernika.
Wieczorem chodziliśmy z Wiktorem na sam szczyt
16
Digitized by
Google
tkl WTJĄTEI Z DZIE?(NIEA PODBÓŻT.
Ak-basz-taa. Otwiera aę zlęd nieobjęty okiem widok
równin, prawdziwe morze stepu. Postrzegliśmy na dole
Kirgizów, klęczących rzędem i wznoszących swe mo-
dły do Atłacba. Kunanbaj ze swoimi modlił się osobno,
i raz wyszedłszy na przód, trzymał przez chwilę ręce
wyciągnięte ku nieba. Pstre chałaty, jednostajne ruchy
całćj gromady, przyt^m pustynia, cisza, robiły na nas
wielkie WTażem'e. Mahometanizm rozszerza się coraz
bardziej pomiędzy Kirgizami.
IS aierpnU.
Skończyliśny robotę. Pod wieczór Kirgizy poczęli
rozjeżdżać się na wszystkie strony ; okolica dotąd oży-
wiona, przybierała stopniami charakter pustyni. Ogar-
nęła mię jakaś tęskność, i tych Kirgizów, co mi się lak
naprzykrzyli, żałowałem jak niezbędnie potrzebnych do
mojój exystencyi. Wszyscy nas pożegnali oprócz sa-
mego sułtana Czołkonbaja^ który także rad był rozstać
się z nami czćm prędzej, bo i jemu pilno było odko-
czować dalćj z okolicy Ak-basz-tau, objedzionej do
szczętu przez trzody. Przyszedł on do nas na herbatę
z młodszym swym bratem. Są oni potomkami wielkiego
rodu, ale nie bogaci. Pomorek bydła w r. 1811 nad-
werężył ich fortunę ; później, pominki po ojcu i wydanie
dwóch sióstr za mąż, bardzićj jeszcze ją uszczupliły.
Pominki kosztowały 200 sztuk koni ; każdej z sióstr
dali po liO szub, liO dywanów i 5 saukli wartości sie-
Digitized by
Google
48 SIERPNIA. 243
dmiu wielbłądów. Ojciec Czołkonbaja Birała, był sy-
nem Toka, a ten synem Abłaj-chana, po którym nawet
dziedziczą tiulengutów. W liczbie ich znajduje się stary
mułła, który pamięta jeszcze chana, a do jego pra-
wnuka przywiązany jak do własnego dziecka, jest głó- •
wnym jego doradzcą^
Abłaj za młodu miał się nazywać inaczśj i był człon-
kiem znakomitej rodziny, koczującój w Chi wie; ale
spłatawszy tam jakiegoś figla, zemknął bez słychu, i
gdzieś w akmoUińskich stronach, u jakiegoś bogatego
Kirgiza został prostym robotnikiem. Zdarzyło się, że
ternu Kirgizowi ukradziono dziówkę, i kiedy on kręcił
głową jakby ją odzyskać, Abłaj podjął się tego doka-
zać : wybrawszy ze stada parę najlepszych koni, puś-
cił się w step, szóstego dnia dognał złodzieja z dziówką
i oboje panu przyprowadził. Odtąd Kirgiz miał dla
niego względy, odział go lepićj i darował mu kusą ko-
byłę. Zbierała się w tym czasie wyprawa pod wodzą
Kipczaka Sryma przeciwko Kirgizom Dziko-kamien-
nym. Abłaj na swej kusój kobyle, przyłączył się do sze-
regu dziesięciu tysięcy wojowników. W ciągu pochodu,
Srym zbliżył się do niego i rzekł : « Czemu ty, syn
wielkiego rodu, jedziesz na kusój kobyle? » — Mylisz
się, odpowiedział Abłaj, ja nie jestem synem wielkiego
rodu, tylko prostym Kirgizem, robotnikiem, i nic
więcćj. » Długo nadaremnie Srym nakłaniał go do
przyznania się, powiadając, że go zna dobrze, że ma
obowiązki dla jego familii, zaciągnięte jeszcze przez
ojca czy dziada , że chce mu się wywdzięczyć i posta-
wić go na szczeblu odpowiednim jego urodzeniu ; na-
Digitizedby
Google
244 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
reszcie, zmiękczony naleganiem i błaganiem Abłaj,
trzeciego dnia odsłonił swoj§ tajemnicę. Wtedy Srym
rzekł do niego : « Słucłiaj mnie, a ja cię zrobię wielkim
człowiekiem. Jutro zwołam radę wojenna, i gdy otwo-
rzę moje zdanie jak mamy działać^ ty powiedz śmiało,
że moje zdanie głupie; a gdy się na to oburzę, porwij
za kamczę i zamierz się mię uderzyć : ja będę uciekał
wkoło namiotu, ty pędź się za mn§. » Tak się i stało.
Kirgizy z zadziwieniem wytrzeszczyli oczy, patrząc
coby to było, że jakiś ciura śmie podnieść rękę na icłi
wodza, i rzucili się wszyscy wstrzymywać szaleńca,
« Stójcie ! zawołał Srym. Jestto syn takiego a takiego
to rodu, i nic dziwnego, że się poważył tak postąpić. »
Potśm Kirgizy pogl^dali już z uszanowaniem na ryce-
rza i kusą kobyłę. Tegoż dnia, Srym zbliżając się do
nieprzyjaciela, rozdzielił swe wojsko na cztery części,
i jedną z nicli, Karaulców, oddał Abłajowi^ nauczyw-
szy go sub secreto^ jak ma sobie postąpić wcżasie
bitwy. Abłaj korzystał z tśj rady, a że i sam przez się
był mężny, tak się dzielnie spisał, że nabył u wszy-
stkicti wielkiej wziętości i sławy. Później, osobiste jego
zasługi i znaczenie rodowe wyniosły go na dostojność
cłiana.
Wielu sułtanów wywodzi się od Abłaja, co bardzo
naturalnie, bo jak stary tiulengut mułła powiada, miał
żon kilkadziesiąt, a żadna nie była bezpłodna. Jurty
napełnione żonami stały po dziesięć rzędem : wchodził
do pierwszej wieczorem, a na modlitwę ranną wycho-
dził z dziesiątćj ; nazajutrz z kolei odwiedzał drugi
dziesiątek, i tak dalej.
Digitized by
Google
48-19 SIERPNIA. 245
Imię Abłaja jest w wielkiej czci u Kirgizów : pod-
czas napadów na Rossyan służy im za okrzyk wojenny,
będący razem wezwaniem pomocy wielkiego chana.
Szanuje drogę, którą on szedł od Uła-tau do Ała-tau :
dotąd nosi ona nazwisko Abłaimadżił. Cłiińczycy nawet
zachowują szacunek dla jego pamięci tak dalece^ że
niektórym z jego potomków przysyłają podarunki.
Słyszałem od naszych tłumaczów, a im mówił to Ku-
nanbaj, że Kenesary, który także jest potomkiem Abłaja,
wyprawił w tym roku dwiestu Kirgizów w poselstwie
do Kuldży, dopominając się, na mocy jakichś dawnych
umów z rządem chińskim, o wyznaczenie jemu miejsc
zajmowanych niegdyś przez Abłajchana. Władze tame-
czne miały dobrze przyjąć to poselstwo i posłały Kene-
saremu znakomite dary ; rzecz zaś o miejsca, przed-
stawiły rządowi' w Pekinie.
19 sierpnia.
O chłodnym, tutaj już jesiennym poranku, pożegna-
liśmy Ak-basz-tau. W tój samój chwili, kiedyśmy sia-
dali na koń, gospodarze nasi wyruszali także w inną
stronę. Pani sułtanowa prowadziła swoją koczówkę na
dwudziestu wielbłądach : towarzyszyły jój dwie drugie
żony i kilka dziewek. Na jednym wielbłądzie stały
ogony bażancie, a pikę sułtańską niosła jakaś stara
baba. Brat Czołkonbaja pokazywał mi palcem dwie
Digitized by
Google
J46 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
nieszpietne dziewczyny, z których jedn^ nazywał
Chaksy, a drugi Chaman.
Równiną po za wzgórzach jechaliśmy khisem trzy
godziny i nakoniec spuściliśmy się na obszerną dolinę,
przerżniętą rzeczką Dżahandele, wzdłuż którćj stały
auły Taraklińców.
W drodze, powiadali mi tłumacze o Dżanaku, sła^
wnym w tych stronach bajarzu i pieśniarzu, który nie-
dawno umarł. Dostawał on za swoje powieści i pieśni
czasem i po jambie, i per kilka wielbłądów, majątku
jednak nie zebrał, żył jako poeta, co miał to przeży-
wał.
Kiedy zgadało się o Dżingischanie, Izmajłow mówił
mi, źe o wiarst 40 od gór Dżingtetauskich , w których
wielki chan, id^c do Bucharyi, miał dwie zimy zimo-
wać, jest miejsce, gdzie wida<5 ślady jakby jurt okła-
danych w koło dużf^mi plitami kamieni. Po lepszóm
rozpytaniu się pokazało się, że te plity zamykały obwód
ośmiokątny, w którym był drugi z nich ośmiokjjt tak
ułożony, że boki jego odpowiadały kątom pierwszego.
Niedaleko od tych śladów znajduje się pewien rodzaj
twierdzy. Miejsce to leży między Kuczuk i Mumbetój
Tobuklińcami , obejmuje przestrzeń wzdłuż i wszerz
przeszło dwiestu sążni, i nazywa się Kanaugur, czyli
poprawniej Karaungur, co po prostu znaczyłoby pie-
czarę, której wszakże niemasz. Czy nie tu było Kara-
korum ?
Auły taraklińskie są o 26 wiorst od Ak-basz-tau.
Skorośmy zbliżyli się do nich, spotkała nas miejscowa
— niby arystokracya. Kirgizy kiedy chcą kogo ugo-
Digitized by
Google
19 SIERPNIA. t47
ścić okazale, wyjeżdżają na jego spotkanie i pytają
czy nie pozwoli fetować siebie bajgą. Tak włości prze-
straszone przyjmowały asesora, ale Wiktor odmówił
tej pompy. U Taraklińców niemasz nikogo z sułtanów,
prócz familii Keske Urmaka syna ; ale ten zamieszany
do sprawy o przestępstwo przeciwko rządowi, umarł
w więzieniu ; część jego rodziny za inne sprawki, sie-
dzi pod aresztem w karkaralińskim hauptwachu, a
reszta koczuje opodal swojój włości, zapewne dla lep-,
szego ukrywania swycłi wycieczek na baran tę. Tera-
źniejszy wołostny nazywa się Boktabaj Dairbujatryn.
Najbogatsza w całńj włości rodzina Tentieka, bo po-
siada do 400 koni ; reszta, i sam wołostny, bićdota. Na
wszystkiśm, co nam podpadło pod oczy, postrzegliśmy
od razu jakieś przykre piętno nieładu i nędzy ; włość
niewielka, rozproszona, mieszkańcy obdarci i brudni.
Jurta dla nas postawiona przy źródle pod skalistą
górą, już nie biała i ozdobna, ale czarna, ciasna, o
spróchniałycli kieregacłi i w dwócti miejscacti dziu-
rawa. Między dywanami jednak, rzuconćmi nam pod
nogi , był jeden wcale piękny — niewątpliwie owoc
baranty : 'zdziwili się, kiedyśmy kazali zwinąć go i
wynieść, żeby się nie zwalał. Nie pojmują oni tćj de-
likatności , zwłaszcza pomnąc na asesora , który, jak
powiadają tłumacze, rozpędziłby ich wszystkich gdyby
mu taką lichą jurtę wystawili. Ubóstwo włości dało
się nam uczuć w każdej rzeczy. Zapytaliśmy czy jest
mlćko krowie, kobićta odpowiedziała dzok. « A jeśli
pokaże się, że masz krowę? » — u Niech będę nie-
czystą. » Kumys i ajran cieniutki, chałap (pomyje),
Digitized by
Google
248 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
jak powiada Amałdyk, który wkrótce zaraporlował, że
na naszą kuchnię przyprowadzili barany parszywe.
Taraklińcy maję reputacyą złodziejów, i za takich
przedstawił ich nam sam wołostny Boktabaj. Zwykle
Kirgizy stają do popisu w najlichszym swćm odzieniu,
żeby tem łatwiej wmawiać, że są, ubodzy i nie mają
bydła; ale tutaj, co za hołota ! Gdy się zebrali, można
było mieć prawdziwe wyobrażenie bandy barantarzy.
W żadnej włości nie przychodziło tyle kobiót w zastęp-
stwie swych mężów. U Kuczuk Tobuklińców, widzie-
liśmy tylko jedną; u Mumbetejów dwie : tu naliczyłem
ich dziesiątek. Wszystkie obszarpane, w łachmanach ,
i jedna brzydsza od drugiój. Jakaż przyczyna tego
zastępstwa? Oto, jak Wiktor i tłumacze utrzymują, że
mężulkowie są na swojćj wyprawie przemysłowej ; bo
gdyby byli w domu, nie zaniedbaliby przyjechać, jeżeli
nie dla popisu, to dla przyjemności zjazdu, gdzie
można pogawronić na ludzi, pogawędzić, a czasem i
pożywić się jakićmi ochłapami.
Kirgizy bawiący się kradzieżą koni, nabierają takiój
namiętności do tego rzemiosła, że często, nie mając na
czóm wyjechać w step, pożyczają konia, z warunkiem,
że za powrotem dadzą tyle a tyle sztuk zdobytych.
Zdarza się, że nadzieja zawodzi, i przedsiębierca obie-
cawszy pożyczającemu dwa konie, przyprowadza tylko
jednego ; musi więc i tego oddać, a za drugiego odra-
biać. Skradzione konie, jeśli trudno je ukryć, idą pod
nóż, na zachowanie w kazach, to jest w kiełbasach.
Nigdzie też nie widać tyle kiełbas końskich , co u Ta-
raklińców.
Digitized by
Google
^9 SIEBPNIA. 249
straszono nas oddawna złómi wodami, ale dotąd nie
możemy się jeszcze na to użalać. Pod bokiem mamy
studnię, w którój woda, mianowicie do herbaty, do-
bra.
O zachodzie słońca, wdrapaliśmy się z Wiktorem na
najwyższy szczyt skały przyległc^j naszej jurcie. Prze-
pyszny widok na okolicę i rozsypane po nićj auły. Nad
głowami naszómi krążył ogromny jastrząb, jak gdyby
robił przegląd doliny. W dali sterczą góry Kokcze-
tau, Myziech, i ów Tołpar, tak nazwany od imienia
rumaka Azret-sułtana, który zostawił na płaskim i ska-
listym jego wierzchołku ślady swych kopyt. Wołostny
nasz mówił, że śladów tych, bardzo wyraźnych, jest
do czterdziestu. Nazwisko zaś ^ górze miał dać Abłaj-
chan.
Gdyby tu przyprowadzić jakiego Europejczyka, oso-
bliwie właściciela stada, i postawić gdzie jesteśmy,
niewątpliwieby zawołał : « Co za step jałowy ! Moje
koniki pozdychałyby tutaj z głodu. » A jednak ta do-
lina, na pierwszy rzut oka tak sucha i naga, pokryta
jest kupkami drobnćj trawy, zwanśj bitege^ którą Kir-
gizy wielce cenią i konie ich bardzo lubią.
Zapaliwszy cygara, dłiigośmy rozmawiali o naszćj
młodości, o rodzinnych stronach, o zwyczajach i przy-
jemnościach naszego domowego życia. Wieczór był
chłodny i taka cichość panowała, iż zdawało się, że
cała natura wymarła. Tęskno... wspomnienia prędko
bledną bez oświecającego je promyka nadziei...
Digitized by
Google
250 WYJĄTKI Z D7.IENN1KA PODRÓŻY.
20 sierpnia. ^
Około południa, cliodziłem zwiedzić okolice nad
rzeczkę. Płynie ona chyba na wiosnę, teraz w jśj
łożysku stoję, tylko rzędem małe jeziorka i kałuże,
rzadko które połę.czone z sobę strumykiem. Ptastwa
żadnego nie widziałem ; jakiś tylko mały, błękitny pta-
szek, musnął po wodzie i w step poleciał : nie mogłem
go już odszukać i przypatrzyć się mu lepiej. W aułacli
wszystkie bez wyjątku jurty czarne, stare, obszarpane;
w wielu jednak zatknięta pika — dowód rycerstwa,
ograniczającego się na skradzeniu jakiego konia. Przy
jednej jurcie kobiśty tkały szerokie taśmy : za krosnami
siedziała dość ładna dziewczyna w pół naga, i za mo-
jem nadejściem nie pomyśliła nawet o zakryciu swych
wdzięków. Przypomniały mi się Otaitki i mieszkanki
wszystkich wysp oceanu Spokojnego , gdzie płeć piękna
takź:e żyje sobie au naturel. Chociaż one zgoła nie maję.
odzienia i nie zhaję ani kumysu ani ajranu, sędzęc
jednak z tego co Dumont-d'Urville powiada, zdaje się
że byt ich przyjemniejszy niżeli Kirgizek.
Od dni kilkunastu zaczęliśmy pijać przed obiadem
po trochu wódki. Gdy się szczupły zapas naszej skoń-
czył, Wiktor przypomniał, że ma hlaczek chińskićj,
przywiezionej z okolic Czuguczaku; zaprobowaliśmy
jśj dzisiaj : od czwartej części kieliszka zawróciło mi
się w głowie, zresztą dość smaczna.
Kuchmistrz nasz wczoraj zachorował : Wiktor dał
Digitized by
Google
^0-21 SIERPNIA. 251
mu na womity, i dziś zdrów zupełnie. Zapytaliśmy go,
co za przyczyna choroby, czy nie obżarstwo? — « Nie
— odpowiedział : — staroje serdce. » Niechże odga-
dnie najbieglejszy doktor jaka to choroba. O ! gdyby
to można było tak za pomoce emetyku albo oliwy
rycyńskićj odmładzać stare serca.
Wielu z Kirgizów nie ma ani wyobrażenia o Dzin-
gischanie. Wołostny nasz, gdym go pytał gdzie on
umarł, myślił że mówię o Jursunie Czyngisewie, ojcu
byłego starszego sułtana; o nim samym zaś nic nie
wie. Zapytałem go, czy wie przynajmniej kto był pro-
toplastą Tarakli, odpowiedział : « Tam, tam, tam da-
leko... kto go wie!... wiem tylko, że my Argyny. »
21 sierpnia.
W nocy deszcz z wiatrem, psy głodne zaglądały
często do naszej jurty, budziłem się kilka razy i zawsze
słyszałem jednotonny śpiew pastucha.
Kirgizy liczą czas, od chwili przywiązywania lub
spuszczania źrebiąt. Zrana o dziesiątej, przywiązuje
się źrebię krótko, żeby nie ssało klaczy, którą tymcza-
sem doją : u bogatszych trzy, u uboższych pięć, sześć
i więcśj razy ; za każdym razem klacz daje po dobrej
czaszce gęstego mleka, doi się zaś w Jcunek skórzany,
to jest tursuk z szyjką. O 6*J, lub późniój, wedle pory
roku, spuszcza się źrebię z uwięzi i razem z klaczą
idzie na paszę. Przybyli do nas wczoraj o 9^J wieczo-
Digitized by
Google
252 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODBÓŻY.
rem na przewodników Kirejewcy, mówili, że wyje-
chawszy po spuszczeniu źrebię,!, zrobili dwa kocze to
jest wiorst 40.
. Była już 10' gdyśmy opuszczali Taraklińców zupeł-
nie na czczo , bo oni sjdzę.c , że wyjedziemy o świcie,
nie dostarczyli barana. Wziąwszy więc w kieszeń jeden
piernik, który znalazł się niezapakowany, przewidy-
wałem smutne, perspektywę kłusowania z próżnym żo-
łądkiem przez długę, przestrzeń dwócli kirgizkich ko-
czów; ale przykre uczucie głodu wkrótce stłumiła
przyjemność ja^dy na dzielnym , jak śnieg białym ru-
maku, którego nazwałem orłem białym. Nie umiem
sobie tego wy tłuniaczyć , ale to jest fakt , którego do-
świadczyłem kilkanaście razy, że ilekroć zdarzy mi się
w stepie kłusować na dobrym koniu, zawsze czuję
jakąś nieopisaną radość, zbliżającą się prawie do uczu-
cia szczęścia : wpadam w najlepszy łiumor, śpiewam,
serce mi się rozgrzewa, z rozrzewnieniem wspominam
całą moją rodzinę, marzę jak we śnie lat młodszycli.
Droga szła przez sołońce, resztki byłego niegdyś
jeziora, którego znaczny cały zarys z odnogami, za-
chodzącemi pomiędzy niewysokie góry. Zwiedziwszy
sterczące opodal dwie kałmuckie mogiły, wjechaliśmy
w wąwóz zarosły karagajnikiem , tarnią i dziką różą.
Jagody tej ostatniśj tak bujne i przyjemnego smaku,
że kazawszy nazbierać ich po garści, odpędziliśmy głód
do reszty. Ledwo teraz dopiero pozbyliśmy się zgrai
psów , która szła za nami od aułów taraklińskich.
Z wąwozu wyjechaliśmy na dolinę przerżniętą rzeczką,
którą widzieliśmy u Taraklińców, a pokrytą kupkami
Digitized by
Google
ii SIERPNIA. 253
bitegi i piołunkiem tak mocnego zapachu , że siedzą.-
cym na koniu cdawało się jak gdybyśmy mieli go pod
nosem. Tu kilkanaście kaczek i pięć dropi ożywiło
głuchą pustynię. Nakoniec, przebywszy góry Dżyłtyn,
spuściliśmy się na uroczysko noszące ich imię, i stanę-
liśmy między wzgórzami u źródła Kaindy-su we włości
Kirejewskiój.
Pyszna jurta, bogate kobierce warte po wielbłądzie,
narodu huk, to wszystko bardzo przyjemne zrobiło na
nas wrażenie; głód tylko dokuczał, a baranina błysz-
czała jeszcze w dalekim widoku : w tóm wchodzi
Taszkiniec, handlujący w stepie od lat trzydziestu, a
do tutejszej włości przed niicsiącem przybyły ze swoim
towarem, który chcąc zaraz na wstępie uczcić Wi-
ktora, wnosi czajnik z herbatą, a w chustce uruk,
kiszmysz i bursak. Nie można było trafić lepićj w porę
z uprzejmą grzecznością. Rzuciliśmy się na jój sma-
czne owoce, i łyknąwszy po hauście chińskiój wóde-
czki, takeśmy się przekąskę posilili, że mogliśmy już
spokojnie wyglądać naszego obiadu.
Tymczasem przyszły i wielbłądy : roztasowaliśmy
się na ki1ko'^niowy pobyt i poszliśmy spać ; ale nie-
stety, ledwie z pół godziny mogliśmy zdrzemać, bo
wiatr, który już w stepie buszował, wybił nas ze snu.
Ledwieśmy wstali i zaczęli przechadzać się po naszym
obszernym stepowym salonie, wpadł ów młody buksa,
który u Baraka żalił się, że mu jakiś kolega jednego
ducha zabrał. Teraz przybiegł on ze skargą na sąd
bijów, w następnój sprawie. Siostra jego zaręczona
Kirgizowi z włości Kunanbaja, okazała się brzemienną,
Digitized by
Google
254 ' WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
a on, jako reprezentant rodziny (bo ojciec nie żyje),
skazany został za to na zapłacenie jjjinu młodemu,
zgadzającemu się ją wsiąść, aibu złożonego z dziesię-
ciu młodycłi koni, trojga źrebiąt dwulatków, jednego
wielbłąda z wielblądkiem i dziewięciu różnych sztuk
odzienia. Ma się rozumieć, że ta sprawa, jako osądzona
po kirgizku, nie mogła już podpadać pod juryzdykcyą
Wiktora, co się bardzo niepodobało obżałowanemu
bratu : powtarzał ciągle •. « Co ja winien temu, że się
ona zaprzyjaźniła z jakimś tłumaczem. )> Ma słuszność
nieborak, ale cóż począć, kiedy takie prawo kirgizkiego
Szerygatu. Mówiono mi nawet , że wedle tego prawa
należałoby się więcej, tylko Kunanbaj z tutejszym
wołostnym załatwiając rzecz w sposób polubowny,
przyznali jak najścislćj określony aib. W razie niemo-
żności zapłacenia takiej nawiązki przez głowę rodziny,
wszyscy krewni panny młodej muszą się nań składać.
Ku wieczorowi chodziliśmy oglądać okolicę naszego
aułu : małe wzgórza, wszystkie dzikim kamieniem na-
jeżone, w dolinie gęsto zarosłój trawą, źródło; widok
zacieśniony i smutny. Gdyby nie kilka aułów i trzody
baranów, byłby to obrazek Palestyny.
22 sierpnia.
Był u nas na herbacie Jusunbaj, tutejszy wołostny,
człowiek już w wieku. Dziwiło nas wczoraj, że zaraz
Digitized by
Google
i2 SIERPNIA. 255
za przybyciem nie byliśmy, jak zazwyczaj , napasto-
wani od natłoku Kirgizów, chociaż ich niemało widzie-
liśmy stojących i siedzę.cych na przyległych pagórkach.
Teraz się pokazało, że Jusunbaj im zalecił nie turbo-
wać Wiktora pośpiechem odwiedzin i dać mu wytchnąć
z drogi. Pierwszy to przykład takiój wyrozumiałości
w Kirgizie.
Do osobliwych wyjątków zapisać także muszę Kir-
giza z garbem. Przez cały ciąg naszćj podróży nie
spotkaliśmy takiego exemplarza, a Wiktor nawet po-
wiada, że pierwszy raz widzi garbatego w stepie.
Rzadko w którój włości znajduje się tłumacz, zkąd
wielka niedogodność ; a jeżeli w swojóm wędrownóm
krążeniu i zatrzyma się gdzie dłużój , to mały dla Kir-
gizów z niego użytek , gdyż najczęściej myśli tylko o
własnych zyskach, o chapcydensach za lada nabaz-
grany papier, nieraz nawet przeciw ich interesowi, co
pochodzi niekiedy ze złej woli, niekiedy zaś prosto
tylko z niedokładnej znajomości ducha ich mowy.
Mieliśmy dziś obiad, jakim się już oddawna nasze
żołądki nie cieszyły. Taszkiniec zgotował nam pyszny
pilaw z urukiem i kiszmyszem. Ten wyrdiz pilaw^ czyli
raczćj pilau^ jak go Kirgizy wymawiają, widać nie jest
powszechnie znany. Gdyśmy prosili Taszkińca żeby
nauczył naszego kuchmistrza sposobu przyrządzania
pilawu, nie wiedział o co rzecz idzie, i dopiero zrozu-
miał kiedyśmy mu powiedzieli : kurcz, to jest ryż.
Odebraliśmy listy z Omska. Miła to rzecz listy w ta-
kiśj pustyni, ale to niemiła, że przyszedł z nićmi rozkaz
jenerała, żebyśmy ułatwili jeszcze jeden interes w ba-
Digitized by
Google
256 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻr.
janaulskim okręgu, co może zabrać z miesiąc czasu i
dać nam skosztować zimy stepowej — kłaniam uni-
żenie !
Powietrze się zmieniło, a z odmianą powietrza i de-
peszą jeneralską przejmującą nas zimnem, zmienił się
nasz łiumor. Biódny Wiktor spodziewał się przynaj-
mniej w końcu października uścisnąć żonę i dzieci, a
tu nowe poruczenie Bóg wie jak na długo jeszcze od-
dali tę szczęśliwą chwilę; ja, cłiociaż nie zostawiłem
w Omsku ni żony ni dzieci, i rad byłem pożegnać go
na całe lato, jednak z przyjemnością marzyłem o po-
wrocie, obiecywałem sobie urządzić starannie moją
komnatkę , ustroić ją w pamiątki rodziny i przyjaciół,
wypocząć po trudacli tylomiesięcznćj podróży i zająć
się przywiedzeniem do ładu moicli notatek : teraz za-
miast tego wszystkiego, trzeba myślić o tem, jak naj-
skuteczniej zabezpieczyć się od zimna i nie stracić
zdrowia. O ! trzykroć przeklęty Karbyszewie ze swoim
Karangapem i całą sprawą, która nam tyle zmartwień
przyczynia.
U Kirgizów, jak to i Lewszyn pisze, władza rodzi-
ców nad dziećmi jest nieograniczona do pełnolecia :
ojciec może syna dać, darować, przedać; późnićj zaś
nie ma prawa bez wiedzy i zgody dzieci majątku zbyć,
ani raz im wydzielonego odebrać. Młodszy syn bierze
we dwoje od starszy cłi. Jeśli jest trzecłi synów, wtedy
majątek dzieli się na cztery części : jedna dla ojca, a
trzy dla nich ; ale najmłodszy sam tylko bierze w spad-
ku część ojcowską. Pamiątki zaszczytne, jak naprzy-
kład znaki honorowe od rządu, medale i t. d. oddają
Digitized by
Google
tt SIERPNIA. 257
się starszemu do przechowania na wieki w rodzinie.
Dzieci nieprawe musz^ poprzestać na tćm, co im ojciec
da za życia; lecz w razie nagłój jego śmierci, bije
przysądzają im wydział z pozostałości po nim, a jeśli
nie ma dzieci prawych, zabierają wszystko.
Tenże Lewszyn pisze, że nad brzegami Kara-kin-
giru miał być dworzec jednego z potomków Dżingis-
chana. Pytałem się tutejszych Kirgizów , ale nic o tćm
nie wiedzą; niektórzy tylko mówią, że Kara-kingir
podobno w akmollińskićm. Na mojćj glupiśj mappie
stepu, nic znaleść nie można. Mają tam być ruiny ;
jeśli tak jest rzeczywiście, to najpodobnićj że nad tą
rzeczką było i owe zagadkowe Karakorum.
Nieszczęście mnie prześladuje : nigdzie nie mogę
złapać owego sławnego buksy, co to ma nawskróś
przebijać się długim nożem i przez wierzch jurty wy-
latywać w powietrze. Spodziewałem się zastać go u
Taraklińców : wyjechał; przybywamy do Kirejewców :
wyjechał ! Lękam się żeby tak nie było i ze ślepą
dziewczyną poetką, którą zapowiadają nam u Tiulen-
gutowców; a żałowałbym, bo Chachłów cytował mi
kilka jśj wierszy, istotnie zasługujących na uwagę.
Kirejewcy byli niegdyś jednymi z najbogatszych,
ale ostatni upadek bydła okropnie ich podciął. Nie
ma u nich żadnych sułtanów : był jeden , lecz i ten
odkoczował z ich włości. Bardzo to nam na rękę, bo
przynajmniej w chwilach wolnych od zatrudnień, nie
musimy znosić natręctwa tej arystokracyi, która prze-
siaduje u nas dlatego tylko , żeby napić się herbaty i
zjeść kęs baraniny.
47
Digitized by
Google
258 WYJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Widać źe tutaj armiaczyna w wielkićj modzie, gdyż
cała prawie ludność ubrana w chałaty z tśj materyi.
Zaglądaliśmy kilku Kirgizom pod ich arakczyny : u
każdego prawie głęboka blizna na łbie, u niektórych
po kilka. Dziwna rzecz, jak oni mogą wytrzymywać
takie ciosy. Każdy, któregośmy tylko pytali o przy-
czynę rany, powiadał że w pogoni za barantarzami
dostał od nich tę pamiątkę; żaden zaś, ma się rozu-
miećy nie jeździł sam na barantę.
u timnite.
Noc była chłodna, spaliśmy jednak doskonale; tylko
kasker podkradający się do baranów, narobił hałasu,
który mię raz przebudził. Ranek pyszny, zdaje się
obiecywać stałą pogodę.
Przy herbacie rozmawialiśmy z Wiktorem o sposo-
bach polepszenia bytu Kirgizów. Są włości, po sześć i
dziesięć tysięcy mieszkańców liczące , w których nie-
masz nikogo , coby umiał czytać i utrzymywać ich
stosunki z prykazem : potrzeba żeby w każdej był
stały tłumacz, człowiek porządny, dobrze płatny, dla
którego należałoby domek wystawić. Potrzeba także
koniecznie, żeby włość każda miała felczera, umieją-
cego coś więcćj niżeli krew puścić i wezykatoryą przy-
łożyć, a opatrzonego w aptekę i mieszkanie na zimę.
Ospa, wenerya, febra, gorączki niezmiernie gubiące
ludność, szerzą się i grasują sobie teraz bez żadnćj
Digitized by
Google
23 SIERPNIA. 259
zawady. Kirgizy widząc skuteczność pomocy lekarskiej,
powoli zaczęliby pozbywać się swycłi uprzedzeń, na-
bierać wiary w medycynę, a odstrychać się od tych
szarlatanów buksów, mułłów, chodżów. Proste środki
wieleby dobrego zdziałały przy tej silnej i nieznarowio-
n^j naturze. Nie wzdragają się oni przyjmować le-
karstw z rąk kafyra (niewiernego), jeśli mają w nim
zaufanie : przecież tylekroć prosili o nie Wiktora, a
wiemy, że tacy lekarze^ jak naprzykład Sokoliński,
Jerzykowski , którzy delikatnćm obchodzeniem się z
nimi i bezinteresownością potrafiH zjednać ich ufność,
mieli zawsze u siebie pełno chorych przychodzących
po radę^ byli nawet wzywani i wożeni do miejsc odle-
głych. Zważywszy, że głównćm bogactwem Kirgizów
są stada i ti^zody, należałoby do każdśj włości przysłać
po kilka ogierów lepszej rasy ; możeby także z korzy-
ścią dało się zaprowadzić u nich bydło tybetańskie,
szczególnićj kozy i owce cienkowełniste. Dla lepszćj
administracyi, wypadałoby żeby ilbilanczy czylr woło-
stny, zarządzający tak znaczną ludnością, miał przy
sobie radę (sowiet), któraby wespół z nim zajmowała
się sprawami zależnymi od jego władzy ; sądownicza
zaś niechby została jak jest w ręku bijów. Widać że
obecny stan rzeczy musi być z wielu względów im nie-
dogodny, kiedy najrozumniejsi z pomiędzy ich nam
mówią : a Z tego że tu koczujemy, nie sądźcie żebyśmy
byli zadowoleni z waszych rządów i urzędników. O !
gdybyśmy wiedzieli, że gdziekolwiek na świecie jest
kątek ziemi zdolny nasze stada i trzody wyżywić,
wszyscybyśmy was rzucili ^ i aniby prochu po nas nie
Digitized by
Google
i60 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
zostało. » Narzekania te stały się już głosem powsze-
chnym, odzywają się w pieśniacli ludu. Ależ bo co to
za urzędnicy bywali tutaj ! Istni łupieżcy, barantarze.
Wiele spraw przechodziło przez moje ręce, z których
mogłem przekonać się co oni dokazywali. Nieraz aż
serce boli słuchając opowiadania jak się odbywały po-
pisy, które po kirgizku nazywają się sau^ co znaczy
także kawał mięsa. Każdy niemal z tych prokonsulów,
czynność mu poruczoną uważał tylko za środek zro-
bienia sobie majątku : przylatywał otoczony kozakami,
rzucał postrach na całe okoHce i nie przebierał w spo-
sobach zdzierstwa. Na jego rozkaz, tabuny i trzody
musiały ściągać się w jedno miejsce z koczowisk o 150
i więcćj wiorst odległych , zostawując po drodze ślady
nagłego pochodu : kobyły i krowy zrzucały, wielbłądy,
konie, owce padały; za skupieniem potćm ogromnego
natłoku, liczba trupa mnożyła się codzień z niedostatku
żywności i wody. Pan urzędnik kazał sobie płacić za
to, że sztuk upadłych za żywe nie rachował ; kazał so-
bie płacić zp. mniemane utajenie liczb istotnych i za
różne niby łaski, a potćm, żeby okazać się gorliwym
w służbie i nie być podejrzanym o wziatki, w oczach
Kirgizów napisał cyfry inne, a przybywszy do pry-
kazu podał inne. Ileż to obok tego trzeba było kosztu
na utrzymanie i uraczenie wysokiego gościa. Barany
przyprowadzane na kuchnią brakowano bez końca :
nie dlatego żeby jeden był tłustszy od drugiego, ale
żeby została po nim piękniejsza skóra, czarna lub ka-
sztanowata. W każdym razie ultima ratio była kamcza,
spadająca na plecy nietylko prostych Kirgizów, ale i
Digitized by
Google
23 SIERPNIA. 261
dostojników, wołostnych i starszyn. Jeden z tych gro-
źnych władzców 5 dostał nawet tytuł : Kamcza-major,
i dot^d słynie pod tśm imieniem.
Kirgizy tak sc nieprzyzwyczajeni do ludzkiego ob-
chodzenia się z nimi i sprawiedliwości, że nie mogąc
pojąć postępowania Wiktora , pytali wczoraj Amał-
dyka : « Powiedz nam, czy to on żartuje, czy istotnie
jest dla nas tak dobry. Pierwszy to taki urzędnik -ros-
syjski : nie krzyczy, nie łaje, nie stawi przy swojój
jurcie kozaków z kamczami żeby nas odpędzali. Ina-
czej robił ten, ów, tamten. 'Od czasu jak wyszliśmy
z łona matek , . nie widzieliśmy, nie słyszeliśmy, ani
wyobrażaliśmy sobie takiego urzędnika rossyjskiego. »
Przybył do nas z Karauł-kambarańskićj włości Dża-
pałak, znakomity niegdyś batyr, człowiek już w wie-
ku : twarz patryarchalna , oczy niezmiernie ogniste,
wspaniała broda biała. Wszedł on do naszój jurty kie-
dyśmy odpoczywali, i zapewne zwiedziony widokiem
kobierca rozwieszonego nad mojóm łóżkiem dla zasłony
od ciągu powietrza, wziął mnie za Wiktora ; ten zaś
powiedział mi żebym go przez czas niejaki nie wywo-
dził z błędu. Zapytałem więc : « Cóż tam u was mó-
wią o mnie ? » — « O tobie, rzekł, mówią dobrze, ale
Asesor^ to nam duszę wyciągnął. »
Coraz bardziej przekonywam się, że Kirgizy mają
wielkie zdolności umysłowe. Co za łatwość mówienia !
Jak umieją każdy swój interes objaśnić i zbijać zręcznie
zarzuty przeciwnika ! U dzieci nawet umysł rozwija się
bardzo prędko. Dziś kiedym był zajęty robotą^ jeden
malec, syn tutejszego bogacza, ciągle siedział przy
Digitized by
Google
H% WYJĄTEI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
mnie i zaglądał w księgę. Ciekawy byłem na c^im się
to skończy ; aż nareszcie poprosił mię o pióro i napi*
sał cóś po tatarsku, napokazanie że i on umie pisać.
Bardzo go uszczęśliwiła moja pocłiwała tćj jego umie-
jętności ; ale kupiłem sobie bićdę : odtąd jeszcze bar-
dziej zaczął opierać się o moje łóżko, trącać mię w
łokieć, i jak lis do kurnika wtykać swój mongolski
nosek w moje pisanie. Dowiedziałem się od niego, że
w tych dniach sprowadza do siebie żonę, a małżeń-
stwo nietylko jest ratum, ale i eonsumatum. Cóż było
robić z tak uczonym i żonatym malcem, używającym
razem wszystkich praw rozpieszczonego dziecka? Po-
zbyłem się go jednym pistonkiem. Nie tyle się zląkł
wystrzału, ile się przeraził, gdym powiedział, że to tru-
cizna : zbladł i źle mu się zrobiło*
Kirgizy miewają czasem szczególniejsze nazwiska :
dawnićj potkaliśmy Pułkownika, a dziś był przed
nami jeden Kapitan, drugi Jesak , treeci Pan. Skoro
tylko przyszła kolćj popisu na auł niejakiego Czur-
czuta, starca, tx)gacza, będącego w śmiertelnćj niena-
wiści z wolostnym , wszyscy prawie jego podwładni
wznieśli głos przeciw niemu, że ich ciemięży i że ro-
dzina jego, chociaż bogatsza od innych, do żadnych
powinności nie chce należeć, Czurczut (co znaczy Chiń-
czyk) nie szczędził także wyrzutów i prosił o przyłą-
czenie go do inn^j włości. Gdy Wiktor uczynił zadość
obu stronom , przenosząc wielmożnego Czurczuta do
włości starszego sułtana, rozległ się gromko dzięk-
czynny kułduk za ten wymiar sprawiedliwości ; a byli
podwładni Czurczutowi, obrócili się z prośbą ku dru«^
Digitized by
Google
23 SIERPNIA. 263
giemu starszynie, imieniem Pan, żeby ich raczył przy-
jąć pod swoją zwierzchność. Ten pan Pan musi być u
nich wielce popularnym, bo gdy się zgodził na żąda-
nie, okazali żywą radość, i dziękowali mu zdejmując
nietylko czapki ale i arakczyny;
Po obiedzie, przyjechali Tiulengutowcy dowiedzieć
się kiedy będziemy u nich. Po zwykłych przywitaniach,
tutejszy ilbilanczy Jusunbaj, tak im rekomendował
Wiktora : « Dawno już zostajemy pod rządem Padszy,
ale dotychczas nie widzieliśmy jego człowieka — wszy-
scy, których nam dotąd przysyłał, nie byli to ludzie. »
— Wiktor mu na to s « Cłiwalicie mię teraz w oczy, a
potem może powiecie to samo co o Asesorze. » — « O !
nie bój się. Asesor duszy nam nawet nie zostawił, a
ty trzeci dzień jesteś u nas, i czy zrobiłeś komu jaką
krzywdę. Gadasz z nami, śmiejesz się, żartujesz, jak
gdyby nasz ziomek. Naród koło twojśj jurty krzyczy,
kłóci się, spać -ci może nie daje, a ty nie każesz koza-
kom rozpędzać kamczami. Od czasu naszego wejścia
pod rządy Padszy, nie jedna już przeminęła wiosna,
niejedno lato, nie jedna jesień i zima, ale tak miłego,
łagodnego, spokojnego lata nigdyśmy jeszcze nie mieli.
Tyś nam je przyniósł z sobą. Ty jesteś naszćm jasnćm
słońcem. Tyś nam kazał przykoczować bliżój do Tara-
klińców : myśmy twego rozkazu nie spełnili, bo tam
nie było wody; lękaliśmy się twego gniewu, a ty ,za
przybyciem wszedłszy w rzecz , ani przykrego słowa
nam nie rzekłeś. Jakżeż nie mamy cię chwalić ! Kie-
dyśmy byli nad Lepsą, któż nam był ojcem i matką,
jeżeli nie ty? Byliśmy tam n 8woicłi, a oni nas nie kar-
Digitized by
Google
264 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODBÓŻY.
mili i nie poili ; jurta zaś twoja stalą dla nas otworem:
w niśj mieliśmy i kumys, i herbatę, i przytułek. »
Chodziliśmy na przechadzkę i nawiedziliśmy koczu-
jący kram Taszkińca. Oprócz mat nic więcój nie miai :
wozi z sobą dżołomiej czyli kosz. Dama jakaś, ciekawa
nas widzieć, pod pozorem kupna przyszła do kosza.
Były z nią dwie jej siostry : jedna podrostek, druga
dziecko z pięknćmi oczami. Kiedyśmy potraktowali je
urukiem, dama przyjęła śmiało, a starsza z dziewcząt,
w koszuli i o kilku kruczych kosach, zakrywszy twarz
dłonią i odwracając głowę, wyciągnęła drugą rączkę.
Przy rozejściu się dama ścisnęła Wiktora za rękę,
w dowód zadowolenia, a może gotowości służenia mu
swćmi wdziękan^i, które są dość passables.
Dla Kirgizów wielki wstyd, gdy kto włość ich opu-
szcza i przenosi się do drugićj, bo to znak, że z nimi
żyć nie mógł. Jusunbaj i niektórzy ze znakomitszych
Kirejewców , prosili przeto przybyłych Tiulengulow-
ców, żeby pojechali do Czurczuta i starali się odwieść
go od przenosin , chociaż to człowiek tak im uciążliwy.
Tiulengutowcy uczynili co im obyczaj nakazywał, ale
Czurczut nie dał się ubłagać.
24 sierpnia.
Gotowanie jedzenia do kobiót nie należy; a jeśli
czasem ten honor je spotyka, to biorą się z wielką
Digitized by
Google
24 SIERPNIA. 265
obawą, bo byleby w czóm mężowi niedogodziły, kam-
cza w robocie. Ich obowiązkiem, ogień rozłożyć, kasan
wyczyścić i, mięso przygotować ; potom mężczyźni sami
gotują, i zgotowawszy, sami obsiadają misę, a bió-
dnym kobiśtom ledwo się kosteczki dostają, i to jednśj
tylko bajbicze. Są one wszakże litościwsze od męż-
czyzn. Jeńcy, którzy byli u Kirgizów w niewoli, opo-
wiadali Wiktorowi, że kiedy leżąc związani, nie mogli
u mężczyzn doprosić się kawałka krutu lub kropli
wody, kobićty ukradkiem dawały im jeść i pić, a
wstając w nocy, żeby mężowie nie widzieli, przynosiły
im kumys. Po śmierci mężów nie bardzo się one smu-
cą : krzyk żałosny jaki zwykle wydają za przybyciem
każdego obcego człowieka, na oznakę nieutulonój bo-
leści po stracie, jest tylko dopełnieniem obowiązku.
Wiktor raz odwiedził wdowę po zmarłym wielkim
swoim przyjacielu, drugiego dnia jćj żałoby, Natycłi-
miast zawrzeszczała że aż się jurta zatrzęsła, ale do-
pełni wszy tój formalności, przybrała postać zupełnie
spokojną i zaraz mu powiedziała, że brat męża clice
ją zaślubić, ona zaś woli pójść za kogo innego. Kobićta,
jeśli kto z godnych uszanowania znajdzie się w jurcie,
powinna siedzieć i na podniesionym prawśm kolanie
trzymając oparty łokieć, ręką dotykać swój skroni.
Takiómże dotknięciem skroni powinna uszanować każ-
dego z wyższych i starszych, gdy spotka prowadząc
wielbłąda albo jadąc konno.
Dostaliśmy psa imieniem Kilahoj. Nazwiska psów
bywają : Majnak, Ak-majnak, Czułak, Ak-czułak,
Kara-czułak, Dżybdajak, Kaska-basz^ Dżyf-kujan.
Digitized by
Google
t6S WYJĄTKI Z DIIBrtNIIA PODRÓŻY.
Ilbilanczy widzęc że naszego Kilahoja karmimy, rzekł :
(* Nie dawajcie mu dużo jeść, bo jutro nie będzie jadł. »
Tak oni troskliwi o umiarkowanie psiego apetytu, ale
ze swoim wcale się nie miarkują. Wczoraj rozpoczęli
swój post, uraza : cały dzień nie jedzą i kumysu nawet
nie piją, ale w nocy wynagradzają sobie. Był dziś u
nas jakiś Chodża : gdy Wiktor zapraszał go do bara-
niny, odpowiedział : « Już ja moje usta zamknąłem. »
Nie wszyscy jednego dnia robią to zamknięcie : reli-
gijniejsi zawczoraj już suszyli, inni dzisiaj jeszcze mają
usta niezamknięte, zwłaszcza ci, którzy nie chcą stracić
zręczności zjedzenia u nas barana i wypicia łierbaty.
Pogoda zmienna, deszcz kilką nawrotami, wietrzno i
chłodno. Skończyliśmy robotę ; jutro wyjeżdżamy zfcąd
do Tiulengutowców.
M titrtiiia.
Po ulewnym deszczu w nocy, rozpogodziło się zrana.
Wyjechaliśmy o pół do 8^J . Czas był prześliczny, grunt
tylko rozmokły psuł przyjemność podróży. Koń mój,
chociaż niezrównanój doskonałości inochodziec, utyks^
się często, raz nawet biegąc z góry, przypadł na ko-
lana i o mało mię nie zrzucił. Jechaliśmy bardzo
prędko, przelecieliśmy drogę jeneralską, wiodącą z
Karkarałów do Ajaguzy, na którćj stały dawnićj pi-
kiety, przebiegliśmy okolicę górzystą i we cztery go-
Digitized by
Google
25 SIERPNIA. 9tT
dżiny stanęliśmy u Tiulengułowców na uroczysku
zwaniem Kuksakdenbui albo Uzuny. Przyjął nas ich
ilbilanczy, Chudajmenła sułtan, który zaraz na wstępie,
na wzmiankę o Asesorze wykrzyknął : « Oby on prze-
padł ztąd na dziewiątej ziemi ! »
dysząc oddawna , że w tutejszej włości znajduje się
ślepa dziewczyna improwizatorka , przedewszystkióm
byliśmy ciekawi ją poznać, i pan sułtan natycłimiast
jc sprowadził. Nazywa się ona Dżazyk, nie widzi od
urodzenia, liczy sobie lat dwadzieścia, cliociaż wygląda
na więcej i rzeczywiście podobno ma dwadzieścia
dziewięć; twarzy dość przyjemnćj, nieco ospowata,
wyróżowana. Poprosiwszy o kumys, zaczęła swoje
śpiewy od tego : a Wezwana przez Buleke (półko-
wnika), stawię się z radością by opiewać czasy jego
błogie dfa nas, nie takie jak Asesora, który niecłi będzie
trzykroć przeklęty. Co tylko umiem wszystko zaśpie-
wam, ale proszę o względ, że przyszedłszy na świat
ciemna i przez dwadzieścia lat niemająca ulgi w mojóm
nieszczęściu, nie mogę tak śpiewać jak drudzy. Gdyby
nie ta kara Boska, nie byłabym gorszę od innycłi... »
Prosiliśmy jej żeby nam zaśpiewała « Ałatau-den-
su » pieśń opowiadającą czasowy pobyt jej rodu w
górach Ałatauskich. Zaśpiewała więc jak następuje :
« Od wieków zajmowaliśmy tutejsze ziemie, ziemie
najlepsze w świecie, bo nigdzie niemasz takiego po-
wietrza, takiej wody, takich pastwisk jak w naszej
Karkarąlińskiej krainie; nigdzie takich stad koni,
bydła i baranów, takich kierkej (kóz) cienkowełni-
stych, takiego kumysu.
Digitized by
Google
268 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
« Żyliśmy wolni , spokojni , niezależni od nikogo,
pod rządem własnych naszych bijów. Ale sułtani za-
częli nas ciemiężyć : jadły nas te kaskery (wilki),
coraz większe nakładając podatki. Czon nie dozwalał
im gnębić biódnego ludu i nawet był ich wypędził z
Bajan-aulskiój ziemi ; lecz Czon umarł , a sułtani chcąc
nas zdzierać i spodziewając się tóm łatwiśj ugiąć, po-
częli porozumiewać się z Urusami, i olśnieni blaskiem
ich złota^ zaprzedali im nas niewinnych.
« Urusy zbudowali sobie miasto w Karkaralińskich
górach, zabrali nam najlepsze miejsca na swoje pikiety,
i postawili w nich ludzi złych, dla trzymania nas w pod-
daństwie. Wielbłądy nasze musiały zwłóczyć belki
sosnowe na ich budowle. Żeby nałożyć jesak, liczyli
nasze konie, bydło i barany. Gdzie wisiał ogon koński,
zapisali konia; na kim postrzegli łachman* kożucha,
nie chcieli wierzyć że nie ma ukrytych owiec. A Dża-
mantaj, ten chciwiec bogactw niesyty, jeszcze poma-
gał do gnębienia nas...
« Do żywego dojęci uciskiem, nie mogliśmy wytrzy-
mać w naszćj ukochanój ziemi. Powoli, powoli oddala-
liśmy się od niej, i drogą zalaną naszemi łzami zaszli-
śmy aż w Ała-tau, w smutną krainę naszego wygnania,
bo tam wszystko inaczój : i powietrze mgliste ; i góry
tak wysokie a strome, że często z nich ludzie i konie
w przepaść padają ; i wody gwałtowne ; i zły owad
biju (tarantuła),. który gdy ukąsi,' człowiek wrzeszczy
jak wielbłąd ; i zły kumys ; i zła pasza ; i gorszy nad
wszystko, drapieżny sąsiad Sadyr-Mataj, który codzień
nam dokuczał.
Digitized by
Google
i5 SIERPNIA. t^^
« Żyliśmy tam, iecz ciągle wzdychaliśmy i tęskni-
liśmy do naszój Karkaralińskiej ziemi. Żal po niśj zmu-
sił nas do powrotu, bo nigdzie niemasz takiego powie-
trza, takiój wody, takiej paszy, i t. d. »
Dulcis humus patńce ! ^
Poetka nasza jest śmiała : na wszystko odpowiada
rozsądnie, z uprzejmym uśmiechem. Kiedyśmy zapy-
tali, kto ją nauczył śpiewać , rzekła : « Bóg mnie upo-
śledził, ale dał mi ducha ; on mi wynagradza kalectwo ,
nim natchniona śpiewam. » Piła z nami herbatę^ co
j6j dozwolono jako nieszczęśliwej, gdy tymczasem nikt,
ani sułtan, nie śmiał złamać postu i tknąć się podanój
filiżanki. Po herbacie śpiewała znowu :
« Ja ślepa, upośledzona, losem moim znękana, przy-
chodzę przed oblicze wysokićj osoby i blasku jego wi-
dzieć nie mogę. Nie mogę widzieć twśj jasnej twarzy,
Buleke ! bo mi Bóg oczu nie dał ; ale mam słuch i czu-
cie. Słyszę głos narodu, żeś wielki, rozumny, sprawie-
dliwy, łaskawy, opiekun biódnych i uciśnionych.
Śmiało zbliżam się do ciebie, wchodzę do twojej jurty
jak pióro do kałamarza, siadam przy tobie, boś ty nie-
dorównany między Urusami ! Przybyłeś spisywać nasz
naród i kłaść liczbę naszego bydła. Przybyłeś, a na
spotkanie twoje wybiegło wszystko : starcy, kobiety i
dzieci. Nie tak było kiedy przyjeżdżał trzykroć trzy
razy przeklęty Asesor : wszystko się przed nim kryło i
uciekało. On n^am przynosił smutek i łzy ; ty przyno-
sisz wesele i radość. Sprawiedliwy człowieku, postępuj
z nami jak postępowałeś z innymi : głos narodu doj-
dzie uszu Boga, Bóg cię na tśj ziemi uszczęśhwi
Digitized by
Google
f70 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
dziećmi, majątkiem, a na tamtym świecie przygotuje
wielką, wspaniałą komnatę dla twego odpoczynku.
Nie n:am ja oczu, nie widzę światła Boskiego, lecz ser-
cem wymodlę błogosławieństwo Boże dla ciebie. Ase-
sor przeklęty od całego narodu, nie będzie miał snu
spokojnego, pomyślnej drogi, łzy nasze pociekną za
nim wszędy, usclinie on i zginie ; ty, błogosławiony
przez cały naród, szczęśliwie odbędziesz twą podróż,
wrócisz na łono twśj żony, uścisniesz twe dziatki. O
Buleke ! bądź zdrów i niecti wszystko tak się stanie jak
sobie życzysz ! »
Na zapytanie, czy nie zaśpiewa nam czego o Kene-
sarym, odpowiedziała, że jeszcze nie ułożyła żadnśj
pieśni o nim ; ale zdaje się że skłamała, bo jak widać
było, starszyna kirgizka ostrzegała ją po cichu żeby
nie wyjeżdżała na plac ze wszystkiemi swemi pieśniami
dotyczącemi Rossyan, zwłaszcza gdy postrzegli, fce
sztrofy o Dżamantaju poczęliśmy spisywać. Wywołali
ją nawet za jurtę i tam jej cóś gadali.
Uradowana z naszego przyjęcia i wynagrodzona,
wyćłiodząc improwizowała jeszcze pożegnanie. Nas
także niemało zajął jśj talent. Wszystkie jśj pieśni i
improwizacye są rymowane. Widać wielką łatwość
władania swoją mową, a w głosie przebija się jakaś
dziwna czułość , właściwa tylko kobiecie. Słuchałem
jej ze wzruszeniem, jakiegoby mi nie sprawił śpiew
najsławniejszej prima-donny. Wściekałem się na moją
nieznajomość kirgizkiego języka, tćm bardzićj, że nasi
tłumacze nie są w stanie schwycić i oddać piękności
wyr^iżeń poetycznych. Im nawet pieśni Dśazyki wydają
Digitized by
Google
S5 SIE&PNIA. ^74
się w ogóle zagmatwane i niejasne; ale cóż można
wymagać od ludzi, którzy nigdy nie czytają. I oni je-
dnak przyznają, że wyraża swoje myśli bardzo mocno i
czule, a co osobliwsza że w. rymach.
Sułtani zaraz nam dali dowód charakteru, w jakim
ich poezya przedstawia. Skoro przyszło do popisu, za
przyrzeczenie że im tyle zapiszemy ile powiedzą, obie-
cali nam dopilnować ścisłe innych ; prosili tylko, żeby
nie dozwolić Kirgizom słyszeć, jakie oni będą podawali
Ucaby. Cóż daiwnego że naród ich tak nie lubi, kiedy
ci arystokraci wszędzie i zawsze dbają tylko o siebie.
Nareszcie choć w t^j włości znaleźliśmy buksę. Posła-
liśmy więc po niego późno wieczorem i stawił się
wkrótce ze swoją kobzą. Gdy stroił ten instrument, a
stojący wokoło Kirgizy zachwalali jego umiejętność,
rzekł : « Nie chwalcie mnie, bo szatan nie przyjdzie. »
Wiktor powiedział mu żeby « pobuksił » jak i kiedy
skończymy naszą podróż. Zaczął tedy rzępolić i w dłu-
gim, coraz głośniejszym, a tak niesłychanie szybkim
śpiewie , że nie wiem jak mu język zdołał nastarczyć
obrotu, wzywał różnych bogów, świętych i aniołów,
między którymi figurowali Izrael i Gabryel. Przy tym
śpiewie ruszał ramionami, odstawiał przed siebie kobzę
ustrojoną w brzękadełka, a nakoniec, pchnąwszy się
niby w brzuch nożem, przewrócił się kilka razy po jur-
cie i rzekł, że wszystko pójdzie jak najlepićj i za cztćry
dni otrzymamy rozkaz kończyć czśmprędeej robotę.
Prosiliśmy go potćm, żeby nam pokazał jaką sztukę,
żeby naprzykład wyleciał przez czeharak. Na to pokrę-
cił głową i odpowiedział : <( diok, » to jest że tego nie
Digitized by
Google
iii WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
umie, ale dodał : « Dajcie mi sto nożów (zapewne bę-
dąc pewnym, że tyle się u nas nie znajdzie), a ja poi-
gram niemi. Zebraliśmy naprędce cztóry noże, które
on położywszy sobie na plecach, kazał obwiązać się
pasem, i tak spowity tarzał się po całej jurcie, a potom
wydobywszy je z pod obwięzki, wbijał sobie w ciało
tak nieszkodliwie, że ani kropla krwi nie popłynęła.
Widząc że partacz , poszedłem spać ; ale postać tego
szarlatana w czerwonej czapce i z kozią bródką, jego
dzika muzyka i śpiew djabelski, jurta oświecona mdłym
płomykiem świśczki, cały ten piekielny obrazek, pow-
tarzał mi się we śnie i męczył jak marzenie gorącz-
kowe.
26 sierpnia.
Wstałem o 7^ z bólem głowy. Dzień piękny. Oko-
lica nasza jest ogromną równiną, zarosłą długiemi po-
wojami i drobną trawą ; woda gdzieniegdzie w niższych
miejscach, ale niedobra : cała ta płaszczyzna musiała
być dnem jeziora, bo i namuł gliniasty wyraźny. Wi-
dokręg w kilkunastu punktach zakreślają górki, z któ-
rych największa nazywa się Temir-czy, to jest żelazna^
chociaż wyraz ten dosłownie znaczy kowal. W j(5j ska-
listych, ostro jeżących się wierzchołkach mieszkają ar-
chory. Pierwszy raz widziałem tu u Tiulengutowców,
łyżki z rozparzonego rogu archora, służące do nalewa-
Digitized by
Google
26 SIERPNIA. t73
Ilia kumysu z wielkich czasz drewnianych do maJych
czaszek. W tych stronach daj j się już widzieć kułany,
czyli dzikie konie. Kirgizy bardzo cenij ich skóry, wy-
wożę ich wiele do Taszkinii, gdzie sc dobrze płacone,
a u siebie robię z nich saby, tlómoki i różne rzeczy ;
mianowicie zaś wyprawiają na swoje kalosze zielonego
koloru w jaszczur, który nadaje się posypując rozmięk-
czoną skórę prosem i przyciskając ciężarem. Młody ku-
łąn, jak tylko się urodzi, może już biedź za matką. Zła-
pany i przyprowadzony pod kobyłę domową, chociaż
ją ssie i ta przyjmuje go za swoje dziecko, pasie się
jednak opodal od innych , i skoro tylko cokolwiek po-
drośnie, drapie w step na swobodę. Koń swojski zabłą-
kfiwszy się czasem pomiędzy kułany, dziczeje. Chętnie
one dają mu współoby watelstwo , jeżeli nawet ma pęta
na nogach, to je rozgryzają. Stada ich składają się nie-
kiedy z tysiąców, i gdzie są zasiewy, robią wielkie
szkody : tego lata wyjadły pszenicę Tiulengutowcom.
Jeden starszyna opowiadał, że Asesor bawił tu dni
dziewiętnaście i przez ten czas zjadł 150 baranów; do-
kazywał przytśm niesłychanych rzeczy. Kiedy odjeż-
dżał, przeprowadzali go chcąc nie chcąc, ze strachu.
Przy pożegnaniu odezwał się : « No, powinniście być
kontenci ze mnie : nic wam złego nie zrobiłem ; a spo-
dziewam się, macie to za szczęście, że tak długo u was
gościłem. » Kirgizy zdobywszy się na odwagę, odpo-
wiedzieli mu : « Cóż chcesz żebyśmy ci w oczy mó-
wili; ale skoro się ztąd oddalisz, bądź pewien, że
krzywdy nasze zostaną nam w pamięci , i ślady twoje
przeklniemy. » Zamilkł i poleciał cwałem.
48
Digitized by
Google
274 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻr.
27 sierpnia.
Wczoraj, niedoczekawszy się poczty, naktórój spot-
kanie chodziliśmy ze dwie wiorsty, położyliśmy się o
9^, i nic do siebie nie mówigc, zasnęliśmy smutni*
Dziś odebraliśmy pocieszaję.c& wiadomość, że poczta
przeszła już przez Rarkarały, a zatćm może jeszcze
przed noc^ odeszła nam Kirejewcy, co dla nas wiezie.
Otrzymujemy zażalenia na Czurczuta, który oddala-
jąc się od Rirejewców, różne brewerye porobił : tym
co nie chcieli z nim iść, pozabierał wielbłądy, a kiedy
jeden z nich udał się do niego po swojego wielbłąda,
kazał go uwięzić jako złodzieja; miał nawet uderzyć
po koniu Jusunbaja, gdy ten pojechał mu perswado-
wać, żeby się opamiętał i niewinnych nie krzywdził.
Ci bogacze stepowi, ufni w swój majątek, obchodzą
się z ubogimi jak sami chcą.
Przyszedł jakiś młody pastuch skarżyć się na swego
pana, że mu urżnął-, kawałek ucha i łeb przeciął. Nie
liczy on na sprawiedliwość kirgizkićj władzy i po-
wiada, że chociaż teraz, póki my tu jesteśmy, przy-
rzeka upomnieć się o jego krzywdę, to po wyjeździe
naszym, jeszcze go wyszturchają za skargę. Do uszu,
jak widzę, mają oni szczególniejszą skłonność : często
one figurują w sprawach, które rozpatrywałem. Wiktor
powiadał, że kiedy był na wyprawie z Manzurowem,
Digitized by
Google
57-28 siEBPNiA. 275
przyprowadzono raz do obozu kilku Kirgizów złapanych
z ich przedniój straży. Razem z jenerałem i jego szta-
bem, otoczyli ich dla przypatrzenia się Kirgizy, znaj-
dujący się przy Rossy anach jako przewodnicy. Wtćm
nagle jeden z przewodników, dobywa nożyk, rzuca się
na jednego z jeńców, i urżnąwszy mu ucho, poczyna
je gryźć zębami. Zdumiony jenerał, kazał go wstrzy-
mać, i zapytał co to znaczy. « O ineine sigein ! — za-
wołał sprawca — to bor (złodziśj) : on wtedy a wtedy
ukradł u mnie dziesięć koni ; ja go teraz poznałem. »
Ucho schował do kadby i odszedł zadowolony.
' O południu było ciepła i nawet gorąco, wieczorem
przejmujące zimno. Już noc : poczty jak niemasz tak
niemasz, a jutro o świtaniu trzeba ztąd wyjechać.
28 sierpnia.
Noc była nieznośnie zimna, ranek nie lepszy : wiatr
słotny buszował po otworzystój płaszczyźnie, upstrzonej
aułami Tiulengutowców. Nia doczekawszy się poczty,
zabieraliśmy się do wyjazdu w kwaśnym humorze. Już
staliśmy z kamczami w ręku, poglądając smutnie na
śnieżne chmury okrywające skalistą Temir-czy, kiedy
Kirgiz o dwu-koń przybyły z Karkarałów, przyniósł
kilka zleceń rządowych i paczkę listów, w liczbie któ-
rych znalazłem dwa do mnie od rodziny, chociaż da-
Digitized by
Google
276 WTJĄTEI I DZlE?(?(fEA POOAÓŹr.
wnćj daty, bo jeszcze w maju i czerwcu pisane. Aż mi
się ciepićj zrobiło i zdawało się że horyzont rozjaśm'ał.
Przeczytawszy je, siadłem z Wiktorem do arby, żeby
o icii treści pomówić i oswoić się cokolwiek z chłodem.
Po godzinie kołowćj jazdy, kazsdem podać sobie konia
przygotowan^o dla mnie, który tą raz§ był inocho-
dziec popielaty w białe pręgi. Nigdy nie jechaliśmy
tak prędko. Zrazu było mi zimno, ale potem ledwie
nie gorąco , czego zapewne i mój koń doznawai^ ł)o
często gęsto musis^em go zachęcać kamczą, żeby nie
został w tyle od piątki niosącój arbę na złamanie szyi,
zwłaszcza gdyśmy wpadli na jeneralską drogę. Cała *
przestrzeń wiorst przesdo czterdziestu, któreśmy prze-
lecieli, ciągnęła się między górami dość znacznemi,
zwanemi Kiczubaj. Mnóstwo ich szczytów, ostro prawie
zakończonych, kryło się w chmurach co chwila grożą-
cych deszczem ; nie spadła jednak ani kropla, i przyby-
liśmy szczęśliwie na dolinę przerżniętą rzeczką Karan-
gap, która teraz zupełnie sucha, i jak wiele rzeczek u
Kirgizów, w różnych miejscach różne ma nazwiska :
u początku Rysz-murna, w środku swego biegu ,Karan-
gap, a dalćj Aktaj-łak (młody wielblądek), od imienia
góry sterczącej nad jój korytem. Właśnie pod tą górą
spotkaliśmy pierwsze stada bai-anów Nadau-Tobukliń-
ców, a za nią, jak daleko sięgała dolina wciskająca
się między pasma wyżyn, ukazały się wzdłuż rzeczki
auły otoczone stadami koni i wielbłądów, krów zaś
prawie nie było. Gdzie niegdzie mogiły ze swemi naro-
żnikami. Żadna włość nie wydała mi się tak piękną
jak ta : gdyby tylko słońce nad ostremi szczytami skał.
Digitized by
Google
28 SIERPNIA. 277
myśliłbym że jestem w Arabii i mam przed sobę na-
mioty Beduinów.
O kwadrans na drugj zatrzymaliśmy się u progu
jurty, postawionej dla nas w blizkości gór Riczubaj,
dających swoje nazwisko temu miejscu. Powitał nas
bij Sarmantaj, który niedawno został ilbilanczym, po
usuniętym sułtanie Akanie ; zt§d dwie partye u Nadau-
TobuklińcóWy ale sułtańska bardzo słaba. Sarmantaj
człowiek znaczącego spojrzenia, miłój postawy i wcale
nie głupi. Jurta chociaż mała, ale za to tak zawieszana
i zasłana dywanami, że zupełnie przypomniała mi czasy
szkolne, kiedy bywało ubieraliśmy klasę w dzień imie-
nin którego z naszych profesorów Dominikanów.
We dwie godziny dopiero później przybył nasz
obóz, to jest wielbłądy i Kilahoj, A propos wielbłądów,
przypomniałem, że zimą wielki z niemi kłopot. Nie-
tylko trzeba je qbierac w chodaki i całe prawie obszy-
wać, ale gdy przyjdą w karawanie na nocleg, dla każ-
dego rozgrzebać śnieg aż do ziemi i podłożyć koszmę;
Karmienie także wymaga wielkich ostrożności : pospo-
licie robią gałki z mąki z solą i takich trzy lub cztóry
dają zrana ; trawą zaś tylko wtedy można karmić, gdy
karawana zatrzyma się na czas dłuższy albo odbywa
dniówkę.
Wieczorem ilbilanczy i starszyny prosili o audyen-
cyą. Mówili oni, że nie ufają Akanowi i mając go w
podejrzeniu, iż dlatego namawiał koczować coraz dalój,
żeby ich wydać Kenesaremu, złożyli go z urzędu.
Tiulengutowcy, Nadau-Tobuklińcy, Ałtyke-Sary-
raowcy, Karson-Kimiejewcy i Kunajczy-Tagajewcy
Digitized by
Google
tlS WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
największy prawie dochód maję z lisów, których to
mnóstwo. Łapię, je w żelaza i różne kapkany, sżczwajj
chartami i sokołami^ doganiają końmi. Charty maję,
wyborne, a sokoły bardzo cenią : za dobrego berkuta
dają wielbłąda i więcśj. Każda jurta dostaje co rok
około stu skórek lisich, które przedają się po trzy, pięć
a czasem i pięćdziesiąt rubli. Przez dwa ostatnie lata
niewiele było lisów, w tym roku zaś spodziewają si^
ich dużo : wnoszą to z ukazania się niezmiernej ilości
myszy, za którćmi, jako za swoją żywnością, pośpieszą
i lisy. Nadau-Tobuklińcy trudnią się także łapaniem i
strzelaniem kułanów.
S» sierpnia.
Niech mi panna Dżaz^ daruje, ale jśj przechwalony
klimat, okropny. Zawczoraj i w letnich chałatach było
zbyt ciepło ; wczoraj musiałem Czterdzieści wiorst le-
cieć cwałem żeby nie zmarznąć na koniu: tćj nocy>
w najwygodniejszej jurcie jaką można znaleść na ste-
pie, długo dzwoniliśmy zębami nim sen skleił nam
powieki, a tłumacze nasi zasnąć nawet nie mogli od
zimna, chociaż rozłożyli ognisko ; dziś o 9^J zrana,
woda stała jeszcze zamarzła w korytach , gdzie poją
konie. Około południa słońce grzało trochę, ale wiatr
ciągle zimny. Natłok Kirgizów, tak nam dawnićj nie-
znośny, teraz był na rękę, bo ciepło sprawiał; inaczej
Digitized by
Google
^9 SIERPNIA. 279
trudno byłoby obejść się bez ognia. Pod wieczór cho-
dziliśmy na przechadzkę, i widzieliśmy w łożysku rze-
czki bite rowy przez szukających złota. Zimno nie dało
długo zastanawiać się nad widokami.
Pisząc do Januarego, muszę znowu ujmować się za
reputacyą Kirgizów. Kochana mama codzień wznosi
modły do Boga, aby ta dzicz-nie zjadła mię żywcem,
jak to często bywa u wyspiarzy Spokojnego oceanu,
którzy niezmiernie lubią bifsztyk z mięsa Europejczy-
ków. Tymczasem, jakkolwiek wdzięczen jestem za jój
macierzyńską troskliwość o mnie, śmiało ją zaręczyć
mogę , że życie moje w tutejszych stepach tak jest bez-
pieczne, przynajmniej ze strony Kirgizów, jak w każ-
dym innym, najcywilizowańszym narodzie. Szczerze
nawet mówiąc, z większą obawą chodziłem po ludnych
ulicach Neapolu, iriżeli po tutejszych pustyniach. Od
czasu naszego wyjazdu z Omska najmniejszego cienia
niebezpieczeństwa nie widziały nasze oczy. Oddaliwszy"
się od granic chińskich , gdzie koczują niepodległe
plemiona, nie mamy nawet więcej jak cztćrech koza-
ków w eskorcie, a i tych obecność bardzićj potrzebna
dla posyłek z rozkazami niżeli dla zabezpieczenia na-
szych osób. Zpoczątku, pistolety moje i dubeltówka
zawsze były nabite i zawsze napodorędziu , a teraz,
piórwsze leżą w tłómoku żeby niezerdzawiały, druga
spoczywa sobie w futerale. Przy jurcie naszćj nigdy
żadna straż nie stoi, a oprócz psów głodnych nikt do
nićj nie zajrzy w nocy. W przeciągu tylu miesięcy, na
jeden denar nic nam nie zginęło. Słowem, pomimo
swoich wad, wypływających częścią z braku oświeca-
Digitized by
Google
280 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
nia, częścią z religii zainę,conćj przesądami i zabobo-
nami, jest to naród nie gorszy od drugich. Nasze niż-
sze klasy w porównaniu z Kirgizami bardzoby się źle
wydały. •
Pisałem do Michała , i dla rozgrzania się natarłem
uszy moim tobolskim przyjaciołom.
Digitized by
Google
ŁISTT ZB STEPÓW. S81
XIX
Kicsubaj, 29 sierpnia. (Do Michała *** w Tobolaku.)
Dla waszćj ciekawości udzielam improwizacyą kir-
gizkiój dziewczyny Dźazyk. Posyłam ją, abyście mieli
wyobrażenie, co to jest kirgizka poezya i co znaczy
Wiktor w stepie. Stolicę Dżingischana odkryłem w
dzisiejszym Kara-ungur. Dwudziesto arkuszowa roz-
prawą dowiodę uczonemu światu, że Karakorum panów
Rubruguiz i Piano Carpini jest to samo co Kara-ungur.
Milczenie wasze nietylko mnie dziwi, ale nawet za-
cłiwyca ! Za wszystkie moje wylewania się z uczuciami
najgorętszej przyjaźni i najognistszego przywiązania;
za wszystkie dowody mojćj pamięci o was w góracłi
Ałatauskicli , Tarbogatajskich , Dżingistauskich , Ak-
basztauskich ; za wszystkie moje listki i świstki z Oj-
Digitized by
Google
282 LlttTY ZB 8TBPÓW.
dżau-tau, Kok-su, Kurnyn-boj, Kaindy-su i t. d. : od
ciebie dwa tylko wyrazy, od Antoniego jeden, od Onu-
frego żadnego. Prawdziwie, takiśm milczeniem nie-
mćm, głuchśm, głupićm mogły tylko odpowiadać Na-
poleonowi dzikie skały Świętćj-Heleny, lub Mickiewi-
czowi zmarzły szczyt Czatyrdahu, kiedy jeden rozpo-
wiadał pierwszym o swśj minionśj wielkości, rzucając
im w oczy nieśmiertelne imiona Marengo, Abukiru,
Wagramu, Jeny... a drugi poświęcał ostatniemu nie-
zrównany swój sonet. Milczcie sobie jak skały i lody.
Dam wam pokój i nigdy odtąd nie usłyszycie mego
głosu. Nie będę się starsi przebudzić was z grol)owego
uśpienia, ani listownie ani osobiście. Przesiękły czuło-
ścią dla was, cłiciałem na święta Bożego Narodzenia
przylecieć do Tobolska ; bo cóżby mi znaczyło zrobić
dla przyjaciół w krytych saniach jaki tysiąc wiorst,
kiedy mogę tysiące ich cwałować na koniu dlatego
tylko, żeby spalić sobie twarz w ogniu pięćdziesiąt-
stopniowego upału, wywędzić członki na chłodnym
wietrze pustyni, lub odmrozić kawałek nosa narażając
go na zimno kirgizkićj strefy. Ale dziś doświadczywszy
waszćj czułości anorganicznćj natury, nie głupim!
Wrócę do Omska i będę w nim siedział jak motyl
« gdy w bursztyn utonie, n Żadne wasze prośby i
groźby nie wyAvołają mnie z mojego ukrycia. W zaci-
szu moj6j komnatki będę pisał dzieje naszćj podróży, i
jak więzień Wielkićj Brytanii zapomniał o Europie, tak
ja zapomnę o was. Dixi.
Digitized by
Google
WYJĄTKI Z DZIENNIKA P0DEÓ2Y. 283
3D sierpnia.
Wstawszy o 9*J, z przyjemności | ujrzeliśmy słońce,
ciepłem! fewemi promieniami oświecające naszą roman-
tyczną, arabską okolicę^ clioć cała błyszczała od szro-
nu ; ale wkrótce znowu wiatr zimny zaświstał, ie aż
boki jurty się zatrzęsły. Nim jednak wzięliśmy się do
roboty, pogodnićj i cieplój się zrobiło. Wiktor t radości
poczęstował mnie dwoma cygarami regalia, przysła-
nemi od żony. Łyknęliśmy po hauście wódki zrobionśj
ze spirytusu, i byliśmy w dobrym humorze.
Przy popisie, gdy chodziło o liczbę bydła zapisanego
in phts jednemu starszynie, i Wiktor oświadczył, iż
w tój mierze zawierzy słowu Sarmantaja, podniosły się
zewsząd okrzyki : kułduk ! barekieldy ! Ach ! co to za
miła rzecz miłość narodu t 'żaden odtąd ni^ śmiał skła-
ma(J. Tój chwili nigdy nie zapomnę.
Po południu, gdy Wiktor zasnął, wyszedłem z cy-
garem w ustach żeby się ogrzać na słońcu, bo w jur-
cie, zwłaszcza przy spuszczonym tunduku, daleko
zimnićj niż na dworze. Siedząc sobie zasłoniony jurtą
od wiatru, z przyjemnością przyjmowałem w moje
dało ciepłe promienie, i patrząc na Kirgizów rozjeż-
dżających się we wszystkie strony, zazdrościłem im
łatwości znoszenia wszelkich zmian powietrza, co nam
wycłłowanym w starannie opalanych pokojach tak tru-
Digitized by
Google
284 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODftÓŻT.
dno, a częstokroć nawet przy najsilniejszej woli i mocy
ducha niepodobna, bez przypłacenia zdrowiem. Kirgi-
zom dzisiejsze zimno ani w głowie, jadj sobie w swych
letnich chsJatach, kiedy my musieliśmy wydobyć i tłó-.
moków nasze kaftaniki, szaliki, futra, słowem cały
arsenał przeciwmrozowy. Zanurzony w tych myślach,
postanowiłem pierwsza poczta pisać do brata, aby
swych Gustawków i Witołdków wychowywał po kir-
gizku ; bo kto wie jaka ich przyszłość czeka : a jeśli
kiedy los niespodziany zapędzi ich, tak jak stryja, na
sybirskie lub kirgizkie pustynie, to będą mogli bez
wielkićj przykrości stawić nos przeciw wiatrom i mro-
zom.
31 sierpalA..
O 1^^ po południu wyjechaliśmy od Nadau-Tobu-
klińców. Wielki był kłopot z końmi. Kozacy musieli
im kąsać uszy nim zdołali cokolwiek uśmierzyć. Ry-
czały, warczały, kwiczały, a skoro tylko je zaprzężono,
ruszyły z kopyta. Trzeba było całćj zręczności i odwagi
kozaków, żeby im dać radę ; nie obeszło się wszakże
bez zerwania kilku sznurów, a jeden swoje, uzdę prze-
gryzł. Mój koń, masłowatćj szerści, posłyszawszy krzyk
i hałas, podniósł uszy do góry i chciał także lecieć w
step : wiele odbyłem z nim korowodów, nimem go na-
kłonił do umiarkowanego biegu; ale wstrzymywany
Digitized by
Google
31 SIERPNIA — 4 WRZEŚNIA. 285
W zapędzie , potykał się o kamienie co chwila, i kilka
razy ledwiem mu przez łeb nie zleciał. Okropnie zmę-
czyłem sobie ręce; nie chciałem jednak go zmienić
dlatego, że niósł lekko, a trochę i dla fałszywego
wstydu.^
Przeprowadzał nas liczny orszak Tobuklińców. Sar-
mantaj pytał, czynie chcemy wziąść kumysu na drogę.
« Każę — mówił — włożyć kilka sab na wielbłądy i
dać choć dziesiątek baranów : wyście u nas nie tyle
zjedli co poprzednicy wasi. »
Pominijwszy dawny pikiet, z którego tylko zostały
słupy i część mieszkania , wjechaliśmy na drogę wio-
dącą do Karkarałów szerokim wąwozem pomiędzy gó-
rami. W parę godzin wzięliśmy się na lewo i ciągle
przebywając góry kamieniste, zatrzymaliśmy się przy
jednśm z mnogich tu źródeł na nocleg; bo chociaż
ujechaliśmy zaledwie wiorst czterdzieści^ ale tłumacze
mówili, że jesteśmy w miejscach trochę niebezpie-
cznych, i nie chcieliśmy zostawić naszych wielbłądów
zbyt daleko za nami.
1 września.
Noc była ciepła, spaliśmy pod szatrem spokojnie,
nie przebudzeni ani krzykiem wielbłąda lub konia.
Wstawszy o wschodzie słońca, po herbacie ruszyliśmy
w dalszą podróż. Z miejsca naszego noclegu widać
Digitized by
Google
286 WYJi^TKl z DZIENNIKA PODRÓŻY.
była góra Karkarały, za którę zaraz r piykaz karka-
lióskiego obwodu, zt§d nie dalśj jak o wiorst czter-
dzieści. Popasy waliśmy nad jedn^ z rzeczek tworzą-
cych rzekę Dżerłę. Dnia tego byliśmy dwanaście godzin
w drodze, i najmnićj 110 wiorst zrobiłem konno.
W arbie z dziesięć razy przemieniano konie i wszystkie
ustawały. Nie wiem nawet jakbyśmy dojechali, gdyby
Sarymowcy nie wysłali na nasze spotkanie świeżych
swoich pociągów ; bo góry a góry I)ez przerwy, a wszę-
dzie zasypane kamieniami jakby umyślnie w ostre
kanty rzniętćmi.* Trudno pojąć jak hasze koła wytrzy-
mały. W niektórych miejscach droga szła wąwozem
tak ciasnym i zawalonym głazami, że trzeba było za
pomocą rąk i arkanów windować arbę na górę i grzbie»-
tem jćj objeżdżać ten przesmyk. Spuszczanie się z gór
najbardziej przykre i i niebezpieczne, zwłaszcza mając
w zaprzęgu piątkę waryatów. Raz poniosły z wyso^
kiego szczytu i nie obeszłoby się bez przypadku, gdyby
kozak nie wskoczył na swym koniu pomiędzy zaprzężne,
i nie palnął w łeb kamczą dyszlowego tak dzielnie, że
wszystko zatrzymało się w połowie spadzistości.
Cała przestrzeń , którąśmy przebyli , dość malowni-
cza : wszędzie skały w różnych kształtach ; dużo kir-
gizkich i kałmuckich mogił kamiennych z wyobraże-
niami zatartych twarzy ; wody częste i dobre , brakuje
tylko lasu, ledwo trochę rokit i brzóz widzieliśmy w
drugiśj połowie podróży. Na dolinach ziemia poryta
od kretów, myszy i lisów ; nieraz konie zapadały w
kretowiska i nory. Po górach zdyby waliśmy ar^hory.
które znikały nam z przed oczu jak błyskawica : pełno
Digitiaed by
Google
1 WRZEŚNIA. 287
ich rogów wala się na miejscach gdzie dawniej stały
auły. O kilkanaście kroków odemnie pomknął młody
wilczek : Kirgiz puścił się za nim, ale gdy koń wpadł
w jamę, zleciał o s^żeń i na tóm skończyła się pogoń.
W odległości widzieliśmy góry Kyzył-raj, ciągnące się
wiorst ze czterdzieści, pokryte lasem sosnowym i ma-
jącym mnóstwo zwierza : archorów , marałów i wszy-
stkiego « kop kop. » Widzieliśmy także górę Berg-
karę, gdzie doskonała ruda ołowiu : dobywa ją Popów
i wozi przetapiać do swojój fabryki w Ku.
Koń mój cudów dokazywał : trzy kwadranse ledwie
odpoczywaliśmy na popasie, a on nietylko że nie ustał,
ale ostatnich wiorst trzydzieści leciał jak opętany.
.Wyprzedziłem Wiktora o całe. godzinę, który przyje-
chał w swćj arbie daleko więcej niż ja zmęczony i stłu-
czony. Stanęliśmy nd noc u Ałtyke-Sarymowców w do-
linie nad rzeką Tokran pomiędzy górami, z których
największa Kuczuku. Ilbilanczy Dżaugutty, prosty,
niedostatni Kirgiz.
Mówił mi tłumacz Izmajłow , że improwizatorka
śpiewając w ich jurcie, użyła wyrazu Karakorum, a
gdy się jój zapytali co przezeń rozumie, odpowie-
działa , że to znaczy « miejsce pozostałe po spaleniu
trzcinisk nad brzegami Bałchasza » gdzie Tiulengu-
towcy pó opuszczeniu karkaralińskiego kraju koczo-
wali u Jusunów. Osmalony wojłok nazywa się podo-
bnież. Być może tedy, że Dżingischan koczował gdzieś
na wypalonym stepie, lub na wypalonych trzciniskach
nad jaką rzeczką albo jakiśm jeziorem. Urum wistocie
znaczy miejsce.
Digitized by
Google
288 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
Cały dzień była pogoda, tylko z wiatrem, jak zwy-
czajnie na górach zimnym, na dolinach ciepłym.
3 września.
Spaliśmy wybornie. Nade dniem, zdawało się nam
niezupełnie przebudzonym, że kilkadziesiąt gwiazd
błyszczy w naszćj jurcie : było to światło przedzierające
się przez małe dziurki w koszmie pokrywającej prze-
dnią część jurty niedość starannie opatrzonćj.
Pierwszy raz piłem herbatę z niby śmietankę kir-
gizką. Czysta herbata tak mi się uprzykrzyła, że i ta
pseudo śmietanka sprawiła mi przyjemność. Zranabył
u nas Dżaugutty ze swą starszyzną. Mówili że ocze-
kują starszego sułtana Ruszbeka, lecz gdy Wiktor za-
pytał czy postawili dla niego jurtę, wzięli się za głowę
i zaczęli się kłopotać. Wiktor im powiedział, że jeśli
iiiają trudność w zebraniu naprędce dywanów, mogą
je wziąść z naszśj jurty. Niezmiernie mu dziękowali,
wykrzykując : « O ! co to za człowiek , bo to i niewy-
magający i dobry do porady. » Dżaugutty zaś dodał :
« O! z innego on rodu jak nasi urzędnicy; on Belek :
ród jego ten sam co żony Karatochty. » Była to Polka,
żona jednego z zasiedatieli, podobno Ewsiejewa.
Wiktor utrzymuje, że prości Kirgizy, którzy nigdy
nikogo z obcych nie widzieli, daleko lepsi są od tych,
co przyjąwszy wiele cudzego od sąsiadów, odstąpili od
Digitized by
Google
4 WRZEŚNIA. 299
dawnój swojćj prostoty. Opowiadał mi zabawne rzeczy
o dwóch Kirgizach, którzy byli u niego w Orenfaurgu.
Zaprowadził raz ich na teatr wolty żerów. Widząc Ico-
nia robiącego sztuki, w głos krzyczeli ; a gdy ten padł
niby nieżywy, rzucili się ze awemi nożykami dorznąć
go, żeby nie zdychał po pogaósku. Wstrzymano ich
od tćj usługi, ale chodzili potćm przekonaó się czy to
rzeczywiście był koń : dotykali się go palcami ^ mie-
rzyli piędzią, a przeświadczeni o niezaprzeczonój jego
końskiej istocie, zdecydowali że miał w sobie djabła.
Mnóstwo skarg zanoszą do nas ubodzy na swych
braci lub krewnych bogatszych, którzy nietylko nie
dają im żadnego wsparcia, ale jeszcze jak mogą uci-
skają.
Asesor i tu słynie powszechnie. Nazywają go Aseke,
z dodatkiem przeklęstwa : den ar tyk sałganem. Wyrazy
obce prawie zawsze przeinaczają się w ustach Kirgi-
zów : z wołostnego zrobił się bołost\
Pod wieczór, gdy się wiatr uciszył, poszhśmy na
przechadzkę. O kilkadziesiąt kroków od naszćj jurty,
znaleźliśmy na wzgórzu kilkanaście kamiennych mogił
kałmuckich, zarosłych trawą i poczerniałych od nie-
pogod. Niektóre są bardzo obszerne : śpią w nich
może naczelnicy rodzin^ a nikt ich teraz nie odwiedza,
oprócz myszy, które pod każdym prawie kamieniem
powyrabiały sobie nory. Widok z tego miejsca na całą
okolicę wspaniały. Spuściliśmy się ztąd na dolinę,
gdzie stały auły. Zimno tak się wzmogło, że palce
krzepły i nie można było w jednój ręce długo utrzymać
cygara. Pomimo to, Kirgizki przed swemi jurtami, już
19
Digitized by
Google
t%fi WYJĄTKI Z DZIfiKNikA PODRÓiY.
przy świetle księżyca, tkały armiaczynę z wielbłądziej
szerści , a inne z malutkiemi dziećmi nosiły się po
podwórzu. Bębny te, w jednych tylko koszulkach, nie
okazywały najmniejszego cierpienia od mrozu. Pogła-
skaliśmy jednego z nich, imieniem Ali; nietylko się
nie skurczył od dotknięcia zimnej dłoni, ale jeszcze się
uśmiechnął. Zwyczajem' jest Kirgizów dodawać lata
swoim małym dzieciom, jak gdyby z radości, że je
dochowali do tego wieku. Na zapytanie iłe lat ma Ali,
chociaż zaledwie mógł mieć rok, matka odpowiedziała
że ma dwa lata. Dojono przy nas owce. Stawia je do
dojenia przywiązane powrózkami za szyje po dziesiątek
r«ędem w taki sposób, że jeden dziesiątek ma głowy
obrócone w tę, a drugi w przeciwną stronę. Rirgizka
ze skórzanóm wiaderkiem usiada ztyłu owcy, i ude-.
rzywszy ją mocno pięścią, poczyna doić. Jeśli owca
mlóka nie daje, powtarza razy naśladując uderzenia
jagnięcia. Na widok naszego przybycia zbiegła się cała
ludność i niezmiernie była uszczęśliwiona, że kto chciał
mógł rozmawiać z Wiktorem. W zgromadzeniu pano-
wała wielka swolK)da i wesołość, Młodzież żartowała
z dziewcząt, pozwalając sobie wyrażeń i konceptów
bardzo śmiałych, co bynajmniej nie oburzając płci
pięknój, wywoływało śmiech powszechny.
Wróciwszy do jurty wypiliśmy dla rozgrzania się
po czaszce gorącego mleka, i radzi z tak wybornego
środka, sami sobie nie mogąc zdać sprawy czemu nam
dotąd nie przyszedł na myśl, cieszyliśmy się odkryciem
nowego posiłku w stepie. Wkrótce przybiegł Kożem-
sagur, adjutant Kuszbeka z doniesieniem, że już on
Digitized by
Googk
1 WRZEŚNIA. Ą9Ą
jest u Karson-Kirniejewców. Tęgi chjopicc, niezmier-
nie żwawy i wesołego humoru. Naśmieszył nas, prze-
dziwnie naśladując z dowcipne, przesadą Urunbaja ;
jego miny, giesta, pochlebstwa pochwalne i sposoby
przymawianią się do podarunków. Nie śpieszyliśmy iść
spać, bo niemasź po co rano wstś.wać. Póki słońce nie
ogrzeje powietrza, nie chce się wychodzić z jurty, a
Kirgizy ledwo po 9*J zbierać się zaczynają :• na nic
wszystkie rozkazy żeby stawih' się do popisu wcześniej ;
będąc całą noc sur le quf vive na zawołanie pastuchów,
potćm śpią długo.
Pisałem dzisiaj do Anzelma Iwaszkiewicza, który
siedząc sobie w Odessie, ani się domyśla, ze tu jego
towarzysz i jego imiennik ziębną w stepie.
Digitized by
Google
J9S LISTY ZE STEPÓW.
XX
Znad Tokranu, 9 września. (Do A. J.)
Żebyś się nie przyzwyczaił do zapomnienia o da-
wnym twym towarzyszu, który cię zawsze jednostajuie
. kocha pomimo upływu lat i odległości coraz bardziej
nas rozdzielającej , przypominam się twojćj pamięci z
głębi kirgizkicli stepów, których przelotnym mieszkań-
cem jestem juz kilka miesięcy. W tćj chwili, przy-
bywszy wraz z twoim imiennikiem, szanownym Wikto-
rem, nad brzegi rzeki Tokran, płynącśj u stóp ogro-
mnej góry Kuczuku, korzystam z kilka godzin odpo-
czynku, by ci przesłać uściśnienie i donieść, że zdrowie
moje nadwerężone w Omsku, sczczególnićj lój' zimy,
znacznie się poprawiło na świeżśm powietrzu. Pomy-
ślną 4ę odmianę w sobie zawdzięczam także codzien-
nemu używaniu kumyisu, prostym ale niebardzo przy-
Digitized by
Google
LIST DWUDZIESTY. 893
jemnym pokarmom, i cijgtój prawie jeździe konnej,
do której tak przywykłem, że teraz sto wiorst przele-
cieć po górach i stepach daleko łatwiej mi przychodzi,
niżeli za naszych iszymskich czasów odbyć podróż do
Gagarynej lub Strechninćj. Zdziwisz się zapewne czego
tak latam jak arabski Beduin po swćj ulubionćj pu-
styni ; powiem ci więc, że ż polecenia rzędu jestem tu
urzędnikiem pogranicznego naczelnictwa, dla spisania
ludności i bydła w ajaguzkim i karkaralińskim okręgu,
W pierwszym z nich skończyliśmy już szczęśliwie nasze
poruczenię, a teraz drugi miesięc włóczymy się po
ostatnim z aułu do aułu, i pomimo najusilniejszych
starań i chęci wrócenia do Omska przed zimę, nie
spodziewamy się prędzej zapisać na naszych kartach
ostatniego barana, jak w połowie października. Smu-
tna to bardzo perspektywa dla nas, bo już i teraz
zimno często dokucza, a cóż to dopiero będzie za mie-
siąc i dal^j ? Boję się bardzo, abym marznęc codzień
po trochu, nie wrócił do Omska zmarzły zupełnie jak
sterlet jadęcy w zimie z Tobolska do Moskwy lub Pe-
tersburga; ale cóż robić kiedy inaczćj być nie może !
— u Przyjemnieby to jednak było, po tak długiej i
trudzęcśj podróży, wrócić żywym i zdrowym do cie-
płej komnaty, i pędzić w niój zimowe wieczory, palec
dobry turecki tytuń. »> Temi słoWy odezwał się dzi-
siaj do mnie Wiktor, i na wspomnienie tureckiego ty-
tuniu, którego wielkim jest miłośnikiem , a którego w
Omsku za żadne pieniądze dostać nie można, łzy nam
prawie rozczulenia błysnęły w oczach. Długośmy ga-
dali i marzyli o tych niebieskich dla i:ias migdałach,
Digitized by
Google
i94 LISTY ZE STEINÓW.
aż nareszcie rzekłem z uśmiechem : A czy wiesz, że
dzisiejsze nasze marzeilia mogę się urzeczywistnić , i
że jeszcze w tym roku poczęstuję cię fajkę najpyszniej-
szego diubeku. — « A to jakim cudem? » wykrzyknął
i spojrzał na mnie jak na wilka. — Na co tu cud, od-
powiedziałem ; mam ja bardzo prosty sposób : napiszę
tylko do mego kocłianego Anzelma, który w tej chwili
mieszkając w Odessie i paląc codzień najlepszy tytuń
na świecie, gdy się dowie, że jego imiennik i dawny
towarzysz wygnania tak czule wzdychają do niego,
niezawodnie przyszłe po funcie dla nich tytuniu, i
jeszcze gotów w dodatku przyłączyć parę stambułek.
— « To bardzo pięknie — raekł znowu Wiktor, — ale
cóż my Sybiracy poszlemy jemu nawzajem? » — Ma
się rozumieć, nic — odpowiedziałem; cóżbyśmy mu
ofiarowali z naszej zimnej północy, chyba pud cedro-
wych orzeszków lub brusznic! Zresztą, jest to laki
człowiek, że przy k roby mu było bardzo, gdybyśmy się
starali odpłacić za jego praysługę, którą, nadto jestem
pewien, poczyta sobie za największą przyjemność. —
« Kiedy tak, pisz! — rzekł, — i połeć mię jego zna-
jomości. )) Piszę więc i polecam nietylko znajomości
ale i przyjaźni twojćj , w tćm przekonaniu, iż na moje
słowo uwierzysz, że zasługuje na jedną i drugą. 6;dź
zdrów.
Digitized by
Google
WYJJ^TKl Z OZIBNNIKA PODRÓŻY. 295.
3 wrześuia.
Dziś rocznica paybycia mego z^ Pawłem do Omska
na służbę. Któżby się wtedy spodziewał, że się ona tak
długo przecie gnie, i że w pięć lat potem będę wędro-
wał po kirgizkim stepie. I on pewno w tej chwili (je-
żeli nie śpi po obiedzie) przypomina sobie ten dzień
paniiętny w dziejacli naszego wygnania, i może fza mu
staje w oczacli na myśl, że towarzysz jego dotąd wzdy-
cha w oddaleniu od rodziny.
Tylko co przyleciał drugi adjutant Kuszbeka z donie-
sieniem, że już on jedzie. Natychmiast mnóstwo Kirgi-
zów pod dowództwem swego bołosfa, niezmiernie
podobnego do niedźwiedzia, dosiadło koni i poleciało
na jego spotkanie, a tymczasem przyprowadzono mło-
dego konia i o kilka kroków przed jego jurtą zarżnięto
na przyjęcie tak wysokiój osoby. Wkrótce pokazał się
i sam Kuszbek, jadący noga za nogą, w czarnym kan-
fowym chałacie, otoczony mnogim orszakiem swych*
krewnych, w liczbie których było kilku młodych sułta-
nów : wszyscy w czapkach z powiewającemi piórkami.
Zajechał wprost do Wiktora, i po zwykłych przywita-
niach, położywszy się na łóżku oświadczył, że się bar-
dzo czuje zmęczonym. Kazał potom odejść całój otacza-
jącej go zgrai i zaczął rozmowę o Kenesarym. Powia-
dał, że on teraz jest przy ujściu liii, i że z nami jechało
Digitized by
Google
S96 WYJi^TKl z DZIENNIKA PODRÓŻY.
od Nadau-Tobuklińców dwóch Kirgizów, którzy nie-
dawno jeżdżcc do Jusunów, byli koło niego.
Wielki taki magnat jak Kuszbek, nie ma nawet z sobę
herbaty i kawałka cukru. Oprócz tego, że mu Wiktor
kazał zanieść do jurty jedno i drugie, przysyłał znowu
potśm prosząc o herbatę i cukier dla ugoszczenia przy-
byłych swych krewnych, a przy tóm jeszcze i o suchary,
które Kirgizy bardzo lubią, chociaż nigdy nie mają.
własnych. Będąc u nas, w. sposób żartu powiadał, iż
mocno żałuje, że na wyjezdnóm z Oj-dżau-tau, nie
odbarantował Wiktorowi żelaznego łóżka. « Bo wyo-
braźcie sobie — dodał, — zaraz na drugim noclegu
wlazła do mojego kosza ogromna żmija ; tylko co ją
zabili, przychodzi Jusunbaj i powiada, że u niego dwie
zabito ; ktoś inny także uskarża się na podobne odwie-
dziny : ja niezmiernie drażliwy, kręciłem się całą noc,
nareszcie ledwom zamknął oczy, aż tu mój adjutant
znowu krzyknął i znowu zabito żmiję. »
Nasz Ąmantaj coraz bardzićj na pana choruje : już
mu się chce chałata i powiada, że mu wstyd usługiwać
sułtanom w obdartóm odzieniu , a naturalne kirgizkie
lenistwo nie dozwala mu dziur pozaszywać.
Wieczór cichy piękny, ale chłodny.
4 września.
#
Ranek zimny, cała ziemia i jurta pobielona szronfem.
W nocy długo dochodziły nas śpiewy i muzyka Kożem-
Digitized by
Google
4 WRZBŚNU' 297
sagura, adjutanta Kusżbeka. Śpiewał z zapałem i coś
politycznego ; często obijały się nam o uszy wyrazy :
« Ręnesary, Kenesary-tarżan^ »
Przyjechał sułtan Gazy, ojciec sławnego Cliadaj-
menły, znajdującego się teraz przy Kenesarym, po-
ważny i przystojny starzec. Sam ón lęłca się swego
syna żeby go niezrabował, i dlatego koczuje z Kusz-
bekiem bliżój Karkarałów niżeli Bałcłiasza.
Słońce się podniosło i dzień jak najpiękniejszy.
Kirgizy nazywają Omsk, Om; Semipołatyńsk , Se-
miej; Petropawłowsk, Kyzył-Dżar.
Wieczorem byliśmy u Kuszbeka, którego Kirgizy
tytułują cłianem. Cały dzień sądził on sprawy i rozsą-'
dził ich sto pięćdziesiąt, za* pomocą bijów siedzących
w jego jurcie. Zastaliśmy tu mnóstwo ludu i nawet
kilka kobiót : wszystko to gadało i piło kumys po mo-
dlitwie. Na pierwszym miejscu, jako najstarszy wie-
kiem, mający lat 68, siedział sułtan Gazy ; ja usiadłem
między nim, a zwycięzcą tygrysa Rustemem. Kiedy
przyniesiono końskie mięso, Gazy podał mi jeden, a
Rustem drugi kawałek : byłoby niezłe, gdyby z solą.
Odbyła się przy nas ceremonia przebaczenia tiulengu-
towi przez jego pana. Gazy aresztował swego tiulen-
guta, ale na wstawienie się Wiktora wypuścił go, przy-
zwał do siebie, i wziąwszy czaszkę kumysu, podał mu
do picia. Tiulengut wypiwszy, nalał czaszkę i podał
nawzajem panu ; ten dotknął się jśj ustami i znowu
mu zwrócił : ta kolój powtórzyła się kilka razy, potom
pan dał jeszcze ułaskawionemu kawał koniny.
Gdy zciemnało, przyniesiono niby lampę z tłustością,
Digitized by
Google
S98 WYJĄTKI Z i)ZIBNNIKA FODRÓŻV.
która na kosturze utkwiona w ziemię, oświeciła cokol-
wiek jurtę , a ta wydała mi się wtedy czómś nakształt
pieczary aipenińskiśj z biesiadującą bandą rozbójni-
ków.
Wszedł Kirgiz z czybyrgą, z dudką o kilku dziur-
kach i dudlił na m'(5j z godzinę. Oprócz niego, bawił
nas adjutant Kuszbeka swojóm małpowaniem Urunbaja.
Pomiędzy innemi pieśniami śpiewał o bracie Kenesa-
rego Sadzami , który , gdy go Taszkińcy ztapali i
i oświadczyli mu, że go powieszą, rzekł gryząc sobie
palec : « O gdybym miał prochownicę, mułtyk i mo-
jego konia, nie zostałby tu z was ani jeden. »
Gazy pytał mnie, czy daleko moja « diurta? » Kie-
dym mu powiedziaJ^, ze pf^ć tysięcy wiorst, pytał czy
Wołga (Ajgadyl albo Ajgabyl) dochodzi do mego kraju,
*i jakie są rzeki w Polsce. Gadał mi, że był w Peters-
burgu i widział Kronsztad wybudowany w morzu,
H Z którego Rossya patrzy na cudzoziemców. »
Wróciwszy do naszej jurty, obaczyłem duże kostki
baranie zawieszone na kieregach, i dowiedziałem się,
że to ma być na to , aby barany nie wywodziły się u
gospodarza.
5 wrseśnia.
Chociaż ranek był chłodny, dzień zrobił się jak naj-
piękniejszy. Skoro tylko chan wstał, natychmiast ru-
szy Irśmy do Karson-Kirniejewców. W drodze pomija-
Digitized by
Google
5 WRZEŚNIA. 399
liśmy mnóstwo mogił katmuckicb, z których kilka było
ogromnój wielkości. Spotkaliśmy koczówkę : damy
jecłiały postrojone, jedna z nich w p^wych , pysznie
haftowanych czambarach (spodniach). Ładna dziew-
czyna, w kanfowym czarnym chałacie, cała w kółkach,
z kluczami za pasem, hasała na pięknym karym ko-
niku. Łebki .drobnych dzieci wyglądały z kołysek po-
stawionych na wielbłądach ; małe chłopaczki siedziały
na koniach.
Zrobiwszy wiorst czterdzieści, stanęliśmy nad brze-
gami rzeki Nury, na uroczysku zwanćm Raradżał. II-
bilanczy Espurgeń. Jurta jtik nigdzie : czysta, obszerna,
łx)gato ustrojona. Tu powitał nas Suchonalimow obia-
dem, nalewką z malin, świeżemi kołaczami, a co naj-
osobliwsza dla nas, kat*toflami, które raz pierwszy
jedliśmy w tyni roku. Michał przysłał nam z Tobolska
parę bułek chleba i słoik konfitur ; ale najdroższą z
otrzymanych posyłek był dła mnie pakiet listów od
matki, brata, siostry i kilku przyjaciół. Przeczytawszy
je, musiałem trochę zasnąć, bo niegodziwy koń stra-
sznie mnie zmęczył w drodze.
Przybył późniój oficer kozacki Karbyszew, dowód zca
oddzijJu stojącego przeciw Kenesaremu.
Wieczorem była u nas herbata dla chana i starszy-
zny kirniejewskiój. Bawił zgromadzenie ulanczy Ko-
żemżar, który oprócz wielu podarunków dostał kilka-
naście rubli. Kuszbek i inni przekładają go nad Urun-
baja; ale podług mnie, nawet głosem równać się z nim
nie może : tamtemu ujmują tylko wartości grymasy
i ciągłe przy mawianie się do datków. Na prośbę Kusz-
Digitized by
Google
300 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
beka, Wiktor jednemu z gości wyrznęł trzy proszki
jalapy w herbacie, ale on djable z ich obu zadrwił, bp
po proszkach i cztórech czaszkach herbaty,' dosiedział
spokojnie do końca i wyszedł razem z innymi o pół-
nocy.
6 września.
Ranek bardzo chłodny, tak że z wielka bićdc, chu-
chając w palce i zacierając ręce, mogłerii pisać listy
do matki, brata i przyjaciół; ale gdy się słońce po-
dniosło, dzień był śliczny, a koło 2*^ po południu nawet
gorący.
Zabawna była sprawa. Podczas przeszłego popisu,
jeden Kirgiz zapisał się pod imieniem pewnego starca;
gdy ten reklamował teraz, Kirgiz wyznał, że zrobił to
dlatego , żeby wziąść po nim sukcesyc , jako po bliz-
kim zgonu. Starzec wpadł w złość, krzyczał, że ani
jednego barana nie zostawi przywłaszczycielowi jego
imienia, który zupełnie jest mu obcym i na jego śmierć
rachował.
Włość tutejsza bogatsza od innych, niianówicie ma
piękne konie.
Digitized by
Google
7 WRZEŚNIA. • 301
7 września.
Dwóch Kirgizów rozmawiało ż sobę : « Dwadzieścia
pięć lat jesteśmy już pod panowaniem rossyjskićm , a
nigdy jeszcze nie było takiego spokojnego popisu, Da-
wniój zawsze nas bito ; dostawało się nietylko starszy-
nom ale i wołostnym. Przyjdziesz — pyt^js ile masz?
Powiesz pięć — krzyczą łżesz! W pysk, 1 piszą dzie-
sięć. Teraźniejszy urzędnik musi być z innego rodu. »
W skutek tój cicliój rozmowy, jeden z nicłi przybliżył
się do Wiktora, i cłiccc dyplomatycznie dowiedzieć się
co zacz on jest, zapytał : « Ty mieszkasz w Omsku ? »
— Tak. « A twój ojciec tam mieszka? » Nie : dom mój
daleko. « Z jakiegoż jesteś narodu? » Gdy mu Wiktor
powiedział, że Polak — « A, to wszyscy Polacy muszą
być tacy, zawołał : jenerał także Polak ; my od czasu
jego poczuliśmy dopićro, że żyjemy. »
Pocieszną mieliśmy scenę. Starszyna jeden ujrzaw-
szy pierwszy raz w życiu szczypce, pytał Wiktora, do
czego one służą. Do ucierania nosa, zamiast cłiustki,
odpowiedział Wiktor. — « Au ! A co iosztują? » —
Pięć rubli. — « Au ! » Wkrótce potćm Wiktor wziął
szczypce i z lekka utarł sobie nos. Ledwo upłynęło parę
minut, starszyna mając potrzebę zrobić toż samo, ujął
szczypcami swój nos i dobrze pocisnął, a gdy go zabo-
lało, rzekł do towarzysza : « Ta żelazna chustka ból
Digitized by
Google
302 .WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
sprawuje. » Ten zaś mu na to : « Bo ,widaó , źe nie
umiesz z nią się obchodzić : trzeba było naprzód ręką
nos utrzeć, a potćm zamknąć go w szczypce. »
Wieczorem był traktament łierbatą Ruszbeka i star-
szyn. Jednemu z nich, znowu na usihie prośby chana,
Wiktor dał dwa proszki na womity ; ale ten podobnież
zawiódł oczekiwania i przez cztćry godziny ani mu się
ckliwo nie zrobiło.
Kuszbek rozpowiadał o sławnym poecie Dżenaju,
który sobie wielbłądy i bogate podarunki wyśpiewywał.
A był także u Sadyr-Matajewców wielki poeta, wal-
czący z nim o pierwszeństwo. Emulacya ich wydała raz
na jaw (Uugo ukrytą sprawę; gdy bowiem jeden w
imieniu Argynów, drugi w imieniu Najmanów poczęli
chlubiąc się wyliczać, co którzy którym zrobili, Argyny
dowiedzieli się, że bydło im porwane zabrali Najmany.
Powiadał także, jak w wielu miejscach Kirgizy zasy-
pywali ślady Asesora, złorzecząc jego pamięci. Rozsy-
łał on w nocy kozaków, żeby poodpędzawszy na stronę
części tabunów, sami nazajutrz znajdowali je, jako
niby ukryte, i albo jemu donosili, albo za niedoniesie-
nie ściągali chapes od Kirgizów. Matki z obawy żeby
która z ich córek nie wpadła w oko jasnemu panu,
chowały je do skrzyń i mogił.
8 wrseiinia.
Ranek piękny, ciepły, dzień cudowny, i co osobliw-
sza, cichy. Kirgizy kąpią się w rzece. Opowiadano
Digitized by
Google
9 WRZEŚNIA. 303
nam, że Asesor "kazał rozstawiać dla siebie po drodze
konie i kumys, a pijąc go na jednój górze, rzekł do
Kirgizów, że na pamiątkę tego zaszczytu powinni ją
nazwać Aseke kumys inede (Asesor kumys pił).
9 września.
Ranek zimniejszy niż wczoraj, ale dzień ciepły i
piękny, po obiedzie nawet upał. Wyjechaliśmy z Kara-
dżału do Kunajczy-Tagajewców , o wiorst 16 tylko
odległycli. Przybywszy pod górę Konur-tiube, znale-
źliśmy postawione dla nas jurty. Bołost' Kadyr. Kir-
gizy z coraz piękniejszemi występują jurtami. U Espur-
genia była jurta z czyjami okręcanemi w różne wzory
jedwabiem, tutaj obłożona ośmią dywanami, a na po-
dłodze leży icłi dziewięć; kołdra jedwabna, basztur i
szlaki misternie tkane i wyszywane. Takaż jurta, tylko
mniejsza, dla majora kozackiego; toż dla cłiana, któ-
rego wszędzie z wielkióm uszanowaniem przyjmują,
rzną kobyły i barany na jego stół otwarty dla całój
towarzyszącej mu czeredy i dla wszystkich przycho-
dzących z interesami.
Kobióty noszą tu tylko dwie kosy, które związują
na głowie i przyki7wają białą płachtą ; dziewczęta zaś
splatają swe włosy bardzo starannie w kilkadziesiąt
drobnych kosek.
Za przybyciem naszóm, zmieniło się powietrze, zda-
Digitized by
Google
f'
304 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
wało się że deszcz spadnie ; noc jednak była ciepła,
jak najcieplejsza z nocy letnich.
10 września.
O 3^' rano, zbudził nas kozak przybyły z listami.
Wstaliśmy je czytać i jeść pierożki z Ajaguzy nam
przysłane. Mgła wisiała na góracłi, ranek był posępny,
wypogodziło się jednak około iO^K Poszedłem ze
strzelba, spodziewając się zhaleść kaczki, ale uszedł-
szy ze trzy wiorsty brzegiem rzeki ani piórka ptasiego
nie widziałem; postrzegłem tylko stadko kamiennych
jarząbków czyli kuropatw , grzebiących się w piasku
na polu, lecz te podejść się nie dały.
Dowiedzieliśmy się że Kirgizy napadli pocztarza
jadącego z Karkarałów, obdarli go zupełnie, zabrali
mu konie i nawet blachę z herbem nowo ustanowio-
nym.
- Widziałem jednego z najsławniejszych w całym
okręgu przewodników. Najlepszymi przewodnikami
bywają ci , którzy cale swe życie spędzają na baran-
tarstwie* Tak naprzykład Tunkat , który od piętnastu
do pięćdziesiąt pięciu lat wieku co rok jeździł na ba-
rantę, okazuje niezwykłą znajomość i pamięć miejsc.
Razu jednego wiodąc oddział pfzez Głodny step, cho-
ciaż noc była ciemniuteńka, jak żóraw trafił do źródła,
a kiedy rozświtało , rzekł : « Byłem ja tu , lat temu
Digitized by
Google
10-41-12 WRZEŚNIA. 305
piętnaście, i niedaleko od tego źródła, przy pagórku,
zostawiłem nożyk ; muszę pójść go poszukać. » Poszedł
i znalazł.
11 września.
Włość tutejsza dość zamożna : wielu jest takich co
mają liczne stada baranów; jeden ich ma przeszło
1,500. Kunajczy, Karsony i Sarymowcy przed roz-
dzieleniem się byli bardzo bogaci. Wszystkie te włości
beszetyńskie słyną z ochoty i zręczności do barant,
Zrana było pochmurno, ale nie chłodno; późnićj
wiatr straszliwy i kilka razy deszcz. Wysłaliśmy wiel-
błądy nasze naprzód, a sami jutro jedziemy do Karka-
rałów.
13 września.
Dziś rocznica oswobodzenia Wiednia... Ileż z tćm
wspomnieniem ciśnie mi się myśli do głowy na stepie
kirgizkim ! — Całe niebo w chmurach. Droga z po-
czątku górzysta aż do drogi aktauskićj, ztąd dolinami
aż do rzeczki Dżerły, dalćj przez góry karkaralińskie,
skaliste i pokryte lasem sosnowym, do samych Karka-
rałów : wszystkiego wiorst 90.
to
Digitized by
Google
306 *WVJĄTKI z DZIErVNIK'A l>ODnÓŻV.
Kilkanaście razy był deszcz z gradem i znowu słońce
błyskało. Leciałem cięgle kłusem i galopem; raz tylko
zsiadłem dla wypicia pół kieliszka wódki i zakoszenia
bułeczką. Koń mój coraz bardziój ustawał i ledwo
przy pomocy kamczy doniósł mnie zmęczonego na
miejsce.
W drodze zabiliśmy młodego JDerkuta, którego zgon
Kirgizy opłakiwali niezmiernie. Nad Dżerłą widzieli-
śmy ślady roli uprawnój. Widoki z gór karkaralińskicti
prześliczne; Karkarały w pięknśm położeniu między
górami nad rzeczką.
Nigdy nie piłem łierbaty z takim smakie'm i tak
wiele jak dzisiaj. Wieczorem poszliśmy do łaźni i po-
łożyliśmy się spać wcześnie, ale do ranka prawie za-
snąć nie mogłem -..skutek zapewne zmiany powietrza i
kąpieli.
IZ, u, li wrześnio.
Pierwszy i dinjgi dzień przepędziliśmy w Karkara-
łacłi ciągle jedząc i pijąc kawę, lierbatę, nalówki i t. d.
Trzeciego dnia, to jest 15 września, wyjecłialiśmy
rano w czas najpiękniejfjzy i przybyliśmy na noc do
Dżusenbaj-Czekczekańców.
Na samom wyjezdnćra odebrałem listy matki, brata
i siostrzenicy. Mama boi się żebym się nie spalił w
czasie zwykłycli pożarów stepu, i rzecz dziwna, właśnie
Digitized by
Google
^5-16-17 WRZEŚNIA. 307
po otrzymaniu tego listu, o mały włos co nie spłoniłem
z przyczyny cygara, Ictóre niedobrze zgaszone włoży-
łem do Icieszeni.
16 września.
Widać że juz pomału zamieniam się w Kirgiza i
jurta staje się- dla mnie właściwym mieszkaniem.
W Karlcarałacli spać nie mogłem ; tu, na świeżśm po-
wietrzu w jurcie spałem przewybornie. Olcolica pusta,
trawa wielka, opodal resztki spalonego niedawno pi-
kietu. Włość tutejsza pół-sułtańska, pół-kirgizka
w ciągłych jest waśniacłi : ładu w niczem niemasz.
Sułtani uciemiężajc bićdnycti. Samychi Czyngisów na-
liczyłem dziewięciu : wszyscy psa warci, cierpieć nie
mogę. Kuszbeka, chociaż i on ich krewny.
Syn Jusuna umarł będąc u Baraka. Przywieziono
teraz tutaj jego rzeczy, na których spotkanie wyjechali
Kirgizy. Rzeczy te rozwieszono w osobno wystawionćj
na to jurcie *: sterczy nad nią złamana pika z czarną
płachtą, a wewnątrz rozlega się płacz zgromadzonych
kobiet.
17 wrzońuia.
Przeczytawszy kilkadziesiąt numerów Siewiernśj
Pszczoły, dowiedziałem się o ucieczce Ludwika Napo-
Digitized by
Google
308 WYJĄTKI z- DZIENNIKA PODRÓŻY.
•
leona z Ham (nie wiem jakim sposobem, bo numera
czerwcowe) ; o nowym Papieżu i o zmianie Peela. Czy-
tam teraz w rossyjskićm tłumaczeniu pamiętniki o po-
bycie Napoleona na wyspie Świętćj-Heleny. Podobały
mi się słowa : « Dni jego upływały w ciągłśj i zabójczej
jednostajności. Wspomnienia i tęsknota były mu naj-
niebezpieczniejszymi wrogami : praca jedyną ucieczkę,
i pociecłię. » Ach! gdyby irie praca, czyżbym wytrzy-
mał szesnaście lat wygnania?
18 wrteńnia.
Noc była nadzwyczaj ciepła, zrana gęsty tuman .
okrywał doliny i powietrze niezmiernie było ciężkie :
wstaliśmy z ciężarem w głowie. Nie dziw, że Anglicy
w swojśj mglistćj krainie doświadczają splinu.
Napoleon, kiedy mu gadano o powszechnej jego
sławie, powiedział : « Mimo to, jestem pewien, że w
samym Paryżu nie jeden mnie nie widział, a w innych
krajach znajduje się mnóstwo takich, co ani imienia
mego nie słyszeli. » Prawdę powiedział, bo i nasi Kir-
gizy zgoła nic nie wiedzę, o nina.
Po południu wyjechaliśmy o wiorst piętnaście do
Karaiił-Kambarańców i stanęliśmy u nich na uroczy-
sku Karasor. Równina obszerna, a dalój po za aułami
jezioro tegoż imienia , rozległe na wiorst kilkanaście i
z wodę słone. Cały ten przestwór miBsiał być kiedyś
Digitized by
Google
18 WRZKŚNIA. . ' 309
dnem ogromniejszego niż obecne jeziora, bo wszędzie
sołońcy i ziemia często jeszcze grzązka. Widać ztąd
karkaralińskie góry i to miejsce, które było teatrem
sprawy Ełgina z sułtanem Kuntajem-Abułgasinem, za-
bicia kozaka Biełajewa i t. d.
Później od nas przyciągnął Kuszbek ze swoim wiel-
kim orszakiem. Piękny był widok jego pocliodu, na-
ksztalt marszu szwadronów. Cały plac wydawał się
^polem bitwy, jurty jakby nańiioty, a rucłi Kirgizów
latających na wszystkie strony, przypominał adjutan-
tów rozsyłanycti z rozkazem wodza. *
Kuszbfek przyszedł do nas wieczorem i mówił, że
w dżusenbaj-czekczekańskiej włości, Kirgizy pytali o
mnie : kto to ten, co siedzi zsimyślony w jurcie pułko-
wnika? Oń powiedział im, że to brat Asesora. « O ineine
sigeim! — wykrzyknęli. Niecłi go djabli wezmą. »
Oświadczyłem mu, że nie jestem wdzięczen za taką
rekomendacyą, bo owszem cliciałbym zostawić po sobie
u Kirgizów inną pamięć niżeli Asesor. — « Nie bój
się, rzekł, ja ich zaraz wyprowadziłem z l)łędu. Jakże
możesz myślić żebym chciał oczernić towarzysza po-
dróży. Jeśli się jedzie i z wilkiem , to i o nim dobrze
się mówi, a cóż dopiero o godnym człowieku. »
Bołost' i tłumacz mieszkający w tutejszój włości nie
przedstawili się starszemu sułtanowi : ci panowie grają
tu wielką rolę i ani znać nie chcą, że ten Kirgiz jest
prezesem.^
Digitized by
Google
310 VXJĄTKI z DZIENNIKA PODRÓŻT,
10 wrześnfa.
Dowiedzieliśmy się, że Barak poszedł z Kirgizami
nad Lepsę przeciw Kenesaremu. Dziwno nam , źe do-
t^d nie spotkaliśmy źadneąo Kirgiza tego imienia.
Frołow mi mówił, żq w Ałatauskich górach, wiel-
błądy przy końcu lipca lub na początku sierpnia do-*
znają strasznćj choroby, zwanćj hurma, która im wy-
kręca tylne nogi i nazajutrz życie odbiera, a okropnie
jest zaraźliwa. Gdy Kirgizy usłyszą, że jeden wielbłąd
zdechł u kogo na tę chorobę, wnet jak potoki ze wszy-
stkich gór spadają na doliny. Widział on sam, jalc raz
z podobnój przyczyny, nagle mrowisko Kirgizów okryło
całą równinę od Ała-tau do Bałchasza. Mówił także, że
dolina między Kara-«u i Karatałem nadzwyczaj piękna
i cała uprawna za pomocą kanałów.
. Dziś gdy czytając list znalazłem wzmiankę o Stefa-
nii, krewnój jednćj ze znajomych nam osób, przyszła
mi na pamięć moja Stefania Podolanka, którą tak ko-
chałem. Czy też ona pamięta mię jeszcze?.., ACh,
ach !...
20 września.
Kuszbek rozwodził się z ubolewaniem nad niego-
dziwemi. postępkami tłumaczów i sułtanów. Powiadał,
Digitized by
Google
30 WRZEŚNIA. 3\i
że nauczony od ojca i sam nie cieipięc kradzieży,
przekładał sułtanom żeby nie kradli i byli dobrym
przykładem dla Kirgizów. To ich oburza na niego,
Dźamantaj go nienawidzi i głosi między swćmi stron-
nikami, że on uciemiężą naród jego ojca. Tutejszy
sułtan Szergałaj , brat Abliwy, wołostnego Czekcze-
kańców, także z Czyngisów, tyleż znaczy co i tamten:
nikt go nie słucłia.
W dzień nadzwyczaj piękny, orzeźwiony ciepłym
wietrzykiem, opuściliśmy włość karauł-kambarańską.
Gdy mi podano konia, cóś mię piknęło w serce i z
obaw^ nań siadłem. Jad^c poczułem zaraz , że mam
sprawę ze stworzeniem silńiejszem odemnie , z któróm
niemasz co żartować. Siwak mój co cliwila zagryzał
wędzidło i utulał uszy. Szło jeszcze wszystko nie źle,
póki byliśmy osobno ; ale gdy ukazała się lecąca arba,
i jakiś Kirgiz zakrayczał swoje lii ! łia! — kopnęł wnet
z kopyta, tylko co mnie nie zrzucił i san) nie rozbił się
o arbę. Nie wiem jak nad wszelkie moje spodziewanie
utrzymałem się na siodle, i zdołałem go osadzić przy
samycłi kołach powozu. Przesiadłem do arby, a mego
rumaka oddałem tłumaczowi Izmajłowi, który przy-
zwyczajony do takich waryatów i silny jak d^b, dał
jemu radę, chociaż nieraz zdawało się że i koń i jeź-
dziec złamie szyję.
Ujechawszy dziesięć wiorst, przecięliśmy trakt pocz-
towy właśnie w tern miejscu, gdzie jesak był zrabo-
wany i Biełajew zabity; jechaliśmy cięgle równinę
napotykając tu i ówdzie jeziorka pełne soli, a prawie
bez wody. Po czterdziestu wiorstach ciągłój jazdy,
Digitized by
Google
34aS WYJĄTKI Z DZIKNNtKA FODRÓŻY.
późno wieczorem przybyliśmy do aułów Kara-Ajkim-
betców, gdzie siedlisko starszego sułtana, Ruszbeka.
Tu. byliśmy przyjęci jak nigdzie. Jurta wspaniała,
drzwi do niój powleczone jakimś niby futerałem z pię-
knie łiaftowanc obszywką i upstrzonym blaszkami per-
łowój muszli z pozatykanemi za nie piórkami puhacza;
zewnjtrz zasłona do drzwi pysznie haftowana jedwa-
biem, wewnątrz pełno kosztownych dywanów, basztur
i t. d. Przysłano nam sanaowar z herbatę. Sułtan sam
nie przyjechał przez delikatność, żeby nas nie trudzić
po podróży, ale zaprosił na jutro do siebie.
71 wrscśnta.
Noc była ciepła, spać nam tylko nie dali stróże
przystawieni do naszój jurty. Dobrze tu widać pilnuję
swoich tabunów, bo ciągle 'słyszeliśmy głosy pastu-
chów. O 9*^ mgły się rozeszły i słońce zaświeciło : uj-
rzałem okoliczne wzgórza i rzeczkę Jałdę, o kilkanaście
kroków od naszój jurty toczęcę swą przezroczystą nitkę
wody. Wkrótce przybiegł adjutant z zapytaniem, czy
chcemy jechać do sułtana ; w ślad za nim przyszły i
konie.
O dwie wiorsty stał auł sułtański, a o kilkanaście
kroków od niego bucharski namiocik w kształcie al-
tanki, dokąd przyniesiono nam herbatę, arak i pilaw.
Kuszbek przyjjył wtenczas gdyśmy skończyli śniadanie.
Digitized by
Google
21 WRZEŚNIA.^ 3U
bo Z powodu postu nie chciał znajdować się przy nićm.
Wszedłszy, zaraz powiedział do mnie : « Ja z Wikto-
rem i Karaczakiem dawn^ mam znajomość : oni byli
już u mnie; ale ty ponieważ pierwszy raz jesteś moim
gościem, powiedz mi, czćm każesz sobie służyć. Może
zarznęć ci barana, konia, wielbłąda? » Gdym mu za
wszystko złożył podziękowanie odmowne, rzekł ze
śmiechem : « A może chciałbyś mieć co na noc ; bo
widzę żeś się nawet ogolił na pokazanie się u Ajkim-
betców : powiedz, wybiorę ci taką długą jak ty parę ;
o wydatku nie myśl, ja sanj koszt poniosę. » — Przed-
stawiając nam potćm swego infanta (przyjętego za
syna , gdyż mu dzieci powymierały) , rzekł ; « Jest to
mój poeta, pisarz, myśliwy, kowal i wszystko co chce-
cie. )) Sułtan ma trzy żony , ale żyje tylko z najmłod-
szą, a średnia mieszka przy starszój odrzucona od jego
łoża, bo wkrótce po zaślubinach przekonał się o jój
złćm prowadzenia się. Posiedziawszy z godzinę, prze-
prosił że się oddala dla zmówienia modlitwy nad źre-
bięciem przyprowadzonćm do zabicia, czego obowią-
zek wymaga po gospodarzu. Gdy przyprawadzą na ten
cel pod jurtę barana lub inne jakie bydle, rzeźnik
trzyma głowę pod lewem ramieniem, a gospodarz
dziękując Bogu, że ma dobytek i może czćm gości
uczęstować, błogosławi skazaną pod nóż ofiarę i daje
znak zarżnięcia.
Wróciwszy do Kuszbeka zaczęliśmy popis, na który
i on sam zaraz przyjechał. Tu pokazało się najdobitniej
co to jest arystokracya kirgizka. Każdy z jój członków,
a tych włość tutejsza posiada kilkudziesiąt, starał się
Digitized by
Google
344 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
zmniejszyć liczbę swojego bydła i targował się nawet o
jednego barana. Jaka przytóm żwtoka w odpowie-
dziach, jakie zsyłanie się na świadectwo to tego to
owego! Ilbilanczy milczał; starszy sułtan napytawszy
po kilka razy ile było zapisano, a ile pokazuje przywo-
łany, ze względów na pokrewieństwo lub sułtaństwo
nie decydował się przecięć gordyjskiego węzła, i po
długićm milczeniu powiadał : chudaj blede (trudno
wiedzieć). Kilka' godzin straciliśmy na zapisanie tego
parszywstwa, jak Wiktor nazywał. Trzeba było całój
jego krwi zimnćj, żeby nie^ wyjść z granic cierpliwości
i nie powiedzieć im jakiego głupstwa. A co czasu zeszło
nim obrali nareszcie starszynę, którym miał zaszczyt
zostać jeden z adjutantów Kuszbeka, Koźemsagur
poeta. Ciekawy jestem jak on da sobie radę z tern
butnóm tałałajstwem.
Skorośmy odbyli sułtanów, zaraz poszło jak po my-
dle z prostymi Kirgizami. I ci panowie sułtani, co tak
dbali o siebie, wcale nie myśliłi ich ochraniać.
Pierwszy raz nareszcie trafiliśmy na imię Kenesary,
ale i te nosił ojciec bohatśra Chudajmenła.
Dziś początek jesieni, dzień nadzwyczaj ciepły i
cichy, Kirgizy kępią się w Jałdzie, chociaż w niój wody
' ledwie dla kur. Ptastwa żadnego nie widać. Kilka-
naście kaczek przelatywało, ale to z odleglejszych
okolic.
Digitized by
Google
22-23 WRZEŚNIA. 345
22 września.
Skończyliśmy popis Kara-Ajkimbetców, a poczęliśmy
Kyrgyzowców, wcielonych do tutejszej włości;
W roku przeszłym, gdy mi się oś złamała, Kirgiz
związał jj końskiemi włosami i dojecłiałem na niej
wiorst dwadzieścia pięć. Teraz ^ nadwerężony obwód
koła Kirgizy poradzili zamiast urwantów wzmocnić
•paskami skóry ze świeżo zabitego konia, i ręcz^ «e
wytrzyma wiorst kilkaset. Obaczymy ! Komuby z nas
cywilizowanycli taki koncept przyszedł do głowy ?
Cały dzień upał.
23 września.
Dziś imieniny mojój matki ! Pisałem do niej i do
mojćj siostrzenicy Michalinki, którćj posłałem błogo-
sławieństwo zamjżpójścia. Dzień najpiękniejszy. Wi-
ktor chc^c mi go jeszcze bardzićj uprzyjemnić, dał
cztćry regalia: paląc' je i myśląc o najlepszćj z matek,
nie chciałem pojechać do sułtana na herbatę.
Digitized by
Google
316 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
24 września.
Skończywszy robotę , po południu pożegnaliśmy Aj-
kimbetców. Droga naszja szła dolinami sołońcbwatemi,
nad które, jak utrzymuje Kirgizy, nigdzie niemasz
lepszych pastwisk, tak obfita i bujna pokrywa je trawa
bitege. Jechaliśmy w jednych tylko letnich chałatach,
a jednak od gorąca pot lał się z nas strumieniami.
Zbliżyliśmy się do gór Ruskich, w których Popów
przetapia swój ołów, sprowadzając węgiel z bajanaul-
skiego okręgu. Widok tych gór bardzo malowniczy :
szczyty ich zdają się być zawalone ruinami zamków
rycerskich. Ujechawszy wiorst 40, zanocowaliśmy u
Dżataków.
25 wrieiSnia.
Wstawszy rano, ruszyliśmy dalój, naprzód równinę,
potom wzgórzami, częścią po drodze prowadzącój z
Ku do linii granicznej, częścią stepem. Zrobiwszy
znowu wiorst 40, dociągnęliśmy do brzegów Tiun-
diuka, gdzie przyjął nas Tatimbet, bołost' Nurlike-
Czanczarowców. Cały ten dzień byliśmy prawie rozto-
Digitized by
Google
25-26 WRZEŚNIA. 317
pieni od upału zwiastującego zmianę powietrza: orze-
źwił nas cień jurty postawionej nad szemrzącą rzeczką.
Doszła nas wieść o wyprawie Kenesarego na Dziko-
kamiennycli Kirgizów. Słycliać że 700 jurt zniszczył;
przyczśm miały dziać się okrucieństwa : przywiązy-
wano jakoby kobiśty brzemienne do kieregów i pła-
tano im brzucłiy. Kirgizy nasi powiadają, że Kenesary
jak srogi zwierz postąpił.
Wieczorem był u nas jeden Kirgiz, który tak dosko-
nale udawał głosy , miny i ruchy różnycli zwierząt i
ptaków, a szczególnie wielbłąda, kułana i berkuta, że
trudno lepiój naśladować.
26 wrześuia.
Zmieniła się pogoda : chłodno^ deszcz — nudy okro-
pne ; chodzić nie można, a niemasz co czytać. Na do-
bitkę jurta ciasna i pełna Kirgizów. Żadna nowa ma-
terya nie przybywa do dziennika : wszystko jedno a
jedno.
Pod wieczór deszcz jesienny. Gdy wyszli Kirgizy
jeszcze się zimniej zrobiło : musieliśmy rozłożyć ogni-
sko i przy nióm gawędząc przesiedzieliśmy do dzie-
wiątej.
Digitized by
Google
348 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
27 wiześnia.
Zrana rozjaśniało cokolwiek, ale zimno : trzeba było
rozłożyć ogień ; po południu pokazało się słońce zmo-
gliśmy wyjść trochę na przechadzkę.
Zabawił nas Kuszbek chwaląc się, że^ posłał trzy-
dziestu ludzi kosić siano. W końcu września kosić
siano ! — ktoby temu u nas uwierzył. Na pytanie, dla- .
czego wtedy nie kazał kosić kiedy cały świat kosi i
trawa zielona, dawał dwadzieścia cztćry przyczyn, a
mianowicie, że wtedy nie było czasu i że teraz lepiej,
*^bo trawa sucha nie wymaga tyle zachodu; prawdziwe,
zaś przyczynę jest kirgizkie lenistwo i odkładanie z
dnia na dzień. .
Wkoło nas siedzi mnóstwo Kirgizów i cały dzień
gapi się na owego Kirgiza, co tak wybornie małpuje
zwierzęta i śpiew ptasi.
W tutejszej włości wielu bardzo ubogich , a to naj-
częściej z powodu złodziejstwa, bo gdy za ukradzione
konie przyjdzie oddać we dwoje lub w troje, tracą
wszystkie swoje mienie.
28 września.
' Kasker podkradający się do tabunu narobił hałasu
i przebudził nas w nocy. Zrana mroźno : męka wsta-
Digitized by
Google
28-519 WRZEŚNIA. 319
wać. Na nieszczęście nięmasz w tutejszej okolicy ani
drzewa, ani nawet karagajniku , a używany na opał
różnego rodzaju gnój : tezek, dżapu i kij, dymi nie«
zmiernie i wydaje zapach nieznośny. Najlepszy tezek
krowi. Roznieciwszy ognisko tezekowe, dusiliśmy się
w dymie do 9^J, nim słońce nie zajrzało wewnątrz na-
szśj jurty.
Pod wieczór wyjechaliśmy do- Ajbike-Czanczarow-
ców , koczujących o wiorst piętnaście nad tąź samą
rzeczką Tiundiukiem. Przybyliśmy na miejsce w noc
gwiaździstą. Bołosf Ałczynbaj. Zastaliśmy w jurcie
dwa łóżka porządnie wysłane, zapaliliśmy tezek i bawi-
liśmy śię rozmową do lO^Ś a że po przejażdce znalazł
się apetyt, zjadłszy misę kunardyku i zapiwśzy kumy-
sem poszliśmy spać.
29 września.
Nim wstaliśmy, rozłożono nam ogień, co bardzo się
przydało, bo mróz bardziej może niż wczoraj pobielił
trawę i do 9^^ z niój nie schodził.
Wyszedłszy z jurty, zachwyciłem się widokiem oko-
licy. Jurta nasza stoi na wysokióm, zaokrąglonópn
wzgórzu ; u podnóża jego. winie się po dolinie Tiun-
diuk ; nad rzeczką rozsypsme auły ze swemi stadami :
to wszystko opasane półkolem gor, na szczycie których
daleko sterczy mogiła kirgizka. Miejsce ł o nazywa się
Digitized by
Google
320 WYJĄTKI Z OZIKNNIKA PODBÓŹT.
Amatyk, odległe od Bajanaulu wiorst 90, od linii
wiorst 150 i tyleż od Karkarałow.
Kuszbek przysłał prosząc o clileb i cukier. Przy-
szedłszy sam później między innemi rzeczami mówił :
« My sobie wyobrażamy w stepie, że jesteśmy wielcy
ludzie : wołostny, zasiedatel, starszy sułtan ! A my nic
więcej tylko pastuchy Padszy : pasiemy jego bydło , i
gdy co zginie, odpowiadamy za ubytek. »
Z powodu imienin żony i córki, Wiktor dał nam po
pięć cygar regaliów. Jakby dla uczczenia dnia t^go,
mróz spadł i pogoda najpiękniejsza. Kirgizy tylko wy-
prowadzili nas z cierpliwości, pomimo wszelkich napę-
dzań i rozkazów zbierając się pomału, tak że ledwie o
H*^ mogliśmy przystąpić do popisu. Tu, jak i wszędzie
gdzie są sułtani, lud dzieli się na partye, a ztąd waśnie
i nieposłuszeństwo. ' .
Kuchmistrz nasz wyjechał, a berło Caremów przeszło
w ręce jego braciszka Amantaja. Przez dwa miesiące
przypatrywał się jak tamten warzył nam zupę z bara-
niny, a pierwszóm jego zapytaniem było : ile kawałków
cukru włożyć do nićj ? Na takie dictum acerbumy po-
dziękowawszy jemu, że się przynajmniój zapytał, zwąt-
piliśmy o naszym obiedzie. Jednakże, jak na pierwszą
próbę wystąpił dość nieźle.
30 września.
Wiktor kazał Amantajowi żeby nie wpuszczał Kir-
gizów póki herbaty nie wypijemy. Gdzie tam ! ledwo
Digitized by
Google
30 WRZEŚNIA — 1 PAŹDZIERNIKA. 321
się ten na chwilę od drzwi oddalił, juz ich z tuzin na-
lazło. Dzień zrobił się najpiękniejszy : cicho i ciepło.
Wieczorem chodziliśmy ku mogiłom , wydającym się
w odległości jak stosy rozrzuconego tezeku.
1 pasdsieraika.
Był u nas Dźaugutty. Zaczęł pytać się czy nie mamy
ajranu, potom kumysu, ale to wszystko było przy-
mówką do herbaty. Łajdakerya wielka w tój włości,
mianowicie między Kara-Kemsurowcami. Wczoraj ob-
darli jedną sułtanowę jadącą do męża; u innego suł-
tana ukradli kilka koni i wielbłądów : posłanych do
nich od Kuszbeka Kirgizów wybili.
Odwiedził nas ośmdziesiątletni starzec , który nie-
gdyś był właścicielem Ku. W ciągu rozmowy rzekł do
Wiktora : « Długo żyję na świecie , a pierwszy raz
widzę takiego jak ty Rossyanina. » Potćm wskazując
na tłumaczów, dodał : « Tłumacze i kozacy, to opętani
od djabłów; urzędnicy, to same djabły. Sądząc podług
nich, trzeba wnosić, źe cała Rossya zaludniona dja-
błami. »
Kirgizy powinni zrana tylko obrzynać paznogcie , a
golić się i strzydz włosy po zachodzie słońca. Oberz-
nięte paznogcie zakopują w ziemię.
21
Digitized by VjOOQ IC
33!t WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
3 października.
Wyjechaliśmy do Jałynbuszewców, doliną pomiędzy
odiegłemi górami, i zrobiwszy wiorst 60, stanęliśmy
na Kyzył-Adyr. Wołostny Dżanhys. Syn jego we cztóry
dni dość dobrze nauczył się czytać po rossyjsku. Ranek
był wietrzny, dzień pogodny, pod wieczór śnieg począł
padać.
8 pazdEierntka.
Gdyśmy wstali uderzył nas smutny widok.: cała
dolina i góry przyległe pokryte śniegiem. Co gorsza,
zinmo dotkliwe : musieliśmy ciągle siedzieć przy ogniu
i to jak najniżój , bo dym napełniający jurtę gryzł
oczy.
4 pacdslenilka.
Dowiedziałem się że Kuszbek ma wróżbita, który
mu przepowiada przyszłość. Znamię Kuszbeka białe,
Digitized by
Google
4-5-6 PAŹDZIERNIKA. 323
Baraka czerwone , a Kenesarego zielone. Pod wieczór
wiatr ustał.
6 października.
Cicho ale chłodno. Po południu wyjechaliśmy do
Bajburyńców na uroczysko Kara-bułak. Droga zwy-
czajna, grunt kamienisty, pagórki częste, odległość
wiorst 30. Wołostny Ałdabergeń.
Doszła wiadomość że Ałteke-Sarymowcom odbito
znaczna ilość koni. Kuszbek mówił, że Nadany to w
jego okręgu najodważniejszy ród, i jeśli oni dowiedzieli
się wczas o napaści na Sarymowców, pewnie puścili
się w pogoń za barantarzami.
Dziś ślub mojój Michalinki : to wspomnienie łzy
mi wycisnęło. Woda nędzna ; ani herbaty nie można
wypić za j^j zdrowie.
6 października.
Cały dzień wiatr straszliwy; nie można wyjść, bo
z nóg wali : ale to ma wróżyć pogodę.
Bajburyńcy byli niegdyś najbogatsi w okręgu, a
chociaż Rossyanie dwa razy ich czabaryli^ jak mówią
Digitized by
Google
324 WTJĄTEI Z DZIR?(XIEA PODftÓŻT.
tłumacze, dosyć jeszcze s$ zamożni w bydło, co winni
wyt)ornćj paszy i zwykle małym śniegom u nich.
7 paizdziemOui.
W nocy wiatr tylko co nie przewrócił jurty, zrana
burza, potćm okropne zimno. Próbowałem wyjść o
kilkadziesiąt kroków i ledwiem zdołsd wrócić. Bogu
tylko wiadomo cośmy przez cały ten dzień ucierpieli.
8 pftzdxt«mika.
Suchonalimow przysłał chleba i wódki ; ale nad to
wszystko milszy mi był. widok tezeku dźapu przywie-
zionego nam podostatkiem w czambarach. Dzień prze-
byliśmy lepiej, bez wielkiego trudu i drżenia.
9 października.
W nocy wszystkie wody zamarzły, dzień pochmurny
i trochę wietrzny, przestankami śnieg pada. Ślizgałem
się na strumieniu po lodzie grubości półtory cala. Dym
Digitized by
Google
9-40 PAŹDZIERNIKA. 325
nam tak dokuczył, że woleliśmy siedzieć bez ognia,
grzejąc się tylko nadzieją skończenia jutro roboty. Dziś
właśnie, z niewypowiedzianą radością zaczynamy spi-
sywać siedemnastą i ostatnią włość kuczumurską, Bie-
gajsar. Szczęściem dla nas, Kuczumurcy zgodzili się
odbyć popis tu na miejscu razem z Bajburyńcami. Byli
i oni kilka razy czabareni; pierwćj sami pasy darli z
Rossyan^ a potćm stali się bardzo bojaźliwi.
W rozmowie o Alim, Kuszbek wychwalając go po-
wiedział, iż mu się z tego tylko nie podoba, że kładzie
tytuń w usta. Wiktor na to odezwał się poważnie :
« W Alkoranie napisano, aby nie kłaść tytuniu w usla,
bo niemi wymawia się słowo Ałłach. » Nie przyszło
Kirgizom na myśl że Mahomet ani wiedział o tytuniu,
wszyscy razem z Kuszbekiem zawołali : u Huj ! haj !
hoj ! jaki rozumny. •> Któryś jeszcze dodał : « Nie-
darmo Kunanbaj, który wiadomo jaki mądry, powia-
dał : chociaż ja jestem cięty, ale z pulkundykiem tru-
dna sprawa; co odezwę się, to tak mnie zerżnie, że
muszę milczeć. »
10 października.
Noc była nadzwyczajnie cicha i ciepła, mogliśmy
spać rozebrani do koszuli; ale niestety, za to znikła
nadzieja wyjechania ztąd jutro, bo właśnie ta cichość
powietrza sprawiła, że w jurcie tłumaczów dym nie
Digitized by
Google
326 WYJĄTKI Z DZIENNIKA PODRÓŻY.
mogąc przez czeharak wychodzić, nie dozwolił im pi-
sać w nocy. Widoczny smutek na twarzach całśj naszój
gromadki. Cóż robić. Pocieszamy się tćm, że przecier-
piawszy tyle , przecierpimy jeszcze dzień jeden i po
jutrze puścimy się w drogę. Do Karkarałów wiorst
tylko 170 : tam wypoczniemy sobie pod dachem, a
ztamtąd choć jeszcze wiorst przeszło 900, ale już po-
jazdem, i za jakich dni dwadzieścia będziemy w Om-
sku.
KONIEC.
Digitized by
Google
DODATKI.
I. — Do str. xviii.
w WartMwie duU 91 miesiąca lipca r. 1S81.
HZĄD NARODOWY
Z wielkiem ukontentowaniem przyjął relacyą o powstaniu brać
naszych na Litwie, na Wołyniu i na Podolu, którą mu podał Eustachy
Januszkiewicz. Wyczytuje w niśj to wielkie poświecenie si^ jakićm
siq odznaczyli bracia nasi województw za-Niemeńskich i za-Buźań-
skich, a przeświadczony, jak dalece Eustachy Januszkiewicz zaufanie
ziomków swoich pozyskał : wzywa niniejszśm, władze tak cywilne
jak wojskowe, aby w przedsięwzięciach jego do rozwiniącia powsta-
nia narodowego zmierzających w Litwie wspierały go i wszelką mu
pomoc udzielały;
Prezes Rządu,
A. Czartoryski.
Radca Sekretarz jeneralny Rządu,
Ma pieczęci herb z napisem
Królestwo polskie. Rząd
NARODOWY. A. PLICETA.
Lelewel Joachim,
P. Plu Ż. C. R, N,
NO 7,815.
Digitized by
Google
328 DODATKI.
II. — Do str. ccxxxix.
KAZANIE
Księdza WIKTORA MALEWICZA
Mtane podczas esekwli w kościele puraflalnym w Kojdanowie, po zmarłych :
Adolfie Jannszkiewiczu i synowicy jego Kaayldzie Jannszkiewiczównie,
w czerwca 1857 roku.
« Siowa moje sa boleścij albowiem strzały pańskie we 7nme sa,
których gniew icypii ducha mego. Cóż bowiem za moc moja,
żebym wytrwaif,,, Ani moc kamienna moc mojaj ani ciaio moje
miedziane. » (Księgi Hioba, roz. vi, w. 3, 4, ii, 12.) Taki jęk boleści,
taka mimowolna skarga, takie w rozdartej boleścią duszy narzekanie,
wyrywa się z piersi sprawiedliwemu Hiobowi, nad którym zawisła
ciężka ręka boża, w niezasłużonych, srogicłi utrapieniacłi, którego
Bóg za wzór nam postawił, jak mamy znosić wszelkie boleści,
uciski , dopuszczenia boże. Tak ten wielki mąż boży, umiał po-
witać chorobę, ul)óstwo, zawody i sroźszą nad wszystko, żałobę
ojcowskiego serca , tómi wiekuiście pamiętnćmi słowy : « Pan dał.
Pan wziął; niech ł)ędzie imię pańskie błogosławione! » Tenże mąż
boży, pod ogromem cierpienia nie może się odjąć skardze rozdartego
serca, i woła złamany : « Słowa moje pełne są boleści. Strzały pań-
a skie we mnie są, których gniew wypił ducha mojego! Cóż l)owiem
« za moc moja, żebym wytrwał?... Ani moc kamienna moc moja,
« ani ciało moje miedziane. »
Najmilsi 1 przed nami obraz prawdziwie hiobowych cierpień. Dwie
zarazem żałoby, z których każda ogromem t)oleści przygniata. W je-
dnej oto rodzinie , pod jednym dachem, umiera ozdoba rodu , czło-
wiek poświęcenia się , wygnaniec, który po długióm oderwaniu, nie-
dawno wrócony do rodzinnćj ziemi , ledwie się napił jój powietrza,
ledwie popatrzył na jej drogie oblicze, ledwie spojrzał w oblicza i
Digitized by
Google
DODATKI. 329
W sumienia ukochanej braci... już go zawołał Pan, i przyłożył do
procłiów ojców, godne starych ojców prochy pielgrzyma tułacza!...
I w tymże domu , pod jednym dachem, jednocześnie, umiera piel-
grzyma synowica, dzieweczka-aniołek, ukochane dziecią rodziców !
U nich nie zabliźnione jeszcze rany po niedawnćj okropnój stracie
dorastających synaczków; a teraz, z pięciorga dziatek, tracą już
czwartą, rozkwitającą we wdzięk i cnoty, nadzieję swoją, dzie-
weczkę, córkę. I w tej rodzinie, jest wiekowa matka i;babka; matka
umarłego wygnańca, matka dwóch innych synów tułaczy, matka
syna co swą dzieweczkę dziś grzebie ; jest serce młodszej matki i
bratowćj, siostry ; jest braterskie, jest ojcowe serce... O! któż ogarnie
to morze łwleści co się w jakiómś zagniewaniu bożem na nich biś-
dnych wylało?... I kiedy nabożeństwo dzisiejsze jest źywóm tych
boleści wypowiedzeniem, i kiedy na mnie pada dziś powinność wpa-
trzyć się w ten ogrom cierpienia df^tknicmyrli rr^ką bo^ą, i podnieść
z tej żałoby, i podać wć^m najmilsi, my:?l \)0'h\^ którn jak wszędzie,
tak i tutaj jest : cóż za dziw, że nim l.ę myśl bożą podejmę, przera-
żony, złamany ogromem dopuszczeń bożych, wołam tu do was,
najmilsi : « Słowa moje pełne są boleści, łwwiem strzały pańskie
« we mnie są, których gniew wypił ducha mego. Cóż tK)wiem za
« moc we mnie żebym wytrwał? Ani moc kamienna moc moja, ani
« ciało moje miedziane ! »
I nie ma w tem grzechu dla mnie. Kojenie boleści, jest t)oleści
podział. Zresztą, na toż Bóg boleść zsyła, byśmy ją naprzód poczuli
a dopiero poczuwszy do Boga odnieśH. Hołd największy, oflara naj
większa, jaką człowiek z tej ziemi Bogu oddać może, to hołd i ofiara
t)oleści. Cóż bowiem .z doli naszćj dajemy Bogu, kiedy Opatrzność
boża doczesnem szczęściem nas darzy, kiedy życie wśród wesela
pociech upływa ? — tylko podziękę, tylko wdzięczną radość serca
Ofiara poddania się Bogu, dopiero wtenczas się zaczyna, gdy Bóg
cierpieniem nas nawiedzi. Kogo więc krzyże Boże ucisną : to nie uci-
sną, to go poświęcą; to wybrany boży, wybrany na hołd, na uwiel-
bienie boże. — Przyjmować więc cierpienia bezmyślnie, grzechem,
nierozumem jest; przyjmować w odrętwieniu ducha, słabością,
marnowaniem zawołania bożego jest. Dlatego, ja muszę, ja czuję,
że powinienem z tęgo morza cierpienia, co dzisiejszą żałol)ę oblewa,
całą gorycz i boleść wynieść i do serca przyjąć — dlatego wołałem
i wołam : « Słowa moje pełne są boleści , strzały pańskie we mnie
Digitized by
Google
330
DODATKI.
« są, których gniew wypił ducha mego! » Ja muszq, ja czuję, że
powinienem z tym całym ogromem l)oleści stanąć przed Bogiem, i za
was których Bóg dotknął, i od was, i z wami razem, tę boleść przed
Bogiem położyć. Niech ją Pan przyjmie jako ofiarą, jako hołd pod-
daństwa naszego, niech nas owionie łaska Jego, niech wzmocni Jego
wsparcie, byśmy po pod boleścią naszą poczuli , co usta nasze zmu-
szone wyjąkać : Ojcze, badż wola Twoja !
A teraz, najmilsi! w poddaniu się woli bożej, w tych świętych
słowach naszój świętój modlitwy, wziąwszy ducha i siły, wpatrzmy
się wszyscy, a bliżój, w żałobę dzisiejszą. To dwie żałoby : na
jednój, krwią zapisane leży słowo: Zasiuga; na drugiej, usypane
kwieciem leży słowo : Niewinność. O pierwszśj mówić wam bądę.
Boże! sił mi dodaj.
Komu z was najmilsi, znajomy żywot zgasłego pomiędzy nami
wygnańca, który jakby w nagrodę przywiązania do rodzinnój ziemi,
po długich leciech oderwania od niój, ręką bożą odprowadzony na
powrót, tu swoje ktości położył : ten wie ile tam było wysofciśj za-
cności, ile poświęcenia się bez granic, ile ofiar, cierpienia, na ile
naszój wdzięczności zasłużył męczennik miłości swej dla nas. Na
małe dusze nasze, za wielkie to jest słowo : poświecenie się bez
granic! — Cnoty wygnańca, szczegóły żywota tego człowieka ofiary,
jak droga tajemnica, jak świętość którój dotknąć nie wolno, zostaną
wiadome wszystko widzącemu Bogu i niewielu ludziom wtajemni-
czonym w te cienie i skrytości, któremi wielkie prześladowanie
obwieszcza wielkie zasługi. — My to tylko powiemy, że kiedy trzeba
było krwi i życia, on krew swoją i życie dawał za nas, a zato, kiedy
z nas każdy hodował się, wzrastał albo starzał na ojcowych łanach ;
kiedy nas owiewało nieustannie to słodkie rodzinnego powietrza
tchnienie ; kiedy nas obrzmiewał ciągle, nad wszystko milszy, dźwięk
rodzinnej mowy ; kiedyśmy byli szczęśliwi oglądać codzień drogie
oblicze naszych rodziców, spółbraci : on, tęsknąc do tego całą du-
szĄ, żył w dalekióm oddaleniu, w głodzie i w pragnieniu wieści od
drogich , od swoich. — I kiedy zaparciem się prawdy mógł się
okupić tęsknocie, cierpieniom ; on prawdę bożą uczcił w sobie i
cierpiał jako wyznawca swój wiary. Cierpienie wypiękniło go.
Chrystus z całą pełnością błogosławieństw położył się na duszę jego.
Wykształcone pod łaską bożą umysł i serce, wyróżniały go od
wielu, od nas wszystkich. On pomiędzy nami był to jako dąb wie-
Digitized by
Google
DODATKI. 331
kowy nad krzewiną, nad chróściem. On się łączył, on bratał, on
żył z imionami naszych olbrzymów duchowych, bo duch jego spro-
stał, dorównywał im. Zawsze dzielny na duchu, choć nieszczę-
ściem złamany, schorzały, do ostatka duchem był młodszym od
wielu, choć młodszych latami. A przj^óm szczera skromność była
cnotą jego. — Byi to siuga hoży, wybrany hoży, nad nim byi duch
boży (Jeremiasz). Była to chluba nasza, duchowa znakomitość na-
sza, naszćj ziemi, naszego ludu wj^brany, ukochany syn I
I kiedy po długićj tułaczce, za zmiłowaniem bożćm do swoich
powrócił, to wrócił jakby na skonanie tylko, jakby na to, aby w bło-
gosławieństwie swych zasług, prochy swoje przyłożyć do ludu
swego. Tak Jakób patryarcha umiera, a ostatnie jego słowo : Ja sie
przyiaczam do ludu mego, pogrzebcież mię z ojcy mojemi.
A Pismo święte dodaje : / Jakób um^ari, i przyiożon jest do ludu
swego.
Najmilsi ! tak, on jest przyłożeń do nas, do ludu swego. On
łączy nas, on nas wiąże i godzi z przeszłością, z ojcy naszymi.
On przyłożeń, by nasze uwielbienie, i wdzięczność i miłość, które
się budzą z poznania jego zasług, cierpień, ofiar, podniosły nas ku
niemu. Bracia najmilsi! Ta chwila żałoby naszój, to jakby ostatnie
jeszcze drgnienie zgasłego żywota , niech będzie ch^^ilą wiekuistego
związku pomiędzy duchem co od nas ulała i duszą naszą co żyje
wiecznie w łonie nas wszystkich, w łonie ludu naszego. Niech
się ten duch przeleje, zatrzyma i zjednoczy z nami!... tak sprawdzą
się te słowa patryarsze, a w nich święte pragnienia zmarłego : Ja
się przyiaczam do ludu mego, pogrzebcież mię z ojcy mojśmi,
i sprawdzą się słowa boże : On um^ri i przyiożon jest do ludu
swego.
Dziwne, niepojęte są sprawy boże! ! Czemuż z tą uroczystą wy-
gnańca żałobą łączy się żałoba tak rzewna po dzieweczce niewin-
nej?... Czy to Bóg zerwany śliczny kwiatek chciał rzucić przy mo-
gile męża? Czy duchowi wygnańca chciał dać towarzysza? Czy
chciał dzisiejszćj żałobie, na którćj leży ciężka, krwawa i łzawa,
potem oblana i trudem skuta zasługa, chciał przypiąć anielskie ni.e-
winności skrzydła? Dość, że jest dziwna, tajemnicza, uroczysta i
święta ta żałoba nasza. Bóg ją nam dał niezbadany w wyrokach,
w sądach niepojęty... Tu mąż boży woła na nas o ducha bożego,
że zmarniał w rękach naszych ; o ducha miłości , ofiary, że wygasł
Digitized by
Google
332 DODATKI.
pomiądzy nami , a na jego miejscu wyrósł u nas i rozbujał duch
samolubstwa , ciemnoty, i zabił w nas poznanie i pożądanie wszy-
stkiego co wyższe, co piękne — i ta dziewczynka-aniołek odlata od
nas, może dla tego by się nieskazić zarazą naszą.
Pochylmy czoło przed tą dwoistą, tajemniczą, uroczystą żałobą
naszą. Niechaj zbawienna zaduma nad sobą samćmi, smutna i tęskna,
gorzka i bolesna, będzie żałobnym od nas wieńcem, którym opaszmy
dwie świeże mogiły : a kiedy Kościół nas wzywa do wspólnój ża-
łobnój modlitwy, wypełnijmy wiernych powinność. Modląc się o
ducha bożego nad nami , módlmy się za dusze umarłych; pokój im
wieczny! — Amen.
Digitized by
Google
SPIS PRZEDMIOTÓW.
ŻYWOT ADOLFA JANUSZKIEWICZA.
Str.
I. Od urodzenia się do wyjścia na Sybir (1803-1832).. v
II. Pobyt w Tobolsku (1832-1833). xx
III. — w Iszymie (1833-1841) xxxv
IV. — wOmsku (1841-1853) cxiii
V. — w Niżne- Tahilsku (1 853-1 856) clxxxii
VI. Powrót do domu i śmierć (1856-1 857) ccxxix
Kazanie pogrzebowe 328
LISTY ZE STEPÓW KIRGIZKIGH.
Objaśnienie 1
L Omsk, 8 maja 1846. Do matki 5
II. Semipołatyńsk, 1 4 maja. Do P... M.. . P 7
III. Semipołatyńsk, 17 maja. Do brata 10
IV. Kak, 22 maja. Do brata 16
V. Kak, 23 maja. Do brata 35
VI. Ajaguza, 28 maja. Do brata 50
VII. Ajaguza, 31 maja. Do brata 56
VIII. Ajaguza, 3 czerwca. Do matki 63
IX. Ajaguza, 7 czerwca. Do P... C f 65
X. Ajaguza, 1 1 czerwca. Do M. . . i P. . . w Tobolsku 75
Digitized by
Google
334 SPIS PRZEDMIOTÓW.
Str.
XI. Ajaguza, M czerwca. Do G... Z . 77
XII. Ajaguza, 42 czerwca. Do G... Z 85
Wyjttki z Dziennika Podróży. (43-19 czerwca. ) . . 97
XIII. Oj-dżau-tau, 49 czerwca. Do matki 445
Wyjątki z Dziennika Podróży, (20 czerwca -
4 lipca.) 447
XIV. Z nad Sarym-sakty, 4 lipca. Do brata 445
Wyjątki z Dziennika Podróży, (5 lipca.) 450
XV. Z nad Kara-su. Do matki 452
Wyjątki z Dziennika . Podróży . (6 lipca -7 sier-
pnia. ) 459
XVI. Kurnynboj, 7 sierpnia. Do brata 209
Wyjątki z Dziennika Podróży. (^-\^ %\eT}^i{\dL.),, 242
XVII. Ak-basz-tau, 45 sierpnia. Do brata 229
XVIII. Ak-basz-tau, 45 sierpnia. Do G. Z 232
Wyjątki z Dziennika Podróży. (4 6-29 sierpnia.) . 236
XIX. Kiczubaj, 29 sierpnia. Do Michała*** w Tobolsku. . . . 284
Wyjątki z Dziennika Podróży, (30 sierpnia -
2 września. ) 283
XX. Znad Tokranu, 2 września. Do A. J ... 292
Wyjątki z Dziennika Podróży. (3 września-4 O paź-
dziernika 4846.) 295
PARYŻ. ~^ DRUKARKIA J. CŁATR, PKZY DŁICY ŚWięiBOO BENEDYKTA, N' 7.
Digitized by
Google
Digitized by
Google
Digitized by
Google
This book should be returned to
the Library on or bef ore the last datę
stamped below.
A fine is incurred by retaining it
beyond tóe specifi«d time.
Tft
>n
iti :ed by
Google