Skip to main content

Full text of "Żywot Adolfa Januszkiewicza i jego listy ze stepów kirgizkich"

See other formats


This  is  a  digital  copy  of  a  book  that  was  preserved  for  generations  on  library  shelves  before  it  was  carefully  scanned  by  Google  as  part  of  a  project 
to  make  the  world's  books  discoverable  online. 

It  has  survived  long  enough  for  the  copyright  to  expire  and  the  book  to  enter  the  public  domain.  A  public  domain  book  is  one  that  was  never  subject 
to  copyright  or  whose  legał  copyright  term  has  expired.  Whether  a  book  is  in  the  public  domain  may  vary  country  to  country.  Public  domain  books 
are  our  gateways  to  the  past,  representing  a  wealth  of  history,  culture  and  knowledge  that's  often  difficult  to  discover. 

Marks,  notations  and  other  marginalia  present  in  the  original  volume  will  appear  in  this  file  -  a  reminder  of  this  book's  long  journey  from  the 
publisher  to  a  library  and  finally  to  you. 

Usage  guidelines 

Google  is  proud  to  partner  with  libraries  to  digitize  public  domain  materials  and  make  them  widely  accessible.  Public  domain  books  belong  to  the 
public  and  we  are  merely  their  custodians.  Nevertheless,  this  work  is  expensive,  so  in  order  to  keep  providing  this  resource,  we  have  taken  steps  to 
prevent  abuse  by  commercial  parties,  including  placing  technical  restrictions  on  automated  ąuerying. 

We  also  ask  that  you: 

+  Make  non-commercial  use  of  the  file s  We  designed  Google  Book  Search  for  use  by  individuals,  and  we  reąuest  that  you  use  these  files  for 
personal,  non-commercial  purposes. 

+  Refrainfrom  automated  ąuerying  Do  not  send  automated  ąueries  of  any  sort  to  Google's  system:  If  you  are  conducting  research  on  machinę 
translation,  optical  character  recognition  or  other  areas  where  access  to  a  large  amount  of  text  is  helpful,  please  contact  us.  We  encourage  the 
use  of  public  domain  materials  for  these  purposes  and  may  be  able  to  help. 

+  Maintain  attribution  The  Google  "watermark"  you  see  on  each  file  is  essential  for  informing  people  about  this  project  and  helping  them  find 
additional  materials  through  Google  Book  Search.  Please  do  not  remove  it. 

+  Keep  it  legał  Whatever  your  use,  remember  that  you  are  responsible  for  ensuring  that  what  you  are  doing  is  legał.  Do  not  assume  that  just 
because  we  believe  a  book  is  in  the  public  domain  for  users  in  the  United  States,  that  the  work  is  also  in  the  public  domain  for  users  in  other 
countries.  Whether  a  book  is  still  in  copyright  varies  from  country  to  country,  and  we  can't  offer  guidance  on  whether  any  specific  use  of 
any  specific  book  is  allowed.  Please  do  not  assume  that  a  book's  appearance  in  Google  Book  Search  means  it  can  be  used  in  any  manner 
any  where  in  the  world.  Copyright  infringement  liability  can  be  ąuite  severe. 

About  Google  Book  Search 

Google's  mission  is  to  organize  the  world's  Information  and  to  make  it  universally  accessible  and  useful.  Google  Book  Search  helps  readers 
discover  the  world's  books  while  helping  authors  and  publishers  reach  new  audiences.  You  can  search  through  the  fuli  text  of  this  book  on  the  web 


at|http  :  //books  .  google  .  com/ 


Jest  to  cyfrowa  wersja  książki,  która  przez  pokolenia  przechowywana  była  na  bibliotecznych  pólkach,  zanim  została  troskliwie  zeska- 
nowana  przez  Google  w  ramach  projektu  światowej  biblioteki  sieciowej. 

Prawa  autorskie  do  niej  zdążyły  już  wygasnąć  i  książka  stalą  się  częścią  powszechnego  dziedzictwa.  Książka  należąca  do  powszechnego 
dziedzictwa  to  książka  nigdy  nie  objęta  prawami  autorskimi  lub  do  której  prawa  te  wygasły.  Zaliczenie  książki  do  powszechnego 
dziedzictwa  zależy  od  kraju.  Książki  należące  do  powszechnego  dziedzictwa  to  nasze  wrota  do  przeszłości.  Stanowią  nieoceniony 
dorobek  historyczny  i  kulturowy  oraz  źródło  cennej  wiedzy. 

Uwagi,  notatki  i  inne  zapisy  na  marginesach,  obecne  w  oryginalnym  wolumenie,  znajdują  się  również  w  tym  pliku  -  przypominając 
długą  podróż  tej  książki  od  wydawcy  do  biblioteki,  a  wreszcie  do  Ciebie. 

Zasady  użytkowania 

Google  szczyci  się  współpracą  z  bibliotekami  w  ramach  projektu  digitalizacji  materiałów  będących  powszechnym  dziedzictwem  oraz  ich 
upubliczniania.  Książki  będące  takim  dziedzictwem  stanowią  własność  publiczną,  a  my  po  prostu  staramy  się  je  zachować  dla  przyszłych 
pokoleń.  Niemniej  jednak,  prace  takie  są  kosztowne.  W  związku  z  tym,  aby  nadal  móc  dostarczać  te  materiały,  podjęliśmy  środki, 
takie  jak  np.  ograniczenia  techniczne  zapobiegające  automatyzacji  zapytań  po  to,  aby  zapobiegać  nadużyciom  ze  strony  podmiotów 
komercyjnych. 

Prosimy  również  o: 

•  Wykorzystywanie  tych  plików  jedynie  w  celach  niekomercyjnych 

Google  Book  Search  to  usługa  przeznaczona  dla  osób  prywatnych,  prosimy  o  korzystanie  z  tych  plików  jedynie  w  niekomercyjnych 
celach  prywatnych. 

•  Nieautomatyzowanie  zapytań 

Prosimy  o  niewysyłanie  zautomatyzowanych  zapytań  jakiegokolwiek  rodzaju  do  systemu  Google.  W  przypadku  prowadzenia 
badań  nad  tłumaczeniami  maszynowymi,  optycznym  rozpoznawaniem  znaków  łub  innymi  dziedzinami,  w  których  przydatny  jest 
dostęp  do  dużych  ilości  tekstu,  prosimy  o  kontakt  z  nami.  Zachęcamy  do  korzystania  z  materiałów  będących  powszechnym 
dziedzictwem  do  takich  celów.  Możemy  być  w  tym  pomocni. 

•  Zachowywanie  przypisań 

Znak  wodny  "Google  w  każdym  pliku  jest  niezbędny  do  informowania  o  tym  projekcie  i  ułatwiania  znajdowania  dodatkowych 
materiałów  za  pośrednictwem  Google  Book  Search.  Prosimy  go  nie  usuwać. 

•  Przestrzeganie  prawa 

W  każdym  przypadku  użytkownik  ponosi  odpowiedzialność  za  zgodność  swoich  działań  z  prawem.  Nie  wolno  przyjmować,  że 
skoro  dana  książka  została  uznana  za  część  powszechnego  dziedzictwa  w  Stanach  Zjednoczonych,  to  dzieło  to  jest  w  ten  sam 
sposób  traktowane  w  innych  krajach.  Ochrona  praw  autorskich  do  danej  książki  zależy  od  przepisów  poszczególnych  krajów,  a 
my  nie  możemy  ręczyć,  czy  dany  sposób  użytkowania  którejkolwiek  książki  jest  dozwolony.  Prosimy  nie  przyjmować,  że  dostępność 
jakiejkolwiek  książki  w  Google  Book  Search  oznacza,  że  można  jej  używać  w  dowolny  sposób,  w  każdym  miejscu  świata.  Kary  za 
naruszenie  praw  autorskich  mogą  być  bardzo  dotkliwe. 

Informacje  o  usłudze  Google  Book  Search 

Misją  Google  jest  uporządkowanie  światowych  zasobów  informacji,  aby  stały  się  powszechnie  dostępne  i  użyteczne.  Google  Book 
Search  ułatwia  czytelnikom  znajdowanie  książek  z  całego  świata,  a  autorom  i  wydawcom  dotarcie  do  nowych  czytelników.  Cały  tekst 


tej  książki  można  przeszukiwać  w  Internecie  pod  adresem  http :  //books .  google .  com/ 


/lojrS&t7.'^^ 


'iou^fwitfi  tfieincomeof 

THE 
SUSAN  ARMORSE  FUND 

EstdhlisCicdify 

William  Ingus  Morse 

InJĄcmory  offmWife 


yM 


m 


Harvard  CoUegeLibraiy 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


PARYŻ.  ~  DRUKARNIA  J.  GLAYB 

PRZY  ULICY  Ś.  BBNBDYKTA,  Nr  7 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


ADOLFA 


JANUSZKIEWICZA 


I  JBOO 


LISTY 

ZE   STEPÓW    KIRGIZKICH 


KSIĘGARNIA   B.   BEHR'A 

(E.  BOCK) 


BERLIN 

2%     BULWAR    POD    LIPAMI 


POZNAŃ 

21,    ULICA    WILHELMOWSKA 

1861 


Digitized  by 


Google 


S£u'. 


w 


Digitized  by 


Google 


Przeznaczeniem  tćj  książki  jest  raczej  stad  się  pa- 
miątką dla  rodziny,  przyjaciół,  towarzyszy  jćj  autora, 
niżeli  rozrywką  dla  czytającej  publiczności;  pamiątka 
ta  wszakże,  nietylko  przeto  że  wchodzi  w  dziedzinę 
publiczną  druku,  ale  z  wielu  innych  względów  ma 
znaczenie  ogólniejsze  :  może  kiedyś  będzie  ona  kroplą 
z  wyschłego  morza  łez,  w  którój  odbite  światło  rzuci 
promyk  na  długi  przeciąg  cierpień  narodowych,  dziś 
pogrążonych  głęboko  w  cieniu  i  bodaj  zapomnieniu... 

Lat  temu^  trzydzieści,  pod  uderzeniem  ciężkiego 
ciosu  rozbryzgło  się  z  ziemi  naszój  daleko  po  świecie 


Digitized  by 


Google 


—  II  — 

niemal  całe  pokolenie  dorosłe^  z  mnóstwem  starców  i 
dzieci.  Tysiące  dobrowolnych  tułaczy  i  skazanych 
wygnańców,  w  różnych  stronach  wschodu  i  zachodu, 
w  różnych  kolejach  doli  znosiło  lub  jeszcze  znosi  swoje 
przeznaczenie;  tysiące  rodzin  pozostałych  w  domu 
pokryło  się  dotąd  nie  startą  żałobą.  Pióro  dziejopisar- 
skie  nie  zbierze  nigdy  liczby  statystycznej  ofiar,  a 
daleko  bardziój  nie  zdoła  skreślić  prawdziwego  obrazu 
4ch  cierpień,  bo  sztuka  pisania  dziejów  jak  były  opi- 
sane cierpienia  Hioba,  nie  dostała  się  w  spadku  cywi- 
lizacyi  europejskiej.  Męczeństwo,  tak  narodów  jak 
pojedynczych  ludzi,  ma  swoją  stronę  widoczną  i  taje- 
mną ,  a  częstokroć  miara  pierwszej  nie  jest  prawdziwą 
miarą  drugiój,  i  zewnętrzne  położenie  niedostatecznie, 
albo  nawet  mylnie  przedstawia  udręczenia  wewnętrzne. 
Wielka  zagadka  cierpień  narodu  leży  w  tajemnicy 
pragnień  i  dążeń  jego  ducha  :  póki  jedynćm  słowem 
tćj  zagadki  jest  poddanie  się  i  ufność,  poty  niemasz 
zrozumiałego  słowa  ńa  wyrażenie  jego  boleści.  Dzieje 
wewnętrznych  cierpień  Polski  piszą  się  dotąd  na  kart- 
kach urywkowych  męczeńskiego  żywota  jój  synów, 
którzy  dlatego  tylko  byli  męczennikami,  że  mieli  w 
duszy  iskierkę  narodowego  ducha,  że  przyszedłszy  z 
nią  na  świat,^nie  mogli  pogodzić  się  z  porządkiem  pa- 
nującym na  świecie,  i  nigdzie  nie  znajdując  ni  spo- 


Digitized  by 


Google 


—  111  — 


czynku  ni  zadowolenia,  przenieśli  ją  niezgaszoną  przez 
całą  ciernistą  swą  drogę.  Może  więc  kilka  rysów  dają- 
cych bliżśj  poznać  duszę  i  żywot  jednego  z  takich  mę- 
czenników, dogodzi  nietylko  potrzebie  serc  ściślej  z 
ninx  złączonych,  ale  będzie  i  dopełnieniem  pewnej  po- 
winności publicznej. 

Czytelnicy,  którzy  znali  już  większą  cześć  Listów  ze 
stepów  kirgizkich,  mieli  podaną  sobie  i  krótką  wiado- 
mość o  ich  autorze^.  Listy,  pomnożone  nawet  tutaj 
wyjątkami  z  Dziennika  podróży,  lubo  wiele  świadczą 
o  zdolnościach  umysłowych,  mało  jednak  dają  poznać 
wewnętrzny  stan  tego,  co  je  pisał.  Kilkomiesięczna  po- 
dróż po  stepie,  była  wyjątkowym  ustępem  w  długich 
jego  latach  wygnania.  Więcój  wtedy  zajęty  nowemi 
wrażeniami,  niżeli  powszednim  swym  smutkiem,  rzucał 
je  na  papier  z  właściwą  sobie  swobodą  humoru  i  rzadko 
kiedy  tęskny  zwrot  myśli,  albo  bolesny  jęk  serca,  mi- 
mowolnie wymknął  mu  się  z  pod  pióra.  Wiadomość  o 
nim,  chociaż  skreślona  ręl^ą  znakomitego  pisarza,  ser- 
decznego przyjaciela  i  przez  niejaki  czas  współtowa- 
rzysza niedoli,  nie  mogła  być  czśm  innćm,  jak  pobie- 
żnem  opowiedzeniem  kilku  szczegółów  zgasłego  już 
żywota  i  ogólną  wzmianką  o  zaletach  zmarłego.  Wszy- 


1.  w  Kronice  wiadomości  krajowych  i  zagranicznych.   Warszawa,   1857   roku, 
31  października,  przez  G.  Z. 


Digitized  by 


Google 


stko  co  stanowiło  najważniejszy  okres  w  tym  żywocie 
i  było  najmocniejszym  dowodem  tych  zalet,  -musiało 
być  przemilczane.  Trudno  jednak  treściwiej  i  z  większa 
mocą  zrobić  chlubny  rys  charakteru ,  nad  zawarty  w 
następnych  słowach  zmuszonego  do  lakonizmu  życio- 
pisarza. 

«  Rzadko  może  —  powiada  on  —  zdarzy  się  spot- 
kać drugiego  człowieka,  w  którymby  obok  powierz- 
chowności w  całóm  znaczeniu  pięknój,  tyle  się  jedno- 
cześnie moralnych  przymiotów  łączyło.  Czysta  wiara, 
miłość  rodzinnój  ziemi,  {co  ma  znaczyć  patryotyzm), 
wielostronnie  ukształcony  umysł,  hart  duszy,  szlache- 
tny i  prawy  charakter,  na  który  nawet  zawiść  targnąć 
się  nie  śmiała,  niezmordowana  pracowitość,  ścisłość 
w  wypełnianiu  każdego  przyjętego  obowiązku,  a  obok 
tego  swobodny  humor,  porywy  poetyczne  i  ta  łatwość 
pożycia,  która  mimowolnie  wszystkich  serca  ku  niemu 
garnęła  :  liczne  te  i  wielkie  przymioty  w  tak  doskonałej 
harmonii  łączyły  się  w  osobie  zgasłego  Adolfa,  że  sta- 
nowiły jakąś  wzniosłą  i  odrębną  postać  na  tle  dzisiej- 
szego społeczeństwa.  » 

Jest  to  wiarogodne  świadectwo,  bo  złożone  na  grobie 
przez  towarzysza  cierpień,  w  których  ludzie  najlepiej 
dają  się  poznać  i  ocenić.  Co  on  musiał  przemilczeć, 
czego  w  krótkim  zarysie  nie  mógł  objąć  ani  dotknąć, 


Digitized  by 


Google 


to  zebrane  rękami  przyjaznemi  i  uplecione  jak  możność 
dozwoliła  w  wieniec  suchych  nieśmiertelniczek^  znaj- 
dzie się  po  większej  czc«ci  przynajmniej,  w  niniejszem 
Wspomnieniu. 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA. 


Adolf  (Micbal-Waleryan-Julian)  Januszkiewicz,  syn 
najstarszy  Michała  i  Tekli  z  Sokołowskich ,  urodził  się 
w  zamku  Nieswićżskim  dnia  28  maja  (9  czerwca) 
1803  roku.  Trzymał  go  do  chrztu  Michał-Hieronim 
Radziwiłł. 

Rodzina  Januszkiewiczów  należgda  do  zasłużonych 
oddawna  w  domu  książąt  Radziwiłłów,  a  po  kądzieli 
spowinowacoina  była  z  rodziną  Kościuszków.  Karol- 
Maciej  Januszkiewicz,  towarzysz  chorągwi  pancernśj 
księcia  Podkanclerzego  litewskiego  Radziwiłły,  i  skar- 
bnik województwa  Brzeskiego,  miał  za  sobą  Magdalenę 
Kościuszkównę ;  siostra  Tadeusza  Kościuszki,  Anna, 


Digitized  by 


Oodgle 


Vi:l  ŻYWOT 

poślubiona  Gałeckiemu 5  wniosła  mu  w  posagu  Źabinkę, 
oddzieloną  od  Siechnowicz :  jćj  córka  wyszła  za  Soko- 
łowskiego i  była  matką  Tekli  Januszkiewiczowńj.  Powi- 
nowactwo to  czyniło  silne  wrażenie  na  młodocianym 
umyśle  Adolfa,  w  którego  duszy  uczucie  patryotyzmu 
od  dzieciństwa  poczęło  być  środkowym  i  górującym 
punktem  wszystkich  szlachetnych  popędów. 

Pierwsze  jego  lata  upłynęły  we  wsi  Ussowie  położo- 
nój  blizko  Kopyla,  którą  rodzice  jego  trzymali  zastawą, 
nim  późniój,  około  r.  1821,  nabyli  na  dziedzictwo  wieś 
Dziahylnę,  niedaleko  Kojdanowa,  w  teraźniejszej  gu- 
bernii  mińskiój.  Oddany  potśm  do  szkół  księży  Domi- 
nikanów w  Nieświeżu ,  odbył  w  nich  początkowe  trzy 
klasy.  Następnie,  wziął  go  na  swego  wychowańca  bez- 
dzietny krewny.  Podkomorzy  Michał  Januszkiewicz, 
niegdyś  podpułkownik  wojsk  narodowych*,  właściciel 
wsi  Kraśne  w  powiecie  jampolskim,  gubernii  podol- 

*  Nominacya  na  ten  stopień  brzm  ijak  następuje : 

« Tadeusz  Kościuszko,  Naczelnik  najwyższej  Siły  zbrojnćj  ^narodowćj,  oznajmąję 
niniejszym  Listem  patentem,  komu  o  tym  wiedzieć  należy :  Iż  Ja  mając  zaleconą  sobie 
dobrą  applikacyą  i  zdatność  do  słnżby  wojskowej  obywatela  Michała  Januszkiewicza, 
a  chcąc  do  dalszych  Rzeczypospolitej  zach^ić  usług,  umyśliłem  mu  szarżę  Podpuł- . 
kownika  w  wojsku  RżeczjrpospolitćJ  dać  i  konferować;  Jakoż  niniejszym  Listem  Paten < 
tern  moim  z  należąoemi  do  niej  według  opisu  i  ustawy  Rzeczypospolitej  porcyami, 
tudzież  ze  wszystkiemi  prerogatywami  aż  do  śmierci,  lub  postąpienia  na  wyższą 
szarżę  wojskową,  dają  i  konferuję.  Co  mianowicie  Genendom  oraz  wszystkim  wyż- 
szej rangi  oficerom,  a  osobliwie  wojska  Rzeczypospolitej  wiadomo  czyniąc,  rozkazuję 
aby  pomienionemu  obywatelowi  Michałowi  Januszkiewiczowi  szarżę  Podpułkownika 
w  wojsku  Rzeczypospolitej  mającemu,  z  micijsca  i  praw  do  tego  siopnia  przyłączo- 
nych odpowiadali,  i  aby  od  innych  odpowiadano  było,  starali  się.  Na  co  dla  lepszćj 
wiary  ręką  własną  podpisawszy,  pieczęcią  związku  narodowego  ztwierdzam.  Dan 
w  obozie  pod  Mokotowem,  dnia  14  lipca  1794  roku.  ( Podpisano)  T.  Kościuszko.  » 

(W  pieczęci  czarnej  wyciśniętej  na  sucho,  wyrazy  :  Pieczęć  Naczelnika  Siły  zbroj- 
nej narodowej.  Wohiość,  Całość  i  Niepodległość; ) 


Digitized  by 


Google 


AOOŁFA    JANU8ZK1BWIG1A.  1% 

slcićj,  i  posiał  w  r,  1819  do  słynnego  wówczas  gimna- 
zyum  Winnickiego.  Odtąd  miał  Adolf  dwa  ogniska 
domowe  i  rodzinne  :  jedno  na  Litwie,  drugie  na  Po- 
dolu. 

Ukończywszy  gimnazyum  w  Winnicy,  z  chlubnómi 
świadectwami  wzorowego  prowadzenia  się  i  celujęcego 
postępu  w  naukach,  przybył  w  r.  1821  na  uniwersytet 
do  Wilna,  gdzie  przez  dwa  lata  słuchał  kursów  w  od- 
dziale literackim. 

Były  to  owe  świetne  czasy  uniwersytetu  wileńskiego, 
kiedy  w  przybytkach  jego  rozlegał  się  głos  sławnych 
nauczycieli  i  jaśniał  kwiat  młodzieży,  którego  listki 
miały  wkrótce  rozproszyć  się  i  więdnąć  daleko  od  oj- 
czystój  ziemi.  Adolf  przyniósł  z  sobą  na  świat  ten  przy- 
wilój  osobisty,  którym  obdarzeni  nie  nikną  w  źadnóm 
gronie,  w  jakióm  zwykła  kolćj  albo  los  wyjątkowy  ich 
postawi,  i  wszędzie  gdzie  się  znajdą,  zabierają  jakby 
z  prawa  należne  im  pierwszorzędne  miejsca.  Równie 
jak  w  szkołich,  tak  na  uniwersytecie  pozyskał  zaraz 
przyjaźń  i  szacunek  wszystkich  towarzyszy,  co  wyż- 
szością ducha,  talentu  lub  pracy,  przewodniczyli  in- 
nym.* Usposobienia  jego  poetyczne  i  literackie  trafiły 
na  silny  prąd  przykładu  i  zachęty  :  próbował  lotu  skrzy- 
deł w  dziedzinę  natchnienia,  i  niektóre  jego  rymowe 
utwory,  umieszczane  w  ówczesnych  pismach  peryody- 
cznych,  mogłyby  go  ośmielić  do  dalszćj  Ikarowój  po- 
dróży, gdyby  poczynał  w  kilkanaście  lat  późnićj.  Ale 
przy  świcie  wielkińj  naszćj  poezyi^  którój  główny  pło- 
mień wystrzelał  z  głębi  narodowego  uczucia,  każdemu 
czyje  serce  mocno  tóm  uczuciem  biło,  przedewszystkióm 


Digitized  by 


Google 


ZV\VOT 


stało  na  widoku  pole  rzeczywistości ;  a  nikt  bardziej 
nad  Adolfa  nie  był  stworzony  do  rzeczywistego  życia  i 
dztełania.  Umiał  on  cenić  skarby  umysłowe,  .miaj 
prawdziwy  zapał  dla  płodów  geniuszu  i  szczerą  cześć 
dla  nauki  :  wszędzie  i  zawsze  książka  była  dla  niego 
potrzebą ,  miłą  rozrywką ,  wypoczynkiem  i  orzeźwie- 
niem, sam  posiadał  dar  wydania  swychmyśli  z  wdzię- 
kiem i  łatwością ;  nigdy  jednak  zatrudnienie  literackie 
nie  mogło  stać  się  dla  niego  głównym  przedmiotem  tśj 
dziwnie  energicznej  w  nim  czynności,  która  również 
wszędzie  i  zawsze,  pragnęła  cłioćby  w  najdrobniejszym 
zakresie,  byle  bezpośrednio,  roztaczać  się  po  ziemi. 
Okolicznpści  zresztą  prędko  otworzyły  właściwą  mu 
drogę. 

Za  powrotem  na  Podole,  w  niedługim  przeciągu 
czasu,  tyle  i  tak  korzystnie  stał  się  znajomym  ogółowi 
współobywateli,  że  szlachta  na  sejmikach  gubernial- 
nych  w  Kamieńcu,  powołała  go  do  zajęcia  urzędu, 
dawanego  zwykle  ludziom  poważnym  zasługą  i  wie- 
kiem. Nie  mając  jeszcze  lat  przepisami  prawa  wyma- 
ganych,to  jest  24'**  skończonych,  dnia  26  lutego  1828^ 
roku  został  jednomyślnie  obrany  Deputatem  sądu  głó- 
wnego izby  cywilnej.  Współcześnie  niemal  z  tym  za- 
szczytem, jakby  smutna  wróżba  świetnie  otwierającego 
się  zawodu,  spadła  nań  żałoba  po  ojcu,  w  tymże  roku 
i  miesiącu,  dnia  14/26,  zmarłym  w  Wilnie. 

Gorliwość,  takt,  charakter  młodego  urzędnika  od- 
powiedziały chlubnie  położonemu  w  nim  zaufaniu.  Po  • 
trzech  latach  urzędowania,  otrzymał  od  władzy  pismo 
pochwalne,    a   od  współobywateli  najwymowniejszy 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XI 


dowód  miłości  i  szacunku  w  usilnóm  naleganiu,  aby 
drugie  trzy  lata  pełnił  zaszczytną  służbę.  Nie  mógł 
wszakże  uczynić  zadość  ich  i  własnemu  życzeniu^  z 
powodu  słabości  zdrowia,  W  szczęśliwie  ze  wszech 
miar  obdarzonćj  jego  organizacyi,  zdmwie  stanowiło 
słabą  albo  raczćj  delikatną  stronę,  w  którą  zawsze 
uderzał  naprzód  szereg  przeciwności,  przygotowanych 
na  dalsze  próbowanie  mocy  jego  ducha,  ilekroć  zamy- 
ślał sobie  znaleść  jakikolwiek  stalszy  spoczynek  przed 
grol)em.  Wszystko  zdawało  się  budować  dla  niego 
błogi  przybytek  pogodnego  i  użytecznego  żywota  na 
miejscu,  gdzie  otoczony  przychylnością  powszechną, 
poznał  też  od  dwóch  lat  młodą  osobę ,  którśj  wzajemne 
uczucie  otwierało  mu  drogę  do  szczęścia,  nie  zagro- 
dzoną żadną  przeszkodą.  Tymczasem  lekarze  uznali  za 
rzecz  konieczną  podróż  do  wód  zagranicznych  —  po- 
dróż, co  miała  być  początkiem  dozgonnój  pielgrzymki. 
Chwilowa  rozłąka,  z  pewnością  powrotu  nie  trwożną  o 
wpływ  czasu  i  oddalenia,  umilona  przytśm  widokiem 
zwiedzenia  obcych  krajów,  tak  ponętnym  dla  ognistej 
wyobraźni  i  podnioślejszego  umysłu,  nie  mogła  mieć 
na  sobie  cienia  żałoby;  serce  jednak  odezwało  się 
jakiemś  smutnćm  przeczuciem.  Na  początku  wiosny 
1829  wyjeżdżając  do  Karlsbadu,  pożegnał  ziemię  ro- 
dzinną i  swoją  Stefanią  sonetem,  w  którego  ostalnićj^ 
zwrotce  brzmi  złowieszcza  wróżba*. 


*  Odjazd.  Do  S.  G.  Sonet ,  drukowany  w  Notcowczniku  Utewtkim ,  na  rok  1881 , 
wydanym  przez  H.  Klimaszewskiego,  w  Wilnie  1830. 

PiWtnoc  —  gwałtowny  wicher  bije  w  okienicę, 
Gieniosz  nocy  czarne  wyciągną  ramiona, 


Digitized  by 


Google 


XII  ŻYWOT 

Dwadzieścia  miesięcy  pobytu  za  granicą  przeszło  mu 
wszakże  w  tak  roskosznćm  upojeniu  ducha ,  że  ten 
krótki  jokres  -czasu  na  końcu  dni  swych  błogich,  zawsze 
nazywał  potem  najszczęśliwszym  w  życiu,  często  wśród 
tęsknych  pustek  wygnania  zwracał  nań  łzawe  oko  jak 
na  oazę  kwitnącą  w  przeszłości,  wspominał  o  nim  z 
zapałem  i  rzewnćm  westchnieniem. 

Pokrzepiony  kąpielami  w  Karlsbadzie,  udał  się 
przez  Niemcy  i  Szwajcaryą  do  Włoch,  gdzie  bawiąc 
całą  zimę,  cieszył  się  towarzystwem  Adama  Mickie- 
wicza, z  nim  razem  zwiedzał  czaro wne  okolice,  stąpał 
po  miejscach  pełnych  wielkich  wspomnień,  oglądał 
arcydzieła  sztuki,  Italia  porwała  jego  duszę  drgającą 
do  wszystkiego  co  wzniosłe  i  piękne,  rozwinęła  i  ukształ- 
ciła  wnim  wrodzone  i  nabyte- usposobienie,  Ale  tę  pierś 
zalaną  spokojnym  zdrojem  słodkich  uczuć,  wkrótce 
miały  poruszyć  głębiej  inne  wrażenia.  Chwila,  w  któ- 
rej bieg  swój  wycieczki  zawrócił  ku  domowemu  ogni- 
sku, była  chwilą  załamania  się  kierunku  całój  jego 
przyszłości. 

Serce  moje,  jak  łódka  burzą  pochwycona, 
Nie  zdoła  na  spoczynku  natrafić  kotwicę. 

Nadaremnie  snu  wołani  na  mokrą  irenicę , 
W  zboTi^J  piersi  palą  tęsknoty  nasiona, 
I  w  duszy  skołatanej  błądzi  myśl  wzburzona, 
I  wrzących  łez  potoki  zalewają  lice. 

Jutro  mi  Jeszcze  wichry  gwałtowniej  zawiąją , 
Bo  jutro  trzeba  rzucid  ojczystą  krainę , 
Bo  jutro  trzeba  rzucid  kochaną  drużynę , 

I  jutro  smutne  lice  gę^dćj  łzy  obleją, 
Bo  jutro  lubą  trzeba  pożegnać  dziewczynę 
A  może  i  na  zawsze  rozstać  się  z  nadzieją. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    lANUSZKlKWICZA.  XIII 

Latem  1830  r,  wracając  przez  Paryż  i  Bruxellę, 
znalazł  się  naocznym  świadkiem  tych  wstrzęśnień  na- 
rodowych, co  w  jego  sercu  polskićm  musiały  wywołać 
dźwięk  silniejszej  nad  ^wszystkie  struny.  Przybywszy 
we  wrześniu  do  Warszawy,  poczuł  zaraz  w  jej  atmos- 
ferze morainśj  dym  podziemnego  wulkanu,  Lelewel 
wreszcie  otworzył  się  ufnie  przed  swoim  dobrze  znajo- 
mym uczniem,  opowiedział  mu  co  mógł  natenczas  z 
pewnością  wiedzieć,  lub  przewidywać.  Zmieniła  się 
natychmiast  scena  widzenia  przed  •  wzrokiem  duszy, 
w  której  uczucie  obowiązku  przemagało  zawsze  nad 
wszelkie  inne  uczucia,  a  miłość  Ojczyzny  nie  mogła 
mieć  współzawodniczki  w  żadnćj  miłości.  Rozkoszny 
obraz  Italii  zastąpiło  widmo  Polski  dźwigającej  się 
w  kajdanach;  biegący  przed  podróżnikiem  płomyk 
pochodni  hymenu,  zaćmiła  krwawa  pochodnia  wojny. 
Spieszył  na  Podole,  już  nie  żeby  znaleść  szczęście  w 
spokoju,  ale  żeby  zwiastować  niespokój  szczęśliwy. 

Ledwo  mu  czas  wystarczył  na  powitania,  przy  któ- 
rych wszystkie  kółka  rozległych  swych  stosunków 
przenizał  tajemniczą  nadzieją ,  kiedy  wieść  o  powsta- 
niu listopadowóm  wstrzęsła  tak  mocno  całym  tym  łań- 
cuchem, że  z  odbiciem  się  jego  drgnięcia  w  swoich 
piersiach,  uczuł  powinność  odnieść  tam  odpowiedź 
gotowości,  zkąd  przyniósł  hasło  do  przygotowań ;  za- 
pewnić stolicę  o  duchuprowincyi  południowych,  zapał 
ich  i  środki  związać  z  kierunkiem  ogólnym  narodowego 
działania. 

W  grudniu,  pod  pozorem  odwiedzenia  rodziny  litew- 
skiej, niby  przed  podróżą  do  Petersburga,  przybiegł 


Digitized  by 


Google 


XIV  ŻYWOT 


do  Wilna,  zabawił  kilka  dni  mało  komu  daj^c  się  wi- 
dzieć, pojecłiał  z  bratem  Eustacliym  do  Kowna,  tam 
pieszo  przemknął  się  za  Niemen  po  lodzie  i  przez  Au- 
gustowskie udał  się  do  Warszawy. 

Kto  pamięta,  albo  dowiedzieć  się  zecłice,  jak  rozpa- 
czliwą dla  kraju  zabranego  politykę  utrzymywała  ie- 
lazna  toola  Dyktatora,  łatwo  sobie  wyobrazi  bolesne 
położenie  tych  synów  Litwy,  Wołynia,  Podola  i  Ukrai- 
ny, co  szczęśliwym  trafem  znaleźli  się  w  ognisku  na- 
rodowego powstania,  lub  z  niebezpieczeństwem  i  tru- 
dem przybiegli  w  nióm  stanąć.  Nie  tracili,  oni  jednak 
otuchy,  że  powszechne  uczucie  wołające  z  dołu  o  Polskę 
całąa  niepodległą,  przemoże  zimne  i  fałszywe  rachuby 
u  góry.  Adolf  wziął  natychmiast  najczynniejszy  udział 
we  wszystkich  ich  usiłowaniach  i  zabiegach  :  stał  się 
jednym  z  najenergiczniejszych  pomocników  Weresz- 
czyńskiego  w  tworzeniu  Legii,  do  którój  zaciągnął  się 
jako  żołnierz ;  z  jego  zachęty  Juliusz  Słowacki  napisał 
hymn  budzący  Litwinów,  który  należy  do  małej  liczby 
prawdziwie  poetycznych  utworów  rewolucyi  Listopa- 
dowej. 

Dopiero  na  dniu  3  lutego  1831,  uchwała  sejmowa 
dozwoliła  formować  pod  nazwiskami  czterech  prowin- 
cyi  legie  «  które  miały  służyć  jako  zarodek  wojska 
w  swoich  rodzinnych  ziemiach  do  wyjarzmienia  onych. » 
Dla  czuwania  nad  ich  organizacyą  i  funduszami,  utwo- 
rzono komitet.  Prezesem  jego  został  ówczesny  minister 
spr.  wew.  Bonawentura  Niemojowski ;  członkami  zaś 
obrani  byli :  Alexander  Wereszczyński,  Antoui  Berna- 
towicz, Adolf  Januszkiewicz  i  Karol  Kaczkowskie  który 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIRWICZA.  XV 


pełnił  razem  obowiązki  kassyera.  Gdy  w  tymże  czasie 
wojska  moskiewskie  weszły  w  granice  królestwa , 
wielu  co  się  zapisało  na  legionistów,  pragnąc  prędszego 
spotkania  się  z  nieprzyjacielem  powstępowało  do  innych 
pułków;  członek  komitetu  Kaczkowski  oddalił  się  z 
niego  także,  jako  naczelny  lekarz  wojska  polskiego. 
To  spo\^odowało  niektóre  zmiany  :  formacya  ograni- 
czyła się  do  dwócli  hufców,^  pieszego  i  konnego,  a 
miano  jćj  do  jednego  nazwiska  Legii  Litewsko-Wołyń- 
skićj ;  kassyerstwo  objął  Januszkiewicz,  Na  liście  skła- 
dek, drukowanej  później  z  rejestrów  przez  niego  utrzy- 
mywanych, znajdują  się  dwie  ofiary,  których  on  sam 
tylko  mógł  znać  cenę  względną  :  od  siebie,  z  podró- 
żnego zapasu  na  wycieczkę,  obrachowaną  zapewne  do 
rychłego  powrotu,  złożył  złotych  1,000,  a  od  «  pewnój 
Litwinki  »  (zapewne  matki),  pierścień  brylantowy, 
przyniesiony  z  wizerunkiem  kochanki,  pod  chłopską 
sukmaną  na  piersiach. 

Prezes,  odkrywał  codzień  nieoszacowane  przymioty 
w  młodym  współpracowniku:  zabrał  go  do  pałacu  Mo- 
stowskich, gdzie  komitet  miał  swoje  siedlisko,  i  bardzo 
się  zmartwił  gdy  postrzegł,  że  ta  ręka,  co  tak  zdolnie  i 
pożytecznie  władała  pióreni,  drga  bezustanku  do  szabli. 
W  marcu,  posunięty  na  stopień  podporucznika  Adolf, 
nie  mógł  znieść  epoletów  nie  odymionych  prochem,  i 
pomimo  najusilniejsze  zatrzymywania  tak  ze  strony 
pfezesa  jak  współkolegów ,  wyszedł  na  linią  bojową 
z  oddziałem  legii  konnćj  jako  ądjutant  jój  dowódzcy. 

Nie  długi  był  jego  zawód  wojenny.  Towarzysząc 
plutonowi  posłanemu  na  wzwiady,   znalazł  się  razem 


Digitized  by 


Google 


XVI  ŻYWOT 


Z  nim  obskoczoiiy  przez  daleko  większa  siłę  nieprzyja- 
cielska. Nie  wielu  uszło  z  porażki,  a  niektórzy  z  nich 
widząc  go  padającego  z  konia,  mniemali  że  poległ.  Za 
takiego  był  podany  w  raporcie ;  nie  była  to  jednak 
ostatnia  chwila  jego  życia,  tylko  pierwsza  wieloletniego 
ciągu  cierpień  aż  do  śmierci. 

Otrzymawszy  siedem  ran  w  nogę,  rękę  1  głowę, 
wzięty  został  przez  kozaków.  Odwieziono  go  do  głó- 
whój  kwatery  rossyjskiej,  zkąd  po  opatrzeniu  na  prędce, 
odprawiony  do  rezerwy  będącój  pod  dowództwem 
Gerstenzwejga,  znalazł  u  niego  ludzkie  przyjęcie  i  sta- 
ranie lekarskie,  o  czem  zawsze  z  wdzięcznością  wspo- 
minał. W  początkach  kwietnia,  gdy  się  już  rany  goiły, 
stawiony  był  przed  Dybiczem.  Przytomność,  rozsądek 
i  przyzwoity  ton  w  odpowiedziach,  zrobiły  wrażenie 
na  feldmarszałku  :  zaproponował  mu,  czyby  się  nie 
podjął  zawieść  do  Warszawy  Rządowi  narodowemu 
warunków  zawarcia  pokoju,  które  miały  być  korzystne 
dla  Polski.  Oświadczył  gotowość  tego  poselstwa  i  za- 
ręczenia słowem,  że  jeśliby  nie  wzięło  skutku,  wróci 
do  obozu  rossyjskiego  jako  jeniec.  Ale  wkrótce  okoli- 
czności nadały  inny  obrót  rzeczom.  Dybicz  zostawiony 
spokojnie  po  klęsce  zadanej  mu  31  marca,  miał  czas  . 
skupić  i  uporządkować  swe  siły ;  gdy  przytóm  porażka 
korpusu  jenerała  Sierawskiego,  w  połowie  kwietnia, 
uspokoiła  go  od  obawy  na  lewćm  skrzydle,  nie  myślił 
już  o  układach,  mianowicie  korzystnych  dla  nas.  Jeń- 
ców i  z  nimi  Adolfa,  wyprawiono  do  Brześcia,  zkąd 
poszli  na  całe  lato  w  drogę  do  Moskwy,  do  Symbirska 
i  potem  do  Wiatki.  W  tój  podróży,  przechodząc  przez 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  \V|| 


domowe  okolice,  miał* szczęście  widzieć  się  z  matkę,  i  . 
otrzymać  jój  błogosławieństwo. 

Jakże  to  inna  była  podróż  od  przcszłoroczndij  dla 
biednego  wędrowca!  Nie  utrzymywał  j^j  dziennika, 
nie  zostawił  żadnśj  piśmiennej  wzmianki  o  tćm,  co  się 
w  nim  i  z  nim  działo  podczas  tój  ciężkiej  i  gorzkiej 
pielgrzymki,  w  której  przez  pół  roku,  oderwany  od 
wszystkiego  co  mu  było  drogióm  na  świecie,  bez  wie- 
dzy dokąd  i  na  jaki  los  zajdzie,  wewnątrz  tylko  ze 
swoim  smutkiem  i  z  Bogiem,  zewnątrz  znany  jako  nu- 
mer żywy,  uszedł  pieszo  wiorst  przeszło  trzy  tysiące, 

W  Wiatce  dopiśro  poczęto  klasyfikować  ofiary  i 
dopytywać  się  o  icłi  pochodzenie.  Skoro  powiedział 
kim  był  i  zkąd  rodem,  kazano  natychmiast  odesłać  go 
do  Kijowa,  gdzie  pod  naczelnictwem  Sakena  odbywał 
się  sąd  na  powstańców  naszych  Ziem  Ruskich.  Na 
końcu  roku  1831  przywieziony  do  twierdzy  kijowskiej, 
zamknięty  został  w  j^j  kazamatach. 

Straszna  i  głęboka  dramatyczność  tego  rodzaju 
śledztw  i  sądów  u  nas,  nie  ogranicza  się  szczupłym 
zakresem  między  komnatką  więźnia  i  stołem  sądowym ; 
rozwija*  się  ona  w  boleśnój  grze  tysiąca  dotkniętych 
uczuć  po  za  obrębem  strażą  osadzonej  sceny,  w  tćm 
rozległćm  kole  krewnych,  przyjaciół,  znajomych  i  nie- 
znajomych współrodaków,  zkąd  wszystkie  sposoby  za- 
biegów, starań,  poświęceń,  jakich  tylko  miłość  i  roz- 
pacz dostarczyć  może,  prężą  ku  środkowi,  usiłując 
skruszyć  mury  kazamatów  i  twardsze  od  nich  serca 
inkwizytorskiego  trybunału.   Pod  takićm   prężeniem 

wówczas  całćj  moralnej  atmosfery  Ukrainy,  Podola  i 

b 


Digitized  by 


Google 


XVIII  ZVWOT 


Wołynia  na  Kijów,  przybycie*  nowego  więźnia  nie 
mogło  być  długo  tajnónn  :  wieść  o  tern  przeniknęła 
zaraz  jego  ukraińska  rodzinę  i  pobiegła  do  litewskiój. 

Domowe  gniazdo  na  Litwie  było  bardzo  opustoszałe. 
W  tym  samym  czasie,  kiedy  los  rozdzierający  szczotki 
upadłego  powstania  na  dwie  połowy,  pclinął  Adolfa 
w  stronę  wscłiodnią,  dwaj  jego  młodsi  bracia,  Eusta- 
cliy  i  Romuald,  dożyli  z  mnóstwem  innych  ku  zacłio- 
dowi.  Sędziwej  matce,  pozbawionej  trzecli  dorosłych 
synów,  pozostał  najmłodszy,  kilkunastoletni  student, 
January.  Z  córek,  po  niedawnej  stracie  najstarszej, 
Julii,  i  wydaniu  za  m^ż  Zofii,  miała  przy  sobie  ostatnia, 
ledwie  ^wyszła  z  dzieciństwa,  Kasyldę.  Do  tego  grona 
należała  małoletnia  wnuczka  Michasia,  sierota  po  zmar- 
łej córce,  siostrze  szczególnie  ukochanśj  przez  Adolfa. 
Wśród  tak  słabych  podpór,  obarczona  szóstym  krzyży- 
kiem wieku,  całym  ciężarem  familijnych  interesów,  a 
nadewszystko  boleścią  matki  Polki,  stała  nieszczęśliwa 
niewiasta,  kornie  przed  Bogiem  ugięta,  ale  dla  wszy- 
stkich przeciwności  tego  świata  niezłomna.  Ile  w  tej 
zacnój,  pobożnej,  a  równie  mężnej  jak  tkliwój  duszy, 
kryło  się  wewnętrznej  mocy,  to  trzydzieści  lat  nie- 
ustannych cierpień  miało  pokazywać  codzień.  Godzina 
rozpoczęcia  się  tej  dopuszczonój  i  bez  zachwiania^  się 
wytrzymanej  próby,  wybiła  dla  niój  w  chwili,  gdy 
dowiadując  się  o  swoim  pierworodnym  że  wrócił  od 
granic  Azyi,  nie  wiedziała  jak  go  nazwać  :  odzyska^ 
nym,  czy  straconym ! 

Dwa  miesiące  ważył  się  niepewny  los  więźnia.  Nie 
brakowało  gorących  i  potężnych  starań  za  nim.  Co 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  Xl\ 

tylko  mogło  przechylić  szalę  ocalenia,  wszystko  było 
położono  na  nićj ;  ale  szło  o  to ,  żeby  on  sam  zdjcł 
z  drugiśj  słowa,  któremi  ją  obciążył  od  razu  i  ciągle 
w  nieruchomości  utrzymywał.  Sławiony  przed  komisyą 
śledczą ,  przecinając  wszelkie  dobadywania  się  powo- 
dów i  kolei ,  jakie  przywiodły  go  do  «  bezmyślnego  »  i 
nigdy  doSye  «  nieodżałowanego  »  postępku ,  odpowia- 
dał zawsze,  że  co  uczynił,  to  uczynił  rozmyślnie,  z 
wolnej  woli,  z  niezmiennego  przekonania,  iż  obowiąz- 
kiem każdego  dobrego  syna  Ojczyzny  jest,  poświęcić 
wszystko  w  jćj  sprawie.  Uczucie  dopełnienia  tego  obo- 
wiązku, było  dla  niego  tak  świętym  skart>em  w  duszy, 
że  skazić  je  najmniejszym  cieniem  choćby  pozornego 
zaparcia  się  lub  żalu,  uważał  za  odstępstwo,  do  któ- 
rego  nic  go  skłonić  nie  zdołało,.  A  jednak,  ileż  to  potę- 
żnych pokus  mogło  mu  cisnąć  się  do  głowy  i  serca ! 
W  kwiecie  wieku,  miał  przed  sobą  stanowcze  rozdroże 
na  resztę  życia,  i  chwilkę  do  wyboru.  Od  lekkiego 
pochylenia  się  w  pojęciach  powinności,  od  małej  tran- 
zakcyi  z  sumieniem  wymagającym  ciężkich  ofiar  bez 
widocznego  ich  pożytku,  od  kilku  wyrazów  fałszywiśj 
skruchy,  tak  dających  się  usprawiedliwić  względem 
na  konieczność,  zależało  skierowanie  się  ku  jedynśj 
nadziei ,  choć  powolnego ,   stopniowego  powrotu  na 
stracone  stanowisko,  zkąd  matka,  rodzina,  kochanka, 
wyciągały  do  niego  ręce,  gdzie  mógł  jeszcze  —  jak  się 
teraz  zwyczajnie  mówi  —  pożytecznie  służyć  krajowi. 
Z  drugiój  strony  ciemna  niepewność  osłaniała  długą 
drogę  smutnćj  doli,  kończącą  się   aż  w  kopalniach 
Sybiru.  Nie  zrobił  wszakże  wstecznego  kroku.  Sercu, 


Digitized  by 


Google 


XX  ŻYWOT 


CO  tak  umiało  kochać,  rozsądkowi  co  tak  umiał  pano- 
wać nad  sercem,  nakazał  milczenie ;  słuchał  tylko  głosu 
wewnętrznego,  któremu  sprzeciwić  się  było  mu  niepo- 
dobna, bez  zgaszenia  ufności  w  Bogu.  Szala  potępie- 
nia na  stole  sądu  carskiego  przeważyła  nieodzownie. 

Oświadczenie  rozmyślnej  woli  i  niezmiennego  prze- 
konania, stało  się  naprzód  podstawą  surowego  wyroku, 
potem  —  co  czas  dopiero  wyświecił  —  niezłomną  za- 
porą do  najwyższego  ułaskawienia.  Imperator  miał  je 
w  ręku  na  rejestrze  polskich  potępieńców,  wypisane 
dosłownie  obok  nazwiska  Adolfa  Januszkiewicza. 

Dnia  4  marca  (v.  s.)  1832,  przeczytano  osądzonemu 
wyrok,  skazujący  go  na  utratę  szlachectwa,  konfiskatę 
wszelkiego  majątku  iposielenie  w  Sybirze. 

Wkrótce,  na  kilka  dni  przed  przybyciem  matki  do 
Kijowa,  musiał  udać  się  w  nową  podróż  do  Tobolska, 
dokąd  przybył  6  (18  v.  s.)  maja. 


II 


Posieleńcy,  czyU  osadnicy,  za  karę  przeznaczeni  za- 
ludniać Syberyą,  są  dwojakiego  rodzaju  :  zwyczajni  i 
polityczni.  Położenie  tych  ostatnich,  już  pod  samym 
tylko  względem  przepisóvv  prawa,  dałeko  jesl  cięższe. 

Przestępca  pospolity,  złodziej  naprzykład,  przybyw- 
szy do  włości  wskazanej  mu  przez  Zarząd  posiełeńców 
(Prikaz  o  ssylnych),  może  zaraz  zająć  się  rolnictwem, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XXI 

albo  zarobkowaniem,  do  lat  trzech  żadnego  nie  płacąc 
podatku.  Jeżeli  chce  osiąść  na  miejscu,  dostaje  15  dzie- 
sięcin ziemi.;  jeżeli  zaś  przedsiębierze  zarobkować, 
otrzymuje  kartę  do  swobodnego  krężenia  w  swoim 
obwodzie.  Po  trzech  latach  płaci  podatek  osobisty,  i 
gdy  nie  ściągnął  na  się  żadnćj  nagany,  może  brać 
paszport  na  całą  gubernią.  Dziesięć  lat  dobrego  pro- 
wadzenia się ,  daje  mu  prawo  zapisać  się  w  skazki 
włościańskie  lub  miejskie,  zostać  kupcem,  jeździć  za 
paszportem  po  całćj  Syberyi.  Zawsze  wolno  mu  kores- 
pondować wprost  przez  pocztę  z  rodziną  i  otrzymywać 
tyle  pieniędzy,  ile  mu  tylko  będzie  przysłano. 

Przestępca  polityczny,  przywiązany  jest  do  miejsca 
wyznaczonego  mu  pobytu  i  zostaje  tam  pod  dozorem 
policyi.  Może  także  otrzymać  wydział  ziemi  i  nawet  po 
trzech  latach  nie  płaci  podatku,  ale  choćby  mieszkał 
lat  pięćdziesiąt,  żadnych  przez  to  prerogatyw  nie  na- 
bywa. Dzieci  jego  prawe  w  Syberyi  zrodzone,  nie  za- 
ciągają się  do  skazek  rewizkich,  czyli  spisu  ludności 
wiejskiśj  i  miejskiój,  lecz  też  nie  mają  praw  stanu, 
które  ojciec  utracił.  Nigdy  nie  daje  się  jemu  paszportu, 
tylko  pozwolenie  tak  na  przeniesienie  się  z  miejsca  na 
miejsce,  jak  na  przyjazd  do  Tobolska.  Musi  podawać 
o  to  prośbę  do  samego  gubernatora,  wymieniając 
.  ważne  przyczyny,  za  jakie  w  ostatnim  razie  uznane  są 
dwie  :  ciężka  słabość  zdrowia  i  spowiedź.  Niewolno  mu 
mieć  żadnćj  broni,  chyba  również  za  szczególnem  do- 
zwoleniem najwyższej  władzy.  Niewolno  pisywać  za 
granicę  Syberyi  i  otrzyniywać  ztamtąd  listów  inaczćj, 
jak  przez  ręce  policyi,  Tąż  koleją  może  odbierać  od 


Digitized  by 


Google 


xxii  ŻYWOT 


rodziny  różne  posyłki  :  w  rzeczach,  jak  nap rzy kład 
bieliznie,  odzieniu  i  t,  p.  bez  ograniczenia  ilości,  w 
gotowiznie  zaś  ,nie  więcój  nad  1,000  rubli  assygna- 
cyjnych  na  rok. 

Tak  brzmią  przepisy,  które  nietylko,  jak  wszelka 
litera  prawa  w  Rossyi,  są  giętkióm  prawidłem  dla  wła- 
dzy wykonawczej,  ale  szczególniój  jeszcze  zdają  na  jój 
dyskrecyą  los  politycznego  wygnańca.  Łatwo  ztąd 
widzieć,  ile  położenie  jego  zewnętrzne  zależy  od  cią- 
głych wysileń  wewnętrznych,  żeby  pod  ciężareni  całej 
hierarchii  samowładnego  nad  nim  dozoru,  utrzymać 
się  z  godnością  na  delikatnej  linii  między  niebezpie- 
czeństwami niełaski  i  łaski.  W  podziale  różnych  do- 
świadczeń, na  jakie  Opatrzność  przeznaczyła  dwie 
połowy  naszego  pielgrzymstwa ,  braciom  sybirskim 
dostała  się  ta  próba,  stanowiąca  najtrudniejsze  ich 
zadanie. 

Adplf  miał  wiele  szczęścia  do  ludzi,  wiele  pomocy  z 
rodzinnego  kraju ;  ale  najwięcój  ulgi  i  ochrony  w  swem 
przykrem  położeniu  był  winien  własnój  dzielności  cha- 
rakteru. Udało  mu  się,  za  staraniem  Piotra  Moszyń- 
skiego, dawniej  zamieszkałego  na  Syberyi,  otrzymać 
pozwolenie  pobytu  w  samym  Tobolsku  ;  przepis  ogra- 
niczający ilość  pieniężnych  zasiłków  od  rodziny,  dał  się 
także  uchylić  :  podkomorzy  Januszkiewićz  przysłał  dla  . 
niego  zaraz  na  ręce  jenerał-gubernatora  6,000  r.  as., 
od  matki  przyszła  w  ciągu  roku  większa  od  dwuletniej 
kwota.  Zabezpieczony  ze  strony  materyalnój.  wkrótce 
wszakże  znalazł  się  dotknięty  z  innego  powodu. 

Pierwsze  lata  dwoistój  naszej  pielgrzymki,  nacecho- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  Will 


wane  s§  symptomatami  moralnego  stanu,  który  w  pa- 
tologii historycznej  nie  został  jeszcze  zadeterminowany 
i  nazwany,  bo  mianować  go  po.pro§tu  szałem,  nie  jest 
ani  dokładnie  ani  nawet  'słusznie.  Cokolwiek  bądź,  był 
to  stan  niezmiernego  cierpienia  w  ducliu  rozciągnię- 
tym przez  wszystkie  garstki  wędrowców  dążące  ku 
dwóm  przeciwnym  biegunom,  stan  zapalny  głęboko 
zranionycłi  uczuć,  który  objawił  się  gorączkowćm  ma- 
rzeniem słabszycłi  umysłów  i  strasznemi  rzutami  tej 
wielkiój  siły,  co  nie  użyta  na  właściwem  polu,  wydzie- 
rała się  gwałtownie  z  uciśnionycłi  piersi  i  z  wszelkicli 
karbów  rozwagi,  Zaledwo  czoło  kolumny  wschodniej 
dociągnęło  na  miejsce  swego  przeznaczenia,  zaraz  roz- 
poczęły się  przedsięwzięcia  odpowiednie  ówczesnym 
ruchom  wychodztwa  zachodniego,  bez  względu  na 
całą  różnicę  Francyi,  drgającej  jeszcze  wstrząśnieniem 
lipcowćm,  od  pustego  i  zimnego  Sybiru,  Jeden  z  to- 
warzyszy Adolfa,  uwolniony  daleko  pierwśj  od  niego, 
przesyłając  krótką  wiadomość  o  nim  braciom  do  Pa- 
ryża, opisał  ten  wypadek  w  następnych  słowach  : 

«  Była  to  właśnie  epoka,  w  którój  Syberya  zaczęła 
.  obficie  zaludniać  się  naszćmi  wygnańcami  różnego 
stanu,  rożnego  wieku,  różnego  stopnia  i  oświaty,  roz- 
sądku i  doświadczenia.  Wielu  ludzi  młodych ,  pełnych 
zapału  a  razem  niedojrzałych  wyobrażeń,  uniosło  się 
niepohamowanym  zapędem  imaginacyi.  Nie  mając 
najmniejszych  pojęć  jeograficznych  kraju,  w  którym 
się  znaleźli,  nie  znając  zgoła  ludności,  wśród  którój 
chcieU  działać,  uroili  oni  sobie,  że  mogą  na  Syberyi 
zrobić  powstanie !  Daremnie  Adolf  i  inni  rozważniejsi 


Digitized  by 


Google 


)L\l\  ŻYWOT 

przekładali  im  szaleństwo  takiego  zamiaru,  Perswazye, 
zaklinania,  rozumowania  przekonywające  najoczywi- 
ściój,  nic  nie  pomogły;  Zawiczala  się  pomiędzy  twór- 
cami planu,  rozrzuconymi  po  różnych  punktacłi  Sybe- 
ryi,  korespondencya  niezmiernie  czynna,  na  którśj 
trop  wpadłszy  policya,  ostrzegła  rzjd  o  jakimś  szeroko 
rozgałęzionym  spisku.  Porwano  zaraz  do  więzienia 
przeszło  sto  osób  *  i  na  wyśledzenie  zamachu  ustano- 
wiono komisy^  wojenną  w  Omsku.  Komisya  ta,  zamiast 
wystawienia  całej  rzeczy  we  właściwem  świetle,  to  jest 
przypisania  wszystkiego  zaślepionóf  płochości  młodego 
wieku,  wymalowała  j§  przed  najwyższą  władzą  w 
ogromnych  rozmiarach  i  rażących  kolorach.  Śledztwo 
dotykające  winnych  i  niewinnych,  trwało  lat  kilka  i 
skończyło  się  bardzo  smutnie.  Sześciu  uznanych  za  naj-* 
winniejszych ,  skazanych  zostało  na  pędzanie  przez 
rózgi,  do  liczby  sześciu  tysięcy.  Niektórzy  z  nich,  jak 
Drużyłowski,  Wróblewski,  Meledin  i  ksiądz  Sierociń- 
ski  skonali  pod  razami;  doktor  Sokalski  i  drugi,  co* 
równie  jak  on  zdołał  wytrzymać  chłostę,  razem  z  in- 
nymi, lżej  osądzonymi,  poszli  na  Kaukaz  w  sołdaty*, 
Adolf  objęty  kategoryą  najmniój  podejrzanych  i  wkońcu 
zupełnie  uwolnionych  ód  zarzutu  winy,  nie  był  areszto- 
wany, ani  stawiony  przed  komisyą ,  odpowiadał  piś- 
miennie na  jój  zapytania ;  wiele  miał  jednak  przykrości 
z  tego  powodu  :  dwa  razy  przetrząsano  jego  mieszkanie 
i  papiery,  2^esztą,  nieszczęśliwa  ta  sprawa  zaraz  na 
wstępie  mocno  pogorszyła  dolę  sybirskiph  wygnańców 

*  Obszerni^sze  szcsegóty  tego  morderstwa  znaleść  mołaa  vr  Pamiętnikach  na  Sy 
beryi  Rufina  Piotrowskiego,  t.  Ill^  str.  23  do  83. 


Digitized  by 


Googte 


ADOLFA    JANUSIKIEWICZA.  XXV^ 


politycznych.  Rząd  ostrzejsze  wydał  względem  nich 
przepisy.  Wielu  siedzących  dotąd  w  samym  Tobolsku, 
otrzymało  rozkaz  udać  się  na  mieszkanie  do  różnych 
włości  albo  miast  powiatowych,  skutkiem  czego  i  Adolf 
musiał  pod  koniec  1833  roku,  przenieść  się  do  Iszymu. 

Naznaczono  mu  na  pobyt  wieś  Żelakówkę  w  powie- 
cie iszymskim  o  360  wiorst  od  Tobolska,  ale  zatrzymał 
się  czas  niejaki  w  Iszymie,  gdzie  późniśj  stale  zamie- 
szkał. Okoliczności  te  znajdują  się  opisane  w  jego 
własnych  listach,  o  których  tu  powiedzieć  wypada, 
jako  o  głównym  i  niemal  jedynćm  źródle  całśj  historyi 
jego  wygnania. 

Od  przybycia  do  Tobolska,  korespondencya  z  kra- 
jem stała  się  dla  niego  nietylko  osłodą ,  pociechą ,  ale 
niezbędną  potrzebą  do  życia,  jak  oddychanie.  Naj- 
mniejsza w  niój  zwłoka  lub  przerwa,  wprawiała  go 
w  drażliwość  moralną,  która  zaraz  zadawała  cios  osła- 
bionemu zdrowiu.  Pisywał  często  do  wszystkich  kre- 
wnych i  przyjaciół,  stale  zaś  dwa  razy  na  miesiąc  do 
domu  na  Litwie.  W  ręku  matki  i  brata  zebrało  się  do 
600  listów,  które  składają  kilką  grubych  poszytów. 
Jestto  najdokładniejszy  obraz,  dnia  po  dniu  przeżytych, . 
przecierpianych,  przetęsknionych  lat  dwudziestu  pię- 
ciu. Niepodobna  rozwinąć  go  w  porządku  chronolo- 
gicznym, bez  zmęczenia  uwagi  tysiącem  różnorodnych, 
ciągle  przeplatających  się  drobnych  szczegółów;  ale 
w  całości  swój  cJ^jIęty  myślą,  przedstawia  widok  pełen 
harmonii  łagodnej^  niekiedy  jasnych  i  powabnych  ko- 
lorów, którego  każdy  punkt- wszakże  otwiera  daleką 
perspektywę  w  głąb  bolesnych  uczuć. 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


Co  tu  od  razu  uderza  i  aź  do  końca  nie  przestaje 
przyświecać  pięknym  blaskiem,  to  wielka  i  rzadkićj 
mocy  miłość  rodzinna.  Korzystając  z  dozwolenia  opa- 
trywania potrzeb  wygnańca,  troskliwość  matki,  sióstr, 
krewnych  pośpieszyła  za  nim  w  pogoń  :  zaledwo  wy- 
siadł z  wozu,  począł  odbierać  posyłki,  których  szereg 
kończy  się  z  ostatniemi  dniami  pobytu  na  Sybirze ; 
obok  pierwszych  doniesień  o  sobie,  dziękuje  na  wszy- 
stkie strony  za  dowody  pamięci  i  nawzajem  szle  upo- 
minki. Po  przeczytaniu  kilkunastu  tych  listów,  z  któ- 
rych każdy  szedł  pocztą  3,600  wiorst,  i  w  miesiąc  albo 
sześć  tygodni  przybywał  na  miejsce,  ginie  wyobraże- 
nie odległości ;  zdaje  się ,  że  je  pisze  syn ,  bawiący 
gdzieś  o  dziesiątek  mil  od  rodzicielskiego  domu.  Nic 
się  tam  nie  dzieje,  o  czómby  nie  wiedział,  niczego  też 
o  sobie  donieść  nie  zaniedbuje  :  skarży  się  na  najmniej- 
szą słabość  zdrowia,  opowiada  ją  jak  przed  lekarzem, 
i  zaraz  potem,  w  drugim  lub  trzecim  liście  jest  ślad, 
że  rada  któregoś  z  wileńskich  doktorów  posłużyła  wy- 
bornie, przysłane  pigułki  sprawują  dobry  skutek,  pla- 
sterek na  ból  w  palcu,  wyborny !  Co  kilka  kartek  na- 
.  potyka  się  rejestr  żądanych  albo  otrzymanych  rzeczy 
wszelkiego  rodzaju;  Bielizna,  sukno,  obuwie,  flanela  i 
futro  (bo  pokazało  się,  że  łatwićj  o  szopy. i  baranki  na 
Litwie  niż  w  Syberyi),  cygara,  tytuń,  fajki,  nóż  skła- 
dany i  krzesiwo,  machinka  do  kawy  i  kalendarz,  ze- 
garek i  mappy,  wszystko  to  dochodzi  w  całości.  Raz 
tylko  zdarzyła  się  niespodziewana  mitręga  z  winy  sa- 
mego Adolfa.  Przyznając  się  do  niśj,  powiada  :  «  Ode- 
brałem list  Mamy  najdroższej  z  400  rublami,  ale  po- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSKK1EW1C2A.  XXVII 


syłka  razem  z  nim  wyprawiona  nie  doszła  rąk  moich. 
Powodem  tego  stały  się  przyłączone  do  niej  —  siar- 
niczki !  Prosiłem  o  nie ,  niewiedząc  że  to  kontrabanda. 
JW.  Gubernator  kazał  mię  o  tóm  objaśnić  i  razem 
zawiadomić ,  że  Pocztami  zrobił  przedstawienie  do 
Ministra  spr.  wew.  jak  z  tśmi  nieszczęśliwemi  siar- 
niczkami  postąpić.  Niech  jednak  Mama  będzie  zupeł^ 
nie  spokojna;  nie  wyniknie  ztąd  żadna  dla  nićj  nie- 
przyjemność :  gdy  sprawa  przejdzie  wszystkie  koleje 
po  formie,  resztę  rzeczy  mi  oddadzą.  »  Obok  koszul  i 
siarniczków,  przychodziły  też  tłumem  inne  przedmioty, 
dogadzające  potrzebom  umysłu  i  serca  :  książki,  wize- 
runki drogich  osób  i  miejsc  znajomych,  robótki  nie- 
wieście, nad  któremi  ślepiła  sędziwa  matka,  siedziały 
zapłakane  siostry,  opłatek  rozłamany  w  wigilią  Bożego 
Narodzenia,  cukierki  zachowane  dla  kochanego  wu- 
jaszka  przez  małą  Michasię.  «  Tyle  mi  nasyłacie  rzeczy, 
pieniędzy  i  miłych  pamiątek,  że  nie  wiem  jak  już  wam 
wszystkim  podziękować !  »  —  wołał  ż  rozrzewnieniem 
biedny  wygnaniec  i  starał  się  wzajemnością  wywdzię- 
czyć. Dla  jednśj  siostrzenicy  rysował  jajko  wielkano- 
cne, dla  drugićj  strugał  igliczkę  z  kości  mamuta : 
nowo  narodzonemu  synkowi  siostry  posyłając  czapkę 
sybirską,  pisał  do  niój  :  «  Niech  twój  synek  zdrów  tę 
czapkę  nosi ,  albo  raczej  niech  w  nićj  wygodnie  leży, 
gdyż  bardziój  podobna  do  kolebki,  niż  do  czapeczki  dla 
malca.  Ale  pocóż  moja  Zosienko,  każesz  mu  być  Adol- 
fem? Od  szwedzkiego  Gustawa  zacząwszy,  wszyscy 
nasi  Adolfowie .  nie  byli  bardzo  szczęśliwi.  Dałyby 
nieba,   ażeby  twój  infant  urodził  się  wyjątkiem.  Za 


Digitized  by 


Google 


XXVHI  ŻYWOT 


moich  czasów  w  Kamieńcu,  kiedy  ja,  a  raczój  moje 
imię  było  bardzo  d  la  mpde^  czlóry  matki  powiły  czte- 
rech Adolfów.  Ciekawy  jestem,  jaki  ich  los  spotkał 
czy  spotka.  Wszakże  nie  życzę  im ,  aby  listy  datowali 
kiedy  z  nad  Irtysza.  » 

Ten  nieustanny  stosunek  listowny,  prowadzony  naj- 
częściej trybem  potocznój  rozmowy  w  kole  rodzinnem, 
sprawuje  złudzenie,  które  niekiedy  jeden  wyraz,  jeden 
wykrzyknik  rozch wiewa  nagle.  Dwie  strony  rozmawia- 
jące, są  jakby  przedzielone  cienką  ścianą,  czemś  na- 
kształt  granicy  między  światem  widomym  i  niewido- 
mym. Słyszą  się,  rozumieją  się,  współczują ,  tylko 
ujrzeć  się,  uścisnąć  się  nie  mogą.  A  bez  tego  wszystko 
dla  nich  jest  niedostateczneni.  Obie  wysilają  się  całemi 
duszami  na  rozdarcie'  zaklętej  przegrody,  i  w  jęku 
jednćj  można  poznać  rozpacz  drugiój.  Wtedy,  na  miej- 
scu znikłej  przestrzeni  staje  rozciągłość  czasu,  którego 
straszną  miarą  jest  oczekiwanie.  Oczekiwanie...  czegóż 
i  jakie?  To  tylko' zdoła  pojąć  ten,  kto  kiedykolwiek  i 
gdziekolwiek  był  wygnańcem  :  oczekiwanie  powrotu. 

Nadzieja  nie  opuściła  zbolałój  matki,  co  nie  dzi- 
wnego ;  nie  opuściła  także  i  pełnego  męzkiśj  siły  syna, 
co  trudniej  od  razu  pogodzić  z  jego  mocą  charakteru  i 
jasnością  rozsądku.  Matka  ufała  w  skuteczność  swoich 
starań,  wpływu  osób  możnych,  wreszcie  potęgi  tych 
próśb,  z  jakiemi  rodzicielka  rzuca  się  na  kolana  przed 
lwem  unoszącym  jój  dziecię ;  syn  polegał  na  zabiegach 
matki,  na  miłosierdziu  Bożśm,  a  zresztą  na  wszystkiem 
nieprzewidzianem  i  nieokreślpnćm,  jak  to  czyni  każdy, 
kto  żadjiśj  pewności  nie  ma  przed  sobą ,  a  spodziewać 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA.  XJUX 

się  musi,  bo  tajemniczego  ognia,  który  lubi  karmić  się 
rachubą,  ale  i  bez  niej  żyje,  zgasić  w  sobie  nie  może. 
Nie  domyślał  się  on,  albo  domyślać  się  nie  chciał,  że 
spalił  za  sobą  okręty ;  nie  zważał  na  to,  że  był  nie  pod 
lwią,  ale  pod  tygrysią  łapą  :  z  jakiemś  opuszczeniem 
się  dobrowolnym  czy  niezależnym  od  ludzkiej  woli , 
oddawał  się  nadziei,  która  stała  się  soczewką  skupiającą 
wszystkie  promienie  jego  duszy  na  punkt  jeden.  «  Je- 
żeli Bóg  da  —  pisał  z  Tobolska  w  styczniu  1833  — 
że  się  spełnią  życzenia  moje  a  nadzieje  Mamy,  nie 
umiem  nawet  wyobrazić  całśj  potęgi  uczuć,  całego 
gmachu  szczęścia,  jakiego  serce  moje  dozna  w  tćj 
chwili,  kiedy  u  stóp  j^j  zobaczę  ziemię  moją,  niebo 
moje  i  wszystko  co  mi  jest  najmilszym.  » 

Próg  domowy  był  teraz  dla  niego  tym  jedynym 
punktem  do  zdobycia,  do  przejścia,  za  którym  leżał 
cały  raj  utracony,  cały  widokręg  życzeń  aż  do  najwyż- 
szych, najświętszych,  krwią  oblanych,  przeniesionych 
nad  wszelkie  względy  osobiste.  Drogie,  uwielbione, 
najczulszą  miłością  otoczono  imię  matki,  przybrało 
nadto  jeszcze  jakieś  znaczenie  symboliczne  :  często  w 
listacTi  wygnańca,  z  których  każdy  przypieczętowany 
orłem  dwugłowym,  brzmi  za  jedno  z  wyrazem  ojczy- 
zna. 

Myśl,  żądza  powrotu,  z  dwóch  krańców  pielgrzym- 
stwa  wytężona  do  środka,  miała  przed  sobą  dwie  prze- 
ciwne strony  jednego  zadania :  na  czóm  dla  wychodź- 
ców zachodnich  kończył  się,  na  tćm  dla  wschodnich 
zaczynał  słę  widok  odzyskania  wszystkiego;  ale  na- 
dzieja, mimo  riiezliczonój   rozmaitości  barw  swoich. 


Digitized  by 


Google 


xxx  ŻYWOT 


jednakim  trybem  obchodziła  się  z  nimi.  Nigdzie  podo- 
bno nie  znajdzie  się  tak  szczegółowy,  żywo  namalo- 
wany i  boleśnie  przejmujący  obraz  biegu  za  nią ,  jak 
w  listach  Adolfa.  Zrazu  świeciła  mu  zblizka  i  ciągle, 
później  umykała  się  dalej  i  kryła  się  niekiedy  w  mgle 
zwątpienia,  nigdy  wszakże  nie  dała  mu  ochłonąć,  za- 
stygnąć, spocząć*—  «  choćby  na  mrowisku.  »  Jeżeli 
nie  mogła  łudzić  umysłu  prawdopodobieństwem,  pfty- 
bierała  postać  snu  ujmującego  łatwowierność  serca, 
albo  wkradała  się  do  duszy  pod  kształtem  tajemniczym 
przeczucia.  W  kilka  miesięcy  po  przybyciu  do  Tobol- 
ska, cieszył  się  z  wiadomości,  że  wesele  siostry  Kasyldy, 
które  miało  być  w  listopadzie,  odłożono  do  Trzech 
Królów  «  bo  przynajmniej  mógł  sobie  obiecywać  być 
na  niem.  »  Niedługo  potem ,  patrząc  posępnie  przez 
okno ,  wzdychał  :  «  Sanna  droga  wyborna ;  możnaby 
za  16  dni  być  u  Mamy.  Cóż !  kiedy  trzeba  siedzieć  i 
marzyć  tylko  o  szczęściu,  które  może  i  dla  mnie  na- 
stąpi. »  Innym  razem,  dziękując  za  przysłane  pienią- 
dze, powiadał  z  ufnością  :  «  Spodziewam  się  źe  mi 
posłużą  na  podróż  do  Dziahylny.  »  To  znowu  zniecieo* 
pliwiony  i  stęskniony  wołał  :  «  Ach !  już  trzeci  rok 
upływa  mojej  niedoli,  kiedyż  będzie  jśj  koniec !  » 

Te  i  tyju  podobne  wyrazy,  mają  w  sobie  cóś  stra- 
sznie smutnego,  zwłaszcza  gdy  się  wie,  ile  to  jeszcze 
lat  było  do  końca  i  na  czóm  się  wszystko  skończyło. 
Powtarzają  się  one  wciąż  przez  ćwierć  witdcu  w  nie- 
skończenie rozmaity  sposób,  odzywają  się  wśród  roz- 
mowy o  każdym  najobojętniejszym,  najmniśj  zdolnym 
nasuwać  chmurne  myśli,  a  nawet  wesołym  i  zabawnym 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XXXI 


przedmiocie.  Zdaje  się,  że  cały  ten  zbiór  kartek  dają- 
cych słyszeć  żywy  głos  wygnańca,  przenizuje  jakaś 
ukryta  struna,  która  nieustannie  dźwięczy  jękiem  tak 
tkliwym,  tak  bolesnym,  tak  napiętym  w  najcichszych 
nawet  tonach,  że  aż  dziw  jak  nareszcie  nie  zużyje  się  i 
nie  pęknie.  Jęki  te  wszakże  z  początku  głuchną  niejako 
przy  mocnych  akordach  innych  uczuć,  między  któremi 
góruje  nierozczarowane  jeszcze  uczucie  zakochanego 
serca.  Pierwszy  list  do  matki,  16  lipca  1832,  zawiera 
następne  wyrazy,  rozpoczynające  poufną  z  nią  roz- 
mowę w  tym  względzie  :  «  Za  dni  13  skończy  się  rok 
piąty  od  chwili  kiedy  poznałem  Stefanią.  Jak  to  czas 
upływa!  W  przeciągu  tego  półdziesiątka  lat  jakie  to 
koleje  przechodziłem,  gdziem  był,  com  widział  i  jak 
los  mną  obracał.  » 

Po  tem  wspomnieniu  połączonóm  tylko  ze  skargą, 
nastąpiło  wkrótce  wynurzenie  wzruszeń,  świeżym  oży- 
wionych ogniem.  W  listopadzie  tegoż  roku  pisał :  «  Od 
czasu  kiedym  zapadł  na  zdrowiu,  wyjechał  za  granicę 
i  nie  miał  nadziei  przywiedzenia  do  skutku  moich  za- 
miarów, przerwały  się  nasze  stosunki  ze  Stefanią.  Mil- 
czałem będąc  za  granicą ;  po  powrocie ,  przed  wyjaz- 
dem do  Warszawy,  raz  tylko  byłem  z  nią  przez  godzinę, 
byłem  obojętnie  :  list  j^j  pierwszy,  który  do  mnie  na- 
pisała we  wrześniu,  odmienił  postać  rzeczy  —  rozłą- 
czonych czasem,  odległością  i  różnómi  okolicznościami, 
łączy  na  nowo.  » 

Matka,  która  w  czasie  podróży  na  Podole  dla  starań 
w  Kijowie,  poznała  Stefanią,  poglądała  ńa  ten  związek 
przychylnie,  rozciągnęła  nad  obu  sercami  troskliwą 


Digitized  by 


Google 


XXXII  ŻYWOT 


opiekę.  Nic  milszego,  nic  bardziej  malującego  miłość 
synowską  i  macierzyńską,  nad  tę  zamianę  z  jednój 
strony  ufności  bez  granic,  z  drugiej  wyrozumiałości 
najdelikatniejszej.  Syn  w  kwiecie  wieku,  otwiera  się 
przed  matką  jak  małe  dziecię,  powierza  jój  wszystkie 
swoje  uczucia  i  myśli;  matka  obciążona  laty  staje  się 
bliższą  niż  młode  siostry  powiernicą  jego  męk  i  rosko- 
szy  serdecznych,  jak  anioł  stróż  czuwa  poważnie  i 
bacznie  nad  płomieniem,  który  gasić  lub  utrzymywać 
należało  ostrożnie.  Z  odpowiedzi  Adolfa  widać  jakie 
odbierał  upomnienia  i  uwagi.  «  Kilka  moich  słów  dla 
żartu,,  dla  rozweselenia  smutnych  naszych  rozmów, 
napisanych  do  Zosi,  dało  Mamie  powód  mniemać,  że 
nie  jedną  Stefanią  jestem  zajęty...  Jńj  obraz  nadto 
mocno  jest  w  mojśm  sercu  wyryty;*  ażeby  jaki  drugi 
mógł  ją  zastąpić.  Kiedy  w  ftzymie,  kiedy  w  Medyolanie, 
w  Wenecyi,  W  tylu  innych  miejscach  nie  padłem  ofiarą 
pięknych  oczu,  to  już  Stefania  może  być  pewną,  że 
nie  tak  łatwo  utraci  nademną  swoją  władzę.  »  —  «  Nie 
mogę  posiąść  się  z  radości,  że  Stefania  tak  się  Mamie 
podobała.  I  mnie  się  ona  podobała,  i  nie  bez  -przy- 
czyny !  Bardzo  Mamie  dziękuję  za  powtórzonych  kilka 
jej  wyrazów  :  były  tu  one  dla  mnie  największym  bal- 
samem. Niech  się  Mama  nie  dziwi,  że  poczciwy,  naj- 
lepszy, najzacniejszy  Tomasz  ma  przeciwne  naszemu 
wyobrażenie  o  niój.  Przy  wszystkich  swoich  zaletach 
Tomasz  mój,  za  którego  dałbym  życie,  jest  często 
babą,  powiernikiem  sekretów  pół  gubernii  kobićt, 
które  w  znacznój  części  obrażone  są  na  Stefanią,  że 
piękna,  że  była  celem  hołdów  tylu  moich  współzawo- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XXXIII 

dników.  Sto  razy  gadał  on  mnie  to  samo  co  Mamie. 
Nie  mam  mu  tego  za  złe,  bo  wiem  źe  czynił  to  przez 
przyjaźń  dla  mnie ;  ale  ja  mam  tysiąc  powodów  mnie- 
mać że  się  mylił...  Stefania  nie  jest  pospolita  osob^; 
nie  jest  to  jaka  sobie  Basia  lub  Marysia,  która  dlatego 
tylko  żyje  aby  żyła,  aby  zawróciła  głowę  jakiemu  Ma- 
ciejowi lub  Janowi.  Jedna  tylko  Stefania  umie  pojąć 
szczęście  Adolfa,  on  jeden  może  pojąć  jej  szczęście, 
ocenić  ją  należycie.  To  wszystko  mówię  tylko  do  jednej 
Mamy...  Ta  siostra!  najlepsza  istota,  jest  drugim  To- 
maszem w  swoim  rodzaju.  Prędko  także  przyjmuje 
wszystkie  wrażenia,  i  ztąd  poszło  że  nie  schwyciwszy 
prawdziwego  stanu  moicli  uczuć,  pisała  do  Mamy  o 
mojćm  zajęciu  się  kim  innym,  a  do  mnie  znowu  nie- 
dawno, że  powinienem  myśleć  jeszcze  o  kim  innym. 
Mnie  to  tak  łatwo  można  serce  przemienić !  Bojąc  się 
więc  wszelkich  nadal  nieporozumień  oświadczyłem  i 
oświadczam,  że  dla  pierwszej  mano  najszczerszą  wdzię- 
czność, dla  drugiej  największą  przyjaźń,  ale  dla  jednćj 
tylko  Stefanii,  jednej  jćj  tylko  na  całym  globie,  miałem, 
mam  i  mieć  będę  to  uczucie  miłości,  jakiego  żadna  we 
mnie  kobieta  nie  wzbudziła.  Rzecz  więc  skończona.  » 
Nie  była  jeszcze  skończona.  Zbliżał  się  fatalny  mo- 
ment, kiedy  słodkie  marzenia  musiały  trącić  się  o 
twardą  rzeczywistość.  Błoga  pewność  wzajemności 
dosięgała  szczytu ,  na  którym  nie  mogła  stać  długo  w 
równowadze.  List  5  maja  1833,  kończy  się  zapytaniem 
zwiastującym  przesilenie.  «  Dla  pocieszenia  kochanój 
mojej  Mamy —  powijstda  uniesiony  zapałem  kochanek — 
donoszę,  że   jestem   zdrów  i  jestem  już  zaręczony- 


Digitized  by 


Google 


XXXIV  ŻYWOT 


Stefania  za  zezwoleniem  swojój  matki  przysłała  mi 
ślubn?  obrączkę  ze  swojćm  imieniem.  Widzi  Mama,  że 
mój  los  nie  jest  tak  zupełnie  nieszczęśliwy,  żeby  tyle 
nad  nim  łez  wylewać,  ile  Mama  mnie  ich  poświęca  z 
narażeniem  swego  zdrowia  tak  drogiego  tylu  osobom. 
Nie  jestże  on  teraz  znośniejszym ,  kiedy  i  w  złej  doli 
nie  opuszcza  mię*serce  tćj,  którą  tak  mocno  pokocha- 
łem za  szczęśliwych  moich  czasów.  Stopniami  coraz 
więcój  znajduję  pociechy  w  mojem  położeniu;  może 
więc  dobroczynne  niebo  wkrótce  położy  koniec  i  tros- 
kom matki  i  nieszczęściom  syna...  Częste  listy  Stefanii 
zdają  mi  się  Sybir  w  raj  przemieniać.  Ale  co  jednak' 
z  tego  będzie  kiedy  się  mój  los  nie  odmieni?...  » 

Smutne  to  zapytanie,  z  różnych  powodów  i  stron 
stawało  nieraz  przed  myślą  Adolfa.  Ilekroć  musiał 
sobie  lub  innym  dać  na  nie  doraźną  odpowiedź,  odzy- 
skiwał całą  moc  charaktei^u  i  trzeźwość  rozwagi.  Póki 
szło  o  niego  samego.,  pozwalał  sobie  patrzeć  w  przy- 
szłość przez  tęczowy  pryzmat  nadziei,  ale  kiedy  cho- 
dziło o  związanie  cudzego  losu  ze  swoim,  widział  tylko 
obecność  i  czuł  się  obowiązanym  uważać  ją  za  nie- 
zmienną ,  aż  się  nie  zmieni.  «  Jabym  się  tu  miał  żenić ! 
—  wołał  —  Ja  miałbym  serce  sprowadzać  tu  kogoś 
aby  ze  mną  i  dla  mnie  cierpiał !  Ja  śmiałbym  narażać 
przyszłe  potomstwo  na  znoszenie  następstw  mojego 
nieszczęścia!  To  tak  niepodobne  do  mnie,  że  gdybym 
to  uczynił,  nie  byłbym  sam  sobą ,  nikt  z  moich  przyja- 
ciół co  mię  dobrze  znali,  nie  uwierzyłby  temu.  » 

Ten  sposób  widzenia  rzeczy  wyrażał  się  niewątpli- 
wie! w  listach  do  Stefanii;  ale  młodość  czuje  się  tak 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XXXV 


bogata  panią  chwil  życia,  ale  czysta  miłość  tak  zu- 
chwale staje  do  walki  z  czasem ,  że  obie  strony,  choć 
nie  z  równą  cierpliwością ,  mogły  jeszcze  wiele  poświę- 
cić oczekiwaniu.  Zdaje  się  przytóm,  że  obie  tłumacząc 
się  szczerze,  lękały  się  nawzajem  przyjść  do  ostatniego 
słowa.  Stefania  nie  zrażała  się  odrzuceniem  jój  ofiary 
przyjazdu. na  Sybir;  Adolf  odkładając  ślub  do  swego 
powrotu,  nie  zrzekał  się  tytułu  narzeczonego,  który  tak 
go  uszczęśliwia! :  wola  więc  została  na  swojćm  miejscu, 
ale  nadzieja  z  podwójną  siłą  owładnęła  myśl  i  serce. 
W  takióm  usposobieniu  opuścił  ToI)olsk. 


III 


Przybycie  do  Iszymu  rozpoczyna  nowy,  bez  mała 
ośmioletni  okres  życia  na  wygnaniu,  życia  w  pełni  lat 
męzkich  między  30"  a  40~  rokiem.  Był  on  też  niejako 
przejściem  z  doskwierających  upałem,  do  jesiennych, 
coraz  posępniejszych  dni  wieku.  Przed  zaczęciem, 
poglądał  nań  Adolf  bez  obawy,  po  skończeniu,  z  żalem 
i  miłóm  wspomnieniem.  Rozkaz  wyjazdu  na  wieś,  nie 
miał  dla  niego  nic  strasznego.  Step  uśmiechał  się  do 
jego  imaginacyi  poetyckiej;  gospodarstwo  rolnicze 
odpowiadało  jego  wielkiemu  zamiłowaniu  natury  i  nie- 
nasyconój  potrzebie  zajęcia  się,  jeśli  tak  wyrazić  się 
godzi,  plastycznego;  pustynia  zresztą  wabiła  serce  za- 
nurzone w  świecie  marzeń  i  pamiątek. 


Digitized  by 


Google 


XXXVI  ŻYWOT 


Listy  jego,  są  odtąd  jakby  przesuwającymi  się  w 
latarni  czarnoksięzkiój  obrazkami,  w  których  widzimy 
go  z  różnej  strony. 

Na  wyjezdnem  z  Tobolska  pisał  do  matki :  «  W  tój 
chwili  dowiaduję  się,  że  w  niedzielę,  to  jest  10  gru- 
dnia opuszczam  Tobolsk  i  jadę  w  powiat  iszymski,  do 
wsi  Źelakowej...  Jestem  teraz  jak  posesor  w  czasie  tak 
zwanej  rumacyi.  Kupiłem  sobie  ogromne  sanie,  w  które 
spakowawszy  siebie  i  całe  moje  gospodarstwo  przez 
półtora  roku  zgromadzone,  odkoczuję  w  inną  stronę,  i 
skromny  wieśniak,  sadzić  będę  rzepę  gdzieś  tam  nad 
brzegami  Iszymu  czy  Karasuli.  »  —  Potem  .1  sty- 
cznia 1834 :  (( Dziś  odebrałem  list  Mamy,  Zosi,  Kasylki, 
Stefanii  i  Tomasza.  Ledwie  co  oczy  przetarłem  kiedy 
mi  przyniesiono  tyle  miłych  dowodów  pamięci  najdroż- 
szych mi  osób  w  świecie.  Nie  mogłem  więc  przyjemniej 
zacząć  nowego  roku...  Dotąd  mieszkam  w  Iszymie, 
ale  jak  tylko  wybiorę  i  najmę  kwaterę  na  wsi,  natych- 
miast się  do  niej  przeniosę  i  będę  co  tydzień  jeździł  do 
Iszymu  dla  odebrania  listów  z  poczty,  która  tu  raz 
tylko  w  niedzielę  z  Tobolska  przychodzi.  »  Następnie 
już  z  Źelakowej,  4  lutego  :  «  Błogosławię  doskonałą 
drogę  sanną,  która  mi  tak  rychło  przynosi  wiadomości 
o  najdi'oższem  zdrowiu  Mamy.  Ostatni  jej  list  szedł  do 
mnie  nie  więcćj  jak  dni  30.  Januarkowi  i  Misiutce 
dziękuję  za  przypiski.  Widzę  że  Misia  postąpiła  w  ka- 
ligrafii. Z  jaką-  to  rozkoszą  słyszałbym  ją  deklamującą 
bajki,  których  musi  teraz  umieć  kopami,  kiedy  przed 
laty  tyle  ich  umiała...  Miałem  dzisiaj  list  od  Stefusi, 
pełen  najczulszych  wyrazów.  Biedna  dziewczyna  1  Jaki 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XXXVII 

to  nasz  los  nieszczęśliwy,  że  musimy  tak  daleko  być 
od  siebie.  » 

Matka  ze  swojój  strony,  myśliła  o  tym  «  losie  nie- 
szczęśliwym ))  i  jój  serce  niewieście  lepiój  rozumiało 
stan  «  biednej  dziewczyny.  »  Przypomniała  tedy  synowi 
z  upomnieniem  owe  dolegliwe  pytanie  :  «  co  będzie?  » 
Pociągnięty  do  tłumaczenia  się,  odpowiadał  27  lutego: 
«  Troszczy  się  Mama  o  Stefanię.  Ach!  i  ja,  ile  ją  ko- 
cliam,  tyle  się  dręczę  jój  położeniem.  Ale  cóż  ja  temu 
winien?  Wszak  wiadomo  Mamie  jak  to  wszystko  było... 
Kiedy  do  mnie  raz  pierwszy  sama  z  natcłinienia  s\vego 
serca  napisała,  odpisałem,  ale  bardziej  z  wyrażeniem 
wdzięczności  za  pamięć ,  niż  w  clięci  odnowienia  na- 
szych stosunków.  Bolało  mię  to,  ale  tak  mi  kazały 
honor  i  sumienie,  gdyż  widziałem  niepodobieństwo 
uwieńczenia  pomyślnym  skutkiem  zobopólnych  naszych 
życzeń.  Lecz  kiedy  pomimo  tćj  odpowiedzi  mojój 
oświadczyła  mi,  że  Sybir  nie  jest  żadną  przeszkodą  dla 
niej,  kiedy  mi  wszystkie  jćj  siostry  i  sąsiadki  doniosły 
w  jakiój  byłaby  rozpaczy,  gdybym  nie  przystawał  na 
jej  żądanie,  kiedy  mi  sam  zimny  stryj  napisał,  ażebym 
z  nią  mówił  po  dawnemu ,  i  kiedy  mi  ciągle  daje  do- 
wody najmocniejszego  przywiązania,  mogłemże  i  mo- 
gęż  udawaną  oziębłością  dręczyć  ją  i  trapić?  Przedsta- 
wiłem jćj  wszystko,  co  tylko  byłem  powinien,  może 
w  piętnastu  moich  listach ;  lecz  gdy  te  żadnego  nie 
zrobiły  wrażenia,  nie  pozostaje  mi  Hic  więcćj,  jak  pro- 
sić Boga,  aby  los  mój  teraźniejszy  przemieniwszy  na 
pożądańszą  dolę ,  dozwolił  mi  otrzeć  łzy  Stefanii  i  po- 
łożyć koniec  zobopolnym  naszym  i  tak  długim  cierpię- 


Digitized  by 


Google 


XXXVIII  ŻYWOT 

niom.  Niech  więc  Mama  osądzi  czy  ja  winienem?  »  — 
W  tymże  liście  dodaje  :  «  Za  trzy  dni  imieniny  Re- 
muszka  (Romualda),  a  niezadługo  Staszutki  (Eusta- 
chego) :  jakże  to  gorzko  o  tak  blizkich  sercu  osobach 
niewiedzied  nawet  czy  żyją!  »  Niemal  współcześnie, 
pisząc  do  siostry,  powiada  :  «  Powinszuj  odemnie 
Kazimierzowi  twemu  nadchodzących  imienin ;  pamię- 
tam o  nich  bardzo  dobrze ,  gdyż  właśnie  w  ten  dzień 
przeczytano  mi  dekret  skazujący  na  rozstanie  się  z 
wami.  » 

W  takichto  ciągłych  zwrotach  myśli  i  westchnień  to 
do  kochanki,  to  do  rodziny,  upływały  chwile  zimowe 
samotnikowi  zamkniętemu  w  chacie  chłopa  sybirskiego. 
Miał  on  dziwną  pamięć,  jakby  umyślnie  uorganizowaną 
do  karmienia  duszy  wspomnieniami.  Przez  cały  czas 
wygnania,  gdziekolwiek  był,  czymkolwiek  się  zajmo- 
wał, nigdy  nie  zapomniał  o  żadnych  imieninach  i  uro- 
dzinach osób  kochanych,  o  żadnój  uroczystości  rodzin- 
nój ,  o  żadnój  rocznicy  wypadków  wzruszających  jego 
uczucie.  Każdego  dnia  budził  się  z  gotowóm  wspo- 
mnieniem, w  każdój  okoliczności  niewidzialny  kalen- 
darzyk kieszonkowy  dostarczał  mu  daty  do  porównania. 
Na  stepie  kirgizkim,  oblany  znojem,  wśród  tysiąca 
nowych  przedmiotów,  nie  przepomniał  dnia  popisów 
szkolnych,  wejścia  wojsk  Napoleońskich,  oswobodzenia 
Wiednia !  Listy  jego  tak  ciągle  unoszą  uwagę  w  prze- 
szłość i  kraj  ojczysty,  że  częstokroć  sama  jego  osoba 
zdaje  się  być  tylko  jakimś  cieniem  na  Sybirze,  i  potom 
dziwno,  gdy  nagle  ten  cień  rozwija  rzadkićj  sprężystości 
czynność  ludzką. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANU81KIBWICZA.  XXXIX 

Póki  go  mrozy  czterdziestostopniowe  trzymały  w 
zamknięciu,  resztę  chwil  wolnych  od  nieustannej  kores- 
pondencyi,  przepędzał  na  czytaniu.  Prócz  zapasu  ksią- 
żek ponasyłanych  pierwćj,  nie  przestawał  otrzymywać 
nowych  zasiłków  tego  rodzaju.  «  Moja  Zosiu !  —  zapy- 
tywał siostry  w  lutym  —  Komu  winienem  wdzięczność 
za  to,  że  przychodzi  tu  pod  moim  adresem  Tygodnik 
Petersburski?  Odbieram  go  regularnie każdśj  niedzieli 
po  południu ;  wiedźcie  zatćm,  że  o  tśj  porze  zawsze 
siedzę  nad  nim  przy  skromnym  obiadku,  jaki  mieć 
można  pod  56*  6^'  szerokości  jeograficzn^j,  co  najdo- 
kładniej po  raz  pierwszy  oznaczył  przejeżdżający  tędy 
niedawno  astronom.  »  Ale  skoro  nadeszła  wiosna,  listy 
jego  poczęły  tchnąć  wolnćm  powietrzem  i  obejmować 
rozleglejszy  widokręg. 

«  Kopię  ogródek  —  donosił  pod  koniec  kwietnia  — 
biegam  za  kaczkami  i  zającami,  łowię  ryby,  ciągłym 
ruchem  bronię  się  od  melancholii,  która  (ak  łatwo  na- 
pastuje w  podobnóm  mojemu  położeniu.  Kupiłem  sobie 
konia,  hoduję  kilka  sztuk  bydła,  wyszedłem  na  paste- 
rza, szkoda  tylko,  że  kraj  nie  jest  Arkadyą. »  —  « Mam 
się  teraz  lepiej  niż  zimą  —  pisał  w  czerwcu  —  Piękna 
pora  wiosenna,  przechadzki,  jazda  na  koniu,  zajęcie 
się  ogrodem  i  bydłem,  wstawanie  do  dnia,  najściślejsza 
dyeta,  wpływają  na  zmniejszenie  cierpień,  których 
doznaję;  najlepszćm  zaś  dla  mnie  lekarstwem  jest 
każdy  list  donoszący,  że  kochana  moja  Mama  cieszy 
mę  dobrom  zdrowiem  i  nie  traci  nadziei  uściśnienia 
swego  syna  na  domowym  progu.  » 

Pomimo  tych  środków,  słabość  różaemi  symptoma- 


Digitized  by 


Google 


XL  ŻYWOT 


tami  objawiająca  się  od  roku  «  rozwijała  się  sobie  i^wo- 
bodnie,  bo  w  Źelakowój,  bez  doktora  i  apteki  nie  było 
komu  i  czćm  wziąść  jój  w  kluby.  »  Musiał  więc  prosić 
rządu  o  pozwolenie  udania  się  na  kuracyą  do  Tobol- 
ska, dokąd  wyjechał  pod  koniec  czerwca,  a  30  lipca 
oznajmiał  już  rodzinie  :  «  Po  sześciu  tygodniacli  lecze- 
nia się  pod  przewodnictwem  biegłego  lekarza,  wyru- 
szam jutro  napowrót  do  mojśj  siedziby,  znacznie  zdrow- 
szy i  weselszy.  Przyznam  się ,  że  śpieszę  na  wieś  ocho- 
tnie, bo  chciałbym  jeść  mojego  zasiewu  ananasowe 
melony  i  podolską  kukuruzę  ;  bo  przytóm  pasie  się  tam 
na  stepie  mój  Farj^s,  który  będzie  miał  honor  nosić 
mię  na  swoim  grzbiecie  jeszcze  jakich  pięć  lub  .sześć 
tygodni,  nim  śnieg  pokryje  brzegi  Karasuli.  Zresztą 
klimat  iszymski  daleko  jest  łagodniejszy  od  tobol- 
skiego... »  —  Nieco  późnićj,  dodał  w  jednym  liście  : 
((  Muszę  też  uspokoić  obawę  Mamy,  jaką  ją  nabawiłem 
donosząc,  że  mając  wydzieloną  sobie  ziemię,  zajmę  się 
postawieniem  na  niej  chałupki.  Mama  z  tego  wniosła, 
że  będę  w  niej  mieszkał  sam  jeden  na  odludnym  ste- 
pie... Rzecz  się  ma  zupełnie  inaczćj.  U  nas  kto  posiada 
grunt,  pospolicie  stawi  sobie  małą,  tak  nazwaną  izbu- 
szkę^  najczęściej  darniem  pokrytą,  aby  w  czasie  ora- 
nia, siewu  i  zbierania  mógł  znaleść  schronienie  od 
deszczu  i  spieki  :  otóż  i  ja  o  takiego  rodzaju  chatce 
pisałem,  ale  i  to  dotąd  nie  przyszło  do  skutku^  i  podo- 
bno nawet  w  tym  roku  nie  przyjdzie,  bo  jeszcze  nie 
mam  wręczonój  sobie  ziemi ;  co  z  wielu  miar  jest  dla 
mnie  niedogodnym  :  miałbym  przynajmniej  gdzie  na- 
kosić siana  i  zasiać  trochę  owsa  dla  mojego  konia.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XLI 

Istotnie,  projekta  agronomiczne  spełzły  na  niczćm. 
Od  września  do  końca  roku  1834  bawił  ciągle  w  Iszy- 
mie,  a  na  początku  1835  otrzymał  pozwolenie  stałego 
pobytu  w  t^m  mieście.  <c  Proszę  Mamy  być  spokojną 
o  moje  finanse  —  pisał  donosząc  o  lem.  —  Póki  są- 
dziłem że  będę  mieszkał  na  wsi ,  przewidywałem  wy- 
datki na  zbudowanie  sobie  domku,  gdyż  niepodobna 
było  mieścić  się  z  gospodarzem  pod  szczupłym  jego  da- 
cłiem ;  teraz  daleko  mi  tani(^j  przyjdzie  żyć  w  kwaterze 
najętśj  razem  ze  stołem,  niżeli  prowadzić  własne  gospo- 
darstwo... O  jakże  ja  wdzięczen  jestem  zrządzeniu 
Opatrzności,  że  dozwoliła  uwolnionemu  ztąd  współ- 
wygnańcowi  memu  widzieć  się  z  Mamą !  Na  kilka  go- 
dzin przed  odebraniem  tćj  wiadomości,  śniło  mi  się,  że 
Mama  przysłała  mi  cukierki  i  wyczytałem  w  j^  liście 
zaspokojenie  się  rozmową  z  Sadowskim.  To  przynaj- 
mniej dowodzi,  jak  miałem  tćm  nabitą  głowę  i  jak 
pragnąłem,  żeby  naoczny  świadek  przedstawił  Mamie 
prawdziwy  mój  stan ,  który  jćj  czułe  serce  wyobrażało 
zawsze  w  najczarniejszycli  koloracli.  Nieszczęście  moje 
wielkie  jest  z  natury  swojej,  w  codziennym  jednak  ży- 
*ciu  nie  doznaję  biedy  i  ucisku.  Pieniądze,  które  odbie- 
ram z  łaski  Mamy  i  pamięci  rodziny,  wystarczają  mi 
dostatecznie  na  opatrzenie  potrzeb...  Bardzo  dziękuję 
za  przysłane  podaruneczki  noworoczne;  złożyłem  je 
obok  dawnycłi,  wśród  świętego  dla  mnie  zbioru  dowo- 
dów przywiązania  drogich  mi  osób...  Cłi ustkę,  która 
Mamie  służyła,  nie  wiedząc  jak  ją  godnie  użyć  dla 
siebie,  szkłem  pokryłem  i  patrzę  jak  na  relikwie.  » 

Z  nudami  długiój  zimy  wracały  znowu  coraz  częstsze 


Digitized.by 


Google 


XHI  ZTLWOT 


narzekania  na  wątłe  zdrowie,  na  smutne,  obecność,  na 
niepewng  przyszłość.  W  ciągłćm  pasowaniu  się  cier- 
pię,cego  serca  z  wytężone,  moce,  duszy,  wpadał  niekiedy 
mimo  swój  wiedzy,  w  tę  niezgodę  z  sobą  samym,  co 
jest  oznaką  najgłębiej  dojmującej  męczarni.  «  Nic  tak 
nie  zabija  zdrowia  —  wołał  — jak  brak  rozerwania  się 
wśród  smutku  i  nieustannych  zmartwień,  brak  uśmie- 
cliu  przyj  aznój  twarzy,  głosu  współczujący  cli  piersi.  » 
Na  słowa  perswazyi  odpowiadał  jednak  siostrom  z  nie- 
jakióm  oburzeniem.  «  List  wasz  i  załączoną  receptę 
pana  Ferdynanda  onegdaj  odebrałem.  Wam  za  pamięć, 
a  szanownemu  i  koclianemu  doktorowi  za  radę  najpię- 
kniój  dziękuję.  Gniewam  się  wszakże  i  na  was  i  na 
niego  widząc  z  waszych  listów  i  z  jego  recepty,  iż 
myślicie,  że  ja  oddaję  się  rozpaczy,  nie  umiem  znosić 
mojego  nieszczęścia  i  %  tój  ^przyczyny  jestem  słaby,  a 
przeto  dajecie  mi  moralną  i  medyczną  naukę  o  potrze- 
bie spokojności  umysłu  i  tym  podobnych  pewnikach. 
Moje  drogie  siostry,  i  ty  synu  Eskulapa,  wierzcie  mi, 
że  jeżeli  jestem  chory,  to  dlatego  że  chory  jestem,  nie 
zaś  z  braku  mocy  duszy  potrzebnój  do  znoszenia  mego 
nieszczęścia.  Miałbym  wiele  do  wyrzucenia  sobie,  gdy- 
bym w  złym  losie  nie  umiał  być  wyższym  nad  jego 
pociski.  ))  —  Powtarzał  Stefanii  «  aby  uważała  siebie 
za  wolną  i  rozporządziła  swym  losem,  »  a  w  kilkana- 
ście dni  później  chlubił  się  przed  matką  :  «  Stefania 
przysławszy  mi  niedawno  woreczek,  grozi  teraz  cza- 
peczką swojćj  roboty...  Co  to  za  rozkosz  widzieć  się 
niezaponinianym  przez  tych,  których  się  tak  kocha,  a 
osobhwie  po  rozłączeniu  się  tyloletnićm.  »  —  Potom 


,    Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XUII 


znowu,  w  dzień  Wielkanocy,  wylewając  swoje  tęsknoty, 
dodawał  ze  skargą  i  rezygnacyą  razem  :  «  Stefania 
niebardzo  pojęła  moje  listy.  Ja  przez  dwa  lata  piszę , 
że  dla  jćj  dobra  zrzekam  się  mojego  szczęścia  i  radzę 
aby  szła  za  mąż,  a  ona  sądzi,  że  ja  się  w  drugiej  zako- 
chałem... W  ostatnim  liście  napisała  mi,  że  będzie  się 
starała  spełnić  moje  żądania,  być  mi  posłuszną.  Ja  ży- 
czyłem jćj  szczęścia  —  szczęścia  —  szczęścia!...  I 
dałby  Bóg  żeby  się  moje  życzenia  spełniły,  bo  ona  tego 
warta.  » 

Tymczasem,  wzmagająca  się  słabość  zdrowia  sta- 
wała się  głównym  przedmiotem  korespondencyi,  zwła- 
szcza gdy  zal)łysły  piękne  dni  szybko  rozwijającćj  się 
wiosny  sybirskićj.  «  Od  tygodnia^  rozpocząłem  kura- 
cyą  majową  —  pisał  na  początku  czerwca.  —  Kiedy 
Mama  koctiana  bierze  ją  w  Mirze,  ja  tu  piję  codzień  po 
ośm  szklanek  kumysu,  to  jest  tęgiego  napoju  z  koby- 
lego  mlćka ,  robionego  przez  czarnookie  Kirgizki ; 
szkoda  tylko  że  tutejsze  nie  umieją  go  robić  jak  należy, 
i  chcąc  mieć  dobry,  trzeba  o  200  wiorst  sprowadzać, 
z  okolic  Petropawłowska,  gdzie  dużo  bogatych  Kirgi- 
zów, kiedy  tu  ich  niewiele  i  to  ubogich  tylko  pastu- 
chów. Przytóm,  ciągłe  przechadzki  piesze  i  przejażdżki 
konne,  pożywienie  lekkie  i  bardzo  ograniczone,  spra- 
wiają wyborny  skutek.  Ból  piersi  zmniejszył  się  zna- 
cznie, krew  nie  tak  już  bije  do  głowy ,  sen  mi  wrócił 
jąk  niegdyś  po  kąpielach  w  Tryescie...  Śmiało  jednak 
powiedzieć  mogę ,  że  nic  mi  tak  nie  pomaga,  jak  cią- 
gle odbierane  dowody  najczulszćj  miłości  macierzyń- 
skiój.  Tćj  to  pamięci  najdroższśj  mojśj  Mamy  winienem 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


cała  osłodę  mojśj  doli  i  możność  cierpliwego  jej  zno- 
szenia. » 

«  Mpgę  się  pochwalić  —  donosił  w  lipcu  —  że  zdro- 
wie moje  znacznie  się  polepszyło,  przynajmniej  tak  mi 
się  zdaje ,  co  już  wiele  dla  chorego.  Wypiłem  tatar- 
skiego trunku  dwie  beczki  z  gór^  i  piłbym  jeszcze 
więcej,  gdyby  nie  trudność  w  sprowadzaniu.  Na  przy- 
szłą, wiosnę,  jeśU  zmiana  losu  nie  da  mi  najskuteczniej- 
szego lekarstwa,  będę  prosił  o  pozwolenie  przebycia 
trzech  miesięcy  w  Petropawłowsku.  » 

«  Napiwszy  się  dowoH  kumysu  przez  dni  40  —  opo- 
wiadał pod  koniec  sierpnia  —  wziąłem  jeszcze  28  ką- 
pieli w  jednem  sąsiedniem  Iszyjnowi  jezierze.  Jest  to 
szczególne  jezioro  :  niewielkie,  w  kształcie  trójkąta, 
którego  dwa  boki  maję.  po  wiorście,  a  trzeci  ćwierć 
wiorsty.  Naokoło  zostawiony  osad,  tworzy  jakby  mar- 
murowe białe  ramki.  Woda  jest  ciemnawa,  mętna, 
zgniła,  słona,  nieznośna.  Najmniejsze  jćj  użycie  spra- 
wuje womity  i  rozwolnienie,  najmniejsze  jćj  poruszenie 
nogami,  zwłaszcza  w  niewielkiej  głębokości,  zamienia 
ją  w  rzadkie  błoto.  Woda  la  ma  przyiem  szczególną 
własność  mineralną,  jest  nadzwyczajnie  lepka  i  zastę- 
puje zupełnie  mydło  :  żadnćm  mydłem  doskonalćj  wy- 
myć się  nie  można ;  zanurzona  w  nią  głowa  natych- 
miast pokrywa  się  jak  gdyby  szumowinami  mydlanemi. 
Słowem,  jestto  jezioro  osobliws.ze  i  wielce  ciekawe,  a 
zasługujące  na  moją  wdzięczność,  bo  mi  bardzo  dobrze 
posłużyło.  Lud  je  nazywa  gorkoje  ozero  (gorzkie  je- 
zioro) i  we  wszystkich  słabościach  i  r^^nach  ucieka  się* 
do  niego.  Dziwnym  sposobem  pomaga  koniom.  Gdyby 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XLV 

leżało  w  miejscu  ludniejszóm,  pewnieby  brzegi  jego 
wkrótce  zakwitnęły  w  dostatek ;  teraz  nikt  nad  nićm 
nie  mieszka.  Musiałem  więc  codzieii  dwa  razy  jeździć 
ze  wsi  odległćj  o  trzy  wiorsty,  a  w  nićj  przez  cały  ten ' 
czas  żyć  tylko  kurczątkami,  kartoflami  i  rzepą.  » 

Pomimo  ty  cli  zbawiennycłi  skutków  kumysu  i  gorz- 
kiego jeziora,  nie  długa  była  pociecłia  z  popra^^y 
zdrowia  :.z  mrozami  i  słotami  listopada  przyszła  «  nie- 
wiedzieć  zkąd  »  ciężka  gorączka ,  która  chociaż  przy 
braku  apteki  i  biegłych  lekarzy,  skończyła  się  szczę- 
śliwie po  kilku  tygodniach. 

Przy  końcu  grudnia  donosząc  matce  o  zupełnóm 
wyzdrowieniu,  dołączył  następne  wyrazy.  «  Jakże  zdo- 
łam wynurzyć  całą  mą  wdzięczność  Mamie  za  poświę- 
cenie tyle  trudu ,  tyle  wzroku  na  tak  długie  pismo  do 
mnie,  które  ile  mię  rozmai temi  szczegółami  przyniosło 
ukontentowania,  tyle  głęboką  filozofią,  religią,  moral- 
nością i  najzacniejszemi  uczuciami  ożywiło  duszę  wska- 
zaną na  długie  może  jeszcze  walki  z  nieprzepartym 
losem^  O  najdroższa  Matko !  Jakże  Ci  wdzięczen  jestem, 
żeś  nie  żałowała  czasu  i  pracy,  kreśląc  obraz  swojego 
życia,  teraźniejszego  położenia  i  wszystkich  kolei  nie- 
szczęśliwych. Obraz  ten  mocno  utkwi  w  moim  umyśle 
i  będzie  dla  mnie  najlepszą  nauką  jak  mam  przebywać 
ciernistą  drogę  mojego  smutnego  przeznaczenia.  Oby 
Bóg  mi  dał  podobną  wytrwałość.  Oby  kiedyś  pozwolił 
u  stóp  jój  złożyć  podziękowanie  za  tak  zbawienny  przy- 
kład. )) 

Na  początku  roku  1836  pisał.  «  Ostatnia  poczta 
przyniosła  mi  życzenia  świąt  i  drogie  upominki.  Nie 


Digitized  by 


Google 


XLVI  ŻYWOT 


uwierzy  Mama  ile  każde  święto  kosztuje  mię  zdrowia. 
Wyobrażam,  jak  w  każdy  taki  dzień  Mama  przypomina 
sobie,  że  kiedyś  wszyscy  osobiście  składaliśmy  jój  po- 
•  winszowania,  a  teraz  nas  niema,  i  na  to  wspomnienie 
nie  jedna  łza  skrapia  jśj  zrzenicę.  To  wszystko  roz- 
dziera mi  serce  i  duszę.  Mam  już  od  Mamy  z  czterecli 
lat  opłatki,  które  o  3,000  wiorst  przez  pocztę  tylko 
łamaliśmy  z  sobą.  Leżą  one  przed  mojemi  oczyma,  jak 
ogniwa  ciągłego  łańcuszka  mojego  nieszczęścia  i  smutku 
drogićj  rodziny...  Oby  dzisiejszy  dowód  j6j  pamięci 
był  już  ostatnim  ogniwem!...  Tymczasem  pocieszam 
się  pamiątkami.  Nabyłem  niedawno  sprzęt,  którego  od 
lat  kilku  szukałem  daremnie,  bo  tu  niezmiernie  trudno 
o  stolarskie  roboty  :  mam  teraz  wyborne  bióro  do  pi- 
sania, czytania  i  cłiowania  moich  bogactw.  Jedenaście 
szufladek  zamyka  wszystkie  listy  i  pamiątki  najdroż- 
szycłi  mi  istot  w  świecie :  jestto  nieoceniona  moja  skar- 
bnica... Jak  uważam,  Mama  kochana,  z  porównania 
dawniejszych  moich  listów  zagranicznych  z  terazni^j- 
szemi  azyatyckiemi^  sądzi  o  moim  duchu,  czyli  stanie 
moralnym  umysłu.  To  bardzo  niepewny  termooietr. 
Kiedym  był  zagranicą  i  kiedy  ciągle  miałem  tysiące 
nowych  widoków  przed  sobą;  kiedy  ze  szczytu  Alp 
spuszczałem  się  na  błogie  doliny  Italii ;  kiedy  z  Kapi- 
tolu patrzyłem  na  ruiny  Forum,  lub  w  weneckiój  gon- 
doli marzyłem  o  kochance;  kiedy  z  nad  brzegów 
Dunaju  jak  orzeł  przelatywałem  całą  Germanią  by 
napić  się  wody  z  Renu,  Rodanu,  lub  przynajmniej 
Duransy  :  wtenczas  styl  mego  listu  musiał  być  żywy 
jak  pełne  życia  było  życie  moje.  Lecz  dzisiaj,  kiedy 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XLVII 

siedzę  na  jednóm  cichćm,  głuchom  miejscu,  kiedy 
zawsze  jedno  a  jedno  mam  przed  sob§  i  nad  sobą  i 
w  około  siebie,  podobnaż  aby  list  mój  nie  był  martwy 
jak  moja  atmosfera  dzisiejsza!  Gdybym  i  tu  wędrował 
po  Uralu  i  Ałtaju,  gdybym  żeglował  po  burzliwym 
Bajkale,  lub  spuszczał  się  po  Lenie  na  ocean  polarny, 
dziedzinę  lodów  i  białych  niedźwiedzi ;  gdybym  w  kraju 
Samojedów  patrzał  codzień  prawie  na  boskie  światło  bo- 
realnćj  zorzy,  lub  na  stepie  Kirgiza  umizgał  się  do  czar- 
nookiej córy  jakiego  sułtana :  wtenczasbym  pewno  wy- 
stę,pił  z  opisami  daleko  więcćj  mającemi  interesu ,  niż 
dziś, kiedy  muszę  donosić  o  katarze  lub  gorączce.  Dlatego 
niech  Mama  termometrowi  swemu  nie  wierzy  i  niech 
będzie  pewną ,  że  trzymam  się  jak  mogę  na  umyśle. » 
Coż  są  takie  wspomnienia  i  co  znaczą  pamiątki? 
Oto  cała  skarbnica  ich  tylko  co  nie  poszła  z  dymem. 
Wszczął  się  ogień  w  przyległym  domu,  przedzielonym 
tylko  dziedzińcem,  na  którym  stało  kilka  stogów  siana. 
((  Kiedy  spaliśmy  jak  zabici  —  powiada  Adolf  —  po- 
słyszałem ogromne  stukanie  do  bramy  i  w  tój  chwili 
usłyszałem  głos  sąsiadki  Kałmuczki,  miotającój  moją 
okienicą  :  Adolko !  pożar  u  was !  —  Na  takie  dictum 
acerbum  zerwałem  się  z  łóżka,  pobiegłem  zbudzić 
moich  gospodarzy  i  przekonałem  się  naocznie  o  grożą- 
cym niebezpieczeństwie.  Ledwo  w  pół  odziany,  musia- 
łem w  pięć  minut  zebrać,  złożyć,  związać,  i  popako- 
wać wszystkie  moje  manatki...  Szczęściem,  że  wiatru 
nie  było  i  przy  skorym  ratunku  skończyła  się  klęska 
na  zgorzeniu  jednój  budowli  i  przestrachu  całego  mia- 
sta drewnianego,  a  dla  mnie  na  katarze.  » 


Digitized  by 


Google 


XLVIII  ŻYWOT 


Zresztą ,  rok  ten  upływa!  podobnym  trybem  jak  po- 
przedni, tylko  przy  lepszem  zdrowiu  :  zimą  «  z  fajką 
w  zębach,  nad  szachami,  nad  książką,  »  na  wiosnę  i 
latśm  pod  otwartóm  niebem,  na  stepie  lub  w  ogródku. 
Kwiaty  i  dzieci,  były  dwie  rzeczy  koniecznie  potrzebne 
Adolfowi  :  szukał  ich,  zgromadzał  koło  siebie,  pielę- 
gnował. Trzy  małe  córeczki  gospodarza  domu  są 
często  przedmiotem  jego  opowiadań  listowych.  Chwalił 
że  ładne  jak  aniołki,  ubolewał  gdy  chorowały  na  ospę, 
starszą,  skoro  cokolwiek  podrosła,  uczył  czytać  i  pisać. 
O  ich  rodzicach  też  wyrażał  się  zawsze  z  wielką  przy- 
chylnością. «  Są  to  ludzie  prości  —  mówił  —  ale  naj- 
uczciwsi  w  świecie;  kontent  z  nich  jestem  jak  oni 
również  ze  mnie.  Trzeci  rok  już  u  nich  mieszkam,  a 
niedoświadczyłem  żadnej  nieprzyjemności,  ani  szpilka 
mi  nie  zginęła,  chociaż  wychodząc  nigdy  kluczów  nie 
bior$  z  sobą.  Mam  stół  nieokazały  wprawdzie,  ale 
zdrowy  i  posilny,  we  wszystkim  mi  dogadzają.  Teraz 
na  ich  dziedzińcu  zakładam  z  moim  towarzyszem  i 
współmieszkańceni  (Józefem  Nowakiem),  jednonogim 
jak  mój  szwagier  Michaś ,  ogródek  przed  naszemi 
oknami.  Goś  to  będzie  bardzo  osobliwego,  bo  on  ma 
swoją  połowę  stroić  w  kwiaty,  a  ja  swoją  zasadzić 
sosną,  brzozą  i  tarniem ;  on  w  swojój  dzielnicy  ma 
zrobić  kanapkę,  ja  zaś  w  mojój  zamierzam  usypać 
wysoką  górę,  z  którój  będę  patrzał  w  stronę  gdzie  leży 
Dziahylna :  trzeba  zaś  wiedzieć,  że  miejsce  całe  do  roz- 
winięcia  naszych  planów  i  talentów  ogrodniczych,  nie 
przechodzi  jedenastu  kroków  długości.  »  W  czerwcu 
ogród  już  był  gotowy,  choć  trochę  inaczćj  urządzony : 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XLIX 


zawierał  120  gatunków  kwiatów,  groch  cukrowy  i  ku- 
kuruzę  z  trzech  stron,  a  z  czwartój  kanapkę  z  darnią, 
na  którśj  Adolf  sam  jfedełi  —  bo  wspólnik  ciężko  zacho- 
rował —  o  k^  rano  i  o  5*^  wieczorem  pił  kawę  lub 
herbatę,  palił  turecki  tytuń  «  worami  przysyłany  przez 
kochanego  Tomasza  »  czytał  książki  dostarczane  tro- 
skliwie z  Wilna  przez  braciszka  Januarka,  a  najczęściój 
swoim  obyczajem  marzył  «  o  drogićj  rodzinie  i  słodkiej 
niegdyś  przeszłości.  » 

Kanapka  w  ogródku  stała  się  tóm  milszóm  schronie- 
niem, gdy  upały  dzienne,  a  o  wschodzie  i  zachodzie 
słońca  chmury  dokuczliwych  komarów  i  muszek,  nie 
dozwalały  robić  wycieczek  w  okolice.  Podróż  do  Petro- 
pawłowska  na  kumys  była  nie  potrzebną ,  bo  «  piersi 
już  nie  bolały,  a  głowa  uwolniona  od  humorów  zda- 
wała się  lekka  i  jasna  jak  czeska  butelka.  »  Kąpiel 
jednak  w  błotńo-słono-mydlanem  jezierze  zabrała  parę 
ostatnich  tygodni  sierpnia. 

Ale  z  wrześniem  nadeszła  jesień,  ten  ogródek,  co 
niedawno 'wyglądał  « jak  mały  raj,  »  z  którego  uszcz- 
knięta rezeda  szła  w  Uście  aż  na  Litwę,  «  stał  się  podo- 
bnym do  żebraka  w^  łachmanach  :  olbrzymie  strzały 
kukuruzy  pospuszczały  głowy,  malwy  białe  poskręcały 
swoje  zżołkłe  kwiaty,  gwiazdy  astrów  jakby  tknięte 
paraliżem  blask  straciły;  słowem  z  całój  tćj  bujnśj 
zieloności  zostało  także  tylko  wspomnienie !  O  jakże- 
bym —  dodaje  smutny  dziedzic  opustoszałego  ogródka 
—  zamiast  wspomnień  wolał  cieszyć  się  widokiem 
rzeczywistości  w  Dziahylnie.  Co  Mama  porabia?  jak 
się  nia  jój  drogie  zdrowie?  Czemuż  to  wiek  teraźniejszy, 

d 


Digitized  by 


Google 


Ł  ZTWOT 

tak  płodny  w  wynalazki,  nie  obmyśli  sposobu,  żeby  o 
mil  kilkaset  w  jednśj  chwili  można  było  zamieniać 
słowa,  żeby  jakę  nicic  elektlrycznę  można  połęczyć 
oddalone  serca !  » 

Chociaż  wynalazek  telegrafu  elektrycznego,  mógł 
wtedy  być  tylko  marzeniem  myśli  udręczonej  tęsknotą , 
rozległy  jednak  okręg  korespondencyi  zbiegaję,cój  się 
do  biórka  w  Iszymie,  rozszerzył  się  jeszcze  bardzićj  i 
zaczepił  o  nić  sięgającą  Paryża. 

Od  niejakiego  czasu  matka  poczęła  pisywać  do  przy- 
jaciółki i  późnić j  małżonki  drugiego  syqa  swojego, 
Eustachego,  mieszkającćj  w  Galicyi.  Udzielając  Adol- 
fowi coraz  częścićj  wiadomości  o  braciach,  otrzymywa- 
nych za  jćj  pośrednictwem,  przesłała  mu  jeden  jćj  list 
własnoręczny. 

List  ten  stał  się  przedmiotem  głębokich  studyów 
psychologicznych.  «  Bilecik  Panny  Eugenii  ze  sto  razy 
już  przeczytałem  —  pisał  dziękując  matce  —  Z  chara- 
kteru ręki,  z  toku  słów,  z.wyrażeń,  ze  stylu  i  z  myśli 
pragnąłem  zbadać  jćj  charakter  i  serce.  Zdaje  mi  się, 
że  ją  widzę  przed  sobą  i  znam  najdoskonalej.  Wyobra- 
ziłem ją  sobie  taką ,  że  nie  podobna  jćj  nie  kochać  i 
nie  wielbić.  Ale  czy  wie  Mama,  czego  dla  mnie  w  tym 
ideale  brakuje?  Oto,  wnoszę  ze  wszystkiego,  że  to 
musi  być  piękność  żywa,  wesoła,  na  którćj  jasne  czoło, 
wolne  od  trosk  wszelkich,  nigdy  najmniejszy  promień 
słodkićj  melancholii  nie  pada...  Choćbym  zgadł,  nic 
to  jćj  wdzięku  i  zalet  nie  ujmuje,  tylko  to  pokaże  Ma- 
mie, jakie  moje  usposobienie.  Piękną  jest  zapewne 
hoża  gazella  swobodnie  latająca  po  piasczystych  doli- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  Łl 

nach  Arabii ;  ale  ja  wolę  alpejską  jój  siostrę,  wolę  bo- 
jaźliwą  sarneczkę,  kryjącą  się  przed  strzałem  po  prze- 
paściach, skałach  i  lodach  ś.  Gotarda.  Ludzie  całe 
życie  szczęśliwi  lubią  słOńce,  wesołośd  i  zabawy ;  nie- 
szczęśliwy większą  rozkosz  znajduje  w  księżycu ,  tęskno- 
cie i  samotności.  Dlatego  i  ja  większym  jestem  przy- 
jacielem księżyca  niż  słońca,  dlatego  unikam  wrzawy  a 
szukam  zacisza,  dlatego  urok  świetnych  powabów  mógł- 
by mię  oślepid,  ale  nie  wzruszyłby  mego  posępnego 
serca.  Byłby  to  dla  mnie  brylant  nadto  rażący  oczy,  a 
ja  nie  wiem  czy  zniósłbym  teraz  skromniejszy  blask 
perły  Cejlanu.  » 

Późnićj  posłał  na  ręce  matki  list  następny. 

Do  Eugenii  Larys.  Iszym  16/28  listopada  1836. 

a  Nieznajomej,  dalekiej,  nieznanyi  daleki,  » 

Nie  mogę  właściwiej  zacząć  mojój  rozmowy  z  osobą 
która  o  mnie  w  swoich  listach  wspominać  raczy,  jak 
tómi  wyrazami  wielkiego  wieszcza,  z  którym  w  nie- 
dawnych czasach,  ale  za  szczęśliwych  dni  moich,  błą- 
dziłem po  ruinach  dawnćj  stolicy  świata.  Nie  powie- 
działy wtedy  Sybille,  że  Wkrótce  fortuna,  to  zimne  i 
nieubłagane  bóstwo  Rzymian,  rozbije  łódkę  moją  o 
lodowate  skały  północy  i  że  na  dzikich  pustyniach 
Sybiru  powtarzać  będę  rymy,  których  w  podobnym 
prawie  wypadku  i  w  podobnych  okolicznościach  użył 
autor  Wallenroda.  Szczęśliwy  jestem,  że  choć  w  tych 
kilku  wyrazach  mogę  przesłać  moją  wdzięczność  za 


Digitized  by 


Google 


LII  ZTWOT 


jśj  wspomnienie.  Będzie  mi  ono  tak  drogióm  jak 
uśmiech  nadziei  wśród  tęsknych  myśli  wygnańca. 
Obym  kiedyś  miał  szczęście  wynurzyć  Jśj  osobiście 
uczucia,  jakie  wzbudziło  w  raojćm  sercu  to  niespodzie- 
wane i  drogie  wspomnienie  ! 

«  A  ponieważ  u  nas  w  Azy  i  nie  ma  zwyczaju  podpi- 
sywania się  najniższym  sługą,  darujesz  mi  zacna  Euro- 
pejko, że. się  tylko  podpiszę, 

Adolf  Januszkiewicz. 

Obok  tego,  w  liście  do  matki  pisał  :  «  Cieszę  się 
niezmiernie  z  wiadomości,  iż  pan  January,  znakomita 
podpora  upadłego  domu  naszego,  przenosi  się  z  Wilna 
na  wieś  i  będzie  pomocą  Mamie.  Zazdroszczę  mu  tego 
szczęścia.  —  Po  pierwszych  zimnach  mieliśmy  czas 
przecudowny.  Polowałem  w  ostatnich  dniach  jesieni  i 
własną  ręką  46  zajęcy  ubiłem  :  będą  z  ich  skórek 
futerka  dla  córeczek  moich  gospodarzy.  Szkoda  że  tu 
nie  ma  soboli  :  miałbym  z  nich  lepszy  dochód  niż  na 
Litwie  można  mieć  z  żyta;  za  skórkę  zaś  zajęczą  ledwo 
płacą  8  kopiejek,  a  mięsa,  prócz  nas —  i  psów,  nie- 
stety !  —  nikt  tu  nie  je,  bo  lud  prosty  mi  zająca  za 
stworzenie  pohanne. 

Rok  1837  rozpoczął  się  wśród  zwyczajnych  zatru- 
dnień zimowych  miłośnika  samotności.  Matka  troszcząc 
się,  żeby  czytaniem  nie  osłabił  sobie  wzroku,  radziła 
mu  zajmować  się  dla  rozrywki  tokarstwem.  «  Niech 
Mama  nie  myśli,  że  ja  ciągle  siedzę  nad  książkami  — 
odpowiedział  jśj  na  to.  —  Umiem  ja  sobie  zawsze 
wynaleźć  co  nowego  na  pożyteczne  użycie  czasu.  Ba- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LIII 

wiłem  się  dawniej  introligatorstwem,  dawałem  lekcye, 
dwóch  moich  kolegów  tyle  nauczyłem  po  francuzku,  że 
każde  książkę  mogą  czytać ;  teraz  wziąłem  się  do  spe- 
kulacyi  —  proszę  zgadnąć  jakićj?  Żebym  kochanej 
Mamie  nie  męczył  głowy  dochodzeniem,  powiem 
odrazu  :  tą  ogromną  spekulacyą  są  duhy,  które  wespół 
z  moim  poczciwym  gospodarzem  przedaję  tutejszój  pu- 
bhczności.  Pusłowski,  który  tak  wielki  zostawił  mają- 
tek, zaczął  swoją  karyerę  od  handlu  łapciami  —  i  do- 
brze na  tćm  wyszedł,  gdyż  kapcie  jestto  artykuł  nie- 
zmiernie potrzebowany.  Komuż  także  duhy  nie  są 
potrzebne,  osobliwie  w  kraju,  gdzie  wszystkie  powozy 
urządzone  są  do  hołobli?  Skutek  sprawdza  moją  zasadę, 
bo  odbyt  mamy  wyborny ;  jaki  zaś  będzie  ostateczny 
rezultat,  późnićj  doniosę,  a  tymczasem  spodziewam  się, 
że  ta  wiadomość  pewnie  rozśmieszy  Mamę.  Co  na  to 
powie  Staszutko  ?  » 

Ważniejsze  jednak  zamiary  rozwiązały  wkrótce  spółkę 
handlową,  a  na  tę  porę  przypadło  i  rozwiązanie  wę- 
złów nfiłości,  nie  mogących  wytrzymać  dłużej  siły 
czasu.  Juz  prawie  dwuletnie  trwało  między  kochan- 
kami milczenie,  bo  obie  strohy  «  dla  spokojności  » 
jedna  drugiój,  nakazały  sobie  przestać  pisywać.  Przy- 
jazne tylko  osoby  nie  zaniedbywały  uwiadamiać  nie- 
kiedy Adolfa  o  Stefanii,  i  nareszcie,  z  usłużności^ 
zwykłą  w  podobnych  razach,  pośpieszyły  mu  donieść, 
że  idzie  za  mąż.  Dzieląc  się  tą  nowiną  z  matką,  pisał 
•  do  nićj  w  lutym  :  «  Stefania  jest  już,  czy  ma  być  żoną  ^ 
sławnego  w  naszych  stronach  i  bogatego,  a  przyt^m 
bardzo  zacnego  doktora  —  który  ją  wyleczył  ze  słabo- 


Digitized  by 


Google 


LIY  ŻYWOT 

ści  dla  mnie,  i  jak  ja  niegdyś  w  komitecie  zasiadłem 
po  nim,  tak  on  przy  niśj  zastąpił  moje  miejsce.  Nie 
mówię  tego  z  ironią,  bo  jak  Bóg  na  niebie,  tak  zarę- 
czam Mamę,  że  życzę  Stefanii  wszelkiego  dobra,  i  jak 
szczerze  niepokoiłem  się  jśj  położeniem,  tak  ta  wiado- 
mość przywraca  mi  spokojność...  A  co  Mamo  będzie 
z  wyprawą  przygotowaną  dla  mnie  ?  Czy  nie  możnaby 
choć  ze  sześć  koszul  przysłać  z  niój  na  Sybir  dla  bió- 
dnego  wdowca?  » 

Niezadługo  potom  otrzymał  list  od  samój  Stefanii 
datowany  15  stycznia,  pełen  prostoty^  szczerości  i  tój 
loiki,  jakiej  dostarcza  powszedni  porządek  rzeczy,  kiedy 
buntownicze  uczucia  broń  przed  nim  złożą.  «  Muszę 
myśleć  o  sobie  —  mówiła  po  kilku  żałosnych  westchnie- 
niach  nad  koniecznością  zrzeczenia  się  mił^j  nadziei  — 
Widząc  się  już  bardzo  zmienioną,  widząc  moją  matkę 
w  złćm  zdrowiu  i  w  latach  podeszłych,  nie  mogę  zostać 
na  świecie  bez  opieki...  Znam  twoją  dobroć  i  twoje 
serce,  wiem  że  nie  weźmiesz  mi  tego  za  złe,  gdyż  sameś 
mię  na  to  namawiał...  Kiedy  Bóg  i  cesarz  nie  chcieli, 
żebyś  był  moim,  przyjm  napowrót  swoją  obrączkę,  a 
wróć  mi  moją.  »  Naturalnie,  zamykało  się  wszystko 
prośbą  o  wzajemną  i  dozgonną  przyjaźń... 

Przesyłając  kopią  tego  listu  matce,  pożegnany  au- 
tentycznie kochanek,  dodał  z  właściwym  sobie  humo- 
ryzmem  :  «  Dziś  więc  ostatni  raz  piszę  do  Stefaąii. 
Odsyłam  jój  obrączkę  z  tysiącem  życzeń  szczęścia  w 
całćm  jśj  życiu,  i  —  na  tćm  się  kończy  historya  mego 
romansu,  z  którego  p.  Balzac  mógłby  cztery  tomy 
napisać  i  wziąść  za  nie  najmniój^ 20,000  franków.  A  ja 


Digitized  by 


Google 


ADOŁPA    JANUSZKIEWICZA*  ŁT 

com  zyskał  na  nim?  Wspomnienie  tylko,  wspomnie* 
nie !  »> 

Godzi  się  posądzać ,  że  te  wyrazy  tchnące  nieprzy- 
jemnym chłodem,  były  wymuszoną  pokrywą  tego,  co 
się  istotnie  w  sercu  działo.  Uczucie  szlachetnemi  wzglę- 
dami tłumione,  dotkliwemi  przeciwnościami  zagnane 
na  cmentarz  wspomnień,  nie  dało  się  jednak  zabić,  nie 
zgasło,  poszło  tylko  w  głąb  duszy,  zkąd  w  dziesiątek 
lat  późnićj,  wśród  stepów  kirgizki^h,  na  sam  dźwięk 
imienia,  które  Stefania  nosiła  —  odezwało* się  głosem 
żywźj  boleści. 

Tymczasem  wszakże,  spokojnośó  stała  się  niejako 
hasłem  codziennych  myśli  i  starań  zmordowanego  na- 
powietrznemi  nadziejami  wygnańca.  Pierwój  nim  się 
ucieszył,  że  —  jak  mniemał —  odzyskał  ją  w  sercu, 
szukał  jćj  koło  siebie,  na  ziemi,  w  zakreślonym  sobie 
obrębie  stałćj  działalności,  na  nieskreślony  czas  wygna- 
nia :  zapragnął  własnego  dachu,  własnśj  zagrody. 
Zaczęły  się  utyskiwania  przed  matką  na  niedogodności 
najętój  kwatery,  gdzie  ciasno,  dymno  i  często  niespokoj- 
nie, bo  podczas  jarmarków  trzeba  mieścić  się  w  szczu- 
płym kątku,  obok  którego  za  przepierzeniem,  kupcy 
przyjezdni  dzień  i  noc  hałasują.  «  Gdyby  to  mieć  wła- 
sny domek !  —  choć  malutki,  o  dwóch  pokoikach,  ale 
osobny.  »  —  «  He  tylko  było  w  Iszymie  książek  fcan- 
cuzkich,  angielskich,  niemieckich,  i  t.  p,  wszystkie 
przegalopowałem,  a  dzisiaj  siedzę  posępny  nad  sta- 
remi  kalendarzami  jak  Maryusz  na  ruinach  Kartagi, 
albo  wielkiemi  krokami  chodzę  po  małym  pokoju  i 
dumam  o  domku,  w  którymbym  miał  gdzie  pójść,  co 


Digitized  by 


Google 


LVI  ,  ZWVOT 


zobaczyć,  czóm  się  zaj^ć  w  kuchni,  w  spiżarni,  na 
dziedzińcu,  w  stajence  :  zima  wtedy  nie  byłaby  dla, 
mnie  tak  straszną  figurą.  »  —  «  Mój  już  wiek  i  nie- 
pewne zdrowie  wymaga  wygody ;  w  mójśm  położeniu 
chatka  własna  byłaby  wielką  rozrywką  :  marzę  o  tśm, 
przebiegam  miasteczko  od  końca  do  końca,  targuję 
wszystkie  domy,  znalazłem  jeden,  któryt)y  można  nabyć 
za  400  lub  500  rubli.  Jeżeli  Mama  zechce  mi  dopo- 
módz,  należałoby  uwinąć  się  prędko  z  kupnem,  żeby 
lato  zostało  na  niezbędne  reparacye.  » 

Takie  i  tym  podobne  odezwy  do  macierzyńskiego 
serca  nie  mogły  być  długo  bez  skutku,  chociażby  przy- 
szło Dziahylnę  zastawić.  Pomoc  żądana  wyprzedziła 
wiosnę ;  znalazło  się  też  przytem  cokolwiek  i  w  biórku, 
gdzie  obok  wszystkich  pamiątek  przeszłości,  były  w  je- 
dnej szufladce  oszczędzone  na  nieprzewidziany  wypadek 
cząstki  zasiłków  z  lat  przeszłych  :  dom  został  kupiony 
i  rozradowany  jego  nabywca  pisał  4  kwienia  v.  s. 

«  Przeszłej  poczty  otrzymałem  rezolucyą  wyższej 
władzy  dozwalającą  mi  kupić  dom  w  samom  mieście 
Iszymie  i  dziś  zostałem  aktualnym  jego  właścicielem. 
Przed  kilką  godzinami  wypłaciłem  za  niego  jak  lodu 
325  r.  sr..  Jutro,  z  całą  moją  ruchomością  odbędę 
pontyfikalny  wjazd  do  własnego  pałacu.  Mogę  więc 
teraz  śmiało  powiedzieć  «  po  mojej  tu  stąpam  ziemi  » 
mam  dziedzictwo  w  Azyi  i  zabezpieczony  pobyt  w 
mieście,  a  razem  przedmiot  ciągłej  pracy,  najlepszej 
pócieszycielki  w  niewoli...  Nim  przeszłe  urzędowie 
odrysowany,  załączam  tu  naprędce  skreślony  plan  mo- 
jego hrabstwa.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LVII 

W  tera  miejscu  listu  znajduje  się  naprzód  mały  pla- 
nik ogólnego  położenia  miasta,  potom  większy,  w  re- 
gularnym prostokącie  obejmujący  całą  nabytą  posia- 
dłość. Z  treści  zaś  dodanych  objaśnień  wypada  :  Rzeka 
Iszym,  nie  szersza  jak  Niemen  pod  Świętym  Dworem, 
robiąc  wielki  skręt  eliptyczny,  z  trzech  stron  oblewa 
miasto  tegoż  nazwiska.  Główna  ulica  ciągnie  się  prosto 
przez  cały  półwysep,  a  ostatnim  domem  na  jój  końcu, 
po  lewój  stronie,  najbhżój  wody,  jest  dom  kupiony. 
Ma  on  pięć  okien  na  ulicę,  wnijście  z  tyłu  od  dzie- 
dzińca, który  otacza  go  dokoła.  Z  sieni  na  prawo, 
przedpokój,  z  oknem  na  dziedziniec,  dalój  «  gabinet 
pracy "  i  sala  audyencyonalna  »  a  za  nią  sypialnia,  z 
oknami  od  frontu ;  na  lewo  zaś  kuchnia  i  mieszkanie 
kucharki.  Z  jednój  strony  domu  brama  wjezdna,  z  dru- 
giój  skład  na  drzewo.  Od  wjazdu  w  rogu  dziedzińca 
spichlerz  i  przy  nim  «  w  budce  pies  na  łańcuchu.  »  Na 
przeciw  sieni  stajnia  z  wozownią,  pi^zy  których  szopa 
na  siano  i  chlew  dla  bydła  plecione  z  chróstu.  Za  tćm 
wszystkiśm  rozległy  'ogród  warzywny,  a  w  głębi  jego 
«  bania  »  to  jest  łazienka. 

«  Dosyć  jest  klatek  —  dodaje  —  i  będzie  ciepło  gdy 
się  wyrestaurują ;  bo  szczerze  mówiąc,  wielka  to  sta- 
rzyzna :  dom  stoi  na  bakier  jak  czapka  ułana,  ściana 
od^ihcy  jak  brzuch  wydęta,  okna  patrzą  zyzem...  ale 
coż  lepszego  być  mogło  za  takie  pieniądze  !  » 

Po  tym  pierwszym  raporcie^  szły  inne,  donoszące  o 
rozwijania  się  gospodarstwa,  o  postępie  robot  koło 
domu,  o  kłopotach  i  korzyściach  z  nabytku,  przyczóm 
nastręczała  się  okoliczność  i  do  nowych  próśb  i  do  po- 


Digitized  by 


Google 


LVIII  ŻYWOT 


nawianych  dzięków.  Przez  dwa  miesiące  pisał  kolejno  2 
«  Gdzie  spojrzę  wszędzie  koło  mnie  to  zamki  to 
garnki,  to  sita,  to  krobie,  w^ory  mąki,  stosy  marchwi, 
rzepy,  cóbuli...  Zamęczyłem  moją  dawną  gospodynię 
sprawunkami,  nim  zgromadziłem  wszystko  co  potrzeba 
na  początek...  Może  Mama  wyobrazić  w  jakim  jestem 
ruchu...  Teraz  na  nudy  skarżyć  się  nie  mogę,  bo  jak 
tylko  zmęczę  się  czytaniem,  porywam  rydel  lub  sie- 
kierę i  dalćj  na  dziedziniec!...  Gdyby  nie  dom,  pewno- 
bym  w  tym  roku  zwaryował  z  braku  czynnego  życia. 
Dawnićj  polowanie  było  mi  największą  rozrywką,  ale 
właśnie  w  tych  dniach  władze  tutejsze  odjęły  nam  spo- 
sobność do  lego...  Coraz  więcćj  wdzięczen  jestem  ko- 
chanej Mamie,  że  mi  pomogła  chatkę  nabyć...  » 

«  Zakorkowałem  30  butelek  piwa  (za  nic  hanower- 
skie !) ,  piję  swój  własny  kwas,  jem  już  swój  chlśb  i  do 
kawy  mam  swoje  marymontskie  bułki...  Od  początku 
niepodległej  gospodarjki  żadne  mi  jeszcze  nie  zdarzyło 
się  nieszczęście,  wyjąwszy  że  kucharka,  pospolicie  tu 
zwana  5^napA:^,  przeszłćj  niedzieli  upiła  się  niemiłosier- 
nie. Tutaj  najwiękązym  ambarasem  dla  mających  swoje 
gospodarstwo  jest  owa  striapka,  gdyż  zwykle  bywa  to 
kobićta  z  klasy  |)05fe/aneA:^  jaka  ex-złodziejka,  ex-dusi- 
cielka  swojego  dziecka,  trucizniarka  lub  tym  podobna 
dama,  którśj  wilcza  natura  zawsze  ciągnie  do  lasu^  a 
jeżeli  z  obawy  knuta  nie  kradnie,  nie  dusi,  nie  truje, 
to  za  to  na  kabale  pogląda  czułem  okiem  jak  na  ko- 
chanka. Otóż  i  moja  Wasylisa  jest  z  posielanek ,  i 
pewnie  że  za  cóś  złego  przysłana,  choć  nie  wiem  za  co 
(bo  pytać  o  to  byłoby  największą  niegrzecznością) ;  ale 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    1ANU8ZE1BW1CXA.  LII 

wziąłem  ją  na  tój  zasadzie,  że  od  lat  czterech  nie  po- 
pełniła żadnego  występku  i  umie  koje  szło  sostrapat*, 
to  jest  zgotować  jako  tako,  bylebym  ja  i  mój  Trezor 
głodny  nie  był...  Może  też  nałożek  do  pijaństwa  da  się 
jakkolwiek  zmodyfikować.  Pogroziłem  jśj,  że  gdy  zo- 
baczę pjaną,  zamknę  bramę  i  do  domu  nie  puszczę; 
ponieważ  zaś  wycłiodząc  na  spotkanie  wracającćj  z 
rynku  widzę  odtąd  zawsze  trzeźwą,  w  nagrodę  sam  j6j 
za  każdym  razem  nalewam  kieliszek  tęgiój  wisz- 
niówki.  » 

Nic  to  jednak  nie  pomogło  i  następny  list  zawierał 
te  słowa  :  «  W  dodatku  do  mojego  raportu  muszę  za- 
mieścić, że  przepędziłem  moją  sł.riapkę  i  mam  teraz 
drugą,  o  połowę  młodszą,  cichą,  skromną,  bardzo  do- 
brze wychowaną-,  bardzo  ładną!  —  prawdziwą  Sybi- 
raczkę, sierotę  po  inwalidzie,  imieniem  Marylę  1  Jestto 
dosyć  na  zawrócenie  sobie  głowy ;  ale  niech  się  Mama 
nie  lęka  o  swojego  romantycznego  syna.  Minęły  wulka- 
niczne dni  jego,  przeszła  już  kanikuła  jego  życia.  A 
wreszcie,  Maryla  przy  garnku  lub  z  wiadrami  na  ple- 
cach, to  nie  poetyczny  ideał  Dziadów  Mickiewicza...  ii 

Ten  kłopot  został  załatwiony,  wybór  był  szczęśliwy 
i  nie  potrzebował  już  zmiany;  ale  dokuczały  inne 
troski :  a  Od  dwóch  tygodni  trwa  reparacya  domu  •— 
wołał  biódny  gospodarz  —  mieszkam  w  sieni,  a  około 
mnie  ruiny.  Do  czego  dotkniemy  się  siekierą,  wszystko 
się  wali,  wszystko  spróchniałe.  Strach  ile  potrzeba 
restaurować !  Aż  mię  głowa  boli,  kiedy  pomyślę  ile  to 
kosztować  będą  okna,  piece,  podłogi,  wrota,  płoty! 
Jeżeli  Mama  mię  nie  wspomoże  większym  niż  zwyczaj- 


Digitized  by 


Google 


LX  ŻYWOT 


nym  zasiłkiem,  nie  wiem  co  pocznę.  Ach  moja  Mamo  \ 
Co  to  za  szczęście  mieć  taką  matkę  jaką  się  my  cie- 
szymy !  Nie  wiele  jest  takich  matek ,  do  którychby 
można  tak  otwarcie  pisać  jak  ja  dzisiaj  piszę.  Boże 
dobry !  Ty  tylko  przedłużaj  jój  życie,  a  syn  jćj,  jakkol- 
wiek długo  los  przeciwny  zatrzyma  go  w  Syberyi,  za- 
wsze będzie  spokojny  o  swoje  skromne  potrzeby.  » 

Pod  koniec  czerwca  wszystko  się  uładziło.  Dom 
wyprostowany,  wy  lepiony,  wybielony  świecił  jasnemi 
oknami.  W  wygodnych  pokoikach  pełno  było  sprzętów, 
które  zdarzyło  się  nabyć  po  jednym  uwolnionym  w 
tym  czasie  współwygnańcu.  Na  ścianach  wisiały  opra- 
wne w  ramy  widoki  kościoła  świętćj  Anny  i  Ostrćj 
bramy  w  Wilnie,  obok  innych  obrazów  i  rycin  pamiąt- 
kowych. W  stajni  koń  dobry  ;  w  chlewie  krowa  nazwi- 
skiem Siniucha  «  zapewne  tak  nazwana  że  10  sinych 
bumażek  kosztowała;* »  na  dziedzińcu  mnóstwo  drobiu ; 
w  ogrodzie  zieleniały  ogórki  i  melony  i  wszelkiego  ro- 
dzaju jarzyny.  Uszczęśliwiony  dziedzic,  chciał  być 
godnym  uczniem  pana  Strumiły,  którego  Ogrody  pół- 
nocne miał  u  siebie  na  stoliku  i  chlubił  się  że  mieszka 
«  jak  jaki  szach  Kochinchiński.  » 

Według  posłanego  matce  rejestru  poniesionych  wy- 
datków, restauracya  kosztowała  prawie  drugie  tyle  co 
nabycie  własności,  ogółem  600  rubli  sr.  kopiejek  10. 

Pierwćj  nim  ten  rejestr  doszedł  do  matki,  już  właśnie 
taka  suma  przyszła  od  niój. 

Tak  tedy  życzenia  co  do  zewnętrznego  spokoju  zo- 
stały spełnione;  ale  niespokojność  w  głębi  duszy  nie 
dawała  się  niczćm  uśpić  ani  zagłuszyć.  Wśród  najgo- 


Digitized  by  VjOOQ IC 


ADOLFA    JAMUSZBIBWIGZA.  L]^^ 

rętszych  zatrudnień  koło  ustalenia  wygnańczej  siedziby, 
myśl  powrotu  stawała  ciągle  przed  oczyma,  we  śnie  i 
na  jawie.  Zmordowany  całodziennym  pilnowaniem  cieśli 
i  mularzy,  ledwie  oczy  zmrużył,  widzid  siebie  w  Dzia- 
łiylnie  otoczonego  całem  gronem  znajomój  i  nieznajo- 
mej rodziny,  er  To  sen ,  —  powiadał  sobie  —  już  nie 
raz  tak  mi  się  marzyło.  »  Widzenie  jednak  trwało  dzień 
jeden,  drugi  i  trzeci  :  ranki  i  wieczory  następowały 
zwykłą  koleją;  wszystkie  kąty  zwiedzał,  wszystkie 
miłe  twarze  witał.  Uwierzył  złudzeniu,  serce  przepeł- 
niło się  niewypowiedzianą  słodyczą.  «  To  nie  sen !  — 
zawołał  —  wróciłem  rzeczywiście,  jestem  u  mojśj  dro- 
giej mamy !  »  —  i  wtóm  się  zbudził,  żeby  zalać  się 
gorzkiemi  łzami.  Wyliczając  czego  mu  jeszcze  brakuje, 
co  w  roku  przyszłym  będzie  starał  się  nabyć,  zatrzy- 
mywał się  nagle  i  dodawał  :  «  A!  może  Bóg  da„  że 
tego  już  nie  będzie  potrzeba.  »  —  Opisując  bratu  ra- 
dość swoją  z  nabytego  przytułku,  kończył  temi  wyra- 
zami :  «  Nigdy  tak  mocno  jak  tćj  wiosny  nie  mówiło 
mi  przeczucie,  że  to  ostatnia  na  wygnaniu,  że  przyszłą 
przepędzę  już  z  wami.  »  —  Pomimo  to,  matka,  która 
niczego  nie  szczędziła  dla  najmniejszej  pociecłiy  syna, 
zasępiała  się  myślą  o  jego  sadowieniu  się  na  Sybirze  : 
radość,  jaką  ztąd  okazywał,  raziła  jój  delikatne  uczu- 
cie, jak  gdyby  była  ujmą  dla  miłości  należnój  matce  i 
ojczystej  ziemi.  Uspakajał  ją  odpowiadając  :  «  Po  co 
Mama  smutne  myśli  przywiązuje  do  kupna  mego  domu? 
Wielu  %  moicli  kolegów  mają  swoje  własne  domy  dla 
zajęcia  się  i  lepszój  wygody.  Cóż  one  przeszkodzą  na 
wypadek,  jeżeli  pomyślna  gwiazda  powrotu  zaświeci  ? 


Digitized  by 


Google 


LXII  ŻTWOT 

Zostanie  przynajmniej  pocieszające  wspomnienie  o  ży- 
ciu przepędzonóm  w  niewoli.  » 

Owoż  to  życie,  ktdre  istotnie  miało  zostawid,  z  jednćj 
strony  przynajmniej,  powabny  obraz  w  pamięci  niewol- 
nika, wzdychającego  późnićj  nawet  za  przeszłością  sy- 
birską ,  przybrało  jednostajny  tok  na  ostatnie  cztery 
lata  przebyte  w  Iszymie.  Wszystko  odtąd  szło  tym 
samym  trybem  według  kalendarza  astronomicznego', 
któremu  nieodstępnie  towarzyszył  kalendarz  wspomnie- 
niowy. Listy  do  rodziny,  szykują  się  już  teraz  w  ciąg 
szczegółowycłi  opisów,  dających  widzieć  miejscowość 
z  całym  jój  niezmiernie  odmiennym  kolorytem  por 
roku. 

Zaledwie  minął  dzień  ś.  Tekli  (23  września)  i  poszły 
do  matki  najczulsze  życzenia,  z  prośbą  przyjęcia  załą- 
czonej jakiój  pamiątki,  naprzykład  obrazku  niewiado- 
mego świętego,  rytego  na  kamieniu  z  gór  ałtajskich 
« któryby  jój  przypominał  Sybir  i  nieszczęśliwego  syna » 
następują  dni  krótkie,  słotne  i  chłodne,  spadają  nagle 
ogromne  śniegi,  zamieniają  się  w  rozwodź,  marzną  i 
całą  ziemię  pokrywają  lodem,  nim  ich  nowa  odwilż 
nie  roztopi.  Na  dobitkę  nud  poczta  coraz  się  bardziój 
opóźnia :  «  Jak  tu  być  w  dobrym  humorze  i  nie  narze- 
kać. A  cóż  dopiero  będzie,  kiedy  przyjdzie  listopad  i 
grudzień,  kiedy  sama  zima  sybirska  zawita  ze  swómi 
mrozami  40""  i  /iS**"  stopni  Reaumura,  ze  swemi  nocami 
trwaj ącemi  po  17  godzin,  ze  swemi  nareszcie  burja^ 
nami  i  purgami  (wichrami  i  burzami) .  » 

W  listopadzie,  biódny  więzień,  po  ruchu  letnim  zmu- 
szony siedzieć  przy  piecu,  rozwodzi  dalćj  swe  narzeka- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA.  ŁXIU 

nia  na  podwójną  niewolę.  «  Od  tygodnia  —  powiada 
—  taka  ślizgawica  na  ulicy ,  ii  zdaje  się  ie  ktoś  jedno 
wielkie  zwierciadło  położył  na  niój,  jakby  umyślnie  dla 
pozbawienia  przechadzki  i  co  gorsza,  ogłodzenia  swoj- 
skich i  dzikich  stworzeń.. •  Kiedy  to  piszę,  stadko  ku- 
ropatw szarych  (bo  mamy  tu  i  białe)  przyleciało  ze 
stepu  szukad  pożywienia  w  mieście,  o  50  kroków  od 
moich  okien.  Spodziewam  się,  że  nic  podobnego  nie 
można  widzieć  w  Wilnie  ani  w  Mińsku.  Biedaczki !  nie 
mogęc  swómi  słabemi  nóżkami  przebić  lodowatej  po- 
wierzchni i  wygrzebać  ziarnka  zboża  lub  nasionka 
jakiój  rośliny,  zbliżają  się  do- siedlisk  ludzkich  i  z  zau- 
faniem godnóm  pierwiastkowych  czasów  świata  «  Jak 
niepłoszone  zwierzęta,  których  stado  nie  ucieka,  wi- 
dząc pierwszą  twarz  człowieka  »  bezpiecznie  biegają  i 
ślizgają  się  po  szklistej  ulicy  śród  bab  idących  po  wodę 
i  jadących  z  sianem  wieśniaków.  Czemuż  tak  miłym 
widokiem  nie  pozwolił  mi  dłużój  cieszyć  się  mój  głupi 
Trezor,  który  zwietrzywszy  zwierzynę,  poczytał  za  naj- 
większy dowcip  wypędzić  ją  z  miasta.  » 

W  grudniu  jednak,  inne  widowisko  można  mieć  na 
ulicach  Iszymu.  Dwa  razy  do  roku,  przed  Bożćm  Na- 
rodzeniem i  koło  Wielkanocy,  odbywa  się  tu  jarmark, 
każdy  trwa  z  tydzień,  a  zimowy  szczególpiój  bywa 
liczny.  Z  rozmaitych  dalekich  stron  ściągają  się  kupcy, 
do  sześciu  tysięcy  gości  przepełnia  miasteczko,  którego 
mieszkańcy  muszą  na  ten  czas  mieścić  się  po  kątkach 
«  jak  śledzie  w  l>eczce.  »  Głuche  i  puste  ulice  oży- 
wiają się  nagle  gwarem  i  ruchem.  «  Jest  na  co  poga- 
wronić.  »  Wszędzie  snują  się  w  swych  narodowych 


Digitized  by 


Google 


LXIV  ŻYWOT 


ubiorach   Kirgiży,    Tatarzy,    Bucharcy,    Taszkiócy ; 
wszędzie  nawał  towarów  2  piramidy  łoju  i  masła,  stosy 
skórek  zajęczych,  baterye  garnków  żelaznych,  wieże 
różnokolorowych  pak  i  skrzynek,  trzody  bydła,  tabuny 
koni,  niezliczone  szeregi  gęsi.  To  wszystko  niezmiernie 
bawi  i  zajmuje  oko  znudzone  jednostajnością ,  ale  kto 
ma  swoje  gospodarstwo,  musi  nie  dla  samój  rozrywki 
mieszać  się  do  ciżby  jarmarcznej  :  trzeba  na  całe  pół- 
rocze zaopatrzyć  się  we  wszystko,  czego  przed  nastę- 
pnym jarmarkiem   nie  będzie    można  dostać.    Najsz 
gospodarz ,  ze  swego  zamczystego  domku  na  przed- 
mieściu Kisielówce,   wyoJiodzi  do  miasta  z  wcześnie 
ułożonym  i  dobrze  obrachowanym  rejestrzykiem  spra- 
wunków ;  biega,  targuje^  kupuje,  a  nawet  i  przedaje ; 
zebrało  się  bowiem  masła  dziesiątek  pudów,  stary  koń 
Gniedko  już  się  wysłużył  za  swoj§  cenę,  po  co  go  kar- 
mić przez  zimę,  lepiój  na  wiosnę  kupić  innego,  a  i 
jedna  z  krów  mało  daje  mleka,  więc  niech  idzie  do 
rzezników.  O  tśm  wszystkićm  szczegółowe  doniesienia 
«  najdroższo)  Mamie  »  zapełniają  «  część  administra- 
cyjną »  listów,  przeznaczoną  na  raporta  podobnego 
rodzaju,  od  czasu  zaprowadzenia  własnćj  gospodarki. 
Ile  zaś  listów  rozchodziło  się  w  rozpiaite  strony,  można 
miarkować  z  następnego  zmniejszenia  w  budżecie  wy- 
datków. «  Ponieważ  przekonałem  się,  że  listy  pisane 
na  prostym  papierze  równie  dochodzą  jak  na  poczto- 
wym, postanowiłem  nie  kupować  papieru  pocztowego, 
tylko  prosty,  co  mi  czyni  oszczędności  do  ośmiu  rubli 
w  rok.  » 
Pośpiech  i  regularność  w  przybywaniu  poczty  ka- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXV 

zały  czasem  zapominać  o  wszelkich  przykrościach 
zimy.  c(  Pod  tym  względem,  bogdajby  zima  trwała 
ciągle,  czyli  raczój  —  bogdajby  sanna  droga  trwała 
nawet  latem !  » 

Obok  wszystkich  pociech  jakie  korespondencya  mo- 
gła przynosić,  przyszły  zewsząd  życzenia  noworoczne, 
(c  Lecz  cóż  sj  życzenia?  Niestety !  miłe  wprawdzie  wy- 
razy dla  zbolałego  serca,  ale  bezsilne,  jak  promienie 
słońca  w  zimie;  pochlebiające  imaginacyi,  ale  niele- 
czące,  jak  lekarstwa  podawane  suchotnikowi,  który  się 
do  nich  uśmiecha,  chociaż  w  pomyślny  ich  skutek  i 
sam  chory  i  doktorowie  nie  wjele  wierzą.  » 

Pogrążonego  w  smutnych  myślach,  nie  rozrywała 
już  tyle  co  jarmark  maskarada  iszymska ,  o  którój  dla 
ciekawości  donosił  siostrze  :  «  Jeżeli  nie  wiesz,  to  ci 
powiem ,  że  u  nas  od  wigilii  Nowego  Roku  do  wigilii 
Trzech  Królów ,  słowo  w  słowo,  czyli  —  jak  mówią 
piękne  Litewki  —  rychtykjak  w  Wenecyi,  skoro  słońce 
zajdzie,  co  ma  się  rozumieć  zaraz  prawie  po  obiedzie 
następuje,  ze  wszystkich  kąfów,  zaułków  i  pereułków 
wychodzą  słuszalniki,  to  jest  maskowani ,  ale  bez  ma- 
sek, bo  zkąd  tu  dostać  tego  towaru?  Przebiera  się 
tylko  każdy  jak  może,  a  twarz  czerni  węglem,  lub  ją 
zakrywa  chustką,  najczęściej  zaś  kawałkiem  papieru. 
Tajcie  tedy  maski  śpiewają  sobie  gromko  pewną,  wie- 
cznie jedną  piosenkę  i  zachodzą  do  domów,  gdzie 
chwilę  pokręciwszy  się  i  pomruczawszy ,  idą  znowu 
dalej.  To  się  mówi  o  klasie  niższój,  o  prosło-narodju; 
klasa  zaś  błahorodna  przebiera  się  okazale,  sprowadza 
sobie  nawet  maski  z  Rossyi  i  często  ma  występować 


Digitized  by 


Google 


LXVI  ZTWOT 


wcale  przyjemnie,  ale  ja  o  tóm  mówię  tylko  ze  słysze- 
nia, gdyż  nigdzie  nie  bywając,  nie  widziałem  słuszaU 
ników  wielkiego  tutejszego  świata.  » 

«  Niech  jednak  Mama  nie  sądzi  —  powiada  w  in- 
nym liście  —  źe  zdziczałem,  że  jestem  pustelnikiem. 
Widuję  ludzi,  ale  wtenczas  tylko  kiedy  sam  chcę.  Nie- 
masz  tego  dnia  żebym  nie  widział  kilku  z  moich  kole- 
gów. Odwiedzamy  się  wzajemnie,  jezdziemy  razem  na 
przejażdżki ,  czytamy  często  razem ,  gramy  w  szachy 
lub  na  miłśj  gawędce  o  rodzinnym  kraju  spędzamy 
długie  godziny,  w 

.  Przez  cały  czas  pobytu  Adolfa  w  Iszymie,  było  za- 
wsze kilkunastu  Polaków.  Jedni  ubywali,  przybywali 
drudzy.  Zastał  tam  podpółko wnika  Seweryna  Krzyża- 
nowskiego i  Anzelma  Iwaszkiewicza,  skazanych  jeszcze 
w  1825  roku.  Z  wojskowych  i  powstańców  1831  znaj- 
dowali się  :  Tomasz  Kiciński,  Kasper  Babski,  Lipski, 
Woroniecki,  Cypry an  Gródecki,  Mikołaj  i  Leon  Gro- 
cholscy. Za  chęć  ucieczki  z  Moskwy  i  przyłączenia  się 
się  do  powstania  przysłani  zostali  Litwini :  Paweł  Cie- 
pliński, Kasper  Szaniawski  i  Michał  Moraczewski ;  za 
emisaryuszów  roku  1833,  Gustaw  Zieliński,  Eugeni 
Łempicki  i  Józef  Nowak  z  Królestwa;  nakoniec  za  - 
związek  demokratyczny  1839^,  Aleiander  Ratuld,  Mi- 
chał Łempicki  i  Karol  Baliński.  Krzyżanowski  przeniósł 
się  do  Tobolska,  gdzie  późniój  (1839)  w  zupełnśm 
pomieszaniu  zmysłów  zaJcończył  życie.  Mikołaj  Gro- 
cholski, Iwaszkiewicz,  Lipski,  Woroniecki,  Kiciński, 
Babski,  kolejno  otrzymywali  wolność  przesiedlenia  się 
do  Rossy  i  europejskiej,  albo  zupełnego  powrotij  do 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LWU 


domów.  Leon  Grocholski  i  Gródecki  poumierali  na 
ziemi  wygnania.  Zdarzyło  się,  że  kiedy  Kiciński  wyr 
jeżdżał  do  Permu,  tejże  chwili  trzeba  było  oddać  osta- 
tnią posługę  Gródeckiemu.  «  Łatwo  sobie  Mama  ko- 
chana wyobrazi  —  pisał  Adolf  w  lutym  1839  —  co 
czuć  musiałem,  przeprowadzając  obydwóch  w  dwie 
tak  przeciwne  drogi.  »  Powrót  każdego  ze  współwy- 
gnańców  na  łono  rodziny,  napełniał  go  radością  i  na- 
dzieją. «  Może  więc  i  moja  kolej  przyjdzie  —  powia- 
dał —  Jest  w  tćm  i  dla  mnie  ziarnko  dobrej  wróżby, 
daj  Boże  tylko  żeby  wzeszło.  » 

Tylu  rodaków,  z  różnych  stron,  z  różnych  powodów, 
a  za  jedną  sprawę  zgromadzonych  w  niewielkićm  mie- 
ście Sybiru,  składało  towarzystwo  mocno  związane  i 
wystarczające  sobie*  Dźwięki  ojczystćj  mowy  nieraz 
pozwalały  im  zapominać,  że  byli  śród  obcych  i  w  kraju 
wygnania.  Jedność  i  dobra  harmonia  nadawały  siłę,  o 
którą  rozbijały  się  wszelkie  zamachy  miejscowych  urzę- 
dników chcących  zakłócić  ich  spokojność.  Rozważnym 
i  godnćm  postępowaniem  przywiedli  władzę  do  szanowa- 
nia ich  osób  i  położenia.  Ta  chwała  (jak  świadczy  jeden 
z  grona)  należała  się  w  największej  części  Adolfowi , 
który  taktem  i  mocą  charakteru  dawał  przykład  innym. 

Nie  wszystkich  było  jednakie  położenie  osobiste. 
«  Tćm  przynajmniej  jestem  szczęśliwy  —  powiadał 
Adolf  —  że  wiedzieć  mogę  o  drogićm  zdrowiu  mojśj 
Mamy  i  jćj  stałemu  przywiązamiu  winienem  wszelką 
ulgę  w  niedoli.  Iluż  to  bowiem  z  moich  towarzyszy  nie 
zna  tćj  słodkićj  pociechy!  Iluż  tu  jest,  którzy  nie  od- 
bierają żadnćj  wiadomości  od  swoich  krewnych,  już  to 


Digitized  by 


Google 


LXVIII  ŻYWOT 


Z  powodu  śmierci,  już  to  z  baleśniejszego  nad  samą 
śmierć  powodu  —  zapomnienia !  » 

Takiemu  cierpieniu  zaradzała  ile  mogła  miłość  i 
uczynność  braterska,  już  to  pomocą  bezpośrednią,  już 
pisaniem  do  kraju  o  lepszą  pamięć  na  zapomnianych. 
W  ogólności,  choć  imię  Sybiru  zdaje  się  ze  wszech 
miar  przedstawiać  antytezę  Zachodu,  jednak  pod 
względem  bytu  materyalnego  i  nędzy  z  niedostatku 
pochodzącój,  los  naszych  wygnańców  sybirskich  o  wiele 
był  znośniejszy  od  losu  wychodźców  zachodnich.  Zna- 
leźli się  oni  w  kraju  niższśj  kultury  od  własnego,  mieli 
większą  łatwość  i  ogranicTzenia  potrzeb  wymysłowych  i 
zaspokojenia  istotnych  ;  sam  zresztą  sposób  życia  odpo- 
wiadał lepiej  nawyknieniom  i  skłonnościom  naszym 
ziemiańskim.  W  listach  Adolfa  znajdują  się  często  opi- 
sane sceny  tego  życia,  które  niemal  całkiem  mogłyby 
być  przeniesione  na  grunt  polski.  Jedna  z  nich  daje  ra- 
zem wyobrażenie  jak  tam  niektórzy  z  wygnańców  że- 
nili się  —  po  staremu,  a  choć  posag  chybił,  nie  byli 
jeszcze  w  ostatecznym  kłopocie. 

«  Dni  kilka  temu  —  powiada  —  tylko  co  po  obiedzie, 
patrzę,  aż  jedne,  drugie,  trzecie  sanie  zajeżdżają  przed 
moje  wrota.  Co  takiego?  Co  za  goście?  Nikt  do  mnie 
tak  huczno,  tak  gromadnie  nie  jeździ.  Myślałem  że 
omyłka ;  ale  wjeżdżają  na  dziedziniec.  Drzwi  się  nako- 
jiiec  otwierają  i  wchodzi  jed^n  z  moich  towarzyszów 
^niedoli,  Podołaniu  Teodor  Kowalski,  za  nim  dosyć 
przystojna,  młoda,  z  żywemi  oczyma  kobićta,  a  za  nią 
sza^T  (rodzaj  adjutanta  na  weselu)  :  reszta  poszła 
grzać  się  do  kuchni.  Łatwo  tedy  było  zgadnąć,  że  to 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXU 

swat' ba,  czyli  że  P.  Kowalski  ze  swoją  małżonkę,  przy- 
jechał w  gości  do  swego  kolegi.  —  Rekomenduję  ci 
moją  żonę,  z  domu  Eudokją  Ilniczną.  Ożeniłem  się 
wczoraj ;  nie  wiem  czy  głupstwo ,  czy  co  rozumnego 
zrobiłem,  ale  już  się  stało,  —  takie  były  pierwsze  słowa 
pana  młodego,  na  które  naturalnie  wypadło  odpowie- 
dzieć :  Kiedy  tak  jest,  nie  pozostaje  mi  jak  tylko  życzyć 
wam  szczęścia.  Niech  was  Bóg  błogosławi ,  a  tymcza- 
sem pozwól  mi  uścisnąć  twoją  połowicę.  —  A  że  tu 
jesteśmy  bliżsi  natury  i  nie  znamy  dygów%  ani  ukło- 
nów, ani  nadstawiania  rączki,  więc  po  prostu,  cmok 
—  cmok,  ona  mnie,  a  ja  ją  dwa  razy  pocałowałem  w 
prawą  i  lewą  stronę  twarzy.  Po  tym  wstępie,  w  braku 
wina,  musiałem  wypić  za  zdrowie  państwa  młodych 
kielich  pomarańczowej  nastojki,  gorzkiśj  jak  co  złego. 
Nowożeniec  z  szafirem,  na  podziękowanie  wychylili  toast 
gospodarza,  a  panna  młoda  usta  tylko  przytknęła  do 
tego  nektaru,  zupełnie  jak  królowa  Wiktorya,  kiedy  mu- 
siała pić  zdrowie  kilkunastu  londyńskich  aldermanów. 
Na  zakąskę  wystąpiły  rodzenki,  które  szczęściem  zostały 
się  od  ryżowój  kaszy.  Jak  się  zaś  ta  para  skojarzyła, 
opowiem  w  krótkości.  P.  Teodor  prowadząc  handelek 
zbpżem,  pojechał  po  swój  towar  o  wiorst  85  do  Ber^- 
diuży,  i  kiedy  tam  nocował  u  jakiegoś  miełocznikay  to 
jest  kramarza  przedającego  na  wsi  igiełki,  wstążki, 
mydło  i  t.  p.  artykuły,  wchodzi  wieczorem  młoda 
dziewczyna  kupić  kawałek  ałunu.  Czuły  P.  Teodor,  n^. 
pierwszy  jej  widok  tak  zostaje  w  niój  rozkochany,  jak 
ja  niegdyś  w  Heluni,  jak  ja  niegdyś...  ale  nie,  inaczej, 
bo  chwała  Bogu  ze  mną  nie  tak  się  skończyło.  Po  wy- 


Digitized  by 


Google 


Lxx  ŻYWOT 

ściu  j^j,  pyta  się  gospodarza :  co  to  za  jedna?  jakiego 
prowadzenia  się,  jakich  rodziców,  majętnych  czy  ubo- 
gich i  t.  d.  Gdy  gospodarz  na  wszystko  odpowiadał 
«  łódno  —  ładno  »  co  znaczyło  że  i  skromna,  i  dobra, 
i  pracowita,  i  bogata,  zapytał :  a  czy  nie  możnaby  się 
z  nic  ożenrć?  «  Nu^  nie  znoju ^  razwie  ubiegom  (to  jest 
chyba  ukradkiem).  »  —  A  to  dlaczego?  —  «  A,  bo  u 
rodziców  jest  czworo  dzieci,  wsio  doczeri^  żadnego 
syna,  a  że  panna  Eudokja  najstarsza,  ma  lat  19,  musi 
więc  sama  i  siać,  i  pachat*  (orać)  i  wołoczyt'  (brono- 
wać) i  wsiakuju  wsiaczyńu  obrahotywat*.  Miała  już 
wielu  konkurentów,  i  bogatych ;  ale  rodzice  nie  chcę 
jój  oddawać,  póki  młodsze  nie  podrosnę  i  nie  będą 
moghj pachai*  i  wołoczyt\  »  Taka  odpowiedź  nie  wstrzy- 
mała miłosnych  zapałów  Podolaka.  W  kilka  dni  potom, 
kiedy  mu  się  nie  udało,  mimo  sekretnej  zmowy  z  Eu- 
dokję,  wykraść  jój  dla  zaprowadzenia  do  cerkwi,  wprost 
oświadczył  się  rodzicom,  a  ci  po  silnym  oporze  mu- 
sieli nareszcie  zezwolić,  bo  panna  stała  jak  mur  i  od- 
groziła  się,  że  co  złego  zrobi  sobie,  jeśli  jój  za  Fiedora 
Piotrowicza  nie  wydadzę.  Tak  więc  tedy  romans  przy- 
szedł do  skutku.  Co  się  zaś  tyczy  bogactwa  —  kto 
patrzy  na  takie  marności !  Ojciec  obiecał  podarować 
koroweczku,  matka  dała  na  wyprawę  trzy  koszule, 
chusteczkę  ukośne,  sukienkę  i  półszubkę  baranie  — 
resztę  da  Pan  Bóg.  Byłem  wczoraj  z  rewizytę.  Mie- 
szkają w  izbie  pokrytej  zienąię  i  maję  1,000  rubli  — 
długu.  Ale  że  on  obrotny  a  ona  pracowita,  wyjdę  z 
biódy.  Można  tu  dać  sobie  radę ,  byleby  ręk  nie  opu- 
ścić i  nie  próżnować.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANU8IK1BWICZA.  LXXI 

Oprócz  wizyt  i  rewizyt,  były  między  naszymi  mie- 
szkańcami iszymskimi  stosunki  bardzićj  koleżeńskie* 
Dostatniejsi  naweŁ,  którzy  nie  chcieli  zaprowadzać  wła- 
snego gospodarstwa,  stołowali  się  u  zagospodarowa- 
nych. Adolf  miewał  jednego  i  dwóch  takich  stołowni- 
ków.  Domowa  też  służba  jego  nieograniczała  się  na 
samśj  striapce.  Pierwszego  roku  wzicł  do  pomocy  jśj 
na  zimę  podrostka  chłopca,  który  nie  wiele  kosztował : 
«  parę  butów  i  jedzenie ,  a  był  bardzo  pożyteczny.  » 
Potem  na  stał^  służbę  przyjął  rodaka  żonatego,  odby- 
wającego lata  pokuty  jako  żołnierz  komendy  inwalidnój 
w  Iszymie.  «  Sztat  mój  —  donosił  w  raportach  matce 
—  to  jest,  Pan  Leonard  Korycki  i  szanowna  jego  mał- 
żonka Łukerya  są  nieporównanej  cnoty,  dobroci  i 
usługi.  Wszystko  idzie  jak  w  zegarku ,  a  cicho  jak  w 
uchu.  Dodać  jeszcze  trzeba,  że  Madame  jest  wyborną 
praczkę,  i  kucharkę ,  a  Pan  Leonard  przez  zimę  wyu- 
czył się  szewstwa  i  mnie  już  jedne  buty  doskonale  wy- 
restaurował.  A  jaki  zrobiliśmy  pekenflejsz  i  jakę  wę- 
dlinę, to  czvdo  J  n 

Domek  więc  na  Kisielówce  był  cichy,  ale  nie  pustek 
niczy.  Zresztę,  w  niedostatku  innego,  bardzo  miłe 
towarzystwo  składały  księżki,  zwłaszcza  kiedy  niepod- 
legły pan  swego  domu  i  czasu,  mógł  z  niśmi  postępo- 
wać jak  z  gośćmi  —  widywać  lub  nie  widywać,  wedle 
woli.  Sybirscy  nasi  bracia  nie  znali  jednój  z  ciężkich 
klęsk  cywilizowanego  świata,  w  Iszymie  przynajmniej, 
wolni  byli  od  czytania  i  pisania  z  musu,  od  tego  życia 
papierowego,  które  jest  straszną  pokutą,  gdy  mu  trzeba 
poświęcić  życie  rzeczywiste,  żeby  nie  umrzeć  z  głodo. 


Digitized  by 


Google 


LXXII  ŻYWOT 


Nie  należy  jednak  mniemać,  że  umysły  ich  olaczała 
ciemność  kimeryjska  i  cały  świat  dziejów  ludzkich  był 
dla  nich  «  deskami  zabity. »  O  wszystkióm  co  się  działo 
w  świecie  europejskim,  wiedzieli  oni  tak:  dobrze  jak 
wychodźcy  na  zachodzie,  wiedzieli  nawet  co,  kto  i  jak 
mówił  w  izbach  francuzkich  i  angielskich,  wiedzieli 
czśm  się  kończyła  każda  mowa  z  tronu  Ludwika-Filipa 
i  odpowiedź  na  nic  :  a,  jeżeli  dowiadywali  się  o  terti 
nieco  później,  i  tylko  z  dwóch  lub  trzech  dzienników, 
oddychając  świeżśm  powietrzem  stepu,  przy  świeczce 
łojowej,  nie  zaś  z  kilkuset  codziennych  arkuszy  w  za- 
pachu gazowym  i  kawiarnianym,  że  nie  dochodziła  do 
nich  cała  masa  dowcipu,  szermierstwa  i  kłamstwa 
dziennikarskiego,  to  zapewne  nie  to  stanowiło  ich  nie- 
szczęście :  wiedzieli  dosyć,  żeby  się  mogli  domyślić 
reszty.  Obecność  nie  była  dla  nich  tajemnicę ;  przeszłość 
i  przyszłość,  ile  jej  tylko  zmieścić  się  może  pod  okład- 
kami książek,  stała  dla  nich  również  otworem.  Spoży- 
wali «  pełną  gębą  i  z  wielkim  apetytem  »  najwybor- 
niejsze  płody  literatury  dawnej  i  nowej,  poważnój  i 
nadobnej.  Gdyby  ten  pokarm  istotnie  był,  jak  go  na- 
zywają, obrokiem  duchowym  y  niczegoby  już  im  nie 
brakowało.  Duch  niemiecki  możeby  się  tśm  nasycił, 
ale  polski  nie  przestawał  cierpieć  boleśnój  czczości; 
umysł  wszakże  miał  pożyteczny  zasiłek  i  przyjemną 
rozrywkę. 

O  tej  potrzebie  wygnańców  troskliwie  pamiętano  w 
kraju,  dogadzali  przytem  jedni  drugim  zamianą  między 
odległemi  nawet  punktami.  Iszym,  Tobolsk,  Omsk 
obdzielały  się  nawzajeftn.  Niemasz  żadnego  z  ważniej- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIRWICZA.  LXXIII 

szych  i  znakomitszych  dzieł  ówczesnych,  któregoby 
Adolf  nie  miał  w  ręku.  Odczytywał  «  jedne  po  wiele 
razy,  inne  po  raz  pierwszy  i  ostatni.  »  Robił  nad  nie- 
któremi  uwagi  pokazujące,  jak  miał  bogaty  zapas  ze- 
branych dawniej  wiadomości,  jak  starał  się  ciągle 
ukształcać,  dopełniać  i  przez  miłość  prawdy  choćby 
całkiem  zmieniać  swoje  pojęcia  o  ludziach ,  krajach  i 
rzeczach.  Gdzie  zaś  myśl  jego  zwracała  się  z  upra- 
gnieniem, cobyłojśj  igłą  magnesową  w  różnostronnśj, 
bez  pewnego  celu  żegludze  po  morzu  drukowanej  wie- 
dzy ludzkiśj,  to  można  wnosić  z  tego,  jak-  go  mocno 
zajęła  i  przywiązała  do  siebie  Historya  podbicia  Anglii 
przez  Normandów,  dzieło  Augustyna  Thierry ,  które 
oprócz  nazawsze  wielkiej  swśj  wartości,  miało  nadzwy- 
czajną wagę  i  szczególny  pociąg  dla  ówczesnego  uspo- 
sobienia umysłów. 

Na  początku  tych  wstrząśnień,  co  odrazu  i  gwałto- 
wnie poruszyły  wszystkie  zagadnienia,  dziś  po  części 
rozwiązujące  się  szykowną  koleją  opatrznych  wypad- 
ków, objawiał  się  powszechnie  zwTot  da  badań  prze- 
szłości. W  przerwach  pomiędzy  wybuchami,  po  klęskach 
i  zawodach,  strona  pragnąca  i  cierpiąca  dopytywała 
się  natarczywie,  podług  jakich  praw  i  dokąd  idzie 
wszystko  tu  na  tyrii  świecie,-  gdzie  postępu  zaprzeczyć 
niepodobna,  a  najwznioślejsze  aspiracye,  najsprawie- 
dliwsze żądania,  ciągle  padają  ofiarą  tryumfu  nizkich 
chuci  i  okrutnćj  przemocy?  Wierzono,  że  przeszłość 
powinna  i  może  dać  na  te  pytania  zupełną  odpowiedź ; 
mniemano,  że  ta  budowniczka  potępianego  porządku 
rzeczy,  jest  jedyną  mistrzynią  do  wzniesienia  nowego 


Digitized  by 


Google 


LKXIV  ŻYWOT 

gmachu.  Przez  szczeliny  porysowanego  sklepienia 
społeczeństw,  między  klamrami  wi^źjcemi  sztuczna 
jedność  państw  politycznych,  dały  się  widzieć  pier- 
wiastki plemienne  ludów,  uwarstwowane  szeregiem 
podbojów :  badacze  różnie  usposobieni,  rzucili  się  je 
odgrzebywać  z  zapałem  przeświadczenia,  że  idjc 
wstecz  wieków  znajd§  teory^,  a  na  dnie  dziejowych 
czasów  zasady  do  rozstraygnięcia  wsczęty eh' sporów  o 
niepodległość  klas  i  narodów  ujarzmionych.  Zt§dto 
pochodził  ten  zapęd  do  poszukiwań  dawniój  zanied- 
banych, który  teraz  nierozumiejjcym  jego  pobudek, 
zdaje  się  dziwnym,  a  częstokroć  śmiesznym,  zwłaszcza 
gdy  przerodził  się  w  jałowe,  zabawkę,  albo  chorobliwa 
monomaiii%  mnóstwa  pseudo-etnografów,  etymologów 
i  archeologów,  nie  zdających  sobie  sprawy,  czego  i  na 
co  szukają. 

Augustyn  Thierry,  był  jednymi  z  tych,  co  w  nadziei 
znalezienia  słowa  zagadki  mordującój  obecność,  puścił 
się  w  zamierzchłą  dziedzinę  przeszłości.  Równie  jak 
inni,  stracił  on  zaraz  z  przed  oczu  cel  swojśj  podziemnój 
wędrówki  i  zaczął  chciwie  garnąć  bogactwa  niespo- 
dziewanie odkryte  w  zatęchłych  pargaminach  średnio- 
wiecznych pomników;  ale  nie  uwięznął  w  żadnój  epoce, 
nie  zalazł  w  żaden  zakątek  dociekań ,  łowiący  próżną 
ciekawość,  jak  samotrzask  niebacznego  ptaszka.  Pełen 
ognia  najszlachetniejszych  uczuć,  obdarzony  rzadką 
siłą  i  jasnością  umysłu,  wrócił  z  głębin  niebezpiecznych 
i  wyniósł  na  biały  świat  piękny  owoc  potężnój  swój 
pracy,  który  nie  był  wszakże  niczóm  innóm,  tylko 
-cudownie  żywym  obrazem  szeregu  podbojów  i  ujarz- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  L\11V 


mieii  najezdniczych,  zamkniętego  najpóźniej  w  części 
Europy  zachodniej, 

Aator,  ściśle  trzymając  się  roli  bezwzględnego  opo- 
wiadacza,  nie  pozwolił  sobie  nawet  tak  ustawiać  fa- 
któw, żeby  prowadziły  do  jakicł)kolwiek  z  góry  zało- 
żonych widoków  metafizyki  historycznej.  Cięgle  prze- 
jęty tkliwóm  współczuciem  dla  narodowości  pognębio- 
nych, przedstawiwszy  w  najdrobniejszych  odcieniach 
słuszność  ich  sprawy,  ogrom  cierpień,  długie  koleje 
niedoli,  ostatniemi  kartami  rzucił  na  to  wszystko  jakcś 
żałobną  zasłonę  fatalistycznój  konieczności,  z  pod  któ- 
rej nie  przebija  się  żadna  myśl  pocieszająca  moralnie. 
Dzieło  jego  atoli  dostarczyło  historycznych  podstaw  do 
oparcia  teoryi  ściągając^}  wszystkie  kwestye  społeczeń- 
skie  pod  formułę  antagonizmu  demokracyi  z  arystokra- 
cyą,  i  daio  tóm  większy  pochop  do  szukania  końca  spo- 
rów między  narodami  w  rozbiorze  ich  pierwiastków  ple- 
miennych ;  pośrednio  więc  i  bezpośrednio  miało  wielki 
wpływ  na  umysłowość  naszego  pielgrzymstwa. 

Nikt  zapewne  nad  nas  nie  przebiegał  z  większym 
interesem  obrazu  tych  walk  narodowych,  co  tworzyły 
«  nieprzyjazne  stosunki  dwóch  ludów  gwałtownie  na 
jednćj  ziemi  złączonych  »  tak  dobrze,  tak  boleśnie  nam 
znajome ;  ale  nikomu  też  nie  było  pilnićj  dobadać  się 
zagadki  ich  rozwiązania.  Dlatego  może,  wychodźcy 
zachodni  nie  zatrzymywali  się  długo  nad  samom  dzie- 
łem, a  śpieszyli  dalój  różnemi  ścieszkami  do  zastosowań 
z  niego  wyciągniętych,  nim  jedni  nie  pozapadali  w 
jamy  l>ez  wyjścia,  a  drudzy  nie  zaczęli  dostrzegać  tej 
prawdy,  że  na  drodze  postępu  ludzkości  Opatrzność 


Digitized  by 


Google 


LKXVI  ŻYWOT 


rzuca  światło  przed  ni^,  nie  za  nią.  Przeciwnie,  na 
Sybirze  jak  się  zdaje,  wnioski  mało  obchodziły,  a  zaj- 
mowało niezmiernie  opowiadanie,  na  każdej  niemal 
karcie  przypominające  nasze  biedy  i  żale ,  podstępy  i 
ciemięztwa  wrogów ;  bo  inaczśj  zapewne  czytali  histo- 
ryk ci,  którym  kwestya  powrotu  stawała  pierwszą,  nie 
ostatnią  w  szeregu  «  kwestyi  żywotnych  »  zadanych 
na  budzenie  ducha  w  pokutniczej  pielgrzymce, 

Adolf  odkładał  na  stroilę,  albo  puszczał  w  dalszy 
obieg  Guizotów,  Capefiguów,  Jaquemontów,  Bulverów, 
ale  z  Thierrym  rozstać  się  nie  mógł.  Nie  dość  mu  było 
odczytywać  te  wzruszające  i  ponętne  karty  :  pocią- 
gnięty wrodzoną  nam  chęcią  przywłaszczenia  sobie 
cudzego  słowa,  kiedy  z  ulgą  i  rozkoszą  znajdujemy  w 
nićm  wyraz  naszych  niemych  uczuć  a  myśli,  wziął  się 
do  przekładu  ich  na  język  polski,  bez  żadnego  zamiaru 
prócz  dogodzenia  swojej  nienasyconej  potrzebie  «  po- 
cieszycielki  pracy,  » 

Robota  szła  szybko.  Zaczął  ją  po  jarmarku  grudnio- 
wym 1839,  a  w  lutym  następnego  roku  donosił  matce, 
że  już  kończy  tom  drugi ;  żeby  zaś  nie  lękała  się  z  tego 
powodu  o  jego  oczy,  dodał  jakim  trybem  odbywała  się 
ta  operacya.  «  Oto  zrana  o  godzinie  9*J,  pies  Walet, 
wierny  towarzysz  zacnego  mego  towarzysza  i  współ- 
ziomka Litwina,  zrywa  się  ze  swego  legowiska  i  za- 
czyna okazywać  wielki  ruch,  który  jest  znakiem,  że 
nadchodzi  pora  ażeby  jego  pan  opuszczał  kwaterę  i 
szedł  w  codzienną  drogę.  Na  takowe  hasło,  wielmożny 
Paweł  Ciepliński,  wkłada  ogromne  boty,  bierze  futro 
na  plecy,  kij  w  rękę  i  maszeruje  wiorstę  do  mnie, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXXVIf 


gdzie  go  już  czeka  przygotowany  stolik  z  papierem, 
atramentem,  piórem  i  piaskiem.  Skoro  tylko  odmarzniey 
to  jest  rozgrzeje  się,  zasiada  przy  stoliku,  czyta  mi 
głośno  text  francuzki,  ą  ja  mu  dyktuję  jak  ma  napisać 
po  polsku,  co  on  najpiękniej  spełnia.  Miła  ta  rozrywka 
zajmuje  nas  tylko  do  obiadu;  wieczorem  zapominamy 
o  Normandach  i'  Anglii,  a  gadamy  o  sobie  i  swoim 
kraju,  marzymy  nieraz  po  kilka  godzin,  cobyśmy  czuli 
w  tój  chwili,  kiedyby  nam  objawiono,  że  jesteśmy 
wolni  i  możemy  jechać  do  domu.  Tak  się  daleko  zapę- 
dzamy w  tych  słodkich  marzeniach,  że  już  (ma  się  ro^- 
zumieć  myśl^  tylko)  targujemy  furę,  jedną,  pod  rzeczy 
i  kozaka,  drugą  dla  siebie;  rozporządzamy  naszemi 
gratami,  spisujemy  rejestr,  co  mamy  wziąść  z  sobą,  a 
co  zostawić.  Ja  nawet  przygotowałem  już  tłomok  na 
drogę  i  5  rubli  dla  pocztyliona,  który  przywiezie  pakiet 
z  nowiną  naszego  wybawienia.  » 

Oczekiwany  pocztylion  nie  przybywał  i  tłumaczenie 
dokonane  bez  przeszkody,  poszło  na  dalsze  operacye, 
wedle  rad,  które  tłumacz  przed  rokiem  dawał  młodemu 
bratu,  a  teraz  surowic  zastosował  do  swojćj  pracy. 

<(  Mój  drogi  bracie  i  literacie  —  pisał  do  niego  w 
1838  r.  —  Odebrałem  miły  dla  mnie  twój  przypisek, 
w  którym  mi  donosisz  o  twoich  trudach  gospodarskich 
i. zajęciach  się  literackich,  o  owcach  i  o  tłumaczeniu 
«  Żydów  Capefigua.  »  Wszystko  to  tak  mię  cieszy,  iż 
-gdybym  cudem  jakim  mógł  cię  w  tój  chwili  dostać  w 
moje  objęcia,  zamęczyłbym  uściskami.  Łzy  rozrzewnie- 
nia stają  mi  w  oczach  kiedy  sobie  wspomnę,  że  przed 
kilką  laty  zoslawiłeiii  cię  dzieckiem  —  bo  cóż  innego 


Digitized  by 


Google 


LXXVIII  ŻYWOT 


był  W  1830  roku  ów  Naik,  jak  go  siostry  przezwały, 
ów  skromny  i  rumieniący  się  studencik  wileński —  a 
dziś,  mój  Januarek  podniósł  się  na  nogi,  porósł  w  pie- 
rze i  już  swoicłi  skrzydeł  próbuje  do  lotu  :  rządzi  sobą 
i  drugimi,  zakłada  źródła  gospodarski cti  docłiodów, 
daje  zdanie  o  umysłowycłi  płodach,  rozprawia  o  meta- 
fizyce niemieckiej  (którój  starszy  jego  braciszek,  choć 
był  w  Niemczech,  na  szczęście  lub  nieszczęście  swoje 
niewiele  rozumie),  gotuje  się  nawet  wystąpić  przed 
publicznością  z  drukowaną  pracą...  Ciekawy  jestem 
komu  ją  zadedykujesz  ?  Czy  nie  panu  Dziahylnieńsliemu 
arendarzowi,albo  poczciwemu  Ajzikowi  Iwienieckięmu, 
u  którego  kiedyś  piłem  taki  doskonały  porter?  Bo  co 
do  mnie,  gdybym  był  w  podobnym  przypadku,  bez 
żadnego  namysłu  kazałbym  na  pierwszćj  karcie  wy- 
drukować złotemi  literami :  Nathanielowi  Rotschildowi, 
baronowi,  pierwszemu  na  kuli  ziemskiej  bankierowi, 
potonakowi  wielkich  Machal>euszów  i  Herodów,  którego 
skarby  ogromniejsze  od  gór  Libanu,  na  którego  głos 
wytryskają  z  łona  Kordylierów  piastry  i  dukaty,  jak 
niegdyś  wody  ze  skały  na  rozkaz  Mojżesza,  który  po- 
tężnem  ramieniem  rozrzuca  drogi  ielazne  po  całej 
Europie,  którego  gieniusz  ożywia  ruch  handlowy  i 
przemysłowy  w  pięciu  częściach  świata,  a  imię  żyć 
będzie  dłużśj,  niż  nawet  owego  sławnego  bankiera  w 
xvi"  wieku,  co  kilkomilionowe  bilety  Karola  V«%  spalił 
na  kominku  roznieciwszy  ogień  z  cynamonowego  drze- 
wa. Taka  dedykacya  możeby  cóś  więcej  przyniosła  niż 
główkę  cukru  lub  beczułkę  śledzi...  Ale  żart  na  stronę, 
powiem  ci  szczerze,  że  twoja  skwafjjiwość  do  druku  bar- 


Digitized  by 


Google 


APOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXXIX 

dzo  mi  się  nie  podoba*  Dobrze  tłumaczyć  nie  jest  tak 
łatwo  jak  się  zdaje.  Można  czysto  pisać  po  polsku ,  a 
mimo  to  jednak  zrobić  nędzne  tłumaczenie,  osobliwie 
z  francuzkiego,  jak  tego  mamy  tysiąc  przykładów.  Nie 
uwodź  się  popędem,  jeśli  nie  chcesz  żeby  cię  Kraszew- 
ski w  Tygodniku  rózgj  krytyczną  nie  oćwiczył.  Prze- 
tłumacz naprzód  wiernie  myśl  autora ,  rzuć  go  potom 
na  stronę  i  całą  robotę  odlśj  w  swoim  języku.  Jak  to 
zrobisz,  zamknij  ją  do  kuferka,  a  weź  się  znowu  do 
naszych  dobrych  dawniejszych  i  nowszych  pisarzy, 
przejmij  się  duchem  ojczystej  mowy,  naucz  się  używać 
wszystkich  jśj  skarbów  i  gdy  potom  odczytawszy  twoje 
tłumaczenie  postrzeżesz,  że  nie  złe,  to  możesz  i  dać  je 
drukować,  jeśli  zechcesz.  » 

Zgodnie  z  temi  prawidłami ,  sam  też  ukończywszy 
przekład  «  z  grul)szego  »  począł  całą  robotę  «  da  capo 
od  pierwszśj  stronicy.  »  Poprawiał,  wyrabiał,  polero- 
wała mazał,  przepisywał  na  czysto  «  nie  żałując  ni 
trudu  ni  świecy  »  i  nakoniec  wszystko  schował.  Do- 
piero w  lat  ośm,  posyłając  jednemu  z  przyjaciół  tom 
pierwszy,  starannie  przepisany  własną  ręką  i  oprawny, 
napisał  ołówkient  na  kartce  przedtytułowśj  :  a  Jeśli 
masz  czas,  przeczytaj  to  tłumaczenie,  którego  nie  prze- 
glądałem od  czasu  kiedym  je  skończył.  Sądzę,  że  mnie 
samemu  wydałoby  się  teraz  lichom ,  co  gdy  się  i  tobie 
tak  wyda,  możesz  z  niem  postąpić  jak  tylko  ci  się  po- 
doba, zwłaszcza  że  nie  mam  żadnćj  pretensyi,  ażeby 
imię  moje  figurowało  w  rzędzie  drukowanych  bazgra- 
vczy.  Trzeci  tom  gdzieś  zaginął  w  czasie  przenosin  z 
kwatery  na  kwaterę,  a  drugi  i  czwarty  nie  przepisane.)) 


Digitized  by 


Google 


LXXX  ŻYWOT 


Gdyby  jednak  szło  o  to,  możnaby  powiedzieć,  że 
skromność  tłumacza  była  zbyteczna.  Przekład  jest  pię- 
kny, ma  wielką  potoczystość  i  prostotę  stylu,  a  celuje 
rzadką  poprawnością  języka.  W  tym  względzie  Adolf 
sam  zawsze  się  pilnował  i  drugim  nie  przebaczał.  Czę- 
sto upominał,  brata  za  lada  błąd  w  liście,  pilnie  roz- 
bierał przysyłane  SQbie  próby  jego  pióra,  nie  zanied- 
bując nawet  przestróg  z  powodu  «  niewyraźnego  pisa- 
nia maczkiem. »  Po  jednaj  takićj  admonicyi  dodaje  : 
«  Gzy  tam  teraz  Reja  z  Nagłowic. Powiada  oa:  jednochmy 
my  Polacy  w  swym  języku  prawie  zadrzemali.  Nie 
drzemajżeż,  mój  kocłiany  Januareczku,  w  swoim  języku, 
bo  źle  nin>  pisać,  jak  onże  author  na  innym  mieyszczu 
mówi,  bardzo  wstydliwa  a  nyeprzistojna  rzecz  iesth.  » 

Piśmiennictwo  krajowe  zajmowało  szczególnie  jego 
uwagę.  Z  upodobaniem  zatrzymując  się  nad  tćm,  co 
mu  się  zdawało  godnśm  pochwały,  nie  taił  zdziwienia 
albo  niecłięci,  gdy  jaki  utwór  pojedynczy  lub  kierunek 
ogólny  raził  jego  smak  dobry  i  czerstwy  rozsądek. 
Odbierając  coraz  więcśj  z  Wilna  płodów  rymotwór- 
czych,  wołał :  «  Mój  Boże !  co  też  to  tam  nowych  poe- 
tów i  jaka  poezya!  Pokazuje, się,  że«ie  sprawdza  się 
co  Krasicki  powiedział,  iż  Pan  Bóg  uchował  nasz  kraj 
od  szarańczy,  powietrza  i  poetów.  »  O  nie  jednym  z 
rozwijających  się  podówczas  talentów  wyrzekł  zdanie, 
które  dziś  jeszcze  warto  byłoby  powtórzyć,  gdyby  nie 
tą  myśl,  że  jeżeli  de  mortuis  aut  bene  aut  nihil,  to 
nawzajem,  tu  przynajmniej,  lepiej  zachować  w  milczer 
niu  słowa  umarłych  o  żywych. 

Zresztą,  literatura  nie  stała  mu  nigdy  przed  oczyma 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LX\X1 


jak  najwznioślejszy  cel  życia  albo  najpotężniejsza  dźwi- 
gnia losów  człowieka  i  narodów.  Nie  odrywała  go  ona 
od  przedmiotów  bezpośredniego  zatrudnienia,  które 
często  w  zabawny  sposób  spotykają  się  z  nią  w  listach,, 
bez  przymusu  oddajęcycłi  bieg  myśli  posłusznej  skłon- 
nościom piszącego.  Po  kilku  trafny cłi  uwagacli  nad 
Dumasem  i  panią  d'Abrantes,  jednym  ciągiem  pióra 
dodaje  :  «  Trzoda  moja  powiększyła  się  urodzeniem 
się  byczka !  »  —  Wyraziwszy ,  że  mu  bardzo  przypa- 
dło do  smaku  dzieło  Wiszniewskiego  :  Rodzaje  rcmu- 
mów  ludzkich^  i  będzie  się  starał  «  zadeterminować 
wedle  niego  swoją  mózgownicę,  wiele  jest  w  niej  do- 
mieszanego głupstwa  1)  śpieszy '  z  doniesieniem  :«  Go- 
spodarstwo moje  idzie  zwykłym  trybem ,  tylko  Trezor,^ 
jedyny  stróż  domu,  był  zachorował  onegdaj ;  ale  jak 
mu  wlałem  w  gardło  tęgą  dozę  pomarańczówki ,  upił 
się  biśdak,  przespał  się  i  dzisiaj  zdrów  zupełnie.  »  — 
Od  Mochnackiego  i  Grabowskiego  o  literaturze  i  kry- 
tyce, przechodzi  wprost  do  serów.  «  Pamiętam  te  sma- 
czne sorki  śmietanowe  z  czerwonemi  słojami,  które 
zajadałem  w  Dziahylnie  :  czy  nie  mogłaby  Mama  przy- 
słać mi  przepisu*jak  się  robią.  Kilka  lekcyi  poczciwej 
naszój  Symonowćj  (piastunki  wszystkich  dzieci  i  och- 
mistrzyni w  domu)  lepiejby  się  mi  teraz  przydało,  niż 
cała  filologia  Gródka.  »  —  «  Cóż  mi  z  tego  dzisiaj  — 
powiada  w  innem  miejscu  —  że  umiem  po  angielsku  i 
znam  najwyborniejsze  przysmaki  łaciny.  Nie  wyżywił- 
bym się  tym  zasobem  intellektualnym ,  gdyby  środki 
do  życia  nie  przychodziły  zkąd  inąd.  To  mi  daje  powód 
do  wynurzenia  mego  żalu  przeciwko  systemowi  naszej 

f 


Digitized  by 


Google 


LXXXII  ŻYWOT 


edukacyi,  która  dobra  jest  tylko  poty,  póki  szczęście 
człowiekowi  służy ;  przeciwnie  zaś,  kiedy  się  mu  noga 
powinie,  na  cóż  mu  się  przydaje  owe  grammatyki,  re- 
toryki, poetyki,  któremi  głowę  jego  przez  lat  sześć  lub 
siedem  mozolnie  nabijano?  Nie  lepiejżeby  więc  było, 
gdyby  w  młodości  przy  tych  wszystkicłi  uczonych  spe- 
cyałach,  dawany  był  i  kurs  skromniejszy  prostych 
robot  wieśniaczych  i  bardziój  skomplikowanych  rze- 
mieślniczych? Wtenczasby  człowiek  w  złej  czy  dobrój 
doir  był  zupełnie  o  siebie  spokojnym ,  bo  wszędzie  i 
zawsze  mógłby  sobie  zaradzić.  »  —  «  Mój  Januareczkii 
—  pisze  do  brata  jednego  razu  —  nie  troszcz  się  zby- 
tecznie o  to,  żebym  miał  co  czytać,  z  ujmą  dla  twoich 
i  moich  potrzeb  istotniejszych.  Jakkolwiek  lubię  litera- 
turę, wyznać  niestety !  muszę  ze  wstydem ,  że  lubię 
także  i  pieniądze.  Niech  cię  to  nie  gorszy.  Cóż  robić, 
kiedy  biedny  ten  człowiek  na  świecie  musi  naprzód 
myślić  o  takich  prostych,  pospolitych,  prozaicznych 
artykułach  jak  naprzykład  obiad,  surdut  lub  boty! 
W  mojćm  teraźniejszym  położeniu  często  mi  więcój 
idzie  o  grosz,  jak  o  najpiękniejszy  jaki  poetyczny  dity- 
ramb !  » 

Gdy  jednak,  dzięki  Bogu,  nie  brakowało  ani  obiadu, 
ani  nawet  grosza,  w  cichój  i  ciepłej  chiżynce,  jak  mó- 
wią na  Sybirze,  czyli  po  naszcmu  we  dworku,  obok 
powyższych  zdań  mogło  utrzymać  się  i  nieco  retory- 
czne wyrażenie,  że  «  żyjącemu  samotnie,  niemasz  mil- 
szśj  zabawy  i  pociechy  jak  w  rozumnój  książce.  »  A 
chociaż  każdą  trzeba  pierwój  przeczytać,  żeby  się  do- 
wiedzieć czy  rozumna,  i  ta  niedogodność  wielka  dla 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXXXIII 


tych,  co  musz^  czas  i  pieniądz  uważać  za  synonim,  nic 
nie  szkodziła  w  błogim  stanie  cy  wilizacyi ,  z  tego  po- 
dobnym do  naszego  Icrajowego,  że  często  czas  i  nudę 
przychodziło  zabijać  razem  jak  nierozdzielnych  sprzy- 
mierzeńców. 

Nud  zimowych  nie  widać  końca,  ale  w  lutym  prze- 
cież u  tima.  perekcLCzewajetsia^  to  jest  ma  się  ku  schył- 
kowi, czyli  spuszcza  nos  na  kwintę.  Już  sroki  i  gołębie 
nie  marzną,  merkuryusz  w  termometrach  nie  krzepnie 
i  często  o  południu  porządnie  pada  woda  z  dachów. 
W  tak  polepszonój  konjunkturze  rzeczy,  biedny  pan 
Adolf  Januszkiewicz,  co  wielkiemi  krokami  chodził  po 
swojćj  komnacie,  odziewa  się  w  końską  jagę  i  rusza  z 
nad  brzegów  Iszymu  aż  za  wody  Karasuli,  a  wśród 
tjch  kursów  zagranicznych,  Bóg  wie  jakie  myśli  nie 
przychodzą  mu  do  głowy.  Szczęśliwy !  jeżeli  strudzenie 
obali  go  na  łóżko  a  sen  mocny  każe  inu  zapomnieć  na 
chwilę  o  wszystkich  niespokojnościach ,  które  go  w 
czasie  dziennego  czuwania  dręczyły...  » 

Niedługo  wszakże  kapryśna  zima  sybirska  pozwala 
cieszyć  się  niespodziewaną  swoją  łaską.  Wiatr  od  mo- 
rza Lodowatego  wieje  i  nanosi  śnieżne  zawieruchy. 
Zamknięty  znowu  więzień  w  domu,  opowiada  matce  : 
«  Kilka  dni  temu  mieliśmy  pur^^f,  która  przeszfo  20  go- 
dzin trwała.  Nigdy  w  życiu  nie  widziałem  takiój  burzy. 
Dom  mój  stary,  wystawiony  frontem  do  stepu,  był 
w  wielkiój  obawie  o  swoje  kości.  Już  myślałem  nieraz, 
że  ogromne  fale  śniegu,  pędzone  wyjącym  wiatrem, 
wywrócą  go  i  zasypią;  ale  on  jak  piramida  Egiptu 
wytrzymała  gwałtowność    huraganu   i  dzisiaj  dumnie 


Digitized  by 


Google 


LXXXIV  Ż¥WOT 

spogląda  z  dziurawego  swego  szczytu  na  wał  śniegu , 
który  jak  węź  potężny  rozwija  się  u  stop  jego.  Piękny 
to  był  dzionek!  Kilku  ludzi  wracającycłi  ze  stepu, 
zmarzło  w  drodze.  Wśród  białego  dnia  zrobiło  się 
ciemno  jak  w  nocy ;  nie  mogłem  więc  czytać ,  trzeba 
było  tylko  szukać  rozrywki  w  fajce  i  chodzić  po  pokoju 
na  wzór  kapitana  okrętu,  kiedy  w  podobnym  wypadku 
na  morzu,  spokojnie  przebiega  zalany  pokład.  Za  próg 
ani  wyjrzeć,  bo  tyle  przed  nim  nawiało  śniegu,  że  na- 
zajutrz ledwośmy  się  wykopali.  Na  ulicy  ryczało,  hu- 
czało, świstało,  zrywało  dachy.  Siedziałem  jak  w  oblę- 
żonej twierdzy,  a  taki  był  hałas  jak  w  Antwerpii,  kiedy 
na  głowę  jój  komendanta  spadały  bomby  z  olbrzymiego 
moździerza.  Nakoniec  wszystko  ucichło,  mróz  ścisnął 
powietrze,  wypogodziło  się  niebo,  a  światło  zorzy  bo- 
realnej  fantastycznemi  swojemi  kolorami  rozweseliło 
duszę  moj j.  Co  to  za  czarujące  zjawisko !  Kto  go  nie 
widział ,  warto  żeby  umyślnie  jechał  na  Sybir  —  byle 
■z  warunkiem  wolnego  powrotu.  » 

Z  burzami  lutowemi  minęły  dni  imienin  brata  Ro- 
mualda i  zgonu  ojca,  poświęcone  wspomnieniem.  Mi- 
nęły także  i  zapusty,  podczas  których  «  kataszka  z  gór 
lodem  oblanycn  i  katanka,  czyli  szlichtada  po  długich 
ulicach  Iszymu ,  sc  zwykłemi  zabawami  wyższćj  i  niż- 
szśj  publiczności,  bez  żadnych  balów,  żadnych  maska- 
rad. »  W  roku  1839  było  cóś  więcśj.  «  Zabawił  nas 
—  powiada  Adolf  —  widok  maślanki  (karnawału) 
przybyłój  ze  wsi  i  żegnającej  mieszkańców  miasta. 
Były  to  szerokie  i  długie  sanie,  a  na  nich  jak  wieża 
Babel  wznosiła  się  piramida  okryta  matami.  Na  niej 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    IANU8ZKIRWICZA.  LXX\V 


stal  drab  ogromny,  z  potężną  chorągwią  w  jedn(5m ,  a 
ze  sztofem  w  drugićm  ręku.  U  spodu  piramidy  na  ła- 
weczkach stało  także  czterech  olbrzymów,  pstro  ubra- 
nych,' w  około  których,  na  samych  saniach  mieściło 
się  również  stojących  ze  dwudziestu  wieśniaków.  Dzie- 
sięć koni  ciągnęło  ten  wóz  tryumfalny;  na  każdym 
koniu  siedział  chłopiec,  a  z  przodu,  z  boków  i  z  tyłu 
jechało  mnóstwo  jeźdźców  dziwacznie  odzianych.  Wszy- 
stko to  śpiewało,  krzyczało,  skakało  aż  do  północy, 
póki  post  nie  kazał  zaprzestać  tych  wesołości.  Ów  or- 
szak maślanki  przeniósł  mnie  w  czasy  moje  italskie, 
kiedy  pod  bezzimowćm  niebem  przypatrywałem  się  za- 
bawom południowego  ludu  Europy.  » 

Wkrótce  pot^^m  większa  jeszcze  osobliwość  obudziła 
mocniejsze  przypomnienie. 

«  Co  Mama  na  to  powie  —  pisał  pod  świeżóm  wra- 
żeniem marzący  o  Italii  więzień  Sybiru  —  kiedy  jój 
doniosę ,  że  mieliśmy  tu  koncert  wokalny  i  instrumen- 
talny !  Pan  Adolf  Kermfes  de  Pęcinico,  tenor  rodem  z 
nad  Arno,  zrobił*  epokę  w  dziejach  naszój  mroźnśj  Sy- 
beryi.  Istotnie,  czy  może  być  co  osobliwszego,  jak 
cavatina  Rossiniego  lub  Belliniego  na  lodach  i  śniegach 
tutejszych.  Po  raz  pierwszy  wśród  stepów  dzikich, 
brzmiących  dotąd  posępną  nutą  śpiewu  kirgizkiego, 
rozległy  się  słowicze  dźwięki  południowego  głosu ;  ale 
niestety !  był  to  głos  wołającego  na  puszczy,  i  niemasz 
co  się  temu  dziwić,  bo  publiczność  nasza  słysząc  nigdy 
nieznane  tony  w  nieznanym  dla  nićj  płynące  języku, 
nie  mogła  w  nich  znaleźć  tyle  uroku,  ileby  go  znalazła 
w  rodzinnój  muzyce  .i  mowie.  Co  do  mnie,  który  od 


Digitized  by  VjOOQ IC 


LXXXVI  2YW0T 


lat  dziewięciu  nie  słyszałem  italskiej  harmonii ,  która 
tyle  razy,  na  tylu  teatracłi  Europy,  raj  dla  duszy  mojśj 
otwierała,  jakkolwiek  wspomniony  śpiewak  nie  mógł 
iść  w  porównanie  z  pierwszymi  artystami,  wyznam 
szczerze,  że  po  powrocie  z  koncertu,  na  który  jak  nie- 
dźwiedź z  mojój  jamy  wyszedłem,  całj  noc  spać  nie 
mogłem,  pełen  jakiegoś  nieopisanego  uczucia,  którego 
wpływu  dot^d  jeszcze  doznaję.  Została  we  mnie  jakaś 
czczość  i  tęsknota,  które  cłiyba  rozproszy  pierwszy 
uśmiech  nadchodzącej  wiosny,  lub  witający  zmar- 
twychwstanie natury  śpiew  skowronka —  bo  słowika... 
nie  zna  step  Iszymu !  » 

Ale  jeszcze  nieprędko  i  skowronek  zaśpiewa,  bo  na 
święty  Kazimierz,  w  dniu  pamiętnym  wyroku  podpisa- 
nego przez  feldmarszałka  Sakena ,  zima  leży  niewzru- 
szona jak  ten  wyrok.  Darmo  i  kalendarz  Warszawski 
nazywa  dzień  21  marca  pierwszym  dniem  wiosny. 
«  Zawierzyłem  temu  kalendarzowi  —  powiada  Adolf — 
wyszedłem  na  przechadzkę  w  letniej  czapce,  i  odmro- 
ziłem sobie  kawał  lewego  ucha.  »  Za  kilka  dni  wszakże 
weselszą  donosi  nowinę ,  która  rozpoczyna  szereg  ra- 
dosnych powitań  : 

«  Wczoraj,  kiedy  czytałem  list  Mamy,  słyszę  że  cóś 
tętni  po  szybach...  Patrzę,  aż  to  krople  deszczu!  Więc 
już  koniec  tobie  nieznośna  zimo  1  W  uniesieniu  radości 
wybiegłem  na  dziedziniec,  otworzyłem  usta,  żeby  kilką 
kroplami  orzeźwić  podniebienie  uwędzone  dymem  ty- 
tuniu...  Po  jutrze  imieniny  Eustachego...  Czy  oni  tam 
tak  wzdychają  jak  my  do  wiosny?...  »  —  «  Kaczki 
pokazały  się  już  w  okolicy  —  ^tado  szpaków  przele- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXXXVII 


ciało  po  nad  moim  ogrodem  —  ptasi  wo  wodne  coraz 
częstszemi  sznurami  cięgnie  z  południa  na  północ  -^ 
ziemia  wycłiodzi  z  pod  śniegów,  gdzie  niegdzie  poka- 
zuje się  trawka  :  patrzę  na  zbliżającą  się  wiosnę  jak 
wilk  na  jagnię.  »  —  «  Miałem  łionor  zerwać  pierwszy 
kwiatek  polny  i  jeść  zieleninę  z  młodćj  pokrzywy. '» 

Jednego  razu,  współcześnie  z  ptastwem  przelotnćm 
zawitał  do  Iszymu  inny  gość  wędrowny,  odwiedzający 
go  wedle  możności,  w  różnych  porach  roku.  «  Tydzień 
temu  —  pisze  Adolf  —  mieliśmy  tutaj  naszego  probo- 
szcza^ księdza  z  zakonu  Dominikanów.  Mieszka  on  ze 
swoim  wikarym  przy  katolickiej  kaplicy  w  Tomsku,  a 
parafia  jego  rozciąga  się  od  Uralu  po  za  brzegi  Obi 
wzdłuż,  w  szerz  zaś  od  Lodowatego  morza  do  stóp 
Ałtaju;  W  obwodzie  jćj  możnaby  pomieścić  z  parę 
Francyi,  ze  trzy  Anglie  i  ze  cztćry  tuziny  małych 
księztw  niemieckich.  Na  tćj  jednak  rozległej  prze- 
strzeni, rzadka  gdzie  pasie  się  zabłąkana  jaka  owieczka 
z  trzody,  której  on  jest  pasterzem ;  największa  bowiem 
część  ludności  należy  do  wyznania  greko-rossyjskiego, 
reszta  trzyma  się  zasad  Koranu,  Ostiaki  zaś,  Samojedy 
i  Tunguzy  chwalą  Boga  podług  swoich  wyobrażeń. 
W  Iszymie  znalazł  nasz  proboszcz  ze  czterdziestu  para- 
fian, rachując  w  tę  liczbę  kilku  Cyganów  i  trzy  czy 
cztery  Sybille,  szanowne  ich  połowice.  Wyspowiadał 
nas,  mszę  odprawił  i  pobłogosławiwszy  pojechał  dalćj. 
Widok  jego  wielkie  na  mnie  zrobił  wrażenie.  Od  wy^ 
jazdu  mego  z  kraju,  księdza  w  oczy  nie  widziałem;  ła- 
two więc  Mama  sobie  wyobrazi ,  ile  zjawienie  się  kar 
płana  wiary  mojej  rodzinnej  działało  na  mój  umysł. 


Digitized  by 


Google 


|.X.\XVI11  ŻYWOT 


Przeniosłem  się  myślj  w  czasy  szczęśliwe  najrańszej 
mojćj  młodości,  kiedy  raz  pierwszy  szedłem  do  spo- 
wiedzi w  potężnym  naszym  grodzie  Kopylu,  w  obecno- 
ści Mamy  i  kochanój  Cioci  :  przypomniała  mi  się  i  owa 
kawa  (odgrzewana),  którąśmy  z  sobę  przywieźli  z 
Usowa ;  stanęły  przed  oczyma  i  owe  szwedzkie  mogiły 
z  czasów  Karela  XII%  mimo  klórycłi  jeclialiśmy  do 
Kieli.  Przywiodłem  sobie  na  pamięć,  jakto  późniój, 
w  gronie  dwiestu  towarzyszy,  odmawiałem  różaniec 
w  kościele  Dominikanów  nieświeżskicłi.  Odżyła  nako- 
niec  w  mojćj  wyobraźni  ta  dojrzalszego  wieku  chwila, 
kiedy  wśród  stu  tysięcy  ludzi  okrywającycłi  plac  Wa- 
tykanu, słuchałem  błogosławieństwa  papieża.  Porówny- 
wałem owe  czasy  z  teraźniejszym...  Jaka  różnica! 
Gdzie  sj  teraz  przy  mnie  rodzice  i  krewni ;  gdzie  ko- 
ledzy, przyjaciele;  gdzie  tłumy  współwyznawców? 
Obrzędek  religijny  odbył  się  cicho,  skromnie,  jak  w 
pierwiastkowych  czasach  chrześciaństwa,  jak  w  pośród 
sawan  Ameryki,  pod  wigwamem  Indyanina,  pod  ko- 
puła naturalna  upleciona  z  zieloności,  wśród  uroczystej 
ciszy  lasów  nowego  świata.  Te  porównania  i  zwrot  do 
przeszłości  tak  rozczuliły  moje  serce,  że  w  nieznajo- 
mym sobie  kapłanie  widziałem  ojca,  matkę,  braci,  sio- 
stry, przyjaciół,  słowem  wszystko  co  mi  jest  drogiśm. 
Ach  Mamo !  czemuż  los  tak  chce ,  ażebym  podobnych 
widoków  był  pozbawiony  w  rzeczywistości  ?  Czemuż  ich 
mieć  nie  mogę  przed  oczyma  lub  w  mojóm  objęciu.  » 

Z  Wielkanoce  nadchodziły  inne  podobnego  rodzaju 
wspomnienia,  porównania  i  żale. 

«  U  Mamy  w  tym  czasie  zapewne  wszystkie  domowe 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  LXXX1X 


baby  zajmuj?  się  wielkanocnemi  babami,  plackami, 
mazurkami  •  Musi  być  ruch  wielki,  jakto  zazwyczaj  na 
Litwie  w  wielkim  tygodniu.  U  mnie  cicho  i  głucho, 
jak  przed  zwyczajną  jaką  niedzielą,  i  gdyby  nie  striap- 
ka,  która  mnie  dzisiaj  prosiła  o  pozwolenie  zrobienia 
piwa  na  święta,  niebardzobym  wiedział,  że  za  trzy  dni 
post  się  kończy  •  Uczyniwszy  wzmiankę  o  piwie,  muszę 
dodać,  źe  nasze  Sybiraczki  (jak  podobno  prawdziwe 
Litwinki  i  Źmudzinki)  posiadają  szczególny  talent  wa- 
rzenia piwa,  bez  kilsztoków  i  czopów,  poprostu  w 
dwóch  dużych  garnkach,  zwanych  tu  korczagami,  i  to 
z  mąki  żytniśj.  A  piwo  wyborne,  niech  się  schowa  i 
Szczorsowskie! 

«  Ja,  każdą  Wielkanoc  przepędzam  smutnie  i  prawie 
samotnie,  gdyż  przykro  mi  niezmiernie  w  podobne 
dni  bywać,  jak  tu  mówią  :  w  gościach.  Domyślisz  się 
zapewne,  mój  January,  dlaczego ;  na  przypadek  zaś 
gdybyś  się  nie  domyślił,  to  ci  powiem.  Przypomnienie, 
że  kiedyś  w  te  dni  jadło  się  święcone  w  gronie  rodziny 
lub  przyjaciół;  pewność,  że  teraz  w  te  dni  rodzina  i 
przyjaciele  wspominają  sobie  jak  jestem  daleko :  jedno 
i  drugie  przyczynia  się  do  tego,  że  wielkie  święta  są 
dla  mnie  uroczystościami  niemal  żałobnymi.  Choć  na- 
wet muszę  tu  i  ówdzie  zanieść  i  odebrać  niezbędne 
pocałowanie  wielkanocne,  nigdzie  ani  kawałka  bułki 
w  usta  nie  biorę.  Pierwszego  dnia  świąt,  jeżeli  jest 
jeszcze  śnieg,  najmuję  za  50  kopiejek  saneczki,  jeżeli 
zaś  pogoda  i  sucho,  to  za  pomocą  moich  nóg  niekrót- 
kich,  w  parę  godzin  obiegam  wszystkie  domy,  w  któ- 
rych z  powodu  interesów  i   stosunków   miejscowych 


Digitized  by 


Google 


xc  EYWOT 


jawić  mi  się  wypada.  Nacalowawszy  się  dowoli  różnych 
bab,  mężatek  i  dziewcząt,  wracam  do  siebie,  wdziewam 
szlafrok,  zapalam  fajkę  i  albo  myślę  o  was,  albo  już  i 
nio  wiedząc  gdzie  myśl  moja  odleciała,  patrzę  przez 
okno  na  urządzoną  z  drugićj  strony  ulicy  hojdawkę, 
na  którśj  chustają  się  chłopcy  moich  sąsiadów,  lub 
jakie  diewoczki  przybyłe  w  gostiy  do  moich  szanownych 
sąsiadek.  Całuję  się  jednak  z  prawdziwą  przyjemnością 
i  serdecznym  rozczuleniem  w  jednym  domu,  przypo- 
minającym mi  niejako  dom  rodzicielski,  to  jest  u  mo- 
jego dawniejszego  gospodarza  i  siabra  Gajewa.  U  ści- 
skając jego  ładne  i  dobre  córeczki,  zdaje  mi  się  że 
przytulam  do  serca  dziatki  której  z  sióstr  moich.  Naj- 
więcej zaś  całusów  dostaje  się  odemnie  pannie  Anasta- 
zyi,  którą  w  siedemdziesiąt  dni  nauczyłem  czytać  i 
bazgrać  litery  alfabetu.  » 

Nieszczęściem,  wkrótce  po  Wielkanocy  1839  roku, 
przyszło  Adolfowi  przesłać  matce  następny  opis  z  ubo- 
lewaniem nad  tym  domem.  «  Rano,  między  drugą  a 
trzecią  godziną  7  maja,  złowieszczy  głos  grzechotki, 
dzięki  Bogu  nieczęsto  dający  się  słyszeć  w  Iszymie, 
postawił  mię  na  nogi.  Ubrałem  się  w  minutę,  i  chwy- 
ciwszy w  jedną  rękę  portrecik  Mamy,  w  drugą  — 
wstyd  mi  wyznać  —  pieniądze,  poleciałem  galopem 
na  miejsce  pożaru.  Zajął  się  on  o  1,300  kroków  ode- 
mnie, w  bani  je~dnego  kupca  otoczonej  zabudowaniami, 
które  zaraz  zgorzały,  z  kilkunastą  sztukami  bydła,  bo 
wiatr  był  silny,  a  ratunek  nie  mógł  być  dość  spieszny 
w  nocy  i  w  mieście  rozrzuconem  na  rozległćj  przestrzeni. 
Kiedym  przybiegł  na  plac  zniszczenia,  palił  się  już 


Digitized  by 


Google  • 


ADOLFA    IANU8ZKIBWIGZA.  Xa 

dach,  tuż  przy  nim  stojącego  domu  mego  poczciwego 
Gajewa,  gdzie  po  mnie  mieszlcał  od  dwóch  lat  nasz 
współwygnaniec  Gustaw  Zieliński.  W  t^j  chwili  wyska- 
kiwał on  przez  okno  ze  swoim  psem  Ałtajem.  Cisnął 
mi  płaszcz  i  puilares,  a  sam  czćmprędzej  począł  prze- 
rzucać na  drugą  stronę  ulicy  niektóre  wyratowane 
rzeczy,  z  obawy  żeby  się  nie  zajęły  ogniem.  Szczę- 
ściem, niedaleko  mieszkający  Paweł,  pośpieszył  z  wo- 
zem, atak  zdołaliśmy  ocalić  największą  część  szczupłej 
ruchomości  naszego  towarzysza  i  być  pomocą  wielu 
innym.  Mój  Gajew  w  pół.  godziny  został  pozbawiony 
domu  z  całóm  gospodarstwem.  Ledwo  mu  ocalało  by- 
dło i  kilka  kufrów.  Nie  udało  się  wycofać  nic.  więcej 
z  przyczyny,  że  dziedziniec  był  zawalony  wozami  kup- 
ców przybyłych  na  jarmark,  i  drzewem  do  budowli. 
O  mały  włos  nawet  tylko  co  nie  stracił  najmłodszej 
swojej  córeczki,  którą  w  pośpiechu  zawiązano  z  po- 
ścielą w  prześcieradło  i  przywalono  różnemi  rzeczami. 
Tymczasem  dom  po  domu  padał  ofiarą  płomieni  i  to 
nifezawsze  koleją,  bo  często  dalsze  zapalały  się  pierwej 
niż  bliższe.  W  kilku  z  nich  ratowałem  co  mogłem , 
wynosiłem  sprzęty  jakie  mi  nawinęły  się  pod  rękę, 
wyprowadzałem  mdlejące  i  nieprzytomne  kobiety. 
Nadszedł  moment,  że  i  moja  ulica  znalazła  się  w  stra- 
chu. Z  całego  środkowego  i  najpiękniejszego  kwartału 
miasta,  zostało  tylko  półtora  domu,  a  zaczęła  zapalać 
się  słoma  rozłożona  kupami  na  bazarze  do  pokrycia 
stawianych  bałaganów  jarmarcznych.  Wtedy  wszyscy 
moi  sąsiedzi  rzucili  się  zabezpieczać  swoje  majątki ; 
wtedy  i  ja  pobiegłem,  do  mojego  domku,  gdzie  zasta- 


Digitized  by 


Google 


XCII  aYWOT 


łem  slriapkę  zapłakana,  ale  przecie  przy  zdrowych 
zmysłach.  Kazałem  więc  najpierwej  wypędzić  bydło, 
potem  wynosić  najważniejsze  Yzeczy  i  pakpwać  na  te- 
legę,  do  której  sam  zaprzągłem  konia.  Tak  przygoto- 
wani, czekahśmy  stanowczej  chwili  do  wyjazdu  w  pole; 
aXe  obawa  nasza  i  wszystkich  moich  Kisielowczanów 
wkrótce  ustała,  dzięki  zmianie  i  uciszeniu  się  wiatru. 
Łuny  pożaru  poczęły  gasnąć,  weszło  słońce,  a  złote 
jego  promienie  padły  na  smutne  zgorzeliska  mieszkań 
i  smutniejsze  jeszcze  twarze  ich  mieszkańców.  Tu  do- 
piero nastąpiła  dla  mnie  scena,  na  którńj  samo  wspo- 
mnienie łzami  napełniają  mi  się  oczy.  Pobiegłem  zoba- 
czyć co  się  działo  z  biódnym  Gajewem.  Stał  nieborak, 
w  pożyczonóm  już  odzieniu,  otoczony  szlochającą  ro- 
dziną, z  załamanemi  rękoma  i  płakał  patrząc  na  obró- 
cony w  popiół  owoc  pracy  całego  życia  swojego  i  cały 
fundusz  przyszły  trzech  małych  córeczek,  pięknych  jak 
aniołki.  Moja  uczennica,  Anastazya,  tuliła  się  do  matki 
w  jednej  koszulce  i  bosa,  jak  wyskoczyła  z  łóżka  ucie- 
kając od  ognia.  Dawno  już  nie  miałem  tak  bolesnego 
wzruszenia  i  nie  wylałem  tyle  łez  z  głębi  serca.  Co  to 
jest  jednak  być  poczciwym  człowiekiem  i  jaklo  cnota 
odbiera  zawsze  swoją  nagrodę !  Ledwo  ,mój  zacny 
przyjaciel  (bo  tak  tego  prostaka  z  chlubą  nazywam) 
odwrócił  oczy  od  gruzów  tlejącego  jeszcze  domu,  wnet 
ujrzał  ze  wszech  stron  spieszących  do  niego  z  pomocą, 
i  w  całóm  mieście  niemasz  nikogo,  ktoby  nie  żałował 
poczciwego  Gajewa.  Na  ten  raz  życzyłbym  sobie  być 
bogatym,  żebym  go  mógł  wesprzeć  dostatecznie.  Przy- 
jemnie wszakże  będzie  zapewne  Mamie  dowiedzieć  się, 


Digitized  by 


/Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  XCIII 

że  wedle  mojćj  możności  starałem  się  przynieść  mu 
ulgę  w  nieszczęściu.  » 

Ale  urok  wiosny  prędko  rozpędza  smutne  myśli  i 
bolesne  wrażenia,  Niemasz  czasu  rozpamiętywać  i  roz- 
wodzić żale,  trzeba  kopać  grzędy,  siać,  sadzić,  pole- 
wać. «  Ogród  podnosi  już  głowę.  Jest  w  nim,  czego 
ani  tu  ani  w  Europie  nikt  nie  ma  :  tybetański  jęczmień 
z  gór«Himalajskich,  cliińska  pszenica,  semipołatyńska 
kukurudza;  jeśli  uda  się  zebrać  z  nich  nasiona,  pójdzie 
ich  część  na  Litwę ,  żeby  January  w  swoich  Alpach  i 
i  dolinach  Dziahylniańskich  rozmnażał  te  piękne  pło- 
dy. »  —  Po  gniadoszu,  przedanym  w  zimie  Kirgjzom 
na  befsztyk,  rży  w  stajni  nowo  kupiony  (za  96  rubli  i 
10  kopiejek!)  i^KaYeky  istny  rumak  Farysa,  czarny 
jak  burzliwa  chmura,  a  łagodny  jak  baranek,  przytem 
rączy  i  silny,  równie  pod  wierzch  jak  do  zaprzęgu 
zdatny.  Co  za  rozkosz  będzie  przerzynać  na  nim  zie- 
lone fale  stepowego  oceanu !  » 

Prześliczna  to  pora  roku  ta  wiosna,  nikt  jej  bardziej 
nad  Adolfa  nie  czekał  z  upragnieniem,  ale  miała  dla 
niego  tę  nieprzyjemną  stronę,  że  zawsze  spóźniała  o 
kilka  tygodni  listy  z  rodzinnego  kąta,  a  często  mroziła 
mu  wszystkie  rozsady,  wszystkie  kalafiory  i  galarepy, 
nieznane  w  Iszymie,  póki  ich  nasiona  nie  przeszły  z 
Dziahylny.  Kwiecień  bowiem  w  klimacie  iszymskim 
zwykle  bywa  pogodny  i  suchy,  a  maj  przeciwnie  sło- 
tny i  zimny.  «  Po  dniach  prawie  letnich,  po  deszczach 
ciepłych ,  po  grzmotach  i  błyskawicach ,  zrywa  się 
wiatr  północny,  dmie  ciągle  przez  tydzień  i  więcej, 
nanosi  mrozu  i  śniegu  :  rozkwitłe  pierwiosnki  Sybiru, 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


złote  sasanki,  rozwinięte  pę,czki  gajów,  padają  zwa- 
rzone  szronem,  cała  ziemia  biała  jak  w  listopadzie.  » 

Uskarżając  się  na  podobne,  zmianę,  pisał  do  siostry  : 
«  Oto  już  15^  maja,  dzień  twoicłi  imienin  kocliana  Zo- 
siu, na  które  niegdyś  na  złamanie  szyi  leciałem  z  Wilna 
do  Siemionowicz,  na  które  późniój  posyłałem  ci  powin- 
szowanie z  Rzymu,  a  które  teraz  obcłiodząc  w  Azyi, 
ledwo  mogę  pióro  utrzymać  w  ręku  od  zimna;-  bądź 
jednak  pewna,  że  w  złych  czy  w  dobrych  dla  mnie 
chwilach,  życzenia  moje  równie  gorące,  towarzyszą 
każdemu  wspomnieniu  o  najlepszej  siostrze.  » 

Prędko  wszakże  następuje  znowu  zmiana,  bo  natura 
północna  musi  spieszyć  z  dokonaniem  letnich  prac 
swoich.  Przy  nadchodzącem  z  kolei  wsponanieniu  na 
dzień  9*'  czerwca,  wcale  już  inny  obraz.  «  Niegdyś  ten 
dzień  bywał  dla  mnie  bardzo  przyjemnym;  ale  teraz... 
bywa  tylko  powodem  smutku.  Mogęż  w  tym  dniu  być 
wesołym ,  kiedy  wraz  z  obudzeniem  się  staje  przed 
oczyma  memi  obraz  Mamy,  wylewającej  łzy  po  stracie 
tego,  któregoby  w  ten  dzień  chciała  do  swego  łona 
przycisnąć  i  osobiście  pobłogosławić...  A  jak  tu  wszy- 
stko dziś  pięknie  koło  mnie.  Cała  okolica  tak  pokryła 
kwiatem  poziomek  i  truskawek,  że  się  zdaje  być  śnie- 
giem przypruszoną.  Ostrzę  zęby  na  wydanie  im  wojny 
—  za  tydzień !  Róży  polnój  tak  wiele  tutaj  kwitnie,  że 
w  niektórych  miejscach  można  widzieć  całe  morgi,  jak 
gdyby  czerwonym  dywanem  usłane ;  a  niezabudek  ta- 
kie mnóstwo  ozdabia  step  Issymu,'że  ktoby  sądził,  ii 
miliony  turkusów  spadły  z  nieba  i  umalowały  ziemię. 
Zrobiłem  z  nich  cyfrę  Mamy  kochaiiój.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA   JANUSZKIEWICZA.  XCV 

1  oto,  ledwie  tydzień  upłynął,  już  huk  truskawek  i 
wszelkich  jagód,  wypełnione  kłosy  zboża  żółknieć  za- 
czynają, trawa  na  stepie  po  piersi  człowiekowi,  lato  w 
całćm  znaczeniu,  ze  swemi  skwarami  i  dokuczliwymi 
owadami.  «  Pomimo  upałów,  komarów,  bęków,  much, 
muszek  i  gorszych  nad  to  wszystko  rojów  smutnych 
myśli ,  krążących  po  głowie  wygnańca  »  zdrów  on  i 
cieszy  się  tą  krótką  porą  roku;  żeby  zaś  Mama  miała 
wyobrażenie  jak  żyje,  posyła  jśj  szczegółowe  opisy 
swoich  zatrudnień  i  rozrywek  letnich. 

«  Rano,  jak  tylko  dzień,  stuk  —  stuk  w  okienicę ; 
miejski  pastuch  woła :  loyganiajtie  korowu.  Budzę  się 
i  wrzeszczę  na  striapkę  :  wyganiaj  korowu!  Ona  leci 
doić  Siniuchę,  co  prędko  się  odbywa,  bo  moja  Siniu- 
cha  w  poważnym  stanie  i  daje  teraz  mleka  jak  na  le- 
karstwo. Krowa  wychodzi,  a  ja  biorę  konia,  prowadzę 
go  do  rzeki  i  napoiwszy  siodłam,  siadam  na  niego  z 
workiem  w  ręku  i  lecę  na  bazar  kupić  mięsa.  Ztamtąd 
ruszam  jeszcze  za  tym  lub  owym  interesem  w  inny 
koniec  miasta,  naprzyklad  do  pana  Gawrońskiego  be- 
dnarza, żeby  przyszedł  zasmolić  mi  beczkę  z  ogórkami, 
które  nasoliłem  po  naszemu.  Obaczymy,  t;zy  Paweł, 
mój  wieczny  emulant  w  gospodarstwie,  będzie  miał 
podobne.  O  piątój  wracam,  daję  jeść  koniowi,  smaruję 
telegę,  polewam  moje  kwiaty,  pfję  herbatę,  czytam 
SiWio  Pellico,  poję  mlekiem  kotkę,  którą  hoduję  na 
postrach  myszy  w  zimie,  karmię  mego  niezrównanego 
Trezora,  słucham  raportu  sLriapki  o  kurczętach  i  nowo- 
narodzonych gołąbkach,  daję  jej  rozkaz  żeby  na  obiad 
sosłriapała  chołodiec  i  użaryła  biełuju  kuropaszku,  na 


Digitized  by 


Google 


ŻYWOT 


CO  mi  ona,  k  la  Odillon  Barrot  stawi  opozycy^,  kładąc 
za  przyczynę,  że  niema  śmietany,  bo  Siniucha  rawno 
zdurała.  Spór  kończy  się  tem,  że  ja  muszę  dać  16  ko- 
piejek na  śmietanę,  żeby  mieć  w  perspektywie  chło- 
dnik i  sałatę  do  kuropatwy.  Po  śniadaniu,  jeśli  niezbyt 
gorąco,  pracuję  w  ogrodzie ;  po  obiedzie  zaś,  gdy  się 
słońce  cokolwiek  zniży,  zaprzęgam  konia  do  telegi , 
czego  długi  czas  nauczyć  się  nie  mogłem,  a  osobliwie 
trudno  mi  było  ściągać  ten  nieszczęśliwy  chomę,t  z 
dulią,  ale  teraz  jestem  w  tym  względzie  artystą.  Za- 
brawszy na  telegę  cały  mój  dwór  i  którego  z  towarzy- 
szy, jadę  w  step  po  jagody  lub  zwierzynę  i  siano.  Póki 
słoneczny  skwar  nie  spali  truskawek,  zbieramy  je  gar- 
ściami, potem  czepiamy  się  po  wąwozach  szukając 
czarnych  porzeczek,  najczęściej  jednak  polujemy,  to 
jest,  gdy  nam  strzelać  niewolno,  łapiemy  psami  kuro- 
patwy i  cietrzewie.  Kiedy  to  piszę,  szesnaście  młodych 
kuropatw  szarych ,  żywcem  wziętych  do  niewoli  przez 
Trezora,  biega  po  moim  pokoju.  Podczas  gdy  my  pę- 
dzamy się  za  zwierzyną,  striapka  z  kosą,  która  tu 
zowie  się  litowką,  kosi  siano.  Po  kilku  godzinach,  ma- 
jąc ze  trzydzieści  sztuk  ptastwa,  a  czasem  i  parę  zajęcy 
przytśm,  wracamy  tryumfalnie  do  miasta,  na  wysokim 
wozie  świeżćj  trawy.  Za  powrotem,  wyprzągłszy  konia 
i  złożywszy  widłami  siano  na  dachu,  pijemy  herbatę. 
Po  herbacie  idę  napoić  i  poczęstować  obrokiem  mojego 
Karka,  następnie  ubieram  się  w  pyszny  szlafrok  przy- 
słany mi  niedawno  od  Stryja,  czytam  książkę  przez 
resztę  wieczora,  a  za  nadejściem  nocy ,  zamykam  sam 
okienice,  wrota,  spichlerz,  wozownię,  spuszczam  konia 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JAI^USZKIEWICZA.  ,      XCVII 

Z  uzdżienicy,  żeby  sobie  bujał  po  dziedzińcu,  wypijam 
szklankę  wody  z  lodem  i  idę  spać. 

«  Straszne  mamy  upały.  Od  miesiąca  raz  tylko 
deszcz  padał,  a  codzień  najmniśj  30  stopni  ciepła. 
Czasem  termometr  Rćaumura  do  45  docłiodzi!  Szczę- 
ściem że  mam  rzekę  o  kilkadziesiąt  kroków.  W  nińj 
cztery  razy  na  dzień  szukam  ochłody.  Gdyby  nie  to, 
że  się  rano  i  wieczór  kąpię,  a  jem  jak  panna  wyl^era- 
jąca  się  na  bal,  pewniebym  się  jak  wosk  roztopił.  Wi- 
dzi Mama ,  że  w  tym  okrzyczanym  za  swoje  zimno 
Sybirze,  bardziej  mi  gorąco  niżeli  niegdyś  było  u  stóp 
Wezuwiuszu.  O  9^J  rano  trzeba  już  zamykać  okienice 
i  siedzieć  ciclio  w  domu,  jak  w  Neapolu  w  czasie  go- 
dzin południowych ,  czyli  siesty.  Z  tych  upałów  taki 
skutek,  że  trawa  schnie  na  proch  i  siana  nie  będzie, 
warzywa  wszystkie  przepadną ,  a  ludzi  muchy  poje- 
dzą :  cały  jestem  jak  w  osypce  od  nich.  Dziś  niebo  się 
chmurzy,  ale  na  nieszczęście  wiatr  wielki ;  może  znowu 
skończyć  się  jak  wczoraj  na  kilku  kroplach  deszczu. 
W  tej  chwili  wychodzi  z  miasta  procesya  za  rzekę,  dla 
odmówienia. modlitwy  o  odmianę  powietrza. 

«  Tydzień  temu,  w  końcu  lipca,  mieliśmy  tu  w  nocy, 
przez  ośm  godzin  z  rzędu ,  ogromną  ulewę  z  ciągłym 
akompaniamentem  grzmotów  i  piorunów.  Jak  się  Mamie 
zdaje,  gdzie  się  jój  synek  znajdował  w  czasie  tój  stra- 
sznej sceny  atmosferycznej  ?  -r-  Pod  wozem !  Pojecha- 
łem na  pokosy  oglądać  siano,  w  tem  nadesizła  burza, 
która  nie  pozwalała  ruszać  z  miejsca,  musiałem  więc 
schować  moją  figurę  pod  wóz,  a  że  tak  długo  nie  mo- 
żna było  popasywać  w  deszcz  prawie  potopowy,  po- 

9 


Digitized  by 


Google 


XCVIII  ŻYWOT 

biegłem  do  niedaleko  stojącój  izbuszki.  Zrazu  znalazłem 
lam  wygodne  schronienie,  ale  kiedy  dach  tćj  budy 
ubity  z  ziemi  przemókł,  można  sobie  wyobrazić  co  się 
stało  z  tymi,  których  pokrywał.  Już  nie  wodę,  lecz 
strumienie  błota  dostaliśmy  na  nasze  głowy.  W  takim 
stanie  doczekaliśmy  dnia,  a  nieprędko  potom  końca 
naszój  biśdy,  bo  do  lO^J  rano  deszcz  lał  jak  z  wiadra. 
«  Ach  moja  Mamo,  byłem  w  niezmiernym  kłopocie 
i  zmartwieniu !  Dni  temu  dziesiątek,  krowa  moja  nie 
wróciła  z  paszy...  Na  drugi  i  trzeci  dzień  hasaliśmy  z 
Leonardem  po  stepie,  szukając  jój  od  rana  do  wie- 
czora. Nigdzie  najmniejszego  śladu  zguby  mojój  wytro- 
pić nie  mogliśmy.  Podobny  także  skutek  przyniosła 
galopada  moich  towarzyszy,  Pawła  i  Gustawa,  którzy 
1  zwiedzili  wszystkie  okoliczne  wioski,  badając  czy  nie 
została  gdzie  zajętą  w  zbożu.  Byłem  we  włości  sąsie- 
dniej miastu,  w  policyi  i  w  sądzie  ziemskim,  ale  i  tu 
nikt  nie  objawił,  że  ją  znalazł  żywą  lub  nieżywą.  Prze- 
padła jak  kamień  w  wodę !  Najpodobniejszy  do  prawdy 
wniosek  kazał  domyślać  się,  że  znana  sprawność  tutej- 
szych złodziei,  zrobiła  z  niój  ofiarę,  bo  na  .wilka  zwalić 
winy  nie  można,  jako  nieznajdującego  się  w  okolicach 
Iszymu*  Tak  więc  w  łeb  wzięła  moja  nadzieja  cieszenia 
się  cielęciem  i  na  nic  się  nie  przydał  przepis  kochanśj 
Mamy,  robienia  serów...  Ale  nakoniec,  po  tygodniu 
poszukiwań ,  trudy  nass^e  uwieńczone  zostały  :  znala- 
złem moj%  mlekodawczynię  żywą  i  zdrową,  tylko  cią- 
głym rykiem  narzekającą  żałośnie,  że  tak  długo  nie 
była  dojoną...  W  ciągu  tych  wycieczek  zdarzyła  &ię 
ze  mną  zabawna  awantura.  Zmęczony  jazdą  i  silnym 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JAĘIUSZKIEWICZA.  XC1\ 

upałem,  gdy  przytćm  i  koń  potrzebował  popasu,  za- 
trzymawszy się  przed  jednj  samotne,  izbuszkę,  przy- 
wiązałem go  mocno  do  brzozy,  a  sam  poszedłem  szukać 
jakiego  posiłku.  Przez  kilka  minut  mój  Karek,  jadł 
sobie  spokojnie  trawę,  ale  gdy  miliony  owadów  znęco- 
nycłi  zapachem  jego  potu,  obsiadło  go  od  oczu  do 
ogona,  niecierpliwym  wslrz^śnieniem  się  i  podskokiem 
zerwał  przywieź,  rzucił  się  na  ziemię,  wytarzał  się 
kilka  razy,  a  potom  puścił  się  jak  strzała  znajoma 
drogą  do  domu!  Proszę  sobie  wyobrazić  położenie 
jeźdźca  pozostałego  na  stepie  o  15  wiorst  od  wszelkicłi 
mieszkań  ludzkicłi,  wśród  nieznośnego  skwaru  i  tylko 
z  kawałkiem  cukru  w  kieszeni  na  cały  zapas  żywności ! 
Nie  było  jednak  co  robić ;  udałem  się  pieszo  w  pogoń 
za  moim  wiatronogiem.  Całe  roje  skrzydlatych  pijawek, 
którym  się  on  wymknął,  jakby  mszcząc  się  na  mnie, 
otoczyły  moją  głowę.  Szedłem  sam  jeden  nieokreślonym 
stepem ,  a  słońce  nie  widząc  więcej  nikogo,  we  mnie 
topiło  wszystkig  swoje  ogniste  strzały !  Szedłem  z  tą 
myślą,  że  w  dodatku  do  krowy  stracę  jeszcze  i  konia ! 
Nieraz  sądziłem  już,  że  się  rozpłynę  albo  spalę.  Nic 
mi  się  wszakże  złego  nie  stało.  Na. ósmej  wiorście  zna- 
lazłem mego  Rossynanta  uplatanego  w  powróz  kir- 
gizki  pleciony  z  końskiej  szerści,  którym  był  do  drzewa 
przywiązany.  Wziąłem  go  jak  dziecko,  dosiadłem  i  w 
pół  godziny  stanąłem  u  wrót  mojej  zagrody... 

«  W  połowie  sierpnia  przepędziłem  dwa  dni  na  Bur- 
łakowskim  i  Pieściakowskim  stepie,  mało  co  jedząc,  a 
nocując  pod  stogami  siana.  I  po  co?  żeby  kto  spytał. 
Po  biśdne  plastwo,  co  się  tam  sobie  rozkosznie  mnoży 

Digitized  by  VjOOQ IC 


ŻYWOT 


i  hoduje.  Ależ  bo  to  step,  aż  miło !  Światu  nie  widać 
za  trawą  i  zaroślami  łozy  lub  brzozy.  Trzeba  dobrze 
trzymać  uwagę  napiętej  żeby  nie  zbłądzić  i  trafić  do 
powózki,  bo  na  przestrzeni  sześćdziesięciu  wiorst,  ani 
jednej  chaty  ludzkiej  nie  zobaczyć.  A  ptastwa  ledwie 
nie  tyle  co  bąków  i  komarów,  które  na  moje  szczęście 
zaczynają  już  ginąć.  Przez  całe  lato  miałem  takie  mnó- 
stwo młodych  kaczek  różnego  gatunku,  cietrzewi, 
pardw,  kuropatw^  przepiórek,  kwiczołów,  że  mógłbym 
niemi  pół  Wilna  nakarmić.  Nie  wiedziałem  już  co  ro- 
bić z  tą  zwierzyną.  Leonard  przedawał  ją  na  swój  do- 
chód, ale  tu  ledwie  25  kopiejek  płacą  za  parę  cietrzewi, 
a  kupują  —  zgroza  powiedzieć  —  nie  na  pieczyste,  ale 
na  pochlopkę^  to  jest  na  zupę.  » 

Z  sierpniem  kończy  się  i  lato ;  na  początku  września 
białe  przymrozki  pokrywają  ziemię,  a  nieraz  przed 
dniem  świętej  Tekli,  spadają  śniegi  i  marzną  strumie- 
nie. Wespół  z  powinszowaniem  imienin  Mamie,  idzie 
do  niej  raport  o  przygotowaniach  na.  przyjęcie  spie- 
sznym krokiem  zbliżającej  się  zimy.  «  Parę  dni  temu, 
wezwałem  sześć  bab,  moich  sąsiadek,  na  tak  zwaną  tu 
pomocz  mazania  domu^  która  jest  tćm ,  co  tłoka  na 
Litwie.  Damy  zaproszone  ,  bez  zapłaty  pieniężnój 
pracują  cały  dzień  nad  wylepieniem  gliną  ścian 
zewnątrz  i  wewnątrz ,  a  pan  gospodarz  powinien  im 
za  to  dać  obiad,  wieczerzę,  banię  do  wykąpania  się 
po  pracy,  a  po  bani  czaj  z  winem,  ma  się  rozumieć 
krajowóm,  to  jest  z  wódką*  Daleko  to  dogodniój  i 
prędzej  niżeli  za  pomocą  rąk  najętych.  Robota  idzie 
ochoczo  i  kończy  się  jednego  dnia.  Szanowne  sąsiadki 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIBWICZA.  Cl 

śpiewając  i  chichocząc,  do  zachodu  słońca  opatrzyły 
wszystkie  rany  mojśj  chałupy,  a  w  godzinę  potćm 
wymyte  i  rumiane  zasiadły  do  herbaty,  przy  którśj 
zjadły  kopę  oładióWy  czyli  pączków,  wypiły  parę  szlo- 
fów  wódki  i  pożegnały  mię  i  uprzejmóm  oświadcze- 
niem gotowości  na  rok  przyszły.  » 

W  ptazdzierniku  lub  listopadzie,  smutny  wykrzy- 
knik :  ((  Otóż  już  i  zima !  »  rozpoczyna  znowu  długi 
szereg  uskarżań  się  na  nudę  i  brak  ruchu,  na  rażącą 
wzrok  białość  śniegu  i  nieznośny  oczom  blask  świćcy 
lojowćj^  przy  którój  «  niemasz  o  czóm  innóm  pisać, 
jak  chyba  o  katarze  lub  literaturze.  » 

Taką  koleją,  z  niewielką  odmianą  w  drobnych  szcze- 
gółach ,  upłynęły  cztćry  lata  spokojnego  i  wygodnego 
życia  na  kupionćj  siedzibie  w  Iszymie.  Życie  to,  po- 
wierzchownie uważane  ,  byłoby  ideałem  szczęścia , 
szczytem  dopiętych  zamiarów  dla  jakiego  Szwaba  lub 
Flamanda,  który  dobrowolnie  opuszczając  kraj  ojczy-- 
Sty,  wynosi  się  w  stepy  nad  Wołgę,  albo  nad  morze 
Azowskie ;  mogłoby  nawet  być  przedmiotem  zazdrości 
dla  nie  jednego  z  naszych  wychodźców  zachodnich, 
który  ziębnąc  na  poddaszu  bez  komina,  miałby  za  roz- 
kosz siedzieć  w  dobrze  ogrzanym  domu  sybirskiego 
wygnańca,  lub  wolałby  szukać  po  zielonej  pustyni 
własnćj  krowy  zbłąkanej,  niżeli  po  bruku  ludnego 
miasta  franka  na  obiad...  Z  tem  wszystkiśm,  życie  to 
nie  przyniosło  Adolfowi  ani  uspokojenia ,  ani  choćby 
zgłuszenia  żalów  i  tęsknot  wewnętrznych,  sprzykrzyło 
się  nakoniec  i  zdało  się  być  ciężkióm.  W  roku  1840 
chciał  już  dom  sprzedać,  żeby  pozbyć  się  tych  kłopo- 


Digitized  by 


Google 


CII  ŻYWOT 

lów  gospodarskich,  w  których  zrazu  znajdował  tyle 
rozrywki  i  pociechy.  Byłby  to  uczynił,  gdyby  wiedział 
co  potćm  poczuć,  czśm  nasycić  swoje,  nieokreślona, 
potrzebę  działalności,  potrzebę  w  gruncie  duchowe,  i 
przeto  niepodobna  do  zaspokojenia  staraniami  koło  sie- 
bie i  dla  siebie. 

Męczeństwem  dusz  polskich  na  Sybirze  było  zupełne 
pozbawienie  niezbędnego  dla  nich  żywiołu,  który  jak- 
kolwiek nazwiemy,  politycznym,  publicznym,  obywa- 
telskim, zawsze  będzie  on  zależał  na  tćm  poczuciu,  że 
się  jest  jednostka  wielkiego  ogółu ,  idzie  się  z  jego 
ruchem  na  przód,  i  choćby  najdrobniejsza  ścieszkę. 
swoją  dąży  się  czynnie  do  wielkiego  celu,  nietylko 
ogarniającego  wszelkie  widoki  osobiste,  ale  górującego 
po  nad  nićmi.  Błogość  agronomiczna,  dylletantyzm 
literacki,  rozpamiętywanie  przeszłości,  pieszczenie  się 
pamiątkami,  dla  dusz  prawdziwie  polskich  wystarczyć 
nie  może :  trzeba  im  ojczyzny,  albo  drogi  do  nićj. 
Z  tćj  strony,  pielgrzymstwu  naszemu  na  zachodzie, 
przypadła  dola  nieskończenie  szczęśliwsza.  Tym  co 
wszystko  stracili ,  pozostało  jeszcze  najwyższe  zadowo- 
lenie na  ziemi :  służba  sprawie  ojczystćj,  sprawie  świę- 
tćj.  Jakkolwiek  ją  kto  pojmował,  jakichkolwiek  chwy- 
tał się  środków,  widoków  i  rachub,  miał  przed  sobą 
cel  wielki,  prawdziwy  i  pewny,  bo  dla  chrześcianina  i 
wiernego  sługi  dobrćj  sprawy,  lepsza  przyszłość  jest 
prawdą  i  pewnością.  Samo  napięcie  ducha  do  takiego 
celu,  choćby  do  otrzymania  jego  nie  mógł  przykładać 
się  niczćm  innćm,  jak  tylko  dobrowolnćm  znoszeniem 
cierpień,  daje  już  człowiekowi  to  uczucie  własnćj  jgo- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA. 


dności ,  przy  któróm  z  podniesionym  czołem  depce 
nędze  żywota  i  patrząc  daleko  po  za  grób,  gdzie  mu 
się  uśmiecha  szczęście  młodych  pokoleń,  nie  postrzega 
nawet  prawie,  że  się  starzeje.  Braciom  Sybirczykom, 
odjęta  była  wszelka  spółka  z  ruchem  ludzkiego  świata, 
któregoby  kierunkom,  jako  synowie  Polski,  błogosła- 
wić lub  złorzeczyć  mogli ;  odjęta  była  nawet  wszelka , 
własnodzielność  w  zbliżaniu  się  do  jedynego  ich  celu, 
do  wyjścia  z  niewoli  i  cywilnego  nicestwa.  Nierucho- 
mość oczekiwania  z  odradzającą  się  ciągle  niecierpli- 
wością powrotu,  stanowiły  ich  Prometeuszową  męczar- 
nię. Bieg  czasu  wywierał  na  nich  dziwnie  sprzeczne 
wrażenie  :  pragnąc  tego  co  miał  przynieść,  musieli 
lękać  się  o  to  co  unosił.  Myślą  przykutych  dó  zosta- 
wionćj  za  sobą  młodości,  trwożyła  i  jak  choroba,  którćj 
się  boimy,  ogarniała  przedwczesna  starość. 

O  jednym  ze  swoich  towarzyszy  pisał  Adolf,  że 
wpadł  w  chorobliwą  posępność  umysłu;  o  drugim,  że 
przed  trzydziestym  rokiem  życia  osiwiał  zupełnie;  sam 
też  coraz  częścićj  począł  zwracać  uwagę  na  siebie,  z 
jakićmś  smutnśm  poczuciem  zbliżania  się  ku  schyłkowi 
wieku.  Kilka  ostatnich  lat  pobytu  w  Iszymie,  upłynio- 
nych  cicho  i  nieznacznie,  sprawiło  wiele  zmian  w  tym 
obrazie  stron  rodzinnych,  który  o  pół  tysiąca  mil  prze- 
suwał się  przed  jego  oczyma.  Stojąc  nad  nim,  jak 
posąg  nad  potokiem,  postrzegał  w  nim  postać  swoją 
zmieniającą  się  także.  Każde  wspomnienie,  każde  spoj- 
rzenie w  przyszłość  było  mu  powodem  do  smutnego 
obejrzenia  się  na  siebie. 

Matka,  co   roku  prawie   przysyłała  mu  w   liście 


Digitized  by 


Google 


CIV  aYWOT 


kwiatki  z  ulubionego  miejsca.  Cieszyły  go  zrazu  jako 
dowód  macierzyńskiej  czułości;  późniśj  pogl^dając  na 
nie,  powiadał,  a  Niezabudka  z  pod  owego  dębu,  w 
cieniu  którego  biegałem  niegdyś  z  braćmi  i  siostrami, 
doszła  szczęśliwie.  Patrzę  na  ^tak  dalekiego  gościa 
okiem  napełnionem  łzami.  Czemuż  nie  mogę  napić  się 
wody  z  kaskady,  co  spadając  przy  tym  dębie,  bryz- 
gami swemi  orzeźwiała  biśdny  kwiatek,  któremu  pe- 
wno nigdy  się  nie  śniło,  że  od  brzegów  Niemna  poje- 
dzie pocztą  za  Ural,  na  Sybir,  połączyć  się  z  zerwa- 
nym jak  on  wygnaócem.  Ale  jak  to  dawno  być  musi 
od  moich  cliwil  młodości,  kiedy  Mama  pisze,  że  i  dąb 
już  się  wali...  A  cóż  będzie  ze  mną,  co  nie  jestem 
dębem!  » 

Siostry  otoczyły  się  dziatkami.  Winszował  im  przyj- 
ścia na  świat  to  córuni,  to  synaczka,  ubolewał  nad 
zgonem  to  Adolfka,  to  Emilki  i  wkrótce  straciwszy 
rachunek,  prosił  żeby  zrobiły  tablicę  statystyczną,  do 
przesyłania  mu  wiadomości  o  znajomćj  i  nieznajomej 
rodzinie.  «  Niech  każda  z  was  położy  w  rubryce,  na- 
przykład  :  Mąż  1,  synów^  2,  córek  3,  dodając  jakie  ma 
imię,  kolor  włosów  i  oczu.  Tym  sposobem  przyjdę  do 
ładu,  bo  teraz  nie  wiem  dobrze,  do  którój  z  was  Iza- 
belka,  a  do  którój  Paulinka  należy  i  czy  obiedwie 
macie  po  Stachu.  »  Później  nie  tak  już  wesoło  mówił 
o  tem  młodóm  pokoleniu  :  «  Wszystko  to  być  musi 
ładne,  miłe  i  podrosło.  O  jakżebym  całował,  jakbym 
uściskał,  gdyby  wpadły  w  moje  ręce  te  Izabelki,  Pau- 
linki,  Michalinki.  Ale  możeby  nie  rade  były  z  prosta- 
czych  uścisków  Azyaty,  witającego  rodzinę  jak  za  cza- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIBWIC/A. 


SÓW  dawnych  i  dawno  już  wyszłych  z  mody,  Abrahama 
lub  Józefa;  możeby  ze  wstrętem  odwracały  się  od 
szpakowatego  wujaszka-Sybiraka.  » 

Siostrzeniczka  Michasia ,  którą  zostawił  dzieciną 
szczebioczącą  nauczone  bajeczki,  która  do  Tobolska 
posyłała  wujaszkowi  cukierki,  do  Źelakowój  przypiski 
wielkiemi  literami  w.  listach  babuni,  teraz  stawała  mu 
w  myśli  inaczój.  «  Podług  mego  rachunku  —  pisał  do 
matki  —  Misia  ma  już  piętnaście  latek  :  musi  być  słu- 
szna panienka.  Jakżebym  cieszył  się  jój  widokiem ! 
Ciekawy  jestem  czy  podobna  do  naszój  nieszczęśliwej 
Juleczki  i  czy  tak  czuła  jak  jój  matka?  Pewno  tak  jest, 
bo  pamiętam  że  w  Dziahylnie  widziałem  ją  często  plą- 
czącą, bez  żadnój  ważnćj  przyczyny...  Ach!  może  i  na 
jój  weselu  los  mi  być  nie  pozwoli ;  a  przecież  niezadługo 
zapewne  zostanę  dziadunia...  » 

Brat  najmłodszy,  któremu  posyłał  kolejno  szkolne, 
literackie,  gospodarskie,  obywatelskie  rady  i  przestrogi, 
który  stopniami  wychodząc  a  z  młodzieniaszka  na  my- 
ślącego młodzieńca^  ze  stiidenta,  na  tłumacza  dzieł, 
przemyślnego  gospodarza  i  Jaśnie  Wielmożnego  depu- 
towanego gubernii  mińskiej,  stał  się  jedyną  podporą 
obciętego  domu  Januszkiewiczów »  brat  ten  w  r.  .1840 
doniósł,  że  się  ma  żenić.  Po  otrzymaniu  tój  wiadomo- 
ści, pisał  Adolf  do  matki.  «  Kilka  lat  temu  nosiłem  go 
na  ręku ,  a  dziś  mój  kochany  January  —  bo  nie  mogę 
już  go  teraz  tytułować  Januarkiem,  ani  Naikiem,  gdy 
niezadługo  zapewne  będzie  miał  własnego  Naiczka  — 
wyprzedzając  trzech  starszych  braci,  zabiera  się  do 
stanu  małżeńskiego.  Szczęśliwszy  od  nich,   w  nowym 


Digitized  by 


Google 


CVI  ŻYWOT 

swoim  stanie  będzie  mógł  tóm  więcej  przynieść  pomocy 
i  pociechy  sędziwym  latom  Mamy.  Używając  tedy  po 
raz  ostatni  powagi  starszeństwa,  w  zastępstwie  dro- 
giego ojca  naszego,  błogosławię  mu  wespół  z  Mamą  i 
proszę  Najwyższego,  aby  na  młodą  parę  zlał  wszelką 
szczęśliwość...  »  Odtąd  ciągle  myśl  jego  była  zajęta 
zmianą  mającą  nastąpić  w  domu  rodzinnym.  Na  wiosnę 
biegał  po  polu  szukając  najrańszego  pierwiosnka  dla 
przyszłej  bratowej,  pod  jesień,  powtarzając  Januaremu, 
jakby  pragnął  być  na  jego  weselu,  dodawał :  «  Wyo- 
brażam, że  wyporządziłeś  apartanlenta  na  przyjęcie 
żony...  i  ja  wyporządzam  moją  chałupkę  na  przyjęcie 
—  zimy,  z  obawy  żebym  nie  umarł  w  jśj  uściskach.  » 
Nareszcie,  gdy  już  czas  naznaczony  na  wesele  minął, 
i  przyszły  listy  z  dowodami  pamięci  o  nieobecnym  przy 
cukrowój  wieczerzy,  pisał  nawzajem : 

«  Muszę  ci  donieść,  mój  kochany  bracie,  jak  prze- 
pędziłem dzień,  w  którym  spełniło  się  twoje  najdroższe 
życzenie.  Pragnąc  należycie  go  uświęcić,  kazałem 
striapce  dom  zamknąć  i  odpowiadać  przychodzącym 
do  mnie,  że  mnie  niemasz,  że  wyjechałem  na  ślub 
mojego  brata.  Nie  myśl  jednak  ażebym  skazawszy 
siebie  na  taką  dobrowolną  samotność ,  oddał  się  czar- 
nym myślom  i  smutkowi.  Owszem,  dzień  ten^  pomimo 
śniegu,  który  bezprzestannie  padał,  pomimo  posępnćj 
pory  i  zamknięcia,  przepędziłem  bardzo  wesoło,  oży- 
wiony jakiemiś  wewnętrznymi  przeczuciami,  że  brat 
mój,  którego  tak  kocham,  będzie  szczęśliwy  i  żc  jeszcze 
go  uścisnę.  Kiedy  zaś  przyszła  chwila,  w  którój  przy- 
puściłem sobie,  że  z  rąk  kapłana  odbierasz  błogosła- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CVII 


wieństwo  nieba,  spojrzawszy  na  obraz  drogiój  naszój 
matki,  westchnąłem  i  modły  moje  za  tobą,  poszły  do 
Najwyższego.  Nazajutrz  zaś  jako  w  dzień  twojego  we- 
sela i  imienin  koclianój  mamy,  z  dobrym  moim  towa- 
rzyszem i  stołownikiem  Zielińskim,  wycłiyliliśmy  parę 
toastów.  Oby  się  one  spełniły !  » 

Wkrótce  potćm  pisał  do  matki.  «  Rączki  Mamy  ca- 
łuję za  wszystkie  rzeczy,  a  w  szczególności  za  jćj  pamięć 
w  zostawieniu  kilku  butelek  weselnycli,  które  mam 
wypić  za  mojóm  przybyciem  do  Dzialiylny.  Któżby 
prócz  Mamy  pamiętał  o  takiój  siurpryzie  dla  mnie!... 
Ale  co  tam  Mama  lęka  się  jeszcze,  żebym  się  i  ja  nie 
zakocliał  nagle  i  nie  ożenił  na  Sybirze?  Nie  ten  już 
jestem  co  byłem  niegdyś...  Jeślibym  jechał  do  Dzia- 
hylny,  zatrzymałbym  się  na  granicy  w  jakićm  mia- 
steczku u  fryzyera  i  kazałbym  sobie  powyrywać  czy 
pofarbować  siwe  włosy,  żeby  nie  przerazić  Mamy  wi- 
dokiem sybirskiego  szronu  na  mych  skroniach.  Mnie  to 
myśleć  o  miłostkach  tutaj !  Ja  teraz  myślę  tylko,  jakby 
nakupić  mąki  żeby  wystarczyła  do  przyszłćj  zimy,  jak 
przeżyć  rok  i  zawsze  mieć  grosz  w  kieszeni  —  a  ro- 
manse!... I  o  dawnych  już  zapominam.  Takto,  moja 
Mamo,  wszystko  się  zmienia,  jedna  tylko  miłość  dla 
mojćj  Mamy  nigdy  się  zmienić  nie  może !  » 

Wyrazy  te,  pisane  w  37"  roku  życia,  istotnie  poka- 
zują smutną  i  szybką  zmianę.  Ten,  co  jeszcze  przed 
pięcia  laty,  z  młodzieńczym  zapałem  widział  cały  Sybir 
opromieniony  kilką  słowami  kochanki  i  zdawał  się  czas 
wyzywać  do  walki,  teraz  przystygły,  zwątpiały,  zobo- 
jętniony, zawisł  jak  pająk  na  swojćj  pajęczynie,  na 


Digitized  by 


Google 


CVIII  2YW0T 


jednóm  tylko  uczuciu,  które  w  jego  piersiach  nie  zni- 
żyło temperatury.  Tą  nicią  przyczepiony  do  rodzinnego 
kąta,  nie  śniiejąc  już  i  myślić  o  tóm,  co  wyżój  nad 
nim  zostawił,  póki  mu  do  niego  odszczeblować  nie 
będzie  wolno,  poglądał  w  dół  na  lodowatą  ziemię 
«  która  rycłiło  pożera  rośliny  z  obcego  klimatu  prze- 
niesione na  nią.  »  Nadzieja  nawet,  co  mu  sprawiała 
tak  gorące,  tak  niecierpliwe  bicie  serca,  stała  się  w 
ostatku  jakby  uprzykrzonym  światłem,  przerywającóm 
drzemanie.  «  Ach  1  Mamo  —  wołał  —  po  cóż  Mama 
pisze  mi  znowu  o  swoich  nadziejach,  które  wszystko 
mi  w  głowie  przewracają  do  góry  nogami  i  spać  nie 
dają.  Każdśj  poczty  będę  oczekiwał  mego  zmartwych- 
wstania ;  kilka  ich  przyjdzie  próżno,  i  jak  zawsze  trzeba 
będzie  pożegnać  się  ze  złotemi  marzeniami  szczęścia. » 

Ale  komu  przeznaczono  przeżyć  żywot  w  cierpie- 
niach ducha,  ten  ni  spocząć,  ni  zdrzemać,  ni  odrętwieć 
nie  może.  Właśnie  kiedy  wszystkie  bodźce  oczekiwania 
poczęły  tępieć,  zbliżał  się  zwrot  na  inny  kierunek  wi- 
doków przyszłości,  i  gotowało  się  nowe  położenie  dla 
oswojonego  z  długo  doświadczanemi  dolegliwościami 
wygnańca. 

Pod  koniec  lata  1840  roku,  cesarz  Mikołaj  odwie- 
dzając Kijów,  okazał  niejaką  skłonność  do  przebacze- 
nia swych  uraz  naszym  prowincyom  południowym. 
Nieszczęśliwi ,  tak  pochopni  do  wróżenia  sobie  ulgi  z 
lada  pozoru,  oddali  się  przewidzeniom  następstw  pożą- 
danych. Wuj  Adolfa  mieszkający  na  Ukrainie,  pośpie* 
szył  przesłać  do  Dziahylny  wywód  pomyślnych  i  dla 
nieg'0  wniosków*  opartych  na  usposobieniu  monarchy. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CIX 

Nowina  ta,  z  dodatkiem  wszystkiego,  co  na  ubarwienie 
jśj  serce  matki  i  brata  podyktować  mogło,  poszła  nie- 
zwłocznie do  Iszymu.  Nie  zrobiła  ona  zrazu  na  Adolfie 
'  mocnego  wrażenia.  Nie  wierzył  w  autentyczność  po- 
głosek wziętych  przez  wujaszka  za  podstawę  nadziei, 
«  którę  kochana  Mam  unia  i  braciszek  raczyli  podnieść 
do  stopnia  pewności.  »  Gdy  jednak  współcześnie  wy- 
czytał w  gazecie  Berlińskiej,  że  po  odjeździe  cesarza, 
jenerał  gubernator  Bibikow  oświadczył  zgromadzonej 
szlachcie  łaskawość  dla  nićj  Najjaśniejszego  Pana  i 
kazał  spodziewać  się  wkrótce  widocznych  tego  dowo- 
dów, okoliczność  ta,  jak  się  wyraził  «  zabiła  mu  ćwiek 
w  głowę,  na  który  możeby  nie  zważał,  gdyby  jakieś 
tajenme  przeczucie  nie  szeptało  mu  cięgle,  że  to  ostatni 
rok  pobytu  w  Iszymie.  » 

Przeczucie  tym  razem  było  nie  omylne,  a  chociaż 
wiele  miesięcy  upłynęło  głuchych  i  nic  nie  zwiastowało 
spełnienia  się  oczekiwań,  odzywało  się  silnie.  Na  wio- 
snę 1841  roku  zajęł  się  sporządzeniem  tranzakcyi  urzę- 
dowćj,  odłożonćj  na  późnićj  przy  nabyciu  domu^  żeby 
w  danym  razie,  żadna  formalność  nie  była  mu  na 
przeszkodzie  do  zbycia  rychło  swej  własności.  Podczas 
jarmarku  majowego,  nie  robił  sprawunków  «  ani  za 
pół  kopiejki,  z  obawy  (bardzo  miłej)  ażeby  na  wypa- 
dek opuszczenia  Iszymu  nie  ponieść  straty.  »  Wkrótce 
potem,  pisał  do  Januarego  :  «  Niemasz  dnia  żeby 
ktoś  nie  przychodził  z  zapytaniem ,  czy  nie  przedaję 
krowy,  konia,  sprzętów,  .domu.  Co  to  wszystko  znaczy? 
Przecież  nikt  mię  tu  nie  ma  za  bankruta  i  owszem 
powszechnie  uchodzę  za  dostatniego  człowieka.  Mia- 


Digitized  by 


Google 


ex  ŻYWOT 

łyżby  to  być  wróżby  rychłej  zmiany  w  moim  losie?  Ja 
przynajmniój  tak  sobie  tłumaczę  te  pytania  i  pocieszam 
się  nadzieja,  że  w  tym  roku  pożegnam  Iszym.  » 

Niepewność  trwała  niedługo.  Dnia  3  czerwca  v.  s. 
kuryer  z  Omska  przywiózł  manifest  cesarski  wydany  z 
powodu  zaślubin  następcy  tronu,  a  skutkiem  tego  ma- 
nifestu, stosownie  do  przedstawienia  księcia  Gorcza- 
kowa,  jenerał  gubernatora  Syberyi  Zachodnićj,  uła- 
skawienie dla  siedmiu  naszych  pokutników  iszymskich. 
Dwóm,  będącym  rodem  z  Królestwa  i  przysłanym 
tylko  na  pobyt  czasowy,  nie  zaś  na  posielenie^  dano 
wolność  powrotu  do  domu;  pięciu  innym  dozwolono 
wstąpić  do  służby  cywilnój  na  kancellarzystów,  lub  do 
wojskowój  na  prostych  żołnierzy,  ale  tylko  w  granicach 
Syberyi.  W  liczbie  tych  ostatnich  znajdował  się  Adolf 
i  jego  przyjaciel  Paweł  Ciepliński. 

Taka  łaska  była  ciężkim  ciosem  dla  uczuć,  które 
przed  komisyą  śledczą  w  Kijowie  wyrażone,  z  całą 
świeżością  i  mocą  swoją  leżały  na  dnie  duszy  Adolfa; 
otwierała  wszakże  jedyną  drogę  do  wyjścia  zaraz  ze 
stanu  posieleńca,  a  kiedykolwiek  późniśj  z  Syberyi ; 
przywracając  odjęte  prawa  osobiste^  dawała  sposobność 
dosługiwania  się  powrotu  na  łono  rodziny,  zmieniała 
bierne  oczekiwanie  na  czynne  dążenie  do  tego  celu. 
Wahał  się  chwilę,  bolał  długo,  lecz  odrzucić  jśj  nie 
mógł. 

Donosząc  o  tćm  matce,  starał  się  ile  możności  wy- 
stawić wszystko  w  korzystnśm  świetle,  przekonywał 
ją,  że  powinna  cieszyć  się  z  tego  wstępu  do  pewniej- 
szych nadziei,  «  Zmieniło  się  dziesięcioletnie  położenie 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA.  CXI 


moje  —  wołał  -^  Wyrok  skazujący  mię  na  osiedlenie 
w  Syberyi,  należy  już  do  mojój  przeszłości.  Odemnie 
samego  będzie  teraz  zależało,  pracę,  wytrwaniem,  pil- 
nością w  pełnieniu  włożonycli  na  mnie  obowiązków  na 
los  mój  wpływać.  Dla  wieku  i  tylu  cierpieniami  sił 
zwątlonych ,  nie  mogąc  przedsiębrać  zawodu  wojsko- 
wego, prosiłem  jenerał  guł>ernatora  o  przyjęcie  mię  do 
służby  cywilnej  w  którćmkolwiek  z  miast  gubernial- 
nych.  Jeżeli  spełni  się  moje  życzenie,  ufam  sobie,  że 
pracując  pod  okiem  wyższycłi  naczelników,  będę  słu- 
sznie oceniony  od  nich,  a  Mamy  nie  potrzebuję  zarę- 
czać^ że  byleby  Bóg  dobry  pozwolił  mi  cieszyć  się 
zdrowiem,  nie  oszczędzę  trudów  i  usiłowań,  kiedy  w 
widoku  nagrody  za  nie,  jest  szczęście  powrotu  do 
niśj.  » 

W  lipcu,  jeden  z  uwolnionych,  Kasper  Babski,  wra- 
cał do  domu  w  Augustowskie  i  obiecał  Adolfowi  skie- 
rować swą  podróż  na  Dziahylnę.  W^danśj  mu  na  piś- 
mie notatce,  co  tam  komu  ma  powiedzieć ,  były  przy 
wielu  innych  te  punkta  :  «  Proś  Mamy,  żeby  sama 
napisała  kilka  słów  grzecznych  do  naszego  księcia  jene- 
rał gubernatora  i  postarała  się  o  listy  od  wysoko  poło- 
żonych osób,  polecające  mnie  jego  względom  i  opiece... 
Nie  trzeba  teraz  podawać  żadnych  próśb  za  mną ,  ale 
dopiero  po  upływie  kilkunastu  miesięcy  starać  się,  nie 
o  zupełne  uwolnienie,  bo  to  jak  widać  byłoby  dare- 
mnóm,  ale  o  przeniesienie  mnie  na  służbę  do  Rossyi 
europejskiej,  do  Saratowa,  Tambowa,  lub  Czernihowa, 
gdzie  piersi  moje,  zmęczone  tylu  zapaleniami  i  gorącz- 
kami, oddychałyby  łatwiój,  i  zkąd  możeby  udało  się  z 


Digitized  by 


Google 


CX1I  ŻYWOT 

czasem  otrzymać  choć  chwilowy  urlop  na  odwiedzenie 
rodziny...  Jeżeli  ci  się  zdarzy  być  w  Nieświśżu,  zwiedź 
zamek  (nawiasem  mówiąc,  miejsce  mego  urodzenia)  i 
donieś  mi ,  czy  jeszcze  exystuje  napis  :  Yanitas  vani'- 
tatisy  et  omnia  vanitas.  Piękne  godło  nad  kolebką  czło- 
wieka, którego  losy  zagnały  na  Sybir !  » 

Pierwszych  dni  sierpnia,  przyszła  pożądana  odpo- 
wiedź :  Gorczakow  dal  rozkaz,  żeby  Adolfa,  równie 
jak  jego  towarzysza  Pawła,  przyjęto  do  służby  cywil- 
nćj  i  zapisano  «  w  sztat  kancellaryi  emskiego  okrużnego 
(okręgowego)  sądu.  »  Odpowiedź  ta  dogadzała  na 
teraz  wszystkim  życzeniom  :  Omsk ,  miasto  stołeczne 
Syberyi  zachodniej,  położone  o  323  wiorst  na  południe 
od  Iszymu,  obiecywało  nawet  klimat  znośniejszy. 

Nowo  mianowani  kancellarzyści  sądu  okrużnego , 
radzi  ze  wspólności  zawodu,  zajęli  się  szybko  przygo- 
towaniami do  wspólnego  wyjazdu  «  nie  bez  smutku  i 
żalu  po  miejscu,  ^dzie  upłynęło  tyle  lat,  gdzie  zosta- 
wało tylu  towarzyszów  wygnania.  »  Adolf  «  zwijał  w 
trąbkę  ruchomość  i  rozporządzał  gospodarstwem.  » 
Dom  ze  sprzętami  i  koniem  odstąpił  Gustawowi  Zieliń- 
skiemu «  którego  mama  pokocha  jak  syna,  jeżeli  kiedy 
będzie  wracał  przez  Dziahylnę  do  swojej  rodziny.  » 
'  Leonardowi  zostawił  300  r.  as.  «  szczupły  fundusik, 
jaki  zapasy  oszczędności  udzielić  pozwoliły,  który 
wszakże  przy  pomocy  Bożej,  może  go  postawić  na 
nogi.  ))  Siriapce  darował  krowę,  samowar  i  część  na- 
czyń kuchennych.  Nastąpiły  rzewne  pożegnania,  przy- 
pominające dawne  boleści  rozłąki.  Oblani  łzami,  obsy- 
pani błogosławieństwami  i  życzeniami,  dwaj  podróżni 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXllI 

W  nocy  31  sierpnia  opuścili  Iszym,  a  rano  3^  września 
n.  s.  stanęli  w  Omsku. 


IV 


Zmiana  zaszła  w  dziesiątym  roku  pobytu  na  Sybi- 
rze, rozpoczyna  drugi  peryod  niewoli  Adolfa,  peryod 
dłuższy  i  smutniejszy  od  poprzedniego,  bo  trwał  nie- 
mai  lat  dwanaście,  a  przy  pozorach  zmniejszenia  kary, 
był  rzeczywiście  cięższym  jćj  stopniem.  Wszystko  skła- 
dało się  teraz  na  uciśnienie  go  dotkliwiej.  Swobodę 
wiejskiego  ustronia  zastąpiła  dolegliwość  życia  w  mie- 
ście, mającóm  liczne  przykrości,  a  mało  korzyści  miast 
cywilizowanycli ;  praca,  która  była  pociecłią  i  rozryw- 
ką, stała  się  trudem  obowiązkowym,  jednym  z  najnu- 
dniejszych,  z  najnieznośniój  morzących  umysł  i  ciało ; 
służba  samemu  sobie  zamieniła  się  w  służbę  carską; 
same  wreszcie  zawody  nadziei  przybrały  charakter  tóm 
rozpaczliwszy ,  że  obracały  wniwecz  już  nie  oczeki- 
wania bezzasadne,  ale  najoczywiściśj  wyrozumowane 
rachuby. 

Matka  przeczuła ,  czy  odgadła  niepomyślne  następ- 
stwa zmiany  :  Omsk  przedstawiał  się  jej  w  czarnych 
kolorach ;  Adolf  widział  także  jasno  co  musiał  stracić  i  co 
go  czekało ,  ale  gdy  trzeba  było  uledz  konieczności, 
gdy  w  Iszymie  żaden  się  widok  służby  nie  otwierał, 

raz  zrobiwszy  wybór ,  uzbroił  się  w  właściwą  sobie 

h 


Digitized  by 


Google 


CXIV  ŻYWOT 

moc  woli,  mężnie  wytrzymywał  niesmaki  nowego  poło- 
żenia, nie  użalał  się  na  nie,  starał  się  owszem  przeko- 
nywać matkę,  że  wspólnie  z  nim  cieszyć  się  powinna. 
Czasem  tylko  zdradził  się  mimowolnym  westchnieniem 
za  przeszłością  iszymską. 

Pierwsze  jego  listy  do  matki  i  brata,  składają  ciąg 
doniesień  o  sobie,  przerywany  na  przemian  wyrazami 
dwóch  przeciwnych  uczuć,  któremi  napełniły  jego 
serce  wiadomości  otrzymane  z  domu.  We  wrześniu 
1841,  winszował  Januaremu  przyjścia  na  świat  pier- 
wszego syna ;  w  październiku,  opłakiwał  zgon  siostry 
Kasyldy,  która  w  młodym  wieku,  zostawując  kilkoro 
dziatek,  po  wielu  miesiącach  ciężkich  cierpień  zakoń- 
czyła życie.  Następne  wyjątki  z  tych  listów,  dają  wyo- 
brażenie początku  nowśj  kolei  w  latach  wygnania. 

«  Nazajutrz  po  przybyciu,  pojechaliśmy  do  różnych 
osób  z  uszanowaniem  i  wizytami.  Wszyscy  nas  przy- 
jęli jak  najlepiej  i  zapewnili,  że  będą  się  starali  pobyt 
nasz  w  Omsku  uprzyjemnić.  » 

«  Książe  Gorczakow,  któremuśmy  mieli  zasczyt 
przedstawić  się ,  raczył  pnsyjąć  nas  łaskawie  i  rzekł : 
Będąc  teraz  obdarzeni  łaską  monarszą,  starajcie  sieją 
usprawiedliwić,  a  pilnością,  prowadzeniem  się  i  wier- 
nością zasłużyć,  żeby  was  można  było  posunąć  dalój.» 

«  Znaleźliśmy  tu  wielu  znajomych  z  Tobolska  i 
wielu  takich,  dla  których  los  na:i5z  nie  jest  obojętnym, 
lub  w  których  towarzystwie,  po  tylu  latach  odosobnie- 
nia, przyjemnie  czas  przechodzi.  Wszystko  nas  przeko- 
nywa, iż  zrobiliśmy  najmędrzśj,  żeśmy  prosili  o  prze- 
niesienie, nas  do  Omska.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANt^AZKIEWK.ZA.  CW 

«  Poznaliśmy  się  ze  znajomym  Mamie  i  Januaremu 
panem  Krupskim,  który  tu  używa  reputacyi  dobrego 
lekarza  i  cieszy  się  poWodzenieno,  Mówił  mi  wiele  o 
Dziahylnie.  Jedliśmy  u  niego  obiad  w  towarzystwie 
dwóch  innych  lekarzy  z  Wilna.  » 

«  Omsk  zanosi  się  na  gród  wielki :  składa  się,  oprócz 
fortecy,  z  kilku  części  rozrzuconych  na  znacznej  prze- 
strzeni i  rozdzielonych  od  siebie  rzeką  Omią,  wpada- 
jącą w  mieście  do  Irtysza,  dosyć  szeroko  płynącego 
po  stepie.  Wiele  jest  gmachów  pięknych,  murowanych, 
kilka  cerkwi,  meczet  tatarski,  z  którego  minaretu  co- 
dziennie rozlega  się  głos  muezzina.  Na  ulicach  ruch 
pojazdów  i  ludzi  wszelkiego  stanu  i  koloru.  Właśnie 
teraz  przybył  tu  poseł  kokaóski,  jadący  do  Peters- 
burga. *W  niedziele  i  święta  muzyka  gra  dla  publi- 
czności .przechadzającej  się  po  tak  zwanym  sadjsie, 
który  jest  niczśm  więc(5j  jak  brzozowym  gaikiem,  prze- 
rżniętym kilką  ulicami.  Mamy  więc  przyjemność  nasy- 
cać się  harmonią  Hugenotów  lub  Roberta -Djabła. 
Damy  w  amazonkach  jeżdżą  konno.  Na  bazarze  codzień 
targ  i  zawsze  mdżna  zńateść  kilkanaście  wozów  z  melo- 
nami i  kawonami.  To  wszystko  bawi  nas  i  cieszy  po 
tylu  latach  życia  w  Iszymie,  gdzieśmy  prócz  sadła  i 
masła  nic  nie  widzieli  i  nie  słyszeli.  » 

a  Przez  pięć  dni  szukaliśmy  sobie  mieszkania,  o 
które  tu  dosyć  trudno  w  środku  miasta,  gdyż  wszystkie 
magistratury  pomieszczone  są  w  jednym  gmachu  i 
każdy  ciśnie  się  mieszkać  jak  najbliżój  niego.  Znale- 
źliśmy jednak  kwaterę,  jaką  mieć  życzyliśmy  :  trzy 
pokoje  w  domu  położonym  o  125  kroków  od  lak  zwa- 


Digitized  by 


Google 


CXVI  ZTWOT 


nych  prysudztwiennych  miest.  Nie  będziemy  więc  po- 
trzebowali jeździć  do  kancellaryi  i  kiedy  przyjdzie  kilka 
razy  w  dzień  do'  niśj  chodzić,  .nie  narazimy  się  na 
przeziębienie  podczas  mrozów.  Stół  najęliśmy  u  naszej 
gospodyni,  dobrój  jakiójś  kobiety,  sołdatki,  która  cho- 
ciaż o^v6c,Z'. szczeju  nic  sosłrapatf  nie  umie,  stara  "się 
jednak  jak  może  nam  dogodzić  i  słucha  naszych  rad 
w  przedmiocie  gastronomii.  Paweł  po  kilka  minut  co 
ranek  wykłada  jćj  kurs  tój  sztuki  i  już  tyle  postąpiła, 
że  umie  zrobić  rosół  i  naleśniki.  Przykro  wszakże  przy- 
wykać  do  tutejszego  pokarmu,  po  mojćj  wybornej  ku- 
chni, jak§  miałem  w  Iszymie.  » 

«  Służbę  w  kancellaryi  zaczęliśmy  24  września  i  już 
niejeden  arkusz  zabazgraliśmy  z  zupdnóm  zadowole- 
niem naszych  'naczelników,  ludzi  wielce  grzecznych. 
Pracujemy  z. Pawłem  w  jednóm  biórze  i  przy  jednym 
stole,  od  8*^  do  2**  rano  i  od  6**  do  9*'  wieczorem.  Po- 
mału oswajam  się  z  siedzeniem, 'tak  przeciwnóm  mojśj 
naturze  potrzebującej  nieustannego  ruchu.  Ręka  od- 
zwyczajona od  długiśj  pisaniny,  z  początku  bolała  i 
nie  chciała  służyć,  ale  coraz  idzie  lepiśj  i  już  mam 
przyjemność  donieść,  że  zarabia  20  r.  as.  na  miesiąc. 
Jestto  moja  pensya,  która  z  czasem  podrośnie.  )> 

((  Mam  się  dobrze  i  nawet  lepiśj  niż  zazwyczaj  o  tćj 
porze  roku  miewałem,  się  w  Iszymie,  gdzie  każdój 
jesieni,  zwłaszcza  w  ostatnich  dniach  października, 
napadała  na  mnie  jakaś  melancholia,  która  kilka  dni 
panowała  nad  moim  umysłem  i  szkodliwy  wpływ  wy- 
wierała na  zdrowie.  Możeby  i  w  Omsku  to  samo  było 
ze  mną,  gdyby  nie  służba,  która  nie  daje  przystępu 


Digitized  by 


Google 


ADOLPA    JANUSZKIEWICZA.  GXV11 

smutnym  myślom,  zabierając  cały  czas,  jakiego  da- 
wniój  miałem  da  zbytku.  Zresztą,  może  byd  Mama 
spokojna  .o  moje  zdrowie,  bo  na  ppcliwałę  Omska  i  to 
jeszcze  dodać  winienem,  że  posiada  teraz  piętnastu 
lekarzy,  w  liczbie  którycłi  kilku  jest  znakomitych  nauką 
i  talentem.  Nasz  Jazon  Michajłowicz  nie  poślednie 
trzyma  między  nimi  miejsce.  Bywa  on  u  nas  często  i 
bardzo  szczęśliwy  jestem,  że  mam  z  kim  rozmawiać  o 
najdroższy cłi  mi  osobacli  i  stronacli  rodzinnych.  Pole-t 
cenie,  które  mi  dał  January  do  niego,  spełniłem  z  naj- 
większą szkrupulatnością  w  następny  sposób.  Bojąc 
się  ażeby  tak  smutna  wiadomość  nie  była  dla  niego 
gromem  lub  sztyletem,  zapytałem  go  naprzód,  czy  jest 
zupełnie  zdrów  i  czy  usposobiony  należycie  do  przyję- 
cia nieprzyjemnej  wiadomości.  Kiedy  mnie  upewnił, 
że  i  zdrów  i  rachuje  na  swoją  moc  duszy,  kazałem  po- 
dać dzban  zimnój  wody  i  kawałek  acidum  tartaricum, 
a  wtedy  dopiero  oświadczyłem  mu,  że  panna  Ewa 
obcym  już  przykuta  pierścieniem...  Coby  się  z  tobą 
stało  w  takim  razie,  mój  January?  Pewniebyś  stanął 
w  osłupieniu,  a  serce -twoje  zaklekotałoby  jak  t>ocian 
w  gnieździe.  Nasz  pan  Jazon  zaś,  nietylko  że  się  nie 
skonfundował  twojem  doniesieniem,  ale  jeszcze  zobo- 
wiązał mię  podziękować  ci  za  nie  najmocniej,  jako  za 
wielce  przyjemną  i  pożądaną  nowinę.^  Taki  rezultat 
czemu  przypisać  :  doktorskiej  zimnój  krwi,  czy  zimne-- 
mu  klimatowi  naszemu?  —  nie  wiem.  Co  do  klimatu 
wszakże,  ile  go  znam  z  własnego  już  doświadczenia  i 
2  powieści  tutejszych  mieszkańców,  ani  trochę  nie 
lepszy  od  iszymskiego  :   te  same  i  tej  samej  próby 


Digitized  by 


Google 


ZTWOT 


purgi,  burjany,  mrozy  i  upały  jak  tam  tak  i  tutaj.  » 
«  Z  kwatery  naszśj  jesteśmy  kontenci.  Z  początku 
wilgoć  nowych  ścian,  z  niedość  wyschłego  drzewa  po- 
stawionych, i  wyziewy  pierwszy  raz  palonych  pieców 
nabawiały  nas  kataru ;  ale  to  minęło*  Gospodarze  wy- 
borni ludzie.  Sama  pani  Kuźmowna  przez  sześć  tygodni 
karmiła  nas  jak  najstaranniej,  chociaż  jćj  talent  kuchar- 
ski nie  daleko  sięgał.  Potom  oświadczyła  nam,  że  ma- 
jąc pięcioro  dziatek  i  cały  dom  na  swojćj  głowie,  po- 
mimo najszczerszej  chęci  dłużej  nas  żywić  nie  może  i 
widzi  się  zmuszoną  pfosić,  żebyśmy  zaprowadzili  wła- 
sną kuchnię.  W  takim  stanie  rzeczy  musieliśmy  pisać 
do  naszych  kolegów  w  Iszymie,  żeby  nam  przysłali  na 
kucharkę  niejaką  Bohdanówiczową ,  rodem  ze  Żmudzi, 
która  służyła  rok  u  jednego  z  nich,  a  przed  kilką  tygo- 
dniami sama  nas  prosiła  o  wzięcie  jśj  do  Omska.  Od 
przybycia  jój  uczuliśmy  wielką  ulgę;  mamy  przynaj- 
nmiój  komu  zostawić  kwaterę  wychodząc,  i  w  domu 
jaką  taką  usługę ;  a  cicha  sobie  kobiecina  i  nieźle  jeść 
gotuje.  Wszystko  to  jednak  nie  moja  Łukerya,  która 
robiła  bifsżtyk  choćby  na  stół  samego  Wehngtona.  Jój 
zaś  teraz  mieć  nie  mogłem,  bo  jest  w  służbie  i  przytćm 
wybiera  się  Za  mąż*.  » 

«  Gospodarstwo  nasze  urządziliśmy  na  stopę  jak  naj- 
skromniejszą,  jednakże  drożej  będzie  nas  kosztowało 
.niżeli  w  Iszymie;  każdy  bowiem  artykuł  potrzebny  do 


*  Wyt^  na  stronicy  lxxi,  skutkiem  mylnego  wyczytaniu,  Leonard  Korjrcki  został 
podany  za  łonatego,  a  Łukerya  za  jego  szanowną  małżonkę.  Leonard  ale  ralai  żony, 
a  Łukerya,  było  to  drugie  i  powszednie  imle  striapki,  pierwszy  raz  wspomnianej  pod 
imieniem  Maryi. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZUiEWICZA.  CX1X 

życiaj  droższy  tu  we  dwoje,  a  czasem  i  we  troje.  Kloby 
dał  temu  wiarę,  że  w  kraju  stepowym,  gdzie  takie  ta- 
buny bydła,  za  kryszkf,  to  jest  za  garnek  mleka,  trzeba 
płacić  15  kopiejek.  To  nas  zmusza  trzymać  własna 
krowę,  za  którą  przyjdzie  zapewne  najmniej  50  rubli 
zapłacić...  Dla  wiadomości  Januarego  dodaję,  że  teraz, 
jako  przywrócony  do  moicłi  pr^w  osobistych,  mogę 
otrzymywać  zasiłki  pieniężne  z  domu  wprost  na  moje 
ręce  i  bez  żadnego  ograniczenia.  » 

«  Pod  koniec  grudnia  przybył  tu  nasz  wędruję.cy 
wiecznie  ksiądz  proboszcz.  Godzien  chodzimy  z  Pa- 
włem na  mszę  i  nieszpory,  a  nasza  Bohdaiiowiczowa 
ma  zręczność  popisać  się  ze  swoim  dyszkantem,  śpie- 
wając godzinki,  które  przenoszą  mnie  w  c^usy  mojego 
dzieciństwa  i  przywodzą  mi  na  pamięć  najdroższe 
wspomnienia  rodziny.  Tutejsze  zgromadzenie  katolickie 
zupełnie  przyponaina  nasze  kościoły,  gdyż  nie  brakuje 
w  niśm  i  dam  wyżsfego  rzędu.  I  tak,  mainy  tu  jedną 
jenerałowę  i  cztćry  pułkownikowe,  które  wszystkie  są 
wyznania  katolickiego  i  rodem-  z  naszych  stron ,  lub  z 
królestwa  polskiego ;  w  tćj  liczbie  trzy  z  samego  Po- 
dola. Pominąwszy  więc  inne  dogodności  Omska,  czyliż 
mała  i  to .  przyjemność ,  po  tylu  latach  odosobnienia 
znajdować  się  w  towarzystwie  swoich  rodaczek,  albo 
wraz  z  uiśmi  zanosić  modły  do  Boga?  Zaręczam  Mamę, 
że  kiedy  rąz  pierwszy  wszedłem  do  naszego  tymczaso- 
wego kościoła,  zdawało  mi  się ,  że  jestem  na  mszy  w 
Kojdańowie  czy  w  Kraśnem,  a  co  serce  moje  czuło, 
wyrazić  niepodobna.  » 

«  Porobiłem  tu  już  niektóre  znajomości,  ale  w  ogóle 


Digitized  by 


Google 


CXX      '  ŻYWOT 

więcój  jestem  w  domu  niż  za  domem.  Nie  mogę  się 
jeszcze  przyzwyczaić  do  ubierania  się  i  do  kłopotów 
wizytowych,  od  których  wolny  byłem  w  Iszymie  przez 
lat  tyle.  Niepodobna  jednak  będzie  pozostać  długo  na 
dawnój  stopie,  j^.kkolwiek  humor  mój  teraźniejszy  wcale 
nie  do  towarzystwa.  » 

«  Dzięki  ci,  kochany  January,  za  doniesienie  o 
zdrowiu  wszystkich  nam  drogich  i  twojego  Michasia, 
który  jak  piszesz,  okazuje  już,  acz  w  tak  młodym  wie- 
ku, niezaprzeczone  dowody  rozumu.  Co  to  być  musi 
za  pociecha  dla  ciebie !  Jakbym  ję,  pragnął  podzielić  i 
w  zaślepieniu  mojćj  miłości  stryjowskiój  przyznać  wraz 
z  tobą,  że  niemasz  w  świecie  rózumniejszego  dziecięcia 
nad  naszego  Michasia.  Nie  wątpię  zaś,  że  jego  matka 
i  babunia  zgodziłyby  się  na  nasze  zdanie.,.  Ale  cóż 
się  lam  dzieje  z  osierociałemi  dziatkami  naszój  drogiój 
Kasylki?  Prosiłem  naszego  proboszcza,  ażeby  w  koś- 
ciele tomskim  odprawił  mszę  za  jej  duszę.  Tak  więc  o 
pięć  tysięcy  wiorst  od  świeżój  mogiły  biódnój  naszej 
siostry,,  wzniosą  się  na  jój  intencyą  modły  do  nieba. 
Ach !  na  wspomnienie  tój  straty  serce  mi  się  rozdziera 
i  łzy  płyną,  jak  gdybym  dzisiaj  dowiedział  się  o  nićj. » 

«  Od  nowego  roku  (1842),  z  rozkazu  księcia  prze- 
niesieni zostaliśmy  do  kancellaryi  Pogranicznego  Na- 
czelnika sybirskich  Kirgizów.  Tym  naczelnikiem  jest 
teraz  przybyły  niedawno  z  Rossyi  pułkownik  Wiszniew- 
ski, którego  władza  rozciąga  się  nad  całym  stepem 
zamieszkałym  przez  Średnią  Hordę  kirgizką,  i  któremu 
przysyłają  urzędowe  raporta  sułtani,  naczelnicy  okrę- 
gów, prezesowie  dystryktów,  często  nawet  potomkowie 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GXXf 

Dzingischana  lub  Tamerlana.  Rad  jestem  z  tego  prze- 
niesienia, bo  chociaż  mam  zajęcia  nierównie  więcśj 
niż  w  okrużnym  sędzię ,  ale  za  to  większą  pensyą 
(25  r.  as.)  i  co  ważniejsza  nadzieję  dosłużenia  się  ja- 
kiśj  nagrody.  Byleby  tylko  Bóg  dał  zdrowie,  bez  któ- 
rego źle  każdemu  człowiekowi,  a  cóż  dopiero  temu, 
komu  tylko  jedna  praca  może  otworzyć  wrota  do  lep- 
szój  przyszłości.  » 

«  Właściwie  mówiąc,  wypadałoby  mi  teraz,  ni  ztąd 
ni  zowąd  dziwnóm  losów  zrządzeniem  rzuconemu  w 
świat  mahometański,  datować  moje  listy  podług  Hegiry, 
którą  ciągle  mam  przed  oczyma;  ale  ponieważ  u  was 
w  Litwie  data  takowa  wymagałaby  tłumacza,  lub  przy- 
najmniój  zaglądania  do  lexykonów,  zostawiam  ją  na 
stronie  i  piszę  po  waszemu,  póki  zupełnie  nie  zkirgi-- 
siieję.  Pragniesz,  kochany  January,  żebym  napisał  co 
wam  o  Kirgizach.  Tak  jeszcze  mało  znam  te  dzieci 
stepu,  że  żadną  miarą  ciekawości  waszój  zaspokoić  nie 
mogę.  Wreszcie  chcąc  cóś  o  nich  powiedzieć,  trzebaby 
ich  widzieć  na  miejscu  ich  życia,  wśród  jurt,  wśród 
stad  baranów  i  koni.  Kto  zaś,  tak  jak  ja,  siedzi  tylko 
nad  samemi  papierami  przychodzącemi  ze  stepu  pod 
rozbiór  Pogranicznego  Rządu,  ten  może  zapewne  liz- 
nąć po  wierzchu  trochę  wiadomości  o  naturze  kirgiz- 
kiego  narodu,  ale  jeszcze  nie  ma  z  czóm  występować 
przed  innymi.  Bądź  więc  cierpliwy  do  czasu  mego  po- 
wrotu, a  wtedy  zasiadłszy  u  kominka,  szczupłym  zapa- 
sem mojćj  wiedzy  może  ci  uprzyjemnię  długość  zimo- 
wego wieczoru...  Piszę  do  ciebie  wśród  tak  pięknój 
zawieruchy,  iż  zdaje  się,  że  za  każdym  powiewem  wia- 


Digitized  by 


Google 


cxxii  avwoT 


tru,  zawali  się  nasza  cedrowa  kwatera.  Mój  Boże!  co 
w  tśj  chwili  musi  dziać  się  na  stepie.  Jakże  nędzne 
życie  nieszczęśliwego  mieszkańca  w^tlśj  jurty,  po  któ- 
rój  wiatr  swobodnie  buszuje,  lub  którą  zaspy  śniegu 
przywalają.  I  tożto  życie,  którego  nie  jeden  zazdrości, 
czytając  sobie  spokojnie  jaki  pasterski  romans!  Ale 
niechby  jaki  cud  przeniósł  go  nagle  z  wygodnój  ka- 
napy i  ciepłego  pokoju  pod  koszmową  jurtę,  zobaczyli- 
byśmy czy  długo  podobałaby  mu  się  ta  metamorfoza. 
Latem  jeszcze  pół  biódy,  choć  i  wtenczas  roje  owadów 
odbierają  ci  wszelką  przyjemność  świeżego  powietrza 
i  lubego  widoku  natury;  ale  zimą,  i  nieprzyjacielowi 
nawet  nie  życzyłbym  żyć  na  stepie.  » 

c(  Mój  Leonard  przybył  z  Iszymu  w  odwiedziny  do 
mnie,  z  odmrożonym  nosem  w  drodze,  chociaż  luty 
tegoroczny  nie  jest  jeszcze  najsroższy.  » 

c(  W  końcu  marca  zostałem  mianowany  stała  naczel- 
nikiem^ co  będąc  krokiem  na  mojój  drodze,  pociesza 
mię  myślą,  że  się  zbliżam  do  celu  moich  życzeń.  Cho- 
ciaż po  kilku  tygodniach,  z  porady  doktora,  musiałem 
prosić  o  uwolnienie  mię  od  tego  obowiązku  i  wróciłfem 
do  dawnój  czynności,  nic  to  jednak  nie  zawadzi  do 
przedstawienia  mię  za  pilność...  Klimat  tutejszy,  cią- 
gle zmienny  i  nadewszystko  wietrzny,  bardzo  zgubny 
wpływ  wywiera  na  całe  moje  zdrowie,  a  w  szczegól- 
ności na  oczy.  Omsk  odznacza  się  chorobami  oczu. 
Jakże  byłbym  szczęśliwy,  gdybym  mógł  w  nagrodę 
mój  służby  otrzymać,  jeżeli  nie  powrót  na  łono  rodziny, 
to  przynajmniej  przeniesienie  się  do  którój  z  prołudnio- 
wyoh  gubernii,  do  saratowskiej,   astrachańskiej  lub 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  C\XIII 


tym  podobnćj.  Zdaje  mi  się,  że  to  byłoby  lepszym  le- 
karstwem niż  wszystkie  proszki,  mixtury  i  pigułki, 
którycłi  już  tyle  zjadłem,  wypiłem,  połknąłem  w  Sy- 
birze. » 

u  Za  dwa  dni  Wielkanoc,  u  nas  mrozy  po  12  i  15 
stopni,  z  czego  jestem  kontent,  bo  przynajmniój  nie 
zadrypię  się  po  uszy  #dbywając  na  pierwszy  dzień 
przeszło  60  powinnycli  wizyt  z  pozdrowlenjem.  Nie 
uwierzycie,  ile  tu  kłopotu  w  czasie  świąt,  a  jak  żadna 
przyjemnoś<5  nie  wynagradza  tego  ruchu,  w  którym 
przez  kilka  dni  zostawać  muszę.  Ach !  Iszym,  Iszym ! 
ile  to  razy  cię  żałuję,  porównywając  moje  teraźniejsze, 
niby  lepsze,  a  tylko  dolegliwsze  położenie.  » 

«  W  drugićj  połowie  maja,  doczekaliśmy  dni  pię- 
knych —  odżyłem!  Ciepło  jest  niezbędnie  potrzebne 
mojój  naturze,  która  ną  to  zdaje  się  mieć  cóś  wspólnego 
z  roślinami  krain  połi^dniowych,  żebym  lepiej  poczuł 
męki  wygnania.  Od  trzech  dni  gości  u  nas  mój  kochany 
Leonard,  którego  już  'drugi  raz  oglądam  w  Omsku.  Co 
to  za  przyjemność  widzieć  się  ź  człowiekiem,  z  którym 
przeżyło  się  lat  tyle  w  takićj  zgodzie.  A  co  przypo- 
mnień !  Ile  to  set  razy  mokliśmy  razem  wśród  stepu, 
polując  na  cietrzewie,  kuropatwy  i  zające.  Wszystkie 
te  wypadki  naszego  życia  w  Iszymie,  przypominaliśmy 
sobie  wczoraj  wieczorem  i  tak  zagadaliśmy  się,  że  le- 
dwie zegarek  przyniósł  nam  na  myśl  potrzebę  spoczyn- 
ku...  Co  się  tyczy  polowania,  teraz  gdy  mi  już  i  strzelbę 
wolno  trzymać  w  ręku,  pozwolę  sobie  tćj  najmilszej 
rozrywki...  Głos  przepiórek  i  derkaczy  (chruścieli) 
wrzeszczących  za  rzeką,  od  wielu  dni  spać  mi  nie  daje. . . » 


Digitized  by 


Google 


CXXIV  2YW0T 


a  Muszę  ci  leż,  kochany  January,  opowiedzieć  pier- 
wsza moja  wycieczkę  myśliwską  za  rogatki  Omska, 
Zawczoraj  (19  lipca)  korzystaję.c  z  dnia  wolnego  od 
służby,  jeździliśmy  na  step,  o  wiorst  40  za  Irtysz.  Mo- 
żesz sobie  wyobrazić  jak  jestem  zagorzałym  myśliwym, 
kiedy  odważyłem  się  bez  siatki  na  twarzy  stawić  czoło 
chmurom  owadów,  które  bynajjnnićj  nie  miały  względu 
na  czynównika  Pogranicznego  Zarządu  i  cięły  go  nie- 
litościwie.  Polowanie  niebardzo  się  udało  :  zabiłem 
tylko  sztuk  dziesiątek,  gdyż  przewodnik  nasz  zbłądził 
i  nie  zapręwadził  nas  w  to  miejsce,  gdzie  miało  być 
niesłychane  ninóstwo  ptastwa,  a  co  gorsza,  tak  nas 
wykierował ,  żeśmy  kilkanaście  godzin  byli  bez  kropli 
wody.  W  powrocie  zajechaliśmy  do  kirgizkiego  aułu, 
mającego  jurt  ze  czterdzieści,  który  pierwszy  raz  w  ży- 
ciu widziałem.  Przyjmował  nas  kumysem  aulny  star- 
szyna,  p.  Dźanybek.  Zebrało  się  na  przypatrzenie  się 
nam  do  dwadzieściorga  Kirgizów  i  Kirgizek,  z  których 
jedna  cud  piękności !  Biała  jak  śmietanka,  nos  grecki, 
zęby  jak  perły,  włosy  krucze,  splecione  w  secinę  lśnią- 
cych warkoczy,  wzrost  okazały,  i  przy  tćm  wszystkiem 
lat  17 !  Niezmiernie  była  uszczęśliwiona,  kiedym  jej 
ofiarował  bułkę  chleba.  Rozdzieliła  ją  zaraz  po  kawa- 
łeczku całemu  aułowi.  Wszyscy  się  oblizywali  jak  u 
nas  dzieci  kiedy  dostaną  po  ćwiartce  pomarańczy. 
Dźanybek,  zachwycony  widokiem  mojej  dubeltówki, 
chciał  przekonać  się  czy  umiem  jćj  używać  i  kazał  mi 
strzelać  małe  kuliki  ulatujące  nad  jeziorem.  Gdy  bez 
pudła  zabiłem  ich  parę,  zawołał :  Nu,  master,  master! 
Ja  sam  master  strelat'  z  wmtowka  utki  i  zojca,  no  ty 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZEIBWICZA.  CXXV 

master  bolszal  Bracia  jego  Kazybek  i  Bałbek  powtó- 
rzyli :  master!  master!  Za  nićmi  cały  auł  trzykroć  za- 
wrzeszczał :  master !  master !  master!  Nic  zaś  tćj  dzi- 
czy tak  nie  dziwiło,  jak  cygaro.  Utrzymywali,  że  to  naj- 
większy wynalazek  Europejczyków  i  po  sto  razy  wy- 
krzykiwali :  Nienada  trubka^  nienada  czybuk,  a  kuryt' ! 
Coby  to  było  gdyby  zobaczyli  parochod  lub  balon.  » 

Przytoczone  tu  urywki  listów,  składając  pewien  ro- 
dzaj pamiętnika  spisywanego  z  biegiem  czasu,  dają 
niemal  całkowite  wyobrażenie  życia  naszych  wygnać^ 
ców  w  Omsku,  zimą  i  latem,  a  ten  zarys  pierwszego 
roku,  może  służyć  za  tło  do  obrazu  lat  następnych, 
zmieniającego  się  nieznacznie,  koleją  drobnych  zdarzeń 
i  wypadków. 

Jednym  z  takich  wypadków  było  przyjście  uwolnie- 
nia dla  Gustawa  Zielińskiego.  Adolf  wziął  w  sierpniu 
urlop  na  dni  kilkanaście,  pojechał  do  Iszymu  podzielić 
się  radością  ze* swoim  przyjacielem,  pożegnać  go  i  wy- 
prawić w  drogę  z  poleceniami  do  Dziahylny,  gdzie 
był  dawno  zapowiedzianym,  a  późnićj  serdecznie  przy- 
jętym gościem. 

Za  powrotem  z  tćj  podróży,  na  początku  września, 
zaszła  radykalna  zmiana  w  ministeryum  spraw  wewnę- 
trznych gospodarstwa  emskiego.  Oddawna  już  szły  do 
matki  skargi  na  kucharkę.  Pokazało  się  z  czasem,  że 
ta  «  cicha  kobićcina  »  co  tak  celowała  w  śpiewaniu 
godzinek,była  pełna  kaprysów  i  złości,  a  przytem 
miała  nałożek  pijaństwa,  który  z  niesłychaną  hipokry- 
zyą  pokrywała  pozorami  słabości  zdrowia.  «  Musimy 
ją  łajać  codziennie  —  powiadał  Adolf  —  żeby  zaś  je- 


Digitized  by 


Google 


CXXVI      ^  ŻYWOT 

dnemu  nie  było  za  ciężko,  łajeiny  kolej-  :  jednego  dnia 
ja,  drugiego  Paweł.  W  niedzielę  mamy  odpoczynek, 
gdyż  zazwyczaj  albo  wyjeżdżamy  na  polowanie,  albo 
jemy  obiad  u  którój  z  naszych  rodaczek.  »  Nareszcie 
doniósł  :  «  Wczoraj  doprowadzeni  do  ostateczności 
przez  naszę  panią  Bolidanowiczowę,  wypowiedzieliśmy 
jśj  na  wieki  wieków  służbę  i  pozbyliśmy  się  tój  jędzy 
z  domu.  Trzeba  było  widzieć  naszą  radość,  kiedyśmy 
ją  ujrzeli  za  wrotami.  Jeżeli  takie  wszystkie  Baby  na 
Żmudzi,  to  za  co  tę  ziemię  nazywają  świętą?  —  Tym- 
czasem jeść  nam  gotuje  znowu  nasza  poczciwa  gośpo-^ 
dyni,  nim  przybędzi  z  Iszymu  Łukerya,  która  po  wy- 
jeździe Gustawa  oświadczyła  życzenie  przenieść  się  do 
Omska  i  służyć  u  dawnego  swego  pana.  w 

Na  początku  października-  dawny  pan  i  jego  towa- 
rzysz, z  wielkiem  uradowaniem  doczekali  się  «  biegłój 
dyrektorki  ich  kuclmi  »  a  to  tćm  bardziój  było  im  na 
rękę,  że  niezadługo  wypacBo  przyjmować  dalekiego 
gościa. 

-  «  Pani  Stanisławowa  Rozakiewiczowa  —  pisał  Adołf, 
5  listopada  —  szczęśliwie  przybyła  do  .Omiska  i  zaba- 
wiwszy, dwa  dni,  które  najmilej  przepędziliśmy,  pośpie- 
szyła do  swego  męża.  Jest  on  teraz  w  Syberyi  wscłio- 
dniśj^  na  służbie  prywatnej  u  przedsiębierców  doby- 
wania złota.  Nieźlei  mu  się  powodzi :  bierze  do  2,000 
r.  as.  pensyi  rocznej,  tylko  latem  musi  pędzić  życie  w 
tajgach,  to  jest  w  obozowiskach  kopaczy  na  pustyni. 
Za  dni  sześć  lub  ośm  uściśnie  on  swoją  Penelopę.  Dwa 
razy  mieliśmy  przyjemność  służyć  jej  naszym  obiadem, 
który  dał  jej  wyobrażenie  o  kuchni  sybirskiej,  o  talen- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXXVII 


lacb  naszój  striapki  i  o  guście  kancellarzystów  kirgiz- 
kiego  rzędu.   Żałujemy  tylko  bardzo,'  że  w  liczbie 
wszystkich  przysmaków,  nie  mogliśmy  ją  poczęstować 
.  młodśm  źrebięciem,  coby  było  prawdziwie  kirgizkiśm^ 
ugoszczeniem.  » 

Tak  tedy  oprócz  korespondencyi ,  zdarzała  się  i 
ustna  zamiana  wiadomości  z  krajem,*  a  zdarzenia  te 
poczynały  być  coraz  częstsze. 

«  Drugi  z  moich  zacnych  towarzyszy  —  donosił 
Adolf  matce,  25  listopada  —  z  którym  lat  ośm  miesz- 
kałem w  Iszymie,  Eugeni  Łempicki,  otrzymał  uwol- 
nienie i  wkrótce  opuszcza  Sybir.  Dziś  go  właśnie  o 
tćm  szczęściu  uwiadamiam  i  proszę  (a  co  on,  nie  wąt- 
pię, z  wielką  przyjemnością  spełni)  ażeby  jadąc  do 
domu,  wstąpił  do  Dziahylny.  Jestto  sąsiad  Gustawa, 
od  którego  odebrałem  list  z  Moskwy,  a  który,  wedle 
mego  rachunku,  powinien  był  stanąć  u  was  około 
25  października.  » 

Garstka  naszych  posieleńców  iszymskich,  rozpra- 
szała się  coraz  bardzićj,  chociaż  w  różny  sposób.  Najr- 
dawniejszy  towarzysz  Adolfa,  który  z  nim  razem  przy-' 
ł)ył  z  Tobolska  do  Iszymu,  Józef  Nowak,  dotknięty 
-ciężką  chorobą  piersiową,  przyjechał  na  kuracyą  do 
Omska,  ostatnich  dni  grudnia.  Dwaj  koledzy  tu  za- 
mieszkali, przyjęli  go  do  siebie  i  otoczyli  najtroskliw- 
szem  staraniem,  a  doktor  Jazon  zajął  się  mało  obiecu- 
jącym stanem  jego  zdrowia. 

Odjazd  każdego  ze  współpokutników  do  kraju,  przy- 
nosił teraz  Adolfowi  tóm  więcćj  pociechy  i  pokrzepie- 
nia, że  i  postępy  na  drodze  służbowej  zdawały  się  go 


Digitized  by 


Google 


CXXVIII  ŻYWOT 


zbliżać  do  celu  życzeń.  Pod  koniec  1842  r.  chlubił  się 
przed  matką  :  «  Praca  moja,  mogę  powiedzieć,  nad 
siły,  zasłużyła  na  uwagę.  Rząd  pograniczny  przedsta- 
wił mnie  naszemu  naczelnikowi  do  nagrody,  lecz  czy 
ją  otrzymam  i  jaka  będzie,  o  tćm  zapewne  nie  prędko 
się  jeszcze  dowiem.  » 

Nagrodę  tę  otrzymał  i  była  ona  »  podziękowaniem 

za  pilność,  »  Rok  1843  niemal  cały  jednak  upłynął  bez 

mocniejszego  zbudzenia  się  nadziei ;  ale  pod  względem 

uczuć  związanych  z  przeszłością,  poruszył  jedno  ich 

^  bardzo  tkliwe  ogniwo. 

W  kole  rodzinnym,  oprócz  najżywszśj  miłości  wza- 
jemnśj  sióstr  i  braci,  była  szczególna  jeszcze  spójnia 
moralna  między  Adolfem  i  Eustachym.  Najbliżsi  siebie 
latami,  najpodobniejsi  może  w  niektórych  usposobie- 
niach umysłu,  przed  rozstaniem  się  widni  już  jeden 
drugiemu  na  pdu  czynnego  życia,  byli  oni  połączeni 
nietylko  najserdeczniejszóm  przywiązaniem,  ale  nadto 
tym  szacunkiem  wzajemnie  uznawanych  w  sobie  przy- 
miotów, jaki  bez  związku  pokrewieństwa  nawet,  staje 
•się  węzłem  nigdy  nie  gasnącej  przyjaźni.  Rzuceni  na 
dwa  przeciwne  krańce  naszego  rozproszenia,  przedzie- 
leni zupełną  niemożnością  zamiany  choćby  kilku  wy- 
razów braterskiśj  miłości,  tęsknili  do  siebie  zawsze,  a 
braknęli  sobie  wtedy  najwięcej,  kiedy  ich  myśl  padała 
na  to,  co  ich  najmocnićj  obchodziło.  «  Ach  gdyby  tam 
był  mój  Staszutko !  »  —  wiele  razy  powtarzał  Adolf, 
rozpamiętywając  o  interesach  domu,  o  troskach  matki, 
o  środkach  przedsiębranych  do  uwolnienia  jego  z  Sy- 
biru.   «  Czemuż  tu  niemasz  mego  Adolfa !  »  — wołał 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GXXIX 

Eustachy,  ilekroć  w  naszym  trudzie  emigracyjnym 
dała  się  uczuć  potrzeba  silnego  charakteru  i  zdolnego 
robotnika,  albo  na  widokręgu  naszych  przeznaczeń  za- 
błysło jakie  światło  nadziei  i  nowego  powołania.  Miłość 
i  uwielbienie  dla  starszego  brata,  zrodziły  w  nim  to 
przekonanie ,  że  los  mylnie  naznaczył  im  stanowiska 
wygnańcze,  a  naprawa  tój  myłki  byłaby  nawet  czynem 
patryotycznym...  «  Niech  Adolf  będzie  uwolniony,  a 
ja  dobrowolnie  pójdę  zastąpić  jego  miejsce  na  Sybirze, 
i  żędam  tylko  jednćj  łaski,  żebym  mógł  po  drodze 
odwiedzić  moją  matkę  i  wziąść  od  nińj  ostatnie  błogo- 
sławieństwo. »  Tak  wyraził  jeszcze  w  roku  1836  swoje 
życzenia,  którym  jeżeli  nie  stało  się  zadość ,  to  nie  z 
przyczyn  zależnych  od  jego  woli.  Nie  mogąc  ani  skut- 
kiem, ani  choćby  wprost  przesłanemi  słowami,  okazać 
bratu  swych  uczuć,  powierzył  je  późniój  kartce  dru- 
kowanej, która  podobno  nigdy  rąk  Adolfa  nie  doszła, 
a  zwróciła  na  niego  podejrzliwe  oko  rządu*.  Długo 

*  Jettto  ttronica  na  końca  dzieła :  Panowanib  Staiti sława  Augusta,  prsez  Ls- 
ŁBWSLA.  Wydanie  czwarte.  Parył,  w  księgarni  PplskićJ,  rue  des  Marals  Saint-Oer- 
main,  17  hit,  18S9. 

Zawiera  ona  co  nastąpi^e : 

Do  Adolfa  Januszkibwioza 

w  hzymie  (Syberya). 


Bracie  Adolfie, 

Szeroką  naa  Pan  Bóg  rozgrodził  przestrzenią  :  ciebie  skazał  na  samotność  śród 
pustyń  i  lasów;  mnie  zostawił  w  samotności  uczuć  śród  zamętu  gwarnego  świata 

Z  ogniska  europejskićj  oświaty,  po  jćj  promieniu ,  Jeśli  tam  który  dochodzi ,  po- 
syłam ci  tą  powieść  o  rzeczach  narodowych,  jako  niezabud  miłości  i  tęsknoty. 

Czytając  ją,  przypomnisz   myśli ,   co  stanowiły   między   nami  najświętsze  pokre- 

i 


Digitized  by 


Google 


CXXX  ŻYWOT 

pocieszali  się  obadwaj,  królkiemi  tylko  wiadomościami 
jeden  o  drugim,  a  nakoniec  pośredniczka  Galicyanka, 
znalazła  sposób,  że  własnoręczne  jśj  i  Eustachego  wy- 
razy, poszły  do  Omska  jako  przypiski  do  listu  matki 
dodane  niby  w  Dziahylnie. 

Otrzymawszy  je  w  marcu  1843,  uszczęśliwiony  Adolf, 
odpisało bojgu,  4/16  t.  m. 

Do  Eustachego.  «  Najdroższy  przyjacielu!  Są  wży- 
ciu naszćm  chwile,  których  pamięć  zostaje  nazawsze  w 
duszy  człowieka.  Jednj  z  tych  chwil  jest  dla  mnie  ta, 
\^  której  po  tylu  latach  milczenia ,  odebrałem  dowód 
twojśj  Gzułćj  jM^zyjaźni.  Com  czuł  na  widok  twoich  wy- 
razów, napróżnobym  się  starał  wypowiedzieć.  Była  to 
chwila  takiego  szczęścia,  co  blask  swój  uroczy  rzuciło 
nawet  na  sam§  noc  mojego  wygnania.  Lecz  pocóż  mam 
nad  tóm  się  rozwodzić  :  ty  wiesz,  że  cię  kocham  nad 
życie,  a  ja  wiem,  że  serce  twoje  czyta  w  mojćm,  jak 
w  swojem  własnśm. 

«  O  jakże  ci  wdzięczen  jestem,  mój  drogi  towarzyszu 
młodości,  za  te  kilka  wyrazów,  co  spadły  na  mnie  jak 
z  nieba.  Ty  piszesz,  iż  za  jednj  chwilę  widzenia  się  ze 
mną...  dałbyś  wszystko.  AchJ  cóżbym  ja  dał  ża  nią, 
ja  który  lat  tyle  rozłączony  ze  wszystkiemi  i  ze  wszy- 
stkićm ,  co  stanowiło  moje  szczęście ,  usycham  wśród 

wleństwo;  a  w  kplel  historycznych  wydarzeń  dojrzysz,  że  wolno  spodziewać  słę 
wiele  temu,  co  mocno  chcied  umie. 

Proś  ze  mną  Boga,  abyśmy  mogli  łyć  Jeszcze  razem  w  poczciwej,  nłytecznćj  spM- 
bliinim  pracy,  jako  dziś  tyjem  w  jednćmże  wspomnienia  i  nadziei. 

ECSTACHT. 

Paryż,  29  listopada  1889. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GXXX1 

pustyń  Syberyi,  jak  afrykańska  palma,  przesadzona 
pod  chłodną  strefę,  i  jeżeli  żyję,  to  samemi  tylko  wspo- 
mnieniami ,  których  urok  silniśj  mię  przywiązuje  do 
życia,  niż  nadzieja,  co  już  tyle  razy  mnie  zawiodła,  i 
z  którą  zaczynam  już  być,  jeśli  mogę  użyć  tego  wyra- 
żenia, na  coraz  bardziej  etykietalnśj  stopie. 

«  Cóż  ci  powiem  o  sobie?  Wiesz  zapewne  wiele 
szczegółów  o  mnie  od  mojćj  rodziny.  Jeżeli  zaś  nie 
często  miewasz  stosunki  z  Dziahylną,  powiem  ci  w 
krótkości,  że  od  2*  września  1841  r.  przeniosłem  się 
do  Omska,  gdzie  zostaję  w  służbie  cywilnój,  w  stopniu 
kancellarzysty  i  biorę  25  r.  as.  na  miesiąc.  Pracuję 
w  Rządzie  pogranicznym  sybirskich  Kirgizów,  i  jednym 
z  moich  naczelników  jest  kirgizki  sułtan,  członek  tegoż 
rządu.  Cała  Średnia  Horda  jest  pod  naszą  władzą  i 
często  się  zdarza,  że  piszę  wyrok  w  sprawie  jakiego 
potomka  Dzingischana  lub  Tamerlana,  przekonanego 
o  baran  tę,  to  jest  o  rabunek  złodziejski.  Tarbogataj- 
skie  i  Ałatauskie  góry,  brzegi  Bałchasza  obfite  w  ty- 
grysy, Ajaguza  dumna  swómi  bażanty  i  Karkarały 
pyszne  ze  swych  aszerytów,  nieraz  już  drżały  na  widok 
ukazu  napisanego  moją  ręką.  Czyż  ci  się  kiedy  śniło, 
aby  twój  dawny  towarzysz,  wyszedł  w  Azyi  na  tak 
strasznego  człowieka ! 

«  Jakkolwiek  z  wielu  względów  na  Omsk  narzekać 
nie  mogę,  żal  mi  jednak  mego  cichego  Iszymu,  gdzie 
miałem  swoją  chatę,  ogród,  konia,  psy,  koty  i  gołębie, 
i  gdzie  pędziłem  życie  zupełnie  niezależne ,  kiedy  tu 
wśród  szumu  stołecznego  miasta  Syberyi,  pilnować  się 
muszę  godziny  i  męczyć  wzrok  nad  bumagami.  Tam 


Digitized  by 


Google 


CXXXII  ITWOT 

istny  liber  baron,  hasałem  na  moim  Parysie  po  stepie, 
lub  z  poczciwym  Karpatem  polowałem  na  cietrzewie 
albo  białe  kuropatwy.  Tak  więc  i  w  Syberyi  mam  już 
moj§  przeszłość  i  tęsknotę  za  przeszłością. 

«  Zdrowie  moje  od  niejakiego  czasu  znacznie  się 
poprawiło,  nawet  oczy,  co  już  tyle  strat  opłakały,  co 
odwykły  od  blasku  nadziei ,  mniśj  jednak  potrzebują 
lekarskiej  pomocy.  Z  tego  mógłbyś  mieć  wcale  niezłe 
o  mojśm  ja,  pod  względem  fizycznym  wyobrażenie, 
gdybym  ci  nie  dodał ,  że  głowa  skutkiem  dwunastole- 
tniego cierpienia,  od  przechodzących  przez  nią  myśli, 
znacznie  pobielała.   - 

«  Pisząc  z  Syberyi,  muszę  też  cokolwiek  powiedzieć 
coby  miało  na  sobie  barwę  miejscową.  Donoszę  ci 
więc,  że  w  tych  dniach  przywieziono  do  Tobolska 
cząstkę,  to  jest  i,000  pudów  mamuta,  z  mięsem  i  szer- 
ścią.  Zbudziliśmy  go  ze  snów  czterdziestowiecznych 
niedaleko  ujścia  Obi ,  w  ojczyźnie  Samojedów,  renife- 
rów i  borealnój  zorzy.  Leżał  on  do  góry  nogami,  a 
obok  niego  drugi,  mały,  zapewne  syn  obok  matki  nie- 
odłącznej od  swego  dziecięcia  w  strasznej  chwili  kata- 
klizmu; ale  ten  ostatni  zgnił  zupełnie.  Czemuż  tu  nie 
mamy  drugiego  Cuviery  któryby  mógł  rozmówić  się  z 
tym  przedpotopowym  obywatelem  świata? 

«  Bądź  zdrów  mój  drogi,  uściśnij  odemnie  twego 
brata  i  wszystkich,  których  znałem,  kochałem,  wielbi- 
łem, a  teraz  zawsze  wspominam.  Powiedz  im,  że  ich 
pamięć  największą  jest  dla  mnie  pociechą.  Oby  Bóg 
wam  wszystkim  błogosławił!...  » 

Do  Eugenii.  «  Kilka  słów  Pani  było  dla  mnie  t^m, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JAN08ZKIBWIGZA.  CXXX111 


czśm  kropla  wody  spragnionemu  na  pustyni.  Jak  blask 
północnej  zorzy  rozwesela  posępną  noc  Syberyi,  tak 
Jej  pamięć  o  mnie,  rozjaśniła  tęskną  duszę  wygnańca. 
Z  dzikich  stepów  Kirgiza,  z  nad  dalekich  brzegów  Ir- 
tysza, cóż  Ci  poszlę  na  znak  mojśj  wdzięczności?... 
Niestety !  jedną  tylko  łzę,  co  skropiła  Twoje  wspomnie- 
nie... lecz  i  tę  racz  przyjąć  od  nieszczęśliwego  i  wie- 
rzyć, ze  nic  nie  zrówna  mojemu  szacunkowi  jaki  mam 
dla  Niśj...  » 

Po  tśj  korespondencyi  ożywionój  radośnśmi  wzru- 
szeniami, w  parę  miesięcy  nastąpił  list  pełen  cienia 
żałoby. 

«  Wczoraj  otrzymałem  od  Mamy  smutną  wiadomość 
o  zgonie  szanownego  ojca  naszćj  Maryli.  Oby  Naj- 
wyższy pocieszył  ją  po  tśj  nieodżałowanej  stracie... 
Proszę  Mamy  oświadczyć  jćj,  że  całśm  sercem  podzie- 
lam jej  smutek. 

«  Ach  i  my  także,  kilka  dni  temu,  ponieśliśmy  stratę 
w  osobie  niegdyś  towarzysza  naszego  wygnania,  i  wy- 
lewaliśmy łzy  na  wczesnśj  jego  mogile.  Biśdny  Józef, 
po  kilkomiesięcznćj  chorobie,  na  ręku  naszćm  skończył 
swoje  cierpienia  4/16,  a  6/18  t.  m.  (maja)  pochowa- 
liśmy go  na  omskim  cmentarzu.  Całą  noc  ostatnią  prze- 
pędziliśmy obok  jego  łoża^  co  chwila  czekając  skona- 
nia, albowiem  doktor  nam  powiedział,  że  już  są  poli- 
czone godziny  jego  i  sam  chory  znał  to  doskonale. 
Będąc  w  suchotach,  zachował  przytomność  do  śmierci 
i  troszczył  się  tylko  o  to,  żeby  jak  najprędzćj  przestał 
cierpieć.  Ostatnie  jego  wyrazy  były  :  «  Ach  kiedyż 
skończę!...  » 


Digitized  by 


Google 


CXXXIV  ŻYWOT 


W  początku  czerwca,  odbył  Adolf  pierwszą  wycie- 
czkę w  stepy  kirgizkie,  którą  opisał  następnie  w  liście 
20**  t.  m.  (2  lipca  n.  s.) 

«  Na  wsiadaniu  do  poczto wśj  taradejki,  ledwo  mia- 
łem czas  donieść,  że  wyjeżdżam  z  Omska,  nie  dodając 
dokąd  i  na  jak  długo.  Może  takie  doniesienie  nabawiło 
trochę  niespokojności ;  ale  gorzśj  byłoby,  gdyby  Mama 
wówczas  wiedziała  o  celu  mojdj  podróży  :  bo  przez 
dni  kilkanaście  zostawałaby  w  obawie  o  swego  synka, 
przypuszczając  że  go  dzikie  Kirgizy  zjedzą  jak  barana. 
Teraz  zaś.  kiedy  w  ciągu  dni  trzynastu,  zrobiwszy 
wiorst  2,000  z  górą,  cały  i  zdrów  wróciłem,  mogę  bez 
wszelkiego  niebezpieczeństwa  powiedzieć,  że  z  polece- 
nia mojego  naczelnika,  jeździłem  w  głąb'  kirgizkiego 
stepu,  dla  ułatwienia  niektórycli  interesów  skarbowy  cli 
i  wręczenia  summ  naczelnikom  w  Kokczetawie  i  Ak- 
mołłacłi,  stolicacłi  okręgów  tycłiże  imion. 

«  Jakkolwiek  krótka  była  moja  podróż,  jeśli  mi  je- 
dnak Bóg  pozwoli  ujrzeć  kiedy  rodzinne  progi,  łjędę 
miał  dużo  do  gadania  o  nićj  i  może  gawędka  moja 
większą  zbudzi  ciekawość,  niż  opowiadanie  podróży 
za  powrotem  z  krajów  każdemu  znanych  i  po  tysiąc 
razy  opisanych.  Dziś  zdrożony,  zmęczony  i  zajęty  nie 
jedną  robotą,  w  krótkości  tylko  powiem  :  że  po  nie- 
zmierzonych obszarach  stepów  leciałem  jak  strzała ;  że 
obok  mego  faetonu,  pędzjło  ciągle  w  cwał  kilku  od  stóp 
do  głów  uzbrojonych  kozaków ;  że  przebywałem  dość 
znaczne  góry,  odziane  lasami  i  zamieszkane  przez  nie- 
dźwiedzi, marałów,  łosi  i  jeleni ;  że  w  pław  przejeżdża- 
łem bezmostne  rzeczki,  nikomu  w  Europie  nieznane,  a 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXXXV 

nad  brzegami  ich,  pierwszy  raz  po  dwunastu  latach, 
słyszałem  miły  śpiew  słowika ;  że  widziałem  kirgizkie 
plemiona ,  koczujące  razem  w  liczbie  tysiąca  i  więcśj 
jurt,  na  przestrzeni  jakich  dwudziestu  pięciu  lub  trzy- 
dziestu wiorst,  zasianych  krociami  koni,  wielbłądów, 
baranów  i. bydła  cudnśj  piękności ;  że  napotykałem  ka- 
rawany kupieckie  idące  z  Taszkentu  i  Kokandu,  stada 
sajg,  dzikich  koni,  zwanych  kułanami;  że  nareszcie 
musiałem  wazką  drogą  stepową  lecieć  w  pośród  pło- 
mieni palącego  się  na  okoł  stepu...  Czyż  to  wszystko 
nie  ciekawe?  Czy  nie  ciekawsze,  jak  widok  pól  niemie- 
ckich zasadzonych  kartoflami ,  albo  neapolitańskich 
lazaronów  zajadających  makaron?  Tu  ja  nigdzie  źdźbła 
zboża  nie  widziałem;  nigdzie  płotu,  wszędzie  prze- 
strzeń bez  końca.  Oddychałem  pełno,  szeroko,  jak 
Arab  na  pustyni.  Upal  tylko  i  kurz  nieznośny,  doku- 
czały mi  niemało.  Pomimo  tych  nieprzyjemności,  wielce 
rad  jestem  z  mojój  wyprawy  i  nie  obejrzałem  się  jak  te 
parę  tygodni  przeleciało.  Teraz  ciągle  mi  się  marzą 
jurty,  wielbłądy,  pożary  stepu,  sajgi,  kułany,  a  podróż 
taki  miała  wpływ  na  moje  zdrowie,  że  jem  za  trzech, 
a  śpię  za  sześciu;  ale  bo  też  trzeba  wiedzieć,  że  przez 
cały  ten  czas  nie  zjadłem  ani  kawałeczka  wołowego 
mięsa  i  ani  razu  nie  spałem  dłużój  nad  dwie  godziny. 
Przepraszam  za  tak  krótki  i  pobieżny  opis  :  może  póź- 
niój  będę  miał  sposobność  to  wynagrodzić.  » 

Z  sierpniem  kończyły  się  dwa  lata  mieszkania  w 
Omsku  i  na  tój  samćj,  od  początku  najętćj  kwaterze; 
ale  kwatera  ta  «  w  zimie  chłodna,  latem  gorąca,  pełna 
myszy,  tarakanów,  pluskiew,  dojadła  do  żywego  »  obu 


Digitized  by 


Google 


CXXXV1  ŻYWOT 


lokatorom.  Jedną  tylko  miała  zaletę,  że  blizko  była  od 
kancelłaryi,  lecz  i  ta  dogodność  stała  się  największą 
niedogodnością;  każdy  bowiem,  potrzebny  czy  niepo- 
trzebny, pożądany  czy  niepożądany,  wstępował  po 
drodze,  żeby  się  ogrzać  i  czas  zabić.  «  Łatwo  pojąca 
że  człowiekowi  lubiącemu  odetcłmąć  z  książką  w  ręku, 
odwiedziny  te  nie  przypadały  do  smaku  i  kwatera 
zbrzydła  bardziej  dla  nicłi,  niżeli  dla  wszystkich  żyją- 
tek gnieżdżących  się  w  jśj  ścianach.  » 

Niełatwo  wszakże  w  Omsku  o  wygodne  mieszka- 
nie. «  Właściciele  domów  po  większej  części  są  ludzie 
bićdni,  którzy  z  poczętku  budują  jeden  pokoik  i  sionki, 
a  w  miarę  wzrastających  z  najmu  funduszów,  przydają 
potśm  pokój  drugi,  trzeci  i  tak  dalśj.  Ztąd  rodzi  się 
niekształtna  i  najniewygodniejsza  budowa,  a  w  do- 
datku Ąo  tego  jeszcze  najczęściej  zimna.  »  Pomimo  to, 
udało  się  znaleść  domek  właśnie  tylko  co  powiększony 
i  świeżo  wyporządzony.  Koledzy  z  całćm  swśm  gospo- 
darstwem, na  początku  września  wprowadzili  się  do 
niego,  a  w  połowie  października  przyjmowali  w  nim 
bardzo  z  daleka  przybyłych  gości. 

«  Wyobraź  sobie  mój  January  —  pisał  Adolf  do 
brata  —  jaką  miałem  onegdaj  niespodziankę.  Zmę- 
czony kilkogodzinną  pracą,  wracam  z  kancelłaryi  i 
przechodząc  mimo  okien ,  postrzegam  w  mojój  kwate- 
rze dwa  czśpki^  z  pod  których  wyglądają  dwie  damy. 
A  to  cóż  za  goście?  —  pomyślałem  sobie.  Czy  postój 
jaki  zajął  naszą  kwaterę?  Czy  dwie  jakie  panie  posta- 
nowiły sobie  wziąść  nas  za  mężów?  Ale  przypomnia- 
wszy, że  kwatera  wolna  w  tym  roku  od  postoju,  że 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXXXT11 

Paweł  łysy  a  ja  siwy,  musiałem  uznać  moje  przypusz- 
czenia za  bezzasadne.  Cóż  więc  znaczą  te  czćpki? 
Przyśpieszam  kroku,  wchodzę  na  dziedziniec,  aż  na 
dziedzińcu  stoi  karćta,  wielka  jak  arka  Noego,  a  w 
niej,  na  niśj,  za  nię  i  pod  nią  moc  krobek,  pak, 
pudeł,  kufrów  i  tłómoczków.  Na  progu  rozwiązuje  się 
zagadka.  Dwie  owe  damy  były  :  pani  Kosakowska  i 
pani  Umińska  z  Wołynia,  jadące  do  swycli  mężów  na 
wschodnią  Syberyą.  Niestety!  kilka  tylko  godzin  cie- 
szyliśmy się  ich  mił^m  towarzystwem,  gdyż  zabawiły 
tyle  tylko,  ile  było  potrzeba  dla  naprawienia  powozu, 
a  śpieszyć  się  musiały,  jużto  z  niecierpliwości  ujrzenia 
swych  mężów,  już  to  żeby  korzystać  z  cudnej  pogody, 
którą  się  cieszymy  od  dwóch  tygodni.  Kilka  te  godzin 
lak  dla  nas  niespodziewanych,  na  długo  w  naszśj  pa- 
mięci zostaną.  » 

Zresztą,  czas  upływał  jednostajnym,  powszednim 
trybem.  «  Dzięki  wygodnej  kwaterze  —  donosił  Adolf 
o  sobie  —  siedzę  po  większćj  części  w  domu  i  w  chwi- 
lach, które  mi  pozostają  od  prac  skarbowych,  czytam 
co  mi  wpadnie  w  ręce...  Niech  jednak  Mama  nie  są- 
dzi, że  prowadzę  życie  zupełnie  pustelnicze.  Od  początku 
zimy,  najmniej  dwa  razy  w  tydzień  bywam  na  wie- 
czorach, gdzie  wszystko  co  żyje,  nie  wyłączając  mło- 
dych panienek,  gra  w  karty  —  nie  na  pacierze,  jak  to 
u  nas  za  moich  czasów  bywało.  Grają  tu  pospolicie 
w  preferansa,  a  że  ja  tej  gry  nie  umiem  i  nauczyć  się 
jej  (jako  wielce  głupiej,  podług  mojego  i  całej  na\\^t 
tutejszój  publiczności  zdania)  nie  chcę,  grywam  więc 
po  staremu  w  wista  i  to  jak  najtaniśj ,  ażeby  tylko 


Digitized  by 


Google 


CXXXVfn  ŻYWOT 

uczynić  zadość  tutejszym  zwyczajom  i  nie  grać  w  bał- 
wana wśród  towarzystwa  siedzącego  około  zielonych 
stolików.  Ale  dodać  muszę,  że  w  tych  dniach  zdarzyło 
mi  się  widzieć  dwie  osobliwości.  Oto  ujrzałem  naprzód 
ćwika y  którego  od  czasów  pahi  Oraczewskiej,  to  jest 
od  1811  roku  nie  widzisJem;  pokazano  mi  późniój 
tygrysiątkOy  złapane  w  stepie  kirgizkim  nad  BaJcha- 
szem,  które  znajduje  się  teraz  tu  w  kuchni  u  pewnego 
doktora.  » 

Jednostajność  tak  zatrudnień  jak  i  rozrywek  równie 
bezbarwna,  oswojenie  się  z  nud§  powolnego  dążenia 
do  założonego  sobie  celu,  pewna  spokojność,  albo  przy- 
najmniej cierpliwość,  wynikająca  z  oparcia  się  na  ro- 
zumowej rachubie,  to  wszystko  poczynało  znowu  two- 
rzyć na  długo  ten  cichy,  regularny  prąd  życia,  który 
nieznacznie  usypia  ducha.  W  tśm  nagle,  zjawiła  się 
budzicielka  nadzieja  i  zatliła  w  piersiach  iskierkę,  któlra 
rozpłomieniła  się  prędko,  a  jednocześnie  z  różnych 
stron  rozniecana  podmuchami ,  sprawiła  pożar  trwa- 
jący niemal  dwa  lata. 

Początek  był  bardzo  nieznaczny.  Para  małych  oko- 
liczności daJo  powód  myśli,  do  wyciągnięcia  na  przy- 
jętśj  drodze  logicznych  przewidywań  wniosku,  który 
stał  się  pierwszym  maleryałem  palnym.  Całą  tę  kom- 
binacyą  sformułował  Adolf  w  liście  pisanym  do  matki 
pod  koniec  listopada,  jak  następuje. 

«  Ciągłe  moje  trudy,  pożyteczna  praca  i  należyte 
postępowanie ,  zwróciły  oko  mojój  zwierzchności ,  i 
ufam,  że  tą  rażą  nie  skończy  się  na  samom  tylko  po- 
dziękowaniu, jakie  w  roku  przeszłym  otrzymałem.  Po- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIBWIGIA.  CXXUX 

graniczny  naczelnik  zrobił  o  mnie  przedstawienie 
księciu  jenerał-gubematorowi ;  książę,  w  przyszłym 
miesiccu  jedzie  do  Petersburga,  gdzie  nie  wątpię,  oso- 
biście odda  mi  sprawiedliwość,  jako  najbliższy  świa- 
dek mojćj  służby  :  jego  przedstawienie  będzie  miało 
zapewne  większą  wagę,  niż  wszystkie  starania.  Niech 
więc  kochana  Mama  oddaje  się  słodkiej  nadziei,  nieza- 
wodnój  zmiany  w  mojśm  teraźniejszym  położeniu, 
nadziei,  którą  ja  pieszczę  w  sercu  jak  gdyby  promień 
łaski  spuszczony  z  nieba,  ożywiający  mnie  blaskiem 
jakiegoś  nieznanego  szczęścia.  Pod  wpływem  tego 
lubego  uroku ,  nie  zważam  nawet  na  wszystkie  dole- 
gliwości nudnśj  pracy,  cierpkiego  powietrza  i  często 
kapryszącego  się  zdrowia.  » 

Tegoż  dnia  pisał  do  Januarego  : 

«  Chociaż  nie  mogę  nazwać  się  zupełnie  zdrowym, 
trzymam  się  jak  mogę.  Z  obawy  ażebym  do  was  nie 
powrócił  z  kwaśną  miną  tylko  co  wypuszczonego  z  łaza- 
retu  pacyenta,  strzegę  zdrowia  jak  źrzenicy  w  oku : 
odziewam  się  ciepło,  tryndam  się  po  świecie  jak  naj- 
mniej, siedzę  w  domu  i  żyję  regularnie.  Spodziewam  się 
więc,  że  kiedy  tyle  ziin  sybirskich  wytrzymałem,  to  i  tćj 
ostatniej  sprostam,  zwłaszcza  że  jest  bardzo  łaskawa  : 
dotąd  mieliśmy  tylko  raz  20  stopni  mrozu,  a  dziś  tak 
jest  ciepłe  zimno,  że  nie  kazaliśmy  palić  w  piecach... 
Marchocki  z  Podola,  otrzymał  w  tym  czasie  pozwole- 
nie przeniesienia  się  na  mieszkanie  do  Kaługi ;  dwaj 
inni  otrzymali  pewne  ulgi  w  swoim  losie  :  to  wszystko 
jest  dobrą  wróżbą  dla  mnie,  co  lat  dwanaście  przesie- 
działem na  wygnaniu,  a  od  trzech  pracuję  jak  wół 


Digitized  by 


Google 


CXL  ŻYWOT 


podolski  (bo  nie  porównam  siebie  do  kirgizkiego,  który 
nie  zna  ni  pługa,  ni  wozu) .  » 

W  miesiąc  potom,  na  końcu  grudnia,  powtórzywszy 
jemu  wykład  powodów  nakazujących  ufać  nadziei, 
dodał :  «  Na  tćj  zasadzie  oparty,  proszę  cię  mój  bra- 
cie, ażebyś  jak  można  najprędzej  postarał  się  dla  mnie 
o  certum  guanturriy  które  w  razie  pomyślnego  rozwią- 
zania moich  oczekiwań  byłoby  bardzo  na  swojem 
miejscu.  Z  Omska  do  Dziahylny  piękny  kawał  drogi, 
a  jako  zostający  teraz  w  służbie^  musiałbym  jechać  o 
swoim  koszcie.  Mając  piąty  krzyżyk  na  plecach  i  mnó- 
stwo rzeczy  nagromadzonych  przez  lat  dwanaście, 
których  rzucić  szkoda,  potrzebowałbym  koniecznie 
kupić  sobie  mocny  i  wygodny  powóz.  A  do  tego,  prze- 
jeżdżając przez  Ekaterynenburg ,  Niżny  Nowogród  i 
Moskwę,  chciałbym  zaopatrzyć  mój  tłómok  w  niektóre 
pamiątki  dla  tych  wszystkich,  co  o  mnie  przez  tyle  lat 
pamiętać  raczyli.  Zadziwałaby  się  Mama,  gdybym  w 
tej  chwili  mógł  jój  pokazać  przygotowany -już  rejestrzyk 
^  owych  miłych  dla  mnie  sprawunków,  w  liczbie  których 
figurują  :  bucharskie  chałaty,  chińskie  kanfy,  fandze, 
czuczuńcze ,  ekaterynburskie  kolczyki  i  pieczątki  z  to- 
pazu,  kazańskie  meszty,  i  t.  d.,  i  t.  d.  Przy  każdym 
zaś  przedmiocie  jest  adnotacya  dla  kogo  przeznaczony. 
Staraj  się  więc  mój  drogi,  abym  był,  jak  mówią  Fran- 
cuzi, a  la  hauteur  des  ivinementSy  a  za  to  bądźcie 
pewni,  że  skoro  tylko  Bóg  spełni  nasze  życzenia,  prę- 
dzej do  was  będę  leciał,  niżeli  parowóz  po  Birmin- 
ghamskich  relsach.  —  Książe  nasz  od  dwóch  tygodni 
choruje  na  powszechną  tu  chorobę  oczu,  ale  jednak  w 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXŁI 


tym  miesiącu  wyjedzie  i  niezawodnie  przed  końcem 
stycznia  będzie  w  stolicy.  » 

Rok  1844  rozpoczął  się  pod  niezachmurzoną  niczóm 
konstellacyc  powrotu.  Dzień  jego  pierwszy,  poświęca- 
jąc jak  zwykle  uroczystym  myślom  o  rodzinie,  rozpisy- 
wał Adolf  listy  do  bliższych  i  dalszych  jój  członków. 
Obsypawszy  matkę  wyrazami  pełnemi  najmilszych  ży- 
czeń i  najmocniejszej  dla  nich  otuchy,  nie  mógł  wstrzy- 
mać się  od  wynurzenia  rozkoszy,  jaką  mu  zawsze  pa- 
miątki sprawiały.  ?<  Przypisek  drogiój  Misiutki  mocno 
mnie  rozczuHł.  O  jakże  j^j  wdzięczen  jestem  za  tak 
czułą  pamięć  i  przywiązanie  do  mnie.  Czemuż  mi  nie 
napisała,  która  to  z  j6j  przyjaciółek  chciała  mieć  na 
pamiątkę  włosy  szpakowatego  jćj  wujaszka?  Wielka  to 
pociecha  wiedzieć,  że  są  jeszcze  serca,  co  pamiętają  o 
człowieku  tak  dawno  pogrzebanym  dla  swoich  przyja- 
ciół. W  tych  dniach  miałem  niezrównaną  z  niczym 
przyjemność,  odebrawszy  od  nieznajomej  mi  panny  z 
Wołynia  (siostry  jednego  mego  przyjaciela)  przepyszny 
obraz,  szyty  na  kanwie  i  przedstawiający  polowanie 
na  jelenia.  Trzech  myśliwych  na  koniach ,  dziewięć 
psów  i  jeleń  przepływający  rzekę  :  wszystko  to  jak 
malowane.  Obraz  ten  wisi  u  mnie  teraz  nad  łóżkiem  i 
mój  gospodarz  wiele  razy  wejdzie ,  zawsze  go  dotyka 
palcami,  nigdy  nie  mogąc  uwierzyć  żeby  był  igłą  a  nie 
pędzlem  robiony.  » 

Charakterystyczna  jest  odpowiedź,  tejże  chwili  dana 
Eustachemu  na  jego  powtórnie  otrzymanych  kilka  wy- 
razów. 

«  Ty  mi  zarzucasz,  że  żyję  tylko  samemi  wspomnie- 


Digitized  by 


Google 


CXLII  ŻYWOT 


niami  przeszłości  i  zdajesz  się  posądzać,  jakobym  już 
zupełnie  stracił  wiarę  w  przysrfość.  Nie  tak  jest  bra- 
cie. Prawda,  iż  wielka  osłoda  mojej  smutnej  teraźniej- 
szości są  wspomnienia,  i  możeż  być  inaczej,  kiedy  mi 
one  stawią  przed  oczyma  was  i  tyle ,  tyle  pogodnycli 
dni  młodości;  ale  czyż  sądzisz,  że  byłbym  w  stanie 
walczyć  lat  trzynaście  z  przeciwnym  losem,  że  nie 
upadłbym  pod  ciężarem  jego,  gdybym  na  uroczóm  niebie 
przyszłości  nie  wyglądał  gwiazdki  i  nie  wierzył,  że  prę- 
dzćj  czy  później  zabłyśnie  jeszcze  i  dla  mnie...  sieroty !  » 

Ostatnie  tu  słowa  szczególniej  czynią  przykre  wra- 
żenie. Oh !  jaki  to  był  straszny  przedział,  co  najbliższe 
siebie  dusze  porozgradzał.  Dwaj  bracia  tak  ścisłe  uczu- 
ciami spojeni,  już  się  tą  rażą  zrozumieć  nie  mogli. 
Mówiąc  o  niebie  przyszłości,  o  gwiazdce  nadziei,  każdy 
z  nich  w  inną  patrzał  stronę,  co  innego  miał  na  myśli. 
Bićdny  więzień  Sybiru,  teraz  bardziśj  niż  kiedykolwiek 
wpatrując  się  w  szczupły  otwór  wyjścia  ze  swego  domu 
niewoli,  widział  tylko  jedną  drogę  i  siebie  na  nićj. 
T6m  boleśniejsze  też  czekały  go  zawody. 

Wyjazd  księcia  Gorczakowa  zwlekał  się  z  tygodnia 
na  tydzień,  z  miesiąca  na  miesiąc,  a  każda  godzina 
tćj  zwłoki  zdawała  się  byc  stratą  jednej  z  godzin  ocze- 
kiwanego szczęścia. .  Co  dni  kilkanaście,  powtarzały  yię 
w  listach  do  Dziahylny  z  niecierpliwością,  utęskiwa- 
niem  lub  rezygnacyą  wyrazy  :  «  Książe  dotąd  w 
Omsku  i  przewidzieć  ńiemożna  kiedy  pojedzie.  »  Przy- 
szła wiosna,  popsuły  się  drogi,  o  podróży  księcia  w 
tym  roku  już  nie  było  mowy...  Runął  gmach  złotych 
marzeń  i  nastąpiło  gorzkie  zwątpienie. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA.  CXLI1I 


Kiedy  tak  upadały  widoki  syna,  matka  tymczasem, 
podawszy  w  styczniu  do  cesarza  prośbę,  którą  miały 
wesprzeć  wstawienia  się  wysokiśj  wagi,  pełna  sama 
najlepszych  nadziei ,  cłiciała  niemi  jego  pocieszyć. 
Przyjcł  je  z  obojętnością ,  przy  podziękowaniu  doda- 
jąc :  «  Daj  Boże !  daj  Boże !  żeby  co  z  tego  było.  Po 
tylu  wszakże  zawiedzionych  staraniach ,  przyznam  się 
Mamie,  że  serce  moje,  czy  z  przeczucia,  czy  z  jakiego 
otrętwienia,  pomimo  najszczerszych  moich  chęci,  nie 
chce  się  cóś  oddawać  radosnym  wzruszeniom.  » 

W  połowie  marca  przyszły  posyłki  z  domu.  Przy 
pieniądzach  były  i  różne  rzeczy  na  drogę  :  ciepłe  kaf- 
taniki, futrzane  rękawiczki,  chustki  do  obwinięcia  się 
od  mrozu.  Obok  tego,  szpinki,  obrączki,  sakiewki  i  tym 
podobne  upominki,  wszystkie  z  życzeniami  zastosowa- 
nemi  do  rychłego  powrotu.  Następne  wyrazy  pokazują 
z  jakićm  usposobieniem  zostały  przyjęte. 

«  Odpowiadam  ci,  kochany  January,  na  list  twój 
pisany  w  sam  dzień  twych  urodzin,  przy  którym  przy- 
słałeś mi  na  drogę  100  r.  sr.  Odebrałem  je  w  dzień, 
w  który  .przed  trzynastą  laty  feldmarszałek  Sacken 
podpisał  wyrok  mojego  wygnania.  Nie  wiem  czemu 
bardziój  mam  się  dziwić,  czy  stałości  ciągle  mi  prze- 
ciwnego losu,  czy  wytrwałości  waszój  w  niezmiennych 
uczuciach  dla  mnie.  Może  teraźniejsza  posyłka  pod 
lepszą  przyszła  wróżbą.  Niepodobna  aby  wasze  prośby 
nie  zasłużyły  na  uwagę,  nie  wątpię  także,  że  nasz 
naczelnik  przyczyni  się  za  mną,  zwłaszcza  jeśli  będzie 
zapytany  o  mój  stan  służby.  Miejmy  cierpliwość  i 
ufność  w  miłosierdzie  Boskie. 


Digitized  by 


Google 


CXLIV  ŻYWOT 


((  List  ten  piszę  już  w  mesztach  twojćj  Maryli  i  jak 
kokietka  swoje  pierścienie  lub  wdzięki ,  tak  ja  ciągle 
wysuwam  nogi  naprzód,  ażeby  wszyscy  widzieli  malo- 
wniczy ich  ubiór.  Wybacz,  że  krótko  rozmawiam  z 
tob§.  Od  dni  ośmiu  ledwo  mam  czas  zjeść  obiad  i  go- 
dzinkę spocząć  dla  nabrania  nowych  sił  do  pracy. 
Ślęczę  nad  ważnem  dziełem  kryminalnćm,  obejmują- 
cem  przeszło  1,000  arkuszy.  Napisałem  już  50  stronic 
dokładuy  to  jest  referatu,  a  jeszcze  trzeba  ze  sto  ich 
nabazgrać  dla  dopełnienia  treści.  » 

Niepokój  wewnętrzny  uciszał  się  tedy  i  widok  przy- 
szłości niknął  pod  stosami  papierów ;  ale  nie  tak  było 
przeznaczono  :  na  niedogasłe  zarzewie  powiał  wietrzyk 
z  innej  strony,  aż  z  Petersburga,  gdzie  przebywająca 
dawna  przyjaciółka  matki ,  która  od  początku  niedoli 
Adolfa  nie  przestawała  najtroskliwiej  zajmować  się  jego 
losem,  napisała  teraz  do  niego.  W  końcu  kwietnia, 
donosił  o  tóm  matce  i  bratu  z  widocznie  już  ożywioną 
wiarą.  «  Starania  zacnej  Konstancyi  robią  mi  znowu 
niejakie  nadzieje.  Życzy  ona  sobie  wejść  z  wami  w 
korespondencyą  dla  skuteczniejszego  osiągnienia  celu. 
Napiszcie  więc  jak  najprędzej  do  niój.  Ja  widzę  z  jśj 
listu ,  że  idzie  o  podanie  prośby  i  widzę  jak  na  dłoni, 
że  moje  położenie  dawno  zmienićby  się  mogło,  gdyby 
kto  czuwał  nad  tem  w  stolicy  i  umiał  radzić  Mamie  w 
tym  względzie.  » 

Po  pierwszym  powiewie  nastąpiły  inne,  coraz  mo- 
cniejsze. Przez  cały  maj  i  czerwiec  myśl  o  kombina- 
cyach  starań  w  Petersburgu,  zajmowała  głowę  i  w 
różny  sposób  wyrażała  się  w  listach  Adolfa.  Jeden  z 


Digitized  by 


Googk 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXLV 

nich,  10/22  czerwca,  po  surowym  rozbiorze  argumen- 
tów wzmacniających  i  osłabiających  nadzieję,  tak  się 
kończył  pogodniejszym  ustępem  od  dolegliwego  przed- 
miotu. 

«  Muszę  wam  donieść  jak  przepędziłem  moje  imie- 
niny. Nie  chcąc  w  ten  dzień  przyjmować  ludzi  u  siebie, 
nic  nie  mówiąc  nikomu,  postanowiłem,  z  jednym  tylko 
Pawłem,  jako  z  najdawniejszym  z  moich  tutaj  przyja- 
ciół, wyjechać  gdzie  w  step  i  pod  gołóm  niebem  ob- 
chodzić świętego  Adolfa.  Kupiwszy  więc  butelkę  por- 
teru (co  u  nas  jest  niepospolitym  traktamentem),  bu- 
telkę madery,  pół  funta  holenderskiego  sóra,  funt 
suchych  konfitur,  i  kazawszy  Łukeryi  zbudować  fran- 
cuzki  tort,  przekładany  smażonemi  w  cukrze  porzecz- 
kami, nająłem  zwoszczyka,  któremu  zaleciłem  stawić 
się  nazajutrz  o  li^^  zrana.  Jakoż,  ledwiem  się  zbudził, 
już  mój  zwoszczyk  był  na  dziedzińcu.  Ale  niestety !  za- 
miast pogody,  która  dotąd  panowała,  deszcz  kropił 
rzęsisty ;  jednakże  tak  był  grzeczny,  że  wkrótce  ustał 
i  słońce  błysnęło.  Wypiwszy  tedy  herbatę  i  zabrawszy 
króbkę  z  owemi  trunkami  i  specyałami,  w  towarzystwie 
Karpata^  ze  strzelbami  w  ręku,  z  cygarami  w  ustach, 
puściliśmy  się  w  drogę.  Czas  był  piękny,  deszczyk 
przybił  kurzawę  do  ziemi,  komary  niebardzo  doku- 
czały :  jechaliśmy  wesoło  traktem  tobolskim,  lubując 
się  widokiem  zielonego  stepu  i  pocieszając  się  nadzieją, 
iż  kiedyś  tą  samą  drogą  będziemy  jechali  w  rodzinne 
strony.  Wtśm,  za  nami  dał  się  słyszeć  grzmot :  obej- 
rzeliśmy się,  aż  czarna  chmura  na  niebie,  tuż,  tuż  nad 
naszemi  głowami.  Dalejże  więc  w  nogi !  Lecz  chmura 

j 


Digitized  by 


Google 


cxLvr  zrwoT 


W  pogoń  za  nami  :  widząc  że  kręto,  przypomnieliśmy 
sobie  najbliższą  wioskę,  leżącą  o  pięć  wiorst  w  stronie 
z  drogi.  Zwróciliśmy  ku  nićj,  ale  cóż!  zaledwo  uje- 
chaliśmy wiorstę,  deszcz  lunął  jak  z  wiadra,  z  akom- 
paniamentem grzmotów  i  piorunów,  z  których  jeden 
okropnie  nas  przestraszył,  gdyż  zdawało  się  że  uderzył 
pomiędzy  zwoszczykiem  a  nami  i  to  w  samą  króbkę. 
Bez  żadnego  wszakże  szwanku ,  przemokli  tylko  nale- 
życie, wpadliśmy  do  wsi  Charyny,  leżącej  nad  samym 
brzegiem  wspaniałego  Irtysza  i  sławnej  w  okolicach 
Omska  ze  swego  rybołówstwa.  Radzi ,  żeśmy  znaleźli 
schronienie  pod  dachem,  wzięliśmy  się  natychmiast  do 
rozpakowania  naszśj  króbki.  Ale  jakiż  był  nasz  smutek, 
kiedyśmy  ujrzeli  butelkę  porteru  w  gruzach!...  Ów 
mniemany  piorun,  był  to  wystrzał  korka,  obciągnię- 
tego drótem.  Jak  na  złość,  madera,  którą  pijamy  tylko 
dlatego,  że  lepszą  jest  tutaj  w  porównaniu  win  innych, 
została  w  całości,  a  porter,  porter,  który  obadwaj 
przekładamy  nad  wszystkie  burgundy  i  szampany, 
przedawane  pod  tśm  imieniem  w  Omsku,  rozerwawszy 
swoje  więzy  jak  pyszna  Tamiza  cembrowane  brzegi, 
rozlał  się  po  całej  krobi,  i  zostawując  tylko  swoje 
szumne  ślady  na  torcie,  na  sśrze,  na  cukrze  i  herbacie, 
zniknął!  W  tak  smutnśj  konjunkturze  rzeczy,  musie- 
liśmy pokrzepić  się  kieliszkiem  madery  i  zakąskami, 
również  jak  my  przemokłemi.  Tymczasem  deszcz  ustał 
i  my  nie  mając  co  lepszego  robić,  poszliśmy  nad  brzeg 
rzeki,  przypatrywać  się  rybakom  łowiącym  rybę.  Zdo- 
bycz ich  była  niewielka :  cztery  czy  pięć  małych  ster- 
letów  i  młody  jesiotr.  Kupiliśmy  u  nich  dwa  żywe 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXLV|I 

sterlety,  które  natychmiast  zgotowała  nam  gospodyni 
domu.  Wydały  się  one  aam  lepsze  niż  kiedykolwiek,  i 
wistocie  nic  smaczniejszego  jak  ta  ryba,  jeżeli  idzie 
wprost  z  wody  do  garnka,  a  z  garnka  do  gęby.  Po 
obiedzie,  ponieważ  znowu  lać  poczęło,  zasnęliśmy  sobie 
parę  godzin,  a  podwieczor,  nagadawszy  się  z  gospoda- 
rzami o  tegorocznycłi  zasiewach  i  zarazie  bydła,  puś- 
ciliśmy się  napowrót  do  Omska,  gdzie  u  progu  kwa- 
tery powitał  nas  deszcz  ulewny,  któremu  wdzięczen 
jestem,  że  padał  prawie  przez  cały  dzień  moich  imie- 
nin, bo  to  znak  błogosławieństwa.  Robiąc  więc  dobrci 
wróżbę  i  z  deszczu,  i  z  tego  żeśmy  przemokli,  i  z 
tego  nawet  żeśmy  porter  stracili,  wyglądam  niecier- 
pliwie chwili,  która  zapewne  sprawi,  że  przyszłe  imie- 
niny będę  obchodził  już  nad  Niemnem,  nie  nad  Irty- 
szejpu.)) 

Z  upałami  letniemi  wzmagał  się  ogień  nadziei  i  w 
lipcu  począł  silnie  dopiekać.  «  List  nieoszacowanej 
Konstancy  i,  który  otrzymałem  zawczoraj  —  pisał  Adolf 
na  początku  tego  miesiąca  —  każe  mi  wierzyć ,  że 
według  wszelkiego  podobieństwa,  w  tym  roku  skończą 
się  moje  cierpienia...  Od  dwóch  dni  tak  jestem  zelek- 
tryzowany listami  Mamy  i  Konstancyi,  że  myśli  moje 
latają  sobie  samopas  to  w  tę,  to  w  tamtą  stronę.  Szczę- 
ściem że  piękna  pogoda,  mogę  kąpać  się  i  dużo  cho- 
dzić, bo  inaczćj  dostałbym  gorączki  lub  czegoś  gor- 
^szego.  » 

Do  tych  zapalnych  wieści  z  Dziahylny  i  Petersburga, 
dolała  jeszcze  spirytusu  pow^ęta  na  miejscu  wiado- 
mość, że  jenerał  gubernator  ze  swojej  strony  zrobił  jak 


Digitized  by 


Google 


CXL\1II  ŻYWOT 


najkorzystniejsze  przedstawienie  dla  obu  naszych  kan- 
cellarzystów  rz^du  kirgizkiego*. 

List  Adolfa  do  brata,  pisany  8  sierpnia  n.  s.  wyrażał 
zupełne  zaufanie  szczęściu.  «  Zdrów  jestem  —  powia- 
dał z  wesołością  prawie  dziecinną  —  i  jakżeby  mogło 
być  inaczej ,  kiedy  tak  piękna  przyszłość  otwiera  się 
przedemną?  Mnie  się  zdaje,  że  w  teraźniejszym  uspo- 
sobieniu mego  umysłu,  żadna  choroba  przystąpićby  do 
mnie  nie  mogła.  Na  pochyłe  drzewo,  jak  to  mówią,  i 
kozy  skaczą.  Kiedym  był  nieszczęśliwy,  cóż  dziwnego, 
że  nieraz  siaka  taka  choroba  wpadła  na  mnie  i  mogła 
mnie  na  łóżko  powalić ;  lecz  teraz,  kiedy  mi  się  raj 
uśmiecha,  czyż  nie  znalazłbym  w  sobie  dosyć  siły  do 
zwalczenia  jej  napaści.  » 

Ale  po  krótkich  dniach  radosnych  uniesień,  przyszły 
długie  dni  oczekiwania  skutku  i  nastąpił  szereg  stop- 
niami rosnących  utęskiwań. 

Września  23  n.  s.  «  Ztiliża  się  już  czas,  w  którym 
rozwiążą  się  nasze  losy.  Trzeba  być  w  naszej  skórze, 
żeby  sobie  wyobrazić  co  czujemy  w  tćj  chwili,  z  jaką 
niecierpliwością  wyglądamy  każdćj  poczty,  jakie  myśli 


*  Proszony  przez  matkę  o  protekcyą  książę  Ludwik  Wittgenstein,  napisał  do  ni^J  z 
Werek,  12  października  1844  : 

«  Miło  ml  uwiadomić  Panią  Dobrodziejkę,  żem  odebrał  wiadomość  od  księcia  Gor- 
czakowa,  4<>  t.  m.  z  Omska,  iż  on  jeszcze  8  lipca  przełożył  hrabiemu  Orłów,  aby  raczył 
wyjednać  u  Tronu  przebaczenie  dla  syna  pani,  p.  Adolfa,  z  dozwoleniem  powrotu  na 
rodzinne  miejsce  i  nagrodą  pierwszą  rangą,  przez  wzgląd  na  jego  bardzo  piękne 
postępowanie  i  stateczną  pilność  w  obowiązku  na  Syberyi ,  który  od  lat  czterech  z 
żarliwą  gorliwością  sprawuje.  Książe  Gorczakow  nie  wątpi  bynajmnićj,  że  zwierz- 
chność przychyli  się  do  próśb  Pani  i  syna  do  nićj  powróci.  » 

Pierwćj  nim  o  tym  liście  Adolf  mógł  wiedzieć,  wiedział  już  o  treści  przedstawienia 
w  nim  wyrażoućj  i  widząc  się  blizkim  całego  celu  swćj  służby,  miał  powód  oddawać 
się  radości. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXLIX 


przechodzą  przez  nasze  głowy !  Za  dni  kilka,  może 
najdalej  za  kilkanaście,  dowiemy  się  o  naszśm  zmar- 
twychwstaniu,  lub...  lecz  pocóż  przypuszczać  wyrok 
przeciwny,  kiedy  mnóstwo  okoliczności  każe  wierzyć 
w  najpomyślniejsze  rozwiązanie...  Ja  tak  pewien  jestem 
dobrego  wypadku ,  i  to  w  rychłym  czasie,  iż  wątpię 
nawet  czy  otrzymam  tu  na  miejscu  pieniądze,  które 
January  wysłać  obiecał.  Pewność  tę  podzielają  ze  mną 
i  drudzy.  Jazon  przygotował  już  dla  swego  brata  nie- 
dźwiedzie, które  mam  jemu  zawieźć.  » 

Października  24.  «  Ani  jestem  w  stanie  wyrazić,  w 
jakićj  mój  umysł  niespokojności.  Każdej  poczty  ocze- 
kuję jak  zbawienia,  a  dotąd  nic  a  nic  nie  zwiastuje 
zmiany  mego  losu,  i  Bogu  tylko  wiadomo,  jak  długo 
jeszcze  trzeba  będzie  tak  się  męczyć  i  oczekiwać  — 
żebyż  przynajmniej  nie  napróżno  !  Ale  zdaje  się  że  na- 
dzieje nasze  są  niemylne...  » 

Listopada,  17.  «  Otóż  i  zima,  a  ja  ciągle  oczekuję  i 
wzdycham...  List  Januarego  nie  mógł  przyjść  w  lepszą 
porę  jak  dzisiaj,  kiedy  i  tą  pocztą  zawiedziony,  tęsknćm 
okiem  poglądałem  w  przyszłość.  Wiadomość  o  zdro- 
wiu i  powodzeniu  waszem  rozpędziła  chmury,  groma- 
dnie zbierające  się  nad  mojem  czołem ,  i  powoli ,  po- 
woli nadzieja  poczęła  wstępować  do  serca,  że  i  ja 
wkrótce  będę  mógł  wywdzięczyć  się  wam  dobrą  no- 
winą. Kiedy  to  jednak  nastąpi,  trudno  przewidzieć...)) 

Grudnia  22.  «  I  znowu  nie  mam  nic  pomyślnego 
do  doniesienia,  oprócz  tylko  że  zdrów  jestem,  jeśli 
zdrowiem  nazwać  można  ten  stan  umysłu,  w  jakim  od 
roku  zostaję,  i  na  który  nie  znajduję  innego  lekarstwa, 


Digitized  by 


Google 


CL  ŻYWOT 


jak  w  pokomśm  poddaniu  się  niezbadanym  wyrokom 
Najwyższego-  » 

Skończył  się  rok  1844,  z  pomiędzy  wszystkich  lat 
wygnania  najpamięlniejszy  udręczeniami  nadziei ;  ale 
końca  tym  udręczeniom  jeszcze  nie  było.  Zaraz  na  po- 
czątku roku  1845,  jenerał  gubernator,  już  na  pewno 
zapowiedział  swój  wyjazd  do  Petersburga  :  to  kazało 
ufać,  że  będę.c  sam  w  stolicy,  przyspieszy  skutek 
swoich  przedstawień. 

Pierwszy  list  pisany  w  styczniu,  zawierał  te  słowa : 
«  Święta  Bożego  Narodzenia  i  Nowy  Rok,  dały  się  nam 
we  znaki.  Odbyliśmy  dwukrotnie  po  70  z  górą  wizyt  1 
Nie  uwierzy  Mama  ile  ta  ceremonia  zawsze  kosztuje 
trudów.  Kiedy  człek  wróci  do  domu ,  to  wszystkie 
boki,  od  ciągłego  zdejmowania  i  wkładania  futra  i  cie- 
płych butów,  tak  go  bolą,  iż, zdaje  mu  się  jak  gdyby 
dostał  na  grzbiet  50  batogów.  Wszyscy  bez  wyjątku 
skarżą  się  na  ten  nieznośny  zwyczaj,  a  jednak  ile  to 
czasu  upłynie  nim  go  zarzucą.  Nam  zaś  jako  obcym  i 
zmuszonym  stosować  się  do  miejscowych  zwyczajów, 
nie  pozostaje  nic  więcój,  jak  pocieszać  się  tśm,  że  za- 
pewne poraź  ostatni  odbywamy  tę  pańszczyznę.  — 
Książe,  w  przyszłym  miesiącu  wyjeżdża  niechybnie.  » 

Książe  Gorczaków  wyjechał  w  lutym ,  a  nim  mógł 
stanąć  w  Petersburgu ,  wyszła  już  ztamtąd  owa  szczę* 
śliwa,  tak  długo  oczekiwana  poczta,  która  na  początku 
marca  przyniosła  do  Omska  błogą  nowinę,  przyniosła 
uwolnienie  —  ale  nie  dla  Adolfa,  tylko  dla  Pawła. 

Zdaje  się ,  że  ten  różny  wypadek  oczekiwań  dla 
dwóch  towarzyszy  jedną  kategoryą  objętych,  powinien 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CU 


był  zmniejszyć  otuchę  i  nasunąć  przykre  myśli  Adol- 
fowi. Przeciwnie  jednak,  pisał  zaraz  do  brała.  «  Mo- 
żesz sobie  wyobrazić,  jaka  radość  dla  Pawła  i  jaka 
nadzieja  dla  mnie.  Spodziewam  się,  że  podzielisz  jedną 
i  drugą  i  będziesz  mógł  pocieszyć  naszą  nieszczęśliwą 
matkę,  nadzieją  rycłiłego  rozwiązania  i  mojego  losu... 
Paweł  w  tych  dniach  wyjeżdża,  biega  teraz  jak  sza- 
lony to  za  tym  to  za  owym  interesem.  Ja  za  każdym 
razem  jak  tylko  wracam  z  kancellaryi,  zbieram,  ukła- 
dam, pakuję  jego  rzeczy...  Ledwo  mam  czas  podzię- 
kować tobie  za  przysłanych  200  r.  sr.,  jestem  spokojny, 
że  chwila  mojego  wyjazdu,  nie  zaskoczymię  bez  zapasu. » 

Pomiędzy  rzeczami  Pawła  szły  do  tłómoków  różne 
upominki,  które  on  miał  dopełnić  sprawunkami  w  dro- 
dze i  zawieźć  do  Dziahylny,  dla  rozdziału  podług  danśj 
jemu  notatki*. 

Upakowawszy  odjeżdżającego  towarzysza  Adolf,  od- 
prowadził go  17  marca  n.  s.  o  95  wiorst  drogi,  a  za 
powrotem  do  miasta,  zajął  się  zaraz  zwinięciem  swego 
gospędarstwa,  odprawieniem  służącej  i  przenosinami 
na  kwaterę  i  stół  do  pierwotnój  swojój  gospodyni  Kuź- 


*  Notatka. 

Proszę  cię  Pawle,  wręcz  moJ^J  Mamie  połowę  kanfy  czarnej,  Pana  Jezusa  z  gliny  i 
którąkolwiek  z  filiżanek  chińskich,  podłag  j^J  wyboru.  Besztę  zaś  rzeczy,  podług 
poniższego  rejestru,  Januaremu. 

Z  tych,  January,  błękitny  chiński  chałat  zwany  «  manłyk  •  odeszlep.  Ludwikowi 
z  prośbą,  ażeby  raczył  go  przyjąć  odemnie,  jako  słabą  oznakę  wdzięczności. 

Zosi,  kańczę  mahoniową,  czuczuńczę  jasuą,  woreczek  chiński  (jednakowy  z  obu 
stron )  i  flakonik  z  pachnącemi  pigułkami. 

Kazimierzowi,  czapkę  gagarkową. 
•    WujBNCB  p.  Ignacowćj,  czuczuńczę  ciemnego  koloru. 

WujAHZKOWi  p.  Ignacemu,  czapkę  gagarkową. 

Księdzu  Wujaszkowi,  czapkę  gagarkową. 


Digitized  by 


Google 


CLII  ŻYWOT 


mowny,  o  czśm  wszystkiem  posłał  matce  i  bratu  na- 
stępne sprawozdanie. 

«  Pierwej  zapewne  nim  ten  list  odbierzecie,  będzie 
już  u  was  Paweł,  któremu  tego  szczęścia  zazdroszczę , 
a  który,  chociaż  wam  nieznajomy,  gorąco  go  pragnął. 
Dowiecie  się  od  niego,  że  go  przeprowadzałem  do  Tiu- 
kały,  gdzie  z  obawy  ażebyśmy  się  nie  rozpłakali ,  w 
kilku  sekundach  skończyliśmy  nasze  pożegnanie.  Przy- 
kro mi  było  wracać  samemu  do  Omska;  pocieszałem 
się  więc  jak  mogłem  tą  myślę,  że  może  Bóg  dobry  da 
mi  wkrótce  równie  uszczęśliwionemu  jechać  w  tęż 
stronę.  Nie  wyrzekłszy  ani  słowa  przez  całą  drogę,  ani 
nie  wysiadłszy  nigdzie  z  sanek,  przybyłem  wieczorem  do 
domu.  Tu  zastałem  naszą  striapkę  pijaniusieńką,  z  żalu 
po  Pawle,  a  właściwie  ze  smutku  nad  stratą  służby,  bo 
przewidziała  to  dobrze,  że  ja  zostawszy  sam  jeden, 
kuchni  swojej  nie  będę  trzymał.  Wróciłem  z  okropnym 
katarem ,  gdyż  straszny  huragan  ciągle  mi  sypał  w 
oczy  śniegiem.  Katar  ten  powiększył  się  jeszcze  bar- 
dziej od  kurzu,  przy  pakowaniu  się  do  przenosin.  Kiedy 
to  piszę,  mam  się  już  lepiój  i  mieszkam  na  nowój,  czyli 


MiCHAŁiNCK,  kańczę  błękitną  na  kacawejkę,  chiński  woreczek  ( różnobanurny), 
kwiaty  chińskie  na  dzień  ślubu  i  bransoletkę  chińską. 

jAMnABOWEJ,  kańczę  pąsową  (co  od  ciebie),  chińskie  :  toaletkę,  wachlarz,  ubiorek 
na  głowę,  ró^niec  i  lusterko. 

jANUAKBMn,  chińska  czapka  (biała),  tabakierka,  talerz  i  filiżanki,  Bnrchan  (bożek), 
Bztuciec  stołowy  (do  którego  niech  każe  dorobić  kościaną  piłeczkę,  używającą  się  w 
miejscu  widelca),  aszeryt  z  kirgizkiego  stepu,  tusze  większe  i  mniejsze,  kirgizisi  po- 
stronek, kirgizkie  zboże,  x>ołowa  makaronów  i  połowa  trociczek  chińskich,  toaletka 
(pamiątka  po  naszym  ojcu,  przysłana  mi  przez  stryja)  którą  zachowa  dla  mnie. 

Dwie  topazowe  pieczątki  kupić  w  Ekatcrynenburgu  i  oddać  także  Januaremu. 

Dziatkom  Januarego,  Kasylki  i  Zosi  nic  teraz  nie  posyłam,  ale  sam  przywiozę,  gdyż 
pragnąłbym,  poznając  się  z  niemi  osobiście,  wręczyć  im  gościńce. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLIII 

starśj  kwaterze,  gdzie  naprzód  mieszkaliśmy  z  Pawłem, 
nim  nas  wypędziły  z  niój  tarakany,  pluskwy  i  myszy, 
które  jakimś  sposobem  wyginęły,  że  ich  teraz  ani  śladu, 
Kontent  więc  jestem,  ale  nikt  tak  nie  kontent  jak  moja 
gospodyni,  że  dostała  znowu  choć  jednego  ze  swoich 
dobrejszich  postojalców.  Sama  nie  wie  jak  mnie  dogo- 
dzić, i  lubo  często  robi  grube  pomyłki  w  obcym  dla 
nićj  zawodzie  kuchcurskim ,  bo  naprzykład  dziś  zabie- 
liła rosół,  a  wczoraj  nasypała  do  barszczu  krup  jęcz- 
miennych, ja  jednak  i  mój  Karpat  zupełnie  zadowoleni 
jesteśmy  z  jej  stołu.  Zresztą,  gdzie  mnie  teraz  myśleć 
o  takich  ziemskich  rzeczach  jak  pokarm,  kiedy  mię 
karmi  słodka  myśl  zobaczenia  was,  a  serce  to  drga 
radością,  to  zasępia  się  smutkiem.  Jak  żyd  wysiaduję 
żałobę  po  moim  poczciwym  Pawle.  Dziesiąty  już  dzień 
od  naszego  rozstania  się,  a  jeszcze  nigdzie,  prócz  kan- 
cellaryi,  nie  byłem.  Szczęściem,  że  książki  przysłane 
przez  Januarego,  przyszły  jak  w  porę  na  rozrywkę  w 
mojóm  sieroctwie.  Chociaż  to  ten,  to  ów  robi  mi  wizytę 
konsolacyjną,  ja  jednak  najczęściej  przez  gospodynię, 
albo  nawet  i  przez  siebie  samego  odzywam  się,  że 
mnie  niemasz  w  domu.  Wątpię  żeby  udało  się  Pawłowi 
dojechać  saniami ;  mnie  zaś,  gdyby  nawet  Bóg  pozwo- 
lił ruszyć  ztąd  w  tym  jeszcze  miesiącu,  wypadłoby  już 
wziąść  powóz  kołowy...  » 

Nim  doszedł  list  Januarego,  datowany  13  kwietnia 
z  doniesieniem  o  przybyciu  Pawła,  Adolf  ciągle  trosz- 
cząc się  o  niego,  pisał  na  początku  maja  :  «  Dziwno 
mi,  że  Paweł  po  napisaniu  do  mnie  z  Kazania,  nie  dał 
więcśj  żadnćj  wieści  o  sobie.  Miaiżeby  gdzie  zachoro- 


Digitized  by 


Google 


CLIV  ŻYWOT 


^ać  w  drodze  ?  Ale  któż  kiedy  clioruje ,  wracajf},c  na 
łono  rodziny !  Jabym  się  przynajmniej  tego  głupstwa 
nie  dopuścił,  gdybym  wracał  do  was.  »  Biedny !  zbyt 
śmiało  ręczył  za  siebie  i  ani  się  spodziewał,  że  mu 
przyjdzie  kiedyś  zadać  kłamstwo  własnym  słowom. 

Tymczasem  zbliżała  się  cłiwila  rozchwiania  się  na 
długo  marzeń  o  podróży  «  na  łono  rodziny.  »  Książe 
Gorczakow,  pod  koniec  maja  wrócił  z  Petersburga,  i 
nic  takiego  nie  wycłiodziło  od  niego,  coby  mogło  być 
objaśnieniem  dotychczasowycłi  zawodów,  albo  obie- 
tnicą nadal.  Gorliwość  w  służbie  zyskiwała  tylko  coraz 
nowe  dowody  zaufania  zwierzchników.    . 

W  czerwcu,  powtórnie  wysłano  Adolfa  z  porucze- 
niami  rządowemi  do  Hordy  kirgizkiej.  Wyjechał  nie- 
pewien  jeszcze  rozstrzygnienia  swojego  losu;  ale  w 
Dziahylnie  otrzymane  ze  stolicy  doniesienia,  nie  zosta- 
wiały już  wątpliwości  o  rozbiciu  się  wszelkich  starań, 
i  kiedy  przebiegał  stepy,  zla  nowina  czekała  już  na 
niego  w  Omsku.  Jak  ją  przyjął,  pokazuje  to  odpowiiedź 
jego,  22  lipca. 

«  Powróciwszy  z  moj^j-  kilkotygodniowej  podróży, 
znalazłem  wasze  listy,  uwiadamiające  mnie  o  zawie- 
dzionych naszych  wspólnych  nadziejach  uściśnienia  się 
na  domowym  progu.  Zahartowany  w  szkole  nieszczę- 
ścia, przyjąłem  wiadomości  wasze  z  całą  rezygnacyą, 
na  jaką  tylko  Bóg  mi  zdobyć  się  pozwolił.  Nic  mi  teraz 
nie  pozostaje,  jak  zdać  się  na  wolę  Opatrzności  i  pro- 
sić Najwyższego,  aby  natchnął  Mamę  tym  spokojem, 
bez  którego  najlepsze  zdrowie  ostać  się  nie  może... 
Mama  kochana,  jakby  przeczuwając  mpją  teraźniejszą 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLV 

wycieczkę,  lęka  się  w  swoim  liście,  żeby  mię  nie  ko- 
menderowano w  step,  jak  w  roku  zaprzeszłym  i  żebym 
się  nie  opalił  jak  wtedy  pod  ogniem  trzydziestostopnio- 
wego skwaru;  ja  zaś  przeciwnie,  wdzięczen  jestem 
moim  zwierzchnikom,  że  mi  dali  sposobność  rozstać 
się  na  czas  jakiś  z  biórem  i  stosami  zapylonych  papie- 
rów, a  rozerwać  się  w  mojśm  niezazdrośnśm  położeniu 
widokiem  pięknych,  ciekawych  krain.  Przebiegałem 
Agadyrskie,  AIdżiańskie,  Archackie  góry  i  byłem  aż 
w  Tarbogatajskich  na  pograniczu  Kitaju...  Nie  miałem 
innego  przypadku  w  drodze,  prócz  złamania  się  osi  na 
bezludnśj  pustyni,  którą  związawszy  końskiemi  wło- 
sami, dociągnęliśmy  25  wiorst  do  kozaczego  posterun- 
ku, i  pęknięcia  koła  w  największym  pędzie,  którego 
okuty  kawałek  warknął  koło  głowy  moj^j  i  woźnicy, 
zostawując  je  nam,  ku  najżywszej  naszćj  radości,  całe 
na  karkach.  Najmocniej  zadowoleni  jesteśmy  :  ja  z 
mojśj  podróży,  a  moi  zwierzchnicy  ze  mnie.  Wezwany 
do  zdania  osobiście  sprawy  memu  naczelnikowi  i  sa- 
memu księciu,  miałem  zaszczyt  usłyszeć  z  ust  ich 
uprzejme  podziękowania.  Teraz  wypoczywam  na  wy- 
godnśm  łóżku,  i  jak  w  stepach  od  much,  opędzać  się 
muszę  od  nieskończonych  karesów  Karpata,  uszczęśli- 
wionego z  mojego  powrotu.  Gospodyni  i  wszyscy  co 
odwiedzali  moją  kwaterę  powiadają,  że  nieborak  tęs- 
knąc  po  mnie,  wył  ciągle  i  nic  jeść  nie  chciał.  » 

Pomału  wszystko  wchodziło  w  karby  spokojnego 
życia  i  korespondencya  znowu  zwróciła  się  do  szcze- 
gółów obejmujących  tylko  rodzinne  stosunki ;  w  ciągu 
jej  znajduje  się  jednak  list  pisany  11/23  października, 


Digitized  by 


Google 


CLVI  ŻYWOT 


który  zawiera   obraz   przypominający    amerykańskie 
powieści  Coopera. 

«  Zbytek  pogody,  nietylko  my  mieszkańcy  omskiego 
okręgu,  ale  nav/et  późne  jego  pokolenia  pamiętać  będą. 
Po  kilku  tygodniach  ciągłśj  posuchy,  na  Irtyszskiej 
linii  zapaliła  się  trawa.  Z  jednój  iskierki  wszczął  się 
pożar  stepu  lak  silny,  tak  niesłychany  w  dziejach  Sy- 
beryi,  że  w  półtory  doby  przeleciał  600  wiorst  i  za- 
trzymał się  dopióro  u  brzegów  rzeki  Tartas,  płynącój 
w  gubernii  tomskiej.  Obejmował  on  od  70  do  100 
wiorst  szerokości.  Na  całćj  tej  przestrzeni,  lawa  ognista 
pożerała  wszystko,  co  tylko  napotkała.  Tysiące  stćrt 
zboża  i  stogów  siana,  mnogie  stada  bydła  i  koni,  dzi- 
kie zwierzęta  i  ptaki  stawały  się  pastwą  płomieni ;  ale 
co  okropniejsza,  kilka  wsi  leżących  na  tym  pasie  obró- 
ciło się  w  perzynę.  Kilkadziesiąt  ludzi  utraciło  życie, 
a  mnóstwo  ich  tak  się  opaliło,  że  albo  zakończą  śmier- 
cią, albo  nazawsze  zostaną  kalekami.  W  jednem  miej- 
scu, ludność  całśj  wsi  schroniła  się  do  jeziora  i  tym 
sposobem  uratowała  się  od  zguby.  Na  koniu  nie  można 
było  uciec  przed  płomieniem,  który  biegł  z  prędkością, 
ledwie  nie  powiem,  zapalonego  prochu.  Jeden  człowiek, 
18  wiorst  uciekał  w  całym  pędzie  konia,  lecz  widząc 
że  niemasz  ratunku ,  rzucił  się  na  ziemię  i  nakrywszy 
się  sukmaną,  czekał  niezawodnej  śmierci.  Bóg  ocalił 
go  jednak.  Rzeka  ognia  przeszła  po  nad  nim  i  tylko 
stracił  konia,  który  o  kilkadziesiąt  kroków  leżał  tru- 
pem. Teraz  często  zdybują  wilków  ślepych  z  osmaloną 
szerścią.  Klęska  ta  dotknęła  dwa  przyległe  naszemu 
okręgi,  a  powszechna  posucha  była  także  przyczyną 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLVtl 

pożarów,  znacznego  w  Tobolska,  mniejszego  w  Iszymie. 
Omsk  sam  nie  był  dotknięty,  ale  drożyzna  zboża,  siana 
i  drzewa,  da  się  i  jemu  we  znaki.  » 

Jakby  dogadzając  życzeniom  Adolfa,  zwierzchność 
wyprawiła  go  znowu  na  przejażdżkę  stepową.  Odbył 
ją  wprzeciągu  trzecłi  tygodni,  poczęści  sanną,  poczęści 
kołową  drogą  i  na  początku  grudnia  wrócił  do  Omska. 
Ostatni  jego  list  z  tego  miesiąca,  poświęcony  całkiem 
rozpamiętywaniom  dawnej  i  świeższśj  przeszłości,  za- 
wiera doniesienie  o  losie  dwojga  byłych  sług  iszym- 
skiego  dworu  na  Kisielowce,  a  zamyka  się  wzmianką  o 
marzeniach  sennych  —  nie  bez  znaczenia  odpowie- 
dniego temu,  co  odkryła  późniój  smutna  przyszłość. 

«  Leonard,  którego  spodziewam  się  w  tych  dniach, 
za  rok  od  pierwszego  stycznia ,  kończy  swoją  służbę  i 
wróci  w  domowe  strony.  Bardzo  życzy  on  sobie  zająć 
się  jakim  obowiązkiem  u  Januarego  :  mocnobym  się 
cieszył,  gdyby  to  być  mogło  i  proszę  o  uwiadomienie 
za  wczasu,  czy  może  stać  się  zadość  moim  i  jego  ży- 
czeniom. Pani  Łukerya  zaś  wyszła  za  mąż,  i  sanoa 
łyktus,  dostała  męża  podobnego  kalibru. 

«  Pisze  Mama,  że  nigdy  mię  we  śnie  nie  widzi,  a 
January  prawie  codzień.  Co  do  mnie,  jestem  przynaj- 
mniej z  tśj  strony  szczęśliwy,  że  rzadko  która  noc  upły- 
nie, aby  mi  się  przed  oczyma  duszy  nie  przesuwały 
drogie  obrazy  Mamy  i  rodziny.  Nic  zaś  tak  często  mi 
się  nie  śni,  jak  podróż  moja  do  Staszutków  (do  braci, 
Eustachego  i  Romualda),  lecz  nigdy  ich  zobaczyć  nie 
mogę.  Ten  sen  mało  tysiąc  razy  mnie  się  powtarzał  i 
zawsze  jednakowo.  » 


Digitized  by 


Google 


CLYIII  ŻYWOT 


Rok  i846  nie  był  jednak  przeznaczony  do  rozpamię- 
tywań,  marzeń  i  wzdychań  na  miejscu;  miał  owszem 
w  różańcu  znizanycłi  lat  wygnania,  pozostać  najświet- 
niejszą paciorka,  mieniącą  się  żywemi  kolorami.  Pier- 
wsze dwa  jego  miesiące  przeszły  martwo,  jakby  ści- 
śnięte mrozami  nadzwyczaj  ostrój  zimy;  w  marcu, 
przy  nadzwyczajnie  też  wczesnych  odwilżach,, poczęła 
układać  się  owa  wyprawa,  której  owocem  są  Listy  ze 
stepów  kirgizkkh.  Przyszły  ich  autor,  przewidując  od- 
dalenie się  z  Omska  na  czas  dłuższy,  myślał  wszakże 
tylko  o  urządzeniu  korespondencyi  z  rodziną  dla  dogo- 
dzenia potrzebie  własnego  serca,  i  w  liście  17  kwietnia 
n.  s*  pisał  do  matki  :  «  Wkrótce  wyjeżdżam  w  step, 
gdzie  przez  kilka  miesięcy  będę  na  świeżóm  powietrzu 
i  w  ciągłym  ruchu,  nie  mając  ihnego  pokarmu  jak 
końskie  albo  baranie  mięso,  zakrapiane  stosownym  do 
tych  przysmaków  napojem,  to  jest  kumysem  lub  ajra- 
nem.  Wprawdzie  piśmiennej  pracy  nie  uniknę,  gdyż 
czynność  moja  jest  takiego  rodzaju ,  że  bez  pióra  i  ka- 
łamarza ani  kroku ;  ale  co  innego  pisać  pod  wiotką 
oponą  jurty,  w  kurtce  albo  chałacie,  i  potśm  galopo- 
wać na  koniu  do  drugiego  aułu ,  a  co  innego  siedzieć 
kilka  godzin  z  rzędu  za  stolikiem  biórowym,  w  niewy- 
godnóm  odzieniu,  i  wróciwszy  do  domu,  mieć  na. 
przechadzkę  tylko  podłogę  swego  pokoju,  lub  pylną 
ulicę  naszego  miasta.  Kiedy  więc  Bóg  tak  zrządził,  że 
zamiast  podróży  ku  domowym  progom ,  zabieram  się 
do  koczowniczego  życia  Kirgizów,  niech  Mama  pocie- 
sza się  przynajmniej  tą  myślą,  że  t^i  wędrówka  pokrzepi 
moje  siły  i  przyniesie  mi  niejaką  ulgę.  Proszę  Mamy 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANITS7.KIRWICZA.  CŁ1X 

i  Januar<^o  pisywać  do  mnie  jak  najczęści^*,  podług 
zwyczajnego  adresu.  Listy  wasze  regularnie  dochodzić 
mnie  będą,  choćbym  znajdował  się  na  drugim  końcu 
stepu,  a  jaka  to  będzie  dla  mnie  rozkosz  czytać  ich 
wyrazy  w  takiśm  oddaleniu ,  łatwo  sobie  wyobrazicie ! 
Co  do  mnie,  nie  opuszczę  żadnćj  zręczności  doniesienia 
wam  o  sobie.  » 

Następny  z  kolei  list ,  pisany  8  maja  na  wsiadaniu 
Już  do  powozu,  rozpoczyna  ten  zbiór,  który  dopełniony 
wyjątkami  z  Dziennika  podróży  ^  stanowi  drugą  część 
jiiniejszf^j  książki.  Ale  obok  tego,  co  później  obce  ręce 
wybrały  i  ułożyły  dla  wydania  na  widok  publiczny, 
wiele  ćwiartek  papieru  było  poświęconych  rozmowie 
rodzinni^j,  o  rzeczach  domowych,  o  sprawach  tego  dru- 
giego świata  na  ziemi ,  w  którym  Adolf  duszą  przeby- 
wał, gdziekolwiek  znajdował  się  i  czegokolwiek  do- 
świadczał swoją  osobą.  Powiększona  odległość  między 
dwoma  stronami  jego  jestestwa,  zdawała  się  bardziej 
jeszcze  natężać  i  czynić  tkliwszą  nić  przechodzącą  przez 
serce.  W  stepach,  drażliwiej  niż  w  Omdcu  niepokoił 
się  spóźnieniem  listów  od  matki  i  brata,  czytał  je  z 
więlcszą  chciwością,  odpłacał  najdokładniejszą  odpo- 
wiedzią. O  5,000  wiorst,  wśród  tysiąca  nowych  przed- 
miotów, zajmował  się  z  najżywszą  troskliwością  nie- 
tylko  tem,  co  się  działo  w  Dziahyhiie,  ale  i  interesami 
swoich  przyjaciół  w  kraju.  Otrzymawszy  wiadomość, 
że  ukocłiana  siostrzenica  Michalinka  ma  wkrótce  wyjść 
za  mąż,  do  nieznajomego  sobie  przyszłego  jćj  męża 
zanosił  najczulsze  prośby,  żeby  pamiętał  ile  od  męż- 
czyzny zależy  kierunek  współtowarzyszki  jego  życia,  i 


Digitized  by 


Google 


CLX  ŻYWOT 


starał  się  ją  uszczęśliwić ;  zmartwiony  kłopotami  Pawła, 
rozwodził  się  przed  matką  nad  jego  położeniem,  jakby 
nad  wlasnem.  Od  Tobolska  do  Paryża,  od  Odessy  do 
Petersburga,  gdziekolwiek  miał  kogo  miłego  sercu, 
nie  zapomniał  o  nikim,  a  pisał  do  wszystkich,  do  któ- 
rycłi  mu  wolno  było  pisać.  Dziwić  się  potrzeba,  jak 
przy  trudach  ciągłćj  podróży  i  pracy  obowiązkowej, 
czas  mu  wystarczał  i  sił  niezabrakło.  Często,  ledwo 
zsiadłszy  z  konia,  chwytał  kawałek  papieru  i  pod  gołóm 
niebem,  kolanami  zastępując  stolik,  spieszył  skończyć 
list  przed  odjazdem  zdarzonego  gońca.  Nieraz  późno 
w  nocy,  odegrzewając  zmarzły  atrament  przy  ognisku 
z  suchego  gnoju,  tem  samśm  piórem  co  cały  dzień 
spisywało  kirgizkie  konie  i  barany,  kreślił  piękne  swoje 
opowiadania,  albo  wynurzał  rzewne  uczucia  dla  rodziny 
i  przyjaciół. 

Ostatnia  notatka  w  dzienniku  podróży,  nosi  datę 
10**  października,  a  13**  t.  m.  wyprawując  już  z  Karka- 
rałów  pierwej  przygotowany  list  do  matki ,  dołożył  do 
niego  kartkę  z  wyrazami  :  «  Pyta  mnie  Mama,  czy 
żyjąc  w  stepie  wiem,  że  nowy  papież  wstąpił  na  tron? 
Nietylko  wiem  o  tem,  ale  zapewne  ją  zadziwię  gdy  jśj 
powiem,  że  przybywszy  do  Karson  kirejewskich  Kirgi- 
zów, tam  pierwszy  raz  dowiedziałem  się  o  wyborze 
nowego  papieża  i  o  wynalezieniu  centralnego  słońca 
przez  jakiegoś  Niemca.  Tu  zaś  —  co  ją  bardziśj  jeszcze 
zadziwi  —  znalazłem  jedną  pannę,  która  zna  doskonale 
Mamę,  Januarego,  Michalinkę  i  Połońskiego.  Za  pół 
godziny  idę  do  niój  na  kawę ,  przy  którśj  będę  miał 
nieopisaną  rozkosz  rozmawiać  o  całój  mojśj  rodzinie. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA   JANUSZKIEWICZA.  CLXl 

«  To  to  dziś  Z  serca  dziękowałem  Bogu,  że  tak  tru- 
dna podróż  udało  mi  się  odbyć  tak  szczęśliwie.  » 

W  dni  kilkanaście  późniój  był  już  w  Omsku,  dokcd 
dftżył  z  niejakiem  znużeniem,  obiecując  sobie  «  siedzieć 
w  nióm,  jak  motyl  gdy  w  bursztyn  utonie,  i  w  zaciszu 
swojśj  komnatki  opisywać  dzieje  odbytćj  wyprawy.  » 
Nie  tak  się  stało  i  z  tym  bursztynowym  spoczynkiem  i 
z  zamiarem  opisu.  Pierwszy  list  z  miejsca  stałego  po- 
bytu, 18/30  października  pisany  do  matki,  zaczyna  się 
od  wzmianki  żałobnćj. 

«  Po  półrocznej  podróży,  wróciłem  nareszcie  zdrów 
i  cały  do  Omska,  gdzie  na  pierwszym  zaraz  wstępie, 
spotkał  mię  smutek  :  dowiedziałem  się  bowiem  z  listu 
Mamy,  o  zgonie  księdza  wujaszka,  który  przez  cały 
ciąg  życia  tyle  dawał  mi  dowodów  przywiązania  i  któ- 
rego kachałem  jak  ojca... 

«  Kwatera  moja,  po  tylu  miesiącacli  mieszkania  w 
jurtach,  wydała  mi  się  pałacem.  Ale  czy  uwierzy  temu 
Mama,  że  pomimo  niezaprzeczonej  wyższości  zalet, 
jakie  ma  dom  opatrzony  dobrze  nad  koszmową  budą, 
pierwszśj  zaraz  nocy  dostałem  takiego  kataru,  że  ledwie 
mi  głowa  i  nos  nie  pęknie.  Przyzwyczajony  tak  długo 
do  świeżego  powietrza,  nie  mogę  ani  spać,  ani  znosić 
sztucznego  ciepła.  A  cóż  dopiero  za  rewolucya  zrobiła 
się  w  moim  żołądku,  kiedy  zamiast  wiecznój  baraniny 
i  kumysu,  gospodyni  moja  poczęła  weń  pakować  rosół, 
bifsztyk,  naleśniki  i  tym  podobne  specyały !  Zachoro- 
wałem po  prostu.  Spodziewam  się  jednak,  że  ten  stan 
niedługo  potrwa  i  że  wkrótce  przywyknę  znowu  do 
życia  cywilizowanego,  które  pomimo  wszystkich  swoich 

k 


Digitized  by 


Google 


C|.XU  ŻYWOT 


przykrości,  zawsze  jest  lepsze  od,  pół(JzikJQgo,  jakie 
pędziłem  w  stepie.  »^ 

Lepsze  to  życie  cywilizowane,  wkrótce  przywiodło 
wszystko  do  właściwego  sobie  porzędku.  Zaczęły  dni  i 
godziny  iść  tym  tokiem  regularnym  i  jednotonnym, 
który  rycliło  przytłumił  rozigi  aną  wyobraźnię  i  skiero- 
wał umysł  do  iujaycti  widoków.  Strudzonemu  codzien*- 
nie  prac%  biórow§,  zapadaj^emii  coraz  Wdziej  w 
zwykła  tęsknotę,  ręlca  i  myśl  nie  służyły  do  <?pi$ywaiua 
dziejów  odbytej  podróży. 

Ctiociaż  lis^y,. które  stały  sic^łtównym  j^  pomuftiem, 
mają  wykończenie  jakby  pism  przygotowanych  dor 
druku,  i  może  być  że  Adolf  zamierzał  użyć  tej  formy 
do  pdlania  całości,  widoc^ie  jiednak  pokazuje  ^ię  ze 
dów  jego  pisanych  do  Jamiarego  w  listopadzie  4846, 
że  nie  myślał  i  nie  chciał  żeby  były  dTuboiWane, 

«  Ostrzegam  cię  —  powiadał  bratu;  —  żebyś  przy- 
padkiem nie  dał  którego  z  mokk  listów  kirgjzkich  do< 
jaJciego  dziennika,  bo  primo,  listy  te  pisane  są  tylko 
dla  ciebie  i  Mamy,  naprędce,  bez  najmai^jszego  obro^ 
bieaia  i  nie  zawierają  nic  w  sobie>;  col>y  obchodziło 
ogół  czytelników ;  seeundo,  że  nie  chcę  grać  roli  lite- 
rata, do  której  nie  mam  żadnego  prawa ;  tierl^io^  że  nam 
niewolno  publikować  żadnych  na^ych  prac  piśmien- 
aych.  Ostrzeżenie  to  wpadło  mi  na  myśl  z  powodu^,  i^ 
Paweł  żąda,  abym  mu  opisał  moją  podróż,  a  onby  ją 
umieścił  w  jakiejś  Grodziemkiej  Ondynie^  Bóg  zniipi! 
Jest  i  bezemnie  dużo  bazgraczy ;  ja  piszę  dla  siebi<^  i 
dla  was,  a  pani  Ondyna  może  się  obejść  bezemnie^  jak 
ja  bez  niej.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLKIII 

Zamiar  opisania  stepowej  wyprawy,  ciy  dla  siebie, 
esy  dU  swoich  tylko,  nie  byt  wsz^że  zapełnię  zarzu- 
cony, od  czasu  do  c^u  przypominał  się  Adolfowi ;  ale 
z  pociotku  mnóstwo  okoliczności  odbierało  mu  ocłiotę 
i  możność,  a  potom  kiedy  innych  przeszkód  nie  było, 
zafcrakło  już  potrzebnej  do  tego  siły. 

Od  powrotu  ze  stepów  do  Omska,  położenie  jego 
przybrało  jakąś  nieruchomość  otrętwiającą  i  aa  długie 
lata  wprowadziło  go  w  ten  stan  powolnego  gaśnienia,. 
kMfy  sam  wyraził  w  tych  słowach.  <t  Moja  przyszłość 
w  coraz  smutniejszych  przedstawia  mi  się  kolorach. 
I  nic  dziwnego!  Starość,  słabość  zdrowia  i  tykjkrotnie 
zawiedzione  nadzieje,  nie  scż  dostatecznemi  do  wlania 
w  serce  wygnańca  jakiejś  tęsknoty,  która  mu  na  wszy^* 
stko  każe  patrzeć  posępnym  i  nieufni  okiem?  »  Od- 
\ąA  pps^z  lat  siedem,  ddeje  każdego  roku  ograniczają 
się  do  niewielu  wypadków  i  korespondencya,  zamie- 
niagąc  się  prawie  w  jakieś  ciche  szeptanie  o  drobnych 
sprawach  faraiłijnych ,  o  zdrowiu ,  zimnie  i  upałach , 
rzadko  zawiera  k:artkę  Myss^częcę  wowóm  uczuciem  albo 
obrazkiem. 

Rok  1847  zaczął  sSę  od  zwrotu  do  wspomnień  i  pa- 
miątek, które  w  miarę  zaciemniającej  się  przyszłości 
stawały  się  znowu  głównym  żywidtem  dla  serca  sybir- 
skiego  wygnańca.  Dziękując  bratu  za  przysłane  różne 
rzeczy,  pisał  w  Uitym.  w  Właśnie  gdy  zbliża  się  ro- 
cwfiica  śwjierci  ś.  p.  naszego  ojca,  otrzymałem  od  cicr- 
bie  zegarek  pozostały  po  nim.  Ucałowałem  go  ze  czcią 
i  rozrzewnieniem,  długo  nie  mogąc  od  niego  oderwać 
łzą  zabiegłych  oczu ;  ale  wyobraź  sobie  moje  zadziwie- 


Digitized  by 


Google 


CLXIV  ZVWOT 


nie,  gdy  po  dwumiesięcznej  drodze,  położony  na  sto- 
liku niemy,  nagle  iść  począł.  Jakkolwiek  ten  ruch  nie- 
'  spodziewany,  daje  się  wytłumaczy  podług  praw  me- 
chaniki, niemniej  wszakże  zrobił  na  mnie  silne  wraże- 
nie, pod  którego  wpływem  dotąd  zostaję.  Zdaje  mi 
się,  żem  usłyszał  głos  tego,  który  niegdyś  był  jego 
właścicielem,  a  teraz  jakby  z  radości  że  ujrzał  swego 
syna,  przemawiał  do  niego.  Przebaczcie  mi  to  złudze- 
nie i  wierzcie  zarazem,  że  mi  ono  nie  jedną  myśl  pocie- 
szającą sprowadziło  do  głowy  i  pokrzepiło  udręczone 
serce.  » 

Ale  pole  przeszłości  pokrywało  się  coraz  bardziśj 
grobami  i  do  Wspomnień  żałobnych,  przybyła  świeża 
żałoba.  List  z  30°  sierpnia,  za\Yiera  te  słowa  :  «  Z  bo- 
leścią serca  donoszę  Mamie  o  dotkliwćj,  nowćj  stracie. 
Wczoraj  otrzymałem  wiadomość  o  śmierci  stryja.  Bić- 
dna  stryjenka,  jak  widać  sama  w  nienajlepszym  stanie 
zdrowia,  ledwo  kilka  wyrazów  mogła  skreślić.  Prze- 
żywszy lat  80,  w  dniu  30™  czerwca,  po  czterodziennśj 
słabości,  nieodżałowany  mój  opiekun  rozstał  się  z  tym 
światem.  Na  dzień  przed  śmiercią  podyktował  krótki 
list  do  mnie,  który  jednak  własną  podpisał  ręką.  List 
ten  będzie  nazawsze  drogą  mi  pamiątką,  jako  tiowod, 
że  i  w  ostatniej  chwili  byłem  przytomny  jego  myśli. 
Ach!  czemuż  nie  mogłem  oddać  mu  przynajmniej 
ostatnićj  posługi  i  garstki  ziemi  rzucić  na  jego  mogiłę. 
Niech  Mama  pisuje  do  stryjenki.  Jestto  najgodniejsza 
w  świecie  osoba  i  kocha  mnie  jak  syna.  » 

Podkomorzy  Januszkiewicz,  który  ciągle  ze  swojćj 
strony  opatrywał  posyłkami  na  Sybir  potrzeby  swego 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLXV 


wychowańca,  zostawił  jeszcze  dowód  pamięci  o  nim, 
przeznaczając  mu  testamentem  roczny  dochód,  oparły 
na  summie  ulokowanśj  w  pewnóm  ręku.  Do  wykona- 
nia tego  artykułu  zobowiązany  wierny  i  troskliwy  przy- 
jaciel ,  Tomasz  Kulczykowski ,  zaraz  w  następnym 
roku  360  rubli  sr.  Adolfowi  przesłał  i  późniśj  każdego 
lata  ta:.ąż  kwotę  regularnie  przesyłał.  To  dozwoliło 
jemu  z  czasem  uwolnić  zupełnie  brata  od  dostarczania 
zasiłków  pieniężnych,  i  całój  rodzinie  litewskiej  zosta- 
wić tylko  otwarte  pole  do  oznak  przywiązania  przez 
niekończące  się  nigdy  transporta  użytecznych  i  pamiąt- 
kowych podarunków. 

Tegoż,  1847**  roku ,  dopełniły  się  lata  służby  Leo- 
narda. Adolf  wyprawiwszy  go  do  Dziahylny,  nie  miał 
już  nikogo,  z  kimby  mógł  pomówić  o  pierwszej  epoce 
swego  wygnania.  Jakby  na  domiar  tego  osamotnienia, 
ostatni  z  towarzyszy  iszymskich,  wyżeł  Karpat,  skonał 
u  nóg  swojego  pana,  darmo  usiłującego  wszelkiemi 
sposobami  nieść  mu  ratunek. 

Cała  korespondencya  z  roku  IS/iS^,  toczyła  się  nie- 
mal tylko  około  dwóch  przedmiotów,  którćmi  były : 
cholera  i  nowo  stawiony  dom  w  Dziahylnie.  Siedząc 
pilnie  w  gazetach  doniesienia  o  zarazie  stopniami  ogar- 
niającćj  Litwę  i  Podole,  troszczył  się  Adolf,  to  o  matkę, 
która  przebywała  natenczas  w  Nieświóżu  «  gdzie  pełno 
żydowstwa  »  —  to  o  stryjenkę  w  Kraśnem  a  gdzie 
zapewne  niema  ani  doktora,  ani  apteki,  bo  za  jego 
czasów  stryj  był  razem  doktorem  i  aptekarzem.  »  Od- 
dając się  milszym  myślom,  rozpatrywał  przysłany 
sobie  plan  wewnętrzny  i  zewnętrzny  budowy,   robił 


Digitized  by 


Google 


CLJLYI 


nad  nim  ywagi,  dopytywał  się  brata  o  postępie  robot 
ciesielskich,  mularskich  i  stolarskich,  czekał  niecier- 
pliwie dnia  przenosili,  przy  czóm  wszystkićm  pióro 
jego,  z  nałogu  i  niewyczerpanej  łatwości  zwrotów^ 
wpadało  ezęsto  na  wyraz  nadziei. 

W  styczniu  iS&O',  spełniło  się  jedno  t  widkidi  oc;te- 
kiwań ,  dopięty  został  jeden  z  celów  długiego  d%ieaia* 
Po  siedmiu  latach  eiężkiój  pracy,  kaneellarzysta  Pogra^ 
nicznego  rządu,  otrzymał  rangę  kolezkiego  rćffesińraJlóra  ! 
Z  tego  szczebla  mógł  widzieć  przed  sot)ę,  w  odległości 
mniłj  więcćj  drugich  lat  siedmiu ,  stopień  iytularnege 
sowietnika.  Jakóbowa  drabina  do  carskiego  nieba  prz6-^ 
wyżSzała  rachubę  choćby  stuletniego  życia;  ale  żeby 
niezawodnie  i  w  przeci^u  czasu  niezastraszającym 
najwy trwalszej  cierpliwości,  miała  wyprowadzić  z  Sy- 
beryi,  to  według  doświadcEenia  było  bardzo  wijtpli- 
wóm*  Zresztą,  chociażby  upór  miłości  własnej,  albo 
brak  lepszego  wyboru  zatrzymywał  na  raz  obranej 
drodze,  zdrowie  już  nie  pozwalało  iść  nią  dalej. 

Prz^iedziawszy  jeszcze  w  biórze  półrocze  «  zatrwo- 
żony corAz  bardziój  słabiejącym  wzrokiem  i  częstemi 
ł)olami  głowy  »  musiał  Adolf  prosić  o  uwolnienie  go  od 
służby*  Diiia20  sierpnia  v.  s.  jenerał  gubernator  katał 
Pogranicaemu  rządowi  wydać  riiu  dymissyą.  «  Ob^zy-* 
mam  ją  za  dni  kilka  —  pisał  donosząc  o  tóm  bratu  •*- 
i  będę  jak  dotąd  mieszkał  w  Omsku,  ^zie  mam  pod 
ł)okiem  dobrych  doktorów  i  aptekę,  » 

Opuszczenie  służby,  przypadło  prawie  fia  samą  ro- 
cznicę opuszcz^ia  przed  laty  ośmią  Iszymu.  Wyjechał 
zitamtąd  politycznym  posieleńcem,  był  teraz  odstaumym 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA   JAMUS«EIEWICZA.  CLXV|| 

nrE^dt)ikiem :  ta  różnica  okupiona  zrzeeaseniem  $ię  nie 
jednSj  swobndy  i  wygody,  miała  obok  siebie  do  poró- 
wnania dtiigę.  Siłny  jeszcze  i  pełen  zaufania  w  sobie 
posieleniec,  porzucał  spokojne  ustronie  dla  obracłiowa* 
nych  widoków  nadziei;  stargany  i  zwętpiały  kołesfki 
pegesłrator,  porzucajce  swój  zawód,  szukał  tylko  okiem 
cicliego  spoczynku.  Droga,  która  wedle  wszelkich  prze- 
widzeń zdawała  się  bfyd  najprościój  prowadząca  do 
wyjścia  z  niewoli ,  przywiodła  go  jakimś  kręgiem  na 
dawne  położenie,  ale  w  cięższych,  smutniejszych  wa-* 
runkach.  Byłze  jednak  temu  winien?  Nie  zgłębiajęc 
przyczyn  cierpkiego  swego  losu,  poddajęc  się  komia 
zrzędzeniem  Opatraności,  patrzał  posępnie  w  przy^ 
srfość,  prawie  już  bez  troski  jaki  i  kiedy  b^zie  jij 
koniec.  Ale  w  tóm,  pożar  stepitwy  o  mafo  co  nie  poło- 
żył wszystkiemu  rychłego  końca.  O  zdarzeniu  tóm, 
jakby  o  czśmś  obojętnym,  na|»Sftł  Adolf  do  matki  nie 
zaraz  i  w  niewielu  słowsach. 

«  Trzeci  tydzień  temu,  byliśmy  przez  całę  dobę  w 
okropnym  strachu.  Z  jednej  iskry  zapaliła  Bię  zescWft 
trawa  na  stepie  i  w  oka  mgnieniu  potoki  ognia  popły- 
nęły w  różnych  kierunkach.  Z  trzech  stron  nąjwięksa^ 
niebezpieczeństwo  groziło  Omsk^wi  ^  I  gdyby  łaska 
Najwyższego  nie  odwróc^a  wiatru,  który  pędził  na  nas 
ogniste  fele,  bylibyśmy  wszyscy  zginęli;  bo  jed^ 
tylko,  i  to  bardzo  wątpHwy  ratunek,  pozostawał  w 
nurtach  Irtysza.  Mówię  ł>ez  przesady,  że  dzieO  <?^  paź- 
dziernika, był  to  czysty  dzień  ostateczny.  Mie^kaAcy 
tutejsi  inaczej  go  nie  nazywają,  i  jestem  pewien,  że 
nieprędko  go  zapomnę.  » 


Digitized  by 


Google 


GŁXVIII  ŻYWOT 


Gdy  tedy  Omsk  nie  uległ  losowi  Sodomy  lub  Go- 
mory, rezydentowi  naszemu  pozostawało  myślić  o  urzą- 
dzeniu sobie  jak  najznośniejszego  w  nim  pobytu,  Brała 
go  chętka  nabyć  znowu  własny  domek;  ale  na  to 
środki  funduszowe,  które  mogłyby  być  dostatecznemi 
w  Iszymie,  nie  wystarczały  w  Omsku.  Cłiciał  zmienić 
kwaterę,  ale  rozważywszy  lepiej  ten  zamiar,  powia- 
dał :  «  Moźebym  i  znalazł  mieszkanie  nieco  dogodniej- 
sze, lecz  gdzież  znajdę  choć  taki  stół,  jaki  mam  u  mo- 
jej poczciwej  gospodyni  i  razem  najlepszej  stnapuchy^ 
która  ze  wszysikiemi  swemi  dziećmi,  z  Grunkami, 
Kalinkami,  Jaszkami  i  Miłkami,  zawsze  jest  na  moje 
zawołanie.  A  gdyby  jeszcze  Mama  ujęła  ją  czasem 
jakim  upominkiem,  naprzykład  chustką  dlaniój,  lub 
kolczykami  dla  córki,  to  już  nie  wiem  jakby  starała 
się  mi  dogodzić.  » 

Przebywszy  więc  zimę  po  staremu,  zaraz  na  wiosnę 
1850  r.  gospodarny  niegdyś  pan  dworku  na  Kisie- 
lówce,  wziął  się  swoim  trybem  do  urządzeń  lokalu  w 
domu  zacnćj  pani  Kuźmowny.  Pora  roku  i  najmocniej- 
sza podobno  ze  skłonności,  kazały  naprzód  zająć  się 
ogrodnictwem. 

W  maju,  January  otrzymał  takie  doniesienie. 

«  Będąc  teraz  panem  mego  czasu,  pracuję  koło 
ogródka,  który  przed  mojem  oknćm,  wychodzącem  na 
dziedziniec,  stworzyłem.  Mogę  śmiało  użyć  tego  wy- 
razu, bo  na  miejscu  gdzie  był  skład  opałowego  drzewa 
i  gospodarskich  sprzętów,  błyszczy  teraz  najczarow- 
niejsza  oaza  zieloności.  » 

Odtąd  ten  ogródek  stsJ  się  na  kilka  lat  przedmiotem 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLX1X 

wielu  listów,  napisanych  z  ujmującym  wdziękiem. 
«  Moje  georginie  —  chlubił  się  raz  przed  matką  — 
wyrosły  do  wysokości  pięciu  arszynów  i  swoję  piękno- 
ścią cały  Omsk  zachwycają,  co  niezmiernie  cieszy  i 
wprawia  w  dumę  moją  gospodynię,  że  ma  tak  mądrego 
postojalca,  który  potrafił  na  kawałku  piasku  dokazać 
podobnych  cudów...  Żałuję  mocno  —  powiadał  inną 
rażą  —  że  nie  mogę  posłać  Mamie  na  wiązanie  cudo- 
wnie pięknego  kaktusa,  który  właśnie  rozkwitł  wczo- 
raj, a  dziś  stoi  na  oknie  i  od  wszystkich  przechodzą- 
cych odbiera  hołd  uwielbienia.  January  zapewne  znając 
moją  miłość  dla  Flory,  obdarzył  mnie  taką  kwiecistą 
materyą  na  kamzelkę,  że  będę  w  niój  wyglądał  jak 
mój  lilipucki  ogródek  ze  swemi olbrzymiemi  roślinami... 
Przyszlij  mi  —  prosił  brała  —  nasion  wszystkich  kwia- 
tów waszych,  żebym  miał  kopiją  dziahylniańskiój  we- 
getacyi ;  ja  nawzajem  posyłam  wam  nasiona  roślin  i 
jarzyn  chińskich,  przytóm  szyszkę  świeżą  sybirskiego 
cedru,  którego  nasiona  posiejcie  w  ogrodzie ,  abym 
kiedyś  za  powrotem  miał  przypomnienie  kraju,  w  któ- 
rym pół  życia  przeżyłem...  Jeśli  Bóg  da,  że  wrócę  do 
was,  weźcie  mnie  za  ogrodnika,  a  zobaczycie,  że  bę- 
dziecie mieli  takiego,  jak  nikt  w  okolicy.  Kiedy  ja  tu, 
w  takim  klimacie  jak  omskł,  potrafiłem  tyle  dokazać, 
że  wszystkie  damy  tutejsze  zachwycają  się  moją  małą 
Brazylią,  jak  ją  nazywam,  to  czegóż  nie  dokażę  pod 
mojem  rodzinnóm  niebem !  Zresztą,  do  czegóż  ja  teraz 
więcój  zdolny  jak  chyba  do  uprawiania  kwiatów... 
W  lej  chwili,  jakaś  kobiśta  weszła  do  mego  ogródka  i 
załamawszy  ręce  zawołała  :   ach  co  za  rozkosz!  Nie 


Digitized  by 


Google 


CŁXX  ŻTWOT 

wicbi  Jimie,  bo  ja  siedzę  w  p(ik<3jU  źk  pntyraknł^łśWi 
oknem  i  ten  list  pisaę.  » 

M^^  BraTylia,  TMi}c»ęśeiój  aastępowała  swemu  twórcy 
nietyłko  publicine  preechadaki,  ale  i  myśliwskie  na 
8tep  wyprawy.  Ciy  to,  te  żaden  pies  nie  mógł  iastępió 
Kaipała,  cźy  że  już  siły  nie  dopisywały,  po  roku  i8W 
ledwo  para  wzmianek  znajduje  się  w  lisiacłi  o  p^^owa- 
ni«i« 

Zakładając  ogród  na  letnią  ron^ywkę,  przezorny 
administrator  siwoieb  kilieresów  pamiętał  t^  ra^em  Oi 
wyporządz^G  mieszkwia  na  zimę.  «  Od  siedn^iu  dui 
mieszfcaim  w  wozowni  -^  pisał  w  cserweu ;  ^^  kwali^ft 
ioqja  maiuje  stę  i  ściany  zielono,  a  podłoga  żółto*  * 
W  tak  gustownie  pomalowanrym  apartamencie,  nie^*- 
csonra  ihiaóstwo  sprzętów  znalazło  starannie  dt&rane 
solnie  miejsce,  a  z  różnoczesnycłi  częiciowycłi  opisów^ 
można  zrobię  wyobrażenie,  jaką  to  wszystko  składlito 
caioiść. 

Nad  łóżkiem  pokrywała  ścianę  rozfDiięta  skóra  tygry*^ 
sia  «  na  którą  nieboszczyk  Karpat  poglądał  zawsze  jak 
na  żn^ję.  t»  iHisŁorya  pochodzenia  t^  skóry  «  aez  nieoo 
może  bajeczna  n  w  swoim  czasie  posłana  mami«,  opie* 
wała,  jak  jednego  razu  nad  brzegami  Bedchaśza  tygryB 
zrzuciwiszy  z  siodła  Kirgiza^  zjadł  mn  konia^  a  prży^ 
głuszony  Kirgiz  odzyskawszy  zmysły,  iiciekł  ćł>yłkiem, 
sprowadził  hufiec  swoich ,  i  zabito  tygrysa  spiiiącagO 
anacizno  po  śniadania^..  iKa  t^'  sk^órze,  nad  nią  i  z  obu 
jćj-  fiiron  '^  trudno  już  zgadsąć  w  jakim  porządku  — 
wisiały  i  obraz  Zbawiciela  « •radnie  pięknego  pęd;D)a  >» 
przysłany  z  Podola,  obrazek  ^ajświęłssćj  Paimy^  przed 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    J4;KU8ZK1E\VICZA.  GUŁM 

którym  w  dziddństwie  matka  uczyła  Adolfa  mówid 
pacierze;  poŁćm  wkermiek  t^  czcigodnej  ibatki^  oUh- 
czony  różnćj  miary^  a  zawsze  w  ozdbbnf^j  oprawie^ 
olqnetm^  litografowanemi  i  rysowanemi  portretajoi, 
portrecikami  i  sylwetkami  całój  łitew^kt^j  i  podófókićj 
rodadny^  tudzież  wielo  krajowych  i  sybirskiefa  priyja^ 
cioł.  Dziękaj^c  Januaremu  za  kwieciste  kamzełkę, 
Adolf  dodał  :  «  Będzie  ona  gotowa  wraz  z  nowym 
czarnym  surdutem  jak  w  porę  na  imiiemny  mamy,  że- 
bym w  tym  dniu  występiił  ^rana  przed  wiierunloinu 
waszych  drogteia  postaci ,  które  posiadayó  mam  szconę^ 
źcie.  Czego  do  ich  zbioru  niedostąje,  zastępuje  mi  te^ 
bliczka,  przystaną  przez  manoę  z  wytiozeniem  wszystkich 
j^j  wnucz|t  i  prawnuczki.  Przepisałem  j$  ka;li graficznie 
i  przypiąłem  nad  raoj^m  łóżkiem,  żebym  przy  rannych 
i  wieczornych  modłach,  mógł  to  nowe  pokolenie  pole- 
cad  miłosierdziu  Wszechmocnego.  ^ 

Zdaje  ńę ,  że  owa  skarbnica  paimii^tek ,  co  tak  była 
cennym  sprzętem  w  Iszymie,  zńe  przywędrowała  do 
Omska ;  ale  właściciel  jój  starał  się  na|;rodzić  tę  ni^ 
dogodność  i  chlubił  się  przed  braiem  i  «  Kiedy  ty  nowy 
dom  budo  jesz,  i  ja  także  zajmuję  się  architekturę  v  xbu~ 
dowalem  bowiem  sobie  porządny  stół  do  pisania,  a 
zamczystemi  szufladami,  pokryty  kazimirkiem  bielo- 
nym, a  do  niego  wspaniały  i)cUersthul  z  pod^zk^^  po- 
wleczona, suknem  w  kwiaty.  ^  Nad  tym  stołem  zawisła 
wkrótce  e^eri(pti^*przysłana  przez  siostrzenicę  Micha* 
się  i  służyła  wybornie  do  roztasowama  niezliczonych 
drobnych,  dawniejszych  i  świeższych  pamiąteczek. 

Oprócz  bogatego  zbioru  drogich  rupieci  przypomi- 


Digitized  by 


Google 


CLXXII  ŻYWOT 

najjcych  Europę,  Sybirczyk  nasz  chciał  mieć  w  swoich 
komnatkach  i  Azyc  przed  oczyma.  Otrzymawszy  od 
Januarego  szczegółowe  opisanie  kątów  w  nowym  domu, 
odpowiadał  jemu  :  «  Moje  mieszkanie,  wygląda  trochę 
inaczej.  Gdyby  kto  z  was,  jakim  cudem,  zajrzał  do 
niego,  postrzegłby  od  razu,  że  jest  w  innój  części 
świata.  Uderzyłby  go  widok  ścian ,  na  których  wiszą 
symetrycznie  poukładane  :  łuki  i  strzały  mongolskie; 
strzelby,  topory,  pałki,  noże,  sztylety,  fajki,  cybuchy, 
kaletki,  krzesiwa  tatarskie  i  tureckie;  kołczuga  i  siodło 
kirgizkie ;  malownicze,  błyszczące  różnemi  paciorkami 
ubiory  Tunguzów  i  tym  podobne  ciekawości  azyatyckie. 
Patrząc  nawet  na  mnie  samego,  możeby  wziął  mię 
raczćj  ża  syna  tych  plemion,  co  niegdyś  najeżdżały 
Europę,  niżeli  za  byłego  przed  laty  Europejczyka;  bo 
najczęściej  siedzę  sobie  w  semipołatyńskim  chałacie, 
albo  w  kurcie  i  szerokich  czembarach  (spodniach), 
suto  naszywanych  jaskrawym  jedwabiem^  na  głowie 
zaś  mam  to  kołpak,  to  arakczyn  (jarmułkę)  kirgizki. 
Ale  któż  przyjedzie  oglądać  mnie  i  mój  gabinecik, 
który  swemu  właścicielowi  tyle  rozrywki  przynosi.  » 
.  Owoż,  wróciły  się  zupełnie  iszymskie  czasy,  szuka- 
nia ulgi  w  rozrywkach.  Na  dopełnienie  podobieństwa 
tćj  epoki,  kiedy  krzątanie  się  koło  ogródka  i  zbiorów 
archeologicznych  nie  mogło  pochłonąć  całej  wrodzonój 
ruchawości,  odezwała  się  żyłka  przemysłowo-handlowa. 
Wspólnik  niegdyś  Gajewa  w  handlu  duhami,  kupował 
teraz  ze  swoją  gospodynią  bydło  na  rznięcie  i  na  tśj 
spekulacyi  zarobili  we  dwojgu  38  rubli.  «  I  to  do- 
bre. » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANtJSlKIBWlCIA.  CLttlll 

Nie  sama  przytóm  łatwość  mienia  lekarstw  i  lekarzy, 
mówiły  za  pozostaniem  w  Omsku  po  wzięciu  dymisyi. 
Nagromadziło  się  tu  pomsJu  dobrych  znajomości, 
uprzejmych  stosunków  i  bardzo  przyjaznych  związków. 
Wielkę  to  było  ulgą  dla  wygnańca,  kiedy  mógł  mówić, 
że  w  kilku  domach  jest  widziany  i  przyjmowany  jak 
najbliższy  krewny,  kiedy  w  razie  choroby  znajdował 
się  otoczonym  troskliwością  całych  rodzin.  Szczególniej 
głęboka  przyjaźń  i  ścisła  zażyłość  łączyła  go  z  rodziną 
towarzysza  służby  i  podróży  stepowej  Wiktora  Iwasz- 
kiewicza, którego  czytelnik  pozna  bliżćj  z  listów  kir- 
gizkich.  Gdy  ten  przedłużając  dalej  służbę,  biegał 
często  za  sprawami  rządowemi  w  odległe  strony  Hordy, 
dymisyonowany  kolega  pełnił  w  jego  domu  ot)owiązki 
wojskiego,  z  wielkim  szacunkiem  dla  zacnój  swej 
kumy,  pani  Wiktorowćj,  a  z  serdecznćm  przywiąza- 
niem do  pół  tuzina  dziatwy,  którą,  koleją  jak  przycho- 
dziła na  świat,  trzymał  do  chrztu  ze  swoją  kumeczką 
Zosią,  starszą  siostrzyczką  szeregu  poczynającego  się 
od  Wiktorka  i  Wiktosi.  Gniazdo  to  weszło  w  poczet 
osób  poznajomionych  z  Dziahylną  i  zagarniętych  w 
obręb  korespondencyi  famiiijnćj.  W  każdym  niemal 
liście,  po  zwykłćj  formule  :  «  ściskam  csJą  rodzinę, 
wielką  i  drobną,  bliższą  i  dalszą  »  następowało  teraz  : 
«  Jazon,  Wiktorstwo  i  moja  gospodyni  dziękują  Mamie 
za  pamięć,  zasyłają  najgorętsze  życzenia  zdrowia, 
i  t.  p.  » 

Co  się  tyczy  korespondencyi,  ta  nie  tracąc  nic  na 
rozległości ,  przybrała  razem  charakter  niezmiernie 
szczegółowej  pogadanki.  Stolik  zielony  pod  etażerką 


Digitized  by 


Google 


CaSBiW  XVWOT 


zajKiłntenę  fMtmi^tJcatni,  bifi  prawdziwie  biodrem  cen- 
trahitey  doniesień,  sa  pomoce  których,  drodzy  jednemu 
seren^  b.  rozsypani  na  Litwie,  Podolu,  w  Królestwie, 
w  Bessyi  i  Syberyi  dowiadywali  się  jedni  o  drugich. 
Z  Dńahyiny  ^ismaa  do  Omska  zapytując ,  gdzie  się 
obraca  Tomasz ,  jjaki  jest  adres  Konsfcapcyi  w  Peters- 
burgu? Ł  Omska  częstokroć  najwięcej  dowiadywał  się 
Paweł  o  Odstawie,  Ckistaw  o  Pawle,  obadwa  a  swoich 
znarfomych  sybirskich  i  ci  nawzajem  o  nichv  Oprócz 
tęga,,  szi^ady  stolika  zielonego  inogly'  dostareryć  po- 
rzędny  zbiór  naateryafców  statystycznych,  o  urodzajach, 
cenadt  zboi:a,  zarazach  na  bydło  i  ludzi,  tak  na  Litwie 
jak  w^Syteryi,  mianowicie  z  kilku  lat  ostatnich.  Gu- 
bernia mińska  i  okręg  omski  stoję  tu  obok  siebie^ 
Adolf  wymagał  od  brat«  najdrobniejszych  wiadomości 
goepfodari^ch  i  sam  w  tym  względzie  odzywał  się  do 
niego  jak  sęsjad  mieszkający  o  mil  dziesiątek,  w  przy- 
ległynt  powiecie.  «  Dotknęły  was  grady;  nam  ulewy 
w  cza^  zbiorów  siaaa  i  zbosa  narobiła  wiete  złego.  » 
«  Dńękuję  za  doniesienie  a  dożynkach  :  desze  się  z 
urodbijów  u  was;  u  nas  tet  nie  złe.  »  »  Sprobmj  Ja- 
nuary, pos^idzie  kartofle  na  świeićm  zupełnie  miejscu, 
niegnojonto;  tu  udaję  się  doskonale  na  nowinnóm 
p6tu,  hez  źadnega  nawozu,  i  nie  znamy,  eo  to  ich 
cholera,  »>  Te  i  tym  podobne  zwroty  myśli,  niegdyś 
nuotamój  ciągłe  wzruszeniami  uczuć,  pokazywały  pe- 
wne jój  ociężałość  ku  ziemi  i  szukanie  tego,  na  czómby 
spocząć  lubiła.  Zresztę,  biuletyny  zdrowia,  nieskępe 
zawsze,  przybrały  teraz  nadzwyczajne  rossmiary.  Zdaje 
się,  że  z  ostyganiem  bólów  nooralnych,  rozwijały  się 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    MNUSSKIEWICZA.  O^KK^' 

(lQ]Qgl|kWO^  ^ąU^  a  ioi  wi«cć|  dwry  tajwHfrdi  się 
sobą,  tćm  mnićj  choroba  znajdowała  w  nim  siły  aih 

Historya  bólu  aębiw,  szceęki,  gairdta  I  tewć)  strony 
gjtowy,  mjni^e  wylecenie  kitka  miesięcy  ostnAnich 
i850  i  kilka  poez^itkoiwycb  i851  roku*  Jeźeii  przylciro 
w  nićj.  miw6  jakieś  rozpiesseaenie  się,.  loezgpdne  x 
tylekroć  dowiedzioną  mocą  charakŁem;  to  razem  nie- 
moioa  odd^iwić  ś^  temu  wdziękowi  pióKa,  który  przed- 
BPliotidwi  9  sii^e  tak  nudnemu^  nadał  memąl  powabny 
i  i^jmHJiiey  interes^ 

Jaszcse  łiermetycznie  zamknięty  w  swoim  pokoju 
|>aicy^nt,  optakał  na  począrtku  marca  i85i»  zgoR^  wuja 
Ismmgio^i  wesetiszy  juz  konwaleseent  w  pazdncsmiku 
tegpź  roku,  przesłał  na  ręcematjd  Eustacłienm  i  Ebge^ 
nii  poiwinszowania  i  błcfgo^awieilsti^  z  powodu  icb 
midś^ńskie^  zfwiązku;  w  s^tyeziHU^  m^  1853^  pisat^a 
nowćj  bratowćj  listek,  który  odbija  wszystkie  sfepony 
jego  ówczesnych  uspostybień^ 

H  Kochana  i  szanpwna  Eugenio, 

M  Dobra  moja  lizana  p^zwotita  mi  w  swoim  M(Ae 
ipsnesitó  Gi  kilka  wypazów.  Korzystając  z  tafe  tnił^*  dla 
mniej  »ęeniaści,  cieszę  powinszować*  Gi  i  ca^j  -iJwoyśj* 
diwgiśj.  rodzime  Nowego  roku,  życzcc  w»m  w^stkim* 
z  głębi  serca  zdrowia  i  wBseelkiego  dolw^, 

«.  Pdrzdcanany,  te  mocno  was.  obctodzi  moje  zdro^ 
wie,  mam  pr^yjefm^ośó  dcwieśź,  in  od  fełlfeir  miesięcy 
pifiłbywsay  s^  stWBSznjych  cierpień  rtBumatyamu  w  gło^ 
wie,  czuję  s^^  wcale  nie  źle.  Jak  na  szczęście,  nader 
łagodna  tegoroczn)a  wma  cieszy  mię  nadzieję*,  że  się 


Digitized  by 


Google 


CLXxvi  irwoT 

nie  przeziębię  i  może  nazawsze  uwolnię  się  od  cho- 
roby. 

«  O  położeniu  mojćm  wiecie  od  Mamy,  Nie  mam 
więc  co  pisać,  zwłaszcza  nie  mając  nic  pomyślnego  do 
powiedzenia.  Nadzieja  w  Bogu !  Miłosierdzie  Jego  może 
kiedyś  nie  zapomni  i  o  mnie^  a  tymczasem  staram  się 
zasłużyć  na  nie,  i  jak  przystało  na  chrześcianina,  speł- 
nić do  dna  gorzką  czarę  żywota. 

«  Spojrzawszy  na  mój  liścik  z  Syberyi ,  ozdobiony 
bukietem,  pomyślisz  może  :  to  to  przypiął  kwiatek  do 
kożucha.  Pomimo  całej  niestosowności  z  klimatem, 
którego  od  lat  dwudziestu  jestem  mieszkańcem,  posy- 
łam Ci  go  jednak,  jako  wyrażenie  najmilszej  mojśj 
rozrywki,  którśj  się  wyłącznie  prawie  oddaję  latem, 
tak  krótkićm  w  naszój  strefie.  Przyjm  go  w  zastęp- 
stwie prawdziwego  bukietu,  wraz  z  zapewnieniem  naj- 
szczerszych i  najgorętszych  uczuć  przyjaźni  i  przywią- 
zania. )> 

Maj  1852 ,  przyniósł  dwie  wielkie  rocznice  :  dum- 
dziestą  przybycia  na  Sybir  i  pięćdziesiątą  przyjścia  na 
świat.  Po  tych  jubileuszowych  wspomnieniach  «  pół- 
wieczny  syn  »  troszczył  się  tylko  o  to,  że  nieszczęśliwa 
matka,  jak  to  widział  z  jój  listów ,  bolejąc  nieustannie 
nad  jego  położeniem,  niszczyła  swoje  stargane  zdrowie. 
Zaklinał  ją  więc  na  wszystko,  żeby  wierzyła  nadziei, 
która  dla  niego  samego  była  jakimś  zwietrzałym  wy- 
razem, nie  budzącym  już  żadnych  wzruszeń.  Tęsknota 
do  powrotu,  ze  stanu  zapalnego  przeszła  sobie  w  cho- 
robę chroniczną,  z  którą  żyć  niożna^  szukając  chwilo- 
wych ulg  w  spokoju,   w  wygódkach.  Dbałość  o  te 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLXXVII 

Środki  łagodzące  dolegliwości,  zajmowała  głównie  myśl 
cierpiącego. 

W  lecie  «  łamiąc  sobie  głowę ,  -jakby  się  urządzić 
na  zimę,  żeby  i  jemu  i  jego  dziaikom^kwiatkom  ciepło 
było  »  doświadczając  przytóm  coraz  więcćj  niepokoju 
od  mnożącego  się  grona  wnucząt  gospodyni,  zamierzał 
ściągnąć  500  r.  sr.  ze  swego  kapitału  i  znowu  założyć 
osobno  własne  gospodarstwo,  Ale  «  starucha  Kuźmo- 
wna  »  wszelkiemi  ofiarami  ze  swojój  strony,  nie  dopu- 
ściła do  tego.  Wyrugowawszy  naprzód  z  clilewka  na 
dziedzińcu,  szanowną  rodzinę  kozią,  zrzuciła  cłilewek 
i  grunt  przeznaczyła  na  powiększenie  ogródka.  Kupiw- 
szy potom  przyległą  swemu  domowi  chałupę,  prze- 
niosła do  niój  całą  wrzeszczącą  i  płaczącą  ludność,  a 
oczyszczony  po  niśj  pokoik,  za  małą  cenę  puściła 
swemu  «  uwielbianemu  postojalcowi  »  który  we  wrze- 
śniu pisał  do  matki : 

«  Donoszę,  że  nie  zmieniam  kwatery,  ale  ta  kwatera, 
po  dziesięciu  latach  mojego  w  niśj  mieszkania,  powięk- 
szyła się  jednym  pokojem,  z  oknami  wystawionemi  na 
słońce.  Mając  teraz  w  rozporządzeniu  dwie  strefy, 
północną  i  południową,  mogę  przechować  zimą  nie 
małą  liczbę  kwiatów,  i  tym  sposobem  przedłużyć  so- 
bie, tak  krótką  tutaj  letnią  porę.  Jakoż  dziś,  gdy  od 
trzech  dni  wszystko  zmarzło  na  podwórzu,  u  mnie  w 
pokoju,  przesadzone  do  wazonów  georginie,  astry, 
lewkonie,  i  t.  d.,  kwitną  jak  najpiękniej  i  poustawiane 
w  klomby,  tworzą  niby  zimowy  ogródek,  po  którym  z 
wielką  przyjemnością  przechadzam  się  w  czasie  długich 
już  wieczorów  jesiennych,  przepędzanych  samotniej  niż 

I 


Digitized  by 


Google 


CLXXV1II  ŻYWOT 

kiedykolwiek.  Skoro  młode  pokolenie  wyniosło  sife  z 
domu,  wróciła  spokojność,  którćj  od  czasu  pożenienia 
się  synów  gospodyni,  pozbawiony  byłem.  Około  mnie, 
od  7**  wieczorem  do  dnia  białego  taka  cisza,  że  chyba 
tylko  myszka  przerwie  niekiedy  moje  dumania...  Po- 
wtarzam prośbę  o  nasiona;  tylko  niech  na  pakiecikach 
będzie  zapisany  kolor  kwiatów,  żebym  mógł  dobrze 
wykonać  ogrodniczo-malownicze  plany,  jakie  sobie 
układam. 

Tymczasem,  wszystkie  plany  i  widoki  przywiązane 
do  pobytu  w  Omsku,  były  już  skasowane  na  karcie 
przeznaczenia.  W  stronie  dalekiój,  w  sposób  nieprze- 
widziany i  nieobjęty  rachubą  oczekiwań,  zawiązał  się 
nowy  kierunek  losu  wygnańca,  który  miał  sprawić  dla 
niego  zmianę  miejsca,  położenia  i  nietylko  stopnia  ale 
i  rodzaju  cierpień. 

Na  początku  jesieni  tegoż  1852  roku,  Eustachy  bę- 
dąc w  Karlsbadzie,  zobaczył  się  tam  z  hr.  Anatolem 
Demidowem,  panem  książęcej  posiadłości  San  Donato 
pod  Florencyą,  i  ogromnych  zakładów  Niżne-Tahil- 
skich  w  Uralu.  Rozmowa  o  kopalniach  sybirskich,  me 
mogła  obejść  się  bez  wzmianki  o  bracie  pokutującym 
na  Sybirze.  Demidow  sam  powziął  i  podał  myśl,  że 
jeśliby,  jak  spodziewa  się,  zgodziło  się  to  z  życzeniami 
Adolfa,  mógłby  wystarać  się  o  przeniesienie  jego  do 
Niżne-Tahilska ,  gdzie  obok  wszystkich  dogodności 
jakie  można  mieć  w  mieście  już  europejskióm,  zna- 
lazłby zatrudnienie  odpowiednie  swoim  upodobaniom  i 
usposobieniom,  a  razem  nastręczyłby  sposobność  do 
wyjednania  mu  z  czasem  dalszego  posunięcia  się  w 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIBWICZA.  CLXX1X 


głąb'  Europy.  Na  wypełnienie  w  szczegółacłi  dobrćj 
wołi  łirabiego,  można  było  racliować  z  tern  większą 
pewnością,  że  głównym  zarządcą  jego  interesów  w 
Rossyi  był  natenczas  ś.  p.  Antoni  Kożuchowski,  nie- 
gdyś kierujący  interesami  Radziwiłłowskiemi,  serde- 
czny przyjaciel  Eustacliego  i  znajomy  Adolfa.  Uprzejma 
propozycya  nie  zostawiała  najmniejszego  powodu  do 
zwłoki  w  jój  przyjęciu.  Przyzwolenie  najbardziej  inte- 
resowanego w  tój  sprawie,  zdawało  się  należeć  do 
formalności  ceremonialnych  tylko,  i  pierwićj  nim  on 
mógł  cóś  wyrzec,  csJa  rzecz  była  niemal  skończona. 

Właśnie  kiedy  Adolf,  po  tygodniowój  chorobie  na 
silną  gorączkę,  otulał  się  jak  najstaranniej  w  swoim 
cichym  kątku,  nagle  spadł  na  niego  list  z  Dziahylny, 
donoszący  o  wszystkióm  co  zaszło  i  zakończony  pyta- 
niami :  czy  wie  co  to  jest  Niżne-Tabilsk,  i  czy  życzy 
sobie  być  jego  mieszkańcem? 

Samo  hasło  powrotu  do  Europy,  wystarczało  na 
zbudzenie  wszystkich  w  nim  pragnień  i  nadziei.  Z  go- 
towością pielgrzyma,  chwilowym  snem  zmorzonego  w 
brodze,  zerwał  się  ze  swojćj  pościeli  kwiecistój,  i  bez 
namysłu  odpisał  natychmiast,  20  grudnia. 

«  Przysyłacie  mi  bardzo  radosną  wiadomość  i  pyta- 
cie jak  ją  przyjmę  :  odpowiadam. 

«  Niżne-Tahilsk  leży  o  1,050  wiorst  od  Omska,  a 
zatćm  o  tyle  bliżśj  Dziahylny ;  o  150  wiorst  od  Ekate- 
rinenburga  w  gubernii  permskićj,  a  więc  w  Europie, 
chociaż  na  azyatyckićj  stronie  Uralu.  Ma  on  przeszło 
20  tysięcy  mieszkańców,  bogate  kopalnie,  z  których 
wydobywają  rocznie  25  pudów  złota,  krociami  tysięcy 


Digitized  by 


Google 


CLXXX  ŻYWOT 


pudów  czugunu,  żelaza,  miedzi,  nie  licząc  platyny, 
malachitu  i  tym  podobnych  kosztowności ;  ma  przytóm 
rozmaite  fabryki  i  warsztaty ,  żelazną  drogę  na  swój 
użytek  i  własny  parochod ;  jednem  słowem,  przedstawia 
w  sobie  wszystkie  skarby  natury,  sztuki  i  przemysłu, 
jak  to  wiem  z  Jeografii  w  1846  wydanój. 

«  Klimat  wprawdzie  zimniejszy  od  tutejszego,  gdyż 
położenie  miejsca  jest  o  4  stopnie  wyżój  ku  północy; 
ale  ponieważ  góry  i  puszcze  zasłaniają  od  Lodowatego 
morza,  wszyscy  co  tam  bywali  utrzymują,,  że  mrozy 
tameczne  nie  tyle  czuć  się  dają,  ile  nasze  nieznośne 
burjany  omskie,  dmące  po  płaszczyźnie  ze  wszech  stron 
odkrytćj. 

«  Jakżebym  więc  nie  był  rad  z  zamiany !  Dałby 
tylko  Bóg  aby  życzliwe  starania  pomyślnym  skutkiem 
uwieńczone  zostały,  a  upewniam  was,  że  nie  oglądając 
się  pożegnam  Omsk,  który  mi  już  tyle  zdrowia  kosz- 
tuje i  w  którym  niemasz  nic,  coby  mogło  zająć  umysł 
człowieka.  » 

Obok  tych  wyrażeń,  jako  człowiek  ścisły  w  pełnie- 
niu obowiązków,  a  przeto  i  oględny  w  ich  przyjmowa- 
niu, dodał.  «  Jedno  mnie  niepokoi,  że  nie  wiem,  ja- 
kiego rodzaju  usług  oczekuje  odemnie  mój  szlachetny 
dobroczyńca.  Boję  się,  żeby  nie  były  one  nad  moje 
sposobności,  bo  jeśli  kiedy  i  miałem  jakie,  to  te  leżąc 
dwadzieścia  lat  odłogiem,  straciły  prawie  całą  swoją 
wartość.  Oto  jest  najszczersza  odpowiedź,  jaką  teraz 
dać  wam  mogę.  » 

Rzeczy  szły  szybko.  Na  żądanie  Demidowa  zanie- 
sione 11  października,   a  poparte   przedstawieniem 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GLXXXI 

jenerał-adjutanta  Oriowa,  kancellarya  przyboczna  ce- 
sarska, w  dniu  2  grudnia,  dsJa  juz  odpowiedź  hra- 
biemu Anatolowi ,  że  «  odstawny  koleżki  regestrator 
Adolf  Januszkiewicz,  przebywający  w  Omsku,  ma  wol- 
ność przeniesienia  się  do  Niżne- Tahilska,  o  czóm 
uwiadomiony  minister  spraw  wewnętrznych,  wyda 
stosowne  rozporządzenia,  » 

Zaraz  po  wyprawieniu  pierwszej  swśj  odpowiedzi, 
otrzymał  Adolf  kopią  powyższego  pisma,  i  w  dniu 
I"  stycznia  1853,  pisał  znowu  do  Dziahylny. 

«  O  jakże  jestem  szczęśliwy,  iż  naogę  nowy  rok 
zacząć  od  udzielenia  wam  pożądanćj  wiadomości,  że 
życzenia  nasze  spełniły  się  i  że  wkrótce  opuszczam  Sy- 
beryą.  Nie  będę  rozwodził  się  nad  tśm,  co  się  tój  chwili 
dzieje  w  moj^.m  sercu  j  wolę  wraz  z  wami  wynurzyć 
wdzięczność  Najwyższemu  za  doznane  dobrodziejstwo 
i  błagać  go,  aby  raczył  zlać  wszelkie  swoje  dary  na 
tych,  którzy  przyczynić  się  chcieli  dó  zmiany  w  mojóm 
położeniu. 

«  Którego  dnia  wyjadę  z  Omska,  jeszcze  z  pewno- 
ścią nie  wiem,  bo  jenerał-gubemator  zwiedza  teraz 
okręgi  północne  i  ledwo  około  20*  stycznia  powróci. 
Zdaje  się  wszakże ,  iż  pierwszych  dni  lutego  wyruszę 
z  miejsca.  Nie  piszcie  więc  już  do  mnie  do  Omska, 
ale  do  N.-Tahilska. 

«  Dziwi  mię  to  mocno ,  że  nie  mam  ani  słowa  od 
p.  Antoniego  ( Kożuchowskiego ) .  Przyjemnie  byłoby 
mi  być  uprzedzonym  przez  niego,  względem  przyszłego 
mego  położenia  i  zajęcia.  Jadę  do  N.-Tahilska  z  rado- 
ścią, ale  szczerze  mówiąc,  jak  do  lasu;  bo  tam  nie 


Digitized  by 


Google 


CLXXX1I  ŻYWOT 

znam  nikogo  i  nie  wiem  jaka  ma  być  sfera  mojego 
dziidania.  » 

Ostatni  list  z  Omska^  2  lutego,  zawierał  te  słowa. 
«  Za  dni  kilka  puszczam  się  w  drogę,  ciesząc  się 
wielce,  iź  właśnie  onegdaj  przyjechid  ksiądz  z  Tomska, 
którego  obecność  dozwoliła  mi  dzisiaj  dopełnić  obo- 
wiązków chrzęści anina  i  u  stóp  ołtarza  podziękować 
Bogu  za  Jego  opiekę  w  ci§gu  tyloletniego  pobytu  mego 
w  Syberyi,  jak  również  za  dzisiejszą  zmianę  w  moim 
losie... 

«  Kończąc  z  górą  dwudziestoletnią  moją  sybirską 
korespondencyą  z  wami,  z  głębi  serca  wynurzam  wam 
moją  wdzięczność  za  tę  nieustanną  troskliwość,  jakićj 
byłem  przedmiotem,  i  zanosząc  do  Boga  modły  o 
zdrowie  wasze,  polecam  się  nadal  ł)łogosławieństwom 
najdroźszćj  Mamy.  » 

Dnia  !!•  lutego,  po  rzewnych  pożegnaniach,  po- 
dróżny nasz  opuścił  Omsk ,  i  szczęśliwie  przebywszy 
dwunastodniową  drogę,  23'  tegoż  miesiąca  stanął  w 
Niżne-Tahilsku« 


Od  przybycia  do  nowego  siedliska  w  Uralu,  do  końca 
wygnania  było  już  tylko  niezupełnie  lat  trzy  i  pół. 
Ostatni  ten,  najkrótszy,  z  widokami  wszelkich  ulg 
powitany  okres  niewoli,  stał  się  jednak  najcięższym, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CL\XXIII 


najsmulniejszym,  najdotkliwszym.  Niedające  się  wy- 
tłumaczyć przeznaczenie  nieszczęśliwego  Adolfa  tak 
chciało,  żeby  przez  całe  życie  musiał  żałować  prze- 
szłości, a  szukając  wyjścia  z  pokutniczego  zamknięcia, 
spadai  na  coraz  ciemniejsze  stopnie,  aż  do  grobu. 
W  Omsku,  z  żalem  oglądał  się  na  Iszym ;  w  Niżne- 
Tałiilsku,  daleko  tęskniój  wzdychał  po  Omsku.  Nie- 
można  wszakże  powiedzieć,  żeby  ktokolwiek,  albo  on 
sam  był  temu  winien.  Niczyja  obietnica  go  nie  zawio- 
dła, niczćm  nie  przyczynił  się  do  pogorszenia  swojśj 
doli.  Otoczony  zdaleka  i  zblizka  największą  życzliwo- 
ścią, dbfiJy  i  przezorny  w  każdym  kroku ,  czego  tylko 
spodziewał  się,  znalazł;  co  tylko  sobie  zamierzył,  do- 
piął. Nigdy  mu  niezabrakło  silnśj  podpory  w  ludziach, 
nigdy  dla  ludzi  nie  odstąpił  surowych  wymagań  swego 
sumienia.  Mimo  to  wszystko,  jakaś  fatalność  zdawała 
się  ciągle  naigrawać  się  z  niego.  Na  czćmkolwiek  się 
oparł,  zaraz  się  to  kruszyło ;  cokolwiek  otrzymał,  zaraz 
niespodziewana  przyczyna,  niszczyła  całą  ztąd  uciechę. 
Gnębiony  naprzemian  to  cierpieniami  fizycznćmi,  to 
nieokreślonym  smutkiem ,  doświadczył  nakoniec  tćj 
najdotkliwszej  z  wewnętrznych  boleści,  jaką  sprawuje 
spotkana  nagle  sprzeczność  uczuć  na  drodze  jednego 
życzenia. 

Początek  był  bardzo  pomyślny.  Na  przyjeżdżającego 
z  niepokojeni  «  o  sferę  działania,  »  czekał  sam  wszech- 
władny zarządca  tamecznych  działań.  «  Niepodobny  już 
do  tego  jakim  był  "przed  25  laty  w  Petersburgu,  zna- 
cznie postarzały,  uskarżający  się  na  cierpienia  pier- 
siowe, obarczony  tysiącem  interesów  i  kłopotów,  a 


Digitized  by 


Google 


CLXXXIV  ŻYWOT 

.  mimo  to  zawsze  żywy,  czynny,  niepozwalający  sobie 
spoczynku,  »  pan  Antoni,  przyjął  dawnego  znajomego 
jak  najuprzejmićj,  zapewnił  go,  że  dobierze  mu  naj- 
stosowniejsze zatrudnienie,  a  tymczasem  radził  wy- 
tchnąć z  trudów  podróży,  rozpatrzyć  się  w  Niżne- 
Tatiilsku  i  zapoznać  się  z  jego  mieszkańcami. 

Przyjemność  tycli  pierwszycli  chwil,  pomieszała 
zaraz  choroba,  a  do  niśj  przyłączyła  się  tęsknota,  od- 
zywająca się  przy  każdóm  z  następnych  doniesień, 
przesyłanych  matce  i  bratu. 

«  Położenie  miejsca  wydało  mi  się  niezmiernie  pię- 
kne ;  ludzie,  których  dotąd  miałem  zręczność  widzieć, 
są  grzeczni  i  cywilizowani...  Tyle  tylko  mogę  wam  do- 
nieść we  dwa  tygodnie  od  mojego  tu  przybycia,  bo  od 
dni  dziesięciu  nigdzie  nie  wychodzę...  Z  ostatnićj  go- 
rączki grudniowćj,  odbytój  w  Omsku,  zostało  cóś  we 
mnie,  co  tu  przywiezione,  czy  to  skutkiem  niewygód 
podróży,  czy  z  łaski  trzydziestostopniowych  mrozów 
zdobiących  marzec,  rozwinęło  się  sobie  bujnie.  Na 
trzeci  dzień  po  przyjeździe,  byłem  już  kwaśny  i  cier- 
piący, późniśj  ogarnęło  mię  straszne  palenie  ciała  z 
nieznośnym  świerzbem  skóry,  okropną  nudą  i  bezsen- 
nością. Lekarz  tutejszy,  nasz  ziomek  Sokołowski,  przez 
trzy  dni  dawał  mi  na  silne  poty,  które  sprawiły  rodzaj 
wysypki  na  krzyżach  i  przyniosły  wielką  ulgę.  Zaręcza 
on  mię,  że  wkrótce  będę  mógł  przejechać  na  moją 
kwaterę,  wyporządzoną  dla  mnie  z  rozkazu  pana  An- 
toniego. Dotąd  mieszkam  w  domu  przeznaczonym  dla 
gości  zwiedzających  zakłady.  P.  Antoni  odwiedza  mię 
często  i  ciągle  daje  dowody  największej  przychylności. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CLXX\V 

Przeznaczył  mi  już  pensyi  rocznśj  1,400  r.  as.,  a 
oprócz  tego,  z  polecenia  samego  hrabiego,  posłał  mi 
do  Omslca  na  koszta  podróży  700  r.  as.,  które  rozmi- 
nęły się  ze  mną  w  drodze,  ale  powrócą  tutaj.  Hrabia 
pisząc  znowu  do  niego  z  San-Donato,  pamiętał  o  mnie 
i  prosił  go  «  aby  mi  zapewnił  uneposjHon  convenable. » 
Ile  dotąd  powiedzieć  mogę,  zdaje  się,  że  zajmę  posadę 
bibliotekarza,  projektowanej  biblioteki.  Będę  więc  miał 
płacę,  zwłaszcza  przy  moicłi  flocliodacli  podolskicłi, 
aż  nadto  do  utrzymania  się  dostateczną,  mieszkanie 
skarbowe,  zatrudnienie  wolne  od  narażania  się  na 
ostrość  klimatu  i  zabezpieczające  droższą  nad  wszystko 
spókojność :  czegóż  mi  więcćj  potrzeba !  Gdy  przytśm 
świeci  mi  nadzieja  posuwania  się  coraz  bliżój  ku  wam, 
łatwiej  znoszę  tę  wielką  stratę,  jakićj  doznaję  przez 
rozstanie  się  z  kilką  rodzinami  w  Omsku,  z  rodzinami, 
którycli  przyjaźń  i  współczucie  były  taką  osłodą  mo- 
jego wygnania,  na  których  wspomnienie  od  łez  wstrzy- 
mać się  nie  mogę.  Lecz  dajmy  pokój  temu  drażliwemu 
przedmiotowi,  bo  mógłby  on  mię  zaprowadzić  zbyt 
daleko,  a  ja  tak  jeszcze  jestem  osłabiony,  że  nie  uszłoby 
mi  bezkarnie  dotykać  tych  bolesnych  stron  serca.  » 

«  Od  18  marca  mieszkam  już  we  własnej  kwaterze,, 
z  łaski  szanownego  pana  Antoniego  jak  najstaranniej 
opatrzonej  i  umeblowanej.  Jestto  niewielki  domek  mu- 
rowany, o  jednam  piętrze,  położony  niedaleko  od  tak 
zwanego  gospodzkiego  dworuy  gdzie  rezyduje  pan  An- 
toni z  trzema  swymi  sekretarzami.  Na  dole  sień,  ku- 
chnia, pokój  dla  kucharki  i  spiżarnia;  na  górze  przed- 
pokój, wielka  sala  pięcia  oknami  oświecona  i  gabinet : 


Digitized  by 


Google 


GŁXXXVI  ŻYWOT 

wszystko  jak  z  igły  zdjęte,  wymalowane,  gustownćm 
obiciem  wyklejone  —  pałac !  w  porównaniu  ze  skromną 
moję  kwaterą  u  poczciwej  Kuźmowny,  która  mi  pisze, 
źe  dotąd  z  całą  swoją  rodziną  wypłakać  się  po  mnie 
nie  może.  Rzadka  to  kobieta.  Bogdajby  Bóg  czuwał 
nad  nią  i  nad  jćj  licznym  potomstwem.  Jakźę  byłbym 
szczęśliwy,  gdybym  tu  znalazł  choć  w  części  podobne 
przywiązanie  i  usługę.  Ale  nadzieja  w  Bogu,  może  i  tu 
2  czasem  zasłużę  na  życzliwe  uczucia  tycb,  co  mię 
poznają  bliżćj,  Nateraz  dość  rad  jestem  z  kucharki, 
jaką  mi  się  znalęść  udało.  Pełni  ona  razem  obowiązek 
praczki  i  lokaja,  a  wszystko  porządnie  i  szybko,  po- 
mimo trudzącej  kommunikacyi  między  dołem  a  górą. 
Skoro  tylko  stuknę  nogą  w  podłogę,  natychmiast  moja 
służebnica  jawi  się  z  samowarem,  z  obiadem  lub  z  lich- 
tarzami w  ręku.  Nie  mogę  jeszcze  sądzić  o  jój  talencie 
gastronomicznym,  bo  ciągle  żyję  samemi  rosołkami  i 
kleikami.  Pomimo  dyety  i  leków,  choroba  dopieka 
niemiłosiernie;  ogień  co  palił  całe  ciało,  skupił  się 
teraz  w  jedno  miejsce  na  końcu  kości  pacierzowej  i 
ani  siedzieć,  ani  leżeć !  —  chodzę  ciągle  po  pokoju  jak 
Wieczny  Żyd  Eugeniusza  Sue...  Przy  własnych  cier- 
pieniach trapię  się  stanem  zdrowia  zacnego  pana  An- 
toniego. Coraz  z  nim  gorzej.  Spazmy,  których  od  pię- 
ciu lat  doświadcza,  chociaż  szukał  rady  u  najpienyszych 
lekarzy  Europy,  napastują  go  okropnie.  Jeżeli  czas 
wiosenny  nie  przyniesie  ulgi,  kto  wie  jak  się  to  może 
skończyć... 

«  W  Omsku  smucą  się  po  mnie,  a  ja  po  nich  jeszcze 
bardziśj;  bo  oni  tam  mają  swoje  grono,  a  ja  tu  jeden. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA  JANUSZKIEWICZA.  CL)LX1VII 

Wiktorstwo  w  każdym  liście  kłaniigę  Mamie  i  Janua* 
remu.  Zosienka,  moja  kuma,  juł  z  kilkoma  listami 
wystąpiła.  Nie  uwierzycie  jak  mi  tęskno  po  nich.  Była 
to  druga  moja  rodzina,  którę  znalazłem  w  drugiój 
części  świata.  » 

<i  Pierwsze  dni  kwietnia  mamy  prześliczne,  na 
słońcu  30  stopni  ciepła.  Od  kilku  dni  już  wychodzę  z 
mieszkania,  a  za  jaki  tydzień  wyjdę  z  opieki  doktora. 
Jedno  tylko,  co  mi  truje  wszelka  przyjemność  i  odbiera 
spokojnośd,  to  że  z  panem  Antonim  źle  bardzo.  Aż  łal 
patrzeć  ile  on  cierpi  i  jak  się  zmienił.  ••  » 

«  Nie  mogłem  już  oświadczyć  waszych  podziękowań 
panu  Antoniemu  za  przyjęcie  jakiego  doznidem  od  niego. 
Niestety !  przyszły  nazajutrz  po  jego  pogrzebie.  Dnia 
d.5  kwietnia  oddaliśmy  mu  ostatnią  posługę  z  okaza- 
łością, na  jaką  tylko  Niżne-Tahilsk  mógł  się  zdobyć. 
Ciało  nabalsamowane  i  naprzód  w  ołowianej,  potćm  w 
drewniano]'  trumnie  zamknięte,  złożone  zostało  na 
cmentarzu  dla  cudzoziemców  przeznaczonym,  w  grobie 
tymczasowym;  bo  zapewne  rodzina  otrzyma  pozwole- 
nie przeniesienia  go  do  majątku  dziedzicznego  niebo- 
szczyka, Rybnicy  na  Podolu.  Orszakowi  pogrzebowemu 
przewodniczył  ksiądz  Łowcewicz,  o  &00  wiorst  ze 
Złotousta  sprowadzony.  Za  trumną  szło  kilkanaście 
tysięcy,  tak  miejscowego  jak  z  okolic  przybyłego  ludu. 
Dzień  ten  na  długo  zostanie  w  pamięci  mieszkańców 
tutejszych,  opłakujących  nieboszczyka  i  z  wdzięczno- 
ścią wychwalających  jego  uprzejmość,  dobroć,  spra- 
wiedliwość, i  tę  energiczną  czynność,  z  jaką  praco- 
wał już  to  dla  polepszenia  ich  bytu,  już  dla  ciągłego 


Digitized  by 


Google 


CŁ\XXV1II  2TW0T 


posuwania  na  wyższy  stopień  doskonałości  tutejszych 
zakładów  górniczycłi.  Co  zaś  tego  dnia  działo  się  we 
mnie,  nie  potrzebuję  wam  mówić  :  znacie  moje  serce 
i  wiecie  ile  ś.  p.  pan  Antoni  zobowiązał  je  pełną  tro- 
skliwości o  los  mój  przyjaźnią.  » 

Owoż,  skruszyła  się  pierwsza  podpora...  Dotknięty 
bolesną  stratą,  ujrzał  się  znowu  Adolf  osamotnionym 
wśród  obcych,  bez  ustalonego  stanowiska,  bez  nikogo 
takiego  w  pobliżu,  ktoby  umiał  rozumieć  i  wpływem 
swoim  ochraniać  delikatne  jego  położenie.  Miał  wpraw- 
dzie zaraz  nowy  dowód  pamięci  o  nim  hr.  Demidowa 
w  liście,  który  przyszedł  już  po  śmierci  Kożucho  wskiego, 
ale  zrażony  i  smutny,  oddawał  się  raczćj  niepokojącym 
myślom,  niżeli  ufności  w  lepszy  obrót  rzeczy. 

«  San  Donato  daleko  —  powiadał  —  nim  to  ztamtąd 
przyjdzie  jakieś  pewniejsze  względem  mnie  postano- 
wienie, a  tymczasem  nie  wiem  dobrze  co  z  sobą  robić. 
Musiałem  przyjąć  pensyą,  naznaczoną  mi  przez  niebo- 
szczyka, bo  mię  słuszni  ludzie  zapewnili,  że  odmówie- 
nie jój  byłoby  nieprzyjemnym  temu ,  który  tak  szlache- 
tnie mną  się  zajmuje.  Przykro  to  wszakże  być  obowią- 
zanym, a  nie  mieć  wyraźnego  obowiązku.  Żeby  nie  jeść 
darmo  chleba,  upatruję ,  czćmbym  na  wszelki  przypa- 
dek, gdyby  moje  widoki  upadły,  mógł  być  jeszcze 
użytecznym :  poznaję  miejscowość,  zwiedzam  kopalnie, 
przyglądam  się  wszelkiego  rodzaju  robotom;  wiele 
zobaczyłem  rzeczy  zupełnie  nowych  dla  mnie  i  bardzo 
ciekawych.  » 

W  tym  przeglądzie  rychło  wpadł  pod  oko  przedmiot, 
który  nie  mógł  ujść  uwagi  Adolfa.  Niżne-Tahilsk,  jako 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXXXIX 

rezydencya  urządzona  podług  wszelkich  wymagań 
przepychu,  miał  też  i  okazały  ogród,  opatrzony  w  oran- 
źerye  i  ananasarnie,  ale  niezmiernie  zaniedbany.  Nie- 
trzeba  było  dalój  szukać  namiętnemu  miłośnikowi 
Flory.  Udał  się  natychmiast  do  kogo  z  porządku  nale- 
żało, otrzymał  zwierzchnią  władzę  nad  tym  wydziałem 
administracyi  i  z  właściwą  sobie  gorliwością,  na  po- 
czątku maja  oddał  się  ulubionemu  zatrudnieniu.  Sła- 
bość zdrowia  wszakże  i  troska  o  stałą  posadę,  mieszały 
wszelkie  ztąd  zadowolenie  :  pisał  ciągle  z  ubolewaniem 
i  narzekaniem. 

cc  Rad  jestem  z  mojego  zajęcia  się  ogrodem,  choć 
to  wiele  trudu  i  kłopotu  przyczynia,  bo  przynajmnićj  w 
jakikolwiek  sposób  wypłacam  się  za  doświadczone 
względy.  Gdyby  przytćm  zdrowie !  Ale  pomimo  tyle 
pochłoniętych  lekarstw,  nie  mogę  pozbyć  się  zupełnie 
choroby,  która  ciągle  mi  dokucza  i  sprawia,  że  nic  mi 
nie  miło,  nawet  piękna  pogoda.  Może  zresztą  wpływa 
na  to  i  niespokojność  umysłu  z  powodu  niepewności 
mego  położenia.  Ufam  ja  w  najlepsze  chęci  p.  Demi- 
dowa,  ale  on  nie  znając  mię  osobiście,  może  się  pomy- 
lić w  wyborze  właściwój  dla  mnie  posady,  a  to  mię 
bardzo  obchodzi.  Przypatrzywszy  się  tu  wszystkiemu 
w  ciągu  trzech  miesięcy,  zgłębiwszy  ludzi  i  rzeczy, 
coraz  bardzićj  widzę,  że  dałem  dowód  niepospolito] 
przenikliwości,  gdy  zaraz  po  przybyciu  prosiłem  ś.  p. 
pana  Antoniego,  o  skromny  obowiązek  bibliotekarza, 
który  jak  się  przekonywam ,  jeden  tylko  może  mi  tu 
zapewnić  spokojność  i  niezależność,  jakiemi  cieszyłem 
się  w  Omsku. 


Digitized  by 


Google 


GXC  «VWOT 


t(  Pisze  mi  January  o  jakiejś  expedycyi  uczonśj,  wy- 
bierajfjcej  się  w  nasze  strony  i  powiada,  czy  nie  mógł- 
bym zostać  przy  niśj  tłumaczem.  Nie  wiele  ta  expedy- 
cya  uśmieclia  ^ę  do  mojej  wyobraźni.  Naprzód,  te 
wedle  wszelkiego  podobieństwa,  nic  z  niój  nie  będzie ; 
powtóre,  że  nie  z  mojóm  to  teraźniejszym  zdrowiem 
włóczyć  się  po  góracł)  i  lasach,  narażać  się  może  na 
fwrozy  Berezowa  lub  Turuchańska.  Minęły  te  czasy, 
kiedy  lubiłem  i  mogłem  odbywać  podróże;  dziś  mi 
potrzeba  cichego  kjtka  i  ciepła.  Dość  już  ja  mam  Sy- 
beryi.  Kto  Januaremu  podał  myśl  tój  dla  mnie  wę- 
drówki po  śniegach,  lodach  i  tundrach  Azyi  północnój, 
ten  nie  wiedział,  albo  zapomniał,  że  ja  jutro  kończę 
SO*'  rok  życia ;  że  przeszło  20  lat  ciesząc  się  klimatena 
sybirskim,  miałem  dziesiątek  gorączek,  dwa  razy  za- 
palenia płuc  i  gardła,  przez  trzy  zimy  ciągły  reuma- 
tyzm, a  wszystko  to  z  przeziębienia. 

«  Szczególniejszy  mćj  los !  Ja  tak  lubię  ciepło,  orga*- 
nlzacya  moja:,  tak  do  ciepła  stworzona,  a  on  ciągle  mię 
posuwa  ku  północy.  Gdybym  był  marynarzem,  mnie^ 
małbym,  że  przeznaczenie  mię  powołało  do  odkrycia 
bieguna  północnego. . . 

«  Oglądając  ze  wszech  stron  smutne  położenie, 
myślę  jakby  je  zabezpieczyć  od  pogorszenia  się  i  w 
tym  celu  zanoszę  następną  prośbę  do  najdroższo 
Mamy...  Trzeba  wam  wiedzieć,  że  osobą  mającą  wielki 
wpływ  na  zarząd  Niżne-Tahilskich  zawodów,  jest  pani 
Aurora  Karamzin,  która  pierwćj  była  za  Pawłem  De- 
midowem  i  jest  matką  małoletniego  jego  syna  Pawła, 
dziedzica  połowy  całego  majątku.  Wysoko  ceniła  ona 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CKCI 

ś.  p.  pana  Antoniego,  i  jak  widać  z  pierwszćj  jój  ode- 
zwy ^o  tutejszej  administracyi,  szczerze  go  żałuje.  Bar- 
dzo więc  mogłoby  mi  to  posłużyć,  gdyby  kocłiana 
Mama  napisała  stosowny  listdoniój,  prosząc  o  względy 
i  opiekę  dla  nieszczęśliwego  syna  swojego,  który  skut- 
kiem łaskawego  wstawienia  się  za  nim  łir.  Anatola, 
przeniesiony  tutaj,  winien  był  trzydziestołetniój  przyja- 
źni nieboszczyka  Kożuchowskiego ,  zapewnienie  sobie 
skrómnśj,  ale  najodpowiedniejszej  życzeniom  posady, 
a  dziś  trwoży  się  o  to,  żeby  nie  widział  się  zmuszonym 
do  wyboru  innych  zatrudnień,  przeciwnycłi  jego  sta- 
nowi zdrowia  i  usposobieniom.  Po  tśj  prośbie  może 
nastąpić  druga,  o  przyłożenie  się  do  starań  celem  mego 
powrotu  na  łono  rodziny.  List  taki,  siedemdziesiątle^ 
tnićj  matki ,  od  lat  dwudziestu  bolejącćj  nad  losem 
syna,  nie  zdziwi  pani  Karamzin,  owszem  l)ędzie  pewno 
przyjęty  wyrozumiale,  bo  ona  sama  jest  matkę,  ^ 
przytśm  jak  wszyscy  mię  zapewniają,  ma  to  być  nie^ 
zmiernie  zacna  i  dobra  osoba^  » 

«  Dziś,  w  sam  dzień  moich  imienin,  otrzymałem 
drogie  wasze  wyrazy...  Dziwna  rzecz,  że  listy  od  was 
idą  prawie  cały  miesiąc,  kiedy  z  Paryża  przychodzą  tu 
daleko  prędzój  :  nie  wiele  zyskaliśmy  na  zbliżeniu  się 
dó  siebie  o  wiorst  1,000  z  górą...  Wdzięczen  jestem 
synowcowi  Michasiowi  za  przypisek...  Cieszy  się  on, 
że  stryj  jego  mieszka  teraz  w  jednój  z  nim  części 
świata...  Ach!  i  ja  tak  myśliłem,  i  tak  jest  na  pozór, 
bo  Niżne-Tahilsk  leży  w  gubernii  permskićj,  należącój 
do  Europy;  ale  właściwie,  Europa  ma  swoją  granicę 
ztąd  o  wiorst  przeszło  40  na  zachód.  Naturalny  ten 


Digitized  by 


Google 


CXCII  2VW0T 


przedział  wskazują  ju^  same  wody ,  spadające  w  dwie 
przeciwne  strony.  Nasz  Tahil  liczy  się  do  rzek  azya- 
tyckich.  Wszyscy  mieszkańcy  tutejsi  nazywają  siebie 
Sybiriakami;  każdy  się  z  nich  wyraża:  u  nas  w  Sybe-- 
ryi;  pan  Demidow,  w  dziele  swojóm  :  la  Russie  rri^ri'' 
dionaley  mówi  :  mes  propńitós  sibirierines ;  co  zaś  naj- 
większa, klimat  nie  ustępujący  w  niczśm  sybirskiemu, 
przekonywa,  że  stary  Herodot  miał  słuszność  naznaczyć 
góry  Ryfejskie  za  granicę  między  Europą,  a  Pół-Azyą. 
Jeżeli  więc  kochany  Michaś  pragnie,  żebym  był  jak  on 
europejczykiem,  niech  się  często  modli  o  to  do  Boga, 
a  jego  niewinne  modły  może  wyproszą  dla  starego 
stryjaszka  tę  łaskę,  że  wszystkich  swoich  synowców 
uściśnie  i  dni  ostatnie  zakończy  pod  łagodniejszym  nie- 
bem. » 

«  Tydzień  temu,  13  czerwca,  szczególnym  zdarze- 
niem w  dzień  świętego  Antoniego,  wyprawiono  zwłoki 
ś.  p.  Kożuchowskiego  w  podróż  wodą  do  Petersburga. 
Przy  tśj  okoliczności,  tak  bolesnśj  dla  mnie,  miałem 
sposobność,  pierwszy  raz  po  tylu  latach,  stanąć  na 
ziemi  europejskiój ;  jeździłem  bowiem  aż  do  przystani 
na  rzece  Cziusowój  i  byłem  przeszło  o  50  wiorst  za 
słupem,  na  którym  napisano  po  rossyjsku  :  grzbiet 
URALU,  a  wyżćj  wielkiemi  literami,  z  jednój  strony 
AZYA,  z  drugiej  europą.  Spojrzawszy  z  tego  punktu  na 
zachodnią  stronę  gór,  zdjąłem  czapkę  i  nie  bez  sciśnie- 
nia  serca  powitałem  część  świata,  w  którśj  się"  urodzi- 
łem, a  której  tak  dawno  nie  widziałem...  Całej  podróży 
miałem  wiorst  86  i  ciągle  jechałem  po  ziemi  Demido- 
wów,  pomijając  liczne,  różnego  nazwiska  ich  zakłady, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXCIII 


położone  zwykle  nad  wielkiemi  stawami.  Miejscowość 
wszędzie  cudowna;  droga  tylko  nąjniegodziwsza  przez 
góry  porosłe  bez  przerwy  sosnowym,  jodłowym  i  mo- 
drzewiowym lasem.  Napatrzyłem  się  na  bogactwa  wy- 
dobywane z  wnętrza  ziemi,  ale  nie  ujrzałem  nigdzie  ani 
źdźbła  zboża,  i  oko  moje  nie  ucieszyło  się  upragnionym 
widokiem  żytka  lub  pszeniczki,  który  dla  mnie  milszym 
byłby  od  widoku  kruszcza,  choćby  przez  to  samo,  że 
chleb  jest  darem  Bożym  nie  kuszącym  tak  do  złego  jak 
kruszec.  » 

((  Zdrowie  moje  cokolwiek  się  polepszyło,  może 
skutkiem  nieustannego  ruchu.  Od  5*J  rano  do  7^  wie- 
czorem uwijam  się  po  ogrodzie,  naznaczając  różne 
roboty  i  pilnując  robotników.  Ledwo  na  chwilkę  wpa- 
dam do  siebie,  żeby  wypić  herbatę,  albo  zjeść  obiad. 
Ale  co  namarzłem  się  przytśm!  Okropny  to  klimat : 
choć  i  słońce  grzeje,  za  każdym  krokiem  czujesz  chłód 
przed  sobą  jak  z  otwartćj  lodowni...  Od  i*  do  4*'  czer- 
wca padał  śnieg,  potćm  deszcz  z  lodem...  Gdyby  mię 
obsypywano  całćm  złotem  wydobywanem  z  tutejszych 
piasków,  za  nic  w  świecie  nie  zgodziłbym  się  z  dobrój 
woli  pozostać  nazawsze  w  takim  klimacfe.  To  nie  ży- 
cie, ale  powolna  śmierć  i  męka,  zwłaszcza  dla  mnie, 
gwałtownie  potrzebującego  ciepła.  Dziwnem  zrządze- 
niem, zamiast  łaski  jaką  wistocie  chciano  mi  wyświad- 
czyć, otrzymałem  powiększenie  kary.  Cóż  począć  kiedy 
się  tak  stało !  Ja  nie  mniej  jestem  wdzięczen  tym  wszy- 
skim,  co  przez  życzliwość  przyłożyli  się  do  tćj  zmiany, 
a  że  jćj  skutek  nie  odpowiada  ich  chęciom,  to  może 
w  części  i  stan  mego  zdrowia  jest  winien...  » 

m 


Digitized  by 


Google 


CXCIV  ZTWOT 


a  Od  połowy  czerwca  mamy  dni  śliczne,  prawdziwe 
lato.  Roboty  moje  w  ogrodzie  postępuj?  olbrzymim 
krokiem.  Mnóstwo  dam,  panien  i  dzieci  odwiedza  mnie 
wśród  krzyżujących  się  w  różnych  kierunkach  taczek 
z  piaskióm  i  koszami  ziemi.  Na  Ś.  Piotr,  mój  ogród 
będzie  jak  lalka !...  Otwarcie  mówiąc  wszakże,  nigdzie 
i  nigdy  nie  było  mi  tak  smutno  jak  tutaj !  » 

Przy  tych  narzekaniach,  pod  koniec  czerwca  «  ho- 
ryzont przyszłości  poczuł  się  rozjaśniać.  »  P.  Benoist, 
francuz,  jeden  z  sekretarzy  nieboszczyka  Kożuchow- 
skiego,  posiadający  jego  przyjaźń  i  zaufanie,  wyjechał 
w  maju  do  Petersburga,  gdzie  zajął  miejsce  sekretarza 
p.  Karamzinai  opieki,  czyli  ogólnie  Demidowów.  Roz^ 
sądny  ten  i  zacny,  a  wielce  Adolfowi  życzliwy  czło- 
wiek, troskliwie  zajmował  się  jego  losem,  donosił  mu 
o  wszystkiem,  co  tylko  miało  związek  z  jego  położe- 
niem i  mogło  mu  robić  jaką  nadzieję.  Przysłał  mu  tedy 
naprzód  wyjątki  z  listów  od  jednego  ze  swoich  spół- 
ziomków  będących  przy  Anatolu  Demidowie,  w  których 
były  słowa  :  «  Powiedz  panu  J...  niech  będzie  spo-^ 
kojny  o  swoją  posadę.  Nietylko  książę  Anatol,  ale  i 
p.  Karamzin ,  który  był  teraz  w  Wenecyi  dla  rozmó- 
wienia się  z  księciem  o  interesach ,  są  dla  niego  jak 
najlepiój  usposobieni,  polecili  go  panu  Le  Play,  wysła- 
nemu przez  nich  do  Niżne-Tahilska,  jako  człowieka, 
z  którego  zdolności  i  ukształcenia  będzie  mógł  korzy- 
stać.  ))  Do  tego,  nieoszacowany  p.  Benoist  dodał  od 
siebie  :  «  Znając  twój  charakter  i  szlachetne  przymioty 
(niech  to  będzie  między  nami  bez  komplementów), 
pozwoliłem  sobie,  mój  przyjacielu,  upewnić  przybyłego 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CacV 


już  do  Petersburga  pana  Le  Play,  że  będziesz  mu  słu- 
żył za  tłumacza,  na  którym  może  polegać  z  zaufaniem, 
nawet  w  najdelikatniejszy cti  sprawach.  »  Druga  wia- 
domość od  tegoż  troskliwego  pocieszyciela  była,  że 
pani  Aurora,  bardzo  dobrze  przyjęła  list  matki  i  prze- 
słała już  jćj  uprzejma  odpowiedź, 

L|B  Play,  uczony  górnik  francuzki,  dziś  członek  Rady 
Stanu,  uproszony  do  zwiedzenia  i  urządzenia  zakładów 
Demidowowskich  w  Uralu,  przybył  do  Niżne-Tahil$ka 
29  czerwca,  powitał  swego  tłumacza,  jako  już  dobrze 
znajomego  sobie,  powtórzył  mu  wszystkie  zapewnienia 
ze  strony  pryncypałów,  oświadczył  iż  jest  upoważniony 
zalecić  rządzcy  zakładów,  aby  mu  dał  takie  zajęcie  się 
jakiego  sam  będzie  żądał,  a  nakoniec  w  imieniu  Demi- 
dowa  i  Karamzina  wyraził,  iż  lubo  życzą  aby  Adolf 
upodobał  sobie  w  Niżne-Tahilsku,  bynajmniej  to  nie 
umniejszy  ich  gorliwości  w  staraniach  o  jego  powrót 
do  rodziny. 

Uradowany  i  pokrzepiony  otuchą  Adolf,  opowiada- 
jąc to  wszystko  matce  na  początku  lipca,  kouczyi{  list 
tęmi  słowy:  «  Rzeczy  stanęły  na  tćm,  że  nim  mi  Bóg 
{)ozwoli  opuścić  góry  Uralu,  będę  tu  bibliotekarzem  z 
pensyą  400  rubli  sr.,  a  inspektorem  ogrodu  przez  mi- 
łość dla  biednćj  Flory,  Jctóra  w  tutejszym  klimacie 
potrzebuje  czułej  opieki.  Za  dni  kilkanaście  spodzie- 
wamy się  tu  pana  Karamzina,  którego  obecność,  jak 
mogę  mniemać,  jeszcze  bardzićj  umocni  moje  położe- 
nie, na  czas  daj  Boże  jak  najkrótszy.  » 

W  parę  tygodni  później  pisał :  «  Nie  dość,  że  jestem 
bibliotekarzem  i  samowładzcą  ogrodu,  ale  przyszło  mi 


Digitized  by 


Google 


CXCVI  2YW0T 


jeszcze  zostać  astronomem !  P,  Le  Play  powziął  takie 
o  mnie  wyobrażenie,  że  wszystko  umiem  i  wszystko 
mogę.  Kilka  dni  temu,  zapytał  mię  w  sposób  nieprzy- 
puszczający  odpowiedzi  odmównśj,  czy  nie  cticiałbym 
zajfjć  się  obserwacyami  meteorologicznemi  i  wziąść 
pod  mój  zarząd  termometrów,  barometrów,  hydrome- 
trów i  tym  podobnych  instrumentów.  Jakkolwiek  ta 
gałąź  nauk  mało  mi  jest  znaną,  musiałem  podjąć  się 
nowego  obowiązku  :  bo  naprzód^  przekładał  mi  iż  nie 
wymaga  wielkićj  mądrości,  nie  święci  garnki  lepią,  i  mój 
poprzednik  nie  był  Herszelem ;  powtóre,  że  obserwa- 
cye  robią  się  dla  samego  pana  Demidowa  i  sprawiłoby 
mu  to  przyjemność,  gdybym  nie  dał  im  upaść ;  potrze- 
cie,  co  bardzo  przemówiło  do  mego  przekonania,  że 
moje  bibliotekarstwo,  właściwie  mówiąc,  jest  jeszcze 
in  parŁihuSy  bo  biblioteka  ma  się  dopióro  stworzyć 
czyli  złożyć,  a  gdy  jesień,  która  już  nie  za  górami, 
każe  zamknąć  ogród,  zostanę  bez  zatrudnienia.  To 
wszystko  wziąwszy  na  uwagę,  rzekłem  :  niech  i  tak 
będzie ! 

((  Dla  spokojności  Mamy,  wyobrażającej  zawsze  że 
się  zabijam  trudami,  dodaję,  iż  do  ogrodu  mam  tylko 
kilkadziesiąt  kroków  i  chodzę  przez  ogródek  mojego 
gospodarza,  a  obserwatoryum  leży  prawie  obok  mojśj 
kwatery. 

«  W  dalszym  ciągu  uspokojeń  donoszę,  że  z  mojój 
striapki  bardzo  jestem  kontent,  chociaż,  jak  to  mówią, 
prochu  nie  wymyśli  i  gotuje  jeść,  at  sobie.  Byłem 
tylko  w  kłopocie  przewidując,  iż  na  jakich  parę  tygo- 
dni zostawi  mię  bez  usługi,  ponieważ  miała  wkrótce 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CXGVI1 

obdarzyć  swego  męża  potomkiem.  Aż  i  to  odbyło  się 
jakoś  w  mgnieniu  oka.  W  sobotę,  pomywszy  naczynia 
po  obiedzie,  o  siódmćj  wieczorem  powiła  córkę,  a  w 
poniedziałek,  kiedym  się  ani  spodziewał,  ani  wiedział, 
zgotowała  mi  jak  zwykle  obiad.  Gdym  j§  łajał  za  to, 
odpowiedziała  :  niczewo  6ann.  Życzę  kochanym  moim 
bratowym ,  żeby  one  w  podobnycłi  okolicznościach 
mogły  mówić  :  nic  to  nie  znaczy.  » 

«  P.  Le  Play,  około  20  sierpnia  wyjeżdża  zt^d  i 
przez  Petersburg  wraca  do  Paryża.  Tymczasem  robij 
się  przygotowania  na  okazałe  przyjęcie  p.  Karamzina, 
którego  przybycie  tutaj  ma  wywrzeć  wpływ  stanowczy 
na  wszystkich  i  wszystko.  Od  jego  przyjazdu,  będzie 
się  liczyła  nowa  era  rządów  Niżne-Tahilska,  zjawi  się 
w  nim  bowiem  jako  główny  i  jedyny  reprezentant 
rodziny  Demidowów.  Można  więc  sobie  wyobrazić, 
jak  tu  każdy  wygląda  chwili,  w  której  goniec  z  Permu 
doniesie,  że  powoź  jego  stanął  już  nad  brzegami 
Kamy,  a  zatćm  wkrótce  ujrzymy  go  nad  Tahilem.  » 

Z  rozjaśniającymi  się  widokami  wracał  Adolfowi 
dawny  humor  i  listy  jego  przybierały  coraz  weselszy 
charakter. 

«  List  dzisiejszy  —  pisał  2*  sierpnia  —  napełnię 
samómi  radośnćmi  nowinami.  I  tak  naprzód,  mam 
przyjemność  donieść,  że  wszystkie  ostatnie  od  was  no- 
winy, tak  dla  mnie  miłe,  doszły  mię  rychło  i  razem. 
Żal  mi  tylko  nóżek  Mamy,  które  jśj  nie  służą,  jak  da- 
wniśj.  Ale  cóż  tu  począć  przeciw  niezbędnym  następ- 
stwom lat  i  tylu  cierpień  doznanych  w  życiu!  Ja  młod- 
szy, a  musiałem  zarzucić  polowanie,  gdyż  nie  mogłem 


Digitized  by 


Google 


CXCVIII  2YW0T 


już  W  ostatnich  czasach  chodzić  ośmnaście  godzin  z 
rzędu  po  zaroślach  i  błotach,  jak  to  bywało  w  Iszymie. 
Ale  zkgd  Mama  raczyła  wziąść  sobie  74^  roczek?  Po- 
dług mego  rachunku,  powinien  być  72*,  a  to  na  tój 
zasadzie  :  słyszałem  zawsze,  że  przyszedłem  na  świat, 
kiedy  Mama  miała  21  lat;  ponieważ  zaś,  jak  stwierdza 
świadectwo  metryki  nieulegaj^ce  wątpliwością  zaczą- 
łem rok  51^,  rzecz  więc  bardzo  prosta,  że  Mama  jest 
dopiero  w  72'". 

((  Wczoraj  spotkała  mię  także  wielka  przyjemność. 
Eugenia  pisze,  że  7**  lipca  Pan  Bóg  dał  jej  córeczkę, 
która  będzie  nosiła  imiona  Maryi,  Tekli,  Leonilli :  osta- 
tnie z  tych  imion,  nie  wiem  już  na  czyją  pamiątkę. 
Matka,  dziecię  i  uszczęśliwiony  ojciec,  są  w  jak  najlep^ 
szórii  zdrowiu... 

«  Jakby  na  dopełnienie  tych  wszystkich  radością 
przybył  do  nas  oddawna  oczekiwany  pan  Karamzitt. 
W  dniu  wczorajszym  przedstawiłem  się  temu  szano- 
wnemu mężowi.  Przyjął  mię  jak  tylko  być  może  najle- 
pićj,  i  tak  od  Demidowa  jak  od  siebie  samego  zapewnił 
wszelką  względność  i  protekcyą,  jakiej  wymaga  mojó 
położenie.  Ale,  co  najważniejsza,  tyle  w  serce  moje 
wlał  nadziei,  iż  zdaje  mi  się,  że  już  lecę  po  trakcie 
Dziahylniańskim.  Kilka  słów  jego  przemieniło  mię  zu- 
pełnie; innóm  już  nawet  okiem  patrzę  na  N.-Tahilśk, 
tak  szkodliwy  memu  zdrowiu...  P.  Karamzin  przywiózł 
mi  wyborne  brzytwy  angielskie  i  przy  pierwszóm  wi- 
dzeniu się  zaprosił  mię  na  obiad.  Długo  potom  rozma- 
wiał ze  mną,  to  o  Omsku,  to  o  stepie  kirgizkim,  którego 
miła  pamięć  tak  się  ożywiła  we  mnie,  że  jeśli  tylko 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    /ANUSIKIBWICZA.  GLOlX 


zdrowie  pozwoli,  mam  ochota  wszystkich  moich  Biktu- 
rów ,  Baraków ,  Kuczuk-Tobukli ,  Kyłdy- Nogajów  i 
Kaksakrdem-bejów,  przekazać  potomności.  » 

Późaiejsze  listy,  chociaż  w  miarę  wzrastających  słot 
:i  chłodów  jesieni,  coraz  częściśj  przeplatane  użalaniem 
-się  na  zdrowie,  nosiły  ciągle  na  sobie  barwę  uspokojo- 
Bego  i  rozweselonego  umysłu ,  a  zawierały  zawsze 
jakiś  szczegół  odnoszący  się  do  nowo  poznanych  osób, 
.'których  życzliwość  była  rękojmią  nadziei,  jak  naprzy- 
kład:      . 

«  Ciekawy  jestem  czyście  sadzili  i  czy  się  wam  uddiy 
.moje  ogórki  chińskie  ?  Tu  u  mnie  doszły  arszyna  dłu- 
gości i  wzbudziły  nawet  zadziwienie  pana  Le  Play, 
który,  tyle  dziwnych  rzeczy  widział  na  świecie. .  * 

;  (ł  Mieliśmy  niedawno  wesele  jednego  z  głównych 
urzędników,  tutejszej  administracyi.  P.  Karamzin  był 
tak  zwdinym  posadzonym  ojcem,  a  ja  dostałem  zaszczyt 
być  szafirem^  to  jest  asystentem,  czy  kawalerem  panny 
młodej ,  i  musiałem  przez  pół  godziny  podczas  ślubu 
ti^zymać  koronę  nad  jśj  głową.  Pan  ojciec  dawał  huczny 
obiad  dla  nowożeńców,  na  którym  znajdowało  się  do 
.70  osób.  «  1  ja  tam  byłem,  miód  wino  piłem,  po  bro- 
.  dzie  ciekło,  w  gębie  nie  miałem.  »  Co  rzeczywiście 
mogę  powiedzieć,  bo  chociaż  dwanaście  toastów  speł- 
niono szampanem,  ja  tak  zręcznie  umiałem  manewro- 
wać, że  tylko  trzy  kieliszki  wypiłem... 

«  Od  2°  października,  mamy  już  zimę  zupełną,  z  na- 
leżytym śniegiem  i  mrozem...  Dałby  Bóg,  aby  jak 
spodziewam  się  i  przeczuwam,  była  ostatnią  dla  mnie 
w  Syberyi.  Przy  najpomyślniejszych  jednak  spełnię- 


Digitized  by 


Google 


niach  nadziei,  niepodobna  abym  się  jeszcze  nie  docze- 
kał tutaj  nowego  roku... 

«  Wdzięczen  jestem  mojćj  kochanej  bratowej,  że  na 
moje  przyjęcie  gotuje  już  kątek  w  Dziahylnie.  Ale 
niech  tylko  ten  kę,tek  nie  będzie  taki,  jaki  widziałem 
we  śnie.  Wyobraźcie  sobie  :  śni  mi  się,  że  lecę... 
przylatuję  do  was...  Marylla  wybiega  na  moje  spotka- 
nie, płacze  z  radości,  a  dziatwa  jćj,  wszystka  w  jakichś 
czekoladowych  sukienkach,  opada  stryjaszka,  czepia 
się  na  nim,  ale  taka  zasmolona  i  zamurzana,  że  matka 
musiała  kazać  jakiejś  Anieli,  zapewne  niańce,  za- 
brać ich  i  obmyć ;  sama  zaś  chwyta  mnie  i  prowadzi. .. 
zgadnijcie  dokąd?  Oto  wprost  do  kuchni,  gdzie  wska- 
zuje mi  za  łóżko  jakiś  chyrlawy  zydel.  Musiało  mi  być 
nader  twardo  na  tym  tapczanie,  kiedy  pomimo  stru- 
dzeu  tak  długiej  podróży,  zbudziłem  się  natychmiast. 
Będziecie  się  śmieli  z  tego  snu,  jak  się  i  ja  śmiałem, 
chociaż  zostawił  przytóm  na  mnie  jakieś  nieprzyjemne 
wrażenie... 

(i  Zapytuje  Mama.  czy  wieść  o  kręcących  się  i  gada- 
jących stołach  doszła  do  moich  uszu.  Mnie  się  zdaje, 
że  ta  wieść,  znana  nam  od  kilku  miesięcy  na  Uralu, 
musiała  już  dotąd  sięgnąć  Kamczatki,  jak  wszystko,  co 
jest  dziwnóm,  nadzwyczajnem.  Lecz  że  nasze  stoły, 
zapewne  głupsze  od  europejskich,  nietylko  nie  gadają, 
ale  nawet  i  obracać  się  nie  chcą ,  nie  mogę  więc  oso- 
biście być  żadnym  sędzią  w  tój  rzeczy.  Musi  jednak 
być  w  tćm  cóś  prawdziwego,  kiedy  tak  uczony  jak 
nieuczony  świat  zajmuje  się  tym  przedmiotem.  Niepo- 
dobna przypuścić,  aby  przy  każdem  doświadczeniu, 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCI 


W  jaki(5mkolwiek  gronie  robionym,  znajdował  się  zawsze 
figlarz  usiłujący  i  zdolny  wszystkich  oszukad.  Zresztą, 
czyż  nie  ma  —  jak  Szekspir  powiedział  —  cudów  na 
niebie  i  ziemi ,  o  którycli  ani  się  śniło  filozofom?  Ja 
tylko  ciekawy  jestem,  co  się  stanie  z  naszóm  starom 
przysłowiem  :  «  głupi  jak  stołowe  nogi ,  »  jeśli  przyj- ' 
dzie  do  tego,  że  owe  nogi  będą  dawały  rozumniejsze 
odpowiedzi,  niż  najmędrsze  głowy  ludzi  uczonycłi?... 

«  Wasza  nóżka  stołowa  bardzo  mądra  i  wiele  naga- 
dała; gniewam  się  tylko  na  nią,  że  mi  zakreśla  jeszcze 
tak  długi  termin  pobytu  w  tych  stronach  :  pięć  mie- 
sięcy!  —  to  znaczy  całą  zimę.  Mówiłem  o  tym  terminie 
panu  Karamzinowi ;  odpowiedział  mi,  iż  radby  z  duszy 
i  wszelkiśmi  sposobami  będzie  się  starał  go  skrócić. 
Jest  przy  nim ,  osobistym  jego  sekretarzem ,  młody 
Litwin,  z  gubernii  mińskiśj,  pan  Józefat  Ohryzko. 
Poznaliśmy  się  i  pokochaliśmy  się  wzajemnie.  Obiecał 
on  mi  donosić  ciągle  z  Petersburga  o  najmniejszej 
okoliczności  tyczącej  się  mojego  losu,  a  naWet,  jeśliby 
co  ważniejszego  zaszło,  przesłać  wam  wiadomość, 
którą  prędzej  odbierzecie  wprost,  niżeU  przez  Ta- 
hilsk...  )) 

«  Szanowny  Andrzej  Nikołajewicz  Karamzin  z  Józe- 
fatem  Piotrowiczem  Ohryzko,  których  załączam  dokła- 
dne adresy,  dnia  12  t.  m.  listopada  opuścili  Niżne- 
Tahilsk.  Pan  Karamzin  żegnając  mię,  kazał  kłaniać 
Mamie  i  zapewnić  ją,  że  nie  przestanie  dokładać  naj- 
usilniejszych  starań,  aby  się  spełniło  nasze  wspólne 
życzenie ;  na  czas  zaś  mojego  tu  pobytu,  zdał  na  mnie 
zupełny  zarząd  biblioteką  i  ogrodem.  » 


Digitized  by 


Google 


CCII  Z¥WOT 


((  Pan  Józefat  mi  donosi,  że  4  grudnia  stanęli  w  sto- 
licy-, i  w  pięć  dni  potom  p.  Karamzin  począł  robić 
kroki  w  moim  interesie ;  nie  przedsiębierzcie  więc  ża/- 
dnych  zabiegów  z  waszźj  strony,  żeby  się  nie  skrzy- 
żowały z  jego  staraniami,  aż  chyba  Ohryzko  lub  ja, 
powiemy  wam  co  uczynić  należy.  Cierpliwość,  ufność, 
nadzieja...  » 

Te  wyrazy  zakończyły  historyk  1853*  roku.  Nad- 
szedł rok  185i^,  ów  rok  pamiętny  w  dziejacti  nowo- 
żytnych świata,  kiedy  dwie  jego  połowy,  albo  raczej 
dwa  stronnictwa  od  dawna  walczące  w  jego  łonie,  uj- 
rzfijy  swoje  chorągwie  zatknięte  *  na  dwóch  potęż- 
nych obozach  nad  morzem  Czarnćm.  Wojna  Wscho- 
dnia zawiodła  wiele  oczekiwań,  omyliła  wiele  rachub, 
wystawiła  na  ciężką  próbę  wiele  uczuć ;  ale  czóm  była 
wistocie,  to  pokazały  późniój  jój  następstwa,  a  gdzie 
czyje  chyliły  się  życzenia,  to  nie  tyle  zależało  od  jego 
przenikliwości  umysłowej,  ile  od  cechy  jaką  miał  na 
duszy.  Wszelka  dusza  prawdziwie  polska,  z  natury 
swojej,  musiała  ciążyć  do  obozu  mocarstw  zachodnich. 
Wynikło  ztąd  dla  milionów  narodu  naszego  straszliwie 
bolesne,  w  nieskończonych  stopniach  i  odcieniach  roz- 
maite położenie.  Co  wtedy  działo  się  w  duszy  naszego 
wygnańca ,  pokutującćj  za  to,  że  była  aż  do  ostatniej 
głębi  polską?  Listy  Adolfa,  naturalnie,  nie  mogą  w  tój 
mierze  nic  wyraźnie  powiedzieć ,  są  jednak  w  nich 
wzmianki,  prowadzące  do  niewątpliwych  domysłów. 

Wieść  o  zbrojnych  poruszeniach  Zachodu  przeciw 
«  kolosowi  Północy  »  chociażby  nie  należała  do  rzędu 
niewslrzymanym  biegiem  sięgających  Kamczatki,  pręd- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCIII 

ko  zapewne  doszła  do  Niżne-Tahilska  i  nie  była  tam 
tajemniczym  ogólnikiem,  dla  tycłi  przynajmniój ,  któ- 
rym wysocy  goście  mogli  j%  w  szczegółach  rozwinąć. 
Widocznie  wszakże,  ani  Adolf,  ani  jego  protektor  nie 
przypuszczali  z  razu ,  aby  wielki  wypadek  polityczny 
mógł  mieó  jakikolwiek  wpływ  na  sprawy  sybirskie  i  być 
przeszkodą  do  starań  o  uwolnienie  jednego  pokutnika. 
P.  Karamzin,  wyjeżdżając  obiecywał  odwiedzić  znowu 
N.-Tałiilsk  w  marcu,  miał  zamiar  potćm  wyjechać  na 
lato  z  żoną  do  jćj  dóbr  w  Finlandyi;  w  styczniu  wła- 
snoręcznym listem  zapewniał  swego  pupila,  że  pamięta 
o  nim  i  spodziewa  się  otrzymać  dla  niego  co  przyrzekł, 
lubo  jeszcze  nic  stanowczego  donieść  nie  może.  Pier- 
wsze więc  miesiące  rozpoczętego  roku  upływały  w  spo- 
kojnóm,  chociaż  zawsze  tęsknóm  oczekiwaniu  i  w  zaję- 
ciu się  obowiązkami. 

Ustalony  na  swój  posadzie  bibliotekarz,  otrzynliawszy 
przysłaną  instrukcyą  jak  biblioteka  ma  być  urządzoną, 
zgromadzał,  ustawiał,  katalogował  z  różnych  kątów 
wydobyte  jój  materyały,  a  przytćm,  jako  również  gor- 
liwy dozorca  ogrodu,  dwa  razy  w  dzień  chodził  do 
oranżeryi,  pilnował  przyrządzania  «  pościeli  »  pod 
ogórki  i  ananasy.  Interes  ananasów  zabrał  spory  kawał 
korespondencyi.  Na  prośbę  do  matki  o  dostanie  z  Wilna 
najpraktyczniejszych  rad  obchodzenia  się  z  niemi, 
przyszedł  dokładny  przepis,  udzielony  przez  pewnego 
hortykultora.  Ale  ogrodnicy  Niżne- Tahilscy  wystąpili 
ze  srogą  krytyką  i  rzekli  «  że  jemu  sadzić  cebule  a  nie 
ananasy !  »  Mianowicie  stary  Kuźma,  który  znajdował 
zawsze  sposób,  co  dziesiąty  wyraz  wtrącić :  «  Ja  35  lat 


Digitized  by 


Google 


CCIV  ŻYWOT 


służyłem  u  grafa  Razumowskiego,  było  u  nas  po  4,000 
ananasów  »  wyśmiewał  niemiłosiernie  metodę  wileńska 
i  powtarzał  :  «  Nasypywać  korą  dębową...  a  zkąd 
kora,  kiedy  dębów  niemasz?  Dęby  daleko  od  Uralu; 
tu  trzeba  poprzestać  na  piłowej  mące  (na  trocinacli) . » 
Obok  zatrudnień  na  korzyść  umysłową  światłej  pu- 
bliczności Niżne-Taliilska,  ówczesny  ruch  literacki  w 
kraju  naszym  nie  był  obcym  Adolfowi.  Przecłiodziły 
przez  jego  ręce  pierwsze  płody  pióra  Syrokomli,  Deo- 
tymy, Zygmunta  Kaczkowskiego.  Dawał  o  nich  swoje 
zdanie,  ciesząc  się  z  nowych  talentów  i  trwożąc  się 
«  aby  zbytnie  pochwały  ich  nie  popsuły.  »  Znaczną 
część  tych  nowości  piśmiennictwa  był  winien  nieusta- 
jącej pamięci  przyjacielskiej  Gustawa  Zielińskiego,  o 
którym  także  znajduje  się  wzmianka  ciekawa  dla  przy- 
szłych historyografów  naszśj  literatury  tegoczesnój,  ale 
wypada  ją  poprzedzić  inną,  objaśniającą  stosunek 
dwóch  przyjaciół. 

«  Miałem  przyjemność  —  pisał  Adolf  do  matki  i 
brata  —  otrzymać  list  od  Gustawa...  Dzięki  Bogu, 
wyzdrowiał  już  zupełnie  ze  swojśj  kilkoletniśj  febry  i 
powodzi  mu  się  wybornie.  Żeby  wam  dać  wyobrażenie 
o  tym  biednym  poecie,  którego  widzieliście  wracają- 
cego z  Syberyi  z  większym  workiem  rymów  niż  gro- 
szy, przytaczam  tu  koniec  jego  Ustu...  «  Jeszcze  jedno, 
«  mój  drogi  Adolfie.  Czas  płynie,  z  postępującym  wie- 
ce kiem  potrzeba  więcśj  wygody,  ubywają  ci,  na  któ- 
«  rych  pomoc  liczyć  było  można;  słowem,  wszystko 
«  się  zmienia  :  może  i  twoje  fundusze  znacznemu 
«  zmniejszeniu  uległy?  Ja  dziś  pod  względem  finanso- 


Digitized  by 


Google 


ADOLKA    JANUSZKIEWICZA. 


CCV 


c«  wym,  W  bardzo  korzystnym  jestem  położeniu,  mam 
«  więcćj  niżeli  mi  potrzeba,  nie  widzę  żadnego  powodu 
«  powiększać  i  tak  już  znacznego  majątku ;  jedyną  więc 
«  moją  roskoszą,  jeśli  mogę  być  pomocą,  lub  zrobić 
«  jaką  dogodność  moim  przyjaciołom.  Liczę  przeto  na 
«  ciebie,  mój  drogi,  że  uważając  mnie  jak  brata,  jak 
«  najszczerszego  twego  przyjaciela,  odrzucisz  wszelkie 
«  szkrupuly  i  wprost  mi  napiszesz,  ile  ci  potrzeba,  choć- 
«  by  tysiąc  rubli  srebrem,  a  w  każdćj  chwili  możesz 
«  mieć  to  sobie  nadesłane.  »  —  Co  wy  na  to?  Jak  trzy- 
macie o  moim  przyjacielu  i  o  niżej  na  podpisie  wyrażo- 
nym, który  na  taką  przyjaźń  zasłużył?  Może  powiecie  : 
wart  pałac  Paca,  a  Pac  paląca;  cóżkolwiek  bądź,  list 
ten  niezmiernie  mię  uszczęśliwił,  bo  słodka  to  rzecz, 
odebrać  podobny  dowód  przyjaźni  i  pamięci  serca  za 
okazywane  z  mojej  strony  przysługi,  kiedy  ja,  ctioć 
również  wygnaniec,  w  lepszym  wszakże  byłem  położe- 
niu. Odpisałem  mu  jak  przystało  i  podziękowałem  z 
głębi  duszy,  zapewniając  go,  że  mię  bynajmnićj  nie  za- 
dziwił swoim  postępkiem,  jako  zgodnym  zupełnie  z 
jego  szlachetnym  zawsze  sposobem  myślenia  i  czucia. » 
Późniejsze  listy  zawierają  następne  słowa,  schodzące 
stopniami  do  kwestyi  czysto  literacki(''j  :  «  Gustaw 
przysłał  mi  poezye  Deotymy,  o  którśj  musicie  wiedzieć 
z  pism  publicznych.  Nie  wiem  jak  się  ona  wistocie 
nazywa;  ale  z  kilku  słów  Gustawa  widząc,  że  on  za- 
mierza znowu  wstąpić  w  związek  małżeński,  zrobiłem, 
może  niesprawiedliwy  wniosek,  czy  nie  owa  Deotyma 
jest  wyborem  serca  poety?  Zapytuję  go  o  to...  Sam  on 
nic  nowego  nie  drukował  w  tych  czasach.  Pisze  tylko, 


Digitized  by 


Google 


CCVI  ŻYWOT 


ze  chce  puścić  w  świat  dalszy  ciąg  swych  stepów,  O 
tćj  nowej  pracy  tak  się  wyraża :  «  Znasz  część  pier- 
c(  wszą ;  w  drugiej  jest  Azya  z  kolosalną  swoją  przy- 
«  redą  i  całą  swoją  kosmogonią;  w  trzecićj,  Bajga 
«  kirgizka,  owa  uroczystość  stepowa,  którą  jtak  pięknie 
«  w  jednym  ze  swoich  listów  opisałeś,  którą  żywcem 
«  przeniosłem  do  mego  poematu ,  a  którą  jeśliś  ty 
t(  skomponował,  to  już  nie  moja  wina  :  si  noti  e  vero  e 
«  ben  łrovato.  Najpierwszy  exemplarz  tobie  poświęcę , 
«  bo  się  w  znacznćj  części  do  niego  przyłożyłeś,  »  — 
Ja  mu  zaś  odpisałem ,  że  nic  to  wszystko  nie  pomoże, 
i  jeśli  po  przeczytaniu  znajdę  co  nie  w  duchu  zwycza- 
jów kochanych  moich  Kirgizów,  natychmiast  wypalę 
straszną  krytykę  i  dowiodę  poecie,  że  nie  ma  wyobra- 
żenia o  tym  narodzie  i  jego  poezyi.  w 

Zresztą,  wszystko  szło  w  Niżne-Tahilsku  «  jedno- 
stajnie i  porządnie  jak  w  regularnie  nakręcanym  zega- 
rze. »  Jeden  tylko  wypadek  dał  sposobność  Adolfowi, 
do  zwyczajnej  formuły  :  «  u  nas-  nic  nowego  »  dodać  : 
«  najciekawsza  rzecz  ta,  że  kilka  dni  temu,  tutejsi 
złodzieje  okazali  niepospolitą  zręczność.  Napublicznyna 
placu  stoi  tutaj  piękny  pomnik ,  kosztujący  przeszło 
300,000  rubli  as.,  poświęcony  pamięci  Mikołaja  Demi- 
dowa.  Potrafili  oni,  w  noc  dość  jasną,  w  pbec  budki 
gdzie  stróże  spali  snem  sprawiedHwych,  oderwać  od 
podstawy  i  unieść  posąg  bronzowy  tego  męża,  ważący 
najmniej  30  pudów.  Sprytna  ta  kradzież  na  nic  się 
jednak  im  nie  przydała  :  nazajutrz  władza  miejscowa 
wzięła  poszlakę,  a  przypadek  dopomógł  dojść  do  kry- 
jówki posągu  zagrzebanego  w  śniegu.  Widziałem  go 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUS/.KiEWIGZA. 


nieboraka,  jak  zmarzły  i  ze  złamaną  ręką  wracał  do 
miasta  leżąc  na  saniach.  » 

Wiadomości  najwięcćj  obcliodzące  rodzinę,  były 
powtórzeniem  doniesień  otrzymanych  z  Petersburga. 
Jedna  z  nich  zawierała  wyrazy  :  «  W  tój  chwili  wyczy- 
tuję  z  listu,  że  p.  Karamzin  miał  przypadek,  który  o 
mały  włos  nie  pozbawił  go  życia.  Pistolet  wystrzelił 
mu  w  ręku ,  kula  zadrasnęła  powiekę  i  czoło.  Dzięki 
Bogu,  skończyło  się  na  przestrachu  osób  przytomnych 
łemu  zdarzeniu  i  na  lekkićj  ranie,  która  się  prędko 
zagoi.))  Przy  każdój  wzmiance  o  Karamzinie,  była 
wzmianka  o  jego  troskliwych  staraniach,  a  przy  tćm 
wszystkióm  ponawiana  przestroga,  żeby  żadną  inną 
koleją  nie  trafiać  do  tego  celu.  Ale  to  nic  nie  pomogło. 
Na  początku  lutego  odebrał  Adolf  wiadomość,  że  matka 
posłała  prośbę  do  cesarza.  Natychmiast  więc  pisał  do 
Ohryzki,  żeby — jeśli  jeszcze  czas  —  zapobiegł  złemu, 
które  ztąd  wyniknąć  mogło,  a  matce  przekładając  na- 
nowo  uwagi,  kończył  temi  słowy  : 

«  Nie  uwierzy  Mama,  jak  mię  rozczuliły  jój  wyrazy : 
cc  Ach !  przyjeżdżaj  mój  Adolfie  co  najprędzój.  ))  Boże*! 
cobym  dał  na  to,  gdybym  mógł  jój  i  własne  życzenia 
spełnić!...  Lecz  cóż  począć,  kiedy  zaszły  okoliczności, 
które  kładą  tamę  naszemu  szczęściu,  a  przynajmni^' 
odwlekają  je  na  czas  dalszy.  )) 

W  miesiąc  późnićj  pisał :  «  Spodziewam  się,  żeście 
już  musieli  przekonać  się  o  niewłaściwości  pory  do 
podania  prośby.  Zapewne  i  p.  Józefat  wyłożył  wam  to 
w  swoim  liście.  Bardzo  rad  jestem,  że  ta  prośba  została 
przejętą  i  wstrzymaną.  Mama  powiada,  że  «  nikogo 


Digitized  by 


Google 


GCYIII  EYWOT 


nie  powinno  dziwić,  iż  matka  w  takim  wieku,  po  tylu 
latach  chce  widzieć  syna,  »  ja  na  to  jednak  muszę  zro- 
bić tak^  uwagę  :  rzeczywiście  nikogoby  to  nie  zadzi- 
wiło ;  ale  coby  było,  gdyby  nastąpiła  odpowiedź  od- 
mowna? Wtedy  bardzo  długo  trzeba  byłoby  czekać  z 
podaniem  nowój  prośby ;  że  zaś  taki  nastąpiłby  skutek, 
to  wszelkie  za  tem  mówi  podobieństwo,  i  zapewne 
Mama  teraz  aż  nadto  widzi  tego  przyczyny. » 

W  tych  niewielu  wyrazach  daje  się  już  dostrzedz,  i 
dramatyczność  położenia  Adolfa,  i  postawa  jaką  przy- 
brał. <(  Okoliczności,  »  które  mogły  być  szczęściem  dla 
Polski,  «  kładły  tamę  »  jedynemu  szczęściu,  o  jakićm 
tylko  przez  lat  dwadzieścia  trzy  mógł  myśleć  i  marzyć. 
W  chwili  kiedy  zdawał  się  być  najbliższym  brzegu, 
zawiał  wiatr  odwracający  jego  łódkę  na  morze  nieokre- 
ślonych oczekiwań  naszych.  Przy  ledwo  świtającej 
zorzy  zmiłowania  Bożego,  zapadła  w  pomrokę  gwiazda 
miłościwości  carskićj...  i  stało  się  ciemno,  mglisto, 
bezdrożnie  na  widokręgu  polskiego  wygnańca  w  Sybi- 
rze. Nie  zachwiał  się  wszakże,  nie  zgrzeszył  najmniej- 
iszóm  narzekaniem,  pełen  godności  i  spokoju,  jakich 
źródłem  jest  zapomnienie  o  sobie  w  obec  rzeczy  wyż- 
szych, stał  z  założonemi  n^^iersiach  rękami  i  patrzał 
cierpliwie  w  niezbadaną  przyszłość.  Serce  jednak  do- 
świadczało ostrych  bólów.  Potrafił  w  niem  uciszyć 
przemożną  miłość  rodzinną,  a  ta  miłość,  najświętsza  i 
najczystsza  z  węzłów  ziemskich,  ale  zawsze  trwożna  o 
czas  poddanka  śmierci,  odezwała  się  do  niego  jękiem 
skołatanej  laty  i  cierpieniami  matki.  Nie  mogąc  i  przed 
nią  odkryć  wnętrza  s\Vych  uczuć  i  myśli,  odpowiadał 


Digitised  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCIX 

tylko  :  «  miejmy  cierpliwość,  nic  traćmy  ufności  w 
Bogu,  prośmy  go  o  siJy  do  wytrwania.  » 

Tymczasem  bieg  wypadków  szedł  coraz  prędszym 
ruchem,  i  wkrótce  dotkliwiej  jeszcze  targnął  struny 
zaczepione  o  serce  znajdujące  się  na  rozdrożu  uczu- 
ciowym. 

Karamzin,  który  służył  dawniój  w  artylleryi  i  od 
roku  miał  dymisyą,  wszedł  znowu  do  służby  czynnej, 
w  połowie  marca  wyjechał  z  ^Petersburga  nad  Dunaj, 
a  w  maju,  jako  pułkownik  huzarów,  zging^ł  w  bitwie 
pod  Kalafatę. 

Czerwca  li*,  pisał  Adolf  do  matki  i  brata  2  «  Wczo- 
rajsza poczta  pizyniosła  nam  smutną  wiadomość  o 
zgonie  pana  Karamzina.  Opatrzność  jakby  na  to  oca- 
liła go  od  przypadku  w  lutym,  żeby  znalazł  śmierć  w 
pierwszym  spotkaniu  się  z  Turkami.  Trudno  wyrazić 
jaką  żałobą  ta  wieść  pokryła  nasz  N.-Tahilsk;  a  wy- 
obraźcie sobie  rozpacz  nieszczęśliwćj  żony.  Piszą,  iż 
nic  nie  może  się  zrównać  z  jej  boleścią.  Chcąc  jaką- 
kolwiek ulgę  przynieść  swojemu  sercu,  posyła  na  brzegi 
Dunaju  p.  Ohryzkę,  by  użył  wszelkich  starań  dla  od- 
szukania zwłok  kochanego  męża,  a  jeśli  to  będzie  nie- 
podobnym, by  przynajmniej  miejsce  jego  zgonu  uczcił 
pomnikiem...  Możeby  wypadało  Mamie  napisać  kilka 
słów  do  nieszczęśliwej  wdowy  z  wyrazem  tego  współ- 
czucia, jakie  ona  i  jej  mąż  okazali  dla  naszego  niesz- 
częścia. On  był  głównym  i  najistotniejszym  protekto- 
rem moim;  jemu  winienem  wszystko  co  tu  otrzymałem 
i  na  nim  polegały  najbardzićj  nadzieje  moje  uściśnienia 
się  z  wami.  Na  samym  wyjeździe  ze  stolicy  pisał  do 


Digitized  by 


Google 


CCX  EYWOT 


mnie  ponawiając  uprzejmie  swoje  obietnice  i  zapewnie- 
nia starań ,  zawieszonych  do  lepszśj  pory.  Zajmował 
się  on  mn%  szczerze  i  gorliwie,  miałem  sposobność 
poznać  cał§  szlachetność  jego  charakteru  i  doświadczy* 
łem  od  niego  więcćj  życzliwosści  niżelim  się  mógł  spo- 
dziewać ;  mam  więc  powód  opłakiwać  zgon  najzacniej- 
szego criowieka  i  stratę  nąjużyteczniejszego  dobro- 
czyńcy.,,)! 

Po  raz  drugi  tedy  śmierć  wydarła  nagle  Adolfowi 
opiekuna,  na  którego  możnym  i  przyjaznym  ramieniu 
oparł  się  z  zupełnóm  zaufaniem.  Cios  ten  dotkliwy  dla 
uczuć  związanych  szacunkiem  i  wdzięcznością,  rzucał 
razem  cień  grobowy  na  widoki,  które  chociaż  odsu- 
nięte w  odległość,  miały  dotąd  blask  otuchy.  Znowu 
chłód  posępny  ogarnął  serce  zmęczone  przeciwień- 
stwami. Było  to  zawsze  w  charakterze  Adolfa,  a  z 
wiekiem  zamieniło  się  w  skłonność  nałogową,  ie  ile- 
kroć zachmurzyła  się  atmosfera  koło  jego  duszy,  ucie- 
kał w  jak  najciaśniejszy  obręb  powszedniego  życia 
i  tam  wytężona  czynnością  zewnętrzną,  bronił  się  od 
utrapień  wewnętrznych.  Właśnie  jak  w  porę  teraz 
przybył  mu  jeszcze  jeden  przedmiot  zatrudnień. 

Demidow,  bawiący  natenczas  w  Moskwie,  napisał  do 
niego  list  obszerny  i  bardzo  uprzejmy.  Wyraziwszy  na 
wstępie  ubolewanie,  że  nieprzewidziane  wypadki  nie 
dozwalają  mu  obecnie  robić  starań,  jakie  obiecał  i  ma 
w  pamięci,  dziękował  za  trudy  bibliotekarskie  i  ogro- 
dnicze, a  prosił  o  zajęcie  się  przytćm  zgromadzeniem 
muzeum  historyi  naturalnej,  wedle  załączonego  planu. 
Rzeczywiście  był  to  tylko  krok  delikatności  ze  strony 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZ|EIEWICZA.  CCXI 

hrabiego.  Uwiadomiony  dokładnie  o  starganych  siłach, 
a  razem  o  niespokojnej  szkrupulatności  Adolfa,  chciał 
mu  raczśj  dostarczyć  rozrywkę  z  pozorom  funkcyi 
urzędowej,  niżeli  obarczyć  go  ciężarem.  Ale  Adolf  brał 
każdc  rzecz  na  seryo  i  chwycił  się  nowego  zatrudnie- 
nia z  gorliwością  dla  siebie  uciążliwą.  Odtąd  w  listach 
jego  przebija  się  nadewszystko  jakieś  dyszanie  czło- 
wieka przyciśniętego  pracą  i  słabością  zdrowia. 

«  Wybaczcie  mi  —  pisał  w  połowie  lipca  do  domu 
—  że  nie  rozmawiam  z  wami ,  jakbym  sobie  życzył : 
ani  chwili  nie  mam  wolnej ;  biblioteka  i  ogród  zabie- 
rają mi  codzień  najmniój  iO  godzin.  A  przytćm,  nie 
mam  już  tćj  mocy  co  miałem.  Trzydzieści  sześć  stopni 
schodów  bibliotecznych  więcćj  mię  męczy  niżeli  nie- 
gdyś sto  wiorst  przekłusowanych  po  stepie.  Straszne 
upały  przyłożyły  się  także  do  zwiększenia  moich  dole- 
gliwości. Chwała  Bogu  zaszła  zmiana,  i  znaczna,  bo 
termometr  od  razu  z  iO**"  spadł  na  4  stopnie  ciepła. 
Orzeźwiło  to  mię  trochę  i  mogłem  nawet  wczoraj  od- 
być wycieczkę  o  wiorst  piętnaście,  a  co  większa  wdra- 
pać się  na  tak  zwany  Goły  Kamień-  czyli  Niedźwie- 
dzią g&rę,  panującą  w  okolicy  i  ztąd  sławną,  że  jak 
niesie  podanie,  Jermak  idąc  na  zawojowanie  Sybe- 
ryi,  miał  zimować  u  jej  podnóża.  Piękne  jest  to  miej- 
sce. Z  wierzchołka  góry  rozlega  się  daleki  widok  na 
krainę  górzystą,  leśną  i  przerżniętą  wielą  rzekami. 
Celem  mojój  wyprawy  było  pomnożenie  naszego  zbioru 
roślin  uralskich,  który  stosownie  do  życzenia  pana 
Deraidowa,  pielęgnuję  i  chciałbym  mieć  jak  najob- 
fitsay  na  jego  przybycie,  jeśli  wybierze  się  odwiedzić 


Digitized  by 


Google 


CCXri  ŻYWOT 

swoje  «  zawody  »  których  nigdy  jeszcze  nie  widział.  » 
«  Miałbym  się  nie  źle  —  donosił  na  początku  sier- 
pnia —  gdyby  nie  ból  w  nogach ,  który  od  niejakiego 
czasu  mocno  mi  dokucza.  Nacieram  je  spiritusem  kan- 
forowym,  ale  z  mał§  nadzieją  skutku,  bo  jestem  z  do- 
świadczenia przekonany,  że  nogi  wtedy  chyba  prze- 
staną boleć,  gdy  inna  część  ciała  cierpieć  zacznie. 
Sprawuje  to  reumatyzm  zwany  latającym,  który  sobie 
jak  mu  się  podoba  przelatuje  z  nóg  do  głowy,  a  z 
głowy  spada  na  ręce  lub  piersi.. .  P.  Demidow  pragnie, 
abym  zajął  się  (nie  opuszczając  ogrodu  i  biblioteki) 
kollekcyą  mineralogiczną,  geologiczną,  palentologiczną, 
kruszców,  roślin,  zwierząt,  ptaków,  ryb,  słowem  wszy- 
stkiego, co  Niżne-Tahilski  okrąg  posiada  w  ziemi  i  na 
ziemi,  w  powietrzu  i  w  wodzie;  poleca  wszystkim  tu- 
tejszym, uczonym  i  nieuczonym  władzom,  dawać  mi 
pomoc,  dostarczać  środki  i  nie  odnosić  się  w  tśm  do 
niczyjej  więcćj  jak  mojój  powagi.  Widzicie  więc  na  jak 
wielkiego  człowieka  wyszedłem  w  N.-Tahilsku.  Sam 
nie  wiem  jak  podołam  tylu  różnorodnym  zatrudnie- 
niom i  co  na  to  powie  moje  bićdne  zdrowie.  Ale  jak 
to  miło  pomyśleć,  że  nie  darmo  cudzy  chleb  zjadam. » 
Myśl  ta  nie  była  ani  dostateczną  ani  trwałą  pocie- 
chą; w  liście  17°  września,  odezwały  się  znowu  narze- 
kania :  «  Niech  to  będzie  między  nami,  położenie  moje 
tutaj  wcale  nie  do  zazdrości.  Kilka  obowiązków  nie- 
określonych ściśle  i  niezgodnych  z  sobą;  pracy  wiele, 
bez  podobieństwa  należytego  z  niój  skutku.  Nie  mogę 
jednocześnie  siedzieć  w  bibliotece  i  pilnować  robot  w 
ogrodzie,  a  gdy  tam  nie  jestem,  nie  tak  idzie  jakby 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIUWICZA.  CGStll 

należało,  i  to  mię  martwi  bardzo;  cóż  tu  jeszcze  mó- 
wić o  kollekcyach !  Radbym  porzucił  wszystko,  gdyby 
nie  uwaga,  że  to  jest  potrzebne  dla  widoków  mojego 
wybawienia.  » 

Pod  tym  ostatnim  względem,  poczęła  naprawiać  się 
pomału  strata  poniesiona  w  osobie  Karamzina.  Jeszcze 
na  początku  czerwca,  pi^zed  wyjazdem  do  Bukarestu, 
pisał  Ohryzko  zapewniając  Adolfa,  że  starania  w  jego 
interesie  nie  zostaną  zupełnie  opuszczone.  Za  powrotem 
zaś  ze  swojej  podróży,  pomyślnym  uwieńczonej  skut- 
kiem, doniósł  mu  w  imieniu  samój  pani  Karamzino- 
wśj,  iż  ona  przez  pamięć  na  ukoclianego  męża,  wzięła 
sobie  za  święty  obowiązek  być  pomocą  temu,  którego 
los  tak  mocno  go  obchodził.  Jakoż,  wśród  żalu  odno- 
wionego widokiem  zwłok  przy  wieziony  cli  do  stolicy  i 
pomimo  zajęcia  się  oddaniem  ostatniej  im  posługi,  czy- 
niła natychmiast  ważne  kroki  w  tśj  mierze,  a  nakoniec 
pisała  osobiście  do  cesarza  i  oczekuje  odpowiedzi. 

Otrzymawszy  taką  odpowiedź  w  końcu  września, 
nie  łudził  się  Adolf  nadzieją  blizkiego  szczęścia,  ale 
uspokojony  ile  mógł  na  przyszłość,  pogodził  się  tem 
więcćj  ze  swoją  obecnością  i  starał  się  tylko  koić  ubole- 
wania matki. 

«  Z  Petersburga  nic,  a  nic  —  pisał  do  niój  w  paź- 
dzierniku. —  Wcale  mię  to  nie  dziwi.  Czy  podobna 
aby  w  teraźniejszych  okolicznościach,  myślano  tam  o 
mnie  biśdaku !  »  «  Błagam  na  wszystko  —  powtarzał  w 
listopadzie  —  niech  Mama  nie  smuci  się  bardzo  z  po- 
wodu zawiedzionych  nadziei  rychłego  mego  powrotu. 
Ani  myślić  teraz  o  tóm.  Pani  Karamzinowa  zrobiła  co 


Digitized  by 


Google 


CCXIV  ŻYWOT 

mogła,  i  spodziewam  się  że  Mama  będzie  wyrozumiałą  : 
pisać  znowu  do  ni^j  w  tym  smutnym  interesie,  byłoby 
tylko  nadużywać  j^j  dobroci  i  bezużytecznie  narażać 
ją  na  nieprzyjemność.  Dla  mnie  rzecz  jasna  :  trzeba 
czekać  cierpliwie  póki  czas  i  wola  Najwyższego  nie  roz- 
wiąże naszych  losów.  » 

Po  tych  ostatnich  słowach  rezygnacyi,  przez  całą 
zimę  nie  odezwał  się  z  żadnym  wyrazem  tęsknoty,  nie 
zrobił  żadnćj  wzmianki  o  swoim  powrocie.  Zanurzył 
się  tak  zupełnie  w  potok  zatrudnień  cichym  i  regular- 
nym biegiem  unoszący  wszystkie  chwile ,  że  nawet 
korespondencya  z  rodziną  i  przyjaciółmi  została  tylko 
na  szczupłym  brzeżku  godzin  spoczynkowych,  lub  do- 
rywczo chwytanych  w  ciągu  urzędniczej  pracy.  Listy 
jego  poczęły  być  krótkie,  pośpieszne  i  nadzwyczaj  nie- 
czytelne. Dopominając  się  od  wszystkich  jak  najob- 
szerniejszych i  najczęstszych  doniesień,  wymawiając  to 
temu,  to  owemu  przydłuższe  milczenie,  sam  najczę- 
ściej, rzuciwszy  na  papier  kilka  prędkich  odpowiedzi, 
albo  zapytań  i  żądań,  dodawał :  «  Nie  wymagajcie  po 
mnie  więcćj,  zgoła  nie  mam  czasu.  Przy  natłoku  rol>oty 
i  częstóm  zapadaniu  na  zdrowiu,  na  dobitkę  straciłem 
łatwość  ruszania  piórem ,  ręka  mi  nie  służy.  Widzicie 
sami  jak  piszę  :  nie  wiem  czy  zdołacie  wyczytać.  Gdy- 
bym starał  się  napisać  wyraźnićj,  nie  mógłbym  i  tyle 
wam  powiedzieć,  co  teraz  mówię.  »  Były  wszakże 
rzeczy,  nad  któremi  rozwodził  się  niekiedy  dłużćj. 
Zdaje  się,  że  do  tśj  służby^  co  znowu  jak  niegdyś  w 
Omsku,  stała  się  na  wszystkie  dni  hasłem  naczelnćm, 
przywiązał  się  pewien  rodzaj  ambicyi  i  jakićjś  niewin- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GGXV 

nćj,  W  ostatni  k^tek  zapędzonćj  miłości  własnśj.  Ile- 
kroć wpadł  na  ten  przedmioty  a  wpadał  z  łada  powodu, 
pióro  mnićj  stawiło  oporu  i  odzyskiwało  dawn%  swoj^, 
mił^  gadatliwość. 

«  Gustaw  przysłał  mi  pyszny  zegarek  złoty,  Patka 
w  Genewie  —  powiadał  jednego  razu.  —  Bardzo  jestem 
wdzięczen  mojemu  niegdyś  towarzyszowi  wygnania  za 
ten  dowód  przyjaźni,  bo  moje  oba  stare  zegarki  iść 
przestały  i  niemasz  komu  icli  tu  naprawić,  a  dobry 
czaaomiar  jest  niezbędny  do  pilnowania  się  w  rozli- 
cznycli  moich  obowiązkach...  Od  pół  do  9^  do  i*J  rano, 
a  od  6^  do  9*^  i  czasem,  kiedy  jest  wiele  roboty,  do 
iO*»  wieczorem,  siedzę  w  bibliotece.  Źle  byłoby^  gdy- 
bym chybił  na  oznaczoną  godzinę,  bo  i  tak  zdarza  się 
znaleść  czytelników  czekających  juz  na  mnie.  Zrana 
szczególniej  nie  mam  ani  minuty  do  stracenia  i  jestem 
prawdziwe  perpettmm  mobile^  które  przy  dobrćm  urzą- 
dzeniu biblioteki  działa  tak  prędko,  ze  każdemu  żąda- 
niu natychmiast  staje  się  zadość.  To  teżs  żebyście  wie- 
dzieli, w  jakich  jestem  faworach  u  tutejszej  publi- 
czności !  Mianowicie  jśj  połowa  piękna  podwójnie  jest 
mi  wdzięczna  i  latem  winna  mi  przyjemność  przecha- 
dzek utworzonych  dla  niej  w  ogrodzie;  zimą,  lekar- 
stwo na  niidy  długich  wieczorów,  podawane  jśj  zawsze 
z  uprzedzającą  grzecznością.  Rzadki  dzień,  żebym  nie 
widział  w  bibliotece  kilku  miłych  czytelniczek,  a  żadna 
nie  odejdzie  z  próżnemi  rękami.  Dzisiejszego  ranku 
naprzykład,  przyszły  dwie  śliczne  panienki,  z  których 
starsza  ledwo  ma  lat  19,  siedziały  tu  półtora  godziny. 
Podałem  im  naprzód  dziesięć  świeżo  przybyłych  nume- 


Digitized  by 


Google 


CCXVI  ŻYWOT 


rów  dziennika  «  Girlanda.  »  Nawybierały  z  niego  so- 
bie wzorków  do  haftowania  kołnierzyków  i  chusteczek. 
Zajęły  się  potenn  przeglądaniem  różnych  rycin,  i  muszę 
je  zdradzić,  choć  mimowolnie  podsłuchałem,  że  w  każ- 
dej twarzy  upatrywały  podobieństwo  do  kogoś  ze  zna- 
jomych. Przerzucały  późniśj  nuty  muzyczne.  Jedna  z 
nich  wzięła  do  domu  7  nowych  polek,  4  gal  opady  i 
«  Muzeum  zagranicznej  literatury  » ;  druga  całe  dzieło 
wydane  niedawno  po  rossyjsku.  Biblioteka  coraz  bar- 
dziej wchodzi  w  modę  :  1,107  ksiąg  przeczytano  w 
ciągu  miesiąca.  Macie  więc  i  obrazek  z  barwą  miej- 
scową, jakiego  nie  spodziewaliście  się  zapewne  w  za- 
kątku Uralu ;  ale  bo  trzeba  pamiętać,  że  ten  zakątek 
należy  do  szlachetnej  rodziny,  która  nie  tak  jak  wiele 
innych,  co  myślą  tylko  o  sobie  i  dochodach  swojej  kie- 
szeni, stara  się  gdzie  może  rozkrzewiać  cywilizacyą  i 
nie  żałuje  kosztów  na  to...  Wybaczy  Mama  że  tą  rażą 
nie  zaspokoję  jej  ciekawości  co  do  stanu  mojej  spiżarni. 
Muszę  pierwej  dać  rozkaz  striapce,  żeby  mi  w  tej  mie- 
rze złożyła  raport.  Gdzie  mnie  tam  zajmować  się  tak 
ziemskiemi  rzeczami  jak  jadło,  mnie  który  rozdaję 
umysłowy  pokarm  tutejszym  powagom  i  pięknościom ! 
A  zresztą  wątpię,  czy  w  moich  zapasach  znajdzie  się 
co  więcej  nad  parę  pudów  mąki  lub  kartofli.  » 

Obrazek  ten  z  uralskiego  zakątka,  daje  najbardziej 
wyobrażenie  o  położeniu,  zajęciu  się  i  usposobieniu 
tego,  co  go  kreślił.  Był  to  ów,  przed  dwudziestu  czterma 
laty,  pełen  poświęcenia  się  i  niepowściągnionego  zapału 
żołnierz  Legii  Litewsko- Wołyńskiej  w  Warszawie,  a  pi- 
sał w  owym  czasie,  kiedy  na  półwyspie  Krymu  wytę- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GCXV1I 


Żona  walka,  hukiem  dział  budziła  niecierpliwość  na- 
szycłi  oczekiwań...  Koło  niego  i  dla  niego  być  musiało 
teraz  głucho.  Ale  z  wiosnę  zbliżały  się  wielkie  zmiany 
dla  świata,  dla  nas* i  dla  biśdnego  wygnańca  w  Uralu. 

Dnia  2*  marca  n.  s.  1855  roku,  car  Mikołaj  zakoń- 
czył życie.  Zgon  ten  był  szczęściem  dla  Rossy  i,  a  za- 
tóm  niewątpliwie  już  klęską  dla  Polski.  Dawało  się  to 
zaraz  przewidzieć,  co  późniój  następstwa  stwierdziły, 
że  odtąd  szala  przechyli  się  na  stronę  życzącą  i  potrze- 
bującą pokoju,  a  więc  życzenia  i  potrzeby  strony  zespo- 
lonej z  losem  ojczyzny  naszój,  przywali  znowu  kamień 
starego  porządku  rzeczy. 

Dziwnym  skutkiem  tajemnćj  mechaniki  zdarzeń  krzy- 
żujących się  na  świecie,  chwila  przesilenia,  złowroga 
dla  oswobodzenia  ziemi  ojczystej,  była  chwilą,  kiedy 
pierwszy  raz  skruszyła  się  istotna  zapora,  nie  dozwala- 
jąca wygnańcowi  sybirskiemu  złożyć  głowę  na  niśj. 
Dopóki  żył  mściwy  zwycięzca  listopadowego  powstania, 
nic  go  wyzwolić  nie  mogło.  Mikołaj  miał  wszystkie 
cechy  wielkich  tyranów.  Instynktem  często  odgadywał 
gdzie  się  krył  czysty  i  silny  zarodek  przeciwnego  jemu 
ducha.  Wśród  miliona  ofiar,  których  imienne  spisy 
przechodziły  przez  jego  ręce,  wybierał  sobie  niekiedy 
drobne  na  pozór,  za  przedmiot  potężnćj  swój  nienawi- 
ści. Czasem  kilka  słów  protokółu  śledczego,  odkrywało 
mu  w  biśdnym  młodzieńcu  strasznego  wroga  caratu ; 
czasem  samo  brzmienie  nieznanego  nazwiska  wslrzęsło 
go  wewnątrz  :  a  kogo  raz  pochwycił  w  szpony  swego 
gniewu,  ten  nie  powinien  był  spodziewać  się  odpusz- 
czenia. Adolfowi  dostał  się  zaszczyt  być  na  pamięci  i 


Digitized  by 


Google 


OCKTIII  ŻYWOT 

na  sercu  u  wiekopomnego  cara.  W  latach  bezpiecznego 
pastwienia  się  nad  rodem  polskim,  nieubłagany  prze- 
śladowca, ilekroć  w  podanym  sobie  do  uwolnienia  sze- 
regu Sybirczyków  postrzegł  jego  nazwisko,  porywał 
za  ołówek  i  przekreślał  je  z  przyciskiem.  Łatwo  można 
wyobrazić,  jak  przyjmował  prośby ,  listy  i  wstawienia 
się  za  nim  w  owycłi  czasach,  kiedy  blady,  rozmamany, 
zapieniony  rzucał  się  na  kuryerów,  przywożących  mu 
jedng,  po  drugićj  złe  nowiny  z  Krymu... 

Między  nieszczęśliwym  wygnańcem,  skazanym  za- 
mierać w  tęsknocie,  a  potężnym  władze^,  dumę,  wie- 
dzionym do  szaleństwa,  był  zapisany  dokument  na 
przeżycie.  I  znękany,  zbolały,  bezsilny  więzień,  przeżył 
swego  koronowanego  ciemiężcę... 

Wszyscy,  których  obchodził  los  Adolfa,  postrzegli 
od  razu  pomyślną  dla  niego  zmianę ;  on  sam  tylko,  bądź 
że  przewidywał  ile  ta  pomyślność  miała  w  sobie  niepo- 
myślności,  bądź  że  nic  już  przewidywać  nie  śmiał,  nie 
okazał  żadnego  wzruszenia.  Gała  troskliwość  jego  obró- 
ciła się  na  stan  zdrowia,  który  właśnie  w  tym  czasie 
pogorszył  się  znacznie.  Do  innych  cierpień  przyłączył 
się  kaszel  takiego  rodzaju,  że  chociaż  z  początku  zda- 
wał się  być  tylko  skutkiem  kataru  z  przeziębienia,  wi- 
docznip  później  trzeba  było  w  nim  upatrywać  objaw 
jakiójś  ważniejszćj  i  trwalszśj  choroby.  Czego  wszakże 
nie  schwyciła  myśl,  ostrzegło  o  tśm  przeczucie.  Na  po- 
czątku kwietnia  pisał  do  Dziahylny  : ' 

«  Wstrzymałem  się  dni  kilka  z  odpowiedzią  na  wasze 
listy,  nie  dla  żadnej  innćj  tylko  dla  następnej  przy- 
czyny. Nie  wiem  zkąd  nabiłem  sobie  ^owę,  że  poczta 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  00X11 

majęca  przyjść  29  marca,  jako  w  rocznicę  dnia  ważnego 
w  móm  życiu,  musi  mi  przynieść  dobrę  nowinę,  i  cze- 
kałem żebym  mógł  podzielić  się  nią  z  wami.  Jakoż 
przeczucie  mię  nie  zawiodło.  Istotnie  w  przeszły  wto- 
rek odebrałem  z  Petersburga  wiadomość ,  że  nieosza- 
cowana  nasza  opiekunka,  nie  czekając  na  przypomnie- 
nie moje  lub  Mamy,  zaraz  jeszcze  w  marcu,  skoro 
nowy  monarcha  wstąpił  na  tron,  poczęła  czynić  usilne 
zabiegi  o  wyjednanie  dla  mnie  powrotu  do  was.  Piszą 
mi ,  że  ma  ona  zupełną  nadzieję  pomyślnego  skutku  i 
powinienem  spodziewać  się  wkrótce  listu,  który  mi  do- 
niesie o  spełnieniu  się  naszych  tyłoletnich  życzeń,  » 

Upłynął  jednak  cały  miesiąc ,  a  wyglądanego  listu 
nie  było  :  poczęły  się  znowu  męki  oczekiwania  i  skargi 
tćm  smutniejsze,  że  już  w  nich  widać  przerażające 
uczucie  własnćj  słabości.  Strach  żeby  nieszczęśliwy 
rozbitek  nie  utonął  przy  samym  brzegu,  bo  widocznie 
siły  go  opuszczają  :  idzie  mu  o  to  tylko,  żeby  uciec  od 
klimatu  pożerającego  jego  zdrowie  i  znaleść  troskliwą 
koło  siebie  pieczołowitość  ;  ale  «  jeśli  to  rychło  nie  na- 
stąpi, to  już  wszystko  na  nic  się  nie  przyda.  » 

Do  pogorszenia  tego  stanu  zdrowia  i  umysłu,  przy* 
czyniało  się  powietrze  nadzwyczaj  nieznośne  i  zmienne. 
W  drugićj  połowie  maja,  uderzyły  zimowe  mrozy,  po 
nich  kilka  dni  padał  śnieg  nawalny,  nastjipiły  ulewne 
deiszcze,  a  nakóniec  naglie  termometr  podskoczył  do 
42  stopni  ciepła  i  tak  stał  dni  kilka.  «  Wszystko  na- 
przód zmarzło,  potćm  utonęło  w  błocie,  a  wydobywając 
się  z  niego  paliło  się  od  słońca.  »  Na  domiar  zmar- 
twień, zaszedł  jakiś  zamęt  w  korespondencyi.  Od  To- 


Digitized  by 


Google 


CCXX  ŻYWOT 


maszą  przez  trzy  miesiące  nie  było  nawet  wiadomości 
czy  żyje;  Michasia,  wedle  wieści  z  Dziahylny,  dawno 
pisała,  a  list  jej  nie  przybywał.  Dogryziony  tćm  biś- 
dny  Adolf,  wołał :  «  Kiedyżto  u  nas  nauczę  się  porzą- 
dnie adresować  listy!  Jak  to  nie  przychodzi  na  myśl, 
źe  dla  niestaranności  w  takiej  drobnostce,  cała  robota 
na  nic  i  tyle  ztąd  udręczeń.  Dość  jest  napisać  niewy- 
raźnie Niżne-Tagilskij  Zawód,  żeby  list  powędrował 
ni  bliżej  ni  dalśj  jak  do  Kamczatki,  gdzie  jest  Niżne- 
Tigilsk,  Jeżeli  więc  Misia  tak  napisała  rossyjskie  a,  że 
je  od  i  rozróżnić  nie  można,  niech  będzie  pewną,  że 
ani  jój  wnuki  nie  doczekają  się  odpowiedzi.  » 

W  czerwcu  dopiero,  lepsza  pogoda,  a  mianowicie 
otrzymane  wieści  od  Tomasza  i  z  Petersburga,  uśmie- 
rzyły cokolwiek  niecierpliwość  i  kaszel,  poprawiły 
zdrowie  i  humor.  Doniesienia  ze  stolicy  tłumaczyły  do- 
tychczasową zwłokę  i  uspakajały  na  dal.  Ważne  bowiem 
i  znające  stan  rzeczy  osoby,  poradziły  pani  Karamzi- 
nowój,  żeby  wstrzymała  się  jeszcze  z  podaniem  prośby 
do  cesarza ;  gdy  przy tóm  ona  sama  miała  wyjechać  na 
lato  do  Finlandyi,  niczego  nie  należało  spodziewać  się 
przed  jesienią.  «  Bądźmyż  cierpliwi,  jesień  niedaleko  » 
—  powiadał  rodzinie  uspokojony  Adolf,  i  potem  dzię- 
kując za  powtórnie  otrzymane  życzenia  z  powodu  swoich 
imienin,  dodał : 

«  Imieniny  moje  tego  roku  tóm  tylko  będą  pamię- 
tne, iż  w  nocy  przed  ich  dniem  śniło  mi  się,  jakobym 
był  ze  ś.  p.  kochaną  siostrą  Julią  w  Małyskowszczyznie  : 
rankiem  wyszliśmy  z  nią  po  rosie  do  ogrodu  i  zerwa- 
liśmy kilkanaście  róż  białych  i  czerwonych  na  bukiet. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA   JANUSZEIKWIGZA.  OCXXI 

Sen  ten  tak  żywe  i  tkliwe  zrobił  na  mnie  wrażenie,  że 
dotcd  stoi  mi  ciągle  przed  oczyma,  a  pierwszego  dnia, 
kiedym  chodził  po  tutejszym  ogrodzie,  każda  roślina 
wydawała  dla  mnie  zapach  róży,  który  czułem  jak  naj- 
mocniej...  Jakby  na  powinszowanie  moich  imienin  (o 
których  tu  nikt  nie  wie,  a  ja  rozgłaszać  nie  mam  po- 
trzeby) dojrzał  jeden  ananas  znaczntij  wielkości;  teraz 
jest  już  ich  dojrzałych  więcej.  Spodziewam  się  w  tym 
roku  mieć  brzoskwinie,  morele,  gruszki,  jabłka,  śliwki; 
ale  wolałbym  nie  doczekać  się  ich  dojrzałości  i  pośpie- 
szyć do  was,  choć  na  młodą  rzepę.  » 

Donosił  później  z  radością,  że  w  skutek  jego  żąda- 
nia, Demidow  uwolnił  go  od  zajmowania  się  zbiorami 
historyi  naturalnej ;  że  otrzymał  z  Podola  zaległe  pro- 
centa i  ma  zapas  na  przypadek  powrotu  a  którego  z 
taką  stałością  czeka,  jak  niegdyś  Eugenia  swego  ko- 
chanka, tylko  dłużćj  niż  ona  »:  że  czuje  się  zdrowszym, 
i  nawet  jeździł  raz  z  doktorem  swoim  na  polowanie. 
Ale  jesień  zaczęła  już  sypać  śniegiem,  a  jeszcze  nie 
było  pomyślnej  wieści  z  Petersburga. 

We  wrześniu,  waliły  się  mury  Sebastopola;  w  paź- 
dzierniku cesarz  Alexander  zwiedzał  Nikołajew  :  dla 
odłożonych  do  tego  czasu  starań  nie  zdarzała  się  przy- 
jazna pora.  Zaledwo  pod  koniec  listopada  otrzymał 
Adolf  wiadomość,  że  przysłana  od  jego  matki  na  ręce 
pani  Karamzinowój  prośba,  miała  być  podana  w  poło- 
wie tegoż  miesiąca;  ale  wkrótce j)rzyszło  znowu  donie- 
sienie o  zaszłej  małśj  zwłoce. 

Ostatni  list  Adolfa  1855  r.  tśm  się  kończył :  «  Pisze 
mi  kochany  Józefat,  że  dnia   6*  grudnia  miało  być 


Digitized  by 


Google 


CCXX1I  ETWOT 


Ogłoszone  ułaskawienie  dla  zesłanych  z  Królestwa  Pol- 
skiego. Osoby  znające  lepićj  okoliczności ,  radziły  sza- 
nownej mojśj  opiekunce,  podać  prośbę  dopiero  wtedy, 
gdy  to  ułaskawienie  będzie  ogłoszone  publicznie.  Prośba 
już  musi  być  podana  i  miejmy  dobrą  nadzieję.  » 

Rok  1856,  w  którym  ta  nadzieja  miała  spełnić  się 
nareszcie,  długo  jeszcze  uchodził  bezpociesznie.  Przez 
cały  styczeń  i  luty  nie  było  z  Petersburga  ani  słowa. 
«  Co  do  mnie  —  powtarzał  Adolf  —  zawsze  jednakowa 
piosenka,  i  smutna  jćj  nuta,  chyba  się  zmieni  ze  zmianą 
okoliczności.  Tak  przynajmniej  wnoszę  z  milczenia 
tych,  którzy  się  interesują  moim  losem,  bo  niezawo- 
dnieby  napisali,  gdyby  mieli  co  pomyślnego  napisać." 
Na  początku  marca,  otrzymał  wprawdzie  od  Ohryzki 
ponowienie  wszystkich  dawniejszych  obietnic,  ale  znie- 
cierpliwiony i  zwątpialy,  pod  koniec  tegoż  miesiąca 
odpowiadał  rodzinie  :  «  Gorzko  się  zaśmiałem,  prze- 
czytawszy w  liście  Mamy  życzenie ,  bym  choć  połowę 
drogi  mógł  przebyć  w  saniach.  Widać  z  tego  że  mie- 
liście nadzieję ,  nie  wiem  tylko  na  czćm  opartą,  iż  ja 
mógłbym  ztąd  wyjechać  jeszcze  w  tym  miesiącu.  Dziś 
i  zima  już  na  odlocie,  a  ja  przyznam  się  wam  szczerze, 
że  pomimo  najgorętszych  chęci,  nie  przygotowuję  się 
wcale  do  podróży,  mając  ją  jeszcze  za  bardzo  i  bardzo 
niepewną.  Może  wy  macie  powody  do  nadziei  i  daj 
Boże  żeby  ta  was  nie  zawiodła;  ale  ja,  co  tu  siedząc 
w  głuszy  uralskich  lasów,  nic  takiego  nie  widzę  coby 
zapowiadało  rychłą  zmianę  w  mojćm  położeniu,  zmu- 
szony jestem  wątpić,  aż  póki  nie  przeczytam,  jak  to 
mówią,  czarno  na  białćm.  » 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GGZKIII 

W  chwiJi  wszakże  kiedy  to  pisał,  już  owa  zmiana, 
co  miała  zmieniii  «  smutną  nutę  jednakowćj  piosenki » 
była  zaszła.  Dnia  30  marca  n.  s.  petnomocnicy  siedmiu 
mocarstw  podpisali  w  Paryżu  traktat  zamykający  wojnę 
wschodnią ;  tryumfalny  huk  dział  ogłosił  światu  usa- 
dowienie Europy  «  na  mocnych  i  trwałych  fundamen- 
tach pokoju*,..  D 

Pożądana  nowina  była  blizką,  ale  na  nieszczęście, 
list  pisany  pod  wrażemem  zwątpienia,  zawierał  jeszcze 
następne  złowrogie  słowa  :  «  Nie  wiem  zkąd  znowu 
przypytał  się  do  mnie  kaszel  i  słowo  w  słowo  taki,  jaki 
był  roku  przeszłego  o  tój  samćj  porze.  Pozbędę  się  go 
zapewne  chyba  za  nastaniem  dni  ciepłych  i  suchych, 
00  jeszcze  nie  tak  prędko  nastąpi,  a  tymczasem  męczy 
mię  okropnie.  Nietylko  nie  mogę  palić  cygara,  ale  i 
być  tam  gdzie  palą  :  najmniejszy  dymek  tytuniowy 
sprawuje  straszne  krztuszenie,  mnie,  któremu  był  nie- 
zl)ędną  potrzebą.  » 

Na  początku  kwietnia,  ta  sama  poczta  co  przyniosła 
do  Niżne-Tahilska  wiadomość  o  zawartym  pokoju,  do- 
ręczyła Adolfowi  list  z  Petersburga,  ponawiający  upe- 
wnienia, że  nietylko  pani  Karamzinowa,  ale  i  p.  Demi- 
dow,  chociaż  nieobecny,  dokładają  wszelkich  starań, 
aby  podana  już  prośba  wzięła  rychfy  i  pomyślny  sku- 
tek. Donosząc  o  tćm  matce  i  bratu,  dodał  :  «  Tak  więc 
możemy  teraz  niemal  być  pewni,  że  nareszcie  życzenia 
nasze  spełnione  zostaną...  To  to,  nagadamy  się  po 
tylu  latach  niewidzenia  się.  Panna  Kasylda  niech  się 
nauczy  jakiego  marsza  na  mój  wjazd  w  bramy  Dzia- 
hytoy,  i  nie  zapomnijcie  uprosić  smotrytela  (dozorcę) 


Digitized  by 


Google 


CCXXIV  ZTWOT 


poczty  w  Kojdanowie,  żeby  mnie  we  dwie  sekundy 
wyprawił  do  was.  Nim  to  następi  (jeśli  ma  nastąpić, 
bó  cóż  pewnego  w  rzeczach  ludzkich),  radbym  mieć 
wyobrażenie  tego  kętka,  który  przeznaczyliście  w  domu 
dla  tyloletniego  tułacza  po  cudzych  katach.  Chciałbym 
zawczasu  poznać  się  z  nim  i  marzyć  o  przyjemnościach, 
jakie  mnie  czekaj?  w  jego  zaciszu.  Napiszcie  mi  Więc  : 
czy  to  jest  kwadrat  czy  prostokąt?  Jaka  jego  długość, 
szerokość  i  wysokość?  Czy  będę  miał  okna  na  północ, 
jak  przez  dwanaście  lat  w  Omsku  i  czwarty  już  rok  tu 
w  Niżne-Tahilsku  ?  Czy  będzie  gdzie  wygodnie  posta- 
wić samowar?  —  gdyż  nie  wątpię,  że  nieodmó wicie 
mi  czasem  zejść  się  do  mnie  na  herbatę,  jako  do  Azya- 
nina,  któremu  ten  napój  stał  się  nieodbit?  potrzebę. 
Na  takie  przyjęcia  was,  kupiłem  wczoraj  sześć  nowych 
łyżeczek  srebrnych,  a  w  drodze  kupię  w  Niżnym  No- 
wogrodzie albo  w  Moskwie,  najmniśj  pud  poczciwćj 
herbaty;  bo  jeżeli  pijecie  tak?  jak  Paweł,  to  prędko- 
bym  się  wyrzekł  jej  nazawsze  i  wolałbym  wrócić  do 
piwa  ze  śmietanę  i  grzankami,  jak  to  bywało  za  cza- 
sów ś.  p.  Symonowćj  i  cioci  Hryniewieckiej  (co  na 
paznogciu  dawała  nam  masło  do  chleba) ,  za  których 
dusze  codzień  szlę  moje  westchnienia  do  Boga.. .  Wierz- 
cie mi  moi  najdrożsi,  że  jak  jastrząb  nad  kurczętami, 
tak  moja  myśl  ulata  teraz  w  każdśj  chwili  nad  ową 
Dziahylnę,  gdziebym  pragnął  jak  najrychlej  spaść  w 
wasze  objęcia.. .  Widzę  z  listów  twoich  kochany  Janu- 
ary, że  jeszcze  nie  możesz  pocieszyć  się  po  stracie  po- 
niesionćj  w  dziatkach  i  cięgle  jesteś  smutny.  Cóż  poczęć, 
kiedy  taka  była  wola  Najwyższego.  Zaklinam  cię  na 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCXXV 


miłość  braterska,  uspokój  się  mój  drogi.  Kiedy  Bóg 
da,  że  ja  przyjadę,  nie  wątpię  iż  nam  zabłysnę  przyje- 
mne cliwile,  a  tymczasem  staraj  się  rozpędzać  twoje 
zmartwienia  widokiem  tśj  pięknśj  przyszłości,  która 
nas  oczekuje.  » 

Obok  tycłi  słów,  jakby  od  niecłicenia  rzucony  na- 
stępny dopisek,  dziś  nie  daje  się  czytać  bez  ściśnienia 
serca...  «  Kaszel  mój  powiększa  się  ciągle,  a  z  nim  i 
ból  piersi.  Ale  to  nic.  Przejdzie  wszystko,  byle  kilka 
dni  pogodniejszycłi ,  a  mianowicie  gdy  dobra  wiado- 
mość, elektryczną  iskrą  wstrząśnie  cały  mój  organizm. » 
Były  to  zresztą  w  ciągu  listów  z  Sybiru  ostatnie  słowa 
zafarbowane  jeszcze  tóm  światełkiem  tęczowem,  w  ja- 
kióm  wspomnienia  i  marzenia  malowały  się  na  bańce 
nadziei,  póki  jój  rzeczywistość  nie  dotknęła. 

W  kwietniu  zaszło  rozwiązanie  :  wyrok  uwolnienia 
został  podpisany ;  ale  tegoż  samego  czasu  stan  zdrowia 
Adolfa,  pogorszył  się  nagle.  Choroba  rozwijająca  się 
stopniami,  przybrała  charakter  wyraźny  i  niebezpie- 
czny. Jednocześnie,  kiedy  ręka  cesarska  dawała  ułaska- 
wienie, śmierć  położyła  swą  rękę  na  ułaskawionym. 
Nieszczęśliwy,  nie  wiedział  jeszcze  o  pierwszśm,  nie 
domyślał  się  drugiego.  Dnia  !•  maja  v.  s.  pisał  do 
domu  :  «  Musiałem  postawić  sobie  na  piersiach  ogro- 
mną wezykatoryą,  która  wielką  mi  ulgę  przyniosła;  że 
zaś  i  doktor  mój  to  uważa  i  ja  sam  wiem  z  doświad- 
czenia, iż  nic  mi  tak  nie  szkodzi  jak  wychodzenie  na 
służbę  w  czas  chłodny,  słotny  lub  wietrzny,  ze  względu 
więc  na  droższe  nad  wszystko  zdrowie,  i  z  obawy  żeby 
słabość  jego  nie  przeszkodziła  mi  wylecieć  ztąd  natych- 


Digitized  by 


Google 


CCXXV1  ŻYWOT 


miast,  skoro  przyjdzie  pozwolenie,  postanowiłem  pro- 
sić pana  Zarządzającego,  żeby  komii  drugiemu  poru- 
czył  dotychczasowe  moje  obowiązki,  których  nie  byłbym 
w  stanie  spełniać  dzisiaj  z  należytą  i  zwykłą  mi  aku- 
ratnością.  » 

Nazajutrz  posłał  tę  prośbę  Zarządzającemu  w.Niżne- 
Tahilsku  i  zaraz  potćm  otrzymał  z  Petersburga  donie- 
sienie o  spełnieniu  się  najgorętszych  życzeń... 

W  kilku  listach,  które  jeszcze  przed  wyjazdem  napi- 
sał do  domu,  niemasz  jiigdzie  śladu  tej  elektrycznej 
iskry,  co  miała  ożywić  stargany  organizm.  Zdaje  się, 
że  sama  największa  radość  nie  zdołała  już  wstrząsnąć 
zbolałych  piersi  i  odbiła  się  głucho  pod  ich  pruchnie- 
jącą  deską,  obłożoną  plastrami. 

Dnia  6/18  maja,  w  dwudziestą  czwartą  rocznicę 
przybycia  do  Tobolska,  oznajmił  tylko  rodzinie  krótko 
1  po  prostu,  że  jest  już  pewien  uściśnienia  jój  na  rodzin- 
nym progu. 

W  tydzień  później,  uspakajał  niecierpliwość  matki 
pobieżnćm  doniesieniem  :  «  Nie  mogę  jeszcze  wiedzieć 
kiedy  wyjadę,  bo  dotąd  władze  tutejsze  nie  otrzymały 
urzędowego  względem  mnie  rozporządzenia.  Tymcza- 
sem śpieszę  zdawać  bibliotekę  i  już  jestem  przy  końcu 
tego  kłopotu,  gotuję  powóz,  pakuje  moje  rzeczy  i  sta- 
ram się  o  służącego  na  drogę,  którego  w  każdym  razie 
znajdę  chyba  tylko  ztąd  do  Moskwy.  » 

W  dziesiątek  dni  potom,  donosił  znowu  :  «  Docze- 
kałem się  nareszcie  urzędowego  uwiadomienia  o  mojćm 
uwolnieniu...  Jestem  już  teraz  zupełnie  spokojny,  gdyż 
własnśmi  oczyma  czytałem  najwyższy  rozkaz,  dozwala- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCXXVII 

j^cy  mi  powrócić  w  domowe  progi...  Czekam  tylko 
na  tak  zwany  piśmienny  widy  czyli  paszport,  który 
wkrótce  dostanę...  W  końcu  tego  miesiąca  lub  na  po- 
czątku przyszłego  będę  miał  szczęście  przycisnąć  was 
do  mojego  serca  i  wraz  z  wami  podziękować  Bogu  za 
mój  powrót...  P.  Demidow,  w  liście  do  tutejszego 
Rządzcy,  pisanym  z  Wiednia  9  maja,  kazał  mi  powin- 
szować doczekanego  spełnienia  się  naszycłi  życzeń, 
wyrazić  jego  serdeczne  ztąd  ukontentowanie,  ofiarować 
mi  (zapewne  na  koszta  podróży)  1,000  r.  as.  i  oświad- 
czyć w  jego  imieniu,  że  jeślibym  po  zobaczeniu  się  z 
matką  chciał  wrócić  do  służby  w  Niżne-Tahilsku,  będę 
przyjęty  z  największćm  zadowoleniem.  Dzisiaj,  w  dłu- 
gim i  czułym  liście  wynurzam  memu  szlachetnemu 
dobroczyńcy  całą  wdzięczność  za  wszystkie  jego  dla 
mnie  względy.  Przepraszam  przytćm,  że  mając  od  ro- 
dziny dostateczne  środki  do  powrotu,  pieniężnój  ofiary 
przyjąć  nie  mogę,  tćm  bardzićj,  iż  nie  miałbym  spo- 
sobności oclsłużyć  się  za  nią,  bo  stan  mój  zdrowia  nie 
pozwala  mi  korzystać  z  jego  uprzejmśj  ypropozycyi 
wrócenia  w  góry  Uralu,  i  nateraz  jedynóm  życzeniem 
dla  mnie  być  może,  ostatnie  dni  życia  przepędzić  wśród 
rodziny,  którćj  troskliwa  pieczołowitość  jest  niezbędną 
do  ich  zachowania  i  przedłużenia.  »  Przypisek  na  boku 
ołówkiem  :  u  A  zostawcie  dla  mnie  choć  jedną  wi- 
szeńkę  na  drzewie,  żebym  miał  przyjemność  sam  ją 
zerwać.  » 

Ostatnia  ćwiarteczka  korespondencyi  z  Sybiru,  ma- 
jąca datę  9/21  czerwca,  zawiera  te  słowa  :  «  Rzecz 
już  pewna,  że  w  przyszłym  tygodniu  otrzymam  pasz- 


Digitized  by 


Google 


CCXXVriI  ŻYWOT 


port  i  wyruszę  z  miejsca...  Siedzę  jak  na  szpilkach, 
ale  za  to  jak  siędę  do  pojazdu  polecę  dniem  i  nocą. 
Nie  masz  tego  złego  coby  nie  wyszło  na  dobre  :  z  prze- 
włoki ta  korzyść,  że  drogi  podescliną  i  czas  będzie  zno- 
śniejszy.  Dotcd  mieliśmy  nieustanne  zimna,  śniegi  i 
ulewy;  dziś  pierwszy  dzień  piękny...  Po  moim  ztąd 
wyjeździe,  napisze  do  was  p.  Wiszniewski,  tutejszy 
aptekarz  (bo  Sokołowskiego  tu  nie  będzie) ,  którego 
dnia  i  o  którój  godzinie  wyjechałem.  List  jego  zapewne 
prędzćj  odemnie  stanie  w  Dziahylnie,  gdyż  będę  mu- 
siał zatrzymywać  się  w  miastach  gubernialnych,  a  w 
Moskwie  może  przyjdzie  i  parę  dni  zabawić,  nim  znaj- 
dę towarzysza  podróży  do  Mińska,  bez  którego  byłbym 
narażony  na  wiele  przykrości  i  okradzenie  w  drodze... 
Do  \^ridzenia  się  wkrótce,  moi  najdrożsi !  » 

We  wszystkich  tych  listach,  zapowiadających  blizki 
powrót,  nie  masz  żadnój  wzmianki  o  postępie  choroby, 
która  objawiła  się  coraz  groźniej  i  dolegliwiej.  Biśdny 
wygnaniec,  co  niegdyś  nie  chciał  wierzyć  żeby  kto 
mógł  chorować  wracając  do  domu,  taił  przed  rodziną 
swój  smutny  stan  zdrowia,  żeby  choć  na  kilkanaście 
dni  zostawić  j6j  niezaćmioną  radość;  ale  jak  to  sam 
opowiedział  póżniśj ,  bardzo  słaby  i  w  ciężkich  cier- 
pieniach opuścił  Ni^e-Tahilsk,  dnia  17/29  czerwca 
1856  roku. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CGXXIX 


YI 


Tak  się  skończyła  historya  ćwierćwiecznój  pokuty 
powstańca  polskiego,  który  latem  w  roku  1831"  szedł 
jako  jeniec  do  Wiatki,  a  o  tójże  porze  w  1856"  wracał 
na  ziemię  rodzinną,  żeby  za  rok  póżniśj  głowę  w  nićj 
dożyć. 

•  Historya  dosyć  pospolita,  nie  nacechowana  ani  pię- 
tnem krwawśm,  ani  straszniejszą  od  krwi  pleśnią  wię- 
zień podziemnych,  ani  nawet  żadnym  cieniem  nędzy; 
w  treści  swojćj  jednak  bardzo  smutna,  bolesna,  żało- 
bna, dorzucająca  nie  bladą  kartkę  do  dziejów  narodo^ 
wego  męczeństwa  naszego.  Skreślona,  można  powie- 
dzieć, własną  ręką  pokutnika  pod  okiem  straży,  ma 
ona  jedną  stronę  zupełnie  zakrytą,  stronę  uczuć,  myśli, 
męk  moralnych  nieszczęśliwego  syna  nieszczęśliwej 
ojczyzny. 

Pokutował  on  za  to,  że  się  urodził  Polakiem  i  miał 
sobie  za  najświętszą  powinność  poświęcić  się  dla  Pol- 
ski, jak  wielu,  jak  tysiące  innych ;  ale  w  niezbadanych 
rachunkach  przeznaczeń,  dostał  się  jemu  udział  cięższy 
pomiędzy  innemi  :  należał  do  tych ,  którym  przypadło 
mieć  żywot  rozcięty  na  dwie  połowy,  błogą  —  dla  zło- 
żenia jśj  w  ofierze,  i  gorzką  —  dla  stwierdzenia  wagi 
tćj  ofiary.  Rodzinę,  szczęśliwość  domową,  skłonność 
serca,  cały  raj  ziemski  życia,  razem  z  życiem  odważył 


Digitized  by 


Google 


CX:XXX  ŻYWOT 


na  wyjarzmienie  ojczyzny,  i  byłoby  to  może  zbyt  lek- 
kie, gdyby  je  razem  z  niśm  utracił;  ale  żyw  i  odarty 
ze  wszystkiego,  musiał  wiele  lat  płakać  i  wzdychać  po 
stratach,  każd^  kropelkę  łez,  każde  westchnienie  dając 
Bogu  na  próbę,  czy  były  czyste,  prawdziwie  polskie, 
szczerze  chrześciaiiskie,  czy  nie  gasiły  ognia  miłości 
wyższej  nad  miłość  rzeczy,  które  i  niewolnicy  i  poganie 
kochać  umieją.  W  państwie  niewoli,  pod  władzą  po- 
gańską, wolno  mu  było  żałować  i  spodziewać  się  głośno 
tylko  tego,  po  za  obrębem  czego  dopiero  rozciąga  się 
z  dalekiej  przeszłości  na  nieograniczoną  przyszłość  ta 
wielka  dziedzina  wrodzonych  pragnień  i  nadziei  Polaka, 
którą  carowie  nazwali  zbrodniczem  marzeniem.  Wszy- 
stkie też  narzekania  i  życzenia  jego  jakie  mógł  wyja- 
wić, musiały  być  wstecz  zwrócone  i  końc^jyćsię  na 
domowym  progu.  Skazany  jak  inni  wspólnicy  jego 
doli,  mieć  przed  sobą  jeden  tylko  widok  powrotu  na 
łono  rodziny  i  jedną  tylko  drogę  przez  łaskę  carską, 
był  wszakże  i  w  tem  nieszczęśliwszy  od  wielu  innych. 
Tylu  z  pomiędzy  nich  w  zdrowiu  i  sile  wieku  wróciło 
do  kraju;  on  starzejąc  się  i  słabnąc,  brnął  w  coraz 
dolegliwsze  położenie.  Nikt  nie  miał  przemożniejszych 
wstawień  się  i  starań  za  sobą,  nikt  sam  nie  przykładał 
się  czynniej  do  swego  wybawienia ;  pomimo  to,  każda 
nadzieja  przynosiła  rozpaczliwszy  zawód,  każda  zmiana 
większy  ciężar.  Wszystko  przyjmował  kornie,  pobożnie, 
mężnie.  Ow  z  urodzenia  buntownik,  co  w  dzieciństwie 
rumienił  się  i  dumnie  podnosił  czoło  jia  wzmiankę  o 
Kościuszce,  co  w  kwiecie  lat  męzkich  śmiał  porwać  się 
do  broni  przeciw  carowi,  gdy  mu  przyszło  być  posie- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  GGXXXI 


leucem  sybirskim,  kancellarzystę  rossyjskim,  narzę- 
dziem władzy  carskiej,  poddał  się  ulegle  dopuszczeniu 
Bożemu ;  zacłiowujcc  bez  skazy  swoj^  godność  osobiste, 
i  narodowa,  odpowiadał  wymaganiom  każdego  stano- 
wiska na  jakiem  się  znalazł:  ściśle,  gorliwie,  sumiennie 
pełnił  każdj  służbę,  do  jakiej  kolej  wygnania  go  przy- 
wiodła. Nigdzie  i  nigdy  nie  okazała  się  w  nim  zaciętość 
i  nienawiść.  Wszędzie  i  zawsze  roztaczał  koło  siebie  to 
ciepło  piersi  płon^cycłi  w  głębi  jakimś  ogniem  wyż- 
szym, które  łagodzi,  pocigga,  zniewala  serca,  nawet 
kierowane  różnemi  względami  do  odporu  i  nieprzyja- 
źni.  Zwierzchnicy,  równi  i  podwładni,  musieli  w  końcu 
mieć  dla  niego  jeśli  nie  miłość ,  to  przycłiylność  i-  sza- 
cunek. Rzadki  człowiek,  któryby  we  wszystkich  sto- 
sunkach z  ludźmi  stał  tak  czysto.  Nikomu  nic  nie  zawi- 
nił, kogo  tylko  mógł  zobowiązał;  każdą  uczynność 
szczerą  wdzięcznością,  każde  uczucie  szczerśm  współ- 
czuciem odpłacił.  Ale  byt  jakiś  nie  z  ludźmi  rachunek, 
którego  zaspokoić  i  przeto  z  więzienia  wyjść  nie  mógł. 
Zagadki  podobnego  rodzaju  ,  chyba  wtedy  dopiero 
dadzą  się  tłumaczyć,  gdy  wielkie  zagadnienie  losów 
ojczyzny  naszej  rozwiązane  zostanie...  To  tylko  wido- 
czna, że  są  żywota  pojedyncze,  szczególniej  zpewnemi 
kolejami  żywota  narodowego  spojone;  są  pokutnicy, 
dla  których  niemasz  wyzwolenia  na  ziemi,  póki  ich 
rodzinna  ziemia  w  niewoli ;  niemasz  dozwolonej  radości, 
póki  się  ojczyzna  nie  uraduje.  Bóg  wie,  komu  z  wy- 
gnańców i  więźniów  przeznaczono  dożyć  tej  chwili, 
kiedy  podnosząca  się  z  grobu  Polska  poda  im  rękę; 
Adolfa  oczekiwania  spełniły  się  wtenczas,  gdy  nadzieje 


Digitized  by 


Google 


CCXXXII  ŻYWOT 


Polski  spadły  do  poziomu  drogi  sybirskiego  wygnańca. 
Zostawił  ją  przytłoczoną  zemstą  Mikołaja,  wracał  do 
wydanśj  na  łaskawość  Alexandra  Il\  Zemsta  nie  zdo- 
łała j^j  zabid ;  łaska  miała  za  warunek  umorzenie  się 
dobrowolne.Ojczyźnie,  ułaskawienie  obiecywało  śmierć ; 
jemu,  pozwalało  cieszyć  się  powrotem,  kiedy  już  był 
umorzony... 

Co  z  tego  względu  «  przecierpiał  w  swych  męczar- 
niacłi  dziennycłi,  co  przemyślił  w  swych  nocach  bez- 
sennych »  to  zostało  tajemnicą  grobu. 

«  ...  Jego  pamięć  zapisana  cała, 
Jak  księga  herkulańska  pod  ziemią  spróchniała.  » 

Czytelnicy  przypomną  sobie  zapewne  te  słowa,  a  z 
nićmi  i  cały  ustęp  Dziadów  *,  gdzie  Adolf  Januszkie- 
wicz,  opowiada  stan  wypuszczonego  więźnia.  Opowia- 
danie to,  włożone  jemu  w  usta  przez  wieszcza,  daje  się 
dzisiaj  stosować  i  do  niego  samego.  Wieszcz  przywo- 
łując go  myślą  do  grona  współtowarzyszy,  którym 
wznosił  pomnik,  miał  przed  oczyma  tylko  takim,  jakim 
niedav/no  pożegnał  we  Włoszech  :  młodym,  swobo- 
dnym, współczującym  męczeństwo  narodu,  ale  jeszcze 
nie  męczennikiem ;  czas  dodał  mu  i  ten  tytuł. 

Kartka  uwieczniająca  imię  Adolfa  w  Dziadach^  zo- 
stała najchlubniejszą  pamiątką  jego  stosunków  zawią- 
zanych w  latach  młodzieńczych,  uniwersyteckich,  wi- 


*  Pisma  Adama  Mickiewicza.  Wydanie  zupełne.  Paryż,  1860.  Tom  III,  str.  275- 
J80. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CGXXXI1I 

leńskich.  Nie  wielu  ludzi  miało  równe  jak  on  szczęście, 
tyle  związków  przyjaźni,  od  wiosny  życia,  na  przekor 
wpływom  czasu  i  oddalenia,  utrzymać  bez  przerwy  i 
ostygnienia  aź  do  śmierci.  Z  litewskich  jednak,  po  za 
obrębem  pokrewieństwa  i  współmęczeństwa,  nie  widać 
żadnego,  któryby  zasługiwał  na  wzmiankę  w  pośmier- 
tnym wspomnieniu,  a  s^  takie,  co  przez  cześć  dla  zmar- 
łego, powinny  być  tu  przemilczane;  bo  żywi,  szczycący 
się  jego  przyjaźnią,  odstąpili  sprawy,  dla  którój  on 
umarł...  Wcale  inaczśj  działo  się  z  Podolem  :  tam, 
oprócz  krewnych  miał  szczególniej  dwóch  przyjaciół, 
którzy  od  początku  do  końca  jego  pobytu  w  Sybirze, 
składali  mu  nieustannie  dowody  najczulszego  przywią- 
zania i  najstaranniejszój  troskliwości.  W  listach  też  jego 
do  rodziny,  znajduje  się  tysiąc  wdzięcznych  wyrazów 
wylanych  dla  nich  z  głębi  serca.  Pierwszym  z  nich  był 
Tomasz  Kulczykowski ,  drugim  marszałek  powiatu 
Winnickiego,  Alexander  Russanowski.  Nie  mniój  pię- 
knym i  dla  obu  stron  zaszczytnym  przykładem  jest  to 
uczucie,  jakie  dochowali  sobie  nawzajem  współtowa- 
rzysze wygnania.  Z  pomiędzy  tych,  co  pierwćj  powró- 
cili do  domów,  mianowicie  Gustaw  Zieliński  i  Paweł 
Ciepliński,  nie  przestali  kochać  Adolfa  i  być  od  niego 
kochani  jak  bracia.  Rodacy  lekarze,  Jazon  Krupski  w 
Omsku  i  Sokołowski  w  Niżne- Tahilsku,  serdecznie 
traktowani  przez  swego  pacyenta,  pozamieniali  się  w 
serdecznych  jego  przyjaciół.  Pierwszy  z  nich  przesy- 
łając mu  pożegnanie,  pisał :  «  Najmilsze  uczucia  przy- 
jaźni dla  ciebie  zachowam  na  całe  życie,  bo  od  mo- 
mentu m^}    znajoiAości,   wiele    miałem   dowodów 


Digitized  by 


Google 


GCXXX1V,  ZVWOT 


dobrych  twyph  życzeń,  bo  twój  zobowijzujący  chara- 
kter i  światły  roz;um,  każdego  zmuszał  być  twoim 
przyjacielem.  »  Całe  rodziny  polskie  i  nie  polskie,  wy- 
kształcone i  prostacze,  przejęte  mile  grzej^cemi  pro- 
mieniami szlachetnych  i  tęsknych  jego  piersi,  otoczyły 
go  tkliwem  przywiązaniem.  Na  parę  tygodni  przed 
odjazdem,  odebrał  jeszcze  z  Omska  wiadomość,  że  w 
domu  gdzie  niegdyś  mieszkał,  córki  poczciwej  gospo- 
dyni, pielęgnuję  ogródek,  jako  drogę  i  święte  pamiątkę 
po  nim.  Pielgrzym  skazany  przebiedz  szerokie  kraje 
w  dwóch  częściach  świata  i  nigdzie  nie  módz  albo  nie 
chcieć  zostać,  wszędzie  «  cząstkę  swśj  duszy  zosta- 
wił. » 

Przyszła  nakoniec  chwila  jego  powrotu  do  rodzin- 
nego gniazda,  chwila  tak  gorąco  pragniona,  tak  nie- 
cierpliwie przez  ćwierć  wieku  czekana,  chwila  co  miała 
być  «  najszczęśliwszą  ze  szczęśliwych  »  co  miała  przy- 
nieść «  zapomnienie  wszystkich  cierpień,  radość  nie- 
bieską, cudowne  uzdrowienie,  odżycie  na  nowo,  zmar- 
twychwstanie!  »  Przyszła...  i  czemże  była  wistocie, 
co  przyniosła  ? 

Zmartwychwstaniem ,  dla  syna  Polski ,  bez  zmar- 
twychwstania ojczyzny  nigdy  być  nie  mogła;  wygnań- 
cowi sybirskiemu  jednak  mogłaby  przynieść  wielkie 
szczęście  i  godziwą  radość,  gdyby  była  przyszła  pier- 
wej, dawniój,  gdyby  był  doczekał  się  jej  w  Tobolsku, 
w  Iszymi.e,  a  nawet  w  Omsku ;  ale  przyszła  za  późno, 
po  czasie.  Zwycięztwem,  tryumfem  sprawy,  za  którą 
daje  się  życie,  można  w  skonaniu  rozradować  się.  na 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  ^XXXV 

wielci;  dla  ucieszenia  się  ziemię,  choćby  rok,  choćby 
lat  parę ,  trzeba  zdrowia,  a  to  już  było  niepowrotnie 
stracone. 

Matka,  rodzina,  przyjaciele,  donnownicy  wycięgnęli 
ręce  do  wracaję^rego ;  włościanie  gromadnie  przyszli  go 
powitać  z  chlebem  i  solą ;  on  ujrzał,  odzyskał  to  wszy- 
stko, do  czego  z  taką  męczarnią,  lat  tyle  wyciągał  tę- 
sknącą  duszę;  ale  z  objęć  drogich  poszedł  zaraz  na 
łoże  łx)leści,  nieskończonych  aż  do  śmierci.  Ledwo  w 
łzach  rozrzewnienia  zabłysł  promyk  radości,  przyćmiły 
go  chmury  obawy,  trosk  i  smutku.  Stan  uczuć  w  pó- 
dobnem  położeniu ,  łatwiój  daje  się  odgadnąć  niżeli 
opowiedzieć ;  sami  nawet  aktorowie  takich  scen  życia, 
częstokroć  zostawują  wyrazy,  z  których  więcój  domy- 
ślić się  niżeli  wyczytać  można. 

W  tydzień  po  powitaniach,  January  donosząc  o  nich 
bratowej  Eugenii  do  Paryża,  napisał : 

«  Brat  Adolf,  na  dniu  9/21  lipca,  o  godzinie  7*'  wie- 
czorem przybył  do  nas,  z  wielką  radością  nas  wszy- 
stkich, choć  razem  zasmucił,  albowiem  jest  mocno 
chory.  On  sam  dopisuje  się  i  opowie  swoje  cierpienia, 
a  my  dołożymy  wszelkich  starań,  jakie  można,  aby  mu 
te  cierpienia  osłodzić.  » 

Dopisek  Adolfa  : 

«  Ów  najukochańszy  brat  Adolf,  rzeczywiście  po 
25'''**  letniśm  z  górą  wygnaniu,  wrócił  na  łono  drogiej 
mu  rodziny,  i  w  najautentyczniejszym  oryginale  znajduje 
się  dzisiaj  w  Dziahylnie ;  ale  cóż  z  tego,  kiedy  niestety ! 
zamiast  radości  i  pociechy  przyniósł  z  sobą  smutek  i 


Digitized  by 


Google 


CCXXXVI  ŻYWOT 


niepokój.  Krótkie  nader  były  chwile  naszego  wspólnego 
szczęścia,  gdyśmy  po  tak  długiśm  rozłączeniu,  we 
wzajemnych  objęciach  zapomnieli  o  przeszłości,  albo- 
wiem nazajutrz  trzeba  było  myśleć  tylko  o  tśm,  by 
zapobiedz  postępowi  ważnej  choroby,  znanej  w  medy- 
cynie pod  imieniem  cariesj  i  którę  obowiązany  jestem 
surowemu  klimatowi  Uralu.  Choroba  ta  objawiła  się 
początkowie  jeszcze  w  marcu,  a  w  kwietniu  zaczęła 
mię  już  dręczyć  do  tego  stopnia,  że  2/14  maja  nie  bę- 
dąc w  stanie  spełniać  moich  obowiązków  bibliotekarza 
i  hortykultora ,  zmuszony  byłem  prosić  o  uwolnienie 
mnie  od  nich.  Dziwnćm  zrządzeniem  losu,  w  kwadrans 
po  podaniu  prośby  o  dymisyą ,  otrzymałem  pierwszą 
wieść  niepodlegającą  żadnśj  wątpliwości  o  mojóm 
szczęściu.  Zdawało  się,  że  wpływ  jego  będzie  skute- 
czniejszy na  polepszenie  stanu  zdrowia,  niż  wszystkie 
rady  miejscowej  medycyny.  W  kilka  dni  wszakże  cho- 
roba wzięła  górę  i  musiałem  dla  ocalenia  życia  pozwo- 
lić na  przepalenie  kawałka  piersi.  Po  tój  operacyi  czas 
jakiś  czułem  się  bardzo  dobrze,  rana  goiła  się  pomyślnie 
i  z  każdym  dniem  zmniejszała.  W  tćm  nagle  w  sąsie- 
dztwie jej  zjawił  się  nowy  pagórek  ukrywający  w  sobie 
ból  i  z  boku  jego  zaczęła  sączyć  się  materya  na  nieza- 
gojoną  ranę.  Jasna  rzecz  była,  że  choroba  exystuje  i 
że  na  długo  się  zanosi.  Widząc  więc  iż  mój  wyjazd  z 
Tahilska  przeciągnąć  się  może ,  rozwiązałem  węzeł 
gordyjski  zagadki  mego  wyzdrowienia,  oddaniem  się 
w  Boską  opiekę  i  zdecydowaniem  się  opuścić  jak  naj- 
prędzej Tahilsk,  zwłaszcza  że  i  sam  doktor  niewiele 
obiecywał  skutku  ze  swoich  leków  w  takim  klinfiacie,  i 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA   JANUSZKIEWICZA.  CCXXXV1I 


radził  bym  puszczał  się  w  drogę,  twierdząc  nie  bez 
racyi,  że  ruch,  świeże  powietrze,  posuwanie  się  w  coraz 
cieplejsze  strony,  a  co  najważniejsza,  nadzieja  rycłiłego 
uśćiśnienia  Mamy  i  rodziny,  wpływać  będą  na  mnie  i 
że  dosięgnąwszy  celu  życzeń,  łatwiój  będzie  wziąść  się 
do  kuracyi  i  oczekiwać  od  nićj  pożądanego  rezultatu. 
Wyjechałem  więc  17/29  czerwca,  i  pomimo  niewy- 
mownych cierpień,  jakich  doznałem  w  tak  dlugiśj  po- 
dróży, Bóg  mi  pozwolił  stanąć  szczęśliwie  na  rodzin- 
nym progu.  Dziś  jestem  w  ręku  biegłego  lekarza,  który 
w  roku  przeszłym  ocalił  życie  Januarego ;  mam  nadzieję, 
że  przy  pomocy  Najwyższego  i  ja  śmiercią  swoją  nie 
zasmucę  kochanćj  rodziny.  Doktor  nasz  wszakże  nie 
obiecuje  prędkiego  wyzdrowienia,  które  według  jego 
opinii  musi  przeciągnąć  się  jeszcze  najmnićj  3  lub  k 
miesiące.  W  oczekiwaniu  tśj  szczęśliwej  dla  nas  wszy- 
stkich chwili,  z  zupełną  ufnością  w  Opatrzność,  która 
dotąd  czuwała  nademną  na  wygnaniu  i  w  podróży,  i  ze 
spokojnością  umysłu,  jaką  w  każdśj  przeciwności  po- 
winien odznaczać  się  chrześcianin,  spełniam  wszystkie 
przepisy  doktora,  jakkolwiek  niektóre  z  nich  nader  są 
uciążliwe.  Dałby  Bóg  bym  w  następnym  liście  mógł 
ci  droga  i  zacna  Eugenio  donieść  coś  bardziój  pocie- 
szającego o  mojćm  zdrowiu,  a  tymczasem  życząc  wam 
wszystkim  tego  największego  skarbu  cdowieka,  uści- 
skam cię  po  milion  razy  wraz  z  twoją  córą,  kochanymi 
braćmi  i  całą  twoją. rodziną.  Wasz  na  wieki. 

Adolf.  » 


Digitized  by 


Google 


CCXXXVIII  ŻYWOT 


Pomimo  wszystkich  zabiegów  lekarskich,  choroba 
czyniła  coraz  straszniejsze  postępy,  jesień  i  zima  prze- 
szły w  Ciągłych  dolegliwościach,  na  końcu  kwietnia 
1857,  pisał  jeszcze  do  braci  w  Paryżu  :  «  Boże !  iłem 
ja  w  tych  czasach  wycierpiał,  ile  cierpię  dotąd !  »  Na- 
dzieja wszakże  nie  przestawała  go  łudzić  :  stała  znowu 
przed  nim  ze  swoją  wieczne,  obietnicą  powrotu  —  po- 
wrotu już  tylko  do  zdrowia.  Spodziewał  się,  że  będzie 
mógł  w  maju  do  Ems  wyjechać  i  znajdzie  tam  niechy- 
bną ulgę;  słabość  nie  dozwoliła  przedsiębrać  tńj  po- 
dróży. Spodziewał  się,  że  sprowadzone  wody  emskie, 
sprawią  na  miejscu  pożądany  skutek;  sprawiły  tylko 
pogorszenie.  W  czerwcu,  widocznie  już  wszelki  ratu- 
nek był  niepodobnym.  Na  kilka  dni  przed  rocznicą 
wyjazdu  z  Niżne-Tahilska,  nieszczęśliwy  wędrowiec 
stanął  u  kresu  swój  ziemski ój  pielgrzymki.  Opatrzony 
śś.  sakramentami,  straciwszy  mowę  i  władzę  w  całem 
ciele,  a  nie  pozbawiony  czucia  okropnych  cierpień,  po 
bolesnóm  dogorywaniu  przez  całą  dobę,  dnia  6/18  czer- 
wca, o  godzinie  6**  i  50  minut  rano,  pożegnał  się  z  tym 
światem. 

Nazajutrz  odbył  się  skromny,  cichy,  ale  najżałobniej- 
szy  z  żałobnych  pogrzeb.  Włościanie  znowu  tłumnie 
zeszU  się  do  dworu  i  oddając  ostatnią  posługę  temu,  co 
przeszłego  latawitaH  z  powrotem  jako: «  miłego  hospo- 
dyna  »  zwłoki  jego  na  swych  ramionach  zanieśli  w 
progi  dziahytniańskiego  cmentarza. 

Dom  Dziahylny,  w  którym  nie  zabrzmiało  oczeki- 
wane wesele,  okrył  się  teraz  ciężkim  i  podwójnym  ki- 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CCXXXIX 


rem.  Nie  dość  że  śmierć  mu  zabrała  co  odzyskał,  mu- 
siał jeszcze  i  od  siebie  daćjśj  ofiarę. 

Z  dwojga,  po  niedawnych  stratach  pozostałych  Ja- 
nuaremu dzieci,  zbliżająca  się  do  wyjścia  z  pęczka  na 
kwiat  córka,  dostała  w  udziale  być  towarzyszką  stryja 
u  końca  jego  drogi.  Więdła  spółcześnie  gdy  on  jęczał 
w  boleściach,  skonała  skoro  skonał.  Wzrok  wszystkich 
wlepiony  w  gasnące  źrenice  męczennika,  nie  postrzegł, 
że  i  niewinne  dziewczę  zabierało  się  odlecieć  za  nim 
z  tćj  ziemi.  Wracający  z  pogrzebu  rodzice,  znaleźli  w 
domu  drugie  martwe  ciało.  Nieszczęśliwy  ojciec  nie 
miał  już  n^słów  żalu,  ni  łez  dla  swój  jedynej  Rasylki. 
W  milczeniu,  z  suchśm  okiem,  zaniósł  ją  na  cmentarz 
i  złożył  w  mogile,  obok  mogiły  Adolfa. 


W  kilka  dni  po  odprowadzeniu  zwłok  na  miejsce  ich 
spoczynku,  odprawiły  się  za  dusze  zmarłych  exekwie 
w  parafialnym  kościele  Kojdanowskim.  Bliższe  i  dalsze 
sąsiedztwo  zjechało  się  licznie,  smutek  był  powszechny 
i  głęboki.  Ksiądz  Wiktor  Malewicz  przemówił  z  kazal- 
nicy głosem  poruszającym  echo  uczuć,  które  na  ziemi 
niewoU  muszą  być  nieme  jak  pod  ziemią*. 


Na  wiejskim  cmentarzu  w  Dziahylnie,  wzniosły  się 
dwa  nagrobki.  Do  tego,  który  miłość  braterska  stawiła 

*  Patrz  Dodatki. 


Digitized  by 


Google 


CCtL  iVWOT 

Adolfowi,  przyłożyła  się  i  ręka  przyjacielska  Gustawa 
Zielińskiego.  Nosi  on  napisy  : 

Na  ścianie  od  przodu : 

ADOLF   JANUSZKIEWICZ 

VB.    1808    MAJA   88   DWIA.    UM.    1857   CZBRWCA    6    DMIA. 

Z  ducba,  serca  i  myśli ;  z  cnót,  o6ar  i  czynów, 

Bóg  nie  miał  sług  wierniejszych,  kraj  godniejszych  synów. 

Obywatel,  z  wyznawcy  niezachwianą  siłą. 

Przechodniu  I  nie  zań  tylko  nad  jogo  mogiłą , 

Lecz  módl  się  i  za  siebie  :  By  przezeń  uprosić 

Tak  żyć,  wierzyć  i  kochać ;  tak  cierpieć  i  znosić. 

JVa  prawśj  stronie  z  boku  : 

«  Cłioć   przed    oczyma   ludzkiómi    męki   cierpiał, 
wszakże  nadzieja  jego  nieśmiertelności  pełna  jest.  » 

Sap,  3.  4. 


Po  trzecli  upłynionycli  latach,  przybyła  do  dwóch 
pierwszych  trzecia  mogiła.  Tekla  z  Sokołowskich  Janu- 
szkiewiczowa,  matka  męczennica,  dnia  11/23  paździer- 
nika 1860  roku,  majęc  lat  82  wieku,  złożyła  głowę 
obok  najstarszego  syna. 

Od  czasu  kiedy  ciężkie  dopuszczenie  Boże  powiodło 
nas   dwoma  drogami   pokutniczego    pielgrzymstwa. 


Digitized  by 


Google 


ADOLFA    JANUSZKIEWICZA.  CC\Ll 

serce  tej  matki  Polki  rozdarte  było  na  dwie  połowy. 
Jedną,  jawnie  przebywała  na  Sybirze;  drogą,  tajemnie 
błąkała  się  po  Zacłiodzie.  Dożyła  powrotu  syna  wy- 
gnańca,  żeby  martwe  jego  czoło  oblać  łzami ;  dożyć 
powrotu  synów  wycliodźców  nie  miała  pociechy... 

W  zakątku  Litwy,  na  cmentarzu  jednaj  wsi,  tray 
grobowce  stojące  rzędem,  przypominają  żywot  trzecli 
pokoleń  narodu  polskiego  pod  uciskiem.  Ileż  to  gro- 
bów na  naszej  i  obcćj  ziemi  zamknęło  serca  przebolałe 
cierpieniem  narodowym!  Ileż  łez  smutnycłi,  gorzkicli, 
żałobnycłi  wsiękło  w  obcą  i  rodzinną  ziemię ! 

Czytelniku !  dodaj  kroplę  żywą  do  wyscłiłego  morza, 
westchnij  o  miłosierdzie  Boże  nad  Ojczyzną  męczenni- 
ków pomarły  eh  i  żywych. 


Digitized  by 


Google 


y  Google 


Digitized  by ' 


LISTY  ZE  STEPÓW 


WYJĄTKI  Z  DZIENNIKA  PODROŻY 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


OBJAŚNIENIE. 


Obok  Listów  ze  stepów  fcirgizkich  znajdzie  czytelnik  Wyjątki 
z  dziennika  podróży  :  to  wymaga  objaśnienia,  które  razem  ułatwi 
objęcie  całości  przedmiotu. 

W  marcu  1846  r.  przybyli  do  Omska  posłowie  Wielkiój  Hordy 
Kirgizów,  z  oświadczeniem  chąci  poddania  się  berłu  rossyjskiemu. 
Powodowały  ich  do  togo  szczególniój  domowe  niepokoje,  jakia  spra- 
wiał jeden  z  taniecznych  sułtanów,  imieniem  Kenesary,  bohatór 
pustyni  odegrywający  rolę  nakształt  Abd-el-Kadera.  Od  lat  kilku- 
nastu był  on  niebezpiecznym  przeciwnikiem  władzy  rossyjskii^j, 
coraz  głębiśj  rozszerzającej  się  w  stepy.  Dobrowolnie  lub  przymu- 
sem gromadził  rody  kirgizkie,  z  niómi  napadał  wojskowe  posterunki 
Rossyan,  w  pień  je  wycinał  i  nieraz  rzucał  postrach  aż  w  granice 
Syberyi.  Te  jego  zagony  stawały  się  częstokroć  dokuczliwemi  i 
swoim:  nie  oszczędzał  opornych  jego  woli,  dopuszczał  się  rabun- 
ków i  spustoszeń.  Komendy  rossyjskie  w  Omsku  i  Orenburgu, 
przeznaczone  do  czuwania  nad  podległymi  Kirgizami,  przemyśliwały 
ciągle  o  sposobach  pozbycia  się  tak  dolegliwego  nieprzyjaciela ;  ale 
trudna  była  rada  z  wodzem,  który  w  nieszczęśliwym  dla  siebie 
razie,  rozpraszał  swoje  siły  w  piasczystych  i  bezwodnych  obszarach, 
a  potom  znowu  je  skupiał  na  innym  punkcie  stepu.  Gdy  więc  przy- 
bycie posłów  nastręczało  dobrą  sposobność,    pograniczny  zarząd 

i 


Digitized  by 


Google 


2  LISTY    ZE    STEPÓW. 

Średniej  Hordy,  rezydujący  w  Omsku ,  zajął  się  skwapliwie  wysła- 
niem wyprawy  zbrojnej  nad  rzekę  Lepsę,  tak  dla  przyjęcia  w  pod- 
daństwo sułtanów  Wielkiój  Hordy,  jakoteż  dla  zadania  z  ich  pomocą 
ostatecznego  ciosu  Kenesaremu,  który  zasiadł  w  wąwozach  gór 
Ała-tau. 

Dowództwo  wyprawy  objął  sam  pograniczny  naczelnik,  jenerał 
Wiszniewski.  Do  boku  jego  przydani  byli  dla  spełnienia  szczegól- 
nych poruczeń,  oprócz  tłumaczów  i  kancellarzystów,  dwaj  urzędnicy 
zarządu  :  wielokroć  pierwój  obeznany  ze  stepami  kirgizkiemi , 
Wiktor  Iwaszkiewicz,  i  ścisłą  z  nim  przyjaźnią  złączony,  młodszy 
w  służbie,  nasz  autor  listów. 

Cała  karawana  wyszła  z  Omska  7  maja,  traktem  pocztowym  na 
Semipołatyńsk  do  Ajaguzy ,  gdzie  stanęła  25  t.  m.  Dowódzca  inną 
drogą  przez  Kokbekty  przybył  tamże  40  czerwca,  a  13,  na  czele 
siły  zbrojnej,  złożonej  ze  stu  kozaków,  jednego  działa  i  hufca  Kir- 
gizów kokt)ektyńskich,  ruszył  dalej,  i  po  sześciu  dniach  drogi  stanął 
nad  Lepsą  w  dolinie  Oj-dżau-tau,  przerzniętój  rzeką  Sarym-saktą. 

W  ciągu  dwudziestodniowego  pobytu  w  tóm  miejscu  zgromadzali 
się  pomału  sułtani  i  odbyła  się  ceremonia  przyjęcia  ich  pod  t)erło 
Rossyi.  Przyrzekając  wierność,  dali  oni  jednak  do  zrozumienia,  zenie 
chcą  podnieść  ręki  na  swego  rodaka,  potomka  chanów,  Kenesarego, 
który  zresztą  w  takióm  jest  położeniu,  że  już  nadal  szkodliwym  być 
nie  może.  Nie  przyszło  tedy  do  spotkania  się  krwawego,  i  wyprawa 
wojenna  zawód  swój  skończyła  :  pozostały  tylko  czynności  admini- 
stracyjne. 

Dnia  7  lipca,  jenerał  Wiszniewski  z  siłą  zbrojną  pociągnął  na- 
powrót  ku  Ajaguzie ;  urzędnicy  zaś  cywilni,  pod  zwierzchnictwem 
Iwaszkiewicza,  pozostali  w  stepach ,  dla  zrobienia  popisu  ludności  i 
majątku  różnych  aułów  kirgizkich.  Udali  się  oni  naprzód  ku  granicy 
chińskićj,  potom  posuwali  się  zwolna  w  stronę  Ajaguzy,  nareszcie 
ku  Omskowi,  dokąd  przybyli  42  października. 

Przez  całe  te  pięć  miesięcy  z  górą,  ś.  p.  Adolf  utrzymywał  dzien- 
nik podróży ,  dzień  po  dniu,  bez  przerwy,  zapisując  nietylko  wypadki 
zachodzące,  ale  postrzeżenia  i  uczucia  własne.  Niekiedy,  łatwe  jege 
pióro  pod  wpływem  świeżego  wrażenia  unosiło  się  rozleglój ;  zwy- 
kle jednak  robił  krótkie  notatki  dla  wsparcia  swojej  pamięci.  Miał 
bowiem  zamiar — jako  tćm  w  jednym  liście  wyraźnie  nadmienił  — 
wolnym  czasem  wygotować  porządny  opis  wyprawy.  Zdaje  się ,  że 


Digitized  by 


Google 


OBJAŚNIENIE.  3 

opisowi  temu  chciał  nadać  formę  na  u-zór  korospondencyi  Jacquo- 
monta  o  Indji.  Tak  przynajmniej  sądzić  można  i  listów,  mianowi- 
cie na  początku  podróży  pisanych  do  rodzin)  i  przyjaciół. 

Listów  tych  wszystkich,  jakie  zebrać  udało  siq,  jest  tu  numerami 
oznaczonych  XX.  Kilka  z  nich  (XI,  XU  i  XV)  było  naprzód  dru- 
kowanych w  Warszawie,  w  Kromce  wiadomoici  kr(9Joii\^ch  i 
zagranicznych;  zaraz  pot^m  Biblioteka  Warszawska,  w  sposzy- 
tach  swoich  za  styczeń,  marzec  i  kwiecień  4859,  umieściła  ich 
cztśmaście  ( I-Xn,  XV  i  XVin  j ;  inne  znalazły  się  l)ąd£  w  samym 
dzienniku  podróży,  bądź  w  zbiorze  korespondencyi  zachowanym 
przez  rodzinę. 

Wszystkim  widocznie  za  podstawę  służyły  notatki  codzienne. 
Początkowych  kart  19  dziennika,  przelanych  w  korespondencyą , 
sam  autor  wydarł  z  niego  i  zniszczył ;  na  dalszych,  okresy  przenie- 
sione do  listów,  poprzek reślał. 

Karty  wydarte  ol)ejmovvały  przeciąg  czasu  od  8  maja  do  \  3  czer- 
wca, czyli  od  wyjazdu  z  Omska  do  opuszczenia  Ajaguzy.  Właśnio 
ta  pierwsza  część  wyprawy  znajduje  się  zupełnie  opisana  w  dwu- 
nastu początkowych  listach.  Dalsze  listy,  przedzielono  znacznómi 
odstępami,  nie  składają  już  jednego  ciągu  opowiadania.  Trudno 
byłoby  z  nich  samych  powziąść  dokładne  wyobrażenie  drugiej 
części  podróży,  dotyczącćj  głównie  jćj  celu. 

Wypadało  tedy  odstępy  te  zapełnić  i  treść  listów  połączyć 
Wyjątkami*  z  dziennika  podróży,  które  przytóm  mają  swą  wła- 
sną wartość,  zawierają  mnóstwo  ciekawych  szczegółów  i  zajmują- 
cych opisów. 

Daty  wszędzie  są  podług  kalendarza  rzymskiego. 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


Oui8k ,  S  miOA  1846.  (Do  lUAtki.) 


Jeszcze  chwil  kilka,  już  będziemy  w  drodze.  Powóz, 
pocztowe  konie ,  straż  kozacka ,  wszystko  stoi  w  goto- 
wości. Płacz  tylko  żony,  dziatwy,  sług  towarzysza  moj(?j 
podróży  i  łzy  jego  własne,  zatrzymuję  nas  w  Omsku, 

Nim  się  on  wyrwie  z  objęć  swojój  rodziny,  chwytam 
pióro,  by  ci  raz  jeszcze ,  droga  matko !  przesłać  moje 
pożegnanie  i  polecić  się  twemu  błogosławieństwu. 

Długa  droga  otwiera  się  przedemn^j ,  w  cięgu  jój 
czekają  mię  wielkie  trudy,  niewygody  i  niejedno  może 
niebezpieczeństwo ;  bo  nie  jest  to  podróż ,  jakci  przed 
laty  odbywałem  po  cywilizowanej  Europie.  Dziś  jadę 
w  strony  nieznane  jćj  wcale,  jadę  w  głąb'  stepów  kir- 
gizkich;  będę  żył  wśród  hord  koczujących  z  orężem 
w  ręku;  będę  na  dzikim  koniu  przepływał  rzeki  i 
wdziera!  się  na  szczyty  gór,  nietkniętych  stopą  żadnego 
Polaka  :  ale  ta  podróż  nie  zatrważa  bynajmniej  mojego 
serca,  przedsiębiorę  ją  z  zupełną  ufnością  w  Bogu,  bo 


Digitized  by 


Google 


6  LISTY    ZE    STEPÓW. 

jestem  aż  nadto  pewien,  że  w  każdym  kroku  tśj  drogi, 
w  każdój  przygodzie  mojój,  błogosławieństwo  najlepszćj 
z  matek,  spoczywać  będzie  nad  głową  jój  syna. 

Nie  dbam  gdzie  wiatr  popędzi,  gdzie  koń  zwróci  wodze^ 
Ty  tylko  gwiazdo  moja,  przyświecaj  mśj  drodze  I 
Ty  gołąbko  pokoju,  przodkuj  mojśj  łodzi  ^  I... 

Żegnam  cię  raz  jeszcze  kocłiana  matko !  żegnam  was 
wszystkich.  Bywajcie  zdrowi. 

1.  Btbom,  The  Bride  of  Ahy^sj  tłumaczenie  Odyńca.     f 


Digitized  by 


Google 


LIST    DRICI. 


II 


Semlpohit.vń9k,  U  iiią)a.  (Do  P...  M...  P., 


€  Ay!  lei  me  like  the  ocean^triarch  roam!..,  » 

Byron*. 


«  Obym  mógł  bujać  jak  ów  patryarcha  morza!...  >» 
Życzenie  to,  klóre  od  lat  wielu  gorzało  w  mt^m  sercu  i 
budziło  nieraz  ze  snu,  jak  naszego  wieszcza  tryunif  bo- 
batóra  Maratonu  *,  zdaje  się  nareszcie  przychodzić  do 
skutku ;  powiadam  :  zdaje  się,  bo  chociaż  prawie  jedn^ 
nogą  stoję  u  celu  mych  życzeń,  wiedzcc  jednak  z  do- 
świadczenia, jak  wszystkie  moje  chęci,  wszystkie  ma- 
rzenia i  nadzieje  rozwiewał  zawsze  wiatr  przeciwny  fla- 


1.  The  BHde  of  Ahydos;  tłumacsenie  Odyńca. 

%  «  Kiedyś  mię  budził  se  sna  tryumf  Milcyada.  •  Dziadjt  Mkkiewicsa, 


Digitized  by 


Google 


8  L18TY  ZE    STEPÓW. 

dze  mojego  żywota,  lękaui  się  aby  i  tę..razą  «  żelazna  ręka 
ślepego  fatum  »  (iż  użyję  buńczucznej  frazy  Gołuchów- 
skiego),  ciężąca  od  kolebki  nad  moj^  głową,  nie  wy- 
płatała nowego  psikusa  i  nie  zwróciła  mnie  do  Omska. 
Cóżkolwiek  bądź ,  w  tój  chwili  dużo  jest  podobieństwa 
iż  za  dni  kilka,  jak  Noe  po  mokrym;  tak  ja  bujać  będę 
po  suchym  oceanie  kirgizkiego  stepu. 

Puszczając  się  na  tak  śmiałe  przedsięwzięcie,  miał- 
bym na  sumieniu,  gdybym  najdawniejszym  towarzy- 
szom nie  przesłał  kilku  wyrazów ;  gdybym  nie  pożegnał 
się  z  wami ,  co  od  lat  piętnastu  los  mój  dzielicie,  i  gdy- 
bym nie  zapewnił,  że  gdzie  mię  tylko  poniosą  szybkie 
fale  owego  oceanu,  wszędzie  myśl  moja  będzie  o  was. 
Obyście  i  wy  myślą  waszą  towarzyszyli  żeglarzowi ! 

Nie  sądźcie  wszakże,  ażeby  celem  mojój  wyprawy 
była  tylko  chęć  pobujania  po  stepie !  O  nie !  byłoby  to 
dosyć  dla  jakiego  Beduina,  Farysa,  lub  angielskiego 
turysty,  co  się  chce  pozbyć  splinu;  dla  mnie  tego  mało : 
ja  chcę  jeszcze  przy  tój  zręczności  odgrzebać  w  piasku 
kirgizkim  drugą  Niniwę. 

Trzeba  wam  wiedzieć,  że  Rubruguiz,  czy  Ruibruguiz, 
i  Piano  Carpini ,  w  swoich  pamiętnikach  czy  dzienni- 
kach podróży  (których  wprawdzie  nie  miałem  honoru 
czytać  i  czytać  może  nigdy  nie  będę)  twierdzą,  (jak 
zapewnił  mię  o  tćm  jeden  z  Omskich,  kirgizo-tatarsko- 
mongolskich  oryentalistów) , «  że  za  Wołgą,  o  trzydzieści 
dni  konnej  jazdy,  leży  wielkie  miasto  mongolskie  Ka- 
rakorum, stolica  Dżingischana,  w  którśj  oni  nietylko 
byli  sami  osobiście ,  lecz  jeszcze  pili  kumys  i  kuraku- 
mys.  ))  Dziś  uczeni  europejscy  smażą  sobie  łby  nad 


Digitized  by 


Google 


LIST    DEUGI 


rozwiązaniem  tego  zadania  :  gdzie  stai  ów  gród,  z  któ- 
rego władzca  Azyi  ciskał  swoje  gromy  jak  Jowisz 
z  Olimpu ?. .  Jedni  utrzymuję,  że  Karakorum  nabrzegach 
Jeniseja;  drudzy,  że  nad  Syr-Daryę,  starym  Jaxartem 
Uerodotów  i  Strabonów;  najuczeńsi  zaś  każę  go  szukać 
na  pustyni  Gobi ,  a  jeśli  tu  nióma,  to  najniezawodniej 
znajdzie  się  na  dnie  Bajkału.  Ztęd  straszny  hałas,  spór 
i  wrzawa  grożąca  spokojności  pięciu  części  świata. 

Dla  zapobieżenia  więc  rozlewowi  krwi  i  atramentu, 
gruntując  się  na  podaniu  Kirgizów,  któray  jako  dzie- 
dzice cząstki  mongolskiego  państwa,  mają  pretensyą 
do  lepszśj  znajomości  rzeczy  i  wręcz  twierdzą ,  «  że 
dżingiscliańska  zimowa rezydencya  była  na  ich  stepie*, » 
jadę  szukać  ruin  tego  potężnego  grodu  i  okruszyn  tronu 
wielkiego  burzyciela  świata.  Nie  przyznacież,  że  tego 
poświęcenia  się  z  mojćj  strony,  wymaga  dobro  ludzko- 
ści i  tak  już  cierpiącej?...  A  ponieważ  w  bibliotekach 
sybirskićj  stolicy ,  bogatych  tylko  w  «  Tajemnice  Pa- 
ryża ,  Wiecznego  Żyda  i  Kursa  filozofii  preferansa, » 
mało  jest  dzieł  ważniejszych,  zaklinam  was  w  imię  krwi 
ludzkiój,  w  imię  pokoju  i  przyszłych  pokoleń,  abyście 
przejrzeli  tobolskie  księgozbiory,  i  jeśliby  się  w  nich 
znalazł  jaki  mammut  w  waszych  lodach,  Don  Ruibru- 
guiz  lub  Signor  Carpini,  przysłali  mi  niezwłocznie 
wyciąg  z  ich  podróży  do  dżingischańskićj  rezydencyi. 

Odszukano  Niniwę,  dlaczegożbym  i  ja  nie  mógł  od- 
szukać Karakorumu? 

Bywajcie  zdrowi. 


1.  Są  góry  Dżingistauskie. 


Digitized  by 


Google 


10  LISTY    ZE    STEPÓW. 


111 


Sernipołatyńsk,  17  maja.  (bo  brata.) 


Kochany  bracie !  Od  dni  kilku  jesteśmy  w  Semipo- 
łatyńsku  i  tylko  Irtysz  przedziela  nas  od  Kirgizów; 
Irtysz,  ta  potężna  rzeka,  nad  którój  brzegami  stoją  na 
zamarzłych  zwłokach  przedpotopowych  mieszkańców 
świata  zimny  Tobolsk  i  wietrzny  Omsk,  dwa  znakomit- 
sze  grody  Syberyi,  których  okolice  zalewały  niegdyś, 
jak  świadczy  Humboldt^,  fale  oceanu.  Krocie  moich 
listów,  pisanych  z  nad  brzegów  tśj  rzeki,  zaznajomiły 
cię  już  dobrze  ze  starą  dziedziną  Kuczum -chana,  zdo- 
bytą przed  trzema  wieki  dzirytem  prostego  Kozaka, 
jak  równie  z  dzisiejszą  stolicą  jenerał-gubematora  za- 
chodniej Syberyi.  Nieznany  ci  jeszcze  Semipołatyńsk, 

1.  w  swojej  Klimatologii. 

Digitized  by  CjOOC IC 


LI8T    THZUCI.  M 

który  acz  mniejszy  i  skromniejszy  swćmi  historycznómi 
wspomnieniami  i  politycznym  znaczeniem  niżeli  To- 
bolsk  lub  Omsk »  zasługuje  atoli  na  wzmiankę ,  jako 
punkt  obszernego  handlu,  który  Sybir  prowadzi  z  Chi- 
nami, Taszkinię,  Kokanią,  Bucharyę,  oraz  Średnią  i 
Wielkę  Hordą  Kirgizów. 

Semipołatyńsk,  niegdyś  miasto  obwodowe  tak  zwanej 
Omskiój  obłasli,  dziś  należące  do  okręgu  bijskicgo, 
gubernii  tomskićj,  leży  o  1,300  wiorst  od  Tobolska,  a 
o  700  od  Omska,  przy  ujściu  rzeczki  Semipołatynki  do 
Irtysza*  Założony  czyli  raczśj  przeniesiony  na  dzisiejszo 
miejsce  w  drugiój  połowie  przeszłego  wieku;  gdyż 
przedtem,  od  roku  1716  czy  1726,  istniała  forteczka 
tegoż  nazwiska  o  dwadzieścia  kilka  wiorst  niżćj,  której 
częste  wylewy  Irtysza  zagrażały  zupełnśm  zniszcze- 
niem. Dzisiejszy  Semipołatyńsk ,  wzniesiony  na  szcząt- 
kach ruin  dawnój  twierdzy  Dżungoreow,  liczy  do  7,000 
ludności,  w  znacznćj  części  Tatarów,  Taszkińców  i  Bu- 
charów  :  ztąd  jedna  cerkiew,  a  6  czy  7  meczetów. 
Język  kirgizki  w  powszcchnóm  prawie  używaniu.  Płeć 
nawet  piękna  rossyjskiego  plemienia  mówi  nim  biegle, 
jak  nasze  damy  po  francuzku.  Kupcy  tutejsi  w  zamian 
rossyjskich  towarów,  sprowadzanych  z  Irbitska  i  Niż- 
nego Nowogrodu,  otrzymują  z  pogranicznych  miast 
chińskich  Czuguczuka  i  Kuldży,  herbatę,  materye 
jedwabne,  porcelanę  i  różne  drobnostki  tego  kraju; 
zTaszkanii,  Kokanii  i  Bucharyi,  chałaty,  dywany,  roz- 
maite wyroby  bawełniane ,  ryż,  suszone  owoce,  a  ze 
stepów  kirgizkich  surowe  skóry  koni,  bydła,  owiec, 
lisów  i  innych  zwierząt,  wojłoki,  i  t.  p.  Cały  ten  handel 


Digitized  by 


Google 


it  LISTY    ZE    STEPÓW. 

odbywa  się  za  pomoce  wielbłądów,  których  liczne 
karawany  wychodzą  ztąd  w  maju ,  a  wracaję,  w  gru-- 
dniu.  Dochód  tutejszej  komory  wynosi  czasem  do 
200,000  r.  z  górę,.  W  liczbie  zakazanych  towarów  naj- 
pierwsze  miejsce  trzyma  opium ,  którego  rząd  nie  po- 
zwala wprowadzać  do  Chin,  jakoteż  sól  kirgizka,  któ- 
rej nie  wolno  wpuszczać  do  Syberyi,  hojnie  opatrzonej 
w  ten  skarb  przyrodzenia.  Dwa  bataliony  piechoty, 
konna  kozacka  artylerya  i  pograniczni  kozacy  składają 
załogę  Semipołatyńska.  Tu  kwatera  dowódzcy  kozac- 
kiej brygady.  Władza  cywilna  w  fęku  horodniczego. 
Klimat  Semipołatyńska  zdrowy  :  mrozy  acz  wielkie 
w  zimie ,  nie  bywają  jednak  tak  silne  i  długotrwałe 
jak  w  Omsku ;  latem  tylko  nieznośne  upały  okropnie 
dają  się  we  znaki,  zwłaszcza  z  przyczyny  straszliwych 
piasków  pokrywających  uUce  miasta;  lecz  tę  część 
ąfrykańskę,  że  tak  powiem,  nieprzyjemności,  wynagra- 
dzają w  części  melony,  a  szczególniej  kawony,  nieznane 
prawie  w  innych  stronach  Syberyi,  a  przynajmniej 
w  tak  dobrym  gatunku.  Kilka  statków  naładowanych 
niemi ,  jak  bombami ,  przybywa  w  końcu  sierpnia  do 
naszego  Omska,  bogatego  tylko  w  rzepę  i  kartofle.  Se- 
mipołatyńsk  i  z  tego  jeszcze  względu  szczęśliwszy  od 
Omska,  że  w  blizkości  ma  lasy  sosnowe,  dostarczające 
podostatkiem  jego  mieszkańcom  drzewa  na  opał  i  bu- 
dowę ;  zwierzyny  i  ptastwa  obfitość  :  zboże  tylko  nie- 
równie droższe,  jako  w  strefie  leśnej  i  piasczystej.  Prze- 
mysł tego  handlowego  miasta  składa  się  prawie  tylko 
z  kilku  garbarni  i  młynów.  W  jednym  z  tych  ostatnich, 
widzieliśmy  kamienie  młyńskie  sprowadzone  aż  z  ki- 


Digitized  by 


Google 


LIST    TRZECI.  43 

jowskiój  gubernii ;  zapłacone  na  miejscu  500  rubli  za 
parę,  ze  sprowadzeniem  kosztuję  właściciela  i  ,000  ru- 
bli asygnacyjnych.  Sc  to  sławne  kamienie  ze  wsi  mi 
znajomćj,  z  Żorniszcza. 

O  7  wiorst  od  Semipołatyńska ,  w  romantycznym 
położeniu,  w  części  na  dolinie  przerzniętój  strumieniem, 
w  części  na  pocłiyłości  góry  odzianćj  lasem,  z  wierz- 
cłiołka  którój  odkrywa  się  pyszny  widok  na  Irtysz,  na 
step  kirgizki  i  ciągnące  się  po  nim  pasmo  gór  Semi- 
tauskicłi^,  leży  tak  zwana  zaimka,  czyli  futor  kupca 
Popowa.  Jestto  jedno  z  najpiękniejszych  miejsc  w  zna- 
nój  mi  Syberyi.  Czaro wna  oaza,  jak  gdyby  cudem  ja- 
kim przeniesiona  ze  szczęśliwych  stron  świata!  Tu  oko 
moje,  znużone  jednostajnym  widokiem  smutnych  pu- 
styń i  nudnych  krajobrazów,  z  jakcż  rozkoszą  powitało 
ten  odległy  zakęt  północy,  w  którym,  oprócz  uroku 
zachwycającego  położenia,  uderza  jeszcze  widok  klom- 
bów, ubranych  w  najrozmaitsze  kwiaty.  Błoga  ta  ustroń 
—  nie  utrzymywana  wszakże  jak  zasługuje  na  to, 
dla  braku  środków  teraźniejszego  właściciela  —  prze- 
niosła mię  w  inne  strony,  którem  widział  przed  laty,  i 
kilka  chwil  przemarzyłem  w  niej  tak  mile,  że  pomimo 
niewielkiego  szacunku  jaki  mam  dla  szampańskiego 
wina,  zwłaszcza  takiego  jakiem  handel  zaopatruje  ob- 
ficie nasz  Sybir,  znajdując  się  w  towarzystwie  wielkich 
wielbicieli  jego,  wypiłem  kilka  kieliszków  Montebello, 
które  nietylko  mię  rozczuliło,  lecz  nawet  do  łez  rozrze- 
wniło. Tak  to  silna  potęga  widoku  pięknćj  i  ożywionój 

1.  TaUj  po  kirgizku  góra. 


Digitized  by 


Google 


H  LISTY    ZE    STEPÓW. 

natury!...  bo  niesędzę,  ażeby  samo  nazwisko  nektaru, 
przywodzące  na  pamięć  świetne  zwycięztwo ,  co  jak 
jutrzenka  przed  słońcem  błyszczy  w  dziejach  przed 
świetniejszem  jeszcze  zwycięztwem  otrzymanśm  na  po- 
lacli  Marengo,  lub  wspomnienia  krwawego  boju  pod 
Essling,  były  przyczyną  tego  wezbrania  mojój  czułości. 

A  ponieważ  mowa  o  szampański em  winie,  muszę  ci 
powiedzieć,  iż  nie  wiem  czy  w  Szampanii,  czy  nawet 
gdziekolwiek  na  świecie,  więcój,  w  proporcyi  do  lu- 
dności (zważywszy  zwłaszcza,  iż  wyznawcy  Mahometa 
składają  część  jej  znaczną),  piją  go,  jak  w  Semipoła- 
tyńsku.  Wyobraź  sobie,  że  od  czterech  dni,  gdzieśmy 
tylko  byli  zaproszeni  na  śniadanie,  obiad,  herbatę, 
kawę  lub  preferansa,  wszędzie  Cliąuot,  Sillery  i  Mon- 
tebello  zastępowały  kwas  i  wodę.  Nawet  we  młynie, 
w  garbarni,  za  przyszły  pomyślny -odbyt  mąki  i  skór 
spełniały  się  toasty  szampanem  :  nareszcie,  fakt  histo- 
ryczny, iż  na  weselu  pewnego  kupca,  1,500  butelek 
wypróżniono  za  zdrowie  państwa  młodych. 

Widziałem  tu  pięć  sztuk  bydła  rogatego,  które 
w  tych  dniach  przywędrowało  z  Tybetu  i  wypocząwszy 
po  trudach  podróży;  ma  iść  do  Petersburga.  Bydło 
to,  niewielkiego  wzrostu ,  kosmate ,  z  ogonem  krótkim 
i  szerokim ,  znane  w  tych  stronach  pod  imieniem  Ku- 
tasy, ma  dużo  i  bardzo  dobrego  dostarczać  mleka.  Do 
rzędu  także  rzadkości,  jakie  szczególniej  ściągnęły 
moją  uwagę,  zaliczyć  muszę  :  1**  własnoręczny  rysunek 
Pallasa,  wyobrażający  tego  sławnego  wędrownika  po 
Syberyi,  rozmawiającego  z  Buriatami  w  ich  jurcie; 
2°  kilka  wyrazów,  skreślonych  w  jednym  albumie  ręką 


Digitized  by 


Google 


LIST    TRZECI.        '  4-5 

Humboldta,  w  czasie  pobytu  jego  w  tóm  mieście; 
3**  parę  bażantów  z  nad  brzegów  Bałchasza ;  4°  parę 
archorów  z  gór  Archackich  ;  5°  maleńką  monetę  rzym- 
ską z  roku  101  ery  chrześciańskiój.  Oto  jest  wszystko, 
co  tu,  wraz  z  szampanem  i  reprezentuje  świat  stary  i 
nowy,  Azyą  i  Europę.  Niewiele  wprawdzie,  lecz  czy 
nie  dosyć  jednak,  jak  na  sybirskę  osadę,  leżącą  na 
krańcach  europejslyej  cywilizacyi? 

Piękna  pogoda  uprzyjemnia  nasz  pobyt  w  Semipo- 
łatyńsku.  Gościnni  jego  mieszkańcy  kazali  nam  zapo- 
mnieć o  chłodzie  i  trudach  doznaaych  w  czasie  podróży 
z  Omska ;  lecz  oto  w  tej  chwili  odbieramy  wiadomość, 
iż  konie  przypędzone  z  bliższych  aułów  kirgizkich,  cze- 
kają na  nas  na  drugiej  stronie  Irtysza;  jutro  więc  czy- 
nimy rozbrat  z  cywilizowanem  życiem,  i  puszczamy  się 
na  wszystkie  niewygody,  przygody  i  niebezpieczeństwa 
koczowniczej  wędrówki,  lecz  fortec  fortuna  mvai!  Bądź 
zdrów. 


1.  Arehory,  o  których  autor  często  wspomina,  zdają  się  być  podobnie  jak  marały, 
gatunkiem  łosi,  albo  prędz^  jeszcze  rodzajem  kozłów  skalnycłi. 


Digitized  by 


Google 


46  '^LISTY    ZE    STEPÓW. 


IV 


Kak  (uroczysko),  22  maja.  (Do  brata.) 


Kochany  January !  Skończywszy  wszystkie  nasze 
przygotowania  do  stepowej  podróży,  dnia  19  o  godzi- 
nie 1*'  po  południu ,  stanęliśmy  nad  brzegiem  Irtysza , 
który  w  tym  roku,  z  przyczyny  sparcia  się  lodów,  pod- 
niósł się  był  do  wysokości,  jakiej  nie  pamiętają  miesz- 
kańcy Semipołatyńska.  Bogaty  jeden  kupiec  kirgizki, 
mający  swój  dom  na  drugiej  stronie  rzeki,  w  tak  zwa- 
nój  tuszkińskiój  słobodzie^  dowiedziawszy  się  o  chwili 
naszego  wyjazdu,  przybył  tu  umyślnie  dla  poznania  się 
z  Wiktorem  i  zaproszenia  go  do  siebie  na  herbatę.  Po 
zwykłych  frazach  azyatyckiego  powitania,  powiedział 
mu : «  Gdybym  tyle  dobrego  nie  słyszał  o  tobie ,  nigdy- 
bym  nie  wyjechał  na  spotkanie  twoje ;  bo  powiem  ci 
szczerze ,  że  chociaż  u  mnie  bywają  znakomite  figury, 
jako  to  :  esauły,  pułkownicy,  jenerało wie,  lecz  ja  nie 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTY.  17 

zwykłem  dla  nich  ruszać  się  z  miejsca.  »  Po  takim  kom- 
plemencie, siadł  w  łódkę  i  popłynął  do  siebie ;  a  my, 
pożegnawszy  się  ze  znajomymi,  Semipołatyńskiem  i  Sy- 
beryą  (które  to  pożegnanie  nie  oł)eszło  się,  comme  de 
raison,  bez  szampana),  weszliśmy  na  prom  utrzymy- 
wany przez  Tatarów,  i  pomimo  nadzwyczajnie  jeszcze 
wielkiej  wody,  po  godzinnej  żegludze,  której  część  zna- 
czną przespałem,  stanęliśmy  na  kirgizkim  brzegu.  Tu 
zastaliśmy  tabun  koni  pod  naszą  karocę  i  kozaków, 
składającycłi  nasz  zbrojny  orszak.  Oczekujące  już  na 
brzegu  drążki,  zawiozły  nas  do  owego  kupca,  u  któ- 
rego zabawiliśmy  z  godzinę,  przyjęci  gościnnie  urukiem, 
kiszmysem*,  figami,  i  niestety!  znowu  szampanem. 
Znowu  MontebellOy  wypchnąwszy  tęgo  zaszpuntowany 
swój  korek  i  cisnąwszy  go  po  za  kotarę  łoża,  za  którą 
kryły  się  skromnie  czarnookie  dziewice  Mahometa, 
wpadł  z  szumem  do  długich  kielichów,  i  my  nieszczę- 
śliwi musieliśmy  wychylać  je  za  zdrowie  gospodarza , 
pomyślny  powrót  jego  karawany  z  Taszkinii,  nareszcie 
za  zdrowie  własne  i  szczęśhwą  podróż.. Po  tych  liba- 
cyach  wsiedliśmy  do  powozu  i  piątka  kirgizka  poniosła 
nas  w  step  po  karawannym  szlaku  wiodącym  do  Czugu- 
czuka,  a  Kirgizy  i  Kozacy,  towarzyszący  nam  konno, 
puścili  się  cwałem.  Mimowolnie  przyszedł  mi  na  pamięć 
wiersz  :  «  Wpłynąłem  na  suchego  przestwór  oceanu,  » 
lecz  nie  mogłem  go  dopełnić  następnym  :  « Wóz  nurza 
się  w  zieloność  i  jak  łódka  brodzi  ^ ;  >)  gdyż  przeciwnie, 


1.  Drobne  rodzenki  i  rodzaj  suszonych  moreli. 

2.  Sonet  Mickiewicza. 


Digitized  by 


Google 


48  LISTY    ZE    STEPÓW. 

step  żółty,  równy,  zarosły  tylko  licli^  trawą  i  piołunem, 
rozciągał  się  na  wszystkie  strony.  Napotkaliśmy  wszakże 
kilka  niw  uprawnych.  Trzy  czy  cztery  razy  przemieni- 
wszy konie ,  które  nieprzyzwyczajone  do  chomąta,  po 
kilku  wiorstach  jazdy  ustawały  i  wlokły  się  zaledwie, 
ku  wieczorowi  zdążyliśmy  do  pierwszego  aułu  *,  stoją- 
cego w  blizkości  mogiły  Bazaja,  na  uroczysku  Kara- 
wankul.  W  kwadrans  postawiono  nam  jurtę,  w  której 
pierwszy  raz  w  tym  roku  piliśmy  kumys,  ów  szampan 
kirgizki,i  pod  osłoną  jej  ruchomego  sklepienia,  pier- 
wszą noc  przepędziUśmy  w  stepie. 

Nazajutrz  krzyk  bydła,  owiec,  kaczek,  przepiórek  i 
skowronków  zbudził  mię  jeazczeprzed  wschodem' słońca. 
Nim  wstał  Wiktor,  wyszedłem  ze  strzelbą  ku  poblizkiemu 
jezioru.  Jeden  ź  okrążających  mię  Kirgizów,  blady  jak 
trup ,  uskarżał  się ,  że  mu  «  kursuk  propał, »  co  miało 
znaczyć  w  jego  kirgizko-rossyjskim  języku ,  iż  cierpi 
straszliwe  bole  w  żołądku,  i  prosił  mię  o  lekarstwo ;  lecz 
drudzy  jego  towarzysze  twierdzili,  że  mu  żadne  lekar- 
stwo nie  pomoże,  gdyż  opętany  jest  od  djabła.  Po  po- 
wrocie moim  z  jedną  kaczką,  zjadłszy  bez  chleba  kęs 
baraniny  na  drogę,  ruszyliśmy  w  dalszą  podróż:  ja, 
w  assystencyi  mego  fligiel-adjutanta  Amantaja^,  konno ; 
a  Wiktor,  z  rządzcą  Uwak-kirejewskiej  włości,  powa- 
żnym starcem,  dużo  przypominającym  żydowskich  ra- 
binów, Kanajem,  w  powozie  :  co  niezmiernie  uszczęśli- 
wiło naszego  Kirgiza,  który  tę  grzeczność  Wiktora 


1.  Kilka  lub  kilkanaście  jurt. 

2.  Młody  Kirgis!  służący  u  Wiktora. 


*    Digitized  by 


Google 


LIST   CZWARTY.  49 

uważał  za  zaszczyt,  podnoszący  go  wysoko  ^  oczach 
rodaków,  jakkolwiek  to  zaspokojenie  nniłości  własnej 
musiało  go  niemało  kosztować,  bo  sam  później  przyznał 
się  Wiktorowi  z  uśmiechem,  że  przez  całą  drogę  siedział 
jak  na  torturach,  nie  znając  w  życiu  swojem  innej  jazdy 
prócz  wierzchowo]. 

Pierwszy  to  raz  po  sześciu  latach  siedzącój  pracy, 
siadłem  na  koń  i  w  czas  niesłychanie  gorący  puściłem 
się  po  stepie.  Amantaj,  nie  mogąc  ukryć  swśj  radości, 
że  odetchnął  świeżem  powietrzem  rodzinńój  pustyni , 
hasał  na  swym  rumaku  we  wszystkie  strony  i  cieszył  się 
jak  nasz  student  jadący  na  wakacye.  Ja  niemnićj  przy- 
jemnego doznawałem  uczucia,  pomimo  tęsknych  myśli, 
które  na  wspomnienie  rodzinnego  kraju  cisnęły  się  tłu- 
mem. Jechaliśmy  brzegiem  jeziora  Karawankul,  na 
którego  wysepkach  ma  być  tyle  gniazd  kaczek ,  gęsi , 
łabędzi ,  że  «  niemasz  wolnego  miejsca  dla  stopy  czło- 
wieka. »  Kanaj,  z  tego  względu,  zrobił  uwagę  zdolną 
samego  Geoffroy  de  Saint-Hilaire  nabawić  kłopotu  : 
«  Jakim  sposobem  ptak,  wśród  takiego  mnóstwa,  trafić 
może  do  swego  gniazda?  »  Za  jeziorem,  w  niewielkiej 
odległości,  błękitniały  góry  Dżelbigetau,  w  niektórych 
jeszcze  miejscach  upstrzone  śniegiem.  Grzązki  grunt 
moczarów,  znanych  w  Syberyi  pod  imieniem  sołońców^ 
niezmiernie  utrudniał  jazdę,  zwłaszcza  w  teraźniejszej 
porze  roku ,  i  zmuszał  nas  często  wstępować  do  aułów 
dla  przemiany  koni.  Te  odwiedziny  niezawsze  przypa- 
dały Kirgizom  do  smaku.  W  jednym  aule  cała  ludność 
wyraziła  swoje  nieukontentowanie  z  tego  powodu  na- 
szemu basz^czy  (przewodnikowi),  który  nas  skierował 


Digitized  by 


Google 


20  LISTY    ZE    STEPÓW. 

tamtędy ;  płeć  nawet  piękna  łajała  go  bez  litości,  a  je- 
den ze  starszyn  wystąpił  z  takę   apostrofą  :    «  Cożeś 
zrobił  dobrego !  czy  się  godziło  tak  wielkich  panów 
narażać,  w  dzisiejszy  upał,  na  pragnienie,  wiodąc  ich 
po  drodze  pozbawionej  dobrój  wody,  kiedy  miałeś 
krótszą  i  lepszą....  »  Nareszcie  po  kilkogodzinnćj  po- 
dróży, przebywszy  wpław  bystry  Czar,  stanęliśmy  na 
uroczysku  Kak,  w  pośród  koczowisk  Ajkimbet-Siwan- 
Rirniejów*.  Tu  powitał  nas  ich  rządzca  Bijseke  i  wpro- 
wadził do  obszernej^  od  kilku  już  dni  przygotowanej 
dla  nas  jurty.   Pierwsza  ta  galopadka  tak.  mię  zmę- 
czyła, że  zsiadłszy  z  konia  i  wychyUwszy  dwie  chińskie 
czasze  kumysu,  oblany  krwawym  potem,  doznałem  cóś 
nakształt  mdłości.  Nie  mogąc  utrzymać  się  na  nogach, 
rozebrałem  się  do  koszuli  i  palnąwszy  znowu  kumysu, 
rzuciłem  się  na  koszwę ,  pragnąc  we  śnie  znaleść  po- 
krzepienie, lecz  zbyteczna  ustałość  i  upał  długo  mi  za- 
snąć nie  pozwoliły. ,  Pod  wieczór  jednak  uczułem  się 
lepiój ;  ręce  tylko  i  nogi,  odzwyczajone  przez  tyle  lat 
ód  konnej  jazdy,  bolały  niemiłosiernie. 

O  zmroku  wzięliśmy  się  do  herbaty,  lecz  jakże 
gorzko  przygotowania  nasze  do  niśj  skompromitowane 
zostały,  kiedy  Amantaj  wbiegł  z  raportem ,  iż  w  studni 
wykopanej  na  słonym  gruncie,  konie  i  bydło  tak  zmą- 
ciły wodę,  że  niepodobna  jej  użyć  do  imbryka.  Trzeba 
więc  było  czekać  wieczerzy,  w  czasie  której  Wiktor, 
jako  doskonały  znawca  kirgizkiój  etykiety,  surowo  mię 
zgromił  za  przestąpienie  jćj  prawideł  :  podstawiłem 

l.  Ród  koczujący  w  ajaguzkim  okręgu. 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTY.  24 

bowiem  ręce  razem  z  Wiktorem  dla  wspólnego  oblania 
ich  wodą;  należało  zaś,  o  czśm  nie  wiedziałem,  obmyć 
je  każdemu  zosobna,  i  to  nie  stojąc,  lecz  przysiadłszy 
na  ziemi.  I  drugi  również  ważny  błąd  :  poważyłem  się, 
zgłodniały  jak  pies,  i  jak  to  zwierzę,  ogryzać  gnat  ba- 
rani, kiedy  człowiek  dobrze  wychowany  powinien  ob-- 
rzynać  go  psiakiem  (nożykiem  wiecznie  dla  tej  potrzeby 
wiszącym  u  każdego  Kirgiza  przy  pasie) .  Pomimo  t^j 
reprymandy,  dziwnie  mi  się  smacznśmi  wydały :  i  tiu- 
stiuk  (opiekana  pierś  barania  na  węglach),  i  kunar- 
dyk  (rodzaj  zrazików  podsmażonych  w  baraniój  tłu- 
stości),  i  biszburonak  (siekaninka  z  baraniego  mięsa, 
gotowana  w  szurpie  to  jest  w  zupie  z  baraniny),  i  kazy 
(końskie  kiełbasy) ,  i  tym  podobne  delikatesy  kirgizkiśj 
kuchni.  W  nocy  śniły  mi  się  wprawdzie  forszmaki, 
bifsteki,  blanc-manger,  galarety  i  różne  specyały  semi- 
połatyiiskich  obiadów ;  lecz  ani  te  wspomnienia  cywi- 
lizowanej gastronomii,  ani  nawet  bezskuteczny  napad 
barantarzy  (rabusiów)  na  tabun  koni  naszego  gospo- 
darza, nie  zdołały  mię  zbudzić  ze  snu  głębokiego,  który 
do  reszty  pokrzepił  moje  siły. 

Gdyśmy  po  wieczerzy  zapalili  cygara ,  Kirgiz  jeden 
ciekawy  zapytał  Wiktora  :  «  Co  ty  palisz  ?»  —  «  Cy- 
garo. » —  «  Co  to  jest  cygaro? »  —  «  Tytuó  skręcony.  » 
—  «  A  ile  on  kosztuje  ?  —  «  Pięć  kopiejek.  ^)  —  A  ile 
w  dzień  tych  cygar  wypalisz  ?  «  —  «  Czasem  piętna- 
ście. »  —  ((O  głupcze!  lepiejbyś  te  pieniądze  schował 
do  kieszeni.  »  Na  takie  dictum  acerhum  nie  było  co  • 
odpowiedzieć. 

Nazajutrz  zrana  zawył  wiatr  straszliwy  i  deszcz  lu^ 


Digitized  by 


Google 


t%  LIStY    ZE    STEPÓW. 

nął,  lecz  około  południa  niebo  się  wyjaśniło,  a  słońce 
wiosny  w  oka  mgnieniu  prawie  osuszyło  rozmiękły  step. 
Wyszedłem  z  jurty  rozpatrzyć  nasze  okolicę.  O  jakże 
pusta,  nudna,  bezdrzewna!..  Gdzieniegdzie  tylko  ko- 
lące krzaki  karagajniku^  i  siniejący  w  dali  Dżelbige-tau 
urozmaicały  tę  pustynię ;  ale  jeżeli  widok  nieożywio- 
nej niczem  *natury  naprowadzał  tęsknotę ,  za  to  z  dru- 
giój  strony,  tłum  Kirgizów  przybyłych  z  sąsiedzkich 
aułów,  odpędzał  smutne  myśli  i  nieskończenie  mnie 
zajmował. 

Powodem  tego  zgromadzenia  się  Kirgizów  była 
sprawa,  dla  którój  właśnie  tu  przybyliśmy,  a  którą 
opowiem  ci  w  krótkości  : 

Kilku  Kirgizów,  w  imieniu  własnćm,  jakotóż  czter- 
dziestu pięciu  swych  spółbraci,  podało  prośbę  do  po- 
granicznego naczelnika,  uskarżając  się  :  iż  Bijseke, 
z  tytułu  rządzcy  włości ,  gnębi  ich  i  uciemiężą ,  i  do- 
magali się  aby  na  miejsce  jego  pozwolił  wybrać  star- 
szynę  Kojczubaja.  Pograniczny  naczelnik,  chcąc  się 
przekonać  o  słuszności  tych  skarg,  poruczył  Wiktorowi 
wniknąć  na  miejscu  w  istotę  rzeczy  i  zwrócić  szczegól- 
niej uwagę  na  to  :  azali  te  skargi  nie  są  wymysłem 
Kojczubaja,  który  rok  temu  starał  się  sam  o  ten  urząd, 
lecz  większością  głosów  odepchniętym  był  od  niego. 
Sprawa  ta  zabrała  nam  kilka  dni  czasu,  albowiem  dwa 
przeciwne  i  zawzięte  na  siebie  stronnictwa  stanęły  do 
walki.  Obudzone  były  wszystkie  interesa  i  namiętności. 


1.  z  rodzaju  strączkowych,  dwa  gatunki  jego  :  jeden  kwitnie  różowo,  a  drugi  żółto. 
Używa  fti^  powszechnie  na  opał. 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTY.  tZ 

Co  chwila  występowali  mówcy,  i  niektórzy  z  tych  ste- 
powych Demostenesów  zachwycali  mię  swoją  jędrną  i 
pełną  energii  wymową.  Starszyna  Toukumbaj  i  sam 
Bijseke,  uginaliby  swe  czoła  pod  ciężarem  laurów, 
gdyby  żyli  w  dawnej  Grecyi  lub  Rzymie ;  lecz  żebyś 
miał  lepsze  pojęcie  o  tych  publicznych  rozprawach 
wpółdzikieęo  ludu,  skróślę  ci  je  pobieżnie. 

Skoro  Kirgizy  napełnili  naszą  jurtę,  Wiktor  zagaił 
posiedzenie  stosowną  przemową,  i  opowiedziawszy  im 
treść  prośby  podanej  pogranicznemu  naczelnikowi, 
zapytał :  «  kto* ją  układał  i  pisał?  »  Wszyscy  jednozgo- 
dnie  zawołali,  że  autorem  jej  jest  przyboczny  sekretarz 
Kojczubaja,  młody  mułła,  co  ten  ostatni  potwierdził 
wyznaniem,  że  w  rzeczy  samój  projekt  skargi  ułożył 
podług  słów  starszyn,  którzy  na  niój  wycisnęli  swe  pie- 
częcie, a  plebs  postawił  swe  tamgi  (znaki  rodów,  jak 
naprzykład  +  <?□!;,  i  t.  p.) ;  na  prośbie  zaś  prze- 
pisano] na  czysto ,  sam  wyręczył  jak  pierwszych  tak 
drugich ,  kładąc  ich  pieczęcie  i  tamgi.  W  tóm  kilkudzie- 
siąt  Kirgizów,  podpisanych  na  prośbie ,  wrzasnęło  aż 
się  jurta  zatrzęsła,  żenię  mając  najmniejszej  pretensyi 
do  Bijseki ,  nigdy  udanych  swych  znaków  nie  stawili 
przeciw  niemu,  i  że  nawet  kilku  z  nich  przed  dziesięcią 
laty  umarło.  Po  takiój  protestacyi,  jeden  ze  starszyn, 
człowiek  średniego  wieku,  biódny,  lecz  szlachetnej  po- 
wierzchowności ,  z  bystremi  i  czarnemi  jak  węgiel 
oczyma,  imieniem  Toukumbaj,  który  dotąd  milczał,  nie 
mogąc  dłużej  wytrzymać  swego  oburzenia  i  niecierpli- 
wości, po  kilkakroć  splunąwszy  i  zatarłszy  dłonie,  po- 
wstał, i  w  zapale  najżywszego  uniesienia,  przypisywał 


Digitized  by 


Google 


24  LISTY    ZE    STEPÓW. 

intrygom  Kojczubaja  całą  tę  skargę  na  Bijseke : «  Twoja  to 
sprawka  Kojczubaju!..  Tyś  to  pragnął  oddawna  zarzą- 
dzać naszą  włością,  lecz  my,  znając  dobrze  twoje  przy- 
mioty, odrzuciliśmy  ciebie. . .  Dzisiaj  clicesz  nam  gwałtem 
narzucić  się  znowu...  byś  zasiał  między  nami  niezgodę, 
zamącił  pokój  ludu  i  sprowadził  śledztwo.  Z  twojćj  to 
łaski  tylu  Kirgizów  musiało  rzucić  swoje  jurty,  swoje 
tabuny,  dzieci  i  żony,  jechać  w  czas  roboczy  z  dalekich 
aułów;  niektórzy  nawet  przyszli  pieszo:  wszyscy  muszą 
znosić  trud  i  głód.  Tu  się  zebrali  i  objedli  biśdny  auł, 
niemający  sam  co  jeść.  Ty  to,  chcąc  koniecznie  zostać 
naszym  ilbilanczym  *,  latałeś  do  Omska  lizać  nogi  i 
progi  pogranfcznego  naczelnika  Jurtubeka,  i  Kurba- 
naka^.  Ty  to,  za  Irtyszem,  nie  szczędzisz  pochlebstw 
Rossyanom,  a  za  dwadzieścia  rubli  kupioną  szablę 
z  felcechem  przyczepiwszy  do  boku  i  powiesiwszy  na 
szyi  jakiś  order  drewniany,  fanfaronujesz  i  grasz  rolę 
wielkiej  figury  przed  Kirgizami...  O  ineine  sigeim!... 
Ja  twego  ojca  nieboszczyka....  »  Tu  posypał  się  rzę- 
sisty grad  komplementów,  jakich  nigdy  moje  ucho  nie 
słyszało.  Filippika  ta  sprawiła  potężne  wrażenie  na 
umysłach  słuchaczów.  Toukumbaj  wypalił  ją  bowiem 
z  całą  energią  i  gestykulacyą  właściwą  wielkim  mów- 
com; raz  nawet  przedrzeźniał  Kojczubaja,  jak  on 'łasi 
się  przed  rossyjskimi  urzędnikami ,  i  zakończył  ją  kil- 
kakrotnem  :  «  o  murder !  murder !  (plugawcze) . »  Po- 
czóm  odetchnąwszy  nieco,  obrócił  się  do  ludu  i  rzekł : 


1 .  Rządzca  włości,  Wolostnoj  uprawilel, 

2.  Pierwszy  sowietnik  pogranicznego  rząda  ze  strony  Kirgizów,  a  drugi  tłumacz 
przy  pogranicznym  naczelnika. 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTY.  t5 

% 

«  Mówcież ,  jakie  macie  skargi  na  Bijseke  ?  »  a  kiedy 
wszyscy  milczeli  —  «  Cóż  to !  —  krzyknął  —  czy  wam 
pyski  tezekiem  (gnojem)  pozalepiał  Kojczubaj?  Gadaj- 
cie !  »  Tu  starszy  wiekiem  odezwał  się  :  ((  My  kontenci 
jesteśmy  z  Bijseki  i  nie  clicemy  innego  ilbilanczy.  » 
Kojczubaj  zaś,  zgromiony  piorunującym  napadem  ste- 
powego trybuna,  widząc,  iż  nikt  nie  podtrzymuje  jego 
strony,,  rumienił  się  tylko,  co  cliwila  odstrzeliwając  się 
nieustannem  w  ustach  Kirgiza  :  «  o  ineine  sigeim.  »  • 
Zwycięztwo  jednak  przeciwnika  jego  nie  było  jeszcze 
zupełnśm  :  wkrótce  bowiem  na  ten  plac  boju  weszło 
z  pięćdziesięciu  Kirgizów,  w  liczbie  którycłi  znajdowało 
się  trzecłi  starszyn  ze  stronnictwa  Kojczubaja.  Ci  wszy- 
scy rozwodzili  się  ze  skargami  na  Bijseke.  Powstał 
więc  straszny  łiałas,  wszyscy  razem  wrzeszczeli,  aż 
trzeba  było  w7prosić  niesforne  zgromadzenie  za  jurtę, 
gdzie  pod  gołem  niebem  utworzyło  koło  ,  w  pośrodku 
którego  zasiadł  Wiktor,  a  obok  niego  ja,  mułła  i  Kanaj, 
który  jako  sąsiedzkiej  włości  naczelnik  i  mąż  powsze- 
chnie szanowany,  grał  rolę  pośrednika,  usiłującego 
pogodzić  zwaśnione  umysły.  Tu  straszniejsza  jeszcze 
zawrzała  burza  :  jedni  krzyczeli ,  żądając  utrzymania 
Bijseki ,  a  drudzy  wrzeszczeli  domagając  się  nowego 
obioru.  Gdy  niepodobna  było  uciszyć  wzburzonych  fal 
tego  morza,  i  gdy  naczelnicy  partyj  oświadczyli,  że  nie 
wszyscy  jeszcze  Kirgizy  są  obecni,  Wiktor  odroczył  po- 
siedzenie do  jutra ,  a  tymczasem  oni  kazali  zarżnąć  po 
kobyle,  każdy  ze  swojej  strony  :  medyator  zaś  używał 
wszelkich  środków  aby  ich  zbliżyć  ku  sobie.  Przyto- 
mny tej  dyplomatycznej  interwencyi  uwak-kirejewskiqgo 


Digitized  by 


Google 


26  L18TY  ZE   STEPÓW. 

rządzcy,  Toukumbaj,  znowu  tak  silnie  powstał  przeciw 
Kojczubajowi ,  że  ten  siadł  przed  nim,  zdjął  czapkę  i 
prosił  o  przebaczenie.  Resztę  dnia  i  całe,  noc  trwały 
szumne  zgromadzenia  i  narady,  już  to  pod  namiotami, 
już  po  krzakacłi  a  la  belle  itoile. 

Nazajutrz  zaledwie  około  południa  można  było  zacząć 
posiedzenie,  gdyż  lud  pokrzepiony  smacznymi  kąskanli 
bićdnycli  kobył,  spał  jak  zabity.  Utworzyło  się.  znowu 
ogromne  koło,  lecz  już  z  samych  tylko  stronników 
Bijseki;  przewódzcy  bowiem  przeciwnej  partyi,  zmiar- 
kowawszy, iż  większość  nie  jest  na  ich  stronie,  posta- 
nowili wystąpić  ze  swemi  skargami  później  osobno. 
Całe  koło  jednogłośnie  wrzasnęło :  a  My  kontenci  z  Bij- 
seki !  on  nasz  dobroczyńca !  chcemy  go  mieć  i  nadal !  » 
A  chociaż  większa  część  ich  figurowała  na  prośbie  za- 
niesionej przeciw  niemu,  wszyscy  jednak  oświadczyli, 
że  podpisy  mimo  ich  wiedzy  i  woli  uczynione  zostały. 
Wezwany  sztats-sekretarz  Kojczubaja,  autor  rzeczonćj 
prośby,  okropnie  się  zmieszał,  gdy  Toukumbaj,  wpro- 
wadziwszy go  w  koło,  podprowadzał  ku  wielu  Kirgi- 
zom ,  i  z  groźną  miną  i  zaiskrzonym  od  gniewu  wzro  - 
kiem,  zapytywał :  « Znasz  ty  tego?...  znasz  ty  tego?...  » 
A  on,  nietylko  że  ich  nie  znał,  lecz  pierwszy  raz  w  ży- 
ciu widząc  przedstawione  sobie  facyaty,  nie  mógł  wy- 
mienić ich  nazwisk.  Biśdak  zapomniał  w  gębie  języka, 
a  gdy  mu  jeszcze  Wiktor  zrobił  maleńką  uwagę ,  że 
takowy  jego  postępek,  na  zasadzie  takiego  to  paragrafu 
prawa...  pachnie  karabinem,  który  mu  będzie  trzeba 
dźwigać  całe  życie,  ledwie  zdobyć  się  mógł  na  tę  słabą 
obronę,  iż  temu  wszystkiemu  winni  starszyny,  którzy 


Digitized  by 


Google 


fcIST    CZWARTY.  Tl 

mu  pisać  prośbę  i  kłaść  tamgi  kazali.  Bijseke,  w  upo- 
jeniu radości,  cKodził  wokoło  zgromadzonego  ludu, 
ściskając  ręce  każdego,  jak  niejeden  nasz  marszałek, 
obwołany  na  drugie  trzy  lecie. 

Kiedy  to  się  działo,  po  drugićj  stronie  naszój  jurty 
utworzyło  się  koło,  czyli  raczćj  kółko,  złożone  z  samych 
politycznych  przyjaciół  Kojczubaja.  Na  czele  ich  stał 
Eraty,  starszyna,  zawzięty  przeciwnik  Bijseki ,  młody  i 
nadzwyczaj  przystojny  mężczyzna.  Daremne  wszakże 
były  jego  usiłowania,  by  ważniejszem  jakiem  oskarże- 
niem ,  mającćm  za  sobą  pozór  słuszności ,  obciążyć 
Bijsekę.  Wszystkie  pretensye,  jakie  to  kółko  objawiło, 
były  bezzasadne  i  widocznie  wymyślone;  najgłówniej- 
sza  :  «  my  go  nie  lubimy.  »  Tymczasem  pośrednik  Ka- 
naj  chodził  poważnie  ze  słowami  pokoju  i  zgody,  od 
jednego  do  drugiego  koła  :  co  chwila  zdawało  się,  że 
mir  nastąpi,  ale  co  chwila  przewódzcy  burzyli  się  i 
przypominali  sobie  daWne  nieukontentowania.  Jeden 
drugiemu  robił  tysiączne  przygryzki  i  wymówki,  a  gdy 
te  wyczerpane  zostały,  Kojczubaj  zaczął  pysznić  się 
swoimi  przodkami :  przybrawszy  czupurną  minę  pawia, 
chwalił  się,  iż  wiele  zrobił  przysług  Padszy  (cesarzowi) , 
jak  naprzykład,  że  na  zarzecznej  stronie,  gdzie  zwykle 
koczuje,  postawił  młyn;  że  dawał  siano  kozackim  ko- 
niom ;  że  pomagał  nieraz  pieniędzmi  wieśniakom  i  ko- 
zakom. Na  takowe  przechwałki,  parsknąwszy  od  śmie- 
chu Bijseke,  rzekł  :  «0  Kojczubaju!  ojciec  twój  jadł 
tezek  rośsyjski,  a  mój  łapał  i  jadł  surki  ^;  dajmy  więc 

1.  Aretomys  mus^  podobno. 


Digitized  by 


Google 


48  MSTY    ZE    STEPÓ\V. 

pokój  prochom  naszych  ojców,  a  pomówmy  raczej  o 
sobie.  Kiedyś  ty  jeszcze  był  w  pieluchach,  ja  kradłem 
już  konie  i  u  mnie  je  kradli :  mój  ojciec  nie  miał  nic,  a 
ja  mam  teraz  tysiąc  koni  i  kraść  przestałem ;  ale  naby- 
cie ich  kosztowało  mię  dużo  trudów,  niebezpieczeństw 
i  narażania  życia.  Kiedy  ty,  wożąc  dlaRossyan  sosnowe 
kłody,  możeś  zaledwie  dostał  gałęzią  po  twarzy,  ja  mój 
łeb  sto  razy  nadstawiałem  żelazu.  Nie  w  jednój  byłem 
bitwie.  Patrz  na  moje  blizny,  wszystkie  od  ajbałty*. 
Zasłużyłem  sobie  na  sławę  u  Kirgizów  i  dzisiaj  jestem 
ich  naczelnikiem.  Zapytaj  na  tej  stronie  Irtysza,  kto  sil- 
niejszy, kto  śmielszy  odemnie  ?  Twoje  przysługi  okazane 
Padszy  są  śmiesznością.  Jeżeliś  młyn  wybudował,  sam 
masz  korzyść  z  niego ;  jeżeliś  dał  jakie  -dwadzieścia 
funtów  siana  dla  kozackich  koni ,  nie  wielka  to  szczo- 
drota;  a  jeżeli  robisz  jakie  przysługi  Rossyanom,  robisz 
je  obcym,  którzy  i  od  swoich  mają  pomoc  :  ja  zaś  robję 
swoim,  którym  nikt  nie  pomaga.  »  Tu  obróciwszy  się 
ku  nam,  rzekł :  «  Widzicie  mój  lud  !  moich  sans-cullo- 
tów  obdartych,  obszarpanych ;  czy  żyliby  oni ,  gdyby 
nie  ja?  Widzieliście  lud  Kojczubaja !  biódny,  głodny !... 
kto  go  karmi?...  nikt!  Zapytajcie  kogo  chcecie  od  Se- 
mipołatyiiska  do  Buchtarmy,  kto  Bijseke?...  Wszyscy 
mię  znają;  wszyscy  powiedzą,  że  dostatkiem  moim 
dzielę  się  ze  swoimi....  Mogą  powiedzieć  :  «  Bijseke 
złodziej ! »  ale  powiedzą  także  :  «  Bijseke  poczciwy  2, 
Bijseke  człowiek  ludzki,  dobroczynny!...))  Osądźcież 


1.  Siekiera  na  dłagićj  rękojeści,  broń  używana  w  barancie. 
3,  Jak  się  podoba :  poczciwy  zloddO? 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTY.  29 

teraz,  kto  większą  fobi  przysługę  Padszy :  czy  ja,  który 
mu  płacę  z  tysiąca  koni  350  rub.  as.  jesaku ;  czy  ja, 
co  karmię  Kirgizów,  którzy  są  jego  poddanymi  i  dzięki 
mojej  pomocy,  płacą  mu  także  jesak  :  czy  Kojczubaj 
swoim  młynem  i  sianem?  »  Zamilkł...  i  tylko  kilka: 
«o  ineine  sigeim!...  »  coraz  słabiój  rzuconych  swemu 
przeciwnikowi,  doleciało  do  naszycłi  uszu  ;  lecz  gdy  ten 
odezwał  się,  źe  i  on ,  jak  to  mówią :  nie  wyleciał  sroce 
z  pod  skrzydła,  że  on  bywa  w  gościach  u  kozackiego 
pułkownika,  że  go  dobrze  przyjął  jenerał,  że  ma  t)d 
księcia  w  podarunku  fajkę  z  cybuchem...  Bijseke  przer- 
wał mu  z  zapałem : « Ściskaj  się,  obejmuj,  brataj  z  twoimi 
pułkownikami,  jenerałami,  książętami ;  ja  jestem  Kirgiz 
i  chcę  nim  być  zawsze !  »  Nareszcie,  obróciwszy  się  do 
Wiktora,  rzekł :  «  Ty !  albo  mi  wypuść  krew,  tak,  ażeby 
żadna  kropla  nie  pozostała  w  żyłach ,  albo  zedrzyj  skórę 
z  Kojczubaja,  tak,  ażeby  na  nićj  szerść  nie  rosła ;  ina- 
czćj  nigdy  nie  będzie  ładu !  »  Po  tej  energicznej  pero- 
rze ,  ugruntowanćj  na  niepochlebnćm  wcale  dla  mego 
towarzysza  przypuszczeniu,  że  można  jego  trybunał 
zamienić  w  warsztat  katowski,  Kanaj  poważnym  głosem 
przemówił:  ((Słuchajcie...  ja  nie  jadłem  nigdy  barana 
u  ciebie  Bijseke !  Nie  ugaszczałeś  i  ty  mnie  w  swojćj 
jurcie  Kojczubaj  u!  Jestem  tylko  jako  sąsiad,  życzliwy 
wam  obu  i  pragnę  waszśj  zgody !  Czego  się  kłócić ! 
Wasza  kłótnia  przywiedzie  was  do  zguby!...  »  Korzy- 
stając z  okoliczności,  Wiktor  przytoczył  im  powiastkę 
o  umierającym  ojcu,  kłóry,  przywoławszy  swoich  sy- 
nów, dawał  każdemu  z  nich  z  osobna  po  pałeczce  do 
łamania,  -co  oni  z  łatwością  uskutecznili;   lecz  kiedy 


Digitized  by 


Google 


30  LISTY    ZE    STEPÓW. 

później  dał  im  kilka  razem ,  żaden  z  nich  złamać  nie 
mógł,  i  z  tój  powiastki  wyciągnął  sens  moralny.  Barwa 
jój  w  duchu  azyatyckim ,  wielkie  wrażenie  zrobiła  na 
Kirgizach  :  przymówienie  się  Wiktora  przyjęli  z  aplau- 
zem, krzycząc  :  «  barekieldy !  barekieldy !  ^  »  a  Bijseke, 
chcąc  zapewne  w  podobnyfn  guście  wystąpić ,  powol- 
nym głosem  rzekł :  «  Ja  i  Kojczubaj  narzuciliśmy  każdy 
swą  wędkę  do  studni...  Oba  siedzimy  teraz  nad  jćj 
brzegiem...  czas  pokaże  kto  z  nas  wyciągnie  szczu- 
paka!... »  Na  pytanie  nasze  co  ma  znaczyć  ta  studnia 
i  wędka?  odpowiedział : «  Studnią  jesteś  ty,  Pulkun- 
dyku !  (pułkowniku,  bo  tak  Wiktora  tytułuje  Kirgizy) , 
a  wędką  pograniczny  naczelnik !  »  Jakkolwiek  ta  ale- 
gorya  wydała  się  mi  zanadto  ciemną  i  głęboką  (może 
dlatego  szczególniej,  żem  nigdy  w  studni  nie  widział 
sczupaka) ,  dziwnie  wszakże  podobała  się  słuchaczom  ; 
obsypali  ją  oznakami  swego  zadowolnienia,  i  mówca, 
wracając  na  swoje  miejsce,  miał  zaszczyt,  równie  jak 
Thiers  lub  Guizot,  po  zejściu  z  trybuny,  otrzymać  po- 
winszowania, nietylko  swych  zwolenników,  ale  i  op- 
pozycyi  ^. 

Myślałem,  żejuż  koniec  sprawie,  gdy  wtem  z  płaczem, 
jękiem  i  rozczochranemi  włosami,  wpadła  do  jurty  stara 
Kirgizka,  straszna  jak  Megera,  zanosząc  skargę  na 
Bijseke,  iż  robotnik  jego  Bajzan,  z  natchnienia  swego 
pana,  porwał  jśj,  wśród  dnia  białego,  sauklę^  i  fan- 


1.  Wybornie !  dobrze  I 

2.  Wieczna  fraza  da  JowrfKal  des  Dibats* 

S.  Ubiór  damski  na  głowę ,  w  kształcie  głowy  cukru,  niekiedy  dwa  i  trzy  tysiące 
baranów  kosztujący,  osypany  drogi^ml  kamieniami,  perłami  i  monetą  złotą. 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZWARTT.  34 

zową  koszulę*.  Dla  przekonania  się  o  rzeczywistości 
tej  skargi,  wprowadziliśmy  kilkadziesiąt  Kirgizów, 
w  liczbie  ich  posadziwszy  Bajzana,  wezwaliśmy  j^  ażeby 
go  ukazała.  Baba  nasza,  obszedłszy  kilka  razy  koło,  wy- 
bfała  kogo  innego ,  wcale  niepodobnego  do  Bajzana , 
mówiąc  wszakże  :  « oto  jest  Bajzan ,  który  mnie  ogra- 
bił! »  I  gdy  tę  wiedźmę  wszyscy,  a  nawet,  acz  z  wiel- 
kiem  swojóm  upokorzeniem,  przeciwnicy  Bijseki,  zape- 
wniali że  się  myli,  usprawiedliwiała  się  tą,  dziwną 
racyą ,  iż  musiał  przemienić  chałat ,  kiedy  go  poznać 
nie  mogła.  Bijseke  chciał  jeszcze  dowodzić ,  że  ani  jśj 
prababka  saukli  i  fanzy  nie  posiadała,  lecz  nie  miał 
zręczności  popisać  się.  ze  swoją  elokwencyą ,  albowiem 
skonfundowana  prawnuczka  opuściła  forum,  narzekając 
na  niesprawiedliwość  ludzką. 

Kiedy  więc  i  ten  środek ,  użyty  jak  widać  tylko  na 
zasadzie  :  «  gdzie  djabeł  nie  pomoże  tam  poślij  babę,  » 
nie  mógł  obwinić  Bijseki,  Kojczubaj  uroczyście  oświad- 
czył, iż  na  znak  zgody  chce  z  nim  zamienić  swój  cha- 
łat; na  jakową  propozycyą,  gdy  przystał  i  Bijseke, 
oba  zrzucili  z  siebie  chałaty,  i  ten  szczególny  traktat 
przymierza  cisnąwszy  na  nasze  głowy,  prosili  abyśmy 
go  przyjęli  na  pamiątkę  tak  ważnej  chwili ;  lecz  kie- 
dyśmy się  wymówili  od  spełnienia  ich  prośby  artyku- 
łem prawa  «  o  wziatkach, » każdy  z  nich  włożył  na  siebie 
chałat  swego  przeciwnika,  i  owa  walka  stronnictw  skoń- 
czyła się  na  tem,  iż  dwaj  naczelnicy  częstowali  się  ku- 
mysem z  jednego  naczynia,  i  znowu  dwie  biedne  klacze 

1.  Fanza,  Jedwabna  chińska  tkań. 


Digitized  by 


Google 


3St  LISTY    ZE    STEPÓW. 

padły  pod  rżeźniczym  nożem  dla  ugoszczenia  zgło- 
dniałój  gawiedzi.  My  zaś,  opisawszy  cał^  historyk, 
przedstawiliśmy  j^  «  po  porjadku.  »  Kto  wyciągnie 
szczupaka,  zdaje  się  rzecz  niewątpliwa.  Tymczasem, 
dla  dopełnienia  twego  wyobrażenia  o  moich  bohate- 
rach, przytoczę  jeszcze  kilka  szczegółów,  które  zarazem 
ukażg,  ci  niektóre  rysy  z  kirgizkiego  życia. 

BijSeke  i  Kojczubaj,  jako  kurdasze,  to  jest :  rówie- 
śnicy, jednolatki,  byli  kiedyś  wielkimi  przyjaciółmi,  i 
nieraz  w  młodości  swojej  jeździli  razem  na  barantę. 
Kurdaszom  wolno  jest  gadać  sobie  nawzajem  wszelkiego 
rodzaju  największe  głupstwa,  za  które  żaden  obrażać 
się  nie  ma  prawa;  lecz  gdy  ambicya  Wlazła  im*obu- 
dwóm  w  głowę  i  każdy  z  nich  zapragnął  być  rządzcą 
włości ,  nienawiść  zapaliła  swoją  pochodnię  w  brater- 
skich dotąd  sercach  do  tego  stopnia,  że  gdy  raz  spotka- 
wszy  się  z  sobą,  jeden  drugiemu  nie  szczędził  kolących 
słówek ,  Kojczubaj ,  niepomny  na  przywilej  kurdaszo- 
stwa ,  rozdarł  go ,  płatnąwszy  w  łeb  Bijsekę  ajbałtą. 
Bijseke  spadł  z  konia,  ale  powstawszy  zbroczony  we 
krwi,  zaprzysiągł  zemstę,  którśj  skutków  niejednokro- 
tnie już  doznał  jego  przeciwnik  i  która,  pomimo  dzisiej- 
szej zamiany  chałatów,. wy  da  zapewne,  przy  najmniej- 
szym zdarzeniu,  krwawe  swoje  owoce,  tćm  bardziej, 
iż  obadwa  są  dumni  i  gwałtownego  charakteru.  Bijseke 
opowiadał  nam  :  że  mając  lat  szesnaście,  gdy  kradł 
jeszcze  konie,  jak  to  robią  wszyscy  jego  ziomkowie  za 
młodu,  poczytując  to  sobie  za  rodzaj  odznaczenia  się  i 
ćwiczenia  w  rycerskiśm  rzemiośle ,  złapany  został  wśród 
cudzego  tabunu.  Przywiązany  potom,  czyli  raczśj  roz- 


Digitized  by 


Google 


LIST  CZWARTY.  33 

pięty  na  kieregach^  jurty,  tak  był  zbity  zprzodu  i 
ztyłu,  iż  nie  wyobraża  sobie  aby  kogo  kiedy  okropniej 
bito ,  i  nie  pojmuje,  jakim  cudem  Ałłach  zostawił  go 
przy  życiu.  Pomimo  jednak  tśj  operacyi,  szerokiój  rany 
jak^  mu  zadał  Kojczubaj  i  mnóstwa  blizn  świadczącycli 
o  jego  potyczkacli  na  stepie,  zdrowie  jego  nietylko  nie 
szwankowało,  lecz  owszem  siły  całe  rozwinęły  się  do 
tego  stopnia,  że  słynie  za  Herkulesa  w  ajaguzkim  okręgu. 
Straszne  to  kiedyś  będzie  jego  spotkanie  z  Kojczuba- 
jem,  zwłaszcza,  że  ten  lew  umie  czasami  przyczaić  się 
lisem.  Jakoż  mówił  nam  :  że  pewnego  razu  przyjechało 
do  niego  dwóch  Kirgizów  z  żądaniem,  aby  im  wyna- 
grodził za  dziesięć  koni  ukradzionych.  On,  jak  twierdzi, 
czując  się  w  tym  razie  niewhinym,  nie  chciał  płacić  za 
cudzą  kradzież.  Ci,. widząc  jego  upór,  zaproponowali 
mu,  aby  jechał  z  nimi  na  dżygunę,  tojest  sąd  bijów. 
Niewinny  mój  baranek  chętnie  zgodził  się  na  to ;  ale 
powiada :  «  Pomyślałem  sobie :  dam  ja  wam  dżygunę.  » 
Siadł  na  koń,  i  wziąwszy  z  sobą  towarzysza,  wyr^iszył 
w  drogę ,  lecz  jadąc  mimo^  niogiły  sławnego  niiegdyś 
bija  Tany,  na  którego  mądrych  i  sprawiedliwych  wy- 
rokach wszyscy  przestawah,  wstrzymał  konia,  zsiadł,  i 
wszedłszy  na  mogiłę,  wezwał  jednego  z  obżałowanych 
aby  mu  podał  swą  rękę ,  co  w  duchu  kirgizkich  zwy- 
czajów miało  znaczyć,  iż  wzywa  go ,  aby  uroczyście 
przysiągł  nad  martwćmi  zwłokami  leżącemi  pod  nimi , 
iż  on  wistocie  a  nie  kta  inny  ukradł  konie  u  niego.  Głupi 
Kirgiz  dał  się  uwieść  temu  zaproszeniu,  podał  mu  rękę, 

1.  Kratki  drewniane,  stanowiące  doluą  czaić  jurty. 


Digitized  by 


Google 


34  LIs^TY    ZE    STEPÓW. 

któi^  Bijseke  ścisnąwszy  w  swoje  żelazne  kleszcze,  ka- 
zał tymczasem  towarzyszowi  swemu  łupić  go  kamczą 
(bizunem) .  Na  wrzask  jego,  pozostały  na  koniu  Kirgiz 
drapnął  z  placu  co  mu  sił  stało,  a  zbity  na  gorzkie  jabłko 
oskarżyciel  Bijseki,  na  wieki  zaponiniał  o  dży gunie  i  o 
swycłi  dziesięciu  koniach. 

Lecz  dosyć  już  nieskończonej  gawędy,  które,  pisać 
muszę  na  kolanach,  jak  wódz  jaki  redagujący  swój 
raport  z  pola  bitwy.  Nieprzywykły  do  tego  nowego 
dla  mnie  stolika,  czuję  się  zmęczonym,  jak  Ranaj,  kiedy 
wysiadł  z  naszego  powozu ;  muszę  pokrzepić  siły  spo- 
czynkiem, a  zatem  bądź  mi  zdrów. 


Digitized  by 


Google 


List    PIi\TY.  35 


Kak  (uroczysko),  23  maja.  (Do  brała.) 


Kochany  January !  Nim  opuszczę  auły  Akimbet-Kire- 
jów,  wpośród  których  czas  daleko  znośnićj  mi  upływa 
niżeli  w  Omsku,  biorę  raz  jeszcze  pióro  do  ręki,  by  ci 
przesłać  braterskie  uściśnienie  i  pomówić  z  tobą  o 
otaczających  mnie  przedmiotach. 

Kirgizy  tutejszego  okręgu  od  miesiąca  już  zgórą 
rzucili  swoje  kystawy,  tojest  koczowiska  zimowe.  Nie- 
masz  dla  nich  przyjemniejszego  dnia  w  całym  roku,  jak 
ten ,  w  którym ,  po  kilkomiesięczn^m  spoczywaniu  na 
jednśm  miejscu,  mogą  przymarzłą  do  ziemi  swoją  jurtę 
włożyć  na  garby  wielbłąda,  i  z  całym  swoim  dostatkiem, 
ze  wszystkiśmi  sw^mi  stadami  koni ,  owiec  i  kóz,  roz- 
począć tę  ciągłą  wędrówkę,  co  się  kończy  dopićro  aż 
za  nastaniem  śniegów  i  mrozów. 


Digitized  by 


Google 


36  LISTY    ZE    STEPÓW. 

Dzień  ten  jest  dla  nich  dniem  szczęścia  i  powszechno] 
radości. 

Smutny  dot^d,  nudny,  okopcony  dymem  tezeku  Kir- 
giz wsiada  z  wesołem  licem  na  swego  najlepszego  bie- 
guna, i  z  dzielna  miną  wywija  na  nim  wpośród  tabunów 
występujących  w  pochód. 

Osmalona  jego  połowica  przy  nieustannie  płonącem, 
jak  nasz  stary  Znicz,  ognisku,  stroi  się  w  najokazalszy 
chałat,  w  najbogatszą  swoją  sauklę,  i  jak  karawanbasza 
prowadzi  za  sobą  szereg  wielbłądów,  dźwigających  na 
swych  grzbietach  ruchomy  dom  Kirgiza,  wszelki  sprzęt 
jego  i  dostatek. 

Dziewczęta  rade,  że  się  wydobyły  z  pod  okopconego 
sklepienia  jurty,  gdzie  ich  wdzięki  więdniały  jak  kwiaty 
w  ukryciu,  rozpuściwszy  na  wiatr  liczne  sploty  swych 
kruczych  włosów,  na  zwinnych  harcują  rumakach  pod 
przestronnym  sklepieniem  niebios. 

Dziarska  i  swawolna  młodzież,  nieobojętny  wzrok 
topiąc  w  czarne  .oczy  swych  towarzyszek ,  puszcza  się 
z  nićmi  na  wyścigi ;  lecz  niełacny  tryumf,  bo  hoże 
Amazonki  pędzą  po  stepie  jak  strzały,  i  bolesny  cios 
kamczy,  częstokroć  spadły  na  twarz,  oddala  najzu- 
chwalszą pogoń. 

Drobna  dziatwa,  co  w  czasie  silnych  mrozów  leżała 
zagrzebana  w  popiele,  uśmiecha  się ,  krzyczy  radośnie 
i  wyglądając  z  kołysek  przywiązanych  do  boków  wiel- 
błąda ,  zapomina  o  cierpieniach ,  jakich  doznawała 
w  tych  pieluchach  szczególniejszego  rodzaju,  których 
gorące  uściski  nie  jedną  pamiątkę  zostawiły  na  jej  ciele. 
Tabuny  wychudłe,  wycieńczone  po  biśdnym  karmie 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  37 

zimowym,  który  z  wielkim  trudem  wygrzebywać  sobie 
musiały  kopytami  z  pod  zaspów  śniegu,  nawalonego 
potęgą  burjanu  ^,  różnotonnómi  głosy  podzielają  radość 
swych  panów. 

Pies  nawet,  to  wzgardzone  i  najnieszczęśliwsze  stwo- 
rzenie u  Kirgiza ,  co  za  wierne  usługi  często  dni  kilkp. 
i  kości  nie  widzi ,  ochoczo  bieży  za  stadem,  marząc  o 
myszach  polnych,  swojśm  zwyczajnćm  pożywieniu, 

Jednóm  słowem  :  pierwsze  to  wyruszenie  z  miejsca 
na  wiosnę ,  jest  niejako  zmartwychwstaniem  Kirgiza , 
odrodzeniem  się  Fenixa  z  jego  popiołów. 

Sam  step,  którego  dotąd  głuche  milczenie  przerywał 
tylko  czasami  przeraźliwy  świst  zawieruchy,  nagle  na 
wszystkich  punktach  się  ożywia ;  bo  po  niezmierzonej 
jego  przestrzeni  rozlega. się  wszędzie  uroczysta  nuta 
pieśni  kirgizkiój. 

Masz  więc  słaby  zarys  koczówki  pasterskiego  ludu. 
Włość,  którój  dziś  gośćmi  jesteśmy,  koczuje  już  od 
czasu  opuszczenia  swoich  zimowisk  na  trzecićm  miej- 
scu, i  zajmuje  w  tśj  chwili  obszar  kilkudziesięciu  wiorst, 
ciągnący  się  po  obu  brzegach  Czaru.  Korzystając  z  chwil 
wolnych  od  zatrudnień,  zwiedzałem  pobliższe  auły,  .by 
się  lepiśj  zapoznać  z  tem  życiem  tak  rożnem  od  na- 
szego, z  życiem,  które  wyobraźnia  moja  malowała  sobie 
w  najpiękniejszych  barwach.  Ale  nie  wszystko  złoto, 
co  się  świeci  zgóry!  W  każdćj  jurcie  spodziewałem  się 
znaleść  szczęśliwych  pasterzy  Arkadyi...  niestety ! 
rzadko  w  którój  nie  spotkał  wzrok  mój  smutnych  obra- 

1.  śnieżna  zawierucha. 


Digitized  by 


Google 


38  LISTY    ZE    STEPÓW. 

zów  nędzy  i  chorób  trapiących  biedną  ludzkość.  We 
wszystkich  prawie  czarnych  jurtach  (bo  majętniejsi 
mieszkają  w  białych)  Yebra  i  straszniejsza  od  niej  syphilis 
liczyła  swoje  ofiary ,  a  dotknięte  nią  osoby  obojój  płci 
wyglądały  jak  widma  lub  szkielety ;  na  dzieciach  ospa, 
krosta,  wrzody  :  i  wszystko  to  własną  tylko  siłą  musi 
pasować  się  z  cierpieniem,  bo  nauka  Eskulapa,  złożona 
tutaj  w  ręku  głupich  i  zabobonnych  buksów  ^,  podaje 
środki  ratunku  po  największej  części  nacechowane 
piętnśm  szarlatanizmu  i  guślarstwa.  Serce  się  rozdziera 
na  widok  tylu  męczenników  wołających  o  pomoc.  Na 
szczęście  nasze,  niektórym  z  nich  mogliśmy  przynieść 
ulgę.  Wiktor  bowiem,  mając  z  sobą  zapas  proszków 
emetyku,  chiny  i  jalapy,  kilku  chorym  na  febrę  dał  je 
do  zażycia,  nakazawszy  zachowanie  najściślejsz(5j  dyety, 
a  niezepsuta  jeszcze  natura  tego  ludu  naszćmi  wy- 
myślnemi  pokarmami ,  przyłożyła  się  dzielnie  do  zwal- 
czenia choroby. 

Na  wieść  o  tych  cudownych  lekarstwach  mego  im- 
prowizowanego Hipokratesa,  zbiegały  się  tłumy  chorych 
z  okolicznych  aułów.  Przywożono  ich  na  koniach,  kro- 
wach, wielbłądach,  a  najsłabszych  na  dwukołowych 
taradajkach,  arbami  zwanych.  Wszyscy  prosili  o  te 
proszki ,  co  większy  skutek  przyniosły  niż  modlitwy 
mułłów  i  zaklęcia  buksów ;  uzdrowieni  zaś  składali  swe 
dzięki  w  najczulszych  wyrazach.  Mąż  nawet  jednśj 
miodśj  i  wcale  nieszpetnćj  kónwalescenłki,  posunął  do 
tego  ^stopnia  uczucie  wdzięczności ,  żp  na  wyjeździe 

1.  Hodzuj  szamanów,  guślHizy. 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  39 

W  drogę  żegnając  się  z  nami  i  dziękując  Wiktorowi  za 
pomoc  okazaną  żonie,  prosił,  aby  w  czasie  nieobecności 
jego,  nie  robił  sobie  żadnćj  ceremonii  i  raczył  go  zupeł- 
nie zastąpić. 

Ta  wielka  liczba  cborycłi  na  febrę  niczem  jest  atoli 
w  porównaniu  z  syfilityczną  zarazą,  którśj  straszne  spu- 
stoszenia ciągle  się  nam  nasuwają  przed  oczy ;  zresztą 
febra,  jak  nas  zapewniano,  grasuje  tu  tylko  z  po- 
czątku wiosny;  latem  zaś  sam  wpływ  powietrza,  rucłi, 
kumys,  uwalniają  od  niśj  cłiorego  i  bez  pomocy  lekar- 
skicłi  środków;  lecz  ostatnia,  nie  znajdując  żadnego 
tiamulca,  rozwija  się  swobodnie,  okropnie  i  bez  względu 
na  pory  roku,  wiek  i  płeć,  zatruwa  jadem  swoim  całe 
rodziny.  Buksy  wprawdzie,  postawiwszy  w  trójkąt  parę 
kieregów  i  nakrywszy  je  wojłokiem,  sadzają  pod  nim 
chorego  i  podkurzają  go  cynobrem;  ale  ta  kuracya 
ledwie  nie  tyle  pomaga  co  umarłemu  kadzidło.  Na  ospę, 
od  którśj  mnóstwo  ofiar  pada  co  rok,  żadnego  środka 
nie  z«a  kirgizka  medycyna,  a  wielki  wynalazek  Jen- 
nera  straszniejszy  dla  nicłi  jeszcze  niżeli  sama  choroba, 
gdyż  wprowadzeniu  jego  w  praktykę  przesąd  stawia 
njezwalczoną  tamę.  Kogo  jad  ospy  owionie,  może  po- 
żegnać się  z  tym  światem ;  odłączony  bowiem  od  zdro- 
wych ,  żadnego  od  nich  nie  doznaje  ratunku  :  krewni 
uciekają  od  niego  jak  od  zapowietrzonego,  i  jeśli  kto 
z  litości  przyniesie  mu  pokarm  lub  napój,  to  stawia  go 
zdaleka.  Nieszczęśliwy  więc  pacyent  musi  ginąć  nie- 
ochybnie,  jeśli  go  sam  Ałłach  nie  ocali.  O  krostę  zaś 
błyszczącą  prawie  na  każdćmręku,  Kirgizy  tyle  dbają, 
co  my  o  piegi.  Lecz  dosyć  już  tych  smutnych  obrazów, 


Digitized  by 


Google 


40  LISTY    ZE    STKPÓW. 

Z  któremi  co  chwila  spotykałem  się*  zwiedzając  obszar- 
pane, podziurawione  jak  rzeszoto,  pozbawione  zgoła 
wszelkicłi  wygód  mieszkania  uboższej  klasy  tutejszycłi 
Kirgizów.  O  klasie  bogatszej  na  ten  raz  nic  nie  po- 
wiem, gdyż  nie  miałem  zręczności  zajrzćć  pod  jśj  białe 
jurty  :  raz,  że  icłi  tu  kilka  zaledwie  błyszczy  wśród 
mnóstwa  czarnych;  powtóre^  iż  etykieta  nie  pozwala 
nietylko  kafyrowi  (niewiernemu),  jak  ja,  lecz  nawet 
rodakowi  wejść  do  jurty  Kirgiza  grającego  rolę  dżen- 
tlemana,  nie  będąc  wprzód  zaproszonym  od  niego. 
Dżataki  (to  jest  biódaki)  jak  wszyscy  biedni  na  świecie, 
nie  przestrzegają  tak  ściśle  prawideł  etykiety;  tój  to  to- 
lerancyi  obowiązany  jestem,  że  widziałem  (jakkolwiek 
mię  to  bolało) ,  kirgizką  biedę  w  całćm  znaczeniu  tego 
wyrazu,  powiększoną  jeszcze  w  oczach  moich  na  widok 
pokarmów,  jakichby  im  żaden  pies  twój  nie  poza- 
zdrościł. 

Przedostatniej  nocy,  barantarze  napadli  znowu 
na  tabun  pasący  się  w  blizkości  naszego  stanowiska. 
Krzyki :  Aj !  gaj !  Abłaj !  Abłaj  !  2  jednój,  i  wrzask  pa- 
stuchów z  drugiej  strony,  postawiły  wnet  na  nogach 
całą  ludność  aułu,  która  dopadłszy  koni  poprzywiązy- 
wanych  na  wszelki  wypadek  do  jurt,  puściła  się  na 
plac  wrzawy;  lecz  nim  nań  zdążyła,  już  najezdnicy 
odbili  ośm  koni  i  korzystając  z  ciemności  nocy,  popę- 
dzili z  sobą.  Ostatnia  noc  przeszła  spokojnie;  ale 
(jeżeli  słuszny  domysł  naszego  gospodarza)  dlatego 
jedynie,  że  wczorajszego  dnia  deszcz  padał :  ergo,  banda 
złodziejów  krążąca  w  tej  chwili  po  okolicy,  miałaby 
wielką  trudność  przebywać  na  swych  zmęczonych  ko- 


Digitized  by 


Google 


LIST  pijyT-y.  41 

niach  grzęzkie  moczary,  a  co  gorsza,  zostawiłaby  na 
nich  wyraźne  ślady ,  któreby  ją,  zdradziły  i  dały  mo- 
żność wytropić.  Niebezpieczeństwo  wszakże  wisi  nad 
nami.  Tylko  co  na  spoconym  koniu  przybiegł  Kirgiz, 
który  przed  kilkę  godzinami  najecłiał  trafunkiem  na 
czterdziestu  zgórę  barantarzy  leżących  w  dolinie, 
niewięcej  jak  o  dwadzieścia  wiorst  od  nas.  Wszyscy 
uzbrojeni  w  dzidy,  i  czterech  z  nich  długo  pędziło  za 
nim.  Kształt  siodeł  każe  wnosić,  że  ci  rabusie  są  Basen- 
tyńcy,  z  bajanaulskiego  okręgu.  Bijseke,  spodziewając 
się  ich  napadu,  rozesłał  ha  wszystkie  strony  podjazdy, 
kazał  być  w  gotowości  sąsiednim  aułom;  a  my,  ze 
swojej  strony,  przedsięwzięliśmy  środki  ostrożności. 
Życzyłbym  sobie  bardzo  być  świadkiem  tśj  nocnój 
walki,  która,  podług  opowiadania  Wiktora,  przedsta- 
wiać ma  najdoskonalszy  obraz  piekła  ż  całym  rykiem  i 
wrzaskiem  wściekłych  jego  obywateli.  Niecierpliwie 
oczekując  nocy,  tymczasem  rzucam  pióro  i  nabijam 
broń. 


34 


Banda  stepowych  korsarzy  musiała  zwąchać  proch 
wsypany  do  moich  pistoletów  pod  ołowiane  kulki,  kiedy 
i  tśj  nocy  nie  objawiła  żadnych  nieprzyjaznych  poku- 
szeń.  W  oczekiwaniu  jednak  co  chwila  napadu ,  by- 
liśmy sur  le  qui  vwe  !  przepędzając  czas  na  gawędce 
z  Kirgizami,  którzy  obsiadłszy  dokoła  ognisko,  nie 
szczędzili  nam  pytań  w  różnych  przedmiotach.  Wiktor, 


Digitized  by 


Google 


ii  LISTY  /E    STEPÓW. 

znający  wybornie  ich  język,  musiał  na  wszystko  kate- 
gorycznie odpowiadać^  a  odpowiedzi  jego  słuchane  były 
jak  wyrocznie  i  przyjmowane  z  największym  aplauzem, 
wśród  nieustannych  wykrzykników  :  «  Oj !  boj !  o  ap- 
permoj!))  Dziwili  się  oni  wszyscy  głębokiój  jego  rti^- 
drości  i  nie  mogli  pojąć  w  prostocie  ducha,  jak  taka 
masa  rozumu  i  wiadomości  może  pomieścić  się  w  jednśj 
głowie.  Lecz^  nic  nie  zrobiło  na  ich  umysłach  tak 
wielkiego  wrażenia  i  nie  dało  tak  wysokiego  pojęcia 
o  geniuszu  mego  towarzysza,  jak  kiedy,  z  powodu 
wszczętej  rozmowy  o  barancie,  przedstawił  im  dra- 
matycznie cały  proceder  tego  szlachetnego  rzemiosła : 
jakim  sposobem  Kirgiz  zazwyczaj  podkrada  się  do 
cudzego  tabunu  pieszo  lub  konno;  jak,  pełzając  po 
ziemi ,  przysłuchuje  się  czy  śpią  pastuchy ;  jak,  prze- 
konawszy się  o  ich  czujności  i  lękając  się  o  swoje  boki, 
rzuceniem  w  tył  poza  siebie  czapki,  naśladuje  niby 
wzlot  dropia  lub  żurawia ;  jak  nareszcie,  pomimo  tych 
wszystkich  i  tym  podobnych  środków  ostrożności  i  pod- 
stępu^ złapany  ptaszek  gra  folę  niewiniątka,  i't.  p. 
Scena  ta,  wykonana  po  artystowsku  i  z  głęboką  znajo- 
mością rzeczy ,  rozśmieszyła  do  łez  najpoważniejszych 
Kirgizów,  i  nie  wiem  czy  który  parter  na  świecie  bar- 
dziój  był  zadowolony  swoim  najulubieńszym  aktorem, 
jak  słuchacze  Wiktora.  Jeden  z  nich  wykrzyknął  : 
«  Ptłlkundyku !  musiałeś  ty  sam  jeździć  na  barantę  i 
kraść  konie,  albo  jesteś  czarownikiem,  kiedy  znasz  tak 
doskonale  najskrytsze  tajniki  naszego  życia  stepo- 
wego. »  Wiktor,  nic  nie  odpowiedziawszy  na  ten  kom- 
plement, wstał,  i  obszedłszy  koło  siedzące  z  rozdzia- 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  43 

wionśmi  gębami  z  zadziwienia,  wskazał  palcem  na 
jednego  ze  słuchaczy  i  rzekł :  «  oto  jest  złodziej !  On 
już  nie  jednego  konia  ukradł ,  i  nie  jednego  jeszcze 
ukradnie !  »  Gdyby  cały  firmament  niebios  ze  wszy- 
stkiómi  swćmi  nowśmi  i  starśmi  planetami,  kometami  i 
gwiazdami  spacti  na  głowę  tego  Kirgiza,  nie  przeraziłby 
go  potężniej,  jak  te  niespodziewane  Wiktora  słowa. 
Onfemiał,  strucłilał  nieborak.  Cała  publiczność  zawrze- 
szczała :  *«  prawda !  prawda !  »  a  wielki  mówca  Tou- 
kumbaj  dodał :  «  Co  nam  ukrywać  przed  tobą ,  kiedy 
ty  wiesz  co  u  nas  jest ,  co  było  i  co  będzie !  » 

Domyślisz  się  zapewne,  że  Wiktor  oparł  swe  twier- 
dzenie na^  podejrzanej  fizyonomii  Kirgiza,  a  traf  zrzą- 
dził, iż  zgadł  lepiej,  niż  to  się  często  zdarzało  samemu 
Lawaterowi ;  wreszcie  nietrudno  było  i  zgadnąć,  gdyż 
każdy  z  nich  prawie  jest,  był  lub  będzie  amatorem  cu- 
dzych koników. 

Kirgizy  jednak  innego  byli  w  tym  względzie,  prze- 
konania; nie  mogąc  bowiem,  sobie  objaśnić,  jakim 
cudem  człowiek ,  nie  będący  sam  złodziejem  lub  cza- 
rownikiem ,  rpoże  tak  nieomylny  stanowić  wyrok , 
wpadli  na  promienną  myślj^  że  Wiktor  udaję  tylko  ka- 
fyra,  lecz  rzeczywiście  jest  prawowiernym  synem  Ma- 
hpmeta.  Jakoż  ^'eden  z  bijów  zaczepił  go  z  tój  strony, 
mówiąp  :  «  Jak  widzisz,  wszyscyśmy  z  tobą  otwarci; 
przyznaj  się  Pulkundyku !  że  nasza  krew  płynie  w  to- 
bie. »  —  «  Więcśj  wam  powiem ,  śmiejąc  się  odparł 
Wiktor ;  moja  krew  płynie  w  ostatnim  potomku  jednego 
z  najznakomitszych  waszych  chanów.  »  —  «  Jakto? 
coto  ?  »  —  mnóstwo  głosów  zawołało ;  —  a  że  nadzwy- 


Digitized  by 


Google 


44       .  LISTY    ZE    STEPÓS^'. 

czajnćj  ich  ciekawości  niepodobna  się  było  oprzeć,  mój 
.towarzysz  opowiedział  im  następne  zdarzenie. 

«  Czy  słyszeliście  o  Jakóbie,  synu  chana  Nurali?  » — 
«  O  któż  go  nie  zna  w  naszćj  hordzie !  »  odezwało  się 
kilka  głosów.  »  —  «  Otóż,  ciągnął  dalój  Wiktor,  za  dni 
moich  młodszych,  kiedy  los  rzucił  liinie  na  stepy  Małój 
Hordy,  poznałem  się  z  Jakóbem.  Polubił  on  rtmie  bar- 
dzo i  nazywał  swoim  tamyrem  ^.  Żyliśmy  z  sobą  jak 
bracia :  co  jego,  to  było  moje;  co  moje,  to  jego.  Było 
mu  naówczas  ze  60  lat  i  miał  dwie  żony.  Bajbicze^, 
stara  jak  Mohodziarskie  góry,  i  brzyd]^a  jak  wielbłą- 
dzica na  skonaniu;  lecz  za  to  młodsza,  piękna  Ajdża- 
nym,  słynęła  w  całej  hordzie  ze  swojej  krasy.  Od  Emby 
do  Tobola  nie  znalazłbyś  piękniejszej  twarzy,  żywszych 
i  czarniejszych  oczu.  Nie  szczupły  tśż  i  kałym  zapłacił 
za  nią  mój  przyjaciel.  Bywałem  .często  u  niego,  i  często 
widząc  Ajdżanym ,  pokochałem  ją  bardziśj  jeszcze  niż 
jej  męża  :  pozyskałem  jśj  wzajemność ;  stary  dozorca 
żon  Jakóba,  w  czasie  jego  niebytności,  ułatwiał  nam 
sposobność  widywania  się ;  koniec  końców,  następstwem 
tych  rendez-vous  był :  syn,  nanieszczęście  tak  podobny 
do  ojca,  że  Jakób,  zobaczywszy  go  po  raz  pierwszy, 
zaraz  rzecz  zmiarkował,  i  niezmiernie  oburzywszy  się 
na  swego  tamyra ,  ledwie  że  nie  zabił  tony.  Po  przej- 
ściu atoli  pierwszej  chwili  gniewu ,  uspokoił  się  i  dał 


1.  Rodzaj  braterstwa.  Tamyr  z  tamyrem  powinien  dzielić  się  swoim  majątkiem, 
Jednam  słowćm  być  mu  bratem. 

2.  Pierwsza  żona  Kirgiza  nazywa  się  bajbicze ;  główną  rolę  gra  w  rodzinie  i  n^od- 
sze  tony  są  dla  nićj  z  uszanowaniem.  Ona  w  czasie  koczówki  prowadzi  pierwszego 
wielbłąda. 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  45 

mu  imię  Biktur.  W  kilka  miesięcy  przyjechałem  znowu. 
Zrazu  przyjął  mnie  kwaśno,  i  ani  słowa  nie  odpowie- 
dział na  moje  pozdrowienia  i  pytania ;  nareszcie  cłiwy- 
ciwszy  mnie  za  rękę,  pociągnął  za  sobą  do  jurty  Aj- 
dżanymy.  Tu  skoro  próg  przestąpił,  kazał  jej  podać 
kindżał  wiszący  nad  łożem  i  groźnym  tonem  rzekł  do 
mnie  :  «  Wybieraj !  kogo  cłicesz,  ażebym  z  was  zabił : 
ciebie,  żonę,  czy  waszego  syna  !  »  Nie  straciwszy  przy- 
tomności ,  powiedziałem  mu  :  «  Sułtanie !  ja  nie  chcę , 
abyś  tu  kogokolwiek  z  nas  zabijał ;  twoje  postępowanie 
mnie  zadziwia ,  gdyż  podejrzenia  twoje  są  niesprawie- 
dliwe: dostałeś  chyba  pomieszania  zmysłów.  »  Straszna 
to  była  chwila :  sam  myślałem,  że  już  nie  wyjdę  z  jurty ; 
lecz  czy  wiecie,  na  czóm  to  wszystko  się  skończyło  ?  Suł- 
tan, spojrzawszy  mi  raz  jeszcze  w  oczy,  rzekf:  «  Bądź- 
cie spokojni !  ja  tylko  chciałem  się  przekonać  czyś  ty 
tchórz,  czy  nie?  Nastraszyłem  was,  lecz  czyliż  sądzisz, 
żebym  zdolnym  był  zabić  ciebie,  żonę  lub  syna?  On  mi 
jest  drogi,  bo  nie  mam  innego,  a  życzyłbym  tylko,  aby 
w  sercu  jego  była  śmiałość.  Teraz  pocałujcie  się  przy 
mnie  i  pamiętajcie,  jeżeli  mam  mieć  jeszcze  potomków, 
warunek  :  niech  tylko  nie  będą  córki.  »  —  Ze  łzami 
wdzięczności  w  oczach  spełniliśmy  jego  rozkaz;  lecz 
z  oddaleniem  się  mojćm^winne  strony,  zastrzeżenie 
względem  prokreacyi  następców  sułtana  ptzostało  bez 
skutku.  Tak  więc  mój  Biktur  jest  teraz  ostatnim  po- 
tomkiem chańskiego  rodu  Małśj  Hordy.  W  kilka  lat 
po  tśm  zdarzeniu  widziałem  gó,  dodał  bohater  powieści, 
lecz  gdy  malcowi  powiedziano ,  iż  jestem  jego  ojcem, 
plunął  mi  w  oczy,  i  nazwał  mnie  kafyrem.  )> 


Digitized  by 


Google 


46  LISTY    ZE    STEPÓW. 

Te  i  tym  podobne  rozmowy  zabrały  nam  większa 
część  nocy.  Niezmordowani  nasi  słuchacze  clicieli  je 
przedłużyć ;  lecz  gdy  sen  zaczął  kleić  powieki,  Wiktor 
kazaJ  zagasić  ognisko  :  Kirgizy  rozeszli  się,  zapadł  tun- 
duk ,  nastąpiła  głucłia  cisza,  i  tylko  w  oddaleniu  długo 
jeszcze  dawał  się  słyszeć  śpiew  pastucłiów  i  uroczysty 
głos  modlitwy :  «  Ałłach'Akber  i  Ałłacłi  Akber! . 


25  maja. 

Za  kilka  godzin  opuszczamy  Kak.  Dziś  zrana,  o  dzie- 
sięć kroków  od  naszćj  jurty,  z  pod  nóg  mi  prawie 
wyśliznęła  się  gadzina ,  długości  z  łokieć ;  być  może , 
iż  w  nocy  nawiedzała  i  nasze  mieszkanie.  Kirgizy  .po- 
wiadają, że  icłi  tu  «  nie  kupować,  »  a  za  sąsiednią  górą 
ma  być  tatie  mnóstwo,  iż  kroku  nie  można  stąpić,  żeby 
nie  spotkać  się  z  nićmi.  Gadzina,  po  kirgizku  dżiłan. 
Są  tu  wielkie  i  małe,  i  te  ostatnie  mają  być  bardziej 
szkodliwe  :'niektóre  bywają  grubości  ręki.  Często  kąsają 
ludzi  i  t)ydło.  Na  zapytanie  moje,  jakich  używają  środ- 
ków przeciw  strasznym  skutkom  ich  jadu,  odpowiedział 
mi  jeden  Kirgiz  :  «  Najlepszy  jest  środek  wezwać .  na- 
tychmiast mułłę,  aby  nad  człowiekiem  ukąszonym  przez 
gadzinę,  przeczytał :  żmijskoje  słowo  (tak  się  wyraził 
po  rossyjsku) ;  ranę  zaś  samą  posn\arować  końskim  po- 
,tem  i  dawać  go  choremu  za  napój.  Jeśli  pacyentem  koń, 
należy  położyć  go  pomiędzy  owcami;  ranę  nacierać  zasu- 
szoną gadziną,  a  po  trzech  dniach  puchUna  ustąpi  i  koń 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  47 

wstanie  zupełnie  zdrowym.  Warunek  tylko  niezbędny, 
ażeby  gadzina  była  zabitą  ostatniej  wiosny,  kamczą  a 
nie  czóm  jnnćm,  i  ażeby  była  pierwszą  którą  Kirgiz 
tój  wiosny  zobaczy  na  stepie  :  dlatego  staramy  się 
zawsze  o  exemplarz  takiej  gadziny ;  zresztą  koński  pot 
dajemy  także  pić  koniom  i  bydłu.  »  Zostawiając  oce- 
nienie skutków  tój  kirgizkiój  recepty  waszym  uczonym 
medykom,  nie  od  rzeczy  będzie  zwrócić  icli  uwagę  na 
to,  że  żadna  pałka  tak  rychło  nie  pozbawia  życia  ga- 
dziny jak  kamcza,  która,  ma  się  rozumieć,  ciągle  doty- 
kając się  konia,  wsiąka  w  siebie  pot  jego.  O  tśm  zape- 
wniają mnie  wszyscy  Kirgizy  i  Kozacy.  Musi  więc 
w  tym  końskim  pocie  zawierać  się  jakiś  antypatyczny 
pierwiastek  dla  tego  stworzenia,  który  działać  może 
nawet  przeciw  jadowitemu  ukąszeniu  jego.  Ale  wraca- 
jąc do  rzeczy,  z  opowiadań  Kirgizów  przekonałem  się, 
że  prócz  powyższych  środków  ratunku ,  uciekają  się  i 
do  innych,  bezwątpienia  skuteczniejszych  niżeli  «  żmij- 
skoje  słowo  ))  lub  zasuszona  gadzina.  Tak  naprzykład, 
gdy  raz  córka  naszego  gospodarza  została  ukąszoną 
w  rękę,  przewiązano  ją  natychmiast  w  górze,  ranę  wy- 
palono gorącćm  żelazem,  a  córka  we  trzy  dni  wyzdro- 
wiała. Było  takie  zdarzenie  u  nich  :  młody  jeden  chło- 
piec spał  i  śniło  mu  się,  że  matka  podaje  mu  kumys  i 
że  on  go  pije  :  zbudziwszy  się,  poczuł  nadzwyczajny 
ruch  w  żołądku;  nareszcie  zaczął  uskarżać  się,  że  dżi- 
łan  krąży  w  jego  wnętrznościach.  Dano  mu  krowiego 
masła,  herbaty,  i  jak  zapewniał  mnie  sam  ojciec  nie- 
boraka, nazajutrz  gość  nieproszony  wyszedł....  Nie  tak 
jednak  szczęśliwą  była  dziówka  z  sąsiedzkiego  aułu, 


Digitized  by 


Google 


48  LISTY    ZE    STEPÓW. 

którą  także  w  czasie  snu  nawiedziła  gadzina.  Po  uży- 
ciu rzeczonego  środka,  przez  dwa  dni  nie  było  żadnego 
skutku;  nakoniec  w  cłiwili,  kiedy,  prócz  małego  dzie- 
cięcia, nikt  nie  znajdował  się  w  jurcie,  gadzina  poka- 
zała swą  "głowę  z  pomiędzy  ust  cierpiącśj  i  zaczjgła 
wycłiodzić  powoli ;  na  nieszczęście  dziecię  na  ten  wi- 
dok krzyknęło;  gadziąa  się  zlękła,  schowała  się  na- 
powrót,  i  ukąsiwszy  biedną  dziewkę,  odebl-ała  jej 
wkrótce  życie. 

Środek  ostrożności,  jaki  Kirgizy  przedsiębiorą  zwy- 
czajnie przeciw  żmijom  i  wężom,  by  nie  zacłiodziły  do 
ich  mieszkań,  jest  bardzo  prosty  :  bierze  się  arkan 
spleciony  z  szerści  i  końskich  włosów;  im  nowszy  tern 
lepszy,  jako  nie  obtarty,  i  opasuje  się  nim  jurta  wokoło. 
Gad,  bojąc  się  ostrych  kolców  powrozu,  cofa  się  od 
tego  zaklętego  koła  i  zostawia  człowieka  w  pokoju. 

Jak  bocian,  Kirgiz  ma  sobie  za  święty  obowiązek 
oczyszczać  step.  Nigdy  on  nie  przepuści  gadzinie;  jeśli 
ją  spotka ,  choćby  miał  najpilniejszy  interes,  zatrzymuje 
się  i  zabija  kamczą.  Jeśli  przypadkiem  nie  ma  tój  osta- 
tniej z  sobą,  dopóty  szuka  pałki ,  póki  nie  znajdzie ; 
wraca  z  nią  w  to  miejsce  gdzie  zoczył  swoją  ofiarę,  i 
odszukawszy,  najczęściej  przytrzymuje  ją  palką,  tak, 
aby  głowę  podniosła  do  góry  :  wtedy  w  rozdziawioną 
gębę  wsypuje  szczyptę  tabaki,  od  którój  gadzina  ginąć 
ma  niezwłocznie. 

W  tej  chwili  weszła  żona  naszego  gospodarza  wraz 
z  kilką  kobietami  i  całą  swoją  drobną  rodziną.  Powin- 
nością płciżeńskiej  jest  zdjąć  jurtę  i  opatrzyć  czy  wszy- 
stko w  całości.  Po  raz  pierwszy  mieliśmy  honor  oglądać 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĄTY.  49 

te  damy ;  oprócz  samśj  gospodyni ,  imieniem  Nurczy, 
dość  przystojnśj,  reszta  wyglądała  jak  grzech  śmier- 
telny. Rozmawiały  z  nami  swobodnie  i  były  sobie  bez 
żadnćj  ceremonii ;  acz  mówiąc  prawdę ,  nietyleśmy  je 
zajmowali ,  ile  nasze  rzeczy.  Łóżka  żelazne  najbardzidJ 
ściągnęły  na  siebie  ich  uwagę,  i  one  to  w  szczególności 
dały  im  powód  do  różnych  konceptów,  nader  lekko  ot)- 
winiętych  w  bawełnę,  z  których  śmieli  się  ich  mężowie, 
a  my  jeszcze  bardziśj. 

Bądźcie  zdrowi,  bo  już  eskorta  nasza  siada  na  koń, 
i  Amantaj  czeka  na  kałamarz,  by  go  schować  do 
arby. 


Digitized  by 


Google 


60  LISTY    ZE    STEPÓW. 


VI 


Ajaguza,  28  xną)a.  (Do  brata.) 


Kochany  bracie !  Dnia  25  o  godzinie  jedenastój  zrapa 
opuściliśmy  uroczysko  Kak  wśród  błogosławieństw  Kir- 
gizów, którym  china,  jalapai  emetyk  Wiktora  przywró- 
ciły zdrowie.  Ilbilanczy,  z  licznym  orszakiem  swycłi 
podkomendnych  starszyn  i  ludu ,  przeprowadził  nas 
konno  kilka  wiorst.  Wszyscy  wyrażali  sw^  wdzięczność 
za  uprzejme  z  nimi  obchodzenie  się,  i  przy  pożegnaniu, 
nie  było  końca  ściskaniem  rąk  i  życzeniom  szczęśliwej 
podróży,  rozpoczynającśj  się  niebardzo  pomyślnie  dla 
nas ;  albowiem  wiatr  chłodny,  buszujący  tego  dnia  po 
stepie ,  ostrym  żwirem  raził  twarz  i  oczy,  a  tak  był 
gwałtowny,  że  ledwie  można  było  usiedzieć  na  koniu. 
Jak  na  dobitkę  tćj  atmosferycznej  wrzawy,  dostał  mi 
się  ajhyr  (ogier)  z  pok^san?  mord^  i  pokaleczonym, 
nosem,  świadczącśmi  wymownie  o  jego  dzielności  i 
częstych  walkach  z  towarzyszami  swómi.  Ten  to  prze- 


Digitized  by 


Google 


LIST    SZÓSTY.  51 

klęty  ajhyr,  zaledwie  gdzie  zoczył  pasący  się  na  stronie 
tabun,  natychmiast  rżał,  rwał  się ,  pienił  i  chciał  gwał- 
tem ,  ażebym  z  nim  leciał  złożyć  hołd  płci  pięknój  jego 
rodzaju ;  lecz  przekonanie  o  obowiązku  nieodstępowania 
od  swój  karawany ,  mocno  z  dzieciństwa  wkorzenione 
w  umysły  kirgizkich  koni ,  bardziej  zapewne  niż  moje 
słabe  siły,  nie  dopuściło  go  do  żadnych  szkodliwych 
dla  bezpieczeństwa  mojej  persony  excesów.  Więcój 
nawet  powiem,  że  pomimo  swych  romansowych  zalo- 
tów i  wybryków  gor^cój  krwi,  wkrótce  zasłużył  u  mnie 
na  najwyższy  szacunek  i  niewygasłe  wspomnienie. 

Zaledwieśmy  wyminęli  koczowiska  Ajkimbet-Kirnie- 
jów,  szaleniec  mój,  zamiast  dolin  ożywionych  obecności? 
stad  wesołych,  widząc  przed  sobą  samotną  tylko  pusty- 
nię, puścił  się  ze  mną  w  głąb'  jej  z  sercem  bohatera 
rzucającego  swoją  kochankę,  by  spieszyć  na  boje,  i  nie 
tak  nagle  przed  arabskim  rumakiem  Farysa  ustępo- 
wały z  drogi  lasy  i  góry,  jak  przed  kirgizkim  ajhyrem 
znikał  step  nieobjęty  okiem.  Nie  wstrzymywał  go  ani 
wzdęty  kilkodniowym  deszczem  mętny  nurt  Czaru ,  ani 
Dżelbige-tau  ze  swojćmi  dolinami  napełnionymi  gadem, 
ani  wiatr  coraz  bardziój  wzmagający  swą  groźną  po- 
tęgę: leciał,  leciał,  a  mnie  się  zdawało,  żem  dosiadł 
orła,  który  w  bystrym  swoim  locie  odetchnie  chyba  na 
szczycie  Himalaju,  bym  miał  możność  przypatrzyć 
się  krwawemu  pobojowisku,  na  którćm  cywilizacya 
europejska ,  przed  niedawnemi  dniami ,  zadała  cios 
śmiertelny  indyjskiemu  światu  ^. 

1.  Świeie  zwycięztwa  Anglików  yr  Pendżabłe. 

Digitized  by  VjOOQ IC 


82  LISTY    ZE    STEPÓW. 

A  chociaż  nie  sięgnąłem  tak  daleko,  tak  wysoko, 
żałować  mi  przychodzi ,  że  nie  mogę  skreślić  ci  w  ca- 
łym blasku  poezyi  tej  bohaterskiej  jazdy,  godnej  pędzla 
Mickiewicza  lub  Byrona. 

Nie  maj^c  honoru  być  synem,  ba !  nawet  kuzynem 
Apollina,  bo  zimna  proza  moim  udziałem,  czyliż  po- 
dobna jćj  szlacheckim,  że  tak  się  wyrażę,  językiem, 
oddać  te  wszystkie  uczucia,  jakich  doznawało  moje 
serce,  gdym,  siedząc  na  grzbiecie  orła  kirgizkich  ste- 
pów, powtarzał  w  uniesieniu  : 

Pqdź  latawcze  białonogi  I 

To  tylko  psuło  harmonia  poetyckiego  ideału,  lecz 
temu  koń  nie  winien,  że  jeździec  zmokły  do  nitki  w  cza- 
sie przeprawy  przez  rzekę,  przeziębły,  przeszyty  wskroś 
podmuchami  Boreasza,  silnćm  dzwonieniem  zębów 
wtórował  jego  gallopadzie. 

Na  szczęście,  błysnęła  na.poblizkiem  wzgórzu  mołła, 
kryjąca  zwłoki  obywatela  tych  stepów.  Poleciałem  ku 
nićj  jak  błyskawica!  A  czy  wiesz  po  co?  Oto,  by  pod 
glinianom  jój  sklepieniem  odetchnąć  chwilkę .  i  ogrzać 
się  choć  trochę  przy  szczupłóm  ognisku  cygara? 

Zaśmiejesz  się  bez  wątpienia  z  tego  szczególnego 
sposobu  ogrzewania  się ;  ale  cóż  poczuć,  kiedy  na  tych 
pustyniach  niemasz  ani  wygodnych  zagranicznych 
hotelów,  ani  nawet  naszych  polskich ,  czyU  właściwiej 
mówiąc,  żydowskich  karczem. 

Gdy  ognisko  moje  oświeciło  wnętrze  gościnnego  za- 
cisza śmierci ,  spostrzegłem  tuż  pod  nogami  świeży 


Digitized  by 


Google 


LIST    SZÓSTY.  53 

otwór,  przez  który  wyglądała  mogiła  Kirgiza;  lecz 
Kirgiza  w  niśj  już  nie  było ,  i  tylko  szczątki  odzienia 
leżały  rozrzucone  po  niej.  Gdzież  się  podzid  trup?  — 
zapytałem  Amantaja.  —  «  Wołka  taszczył  Kirgiza ,  » 
odpowiedzi^  mi  obojętnie. 

Smutny  opuściłem  mołłę.  Żal  mi  się  zrobiło  biednego 
Kirgiza ,  co  całe  życie  żył  jak  zwierzę ,  i  którego  było 
przeznaczeniem  dostać  się  po  śmierci  na  pastwę  gło- 
dnemu zwierzęciu. 

Puściliśmy  się  znowu.  Przed  nami,  za  nami,  na 
prawo ,  na  lewo,  jak  daleko  wzrok  zasięgał,  wszędzie 
okropna  pustynia  rozpościerała  się  wokoło ,  a  na  nićj 
nigdzie  człowieka,  nigdzie  zwierzęcia;  a  nad  nią,  jak 
ponad  wodami  Umarłego  morza ,  żadnego  ptaka.  O ! 
jakby  tu  pięknie,  pomyślałem  sobie,  wyglądały  olbrzy- 
mie mammuty,  mastodonty  i  owe  stustopowe  gady 
przedpotopowego  świata  !  Jakby  icłi  wielkość  była 
w  naturalnej  łiarmonii  z  wielkością  tycli  obszarów! 
Jakby  ten  sam  step ,  dzisiaj  tak  smutny,  inaczćj  wcale 
przedstawiał  się  oku  wędrowca!...  Zatopiony  w  tycłi 
myślacłi.  Bóg  wie  jak  wielką  przestrzeń  zostawiłem  za 
sobą ,  nie  spostrzegłszy  nawet  śladu  Jego  stworzenia  : 
zdawało  mi  się,  żeśmy  przekroczyli  granice  żyjącego 
świata,  gdy  wtóm  z  pod  nóg  końskicłi,  z  pośród 
krzaczka  suchej  trawy,  wyleciał,  jakiś  zabłąkany  może, 
czarny,  gdyby  ducli  tćj  pustyni,  skowronek*,  i  wzbi- 
wszy się  w  powietrze  ponad  nasze  głowy,  zdawał  się 
ciekawie  przypatrywać  i  pytać  nas  swą  piosnką,  poco- 

1.  Są  ta  czarne  i  nasze  zwyczajne. 

Digitized  by  VjOOQ IC 


54  LISTY    ZE    STEPÓW. 

śmy  tu  przybyli?  O  !  z  jakiemże  rozczuleniem  ujrzałem 
tego  posłańca  wiosny,  co  jak  pustelnik  Tebaidy  prowa- 
dzi tu  życie  samotne,  i  swoim  śpiewem  ożywia  martwe, 
naturę.  Długo  on  nas  przeprowadzał,  aż  nareszcie 
zmęczony  lotem,  czy  obrażony  milczeniem  naszem, 
zawrócił  w  swoj§  stronę  i  znikł,  jak  spadająca  po  po- 
wietrzu gwiazda. 

Po  dwóch  godzinach  drogi ,  ujrzeliśmy  nareszcie 
znaki  życia  w  większych  rozmiarach  :  dwa  ogromne 
tabuny  wielbłądów  pasły  się  na  dolinie,  a  w  kwadrans 
późnićj  ukazały  się  i  auły,  otoczone  hcznćmi. stadami 
koni,  bydła  i  owiec.  Była  to  włość  Terestam-galińska, 
koczuję.ca  na  uroczysku  Sasyk-kul ,  pod  wodz^  swego 
naczelnika  Tiurechana. 

Tu,  nie  bez  żalu  pożegnałem  się  z  moim  niezmordo- 
wanym ajhyrem ,  na  którym  po  raz  pierwszy  w  życiu 
przebiegałem  pustynię  w  całem  znaczeniu  tego  wy- 
razu ,  i  który,  pierwszy  z  kirgizkich  koni,  dał  mi  praw- 
dziwe pojęcie  o  ich  szlachetnych  przymiotach. 

Cóż  powiem  o  Sasyk-kulu,  Terestam-gale*i  Tiure- 
chanie,  kiedyśmy  tu  nie  zatrzymah  się  więcój  jak  kilka- 
naście minut.  Naprędce  tylko,  spełniając  obowiązek 
historyografa  naszój  podróży,  dowiedziałem  się,  że 
uroczysko  nazywa  się  od  jeziora  tegoż  imienia,  że  har- 
monijnie wpadający  do  mego  ucha  wyraz,  Terestam- 
gała,  oznacza  krzywą  tamgę,  jaką  się  ten  ród  pie- 
czętuje, i  że  Jaśnie  Wielmożny  Tiurechan  cieszy  się 
reputacyą  wielkiego  protektora  wszystkich  zwolenni- 
ków baranty;  reputacyą,  która  bynajmniej  nie  ubliża 
jego  honorowi,  tak  właśnie  jak  w  feudalnych  czasach 


Digitized  by 


Google 


LIST    SZÓSTY.  55 

nic  to  wcale  nie  ubliżało  dobremu  imieniowi  diuka  de 
Montmorency,  lub  grafa  von  Kazellenbogen,  jeżeli  gro- 
nostajowe ich  płaszcze  pokrywały  łotrowstwa  lenniczój 
drużyny. 

Pokrzepiwszy  siły  kumysem  i  przemieniwszy  konie, 
ruszyliśmy  dalój.  Droga  była  niegodziwa  :  same  so- 
łońce,  w  których  grzęźliśmy  po  uszy  jak  w  poleskich 
bagnach ;  aż  nareszcie,  około  północy,  przewodnik  na- 
szćj  karawany  zwiastował  przyjemna  wiadomość,  żeśmy 
wyjechali  na  pocztowy  gościniec,  prowadzący  z  Semi- 
połatyńska  do  Ajaguzy.  Z  niemała  i^adością  powitaliśmy 
ten  kommunikacyjny  środek  cywilizacyi,  który  zapo- 
wiadał nam  możność  prędszego  dostania  się  pod  dach 
drewniany.  Jakoż  niebawem  zabłysnęło  światełko,  usły- 
szeliśmy głosy  Kozaków  pasących  z  bronię  w  ręku  swój 
tabun ,  i  w  kilka  minut  potom  głośne  «  kto  idiot?  » 
zapewniło  nas,  że  jesteśmy  przed  arkałyckim  pi- 
kietem. 

O !  z  jakęż  radością ,  strudzeni  i  przeziębieni,  prze- 
stąpiliśmy próg  tćj  schroni !  Na  szczęście  nasze ,  dobra 
woda  tutejsza  pozwoliła  ogrzać  się  herbatę,  którśj  wży- 
ciu mojśm  tak  wielkiej  liczby  szklanek  nie  wypiłem. 
W  smacznym  śnie  zapomnieliśmy  o  trudach  podróży, 
a  nazajutrz  udaliśmy  się  pocztowym  traktem ,  w  po- 
wozie, przez  góry  Arkatu,  Aldżanu  i  Agadyru  do  Aja- 
guzy, gdzie  powitały  nas  słowiki,  i  zkęd  spoglądałem 
znowu  na  wspaniały  Tarbogatąj ,  który  w  roku  prze- 
szłym żegnałem  na  wieki. 


Digitized  by 


Google 


56  LISTY    ZE    STEPÓW. 


VII 


Ajagnza,  81  mąJa.  (Do  brata.) 


Ajaguza,  stolica  jednego  z  siedmiu  okręgów  utwo- 
rzonych w  Średniej  Hordzie  przed  piętnasta  już  laty, 
istniała  o  35  wiorst  poniżćj  nad  rzeczką  tegoż  imienia ; 
lecz  położenie  jśj  nazbyt  odległe  od  drogi  po  której 
zwykły  chodzić  karawany,  zniewoliło  rząd  do  przenie- 
sienia jój,  czwarty  rok  temu,  na  dzisiejsze  miejsce. 
Mamy  więc  młodą  i  starą  Ajaguzę  :  ale  tćj  ostatniej 
wkrótce  nie  zostaną  i  ślady,  i  chyba  na  jej  spróchnia- 
łych ruinach  osierociały  słowik  «  zanuci  podróżnym 
piosenkę  żałoby;  »  gdy  tymczasem  młoda,  rozwija  się 
jak  pączek  róży.  Już  prócz  rządowych  zabudowań , 
przeznaczonych  dla  załogi  wojskowej  i  administracyi , 
liczy  kilkadziesiąt  chałup  skleconych  z  topolowego 
drzewa,  i  jest  wielkie  podobieństwo,  że  kiedyś  będzie 
jednym  z  najważniejszych  punktów  w  stepie,  gdzie, 


Digitized  by 


Google 


LIST    SIÓDMY.  57 

mówiąc  nawiasem ,  jak  w  Stanach  Zjednoczonych  pół- 
nocnej Ameryki  (jeśli  się  godzi  stawić  obok  siebie  dziki 
step  kirgizki  i  ojczyznę  Washingtona)  można  jeszcze 
tylko  być  świadkiem  zjawiska  nieznanego  starój  zalud- 
nionej Europie  :  rodzenia  się  czyli  raczej  wyrastania 
now7ch  osad ,  gdyby  grzybów  z  ziemi.  Akmołły  bo- 
wiem, przyszła  stolica  całego  stepu,  Aktau,  Atbassar, 
Kokbekty ,  Kyszmuryn ,  są  to  wszystko  stworzenia 
ostatnich  czasów,  co  się  porodziły  i  wzrosły  w  oczach 
moich. 

Dziecię  to  stepów  kirgizkich,  Ajaguza,  leży  pod 
47  st.  sz.  jeograficznćj,  o  300  wiorst  od  Semipołatyń- 
ska,  tyleż  od  Czuguczaku,  a  o  1,000  od  Omska.  Za- 
budowana na  gruncie  suchym,  cieszy  się  zdrowym 
klimatem.  Zima  tu  krótka ;  wielkie  mrozy  rzadkie,  tak, 
że  nawet  niezawsze  zamarza  rzeka ;  lecz  wichry  i  bur- 
jany  każdego  roku  prawie  zrywają  dachy,  a  upały  za- 
czynające się  w  maju,  nie  ustępują  w  swój  dzielności  i 
afrykańskim,  z  tą  tylko  na  szczęście  różnicą,  że  tutaj, 
w  czasie  najsilniejszego  skwaru,  oddychasz  lekkióm, 
czystóm,  orzeźwiającym  powietrzem,  które  cię  odmła- 
dniać  zdaje  się.  Komarów  i  owadów,  których  chmury 
wprowadzają  w  rozpacz*  nieszczęśliwego  podróżnego 
na  sybirskich  płaszczyznach,  nader  mało;  lecz  za  to  po 
domach  pcheł,  much  i  olbrzymich  pluskiew  taka  moc 
niesłychana,  że  każdą  noc  muszę  przepędzać  d  la  bellc 
itoile,  z  obawy,  aby  te  niegodziwe  żyjątka  nie  zjadły 
mię  żywcem  jak  myszy  ś.  p.  Popiela.  W  rzeczce  pły- 
nącój  u  stop  twierdzy,  woda  wyborna,  chłodna  i  czysta 
jak  kryształ.    Pomiędzy  j^j  rybami  (których  zresztą 


Digitized  by 


Google 


58  LISTY    ZE    STEPÓW. 

szczupła  liczba) ,  zasługuje  na  szczególniejsza  wzmiankę 
tak  zwana  marynka,  o  drobnej  zielonawo  złocistej  łusce* 
Nie  będ^c  ichtyologiem,  nie  mogę  zadeterminować  do 
jakiśj  należy  familii,  ryb,  wiem  tylko  z  doświadczenia, 
że  marynka,  biała  jak  marmur  Parosu,  tłusta  jak  baran 
kirgizki,  i  tak  delikatnego  smaku,  że  gdyby  j6j  ojczyzna 
były  wody  Duransy  lub  Klidy,  oświecona  europejska 
gastronomia  dałaby  jej  zaszczytne  miejsce  na  królew- 
skim lub  Rotszyldowskim  stole.  Lecz  jak  nic  na  świecie 
nie  jest  bez  ale,  tak  i  pozłacana  marynka  ma  swoje :  vox 
popuii  albowiem  twierdzi  tu  powszechnie ,  że  ikra  jej 
sprawia  okropne  bole,  grożące  nawet  życiu  człowieka. 

Brzegi  szemrz^cój  po  kamykach  rzeki,  pokrywa  silna 
wegetacya  gęsto  splecionych  z  sob^ ,  jak  w  brazylij- 
skich lasach  krzewów »  kwiatów ,  pasoży tnych  roślin  , 
z  pośród  których  gdzieniegdzie  wznosi  srebrne  swe 
czoło  rozłożysta  topola ,  jedyne  drzewo  większego  ka- 
libru w  tych  stronach.  W  tymto  gaiku  zasadzonym  od 
wieków  ręk^  natury,  ci^gn^cym  się  dwiema  równo- 
odległemi  od  siebie  zielonómi  wstęgami ,  odbijaj^cómi 
mile  od  suchych  gór  i  skał  nagich ,  zwilżanym  każdej 
wiosny  wylewem  Ajaguzy,  jednój  z  córek  Tarbogataju, 
często  zdarza  się  widzieć  gruchające  turkawki  poiiad  le- 
gowiskiem ponurego  dzika,  lub  słyszeć  słowiki  wyśpie- 
wujące swój  koncert  po  nad  kolosalnym  krzakiem  białśj 
róży,  u  stóp  którśj  pełza  zdradliwie  jadowita  gadzina. 

Pomimo  dzików  i  gadzin,  których  wszakże  własnymi 
oczyma  nie  widziałem,  w  parku  tym ,  ledwie  nie  tak 
długim  jak  sama  córka  Tarbogataju,  piękne  Ajagu- 
zanki  znajdują  nietylko  romantyczną  ochłodę  w  czasie 


Digitized  by 


Google 


LIST    SIÓDMY.  59 

letnich  znojów,  lecz  jeszcze  najromantyczniejsze  taj- 
niki dla  swych  czułych  marzeń. 

Dzięki  blizkości  rzeki,  mieszkańcy  Ajaguzy  mają  wa- 
rzywa, pierwszy  raz  zapewne  od  stworzenia  świata 
uprawiane  w  tym  zakucie  Azy  i,  będącym  zawsze  w  po- 
siadaniu koczowniczych  ludów. 

Przednia  straż  cywilizacyi  europejskiej ,  zapuszcza- 
jącej się  z  tćj  strony  w  głąb'  najmnićj  znanych  części 
centralnej  Azyi^  mikroskopiczny  prawie  punkcik  na 
oceanie  stepu,  Ajaguza,  panuje  nad  obszernym  krajem, 
rozciągającym  się  ód  Irtysza  do  Lępsy,  i  od  gór  Kar- 
karalińskich  do  zachodniej  granicy  Chin.  Na  tej  prze- 
strzeni, podług  ostatniego,  ma  się  rozumieć  przybliżo- 
nego popisu,  koczuje  50,000  Kirgizów.  Cała  ta  ludność 
pochodząca  w  znaczniejszej  części  z  rodu  Najmana,  a 
w  mniejszej  Kimieja,  protoplastów  kirgizkich  plemion , 
tworzy  15  włości,  dzielących  się  na  150  aułów,  i 
z  czternastu  tysiącami  jurt  odbywając  swoje  wędrówki^ 
prowadzi  życie  pasterskie.  Mała  tylko  jej  część,  dla 
powiększenia;  swych  wygoda  zasiewa  parę  worków 
pszenicy  lub  kilka  garści  prosa,  które  w  miejscach, 
gdzie  obok  dobrego  gruntu,  można  urządzić  systemat 
irrygacyi ,  assyryjskim  prawie  plonem  wynagradzają 
trud  rolnika ;  lecz  niepodobna,  ażeby  rolnictwo  stało 
się  tu  kiedyś  powszechnem  :  raz  dlatego,  że  w  aja- 
guzkim  okręgu  nader  szczupła  liczba  gruntów  zdatnych 
do  uprawy*,  powtóre,  że  i  te,  z  powodu  silnych  upa- 


1.  w  kokbektyńskim  okręga,  gdzie  grunt  zdatny  do  uprawy,  wielka  cz^ść  Kirgizów 
zajmuje  się  rolnictwem  i  zbiera  dużo  pszenicy,  zwanej  ta  kałm  nką. 


Digitized  by 


Google 


60  LISTY    ZK    STEPÓW. 

łów  i  wiatrów,  J)ez  pomocy  częstego  polewania  wod^, 
dość  rzadko  na  tych  bezleśnych  obszarach  i  często 
nawet  wysychająca  zupełnie,  niewiele  albo  i  żadnśj 
nie  przynoszą  korzyści.  Chów  więc  koni,  bydła  i  owiec, 
jako  stanowiący  jedyny  dochód  i  sposób  utrzymania 
się  tutejszych  Kirgizów,  zdaje  się  skazywać  ich  przez 
długie  wieki  jeszcze  na  błędna  włóczęgę  po  stepie. 

Od  czasu  naszego  przybycia  do.Ajaguzy,  codzień 
ciepło,  czyli  właściwiej  mówiąc  gorąco,  jakiego  nawet 
w  lipcu  lub  sierpniu  nie  doświadczacie  nigdy  w  waszśj 
strefie,  ogrzewa  atmosferę.  W  tćj  chwili  pi^ta  godzina  po 
południu,  a  termometr  ukazuje  jeszcze  30  stopni.  Przed 
kwadransem  chodziłem  kąpać  się,  i  czy  uwierzysz  temu, 
że  wziąwszy  kamyk  w  rękę  leżący  nad  brzegiem  rzeki, 
jednój  sekundy  utrzymać  go  nie  mogłem,  bo  mię  tak 
piekł  jak  rozpalone  żelazo.  Pomimo  jednak  tego  skwaru, 
noce  tak  chłodne ,  iż  po  zachodzie  słońca  ani  rusz  bez 
płaszcza,  i  nie  pojmuję,  jakim  sposobem  słowiki  nie 
dostają  kaszlu  lab  zapalenia  płuc,  śpiewając  po  całych 
nocach. 

W  oczekiwaniu  pogranicznego  naczelnika,  z  którym 
pociągniemy  na  granicę  Wielkiój  Hordy  dla  politycznych 
z  nią  układów ,  a  może  i  dalćj  dla  wypłoszenia  z  jej 
obrębów  sułtana  Kenesarego ,  grającego  na  mniejszą 
skalę  rolę  nowego  Jugurty,  tymczasem  pędzimy  dni 
nasze  w  najdoskonalszem  rzymskićm  far  wien^e^  które 
byłoby  wcale  przyjemnćm,  gdyby  komnata  nasza  od 
rana  do  nocy  nie  przedstawiała  istotnego  ula  pszczół. 
Tćmi  zaś  są  Kirgizy  wszelkiego  stanu  i  wieku,  co  jak 
one  do  swojój  królowćj,  bezustannie  cisną  się  jeden  po 


Digitized  by 


Google 


LIST    SlÓDMr.  64 

drugim  całśmi  massami  do  Wiktora,  ze  złożeniem  mu 
swych  hołdów.  Natrętni  ci  goście ,  nie  majęcy  względu 
ani  na  porę  obiednic,  ani  poobiedni  odpoczynek,  już 
nam  siedzą  koście  w  gardle  :  ale  jak  pozbyć  się  ich  lub 
nawet  dać  im  poznać,  iż  te  wizyty  gromadne  i  w  czas 
tak  znojny  sc  okropnym  ciężarem,  gdy  nam,  jako  re- 
prezentantom europejskiej  cywilizacyi,  należy  okazać  ją 
w  całym  blasku  przed  tym  ludem ,  by  i  on  zczasem 
skorzystał  z  jej  nieocenionych  dobrodziejstw.  I  rzeczy- 
wiście, nic  tak  wielkiego  nie  daje  mu  wyobrażenia  o 
naszćm  oświeceniu,  jak  to  uprzejme  i  cierpliwe  przyję- 
cie, tyle  nas  kosztujące  potów,  i  które  gościnnego 
Wiktora  podnosi  w  opinii  Jtirgizów  na  stopień  jakiegoś 
półbożka,  dla  Ictórego  w  swoim  entuzyazmie  gotowiby 
byli  przynieść  w  ofierze  nietylko  kobyle  mięso,  lecz  na- 
wet kawał  ludzkićj  pieczeni.  Onegdaj,  gdy  nasi  znajomi 
Ajkimbet-Kirnieje  napełnili  komnatę,  Wiktor  przepra- 
szał, że  nie  mającbaranów,  nie  ma  ich  czóm  poczęsto- 
wać. «  Jakto,  nie  masz !  —  zawołał  znany  ci  już  mówca 
Toukumbaj,  —  aiboż  my  nie  twoje  barany?  Rznij,  któ- 
regoz  nas  chcesz !  »      *  . 

Kirgiz  niezmiernie  jest  czuły  na  dobre  z  nim  obcho- 
dzenie się  kafyra  :  dziś  migJem  tego  dowód.  Pośród 
tłumu  sułtanów,  bijów,  starszyzny  i  obdartego  plebsu, 
znajdował  się  biedny  zgrzybiały  starzec.  Wiktor,  prze- 
mówiwszy do  niego  kilka  uprzejmych  wyrazów,  kazał 
go  poczęstować  kumysem ,  i  gdy  ten  wychylał  czaszę , 
jeden  z  obecnych  rzekł :  «  Pij  i  pamiętaj,  żeś  pił  u  wiel- 
kiego człowieka ;  wielki  on,  kiedy  nie  pogardza  ubo- 
gimi. »  Rozczulony   zaś  dżatak,  wzniósłszy  ręce  ku 


Digitized  by 


Google 


62  LISTY    ZE    STEPÓW. 

niebu ,  tak  wyraził  swę  wdzięczność  :  «  Niech  cię  Bóg 
strzeże  od  miecza,  ognia  i  wody,  i  zlewa  błogosławień- 
stwo na  ciebie  i  na  twój  ród  !  » 

Znużony  tym  nieustannym  fluxemi  refluxem  Kirgizów, 
o  zacłiodzie  słońca  wyszedłem  na  wały,  i  patrząc  z  nich 
na  Tarbogatajskie  góry,  potężnym  łańcuchem  dążące 
ku  Chinom,  przypomniałem  sobie,  iż  tak  właśnie  przed 
siedemnastą  laty,  z  murów  starój  Partenopy,  rzucałem 
wzrok  mój  na  Apeniny  z  ich  wulkanem ,  co  jak  miecz 
Damoklesa  wisi  wiecznie  po  nad  jój  głową ,  umajoną 
laurami  i  kwieciem.  To  wspomnienie  przywiodło  mi  na 
myśl  neapolitańskich  lazaronów,  co  wówczas  całemi 
rojami  towarzyszyli  nieodstępnie  każdemu  mojemu  kro- 
kowi, i  widokiem  swego  spodlenia  zatruwali  rozkosz, 
jakiój  doznawałem  oddychając  balsamicznym  powie- 
trzem owego  kraju  «  niewiędnącej  wiosny  i  wiecznej 
pogody.  »  Porównywając  tych  pseudocywilizowanych 
mieszkańcó^w  jednej  z  europejskich  stolic,  z  nawpół 
dzikim  ludem,  co  mię  dziś  otacza,  czuję  niestety!  że 
nie  tak  lekko  było  mojemu  sercu  w  edenie  Italii ,  jak 
w  kirgizkiój  pustyni ! 


Digitized  by 


Google 


MST    ÓSMY.  63 


VIII 


AJagnsa,  5  czenrca.  (Do  nmtid.) 


Kochana  mamo !  Dot^d  jeszcze  jesteśmy  w  Ajaguzie. 
Wypoczawszy  po  trudach  stepowej  podróży,  oczeku- 
jemy tylko  przybycia  pogranicznego  naczelnika,  zktórym 
razem  wyruszyć  mamy  na  brzegi  Lepsy.  Tymczasem 
Ajaguza  przedstawia  dla  mnie  w  te^j  chwili  nieskończenie 
różnobarwny  i  zajmujący  widok.  Kilkunastu  sułtanów 
z  najznakomitszych  rodów,  w  tój  liczbie  kilku  potom- 
ków chana  Abłaja,  rozbiło  już  swoje  białe  jurty  łub  ko- 
lorowe w  pasy  bucharskie  szatry,  obok  naszej  topolo- 
wej chałupy.  Ubrani  w  pstre  chałaty  i  biszmety,  oddają 
nam  etykietalne  wizyty,  piją  u  nas  herbatę,  palą  cygara, 
mówią  mało,  jak  zwykle  arystokracya  kirgizka,  dla  po- 
kazania dobrego  tonu.  Mnóstwo  bijów,  aulnój  starszy- 
zny i  prostych  Kirgizów  ściąga  się  codzień  z  odległych 
uroczysk,  aż  żwirowy  grunt  tętni  pod  kopytami  ich 


Digitized  by 


Google 


64  LISTY   ZE    STEPÓW. 

dzielnych  rumaków^  Kilkaset  koni  przypędzonych  z  naj- 
mańskich  tabunów,  buja  swobodnie  wśród  doliny  zaro- 
słej karagajnikiem,  nie  przeczuwając,  że  wkrótce  nie- 
znane im  dot^d  wędzidło  ukróci  ich  niepodległość.  Obok 
tój  dziczy  pasą  się  ciche  barany  z  ogromnómi  kurdiu- 
kami  (ogonami) ,  przeznaczone  na  ugoszczenie  kosztem 
rządu  tylu  przybylców,  w  cięgu  bajgi,  odbywającej 
się  co  rok,  podczas  bytności  pogranicznego  naczelnika 
w  stolicy  okręgu.  Ponad  barany  i  konie  wznoszą  się 
garby  wielbłądów,  przygotowanych  pod  juki  i  żywność 
dla  naszój  wyprawy.  Oddział  kozaków  i  artylerya  stoi 
w  gotowości,  a  ponad  całą  tą  sceną  pali  słońce  o 
ftO  st.  ciepła !  Ale  powietrze  tak  czyste,  tak  lekkie,  tak 
zdrowe,  że  z  prawdziwą  rozkoszą  nióm  oddycham. 


Digitized  by 


Google 


1.1  ST    DZlIiWli^Ty*  65 


IX 


AJaguza,  7  czerwca.  (Do  P...  C...) 


Kochany  Pawle !  St^paj^c  po  niezatartych  jeszcze 
śladach  twoich  w  tćj  młodój  stolicy  Najmanów',  prze- 
noszę się  z  rozrzewnieniem  w  epokę  *,  przypominająca 
mi  najszczęśliwsze  chwile ;  chwile,  w  których  nadzieja 
zdawała  się  uprzejmą  ręką  otwierać  wrota  Uralu,  by- 
śmy razem  wrócić  mogli  na  brzegi  rodzinnego  Niemna. 
Na  skrzydłach  tęsknćj  myśli  cofając  się  w  tę  błogą 
epokę,  co  jak  świetny  meteor,  niestety,  zabłysnęła  na 
chmurnóm  tle  mojego  losu  i  zniknęła,  może  na  długo, 
może  na  zawsze,  stawię  cię,  mój  drogi  przyjacielu,  obok 
siebie ;  błąkam  się  z  tobą  po  górach  i  dolinach  pokry- 
tych karagajnikiem  o  złotśm  i  różowem  kwieciu ,  przy- 

1.  Lipiec  1844. 


Digitized  by 


Google 


66  ŁtSTt    Ż£    STEPÓW. 

słuchując  się  pośród  klombów  ocieniających  kryszta- 
łowe wody  Ajaguzy  pieniu  kirgizkich  słowików ,  lub 
z  wałów  lilipuckiśj  twierdzy,  spoglądając  na  olbrzymi 
Tarbogataj ,  co  tu  jak  mur  graniczny  stoi  na  straży 
niebieskiego  państwa.  Tak  widząc  cię  ciągle  oczyma 
duszy  mojej,  jakżebym  mógł  oprzeć  się  przyjemności 
przesłania  ci  kilku  wyrazów  z  tego  dalel^iego  zakątka 
Azyi ;  jakżebym  nie  chciał  dać  ci  dowodu,  iż  wszędzie 
i  zawsze  obecny  jesteś  mojój  pamięci  i  sercu. 

Piszę  więc;  lecz  ty,  co  znasz  Ajaguzę,  darujesz  mi 
zapewne,  że  nic  ci  więcśj  o  niój  nie  powiem,  prócz 
tego,  iż  od  czasu  twojej  bytności  znacznie  podrosła  i  jest 
na  drodze  postępu,  zapowiadającego  j^j  z  czasem  świe- 
tną przyszłość  w  stepie.  Rozprzestrzeniający  się  coraz 
bardziój  handel  z  Czuguczukiem  i  nadzieja  otworzenia 
karawanom  bezpieczniejszej  niż  dotąd  drogi  do  Kuldży 
i  środkowćj  Azyi ,  każą  wnosić,  że  imię  Ajaguzy,  nie- 
znane dziś  Europie,  przeciśnie  się  kiedyś  i  po  za  granicer 
Syberyi.  Zostawiając  przeto  jój  opis  dla  profanów  nie- 
wtajemniczonych w  nasz  świat  kirgizki,  wolę  ci,  jako 
niegdyś  wielkiemu  luminarzowi  pogranicznego  rządu, 
którego  gryzmoły  przez  wiele  lat  jeszcze  służyć  będą 
do  oklejania  okien  kancelaryi  *,  udzielić  coś  z  naszych 
spraw  publicznych,  które  dla  drugich  byłyby  najdosko- 
nalszym du^ree. . 

Masz  więc  naprzód  wiedzieć,  że  Jusuny,  niepodlegli 
Rirgizy  Wielkiój  Hordy,  koczujący  pomiędzy  Lepsą  i 


1.  Włainie  będąc  na  wyjeźdsle,  w  kancelaryi  pogranicznego  naczelnika  zanważ/- 
łem  na  jednćm  oknie  twoją  Jakąś  pracę. 


Digitized  by 


Google 


ŁfST    DililWl^tt.  ef 

Ili^,  górami  Ałataofikićmi  i  Bałćtot&zem ,  w  krainie 
Diite-śii,  to  jest  siedmiu  rzek*,  trzeci  miesiąc  temu 
przysyłali  doOmska  poselstwo  pod  przewódnictweii* 
Hiejakiego  Mauke*  Ów  Talleyrand, stepowy,  ambasador 
e  miedzianej  twarzy  i  \<rypukłych  policzkach ,  dyplo^ 
mata  mm  gSne  w  podróżnym  chałacie,  czambajach  ze 
dcóry  marała^  i  z  kamcz|  za  pasem,  na  danóm  sobie 
posłuchaniu  uroczyście  w  imieniu  wszystkich  rodów 
oświadczył,  iż  najgorętszem  i  niezmiennym  jest  życze- 
niem jego  współziomków  wst^ió  w  poddaństwo  Rossyi, 
i  otrzymać  od  niej  instytucye  jakiómi  cieszy  się  Średnia 
Horda.  W  tym  celu  prosił,  ażeby  pograriiczny  naczel- 
nik, dla  zawarcia  ostatecznych  z  nimi  układów,  raczył 
przybyć  w  końcu  maja  lub  na  poczę,tku  czerwca  na 
brzegi  Ak-su,  płynącej  o  dwa  dni  drogi  od  Lepsy,  gdzie 
oczekiwać  go  będę;  naczelnicy  rodów  i  deputowani 
z  całego  narodu.  Nie  pierwszy  to  już  raz  Jusuny  wy- 
nurzali podobne  żądanie.  Przed  dwudzieste  laty  sułtan 
Siuk,  syn  chana  Abłaja,  wchodził  w  stosunki  z  Rossyą, 
i  ziomków  swoich,  szarpanych  naówczas  domowómi 
niezgodami,  pragnął  poddać  rossyjskiemu  berłu.  W  sku- 
tek propozycyi  jego,  posłany  był  nawet  oddział  koza- 
ków za  Lepsę,  pod  dowództwem  podpułkownika  Szu- 
bina, który  miał  poruczenie  poznać  kraj,  jego  ludność, 
zasoby,  i  przekonać  się  na  miejscu,  azali  rzeczywiści© 
życzenie  jednego  kirgizkiego  możnowładcy  było  ży- 
czeniem całego  narodu?  Wyprawa  Szubina,  pod  wzglę- 


1.  Dzite  siedm,  su  woda  :  siedmioreecze,  jak  Pendżab,  pięć  rzek 

2.  Alaral,  gatmiek  łosia;  po  kirgizku  biihu. 


Digitized  by 


Google 


M  ŁldTY   ŻB   STEPiiw. 

dem  jeograficznym  i  statystycznym ,  rzuciła  Wielkie  i 
bardzo  korzystne  światło  na  tę  odległa  i  mało  znanc 
część  stepów ;  lecz  wykryła  zarazem,  że  oprócz  Siuka, 
którego  wpływ  rozciągał  się  tylko  na  Kirgizów  koczu- 
jących od  Lepsy  do  Karatału*,  s§  jeszcze  inni  naczel- 
nicy rodów,  posiadający  nierównie  większe  znaczenie  i 
zaufanie  u  rodaków,  którzy  niebardzo  chętnem  okiem 
patrzg.  na  politykę  Siuka.  Z  drugiój  strony,  zjawienie  się 
obcego  wojska  na  Siedmiu-rzekach,  nie  przypadało  do 
smaku  Chińczykom.  Skoro  tylko  wieść  o  niśm  przele- 
ciała przez  pustynię  Gobi,  pekiński  trybunał  wystąpił 
z  obszernym  listem  do  petersburskiego  senatu,  usiłując 
w  nim  dowieść,  że  cała  ta  kraina  należy  do  Jego  Bogda- 
chańskiój  Mości,  i  że  byłoby  jawnśm  naruszeniem 
traktatu  wiecznego  pokoju  i  przyjaźni,  zawartego  po- 
między dwoma  państwami,  jeżeliby  Rossya  przyłączyła 
ją  do  swych  posiadłości.  I  chociaż  dwór  petersburski 
nie  uznał  tych  pretensyj  pekińskiśj  dyplomacyi,  i  w  od- 
powiedzi swojćj  (.1 826  r.)  wyraźnie  oświadczył,  że  nie 
może  inaczej  uważać  Jusunów  jak  tylko  za  niezależnych 
od  nikogo,  rządzących  się  samómi  sobą  i  mających  nie- 
zaprzeczone prawo  rozrządzić  swoją  niepodległością  jak 
się  im  podoba ,  niemnićj  jednak  ze  względu  na  sto- 
sunki starśj  przyjaźni  dla  niebieskiego  państwa,  z  któ- 
rem  pragnąłby  wiecznie  żyć  w  zgodzie  i  dobrśj  har- 
mpnii,  zostawił  rzeczy  in  statu  quo.  Sułtan  Siuk  i  jego 
stronnicy  musieli  tą  rażą  poprzestać  na  kosztownych 
podarunkach;  lecz,  nieodstręczeni  odrzuceniem  ich 

1.  Jedna  z  wlękatyoh  rzek  kroju  Dzlte^su*  '  ^     '. ; 


Digitized  by 


Google 


LIST    DZIBWIi^TY^  (d 

Żądań,  w  następnych  latach  ponawiali  je  w  imieniu 
coraz  większój  części  narodu.  Mimo  to  jednak  pogra- 
niczna władza,  otrzymawszy  rozkaz  nieodmawiania 
im  swojej  protekcyi,  miała  sobie  najsurowiej  zaleco- 
nym, ażeby  zbrojne  oddziały  nie  ważyły  się  pod  żadnym 
pozorem  przechodzić  Lepsy,  która  odtąd  uważana  była 
jak  Rubikon  pomiędzy  dwoma  najogromniejszemi  mo- 
carstwami w  świecie.  Ten  stan  rzeczy  trwał  dotychczas 
i  trwa  jeszcze,  lecz  zdaje  się,  że  wkrótce  Ilia  będzie 
nowym  Rubikonem ;  w  skutek  bowiem  ostatniego  po- 
selstwa, rząd,  przychylając  się  nareszcie  do  ogólnych 
życzeń  Jusunów,  dał  rozkaz  pogranicznemu  naczelni- 
kowi udać  się  na  kongres  nadaksuński,  przyjąć  w  pod- 
daństwo cały  kraj,  obiecać  urządzenie  w  nim  admi- 
nistracyi  na  wzór  Średniój  Hordy,  i  nagradzając  dobre 
chęci  i  przywiązanie  do  Rossyi,  rozdać  pięć  złotych 
medali  pomiędzy  główniejszych  naczelników  rodów,  a 
najznakomitszemu  z  nich  wpływem  i  znaczeniem ,  suł- 
tanowi Ali,  wręczyć  dyplom  na  stopień  podpułkownika. 
W  tych  dniach  spodziewany  tu  jest  jenerał  Wiszniewski, 
w  którego  orszaku  pomaszerujemy  na  ów  kongres; 
lecz  czyli  on  dojdzie  do  skutku,  i  czy  nie  zerwie  się  tak 
nagle  jak  niegdyś  wiedeński  w  czasie  wylądowania  we 
Francyi  Napoleona,  wielka  jeszcze  kwestya.  Powodem 
tój  wątpliwości  jest  następna  okoliczność. 

W  marcu,  w  tym  właśnie  czasie  kiedy  poselstwo  Ju- 
sunów znajdowało  się  w  Omsku  i  traktowało  o  przyszłe 
swoje  losy,  nasz  pseudo  Abd-el-Kader,  sułtan  Kene- 
sary,  znużony  kilkoletnióm  tułactwem  po  głodnych 
krawędziach  Małej  i  Średniój  Hordy ,  a  głodhiejszych 


Digifized  by 


Google. 


je&zcze  piaskach  £ara.-kumu  i  fiid-pak-dały^,  niepo- 
kojony €0  rok  przez  oddziały  wojsk  wyprawianych 
przeciw  niemu  z  orenburskiśj  i  sybirskićj  linii,  utraci- 
wszy nareszcie  nadzieję  otrzymania  gór  Ałatauskich 
w  wieczne,  jak  tego  domagał  się,  posiadanie,  z  zbroj- 
nym orszakiem  swoich  sprzymierzeńców  przeszedł  Ilię, 
po  lodzie,  i  wkroczywszy  w  siedmiorzeczn^  krainę ^ 
rozesłał  proklamacyą  wzywającą  Jusunów,  ażeby  zanie- 
cjhali  swych  stosunków  z  Rossyą  i  uznali  go  chanem. 
A  chociaż  ten  błędny  bohater  stepu,  kusząc  się  odzier- 
żyć  podobną  władzę  nad  tak  zwanemi  Czarnymi  Kirgi-r 
zami ,  koczującymi  w  wyższym  łańcuchu  gór  Ałatau^ 
^ich,  ciągnących  się  w  głąb'  Taszkinii  ku  Tybetowi, 
świeżo  pobity  został  prze^;  ten  lud  najmężniejszy  ze 
wszystkich  Kirgizów ;  jednakże,  pomimo  znacznśj  straty 
jaką  poniósł,  wielu  z  naszych  stepowych  polityków 
twierdzi,  że  jeśli  tylko  uda  3ię  mu  pozyskać  zaufanie 
słabych  Jusunów,  ci  ostatni  mogą  się  zachwiać  wswo- 
jćm  postanowiemu.  J^koż  dochodzą  nas  wieści,  ii 
przeciw  swemu  zwyczajowi,  pierwsze -kroki  oznaczył 
łagodnością  i  umiarkowaniem;  wyprawił  posłów  do 
Jculdżyńskiego  dżandżupa  ^  i  emisaryuszów  do  pogra- 
nicznych Kirgizów  ajaguzkiego  okręgu,  i  ;znaczniejszych 
Jfusmtów  zaprosił  do  siebie  na  kenes  (naradę) .  Być  więc 
bardzo  może ,  iż  Jusuny,  nie  mogąc  się  pozbyć  niepro^ 
szonego  gościa,  a  przytem  częścią  z  przekonania,  jczę- 
ścią  z  obawy  strasznój  zemsty  Kenesarego,  spolitykiują 


1.  Tak  zwany  Głodny  step. 
8.  Jęjatitę}ff^\maMtq^  inińfikl. 


Digitized  by 


Google 


M8T    DZIEWIĄTY.  74 

Z  n&miy  i  JA  nie  będę  miał  przyjemności  znajdować  się 
m  Jcirgizkim  kongresie. 

W  tój  chwili  przyleciał  goniec  znad  brzegów  Lepsy. 
Opowiadał  on  nam  szczegóły  o  zwycięztwie  odniesio- 
nym przez  Czarnych  Kirgizów  nad  Kenęsaryńcami.  Wo^ 
Jenni  ci  górale  wyższego  Ała-tau,  zasłyszawszy  o  zbli- 
żeniu się  nieprzyjaciela,  dozwolili  przednim' jego  aułom 
zapuścić  się  w  gł^b*  kraju ,  i  gdy  te  długim  szeregiem 
swoich  tabunów  nidDacznie  ciągnęły  przez  ciasny  jakiś 
wąwóz,  nagle  zprzodu  i  ztyłu  uderzyli  na  nie.  Trudny 
był  opór,  walka  krótka,  lecz  straszna  klęska.  Oprócz 
poległych  na  placu  do  tysiąca  ludzi,  dwa  tysiące  zgórą 
dostało  się  do  niewoli :  w  tój  liczbie  i  pięciu  sułtanów, 
ża  których  wykup  zwycięzcy  żądają  teraz  po  30  kałmu- 
czek  za  głowę;  wrazie  zaś  nieposiadania  dostatecznój 
ilości  tego  towaru,  w  miejsce  każdój  niedostającej 
sztuki,  po  pięć  wielbłądów.  Sam  Kenesary  nie  znajdo- 
wał się  w  tćj  bitwie ;  zmiarkowawszy  wszakże,  iż  ma  do 
czynienia  z  narodem  gotowym  stawić  mu  dzielny  i  nie- 
t)ezpi6czny  opór,  uznał  za  rzecz  przyzwoitą  cofnąć  się, 
zagroziwszy  wprzód  swoją  zemstą  nietylko  ludziom, 
ale  nawet  i  górom  Ała-tau.  O  góry  jestem  zupełnie  spo- 
kojny, bo  to  olbrzymy  w  niczśm  nieustępujące  Alpom 
Szwajcaryi ;  ale  i  ludziom  zdaje  mi  się  nie  wiele  zrobi 
złego,  bo  w  sercach  ich  płynie  ogień  męztwa,  godny 
bohatórów  Maratu.  Naród  ten  nie  ma  wcale  sułtanów  : 
rodami  ich  rządzą  obieralni  manapy.  W  razie  wojny, 
najzdolniejszy,  najdzielniejszy  z  manapów,  wybrany  od 
całego  łudu  i  dyktatorską  władzą,  dowodzi  ógólnćm 


Digitized  by 


Google 


72  MSTY    ZB    STKPÓW. 

powstaniem.  Bije  w  wielkióm  u  niego  poszanowaniu, 
podług  zwyczajowych  praw  kraju,  rozsądzają  cywilne 
i  kryminalne  sprawy.  Kodex  ich  karny  srogi.  Właściwe 
nazwisko  tego  ludu  Kirgizy.  Jeden  %  ich  manapów, 
Burunbaj,  przysyłał  niedawnemi  czasy  z  prośbą  o  opiekę 
Rossy! ;  lecz  zdaje  się,  że  to  był  tylko  assumpt  do  otrzy- 
Ińania  kosztownych  podarunków,  na  które  wszystkie  te 
ludy  bardzo  są  łakome,  dobijając  się  o  nie  zarówno  u 
Rossyi,  jako  tez  u  sąsiadnich  rządów  Chin  i  Taszkinii. 
Z  czasem  wszakże  zawiązać  się  muszą  ściślejsze  sto- 
sunki z  mieszkańcami  wyższego  Ała-tau,  lecz  to  nie 
może  nastąpić  aż  wtenczas,  kiedy  Wielka  Horda,  która 
dziś  przedziela  od  ich  gór  niedostępnych,  uzna  zupełnie 
zwierzchnictwo  Rossyi. 


9  czerwca. 


Dzisiaj  mieliśmy  honor  otrzymać  wizytę  sułtana  Bu- 
lenia, z  rodu  chana  Abłaja,  który  jako  zastępca  prezesa 
ajaguzkiego  dywanu ,  przyjechał  z  dalekiój  swojój  ko- 
czówki  na  spotkanie  pogranicznego  naczelnika.  Jestto 
człowiek  około  lat  50,  łagodnego  wyrazu  twarzy,  skro- 
mny i  wcale  nie  głupi.  Był  niegdyś  dość  bogatym,  lecz 
wydanie  za  mąż  trzech  sióstr,  z  całą  wystawą  na  jaką 
się  tylko  może  zdobyć  arystokrata  stepowy,  znaczpie 
nadwerężyło  jego  majątek ;  dziś  zaledwie  rha  300  koni,- 
których  nie  r  ała  część  pójdzie  wkrótce  na  pogrzebowe 


Digitized  by 


Google 


LIST    DZIEWIĄTY.  73 

obchody  po  śmierci  jego  matki.  Oddawna  przychylny 
rzędowi,  mówił  nam,  że  jak  tylko  dowiedział  się  o 
przejściu  Kene^arego  przez  Ilię,  natychmiast  wyprawił 
dwóch  swoich  braci  z  listami  do  przedniejszych  jusu- 
nowskich  sułtanów,  krewnych  jego,  Siuka  i  Ali,  radząc 
im,  aby  dotrzymali  swego  słowa  i  nie  zaniechali  przy- 
być na  czas  umówiony  do  układów.  Dziwi  się  jednak, 
iż  dotąd  nie  ma  żadnój  odpowiedzi,  i  lęka  się  nawet, 
czy  bracia,  którzy  trzydzieści  dni  temu  wyruszyli  w  po- 
dróż, nie  wpadli  w  ręce  Renesarego.  Ten  ostatni  pom- 
knął się  już  ku  rzece  Kak-su.  Jusuny  przyjęli  go  dośó 
obojętnie,  i  chociaż  wielu  z  nich,  i  sam  nawet  poseł 
omski,  Mauke,  na  wezwanie  Kenesarego,  pośpieszyło 
na  kenes,  wątpi,  ażeby  weszli  z  nim  w  bliższe  stosunki 
i  chcieli  działać  w  jego  widokach,  znając  dobrze  dumę 
i  gwałtowny  charakter  człowieka ,  mającego  tylko  na 
celu  osobisty ,  nie  zaś  Kirgizów  interes.  Wszakże  tego 
jest  przekonania,  iż  obawa  zemsty  Kenesarego  wstrzy- 
mać może  Jusunów  od  przybycia  w  tym  czasie  na  kenes 
z  jenerałem. 


10  czerwca. 


Nasz  polityczny  horyzont  rozjaśnia  się.  Dowódzca 
oddziału  stojącego  drugi  już  miesiąc  z  dwoma  działami 
na  brzegu  Lepsy,  donosi ,  że  bracia  sułtana  Bulenia 
wrócili  szczęśliwie  ze  swej  wyprawy.  Kenes  z  Kenesa- 
rym  trwał  cały  tydzień.  Jusuny  błagali  swojego  gościa, 


Digitized  by 


Google 


74  LISTY   ZĘ   STEPÓW. 

aby  oddalić  się  raczył  z  icb  kraju,  albowiem  weszli  oni 
w  układy  z  Rossy  §  i  prawie  już  poddali  się  jój  berłu. 
K.enesary  nie  zgadza  się  na  odwrót,  gdyż  ten  zgubiłby 
go  doreszty  w  powszechnej  opinii  i  mógłby  narazić  na 
nowe  klęski.  Mimo  to  jednak  sułtanowie  Siuk  i  Ali 
przyrzekli,  <(W  dziewięć  dni  po  narodzeniu  się  księr^ 
żyća, »  przyjechać  nad  Ak-su. 

Tymczasem  my^  gruntując  się  na  tśj  odwiecznej  i 
bardzo  rozuipnśj  zasadzie,  si  vis  pacem^  para  bellum , 
ściągamy  kozaków  z  kokbektyńskich,  ajaguzkich  i  kar- 
karalińskich  pikiet,  szykujemy  konjią  artyleryą,  przy- 
gotowujemy tahuny  koni,  wielbłądy,  jurty,  żywność,  i 
wzywamy,  z  tych  trzech  okręgów,  starszych  sułtanów, 
ażeby  ze  zbrojnemi  orszakami  swych  Kirgizów  pośpie- 
szyli połączyć  się  z  naszym  oddziałem,  który,  pod  oso- 
bistem  dowództwem  pogranicznego  naczelnika ,  pocią- 
gnie na  brzegi  Lepsy.  Stanąwszy  z  taką  siłą  na  do- 
tychczasowej granicy  rossyjskiego  państwa,  nietylko 
będz^iemy  mogli  pkazać  Kirgizom  Wielkiej  Hordy  w  ca- 
łym blasku  jego  potęgę,  nadać  większą  wagę  naszśj 
dyplomacyi  w  czasie  kongresu ,  lecz  nawet  zaimpono- 
wać samemu  Kenesaremu,  lub  w  razie  gdyby  tego 
wymagały  okoliczności,  wyparować  go  za  ostatnią 
z  siedmiu  rzek. 

Lecz  oto  i  sam  «  dżenderał,  »  jak  go  Kirgizy  tytułują, 
przybył  do  Ajaguzy  :  13s*>  wyruszamy  w  pochód ;  czekaj 
więc  moich  buletynów  z  nad  wód  Lepsy,  Ak-su,  Kuk-su, 
Buskanu  lab  Sarkanu,  a  tymczasem  bywaj  zdrów  i  ko- 
chaj mię  po  staremu. 


Digitized  by 


Google 


LI«T    DZIESli^TT.  75 


X 


Ajagnza,  11  czerwca,  o  północy.  (Do  M...  i  P...,  w  Tobolska. ) 


Kochani  towarzysze  !  Kiedy  z  was  jeden  stróżom 
skarbowdj  izby  wydaje  nitki  i  świóce ,  a  drugi  rozsyła 
karty  do  wszystkich  miast  i  miasteczek  tobolskiej  gu- 
bemii,  ja  tymczasem  gram  rolę  dyplomaty  i  błędnego 
rycerza*  Dziś,  naprzykład,  pisałem  traktat  pokoju  dla 
dwóch  narodów,  a  jutro  adłan !  na  koń,  i  z  pistoletami 
za  pasem,  z  dubeltówką  przez  plecy,  z  kamczą  w  ręku, 
marsz !  na  pogranicze  Wielkiśj  Hordy. 

Jeśliście  czytali  Jaąuemonta  i  pamiętacie  opis  po- 
chodu wielkorządcy  Indyi  z  Kalkuty  na  brzegi  Sutle- 
dży,  nasza  wyprawa  teraźniejsza  wielce  go  przypomina. 
Cała  tylko  różnica,  że  tam  były  słonie  i  palankiny,  a  u 
nas  wielbłądy  i  jurty.  Czy  przejdziemy  Rubikon?  jeszcze 
niewiadomo.  Cóżkolwiek  bądź,  to  życie  czynne,  pełne 


Digitized  by 


Google 


76  ŁI8TY    ZB    STEPÓW. 

poetyckich  wrażeń,  wcale  mi  do  gustu.  Za  tydzień 
będziemy  nad  Leps§.  Mamy  do  zrobienia  jeden  prze- 
chód,  80  wiorst  piasku,  gdzie  ani  kropelki  wody.  Poe- 
tyczne tam  będzie  pragnienie !  zwłaszcza  przy  40  sto- 
pniach ciepła  ;  ale  co  wam  gadać  o  tem ,  kiedy  może 
w  tćj  chwili  jak  Samojedy  chodzicie  w  reniferowych 
jagach  i  kiedy  pod  waszym  nosem  płynie  Irtysz !  By- 
wajcie więc  zdrowi. 


Digitized  by  VjOOQ IC 


LIST   iKDKfłASTt.  11 


XI 


jkjaguza,  11  czerwcA,  w  nocy.  (Do  O.  Z.. 


Kochany  Gustawie !  Po  długiśm,  długióm  oczekiwa- 
niu, powitaliśmy  nareszcie  pogranicznego  naczelnika, 
który,  pod  osłoną  25  kozaków,  przyleciał  do  nas  z  Kok- 
bektów;  mówię  przyleciała  bo  możeź  być  właściwszy 
wyraz  dla  jazdy  mającćj  na  zawołanie  całe  stada  koni 
rozstawione  co  kilka  mil  na  stepie ,  i  co  cię  jak  wichry 
niosą  przez  góry,  doliny,  krzaki  i  rzeki.  Przyjazd  jego 
wielce  mię  uradował ;  przyśpieszając  bowiem  nasz  po- 
chód za  Lepsę  (w  ów  kraj  złotych  bażantów,  i  co  cie- 
kawsza, tygrysów,  których  dotąd  widziałem  w  żelaznych 
klatkach,  a  zktórćmi  teraz  może*  mi  się  zdarzy  spotkać 
oko  w  oko  pod  otwartym  niebem) ,  kładzie  zarazem  kres 


Digitized  by 


Google 


M-  It&nt  2fi   STEPÓW. 

temu  nieczynnemu  życiu ,  jakie  tu  od  dni  kilku  pę- 
dzimy, a  które  straciło  juz  dla  mnie  swój  powab  no- 
wości. 

Cicha  i  skromna  Ajaguza,  doczekawszy  się  tak  zna- 
komitego gościa,  jakim  jest  rządca  Średniej  Hordy 
Kirgizów,  cała  teraz  w  nadzwyczajnym  rucłiu,  i  wy- 
gląda jakby  panna  młoda  w  dzień  ślubu.  Nie  wyobra- 
zisz sobie,  co  za  pstry  plumpudding,  có  za  jaskrawe 
miootum  chaos  przedstawia  się  oczom  moim  na  każdym 
kroku.  Tu  dygnitarstwo  cywilne  i  wojenne  różnej  broni, 
nieznające  przez  rok  cały  więzów  ścisłej  formy,  w  świe- 
żych jak  z  igły  mundurach,  w  haftach  świetniejszych 
od  słońca,  w  niezaszarganych  kapeluszach  lub  bły- 
szczących kaskach ,  paraduje  po  placu  twierdzy ;  tam 
arystokracya  kirgizka,  strojna  w  najbogatsze  swoje 
chałaty  lub  manłyki  o  złotych  lub  srebrnych  smokach, 
w  czambarach  szytych  karmazynowym  jedwabiem  w  ró- 
żnowzore  esy,  floresy  i  gzygzaki,  w  spiczastych  cukro- 
głowych  czapkach  ,  poważnym  krokiem  przechadza 
się  wśród  tłumów  ludu  siedzącego  na  ziemi,  obok  grup 
koni  patrzących  obojętnie  na  tę  całą  pompę ;  ówdzie 
płeć  piękna  i  niepiękna,  w  żółtych,  zielonych,  błękitu 
nych  i  pąsowych  z  chińskiśj  kanfy  mantylkach ,  lek- 
kiemi  stopy  spaceruje  po  wałach ;  jednćm  słowem,  jestto 
tysięczno-barwny  i  tysiączno-ksztaJtny  widok,  jakiego-r 
byś  nie  zobaczył  w  kalejdoskopie,  choćbyś  go  nawet 
tysiąckroć  obrócił. 

Tymczasem  kwatera  nasia  ciągle  jak  w  oblężeniu,  a 
wewnątrz  ścisk  jak  na  raucie  londyńskim.  Przez  dwa 
dni  ostatnie  w  szczególności  nie  miełiśmy  chwili  pokoju  ^ 


Digitized  by 


Google 


w  skutek  bowiem  polecenia  pogranicznego  naczelnika, 
sąd  bijów,  ten  in^prowiżoWany  stepowy  afeppag, 
w  obecności  Wiktora ,  rozstrzygał  ważn§  sprawę  po- 
między Taszkińcami  i  Bucharcami  z  jedni^j ,  k  Kirgi- 
zami z  drugiśj  strony.  Kilku  Taszkińców  i  Bucharćów 
(?ulgo  zwanych  przez  Kirgizów  Sartami),  zamieszka- 
łych dla  handlu  przed  cztórd^estę  lały  w  Semipołatyń- 
sku ,  nieliczne  swoje  stada  koiti  i  wielbłądów  składajęcef 
karawany,  pasło  w  kirgizkim  stepie ;  a  że  step  dług? 
i  szeroki  jak  ocean,  Kirgizy  nie  żałujcc  trawy,  «  które: 
Ałłah  co  rok  zasiewa,  »  nie  wzbraniali  tych  wypasów 
swym  współwyznawcom ;  lecz  gdy  w  późniejszym  czasie? 
przychodnie  ci,  wzrósłszy  do  liczby  kilkuset,  ogromnćmi 
swśmi  tabunami  okryli  znaczne  przestrzenie  stepu,  i 
nietylko  ścieśniali  kirgizkie  koczówki  (mianowicie  zi- 
mowe, co  najważniejsza) ,  ale  jeszcze,  pod  pozorem 
dawności,  przyswajali  sobie  całe  uroczyska  Ark  atu  f 
Aldżanu ,  zajmujące  do  60  w.  kw. ,  Kirgizy,  prawł 
właściciele  tych  ostatnich,  słusznie  oburzeni  przeciw 
chciwości  wdzierców,  poczęli  stawić  przeszkody,  tak, 
że  nieraz  przychodziło  między  nimi  do  krwawych  kłótni, 
zwłaszcza,  iż  Sarty,  istne  żydy  i  pijawki  Kirgizów,  nie 
chcieli  nawet  najlżejszej  daniny  płacić  za  użytek  z  cu- 
dzej własności*  Długoletni  spór  takowy,  wytaczający 
się  już  niejednokrotnie  przed  wyższe,  władzę,  eicgnęł 
się  dotąd,  i  dziś  dopiero,  po  dwudniowych  rozprawach 
i  mowach  bez  końca,  ostatecznie  rozwiązany  został! 
Oto  jest  krótka  treść  traktatu,  który  ja  miałem  hOnor 
układać,  na  zasadzie,  ma  się  rozumieć,  ustnego  wy- 
roku bijów  z  obu  stron  wybranych. 


Digitized  by 


Google 


80  MStV   ŻI^    87GP<iw» 

!•  Naród  Sartów,  odt^d  i  aź  do  skończenia  świata, 
będzie  miał  wolne  i  niezaprzeczone  prawo  koczować 
latem  i  zimą,  ze  swćmi  stadami  na  uroczyskach  Arkatu 
i  Ałdżanu. 

2.  Za  udział  tego  prawa,  naród  Sartów  obowiązuje 
się,  wiecznymi  czasy,  co  rok,  płacić  kirgizkiemu  na- 
rodowi Średnićj  Hordy  daninę ,  składającą  się  ze  stu 
dab  *  bucłiarskich ,  które ,  za  pośrednictwem  ilbiliań- 
czycli,  rozdane  będą  pomiędzy  dżataków  Kuczuk-tobu- 
klińskićj  i  Dżangubek-siwanowskićj  włości,  jako  koczu- 
jących na  wśpomnionych  ziemiach  od  niepamiętnych 
czasów,  i 

3.  Pokój ,  zgoda  i  dobra  harmonia  trwać  będą  na 
wieki  wieków  pomiędzy  dwoma  narodami. 

Krótko  i  węzłowato. 

Pisząc  te  pacta  conventaj  dowodzące  wspaniałomyśl- 
ności kirgizkiego  narodu,  co  tak  hojnie  rozszafował 
ziemią,  na  której  obszernej  przestrzeni  mogłoby  naj- 
wygodniej pomieścić  się  z  pół  tuzina  niemieckich  książąt 
z  całą  pompą  swych  pałaców,  szambelanów,  fraucy- 
meru, ministrów  i  swych  potężnych  kontyngensów , 
pomyślałem  sobie :  o  dziwne  losy  człowieka  1  czy  mi 
się  śniło  kiedy ,  ażebym  ja ,  w  drugiej  części  świata, 
grał  rolę  dyplomaty  wpośród  ludów,  znanych  mi  ledwie 
z  imienia. 

Sprawa  ta  taszkińsko-bucharsko-kirgizka  nastręczyła 
mi  zręczność  poznać  dwóch  mężów,  mających  wielkie 
znaczenie  u  swych  rodaków,  i  którzy,  jak  dwie  gwiazdy 

1.  Bawełniana  tkanki  na  koszale. 


Digitized  by 


Google 


ttST    JltnfeNAŚTY.  81 

pićrwszój  wielkości,  przyświecają  plemionom  stepu. 
Powiem  ci  więc  słów  kilka  o  sułtanie  Baraku  i  biju 
Kunanbaju. 

W  kwiecie  jeszcze  wieku ,  potomek  clianów,  wypro- 
wadzający swój  ród  od  Dźingischana,  sułtan  Barak, 
jestto  człowiek  okazałej  postawy,  szlachetnych  rysów 
lica  i  nadzwyczajnej  siły.  Hojna  natura  w  uposażeniu 
tego  stepowego  Herkulesa ,  obok  niepospolitych  zdol- 
ności umysłowych,  wlała  weń  tęgi  charakter  i  nieustrsr- 
szone  męztwo.  Wychowany  po  rycersku,  jak  syn  barona 
z  feudalnej  epoki  :  nikt  trafniej  od  niego  nie  strzeli 
z  łuku,  nie  ujarzmi  snadniej  dzikiego  rumaka,  nie  dźwi- 
gnie ogromniejszego  głazu.  Bajgi,  owe  kirgizkie  tur- 
nieje, łowy  i  baranta,  na  których  zawsze  palma  zwy- 
cięztwa  wieńczyła  skroń  jego,  szeroko  po  stepie  rozniosły 
sławę  młodzieńca.  Pod  zielone  jego  znamię  cisnęła  się 
zewsząd  chciwa  łupów  i  zdobyczy  drużyna,  a  młody 
bohatćr  prowadził  ją  nieraz  pod  śnieżne  szczyty  Ała- 
tau,  zkąd,  jak  orzeł  tych  gór  na  ptaki,  spadał  na  liczne 
stada  Jusunów,  których,  mimo  dziewięćkrod  przewa- 
źniejszój  siły,  zbiwszy  na  miazgę ,  z  bogatym  zawsze 
plonem  wracał  do  swych  aułów.  Wyprawy  te,  przypo- 
minające napady  góralskich  klanów  na  płaszczyzny 
Szkocyi,  imię  jego,  jak  niegdyś  bohaterów  waltersko- 
towych  powieści,  uczyniły  strasznym  i  opromieniły 
wieńcem  narodowśj  poezyi  :  niejedna  bowiem  banda 
stepowych  korsarzy  pierzchała  na  samo  tylko  imię  Ba- 
raka ,  i  niejeden  ulanczi  (poeta  ludu)  opiewał  chwalę 
pogromcy  zalepsańskich  plemion.  Dziś,  ze  zmianą  oko- 
liczności krajowych,  złożył  on  swoje  gromy,  spoczywa 

6 

Digitized  by  VjOOQ IC 


%i  LlSTt   IK    STEt»6w. 

na  laurach,  i  tylko  z  berkutem*  na  ręku,  goni  za  wilkian, 
lisem  lub  siadem  lotnych  sajg  (antylop)  ;  lecz  dosyć 
nań  spojrzeć,  aby  się  przekonać,  że  krew  dżyngischań- 
ska  nie  zamarła  w  jego  żyłach ,  i  że  skromna  władza 
ilbilańczy,  a  nawet  bramowany  złotem  pasowy  chałat, 
nie  wystarcza  dumie  batyra  Najmanów.  Jakoż  męzkie 
swe  czoło ,  na  któróm  błyszczy  gwiazda  mocy  i  geniu- 
szu ,  wysoko  on  wznosi  przed  każdym ,  ktoby  się  go 
lekceważyć  ośmielił.  «  Raz  będąc  w  Czuguczaku — opo- 
wiadał mi  —  poszedłem  z  kilką  innymi  do  tamecznego 
ałdaja  (komendanta) ;  towarzysze  moi  padli  przed  nim 
na  kolana,  jak  nasze  kobiśty  przed  starszymi :  ja  tylkd 
jeden,  na  znak  uszanowania,  położyłem  rękę  na  sercu. 
Niezgiętościę,  mego  karku  zdziwiony  ałdaj ,  zapytał : 
czemu  nie  padam  na  ziemię  jak  drudzy?  —  Bogu  tylko 
taka  cześć  się  należy,  rzekłem,  a  ty  nie  jesteś  Bogiem. 
Mój  ałdaj,  rozgniewany  ią  odpowiedzią,  wrzasnął :  Ja 
ci  każę.  — Ty,  odparłem,  nie  masz  prawa  mi  rozkazy- 
wać^ i  ja  nie  spełnię  twojego  rozkazu ;  lecz  jeśli  ci  nie 
podoba  się  moja  wizyta,  bądź  zdrów.  —  Słowna  te 
zmiękczyły  Czurczuta  (Chińczyka),  i  nietylko  prosił 
mię  usiąść,  lecz  jeszcze  przyjął  lepiój  niż  innych,  często- 
wał herbatą  i  różnemi  potrawami ,  których  wszakże 
dotknąć  się  nie  mogłem ,  nie  będąc  przyzwyczajonym 
do  gadzin  i  tym  podobnych  przysmaków  chińskich  ku- 
charzy. » 

Oto  masz  w  słabych  zarysach  Bajronow^ką  postać, 
obraz  męża  ^  wszystkiómi  pierwiastkami  potężnego 

1.  Sokół  czy  Inny  jakiś  ptak  tego  rodzaju  umywany  do  łowiectwa* 

Digitized  by  VjOOQ IC 


LIST   JfibBNA«trY.  B3 

ducha,  zdolnego  pod  moc  sw^  woU  podbijać  massy 
i  naginać  je  ku  swoim  celom. 

Niewiele  laty  starszy  od  sułtana  Baraka,  bij  Ku- 
nanbaj,  niemniój  jest  także  wielka  znamienitościc  wste*- 
pie.  Syn  prostego  Kirgiza,  obdarzony  z  natury  zdrowym 
rozsądkiem,  zadziwiającą  pamięcią  i  wymową,  czynny, 
gorliwy  o  dobro  swych  ziomków,  bie^y  w  stępo wśm 
prawie  i  przepisach  Alkoranu,  znawca  wszystkich  ustaw 
rossyjskich  tyczących  się  Kirgizów,  nieposzlakowanej 
bezstronności  sędzia  i  przykładny  muzułmanin,  plebe- 
jusz  Kunanbaj  zjednał  sobie  sławę  wyroczni ,  do  której, 
z  najodleglejszych  aułów,  młodzi  i  starzy,  ubodzy  i  bo- 
gaci cisną  się  po  radę.  Zaufaniem  możnego  rodu  To- 
bukli,  powołany  ha  stopień  rządzcy,  z  rzadką  prawością 
i  energią  piastuje  władzę ,  a  każdy  jego  rozkaz,  każde 
słowo  spełnia  się  na  skinienie.  Niegdyś  przystojny  męż- 
czyzna, dziś,  napiętnowany  strasznómi  bliznami  ospy, 
co  go  przed  kilką  laty  omal  nie  wtrąciła  do  grobu,  jak 
Mirabeau,  w  zapale  mowy  każe  zapominać  słuchaczom 
o  szpetności  swćj  meduziśj  twarzy ;  okrutna  zaś  plaga 
jaką  dotknięty  został,  obudzą  w  nim. samym  słodkie 
wspomnienia  współczucia  ziomków ,  które  ci  może  dać 
miarę  jego  zasług  i  znaczenia.  «  Tłumy  ludu  w  rozpa- 
czy —  mówił  mi  z  wzruszeniem  i  dumą  —  oblegały 
w  dzień  i  w  nocy  moją  jurtę ,  w  której  walczyłem  ze 
śmiercią,  wśród  mąk  nieznośnych.  Łzy  to  jego  zalały 
ogień  co  mię  pożerał,  i  wymodliły  u  Ałłaha  mój  powrót 
do  życia.  »  Nietakiemże  współczuciem,  w  jednym  z  naj- 
oświeceńszychkrajówEuropy,  otaczał  lud  ostatniechwile 
umierającego  trybuna,  co  równie  jak  Kunanbaj  był  tar- 


Digitized  by 


Google 


84  LtSTT    ZŹ   STEPliw. 

czą  jego  przeciw  niesprawiedliwości  i  gwałtom  możnych ; 
ów  lud,  co  mniśj  szczęśliwy  od  pół-dzikiego,  nie  mogjc 
dla  swego  obrońcy  wypłakać  życia  u  Boga,  w  uniesie- 
niu wdzięczności  dla  umarłego  wynalazł  Panteon. 

Tuzin  sułtanów  i  z  pół-kopy  murzów  było  dzisiaj  u 
nas  na  herbacie.  Do  całój  tój  arystokracyi  rodu  i  bo- 
gactw, wybornie  zastosować  można  nasze  przysłowie  : 
wart  pałac  Paca,  a  Pac  pałaca.  Biała  kość  ^  (sułtany) 
bardziej  szarj  niż  białą  wydawała  się  obok  Baraka,  a 
wszyscy  baje  (bogacze)  niegodni  rozwiązać  rzemyka  u 
obuwia  Kunanbaja. 

1.  Ak-tujuk  :  tak  Kirgitj  nazywają  sułtanów  prsenośnle. 


Digitized  by 


Google 


ŁlSr   DWUNASTY.  85 


XII 


JkjagOM,  13  cserwca.  (Do  G.  Z...) 


Z  kądże  te  nagłe  wzruszenia  ? 
Jakieżto  imię  świat  głosi  ? 
E.  Słowacki. 


Z  przyłączeniem  Średnićj  Hordy  kirgizkiój  do  po- 
siadłości rossyjskicli  w  Azyi ,  ustała  i  władza  chanów. 
Ze  śmiercią  ostatniego  z  nicli ,  tytuł  ten  zniesiony  na 
zawsze ,  i  dziś  żyjącą  pamiątką  kirgizkiego  chaństwa 
jest  stare  babsko  y  znane  pod  imieniem  Clianszy  Wa- 
liewój. 

Na  gruzach  chańskiego  rządu,  Rossya  utworzyła  w 
Średniój  Hordzie  władzę  starszych  sułtanów^.  W  szczu- 
płych zawarta  szrankach,  władza  ta,  w  ręku  człowieka 

1.  i4AcHSu/ton>  po  kirgiska. 

Digitized  by  VjOOQ IC 


St  LISTY   Z£   STEP^ÓW. 

Z  głową  i  sercem ,  nie  jest  wszakże,  jakby  się  zdawało 
na  pozór,  bez  pewnego  znaczenia  i  wpływu.  Naczelnicy 
najznakomitszycłi  rodzin,  dumni  potomkowie  chanów, 
ubiegają  się  o  nią,  jak  o  najwyższy  zaszczyt  i  szczebel 
wielkości ;  lecz  rząd  czuwa  troskliwie  nad  t^m',  aby 
starszy  sułtan  nie  pozwolił  sobie  zapomnieć,  iż  władza 
chańska  należy  już  do  przeszłości  nigdy  niepowrotnej 
w  stepie.  Zresztą,  chan  był  jeden,  a  dziś,  w  Sredniśj 
Hordzie,  mamy  siedmiu  starszych  sułtanów. 

Przed  kilką  godzinami  byłem  obecny  obiorowi  star- 
szego sułtana  ajaguzkiego  okręgu.  Po  krótkich  nara- 
dach sułtanów  i  ilbilańczych,  odbytych  pod  otwartym 
niebem  w  obec  licznie  zgromadzonego  ludu,  został  nim 
cichy  i  ubogi  sułtan  Buleń.  Kandydatem  zaś  czyli  za- 
stępcą jego,  jakby  dlatego  ażeby  słaba  trzcina  oprzeć 
się  mogła  o  dąb  niezłomny,  obrano  znajomego  ci  już 
sułtana  Baraka.  Kirgizy,  wierni  zwyczajom  przodków, 
zachowywanym  niegdyś  przy  wyniesieniu  swego  ziomka 
na  stopień  chana,  w  oka  mgnieniu  rozszarpali  pomiędzy 
siebie,  na  pamiątkę,  skromny  chałat  nowego  prezesa 
dywanu,  którego  zaszczytną  stratę  wynagrodził  na- 
tychmiast pograniczny  naczelnik,  ofiarując  mu,  w  imię* 
niu  rządu,  pąsowy  chałat,  bogś.to  lamowany  złotem. 
Lecz  2da|e  mi  się,  nic  tak  nie  uszczęśliwiło,  nie  pochle- 
biło bardziój  dumie,  i  nie  podniosło  go  w  oczach  wła- 
snych i  rodaków,  jak  ów  huczny  wiwat,  który,  na  cześć 
jego  tryumfu  i  wielkości ,  zagrzmiały  działa  ajaguzkiej 
twierdzy. 

W  innych  krajach,  nowo  obrany  dygnitarz,  pragnąc 
okazać   swoją   wdzięczność  wyborcom,  sprawia  im 

Digitized  by  VjOOQ IC 


tłST    DWUNASTY.  g'3[ 

Z  własno]  kieszeni  biesiadę;  u  nas  w  stepie  rzecz  się 
naa  wcale  inaczej.  Biesiadę  tę,  ucztę ,  czyli  jak  ją,  Kir- 
gizy  nazywają  bajgę  (gdyż  zwykle  towarzysza  jśj  wy- 
ścigi konne),  sprawia  kosztem  swoim  rz^d,  w  którego 
imieniu  miejscowa  władza  *  robi  honory  i  ugoszczą  tak 
wyborców  jak  i  dignitarza  zaszczyconego  ich  zaufa- 
niem. Cały  wprawdzie  traktament  składa  się  z  herbaty 
i  piławu  2  dla  arystokracyi ,  a  dla  plebsu,  z  baraniny, 
koniny  i  kumysu;  lecz  czegóż  więcśj  potrzeba  dla 
ludu ,  któremu  obce  są  nasze  trunki ,  a  kawał  goto- 
wanego mięsiwa  najpożądańszym  przysmakiem? 

W  czasie  dzisiejszo]  uczty,  pierwszy  raz  miałem 
sposobność  słyszeć  ulanczich.  Są  to  trubadurowie  kir- 
gizcy,  bardowie  stepu,  wieszcze,  których  improwizacya, 
również  jak  talent  wymowy,  często  natrafiany  u  Kirgi- 
zóWj^  znakomicie  świadcząc  o  umysłowych  zdolnościach 
tego  ludu,  przeniosła  mię  mimowolnie  w  średnie  wieki ; 
bo  tam  tylko,  pod  kamiennym  sklepieniem  gotyckiego 
zamku,  u  możnego  jakiego  barona,  biesiadującego 
wśród  swych  wasali,  mógłbym  znaleść  to,  czego  dziś 
byłem  świadkiem  pod  wełnianym  dachem  kirgizkiój 
jurty. 

Oto  masz  szkic  tój  uczty,  jaki  mogę  zrobić  naprędce, 
zajęty  będąc  przygotowaniami  do  jutrzejszego  pochodu. 

Po  za  wałami  twierdzy  jest  plac  obszerny,  na  którym 
w  kilku  jurtach  rozbitych  z  powodu  okoliczności,  mie- 
ści się  cąłakirgizka  puł>liczność  zaproszona  na  ucztę. 


1.  Prikaz^o  rossyjskn,  a  po  kirgiska  Dy^an. 

3.  Potrawa  z  baraniny  z  rytem,  dodaje  się  dla  większego  amaku  tirnk  Inb  knaz- 
myts. 


Digitized  by 


Google 


88  LISTY    ZB    STEPÓW. 

W  okazalszćj  z  nich,  wyższa  klasa  składająca  się 
z  sułtanów,  bijów,  mułłów,  chodżów,  murzów  i  star- 
szyn ,  w  całej  pstrokaciźnie  swoicłi  kostiumów ,  siedzi 
poważnie  na  dywanacti  pokrywającycli  ziemię  i  ocze- 
kuje przybycia  pogranicznego  naczelnika. 

O  godzinie  i2^J,  pograniczny  naczelnik,  otoczony 
orszakiem  rossyjsko-polsko-kozacko-tatarskich  cywil- 
nycłi  i  wojskowych  urzędników,  przybywa  na  miejsce 
uczty.  U  drzwi  arystokratycznej  jurty,  aha-sułtan, 
w  towarzystwie  kilkunastu  stepowych  lordów,  wita  go 
krótką  przemową  i  wprowadza  uroczyście  na  przygo- 
towane dlań  krzesło. 

Z  krzesła  tego  jak  z  troiiu,  po  którego  prawicy  i 
lewicy  stoi  półkolem  mundurowy  orszak,  pograni- 
czny naczelnik  przemawia  kilka  słów  stosownych  do 
zgromadzenia ,  które ,  po  przetłumaczeniu  na  kirgizki 
język  przez  urzędowego  drogmana,  wzbudzają  powsze- 
chny zapał. 

Gdy  się  uciszyła  wrzawa,  mułła  czyta  modlitwę  pro- 
sząc Ałłaha,  ażeby  pobłogosławił  pokarmowi  i  napo- 
jowi ,  przygotowanemu  dla  nich ;  całe  zgromadzenie, 
podniósłszy  ręce  do  góry,  w  uroczystóm  milczeniu  słu- 
cha modlitwy 

Pb  tym  pobożnym  oorzędzie,  kilku  rossyjskich  tłu- 
maczów wnosi  na  ogromnych  tacach  herbatę  :  pierwszą 
jój  filiżankę  uprzejmy  dżenderał,  jak  Kirgizy  tytułują 
pogranicznego  naczelnika,  ofiaruje  nowo  obranemu 
aha- sułtanowi ;  drugą  bierze  dla  siebie  i  daje  rozkaz 
częstować  wszystkich  z  kolei. 

Wtćm,  kiedy' całe  nasze  grono  trzyma  w  ręku  fili- 


Digitized  by 


Google 


LIST    DWUNASTY.  89 

żanki  i  pokrzepia  się  chińskim  napojem ,  młody  jeden 
minstrel ,  przystojny,  z  czarnym  wąsikiem  i  bystrómi 
oczyma,  uderza  w  struny  swego  niewdzięcznego  brzj- 
kadła*,  i  głosem  śmiałym,  męzkim,  pełnym,  przyjemnśj 
liarmonii,  zaczyna  improwizacyą. 

Pierwsze  jśj  strofy,  ma  się  rozumieć,  na  cześć  dżen- 
derała. 

Poeta  wysławiał  jego  przymioty,  «  ciesząc  się  wraz 
z  całym  narodem,  że  uszczęśliwił  go  swojśm  przyby- 
ciem, którego  co  rok  Kirgizy  tak  niecierpliwie  oczekują, 
i  które  tem  jest  zawsze  dla  nicti,  czóm  wiosenne  słońce 
dla  stepu.  Szczęście  to  —  zapewniał  w  uniesieniu  — 
byłoby  jeszcze* większćm,  jeszcze  zupełniejszóm,  gdyby 
go  nie  mieszał  wróg  powszectmego  bezpieczeństwa  i 
pokoju;  lecz  ma  nadzieję,  że  jedna  wieść  o  zbliżeniu 
się  dżenderala,  przepędzi  znowu  Kenesarego  na  pias- 
czysty  step  Kara-kumu...  » 

Po  tym  komplemencie  zastosowanym  zręcznie  do 
okoliczności,  młody  Urunbaj  (imię  naszego  ulanczi) 
wystąpił  z  pocłiwałami  starszego  sułtana  Bulenia,  kar- 
karalińskiego  mówcy  Kunanbaja,  i  z  kolei  złożył  tiołd 
swego  uwielbienia  każdemu  ze  znakomitszycłi  członków 
zgromadzenia ;  lecz  nikt  z  nicłi  nie  wzbudził  silniej  jego 
zapału  jak  sułtan  Barak. 

«  O  ty !  —  śpiewał  on  z  wrastającem  coraz  bardziój 
uniesieniem,  dochodzącóm  pod  koniec  prawie  do  za- 
chwycenia—  o  ty!  krew  Abułfaiza!  potomku  Dżingis- 
chana !  sułtanie  Baraku !  słuchaj  pieśni  ulanczi  Urunbaja. 

1.  Dambra  (bałi^ka). 

Digitized  by  VjOOQ IC 


9(>  LISTY    ZE   STEPÓW. 

«0!  słucha]  mojej  pieśni,  choć  to  nie  pierwsza  I 
fiie  ostatnia  dla  twojego  ucha ;  bo  i  któż  z  ulanczich  nie 
śpiewał  lub  śpiewać  nie  będzie  na  cześć  twoj^? 

«  O !  wielki  nasz  step ;  lecz  czyliź  jest  jurta  która 
nie  słyszała ,  która  nie  powtarza  pieśni  o  Baraku  ? 

«  O !  bo  czyjże  ród  świetniejszy,  czyj  dawniejszy, 
czyj  szlachetniejszy,  jak  ród  Baraka !..»  (Ojciec  i  dziad 
Baraka  rosnj  jak  na  drożdżach.) 

a  O !  i  któż  mędrszę  da  radę  na  kenesie  ?  któż  w  są- 
dzie bijów  sprawiedliwiej  spór  rozstrzygnie  jak  Barak? 

«  O !  któż  na  bajdze  męztwem ,  siłą  lub  zręcznością 
przewyższy  wszystkich  szermierzy  jak  Barak?))  (Barak 
skromnie  patrzy  w  ziemię.) 

«  O !  któż  na  łowach  ,  kto  na  barancie  tak  się  od- 
znaczy jak  Barak?...  »  (Barak  nie  rad  z  ostatniśj  po- 
chwały, brwi  marszczy  i  łeb  gładzi.) 

«  O !  i  któż  hojniój  wynagrodzi  biednego  ulanczi,  jak 
dawny  potomek  chanów,  sułtan  Barak  ? » (Barak  śmieje 
się.) 

«0!  wszędzie  i  zawsze  wielki 'sułtan  Barak!  naj- 
większy batyr  wstępie  jest — jeden  Barak!... 

a  O !  niedarmoż  po  całym  stepie  rozlega  się  tylko 
imię  Barak!...  Barak!...  Barak!...  » 

Skończył,  a  nasz  bdhatśr  w  zapale  uniemenia  dumy 
i  zaspokojonej  miłości  własnej  tyla  pochlebstwami  wie- 
szcza, zerwał  się  ze  swego  miejsca,  zrzucił  chałat  z  sie- 
bie ,  i  cisnąwszy  mu  go  w  oezy,  rzekł :  «  Winienem  €i 
wielbłąda  i  konia  bieguna.  » 

Naśladując  hojność  Baraka,    acz  w  mniejszym 
stopniu,  bo  w* miarę  pochwał  i  kadzideł,  każdy  kto 


Digitized  by 


Google 


tylko  je  otrzymał,  chc^ć  Riechcęc,  musiał  okaaaó  sw% 
wdzięczność.  W  oka  mgnieniuj  pieniądze,  cbałaty  i  konio 
(te  ostatnie  rozumie  się  w  obietnicy)  posypały  się  ze 
wszech  stron,  zamiast  laurów,  na  głowę  poety,  a  hu- 
czne okrzyki  zadowolenia  zatrzęsły  w^tł?  ściana  na- 
szego gmachu. 

-Gdy  się  to  dzieje,  i  gdy  nasz  trubadur  zabiera  się 
improwizować  podziękowanie  zgromadzeniu  za  łaskawe 
ocenienie  jego  talentu ,  z  szarego  końca  jurty  dał  się 
słyszeć  złowieszczy  dla  ucha  jego  brzęk  struny,  i  w  tćjże 
chwili,  jak  Filip  z  konopi,  wyrywa  się  niepocieszna 
jakaś  napozor  figurka,  przeskakuje  przez  kilka  rzędów 
głów  dostojnych  sułtanów  i  poważnych  chodżów,  i 
z  dumbr^  w  ręku  siadłszy  obok  zdumionego  Urunbaja, 
zuchwale  mu  powiada  :  «  Zobaczym,  kto  z  nas  większy 
iłlanczi  ?  » 

Na  takie  diclum  acerbum^  spojrzał  nań  z  pogarda 
Urunbaj,  zaiskrzyły  mu  się  oczy  jak  u  kota  w  gniewie, 
jak  rak  poczerwieniał ,  i  gdyby  nie  obecność  dżende* 
rała,  bezw^tpienia  cisiaąłby  w  ślepie  zazdrosnemu  poe- 
tycznej jego  sławy  współzawodnikowi  cały  zapas  ener- 
gicznych wyrażeń  kirgizkiej  złości,  a  może  nawet  na 
nienawistnym  łbie  jego  połamałby  swoj^  bandurkę; 
lecz  zwięzany  przyzwoitością,  nietylko  wstrzymał  laę, 
ale  jeszcze  z  tryumfuję.cj  min^  przyj^jł  wyzwanie. 

Zaczęła  się  walka  :  nieme  milczenie  znowu  objęło 
jurtę. 

Jak  na  Olimpijskich  igrzyskach ,  dwaj  poeci  ścierali 
się  z  sobą.  Zaledwie  jedea  wystrzelił  strofkę,  wnet 
drugi  odstrzeliwał  na  nią;  pierwszy  śn^iało  napadai, 

Digitized  by  VjOOQ IC 


9)  LISTY   ZK    8TKPÓW. 

drugi  zręcznie  się  odcinał ;  zapał  w  obu  coraz  bardziej 
się  wzmagał  i  rozniecał  zaciętą  walkę :  był  to  zajmujący 
widok ! 

Nie  mając  w  pomoc  sztuki  stenografa,  kilka  tylko  stro- 
fek zachwyconych  pamięcią  jeJnego  z  moich  tłumaczów 
udzielić  ci  mogę,  jako  specymen  poezyi  nowego  ulanczi. 

«  O,  i  ja  ulanczi  kirgizkiego  narodu ;  i  ja,  nie  pier- 
wszy raz  śpiewam  w  obec  tak  licznie  zgromadzonych 
ludzi  wielkich,  ludzi  sławnych!..,  I  ja  ulanczi,  ale  nie 
taki  jak  Urunbaj :  pieśni  Dżunaja  nie  takie  jak  pieśni 
Urunbaja...  O!  Urunbajii!  tyś  wysławiał  dżenderała, 
czyliż  i  Dżunaj  nie  umiałby  go  pochwahć  ?  Ale  na  cóż 
mu  pochwały  biódnego  ulanczi,  kiedy  i  bez  nich  on 
wielki,  sławny  i  kochany  w  stepie  !...  Tyś  wychwalał 
naszych  sułtanów,  bo  lubisz  ich  chałaty  i  konie,  a  ja 
nie  lubię  nikomu  pochlebiać  jak  nędzny  musapyr  (że- 
brak)... Ty  się  łasisz  każdemu,  bo  jak  pies  głodny, 
chcesz  aby  ci  kość  rzucono  :  a  ja  nie  chcę  być  nieczy- 
stym zwierzęciem...  I  ty  śmiesz  mianować  się  ulan- 
czim !  ty,  co  śpiewasz  tylko  tym  co  ci  płacą !...  Jeśliś 
ty  prawdziwy  ulanczi,  czemuż  nie  śpiewasz  umarłym?... 
czemuż  nie  chwalisz  tych,  co  nie  żyją?...  czemuż  nie 
głosisz  naszych  ojców,  naszych  przodków,  co  kiedyś 
żyli  na  tym  stepie?...  O!  jak  ich  chwalić  (przedrze- 
źniając głos  i  gestykulacyą  Urunbaja) ;  jak  im  śpiewać, 
kiedy  nie  dadzą  ani  konia ,  ani  chałata ,  a  choćby  i  dali 
swoje  kości,  i  piesby  ich  nie  jadł...  Oj !  ty  Urunbaju  1... 
o !  ty  sławny  ulanczi !  a  znasz  ty  czem  był  step  nasz  za 
dawnych  czasów  ?  czćm  był  dawny  Kirgiz  za  chana 
Abłaja?,,,  i  t.  d. » 

Digitized  by  VjOOQ IC 


Na  dowód,  iż  zna  to  wszystko  jak  pacierz,  i  że  jest 
w  stanie  śpiewać  de  omnibus  rebus  et  quibusdam  aliiSj 
Urunbaj  skoczył  ze  swoją  dumbrą  nie  bliźnij  i  nie  dalej 
jak  do  stworzenia  świata ,  i  zacząwszy  od  Adama,  jak 
wprzód  obecnym  sułtanom,  nie  darował  żadnemu  z  pa- 
tryarcliów ;  potom  w  Korabiu  Noego  przepłynąwszy 
wody  potopu,  rzucił  się  z  wierzchołka  Araratu  na  całą 
starożytność  biblijną,  nie  przepuszczając  babilońskim 
Nabuchodonozorom  ani  Faraonom  Egiptu;  nareszcie, 
niepowstrzymany  w  furorze  swojćj  improwizacyi ,  jak 
wodospad  Niagary,  zaśpiewawszy  każdemu,  kogo  tylko 
ze  znakomitycli  mężów  spotkał  na  drodze ,  i  nie  ode- 
tclmąwszy  ani  na  chwilę  w  ciągu  godziny,  dojechał 
szczęśliwie  aż  do  Mahometa.  Ten  uragan  pieśni  za- 
grażający ostatnim  dziesięciu  wiekom,  już,  już  miał 
spaść  na  głowy  bohaterów  islamizmu  i  rozbić  się  w  har- 
monijnych   bryzgach   ponad    kirgizką    hordą,    gdy 

wtśm o!  traf  nieszczęsny!...  na  samym  wyjeździe 

z  Mekki,  na  dumbrze  naszego  wieszcza-Farysa,  urwała 
się  struna. 

Tą  rażą,  rozpacz  poety,  zapomniawszy  o  prawach 
przyzwoitości ,  bez  względu  na  dostojnego  gościa 
stepu ,  wyrwała  mu  z  głębi  serca  ciche ,  lecz  bolesne 
o!  ineine  s ! 

Tymczasem,  kiedy  ten  nawiązuje  strunę,  przeciwnik 
jego ,  nie  chcąc'  dać  za  wygrane  ,  przypuszcza  nowy 
atak  : 

«  Cóż  znaczy  ta  długa  historya?  każdy  mułła  powie 
ją  lepićj  od  ciebie,  bo  i  ty  musiałeś  się  jój  wyuczyć  od 
mułły  i  dzisiaj  popisujesz  się  z  nią,  jak  z  ukradzioną 


Digitized  by 


Google 


M  ŁtsTt  Kfi    STEPÓW. 

kobyłę !...  Ale  jeżeli  chcesz  dowieść,  żeś  wielki  ulanczi, 
powiedz  nam  znaczenie  każdój  liczby ,  zacząwszy  od 
pierwszćj  aż  do  dziesi§tój?.,.  (Szło  tu,  jak  mnie  zape- 
wniał tłumacz,  o  alłegoryczne  znaczenie  liczb  pod  wzglę- 
<iem  religijnym.) 

Tego  było  i  trzeba  Urunbajowi.  Widać,  że  ten  przed- 
miot był  jego  mocną  stroną ,  albowiem  z  wyraźnćm 
tikontentowaniem  zawoławszy ; « Tochte !  tocłite ! »  (po- 
czekaj, cicho  ! )  uderzył  w  struny  i  zaczął  na  wskazane 
sobie  tema  waryacye ,  które  exekwQwał  eon  amore  e 
splendore.  Wszyscy  Kirgizy,  dotąd  zachowujący  milcze- 
iiie,  przerywali  go  częstómi  okrzykami  i  podziwiali  talent 
^  zdałem.  W  istocie  musiało  to  być  cóś  bardzo  pięknego^ 
Łiedy  i  ja,  nieznający  języka,  odebrałem  silne  wraże- 
nie. Usłyszawszy  bowiem ,  uroczystym  głosem  odbity, 
jak  gdyby  dzwonem  wieżowego  zegaru,  znajomy  mi 
wyraz:  Ber!  (jeden)...  i  wkrótce  po  nim  uroczyściój 
jeszcze,  z  całą  mocą  ducha  wiary,  i  jak  gdyby  ze  szczytu 
wystrzelonego  w  niebo  minaretu,  pobożną  nutą  mułły 
oddany  wyraz :  Ałłah ! . . .  przeczułem  sercem,  że  wieszcz 
śpiewa  wielkość  Boga,  który  jest  najwyższą  jednością, 
i  wraz  z  nim  zgiąłem  moje  czoło  przed  majestatem  tego 
Ber!  co  stworzył  światy.  Dalsza  zaś  improwizacya  za- 
stała dla  mnie  ciemną  jak  noc  allegoryą,  i  na  nieszczę* 
Icie  mojej  ciekawości  tak  bystrą ,  tak  gwałtowną  lała 
się  rzeką,  że  nikt  nie  mógł  z  niój  zaczerpnąć  i  jedn^ 
kropelki ;  lała  się  ona  długo,  i  nie  wiem  czy  byłby  Tcó* 
nieć  tój  powodzi,  gdyby  nie  wniesiono  na  plac  boju  anti- 
poetycznych  ogromnych  mis  z  piławem,  które  powścią- 
gnęły furor  natchnienia  ulanczi.  Zamilkł  więc,  lecz  t| 


Digitized  by 


Google 


raz§  uszczęśliwiony,  gdyż  cała  arystokracya  przyznała 
mu  palmę  zwycięztwa.  Dżenderał  zaś,  lękając  się  moż^ 
straszniejszej  jeszcze  powodzi  dźwięków  i  brzęków  kir- 
gizkićj  muzy ,  kilk?  pochwalnymi  słowy  i  ofiarą  man- 
szestru  na  czambary,  zaspokoił  miłość  własną  współ- 
zawodnika, i  tak  skończyła  się  walka. 

I  jaz  to  wszystko,  pomyślałem  sobie,  własnemi  uszami 
słyszę  na  stepie,  w  pośród  ludu,  uważanego  przez  świat 
cały  za  dziki  i  barbarzyński!...  Przed  kilkę  dniami 
świadek  ścierania  się  z  sobą  dwóch  zawziętych  stron- 
nictw ,  z  zadziwieniem  przyklaskiwałem  mówcom ,  co 
nie  słyszeli  nigdy  o  Demostenesie  i  Cyceronie ;  dziś  wy- 
stępują przedemną  poeci,  co  czytać  i  pisać  nie  umieją, 
a  jednak  podziwiam  ich  talent,  bo  pieśni  ich  przema- 
wiają do  mojśj  duszy  i  serca.  I  toż  są  dzicy  barba- 
rzyńcy? Jestże  to  lud  przeznaczony  na  wieczną  nik- 
czemność  pastuchów,  i  pozbawiony  wszelkiej  innej 
przyszłości?,..  O!  nie,  zaiste!  lud,  który  Stwórca 
obdarzył  takiemi  zdolnościami ,  nie  może  pozostać 
obcym  cy  wilizacyi :  duch  jej  przeniknie  kiedyś  kirgizkie 
pustynie,  roznieci  tu  iskrę  światła,  i  przyjdzie  czas,  ż6 
i  koczujący  dziś  nomada  zaszczytne  zajmie  miejsce 
w  pośród  ludów,  co  nań  patrzą  teraz  z  góry,  jak  wyższe 
kasty  Indostanu  na  nieszczęśliwego  paria.... 

Uczta  krótko  trwała,  bo  i  krótki  jej  szpejscettel.  Na 
pierwsze  danie  piław,  na  drugie  wołowina,  na  trzecie 
baranina —  i  basta.  Omne  trinum  perfectum!  Kumys 
zamiast  szampana.  Modlitwa  jąk  była  początkiem,  tak 
i  końcem  uczty.  Wszystko  się  odbyło  z  największą 
przyzwoilością;  kcz  gdy  dżenderał  pożegnał  zgroma- 


Digitized  by 


Google 


96  LtSTY   «E    StfiPÓW. 

dzenie  i  wraz  z  swym  orszakiera  opuścił  jurtę,  porządek 
publiczny  nieco  naruszonym  został :  albowiem  burzliwe 
fale  plebsu  nienasyconego  3woją  koninę,  dobijając  się 
o  szczątki  arystokratycznej  biesiady,  obaliły  gmach 
zkoszmy,  na  głowy  patrycyuszów.  Mamy  jednak  szczę- 
ście zapewnić  naszych  czytelników,  że  nietylko  nikt 
nie  utracił  życia  w  czasie  tego  strasznego  wypadku,  lecz 
nawet  żadna  głowa  nie  poniosła  najmniejszego  szwanku. 
Niech  żyją.  Kirgizy ! 

Jutro  opuszczamy  Ajaguzę.  Jak  prędko  znajdę  mo- 
żność przesłania  ci  wiadomości  o  sobie,  przewidzieć 
niepodobna ;  bo  Ajaguza  tóm  jest  dziś  dla  mnie ,  czem 
port  dla  żeglarza  puszczającego  się  na  ocean  :  jest  to 
ostatni  punkt ,  zkąd  poczta  dochodzi  do  Syberyi.  Za 
ajaguzkiemi  rogatkami  «  deskami  zabito  »  —  jak  mówi 
przysłowie  —  koniec  świata !  Nim  więc  za  tómi  słupami 
Herkulesa,  za  tą  ultima  Thule,  nastręczy  się  pewna 
zręczność  wyprawienia  listu  do  ciebie,  bywaj  zdrów 
mój  drogi !  Jestto  ostatni  list  pisany  w  chałupie ,  pod 
dachem ;  następny  będę  może  pisał  w  jakiój  pieczarze, 
pod  skorupą  z  ałatauskich  lodów. 


Digitized  by 


Google 


WYJĄTKI 

z    DZIENNIKA.    PODRÓŻY. 


18  czerwca  1846. 


Wiatr  silny  zrana;  przygotowania  do  wyjazdu.  Ura- 
gan  straszliwy ;  o  godzinie  i^J  wyszliśmy  z  Ajaguzy  ; 
oddział  stu  kozaków,  działo  jedno  i  Kirgizy  kokbetyń- 
scy,  pod  wodzą  Kijsyka-tany,  część  uzbrojona  w  gwin- 
tówki,  ajbałty  i  łuki.  Prowadził  nas  starzec  bij  Bijbit, 
który  wybrał  się  w  drogę ,  aby  odzyskać  od  Jusunów 
chałat,  zabrany  mu  jeszcze  w  r.  1814. 

Baszczi,bez  którego  nie  można  się  obejść  podróżują- 
cemu po  stepie,  jak  bez  Indyanina  w  amerykańskiej 
puszczy,  jest  to  pospolicie  człowiek  w  wieku,  bywały, 
doświadczony,  który  młodsze  dni  swoje  przepędziwszy 
nabarancie  i  włóczędze  zjednego  końca  łiordy  w  drugi, 

7 


Digitized  by 


Google 


93  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

częstokroć  kosztem  nie  jednaj  krósy  na  łbie,  nabył  tak 
dokładnej  znajomości  miejsc,  że  jest  w  stanie  lepiśj  niż 
najdoskonalsza  mappa  —  czy  to  w  dzień,  za  wskazówką 
zatrzymanych  w  pamięci  swego  oka  gór,  strumieni, 
źiódeł,  mogił,  skał ;  czy  w  nocy ,  za  pomocą  gwiazd 
lub  wiatru  —  przeprowadzić  cię  w  najodleglejszy  punkt 
stepu  najpewniejszym  i  najkrótszym  szlakiem.  Baszczi, 
posiadający  zgruntu  swój  przedmiot*,  niezmiernie  jest 
ceniony,  i  nieraz  banda  rabusiów,  puszczając  się  na 
wyprawę  do  dalekich  aułów,  ofiarą  znacznych  korzyści 
zbaranty,  stara  się  pozyskać  współdziałanie  człowieka, 
którego  topograficzne,  mineralogiczne,  astronomiczne, 
a  szczególniój  hydrograficzne  znajomości,  rokują  jej 
pomyślny  skutek  przedsięwzięcia.  Taką  to  uniwersalną 
nauką  obdarzonego  baszczę,  szczególny  fawor  fortuny 
zesłał  nam  w  osobie  bija  Bijbita,  niegdyś  batyra,  mi- 
łośnika baranty  i  łowów,  posła,  dyplomatę ,  sędziego, 
a  dziś  (niech  to  nie  będzie  z  ujmą  jego  sławy)  piecze- 
niarza,  który  rzuciwszy  na  los  szczęścia  w  swojej  jurcie 
starą,  jak  sam,  połowicę  i  szczupły  swój  dostatek, 
włóczy  się  przez  cały  rok  z  aułu  do  aułu ,  od  jednego 
do  drugiego  sułtana,  przesiadując  u  nich  po  dni  kilka 
i  wraz  z  nimi  asystując  kenesom,  dżygunom,  bajgom, 
pogrzebowym  obchodom ,  jednem  słowem ,  tym  wszy- 
stkim zgromadzeniom,  in gratiamkiórych  Kirgiz,  chcąc 
nie  chcąc,  musi  rznąć  barany  i  klacze.  Wielki  gaduła, 
jak  wszyscy  pieczeniarze  i  rezydenci  na  świecie ,  opo- 
wiadał mi,  że  przed  40  laty,  jako  członek  kirgizkiej 
ambasady  będąc  w  Petersburgu ,  w  czasie  audyencyi 
u  cesarza  A!exandra,  widział  naraz  sześciu  królów  (?)  • 


Digitized  by 


Google 


13    CZERWCA.  99 

Cesarz  miał  się  odezwać  do  posłów  Hordy  :  « Słuchaj- 
cie !  Po  inoim  ojcu,  dziadzie  i  pradziadzie  otrzymałem 
trzy  rzeczy :  Petersburg,  wojsko  i  kupiectwo.  Ja  mie- 
szkam od  was  daleko ;  wy  więc  ochraniajcie  karawany 
moich  kupców,  przechodzące  przez  wasze  stepy :  bo 
jeśli  nie  będzie  bezpieczeństwa  dla  handlu,  przyszłe  do 
was  wojsko.  •  W  późniejszej  epoce  powtórnie  jeżdżcc 
do  stolicy,  nie  zastał  cesarza,  czekał  nań  jakoby  22  mie- 
siące i  dni  17,  i  nie  doczekawszy  się  wrócił  do  swój 
ojczyzny.  Lecz  monarcha  Rossyi,  przybywszy  z  zagra- 
nicy, skoro  uwiadomiony  został  o  jego  bytności,  przy- 
słał mu  przez  sułtana  Siuka-Abłajclianowa  ukłon  i  pałasz 
wraz  z  bogatym  chałatem.  Pałasz  ten  dotąd  w  jego  rę- 
kach, i  dziś  obszyty  na  głucho  w  koszmowy  pokrowiec, 
wisi  pompatycznie  u  boku  ex-ambasadora;  a  chałata, 
pominio  całej  swojój  dyptomacyi,  od>r.  i8|.4,  odebrać 
nie  może  —  i  dlatego  właśnie  podjął  się  teraz  obowią- 
zku honorowego  baszczi,  ażeby  przez  wpływ  i  pro- 
tekcyą  dżenderała  (jenerała) ,  wydobyć  z  r^  Jusunów 
(pokolenia  kirgizkiego  Wielkiój  Hordy)  ofiarowany  mu 
od  lat  tylu  monarszy  upominek.  Owoż  ta  pół-poważna, 
pół-pocieszna  znamienitość  stepowa ,  z  przywiązaną 
czerwoną  chustką  do  kilkosązniowój  włóczni,  wystą- 
piwszy w  chwili  wymarszu  przed  naszą  przednią  straż 
na  dzielnym  bułanku,  oświadczyła  się  z  całą  swoją 
jeografią ,  mineralogią  ,  hydrografią  ,  meteorologią  i 
astronomią  na  usługi  wyprawy.  Za  nią  więc,  jak  flota 
za  magnesową  strzałką  kompasu,  posunęliśmy  się  na 
przód. 

Uragan,  doszedłszy  zenitu  swojł^j  wściekłości,  słabięć 


Digitteed  by 


Google 


400  WTJĄTKI    Z    D2lfiNNIKA     PODRÓŻY. 

nareszcie  zaczął,  i  wkrótce  chmury  oswobodzone  z  jego 
więzów,  skropiły  nas  ulewnym  deszczem,  za  który,  po 
tak  długiej  spiece  i  kurzawie  oddecłi  zabijającej,  wca- 
leśmy  się  nie  gniewali ,  tem  bardziój ,  że  obmywszy 
nam  twarze  i  odświeżywszy  powietrze,  niedługo  padał. 

Karawana  nasza,  zostawiwszy  po  prawój  ręce  rzekę 
Ajaguzę ,  dążącą  do  jeziora  Bałchasza ,  szła  brzegami 
Narymu,  zamkniętego  w  skalistym  łożu,  drogą,  którą 
karawany  ciągną  przez  Tarbogataj  (góry)  na  cłiiński 
jarmark  do  Czuguczuku.  Żałowałem  mocno,  że  włócz- 
nia naszego  baszczi,  oddalała  się  coraz  bardziej  od 
kryształowych  wód  pierwszej  z  tych  rzeczek  :  już  to, 
dla  jój  brzegów  ubranych  na  przestrzeni  stu  wiorst 
w  miłą  dla  oka  wędrowca  zieloność ;  już  dla  jój  słowi- 
ków, co  po  całych  nocach  śpiewały  dla  mnie  jakieś 
dzikie,  niezrozumiałe  piosenki;  już  nareszcie  dlatego, 
żem  stracił  sposobność  zwiedzić  mogiła  przykrywającą 
prochy  kałmuckich  kochanków  Ruzukurpccza  i  Bajan- 
suły,  i  widzieć  na  niój  kamienie,  na  których  rylec  ste- 
powego Praxytelesa  przekazał  potomności  wizerunki 
romansowej  pary. 

Po  sześciogodzinnym  marszu,  łańcuch  wielbłądów 
z  jurtami,  szatrami  i  jukami,  otrzymał  rozkaz  pójść  na 
przód,  i  u  stop  góry  Czynhozy,  nad  brzegiem  Narymu, 
zbudować  miasto. 

W  pół  godziny  stanęliśmy  u  Czynhozy  i  zastaliśmy 
rozkaz  spełniony. 

Nasz  dowódzca  zatrzymać  się  raczył  na  nocleg  we 
wspaniałej  rezydencyi  letniój  sułtana  Usmana,  a  my, 
cywilno-wojskowy  sztab  i  orszak  jego,  zajęliśmy  obok 


Digitized  by 


Google 


44-15  CZERWCA.  401 

stojący  kiosk,  w  którym,  po  bezsennych  ąjąguzkich 
nocach,  wolni  nareszcie  od  gorąca  i  przeklętego  owadu, 
wśród  szmeru  mruczącego  po  kamieniach  Narymu  i 
gruchania  turkawek,  pierwszy  raz  smacznośmy  usnęli, 
i  ledwie  nie  tak  mocno ,  jak  owa  czuła  para  fiiongol- 
skich  gołąbków. 


14  czerwca. 


W  czasie  noclegu,  koń  jeden  zaplątawszy  się,  nogę 
złamał.  Kirgizy  zaraz  go  dorznęli,  i  w  marszu  widzie- 
liśmy członki  poćwiertowanego  konia  u  siodeł  wiszące. 
Od  godziny  4*^  do  lO^J  zrana,  ciągle  piekliśmy  się  pod 
afrykańskiem  prawie  słońcem.  Mała  rzeczka  Ai,  nad 
którśj  brzegiem  popasaUśmy  do  2^^  po  południu,  kry- 
ształową swoją  wodą  pokrzepiła  nasze  siły.  Wieczorem 
przybyliśmy  do  źródła  Kara-bułak,  niedaleko  Ammusu, 
idąc  ciągle  gruntem  kamienistym;  z  pod  stóp  koni  na- 
szych co  chwila  wylatywały  dropie ,  wyskakiwały  ja- 
szczurki, MsLUgi  (podobno  rodzaj  skorpionów). 


15  cferwca. 


Trzeciego  dnia  ujrzeliśmy  po  lewśj  Tarbogataj ,  a 
przed  sobą  Aiatauskie   góry.    Coraz   nowe  kwiaty. 


Digitized  by 


Google 


102  WYJi^TKl    Z    DZIENNIKA    PObRÓŻY. 

Mnóstwo  dropi :  siedm  młodych  złapaliśmy ;  gdzienie- 
gdzie sajgi  (antylopy) .  Popasaliśmy  po  czterech  godzi- 
nach marszu  nad  Karakołą :  rzeczka  w  zielonćj,  pysznej 
dolinie,  upał  coraz  większy.  Tu  już  ciągle  grunt  pia- 
szczysto^ gliniasty,  często  sołoócy  :  ślady  ustąpienia 
morza ,  które  tam  reprezentują  ała-kule  ( jeziora ) . 
Pokazuje  się  krzew  pięknój  zieloności,  dżingil.  Od 
1*^  do  8""*^  marsz  ;  nocleg  w  kamyszach  (w  trzcinach, 
w  oczeretach)  Ała-kula.  Tam  maję  mieszkać  dziki  i 
tygrysy  :  pierwszych  widzieliśmy  tropy,  drugich  ani 
słychać ;  ale  zato  krzyk  kaczek ,  łabędzi  i  gęsi  ogłu- 
szający prawie. 


16  czerwca. 


Czwartego  dnia  nasz  baszczi  chciał  nas  przeprowa- 
dzić bliższą  drogą,  to  jest  przez  oczerety;  ale  tak  się 
zanurzył  w  bagnie,  że  ledwo  mógł  się  wydobyć,  i  byłby 
niesławną  śmiercią  zakończył  swój  dyplomatyczny,  pe- 
łen chwały  zawód.  Wydobywszy  się  atoli  z  przepaści,  co 
go  żywcem  pochłonąć  chciała,  nie  stracił  rozumu  i 
tłumaczył  się  tśm,  że  musiało  morze  podrosnąć,  gdyż 
przed  czterdziestu  laty,  nietylko  błoto,  ale  i  bród  prze- 
bywał nieraz  bez  najmniejszój  szkody.  Nie  tracąc  zatem 
czasu,  udaliśmy  się  dłuższą,  lecz  pewniejszą  drogą, 
mimo  ostępów  ti^zcinowój  puszczy,  którój  obchód  zabrał 
nam  pięć  godzin.  W  ciągu  t^j  drogi  Ała-kul  był  ciągle 


Digitized  by 


Google 


16    CZERWCA.  ^01 

niewidzialny.  Nasłuchawszy  się  tyle  ocj  Kirgizów  o  mor- 
skiśj  jego  wielkości  i  nie  mogęc  ujrzeć  jój  choćby  jedną 
]crope|kę ,  przypuszczałem,  azali  to  morze  nie  jest  złu- 
dzeniem wzroku  na  pustyni,  jak  i  wszystkie  wczorajsze 
jeziora,  i  nie  wątpiłem,  iż  pozostanie  dla  mnie  proble- 
matyczną zagadką,  którą  chyba  rozwiążą  późniejsi 
jeografowie :  gdy  w  tdm,  rumak  mój  stanę ł  wraz  zemną 
na  piasczystćm  wzgórzu  Aj-tiube. 

Boże!  co  za  zachwycający  widojc!  Cały  nasz  orszak 
krzyknął  chórem  w  uniesieniu.  Jestże  co  wspanialszego 
w  świecie?  ftfożna-li  cóś  bardziój  olbrzymiego  przed' 
stawić  sobie  w  wyobrażeniu? 

Przed  nami  zwierciadło  wód  nieobjętych  okiem  : 
owe  niewidzialne,  zasłonione  nieprzebytą  puszczą  trzci- 
nisk,  strzeżone  od  ciekawości  wędrowca  straszną  pa- 
szczęką  tygrysa  morze  Kirgizów  — to  Ała-kul !  Ponad 
jego  fale,  drżące  w  ogniu  promieni  słońca,  wznosi  się 
dumnie  jedyna  wyspa,  dźwigająca  na  swych  barkach 
dziką,  posępną,  spiczastą  górę  —  to  Arał-tiube.  Rzekł- 
byś, że  na  zaczarowanym  morzu,  zaklęty  zamek  jakiego 
czarnoksiężnika  lub  ducha  wód  Łych,  nietkniętych  wio- 
słem żadnego  Kolumba.  Z  lewój  strony,  w  odległej, 
zamierzchłej  dali ,  majestatyczne  kolosy  Tarbogałaju ; 
po  prawśj,  niebotyczna,  kryształowa  ściana  wiecznych 
lodów  Ała-tau  :  to  ramy  krajobrazu  1  A  ponad  tą  całą 
pustynią  i  lądu  i  wody ,  przezroczysty ,  jasny  błękit 
nieba,  w  który  wzrok  topiąc,  wołasz  z  poetą  : 


Niebo  czyste,  tak  wszystkie  zdjąło  chmury  z  siebie , 
Że  ledwie  co  nie  widać  Pana  Boga  w  niebie. 


Digitized  by 


Google 


<04  WVJ.\TKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Był  czas ,  kiedym  ze  szczytów  Apeninów  za  jednym 
razem  patrzał  na  dwa  morza  :  zaiste  wielki  to  widok  i 
czuło  go  moje  serce;  lecz  zdaje  mi  się,  że  gdybym 
nawet  na  skrzydłacłi  kondora  wzleciał  na  najwyższy 
szczyt  Kordylierów,  i  ztamtąd,  za  każdym  rzutem  oka, 
ujrzał  u  stóp  swoich  po  jednym  oceanie,  nie  uczułbym 
tyle,  ile  dziś,  stojąc  na  lichom  wzgórzu  i  widząc  w  około 
siebie  takie  pustynie,  przed  sobą  takie  wody,  obok 
takie  góry,  a  nad  sobą  takie  niebo ! 

Ale  jakkolwiek  widok  ten  przeraził  mnie  szczytno- 
ścią,  że  tak  powiem,  olbrzymiej  swojej  poezyi,  wy- 
mowy, harmonii,  pewien  jestem,  że  stokroć  potężniejsze 
sprawiłby  wrażenie,  gdybym  —  nie  jak  dziś,  w  tłumie 
i  gwarze  ludzi  i  zwierząt,  lecz  —  sam  jeden,  w  zapędzie 
Farysa,  przelatującego  na  swyrii  rumaku  pustynię, 
stanął  tu,  i  nagle,  niespodzianie,  ujrzał  go  wśród  po- 
wszechnego milczenia  natury.  O!  czuję,  że  jeślibym  na 
ten  widok  w  pierwszej  chwili  nie  skamieniał  z  zachwy- 
cenia, byłbym  tylko  obowiązany  za  życie  łasce  Tego, 
który  stworzył  to  arcydzieło. 

Zastępy  nasze,  błysnąwszy  tylko  na  wyżynach  Aj- 
tiube,  poszły  na  brzeg  dostępnego  w  tym  punkcie  Ała- 
kula,  któremu,  przez  wzgląd  na  jego  wielkość  i  wspa- 
niałość, potwierdziliśmy  w  uniesieniu  dyplomąt  na  tytuł 
dengis  (morze),  nadany  mu  przez  Kirgizów.  Tu  mieli- 
śmy krótki  odpoczynek ,  który  nas  wiele  nie  pokrzepił, 
gdyż  upał,  wzmagając  się  co  chwila  z  postępem  słońca, 
doszedł  w  tym  dniu  do  tak  niesłychanej  mocy,  że  na- 
wet w  cieniu,  pod  zasłoną  jurty,  niepodobna  było 
dać  sobie  rady.  Ludzie  i  konie  szukali  ochłody  w  nur- 


Digitized  by 


Google 


16    GZBRWGA.  105 

tach  Ała-kula;  ale  ten  środek  orzeźwienia  sił  był  tylko 
chwilowy,  i  po  użyciu  jego ,  upał  wydawał  się  daleko 
jeszcze  nieznośniejszym  niż  wprzódy.  W  dodatku  cze- 
kała nas  miła  perspektywa  :  przejście  bezwodnśj  pu- 
styni Dały,  długiej  70  wiorst  prawie ;  przejście,  które 
trzeba  było  dokonać  za  jednym  zamacliem  koniecznie, 
żeby  się  dostać  do  pierwszego  źródła,  znajdującego  się 
u  podnóża  góry  Sajkany,  pierwszój  z  cór  Ała-tau  w  tój 
stronie,  a  która,  jak  gdyby  morska  latarnia,  miała- 
przyświecać  naszśj  przeprawie  przez  to  ex-morze. 

Jakoż,  wódz  nasz,  nie  zważając  na  maximum  naj- 
piekielniejszego  upaJu ,  na  którego  wspomnienie  dziś 
mnie  jeszcze  pot  oblewa,  o  godzinie  pierwszej  «iadł  na 
swego  gniadosza,  i  dał  rozkaz,  spiesznym  marszem 
postępować  szeregom.  Szeregi  poszły,  i  jazaniómi, 
z  rezygnacyą  Indyanki  idęcój  w  płomienie. 

Pierwszy  widok ,  jaki  nas  zaraz  na  samym  wstępie 
uderzył  nieprzyjemnie,  był  to  cmentarz  kirgizki;  smu- 
tny widok  wszędzie ,  a  cóż  dopiero  w  pustyni ,  w  tym 
prawdziwym  obrazie  śmierci!  Kilkadziesiąt  mogił,  o 
sklepieniach  z  sitowia  oblepionego  glinę,  zaniesionych 
wczęści  piaskiem,  wczęści  rozbitych  wichrami,  skła- 
dały tu  pośmiertny  auł  Kirgizów,  i  sterczały  jak  szkie- 
lety jego  mieszkańców ,  którzy  za  życia,  mieli  tu  w  zi- 
mo wój  porze  swoje  koczowiska  u  brzegów  Ała-kula, 
lub  przechodząc  przez  Dałę,  przypadkowo  zgon  zna- 
leźli. Jak  gdyby  dla  zrobienia  na  umysłach  naszych 
okropniejszego  wrażenia,  na  kilku  wznioślejszych  gro- 
bowcach, siedziały  krzykliwe  atajki,  które  złowieszczym 
swym  głosem  żegnając  oddalające  się  szeregi,  zdaw^y 


Digitized  by 


Google 


^05  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODIlÓŻY. 

się  miotać  przekteństwa  na  nasze  głowy  za  przelanie 
krwi  ich  dziatek. 

Wkrótce  trafiliśmy  na  tak  zwane.  Kuldżyńską  kara- 
wanową drogę,  lecz  w  istocie,  jestto  nic  więcej  jak  ślad 
drogi  oznaczony  stopami  wielbłądów,  i  zbielałemi  od 
słońca  i  czasu  ich  szczątkami,  kośćmi  koni,  baranó\v, 
a  może  i  ludzi;  ślad,  którego  jednak  nasz  baszczi  nie 
spuszczał  z  oka  na  chwilę.  Ciągnął  się  on  przez  różno- 
kolorowe piaski,  szare,  żółte,  białe,  wszystkie  słonawego 
smaku ,  lub  przez  potrzaskane  warstwy  iłu ,  pokrytego 
florą  właściwą  tój  posępnej  okolicy,  i  jak  zauważałem, 
przypadającą  niezmiernie  do  gustu  wielbłądom ,  które 
z  chciwością  szczypały  jej  wierzchołki.  W  liczbie  tako- 
wych roślin,  są  tu  w  wielkiój  obfitości  jakieś  krzaczki 
uzbrojonego  kolcami  zielska,  znanego  pod  imieniem 
kokpok;  jakiś  wysmukły  sacyk-kurai,  o  pustych  drze- 
wiastych dudach,  rodzaj  marchewnika,  okrywającego 
pospolicie  sybirskio  stepy,  przydatny  na  opał  w  nie- 
dostatku drzewa ;  jakiś  nareszcie  kantak,  kulistej  formy 
krzaczek,  podobny  zdaleka  do  okrągłego  arbuza.  Ro- 
ślina ta,  słabo  trzymająca  się  ziemi,  gdy  zeschnie,  od- 
rywa się  od  niej,  i  jakby  stworzona  była  do  ruchu, 
podróżuje  sobie  po  stepie,  tocząc  się  po  nim  w  kierunku 
wiatru.  W  jesieni  kilka,  kilkanaście  niekiedy  tysięcy 
tych  bomb,  przewracających  się  obok  siebiei  toczących 
się  z  nieopisaną  prędkością,  nieprzyzwyczajonemu  do 
do  tego  widowiska  oku  wydaje  się  zdaleka  masą  ucie- 
kających antylop.  Mówiono  mi ,  że  tu  rośnie  rhumbar- 
barum,  aleja  nie  byłem  ciekawy  szukać  go  śród  gadzin 
i  jaszczurek  różnych  gatunków  i  kolorów,  szkodliwych  i 


Digitized  by 


Google 


16    CZERWCA.  107 

nieszkodliwych;  śród  tarantuł  i  skorpionów,  których 
moc  ogromną  zdybywaliśmy  na  każdym  kroku.  Jestlo 
klasyczna  ich  ziemia ;  poczciwe  te  napozór  stworzenia, 
lepsze  może  w  duszy  niżeli  ich  fama  u  Kirgizów,  grzały 
się  sobie  swobodnie  na  słońcu,  jak  za  owych  błogosła- 
wionych czasów  przedpotopowych ,  kiedy  oprócz  nich 
nikogo  nie  było  na  świecie.  Dziś  przyszedł  człowiek, 
spojrzał  ze  wstrętem,  z  pogardą  na  ród  padalców,  jak 
gdyby  sam  był  co  lepszego  ;  przeszedł  po  ich  karkach, 
i  długo,  długo  przechod  ten  pozioma  populacya  Dały 
pamiętać  będzie.  Sprzymierzeńcy  nasi  (Kirgizy)  od- 
znaczyli się  szczególniejszą  zawziętością  w  wytępianiu 
biednych  dziłan  i  kej^syrtho :  bili  winnych  i  niewin- 
nych ;  krocie  ich  padło  pod  ciosami  kirgizkiego  knuta, 
i  jestem  pewien,  że  nasza  droga  usłana  trupami  tój 
pełzającej  chałastry,  za  miesiąc  jeszcze  posłuży  jakiej 
karawanie  za  najlepszą  skazo wkę  do  przeprawienia  się 
przez  pustynię. 

Tymczasem,  na  bezobłocznćm  niebie,  słońce  posu- 
wało się  zwolna,  smagając  nas  ognistym  swym  biczem 
i  piekąc  skwarem,  o  jakim  ten  tylko  może  mieć  wyo- 
brażenie, kto  przebywał  syryjskie  lub  saharskie  piaski. 
Niewypowiedziane  męki  dręczyły  nietylko  ciało,  ale  i 
umysł:  podobni  do  potępieńców  piekła,  jechaliśmy  na 
naszych  spienionych  rumakach,  w  bezsilnem  ręku  trzy- 
mając zaledwie  wodze ,  i  posępnem ,  pomieszanóm 
okiem  spoglądając  przed  siebie.  Jakaś  uroczysta,  przej- 
mująca mimowolną  trwogą  cisza,  zwykła  zwiastunka 
trzęsienia  ziemi  lub  uraganu,  panowała  w  całój  naturze. 
Zamroczony   wzrok ,    oślepiającym   blaskiem   światła 


Digitized  by 


Google 


408  WYJi^TKI    z    DZIBNNIKA    PODRÓŻY. 

rozlanego  w  atmosferze,  raziły  jakieś  złowieszcze  fosfo- 
ryczne błyski,  wijące  się  jakby  powietrzne  wężyki: 
zdawało  się,  że  już,  już  nadchodzi  chwila,  kiedy  te 
błędne  iskry  niebieskiego  ognia  zapala  jak^  zeschła 
trawkę,  i  w  okamgnieniu  cał^  roślinność  pustyni  obleje 
pożar,  w  którego  płomieniach  i  dymie  zginiemy  jak 
niegdyś  obywatele  Sodomy  i  Gomory.  Pod  wpływem 
tych  gorączkowych  wrażeń  plątała  się  myśl  w  przepa- 
lonej głowie,  a  w  sercu  ro^ła  niespokojność,  w  miarę 
upadku  sił  i  coraz  nieznośniejszej  katuszy  pragnienia , 
którego  uśmierzyć  nie  było  sposobu.  Nareszcie  sam  wi- 
dok hufców  postępujących  w  grobowóm  milczeniu, 
ciche  jak  w  puchu  zapadanie  kopyt  koni  i  wielbłądów, 
głuchy  obrót  ciężkich  kół  artyleryi,  szczątki  niegdyś 
źyj&cyoh  stworzeń  rozrzucone  po  drodze ,  na  każdym 
prawie  kroku  żmija  lub  obrzydliwa  tarantuła,  wszystko 
miało  w  sobie  cóś  niezwyczajnego,  cóś  szatańskiego  i 
nakształt  nocnój  zmory  przykróm  przejmując  uczuciem, 
jeszcze  bardziśj  zwiększało  udręczenia  spieki,  która 
w  tym  dniu,  co  do  liczby  swych  stopni ,  śmiało  mogła 
walczyć  o  pierwszeństwo  z  najbardziój  palącym  obdor- 
skim  lub  turuchańskim  mrozem. 

Zlani  krwawym  potem  i  omdleni  na  siłach,  zmienia- 
jąc co  pół  godziny,  co  kwadrjans  czasem,  konie  pod 
artyleryą  i  furgonami ,  zapuszczaliśmy  się  dalśj  i  dalćj 
w  głąb'  pustyni ;  ale  nie  każdy  z  nas  był  w  stanie  oprzeć 
się  potędze  owego  bóstwa  Gwebrów,  siedzącego  na 
swym  złotym  tronie  w  całym  blasku  majestatu.  Przed 
tym  strasznym  majestatem,  wątłego  zdrowia,  acz 
krzepki  duchem,  nasz  przywód^ca  wyprawy  ukląkł  naj- 


Digitized  by 


Google 


16    CZERWCA.  109 

pierwszy,  i  jak  najzapaleńszy  zwolennik  nauki  Zoroastra, 
oddawszy  mu  hołd  najgłębszego  szacunku ,  skrył  się 
z  pokor§  pod  skrzydła  tarantasu,  które  mu  zasiąpiły 
sklepienia  pieczary  Mitry,  Za  przykładem  wodza,  cały 
jego  orszak ,  widząc  taką  cześć  oddaną  bóstwu  świa- 
tłości, szukał  gdzie  mógł  schronienia  dla  swych  głów, 
zanadto  hojnie  oświeconych  jego  promieniami.  Ja  tylko 
i  lekarz  nie  chcieliśmy  uderzyć  czołem  przed  tóm 
bałwochwalczym  godłem  Oromaza,  pomimo  wszelkich 
tentacyj  :  lecz  Eskulapa  naszego  utrzymała  na  siodle 
sucha  organizacya  ciała,  a  może  jakie  tajemnicze  anti-- 
dotum  gorąca;  mnie  zaś  silna,  niewzruszona  niczym 
wola  by  nie  dać  za  wygraną,  i  druga,  wyznać  muszę, 
nie  tak  szlachetna  pobudka,  chęć  zemsty  nad  bohater- 
skim sztabem ,  który  w  Ajaguzie  jeszcze  zakładał  się , 
ze  z  pierwszego  noclegu  odprawią  mnie  do  szpitala* 
Dziś  z  wysokości  mego  rumaka  (którego  przez  wzgląd 
na  jego  dzielność  przezwałem  Barakiem,  na  cześć  suł- 
tana tego  imienia),  z  tryumfującą  miną  spoglądałem 
na  malowniczy  widok  głów  moich  zuchów,  szukają- 
cych ochłody  pod  cieniem,  niestety !  kotła,  rądla,  wia- 
dra lub  kojca  kur,  i  wyrażałem  żal,  iż  nadto  daleko  do 
Ajaguzy,  aby  ich  ryczałtem  odprawić  do  lazaretu.  Kir- 
gizy  lepiej  sobie  poradzili :  arystokracya  bowiem  je- 
chała pod  parasolami ;  a  lud  prosty,  mając  na  sobie 
szuby  lub  jerhaki,  a  na  głowie  lisie  lub  baranie  mała- 
chaje ,  zdawał  się  bardziej  lękać  mrozu  niżeli  upału , 
który  z  resztą  w  tym  kostiumie  nielak  był  nieznośnym, 
jak  Europejczykowi  w  jego  cienkim  mundurze  i  lekkiój 
czapeczce. 


Digitized  by 


Google 


no  WYJ\TKt    t    DZIE.WIKA    POnnóŻY. 

Lecz  jaz  zbliżała  się  chwila,  która  kilkadziesiąt  temu 
wieków  tak  była  straszną  Jozuemu,  iż  pragnąc  ją  od- 
dalić, nie  wahał  się  złamać  porządek  natury,  i  zawo- 
ławszy :  «  5^a  50/ /  ne  moveans^^)  zatrzymał  słońce. 
Dla  nas,  cośmy  niczego  więcej  nie  pragnęli  jak  zachodu 
tego  planety,  owa  chwila,  w  której  zaczął  on  skłaniać 
ku  ziemi  swą  paszczę  buchającą  ogniem,  była  tem, 
czem  niegdyś  dla  rodziny  Noego,  zwiastująca  kres  po- 
topu tęcza.  I  prędzejby  może  niejeden  bluźnierczy  język 
wykrzyknął  z  rozpaczy  :  «  Vade  retro  Satanas,  »  niżby 
miał  powtórzyć  owo  zaklęcie  starego  wodza  proroka. 

O  samym  zachodzie  słońca  stanęliśmy  na  krawędzi 
Dały.  Tworzy  ją  długi  łańcuch  pagórków  piasczystych, 
ozdobionych  zieloną  koroną  dżingilu,  która  dlatego 
tylko  zdaje  się  błyszczeć  na  ich  żółtych,  martwych  czo- 
łach, by  duch  pustyni  mógł  ofiarować  skromny  wieniec 
temu,  kto  z  męzkiśm  sercem  przebył  jego  okropną 
dzierżawę.  Na  widok  tego  wdzięcznego  krzewu,  zro- 
zumiałem zaraz  alegoryą,  oderwałem  całą  gałąź,  i 
zatknąwszy  za  białą  chińską  czapkę,  która  była  mojśm 
paladium  podczas  upału,  przeleciałem  dumnie  mimo 
arb  i  taradajek ,  w  których  szarfy  i  axelbanty  zaczynały 
już  powracać  do  życia.  Zwiastowawszy  im  zachód 
słońca,  zapytałem,  azali  korzystając  z  lekkich  powie- 
wów zefirka  i  miłego  chłodku,  nie  życzyliby  sobie  użyć 
szpaceru  i  orzeźwić  się  świeżóm  powietrzem,  jeśli  nie 
wstrzymuje  ich  obawa  narażenia  się  na  katar.  Boha- 
terowie moi,  jak  węże  na  wiosnę,  powysuwali  głowy 
ze  swych  kryjówek ;  lecz,  nie  mając  serc  złośliwych , 
śmiechem  tylko  i  żartami  odbijali  moje  pociski,  uszczę- 


Digitized  by 


Google 


47    CZERWCA.  411 

śliwieni  wraz  ze  mn^,  że  nadszedł  wieczór,  któregośmy 
wyglądali  jak  zbawienia.  Bylto  koniec  cierpień,  w  tym 
dniu  długim  jak  wieczność,  ale  nie  marszu.  Leżała  bo- 
wiem przed  nami  obszerna  dolina,  gładka  jak  zwier- 
ciadło, niższa  swym  poziomem  od  Dały,  rozciągająca 
się  do  samego  podnóża  gór.  Przejechawszy  wiorsl  15, 
o  godzinie  9^J  wieczór,  stanęliśmy  u  stóp  Sajkany,  pier- 
wszej góry  z  pasma  Ałatauskiego.  Tu  znaleźliśmy 
źródło  wyborne,  obok  mogił  na  wzgórzu  stojących  :  na 
prawo  mieliśmy  górę  Sary-bułak.  Na  noclegu  musie- 
liśmy dobyć  łóżka  żelazne,  z  powodu  mnóstwa  fałang 
i  tarantuł,  z  których  jedną  zabiliśmy  w  naszój  jurcie. 


17  czerwca. 


Piątego  dnia  ruszywszy  o  li^^  rano,  z  iczęliśmy  po- 
dnosić się  w  góry.  Coraz  pyszniójszy  widok  gór  lodo- 
wych. (Byłto  dzień  moich  imienin.)  O  10^  wyjechali- 
śmy na  dolinę  rzeki  Czynczyły.  Tu  przybiegł  goniec 
z  doniesieniem^  że  wczoraj  Kisajcwcy,  w  liczbie  sześciu- 
dziesięciu,  ograbili  jadącego  na  przedzie  Bulenia,  Tawkę 
Agadajewa  i  innych  przeszło  trzydziestu  bezbronnych. 
Brat  Bulenia  uciekł.  Buleniowi  jednak ,  jak  się  dowie- 
dzieli, żęto  on,  wszystko  oddali  prócz  czapki.  Tu,  nad 
brzegiem  doliny,  góry  piasczyste ,  istne  kryjówki  zło- 
dziejskie, okryte  pięknśmi  krzewami  i  w  szczególności 
kwitnącym  pi^kuie  dżingilem,  dżigdą.  Na  samćj  do- 


Digitized  by 


Google 


h^2  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

linie  trawa  ogromna,  ale  takie  mnóstwo  kobyłki  (koni- 
ków polnych),  że  wkrótce  zniknie,  jeśli  deszcz  ulewny 
jej  nie  zaleje.  Upał  straszliwy.  Pola  uprawne  za  po- 
mocą kanalizacyi  i  irrygacyi  :  sieją  na  nicłi  proso.  O 
2^j  godzinie  poszliśmy  dalój  i  znowu  szliśmy  wzdłuż 
rzeki,  i  nad  nią  tóż  nocowaliśmy. 


18  ezenrca. 


Szóstego  dnia  wyruszyliśmy  o  4^.  Zachwyceni  na 
widok  wschodzącego  słońca,  rzucającego  swoje  pro- 
mienie na  góry  i  na  ich  nieopisaną  żadnóm  piórem 
wspaniałość ,  zastanawialiśmy  się  patrząc,  jak  Kirgizy 
z  dołu  do  góry  wprowadzają  wodę,  dla  polowania  swych 
niw.  Szliśmy  sześć  godzin,  i  po  popasie,  zaczęliśmy 
znowu  podnosić  się  w  góry.  Trudne  były  przeprawy,  ale 
artylerzyści  chwały  wszystko  przemogli.  Nakoniec  uj- 
rzeliśmy Lepsę  w  topolowym  wianku,  i  jabłonie  pier- 
wsze z  owocem.  Trawa  bujna  okrywa  wszystkie  góry 
i  doliny.  Spotkał  nas  Bekchoża,  a  przedtem  jeszcze 
przysłany  baszczi  z  piką.  Później  przybyli  Buleń,  Ibak 
i  kilku  Jusunów.  Nareszcie  z  jednej  góry  ujrzeliśmy 
okazałe  panorama  cudownśj  doliny  Oj-dżau-tau, 
koczowisko  Bulenia,  na  którą  spuściwszy  się,  prze- 
byliśmy bystry  prąd  Lepsy,  i  powitani  zostaliśmy  przez 
oddział  Bozaczynina..  O  zachodzie  słońca  stanęliśmy  na 
miejscu ,  zrobiwszy  w  ogóle  werst  S42.  Kiedy  jenerał 
z^ytfiJ  Kunanbaja,  jak  mu  się  podoba  widok  Ała-tau, 


Digitized  by 


Góogle 


19    CZERWCA.  113 


rzekł :  «  Boże  wielki !  jakoś  ty  urzędził?  Na  górze  ludzie 
umierają  od  mrozu,  a  na  dole  schn§,  z  upału.  »  Drugi 
raz  powiedział:*  Wszystko  piękne,  wszystko  jest,  co 
potrzeba  dla  koni  i  bydła;  ale  cóż,  kiedy  to  wszystko 
cudze  i  mnóstwo  żmij.  »  Poeta  zawołał:  «  Kiedy  wje- 
dziemy w  obłoki  ?  »  i  mówił  nam,  że  wszystko  zatrzymał 
w  pamięci,  by  później  opiewać. 

Tylko  cośmy  się  położyli,  wiatr  zawył  tak  silny,  że 
zaledwie  utrzymaliśmy  jurlę  naprędce  postawioną.  Pier- 
wszy deszcz  padał,  ale  krótko.  Zasnęliśmy  tęgo  przy 
szumie  wiatru  i  szemraniu  jednój  z  odnóg  Lepsy,  roz- 
dzielającej nas  od  aułu  Bulenia  i  gór  pokrytycli  lasem 
pichtowym  (jodłowym),  topolowym,  brzozowym. 


1T>  czerwca. 


Wstawszy,  ujrzeliśmy  w  całym  blasku  piękności  nasz 
Oj-dżau-tau.  Rosa  pokrywała  trawę,  świeżość  powie- 
trza  niezrównana ;  lecz  około  8*^  już  było  gorąco ,  a 
żem  wypił  dużo  kumysu,  tak  upiłem  się,  że  musiałem 
położyć  się  spać  nawet  w  obec  26  Kirgizów  przybyłych 
z  Kuszbekiem,  starszym  sułtanem  karkaralińskim.  Po 
południu  grzmoty,  i  deszcz  ulewny  walił  przez  jurtę  jak 
przez  sito,  ale  wkrótce  ustał  i  znowu  pogoda.  Kirgizy 
przyprowadzili  małego  niedźwiadka,  którego  na  arkan 
złapali  s  było  icłi  troje  i  matka ;  reszta  uciekła  na  krzyk 

8 


Digitized  by 


Google 


444  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

dziesięciu  Kirgizów  jadących  konno.  Przynieśli  nam 
także  argaju.  Spałem  w  ten  dzień,  to  jest  19**,  zrana  i 
po  obiedzie  jak  zabity :  skutek  kumysu  czy  podróży ; 
czuję  się  z  resztą  doskonale ,  nogi  tylko  drżą  jak  ga- 
lareta. Przebudziwszy  się,  śpieszyłem  na  łeb  na  szyję 
pisać  do  matki,  żeby  nie  stracić  sposobności  przesłania 
listu. 


Digitized  by 


Google 


LISTY    ZE    STEPÓW.  415 


XIII 


0>-dłau-tau,  19  czerwca.  (Do  matki.) 


...Już  późno  stanęliśmy  u  źródła  bijącego  z  pod 
góry  Sajkany,  pierwszej  na  drodze  naszej  z  łańcucha 
Ałatauskiego.  Tu  zaczęły  się  pokazywać  tarantuły  i 
coraz  więcój  fałang,  które  wszakże,  pomimo  brzydkiej 
swojój  postaci  i  gorszój  jeszcze  reputacyi,  nic  nam  złego 
nie  zrobiły.  Spotykaliśmy  często  i  gadziny,  ale  i  na  te 
skarżyć  się  nie  możemy.  Odtę.d  ciągle  szliśmy  wąwo- 
zami lub  po  grzbietacłi  gór,  odzianych  dość  bujną 
trawą,  którą  zjadały  w  tój  chwili  miryady  małych  ko- 
ników nieznanych  mi  wcale ,  i  jakiś  krzew  zwany  po 
kirgizku  dżingil,  mający  liście  sosno wćj  natury  a  kwiat 
podobny  do  malin  wiszących.  Nocowaliśmy  wśród  pól 
uprawnych  i  polewanych  za  pośrednictwem  kanałów. 
W  zadziwienie  wprawiła  nas  cierpliwość  i  hydraulika 
Kirgizów,  któray  z  rzeczki  płynącej  w  dolinie  sprowa- 
dzili   wodę   na  wysokie  góry.  Wczoraj  o  wschodzie 


Digitized  by 


Google 


M6  List    TRZINASTI'. 

słońca  wszyscy  byliśmy  w  zachwyceniu  na  widok  ol- 
brzymów Ała-tau,  przykrytych  wiecznym  lodem.  Miał- 
bym co  pisać  na  arkusze ;  ale  w  tój  chwili  każą  mi  koń- 
czyć, gdyż  goniec  leci  do  Ajaguzy ;  powiem  więc  tylko, 
że  po  sześciodniowój  podróży,  nieopisanych  trudach, 
wczoraj  o  samym  zachodzie  słońca  stanęliśmy  nad 
brzegami  czaro wnój  Lepsy,  na  dolinie  Oj-dżau-tau,  u 
sułtana  Bulenia.  Żebym  dał  mamie  wyobrażenie  niezró- 
wnanej piękności  tego  miejsca,  powiem,  że  gdybym 
nawet  przybył  tu  z  Omska  pieszo,  nie  żałowałbym  po- 
święconych trudów.  Żaden  król  w  świecie  nie  mieszka 
w  tak  pięknej,  romantycznej  ustroni,  jak  nasz  Kirgiz- 
Nad  nami  góry  okryte  picht§,  brzozą,  topolami;  w  wą- 
wozach jabłonie,  dżigda,  argaj,  różne  krzewy  z  jago- 
dami. Po  nad  temi  górami,  wyższe  jeszcze  z  lasem  sosno- 
wym, a  po  nad  niemi  jeszcze  wyższe  w  obłokach,  gdzie 
siedzi  wieczna  zima.  Przed  nami  Lepsa,  kilką  kory- 
tami szemrząca  po  kamieniach  :  wszędzie  trawa  po 
kolana;  konie,  bydło,  wielbłądy  po  pagórkach.  Raj 
ziemski  :  ach  czemuż  więcśj  o  nim  pisać  nie  mogę? 
Zdrów  jestem  jak  koń  stepowy,  i  nie  pojmuję  jakim 
sposobem  na  tyle  gór  wjechałem  i  z  tylu  gór  zjecha- 
łem konno.  Ach  jakie  konie!  Całą  podróż  na  jednym 
koniu  odbyłem  i  ani  razu  nie  upadł  :  ucałowałem  go 
stanąwszy  na  miejscu.  W  tej  chwili  Kirgizy  złapali 
iiiedaleko  od  nas  niedźwiadka,  który  o  dwa  kroki  ode- 
mnie  pije  kumys  jak  mleko  matki  i  wrzeszczy  z  całśj 
mocy.  —  O !  jak  ja  teraz  jestem  daleko  od  was  :  w  stro- 
nach ,  gdzie  pewnie  nikt  z  moich  ziomków  nigdy  nie 
był. 


Digitized  by 


Google 


WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY.  H7 


20  czorwca. 


Wstawszy  o  7^J,  chodziłem  na  górę  przyległą.  Co  za- 
widok  na  rzeczkę  mruczącą  po  kamieniach  i  opasaną 
topolami.  Znowu  deszcz ,  po  deszczu  znowu  pogoda  i 
upał.  Stoimy  nad  rzeczką  Sarym-sakty.  Oprócz  niój, 
w  tśj  stronie  wpadają  do  Lepsy  :  Dźundu-dżuriok , 
Agyny  v.  Ahana,  Katły  (bystro  płynąca  rzeka) ,  Tomar-*- 
aszczu  i  Terek-ty.  Kraj  cały  nazywa  się  Dzite-su  (sie- 
dmiorzeczny) ,  zamieszkały  przez  Kirgizów  Wielkiój 
Hordy,  Rzeki  wypływające  z  gór  i  ginące  w  Bałćhaszu 
nazywają  się  :  Lepsa,  Sarkau,  Baskau,  Aksu,  Kień, 
Kyzył-agacz,  Karatał ;  Koksu  (wpadająca  do  Karatału) , 
i  Mikanczy-aja  nie  dochodzą  do  Bałchasza,  a  Ilia,  naj- 
większa,  jest  granicą  od  Kara-Kirgizów  (Burutów). 
Przyprowadzono  młodego  marała.  Żółwie,  wydry  nad 
Lepsą.  Przybył  Bek  sułtan  Agadajew  ze  swym  sy- 
nem i  orszakiem :  przywiózł  dla  całego  oddziału  i  dla 
nas  kumysu.  Dumne  jego  znalezienie  się  z  Turte- 
lakiem.  Wszyscy  śpiewacy  byli  z  pozdrowieniem  u 
Kuszbeka,  którego  sławili  przymioty  i  wielkość.  Każdy 
z  nich  otrzymał  nagrodę,  a  największą  Urunbaj  :  wiel- 
błąda, konia,  dwa  chałaty,  dziesięć  koszul  i  Punę^  tojest 
toguz. 

Marszruta  nasza  z  Ajaguzy  do  Lepsy. 

1.  Poza  rzece  Narymie  na  uroczysko  Czynchoży 
wiorst  30. 


Digitized  by 


Google 


1^8  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    POURÓŻY. 

2.  Poza  rzece  Ai  wiorst  36.  Do  źródła  Kara-bułak 
wiorst  33. 

3.  Nad  rzek§-Kara-bułak  wiorst  24.  Mimo  oczere- 
tów  Sacyk-kula,  koło  Bały-kula,  a  w  ogóle  Ała-kula 
wiorst  42. 

li.  Obcłiód  trzcinisk  do  Aj-tiube  wiorst  24.  Do  źródeł 
między  dwiema  górami  przy  Sajkanie  wiorst  60. 

5.  Nad  rzeczką  Czynczyły  wiorst  25.  Do  noclegu 
nad  tąż  rzeczką  wiorst  25. 

6.  Uroczyskiem  Rargały  wiorst  23.  Do  oddziału 
na  uroczysku  Oj-dżaj-tau  wiorst  20.  W  ogóle 
wiorst  342. 

Wielka  Horda  UłUy  Średnia  Urtay  a  Mała  Kszy. 

Mówili  Tatarzy,  że  tu  mnóstwo  dżołbarsów  (tygry- 
sów), ale  wyżej,  w  lesie  sosnowym.  Niedźwiedzie  nie 
napadają  na  ludzi,  ale  baranom  nie  dają  pokoju.  Dziki 
i  tygrysy  latem  oddalają  się  w  trzciniska  Bałchasza. 
Ma  być  w  góracłi  dużo  tnaralów ,  arcłiorów  i  kozłów. 
Drzewo:  pieli  ta,  jodła,  brzoza;  krzewy  :  malina,  Wi- 
sznia, porzeczki  czarne  i  czerwone;  na  południowym 
grzbiecie  dziki  uruk  (morele).  Najwyższa  góra  ku 
granicom  cł)iiiskim  Koke-tau. 

Sułtan  karkaraliński  Rustem  mówił  mi,  że  raz  jadąc 
z  kilkunastu  Kirgizami ,  gdy  wjechał  w  trzciny  osła- 
niające brzegi  rzeki  Czu ,  wyskoczył  dżołbars  i  rzucił 
się  wprost  na  niego.  Nie  mając  innćj  broni  w  ręku 
prócz  ajbałty,  uderzył  nią  w  nos  tygrysa,  blizko  oczu, 
i  ten  ppdł  natychmiast,  a  tymczasem  leżącego  dobili 
jego  towarzysze.  Tygrys  był  wielkości  jednoletniego 

.  Digitized  by  VjOOQ IC 


21     CZERWCA.  M 

byka.  Skóra  ta  była  w  ręku  p.  Suchonalimowa.  Trzeba 
być  bez  czucia,  żeby  się  pozbyć  takiój  pami^tlki.' Py- 
tałem, czy  kiedy  więcej  zdarzyło  mu  się  spotkać  z  tyrti 
zwierzem :  mówił  mi,  że  nigdy  w  życiu. 

Wieczorem  po  capstrzyku  i  wypuszczeniu  rakieta, 
która  t§  rażą  dość  wysoko  wzleciała  w  powietrze ,  sie- 
dzieliśmy do  12''^  u  esauła :  jedliśmy  kaszę  z  prosa,  su- 
^•hary,  pili  kumys  i  rozmawiali  swobodnie.  Życie  jakie 
tu  prowadzimy,  jurta,  oddalenie  od  miejsc  zamieszka- 
łych ,  jakoś  zbliża  ludzi ,  że  wszyscy  radzi  być  z  sobę , 
clioćby  dlatego,  aby  rozmawiać  o  piękności  otaczającej 
nas  natury. 


21  czerwca. 


Wyspawszy  się  tęgo,  wstałem  zrana,  kiedy  moi  ko- 
ledzy spali,  i  z  cygarem  w  ręku  poszedłem  na  górę  są- 
siednią. Kozak  kopał  piec,  widziałem  więc  gatunek 
ziemi  :  czarnoziem  na  glinie.  Pytałem  :  dlaczego  nie 
sieją  tu  pszenicy? — Z  obawy  rannych  szronów.  Sieją 
ją  jednak,  ale  po  dolinach,  ażeby  bliżej  było  polewać. 
Proso  tak  rodzi,  iż  z  naczynia,  w  którem  było 
5  funtów,  zebrali  30  worków  kirgizkich,  w  każdym 
po  3  1/2  pudy.  Patrzałem  na  swawolę  młodego  sulta- 
nica,  syna  Bulenia,  jak  nad  rzeczką,  obok  jurty  swych 
robotników,  igrał  z  ukrinczyną,  swerai  pół-gołómi  ró- 


Digitized  by 


Google 


^20  WYJĄTKI    Z    DZIEKNIKA    PODRÓŻY. 

wierMłjkami.  Adjutanci  Kuszbeka  (tak  sami  siebie  na- 
zywaję).  Ranek  pyszny.  Naliczyłem  25  jurt  w  naszym 
oboyje,  O  S^i  wyszliśmy  z  Czewkinem  na  górę  nad  Sa- 
rym-sakty.  Cięgle  ścieśniona  dolina,  na  której  rosnę 
ogromne  topole,  gdzieniegdzie  pichta,  żywołost,  brzoza, 
osiny  małe,  maliny,  czarne  porzeczki.  Okropne  gorąco 
na  otwartych  miejscach ,  chłodek  miły  w  cieniu.  Woda 
spada  malenkiemi  kaskadkami.  W  kilkunastu  miejscach 
nie  mogąc  przejść,  musieliśmy  przechodzić  z  jednój 
strony  rzeki  na  drugą,  Ptastwa  żadnego,  prócz  wilg, 
kaczek  i  dzięciołów.  Wiosną  musi  tu  woda  diable  bu- 
szować ,  g3yż  niejedna  topola  leży  wyrwana  z  korze- 
niem, i  w  korzeniach  zaplątane  kamienie  poszły  z  niómi 
do  góry.  Po  całym  tym  wąwozie  stoją  jurty  2  w  nich 
Kirgizki  i  ich  dzieci  nagie  leżały.  Obok  mnóstwo  bydła, 
wielbłądów,  koni  i  źrebiąt  przywiązanych  do  arkana. 
Wróciliśmy  o  12^J  tak  zmęczeni,  że  ledwie  kumys  nas 
pokrzepił.  Przybył  dziś  Barak  z  swym  orszakiem.  Poeta 
śpiewał  Bek-sułtanowi ;  ten  mu  dał  chałat  i  tajtujak ; 
ale  pokazuje  się,  że  niewielki  ma  gust  do  poezyi,  gdyż 
mówił  jenerałowi,  że  przepędziłby  go,  gdyby  nie  wzgląd 
na  to ,  że  przybył  w  jego  orszaku.  Mówił  murza ,  że 
w  Ajaguzie  i  tutaj  Kirgizom  nie  podobał  się  za  to,  że 
przymawia  się  do  nagrody,  ganiąc  w  swych  śpiewach 
tych,  którzy  mu  mało  dali.  Jenerał  kazał  mu  przez  tłu-^ 
macza  powiedzieć,  że  to  nikczemnie. 

Ku  wieczorowi  zaczęliśmy  popis  ludności  Eseuguł-« 
Sadyrowskiej  włości,  którśj  naczelnikiem  Ibak-Dżeba-* 
jew  (koleżski  asesor  i  kawaler) ;  przy  tym  popisie,  jeden 
?^e  starszyn ,  widząc  obchodzenie  się  z  nimi  Wiktora  i 


Digitized  by 


Google 


i\    CZERWCA.  i%\ 

nas  wszystkich,  rzekł :  «  Go  to  jest,  że  Rossyanie,  któ- 
rzy do  nas  przyjeżdżają,  nie  są  tacy  jak  wy?  Naucz  ty 
ich,  ażeby  z  nami  tak  delikatnie  postępowali,  jak  ty. 
Przyjeżdżaj  do  naszego  aułu  :  manr  dwie  żony  —  wy- 
bierzesz z  nich  sobie  jedną.  »  Wiktor  odpowiedział  : 
a  Wdzięczen  ci  jestem  za  twoje  oświadzenie ;  ale  boję 
się  do  was  jechać,  kiedy  u  was  niedźwiedzie  i  tygrysy. » 
—  «  Nie  bój  się,  my  wszyscy  wyjedziemy  na  twoje 
spotkanie  i  obronimy  cię  od  zwierząt.  » 

Kirgizy  niezmiernie  są  niedelikatni.  Biada  nam, 
z  herbatą  trzeba  się  kryć  od  nich,  pijąc  ją.  Bek-sułtan, 
naprzykład,  będąc  wczoraj  u  Niuchałowa,  nietylko  że 
sam  pił  ile  wlazło ,  ale  jeszcze  kazał  podawać*  sobie 
czaszkami,  kładł  w  nie  po  kilka  kawałków  cukru  i  roz- 
dawał je  swoim  tiulengutom^.  Brat  jego  Bubaj,  który 
przyszedłszy  do  nas  prosił  aby  go  poczęstować  herbatą , 
kiedy  mu  ją  podali,  traktował  obok  siedzących  Kirgi- 
zów i  zawołał  jeszcze  kilku  będących  za  jurtą ;  a  kiedy 
mu  Wiktor  zrobił  uwagę,  że  prosił  jego  a  nie  drugich, 
rzekł:  «Czyż  żałujesz  dla  mnie?  Przyjeżdżaj  do  mnie, 
ja  ci  nasypię  na  zakładkę.  »  Sami  zaś  rzadko  mają  her- 
batę. Bek-sułtan  zupełnie  jój  nie  pija  u  siebie,  i  cho- 
ciaż bogacz  mający  do  500  jurt  i  3,000  koni,  na  których 
nigdy  uzda  nie  była ,  nie  doi  nawet  kobył ,  nie  pije 
kumysu,  poprzestając  na  ajranie.  On  i  Runar-Kuidży 


1.  Tiulenguty,  są  to  Kłrgtzy  osobiście  niby  naleiący  do  sułtanów.  Częste  bywają 
bogatsi  od  niob,  i  jedynie  dla  wykręcenia  się  od  powinności  ogólnych  chronią  się  pod 
ich  bezpośrednie  zwierzchnictwo.  Tiulengutów,  we  właściwym  znaczenia  tego  wy- 
razu, to  jest  prawdziwych  poddanych,  bardzo  mało  w  stepie.  Są  nimi  tylko  tacy, 
którzy  w  spadku  dostali  się  potomkom  wielkich ,  dawnych  arystokratów  kirgizkich. 


Digitized  by 


Google 


422  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODttÓŻY. 

(sułtan  akmoliuski),  najbogatsi  w  stepie  i  oba  skępcy. 
Konie  u  Beka  mają  być,  głowa  w  głowę,  warte  po 
260  rubli.  Majątek  zebrany  z  baranty. 

Przyszła  dziś  wieść,  że  ten  sułtan,  dowiedziawszy  się 
o  napadnięciu  Risajewców  na  jego  braci  i  Bulenia,  po- 
słał 200  Kirgizów,  którzy  dopędzili  icłi  i  napadli  na 
nicłi ,  kiedy  ci  niespodziewając  się  pogoni ,  spokojnie 
sobie  w  wąwozacli  ałatauskicłi  dzielili  zdobycz.  Sły- 
chać, że  jeden  tylko  zdołał  umknąć,  reszta  zaś  wpadła 
w  icti  ręce  :  dziewięciu  wzięto  do  niewoli ,  resztę  zaś 
rozebrawszy  do  naga,  puszczono  na  powrót  do  aułów. 
Teraz  Kisajewcy>  nietylko  że  postradali  cudze  i  swoje, 
lecz  jeszcze  muszą  wykupić  drogo  swoich  towarzyszy, 
i  drożćj  jeszcze  zapłacić  za  krzywdę  wyrządzoną  suł- 
tanom, a  mianowicie  Buleniowi,  jako  starszemu  sułta- 
nowi. 

W  nocy  obchodziliśmy  dzień  urodzin  żony  Wiktora, 
i  wszyscy  tak  byliśmy  weseli  w  naszćj  jurcie,  jak  nigdy 
w  Omsku,  w  malowanych  komnatach ,  siedząc  za  głu- 
pim preferansem;  w  ogólności  uważam,  że  pomimo 
trudów  i  wielu  niewygód ,  piękna  natura  okolicy  ma 
na  wszystkich  wpływ  zbawienny  :  wszyscy  się  nią  cie- 
szą, o  nićj  ciągle  mówią  i  są  kontenci.  Deszcz  padaJ, 
ale  krótko. 


Wstałem  zrana  i  z  półtory  godziny  chodziłem  z  cy- 
garem w  ustach  i  bez  czapki,  aż  póki  około  T^  nie  za- 


J 


Digitized  by 


Google 


22    CZERWCA.  183 

częło  parzyć  i  nie  wstał  jenerał.  Na  łierbacie  byłem  u 
esauła,  który  dziś  obcłiodzi  swe  imieniny  :  rozmawia- 
liśmy o  zdrowiu  tutejszycli  Kirgizów ;  t^i  nie  Widzimy 
prawie  chorycłi  jak  na  pograniczu. 

O  8*J  cłiodziliśmy  z  jenerałem  w  góry;  widzieliśmy 
całą  doUnę  Sarym-sakty,  zarosłą  gęsto  różnćmi  drze- 
wami ;  natrafialiśmy  mnóstwo  ogromnych  jabłoni  obsy- 
panych owocem,  z  którego  nikt  prócz  niedźwiedzi  nie 
korzysta,  gdyż  Kirgizy  w  czasie  jego  dojrzewania  ko- 
czują w  innych  miejscach. 

Po  południu  przygotowywaliśmy  się  do  polowania 
w  dniu  jutrzejszym ;  posłałem  po  mego  Baraka  (konia) . 
Dzień  piękny,  wietrzyk ,  a  deszcz  chociaż  padał  w  gó- 
rach ,  nas  pierwszy  raz  oszczędził.  Przyprowadzono 
jenerałowi  młodego  marałka  z  centkami  jeszcze  bia- 
łómi,  które  traci  rosnąc,  Z  rogów  marała,  szcze- 
gólniej młodych ,  wyrabia  się  w  Chinach  jakiś  olej , 
który  ma  służyć  zamiast  kantafyd.  Znaczny  handel 
prowadzi  się  tym  artykułem  w  Czuguczuku  i  Kuldży. 
Rogi  przedają  się  razem  z  głową  i  trzymają  się  tak, 
aby  krew  ściekała  w  rogi  i  ożywiała  je.  Marał  nazywa 
«ię  buhu. 

Wieczorem ,  Buleń  prosił  na  herbatę  jenerała  :  był 
tam  piław  i  kumys.  Na  wezwanie  jenerała,  przyszła 
z  drugiej  jurty  żona  Bulenia  i  siadła  przy  drzwiach ;  a 
ponieważ  to  czas  wspominków  po  zmarłej  matce,  cały 
majątek  rozwieszono  w  jurcie.  Buleń  ma  jedną  żonę  i 
cztćrech  synów/ 

Odwiedzał  nas  ciągle  Dżamankul,  syn  Beka  sułtana  : 
jestto  pół  waryata,  wielki  batyr  i  barantarz.  Zebrawszy 


Digitized  by 


Google 


424  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

szajkę,  często  napada  nawet  na  swego  ojca  i  odpędza 
jego  konie,  niówiąc,  że  potrzeba  je  wyjeździć ,  gdyż 
nie  znając  uzdy,  nie  dają  się  dosiąść  nikomu.  Mówią, 
że  nawet  nieraz  porywał  się  nań  z  nożem  :  wszyscy  się 
go  boją. 


23  czerwca. 


Wstałem  o  godzinie  4^J,  ale  deszcz  ulewny  z  grzmo- 
tem przeszkodził  naszemu  polowaniu  :  trzeba  znowu 
czekać  do  jutra.  O  8^J  deszcz  przestał  i  słońce  się  po- 
kazało. W  czasie  musztry  kozak  zleciał  z  konia  a  drugi 
go  przejecłiał ;  biśdaka  na  koszmie  do  lazaretu  zawie- 
ziono :  mamy  już  12.  chorych  Kozaków  i  Kirgizów. 
Deszcz  znowu.  O  5*J  po  obiedzie  pojechaliśmy  w  or- 
szaku zbrojnym  w  górę  Lepsy ;  dolina  jej  zarosła  ogro- 
mnćmi  topolami :  jedna  z  nich  ma  sześć  sążni  obwodu. 
W  niektórych  miejscach  rzeka  tak  bystra,  że  niepodo- 
bna przejechać,  kamienie  przewraca.  W  czasie  tej  prze- 
jażdżki mieliśmy  cudny  widok  tęczy^  która  przez  górę 
formowała  wielki  łuk,  łączący  Lepsę  z  Sarym-saktą  : 
W  łuk  ten  jechaliśmy,  jak  w  olbrzymią  tryumfalną 
bramę.  Jechaliśmy  potem  grzbietem  wysokiej  góry : 
cała  zarosła  krzewami  i  wielką  trawą.  Ztąd  widzieliśmy 
koda  dzikiego,  jabłonie,  dżigdy  po  drodze:  po  dwu  i 
pół  godzinach  jazdy  wróciliśmy  do  domu.  Przez  całą 


Digitized  by 


Google 


23-24  CZERWCA.  Uo 

noc  grzmoty  i  błyskawice,  ale  jurta  nasza  ani  kropli 
deszczu  nie  przepuściła.  Był  i  grad  dość  spory. 


34  cserwca. 


Góry  w  cłimuracli.  Kirgizy  opowiadali  nam,  że  tak 
wielkie  znajdują  się  tu  orły,  że  raz,  kiedy  zabili  ma- 
rała  i  ściągnęli  z  niego  skórę,  trzech  orłów  natychmiast 
się  zjawiło  i  ścierw  marała  unieśli  z  sobą.  Cały  dzień 
deszcz  kilkunastą  powrotami.  Powietrze  się  oziębiło 
tak,  że  pod  wieczór  musieliśmy  nałożyć  ognisko  w  jur- 
cie, nie  tak  dla  ciepła,  jak  dla  wypędzenia  wilgoci. 

Był  u  nas  Masłannikow,  kupiec  prowadzący  handel 
z  Kirgizami :  wracał  z  gór  od  Kaptagajców,  koczujących 
teraz  ztąd  o  trzy  dni  drogi  pod  samómi  śniegami.  Prze- 
dawał  im  swój  towar :  kanfę,  plis,  perkale,  za  barany, 
a  barany  wymieniał  na*  bydło.  Mówił,  że  Kenesary 
między  Ilia  i  Kateu-su ,  i  że  patrole  swoje  posyła  aż 
nad  Karatał.  Skupują  konie  bieguny  :  po  pięć  wielbłą- 
dów dają  za  jednego.  Był  u  niego  kupiec  petropawłow- 
ski  Awrurem  :  musiał  mu  dać  dziewiątkę  za  pozwolenie 
targowania,  to  jest  dziewięć  maleryj  różnych  na  dzie- 
więć chałatów,  i  sprzedawał  swój  towar  po  cenie  na- 
znaczonej przez  samego  Kenesarego,  dosyć  niżkiój.  Za 
to  dał  mu  on  cyrograf  na  swobodny  przejazd  przez  jego 
koczowiska.  Tojambek,  jeden  ze  znakomitszych  Kirgi- 


Digitized  by 


Google 


1^  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODBÓŻT. 

zów  Wielkiój  Hordy,  wydał  sw^  córkę  za  niego.  Przy- 
łącza się  do  niego  chałasłra  kirgizka.  W  istocie  Dziko- 
kamienni  znieśli  mu  do  2,000,  tak,  że  reszta  po  trupach 
lylko  uciekła.  Ma  być  200  wiorst  do  niego. 


25  czerwca. 


W  noc  już  późną  deszcz  ustał.  Zrana  góry  były 
w  cłimuracłi ,  ale  za  podniesieniem  się  słońca  chmury 
zaczęły  rozpierzchać  się,  i  o  7^^  góry  i  doliny  oczyściły 
się  z  tumana  :  dzień  piękny.  Rirgizy  skarżą  się,  że 
trawa  tutejsza  dla  koni  ajaguzkich ,  karkaralińskich  i 
kokbektyńskich  bardzo  nie  służy,  gdyż  sprawia  rozwol- 
nienie, i  wszystkie  konie  pochudły,  przywykłe  do  suchój 
paszy  stepowćj.  Nadzieja  polowania  znika.  Jenerał  po- 
wiedział abyśmy  o  nióm  nie  myśleli ,  czas  już  bowiem 
krótki.  Deszcz  przeklęty  przeszkodził  nam  korzystać  ze 
zręczności  spotkania  się  z  dzikim  zwierzem.  Karkara- 
liński  Kirgiz  jeździł  wczoraj  o  kilka  wiorst  w  góry,  ale 
nie  mógł  dojechać  dla.  zimna,  śniegu  i  tak  przykrćj 
drogi,  że,  jak  powiada,  musiał  siedzieć  na  koniu  pod 
kątem  prostym  do  boku  góry.  On  i  jego  ziemianie  mó- 
wią, że  bardzo  dziękują  Bogu  za  to,  że  się  nie  urodzili 
matajami  (zapewne  góralami),  i  że  nie  mają  potrzeby 
jeździć  po  takich  górach,  z  których  gdyby  przyszło 
upaść ,  człowiekby   poleciał   o  kilka  wiorst   na  dół. 


Digitized  by 


Google 


i5  CZERWCA.  427 

Około  12^  znowu  deszczyk.  Syn  Alego,  sułtana  Wiel- 
kiśj  Hordy,  był  ze  swśmi  ziomkami  u  jenerała  :  przy- 
stojny, młody  mężczyzna,  dobrze  ubrany,  w  haftowa- 
nycłi  czambarach  z  rydykiulkiem  zawieszonym  przez 
plecy,  w  kanfowym  czarnym  cliałacie.  Przygotowania 
do  podróży.  Buleń  w  kłopotach  :  widocznie  jego  nie 
słuchają,  a  on  tK)i  się  skarżyć,  aby  mu  potćm  kurty 
nie  skroili.  Nudy  ogromne  :  niepogoda  i  okoliczności 
nie  pozwalają  się^  oddalić.  Mówi^,  że  tu  zajęcy  nie 
masz.  Jusunowcy  zaczynaj?  zbliżać  się  :  musieli  zwę- 
chać  pismo  nosem ,  lub  nie  podobały  im  się  działa ; 
gdyż  będąc  o  7*^  mówili,  że  oni  maj?  w  Buleniu  zaufanie 
zupełne,  i  oprócz  niego  i  Kuszbeka  nikomu  nie  wierzą; 
że  posłali  do  Ali  i  reszty  swoich  rodo-naczelników,  aby 
prędzćj  przybyli ;  że  ich  lada  dzień  oczekują.  Prosili, 
aby  im  codzień  wolno  było  oglądać  jenerała. 

Był  u  nas  Urunbaj  ulanczi  (chamounier) .  Pytałem  go 
ile  ma  lat  i  jak  dawno  zaczął  śpiewać?  Mówił  mi,  że 
ma  lat  trzydzieści,  a  od  dziesiątego  roku  już  śpiewa. 
Ojciec  i  dziad  jego  byli  poetami  ludu.  Podobaio  mu 
się  niezmiernie,  gdym  mu  powiedział,  że  przetłuma- 
czyłem jego  niektóre  śpiewki  do  jenerała  i  że  je  prze-  ' 
czytam  damom  omskim.  Mówił,  że  chce  zebrać  wszy- 
stkie swoje  śpiewki  ałatauskie  i  poświęcić  księciu. 

Przybyli  Dułaircy,  i  wkrótce  spodziewany  Siuk- 
Abłajchanow. 

Dziwny  skutek  kumysu  :  śpi  się  po  nim  tak  mocno, 
że  trzeba  gwałtem  zmuszać  siebie  do  rozbudzenia  się. 
Dziś,  po  półtoragodzinnym  śnie  po  obiedzie  (co  rai  się 
wOmsku  nigdy  nie  zdarza),  zaledwie  mogłem  się  roz- 


Digitized  by 


Google 


\t^  WYJĄTKI    7.    DZIENNIKA    l»ODRÓŻV. 

budzić,  i  tak  codzień,  chociaż  nie  znamy  od  dni  kilku 
fizycznych  trudów.  Kirgizom,  obcym  w  tutejszej  oko- 
licy, kumys  ałatauski  niebardzo  się  podoba,  jak  koniom 
tmwa  tych  stron. 

Po  obiedzie  jeździliśmy  do  ujścia  Ahana-Katły  w  Le- 
psę.  Jechaliśmy  mimo  dwóch  olbrzymich  mogił  ka- 
miennych ,  których  początku  nikt  nie  wie  z  tutejszych 
Kirgizów.  Ztamtąd  wróciliśmy  takićmi  górami  i  dróż- 
kami, po  jakich  ani  mój  ojciec  nie  jeździł.  Wieczór  był 
piękny :  zrobiliśmy  wiorst  15.  Noc  zimna  tak,  że  trzeba 
było  dobrze  się  nakrywać. 


Ranek  cłiłodny,  rosa  wielka.  Kirglzy  zabili  ajbałt? 
małego  dzika.  Jeździliśmy  nad.Lepsę  i  za  ujścia  Ahana- 
Katły  na  polowanie ;  ale ,  oprócz  dwóch  turpanów 
'  (kaczek)  niezmiernie  mądrych,  nic  nie  widzieliśmy. 
Mnóstwo  śladów  dzikich  świń  i  nawet  marałów,  które 
świeżo  przebiegały  do  wody  :  in  persona  wszakże  nikt 
się  nam  nie  pokazał.  Trawa  po  pas,  krzewy  i  kwiaty 
bujne.  Słowik  nucił;  czas  złoty.  Lepsa  ogromne  góry 
skaliste  przerzyna. 

Po  południu  przyjechał  Siuk-Abłajchanow  w  orszaku 
stu  Kirgizów.  Kiedy  spuszczał  się  z  gór,  muzyka  kir- 
gizka  grała  przed  nim.  Mówię,  że  gdy  Siuk  zachoro- 


Digitized  by 


Google 


26-27  CZERWCA.  129 

wał  W  drodze  >  a  był  wielki  upał,  muzykant  harmonia 
swoj§  sprowadził  deszcz.  Siuk  ma  76  lat  i  stracił  już 
wiele  na  swojóm  znaczeniu.  Nasi  niebardzo  gościnni : 
Jusuńcy  skarżyli  się,  że  zjadłszy  swe  zapasy,,  głodem 
mrę..  Jenerał  musiał  rozkazać,  aby  ich  karmili.  Tutejsi 
w  ogólności  nie  zalecają  się  gościnności?,  a  tacy  skąpcy, 
że  niektórzy  z  nich ,  nawet  przy  popisie  ludności  pro- 
sili nas?  abyśmy  im  dali  jeść.  Na  zapytanie,  jak  daleko 
mieszkają  ?  powiedzieli ,  że  z  półtory  wiorsty.  A  my 
o  1,500  od  naszego  domu  —  rzekliśmy  —  więc  jakże 
chcecie,  abyśmy  mogli  was  nakarmić?  Prawda,  pra- 
wda —  odpowiedzieli.  —  Kozacy  chodziH  na  polo- 
wanie :  widzieli  trzech  marałów  i  kilka  archorów ; 
ale  po  takich  górach  i  skałach ,  że  ani  zbliżyć  się  do 
nich  nie  mogli.  Noc  była  zimna.  W  nocy  rozmowa 
z  Barakiem :  powiada,  że  Kenesary  wie  o  wszystkióm , 
że  uszedł  w  góry ;  że  ośm  dni  drogi  do  niego  i  że  się 
wzmocnił. 


27  czerwca. 


Dzień  ciepły.  O  łO*J  audyencya.  Siuk  z  bogatą  sza- 
blą; szal  darowany,  zamiast  na  sobie,  powiesił  na  cza- 
pce. Hakim ,  prosty  człowiek ,  dostał  medal.  Kirgizy 
jusuńscy  mówili  :  « My  psy,  a  Siuk  i  Kuszbek  pano- 
wie :  jeżeli  oni  z  sobą  w  zgodzie,  i  psom  dobrze ;  jeżeli 
oni  w  przyjaźni ,  Kuszbek  nakarmi  psy  Siuka,  a  Siuk 

.     9 


'Digitized  by 


Google 


130  WYJĄTKI    Z    DZIENNli^A    PODRÓŻY. 

psy  Kuszbeka :  wszystkim  dobrze  I  »  O  6*J,  dwudziestu 
pięciu  znaczniejszych  Jusuńców  było  na  herbacie  u  je- 
nerała. Siuk  jest  ostatni  (i  Abadilcla  w  Aman-Karagaj- 
skim)  potomek  Abłaja  chana.  Urunbaj,  przez  dwie 
godziny  zgórą,  śpiewał  wyrażając  radość,  źe  z  ładci 
jenerała  mógł  być  na  tćm  zgromadzeniu  narodów ;  źe 
się  cieszy  widząc  połączenie  Średniój  z  Wielką  Hordą. 
Wychwalał  Siuka  i  innych.  Nareszcie  kiedy  ślepy  ko- 
byźnik,  na  swym  instrumencie  o  dwóch  strunach  wło- 
sianych  i  dudce  słomianej,  zaczął  dzikie  tony  wydawać, 
on  wpadł  w  taki  zapał,  że  ledwo  można  go  było  wstrzy- 
mać od  dalszej  i  nieskończonćj  improwizacyi.  Nim  ślepy 
;^czął,  Urunbaj  powiedział:  «JaNajman  kończę  me 
Jpiewy ;  teraz  niech  wystąpi  wasz  śpiewak.  »  Jusuńcy 
prosili,  aby  sam  jenerał  pozwolił  śpiewać.  Kiedy  jene- 
^  rał  dał  ślepemu  sztukę  materyi,  Urunbaj  rzekł : « Śpie- 
wak wasz  nie  popsuje  mojej  reputacyi;  mnie  znają 
w  całej  Średnićj  Hordzie  —  muzyka  jego,  to  nie  moje 
śpiewy.  Wszak  i  Kozacy  grają  na  trąbach,  a  przecie 
nie  są  poetami.  »  Ślepy  zaś  odpowiedział :  «  Ja  z  tobą 
nie  wojuję  o  pierwszeństwo  :  ty  sobie  śpiewaj ,  a  ja 
gram. »  Lecz  i  on  podziękował  śpiewem  jenerałowi. 
Turtubek  dał  mu  chałat ,  co  niezmiernie  podobało  się 
Jusuńcom.  Urunbaj  wdawał  się  i  w  politykę ;  mówił 
Jusuócom :  «  Wy  teraz  prosicie  się  w  poddaństwo ;  ale 
pamiętajcie,  że  jeżeli  zdradzicie,  Bóg  was  ukarze.  »  Pod 
koniec  improwizacyi,  wśród  najwyższego  uniesienia, 
Jusun  jeden  wymowny  przerwał  mu  i  rzekł :  «  Ulanczi, 
my  jesteśmy  podróżni,  nie  mamy  tu  z  sobą  naszych 
dziewcząt,  abyśmy  tobie  dali  w  nagrodę  twych  śpię- 


Digitized  by 


Google 


28    CZKRWCA.  131 

wów ;  ale  przychodź  pod  nasze  szatry  :  mamy  z  sob^ 
konie  i  chałaty,  zrobimy  ci  z  nich  udział.  »  Sam  nawet 
zgrzybiały  Siuk  wykrzyknął  z  zapałem,  «  barekieldy ! 
barekieldy !  » 


Zrana  upał  —  pierwsze  truskawki.  Bek-sułtan  ma 
lat  55;  tłusty,  w  dziewiętnastym  roku  życia  zaczął  być 
otyłym,  i  teraz,  jak  sam  mówi,  schudł.  Powiada,  że 
do  lat  czterdziestu  tylko  żyje  człowiek ;  po  cztórdzie- 
stym  roku  nic  niewart;  co  mający  39  lub  40  lat  zrobi 
w  godzinę,  to. ten,  który  ma  lat  41,  musi  kilka  godzin 
robić.  Jusunowski  Kirgiz  przychodził  skarży d  się ,  że 
nie  mają  co  jeść  (dano  im  cztćry  barany  tego  dnia)- 
«  Wczoraj,  rzekł,  nie  żałowaliście  medalu,  a  dziś  chce- 
cie, żebyśmy  poumierali  z  głodu?  »  Jak  bogatsi  pogar- 
dzają uboższymi,  dał  przykład  Rirgiz  jeden,  zaproszony 
na  herbatę  do  jenerała.  Widząc,  że  mnóstwo  jego  ziom- 
ków stało  około  jurty  i  tak  cisnęło  się,  że  ledwo  jćj  nie 
obalili,  obrócił  się  do  nas  i  ze  śmiechem  i  pogardą  i*zekł : 
« to  szubrawcy.  »  Trzeba  było  widzieć  jego  dumę  i 
głupotę.  Jedliśmy  chołodziec  z  lodem  wiecznych  śnie- 
gów i  francuzkie  ciasto  !  O  5^  była  herbata  u  jenerała 
dla  naszych  sułtanów  (wołostnych  starszyn)  :  dozwo- 
lono bawić  się,  tańczyć,  grać,  śpiewać,  i.  t.  d.  W  cza- 
sie tój  zabawy,  kozacy  wracający  z  polowania  (na 


Digitized  by 


Google 


438  WYJĄTKI    Z    DZtENNIKA    PODRÓŻV. 

którćm  przez  cały  dzień  trzy  kaczki  zabili),  napędzili 
na  nasz  obóz  dwóch  młodych  dzików.  Ze  stu  Kirgizów 
poleciało  na  ich  spotkanie :  piękny  to  był  widok  tego 
niespodziewanego  polowania,  które  skończyło  się  na 
t^m,  że  jednego  dzika  zakłóto,  a  drugiego  złapano  na 
ukrinczynę  kirgizką  i  zarżnięto  pod  jurt^  jenerała. 
Kirgizy  taki  mają  wstręt  ku  ciuszce  (świni),  że  ukrin- 
czynę zostawili  na  miejscu ,  a  Amantajek  wyrzucił  ją 
jeszcze  dalćj. 

Siuk  przysłał  pod  sekretem  prosić  o  pół  butelki  wódki, 
i  prosił,  żeby  nikomu  nie  mówić.  Jusuńcy  dotąd  za 
ziemie  płacili  dań  Chińczykom ;  raz  w  rok  przyjeżdżają 
do  nich  i  biorą  po  50  do  100  koni  z  rodu,  w  miarę  jak 
ten  ród  wielki.  Jusuńcy  zaś  uważają  siebie  za  niepo- 
dległych, i  jak  twierdzą,  za  takich  mają  ich  Chińczycy. 
Oprócz  rodów  mieszkających  do  rzeki  liii,  jeden  ród 
koczuje  jeszcze  i  za  nią.  Wieczorem  rakiety  doskonale 
się  udały  i  jedna  z  nich  spadła  o  krok  od  nas.  Przy- 
szła pierwsza  poczta  z  Ajaguzy,  lecz  do  mnie  i  do  Wi- 
ktora ani  słówka —  długo  zasnąć  nie  mogliśmy. 


29  czerwca. 


Wstałem  o  5^J,  i  wszedłszy  na  górkę ,  długo  marzy- 
łem ;  i  góry,  które  w  pierwszych  dniach  wydawały  mi 
się  wielkićmi ,  dziś  znacznie  zmniejszyły  się  w  oczach 
moich.  Słychać,  że  Ali  z  Tojczubekiem  w  drodze.  Mułła 


Digitized  by 


Google 


29    CZERWCA.  133 

doniósł,  że  Bek  sułtan  i  jego  bracia  układają,  aby  nikt 
zNajmanów  nie  podniósł  ręki  na  Kenesaryńców,  w  razie, 
gdyby  Rossyanie  poszli  przeciw  nim.  Namawiają  ktt 
temu  i  Urgyków,  o  czćm  doniósł  Kuszbek.  Gdy  się  o 
tćm  dowiedział  jenerał ,  posłał  do  niego  proszęfC ,  aby 
się  nie  oddalał  ze  swoim  koszem  i  używał  swego  wpływu 
dla  dobra  rządu.  On  oświadczył,  że  nie  ruszy,  i  że  mii 
tylko  przykro ,  że  dotąd  Kirgizy  pod  jego  wpływem  i 
braci  znajdujący  się,  nie  zebrali  się ;  że  on  chce  obejrzśd 
ich  uzbrojenie,  i  t.  d.  Wzajemna  polityka  w  guście 
azyatyckim.  Mułła  Siuka,  starzec,  zbieg  jakiś  baszkir- 
ski,  twierdzi,  że  Kenesary  zebrał  do  17,000,. i  że  nie 
mu  nie  zrobić  z  takim  oddziałem ,  zwłaszcza,  że  stoi 
w  bardzo  górzystych  miejscach.  Siuk  prosił  ó  audyen- 
cyą,  jak  widać  dlatego  tylko ,  aby  przymówić  się  do 
herbaty  i  nowych  ze  strony  rządu  podarunków;  gdyfe 
mówił  jenerałowi ,  że  wziął  był  z  sobą  trochę  herbaty 
w  papierach  i  ta  zmokła  w  czasie  deszczuj  teraz  nie 
ma,  a  nic  nie  je  i  nie  pije  prócz  herbaty.  Dostał  funt 
w  prezencie  od  jenerała.  Dal^j  przekładał,  że  ponie- 
waż podarki  rządu,  chałat  i  czapkę,  stracił  w  prze- 
prawie przez  Ilia,  gdy  mu  wielbłąd  niosący  je  utonął , 
sądzi,  że  wypadałoby  donieść  o  tóm  księciu.  Stary 
ogłupiał  zupełnie  :  jedno  i  tożsamo  kilka  razy  powta- 
rzał. Pokazało  się,  że  w  jego  rodzie  bij  Bijbit  ma  wpływ 
największy  i  wszystkióm  zarządza.  Synowie  Siuka  nie 
uipieli  sobie  zrobić  żadnego  znaczenia.  Hakim  rządzi 
osobnym  rodem  Adbau,  a  syn  niewielkim,  jednak  ma- 
jącym do  2,000  jurt,  rodem  Sunau.  Ali  zaś  Dułatow- 
cami. 


Digitized  by 


Google 


434  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Przykład  chińskićj  sprawiedliwości.  Na  granicy  kok- 
beklyuskiego  okręgu ,  pikiet  jeden  zbuntowawszy  się 
przeciwko  swemu  oficerowi ,  zabił  go.  S§.d  wojenny 
skazał  wszysłkicłi  żołnierzy  na  śmierć.  Exekucya  odbyła 
się  tym  sposobem  :  Przywiązano  żołnierzy  do  drzew,  a 
kaci  chodzili  od  jednego  do  drugiego,  i  wyrżnąwszy 
po  kawałku  ciała,  karmili  nióm  nieszczęśliwy  cli ;  tak 
ich  męczyli  dni  kilka,  aż  póki  nie  poumiemli.  Nare- 
szcie poucinali  im  głowy  i  powsadzali  na  pale. 

Bek  sułtan  coraz  głębiej  zakrywa  swe  zamiary;  dziś 
pisał  do  mułły,  źe  ma  200  koni  zbrojnych  i  że  we  wszy- 
stkićm  gotów  na  usługi,  że  chciałby  ten  hufiec  pokazać 
jenerałowi,  ale  czeka  póki  drudzy  nie  zbiorę  swych 
ofózaków ;  gdyż  chce  wprzódy  je  zobaczyć  i  porównać 
ze  swojemi,  aby  się  potćm  nie  wstydzić.  Zobaczywszy 
zaś,  mógłby  dopełnić  uzbrojenia,  jeśli  jego  nie  tak  do^ 
bre  jak  innych. 


30  czerwca. 


Znowu  upał.  Pierwszy  raz  czytałem  Inwalida  (dzien- 
nik rossyjski),  z  którego  dowiedziałem  się  o  strzelaniu 
Łecon^ta.  Rirgizykarkaralińscy,  ajaguzcy  i  kokbektyń- 
scy  pokończyli  swoje  wzajemne  pretensye ,  i  przy  mo- 
dlitwie obiecali  sobie  odtęd  więcej  nie  odpędzać  tabu- 
nów. Obietnica  ta  zapewne  potrwa  długo !  O  trzy  dni 
drogi  w  górach  jest  pyszna  dolina  Dżunke,  majęca 


Digitized  by 


Google 


30   CZERWCA.  ł35 

70  wiorst  obwodu,  przerżnięta  rzek^  Bijeń  s  na  t^  do- 
linie i  ciepłe  wody  Arasau,  Baszczi  nasz,  który  tu  przy- 
był dla  odebrania  swego  chałata,  był  wczoraj  u  Siuka, 
ale  ten  kazał  go  kamczą  wypędzić.  Dziś  objawia  pre*- 
tensyą  do  Ajdara,  i  chce  mu  pokazać  szablę  i  zapytać, 
gdzie  jćj  towarzyszka  (czapka  razem  z  szabla  darowana 
mu  jeszcze  w  1801  czy  1803  roku). 

O  3*J ,  jeździliśmy  z  jenerałem  do  źródła  Sarym- 
sakty  :  droga  po  jakićj  nigdy  w  życiu  nie  jeździłem; 
najmniśj  sto  razy  musieliśmy  przejeżdżać  z  jednśj  strony 
rzeki  na  drugą,  a  często  jechać  samćm  korytem.  Tutej- 
sze tylko  konie  mogły  jeźdźców  wybawiać  z  niebezpie- 
czeństw co  chwila  spotykanych.  Tysiąc  było  zręczności 
złamać  kark ;  do  tego  miejsca  można  zastosować :  « Tu 
jeździec 

«  Końskiemu  rozumowi  swe  życie  powierza* » 

Raz  tylko  mój  nieoceniony  Barak,  zeskakując  ze 
zbryzganego  wodą  brzegu  w  kamienistą  rzekę,  padł 
podemną,  ale  natychmiast  podniósł  się  i  ja  wyszedłem 
bez  szwanku.  Trudy  nasze  nagrodziły  cudne  widoki 
gór  okrytych  wyniosłómi  drzewami :  co  tu  malin  i  po- 
rzeczek czarnych,  i  różnych  krzewów,  kwiatów,  skał, 
topoli  i  brzóz !  Wszystko  to  splątane  chmielem  przypo- 
mina brezylijskie  lasy*  Wszyscy  byliśmy  pełni  uczucia 
i  wszystkie  niebezpieczne  przepaści  przebywaliśmy  we- 
soło. Złapałem  pięknego  motyla  i  zabiłem  turkawkę. 

Po  powrocie,  zastaliśmy  wiadomość  od  szpiega  wy- 
słanego przez  Baraka,  który  był  w  aułach  Kenesarego, 


Digitized  by 


Google 


1S6  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

że  on  ma  do  trzech  włości ;  że,  podług  wszelkiego  po- 
dobieństwa, Ali  nie  przybędzie,  i  że  siedmiu  naprzód, 
a  potom  cztśrecłi  szpiegów  wysłał  do  naszego  obozu, 
i  żęci  znajduję,  się  między  Jusunami.  Podwojono  straże 
i  ostrożność. 


1  lipca. 


Zrana  upał.  Cłiodziłem  na  turkawki,  którycłi  z  wiel- 
kim trudem  parę  zabiłem.  Powróciłem  tak  spocony,  że 
ledwo  kumys  nieco  mnie  orzeźwił.  Słycłiać,  że  Kenesary 
ma  nad  Karatalem  50  Kirgizów  dwukonnych ,  którym 
polecono,  na  wypadek  pokazania  się  jenerała  w  tćj  stro- 
nie, natychmiast  lecieć  w  jego  auły. 

Był  u  nas  Urunbaj.  Śpiewaj ę.c  prosił  adjutanta,  aby 
mu  darował  pierścień.  Ten  mu  odrzekł ,  że  pierścień 
ten  jest  dla  niego  drogi,  że  przywiązana  pamiątka  do 
niego.  ((  Więc  daj  mi  zegarek.  »  —  «  Zegarek  potrze- 
bny mi  do  służby.  »  —  a  Dobrze !  kiedy  pierścień  taki 
ważny  dla  ciebie,  to  i  ja  go  cenię;  zegarek  w  istocie 
potrzebny  tobie,  więc  gonie  żądam ;  ale  bajaderka  tobie 
nietyle  potrzebna ,  daj  mi  ją.  »  —  «  Nie  mogę,  bo  ona 
mi  służy  do  obwiązania  się  i  ocalenia  zdrowia ;  a  oto, 
ponieważ  u  nas  zwyczaj ,  że  poetów  nagradzamy  laurami , 
wieńcami,  więc  ci  ofiaruję  bukiet  kwiatów.  »  —  «  U 
wielkich  naszych  ludzi  pastuchy  pasą  bydło  :  ty  jesteś 
^djutantem  u  jenerała  i  dajesz  mi  kęs  trawy*  Ja  nie 


Digitized  by 


Google 


%    LIPCA.  457 

znam  waszych  zwyczajów ;  mnie  daję  konie  i  cftałaly 
pastuchy  wielkich  naszych  panów ,  a  ty  mnie  nic  dać 
nie  chcesz.  »  Potśm  skarżył  się ,  że  od  dni  kilku  nie 
śpiewa  i  że  umiera  z  niecierpliwości.  Kiedyśmy  mu 
powiedzieli,  aby  wszedł  na  górę  i  śpiewał  patrzcc  na 
Ała-lau,  rzekł  :  «  Kto  mi  zapłaci?  Ała-tau  nic  mi 
nie  da.  » 

Był  Adamiat  Ibaków ,  sułtan  jusunowski ,  z  którym 
widziałem  się  w  roku  zeszłym  w  Ajaguzie :  poznał  mnie 
i  bardzo  był  rad  temu.  On  z  rodu  Sunau.  Mówił,  że 
nie  sądźcie,  aby  Jusuny  ochotnie  wam  się  poddawali; 
ale  taki  stan  rzeczy,  że  muszą ,  gdyż  są  niezmiernie 
ściśnieni ,  gdyż  wasi  i  obcy  ich  przyciskają ,  i  coraz 
mniój  mają :  wreszcie  między  sobą  się  drą  ciągle.  Góra 
u  nich  ma  być  największa  Sue-dżiaryk  u  źródeł  Kara- 
tału,  gdzie  jest  jezioro  na  wierzchu.  On  i  Jusuny  dziwili 
się  najmniejszej  naszej  rzeczy  :  wielka  jeszcze  dzicz. 
Prosili  aby  im  pozwolić  być  przy  puszczaniu  rakiet  i 
strzelaniu  z  działa ;  ale  niezmiernie  boją  się  strzałów  : 
pytali,  czy  nie  będzie  jakiego  przypadku?  Kiedym  mu 
pokazywał  u  strzelby  mojej  zamki  z  pistonami,  drżał 
cały  i  cisnęł  mnie  za  rękę,  abym  nie  odmykał.  Wszyscy 
osmaleni ;  wielu  z  nich  po  cichu  prosi  o  wódeczkę  — 
u  siebie  piją  wódki  chińskie. 


2  lipca. 

O  2**^  w  nocy  wyjechaliśmy  :  ja,  siedmiu  kozaków, 

Digitized  by  VjOOQ IC 


438  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Kuczkin  i  Kirgiz,  na  polowanie.   Noc  była  piękna^ 
gwiazdy  świeciły,  lecz  dosyć  ciemno*. 

Znięczeni,  ale  nasyceni  cudownymi  widokami,  wró- 
ciliśmy o  7^J,  i  z  zadziwieniem  zastaliśmy  nasz  obóz 
przeniesiony  za  rzekę  Sarym-saktę ,  zkąd  daleko  wspa- 
nialszy rozciąga  się  widok.  Przybywszy,  dowiedzieli- 
śmy się,  iż  przybył  Ali,  i  że  w  poniedziałek  opuszczamy 
Ala-tau.  Szczęściem,  że  nie  było  bardzo  gorąco  i  de- 
szczyk cokolwiek  kropił,  inaczej  nie  wytrzymałbym 
trudów  drapania  się  po  górach  z  dubeltówkę,  i  pisto- 
letami. 


3  UpCH. 


Ciepło  —  przygotowania  na  przyjęcie  Ali.  Wiktor 
mistrzem  ceremonii.  Kijsyk  powiada,  że  nie  włożył 
medalu,  bo  Kirgizy  śmieją  się  z  kawalerjów  medalo- 
wych; kładzie  on  go  tylko  kiedy  idzie  do  Rossyan. 
O  łO^J,  zerwał  się  wiatr  i  cały  widnokrąg  okrył  się 
jakby  zasłoną.  Przybyło  konno  z  800  Kirgizów  Średnićj 
Hordy  i  ze  150  Wielkif^..  Posadzono  ich  naprzeciw 
siebie,  a  pośrodku  na  dywanie  mułłę.  Nareszcie  Wiktor 
przyjechał  z  Alim ,  człowiekiem  majęcym  lat  60,  lecz 
dosyć  jeszcze  czerstwym.  Po  przywitaniu  się  z  jenera- 
łem i  stosownej  do  okoliczności  rozmowie,  jenerał  wy- 
szedł. Po  odbytćj  modlitwie  (którą  przerwał  Kunanbaj 

1.  opisanie  tćj  wyprawy  jest  niżćj,  w  liście  Xrv. 


Digitized  by 


Google 


3   MPCA.  439 

a  za  nim  nasi,  że  nie  było  wzmianki  o  Sredniój  Hordzie) , 
Kirgizy  Wielkiej  Hordy  przysięgli  na  poddaństwo 
Rossyi.  Poczem,  gdy  jenerał  kazał  przeczytać  Alemu 
patent  na  podporucznika  i  włożył  mu  medal,  sześć  wy- 
strzałów z  dział  i  trąby  zagrzmiały.  Jenerał  winszował 
im  połączenia  się  i  życzył,  aby  odtąd  żyli  z  sobą  w  zgo- 
dzie i  składali  jeden  naród.  Po  tój  ceremonii ,  jenerał 
wziął  do  siebie  Alego ,  z  którym  rozmawiał  dwie  go* 
dżiny ,  a  cały  naród  rozjechał  się  w  swe  namioty  i 
blizkie  auły.  Takiój  pstrokacizny  ubiorów  i  czapek  ró- 
żnoks^tałtnycłi  i  różnokolorowych,  nigdy  nie  widziałem. 
Po  południu  wiatr  i  deszcz. 

Dułaircy  w  ogóle  nazywają  się  Tarak  (jestto  ród 
najgłówniejszy,  z  którego  pochodzą  Dułaircy) ,  i  dzielą 
się  na  12  oddziałów.  Tu  najznakomitsi :  Siuk,  bij  Bijbit, 
Kentukin  i  inni.  Hakim,  Kipłana  syn,  rządzi  rodem 
Adbau;  Adamiat-Ibak ,  Sunau;  a  Dułatowcami ,  Ali 
Ady  lew.  Jest  jeszcze  ród  jeden,  Jusun-Abak,  pod  na- 
czelnictwem Mansyr-luna  Adyla.  Każdy  z  rodów  dzieli 
się  na  oddziały  :  wszystkich  nazywają  Jusunami ,  czyli 
Jusunowską  Hordą.  Mauke  jest  bij  dułatowskiegorodu. 
Ali  wistocie  najrozumniejszy  ze  wszystkich.  U  Kirgizów 
jest  przysłowie  :  «  Kto  chce  pograć  w  kumałak  ( gra 
kirgizka) ,  niech  się  uda  do  Kułana  (brat  starszy  Alego, 
który  miał  wielkie  znaczenie,  już  zmarły);  pb  dobrą 
radę,  do  Alego ;  kto  chce  nagadać  się,  do  Siuka ;  a  kto 
chce  roztrzygnąć  pretensyą — do  narodu.  »  Ali,  w  czasie 
rozmowy  z  jenerałem,  cytował  często  Salomona ;  mó- 
wił, źe  cztórech  tylko  wielkich  monarchów  było  na 
świecie  (w  liczbie  których  kładł  Alexandra  W.  i  Fa- 


Digitized  by 


Google 


440  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

raonów  egypskich),  i  że  teraz  największy  ze  wszystkich 
cesarz  rossyjski ;  powiadał  także,  że  Kenesary  chce  się 
oddalić  do  Chi  wy ;  że  Tojczubek  (syn  jego  przybył), 
nie  złączył  się  z  nim,  ale  tylko  pojechał  do  niego  jako 
deputat,  dla  otrzymania  wynagrodzenia  za  ograbienie 
niektórych  Jusunów ,  w  czasie  jego  koczowania  za  Ili^ 
(zdaje  się  łgarstwo);  że  on  gotów  działać  przeciwko 
niemu  i  ręczy  ^a  swoich —^  ale  czy  jenerał  pewien  jest 
swoich,  zwłaszcza  Kaptagajewców?  Zdaniem  jego,  je- 
nerał może  tylko  z  pewności?  rachować  na  Argynów ; 
Tamkę  nie  dotrzyma  mu  placu,  i  t.  d.  W  rzeczy  samej. 
Barak  i  drudzy  nie  ręczę,  za  tego  ostatniego.  Tamkę, 
z  włości  Dżembubeka,  i  chociaż  nie  wołostny,  ma 
wielki  wpływ  i  pierwszy  barantarz.  Była  kwesty  a,  co 
z  nim  robić?  Posłano  sekretnie  do  Dżembubeka,  żeby 
znaczniejszych  z  włości  zapytać,  czy  ręczę  za  niego. 

Po  południu  deszcz,  z  malómi  przestankami  cały 
czas  padający.  Była  u  nas  kobićta  energicznie  rozpo- 
wiadająca swoje  sprawę.  Lat  tćmu  kilka.  Barak  za- 
chwycił ję  u  Jusuńców,  potem  wydali  ję,  za  męż ;  ma 
teraz  troje  dzieci ,  jest  brzemienne,  i  lubi  swego  męża. 
Jusuńcy  chcę  ję  odebrać  ;  prosiła,  aby  ję  zostawić  przy 
mężu,  który  także  tegp  życzy  sobie.  Zdecydowano,  aby 
męż  zapłacił  za  ni?  kałym,  a  zostawił  ję  przy  sobie. 
Męż  i  żona  kontenci  byli  z  tćj  decyzyi,  a  Jusuńcy  po- 
przestali na  niój.  Kobićta,  wchodząc  do  naszśj  jurty, 
trzy  zrobiła  pokłony  z  założeniem  rąk  na  piersi :  jeden 
przed  progiem  jurty,  a  dwa  w  jurcie. 

Sujunczi :  jeśli  kto  przyniesie  komu  jakę  dobre  no- 
winę, trzeba  mu  dać  cokolwiek,  i  ten  dar  nazywa  się 


Oigitized  by 


Google 


4   LIPCA,  U4 

sujunczi.  Jenerał,  naprzykład,  musiał  dać  temu  kilka 
łokci  perkalu,  który  mu  pierwszy  doniósł,  że  Ali  przy- 
jechał. 

T.  Was.,  opowiadając  o  kozakacli,  że  oni,  nie  wcho- 
dząc w  głąb'  rzeczy  i  nie  patrząc  na  jutro,  spełniają 
tylko  co  im  każą,  wyraził  się  :  albo  im  być  astro- 
nomami ! 

Wenerya  w  tych  stronach ,  jakotóż  u  Kisajewców, 
Bajdżigitców,  w  okolicach  Czuguczuka,  panuje  powsze- 
chnie i  daleko  więcćj  niż  w  innych  częściach  stepu. 

Siuk  i  Hakim  ciągle  przymawiają  się  o  róm  lub  bal- 
sam ;  wódka  dla  nich  za  słal)a.  Siuk  wczoraj  wyprosił 
u  Baraka  nóż,  który  natychmiast  mu  go  oddał. 

Ali  koczował  na  taszkińskich  ziemiach ,  i  tam  liznął 
trochę  oświecenia ;  lecz  gdy  ich  cisnęli ,  wrócił  w  te 
strony.  Chińczycy  biorą  od  nich  dań,  ile  im  sami  jśj 
dadzą. 


4  lipca. 


Zrana  pochmurno;  około  9^^  pokazało  się  słońce. 
O  lO^J  wielka  rada  z  naszych  trzech  starszych  sułtanów. 
Baraka  i  Alego  złożona.  Ali  mówił,  że  Kenesary  stracił 
1 ,  500  w  zabitych,  dwa  działka  i  500  dziewek ;  że  z  kilku- 
set jeńców,  oddano  mu  tylko  dziesiątek,  a  resztę  sprze- 
dano Taszkińcom ;  że  wojsko  jego  składało  się  z  mnó- 
stwa kobióti  dzićwek,  przebranych  za  mężczyzn,  jedynie 
dla  pokazania  większój  liczby;  że  chciał  wprzódy  zwal- 


Digitized  by 


Google 


U2  WłJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

czyć  Dzikokamiennych ,  ażeby  łśm  zaimponować  Ju- 
suńcom,  sądząc  źe  oni,  ujrzawszy  jego  siłę,  złącza  się 
z  nim  dobrowolnie ;  źe  wtedy  przybył  do  nich,  gdy  ich 
posłowie  byli  w  Omsku,  i  źe  przybywszy,  prosił  tylko 
o  chwilowy  pobyt. 

Dziś  zawarta  umowa  pomiędzy  Kirgizami  Wielkićj 
i  Średniej  Hordy,  ażeby  żyli  z  sob^  w  zgodzie  i  pokoju. 

Ali,  w  czasie  narady  pokazał  wielki  rozum,  wymowę, 
doświadczenie  i  takt.  Wiktor  i  Burhan  powiadają,  że 
nie  słyszeli  nikogo  z  Kirgizów  lepiej  mówiącego.  Cy- 
wilizacyą  swoją  winien  obeznaniu  się,  jak  widać,  z  wyż- 
szą arystokracyą  kokańską,  gdzie  koczował,  i  z  dwóch 
tysięcy  jurt  sam  brał  podatek,  będąc  prawię  chanem ; 
ale  zobaczywszy  domowe  ich  wojny,  w  czasie  których 
dostawało  się  i  jego  Kirgizom,  wrócił  nad  Ilia.  Zaczął 
swą  mowę  od  tego  :  «  My  pochodzimy  od  Abłaja,  Ke- 
nesary  rodzi  się  z  takiejże  matki  i  jest  naszym  krewnym ; 
ale  znany  nam  dobrze  jego  charakter  :  jestto  wilk  gło- 
dny, który  i  teraz  przyszedłszy  do  nas,  ograbił  sto 
aułów.  Możemyż  go  lubić  i  trzymać  z  nim  za  jedno  ? 
Nie ;  ja  ręczę  za  siebie  i  za  mój  naród ,  że  się  z  nim  nie 
złączy;  ale  tśż  i  nikt  z  nas  nie  podejmie  ręki  na  niego. 
Ałłah  go  odrzucił  od  siebie.  On  tułacz  i  tak  już  uka- 
rany, i  znajdzie  wkońcu  człowieka,  który  go  zabije; 
lecz  my,  co  nam  do  niego  ?  Wczoraj  przysięgliśmy  na 
wierność,  i  tój  przysięgi  nie  mamy  za  żart,  jednakże 
cóż  ona  znaczy?  to,  że  my  przyrzekliśmy  być  wiernymi 
Rossyi,  nie  zaś  walczyć  ze  swoim  krewnym.  Czy  mnie 
cesarz  daje  władzę  nad  moim  narodem,  czy  nad  Kene- 
sarym  ?  Ja  odpowiadam  tylko  za  swoich,  a  nie  za  niego. 


Digitized  by 


Google 


4  LIPCA.  143 

My  cesarza  mamy  za  największego  w  świecie  monarchę : 
co  mu  szkodzi  jeden  włóczęga  tułajęcy  się  po  bezlu- 
dnych stepach?  My  się  od  niego  oddahli :  jaki  on  sułtan 
bez  narodu?  Może  już  nawet  i  sam  oddalił  się  teraz 
w  stepy?  Że  jeszcze  życzymy  związku  z  Średnią  Hordą , 
najlepszy  dowód  żeśmy  tu  przybyli,  i  t.  d.  »  Ali  pytał 
Wiktora ,  co  mu  rząd  zrobi ,  jeżeli  się  nie  oddali  Ke- 
nesary? «  Dziwię  się,  dodał,  że  mu  żałujecie  kawałka 
ziemi,  mając  jej  tyle.  »  Siuk  także  mówił,  że  Kenesary 
i  do  niego  przysyłał  brata,  ale  on  go  przepędził.  Hakim 
milczał.  Adamiat  okazywał  wielką  radość  i  gotowość 
na  wszystko.  Jednćm  słowem ,  stanęło  na  tóm,  że  po- 
mocy przeciwko  Kenesaremu  dać  nie  oświadczyli  się; 
ale  zaręczyli,  że  się  z  nim  nie  złączą,  i  że  on  to  ujrza- 
wszy, musi  się  oddalić  od  nich.  Pokój  więc,  i  cała  nasza 
wyprawa  skończyła  się  bez  przelewu  krwi.  Kaptagajcy 
przyznali  się,  że  Kenesary  do  nich  przysyłał,  i  że  chwiali 
się  w  swojej  wierności. 

Wieczorem  herbata  dla  jusuńskiśj  arystokracyi  i  na- 
szych starszych  sułtanów.  Po  niój  rakiety,  muzyka  i 
wystrzał  z  działa  :  co  wszystko  w  zachwycenie  ich 
wprawiało. 

N.  B.  Ali  ciągle  mówi  przenośnie;  między  innśmi 
rozmowami  rzekł  jenerałowi  :  «  Kiedy  przychodzimy 
nad  wodę,  przebyć  jćj  nie  możemy  bez  jaki(^j  łódki ; 
wchodzimy  na  nią  z  obawą,  lecz  wsiadłszy  w  nią,  po- 
wierzamy się  jej,  i  płyniemy ;  tak  i  my,  szukamy  brzegu 
—  znaleźliśmy  łódkę  :  ty  jesteś  nią  —  powierzamy  się 
tobie  i  płyniemy.  » 

Zauważano ,  że  tylko  arystokracya  kirgizka  odbywa 


Digitized  by 


Google 


444  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

modlitwy  mahometańskie,  lecz  i  z  nich  nikt  nie  rozu- 
mie wyrazów  arabskich  :  prości  zaś  Kirgizy  nie  mód!§ 
się.  Urunbaj  zabawił  nas  przy  kolacyi,  wychwalając 
oficera  kozackiego ,  że  jest  roztropny  i  ma  9  werszków 
wzrostu.  Wieczorem  pisałem  do  brata. 


Digitized  by 


Google 


LISTY    7E    STEPÓW.  145 


XIV 


Znad  Sarym-sakty,  4  lipca.  (Do  brata.) 


Znalazłszy  znowu  zręczność  przesłania  mego  listu  do 
Ajaguzy,  z  radością  chwytam  pióro  by  was  wszystkicłi 
przycisnąć  do  mego  serca  i  cokolwiek  donieść  o  sobie. 
Nie  wątpię,  że  poprzednie  moje  listy  z  Ajaguzy  i  osta- 
tnie z  Oj-dżau-tau^  dawno  już  są  w  waszem  ręku; 
wiecie  więc,  że  po  sześciodniowej  konnój  podróży  przy- 
byłem szczęśliwie  na  brzegi  Lepsy.  Szesnasty  dzień 
jesteśmy  w  tym  pięknym  kraju,  który  byłby  jeszcze 
piękniejszy  dla  mnie,  gdyby  choć  jedno  słówko  przy- 
leciało znad  Niemna  zaspokoić  mnie  o  zdrowiu  was 
wszystkich.  Ale  podobno  szczęście  to  nie  spotka  mię 
tutaj,  gdyż  za  dwa  dni  opuszczamy  góry  Ała-tau,  wktó- 

40 


■  Digitized  by 


Google 


liC  LISTY    ZE   STKPÓW. 

rych  skończywszy  nasze  poruczenie,  jedziemy  mimo 
jeziora  Ała-kul  na  wyżyny  Tarbogałaju,  gdzie  koczują 
teraz  Tumińcy  i  Bułatczyńcy,  Kirgizy  ająguzkiego 
okręgu.  Po  skończeniu  u  nich  popisu  ludności,  koni  i 
bydła,  zbliżymy  się  znowu  ku  Ajaguzie,  i  może  nawet 
na  dzień  jeden  do  niśj  wstąpimy.  Tymczasem^  w  ocze- 
kiwaniu na  wasze  listy,  oczy  wypatrzyłem  na  ścieszkę 
wydeptaną  stopami  wielbłądów,  która  jak  wąż  wije  się 
po  górach  i  jest  jedyną  drogą  łączącą  mój  oddalony 
zakątek  z  Ajaguzą,  ostatnim  punktem  w  stepie  do  któ- 
rego przychodzi  poczta  z  Omska.  Wybaczcie  mi ,  że 
pomimo  najszczerszych  chęci,  zaledwie  w  kilku  słowach 
mogę  wam  zdać  sprawę  z  tego  wszystkiego ,  co  sam 
robię  i  co  się  przedstawia  moim  oczom.  Może  zimą , 
wróciwszy  do  Omska,  obszerniejszemi  listami  będę 
mógł  to  wynagrodzić. 

W  chwilach  wolnych  od  zatrudnień  zwiedzamy  oko- 
liczne góry,  rzeki,  źródła,  mogiły,  auły,  i. na  każdym 
kroku  znajdujemy  przedmioty  lub  widoki,  które  na  za- 
wsze zostaną  wmojej  pamięci.  Przejażdżki  te  wprawdzie 
połączone  są  z  wielkiemi  trudami,  gdyż  wszędzie  ka- 
mienie, skały  i  miejsca,  na  które  można  tylko  wdrapać 
się  na  tutejszych  koniach ,  i  to  często  z  wielkióm  do 
prawdy  podobień^wem,  że  koń  i  jeździec  polecą  w  prze- 
paść bezdenną ;  ależ  za  lo  co  za  rozkosz,  kiedy  po  prze- 
byciu stu  niebezpieczeństw^  wjedziesz  na  jaką  górę 
wyższą  od  innych, 'i  z  jej  szczytu  ujrzysz  pod  swemi 
stopami  krajobraz  godny  Alp  i  Apenin.  W  ciągu  tych 
wypraw,  koń  mój  cudów  prawie  dokazywał  :  wnosił 
mnie  na  olbrzynftie  góry,  sprowadzał  z  gór  spadzistych 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZTBRNASTY.  H7 

^  na  najgłębsze  doliny,  śmiałym  krokiem  stąpał  ponad 
przepaściami  po  ważkich  ścieszkach,  któremi  się  tylko 
przemyka  marał  lub  arcłior,  i  raz,  raz  tylko  jeden, 
skacząc  ze  skalistego  brzegu  w  rzeczkę  o  dnie  kamie- 
nistóm,  potknął  się  i  upadł  podemną;  za  powściągnie- 
niem  jednak  tręzli,  powstał  w  oka  mgnieniu,  i  jakby 
wstydząc  się  swojego  upadku,  piorunem  przeleciał 
pieniący  się  nurt  rzeki,  wskoczył  na  jój  brzeg  prze- 
ciwny i  w  kilka  sekund  połączył  mnie  z  to\yarzyszami. 
Ja,  dzięki  Bogu,  nie  poniosłem  najmniejszego  szwanku 
i  całą  nieprzyjemnością  tego  salto  mortale  było  zamo- 
czenie czambarów.  O !  gdybym  takiego  konia  mógł 
mieć  na  stare  moje  lata  w  rodzinnej  stronie,  nie  oddał- 
bym go  za  wszystkie  perskie,  tureckłe  i  arabskie  ru- 
maki; a  tu,  wiecie  jaka  jego  cena?  —  zś^łacony 
50  rubli  asygnacyjnych.  Na  him  jeździłem  i  na  polowa- 
nie. 

Kirgizy  tyle  mi  nagadali  o  mnóstwie  niedźwiedzi  i 
tygrysów  koczujących  w  tych  górach,  że  ich  «  kop 
aju,  kop  dżołbars  »  budziło  mnie  ze  snu  i  zapalało 
serce  niepowściągnioną  chęcią  walczenia  z  niómi.  Suł- 
tan Rustem  rozpowiadał  mi  nawet,  jak  raz  spotkawszy 
się  z  tygrysem,  tak  go  tęgo  poczęstował  w  nos  ajbałtą, 
że  ten  padł  przed  nim  jak  długi.  Zebrawszy  się  więc 
w  dziesięciu,  o  2*^  godzinie  w  nocy  wyruszyliśmy  z 
miejsca.  Miałem  na  sobie  dubeltówkę  i  parę  pistoletów 
czerkieskich  za  pasem.  Noc  była  gwiaździsta.  Po- 
wszechną cichość  przerywał  tylko  szmer  Lepsy  i  głos 
przepiórki.  Z  cygarami  w  ustach,  jechaliśmy  w  uro- 
czystym milczeniu,  doliną  zarosłą  gęsto  truskawkami. 


Digitiz«d  by 


Google 


148  LISTY    ZK    STEPÓW. 

O  S*'^*^ stanęliśmy  u  namiotów  sławnego  z  męztwa  i  siły 
sułtana  Baraka,  prawnuka  cłiana  Abulfaiza^  który 
obiecał  nam  dać  za  przewodnika  swego  strzelca  Kir- 
giza. Widok  obozu  jego  był  nader  malowniczy  :  wokoło 
łuki,  strzały,  piki,  ąjbałty,  a  on  sam,  czysty  obraz 
jakiego  naczelnika  rozbójniczej  bandy  w  Apeninach. 
Wziąwszy  przewodnika ,  zaczęliśmy  się  zagłębiać  w 
coraz  wyższe  góry,  zapuszczać  się  w  wę^wozy  ciemne 
jak  noc  i  z  wielkim  trudem  przebywać  pichtowe  lasy, 
oplatane  humieliną  i  różnemi  krzewy.  Nikt  z  nas  tego 
dnia  nie  widział  wschodu  słońca,  bośmy  ciągle  błą- 
kali się  po  miejscach  nieprzystępnych  dla  jego  pro- 
mieni. Tale  cały  dzień  strawiwszy  na  śledzeniu  dzi- 
kiego zwierza  i  nie  znalazłszy  nic  więcćj,  prócz  kilku 
świeżych  legowisk  niedźwiedzia  i  dzika,  strudzeni  i 
spoceni  wróciliśmy  do  naszych  aułów  z  tćm  przekona- 
niem, że  tygrys  jestto  bajeczny  zwierz,  taki  jak  Cen- 
taur lub  Fenix.  Co  nas  jeszcze  bardziój  utwierdza  w 
tóm  przekonaniu,  to  to,  że  i  p.  Jacąuemont^  który  całe 
Indye  wzdłuż  i  wszerz  przejechał,  i  który  chciał  jesz- 
cze widzieć  tygrysa  swobodnego,  nigdzie  się  z  nim 
spotkać  nie  mógł.  Niech  więc  kochana  Mama  cieszy 
się,  że  ten  zwierz  nie  exystuj.e  na  świecie,  gdyż  w 
przeciwnym  razie  spotkanie  się  z  nim,  mogłoby  nie  tak 
poszczęścić  się  każdemu  jak  sułtanowi  Rustemowi,  i 
niech  niebardzo  gniewa  się  na  mnie,  że  raz  w  życiu 
narażałem  się  na  niebezpieczeństwo  bez  potrzeby  ;  lecz 
przyznam  się,  że  w  tym  razie  chciałem  zawstydzić  An- 
glików, którzy  w  Indyi  wlazłszy  sot)ie  spokojnie  na 
słonia,  siedząc  pod  palankinem,  otoczeni  całym  arse- 


Digitized  by 


Google 


LIST    CZTERNASTY.  449 

nałem  broni,  paląc  cygara,  jedząc  bifsztyk  i  ochładza- 
jąc się  wodą  sodową,  z  wszelkiśm  bezpieczeństwem 
strzelają  do  zwierząt,  z  któremi  oko  w  oko  zmierzyć 
się  nie  mieli  dosyć  odwagi. 


Digitized  by 


Google 


150  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 


5  lipca  184(J. 


Wstaliśmy  rano.  Chłodno  do  T^  godziny,  późniśj 
upał.  Rucłi  wielki  w  całśj  okolicy  :  zarżnięte  bydło, 
owce,  konie,  gotują  się  w  kotłacli  na  bajgę.  Kirgizy  la- 
tają na  wszystkie  strony.  O  10^^  była  rewia  kirgizkiego 
wojska.  Wprzód  jeszcze  przyjechał  bij ,  nasz  baszczi , 
cały  uzbrojony  i  ze  swojem  znamieniem,  które  zatknął 
w  ziemię  niedaleko  jurty  jenerała  i  sam  przy  niSm 
stanął,  a  dobywszy  pałasza,  trzymał  go  zdała  przed 
sobą.  Gdyśmy  chcieli  z  nim  mówić,  powiedział,  że  na 
służbie  się  nie  gada ;  a  gdy  zrobiliśmy  uwagę,  że  rewia 
jeszcze  nieprędko  nastąpi ,  rzekł :  «  Umrę ,  a  nie  zej- 
dę. »  Potniał  stary,  a  stał.  Nareszcie,  gdy  się  wszyscy 
zebrali,  wyszedł  jenerał  i  stawiły  się  przed  nim  szyki 
każdój  włości  pod  wodzą  swoich  sułtanów.  Witano  ich 
trąbami.  Po  krótkiój  przemowie  ze  strony  jenerała  i 
oświadczeniu  gotowości  do  boju  z  ich  strony,  wleciało 
kilkuset  jeźdźców  na  plac.  Komenderował  nimi  para- 
dnie wystrojony  sułtan  Barak,  który  na  zakończenie 
manewrów  wystrzelił  ze  swojój  turki  (gwintówki), 
przepraszając  jenerała,  że  u  nich  taki  zwyczaj.  Kunan- 
baj  perorował  zpod  parasola,  Siuk  stał  przy  jenerale. 
Gdy  jenerał  dał  bijowi  pozłacaną  tabakierkę ,  ten  po- 
dziękował mu  modlitwą  za  niego  i  za  cesarza. 

Doczekaliśmy  się  nareszcie  listów  :  odebrałem  od 
^atki,  brata,  szwagra  i  innych. 


Digitized  by 


Google 


^   LiFCA.  45L 

Kisajewcy  przysłali  posfa  z  prośbą,  aby  icli  oszczę- 
dzić. Widać  nasi  ro«puścili  pogłoskę,  że  te  wszystkie 
przygotowania  są  na  nicłi.  Jenerał  kazał  dać  im  odpo- 
wiedź, że  jeżeli  usłyszy  jeszcze  o  icłi  napadacłi  i  gra- 
bieżacłi ,  ruszy  wszystkicłi  Kirgizów  i  zniszczy  ich 
doszczętu. 

Upał  straszny.  O  li^  bajga. 


(Obszerne  opisanie  tój  bajgi  i  uroczy.^tości  całodziennej,  znajduje 
się  w  następującym  liście,  który  tu  umieszczamy,  chociaż  jest  z  daty 
późniejszo]*;  był  bowiem  pisany  dopióro  13  lipca,  u  podnóża  gór 
Targobotajskich  nad  brzegiem  rzeki  Kara-su.  W  Bibliolf»ce  War- 
szawskiej wydrukowano  go  pod  mylnym  napisem  :  Oj-dźmi-lau, 
w  górach  Ąłatauskich,  27  czerwca.) 


Digitized  by 


Google 


.452  LISTY    ZE    STEPÓW. 


XV 


Znad  Kara-su.  (Do  matki.) 


W  ostatnim  liście  pisanym  znad  brzegów  Sarym- 
sakty,  uskarżałem  się  na  długą  przerwę  w  naszych 
europo-azyatyckicłi  rozmowach,  stanowiących  jedyne 
szczęście,  jakiśm  mi  los  cieszyć  się  pozwolił.  Już  zbli- 
żała się  chwila  opuszczenia  olbrzymiego  Ała-tau;  już 
straciłem  nadzieję  otrzymania  droższych  dla  mnie  nad 
wszystko  wieści  o  zdrowiu  waszśm,  gdy  w  tśm,  zwró- 
cone moje  oczy  ku  wierzchołkowi  góry  stojącój  na 
drodze  do  Ajaguzy,  ujrzały  pył  i  wkrótce  potom  koza- 
ków spuszczających  się  na  dolinę.  Każdy  z  nas  pobiegł 
na  ich  spotkanie,  lecz  wątpię  czy  kto  wrócił  pod  swą 
jurtę  z  taką  radością,  jak  ja,  otrzymawszy  list  Mamy. 
Zaspokojony  o  jój  zdrowiu  i  reszty  rodziny,  zapomnia- 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĘTNASTY.  453 

łem  o  wszystkiśm  co  mię  boli,  i  z  weselszóm  sercem 
żegnałem  kirgizkie  Alpy,  w  których  kilkanaście  dni 
najprzyjemniej  przepędziłem  i  które  przenosiły  mię  co 
cłiwila  w  błogie  czasy  podróży  mojój  po  Szwajcaryi  i 
Italii. 

Siedemnasty  rok  temu,  znajdując  się  w  Medyolańie, 
opisywałem  Mamie  igrzyska  ludu,  odbyte  przy  mnie 
na  obszernój  arenie  amfiteatru,  pod  błękitnym  namio- 
tem lombardzkiego  nieba,  w  obec  kilkunastu  tysięcy 
kobićt  i  dziewic  znad  czarownych  wybrzeży  Como  i 
Lago-Maggiore ;  dziś  rzucony  losem  w  odległe  i  nie- 
znane Europie  strony,  skreślę,  o  ile  mi  czas  pozwala, 
kirgizką  bajgę,  którój  byłem  świadkiem  w  Dzite-su^ 
to  jest  w  siedmiorzecznym  kraju. 

Noc  pokrywała  jeszcze  gęstym  lasem  obrosłe  boki 
niższych  piętr  Ała-tau,  kiedy  już  kilka  dziesiątków 
baranów,  bydła  i  koni  padło  pod  nożem  rzezników. 
Po  cztórykroć  w  pięćdziesięciu  kotłach  gotowano  mię- 
siwo, przeznaczone  dla  gminu.  Bucharski  kucharz 
urządzał  pilaw  z  baranią  tłustością,  kiszmyszem  i  uru- 
kiem  :  pokarm  wyższśj  tylko  klasy  Kirgizów.  W  ogro- 
mnych skórzanych  sabach  i  tursukach,  z  sąsiednich 
aułów  zwożono  kumys  i  ajran.  Nareszcie  wstało  słońce 
i  w  całym  blasku  piękności  uśmiechnęła  się  dolina, 
skropiona  wodami  pięcioramiennój  Lepsy,  szumiącej 
w  cieniu  stuletnich  topoli.  Z  wierzchołków  gór,  z  wą- 
wozów, z  każdego  zakątka  zaczęli  ściągać  się  Kirgizy 
na  swych  małych,  lecz  dzielnych  koniach,  w  różno- 
barwnych ubiorach  i  różnokształtnych  czapkach  i  koł- 
pakach. O  9^J,  bij  poważny  wiekiem,  odziany  w  kol- 


Digitized  by 


Google 


454  LISTY    ZE    STEPÓW. 

czugę,  przyjechał  przed  jurtę  pogranicznego  naczel- 
nika i  zsiadłszy  z  konia,  zatknął  w  blizkości  jej  chorą- 
giew, obok  której  stanął  na  straży  z  dobytym  pałaszem. 
Wkrótce  na  plac  otaczający  nasz  obóz,  z  krzykiem 
rozdzierającym  uszy  :  Aj  gaj !  i  w  największym  niepo- 
rządku wleciało  trzystu  zgórą  jeźdźców  uzbrojonych 
w  piki  na  piętnaście  stop  długie,  turki,  mułtyki  (strzel- 
by)? ajbałty,  czopary,  sujuły,  łuki,  i  t.  p.  Dziczy  t^j 
przewodził  sławny  kirgizki  batyr,  sułtan  Barak,  mąź 
swoją  postawą  i  twarzą  przypominający  dawnych 
hetmanów  Zaporoża,  Żylastego  karku  jego,  żaden 
mistrz  sprawiedliwości  ściąćby  nie  zdołał.  Cały  jak 
z  granitu  wyciosany,  w  siedenmastym  roku  podnosił 
już  głaz  ogromny,  leżący  na  mogile  Bwego  przodka,  a 
dziś  w  trzydziestym  piątym,  jedną  ręką  dźwiga  forte- 
czne  działo  wraz  z  kołami.  Za  pięknych  dni  swoich 
zebrawszy  pięć  tysięcy  Kirgizów,  zbił  na  miazgę  Jusu- 
nów,  ród  Wielkiój  *Hordy ;  w  jednój  rozprawie  sam 
siedmiu  nieprzyjaciół  położył  trupem,  a  w  roku  prze- 
szłym napadnięty  przez  trzech  zbrojnych  baranta- 
rzy,  nie  mając  nic  prócz  kamczy,  tak  ich  dzielnie 
poczęstował,  że  ledwie  z  życiem  uciekli.  Dziś  ten  boha- 
tór  stepowy  cichy  jak  baranek,  spokojnie  rządzi  Siwa^ 
nowcami,  odznacza  się  ścisłym  wymiarem  sprawiedli- 
wości i  celuje  między  innymi  sułtanami  zdrowym  roz- 
sądkiem, wymową,  a  nawet  nauką,  albowiem  umie 
czytać  i  pisać  po  tatarsku.  Pod  wodzą  jego,  mimo 
zatkniętój  chorągwi  przeciągały  jeden  po  drugim  od- 
działy różnych  rodów  kirgizkich,  zatrzymywały  się  na 
kilka  chwil  przed  pogranicznym  naczelnikiem,  a  potśm 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĘTNASTY.  155 

puściwszy  się  w  cwał,  pędziły  na  złamanie  karków,  wrze- 
szcząc z  ćalego  gardła  łiasło  swego  rodu  :  naprzykład, 
Abłaj !  Kaptagaj !  Agadaj !  Barak!..  Gdy  ostatni  od- 
dział opuścił  plac  przeglądu,  głównodowodzący  suł- 
tan, ubrany  w  pąsowy  cłiałat  bramowany  złotem,  w 
bogatój  czapce  bobrowój,  zdjął  wiszącą  przez  plecy 
długą  jak  sosna  gwintówkę,  wykrzesał  ognia  i  zapa- 
liwszy lont,  wystrzelił  z  niój  na  cześć  rządcy  Średniej 
Hordy.  Potem  rozdzieliwszy  swe  wojsko  na  dwie  po- 
łowy, dał  nam  obraz  kirgizkićj  bitwy,  odznaczającej 
się  dziwnym  nieporządkiem  i  wrzaskiem,  który  przy- 
wiódł mi  na  pamięć  te  dwa  wiersze  z  Walter-Scota  : 

Jakby  djabłów  trzoda  wściekła, 
Zaszczekała  rykiem  piekła. 

Długo  okoliczne  góry  odzywały  się  echem  tój  bitwy 
wpółdzikiego  ludu.  Tymczasem  nadeszło  południe,  a 
z  niśm  upał  niedoz walający  wychylić  się  z  jurty.  Q 
godzinie  4^^  zaledwie  mogliśmy  wyjechać  na  miejsce 
przeznaczone  dla  bajgi.  U  podnóża  olbrzymiej  mogiły 
usypanćj  z  kamieni,  kryjącćj  zwłoki  niewiadomego 
Kirgizom  bohatera,  stało  kilka  jurt  okazałych  swoją 
wielkością  i  ozdobami,  a  obok  nich  w  pośród  pik  sy- 
metrycznie zatkniętych  w  ziemię,  kilkadziesiąt  namio- 
tów różnego  wzrostu  i  koloru.  Krocie  Kirgizów  okry- 
wały mogiłę  i  całą  przestrzeń  zakreśloną  dla  igrzysk. 
W  głównej  jurcie  wysłanćj  kobiercami  i  malowniczemi 
tekimetami,  siedziała  kołem  arystokracya  Średniej  i 
Wielkiej  Hordy.  Po  odmówionej  przez  ośmdziesiąt- 


Digitized  by 


Google 


456  LISTY    ZE    STEPÓW. 

letniego  mułłę  modlitwie,  zaczął  się  traktament.  Her- 
bata, pilaw,  baranina,  kumys  szły  z  kolei  jedno  po 
drugiśm.  Tymczasem  z  osobnej  jurty  napełnionej  po 
wierzcłi  prawie  stosami  końskiego  i  innego  mięsiwa, 
dwudziestu  Kirgizów  bosych  i  wpół  nagicłi^  o  miedzia- 
nej piersi  i  twarzy,  roznosiło  dla  gminu  pokarm,  z 
którego  w  okamgnieniu  kupy  tylko  kości  pozostały. 
Głodniejsi  albo  łakomsi  kładli  w  zanadrza  łeb  barana 
lub  nóżkę  kobyły,  upominając  się  o  udział  w  powsze- 
chnej biesiadzie  po  razy  kilka.  Tu  krzyk,  wrzawa, 
rwetes  niepodobny  do  opisania  :  tam  przeciwnie,  po- 
ważne grono  sułtanów  i  bijów,  jak  gdyby  koło  sena- 
torów dawnego  Rzymu ,  siedziało  z  całą  godnością 
właściwą  swemu  wiekowi  i  znaczeniu  w  narodzie. 
Nie  było  tu  prawie  żadnój  rozmowy ,  albowiem  całe 
zgromadzenie  przysłuchiwało  się  improwizacyi  młodego 
i  przystojnego  trubadura.  Wieszcz  ten  z  ojca  i  dziada, 
jak  bard  kaledońskich  klanów,  w  dziesiątym  już  roku 
życia  opiewał  każdy  przedmiot,  który  się  jego  oczom 
przedstawiał,  a  dziś  wzbogacony  wiadomościami,  ja- 
kich mógł  nabyć  w  stepie,  pełen  imaginacyi,  z  niesły- 
chaną łatwością  i  wprawą,  śmiałym  i  natchnionym 
głosem  śpiewa  po  kilka  godzin  z  rzędu  w  przedmiotach 
ważniejszej  treści;  cały  zajęty  swoją  improwizacyą 
wpada  w  zachwycenie  prawie,  a  wszyscy  słuchają  go 
ż  uniesieniem.  Głośne  barekieldy!  barekieldy!  prze- 
rywa tylko  jego  śpiewy,  i  nim  wyjdzie  z  jurty,  konie  i 
chałaty,  zamiast  laurów  wieńczą  skroń  poety.  Imię 
jego  Urunbaj  —  lecz  dość  o  nim. 

Przypatrzmy  się  teraz  konnym  wyścigom.  Oto  na 


Digitized  by 


Google 


LIST    PIĘTNASTY  157 

pagórku  wbita  pika,  oznacza  początek  mety ;  drugi  jej 
koniec  o  wiorst  dziesięć  :  meta  do  przebieżenia  nie- 
wielka, zwłaszcza  dla  kirgizkich  biegunów-,  ale  trzeba 
lecieć  tam  i  napowrót  po  kamieniach,  górach,  wywo- 
zach i  to  w  upał,  z  którym  tylko  libijski  walczyć  śmiał- 
by o  pierwszeństwo.  Dwudziestu  malców  na  dwudzie- 
stu białych  jak  śnieg  ałatauskich  koniach,  puściło  się 
w  zawód.  Tuman  kurzawy  zakrył  ich  w  oka  mgnieniu 
przed  naszśmi  oczyma  :  chwilkę  tylko  mignęli  na 
szczycie  przyległśj  góry  i  jak  błyskawica  zniknęli.  Na- 
stąpiło powszechne,  niecierpliwe  oczekiwanie  powrotu ; 
lecz  nim  upłynęła  godzina,  znowu  na  górze  mignął 
orszak  lecących  pygmeów  i  jak  lawina  spadł  na  do- 
linę. Znowu  tuman  kurzawy  zakrył  w  swym  ciemnym 
obłoku  i  jeźdźców  i  konie;  lecz  już  blizko  meta,  już 
ich  widać  :  któż  z  nich  pićrwszy  dobieży  piki  ?  Wszy- 
stkich oczy  zwrócone  ku  nim ,  wszystkich  myśli  zajęte 
jednym  tylko  przedmiotem :  wygraną.  Nakoniec  staje 
u  mety  spieniony  rumak,  i  okrzyk  powszechny  przy- 
znaje palmę  pierwszeństwa  szczęśliwemu  właścicielowi 
jego,  sułtanowi  Ruszbekowi,  który  natychmiast  pier- 
wszą pryzę  otrzymał.  Sułtan  Buleń,  bije  :  Tana  i  Ku- 
nanbaj,  których  konie  w  ślad  za  pierwszym  doścignęły 
mety,  mniejszych  wartości  pryzami  cieszyć  się  mu- 
sieli. O  piątą  wszczął  się  spór  między  dwoma  właści- 
cielami koni,  z  których  każdy  rościł  sobie  prawo  do 
zwycięztwa ;  lecz  wrzask  okropny,  jaki  z  tego  powodu 
napełnił  powietrze ,  uspokoił  wkrótce  sułtan  Barak • 
Wysłuchawszy  z  najzimniejszą  krwią  obu  Kirgizów, 
żelazną  swą  pięścią  palnął  w  pysk  jednemu  z  nich  tak 


Digitized  by 


Google 


158  LISTY    ZE    STEPÓW. 

dzielnie,  że  ten  jakby  piorunem  rażony  slanęl  w  osłu- 
pieniu, a  drugę  rękę.  rozdarłszy  na  dwoje  sztukę  chiń- 
skiej materyi,  rzucił  im  pod  nogi.  Wyrok  Herkulesa 
przyjęty  był  bez  najmniejszego  szemrania  i  apelacyi. 
Bajga  ta  zakończyła  się  walką  o  pierwszeństwo  sił 
ciała  i  dostawanie  zębami  z  misy  nalanej  kumysem 
pieniędzy  wrzuconycłi  do  niój.  Śmiecłi  powszechny 
.towarzyszył  nieprzestannie  tój  ostatniój  operacyi,  która 
aż  do  zachodu  słońca  rozweselała  wyższą  i  niższą  klasę 
Kirgizów.  Gdy  ostatnie  jego  promienie  skryły  się  za 
góry,  opuściliśmy  plac  igrzysk ;  tłumy  ludu  siadłszy 
na  koń,  rozpierzchły  się  na  wszystkie  strony :  nastąpiła 
cichość  przerywana  tylko  krzykiem  orłów,  kruków  i 
jastrzębi  kłócących  się  z  sobą  o  szczątki  narodowój 
uczty  kirgizkiśj ;  lecz  i  tych  za  nadejściem  chwili  mo- 
dlitwy wieczornój  w  naszym  obozie,  rozproszył  w  góry 
i  lasy  niesłychany  tu  nigdy  grzmot  dział  i  trzask  rac 
ognistych  pękających  w  powietrzu. 


Digitized  by 


Google 


>VVJ^TKPZ     DZIENNIKA     PODRÓŻY.  159 


6  lipca. 


Dzień  przeznaczony  do  naszego  wyjazdu.  Rano  jak 
tylko  świt,  poczuł  się  wielki  ruch  w  naszym  obozie. 
WstsJem  o  wschodzie  słońca  i  po  raż  ostatni  żegnając 
Ała-tau ,  zbierałem  w  pamięci  com  widział  «  czuł  i 
myślił  w  tobie.  »  O  1*^^  wyszliśmy  w  upał,  ale  odświe- 
żany wiatrem.  Do  Lepsy  przeprowadzało  nas  mnóstwo 
Kirgizów  :  Buleń,  Adanąiat,  Hakim  ze  znaczniejszych. 
Przebyliśmy  szczęśliwie  Lepsę,  nadzwyczajnie  bystra 
w  tój  stronie,  tak  że  nurtem  swoim  przewraca  kamie- 
nie, i  dla  utrzymania  się  trzeba  najmniój  trzem  jechać 
oł)ok  siebie,  a  na  wiosnę,  lub  podczas  wylewu,  ani 
myślić  o  przeprawie.  W  miarę  podnoszenia  się  w  góry, 
odkrywał  się  z  nich  przepyszny,  dla  nas  ostatni  widok 
na  Oj-dżaj-tau ,  Sarym-saktę ,  Akanaraby  i  śnieżne 
szczyty.  Chociaż  wszyscy  byliśmy  radzi,  że  opuszczamy 
to  miejsce,  ha  którem  tak  długośmy  stali,  niepodobna 
jednak  wyrazić  tćj  tęsknoty,  jaka  mnie  objęła,  kiedy 
straciłem  je  z  oczu  :  po  razy  kilka  zwracałem  się  twa- 
rzą ku  niemu,  i  zdawało  mi  się,  że  się  rozstałem  z  naj- 
lepszym przyjacielem.  Wkrótce  zaczęliśmy  spotykać 
doliny  i  wzgórza  usłane  białymi  i  różowemi  malwami, 
złotą  dziewanną  (która  mi  przypominała  czasy  dzie- 
ciństwa), błękitną  cykoryą  i  szafirowymi  kociełkami. 
Nocowaliśmy  nad  rzeką  Kargały.  Wieczór  ostatni  % 
towarzyszami  podróży. 


Digitized  by 


Google 


160  >VYJ.\TKI    Z    DZIENNIKA    PODI\ÓŻV. 


7  lipca. 


Wstaliśmy  o  pól  do  S''^ .  Już  mieliśmy  wyruszyć  z 
miejsca,  gdy  w  tśm  przybył  Mauke  i  zatrzymał  nas 
z  godzinę.  O  wschodzie  słońca  pożegnaliśmy  się  z  na- 
szym naczelnikiem  :  on,  z  całym  oddziałem  pociągnęł 
ku  Ajaguzie ;  my  zaś,  Wiktor  i  ja,  mając  przy  sobie 
tylko  piętnastu  kozaków  i  trzech  tłumaczów,  udaliśmy 
się  wkrótce  ku  granicy  chińskiej.  Pozostało  jeszcze 
przy  nas  mnóstwo  Kirgizów  wracających  w  różne  swoje 
strony  :  niektórzy  część  drogi  odbywali  z  nami. 

topas  mieliśmy  nad  strumieniem  wpadającym  do 
Gzynczyłów ,  w  okolicy  opustoszonej  przez  niezmierne 
mnóstwo  kobyłki  (rodzaj  koników  polnych,  po  kirgizku 
czygertke).  Ja,  galopując,  oglądałem  się  ciągle  na  Ała- 
tau  i  rozmawiałem  z  tłumaczem  Źerebiatiewem,  który 
zwiedzał  go  ze  Szrenkiem.  Mówił  mi  on,  że  na  górę 
gdzie  się  zaczyna  Lepsa,  szli  od  miejsca  śniegów  do 
szczytu  sześć  godzin,  natrafiali  na  głębokie  parowy, 
na  wierzchu  bardzo  krótko  wytrzymać  mogli ,  orzeź- 
wiając się  spirytusem.  Mają  tam  być  ogromne  skały, 
które  Szrenk  nazywał  porfirem.  Z  boków  skalistych 
widok  tak  daleki  ku  Ajaguzie,  że  widać  nawet  Arał- 
tiube  iTarbogataj. 

Postrzegliśmy  człowieka  na  stepie.  Baszczi  nasz 
poleciał  zaraz  żeby  go  dopędzić  :  ten  przeląkł  się  i 
dalej  umykał,  że  aż  czapkę  stracił.  Byłto,  jak  pokazało 


Digitized  by 


Google 


8   LIPCA.  164 


się,  robotnik  pozostały  wtyle  za  idęcę  karawaną. 
Z  popasu,  machnąwszy  wiorst  przeszło  70> przybyliśmy 
na  noc  do  Sajkanu. 


8  lipca. 


O  pierwszćj  po  północy  wyruszyliśmy  z  Sajkanu,. 
żeby  nazajutrz  jednego  dnia  przebyć  pustynfę  bezwo- 
dną. Sami  stanęliśmy  na  Riitinmałdach  o  10'^,  a  wiel- 
błądy.godziną  późniśj.  O  z  jakąż  chciwością  dorwaliśmy 
się  do  herbaty  i  spoczynku.  O  ft^^  poszliśmy  dalój  a 
nasi  najmany,  muruny,  i  t.  d.,  udali  się  traktem  aja- 
guzkim.  Zostali  z  nami  tylko  :  Nogaj  jadący  w  góry 
dla  sprawy  o  ograbienie  go  na  30  jamb;  Kokaniec 
samowtór  prowadzący  karawankę  o  trzech  wielbłądach 
do  Czuguczuka  ze  sznurami ;  Kirgiz  karkaraliński,  ma- 
jący pretensyą  do  Tumińcow  o  trzy  krowy,  dla  których 
zrobi  200  wiorst  drogi ;  i  kilku  innych  Kirgizów. 

Szliśmy  dawnćm  dnem  morza,  którego  bytność 
łatwo  tu  widzieć  i  bez  Humboldta  :  jałowy  piasek 
szary,  szczeliny  w  ziemi,  mnóstwo  muszli.  Falangi, 
jaszczurki,  sajgi.  Znaleźliśmy  trzy  młode  kaczki  w 
krzaku  dżingilu ,  którego  kupki  rozrzucone  tu  po  ste- 
pie, dziwnie  upiękniają  smutną  jego  jednostajnośe. 
Zieloność  ich  majowa  przypomina  igiełki  cisowe,  które 
widziałem  w  Karpatach. 

Zrobiwszy  wiorst  25,  stanęliśmy  nad  brzegiem  wy- 
li 


Digitized  by 


Google 


162  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

schłśj  Dzanamy,  zarosłój  wysoka  trzcin?,  ale  w  jćj 
łoiu  syialazło  się  źródło  z  wyborną  wodą.  Palnąwszy  po 
sześć  szklanek  herbaty,  położyliśmy  się  na  łóżkach  że- 
laznych pod  gołóm  niebem,  i  pomimo  komarów  zasnę- 
liśmy snena  bohaterskim. 

Nogaj  pił  z  nami  herbatę  :  rozpowiadał  o  Dołonbaju 
bajdżygitońskim  sułtanie,  koczującym  o  dwie  wiorsty 
od  Czuguczuka,  i  bardzo  go  wychwalał.  Namawiał  nas 
żebyśmy  byli  w  tem  ostatnióm  miejscu,  obiecując  nas 
zaprowadzić  do  chińskiój  świątyni.  Mówił  także,  że 
wielka  ilość  opium  idzie  do  Czuguczuka  przez  Troick  i 
Semipołatyńsk ;  że  w  roku  przeszłym  200  pudów  przez 
pierwszą,  a  ze  300  pewnie  przez  drugą  komorę,  prze- 
maszerowało szczęśliwie.  Handel  ten  zyskowny  nad- 
zwyczaj, gdyż  w  Czuguczuku  płaci  się  pud  po  3,600 
rubli,  tojest  10  jamb.  Sama  władza  czuguczucka  pali 
opium  i  dopomaga  do  przemycania,  wziąwszy  chapes, 
naprzykład  parę  funtów  od  puda.  Chińczycy  tak  je 
lubią ,  że  rzucą  przedaż  towaru  mogącą  przynieść  im 
1,000  jamb  zysku,  kiedy  tylko  nadchodzi  chwila  pale- 
nia tego  specyału.  Chleb  u  nich  bez  soli  i  masła,  ale 
na  żądanie  robią  i  taki.  Był  on  i  w  Kuldży,  gdzie  ko- 
bióty  niesłychanie  rozpustne. 


9  lipca. 

Ruch  w  obozie  :  juczenie  wielbłądów  zbudziło  mnie 

Digitized  by  VjOOQ IC- 


9   LIPCA.  463 

O  3*J»  Kiedy  Amantaj  budził  Wiktora,  ten  ze  snu  zapy- 
tał :  a  jenerał  czy  wstał?  z  czego  śmieliśmy  się  w  dro- 
dze. Przejeżdżaliśmy  długo  przez  trzciniska,  a  nareszcie 
przez  Karatał,  który  w  tóm  miejscu  taki  błotnisty  i 
cuclinący,  że  zapach  jego  długo  .nam  swędził  w  no- 
sie'. Trawa  wyborna,  lecz  wkrótce  znowu  step  podobny 
do  wczorajszego  i  tak  rozległa  równina,  że  nazwałem 
ją,  Napoleonowskj,  gdyż  on  mógłby  tu  z  milionem 
wojska  wydać  bój  nieprzyjacielowi,  majęcemu  takcż 
lub  więlgszą  siłę.  Jecłialiśmy  z  godzinę  po  tem  dnie 
morskićm,  aż  nareszcie  ziemia  poczęła  się  podnosić  ku 
górom.  Pyszny  był  wschód  słońca  nad  Tarbogataj  : 
ujrzeHśmy  znowu  szczyty  Ała-tau  i  Arał-tiube.  Trawa 
coraz  lepsza,  piasek  żółtszy ;  ipnóstwo  jagód  zwanych 
kyzyłna,  podobnych  z  koloru  do  malin  :  cztćry  ich 
razem  złączonych  oblepia  liść  nakształt  sosnowego,  i 
to  w  kilku  miejscach  jego  wysokości ;  widok  ich  przy- 
jemny ,  a  smak  słodkowodnisty.  Kirgizy  jedzą  je  goto- 
wane, a  liść  palony  kładą  do  tabaki. 

O  6*^^  rano  był  już  upał  nieznośny,  a  o  9^  szczęściem 
żeśmy  trafili  na  źródło  Topar,  bobyśmy  się  spiekli  na 
węgiel.  Woda  wybonia  i  dość  jśj  dużo;  wokoło  bujne 
trawy,  zamiast  krzaków  rośliny  ogromna.  Na  wzgórzu 
mogiła  sułtana  ośmiznajmanowskiego,  bija  Tekupaja, 
który  tu  umarł  przed  trzema  laty.  Przy  źródle  znale- 
źliśmy świeże  ślady  nocowania  barantarzy,  którzy 
jednak,  jak  widać,  nie  mieli  z  sobą  koszów  i  ogniska 
nie  rozkładah.  Oaza  ta*,  o  20  wiorst  dobrych  od  prze- 
szłego noclegu  naszego,  ma  ze  trzy  wiorsty  obwodu. 
Spać  nie  mogłem  dla  niesłychanego  upału  i  przeklętćj 


Digitized  by 


Google 


464  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

.  kobyłki,  która  na  nas  co  chwila  krociami  padała :  mię- 
dzy nią  były  i  wielkie  zielone  koniki ;  w  powietrzu  ci- 
chość przerywana  tylko  swierczeniem  tego  owadu 
dokuczającego  niemiłosiernie  :  nigdy  w  życiu  nie 
dałem  tyle  szczutek. 

O  w  pół  do  3**^  ruszyliśmy  dalśj.  Upał,  o  jakim 
w  naszćj  Litwie  wyobrażenia  nawet  mieć  nie  można, 
doskwierał  coraz  mocniśj.  Było  pewnie  więcdj  40  sto- 
pni gorąca.  Zdawało  mi  się  nieraz,  że  się  zapalę  pło- 
mieniem ,  lub  że  dostanę  pomieszania  zmysłóvv.  Z  po- 
czerniałemi  od  słońca  ustami,  jechaliśmy  obok  siebie 
w  gtębokiśm  milczeniu,  gdyż  niepodobna  było  słowa 
wymówić.  Wiktor,  który  bezustannie  i  ledwie  że  nie 
przez  sen  pali  cygara,  utracił  wszelką  do  nich  ochotę. 
Sodowy  proszek  nieco  nas  orzeźwiał;  ale  nieznośne 
pragnienie  zwiększało  się  co  chwila,  a  do  wody  było 
jeszcze  bardzo  daleko.  Nareszcie,  o  szóstej  stanęliśmy 
nad  brzegiem  rzeczki  Igeu-su...  Lecz  jakaż  była  nasza 
rozpacz,  kiedyśmy  ani  kropli  wody  w  niój  nie  znaleźli ! 
Kirgizy  zmienili  jój  koryto  dla  zalania  swoich  niw  za- 
sianych prosem.  Szczęściem,  że  te  niwy  były  nieda- 
leko. 

Wegetacya  y/  tój  okolicy  zupełnie  inna  :  mnóstwo 
roślin,  jak  naprzykład  mięty,  grochu  z  białemi  strącz- 
kami, dziewanny,  maku,  cykoryi,  i  t.  d.  Po  półgo- 
dzinnej jeździe,  nagle  nasz  baszczy  zatknął  pikę,  i  kie- 
dym go  zapytał  czy  daleko  woda ,  on  mi  wskazał  ręką 
i  rzekł :  «  tu.  »  Byłto  kanalik,  obrosły  trawą ,  którym 
bystro  leciała  woda  z  Igeu-su  na  role  leżące  w  dolinie. 
Role  te  uprawiają  Kirgizy  Bek-choży.  Jest  ich  trzy- 


Digitized  by 


Google 


10    LIPCA.  165 

dziestu  i  mają  200  kóz  na  swoje  utrzymanie  :  żyją  aj- 
ranem.  Zobaczywszy  nas,  zrazu  się  pochowali,  lecz 
przekonawszy  się  żeśmy  nie  baran  tarze,  przyodzieli  się 
i  wyszli  witając  nas  z  radością.  Mówili,  że  onegdaj  Ki- 
sajcy  w  liczbie  pięćdziesięciu  nadbiegli  :  jednego  z 
nich  obdarli  i  samego  wy  tłukli ;  oni  zaś  wyszli  prze- 
ciwko nim  prawie  pół-nadzy,  z  obawy  żeby  im  nie 
zabrali  odzienia.  Pędzili  oni  400. koni  zrabowanych  u 
Semiznajmanów ;  nocowali  więc  wistocie  na  naszym 
popasie  przy  Toparze.  Rolnicy  ci  byli  u  nas  wieczorem: 
częstowaliśmy  ich  kumysem  i  sucharami.  Uszczęśli- 
wieni przyjęciem,  posłali  do  swego  kosza  skrytego 
w  jarze,  po  ajran  kozi.  Piliśmy  go  rozprowadziwszy 
wodą :  wielka  nędzota,  trąci  nieprzyjemnie,  ale  ochła- 
dza. Spaliśmy  jak  żaden  król,  na  żelaznych  łóżkach 
pod  ot  wartom  niebem. 


10  lipcft. 


Wstaliśmy  o  2*M  o  pół  do  3*^,  ruszyliśmy  pi-zez  ka- 
nał, potem  przez  drugi,  różne  rowy  i  rowki,  i  jecha- 
liśmy doliną  między  wzgórzami  Tarbogataju.  Tu 
mnóstwo  brzoskwiń  {persico,  po  kirgizku  badam-cza),. 
obsypanych  owocem  ;  wegetacya  coraz  bujniejsza,  na- 
reszcie kilku  ramionami  idący  Urdżiar  po  kamieniach. 
Brzegi  jego  okryte  gęsto  krzewami  i  tak  wielką  trawą, 
że,  naprzykład,  marchewnik  istny  las,  wyższy  ode- 


Digitized  by 


Google 


11)6  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

mnie  siedzącego  na  koniu.  Zapach  mięty  napełniał 
całe  powietrze*.  Tu  wjecłialiśmy  na  dolinę  obfitą  w 
trawę,  i  ujrzeliśmy  auły  Bułatryńców  i  Kirżyńców. 
Posłani  wprzód  tłumacze,  natychmiast  kazali  postawić 
jurtę,  do  którój  z  wielką  roikoszą  weszliśmy  około 
7*J  godziny  rano.  Dorwawszy  się  do  kumysu  niewi- 
dzianego od  dni  kilku,  wypiłem  kilka  czaszek,  tak  że 
i  herbaty  pić  nie  mogłem.  Usnąłem  zaraz;  gdym  wstał, 
powitał  nas  piławem,  urukiem,  kiszmyszem  i  okrą- 
głymi sucharkami  Taszkieniec,  idący  do  Czuguczuka 
z  dywanami,  różnemi  materyami,  jagodami,  i  t.  d. 
Kiedy  nas  żegnał,  rzekł  do  Wiktora  :  «  Grzeczne  przy- 
jęcie i  twoja  rozmowa  tyle  znaczą,  jak  gdybym  wi- 
dział twarz  Cesarza.  »  Powiadał  że  część  Taszkinii  na- 
leży teraz  do  Kokanii,  a  reszta  do  Bucharyi;  że  pier- 
wszą rządzi  z  rodu  Kirgizów,  długi  wzrostem,  Kipczak- 
chan,  a  drugą  Batyr-chan,  i  że  ciągle  z  sobą  wojują. 
O  2*J  po  południu,  w  upał  cokolwiek  oświeżony 
wiatrem,  pojechaliśmy  dalój.  Droga  jak  najgorsza  przez 
rowy  i  strumienie  wpadające  do  Urdżiaru.  Z  przy- 
czyny przeklętego  wrzodu,  musiałem  jechać  na  tele- 
dze.  Tu  konie  kirgizkie  dokazywały  cudów,  przewożąc 
nas  przez  takie  miejsca,  przez  które  żaden  europejski 
woźnica  nie  pomyślałby  nawet  o  przejeździe  na  swych 
uczonych  i  wyjeżdżony^^h  koniach.  Dalój  jechaliśmy 
przez  niwy  wybornego  prosa,  wiorst  ze  trzy.  Ciągle  na 
wzgórzach  motły  z  gliny,  ze  'wchodem  nizkim ,  dalój 


1.  Ostatnie  trele  słowika,  atajki  po  wszystkich  wodach  w  tych  stronach,  przepiórka 
( bct-pół-dak}. 


Digitized  by 


Google 


41   LIPCA.  •  467 

doliny  zarosłe  brzoskwiniami,  tarniem  i  kilką  gatunr 
kami  groszków.  Konopie  wszędzie  dziko  rosną.  Syn 
sułtana  Usmana  przybył  powitać  z  listem  od  ojca.  Po 
zrobieniu  2ft  wiorst,  stanęliśmy  na  dolinie  z  bogatą 
wegetacyą,  nad  rzeczką  Rara-su.  Kilkanaście  topoli; 
trzy  góry  pojedyncze  o  wiorst  20  i  30  ku  Chinom  :  za 
jedną  z  nicłi  zwaną  Kszy-tiube,  o  70  wiorst  ztąd  Czu- 
guczuk,  a  o  50  wiorst  pikiety.  W  rzeczce  marynka  i 
maleńka  jakaś  rybka.  W  nocy  nie  dały  nam  spać  ko- 
mary; musieliśmy  je  dusić  dymem. 


11  lipca 


Na  rozświcie  przywieźli  Kirgizy,  uzbrojeni  po  swo- 
jemu, dwa  namioty,  rybę  z  kumysem  i  barana.  Deszcz. 
O  4*J ,  zaczęła  się  koczówka  Tumińców.  Naprzód  kosz* 
baszczy  jecliał  wyznaczać  miejsca  dla  nowego  aułu ;  za 
nim  szły  auły  długim  rzędem  wielbłądów,  obładowa- 
nych jurtami  i  wszelkióm  mieniem;  potem  owce  i 
kozy ;  bydła  i  koni  nie  było ,  bo  stada  ich  szły  stroną 
dla  zmniejszenia  pyłu.  Kobióty  postrojone  eskortowały 
wielbłądy*;  cłiłopcy  popisywali  się  na  koniach  około 
dziewcząt;  reszta  jechała  przy  tabunach.  Sześć  godzin 
ciągnęła  się  ta  koczówka,  na  blizkie  ztąd  brzegi  Ur- 

1.  żona,  choćby  samego  chana,  prowadzi  pierwszego  wielbłąda;  jest  to  j^j  prawo 
i  honor. 


Digitized  by 


Google 


468  *        WYJĄTKI    Z     UZIBNNIKA    PODRÓŻY. 

dżiaru,  do  którego  wpada  Kara -su.  Jeslto  już  kraj 
chiński ,  po  którym  jednak  koczują  bez  zaprzeczenia 
nasze  Kirgizy..  O  9*^,  na  prośbę  samego  Usmana.  przy- 
byłego do  nas  z  młodszym  swym  synem,  dwunastole- 
tnim, tłustym  i  dzielnym  malcem  o  mongolskiej,  jak  i 
cała  jego  rodzina,  twarzy,  pokoczowaliśmy  o  półtory 
wiorsty  w  górę  rzeki  Kara-su  do  jurty  ogromnćj,  wy- 
stawionej dla  nas,  przez  rzeczkę  tylko  od  jego  aułu. 
Na  wezwanie  jego  byliśmy  w  jego  jurcie,  piliśmy  ku- 
mys, herbatę  i  jedliśmy  rodzenki.  Młodsza  jego  kochana 
małżonka  siedziała  w  jurcie,  a  starsza,  chociaż  córka 
sułtaóska,  była  w  drugiej.  W  jurcie  leżał  piękny  chart 
słaby  na  suchoty.  Tu  widziałem  pierwszy  raz  postu- 
ment (kargaułdyn-kujruk),  na  którym  są  wetknięte 
cztóry  kity  z  ogonów  bażancich,  ustrojone  w  dzwonki: 
stawia  się  on  na  wielbłądzie  sułtańskim  w  czasie  ko- 
czówki,  i  za  ruchem  zwierzęcia  dzwonki  głos  wydają*. 
W  koszmie  pokrywającej  jurtę  dziura,  przez  którą 
wytknięta  pika  oznacza  jurtę  sułtana  naczelnika^. 
Życie  dostatniego  Kirgiza  prawdziwie  do  zazdrości. 
Majątek  jego  w  kilkunastu  kufrach,  obszytych  w  ko- 
szmę  białą  i  w  mnóstwie  pak  obwiązanych  sznurami, 
leżał  wokoło ;  na  nicli  pod  sufitem  prawie  jurty,  kilka 
pohrebców,  ogromna  saba,  tursuki,  długa  strzelba, 
szabla.  Pół  zarżniętego  barana  wisiało  na  kieregach. 
W  pośrodku  jurty  niezmięte  jeszcze  malwy  kwitnęły 
obok  innych  kwiatów. 


1.  Mąją  go  i  inne  Kirgizy,  a  mołni  i  po  Icilka  sztnlc. 

9.  Może  tak  dawni ^  było ;  dziś  icażdy  Kirgiz  mający  pilcę  tak  Ją  stawia,  żeby  się 
nie  złumi^:  gdyż- Jedna,  którą  sam  mierzyłem,  miała  U  stóp  długowi. 


Digitized  by 


Google 


44    LIPCA.  469 

W  czasie  naszój  bytności  u  Usmana  zagrzmisdo  i 
deszcz  poszedł  ulewny,  lecz  trwał  tylko  kilkanaście 
minut.  Powietrze  po  tylu  dniach  spieki  cokolwiek  się 
odświeżyło :  wkrótce  wrócił  upsJ,  ale  że  wiatr  zawiał, 
z  rozkosze  odetchnęliśmy  po  trudach  podróży  w  naszśj 
jurcie  ogromnej.  Nie  znam  przyjemniejszego  uczucia 
nad  to,  jakiego  się  doznaje  wszedłszy  po  tylu  dniach 
męczarni  do  jurty,  zwłaszcza  po  oblaniu  się  chłodnę 
wodą,  lub  wykąpaniu  się.  W  tźj  chwili  czuję  się  tak 
zadowolonym,  jak  nigdy  nie^  byłem  za  powrotem  do 
ciasnych  ścian  komnaty  :  tu  mam  na  zawołanie  wiatr 
i  wszelkie  sans  g4ne^  czego  nie  można  mieć  w  mieście. 
Mało  tu  nawet  kobyłki,  i  komary  szanują  naszą  spo- 
kojnośó.  O  jak  słodki  sen  w  perspektywie!  Co  za 
kumys  doskonały  !  Piliśmy  i  wódkę  pędzoną  z  kumysu 
w  kotle ;  ale  dziwnie  licha  i  niesmaczna.  Usman  widząc 
u  mnie  dobrą  dubeltówkę,  osądził  że  muszę  umieć  i 
zreparować  jego  zepsutą  strzelbę,  którą  mu  Biełasz 
darował ;  prosił  mię  więc,  abym  mu  naprawił  sprę- 
żynę, którą  pan  sułtanie  złamał  strzelając  sroki. 

Po  południu  położyliśmy  się  spać,  ale  tak  było  du- 
szno, że  nie  mogliśmy  zamknąć  powiek.  Wtóm  zawył 
wiatr,  i  o  mały  włos  nie  przewrócił  jurty,  naprędce 
ustawionćj  przez  mężczyzn.  Z  wielką  trudnością  utrzy- 
maliśmy ją  na  nogach.  Nareszcie  deszcz  lunął,  i  my 
korzystając  z  odświeżonego  powietrza,  zasnęliśmy 
szczęśliwie  aż  do  6^K  Wstawszy ,  byłem  nad  rzeczką, 
w  którćj  złowiłem  parę  marynek,  a  kozacy  kilkadziesiąt 
sztuk.  Przy  herbacie  przypomnieliśmy,  że  w  ten  dzień 
były  szkolne  popisy  i  koniec  rocznych  nauk.  Gawę- 


Digitized  by 


Google 


470  WYJĄTKI     Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

dziliśmy  o  naszych  szlachciurach  —  uszczęśliwionych 
gdy  im  prefekt  podał  w  rękę  treść  nauk  dawanych  ich 
synkom,  którę  zawiózłszy  do  domu,  rok  cały  później 
czytali  wraz  z  kalendarzem,  jedyną  książkę  biblioteki 
domowśj,  —  o  Jezuitach,  Zygmuntach,  i  t.  d.  Gdyśmy 
zasiedli  do  wieczerzy,  wszedł  Usman  ze  swym  przyja- 
cielem Bulatryńcem,  mówił :  że  w  tym  roku  raz  pier- 
wszy siedział  na  teledze,  i  że  mu  się  słabo  robiło ;  że 
Chińczycy  wielkie  świnie,  bo  w  jednój  czaszy,  choćby 
ich  było  nawet  kilkunastu,  wszyscy  w  tejże  samćj  wo- 
dzie myją  się  i  charkają ,  a  potom  pies  to  wypije,  i  oni 
nie  wytarłszy  piją  z  niej  znowu.  Na  pytanie,  dlaczego 
syna  swego  nie  odda  gdaie  ażeby  cokolwiek  się  prze- 
tarł, dowodził :  że  to  na  nic  nieprzydatne,  ho  jeśli  Bóg 
dał  rozum,  to  mu  ludzie  nic  nie  przydadzą 5  i  trzeba 
było  wielkich  dowodów  aby  go  przekonać,  że  można 
cóś  nauczyć  się  i  u  ludzi.  Musiał  go  Wiktor  przekony- 
wać stearynowemi  swiścami. 

O  swatach  u  Kirgizów.  Gdy  ci  mają  przybyć,  przy 
progu  jurty  kopie  się  dół  zakryty  trawą.  Jak  tylko 
swaty  przez  próg  przestąpią,  dziewki  i  wjaystka  mło- 
dzież w  jurcie  ciskają  na  nich  kwieciem  jak  kamieniami. 
Ci  tymczasem  wpadają  w  dół:  śmiech,  hałas.  Wyrzą- 
dzają im  różne  figle  :  dziówczęta  ich  rozzuwają,  targa- 
jąc i  łoskocząc;  sadzają  na  krowę  lub  byka,  czasem 
nawet  z  nagą  dziówką,  i  związawszy  razem  puszczają 
w  step,  ale  pilnują  wszakże,  aby  nie  było  przypadku. 
Bachanalia  te  odbywają  się  w  nocy.  Nazajutrz  ich 
ugoszczają,  biorą  i  dają  podarunki.   Przez  ten  czas, 


Digitized  by 


Google 


i2    LIPCA.  474 

panna  młoda,  często  sześć  lub  siedem  lat  mająca,  sie- 
^  dzi  w  drugtój  jurcie. 

Pogrzeb  kirgizki  krótki.  Jak  tylko  Kirgiz  umrze, 
baby  w  jurcie  straszny  krzyk  podnoszę..  Starają  się 
potśm  jak  najprędzój  go  umyć,  zawinić  w  sawan  biały 
bawełniany  (bo  w  płócienny  nie  godzi  się),  kupiony 
zwykle  zawczasu  w  Bucłiaryi,  i  niosj  do  dołu  wyko- 
panego niegłęboko.  Tu,  kładę  trupa  z  rękami  wycią- 
gnionemi  obok  ciała,  a  przykrywszy  trawę  lub  gałąz- 
kami drzew,  zasypuję  ziemię.  Pominki  odbywaję  się 
późnidj,  w  sześć  tygodni,  w  sześć  miesięcy,  lub  w 
miarę  możności  przygotowania  się  do  nich. 

Amantaj  powiadał,  jak  będęc  dzieckiem  spał  raz  na 
stepie  :  wtem  podpełzł  do  niego  wilk,  i  już  go  miał 
porwać,  gdy  on  obudził  się,  i  spóji*zawszy  w  jego  śle- 
pie, zakrzyczał.  Kirgiz  znajdujęcy  się  niedaleko,  na 
krzyk  ten  przybiegł  i  strzeli!  do  wilka,  który  uszedłszy 
z  pół  wiorsty,  zdechł.  Ów  obrońca  był  łotrzyk,  który 
cięgle  się  włóczył  i  kradł  dziówki ;  uwiozł  on  z  sobę 
Amantaja  i  trzymał  go  lat  parę ;  lecz  nareszcie  jeden 
Kirgiz  karkaraliński  oswobodził  go  i  zwrócił  matce. 

W  nocy  był  deszcz  ulewny.  Spaliśmy  aż  do  7^J  rano. 


12  lipca. 


Zrana  upał ,  o  8*^^  deszcz  krótki ;  znowu  upał,  ale  z 
wiatrem.    Przepiórki    odzywaję  się  naokoło,  zresztę 


Digitized  by 


Google 


472  WYJi^TKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

oprócz  mnóstwa  kawek  latających  ogromnemi  stadami^ 
żadnego  ptastwa  nie  słychać.  Po  pdudniu  nadesda 
straszna  chmura  z  Tarbogataju :  taki  wiatr  zawył,  źe 
ledwo  nasza  jurta  nie  poszła  w  step.  Deszcz  lunął,  i 
zostaliśmy  bez  szwanku.  Zaczęliśmy  dziś  popis  ludności. 
Prawie  całą  noc  grzmiało  i  deszcz  nieustannie  padał : 
spaliśmy  doskonale,  tak  źe  trzeba  było  przymusić  siebie 
do  zbudzenia  się  i  wstania.  Śniło  mi  się,  źe  R...  prze- 
czytał mi  uwolnienie. 


13  lipca. 


Trzeci  juz  dzień  stoimy  tutaj  nad  Kara -su,  po 
250  wiorstach  podróży  od  Lepsy.  Po  lewój  stronie  na- 
szćj  jurty  ciągnie  się  południowy  łańcuch  Tarbogataju ; 
po  prawćj,  nieobjęty  okiem  step,  przerżnięty  wodami 
Urdźiaru,  a  przed  nami  stoją  trzy  pojedyncze  góry,  za 
któremi  chińskie  pikiety  :  za  niemi  zaś  najbliższe  ich 
handlowe  miasto  Czuguczuk. 

Ambo  czuguczucki  bierze  płacy  2&  jamb,  nie  odrzuca 
jednak  chapcydensów. 

Pr^niesionO  nam  jabłka  z  Tarbogataju,  niedojrzale 
jeszcze  :  rosną  one  tylko  na  południowój  stronie  gór. 

Usman  w  rozmowie  wyraził  się  :  «  Zły  język  wszy- 
stko brudzi,  a  biały  ręcznik  wszystko  wyciera.  »  Łow- 
czy ałatauski  przyszedł  skarżyć  się,  że  mu  kozacy  nie 
dają  kiszek  od  rzniętego  bydła :  niezmiernie  był  uszczę- 


Digitized  by 


Google 


U-45  LIPCA.  173 

śliwiony  gdy  mu  je  obiecano.  Kiszki  te,  płóczę  oni  tro- 
chę i  przypiekłszy  w  gorącym  popiele,  jedzą  za  spe- 
cyał. 

Pisałem  dziś  do  matki,  ale  listu  tego  posłać  zaraz 
nie  mogłem*. 


14  Upca. 


Cały  dzień  byliśmy  zajęci.  Upał  porządny,  ale  nieco 
wiatru.  Powietrze  czyste  pozwalało  dobrze  widzieć 
Tarbogataj :  cały  z  kamienia,  a  plamy  na  nim,  to  zaro- 
słe lasu.  Kirgizy  mówili  nam,  że  przed  kilkadziesiąt 
laty  w  blizkości  naszśj  jurty  stał  dawny  Czuguczukj 
przeniesiony  z  powodu  mnóstwa  much  i  komarów.  Ma 
być  jeszcze  na  tem  miejscu  kamień  młyński. 


15  lipca. 


Cały  dzień  liczyłem  bydło,  barany,  i  t.  d.  List  od 
Dołonbaja,  tuszem  pisany.  Ma  on,  jak  mówili  Tatarzy 
bardzo  go  wychwalający ,  «  kamień  w  głowie  » ,  co 
znaczy,  ze  jest  urzędnikiem  honorowym  w  Chinach. 

1.  LUt,  N'XV. 


Digitized  by 


Google 


174  WYJjyJKI    z     DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

Mówili  także,  że  on  życzyłby  przejść  m  swśmi  Kirgi- 
zami pod  panowanie  Rossy  i. 


16  lipcrt. 


Skończyliśmy  popis  ludności  :  pokazało  się  jńj  do 
sześciu  tysięcy  płci  obojej.  Koni  10,000,  bydła  do 
4,000,  baranów  62,480.  Mieszkańcy  uskarżali  się  na 
wielki  upadek  tycłi  ostatnicłi  i  na  załx)r  koni  przez  Ki- 
sajców. 

Władza  Usmana,  jak  widać,  niebardzo  straszna,  gdyż 
przygotowania  nasze  do  wyjazdu  nie  id§  cóś  z  wielkim 
pośpiecłiem,  A.  jednak,  kiedy  on  podał  się  był  do  od- 
stawki, Kirgizy  nikogo  innego  wołostnym  mieć  nie 
cłicieli ,  i  musiał  pozostać,  Łubi^  go  dlatego ,  że  jest 
możnym  przez  siebie,  swycti  krewnycti  i  liczne  stosunki, 
a  umie  silnie  zastawiać  się  za  swych  podwładnycti ;  ale 
kiedy  idzie  o  spełnienie  jakiego  rozkazu  jego ,  każdy 
ociąga  się  do  oslatnićj  chwili. 

Dziwna  ochota  u  Kirgizów  do  włóczenia  się  po  ste- 
pie. Barak,  naprzykład,  zaniedbawszy  rzędy  swojćj 
włości  i  gospodarstwo,  długo  jeździł  z  nami ;  dziś  jedzie 
do  Kisajców  i  Bajdżygitców  w  cudzych  sprawach,  a 
st^ry  bij  Bijbit  wszędzie  ciągnie  się  za  nim,  nie  mając 
nawet  żadnego  interesu  • 

Po  południu,  o  3*J,  wyjechaliśmy  od  Usmana.  Droga 
szła  przez  niwy  prosa,  które  polewali  Kirgizy  wpół- 


Digitized  by 


Google 


n   LIPCA.  475 

nadzy  ze  swćmi  kopaczkami  w  ręku  :  czyste  Negry 
wplantacyach.  Nad  Urdżiarem^po  zrobieniu  25  wiorst, 
zdybaliśmy  auł  i  stanęliśmy  na  nocleg,  Kirgizy  mówili, 
że  w  krzakach  nad  rzeką  mnóstwo  cietrzewi,  a  w  górach 
Tafbogatajskich  są  marały,  niedźwiedzie,  dziki,  lisy  — 
nawet  czarne,  ale  pośledniejszego  gatunku.  Auł  ich  po 
większćj  części  żywi  się  zwierzyną.  Urdżiar  kilkora- 
mienny  wypływa  z  góry  Czaharaku.  Oprócz  tćj  rzeki, 
idą  w  południową  stronę,  Igeu-su  i  Katau-su,  wypły- 
wające z  Tarbogataju. 

Odwiedza!  nas  starszyna  z  kółkiem  od  żony  i  znak 
ten  wdzięczności  daje  się  mężowi  zrana  za  okazaną  nad- 
zwyczajną uprzejmość. 


17  npca. 


Wyruszyliśmy  o  kwadrans  na  trzecią  i  długo  szliśmy 
ciągle  pod  górę  przez  mnóstwo  strumyków.  Wszędzie 
pełno  drzew  brzoskwiniowych  obsypanych  owocem, 
humieliny,  malw,  róż,  i  t.d. ,  aż  do  Igeu-su  przerzy- 
nającej skały  i  spadającej  na  doHnę  ocienioną  topolami. 
Ztąd  przez  mniejsze  góry  widać  Ała-kuł.  Zaczęły  się 
pokazywać  sroki  i  ogromne  stada  szpaków  kamien- 
nych. 

Uszedłszy  najmniśj  wiorst  SO,  po  kamienistej  kara- 
wannej  grodzę,  natrafiliśmy  na  pierwsze  auły  Siwanow- 
ców.  Jechałem  pierwszy  raz  w  życiu  na  inochodźcu : 


Digitized  by 


Google 


476  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    POOnÓŻY. 

koń  dobry,  ale  niech  go  kaci  z  jego  chodem.  Popas 
przy  strumieniu  wpadającym  do  Igeu-su ,  w  wąwozie 
z  ogromną  czerwoną*  skałą  wznoszącą  się  nad  opoczy- 
stą  górą.  Zastrzeliłem  parę  kamiennych  szpaków, 
z  czubkiem  czarnym  y  z  grzbietem  i  spodem  lekko  ró- 
żowego koloru.  Trzymając  się  miejsca,  ciągle  przelaty- 
wały masami  z  jednej  strony  wąwozu  na  drugą. 

Dowiedziawszy  się  tu  od  sułtana  Adżi  Robina,  kre- 
woego  Baraka,  że  Semiznaj many  koczują  zaKarakołem, 
niedaleko  Ajaguzy,  rzuciliśmy  czuguczucką  karawanną 
drogę,  wiodącą  przez  kotiet  (przejście  między  skali- 
stymi,  opalonćmi  od  słońca  górami)  i  wzięliśmy  się 
wlewo ,  wjazdem  niezmiernie  przykrym  na  grzbiet  wy- 
żyn, z  którego  spuszczając  się,  jechaliśmy  ciągle  mię- 
dzy górami  mniejszego  wzrostu,  po  dolinach  wysmalo- 
nych  od  upjJów  i  wyjedzionych  przez  kobyłkę.  Wkrótce 
dała  się  nam  widzieć  w  całśj  swój  postawie  wielka  góra 
Akczauły,  zupełnie  prawie  biała,  chociaż  w  rozpadli- 
nach zarosła  lasem  i  krzakami.  O  półtora  godziny  drogi 
od  popasu,  zaczęliśmy  niesłychanie  trudny  przejazd  po 
skałach,  ciasnćmi  wąwozami  z  piękną  wegetacyą  krze- 
wów i  kwiatów.  Wszędzie  po  naszej  drodze  przez  Tar- 
bogataj  strumienie  najczystszej  wody  i  co  krok  źródła. 
U  wyjścia  z  przesmyku,  spad  tych  strumieni  był  już. 
w  przeciwną  stronę ,  brzoskwinie  zniknęły  i  natura  zu- 
pełnie insza.  Spuściwszy  się  z  gór  wyższych,  zjechali- 
śmy na  piękną  dolinę,  którą  Karakoł  przerzyna.  Ztąd 
stepem  zarosłym  karagajnikiem,  i  nakoniec  przez  da- 
wne niwy,  przybyliśmy  do  rzeki  Izaman-Igeu-ąp,  gdzie 
koczowiska  stryjów  Baraka,  którzy,  jak  można  wnosić, 


Digitized  by 


Google 


-18  LIPCA.  477 

Z  licznych  stad  wielbłądów,  dzielnych  koni  i  mnóstwa 
baranów,  muszą  być  bardzo  bogaci.  Koczują  osobno  od 
swćj  włości  i  otacza  ich  huk  tiulengutów  z  różnych  ro- 
dów. 

Do  tego  miejsca  zrobiliśmy  wiorst  najmniej  35 ;  uje- 
chaliśmy więc  w  ciągu  dnia  wiorst  przeszło  75  i  prze- 
byliśmy całą  szerokość  Tarbogataju.  Na  tój  jego 
stronie  płyną  znaczniejsze  rzeki  ;  Karakoł,  Ajaguza, 
Kurym,  Bazak  i  Czykyrty. 

O  w  pół  do  czwartśj  rano ,  puściliśmy  się  dalój  na 
nowych  koniach.  Dostał  mi  się  kasztanek  z  białą  gwia- 
zdką i  z  takim  kłusem ,  że  mi  przypomniał  mojego  Ba- 
raka ^  lekkością  zaś  biegu  jeszcze  go  przewyższał. 
Zdawało  mi  się,  że  siedzę  nie  na  koniu,  ale  na  jakiemś 
piórku ,  i  nie  jadę,  ale  lecę.  Zrobiwszy  wiorst.30  po  ka- 
mienistych drogach  między  różnśmi  odnogami  Tarbo- 
gataju, stanęliśmy  na  popas  przy  źródle,  a  tymczasem 
wysłaliśmy  Kirgizów  na  wzwiady  o  miejscu  koczowisk 
Semiznajmanów. 

Widok  tego  źródła  wzbudził  w  nas  żal ,  że  lenistwo 
Kirgizów  zaniedbuje  tak  drogi  dar  nieba.  Gdzieindziej 
podobne  źródło  byłoby  ocembrowane,  oczyszczone, 
nakryte.  Kirgiz,  choć  go  co  rok  w  czasie  koczowisk  po- 
trzebuje dla  siebie,  nie  dba  o  nie  bynajmnićj,  zostawia 
jak  je  Bóg  stworzył.  Gdyby  te  źródła  były  należycie 
opatrzone,  step  miałby  inną  postać  i  pustynia  inaczój 
byłaby  ożywiona ;  ale  wiele  jeszcze  ich  wyschnie  i  zni- 
knie nazawsze ,  nim  Kirgizy  zechcą  je  małym  kosztem 
i  trudem  ochronić.  Dziwnie  to  leniwi  ludzie,  mianowicie 
bogaci ,  którzy  wszystkie  ciężary^  nawet  powinności 


Digitized  by 


Google 


178  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

skarbowe,  naprzykład  pod  wody,  zwalają  na  niższych. 
Bićdak  z  musu  całe  lato  jak  Negr  pracuje  dla  bogacza 
około  roli,  żyje  koziśm  mlekiem,  pali  się  na  słońcu  pra- 
wie nagi,  z  obawy  żeby  mu  rabusie  nie  zdarli  odzienia, 
—  i  cóż  ma  za  to?  Stary  jaki  wytarty  cłiałat,  kilka  dzie- 
siątków krutu  (sćrków)  i  garść  prosa,  aby  je  sobie  po- 
siał na  rok  przyszły. 

Kirgiz,  jeśli  kradnie  dziewkę,  robi  to  zazwyczaj  nie 
z  miłości  —  jak  mniema  w  swćj  pięknej  powieści  mój 
kocliany  Gustaw,  —  ale  jedynie  dlatego,  żeby  nie  za- 
płacić za  niąkałymu.  Chociaż  rodzina  wykryje  złodzieja 
i  dopomni  się  o  zwrot  jćj  albo  o  kałym,  zawsze  on  do- 
brze na  tćm  wychodzi ;  bo  naprzód ,  najczęściej  długi 
czas  upłynie  nim  się  dowiedzą  gdzie  się  ona  znajduje, 
a  on  tymczasem  ma  z  niej  wygodę  i  usługę,  jak  zwykle 
z  niewolnicy;  potćm^  może  daleko  taniej  i  ratami  za 
nią  zapłacić.  Nieraz  zdarza  się,  że  i  czuły  pan  ojciec, 
w  duszy  bardzo  rad,  że  mu  córkę  skradziono;  gdyż 
uwalnia  go  to  od  kosztu  na  posag,  wyprawę,  podaru-  . 
nek  siodła  panu  młodemu,  ugoszczenie  swatów,  i  t.  d.  * 
Fałszywe  ma  ten  wyobrażenie  kto  sądzi,  że  u  nich  znana 
jest  miłość,  jaką  my  pojmujemy.  Nigdy  tam  tego  nie- 
masz,  żeby  mąż  pieścił  się  z  żoną  po  naszemu,  albo  żeby 
wziął  córkę  na  kolana.  Kobićta  u  Kirgiza,  w  całćm  zna- 
czeniu niewolnica :  kiedy  mu  się  podoba,  woła  ją  jak  psa 
do  łoża,  i  na  tćm  koniec;  sprzykrzy  się  jedna,  bierze 
drugą  ;  tą  się  nasyci ,  jeśli  bogaty,  kupuje  sobie  trze- 
cią, i  tak  daldj.  Z  tych  różnych  małżeństw  rodzi  się 
mnóstwo  dzieci ;  jakże  do  nich  wszystkich  mieć  przy- 
wiązanie," zwłaszcza,  że  przy  częstych  włóczęgach  mał- 


Digitized  by 


Google 


18  LiPcA.  179 

żonka,  prawowitość  ich  niezawsze  pewna.  Wiadoma 
bowiem  jest  łatwość  Kirgizek,  i  nie  może  być  inaczćj 
w  takim  stanie  ich  stosunków  z  mężami. 

Oprócz  różnych  chorób  na  biedne  owce  w  stepie, 
często  je  niszczy  tak  zwany  tupałan.  Owca  zupełnie 
zdrowa  skubie  sobie  trawę ;  wtćm  nagle  zamyśla  się, 
okręca  się  wkoło,  pada,  drgnie  nogami,  i  już  po  niój. 
Choroba  ta  najczęściej  zjawia  się  latem  i  niekiedy  po 
kilkaset  sztuk  na  dzień  zabija,  U  jednego  Kirgiza, 
z  dwunastu  tysięcy  owiec  zostaiy  tylko  dwie  maciory 
i  jeden  kałtur  (baran).  Kirgizy  mają  uprzedzenie,  że 
w  razie  takiego  dźiiUu  (upadku) ,  potrzeba  wezwać  czło- 
wieka innój  wiary,  któryby  się  pomodlił  i  j)okropił  ba- 
rany wodą.  Wiktor  był  raz  wezwany  do  jednego  aułu 
w  tym  celu,  a  chociaż  tłuniaczył  się,  że  nie  jest  leka- 
rzem i  żadnego  środka  zaradzenia  złemu  nie  zna,  nic 
to  nie  pomogło  :  musiał  modlić  się  i  kropić.  Trochę 
ocalało ,  ztąd  bardziój  jeszcze  ugruntował  się  przesąd. 

Konie  u  Kirgizów  najwięcój  zdychają  z  głodu  i  chłodu. 
Około  wielbłądów,  które  są  delikatniejsze  (może  dlatego 
że  żyją  w  klimacie  miewającym  ciężkie  zimy),  chodzą 
bardzo  starannie.  Skoro  się  wielblądziątko  urodzi,  okry- 
wają je  koszmami  i  nie  pokazują  nikomu  z  obawy  uroku. 
Widziałem  wczoraj  starego  wielbłąda  dotkniętego  jakąś 
słabością ;  leżał  bićdny  na  trawie  z  wyciągniętą  szyją, 
którą  co  chwila  ruszał  z  wyrJizem  boleści  w  oczach. 
Kosztowny  namiot  był  rozpięty  nad  nim ;  kobióty  pie- 
lęgnowały go  troskliwiej,  niż  zwykle  pielęgnują  swoje 
dzieci,  które  jak  małe  Murzynki  albo  małpięta,  ho- 
dują się. sobie  wstanie  natury. 


Digitized  by 


Google 


480  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Doczekawszy  się  wieści  o  blizkości  aułów  Semiznaj- 
manów,  w  wielki  upał  pojechaliśmy  dalćj.  Ciągle  roz- 
bite w  drobne  szczątki  kamienie  pokrywają  doliny  i 
wzgórza.  Przecięliśmy  naszą  drogę  z  Ajaguzy  na  Ku- 
tynmałdy,  i  wkrótce  ujrzeliśmy  na  odległój  górze  Kir- 
giza, który  cłicąc  nam  dać  p  oznaó  że  naszoczył,  zaczął 
kręcić  się  wokoło,  Jestto  znak  wiadomy  w  stepie.  Na- 
tychmiast polecieli  ku  niemu  tłumacze,  i  zaraz  dowie- 
dzieliśmy się ,   że  to  był  przewodnik ,  przysłany  od 
sułtana  Utiepa,  wołostnego  Semiznajmanów.  Pociągnę- 
liśmy za  przewodnikiem  i  przybyliśmy  do  jego  aułu  na 
uroczysku  Terekty,  w  dolinie  przerżniętej   rzeczką, 
wśród  gór  nagich  i  tylko  na  pochyłościach  okrytych 
karagajnikiem. 


19  lipca. 


W  nocy  zerwał  się  wiatr  nagle  i  rozkrył  nasz  tunduk, 
tak  że  całe  niebo  przedstawiło  się  moim  oczom  jak 
ponad  Panteonem  rzymskim  (który  zupełnie  podobny 
do  jurty  kirgizkiój).  Było  chmurno  i  zdawało  się  że 
deszcz  spadnie ;  ale  przed  rankiem  wiatr  ustał  i  znowu 
upał.  O  ósmśj,  miałem  piękny  widok  tabunów  koni, 
cwałem  lecących  pid  do  rzeki. 

Wysłany  wczoraj  Kirgiz  do  Ajaguzy,'  przywiózł  nam 
kupę  listów.  Ja,  otrzymałem  od  brata  i  wielu  przyjaciół. 
Co  za  szczęście  mieć  świeże  wiadomości  od  drogich 


Digitized  by 


Google 


49  LIPCA.  •         484 

osób,  W  stepie  dzikim  :  nigdy  takićj  radości  z  odebra- 
nych listów  nie  doświadczałem  w  Omsku,  Znajomi  nasi 
przysłali  nam  z  Ajaguzy  ogórków  (kijar),  sucharów, 
parę  bułek  chleba,  butelkę  octu  i  słoik  musztardy. 
Ogórki,  a  szczególniej  chleb  tak  oddawna  niewidziany 
pod  naszj  jurtj,  wprawiły  mię  w  zachwycenie ! 

Z  powodu  niedołężności  sułtana  Utiepa,  starszyna 
Tanyzbaj  ma  wielki  wpływ  i  rządzi  prawie  włości?.  Na 
jego  zaskarżenie  o  nieposłuszeństwo,  Wiktor  kazał 
wziąść  jednego  Kirgiza  w  areszt,  podług  zwyczaju  ste- 
powego, któryśmy  pierwszy  raz  widzieli.  Kozacy  posta- 
wili w  kozły  cztóry  sztuki  broni  i  między  niemi  posa- 
dzili  obżałowanego ;  jeden  z  nich,  chodząc  z  dobytą 
szaszką,  straż  odbywał.  Nazywa  się  to-u  Kirgizów,  sie- 
dzieć pod  czarną  piką  (kara-naiza) .  Bardzo  się  tój 
kary  boją  i  wstydzą.  Areszt,-  naprzykład,  syna  Bek-suł- 
tana,  chociaż  ten  siedział  tylko  na  odwachu  w  Oj-dżau- 
tau,  ma  odgłos  po  całym  stepie.  Kiedy  Kirgiz,  za  wsta- 
wieniem się  samegoż  starszyny,  został  uwolniony, 
podziękował  Wiktorowi,  ale  na  starszynę  ani  spojrzał: 
będzie  on  jemu  długo  pamiętał  wstyd  (nat)  jakiego 
doznał  wobec  licznie  zgromadzonych  ziomków. 

Zaszła  znowu  skarga  od  starszyny  na  innego  Kirgiza 
o  nieposłuszeństwo.  Wiktor  gotów  był  mu  przebaczyć, 
jeśli  starszyna  przebaczy.  Kirgiz,  złożywszy  ręce  na 
piersiach ,  kląkł  przed  nim  i  ciągle  powtarzając  «  kuł- 
duk  »  (co  znaczy  razem  i  dziękuję  i  przebacz),  prosił 
żeby  mu  «  przeciął  winę.  »  Wyrażenie  to  pochodzi 
z  następnego  zwyczaju.  Gdy  dwóch  Kirgizów  ma  spór 
o  co,  przychodzą. do  bija,  żeby  ich  rozsądził.  Skoro  on 


Digitized  by 


Google 


182  •  WTJĄTKI    Z     DZIENNIKA    PODRÓŻT. 

wyda  wyrok,  wtedy  strony  sporne  biorą  sznurek,  i  trzy- 
mając za  końce,  podają  mu  go  do  rozcięcia,  na  znak, 
że  sprawa  rozstrzygnięta.  Tą  rażą  Tanyzbaj  nie  chiai 
przeciąć  sprawy  i  prosił,  żeby  z  oskarżonym  postąpić 
a  po  rossyjsku.  n 


90  lipca. 


Z  powodu  silnego  wiatru,  zagrażającego  naszćj  jur- 
cie, w  liczbie  bab  przyszła  ściągać  ją  sznurami  jedna 
z  trzech  żon  pana  sułtana,  i  spojrzawszy  na  nmie,  za- 
pytała, czy  przypominam  ją  sobie.  Pierwszy  raz  widząc 
ją  w  oczy,  odpowiedziałem ,  że  nie  miałem  honoru  jój 
znać,  bo  nigdy  dawnićj  nie  odwiedzałem  aułu  jćj  mał- 
żonka. «  A  przecież  trzy  lata  temu  darowaliśmy  ci  skórkę 
źrebięcą,  »  rzekła  sułtanowa  z  największą  pewnością. 
W  żaden  sposób  nie  zdołałem  jej  przekonać,  że  przed 
trzema  łaty  nietylko  u  nich ,  ale  nawet  w  ajaguzkim 
okręgu  nie  byłem.  Musiał  jakiś  Urus*,  długi  jak  ja, 
korzystać  zręcznie  z  łask  obojga  państwa  sułtaństwa,  a 
ja  zostałem  pod  zarzutem  niewdzięczności...  Śmieliśmy 
się  długo  z  tego  zdarzenia. 

Kirgizy  zaczęli  zbierać  się  ledwo  o  dzfewiątój  zrana, 
chociaż  kazaliśmy  im  zjechać  się  o  świcie,  i  ULiep  nas 
zaręczał  że  będą  irteń-irte.  Nic  trudniejszego  maję- 


i .  UnUf,  tojest  Bus,  Bossyanin.  U  Kirgizów  każdy  przybyły  do  nich  Europejczyk, 
Francuz,  Niemiec,  1 1.  d.,  zawsze  Urus. 


Digitized  by 


Google 


80-24   LIPCA.  483 

tniejszemu  Kirgizowi  jak  wstać  rano.  Bogaci,  dłużej  od 
naszych  elegantek  miejskich,  wylęgają  się  pod  swojćmi 
bucharskiemi  kołdrami;  bićdni  tylko  robotnicy,  stróże 
tabunów  i  kobiety,  na  których  karku  największa  część 
pracy,  nie  mają  czasu  spać  długo. 


21  lirctt. 


Całą  prawie  noc  deszcz  padał.  Monotonny  tętent  kro- 
pel po  dachu  naszćj  jurty  dzielnic  przyczyniał  się  do 
snu.  Znudzeni  całodziennym  wczorajszym  zgiełkiem, 
odpoczęliśmy  wybornie.  Kirgizy  bogatsi,  bardzićj  niż 
ubodzy,  tają  prawdziwą  liczbę  swojego  bydła  i  starają 
się  podać  do  zapisu  mniejszą.  Jeśli  któremu  z  nich 
umarł  ojciec,  boi  się  wymienić  jego  nazwisko,  żeby 
czasem  nie  położono  go  na  tał>ellę  podatkową. 

O  drugiój  wrócił  posłaniec  z  Ajaguzy,  i  znowu  z  ogór- 
kami ;  przywiózł  nam  pakę  listów.  Niemasz  czasu  od  - 
.powiedzieć  na  nie  :  trzeba  liczyć  barany. 


23  lipca. 


Zaledwie  wzięliśmy  się  do  czynności ,  kilkadziesiąt 
krów  otoczyło  naszą  jurtę.  Ponieważ  Kirgizy  żalili  się 


Digitized  by 


Google 


4Si  WTJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻT. 

na  icb  upadek,  i  odpowiadali  zawsze  że  ich  nie  maj^, 
topte  ohok,  powiedzieliśmy  im,  iż  zape\\iie  te  krowy 
przyszły  ze  skargą  na  Utiepa  i  mówią  :  ma  on  z  nas 
mlćko,  łój,  i  za  skórę  każdej  po  pięć  rubli  bierze ;  nie 
jesteśmy  gorsze  od  baranów  i  koni ,  a  jednak  nas  nie 
zapisuje,  i  lękamy  się,  żeby  rząd,  zwróciwszy  uwagę 
na  to,  nie  kazał  nas  zapędzić  do  Syberyi.  Dictum  to 
niezmiernie  podobało  się  Kirgizom :  śmieli  się  serde- 
cznie; ale  oświadczyli,  że  te  krowy  przyszły  z  sąsie- 
dnlfego  aułu  i  są  już  zapisane,  co  po  sprawce  okazs^o  się 
prawdą. 

Zadziwiła  nas  pamięć  jednego  Kirgiza,  który  za  stu 
może  dyktował  bydło ,  i  ani  razu  się  nie  omylił  co  do 
liczby  zapisanój  w  rejestrach  ostatnićj  lustracyi. 

Pod  wieczór  zgromadziły  się  chmury,  l>łyskalo,  szu- 
miało, ale  skończyło  się  na  tem,  że  noc  zrobiła  się 
czarna  jak  atrament.  Gospodarz  nasz,  ostrzeżony  że  się 
barantarze  niedaleko  pokazali,  rozesłał  na  wszystkie 
strony  rozjazdy  i  umocował  straż  tabunu.  Wszystko  było 
skupione ,  a  stróże  śpiewali  i  krzyczeli  na  czćm  świat 
stoi.  Nareszcie,  jednym  razem,  okropny  wrzask  powstał; 
Kirgiz  casz  poleciał  do  tabunu,  a  my,  wyskoczywszy 
z  jurty,  kilka  razy  strzeliśmy  na  wiatr  dla  postrachu. 
Dowiedzieliśmy  się  wkrótce,  że  dwóch  podkradało  się 
pod  tabun,  ale  przyjęci  śmiałym  odporem,  drapnęli 
w  nogi.  Jeden  ze  straży  wszakże  został  raniony. 


Digitized  by 


Google 


2^-23  LIPCA.  485 


23  lipca. 


Skończywszy  popis,  w  skutek  którego  okazało  się  do 
4,000  ludności,  15,000  koni,  bydła  z  przyczyny 
upadku  nader  mało,  a  baranów  przeszło  80,000 ,  wy- 
jechaliśmy o  godzinie ll^J.  Zrobiwszy  najmnićj  35  wiorst 
po  drodze  usypanój  rozbitómi  na  drobne  i  grubsze  ka- 
wałki kamieniami,  tak  ostrśmi  niekiedy,  że  konie  szły 
jak  po  szkle  i  często  się  potykały,  stanęliśmy  w  aule 
Siwanowców  przy  źródle  blizko  wysokiego  wzgórza 
kamiennego,  zwanego  Berg-kara^  to  jest  twarda  czarna 
góra.  Jadąc ,  z  jednśj  wyżyny  widzieliśmy  Ajaguzę  o 
kilkanaście  wiorst  odległe..  Przejazd  nasz  liczę.  Kirgizy 
na  półtory  koczówki;  ale  koczówka  jest  wielka  i  mała  : 
pierwsza,  od  25  do  30  wiorst  najwięcej ;  druga,  kiedy 
pędzą  jagnięta,  nie  wynosi  nad  wiorst  15  lub  18. 

Za  przybyciem,  dowiedzieliśmy  się,  że  barantarze 
przeszłej  nocy,  nie  mogąc  nic  wskórać  u  Semiznajma- 
nów,  zactiwycill  tu  kilkanaście  koni. 

Przybył  kawaler  po  panienkę  i  stanął  opodal  aułu 
pod  pięknym,  białym  w  błękitne  pasy  namiotem.  Za- 
stanowiły nas  krosna,  na  którycli  robią  się  kobierce. 
Jestto  osnowa  z  wązkicłi  pasem  rozpięta  na  ziemi ,  a 
kobióty  zaszywają  je  jak  kanwę  igliczkami.  Widzieliśmy 
tu  bardzo  ładną ,  dwunastoletnią  dziewczynę  :  dziwnie 
biała,  z  oczyma  rzadkiej  piękności ;  ale  jćj  pochodzenie 
wielce  podejrzane,  bo  oczy  szafirowe  i  nie  ukośne. 


Digitized  by 


Google 


486  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Wieczorem  odwiedził  nas  poeta  Tiubek.  Przed  sie- 
dmio laty  miał  on  wielką  sławę  u  Kirgizów  i  pieśniami 
swśmi  zrobił  był  sobie  znaczny  ńiajątek ;  ale  choroba 
zniszczyła  go  zupełnie;  przyszedł  do  ubóstwa  i  nikt 
z  ziomków  o  nim  nie  pamiętał,  jeden  tylko  Barak  da- 
rował mu  wielbłąda,  któi7  stanowi  cały  jego  dobytek 
i  służy  mu  do  przewożenia  nędznój  jurty  w  czasie  ko- 
czówki.  Kiedy  Urunbaj  jedy  no  władnie  panując  na  Par- 
. nasię  kirgizkim,  zbierał  obfite  laury  (cłiałaty  i  konie) 
w  Ajaguzie,  Barak  cliciał  do  walki  z  nim  o  palmę  po- 
stawić swego  ziomka  Siwanówca  i  sprowadził  był  Tiu- 
beka;  ale  znękany  cierpieniem  i  wybladły  wieszcz, 
musiał  być  tylko  niemym  świadkiem  tryumfów  swego 
współzawodnika ,  bo  głos  i  pamięć  utracił.  Pytaliśmy 
się  go,  jak  on  sam  uważa  siebie  w  porównaniu  z  Urun- 
bajem.  Bez  waliania  się  odpowiedział,  że  tak  wyższa 
klasa  jako  i  lud  przenosi  go  nad  Urunbaja ;  bo  tamten 
wyuczył  się  tylko  ich  historyi  świętej  i  śpiewa  stare 
rzeczy,  on  zaś  maluje  Kirgizów  takich,  jakimi  są  dzi- 
siaj. Przyszedł  nieborak  żalić  się  nam,  że  mu  jedynego 
wielbłąda  jego  zabierają  w  f odwody.  My  tśż  ze  wspa- 
niałomyślnością Alexandra  Wielkiego,  który  kazał 
oszczędzić  dom  Pindara  —  podobno,  oświadczyliśmy 
jemu ,  że  przez  szacunek  dla  jego  talentu,  wzbronimy 
brać  wielbłąda.  Niezmiernie  to  go  uradowało,  i  odcho- 
dząc prosił  o  kawałek  cukru.  Biódak,  miał  głowę  ol)- 
wiązaną  :  pod  płachtą  dostrzegłem  ślad  rany,  którą 
może  w  czasie  jakiój  baranty  otrzymał. 


Digitized  by 


Google 


23-?4   LIPCA.  487 


24  łfpca. 


Wstaliśmy  o  1^'  zrana,  i  zrazu  gołym,  kamienistym 
stepem,  polSm  wzgórzami  i  dolinkami  spuszczaliśmy  się 
nad  rzekę  Ajaguzę,  którćj  wody  płynące  w  wianku  to- 
poli, wierzb  i  krzewów,  powitaliśmy  z  rozkosze,  po 
czterdziestu  dwóch  dniach  niewidzenia.  Ranek  był  cu- 
dny, powietrze  czyste,  wczorajszym  deszczem  odświe- 
żone ;  skowronek  śpiewał  i  ja  śpiewałem  z  Bohdanem  : 

Gdy  na  górach  świta  dzionek, 

A  w  dolinach  srebrzy  rosa,  i  t.  d 


Wistocie,  rosa  nietylko  się  srebrzyła  ale  i  złociła  od 
promieni  słonecznych.  Za  rzeką,  w  odległości  przed- 
stawiała się  naszemu  wzrokowi  znacznie  wysoka 
Bałto-góra.  Śpiewałem  sobie  wyjechawszy  na  przód, 
wiersze  z  Grażyny  i  Arki  przymierza;  byłem  w  miłóm 
uniesieniu,  łzy  mi  w  oczach  stały,  które  jeden  Bóg  wi- 
dział. Koń  tylko  męczył  mię  często,  gdyż  ciągle  kręcił 
głową  i  przeciw  zwyczajowi  koni  kirgizkich,  które  pod 
górę  śpieszą  ile  im  sił  starczy,  a  zstępują  powoli ,  on 
równie  na  górę  jak  z  góry  leciał  jak  waryat ,  co  mi 
wielce  było  nie  do  smaku ;  spaśdź  bowiem  na  ostre  ka- 
mienie lub  kolący  karagajnik,  wcale  mi  się  nie  chciało. 
Szczęściem,  że  po  piętnastu  wiorstach  pasowania  się 
z  nim,  stanęliśmy  za  Ajaguzą ,  tuż  przy  jćj  brzegu  na 


Digitized  by 


Google 


488  WYJĄTKI     Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

uroczysku  Udjar,  gdzie  zaraz  przywieziono  jurty  dla 
nas,  i  jednocześnie  przybył  sułtan^  a  zarazem  wołostny 
uprawa  Kirżyńców,  Dżaugir,  syn  Uwalego,  który  ma 
najlepsze  konie  i  tak  je  lubi  po  amatorsku,  że  sam  jest 
przy  nich  pastuchem  i  nigdy  nie  przedaje.  Z  sułtanem 
przyjechał  i  posłany  po  niego  tłumacz  Źerabiatiew,  który 
od  wczorajszego  obiadu  zrobił  z  nami  wiorst  35,  potem 
zaraz  leciał  do  Dżaugira  wiorst  50,  i  teraz  z  nim  do 
nas  najmniej  wiorst  30,  ma  się  rozumieć,  nie  śpiąc  ani 
godziny.  Niechby  się  tu  jaki  kawalerzysta  przechwalał 
ze  swśmi  pochodami.  Strach ,  ile  ci  tłumacze  zawsze 
wylatać  muszą! 

Z  niewypowiedzianą  przyjemnością  piliśmy  herbatę 
z  czystćj  wody,  i  kazaliśmy  ją  sobie  zrobić  po  europej- 
sku, nie  w  wielkim  ogólnym,  ale  w  małym  czajniku. 
Zasnąwszy  potom  kilka  godzin,  byliśmy  w  przedziwnym 
humorze.  Kiedy  na  dworze  palił  upał  straszliwy,  myśmy 
sobie  w  cieniu  bawili  się  gawędką  o  miłych  dawnych  i 
dalekich  rzeczach.  Wokoło  nas  góry  skaliste  i  nagie , 
my  w  dolinie,  jak  w  kotle  wielkim,  nad  rzeczką,  gdzie 
skupiła  się  cała  zieloność  i  żywotność  miejsca.  Żadnego 
głosu  prócz  szmeru  Ajaguzy,  ledwo  do  połowa  obmy- 
wającój  kamienie,  między  którśmi  w  głębszych  dołach 
siedlisko  marynek.  Kilka  ich  sztuk  dużych  i  kilka  mło- 
dych kaczek  złapali  kozacy.  W  naszej  jurcie  doliny  i 
wzgórza,  trawa  i  kwiaty.  Dziwno  że  Kirgizy  nie  dbają 
o  tę  przyjemność  w  swoich  improwizowanych  mieszka- 
niach. Wiktor  mi  mówił,  że  znał  jednego  tylko  z  nich, 
Jusupa,  syna  chana  Nurali,  który  umyślnie  szukał  drze- 
wa, krzewu  lub  kwiecistój  łączki,  żeby  je  otoczyć  swą 


Digitized  by 


Google 


24  LIPCA.  189 

jurtę  ;  na  drzewie  rozwieszał  swę  broń  i  cieszył  się  rośli- 
nami koło  siebie,  Kiedy  się  dowiedział,  że  do  niego 
zajedzie  jenerał  gubernator  permski,  wystawił  na  jego 
przyjęcie  trzy  obszerne  jurty,  obejmujące  tak  piękne 
z  przyrodzenia  miejsce ,  że  wewnę.trz  miały  wejrzenie 
sztucznie  urządzonycłi  ogrodów. 

Pod  wieczór  ożywiła  się  nasza  okolica  rykiem  bydła, 
gdyż  nadciągnęły  auły  ze  swemi  trzodami  i  poczęły 
rozkładać  się  nad  Ajaguzą. 

Sułtani  stanowią  jakby  osobną  klasę,  aksujuk,  (biała 
kość),  i  wyprowadzają  siebie  od  dawnych  chanów,  a 
mianowicie  od  Dżingischana.  Prości  Kirgizy  dzielą  się 
na  rody  {ru) ,  a  te  na  oddziały  (taifa)  i  poddziały  do 
nieskończoności.  Dżehałbaili,  naprzykład,  miał  dwuna- 
stu synów  :  Manutana  i  innych ;  ród  więc  jest  Dżehał- 
bailiński,  który  podzielił  się  na  taify :  Manutański,  i  t.  d. 
Ale  Manutan  miał  także  dzieci,  od  których  poszły  znowu 
poddziały  noszące  imię  swojego  protoplasty,  jak  Tara- 
kliński,  i  t.  d.  Do  starszeństwa  zawsze  cześć  przywią- 
zana. Dla  potomków  Manutana,  potomkowie  młodszych 
synów  DżehsJbailego  są  z  wielkiśm  uszanowaniem,  cza- 
sem w  obecności  ich  usiąść  nie  śmieją.  Potomkowie 
Mahometa  nazywają  się  Chodży,  nie  należą  do  innych 
rodów  i  bardzo  są  poważani. 

Wieczorem  był  u  nas  Uwali,  ojciec  naszego  gospo- 
darza, który  prowadząc  życie  patryarchalne,  nie  ma 
skłonności  do  Urusów.  Raz  tylko  był  w  starśj  Ajaguzie, 
i  raz  tylko  w  rok  wyjeżdża  na  spotkanie  jenerała ;  ale 
zainteresowany  zapewne  głośną  u  Kirgizów  sławą  Wi- 
ktora, a  może  podaniem  do  zapisu  swoich  koników. 


Digitized  by 


Google 


490  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

raczył  nas  odwiedzić.  Wszedłszy  do  jurty,  po  zwykłycli 
krótkich  komplementacłi,  zwrócił  zaraz  uwagę  na  na- 
sze łóżka ,  strzelby  i  inne  sprzęty.  Dzi\fił  się  że  zmie- 
niono Kanaja,  i  rzekł  bez  ogródek  :  «  Potrzebujecie 
zapewne  takicłi  coby  kradli,  a  jego  usunęliście,  że  był 
najpoczciwszy.  »  Pytał  jak  się  nazywają  starsi  sułtani 
po  okręgach,  gdyż  ol)cy  jest  calój  polityce  jstepowćj. 
Przy  herbacie,  cukru  nie  kładł  do  czaszki,  ale  do  kie- 
szeni —  zapewne  dla  pani  sułtanowśj. 

Kiedyśmy  się  położyli  spać,  zrobił  się  w  aule  tak 
straszny  hałas  pomieszany  ze  szczekaniem  psów,  żeśmy 
sądzili,  że  znowu  barantarze  przyszli ;  ale  t§  rażą  nie- 
bezpieczeństwo nie  groziło  koniom,  tylko  baranom; 
podkradał  się  do  nich  kasker  vel  bure,  to  jest  wilk,  któ- 
rego tym  krzykiem  odpędzono. 


25  lipca. 


Włożywszy  do  kumysu  miodu  i  nieco  rodzenek,  robi 
się  pó  kilku  dniach  napój  taki  tęgi,  że  od  dwóch  cza- 
szek upić  się  można. 

Dziś  zaczęliśmy  popis  ludności ,  cały  dzień  byliśmy 
zajęci,  ledwo  znalazłem  chwilkę  napisać  parę  listów  do 
przyjaciół  w  rodzinnym  kraju. 


Digitized  by 


Google 


S6    LIPCA.  191 


26  liiłoa. 


Obrachunek  roboty  pokazał  :  jurt  653 ;  męż- 
czyzn 1,341 ;  kobtót  1,082 ;  koni  5,754 ;  bydła  1,334 ; 
baranów  24,563. 

Wiktor  opowiadał  mi  następną  anekdotę.  Tatar  je- 
den przybył  do  aułów  sławnego  w  Małej  Hordzie  ra- 
busia Bikmurzy,  i  cłicial  przedawać.  swe  towary.  Ten, 
widząc  u  niego  nankin,  pyta  się  po  czemu  go  przedaje. 
Tatar  powiada ,  że  za  tyle  a  tyle  arszynów  bierze  ba- 
rana.—  «  Co  mi  tam  twoje  arszyny,  odparł  Kirgiz,  ja 
nie  znam  tój  miary ;  oto  lepiój  powiedz  mi  co  weźmiesz 
za  nankin,  jeśli  mi  opaszesz  nim  to  jezioro,  które  leży 
przed  nami.  »  Tatar  powiedział,  tyle  a  tyle.  Bikmurza 
kazał  mu  palnąć  sto  kamcz  i  oprowadzić  nankinem  je- 
zioro ;  potom  dał  mu  jednego  barana  i  rzekł :  «  Wi- 
dzisz, że  cię  nie  grabię,  ale  kupuję  u  ciebie;  teraz, 
jeśli  chcesz,  nwżesz  handlować  w  moim  aule.  »  — Tatar, 
ma  się  rozumieć,  drapnął  jak  najprędzój,  rad  że  się  na 
tśm  skończyło. 

Jeden  z  Kirżyńców,  zapisanych  w  naszym  popisie , 
nazywa  się  Pułkownik;  a  że  i  Wiktora  wszyscy  Kirgizy 
tytułują  pułkownikiem,  powstał  między  nimi  wielki 
śmiech  na  wzmiankę  tego  nazwiska. 

Kiedy  Wiktor,  będąc  jeszcze  żołnierzem,  włóczył  się 
po  stepie  orenburgskim,  miał  przyjaciela  Kirgiza,  z  rodu 


Digitized  by 


Google 


492  WYJĄTKI    Z    DZIE^'NIKA    PODRÓŻY. 

czyklińskiego,  nazwiskiem  Isan  Rajudiłów,  który  nie- 
gdyś był  bogatym  i  pełnił  funkcyą  karawanbaszczy,  po- 
tśm  otrzymał  od  rz^du  rangę  sotnikai  medal.  Widząc 
on,  że  Wiktor  w  Orenburgu  nosi  płaszcz  żołnierski ,  a 
w  stepie  ubiera  się  jak  inni  urzędnicy  lub  oficerowie , 
nie  mógł  pojąć  jaka  była  jego  ranga  i  zapytał  go  raz 
o  to.  Wiktor  powiedział  mu  szczerą  prawdę ,  że  jest 
żołnierzem.  «  A  więc  ja  starszy  od  ciebie  ?  »  rzecze 
Kirgiz.  —  Starszy.  —  «  Dlaczegóż  tobie  powierzają  ró- 
żne poruczenia,  i  ważne,  a  mnie  nie?  »  —  Boś  głupi, 
a  ja  mam  więcój  od  ciebie  oleju  w  głowie. —  «  Kiedy 
tak,  to  kup  u  mnie  rangę  i  medal ;  jako  przyjacielowi, 
rangę  oddam  za  kobyłę,  a  medal  za  pięć  koni.  » 

Jednego  razu  Wiktor  jeździł  z  nim  w  Mohodziarskie 
góry.'  Nie  znalazłszy  aułu  na  tem  miejscu  gdzie  się 
spodziewali  go  znaleść ,  głodni  i  zmęczeni  w  wielkim 
byli  kłopocie.  Wiktor  tedy  powiada  do  Isana :  ja  tu 
zostanę  na  tej  górze,  a  ty  ruszaj  szukać  aułu.  Ten  ,ko- 
pnął  natychmiast  z  miejsca ,  odbiegłszy  nieco  stanął, 
podniósł  nos  w  powietrze ,  wąchał  czy  nie  poczuje 
wktórój  stronie  dymu  i  puścił  się  dalój.  Ale  nadszedł 
wdeczor  i  noc  zapadła,  a  jego  z  powrotem  jak  niemasz 
tak  niemasz.  Dla  bezpieczniejszego  noclegu  Wiktor 
zszedł  do  jaru,  a  nazajutrz  wrócił  na  stanowisko,  gdzie 
nareszcie  około  południa  doczekawszy  się  Isana,  wpier- 
wszem  uniesieniu  niecierpliwości  wpadł  na  niego  i 
począł  go  kamczą  okładać.  Kirgiz  milczał  przez  cały 
czas  operacyi ,  a  potśm  powiedział  tylko  :  «  Do  aułów 
bardzo  daleko,  chyba  jutro  tam  dojedziemy.  »  Pojechali 
więc,  nie  wchodząc  w  dalsze  rozprawy.  Pod  wieczór, 


Digitized  by 


Google 


26   LIPCA.  49:^ 

na  popasie,  Wiktor  zasnuł.  Obudziwszy  się  postrzegł, 
że  Isan  tymczasem  rozłożył  ognisko  i  nastawił  czajnik. 
Przy  herbacie,  w  lepszym  łiumorze,  poczuł  mu  odpo- 
wiadać i  powoli  przyszło  do  rozmowy.  Wtedy  Isan 
rzekł :  « Jesteś  bez  mózgu,  i  nic  więcśj.  Powiedz,  czy 
miałeś  rozum  bić  mnie,  bić  Kirgiza?  Spałeś,  mogłem 
cię  zabić,  zabrać  twego  konia  i  pojechać.  Szczęście 
twoje,  żem  do  ciebie  przywiązany  jak  do  własnego 
dziecka ;  ale  przyjmij  odemnie  przestrogę :  nigdy  nie 
obrażaj  niesprawiedliwie  Kirgiza,  bo  on  długo  chowa 
pamięć  krzywdy,  a  nie  każdy  będzie  Isanem. »  Odtąd 
najściślejsza  przyjaźń  trwała  między  nimi  bez  przerwy. 
Isan  jadł  okropnie.  Jednego  razu,  kiedy  u  Wiktpra 
spożywali  we  dwóch  barana  i  Wiktor  rzucał  kawałjci 
swemu  wyżłowi,  który  także  miał  apetyt  kirgizki,  bo- 
lało go  lo  bardzo  i  nareszcie  zawołał :  «  Cóż  to,  czy  psa 
więcej  cenisz  niżeli  mnie?))  —  uAlboż  ci  mało?  rzekł 
Wiktor. ))  —  ((A  pewnie.,  jabym  to  zjadł  co  psu  odda- 
łeś. »  Chcąc  więc  wypróbować  ile  on  zjeść  może,  Wi- 
ktor zaproponował  taki  zakład ,  że  każe  zgotować  dwa 
baranki  i  postawić  jednego  przed  nim,  a  drugiego 
przed  wyżłem  :  jeśli  on  pierwszy  zje  swoją  porcyą,  wy- 
gra dziesięć  baranów;  jeśli  zaś  pies  jego  wyprzedzi, 
dostanie  dwadzieścia  bizunów.  Przyjął  wyzwanie,  ale 
pod  warunkiem,  że  za  trzy  dni  stanie  do  walki.  Przez 
ten  czas  nic  nie  jadł,  żył  tylko  herbatą ;  psa  tóż  mo- 
rzono głodem.  Gdy  przyszła  godzina  wyścigów,  pies 
z  początku  łapczywie  pożerał  mięso,  lecz  prędko  ustał 
i  z  łakomstwa  tylko  lizał;  Isan  zaś  porządnie  zmiótł 
wszystko  i  otrzymał  palmę.  Wypiwszy   polom  czaszę 


Digitized  by 


Google 


494  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

kumysu,  rzekł:  c.  Jaka  szkoda,  że  pies  polizał  resztę 
swojego  mięsiwa,  bo  mi  się  jeszcze  jeść  cłice.  »  Ale  był 
to  tylko  żarcik,  bo  wyznał  później,  że  ledwie  dotrzymał 
placu,  i  gdyby  trzeba  było  zjeść  choć  kawałek  więcćj, 
musiałby  dać  za  wygrane.  Sani  żarłok,  wypłatał  on  raz 
figla  sławnym  z  obżarstwa  Baszkirom.  W  czasie  jednej 
wyprawy  z  nimi,  przychodzi  do  Wiktora  i  prosi  o  ba- 
rana, mówiąc,  że  zrobił  zakład  z  dwudziestu  pięcia 
Baszkirami,  którzy,  jeśliby  razem  wszyscy  tego  barana 
zjeść  nie  zdołali ,  obowiązali  się  zapłacić  jemu  każdy 
po  rublu.  Pokazało  się,  że  nie  zjedli,  a  Isan  pod  sekre- 
tem zwierzył  się  Wiktorowi  jakim  fortelem  wygrał 
25  fubli :  oto,  do  kotła  gdzie  się  baran  gotował,  wrzucił 
kawałek  mydła;  znał  zaś  ten  sposób,  bo  go  używano 

przeciw  niemu  samemu ,  starając  się  w  młodości  od- 

> 

zwyczaić  go  od  obżarstwa. 

Przyjaźń  Isana  dla  Wiktora  zawiązała  się  od  czasu, 
kiedy  jadąc  z  nim  ?padł  z  kojiia  i  złamał  obojczyk. 
Troskliwość,  z  jaką  Wiktor*  chodził  koło  niego,  obu- 
dziła w  nim  głębokie  uczucie  przywiązania;  uleczył  go 
zaś  lekarz  kirgizki ,  który  oprócz  modlitw  używał  na- 
stępnego ratunku  :  wyciął  kawałek  skóry  ze  świeżo  za- 
rżniętego barana,  wyrżnął  w  nim  dziurkę,  i  przyłoży- 
wszy do  ciała,  ustami  wciągał  przez  nią  i  ściskał  miejsce 
bolące,  potom  len  kawałek  skóry  do  tegoż  miejsca  kle- 
jem przykleił,  a  odjął  dopiero  w  dni  kilkanaście,  kiedy 
chory  zupełnie  ozdrowiał. 

Kirgizy  niezmiernie  długo  wytrzymują  głód  i  potem 
nic  im  nie  szkodzi  gdy  się  nagle  objedzą —  istne  wilki. 
Również  znoszą  zimno.  Był  przykład,  że  trzydziestu 


Digitized  by 


Google 


26   LIPCA.  195 

barantarzy,  w  grudniu,  trafiwszy  na  silny  opór,  sarni 
zostali  obdarci  ze  wszystkiego.  Przeciwnicy  zostawili 
na  nich  tylko  koszule  i  dali  im  krzesiwo  na  drogę 
150  wiorst  do  ich  aułów.  Ratowali  się  zbierając  suchy 
piołun  sterczący  nad  śniegem  i  zapalając  z  niego  ogni- 
ska, koło  których  ogrzewali  się  skupieni.  Kiedy  jedno 
ognisko  dogorewało,  kilku  biegło  na  przód  i  groma- 
dziło drugie.  Tak  przebyli  odległą  przestrzeń  w  mróz 
tęgi.  Jeden  tylko  umarł;  inni  poodmrażali  nogi  lub 
ręce,  ale  tak  nieszkodliwie,  że  się  prędko  wyleczyli. 

Odwiedził  nas  ojciec  Dżaugira  ze  swoim  bratem. 
Pytał  z  jakiego  jesteśmy  narodu ,  i  gdy  się  dowiedział, 
że  my  Polacy  (Pelek) ,  dopytywał  się  co  to  za  rodzaj 
ludzi,  czy  biorą  córki  tatarskie  za  żony,  i  t.  d.  W  całej . 
jego  rodzinie  przystojni  mężczyźni ,  ale  nie  odznaczają 
się  rozumem.  Syn  trochę  mędrszy  od  ojca.  Starego 
niezmiernie  zainlrygowa^y  siarniczki,  śmiał  się  do  roz- 
puku gdy  mu  Wiktor  wystawiał,  jak  to  byłoby  dosko- 
nale, wkradłszy  się  do  tabunu  w  noc  ciemną,  potrzeć 
tylko  pręcikiem  po  odzieniu  i  módz  wybrać  najlepszego 
konia.  Pożegnał  nas  przypominając  właśnie,  że  koło 
jego  tabunu  widziano  złodziei,  i  dlatego  musi  śpieszyć  • 
żeby  porobić  środki  ostrożności. 

Był  u  nas  także  starzec  ośmdziesiątletni ,  któremu 
gdyśmy  kazali  dać  kumysu,  odprawił  nad  nim  taką 
modlitwę  :  «  Ałłachu!  zachowaj  lud  od  wojny,  ognia  i 
głodu;  mnóż  stada  jego  i  obdarzaj  go  dostatkiem  ku- 
mysu ;  a  na  tego  kto  mi  go  podał,  niech  zstąpi  błogo- 
sławieństwo Twoje ,  niech  mu  daje  tysiące  koni ,  bydła 
i  baranów. » 


Digitized  by 


Google 


196  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 


27  lipca. 


Wyspawszy  się  wybornie ,  o  ft^J  rano  ruszyliśmy 
w  drogę.  O  wschodzie  słońca  mgły  zaległy  doliny,  a 
gdy  się  później  rozeszły,  upał  zaczął  dokuczać.  Prze- 
bywszy rzeczkę ,  ciągle  jechaliśmy  to  pod  górę ,  to 
z  góry,  jak  po  falach  morza.  Wszędzie  rozbity  kamień 
pokrywa  ziemię  i  tylko  karagajnik-  zieleni  suchą  po- 
wierzchnię stepu.  Przed  moim  koniem  prześliznęła  się 
półtorałokciowa  żmija,  której  jednak  nie  mogliśmy  za- 
bić, bo  skryła  się  w  norę.  Z  tego  powodu  Taszkiniec 
jadący  z  nami,  opowiadał,  że  tój  wiosny  robotnik  jego 
spotkał  sążniowego  ajgadyra,  króla  gadzin,  padsza  den 
dziłan^  który  miął  być  biały  jak  mleko  i  pędził  się  za 
robotnikiem ;  a  ten,  choć  był  na  koniu,  zląkł  się  i  uciekł. 
Zdaniem  Taszkińca,  gdyby  on  był  rzucił  przed  żmiję 
swoją  koszulę ,  a  ta  prześliznęła  się  .po  niej  i  zostawiła 
na  niej  swój  ząb,  robotnik  byłby  na  całe  życie  szczęśli- 
•  wym,  przyszedłby  do  wielkich  bogactw. 

Dojechaliśmy  szczęśliwie  do  aułów  Banbek-Siwanów, 
których  starszyny  w^yjechali  na  nasze  spotkanie  i  zsiadł- 
szy z  koni,  witali  Wiktora.  Przybył  także,  młody  i 
bardzo  przystojny,  o  pięknym  nosie  i  arystokratycznych 
uszach  (wedle  defmicyi  Ali  paszy  Janiny,  w  pamiętni- 
kach Byrona),  syn  sułtana  Dżamantaja.  Wystawiono 
nam  jurty  u  zbiegu  rzeki  Kop  z  Ajaguzą ;  wokoło  suclie 
wzgórza,  a  zieloność,  wierzbołozy  i  krzewy  tylko  nad 


Digitized  by 


Google 


27-28   LIPCA.  497 

wodą.  Wkrótce  zawitał  do  nasi  sam  sułtan,  wołostny 
uprawa,  Dżamanlaj  Ropin.  Od  dwócłi  miesięcy  nie 
był  on  w  domu  :  towarzyszył  nam  do  Ała-tau ,  a  ztam- 
tę.d  jeździł  do  Cłiin ,  do  sułtana  Dołonbaja ,  i  właśnie 
wracał  z  tej  podróży.  Uważałem  jakie  będzie  przywi- 
tanie z  synem,  którego  tak  długo  n^e  widział.  Rodzi- 
cielska jego  czułość  objawiła  się  tylko  zapytaniem  o 
zdrowie  tabunów;  radości  i  uczuć  nam  zwycsajnycłi 
ani  krzly.  Zasiadł  u  nas,  pił  łierbatę  i  ledwie  po  godzi- 
nie poszedł  do  swoich  żon  i  dzieci ,  które  powitał  za- 
pewne tak  czule  jak  i  syna,  a  żony  musiały  jeszcze 
wedle  zwyczaju  przyklęknąć  i  podnieść  rękę  do  głowy, 
na  znak  czci  dla  swego  pana.  Opowiadał  co  spotkało 
naszego  tłumacza  Czerpanowa,  który  przyl)ywszy  do 
Sabeka,  brata  Dołonbaja,  cliciał  zabrać  jurtę  jednego 
Kirgiza.  Sabek  tak  go  poczęstował  kijami  i  kamczą,  że 
nieborak  leży  zbity  na  gorzkie  jabłko. 

Przyjecłiał  do  nas  Sucłionalimow  i  przywiózł  wiado- 
mość ,  że  po  naszóm  odejściu  Kenesary  zjawił  się  nad 
Lepsą. 


28  lipca. 


O  4*J  zrana  goniec  z  Ajaguzy  przywiózł  mi  listy  od 
matki,  siostry  i  przyjaciół.  Przysłano  nam  parę  arbu- 
zów ;  wolelibyśmy  bułkę  chleba.  Suchonalimow  wyjechał 
po  obiedzie.  Przystąpiliśmy  do  popisu  ludności.  Dża- 
mantaj  Ropin ,  czyli  urzędowie  Ropiejew,  tak  się  nam 


Digitized  by 


Google 


198  >VVJ\TKI    z    DZIHNMKA    PCDRÓŻY. 

rekomendował :  «  Ja  się  nie  chlubię ,  ale  pytaj  o  mnie, 
każdy  powie  że  jestem  sprawiedliwy  i  kraść  nie  lubię ; 
jedno  tylko  co  przeciw  mnie  możesz  posłyszeć,  i  do 
czego  się  przyznaję,  to  żem  skąpy.  » 

Chodziłem  z  wędką  nad  Ajaguzę.  Z  wielkim  trudem 
dostaliśmy  się  do  brzegu  rzeki  przez  straszne  gęstwy 
krzewów  i  kolczastych  roślin,  wśród  których  trafiliśmy 
na  legowisko  dzików.  Na  ponętę  z  kobyłki  wzięła  się 
tak  wielka  marynka,  że  zerwała  sznurek  i  z  nim  nciekła. 
Pod  wieczór  silny  wiatr  oziębił  powietrze ;  w  nocy  kilka 
razy  deszcz  padał. 


29  lipca. 


Zrana  cieplej,  ciszdj,  deszczyk  kropił;  później  wiatr 
i  takie  zimno,  że  trzeba  było  na  letni,  watowany  szlafrok 
włożyć.  Pisałem  Usty  do  moich. 

W  tutejszej  włości,  Sekunbaj  gra  taką  rolę,  jaką  Ta- 
nyzbaj  u  Semiznajmanów,  a  Toukunbaj  u  Kirniejów. 
Przyszedł  sułtan  z  synem  jak  raz  na  samą  herbatę. 
Pytałem  jego  kto  był  Najman,  ich  protoplasta;  odpo- 
wiedział mi :  «  Był  jakiś  naród  zwany  ała-ałasza  (pstro- 
kacizna),  z  którego  wyszło  trzystu  naczelników  rodzin, 
rozpierzchłych  późniśj  w  różne  strony.  Z  pomiędzy  nich 
Jusun,  Argyn  i  Alczyn  założyli  hordy :  wielką,  średnią 
i  małą.  Najman  był  starszym  synem  Argyna.  Kirgizy 
przyszli  tu  lat  temu  1 70  z  górą,  kiedy  te  strony  zajmo- 
wali Kałmucy,  nad  którymi  panował  jakiś  ich  władzca, 


Digitized  by 


Google 


29    LIPCA.  499 

niecierpiany  bardzo,  bo  źle  rządził,  łupił,  żony  i  córki 
zabierał.  Kałmucy  go  zabili,  i  nie  mogąc  zgodzić  się  o 
następcę,  prowadzili  wojnę  domową.  Skutkiem  tego, 
część  ich  jedna  (Ojran)  wyszła  w  Orenburgskie  stepy, 
a  Kirgizy  i  inne  ludy,  korzystając  ze  słabości  reszty, 
poczęły  zagarniać  jej  ziemię.  »  Pochodzenie  sułtanów, 
tak  wyprowadzał :  «  Ktoś ,  bardzo  dawno ,  miał  córkę 
jedynaczkę,  którój  ciągle. strzegła  staruszka.  Tymcza- 
sem, kiedy  raz  siedziały  z  sobą  w  ciemnćj  jurcie,  dziew- 
czyna ujrzała  wielkie  światło  i  od  jego  promieni ,  jak 
powiadała,  została  brzemienną.  Staruszka  tego  światła 
nie  widziała,  a  gdy  wszystko  opowiedziano  ojcu,  ten 
kazał  córkę  zamknąć  w  złotą  skrzynię,  i  zalutowawszy^ 
puścił  na  wodę.  Skrzynia  pływała  trzy  dni,  aż  jakiś 
człowiek  ją  zobaczył, ^wyciągnął  na  brzeg,  a  nie  mogąc 
otworzyć  ińaczój,  odstrzelił  róg  jeden  i  następnie  odbi- 
wszy wie]vO,  a  znalazłszy  dziewczynę  bardzo  piękną, 
wziął  ją  za  żonę,  i  chociaż  prosiła  żeby  się  jej  nie  do- 
tykał, słuchać  tego  nie  chciał.  Po  krótkim  przeciągu 
czasu  urodził  się  syn,  i  ten  to  syn — owoc  promieni  świa- 
tła —  był  praodkiem  sułtańskiego  rodu.  Powieść  ta 
jednak  nie  jest  pewna  —  dodał  Dżamantaj ;  —  ale  to 
najpewniejsza,  że  wszyscy  pochodzimy  od  Dżingis- 
chana,  chociaż  kto  on  był,  gdzie  i  kiedy  koczował,  nie 
wiemy.  Są  Dżingistauskie  góry;  ale  czy  on  w  nich 
przebywał,  któż  wiedzieć  może?  kem  blede?  Musiał 
wszakże  jakiś  widełki  mąż  tego  imienia  koczować  w  tych 
stionach,  kiedy  takie  nazwisko  dano  górom.  » 

Zimno,  deszcz,  w  nocy  krzyk  :  pokazało  się  że  wilk 
skaleczył  psa. 


Digitized  by 


Google 


200  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 


30  lipca. 


Skończyliśmy  popis.  Będąc  o  25  wiorst  od  Ajaguzy, 
wyjechaliśmy  z  Wiktorem  przed  naszą  świtą,  żeby  tam 
zajechać.  Po  czterdziestu  ośmiu  dniach  jurto wego  ży- 
cia, ujrzeliśmy  znowu  dach,  kobiety  naszego  rodu  i  — 
prefcransa.  Ajaguza  wydała  się  nam  zmienioną  :  wszy- 
stko pożółkło,  wody  w  rzece  prawie  nie  zostało. 

Rozmawiałem  z  doktorem  Abakumowem ,  który  mi 
.powiadał  wiele  ciekawych  rzeczy  o  zwiedzanych  przez 
niego  stepach.  Notuję  niektóre  szczegóły.  W  Tarboga- 
iaju  mają  być  częste  trzęsienia  ziemi.  Długie,  białe 
gadziny  wcale  nie  są  jadowite;  tylko  krótkie,  czarne 
bardzo  niebezpieczne.  Od  ukąszenia  ich  jedyny  środek, 
ciało  przewiązać  mocno  wyżój  miejsca  ukąszonego ,  a 
samo  miejsce  wyrżnąć  i  wypalić.  Falangi,  równie  jak 
tarantuły,  w  tutejszym  klimacie  nie  są  szkodliwe;  uką- 
«zenie  skorpionów  zaś  sprawuje  tylko  gorączkę  na  je- 
djką  dot>ę.  Niedaleko  ztąd,  ku  okręgowi  Kokbektyń- 
skicmu,  znajdują  się  chalcedony,  topazy  i  opale.  Trzciny 
otaczające  brzegi  Ała-kula,  Kirgizy  często  zapalają 
umyślnie ,  aby  wykurzyć  kryjące  się  tam  dziki  i  ty- 
grysy, które  robią  im  wielkie  szkody,  mianowicie  w  cza* 
sie  zimowych  koczówek.  Bałćhasz  ma  wz^dłuż  450  wiorst, 
a  w  najszei^szem  miejscu,  od  150  do  200.  Zimą  zamarza, 
;ate  często  robią  się  w  lodzie  ogromne  rozpadliny:  Jeden 
topograf  nocował  na  zamarzłam  jeziorze,  gdy  wt^m  dał 


Digitized  by 


Google 


31     LIPCA.   —   1     SIERPNIA.  201 

się  słyszeć  huk  straszliwy  i  o  kilkadziesiąt  kroków  od 
niego  lód  się  rozstąpił  na  10  sążni.  Szczelina  była 
długa  na  wiorst  15,  głębokość  zmierzyć  się  nie  dała. 


'61  lipca. 


Cały  ten  dzień  przebyliśmy  w  Ajaguzie  i  pocłiowa- 
liśmy  komisarza  Kurobiewa.  Przy  pogrzebie  zastępował 
ducliownego  podoficer  piecliofy,  która  przybyła  z  Se- 
mipołatyńska  i  stoi  w  jurtach.  Dzień  był  ciepły,  w  nocy 
jednak  melony  pomarzły.  Pchły  i  pluskwy  spać  nam 
nie  dały. 


1  sierpnia. 


Rano  pocztarz  znad  Lepsy  przywiózł  wieść  o  Kene- 
sarym.  Stoi  on  między  Kok-su  i  Karatałem.  Przybywszy 
tam,  kazał  zaraz  dać  sobie  bazarłyku  2,000  baranów, 
i  pogroził  jeśliby  mu  dobrowolnie  nie  dano. 

O  11^^  wyruszyliśmy  w  drogę.  Jechaliśmy  mimo  Ajga- 
dyrskiego  pikietu,  dalej  przez  rzekę  Kułhutty,  potem 
górami  Dżingistauskiźmi  aż  do  rzeki  Sarybułak,  gd^ie 
po  60  wiorstachNdrogi  stanęliśmy  na  nocleg  pod  gołem 
niebem;  Ku  rankowi  diabelnie  było  zimno. 


Digitized  by 


Google 


202  WYJĄTKI    Z    DZIENIilKA    PODRÓŻY. 


2  sierpnia 


Przeszło  20  wiorst  ujechawszy  między  suchemi ,  ka- 
mienistemi  górami ,  popasaliśmy  nad  rzeką  Czet..  Tu 
spotkał  nas  goniec  donoszący  o  położeniu  włości  Ba- 
raka, do  którój  zrobiliśmy  jeszcze  wiorst  ze  dwadzieścia, 
nim  ją  znaleźliśmy  nad  rzeką  Koksały. 

Barak  przyjął  nas  z  radością.  Będąc  w  Chinach,  kupił 
umyślnie  na  przybycie  nasze  ryżu,  z  którego  zaraz 
kuchmistrzowi  swemu  kazał  zrobić  piław.  Przedstawiał 
nam  dwóch  swoich  synków.  Starszy  z  nich  ma  lat  dwa- 
naście i  jest  zaręczony  z  córką  Sabeka,  sułtana  Bajdży- 
gitońców.  Panna  skończyła  już  rok  dwudziesty.  Sabek 
nie  wziął  za  nią  kałymu,  owszem  sam  jeszcze  daje  po- 
sagu 25  jamb,  i  w  zimie  mają  przysłać  panu  młodemu. 
Ten  Sabek  kocha  się  wjambach  :  uzbierał  ich  500,  i 
ciągle  przedaje  barany  na  pomnażanie  swśj  szkatuły. 
Brat  jego  Dołonbaj  ma  ich  także  450.  Obadwaj  życzą 
sobie  przejść  pod  rządy  nasze^  byleby  im  tylko  dano 
ziemię. 

Barak  pytał  nas,  czyśmy  widzieli  wielki  biały  kamień, 
leżący  na  drodze  do  Agadyru.  Gdyśmy  powiedzieli,  że 
tak,  rzekł:  «  Przyniosłem  go  tam  własnćmi  rękami, 
żeby  pułkownik,  złamawszy  swoją  arbę,  zawołał  :  kto 
tu  taki  głaz  ogromny  położył  wśród  drogi !  »  Rzeczy- 
wiście, kamień  ten  (kwarc  biały  jak  śmietanka),  wa- 
żący kilka  pudów,  leżał  pierwej  o  dwie  wiorsty  w  stro- 


Digitized  by 


Google 


2    SIERPNIA.  203 

nie.  Barak ,  usiadłszy  na  ziemi ,  wtoczył  go  sobie  na 
kolana ,  potem  na  piersi ,  i  wstawszy  z  nim ,  przyniósł 
go  na  drogę  :  pokazywał  nam  ręce  trochę  obszarpane. 
Jest  u  Kirgizów  mniemanie,  że  w  tym  kamieniu  znaj- 
duje się  złoto  :  wielu  próbowało  go  rozbić,  ale  da- 
remnie. 

Barak  miał  pierwćj  za  żonę  jedną  z  córek  Tursuna, 
teraz  bierze  drugą  jego  córkę  i  daje  mu  w  podarunku 
jednego  z  najsławniejszych  w  stepie  biegunów ,  któ- 
rego nabył  za  trzy  jamby  u  krewnego  swego  Usmana, 
władzcy  Bucharyi.  Konia  tego  trzyma  u  siebie  we  wła- 
snćj  jurcie,  i  boi  się  nawet  puścić  go  na  bajgę,  która 
ma  wkrótce  odbyć  się  w  okręgu  Kokbektyńskim,  z  po- 
wodu śmierci  jednego  bija,  gdzie  maję.  być  ogromne 
stawki  do  wygrania  :  pier\<^sza  sto  koni  i  wielbłąd. 
Gońce  oblatują  już  sąsiednie  okręgi,  Ajaguzki  i  Karka- 
raliński,  spraszając  gości  na  tę  uroczystość. 

Po  południu,  między  kilku  innymi  był  u  nas  Chodża, 
ktjJry,  jako  pocliodzący  od  Mahometa,  ma*sobie  za 
ujmę  przestawać  z  Kirgizami,  bo,  jak  powiada,  «  ich 
mięso  paskudne,  a  on  z  czystój  krwi....  »  Wszędzie 
głupie  pretensye  człowieka  do  lepszości  pochodzenia ! 
Barak  przyniósł  nam  i  czytał  genealogią  przodków 
swoich  sułtanów.  Dostał  ją  wexcerpcie-z  wielkiśj  księgi 
pisanój  i  mającej  znajdować  się  u  Tursuna,  któremu  była 
jakoby  z  Turcyi  przysłana.  Nocye  historyczne  Baraka, 
co  do  przyjścia  Kirgizów  w  te  strony,  zgadzają  się  nieco 
z  twierdzeniami  Dżamantaja*.  On  także  powiada,  że 

1.  Obacz  str.  198. 


Digitized  by 


Google 


204  WYJĄTKI    Z    DZI*S!v>'XIK.\    PODRÓŻY. 

przed  laty  mnićj  więcej  dwiestu,  Kirgizy  koczowali 
w  Taszkinii  koło  Azretu,  wyruszyli  zlamtąd  pod  wodz^ 
Abduł-Mahometa  szukać  lepszych  pastwisk ,  i  przyby- 
wszy na  miejsca  dziś  przez  nich  zajmowane ,  bili  się 
z  Kałmukami,  których  nakoniec  wypędzili.  Na  pytanie 
moje ,  co  ich  zmusiło  do  opuszczenia  pobytu  dawniej- 
szego ,  i  czy  sami  nie  byli  wyparci  przez  jaki  naród , 
rzekł :  «  Wiadomo,  że  Kirgiz  niespokojny,  zawsze  lubi 
odmieniać  miejsce.  »  Nogaj ,  Kozak  i  Kirgiz ,  jak  po- 
wiada, mieli  to  być  trzej  bracia ;  ale  kto  był  ich  oj- 
ciec? —  nie  wie.  Również  nie  wie  kto  był  Edyge,  któ- 
remu usypano  mogiłę  na  Ała-tau ;  mówi  wszakże ,  iż 
podobno  Toktamysz  go  zabił  i  obadwaj  być  musieli 
Nogaje.  Dopytywałem  się  o  początek  ich  praw  stepo- 
wych. Szerygat  pierwotny,  wedle  którego  «  głowa  za 
głowę,  i  t.  d.  ))  był  ułożony  przez  jakiegoś  Imana  je- 
szcze przed  Mahometem,  kiedy  żyli  w  Arabii;  później 
zaś  gdy  tu  przybyli,  bije  widząc  że  możny  mógłby 
wyniszczyć  całe  rody  biódnych ,  wynaleźli  kuz  i  tena- 
źniejsze  aiby,  a  zwyczaje  te  pomału  weszły  w  prawo. 
O  Dżingischanie  żadnych  podań  :  żadna  tu  rzeczka, 
żadne  uroczysko  nie  nazywa  się  Karakorum. 

Wiktor,  korzystając  z  tój  rozmowy^  rzekł  do  Kirgi- 
zów :  «  Próżno  wy  ród  swój  wyprowadzacie  z  tak  wy- 
soka ;  właściwie  wasze  pochodzenie  jest  od  trzech 
braci  :  wilka  białego,  szarego  i  czarnego.  Życie  wasze 
oddane  samśj  tylko  zmysłowości  i  zaspokojeniu  żołądka, 
ciągle  przypomina  początek  wilczy.  »  Bynajmniej  tern 
nie  obrażeni ,  śmieli  się  niezmiernie  i  zaraz  wszyscy 
napadli  na  swego  Chodzę,  że  on  chociaż  gra  rolę  świę- 


Digitized  by 


Google 


3   SIERPNIA.  205 

tego  i  szczyci  się  pochodzeniem  od  Mahometa,  przepi- 
sów jego  nie  spełnia  i  je  co  złapie.  Radząc  mu  żeby 
czem  prędzej  szedł  do  Mekki,  rozeszli  się  weseli. 

Dzień  był  pogodny  i  wietrzny,  pod  wieczór  chłodny, 
noc  zimna.  Przez  cały  dzień  nic  nie  robiliśmy  z  po- 
wodu, że  Rirgizy  nudzili  i  ściągali  się  powoli. 


3  Sierpnia. 


Ranek  przyjemny,  wiatr  lekki.  Okolica  nasza  nie- 
zmiernie-nudna,  góry  niewysokie  i  suche,  lasów  nie- 
masz,  drzewa  tylko  w  wąwozach.  Ożywia  ją  jedynie 
widok  rozproszonych  stad  koni  i  bydła.  Niedźwiedzie 
tu  się  nie  trzymają;  marały  są  liczne,  ale  tylko  w  zi- 
mie ;  zajęcy  dużo. 

Rozpoczęliśmy  robotę.  Przyszedł  ojciec  Baraka,  Sał- 
tybaj,  i  bez  ceremonii  prosił  żebyśmy  go  poczęstowali 
herbatą.  Otóż  jeden  z  arystokratów  kirgizkich  w  kan- 
fowym  chałacie  nadęty  jak  paw',  a  żałuje  sobie  nawet 
biednej  herbaty. 

Przybył  syn  Usmana  z  tłumaczem  dla  odebrania 
zbiegłej  żony  jednego  z  swych  krewnych ;  w  di'c^ze 
byli  napadnięci  przez  sześciu  rabusiów,  ale  zdołali 
umknąć. 

Wieczorem,  Kirejce  Jabhyłyk  ciągnął  nam  kabałę 
z  czterdziestu  i  jednego  bobków  baranich.  Kładł  je  niby 
to  na  głowę,  serce  i  nogi,  potem  się  modlił;  wypadło, 


Digitized  by 


Google 


206  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Że  nie  pojedziemy  do  Dżiłe-su.  Później  przyszedł  bu- 
ksa, który  mówił  j  że  sztukę  swę,  dziedziczy  z  ojca  i 
dziada,  że  ma  diabła  na  swoje  zawołanie,  że  byłby 
doszedł  do  wysokiego  stopnia  doskonałości,  gdyby  nie 
matka ,  która  mu  zakazuje  wdawać  się  w  sprawę  ze 
złemi  ducłiami,  i  gdyby  nie  drugi  buksa,  który  mu 
odebrał  jednego  ducłia;  jednakże  może  i  teraz  najdzik- 
szego konia  wprowadzić  do  jurty  i  przepowiadać  przy- 
szłość.  Gdyśmy  więc  zażądali    żeby   nam  wy  wróżył 
kiedy  będziemy  w  Omsku ,  i  czy  nie  pojedziemy  prze- 
ciwko Kenesaremu,  obwinął  kilka  pałeczek  szmatami 
zmoczonemi  w  łoju,  i  zapaliwszy  z  nich  dwie,  zaczął 
modlić  się  po  cichu ;  wkrótce  zapalił  drugie  dwie,  i  trzy- 
mając je  w  ręku  ciągle  się  modlił;  potem  zamruźywszy 
oczy  wstał,  i  chodząc  gniewał  się,  przyzywał  szatana 
powtarzając  kilkakrotnie  :  «  rzecz  sprawiedliwa  podoba 
się  Bogu.  ))  Nareszcie  szatan  wszedł  w  niego  :  wtedy 
zaczął  wydawać  straszne  krzyki  i  łazić  jak  zwierz  po 
jurcie.  Szamotał  się  miedzy  sprzętami ,  tłukł  głowę  o 
kieregi,  rzucał  ją  naprzód  i  wtył  kłapiąc  zębami,  krę- 
cił się  w  lewo  i  w  prawo  tak  mocno  i  prędko,  że  aż  się 
zapienił.    Wkońcu,    gdy  stopniami  zwalniając  ruchy, 
uspokoił  się  zupełnie,  rzekł  nam,  że  za  siedemnaście  ty- 
godni będziemy  w  Omsku,  dokąd  pojedziemy  przez 
Karkarały,  bo  nie  widział  żadnego  zboczenia  w  naszćj 
drodze ;  a  jak  przyjdzie  czas  żniwa.  Kozacy  i  Kirgizy 
siądą  na  koń  i  pójdą  na  wojnę. 


Digitized  by 


Google 


4-5-6  SIERPNIA.  207 


4  sierpnia. 

Po  nocy  ciepłćj,  dzień  piękjiy.  Wiadomość  o  wy- 
jeździe Niuchałowa  do  Omska.  Listy  od  Januarego  i 
Pawła.  Natręctwo  Kirgizów  niecierpliwi  nas  okropnie. 


5  sierpnia. 

Ranek  miły.  O  wschodzie  słońca  przyszedł  Bai^ak,  a 
widząc  że  Wiktor  jeszcze  śpi,  położył  się  sobie  w  jurcie 
czekać  nim  on  wstanie.  Korzystając  z  tój  chwili-  pisa- 
łem do  Januarego,  jak  następuje  K 

Skończyliśmy  popis  w  Dżaububek-siwanowskićj  wło- 
ści. Jurt  1,138,  ludności  4,500;  koni  11,255,  by- 
dłal^823,  baranów54,/i94.  Wyjechaliśmyogodzinie2^J; 
miejsca  dzikie,  kamieniste  —  źródła  Baganasu.  Noco- 
waliśmy w  dolinie  nad  rzeczką.  Naokoło  góry,  wieczór 
piękny,  i  taka  cichość  jakiej  nie  pamiętam. 


6  sierpnia. 

Wyruszyliśmy  o  wschodzie  słońca.  Góry  coraz  wię- 
ksze i  natura  coraz  bardziej  ożywiona;  brzozy  nad  Ba- 

1.  Patrz  niż^j,  list  XVI. 


Digitized  by 


Google 


208  WYJi^TKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

ganasem,  po  górach  karagajniki*  Z  wielką  przyjemno- 
ścią jechałem  na  dzielnym  czerwonym  ogierze.  Wkrótce 
spotkaliśmy  pierwsze  stada  owiec  tobuklińskich ,  a  po 
dziewięciu  godzinach  kłusu ,  stanęliśmy  na  uroczysku 
Kurnynboj,  u  wołostnego  uprawy  Tobukliiiców ,  Ku- 
nanbaja  Unkenbejewa*  Od  Baraka  do  niego  wiorst  90. 
Zastaliśmy  tu  trzech  tłumaczów  i  cztórech  kozaków. 
Deszcz  zaraz  lunął  i  padał  do  nocy,  zrobiło  się  niezno- 
śnie zimno.  Kunanbaj  mówił,  że  jedenaście  dni  temu 
była  ulewa  z  grzmotami  i  gradem  wielkości  wielbłą- 
dziego łajna,  który  pozabijał  ptaszki  i  myszy,  bydło 
porozpędzał,  a  wszerz  na  wiorst  10  leżał  dwa  dni  i 
dwie  noce. 


7  sici*piiia. 

Zrana  wiatr  wielki  i  zimno  jeszcze  większe  :  palce 
krzepną.  Ledwo  około  południa ,  najadłszy  się  i  wypi- 
wszy kilka  k^;opel  wódki,  mogłem  pisać  i  przygotować 
listy  do  odesłania  przez  tłumaczów. 

./,    . 


Digitized  by 


Google 


V.I»TY    ZR    STRPÓW.  J09 


XVI 


Kurny nboj,  7  sierpnia.  (D«  brata  > 


Kochany  bracie !  Jesteśmy  wpośród  gór  Dżingistau- 
skich.  Trzecie  to  góry  w  przeciągu  dwóch  miesięcy  zwie- 
dzam w  kirgizkim  stepie.  Ała-tau,  Tarbogataj,  Dżin- 
gis-tau,  azyatyckie  siostry  europejskich  Alpów,  Apeni- 
nów, Karpatów,  jedne  po  drugich  z  kolei  przedstawiały 
się  mojemu  oku  w  coraz  niższych  piętrach  prowadzą- 
cych z  południa  ku  północy.  Już  Tarbogatajskie  góry 
wydały  mi  się  tylko  karłami  w  porównaniu  z  Ała-tau- 
skiemi ;  dziś  Dżingistauskie  wyglądają  obok  Tarboga- 
tajskich  jak  barany  postawione  obok  wielbłądów.  Lecz 
jeżeli  pierwsze  zachwycały  mię  swoim  ogromem  i  ró- 


1.  LlBt  ten  był- zaczęty  nad  Kolisałą  6«  iltfi"pnla,  a  chociaż,  datowany  T*,  wyułony 
dopiero  został  9<». 

•      !4 


Digitized  by 


Google 


2li  MYJ4TKI    Z    DZIENNIKA     POI»BÓŻV. 


8  sierpnia. 


U  Dni  piękne   w  Aranchuez  już    na  schyłku » 

Wszystko  się  zmieniło  za  naszśm  przybyciem  do  karka- 
Taiińskiego  okręgu.  Od  rana  deszcz  ulewny  i  tak  zimno, 
że  ręce  marznę  :  a  co  to  dalej  będzie  ?  Okropny  klimat ! 

Popis  bydła  źle  idzie.  Powszechny  tu  wrzask  na  ase- 
sora W. ,  który  dał  się  Kirgizom  we  znaki  podczas 
poprzedniego  popisu.  Asesor,  straszne  to  imię  w  tutej- 
szych okolicach  :  matki,  uciszając  dzieci,  straszą  je 
asesorem.  Kiedyśmy  zgromadzonym  z  włości  pokazali, 
że  więcćj  u  nich  bydła  zapisano  niżeli  podają,  jeden 
z  obecnych  zawołał:  «  Gdzieżby«my  to  bydło  pomieścili, 
gdybyśmy  je  mieli ;  czemuż  asesor  nie  kazał  nam  po- 
stawić zagród  na  taką  ilość,  jaką  w  rejestrze  położył?  » 
Cytowali  przykład,  że  gdy  nie  wierząc  jakiemuś  Kirgi- 
zowi żeby  miał  tylko  jednego  konia,  groził  mu  i  łajał; 
starszyna,  chcąc  go  uwolnić,  podyktował  za  niego  sztuk 
dziewięć.  Asesor,  na  tćj  zasadzie,  że  jeśli  pokazało  się 
dziewięć ,  to  może  być  i  dziewięćdziesiąt ,  dodał  zero. 
Używał  przytóm  różnych  środków  przymusu ,  zamykał 
po  kilkudziesięciu  do  jurty  i  trzymał  pod  strażą,  póki 
nie  zaczęli  sami  powiększać  oświadczonej  zrazu  liczby. 
Dzićwki  nawet  kazał  w  rzęd  stawić  i  liczył.  Kirgizy 
myśleli  że  skończenie  świata,  lub  że  już  chcą  ich  brać 
w  rekruty  :.  małych  chłopców  chowali  pod  tunduk. 

Żyje  tu  od  lat  kilkunastu  w  stepie  mieszczanin  semi- 


Digitized  by 


Google 


8    SIERPMA.  21.^ 

połatyuski,  żonaty  zKirgizką  ochrzczoną.  Synowie  jego 
dobrze  umieją  po  tatarsku.  Trudni  się  wyrabianiem 
kumysu,  który  rozwozi  na  wszystkie  bajgi  i  pominki. 
Odwiedził  nas  i  częstował  swoim  kumysem.  Nigdy  tak 
dobrego  nie  piłem  u  Kirgizów  :  smaczny,  czysty,  bez 
żadnej  nieprzyjemnej  woni ,  i  tak  mocny,  że  Kirgizy 
po  wypiciu  dwócti  czaszek  tracili  władzę  języka ,  a  my, 
wypiwszy  po  czaszce,  uczuliśmy  silne  rozgrzanie.  Robi 
on  go  następnym  sposobem.  W  sabę  rzuca  parę  sucha- 
rów, lub  garść  krutu  (serków),  i  zwilżywszy  kobylem 
mlekiem,  zostawuje  tak  do  czterech  lub  pięciu  dni  na 
zakwaskę,  czyli  drożdże.  Potem  wlewa  się  na  to  kobyle 
mleko  i  ubija  się  jak  najdłużej,  a  jeśli  jest  gorąco,  trzyma 
się  w  chłodzie.  Do  użycia  kumys  przecedza  się  przez 
czystą  szmatkę  i  nigdy  się  nie  wyczerpuje  aż  do  gę- 
stwiny. Kirgizy  nie  zachowują  tój  ostrożności,  przez  co, 
osad  zbyt  k>vaśnieje  i  nalany  nań  nowy  kumys  nabiera 
złego  smaku. 

Przyjechał  wołosłny  uprawa  Mumbetej-tobukliiiskiej 
włości,  sułtan  Czołkonbaj,  człowiek  młody,  mający  jak 
widać  niewiele  oleju  w  głowie  i  niewielkie  znaczenie 
u  swoich,  z  resztą  bon  en  fant. 

Tłumacz  Chachłów  zaręczał  nam,  że  tu  w  Dżusenbaj- 
czekczekańskićj  włości  jest  buksa,  który  w  rozpalony 
do  czerwoności  kocieł  siada  i  gra  w  nim  na  kobzie ,  a 
wziąwszy  najdzikszego  konia,  wjeżdża  na  nim  do  jurty 
i  kieruje  jak  chce.  Niestety  nie  zastaliśmy  sławnego 
czarodzieja ;  pojechał  w  ajaguzki  okrąg ,  i  tak  znikła 
nadzieja  zaspokojenia  mojój  ciekawości. 

Kunanbaj,  dziecko  swe,  cierpiące  w  t^j  chwili  wiel- 


Digitized  by 


Google 


S14  WYJĄTKI     Z    DZIENNIKA     PODRÓŻI'. 

kie  bole  żołądka,  leczy  takim  sposobem  :  Zarżnął  czarną 
kozę  i  łojem  jój  nasmarowawszy  błękitną  przepaskę, 
obwiązuje  nią  żołądek ;  łój  ten  także  wciera  w  ciało. 
Na  pytanie  moje  czemu  nie  wzywa  którego  z  buksów, 
odpowiedział,  że  w  ich  lekarstwa  niebardzo  wierzy. 

Wychwala  on  charakter  i  szczególniej  gościnność 
karkaralińskich  Kirgizów;  powiada,  że  u  nich  byle 
trzech,  lub  nawet  dwóch  gości  przyjechało,  natychmiast 
zarzynają  barana,  czego  niemasz  w  innych  stronach 
stepu. 

Tobuklióscy  Kirgizy  wydali  się  nam  zupełnie  ró- 
żnymi od  ajaguzkich  :  twarze  po  większej  części  dłu- 
gie^ nosy  długie,  poUczki  wydatne ,  cera  żółtawa  — 
brzydcy.  Tłumacze  opowiadają  niesłychane  rzeczy  o 
rozwiązłości  ich  kobiet. 

'  SkończyUśmy  robotę  ajaguzką  i  przygotowaliśmy  do 
oddania  na  pocztę.  Ogół  w  sześciu  włościach  :  52,000 
koni,  11,000  bydła,  283,000  baranów. 


9  sierpnia. 


Zrana  chmury  się  rozbiły  i  słońce  zabłysnęło  —  od- 
żyliśmy. Tłumacze  i  kozacy  nasi  pojechali  do  Ajaguzy  : 
wyprawiłem  moje  listy.  Chodziłem  na  okoliczne  wzgó- 
rza :  ach  jakaż  pustynia !  Kamienie  i  suche  grzbiety  jak 
okiem  zajrzeć.  Całe  Dżingistauskie  góry  bezleśne ;  ze 
zwierząt  najwięcej  lisów  i  wilków,  a  chociaż  robią  zna- 


Digitized  by 


Google 


9-10    SIERPNIA.  JI5 

czne  szkody,  Kirgizy  żelaz  na  nich  nie  stawia,  z  obawy 
•żeby  się  jakie  bydle  nie  skaleczyło.  Surków  niemasz, 
myszy  mnóstwo  ostatni  grad  wybił  :  która  tylko  nie 
pośpieszyła  umknąć  do  nory,  zginęła. 

Rzeczki  w  górach  Dźingistauskit;h,  w  kierunku  połu- 
dniowo-zachodnim  ku  Bałchaszowi  płynę  :  Bokanas, 
Kalhutty,  Koksała,  Taj-uzeii,  Kurnyn-boj,  Dżajnanyn- 
boj;  w  kierunku  północno-wschodnim,  to  je^t  ku  Irty- 
szowi :  Gzagan,  Dos-półaj,  Tokorak,  Bajhora,  Bokonczi, 
Jezbałapan,  Karauł,  Takyr,  Mukur,  Ruriduzdy,  Kostun- 
boj,  Czagan-czet*tyn-boj.  W  górach  tych  koczują  Si- 
wanowscy  i  Tobuklińscy  Kirgizy. 

Niedługo  cieszyliśmy  się  pogodą ;  znowu  grzmoty  i 
deszcz  ulewny  :  trzeba  co  moment  tunduk  spuszczać  i 
wodę  z  naszych  bucharskich  dywanów  zlewać. 


10  sicrpnifl. 


Kunanbaj  powiada,  że  Tobukli  był  synem  Argyna  ^ 
O  Dżingischanie ,  czyli  jak  wymawia  Czy ngis kanie, 
twierdzi,  że  tu  miał  swoje  zimowe  koczowiska,  i  na  do- 
wód dodaje,  że  jest  ztąd  o  dzień  porządnćj  jazdy  góra 
Chan-Dżingis,  czy  Ran-Czyngis,  na  której  dziad  jego 
widział  jeszcze  sterczących,  a  on  sam  już  powalonych 
ośm  belek  sosnowych ,  jakowe  to  belki ,  podług  poda- 

1.  Ob.  8tr.  108. 


Digitized  by 


Google 


ił6  WYJĄTKI     Z     DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

nia,  dźwigały  na  sobie  owę,  tajemnicze,  komnatkę,  gdzie 
straszny   pogromca  przed   każdą   wyprawą  odbywał* 
swoje  medytacye.  Miał  on  być  Kałmukiem  i  żyć  lat  200. 
O  Karakorum  i  tu  nie  słycliać.  Pocliodzenie  Kirgizów 
(Kozaków)  tak  wyprowadza  : 

Panował  w  Turcyi  zwyczaj,  że  ludzi  pstrokaty cłi* 
to  jest  mającycli  na  ciele  czerwone,  żółte,  lub  innego 
koloru  piętna ,  wypędzano  z  miasta.  Otóż  był  pewien 
człowiek,  potomek  Jakóba  proroka,  pstrokaty  (ałasz), 
którego  sułtan  kazał  wypędzić.  Ten  wygnSiny  bawił  się 

.  łotrostwem  i  miał  zebraną  znaczną  bandę  włóczęgów. 
Wtem  zdarzyło  się,  że  ulubiony  syn  sułtana  zachorował 
i  umarł;  wezwano  z  całego  kraju  lekarzy,  żeby  go 
wskrzesili,  ale  żaden  tego  nie  mógł  dokazać.  Dowie- 
dziawszy się  o  tóm  Ałasz,  przyszedł  i  wskrzesił  sułta- 
nica.  Ojciec  przez  wdzięczność  dał  mu  dyplom  na  tar- 
ctiaństwo,  to  jest  szlachectwo.  Ałasz  jednak  nie  pozostał 
w  kraju^  lecz  ze  swą  bandą  wyszedł  z  Turcyi ,  i  przez 
Persyą  posunął  się  aż  w  sąsiedztwo  Chiwy,  gdzie  na- 
reszcie umarł.  Synowie  jego  ze  swą  bandą,  złożoną 
z.  trzystu  ludzi  ^,  rabowali  Chiwińczyków ,  i  gdy  stali 

•  koczówką  po  nad  brzegami  trzech  rzeczek,  władzca 
Chiwy ,  chcąc  ich  poskromić  należycie ,  wyszedł  sam 
przeciwko  nim  z  wielką  siłą.  Banda^posłyszawszy  o  tym 
zamachu,  wysłała  kilkunastu  najrozumniejszych  i  naj- 
wymowniejszych ze  swoich  bijów,  którzy  ubrani  w  co 
mieli  najlepszego,  ruszyU  na  spotkanie  gniewnego  mo- 
carza. Gdy  ten  nadjechał,  zsiedli  z  koni  i  powitali  go 

1.  Ala-ałasza  i  trzystu  naczelników  rodzin,  figur"iĄ  także  w  opowiadania  ftiaman- 
taja.  (Str.  198.) 


Digitized  by 


Google 


10    SlIilRPNIA.  117 

lak  piękiiemi  słowy,  tak  długo  i  tak  wymownie  peroro- 
wali, że  Chiwińczyk ,  zachwycony  ich  krasomowstwem 
i  mądrością  ,  zawołał  :  «  A!  to  wy  nie  kazap,  ale 
kozaki J))  (nie  wichrzyciele,  łotry,  ale  dzielni  ludzie, 
bo  kozak  znaczy  tyle  co  tęgi,  zuch;  kiedy  się  kto 
łebsko  spisze,  mówi  się  :  a,  kozak!).  —  Ztąd  poszło 
nazwanie  Kozaków.  Ponieważ  zaś  znalazł  ich  koczują- 
cych nad  trzema  rzekami ,  powiedział  :  «  A ,  to  wy 
hordy:  wielka,  średnia  i  mała.  » — Ztąd  trzy  nazwy 
hord.  Chiwińczyk  miał  od  nich  wtedy  odebrać  dyplom 
tarchaństwa.  Późniśj  zaczęli  posuwać  się  dalój  i  długo 
koczowali  na  Turgajach ;  ale  gdy  się  rozrodzili  i  było 
im  ciasno,  ogarnęli  różne  strony  stepu,  wyciskając 
z  nich  Kałmuków.  Dziad  Kunanbaja  wykoczował  także 
z  Turgaju.  Jusun,  Argyn  i  Alczyn  byli  założycielami 
trzech  hord,  jako  ich  naczelnicy;  lecz  Jusun  szedł  od 
trzech  rzek  przez  Taszkinią  i  zatrzymał  się  w  Dżite-su. 

Przykład  rozgałęziania  się  rodów  kirgizkich,  można 
widzieć  w  tutejszych  włościach.  I  tak,  we  włości  Ku- 
czuk-Tobuklińskiej,  ród  Kuczuk ;  oddziały  jego  dwa  : 
Ajdos  i  Kajdos;  poddziały  w  pierwszym  :  1  Menis,  2  Ir-^. 
gyzbaj,  3  Topaj,  4  Torpaj,  5  Dżezy ge ;  poddziały  w  dru- 
gim :  1  Bokanczi,  2  Dżungubuł,  3  Bursak. 

Co  do  początku  sułtanów,  Kunanbaj  przytacza  dwie 
powieści.  Wedle  pierwszej,  był  chan,  potomek  Dżin- 
gischana,  Berdybek,  który  z  nieprawego  związku  z  ja- 
kąś dziewczyną,  miał  syna;  ten,  gdy  go  ojciec  odumarł 
małoletnim ,  zostawał  pod  opieką  jednego  bija ,  który 
zarządzał  państwem.  Chłopiec  przyszedłszy  do  lat  mło- 
.dzieńczych,  chciał  swego  opiekuna  zabić  i  sam  rządy 


Digitized  by 


Google 


2IH  WYJj^TKI    Z     UZIBNNIKA     PODRÓŻY. 

objąć,  dowodząc,  że  ma  prawo  do  tego  jako  następca ; 
ale  naród  oburzył  się  i  nie  pozwolił  na  to,  oświadczając 
jednak,  że  go  uzna  za  następcę,  jeśli  ma  trzy  znaki  na 
ciele,  jakie  miał  ojciec.  Znaleziono  tylko  znak  jeden; 
naród  wszakże  poprzestał  na  tśm  i  zrobił  go  chanem. 
Od  niego  poszli  sułtani ;  ale  nie  lubią  przypominać  so- 
bie tego  źródła  swego  rodu  tracącego  bękarctwem. 
Druga  powieść  opiewa,  że  był  u  Turkomanów  jakiś 
wróżbit  z  jednśm  okiem  na  łbie.  Ten ,  przyszedłszy 
nad  Amu-Daryą ,  przepowiedział  że  cóś  przypłynie  tą 
rzeką.  Jakoż,  towarzysze  stojący  obok  niego  ujrzeli 
wkrótce  domek,  który  woda  ku  nim  niosła.  Wróżbit 
zrobił  z  nimi  umowę ,  że  co  wewnątrz,  to  będzie  nale- 
żało do  niego,  a  co  zewnątrz,  to  do  nich.  Dla  otworze- 
nia tego  domku,  zamkniętego  jak  skrzynia,  ulał  ogro- 
mną kulę,  i  wystrzeliwszy  nią,  odbił  kilka  desek. 
Wyszła  śliczna  dziewczyna,  ale  w  żaden  sposób  nie 
chciała  powiedzieć  co  za  jedna,  i  oświadczyła,  że  da 
się  zabić,  a  nie  powie  kto  była.  Dostała  się  ona  później, 
w  zupełnym  stanie  niewinności ,  Kozakowi  Dombauł- 
IMirgieniowi,  i  z  tego  małżeństwa  począł  się  ród  sułtań- 
^ki.  Ta  powieść,  mająca  być  dawniejszą  od  pierwszej, 
;Łgadza  się  trochę  z  tem,  co  Dżamantaj  prawił  o  dziew- 
czynie w  złotój  skrzyni  *. 

Na  pytanie  moje  o  mogile  Edygi ,  Kunanbaj  rzekł : 
«  Był  on  z  rodu  Uzbeka,  i  pokłóciwszy  się  z  ojcem  Nu- 
rali-chana,  wyszedł  aż  nad  Kubań,  gdzie  był  jakiś  chan, 
%  którym  s^ebrawszy  wojsko,  szczęśliwie  wojował,  i  na- 


1.  Ob.  str.  IJłS. 


Digitized  by 


Google 


M-\i  SIERPNIA.  2\\) 

koniec  utworzył  sobie  państwo  między  Syr-Daryc,  lli^ 
i  Czujem.  » 


11  ticrpiiiu. 


Skończyliśmy  popis,  z  którego  się  okazało :  jurt  1 ,853, 
ludności  8,000,  koni  29,000,  bydła  2,000,  bara- 
nów 155,000.  Wypogodziło  się  zupełnie:  słońce  przy- 
grzewa; różne  owady,  osobliwie  jakieś  żuki  na  sześciu 
nogach,  z  długim  ostrym  ogonem,  wzdłuż  pręgowane 
czarno,  wyłażą  z  ziemi. 


t'i  biei^iuia. 


Wyjechaliśmy  o  3^^  po  południu.  Towarzyszył  nam 
z  orszakiem  Kirgizów  Kunanbaj,  który  miał  jakieś  in- 
teresa  do  załatwienia  u  Mumbetśj-Tobuklińców.  Upał 
był  tak  wielki ,  że  Wiktor  po  trzech  wiorstach  jazdy 
konnój,  schował  się  do  naszego  dyliżansu ;  ja  ledwie 
mogłem  utrzymać  się  na  koniu,  którego  cięgle  kąsały 
muszki ;  Kunanbaj  dostał  bicia  krwi  do  głowy,  i  gdyby 
nie  ocet  Wiktora,  który  na  jego  łeb  ogolony  i  nos  nie- 
przyzwyczajony  do  tego  spirytusu,  pierwszy  raz  spotka- 
nego w  życiu,  poskutkował  natychmiast,  byłby  został 


Digitized  by 


Google 


210  WVJjyTKI    z     DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

na  stepie.  Wiktor  wiiąi  go  z  sobą  do  arby  (jak  Kirgizy 
nazywają  nasz  powoź)  i  szczęśliwie  dowieźliśmy  do 
pierwszych  aułów  Mumbetej-Tobuklińców.  Przybywszy 
tu  wieczorem,  z  wielkióm  podziwieniem  znaleźliśmy 
siedm  jurt  wystawionych  dla  nas.  Przyczyną  tak  oka- 
załego przyjęcia  był  jakiś  Kirgiz,  który  przybiegłszy 
naprzód,  powiedział  że  jedzie  Wiktor,  a  z  nim  mnóstwo 
Rossyan.  Noc  była  tak  ciepła  żeśmy  spali  bez  żadnych 
dodatków  do  kołder. 


13  sierpnia. 


O  wschodzie  słońca  wyruszyliśmy  z  miejsca  i  poże- 
gnaliśmy właściwe  góry  Dżingistauskie.  Odtąd  prze- 
jeżdżaliśmy ciągle  wielkie,  kamieniste  doliny,  otoczone 
wdali  nieznanemi  wzgórzami.  Widać  tu  nieco  więcej 
karagajniku,  gdzie  niegdzie  trzmielina,  trawa  trochę 
większa.  W  jednem  miejscu  ukazała  się  nawet  zielona 
oaza,  przypominająca  sybirskie  gry  wy,  która  razem 
przypomniała  mi  iszymskie  czasy  i  nasze  polowania. 
Jak  na  domiar  tego,  zerwała  się  przepiórka  i  przele- 
ciała przed  samym  nosem  mojego  konia;  skowronki 
czarne  ulatywały  nad  głowami  naszemi. 

O  H^J  spotkała  nas  arystokracya  mumbetśj-tobukliń- 
ska,  a  nareszcie  zostaliśmy  powitani  przez  samego  wo- 
łostnego  uprawę,  sułtana  Czołkonbaja,  który  wystawił 
dla  nas  pyszną  jurtę,  z  drzwiami  obitemi  czerwonem 


Digitized  by 


Google 


13    SIERPNIA.  221 

suknem  i  ubronzowanćrrii  w  guście  kirgizkim.  Nadzwy- 
czajnie zmęczeni  jazcl^  w  upal,  mieliśmy  słodką  nadzieję, 
po  odbytej  audyencyi  Kirgizów,  odpocząć  sobie  mile ; 
ale  zaledwieśmy  zdrzemali  pól  godziny,  zbudził  nas 
wiatr  gęsty  i  gorący,  cóś  niby  sirocco,  który  przytćm 
tak  trząsł  jurtą,  że  ledwie  się  utrzymała  na  nogach. 

'Miejsce  gdzie  jesteśmy  nazywa  się  Ak-basz-tau,  od 
góry  tegoż  nazwiska,  stojącój  osobno  od  gór  okolicz- 
nych i  złożonej  całkiem  z  białych ,  nagich  głazów,  na 
których  tylko  tu  i  ówdzie  zielenieje  krzak  karagajniku. 

Chachjów  mi  mówił,  że  znajduje  się  w  stepie  góra 
zwana  Dul-dul,  na  którą  niegdyś  wyjeżdżał  prorok 
kirgizki  na  swym  ognistym  rumaku ,  i  stanąwszy  na 
kamieniu,  przepowiadał  przyszłość.  Kamień  dotąd  ma 
na  sobie  wycisk  kopyta  końskiego.  Prorok  miał  jakoby 
nazywać  się  Azret-sułtan. 

Bogatsi  Kirgizy  odsyłają  do  Azretu  zwłoki,  a  czasem 
nawet  kawałek  ciała  swych  krewnych.  Tak,  dzieci  sła- 
wnego Czona,  w  bajanaulskim  okręgu,  wyrżnęli  część 
ciała  z  nogi  jego,  i  obwinąwszy  w  kosztowne  materye, 
wyprawili  do  Azretu,  dla  złożenia  obok  zwłok  ich  świę- 
tych. Ma  się  rozumieć,  że  towarzyszyła  temu  znakomita 
ofiara  dla  stróżów  świętego  miejsca. 

Ów  Czon  był  wielki  człowiek,  acz  nie  sułtan.  Żył  on 
w  ostatnich  czasach  przed  wprowadzeniem  rossyjskich 
rządów  do  jego  kraju.  Rozumem,  sprawiedliwością  i 
energią  duszy  nabył  u  swoich  takiego  znaczenia ,  że 
miał  większą  władzę  niż  gdyby  był  chanem.  Karał 
przestępnych,  często  nawet  śmiercią,  i  niekiedy  okru- 
tną ,  bo  roztarganiem  przez  dzikie  konie.  O  nim  jest 


Digitized  by 


Google 


222  WYJĄTKI     Z     DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

podanie,  że  kiedy  jeden  ojciec  skarżył  się  na  Kirgiza, 
który  jakoby  zgwałcił  mu  córkę,  wezwał  on  obwinio- 
nego i  dziewczynę,  a  dawszy  pierwszemu  długi *nóż^ 
drugiej  zaś  pocliwę  od  noża,  kazał  żeby  ten  starał  się 
włożyć  nóż  w  pocłiwę,  kiedy  ta  będzie  ni^  wywijała 
na  wszystkie  strony.  Gdy  Kirgiz  nie  mógł  swego  do- 
kazać,  stepowy  Solon  uznał  go  niewinnym ,  a  starego , 
po  moralnej  i  fizycznej  nauce,  odprawił  z  niczóm. 


14  8*v]>nia. 


Kunanbaj  zakrawa  nieco  na  fałszywego  braciszka : 
wydał  nam  wielu  bogatszycfi  Kirgizów,  którzy  poukry- 
wali swoje  koniki  i  barany.  Daliby  oni  jemu  pfeferu , 
gdyby  wiedzieli  kto  nam  pomógł  odkryć  prawdę,  czyli 
raczćj  zbliżyć  się  do  prawdy. 

Kirgizy  na  dwie  części  dziele  swe  bydło  :  białe  (ak- 
mal)  i  czarne  (kara-mal).  Do  pierwszej  należy  tylko 
koń;  do  drugiej  wielbłąd  i  wszystkie  stworzenia  do- 
mowe, które  na  zimę  zapędzają  do  zagród.  Koń  za- 
wsze zostaje  pod  otwartym  niebem ,  wyjąwszy  jeśli . 
jest  wielkiój  ceny  i  bardzo  idzie  o  to  żeby  go  nie  skra- 
dziono; a  wtedy  już  nie  chlew,  ale  jurta  samego  pana 
służy  mu  za  schronienie. 

•  Pies,  jako  aram  (nieczysty)  nie  ma  prawa  wchodzić 
do  jurty;  jeśli  to  wszakże  chart,  i  doskonały,  który 
sprawuje  swemu  panu  rozrywkę  i  łapie  lisy,  wtedy  on 


Digitized  by 


Google 


14    SIERPNIA.  223 

nie  odda  go  ani  za  dziesięć  koni,  trzyma  w  jurcie  i 
nawet  spi  z  nim  razem.  Taki  przykład  starcia  plamy 
psićj  nieczystości  przez  psią  zasługę,  widzieliśmy  u 
sułtana  Usmana  w  Dzite-su. 

Włosy  związane  w  plecionkę  i  wiszące  po  bokach 
głowy,  oznaczają  ukocłiane  dziecko —  Beniaminka. 
Małemu  rodzice  je  zaplatają;  a  później,  chociaż  już  i 
podrośnie,  nosi  ten  znak  szczególnej  miłości  rodziciel- 
skiej. Był  u  nas  dzisiaj  chłopiec,  mający  lat  około 
dwudziestu,  z  takiemi  długiómi  kosami  na  głowie. 

Znowu  ślad  roboty  naszego  poprzednika,  który  przy 
popisie  równie  nie  żałował  kamczy  jak  pióra.  Jednemu 
Kirgizowi,  odwołującemu  się  do  świadectwa  całój  wło- 
ści, że  nic  nie  ma,  Wiktor  pokazał  rejestr  i  rzekł :  «  Jakże 
nic  nie  masz,  kiedy  tu  stoi  sztuk  ośmdziesiąt?  »  —  «  Ja 
miałem  nie  ośmdziesiąt  ale  czterysta,  tylko  wtedy  gdyś 
się  ty  jeszcze  nie  był  urodził  —  odpowiedział  z  wes- 
tchnieniem ;  —  dziś  mam  tylko  psa,  mego  towarzysza, 
i  ten  kij  na  którym  się  wspieram.  )> 

Pomiędzy  bi^dniejszśmi  Kirgizami ,  jeżeli  ojciec  fa- 
milii umrze ,  pozostała  żona  z  niedorosłą  dziatwą  naj- 
częściój  przychodzi  do  zupełnój  nędzy;  a  jeśli  jeszcze 
ospa,  lub  inna  choroba  wkradnie  się  do  jurty,  cała  ro- 
dzina bez  pomocy  i  wsparcia  wymiera  co  do  nogi. 
Często  się  zdarza^  że  na  wspomnienie  jakiego  nazwiska, 
starszyna  odpowiada :  «  Ani  prochu  jego  nie  pozostało; 
umrit,  probal  (umarł,  przepadł),  i  miejsca  już  po  nim 
nie  znać.  » 

Kirgizy,  bogatsi  nawet,  niezmiernie  rujnują  się  na 
pominki.  Kunanbaj,  naprzykład,  ceni  swój  ostatni  ob- 


Digitized  by 


Google 


««4  WYJĄTKI    Z     DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

chód  po  Śmierci  brata  na  200  koni.  Zarżnął  bowiem 
63  koni  i  200  baranów,  a  co  kosztowały  pryzy  pod- 
czas bajgi,  ile  wyszło  cukru, -herbaty,  ryżu,  tego  i  obU- 
czyć  ściśle  nie  może. 

Przyszedł  do  nas  ubogi  Kirgiz  prosić  o  jałmużnę. 
Wiktor  powiedział  na  to ,  że  sam  będąc  u  Kirgizów  i 
zjadając  ich  barany,  nie  ma  co  mu  dać  —  chyba  ku- 
mysu ,  jeśli  chce ,  ale  z  tym  warunkiem ,  żeby  wypił 
cztćry  drewniane  czasze;  chciał  bowiem  wypróbować, 
ile  tśż  może  wypić  Kirgiz,  pospolicie  chciwy  na  wszelki 
pokarm  i  napój,  gdy  się  mu  okoliczność  zdarza  zaspo- 
koić głód  lub  pragnienie.  Kirgiz  nasz ,  niziutkim  aż  do 
ziemi  kułdukiem  podziękował  za  propozycyą  i  łapczy- 
wie począł  łykać  kobyli  truhek.  Duszkiem  wychylił  trzy 
czaszie,  ale  zatrzymał  się  przed  czwartą,  i  wielokrotnym 
«  kułduk ,  ałdża ,  taksyr  »  wypraszał  się  od  hojności 
pańskiój.  Na  nasze  nalegania,  pił  resztę  z  widocznym 
wstrętem,  spełnił  jednak  warunek  co  do  joty.  Poczę- 
stowaliśmy go  późniój  w  nagrodę  parą  kości  baraniny, 
które  tak  ogryzł  jak  żadenby  pies  nie  potrafił. 


15  sierpnia. 


Wstawszy  rano  ^  chodziłem  na  górę  białą  i  postrze- 
głem,  że  jest  alabastrową.  W  szczelinach  rozscieła  się 
jałowiec^  ale  nie  taki  jak  u  nas.  Gdzie  niegdzie  astry, 
dzwonki  i  karagajnik.  Ztąd  o  cztćry  noce,  tojest  że 


Digitized  by 


Google 


45    SIERPNIA.  22^ 

trzeba  cztery  razy  przenocować  żeby  tam*  dojechać, 
leży  Bałchasz.  Niedaleko  od  naszego  stanowiska  maj^ 
się  poczynać  równiny  ciągnące  się  aż  do  Bałchasza. 

W  czasie  popisu  przyszedł  młody  jeden  Kirgiz,  i 
wyprężywszy  się  jak  struna,  zdjął  arakczyn  z  głowy  : 
wszyscy  się  zaśmieli,  a  sułtan  Czołkonbaj  rzekł  do 
niego :  «  Widać  żeś  niedawno  przybył  z  za  Irtysza ; 
musieli  cię  Rossyanie  nauczyć  zdejmować  czapkę  i  wy- 
ciągać się  po  sołdacku.  » 

Wielką  znajdujemy  różnicę  w  tutejszej  włości  od 
Kuczuk-tobukliiiskićj.  Tam,  jeśli  który  łgał,  Kunanbaj 
rzekł  słowo  i  zamknął  mu  usta ;  kiedyśmy  jedli,  wszy- 
scy wycłiodzili  prócz  niego  :  tu,  powaga  młodego  Czoł- 
konbaja  nie  ma  takiego  wpływu,  a  wszyscy,  potrzebni 
czy  niepotrzebni,  napełniają  naszą  jurtę.  Wielu  między 
nimi  w  ozdoł)nych  i  kosztownycti  chałatach  tybetań- 
skich :  widać  że  zamożniejsi  od  Kuczuków,  mianowicie 
aja  guzki  eh.  Lenistwo  i  przyzwyczajenie  do  próżniactwa 
w  niektórych  szczególniejszej  jest  mocy.  Zauważaliśmy 
pewnego  mułłę,  człowieka  mającego  żonę,  dzieci,  go- 
spodarstwo, który  od  rana  do  nocy,  nic  nawet  nie 
mówiąc,  siedzi  u  nas,  chociaż  jeszcze  pierwszego  dnia 
bydło  jego  zapisano.  Natłok  ciągły,  pomimo  odsłonio- 
nego  tunduka,  otwartych  drzwi  i  podniesionych  wojło- 
ków, sprawił  taką  zaduchę  i  nieznośną  woń,  prawdzi- 
wie kirgizką,  że  aż  się  nam  mgło  zrobiło.  Musieliśmy 
wyprosić  natrętnych  gości,  i  zostawiwszy  samą  arysto- 
kracyą  urzędową,  po  jednemu  wpuszczać  potrzebnych. 

Między  Mumbetej  i  Kuczuk  Tobuklińcami  zachodzi 
jakaś  niechęć,  usuwająca  na  bok  same  nawet  prawa 

15 


Digitized  by 


Google 


226  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA.   PODRÓŻY. 

gościnności,  nakazanśj  w  Koranie.  Przybyli  z  Kunan- 
bajem  musz^  nocować  na  dworze,  gdzie  do  późna  przy 
ogniu  głośno  gawędzą;  nie  poczc^owano  ich. ani  ka- 
wałkiem  baraniny  :  Kunanbaj  musiał  kupić  dla  nich 
barana  na  obiad.  Kiedy  zajadali  go,  a  miejscowi  pod- 
chodzili do  nich  patrzeć  na  biesiadę,  ci  łajali  ich  wy- 
rzucając im  niegodziw^ość  i  mówiąc  :  «  Przyjdźcie  do 
nas,  a  zobaczycie  czy  pożałujemy  kawałka  mięsa.  » 
Obowiązki  gościnności  wyprowadzają  Kirgizy  z  nastę- 
pnego zdarzenia.  Do  jakiegoś  proroka,  imieniem  Ibra- 
hima,  przyszedł  gość  łaknący,  a  on  go  przepędził.  Bóg 
pokazał  się  Ibrahimowi  i  rzekł :  jeśli  go  nie  nakarmisz, 
będziesz  przeklęty.  Prorok  przelękniony,  pobiegł  za 
głodnym  owym  gościem  i  błagał  go  aby  wrócił,  ofia- 
rując się  wieźć  go  na  swoim  wielbłądzie,  nieść  nawet 
na  swoich  barkach,  byle  tylko  przyjął  n  niego  biesiadę 
i  dał  mu  przez  to  sposobność  zgładzić  winę ;  ale  gość 
nie  chciał  wrócić  i  poszedł  dalej.  Gdyśmy  tę  legendę 
cytowali  Czołkonbajowi ,  on  z  niegościnności  swej 
względem  Kuczuk-Tobuklińców  tłumaczył  się  tśm,  że 
cała  jurta  jego  napełniona  teraz  krewnymi,  i  nie  wy- 
starczyło mu  nawet  wojłoków  na  podesłanie  dla  nich* 
Tłumaczenie  się  byłoby  nie  złe,  gdyby  sąsiedzi  Kuczuki 
nie  musieli  żywić  się  kupionym  baranem. 

Kunanbaj,  jestto  czysto  machina  do  mówienia,  ze- 
gar, który  wtenczas  tylko  nie  idzie,  kiedy  nie  nakrę- 
cony. Zaledwie  się  zbudzi,  puszcza  swój  język  w  ruch 
i  gada  bezustannie  póki  nie  zaśnie.  Kirgizy  co  chwila 
przychodzą  do  niego  po  radę,  a  on  jak  wyrocznia  jaka 
prawi  ze  swego  trójnoga,  często  podparłszy  się  w  boki ; 


Digitized  by 


Google 


15  SIERPNIA.  jil27 

co  trzy  słowa  cytuje  Szerygat,  a  pamięć  ma  tak  wielką, 
że  wszystkie  ukazy  i  rozporządzenia  rządovye  przytacza 
jak  gdyby  czytał  z  książki. 

Bąkany  służące  do  podpierania  czeharaku,  stają  się 
straszną  bronią  w  ręku  kobiót  w  czasie  napadu  na 
jurty.  Z  krzykiem  Meger  i  Furyi,  wypadają  one  z  ba- 
kanami  przeciwko  napastnikom,  i  śmielej  się  bronią 
niżeli  mężczyźni.  Często  rzucają  swe  dzieci  pod  nogi  ich 
koniom ,  lub  nadstawiają  je  pod  ciosy,  dla  obudzenia 
miłosierdzia ;  niekiedy  zasłoniwszy  niemi  swe  piersi, 
same  zadają  razy.  Jeśli  napastnicy  uprowadzają  wiel- 
błądy, uczepiają  się  ich  szyi  i  tak  wiszą  przez  kilka 
wiorst  drogi ,  wrzeszcząc ,  klnąc  i  błagając  q  zwrot 
własności.  Widział  to  sam  Wiktor  w  czasie  przygoto- 
wań do  chiwińskiej  wyprawy.  Gdy  im  oddano  zabra- 
nego wielbłąda,  całowały  go  z  radości,  a  na  znak  ukon- 
tentowania chwytały  do  gęby  ziemię  i  jadły,  dziękując 
ze  łzami  i  z  załamanemi  nad  głową  rękami  wykrzyku- 
jąc swoje  kułduk.  Sądny  to  ma  być  dzień,  Jciedy  Kir- 
gizy  wpadają  na  jurty,  łamią  je,  tłuką  wszelkie  naczy- 
nia i  wszystko  w  pień  wycinają.  Skoro  jeden  złapie 
rzecz  jaką,  a  drugi  jest  tego  świadkiem,  zaraz  dopo- 
mina sii?  o  podział  zdobyczy ;  zawiązuje  się  ztąd  spór, 
który  zwykle  kończy  się  na  tem,  że  najpiękniejszy 
chałat  lub  dywan  rozdzierają  po  połowie.  Jeśli  w  którój 
jurcie  zdarzy  się  widzieć  część  rozciętego  dywanu,  to 
pewno  łup  z  baran  ty. 

Straszne  też  bywają  widowiska  pożaru  od  ognia  za- 
puszczonego w  suche  trawy  stepu.  Płomie  częstokroć 
ogarnia  jurty  tak  szybko,' źe  nic  uratować  niepodobna. 


Digitized  by 


Godgle 


228  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

ledwie  dorośli  ludzie  umknąć  mogj,  a  niemało  dzieci 
pada  ofiarą. 

Przypomniałem  sobie,  że  to  dziś  wielkie  u  nas  święto, 
i  że  w  ten  dzień  1812  roku  byłem  w  Słucku,  kiedy 
obcliodzono  imieniny  tego,  co  inaczój  i  silniej  niż 
Dzingischan  wstrząsał  światem.  Ach,  jakto  już  dawno! 
Jednak  wszystko  mi  najwyraźniej  stanęło  w  pamięci  : 
i  żołnierze  polscy  z  francuzkimi  w  kościele  —  i  komen- 
dant Laroclie  —  i  kazanie  księdza  Dominikana  —  i  bal 
z  którego  wyjechaliśmy  spiesznie  do  domu,  bo  nadeszła 
wieść,  że  Hertel  zbliża  się  ku  Słuckowi. 

Przypomniałem  także,  że  dziś  rocznica  dnia,  kiedy 
w  1839  roku  byłem  z  Gustawem  na  stepie  w  okolicach 
Iszymu  i  zachwyciła  nas  okropna  burza.  Straszna  to 
była  noc  !  Dotąd  mi  jeszcze  na  jśj  wspomnienie  grzmi 
w  uszach,  i  zdaje  się  że  czuję  ciekące  po  twarzy  stru- 
mienie wody  z  błotem  ziemi  pokrywającej  izhuszkę 
Sybirską,  w  którćj  znaleźliśmy  niby  schronienie.  Dziś, 
mój  dawny  towarzysz  wygnania  i  polowania,  śpi  za- 
pewne spokojnie  przy  miłej  małżonce,  a  ja  tułacz  po 
bezdrożnych  stepach ,  kiedyż  złożę  moją  głowę  pod 
rodzinnym  dachem ! . . . 

Pisałem  do  Januarego  i  do  Gustawa. 


Digitized  by 


Google 


LISTY    ZB    STEPÓW.  229 


XVII 


Ak-basz-tau,  15  sierpnia.  (Do  brata.) 


W  przeszłym  liście  pisanym  z  Kurnynboj,  uskarża- 
łem się  na  srogie  zimno,  które  mię  napełniało  obawę, 
rycliłego  zobaczenia  zimy.  Obawa  ta,  jak  się  pokazało, 
była  zbyteczne,  :  zimno  owo  musiało  być  tylko  skut- 
kiem gradu  i  kilkodniowśj  słoty  przy  północnym  wie- 
trze; po  ustaniu  jój  bowiem,  mieliśmy  znowu  stra- 
szliwy upał  i  dziś  cieszymy  jsię  jak  najpiękniejsze  po- 
godę. Noce  nawet  tak  ciepłe,  że  sypiamy  tylko  pod 
kołdrami.    . 

Trzeci  dzień  stoimy  u  stóp  alabastrowej  góry,  zwa- 
nej Ak-basz-tau,  przy  źródle  wybornśj  wody ;  lecz  tu 
kres  już  gór,  który cłi  tyle  zwiedziliśmy  —  i  co  gorsza 
—  dobrych  wód.  Odtęd  spuszczamy  się  na  płaszczyzny 


Digitized  by 


Google 


230  LISTY    ZK    STEPÓW. 

nieobjęte  okiem  i  w  smutnej  perspektywie  mamy  słone 
źródła,  słone  jeziora  i  słone  rzeki.  Herbatę  zastąpi 
bulion.  Nie  wielka  to  byłaby  jeszcze  bieda,  gdyby  był 
do  niego  kawałek  chleba ;  ale  jestto  specyał,  o  którym 
nam  wolno  tylko  marzyć  jak  o  migdałacli  niebie- 
skich. 

Dowiedziałem  się  tutaj  dopiero,  na  jak  nizkim  sto- 
pniu stoi  u  Kirgizów  płeć  piękna.  W  liczbie  mężczyzn 
przybyłych  do  naszego  aułu  dla  popisu  ludności,  przy- 
była także  i  jedna  kobieta  w  zastępstwie  swego  chorego 
męża  i  pana.  Biódne  to  stworzenie  wszedłszy  do  jurty, 
ma  się  rozumieć  z  kamczą  w  ręku,  siadło  skromnie 
w  najgłębszym  zakętku.  Kiedy  podano  nam  herbatę  i 
cała  arystokracya  obsiadła  dokoła  nasze  chińskie  fili- 
żanki, poglądając  łakomie  na  ulubiony  napój,  powie- 
działem Wiktorowi,  czy  nie  wypadałoby  poczęstować 
damę  ?  —  A !  broń  Boże !  —  odpowiedział  —  obrazi- 
liby się  śmiertelnie  ci  wszyscy,  których  nie  poczęsto- 
wałem. (Nie  wszystkich  zaś  można  częstować,  bo- 
znowu  obraziłaby  się  starszyzna^  gdyby  to  odznaczenie 
i  plebs  spotkało).  —  Alboż  to  bydło  siedzące  koło 
drzwi  ma  się  za  cóś  lepszego  od  tej  cichej  kobićciny? 
—  Czyliż  nie  wiesz  jeszcze  —  odrzekł  —  że  u  nich 
kobićta  niżój  stoi  niżeli  koń  ?  —  Jakto !  zawołałem.  — 
A  tak ;  Kirgizy  w  następującym  porządku  kładą  stwo- 
rzenia Boże  :  naprzód  człowiek,  po  człowieku,  koń,  po 
koniu  kobieta,  a  dalćj  wielbłąd,  krowa,  owca,  koza  i 
nakoniec  najnieszczęśliwszy  pies.  —  Niebardzo  chcia- 
łem wierzyć  w  ten  szczególny  'porządek ,  ale  zapytani 
przezemnie  pów&żniejsi  z  Kirgizów  potwierdzili  w  zu* 


Digitized  by 


Google 


LIST    SIEDEMNASTY.  i^3l 

pełności  prawdę  słów  mego  towarzysza,  z  tym  jeszcze 
dodatkiem,  źe  prędzój  gotowi  oddać  dziewczynę  niż 
dobrego  konia.  Niecłi  i  tak  będzie;  ale  co  na  to  po- 
wiedziałaby pani  Sand  czy  Dudevant?  Tymczasem 
powinszuj  twojej  żonie,  że  się  nie  urodziła  w  kirgizkim 
stepie. 

List  do  Gustawa  przeszlij.  . 


Digitized  by 


Google 


232  LISTT    ZE    STEPÓW. 


XVIII 


Ak-tMSz-tan,  15  sierpnia.  (Do  G.  Z.) 


Kochany  Gustawie !  Po  trudach  całodziennej  pracy, 
poświęcono]  hczeniu ,  zapisywaniu  i  dodawaniu  kir- 
gizkichkoni,  bydła  i  owiec,  rzuciłem  się  zmęczony  na 
moje  stepowe  łoże  i  wsparłszy  głowę  o  poduszkę  sio- 
dła, już,  już  miałem  usnjć  snem  sybirskich  wieśnia- 
ków, którzy,  jak  wiesz,  śpią  gdyby  zabici,  gdy  w  tem 
odezwał  się  wdali  głos  pastuchów ,  pihiujęcych  stada 
koni  naszego  sułtana  Czołkonbaja.  Głos  ten  przywiódł 
mi  na  myśl  twoje  rymy  : 

O  dziwna  nuto  pieśni  kirgizkiój  I... 
Melancholijna  —  jak  te  płaszczyzny ; 
Dzika  —  jak  krwawej  zemsty  pociski ; 
Rzewna  —  jak  tęskność  do  pól  ojczyzny,  i  t.  d. 

Niepodobna  było  spać ;  bo  i  nuta  kirgizka  i  wspo- 

Digitized  by  VjOOQ IC 


LIST    OŚMNASTY.  .  )233 

mnienia  o  tobie,  jakby  iskr^  elektryczna  wstrząsnęły 
wszystkie  moje  nerwy. 

Noc  —  w  swe  gwiaździste  skryła  kotary 
Uśpioną  ziemię... 

Towarzysz  mój  złamany  trudem  ; 

...  wysilony 
Jak  spadłój  bryły  bezwładne  brzemię, 
Całym  ciężarem  gruchnął  o  ziemią. 

«  W  jurcie  nastało  głuctie  milczenie.  »  Korzystając 
z  tej  uroczystej  i  poetycznej  ciszy,  wstałem  i  zapaliw- 
szy cygaro,  wziąłem  w  rękę  twego  Kirgiza^  który  w 
niedostatku  pułek  leżał  zatknięty  za  kieregi,  obok  mycłi 
pistoletów,  kamczy  i  ctiińskiej  czapki ;  lecz  jakże  przy- 
jemne dla  mnie  było  zdziwienie ,  kiedy  na  widok  wy- 
razów skreślonych  twojem  piórem  na  poczętkowśj 
stronicy  :  «  Na  pamiątkę  nocy  15  sierpnia  1839  roku 
i  t.  d.  »  przypomniałem  sobie,  że  dziś  właśnie  rocznica 
owśj  strasznój  i  pamiętnej  nocy  na  Burłakcwym  stepie,* 
którąśmy  ledwie  nie  przypłacili  życiem,  a  przynajmniej 
zdrowiem. 

To  wspomnienie  doreszty  odpędziło  mój  sen,  jak 
silny  podmucti  wiatru  chmurę  natrętnych  komarów : 
chwyciłem  pióro  zapisujące  przed  godziną  jeszcze 
dżiłke,  syir,  koj  —  i  oto  masz  list  niespodziewany  z  Ak- 
basz-tau. 

Lecz  ponieważ  w  okularach  nawet  na  nosie,  próżno- 
byś  szukał  na  karlach  waszych  uczonych  jeografów, 
mojego  Ak-basz-tau,  muszę  ci  powiedzieć  :  że  to  miej- 


Digitized  by 


Google 


234  LISTY    ZE    STEPÓW. 

sce  leży  \y  kirgizkim  stepie  Średniej  Hordy,  w  karka- 
ralińskim  okręgu,  w  pobliżu  gór  Dżingistauskich ;  a  że 
nie  jesteś  Mitrydatem,  ani  Mezzofantim,  mam  sobie  za 
obowiązek  objaśnić  :  iż  Ak-basz-tau  znaczy  dosłownie, 
biało-głowa-góra  ;  i  wistocie  nie  można  było  właści- 
wiej nazwać  olbrzymiej  masy  alabastru  panującej  nad 
rozległą  równiną,  chociaż  nikt  z  tutejszycłi  nomadów 
nie  wie,  że  to  jest  i  co  jest  alabastr. 

Wątpię  liawet,  azali  sam  Dzingischan,  którego  pa- 
mięć została  w  tych  stronach  jak  odgłos  dalekiego 
gromu,  bieglejszym  był  w  nauce  mineralogii,  niżeli 
dzisiejsi  Kirgizy,  których  sułtani  dumnie  ród  swój 
wywodzą  od  niego.  Nie  widać  bowiem  żadnych  kopalni 
świadczących  o  użytku,  jaki  dawne  wieki  mogły  mieć 
z  tej  góry.  Władca  Azyi,  zamiast  ruin  alabastrowego 
pałacu,  pozostawił  tylko  po  sobie  na  górze  Chan-Dzin- 
gis  ślady  ośmiu  spróchniałych  belek  z  wysokićj  wieży, 
na  której  szczyt  wstępował  w  chwilach  swych  zabor- 
,czych  przedsięwzięć,  i  tam,  zamknięty  przez  dni  sie- 
dem lub  ośni,  modlił  się  i  naradzał,  niewiadonw)  z  Bo- 
giem czy  szatanem,  iść  czy  nie,  na  wojnę  przeciwko 
jakiemu  narodowi. 

Historya  wraz  z  tobą  zaśmieje  się  może  z  autenty- 
czności moich  Dzingischańskich  belek ;  lecz  ja,  com 
zwiedzał  rzymską  grotę,  w  której  stary  Numa  schodził 
się  z  młodą  nimfą  Egeryą  dla  politycznych  narad,  i 
wierzyłem  w  prawdziwość  poetycznego  podania,  całśm 
sercem  przykładam  wiarę  do  słów  kirgizkiego  bija 
Kunanbaja,  który  onegdaj  opov/iadał  mi  o  tśj  wieży. 

W  tśj  chwili   ponad  otwartym   czeharakiem    mój 


Digitized  by 


Google 


LIST    OŚMNASTY.  235 

jurty  przesuwa  się  zwolna  księżyc ;  na  Drodze  Płasi4j 
błyszczą  gwiazdy  ogniem  dyamentów ;  lekko  -  chłodne 
powietrze  nocy  napełnia  atmosferę ;  cały  auł  śpi  we 
śnie  głębokim;  ucicha  nawet  psów  szczekanie...  Poe- 
tyczna, Szekspirowska  chwila !...  Czuję  to  i  żałuję,  że 
nie  mogę  dłużój  pogawędzić  z  tobą ;  lecz  sen  morzy, 
jutro  rano  trzeba  wsiąść  na  koń  (adłau!)  :  więc  wybacz 
i  bądź  zdrów. 


Digitized  by 


Google 


236  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 


16   81611)1118. 


Młody  nasz  sułtan  przyszedł  dziś  ze  skargą,  że  pra- 
wie wszystkie  jego  auły  odkoczowały,  i  prosił  o  koza- 
ków żeby  je  nazad  sprowadzić.  Taka  to  jego  władza ! 

Odmiana  powietrza,  zabierającego  się  z  pogody  na 
deszcz,  sprawiła  mi  jakąś  ociężałość  w  całem  ciele ; 
dla  rozruszania  się  po  kilku  dniach  siedzenia,  wziąłem 
strzelbę  i  poszedłem  z  biegiem  strumyka  wypływają- 
cego zpod  alabastrowej  góry  i  rozlewającego  swe  wody 
po  dolinie  zarosłej  osoką.  Jakież  było  moje  zdziwienie, 
kiedy  zaledwie  stąpiłem  na  grzązką  łąkę,  wyrwał  się 
krzyk...,  za  nim  drugi-  trzeci,  dziesiąty...  Paf!  do 
jednego,  paf !  do  drugiego  :  krzyki  moje  poleciały  z 
krzykiem.  Wtedy  dopiero  przypomniałem  sobie ,  że 
jedna  rurka  była  nabita  kulą  przeznaczoną  niegdyś  dla 
tygrysa,  a  druga  szrotem  grubym  jak  na  wilka.  Da- 
wniej gniewałbym  się  na  siebie  i  na  strzelbę ;  ale  teraz 
przyszła  mi^natychmiast  do  głowy  uwaga,  że  choćbym 
miał  szrót  stosowny  i  ubił  nawet  tuzin  krzyków,  cóż- 
bym  z  nićmi  robił?  Ani  komu  i  jak  ich  upiec,  ani  z 
czem  jeść  :  kucharza,  masła  i  chleba  nie  mamy. 

Czołkonbaj  choć  jeszcze  nie  skończył  dwudziestu 
pięciu  lat,  ma  już  trzy  żony;  dzieci  jednak  małó^  bo  te 
biedne  stworzenia,  bez  starannego  pielęgnowania,  naj- 
częściej tu  w  początku  życia  umierają.  Kiedym  powie- 


Digitized  by 


Google 


16   SIERPNIA.  i^l 

dział  Wiktorowi,  że  Czołkonbaj  trzyma  zapewne  ten 
harem  dla  pompy,  jako  bogatszy  od  drugich  i  sułtan 
—  «  gdzie  tam  !  —  odrzekł  r —  dla  usługi.  Ktoby  mu 
doił  krowy  i  chodził  koło  domowego  gospodarstwa? 
Czyliż  nie  widzisz,  że  oni  nie  lubią  sług  najmować,  a 
jeśli  jaka  biedna  kobieta  służy  u  nich  dlatego  tylko 
żeby  z  głodu  nie  umrzeć,  to  gorzój  od  psa  utrzy- 
mana. » 

Wytoczyła  się  przed  Wiktora  sprawa  szczególniej- 
szego rodzaju.  Od  lat  kilku  znajduje  się  w  tutejszym 
okręgu  stary  Taszkiniec,  Chodża,  który  przyniósłszy 
z  Azretu  różne  świętości,  za  wiedzą  starszego  sułtana, 
sprawował  swoją  professyą  :  jednych  przeklinał,  dru- 
gich błogosławił ;  tym  czytał  modlitwy,  innym  rozda- 
wał poświęcone  talizmany  —  i  dobrze  mu  się  z  tćm 
działo,  bo  miewał  różne  chapcydensiki  od  Kirgizów, 
zwłaszcza  gdy  jego  wziętość  urosła  niezmiernie ,  kiedy 
obrażony  przez  jednego  Kirgiza,  zatrzymał  mu  język 
w  gębie,  tak  że  ten  od  trzech  już  lat  ani  słowa  pisnąć 
nie  może.  Tymczasem  dwóch  innych  szarlatanów 
przywędrowało  z  Taszkinii,  i  z  Keranem  w  ręku,  z  za- 
pasem świętości  azretskich,  poczęło  krążyć  w  okolicy 
i  dań  pobierać.  Dowiedziawszy  się  o  tćmnasz  Chodża, 
mianujący  się  potomkiem  samego  Azret-sułtana  (świę- 
tego taszkińskiego)  ,  pośpieszył  z  drugiego  końca 
okręgu  przeciwko  swym  współzawodnikom  i  tu  właśnie 
spotkał  się  z  nimi.  Skoro  tylko  ich  ujrzała  począł  łajać 
i  wyrzucać  im,  że  są  włóczęgi,  że  przywłaszczają  sobie 
prawo...  okpiwania  Kirgizów.  Starszy  z  przychodniów, 
zniecierpliwiony  napaścią,  dobył  z  worka  Keran  i  pal- 


Digitized-by 


Google 


238  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

njł  nim  w  łeb  potomka  Azret-sułlana,  a  w  dodatku 
porwał  go  za  brodę.  Ten  ostatni  plunął  na  jego  Keran 
i  jak  mógł  sędziwą  swą  pięścią  odpłacał  za  zniewagę. 
Wszczął  się  krzyk  straszliwy  na  przyległym  wzgórzu, 
powiększony  wrzawą  Kirgizów  otaczających  plac  boju. 
Nie  wiem  na  czćmby  się  to  skończyło,  gdybyśmy  nie 
posłali  przywołać  strony  sporne  przed  nasz  areopag. 
Tu  dopiero,  żałujący  i  obżałowani  zabrali  razem  głosy. 
Kiedy  starszy  z  wędrowców  wykładał  swoją  rzecz  sło- 
wami, młodszy  tymczasem  rozwijał  i  ciągle  pokazywał 
jakieś  sążniste  pismo.  Po  długim  zgiełku,  Wiktor  kazał 
dwócłi  nowycłi  Chodżów  wziąść  pod  areszt,  jako  pra- 
ktykujących ł>ez  pozwolenia  od  nąiejscowej  władzy  i 
winnych  pokrzywdzenia  starego  Chodży,  który  urado- 
wany tym  wyrokiem,  zaraz  sobie  pojechał  modlić  się, 
i  zapewne  przeklinać  swoich  przeciwników. 

Gdy  się  uczyniło  zadość  brodzie  świętego,  Wiktor 
kazał  przyprowadzić  do  siebie  aresztowanych  cudzo- 
ziemców. Byli  to  ojciec  i  syn,  który  znowu  rozwinął 
swój  dokument  pisany  po  persku,  a  świadczący  o  po^ 
chodzeniu  jego  ojca  od  brata  Azret-sułtana.  Zawierał 
się  w  nim  i  dowód,  że  przybyli  oni  razem  z  Imanem, 
znajdującym  się  w  Semipołatyńsku.  Keszta  sprawy 
poszła  pod  rozpoznanie  władz  kirgizkich.  Ciekawe  po- 
stacie obudwóch ;  syn  szczególniej,  swoją  układną  i 
pokorną  miną  przypominał  naszych  Jezuitów  i  abbaci- 
ków  włoskich. 

Pytałem  Kunanbaja  i  kilku  innych  roztropniejszych 
Kirgizów,  czy  prawda,  że  stary  Chodża  odebrał  mowę 
jednemu  Kirgizowi.  Odpowiedzieli,  że  tak  jest  wistocie. 


Digitized  by 


Google 


16  SIERPNIA.  239 

Kirgiz  ten  nazywa  się  Ajtpaj  i  żyje  w  aule  Czołkonbaja. 
Oszukał  on  na  czśmś  Chodzę,  i  kiedy  ten  dopominał 
się  o  restytucyą,  utrzymywał  cięgle  że  w  niczśm  nie 
zawinił.  Wtedy  Chodża  zawołał :  «  Boże  !  jeśli  ja  spra- 
wiedliwie posądzam  tego  człowieka  o  krzywdę  mi 
wyrządzoną,  skręć  mu  język,  żeby  drugi  raz  nie  gadał 
fałszu.  »  Ajtpaj  nazajutrz  oniemiał.  Z  tego  wszystkiego 
co  przytem  Kirgizy  mówili  o  Chodży,  pokazuje  się,  że 
to  nie  jest  zły  człowiek,  nie  powoduje  się  chciwością, 
sam  żyje  ubogo,  a  co  dostanie  oddaje  biednym,  i  jak 
powiadają,  gdyby  miał  tysiąc  baranów,  natychmiastby 
je  rozdał.  Pytałem  więc,  czemu  nie  przywróci  mowy 
Ajtpajowi.  «  Bo  na  niego  zły  i  chce  go  przykładnie 
ukarać  »  odpowiedział  Kunanbaj.  Pomimo  swego  ro^ 
zumu,  widocznie  boi  się  on  Chodży  i  wierzy  w  jego 
moc  tajemniczą.  Wiktor  mu  przekładał,  że  to  niepo- 
dobna aby  Bóg  dawał  władzę  człowiekowi,  wedle  upo- 
dobania źle  innym  robić ;  nic  to  nie  pomogło,  zawsze 
powtarzał,  że  Chodża  przez  swoich  świętych  zrobi  co 
zechce.  Jakże  tego  rodzaju  ludzie  nie  mają  mieć  tu 
wpływu  na  umysły  pospólstwa ! 

Powiadał  mi  Wiktor  o  Kirgizie,  którego  Witkiewicz 
woził  z  sobą  do  Litwy.  Tak  mu  się  podobała  nasza 
kraina,  a  szczególnićj  pewna  Antosia,  służąca  kre- 
wnych jego  pana,  że  chciał  zmienić  wiarę,  ożenić  się 
i  pozostać ;  ale  pan  nie  zezwolił  na  to.  Chodząc  do  go- 
tzelni,  widywał  on  świnie  pijące  brahę,  i  sądząc  z  za- 
pachu mniemał,  że  im  dają  wódkę.  Za  powrotem 
mówił  Kirgizom  :  «  Wyobraźcie  sobie  jaki  to  kraj : 
świnie  mają  wódki  wiele  chcą  i  pot^m  upiwszy  się 


Digitized  by 


Google 


240  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Śpię,  w  błocie.  »  Był  tam  u  kogoś  koń  bardzo  zły  i  na- 
rowisty,  trzymany  na  łańcuctiach;  właściciel  tego 
konia  obiecał  mu  kilka  dukatów ,  jeśli  usiedzi  na  nim. 
Kirgiz,'  bez  wielkiego  zachodu  dosiadł  konia,  poleciał 
w  pole  i  tak  hasał,  że  aż  z  obawy  żeby  go  nie  zamęczył, 
musiano  posłać  za  nim  upewniając,  iż  dostatecznie 
wygrał  zakład. 

Kunanbaj  zwiedzał  znaczne,  część  nadbrzeża  Bał- 
chasza.  Wedle  jego  opowiadania ,  w  jiiektórych  miej- 
scach można  dojść  do  samego  brzegu  :  wszędzie  trzci- 
na wielka,  tak  grubej  jednak  jak  bakan,  nie  widział. 
W  czasie  zimnym  można  pić  wodę,  i  bydło  ją  pije; 
ale  w  dniach  upału,  wcale  jest  nie  do  picia  :  smak  ma 
gorzki  raczój  niżeli  słony. 


17  sierpnia. 


Zrana  tak  zimno,  że  ledwo  ogrzawszy  się  herbatą  i 
w  watowanym  szlafroku  mogłem  siąść  do  roboty.  Po 
południu  poszedłem  ze  strzelbą ,  by  znowu,  jako  my- 
śliwy, pocieszyć  się  choć  widokiem  krzyków.  Bliżśj 
jeszcze  naszśj  jurty  niż  wczoraj ,  znalazłem  ich  kilka, 
ale  po  wczorajszemu  przestraszyłem  tylko  hukiem  strza- 
łów. Kręciły  się  czas  niejaki  w  górze  i  pozapadały 
w  błotku  na  drugiej  stronie  strumienia.  Nie  mogąc 
uderzyć  po  lwie,  uderzyłem  po  myszy,  i  ubiłem  trzy 
kuliki,  jedynie  dlatego,  żeby  otaczającym  mię  zewsząd 


Digitized  by 


Google 


17    SIERPNIA.  244 

Kirgizom  dać  dowód  zręczności  strzelania  z  mojego 
mułlyku,  który  wprawiał  ich  w  podziwienie  i  wywo- 
ływał wykrzykniki :  oj  boj !  appermoj !  Jakoż,  otrzy- 
małem rzęsiste  oklaski.  Jeden  z  widzów ,  który  na 
swoim  koniu  stał  nieruchomy  jak  poscg,  puścił  się 
loteni  błyskawicy  ku  mnie.  Proszę  zgadnąć  po  co? 
Oto  żeby  mi  ofiarować  swój  psiak  do  zarżnięcia  moich 
biednych  kuliczków,  dawno  już  nieżywych.  Nie  chcąc 
obrazić  i  jego  i  Mahometa ,  dobyłem  je  z  kieszeni  (bo 
nawet  torby  nie  miałem  z  sobą)  i  podałem  mu  siedzą- 
cemu na  koniu.  Poprzerzynawszy  im  garełka,  zapytał 
mię  :  czy  dobrze,  i  kiedym  mu  odpowiedział :  dżałuj ! 
—  zwrócił  mi  dwa,  a  trzeciego  zatrzymał  sobie,  jakoby 
w  nagrodę  za  dopełnioną  operacyą.  Nie  mając  ochoty 
płacić  tak  wielkiego  procentu,  powiedziałem  mu,  że 
owe  kusz  przeznaczone  są  dla  pulkundyka.  Na  to  ma- 
giczne słowo,  zaraz  mi  oddał  ptaszka,  i  ja  z  moją  zdo- 
byczą tryumfalnie  powróciłem  do  jurty,  a  że  mój  pul- 
kundyk  spał,  także  się  położyłem  i  zasnąłem. 

Umieram  ze  śmiechu!  Amałdyk,  nasz  improwizo- 
wany kuchmistrz,  który  już  pierwćj  wymyślił  na  miej- 
sce pieczonej  baraniny  jakieś  gałuszki,  wystąpił  dziś, 
oprócz  gałuszek,  z  pierożkami  nadziewanymi  mięsem, 
i  chcąc  nam  zrobić  większą  siurpryzę,  wziął  pod  se- 
kretem cukru  i  posypał  nim  swój  wynalazek.  Mięso 
pocukrować!  Coby  na  to  powiedział  paryzki  Vefour, 
lub  nawet  Mazur,  kucharz  warszawski?  On  zaś  tak 
pysznił  się  ze  swego  pomysłu,  jak  gdyby  zwalił  syste- 
mat  Kopernika. 

Wieczorem  chodziliśmy  z  Wiktorem  na  sam  szczyt 

16 


Digitized  by 


Google 


tkl  WTJĄTEI    Z    DZIE?(NIEA    PODBÓŻT. 

Ak-basz-taa.  Otwiera  aę  zlęd  nieobjęty  okiem  widok 
równin,  prawdziwe  morze  stepu.  Postrzegliśmy  na  dole 
Kirgizów,  klęczących  rzędem  i  wznoszących  swe  mo- 
dły do  Atłacba.  Kunanbaj  ze  swoimi  modlił  się  osobno, 
i  raz  wyszedłszy  na  przód,  trzymał  przez  chwilę  ręce 
wyciągnięte  ku  nieba.  Pstre  chałaty,  jednostajne  ruchy 
całćj  gromady,  przyt^m  pustynia,  cisza,  robiły  na  nas 
wielkie  WTażem'e.  Mahometanizm  rozszerza  się  coraz 
bardziej  pomiędzy  Kirgizami. 


IS  aierpnU. 

Skończyliśny  robotę.  Pod  wieczór  Kirgizy  poczęli 
rozjeżdżać  się  na  wszystkie  strony ;  okolica  dotąd  oży- 
wiona, przybierała  stopniami  charakter  pustyni.  Ogar- 
nęła mię  jakaś  tęskność,  i  tych  Kirgizów,  co  mi  się  lak 
naprzykrzyli,  żałowałem  jak  niezbędnie  potrzebnych  do 
mojój  exystencyi.  Wszyscy  nas  pożegnali  oprócz  sa- 
mego sułtana  Czołkonbaja^  który  także  rad  był  rozstać 
się  z  nami  czćm  prędzej,  bo  i  jemu  pilno  było  odko- 
czować  dalćj  z  okolicy  Ak-basz-tau,  objedzionej  do 
szczętu  przez  trzody.  Przyszedł  on  do  nas  na  herbatę 
z  młodszym  swym  bratem.  Są  oni  potomkami  wielkiego 
rodu,  ale  nie  bogaci.  Pomorek  bydła  w  r.  1811  nad- 
werężył ich  fortunę ;  później,  pominki  po  ojcu  i  wydanie 
dwóch  sióstr  za  mąż,  bardzićj  jeszcze  ją  uszczupliły. 
Pominki  kosztowały  200  sztuk  koni ;  każdej  z  sióstr 
dali  po  liO  szub,  liO  dywanów  i  5  saukli  wartości  sie- 


Digitized  by 


Google 


48    SIERPNIA.  243 

dmiu  wielbłądów.  Ojciec  Czołkonbaja  Birała,  był  sy- 
nem Toka,  a  ten  synem  Abłaj-chana,  po  którym  nawet 
dziedziczą  tiulengutów.  W  liczbie  ich  znajduje  się  stary 
mułła,  który  pamięta  jeszcze  chana,  a  do  jego  pra- 
wnuka przywiązany  jak  do  własnego  dziecka,  jest  głó-  • 
wnym  jego  doradzcą^ 

Abłaj  za  młodu  miał  się  nazywać  inaczśj  i  był  człon- 
kiem znakomitej  rodziny,  koczującój  w  Chi  wie;  ale 
spłatawszy  tam  jakiegoś  figla,  zemknął  bez  słychu,  i 
gdzieś  w  akmoUińskich  stronach,  u  jakiegoś  bogatego 
Kirgiza  został  prostym  robotnikiem.  Zdarzyło  się,  że 
ternu  Kirgizowi  ukradziono  dziówkę,  i  kiedy  on  kręcił 
głową  jakby  ją  odzyskać,  Abłaj  podjął  się  tego  doka- 
zać  :  wybrawszy  ze  stada  parę  najlepszych  koni,  puś- 
cił się  w  step,  szóstego  dnia  dognał  złodzieja  z  dziówką 
i  oboje  panu  przyprowadził.  Odtąd  Kirgiz  miał  dla 
niego  względy,  odział  go  lepićj  i  darował  mu  kusą  ko- 
byłę. Zbierała  się  w  tym  czasie  wyprawa  pod  wodzą 
Kipczaka  Sryma  przeciwko  Kirgizom  Dziko-kamien- 
nym.  Abłaj  na  swej  kusój  kobyle,  przyłączył  się  do  sze- 
regu dziesięciu  tysięcy  wojowników.  W  ciągu  pochodu, 
Srym  zbliżył  się  do  niego  i  rzekł :  «  Czemu  ty,  syn 
wielkiego  rodu,  jedziesz  na  kusój  kobyle?  »  —  Mylisz 
się,  odpowiedział  Abłaj,  ja  nie  jestem  synem  wielkiego 
rodu,  tylko  prostym  Kirgizem,  robotnikiem,  i  nic 
więcćj.  »  Długo  nadaremnie  Srym  nakłaniał  go  do 
przyznania  się,  powiadając,  że  go  zna  dobrze,  że  ma 
obowiązki  dla  jego  familii,  zaciągnięte  jeszcze  przez 
ojca  czy  dziada ,  że  chce  mu  się  wywdzięczyć  i  posta- 
wić go  na  szczeblu  odpowiednim  jego  urodzeniu ;  na- 


Digitizedby 


Google 


244  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

reszcie,  zmiękczony  naleganiem  i  błaganiem  Abłaj, 
trzeciego  dnia  odsłonił  swoj§  tajemnicę.  Wtedy  Srym 
rzekł  do  niego  :  «  Słucłiaj  mnie,  a  ja  cię  zrobię  wielkim 
człowiekiem.  Jutro  zwołam  radę  wojenna,  i  gdy  otwo- 
rzę moje  zdanie  jak  mamy  działać^  ty  powiedz  śmiało, 
że  moje  zdanie  głupie;  a  gdy  się  na  to  oburzę,  porwij 
za  kamczę  i  zamierz  się  mię  uderzyć  :  ja  będę  uciekał 
wkoło  namiotu,  ty  pędź  się  za  mn§.  »  Tak  się  i  stało. 
Kirgizy  z  zadziwieniem  wytrzeszczyli  oczy,  patrząc 
coby  to  było,  że  jakiś  ciura  śmie  podnieść  rękę  na  icłi 
wodza,  i  rzucili  się  wszyscy  wstrzymywać  szaleńca, 
«  Stójcie !  zawołał  Srym.  Jestto  syn  takiego  a  takiego 
to  rodu,  i  nic  dziwnego,  że  się  poważył  tak  postąpić. » 
Potśm  Kirgizy  pogl^dali  już  z  uszanowaniem  na  ryce- 
rza i  kusą  kobyłę.  Tegoż  dnia,  Srym  zbliżając  się  do 
nieprzyjaciela,  rozdzielił  swe  wojsko  na  cztery  części, 
i  jedną  z  nicli,  Karaulców,  oddał  Abłajowi^  nauczyw- 
szy go  sub  secreto^  jak  ma  sobie  postąpić  wcżasie 
bitwy.  Abłaj  korzystał  z  tśj  rady,  a  że  i  sam  przez  się 
był  mężny,  tak  się  dzielnie  spisał,  że  nabył  u  wszy- 
stkicti  wielkiej  wziętości  i  sławy.  Później,  osobiste  jego 
zasługi  i  znaczenie  rodowe  wyniosły  go  na  dostojność 
cłiana. 

Wielu  sułtanów  wywodzi  się  od  Abłaja,  co  bardzo 
naturalnie,  bo  jak  stary  tiulengut  mułła  powiada,  miał 
żon  kilkadziesiąt,  a  żadna  nie  była  bezpłodna.  Jurty 
napełnione  żonami  stały  po  dziesięć  rzędem  :  wchodził 
do  pierwszej  wieczorem,  a  na  modlitwę  ranną  wycho- 
dził z  dziesiątćj ;  nazajutrz  z  kolei  odwiedzał  drugi 
dziesiątek,  i  tak  dalej. 


Digitized  by 


Google 


48-19  SIERPNIA.  245 

Imię  Abłaja  jest  w  wielkiej  czci  u  Kirgizów  :  pod- 
czas napadów  na  Rossyan  służy  im  za  okrzyk  wojenny, 
będący  razem  wezwaniem  pomocy  wielkiego  chana. 
Szanuje  drogę,  którą  on  szedł  od  Uła-tau  do  Ała-tau  : 
dotąd  nosi  ona  nazwisko  Abłaimadżił.  Cłiińczycy  nawet 
zachowują  szacunek  dla  jego  pamięci  tak  dalece^  że 
niektórym  z  jego  potomków  przysyłają  podarunki. 
Słyszałem  od  naszych  tłumaczów,  a  im  mówił  to  Ku- 
nanbaj,  że  Kenesary,  który  także  jest  potomkiem  Abłaja, 
wyprawił  w  tym  roku  dwiestu  Kirgizów  w  poselstwie 
do  Kuldży,  dopominając  się,  na  mocy  jakichś  dawnych 
umów  z  rządem  chińskim,  o  wyznaczenie  jemu  miejsc 
zajmowanych  niegdyś  przez  Abłajchana.  Władze  tame- 
czne miały  dobrze  przyjąć  to  poselstwo  i  posłały  Kene- 
saremu  znakomite  dary ;  rzecz  zaś  o  miejsca,  przed- 
stawiły rządowi' w  Pekinie. 


19  sierpnia. 

O  chłodnym,  tutaj  już  jesiennym  poranku,  pożegna- 
liśmy Ak-basz-tau.  W  tój  samój  chwili,  kiedyśmy  sia- 
dali na  koń,  gospodarze  nasi  wyruszali  także  w  inną 
stronę.  Pani  sułtanowa  prowadziła  swoją  koczówkę  na 
dwudziestu  wielbłądach  :  towarzyszyły  jój  dwie  drugie 
żony  i  kilka  dziewek.  Na  jednym  wielbłądzie  stały 
ogony  bażancie,  a  pikę  sułtańską  niosła  jakaś  stara 
baba.  Brat  Czołkonbaja  pokazywał  mi  palcem  dwie 


Digitized  by 


Google 


J46  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

nieszpietne  dziewczyny,  z  których  jedn^  nazywał 
Chaksy,  a  drugi  Chaman. 

Równiną  po  za  wzgórzach  jechaliśmy  khisem  trzy 
godziny  i  nakoniec  spuściliśmy  się  na  obszerną  dolinę, 
przerżniętą  rzeczką  Dżahandele,  wzdłuż  którćj  stały 
auły  Taraklińców. 

W  drodze,  powiadali  mi  tłumacze  o  Dżanaku,  sła^ 
wnym  w  tych  stronach  bajarzu  i  pieśniarzu,  który  nie- 
dawno umarł.  Dostawał  on  za  swoje  powieści  i  pieśni 
czasem  i  po  jambie,  i  per  kilka  wielbłądów,  majątku 
jednak  nie  zebrał,  żył  jako  poeta,  co  miał  to  przeży- 
wał. 

Kiedy  zgadało  się  o  Dżingischanie,  Izmajłow  mówił 
mi,  źe  o  wiarst  40  od  gór  Dżingtetauskich ,  w  których 
wielki  chan,  id^c  do  Bucharyi,  miał  dwie  zimy  zimo- 
wać, jest  miejsce,  gdzie  wida<5  ślady  jakby  jurt  okła- 
danych w  koło  dużf^mi  plitami  kamieni.  Po  lepszóm 
rozpytaniu  się  pokazało  się,  że  te  plity  zamykały  obwód 
ośmiokątny,  w  którym  był  drugi  z  nich  ośmiokjjt  tak 
ułożony,  że  boki  jego  odpowiadały  kątom  pierwszego. 
Niedaleko  od  tych  śladów  znajduje  się  pewien  rodzaj 
twierdzy.  Miejsce  to  leży  między  Kuczuk  i  Mumbetój 
Tobuklińcami ,  obejmuje  przestrzeń  wzdłuż  i  wszerz 
przeszło  dwiestu  sążni,  i  nazywa  się  Kanaugur,  czyli 
poprawniej  Karaungur,  co  po  prostu  znaczyłoby  pie- 
czarę, której  wszakże  niemasz.  Czy  nie  tu  było  Kara- 
korum ? 

Auły  taraklińskie  są  o  26  wiorst  od  Ak-basz-tau. 
Skorośmy  zbliżyli  się  do  nich,  spotkała  nas  miejscowa 
—  niby  arystokracya.  Kirgizy  kiedy  chcą  kogo  ugo- 


Digitized  by 


Google 


19    SIERPNIA.  t47 

ścić  okazale,  wyjeżdżają  na  jego  spotkanie  i  pytają 
czy  nie  pozwoli  fetować  siebie  bajgą.  Tak  włości  prze- 
straszone przyjmowały  asesora,  ale  Wiktor  odmówił 
tej  pompy.  U  Taraklińców  niemasz  nikogo  z  sułtanów, 
prócz  familii  Keske  Urmaka  syna ;  ale  ten  zamieszany 
do  sprawy  o  przestępstwo  przeciwko  rządowi,  umarł 
w  więzieniu  ;  część  jego  rodziny  za  inne  sprawki,  sie- 
dzi pod  aresztem  w  karkaralińskim  hauptwachu,  a 
reszta  koczuje  opodal  swojój  włości,  zapewne  dla  lep-, 
szego  ukrywania  swycłi  wycieczek  na  baran  tę.  Tera- 
źniejszy wołostny  nazywa  się  Boktabaj  Dairbujatryn. 
Najbogatsza  w  całńj  włości  rodzina  Tentieka,  bo  po- 
siada do  400  koni ;  reszta,  i  sam  wołostny,  bićdota.  Na 
wszystkiśm,  co  nam  podpadło  pod  oczy,  postrzegliśmy 
od  razu  jakieś  przykre  piętno  nieładu  i  nędzy  ;  włość 
niewielka,  rozproszona,  mieszkańcy  obdarci  i  brudni. 
Jurta  dla  nas  postawiona  przy  źródle  pod  skalistą 
górą,  już  nie  biała  i  ozdobna,  ale  czarna,  ciasna,  o 
spróchniałycli  kieregacłi  i  w  dwócti  miejscacti  dziu- 
rawa. Między  dywanami  jednak,  rzuconćmi  nam  pod 
nogi ,  był  jeden  wcale  piękny  —  niewątpliwie  owoc 
baranty :  'zdziwili  się,  kiedyśmy  kazali  zwinąć  go  i 
wynieść,  żeby  się  nie  zwalał.  Nie  pojmują  oni  tćj  de- 
likatności ,  zwłaszcza  pomnąc  na  asesora ,  który,  jak 
powiadają  tłumacze,  rozpędziłby  ich  wszystkich  gdyby 
mu  taką  lichą  jurtę  wystawili.  Ubóstwo  włości  dało 
się  nam  uczuć  w  każdej  rzeczy.  Zapytaliśmy  czy  jest 
mlćko  krowie,  kobićta  odpowiedziała  dzok.  «  A  jeśli 
pokaże  się,  że  masz  krowę?  »  —  u  Niech  będę  nie- 
czystą. »  Kumys  i  ajran  cieniutki,  chałap  (pomyje), 


Digitized  by 


Google 


248  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

jak  powiada  Amałdyk,  który  wkrótce  zaraporlował,  że 
na  naszą  kuchnię  przyprowadzili  barany  parszywe. 

Taraklińcy  maję  reputacyą  złodziejów,  i  za  takich 
przedstawił  ich  nam  sam  wołostny  Boktabaj.  Zwykle 
Kirgizy  stają  do  popisu  w  najlichszym  swćm  odzieniu, 
żeby  tem  łatwiej  wmawiać,  że  są,  ubodzy  i  nie  mają 
bydła;  ale  tutaj,  co  za  hołota !  Gdy  się  zebrali,  można 
było  mieć  prawdziwe  wyobrażenie  bandy  barantarzy. 
W  żadnej  włości  nie  przychodziło  tyle  kobiót  w  zastęp- 
stwie swych  mężów.  U  Kuczuk  Tobuklińców,  widzie- 
liśmy tylko  jedną;  u  Mumbetejów  dwie  :  tu  naliczyłem 
ich  dziesiątek.  Wszystkie  obszarpane,  w  łachmanach , 
i  jedna  brzydsza  od  drugiój.  Jakaż  przyczyna  tego 
zastępstwa?  Oto,  jak  Wiktor  i  tłumacze  utrzymują,  że 
mężulkowie  są  na  swojćj  wyprawie  przemysłowej ;  bo 
gdyby  byli  w  domu,  nie  zaniedbaliby  przyjechać,  jeżeli 
nie  dla  popisu,  to  dla  przyjemności  zjazdu,  gdzie 
można  pogawronić  na  ludzi,  pogawędzić,  a  czasem  i 
pożywić  się  jakićmi  ochłapami. 

Kirgizy  bawiący  się  kradzieżą  koni,  nabierają  takiój 
namiętności  do  tego  rzemiosła,  że  często,  nie  mając  na 
czóm  wyjechać  w  step,  pożyczają  konia,  z  warunkiem, 
że  za  powrotem  dadzą  tyle  a  tyle  sztuk  zdobytych. 
Zdarza  się,  że  nadzieja  zawodzi,  i  przedsiębierca  obie- 
cawszy pożyczającemu  dwa  konie,  przyprowadza  tylko 
jednego ;  musi  więc  i  tego  oddać,  a  za  drugiego  odra- 
biać. Skradzione  konie,  jeśli  trudno  je  ukryć,  idą  pod 
nóż,  na  zachowanie  w  kazach,  to  jest  w  kiełbasach. 
Nigdzie  też  nie  widać  tyle  kiełbas  końskich ,  co  u  Ta- 
raklińców. 


Digitized  by 


Google 


^9  SIEBPNIA.  249 

straszono  nas  oddawna  złómi  wodami,  ale  dotąd  nie 
możemy  się  jeszcze  na  to  użalać.  Pod  bokiem  mamy 
studnię,  w  którój  woda,  mianowicie  do  herbaty,  do- 
bra. 

O  zachodzie  słońca,  wdrapaliśmy  się  z  Wiktorem  na 
najwyższy  szczyt  skały  przyległc^j  naszej  jurcie.  Prze- 
pyszny widok  na  okolicę  i  rozsypane  po  nićj  auły.  Nad 
głowami  naszómi  krążył  ogromny  jastrząb,  jak  gdyby 
robił  przegląd  doliny.  W  dali  sterczą  góry  Kokcze- 
tau,  Myziech,  i  ów  Tołpar,  tak  nazwany  od  imienia 
rumaka  Azret-sułtana,  który  zostawił  na  płaskim  i  ska- 
listym jego  wierzchołku  ślady  swych  kopyt.  Wołostny 
nasz  mówił,  że  śladów  tych,  bardzo  wyraźnych,  jest 
do  czterdziestu.  Nazwisko  zaś  ^  górze  miał  dać  Abłaj- 
chan. 

Gdyby  tu  przyprowadzić  jakiego  Europejczyka,  oso- 
bliwie właściciela  stada,  i  postawić  gdzie  jesteśmy, 
niewątpliwieby  zawołał :  «  Co  za  step  jałowy !  Moje 
koniki  pozdychałyby  tutaj  z  głodu.  »  A  jednak  ta  do- 
lina, na  pierwszy  rzut  oka  tak  sucha  i  naga,  pokryta 
jest  kupkami  drobnćj  trawy,  zwanśj  bitege^  którą  Kir- 
gizy  wielce  cenią  i  konie  ich  bardzo  lubią. 

Zapaliwszy  cygara,  dłiigośmy  rozmawiali  o  naszćj 
młodości,  o  rodzinnych  stronach,  o  zwyczajach  i  przy- 
jemnościach naszego  domowego  życia.  Wieczór  był 
chłodny  i  taka  cichość  panowała,  iż  zdawało  się,  że 
cała  natura  wymarła.  Tęskno...  wspomnienia  prędko 
bledną  bez  oświecającego  je  promyka  nadziei... 


Digitized  by 


Google 


250  WYJĄTKI    Z    D7.IENN1KA    PODRÓŻY. 


20  sierpnia.       ^ 

Około  południa,  cliodziłem  zwiedzić  okolice  nad 
rzeczkę.  Płynie  ona  chyba  na  wiosnę,  teraz  w  jśj 
łożysku  stoję,  tylko  rzędem  małe  jeziorka  i  kałuże, 
rzadko  które  połę.czone  z  sobę  strumykiem.  Ptastwa 
żadnego  nie  widziałem  ;  jakiś  tylko  mały,  błękitny  pta- 
szek, musnął  po  wodzie  i  w  step  poleciał :  nie  mogłem 
go  już  odszukać  i  przypatrzyć  się  mu  lepiej.  W  aułacli 
wszystkie  bez  wyjątku  jurty  czarne,  stare,  obszarpane; 
w  wielu  jednak  zatknięta  pika  —  dowód  rycerstwa, 
ograniczającego  się  na  skradzeniu  jakiego  konia.  Przy 
jednej  jurcie  kobiśty  tkały  szerokie  taśmy :  za  krosnami 
siedziała  dość  ładna  dziewczyna  w  pół  naga,  i  za  mo- 
jem  nadejściem  nie  pomyśliła  nawet  o  zakryciu  swych 
wdzięków.  Przypomniały  mi  się  Otaitki  i  mieszkanki 
wszystkich  wysp  oceanu  Spokojnego ,  gdzie  płeć  piękna 
takź:e  żyje  sobie  au  naturel.  Chociaż  one  zgoła  nie  maję. 
odzienia  i  nie  zhaję  ani  kumysu  ani  ajranu,  sędzęc 
jednak  z  tego  co  Dumont-d'Urville  powiada,  zdaje  się 
że  byt  ich  przyjemniejszy  niżeli  Kirgizek. 

Od  dni  kilkunastu  zaczęliśmy  pijać  przed  obiadem 
po  trochu  wódki.  Gdy  się  szczupły  zapas  naszej  skoń- 
czył, Wiktor  przypomniał,  że  ma  hlaczek  chińskićj, 
przywiezionej  z  okolic  Czuguczaku;  zaprobowaliśmy 
jśj  dzisiaj  :  od  czwartej  części  kieliszka  zawróciło  mi 
się  w  głowie,  zresztą  dość  smaczna. 

Kuchmistrz  nasz  wczoraj  zachorował  :  Wiktor  dał 


Digitized  by 


Google 


^0-21     SIERPNIA.  251 

mu  na  womity,  i  dziś  zdrów  zupełnie.  Zapytaliśmy  go, 
co  za  przyczyna  choroby,  czy  nie  obżarstwo?  —  «  Nie 
—  odpowiedział  :  —  staroje  serdce.  »  Niechże  odga- 
dnie najbieglejszy  doktor  jaka  to  choroba.  O !  gdyby 
to  można  było  tak  za  pomoce  emetyku  albo  oliwy 
rycyńskićj  odmładzać  stare  serca. 

Wielu  z  Kirgizów  nie  ma  ani  wyobrażenia  o  Dzin- 
gischanie.  Wołostny  nasz,  gdym  go  pytał  gdzie  on 
umarł,  myślił  że  mówię  o  Jursunie  Czyngisewie,  ojcu 
byłego  starszego  sułtana;  o  nim  samym  zaś  nic  nie 
wie.  Zapytałem  go,  czy  wie  przynajmniej  kto  był  pro- 
toplastą Tarakli,  odpowiedział :  «  Tam,  tam,  tam  da- 
leko... kto  go  wie!...  wiem  tylko,  że  my  Argyny.  » 


21  sierpnia. 

W  nocy  deszcz  z  wiatrem,  psy  głodne  zaglądały 
często  do  naszej  jurty,  budziłem  się  kilka  razy  i  zawsze 
słyszałem  jednotonny  śpiew  pastucha. 

Kirgizy  liczą  czas,  od  chwili  przywiązywania  lub 
spuszczania  źrebiąt.  Zrana  o  dziesiątej,  przywiązuje 
się  źrebię  krótko,  żeby  nie  ssało  klaczy,  którą  tymcza- 
sem doją :  u  bogatszych  trzy,  u  uboższych  pięć,  sześć 
i  więcśj  razy ;  za  każdym  razem  klacz  daje  po  dobrej 
czaszce  gęstego  mleka,  doi  się  zaś  w  Jcunek  skórzany, 
to  jest  tursuk  z  szyjką.  O  6*J,  lub  późniój,  wedle  pory 
roku,  spuszcza  się  źrebię  z  uwięzi  i  razem  z  klaczą 
idzie  na  paszę.  Przybyli  do  nas  wczoraj  o  9^J  wieczo- 


Digitized  by 


Google 


252  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODBÓŻY. 

rem  na  przewodników  Kirejewcy,  mówili,  że  wyje- 
chawszy po  spuszczeniu  źrebię,!,  zrobili  dwa  kocze  to 
jest  wiorst  40. 

.  Była  już  10'  gdyśmy  opuszczali  Taraklińców  zupeł- 
nie na  czczo ,  bo  oni  sjdzę.c ,  że  wyjedziemy  o  świcie, 
nie  dostarczyli  barana.  Wziąwszy  więc  w  kieszeń  jeden 
piernik,  który  znalazł  się  niezapakowany,  przewidy- 
wałem smutne,  perspektywę  kłusowania  z  próżnym  żo- 
łądkiem przez  długę,  przestrzeń  dwócli  kirgizkich  ko- 
czów; ale  przykre  uczucie  głodu  wkrótce  stłumiła 
przyjemność  ja^dy  na  dzielnym ,  jak  śnieg  białym  ru- 
maku, którego  nazwałem  orłem  białym.  Nie  umiem 
sobie  tego  wy tłuniaczyć ,  ale  to  jest  fakt ,  którego  do- 
świadczyłem kilkanaście  razy,  że  ilekroć  zdarzy  mi  się 
w  stepie  kłusować  na  dobrym  koniu,  zawsze  czuję 
jakąś  nieopisaną  radość,  zbliżającą  się  prawie  do  uczu- 
cia szczęścia  :  wpadam  w  najlepszy  łiumor,  śpiewam, 
serce  mi  się  rozgrzewa,  z  rozrzewnieniem  wspominam 
całą  moją  rodzinę,  marzę  jak  we  śnie  lat  młodszycli. 

Droga  szła  przez  sołońce,  resztki  byłego  niegdyś 
jeziora,  którego  znaczny  cały  zarys  z  odnogami,  za- 
chodzącemi  pomiędzy  niewysokie  góry.  Zwiedziwszy 
sterczące  opodal  dwie  kałmuckie  mogiły,  wjechaliśmy 
w  wąwóz  zarosły  karagajnikiem ,  tarnią  i  dziką  różą. 
Jagody  tej  ostatniśj  tak  bujne  i  przyjemnego  smaku, 
że  kazawszy  nazbierać  ich  po  garści,  odpędziliśmy  głód 
do  reszty.  Ledwo  teraz  dopiero  pozbyliśmy  się  zgrai 
psów ,  która  szła  za  nami  od  aułów  taraklińskich. 
Z  wąwozu  wyjechaliśmy  na  dolinę  przerżniętą  rzeczką, 
którą  widzieliśmy  u  Taraklińców,  a  pokrytą  kupkami 


Digitized  by 


Google 


ii    SIERPNIA.  253 

bitegi  i  piołunkiem  tak  mocnego  zapachu ,  że  siedzą.- 
cym  na  koniu  cdawało  się  jak  gdybyśmy  mieli  go  pod 
nosem.  Tu  kilkanaście  kaczek  i  pięć  dropi  ożywiło 
głuchą  pustynię.  Nakoniec,  przebywszy  góry  Dżyłtyn, 
spuściliśmy  się  na  uroczysko  noszące  ich  imię,  i  stanę- 
liśmy między  wzgórzami  u  źródła  Kaindy-su  we  włości 
Kirejewskiój. 

Pyszna  jurta,  bogate  kobierce  warte  po  wielbłądzie, 
narodu  huk,  to  wszystko  bardzo  przyjemne  zrobiło  na 
nas  wrażenie;  głód  tylko  dokuczał,  a  baranina  błysz- 
czała jeszcze  w  dalekim  widoku  :  w  tóm  wchodzi 
Taszkiniec,  handlujący  w  stepie  od  lat  trzydziestu,  a 
do  tutejszej  włości  przed  niicsiącem  przybyły  ze  swoim 
towarem,  który  chcąc  zaraz  na  wstępie  uczcić  Wi- 
ktora, wnosi  czajnik  z  herbatą,  a  w  chustce  uruk, 
kiszmysz  i  bursak.  Nie  można  było  trafić  lepićj  w  porę 
z  uprzejmą  grzecznością.  Rzuciliśmy  się  na  jój  sma- 
czne owoce,  i  łyknąwszy  po  hauście  chińskiój  wóde- 
czki, takeśmy  się  przekąskę  posilili,  że  mogliśmy  już 
spokojnie  wyglądać  naszego  obiadu. 

Tymczasem  przyszły  i  wielbłądy  :  roztasowaliśmy 
się  na  ki1ko'^niowy  pobyt  i  poszliśmy  spać ;  ale  nie- 
stety, ledwie  z  pół  godziny  mogliśmy  zdrzemać,  bo 
wiatr,  który  już  w  stepie  buszował,  wybił  nas  ze  snu. 
Ledwieśmy  wstali  i  zaczęli  przechadzać  się  po  naszym 
obszernym  stepowym  salonie,  wpadł  ów  młody  buksa, 
który  u  Baraka  żalił  się,  że  mu  jakiś  kolega  jednego 
ducha  zabrał.  Teraz  przybiegł  on  ze  skargą  na  sąd 
bijów,  w  następnój  sprawie.  Siostra  jego  zaręczona 
Kirgizowi  z  włości  Kunanbaja,  okazała  się  brzemienną, 


Digitized  by 


Google 


254  '  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

a  on,  jako  reprezentant  rodziny  (bo  ojciec  nie  żyje), 
skazany  został  za  to  na  zapłacenie  jjjinu  młodemu, 
zgadzającemu  się  ją  wsiąść,  aibu  złożonego  z  dziesię- 
ciu młodycłi  koni,  trojga  źrebiąt  dwulatków,  jednego 
wielbłąda  z  wielblądkiem  i  dziewięciu  różnych  sztuk 
odzienia.  Ma  się  rozumieć,  że  ta  sprawa,  jako  osądzona 
po  kirgizku,  nie  mogła  już  podpadać  pod  juryzdykcyą 
Wiktora,  co  się  bardzo  niepodobało  obżałowanemu 
bratu  :  powtarzał  ciągle  •.  «  Co  ja  winien  temu,  że  się 
ona  zaprzyjaźniła  z  jakimś  tłumaczem.  )>  Ma  słuszność 
nieborak,  ale  cóż  począć,  kiedy  takie  prawo  kirgizkiego 
Szerygatu.  Mówiono  mi  nawet ,  że  wedle  tego  prawa 
należałoby  się  więcej,  tylko  Kunanbaj  z  tutejszym 
wołostnym  załatwiając  rzecz  w  sposób  polubowny, 
przyznali  jak  najścislćj  określony  aib.  W  razie  niemo- 
żności zapłacenia  takiej  nawiązki  przez  głowę  rodziny, 
wszyscy  krewni  panny  młodej  muszą  się  nań  składać. 
Ku  wieczorowi  chodziliśmy  oglądać  okolicę  naszego 
aułu  :  małe  wzgórza,  wszystkie  dzikim  kamieniem  na- 
jeżone, w  dolinie  gęsto  zarosłój  trawą,  źródło;  widok 
zacieśniony  i  smutny.  Gdyby  nie  kilka  aułów  i  trzody 
baranów,  byłby  to  obrazek  Palestyny. 


22  sierpnia. 


Był  u  nas  na  herbacie  Jusunbaj,  tutejszy  wołostny, 
człowiek  już  w  wieku.  Dziwiło  nas  wczoraj,  że  zaraz 


Digitized  by 


Google 


i2    SIERPNIA.  255 

za  przybyciem  nie  byliśmy,  jak  zazwyczaj ,  napasto- 
wani od  natłoku  Kirgizów,  chociaż  ich  niemało  widzie- 
liśmy stojących  i  siedzę.cych  na  przyległych  pagórkach. 
Teraz  się  pokazało,  że  Jusunbaj  im  zalecił  nie  turbo- 
wać  Wiktora  pośpiechem  odwiedzin  i  dać  mu  wytchnąć 
z  drogi.  Pierwszy  to  przykład  takiój  wyrozumiałości 
w  Kirgizie. 

Do  osobliwych  wyjątków  zapisać  także  muszę  Kir- 
giza z  garbem.  Przez  cały  ciąg  naszćj  podróży  nie 
spotkaliśmy  takiego  exemplarza,  a  Wiktor  nawet  po- 
wiada, że  pierwszy  raz  widzi  garbatego  w  stepie. 

Rzadko  w  którój  włości  znajduje  się  tłumacz,  zkąd 
wielka  niedogodność ;  a  jeżeli  w  swojóm  wędrownóm 
krążeniu  i  zatrzyma  się  gdzie  dłużój ,  to  mały  dla  Kir- 
gizów z  niego  użytek ,  gdyż  najczęściej  myśli  tylko  o 
własnych  zyskach,  o  chapcydensach  za  lada  nabaz- 
grany  papier,  nieraz  nawet  przeciw  ich  interesowi,  co 
pochodzi  niekiedy  ze  złej  woli,  niekiedy  zaś  prosto 
tylko  z  niedokładnej  znajomości  ducha  ich  mowy. 

Mieliśmy  dziś  obiad,  jakim  się  już  oddawna  nasze 
żołądki  nie  cieszyły.  Taszkiniec  zgotował  nam  pyszny 
pilaw  z  urukiem  i  kiszmyszem.  Ten  wyrdiz  pilaw^  czyli 
raczćj  pilau^  jak  go  Kirgizy  wymawiają,  widać  nie  jest 
powszechnie  znany.  Gdyśmy  prosili  Taszkińca  żeby 
nauczył  naszego  kuchmistrza  sposobu  przyrządzania 
pilawu,  nie  wiedział  o  co  rzecz  idzie,  i  dopiero  zrozu- 
miał kiedyśmy  mu  powiedzieli :  kurcz,  to  jest  ryż. 

Odebraliśmy  listy  z  Omska.  Miła  to  rzecz  listy  w  ta- 
kiśj  pustyni,  ale  to  niemiła,  że  przyszedł  z  nićmi  rozkaz 
jenerała,  żebyśmy  ułatwili  jeszcze  jeden  interes  w  ba- 


Digitized  by 


Google 


256  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻr. 

janaulskim  okręgu,  co  może  zabrać  z  miesiąc  czasu  i 
dać  nam  skosztować  zimy  stepowej  —  kłaniam  uni- 
żenie ! 

Powietrze  się  zmieniło,  a  z  odmianą  powietrza  i  de- 
peszą jeneralską  przejmującą  nas  zimnem,  zmienił  się 
nasz  łiumor.  Biódny  Wiktor  spodziewał  się  przynaj- 
mniej w  końcu  października  uścisnąć  żonę  i  dzieci,  a 
tu  nowe  poruczenie  Bóg  wie  jak  na  długo  jeszcze  od- 
dali tę  szczęśliwą  chwilę;  ja,  cłiociaż  nie  zostawiłem 
w  Omsku  ni  żony  ni  dzieci,  i  rad  byłem  pożegnać  go 
na  całe  lato,  jednak  z  przyjemnością  marzyłem  o  po- 
wrocie, obiecywałem  sobie  urządzić  starannie  moją 
komnatkę ,  ustroić  ją  w  pamiątki  rodziny  i  przyjaciół, 
wypocząć  po  trudacli  tylomiesięcznćj  podróży  i  zająć 
się  przywiedzeniem  do  ładu  moicli  notatek  :  teraz  za- 
miast tego  wszystkiego,  trzeba  myślić  o  tem,  jak  naj- 
skuteczniej zabezpieczyć  się  od  zimna  i  nie  stracić 
zdrowia.  O !  trzykroć  przeklęty  Karbyszewie  ze  swoim 
Karangapem  i  całą  sprawą,  która  nam  tyle  zmartwień 
przyczynia. 

U  Kirgizów,  jak  to  i  Lewszyn  pisze,  władza  rodzi- 
ców nad  dziećmi  jest  nieograniczona  do  pełnolecia  : 
ojciec  może  syna  dać,  darować,  przedać;  późnićj  zaś 
nie  ma  prawa  bez  wiedzy  i  zgody  dzieci  majątku  zbyć, 
ani  raz  im  wydzielonego  odebrać.  Młodszy  syn  bierze 
we  dwoje  od  starszy cłi.  Jeśli  jest  trzecłi  synów,  wtedy 
majątek  dzieli  się  na  cztery  części  :  jedna  dla  ojca,  a 
trzy  dla  nich ;  ale  najmłodszy  sam  tylko  bierze  w  spad- 
ku część  ojcowską.  Pamiątki  zaszczytne,  jak  naprzy- 
kład  znaki  honorowe  od  rządu,  medale  i  t.  d.  oddają 


Digitized  by 


Google 


tt    SIERPNIA.  257 

się  starszemu  do  przechowania  na  wieki  w  rodzinie. 
Dzieci  nieprawe  musz^  poprzestać  na  tćm,  co  im  ojciec 
da  za  życia;  lecz  w  razie  nagłój  jego  śmierci,  bije 
przysądzają  im  wydział  z  pozostałości  po  nim,  a  jeśli 
nie  ma  dzieci  prawych,  zabierają  wszystko. 

Tenże  Lewszyn  pisze,  że  nad  brzegami  Kara-kin- 
giru  miał  być  dworzec  jednego  z  potomków  Dżingis- 
chana.  Pytałem  się  tutejszych  Kirgizów ,  ale  nic  o  tćm 
nie  wiedzą;  niektórzy  tylko  mówią,  że  Kara-kingir 
podobno  w  akmollińskićm.  Na  mojćj  glupiśj  mappie 
stepu,  nic  znaleść  nie  można.  Mają  tam  być  ruiny ; 
jeśli  tak  jest  rzeczywiście,  to  najpodobnićj  że  nad  tą 
rzeczką  było  i  owe  zagadkowe  Karakorum. 

Nieszczęście  mnie  prześladuje  :  nigdzie  nie  mogę 
złapać  owego  sławnego  buksy,  co  to  ma  nawskróś 
przebijać  się  długim  nożem  i  przez  wierzch  jurty  wy- 
latywać w  powietrze.  Spodziewałem  się  zastać  go  u 
Taraklińców  :  wyjechał;  przybywamy  do  Kirejewców : 
wyjechał !  Lękam  się  żeby  tak  nie  było  i  ze  ślepą 
dziewczyną  poetką,  którą  zapowiadają  nam  u  Tiulen- 
gutowców;  a  żałowałbym,  bo  Chachłów  cytował  mi 
kilka  jśj  wierszy,  istotnie  zasługujących  na  uwagę. 

Kirejewcy  byli  niegdyś  jednymi  z  najbogatszych, 
ale  ostatni  upadek  bydła  okropnie  ich  podciął.  Nie 
ma  u  nich  żadnych  sułtanów  :  był  jeden ,  lecz  i  ten 
odkoczował  z  ich  włości.  Bardzo  to  nam  na  rękę,  bo 
przynajmniej  w  chwilach  wolnych  od  zatrudnień,  nie 
musimy  znosić  natręctwa  tej  arystokracyi,  która  prze- 
siaduje u  nas  dlatego  tylko ,  żeby  napić  się  herbaty  i 
zjeść  kęs  baraniny. 

47 


Digitized  by 


Google 


258  WYJĄTKI    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

Widać  źe  tutaj  armiaczyna  w  wielkićj  modzie,  gdyż 
cała  prawie  ludność  ubrana  w  chałaty  z  tśj  materyi. 

Zaglądaliśmy  kilku  Kirgizom  pod  ich  arakczyny :  u 
każdego  prawie  głęboka  blizna  na  łbie,  u  niektórych 
po  kilka.  Dziwna  rzecz,  jak  oni  mogą  wytrzymywać 
takie  ciosy.  Każdy,  któregośmy  tylko  pytali  o  przy- 
czynę rany,  powiadał  że  w  pogoni  za  barantarzami 
dostał  od  nich  tę  pamiątkę;  żaden  zaś,  ma  się  rozu- 
miećy  nie  jeździł  sam  na  barantę. 


u  timnite. 


Noc  była  chłodna,  spaliśmy  jednak  doskonale;  tylko 
kasker  podkradający  się  do  baranów,  narobił  hałasu, 
który  mię  raz  przebudził.  Ranek  pyszny,  zdaje  się 
obiecywać  stałą  pogodę. 

Przy  herbacie  rozmawialiśmy  z  Wiktorem  o  sposo- 
bach polepszenia  bytu  Kirgizów.  Są  włości,  po  sześć  i 
dziesięć  tysięcy  mieszkańców  liczące ,  w  których  nie- 
masz  nikogo ,  coby  umiał  czytać  i  utrzymywać  ich 
stosunki  z  prykazem  :  potrzeba  żeby  w  każdej  był 
stały  tłumacz,  człowiek  porządny,  dobrze  płatny,  dla 
którego  należałoby  domek  wystawić.  Potrzeba  także 
koniecznie,  żeby  włość  każda  miała  felczera,  umieją- 
cego coś  więcćj  niżeli  krew  puścić  i  wezykatoryą  przy- 
łożyć, a  opatrzonego  w  aptekę  i  mieszkanie  na  zimę. 
Ospa,  wenerya,  febra,  gorączki  niezmiernie  gubiące 
ludność,  szerzą  się  i  grasują  sobie  teraz  bez  żadnćj 


Digitized  by 


Google 


23    SIERPNIA.  259 

zawady.  Kirgizy  widząc  skuteczność  pomocy  lekarskiej, 
powoli  zaczęliby  pozbywać  się  swycłi  uprzedzeń,  na- 
bierać wiary  w  medycynę,  a  odstrychać  się  od  tych 
szarlatanów  buksów,  mułłów,  chodżów.  Proste  środki 
wieleby  dobrego  zdziałały  przy  tej  silnej  i  nieznarowio- 
n^j  naturze.  Nie  wzdragają  się  oni  przyjmować  le- 
karstw z  rąk  kafyra  (niewiernego),  jeśli  mają  w  nim 
zaufanie  :  przecież  tylekroć  prosili  o  nie  Wiktora,  a 
wiemy,  że  tacy  lekarze^  jak  naprzykład  Sokoliński, 
Jerzykowski ,  którzy  delikatnćm  obchodzeniem  się  z 
nimi  i  bezinteresownością  potrafiH  zjednać  ich  ufność, 
mieli  zawsze  u  siebie  pełno  chorych  przychodzących 
po  radę^  byli  nawet  wzywani  i  wożeni  do  miejsc  odle- 
głych. Zważywszy,  że  głównćm  bogactwem  Kirgizów 
są  stada  i  ti^zody,  należałoby  do  każdśj  włości  przysłać 
po  kilka  ogierów  lepszej  rasy ;  możeby  także  z  korzy- 
ścią dało  się  zaprowadzić  u  nich  bydło  tybetańskie, 
szczególnićj  kozy  i  owce  cienkowełniste.  Dla  lepszćj 
administracyi,  wypadałoby  żeby  ilbilanczy  czylr  woło- 
stny,  zarządzający  tak  znaczną  ludnością,  miał  przy 
sobie  radę  (sowiet),  któraby  wespół  z  nim  zajmowała 
się  sprawami  zależnymi  od  jego  władzy ;  sądownicza 
zaś  niechby  została  jak  jest  w  ręku  bijów.  Widać  że 
obecny  stan  rzeczy  musi  być  z  wielu  względów  im  nie- 
dogodny, kiedy  najrozumniejsi  z  pomiędzy  ich  nam 
mówią  :  a  Z  tego  że  tu  koczujemy,  nie  sądźcie  żebyśmy 
byli  zadowoleni  z  waszych  rządów  i  urzędników.  O ! 
gdybyśmy  wiedzieli,  że  gdziekolwiek  na  świecie  jest 
kątek  ziemi  zdolny  nasze  stada  i  trzody  wyżywić, 
wszyscybyśmy  was  rzucili  ^  i  aniby  prochu  po  nas  nie 


Digitized  by 


Google 


i60  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

zostało.  »  Narzekania  te  stały  się  już  głosem  powsze- 
chnym, odzywają  się  w  pieśniacli  ludu.  Ależ  bo  co  to 
za  urzędnicy  bywali  tutaj !  Istni  łupieżcy,  barantarze. 
Wiele  spraw  przechodziło  przez  moje  ręce,  z  których 
mogłem  przekonać  się  co  oni  dokazywali.  Nieraz  aż 
serce  boli  słuchając  opowiadania  jak  się  odbywały  po- 
pisy, które  po  kirgizku  nazywają  się  sau^  co  znaczy 
także  kawał  mięsa.  Każdy  niemal  z  tych  prokonsulów, 
czynność  mu  poruczoną  uważał  tylko  za  środek  zro- 
bienia sobie  majątku  :  przylatywał  otoczony  kozakami, 
rzucał  postrach  na  całe  okoHce  i  nie  przebierał  w  spo- 
sobach zdzierstwa.  Na  jego  rozkaz,  tabuny  i  trzody 
musiały  ściągać  się  w  jedno  miejsce  z  koczowisk  o  150 
i  więcćj  wiorst  odległych ,  zostawując  po  drodze  ślady 
nagłego  pochodu  :  kobyły  i  krowy  zrzucały,  wielbłądy, 
konie,  owce  padały;  za  skupieniem  potćm  ogromnego 
natłoku,  liczba  trupa  mnożyła  się  codzień  z  niedostatku 
żywności  i  wody.  Pan  urzędnik  kazał  sobie  płacić  za 
to,  że  sztuk  upadłych  za  żywe  nie  rachował ;  kazał  so- 
bie płacić  zp.  mniemane  utajenie  liczb  istotnych  i  za 
różne  niby  łaski,  a  potćm,  żeby  okazać  się  gorliwym 
w  służbie  i  nie  być  podejrzanym  o  wziatki,  w  oczach 
Kirgizów  napisał  cyfry  inne,  a  przybywszy  do  pry- 
kazu  podał  inne.  Ileż  to  obok  tego  trzeba  było  kosztu 
na  utrzymanie  i  uraczenie  wysokiego  gościa.  Barany 
przyprowadzane  na  kuchnią  brakowano  bez  końca : 
nie  dlatego  żeby  jeden  był  tłustszy  od  drugiego,  ale 
żeby  została  po  nim  piękniejsza  skóra,  czarna  lub  ka- 
sztanowata. W  każdym  razie  ultima  ratio  była  kamcza, 
spadająca  na  plecy  nietylko  prostych  Kirgizów,  ale  i 


Digitized  by 


Google 


23    SIERPNIA.  261 

dostojników,  wołostnych  i  starszyn.  Jeden  z  tych  gro- 
źnych władzców  5  dostał  nawet  tytuł :  Kamcza-major, 
i  dot^d  słynie  pod  tśm  imieniem. 

Kirgizy  tak  sc  nieprzyzwyczajeni  do  ludzkiego  ob- 
chodzenia się  z  nimi  i  sprawiedliwości,  że  nie  mogąc 
pojąć  postępowania  Wiktora ,  pytali  wczoraj  Amał- 
dyka  :  «  Powiedz  nam,  czy  to  on  żartuje,  czy  istotnie 
jest  dla  nas  tak  dobry.  Pierwszy  to  taki  urzędnik -ros- 
syjski  :  nie  krzyczy,  nie  łaje,  nie  stawi  przy  swojój 
jurcie  kozaków  z  kamczami  żeby  nas  odpędzali.  Ina- 
czej robił  ten,  ów,  tamten.  'Od  czasu  jak  wyszliśmy 
z  łona  matek , .  nie  widzieliśmy,  nie  słyszeliśmy,  ani 
wyobrażaliśmy  sobie  takiego  urzędnika  rossyjskiego.  » 

Przybył  do  nas  z  Karauł-kambarańskićj  włości  Dża- 
pałak,  znakomity  niegdyś  batyr,  człowiek  już  w  wie- 
ku :  twarz  patryarchalna ,  oczy  niezmiernie  ogniste, 
wspaniała  broda  biała.  Wszedł  on  do  naszój  jurty  kie- 
dyśmy odpoczywali,  i  zapewne  zwiedziony  widokiem 
kobierca  rozwieszonego  nad  mojóm  łóżkiem  dla  zasłony 
od  ciągu  powietrza,  wziął  mnie  za  Wiktora ;  ten  zaś 
powiedział  mi  żebym  go  przez  czas  niejaki  nie  wywo- 
dził z  błędu.  Zapytałem  więc  :  «  Cóż  tam  u  was  mó- 
wią o  mnie  ?  »  —  «  O  tobie,  rzekł,  mówią  dobrze,  ale 
Asesor^  to  nam  duszę  wyciągnął.  » 

Coraz  bardziej  przekonywam  się,  że  Kirgizy  mają 
wielkie  zdolności  umysłowe.  Co  za  łatwość  mówienia ! 
Jak  umieją  każdy  swój  interes  objaśnić  i  zbijać  zręcznie 
zarzuty  przeciwnika !  U  dzieci  nawet  umysł  rozwija  się 
bardzo  prędko.  Dziś  kiedym  był  zajęty  robotą^  jeden 
malec,   syn  tutejszego  bogacza,  ciągle  siedział  przy 


Digitized  by 


Google 


H%  WYJĄTEI    Z     DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

mnie  i  zaglądał  w  księgę.  Ciekawy  byłem  na  c^im  się 
to  skończy ;  aż  nareszcie  poprosił  mię  o  pióro  i  napi* 
sał  cóś  po  tatarsku,  napokazanie  że  i  on  umie  pisać. 
Bardzo  go  uszczęśliwiła  moja  pocłiwała  tćj  jego  umie- 
jętności ;  ale  kupiłem  sobie  bićdę  :  odtąd  jeszcze  bar- 
dziej zaczął  opierać  się  o  moje  łóżko,  trącać  mię  w 
łokieć,  i  jak  lis  do  kurnika  wtykać  swój  mongolski 
nosek  w  moje  pisanie.  Dowiedziałem  się  od  niego,  że 
w  tych  dniach  sprowadza  do  siebie  żonę,  a  małżeń- 
stwo nietylko  jest  ratum,  ale  i  eonsumatum.  Cóż  było 
robić  z  tak  uczonym  i  żonatym  malcem,  używającym 
razem  wszystkich  praw  rozpieszczonego  dziecka?  Po- 
zbyłem się  go  jednym  pistonkiem.  Nie  tyle  się  zląkł 
wystrzału,  ile  się  przeraził,  gdym  powiedział,  że  to  tru- 
cizna :  zbladł  i  źle  mu  się  zrobiło* 

Kirgizy  miewają  czasem  szczególniejsze  nazwiska  : 
dawnićj  potkaliśmy  Pułkownika,  a  dziś  był  przed 
nami  jeden  Kapitan,  drugi  Jesak ,  treeci  Pan.  Skoro 
tylko  przyszła  kolćj  popisu  na  auł  niejakiego  Czur- 
czuta,  starca,  tx)gacza,  będącego  w  śmiertelnćj  niena- 
wiści z  wolostnym ,  wszyscy  prawie  jego  podwładni 
wznieśli  głos  przeciw  niemu,  że  ich  ciemięży  i  że  ro- 
dzina jego,  chociaż  bogatsza  od  innych,  do  żadnych 
powinności  nie  chce  należeć,  Czurczut  (co  znaczy  Chiń- 
czyk) nie  szczędził  także  wyrzutów  i  prosił  o  przyłą- 
czenie go  do  inn^j  włości.  Gdy  Wiktor  uczynił  zadość 
obu  stronom ,  przenosząc  wielmożnego  Czurczuta  do 
włości  starszego  sułtana,  rozległ  się  gromko  dzięk- 
czynny kułduk  za  ten  wymiar  sprawiedliwości ;  a  byli 
podwładni  Czurczutowi,  obrócili  się  z  prośbą  ku  dru«^ 


Digitized  by 


Google 


23  SIERPNIA.  263 

giemu  starszynie,  imieniem  Pan,  żeby  ich  raczył  przy- 
jąć pod  swoją  zwierzchność.  Ten  pan  Pan  musi  być  u 
nich  wielce  popularnym,  bo  gdy  się  zgodził  na  żąda- 
nie, okazali  żywą  radość,  i  dziękowali  mu  zdejmując 
nietylko  czapki  ale  i  arakczyny; 

Po  obiedzie,  przyjechali  Tiulengutowcy  dowiedzieć 
się  kiedy  będziemy  u  nich.  Po  zwykłych  przywitaniach, 
tutejszy  ilbilanczy  Jusunbaj,  tak  im  rekomendował 
Wiktora  :  «  Dawno  już  zostajemy  pod  rządem  Padszy, 
ale  dotychczas  nie  widzieliśmy  jego  człowieka  —  wszy- 
scy, których  nam  dotąd  przysyłał,  nie  byli  to  ludzie. » 
—  Wiktor  mu  na  to  s  «  Cłiwalicie  mię  teraz  w  oczy,  a 
potem  może  powiecie  to  samo  co  o  Asesorze. »  —  «  O ! 
nie  bój  się.  Asesor  duszy  nam  nawet  nie  zostawił,  a 
ty  trzeci  dzień  jesteś  u  nas,  i  czy  zrobiłeś  komu  jaką 
krzywdę.  Gadasz  z  nami,  śmiejesz  się,  żartujesz,  jak 
gdyby  nasz  ziomek.  Naród  koło  twojśj  jurty  krzyczy, 
kłóci  się,  spać  -ci  może  nie  daje,  a  ty  nie  każesz  koza- 
kom rozpędzać  kamczami.  Od  czasu  naszego  wejścia 
pod  rządy  Padszy,  nie  jedna  już  przeminęła  wiosna, 
niejedno  lato,  nie  jedna  jesień  i  zima,  ale  tak  miłego, 
łagodnego,  spokojnego  lata  nigdyśmy  jeszcze  nie  mieli. 
Tyś  nam  je  przyniósł  z  sobą.  Ty  jesteś  naszćm  jasnćm 
słońcem.  Tyś  nam  kazał  przykoczować  bliżój  do  Tara- 
klińców  :  myśmy  twego  rozkazu  nie  spełnili,  bo  tam 
nie  było  wody;  lękaliśmy  się  twego  gniewu,  a  ty  ,za 
przybyciem  wszedłszy  w  rzecz ,  ani  przykrego  słowa 
nam  nie  rzekłeś.  Jakżeż  nie  mamy  cię  chwalić !  Kie- 
dyśmy byli  nad  Lepsą,  któż  nam  był  ojcem  i  matką, 
jeżeli  nie  ty?  Byliśmy  tam  n  8woicłi,  a  oni  nas  nie  kar- 


Digitized  by 


Google 


264  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODBÓŻY. 

mili  i  nie  poili ;  jurta  zaś  twoja  stalą  dla  nas  otworem: 
w  niśj  mieliśmy  i  kumys,  i  herbatę,  i  przytułek.  » 

Chodziliśmy  na  przechadzkę  i  nawiedziliśmy  koczu- 
jący kram  Taszkińca.  Oprócz  mat  nic  więcój  nie  miai : 
wozi  z  sobą  dżołomiej  czyli  kosz.  Dama  jakaś,  ciekawa 
nas  widzieć,  pod  pozorem  kupna  przyszła  do  kosza. 
Były  z  nią  dwie  jej  siostry  :  jedna  podrostek,  druga 
dziecko  z  pięknćmi  oczami.  Kiedyśmy  potraktowali  je 
urukiem,  dama  przyjęła  śmiało,  a  starsza  z  dziewcząt, 
w  koszuli  i  o  kilku  kruczych  kosach,  zakrywszy  twarz 
dłonią  i  odwracając  głowę,  wyciągnęła  drugą  rączkę. 
Przy  rozejściu  się  dama  ścisnęła  Wiktora  za  rękę, 
w  dowód  zadowolenia,  a  może  gotowości  służenia  mu 
swćmi  wdziękan^i,  które  są  dość  passables. 

Dla  Kirgizów  wielki  wstyd,  gdy  kto  włość  ich  opu- 
szcza i  przenosi  się  do  drugićj,  bo  to  znak,  że  z  nimi 
żyć  nie  mógł.  Jusunbaj  i  niektórzy  ze  znakomitszych 
Kirejewców ,  prosili  przeto  przybyłych  Tiulengulow- 
ców,  żeby  pojechali  do  Czurczuta  i  starali  się  odwieść 
go  od  przenosin ,  chociaż  to  człowiek  tak  im  uciążliwy. 
Tiulengutowcy  uczynili  co  im  obyczaj  nakazywał,  ale 
Czurczut  nie  dał  się  ubłagać. 


24  sierpnia. 


Gotowanie  jedzenia  do  kobiót  nie  należy;  a  jeśli 
czasem  ten  honor  je  spotyka,  to  biorą  się  z  wielką 


Digitized  by 


Google 


24    SIERPNIA.  265 

obawą,  bo  byleby  w  czóm  mężowi  niedogodziły,  kam- 
cza  w  robocie.  Ich  obowiązkiem,  ogień  rozłożyć,  kasan 
wyczyścić  i,  mięso  przygotować ;  potom  mężczyźni  sami 
gotują,  i  zgotowawszy,  sami  obsiadają  misę,  a  bió- 
dnym  kobiśtom  ledwo  się  kosteczki  dostają,  i  to  jednśj 
tylko  bajbicze.  Są  one  wszakże  litościwsze  od  męż- 
czyzn. Jeńcy,  którzy  byli  u  Kirgizów  w  niewoli,  opo- 
wiadali Wiktorowi,  że  kiedy  leżąc  związani,  nie  mogli 
u  mężczyzn  doprosić  się  kawałka  krutu  lub  kropli 
wody,  kobićty  ukradkiem  dawały  im  jeść  i  pić,  a 
wstając  w  nocy,  żeby  mężowie  nie  widzieli,  przynosiły 
im  kumys.  Po  śmierci  mężów  nie  bardzo  się  one  smu- 
cą :  krzyk  żałosny  jaki  zwykle  wydają  za  przybyciem 
każdego  obcego  człowieka,  na  oznakę  nieutulonój  bo- 
leści po  stracie,  jest  tylko  dopełnieniem  obowiązku. 
Wiktor  raz  odwiedził  wdowę  po  zmarłym  wielkim 
swoim  przyjacielu,  drugiego  dnia  jćj  żałoby,  Natycłi- 
miast  zawrzeszczała  że  aż  się  jurta  zatrzęsła,  ale  do- 
pełni wszy  tój  formalności,  przybrała  postać  zupełnie 
spokojną  i  zaraz  mu  powiedziała,  że  brat  męża  clice 
ją  zaślubić,  ona  zaś  woli  pójść  za  kogo  innego.  Kobićta, 
jeśli  kto  z  godnych  uszanowania  znajdzie  się  w  jurcie, 
powinna  siedzieć  i  na  podniesionym  prawśm  kolanie 
trzymając  oparty  łokieć,  ręką  dotykać  swój  skroni. 
Takiómże  dotknięciem  skroni  powinna  uszanować  każ- 
dego z  wyższych  i  starszych,  gdy  spotka  prowadząc 
wielbłąda  albo  jadąc  konno. 

Dostaliśmy  psa  imieniem  Kilahoj.  Nazwiska  psów 
bywają  :  Majnak,  Ak-majnak,  Czułak,  Ak-czułak, 
Kara-czułak,   Dżybdajak,   Kaska-basz^  Dżyf-kujan. 


Digitized  by 


Google 


t6S  WYJĄTKI    Z    DIIBrtNIIA    PODRÓŻY. 

Ilbilanczy  widzęc  że  naszego  Kilahoja  karmimy,  rzekł : 
(*  Nie  dawajcie  mu  dużo  jeść,  bo  jutro  nie  będzie  jadł. » 
Tak  oni  troskliwi  o  umiarkowanie  psiego  apetytu,  ale 
ze  swoim  wcale  się  nie  miarkują.  Wczoraj  rozpoczęli 
swój  post,  uraza  :  cały  dzień  nie  jedzą  i  kumysu  nawet 
nie  piją,  ale  w  nocy  wynagradzają  sobie.  Był  dziś  u 
nas  jakiś  Chodża  :  gdy  Wiktor  zapraszał  go  do  bara- 
niny, odpowiedział  :  «  Już  ja  moje  usta  zamknąłem.  » 
Nie  wszyscy  jednego  dnia  robią  to  zamknięcie  :  reli- 
gijniejsi  zawczoraj  już  suszyli,  inni  dzisiaj  jeszcze  mają 
usta  niezamknięte,  zwłaszcza  ci,  którzy  nie  chcą  stracić 
zręczności  zjedzenia  u  nas  barana  i  wypicia  łierbaty. 

Pogoda  zmienna,  deszcz  kilką  nawrotami,  wietrzno  i 
chłodno.  Skończyliśmy  robotę ;  jutro  wyjeżdżamy  zfcąd 
do  Tiulengutowców. 


M  titrtiiia. 


Po  ulewnym  deszczu  w  nocy,  rozpogodziło  się  zrana. 
Wyjechaliśmy  o  pół  do  8^J .  Czas  był  prześliczny,  grunt 
tylko  rozmokły  psuł  przyjemność  podróży.  Koń  mój, 
chociaż  niezrównanój  doskonałości  inochodziec,  utyks^ 
się  często,  raz  nawet  biegąc  z  góry,  przypadł  na  ko- 
lana i  o  mało  mię  nie  zrzucił.  Jechaliśmy  bardzo 
prędko,  przelecieliśmy  drogę  jeneralską,  wiodącą  z 
Karkarałów  do  Ajaguzy,  na  którćj  stały  dawnićj  pi- 
kiety, przebiegliśmy  okolicę  górzystą  i  we  cztery  go- 


Digitized  by 


Google 


25  SIERPNIA.  9tT 

dżiny  stanęliśmy  u  Tiulengułowców  na  uroczysku 
zwaniem  Kuksakdenbui  albo  Uzuny.  Przyjął  nas  ich 
ilbilanczy,  Chudajmenła  sułtan,  który  zaraz  na  wstępie, 
na  wzmiankę  o  Asesorze  wykrzyknął :  «  Oby  on  prze- 
padł ztąd  na  dziewiątej  ziemi !  » 

dysząc  oddawna ,  że  w  tutejszej  włości  znajduje  się 
ślepa  dziewczyna  improwizatorka ,  przedewszystkióm 
byliśmy  ciekawi  ją  poznać,  i  pan  sułtan  natycłimiast 
jc  sprowadził.  Nazywa  się  ona  Dżazyk,  nie  widzi  od 
urodzenia,  liczy  sobie  lat  dwadzieścia,  cliociaż  wygląda 
na  więcej  i  rzeczywiście  podobno  ma  dwadzieścia 
dziewięć;  twarzy  dość  przyjemnćj,  nieco  ospowata, 
wyróżowana.  Poprosiwszy  o  kumys,  zaczęła  swoje 
śpiewy  od  tego  :  a  Wezwana  przez  Buleke  (półko- 
wnika),  stawię  się  z  radością  by  opiewać  czasy  jego 
błogie  dfa  nas,  nie  takie  jak  Asesora,  który  niecłi  będzie 
trzykroć  przeklęty.  Co  tylko  umiem  wszystko  zaśpie- 
wam, ale  proszę  o  względ,  że  przyszedłszy  na  świat 
ciemna  i  przez  dwadzieścia  lat  niemająca  ulgi  w  mojóm 
nieszczęściu,  nie  mogę  tak  śpiewać  jak  drudzy.  Gdyby 
nie  ta  kara  Boska,  nie  byłabym  gorszę  od  innycłi... » 

Prosiliśmy  jej  żeby  nam  zaśpiewała  «  Ałatau-den- 
su  »  pieśń  opowiadającą  czasowy  pobyt  jej  rodu  w 
górach  Ałatauskich.  Zaśpiewała  więc  jak  następuje  : 

«  Od  wieków  zajmowaliśmy  tutejsze  ziemie,  ziemie 
najlepsze  w  świecie,  bo  nigdzie  niemasz  takiego  po- 
wietrza, takiej  wody,  takich  pastwisk  jak  w  naszej 
Karkarąlińskiej  krainie;  nigdzie  takich  stad  koni, 
bydła  i  baranów,  takich  kierkej  (kóz)  cienkowełni- 
stych,  takiego  kumysu. 


Digitized  by 


Google 


268  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

«  Żyliśmy  wolni ,  spokojni ,  niezależni  od  nikogo, 
pod  rządem  własnych  naszych  bijów.  Ale  sułtani  za- 
częli nas  ciemiężyć  :  jadły  nas  te  kaskery  (wilki), 
coraz  większe  nakładając  podatki.  Czon  nie  dozwalał 
im  gnębić  biódnego  ludu  i  nawet  był  ich  wypędził  z 
Bajan-aulskiój  ziemi ;  lecz  Czon  umarł ,  a  sułtani  chcąc 
nas  zdzierać  i  spodziewając  się  tóm  łatwiśj  ugiąć,  po- 
częli porozumiewać  się  z  Urusami,  i  olśnieni  blaskiem 
ich  złota^  zaprzedali  im  nas  niewinnych. 

«  Urusy  zbudowali  sobie  miasto  w  Karkaralińskich 
górach,  zabrali  nam  najlepsze  miejsca  na  swoje  pikiety, 
i  postawili  w  nich  ludzi  złych,  dla  trzymania  nas  w  pod- 
daństwie. Wielbłądy  nasze  musiały  zwłóczyć  belki 
sosnowe  na  ich  budowle.  Żeby  nałożyć  jesak,  liczyli 
nasze  konie,  bydło  i  barany.  Gdzie  wisiał  ogon  koński, 
zapisali  konia;  na  kim  postrzegli  łachman*  kożucha, 
nie  chcieli  wierzyć  że  nie  ma  ukrytych  owiec.  A  Dża- 
mantaj,  ten  chciwiec  bogactw  niesyty,  jeszcze  poma- 
gał do  gnębienia  nas... 

«  Do  żywego  dojęci  uciskiem,  nie  mogliśmy  wytrzy- 
mać w  naszćj  ukochanój  ziemi.  Powoli,  powoli  oddala- 
liśmy się  od  niej,  i  drogą  zalaną  naszemi  łzami  zaszli- 
śmy  aż  w  Ała-tau,  w  smutną  krainę  naszego  wygnania, 
bo  tam  wszystko  inaczój  :  i  powietrze  mgliste ;  i  góry 
tak  wysokie  a  strome,  że  często  z  nich  ludzie  i  konie 
w  przepaść  padają ;  i  wody  gwałtowne ;  i  zły  owad 
biju  (tarantuła),. który  gdy  ukąsi,' człowiek  wrzeszczy 
jak  wielbłąd ;  i  zły  kumys ;  i  zła  pasza ;  i  gorszy  nad 
wszystko,  drapieżny  sąsiad  Sadyr-Mataj,  który  codzień 
nam  dokuczał. 


Digitized  by 


Google 


i5    SIERPNIA.  t^^ 

«  Żyliśmy  tam,  iecz  ciągle  wzdychaliśmy  i  tęskni- 
liśmy do  naszój  Karkaralińskiej  ziemi.  Żal  po  niśj  zmu- 
sił nas  do  powrotu,  bo  nigdzie  niemasz  takiego  powie- 
trza, takiój  wody,  takiej  paszy,  i  t.  d.  » 
Dulcis  humus  patńce  !    ^ 

Poetka  nasza  jest  śmiała  :  na  wszystko  odpowiada 
rozsądnie,  z  uprzejmym  uśmiechem.  Kiedyśmy  zapy- 
tali, kto  ją  nauczył  śpiewać  ,  rzekła  :  «  Bóg  mnie  upo- 
śledził, ale  dał  mi  ducha ;  on  mi  wynagradza  kalectwo , 
nim  natchniona  śpiewam.  »  Piła  z  nami  herbatę^  co 
j6j  dozwolono  jako  nieszczęśliwej,  gdy  tymczasem  nikt, 
ani  sułtan,  nie  śmiał  złamać  postu  i  tknąć  się  podanój 
filiżanki.  Po  herbacie  śpiewała  znowu  : 

«  Ja  ślepa,  upośledzona,  losem  moim  znękana,  przy- 
chodzę przed  oblicze  wysokićj  osoby  i  blasku  jego  wi- 
dzieć nie  mogę.  Nie  mogę  widzieć  twśj  jasnej  twarzy, 
Buleke  !  bo  mi  Bóg  oczu  nie  dał ;  ale  mam  słuch  i  czu- 
cie. Słyszę  głos  narodu,  żeś  wielki,  rozumny,  sprawie- 
dliwy, łaskawy,  opiekun  biódnych  i  uciśnionych. 
Śmiało  zbliżam  się  do  ciebie,  wchodzę  do  twojej  jurty 
jak  pióro  do  kałamarza,  siadam  przy  tobie,  boś  ty  nie- 
dorównany  między  Urusami !  Przybyłeś  spisywać  nasz 
naród  i  kłaść  liczbę  naszego  bydła.  Przybyłeś,  a  na 
spotkanie  twoje  wybiegło  wszystko  :  starcy,  kobiety  i 
dzieci.  Nie  tak  było  kiedy  przyjeżdżał  trzykroć  trzy 
razy  przeklęty  Asesor  :  wszystko  się  przed  nim  kryło  i 
uciekało.  On  n^am  przynosił  smutek  i  łzy ;  ty  przyno- 
sisz wesele  i  radość.  Sprawiedliwy  człowieku,  postępuj 
z  nami  jak  postępowałeś  z  innymi  :  głos  narodu  doj- 
dzie uszu  Boga,   Bóg  cię   na  tśj    ziemi  uszczęśhwi 


Digitized  by 


Google 


f70  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

dziećmi,  majątkiem,  a  na  tamtym  świecie  przygotuje 
wielką,  wspaniałą  komnatę  dla  twego  odpoczynku. 
Nie  n:am  ja  oczu,  nie  widzę  światła  Boskiego,  lecz  ser- 
cem wymodlę  błogosławieństwo  Boże  dla  ciebie.  Ase- 
sor przeklęty  od  całego  narodu,  nie  będzie  miał  snu 
spokojnego,  pomyślnej  drogi,  łzy  nasze  pociekną  za 
nim  wszędy,  usclinie  on  i  zginie ;  ty,  błogosławiony 
przez  cały  naród,  szczęśliwie  odbędziesz  twą  podróż, 
wrócisz  na  łono  twśj  żony,  uścisniesz  twe  dziatki.  O 
Buleke !  bądź  zdrów  i  niecti  wszystko  tak  się  stanie  jak 
sobie  życzysz !  » 

Na  zapytanie,  czy  nie  zaśpiewa  nam  czego  o  Kene- 
sarym,  odpowiedziała,  że  jeszcze  nie  ułożyła  żadnśj 
pieśni  o  nim ;  ale  zdaje  się  że  skłamała,  bo  jak  widać 
było,  starszyna  kirgizka  ostrzegała  ją  po  cichu  żeby 
nie  wyjeżdżała  na  plac  ze  wszystkiemi  swemi  pieśniami 
dotyczącemi  Rossyan,  zwłaszcza  gdy  postrzegli,  fce 
sztrofy  o  Dżamantaju  poczęliśmy  spisywać.  Wywołali 
ją  nawet  za  jurtę  i  tam  jej  cóś  gadali. 

Uradowana  z  naszego  przyjęcia  i  wynagrodzona, 
wyćłiodząc  improwizowała  jeszcze  pożegnanie.  Nas 
także  niemało  zajął  jśj  talent.  Wszystkie  jśj  pieśni  i 
improwizacye  są  rymowane.  Widać  wielką  łatwość 
władania  swoją  mową,  a  w  głosie  przebija  się  jakaś 
dziwna  czułość ,  właściwa  tylko  kobiecie.  Słuchałem 
jej  ze  wzruszeniem,  jakiegoby  mi  nie  sprawił  śpiew 
najsławniejszej  prima-donny.  Wściekałem  się  na  moją 
nieznajomość  kirgizkiego  języka,  tćm  bardzićj,  że  nasi 
tłumacze  nie  są  w  stanie  schwycić  i  oddać  piękności 
wyr^iżeń  poetycznych.  Im  nawet  pieśni  Dśazyki  wydają 


Digitized  by 


Google 


S5    SIE&PNIA.  ^74 

się  w  ogóle  zagmatwane  i  niejasne;  ale  cóż  można 
wymagać  od  ludzi,  którzy  nigdy  nie  czytają.  I  oni  je- 
dnak przyznają,  że  wyraża  swoje  myśli  bardzo  mocno  i 
czule,  a  co  osobliwsza  że  w. rymach. 

Sułtani  zaraz  nam  dali  dowód  charakteru,  w  jakim 
ich  poezya  przedstawia.  Skoro  przyszło  do  popisu,  za 
przyrzeczenie  że  im  tyle  zapiszemy  ile  powiedzą,  obie- 
cali nam  dopilnować  ścisłe  innych ;  prosili  tylko,  żeby 
nie  dozwolić  Kirgizom  słyszeć,  jakie  oni  będą  podawali 
Ucaby.  Cóż  daiwnego  że  naród  ich  tak  nie  lubi,  kiedy 
ci  arystokraci  wszędzie  i  zawsze  dbają  tylko  o  siebie. 

Nareszcie  choć  w  t^j  włości  znaleźliśmy  buksę.  Posła- 
liśmy więc  po  niego  późno  wieczorem  i  stawił  się 
wkrótce  ze  swoją  kobzą.  Gdy  stroił  ten  instrument,  a 
stojący  wokoło  Kirgizy  zachwalali  jego  umiejętność, 
rzekł :  «  Nie  chwalcie  mnie,  bo  szatan  nie  przyjdzie.  » 
Wiktor  powiedział  mu  żeby  «  pobuksił »  jak  i  kiedy 
skończymy  naszą  podróż.  Zaczął  tedy  rzępolić  i  w  dłu- 
gim, coraz  głośniejszym,  a  tak  niesłychanie  szybkim 
śpiewie ,  że  nie  wiem  jak  mu  język  zdołał  nastarczyć 
obrotu,  wzywał  różnych  bogów,  świętych  i  aniołów, 
między  którymi  figurowali  Izrael  i  Gabryel.  Przy  tym 
śpiewie  ruszał  ramionami,  odstawiał  przed  siebie  kobzę 
ustrojoną  w  brzękadełka,  a  nakoniec,  pchnąwszy  się 
niby  w  brzuch  nożem,  przewrócił  się  kilka  razy  po  jur- 
cie i  rzekł,  że  wszystko  pójdzie  jak  najlepićj  i  za  cztćry 
dni  otrzymamy  rozkaz  kończyć  czśmprędeej  robotę. 
Prosiliśmy  go  potćm,  żeby  nam  pokazał  jaką  sztukę, 
żeby  naprzykład  wyleciał  przez  czeharak.  Na  to  pokrę- 
cił głową  i  odpowiedział :  <(  diok,  »  to  jest  że  tego  nie 


Digitized  by 


Google 


iii  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

umie,  ale  dodał :  «  Dajcie  mi  sto  nożów  (zapewne  bę- 
dąc pewnym,  że  tyle  się  u  nas  nie  znajdzie),  a  ja  poi- 
gram  niemi.  Zebraliśmy  naprędce  cztóry  noże,  które 
on  położywszy  sobie  na  plecach,  kazał  obwiązać  się 
pasem,  i  tak  spowity  tarzał  się  po  całej  jurcie,  a  potom 
wydobywszy  je  z  pod  obwięzki,  wbijał  sobie  w  ciało 
tak  nieszkodliwie,  że  ani  kropla  krwi  nie  popłynęła. 
Widząc  że  partacz ,  poszedłem  spać ;  ale  postać  tego 
szarlatana  w  czerwonej  czapce  i  z  kozią  bródką,  jego 
dzika  muzyka  i  śpiew  djabelski,  jurta  oświecona  mdłym 
płomykiem  świśczki,  cały  ten  piekielny  obrazek,  pow- 
tarzał mi  się  we  śnie  i  męczył  jak  marzenie  gorącz- 
kowe. 


26  sierpnia. 


Wstałem  o  7^  z  bólem  głowy.  Dzień  piękny.  Oko- 
lica nasza  jest  ogromną  równiną,  zarosłą  długiemi  po- 
wojami i  drobną  trawą ;  woda  gdzieniegdzie  w  niższych 
miejscach,  ale  niedobra  :  cała  ta  płaszczyzna  musiała 
być  dnem  jeziora,  bo  i  namuł  gliniasty  wyraźny.  Wi- 
dokręg  w  kilkunastu  punktach  zakreślają  górki,  z  któ- 
rych największa  nazywa  się  Temir-czy,  to  jest  żelazna^ 
chociaż  wyraz  ten  dosłownie  znaczy  kowal.  W  j(5j  ska- 
listych, ostro  jeżących  się  wierzchołkach  mieszkają  ar- 
chory.  Pierwszy  raz  widziałem  tu  u  Tiulengutowców, 
łyżki  z  rozparzonego  rogu  archora,  służące  do  nalewa- 


Digitized  by 


Google 


26    SIERPNIA.  t73 

Ilia  kumysu  z  wielkich  czasz  drewnianych  do  maJych 
czaszek.  W  tych  stronach  daj  j  się  już  widzieć  kułany, 
czyli  dzikie  konie.  Kirgizy  bardzo  cenij  ich  skóry,  wy- 
wożę ich  wiele  do  Taszkinii,  gdzie  sc  dobrze  płacone, 
a  u  siebie  robię  z  nich  saby,  tlómoki  i  różne  rzeczy ; 
mianowicie  zaś  wyprawiają  na  swoje  kalosze  zielonego 
koloru  w  jaszczur,  który  nadaje  się  posypując  rozmięk- 
czoną skórę  prosem  i  przyciskając  ciężarem.  Młody  ku- 
łąn,  jak  tylko  się  urodzi,  może  już  biedź  za  matką.  Zła- 
pany i  przyprowadzony  pod  kobyłę  domową,  chociaż 
ją  ssie  i  ta  przyjmuje  go  za  swoje  dziecko,  pasie  się 
jednak  opodal  od  innych ,  i  skoro  tylko  cokolwiek  po- 
drośnie, drapie  w  step  na  swobodę.  Koń  swojski  zabłą- 
kfiwszy  się  czasem  pomiędzy  kułany,  dziczeje.  Chętnie 
one  dają  mu  współoby watelstwo ,  jeżeli  nawet  ma  pęta 
na  nogach,  to  je  rozgryzają.  Stada  ich  składają  się  nie- 
kiedy z  tysiąców,  i  gdzie  są  zasiewy,  robią  wielkie 
szkody  :  tego  lata  wyjadły  pszenicę  Tiulengutowcom. 

Jeden  starszyna  opowiadał,  że  Asesor  bawił  tu  dni 
dziewiętnaście  i  przez  ten  czas  zjadł  150  baranów;  do- 
kazywał przytśm  niesłychanych  rzeczy.  Kiedy  odjeż- 
dżał, przeprowadzali  go  chcąc  nie  chcąc,  ze  strachu. 
Przy  pożegnaniu  odezwał  się  :  «  No,  powinniście  być 
kontenci  ze  mnie  :  nic  wam  złego  nie  zrobiłem ;  a  spo- 
dziewam się,  macie  to  za  szczęście,  że  tak  długo  u  was 
gościłem.  »  Kirgizy  zdobywszy  się  na  odwagę,  odpo- 
wiedzieli mu :  «  Cóż  chcesz  żebyśmy  ci  w  oczy  mó- 
wili; ale  skoro  się  ztąd  oddalisz,  bądź  pewien,  że 
krzywdy  nasze  zostaną  nam  w  pamięci ,  i  ślady  twoje 
przeklniemy.  »  Zamilkł  i  poleciał  cwałem. 

48 


Digitized  by 


Google 


274  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻr. 


27  sierpnia. 


Wczoraj,  niedoczekawszy  się  poczty,  naktórój  spot- 
kanie chodziliśmy  ze  dwie  wiorsty,  położyliśmy  się  o 
9^,  i  nic  do  siebie  nie  mówigc,  zasnęliśmy  smutni* 
Dziś  odebraliśmy  pocieszaję.c&  wiadomość,  że  poczta 
przeszła  już  przez  Rarkarały,  a  zatćm  może  jeszcze 
przed  noc^  odeszła  nam  Kirejewcy,  co  dla  nas  wiezie. 

Otrzymujemy  zażalenia  na  Czurczuta,  który  oddala- 
jąc się  od  Rirejewców,  różne  brewerye  porobił :  tym 
co  nie  chcieli  z  nim  iść,  pozabierał  wielbłądy,  a  kiedy 
jeden  z  nich  udał  się  do  niego  po  swojego  wielbłąda, 
kazał  go  uwięzić  jako  złodzieja;  miał  nawet  uderzyć 
po  koniu  Jusunbaja,  gdy  ten  pojechał  mu  perswado- 
wać, żeby  się  opamiętał  i  niewinnych  nie  krzywdził. 
Ci  bogacze  stepowi,  ufni  w  swój  majątek,  obchodzą 
się  z  ubogimi  jak  sami  chcą. 

Przyszedł  jakiś  młody  pastuch  skarżyć  się  na  swego 
pana,  że  mu  urżnął-,  kawałek  ucha  i  łeb  przeciął.  Nie 
liczy  on  na  sprawiedliwość  kirgizkićj  władzy  i  po- 
wiada, że  chociaż  teraz,  póki  my  tu  jesteśmy,  przy- 
rzeka upomnieć  się  o  jego  krzywdę,  to  po  wyjeździe 
naszym,  jeszcze  go  wyszturchają  za  skargę.  Do  uszu, 
jak  widzę,  mają  oni  szczególniejszą  skłonność  :  często 
one  figurują  w  sprawach,  które  rozpatrywałem.  Wiktor 
powiadał,  że  kiedy  był  na  wyprawie  z  Manzurowem, 


Digitized  by 


Google 


57-28  siEBPNiA.  275 

przyprowadzono  raz  do  obozu  kilku  Kirgizów  złapanych 
z  ich  przedniój  straży.  Razem  z  jenerałem  i  jego  szta- 
bem, otoczyli  ich  dla  przypatrzenia  się  Kirgizy,  znaj- 
dujący się  przy  Rossy anach  jako  przewodnicy.  Wtćm 
nagle  jeden  z  przewodników,  dobywa  nożyk,  rzuca  się 
na  jednego  z  jeńców,  i  urżnąwszy  mu  ucho,  poczyna 
je  gryźć  zębami.  Zdumiony  jenerał,  kazał  go  wstrzy- 
mać, i  zapytał  co  to  znaczy.  «  O  ineine  sigein !  —  za- 
wołał sprawca — to  bor  (złodziśj) :  on  wtedy  a  wtedy 
ukradł  u  mnie  dziesięć  koni ;  ja  go  teraz  poznałem.  » 
Ucho  schował  do  kadby  i  odszedł  zadowolony. 
'  O  południu  było  ciepła  i  nawet  gorąco,  wieczorem 
przejmujące  zimno.  Już  noc :  poczty  jak  niemasz  tak 
niemasz,  a  jutro  o  świtaniu  trzeba  ztąd  wyjechać. 


28  sierpnia. 


Noc  była  nieznośnie  zimna,  ranek  nie  lepszy  :  wiatr 
słotny  buszował  po  otworzystój  płaszczyźnie,  upstrzonej 
aułami  Tiulengutowców.  Nia  doczekawszy  się  poczty, 
zabieraliśmy  się  do  wyjazdu  w  kwaśnym  humorze.  Już 
staliśmy  z  kamczami  w  ręku,  poglądając  smutnie  na 
śnieżne  chmury  okrywające  skalistą  Temir-czy,  kiedy 
Kirgiz  o  dwu-koń  przybyły  z  Karkarałów,  przyniósł 
kilka  zleceń  rządowych  i  paczkę  listów,  w  liczbie  któ- 
rych znalazłem  dwa  do  mnie  od  rodziny,  chociaż  da- 


Digitized  by 


Google 


276  WTJĄTEI    I    DZlE?(?(fEA    POOAÓŹr. 

wnćj  daty,  bo  jeszcze  w  maju  i  czerwcu  pisane.  Aż  mi 
się  ciepićj  zrobiło  i  zdawało  się  że  horyzont  rozjaśm'ał. 
Przeczytawszy  je,  siadłem  z  Wiktorem  do  arby,  żeby 
o  icii  treści  pomówić  i  oswoić  się  cokolwiek  z  chłodem. 
Po  godzinie  kołowćj  jazdy,  kazsdem  podać  sobie  konia 
przygotowan^o  dla  mnie,  który  tą  raz§  był  inocho- 
dziec  popielaty  w  białe  pręgi.  Nigdy  nie  jechaliśmy 
tak  prędko.  Zrazu  było  mi  zimno,  ale  potem  ledwie 
nie  gorąco ,  czego  zapewne  i  mój  koń  doznawai^  ł)o 
często  gęsto  musis^em  go  zachęcać  kamczą,  żeby  nie 
został  w  tyle  od  piątki  niosącój  arbę  na  złamanie  szyi, 
zwłaszcza  gdyśmy  wpadli  na  jeneralską  drogę.  Cała  * 
przestrzeń  wiorst  przesdo  czterdziestu,  któreśmy  prze- 
lecieli, ciągnęła  się  między  górami  dość  znacznemi, 
zwanemi  Kiczubaj.  Mnóstwo  ich  szczytów,  ostro  prawie 
zakończonych,  kryło  się  w  chmurach  co  chwila  grożą- 
cych deszczem ;  nie  spadła  jednak  ani  kropla,  i  przyby- 
liśmy szczęśliwie  na  dolinę  przerżniętą  rzeczką  Karan- 
gap,  która  teraz  zupełnie  sucha,  i  jak  wiele  rzeczek  u 
Kirgizów,  w  różnych  miejscach  różne  ma  nazwiska : 
u  początku  Rysz-murna,  w  środku  swego  biegu  ,Karan- 
gap,  a  dalćj  Aktaj-łak  (młody  wielblądek),  od  imienia 
góry  sterczącej  nad  jój  korytem.  Właśnie  pod  tą  górą 
spotkaliśmy  pierwsze  stada  bai-anów  Nadau-Tobukliń- 
ców,  a  za  nią,  jak  daleko  sięgała  dolina  wciskająca 
się  między  pasma  wyżyn,  ukazały  się  wzdłuż  rzeczki 
auły  otoczone  stadami  koni  i  wielbłądów,  krów  zaś 
prawie  nie  było.  Gdzie  niegdzie  mogiły  ze  swemi  naro- 
żnikami. Żadna  włość  nie  wydała  mi  się  tak  piękną 
jak  ta  :  gdyby  tylko  słońce  nad  ostremi  szczytami  skał. 


Digitized  by 


Google 


28  SIERPNIA.  277 

myśliłbym  że  jestem  w  Arabii  i  mam  przed  sobę  na- 
mioty Beduinów. 

O  kwadrans  na  drugj  zatrzymaliśmy  się  u  progu 
jurty,  postawionej  dla  nas  w  blizkości  gór  Riczubaj, 
dających  swoje  nazwisko  temu  miejscu.  Powitał  nas 
bij  Sarmantaj,  który  niedawno  został  ilbilanczym,  po 
usuniętym  sułtanie  Akanie  ;  zt§d  dwie  partye  u  Nadau- 
TobuklińcóWy  ale  sułtańska  bardzo  słaba.  Sarmantaj 
człowiek  znaczącego  spojrzenia,  miłój  postawy  i  wcale 
nie  głupi.  Jurta  chociaż  mała,  ale  za  to  tak  zawieszana 
i  zasłana  dywanami,  że  zupełnie  przypomniała  mi  czasy 
szkolne,  kiedy  bywało  ubieraliśmy  klasę  w  dzień  imie- 
nin którego  z  naszych  profesorów  Dominikanów. 

We  dwie  godziny  dopiero  później  przybył  nasz 
obóz,  to  jest  wielbłądy  i  Kilahoj,  A  propos  wielbłądów, 
przypomniałem,  że  zimą  wielki  z  niemi  kłopot.  Nie- 
tylko  trzeba  je  qbierac  w  chodaki  i  całe  prawie  obszy- 
wać,  ale  gdy  przyjdą  w  karawanie  na  nocleg,  dla  każ- 
dego rozgrzebać  śnieg  aż  do  ziemi  i  podłożyć  koszmę; 
Karmienie  także  wymaga  wielkich  ostrożności :  pospo- 
licie robią  gałki  z  mąki  z  solą  i  takich  trzy  lub  cztóry 
dają  zrana ;  trawą  zaś  tylko  wtedy  można  karmić,  gdy 
karawana  zatrzyma  się  na  czas  dłuższy  albo  odbywa 
dniówkę. 

Wieczorem  ilbilanczy  i  starszyny  prosili  o  audyen- 
cyą.  Mówili  oni,  że  nie  ufają  Akanowi  i  mając  go  w 
podejrzeniu,  iż  dlatego  namawiał  koczować  coraz  dalój, 
żeby  ich  wydać  Kenesaremu,  złożyli  go  z  urzędu. 

Tiulengutowcy,  Nadau-Tobuklińcy,  Ałtyke-Sary- 
raowcy,  Karson-Kimiejewcy  i  Kunajczy-Tagajewcy 


Digitized  by 


Google 


tlS  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

największy  prawie  dochód  maję  z  lisów,  których  to 
mnóstwo.  Łapię,  je  w  żelaza  i  różne  kapkany,  sżczwajj 
chartami  i  sokołami^  doganiają  końmi.  Charty  maję, 
wyborne,  a  sokoły  bardzo  cenią  :  za  dobrego  berkuta 
dają  wielbłąda  i  więcśj.  Każda  jurta  dostaje  co  rok 
około  stu  skórek  lisich,  które  przedają  się  po  trzy,  pięć 
a  czasem  i  pięćdziesiąt  rubli.  Przez  dwa  ostatnie  lata 
niewiele  było  lisów,  w  tym  roku  zaś  spodziewają  si^ 
ich  dużo  :  wnoszą  to  z  ukazania  się  niezmiernej  ilości 
myszy,  za  którćmi,  jako  za  swoją  żywnością,  pośpieszą 
i  lisy.  Nadau-Tobuklińcy  trudnią  się  także  łapaniem  i 
strzelaniem  kułanów. 


S»  sierpnia. 


Niech  mi  panna  Dżaz^  daruje,  ale  jśj  przechwalony 
klimat,  okropny.  Zawczoraj  i  w  letnich  chałatach  było 
zbyt  ciepło ;  wczoraj  musiałem  Czterdzieści  wiorst  le- 
cieć cwałem  żeby  nie  zmarznąć  na  koniu:  tćj  nocy> 
w  najwygodniejszej  jurcie  jaką  można  znaleść  na  ste- 
pie, długo  dzwoniliśmy  zębami  nim  sen  skleił  nam 
powieki,  a  tłumacze  nasi  zasnąć  nawet  nie  mogli  od 
zimna,  chociaż  rozłożyli  ognisko ;  dziś  o  9^J  zrana, 
woda  stała  jeszcze  zamarzła  w  korytach ,  gdzie  poją 
konie.  Około  południa  słońce  grzało  trochę,  ale  wiatr 
ciągle  zimny.  Natłok  Kirgizów,  tak  nam  dawnićj  nie- 
znośny, teraz  był  na  rękę,  bo  ciepło  sprawiał;  inaczej 


Digitized  by 


Google 


^9    SIERPNIA.  279 

trudno  byłoby  obejść  się  bez  ognia.  Pod  wieczór  cho- 
dziliśmy na  przechadzkę,  i  widzieliśmy  w  łożysku  rze- 
czki bite  rowy  przez  szukających  złota.  Zimno  nie  dało 
długo  zastanawiać  się  nad  widokami. 

Pisząc  do  Januarego,  muszę  znowu  ujmować  się  za 
reputacyą  Kirgizów.  Kochana  mama  codzień  wznosi 
modły  do  Boga,  aby  ta  dzicz-nie  zjadła  mię  żywcem, 
jak  to  często  bywa  u  wyspiarzy  Spokojnego  oceanu, 
którzy  niezmiernie  lubią  bifsztyk  z  mięsa  Europejczy- 
ków. Tymczasem,  jakkolwiek  wdzięczen  jestem  za  jój 
macierzyńską  troskliwość  o  mnie,  śmiało  ją  zaręczyć 
mogę ,  że  życie  moje  w  tutejszych  stepach  tak  jest  bez- 
pieczne, przynajmniej  ze  strony  Kirgizów,  jak  w  każ- 
dym innym,  najcywilizowańszym  narodzie.  Szczerze 
nawet  mówiąc,  z  większą  obawą  chodziłem  po  ludnych 
ulicach  Neapolu,  iriżeli  po  tutejszych  pustyniach.  Od 
czasu  naszego  wyjazdu  z  Omska  najmniejszego  cienia 
niebezpieczeństwa  nie  widziały  nasze  oczy.  Oddaliwszy" 
się  od  granic  chińskich ,  gdzie  koczują  niepodległe 
plemiona,  nie  mamy  nawet  więcej  jak  cztćrech  koza- 
ków w  eskorcie,  a  i  tych  obecność  bardzićj  potrzebna 
dla  posyłek  z  rozkazami  niżeli  dla  zabezpieczenia  na- 
szych osób.  Zpoczątku,  pistolety  moje  i  dubeltówka 
zawsze  były  nabite  i  zawsze  napodorędziu ,  a  teraz, 
piórwsze  leżą  w  tłómoku  żeby  niezerdzawiały,  druga 
spoczywa  sobie  w  futerale.  Przy  jurcie  naszćj  nigdy 
żadna  straż  nie  stoi,  a  oprócz  psów  głodnych  nikt  do 
nićj  nie  zajrzy  w  nocy.  W  przeciągu  tylu  miesięcy,  na 
jeden  denar  nic  nam  nie  zginęło.  Słowem,  pomimo 
swoich  wad,  wypływających  częścią  z  braku  oświeca- 


Digitized  by 


Google 


280  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

nia,  częścią  z  religii  zainę,conćj  przesądami  i  zabobo- 
nami, jest  to  naród  nie  gorszy  od  drugich.  Nasze  niż- 
sze klasy  w  porównaniu  z  Kirgizami  bardzoby  się  źle 
wydały.  • 

Pisałem  do  Michała ,  i  dla  rozgrzania  się  natarłem 
uszy  moim  tobolskim  przyjaciołom. 


Digitized  by 


Google 


ŁISTT    ZB    STEPÓW.  S81 


XIX 


Kicsubaj,  29  sierpnia.  (Do  Michała  ***  w  Tobolaku.) 


Dla  waszćj  ciekawości  udzielam  improwizacyą  kir- 
gizkiój  dziewczyny  Dźazyk.  Posyłam  ją,  abyście  mieli 
wyobrażenie,  co  to  jest  kirgizka  poezya  i  co  znaczy 
Wiktor  w  stepie.  Stolicę  Dżingischana  odkryłem  w 
dzisiejszym  Kara-ungur.  Dwudziesto  arkuszowa  roz- 
prawą dowiodę  uczonemu  światu,  że  Karakorum  panów 
Rubruguiz  i  Piano  Carpini  jest  to  samo  co  Kara-ungur. 
Milczenie  wasze  nietylko  mnie  dziwi,  ale  nawet  za- 
cłiwyca !  Za  wszystkie  moje  wylewania  się  z  uczuciami 
najgorętszej  przyjaźni  i  najognistszego  przywiązania; 
za  wszystkie  dowody  mojćj  pamięci  o  was  w  góracłi 
Ałatauskicli ,  Tarbogatajskich ,  Dżingistauskich ,  Ak- 
basztauskich ;  za  wszystkie  moje  listki  i  świstki  z  Oj- 


Digitized  by 


Google 


282  LlttTY    ZB    8TBPÓW. 

dżau-tau,  Kok-su,  Kurnyn-boj,  Kaindy-su  i  t.  d.  :  od 
ciebie  dwa  tylko  wyrazy,  od  Antoniego  jeden,  od  Onu- 
frego żadnego.  Prawdziwie,  takiśm  milczeniem  nie- 
mćm,  głuchśm,  głupićm  mogły  tylko  odpowiadać  Na- 
poleonowi dzikie  skały  Świętćj-Heleny,  lub  Mickiewi- 
czowi zmarzły  szczyt  Czatyrdahu,  kiedy  jeden  rozpo- 
wiadał pierwszym  o  swśj  minionśj  wielkości,  rzucając 
im  w  oczy  nieśmiertelne  imiona  Marengo,  Abukiru, 
Wagramu,  Jeny...  a  drugi  poświęcał  ostatniemu  nie- 
zrównany swój  sonet.  Milczcie  sobie  jak  skały  i  lody. 
Dam  wam  pokój  i  nigdy  odtąd  nie  usłyszycie  mego 
głosu.  Nie  będę  się  starsi  przebudzić  was  z  grol)owego 
uśpienia,  ani  listownie  ani  osobiście.  Przesiękły  czuło- 
ścią dla  was,  cłiciałem  na  święta  Bożego  Narodzenia 
przylecieć  do  Tobolska ;  bo  cóżby  mi  znaczyło  zrobić 
dla  przyjaciół  w  krytych  saniach  jaki  tysiąc  wiorst, 
kiedy  mogę  tysiące  ich  cwałować  na  koniu  dlatego 
tylko,  żeby  spalić  sobie  twarz  w  ogniu  pięćdziesiąt- 
stopniowego  upału,  wywędzić  członki  na  chłodnym 
wietrze  pustyni,  lub  odmrozić  kawałek  nosa  narażając 
go  na  zimno  kirgizkićj  strefy.  Ale  dziś  doświadczywszy 
waszćj  czułości  anorganicznćj  natury,  nie  głupim! 
Wrócę  do  Omska  i  będę  w  nim  siedział  jak  motyl 
«  gdy  w  bursztyn  utonie,  n  Żadne  wasze  prośby  i 
groźby  nie  wyAvołają  mnie  z  mojego  ukrycia.  W  zaci- 
szu moj6j  komnatki  będę  pisał  dzieje  naszćj  podróży,  i 
jak  więzień  Wielkićj  Brytanii  zapomniał  o  Europie,  tak 
ja  zapomnę  o  was.  Dixi. 


Digitized  by 


Google 


WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    P0DEÓ2Y.  283 


3D  sierpnia. 


Wstawszy  o  9*J,  z  przyjemności |  ujrzeliśmy  słońce, 
ciepłem!  fewemi  promieniami  oświecające  naszą  roman- 
tyczną, arabską  okolicę^  clioć  cała  błyszczała  od  szro- 
nu ;  ale  wkrótce  znowu  wiatr  zimny  zaświstał,  ie  aż 
boki  jurty  się  zatrzęsły.  Nim  jednak  wzięliśmy  się  do 
roboty,  pogodnićj  i  cieplój  się  zrobiło.  Wiktor  t  radości 
poczęstował  mnie  dwoma  cygarami  regalia,  przysła- 
nemi  od  żony.  Łyknęliśmy  po  hauście  wódki  zrobionśj 
ze  spirytusu,  i  byliśmy  w  dobrym  humorze. 

Przy  popisie,  gdy  chodziło  o  liczbę  bydła  zapisanego 
in  phts  jednemu  starszynie,  i  Wiktor  oświadczył,  iż 
w  tój  mierze  zawierzy  słowu  Sarmantaja,  podniosły  się 
zewsząd  okrzyki  :  kułduk !  barekieldy !  Ach !  co  to  za 
miła  rzecz  miłość  narodu  t  'żaden  odtąd  ni^  śmiał  skła- 
ma(J.  Tój  chwili  nigdy  nie  zapomnę. 

Po  południu,  gdy  Wiktor  zasnął,  wyszedłem  z  cy- 
garem w  ustach  żeby  się  ogrzać  na  słońcu,  bo  w  jur- 
cie, zwłaszcza  przy  spuszczonym  tunduku,  daleko 
zimnićj  niż  na  dworze.  Siedząc  sobie  zasłoniony  jurtą 
od  wiatru,  z  przyjemnością  przyjmowałem  w  moje 
dało  ciepłe  promienie,  i  patrząc  na  Kirgizów  rozjeż- 
dżających się  we  wszystkie  strony,  zazdrościłem  im 
łatwości  znoszenia  wszelkich  zmian  powietrza,  co  nam 
wycłłowanym  w  starannie  opalanych  pokojach  tak  tru- 


Digitized  by 


Google 


284  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODftÓŻT. 

dno,  a  częstokroć  nawet  przy  najsilniejszej  woli  i  mocy 
ducha  niepodobna,  bez  przypłacenia  zdrowiem.  Kirgi- 
zom dzisiejsze  zimno  ani  w  głowie,  jadj  sobie  w  swych 
letnich  chsJatach,  kiedy  my  musieliśmy  wydobyć  i  tłó-. 
moków  nasze  kaftaniki,  szaliki,  futra,  słowem  cały 
arsenał  przeciwmrozowy.  Zanurzony  w  tych  myślach, 
postanowiłem  pierwsza  poczta  pisać  do  brata,  aby 
swych  Gustawków  i  Witołdków  wychowywał  po  kir- 
gizku ;  bo  kto  wie  jaka  ich  przyszłość  czeka :  a  jeśli 
kiedy  los  niespodziany  zapędzi  ich,  tak  jak  stryja,  na 
sybirskie  lub  kirgizkie  pustynie,  to  będą  mogli  bez 
wielkićj  przykrości  stawić  nos  przeciw  wiatrom  i  mro- 
zom. 


31  sierpalA.. 


O  1^^  po  południu  wyjechaliśmy  od  Nadau-Tobu- 
klińców.  Wielki  był  kłopot  z  końmi.  Kozacy  musieli 
im  kąsać  uszy  nim  zdołali  cokolwiek  uśmierzyć.  Ry- 
czały, warczały,  kwiczały,  a  skoro  tylko  je  zaprzężono, 
ruszyły  z  kopyta.  Trzeba  było  całćj  zręczności  i  odwagi 
kozaków,  żeby  im  dać  radę ;  nie  obeszło  się  wszakże 
bez  zerwania  kilku  sznurów,  a  jeden  swoje,  uzdę  prze- 
gryzł. Mój  koń,  masłowatćj  szerści,  posłyszawszy  krzyk 
i  hałas,  podniósł  uszy  do  góry  i  chciał  także  lecieć  w 
step  :  wiele  odbyłem  z  nim  korowodów,  nimem  go  na- 
kłonił do  umiarkowanego  biegu;  ale  wstrzymywany 


Digitized  by 


Google 


31     SIERPNIA  —  4    WRZEŚNIA.  285 

W  zapędzie ,  potykał  się  o  kamienie  co  chwila,  i  kilka 
razy  ledwiem  mu  przez  łeb  nie  zleciał.  Okropnie  zmę- 
czyłem sobie  ręce;  nie  chciałem  jednak  go  zmienić 
dlatego,  że  niósł  lekko,  a  trochę  i  dla  fałszywego 
wstydu.^ 

Przeprowadzał  nas  liczny  orszak  Tobuklińców.  Sar- 
mantaj  pytał,  czynie  chcemy  wziąść  kumysu  na  drogę. 
«  Każę  —  mówił  —  włożyć  kilka  sab  na  wielbłądy  i 
dać  choć  dziesiątek  baranów  :  wyście  u  nas  nie  tyle 
zjedli  co  poprzednicy  wasi.  » 

Pominijwszy  dawny  pikiet,  z  którego  tylko  zostały 
słupy  i  część  mieszkania ,  wjechaliśmy  na  drogę  wio- 
dącą do  Karkarałów  szerokim  wąwozem  pomiędzy  gó- 
rami. W  parę  godzin  wzięliśmy  się  na  lewo  i  ciągle 
przebywając  góry  kamieniste,  zatrzymaliśmy  się  przy 
jednśm  z  mnogich  tu  źródeł  na  nocleg;  bo  chociaż 
ujechaliśmy  zaledwie  wiorst  czterdzieści^  ale  tłumacze 
mówili,  że  jesteśmy  w  miejscach  trochę  niebezpie- 
cznych, i  nie  chcieliśmy  zostawić  naszych  wielbłądów 
zbyt  daleko  za  nami. 


1  września. 


Noc  była  ciepła,  spaliśmy  pod  szatrem  spokojnie, 
nie  przebudzeni  ani  krzykiem  wielbłąda  lub  konia. 
Wstawszy  o  wschodzie  słońca,  po  herbacie  ruszyliśmy 
w  dalszą  podróż.  Z  miejsca  naszego  noclegu  widać 


Digitized  by 


Google 


286  WYJi^TKl    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

była  góra  Karkarały,  za  którę  zaraz  r  piykaz  karka- 
lióskiego  obwodu,  zt§d  nie  dalśj  jak  o  wiorst  czter- 
dzieści. Popasy waliśmy  nad  jedn^  z  rzeczek  tworzą- 
cych rzekę  Dżerłę.  Dnia  tego  byliśmy  dwanaście  godzin 
w  drodze,  i  najmnićj  110  wiorst  zrobiłem  konno. 
W  arbie  z  dziesięć  razy  przemieniano  konie  i  wszystkie 
ustawały.  Nie  wiem  nawet  jakbyśmy  dojechali,  gdyby 
Sarymowcy  nie  wysłali  na  nasze  spotkanie  świeżych 
swoich  pociągów ;  bo  góry  a  góry  I)ez  przerwy,  a  wszę- 
dzie zasypane  kamieniami  jakby  umyślnie  w  ostre 
kanty  rzniętćmi.*  Trudno  pojąć  jak  hasze  koła  wytrzy- 
mały. W  niektórych  miejscach  droga  szła  wąwozem 
tak  ciasnym  i  zawalonym  głazami,  że  trzeba  było  za 
pomocą  rąk  i  arkanów  windować  arbę  na  górę  i  grzbie»- 
tem  jćj  objeżdżać  ten  przesmyk.  Spuszczanie  się  z  gór 
najbardziej  przykre  i  i  niebezpieczne,  zwłaszcza  mając 
w  zaprzęgu  piątkę  waryatów.  Raz  poniosły  z  wyso^ 
kiego  szczytu  i  nie  obeszłoby  się  bez  przypadku,  gdyby 
kozak  nie  wskoczył  na  swym  koniu  pomiędzy  zaprzężne, 
i  nie  palnął  w  łeb  kamczą  dyszlowego  tak  dzielnie,  że 
wszystko  zatrzymało  się  w  połowie  spadzistości. 

Cała  przestrzeń ,  którąśmy  przebyli ,  dość  malowni- 
cza :  wszędzie  skały  w  różnych  kształtach ;  dużo  kir- 
gizkich  i  kałmuckich  mogił  kamiennych  z  wyobraże- 
niami zatartych  twarzy ;  wody  częste  i  dobre ,  brakuje 
tylko  lasu,  ledwo  trochę  rokit  i  brzóz  widzieliśmy  w 
drugiśj  połowie  podróży.  Na  dolinach  ziemia  poryta 
od  kretów,  myszy  i  lisów  ;  nieraz  konie  zapadały  w 
kretowiska  i  nory.  Po  górach  zdyby waliśmy  ar^hory. 
które  znikały  nam  z  przed  oczu  jak  błyskawica  :  pełno 


Digitiaed  by 


Google 


1     WRZEŚNIA.  287 

ich  rogów  wala  się  na  miejscach  gdzie  dawniej  stały 
auły.  O  kilkanaście  kroków  odemnie  pomknął  młody 
wilczek  :  Kirgiz  puścił  się  za  nim,  ale  gdy  koń  wpadł 
w  jamę,  zleciał  o  s^żeń  i  na  tóm  skończyła  się  pogoń. 
W  odległości  widzieliśmy  góry  Kyzył-raj,  ciągnące  się 
wiorst  ze  czterdzieści,  pokryte  lasem  sosnowym  i  ma- 
jącym mnóstwo  zwierza  :  archorów ,  marałów  i  wszy- 
stkiego «  kop  kop.  »  Widzieliśmy  także  górę  Berg- 
karę,  gdzie  doskonała  ruda  ołowiu  :  dobywa  ją  Popów 
i  wozi  przetapiać  do  swojój  fabryki  w  Ku. 

Koń  mój  cudów  dokazywał :  trzy  kwadranse  ledwie 
odpoczywaliśmy  na  popasie,  a  on  nietylko  że  nie  ustał, 
ale  ostatnich  wiorst  trzydzieści  leciał  jak  opętany. 
.Wyprzedziłem  Wiktora  o  całe.  godzinę,  który  przyje- 
chał w  swćj  arbie  daleko  więcej  niż  ja  zmęczony  i  stłu- 
czony. Stanęliśmy  nd  noc  u  Ałtyke-Sarymowców  w  do- 
linie nad  rzeką  Tokran  pomiędzy  górami,  z  których 
największa  Kuczuku.  Ilbilanczy  Dżaugutty,  prosty, 
niedostatni  Kirgiz. 

Mówił  mi  tłumacz  Izmajłow ,  że  improwizatorka 
śpiewając  w  ich  jurcie,  użyła  wyrazu  Karakorum,  a 
gdy  się  jój  zapytali  co  przezeń  rozumie,  odpowie- 
działa ,  że  to  znaczy  «  miejsce  pozostałe  po  spaleniu 
trzcinisk  nad  brzegami  Bałchasza  »  gdzie  Tiulengu- 
towcy  pó  opuszczeniu  karkaralińskiego  kraju  koczo- 
wali u  Jusunów.  Osmalony  wojłok  nazywa  się  podo- 
bnież. Być  może  tedy,  że  Dżingischan  koczował  gdzieś 
na  wypalonym  stepie,  lub  na  wypalonych  trzciniskach 
nad  jaką  rzeczką  albo  jakiśm  jeziorem.  Urum  wistocie 
znaczy  miejsce. 


Digitized  by 


Google 


288  WYJĄTKI     Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

Cały  dzień  była  pogoda,  tylko  z  wiatrem,  jak  zwy- 
czajnie na  górach  zimnym,  na  dolinach  ciepłym. 


3  września. 


Spaliśmy  wybornie.  Nade  dniem,  zdawało  się  nam 
niezupełnie  przebudzonym,  że  kilkadziesiąt  gwiazd 
błyszczy  w  naszćj  jurcie  :  było  to  światło  przedzierające 
się  przez  małe  dziurki  w  koszmie  pokrywającej  prze- 
dnią część  jurty  niedość  starannie  opatrzonćj. 

Pierwszy  raz  piłem  herbatę  z  niby  śmietankę  kir- 
gizką.  Czysta  herbata  tak  mi  się  uprzykrzyła,  że  i  ta 
pseudo  śmietanka  sprawiła  mi  przyjemność.  Zranabył 
u  nas  Dżaugutty  ze  swą  starszyzną.  Mówili  że  ocze- 
kują starszego  sułtana  Ruszbeka,  lecz  gdy  Wiktor  za- 
pytał czy  postawili  dla  niego  jurtę,  wzięli  się  za  głowę 
i  zaczęli  się  kłopotać.  Wiktor  im  powiedział,  że  jeśli 
iiiają  trudność  w  zebraniu  naprędce  dywanów,  mogą 
je  wziąść  z  naszśj  jurty.  Niezmiernie  mu  dziękowali, 
wykrzykując  :  «  O !  co  to  za  człowiek ,  bo  to  i  niewy- 
magający  i  dobry  do  porady.  »  Dżaugutty  zaś  dodał : 
«  O!  z  innego  on  rodu  jak  nasi  urzędnicy;  on  Belek  : 
ród  jego  ten  sam  co  żony  Karatochty.  »  Była  to  Polka, 
żona  jednego  z  zasiedatieli,  podobno  Ewsiejewa. 

Wiktor  utrzymuje,  że  prości  Kirgizy,  którzy  nigdy 
nikogo  z  obcych  nie  widzieli,  daleko  lepsi  są  od  tych, 
co  przyjąwszy  wiele  cudzego  od  sąsiadów,  odstąpili  od 


Digitized  by 


Google 


4     WRZEŚNIA.  299 

dawnój  swojćj  prostoty.  Opowiadał  mi  zabawne  rzeczy 
o  dwóch  Kirgizach,  którzy  byli  u  niego  w  Orenfaurgu. 
Zaprowadził  raz  ich  na  teatr  wolty  żerów.  Widząc  Ico- 
nia  robiącego  sztuki,  w  głos  krzyczeli ;  a  gdy  ten  padł 
niby  nieżywy,  rzucili  się  ze  awemi  nożykami  dorznąć 
go,  żeby  nie  zdychał  po  pogaósku.  Wstrzymano  ich 
od  tćj  usługi,  ale  chodzili  potćm  przekonaó  się  czy  to 
rzeczywiście  był  koń  :  dotykali  się  go  palcami  ^  mie- 
rzyli piędzią,  a  przeświadczeni  o  niezaprzeczonój  jego 
końskiej  istocie,  zdecydowali  że  miał  w  sobie  djabła. 

Mnóstwo  skarg  zanoszą  do  nas  ubodzy  na  swych 
braci  lub  krewnych  bogatszych,  którzy  nietylko  nie 
dają  im  żadnego  wsparcia,  ale  jeszcze  jak  mogą  uci- 
skają. 

Asesor  i  tu  słynie  powszechnie.  Nazywają  go  Aseke, 
z  dodatkiem  przeklęstwa  :  den  ar  tyk  sałganem.  Wyrazy 
obce  prawie  zawsze  przeinaczają  się  w  ustach  Kirgi- 
zów :  z  wołostnego  zrobił  się  bołost\ 

Pod  wieczór,  gdy  się  wiatr  uciszył,  poszhśmy  na 
przechadzkę.  O  kilkadziesiąt  kroków  od  naszćj  jurty, 
znaleźliśmy  na  wzgórzu  kilkanaście  kamiennych  mogił 
kałmuckich,  zarosłych  trawą  i  poczerniałych  od  nie- 
pogod. Niektóre  są  bardzo  obszerne  :  śpią  w  nich 
może  naczelnicy  rodzin^  a  nikt  ich  teraz  nie  odwiedza, 
oprócz  myszy,  które  pod  każdym  prawie  kamieniem 
powyrabiały  sobie  nory.  Widok  z  tego  miejsca  na  całą 
okolicę  wspaniały.  Spuściliśmy  się  ztąd  na  dolinę, 
gdzie  stały  auły.  Zimno  tak  się  wzmogło,  że  palce 
krzepły  i  nie  można  było  w  jednój  ręce  długo  utrzymać 
cygara.  Pomimo  to,  Kirgizki  przed  swemi  jurtami,  już 

19 


Digitized  by 


Google 


t%fi  WYJĄTKI    Z    DZIfiKNikA    PODRÓiY. 

przy  świetle  księżyca,  tkały  armiaczynę  z  wielbłądziej 
szerści ,  a  inne  z  malutkiemi  dziećmi  nosiły  się  po 
podwórzu.  Bębny  te,  w  jednych  tylko  koszulkach,  nie 
okazywały  najmniejszego  cierpienia  od  mrozu.  Pogła- 
skaliśmy jednego  z  nich,  imieniem  Ali;  nietylko  się 
nie  skurczył  od  dotknięcia  zimnej  dłoni,  ale  jeszcze  się 
uśmiechnął.  Zwyczajem' jest  Kirgizów  dodawać  lata 
swoim  małym  dzieciom,  jak  gdyby  z  radości,  że  je 
dochowali  do  tego  wieku.  Na  zapytanie  iłe  lat  ma  Ali, 
chociaż  zaledwie  mógł  mieć  rok,  matka  odpowiedziała 
że  ma  dwa  lata.  Dojono  przy  nas  owce.  Stawia  je  do 
dojenia  przywiązane  powrózkami  za  szyje  po  dziesiątek 
r«ędem  w  taki  sposób,  że  jeden  dziesiątek  ma  głowy 
obrócone  w  tę,  a  drugi  w  przeciwną  stronę.  Rirgizka 
ze  skórzanóm  wiaderkiem  usiada  ztyłu  owcy,  i  ude-. 
rzywszy  ją  mocno  pięścią,  poczyna  doić.  Jeśli  owca 
mlóka  nie  daje,  powtarza  razy  naśladując  uderzenia 
jagnięcia.  Na  widok  naszego  przybycia  zbiegła  się  cała 
ludność  i  niezmiernie  była  uszczęśliwiona,  że  kto  chciał 
mógł  rozmawiać  z  Wiktorem.  W  zgromadzeniu  pano- 
wała wielka  swolK)da  i  wesołość,  Młodzież  żartowała 
z  dziewcząt,  pozwalając  sobie  wyrażeń  i  konceptów 
bardzo  śmiałych,  co  bynajmniej  nie  oburzając  płci 
pięknój,  wywoływało  śmiech  powszechny. 

Wróciwszy  do  jurty  wypiliśmy  dla  rozgrzania  się 
po  czaszce  gorącego  mleka,  i  radzi  z  tak  wybornego 
środka,  sami  sobie  nie  mogąc  zdać  sprawy  czemu  nam 
dotąd  nie  przyszedł  na  myśl,  cieszyliśmy  się  odkryciem 
nowego  posiłku  w  stepie.  Wkrótce  przybiegł  Kożem- 
sagur,  adjutant  Kuszbeka  z  doniesieniem,  że  już  on 


Digitized  by 


Googk 


1     WRZEŚNIA.  Ą9Ą 

jest  u  Karson-Kirniejewców.  Tęgi  chjopicc,  niezmier- 
nie żwawy  i  wesołego  humoru.  Naśmieszył  nas,  prze- 
dziwnie naśladując  z  dowcipne,  przesadą  Urunbaja  ; 
jego  miny,  giesta,  pochlebstwa  pochwalne  i  sposoby 
przymawianią  się  do  podarunków.  Nie  śpieszyliśmy  iść 
spać,  bo  niemasź  po  co  rano  wstś.wać.  Póki  słońce  nie 
ogrzeje  powietrza,  nie  chce  się  wychodzić  z  jurty,  a 
Kirgizy  ledwo  po  9*J  zbierać  się  zaczynają  :•  na  nic 
wszystkie  rozkazy  żeby  stawih'  się  do  popisu  wcześniej ; 
będąc  całą  noc  sur  le  quf  vive  na  zawołanie  pastuchów, 
potćm  śpią  długo. 

Pisałem  dzisiaj  do  Anzelma  Iwaszkiewicza,  który 
siedząc  sobie  w  Odessie,  ani  się  domyśla,  ze  tu  jego 
towarzysz  i  jego  imiennik  ziębną  w  stepie. 


Digitized  by 


Google 


J9S  LISTY    ZE    STEPÓW. 


XX 


Znad  Tokranu,  9  września.  (Do  A.  J.) 


Żebyś  się  nie  przyzwyczaił  do  zapomnienia  o  da- 
wnym twym  towarzyszu,  który  cię  zawsze  jednostajuie 
.  kocha  pomimo  upływu  lat  i  odległości  coraz  bardziej 
nas  rozdzielającej ,  przypominam  się  twojćj  pamięci  z 
głębi  kirgizkicli  stepów,  których  przelotnym  mieszkań- 
cem jestem  juz  kilka  miesięcy.  W  tćj  chwili,  przy- 
bywszy wraz  z  twoim  imiennikiem,  szanownym  Wikto- 
rem, nad  brzegi  rzeki  Tokran,  płynącśj  u  stóp  ogro- 
mnej góry  Kuczuku,  korzystam  z  kilka  godzin  odpo- 
czynku, by  ci  przesłać  uściśnienie  i  donieść,  że  zdrowie 
moje  nadwerężone  w  Omsku,  sczczególnićj  lój'  zimy, 
znacznie  się  poprawiło  na  świeżśm  powietrzu.  Pomy- 
ślną 4ę  odmianę  w  sobie  zawdzięczam  także  codzien- 
nemu używaniu  kumyisu,  prostym  ale  niebardzo  przy- 


Digitized  by 


Google 


LIST    DWUDZIESTY.  893 

jemnym  pokarmom,  i  cijgtój  prawie  jeździe  konnej, 
do  której  tak  przywykłem,  że  teraz  sto  wiorst  przele- 
cieć po  górach  i  stepach  daleko  łatwiej  mi  przychodzi, 
niżeli  za  naszych  iszymskich  czasów  odbyć  podróż  do 
Gagarynej  lub  Strechninćj.  Zdziwisz  się  zapewne  czego 
tak  latam  jak  arabski  Beduin  po  swćj  ulubionćj  pu- 
styni ;  powiem  ci  więc,  że  ż  polecenia  rzędu  jestem  tu 
urzędnikiem  pogranicznego  naczelnictwa,  dla  spisania 
ludności  i  bydła  w  ajaguzkim  i  karkaralińskim  okręgu, 
W  pierwszym  z  nich  skończyliśmy  już  szczęśliwie  nasze 
poruczenię,  a  teraz  drugi  miesięc  włóczymy  się  po 
ostatnim  z  aułu  do  aułu,  i  pomimo  najusilniejszych 
starań  i  chęci  wrócenia  do  Omska  przed  zimę,  nie 
spodziewamy  się  prędzej  zapisać  na  naszych  kartach 
ostatniego  barana,  jak  w  połowie  października.  Smu- 
tna to  bardzo  perspektywa  dla  nas,  bo  już  i  teraz 
zimno  często  dokucza,  a  cóż  to  dopiero  będzie  za  mie- 
siąc i  dal^j  ?  Boję  się  bardzo,  abym  marznęc  codzień 
po  trochu,  nie  wrócił  do  Omska  zmarzły  zupełnie  jak 
sterlet  jadęcy  w  zimie  z  Tobolska  do  Moskwy  lub  Pe- 
tersburga; ale  cóż  robić  kiedy  inaczćj  być  nie  może ! 
—  u  Przyjemnieby  to  jednak  było,  po  tak  długiej  i 
trudzęcśj  podróży,  wrócić  żywym  i  zdrowym  do  cie- 
płej komnaty,  i  pędzić  w  niój  zimowe  wieczory,  palec 
dobry  turecki  tytuń.  »>  Temi  słoWy  odezwał  się  dzi- 
siaj do  mnie  Wiktor,  i  na  wspomnienie  tureckiego  ty- 
tuniu,  którego  wielkim  jest  miłośnikiem ,  a  którego  w 
Omsku  za  żadne  pieniądze  dostać  nie  można,  łzy  nam 
prawie  rozczulenia  błysnęły  w  oczach.  Długośmy  ga- 
dali i  marzyli  o  tych  niebieskich  dla  i:ias  migdałach, 


Digitized  by 


Google 


i94  LISTY    ZE    STEINÓW. 

aż  nareszcie  rzekłem  z  uśmiechem  :  A  czy  wiesz,  że 
dzisiejsze  nasze  marzeilia  mogę  się  urzeczywistnić ,  i 
że  jeszcze  w  tym  roku  poczęstuję  cię  fajkę  najpyszniej- 
szego  diubeku.  —  «  A  to  jakim  cudem?  »  wykrzyknął 
i  spojrzał  na  mnie  jak  na  wilka.  —  Na  co  tu  cud,  od- 
powiedziałem ;  mam  ja  bardzo  prosty  sposób  :  napiszę 
tylko  do  mego  kocłianego  Anzelma,  który  w  tej  chwili 
mieszkając  w  Odessie  i  paląc  codzień  najlepszy  tytuń 
na  świecie,  gdy  się  dowie,  że  jego  imiennik  i  dawny 
towarzysz  wygnania  tak  czule  wzdychają  do  niego, 
niezawodnie  przyszłe  po  funcie  dla  nich  tytuniu,  i 
jeszcze  gotów  w  dodatku  przyłączyć  parę  stambułek. 
—  «  To  bardzo  pięknie  —  raekł  znowu  Wiktor,  —  ale 
cóż  my  Sybiracy  poszlemy  jemu  nawzajem?  »  —  Ma 
się  rozumieć,  nic  —  odpowiedziałem;  cóżbyśmy  mu 
ofiarowali  z  naszej  zimnej  północy,  chyba  pud  cedro- 
wych orzeszków  lub  brusznic!  Zresztą,  jest  to  laki 
człowiek,  że  przy k  roby  mu  było  bardzo,  gdybyśmy  się 
starali  odpłacić  za  jego  praysługę,  którą,  nadto  jestem 
pewien,  poczyta  sobie  za  największą  przyjemność.  — 
«  Kiedy  tak,  pisz!  —  rzekł,  —  i  połeć  mię  jego  zna- 
jomości. ))  Piszę  więc  i  polecam  nietylko  znajomości 
ale  i  przyjaźni  twojćj ,  w  tćm  przekonaniu,  iż  na  moje 
słowo  uwierzysz,  że  zasługuje  na  jedną  i  drugą.  6;dź 
zdrów. 


Digitized  by 


Google 


WYJJ^TKl    Z    OZIBNNIKA    PODRÓŻY.  295. 


3  wrześuia. 


Dziś  rocznica  paybycia  mego  z^  Pawłem  do  Omska 
na  służbę.  Któżby  się  wtedy  spodziewał,  że  się  ona  tak 
długo  przecie  gnie,  i  że  w  pięć  lat  potem  będę  wędro- 
wał po  kirgizkim  stepie.  I  on  pewno  w  tej  chwili  (je- 
żeli nie  śpi  po  obiedzie)  przypomina  sobie  ten  dzień 
paniiętny  w  dziejacli  naszego  wygnania,  i  może  fza  mu 
staje  w  oczacli  na  myśl,  że  towarzysz  jego  dotąd  wzdy- 
cha w  oddaleniu  od  rodziny. 

Tylko  co  przyleciał  drugi  adjutant  Kuszbeka  z  donie- 
sieniem, że  już  on  jedzie.  Natychmiast  mnóstwo  Kirgi- 
zów pod  dowództwem  swego  bołosfa,  niezmiernie 
podobnego  do  niedźwiedzia,  dosiadło  koni  i  poleciało 
na  jego  spotkanie,  a  tymczasem  przyprowadzono  mło- 
dego konia  i  o  kilka  kroków  przed  jego  jurtą  zarżnięto 
na  przyjęcie  tak  wysokiój  osoby.  Wkrótce  pokazał  się 
i  sam  Kuszbek,  jadący  noga  za  nogą,  w  czarnym  kan- 
fowym  chałacie,  otoczony  mnogim  orszakiem  swych* 
krewnych,  w  liczbie  których  było  kilku  młodych  sułta- 
nów :  wszyscy  w  czapkach  z  powiewającemi  piórkami. 
Zajechał  wprost  do  Wiktora,  i  po  zwykłych  przywita- 
niach,  położywszy  się  na  łóżku  oświadczył,  że  się  bar- 
dzo czuje  zmęczonym.  Kazał  potom  odejść  całój  otacza- 
jącej go  zgrai  i  zaczął  rozmowę  o  Kenesarym.  Powia- 
dał, że  on  teraz  jest  przy  ujściu  liii,  i  że  z  nami  jechało 


Digitized  by 


Google 


S96  WYJi^TKl    z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

od  Nadau-Tobuklińców  dwóch  Kirgizów,  którzy  nie- 
dawno jeżdżcc  do  Jusunów,  byli  koło  niego. 

Wielki  taki  magnat  jak  Kuszbek,  nie  ma  nawet  z  sobę 
herbaty  i  kawałka  cukru.  Oprócz  tego,  że  mu  Wiktor 
kazał  zanieść  do  jurty  jedno  i  drugie,  przysyłał  znowu 
potśm  prosząc  o  herbatę  i  cukier  dla  ugoszczenia  przy- 
byłych swych  krewnych,  a  przy tóm  jeszcze  i  o  suchary, 
które  Kirgizy  bardzo  lubią,  chociaż  nigdy  nie  mają. 
własnych.  Będąc  u  nas,  w. sposób  żartu  powiadał,  iż 
mocno  żałuje,  że  na  wyjezdnóm  z  Oj-dżau-tau,  nie 
odbarantował  Wiktorowi  żelaznego  łóżka.  «  Bo  wyo- 
braźcie sobie  — dodał,  —  zaraz  na  drugim  noclegu 
wlazła  do  mojego  kosza  ogromna  żmija ;  tylko  co  ją 
zabili,  przychodzi  Jusunbaj  i  powiada,  że  u  niego  dwie 
zabito ;  ktoś  inny  także  uskarża  się  na  podobne  odwie- 
dziny :  ja  niezmiernie  drażliwy,  kręciłem  się  całą  noc, 
nareszcie  ledwom  zamknął  oczy,  aż  tu  mój  adjutant 
znowu  krzyknął  i  znowu  zabito  żmiję.  » 

Nasz  Ąmantaj  coraz  bardzićj  na  pana  choruje  :  już 
mu  się  chce  chałata  i  powiada,  że  mu  wstyd  usługiwać 
sułtanom  w  obdartóm  odzieniu ,  a  naturalne  kirgizkie 
lenistwo  nie  dozwala  mu  dziur  pozaszywać. 

Wieczór  cichy  piękny,  ale  chłodny. 


4  września. 

# 

Ranek  zimny,  cała  ziemia  i  jurta  pobielona  szronfem. 
W  nocy  długo  dochodziły  nas  śpiewy  i  muzyka  Kożem- 


Digitized  by 


Google 


4   WRZBŚNU'  297 

sagura,  adjutanta  Kusżbeka.  Śpiewał  z  zapałem  i  coś 
politycznego ;  często  obijały  się  nam  o  uszy  wyrazy  : 
«  Ręnesary,  Kenesary-tarżan^ » 

Przyjechał  sułtan  Gazy,  ojciec  sławnego  Cliadaj- 
menły,  znajdującego  się  teraz  przy  Kenesarym,  po- 
ważny i  przystojny  starzec.  Sam  ón  lęłca  się  swego 
syna  żeby  go  niezrabował,  i  dlatego  koczuje  z  Kusz- 
bekiem  bliżój  Karkarałów  niżeli  Bałcłiasza. 

Słońce  się  podniosło  i  dzień  jak  najpiękniejszy. 

Kirgizy  nazywają  Omsk,  Om;  Semipołatyńsk ,  Se- 
miej;  Petropawłowsk,  Kyzył-Dżar. 

Wieczorem  byliśmy  u  Kuszbeka,  którego  Kirgizy 
tytułują  cłianem.  Cały  dzień  sądził  on  sprawy  i  rozsą-' 
dził  ich  sto  pięćdziesiąt,  za* pomocą  bijów  siedzących 
w  jego  jurcie.  Zastaliśmy  tu  mnóstwo  ludu  i  nawet 
kilka  kobiót :  wszystko  to  gadało  i  piło  kumys  po  mo- 
dlitwie. Na  pierwszym  miejscu,  jako  najstarszy  wie- 
kiem, mający  lat  68,  siedział  sułtan  Gazy ;  ja  usiadłem 
między  nim,  a  zwycięzcą  tygrysa  Rustemem.  Kiedy 
przyniesiono  końskie  mięso,  Gazy  podał  mi  jeden,  a 
Rustem  drugi  kawałek  :  byłoby  niezłe,  gdyby  z  solą. 
Odbyła  się  przy  nas  ceremonia  przebaczenia  tiulengu- 
towi  przez  jego  pana.  Gazy  aresztował  swego  tiulen- 
guta,  ale  na  wstawienie  się  Wiktora  wypuścił  go,  przy- 
zwał do  siebie,  i  wziąwszy  czaszkę  kumysu,  podał  mu 
do  picia.  Tiulengut  wypiwszy,  nalał  czaszkę  i  podał 
nawzajem  panu ;  ten  dotknął  się  jśj  ustami  i  znowu 
mu  zwrócił :  ta  kolój  powtórzyła  się  kilka  razy,  potom 
pan  dał  jeszcze  ułaskawionemu  kawał  koniny. 

Gdy  zciemnało,  przyniesiono  niby  lampę  z  tłustością, 


Digitized  by 


Google 


S98  WYJĄTKI    Z    i)ZIBNNIKA    FODRÓŻV. 

która  na  kosturze  utkwiona  w  ziemię,  oświeciła  cokol- 
wiek jurtę ,  a  ta  wydała  mi  się  wtedy  czómś  nakształt 
pieczary  aipenińskiśj  z  biesiadującą  bandą  rozbójni- 
ków. 

Wszedł  Kirgiz  z  czybyrgą,  z  dudką  o  kilku  dziur- 
kach i  dudlił  na  m'(5j  z  godzinę.  Oprócz  niego,  bawił 
nas  adjutant  Kuszbeka  swojóm  małpowaniem  Urunbaja. 
Pomiędzy  innemi  pieśniami  śpiewał  o  bracie  Kenesa- 
rego  Sadzami ,  który ,  gdy  go  Taszkińcy  ztapali  i 
i  oświadczyli  mu,  że  go  powieszą,  rzekł  gryząc  sobie 
palec  :  «  O  gdybym  miał  prochownicę,  mułtyk  i  mo- 
jego konia,  nie  zostałby  tu  z  was  ani  jeden.  » 

Gazy  pytał  mnie,  czy  daleko  moja  «  diurta?  »  Kie- 
dym mu  powiedziaJ^,  ze  pf^ć  tysięcy  wiorst,  pytał  czy 
Wołga  (Ajgadyl  albo  Ajgabyl)  dochodzi  do  mego  kraju, 
*i  jakie  są  rzeki  w  Polsce.  Gadał  mi,  że  był  w  Peters- 
burgu i  widział  Kronsztad  wybudowany  w  morzu, 
H  Z  którego  Rossya  patrzy  na  cudzoziemców.  » 

Wróciwszy  do  naszej  jurty,  obaczyłem  duże  kostki 
baranie  zawieszone  na  kieregach,  i  dowiedziałem  się, 
że  to  ma  być  na  to ,  aby  barany  nie  wywodziły  się  u 
gospodarza. 


5  wrseśnia. 


Chociaż  ranek  był  chłodny,  dzień  zrobił  się  jak  naj- 
piękniejszy. Skoro  tylko  chan  wstał,  natychmiast  ru- 
szy Irśmy  do  Karson-Kirniejewców.  W  drodze  pomija- 


Digitized  by 


Google 


5  WRZEŚNIA.  399 

liśmy  mnóstwo  mogił  katmuckicb,  z  których  kilka  było 
ogromnój  wielkości.  Spotkaliśmy  koczówkę  :  damy 
jecłiały  postrojone,  jedna  z  nich  w  p^wych ,  pysznie 
haftowanych  czambarach  (spodniach).  Ładna  dziew- 
czyna, w  kanfowym  czarnym  chałacie,  cała  w  kółkach, 
z  kluczami  za  pasem,  hasała  na  pięknym  karym  ko- 
niku. Łebki  .drobnych  dzieci  wyglądały  z  kołysek  po- 
stawionych na  wielbłądach ;  małe  chłopaczki  siedziały 
na  koniach. 

Zrobiwszy  wiorst  czterdzieści,  stanęliśmy  nad  brze- 
gami rzeki  Nury,  na  uroczysku  zwanćm  Raradżał.  II- 
bilanczy  Espurgeń.  Jurta  jtik  nigdzie :  czysta,  obszerna, 
łx)gato  ustrojona.  Tu  powitał  nas  Suchonalimow  obia- 
dem, nalewką  z  malin,  świeżemi  kołaczami,  a  co  naj- 
osobliwsza dla  nas,  kat*toflami,  które  raz  pierwszy 
jedliśmy  w  tyni  roku.  Michał  przysłał  nam  z  Tobolska 
parę  bułek  chleba  i  słoik  konfitur ;  ale  najdroższą  z 
otrzymanych  posyłek  był  dła  mnie  pakiet  listów  od 
matki,  brata,  siostry  i  kilku  przyjaciół.  Przeczytawszy 
je,  musiałem  trochę  zasnąć,  bo  niegodziwy  koń  stra- 
sznie mnie  zmęczył  w  drodze. 

Przybył  późniój  oficer  kozacki  Karbyszew,  dowód zca 
oddzijJu  stojącego  przeciw  Kenesaremu. 

Wieczorem  była  u  nas  herbata  dla  chana  i  starszy- 
zny kirniejewskiój.  Bawił  zgromadzenie  ulanczy  Ko- 
żemżar,  który  oprócz  wielu  podarunków  dostał  kilka- 
naście rubli.  Kuszbek  i  inni  przekładają  go  nad  Urun- 
baja;  ale  podług  mnie,  nawet  głosem  równać  się  z  nim 
nie  może  :  tamtemu  ujmują  tylko  wartości  grymasy 
i  ciągłe  przy  mawianie  się  do  datków.  Na  prośbę  Kusz- 


Digitized  by 


Google 


300  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

beka,  Wiktor  jednemu  z  gości  wyrznęł  trzy  proszki 
jalapy  w  herbacie,  ale  on  djable  z  ich  obu  zadrwił,  bp 
po  proszkach  i  cztórech  czaszkach  herbaty,'  dosiedział 
spokojnie  do  końca  i  wyszedł  razem  z  innymi  o  pół- 
nocy. 


6  września. 


Ranek  bardzo  chłodny,  tak  że  z  wielka  bićdc,  chu- 
chając w  palce  i  zacierając  ręce,  mogłerii  pisać  listy 
do  matki,  brata  i  przyjaciół;  ale  gdy  się  słońce  po- 
dniosło, dzień  był  śliczny,  a  koło  2*^  po  południu  nawet 
gorący. 

Zabawna  była  sprawa.  Podczas  przeszłego  popisu, 
jeden  Kirgiz  zapisał  się  pod  imieniem  pewnego  starca; 
gdy  ten  reklamował  teraz,  Kirgiz  wyznał,  że  zrobił  to 
dlatego ,  żeby  wziąść  po  nim  sukcesyc ,  jako  po  bliz- 
kim  zgonu.  Starzec  wpadł  w  złość,  krzyczał,  że  ani 
jednego  barana  nie  zostawi  przywłaszczycielowi  jego 
imienia,  który  zupełnie  jest  mu  obcym  i  na  jego  śmierć 
rachował. 

Włość  tutejsza  bogatsza  od  innych,  niianówicie  ma 
piękne  konie. 


Digitized  by 


Google 


7    WRZEŚNIA.  •  301 


7  września. 


Dwóch  Kirgizów  rozmawiało  ż  sobę  :  «  Dwadzieścia 
pięć  lat  jesteśmy  już  pod  panowaniem  rossyjskićm ,  a 
nigdy  jeszcze  nie  było  takiego  spokojnego  popisu,  Da- 
wniój  zawsze  nas  bito ;  dostawało  się  nietylko  starszy- 
nom  ale  i  wołostnym.  Przyjdziesz  —  pyt^js  ile  masz? 
Powiesz  pięć  —  krzyczą  łżesz!  W  pysk,  1  piszą  dzie- 
sięć. Teraźniejszy  urzędnik  musi  być  z  innego  rodu.  » 
W  skutek  tój  cicliój  rozmowy,  jeden  z  nicłi  przybliżył 
się  do  Wiktora,  i  cłiccc  dyplomatycznie  dowiedzieć  się 
co  zacz  on  jest,  zapytał :  «  Ty  mieszkasz  w  Omsku  ?  » 
—  Tak.  «  A  twój  ojciec  tam  mieszka?  »  Nie  :  dom  mój 
daleko.  «  Z  jakiegoż  jesteś  narodu?  »  Gdy  mu  Wiktor 
powiedział,  że  Polak  —  «  A,  to  wszyscy  Polacy  muszą 
być  tacy,  zawołał :  jenerał  także  Polak ;  my  od  czasu 
jego  poczuliśmy  dopićro,  że  żyjemy.  » 

Pocieszną  mieliśmy  scenę.  Starszyna  jeden  ujrzaw- 
szy pierwszy  raz  w  życiu  szczypce,  pytał  Wiktora,  do 
czego  one  służą.  Do  ucierania  nosa,  zamiast  cłiustki, 
odpowiedział  Wiktor.  —  «  Au !  A  co  iosztują?  »  — 
Pięć  rubli.  —  «  Au !  »  Wkrótce  potćm  Wiktor  wziął 
szczypce  i  z  lekka  utarł  sobie  nos.  Ledwo  upłynęło  parę 
minut,  starszyna  mając  potrzebę  zrobić  toż  samo,  ujął 
szczypcami  swój  nos  i  dobrze  pocisnął,  a  gdy  go  zabo- 
lało, rzekł  do  towarzysza  :  «  Ta  żelazna  chustka  ból 


Digitized  by 


Google 


302  .WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

sprawuje.  »  Ten  zaś  mu  na  to  :  «  Bo  ,widaó ,  źe  nie 
umiesz  z  nią  się  obchodzić  :  trzeba  było  naprzód  ręką 
nos  utrzeć,  a  potćm  zamknąć  go  w  szczypce.  » 

Wieczorem  był  traktament  łierbatą  Ruszbeka  i  star- 
szyn.  Jednemu  z  nich,  znowu  na  usihie  prośby  chana, 
Wiktor  dał  dwa  proszki  na  womity ;  ale  ten  podobnież 
zawiódł  oczekiwania  i  przez  cztćry  godziny  ani  mu  się 
ckliwo  nie  zrobiło. 

Kuszbek  rozpowiadał  o  sławnym  poecie  Dżenaju, 
który  sobie  wielbłądy  i  bogate  podarunki  wyśpiewywał. 
A  był  także  u  Sadyr-Matajewców  wielki  poeta,  wal- 
czący z  nim  o  pierwszeństwo.  Emulacya  ich  wydała  raz 
na  jaw  (Uugo  ukrytą  sprawę;  gdy  bowiem  jeden  w 
imieniu  Argynów,  drugi  w  imieniu  Najmanów  poczęli 
chlubiąc  się  wyliczać,  co  którzy  którym  zrobili,  Argyny 
dowiedzieli  się,  że  bydło  im  porwane  zabrali  Najmany. 
Powiadał  także,  jak  w  wielu  miejscach  Kirgizy  zasy- 
pywali ślady  Asesora,  złorzecząc  jego  pamięci.  Rozsy- 
łał on  w  nocy  kozaków,  żeby  poodpędzawszy  na  stronę 
części  tabunów,  sami  nazajutrz  znajdowali  je,  jako 
niby  ukryte,  i  albo  jemu  donosili,  albo  za  niedoniesie- 
nie  ściągali  chapes  od  Kirgizów.  Matki  z  obawy  żeby 
która  z  ich  córek  nie  wpadła  w  oko  jasnemu  panu, 
chowały  je  do  skrzyń  i  mogił. 


8  wrseiinia. 


Ranek  piękny,  ciepły,  dzień  cudowny,  i  co  osobliw- 
sza,  cichy.   Kirgizy  kąpią  się  w  rzece.  Opowiadano 


Digitized  by 


Google 


9    WRZEŚNIA.  303 

nam,  że  Asesor  "kazał  rozstawiać  dla  siebie  po  drodze 
konie  i  kumys,  a  pijąc  go  na  jednój  górze,  rzekł  do 
Kirgizów,  że  na  pamiątkę  tego  zaszczytu  powinni  ją 
nazwać  Aseke  kumys  inede  (Asesor  kumys  pił). 


9  września. 


Ranek  zimniejszy  niż  wczoraj,  ale  dzień  ciepły  i 
piękny,  po  obiedzie  nawet  upał.  Wyjechaliśmy  z  Kara- 
dżału  do  Kunajczy-Tagajewców ,  o  wiorst  16  tylko 
odległycli.  Przybywszy  pod  górę  Konur-tiube,  znale- 
źliśmy postawione  dla  nas  jurty.  Bołost'  Kadyr.  Kir- 
gizy  z  coraz  piękniejszemi  występują  jurtami.  U  Espur- 
genia  była  jurta  z  czyjami  okręcanemi  w  różne  wzory 
jedwabiem,  tutaj  obłożona  ośmią  dywanami,  a  na  po- 
dłodze leży  icłi  dziewięć;  kołdra  jedwabna,  basztur  i 
szlaki  misternie  tkane  i  wyszywane.  Takaż  jurta,  tylko 
mniejsza,  dla  majora  kozackiego;  toż  dla  cłiana,  któ- 
rego wszędzie  z  wielkióm  uszanowaniem  przyjmują, 
rzną  kobyły  i  barany  na  jego  stół  otwarty  dla  całój 
towarzyszącej  mu  czeredy  i  dla  wszystkich  przycho- 
dzących z  interesami. 

Kobióty  noszą  tu  tylko  dwie  kosy,  które  związują 
na  głowie  i  przyki7wają  białą  płachtą  ;  dziewczęta  zaś 
splatają  swe  włosy  bardzo  starannie  w  kilkadziesiąt 
drobnych  kosek. 

Za  przybyciem  naszóm,  zmieniło  się  powietrze,  zda- 


Digitized  by 


Google 


f' 


304  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

wało  się  że  deszcz  spadnie ;  noc  jednak  była  ciepła, 
jak  najcieplejsza  z  nocy  letnich. 


10  września. 


O  3^'  rano,  zbudził  nas  kozak  przybyły  z  listami. 
Wstaliśmy  je  czytać  i  jeść  pierożki  z  Ajaguzy  nam 
przysłane.  Mgła  wisiała  na  góracłi,  ranek  był  posępny, 
wypogodziło  się  jednak  około  iO^K  Poszedłem  ze 
strzelba,  spodziewając  się  zhaleść  kaczki,  ale  uszedł- 
szy ze  trzy  wiorsty  brzegiem  rzeki  ani  piórka  ptasiego 
nie  widziałem;  postrzegłem  tylko  stadko  kamiennych 
jarząbków  czyli  kuropatw ,  grzebiących  się  w  piasku 
na  polu,  lecz  te  podejść  się  nie  dały. 

Dowiedzieliśmy  się  że  Kirgizy  napadli  pocztarza 
jadącego  z  Karkarałów,  obdarli  go  zupełnie,  zabrali 
mu  konie  i  nawet  blachę  z  herbem  nowo  ustanowio- 
nym. 

-  Widziałem  jednego  z  najsławniejszych  w  całym 
okręgu  przewodników.  Najlepszymi  przewodnikami 
bywają  ci ,  którzy  cale  swe  życie  spędzają  na  baran- 
tarstwie*  Tak  naprzykład  Tunkat ,  który  od  piętnastu 
do  pięćdziesiąt  pięciu  lat  wieku  co  rok  jeździł  na  ba- 
rantę,  okazuje  niezwykłą  znajomość  i  pamięć  miejsc. 
Razu  jednego  wiodąc  oddział  pfzez  Głodny  step,  cho- 
ciaż noc  była  ciemniuteńka,  jak  żóraw  trafił  do  źródła, 
a  kiedy  rozświtało ,  rzekł  :  «  Byłem  ja  tu ,  lat  temu 


Digitized  by 


Google 


10-41-12    WRZEŚNIA.  305 

piętnaście,  i  niedaleko  od  tego  źródła,  przy  pagórku, 
zostawiłem  nożyk ;  muszę  pójść  go  poszukać.  »  Poszedł 
i  znalazł. 


11  września. 


Włość  tutejsza  dość  zamożna  :  wielu  jest  takich  co 
mają  liczne  stada  baranów;  jeden  ich  ma  przeszło 
1,500.  Kunajczy,  Karsony  i  Sarymowcy  przed  roz- 
dzieleniem się  byli  bardzo  bogaci.  Wszystkie  te  włości 
beszetyńskie  słyną  z  ochoty  i  zręczności  do  barant, 

Zrana  było  pochmurno,  ale  nie  chłodno;  późnićj 
wiatr  straszliwy  i  kilka  razy  deszcz.  Wysłaliśmy  wiel- 
błądy nasze  naprzód,  a  sami  jutro  jedziemy  do  Karka- 
rałów. 


13  września. 


Dziś  rocznica  oswobodzenia  Wiednia...  Ileż  z  tćm 
wspomnieniem  ciśnie  mi  się  myśli  do  głowy  na  stepie 
kirgizkim !  —  Całe  niebo  w  chmurach.  Droga  z  po- 
czątku górzysta  aż  do  drogi  aktauskićj,  ztąd  dolinami 
aż  do  rzeczki  Dżerły,  dalćj  przez  góry  karkaralińskie, 
skaliste  i  pokryte  lasem  sosnowym,  do  samych  Karka- 
rałów  :  wszystkiego  wiorst  90. 

to 


Digitized  by 


Google 


306  *WVJĄTKI    z    DZIErVNIK'A    l>ODnÓŻV. 

Kilkanaście  razy  był  deszcz  z  gradem  i  znowu  słońce 
błyskało.  Leciałem  cięgle  kłusem  i  galopem;  raz  tylko 
zsiadłem  dla  wypicia  pół  kieliszka  wódki  i  zakoszenia 
bułeczką.  Koń  mój  coraz  bardziój  ustawał  i  ledwo 
przy  pomocy  kamczy  doniósł  mnie  zmęczonego  na 
miejsce. 

W  drodze  zabiliśmy  młodego  JDerkuta,  którego  zgon 
Kirgizy  opłakiwali  niezmiernie.  Nad  Dżerłą  widzieli- 
śmy ślady  roli  uprawnój.  Widoki  z  gór  karkaralińskicti 
prześliczne;  Karkarały  w  pięknśm  położeniu  między 
górami  nad  rzeczką. 

Nigdy  nie  piłem  łierbaty  z  takim  smakie'm  i  tak 
wiele  jak  dzisiaj.  Wieczorem  poszliśmy  do  łaźni  i  po- 
łożyliśmy się  spać  wcześnie,  ale  do  ranka  prawie  za- 
snąć nie  mogłem  -..skutek  zapewne  zmiany  powietrza  i 
kąpieli. 


IZ,  u,  li  wrześnio. 


Pierwszy  i  dinjgi  dzień  przepędziliśmy  w  Karkara- 
łacłi  ciągle  jedząc  i  pijąc  kawę,  lierbatę,  nalówki  i  t.  d. 
Trzeciego  dnia,  to  jest  15  września,  wyjecłialiśmy 
rano  w  czas  najpiękniejfjzy  i  przybyliśmy  na  noc  do 
Dżusenbaj-Czekczekańców. 

Na  samom  wyjezdnćra  odebrałem  listy  matki,  brata 
i  siostrzenicy.  Mama  boi  się  żebym  się  nie  spalił  w 
czasie  zwykłycli  pożarów  stepu,  i  rzecz  dziwna,  właśnie 


Digitized  by 


Google 


^5-16-17  WRZEŚNIA.  307 

po  otrzymaniu  tego  listu,  o  mały  włos  co  nie  spłoniłem 
z  przyczyny  cygara,  Ictóre  niedobrze  zgaszone  włoży- 
łem do  Icieszeni. 


16  września. 

Widać  że  juz  pomału  zamieniam  się  w  Kirgiza  i 
jurta  staje  się-  dla  mnie  właściwym  mieszkaniem. 
W  Karlcarałacli  spać  nie  mogłem ;  tu,  na  świeżśm  po- 
wietrzu w  jurcie  spałem  przewybornie.  Olcolica  pusta, 
trawa  wielka,  opodal  resztki  spalonego  niedawno  pi- 
kietu.  Włość  tutejsza  pół-sułtańska,  pół-kirgizka 
w  ciągłych  jest  waśniacłi  :  ładu  w  niczem  niemasz. 
Sułtani  uciemiężajc  bićdnycti.  Samychi  Czyngisów  na- 
liczyłem dziewięciu  :  wszyscy  psa  warci,  cierpieć  nie 
mogę.  Kuszbeka,  chociaż  i  on  ich  krewny. 

Syn  Jusuna  umarł  będąc  u  Baraka.  Przywieziono 
teraz  tutaj  jego  rzeczy,  na  których  spotkanie  wyjechali 
Kirgizy.  Rzeczy  te  rozwieszono  w  osobno  wystawionćj 
na  to  jurcie  *:  sterczy  nad  nią  złamana  pika  z  czarną 
płachtą,  a  wewnątrz  rozlega  się  płacz  zgromadzonych 
kobiet. 


17  wrzońuia. 

Przeczytawszy    kilkadziesiąt    numerów   Siewiernśj 
Pszczoły,  dowiedziałem  się  o  ucieczce  Ludwika  Napo- 


Digitized  by 


Google 


308  WYJĄTKI    z- DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

• 

leona  z  Ham  (nie  wiem  jakim  sposobem,  bo  numera 
czerwcowe) ;  o  nowym  Papieżu  i  o  zmianie  Peela.  Czy- 
tam teraz  w  rossyjskićm  tłumaczeniu  pamiętniki  o  po- 
bycie Napoleona  na  wyspie  Świętćj-Heleny.  Podobały 
mi  się  słowa  :  «  Dni  jego  upływały  w  ciągłśj  i  zabójczej 
jednostajności.  Wspomnienia  i  tęsknota  były  mu  naj- 
niebezpieczniejszymi wrogami :  praca  jedyną  ucieczkę, 
i  pociecłię.  »  Ach!  gdyby  irie  praca,  czyżbym  wytrzy- 
mał szesnaście  lat  wygnania? 


18  wrteńnia. 


Noc  była  nadzwyczaj   ciepła,   zrana  gęsty  tuman  . 
okrywał  doliny  i  powietrze  niezmiernie  było  ciężkie  : 
wstaliśmy  z  ciężarem  w  głowie.  Nie  dziw,  że  Anglicy 
w  swojśj  mglistćj  krainie  doświadczają  splinu. 

Napoleon,  kiedy  mu  gadano  o  powszechnej  jego 
sławie,  powiedział  :  «  Mimo  to,  jestem  pewien,  że  w 
samym  Paryżu  nie  jeden  mnie  nie  widział,  a  w  innych 
krajach  znajduje  się  mnóstwo  takich,  co  ani  imienia 
mego  nie  słyszeli.  »  Prawdę  powiedział,  bo  i  nasi  Kir- 
gizy  zgoła  nic  nie  wiedzę,  o  nina. 

Po  południu  wyjechaliśmy  o  wiorst  piętnaście  do 
Karaiił-Kambarańców  i  stanęliśmy  u  nich  na  uroczy- 
sku Karasor.  Równina  obszerna,  a  dalój  po  za  aułami 
jezioro  tegoż  imienia ,  rozległe  na  wiorst  kilkanaście  i 
z  wodę  słone.  Cały  ten  przestwór  miBsiał  być  kiedyś 


Digitized  by 


Google 


18    WRZKŚNIA.  .     '  309 

dnem  ogromniejszego  niż  obecne  jeziora,  bo  wszędzie 
sołońcy  i  ziemia  często  jeszcze  grzązka.  Widać  ztąd 
karkaralińskie  góry  i  to  miejsce,  które  było  teatrem 
sprawy  Ełgina  z  sułtanem  Kuntajem-Abułgasinem,  za- 
bicia kozaka  Biełajewa  i  t.  d. 

Później  od  nas  przyciągnął  Kuszbek  ze  swoim  wiel- 
kim orszakiem.  Piękny  był  widok  jego  pocliodu,  na- 
ksztalt  marszu  szwadronów.  Cały  plac  wydawał  się 
^polem  bitwy,  jurty  jakby  nańiioty,  a  rucłi  Kirgizów 
latających  na  wszystkie  strony,  przypominał  adjutan- 
tów  rozsyłanycti  z  rozkazem  wodza.    * 

Kuszbfek  przyszedł  do  nas  wieczorem  i  mówił,  że 
w  dżusenbaj-czekczekańskiej  włości,  Kirgizy  pytali  o 
mnie :  kto  to  ten,  co  siedzi  zsimyślony  w  jurcie  pułko- 
wnika? Oń  powiedział  im,  że  to  brat  Asesora. « O  ineine 
sigeim!  —  wykrzyknęli.  Niecłi  go  djabli  wezmą.  » 
Oświadczyłem  mu,  że  nie  jestem  wdzięczen  za  taką 
rekomendacyą,  bo  owszem  cliciałbym  zostawić  po  sobie 
u  Kirgizów  inną  pamięć  niżeli  Asesor.  —  «  Nie  bój 
się,  rzekł,  ja  ich  zaraz  wyprowadziłem  z  l)łędu.  Jakże 
możesz  myślić  żebym  chciał  oczernić  towarzysza  po- 
dróży. Jeśli  się  jedzie  i  z  wilkiem ,  to  i  o  nim  dobrze 
się  mówi,  a  cóż  dopiero  o  godnym  człowieku.  » 

Bołost'  i  tłumacz  mieszkający  w  tutejszój  włości  nie 
przedstawili  się  starszemu  sułtanowi :  ci  panowie  grają 
tu  wielką  rolę  i  ani  znać  nie  chcą,  że  ten  Kirgiz  jest 
prezesem.^ 


Digitized  by 


Google 


310  VXJĄTKI    z     DZIENNIKA     PODRÓŻT, 


10  wrześnfa. 


Dowiedzieliśmy  się,  że  Barak  poszedł  z  Kirgizami 
nad  Lepsę  przeciw  Kenesaremu.  Dziwno  nam  ,  źe  do- 
t^d  nie  spotkaliśmy  źadneąo  Kirgiza  tego  imienia. 

Frołow  mi  mówił,  żq  w  Ałatauskich  górach,  wiel- 
błądy przy  końcu  lipca  lub  na  początku  sierpnia  do-* 
znają  strasznćj  choroby,  zwanćj  hurma,  która  im  wy- 
kręca tylne  nogi  i  nazajutrz  życie  odbiera,  a  okropnie 
jest  zaraźliwa.  Gdy  Kirgizy  usłyszą,  że  jeden  wielbłąd 
zdechł  u  kogo  na  tę  chorobę,  wnet  jak  potoki  ze  wszy- 
stkich gór  spadają  na  doliny.  Widział  on  sam,  jalc  raz 
z  podobnój  przyczyny,  nagle  mrowisko  Kirgizów  okryło 
całą  równinę  od  Ała-tau  do  Bałchasza.  Mówił  także,  że 
dolina  między  Kara-«u  i  Karatałem  nadzwyczaj  piękna 
i  cała  uprawna  za  pomocą  kanałów. 
.  Dziś  gdy  czytając  list  znalazłem  wzmiankę  o  Stefa- 
nii, krewnój  jednćj  ze  znajomych  nam  osób,  przyszła 
mi  na  pamięć  moja  Stefania  Podolanka,  którą  tak  ko- 
chałem. Czy  też  ona  pamięta  mię  jeszcze?..,  ACh, 
ach !... 


20  września. 


Kuszbek  rozwodził  się  z  ubolewaniem  nad  niego- 
dziwemi. postępkami  tłumaczów  i  sułtanów.  Powiadał, 


Digitized  by 


Google 


30   WRZEŚNIA.  3\i 

że  nauczony  od  ojca  i  sam  nie  cieipięc  kradzieży, 
przekładał  sułtanom  żeby  nie  kradli  i  byli  dobrym 
przykładem  dla  Kirgizów.  To  ich  oburza  na  niego, 
Dźamantaj  go  nienawidzi  i  głosi  między  swćmi  stron- 
nikami, że  on  uciemiężą  naród  jego  ojca.  Tutejszy 
sułtan  Szergałaj ,  brat  Abliwy,  wołostnego  Czekcze- 
kańców,  także  z  Czyngisów,  tyleż  znaczy  co  i  tamten: 
nikt  go  nie  słucłia. 

W  dzień  nadzwyczaj  piękny,  orzeźwiony  ciepłym 
wietrzykiem,  opuściliśmy  włość  karauł-kambarańską. 

Gdy  mi  podano  konia,  cóś  mię  piknęło  w  serce  i  z 
obaw^  nań  siadłem.  Jad^c  poczułem  zaraz ,  że  mam 
sprawę  ze  stworzeniem  silńiejszem  odemnie ,  z  któróm 
niemasz  co  żartować.  Siwak  mój  co  cliwila  zagryzał 
wędzidło  i  utulał  uszy.  Szło  jeszcze  wszystko  nie  źle, 
póki  byliśmy  osobno ;  ale  gdy  ukazała  się  lecąca  arba, 
i  jakiś  Kirgiz  zakrayczał  swoje  lii !  łia!  —  kopnęł  wnet 
z  kopyta,  tylko  co  mnie  nie  zrzucił  i  san)  nie  rozbił  się 
o  arbę.  Nie  wiem  jak  nad  wszelkie  moje  spodziewanie 
utrzymałem  się  na  siodle,  i  zdołałem  go  osadzić  przy 
samycłi  kołach  powozu.  Przesiadłem  do  arby,  a  mego 
rumaka  oddałem  tłumaczowi  Izmajłowi,  który  przy- 
zwyczajony do  takich  waryatów  i  silny  jak  d^b,  dał 
jemu  radę,  chociaż  nieraz  zdawało  się  że  i  koń  i  jeź- 
dziec złamie  szyję. 

Ujechawszy  dziesięć  wiorst,  przecięliśmy  trakt  pocz- 
towy właśnie  w  tern  miejscu,  gdzie  jesak  był  zrabo- 
wany i  Biełajew  zabity;  jechaliśmy  cięgle  równinę 
napotykając  tu  i  ówdzie  jeziorka  pełne  soli,  a  prawie 
bez  wody.   Po  czterdziestu  wiorstach  ciągłój  jazdy, 


Digitized  by 


Google 


34aS  WYJĄTKI     Z    DZIKNNtKA    FODRÓŻY. 

późno  wieczorem  przybyliśmy  do  aułów  Kara-Ajkim- 
betców,  gdzie  siedlisko  starszego  sułtana,  Ruszbeka. 
Tu.  byliśmy  przyjęci  jak  nigdzie.  Jurta  wspaniała, 
drzwi  do  niój  powleczone  jakimś  niby  futerałem  z  pię- 
knie łiaftowanc  obszywką  i  upstrzonym  blaszkami  per- 
łowój  muszli  z  pozatykanemi  za  nie  piórkami  puhacza; 
zewnjtrz  zasłona  do  drzwi  pysznie  haftowana  jedwa- 
biem, wewnątrz  pełno  kosztownych  dywanów,  basztur 
i  t.  d.  Przysłano  nam  sanaowar  z  herbatę.  Sułtan  sam 
nie  przyjechał  przez  delikatność,  żeby  nas  nie  trudzić 
po  podróży,  ale  zaprosił  na  jutro  do  siebie. 


71  wrscśnta. 


Noc  była  ciepła,  spać  nam  tylko  nie  dali  stróże 
przystawieni  do  naszój  jurty.  Dobrze  tu  widać  pilnuję 
swoich  tabunów,  bo  ciągle 'słyszeliśmy  głosy  pastu- 
chów. O  9*^  mgły  się  rozeszły  i  słońce  zaświeciło  :  uj- 
rzałem okoliczne  wzgórza  i  rzeczkę  Jałdę,  o  kilkanaście 
kroków  od  naszój  jurty  toczęcę  swą  przezroczystą  nitkę 
wody.  Wkrótce  przybiegł  adjutant  z  zapytaniem,  czy 
chcemy  jechać  do  sułtana ;  w  ślad  za  nim  przyszły  i 
konie. 

O  dwie  wiorsty  stał  auł  sułtański,  a  o  kilkanaście 
kroków  od  niego  bucharski  namiocik  w  kształcie  al- 
tanki, dokąd  przyniesiono  nam  herbatę,  arak  i  pilaw. 
Kuszbek  przyjjył  wtenczas  gdyśmy  skończyli  śniadanie. 


Digitized  by 


Google 


21     WRZEŚNIA.^  3U 

bo  Z  powodu  postu  nie  chciał  znajdować  się  przy  nićm. 
Wszedłszy,  zaraz  powiedział  do  mnie  :  «  Ja  z  Wikto- 
rem i  Karaczakiem  dawn^  mam  znajomość  :  oni  byli 
już  u  mnie;  ale  ty  ponieważ  pierwszy  raz  jesteś  moim 
gościem,  powiedz  mi,  czćm  każesz  sobie  służyć.  Może 
zarznęć  ci  barana,  konia,  wielbłąda?  »  Gdym  mu  za 
wszystko  złożył  podziękowanie  odmowne,  rzekł  ze 
śmiechem  :  «  A  może  chciałbyś  mieć  co  na  noc ;  bo 
widzę  żeś  się  nawet  ogolił  na  pokazanie  się  u  Ajkim- 
betców  :  powiedz,  wybiorę  ci  taką  długą  jak  ty  parę ; 
o  wydatku  nie  myśl,  ja  sanj  koszt  poniosę.  »  —  Przed- 
stawiając nam  potćm  swego  infanta  (przyjętego  za 
syna ,  gdyż  mu  dzieci  powymierały) ,  rzekł  ;  «  Jest  to 
mój  poeta,  pisarz,  myśliwy,  kowal  i  wszystko  co  chce- 
cie. ))  Sułtan  ma  trzy  żony ,  ale  żyje  tylko  z  najmłod- 
szą, a  średnia  mieszka  przy  starszój  odrzucona  od  jego 
łoża,  bo  wkrótce  po  zaślubinach  przekonał  się  o  jój 
złćm  prowadzenia  się.  Posiedziawszy  z  godzinę,  prze- 
prosił że  się  oddala  dla  zmówienia  modlitwy  nad  źre- 
bięciem przyprowadzonćm  do  zabicia,  czego  obowią- 
zek wymaga  po  gospodarzu.  Gdy  przyprawadzą  na  ten 
cel  pod  jurtę  barana  lub  inne  jakie  bydle,  rzeźnik 
trzyma  głowę  pod  lewem  ramieniem,  a  gospodarz 
dziękując  Bogu,  że  ma  dobytek  i  może  czćm  gości 
uczęstować,  błogosławi  skazaną  pod  nóż  ofiarę  i  daje 
znak  zarżnięcia. 

Wróciwszy  do  Kuszbeka  zaczęliśmy  popis,  na  który 
i  on  sam  zaraz  przyjechał.  Tu  pokazało  się  najdobitniej 
co  to  jest  arystokracya  kirgizka.  Każdy  z  jój  członków, 
a  tych  włość  tutejsza  posiada  kilkudziesiąt,  starał  się 


Digitized  by 


Google 


344  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 

zmniejszyć  liczbę  swojego  bydła  i  targował  się  nawet  o 
jednego  barana.  Jaka  przytóm  żwtoka  w  odpowie- 
dziach, jakie  zsyłanie  się  na  świadectwo  to  tego  to 
owego!  Ilbilanczy  milczał;  starszy  sułtan  napytawszy 
po  kilka  razy  ile  było  zapisano,  a  ile  pokazuje  przywo- 
łany, ze  względów  na  pokrewieństwo  lub  sułtaństwo 
nie  decydował  się  przecięć  gordyjskiego  węzła,  i  po 
długićm  milczeniu  powiadał  :  chudaj  blede  (trudno 
wiedzieć).  Kilka' godzin  straciliśmy  na  zapisanie  tego 
parszywstwa,  jak  Wiktor  nazywał.  Trzeba  było  całój 
jego  krwi  zimnćj,  żeby  nie^ wyjść  z  granic  cierpliwości 
i  nie  powiedzieć  im  jakiego  głupstwa.  A  co  czasu  zeszło 
nim  obrali  nareszcie  starszynę,  którym  miał  zaszczyt 
zostać  jeden  z  adjutantów  Kuszbeka,  Koźemsagur 
poeta.  Ciekawy  jestem  jak  on  da  sobie  radę  z  tern 
butnóm  tałałajstwem. 

Skorośmy  odbyli  sułtanów,  zaraz  poszło  jak  po  my- 
dle z  prostymi  Kirgizami.  I  ci  panowie  sułtani,  co  tak 
dbali  o  siebie,  wcale  nie  myśliłi  ich  ochraniać. 

Pierwszy  raz  nareszcie  trafiliśmy  na  imię  Kenesary, 
ale  i  te  nosił  ojciec  bohatśra  Chudajmenła. 

Dziś  początek  jesieni,  dzień  nadzwyczaj  ciepły  i 
cichy,  Kirgizy  kępią  się  w  Jałdzie,  chociaż  w  niój  wody 
'  ledwie  dla  kur.  Ptastwa  żadnego  nie  widać.  Kilka- 
naście kaczek  przelatywało,  ale  to  z  odleglejszych 
okolic. 


Digitized  by 


Google 


22-23   WRZEŚNIA.  345 


22  września. 


Skończyliśmy  popis  Kara-Ajkimbetców,  a  poczęliśmy 
Kyrgyzowców,  wcielonych  do  tutejszej  włości; 

W  roku  przeszłym,  gdy  mi  się  oś  złamała,  Kirgiz 
związał  jj  końskiemi  włosami  i  dojecłiałem  na  niej 
wiorst  dwadzieścia  pięć.  Teraz ^  nadwerężony  obwód 
koła  Kirgizy  poradzili  zamiast  urwantów  wzmocnić 
•paskami  skóry  ze  świeżo  zabitego  konia,  i  ręcz^  «e 
wytrzyma  wiorst  kilkaset.  Obaczymy !  Komuby  z  nas 
cywilizowanycli  taki  koncept  przyszedł  do  głowy  ? 

Cały  dzień  upał. 


23  września. 


Dziś  imieniny  mojój  matki !  Pisałem  do  niej  i  do 
mojćj  siostrzenicy  Michalinki,  którćj  posłałem  błogo- 
sławieństwo zamjżpójścia.  Dzień  najpiękniejszy.  Wi- 
ktor chc^c  mi  go  jeszcze  bardzićj  uprzyjemnić,  dał 
cztćry  regalia:  paląc' je  i  myśląc  o  najlepszćj  z  matek, 
nie  chciałem  pojechać  do  sułtana  na  herbatę. 


Digitized  by 


Google 


316  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 


24  września. 


Skończywszy  robotę ,  po  południu  pożegnaliśmy  Aj- 
kimbetców.  Droga  naszja  szła  dolinami  sołońcbwatemi, 
nad  które,  jak  utrzymuje  Kirgizy,  nigdzie  niemasz 
lepszych  pastwisk,  tak  obfita  i  bujna  pokrywa  je  trawa 
bitege.  Jechaliśmy  w  jednych  tylko  letnich  chałatach, 
a  jednak  od  gorąca  pot  lał  się  z  nas  strumieniami. 
Zbliżyliśmy  się  do  gór  Ruskich,  w  których  Popów 
przetapia  swój  ołów,  sprowadzając  węgiel  z  bajanaul- 
skiego  okręgu.  Widok  tych  gór  bardzo  malowniczy  : 
szczyty  ich  zdają  się  być  zawalone  ruinami  zamków 
rycerskich.  Ujechawszy  wiorst  40,  zanocowaliśmy  u 
Dżataków. 


25  wrieiSnia. 


Wstawszy  rano,  ruszyliśmy  dalój,  naprzód  równinę, 
potom  wzgórzami,  częścią  po  drodze  prowadzącój  z 
Ku  do  linii  granicznej,  częścią  stepem.  Zrobiwszy 
znowu  wiorst  40,  dociągnęliśmy  do  brzegów  Tiun- 
diuka,  gdzie  przyjął  nas  Tatimbet,  bołost'  Nurlike- 
Czanczarowców.  Cały  ten  dzień  byliśmy  prawie  rozto- 


Digitized  by 


Google 


25-26  WRZEŚNIA.  317 

pieni  od  upału  zwiastującego  zmianę  powietrza:  orze- 
źwił nas  cień  jurty  postawionej  nad  szemrzącą  rzeczką. 

Doszła  nas  wieść  o  wyprawie  Kenesarego  na  Dziko- 
kamiennycli  Kirgizów.  Słycliać  że  700  jurt  zniszczył; 
przyczśm  miały  dziać  się  okrucieństwa  :  przywiązy- 
wano jakoby  kobiśty  brzemienne  do  kieregów  i  pła- 
tano im  brzucłiy.  Kirgizy  nasi  powiadają,  że  Kenesary 
jak  srogi  zwierz  postąpił. 

Wieczorem  był  u  nas  jeden  Kirgiz,  który  tak  dosko- 
nale udawał  głosy ,  miny  i  ruchy  różnycli  zwierząt  i 
ptaków,  a  szczególnie  wielbłąda,  kułana  i  berkuta,  że 
trudno  lepiój  naśladować. 


26  wrześuia. 


Zmieniła  się  pogoda  :  chłodno^  deszcz  —  nudy  okro- 
pne ;  chodzić  nie  można,  a  niemasz  co  czytać.  Na  do- 
bitkę jurta  ciasna  i  pełna  Kirgizów.  Żadna  nowa  ma- 
terya  nie  przybywa  do  dziennika  :  wszystko  jedno  a 
jedno. 

Pod  wieczór  deszcz  jesienny.  Gdy  wyszli  Kirgizy 
jeszcze  się  zimniej  zrobiło  :  musieliśmy  rozłożyć  ogni- 
sko i  przy  nióm  gawędząc  przesiedzieliśmy  do  dzie- 
wiątej. 


Digitized  by 


Google 


348  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 


27  wiześnia. 


Zrana  rozjaśniało  cokolwiek,  ale  zimno  :  trzeba  było 
rozłożyć  ogień ;  po  południu  pokazało  się  słońce  zmo- 
gliśmy wyjść  trochę  na  przechadzkę. 

Zabawił  nas  Kuszbek  chwaląc  się,  że^  posłał  trzy- 
dziestu ludzi  kosić  siano.  W  końcu  września  kosić 
siano !  —  ktoby  temu  u  nas  uwierzył.  Na  pytanie,  dla- . 
czego  wtedy  nie  kazał  kosić  kiedy  cały  świat  kosi  i 
trawa  zielona,  dawał  dwadzieścia  cztćry  przyczyn,  a 
mianowicie,  że  wtedy  nie  było  czasu  i  że  teraz  lepiej, 
*^bo  trawa  sucha  nie  wymaga  tyle  zachodu;  prawdziwe, 
zaś  przyczynę  jest  kirgizkie  lenistwo  i  odkładanie  z 
dnia  na  dzień. . 

Wkoło  nas  siedzi  mnóstwo  Kirgizów  i  cały  dzień 
gapi  się  na  owego  Kirgiza,  co  tak  wybornie  małpuje 
zwierzęta  i  śpiew  ptasi. 

W  tutejszej  włości  wielu  bardzo  ubogich ,  a  to  naj- 
częściej z  powodu  złodziejstwa,  bo  gdy  za  ukradzione 
konie  przyjdzie  oddać  we  dwoje  lub  w  troje,  tracą 
wszystkie  swoje  mienie. 


28  września. 


'  Kasker  podkradający  się  do  tabunu  narobił  hałasu 
i  przebudził  nas  w  nocy.  Zrana  mroźno  :  męka  wsta- 


Digitized  by 


Google 


28-519    WRZEŚNIA.  319 

wać.  Na  nieszczęście  nięmasz  w  tutejszej  okolicy  ani 
drzewa,  ani  nawet  karagajniku ,  a  używany  na  opał 
różnego  rodzaju  gnój  :  tezek,  dżapu  i  kij,  dymi  nie« 
zmiernie  i  wydaje  zapach  nieznośny.  Najlepszy  tezek 
krowi.  Roznieciwszy  ognisko  tezekowe,  dusiliśmy  się 
w  dymie  do  9^J,  nim  słońce  nie  zajrzało  wewnątrz  na- 
szśj  jurty. 

Pod  wieczór  wyjechaliśmy  do-  Ajbike-Czanczarow- 
ców ,  koczujących  o  wiorst  piętnaście  nad  tąź  samą 
rzeczką  Tiundiukiem.  Przybyliśmy  na  miejsce  w  noc 
gwiaździstą.  Bołosf  Ałczynbaj.  Zastaliśmy  w  jurcie 
dwa  łóżka  porządnie  wysłane,  zapaliliśmy  tezek  i  bawi- 
liśmy śię  rozmową  do  lO^Ś  a  że  po  przejażdce  znalazł 
się  apetyt,  zjadłszy  misę  kunardyku  i  zapiwśzy  kumy- 
sem poszliśmy  spać. 


29  września. 


Nim  wstaliśmy,  rozłożono  nam  ogień,  co  bardzo  się 
przydało,  bo  mróz  bardziej  może  niż  wczoraj  pobielił 
trawę  i  do  9^^  z  niój  nie  schodził. 

Wyszedłszy  z  jurty,  zachwyciłem  się  widokiem  oko- 
licy. Jurta  nasza  stoi  na  wysokióm,  zaokrąglonópn 
wzgórzu ;  u  podnóża  jego.  winie  się  po  dolinie  Tiun- 
diuk ;  nad  rzeczką  rozsypsme  auły  ze  swemi  stadami : 
to  wszystko  opasane  półkolem  gor,  na  szczycie  których 
daleko  sterczy  mogiła  kirgizka.  Miejsce  ł o  nazywa  się 


Digitized  by 


Google 


320  WYJĄTKI    Z    OZIKNNIKA    PODBÓŹT. 

Amatyk,  odległe  od  Bajanaulu  wiorst  90,  od  linii 
wiorst  150  i  tyleż  od  Karkarałow. 

Kuszbek  przysłał  prosząc  o  clileb  i  cukier.  Przy- 
szedłszy sam  później  między  innemi  rzeczami  mówił : 
«  My  sobie  wyobrażamy  w  stepie,  że  jesteśmy  wielcy 
ludzie  :  wołostny,  zasiedatel,  starszy  sułtan !  A  my  nic 
więcej  tylko  pastuchy  Padszy  :  pasiemy  jego  bydło ,  i 
gdy  co  zginie,  odpowiadamy  za  ubytek.  » 

Z  powodu  imienin  żony  i  córki,  Wiktor  dał  nam  po 
pięć  cygar  regaliów.  Jakby  dla  uczczenia  dnia  t^go, 
mróz  spadł  i  pogoda  najpiękniejsza.  Kirgizy  tylko  wy- 
prowadzili nas  z  cierpliwości,  pomimo  wszelkich  napę- 
dzań  i  rozkazów  zbierając  się  pomału,  tak  że  ledwie  o 
H*^  mogliśmy  przystąpić  do  popisu.  Tu,  jak  i  wszędzie 
gdzie  są  sułtani,  lud  dzieli  się  na  partye,  a  ztąd  waśnie 
i  nieposłuszeństwo.  '   . 

Kuchmistrz  nasz  wyjechał,  a  berło  Caremów  przeszło 
w  ręce  jego  braciszka  Amantaja.  Przez  dwa  miesiące 
przypatrywał  się  jak  tamten  warzył  nam  zupę  z  bara- 
niny, a  pierwszóm  jego  zapytaniem  było  :  ile  kawałków 
cukru  włożyć  do  nićj  ?  Na  takie  dictum  acerbumy  po- 
dziękowawszy jemu,  że  się  przynajmniój  zapytał,  zwąt- 
piliśmy o  naszym  obiedzie.  Jednakże,  jak  na  pierwszą 
próbę  wystąpił  dość  nieźle. 


30  września. 


Wiktor  kazał  Amantajowi  żeby  nie  wpuszczał  Kir- 
gizów póki  herbaty  nie  wypijemy.  Gdzie  tam !  ledwo 


Digitized  by 


Google 


30    WRZEŚNIA   —    1     PAŹDZIERNIKA.  321 

się  ten  na  chwilę  od  drzwi  oddalił,  juz  ich  z  tuzin  na- 
lazło.  Dzień  zrobił  się  najpiękniejszy  :  cicho  i  ciepło. 
Wieczorem  chodziliśmy  ku  mogiłom ,  wydającym  się 
w  odległości  jak  stosy  rozrzuconego  tezeku. 


1  pasdsieraika. 


Był  u  nas  Dźaugutty.  Zaczęł  pytać  się  czy  nie  mamy 
ajranu,  potom  kumysu,  ale  to  wszystko  było  przy- 
mówką  do  herbaty.  Łajdakerya  wielka  w  tój  włości, 
mianowicie  między  Kara-Kemsurowcami.  Wczoraj  ob- 
darli jedną  sułtanowę  jadącą  do  męża;  u  innego  suł- 
tana ukradli  kilka  koni  i  wielbłądów  :  posłanych  do 
nich  od  Kuszbeka  Kirgizów  wybili. 

Odwiedził  nas  ośmdziesiątletni  starzec ,  który  nie- 
gdyś był  właścicielem  Ku.  W  ciągu  rozmowy  rzekł  do 
Wiktora  :  «  Długo  żyję  na  świecie ,  a  pierwszy  raz 
widzę  takiego  jak  ty  Rossyanina.  »  Potćm  wskazując 
na  tłumaczów,  dodał :  «  Tłumacze  i  kozacy,  to  opętani 
od  djabłów;  urzędnicy,  to  same  djabły.  Sądząc  podług 
nich,  trzeba  wnosić,  źe  cała  Rossya  zaludniona  dja- 
błami.  » 

Kirgizy  powinni  zrana  tylko  obrzynać  paznogcie ,  a 
golić  się  i  strzydz  włosy  po  zachodzie  słońca.  Oberz- 
nięte  paznogcie  zakopują  w  ziemię. 


21 

Digitized  by  VjOOQ IC 


33!t  WYJĄTKI    Z    DZIENNIKA    PODRÓŻY. 


3  października. 


Wyjechaliśmy  do  Jałynbuszewców,  doliną  pomiędzy 
odiegłemi  górami,  i  zrobiwszy  wiorst  60,  stanęliśmy 
na  Kyzył-Adyr.  Wołostny  Dżanhys.  Syn  jego  we  cztóry 
dni  dość  dobrze  nauczył  się  czytać  po  rossyjsku.  Ranek 
był  wietrzny,  dzień  pogodny,  pod  wieczór  śnieg  począł 
padać. 


8  pazdEierntka. 


Gdyśmy  wstali  uderzył  nas  smutny  widok.:  cała 
dolina  i  góry  przyległe  pokryte  śniegiem.  Co  gorsza, 
zinmo  dotkliwe :  musieliśmy  ciągle  siedzieć  przy  ogniu 
i  to  jak  najniżój ,  bo  dym  napełniający  jurtę  gryzł 
oczy. 


4  pacdslenilka. 


Dowiedziałem  się  że  Kuszbek  ma  wróżbita,  który 
mu  przepowiada  przyszłość.  Znamię  Kuszbeka  białe, 


Digitized  by 


Google 


4-5-6    PAŹDZIERNIKA.  323 

Baraka  czerwone ,  a  Kenesarego  zielone.  Pod  wieczór 
wiatr  ustał. 


6  października. 


Cicho  ale  chłodno.  Po  południu  wyjechaliśmy  do 
Bajburyńców  na  uroczysko  Kara-bułak.  Droga  zwy- 
czajna, grunt  kamienisty,  pagórki  częste,  odległość 
wiorst  30.  Wołostny  Ałdabergeń. 

Doszła  wiadomość  że  Ałteke-Sarymowcom  odbito 
znaczna  ilość  koni.  Kuszbek  mówił,  że  Nadany  to  w 
jego  okręgu  najodważniejszy  ród,  i  jeśli  oni  dowiedzieli 
się  wczas  o  napaści  na  Sarymowców,  pewnie  puścili 
się  w  pogoń  za  barantarzami. 

Dziś  ślub  mojój  Michalinki  :  to  wspomnienie  łzy 
mi  wycisnęło.  Woda  nędzna ;  ani  herbaty  nie  można 
wypić  za  j^j  zdrowie. 


6  października. 


Cały  dzień  wiatr  straszliwy;  nie  można  wyjść,  bo 
z  nóg  wali :  ale  to  ma  wróżyć  pogodę. 

Bajburyńcy  byli  niegdyś  najbogatsi  w  okręgu,  a 
chociaż  Rossyanie  dwa  razy  ich  czabaryli^  jak  mówią 


Digitized  by 


Google 


324  WTJĄTEI    Z    DZIR?(XIEA    PODftÓŻT. 

tłumacze,  dosyć  jeszcze  s$  zamożni  w  bydło,  co  winni 
wyt)ornćj  paszy  i  zwykle  małym  śniegom  u  nich. 


7  paizdziemOui. 


W  nocy  wiatr  tylko  co  nie  przewrócił  jurty,  zrana 
burza,  potćm  okropne  zimno.  Próbowałem  wyjść  o 
kilkadziesiąt  kroków  i  ledwiem  zdołsd  wrócić.  Bogu 
tylko  wiadomo  cośmy  przez  cały  ten  dzień  ucierpieli. 


8  pftzdxt«mika. 


Suchonalimow  przysłał  chleba  i  wódki ;  ale  nad  to 
wszystko  milszy  mi  był. widok  tezeku  dźapu  przywie- 
zionego nam  podostatkiem  w  czambarach.  Dzień  prze- 
byliśmy lepiej,  bez  wielkiego  trudu  i  drżenia. 


9  października. 


W  nocy  wszystkie  wody  zamarzły,  dzień  pochmurny 
i  trochę  wietrzny,  przestankami  śnieg  pada.  Ślizgałem 
się  na  strumieniu  po  lodzie  grubości  półtory  cala.  Dym 


Digitized  by 


Google 


9-40    PAŹDZIERNIKA.  325 

nam  tak  dokuczył,  że  woleliśmy  siedzieć  bez  ognia, 
grzejąc  się  tylko  nadzieją  skończenia  jutro  roboty.  Dziś 
właśnie,  z  niewypowiedzianą  radością  zaczynamy  spi- 
sywać siedemnastą  i  ostatnią  włość  kuczumurską,  Bie- 
gajsar.  Szczęściem  dla  nas,  Kuczumurcy  zgodzili  się 
odbyć  popis  tu  na  miejscu  razem  z  Bajburyńcami.  Byli 
i  oni  kilka  razy  czabareni;  pierwćj  sami  pasy  darli  z 
Rossyan^  a  potćm  stali  się  bardzo  bojaźliwi. 

W  rozmowie  o  Alim,  Kuszbek  wychwalając  go  po- 
wiedział, iż  mu  się  z  tego  tylko  nie  podoba,  że  kładzie 
tytuń  w  usta.  Wiktor  na  to  odezwał  się  poważnie  : 
«  W  Alkoranie  napisano,  aby  nie  kłaść  tytuniu  w  usla, 
bo  niemi  wymawia  się  słowo  Ałłach.  »  Nie  przyszło 
Kirgizom  na  myśl  że  Mahomet  ani  wiedział  o  tytuniu, 
wszyscy  razem  z  Kuszbekiem  zawołali  :  u  Huj !  haj ! 
hoj !  jaki  rozumny.  •>  Któryś  jeszcze  dodał  :  «  Nie- 
darmo  Kunanbaj,  który  wiadomo  jaki  mądry,  powia- 
dał :  chociaż  ja  jestem  cięty,  ale  z  pulkundykiem  tru- 
dna sprawa;  co  odezwę  się,  to  tak  mnie  zerżnie,  że 
muszę  milczeć.  » 


10  października. 


Noc  była  nadzwyczajnie  cicha  i  ciepła,  mogliśmy 
spać  rozebrani  do  koszuli;  ale  niestety,  za  to  znikła 
nadzieja  wyjechania  ztąd  jutro,  bo  właśnie  ta  cichość 
powietrza  sprawiła,  że  w  jurcie  tłumaczów  dym  nie 


Digitized  by 


Google 


326  WYJĄTKI     Z    DZIENNIKA     PODRÓŻY. 

mogąc  przez  czeharak  wychodzić,  nie  dozwolił  im  pi- 
sać w  nocy.  Widoczny  smutek  na  twarzach  całśj  naszój 
gromadki.  Cóż  robić.  Pocieszamy  się  tćm,  że  przecier- 
piawszy tyle ,  przecierpimy  jeszcze  dzień  jeden  i  po 
jutrze  puścimy  się  w  drogę.  Do  Karkarałów  wiorst 
tylko  170  :  tam  wypoczniemy  sobie  pod  dachem,  a 
ztamtąd  choć  jeszcze  wiorst  przeszło  900,  ale  już  po- 
jazdem, i  za  jakich  dni  dwadzieścia  będziemy  w  Om- 
sku. 


KONIEC. 


Digitized  by 


Google 


DODATKI. 


I.  —  Do  str.  xviii. 


w  WartMwie  duU  91  miesiąca  lipca  r.  1S81. 

HZĄD   NARODOWY 

Z  wielkiem  ukontentowaniem  przyjął  relacyą  o  powstaniu  brać 
naszych  na  Litwie,  na  Wołyniu  i  na  Podolu,  którą  mu  podał  Eustachy 
Januszkiewicz.  Wyczytuje  w  niśj  to  wielkie  poświecenie  si^  jakićm 
siq  odznaczyli  bracia  nasi  województw  za-Niemeńskich  i  za-Buźań- 
skich,  a  przeświadczony,  jak  dalece  Eustachy  Januszkiewicz  zaufanie 
ziomków  swoich  pozyskał :  wzywa  niniejszśm,  władze  tak  cywilne 
jak  wojskowe,  aby  w  przedsięwzięciach  jego  do  rozwiniącia  powsta- 
nia narodowego  zmierzających  w  Litwie  wspierały  go  i  wszelką  mu 
pomoc  udzielały; 

Prezes  Rządu, 

A.  Czartoryski. 


Radca  Sekretarz  jeneralny  Rządu, 


Ma  pieczęci  herb  z  napisem 
Królestwo  polskie.  Rząd 

NARODOWY.  A.    PLICETA. 

Lelewel  Joachim, 
P.  Plu  Ż.  C.  R,  N, 

NO  7,815. 


Digitized  by 


Google 


328  DODATKI. 


II.  —  Do  str.  ccxxxix. 


KAZANIE 

Księdza  WIKTORA  MALEWICZA 

Mtane  podczas  esekwli  w  kościele  puraflalnym  w  Kojdanowie,  po  zmarłych  : 

Adolfie  Jannszkiewiczu  i  synowicy  jego  Kaayldzie  Jannszkiewiczównie, 

w  czerwca  1857  roku. 


«  Siowa  moje  sa  boleścij  albowiem  strzały  pańskie  we  7nme  sa, 
których  gniew  icypii  ducha  mego.  Cóż  bowiem  za  moc  moja, 
żebym  wytrwaif,,,  Ani  moc  kamienna  moc  mojaj  ani  ciaio  moje 
miedziane.  »  (Księgi  Hioba,  roz.  vi,  w.  3,  4,  ii,  12.)  Taki  jęk  boleści, 
taka  mimowolna  skarga,  takie  w  rozdartej  boleścią  duszy  narzekanie, 
wyrywa  się  z  piersi  sprawiedliwemu  Hiobowi,  nad  którym  zawisła 
ciężka  ręka  boża,  w  niezasłużonych,  srogicłi  utrapieniacłi,  którego 
Bóg  za  wzór  nam  postawił,  jak  mamy  znosić  wszelkie  boleści, 
uciski ,  dopuszczenia  boże.  Tak  ten  wielki  mąż  boży,  umiał  po- 
witać chorobę,  ul)óstwo,  zawody  i  sroźszą  nad  wszystko,  żałobę 
ojcowskiego  serca ,  tómi  wiekuiście  pamiętnćmi  słowy  :  «  Pan  dał. 
Pan  wziął;  niech  ł)ędzie  imię  pańskie  błogosławione!  »  Tenże  mąż 
boży,  pod  ogromem  cierpienia  nie  może  się  odjąć  skardze  rozdartego 
serca,  i  woła  złamany  :  «  Słowa  moje  pełne  są  boleści.  Strzały  pań- 
a  skie  we  mnie  są,  których  gniew  wypił  ducha  mojego!  Cóż  l)owiem 
«  za  moc  moja,  żebym  wytrwał?...  Ani  moc  kamienna  moc  moja, 
«  ani  ciało  moje  miedziane.  » 

Najmilsi  1  przed  nami  obraz  prawdziwie  hiobowych  cierpień.  Dwie 
zarazem  żałoby,  z  których  każda  ogromem  t)oleści  przygniata.  W  je- 
dnej oto  rodzinie ,  pod  jednym  dachem,  umiera  ozdoba  rodu ,  czło- 
wiek poświęcenia  się ,  wygnaniec,  który  po  długióm  oderwaniu,  nie- 
dawno wrócony  do  rodzinnćj  ziemi ,  ledwie  się  napił  jój  powietrza, 
ledwie  popatrzył  na  jej  drogie  oblicze,  ledwie  spojrzał  w  oblicza  i 


Digitized  by 


Google 


DODATKI.  329 

W  sumienia  ukochanej  braci...  już  go  zawołał  Pan,  i  przyłożył  do 
procłiów  ojców,  godne  starych  ojców  prochy  pielgrzyma  tułacza!... 
I  w  tymże  domu ,  pod  jednym  dachem,  jednocześnie,  umiera  piel- 
grzyma synowica,  dzieweczka-aniołek,  ukochane  dziecią  rodziców ! 
U  nich  nie  zabliźnione  jeszcze  rany  po  niedawnćj  okropnój  stracie 
dorastających  synaczków;  a  teraz,  z  pięciorga  dziatek,  tracą  już 
czwartą,  rozkwitającą  we  wdzięk  i  cnoty,  nadzieję  swoją,  dzie- 
weczkę, córkę.  I  w  tej  rodzinie,  jest  wiekowa  matka  i;babka;  matka 
umarłego  wygnańca,  matka  dwóch  innych  synów  tułaczy,  matka 
syna  co  swą  dzieweczkę  dziś  grzebie ;  jest  serce  młodszej  matki  i 
bratowćj,  siostry ;  jest  braterskie,  jest  ojcowe  serce...  O!  któż  ogarnie 
to  morze  łwleści  co  się  w  jakiómś  zagniewaniu  bożem  na  nich  biś- 
dnych  wylało?...  I  kiedy  nabożeństwo  dzisiejsze  jest  źywóm  tych 
boleści  wypowiedzeniem,  i  kiedy  na  mnie  pada  dziś  powinność  wpa- 
trzyć się  w  ten  ogrom  cierpienia  df^tknicmyrli  rr^ką  bo^ą,  i  podnieść 
z  tej  żałoby,  i  podać  wć^m  najmilsi,  my:?l  \)0'h\^  którn  jak  wszędzie, 
tak  i  tutaj  jest :  cóż  za  dziw,  że  nim  l.ę  myśl  bożą  podejmę,  przera- 
żony, złamany  ogromem  dopuszczeń  bożych,  wołam  tu  do  was, 
najmilsi  :  «  Słowa  moje  pełne  są  boleści,  łwwiem  strzały  pańskie 
«  we  mnie  są,  których  gniew  wypił  ducha  mego.  Cóż  tK)wiem  za 
«  moc  we  mnie  żebym  wytrwał?  Ani  moc  kamienna  moc  moja,  ani 
«  ciało  moje  miedziane !  » 

I  nie  ma  w  tem  grzechu  dla  mnie.  Kojenie  boleści,  jest  t)oleści 
podział.  Zresztą,  na  toż  Bóg  boleść  zsyła,  byśmy  ją  naprzód  poczuli 
a  dopiero  poczuwszy  do  Boga  odnieśH.  Hołd  największy,  oflara  naj 
większa,  jaką  człowiek  z  tej  ziemi  Bogu  oddać  może,  to  hołd  i  ofiara 
t)oleści.  Cóż  bowiem  .z  doli  naszćj  dajemy  Bogu,  kiedy  Opatrzność 
boża  doczesnem  szczęściem  nas  darzy,  kiedy  życie  wśród  wesela 
pociech  upływa  ?  —  tylko  podziękę,  tylko  wdzięczną  radość  serca 
Ofiara  poddania  się  Bogu,  dopiero  wtenczas  się  zaczyna,  gdy  Bóg 
cierpieniem  nas  nawiedzi.  Kogo  więc  krzyże  Boże  ucisną :  to  nie  uci- 
sną,  to  go  poświęcą;  to  wybrany  boży,  wybrany  na  hołd,  na  uwiel- 
bienie boże.  —  Przyjmować  więc  cierpienia  bezmyślnie,  grzechem, 
nierozumem  jest;   przyjmować  w  odrętwieniu   ducha,   słabością, 
marnowaniem  zawołania  bożego  jest.  Dlatego,  ja  muszę,  ja  czuję, 
że  powinienem  z  tęgo  morza  cierpienia,  co  dzisiejszą  żałol)ę  oblewa, 
całą  gorycz  i  boleść  wynieść  i  do  serca  przyjąć  —  dlatego  wołałem 
i  wołam  :  «  Słowa  moje  pełne  są  boleści ,  strzały  pańskie  we  mnie 


Digitized  by 


Google 


330 


DODATKI. 


«  są,  których  gniew  wypił  ducha  mego!  »  Ja  muszq,  ja  czuję,  że 
powinienem  z  tym  całym  ogromem  l)oleści  stanąć  przed  Bogiem,  i  za 
was  których  Bóg  dotknął,  i  od  was,  i  z  wami  razem,  tę  boleść  przed 
Bogiem  położyć.  Niech  ją  Pan  przyjmie  jako  ofiarą,  jako  hołd  pod- 
daństwa naszego,  niech  nas  owionie  łaska  Jego,  niech  wzmocni  Jego 
wsparcie,  byśmy  po  pod  boleścią  naszą  poczuli ,  co  usta  nasze  zmu- 
szone wyjąkać  :  Ojcze,  badż  wola  Twoja ! 

A  teraz,  najmilsi!  w  poddaniu  się  woli  bożej,  w  tych  świętych 
słowach  naszój  świętój  modlitwy,  wziąwszy  ducha  i  siły,  wpatrzmy 
się  wszyscy,  a  bliżój,  w  żałobę  dzisiejszą.  To  dwie  żałoby  :  na 
jednój,  krwią  zapisane  leży  słowo:  Zasiuga;  na  drugiej,  usypane 
kwieciem  leży  słowo  :  Niewinność.  O  pierwszśj  mówić  wam  bądę. 
Boże!  sił  mi  dodaj. 

Komu  z  was  najmilsi,  znajomy  żywot  zgasłego  pomiędzy  nami 
wygnańca,  który  jakby  w  nagrodę  przywiązania  do  rodzinnój  ziemi, 
po  długich  leciech  oderwania  od  niój,  ręką  bożą  odprowadzony  na 
powrót,  tu  swoje  ktości  położył :  ten  wie  ile  tam  było  wysofciśj  za- 
cności, ile  poświęcenia  się  bez  granic,  ile  ofiar,  cierpienia,  na  ile 
naszój  wdzięczności  zasłużył  męczennik  miłości  swej  dla  nas.  Na 
małe  dusze  nasze,  za  wielkie  to  jest  słowo  :  poświecenie  się  bez 
granic!  —  Cnoty  wygnańca,  szczegóły  żywota  tego  człowieka  ofiary, 
jak  droga  tajemnica,  jak  świętość  którój  dotknąć  nie  wolno,  zostaną 
wiadome  wszystko  widzącemu  Bogu  i  niewielu  ludziom  wtajemni- 
czonym w  te  cienie  i  skrytości,  któremi  wielkie  prześladowanie 
obwieszcza  wielkie  zasługi.  —  My  to  tylko  powiemy,  że  kiedy  trzeba 
było  krwi  i  życia,  on  krew  swoją  i  życie  dawał  za  nas,  a  zato,  kiedy 
z  nas  każdy  hodował  się,  wzrastał  albo  starzał  na  ojcowych  łanach ; 
kiedy  nas  owiewało  nieustannie  to  słodkie  rodzinnego  powietrza 
tchnienie ;  kiedy  nas  obrzmiewał  ciągle,  nad  wszystko  milszy,  dźwięk 
rodzinnej  mowy ;  kiedyśmy  byli  szczęśliwi  oglądać  codzień  drogie 
oblicze  naszych  rodziców,  spółbraci  :  on,  tęsknąc  do  tego  całą  du- 
szĄ,  żył  w  dalekióm  oddaleniu,  w  głodzie  i  w  pragnieniu  wieści  od 
drogich ,  od  swoich.  —  I  kiedy  zaparciem  się  prawdy  mógł  się 
okupić  tęsknocie,  cierpieniom ;  on  prawdę  bożą  uczcił  w  sobie  i 
cierpiał  jako  wyznawca  swój  wiary.  Cierpienie  wypiękniło  go. 
Chrystus  z  całą  pełnością  błogosławieństw  położył  się  na  duszę  jego. 
Wykształcone  pod  łaską  bożą  umysł  i  serce,  wyróżniały  go  od 
wielu,  od  nas  wszystkich.  On  pomiędzy  nami  był  to  jako  dąb  wie- 


Digitized  by 


Google 


DODATKI.  331 

kowy  nad  krzewiną,  nad  chróściem.  On  się  łączył,  on  bratał,  on 
żył  z  imionami  naszych  olbrzymów  duchowych,  bo  duch  jego  spro- 
stał, dorównywał  im.  Zawsze  dzielny  na  duchu,  choć  nieszczę- 
ściem złamany,  schorzały,  do  ostatka  duchem  był  młodszym  od 
wielu,  choć  młodszych  latami.  A  przj^óm  szczera  skromność  była 
cnotą  jego.  —  Byi  to  siuga  hoży,  wybrany  hoży,  nad  nim  byi  duch 
boży  (Jeremiasz).  Była  to  chluba  nasza,  duchowa  znakomitość  na- 
sza, naszćj  ziemi,  naszego  ludu  wj^brany,  ukochany  syn  I 

I  kiedy  po  długićj  tułaczce,  za  zmiłowaniem  bożćm  do  swoich 
powrócił,  to  wrócił  jakby  na  skonanie  tylko,  jakby  na  to,  aby  w  bło- 
gosławieństwie swych  zasług,  prochy  swoje  przyłożyć  do  ludu 
swego.  Tak  Jakób  patryarcha  umiera,  a  ostatnie  jego  słowo :  Ja  sie 
przyiaczam  do  ludu  mego,  pogrzebcież  mię  z  ojcy  mojemi. 
A  Pismo  święte  dodaje  :  /  Jakób  um^ari,  i  przyiożon  jest  do  ludu 
swego. 

Najmilsi !  tak,  on  jest  przyłożeń  do  nas,  do  ludu  swego.  On 
łączy  nas,  on  nas  wiąże  i  godzi  z  przeszłością,  z  ojcy  naszymi. 
On  przyłożeń,  by  nasze  uwielbienie,  i  wdzięczność  i  miłość,  które 
się  budzą  z  poznania  jego  zasług,  cierpień,  ofiar,  podniosły  nas  ku 
niemu.  Bracia  najmilsi!  Ta  chwila  żałoby  naszój,  to  jakby  ostatnie 
jeszcze  drgnienie  zgasłego  żywota ,  niech  będzie  ch^^ilą  wiekuistego 
związku  pomiędzy  duchem  co  od  nas  ulała  i  duszą  naszą  co  żyje 
wiecznie  w  łonie  nas  wszystkich,  w  łonie  ludu  naszego.  Niech 
się  ten  duch  przeleje,  zatrzyma  i  zjednoczy  z  nami!...  tak  sprawdzą 
się  te  słowa  patryarsze,  a  w  nich  święte  pragnienia  zmarłego :  Ja 
się  przyiaczam  do  ludu  mego,  pogrzebcież  mię  z  ojcy  mojśmi, 
i  sprawdzą  się  słowa  boże :  On  um^ri  i  przyiożon  jest  do  ludu 
swego. 

Dziwne,  niepojęte  są  sprawy  boże! !  Czemuż  z  tą  uroczystą  wy- 
gnańca żałobą  łączy  się  żałoba  tak  rzewna  po  dzieweczce  niewin- 
nej?... Czy  to  Bóg  zerwany  śliczny  kwiatek  chciał  rzucić  przy  mo- 
gile męża?  Czy  duchowi  wygnańca  chciał  dać  towarzysza?  Czy 
chciał  dzisiejszćj  żałobie,  na  którćj  leży  ciężka,  krwawa  i  łzawa, 
potem  oblana  i  trudem  skuta  zasługa,  chciał  przypiąć  anielskie  ni.e- 
winności  skrzydła?  Dość,  że  jest  dziwna,  tajemnicza,  uroczysta  i 
święta  ta  żałoba  nasza.  Bóg  ją  nam  dał  niezbadany  w  wyrokach, 
w  sądach  niepojęty...  Tu  mąż  boży  woła  na  nas  o  ducha  bożego, 
że  zmarniał  w  rękach  naszych ;  o  ducha  miłości ,  ofiary,  że  wygasł 


Digitized  by 


Google 


332  DODATKI. 

pomiądzy  nami ,  a  na  jego  miejscu  wyrósł  u  nas  i  rozbujał  duch 
samolubstwa ,  ciemnoty,  i  zabił  w  nas  poznanie  i  pożądanie  wszy- 
stkiego co  wyższe,  co  piękne  —  i  ta  dziewczynka-aniołek  odlata  od 
nas,  może  dla  tego  by  się  nieskazić  zarazą  naszą. 

Pochylmy  czoło  przed  tą  dwoistą,  tajemniczą,  uroczystą  żałobą 
naszą.  Niechaj  zbawienna  zaduma  nad  sobą  samćmi,  smutna  i  tęskna, 
gorzka  i  bolesna,  będzie  żałobnym  od  nas  wieńcem,  którym  opaszmy 
dwie  świeże  mogiły  :  a  kiedy  Kościół  nas  wzywa  do  wspólnój  ża- 
łobnój  modlitwy,  wypełnijmy  wiernych  powinność.  Modląc  się  o 
ducha  bożego  nad  nami ,  módlmy  się  za  dusze  umarłych;  pokój  im 
wieczny!  — Amen. 


Digitized  by 


Google 


SPIS    PRZEDMIOTÓW. 


ŻYWOT    ADOLFA    JANUSZKIEWICZA. 

Str. 

I.  Od  urodzenia  się  do  wyjścia  na  Sybir  (1803-1832)..  v 

II.  Pobyt  w  Tobolsku  (1832-1833). xx 

III.  —     w  Iszymie  (1833-1841) xxxv 

IV.  —     wOmsku  (1841-1853) cxiii 

V.  —     w  Niżne- Tahilsku  (1 853-1 856) clxxxii 

VI.  Powrót  do  domu  i  śmierć  (1856-1 857) ccxxix 

Kazanie  pogrzebowe 328 

LISTY   ZE    STEPÓW    KIRGIZKIGH. 

Objaśnienie 1 

L  Omsk,  8  maja  1846.  Do  matki 5 

II.  Semipołatyńsk,  1 4  maja.  Do  P...  M.. .  P 7 

III.  Semipołatyńsk,  17  maja.  Do  brata 10 

IV.  Kak,  22  maja.  Do  brata 16 

V.  Kak,  23  maja.  Do  brata 35 

VI.  Ajaguza,  28  maja.  Do  brata 50 

VII.  Ajaguza,  31  maja.  Do  brata 56 

VIII.  Ajaguza,  3  czerwca.  Do  matki 63 

IX.  Ajaguza,  7  czerwca.   Do  P...  C f 65 

X.  Ajaguza,  1 1  czerwca.  Do  M. . .  i  P. . .  w  Tobolsku 75 


Digitized  by 


Google 


334  SPIS    PRZEDMIOTÓW. 

Str. 

XI.  Ajaguza,  M  czerwca.  Do  G...  Z .  77 

XII.  Ajaguza,  42  czerwca.  Do  G...  Z 85 

Wyjttki  z  Dziennika  Podróży.  (43-19  czerwca. ) . .  97 

XIII.  Oj-dżau-tau,  49  czerwca.  Do  matki 445 

Wyjątki  z  Dziennika    Podróży,    (20  czerwca - 

4  lipca.) 447 

XIV.  Z  nad  Sarym-sakty,  4  lipca.  Do  brata 445 

Wyjątki  z  Dziennika  Podróży,  (5  lipca.) 450 

XV.  Z  nad  Kara-su.  Do  matki 452 

Wyjątki  z  Dziennika .  Podróży .  (6  lipca -7  sier- 
pnia. ) 459 

XVI.  Kurnynboj,  7  sierpnia.  Do  brata 209 

Wyjątki  z  Dziennika  Podróży.  (^-\^  %\eT}^i{\dL.),,  242 

XVII.  Ak-basz-tau,  45  sierpnia.  Do  brata 229 

XVIII.  Ak-basz-tau,  45  sierpnia.  Do  G.  Z 232 

Wyjątki  z  Dziennika  Podróży.  (4  6-29  sierpnia.) .  236 

XIX.  Kiczubaj,  29  sierpnia.  Do  Michała***  w  Tobolsku. . . .  284 

Wyjątki  z  Dziennika    Podróży,     (30  sierpnia - 

2  września. ) 283 

XX.  Znad  Tokranu,  2  września.  Do  A.  J ...  292 

Wyjątki  z  Dziennika  Podróży.  (3  września-4  O  paź- 
dziernika 4846.) 295 


PARYŻ.   ~^   DRUKARKIA  J.  CŁATR,   PKZY  DŁICY  ŚWięiBOO  BENEDYKTA,    N'  7. 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


Digitized  by 


Google 


This  book  should  be  returned  to 
the  Library  on  or  bef  ore  the  last  datę 
stamped  below. 

A  fine  is  incurred  by  retaining  it 
beyond  tóe  specifi«d  time. 


Tft 


>n 


iti  :ed  by 


Google