r^r

p^ r* f

1^- ' JK

■.X^.^:^ ^■

1 ,1

y^^ p r ^ ^ ^■

ińil. ^

Piirchased for the

LIBRARY of the

UNIYERSITY OF TORONTO

from the

KATHLEEN MADILL BEQUEST

'

-fe

DZIEJE KRAKOWA

KLEMENS RAKOWSKI

DZIEJE KRAKOWA

(Z 12 PLANAMI I 150 RYCINAMI)

^SiC^i^-t

SPÓŁKA WYDAWNICZA POLSKA W KRAKOWIE

1911

1107792

ODBITO W DRUKARNI „CZASU" W KRAKOWIE ROD ZARZĄDEM A. SWIERZYNSKIEOO

f>^j.V--.-.Si'. .*•<■

Z pośród miast polskich żadne nie ma tal< obszernej litera- tury jak Kraków, mimo to jednak pojedyncze epoki jego dziejów wykazują jeszcze liczne braki w ogłoszonych źródłach i monografiach tak, że skreślenie obrazu jego przeszłości jest możliwe nierównomiernie co do dokładności w poszczególnych epokach, szczególniej co do XVlil wieku. Dzieła Ambrożego Grabowskiego, wydawnictwa Kodeksów dyplomatycznych i Praw i przywilejów Krakowa Franciszka Piekosińskiego, kontynuowane przez prof. Stanisława Krzyżanowskiego, Sprawozdania Komisyi dla badania historyi sztuki Akademii Umiejętności, wydawnictwa Towarzystwa miłośni- ków historyi i zabytków Krakowa stanowią główne źródła, obok tego cały szereg monografij i wydawnictw histo- rycznych — ale publikacye te, bogatsze do średniowiecza, szczu- plejsze do czasów nowszych, dostarczają nierównomiernego ma- teryału co do zbadania pojedynczych epok i potrzebują jeszcze koniecznie conajmniej uzupełnienia ich materyałem archiwalnym XVIII w. Materyał to obejmujący setki tomów, a zbadanie go nawet powierzchowne przechodzi siły jednego człowieka. Z tego powodu praca niniejsza w rzeczach dotyczących XVIII w. nie mogła oprzeć się na tylu źródłach, co w opracowaniu innych wieków. Opierałem się na drukowanych źródłach, starając się o skreślenie przeszłości Krakowa na tyle dokładne, o ile to jest możliwe przy dzisiejszym stanie literatury dotyczącej Krakowa, a w miarę możności starałem się wypełnić braki materyałem rękopiśmiennym krakowskiego archiwum miejskiego aktów da- wnych i archiwum aktów grodzkich i ziemskich w Krakowie.

s^^.-.,.... y

VI

Co do illustracyj względy na koszt wydawnictwa wymagały użycia przedewszysti<iem klisz będących już w posiadaniu wy- dawcy, uzupełniono je jednak w miarę możności. Podzięko- wanie składam Dyrekcyi Muzeum Narodowego, Towarzystwu miłośników historyi i zabytków Krakowa, oraz W. P. Józefowi Muczkowskiemu za pożyczenie kilkunastu klisz. Szczególną uwagę zwróciłem na dawne plany, pomijane dotąd w przewo- dnikach i opisach Krakowa. Ponieważ nie dochowały się plany starsze nad wiek XVII, przeto dawniejszą topografią starałem się oświetlić w drodze rekonstrukcyi, rysując plany na podstawie zachowanych śladów i dokumentów.

Klemens Bąkowski.

Sprostowanie omyłki: Na str. 251. pod ryciną ma być: Portret z grobowca biskupa Trzebickiego.

SPIS RZECZY.

Strona

ROZDZIAŁ I 1-19

Geologiczne położenie ślady dyluwialne alluwium pozo- stałości z epoki przedhistorycznej znalazki z różnych epok prawie- ku — relacye starożytnych o narodach północnych ich drogi przez Słowiańszczyznę relacya podróżnika arabskiego legenda o Kraku i Wandzie nieuzasadniona hipoteza czeskiego początku missye wielkomorawskie wprowadzenie kultury przez duchowieństwo ka- lendarze, zapiski histor)'czne początki kronikarstwa początki bu- downictwa — pierwotny wiejski charakter osady i jej ewolucya po- wstawanie miasta organizowanie osady w gminę.

ROZDZIAŁ 11 ' 20-38

Niski poziom pierwotny zalewy zasypywanie bagien mosz- czenie drwami dróg powstanie ulicy na Zamek Żabikruk zabu- dowanie wyższych miejsc drogi handlowe przechodowe i lokalne plac targowy uregulowanie tychże przy lokacyi 1257 r. ubezpie- czenie miasta obwałowaniem potem murami i wodą rozszerzenie miasta ku południowi Okół kościół św. Andrzeja dostęp na zamek stosunki hydrograficzne: kierunki Wisły, Rudawy, Prądnika i Wilgi stawy i sadzawki.

ROZDZIAŁ 111 39-53

Wyrobienie się własności indywidualnej pierwotna własność panującego uposażenie duchowieństwa wyodrębnienie się majątku kapitulnego podział tegoż na prebendy najdawniejsze dyspozycye ziemią pochodzą od panującego i biskupów obszary prywatne za- ludnienie obszaru biskupiego w Krakowie zmiany własności przez organizacyę miejską (lokacyą) późniejsze dyspozycye panującego grun- tami w obrębie miasta najdawniejszy ślad granic własności w docho- wanych granicach parafialnych - własność gminna dochody gminy z majątku, przedsiębiorstw, monopolów, opłat i podatków podatki konsumcyjne, wolnice dzisiejsze dochody.

ROZDZIAŁ IV 54—76

Przywilej lokacyjny z roku 1257 prawo niemieckie ratusz urząd radziecki urząd wójlowsko-tawniczy rajcy i ławnicy urzędnicy i słudzy miejscy czterdziestu mężów pospólstwo arsenał garnizon cechy ustawa o miastach z r. 1791 zmiany organizacyi porozbiorowe wyjęcia z prawa miejskiego przedmie- ścia — Kazimierz i Podgórze Kleparz, Pędzichów, Błonie, Bisku- pie, Krowodrza Garbary, Smoleńsk Wesoła, Lubicz, Strzelnica Czarna wieś, Nowa wieś Grzegórzki, Dąbie obszary dworskie.

VIII

strona

ROZDZIAŁ V 77- 94

Policya bezpieczeństwa: podział miasta, viertelnicy, strażnicy,- areszty, więzienia policya l(omunikacyi: bruki, wywóz śmieci, oświe- tlenie — policya budowlana i ogniowa: okrzyczenie pożaru, strażnik na wieży Maryackiej, przyrządy pożarne, samopomoc policya targowa: miary, wagi, kontrola towaru policya zdrowia: brak czystości ogólny, studnie, wodociąg, kanały łaźnie publiczne i prywatne lekarze i aptekarze tłumienie zarazy policya ubogich: żebractwo, wój- towie ubóstwa jałmużny szpitale studenci żebrzący Arcy- bractwo miłosierdzia Towarzystwo dobroczynności.

ROZDZIAŁ VI 95-112

Tworzenie się stanu miejskiego napływ Niemców do Kra- kowa z powodu lokacyi 1257 r. odrębność ich początkowe as- piracye polityczne zgniecione wraz z buntem Alberta współżycie z polską ludnością i wpływ polonizacyjny tegoż niemieckość miesz- czan do XVI w. - wybitni mieszczanie tej epoki wprowadzenie języka polskiego do kościoła P. Maryi, do sądów ławniczych na- pływ Włochów od XVI w. - wybitni mieszczanie tej nacyi - arty- ści — Szkoci nowy napływ Niemców po r. 1796 polonizacya powstawanie i utrwalanie nazwisk mieszczańskich stanowisko pra- wne ludności miejskiej obywatelstwo i pospólstwo papierowe szlachectwo mieszczan udział w sejmach i sejmikach liczba ludności.

ROZDZIAŁ VII 113-130

Pierwotny handel lokalny pośrednictwo w handlu zewnętrz- nym — prawo składu handel transitowy towary wschodnie i południowe handel bydła i zboża Kongregacya kupiecka Hanza powolne pogorszenie od XVII w. czynności bankierskie znaczenie pieniądza w dawnych czasach widerkaufy, spółki, pro- centa — przekazy, pocztowe przesyłki, weksle handel żydowski dawne cła cenniki towarów rzemiosła i cechy - niechęć szla- chty do handlu i przemysłu reformy XVIII w. pierwsze fabryki zmiany po rozbiorze Polski powszechna ustawa przemysłowa.

ROZDZIAŁ VIII 131-155

Szkoły parafialne kościelny początek przedmiot nauki szkoła P. Maryi wykształcenie szkolne mieszczan - szkoły śre- dnie — szkoły Nowodworskie i jezuickie opis klas szkół Nowo- dworskich — założenie wszechnicy przez Kazimierza Wielkiego odnowienie jej przez Jagiełłę scholastyka humanizm epoka rozkwitu zastój reforma Kołłątaja i późniejsze biblioteka Jagiellońska - drukarnie - pierwszy dziennik polski powstaje w Kra- kowie — rozwój dziennikarstwa krakowskiego początki przedsta- wień teatralnych wędrowne kompanie aktorskie stały teatr od r. 1786 w Spiskim pałacu przy placu Szczepańskim przy ulicy Św. Jana - nowy teatr muzyka katedralna muzykanci w XV i XVI w. - kapele Jagiellonów muzykanci cechowi wyrób in- strumentów — bursa muzyczna towarzystwa muzyczne opera i koncerty.

ROZDZIAŁ IX 156-179

Domy średniowieczne, warowność powstawanie ulic i prze- cznic — zbytek miejsca i materyału godła, nazwy domów zmiany w epoce odrodzenia barok, portale, kołatki, kraty architektoni- czna całość zabudowania miasta dziedzińce pałace, kolumna-

IX

Strona

dy ich zabudowanie wewnętrzny podział domów schody sklepienia, pułapy, sztukaterye - podłogi, kominy, piece, szpalery, kołtryny nazwy pokoi - okna, drzwi, opał almarye, skrzynie, sekretarze obrazy, rynsztunki, mapy pająki, lichtarze, instrumenty muzyczne, książki, klejnoty.

ROZDZIAŁ X 180-210

Widok miasta od zewnątrz drogi, domki, dworki i ogrody przedmiejskie obwarowanie miasta baszty między ulicą Floryań- ską a Mikołajską brama Mikołajska - baszty między Mikołajską a ulicą Sienną brama Nowa baszty między ul. Sienną a arsena- łem — brama Grodzka brama poboczna mury i baszty od Zamku do ulicy Wiślnej brama Wiślna baszty od ul. Wiślnej do ulicy Szewskiej furta Szewska baszty od ul. Szewskiej do Sławkow- skiej - baszta katowska brama Sławkowska baszty następne, arsenał brama Floryańska i barbakan ordynacya zamykania bram stan obwarowań kolo r. 1800 zburzenie ich - obwaro- wanie Kazimierza - żydowskie miasto znaczenie obwarowania w czasach pokoju obraz dawnego życia ulicznego.

ROZDZIAŁ Xl 211-233

Zabytki strojów liturgicznych opisy, obrazy, rzeźby zmien- ność strojów, mody mnogość nazw pierwotna zdobność, zbytek, broń wpływ klimatu na strój ustawy przeciw zbytkom, ich cel strój księży średniowieczne ubiory ubiory uniwersyteckie przywrócenie togi i biretów strój w ostatnich chwilach bytu Rzpltej polskiej kontusz, żupan, pas, buty szabla czapka stroje cudzoziemskie ubiory mieszczan na początku XIX w. czamara ubiory żydowskie.

ROZDZIAŁ'xii 234-259

Surowość pierwotnych obyczajów okazye do zbiorowych ze- brań — chrzciny pielęgnowanie dzieci ubranie i wychowanie opieka rodzicielska - nauka szkolna religijność wychowania i ży- cia — święta, nabożeństwa i procesye gorliwość religijna roz- terki religijne protestantyzm fanatyzm i bójki z innowiercami, zbór ewangelicki zaręczyny, wesela szpilmani, trefnisie, błazny panegiryki weselne pogrzeby, testamenty - trumny, płyty, nagrobki, cmentarze mowy żałobne, żalomsze, stypy udział duchowieństwa w tych zebraniach pożycie cechowe - gospody, wyzwoliny za- bawy cechowe - rozrywki domowe gry i tańce kości, karty, szachy, warcaby tytoń, tabaka, fajki, tabakierki.

ROZDZIAŁ XIII 260-286

Zwyczaje kalendarzowo powtarzane Nowy rok karnawał reduty i bale publiczne - bal królewski 1787 r. bale w Sukienni- cach — tłusty czwartek - babski comber popielec post, wielki tydzień nabożeństwa cmentarne, misterya, ogrojec i Kalwarye Wielkanoc śmigus, Emaus rękawka - majówki Boże Ciało konik zwierzyniecki strzelanie o królestwo bractwo strzeleckie w Krakowie i Kazimierzu Zielone świątki wianki, sobótki uroczystość konstytucyi z r. 1815 - adwent św. Mikołaj Boże Narodzenie szopki jasełka.

ROZDZIAŁ XIV 287- 315

Zabytki budownictwa epoki romańskiej krypta św. Leonarda, kościoły Św. Wojciecha i św. Andrzeja portal na Zwierzyńcu i u Dominikanów budownictwo ceglane kościoły Dominikanów

X

Strona

i Franciszkanów architekci zakonni początki gotyku - kościoły gotyckie XIV wieku, P. Maryi, Św. Trójcy, Katedra cechy chara- kterystyczne — rozszerzenie się budownictwa na cele świeckie sala domu hetmańskiego zabytki gotyckie XV wieku kruchta kościoła Św. Katarzyny, kościóf św. Krzyża - kaplice kollegium Jagiellońskie epoka odrodzenia paląc na Wawelu i kaplica Zygmuntowska kościół Św. Piotra i Pawła barok, sztukator- stwo konserwacya zabytków - budownictwo nowszych czasów.

ROZDZIAŁ XV 316-341

Najstarsze zabytki rzeźby, fragmenty romańskie - sarkofag Wła- dysława Łokietka rzeźby na zwornikach sali hetmańskiej i w ko- ściele Maryackim - portal kościoła Dominikańskiego grobowiec Kazimierza W. rozwój rzeźby w XV wieku ~ sarkofag Jagiełły rozkwit - Wit Stwosz ołtarz Maryacki grobowiec Kazimierza Jagiellończyka Stanisław Stwosz - Tryptyk św. Jana Chrzciciela wczesne pojawienie się renesansu - grobowiec Jana Olbrachta rzeźby kaplicy Zygniuntowskiej nagrobki renesansowe - rzeźby w bronzie płyty nagrobne grobowce Bonerów rzeźby baro- kowe — Baltazar Fontana rzeźby z drzewa upadek próby rzeźbiarskie z początku XIX w. postęp rzeźby w nowszych cza- sach — przemysł artystyczny.

ROZDZIAŁ XVI 342-364

Malarstwo miniaturowe witraże późniejsze miniatury, co- dex picturatus malarze cechowi malowidła ścienne w kościele Św. Krzyża w krużgankach Franciszkańskich polichromia ru- ska — Hans Kulmbach Hans Diirer freski na Wawelu por- trety — Dolabella Zwonowski, Lekszycki, Trzycki, Konicz, Cze- chowicz, Stachowicz szkoła malarska Stattler, Płonczyński, Michałowski, Łuszczkiewicz Matejko i jego wpływ polichromia kościoła Maryackiego - Kossak Muzeum narodowe.

ROZDZIAŁ XVII . . . " 365-395

Odrębność Wawelu pierwotna warownia kasztelania fizyonomia XII w. wzmocnienia fortyfikacyi w XIII w. ślady dawne w podziemiach budowle Łokietka, Kazimierza W. budo- wle Jagiellońskie menażerya obwarowanie XV w. przebudowa renesansowa XVI w. pałac Zygmuntowski roboty Zygmunta III król Jan Ul - klęski wojenne spalenie pałacu w r. 1702 lustra- cya z r. 1711 drobne reparacye ruina zajęcie zamku na cele wojskowe próby restauracyjne za Rzpltej krakowskiej ponowne zajęcie zamku przez wojsko dawny zarząd zamkowy siedziba urzędów ~ Wawel biskupi pałac biskupi - domy kanonicze szkoła katedralna seminaryum własności prywatne nabycie Wawelu przez kraj.

ROZDZIAŁ XVIII 396-467

Pogląd na dzieje Krakowa najdawniejsze wypadki miej- scowe — rozwój od lokacyi z r. 1257 ustalenie się państwa i sto- sunków pokojowych wzrost znaczenia za Kazimierza W. rozwój i zdarzenia za pierwszych Jagiellonów rozkwit XV i XVI wieku wpływ przewagi szlacheckiej najazd arcyks. Maksymiliana za rządów Batorego przeniesienie stolicy do Warszawy najazd szwedzki i siedmiogrodzki powolne chylenie się miasta drugi najazd szwedzki, wojna domowa i zaraza upadek miasta wojny konfederackie powstanie kościuszkowskie okupacya pruska

XI

Strona rozbiór Polski Księstwo VVarszawskie okupacya rosyjska Rzeczpospolita krakowska zamieszki 1846 r. zajęcie przez Austryę rewoliicya 1848 r. pożar 1850 r. rządy absolutne początki ery konstytucyjnej.

ROZDZIAŁ XIX .... ' 468-485

Stan miasta w roku 1866 porównanie budżetów z roku 1866 i 1910 wzrost majątku i długów stosunek gminy do państwa i kraju inwestycye rządowe rozwój kredytu publicznego i pry- watnego — wpływ postępu tecłinicznego na rozwój i zmiany wy- mogi kulturalne stowarzyszenia pierwsze czynności samorzą- dne — kronika ważniejszych zdarzeń przedsiębiorstwa miejskie wzrost ruchu budowlanego podrożenie gruntu wzrost ludno- ści — konieczność rozszerzenia miasta nabycie gruntów poforty- fikacyjnych konieczność rozszerzenia administracyi miejskiej na gminy sąsiednie przyłączenie tychże gmin zadania najbliższej przyszłości zakończenie.

Dodatki 487-491

SPIS PLANÓW I RYCIN.

PLANY:

Strona

Kraków na początku XIII wieku 24

Kraków na końcu XIII wieku 25

Mapa hydrograficzna do XV wieku 35

Mapa hydrograficzna, powiększona część środkowa 37

Plan Krakowa z roku 1702 46

Plan Kazimierza do XV wieku 51

Plan Krakowa i okolicy z XVII wieku 127

Plan Śródmieścia z XVIII wieku 183

Plan Yk^awelu 367

Plan Pałacu na Wawelu 369

Plan Kazimierza z roku 1785 408

Plan Śródmieścia z roku 1785, tablica (na końcu książki).

RYCINY:

strona

Pieczęć z XIV w 17

Nadproże romańskie 19

Krypta św. Leonarda 38

Podziemia Katedry 53

Ratusz dawny krakowski .... 57

Drzwi do wieży ratusza 61

Ratusz dawny Kazimierza .... 65 Widok Krakowa od wschodu z lat

1702-1708 69

Widok Krakowa od południa z roku

1617 73

Kościół Św. Andrzeja 76

Szczyty wieży Maryackiej .... 81

Dawny szpital Św. Ducha .... 91

Kościół WW. Świętych 94

Płyta grobowa Salomona

Portal kaplicy Zygmunta I . . . .

Mieszczanie w XV w

Mieszczanie w XVI w

Mieszczanie, cechy i bractwa XV w.

97 101 105 107 109

Strona

Kościół Św. Wojciecha 112

Sukiennice 115

Rzemieślnicy w XVI w 117

Widok Krakowa z XV w 120

Widok Krakowa z r. 1625 .... 121

Podcienia Sukiennic 123

Sklep w Szarej kamienicy .... 125

Grosz krakowski z XIV w 130

Dziedziniec gimnazyuni Św. Anny . 133

Kollegium Jagiellońskie 135

Dziedziniec tegoż 137

Sala Biblioteki Jagiellońskiej ... 139

Druga sala Biblioteki Jagiellońskiej. 141

Kollegium nowe 143

Teatr nowy 149

Muzykanci w XVII w 151

Kartusz z kościoła św. Piotra. . . 155

Portal z ulicy św. Jana 157

Portal z ulicy Kanoniczej .... 158

Szara kamienica 159

XIV

strona

Attyka z ulicy św. Jana 161

Dziedziniec zaiTil<u na Wawelu w XVI

wieku 165

Dziedziniec domu dziekańskiego. . 167 Klatka schodowa domu przy ulicy

Św. Jana 168

Futap z domu przy Rynku .... 170 Stiuki na sklepieniu w domu przy

ulicy Brackiej 171

Stiuki na sklepieniu w domu przy

ulicy Szczepańskiej 172

Kominek z domu przy Rynku ... 173

Okna z Wawelu 174, 175

Zworniki z sali hetmańskiej:

177, 318, 319, 320, 32f Portal w lapidaryum miejskiem przy

Muzeum Czapskich 179

Mury i baszty miejskie . . . 187, 189

Barbakan floryański 193, 195, 197, 200

Zamek od północy 205

Grobowiec Monteluppich (stroje) . 213

Mieszczanie w XVII w. (J. Matejki) 215

Mieszczanie na procesyi (J. Matejki) 217

Mieszczanie w XVIII w. (J. Matejki) 219

Ubiory krakowskie w XVIII w. . . 223

Żurnal ubiorów polskich z XVIII w. 227 Ubiory polskie z pocza.tku XIX w.

(Konik zwierzyniecki J. Matejki) 233

Kościół Panny Maryi 235

Kościół Św. Krzyża 237

Kościół Bożego Ciała 239

Kościół na Skałce 241

Kościół Św. Anny 255

Płyta Kalimacha w kościele 00. Do- minikanów 245

Płyta kardynała Fryderyka w kate- drze 247

Grobowiec Jagiełły 249

Portret biskupa Trzebickiego z na- grobka 251

Grobowiec Batorego 253

Rynek Kazimierski 259

Wnętrze kościoła Św. Anny . . . 267

Ogrojec Maryacki 269

Bractwo Miłosierdzia (J. Matejki) . 271 Klasztor Norbertanek na Zwierzyńcu 273 Król kurkowy w XVI w. (J. Matejki) 277 Intronizacya króla kurkowego w dzi- siejszych czasach 280

Kopiec Kościuszki 287

Reszty murów romańskich u 00. Do- minikanów 289

Wnętrze kościoła Maryackiego . . 291

Strona

Boczna nawa kościoła Maryackiego 292

Wnętrze kościoła św. Krzyża . . . 293

Kruchta kościoła św. Katarzyny . . 295

Katedra od strony zachodniej . . . 296

Katedra od południa 297

Portal kościoła św. Katarzyny. . . 298

Portal kruchty tegoż kościoła . . . 299 Pomniki Jagiellonów w kaplicy Zy-

gmuntowskiej 302

Kaplica Lipskich w katedrze . . . 303

Kaplica św. Stanisława w katedrze. 305 Ściana południowa kaplicy Zygmun-

towskiej 307

Kaplica Maciejowskich w katedrze . 309

Kościół sw. Piotra 311

Wnętrze kościoła św. Piotra . . . 312

Kaplica św. Jacka 313

Pałac Tow. Sztuk pięknych . . . 314

Kościół Dominikanów 315

Sarkofag Władysława ł.okietka . . 316 Fragment rzeźby na portalu kościoła

Dominikanów 317

Grobowiec Kazimierza W 322

Krucyfiks królowej Jadwigi w kate- drze 323

Iglica z kościoła Maryackiego. . . 324

Postać Jagiełły na sarkofagu . . . 325

Ołtarz Maryacki zamknięty .... 326

Ołtarz Maryacki otwarty 327

Grobowiec króla Kazimierza Ja^i"'-

lończyka . 328

Płyta Piotra Kmity 329

Okno z erkera na Wawelu .... 330 Dekoracya sklepienia w kościele

św. Andrzeja 331

Grobowiec biskupa Sołtyka. . . . 333 Głowice kolumn w Sukiennicach. . 335 Smutek, rzeźba Pleszowskiego w Mu- zeum Narodowem 336

Sarkofag królowej Jadwigi .... 337

Relikwiarz św. Floryana 339

Trumna św. Stai..ojav 341

Freski biskupów krak. w krużgankach

franciszkańskich 343

Obraz symbol. Chrystusa, tłoczącego

winogrona 345

Ukrzyżowanie, fresk w krużgankach

augustyańskich 347

Portret biskupa Tomickiego . . . 349

Portret Władysława IV 351

J. Matejko: Kazanie Skargi w kate- drze na Wawelu 353

J. Matejko: Ślub Kazimierza Jagiell. 355

Stron.1

J. Matejko: Fragment z Grunwaldu . 357

A Grottger: Duch z cyklu Lituania 359

J .Watejko: Sobieski pod Wiedniem 360

J. Kossak: Bitwa pod Raszynem. . 363

Portret J. Matejki 364

Zamek od wschodu 371

Zamek od strony Kurzej Stopy . . 373

Izba gotycka na zamku . . . 375, 377

Oddrzwia z Wawelu . 379, 385, 387

XV

Strona

Dziedziniec na Wawelu 381

Gabinet Zygmuta III 383

Sufit w tymże 385

Komin w sypialni królewskiej na Wa- welu 389

Srebrna sala na Wawelu 391

Pieczęć kapituły z XII w 393

Widok zamku od strony Wisły . . 394

Pieczęć kapituły z XIII w 395

ROZDZIAŁ I.

Geologiczne podłoże - ślady dyluwialne nlliiwiuni pozostałości z epoki przed- historycznej — znalazki z różnych epok prawieku relacye starożytnych o narodach północnych ich drogi przez Słowiańszczyznę relacya podróżnika arabskiego legenda o Kraku i Wandzie nieuzasadniona hipoteza czeskiego początku missye wielkoinorawskie wprowadzenie kultury przez duchowieństwo kalendarze, za- piski historyczne początki kronikarstwa - początki budownictwa pierwotny wiejski charakter osady i jej ewolucya -- powstawanie miasta - organizowanie

osady w gminę.

Gospodarka publiczna, obejmująca coraz szersze kręgi, więcej, niż dawniej, w przyszłość patrząca, oparta o większą niż dawniej po- moc społeczną i zasoby, ujmuje Wisłę i jej dopływy w kamienne okowy nadbrzeżne, kieruje stosownie jej bieg, a zyskujący na wartości grunt nad- brzeżny oddany zostaje postępowej kulturze; wszystko to zmienia z gruntu sytuacyę i fizyonomią i jak niedługo znikną romantyczne wyrwy, wikliny i skręty rzeki, tak samo zaginą wiśiiska, moczary, niegdyś trzciną i sito- wiem szumiące, wyniesie się do reszty ptactwo wodne, znikną nadbrzeżne cliaty rybackie i młyny, a z nimi tradycya dawnego brzegu i sposobu ży- cia. Intenzywna dziś praca nad brzegami Wisły i Rudawy sprowadza szybkie zmiany; prowadzono pracę i dawniej, ale tak słabo, że dające się stwier- dzić tysiąclecie istnienia Krakowa nie sprowadziło tyle zmian, ile ostatnich lat kilkanaście, ale w każdym razie zdziałało tyle, że zatarło pierwotne ślady, a archeolog z trudem odszukiwać musi dawną topografią i fizyonomią miasta. Gruzy, odpadki i nasypisko przykryły grubą warstwą miejsce pier- wotnej siedziby podwawelskiej. Gdziekolwiek głębiej się kopie, natrafia się na piaski i napływy alluwialne i żwiry rzeczne, cała równina w okolicy ujścia Rudawy, Prądnika, Dtubni i Wilgi jest płaszczyzną, po której nie- gdyś w rozmaitych skrętach płynęła Wisła, Wilga i Rudawa, omijając tylko niewiele wyższych skalistych punktów, jak Wawel, Skałka i kilka ukrytych dziś pod nasypiskami niskich skał, nanosząc muł, piasek i żwir, które powoli podnosiły tu i owdzie swym napływem poziom nadbrzeżnych moczarów i tworzyły w nich wyższe suchsze miejsca, jak wyspy.

Pod zewnętrzną skorupą Krakowa i przedmieść tkwi skalista pod- stawa, należąca do formacyi wapiennej, Błonie i Podgórze spoczywają na iłach epoki trzeciorzędnej. Z historyi ziemi tego obszaru pozostały dotąd niektóre widoczne oczom geologa świadectwa.

K. Bqkow.^ki. Dzieje Krakowa. '

Wszystkie pokfady Krakowa i najbliższego obszaru osadowemi dziełami olbrzymiego przeciągu czasów, w których morze zalewało te oko- lice i odpływało, pozostawiając osady, wracało znowu kilkakrotnie, a przy- nosiło za każdym razem nowe utwory i nowe zniszczenie. Pomiędzy je- dnym a drugim takim zalewem upływały tysiące lat, w których po wy- schnięciu wody i po osadzeniu się jej zawartości w formie pokładu, wyrastały na powierzchni rośliny i zwierzęta lądowe, a tych ślady znaj- dują się w następnych osadach późniejszego zalewu. Ostatni zalew nastąpił jak się zdaje, w epoce zwanej mioceńskiej; odtąd już pokłady okazują stale lądowy charakter. Bezpośredni ślad działania morza w samym jądrze Krakowa, już po ustaleniu się dzisiejszej powierzchni, odkrył prof. Dr. AIth ') przy badaniu Smoczej Jamy na Wawelu. „Powstanie jaskini Smoczą Jamą zwanej, odnosi się do czasów czysto geologicznych, kiedy cała równina środkowej Europy, a z nią także okolica Krakowa jeszcze były zalane morzem północnem, z którego teraźniejszy Wawel, Krzemionki i inne skały wapienne tej okolicy sterczały jako małe skaliste wyspy, o których strome brzegi łamały się bałwany ówczesnego morza. Wówczas istniała już w miejscu teraźniejszej jaskini szczelina, sięgająca poniżej po- wierzchni morza, tak, że bałwany do tej szczeliny wdzierające się, dla jej właśnie wąskości z tem większą silą uderzały o jej ściany i sklepienia, rozszerzając i sprawiając owe wyraźne wypłukiwania".

Formacye geologiczne okolic Krakowa mają dla niego niezmierne znaczenie, zwłaszcza praktyczne; bliskość łomów wapiennych w Krze- mionkach, porfiru w Miękinie, jedynego obok melafiru koło Tenczynka i Filipowie produktu wulkanicznego, a nie osadowego w okolicy, marmuru w Dębniku, gliny na cegły i dachówki w najbliższem sąsiedztwie, węgla od Tenczynka na zachód, dostarczają miastu niezbędnego materyału do bruków, budowli, opału i przemysłu.

Na szczególniejszą uwagę zasługują ostatnie dwie epoki ukształtowa- nia się powierzchni i życia ludzkiego na niej, to jest epoka zwana allu- wium, której od tysiąców lat przedłużeniem jest teraźniejszość i epoka bezpośrednio przed nią, zwana dilluwium. Im dalej w stecz w przeszłość zapuszcza się badania, tem więcej znajduje się na obszarze Polski wód i miejsc bagnistych. Nauka wykazuje, że było to skutkiem niewyjaśnionych jeszcze, ale niewątpliwie stwierdzonych zmian klimatycznych, które w od- ległych czasach zaszły, a doprowadziły obniżenie ciepłoty do zupełne- go pokrycia lodami i śniegiem całego środka Europy. W miarę podno- szenia się napowrót ciepłoty staczały się lody i lawiny z gór a z niemi głazy górskie w doliny, i stąd spotykamy wśród pól i lasów olbrzy- mie nieraz głazy kamienia, pochodzącego z odległych o setki mil miej-

') Dr. AIth Aloj.: Sprawozdanie z badań w tak zwanej Smoczej Jamie na Wa- welu. (Zbiór wiad. do antrop. I<raj. T. 1. Kraków 1877).

scowości; o powodziach, po stajaniu tej olbrzymiej masy lodów pozostała tradycya u wszystkich prawie narodów w postaci podania o potopie.

Liczne poi\lady żwiru i piasku, starcie młodszych pokładów po- przednich formacyj i obnażenie starszych, wymownymi dowodami pra- cy lodowca i jego wód w okolicach Krakowa. W tej epoce ustaliły się wody płynące. Z epoki tej znaleziono w Krakowie i w najbliższej jego okolicy szczątki wygasłych już gatunków zwierząt, jak: mamuta przy ko- paniu fundamentów pod koszary przy ulicy Długiej, na Zwierzyńcu, Krze- mionkach i w korycie Wisły przy jej pogłębianiu niedźwiedzia jaski- niowego w jaskiniach okolicznych i t. d. a kości dyluwialnego nosorożca zawieszone u wejścia do katedry na Wawelu, musiały być niewątpliwie gdzieś niedaleko znalezione. ')

Z ustąpieniem lodów przybrał klimat charakter mniej więcej dzisiej- szy, zwierzęta dyluwialne częścią wyginęły, jak mamuty i t. p. inne, jak ren, wywędrowały na północ i dotrwarły do dziś w okolicach arktycznych. Siły przyrody działają jednak po dawnemu, woda opadowa i rzeczna osa- dza nowe pokłady żwiru, piasku, gliny, wiatr przenosi rozpylone piaski i pyły ilaste, które tworzą w części pagórkowatą okolicę Krakowa, dobrze wszystkim znane żółte, niewarstwowane pokłady gliny. Pokrywa alluwialna wynosi w Krakowie około 8 do 16 metrów, obok rogatki mogilskiej spo- tykamy pod nią już płytko piaski dyluwialne. Błonie, Podgórze mają również cienką pokrywę dyluwialną, pod którą spoczywają iły epoki trze- ciorzędnej -).

Pagórki około Krakowa bo trudno je nazwać górami nie od- znaczają się ani zbytnią wysokością, ani rozległością, nie mają więc wpły- wu na klimat miejscowy, ani nie posiadają źródeł. Przeważnie wapienne służą za kamieniołomy, lub pokryte ziemią służą rolnictwu. Wysokość tych pagórków wynosi koło 50 do 100 metrów ponad poziom Krakowa (250 do 350 ponad poziom morza).

Topografią rzek i znaczenie dla ludności można skreślić dopiero od epoki historycznej. Co do Wisły i dopływów jej w czasach przedhisto- rycznych, można tylko stwierdzić, że doliny Wisły i Rudawy istniały już za dyluwialnej epoki, że obie rzeki płyną przez zagłębie trzeciorzędne, które sobie tylko tu i ówdzie wyrównały, ale ich nie utworzyły, podobnie Prądnik wyżej od północy i Wilga z drugiego brzegu Wisły wpadająca.

Rzeki były pierwszemi drogami komunikacyjnemi, nad niemi też naj- pierw powstały osady ludzkie. To też brzegi Wisły i jej dopływów świadczą

') Podobnież wisiały kości mamuta dawniej na kościele św. Szczepana w Wie- dniu i na katedrze we Wrocławiu.

■) „Atlas geol Galie. wyd. Akad. Umiej." (zeszyt 3, oprać, przez Dr. S. Za- ręcznego (Kraków 1894);

Wiszniowski Tad. Dr. „Szkic geol Kr. i okolic" (Lwów 1900).

Bibliografię geologiczną Krakowa i okolic po rok 1909 podaje Zygmunt Rożen: Dawne lawy W. Ks. Krakowskiego Kraków 1909.

1*

wykopaliskami, że od prastarych czasów były osadami zasiane, a jedną z nich byl Kraków u zbiegu Wisły i Rudawy. Te rzeki tworzyły komuni- kacyę, dostarczały ryb, dawały silę poruszającą młyny, a choć groźne ich wylewy nieraz zapewne niszczyły całą osadę, dogodność ich bliskości skła- niała do trzymania się obranego miejsca i odbudowania siedzib, zwłaszcza, że sąsiednie wzgórza dawały schronienie przed powodzią i tworzyły pun- kta łatwo obronne przed nieprzyjacielem, z czasem zaś liczniej rozrodzona ludność zaczęła i rzeki ujmować w karby na swój pożytek i bezpieczeń- stwo, bieg jej, pierwej tylko od sił przyrody zależny, zaczął ulegać wpły- wowi tam, wałów i jazów.

Najdawniejszy ślad istnienia człowieka spotyka się w epoce dyluwial- nej, zwanej epoką kamienia krzesanego, łupanego, starokamienną (paleolityczną), bo w niej obywał się człowiek kawałkiem krzemienia, jako bronią i narzędziem, kością, rogiem, i nie znał zupełnie kruszców. Epoka ta pozostawiła ślady i na ziemiach słowiańskich w Czechach, Mo- rawii i Polsce od źródeł Wisły ku górom ojcowskim.

Z późniejszych czasów spotykamy znalazki dowodzące, że człowiek umiejętnie obrabiał i wiercił kamienie, aby stworzyć sobie z nich wygo- dniejsze narzędzie, jak: ostrze dzidy lub noża, młot, siekierę, urabiał z gli- ny naczynia ręcznie i wypalał je na swój użytek, epokę nazywają epoką kamienia gładzonego, nowokamienną, (neolityczną) pod ko- niec której nauczył się człowiek dobywać miedź i mieszając z cyną two- rzyć bronz na narzędzia, a w ten sposób przechodzimy w nowszą epokę kruszcową, którą dzielimy dalej w miarę pojawienia się nowego kruszcu w powszechniejszem użyciu człowieka, na epoki: bronz u i żelaza.

Na podstawie różnych danych wstawiają uczeni epokę neolityczną dla ziem słowiańskich w lata 5000 do 2000 lat przed Chr. poczem użycie bronzu wchodzi coraz więcej w użycie, a następnie żelazo.

Głównemi składnicami resztek dzieł ręki ludzkiej, dających pewne wyjaśnienie o owych czasach, jaskinie i groby. Pierwsze były naj- dawniejszemi mieszkaniami i w nich pozostały resztki kości zwierząt spo- żytych, narzędzi i naczyń, drugie, obok składanych w grobie ozdób, bro- ni, narzędzi, przynoszą wyjaśnienie co do stanu duchowego owych ludzi, mianowicie dowód wiary w życie zagrobowe podobne do doczesnego, skoro nieboszczykowi dawano broń lub narzędzia. Groby podają także ślady zmiany ras ludzkich, lub ich obyczajów na pewnych miejscach, bo widzimy, że po najdawniejszej epoce, w której nieboszczyka składano w gro- bie, spotykamy następnie już od końca neolitycznej epoki na ziemiach słowiańskich wogóle, a polskich w szczególe, obyczaj ciałopalenia i składania popiołów w urnach i grobach, obok narzędzi i ozdób, trwa- jący aż do zaprowadzenia chrześcijaństwa ').

') Rozrzucone po rozmaitych monografiach szczegóły prehistoryi Polski zebrał pierwszy w ogólny obraz Dr. Czermak w 1 T. „llliistr historyi Polskiej" (Wiedeń 1906).

Istnieją dowodne ślady, że Kraków i najbliższa okolica od najda- wniejszych czasów były siedzibą dość licznej ludności w prawieku.

Okoliczne wzgórza Krzemionek, Mnikowa, Czerny, a zwłaszcza Oj- cowa '), posiadają kilkadziesiąt jaskiń, które były najdawniejszem mieszka- niem tubylców i zachowały świadectwa ich pobytu i kultury w resztkach naczyń, narzędzi i broni, znajdywanych przy poszukiwaniach w tych ja- skiniach.

W Smoczej Jamie nie znalazł prof. AIth śladów ani zwierząt, ani człowieka dyluwialnego: „sposób, w jaki znalezione tu kości zwierząt do- mowych pomieszane z czerepami glinianemi i ułamkami naczyń szkla- nych, dowodzi, że dopiero w nowszych czasach człowiek tu zamieszkał i owe kości zwierząt domowych tu składał".

W jaskiniach niedaleko Ojcowa znaleźli J. Zawisza, G. Ossowski i J. S. Czarnowski, w grocie Lisionce pod Czerną, archeolog Oskar Grube i A. Kirkor liczne szczątki zwierząt dyluwialnych. Liczne te wykopaliska znajdują się w Akademii Umiejęt., czaszka jednego z niedźwiedzi jaskinio- wych Ojcowa znajduje się w Muzeum Brytyjskim w Londynie, część w Berlinie i Wrocławiu. Człowiek, jak się zdaje, nie przebywał w t\'ch jaskiniach współcześnie, lecz głównie później, w epoce neolitycznej, kiedy już ludność umiała kamienie gładzić i nadawać im rozliczne formy do użytku praktycznego.

W jaskiniach okolic Krakowa można się spodziewać jeszcze wielu odkryć, gdyż wiele jeszcze jaskiń nie było dotąd badanych. W Węgrzcach, Krzesławicach i Grębałowie znaleziono groby szkieletów siedzących -), w Kwaczale grób nieciałopalny '), dalej liczne cmentarzyska z późniejszej epoki ciałopalnej w Babicach, Kwaczale, Modlnicy, Brzezin, Popówce, Zielonkach.

Co do pierwotnych mieszkań, to obok jaskiń, osiadali pierwotni mieszkańcy najchętniej nad wodami, dającemi łatwość komunikacyi, ko- rzyść rybołóstwa, obronę, o ile mieszkanie dało się wodą otoczyć. Stąd pochodzą znajdywane resztki i ślady tak zwanych mieszkań nawodnych, czyli palowych, wznoszonych wśród rzek, jezior, trzęsawisk na palach, dostępne z brzegu po mostku. Ślady takich mieszkań nawodnych na ziemiach polskich znaleziono w kilku miejscach, a najbliżej Krakowa pod Kwaczałą w Chrzanowskiem. Być może, że były one i w Krakowie, gdyż zbieg Wisły i Rudawy oraz liczne ich ramiona boczne i trzęsawiska na-

') G. Ossowskiego sprawozdania tycli badań w Zbiorze wiadomości do antro- pologii Al<ad. Umiej. Krak i w Pamiętniku Akad. Um. wydz. matem. Xi o jaskiniach Mnikowskich w Sprawozdaniach komisyi fizyogr. T. XVII.

■) W. Demetrykiewicz: „Neolityczne groby szkieletów t. zw. siedzących w Prze- myskiem i Krakowskiem" (Materyaty antrop. archeol. T. III. Kraków 1898).

') I. Kopernicki: O grobie nieciałopalnym na cmentarzysku w Kwaczale (Zbiór wiad. do antrop. T. I. Kraków 1877.

A. H. Kirkor: Badania archeol. w okolicach Babic i Kwaczały. (Rozpr. Wydz. Fil. T. 1.).

dawały się do budowy takiej nie znaleziono jednak żadnychi na to do- wodów.

Mieszkania nadziemne robiono w jamach krytych lub w niskich, na pół w ziemi utopionych chatach z chrustu wykładanego gliną, a krytych słomą, wikliną, albo podobnym materyałem, z których w Krakowie oczy- wiście ślad zostać nie mógł.

Były to mieszkania rodzin. Ale dochowały się ślady większych kon- strukcyi kamienno-ziemnych, rodzajów warowni, zwanych w nauce i przez lud tradycyjnie grodziskami, które były dziełem pracy zbiorowej i służyły celom zbiorowym, jako miejsce obrony wspólnej, a może sądów i nabo- żeństwa. Znaleziono ich ślady w Chrzanowskiem pod Płaza, Libiążem i na górze Bukowicy najbliższe Krakowa mieści się na wzgórzu za kla- sztorem Tynieckim zarosłe lasem, niestety dotąd nie zbadane przez niko- go, — podobnie jak dotąd nie zbadano prastarych kopców Krakusa i Wandy '), o których nie możemy nawet w przybliżeniu podać, czy stoją od tysiąca czy paru tysięcy lat, czy grobowcem, czy pomnikiem, czy górą ofiarną lub strażnicą.

Groby najbogatszem źródłem znalazków. Z nich wykopano w oko- licy Krakowa sporo bronzowych wyrobów, szpil, fibul, naramienników itp. wyrobów żelaznych i zabytków ceramiki, urn, dzbanów i mis; wiadomości o nich rozrzucone po różnych monografiach nie zostały w całość zebrane. Wtłaczanie dziejów Krakowa w zachodni system epok bronzu, żelaza, hal- sztadzkiej, lateńskiej i wędrówek ludów, na podstawie sporadycznych wy- kopalisk, nie da się uzasadnić dotychczasowymi znalazkami, zwłaszcza, że poczyniono je przeważnie dawniej, w mniej krytyczny sposób. Co do same- go Krakowa to w muzeum XX. Czartoryskich znajduje się młot kamienny wykopany przy braniu fundamentu pod filar zgorzalego w r. 1850 kościo- ła Dominikanów, w zbiorach Akademii Umiej, kilof kamienny ze Zwie- rzyńca i młotek kamienny z Krzemionek.

W r. 1908 przy wojskowych robotach ziemnych na górze św. Broni- sławy znaleziono pozostałości po siedzibie przedhistorycznego człowieka, którego narzędzia krzemienne leżały pomieszane z ułamkami częścią zwę- glałych kości różnych zwierząt i zębów, głównie mamuta. Punkt, gdzie znaleziono kości i krzemienne narzędzia, nie był główną siedzibą przedhi- storycznego człowieka; znajdowała się ona prawdopodobnie znacznie wy- żej, a woda spływająca z góry znosiła spotkane resztki, które stopniowo pokrywała później młodsza dyluwialna glina. Kości i krzemienne narzędzia znaleziono na wysokości około 290 m. nad poziom morza na przestrzeni około kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Do gabinetu geologicznego zebrano resztki przynajmiej 4 indywiduów mamuta, między niemi ząb bar-

') Kopiec Wandy przekopał kolo r. 1890 naczelnik ekononiatu miejskiego w Kra- kowie T. Kułakowski lecz nic nie znalazł nic dziwnego, gdyż takie kopanie musi być ostrożnie robione z troskliwemi poszukiwaniami najdrobn ejszych okruszyn.

dzo młodego mamuta i kości innych zwierząt. Narzędzi krzemiennych znaleziono ogromną ilość, jak groty, skrobacze, bardzo ostre noże, inne już stępione. Znaleziono dużo wiórów i okrzesków kamiennych, które powstały przy fabrykacyi narzędzi, widocznie na miejscu prowadzonej. Narzędzia przechowały się przeważnie bardzo dobrze. W warstwie zawie- rającej te resztki odkryto dalej mnóstwo drobnych ułomków zwęglonego drzewa, jednakże nie natrafiono dotąd na same ogniska; nie natrafiono też na żadne ślady keramiki, ani na wyroby, któreby świadczyły o wyższym stopniu kultury, tak, że cały ten znalazek odnieść należy do górnego pa- leolitu, to jest do czasów, kiedy u nas żyły jeszcze liczne mamuty, noso- rożce i ich towarzysze.

Usiłowano wyciągnąć jakieś wiadomości o przodkach naszych z pisa- rzy rzymskich, greckich i bizantyjskich, piszących tu i owdzie o narodach północnych, ale z tych wiadomości nic konkretnego wydobyć nie można, bo narody słowiańskie znane pod nazwą dopiero od Vi wieku, a ję- zyk ich uznany za należny do rodziny europejsko aryjskiej świadczy o ich prastarości w Europie trzebaby więc udowodnić ciągłość genealogiczną, czyli tożsamość etnograficzną Słowian z owymi różnie nazywanymi naro- dami, wymienianymi przez starożytnych na północy, jak gelony, budiny, neury, gety, i t. d. „a każde z tych imion jest cyfrą niewiadomą, z którą nie wiedzieć co począć" '), tem bardziej, że Grecy dostawali nazwiska lu- dów północy z drugich rąk, zapewne od kupców przekręcone i dalej je przekręcali w piśmie, nie mając odpowiednich znaków na oddanie odrę- bnych brzmień nazwisk obcych.

Niektórzy dawni historycy przypuszczali, że wzmiankowane przez Ptolemeusza miasto Karrodunon było Krakowem, jednakże określenia Pto- lomeusza, nawet po rozmaitych próbach rektyfikacyi położenia geogra- ficznego, podanego przez niego, dadzą się odnieść także do innych miast w znacznej odległości, tak, że w przypuszczeniu tem nie można upatrywać żadnego prawdopodobieństwa. Grecy i Rzymianie odbywali podróże do Bałtyku po bursztyn '-). Wykopaliska ich monet, urn, wyrobów i grobów wskazują, że już od V. wieku przed Chrystusem zapuszczali się nad Bał- tyk, że drogi wiodły ich przez Alpy, Morawy, Szląsk i Wielkopolskę, lub nad Dnieprem, Dniestrem ku północy. Okolice więc w których Kraków położony, leżały poza temi drogami, może i tu jednak kiedy jaki kupiec się zapuścił, bo i w samym Krakowie, w dawnym ogrodzie Krzyżanowskie- go (ul. Kolejowa) znaleziono monetę z czasów Rzpitej rzymskiej z napi- sem : C. Junius C. F. Roma, oraz w okolicy znajdywano monety rzymskie z czasów imperatorów. Po zdobyciu Tracyi przez Trajana podróżowali Rzymianie drogą nad Dniestrem i Sanem ku porzeczu Wisły, oraz jak się zdaje przez Stary Sącz, które to drogi wskazują sporadyczne znalazki.

') Tadeusz Wojciechowski: Chrobacya Kraków 1873. ') I N. Sadowski: Drogi handlowe greckie i rzymskie.

8

W muzeum Narodowem znajduje się piękny miecz brązowy najprawdopo- dobniej rzymsi<i, wyi\opany niedawno w Wyciążach.

To jednak na pewno można twierdzić, że przynajmniej w ostatniej epoce prawieku, po epoce t. zw. wędrówki ludów, Kraków istniał jako stacya handlowa już pod nazwą, skoro znal go geograf arabski kolo roku 960 po Chrystusie.

Ta protohistoryczna osada podwawelska mogła być tylko rolniczą i co najwyżej pośredniczką w handlu : soli wielickiej, ryb, futer, stacyą dla wymiany tychże i może jeszcze kruszców na najniezbędniejsze narzę- dzia, może czasem partyi bursztynu, sprowadzonego Wisłą z dalekiej pół- nocy i wreszcie niewolników. Handel prymitywny, czyli bezpośrednia wy- miana wzajemna wytworów pracy, istniała i w osadach wyłącznie rolni- czych, n. p. garncarstwem, kowalstwem nie trudnił się każdy, lecz jeden z mieszkańców osady zaopatrywał innych w te wytwory swej pracy, w zamian za inne. Taki wiejski rzemieślnik prowadził rzemiosło ubocznie przy uprawie roli, bo przy niskiej cywilizacyi potrzeby wyrobów były tak małe, że nie mogły stworzyć osad wyłącznie rzemieślniczych i handlują- cych. Każdy kraj jednak w miarę warunków przyrody miał pewne przed- mioty, których nie posiadał kraj inny, co prowadziło do wymiany wza- jemnej, czyli do prymitywnego handlu.

Rzymianie nabywali od Germanów konie, psy gończe, bydło, szynki niedźwiedzie, futra, skóry i niewolników, przynosząc w zamian wyroby metalowe. Podobnym jak Germanie towarem musieli handlować i Słowianie.

Graniczni Germanowie dostawali i podawali towary dalej innym szczepom, a bursztyn nadbałtycki musiał przechodzić z rąk słowiańskich do germańskich, nim się dostał do kupca rzymskiego.

Okres wędrówek ludów, jako okres wojen, wstrzymał rozwój chwi- lowo, lecz nie zniszczył zupełnie handlu, jako konieczności zaspokojenia potrzeb.

Koło r. 960, jak wyżej przytoczyliśmy z ibrahima, „do grodu Pragi przychodzą z grodu Krakowa I^usy i Słowianie z towarami", widocznie więc i zewnętrzny handel spotężniał, jeżeli kupcy puszczali się w tak da- leką podróż z Rusi. Handel Krakowa z Rusią utrzymywał się długo, bo jeszcze za Krzywoustego wspomina Gallus, że Polska jest oddalona od dróg obcych i znaną jest tylko kupcom dążącym do Rusi.

Wszystkie narody i stare miasta nie znając swych właściwych począt- ków wywodzą je z legend. Tak samo i co do Krakowa przytaczają średnio- wieczni kronikarze podanie, że waleczny Krak miał zabić smoka gnieżdżą- cego się w jaskini Wawelu i trapiącego ludność okoliczną, zapanować nad okolicą i założyć miasto od jego imienia przezwane. Ogromna mo- giła na Krzemionkach, dotąd nie zbadana we wnętrzu, ma być jego pomni- kiem grobowym. Od wieków średnich nazywano zwykle „Rękawka", a nazwę znowu tłumaczono legendą o wdzięcznym ludzie, który nawet w rękawach nosił ziemię na mogiłę bohatera. Opowiada dalej legenda.

że młodszy syn Kraka, zwanego z łacińska Krakusem, Lech, chcąc tron osiągnąć, zabił starszego brata Kraka, a gdy po latach zbrodnia się wy- dała, został wygnany a panowanie objęła siostra, Wanda. O tej bałamutnie opowiadają raz, że nie chcąc wyjść za księcia niemieckiego, rzuciła się do Wisły, a więc uniknęła przemocy, drugi raz, że wojsko owego księcia na widok jej nie chciało walczyć; wtedy książę (Rytygier) rzucił się na miecz, Wanda zwyciężyła, a na podziękowanie bogom zrobiła, pogańskim zwy- czajem, ofiarę ze swego życia, topiąc się w Wiśle, lud zaś usypał jej po- dobną jak ojcu mogiłę w miejscu znalezienia jej ciała. Stojące dotąd mo- giły Kraka i Wandy (druga z nich już w XIII w. zwana Clara tumba, „sławna mogiła", pod wsią .\'\ogiłą) zdaje się jakby naprowadzały na jakiś wątek historyczny, na osoby rzeczywiste, choćby nie w rolach opisywa- nych przez legendy. W każdym razie w zaraniu naszych dziejów siedziało tu plemię Wiślan, którego panującym mógł być Krak. Podania wyżej wspomniane w upiększonych przeróbkach późniejszych kronikarzy nie wcale powiązane: niewyjaśnione bratobójstwo (Kain i Abel, Romulus i Re- mus) nieusprawiedliwione samobójstwo Wandy, zabicie smoka, powtarza- jące się we wszystkich mitologiach, pieśń kronikarza: „Wanda morzu, Wanda niebu, Wanda ziemi króluje", zapewne z ust ludu zaczerpnięta, wszystko to wskazuje, że mamy tu nie historyczne, lecz mitologiczne po- staci, powtarzające się i u innych ludów, zaczerpnięte więc z głębokiej, może niegdyś wspólnej, przeszłości. .A jednak w tych podaniach jest i coś z prawdziwych zdarzeń. Krak nie jest nazwiskiem zmyślonem, lecz uży- wanem także i później. Nazwa Krakowa może więc pochodzić od jakiegoś Kraka, który go założył.

Wiadomość innego kronikarza, że Krak został potem wojewodą, do- wodzi, że był osobistością ważniejszą, że mógł jakiś gród założyć. Poda- nie jest starsze od historycznej osobistości założyciela Krakowa, przycze- piono je do niego, do mogiły, która może być jego grobem, lub pomni- kiem. — Niektórzy upatrują w mogiłach ślad Normannów, którzy rzekami zapuszczali się w głąb Europy, a mogił takich wiele w Skandynawii zo- stawili. — Gdyby szło o przypuszczalną datę założenia Krakowa, to wobec tego, że Słowianie koło VI i VII w. zaczynają występować pod pewnymi już naczelnikami, wobec tego, że Kraków już w X. w. był znanym, nawet Arabom, grodem, a więc od dawna już istnieć musiał należałoby czas założenia Krakowa względnie istnienia Kraka, oznaczyć między V\. a IX. wiekiem po Chr. ').

F. Piekosiński stawia zupełnie inne przypuszczenie co do początków Krakowa'-): jest on zdania, że Wisła płynęła odwiecznie między Wawelem a Skałką i stanowiła granicę między Szląskiem, posiadanym naprzód przez Wielkomorawców, potem przez Czechów, a między Polską Piastowską, że

') K. Potkanski: Kraków przed Piastami. Kraków 1897. ') Stary Kraków. Kraków 1901.

10

Wawel był tylko dziką skałą, a Wielkomorawcy lub Czesi dla zabezpiecze- nia tej granicy wybudowali gród naprzeciw Wawelu na Skałce i dali w ten sposób początek Krakowowi, którego nazwa ma pochodzić od Czecha Kraka, bo według zdania powyższego badacza Polak nazywałby się Kro- kiem nie Krakiem. Argumenty powyższe częścią fałszywe, częścią zu- pełnie dowolne. Żeby koryto Wisły między Skałką a Wawelem było naj- starszem, jest dowolnem przypuszczeniem, skoro najdawniejsza wiadomość pisemna widzi Wisłę w dzisiejszym korycie, które zresztą jest wyrobione naturalnym pędem. Skałka była zbyt małą na jakikolwiek gród, w jakimż celu zakładaliby Czesi gród naprzeciw Wawelu, jeżeli ten miał być dziką skalą, albo dlaczegoby Polacy, widząc gród czeski naprzeciw, zostawili swój brzeg bez ochrony i zamiast łatwego ubezpieczenia Wawelu zosta- wili go jako dziką skalę? Wreszcie argument lingwistyczny jest mylny, bo Krak, znany i w podaniach czeskich, po czesku nazywa się Krokiem wła- śnie, a nie Krakiem !

Od chwili, kiedy zaczynają się pojawiać zapisane daty historyczne dotyczące Krakowa, możemy dopiero mówić o hi story i jego ale od tej chwili przez całe dwa wieki pojawiają się tylko skąpe i oddzielone nieraz długimi latami od siebie daty, lub wiadomości, dla których tylko z mozołem daty odszukać, albo domyślić się można, tak, że ta protohi- storyczna epoka Krakowa potrzebuje dla swego wyjaśnienia wielu analo- gii, dedukcyj, domysłów i porównań z sąsiednimi znanymi stosunkami, aby skreślić przypuszczalny stan i rozwój po czas, kiedy obhtsze za- piski, dokumenty i zabytki pozwalają zapisywać stwierdzone, a nie tylko wydedukowane fakty.

Na początku tej mglistej historyi tonie data największej wagi, data wprowadzenia chrześcijaństwa, któremu zawdzięczamy pismo, budownictwo i całą kulturę. W katalogu biskupów krakowskich zanotowano przed r. 1000 biskupów Prohora i Prokulfa. to imiona prawdopodobnie sło- wiańsko-illyryjskie. Liczne wskazówki przemawiają za tem, że Małopolska otrzymała chrześcijaństwo znacznie wcześniej od Wielkopolski, a to z po- łudnia, od Wielkomorawców. Ci byli nawracani przez Niemców (822 r. chrzest Mojmira I.); w r. 864 rozpoczęli u nich apostolstwo w słowiań- skim języku Św. Cyryl i Metody, po śmierci tegoż (885) następcy jego, Gorazd z uczniami, rozbiegli się, gdy papież potępił mszę słowiańską, a wpływ kościelny zagarnął Niemiec Wiching. Mojmir II. uzyskał wzno- wienie arcybiskupstwa morawskiego i wyświęcenie 3 biskupów. Granice państwa Wielkomorawskiego rozszerzyły się chwilowo na Czechy i niższą Panonię, a prawdopodobnie i na Krakowskie, bo czeski kronikarz pisze, że po śmierci Mojmira II. Węgrzy, Niemcy i Polacy rozszarpali państwo jego. W epoce tej Polacy (907), nad którymi mógł panować który z Pia- stów, poprzedników Mieszka I., nie mogli sięgać za Karpaty, jeżeli więc coś po państwie Wielkomorawskiem odziedziczyli, to chyba Krakowskie. Po klęsce węgierskiej w r. 955. odbili Czesi pod Bolesławem I. Morawy

11

Węgrom i zajęli ziemię krakowską, co dało potem podstawę do roszcze- nia sobie praw biskupich nad Małopolską. Kraków należał więc do na- wróconych już pobratymców przed przyłączeniem go do państwa Chrobre- go, mógł więc mieć biskupów przynajmniej misyjnych przed utworzeniem hierarchii kościelnej polskiej w r. 1000.

Wiele przemawia za tem, że biskupi ci byli słowiańskimi następcami Metodego ') i że obrządek słowiański utrzymał się tu jeszcze później. Jeszcze w księgach liturgicznych XIV. i XV. w. znajdujemy modlitwę do Św. Cyryla i Metodego z wyrażeniami : „Są to wyznawcy bozi, patronowie i apostołowie nasi, przez których do uczestnictwa w wierze chrześcijań- skiej powołani jesteśmy" -), która to modlitwa musiała być wziętą z tra- dycyi lub z ust zwolenników rytuału słowiańskiego. Kościółek św. Salwa- tora na Zwierzyńcu przechowywał u siebie tradycyę, że miał niegdyś krucyfiks przysłany z Morawy pierwszemu polskiemu chrześcijańskiemu książęciu, a tradycyę zapisano w XVII w., kiedy uważano za pewnik wprowadzenie chrześcijaństwa do Małopolski przez Mieszka I., kiedy można było wymyślić Rzym, Pragę, ale nigdy zapomniane wówczas Mo- rawy. Że chrześcijaństwo wcześniej dostało się do Małopolski, tego do- wodzi pośrednio także i to, że reakcya pogańska po śmierci Mieszka 11. zburzyła całą hierarchię kościelną w Wielkopolsce, a nie zdołała jej obalić w Małopolsce; słyszymy nawet o chwilowym arcybiskupstwie Arona (1054) w Krakowie. Dowodzi to, że kościół zapuścił tu był głębsze, bo starsze, korzenie.

Wprowadzenie chrześcijaństwa nie już dawne przypuszczalne chwi- lowe apostolstwo wielko-morawskie ale stała siedziba biskupa i kleru przyniosły stosunki bliższe i częstsze z zagranicą, a tym zawdzięczamy przedewszystkiem pismo i budownictwo.

Obok ksiąg liturgicznych miał Kościół niezbędny dla siebie kalendarz. Ten przywieziono oczywiście z zagranicy. Zapisywanie zdarzeń ważniejszych zawdzięczają średnie wieki wyłącznie duchowieństwu, które notując w ka- lendarzu rocznice śmierci dobroczyńców, za których modlić się należało, wybór biskupów, śmierć ich, mimichodem zaczęło także notować obok krótko i ważniejsze zdarzenia dziejowe. Zwyczaj ten dostał się więc i do nas, a on dał początek rocznikom i kronikom późniejszym.

W ten sposób powstały roczniki Fuldajskie, Korbejskie, Kolońskie i t. d., z których jakiś odpis dostał się do Polski bardzo wcześnie, prawdopo- dobnie równocześnie z chrześcijaństwem, a najstarsze polskie zapiski no-

') Potkański Karol „Kraków przed Piastami" (Kraków 1897); tenże: „Granice biskupstwa krakowskiego" (Rocznik krakowski t. 4);

Abraliam Wiad. „Organizacya kość. w Polsce do 12 w." (Lwów 1890); i „Po- czątek biskupstwa i kapituły katedr, w Krakowie" (Rocznik krakowski t. 4);

Gumplowicz Maks. „Początki biskupstwa Krak." P. h. 1905, V;

Parczewski A. „Prohor i Prokulf." P. h. 1907, IV.

') Małecki Ant. „Kościelne stosunki w pierwotnej Polsce" (Lwów 1876).

12

tują w dalszym ich ciągu najpierw : Dubravca venit ad Mesconem, Mesco dux baptisatur, potem przybywają notatl\i o Św. Wojciechu i inne krajowe, bardzo si\ąpe zresztą '). Jednym z najstarszych rocznil\ów jest l<rakowsl<i. Prowadzono go na Wawelu, bo tu była siedziba kapituły i biskupa (prawdo- podobnie i kancelarya książęca utrzymywała jakiś rocznik, bo gdy papież wysyłał delegata do Polski celem zbadania cudów św. Stanisława dał mu instrukcyą, „aby zbadał książkę kronik do tej sprawy z archiwum księcia polskiego").

Zaginęły niestety częściowo te roczniki, ocalała tylko część zapisek, którym zawdzięczamy możność ustalenia chronologicznego główniejszych dat, gdyż bez nich opisy kronikarzy, jak Galla, Kadłubka, niepodające żadnych dat, wisiały w nieokreślonej przestrzeni lat. Prawdopodobnie i kronika Galla powstała na zamku krakowskim.

Najdawniejsze do niedawna znane daty do historyi Krakowa były: zapisane u czeskiego kronikarza Kosmasa przed rokiem 1000, odebranie Krakowa Czechom przez księcia polskiego i rok 1000, w którym Bolesław Chrobry, organizując kościół polski, ustanowił w Krakowie katedrę bisku- pią, oraz owa stara zapiska krakowska, wymieniająca dwóch biskupów krakowskich przed rokiem 1000. W nowszych czasach przybyła jeszcze jedna dawniejsza data chronologiczna, mianowicie w jednym z Konstanty- nopolitańskich meczetów znalazł uczony Ch. Schefer rękopis „Księgi dróg i krajów" spisany kolo r. 1066 w Kordowie przez arabskiego uczonego AL Bekri, w którym znalazł się dawniejszy opis uczonego żyda hiszpań- skiego Ibrachima Ibn Jakoba podróży do słowiańskich krajów"). Z księgi tej okazało się, że w chwili podróży Ibrachima koło 960. roku „państwo Bolesława czeskiego rozciąga się od Pragi do „Krakwa," „odległego trzy tygodniową podróżą," a wiadomość ta stwierdziła prawdziwość wzmianki Kosmasa, że Polacy Czechom Kraków odebrali, że „do grodu Fragi (Pragi) przychodzą z grodu „Krakwa" Rusy i Słowianie z towarami," że „ziemia „Krakwa" graniczy z Turkami (Węgrami)". To najstarsze pisemne wzmianki o Krakowie.

Drugą zdobyczą, którą pośrednictwu duchowieństwa głównie zawdzię- czamy, jest budownictwo.

Społeczeństwa pierwotne, będące zbiorowiskiem rodzin rozsianych po wielkich przestrzeniach, zaspokajają potrzeby własną pracą. Dom mie- szkalny buduje rodzina, co najwyżej z pomocą sąsiadów. Dopiero gdy potrzeba złączy całą osadę lub kilka osad, czy w celu obrony przed nie- przyjacielem, czy w celu wykonywania pewnego kultu religijnego, mogą zbiorowemi siłami stworzyć warownię, lub świątynię. Budownictwo zaś musi przejść długie czasy prób, doświadczeń, nim ustali się przedewszyst-

') Tadeusz Wojciechowski: O rocznikach polskich, Pam. Ak. Umiej. 1876. ') Wydany w r. 1878 przez Kunika i Rozena w Petersburgu. Fryd Westberg: „ibrachims Ibn lacubs Reiseberichte iiber die Slawenlande aus dem Jahre 965". (Wydanie Akad petersb. 1898).

13

kiem wątek budowy t. j. przyjęcie zasady budowania z drzewa, chrustu, kamienia, a dopiero z ustaleniem się wątku i wyrobieniem pierwszych elementów zdobnictwa, malowania i rzeźby, może zrodzić się architektura.

Ludy południowe pierwsze postąpiły naprzód w budowie, wprowa- dzając do budowy trwały materyal kamienny, z początku głazy trzymające się własnym ciężarem t. zw. mury cyklopie, potem rozwijając coraz bardziej technikę budowlaną, wprowadzając materyał spajający, zaprawę, sklepienia, a wreszcie piękno estetyczne.

Ludy północne używały materyału drzewnego na swe chaty i świą- tynie, będące naprzód zagrodami, ogrodzeniami miejsc świętych, potem przykryte dachem. Materyału trwałego użyto najpierw do budowy grobów, głównie kamieni niespojonych, lecz zestawionych tylko, pojawiają się też i próby sklepienia nad grobami, jednak kamiennych budowli nadziemnych, świątyń czy zamków nie znano na północy pierwej, dopiero wpływy południa w historycznych czasach przyniosły pewne wiadomości budowni- cze i sztukę robienia zaprawy.

Słowianie przedhistoryczni podobnież używali drzewa do budowli, kamieni nie związanych zaprawą tylko gdzieniegdzie na nasypy, czyli mury ogradzające miejsca na warownię przeznaczone, lepili piece i przypiecki z gliny, podkładali kamienie pod ściany zrobione z gałęzi i chrustu, gliną połączonych.

Germanie, po zajęciu przez Rzymian części ich kraju i po zbudowa- niu tam przez Rzymian pierwszych budowli murowanych, przebywali w nich tylko jako najemnicy, jeńcy, handlarze, przechodnie, żołnierze - były to miasta rzymskie, Germanie zaś wiedli żywot jeszcze przeważnie wiejski, ograniczali się do budowy z drzewa, słomy i gliny, oraz nasypów z ziemi i drobniejszych kamieni, bez żadnego sztuczniejszego układu.

Zajęcie terytoryów rzymskich przez posuwające się szczepy germań- skie w epoce t. zw. wędrówek ludów nie zmieniło na razie budownictwa. Miasta uległy rabunkowi i częściowemu nieraz zniszczeniu, zajęte przez najeźdźców straciły jednak charakter miast, bo nie miały odrębnego pra- wa, ani stanu mieszczańskiego, nie stanowiły osobnego terytoryum są- dowego.

W epoce tej kultura klasyczna już upadla w swej ojczyźnie, tradycye sztuk i techniki urywały się, a na skrajnych prowincyach przesiąkała bar- barzyńskiemi pierwiastkami. Epoka wojen nie sprzyjała pracy, szła więc w zapomnienie dawna wprawa.

Budowle murowane wieków średnich, zwane „opus romanum," „morę italico," co wskazuje pochodzenie znajomości budowniczej od Rzy- mian. Długiego czasu trzeba było, nim ludy północne zdobyły sobie technikę budowniczą taką, jaką starożytni posiadali i nim odpowiednio do swych potrzeb rozwinęły. Dlatego do IX w. w całej Europie stawiano kościoły, klasztory, pałace, domy, drogi, mosty i fortyfikacye z drzewa, a ledwo kilka kamiennych zabytków.

14

W drugiej połowie XI w. przy bardziej ustalonych stosunkach za- częła się budzić i rozwijać budownicza przedsiębiorczość, która dała po- czątek średniowiecznej przeważnie religijnej architekturze.

Budownictwo obronne brało znów początek powolny z potrzeby lepszej obrony przed zaczepnymi sąsiadami. Gdzie były wzory rzymskie, jak w Germanii, tam z nich wzór czerpano.

Dopiero znacznie później zaczęto w obrębie murów wznosić i bu- dynki mieszkalne murowane, w wieku XIII miasta były jeszcze przeważnie drewniane, gdzieniegdzie miały mury obronne, lub zamek.

Do Słowiańszczyzny drewnianej mogła więc znajomość murowania dojść z południa, z Rzymu, przez Czechy i Niemcy z Bizancyum przez Ruś ').

W r. 863 książę Rościsław sprowadziwszy z Bizancyum św. Cyryla i Metodego wzniósł podobno murowane kościoły, zapewne kaplice pod kierunkiem apostołów obeznanych ze sztuką budownicza bizantyjską. W IX wieku zaczęli i ochrzczeni książęta czescy wznosić okrągłe, muro- wane kościółki '-), skąd zdaje się forma okrągłych kościółków dostała się do sąsiednich krajów Polski. Na Rusi, bliskiej cywilizacyi bizantyjskiej, już w połowie X w. wybudowano w Kijowie kamienny „terem" (dom ksią- żęcy), w końcu tego wieku Włodzimierz po przyjęciu chrztu sprowadził majstrów z Grecyi do budowy cerkwi, ale budynki te nie stawały siłami mieszkańców, lecz były wynikiem starań książąt, a pracą zagranicznych przedsiębiorców. Greków.

W Polsce oddalonej od Rzymu i Bizancyum wpływy te tylko po- średnio przez Morawią, Czechy i Niemcy oddziaływały, a wczesna (r. 1000) niezawisłość kościoła polskiego od zagranicznych arcybiskupstw nie sprzy- jała też silnemu zagranicznemu wpływowi. Pierwsi chrześcijańscy Piastowie wznieśli prawdopodobnie małe murowane kościółki, pierwsze murowane budynki w Polsce, ale wśród ciągłej walki z zaborczymi Niemcami nie było czasu na murowanie zamków. Grody t. j. miejsca obronne otoczone wa- łem lub wodą, były miejscami, w których gromadził się lud okoliczny, stawiający opór najezdnikom w chwili niebezpieczeństwa, lub zgromadza- jący się na sądy, obrządki religijne, lub inne potrzebą wywołane zebrania. W obrębie wału mieściły się drewniane budynki, zamek właściwy, może świątynia i chaty mieszkalne.

') M. Sokołowski i W. Łuszczkiewicz w książce: „Ruiny na jeziorze Lednicy" podają jako wstęp wyborną historyę początków budownictwa słowiańskiego.

-) W r. 935 Bolesław I czeski grozą zmusił władyków i Lechów do otoczenia murem pierwszego miasta Bolesławia, sposobem rzymskim, „operę romano" tu też w Czecliacli w w. XI i XII pod wpływem przykładu bliskicli Niemiec zaczynają co- raz liczniej wznosić się murowane kościoły, zamki i mury miejskie z wieżami, po- dobnie jak w Niemczech, z początku nietrwałe, n p. w w. Xli obaliły się fortyfikacye Wyszechradu, w XIII część wieży i murów zamku pragskiego rozpadła się skutkiem wichrów i deszczów. Tak w r. 1220 zawaliła się wieża katedry Gnieźnieńskiej przez Bolesława Chrobrego budowanej

15

Po zorganizowaniu się związków państwowych, grody nabrały zna- czenia, jako siedziba panującego, lub jego urzędnika, a z rozwojem eko- nomicznym gromadzić musiafy w sobie wymianę towarów, wyroby rze- mieślnicze, większy napływ ludności, zbliżały się ctiarakterem do „miasta." Przy grodacti był rodzaj przedmieścia obronnego, które przygrodziem, lub przygrodkiem nazywano. Setki miejscowości przy wsiach i miasteczkach w Polsce nosi nazwę „Grodzisko", „Zamczysko", okazując jeszcze gdzie- niegdzie ślady obwałowania.

W wieku XII zaczynają się dopiero liczniejsze budowle kościelne i klasztorne, mnożą się jeszcze bardziej w Xlii w., a po niszczącym na- jeździe tatarskim kolonizacya niemiecka, prowadzona na wielką skalę, zwiększa wpływ zachodu, naprzód w najbliższem sąsiedztwie, na Szląsku, gdzie już w r. 1228 buduje książę Kaźmierz zamek murowany w Opolu, w r. 1260 miasto Wrocław otacza murem, podobnież dzieje się w Wiel- kopolsce.

W starszych budowlach budowniczy niepewny swej sztuki starannie obrabiał granity w kostki i w równe warstwy je układał z nabraniem wprawy używano później mniej starannie dobieranych kamieni, dlatego to późniejsze budowle okazują jakby niedbalszą budowę. Ten rodzaj techniki jest często ważną wskazówką do ocenienia wieku budowli.

Pierwsze próby budownictwa ceglanego na północy pojawiają się w Xii w. w końcu XIII wieku jest już cegła dość powszechnie znaną w Polsce. Natomiast rzadsze i późniejsze były murowane budowle nieko- ścielne, podobnie w Krakowie jak i wszędzie gdzieindziej.

Pierwszą murowaną budowlą w Krakowie była oczywiście katedra. Nie powstała zapewne od razu. Drewniana kaplica spełniała swą misyą, póki pod kierunkiem biskupa nie wzniesiono kościółka z kamienia. Pod kaplicą Wazów ściany dzisiejszej piwnicy stanowią resztki najstarszej bu- dowli katedralnej '), która znikła, gdy w miejsce skromnej budowli pier- wotnej zbudowano później gmach okazalszy, a z tej drugiej już budowli pozostała dobrze dochowana część, z roku około 1050 1086, t. j. krypta Św. Leonarda, mieszcząca groby królów polskich, z gmachu samego, jaki się pierwotnie nad nią wznosił, zostały tylko części murów, ukryte w mu- rach gotyckiej budowy z XIV' wieku. Obok katedry było na Wawelu kilka kościółków, czy kaplic, a z opisu ich możemy wnioskować, że były one budowane w ów pierwotny sposób z kamienia obrabianego, jak krypta Św. Leonarda, należały więc do najstarszych budowli. Takim samym był i okrągły kościółek Św. Michała na Skałce.

W pierwszych wiekach wystąpienia Krakowa na widownię dziejową do początku XIII w. był Kraków osadą o charakterze wiejskim, nie miastem. Składała się ona z rozrzuconych po suchszych t. j. wyższych miej- scach domostw, których mieszkańcy trudnili się głównie rybołóstwem,

') T. Wojciechowski: Kościół katedralny w Krakowie. Kral<ów 1900

16

chowem bydła i rolnictwem, uprawiając obok tego si\romny handel i rze- miosła, spełniając powinności publiczne w obec panującego i biskupa w taki sam sposób, jak reszta mieszkańców wsi okolicznych, a więc mu- sieli pomagać przy naprawie grodu, pełnić stróżę, opłacać rzeźne (narzaz), dostarczać podwód i t. d.

Historyą tej osady jest powolny rozwój w liczbę mieszkańców, do- mostw i w kulturę, którego domyślać się możemy z mnożących się kościo- łów, które dotąd dochowały resztki romańskiego sposobu budowania, jak kościoły Św. Wojciecha, Andrzeja, Jana, Mikołaja.

Samo liczne zaludnienie i zabudowanie pewnej osady nie stanowi jeszcze miasta. Przez miasto rozumie się osadę, w której ludność oddaje się przeważnie handlowi i przemysłowi, zorganizowana jako osobna gmi- na, rządzona prawami uwzględniającemi odrębny charakter potrzeb ludno- ści przemysłowo-handlowej; wreszcie w wiekach średnich należy do po- jęcia miasta także obwarowanie. Przemiana więc powolna Krakowa z osady wiejskiej na miejską obejmuje dzieje powstania praw gminy miejskiej, zabudowania i obwarowania. Była to droga długa ! Ludy germańskie i sło- wiańskie w chwili pojawienia się ich w historyi, prowadzą żywot wiejski, a miasta powstają dopiero znacznie później.

Miasta powstawały dwojaką drogą : albo rozwój potrzeb ekonomi- cznych, żywsza wymiana produktów i wyrobów rękodzieł, targi peryo- dyczne, powoli same z siebie wyodrębniały pewne miejsca i dały początek przemianie istniejących już osad w miasta uznaniem przez panującego tych stosunków.

Część miast powstała więc drogą dziejowej ewolucyi, część drogą nadania t. j. panujący w interesie własnym i ogólnym uznawał pewne osady za miasta, lub nawet na pustem miejscu sprowadzonych kolonistów organizował w miasto, dokumentem (przywilejem) określając swe korzy- ści, prawa, dochody i wzajemne prawa nowego miasta, zwykle na wzór innego już istniejącego. Większa część miast powstała jednak drogą rozwo- ju osady dzięki handlowi w niej się skupiającemu. Chociaż handel sło- wiański nadbałtycki i czarnomorski był starszy i silniejszy jak germański, nie stworzył organizacyi miejskiej, gdyż niepokoje wewnętrzne na Rusi i walki Słowian nadbałtyckich z napierającymi ich Niemcami nie sprzyjały pokojowym dziełom. Owe grody: Kijów, Kraków, Praga, tworząc punkt targowy kupców, sprowadzający ludność na jedno miejsce, były zarodkami miast, musiały wzrastać i doczekać się organizacyi, określenia praw, wzróść w miasta, ale dopiero znacznie później.

W Niemczech zorganizowały się pierwej miasta i posłużyły za wzór słowiańskim.

Ruch zakładania miast szczególnie silnym był w Niemczech w w. Xiii. Przy urządzeniu ich określano obowiązki i prawa, biorąc wzór z praw starszego jakiegoś miasta, lub wprost nadając prawo tego lub owego mia- sta np. Lubeki, Magdeburga, Frankfurtu, a w ten sposób tworzyły się

17

grupy miast jednego prawa, starsze były niejako macierzami miast na ich wzór urządzonych. W miarę rozwoju starały się miasta o coraz większą niezawisłość od państwa i panującego i uzyskiwały przeważnie zupełny samorząd, co było oczywistą korzyścią ogółu, gdyż w miastach groma- dziła się inteiigencya, tu kwitła najwyższa kultura i dzięki niezawisłości od prowincyi mogła jej przodować i wpływ swój wywierać. Kolo Xiii. w. ujednostajnił się wewnętrzny porządek prawny miejski ').

Miasta tworzyły mianowicie zamknięte terytorya handlowe, same na- dawały sobie prawa, miary, wagi, oddzielały się od reszty kraju prawami dla ochrony własnego rozwoju, wyrabiały sobie wyłączne przywileje han- dlowe od panujących.

Wobec braku bezpieczeń- stwa w wiekach średnich, pierw- szem staraniem każdego miasta było obwarowanie. Na noc zaw- sze zamykano bramy, a za dnia strażnik patrzył z wieży, czy nie grozi jakie niebezpieczeństwo, aby dać zaraz znak do zamknię- cia bram.

Nawet sąsiednie gminy nie dowierzały sobie, n. p. miasta złożone ze starego i nowego miały często odrębne obwaro- wania i dzieliły się murem od siebie, jak Frankfurt nad Menem, Praga, a w nocy zamykano bramy od jednej gminy do drugiej. Na krakowskim Kazimierzu osobną dzielnicę żydowską zamykano na noc bramą.

Często panujący mieli w mieście swój zamek, dla utrzymania swego wpływu, o co miasta nieraz spory prowadziły, które rozmaicie się koń- czyły. Często zamek jest tylko częścią obwarowania miasta.

Roczniki przypisują Leszkowi Czarnemu (r. 1285) opasanie Krakowa silnemi murami i fosami, co zasługuje na wiarę wobec tego, że w aktach miejskich, jak wyżej podano już w r. 1300 wymieniono mur miejski, zatem przed tym rokiem zbudować go musiano.

Że jednak już i poprzednio musiano przynajmniej wałem i fosą miasto ubezpieczyć, to napewno przypuszczać można wobec powszechnego wów- czas obyczaju fortyfikowania miast.

Miasta stanowiły odrębny powiat terytoryalny sądowy, miały własny sąd i zarząd korporacyjny. Zdaje się, że sąd miejski t. j. kollegium ławni-

Pieczęć m. Krakowa z początku XIV w.

') G. Maurer: Geschichte der Stadteverfassung in Deutschland l-iV 1869- 1871. G. Below: Das altere deutsche Stadtewesen und Biirgertum. Leipzig 1898.

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. 2

18

cze sprawowało zarazem początkowo funkcye zarządu miejskiego (admi- nistracyjne), przybierając do pomocy obywateli, a stąd wytworzył się organ : Rada miejska, którą już w Xlii w. spotykamy we wszystkich) miastach nie- mieckich. Odtąd też w przywilejach miejskich rada miejska znajduje swe określenie.

Rady miejskie istnieją dawniej niż burmistrzowie, którzy później się zja- wiają. Wybór rady miejskiej przez ogół obywateli był wogóle w Niemczech nieznany, lecz zawsze dokonywano go przez kooptacyą, lub przez pośre- dnie wybory, wszędzie wyrobiła się pewna arystokracya miejska, patrycyat, z którego, niejako prawem zwyczajowem, obierano rajców.

Od XII a głównie od XIII w. mają miasta swe pieczęcie, a to od chwili, gdy się rada miasta zorganizowała.

Najczęściej mają miasta w pieczęciach mury i wieże, t. j. znak obwa- rowania, główną w oczy wpadającą różnicę między w^sią a miastem, często patrona św. lub herb panującego. Najstarsza krakowska pieczęć, docho- wana w odciskach, pochodzi z r. 1280 1283'). Ten ważny moment dzie- jów Krakowa, w którym stał się zorganizowaną gminą, przypada na po- czątek XIII w.

Kiedy w r. 1545 pisarz miejski krakowski Urban Pyrnus spisywał sumaryusz przywilejów miejskich, podał jako pierwszy przywilej księcia Bolesława Wstydliwego z r. 1257, dotąd w oryginale dochowany, dodając jednak, że „brakuje przywileju lokacyi ks. Bolesława z r. 1253". Uczony wydawca kodeksu dyplomatycznego krakowskiego Franciszek Piekosiński zaprzeczył istnieniu takiegoż przywileju z r. 1253, przypuszczając, że Pyr- nus w katalogu przywilejów mylnie odczytał r. 1253 zamiast 1257 i sądził, że były dwa przywileje. Nowsze badania wykazały jednak, że przed r. 1257 posiadał Kraków dawniejszy przywilej lokacyjny, ale nie z r. 1253, jak mylnie Pyrnus zapisał, lecz o jakie ćwierć wieku jeszcze dawniejszy. W pó- źniejszej pracy „Stary Kraków" zmodyfikował Piekosiński swe zdanie, bo już w r. 1228 występuje niejaki Piotr, sołtys krakowski, że zaś sołtys jest instytucyą czysto niemiecką, przeto w r. 1228 musiała już w Krakowie istnieć osobna gmina na sposób niemiecki, a dalej dodaje „gdy nadto w przywileju Bolesława, wydanym dla Podolinca w r. 1246, jest wyraźnie wspomniane postępowanie prawne krakowskie niemieckie, prawo zaś nie- mieckie, jako cudzoziemskie, nie mogło być w żadnej miejscowości pol- skiej bez przywileju monarszego nadane, przeto zachodzi słuszne podej- rzenie, że przed lokacyą z r. 1257, gmina w Krakowie musiała już mieć dawniejszy przywilej książęcy, może Leszka Białego, któryto przywilej następnie po wydaniu przywileju z r. 1257 skasowany i wycofany został".

Ślad czy tradycya tego przywileju dotarła do Pyrnusa w XVI w., który jedynie mylnie datę jego i wystawcę podał. Kwestyą zajął się

') A. Chmiel: Pieczęć wójtostwa krak. (Rocznik krak. T. IX.) i Pieczęcie miasta Krakowa (Rocznik krak. T. Xl).

19

w r. 1905 St. Zachorowski w pracy „Kraków biskupi" '), wykazując trafnie, że grunta krakowskie w okolicy kościoła św. Trójcy, P. Maryi, św. Krzyża były biskupiemi i że lokacya osady na tern miejscu między 1220 a r. 1257 istniejąca, musiała biskupom krakowskim początek zawdzięczać, jednak do tego twierdzenia należy przyjąć zezwolenie książęce, a tem samem osobny przywilej Leszka Białego, zezwalający biskupowi na założenie osady na obcem prawie, lub przywilej biskupi lokacyjny z równoczesnem zezwole- niem książęcem.

Dokumenty tej pierwszej lokacyi zaginęły, natomiast dochował się przywilej z r. 1257, będący zarazem najstarszym statutem miejskim Kra- kowa, gdyż obok nadań i t. d. kładzie on podstawę samorządu gminnego miejskiego, który z małemi zmianami obowiązywał przeszło 500 lat.

') W Roczniku krak. T. VIII

Resztki nadproża z XI w. w krypcie św. Leonarda.

2*

ROZDZIAŁ II.

Niski poziom pierwotny zalewy zasypywanie bagien moszczenie drwami dróg powstanie ulicy na Zamek Żabikruk zabudowanie wyższycli miejsc drogi handlowe przecliodowe i lokalne - plac targowy - uregulowanie tychże przy lokacyi 1257 r. ubezpieczenie miasta obwałowaniem potem murami i wodą roz- szerzenie miasta ku południowi Okót - kościół św. Andrzeja dostęp na zamek stosunki hydrograficzne: kierunki Wisły, Rudawy, Prądnika i Wilgi stawy i sadzawki.

Z podanych poprzednio dat co do dawnego stanu wód, nasypów i na- mulisk w mieście wiadomo już, że poziom był bagnisty, znacznie niższy, w większym stopniu zalewom ulegający. Stan tego podłoża, na którem rozrósł się potem Kraków z przedmieściami, znalazł już historyka '), późniejsze jednak rozkopy w gruncie prostują jego twierdzenia o tyle, że poziom ten był jeszcze niższym, niż sądzono, a tem samem te miejsca, na których, jako nieco wyższych, stanęły najdawniejsze kościoły i grupu- jące się koło nich nieliczne domki mieszkańców, były niejako wyspami wśród moczarów, a rzeczywistemi wyspami w czasie wylewów. Łuszczkie- wicz przyjmował za przypuszczalny poziom miejski w epoce lokacyi dre- wniane bruki, znajdowane przy kopaniu wodociągów; tymczasem znale- ziono ślady bruków jeszcze niżej, czyli drewniane bruki późniejsze, a przed nimi istniejąca osada miała poziom jeszcze niższy. I tak przyjmo- wał Łuszczkiewicz poziom ulicy św. Jana o 270 m niżej od dzisiejszego, tymczasem przy odkopywaniu fundamentów kościoła św. Jana") znaleziono poziom jeszcze o 1'05 m niżej! Głębokie trzęsawiska znaleziono kolo Pijarów, Kapucynów i w ulicy Straszewskiego.

Streszczając stan dzisiejszych wiadomości można za pewne uważać, że dokoła Wawelu, blisko po Kleparz, zwolna tylko i przez długie wieki podnosiła ludność płaski i niski teren, spadający coraz niżej ku Wiśle, zasypywała bagna i sypała drogi, łączące rozrzucone siedliska, zdobywała ziemię cal po calu na bagnach.

Stradom i Kazimierz, najniżej położone, najpóźniej się mogły osuszyć, a pomysł niektórych historyków, pragnących umieścić pierwotny Kraków

') W. Łuszczkiewicz: Najstarszy Kraków na podstawie badań dawnej topografii. Rocznik krak. T. II.

^) Hendel Z. i Kopera F.: Resztki murów romańskich kościoła św. Jana w Kra- kowie, Rocznik krak. T. IX.

21

pod Skafką, dlatego, że tam miał biskup rzekomo rezydować, nie da się utrzymać: było tu niższe niż na północ Wawelu położenie, na co wska- zuje dotąd sadzawka św. Stanisława, nie masz ni śladu dawnycti budowli, a kościoły św. Jakóba i Wawrzyńca, odległe od siebie, były wiejskiemi kapeianiami na nieco wyższych krańcowych punktach dla okolicznej lud- ności, dla której potem stały się kościołami parafialnymi, gdy znowu licz- niejsze osiedlenie się ludności pracą nadsypalo i wyrównało niską po- wierzchnię gruntu.

W braku pisemnych wiadomości przynoszą nieco objaśnienia najda- wniejsze dochowane kościoły z XIII w. i wcześniejsze, których posadzka pierwotna daje miarę poziomu i określa stosunek do sąsiedztwa :

Zaczynając od Wawelu : kościółek św. Idziego, tradycyą do końca XI w. sięgający, lecz z gruntu później wybudowany, a więc nie współ- czesny, nie może dać autentycznego świadectwa, chociaż wejście od połu- dnia dotąd istniejące, wskazywać się zdaje, że droga na Wawel szła od południa.

Na północ od kościółka św. Idziego i na zachód, z wyjątkiem ma- łego kawałka gruntu na którym stanął domek księży św. Idziego, było bagno i piaszczysty brzeg Wisły.

„Dawnymi czasy pisze Długosz ') - w którym osobno każdy mieszkał kanonik, a wielki i obszerny był między zamkiem a miastem Krakowem przedział, miasto bowiem Kraków kończyło się granicami kla- sztoru Św. Franciszka, a co w środku miejsca było i okazywało postać wiecznego bagna, było niezamieszkalne i puste.

„Ale i katedra krakowska i zamek miały ciężki i trudny do siebie dostęp po belkach na bagnie ułożonych, bo inaczej przejśćby nie można, kościół zaś św. Andrzeja liczył się do podmiejskich. To położenie, postać i jakość gruntu zmuszały prałatów i kanoników i wikaryuszy katedry kra- kowskiej do tego, że otrzymawszy mieszkania na zamku, cały czas tam przebywali. Gdy zaś grzęski grunt obfitem nasypaniem piasku osuszonym został i gdy zamek z miastem połączono, mur miejski do zamku dopro- wadzono, prałaci i kanonicy krakowscy zostawiwszy wikaryuszów na zamku i oddawszy im swe dworzyszcza i domy, przenieśli się do miasta z po- wodu ubóstwa wody (na zamku) i trudności dostarczenia tamże żywności i wszelkich rzeczy, posiedli ulicę prosto na zamek wiodącą, nie całą, lecz częściowo płac zajęli, bo wiele miejsc przy tej ulicy szlachta posiadała, nie w jednym czasie, lecz osobno po kolei, wiele kupując, lub za dziesię- ciny zamieniając'-)... i na gruntach kapitulnych domy dla siebie i swych następców, albo niektórzy na kupnych, murować zaczęli, a ulicę kanonicza, bagnistą, lichą niegdyś i wzgardzoną, od nich nazwę biorącą, wybitną uczynili".

') Liber ben. I. 184.

') Mowa tu o placach naprzeciw kościoła św. Andrzeja, czyli o lewej stronie ulicy Kanoniczej idąc ku zamkowi, bo cała ulica i prawa strona jest nasypem piasku, co stwierdzono przy kopaniu wodociągów.

22

W tej relacyi Długosza mamy potwierdzenie faktu stwierdzonego wyko- paiiskami, że na północ od Wawelu tylko część, na której stanęły kościoły Św. Andrzeja i Marcina oraz domy naprzeciw tycłiże była wyższą a część ta na wschód (ku plantom) od razu spadająca głęboko, rozszerzała się ku północy, gdzie stanął kościół parafialny św. Trójcy i fundowany naprzeciw na początku XIII w. kościół WW. Świętych i drugi XX. Franciszkanów. W miarę oddalania się na północ od Wisły, rozszerzał się suchy, wyższy teren i na nim to stał kościółek św. Wojciecha z XI lub XII wieku, św. Jana z tejże epoki i św. Krzyża i na tym terenie stanął na początku XIII w. ko- ściół P. Maryi i św. Marka. Na wschodniej stronie stoi kościół św. Mikołaja pochodzący w dochowanych dolnych częściach może z XII w. jako oaza śród niskiego poziomu. Gródek i kościół św. Floryana w fundamen- tach z XII w. stoją na wysokim, już na oko widocznym, poziomie.

Po za tym terenem brak zabytków z przed XIV w. a brak dlatego, bo jeszcze znacznie później stwierdzamy tam wodę lub bagna. I tak na wschód od kościoła św. Andrzeja i św. Trójcy ciągną się stawy bezpo- średnio przytykające do tychże wzgórze za kościołem św. Piotra, choć już zasypane i złagodzone, jest widocznym dotąd brzegiem owego stawu (Św. Sebastyana), na drugim brzegu przeciwległym tego stawu stanęła rzeźnia (Kutelhof, dziś Kotłów) dalej kościół św. Mikołaja. Na północ następuje suchy, wysoki poziom Kleparza. Od zachodu wykazaliśmy po- przednio bagno naprzeciw kościoła św. Andrzeja, na którem zwolna po- wstawały ulice Poselska i Kanonicza. Za tymi domami na zachód do XVII w. leżał grunt sadzawkami pokryty, zwany „Żabikruk", którego na- zwa sama zdaje się głównych mieszkańców tej okolicy wskazywać. Ciągnął się ten moczar po drogę wiodącą od Wisły ku Wiślnej bramie.

Na północ od zabudowań księży Franciszkanów ciągnął się grunt suchszy ku kościołom św. Wojciecha, św. Jana i św. Marka - tamtędy, koło tych kościołów, musiała iść droga z północy ku zamkowi i do prze- wozu na Wiśle. Ta część od zachodu również spadała znacznie. Jeszcze w XIV w. za bramą szewską wskazywano brzegi Wisły, jak tego dowodzi zapiska ksiąg ławniczych ') z r. 1392: „Jakób Stracichleb dom swój przed bramą szewską, nad brzegiem, gdzie niegdyś Wista bieg miała, fundamen- talnie położony, odstąpił Janowi Hesse". Oczywiście jest to wzmianka o brzegu, do którego Wisła tylko w czasie większych wylewów rozlewać się mogła.

Na tych wyższych i suchszych miejscach wznosiły się przed lokacyą drewniane zabudowania mieszkańców, tworzące nieregularnie rozrzucone i dość daleko od siebie odległe osady, które mianem Krakowa obejmo- wano. Najwięcej skupioną była część między kościołem św. Trójcy i Fran- ciszkanów a kościołami św. Wojciecha i Maryackim tu możnaby się dopatrywać jądra osady.

') Krzyżanowski: Księgi ławnicze l<rak. zap. 1573.

23

Osada to rolna i rybacka, więc przy każdym domku domyślać się można stodoły, stajni, chlewu, ogródka, a dalej poza jądrem osady i upra- wnej roli. Ale przy osadzie tej mieści się gród z załogą, przez osadę przechodzą drogi handlowe, a dążący nimi kupcy zatrzymują się, aby wymienić część swych towarów na potrzebę załogi, panującego i jego dworu, a częścią i ludności, nabyć miejscowe produkta do dalszego han- dlu — musi więc być i miejsce targowe, a przy niem oczywiście kramy miejscowych rękodzielników i przekupniów. Na targ taki nie brakło miejsca kolo parafialnego kościoła św. Trójcy, mógł tem targowem miej- scem być plac przed tym kościołem, lub na północ od niego, późniejszy Mały Rynek, dla handlu zaś wodą prowadzonego, jakiś plac pod Zamkiem. O ulicach jeszcze mówić nie można, tylko drogi główne handlowe, prawdopodobnie od ulicy dzisiejszej Długiej koło kościoła św. Jana, ku kościołom św. Wojciecha, św. Trójcy, św. Andrzeja ku Wiśle, z tej na zamek na wschód ku kościołowi św. Mikołaja na zachód koło Fran- ciszkanów i kuryi biskupiej, brzegiem Wisły ku Szląskowi. Z niemi wiążą się drogi koło kościoła św. Floryana i koło kościoła Karmelitów na Pia- sku — którego powstanie odnosi tradycya do odległych wieków wre- szcie drogi prywatne do rozrzuconych domostw i młynów nad Wisłą, Rudawą i Prądnikiem.

Rozrzucona taka osada nie mogła być ufortyfikowana, w razie na- padu uciekała ludność na zamek i w okoliczne góry i lasy, zostawiając siedziby na pastwę nieprzyjaciela. Łatwo więc przyszło w r. 1039 Brzety- sławowi czeskiemu przyjść do Krakowa, „zburzyć go do gruntu i zabrać tup bogaty". W r. 1241 zniszczyli znów Tatarzy osadę.

Bolesław Wstydliwy zajął się uporządkowaniem i zorganizowaniem tej osady w miasto na sposób niemiecki. Stwierdził to przywilejem loka- cyjnym wydanym na wiecu w Koperni w r. 1257, ale pertraktacye ze sprowadzonymi z za granicy kolonizatorami musiały pierwej się rozpocząć, a nawet przed wydaniem przywileju musieli ci kolonizatorzy rozpocząć pracę faktyczną nad zakreśleniem granic miasta, bo w przywileju mówi między innemi książę, że nadaje terytoryum, które leży między Prądnikiem a miastem, widocznie więc zakreślono już pierwej granice miasta na gruncie i wójcia już byli mianowani, a przywilej stwierdza tylko fakt do- konany. Rocznik kapitulny notuje pod r. 1257: „miasto krakowskie oddane zostaje pod prawo niemieckie i zmienia się położenie rynku, domów i dwo- rzyszcz przez wójtów. Lecz ci wójtowie na swym wójtowstwie nie długo przetrwali" ').

') Pod r. 1259 notuje tenże rocznik: 1259 „tegoż roku. .. Tatarzy... do Krakowa wpadli, gdzie bardzo wielu ludzi zabili, a bardzo wielu jako jeńców ze sobą z ogro- mnym łupem do krajów swych wracając uprowadzili". Zdaje się, że skutkiem tego napadu pierwsi wójtowie Gedko, Jakób i Detmar „nie długo przetrwali" w r. 1264 spotykamy w aktach wójta Raschona.

24

Od r. 1257 zaczyna się pozytywna historya Krakowa i gruntuje się topografia dotąd w głównycii zarysach dochowana. W miejsce nieregu- larnej osady, przy drogach się grupującej, zakreślono rynek i ulice, nie- wątpliwie przy użyciu geometry ze sznurem, bo tego dowodzi regularny zarys ulic i parcel budowlanych. Ważniejsze części dawniejszej osady nie mogły być usunięte, one więc w nowem mieście zostawione przeszkodziły zupełnej regularności, one spowodowały zgięcie linii południowej rynku

KRAKÓW

■na bocttitk'

ku Grodzkiej ulicy, zgięcie ulic Brackiej i Gołębiej, skrzywienia ulicy Grodz- kiej. Dawniejsze kościoły w stosunku do nowego frontu ulic zdają się stać krzywo: kościoły Św. Jana, Marcina, Krzyża może i Maryacki.

Z ogromnego obszaru, jaki Bolesław Wstydliwy nadal miastu w r. 1257, oznaczyli pierwsi wójtowie przedewszystkiem granice właściwego miasta t. j. części obronnej. Pierwszą trwałą ich budową był niewątpliwie Gródek wójtowski za ulicą Mikołajską, dawniej Rzeżniczą zwaną, miasto obok niego otoczono na razie fosą i palisadą było ono bardzo małe, jak prze-

25

ważna część średniowiecznych miast, dla uniknięcia \viell<ich wydatków na obwarowanie. Od południa kończył się Kraków na ulicy później Poselską nazwanej, zamek i kościół Św. Andrzeja stah za miastem. W r. 1909 przy braniu fundamentu pod boczne skrzydło magistratu, znaleziono w ziemi gruby mur kamienny o tecłinice takiej, jaką widzimy na murze docłiowa- nym przy bramie Floryańskiej z poziomo odgraniczonemi warstwami. W jednem miejscu na złamaniu miał mur odkopany 7 m. grubości. Była

KRAKÓW \

\rawo\ctria-

noL IconccL

to zdaje się jakaś budowa warowna. Kto wie czy pierwotnie nie stała tu południowa brama miejska.

Późniejsi historycy przypisują Leszkowi Czarnemu obwarowanie Kra- kowa, było to jednak tylko umocnienie, bo wobec ponownego napadu Tatarów w r. 1259, wobec gorączkowego obwarowywania Wawelu w r. 1265 przez Bolesława Wstydliwego, miasto nie mogło zostać bez obrony. Samo zakreślenie małego obszaru pod miasto w r. 1257 dowodzi, że uczyniono to w celu łatwiejszego obwarowania i niewątpliwie przeprowadzono koło

26

1260 1265 r. to obwarowanie. Dowodzi tego i przywilej Leszka Czar- nego z r. 1288 nagradzający mieszczan krakowskich wolnościami clowemi za usługi w walce i zwycięstwo odniesione „z najsroższym ludem tatar- skim" — bo widocznie miasto wytrzymało oblężenie jako już obwarowane.

Pomyślny rozwój miasta wymagał nie długo rozszerzenia jego ob- szaru, stało się to na początku XIV w., a Bielski zapisał tradycyą, że Wacław Czeski w czasie swego krótkiego panowania nad Krakowem przed- łużył obwarowanie na południe ku zamkowi. Tradycyi tej nie sprzeci- wiają się fakta.

Tuż za kościołem św. Marcina (dziś protestanckim) znaleziono przy kopaniu gruntu pod wodociąg mur gruby w poprzek ulicy Grodzkiej bie- gnący — prawdopodobnie jest to granica miasta Wacławowego. W przy- wileju z r. 1306 przyrzekał Łokietek mieszczanom nie łączyć miasta murem z zamkiem po buncie niemieckim z r. 1311 zburzył prawdopodobnie ten mur południowy, aby mieć bezpośredni dostęp do miasta z zamku i odtąd zaczyna się spotykać zapiski o zabudowywaniu tego obszaru koło kościoła Św. Andrzeja, o nowem mieście w Okolę ; nazwa ta nie przyjęła się stale, ostatni raz spotykamy w r. 1346 utrzymała się nazwa tej ulicy, której Okół był rozszerzeniem, t. j. Grodzkiej i nowej ulicy Kano- niczej. Tak więc Okół obejmował : Benedyktyńską kollegiatę św. Andrzeja, odstąpioną w r. 1320 mniszkom św. Franciszka z ich klasztorem, obok plac dziedziczny Tenczyńskich, darowany przez tychże w r. 1379 na do- tacyę ołtarza św. Andrzeja w Katedrze, kościół św. Marcina i dom tegoż, kościół Św. Idziego z dworkiem, domki budujące się naprzeciw kościoła Św. Andrzeja w stronę miasta i zamku, wreszcie późniejszą ulicę Kano- nicza. W r. 1349 wspomniany jest nowy kościół św. Maryi Magdaleny w tej okolicy.

Ślad pierwotnej linii obronnej miasta pozostał do początków XIX w., bo mury i baszty średniowieczne okrążały miasto tylko od ulicy Posel- skiej półkolem po klasztor św. Józefa mniej więcej od ulicy Poselskiej do zamku były tylko wały i rowy, za murem granicznym ogrody kanoni- cze, podobnież z drugiej strony od wschodu od kościoła św. Józefa ku południowi nie było baszt średniowiecznych, tylko obwarowanie z czasów po XVI w., dopiero samo południowe zamknięcie obwarowano nieco sil- niej bramą grodzką i murem pociągniętym od niej ku Zamkowi pod basztę Lubrankę. Obwarowanie to później jeszcze nieraz wzmacniane murami, basztami i bramami zamykało miasto dokoła i przez długie wieki utrzy- mało jednostajność topografii miejskiej.

Wawel stanowił zupełnie odrębną całość, oddzieloną od miasta wyżej wzmiankowanymi moczarami. Pierwotny dojazd do Wawelu jest według dotychczas znanych źródeł historycznych zupełnie niepewny. Jeżeli uwzglę- dnimy od południa Wisłę, zalewającą niskie grunta Kazimierza i Stradomia po kościół Bernardynów i Misyonarzy (dokąd jeszcze dzisiejsze wylewy

27

nieraz sięgają po kilkumetrowym podwyższeniu się terenu w biegu wie- ków), to widzimy, że Wawel był niemal wyspą. Licząc się z tern, że Wawel był przedewszystkiem twierdzą, przypuszczać można, że dostęp poprowa- dzono od strony najmniej obronnej, bo w razie oblężenia siły obrońców łatwiej było skupić na jedno miejsce, t. j. do obrony dostępu, gdyby zaś dostęp był od strony obronnej, to musianoby rozrywać siły na dwie strony i do obrony dostępu bramy i do obrony strony mniej obronnej. Otóż strona zachodnia od Wisły, północna od bagnisk, wschodnio-pótnocna od strony zwanej później Kurzą stopą najwięcej strome, byty z natury obronne i dlatego sądzę, że pierwotnego dojazdu na Wawel domyślać się należy na stoku góry pol ud n i o wo- wscli odn i m , za czem przemawia i to, że dokonany w r. 1906 rozkop dziedzińca zamkowego wykazał gwał- towny spadek skały ku południowi, który dopiero w XV! w. podniesiono przez nadsypy tak wysokie, że przykryły nawet parter jakichś budynków, które tu pod nasypem natrafiono. Od północy mogła być tylko ścieżka dla pieszych ku katedrze.

Gościniec biegł ulicą Grodzką ku Wiśle i ku odwiecznemu źródłu soli ku Wieliczce i z tego gościńca skręcano gdzieś za kościołami św. An- drzeja, Marcina i Idziego na zachód, a stąd po stoku góry naprzeciw Ber- nardynów na Wawel. Sytuacya taka wyklucza, by kościół Św. Andrzeja ze swem obwarowaniem, znanem nam ze źródeł historycznych, był przy- gródkiem zamkowym : patrzy on wprost na najbardziej stromy spadek Wawelu, nie mógł mieć żadnej z nim łączności ni murem ni mostem był twierdzą odrębną, niżej położoną.

Zamek był grodem panującego, prawdopodobnie też i od początku siedzibą biskupią, twierdzę sąsiednią koło Św. Andrzeja musiał wystawić któryś z potężnych naczelników drużyn książęcych, najprawdopodobniej wojewoda Sieciech, koło 1100 r., wskazywany zresztą jako fundator przez tradycyą i ślady historycznie zapisanych późniejszych faktów, jak zgodzenie się w XIV w. potomków Sieciecha na oddanie kościoła św. Andrzeja Kla- ryskom. Twierdza św. Andrzeja mogła być i była drugim grodem dla lud- ności okolicznej, ale mogła być zarazem rywalem Wawelu, choć oczywi- ście słabszym nie była nigdy jego częścią forteczną z nim złączoną.

Na pytanie kiedy powstał dojazd od północnej strony Wawelu, można odpowiedzieć tylko domysłem. W XIII w. skonsolidowała się osada po tej stronie jako całość obwiedziona wałem i fosami, jako miasto. Sięgało ono po ulice zwane dziś Poselską i Senacką, między tem miastem a Wawelem była jeszcze znaczna przestrzeń bagnista, która dopiero z początkiem XIV w. podług najstarszych ksiąg miasta Krakowa zabudowywać się zaczyna jako przedmieście rosnącego pomyślnie Krakowa. Miasto stanowiło samo dla siebie obwarowaną całość, twierdzę rządzoną na zasadzie przywileju Bo- lesława Wstydliwego z r. 1257 autonomicznie przez mieszczaństwo t. j. przez ich wójtów, rezydujących na Gródku za Mikołajską ulicą, jakby w zameczku. Mieszczaństwo to otoczone wałami, bramami, mostami, po-

28

tern i murami, miało zabezpieczenie swych praw nie tyli<o w przywileju i\siążęcym, ale i w swej obronności bało się więc włączenia w forty- fikacyą Wawelu, czyli połączenia murów miejskich z zamkiem książęcym, któryby bezpośrednio zapanował nad miastem, bo tem samem musianoby skesować mur czy wały południowe miasta, broniące miasto od strony zamku a dowodem tego przywilej -Łokietka z r. 1306, w którym dla zjednania sobie mieszczaństwa krakowskiego zobowiązał się -Łokietek nigdy miasta z Zamkiem murem nie połączać. Po buncie wójta Alberta 1311 r., który wykazał, jakie znaczenie ma obwarowane miasto wobec panującego, nie mającego załogi w tem mieście, postarał się prawdopodobnie o zapa- nowanie nad niem nie tylko przez zajęcie Gródka wójtowskiego, ale i przez zabezpieczenie sobie dostępu do miasta; dlatego sądzę, że dojazd do Wa- welu od północy urządzonym został dopiero wtedy.

Obszar Krakowa t. j. miasta i jego udotowania dotykał od północy rzeki Prądnika czyli Białuchy, od południa Wisły przez ten obszar zaś przepływa Rudawa, a rzeki te miały wielkie gospodarcze znaczenie dla osady. W dokumencie lokacyi Krakowa z r. 1257 nadaje Bolesław Wsty- dliwy miastu „użytek Wisły z obu brzegami od granic Zwierzyńca do granic klasztoru Mogilskiego", a wójtom trzy młyny na rzece Prądniku. Rudawa choć rzeczka mała, miała jednak dla miasta prawie równorzędne z Wisłą znaczenie, bo gdy Wisła służyła za odwieczny środek komunika- cyjno-handlowy, to Rudawa była ważnym lokalnym gospodarczym czyn- nikiem, gdyż umiejętnie potem na wiele młynówek podzielona poruszała młyny, papiernie, szlifiernie, napełniała wodociąg miejski i fosę fortyfika- cyjną '). Wisła jako większa i bystrzejsza, wpływała głównie na chara- kter terenu Krakowa. Wylewami i pędem swym zmieniała nadbrzeżne równiny, a ludność toczyła z nią długą walkę, nim w stalsze brzegi ujarzmić zdołała.

Dopiero z r. 1270 znajdujemy pierwszą pozytywną wiadomość o biegu Wisły pod samym Krakowem. Pod rokiem tym zanotował Rocznik Tra- ski: „koło święta Maryi Magdaleny (12 lipca) przez trzy dni byl bardzo wielki wylew wód w Krakowie z Wisły, jakiego nigdy nie widziano, bo zajął... całą przestrzeń od góry ś. Stanisława (Skałki) do góry Św. Benedykta (Krzemionek)... a trwało to nieszczęście przez 15 dni". Jeżeli zważymy, że autor zapiski powyższej nie wspomniał nic o wodzie między Wawelem a Skałką, to musimy przyjść do wniosku, że w r. 1270 koryto Wisłyszło między Skałką a Krzemionkami, jak dzisiaj, i że wtedy koryto między Wawelem a Skałką nie istniało.

Fakt ten stwierdza jeszcze druga wiadomość historyczna : Oto w do- kumencie z dnia 27 marca 1533 r. w którym król Zygmunt zatwierdza Kazimierzan w posiadaniu i opłatach wodociągu, jest wzmianka następująca:

') Klemens Bąkowski: Dawne kierunki rzek pod Krakowem. Kraków 1903.

29

„urządzili... wbsnym kosztem i siłą wodociąg i kanały (rury) nad rzeką zwaną Zakazimirka, której korytem niegdyś poza murami miasta naszego Kazimierza Wisła płynęła i t. d."

Tradycya w XVI w. uważała więc koryto Zakazimierki za dawne koryto Wisły. Istnienie koryta tak zwanej później „starej" Wisły (za- sypanej w r. 1875 1880) nie da się wykazać przed XIV' w., musi się więc stwierdzić, że koryto między Skałką a Krzemionkami jest starszem, r. 1270 Wawel i Skałka leżały jak dziś po jednym, lewym brzegu Wisły. To nam tłómaczy możność istnienia kościoła biskupiego krakowskiego na Skałce: na Wawelu mogła być kurya panującego, na Skałce biskupa.

Najdawniejszą wzmiankę , którą odnieść można do koryta między Wawelem a Skałką spotykamy w r. 1315 w którym Władysław Łokietek „uważając trudne i ciężkie przejście wielu biednych ludzi przechodzących przez wodę Wisłą blisko zamku krakowskiego obywatelom miasta Krakowa nadaje prawo przewozu przez Wisłę tak jednak, że z do- chodu tego przewozu mają most przez rzekę zbudować i naprawiać". Trudno przypuścić, by w tern nadaniu miano na myśli most do Dębnik, wioski bez znaczenia, raczej przypuszczać należy, że jest to most ku Wie- liczce i Skałce. Stąd zapewne pochodzi nazwa „Mostu królewskiego" dla Stradomia. Most do Dębnik byłby raczej pod zamkiem, a nie blisko zamku, jak się dokument powyższy wyraża.

W przywileju lokacyjnym Kazimierza z r. 1335 przyłączenie mie- szkańców między Rudawą a Zamkiem (Stradomia) do Kazimierza wskazuje, że wtedy Stradom był już oddzielonym Wisłą od Kazimierza. Gdyby wów- czas starej Wisły nie było, to specyalna wzmianka o przyłączeniu Strado- mia do Kazimierza nie byłaby potrzebną. W związku z poprzednio cytowaną wiadomością o Wiśle „blisko" zamku krakowskiego twierdzić można, że na początku XIV w. Wisła płynęła między Wawelem a Skałką, i że opu- ściła dawne koryto za Kazimierzem, bo w akcie sprzedarzy wsi Zablocia, za dzisiejszem korytem przy Podgórzu położonej, z r. 1357 wzmianko- wano, że wieś ta położona „blisko Kazimierza miasta", nie wspomniano nic, aby była od Kazimierza wodą oddzielona, a nadto dodano, że ze sprzedaży Zabłocia wyjęte wszystkie stawy; ta mnogość stawów wska- zuje, że to resztki Wisły odwróconej już w owym czasie między Wawel a Skałkę. Kupno tej wsi przez miasto Kazimierz z prawem jurysdykcyi miejskiej magdeburskiej, wskazuje pośrednio, że wieś ta bezpośrednio gra- niczyła z Kazimierzem ; gdyby Zabłocie było oddzielone korytem Wisty od Kazimierza, to trudność komunikacyi umiejszyłaby pożyteczność nabytku tego i prawdopodobnie nie kupowałoby miasto wsi na drugim brzegu szerokiej rzeki.

W wieku XIV płynie za Kazimierzem od zachodu i południa Wilga, i wąska struga od Wisły do sadzawek i późniejszego wodociągu popro- wadzona, Zakazimierka.

30

Z powyższego stanu rzeczy wynika, że po r. 1270 ludność Krakowa więcej niż przed iokacyą na północ miasto budująca, postarała się o zbli- żenie koryta rzeki ku nowemu centrum i przez zamknięcie dawnego koryta Wisły tamą między Skałką a Dębnikami, spowodowała wpłynięcie rzeki w zagłębienie między Waweł a Skałkę, i w ten sposób stworzyła sztucznie nowe błiższe koryto i broniła potem tego nowego koryta, gdy siła przy- rody przy każdym wylewie pchała Wisłę w dawne zakazimierskie wygo- dniejsze koryto, bo omijające nagły skręt pod Wawelem, i niższe o 5 stóp '). Lakoniczny dokument Kazimierza W. 1358 roku : „chcemy umowę przez Naszego wiernego Bodzętę, prokuratora ziemi krakowskiej i sandomier- skiej, z przezornymi... rajcami krakowskimi zawartą co do przywrócenia rzeki Wisły do dawnego koryta, i przyrzekamy chętnie dotrzymać"; odnosi się niewątpliwie do tych prac koło utrzymania „starej Wisły", które stwo- rzyły tradycyę o wykopaniu koryta „starej" Wisły przez Kazimierza W.

Wylewy przerywały tamę i kierowały wodę do koryta za Kazimie- rzem. Akt Jagiełły z r. 1431 darowuje Kazimierzanom „fosę czyli Niecie- czę, która się rozciąga koło murów miasta Kazimierza, zaczynając od jazu leżącego po za murami rzeczonego miasta, za kościołem Św. Stani- sława na Skałce, do rzeki Wisły, aby wolno w tej fosie ryby łowili", widocznie więc przez tamę, między Skałką a Dębnikami prowadził jaz strugę wody do sadzawki, z której znów nadmiar wody odpływał do Wilgi, lub obok niej dawnem korytem Wisły. to strugę nazywano Zakazimierką.

Rzeczka Wilga, która oczywiście nie mogła wypełnić obszernego ko- ryta po Wiśle pozostałego, wiła się w niem wąską strugą. Do tegoż płynęła z sadzawki wyżej opisanej pod Skałką z północy struga druga, będąca odpływem wody Wisły, wpuszczonej przez otwór tamy do owej sadzawki. W czasie posuchy mogły obie te strugi płynąć odrębnie przez szerokie dno dawnej Wisły za Kazimierzem, do spotkania znowu Wisły, w czasie jednak wezbrania obie strugi musiały się łączyć w jedną rzekę. Że tak było, dowód w tem, że strugi tej nie umiano napewnie nazwać, czy takowa jest Wilgą czy Wisłą, i tak w r. 1400 nadał król Władysław Jagiełło Kazimierzanom „wolność wybudowania młyna na rzece Wiśle, lub na potoku z tej Wisły płynącym, któryto miasto (Kazimierz) opływa, zwany Wilgą".

Niedługo wylewy przerwały tamę i powstała z niej wyspa. W r. 1450 darował król Kazimierz Jagiellończyk Mikołajowi z Brzezia „wyspę opu- szczoną, która leży na rzece Wiśle naprzeciw Zamku krakowskiego i ko- ścioła na Skałce". Lustracya wielkorządowa z r. 1564 wspomina, że odnoga Wisły idzie z pod Zamku za Kazimierz, a na rozgałęzieniu leży wyspa rokiciną zarosła „a na tej wyspie z starodawna i po dziśdzień Tatary wię- źnie chowają z krakowskiego zamku alias z wielkorządów pro poena luenda et pro sepultura odsyłają". Wyspę widzimy na rycinach z XVI

') Franciszek Marczykiewicz : „Hydrografia m. Krakowa", str. 31.

31

i XVII w., przedstawiających Kraków od zachodniej strony przeszła ona na własność księży Augustyanów, a złączona z lądem koło Skałki przez nasyp, pozostała ich własnością do r. 1907, w którym grunt ten sprzedali na parcelacyą dla regulacyi ulicy Dietla. Powodzie rozszerzały koryto za- kazimierskie tak, że w końcu XVIII w. uchodziło już za główne, i odtąd zwano koryto pod Wawelem „starą Wisłą".

W r. 1772 przy pierwszym podziale Polski, miała Austrya otrzymać kraj na południowym brzegu Wisły i z tego tytułu zajęła także Kazimierz, położony na południe od „starej Wisły", uznając za koryto główne; dopiero po długich pertraktacyach uznała dyplomacya austryacka koryto zakazimierskie, t. j. dzisiejsze, za główne i zwróciła Kazimierz. Tak więc po paru wiekach zwyciężyła siła przyrody: Wisła opuściła sztuczne, nagle zgięte koryto i wróciła do dawnego, prostszego.

Wisła była ważną ochroną z dwóch stron dla zamku krakowskiego; gdy więc wylewy w r. 1570 i 1687 zwróciły Wisłę od Zwierzyńca przez Dębniki ku Skałce, oddalając od zamku, zarówno rząd ówczesny, jak i miasto, wytężyły siły, aby zamknąć groblą dostęp od Zwierzyńca ku Dębni- kom i zwrócić rzekę pod zamek, co się też powiodło. Obecnie istnieje projekt otworzenia tego koryta przez Dębniki jako kanału ulgi w czasie powodzi.

Rzeczka Rudawa, biorąca nazwę od wsi Rudawy, pod którą łączą się dwie dostarczające jej wody rzeczki Racławka i Szklarka, zbliżywszy się do Krakowa przez Zabierzów ku Mydlnikom, rozdziela się na 2 ramiona. Starsze jest koryto południowe, przechodzące przez krakowskie Błonia, które pokryte jej napływami. Błonia były do XVIII w. pokryte mokra- dłami, zapewne więc nieraz zmieniała tu Rudawa swój bieg. Z tego ko- ryta wiedzie na południe boczne ramię, zwane Rudawką, biegnące do Pół- wsia Zwierzynieckiego, poruszające tu dawniej młyn klasztorny i tu do Wisły wpadające, obecnie na główne ujście przerobione.

Drugie, północne ramię Rudawy biegnące od Mydlnik ku Łobzowowi, Czarnej wsi, ku młynom górnym i przez Piasek ku młynom dolnym czyli tak zwanym królewskim, wpadające do ukrytego koryta w ulicy Garncar- skiej, jest sztucznem, czego dowodem prócz dokumentów jest fakt, że w Łobzowie płynie po grobli wzniesionej nad poziom pól otaczają- cych. Koryto to miało dawniej ogromne znaczenie ekonomiczne a po części także i fortyfikacyjne.

W r. 1286 wydaje Leszek Czarny Dominikanom krakowskim nastę- pujący przywilej :

... my Leszko... książę Krakowskie, Sandomierskie i Sieradzkie... zakon braci Kaznodziei (Dominikanów)... miłując... tymże braciom kla- sztoru krakowskiego... dajemy... wodę, którą pierwej z rzeki Ru- dawy do tego swego klasztoru sprowadzali, tak, że ci bracia tegoż klasztoru będą mieli . . . wolność . . . wieczyście prowadzić wodę do klasztoru przez terytoryum Krowodrzy... aby na swe potrzeby z rze- czonej rzeki Rudawy od Mydlnik prowadzili...

32

Osnowa powyższego przywileju mówi o rzeczy już doi<onanej. Wi\rótce potem w doi\umentach spotyl\amy Rudawe biegnącą od Górnych młynów ku ulicy Św. Marka i dalej koło bram Sławkowskiej, Floryańskiej, Miko- łajskiej ku klasztorowi Dominikańskiemu, który tu miał do XV w. młyn, jak pisze Długosz. Że koryto to poprowadzono dość dawno przed rokiem 1286, w którym dopiero Leszek przywilejem to stwierdził, dowodzi doku- ment z r. 1304, którym dziedzice Chełmu zeznali przed rajcami krakow- skiemi, że Sołtysowi w Bronowicach sprzedali „wodtj utrzymywaną w ich dziedzictwie Chełmie a wyprowadzoną z rzeki. Rudawą pospolicie zwanej, do młynu swego, który mają w Bronowicach z umową, że ta rzeka Rudawa, która zdawna uważaną jest za granicę obu wsi, przez zmianę nigdy niema wyschnąć i t. d." Jeżeli więc w r. 1304 Rudawa uchodziła zdawna za granicę Chełmu i Bronowie, to przypuszczać trzeba, że istniała tam przynajmniej lat 30-40, a w ten sposób zbliżamy się do daty przy- wileju lokacyjnego Krakowa: Ponieważ Rudawa kolo miasta do klasztoru dominikańskiego prowadzona, przyczyniała się do wzmocnienia fortyfikacyi, przypuszczać można, że Dominikanie porozumieli się z wójtami właśnie urządzanego Krakowa o przeprowadzenie Rudawy fosą otaczającą Kraków tak, jak potem w tej fosie widzimy. Tak więc data powstania koryta dominikańskiego przypadłaby na pierwsze lata po lokacyi Krakowa w r. 1257 lub r. 1260, w którym po drugim napadzie tatarskim miasto na nowo porządkować się musiało.

Tradycya przypisywała poprowadzenie Rudawy z Mydlnik naokoło Krakowa młynarzowi królewskiemu Łokietka, Gerlakowi.

Gerlak ten jest osobą historyczną: w r. 1327 nadaje król Łokietek „swemu młynarzowi Gerlakowi" '/a wszystkich młynów na Rudawie koło miasta Krakowa jakie wybudował i wybuduje.

W r. 1335 nadaje Kazimierz W. Bieniaszowi synowi Mikołaja Gerlaka '/a młyna na Rudawie blisko miasta ze względu na zasługi Mikołaja dla ojca (t. j. Łokietka) położone.

Stary Mikołaj Gerlak był więc historycznie młynarzem królewskim Łokietka i doznał pismem stwierdzonego uznania swych zasług. W r. 1335 już nie żył. Jeżeli się przypuści, że zmarł jako starzec, to mógł w końcu XIII w. współdziałać przy sprowadzeniu Rudawy z Mydlnik do Krakowa.

Kwestya pierwotnego ujścia Rudawy Dominikańskiej jest dość nie- pewną. Spadek prowadził oczywiście ku Wiśle na południowy wschód, a w chwili lokacyi Kazimierza w r. 1335 szedł wschodnią stroną Strado- mia, gdyż na to wyraźnie wskazuje ustęp przywileju lokacyjnego Kazimie- rza: „wszyscy... którzy między murami zamku krakowskiego do rzeki Rudawy, gdzie wpada do Wisły, już lokowani albo będą w przyszłości, do miasta rzeczonego Kazimierza... należeć będą". Atoli w dokumencie z r. 1458 oświadcza król Kazimierz Jagiellończyk „że rajcom i całemu ogółowi miasta Krakowa... dajemy... użytek wody Naszej z brzegu czyli rzeki Rudawy, która w fosie za kościołem św. Mikołaja pod

33

murami krakowskimi płynie przez młyny Nasze... z tym warunkiem, że ten użytek wody młynom Naszym szkodzić nie będzie..."

Widocznie więc jedna odnoga Rudawy Dominikańskiej odgałęziała się poza kościół św. Mikołaja i tamtędy szła do Wisły, lub łączyła się tu z Prądnikiem, który również jednem ramieniem płynął za kościołem po- wyższym, druga odnoga ku południowi na młyn Dominikanów jedno zaś z tycti ramion miało znowu odnogę na młyn Gerlaka (dziś Psia górka). Odnoga na młyn dominikański zniknęła w XIV w. W fosę miejską od bramy św. Mikołaja ku ulicy Grodzkiej, a stąd ku drugiemu ramieniu Rudawy okrążającej Kraków od zachodu i przez Stradom do starej Wisły, wprowadzono Rudawe na samym początku XV w., o czem świadczy przy- wilej z r. 1401, w którym król Jagiełło nadaje obywatelom krakowskim „wolność wykopania nowych rowów, zaczynając zewnątrz bramy św. Mi- kołaja, aż do bramy pod Zamkiem krakowskim, którą się wchodzi do Kazimierza... zapełnienia wodą i zarybienia".

Dominikańską Rudawe spożytkowało miasto ku obronie i wyzyska- niu jej siły poruszającej jeszcze w ten sposób, że od ulicy św. Marka odprowadzono z niej jeszcze jedno ramię na południe przez fosę miejską ku bramie Wiślnej, stąd dalej równolegle z pałacem biskupim, z ogrodami Franciszkanów i Kanoników, stamtąd na wschód między domem Długo- sza i Zamkiem, następnie między Zamkiem a kościołem św. Idziego za bramę grodzką, a z pod niej ku Stradomiowi, gdzie to ramię łączyło się z ramieniem drugiem, z pod klasztoru Dominikanów płynącem, ku Wiśle. W ten sposób całe miasto było otoczone ramionami Rudawy, a prócz pożytku ze wzmocnienia owoczesnej fort>1"ikacyi miejskiej zyskiwano przezto siłę poruszającą liczne młyny za bramą Szewską, Wiślną, pod Kurzą stopą (Zamkiem) i pod Bernardynami, oraz dopływ do licznych rybnych sadzawek, które otaczały miasto.

Z ramienia doprowadzającego wodę z Mydlnik odprowadzono część wody poniżej młyna kamiennego czyli górnego na południe przez Piasek na „młyny Królewskie" z odpływem do ramienia Rudawy przez Błonia płynącej. Ta młynówka zwała się „małą Rudawą" po niemiecku Faulrade (leniwą). Ten odpływ utrzymał się do dziś dnia i jest jedynym odpływem ramienia Dominikańskiego po skasowaniu odpływu, który okrążał Kra- ków. Przed paru laty zasklepiono ujście tego ramienia pod ulicą Garn- carską. W i-obzowie w r. 1585 kazał król Batory przeprowadzić ramię przez ogród pałacowy. Rozprowadzenie Rudawy na tyle ramion nie odpo- wiadało ilości jej wody, a wybudowanie na wszystkich ramionach licznych aktami udowodnionych młynów, dowodzi znakomitego wyzyskania całej siły wodnej i umiejętnego ujęcia koryt sziuzami, zatrzymującemi wodę miejscami, aby pod szluzą uzyskać większą siłę spadku. Nie brak w aktach dawnych użaleń na wpuszczanie do Rudawy kanałów i zanieczyszczania jej musiało to być siedlisko nieczystości i rozsadnik chorób.

A'. liuhowski. Dzieje Krakow.i 3

34

Wspomnieć należy jeszcze, że w miejscu, gdzie Rudawa za ulicą Św. Marka, za dzisiejszym kościołem Reformatów, do fosy miejskiej wpa- dała i bieg do kola miasta rozpoczynała, ustawiono budynek zwany rur- mus, w którym czerpano wodę Rudawy do wielkiej skrzyni (rząpi), za- pewne podniesionej dość wysoko nad poziom, z której od XIV w. pod- ziemnemi drewnianemi rurami rozprowadzano wodę po mieście do licznych studzien, a od wieku XV także do domów prywatnych.

Poniżej rurmusu nad brzegiem Rudawy dokoła miasta stały liczne łaźnie.

Do umocnienia fortyfikacyi przyczyniała się Rudawa nie wiele, bo ilość wody nie mogła wystarczać na szerokie ani głębokie koryto, była to po prostu wąska ocembrowana młynówka. Gdy w końcu XV w. za- częto Kraków lepiej fortyfikować, zamierzano więcej wody wprowadzić dokoła miasta, jak o tem świadczy przywilej króla Aleksandra z r. 1506.: „ponieważ (obywatele krak.) wodę rzeki Nieczeczy do obrony... miasta chcą sprowadzić tymże rzekę Nieczeczę przez obszar miejski Bło- nie płynącą, do stróży Naszej rybnej dotąd należącą... dać postanowi- liśmy"... Trudność nawrócenia jej koryta, a zapewne i koszta znaczne spowodowały, że zamiaru tego nie dokonano.

Do tych ramion okrążających Kraków miała Rudawa jeden tylko dopływ przez Piasek z pod górnego młynu ku rurmusowi t. j. za dzi- siejszy klasztor Reformatów. Gdy w czasie wojny Szwedzkiej w r. 1656 zniszczono ten dopływ przez zasypanie gruzem, zaniedbane i pozbawione dopływu wody koryta koło miasta, odżywiały się tylko deszczem i two- rzyły puste w czasie posuchy rowy. Sadzawki rybne licznie dokoła roz- rzucone, pozbawione przepływu stały się mokradłami.

Wilga wpadająca do Wisły z prawego brzegu nie miała znaczenia dla Krakowa, a Kazimierz posiadający grunta nad jej brzegami, więcej miał szkody z jej wylewów, niż korzyści z młyna nad nią będącego.

Wilga biegnie w licznych zakrętach z południa od Łagiewnik ku północy, a za Ludwinowem zwraca się ku wschodowi i wpada do Wisły naprzeciw Skałki. Mówiąc wyżej o zmianie koryta Wisły dokonanej w końcu XIII w., kiedy główne jej koryto zwrócono między Wawel a Skałkę, wy- jaśniono, że wtedy Wilga wiła się w korycie południowem, po Wiśle po- zostałem, a częściowo musiała się łączyć w tem korycie z wąską strugą Wisły, która od Skałki przez sadzawkę przepływała i z sadzawki dalej na południe za Kazimierz odpływać musiała.

Wdzieranie się Wisły z pod Zwierzyńca do Dębnik, kierowało wody jej wprost w dolny bieg Wilgi i musiało wpłynąć na chwilowe zmiany koryta Wilgi. Po ustaleniu się koryta Wisły za Kazimierzem po wielkich wylewach z końca XVi w. i w początku XVII w. Wilga utrzymuje się w dzisiejszym biegu z ujściem naprzeciw Skałki. Prawdopodobnie miała Wilga pierwej połączenia z licznymi stawami, które istniały dawniej na terytoryum dzisiejszego Podgórza, gdyż stawy te jako rybne potrzebowały odświeżania wody.

36

Wilga miała odprowadzoną młynówkę, która płynęła przez teryto- ryum dzisiejszego miasta Podgórza i obracała młyn pod górą Lassotą zaznaczoną ona jest jeszcze na mapie z r. 1779, poczem zasypaną została. Młynówkę nazywano rzeczką Cissową już w XIV wieku.

Rzeka Prądnik, wypływająca w Królestwie Polskiem za Pieskową Skałą, przebiegłszy dolinę Ojcowską wkracza koło Giebułtowa do Wiel- kiego Księstwa Krakowskiego i tu nosi nazwę Białucłiy. Od Prądnika Bia- łego rozdziela się, jedno ramię północne przechodzi przez Prądnik Czer- wony i Rakowice, drugie południowe przez Olszę, pod którą łączą się oba ramiona i za Piaskami i Dąbiem wpadają do Wisły.

W latach 1308--1358 Wisła w tem miejscu płynęła nieco niżej na południe (od Płaszowa ku Przewozowi i Brzegom), Prądnik więc odbywał dalszą drogę do ujścia.

Od Olszy ku poludniowo-wschodowi dotąd znajdujemy w terenie ślad trzeciego ramienia Prądnika, które po za obserwatoryum astronomicznem dąży do Starej Wisły.

W dokumentach XIV i XV wieku spotykamy transakcye dotyczące młynów na Prądniku i na Rudawie „za kościołem Św. Mikołaja". Zdaje się, że Rudawa (dominikańska) łączyła się tu z Prądnikiem i razem wpa- dały do Wisły. W r. 1659 znajdujemy wzmiankę, że koryto za św. Miko- łajem obrócone jest dalej ku Dąbiu.

Dokoła miasta były liczne stawy, odżywiane wodami Rudawy. Część była własnością królewską, nad którą czuwali osobni stróżowie, później wydzierżawiano dochody ze stawów, a dochód ten zwał się „stróżą rybną". Inne stawy były własnością miejską, a potem przechodziły na własność prywatną, zazwyczaj za opłatą rocznego czynszu. Dochowało się do dziś dnia tylko kilka a i te nie mają żadnego znaczenia dla braku przepływa- jącej wody: 1) Stawy na końcu ulicy Łobzowskiej z odpływem przez Czarną wieś ku Błoniom ; 2) Staw Zwierzyniecki, około 2 morgi powierz- chni mający na Półwsiu Zwierzynieckiem za dawnym pałacykiem biskupim, obecnie zasypywany ; 3) Staw w ogrodzie Zakaszewskich i 4) zagłębie w ogrodzie botanicznym ; 5) zagłębienia postawowe za szpitalem Św. Ła- zarza na Grzegórzkach i w Dąbiu. Niektóre z tych zagłębień ze stojącą wodą w porze deszczowej pochodzą jednak nie ze stawów, lecz z dołów cegielnianych. Wreszcie 6) sadzawka św. Stanisława pod Skałką.

Nie istnieją już, zasypane:

7) dwa stawy na Kawiorach, uwidocznione na mapie I. Affaiti z roku 1657; 8) Sadzawki od ulicy Szewskiej ku Zamkowi na gruntach dziś pod planty zajętych; 9) Dwie królewskie sadzawki na groblach; 10) Sadzawka na prawym brzegu Rudawy blisko ujścia do Wisły; 11) W Dębnikach, staw zwany „jezioro Jelitowskie" ; 12) Na południe, gdzie dziś planty pod- górskie, był staw królewski, zwany Kazimierskim; 13) Staw niegdyś kle- rykatury św. Michała na Zamku, pod górą Lassotą położony, z tyłu za wsią zwaną Zabtocie; 14) Stawy na Zabłociu ; 15) Stawiska z opuszczo-

Zakrzowe.

; '■- mrzemionii k ^^ >

BonccrpccL "^

Powiększona część środkowa mapy hydrograficznej z XV w.

38

nych koryt przedhistorycznych w Phaszowie; 16) Na wschód od murów Kazimierza za łąkami klasztoru Bożego Ciała sadzawka królewska, 17) sa- dzawki w Dąbiu i Grzegórzkach. Od wschodu Krakowa, gdzie cała dziel- nica powstała, kolo ulicy św. Gertrudy, była 18) wielka sadzawka „św. Se- bastyana" zwana także „Weisser See" i „piscina Leypinger", a pomiędzy nią i murami miasta 2 sadzawki pod Dominikanami i Gródkiem; 19) Kilka sadzawek na Wielopolu.

Na północ od miasta nie było żadnych sadzawek, ponieważ poziom podnosi się tutaj znacznie i Rudawa nie mogła dostarczyć dopływu ; od zachodu, południa i wschodu był Kraków otoczony wymienionymi wyżej młynówkami, stawami, sadzawkami, bagnami, mokradłami i wodami sto- jącemi w licznych zagłębieniach cegielni i rowów, był więc do pewnego stopnia strategicznie bronionym wodami, wody te jednak przeważnie sto- jące lub wolno płynące musiały całej okolicy nadawać piętno malaryczne.

Topografia obszaru miejskiego nie wiele zmieniała się w dawnych czasach, prócz nadsypywania i równania terenu, prócz nieco gościńców, rowów, młynówek i jazów, więcej zmieniała się tylko fizyonomia tego obszaru skutkiem pracy cywilizacyjnej, zmieniającej zwolna mokrą i pustą okolicę w ludne i pracowite siedziby, zabezpieczające się trwalemi muro- wanemi budowlami, wspólną organizacyą i wzajemną pomocą. Najazdy, wylewy niszczyły dawną osadę bez śladu od czasu zorganizowania jej i obwarowania przetrwała i trwa, zachowując ślady nieprzerwanej od Xlii w. pracy cywilizacyjnej.

Krypta św. Leonarda pod katedr,-) z XI w.

ROZDZIAŁ III.

Wyrobienie się własności indywidualnej pierwotna własność panującego upo- sażenie ducliowieństwa wyodrębnienie się majątku kapitulnego podział tegoż na prebendy najdawniejsze dyspozycye ziemią pochodzą od panującego i biskupów obszary prywatne zaludnienie obszaru biskupiego w Krakowie -- zmiany własności przez organizacyą miejską (lokacyą) - późniejsze dyspozycye panującego gruntami w obrębie miasta najdawniejszy ślad granic własności w dochowanych granicach parafialnych własność gminna dochody gminy z majątku, przedsiębiorstw, mo- nopolów, opłat i podatków podatki konsumcyjne, wolnice dzisiejsze dochody.

W epoce, w której pojawiają się pisemne wiadomości o Krakowie, wyrobiła się już własność indywidualna, na terytoryum miasta spo- tykamy własność panującego, duchowieństwa i jednostek prywatnycti, ale panujący rozdaje jeszcze ogromne obszary ziemi, w rękach prywatnych jest jeszcze bardzo mato, niewyzyskanie więc ziemi samo przez się zachę- cało do sprowadzania kolonistów i do zachęcania ich nadaniem ziemi dc osiadania, czynsz zaś przez nich płacony, oraz pewne daniny stanowiły zysk dla nadawcy ziemi.

Stosunki co do własności ziemi w pierwotnym Krakowie dadzą się zbadać stosunkowo głęboko w przeszłość, dzięki licznym dokumentom nadań kościelnych, chociaż brak wielu z najdawniejszych dokumentów. Jest ich stosunkowo dość dużo z XIII i XIV w., a z nich widzimy, że w epoce owej przeważna część własności w Krakowie należy do panują- cego, biskupa i duchowieństwa, bardzo niewiele do szlachty, reszta do mieszkańców, wywodzących swą własność albo z nadania panującego, albo od duchowieństwa. Chrześcijaństwo wprowadził do Polski panujący, od niego pochodzi pierwotne uposażenie katedr biskupich. Pierwszymi duchownymi, oczywiście pochodzącymi z zagranicy, byli biskupi misyjni i Benedyktyni, którzy wychowali sobie dalszy kler z krajowców. Po reakcyi pogańskiej za Mieszka II powtórzyło się sprowadzanie Benedyktynów i po- nowne wychowywanie duchowieństwa miejscowego. Najdawniejszy więc kler był zakonny, nietylko po prastarych klasztorach, jak w Trzemesznie, Mogilnie, -Łęczycy, ale i przy katedrach biskupich, skąd pierwotne uposa- żenie Kościoła było uposażeniem przeważnie siedzib Benedyktyńskich ').

') Karol Potkański: Opactwo na łęczyckim grodzie. Kraków 1901.

40

W miarę wyodrębniania się kleru otaczającego bisi<upa w jego sie- dzibie katedralnej od macierzystego opactwa, powstawał kler świecki, a to pociągało potrzebę rozdziału dochodów majątku między pierwotne opactwo a kler katedralny, przybierający nazwę kapituły. W roku 1092 darowała Judyta, druga żona Władysława Hermana, kasztelanię ctiropską kapitule krakowskiej, w tym więc roku widzimy już odrębny majątek kapituły, wiadomość zaś, że Władysław Herman zorganizował w r. 1098 kapitułę, każe się domyślać, że wtedy przeprowadził on podział zupełny majątku duchowieństwa, które obsługiwało katedrę krakowską, przeznaczając część ich kapitule, a zostawiając resztę może opactwu Tynieckiemu, bo ono prawdopodobnie było siedzibą duchowieństwa otaczającego biskupa kra- kowskiego w najdawniejszych czasach. Majątek kapituły początkowo po jej utworzeniu był wspólnym, kapituła tworzyła jakby klasztor, niedługo jednak nastąpił podział stały dochodów i majątku na prebendy między członków piastujących urzędy kapitulne: proboszcza, scholastyka, kusto- sza i t. d. oraz oddzielonym został majątek biskupa ').

Najdawniejsze dyspozycye własnością gruntową w Krakowie i oko- licy, o jakich wiemy, dyspozycyami biskupów: w r. 1184 wybudował biskup Gedko kościół Św. Fłoryana jak donosi Długosz w miejscu, gdzie uroczyście przyjęto relikwie tego świętego z Rzymu sprowadzone, a obdarzył dziesięcinami książę Kazimierz, tak książęcemi, jak wyproszo- nemi od biskupa. Stara ta dotacya pochodzi więc z majątku biskupiego, i może Benedyktyńskiego, oraz książęcego.

Nie posiadamy oryginalnych dokumentów fundacyi szpitala Św. Du- cha. Roczniki podają lata 1221 1223 jako datę założenia. Długosz jednak, wspominając, że oglądał te dokumenta, podaje r. 1220 jako datę, kiedy biskup Iwo założył szpital na Prądniku, powołał do niego braci szpitalni- ków zakonu św. Ducha z Wiednia, a na uposażenie dał im między innemi wieś nad Prądnikiem z młynem i Krowodrzę. Po napadzie tatarskim biskup Prandota przeniósł szpital ten w r. 1244 do Krakowa, oddając im kościół parafialny św. Krzyża. W dokumencie Zygmunta I z r. 1530'-), zatwierdza- jącym posiadłości klasztoru św. Ducha dodano bliżej, że Iwo nadał szpi- talowi obszerne miejsce na dom, łaźnię, ogród, stajnię przy kościele, a obok Krowodrzy całą płaszczyznę między Pędzichowem a Biskupiem, zwykłe Błoniem zwaną, i czynsze z domów za kościołem św. Walentego, dalej część dziedziczną mniejszego Prądnika. Dalszą wiadomość o dyspozycyi ziemią przez biskupa podaje znowu Długosz: „Iwo biskup krakowski z domu Odrowążów . . . wróciwszy do dyecezyi krakowskiej, mając w wielkiem po- ważaniu braci kaznodzieji z sobą przywiedzionych, zatrzymał ich jakiś czas w swym dworcu biskupim w domkach na ten ceł zbudowanych a w r. 1223

') Władysław Abratiam: Początek biskupstwa i kapituły katedralnej w Krakowie. Rocz. krak., tom IV, str. 177-200.

^) S. Tomkowicz: Szpital św. Duclia. Kraków 1892.

41

ulokował ich przy drewnianym l<ościele Św. Trójcy, tctóry był całego mia- sta parafią, przenosząc parafią do innego miejsca P. Maryi i dał im plac bardzo obszerny... i wybudował l\lasztor".

„W niektórych pismach zaś znalazłem, że biskup Iwo fundował i usta- nowił klasztor św. Trójcy w Krakowie w r. 1227". Przy wzmiankowanem wyżej przeniesieniu parafii od św. Trójcy biskup buduje kościół P. Maryi, a więc dysponuje gruntem i wyżej nieco położonym.

Widzimy więc, że do .\lll w. należy do biskupów cała wyższa co do poziomu część Krakowa koło kościoła św. Trójcy, P. Maryi, św. Krzyża, Floryana, dalej Krowodrza z przyległymi gruntami, część Prądnika, a w bez- pośredniem sąsiedztwie tych dóbr biskupich spotykamy własność Bene- dyktyńską. Posiadają oni grunt koło szpitala św. Ducha, koło kościoła Św. Floryana, który to grunt w r. 1258 odkupuje Bolesław Wstydliwy dla miasta, koło kościoła św. .Mikołaja, na Prądniku. Wskazuje to na trafność przypuszczenia, że pierwotnie duchowieństwo katedralne było Benedyktyń- skiem i że dopiero później uposażenie katedralne rozdzielone zostało mię- dzy biskupa, kapitułę i Benedyktynów.

Obok powyżej wymienionych gruntów duchownych spotykamy współ- cześnie głównie własność panującego: Do niego należy Łobzów, Czarna wieś, Piasek, książę obdarza posiadłością księży Franciszkanów, on jest patronem później powstałych kościołów parafialnych św. Szczepana i św. Anny ~ czyli cała zachodnia część miasta była własnością panującego.

Po za własnością biskupa i książęcia, wyżej wykazaną, i własnością ludności na niej osiadłej za czynszami lub robociznami, spotykamy bardzo mało innej własności prywatnej : od wschodu nad Wisłą leży mała wioska Bawół koło kościoła św. Wawrzyńca, należąca w r. 1278 do co- mesa Wawrzyńca de Bamvol, która potem przeszła na kapitułę krakowską, a wreszcie w niewiadomy bliżej sposób wniknęła w XIV w. w miasto Kazimierz, dalej Dąbie w roku 1254 należące do klasztoru Zwierzynie- ckiego, nabyte potem przez księcia, następnie przez klasztor Mogilski, a od tegoż przez miasto Kraków. Cystersi Jędrzejowscy mieli młyn na Prą- dniku i dworzyszcze w Krakowie. Z pośród szlachty posiadał prawdopo- dobnie wojewoda Sieciech grunt, na którym fundował koło 1100 r. kościół św Andrzeja. Największa rycerska posiadłość ciągnęła się od zachodu na południe Rudawy po Wisłę, która w XII w. przeszła na klasztor zwierzy- niecki. Mianowicie katalog biskupów krakowskich wspomina, że za cza- sów biskupa Mateusza (1144- 1165) „szlachetny Jaksa fundował dwa kla- sztory, jeden w Miechowie, drugi w Zwierzyńcu". Długosz mieni założy- cielem klasztoru Zwierzynieckiego Piotra Własta, teścia wyżej wspomnia- nego Jaksy. Do uposażenia tegoż klasztoru należały wsie: Zwierzyniec z Przegorzałami, Bielany, Bibice i Zabierzów. Jaksa wybrał się w r. 1162 na wyprawę krzyżową do ziemi świętej, bardzo zatem jest prawdopodo- bnem, że dla uproszenia błogosławieństwa bożego na daleką drogę przedtem fundacyą klasztoru stworzył (zmarł 1176).

42

Z dat powyższych stwierdzić możemy, że na począti<u XII w. Zwie- rzyniec byl w posiadaniu Jaksy, który może otrzyma! go za żoną od Piotra Wlasta. Posiadłość ta ciągnęła się dalej na zachód, obejmując Prze- gorzały i Bielany co nas tu nie obchodzi granicę południową sta- nowiła Wisła, północną była Rudawa, z której na młyn klasztorny zwró- cono kolano na wschód przekraczał Zwierzyniec to ramię i obejmował jeszcze części dzisiejszych Błoń za Smoleńskiem, dotąd w posiadaniu kla- sztoru będących. Błonia nie należały do terytoryum miejskiego w r. 1257, bo dopiero w r. 1366 nabyto je od klasztoru Zwierzynieckiego drogą za- miany za kamienicę na rogu ulicy Floryańskiej.

Granicą między gruntami książęcemi a biskupiemi, biegnącą z północy na południe od Krowodrzy ku zamkowi, była według przypuszczenia Za- chorowskiego ') droga krajowa, oczywiście nie zbyt prosta, bo musiała biegnąć miejscem suchszem, a na załamania jej wpłynęły niewątpliwie także siedziby mieszkań na wygodniejszych miejscach urządzone i powolne nadsypywanie poziomu.

Grunt biskupstwu pierwotnie przez panującego nadany widocznie wcześniej się zaludnił, bo na nim spotykamy na początku XIII w. główną część osady i rozdrobienie na prywatną własność, podczas gdy kompleks gruntów panującego na zachodniej stronie przedstawia się jako pusty i do- piero później organizują się tam gminy Czarnej wsi i Nowej wsi, połu- dniowa kończyna koło zamku, Żabikruk pozostaje w ręku panującego do r. 1422, w którym go oddaje miastu. Zdaje się, że Łobzów był pier- wotnie siedzibą panującego, a owe grunta okoliczne były po prostu Zwie- rzyńcem zaludnionym zrzadka ludnością, do powinności, zwłaszcza przy polowaniu, zobowiązaną.

Lokacya z r. 1257 zmieniła z gruntu stosunki topograficzne i wła- sności. Wąska a wydłużona osada na biskupim gruncie była za małą na miasto zakrojone na sposób zachodni, z ulicami, placami, rozszerzono ku zachodowi. Możliwem to było za zgodą księcia i biskupa. Akt lokacyi z r. 1257 wydany przez księcia, podpisany także przez biskupa, musiał więc być wynikiem porozumienia, a w szczególności zezwolenia biskupa na oddanie jego osady pod przyszłe miasto.

Z chwilą lokacyi nie gasła własność prywatna, jaka w obrębie mia- sta istniała, lecz przechodziła pod jurysdykcyę miejską, natomiast prawa biskupie, odstąpione, jak się zdaje księciu, a przez tegoż miastu, i prawa księcia do ziemi, uległy zasadniczej zmianie przez upoważnienie wójtów do dyspozycyi imieniem miasta nadanymi gruntami w sposób określony w przywileju lokacyjnym, czyli miasto nabywało na zakreślonem mu tery- toryum prawo do własności tak zwanej podzielonej, bo mimo prawa mia- sta do dysponowania ziemią, uważano grunt za własność panującego, gdyż wobec braku systemu poboru danin na rzecz państwa, dochód tegoż,

') Kraków biskupi. Rocz. kralc. T. VIII.

43

względnie dochód panującego, składał się z czynszów ziemnych i pewnych zastrzeżonych opłat, mających charai\ter więcej prawno -prywatny, niż pu- bliczny, obdarowany zaś ziemią nabywał wieczyste prawo użytkowania ziemi z obowiązkiem uiszczania tych opłat. Z późniejszych faktów zało- żenia przez Kazimierza W. miast Kazimierza (1335) i Kleparza (1366) na gruntach, które w r. 1257 przeznaczone były dla Krakowa i to założenia bez żadnej opozycyi ze strony Krakowa, dochodzi się do wniosku, że na- danie uprawniało miasto do objęcia w użytkowanie całej przestrzeni, o ile zaś nie miało siły skorzystać z niej, o ile pozostawiło pewne przestrzenie nie wyzyskane, zaniedbana przestrzeń uważała się niejako za uwolnioną, niepotrzebną miastu i panujący dysponował nią na nowo.

Jeszcze co do Kazimierza zachodzą częściowo pewne wątpliwości: mianowicie bieg Wisły około r. 1257 nie jest zupełnie pewny, nie wiadomo na pewne, czy wówczas nie szła już jaka odnoga jej między Skałką a Wa- welem, — a w takim razie nie wiadomo, czy lokacya z r. 1257 obejmo- wała terytoryum po odnogę, czy po samo główne koryto pod Lasotą w każdym razie obejmowała Stradom a ten przydzielono do Kazimie- rza przy urządzaniu tego miasta w r. 1335. Grunta Kleparskie niewątpli- wie nadane były w r. 1257 Krakowowi, wszak w r. 1258:

...Bolesław Wstydliwy wiadomo czyni, że... opatowi Tynieckie- mu... za zamianę gruntu, który koło kościoła św. Floryana do tego kla- sztoru należał, który miastu Krakowowi i osadnikom tego gruntu dołą- czyliśmy, daliśmy część lasu dotykającą posiadłości rzeczonego klasztoru . . . nie naruszając prawa młyna i karczmy, które od dawna klasztor rzeczony w Krakowie posiada..."

W przywileju Kazimierskim nie ma mowy o nadaniu terytoryum, jest tylko ogólnikowa organizacya „na nowo" według prawa magdeburskiego „obywatelów tam przemieszkujących" przyjmuje więc jakieś terytoryum „tam" powszechnie znane, zdaje się, że rzeczywiście ograniczone fakty- cznie, bo przywilej wspomina o „murach" miasta Kazimierza i przydziela do niego tych, którzy między „jego murami a murami zamku" loko- wani (Stradom).

W przywileju dla Kleparza z r. 1366 również niema nadania teryto- ryum tylko nadanie organizacyi niemieckiej „miastu, które było ulokowane na przedmieściu miasta Krakowa koło kościoła św. Floryana", obietnica otoczenia go murami, nigdy nie wykonana i przyznanie współużywania pastwisk krakowskich.

Przyczyną, że Kraków nie występował ze swemi prawami do tery- toryum przeznaczonego pod Kazimierz i Kleparz było, jak sądzę, to, że miasto w średnich wiekach musiało być obwarowanem, i że koszta tego obw^arowania osad pod kościołem św. Floryana i pod Skałką chciano złożyć na mieszkańców tych osad i panującego, a jedynym do tego środ- kiem było zorganizowanie tych osad w odrębne miasta.

44

Oprócz lokacyi Kazimierza i Kleparza na gruncie przeznaczonym w przywileju z r. 1257 pod Kraków spotykamy i później dyspozycye pa- nującego częściami tego gruntu, z czego wnosić należy, że nadanie, przy- wilej panującego dawał tytuf do własności, lecz nabycie własności nastę- pywało dopiero przez okupacyę nadanego gruntu. Jeżeli grunt nadany lub część jego pozostała nieobjęta fizycznie, panujący po jakimś czasie dyspo- nował nim na nowo, jakby swoim lub niczyim. W obrębie murów miasta skupiona gęściej ludność zajęła faktycznie grunta w posiadanie i to sy- stematycznie według pewnego planu, jak tego dowodzi regularność ulic, które tylko tam skrzywione, gdzie tego cel wymagał, n. p. ulica Bracka dla dostępu do kościoła Franciszkanów, zagięcie ulic św. Marka koło Re- formatów, Poselskiej koło kościoła św. Józefa, gdzie mur zewnętrzny za- ginał się półkolem, zaczem ulica musiała się zagiąć odpowiednio. Inaczej było poza murami miasta. Ogromnego obszaru, ogólnikowo w przywileju określonego od I^rądnika po Wisłę, nie mogły początkowo opanować siły młodego organizmu miejskiego, dlatego to na części tego obszaru lokował król miasta Kazimierz i Kleparz, dlatego w ręku jego pozostał Żabokruk pod Zamkiem za domami Kanonicznymi po Wiślną bramę, którą to prze- strzeń na nowo darował król miastu w r. 1422, kiedy toż zapotrzebowało faktycznie tej przestrzeni na rozszerzenie obwarowania miasta z tej strony.

Od czasu zorganizowania się Krakowa w gminę odróżnić należy od prywatnej własność publiczną gminną, służącą na uposażenie miasta i na wspólny pożytek mieszkańców. Miasta tej epoki prowadziły jeszcze obok liandlu i przemysłu także gospodarstwo rolne, potrzebowały więc lasów i pastwisk. Służyły do tego przestrzenie poza murami miasta. Na potrzeby publiczne obok rozmaitych opłat gminnych, ważny dochód stanowiły do- chody z nieruchomości, miasto więc nabywa potem po kolei Grzegórzki, Dąbie, Czarną wieś. Kawiory, Piaski, Blich i Gaj '). Najstarszym śladem dawnych granic własności granice parafij, gdyż powstały one w zna- cznej części przed lokacyą z r. 1257, która przez zakreślenie obszaru mia- sta na terytoryum częścią pierwej biskupiem, częścią książęcem i prywa- tnem, zatarła granice pierwotne tych posiadłości a granice parafialne pozostały dotąd prawie bez zmiany.

Rozszerzanie chrześcijaństwa w wiekach średnich postępowało w ten sposób, że pierwsi misyonarze, obok nauki udzielali Sakramentów, przy- gotowywali krajowców na księży, którzyby dalej ich dzieło prowadzili. Sakramentu kapłaństwa mogą udzielać tylko biskupi przeto misyę podejmowali zazwyczaj tylko oni: (Święci: Wojciech, Bruno, Otto i t. d.). Katedra lub kościółek biskupi był dla całej okolicy, nieraz dla całego kraju, jedyną świątynią, miejscem Sakramentów i pieczy dusz czyli parafią.

') Piaski kupiło miasto w r. 1615 od Gutteterów, Blicli w r. 1631 od Zygmunta 111, Gaj w r. 1765 za kapitał otrzymany jako odszkodowanie od Rzplitej za zniesienie wolności cłowej. Nadto kupiło miasto kawałki Prądnika: Montelupiowskie i Jezuickie górę kamienną za Wisłą (część góry Lassoty).

45

Z postępem wiary budowali możni kościoły i kaplice, osadzali przy nich księży kapelanów, ale były to tylko prywatne domy służby Bożej dopiero w miarę potrzeby biskupi nadawali tym kościołom prawo udzie- lania chrztu, grzebania zmarłych i innych Sakramentów, wogóle sprawo- wanie pieczy dusz.

Pierwszą więc parafią w Krakowie, jak wszędzie, była katedra bisku- pia dla całej dyecezyi.

Oczywiście wobec wielkości dyecezyi stan taki niemógl długo się utrzymać, powstały więc nowe kościoły bardzo niedługo, w końcu XI i początku XII wieku, były to kapelanie tylko początkowo. Dopiero w końcu XII wieku zaczęły się kapelanie przemieniać w parafie, a w XIII w. proboszczów nazywano kapelanami.

Pod datą 1223 r. czytamy wzmiankę, że przed osadzeniem 00. Do- minikanów przy kościele św. Trójcy przez biskupa Iwona Odrowąża, kościół ten był parafialnym dla całego Krakowa, a dopiero w tymże r. 1223 przeniósł tenże biskup parafię do kościoła N. P. Maryi.

Początek więc tej pierwszej krakowskiej niekatedralnej parafii św. Trójcy przypada prawdopodobnie, tak jak wogóle powstanie innych pa- rafij w Polsce, na połowę XII w.

Drugim najstarszym parafialnym kościołem był, podług powyższego, kościół Maryacki, do którego przeniósł biskup Iwo parafię od św. Trójcy.

Trzecim był, jak się zdaje, kościół W\V. Świętych (na placu przed Magistratem) tuż koło Grodzkiej ulicy, spotykamy go bowiem wśród najdawniejszych parafij, a zbudowano go koło r. 1228, prawdopodobnie więc jako parafialny, jako zastępstwo oddanego Dominikanom kościoła Św. Trójcy dla najbliższego jego sąsiedztwa. (Po zburzeniu tego kościoła w r. 1838, przeniesiono parafię do kościoła św. Piotra.)

Czwartym był kościół św. Krzyża, zbudowany koło r. 1200 przez biskupa Pełkę, przy którym osadził biskup Prandota w r. 1244 szpital braci św. Ducha, oddając im ten kościół wraz z pieczą dusz.

Piątym był kościół św. Szczepana na placu zw. Szczepańskim. Data powstania niewiadoma, prawdopodobnie co najpóźniej połowa Xlii w., gdyż spotykamy go już na początku XIV w. jako liczną i obszerną parafię.

W rzymskicłi spisach składek Świętopiotrowych z początku XIV w. (1310, 1326, 1335 r.) wymieniono jako parafialne między krakowskiemi kościołami, wyżej podane, oraz kościoły: św. Stanisława na Skałce, św. Jakóba i św. Wawrzyńca (na Kazimierzu), św. Mikołaja (na Wesołej) i Zwierzyniecki.

Kościół Św. Jakóba na południe od Skałki koło dzisiejszej ulicy Ska- wińskiej miał być fundacyą Strzemieńczyków, a początki jego, podobnie jak początki kościoła św. Wawrzyńca (róg ulicy św. Wawrzyńca i Daj- woru) fundacyi podobno Duninowskiej, nie wiadome, w każdym razie bardzo dawne.

46

Kościoły Św. Wawrzyńca i św. Jakóba byty parafialnymi osad wiej- si<ich i<olo nich się znajdujących. Doi\ument jeden z r. 1313 mówi o ko- ściele Św. Jakóba jako o przedmiejskim.

W r. 1312 dziedzice wsi Bawołu (za kościołem Bożego Ciała, ku górze Lasocie) zrzekli się patronatu nad kościołem św. Wawrzyńca na rzecz kapituły krakowskiej za uwolnienie ich od dziesięciny rolnej na rzecz tego kościoła; kościół ten był więc parafialnym dla Bawołu, a po urządzeniu osady pod Skałką, jako „miasta Kazimierza" w r. 1335, zna- lazł się w jego obrębie; podobnie kościół Św. Jakóba z przedmiejskiego kościoła stał się miejskim. Kazimierskim.

W r. 1412 oddano Kanonikom Regularnym przy kościele Bożego Ciała także pieczę dusz parafii św. Wawrzyńca. Za czasów Długosza dzie- lił się Kazimierz na 3 parafie : Skałki, św. Jakóba i Bożego Ciała.

Na Skałce oddano w r. 1471 pieczę dusz Ojcom Paulinom sprowa- dzonym tu z Częstochowy.

Kościoły Św. Mikołaja na Wesołej, św. Salwatora na Zwierzyńcu i Św. Floryana kolegiacki na Kleparzu, byty parafiami przedmiejskiemi, a po stworzeniu z Kleparza samoistnego miasta w r. 1366, stał się kościół Św. Floryana główną farą Kleparza.

W końcu XIV w. przybywa w Krakowie nowa parafia św. Anny. Pierwsza wzmianka o kościele tym pochodzi z r. 1381.

Doliczając Zwierzyniec i Wesołą do dzisiejszego Krakowa, ma Kra- ków 1 1 parafij.

Mówiąc o dawnym Krakowie, który obejmował tylko dzisiejsze śródmieście w obrębie plant, wypadnie parafij pięć: P. Maryi, WW. Świę- tych, Św. Krzyża, św. Szczepana i św. Anny.

Na początku XIV w. /aszly spory między proboszczami co do gra- nic parafialnych, zaczem biskup Jan w r. 1327 ustalił takowe, zapewne nie zmieniając stanu dawniejszego.

Skutkiem założenia później parafii św. Anny, zmieniły się nieco gra- nice, ale sądząc po stanie XV w. opisanym przez Długosza, pozostały do dziś prawie niezmienione ').

Skutkiem przewrotów politycznych utraciło miasto część dawnych nieruchomości, nieład bowiem w gospodarstwie spowodowany zmianami rządu, niepozwalał na zwrócenie należytej uwagi na obronę majątku roz- rzuconego po dużej przestrzeni. Przyczyniło się do tego i pomieszanie majątku gminnego z majątkiem Rzptej. Krak. 1815-1846, skutkiem czego rząd austryacki wchodząc jako podmiot majątku b. Rzptej. Krak. objął

') W r. 1808 utworzy! rząd austryacki dla katolików obrządku greckiego parafię przy kościele św. Norberta, opuszczonym przez PP. Norbertanki ze Zwierzyńca, Pod- legała ta parafia unicka do r. 1851 biskupowi chełmskiemu, od tegoż roku przemy- skiemu. Do parafii należą wszyscy grecko-katolicy W. Księstwa Krakowskiego i obwo- dów wadowickiego i bocheńskiego.

ii'- "^

48

i część majątku ziemskiego n. p. Stary Teatr (odkupiony w r. 1893), dom Dyrekcyi skarbu i policyi przy ul. Kanoniczej i inne.

Nowe teorye ekonomiczne, zdążające do skupienia nieruchomego majątku w ręku gminy, znalazły oddźwięk w ostatnicti latach w zarządzie miejskim i obecnie zakupuje gmina znaczne obszary, zwłaszcza pod mia- stem, celem racyonalnego gospodarstwa i pozostawienia zysku z parcela- cyi w rękach gminy na cele publiczne.

Majątek Krakowa byl w półtora wieku po założeniu miasta wcale duży, a roczne dochody z tego źródła zajmowały co do swej wysokości pierwsze miejsce w budżecie. Tu należały więc: Place i domy, kilka sta- wów, trochę ogrodów, wsi wymienione w poprzednim rozdziale, liczne kramy na rynkach i placach, budy i stragany, bądź to stale, bądź tylko na czas jarmarków ustawiane. Łaźni ma miasto trzy już w r. 1358, „Sme- terhaus" koło ratusza t. j. halę targową, gdzie mieli swoje kramy różnego rodzaju rzemieślnicy. Browar kupuje miasto w r. 1399, sołtysostwa na wsiach wydzierżawiano pewnie tak, jak w Grzegórzkach. Wprawdzie zada- niem miasta byl przemysł i handel, lecz w wiekach średnich nie zatracają miasta zupełnie charakteru po części osad rolnych, posiadają więc pastwi- ska, z których każdy może korzystać; miasto pobiera za to drobną opłatę (pecunia pastoralis). Dochód z majątku nieruchomego miasta był dawniej głównem źródłem pokrycia wydatków publicznych, dalej pochodził on z przedsiębiorstw gminnych oraz z opłat publicznych, które pobierano z monopolów wagi, topni, składu i przewozu trunków, postrzygalni, z taks od nadania obywatelstwa, od mierzenia słodu, myta od wozów na utrzymanie dróg, cła od trunków wreszcie z podatku, zwanego szosem, pobieranego od domów, handlów i przemysłów. W r. 1475 kupiło miasto wójtostwo, a jest to także źródło dochodów. Spotykamy inne po- zycye, drobne, nieregularne, które wpływają do kasy ze sprzedaży siana z pastwisk, drzewa z lasów, lub też ze sprzedanych zapasów zbytecznych, n. p. sukna, ołowiu i zyski ze sprzedaży części majątku gminy.

Z kamieniołomów miasto zysków nie miało, ale pokrywało z nich wszystkie swoje potrzeby. Miało dalej własną cegielnię na Błoniach koło Zwierzyńca, nadto wapiennik koło kamieniołomów. Z wymienionych przed- siębiorstw miejskich, ostatnie było najwydatniejsze. Wydatne zyski przyno- siła t. zw. świdnicka piwnica, ale tylko w średnich wiekach. Była to pi- wiarnia, którą miasto urządziło w piwnicach ratusza. Specyalność jej stano- wiło piwo ze Świdnicy. To przedsiębiorstwo prowadziło miasto na swój rachunek. W r. 1456 wydał Kazimierz Jagiellończyk zakaz przywozu piwa z zagranicy, jak mówi, z powodu zmniejszenia się wyrobu piwa w mieście, a wskutek tego i spadku dochodu króla, w którego młynach szrotowano słód. Bardzo możliwe jednak, że powód zakazu był raczej polityczny w celu zaszkodzenia handlowi Szląska. Wskutek tego musiano zamknąć i piwnicę świdnicką. Zamkniętą też ona jest do r. 1501, kiedy znów Jan Olbracht zezwolił na przywóz piwa ze Świdnicy, ale tylko na rzecz rady miejskiej,

49

tak, że piwnica świdnicka, którą znów otworzono, miah na wyszynk piwa monopol. W roku 1540 rada piwnicę ze względów moralności zamknęła, a piwnicę wynajęła. Miasto brało nieraz w dzierżawę dochody królewskie z korzyścią dla skarbu publicznego, bo miasto miało lepsze siły do admi- nistracyi, a pozbywając się kłopotów z dzierżawcami, mogło nadto i do- chód pewien zapewnić dla swego skarbu. Pod koniec wieku XIV i w po- czątkach w. XV, dzierżawi ono niejednokrotnie stróżę i cło od śledzi. Ryby stanowiły dawniej bardzo ważny przedmiot konsumcyi, zwłaszcza wobec ścisłego przestrzegania dni postnych, bardzo licznych. W znacznej ilości dostarczała ich płynąca przez Błonia Rudawa, tu Niecieczą zwana. Znajdowały się tam urządzenia przeznaczone dla hodowli ryb. Cały ten obszar, obejmujący oba ramiona Niecieczy i kilka sadzawek, obejmowano nazwą stróży ryb. Z cła od śledzi spotykamy w rachunkach miejskich dochody w latach 1390-1397.

Monopole posiadał Kraków od dawnego czasu. Spotykamy je już w r. 1302. Było to prawo utrzymywania pewnych urządzeń i przedsię- biorstw, z których prawie każdy korzystać musiał, i pobierania od nich opłat na cele miejskie. Tu należały wagi, topnia, skład i przewóz trun- ków, postrzygalnia.

Z wyjątkiem niektórych przedmiotów, które nie podlegały obowią- zkowi ważenia w wagach miejskich i które wolno było ważyć prywatną wagą, inne musiały być ważone na wadze miejskiej, a choćby kto nawet z niej nie korzystał, to i tak ciężył na nim obowiązek złożenia opłaty na rzecz miasta. Był to więc podatek pobierany od obrotu. Wagi miało mia- sto dwie: wielką „die grose woge" głównie dla ołowiu, miedzi i małą dla innych towarów. Znajdowały się w rynku obok Sukiennic.

Prawo topienia łoju stanowiło także monopol miasta. Wyraźnie sta- nowi wilkierz, ani w mieście ani nawet poza miastem łoju topić nie wolno, lecz jedynie w topni miejskiej, a to ze względu na smród, jak i może w wyższej mierze na niebezpieczeństwo ognia. W początkach XV w. przybyła topnia wosku. Topnia srebra łączyła się bardzo ściśle z wagą srebra, w rynku, obok wag. Od r. 1392 wystawiono drugą topnię poza miastem.

Monopol miasta na składanie przywiezionych beczek wina i piwa do piwnic, względnie także na ich przewóz, istniejący w Krakowie już w r. 1335, nazywano Schrottwagen "')•

Gdy wino miało iść do piwnicy, lub gdy miało się je przewieść z piwnicy do piwnicy, lub gdy je trzeba było wynieść z piwnicy i wsadzić na wóz, na wywóz z miasta, nie wolno liyło robić tego przy pomocy na- jętych lub własnych ludzi, musi się wzywać szrotmajstra.

') Co właściwie znaczy słowo „schrott" nie wiadomo na pewno; podobno ttó- niaczyć to należy jal<o składanie do piwnicy.

K. Bąkowiiki. Dzieje Krakowa. 4

50

Przy piwie chodzito nie tyle już o składanie beczek do piwnicy, lecz głównie o przewóz. Podlega szrotowi przewóz wtedy, jeśli piwowar sprze- daje beczki drugiemu piwowarowi lub szynkarzowi do sprzedaży. Nie pod- lega, jeśli piwo sprzedaje wprost konsumentowi. Szrotmajster, który miał zarząd szrotwagenu, nie dostawał wprost pieniędzy za przewóz, lecz zna- czki, na dowód że już za szrot zapłacono ; żądający przewozu kupował je na ratuszu. Byty to blaszki z miedzi; pierwotnie zdaje się tylko jednego rodzaju, okrągłe. Znaczki te zwą po łacinie signa, po niemiecku czechen albo czelclien, po polsku później cechy. Po wprowadzeniu innych zna- czków, zwano okrągłe staremi. W r. 1488 wprowadzono nowe znaczki, mianowicie w formie małych trójkątów i kwadratów, z wybitą cyfrą.

Dwie postrzygalnie sukna ma już miasto w r. 1358. Szło przy nich o to, by przez urządzenie odpowiednie zapobiedz oszustwu przy wymiarze towaru, który trzeba było mierzyć na łokcie, a więc przedewszystkiem sukna. Miasto wydzierżawia postrzygalnie, które stanowią monopol, pe- wnym osobom t. zw. gewandscherer, którzy mają wymierzać sukno na łokcie żądającym tego. Miasto też stanowi taksę za czynność. Prócz zabezpieczenia pewności obrotu tkwił w tem i podatek, jak widać z tego, taksa stosuje się do cen sukna, silniej obciąża dobre, słabiej gorsze gatunki.

Dalszy dochód miasta polegał na poborze opłat za pewne usługi miasta. Tu zaliczyć trzeba i opłatę za przyznanie obywatelstwa, gdyż zali- czenie petenta w szereg obywateli oddawało mu pewną usługę, nadawało mu prawa prowadzenia handlu, przemysłu, wolność cła od sukna i t. p. Dalej należała tu do r. 1431 opłata od pomiaru słodu, do połowy zaś XVII wieku opłata wodociągowa, zwana Rorne i rorgeld. Już w r. 1399 rozpoczyna Kraków pracę koło wodociągów. Od r. 1441 spotykamy się z dokumentami, które wystawiają rajcy na rzecz poszczególnych mieszczan, pozwalające im na przeprowadzenie rur od wodociągu miejskiego. Dzieje się to z reguły za opłatą. Mostowe, zwane później mytem, stanowi od- szkodowanie za użycie drogi; otrzymuje je miasto od Jana Olbrachta dopiero w r. 1501. Tylko wozy z towarami płaciły mostowe, próżne nie. Do kontroli służyły blaszki z literami bramy, odrębne na opłatę po gro- szu i po pół grosza.

W rzędzie miejskich dochodów pierwsze miejsce zajmuje podatek gminny od różnych rodzajów przychodów zwany szosem.

Wilkierz z r. 1385 mówi, szos się pobiera tylko w razie potrzeby. Takich podatków, które razem noszą ogólną nazwę szosu było trzy: 1) podatek gruntowo-domowy, 2) od zysków z handlu i przemysłu, 3) od majątku, dalej od sklepów, od kramów, od jatek na mięso, i od stołów (straganów). Szos od majątku opłacał się zarówno od pieniędzy jak i od zasobów niepieniężnych, wynosił on prawie 1 "/„ majątku.

Cła od sukna płacili wyłącznie obcy, wolni zaś byli od niego ci, którzy mieli prawo obywatelstwa miejskiego. Prawo poboru cła od wina

51

dostaje miasto dopiero w r. 1493. Opfacać je musieli wszyscy mieszkańcy, bez względu, czy mieli tu obywatelstwo lub nie. Było to jedno z najwa- żniejszych żródet dochodu miasta. Finanse Krakowa w wiekach średnich

dokładnie znane jako opracowane monograficznie przez S. Kutrzebę '), natomiast dzieje ich od XV''I w. nie mogą być w całości zebrane, gdyż

') Stanisław Kutrzeba: Finanse Krakowa w wiekach średnich. Rocznik krak. T. iii. Tenże: Piwo w średniowiecznym Krakowie. Rocznik krak. T. I

52

źródła urzędowe, spisy dochodów i wydatków miejskich ogłoszone dotąd tylko fragmentarycznie '). Z rachunków tych widać, że średnio- wieczny system przetrwał do końca Rzpitej z bardzo małemi zmianami. W r. 1586 największą cyfrę dochodu przedstawia opłata od wina, podobnież w r. 1611. Memoryał z r. 1787, podany królowi, wylicza w dochodach prócz majątku nieruchomego: z wag 10.000 złp., z win 7.784, z brycznego 1.430, wózkowego, i brukowego 13.686, od redut i widowisk 575, od przyjmu- jących prawo miejskie 1.050, za pożyczanie miarek w dni targowe 126, od cechowania miar 75, od świątniczan i garbarzów zamiejscowych 236, wreszcie subwencyą ze skarbu Rzpitej 8.000 złp.

W czasach wojennych na pokrycie kontrybucyj najeźdźców wybierano osobno składki przymusowe w miarę majątku od obywateli, klasztorów, cechów.

Z powyższych danych wynika, że miasto obciążało podatkami kon- sumcyjnymi głównie trunki. Drożyzna innych środków spożywczych za- leżała od opłat od bydła, zboża i mąki przed dowiezieniem do miasta pobieranych i od możliwego wyzysku rzeźników i piekarzy, którzy złą- czeni w cechy tworzyli do pewnego stopnia jakby dzisiejszy kartel, zwła- szcza, że od wieku XV poczynając eksport bydła i płodów rolniczych z Polski dochodzi w ciągu stu lat do wielkich rozmiarów i produkty spo- żywcze silą rzeczy drożeją wewnątrz kraju. Cyfrowe porównania cen z przeszłością nie miałyby żadnego celu, wobec ciągłej zmiany wartości pieniędzy; ta lub owa cyfra dawnych grzywien, złotych, lub groszy, jest dziś niezrozumiałą, dopiero porównanie świadczeń, jakie w przeszłości za pewną jednostkę monety można było otrzymać, z jednostkami mo- nety, jakie dziś za to samo świadczenie zapłacić trzeba, daje pewien punkt porównania, atoli tylko co do każdego świadczenia lub przedmiotu, n. p. w r. 1396 wydali urzędnicy królewscy razem z magistratem krakowskim, cennik żywności i towarów, w którym oznaczono między innemi : miarę pszenicy 7 groszy, mąki pszennej 5 groszy, owsa 2 grosze, jęczmienia 3 grosze, korzec grochu 2'/.. groszy, korzec prosa 3 grosze, korzec maku 1 grosz i t. d., 2 dobre kurczęta 1 grosz, zając 2 grosze, cielak tuczny 6 groszy i t. d. Według cennika z r. 1413 kosztował funt cynamonu nieco więcej niż fura drzewa t. j. 2'/,^ grosza, funt pieprzu 16 groszy, za co można było dostać równocześnie 16 łokci sukna zwanego „gołcz". Łót szafranu naznaczono na 2V„ grosza i t. d.

Zarząd miasta bronił się przeciwko drożyźnie przedewszystkiem przez uzyskanie t. zw. wolnie, t, j. wolnych targów w pewien dzień tygodnia, na które można było dowozić żywność bez opłat celnych i sprzedawać po cenie dowolnej. W Krakowie była jedna taka wolnica na Pędzichowie, gdzie sprzedawano pieczywo we wtorki, druga mięsna na Kazimierzu, czynna

') Po rok 1586 w „Prawach i statutach kr." Fr. Piekosińskiego, kilka cyfr z XVII i XVIII w. W „Zbiorze wiadomości o magistratach" J. W. Smoniewskiego (Kraków 1868).

53

w soboty. Królowie, którzy z produkcyi cechów ciągnęli bardzo znaczne zyski pośrednie (młyny, jatki), niechętnie zezwaiah" na „wolnice" ; ograni- czali nawet to tradycyjne prawo, natomiast starah" się zapobiegać droży- źnie mięsa uwalniając bydło, pędzone na rzeź do miasta, od licznych ceł drogowych i mostowych. Z drugiej strony mieszczanie sami hodowali sobie nieco bydła, mając pastwiska miejskie na ich własny użytek wyłą- cznie prywatny. Następnie układała Rada miasta taksy, starała się równo- cześnie pomnażać liczbę wytwórców wewnątrz samych organizacyj cecho- wych. Dziś nie mogą gminy same nic zdziałać, bo na ceny wpływają wobec ułatwień komunikacyjnych stosunki międzynarodowe, na które może wpływać tylko większy, potężniejszy organizm t. j. państwo, przez całą swą politykę ekonomiczną. Obok drobniejszych usiłowań gminnych powstają nadto spółki spożywcze, to jest związki konsumentów łączących się w obronie własnych interesów przeciw możliwemu wyzyskaniu poło- żenia przez producentów.

Po upadku Rzpltej polskiej wśród kilkakrotnych zmian rządu, zmalał majątek dawny a natomiast przyszły do znaczenia większe świadczenia na rzecz państwa, niż na rzecz gminy.

Obecnie oprócz bezpośredniego podatku gminnego, wodociągowego i od biletów tramwajowych, oraz opłat za pewne świadczenia, pobiera się podatek gminny w formie pewnego procentu od podatku państwowego (dodatki do podatku), a źródło to jest stosunkowo szczupłe do dochodów miasta z jego własności i przedsiębiorstw : gazowni, elektrowni i targowicy. Znaczny nadto dochód przynoszą podatki konsumcyjne, tak dzierżawione od rządu (akcyza) jak samoistne gminne.

Obecny majątek gminny, prócz Błoń, plantacyi i kilku posiadłości, jest nowym dorobkiem, kolejno nabywanym w ostatnich kilkudziesięciu latach. Według inwentarza przedstawia on wartość około 39 milionów ko- ron, długi wynoszą około 21 milionów. Dochód i rozchód roczny budże- towy wraz z dochodami przedsiębiorstw wynosi 7 milionów.

Podziemia katedry i trumnami królewskiemi.

^.^ /

ROZDZIAŁ IV.

Przywilej lokacyjny z r. 1257 Prawo niemieckie ratusz urząd radz'ecki urząd wójtowsko-lawniczy rajcy i ławnicy urzędnicy i słudzy miejscy czter- dziestu mężów pospólstwo - arsenał - garnizon cechy ustawa o miastach z r. 1791 zmiany organizacyi porozbiorowe wyjęcia z prawa miejskiego przed- mieścia - Kazimierz i Podgórze Kleparz, Pędzichów, Błonie, Biskupie, Krowo- drza — Garbary, Smoleńsk Wesoła, Lubicz, Strzelnica Czarna wieś, Nowa wieś Grzegórzki, Dąbie obszary dworskie.

Podstawą urządzenia i uposażenia gminnego Krai<o\va byl przez cate wieki przywilej lokacyjny Bolesława Wstydliwego z r. 1257; ważny ten dokument przytaczamy wiec dosłownie, tem bardziej, że dotąd nie byl on w polskiem tlómaczeniu nigdy publikowany ;

„W imię Ojca. i Syna i Ducha Św. Amen.

Rzeczy pomyślne przystoi dokumentami i świadkami, rozgłosem i ja- wnością czynu wzmacniać i upewniać, aby ich obłok zapomnienia i po- twarz nie zaciemniły. Gdy zatem naturalne i za naturalne uważane sku- pienie się ludzi w ziemiach sprawiedliwość zapewnia, a zarówno sama sprawiedliwość jak i skupienie się ludzi wszystkim pomyślność niesie

chcąc zatem założyć miasto w Krakowie i tam zgromadzić ludzi z różnych okolic '),

głosimy uszom pojedynczych tak obecnych, jak przyszłych, że my Bolesław z łaski Bożej książę krakowskie i sandomierskie, razem z naj- jaśniejszą matką naszą Grzymisławą i szlachetną naszą małżonką Kunegundą,

zakładamy je na tem prawie, na którem założone jest miasto wro- cławskie, należy jednak stosować nie to, co się tam dzieje, ale to, co wedle prawa i formy miasta magdeburskiego, dziać się winno, aby, w ra- zie jakiejkolwiek wątpliwości do prawa pisanego się odwołał, gdyby kiedy kto w czem miał wątpliwość.

Naprzód więc to mocnie zachować chcemy, i wójtom naszym Ged- kowi, zwanemu Stilwójt, Jakóbowi, niegdyś sędziemu z Nisy i Dytmarowi, zwanemu Wołkiem, w naszej obecności osobiście stawającym, zachować niezłomnie przyrzekamy,

że wszyscy obywatele w temże mieście mieszkający przez przeciąg lat sześciu, żadnego czynszu, ani żadnej powinności nie mają nam dawać

') Dokument pisany jest jednym ciągiem dla przejrzystości drukuję go w ten sposób, że poszczególne postanowienia zaczynam od nowego wiersza.

ani czynić swymi osobami iub posiadłościami, im lub miastu należnemi, z wyjątkiem sklepów, gdzie sukna będą sprzedawane, i sklepów przeku- pniów, które zwykle kramami nazywają, z których, gdy je naszym kosztem i staraniem wybudujemy, ponieważ i to im przyrzekliśmy, pięć części czynszu nam przypadną, wójtowie zaś wyżej rzeczeni szóstą część dzie- dzicznie z nich pobierać będą, jednak nie z prawa, lecz z naszej szcze- gólnej łaski.

Gdy zaś upłynie sześć lat rzeczonych, z każdego placu winni będą nam płacić pól łuta wagi niemieckiej srebra wtedy, kiedy zwyczaj jest płacenia,

jednak miejsca rzeźników, piekarzy i kotlarzy nadajemy prawo i moc rzeczonym wójtom sobie zatrzymać, lub innym wedle swej woli wieczyście nadać, tak, aby posiadacze tych miejsc od wszelkiego czynszu byli na zawsze wolni.

Wójtowie zaś w tem mieście, po skończeniu uwolnienia, co szóste dworzyszcze ze wszystkich wieczyście i wolno otrzymają, aby je nie z prawa, lecz z naszej szczególnej laski posiadali.

Podobnież dworzyszcze za miastem, gdzie bydło będzie bite, będą posiadali wolno i prawem dziedzicznem.

Zezwalamy także i przyrzekamy niezłomnie dotrzymać, że wójtowie przerzeczeni wolno, bez żadnej powinności i bez naszego cła wieczyście będą towary swoje przywozić i przechodzić przez całe nasze państwo i księstwo,

inni zaś mieszkańcy tegoż miasta przez dziesięć lat tem uwolnieniem cieszyć się będą.

Przyrzekamy także tymże wójtom i obywatelom wszystkim, że im nie przełożymy żadnego wójta czy to dla spraw poszczególnych, czy też dla wszystkich, lecz gdyby się jaka sprawa wynurzyła, któraby potrzebo- wała większego dochodzenia, będziemy sami w nią wchodzić, lub przy- szlemy kogo od boku naszego do skończenia tej tylko sprawy.

Chcemy także i zezwalamy miastu już wymienionemu, aby na rolę i pastwiska i na inne użytki mieli prawem dziedzicznem wieś, która zwy- czajnie Rybitwy się nazywa, z wszystkiemi tej wsi przynależytościami, z wyłączeniem tylko stawów,

takoż z całem terrytoryum, które jest między miastem i rzeką Prąd- nikiem do okoła od wsi wyżej rzeczonej Rybitwy '), do wsi nazwanej Krowodrzą, tak, aby i ta wieś Krowodrza ze swemi przynależytościami

') Z ustępu tego okazuje się, że Rybitwy leżaty wówczas po lewym brzegu Wisły, że więc Wisła poniżej Krakowa biegła więcej na południe. W zatwierdzeniu tego przywileju przez Władysława Łokietka z r. 1306 położenie Rybitw jest jeszcze tak samo opisane, natomiast w przywileju Kazimierza W. z r. 1358 mowa jest tylko o gruntach po Czyżyny Wista wdarła się więc między Czyżyny a Rybitwy po r. 1306 a przed r. 1358. Krowodrza sięgała daleko dalej na wscłiód niż dzisiaj jeszcze w XV w., bo Długosz wymienia, że klasztor Św. Krzyża w Krakowie ma na Krowodrzy „rolę, do której należy całe pole, poczynając od strażnicy (custodia) za

56

objęta była, nie naruszając jednak prawa biskupiego tak co do ziemi i młynów, jak rzeki wyżej rzeczonej.

Na tejże rzece ustępujemy także wójtom, lub tym, którymby oni je odstąpili, dwa nasze młyny i trzeci, który był niegdyś braci z Miechowa, jak niemniej czwarty, który był mnichów z Jędrzejowa. A jeżeliby mogli wybudować więcej młynów na tejże rzece, jednak bez szkody innych i przesądzania praw, dajemy im możność prawem dziedzicznem, w ten sposób, że od każdego koła tak obecnych jak przyszłych młynów będą powinni dawać nam corocznie wiardunek srebra, wtedy w obiegu będącego.

Użytek także rzeki Wisły z obu brzegami od granic Zwierzyńca do granic klasztoru w Mogile, miastu nadajemy tak, że w niej każdy może swobodnie łowić ryby, a wspomniani wójtowie mogą postawić trzy młyny wolne od wszelkiej powinności i posiadać je prawem dziedzicznem, z wy- jątkiem tylko tego, w którym zboże na nasze potrzeby w tem mieście lub blisko niego, zwłaszcza w okręgu trzech mil, mleć będą obowiązani. Gdyby zaś na rzeczonej przestrzeni rzeki chcieli więcej młynów wybudo- wać, wolno będzie za wolą i zgodą wójtów, tak jednak, że pól grzywny obiegowego srebra od każdego koła płacić nam rocznie będą powinni.

Dodajemy także na wieczność na użytek tegoż miasta wszystkim cały las nad wyższą częścią Wisły, który pospolicie Chwacimiech bywa na- zywany.

Nadajemy także rzeczonym wójtom trzydzieści łanów frankońskich ') wolnych od wszelkiej powinności i służby i od wszelkiego prawa książę- cego i od każdego czynszu na posiadanie prawem dziedzicznem.

A ponieważ jest wymogiem prawa, aby powód szedł do sądu po- zwanego, stanowimy i chcemy, gdyby przydarzyło się któremu obywa- telowi rzeczonego miasta skarżyć Polaka dyecezyi krakowskiej, ma do- chodzić swego prawa przed sędzią Polaka, a przeciwnie, gdyby Polak obywatela do sprawy ciągnął, wójtowie wykonają orzeczenie i rozstrzy- gną spór.

Wójtowie przyrzekli nam jeszcze, że żadnego poddanego naszego, lub kościoła, albo kogokolwiek innego, ani także Polaka wolnego nie zro- bią swym współobywatelem, aby przez to nie opróżniały się włości wiej- skie nasze lub biskupie albo kanonicze lub innych.

To jeszcze tymże wójtom i wszystkim mieszkańcom miasta tegoż teraźniejszym i przyszłym i ich potomkom na wieczność zezwalamy także

Kleparzem z bliska kościoła św. Walentego, którego kościoła ogród znajduje się na zakonnem polu". Kościół św. Walentego stał w tem miejscu, gdzie dziś nowy kościół Sióstr Miłosierdzia na Kieparzu, a ogród przy nim należał już do Krowodrzy, dalej na wschód leżał fundowany w r. 1184 kościół św. Floryana ze swemi gruntami, zajmowała więc Krowodrza przeważną część późniejszego Kleparza.

') Prawdopodobnie łany te obejmowały grunta Łobzowa I później powstałycti Czarnej I Nowej wsi. Grunta te skonfiskował król wójtom po buncie Alberta z r. 1311.

57

po skończeniu lat wolnych, żeby żaden z nich nie chodził ani nie posyłał nikogo na wojnę zaczepną lub odporną poza księstwo krakowskie, wedle

Ratusz dawny krakowski.

granic tegoż księstwa, które teraz posiadamy lub potem z daru Boga po- siadać będziemy.

58

Chcemy także i uznajemy temuż miastu ten dodany warunek, żeby kujący monetę, jacykolwiek będą, księdzu Prandocie biskupowi krakow- skiemu i jego następcom wieczyście imieniem krakowskiego kościoła bez żadnej trudności i bez wzywania mego, płacili rzeczywiście i bez żadnego zmniejszenia dziesięcinę z monety, a gdyby ktoś tej zapłacie przeszkadzał, lub wstrzymywał, może go biskup cenzurą kościelną dotknąć, stosownie do terminu spłat dziewięciu części nam lub naszym następcom.

To wszystko razem i pojedynczo przyrzekliśmy, ustąpiliśmy i daro- waliśmy wójtom i icłi dziedzicom wieczyście oraz obywatelom i miastu i ich następcom, jako mające się nienaruszenie dotrzymać wieczyście przez nas i następców naszych. Nikomu więc niechaj z ludzi nie będzie wolno tego listu naszego nadania, daru i przyrzeczenia złamać, ani nie- rozważnie im się sprzeciwiać. Gdyby zaś kto odważył się to zaczepić, gniewu Boga wszechmocnego i Świętych męczenników Stanisława i Wa- cława i naszego na sobie dozna. Aby zaś to wszystko wieczną moc zy- skało niniejszem pieczęć naszą i wielebnego Ojca naszego już rzeczonego Prandoty z łaski Boga krakowskiego biskupa i kapituły tegoż kościoła, oraz naszych baronów komesa Adama kasztelana, jak niemniej komesa Mikołaja wojewody krakowskiego zawiesić dozwoliliśmy.

Działo się to na wiecu koło wsi Kopernią pospolicie zwanej.

Roku narodzenia Pańskiego 1257 piątego czerwca.

W obecności : Wielebnego w Chrystusie Ojca Naszego wyżej wymie- nionego Prandoty biskupa krak. i rzeczonego komesa Adama, kasztelana krak. Pełki kanclerza Naszego rzeczonego komesa Mikołaja woje- wody krak. - komesa Jana sędziego sandom. komesa Mikołaja sę- dziego krak. komesa Warsza stolnika sandom. Lassoty prepozyta Skarbimirskiego Twardosława podkanclerzego Naszego Dworu".

W chwili wystawienia tego przywileju, opierało się prawo magde- burskie, nadane Krakowowi, na Zwierciadle saskiem t. j. prywatnej kody- fikacyi zwyczajowego prawa saskiego, spisanej na niewiele lat przed loka- cyą Krakowa, a rozwijanej dalej orzeczeniami i wyrokami znaczniejszych miast. I w Krakowie rozwijało się odtąd to prawo drogą praktyki i po- trzeb miejscowych, z początku w związku z rozwojem prawa w samym Magdeburgu, dokąd zwracano się o porady i z odwołaniami, dopóki Ka- zimierz W. tego nie zakazał i nie utworzył samoistnego Sądu najwyższego na Zamku krakowskim 1356 r.

Od r. 1300 posiadamy już księgi sądowe krakowskie i w nich śle- dzić można praktyczny rozwój prawa miejskiego. Od w. XIV wydaje rada „wilkierze" którymi uzupełnia Zwierciadło tak co do prawa cywilnego, jak karnego i policyjnego. W XVI w. sekretarz Rady Mikołaj Jaskier przetłóma- czyl Zwierciadło na język łaciński, któremu to przekładowi nadał Zy- gmunt I. w r. 1535 moc prawa, rada dokonała nadto obszernego dzieła prawodawczego „o procesie sądowym" (po łacinie). Przepisy te obowią- zywały z drobniejszemi zmianami po koniec Rzpitej.

59

Prawo karne opierało się na tej samej podstawie t. j. na Zwierciedle saskiem, a potem na kodyfikacyi „Karoliną" zwanej, którym panowanie zapewnił prawnik XVI w. Groicki przez swój przekład i komentarz. Prawo karne tak materyalne jak formalne było niesłychanie surowe. Celem kar było głównie odstraszenie i zadośćuczynienie poszkodowanemu, lub za- spokojenie krewnycłi zabitego.

Kar na wolności właściwie nie znano, bo więzienie było używanem jako kara tylko za bardzo drobne przekroczenia, głównie zaś było śled- czem t. j. trzymano w niem oskarżonego przez czas procesu karnego, wyrok otwierał więzienie, albo uwalniając oskarżonego, albo wymierzając mu karę „na gardle i ręce", lub „na skórze i włosach".

Surowość tych przepisów łagodziło traktowanie przestępstwa głównie jako sprawy odszkodowania pokrzywdzonego i jego rodziny, skutkiem czego mógł skazany uzyskać zamianę kary, ale tylko za łaską sędziego i oskarżyciela; jeżeli oskarżyciela brakło, mógł sędzia sam łaskę swą przez zamianę kary okazać.

Zamiana następowała wówczas na karę majątkową przypadającą częściowo sędziemu, częściowo oskarżycielowi, przyczem winny musiał uroczyście przepraszać, odbywać pokutę, udać się w pielgrzymkę i t. d.

Jednym z rodzajów takiego ułaskawienia od surowej kary przez zamianę było wypędzenie z m i a s t a (banicya), które potem wyrobiło się na samoistną karę, na którą wprost sędzia wyrok wydawał '). Nie było komu zająć się kondyfikacyą, stosunki się rozwijały, potrzebowały skodyfiko- wanego stałego prawa, pisze więc Groicki; „gdy na co nie mają prawa pisanego w księgach prawa magdeburskiego, i gdzie nie stawa przywilejów, uciekają się do prawa cesarskiego, sądzą też czasem wedle zwyczaju z dawna wziętego podobnej sprawy, która się przedtem w sądzie toczyła" (wedle prejudykatów).

Gdy Groicki wydał swe dzieła o prawie karnem w XVI w. („Porzą- dek sądowy spraw miejskich prawa magdeburskiego", Kraków 1562; „Ar- tykuły prawa magdeburskiego, które zowią Speculum Saxonum", Kraków 1565 i „Postępek z praw cesarskich"), zamarła do reszty inicyatywa, po- sługiwano się więc do końca XVIII w. jego dziełami jak kodeksami. Mieszczanie dawno już się spolonizowali, nie czuli jednak obczyzny w pra- wie, którem się posługiwali, i do pewnego stopnia słuszność miał Groicki, pisząc, że prawo miejskie... „nie miałoby już być zwane miejskie Magde- burskie, ale jus municipale Polonicum, t. j. miejskie polskie prawo, gdyż je sobie już mieszczanie w Królestwie polskiem mają za prawo swoje"... „a ponieważ... wielka część po polsku... jest napisana, ani się też Polacy Niemców nie radzą, słusznie tedy nie niemieckie, lecz polskie prawo miejskie ma być zwane"...

') K. Bąkowski: Sądownictwo karne w Krakowie w Xl\' w.

60

Siedzibą zarządu miejsi<iego był ratusz. Musiał on powstać zaraz po urządzeniu miasta, prawdopodobnie naprędce z drzewa postawiony. Ze wzrostem miasta i znaczenia rady przystąpiono do budowy okazalszej. Nie doctiowało się wiele o tern wiadomości. Reszta jego, samotna wieża na rynl\u przecliowała cechy stylowe XIV i XV w., co wskazuje datę budowy ratusza. Składał się on z budynku gotyckiego od strony północnej, z wieży i z dobudowanego do niego z tej samej strony drugiego budynku z renesansową attyką. Główny wchód był od strony Sukiennic poprzez otwarty przysionek, gdzie stał szyldwach i warta z kilku żołnierzy, dla strzeżenia doraźnie uwięzionych, obok zaś, tuż przy wieży, było główne wejście do ratusza przez galeryą na arkadach wspartą, płytami kamiennemi wyłożoną, na którą wiodły szerokie schody, u dołu ozdobione dwoma kamiennemi lewkami, z których jeden obity do niepoznania znajduje się obecnie na schodkach, wiodących do wieży ratuszowej.

Gmach ratuszowy obejmował kilka części : od strony Sukiennic spichrze i część zwaną „gmach królewski", ponieważ w niej królowie się ubierali przy uroczystościach publicznych, jak hołdach, turniejach; dalej kaplicę, skarbiec, więzienia zwane; dlużnica i kabaty, strażnica, cło t. j. miejsce po- boru podatków. Najpiękniejsza część obejmowała izby: pańską czyli ra- dziecką, wójtowsko-ławniczą, kupiecką i cechowo-rzemieślniczą.

Wnijście do sali radzieckiej otwierały wielkie drzwi jednoskrzydłowe, drewniane, piękną rzeźbą przyozdobione, na których środku allegorya sprawiedliwości, a powyżej herb miasta. Drzwi te osadzone były między dwoma słupami z ciosowego kamienia, z wysokim kamiennym suprapor- tem, po zburzeniu ratusza wmurowano je w bibliotece Jagiellońskiej. Strop drewniany kształtnej budowy, w wiązaniach wypukłych miał złocone ro- zety, a niżej pułapu rzędem na ścianach malowane były obrazy królów polskich.

Wysoka klatka żelazna ku środkowi izby, na przecięciach kraty ozdo- biona małymi orzełkami, była miejscem zachowania pism urzędowych. Tam pisarz zasiadał i spisywał wyroki. Po za kratką pisarską znajdowała się ława kamienna, na której usiadał dozorca, albo sługa (famulus). W ścianie tylnej obok wejścia, była framuga zamknięta drzwiczkami z kraty żelaznej, którą zdobiły na wszystkich przecięciach także małe orzełki. Wreszcie na środku stał staroświeckiej roboty stół, kobiercem przykryty, na nim wielki krucyfiks, a około stołu krzesła radzieckie. Z tych sprzętów radzieckich, posiada dotąd miasto srebrny krucyfiks i kałamarz, używane przy składaniu przysięgi prezydentów i w kasie magistrackiej przechowy- wane, oraz dawne pieczęcie. Gmach uległ kilkakrotnie pożarom i przerób- kom, a zniszczony i za ciasny na nowoczesne potrzeby, świadek 500-letniej historyi miasta, został lekkomyślnie w r. 1820 zburzonym ').

') Karol Kremer: Wiadomość o ratuszu krak. Kraków 1852.

Józef Muczkowski (junior): Dawny krak. ratusz (Rocz. kr. T. VIII).

61

Na czele zarządu miasta stanęła rada, na czele sądownictwa ha w a. Rada ukonstytuowała się nie długo po lokacyi, a więc wcześniej niż w wielu miastacłi niemieckicti, bo już w dokumencie z r. 1264 stwierdza Ks. Bole- sław, że zapisuje pewien cz\'nsz w Krakowie dla kościoła śvv. Mictiala na Zamku „za zgodą wójta Raschona i wszystkicti ławników oraz rady mia- sta Krakowa".

Obie naczelne władze t. j. Radę miejską czyli urząd radziecki (officium consulare) i urząd wójto wsko-ła wniczy (off. adwocatiale et scabinale) obejmowano nazwą magistratu. Urząd radziecki dzierżył władzę prawodawczą i sądowni- czą w ważniejszych! sprawacłi karnych, sądownictwo niespor- ne (testamenty, opieki , spisy nieruchomości, depozyty), admi- nistracyę i policyę; urząd wój- towsko-ławniczy sprawy spor- ne cywilne. Wybór rajców od czasu buntu wójta Alberta w r. 1311 dokonywał król przez wo- jewodę krakowskiego, lub inne- go dygnitarza. Jan 111 przywró- cił radzie prawo wyboru, od- tąd też przewodniczący radzie proconsul nosi tytuł prezy- denta. Liczba rajców niebyła stała ; koło r. 1435 doszła do 24, z tych ośmiu, zwani prokon- s u 1 a m i, urzędowali kolejno po 6, a potem po 4 tygodnie. Zwa- no ich także rajcami siedzącymi, lub młodszymi, resztę 24 star- szymi, których zwoł>'wano w wa- żniejszych sprawach. Pełną radę nazywano senatem. Wstępując w urząd składali rajcy przysięgę. Językiem urzędowym był do r. 1311 niemiecki, potem do końca XV\\\ w. łaciński, atoli obok niego używano polskiego i niemieckiego. Jako wynagrodzenie za mozolne czynności otrzymywali rajcy dzierżawy majątku, lub przedsiębiorstw po zniżonej cenie.

Ława wójtowska składała się z wójta i 12 ławników, wybieranych przez Radę miasta. Wójt pobierał taksy, urząd ten zatem był rentowny i jako taki sprzedawanym, lub zastawianym. W r. 1475 wykupiła go rada i sama odtąd wójta mianowała, ławnicy pobierali także taksy, które w r. 1648 uregulowano ustawą; nadto mieli prawo warzenia miodu i uwolnienie od kwaterunku wojskowego (1666). Podwójci (viceadvocatus), zwany land- wójtem, sądził sprawy drobiazgowe w sposób sumaryczny.

Drzwi do ratusza krakowskiego.

62

Rada miejska nie byfa reprezentacyą rządzonych, gdyż nie pochodziła z ich wyboru. Od początku zasiadali w radzie przeważnie zamożni kupcy, delegat królewski od r. 1311 mianujący rajców miejskich kierował się życze- niem tej najbardziej wpływowej warstwy ludności. Za przykładem Niemiec, z którymi ciągle trwały ożywione stosunki handlowe, zaczęli się i ręko- dzielnicy w silę wzrastający domagać udziału w radzie. Kazimierz Wielki postanowił w r. 1368 „że gdy przez jego pełnomocnika wojewodę rajco- wie w Krakowie wybierani, chcemy koniecznie aby połowa rajców była z rzemieślników, a połowa z mieszczaństwa i kupców", przywilej ten jednak wkrótce poszedł w niepamięć, a do Rady powoływano członków wpły- wowych rodzin, szczególnie kupieckich, które z biegiem lat wytworzyły pewien patrycyat, dopiero od końca XVI w. spotykamy w Radzie częściej także rękodzielników, atoli także z familii zamożnych, z dawna osiadłych, dobijających się stanowiska patrycyatu, a stan ten nie zmienił się, gdy od końca X\''ll w. sama rada zaczęła uzupełniać się drogą kooptacyi. Urząd radziecki był dożywotnim, powołanie więc nowych rajców następowało tylko w razie ubytku urzędujących przez śmierć lub rezygnacyę. Chociaż żadne dokładniejsze przepisy nie określały granic władzy rady miasta, to jednak jużto z poczucia odpowiedzialności, jużto z obawy wzbudzenia w ludności nienawiści w sprawach ważnych zwoływano „pospólstwo" dzwonem do wspólnej narady potem upomina się pospólstwo od po- czątku xvi w. o głos swój jako o prawo, o kontrolę rady i wpływ w ważniejszych sprawach. Uregulowano to w ten sposób, że wytworzono pewnego rodzaju reprezentacyę, do której starsi cechowi wybierali 20 ku- pców, kupcy 20 cechmistrzów, a magistraturę nazywano: „czterdziestu mężów". Do praw jej należała kontrola rachunków rady i zezwolenie na większe wydatki.

W r. 1578 wydał król Stefan Batory „Ordynacyą dobrego porządku". Po zbadaniu majątku i dochodów miasta przez komisarzy królewskich, uporządkowała finanse miasta. Zostawiła przy dzierżawach i dożywociach tych, których w posiadaniu ich zastała, lecz po zgaśnięciu tego stosunku kazała przedmioty majątku miejskiego (grunta, sklepy, kramy i t. d.) wy- dzierżawiać przez licytacyę temu, kto da najwięcej, na 6 lat. Dożywocie może nadać rada tylko za zezwoleniem króla. Podatki i opłaty zostawiono radzie z zastrzeżeniem, aby wydatki nad 100 zip. podejmowano nietylko za uchwałą rajców, ale i za zgodą „40 mężów", których zgody potrzeba także do zaciągnięcia jakiegokolwiek długu. Lonerowie nie mają podej- mować żadnej zgoła budowy bez zezwolenia rady i obowiązywał co rok składać rachunki ; należy poodbierać nieprawnie przez niektórych przy- właszczone grunta miejskie. Na gwałtowników naznaczono surowe kary. Studentów żebrzących nakazano spisać i wziąć pod kontrolę, zaprowa- dzono meldunek przybywających do miasta, nakazano stróżę nocną utrzy- mywać i żebraków w znaki zaopatrzyć. Ordynacyą rozciąga się także wy- raźnie na posiadłości senatorskie, szlacheckie, „albowiem wolności (domom

63

tym nadane dawniej) nadaje się w innym celu, a nie w tym, aby występki pozostawały bezkarnemi".

W r. 1750 zmieniono wybór „40 mężów" w ten sposób, że cech- mistrze wybierali tylko 9 kupców, kupcy 20 cechowych, a 11 ławników dopełniało liczbę. W ważnych wypadkach zwoływano jednak pospólstwo, zwane także „stanami" lub „porządkami", dzwonem na ratusz dla wysłu- chania jego zdania : magistrat stawiał propozycyą, a lud dawał za godzinę odpowiedź przez usta starszego ławnika; jeżeli lud dwa razy odmó- wił, magistrat orzekał wedle własnego zdania. Zazwyczaj zgadzał się lud na propozycyą, a uchwałę zwano : plebiscitum. Wolno było też wypo- wiadać swe życzenia na tem zgromadzeniu, a magistrat odpowiadał na nie ')•

Miasto miało oczywiście szereg urzędników i służby. Do urzędników należeli: pisarze (notarii: radziecki, wójtowski, lonerowski, archiwalny) płatni od stron wedle taksy; sekretarz, zwany także kanclerzem, miał do- zór nad archiwum ; syndyk (prokurator) zastępował miasto w sprawach sądowych ; lonerowie (Lohnherrn) zawiadujący majątkiem i dochodami, z pośród rajców wybierani; tutnarowie t. j. komisarze targowi; poborcy (e.xactores) do ściągania podatków i opłat; viertelnicy, cerkelmagistrzy, pierwotnie strażnicy bezpieczeństwa, potem urzędnicy do czynienia działów i rozgraniczeń ; hutman ratuszowy, przełożony pachołków i drabów miej- skich (praefectus praetorio), miał prawo sądzić drobne bójki i kłótnie^ oraz dozorował miary i wagi; pan wodny, rurmistrz, był dozorcą wodo- ciągu (rurmusu) studni i kanałów, kierował obroną pożarną, do której każdy musiał biedź, w szczególności cieśle i łaziebnicy; dozorcy szpitalni, rządcy domów i folwarków miejskich ; do służby należeli woźni, odźwierni, dozorca więzień, kat z pomocnikami, robotnicy z cegielni, dachowni (fabryka dachówek), blechu, postrzygalni, rzezalni, lojowni, wapiennika, wagi i t. d.

Dla spełnienia obowiązku obrony miasta posiadało ono swój arsenał z bronią i amunicyą, nadto posiadały cechy, bo każdy z nich miał jedną basztę sobie powierzoną. Szkoła strzelecka służyła do wyćwiczenia obrońców, a najlepszy strzelec, zwany królem kurkowym, używał przez rok wolności od podatku. W czasie wojny pomagało wojsko Rzpltej i pułki pańskie; od r. 1627 miało miasto stały najemny garnizon, którego siła, wartość i nazwa zmieniały się z czasem. W r. 1627 wynosił on 40 żoł- nierzy. W r. 1659 pomnożono liczbę do 120, od roku 1675 uchwalono stałą liczbę 100, na których utrzymanie przeznaczony byt dochód z tar- gowego, bramnego i osobny podatek zwany serwisgeldem. Później z po- wodu zubożenia miasta liczebność garnizonu zmalała. Do uzbrojenia gar- nizonu należały: barwa (uniform), berdysz, pałasz, później flinta i bagnet. W ostatnich czasach Rzpltej składali garnizon ludzie ubodzy, źle odziani, używani za policyantów; mieszkali w basztach miejskich. W czasie rozru-

') Karol Mecherzynski: O magistratach miast polskich a w szczególności m. Krakowa Kraków 1845

64

chów (w okresie reformacyi, w bójkach studenckich, z różnowiercami, przy egzekucyach) rekwirowalo miasto do pomocy żołnierzy starościń- skich z zamku, a czasami pomagała i gwardya biskupia, o ile była w mie- ście. W Czajowicach koło Ojcowa i pod Krzeszowicami miało miasto prochownię.

Pod względem administracyjnym dzieliło się miasto za Rzpitej pol- skiej na cztery kwartały po rozbiorach na gminy, obwody i dzielnice.

Do publicznego ustroju należały dawniej cechy, będące wynikiem średniowiecznego systemu, ograniczającego władzę rządową tylko do naj- główniejszych zadań państwa, a zostawiającego samorządnym związkom staranie o zaspokojenie swych potrzeb, nawet tych, które uważamy dziś za publiczne. Ludność miasta, z wyjątkiem biedoty, dzieliła się na samych członków związków zwanych cechami (contubernia). Kupcy od r. 1410 stanowili „kongregacyę" ; wszelacy zarobkujący dzielili się na cechy, każdy musiał należeć do pewnego cechu '). W epoce kwitnienia Krakowa było około 100 cechów; później łączyły się z sobą pokrewne zawody. Cechy wybierały część członków „40 mężów", broniły miasta, mając sobie stale oddane pewne baszty z przyległą częścią murów, wykonywały policyę nad zawodami, opiekę nad sierotami, wdowami i chorymi swego zawodu. Jak państwo nie mieszało się do sprawy miasta, tak miasto nie mieszało się w sprawy cechów i podobnych im związków, które dzierżyły część wła- dzy publicznej, bo one n. p. dawały dowód uzdolnienia i one orzekały o uprawnieniu do prowadzenia procederu. Związki te doprowadziły do zupełnej decentralizacyi władzy, nie było prawie mieszkańca, któryby nie należał do jakiegoś czy cechu rzemieślniczego, czy związku, jak : krama- rzy, muzyków, czeladników, wyrobników wszelakich i t. d., któryto zwią- zek wykonywał nad nimi pewną jurysdykcyę i ściągał pewne opłaty na potrzeby wspólne. Wybitnem znamieniem cechów była głęboka religijność: wszyscy członkowie stanowili obowiązkowe bractwo, utrzymywali kaplicę w którym z kościołów i występowali pod swą chorągwią na procesyach, pogrzebach i uroczystościach. Aptekarze, drukarze i chirurdzy stanowili cechy arystokratyczne, podległe rektorowi Uniwersytetu. EEpoka Odrodze- nia, podnosząca zrozumienie sztuki, zrobiła o tyle wyłom w cechach, że architektami, malarzami, artystami i muzykami mogli być i nie należący do cechu.

Ten średniowieczny ustrój, zapoczątkowany w r. 1257, przetrwał pra- wie sześć wieków z małemi zmianami; podobnie były urządzone inne mia- sta polskie, a różnice polegały tylko na szczegółach. Pierwszą ogólną ustawą państwową polską, urządzającą miasta jednolicie, była ustawa o miastach, „Miasta nasze królewskie wolne", uchwalona przez Sejm Czte- roletni w r. 1791, przyjęta w skład Konstytucyi 3 maja, oraz wydana w jej wykonaniu ustawa „Urządzenia wewnętrzne miast" z d. 24 czerwca 1791 r.

') K Rakowski: Dawne cechy krak (Bibl. krak. Nr 22).

65

Druga z nich rozdzieliła miasta na tai\ie, które mają nie więcej nad 500 posesyonatów (miasteczi<a) i na większe, do których należał Kraków; większe dzieliły się na cyrkuły po 500 posesyonatów. Samorząd spoczy- wał w rękach : 1) zgromadzenia ogółu posesyonatów w miasteczkach i cyr- kułach; 2) zgromadzenia gminnych (delegatów z cyrkułów w miastach większych); 3) urzędów miejskich. Zgromadzenia ogólne i gminne wybie- rały władze miejskie i uchwalały nowe składki. Urzędy miejskie dzieliły się na: a) magistraty (wójt z radnymi), dzierżące władzę administracyjną, i b) sądy miejskie (burmistrz z sędziami). W miastach większych istniały te same urzędy w każdym cyrkule z nieco mniejszym zakresem admini- stracyjnym, na czele zaś magi- strat (centralny) z prezydentem —■ ^

na czele.

Prawo czynnego wyboru mieli posesyonaci (właściciele nieruchomości i przychodnie z zagranicy, wnoszący kapitał lub warsztat), mający lat naj- mniej 18, nie skazani za zbro- dnie, nie będący w służbie woj- skowej i nie krydataryusze. Prawo biernego wyboru mieli powyżsi, o ile skończyli lat 23*i umieli czy- tać i pisać. Wybory miały nastę- pować co dwa lata. Według tej ustawy w Krakowie odbył\- się wybory tylko raz jeden : d. 1 sier- pnia 1791 r. w kościele Św. Pio- tra. Wypadki polityczne nastę- pnego roku przywróciły stan poprzedni. Dalej nadał Sejm Czteroletni miastom prawa poli- tyczne, powołując ogół miast polskich, w 24 pojedynczych wydziałach do wybierania plenipotentów na Sejm.

Po rozbiorze Polski zmieniły się rządy kilkakrotnie, a z nimi i orga- nizacya miasta. W r. 1796 zajęta Kraków Austrya i połączywszy Kazimierz i Kleparz z Krakowem, utworzyła magistrat, obsadzany przeważnie pra- wnikami Niemcami. Kiedy w r. 1809 Kraków przyłączony został do Księstwa Warszawskiego, przyłączono do niego i Podgórze i nadano ustrój miasta departamentowego. W r. 1815 utworzył kongres Wiedeński z Krakowa i okręgu „Wolną i niepodległą, ściśle neutralną Rzpitą", w której zarząd miasta utonął w ogólnym zarządzie małej Rzpltej, podzie- lonej na gminy z wójtami na czele. W r. 1846 zajęła Austrya ponownie Kraków, dając prowizorycznie urządzenie „Rady administracyjnej", potem

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa. 5

Ratusz Kazimierski.

66

„urzędu cyrkularnego" zastąpione w r. 1848 pod wpływem owoczesnych wypadków politycznych reprezentacyą autonomiczną, którą wkrótce znie- siono i zastąpiono znowu w r. 1853 „urzędem cyrkularnym" ze starostą na czele i poddanym mu magistratem, z urzędnikami przez rząd mianowa- nymi, z językiem urzędowym niemieckim. Dopiero w r. 1866 z zaprowa- dzeniem konstytucyi w Austryi, nadano „statut", przyznający polski język urzędowy, samorząd wykonywany przez radę miejską, z magistratem przez nią mianowanym i kontrolowanym. Statut ten z malemi zmianami z r. 1901 i 1905 obowiązuje dotąd. Rada miasta z 12 radców złożona ma prawo na- kładać podatki i opłaty na cele gminne w granicach dość szerokich, wy- dawać przepisy policyjne miejscowe, organizować magistrat, mianować urzędników i kontrolować ich, zarządzać wszelkim majątkiem miasta i t. d.

Magistrat ma nadto zleconą sobie władzę rządową lokalną (zakres poruczony). Radców wybierają członkowie gminy kuryami na 6 lat. Prawo wyborcze przyznane jest osobom opłacającym podatek ponad pewne minimum, posiadaczom nieruchomości i osobom z wyższym cen- susem intellektualnym.

Właściwe terrytoryum miejskie stanowiło tylko obszar zamknięty for- tyfikacyami, t. j. dzisiejsze śródmieście. Obszar za obwarowaniem był początkowo rolnem uposażeniem, słabo zaludnionem, ale z rozwojem miasta zaczęły tu powstawać przedmieścia.

Na tym obszarze, jako nieobwarowanym, a więc nie skonsolidowa- nym w całość, zaszły najliczniejsze zmiany topograficzne i prawne, przez wyrośnięcie zwolna odrębnych organizmów gminnych. Jednak wcześnie już zrozumiano potrzebę uporządkowania stosunków w tych tak bliskich sto- licy miejscach, oddziaływujących na wzajemne stosunki i potrzeby, a sku- tkiem tego za murami Krakowa powstały z czasem dwa miasta, Kazimierz i Kleparz, oraz liczne inne gminy wiejskie.

Kazimierz'). Najdawniejszy Kraków skupiał się dość daleko od płaskich mokrych i łatwo zalewom ulegających brzegów Wisły, zajmując naprzód dzisiejsze śródmieście. Nad brzegami stały zapewne tylko chaty rybackie. Od XIV wieku zaludniała się i południowa część dzisiejszego miasta, skutkiem czego Kazimierz Wielki zamienił osadę południową w gminę miejską w roku 1335, od jego imienia noszącą nazwisko. Odtąd szybko wzrastało tu miasto; dawne drogi polne wiodące ku sąsiednim miastom : Wieliczce, Myślenicom i Skawinie zamieniły się w ulice, a ujścia ich obwarowano bramami, polączonemi murem z basztami, okalającym całą osadę. Wisła od XiV wieku toczyła główne koryto między Skałką a Wawelem ; od strony Krzemionek płynęła tylko wąska struga zasilana głównie Wilgą, a skutkiem tego wzrastające miasto szukało gruntów tam, gdzie łatwiejszy miało dostęp, więc za wąską Wisłą, pod Krzemionkami,

') K. Bąkowski: Historya m Kazimierza do XVI w. Kraków 1903. S. Kutrzeba: Ludność i majątek Kazimierza w końcu XV stulecia. Rocznik kra- kowski. Tom III.

67

dokąd przechodzono w bród lub po kładkach, albo krótkich więc nie kosztownych mostkach.

W r. 1340 dostaje Kazimierz od króla dziedzictwo Bawół, w r. 1357 kupuje od tegoż za 120 grzywien Zablocie za odnogą Wisły. W r. 1370 lokuje król pod górą Lasotą wieś Janową Wolę, mającą podlegać ma- gistratowi Kazimierskiemu. Magistrat Kazimierski, a tak samo Kleparski, miał podobne urządzenie jak Krakowski. Stradom czyli Most królewski należał do Kazimierza, ale miał osobnych rajców czyli przysiężników, z których dwaj z dwoma rajcami kazimierskimi wymierzali sądownictwo karne w ratuszu kazimierskim, z prawem darowania kar Stradomianom przez ich rajców, Kazimierzanom znowu przez ich własnych. Kasę mieli wspólną na ratuszu Kazimierza z dwoma kluczami. W r. 1502 pomnożono liczbę rajców Kazimierskich do sześciu, ale zastrzeżono, że dochody Stra- domia osobno na jego cele mają być używane. Gdy w r. 1498 obawiano się napadu Turków, zamierzano Stradom zburzyć, opróżnić, a obywatelom jego dać grunta na Kazimierzu i uwolnienie od podatków, aby im umo- żliwić pobudowanie się na nowo; do wykonania tego planu jednak nie przyszło. Wielkorządca królewski zastrzeżony miał znaczny wpływ na administracyę Kazimierza i Stradomia. W herbie swym miał Kazimierz ukoronowaną literę K. z dwoma koronowanemi głowami po bokach.

W czasie wojny szwedzkiej 1655 1657 zniszczały osady pod Krze- mionkami: Czyżowa i Janowa Wola i nie odbudowały się potem. W r. 1791 wcielono administracyjnie do Kazimierza grunta zwane: Wygoda (przy Smoleńsku), Groble i t. zw. Hołodyńskie (Chołodyńskie), i Podzamcze (Wielkorządy).

Ratusz kazimierski, dziś na szkołę przerobiony, tworzył prostokąt. Ponad piwnicami były małego wymiaru cele, zapewne na więzienia prze- znaczone, powiązane ważkimi kurytarzami. Inne większe cele, od południa i zachodu, służyły zapewne na skład potrzebnych rekwizytów lub zbroi, a może do ciągnienia, jak dawniej mówiono, inkwizycyi, przy użyciu z upornymi delikwentami niemieckich tortur. Pod szczytem wieży umie- szczony jest zegar z dzwonkiem, odlanym według napisu na nim wyrytego w r. 1620 ').

Podgórze. Pod Krzemionkami nad Wilgą stał młyn, nad Wisłą kilkanaście chat rybackich, dalej kilka cegielni i pieców do palenia wapna. Ta uboga osada bez nazwy, przeszedłszy po pierwszym podziale Polski w roku 1772 pod panowanie austryackie, stała się komorą graniczną między Austryą i Polską i wówczas dopiero uciera się jej nazwisko Podgórze, wówczas wzrasta jej znaczenie, wzmaga się handel i liczba mieszkańców, zabudowuje się powoli, osiadają kupcy głównie niemieccy, powstaje kilka domów zajezdnych. Sąsiedni dwór w Ludwinowie jest siedzibą ważnej władzy austryackiej, starosty powiatowego. Główny wła-

') Eustachy Ekielski: Miasto Kazimierz Kral<ów 1869.

5*

68

ściciel gruntów Podgórza, miasto Kazimierz, nie miało sił do windyko- wania własności i zabezpieczenia jej, powoli przeszła więc ona w ręce prywatnycłi i powstającej gminy Podgórsłciej. Most łyżwowy na przedłu- żeniu dzisiejszej ulicy Krakowsłciej utrzymywał stałą komunikacyę z Ka- zimierzem i Krakowem. W roku 1784, patentem z dnia 26 lutego, wy- nosi cesarz Józef II Podgórze do rzędu miast królewskich, zachowując je przy tem nazwisku, nadając mu rozmaite przywileje, a zarazem przepi- sując porządki, poleca zająć się budową kościoła, szkoły i ratusza. W roku 1787 liczy Podgórze już 108 domów. W r. 1808 nadal cesarz Franciszek I Podgórzowi herb (na niebieskiem polu u dołu potok, obok dwie kolumny, na lewo człowiek z wiosłem, w^ oddali wzgórze) ')•

W następnym roku pokojem w Schónbrunie wcielono do Księstwa Warszawskiego zaokrąglenie naokoło Krakowa na prawym brzegu Wisły po za Podgórzem w promieniu odległości Podgórza do Wieliczki.

Po nieszczęśliwym końcu wyprawy Napoleona do Moskwy, od po- czątku maja 1813 do połowy 1815 roku trwała okupacya Krakowa przez Rosyan, Podgórza przez Austryę. Na mocy traktatu Wiedeńskiego z r. 1815 wróciło Podgórze do Austryi, wróciła komora graniczna, a przej- ście przez most wymagało paszportu.

Podgórze długo nie miało kościoła. Początkowo odprawiano czasem nabożeństwa w kościółku Św. Benedykta, potem w kaplicy św. Bartłomieja w Ludwinowie, a od r. 1818 w kaplicy przy ul. Kalwaryjskiej w domu skarbowym adaptowanej. W roku 1818 stworzono probostwo podgórskie, a kościół parafialny w kształcie prostej skrzyni z niską wieżą od frontu pod wezwaniem Św. Józefa, konsekrował dnia 18 kwietnia 1833 r. biskup tarnowski. Do kościoła tego przeniesiono jeden drewniany i dwa marmu- rowe ołtarze ze zburzonego w Krakowie na placu przed Magistratem ko- ścioła WW. Świętych. Obecnie dopiero wybudowano okazały kościół pa- rafialny.

Kle parz, choć do godności miasta podniesiony w r. 1366, choć miał skromny ratusz z wieżą i rynek dość duży, i cechy rozmaitych rze- mieślników i kilka kościołów, nie rozwinął się po miejsku : mieszkańcy jego prowadzili głównie handel ziemiopłodów i gospodarzyli po ogródkach i pobliskich rolach, w dodatku nie otoczony murem fortecznym uległ zu- pełnemu zniszczeniu, raz kiedy w r. 1587 arcyksiążę Maksymilian dobijał się do Krakowa, następnie za wojen szwedzkich i konfederackich pozo- stał miasteczkiem o domkach przeważnie parterowych i dopiero od r. 1866 zabudował się kamienicami. Pierwotnie nadana mu przez Kazimierza Wiel- kiego nazwa Florencyi, na cześć św. Floryana, patrona tutejszej parafii, figurującego i w herbie miejskim, zatartą została przez popularną nazwę Kleparza.

Kazimierz i Kleparz w r. 1800 połączono z Krakowem w jedną całość.

') Fr. Bardel: Miasto Podgórze Kraków 1901.

69

Gminy podmiejskie') zaciiowały pół wiejskie obyczaje i bu- downictwo, najmniej tu się zmieniło co do topografii. Trzymano się dróg istniejących i budowano frontem do nich dopiero ostatnie czasy wpro- wadziły tu budownictwo na sposób miejski, nie z wielką korzyścią, bo dla braku planu i kontroli prowadzono parcelacyę dowolną, dziką, potwo- rzono ulice bez ładu i bez niwelacyi. Przedmieścia te, prócz wyżej wspo- mnianych, zwały się także jurydykami i wsiami : Smoleńsko, Półwsie zwie- rzynieckie, Retoryka, Piasek czyli Garbary, Biskupie, Błonie, Pędzichów, Strzelnica, Lubicz, Wesoła, Brzegi, Zwierzyniec, Krupniki, Czarna wieś. Nowa wieś, Krowodrza, Dąbie, Grzegórzki.

Stosunki jurysdykcyi były w północnej części miasta najwięcej sporne.

Widok Krakowa od wschodu z r. 1702—1708.

Pędzichów. Na prawo ulicy Długiej wskazuje dzisiejsza ulica Pę- dzichów napisem w kamieniu wyrytym (na granicy domów Nr. 114): „Znak graniczny między Kleparzem y Pędzichowem, 1782", ślad dawnego podziału własności.

Jurydyka ta należała do wikaryuszów katedralnych, więc też godło katedry znajduje się na jej pieczęci -).

Na północ od Pędzichowa leżące grunta tworzyły jurydykę „duchowną":

Błonie, w pobliżu wspomnianego kościoła Św. Krzyża i w tyłach kościoła Św. Walentego, po za granicami miasta Kleparza. Ta część Błonia

') K Bąkowski: Przewodnik po okolicach Krakowa. Kraków 1909. ') A Chmiel: Pieczęcie Krakowa... i jurydyk krak. Rocz. krak T. XI.

70

należała do szpitala św. Ducha (dziś place zabudowane między ul. Długą a częściowo Krowoderską i Pędzichowem), inne grunta, t. zw. Błonia łcie- parskie, należały do kościoła św. Walentego.

W północnej części, gdzie dziś zakład Helclów dla nieuleczalnych chorych, stał często dawniej używany przyrząd : szubienica murowana. Granica tych Błoń od północy nie była widać zbyt wyraźną, gdyż właściciel Krowodrzy, t. j. klasztor i szpital św. Ducha, wdzierali się tu w posia- danie. W r. 1551 założył tu ten klasztor jurydykę Błonie t. j. „na równi- nie swego klasztoru między Pędzichowem i Biskupiem „alias na Błoniu", gdzie niegdyś śmieci składano, koło kościoła św. Krzyża i naprzeciw ko- ścioła Św. Walentego na Kleparzu" oddając te grunta budującym, za czyn- szem ziemnym po 1 grzywnie rocznie dla szpitala i poddając ich wójtowi mianowanemu przez klasztor.

Zagrody te zniszczały w czasie najazdu arcyksięcia Maks>'miliana, pre- tendującego o koronę polską , poczem równina ta służyła za pastwisko i na lustracye wojskowe, ale po jakimś czasie konwent Św. Ducha znowu postarał się o zaludnienie, na co Kraków wniósł żałobę do króla, że ci mieszkańcy po drodze wykupują żywność wiezioną do Krakowa, a rze- mieślnicy robią konkurencyę krakowskim, a w niczem nie przyczyniają się do ciężarów publicznych, w dodatku chronią się tam wszyscy podejrzani i przestępcy; sejm z r. 1612 wydelegował komisyę do rozsądzenia, która po zbadaniu aktów i oględzinach miejsca orzekła, że budynki mają być w sześć miesięcy usunięte, a grunt Błonie, poczynając od kościoła św. Wa- lentego ku Krowodrzy i -Lobzowowi i stacye wojskowe, wybudowane w cza- sie bezkrólewia, zwane szańce, mają być usunięte i pastwiska przywrócone, z wyjątkiem ulicy od kościoła św. Krzyża ku Biskupiemu. Na apelacyę klasztoru pozostawił król Zygmunt III w r. 1612 zabudowania na Błoniu, jednak nakazał znieść wójta i ławę, a poddał miejscowość pod jurys- dykcyę Krakowa.

Mimo tej uchwały spotykamy tu potem jurydykę używającą własnej pieczęci, którą wypełnia kartusz, na nim koń w biegu, przykryty na grzbie- cie czaprakiem, na tymże krzyż dwuramienny, nad koniem postać gołębia, symbolizująca Ducha św.

Biskupie rozciągało się na zachód od powyższej jurydyki, od kla- sztoru Wizytek ku Garbarom i było własnością biskupstwa krakowskiego. W pieczęci nosiło postać św. Stanisława z Piotrowinem. Na północ Bisku- piego, Błonia i Kleparza leży

Krowodrza, wieś pierwotnie biskupia, z początkiem XIII wieku nadana szpitalowi św. Ducha. Sięgała ona jeszcze w XV wieku dość głę- boko w dzisiejszy Kleparz '). Na pieczęci Krowodrzy stoi krowa, między jej rogami krzyż podwójny, czyli godło Duchaków krakowskich.

') Zob. przypisek wyżej na str. 55.

71

Za Krowodrzą od północy rozciąga się Prądnik biały, dalej Tonie, a ulicę Długą w tern przedłużeniu zwano drogą wielkopolską lub często- chowską.

Na zacłiód od Krakowa leżała największa z jurydyk

Garbary czyli Piasek, ciągnąca się na przestrzeni od dzisiejszego klasztoru Kapucynów po Biskupie, t. j. po dzisiejszy Hotel Krakowski. W wieku XIV zwano to przedmieście w niemieckich aktach „am Sande". Zdaje się, że już w XV w. utworzono tu podporządkowaną gminę, dla której w następnych czasach Rada miejska krakowska nominowała wójta i siedmiu ławników. W r. 1673 przyłączyła rada do Garbar także Czarno- wsianów. Nowa „ordynacya" jurydyki garbarskiej ułożona została w r. 1747 dnia 27 marca, po komplanacyi między „pospólstwem i urzędem garbar- skim" a dwoma deputowanymi od Magistratu krakowskiego rajcami, bo „jurydyka garbarska, do miasta stołecznego Krakowa inkorporowana, da- wne ordynacye od antecessorów starszych zagubiła i w należytym po- rządku nie zachowywata się".

Ordynacya ta określa: 1) „Jako do .Magistratu krakowskiego należy się elekcya wójta i ławników tej jurysdykcyi, tak chcemy mieć, aby ludzie rozumni, spokojni, pilni na tych urzędach znajdowali się, a jeśliby który niedbały znajdował się, lub na tym urzędzie ciężki był i niesprawiedliwy, takowego należy donieść magistratowi przed elekcyą, która corocznie bywa, aby był odmieniony, a inny godniejszy na to miejsce obrany. 2) Tenże urząd nie ma dopuszczać awulsii gruntów, osobliwie duchownym osobom, tak świeckim jak i zakonnym posesyi pozwalać, jakoteż tym, którzyby prawa miejskiego nie mieli".

Dalsze punkta obejmują przepisy co do ustanawiania i wybierania podatków, dopuszczenia „pospólstwa" do kontroli rachunków jurydyki i do czynności urzędu wójtowsko-ławniczego.

Herb jurydyki garbarskiej nosił mur forteczny miejski z trzema ba- sztami wystającemi z po za niego, podobny pozornie do herbu Krakowa, odróżniający się tern, że w murze fortecznym nie ma bramy otwartej.

Bezpośrednio na zachód od miasta leżały zupełnie nie przemysłowe gminy, głównie gospodarstwa ogrodnicze:

Smoleńsk podzielony na dwie jurydyki: jedna, obejmująca grunta i domy po północnej stronie dzisiejszej ulicy Smoleńskiej ku ulicy Wol- skiej po lewym brzegu Rudawy, należała do proboszcza kościoła Bożego Miłosierdzia na Smoleńsku. Akta i wyciągi opatrywano pieczęcią kościoła Bożego Miłosierdzia, która przedstawiała Chrystusa Miłosiernego, czyli t. zw. „Chrystusa w studni". Druga, na południe od poprzedniej, obejmo- wała grunta należące do Wielkorządów J. Król. Mości po Wisłę. Akta tej jurydyki opatrywane były pieczęcią wielkorządcy krakowskiego, na któ- rej był wyrażony jego osobisty herb.

Od bramy Wiślnej, która stała na przecięciu głównej alei plantacyj- nej pod Biskupim pałacem, biegł odwieczny gościniec nadwiślański ku za-

72

chodowi, od niego pod klasztorem Zwierzynieckim oddzielała się droga ku Woli, i przez Błonie ku Kawiorom i Łobzowowi.

Minąwszy plac Wielkorządowy (Groble, Powiśle) wjeżdżało się przez most na Rudawie w posiadłości klasztoru Zwierzynieckiego, które w XIV w. w części najbliższej miasta wyszły z jego posiadania. Część między górą Św. Bronisławy a Rudawą, t. j. Błonia, nabyło miasto w r. 1366 drogą zamiany za kamienicę, część między Błoniami a Wisłą i klasztorem zorga- nizowała się jako Półwsie Zwierzynieckie, dalej na zacłiód ciągły się posiadłości klasztorne, obejmujące wieś Zwierzyniec i dalsze okolice.

Wesoła. Na wschód od miasta znajdujemy w najdawniejszych dokumentach grunta w ręku biskupów i Benedyktynów Tynieckich, którzy zdaje się pierwotnie zostawali we wspólności. Nim się wyłoniły granice i nazwy przedmieść, tworzyły grunta te pierwotnie całość z Prądnikiem Czerwonym, za Kotłowem powstał bardzo wcześnie w Xl lub XII wieku kościół Św. Mikołaja, zbudowany przez Benedyktynów Tynieckich, który dotąd zachował w dolnych częściach mury z kamieni obrabianych w spo- sób używany w epoce budownictwa romańskiego, a który stał się para- fialnym dld najbliższego swego sąsiedztwa i wsi : Grzegórzek, Dąbia, Beszczu z Głębinowem, i części Łęgu, Olszy, Prądnika Czerwonego i Ra- kowie, parafii liczącej dziś kolo 13.000 dusz, gdy w wieku XII— XV, wy- mienione osady podług rozmaitych dat i wzmianek, nie liczyły więcej nad kilkaset głów.

Cały dalszy obszar od wschodu Krakowa, dziś już nadsypami pod- niesiony, był w czasach przedhistorycznych niskim brzegiem Wisły, zale- wanym, szarpanym, zamulanym jej wodami, a po ustaleniu się jej koryta, pokrytym wodami pozostałemi w opuszczonych Wiśliskach, dotąd po obu jej brzegach dostrzegalnych. Rybołóstwo odgrywało tu ważną, jeżeli nie główną rolę. Zwierzyny nie brakło, bo jeszcze w Xlii wieku były w Dłubni bobry. Osadzenie klasztoru Cystersów w r. 1223 w Mogile wywarło zna- czny wpływ na całą okolicę. Jak Benedyktyni przynieśli pierwsi kulturę duchową, pismo, początki sztuki, tak Cystersi przynosili ze sobą sztukę praktycznego gospodarstwa, budownictwa, uprawy roli i przemysłu. Ich gospodarstwo rolne, rybołówcze, ich młyny i folusze na Dłubni, ich bu- dowle murowane nietylko dla celów kościelnych ale i przemysłowych, stały się przykładem i szkołą dla okolicy od ich siedziby powstał więc wyborny gościniec do Krakowa, który przeciął bagnistą okolicę i ułatwił osadnictwo wzdłuż niego, w tej okolicy spotykamy najstarszy w okolicach Krakowa kamienny most. Droga Mogilska zbliżywszy się do Kra- kowa, rozgałęziała się między przedmieściami ku Kleparzowi i ku bramie Mikołajskiej, a w miarę zaludniania się weszły w użycie inne drogi ku Grze- górzkom, Dąbiu i dalej, równoległe i poprzeczne, oczywiście dzikie.

Za Sienną ulicą poniżej Gródka spotykamy w XIV wieku bramę rzeźnicką, zwaną najczęściej „nową" a nazwa ta wskazuje, że urzą- dzono ją później, niż Mikołajską, gdy ruch ku Grzegórzkom i Dąbiu się

73

ożywił. Przed bramą wisiał na łancucliacłi zwodzony most nad odnogą Rudawy, okalającą miasto, na lewo leżała sadzawka nad której brzegiem prowadziła droga do rzeźni (Kutelłiof Kotłów), do młyna Gerlaka (dziś Psia górka) a dalej ku Grzegórzkom na prawo bagnista fosa, nad nią droga ku kościółkowi św. Gertrudy (róg ul. Starowiślnej) i do wielkiej sadzawki św. Sebastyana. Nazwę Wesoła spotykamy dopiero w końcu XVII wieku.

Jurydyka Wesoła nosiła w pieczęci postać św. Jana Chrzciciela z barankiem, który trzyma lewą przednią nóżką drzewce z chorągiewką zakończoną u góry krzyżem.

Widok Krakowa od południa (Rye go) z r. 1617.

Jurydyka ta po skonsolidowaniu się obejmowała grunta po obu stro- nach ulicy Kopernika.

Lubicz i Strzelnica jako osobne jurydyki wyrosł>' na północnej części omawianych gruntów w części bliższej Kleparza.

Jurydyka Strzelnica obejmowała grunta po stronie północnej dzisiej- szej ulicy Lubicz, jurydyka Lubicz po dzisiejszej stronie południowej. W drugiej połowie XVII wieku położenie jej określano w ten sposób, że „jurydyka szlachecka Lubicz, poprzednio grunta t. zw. Ważynskie i Nay- manowskie, rozciąga się przed fosą i murami miasta Krakowa z t>łu bramy Fioryańskiej i Mikołajskiej".

Pieczęć jurydyki Lubicz nosiła na barokowym kartuszu, nakrytym szlachecką koroną, dwie pod kątem ostrym ustawione belki, ku dołowi

74

zwrócone, po obu stronach wierzchołka kąta jedna sześciopromienna gwiazda, w polu zaś między belkami gruszka na łodyżce z liśćmi.

Przedmieście to zaczęło się zwolna po zaludnieniu Krakowa tworzyć. W XVI wieku zwano je „W i e 1 k i m W a ł e m" jak się okazuje z dokumentu z roku 1599, w którym rajcy miasta „zawezwawszy mieszkańców Wielkiego Walu za Nową Bramą, wychodząc z miasta po lewej stronie, zaczynając od domu narożnego w okolicy bramy, koło krucyfiksu stojącego, po Kleparz, nakazali im, by wedle dawnego zwyczaju zachowywali dobry porzą- dek i wybrali 8 dziesiętników. Tymże pod karą nakazano, aby drogę na wale, przez ich brudy i śmieci tak zepsutą i zaśmieconą, że żadnym spo- sobem, ledwo wozem lub konno, przez nią przebyć można, mają wysypać i naprawić, aby każdy bioto przed swoim domem wywiózł".

W r. 1671 odwołał król Michał przywilej wydany rok przedtem An- drzejowi Gotkowskiemu na założenie miasta „pod nazwą Lubicz na gruntach zwanych Ważyńskie i Naymanowskie bezpośrednio przed wałami i murem miasta Krakowa naprzeciw Bram Floryańskiej i Mikołajskiej, na których pierwej kocisze czyli woźnice mieszkali", powołując się na to, że źle był poinformowany, a obecnie wykazano mu, że byłoby to prawu przeciwne i szkodliwe państwu i Krakowowi.

Po za tym najbliższym pierścieniem przedmieść uzyskało miasto jeszcze jurysdykcyę na

Czarną wieś, którą w r. 1363 sprzedał Kazimierz Wielki za 100 grzywien miastu z Czarną ulicą i Pobrzeżem przed bramą Szewską „tak, że mieszkańcy rzeczonych wsi... nie przed kim innym, jak przed rajcami

rzeczonego miasta Krakowskiego lub przed wójtem im przez tychże

nadanym, takiem prawem, jakiem cieszą się mieszkańcy samego miasta Krakowa, odpowiadać powinni".

Nowa Wieś założona przez Kazimierza W. koło Łobzowa, prze- niesioną została przez tegoż w r. 1367 na prawo niemieckie i stanowiła odrębną gminę.

Do miejsc tych prowadziła dawniej jak i dzisiaj droga zwana dziś ulicą -Łobzowską, do której dostawało się przez bramę Sławkowską, lub przez furtę Szewską. Z tej ostatniej bliżej było drogą przecinającą Garbary, zwaną Piaskową, dziś Karmelicką, do Nowej wsi, a tu skrętem na prawo wejść na drogę Łobzowską. Na lewo drogi Łobzowskiej, prawie naprzeciw górnych młynów, stał kościół Św. Piotra, z cmentarzem. Z młynówki Rudawy od Łobzowa przeprowadzono tu kilka strumyków, biegących koto gościńców, służących do mycia ogrodowizn i nawodnienia bujnej ziemi, słynącej z dawna z wybornych i wczesnych jarzyn, skąd mie- szkańców tej okolicy zwano powszechnie ogrodnikami. Zachodnio-pół- nocny koniec Czarnej wsi, na południe od Pałacu Łobzowskiego, zwal się w XVI wieku „Królową Wolą" od roku 1517 darowany Uniwersy- tetowi przybrał nazwę „Gramatyka" lub „folwark akademicki".

75

Od wschodniej strony kupiło miasto w r. 1388 od prywatnych wła- ścicieli wieś

Grzegórzl\i, a w roku 1389 od klasztoru Mogilskiego wieś

Dąbie, w których miasto jako właściciel wykonywało jurysdykcyę patrymonialną. Już wcześnie zamieniło miasto włościanom Czarnej wsi, Grzegórzek i Dąbia robociznę na czynsze i z tego tytułu nie było zatar- gów, podczas gdy w niedalekiej Krowodrzy właściciel, szpital Św. Ducha, obstawał przy robociźnie i w ciągłych był z włościanami zatargach.

Obszary dworskie. W r. 1377 Ludwik król węgierski, chcąc zje- dnać mieszczan dla swych zabiegów o koronę polską, nadał im prawo kupowania dóbr w odległości 2 mil dokoła miasta z prawem posiadania ich wedle prawa niemieckiego, a w r. 1378 wyjął te dobra z pod powsze- chnego prawa, nadając „miastu krakowskiemu, rajcom i obywatelom łaskę szczególną, aby wszelkie sprawy w tych dobrach między sobą i pod- danymi oraz najemnikami mogli wedle prawa niemieckiego miejskiego są- dzić"... i na tem terytoryum „względem wszelkich złoczyńców wedle prawa niemieckiego wyrokować", ale król Jagiełło zatwierdził te przywileje „z wy- jątkiem warunku przez... Ludwika króla... nadanego, mianowicie żeby... w obrębie 2 mil mieli rajcy i ogół jurysdykcyą pewną sprawować i na- bywać wsi i dziedzictwa wedle prawa niemieckiego, w miejsce którego to warunku dodajemy.... że wolno im wsie i dziedzictwa wszelkie nabywać, tem prawem i zwyczajem, jakiem i inni Nasi szlachcice swoje wsi i dzie- dzictwa posiadają". (Obszar więc podlegający prawu miejskiemu pozostał w granicach tych, które mu wyraźnie nadania zakreśliły).

Wytworzenie się za miastem jurydyk, czyli więcej lub mniej odrę- bnych samoistnych organizmów gminnych, było wynikiem faktycznym trudności objęcia w pieczę wielkiego obszaru po za murami miasta. Osta- tecznie nie przynosiło to szkody. W obrębie tym okolicznym pozostały jednak niewielkie oazy dóbr, podlegających prawu ziemskiemu, które dały początek jednostkom administracyjnym, nazwanym potem „obszarami dworskiemi", w Lobzowie, Prądniku, Olszy, Piaskach i Dąbiu, które skut- kiem zmiany stosunków muszą zwolna uledz wcieleniu w miasto.

Prawo o miastach z r. 1791 postanowiło: „Jurydyki świeckie i du- chowne, tudzież drobne miasteczka w obrębie lokalnym gruntów początkowo miastom nadanych potworzone, pod jurydykcyę magistratów miejskich po- dajemy". Postanowienie to nie mogło wydać owoców, gdyż niedługo na- stąpił rozbiór Polski.

Zgubniejszem dla miasta było wyjmowanie przywilejami z pod prawa miejskiego pewnych szlacheckich i duchownych posiadłości w obrębie miasta, co równało się tworzeniu jurydyk w mieście. Konstytucya sejm. z r. 1658 postanowiła, że nie wolno dóbr w Krakowie i na jego przed- mieściach żadnymi aktami uwalniać od jurysdykcyi i ciężarów Rzptej i miasta, powtarzano ten zakaz i później, ale zakazy te szły często w nie- pamięć.

76

Zmiany jurysdykcyi. Po podziale Polsi<i zmieniała się i\ilkakro- tnie organizacya władz w kierunku rozszerzenia jurydykcyi miejskiej na szersze terytoryum. Gminy podmiejskie i wsi okoliczne należały do jednej z gmin, na które miasto podzielono. Ostatecznie dopiero w r. 1866 zam- knął się Kraków w obrębie celnym rogatek przez nadanie mu statutu, obejmującego tylko ten obszar, reszta przedmieść zorganizowała się w odrębne gminy. Obecnie uczynił Sejm zadość potrzebie jednolitej orga- nizacyi tego obszaru, złączonego wspólnymi interesami i uchwalił w r. 1909 ustawę łączącą sąsiednie podmiejskie gminy z miastem Krakowem, dołą- czając także nieznaczne niegdyś rolniczo-rybackie osady na drugim brzegu Wisły, które na przedmieścia Krakowskie urosły, mianowicie Dębniki, Zakrzówek i Kapelankę. Przyłączenie i Podgórza z Ludwinowem i Płaszo- wem do Krakowa stanie się z czasem konieczną konsekwencyą potrzeby jednolitej administracyi obszaru jednakimi interesami związanego.

kościół Św. Andrzeja z r. około IlUU.

ROZDZIAŁ V.

Policya bezpieczeństwa: podział miasta, viertelnicy, strażnicy, areszty, więzienia policya komunikacyi: bruki, wywóz śmieci, oświetlenie policya budowlana i ogniowa: okrzyczenie pożaru, strażnik na wieży Maryackiej, przyrządy pożarne, samopomoc policya targowa: miary, wagi, kontrola towaru policya zdrowia: brak czystości ogólny, studnie, wodociąg, kanały tażnie publiczne i prywatne lekarze i apte- karze — tłumienie zarazy policya ubogich: żebractwo, wójtowie ubóstwa, - jał- mużny — szpitale - studenci żebrzący Arcybractwo miłosierdzia - Towarzystwo

dobroczynności.

Policya bezpieczeństwa. Najsłabszą niewątpliwie stroną dawnego urządzenia publicznego w całej Europie był brak władzy policyjnej, brak odczucia potrzeby przepisów prewencyjnych dla zabezpieczenia zdro- wia, mienia i życia mieszkańców, zostawienie tej sprawy prawie zupełnie samopomocy.

Pewne początki policyi istniały w Krakowie od najdawniejszej chwili organizacyi miejskiej, było to jednak wszystko bardzo słabe, często chwi- lowe, dorywcze, opierające się, jak prawo karne, na przepisach odstra- szających, na represyi, a nie prewencyi.

Miasto pod względem policyjnym dzieliło się na 4 części, zwane kwartałami: Rzeźniczy, Grodzki, Garncarski i Sławkowski. Odległości ze względu na wartość domów, na wymiar należytości tragarzy i woźni- ców, liczyły się rozstajami (Kreuze), z których pierwsze szły pierw- szemi przecznicami ulic od rynku dążących, drugie murami miasta, trzecie granicami (gades) terytoryum miejskiego.

W r. 1792 podzielono miasto na 4 cyrkuły, wcielając w nie przed- mieścia: cyrkuł I obejmował Śródmieście z 594 posesyami, II Kazimierski 437 posesyj, III Garbarski, od Wisły po Łobzów włącznie 484 posesyi, IV Kleparski, z Krowodrzą i jurydami po brzeg Wisły z 373 posesyami. Podział ten dał podstawę podziału miasta za Rzpltej krak. na gminy obecnie dzieli się Kraków na 8 dzielnic składających 3 obwody.

Pod względem kościelnym dzieliło się śródmieście na poprzednio wy- mienione parafie.

Właściwem miastem było dzisiejsze śródmieście otoczone murami, grunta jednak miejskie rozciągały się także za murami dokoła, a miasto wykonywało na nich jurysdykcyą swoją i policyę. Wśród tych gruntów, jak wyspy, mieściły się dwa odrębne miasta Kleparz i Kazimierz, później

78

powstały dalsze takie wyspy, t. j. obszary pod jurysdykcyą szlachecką, biskupią i wielkorządową, zwane jurydykami.

Władza policyjna miejska sięgała tylko na własne terytoryum, ale siłą faktu jako najsilniejsza stosunkowo wśród tycli małych sąsiednich orga- nizmów, górowała czasem nad nimi przy zarządzeniach dla wspólnego dobra, mianowicie w chwili tłumienia zarazy.

Głównym organem bezpieczeństwa miasta byli w średniowieczu vier- telnicy, zostający pod zwierzchnością osobnego mistrza (magister circum- latorum). Byli nieliczni (do 20), dobrze płatni, naczelnik ich wybieranym był z mieszczan możniejszych, bywali nimi nawet dawni wójci miejscy; byli oni także urzędnikami do sporów granicznych o grunta miejskie i gra- nice między domami. Właściwem ich zadaniem było pełnienie straży w dzień i w nocy porządku pilnującej, używanej do tradowania rzeczy zajętych, aresztowania włóczęgów i tych, którzy wbrew wyraźnemu zakazowi wil- kierza, po nocy bez latarni chodzili. Oni prawdopodobnie ściągali też kary miejskie. Wszelkie nadużycia i sprzeniewierzenia władzy urzędowej z ich strony karano proskrypcyą z miasta '). Od w. XVł viertelnicy mają głó- wnie sprawy graniczne, a porządku zwykłego pilnują strażnicy z dziesiętni- kami pod wodzą hutmana ratuszowego (praefectus praetorii), który był dowódcą straży, naczelnikiem wywożenia gnoju, błot i rumowisk. Prócz strażników właściwych (policyantów, warty) trzymano także osobnych stró- żów nocnych. W r. 1621 pomnożono ich z 12 na 20, a ta ostatnia liczba dotrwała do XX w. Od XVIi w. był zazwyczaj i mały garnizon woj- skowy, który rozstawiał na noc na rynku 2 szyldwachy. Na wypadek rozruchów udzielali pomocy żołnierze starościńscy z zamku.

Bezpieczeństwo publiczne w dawnych czasach było bardzo niepewne, im dalej wstecz, tern mniejsze, stąd w dawnych czasach tak u nas, jak i wszędzie, najwięcej znaczyła samopomoc, obrona własna, bo na obronę publiczną nie prędko można było liczyć, zwłaszcza po za miastem. Wszy- scy więc chodzili z bronią, nawet księża. Statuta synodalne zakazywały księżom z początku nosić tylko katapultów i luków, jako broni zaczepnej, potem zakazano mieczów, dużych nożów i włóczni, przepisy krakowskie z XIV w. zakazują księżom wogóle noszenia broni, chyba w podróży, lub gdyby im zagrażało jakie niebezpieczeństwo. Oczywiście później z ustale- niem się porządku i ze wzrostem władzy państwowej podniosło się bez- pieczeństwo, a tem samem odpadła potrzeba zdawania się zawsze tylko na własną pomoc od XVI w. więc księża wcale nie noszą broni '-) ale ludność cywilna, zwłaszcza przy uroczystym stroju, pozostawia zawsze broń przy boku. zakazy noszenia broni przez czeladników, widocznie więc i oni nosili. Statuty cechowe zakazują przychodzenia z bronią na

') Fr. Piekosiński: Dawny Kraków.

■■) X. J, Fialek: Średniow. ustawodawstwo synodalne biskupów polskich. T. I. Kraków 1893.

79

schadzki cechowe. Później znikała broń coraz więcej, wędrowafa na ścianę dla ozdoby pomieszkania, tylko do kontusza przywdziewano szablę, a ci, co w XV'lli w. przywdziali strój francuski, przypinali szpadę.

W razie schwycenia winnego czy podejrzanego przez władze bezpie- czeństwa, los jego nie był do pozazdroszczenia ; nie odróżniano wcale więzienia jako kary, od aresztu chwilowego. Przeznaczano na ten cel parę piwnic w ratuszu, do których nie było nawet schodów, tylko przez otwór w sklepieniu spuszczano więźnia kołowrotem na linie. Zazwyczaj nie sie- dział on tam jednak długo, gdyż srogie dawne prawa wkrótce wymierzyły mu sprawiedliwość przez ścięcie, powieszenie, obcięcie ręki lub ucha i wy- puszczenie na wolność lub wypędzenie z miasta. Od w. X\'l był>' na I pię- trze obok mieszkania hutmana dwie izby dla lepszych więźniów. Nie lepiej traktowano więźni cywilnych, za długi areszt odsiadujących. W r. 1524 polecił Zygmunt I, „ponieważ żaliło się pospólstwo, że rajcy nie mają do wyboru więzień, lecz obywateli mniej winnych razem ze zbrodniarzami do nieczystego i haniebnego więzienia zamykają, jeżeli pospólstwo nie kon- tentuje się więzieniem dość łagodnem pod dzwonem lub sklepieniem, pod którem się zgromadza, ani miejscem zwanem kabat, aby rajcy wybudowali czyste i zdrowe więzienie dla porządnych obywateli".

W r. 1639 uchwaliła Rada, że każdy żądający uwięzienia dłużnika musi zobowiązać się do dawania mu jadła i straży, inaczej magistrat uwię- zionych wypuści z więzienia. Na Kazimierzu więzienie mieściło się na pię- trach wieży ratuszowej. Wieża ta mieściła na pierwszem i drugiem piętrze po jednej małej sklepionej celi, z których jedną nazywać miano Ponie- działkiem, drugą Wtorkiem. Osadzano w nich obwinionych o ciężkie zbro- dnie. Którego zamknięto we wtorek, pewnym mógł być, że w najbliższy dzień wtorkowy głowa jego na rusztowaniu spadnie, ku czemu wyprowa- dzano skazańca z celi wprost na rusztowanie w podwórcu wzniesione tak wysoko, aby egzekucyę z Rynku można było widzieć.

Złagodzenie postępowania z uwięzionymi następowało bardzo powoli ze wzrostem cywilizacyi i ogładą obyczajów, a przełom w tym względzie następuje w całej Europie dopiero w drugiej połowie X\'lil w., w końcu którego zniesiono przedewszystkiem tortury, a następnie zaczęto umie- szczać więźniów w odpowiedniejszych budynkach, zwłaszcza w pokasowa- nych klasztorach.

Policy a komunikacyi, ognia, targowa. Co do komunikacyi starano się o utrzymanie dróg, wykładając je dawniej dylami drzewnymi, na które sypano szuter, potem i brukowano. Chodniki wzdłuż ulic zwykle z drewnianych dylów zwano tretami.

Wilkirz z r. 1373 obowiązuje każdego właściciela domu do zamiata- nia ulicy wzdłuż swojego budynku do połowy rynny granicznej, do stawiania mostków wjezdnych własną robotą z materyału przez miasto dostarczonego. W rynku zamiata się na 16 łokci od domu.

80

Od czasu do czasu na większe uroczystości nakazywano wywozić śmieci i rumy, w XVIi w. próbowano wypuścić czyszczenie ulic w dzier- żawę, co się jednak długo nie utrzymało. W XVI 11 wieku mieszkańcy Grzegórzek zamiast czynszu z gruntów miejskich posyłali ludzi do zamia- tania ulic.

Nie wolno było w nocy jeździć sankami a w dzień targowy jeździć przez rynek. Kopę groszy płaci ten, kto przecliodzącego z domu obleje. Rozmaite przepisy porządkowe co do dróg ogłaszano łącznie z przepisami sanitarnymi, o czem osobno ; jak n. p. : zakaz trzymania nierogacizny w mieście, która tylko piekarzom pod murami mieszkającym, jest dozwo- lona. W roku 1639 „IchMość pp. Komisarze Króla JgoMości także urząd miejski nakazuje, aby w bramacłi miejskich wozów, sań nie stawiano, ko- miny aby w bramach nie były, ani żadnych smażonek; kiełbas (w sie- niach) nie smażono, świni, bydła, aby w mieście nikt nie chował. Przy budowie domów dbano początkowo surowo o utrzymanie linij zakre- ślonych dla placów i ulic, czego dowodem regularność śródmieścia. Do- piero gdy miasto wzrastające nie mogło się rozszerzać, jako zamknięte murami, zaczęto zezwalać na zmniejszanie placów (n. p. koto bramy Floryańskiej naprzeciw kościoła św. Piotra) na dobudówki ścieśnia- jące ulice, n. p. przy kościele WW. Świętych, przy Szarej kamienicy, Sukiennicach , wreszcie nawet na zabudowanie Rynku , który pokryto masami kramów i drobnych budynków tak, że tylko przed tak zwanym Spiskim pałacem pozostała większa wolna przestrzeń. Dopiero z począt- kiem XIX w. zaczęto usuwać te przybudówki, przywracać dawne linie regulacyjne ulic i oczyszczać rynek z kramów i domków. Wobec wie- lości budynków w całości lub w części drewnianych, ogień był najnie- bezpieczniejszym nieprzyjacielem miasta, wcześnie więc już spotykamy przepisy ogniowe. Uchwały z XIV w. grożą proskrypcyą z miasta temu, kto przed ogniem ucieka, zamiast go okrzyczeć. Kto pierwszy z wodą do ognia stanie, otrzyma z Kasy miejskiej nagrodę za pierwsze wiadro. Wil- kierz z r. 1375 stanowi: „Nakazuje się wszystkim łaziebnikom, że jak ogień wypadnie, wszyscy z swoją czeladzią z wiaderkami przyjść mają do ognia, a każdy łaziebnik z wanną ze swej łaźni". Bez narzędzia ratunku do ognia biegnący dostaje się do więzienia. Na rogu każdego kwartału mają wisieć osęki; browarom, piekarniom, szmelcarniom zakazano użycia niewylepionych dostatecznie kominów: Późniejszy wilkierz powołuje wszyst- kich mieszczan kwartału do zgromadzenia się na miejscu pożaru, prze- strzega, aby luźne kobiety nie śmiały się tam pokazywać.

Środki te były oczywiście niedostateczne jak wszędzie współcze- śnie — dla braku zawodowej straży stałej, ratunek w gruncie rzeczy był „na ochotnika" i najczęściej spóźniony, a nim się zbiegli na miejsce ra- townicy, pożary przybierały zazwyczaj rozmiary katastrofy i pochłaniały całe dzielnice miasta, jak to się wielokrotnie zdarzało.

81

To też nie licząc na zewnętrzną pomoc każdy dom posiadał osęki, wiaderka i kadź z wodą. W wielu domach widzi się dotąd w sklepieniach sieni wielkie kółka żelazne, na których wieszano drabinę. Od XIV wieku zapisana jest w wydatkach miejskich płaca strażnika na wieży Maryackiej, który krzy- kiem i tubą obwoł>'wał pożar, alarmował bijąc w dzwon, a w nowszych czasach wska- zywał kierunek pożaru w dzień czerwoną chorągwią, w nocy czerwoną latarką. Stąd wyższa wieża Maryacka zwala się strażnicą. Dopiero na początku XIX w. urzą- dzono pewne pogotowie pożarne, a od r. 1867 należycie zorganizowany korpus stra- żacki z wszelkimi przyborami, z którym współdziałają członkowie Towarzystwa straży ogniowej ochotniczej.

Miary długości i pojemności oraz wagi ustanawiane byty urzędowo przez wła- dzę miejską i kontrolowane, zarówno ze względów na pewność obrotu, jak i fiskal- nych, gdyż miasto pobierało opłaty podług tych miar, a nawet przy większych obro- tach wykonywało monopol, zmuszając do użycia urzędowej miary, w celu pobra- nia przytem opłaty. Miary używane przez pojedynczych w handlu cechowano zna- kiem kontrolnym urzędowym. Oprócz za- rządu miasta czuwały nad tem cechy i wo- jewoda krakowski. W roku 1682 ogłasza podwojewoda krakowski, że „chcąc wsze- lakiej krzywdzie ludzkiej zabieżeć, przyka- zuje, aby żaden fałszywym i niecechowa- nym urzędowym korcem nie ważył się prze- dawać i kupować na targach, i jeżeliby korzec taki u kogokolwiek się znalazł, że takowy zabierać i psować każe, i taki, u którego by się taki fałszywy korzec znalazł, surowo według ostrości prawa koronnego nieodwłocznie karany będzie".

W Sukiennicach w „krzyżu" t. j. na przejściu w poprzek stał urzę- dowy korzec z kamienia wykuty (obecnie w Muzeum Techniczno-przemy- słowem), którego każdy mógł używać do sprawdzenia miary, nad nim wisiał na łańcuchu strychulec t. j. ów nóż dotąd tamże dochowany.

Tak jak nad miarami, czuwano także nad samym przedmiotem han- dlu, aby zaś mieć nad towarami kontrolę, nakazywano je sprzedawać na publicznych miejscach. Wielki wilkirz z r. 1468 nie pozwala kupczyć w do-

K. Bąkoaaki. Dzieje Krakowa g

Szczyt wieży Maryackiej (Strażnica ogniowa;.

82

mach pod karą 5 grzywien na sprzedającego i tyluż na kupującego. Tenże zakazuje sprzedawać żywność po za miejscem targowem, pod konfiskatą. Dobroć towaru zastrzegano licznemi obostrzeniami, tak rybom, które na drugi dzień pozostafy, kazano ucinać z urzędu pól ogona, na trzeci dzień cały ogon.

Zły materyał, partacki wyrób uważanym był nietylko jako oszustwo, ale jako ubliżenie dobrej czci cechu i miasta. Towar tego rodzaju palono jako fałszywy. Tak zabrania wilkirz z r. 1369 pod karą 3 grzywien zapra- wiania skór ałunem; wilkirz z r. 1377 wszelkie łatanie nowego starem zakazuje pod karą sprzedaży towaru na rzecz miasta i cechu. Majster murarski nie może podjąć się więcej jak trzech robót, aby zbyteczna ich liczba nie szkodziła staranności wykonania. Same cechy czuwały nad wykształceniem dobrych robotników i nad dobrocią i starannością wyro- bów, które dochodziły często do granic prawdziwego artyzmu, jak roboty kamieniarskie, ślusarskie, stolarskie, złotnicze i t. p. Również cechy czu- wały nad uprawnieniem do prowadzenia przemysłu i ciągle prowadziły walkę z partaczami „szturarzami" nieuprawnionymi.

Policy a zdrowia. Wszystkie miasta europejskie, mające za sobą setki lat przeszłości, odziedziczyły po niej przynajmniej część domów, fundamentalnie wprawdzie, ale nie odpowiednio do dzisiejszych stosun- ków zdrowotnych zbudowanych, wąskie i ciemne uliczki. to zwykle śródmieścia, które powoli ulegają przeróbkom nowoczesnym, dążącym do wprowadzenia światła, przestrzeni, czystości, jako niezbędnych warun- ków zdrowego mieszkania, warunków, których nie można było osiągnąć w średniowieczu, gdy miasta, jako fortece, musiały mieścić się na naj- mniejszej, o ile możności przestrzeni. Potrzeba przestrzeni, powietrza i czystości, odczuta i wprowadzona już w starożytności u Greków i Rzy- mian, poszła dawno w niepamięć w epoce wojennej, która poprzedziła ugruntowanie się państw północnych ; miasta bowiem północne powstawały zwolna, jako wytwory własnej kultury, a nie jako naśladownictwo Rzymian; wszelki postęp w tych miastach jest ich własnym dorobkiem, idącym cią- gle naprzód, lecz w pewnych względach niedosięgającym jeszcze Rzymian.

Potrzeba czystości rośnie z kulturą, a więc bardzo powoli. Narodom południowo-wschodnim nakazali mądrzy ustawodawcy religijni kąpiele i obmywania się, jako obowiązek religijny, a mimo to narody te należą do najniechlujniejszych. Cywilizowani Grecy i Rzymianie doprowadzili czystość nadzwyczaj wysoko, a urządzenia ich łazienne, w resztach do- chowane, budzą podziw, istniały u nich już wodociągi, kanały i łaźnie publiczne: były tu garderoby (apodyterium) do rozbierania się, z nich wejścia do kąpieli zimnych (frigidarium), i ciepłych (tepidarium), dalej potnia (caldarium), w której najgorętsza część (laconicum) osobną miała ubikacyę; dalej były kąpiele wannowe, basenowe, ubikacyę dla gimnastyki, masażu, czytelnie, wszystko to zniszczało i poszło w zapomnienie po upadku pań- stwa rzymskiego.

83

W ciasnym obrębie miast średniowiecznych, przy małych dochodach publicznych, panował wszędzie niesłychany brali czystości, bruk był rzad- kością, a zwyczaj trzymania bydła w mieście powszechny, co przedewszyst- kiem przyczyniało się do zanieczyszczania miasta, a gdy się doda wody stojące w fosach broniących miasto i proste doły kioaczne, to można mieć wyobrażenie o zdrowotności dawnych miast!

W r. 1318 duchowni we Frankfurcie przyrzekh' przybywać na święta do katedry tylko wtedy, „jeżeli pogoda i bruk miejski pozwolą". W tymże czasie radzono także sobie tak, że błoto zasypywano słomą. Obywatele, którzy pod domami drogę słomą poprawiali, obowiązani byli zmieniać w lecie co 8, a w zimie co 14 dni. Dlatego chodzono w drewnianych sandałach, lub kazano się nosić w lektykach. W r. 1553 uchwaliła rada m. w Frankfurcie, aby biegające po ulicy psy i świnie zabijano. W wielu miastach oznaczono liczbę świń, które wolno było obywatelom trzymać, przyczem radnym pozwalano na większą liczbę. Jeden plac w Frankfurcie nad Menem zwał się w XIV w. „na świńskim gnoju", a ulica Św. Krzyża w Krakowie nosiła podobno nazwę „świńskiej". W roku 1410 polecono w Ulmie, aby świnie wypuszczano tylko od 11 do 12 godziny. W r. 1452 polecono w Regensburgu obywatelom na procesyę Bożego ciała gnój wy- wieść, a błoto słomą przykryć.

W Krakowie zakazano w r. 1364 trzymania nierogacizny, rżnięcia bydląt w domach i oblewania przechodniów przy wylewaniu nieczystości z okien. W biegu lat ponawiano przepisy co do czystości, w rzeczywisto- ści jednak wywożenie było tylko dorywcze w odległych odstępach czasu.

Jeżeli do tej nieczystości publicznej dodamy duszne mieszkania o ma- łych oknach, zamkniętych przez znaczną część roku z powodu zimna, okiennicami lub zasłonami, ubrania, pod którymi mężczyźni nie nosili dolnej bielizny, lecz nogawice podszywali płótnem, które prawdopodobnie tak długo nosili jak same pantalony, to potrzeba łaźni w owych cza- sach była jeszcze większą niż dzisiaj.

Podobne stosunki były i w Krakowie. Wprawdzie od r. 1362 ma mia- sto swoich brukarzy, ale dzisiejsze wykopy przekonują, że robota ich obej- mowała tylko małe przestrzenie, bo przeważnie napotykamy bruk z dre- wnianych dylów i desek, oraz szuter. Wprawdzie od r. 1373 istniał przepis, obowiązujący każdego właściciela domu do zamiatania ulicy wzdłuż swego budynku, ale wywożenie błota i śmiecia było rzadkością, przez co poziom ulic ciągle się podnosił. Na czas procesyi i uroczystości zarządzano cza- sem wywożenie nieczystości. Studnie w Krakowie wspomniane w r. 1336 koło kościoła św. Krzyża, w r. 1343 w domu prz\' ulicy Sławkowskiej. W r. 1390 wspomniane studnie publiczne na rybim rynku, pod szkolą p. Maryi i przed kilku domami, w r. 1391 kolo szmatruzu, potem liczne inne, łań- cuchowe, t. j. z wiadrem ciągnionem łańcuchem, zwijanym na kołowrót.

Wydatek na wodociąg wspomniany jest r. 1399. „Marcin magister rur (cannarum) pracuje nad sprowadzeniem wody do miasta" z Rudawy,

6*

->.— —_,

J^

84

jak o tem mówiono poprzednio. Wodociąg byl to budynek podobny do młyna. Ogromne kolo poruszane wodą Rudawy, wprawiało w ruch sze- reg konwi, które czerpały wodę i wlewały do „rząpi" (skrzyni), z której już płynęła drewnianemi rurami do skrzyń, umieszczonycłi na rynku i niektórycli ułicacłi, oraz do domów (zniszczał w r. 1655 1657 i odtąd kopano liczne studnie). Na placach były czworokątne skrzynie, „rząpie", do których dopływała rurami ta woda. W r. 1618 nakazano czyszczenie tych skrzyń a w r. 1650 zakazano prać chust przy rząpiach studziennych. Wodociąg służył tylko do dostarczania wody na konieczną potrzebę, nie dla czyszczenia miasta.

Wśród takich warunków, śmiertelność musiała być bardzo znaczna. Do zanieczyszczenia przyczyniał się głównie brak kanałów. Wprawdzie już w r. 1338 wzmiankowany jest „kanał", ale to do odpływu wody przez dwa domy na ulicę, zatem rynsztok. Takimi to rynsztokami płynęły po powierzchni po domach i ulicach woda deszczowa i odpadki płynne, my- dliny i pomyje, odpadki inne wrzucano do dołów kłoacznych w dziedziń- cach, które to doły po napełnieniu zasypywano, a kopano nowe. Tylko na obwodzie, blisko fosy i Rudawy, było kilka podziemnych kanałów, których ujście przez mur miejski było zakratowane; te kanały ściągały tylko odpływ z najbliższej okolicy miasta w miarę spadku gruntu, reszta czekała wyschnięcia lub wsiąknięcia w ziemię. Deszcz ulewny musiał być dobrodziejstwem spłukując rynsztoki i drogi. Rynsztoki biegły środkiem ulicy, a nie bokami, bo służyły głównie do zabierania wody z rynien dachowych, wystających daleko w głąb ulicy, tak, że strumienie z nich się wylewające padały na środek ulicy. Do niedawna był taki rynsztok t. j. zagłębienie ulicy w środku szerokości, w ulicy Siennej i Gołębiej.

Warunki więc czystości publicznej były u nas podobne, jak w sąsie- dnich Niemczech. Umycie się z brudu było prawdziwą przyjemnością, za- częto więc jej nadużywać, wprowadzając pijatyki i muzykę do łazien, tak, że Kościół wielokrotnie przeciw nim występował. Doba kwitnienia lazien miejskich w Niemczech przypada na czas XIII do XVI wieku, odkąd dla rozszerzanej często przez wspólne kąpiele zarazy, poczęto je ograniczać i coraz mniej używać. Podobnie i u nas. Przygotowanie drugiemu kąpieli było w średniowieczu oznaką grzeczności; dawano je gościom, rycerzom po turniejach, wracającym z niewoli. Pobożni zostawiali w testamentach zapisy na łaźnie, lub przeznaczali jednorazowy datek na sprawienie łaźni pewnej liczbie ubogich. Z rozszerzeniem się łaźni zrodziła się myśl fiskalna ciągnienia z niej zysków, panujący więc niemieccy uznali za regał, po- bierali opłaty od przedsiębiorców lub puszczali łaźnie w lenno. Miasta dawały za opłatą koncesye przedsiębiorcom i utrzymywały własne łaźnie, z których dość znaczny miały dochód.

Kraków miał od r. 1358 trzy łaźnie publiczne we własnym zarządzie: żydowską, rogacką i na Piasku, które przynosiły rocznie po 61 grzywien przeciętnie; oprócz tego istniały w średniowieczu liczne łaźnie prywatnych

85

przedsiębiorców: nad Wisłą, za Sławkowską bramą, na ulicy Szpitalnej, przed bramą Kazimierską.

Wiikierz z r. 1378 stanowi, że mężczyźni ani kobiety nie mają się oblewać wodą w łaźni, ani wszelakiej swawoli dopuszczać.

Łaźnia dzieliła się na izby biatogłowskie i męskie. Rodzaje łaźni były: potnia, pocielnica, kąpiel parna, w której parę wydobywano przez polewanie wodą rozpalonych kamieni. Stały w niej trzy ławy. Zapociwszy się, skakano w zimną wodę. W przeciwstawieniu do łaźni wannowej zwano potnie suchą łaźnią. Na znak, że kąpiel gotowa, uderzano w miednicę, po skończeniu dawano do obtarcia płachtę zwaną „winiuchem", „ocierni- kiem". Ludzi zamożniejszych nacierano gorzałeczką i mydełkiem, mniej bogatych chłostano miotełkami zwanemi : „chwostaki, winniki, chrustaki". W każdej łaźni był i cyrulik. Łaziebnicy i cyrulicy mieli wspólne godło „miednicę", jako znak szyldowy.

Zebrane dotąd wiadomości o łaźniach w Krakowie bardzo szczu- płe. Oprócz wyżej wspomnianych trzech łaźni miejskich, które w XVil w. zanikły i których kwitnienie przypada na średniowiecze, wegetowały da- lej prywatne i to bardzo nieliczne. Niektóre statuty cechowe zawierały przepisy o korzystaniu z łaźni; i tak statut murarzy z r. 1512 przepisy- wał aby towarzysze nie chodzili w dowolnych godzinach do łaźni, tylko pod wieczór po robocie, w dowolnym dniu powszednim. Statut krawców z r. 1434 zakazywał towarzyszom częściej chodzić do łaźni jak co 14 dni. W ordynacyi szkoły N. P. Maryi polecono nauczycielom prowadzić dzieci co pewien czas do łaźni.

Zwyczaj średniowieczny łączenia ludzi jednego zawodu w cechy, wy- tworzył już w XIV w. w Krakowie cech, obejmujący łaziebników, balwie- rzy i cyrulików, a połączenie ich w jedną całość usprawiedliwione było tem, że w owych czasach medycyna stała bardzo nisko, a wobec powsze- chnego brudu, pierwszym zabiegiem było umycie; łaziebnicy więc trzy- mali obok łaźni izbę, w której się golono, strzyżono, wykonywano drobne operacye, jak rwanie zębów, stawianie baniek, puszczanie krwi, opatry- wanie ran i t. p. i podawano napitek, z powodu czego łaźnia była zara- zem szynkiem.

Statut}' średniowieczne tego cechu zaginęły niestet\\ dochowały się dopiero znacznie późniejsze z końca XVI w., kiedy łaźnie upadły w zna- czeniu i liczbie, a cech objął tylko balwierzy i cyrulików, nie znamy więc dokładniejszych szczegółów urządzenia łazien średniowiecznych ani zwy- czajów. Z drobnych wzmianek wiadomo tylko, że znano łaźnię parową, naparzanie z mrówkami, kąpiel wannową, t. j. w kadziach i „frykcye", któremi były, jak się zdaje, zimne natryski. Na znak że łaźnia jest gotowa, łaziebnik uderzał przed domem w metalową miednicę, często obchodził miasto powtarzając te uderzenia. W połowie XVi w. oddzielili się cyrulicy w osobny cech, a balwierze, utrzymujący łaźnię stanowili cech odrębny,

86

ze strzelbą i zbroją cechową, którego straży w r. 1575 powierzono „wtóra wieżę od Wiślnej bramy".

Skutlśiem pijatyk praktykowanych nieraz z muzyką nawet po łaźniach i nadużyć, popadli balwierze w pogardę tak, że w r. 1511 garncarze nie chcieli przyjąć do swego cechu syna balwierza, rada miejska musiafa wydać senatusconsultum, że „genealogia z ojca balwierza nie ma nikomu szkodzić ani ujmy przynosić". W r. 1590 zakazała rada balwierzom, aby w niedzielę nikomu brody ani głowy nie strzygli, ani nie golili, bo przy tej robocie wiele ekscesów w piciu wina grzanego i w innych rzeczach się dzieje, co uwłacza świętemu dniowi. Podobny zakaz wydała rada Ka- zimierza w r. 1611. Balwierze trudnili się dalej drobną praktyką lekarską. W r. 1525 uchwaliła rada miasta, aby nikogo rannego lub uszkodzonego nie przyjmowali w kuracyę, póki się nie dowiedzą od kogo i dlaczego został uszkodzonym i nie doniosą o tem radzie (co do dochodzenia win- nego), „chyba, że ze słabości mówić nie może uszkodzony".

W r. 1669 wydaje król Michał Wiśniowiecki przywilej na nową łaźnię: „mając wzgląd osobliwy na wierne zasługi sławetnego lachyma lakobiego, mieszczanina krakowskiego, które za antecessorów naszych, jako sługa, będąc w rzemiośle swoim krawieckim bene peritus, przez lat kilkanaście wyświadczał, ale bardziej w inkursyą szwedzką, kiedy nie udając się pod żadne inszych monarchów, będąc cudzoziemcem, protekcye, wolał wszyst- kie swoje fortuny postradać, aniżeli w wierze ku nam i rzeczypospolitej jaką makułę mieć; przyłożyliśmy chętnie wolą naszą do tego, abyśmy onemu na gruncie jego własnym, na przedmieściu za fortą świecką przed Piaskiem nad rzeką Rudawą leżącym, łaźnią dla wygody różnych tu mie- szkających i przychodzących ludzi publiczną kosztem jego zbudować i w onej wszystkie przynależyte do łaźnie sprzęty, jako to kocieł, koryta, kadzi i insze, mieć pozwolili i dopuścili, ponieważ zacisk wielki i niewygoda o jednej łaźni w mieście Krakowie znajduje się. Pozwalamy też łazienni- ków według wygody i potrzeby ludzkiej, cyrulika, wiecznymi czasy cho- wać, w miednice na łaźnie według zwyczaju tak po przedmieściu, jako i w mieście samym Krakowie bić i dawać znaki. Przytem likwory różne do picia szynkować i przedawać, bez wszelakiej prepedycyi miejskich, przedmiejskich i cechowych".

Królowie mieli na Zamku dwie łazienki, jedne na drugiem piętrze na południe od Kurzej Stopki, drugą na parterze za katedrą. W r. 1787 inwentarz w tymże roku spisany zastał na Zamku jeszcze dwie wanny miedziane stare „potrzebujące reperacyi". W XIV w., gdy Wisła bliżej Zamku płynęła, dom później Długosza (narożny ul. Kanoniczej i Pod- zamcza przed Seminaryum), zwany był „łaźnią królewską", zapewne tu urządzoną była kąpiel wiślana dla króla. Zamożni mieszczanie mieli łaźnie w domu. W r. 1797 otwarto łazienki w kamienicy Popiela na Kazimierzu z wody wiślanej (ze starej Wisły) „dla przysługi publiczności". Od jednej kąpieli zimnej czy ciepłej płaci się I złp. Z istniejących łazienek najstarsze

87

żydowskie na Kazimierzu przy ulicy Dietla, potem „Górne" przy placu Biskupim.

W razie choroby uciekano się zapewne przeważnie, jak lud dzisiejszy, do znachorów i babek. Ogólna dawniej w całym świecie wiara w nad- przyrodzone zjawiska, duchy, czary i uroki, ginęła tylko powoli w mia- stach, jako w ogniskach cywilizacyi. Powszechny niski stan nauk przy- rodniczych utrzymał jednak długo w obiegu wiarę we wpływ gwiazd na losy ludzkie i wprowadzał często śmieszne dziś dla nas lekarstwa. Ale byli i specyaliści lekarze w mieście, których wartość chwiała się między szar- latanem, rzemieślniczym cyrulikiem a lekarzem małej ówczesnej wiedzy. W r. 1374 wymieniony jest w aktach „doctor Staszko", częściej wymie- niani są „medici", z których jeden Peszko ma w r. 1367 1371 dwa domy przy ulicy Grodzkiej, inny w tymże czasie ma dom .narożny przy ulicy Św. Jana naprzeciw kościoła tegoż świętego, inny znów wspomniany przy ulicy Mikołajskiej. Wybitniejszym w Xl\^ w. musiał być Jan medicus, skoro miał woźnicę jeszcze wybitniejszy wspomniany w r. 1366 Henryk z Ko- lonii phisicus D. Regis, bo temu dodano w aktach tytuł: dominus.

Medici i cyrulicy musieli stać bardzo nisko moralnie, bo ów Peszko, właściciel 2 kamienic był w r. 1371 „protunc proscriptus", a w r. 1393 został wypędzony z miasta Hannus „arczt cirurgicus" z krzykiem dokoła całego rynku, za zranienie śmiertelne krawca, a choć złapany na gorącym uczynku, chciał się odprzysiądz i już palce na krzyż położył ').

Dopiero po założeniu Uniwersytetu zaczęła się medycyna podnosić i od XV w. działa w Krakowie wielu lekarzy, na ów czas wybitnych auto- rów dzieł medycznych. Od r. 1505 spotykamy już lekarza miejskiego (medicus civitatis), który pobierał 20 grzywien rocznie z zapisu doktora Miechowity od r. 1517 jest on stale na etacie miejskim.

Nie wiadomo bliżej, jaka była praktyka owych uniwersyteckich do- ktorów medycyny - najczęściej uciekano się do pomocy cyrulików, za- pewne i aptekarze trudnili się leczeniem.

Cyrulicy musieli mieć znaczną praktykę, jak się okazuje z drobnych wzmianek po dawnych księgach. W r. 1551 Łukasz Sokul odkazuje w testa- mencie Baltazarowi cyrulikowi 3 podłużne narzędzia srebrne, jakich przy wydobywaniu kamieni z pęcherza używają. W r. 1514 żyd Eliasz okulista zeznaje przed urzędem radzieckim, że podjął się organiście kościoła P. Maryi zdjąć kataraktę z oczu za 20 kop groszy, z których nic nie otrzyma, jeżeli go nie wyleczy. Ba! nawet kat, opatrujący niekiedy rany wziętych na tor- tury, nabierał wprawy chirurgicznej i trudnił się leczeniem. W r. 1643 w rachunkach miejskich zapisano: „Mistrzowi justiciae od wyleczenia sługi ratusznego z rozkazu p. Gruszczyńskiego burmistrza 1 floren".

Najdawniejsza wzmianka o aptekarzu w Krakowie pochodzi z r. 1333. W r. 1393 wspomniana pensya (salarium) 12 grzywien dla Andrzeja apte-

') Szujski i Piekosiński: Najstarsze księgi m. Krakowa.

88

karzą. W r. 1366 Jakób aptekarz królewski trudnił się równocześnie han- dlem sukna.

Niestety niedochowały się księgi zgromadzenia aptekarzy i brak bliż- szych o nich szczegółów. Trudnili się oni także sprzedażą innych towarów zwłaszcza łakoci.

Co do lekarstw, to wobec nieznajomości chemii, czerpano je głównie ze świata roślinnego. Dochowały się w rękopisach od XIII w. spisy środ- ków lekarskich często z dodanemi polskiemi nazwami, rodzaje farmakopei, zwane: antidotarium, antibolomen i t. p. '), podające środki lekarskie z owo- ców, nasion, korzeni, zwierząt, kamieni. W rachunkach aptekarskich z XVII w. przechowanych w archiwum miasta, spotykamy najczęściej wódki i wy- wary: fiołkowe, konwaliowe, hiacyntowe i t. p., melonowe i koprowe na- sienie, tyzannę, ciemiężycę, dryakiew bydlęcą; olejki: kaparowy, liliowy, Św. Jana, philosophorum, szkorpionowy maść ślazową, bazyliszkową, apostolorum, jakiś lapis iudaicus, korale czerwone preparowane, róg jeleni, łój kozłowy, konfekt do enemy, plaster na żywot (brzuch), naj- częściej jednak trunek purgujący, klarowny i konfekcik laksujący.

Stali klienci aptekarzy, biorący „na rachunek", figurują tam z ogro- mnemi ilościami środków przeczyszczających. Zresztą w każdym domu znajdował się kalendarz, podający oprócz świąt i przepowiedni astrologi- cznych także i wskazówki, którego dnia najlepiej brać na przeczyszczenie, lub krew puszczać.

W razie pojawienia się zarazy, niebezpieczeństwo dodawało energii i mocy urzędom miejskim, większej nawet aniżeli dzisiaj. Podstawą zarzą- dzeń była ordynacya z r. 1543, którą w następnych wiekach jeszcze po- woływano nieraz do życia. Ordynacya ta stanowiła:

Napitki i schadzki u karczmarzy i szynkarzy znosi się. Wspólne uży- wanie łaźni, jako najniebezpieczniejsze, ma ustać w zupełności. Ludziom luźnym nakazać opuścić miasto. Zmarli mają być chowani nie w mieście, lecz zewnątrz na cmentarzu Św. Piotra na Garbarach. Do wywozu zwłok mają być przygotowane wozy z koniem opatrzonym dzwonkiem, przykryte suknem. Nie ma się zwłok z przedmieść wnosić i nie wolno kopać ziemi koło kościołów. Z ulic należy wywieść błoto, śmieci i brudy. Browarnicy nie mają na ulicę brudów wylewać, lecz wyprowadzać je za miasto. Zaka- zuje się rzeźnikom bić w mieście dla uniknięcia odoru. Nie pozwala się sprzedaży starzyzny. Zakazuje się sprzedaż grzybów, jarzyny. Kazania zwy- - czajne w kościele P. Maryi odkłada się na ten czas. Usunąć świnie z ulic i placów. Zamknąć kilka bram miejskich. W razie wyjazdu rajców dwóch z nich ma zostać za zapłatą w urzędzie dla porządku i zawiadowania domami po zmarłych'').

') J. Rostafiński: Synibola ad liistoriaiii nntiiralem iiiedii acvi. ') F. Piekosiński: Prawa, przywileje, statuta iii Krakowa 1.

I

89

W r. 1588 uchwaliła Rada, że „grabarz z rodziną mają dostać czarne płaszcze z białemi znal<ami, aby ludzie mogli się ich wystrzegać".

W r. 1591 pisze król Zygmunt lii do radców krakowskich:

„Żebyście we wszystkich tych domach zapowietrzonych, rzeczy zara- żonych ruszając, znowu tego jadu nie wzmocnili, rozkazujemy W. waszym, żebyście we wszystkich domach wszystkie rzeczy, szaty i sprzęty, gdy mrozy albo pogoda będzie, rozwieszać kazali . . . rzeczy podłe i małej ceny palić się mogą . . . koniecznie w tem pilność czyńcie, aby się w każdym domu zapowietrzonym pozostałe rzeczy pierwej dobrze przewietrzyli, nim się ich ludziom tym, którzy się zjadą, ruszać przyjdzie". „Wzięliśmy sprawę, grabarze, którzy przez ten czas Ibdzie pomarłe chowali, szat zapowie- trzonych wiele z nich zabrawszy, potajemnie je przedawają... rozkazujemy, abyście pilnie w to wejrzeli i stateczną inkwizycyę uczynili, a dowiedzia- wszy się o nich, nic się na prawa czyje nie oglądając (ponieważ w takich rzeczach nie tak na prawa ludzi prywatnych, jako na ochronienie wielu dusz zdrowia podobniej się oglądając) wszystki palili. Jednak trzeba w tej inkwizycyi ostrożnie postąpić, aby liudzie ci takowych szat nie pokryli".

W następnych latach co moment pojawiała się groźba zarazy, a Zy- gmunt lii raz wraz posyłał nauki i upomnienia: „abyście nikogo do Kra- kowa nie puszczali, oprócz tych liudzi, którzy z żywnością na targi przy- jeżdżają".

W r. 1602 ogłoszono energiczniejszy dekret: „Jest wola i rozkazanie Jego Król. Mości, aby żaden pod gardłem nie śmiał gościa wszelakiej kondycyi przyjmować, ani w dom wpuszczać, opowie pierwej do urzędu marszałkowskiego. Ktoby się tego ważył szubienicą karan będzie".

Wiek XVII najdotkliwiej kilkakrotnie dat się uczuć Polsce morowem powietrzem: Dr Kubala w znakomitym swym szkicu „Czarna śmierć" opisuje barwnie zarazę 1652 r. W Krakowie umarło wtedy 24.000 ludzi, na Kazimierzu 2748, na Stradomiu 270, na Pobrzeziu 120, na Kleparzu 300, żydów 3.500. Na ciele zarażonych występowały czerwone plamki, zwane morówkami, ciało było czasem sine, czasem czerwone i krostkami narzucone, niebezpieczeństwo było największe, jeżeli się morówki na zewnątrz nie okazały. Zresztą poznawano zarazę po ciężkim bólu głowy, skłonności do wymiotów, guzach pod pachą, wrzodach. Lekarze dawali na to rutę i szałwię w occie winnym.

Po domach zamożniejszych czyszczono powietrze kamforą, octem, kadzidłami i perfumami, potrząsano podłogę ziołami wonnemi, różą, liściem wierzby, skraplano ściany octem, palono siarkę. Jako prezerwatywy uży- wano dryakiew wenecką, służbie dawano cynamon i gwoździki w wódce, ubogim czosnek i maślankę, brano na przeczyszczenie. Domy zapowie- trzonych zamykano na kłódki, a chorych odosobniano w basztach miej- skich, budach drewnianych w Dąbiu i na wałach przedmiejskich. Hajducy pilnowali aby się chorzy nie wydalali, a osobny dozorca dostarczał im żywności. Na czas tej klęski królowie rozciągnęli władzę magistratu na

90

przedmieścia i wsie oi<oliczne. W czasie moru w r. 1678 Jan II! uznał za zbrodnię kryminalną każdy opór, jakiby przeciw zarządzeniom zdrowo- tnym stawiano. Zmarłych grzebano osobno i grubo ziemią zasypywano.

W r. 1679 uchwaliła Rada miasta „że chociaż teraz zaraza nie panuje, ale panują inne choroby, by ciała umarłych w granicach jurysdykcyi miej- skich były przez dwóch sławetnych chirugów miejskich oglądane, i aby cech chirugów co tydzień 2 delegował na przemian".

Według sprawozdania z r. 1707-1708 woźni miejscy przy odgłosie trąb zapowiedzieli zbliżenie się zarazy i polecili ostrożności. Z początku odprawiano błagalne nabożeństwa i suplikacye, potem kościoły zamknięto, zakazano wychodzić z domów, wyprawiono wojsko za miasto, straż miejska nie mogła zdążyć zbierać trupów z ulic. Michał Behm, zastępca burmistrza, poświęcił znaczną część swego majątku, i z tego oraz ze skła- dek biskupa, kapituły i panów, urządzono osobny szpital nad brzegami Wisły. Zamożniejsi uciekli; akademię, sądy zamknięto, handlu zakazano. Biskup i archiprezbiter P. Maryi zaopatrywali umierających św. Sakra- mentami, ze wszystkimi księżmi chodząc po ulicach. Dopiero 1 kwietnia 1709 odprawiano po kościołach krakowskich dziękczynne Te Deum lau- damus za ustanie zarazy, w której większa część ludności Krakowa wy- ginęła. Legenda opowiada, że ostatni Reformat (po wymarciu innych pozostały przy życiu) odmawiał litanię do P. Jezusa, a wówczas P. Jezus ulitowawszy się, zawołał: dosyć! i odtąd ustała morowa zaraza. Miało wtedy umrzeć 19270 osób w Krakowie.

Obraz M. Boskiej Łaskawej, umieszczony na kościele Maryackim od strony ulicy Floryańskiej, miano wymalować na podziękowanie za ustanie tej zarazy ').

Odtąd nie pojawiła się już ta plaga w Krakowie, miejsce jej zastą- piła w Xix w. kilkakrotnie cholera, ale ta nigdy nie osiągnęła tej siły, co mór, dżuma. Zresztą dzięki silniejszej organizacyi władz, postępowi nauki i ogólnej cywilizacyi, zaraza w dzisiejszych czasach, od początku racyonalnie i wszechstronnie gnębiona, nie może się rozwinąć z potęgą, z jaką dawniej grasować zwykła.

Policya ubogich. Urzędowej opieki nad ubogimi długo nie było żadnej; miłosierdzie prywatnych ludzi, klasztorów i szpitali spełniało to zadanie w sposób bardzo nierównomierny, bo gdy w jedne dni ubodzy marny żywot wiedli, w drugie, z okazyi jakiejś dostawali za wiele. Pamię- tano o nich szczególniej przy pogrzebach, na których ubóstwu bądź z woli testamentu nieboszczyka, bądź z pietyzmu dawano jałmużnę, stypę, suknie żałobne, gromadne kąpiele w łaźniach. Pełno było studentów że- brających i włóczęgów tak, że ich nieraz batem przy bramach miejskich odpędzano od wejścia do miasta.

') J. Łepkowski: Z przeszłości szkice i obrazy. Kraków 1862.

91

Od XVI wieku jeden z urzędników ma zlecone czuwanie nad po- rządkiem co do żebraniny (praefectus pauperum), a w razie spotęgowania się napływu żebrzących do miasta po wojnach, zarazach, nieurodzaju, mianowano „wójtów ubóstwa" do pomocy. Od XVi wieku odznaczano ubogich niezdolnych do pracy blachami z herbem miasta, którym dawano zasiłki i dozwalano żebrać, zdrowych wypędzano lub brano do roboty przy wywozie gnoju i błota. W r. 1630 z powodu namnożenia się żebrzą- cych uchwaliła Rada umieszczać ich w szpitalu Św. Sebastyana i Rocha, utrzym\wać z dochodów szpitala i jałmużn, oraz wy- brać podług starodawne- go zwyczaju „wójtów dzia- dowskich" do czuwania nad nimi.

W r. 1632 ogłoszono ponownie, „aby wszyscy luźni ludzie, którzy służby nie mają, z miasta zaraz wychodzili do zachodu słońca, bo który znalezion będzie na gardle karany będzie".

W roku 1694 poleciła Rada hutmanowi ratuszo- wemu, aby wyłapał chłop- ców bez zajęcia, żebrzą- cych dniem i nocą pod domami.

Zapiski jałmużn, da- wanych przez miasto w da- wnych czasach, nader charakterystyczne co do dawnych niedoli :

W r. 1393: 1 ferton biednym ze szkół, w r.

1395, 3 fertony torturowanemu w areszcie, w r. 1398, 4 grzywny bie- dnym, którzy przez zawalenie się mostu utracili zboże, w r. 1517, dla więźniów i skazańców, ubogich studentów 9 grzywien 6 gr., w r. 1552, ubogim na chleb rozdawany na cmentarzu P. Maryi 20 gr., rycerzowi niemieckiemu de Helmstein, zbiegłemu z niewoli tatarskiej 1 grzywna 12 gr., w r. 1553 pogorzelcom ze Spiża przybyłym 30 gr., Maciejowi ze Lwowa, ślepemu, na kuracyą 24 gr., pewnej Niemce, która się mieniła proro- kinią (zapewne umysłowo chorej) 15 gr., w r. 1561 pewnemu Jasiń- skiemu choremu, udającemu się do kąpiel (ad termas) 1 grz. 12 gr.,

Dawny szpital i plac Św. Ducha (ze starego obrazu).

92

w r. 1569 pewnemu Ślązakowi, który mówif, że się wyrwał z niewoli tureckiej 22 gr., z podobnej przyczyny 2 Węgrom po 30 gr. i tyleż niejakiemu Belkowskiemu z Podola na wykupienie siebie, matki i 2 sióstr z niewoli tureckiej, żołnierzom niemieckim alias knechtom z powodu ubóstwa 1 6 '/„ grzywien, dwom pielgrzymom z Macedonii na wykupienie żon i dzieci z niewoli tureckiej 30 gr. W r. 1570 podobne datki na wy- kupno z niewoli tureckiej, oraz 2 talary na pogorzelców z Brzegu, w r. 1561 jałmużny studentom niemieckim, w r. 1573 jałmużny dla więźniów uwolnionycti z niewoli tureckiej i moskiewskiej i na cłiirurga dla pewnego torturowanego, w r. 1574 Janowi Hunaeusowi choremu poecie 30 gr. W roku 1575 Angnieszce malarce, której męża studenci w roku 1570 zabili, 1 grz. 12 gr. ') Z późniejszych czasów nie ogłoszono jeszcze rachunków miejskich, nie można więc zacytować.

Najwięcej dla ubogich robiły szpitale, które były więcej miejscem przytułku kalek, niż lecznicami. Szpitale były fundacyjnymi majątkami pod bezpośrednim zarządem miasta: najstarszy Św. Ducha z początku XIII w., przy ulicy Wiślnej dla ubogich wdów; przy ulicy Stolarskiej dla 30 wdów po mieszczanach krakowskich ; przy placu Szczepańskim dla mieszczan, przy ul. Św. Jana podobny, szlachecki na Stradomiu, dalej szpitale przy kościele św. Leonarda na Kazimierzu, i t. zw. Kloza dla obłąka- nych przy kościele Św. Gertrudy. Dla obłąkanych założył biskup Trzebicki w XVII w. drugi szpital „pod -Łabędziem" przy ulicy Szpitalnej. Już w roku 1327 wspomniane jest jakieś schronisko dla trędowatych za miastem, dla nich także był pierwotnie przeznaczony szpital św. Walentego na Kleparzu w w. XVI, potem stał się przytułkiem ubogich. Wizyta biskupa Radziwiłła w roku 1590 tak go opisuje: „kaplica drewniana zewnątrz w mur pruski obciągnięta, tytułu Św. Walentego męczennika. Sufit ma malowany, wyło- żony deskami, ściany czyste, z oknami oszklonemi, szyby w całości. Wize- runek ukrzyżowanego Zbawcy stoi w pośrodku, posadzka ceglana. Ma trzy wejścia drewniane, trzy ołtarze, u ściany cyborium. Dom szpitalny przy kościele św. Walentego ma jedną murowaną izbę poniżej pomieszkania prepozyta, murowaną piwnicę na obszernym dziedzińcu. Ma też inne dre- wniane schronisko, w którem pozostaje dwudziestu ubogich".

Co do najstarszego szpitala św. Ducha, znamy szczegóły wewnętrzne dopiero z XVI w. W miarę rozwoju lub upadku miasta mieścił on rozmaitą liczbę chorych i biednych, która dochodziła czasem do 300, czasem spa- dała niżej setki głów.

Jeden z zakonników zwany „pater", wyznaczony na zarządcę szpitala miał obowiązek odwiedzać umieszczonych w szpitalu codziennie przynaj- mniej raz lub dwa razy, zwłaszcza podczas wizyty doktora, o której odźwierny dawał mu znak. Miał on być zamiłowanym w uczynkach miłosierdzia,

') Podhig rachunków ogłoszonych w „Prawach, przywilejach etc. Krakowa" przez F. Piekosińskiego.

93

„charitatis amans". Obok niego braciszek lub służący, a zapewne i większa ich liczba, usługiwała chorym i niedołężnym. W szpitalu był aptekarz i chi- rurg domowy. Ruchomości po umarłych biednych przypadały klasztorowi ; przy ich sprzedaży część ceny obracano na zakrystyę, część na bibliotekę. Hospitaiarius badał ubogich chcących być przyjętymi, a po ich przyjęciu wpisywał ich do księgi, notując dzień, imię, nazwisko i wszystko, co mo- gło być ważnem. Tak samo opisywał podrzutków, troszczył się o chrzest dzieci, o porządne żywienie chorych i dostarczanie lekarstw, o czystość sal, o ład i zgodę między przyjętymi do szpitala; on zapisywał umierają- cych, opuszczających szpital, starał się, aby dzieci zaprawiały się do rze- miosła a dorósłszy opuszczały zakład. Często środki szpitala nie wystar- czały, a wtedy ubogie dzieci szpitalne „pospolicie po Krakowie śpiewając chodzą jałmużny prosząc". Podrzutków trzymano w szpitalu tylko do skoriczonego roku siódmego, a potem, gdy chodzili do szkoły, działo im się jeszcze gorzej. Około r. 1530 ustanowiono prowizorów świeckich z ramienia miasta do zarządu szpitala. Za ich rządów szpital podupadł jeszcze bardziej, a klasztor wytoczył proces przeciw prowizorom osobiście i przeciw korporacyi rajców miasta przed sądem duchownym i świeckim. Trwał on od r. 1578 do 1585. Miasto zostało uznane winnem, że takich delegowało prowizorów, skazane na przywrócenie budynków szpitalnych swoim kosztem do dobrego stanu, a prócz tego na znaczną sumę odszko- dowania '). Biedni studenci mieszkający po szkołach parafialnych utrzymy- wali się z żebrania. Chodząc od domu do domu otrzymywali śniadania czy też wieczerze w klasztorach i domach prywatnych. Każda szkoła para- fialna mogła to robić tylko wśród swoich parafian; przekroczenie granicy innej parafii sprowadzało nieporozumienia, czasem nawet zacięte walki między scholarami. W r. 1550 któraś ze szkól parafialnych, św. Anny czy też WVV. Świętych weszła w terytoryum drugiej-). Od słów i wyzwisk przyszło do krwawej walki. Przez dwie godziny trwały zapasy na Rynku do walki przyłączyły się później jeszcze dwie inne szkoły, P. Maryi i Św. Szczepana. Oburzyło to króla i wszystkich mieszczan, wydał więc król polecenie do sufragana Myszkowskiego, by powściągnął wraz z rektorem takie nadużycia i zażądał, by sprawców w obecności bedeli ukarano. Po- stanowiono też odtąd, że żadna szkoła w żebraniu nie powinna wkraczać na terytoryum drugiej. Pilnować tego mieli nauczyciele, przewodniczący żebraczej młodzieży (pater medicantium), karać zaś mieli kierownicy szkół lub seniorowie burs. Za wkroczenie jednej szkoły na terytoryum drugiej odpowiedzialni byli przewodniczący. Uboga bowiem młodzież po szkołach podzieloną była na oddziały, na czele każdego stał preceptor, zwany także ojcem żebrającej młodzieży. Nie powinni oni osłaniać swych żebraków.

') S. Tomkowicz: Szpital św. Ducha

-) Jan Ptaśnik: Obrazki z życia żaków krak. (Bibl. krak. Nr. 15). Józef Muczkowski (senior): „Mieszkania i postępowanie uczniów krakowskich". (Kraków 1842).

94

Polecono seniorom sporządzić dokładny spis wszystkich żebraczych żaków i oddać go rektorowi uniwersytetu, by wiedziano, komu dawać jałmużnę. Zdarzało się bowiem, że i wagusy zwani „walkoniami", którzy wcale nie byli studentami, często zgłaszali się o jałmużnę i otrzymywali ').

') Pierwszym celowo ku ulżeniu nędzy założonym zakładem było istniejące dotąd Arcybractwo Miłosierdzia i Bank Pobożny, założone w r. 1584 przez ks. Piotra Skargę, oraz Towarzystwo Dobroczynności, założone w r. 1816, któremu dano pod- stawę przez zjednoczenie drobnych funduszów dawnycli małycli szpitalików rozrzu- conych po mieście. W nowszych czasach powstało bardzo wiele instytucyj ku ulżeniu nędzy i cierpień, a zarząd miasta z urzędu wykonuje pieczę nad ubogimi przez osobny wydział magistratu.

Kościół WW. Świętych (zburzony w r. 1837).

ROZDZIAŁ VI.

Tworzenie się stanu miejskiego napływ Niemców do Krakowa z powodu lokacyi 1257 r. odrębność ich początkowe aspiracye polityczne zgniecione wraz z bun- tem Alberta współżycie z polską ludnością i wpływ polonizacyjny tegoż nie- mieckość mieszczan do XVI w. wybitni mieszczanie tej epoki - wprowadzenie języka polskiego do kościoła P. Maryi, do sądów ławniczych napływ Włochów od XVI w -" wybitni mieszczanie tej nacyi artyści Szkoci nowy napływ Niemców po r. 1796 polonizacya powstawanie i utrwalanie nazwisk mieszczań- skich — stanowisko prawne ludności miejskiej obywatelstwo i pospólstwo - pa- pierowe szlachectwo mieszczan udział w sejmach i sejmikach liczba ludności.

\ Y / Stałym postępie naprzód ludzkości, zmieniają się powoli, prawie W niespostrzeżenie, warunki bytu i ich skutki, na oko nie ma ró- żnicy między wczoraj a dziś, a jednak patrząc wstecz na dłuższe okresy dziejów, czuje się ów stały postęp, ciągłą zmianę. Dowodnie spostrzega się to dopiero wtedy, gdy zmiana objawi się w wybitniejszych skutkach, gdy się widzi, że dawniej różni się od potem, lecz granicy okresu starego i nowego nie można oznaczyć dokładnie, jakby slupem grani- cznym. Dlatego dzielenie historyi na okresy ma głównie pedagogiczne i teoretyczne znaczenie, ułatwiające ujęcie w całość różnorodnych zjawisk życia grupami, skonstatowania rzeczywiście zaszłego z biegiem czasu rozwoju, tak w życiu całych społeczeństw, jak ich części składowych, tak w ogólnych objawach życia, jak w szczegółach, składających się na całość, jednych i drugich nieodłącznych od siebie i wzajemnie na siebie oddzia- ływających. Dziś łatwa i szybka wymiana przestrzeniowa i duchowa mię- dzy całą cywilizowaną ludzkością ułatwia upodobnienie stosunków, usuwa zbytnie różnice między narodami i ich instytucyami im dalej zaś wstecz, tem większe były te różnice, tem mniejsze było oddziaływanie na siebie, nawet w obrębie tego samego państwa i narodu, tem samoistniejsze nie- jako życie pędziły pojedyncze terytorya i klasy ludności. Podział na stany : rycerski, duchowny, miejski, chłopski, wynikał z konieczności ówczesnych warunków życiowych a nie był wcale sztucznym tworem.

Najdawniejsze zapiski o przodkach przynoszą zapiski wojenne - była to obrona interesów ludności polskiej przed najezdnikiem, skupianie sił narodowych w państwo t. j. pod rząd jednego władcy, a gdy ten proces społeczny wydał skutki, rozwijać się zaczęło dopiero żywiej życie polskie w kierunku intelektualnym i gospodarczym, osady liczące się pierwej tylko

96

z dostarczeniem mieszkańcom środków do życia i obrony, zaczęły być także ogniskami handlu, przemysłu, a potem i nauki, gdy zapewniło się pewne bezpieczeństwo i porządek życia, a tak wytwarzać się zaczął stan miejski faktyczny, prawny zaś dopiero z ctiwiią organizacyi osady w miasto. Ten stan miejski, stworzony w Krakowie iokacyą z r. 1257, z początku nieliczny i niebogaty, powoli wzrastał w liczbę i zamożność, wyrósł na czynnik poważny w państwie, stworzył ognisko nietylko handlu i przemysłu, ale i kultury. W chwili lokacyi była tu część ludności rdzennej polskiej, nieco kolonistów niemieckich z poprzedniej lokacyi biskupiej, resztę mieli sprowa- dzić uposażeni za to sowicie wójtowie. Panującemu zależało na pomnożeniu ludności, zastrzegł więc w przywileju lokacyjnym, żeby nie przyjmowano do obywatelstwa Polaków, bo w ten sposób byłoby to tylko przesiedla- nie się, księciu szło zaś o przybytek, żądał zatem kolonistów niemieckich.

Zaludnienie Krakowa osadnikami niemieckimi nadało oczywiście miastu charakter niemiecki, stąd mieszkańcy krakowscy z początku żywili i pewne polityczne niemieckie aspiracye, objawiające się przez popieranie szląskich zniemczałych książąt w zabiegach o tron krakowski. W r. 1312 wpuścili mieszczanie pod wpływem wójta Alberta przeciw Łokietkowi księcia Opolskiego do miasta '). Łokietek według srogich ówczesnych zwyczajów kazał buntowników powięzić, jednych powiesić, drugich końmi po ziemi włóczyć, a ponieważ winnymi byli Niemcy, przeto odwet ten uważano jakby za wojnę z rasą niemiecką, skąd w jednej zapisce historycznej po- dano potomności, że kto wówczas nie umiał wymówić: soczewica, koło, miele młyn, ściętym został. Był to ostatni ruch Niemców krakowskich w kierunku politycznym. Odtąd zjednoczone przez Łokietka dzielnice Polski wzmocniły stanowisko rządu na tyle, że o wewnętrznym buncie mowy być nie mogło. Zresztą Niemcy krakowscy nie mieli powodu wówczas tęsknić do swej dawnej ojczyzny, rozdzieranej między pojedynczych ksią- żąt, zagrożonej bandami raubritterów, kiedy w Polsce znajdowali warunki spokojnego bytu i coraz większej zamożności, bo od czasów Łokietka utrwalał się pokojowy porządek w kraju, rozszerzały się drogi handlowe, na których przeciw Niemcom-mieszczanom nikt do konkurencyi nie stawał.

Mieszczaństwo krakowskie jeszcze przez dwa wieki pozostało nie- mieckiem. Zastąpiony łaciną przez Łokietka język niemiecki, wrócił powoli do urzędu i sądu, w tym języku mówili mieszczanie między sobą i nim się modlili. Przyczyną tego nie była bynajmniej jakaś polityka, lub niena- wiść do Polski, lecz odosobnienie stanu miejskiego, który pomnażał się tylko przez urodzenie z rodziców mieszczańskich, a więc niemieckich, lub przez przybytek nowych kolonistów. Nadto handel prowadzono głównie w kierunku Niemiec, zatem znajomość języka niemieckiego i korespon- dencya w tym języku była konieczną. Oczywistą jest rzeczą, że zetknięcie się przy handlu z okoliczną ludnością polską i osiadanie choć nieliczne

') Długopolski Edm : Diiiit wójta Alberta. Rocznik krak. T VII

97

Polaków w mieście wprowadziły znajomość języka polskiego, stąd już w początkach Xl\' w. spotykamy w księgach sądowych krakowskich Niem- ców z przydomkami polskimi jak: Kołyszyżaba, Pomałubogat, Rychłobo- gat, ShWotrzans i t. p. Z postępem czasu przybywało Polaków, szcze- gólnie do rzemiosł, najprzód więc spolszczenie zaczęło się objawiać w cechach, w których już w XV w. spotykamy podział na Polaków i Niemców, i gospody dla nich osobne. Wielki przemysł, handel i urzędy miejskie, spoczywały przez cały XV' wiek w rodzinach niemieckich.

W pierwszych latach po lokacyi spotykamy Niemców głównie z bliż- szych okolic, od potowy XV wieku i z dalszych, z których wielu zasłu- guje na wspomnienie ze względu na pamiątki po nich pozostałe, pewne zasługi, lub wybitne stanowisko przez nich zajęte. Do tych wybitniejszych patrycyuszowskich rodzin należeli: Bochnery, Schwarze, Arnsbergi, Kis- lingi, Falkenbergi, Leimitery, Sa- lomony, przypominający się wspa- niałemi płytami bronzowemi w ko- ściele Maryackim. Najwybitniejsze stanowisko zajęli Bonerowie '). Pierw- szy z nich Jan, pochodzący z nad Renu, przyjął obywatelstwo miejskie w r. 1483. Od r. 1515 żupnik kra- kowski, ożeniony z Morsztynówną, wszedł w pokrewieństwo z najwy- bitniejszymi patrycyuszami krakow- skimi, jak Salomonami, Langami, Krupkami; jako bankier, kupiec, do- stawca króla i dworu, dzierżawca dochodów celnych, spedytor, do- chodzi do wielkiego znaczenia i ma- jątku. Za Zygmunta jest jakby ministrem skarbu, wzorowo gospodaru- jącym, za co dostał tytuł burgrabi, starosty ojcowskiego i rabsztyńskiego, wreszcie został wielkorządcą krakowskim w domu swym na rogu ulicy Św. Jana w Rynku gościł samego króla w dzień swych imienin. Z tytułu początkowego famatus, wyszedł na nobilis, generosus, a wreszcie magnificus. Od r. 1498 był do śmierci rajcą miejskim, a akta miejskie zowią go „szcze- gólnym naszej rzeczpospolitej promotorem", rada oddaje mu najpiękniejszą kaplicę w kościele Maryackim, którą ozdobił wspaniale obrazami Kulmbacha. Zmarł w r. 1523 bezdzietnie, olbrzymi majątek przeszedł na dzieci po bra-

Plyt.T bronzowa P. Salomona w kość. Maryackim.

') Ptaśnik Jan: Bonerowie. Rocznik krakowski, t. Vii. K. Bąkowtki. Dzieje Krakowa.

98

cie, głównie na bratanka Seweryna, który doszedł do senatorskiej godno- ści, utrzymując tradycyę poprzednika jako doradca Zygmunta 1. i światowy bankier, pan wielu kamienic, dóbr i zamków (um. 1549). Dzieci jego ma- jątkiem i spokrewnieniem z Kościeleckimi, Firlejami, Tęczyńskimi, Jorda- nami, należały już do stanu magnackiego, jeden z synów doszedł do najwyższej godności w Polsce, bo został kasztelanem krakowskim, w r. 1590. Wymarli w końcu XVI w. bez potomków męskich, z bocznej linii spotyka się Bonerów jeszcze w XVIII w.

Z krewnych Bonerów wybitniejsze stanowisko zajął Mikołaj Jaskier. Gdy z polecenia Zygmunta I zebrała się komisya ze szlachty, prawników i rajców krakowskich do przygotowania łacińskiego, lub polskiego prze- kładu Saksonu, Jaskier, sekretarz rady miejskiej, dokonał tegoż, a król ogłosił ten przekład (1535) za obowiązujący wszystkie miasta i sądy, przez co ujednostajniło się prawo niemieckie w Polsce, a przekład powyższy przetrwał w miastach do końca Rzpitej. Z innych krewnych odznaczali się majątkiem Krupkowie.

I protegowani Bonera wybili się wysoko: W r. 1505, przybył' do Krakowa pełnomocnik Jana Bonera Justus Decyus '). Dorobiwszy się majątku popierał literaturę, wydając kronikę Miechowity, utrzymywał sto- sunki z wybitniejszymi współczesnymi literatami, posiadał wielką bibliotekę i sam pisał wiele. W Woli, zwanej od niego Justowską, zbudował piękny pałac, dotąd zachowany. Wyjednał on sobie tytuł hrabi rzymskiego, a po- tem indygenat polski i przyjęcie do rodu Tęczyńskich. Piastował urząd sekretarza królewskiego, zmarł w r. 1548.

Z początkiem jednak XVI wieku poczęła ludność polska przeważać liczbą nad niemiecką i wtedy zaczęto się domagać pierwszeństwa dla ję- zyka polskiego w kościele i urzędzie. Szlachta poparła u króla żądania polskich mieszczan krakowskich. W roku 1536 przychylił się król do żą- dania usunięcia kazań niemieckich z głównego kościoła miasta P. Maryi. W celu dopełnienia tego przybył arcybiskup Andrzej Krzycki, biskup krak. Jan Latalski, z wojewodą krak. i gronem panów do wzmiankowanego kościoła na nabożeństwo. Stroskani Niemcy wiedzieli co znaczą te wysokie odwiedziny i słuchali kazania niemieckiego z obawą, czy nie po raz ostatni w tym kościele. Po nabożeństwie przyzwał Arcybiskup rajców do kaplicy Bonera i zapytał z jakiego powodu w tym kościele odbywają się kazania w języku niemieckim? Burmistrz Jan Czipsar zakłopotany odrzekł: „nie wiemy innej przyczyny, jak tę, że zwyczaj ten dawny od przodków naszych do nas przeszedł". Na to oświadczył arcybiskup wolę J. K. Mości, „że, gdy tu większa jest liczba ludności polskiej, aniżeli Niemców, przeto Niem- com wyznacza się kościół św. Barbary na niemieckie kazania" -). Prosił

') Kopera Feliks: O emigracyi Niemców do Polski w XV i XVI wieku etc. Kraków, 1903.

^) Grabowski Ambroży: „Dawne zabytki Krakowa" (Kraków 1850).

99

burmistrz o chwilę z\vłol<i, aby mu wolno byfo naradzić się z rajcami względem odpowiedzi, co gdy mu dozwolono, stanął opodal przy gro- bowcu Bonera i z kolei zapytywał każdego.

Polacy oświadczyli się po myśli króla, a upomniony burmistrz, że większość rozstrzyga, odparł „zdeterminowany", stanie sie podług woli Króla I mci, jednak na prośbę Niemców uczynił wojewoda przedstawienie do biskupa, aby sprawę jeszcze raz oddano pod rozstrzygnięcie króla, który jednak wolę swą objawił : „że wysłuchawszy sprawiedliwego żądania wszystkich posłów ziemskich, jak również próśb pospólstwa miejskiego, uważając to być uwłaczającem, aby język cudzoziemski w mieście i w naj- znakomitszym kościele miał pierwszeństwo, przytem wiedząc, że lud wiej- ski pochodzenia polskiego do tejże należący parafii, tak dalece się w liczbie pomnożył, że w kaplicy Św. Barbary, do której na słuchanie kazań nie- gdyś przez Niemców wypchnięty został, już teraz pomieścić się nie może, i że stąd wiele poniżenia dla narodu polskiego, a razem wiele niebezpie- czeństwa szczególniej w zbytecznym natłoku ludzi dla brzemiennych kobiet wynika, rzecz poprzedniem postanowieniem swojem już roztrzygnioną za nieodwołalną uważać chce". Przytem J. K. Mość nakazał, aby odtąd na urzędy duchowne t. j. na księży żadnych obcych ludzi nie dopuszczać.

W ten sposób urzędownie położono koniec niemczyźnie; bez oporu i utyskiwania polonizowali się obcy, a gramatyczka drukowana w Krako- wie w r. 1539 do nauki języka polskiego dla Niemców zawiera charakte- rystyczne rozmówki, jak: „mów ze mną po polsku, a kto między nami więcej będzie umiał, ten będzie liepszy i więcej będzie milowan od swoich rodziców" '). Wprawdzie w r. 1587 niemieccy garbarze na Piasku popierali czynnie przeciw Zygmuntowi 111 kandydaturę Niemca, arcyksięcia Maksy- miliana — atoli Maksymilian miał też za sobą i potężną partyę szlachecką polską. Poparcie to jednak nie znalazło echa u przeważnej większości mieszczan. W aktach urzędowych używano jednak dalej obok polskiego także języka niemieckiego i łacińskiego. Dopiero w r. 1600 uchwaliła Rada, że sądy ławnicze mają się odbywać po polsku.

Gdy Niemcy poczęli znikać z horyzontu ówczesnego Krakowa, lgnąc do rozbujałej polskości, rozpoczął się na Polskę najazd innego narodu i innej kultury Włochów-). Z końcem XIV i początkiem XV wieku znajduje się w Krakowie kilku Włochów, jako stałych mieszkańców. to albo profesorowie na uniwersytecie, albo myncarze, albo też zarządzają żupami solnemi, nie tyle liczni, co znaczni wpływem i dostatkami. Główny strumień z Włochami przypłynął dopiero po Bonie, trzeba więc uważać za inicyatorkę i główną przyczynę tego ruchu, bo przez nią stworzona została ta nić łącząca Polskę z Włochami, zwłaszcza przez sprawę jej

') Józef Szujski: Przechadzka historyczna po Krakowie. ■) Jan Ptaśnik: Z dziejów kultury włoskiego Krakowa. Rocznik krak. T. IX. Stan. Tomkowicz: Włosi kupcy w Krakowie w XVII i XVIII wieku. Rocznik krakowski, t. III.

7*

100

sukcesyi barskiej. Królowie polscy nadając różne przywileje włoskim przy- byszom, nie czynili tego bezmyślnie ; nie mieli oni na celu wyświadczać dobrodziejstwa obcym, ale przedewszystkiem chodziło im o to, by ci obcy wykształceni w jakiejś sztuce, rozpowszechniali w kraju, by od nich Polacy również się czegoś nauczyli i w ten sposób wzrastał i wydosko- nalał się przemysł krajowy. Wyrabiano n. p. w Polsce różne naczynia cynowe, z cyny wydobywanej z kopalni krajowych, nie umiano jednak metalu dość dobrze odczyszczać, ani też czynić go dość twardym. W tym kierunku mieli przeprowadzić reformę przemysłowcy włoscy z Wenecyi, dwaj bracia Angioli.

Przywilej na same wyroby gliniane na sposób włoski, majoliki, otrzy- muje inny Włoch, również Wenecyanin z pochodzenia, osiedlony i oże- niony w Krakowie, Antoni De Stezy, ale fabryka runęła prawie w prze- ciągu roku. innym Włochom nieco później za Zygmunta III udało się stworzyć w kraju fabrykę wyrobów żelaznych, przedewszystkiem zaś broni. Byli to dwaj bracia Wawrzyniec i Andrzej Caccia z Bergamo. Fabryka ta oddała wkrótce przysługę sprawie publicznej, dostarczając w czasie oblę- żenia Smoleńska królowi różnego rodzaju broni. Cacciowie odkryli i urzą- dzili znane huty i kopalnie rudy kieleckie. Kraków zaroił się od kupców i artystów z południa, którzy na swoich składach posiadali najrozmaitsze towary obce i krajowe.

Wielce im pomocną była łączność, jaką zachowali z krajem rodzin- nym i rodakami swymi z innych miast na obczyźnie ; wspomagali się wza- jemnie, pracowników młodych sprowadzali nieraz z ojczyzny, swoich zaś synów, jeśli chcieli wykształcić w zawodzie kupieckim, wysyłali do Gdań- ska, Norymbergi, a nawet najbogatsi trzymali się tej mądrej zasady, że tylko wtedy mogą synom powierzyć interes handlowy, jeżeli ci przebyli całą praktykę kupiecką, poczynając od zwykłych chłopców sklepowych. Kupcy włoscy korzystając z opieki królewskiej stali się bardzo przykrymi i niedogodnymi dawnym mieszczanom. Objęli oni w posiadanie wszystkie pierwszorzędne sklepy w rynku '), nawet Niemców, lub ich potomków wypierając w boczne ulice. Mieszczanie krakowscy próbowali się bronić, utrudniając otrzymanie prawa miejskiego, żądając od obcych przybyszów gwarancyi, że na stałe pozostaną w mieście. Każdy z nich jednak umiał znaleźć drogę do jednego z wielkich panów i następnie przez niego wy- rabiał sobie t. zw. serwitoryat, lub też specyalny przywilej, uwalniający go od ceł, przynajmniej w części.

Posiadający przywilej na serwitoryat, wyjętym był z pod wszelkiej juryzdykcyi miejskiej, winien odpowiadać tylko przed sądem grodzkim, od wyroku jednak wolno mu było apelować do króla; w całem królestwie i Litwie wolno mu kupczyć, wogóle cieszyć się temi samemi prawami, jakie przysługują mieszczanom. Mógł również korzystać z takiej samej

') Józef Louis: Przechadzka kronikarza po rynku krakowskim

Portal kaplicy Zygimintowskiej w katedrze.

102

wolności od ceł, z jakiej i<orzystali mieszczanie i<rai\Owscy, tai\ w Krako- wie, jak i w cafem państwie. Te serwitoryaty dla obcych, którzy przy pomocy ich gromadzili zasoby pieniężne, a wzbogaciwszy się wynosili się wraz z nimi do swej ojczyzny, były także jedną z przyczyn zubożenia i upadku mieszczaństwa naszego.

W dziejach kultury najwybitniejszą rolę odegrali włoscy budowniczo- wie i rzeźbiarze, którzy wcześnie nadali Krakowowi zewnętrzną szatę rene- sansową, jak Franciszek delie Lorę, budowniczy zamkowy, Bartłomiej Be- recci, twórca kaplicy Zygmuntowskiej i wschodniego skrzydła pałacu wa- welskiego, Jan Marya Padovano, restaurator Sukiennic.

Na polu handlowem i przemysłowem wybijają się w XVI w. naprzód Bernard i Karol Soderini. Musieli przynieść ze sobą wielkie zapasy go- tówki, bo od razu występują jako pierwszorzędni kupcy. Wkrótce zostali bankierami królewskimi. Wpływ ich sięga! na Wołoszczyznę, dostarczali bowiem już to żądanych sum, lub też towarów Bohdanowi, hospodarowi wołoskiemu, do spółki z kupcem krakowskim Stanisławem Fryzerem. Rezydowali w Krakowie w kamienicy zwanej „stara myncza".

Koło r. 1582 wrócili do ojczyzny. Synowie ich, Mikołaj i Łukasz wrócili do Polski na stale, ale ani o ich działalności kupieckiej ni polity- cznej nic nie słychać. Wybitną rolę odegrał Sebastyan Montelupi, który dopiero w r. 1579 przyjął prawo miejskie krakowskie, ale spotykamy go w Krakowie już na ćwierć wieku przedtem i to jako zamożnego dość czło- wieka, bo właściciela kamienicy i cegielni, w której pracowali robotnicy włoscy, przygotowując materyał na przebudowę jego domu w rynku, w stylu włoskim, tak, że później nazwę „włoskiego" otrzymał. Działalność jego w Polsce ciągnie się do r. 1600. Ożenił się w Polsce z córką Woj- ciecha Bazy, doktora medycyny i rajcy krakowskiego i dożył 84 łat życia. Ponieważ był bez potomstwa, adoptował wraz z bratem Karolem siostrzeńca Walerego, który poślubił Annę, córkę doktora Łukasza Moreckiego, a jako dziedzic majątku stryjowskiego uważanym był za najbogatszego człowieka w Krakowie. Zasłużył on się dla Krakowa, sprowadzając w r. 1609 zakon Jana Bożego, czyli dzisiejszych Bonifratrów, którym nawet podarował wielką kamienicę przy ulicy Św. Jana. Zakończył życie w r. 1613, pozostawiając trzech synów: Sebastyana, Walerego i Karola i dwie córki.

Najmłodszy Karol po śmierci brata zostaje dyrektorem poczt; więcej on przebywa w Warszawie, skąd nawet bierze żonę swą Barbarę, córkę burmistrza Balcera Strużbicza. Umarł w r. 1662. Montelupiowie spolszczyli się, zmieniając nazwisko na polskie Wilczogórskich. Byli oni bankierami królowej Anny i kierownikami jej poczty. Jako dostawcy na dwór kró- lewski wcześnie postarali się o serwitoryat.

Waleryan zaznaczał dumnie, że jest osobą stanu szlacheckiego, że ma serwitoryat królewski, a bynajmniej nie jest mieszczaninem krakowskim, że zatem nie może być pociąganym przed sądy mieszczańskie, bo osoba jego należy do innego forum. Pomiatanie to i jakby gardzenie prawami

103

miejskiemi musieli sobie zapamiętać dobrze pp. rajcy i kto wie, czy bodaj i oni w znacznej części nie przyczynili się do wzniecenia kłopotów i pro- cesów o szlachectwo i nazwisko, które zatruły Waleremu kilkanaście osta- tnicłi lat jego życia.

Wielkie znaczenie posiadali Alamanowie, możny ród florencki, De Cetisowie, którzy zajmują się kupiectwem, a zarazem dzierżawią przez czas jakiś starostwo będzińskie, dalej ród Telanich. Talducicti, którzy podobnie zresztą jak i Soderini pełnili funkcye ajentów, informując o wszelkich wy- padkach w Polsce Medyceuszów, dalej Attavantich, Vivianich, Pestalozzich, ród Cechich, którego członek Jan Baptysta, jako mieszczanin krakowski w czasie oblężenia Krakowa przez Maksymiliana, tak dzielnie się sprawił, że za to przy poparciu Zamoyskiego w r. 1590 zyskuje indygenat polski i występuje jako pan na Czajowicach i żupnik krakowski. Celarowie z Me- dyolanu tworzą spółkę handlową; do nich to należała kamienica w rynku zwana „pod obrazem" i druga obok domu „pod baranami", posiadali ogrody na Kawiorach, od Betmanów w r. 1592 nabyli za 10.000 fi. fol- wark Turzonowski na Prądniku, a później występują jako dziedzice Bir- kowa. Paweł umarł w r. 1598; majątek jego przeszedł na brata Andrzeja, który przeżył go o całe lat 18; w r. 1593 otrzymali indygenat. Paweł po- zostawił dwóch synów, Pawła i Andrzeja. Paweł obrał sobie życie woj- skowe, konstytucya z r. 1662 chwali jego dzielność i eksperyencyę woj- skową, którą nabył w zagranicznej służbie, sławi zasługi położone dla Polski i armii polskiej, w której otrzymał tytuł generał-majora. Również i Andrzej służył wojskowo. Był to człowiek wykształcony nie tylko na krakowskim uniwersytecie, ale i w wielu zagranicznych akademiach, odzna- czył się w sł>'nnych wałkach chocimskich w r. 1621, brał udział w legacyi do cesarza tureckiego, a w nagrodę za położone zasługi w r. 1633 w Kra- kowie został pasowany na rycerza. O znaczeniu Cellarich w owych cza- sach, daje świadectwo olbrzymi i piękny grobowiec ich w świątyni N. P. Maryi, z którego marmurowe biusty obydwu braci i ich żon, od trzech wieków wpatrują się w poważne postacie Montelupich, naprzeciw w gro- bowcu również uwiecznionych.

I Del Paców było dwóch w Krakowie, Łukasz i Dziuli. Pierwszy przyjął prawo miejskie w r. 1576, drugi w 1579; prowadzili oni handel winami i suknem. W r. 1632 Rafał i syn Dziulego Franciszek, otrzymali od cesarza tytuł baronowski a prawdopodobnie ten sam Franciszek w roku 1658 uzyskuje indygenat polski, jako obersztlejtnant kasztelana kamienie- ckiego. Później rodzina ta mieszkała głównie w swych dobrach na Litwie, z krakowskiej linii del Pacich ostatni zginął w r. 1794 pod Szczekocinami.

Rodzina Cezarych posiadała drukarnię od r. 1615, która przez czas jakiś stała się najpopularniejszą może i najwięcej ruchliwą w Krakowie. Założył Franciszek Cezari prawdopodobnie w r. 1615.

Hieronim Canavesi z Medyolanu, jeden z wybitniejszych włoskich rzeźbiarzy i kamieniarzy w Krakowie w drugiej połowie XVI w., oprócz

104

wykonywania swego fachu, trudnił się również i kupiectwem, sprzedając materye włoskie.

Włosi tworzyli konfraternią, bractwo, które miało dość znaczny ma- jątek i utrzymywało własną kaplicę w kościele Franciszkanów, w r. 1764 przestało ono być włoskiem dla braku Włocłiów i stąd powstała myśl złączenia tej konfraterni! z ogólną kupiecką Kongregacyą, co około roku 1808—1817 nastąpiło.

Od r. 1564 spotykamy się z podatkiem, dotykającym cudzoziemców w Polsce, którym obłożono także Szkotów, zwanycłi „Szotami". Począt- kowo zajmowali się oni handlem obnośnym, roznosząc lub rozwożąc po miastach i wsiach towary, z czasem osiedliwszy się, zostali zwykłymi kup- cami i przyjmowali prawo miejskie '). Zamieszki w kraju rodzinnym wy- pędzały Szkotów w końcu XVI i początku XVil w. Utworzyli oni nawet cech swój albo bractwo szkockie w Krakowie, zapewne na wzór Włochów, utrzymywali solidarność z rodakami po całej Polsce rozrzuconymi i od- bywali sejm co roku w Toruniu, opodatkowywali się między sobą. Zy- gmunt 11! mianował Abrahama Junga, dowódzcę hufca szkockiego, dyre- ktorem wszystkich Szkotów w Polsce, do czuwania nad ich sprawami, postępowaniem, do wykonywania nad nimi policyi, oskarżania i oddawa- nia ich pod sąd urzędów królewskich. W r. 1650 nałożył sejm podatek dla króla angielskiego na wszystkich jego poddanych, a więc głównie Szkotów w Polsce, którzy musieli pod przysięgą zeznawać swój majątek dla wymiaru podatku. Od XVI li w. nie słychać już o Szkotach, jako o oso- bnej nacyi, ci, którzy w Polsce zostali, spolonizowali się i weszli w skład obywatelstwa miejscowego, bądź szlacheckiego, bądź mieszczańskiego. Na- bywanie dóbr ziemskich i majątek ułatwiał mieszczanom wejście w stan uprzywilejowany, majątek, jak i dziś, budził respekt. Bogaty mieszczanin ceniony był przez szlachcica, wchodził z nim w koligacye, z łatwością pro- dukował jakiś przywilej cesarza rzymskiego na szlachectwo, otrzymywał indygenat polski i wchodził w stan szlachecki. W ten sposób ubyło miastu najzamożniejszej części mieszczaństwa. Po klęskach wojennych XVII w. upadało wogóle miasto, a z nim i zamożność i znaczenie mieszczaństwa, równocześnie ustał napływ obcych, dawne różnoplemienne familie zespo- liły się związkami i stosunkami wzajemnymi, słowem spolonizowały się i tylko nazwiska przypominały im pierwotną ojczyznę ich przodków. Szla- chta straciła respekt dla zubożałych i miała ich za plebejów.

Przyłączenie Krakowa do Austryi w r. 1796 zastało miasto nieludne, zniszczale i biedne, które wkrótce zaludniło się tłumem żołnierzy, urzędni- ków i napływających kupców i rzemieślników niemieckich. Nieliczna ludność pozbawiona języka swego w szkole i urzędzie byłaby niechybnia uległa germanizacyi, gdyby nie to, że ten stan nie trwał długo : język polski wrócił

') Stan. Tomkowicz: Przyczynek do liistoryi Szkotów w Krakowie i w Polsce. Rocznik krakowski. T. II.

105

w r. 1809 i panował do końca Rzpltej krakowskiej 1846 r. a okres ten wystarczył do spolonizowania osiadłych tu Niemców i utrwalenia polskości '). Klęski wojenne, jakie Kraków przecłiodził, rozprószyły lub wygubiły w zna- cznej części dawne rodziny, rozwój miasta sprowadził napływ nowy, rzadko spotyka się już nazwiska, zapisane w dawnych aktach krakowskich.

Nazwiska nie utrwaliły się od razu. Do XIV w. imię znaczyło więcej niż nazwisko, bo w nieludnem mieście znajomość była łatwa i poufała, po imieniu wołano a nawet w dokumentach zapisywano obywateli utarcie się rodowego nazwiska następowało dopiero powoli. W XIV w. wymie- niano w księgach miejskich osoby zeznające kontrakt po imieniu z do- datkiem bliżej określającym daną osobę, n. p.: Hermanus scabinus, Got- fridus consul, Engilbert woźny, Friczko scriptor, Wigand ławnik, Ortlib

Jan Matejko: Ubiory w Polsce.

Mieszczanie kral<owscy w XV w.

wójt, lub zatrudnienie: Arnold kuśnierz, Bartko monetarius, Konrad miles, Cristanus rzeźnik, Gotfryd hrowarnik, Hanko malarz, Jakusz kra- marz. W niezbyt ludnem mieście znali się wszyscy, nawet co do pokre- wieństwa, wpisywano więc w akta określenia takie jak: Jan czyli Hanko, filius Ulrici, Franczko Hermani, Cristina filia Henrici, Elżbieta żona Czart- kona, Marcin brat Piotra, Mikołaj Małgorzaty, Maciej zięć Wiganda. Okre- ślano też osobę bliżej dodając do imienia miasto, z której pochodziła, n. p. : Paweł de Brega, Jaśko de iSrunowicz, Staszko de Czyrnichowa, Guncelin de Głogowa, Fryderyk de llkusz, Otto de Miechów, Diterich de Nisia, Peszko de Sandomiria, albo podawano narodowość : Petrus Bohemus, Hartung Thuringus, Simon Gallicus, Gallus Polonus, Teodricus de Russia, Nicolaus Ruthenus, Jacobus Ungarus.

') Józef Louis: Kupcy krakowscy w epoce przejściowej 1773—1846. Kraków 1883.

106

Również dostawali niektórzy przydomki, złośliwe lub pochlebne, które poważnie w aktach urz(jdowych cytowano; niemieckie: Tilo der Wise (Weise— mądry), der rothe Cramer, Schabinkese, Gyersnase, Eiertreter, łacińskie : Septemhospes, cum lippis oculis, cum Paulina, cum auro, cum molendinatrice; —polskie: Kolyszy żaba, Kostonos, Swinaglowa, Man- drostka, Rychlobogat.

Niektórzy zaczynają już nosić stałe nazwiska, jak: Gerlak, Crugel, Fetter, Goldenstein, Hesse, Jelito, Peterman, Suderman, Wirsing.

W XV wieku powtarzają się wprawdzie jeszcze podobne jak wyżej określenia osób, ale spisują się akta miejskie obszerniej, zaczem i osoby określa się dokładniej, coraz więcej wyrabiają się nazwiska własne, prze- chodzące z ojca na syna, przeważają jeszcze niemieckie: Arnsberg, Ber, Betman, Bochner, Boner, Kreidler, Kromer, Lang, Morstein, Schilling, Seyfrid, Schwarz, Schembek, Weynrich; mniej liczne polskie: Baran, Fkłza, Bienczycki, Cichy, Konopicki, Krupka, Krzywoglowicz, Garbek, Gdakała, Gładki, Mały Michałek, Miotełka, Przyjaciel, Świchoda.

Od XVI w. ustalają się nazwiska rodowe na stałe. Obok niemieckich i pojawiających się następnie coraz liczniej włoskich wzrastają w liczbę polskie, jak Baranowski, Biertułowski, Bogacz, Czeczotka, Garwolczyk, Gliński, Grosz, Jaskier, Jeleń, Kleczowski, Litwinek, Makowski, Masło, Miączyński, Mrowiński, Mysłek, Niedziela, Noskowski, Orzeł, Placibabka, Połanowski, dr. Różanka, Sadowski, dr. Skawinka, Słoński, Spiczyński, Urbankowicz, Zaborski. W tymże czasie pod wpływem studyów literatury rzymskiej wyrabia się obyczaj latynizowania nazwisk przez uczonych, jak: Broscius, Canavesius, Lovicius, Patericius, Decius, Cerasinus, Gruppemon- tanus, Maricius, Goricius, i t. p.

W XVII w. początkowo przychodzą nazwiska potomków niemieckich rodzin bardzo często, potem coraz rzadsze a przeważnie figurują polskie. Obok powszechnych na „ski" zakończonych, pojawia się tak wiele na- zwisk od imion urobionych z końcówką „wic", jak: Adamowie, Józefo- wie, Romanowie, Tomaszewie, i od przezwisk jak: Ciercielowie, Krupowic, Jelonkowic, Masłowic, Sitkowic, Kolkowic, Byczkowic, widocznie jestto nowa swojska generaeya dorabiająca się nazwiska rodowego. Od XVIII wieku nazwiska nie przedstawiają różnicy w stosunku do dzisiejszych cza- sów, z cudzoziemskiego brzmienia można wnosić tylko na pierwotne po- chodzenie przodka z obczyzny.

Polszczenie nazwisk następowało głównie u najzamożniejszego pa- trycyatu, który nabywszy dobra wchodził w stan szlachecki i przybierał polską nazwę od dóbr nabytych n. p. : Bochnery od Wielopola, Wierzynki od Garliey, inni tłumaczyli nazwisko jak Monteluppi na Wilczogórscy, Guttetery na Dobrodziejski, i t. p.

Imiona w dawniejszych czasach bardzo charakterystyczne dają po- znać narodowość nawet w braku jej wymienienia: Ortliby, Gotliby, Her-

107

many, to oczywiście Niemcy Franczki, Staszki, Wojtki, Maćki, to Po- lacy; — Dziuii, Prosper, Baptysta, Santi, to Wtosi, - Wiliam, Patryk, Anglicy lub Szkoci.

Lubiono powtarzać te same imiona w pewnej rodzinie n. p. Mikołaje powtarzają się często w rodzinie Wierzynków.

Żydzi używali do ostatnich czasów Rzpitej nazwisk partronimi- cznych : Wolf Mojżeszowicz, Salomon Izakowicz, Izak Salomonowicz, przy- byli z innego miasta używali odpowiedniego przydomka: Rzeszowicki, War- szawski, Tarnowski, nosili i niemieckie nazwiska ale dość rzadko do- piero po zajęciu Krakowa przez Austryę otrzymali narzucone niemieckie nazwiska, które dziś ich potomkowie noszą.

Jan Matejko : Ubiory w

Mieszczanie krakowscy w XV! w.

Różnobarwny tłum przewijających się po dawnych ulicach wyrobni- ków, czeladników, kupczyków, buchalterów, przekupniów, rękodzielników, kupców i wszelkich zajęć przechodniów, studentów, księży, zakonników, żołnierzy, nie zażywał równych praw miejskich. Księża, studenci, za- konnicy podlegali władzy rektora lub biskupa, inni dzielili się na oby- wateli, przez których rozumiano osoby uprawnione do prowadzenia przemysłu, handlu i sprawowania urzędów miejskich, a w tym celu wpi- sane w księgi obywateli miejskich i „honorata plebs" t. j. „sławetne pospólstwo", które czasem wzywano dzwonem ratuszowym na rynek dla wysłuchania praw miejskich, a w ciężkich czasach dla wysłuchania zdania co do składki na okup wojenny, na nowe podatki, kwaterunki i t. p. ciężary. Kto nie był obywatelem należał tem samem do sławetnego po- spólstwa, przez który to wyraz nie należy rozumieć, jak dzisiaj, motłochu,

108

lecz ogól mieszkańców, spoteczność, bo do pospólstwa tego należeli wszyscy nie wpisani do księgi obywatelskiej. Wśród tego tiumu łatwo się ukrył banita, rzezimieszek i wszelaki włóczęga, tak zwani „luźni ludzie", bo meldunków nie prowadzono, dopiero w końcu XVIII w. a tylko w ra- zie zamieszek lub zarazy ogłaszano nakaz, aby „ludzie luźni" wynosili się pod gardłem z miasta i robiono obławy wystraszające z miasta te żywioły, bo dawniej nie żartowano, a przydybany po wydaniu zakazu po- bytu włóczęga na pewno mógł liczyć na szubienicę.

Prawo obywatelstwa nabywało się przez urodzenie z ojca będącego obywatelem krakowskim, lub przez wyraźne przyjęcie do prawa miejskiego. Ponieważ obywatelstwo to nadawało prawo do prowadzenia handlu i prze- mysłu, do piastowania urzędów miejskich, do wolności od cła i t. d. przeto dla uzyskania dowodu na posiadanie tego cennego prawa utrzy- mywano od najdawniejszych czasów księgi przyjęć obywatelów. Warun- kiem przyjęcia do obywatelstwa było posiadanie realności w mieście, świadectwo „dobrego urodzaju" wystawione przez to miasto, z którego się pochodziło, i zapłacenie taksy. Od opłaty jej wolnymi byli synowie mieszczan urodzeni w Krakowie, o ile ich ojcowie nie zrzekli się prawa miejskiego, gdy n. p. Wit Stwosz zrzekł się tego prawa przy przeniesieniu się do Norymbergi, syn jego Stanisław musiał opłacić taksę, kiedy w r. 1505 przyjmował prawo miejskie krakowskie. Ubogim zniżano taksę lub daro- wywano, podobnież żydom w razie nawrócenia się. Nie żądano jej od magnatów, których wpis do ksiąg miejskich uważano za zaszczyt i od których spodziewano się protekcyi. Taksa ta zmieniała się z biegiem lat, a podniesiono znacznie w końcu XVI w. z powodu licznego napływu cudzoziemców, chcących korzystać z przywileju mieszczan krakowskich. W zasadzie żądano od przyjmowanego, aby był żonatym, później poprze- stawano na zobowiązaniu się jego do ożenienia się w przeciągu roku i nakładano na niego wyższą taksę. W r. 1588 uchwalono, że przyjęcie do prawa obywatelstwa ma być na piśmie wydawane, że należy przysięgę na obywatela w przepisaną rotę wykonać i złożyć opłatę. Od końca XVII w. z powodu ogólnego zubożenia zniżono taksę.

Zbliżenie się szlachty do mieszczaństwa, wywołane zapałem konsty- tucyi 3 maja 1791, wywołało demonstracyjne wpisywanie się szlachty do księgi mieszczan niestety jednak wkrótce wypadki polityczne zmieniły zupełnie stan rzeczy przez podział Polski. Stosunek prawny Krakowa do państwa, zarówno jako gminy jak i jego obywateli, zmieniał się z biegiem lat w miarę rozwoju stosunków politycznych. Pierwotnie prawie nieza- leżne od państwa miasto, bo tylko do oznaczonych danin i obrony mia- sta i ziemi obowiązane, nie mogło się na tem stanowisku niezależności utrzymać, gdy potrzeby i zadania państwa wzrosły. Naturalnem było, że państwo musiało żądać od wszystkich pomocy, t. j. głównie podatków, nienaturalnem jednak, że od połowy XV w. szlachta zaczęła zyskiwać przemożny wpływ i zwalać ciężary na miasta. Początkowo panujący opie-

109

rał się na na własnym majątku i powadze, potem posługiwał się możno- władcami i miastami, więc al<t pol<oju z Krzyżal<ami w Kaliszu w r. 1343 podpisywał Kraików i inne miasta, w r. 1411 gwarantował Kral<ów i inne miasta dotrzymanie poi\OJu toruńsl\iego. Gmina jal<o tałca płaciła od czasu do czasu na rzecz sl^arbu egzal<cyą, l<tóra nosiła nazwę szosu. Tai< n. p. w r. 1391 600 grzywien, w r. 1405 na wy!<upno ziemi dobrzyńskiej 4.000 florenów. Co do wysokości sumy umawiało się miasto z królem. Oby- watele nie płacili tego podatku wprost królowi, lecz gminie, a gmina odstawiała ten, jakby dziś nazwano, kontyngent, królowi, czyli gmina mo-

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. Cechy i bractwa krakowskie w XV w.

gła przyrzeczoną sumę w dowolny sposób zebrać, zwykle przez podatek zwany szosem. Nie długo nastąpiła zmiana, w r. 1414 i 1421 zaczęto szos pobierać wprost od mieszkańców na rzecz króla. .Ale w w. XV uczestniczą miasta w zjazdach panujących z panami świeckimi, duchownymi i starszyzną rycerstwa, biorą niezaprzeczony udział we wszystkich elek- cyach, w zezwoleniu na podatki, w obradach dotyczących monety, men- nicy, cła, obrony ziemskiej.

Od czasu wydania ustaw nieszawskich zmienia się stanowisko miast, które nie mając żadnych określonych praw, musiały ustąpić przed szla- chtą. Odtąd zaczęły zapadać uchwały podatkowe bez zezwolenia miast, a te chcąc przynajmniej w teoryi utrzymać prawo zezwolenia miasta na

no

podatki starały się zyskać uznanie, że na te podatki same zgodziły się dobrowolnie, a nie pod przymusem.

W drugiej połowie XV wieku miasta zdaje się nie brały udziału w sejmach, tylko posłów Krakowa spotykamy na kilku sejmach, gdzie jeździli głównie dla spraw handlowych. Od XVI w. jeden Kraków utrzy- mał się przy prawie wysyłania posłów na sejmy i zachował to prawo do końca Rzpltej, inne większe miasta dopuszczano tylko do zaszczytu posyłania posłów na sejmy elekcyjne i koronacyjne. Posłowie ci nie mieli żadnego znaczenia politycznego, prośbami i darami dla dostojników sta- rali się odwrócić od miasta zbytnie obciążenie, lub wyjednać jak drobną korzyść '). Co do Krakowa to lekceważenie i zepchnięcie do zera jego posłów przez szlachtę było bezprawiem, raz, że Kraków jako gmina miał prawo udziału w sejmach ustawodawczo przyznane, drugi raz, że obywa- teli Krakowa teoretycznie za szlachtę uznawano.

Kraków wcielony został do rycerstwa województwa krakowskiego na sejmie w r. 1493 a w r. 1513 na sejmie w Nowym Korczynie zyskał Kra- ków potwierdzenie wcielenia tego. Zygmunt I w przywileju z r. 1519 mówi, że Kraków „tak dalece wcielony i złączony jest z szlachtą i rycerstwem ziemskiem, że oprócz innych prerogatyw cieszy się i tą, rajcowie jego na sejmy generalne i prowincyonalne Królestwa naszego przez listy nasze i poprzedników naszych zawsze byli wzywani, w obradach naszych razem z innymi postami ziem zwykli byli uczestniczyć i radzić o dobru Rzeczy pospolitej".

Na sejmie w r. 1539 posłowie ziemscy znowu posłów Krakowa nie chcieli mieć przy sobie. Natenczas oni „okazali on dekret (z r. 1538) na pergaminie pod pieczęcią królewską. Posłowie ziemscy tem bardziej roz- jątrzeni, nie chcieli ich na górę in senatum puścić ze sobą, marszałek koronny tam dopuścił wniść, a o dekret ten posłowie ekspostulowali". Król biorąc w obronę prawa miast i jego przedstawicieli, wydał dekret, w którym przypomina, że Kraków „zawsze swobodnie bez żadnej trudno- ści" uczestniczył w sejmach. „Nie pozwolimy zatem, aby miejsca swego w sejmach i sejmikach byli pozbawieni".

Wynikiem ostatecznym ciągłych ataków było, że posłowie nie śmieli występować w obronie swych praw, nie chcąc drażnić szlachty, upraszali sobie zatem senatorów, jako referentów dla spraw miasta. Od końca XVI w. zaczyna wchodzić w życie ten sposób popierania spraw miejskich, zatem poszło błędne zrozumienie stanowiska posłów.

Posłami wedle litery prawa byli wszyscy rajcy (proconsul cum con- sulibus), posyłano jednak tylko dwóch, z syndykiem miasta jako doradzcą, w r. 1533 trzech, w XVII i XVIII w. tylko jednego z syndykiem dla zmniej- szenia kosztów, gdyż miasto zwracało posłom wydatki. W r. 1521 posta-

') Rymar Leon: Udział Krakowa w sejmach i sejmikach Rzeczypospolitej. Ro- cznik krakowski, tom VIII.

111

nowił Zygmunt I, „że gdy na sejm walny hędą mieli rajcowie wysyłać swoich posłów, winni zwołać communitatem i razem z niem radzić o po- trzebach miasta, a również i po powrocie posłów, aby wszyscy razem słyszeli co ci przynieśli". Ze zubożeniem miasta uzyskało i pospólstwo pewien wpływ na ten wybór, bo do pospólstwa musiała się rada zwracać coraz częściej o zezwolenie na nowe podniesienie podatków. Posłowie zdawali po powrocie reiacyą magistratowi i pospólstwu oraz przedkładali rachunek wydatków swoich.

W sejmikach brał Kraków udział już w wieku XV. Nadto brali po- słowie Krakowa udział w sejmikach prowincyonalnych w Nowym Kor- czynie. W przeciwieństwie do sejmu niezbyt przychylnie usposobionego, uderza w ocenie stanowiska Krakowian na sejmiku przez samą szlachtę większa przychylność i sympatya. Sejmik stawał na stanowisku nie tylko przywilejów miasta, zabezpieczających mu prawo udziału w sejmikach, ale zaznaczał niejednokrotnie jego przynależność do województwa, mówiąc, że Kraków „titulo nobilitatis gaudet".

Mamy dużo przykładów, w których wprawdzie ostro przeciw Kra- kowowi występuje, zastrzega się przecież zawsze, że nigdy przeciw pra- wom miasta występować nie chce. Na to przychylniejsze stanowisko sej- miku wptywałĄ,' zapewne węzł>' interesów, a niekiedy stosunki sąsiedzkie i pokrewieństwa.

Liczba dawnej ludności nie może być dokładnie podaną, dla braku spisów, w każdym razie nie była tak liczną jak to się nieraz słyszy, bo sam obszar i ilość budynków, które wysokością dwóch pięter nie prze- kroczyły, świadczą, że nie mogło być mowy o wielkich cyfrach. W osta- tnim dziesiątku lat XIV w. zapisano około 1100 przyjęć do obywatelstwa, a więc dodając do tego rodziny, małoletnich, nie obywateli, duchowień- stwo, możnaby przypuszczać ludność co najwyżej 10.000 głów w Krako- wie samym, 15.000 doliczając Kazimierz i Kleparz '). Później liczba ta podnosi się ciągle, atoli brak dotąd studyów specyalnych w tym kierunku. Spisów dawniej nie robiono, w r. 1555 zanotowano wydatek na katalog zmarłych na zarazę. W r. 1695 kazano spisywać mieszkańców i obywa- teli miasta, wyznaczywszy do tego delegatów podług „kwartałów" miasta.

Dopiero spis z r. 1787 został zestawiony: w obwodzie murów miasta było wówczas 11.594 katolików (żydów wcale nie było) w tem 4.459 męż- czyzn, 4.264 kobiet, reszta dzieci. Na przedmieściach było 9.949 chrześcian i 3.667 żydów razem cała ludność Krakowa z przedmieściami wy- nosiła 25.380 gfów wszelakich wyznań prócz studentów i regimentu żoł- nierzy '-).

') Stanisław Kutrzeba: Ludność i maja.tek Kazimierza w końcu XV stulecia. Rocznik krakowski, tom III.

) Stanisław Krzyżanowski: Ludność miasta Krakowa z końcem XVIII wieku. Kraków 1902.

112

O kolejnem upadaniu i podnoszeniu się miasta dają obraz następu- jące cyfry ') :

w roku

1815 1842 1850 1869 1880 1890 1900 1909

głów

23.409 41.832 39.701 49.835 59.830 69.130 85.274 108.000

a z przylączonemi w tymże roku gminami podmiejskiemi 145.000.

W cyfrach powyższych nie liczono wojska konsystującego w Krako- wie w sile 4.000—8.000.

') Statystyka m. Krakowa Zeszyt VIII.

i

Kościót Św. Wojciecha (dolne części z XII w.).

ROZDZIAŁ VII.

Pierwotny handel lokalny pośrednictwo w handlu zewnętrznym prawo składu handel transitowy towary wschodnie i południowe handel bydła i zboża Kon- gregacya kupiecka Hanza powolne pogorszenie od XVII w. czynności ban- kierskie — znaczenie pieniądza w dawnych czasach widerkaufy, spółki, procenta przekazy, pocztowe przesyłki, weksle handel żydowski dawne cła cenniki towarów rzemiosła i cechy niechęć szlachty do handlu i przemysłu reformy XVIII w. pierwsze fabryki zmiany po rozbiorze Polski powszechna ustawa

przemysłowa.

Przed organizacyą miejską z r. 1257 był Kraków stacyą przectiodnią krzyżujących się dróg od wschodu i północy ku zachodowi i połu- dniu, miejscem wymiany dla potrzeb lokalnych po roku 1257 powstał na miejscu przedewszystkiem stan kupiecki i przemysłowy. Wzdłuż dróg, przedtem mało uczęszczanych, zorganizowały się podobnie inne miasta i nawiązywały się stosunki stałe między niemi i głównemi miejscami im- portu i eksportu. Kraków na węźle dróg ujął w swe ręce handel przewo- zowy (transito), a udato mu się to dzięki przywilejom panujących, nada- jącym mu prawo składu, zmuszające obcych kupców do zatrzymywa- nia się w Krakowie i sprzedania tu towaru obcego, w ten sposób kupcy krakowscy stali się niezbędnymi pośrednikami w kupnie i dalszej sprze- daży przywiezionego towaru, stali się grossistami ').

Przedmioty handlu i kraje, z którymi go prowadzono, zmieniały się w miarę rozwoju i zmian w produkcyi i stosunków bezpieczeństwa, w miarę pokoju lub wojny w ościennych krajach.

Od początku XIV w. rozwinął się handel przez Prusy ku Flandryi, który zajmował się dostarczaniem z południa z Węgier miedzi, żelaza i sre- bra, ze wschodu przez Lwów jedwabiu i korzeni, z Małopolski tylko drzewo i wosk, później ołów, na odwrót przywoził z Flandryi sukna, wina fran- cuskie, owoce południowe, z Prus śledzie. Wojny z zakonem krzyżackim przerywały czasowo ten handel, w końcu 13-letnia wojna zakończona po- kojem toruńskim 1466 r. spowodowała, że miedź węgierska, główny pro- dukt wymiany, wyszukała sobie inną drogę na zachód, przez co odpadł główny produkt zamiany za sukna z Flandryi, upadł handel win w tym

') stan. Kutrzeba: Handel Krakowa w wiekach średnich na tle stosunków han- dlowych Polski. Kraków 1902

B

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. °

114

kierunku, pozosta} drobniejszy handel rybami z Gdańskiem, rozpoczął się zaś ożywiać wywóz zboża.

W kierunku na zachód prowadziła dawna droga handlowa do Wro- cławia, tamtędy wywoził Kraków towary węgierskie, wschodnie i krajową sól, wosk, ołów, przywoził sukno głównie gorlickie i piwo świdnickie (to tylko do r. 1447), handel z Czechami i Morawą był nieznaczny, od XV w. ożywił się z Norymbergą (towary „norymberskie"), wzrósł też wywóz bydła.

Na wschód eksportowano nie wiele, jak sukno, wyroby przemysłowe, natomiast od dawna szły towary wschodu : jedwab, pieprz, imbier i t. d. z kolonii Genueńskich nad morzem Czarnem przez Mołdawią (droga tatar- ska) drogą na Włodzimierz, Lwów do Krakowa. Z postępem zdobyczy tureckich w Europie zmalał tu handel w końcu XV w. i ograniczył się do wymiany drogą na Mołdawię.

Na południu utrzymywały się od wieków dobre stosunki z Węgrami drogą na Sącz, Duklę, Bardyów, prowadząc miedź, a potem głównie wino na dalszy eksport.

Cechą handlu krakowskiego był jego charakter transitowy, od końca XV w. wywozowy krajowy bydła, a potem zboża; od XVI w. maleje i traci dawny charakter handlu światowego, hlandel wewnętrzny krajowy prowadził Kraków solą z Bochni i Wieliczki, suknem, oraz pośrednictwem w towarach transito tu przychodzących. Od r. 1288 używał wolności od cła, które obcy kupcy musieli na granicach województwa, a czasem i miast, opłacać. ~^ hlandel miejscowy zaspokajał na tygodniowych targach potrzeby oko- licy. Kupcy sprzedawali bądź bezpośrednio w swych sklepach, bądź przez dalszych pośredników, kramarzy. Sprzedaż jedna i druga odbywała się przeważnie w sklepach publicznych jak Sukiennicach i kramach rozmai- tych nazw - po domach mieli sklepy tylko nieliczni wybitni kupcy i pe- wnego rodzaju handle.

W różnych inwentarzach kupców Włochów wyszczególnione mydła, pomadki weneckie, papiery weneckie, korzenie i owoce z Włoch, rodzynki, muszkatowy kwiat, wenecką dryakiew, ser parmesański, figi, migdały, my- dła włoskie i greckie, ziela tatarskie, kasztany, gąbki, cukry i konserwy. Sprzedawali także towary pochodzące z Niemiec, n. p. cukry wrocławskie, pierniki norymberskie, lub najlepsze konserwy hiszpańskie. Jednym z głó- wnych produktów, którym prowadzili handel kupcy włoscy, było wino. Największy wybór win włoskich miał największy dostawca małmazyi na Kraków Dziuli Del Pace r. 1595 i Dziuli Baldi, jeden pod „Mynnicą", do- kąd od dawnych czasów z szczególną przyjemnością udawali się smakosze, drugi przy ulicy Św. Jana. W ówczesnym Krakowie cieszyły się powodze- niem również i inne sklepy Winne, nie włoskie, jak Stanisława Węgrzynka, który na składzie „pod Barany" posiada wina reńskie i francuskie, białe i czerwone, dalej tuż obok Baranów, w kamienicy Cellarego sklep Ger-

115

harda Lizybona, z winami hiszpańsi\iemi. Towarów nie więziono na jednem miejscu, lecz ustawicznie włóczono się z nimi z jarmarku na jarmark, bogatsi kupcy utrzymywali w niektórych miastach stałe składy. Włosi kupczyli i polskim towarem. Pewien Wioch w r. 1565 powiada, że sprze- dawano zboże, wosk, paszę, miód, popiół (potaż), woły, futra, skóry, konie, konopie i len, z wyrobów zaś polskich wspomina tylko sukna z grubej wełny, które miały być bardzo silnemi.

Sukiennice, glowna Udwna siedziba handlu.

Targowi wielkiemu służyły jarmarki półroczne, podczas których za- wierano wielkie transakcye, ułatwione odpowiednimi przepisami jarmar- cznymi. Miasto czuwało nad dobrocią towaru, miarą i wagą.

Dla ochrony interesów wspólnych zawiązali kupcy koło r. 1410 na wzór cechów Kongregacyę kupiecką, gdy jednak Rada miejska prze- ważnie z kupców się składała i sama o ich interesy dbała, przeto Kon- gregacya nie miała pola i potrzeby rozwoju, zdaje się, że nawet rozwiązała się na dłuższy czas i dopiero znacznie później na nowo czynność podjęła.

Wspominany często stosunek z Hanzą nie był długotrwały; rozpoczął się w końcu panowania Kazimierza W. i byt bardzo luźny, gdyż Kraków nie brał udziału w zgromadzeniach hlanzy i tylko kilka razy zwracał się

8*

116

do niej o pomoc w sprawach handlowych. Wstąpił do niej głównie dla- tego, aby uzysl<ać przywilej handlu na targach flandryjskich, a gdy handel ten ustał, nie miał już Kraków interesu w należeniu do Hanzy i od XVI w. nie należy do niej.

Konkurencyę zagraniczną na wielkich jarmarkach krakowskich ogra- niczono wspomnianymi przywilejami, zmuszającymi obcych kupców do sprzedaży towarów miejscowym, lub wykluczającymi sprzedaż detaliczną, nakładającymi na nich pewne opłaty. Żydzi byli również ograniczeni w mo- żności prowadzenia konkurencyi.

Spółki kupców nie wytworzyły się znaczniejsze, każdy z nich pro- wadził handel na własną rękę z pomocą komisyonerów w obcych mia- stach i z pomocą najbliższych z rodziny.

Kraków nie może być porównanym z wielkiemi centrami handlowemi, ale w każdym razie był wybitnem miejscem wymiany, zwłaszcza transito- A wej, a z polskich miast stał w tym względzie na pierwszem miejscu.

(_ Od XVI w. rozwija się w Polsce gospodarstwo folwarczne, wzmaga

się produkcya ziemiopłodów, a tem samem i wywóz jego, którego główną arteryą jest Wisła i spław po niej do Gdańska. Szlachta gardząca łokciem i miarką uważa jednak handel zbożowy za szlachetny, zajmuje się nim i sama, dlatego ogromny eksport zboża nie przynosi tych zysków mie- szczaństwu, jakichby się można spodziewać przy tak wielkim ruchu, bo szlachta mało posługuje się pośrednictwem kupieckiem, lecz sama wprost wywozi.

Targ ziemiopłodów na Kleparzu i na Groblach służył przeważnie miejscowej potrzebie, był wreszcie stacyą przeładowania.

Odtąd następuje pewna zmiana stosunków prowadząca zwolna ku coraz gorszemu. Przewaga szlachty, dla egoistycznej chęci zaspokojenia jej potrzeb jak najtaniej bez względu na interes ogółu, stworzyła w r. 1565 ustawę zakazującą wywozu towarów krajowych, a dozwalającą przywozu zagranicznych, przez co podcięła nogi handlowi zewnętrznemu, spychała powoli kupców do rzędu prawie przekupniów. Następnie klęski wojenne XVII i XVIII w. przyczyniły się do zubożenia mieszczaństwa i upadku handlu i przemysłu.

Od w. XV ważną gałęzią działalności kupieckiej interesy bankier- skie przez nich załatwiane, oni jedynie dla braku poczt i pewnej komuni- kacyi umieją pośredniczyć w przesyłce pieniędzy na najdalsze odległości, oni jedynie umieją i mogą użyć pieniędzy tak, aby właścicielowi przynio- sły dochód czyli procent.

Użytkowanie pieniądza w dawnych czasach, po za tem, że był takim samym jak dzisiaj, tylko mniej licznym, pośrednikiem wymiany, było zna- cznie ograniczone warunkami ówczesnego życia i wpływem Kościoła. Jeszcze w starożytności znano i praktykowano pożyczki pieniężne na pro- cent, ale w wiekach średnich przyjęto zasadę religijną, że pieniądz nie rodzi (sterilis est pecunia). Kto wziął choćby najmniejsze odsetki uchodził za

lichwiarza i nawet bywał wyklęty z Kościoła. Tymczasem darmo pożyczać nikt nie chciał, a pożyczek nie podobna było uniknąć, pokazała się przeto konieczność praktykowania t. zw. lichwy. Żeby ocalała zasada kościelna przeciw lichwie, pozwolono brać procenta niechrześcijanom, a tymi byli w Europie tylko żydzi. Tak więc żydzi otrzymali monopol na branie od- setek i mieli otworzone niezmierne źródło do robienia majątków. W środku Xlii w. tak już było w całem chrześcijaństwie, a więc i w Polsce. Nie- długo jednak wymyślili chrześcijanie sposób do obchodzenia zakazu bra- nia procentów, mianowicie zaczęli kupować dochody w ten sposób, że

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. Rzeźnik, kowale, bednarze w XVI w.

właściciel sprzedawał swą posiadłość, ale zostawał przy niej jako dzier- żawca (czyli zamiast procentu płacił on czynsz dzierżawny) i miał zastrze- żone prawo odkupu. Zwano to po niemiecku Wiederkauf, stąd w Polsce wyderkaf lub wyderka ') (emptio cum pacto retrovendendi). Do wyderka- fów zaliczano i zakupienie czynszu, t. j. danie komu kapitału na posia- dłość pod przepadkiem, ale żeby z niej wiecznie czynsz płacono (census reemptionalis). Jeżeli zaś kto zakupił dochód z roli lub z całych dóbr, w której gospodarował jak w swojej własności, nazywano to zastawem lub zastawą. Zasadą wyderkafów i zastawów było: że zakupujący dochód, czyli zastawnik, nie mógł wypowiadać sumy, ale służyło to prawo tylko właścicielowi rzeczy zastawionej.

') X. Marcin Śmiglecki: O lichwie i wyderkach. Kraków 1596.

118

Nagromadzenie więc pieniądza w jednym ręi<u i operowanie nim jako kapitałem możliwe było tylko w handlu i opłacało się tylko przedsiębior- czym jednostkom, a było zawsze z ryzykiem połączone. Prywatny czło- wiek nie mógł dać pieniędzy do kasy Oszczędności lub kupić papiery z kuponami bo icłi nie było mógł sobie je zamurować w garnku na inne czasy, lub wejść w spółkę z kupcem, bankierem, ale iokacya taka była połączona z wielkiem ryzykiem i trudnościami w ściągnięciu na wy- padek niepunktualności lub nierzetelności dłużnika; nie było ludzi któ- rzyby ciągnęli dochody jedynie z procentu, głównem źródłem dochodu była gospodarka rolna, warsztatowa, kupiecka, służba, a nadwyżka do- chodu nad rozchód szła nie na lokacyę lecz na pewien zbytek, na ubiory, kuchnię, mieszkanie. Trudność w osiągnięciu pożyczki była powodem, że kredyt osobisty nie istniał prawie. Pożyczający musiał dać zastaw lub rę- czycieli; w średnich wiekach nawet królowie dawali ręczycieli w razie pożyczki u swych poddanych.

Z powodu małej korzyści posiadania pieniędzy w gotówce, znaczną część szlachetnych metali, złota, i srebra przeznaczano na ozdoby ubrań, mieszkań i kościołów, na guzy, kolczyki, pierścienie, kolie, kanaki, oprawy broni, lichtarze, wota i t. p.

Wobec małej ilości pieniędzy w obiegu wartość ich była znacznie większa bez wszelkiego porównania niż dzisiaj, stąd sumy, któremi da- wniej operowano, wobec dzisiejszych śmiesznie małe. U prywatnych garnek z kilkudziesięciu, lub co najwięcej, kilkuset monetami srebrnemi i paru złotemi przedstawiał „skarb", który tajemnie zakopywano lub za- murowywano. Czasem przy burzeniu starej kamienicy znajdywano w Kra- kowie takie ukryte skarby, które, o ile nie zostały zmarnowane przez murarzy przez tajemną sprzedaż na metal, przedstawiają pewną większą wartość tylko o tyle, o ile między monetami znajdzie się jaka rzadsza sztuka, poszukiwana jako numizmat do muzeów. Dopiero w XVI w. z roz- szerzeniem się gospodarstwa pieniężnego runą! faktycznie zakaz pobiera- nia procentów od chrześcijan Kościół milcząco przyjął ten przewrót stosunków i nie protestował przeciw temu. Zaczęto więc pożyczać na procent, atoli przewrót ten nie miał głębszego znaczenia, gdyż zazwyczaj wzmacniano po dawnemu pożyczkę zastawem, obroty byty nieznaczne, z wyjątkiem większych bankierów i kupców. W miejsce widerkafów za- pisywano pewne sumy na hipotekę domów, od których płacił dłużnik procent wierzycielowi, względnie na cel pewien. W ten sposób powstało wiele fundacyj, gdyż był to jedyny sposób ulokowania kapitału na pro- cent. Jeszcze na początku XIX w. praktykowano zabezpieczenie kapitałów fundacyjnych przez pożyczkę na hipotekę dóbr n. p. fundacyą Floryana Straszewskiego na rzecz plantacyi krakowskich, przyjął na dobra tenczyń- skie hr. Artur Potocki. Pierwszemi operacyami finansowemi nowoczesnemi w Krakowie było wypuszczenie w r. 1837 obligacyj oprocentowanych

119

przez Towarzystwo strzeleckie na spłacenie nowo-nabytej strzelnicy przy ulicy Lubicz i nabywanie w r. 1844 akcyi kolei krakowsko-wrocławskiej.

Przesyłanie pieniędzy jak i towarów na odległość było rzeczą trudną, kosztowną, a im dalej w przeszłość, tern ryzykowniejszą. do stworzenia i rozwinięcia się poczt, t. j. do końca XVI w. mniej więcej, przesyłanie pienię- dzy następowało tylko przez pośrednictwo kupców, utrzymującycłi stosunki handlowe między rozmaitemi miastami, podróżującymi z towarami, styka- jącymi się z innymi, którzy znów w innym kierunku handlowali i dalej pośredniczyli. Ci wieźli pieniądze, najczęściej jednak wypłata następowała przez kompensatę wzajemnych należytości za towary lub przez przyjęcie przekazu do wypłaty w miejscu i przez wzajemny obrachunek kwot na rozmaitych miejscach wymiany towarów.

Z powodu niepewności bezpieczeństwa po za obrębem murów miej- skich, grodów i większych osad podejmowano wyjazdy tylko w razie rzeczywistej potrzeby z przezornem zabraniem broni, a w niepewniejszych czasach i zbrojnej asysty. Poprostu dziwić się wypada, jak śmiele kupcy Xiv i XV w. puszczali się w niepewne drogi od Tatarszczyzny do Bałtyku i dalej. Te stosunki kupców odległych narodów stworzyły też bezpieczniej- szą formę przesyłki pieniędzy w ten sposób, że pieniądze przeznaczone za granicę składano u kupca miejscowego, mającego stosunki z kupcem pewnego miejsca zagranicy, a ten dawał przekaz, weksel, który podróżny łatwo ukrył i prezentował do wypłaty za granicą. Przytem musiano czę- sto posługiwać się listami przez okazyą i przez własnych posłańców, woźniców, faktorów. Poczta, w znaczeniu instytucyi pośredniczącej dla wszystkich bez wyjątku za opłatą pewnej taksy w regularnych odstępach czasu, powstała dopiero z końcem XV wieku a rozwinęła się o wiek później.

W Polsce Seweryn Boner utrzymywał już w pierwszej polowie XVI wieku pocztę dla siebie. W r. 1558 założył Zygmunt August pierwszą pocztę do Włoch pod kierownictwem Prospera Prowany. W r. 1564 po- wierzył Zygmunt August jej administracyą Sebastyanowi Montelupiemu. Stefan Batory, gdy przystępował do wielkiego planu wojny tureckiej i usta- wicznie musiał porozumiewać się ze stolicą apostolską, powierzył reorga- nizacyą poczty znowu Sebastyanowi Montelupiemu i jego siostrzeńcowi, adoptowanemu przez niego Waleremu. Obydwaj więc otrzymali tytuł dyrektorów poczt. Od 1583 istnieje poczta publiczna bez przerwy z wy- jątkiem bezkrólewi. Dyrekcya pierwszej poczty początkowo znajdowała się w kamienicy włoskiej Montelupich (Rynek gł. I. 7.). W r. 1620 Zy- gmunt III ogłasza, że chce, „żeby ze wszystkich miejsc y tu do dworu na- szego na każdy tydzień wiadomości się znosić mogły y przesyłania listów każdemu stanowi bardzo potrzebnych". Dopiero w połowie XVII wieku ważniejsze miejscowości w państwie zyskały regularne połączenie, cała sieć dzieliła się na polską, litewską i pruską, a nad wszystkiemi sprawo-

V-

T' C

tf(

i<

B.

A, |VV!'^,W ^

/ /

f'yi!aitisr^^

t ¥

f^^' ^^'

V^"te'

j-/

-4^

-^

^-•{^^ Jr,^

/^ '^^

k^

■_>^

g

-'-" ';^. ^ >^JT^ -I-ii fe

I

fet -^

■Tfi

122

wał władzę generalny dyrektor. Wogóle poczta polska nie była gorszą od innycłi ').

Ułatwiło to stosunki z odległemi miejscami i przesyłki. Bankierzy i kupcy weszli w częstsze stosunki korespodencyjne z zagranicą i mogli ułatwić kredyt nawet w odległych krajach. N. p. w dyaryuszu podróży Sobieskich za granicę wzmianki, że w wekslach mieli zapewnioną wy- płatę pewnych sum u zagranicznych kupców. Weksle objaśnia Jan Gorczyn w książce „Nowy sposób arytmetyki", w r. 1647 w Krakowie wydanej, w tych słowach :

„Iż nie zawsze dla niebezpieczeństwa w gotowiźnie pieniądze kupcy z sobą wozić mogą, wynaleźli dlatego cambia abo weksle, aby ten tylko kartkę mając cambiatora swego miasta, gdzie pieniądze odliczył, mógł takież pieniądze w cudzej ziemi mieć i t. d."

Już w XVII w. jeżeli nie wcześniej, używano w Polsce papierów nie tylko imiennych, ale i na okaziciela, tak w formie weksli, jak zbliżo- nych do nich „membran" i żydowskich „mamran"-).

W XVI wieku światowymi bankierami niemieckimi pośredniczącymi w obrotach pieniężnych byli Fuggerowie, w Polsce krakowski Boner. W końcu wieku XVIIi spotykamy w Krakowie firmy zostające w stosun- kach wekslowych z zagranicą: Wawrzyńca Nowickiego, Hietzgerna, Hallera, Lachowicza. Nowicki miał stosunki te z Hamburgiem, Warszawą, Gdań- skiem, Opawą, Toruniem, Tryestem i t. d.

Żydzi nie robili w handlu i przemyśle konkurencyi, albowiem zosta- wiwszy im zyskowny monopol na pożyczki procentowe, zakazano im za to handlu i przemysłu, mogli więc konkurować tylko potajemnie, a więc nieznacznie. W r. 1485 zawarli żydzi z miastem następującą ugodę: „Jan Amor z Tarnowa wojewoda krakowski niniejszem zeznajemy, że żydzi krakowscy urzędowi i władzy naszej wojewodzińskiej poddani, przybywszy przed naszą obecność, przyrzekli dobrowolnie i nie przymuszeni, że do- trzymają i niezłomnie dopełnią miastu pewne artykuły, punkta, postano- wienia i statuta, a mianowicie: naprzód, że nie powinni się trudnić han- dlem i wszelkich rzeczy handlowych chcą i powinni zaniechać. Nie powinni i nie chcą pobierać od kupców jakich rzeczy handlowych i sprzedawać je chrześcijanom przez ich ręce, jakbądź nazwanych, jak tylko swoje własne zastawy, które im będą dane przez chrześcijan i potem nie wykupione, lecz u nich zostawione i lichwą przepadłe, jak się mówi wystała sya. Dalej mogą wszystko sprzedawać, na co mogą zaprzysiądz i przysięgą udowodnić, że to ich własne rzeczy i to mogą sprzedawać w domach swych w czasach stosownych. Dalej sprzedając zastawy nie mają nosić ich po mieście jak tylko w dwóch dniach targowych, mianowicie we wtorki

') J. Ptaśnik: Z dziejów kultury włoskiego Krakowa (Rocznik krak T. IX). Przem. Dąbkowski.- Rys urządzeń pocztowych w dawnej Polsce. Kraków 1903. ') Fr. Ksawery Fierich: Prawo wekslowe w Polsce. Kraków 1908.

123

i piątki i na corocznym targu, a kogoby z żydów lub żydówek przydy- bano sprzedającego obnośnie w mieście, mają być ukarani aresztem i karą 3 grzywien dla pana wojewody. Także żydzi i żydówki ubodzy mają prawo sprzedawać płaszcze i kołnierze, które sami robią i wyrabiają".

Miasto uważało przez całe wieki ugodę jako fundament stosunku do żydów, a iłe razy ci z biegiem lat rozszerzali swą działalność po za ugodę, miasto do niej się odwoływało, choć z niewielkim skutkiem, bo zapobiegliwi żydzi umieli zjednać sobie podarkami wpływowych magna- tów i zapobiedz dosłownemu wykonaniu zakazów.

Podcienia Sukiennic.

W r. 1744 wydał August III dekret nakazujący konfiskatę towarów przez żydów nieprawnie sprowadzanych, z czego połowa przypaść miała skarbowi miejskiemu, druga królewskiemu. Rozporządzenie to nie zostało wykonanem. W r. 1750 zakazały znowu sądy assesorskie żydom handlu w mieście i robót rzemieślniczych tamże i na przedmieściach, pozwalając magistratowi konfiskować towary. W r. 1761 wyszedł reskrypt królewski, „po którego publikacie nastąpiła rewizya sklepów, sekwestracya towarów zakazanych, lecz gdy znowu żydzi wielkich protekcyi zażyli, musiało mia- sto wydać im towary bez wszelkiej żydów szkody, jako regestra i rewersa żydowskie dowodem".

Opieka państwowa, jaką dzisiaj daje państwo handlowi i przemysłowi, wynikła z rozszerzenia się pojęć o obowiązkach i zadaniach państwa, oraz

124

z umiejętnego zrozumienia interesów ogólnych ludności. Ustrój i pojęcia państwa średniowiecznego w całej Europie był zupełnie inny: rząd tro- szczył się tylko o obronę państwa i prymitywną sprawiedliwość.

Pobór ceł miał głównie na celu docłiód, ale pobór jego wprędce zwrócił uwagę na skutki obciążenia cłem obcych i krajowców, skutkiem czego wprędce wyrobiło się pewne pojęcie o wpływie cła na cenę towaru i zysk kupca, a przeto zaczęło się wyrabiać i pojęcie o polityce cłowej. Panujący zaczęli w oznaczeniu cła kierować się nie tylko względem na dochód państwa, ale także na zapewnienie krajowym kupcom zysku i mo- żności rozwinięcia handlu. Handel nie wpływał jednak na rozwój przemysłu w Polsce, był to bowiem głównie handel przewozowy. Produktów prze- mysłu, jak n. p. sukna, wywożono bardzo mało, bo przemysł ograniczał się do skromnego wyrobu rękodzielników na potrzeby miejscowe i naj- bliższej okolicy. Nadzór nad handlem i rękodziełami, t. j. warunki samo-' istnego prowadzenia handlu lub przemysłu, jego zakresu, kontroli i t. d. zostawiano związkom autonomicznym, radom miejskim i starszyznom cechowym.

Szlachta z zazdrością patrzała na wzrost miast, obawiała się podro- żenia towarów, zazdrościła kupcom i rzemieślnikom zarobku, mniemała, że zarobek rękodzielnika mieści równocześnie umniejszenie majątku rolnika. Z tych przyczyn zapewne w r. 1392 uchyliła królewska władza cech kra- wiecki i postanowiła, że każdy może być krawcem, kto ma prawo oby- watelstwa. Później jednak zapomniano o tym przepisie, wolna taka kon- kurencya nie miała uznania w średniowieczu, cech krawiecki na nowo się zawiązał. Nie mogąc wprowadzić wolnej konkurencyi, zaczęła szlachta dą- żyć do zapobieżenia podnoszeniu cen przez wprowadzanie urzędowych taks.

W r. 1396 wydano pierwszy cennik urzędowy na towary rzemieślni- ków krakowskich, ułożony przez ochmistrza, kuchmistrza i podstolego królewskich wspólnie z rajcami. W r. 1420 postanowił król Jagiełło: „Dla zamknięcia drogi bractwom, które rzemieślnicy nasi po miastach zachowują, stanowimy, że wojewoda i starosta z innymi dygnitarzami ziemskimi co roku w pewnym dniu miary, tak zboża, jak sukna, i innych rzeczy ziem- skich przez kmieci na targi przywożonych, co do cen oznaczać i popra- wiać mają wedle zwyczaju 'dawno zachowywanego i t. d."

Taksy jednak odnosiły się do pewnych tylko towarów i wówczas nie było jeszcze mowy o takiej przewadze szlachty, iżby można ograni- czyć autonomią miejską i cechową. Największy rozkwit cechów przypada na wiek XV. Król Kazimierz Jagiellończyk, który każdy grosz na wojnę z Krzyżakami musiał od szlachty wyjednywać sobie ustępstwami i przywi- lejami, bez kłopotu dostawał jedne za drugą pożyczki od zamożnych mie- szczan krakowskich. Zamożność powodowała liczne zamówienia u rze- mieślników, stąd kwitły i rozwijały się rzemiosła.

Rękodzieła stały wysoko moralnie i materyalnie. Moralnie jako czynnik życia publicznego w postaci cechów, materyalnie, bo przy braku

125

konkurencyi nie tylko z zagranicy, ale nawet bliższej okolicy, wyroby znajdowały łatwy odbyt, nie było też wielkiej konkurencyi podmiotowej, bo ludność miejska nie pomnażała się bardzo i każdy terminator z bie- giem czasu dochodził do samoistności, jako mistrz swego rzemiosła, zwła- szcza, że ograniczenie liczby uczniów i czeladników zapobiegało nadmia- rowi, nawet gdyby taki pojawił się w pewnym rzemiośle. Jeżeli po epoce wielkiej świetności zaczyna się upadek zamożności i znaczenia od w. XVil, to działała tu przyczyna ogólna, ruina po wojnach szwedzkich, zubożenie całego miasta.

Sklep w Szarej kamienicy.

Wyroby rękodzielnicze odznaczały się dokładnością wykonania, bo nad tem czuwał cech i stanowiło to dumę robotnika. Wkraczały też w niektórych rodzajach w dziedzinę artyzmu. Artyści: architekci, malarze, rzeźbiarze, muzycy, należeć musieli do cechu, w którym zasiadali obok nich murarze, szklarze, kamieniarze. Dopiero epoka odrodzenia wprowa- dziła artystów z po za cechu, architektów, rzeźbiarzy, malarzy. Cechy uwa- żały ich za fuszerów i domagały się, aby wstąpili do cechów i na równi z innymi ponosili obowiązki i opłaty. Z początku trzeba było protekcyi królewskiej, otrzymania „serwitoryatu", aby uwolnić artystę od przynale- żności cechowej, dopiero znacznie później przyzwyczajono się do tych wy- jątków. Ogół poprzestawał przeważnie na produktach mistrzów cecho- wych, umiejących niekiedy wznosić się ponad przeciętny poziom rzemiosła ')■

') K Bąkowski: Dawne cechy krak. (Bibl. krak. Nr 22).

126

Wiek XV i początek XVI jest epoką, w której w cechu murarskim zasiadają tacy, nieznani nam z nazwiska, znakomici budowniczowie, jak autorowie kościołów gotyckich (nawa P. Maryi, kruchta św. Katarzyny, koliegium Jagiellońskie, ratusz i t. d.) z warsztatów sznycerskich Wita Stwosza wychodzi wspaniały Ołtarz Maryacki i inne jego rzeźby, syn jego Stanisław prowadzi dalej ten artystyczny zakład. Odlewnictwo, złotnictwo, i t. d. tworzą prawdziwe dzieła sztuki.

Objawy zazdrości szlachty wobec dobrobytu mieszczan od XVI w. stały się tem niebezpieczniejsze, że szlachta wzmogła swój wpływ na rząd. Owocem jej jest konstytucya sejmowa z roku 1538 i rozporządzenie Zy- gmunta I na jej podstawie wydane :

„Częstemi całej szlachty i ich posłów i wszystkich poddanych naszego królestwa skargami poruszeni, stanowimy; wszystkie cechy i wszystkie w nich niewłaściwości, na szkodę i krzywdę poddanych naszego królestwa pomyślane aby zniesione i usunięte były, stanowimy, jak je naszym de- kretem na tym sejmie znieśliśmy". Że król Zygmunt I nie brał na seryo zniesienia cechów dowodzi to, że później zatwierdzał rozmaite statuty cechowe dawniejsze.

Jednakże szlachta uważała dekret Jagiełły z r. 1420 i powyższe roz- porządzenie Zygmunta I, za zupełne zniesienie cechów, bo w potwierdzenie praw koronnych przez Zygmunta Augusta z r. 1550 włożono postanowie- nie: „Cechy, dawno od przodków naszych podniesione, i my je te- raz według pierwszych statutów podnosimy i w niwecz obracamy, oprócz rządów i obchodów kościelnych".

Stylizacya ta jednak została prawdopodobnie umyślnie w kancelaryi królewskiej dwuznacznie zredagowana, bo postanowienie to można rozu- mieć dwojako: albo jako ograniczenie do rządów kościelnych t. j. doty- czących bractwa religijnego i obchodów kościelnych, albo do pewnych rządów autonomicznych w obrębie cechu, oraz do obchodów kościelnych.

Niejasne pojęcie o dobrobycie ogólnym, obawa przed wyzyskiem kupców wywołała w r. 1507 na żądanie szlachty dekret uwalniający od cła przedmioty sprowadzane na własną potrzebę szlachty i duchowieństwa, co unia lubelska potwierdziła. Niezrozumienie wartości dla kraju zamoż- nego stanu kupieckiego i przemysłowego, połączone z egoizmem szlachty, dążącym do najtańszego zaspokojenia własnych potrzeb, spowodowały, że w r. 1565 wydaną została konstytucya zakazująca kupcom wywożenia za granicę towarów; potem zaczęto znowu nakładać taksy na towary, przysięgi na niebranie większych zysków jak 7 /„. Wreszcie w r. 1633 sejm uchwalił, że „każdy szlachcic szlachectwo traci, jeśli będąc w mieście osia- dły handlami i szynkami się bawi i magistratus miejski odprawuje i po- tomstwo jego i on sam dóbr ziemskich nabywać nie może". Tak więc napiętnowano stan kupiecki, ograniczono wywóz, czyli dano wolne pole konkurencyi zagranicznej wobec jedynie zamożnej części narodu t. j. wobec szlachty. Odtąd kupiec i rękodzielnik stal się kramarzem na potrzeby

127

miejscowe, o rozwoju handlu lub rękodzieła nie było już mowy. W dodatku i same cechy przestarzały się już ; większa ludność dostarczała większej liczby kandydatów do rzemiosła, to groziło mistrzom wzmożeniem kon- kurencyi. Zaczęto więc utrudniać możność zostania mistrzem; mnożyła się więc liczba niezadowolonych towarzyszów i powoli przygotowywał się grunt dla myśli zniesienia cechów, a wprowadzenia zupełnej wolności han- dlowej i przemysłowej ').

W XVIII w. rozpoczęła się reakcya przeciw cechom, które uważano za przeszkodę w rozwinięciu indywidualnych zdolności i siły produkcyj- nej jednostki, wyłoniły się za granicą fabryki, które nie potrzebowały dowodu uzdolnienia.

W Polsce był ten kierunek znacznie spóźniony, gdyż potrzeby spo- łeczne nie wzmogły się tak bardzo, aby zbytnio potrzebę reformy odczu- wały. Rozpoczęły się jednak pewne próby postępu teoretyczne i prakty-

') Wawrz. Surowiecki: O upadku przemysłu i miast w Polsce. Uwagi o cechacii.

128

czne: zaczęto poważniej zastanawiać się nad ei<onomicznemi sprawami państwa. Zaczynają się pojawiać teoretyczne artyl<uły „że zysi< towarów, które z i<raju wychodzą, powinien przenosić wydatek na cudzoziemskie towary, że powinno się mieć w domu, cokolwiek doma robić się może, a więc zakładać manufaktury własne, fabryki, że potrzebne ułożenie taryfy celnej protekcyjnej" i t. d. Naprzeciw tej teoryi ogłosili inni zasadę bez- granicznej wolności handlowej. Sejm z r. 1764 zniósł wszystkie uwolnienia szlachty od cła wprowadził cło generalne równe dla wszystkich. W r. 1774 zaproponowano w sejmie dopuszczenie 2 kupców z głosem doradczym, do komisyi skarbowej, co na razie upadło, ale za to uchwalono, „że szla- chcic kupiectwem się bawiący szlachectwa tracić nie będzie" (w łliszpanii dopiero w r. 1783 pozwolono szlachcie trudnić się handlem). Od r. 1784 powszechnie zaczęto mówić o potrzebie podniesienia handlu i przemysłu, uregulowano procedurę w sprawach handlowych, wydano ustawę wekslową. Równocześnie podjęto usiłowania podniesienia przemysłu i rękodzieła, trudno było jednak naprawić i podnieść od razu to, co przez dwa blisko wieki pogrążone było w upadku przez nieszczęśliwe wojny i brak opieki państwowej. W r. 1748 biskup krakowski Stanisław Załuski założył w do- brach swoich pierwsze fabryki żelazne, wyrabiające blachę białą i naczynia żelazne i kute. Za tym przykładem powstało trochę fabryk w domach ma- gnackich, z tych fabryki Małachowskich wyrabiały także karabiny i pisto- lety, Radziwiłłowie założyli fabryki wyrobów szklanych, kamiennych, gobe- linów, dywanów. W r. 1768 puszczono pierwsze akcye w Polsce „Kompanii Manufaktur wełnianych", która to spółka jednak upadla dla braku uzdol- nionych robotników i umiejętnego kierownictwa. Podskarbi nadworny litewski Antoni Tyzenhaus, ruchliwy, pomysłowy i energiczny, zaczął w do- brach królewskich zakładać olejarnie, krupiarnie, browary, młyny, fabryki płócienne, sukienne, papiernie, farbiernie, blechy, wyroby galanteryjne wy- kwintne i zbytkowne, jak szlify, wstążki, aksamity, muszliny. Sprowadził setki cudzoziemców do fabrykacyi tych przedmiotów. Atoli wszystko to naraz i po dyletancku, bez głębokiej znajomości rozpoczęte, nie mające zapewnionego odbytu, runęło ').

W Krakowskiem powstało kilka fabryk sukiennych, w samym Kra- kowie fabryka mieszczanina Frystackiego wyrabiała rocznie po 100 150 sztuk sukien w 24 gatunkach. X. Wacław Sierakowski, kanonik krakowski, założył w r. 1786 fabrykę sukienną „dla dania wsparcia nędzy i ubóstwu". Dyrektor i kasyer dopuścili się nadużyć i po 2 latach zebrano znowu kom- panią z 10 duchownych i świeckich osób na obmyślenie funduszów; zło- żono 31.800 złp. ale po 3 latach deficyt przekroczył sumę. Wyrabiano sukna w lepszych gatunkach.

Garbarnie krakowskie wyrabiały znaczne ilości skór, bo w r. 1789 poseł pruski Lucchesini zamówił tu 19.000 sztuk skór dla rządu pruskiego.

') Tad. Korzon: Wewnętrzne Dzieje Polski za Stanisława Augusta.

129

Byta dalej w Krakowie fabryka pasów, gazy, szpilek i kart niejakiego Bur- gona. Mieszczanin krakowski Franciszek Krumphoiz założył w okolicy Krakowa fabrykę śrótu i dwie prochownie.

Zrozumienie przez sejm potrzeb krajowych wywołało w nim większą życzliwość dla stanu mieszczańskiego, która objawiła się w przyznaniu mieszczanom praw politycznych. Sejm w r. 1790 nobilitował „utrzymują- cych teraz fabryki Paschalisa, Jakubowicza, Tomasza Dangla, Leona Ma- dzarskiego, Antoniego Zadera, Jana Zynglera i Szczepana Filsjean, tudzież łlenryka Miinchenbecka fabrykę żelazną założyć oświadczającego", a to z motywu, że „przez rękodzieła pomnażają się bogactwa krajowe, a wła- dza rządowa o ich zaprowadzenie starać się powinna".

Już po pierwszym podziale odcięcie od Polski „Galicyi" t. j. kraju na południe od Wisły pod Krakowem, odjęło rękodzielnikom i kupcom znaczną część zbytu. Klęski wojenne dopełniły ruiny. Zajęcie Krakowa przez Austryą 1796 r. przyniosło wprawdzie ucisk polityczny i nowe cię- żary, ale przez zniesienie komory celnej od Galicyi a posunięcie jej ku północy, ożywił się handel, przybywało kupców, sklepów, kramów, go- spód, przybywało obcego kapitału i dobrobyt zaczął znowu się podnosić, zato napłynęła masa przedsiębiorczych Niemców, protegowanych przez nowy rząd. Germanizacya szerzyła się potężnie, Niemcy zagarnęli handel i rzemiosło na szczęście wkrótce nastąpiła nowa zmiana polityczna.- 1

Wojny Napoleońskie nadszarpnęły znowu Krakowian i dopiero od ' czasów utworzenia Wolnego miasta (1815 1846) nastąpił zwrot ku lepszemu. Wprawdzie mocarstwa opiekuńcze niezupełnie dotrzymały swo- bód handlowych, zapewnionych traktatami Rzeczypospolitej Krakowskiej, zwłaszcza Austrya i Prusy, atoli i te okruszyny przywilejów handlowych, jakie jej zostawiono, mimo okupacyj wojskowych i wydalań, podniosły miasto; stosunki handlowe z Niemcami i Królestwem Polskiem wytworzyły przynajmniej centrum przewozowe towarów kolonialnych, metalowych i łokciowych, zostawiając tu zysk z pośrednictwa dosyć znaczny, bo wobec wolności od cła przywozowego tych towarów, nabywano je taniej w Kra- kowie, niż w Niemczech. Za ustąpienie Rosyi (r. 1834) prawa tańszego kupna soli z Wieliczki, przysługującego Rzeczypospolitej krakowskiej, uzy- skał Kraków korzyści taryfowe w Królestwie Polskiem, oraz wolny wstęp produktów krakowskich do Królestwa, pod których firmą przemycano i obce towary. Liczono wówczas w Krakowie 1.347 szewców (w tern 340 majstrów), 1.033 krawców (360 majstrów), 240 kowali, 361 stolarzy, 827 murarzy, 650 cieśli. Nadto pozostał w rozkwicie dawny handel zbożowy na Kleparzu, na który zjeżdżali zwłaszcza obywatele z Królestwa Polskiego, którzy tu znów zaopatrywali się w swoje potrzeby, stąd mogło się wów- czas utrzymać 13 hoteli większych i 170 domów zajezdnych. Wówczas uchodził Kraków za najtańsze miasto w Europie ').

') X. W. Kalinka: Kraków i Oalicya pod rządem austryackim.

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. 9 .

130

Powtórne wcielenie Krakowa do Austryi w r. 1846 znowu zmieniło warunki bytu na gorsze, albowiem znaczny obszar zbytu do Królestwa Polskiego został odcięty. Powszechna usrawa przemysłowa z roku 1859 określiła jednolicie dla całego państwa urządzenie przemysłu, a prowincye zachodnie, zdawna lepiej zagospodarowane, zaczęły robić przemysłowi kra- kowskiemu znaczną konkurencyą swymi towarami. Wzrost produkcyi ma- szynowej coraz bardziej usuwa powolny wyrób ręczny, rękodzielnik staje się pomocnikiem maszyny, naprawiaczem a nie wytwórcą, o ile nie idzie o indywidualną pracę ręczną, to też zwolna zaczyna się i w Krakowie tworzyć przemysł wielki, fabryczny.

Grusz krakowski z -\1V w

ROZDZIAŁ VIII.

Szkoły parafialne kościelny początek przedmiot nauki szkoła P. Maryi wykształcenie szkolne mieszczan szkoły średnie szkoły Nowodworskie i jezui- ckie — opis klas szkół Nowodworskich założenie wszechnicy przez Kazimierza W.— odnowienie jej przez Jagiełłę - scholastyka humanizm epoka rozkwitu - zastój reforma Kołłątaja i późniejsze biblioteka Jagiellońska - drukarnie pierwszy dziennik polski powstaje w Krakowie rozwój dziennikarstwa krakowskiego po- czątki przedstawień teatralnych wędrowne kompanie aktorskie stały teatr od r. 1786 w Spiskim pałacu przy placu Szczepańskim przy ulicy św. Jana - nowy teatr muzyka katedralna muzykanci w XV i XVI w. kapele Jagiellonów muzykanci cechowi wyrób instrumentów bursa muzyczna towarzystwa mu- zyczne — opera i koncerty

DO końca XIV' w. utrwaliły się w zachodniej Europie i w Polsce tylko szkofy klasztorne, katedralne i kollegiackie, których głównym celem było kształcenie kapłanów. Szkoły parafialne, przeważnie miejskie, wy- kształciły się i utrwaliły w Polsce naprawdę dopiero w w. XIII. Przedtem były one zjawiskiem wyjątkowem. Według tradycyi pierwszą taką szkołę założył biskup Iwo (zmarły 1229) w Krakowie przy kościele parafialnym Św. Trójcy, później N. P. Maryi. Pierwszą szkolną ustawę wydał synod łęczycki (1257 r.) a treść jej wskazuje, że szkoły parafialne przedtem już miały pewną organizacyą.

Małe szkoły miały tylko jednego nauczyciela w większych prócz nauczyciela głównego czyli rektora, byli jeszcze rozmaici pomocnicy t. zw. socii, locati, gdzieniegdzie także nauczyciel śpiewu, kaligrafii lub stylistyki. O dom starała się parafia, posyłający synów do szkoły musieli dostarczać szkole drzewa opałowego i opłacać nauczycieli; opłata ta była różna i za- leżała od wielkości szkoły. Nauczyciele zajmowali się niekiedy udzielaniem nauki pryw^atnej wielu z nich było zapewne i organistami niektórzy rektorowie szkół byli notaryuszami lub pisarzami miejskimi.

Szkoły katedralne i kolegiackie miały przywilej udzielania nauk wyż- szych, nazywano je też szkołami wielkiemi lub wyższemi w przeciwsta- wieniu do szkół parafialnych, które zwano matemi.

Szkoły parafialne były w zasadzie szkołami łacinskiemi najniższej kategoryi. Języka polskiego używano jako pomocniczego do nauki i objaśnień. Obok polskiego używano także do pomocy w wieku Xiii i Xiv języka niemieckiego i to nie tylko w szkołach kolonistów niemie-

9*

132

ckich, ale także w szkołach czysto polskich, gdyż w braku nauczycieli pol- skiego pochodzenia brano na posady nauczycielskie pedagogów niemie- ckich. Były z tego powodu nawet liczne skargi, to też biskupi, jako przed- stawiciele najwyższej ówczesnej władzy szkolnej, wystąpili z czasem przeciw przyjmowaniu Niemców na nauczycieli i żądali przyjmowania tylko władają- cych językiem polskim. W tym samym duchu wydały także synody (naprzód synod łęczycki 1257) ustawy językowe, które przyczyniły się znacznie do obrony języka polskiego, a nawet i do powolnej polonizacyi osiadłych w Polsce Niemców.

Co do programu szkól parafialnych, to było ich zadaniem uczenie pacierza i pierwszych zasad wiary, psalmów, alfabetu, śpiewu kościelnego, i gramatyki łacińskiej. Przedmioty te stanowiły przez całe wieki średnie program nauki elementarnej szkół zarówno na zachodzie jak i w Polsce. W ordynacyi szkoły parafialnej krakowskiej N. P. Maryi z końca XIV w. podzielono chłopców na dwa oddziały. W pierwszym uczono na t. zw. Donatach, czytania, a potem początków gramatyki, w drugim oddzielę czytali chłopcy rzeczy trudniejsze, uczono ich także śpiewu w dwóch oddziałach, nieco rachunków, oraz początków stylistyki, pisania listów i przepisywania zrazu rylcem na tabliczkach, powleczonych woskiem, na- stępnie na pargaminie lub papierze piórem i atramentem.

Rózga i kij wręczane nauczycielom przy uroczystych instalacyach były głównymi czynnikami średniowiecznej pedagogii szkolnej. Przymusu jednak chodzenia do szkoły nie było, a szkoła średniowieczna miała z dru- giej strony także wiele środków i sposobności do uprzyjemniania swym wychowankom życia po za szkołą. Brali więc żacy udział w uroczystych nabożeństwach, procesyach, pogrzebach i t. d., w godzinach wolnych były rozrywki, oraz rozmaite gromadne zabawy, częste także bójki, zwłaszcza z innowiercami, za które potem żacy dostawali plagi.

Wyraźne ślady szkół żydowskich znajdują się w przywileju Bolesława Wstydliwego z r. 1264, toż samo w przywilejach nadawanych żydom przez Kazimierza Wielkiego. Szkoły te były ściśle złączone z synagogami ').

Szkoły parafialne krakowskie utrwalił Maciej Miechowita, a coraz liczniej odwiedzane, przetrwały do końca Rzpltej, będąc główną podstawą wykształcenia przeważnej części ludności, z której tylko zamożniejsi uczyli się także w domu od najętych do tego studentów uniwersyteckich, a po- tem wstępowali do szkół wyższych.

Mieszczaństwo krakowskie zamieszkałe w siedzibie szkół liczniejszych, jak po innych miastach, było też stosunkowo bardziej oświecone. W aktach archiwalnych znajdujemy księgi i rachunki, inwentarze, testamenty własno- ręcznie przez mieszczan pisane, a przynajmniej podpisane. Kupcy i zamo- żniejsi znali zazwyczaj także język niemiecki i łaciński. Mniej natomiast dbano o naukę kobiet. Grabowski pisze w początku XIX w. :

') Dr Antoni Karbowiak: Szkoty parafialne w Polsce w XIII i XIV w.

133

„W ogólności córki rzemieślników ówczesnych nie pobierały żadnej edukacyi; najwięcej, gdy którą nauczono czytać, czyli jak i dotąd nasz lud

Giinnazyuin św. Anny (dziedziniec).

wysławia się, mówić na książce, czyli modlić się. Nauki czytania udzielały zwykle kobiety, które nazywano szwaczkami i kiedy kto mówił, że moja córka cliodzi do szwaczki, znaczyło to, że chodzi do jakiejś letnej kobiety,

134

która uczy czytać. Mato staranniejsze odbierały wychowanie córki kup- ców miasta Krakowa".

Średnich szkół świeckich nie było wcale w Polsce do końca XVi w., zdaje się, że program szkoły P. Maryi był nieco obszerniejszy i ta szkoła zastępowała dla Krakowa szkołę średnią do czasów stworzenia ko- lonii akademickich i gimnazyum Władysławskiego, potem szkól jezuickich i pijarskich.

Aby brakowi szkół średnich zaradzić, utworzył Uniwersytet w r. 1588 tak zwane classes przy ulicy Gołębiej, w których nauczali profesorowie wszechnicy. W r. 1617 przeznaczy! na te szkoły pewien fundusz Bartłomiej Nowodworski, stąd zwano je „Nowodworskiemi", wreszcie w r. 1634 ko- sztem Gabryela Prevancy Władysławskiego, nauczyciela króla Włady- sława IV, zbudowano przy ulicy Św. Anny budynek, dotąd istniejący, na- zwany w roku 1801 „gimnazyum" potem „liceum św. Anny", w którym czerpał nauki między innymi późniejszy król Jan III Sobieski ').

Przednia część budynku Władysławskiego urządzoną była na cztery mieszkania dla tyluż profesorów. Cztery klasy zaś w tylnej części się mie- ściły. Po lewej ręce patrzącego z dziedzińca na klasy, była na dole poetyka, w niej na jednej ścianie obraz Apollina na płótnie, na drugiej tablica dre- wniana z alfabetem greckim. Nad klasą na ganku mieściła się dyalektyka, a w niej pięć tablic.

Po prawej ręce na dole była gramatyka, i na jej ścianach tablica z alfabetem do formowania liter, dwa obrazy Matki Boskiej i portret Łu- kasza Piotrowskiego, autora gramatyki, przepisanej dla tej szkoły.

Nad klasą na ganku była retoryka, a w niej na ścianach dwie tablice cum planispheris , i dwa stare obrazy. W klasach dolnych, t. j. w gramatyce i poetyce, z przyczyny, w nich z trudnością po kilkuset uczniów mieścić się mogło, prócz zwyczajnych ławek, które tylko po obu stronach katedry i przy ścianach były ustawione, na środku klasy wcale ich nie było dla oszczędzenia miejsca. Nisko położone deski, służące do siedzenia, zmuszały uczniów skurczonych do pisania na kolanach. W prze- dziale wiodącym do katedry, stały wzdłuż klasy po jednej i drugiej stro- nie nieco wygodniejsze ławki, ale tylko do siedzenia. W ten sposób dzie- liła się klasa uczniów na dwie polowy. Strona prawa od siedzącego na katedrze profesora zwała się łacińską (pars romana) i była celniejszą, lewa się grecką (pars graeca) mianowała. W wygodnych ławkach przy katedrze, twarzami ku drzwiom klasy, siedzieli synowie dygnitarzy (magni- fici); dalej przy ścianach, synowie szlachty (generosi), twarzami do siebie z przeciwnych stron obróceni. Owi magnifici i generosi mieli ławki do pisania.

') Muczkowski Józef (senior): „Wiadomość o kolegium Władysławsko-Nowo- dworskiem".

Leniek Jan : „Książka pamiątkowa ku uczczeniu SOO-ietniej rocznicy założenia gimnazyum św. Anny". Kraków 1888

135

-i-.SfflIWI

w przedziale do katedry wiodącym siedziały dzieci drobnej szlachty i możniejszycii mieszczan (domini), a na deskach po belkach ułożonych, mieściła się młodzież „nieszlachetnie urodzona", ale która się odznaczała pilnością, zdolnościami i zamiłowaniem do nauk.

W dwóch niższych klasach, t. j. w gramatyce i poetyce, było miejsce przy piecu, marmurem wyłożone, gdzie co sobota kary wymierzano wśród trwogi i płaczu.

W dwóch wyż- szych klasach mieli uczniowie wygodne ławki do pisania.

^ Po wykształcenie wyższe musieli począt- kowo Polacy udawać się do dalekich wszech- nic w Bolonii i Paryżu. Niedostatkowi temu po- stanowił zaradzić Kazi- mierz Wielki i za ze- zwoleniem papieskiem ' ' ogłosił dnia 12 maja 1364 dokument, dający początek krakowskiej wszechnicy, a tegoż sa- mego dnia wystawił i magistrat krakowski dokument, zapewniają- cy zgodę i pomoc tej fundacyi królewskiej : „rajcy, ławnicy i przy- siężni krakowscy rekto- rowi wszechnicy, do- ktorom, magistrom, szkolarzom i wszystkim na studyum krakowskie przybywającym, przyrze- kają wszystkie statuty i prawa na studyach Bolońskiem i Padewskiem zachowywane i w Krakowie się postanowić mające, wiecznie zachowywać . . . w ich prawach bronić i strzedz . . . rektorowi dla poskromienia opornych wiernie pomagać i wspierać radą, pomocą i miłością". Słabe ślady życia wszechnicy po r. 1364 (promocya kilku bakałarzy filozofii") dowodzi, że

') Krzyżanowski Stanisław : Poselstwo Kazimierza Wielkiego do Awinionu i pierw- sze uniwersyteckie przywileje. Rocznik krak , tom IV.

') Muczkowski Józef (senior): „Wiadomość o założeniu Uniwersytetu w Kra- kowie". Kraków 1851.

Brandowski Alfred; „Założenie Uniwersytetu krakowskiego" (Kraków 1864).

KoUeguim Jagiellońskie (Collegium majus)

136

śmierć twórcy (1370) i niepewne stosunki po jego śmierci, brak opiekuna, stały na przeszkodzie rozwoju. Opieką zajęła się królowa Jadwiga. W r. 1399 umierając, przeznaczyła zacna królowa większą część swycłi kosztowności w klejnotacti, złocie i drogicti kamieniacti na uposażenie wszectinicy.

Król Władysław Jagiełło polecił zakupić przy ulicy św. Anny, będące właśnie na sprzedaż dom i place Stefana Pęcherza na cele wszechnicy, a w rocznicę śmierci Jadwigi 24 lipca 1400 r. nastąpiło uroczyste otwarcie nowego, dotąd stojącego Kollegium, w obecności króla i dygnitarzy. Kol- legium to pozostało głównem siedliskiem wszechnicy, wkrótce przez przy- kupna rozszerzone')- W roku 1403 zakupiono od Jana z Rzeszowa przy ulicy Grodzkiej dom murowany, dotąd w posiadaniu wszechnicy będący, gdzie się mieściły wykłady prawne, a potem i lekarskie, oraz mieszkania profesorów tych wydziałów. W roku 1441 kupiono znowu, niedaleko kol- legium prawnego, dom dla wydziału medycznego, który w r. 14.55 spłonął; w r. 1464 otwarto nowe kollegium przy ulicy Brackiej, które potem na bursę węgierską przemieniono, wreszcie w r. 1469 założono dotąd istnie- jące kollegium zwane mniejszem (minus) w odróżnieniu od głównego, zwanego większem (maius).

Władza rektorska była obszerną, gdyż rektor sprawował jurysdykcyę nad profesorami, uczniami, bedelami, którzy przysięgali rektorov;i uległość i posłuszeństwo we wszystkich sprawach cywilnych i lżejszych karnych apelacya szła do rady uniwersyteckiej. Ważniejsze sprawy karne sądził biskup lub sędzia królewski. Rektor wybierał sobie wicerektora").

Nauka w wiekach średnich przeważnie opierała się na teologii i filo- zofii. Sposób uprawiania takiej filozofii, opartej na teologii i pismach Ary- stotelesa, za niewzruszone uważanych, oraz na subtelnem rozumowaniu, pozbawionem wszelkich doświadczeń, nazywamy scholastyką.

Ta metoda scholastyczna utrzymywała się długo, zarówno za granicą jak u nas, tamując swobodny rozwój nauk, na doświadczeniach i nowych spostrzeżeniach jedynie oprzeć się mogący.

Na początku XV w. przywieźli nasi uczeni krakowscy z soborów konstancyjskiego i bazylejskiego pierwsze księgi zapomnianych autorów rzymskich : Cycerona, Pliniusza, Seneki, Swetoniusza, Owidyusza, Teren- cyusza, Plauta i t. d. Równocześnie umysły poruszone schizmą w Kościele, pytaniem wyższości soboru, czy papieża, wywołały ruch umysłowy, kry- tykę dotychczasowych prawd, nadto rozpoczęła się w XV wieku charakte- rystyczna wędrówka uczonych i półuczonych, którzy szli w świat szukać wiedzy i propagować nabytą. Kraków stał się znanym szeroko, jako sto-

') Tomkowicz Stan.: „Gmach Biblioteki Jagiell." Rocznik krak. IV.

') Estreicher Stanisław: Sądownictwo rektora krakowskiego w wiekach średn. Rocznik krak., tom. IV.

Karbowiak Antoni: „O rektoracli Uniw. Jagiell" (w „Kronice Uniw. Jagiell. od r. 1864 1887", Kraków 1887).

37

lica potężnego wówczas państwa i siedziba wszechnicy, której glos ważyf na soborach, więc tłumy obcych zapisują się na wszechnicę l\rakowską.

Powszechnym językiem naukowym byt łaciński, co ułatwiało przy- bywanie obcych. Stąd Polska, mimo odległości od ojczyzny tego ruchu, Włoch, stosunkowo wcześnie zaznajomiła się z autorami rzymskimi i wzięła żywy udział w ruchu umysłowym tej epoki, zwanym humanizmem.

W drugiej polowie XV w. przypada epoka największej sławy i wzię- tości wszechnicy krakowskiej, w spisach jej spotykamy uczniów z Bawaryi,

Dziedziniec Kollegiuin Jagiellońskiego.

Frankonii, Szwabii, Szwajcaryi, AJzacyi, Brysgowii, Turyngii, łiesyi, nawet z Włoch i Szwecyi, z Saksonii, Brandenburgu, Austryi, Śłązka i Węgier, a między nimi nazwiska wybitnych uczonych ').

Równocześnie kwitły w Krakowie nauki matematyki i astronomii i tu w latach 1492—1496 kształcił się największy astronom Mikołaj Kopernik, który stał się twórcą nowoczesnej astronomii.

Wszechnica utrzymywała po rozmaitych miastach Polski, tak zwane Kolonie Akademickie, t. j. szkoły średnie, do których wysyłała ze swego grona bakałarzy, magistrów i doktorów, przyczyniła się tem samem do

') Sołtykowicz Józef: „O stanie Akademii krakowskiej" (Kraków 1810). Morawski Kazimierz: „Hislorya Uniwersytetu Jagiellońskiego" (Kraków 1900).

138

rozkrzewienia nauki. Ogólna liczba Kolonij w całej Rzpltej polskiej doszła do cyfry 43. Z końcem XVI w. zakon Jezuitów zdobył sobie już taką powagę i protekcyę u króla i wielu możnycłi, że zaczął zakładać własne szkoły, wszecłinica zatem zagrożoną została nietylko w swej powadze, ale i wpływie na szkolnictwo. Rozpoczął się długoletni o to spór z Jezuitami, który niemało przyczynił się do późniejszego upadku wszeclinicy.

Nim jednak do tego przyszło, świeciła ona jeszcze przez cały XVI w. narodowi oświatą. Jak w w. XV odznaczała się w dziale nauk astrono- miczno-matematycznycłi, tak w XVi wieku nauki łi umanistyczne stały wysoko. Więcej powierzchowne początkowo studya autorów klasycznycłi stają się w połowie XVI w. głębszemi i poważniejszemi.

Obok autorów rzymskich zaczęto wykładać greckich i język hebrajski.

Medycyna, która w starożytności już dość wysoko stała i na właści- wej przyrodniczej podstawie się oparła, upadła w wiekach średnich, za- niechano wszelkich doświadczeń, a nauka obracała się w kole rozumo- wań, przyczem podług owoczesnych zapatrywań uznano niektóre księgi za źródło mądrości, których nie wypadało nawet zaczepiać, lecz ograniczano się do ich tlómaczenia. Nawet wnętrze ludzkiego ciała nie było zbyt zna- nem, bo sekcyj nie wolno było robić, później zaczęli niektórzy lekarze badać zwłoki zbrodniarzy w lochach więziennych. Uczniowie uczyli się z papieru nie widząc chorych.

Dopiero w r. 1579 pierwsza Rzpita wenecka urządziła w akademii padewskiej praktyczny kurs w szpitalu. W statucie dla szkoły lekarskiej w Krakowie z r. 1536 dozwolono uczniom i bakałarzom z profesorami swymi odwiedzać chorych dla ćwiczenia się. W wieku XVi utrzymy- wano czucie z nauką zachodu, a wykształceni w Padwie medycy przyno- sili z sobą nowe zapatrywania i wiadomości, które oczywiście w kraju rozszerzali '). Nie brak nazwisk lekarzy sławniejszych, jak wspominani wy- żej Maciej Miechowita i Józef Struś, lekarz Solimana li i Zygmunta Augusta, dalej Jan Oczko, lekarz Stefana Batorego, Marcin z Urzę- dowa, Szymon Sy reński, Sebastyan Petrycy, nie znać jednak ich wpływu na wszechnicy. Wiek XVII rozpoczął się od zapisu Jana Zeme- liusa, doktora filozofii i medycyny, rajcy kaliskiego, 1.000 dukatów na katedrę anatomii i botaniki.

') Brodowicz Jan Maciej: „Rys historyczny zakładów klinicznych przy Uniwer- sytecie Jagiell.

Oettinger Józef: „Rys dawnych dziejów Wydziału lekarskiego Uniw. Jagielloń- skiego od założenia tegoż, do reformy 1780 r." („Rozprawy i sprawozdania Wy- działu filolog. Akademii Umiejętn." T. 6. Kraków 1878).

Majer Józef: „Stan Wydziału lekarskiego w Uniw. Jagiell. od jego początku do ostatnich czasów" („Rocz. Tow. Nauk." T. V. Kraków 1851)

„Zakłady uniwersyteckie w Krakowie" (Praca zbiorowa wydana przez Towa- rzystwo naukowe w Krakowie, r 1864).

139

W r. 1632 zmarł Zygmunt III główny protektor Jezuitów, a za sta- raniem jego następcy, króla Władysława IV' wydał wreszcie w roku 1634 papież Urban V brewe, nakazujące Jezuitom zamkna.ć szkoły w Krakowie.

Zwycięstwo to wszechnicy nie przyniosło już żadnego pożytku, wszecti- nica poczęła upadać i nie była w stanie przyłożyć się do poprawy publi-

Sala Biblioteki Jagiellońskiej (Collegium majus).

cznego wychiowania, która dopiero w końcu XV'lii wieku doszła do po- myślnego skutku.

Władza państwowa nie wkraczała w Polsce do końca XV' 1 11 w. w dziedzinę wykształcenia narodowego. Dopiero w końcu bytu Rzpitej zwrócono uwagę na ważność wykształcenia narodu, i w r. 1777 wysłała komisya edukacyjna X. Hugona Kołłątaja dla zbadania naprzód

140

stanu rzeczy'). Z wizyty tej okazało się, że w r. 1777 miała wszechnica ogółem docłiodu 35.173 złp., z tego 12.363 odpadało na msze, 5.686 na reparacyę budynl<ów, a 12.363 na profesorów i prowizye kościelne. Koł- łątaj wyszperał zaniedbane fundusze i kazał odszukać dokumenty doty- czące wszelakich majątków. Zbadawszy księgozbiory pojedynczych kolle- giów i pojezuickie, kazał je połączyć w jedną całość i sporządzić katalog. Wkrótce owoc z tych porządków zebrano, bo dochody podniosły się do 70.000 zip.

Po tych przedwstępnych czynnościach, ustanowiła wreszcie komisya edukacyjna 8 kwietnia 1780 stanowczą Reformę Akademii, nazwanej „Szkołą główną koronną", która odrodziła starodawną szkołę.

Zmiany polityczne, jakie kilkakrotnie potem nastąpiły, mianowicie zajęcie Krakowa po trzecim rozbiorze przez Austryę w r. 1796, odebranie napowrót Krakowa i wcielenie go do księstwa Warszawskiego w r. 1809, wreszcie stworzenie w r. 1815 Rzpltej krakowskiej i wcielenie jej ponownie w r. 1846 do Austryi, spowodowały za każdym razem zmiany w urzą- dzeniu, uposażeniu i obsadzie wszechnicy. W czasach tych burzliwych za- ginęły przeważnie dawne fundusze, a urządzenie i uposażenie oparło się na zasadzie ponoszenia wydatków wszechnicy przez państwo").

Pierwotne koliegium przy ulicy św. Anny, po przeniesieniu wykładów do innych odpowiedniejszych budynków, umiejętnie odrestaurowane, po- zostało cenną pamiątką początków wszechnicy, mieszcząc tylko księgozbiór. Od początku XV wieku zaczyna się on gromadzić, a z biegiem lat doszedł do ogromnych rozmiarów, stanowiąc bogatą skarbnicę dla wszystkich teraz dostępną^).

Początek dały dary profesorów. Prawie każde koliegium przyszło w ten sposób do posiadania pewnego zapasu ksiąg pisanych, nawet bursy studenckie miały także swe księgi, zapewne głównie podręczniki.

Już w r. 1459 miała wszechnica krakowska taki zbiór, że z niego pogorzaty klasztor na -Łysej Górze pożyczał ksiąg do przepisywania, dla zapełnienia strat poniesionych przez pożar.

Do mnożenia się książek przyczynił się głównie wynalazek robienia papieru ze szmat (koło r. 1300), przez co zastąpiono tańszym dawny drogi materyał piśmienny t. j. pergamin. .

Bawiący w czasie soboru w Konstancyi (1414—1418) i w Bazylei (1431 1443) Polacy nabyli tam wiele rękopismów, które do dziś dnia prawdziwą ozdobą księgozbioru Jagiellońskiego.

Jan Weis darował księgi medyczne, między innemi księgę encyklo- pedyczną Pawła z Pragi, uważaną później za czarodziejską księgę Twar- dowskiego.

') Mecherzyński Karol: „O reformie Akademii krak., zaprowadzonej w r, 1780 przez Kołłątaja" (Kraków 1864).

^) Bąkowski Klemens: „Dzieje Wszeclinicy krakowskiej". Kraków 1900. ') Bandtkie Jerzy Samuel: „Historya Biblioteki Uniw Jag." Kraków 1821.

141

Księgi takie nie były bardzo przyjemne do użytku, jako grube folianty, oprawne w deski skórą obciągnięte, nieraz żelazem lub innym metalem okute, przytwierdzone łańcuszkiem do pulpitu.

Z wynalezieniem druku rozmnożyły się książki co do ilości i jakości.

Odtąd rosła książnica Jagiellońska, a w roku 1517 profesor Tomasz Obiedziński założył w kolJegium większem dwie piękne sale, będące

Sala Biblioteki Jagiellońskiej.

podstawą księgozbioru, na pomieszczenie połączonych ksiąg kollegiów większego i mniejszego. Prawie każdy z profesorów w. XV i XVI był za- razem dobroczyńcą tego księgozbioru, gdyż nie było na to osobnego fun- duszu. Mimo to zgromadziło się tu w ciągu wieków tyle dzieł swoich i obcych, że w wielu względach księgozbiór ten nie ustępuje w bogactwie zamożniejszym zagranicznym, w w. XVIi doszedł do cylry około 20.000 ksiąg, w tern około 2.000 kodeksów i kilka tysięcy inkunabułów.

Pierwszy stały fundusz, 40 złp. rocznie, pochodzi z r. 1560 z zapisu Benedykta z Koźmina, profesora i podkanclerzego tej wszechnicy.

142

drugi z r. 1639 z zapisu Broscyusza, który nadto darował około 1.000 dzieł. Od w. XVI przeznaczano też jednego z profesorów na kustosza książnicy, koto r. 1666 podzielono księgi podług umiejętności i sporządzono szafy.

Od w. XVII jednak z ogólnym upadkiem umysłowym i politycznym zmniejsza się ofiarność i dbałość o księgozbiór, mało przybywa a dość wiele ginie. Dopiero z końcem XVIII w. zajęła się komisya edukacyjna losem tak ważnej instytucyi, nakazała w r. 1775 uporządkowanie i pomno- żenie, przeznaczono pensyę 1.000 złp. dla bibliotekarza, a 3.600 złp. na potrzeby, rozpoczęto katalogowanie, porządkowanie, kompletowanie. Nie- stety w dorywczej tej pracy wyrzucono bardzo wiele kosztownycłi duble- tów, jako rzekomo niepotrzebnych.

W następnycl: czasach wzrasta księgozbiór stale pod umiejętną opieką tak, że w ostatnich latach musiano nań przeznaczyć także sąsiedni budy- nek, opróżniony z przeniesionego na Groble gimnazyum św. Anny.

Drukarnie. Książki w średniowieczu były rzeczami kosztownemi, jako ręką ludzką powoli przepisywane, a stąd mało dostępne. Wynalezie- nie druku obniżyło cenę książek i pomnożyło ich obieg, wywarło więc niesłychanie ważny wpływ cywilizacyjny.

Pierwsze drukarnie w Polsce pojawiły się w Krakowie '), i to bardzo wcześnie po wynalezieniu druku, bo jest przypuszczenie, że tu już w r. 1475 wykonaną została książka Jana de Turrecremata, na której zakończeniu bez daty czytamy „Cracis", przez Guntera Zajnera, drukarza ausburskiego. Około r. 1490 Świętopełk Fioł drukuje w Krakowie pierwsze ruskie ksią- żki cyrylicą. W r. 1503 przeniósł się do Krakowa za staraniem kupca Hallera, z Metzu Kasper Hochfelder i odtąd rozpoczynają się dzieje stałych drukarń u nas. Drukarnia jego mieściła się w domu Hallera, który od r. 1505 zaczął sam druki wykonywać i prowadził księgarnię, oraz zało- żył papiernię na Prądniku. Wkrótce potem powstała drukarnia Floryana Unglera, w r. 1510 Hieronima Vietora, w r. 1523 zaczynają się druki Ma- cieja Szarffenberga, którego zapewne krewny Marek Szarffenberg był je- dnym z największych księgarzy krakowskich, czyli jak ich wówczas zwano „bibliopoiów". Odtąd mnożą się drukarnie krakowskie: Siebeneychera, Wierzbięty, Łazarza Cezarego, . Garwolczyka, Rodeckiego, Stermackiego, Szedela i kilkunastu innych późniejszych. W końcu XVI w. i przez zna- czną część XVII kwitła oficyna Piotrkowczyków, u których wyszła wielka liczba klasyków rzymskich i dzieł znanych polskich pisarzy, a którzy pod względem typograficznym dorównywali niemal słynnej i rzeczywiście zna- komitej drukarni Łazarzowej. W XVII w. najpierwsze pod względem ar- tystycznym miejsce zajęła oficyna Cezarych, która razem z Piotrkowczykową stała się potem podstawą istniejącej do dziś dnia drukarni Uniwersyteckiej.

Dzienniki. Gdy dziś obok szkół i bibliotek przyczynia się do łatwego i taniego oświecenia czytanie dzienników (oczywiście dobrych),

') Bandtkie Jerzy Samuel: Historya drukarń krak. Kraków 1815.

143

dawniej brakowało długo tego popularnego środka oświaty, a droga, która doprowadziła do rozwoju dziennikarstwo długą była i żmudną.

Postępujące od czasu wynalezienia druku oświecenie ogólne wywo- łało potrzebę częstszego wyrażania duchowego życia i prawie równocześnie zaczęły się w rozmaitych krajach pojawiać luźne druki, dotyczące bieżą- cych, ogół obcliodzących wydarzeń, dające następnie początek stałym, pe- ryodycznie pojawiającym sie drukom t. j. dziennikom. Z początku i przez długi czas były to wydav\nictvva dorywcze.

Początek dziennikarstwa polskiego, t. j. pojawienia się owych pism ulotnych o współczesnych wypadkach, jest mało co póżniejszem od po-

CuUet^ium novuni (bud. Feliks Ksieżarski).

dobnych początków zagranicy. Owe Nowiny, Awizy, Listy, Opisy, Relacye i t. p. wychodzące przeważnie w Krakowie, a nawet czasem i w obozach, gdzie królowie i hetmani mieli przenośne tłocznie, pojawiają się od dru- giej połowy XVI wieku.

Pierwszym dziennikiem polskim, gazetą, t. j. pismem pojawiającem się w stale z góry oznaczonych odstępach czasu, był „Merkuryusz Polski, Dzieje wszystkiego świata w sobie zawierający, dla informacyi pospolitey w Krakowie w kamienicy Szoberowskiey na Wendecie dnia 3 Januarii 1661". Krakowowi więc należy zaszczyt stworzenia pierwszego stałego dziennika polskiego '). Po 28 tygodniach przeniósł się „Merkuryusz" ze

') Bąkowski K. : Dziennikarstwo krakowskie do 1848 r. Rocz. krak., t. VIII.

144

zubożałego Krakowa do Warszawy. Drugim stałym dziennikiem krakow- skim po „Merkuryuszu polskim", był łaciński: „Mercurius Polon i- cus" w latach 1697 1698, miesięcznik wydawany w Krakowie przez Wiocha Priami'ego. Jak długo wychodził ten Mercurius nie wiadomo.

W roku 1784 rozpoczyna się wydawnictwo trwalsze, mianowicie przez r. 1784 i 1785 wychodzi co wtorek w kształcie malej ósemki z drukarni Ignacego Groebla: Zbiór Tygodniowy Wiadomości w Krakowie.

Dziennikarstwo krakowskie pierwszych dwóch dziesiątków lat XIX wieku, reprezentowane przez jedyną „Gazetę krakowską", wychodzącą od r. 1796 do 1848, fachowy krótkotrwały „Dziennik gospodarski", urzędowy „Dziennik departamentowy" i niemiecką „Krakauer Zeitung", stało na najniższym poziomie. Kraków był od wieku miastem, zniszczonem długotrwalemi klęskami wojny konfederackiej od r. 1768 do 1772 i powstania Kościuszkowskiego, germanizowanem w szkole, nie miał ani sił literackich, ani licznych czytelników. W r. 1819 założył Majerano wsk i Konstanty, czasopismo literackie: „Pszczółkę Krakowską", która istniała do końca roku 1822, wydawana zeszytami, tworzącymi tomy. Za- sługą to jest „Pszczółki", że starała się utrzymać zamiłowanie dawnych obyczajów, znajomość i miłość przeszłości ojczystej.

W wydawnictwie pism okazał Majeranowski wielką ruchliwość i od- czucie gustu i potrzeb współczesnych. Po upadku jednego pisma, próbo- wał znowu nowego. „Goniec" jest obfitszy od „Gazety krakowskiej", „Rozrywki", znacznie lepsze od dawnej „Pszczółki". W latach 1828, 1829 i 1831 wydawał Jerzy Samuel Bandtkie z Załuskim „Rozmaito- ści Naukowe" (3 tomy), zawierające zbiór prac naukowych rozmaitych autorów. W r. 1830 wydawał tenże „Pamiętnik Krakowski Nauk i Sztu k Pięknych".

Upadek powstania w 1831 r. zadał cios dziennikarstwu, aby zaś i myśl zgnębić zupełnie, zastosowano najsurowszą cenzurę.

Hilary Meciszewski, jedyny wówczas pisarz z dziedziny finansów i ekonomii politycznej, począł w r. 1834 wydawać; „Tygodnik krakow- ski. Pismo Poświęcone Literaturze i Wiadomościom Polity- cznym", podniósłszy znacznie dotychczasowy poziom dzienników kra- kowskich. W r. 1834 1836 wydawał Antoni Tessarczyk „Kuryera Krakowskiego" a w r. 1848 „Dziennik Polityczny".

Ucisk polityczny w okresie 1831 do 1848 roku, nie pozwalający na rozwój dzienników politycznych, utrzymywał je na niskim poziomie no- winiarstwa.

Natomiast wzmógł się zastęp fachowych uczonych, podniosła się inteligencya czytelników, uzyskały pod nogami grunt poważniejsze pisma belletrystyczne i naukowe. W roku 1834 zaczęły wychodzić co niedzielę „Rozmaitości Krakowskie", wydawane przez T. Ujazdowskiego, w r. 1835 powstaje miesięcznik: „Powszechny Pamiętnik Nauk i Umiejętności.

145

W r. 1835 Antoni Zygmunt Hel cel powziął myśl wydawania cza- sopisma naukowego, poświęconego z wyłączeniem belletryst)'ki i polityki, tylko filozofii, prawu, historyi i nauce literatury. Myśl urzeczywistnił wydając przez dwa lata „Kwartalnik Naukowy", do którego po- zyskał doborowe grono współpracowników. W r. 1837 wydaje Lesław -Łukaszewicz miesięcznik p. t. „Pamiętnik Naukowy". Po upadku pism powyższycfi zaczął znowu Józef Mączynski w 1836 r. wydawać 3 razy na tydzień pismo „Zbieracz Literacki i Artystyczny", a w roku 1839 „Rozrywki Umysłowe" (1841 1843). Następnie w roku 1844 powstało najpoważniejsze pismo naukowe po łleiclowym kwartalniku: „Dwutygodnik Literacki", pod redakcyą Waleryana Kurowskiego.

Ostatnią codzienną gazetą za Rzplitej krakowskiej był rewolucyjny „Dziennik Rządowy Rzeczypospolitej Polskiej", wyszedł pod redakcyą wyżej wymienionego A. Tessarczyka 6 razy, od 26 lutego do 2 marca 1846 r.

Praca dziennikarska owych czasów nie przynosiła prawie żadnych dochodów. Każde pismo było przeważnie owocem pracy redaktora, zbio- rem drobnych jego artykułów, tłómaczen, dorywczo z dnia na dzień pisanych.

Pisma ilustrowane i ściśle humorystyczne nie istniały wcale, dopiero w roku 1848 zaczęły się one pojawiać, jak „Świstek", „Dodatki do Świstka" it. p. Najstarszym dotąd wychodzącym dziennikiem krakowskim jest „Czas" od r. 1848.

Dopiero z nastaniem ery konstytucyjnej w r. 1867 rozwinęło się dziennikarstwo austryackie, a tem samem i krakowskie. Obok kilku co- dziennych pism wychodzi wiele tygodników i miesięczników fachowych i naukowych, stanowiących rzetelny dorobek literatury narodowej.

Teatr. Do połowy XVIII w. nie było w Polsce teatru we właści- wem znaczeniu. Wszelkie dawniejsze widowiska, dyalogi, opery byty albo nabożeństwem albo zabawą, nie wyrobiły zamiłowania w narodzie do ta- kich przedstawień, nie stworzyły stanu aktorskiego, ani nie wywołały dzia- łalności pisarskiej dramatycznej. Nie było sztuk dla sceny, nie było akto- rów płatnych i z rzemiosła, nie było sceny stale się utrzymującej, ani gmachów teatralnych.

Te próby sztuk dramat\'cznych, które od XVi w. się pojawiał^', były rzeczami literackiemi, nie w celu wystawienia pisane. Wszelkie dyalogowane przedstawienia żaków były sporadycznymi objawami nabożeństwa lub za- bawy, są poprzednikami teatru, ale nie jego początkiem. Widowiska te, z wyjątkiem przedstawienia „Odprawy posłów greckich" i religijnych dya- logów, obliczone na zabawę rubasznych słuchaczy, składały się z błazno- wania trefnisiów, sztuk kuglarskich, gonitw, walk dzików z psami, niedźwiedzi z brytanami, dodawano i wyścigi, ognie sztuczne, skoki, szermierstwo, turnieje. Najwyżej wartościowo stały dyalogi odgrywane przez żaków na uczczenie aktu szkolnego lub chwałę Bożą. Najpierw też w kościele przed-

K. Bąkoatki. Dzieje Krakowa. jq

146

stawiano akcye sceniczne, z którego dostały się na rynki i place miejskie, do wnętrza burs widowiska na dworze królewskim i po pańskich pa- łacach biorą początek więcej z naśladownictwa zagranicy. Estreicher, prze- szukawszy troskliwie wszelakie druki i rękopisy dawne, wyliczył cały szereg tych widowisk poprzedzających powstanie teatru w Polsce i w Krakowie.

Najdawniejsze wiadomości sięgają początku XVI w. W r. 1516 grano na Wawelu wobec króla Zygmunta i Barbary Zapolskiej w sali Senator- skiej dyalog o roztropności Ulissesa, w sześć lat potem grała tam młodzież szlachecka z bursy Jerozolimskiej Sąd Parysa (po łacinie').

Po tych łacińskich widowiskach dowiadujemy się, że w r. 1533 wy- prawili Dominikanie dyalog polski w 108 scenach granych przez 4 dni, przedstawiający mękę Pańską z dodatkiem hgur: dyabła, ciurów, 6 rabinów i łotrów. Pojawiają się następnie w druku sztuki polskie i łacińskie, ale tylko o niektórych można twierdzić, że je próbowano grać rzeczywiście.

Sceniczne przedstawienia na Wawelu w r. 1598 ku uczczeniu mał- żeństwa Zygmunta III z Anną austryacką były baletem przedstawionym przez magnacką młodzież.

Salę teatralną, odpowiadającą wymogom sceny, zdekoracyą, kulisami i maszyneryą, z widownią, z lożami, wybudował pierwszy w Polsce za wzorem zagranicy król Władysław IV na zamku warszawskim co jednak pozostało odosobnionym wypadkiem, nie wywołując naśladownictwa. Wi- dowiskom żaków i przejezdnych kuglarzy wystarczała izba przedzielona oponą, z za której występowały stereotypowe hgury: dyabeł z workiem, magister albo klecha w giermaku, dzwonnik z nasiekanym kijem, Albertus po żołniersku w jakiej katance, konfederat strojno, piórno, szabelno, ostro- żno; gospodarz z cepami po wiejsku, dziad z siwą brodą na kulach oszar- pano, baba także z jakimś garnkiem. Garderoba taka nie wymagała wiel- kiego nakładu. Po skończeniu widowiska słuchacze obdarzali aktorów datkami. W XVII w. zostały ślady głównie łacińskich dyalogów granych przez studentów z treścią zaczerpniętą z Biblii lub historyi starożytnej. W r. 1676 grano na Wawelu dla uczczenia króla Jana III i Maryi Kazi- miery balet, którego sceny wyprzedzała objaśniająca deklamacya w wier- szach Stanisława Morsztyna. Obszerniejszy zapas dyalogów dochował się z XVIII wieku nie wykazujących jednak postępu. Programy dyalogów szkolnych tej epoki były rodzajem afiszów, które objaśniały słuchaczom pojedyncze sceny, zdaje się, że akcya nie była zbyt zrozumiałą, skoro po- trzebowała takiego komentarza, być może, że częściowo dyalogi przepla- tane były obrazami żywymi. W drugiej połowie XVIII w. pojawia się nieco więcej polskich dyalogów.

Książę Lubomirski dawał w pałacu swoim w Krakowie między 1725 a 1750 r. opery włoskie po nim biskup Sołtyk w pałacu pod Krzy- sztoforami pod kierunkiem Franciszka Ksaw. Kratzera i kanonik X. Wa-

') Karol Estreicher: Teatra w Polsce. Kraków 1873

147

ctaw Sierakowski, który sam pisał kantaty religijne, w domu narożnym od ulicy Grodzkiej i placu Św. Magdaleny, zwanym Zerwikaptur, Nr 116.

W r. 1787 w czasie bytności króla Stanisława Augusta odegrano sta- raniem Sierakowskiego oratoryum „Salomon na tronie" z muzyką Magłie- riniego. W dziele swem „Sztuka muzyki" opowiada Sierakowski, że przez 6 lat utrzymywał swoim kosztem młodzież sposobiącą się do muzyki. Na przedstawienia spraszał publiczność i przyjaciół. Koło r. 1784 sprowadził operę wioską do Krakowa, która grała jakiś czas w ratuszu.

Przedstawienia sceniczne począwszy od średniowiecznycti misteryów i następnych widowisk nabożnychi, potem szkolnych i krotochwilnych pu- blicznych, dawali ci, którzy mogli sobie role napisać i odczytać, a więc studenci; a między nimi wielu było tak biednycti, że wprędce znaleźli się tacy, którzy w zabawianiu możniejszych szukali zarobku, i ci byli pierwszymi polskimi aktorami.

W r. 1555 zapisano w rachunkach miejskich, że rajcy zapłacili talara t. j. 33 'i., grosza „gdy ich na Gródku bankietem przyjmowano i komedya tamże recytowana była". W r. 1569 w tychże rachunkach „panowie rajcy dali 1 grzywnę i 12 groszy przedstawiającym pewną komedyę w ich obe- cności, wtedy gdy byli na uczcie u Pana Pawła Biertułowskiego". Obda- rowanymi komedyantami byli niewątpliwie żacy krakowscy, bo innego materyału nie było na aktorów wówczas w Polsce. Nie może też być mowy o stałych trupach, lecz o dorazowych spółkach studenckich na czas Bożego Narodzenia, Karnawału, Wielkiej Nocy, oni zapewne stworzyli, przedstawiali i udoskonalili Szopkę a po przedstawieniu zbierali składki od spektatorów. Do sztuk poważnej treści wstawiano w Karnawale wesołe intermedya, wyszydzające szlachtę przed mieszczanami, tych i chłopów przed szlachtą, przez co powstały typy powtarzane jak: Gryzidzban, Kuflewski, Moczygębski, Darmostrawski, Kurołapski, tworzące karykatu- ralne obrazki realist\'czne. Autorami ich nie byli literaci, lecz sami żacy, zarabiający aktorstwem na życie.

Więcej zbliżonymi do aktorów byli zawodowi komicy, błaźni uliczni i nadworni, których od XIII w. już spot>'kamy, zwani żonglerami, szpil- manami, aktorami wędrownymi i mimikami, którzy w dłuższym zawodzie sami stawali się autorami scen monologowych, a w razie złączenia się dwóch lub trzech w spółkę, scen dyalogowych i okolicznościowych face- cyj. Ci zawodowi komicy znikają w drugiej połowie XVII w., może sku- ticiem nieszczęść wojennych, których doznała cala Polska za Jana Ka- zimierza ').

Pierwszą wiadomość o kompaniach „zawodowych aktorów" w Krakowie mamy dopiero z r. 1782 z kontraktu, którym Mateusz Ezmond i Wincenty łienkowski najmują od ks. Massalskiego wielką salę w pałacu spiskim „dla wyprawiania komedyi". W r. 1784 były w Krakowie dwie

') Stanisł. Windakiewicz: Teatr ludowy w dawnej Polsce. Kraków, 1902 str. 231.

10*

148

kompanie aktorskie Srokowskiego i Witkowskiego, którzy zawarli umowę, że na r. 1785 wyjedzie Witkowski a zostanie Srokowski, ale wzajemnie nie będą sobie aktorów odmawiać ').

Założycielem teatru stałego w Krakowie stał się dopiero koło r. 1786 Jacek Kluszewski (um. 1841), od roku 1765 administrator żup wie- lickich. Z młodości swej niezmordowany miłośnik muzyki i sztjk, drama- tycznej, zwiedziwszy poprzednio Francyę, Anglię i Włocłiy, za powrotem do Krakowa urządził najpierw w Spiskim Pałacu mały teatr na 300 do 400 osób, i na dawanycli w nim pomniejszych operach włoskich, później polskich, a następnie komedyach i dramatach, jako biegły w muzyce i grający doskonale na kilku instrumentach, sam dyrygował przez sie- bie wyuczoną orkiestrą.

W styczniu 1796 r. na mocy traktatu o trzeci podział Polski zajęli Austryacy Kraków. Na wezwanie nowego rządu zjechał przedsiębiorca teatralny niemiecki z Berna Karol Ludwik Wothe do Krakowa z kompa- nią niemiecką, a gdy ten protegowany teatr nie miał budynku, zawarto jakiś układ z Kluszewskim, który, starając się sam o koncesyę, widocznie nie chciał zrazić sobie rządu odmową, i Wothe rozpoczął przedstawienia w wynajętym od Kluszewskiego teatrze Pałacu Spiskiego. Szczęście mu nie sprzyjało; uciekł w nocy d. 29 kwietnia 1798 r., narobiwszy długów.

Ogłoszono znowu w niemieckich gazetach zachętę do niemieckich przedsiębiorców teatralnych, aby o teatr w Krakowie się ubiegali. Klu- szewski oświadczył gotowość wybudowania teatru swym kosztem, ale rząd wolałby Niemca, zwlekał zatem z udzieleniem przywileju. Teatr prowadził tymczasem Franciszek Horschelt. Jednakże nie znaleziono Niemca, któryby miał kapitał na wybudowanie budynku. W pierwszej połowie 1798 r, zde- cydowano się więc przedłożyć do Wiednia wniosek na udzielenie przywi- leju Kluszewskiemu, obiecującemu zbudować teatr własnym kosztem. Tenże przebudował w ciągu r. 1798 swoje trzy domy na narożniku placu Szcze- pańskiego i ulicy Jagiellońskiej na teatr z salą redutową i otrzymał przy- wilej — ale był to przywilej na teatr niemiecki i do lipca 1809 roku, t. j. do zajęcia Krakowa przez wojska księstwa Warszawskiego, przedsta- wienia polskie były tylko tolerowanym dodatkiem teatru niemieckiego.

Oswobodzenie Krakowa i przybycie Bogusławskiego z Warszawy w jesieni 1809, położyło podwaliny prawdziwej i trwałej sceny polskiej. Dotąd były tylko nieśmiałe próby, Bogusławski obudził entuzyazm. Wojny Napoleońskie przytłumiły zajęcie się teatrem, tak, że niema śladu, jakim on był. Dopiero od czerwca 1817 r. pojawia się z Królestwa kompania Kar. Bauera. Aby scenę podźwignąć uchwalił sejm d. 31 grudnia 1821 udzielenie teatrowi subwencyi w kwocie 9.000 złotych, z warunkiem od- nowienia dekoracyi i polepszenia muzyki, ale szła ona do kieszeni wła- ściciela budynku podstarzałego Kluszewskiego, a nie na teatr. W r. 1830

') Klemens Bąkowski; Teatr kra';. 1780-1815. Kraków 1907.

149

nastąpiło kompletne rozprzężenie. Oddano przedsiębiorstwo Janowi Mie- roszewskiemu, przyznając mu roczny zasiłek 13.000 złp., co więcej zna- czyło, niż dzisiaj ta suma w reńskicti. Nie mogąc się z Kluszewskim po- rozumieć o czynsz z teatru, najął opustoszały kościół św. Urszuli przy ulicy Św. Jana i przerobił na teatr, nieco za szczupły, ale dość dogodny. Przedsiębiorca był jednak zarazem dyrektorem policyi, to wystarczało, aby zohydzić go w tak zwanej opinii publicznej, która zmusiła .Mieroszew- skiego do ustąpienia po dziesięciu miesiącach świetnego kierownictwa. Entrepryzę objął Jul. Pfeifer, łożył i utrzymywał scenę na dawnej stopie, ale nie umiał również stworzyć zajmującego repertoaru i uczyć arlystów gry scenicznej, dlatego scena upadała.

Nowy Teatr krakowski (bud. Jan Zawiejski).

W r. 1840 rząd, zamierzając wybudować gmach teatralny, odmówił dalszej subwencyi, a pieniądze umyślił kapitalizować. Mimo tej niekorzyst- nej sytuacyi złakomił się Tom. Chełchowski z Lublina i zawarł umowę na lat cztery. Objął teatr stary d. 6 sierpnia 1840. Ta data jest erą roz- kwitu sceny krakowskiej.

Z końcem roku 1842 stanął gmach nowy, przeistoczony z dawnego przy placu Szczepańskim, powiększony przez dokupno sąsiedniej dwuokno- wej kamienicy. Teatr kosztował 360.000 złotych. Senat w sierpniu 1843 r. zamianował Hilarego Meciszewskiego entreprenerem. Meciszewski zamie- rzał niet\'lko stworzyć wzorowy dramat polski, ale też wskrzesić operę. W tym celu połączył się z Franciszkiem Mireckim; podniósł poziom sceny do niebywałej przedtem świetności, ale też wkrótce zaczęły dochody nie wystarczać na pokrycie wysokich wydatków. Od r. 1845 Jan Mączyński przejmuje od niego entrepryzę, ratując swoim majątkiem niepowodzenia kasowe.

150

Wypadki r. 1846 powodują upadek sceny. W r. 1849 zjeżdża Cheł- chowski z nową trupą; pożar Krakowa przerwał powodzenie. Rząd austry- acki zabrał samowolnie miastu teatr; w r. 1853 ogłosił konkurs na entre- pryzę, w którym kładł nacisk na utworzenie teatru niemieckiego. Jakoż objął teatr J. W. Megerle z Wiednia, ale zbankrutował w r. 1854. Zjecliał napowrót Pfeifer i objął teatr.

Przewaga sceny polskiej nie długo trwała. Rząd sprowadził znów Gauiiusa i scenę polską poddał pod jego władzę. W r. 1863 nacisk ger- manizacyjny zwolniał, teatr oddano Miłaszewskiemu, a w r. 1865 Adamowi Skorupce, który umiał nietyiko kierować teatrem, ale zajmował się także aktorami, przestawał z nimi, wywierając wpływ dodatni. Trupa była sta- rannie dobrana, a reżyserya doskonała ').

Wkrótce został artystycznym kierownikiem Stanisław Koźmian i ten reżyseryi świetne oddał przysługi. W r. 1885 odstąpił Koźmian entrepryzę Jakóbowi Gliksonowi, aktorowi, dobremu administratorowi. W roku 1886 utworzono stałą komisyę teatralną, której obowiązkiem jest zdawać sprawę co pół roku o stanie teatru. W r. 1893 stanął nowy gmach bardzo ko- sztowny. Dyrekcyę objął Tadeusz Pawlikowski ; scena krakowska utrzy- muje stale przodownicze stanowisko w teatracłi polskicti. Pragnienie do- skonałości wywołuje od czasu do czasu krytyki i niechęci ku Dyrekcyi (po Pawlikowskim Józef Kotarbiński, po tym Ludwik Solski), ale w ca- łości rzecz oceniając, teatr krakowski jest zarówno co do repertoaru, jak i wystawy oraz artystycznego przygotowania, pierwszym w Polsce - zmia- nie zaś sił aktorskich, uciekających chętnie do miast zamożniejszych, za- pobiedz nie można, a to głównie wywołuje czasowe usterki i niedoma- gania w pojedynczych rolach.

Stałej opery od czasu Meciszewskiego nie było, bo przeciętne do- chody nie wystarczają na to. Za Koźmiana istniała dobra operetka, ale tej nie próbowano później ryzykować.

Muzyka. Do nieznanej nam bliżej muzyki pierwotnej narodowej, której szczątki dotrwały w niektórych pieśniach ludowych, ograniczonej do prymitywnych tonów i łatwych instrumentów: gęśli, piszczałki, trąby, rogu, bębna wprowadził Kościół śpiew liturgiczny, który oczywiście wywarł wpływ na rozwój śpiewu i instrumentów. Katedra krakowska po- siada odwieczne księgi liturgiczne z nutami. W kierunku muzyki świeckiej wywarły także pewien wpływ przedstawienia dawane w uroczyste święta, misterya, połączone z muzyką i wkładkami (intermedyami), mającemi zabawić słuchaczy w czasie przerwy w pobożnem widowisku. Misterya i dyalogi odgrywały ważną rolę w zapoznawaniu z głównemi zasadami wiary chrześcijańskiej i ważniejszemi opowieściami biblii. Dopóki sami ka- płani brali udział w tych widowiskach religijnych, wszystko było w porządku. Z chwilą dopiero, gdy do udziału zawezwano kleryków, wagantów, „ko-

') Karol Estreicher: Teatr krakowski. Rocznik krak., t. 1.

151

sterów i bibusów, używających tonsury dla wyłudzania datków, plamiących nieraz zachowaniem swojem godność duchowną", oraz żaków, żonglerów, goiiardów, i histrionów, a ci rychło ster widowisk w swe ręce pochwycili, zmienił się charakter religijny misteryów. Do wzniosłych słów Pisma św. wkradł się pierwiastek komiczny, mający rozweselać widzów i słuchaczów. Powstały wędrujące niby aktorskie kompanie, członków jej zwano: wagant, rybałt, kleryk, histrio, żak, a były to osobistości niekiedy bardzo pożądane, bo zdolne do wszelakiej posługi. Taki „aktor" umiał czytać, pisać, śpiewać, tańczyć; a przytem znał się na muzyce i umiał nawet wiersze robić na

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. .Muzykanci krakowscy z XVII w.

obstalunek. Niejeden żak z tej wagabundzkiej rzeszy, wykreślony z liczby kleryków, całe życie trawił na kuglarstwie i rymotwórstwie, a biegły w ry- mowaniu i muzyce, grający częstokroć na różnych instrumentach muzy- cznych , śpiewał mieszczaństwu niemieckiemu to po łacinie, to po nie- miecku, a polskiemu wyśpiewywał pieśni polskie. A gdy już obszedł miasta i znalazł się we wsi zamożnej, podczas odpustu lub kiermaszu, gdzie łaciny jego nie rozumiano, ale kalety pełne groszy obiecywały obfity zarobek, dowcipny szkolarz na sposób mistrelów zachodu układał pieśni swoje w języku, treści i formie dla ludu przystępnej. Mimo egzorcyzmów du- chowieństwa wyższego, mimo ekskomunikacyi i klątw, rybałci przez długie jeszcze czasy przebiegali Polskę wzdłuż i wszerz z pieśnią na ustach, z mu-

152

zyką, kolędami i przedstawieniami, biorąc żywy udział w odwiecznych obrzędach i zabawach ludowych.

W rachunkach miejskich krakowskich od roku 1390 zapisane wy- datki na kapelę miejską. ślady, że już w XV w. wprowadzono śpiew wielogłosowy, a w końcu tego wieku uczono nieco śpiewu i teoryi mu- zycznej na uniwersytecie, i rzeczywiście musiała muzyka uczynić w tym czasie znaczne postępy w Polsce, a w szczególności w Krakowie, gdzie miasto, król, biskup i magnaci utrzymywali śpiewaków i muzykantów, skoro niedługo w następnym wieku spotykamy muzyków na wysokim szczeblu wykonania a nawet kompozycyi. Znanym jest za granicą Henryk Fink, muzyk Olbrachta i Aleksandra Jagiellończyka, z niemieckiej rodziny, ale w Polsce wykształcony. W roku 1512 i 1524 drukują się w Krakowie dzieła muzyczne, zajmujące się teoryą ').

Zygmunt Stary był niezwykłym lubownikiem muzyki, jeszcze przed wstąpieniem na tron wydawał bardzo wiele na nią ze swych skromnych dochodów. Grali mu przy wieczerzy i przyjęciu gości na klawicymbale, virginale, lutni, multankach, harfie, organach, pozytywach, fletach, regałach. Popisywały się przed nim całe kapele i stowarzyszenia muzyczne n. p. lutniści i trębacze biskupa płockiego, śpiewacy niemieccy, kapela królew- ska, muzykanci miejscy w liczbie 14, trębacze kardynała ks. Konrada Ma- zowieckiego, kapela jazłowiecka, muzyka wojskowa i różni grajkowie wę- drowni, oraz tancerze, błazny, komedyanci i t. p. Chadzali też do króle- wicza prawie codziennie żacy z różnych burs krakowskich to z larwami, to ze śpiewami lub komedyami uciesznemi, gwoli urozmaiceniu koncer- tów, a raczej gwoli zdobycia grosza na chleb powszedni. Gdy się Zygmunt ożenił z Boną Sforzą, przybył wpływ włoskiej muzyki. W r. 1520 doko- naną została reorganizacya kapeli, niewątpliwie za sprawą Bony. Fistulator Mucha sprowadził z Niemiec dokąd jeździł z woli króla i na jego koszt kilku artystów wyrobionych ; resztę wybrano z sił miejscowych i włoskich, z czego wytworzył się zespół wcale pokaźny. Czynem wielkiej wagi dla rozwoju muzyki była fundacya przez Zygmunta kaplicy Jagiellońskiej na Wawelu w 1543 r. i ustanowienie przy niej kollegium śpiewaczego (chóru), hojnie przez króla zaopatrzonego w fundusz, a składającego się z probo- szcza, który był zarazem dyrektorem chóru, z 9-ciu śpiewaków kapelanów i jednego kleryka. Ich obowiązkiem było śpiewać utwory wielogłosowe na wotywach codziennych zwanych „Rorate" (stąd nazwa kaplicy „Ro- rantystów").

Zygmunt August popierał muzykę podobnie jak ojciec. Z pomiędzy kapelmistrzów jego orkiestry wyszli znani kompozytorowie: Wacław z Sza- motuł, Marcin Lwowczyk i Mikołaj Gomółka, który najwięcej wniósł pier- wiastku narodowego do muzyki. Kapela dostawała przyodziewek ze skarbca królewskiego. Kompozytorom, organistom, lutnistom i wogóle solistom

') Aleksander Poliński; Dzieje muzyki polskiej. Lwów 1908.

153

wybitnym sprawiano jak i kapłanom „szaty purpurańskie (purpurowe) dzikie, wedle zwyczaju z beretkami". Piszczkowie niemieccy nosili odzież z „sukna czerwonego, kabaty z adamaszku brunatnego, berety z aksamitu czarnego". Piszczkowie włoscy nosili odzież odmienną; szaty „zwykle sukienne, tylko z kabatami, jak Niemcy". Oprócz niedokładnycli wspo- mnień i nazwisk mnożą się dotąd dochowane zabytki muzyki w^ formie nut pisanych i drukowanych, oraz dzieła teoretyczne. Równocześnie refor- macya kościelna wywołała nowe śpiewniki i kancyonały.

Obok kapel króla i możnych, istnieli wolno praktykujący muzykanci, łączący się według potrzeby w zespoły potrzebne na zabawy w gospodach, po chrzcinach, weselach i uroczystościach.

Od Xl\^ w. znajdujemy w aktach wzmianki ogólnikowe przy nazwi- skach mieszczan : musicus, organarius, tubicina, citharista, lutinista. Od średnich wieków stanowili jak wszystkie zawody cech, którego naj- starszy dochowany statut pochodzi dopiero z roku 1549, wymieniający: piszczków czyli flecistów, oboistów i lutnistów, wspominający muzyków królewskich, biskupich i wielkopańskich. Było to raczej bractwo i kasa zapomogowa, niż cech w ścisłem znaczeniu, bo muzykę uważano za „sztukę wyzwoloną". Niektórzy muzycy mieli „drużynę", dzieci pomaga- jące w śpiewie i graniu na skrzypcach, żonę, co „kalkuje i miechów pod- nosi". Mieli kaplicę cechową ośmioboczną w wirydarzu klasztoru Fran- ciszkanów, zburzoną na początku XIX w. Na Kazimierzu był cech grajków, zwanych uzualistami, zdaje się obejmujący niższorzędnych muzykantów.

W XV\\ w. kwitnął w Krakowie wyrób instrumentów muzycznych robiono tu : organy, piszczałki, szałamaje, kornety, trąby, skrzypce, klawi- kordy, pozytywy, spinety, klawicymbały, regały i t. d.

Klawi cyn, w Polsce nazywany zazwyczaj klawicymbalem, byt przez XVII i XVIII wiek „królem instrumentów", nietylko jako instrument solowy, ale też jako niezbędna podstawa wszelkiej orkiestry. Klawicyn był właści- wie harfą, do której dodano dwie klawiatury i mechanizm szpinetu. Dźwięk powstawał wskutek szarpnięcia struny przez piórko ostro zakończone. Pierwsze klawicymbały fabrykowano już w końcu XVI wieku; pojawienie się fortepianu wyparło z używania ten instrument, przez dwa stulecia ucho- dzący za szczyt doskonałości.

Quinton posiadał pięć strun, skąd jego nazwa, ton wydaje nad- zwyczaj miękki i delikatny. Viola d'amour w Polsce Wildamorem zwana posiadała prócz zwyczajnych siedmiu strun, taką samą ilość strun metalowych, umieszczonych poniżej, a przechodzących przez podstawkę i przymocowanych osobnymi guziczkami. Struny te, pozostając w ciągłej styczności ze strunami górnemi, tworzą ton harmoniczny, czyli sympaty- czny tonu wydawanego przez tamte, co bardzo korzystnie wpływa na okrą- głość i siłę dźwięku. Viola de gamba była rodzajem dzisiejszej wiolon- czeli (gamba kolano). Był to instrument bardzo modny i popularny w końcu XVII i XVIII wieku. Strun miał pierwotnie sześć, od roku 1765

154

wprowadzono strunę siódmą. Basse de viole mało się różnił budową od dzisiejszych! kontrabasów, był jednai<że mniejszy; strun miewa cztery lub pięć.

W inwentarzach! spadkowycti spotyka się i „księgi do muzyki nale- żące, t. j. mutety, symfonie, kamzony w druku i pisane, padwany z par- titurami" ').

Muzyka kościelna, mająca pewną stałą podstawę w posadach kantora i organisty, uprawiana z orkiestrą w katedrze i niektórych kościołach, z chórem żaków, rozwijała się najwięcej i ona też wywołała największą liczbę kompozytorów i pozostawiła najwięcej zabytków w nutach i par- tyturach.

Dopiero w r. 1734 kupuje kanonik kollegiaty św. Anny, X. Artwiński, dom na rogu ulicy Szewskiej dla kapeiistów kościelnych, a następnie prze- znacza go na bursę muzyczną w r. 1764, wspartą pote!n zapisami innych dobrodziejów"). Bursiści grywali głównie w kościołach, ale służyli i za orkiestrę cywilną na weselach i zabawach. Równocześnie zamiłowany w mu- zyce kanonik Wacław Sierakowski utrzymywał swoim kosztem znaczny chór i orkiestrę. W roku 1817 powstaje Towarzystwo muzyczne, którego pierwszym kierownikiem był Wincenty Gorączkiewicz (t 1858), ceniony organista zamkowy, a siedzibą była srebrna sala na I piętrze pałacu zam- kowego, potem stary ratusz na rynku, następnie tułało się po rozmaitych lokalach, podniosło poziom treści i wykonania, dawało także koncerty, zwane wówczas „akademią", kształciło solistów w rozmaitych kierunkach ; od r. 1824 podupadło, w r. 1835 połączyło się z bursą muzyczną i za- mieniło w szkołę muzyczną. Rząd Rzpitej krakowskiej sprzedał w r. 1845 Bursę muzyczną w celu uzyskania funduszu na reparacyę Kollegium mniej- szego, a szkoła z bursą tułała się po najrozmaitszych lokalach najmowa- nych; resztę funduszów zamierającej bursy użył rząd w r. 1873 na szkołę sztuk pięknych.

Koło r. 1867 zawiązało się towarzystwo śpiewackie „Muza", które następnie zamieniło się na „Towarzystwo muzyczne" ze szkołą, zamie- nioną potem na „Konserwatoryum muzyczne"^).

Usiłowanie stworzenia orkiestry datuje się od czasu X. W. Sierakow- skiego, istniała ona potem przy teatrze. W r. 1821 stworzono orkiestrę milicyi. Po r. 1846 orkiestry wojskowe służą i publiczności cywilnej. To- warzystwo „Harmonia" zorganizowało orkiestrę cywilną, która jednak do- tąd walczy z brakiem dostatecznych funduszów.

Opera datuje początek razem z teatrem t. j. od drugiej połowy XVil I w. Równocześnie pojawiać się zaczynają pierwsze koncerty przejezdnych wir- tuozów'): w r. 1788 gra Neuman na flotrowersie, w r. 1809 Lessel, w r.

') S. Tomkowicz: Do historyi muzyki w Krakowie. Rocznik krak , tom IX. ^) E. Kubalski; Z dziejów krakowskiej muzyki. Kraków 1906. ') Ciechanowski Stan.: „Towarzystwo muzyczne krak. 1866—1891". Kraków 1891. *) Według współczesnych gazet.

155

1811 śpiewał Ferbendis, w r. 1819 Gentile Burgundi, primadonna wiedeń- ska, w r. 1820 sławna Catalani, 1822 rodzina Kąckich, 1823 Oertner na gitarze, 1825 Karol Lipiński, 1828 Józef Krogulski, młody pianista, w r. 1829 Gilbert grał na łiarmonijce i instrumencie dętym o 22 klapach, 1831 Ca- steili, tenor, 1832 Ctiromiński, klarynecista, 1833 Iżycki, skrzypek, 1834 Sa- muel Kosowski grał na skrzypcacłi, wiolonczeli i śpiewał, 1835 żyd Guzi- ków grał na instrumencie własnego wynalazku ze słomy i drzewa, 1836 Promberger na melodykonie i Sokulski, pianista, oraz skrzypek Wincenty Studziński, 1837 Maksym Spira naśladował ustami waltornię i trąbę z kla- pami, 1838 Rajczak, na trąbce pocztowej, 1839 Lierhamer, baryton, Lubow- ski, fortepianista, Antoni Strański, sopran z Wiednia, szkoła śpiewu Mire- ckiego, 1841 Fryd. Lund, skrzypek, 1842 Bochs, na arfie, 1843 Ignacy Krzyżanowski, pianista i Liszt, którego koncerty w Krakowie przyjęto z niesłyclianym dotąd zapałem, 1844 Nina Mora, na gitarze, Janikowa, śpiewaczka, Serwaczyński, skrzypek, Julia Zamecka, śpiewaczka, Ernst, skrzy- pek, 1849 Apolinary Kątski, 1851 śpiewacy pirenejscy, 1853 bracia Wie- niawscy, 1867 Karolina Patti, Popper, wiolonczelista, w r. 1879 Mierzwiński. Największym entuzyazmem cieszyły się koncerty: Catalani, Liszta, Lipiń- skiego i Mierzwińskiego.

*^''

''■"■^-r M^^ ' \V.ff te

Kartusz z ortem Wazów z kościoła św. Piotra.

ROZDZIAŁ IX.

Domy średniowieczne, warowność - powstawanie ulic i przecznic zbytek miejsca i materyału - godła, nazwy domów zmiany w epoce odrodzenia ~ liarol<, portale, kołatki, kraty architektoniczna całość zabudowania miasta dziedzińce - pałace, kolumnady ich zabudowanie wewnętrzny podział domów schody sklepie- nia, pułapy, sztukaterye podłogi, kominy, piece, szpalery, kotryny nazwy pokoi - okna, drzwi, opał alniarye, skrzynie, sekretarze obrazy, rynsztunki, mapy pa- jąki, lichtarze, instrumenty muzyczne, książki, klejnoty.

Zmienione warunki gospodarstwa społecznego i indywidualnego spro- wadziły zupełną zmianę fizyognomii miast i pojedynczycli domów w czasacłi nowoczesnycli. Dawniej l<ażde miasto było warownią, było otoczone murami, a stąd nie mogąc się rozszerzać, zabudowywało się bardzo gęsto. Brak dostatecznego bezpieczeństwa powodował, że domy budowano warownie: bramy, zwane furtami, mocne z zaporami, okna małe z okiennicami i kratami. Od XIV w. wcłiodzi budowa murowana a z nią większa warowność w grubych murach, sklepieniach ; w domu I. or. 17 przy ulicy Floryańskiej znaleziono nawet strzelnicze okienka na parterze, później zamurowane.

Domy stawiano frontem do ulic, a tak zwane przecznice, łączące ulice w poprzek, były dostępem do oficyn i składów domów frontowych, prze- znaczonym głównie dla właściciela domu i jego domowników, dlatego przecznice nie miały nazw pierwotnie i dopiero znacznie później w XVII i XVIII w. zaczęły się zabudowywać i otrzymywać nazwy. Parcele ozna- czone przy lokacyi 1257 r. zabudowały się oczywiście zwolna t. j. domami wolno stojącymi, nie zajmującymi całego frontu parceli, od r. 1300 spoty- kamy częste transakcye pozbywania połowy, czwartej części takich parcel, t. j. części nie zabudowanej od frontu, używanej prawdopodobnie począt- kowo na ogródek lub plac składowy przy domu. Na odstąpionej części buduje się nowonabywca, a tak powoli powstają zwarte szeregi ważkich domów bezpośrednio do siebie przytykających, powstają przepisy o wspól- ności murów.

Wilkirz z r. 1367 postanowił, że: „Kto chce murować, temu pomódz ma sąsiad, ustąpić mu jeden łokieć gruntu, poczem oba mają murować przez dwa piątra. Jeśli sąsiad murować nie może, ma się ustąpić łokci dwa, a przedsiębiorca sam budować będzie. Nie może się temu ustąpieniu sprzeciwić właściciel gruntu, jeżeli dom własnego gruntu niema; nabywa

157

on tylko pierwszeństwo do kupna kamienicy, jeżeli ta idzie na sprzedaż, obowiązanym zaś jest przyznać to pierwszeństwo właścicielowi kamienicy, jeżeli grunt sprzedaje. Budującemu kamienicę przy kamienicy liczy się mur graniczny po 12 grzywien za stóp dziesięć (Ruthe, virga), przez co nabiera prawo do potowy muru, z wyjątkiem stawiania luków zwanych Schwib- bogen". Od owych czasów datuje się powszechna w Krakowie wspólność murów granicznych.

Nie było dawniej licznej klasy najmującej mieszkania w cudzych domach : dom dawny przeważnie służył za mieszkanie obywatela, kupca lub rzemieślnika z rodziną i domowni- kami, oraz na warsztat i skład; nie byto spe- kulacyjnej budowy do- mów na sprzedaż, kto zatem dom nabywał lub budował, to myślał zro- bić z niego siedzibę wy- godną dla siebie i po- tomków.

Słusznie nad bra- mą jednego ze starych domów krakowskich wykuto : Sibi, amico et posteritati (Sobie, prz>- jacielowi i potomności).

Dawniejsze czasy nie znały też rozlicznych nowoczesnych sposo- bów używania boga- ctwa, a zbytek objawiał się przeważnie w bogactwie domu, mieszkania, ubrania, jadła i napoju. Fundamentalność i zdobność tych kamienic były zwykłym objawem bogactwa lub przynajmniej dostatku.

Dlatego we wszystkich dawnych kamienicach znajdują się obszerne sienie i izby, dziś na połowy przepierzone, ze szczątkami dawnych rzeźbio- nych odrzwi, węgarów okiennych, pułapów, marmurowych kominków, ozdobnych schodów, krat i t. d., które obecnie wyrzuca się, lub kryje tynkiem, bo komorne nie wystarcza na pokrycie kosztownych reparacyi wobec wyższych podatków.

Portal domu I. 20 przy ulicy Św. Jana.

158

Dziś całe ulice złożone z czynszowycli i sl<lepowycłi domów, jedna- kową we wszystłcicłi miastacli noszą fizyognomię ; dawniej każdy dom był indywidualnością, ulice odznaczały się rozmaitością, pięknem arcłiite- ktonicznem i barwnością, bo często poiictiromowano domy i zewnątrz, czego resztki docliowały się dotychczas na jednym z domów przy placu Maryackim.

Z dawnego tego bogactwa kamienic mieszkalnych pozostały w Kra- kowie wszędzie drobne ślady, w niektórych jednak domach pozostały w ca- łości całe partye da- wnej zdobności.

Najwięcej uległy zmianie facyaty z po- wodu przeróbek na sklepy, zasłonienia por- talów gablotami. To, co dziś nazywamy sklepa- mi, prawie że wcale nie istniało dawniej w pry- watnych domach, bo miasto ze względu na dochód czynszowy z własnych sklepów i kramów, ze względu na kontrolę podatku i towarów, wymagało sprzedaży po publi- cznych sklepach, jak w Sukiennicach , kra- mach bogatych , żela- znych, szklannych, płó- ciennych, garncarskich, piekarskich, w jatkach rzeźniczych, szewskich, śledziowych, krupni- czych i t. d., po straganach a nawet na trelach czyli trotoarach. W do- mach sprzedawano tylko pewnego rodzaju towary, wymagające pewnej obsługi, jak trunki, jadło (gospody), lekarstwa (apteki), książki (księgarnie). Dopiero w późniejszych czasach gdzieniegdzie zaczęto robić sklepy po domach prywatnych, zwłaszcza w Rynku. Sklep taki nie miał zewnątrz drzwi, a wystawę towarów urządzano na okiennicy, u dołu szerokiego a niskiego okna na zawiasach umocowanej, którą dwoma łańcuszkami z boku podnoszono do góry i w ten sposób okno na noc zamykano, na dzień zaś spuszczano okiennicę tylko do poziomu tak, że stanowiła jakby stół przed otwartem oknem, z którego kupiec podawał i pokazywał towary,

Portal domu I. 18 przy ulicy Kanoniczej.

159

a kupujący oglądał i targował nie wchodząc do wnętrza domu. Dlatego to w Rynku przed wielu domami były podcienia, aby chroniły kupującego i towar od deszczu.

(Sklepami nazywano dawniej piwnice lub parterowe, sklepione, wa- rowne izby na składy przeznaczone).

Mimo wielokrotnych przeróbek domów krakowskich doc"howało się nieco typowych dla dawnych epok okazów. Facyata kamienicy I. 45 w Rynku, choć przy restauracyi obecnej dano jej szczyt nowoczesny, przedstawia ceglaną budowę z końca XV w., z wielkiemi oknami kamien-

Szara kamienici.

nemi, póżno-gotycko profilowanymi węgarami ; parter nowoczesny dosto- sowano w stylu got>'ckim, odpowiednio do potrzeb nowoczesnych t. j. w zna- cznych rozmiarach, dopuszczających dużo światła do wnętrza.

Domy epoki gotyckiej kończyły się trójkątnymi zębatymi szczytami, kryjącymi dach siodłowy, odprowadzający wodę na boki. Z boków takiej facyaty szczytowej wystawały rynny, często smoczymi pyskami ozdobione, wyrzucające wodę na środek ulicy. Taki szczyt kończył zapewne kamie- nicę u góry.

Ponieważ dawniej domów nie numerowano, przeto zazwyczaj każdy dom miał nazwę lub godło, od którego go nazywano. Dom wyżej wzmian- kowany zwano „Kromerowskim". Wiele domów zachowało jeszcze nazwę od godeł po dziś dzień, chociaż godła już od dawna niema i śladu.

160

n. p. „pod konikiem" (w Rynku). Najstarszem godłem jest lew na domu przy ulicy Grodzkiej 1. 32, zwanym „Podelwie". W XV w. musiały jeszcze powstać jaszczurki, w Rynku gł. 1. 9; średniowieczny charakter ma także baranek na domu przy ulicy Szewskiej 1. 7. Po tych nielicznych godłach średniowiecznych, które do nas doszły, następuje cały szereg pó- źniejszych z w. XVI i XVII, najwięcej zaś z XVIII w. Najmniej stosun- kowo godeł powstało w w. XIX ■)■ Dopiero w ostatnich latach pojawiają się znowu nieliczne przykłady. Co do materyalu, z którego robiono godła, przeważa wśród dawniejszych kamień, wśród nowszych gips. Musiało ich być także wiele z drzewa, ale te łatwiej zniszczył ząb czasu. Strona arty- styczna tych godeł jest nierówna. Przeważnie to roboty kamieniarskie, raz bez zarzutu, to znowu słabsze, czasem wznoszą się do artyzmu i obok nazwy dają domowi prawdziwą ozdobę, n. p. lew i jaszczurki. Część godeł powstała jako znaki kupieckie, n. p. winogrona u winiarzy, topór u rze- żnika. W aptekach można było dostać ziół różnych i korzeni, pochodzą- cych z różnych zamorskich krajów, co nadawało aptekom jakieś charaktery egzotyczne, ten sam charakter miały więc i godła apteczne z owych cza- sów: przedstawiają one murzynów, słonia, nosorożca, tygrysa i t. p. W domu „pod murzynem" (ulica Floryańska I. 1), którego godło mieści się na narożniku między oknami pierwszego piętra, była apteka już w po- łowie XVI w., w r. 1618 zwana także „pod Etyopy". Dom przy nlicy Grodzkiej I. 32, zwany dawniej „pod Elefanty", należał w r. 1647 do Bo- nifacego Cantelii, aptekarza królewskiego. Musiały na nim być dwie rzeźby przedstawiające słonie. Jeden z tych słoni wmurowany dziś w dziedzińcu w oficynę sąsiedniego domu. Nad nim wmurowany nosorożec. Drugi nosorożec wprawiony jest od frontu, stąd dom zwie się obecnie „pod no- sorożcem". Dawniej dom „pod nosorożcem" był naprzeciwko (Grodzka 31) i niezawodnie mieściła się tam również apteka. Zarówno słoń, jak oba nosorożce, pochodzą jak się zdaje z końca XVI lub z XVII w. Najliczniej- sze są godła biorące początek z uczucia religijnego, n. p. oko otwarte w trójkącie, wyobrażenie Opatrzności (ul. Wiślna I. 5, ul. św. Jana I. 9, ul. Stolarska I. 15 i t. d.). Godła religijne przedstawiają zazwyczaj postać osoby świętej, umieszczoną w małej niszy na fasadzie, albo też na krok- sztynie w narożniku domu. Najczęściej spotykamy figurę Matki Boskiej, samej albo z Dzieciątkiem. Z godeł tego typu na szczególną wzmiankę zasługuje piękna renesansowa rzeźba na domu w ulicy Floryańskiej I. 5. Uwagi godne także małe figurynki, wpuszczone w klucz archiwolty nad portalami domów przy ul. Sławkowskiej I. 4 i Mikołajskiej I. 5. Bardzo często powtarzano Św. Floryana, patrona od ognia, w obrazach i w rze- źbie (ul. Grodzka 1. 40, św. Marka 1. 22, Podzamcze I. 7, w narożniku Basztowa 7, i t. p.). Na domach duchownych i dobroczynnych umieszczano figury i obrazy świętych, Chrystusa, M. Boskiej. Dom „pod Trójcą św."

') Sternschuss Adolf: Godta domów krakowskich, Rocz krak , T. II.

161

(ul. Stolarska I. 13) należał w w. XVII do Dominikanów, osiedlonych przy kościele św. Trójcy, rzeźba więc umieszczona w niszy powyższego domu przedstawia Św. Trójcę. Na domu pod „św. Janem Kapistranem" usta- wiono w narożniku ul. Wiślnej i Rynku posąg tego świętego, albowiem jest tradycya, że mieszkał tu w czasie swego pobytu w Krakowie w r. 1454. Obok godła domu wisiały często godła warsztatu, n. p. klucz żelazny, oznaczający ślusarza, beczka bednarza, krzyż z wieńcem miodosyt- nika i t. p. Od XVI wieku poczęła szlactita nabywać domy, a odtąd przy-

•'■ '^ ^ I łtłłłiH '

Ozems i attyka patacu przy ulicy Św. Jana 1. 11.

były jako godła nad portalami herby i armatury. W portalu kamienicy 1. 3 przy ulicy Floryańskiej dochował się „gmerk" czyli herbik mieszczański. Często też umieszczano później monogramy właścicieli.

Kamienica przy ul. Kanoniczej I. 3, niegdyś bursa zwana „grochową", ustąpiona drogą zamiany w r. 1469 przez uniwersytet kapitule katedralnej, zachowała dość dobrze fizyognomię dawnego domu mieszkalnego z po- czątku XVI wieku.

Od pierwszej połowy tegoż wieku przyjęły się formy renesansu. Za- częto zakrywać dachy zdobnemi attykami, przybyły gzymsy nad oknami,

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa. 1'

162

bramy ujęto w bogate portale z kolumnami po bokach i z humanisty- cznemi sentencyami, wykutemi pod górnym gzymsem bramy lub okien.

Attyki, bądź zdobne esownicami i posągami lub maszkaronami, bądź przynajmniej zębami i miarowemi niszami, przyjęty się tak ogólnie, że je i później z dodatkami panującycli stylów chętnie stawiano. Z Krakowa rozeszły się attyki i do innych miast. I dziś jeszcze bywają powtarzane. Zachowały się one w bardzo licznych i rozmaitych okazach, choć z ka- żdym rokiem ubywają , gdyż wymagają znacznych wydatków na zabezpie- czenie przed zawilgoceniem od spływającej z dachu wody, zatrzymującej się na attyce.

Epoka baroka, która w kościołach najwięcej zrobiła spustoszenia swemi modnemi przeróbkami, zastała mieszczaństwo mniej bogate, nie budowała nowych kamienic, ale wprowadziła do facyat swą ornamentacyę ; do piękniejszych ozdób należą gipsatury nad oknami i liczne portale (n. p. ulica Św. Jana 1. 20).

Nad gotycką bramą domu 1. 9 przy ulicy Św. Jana, wprawiono gipsowy ornament rokoko, zaznaczając i ten styl z kolei. Rokokowe ornamenty gipsowe zachowały się najwięcej na pilastrach kamienic.

Kilka facyat w stylu „empire" prowadzi już ku współczesnym bu- dowlom.

Do właściwości dawnych facyat należały ławki kamienne, obok bramy umieszczane, na których obywatele wieczorami używali spoczynku i po- gawędki. Ostatnie okazy takiej ławki zniknęły dopiero przed kilku laty').

Obok bram umieszczano po obu stronach duże kamienie z okrągtemi zagłębieniami, w których gaszono pochodnie, używane przez wracających w nocy pieszo lub lektyką do domu, gdyż publicznego oświetlenia nie znano do końca XVIII wieku. Dygnitarze i zamożniejsi mieszczanie, wy- bierając się w odwiedziny w porze wieczornej, byli przeprowadzani przez służbę z pochodniami. Magnaci mieli szybkonogich „laufrów", którzy biegli przed pojazdem, trzymając w ręku pochodnie zapalone. Gdy pan bawił w gościnie, służba czekała przed bramą, pochodnie zgasiwszy. Aby przy tem gaszeniu ogień nie został zapuszczony, umieszczano przy domach wspo- mniane kamienie z wydrążeniami, w których płomień był przyduszany.

. Dzwonków do bram nie znano z wyjątkiem klasztorów, ale na oku- tych żelazem bramach, przeważnie dotychczas mimo zmian portalów jeszcze zachowanych, wisiały kołatki. Kołatki te były dwojakiego rodzaju : składały się albo z młotka na łańcuchu lub powrozie zawieszonego, którym ude- rzano w miejsce umyślnie dla tego celu blachą wyłożone, albo też z rucho- mej żelaznej albo mosiężnej, niekiedy bardzo ozdobnej antaby, którą ujmo- wało się ręką i stukało w przybitą tuż pod nią blachę (Rynek I. or. 20).

Kochanowski w swych „Żalach forty" takiemi słowy każe jej na nocne niepokoje narzekać:

') Ostatnia na placu Maryackim służy za podstawę gablotki sklepowej.

163

Użałuj się kto dobry, a potłucz zawiasy

I mnie samą wrzuć w ogień ! bo prze te niewczasy

Dobrze już nie szaleję, ja forta strapiona:

Co tu za mej pamięci powrozów stargano,

Wrzeciędzów ukręcono, młotków skołatano!

Teraz już głowicami (szabel) łotrowstwo mnie tłucze,

A ubogi gospodarz chowa pod się klucze.

Wogóle dbano o ubezpieczenie bram żelaznem okuciem, zasuwami i zami<ami. Przed wpuszczeniem do domu otwierający wyglądał przez małe oi<ienko, około kołatki umieszczone, by zobaczyć kto żąda wejścia. Okienko to zwano judaszem, często miało klapę żelazną z otworami. Ostatni judasz taki jest jeszcze w bramie domu 1. 32 przy ul. św. Jana. Okna parterowe wszystkie były kratowane, a często i na piętrach. Aby umożliwić otwie- ranie skrzydeł okna, umieszczano kraty przed oknem jako ozdobne kosze, kute z giętych w rozety żelaz.

Z wykuszów (erkerów) dochował się tylko jeden na domu wikaryu- szów na Wawelu i dwa w Bibliotece Jagiellońskiej.

Malownicze resztki dawnej ozdobności giną z dniem każdym, a domy nabierają jednakowej kosmopolitycznej fizyognomii.

Dawne miasto, czyli dzisiejsze śródmieście stanowi doskonałą całość architektoniczną, ma swój wyraz przez dobre ustosunkowanie proporcyj i sylwet domów różnych stylów, ale mających zawsze swoją własną indy- widualność, przez szczęśliwe a swobodne zamknięcie perspektyw ulic. Per- spektywy śródmieścia odznaczają się korzystnie zarówno w domach na- chylonych szkarpowo, nabierających przez to lotności, nie przerywanej zwykle zbyt wybitnymi poziomymi gzymsami, któreby mogły wywołać wrażenie obniżenia wysokości, zakończonych szczęśliwie u góry bądź sze- rokim występującym gzymsem, bądź attyką. Portale, bramy i sienie do całości budynku ustosunkowane: portale podkreślają wejście, zwykle do- stosowane do zdobności fasady, prostsze przy skromniejszych, zdobniejsze przy bogatszych. Bramy w portalach dostosowane do całości i prakty- cznych celów, portal i brama dostosowane do wielkości sieni, słowem logiczne ustosunkowanie do całości w pierwszym rzędzie, dekoracyjne zdob- nictwo w drugim dopiero. Dostosowanie się do całości potrzeb i cech domu występuje jeszcze wybitniej w budowie sieni, wskazujących wielko- ścią, sposobem sklepienia, powagą budowy wielkość domu, epokę, cha- rakter właściciela i cel domu ').

Wszystkie owe piękne perspektywiczne zamknięcia ulic nie były z góry obmyślane, lecz dziełem przypadku. Budujący stosowali się do danego miejsca, a efekt szczęśliwszy polega nie na obmyśleniu, lecz na wyniku swobodnego traktowania zadania. Gdyby wówczas kierowano się jakiemiś receptami estetycznemi, wynik niebyłby może taki szczęśliwy. Wiadomo jedynie co do 2 kościołów, przy budowie ich brano pod uwagę sytuacyą

') Franc. Mączyński: Ze starego Krakowa. Ulice, bramy, sienie Kraków 1908

11*

164

i zamierzony efekt: co do kościoła Św. Piotra, wykonanego w upatrzonem i popieranem, zwłaszcza przez Zygmunta III, miejscu, i co do kościoła Św. Anny, aby zamykał ulicę tę, podobnie jak kościół Pijarów przy ulicy Św. Jana, lecz zamiar ten nie doszedł do skutku z powodu niemożności uzyskania miejsca, pod które trzebaby zburzyć gimnazyum Nowodworskie.

Domy śródmieścia nie były domami czynszowymi, lecz mieszkaniami zamożnych ludzi, czerpiących dochód z warsztatu lub sklepu, a nie z czyn- szu i tern się tłómaczy luksus miejsca i zdobności. Ze zmianą charakteru tego na czynszowy w początku XIX wieku przyszły dopiero przepierzenia sieni w celu wyzyskania jej na sklep, lub zupełne przerobienie jej na ten cel i zrobienie pokątnego wejścia przez drzwi wybite w oknie, które da- wniej sień oświecało lub od bocznej przecznicy w domach narożnych.

Dziedzińce. Kraków zabudował się mniej więcej w szachownicę, t. j. ulice przecinają się pod kątem prostym, a pojedyncze kompleksy do- mów między ulicami a przecznicami tworzą kwadraty. Fronty domów były zwrócone do Rynku i ulic z niego wychodzących, przecznice między ulicami nie miały żadnych frontów, gdyż wszystkie narożne domy najbliższych ulic miały od przecznic tylko wjazdy na swój dziedziniec, co się dotychczas dochowało w kilku domach przy ulicy Św. Marka. Dlatego przecznice nie miały żadnych nazwisk, bo stanowiły tylko boczny, niejako domowy do- stęp do kamienic a właściwie do ich dziedzińców. Z tej formy budowy pochodzi, że dla uzyskania jak najwięcej frontów od ulicy, budowano domy bardzo wązkie, wnętrze jednak bywało mimo to obszerne, a to przez głę- bokość domów. Część przednią zabudowania oświecały okna od frontu, a okna skierowane na dziedziniec dawały światło drugiej części mieszkań, gdy zaś przybyło dostatku i rodziny, budowano w głębi oficynę, oddzie- loną od frontowej części dziedzińcem, połączoną gankami lub korytarzem z częścią frontową.

Kraków już kolo roku 1300 miał murowane kamienice; w wieku następnym przybyło ich jeszcze więcej, a w wieku XV byl już prawie cały murowany. Dziś prawie wszystkie domy przerobiono, ale główny plan i fundament, a czasem i mury dawne pozostały. Z pierwotnego rozkładu z końca XV wieku pozostały wyraźne ślady w domach narożnych prze- cznicy Św. Marka i ulic Sławkowskiej, Floryańskiej i Szpitalnej, w których pozostał pierwotny dziedziniec oddzielony tylko murem od przecznicy. Gdzie w nowszych czasach stworzono front od przecznicy, tam zmalał znacznie dziedziniec, bo na nim musiał stanąć nowy frontowy budynek. Z późniejszych czasów dziedzińce mają niskie oficyny, a przez to wiele światła, n. p. w kilku domach przy ul. Szpitalnej. I tu nie żałowano na ozdobę okien i drzwi, wychodzących na dziedziniec, jak n. p. got>'ckie węgary w domach I. 40 w Rynku i 1. 7 na Małym Rynku.

Od XVI wieku datuje się wielka zmiana w dziedzińcach. Pałaców wprawdzie Kraków nie posiadał, oprócz królewskiego na Zamku, bisku- piego naprzeciw Franciszkanów, a obok Zborowskich, potem Wielopól-

165

skich, ale ze wzrostem zamożności mieszczan i osiedlaniem się dostojni- ków dworskich, nie wystarczały już dawne wązkie kamienice, zaczęto je fączyć po dwie lub po trzy w jedną catość, a dziedzińce ich po zburzeniu murów granicznych, ujmować w ozdobną formę, wprowadzoną przez wło- skich architektów. Wzorem dla kamienic krakowskich byl, zdaje się, dzie- dziniec pałacu królewskiego na Wawelu, zbudowanego w stylu odrodzenia najwcześniej, bo w początku XVi wieku; w podobny sposób otaczano

Dziedziniec Zamku na Wawelu w XVI w. (podług rysuniiu S. Odrzywolskiego).

dziedzirke dokoła arkadami pólkolistemi, na kolumnach z ozdobnemi gło- wicami, tworząc z dziedzińców architektoniczne całości.

W ten sposób w XVI i XViI w. powstało z połączenia wąskich ka- mienic mieszczańskich wiele prawdziwie pańskich siedzib, w których gdzie- niegdzie dotrwały dotychczas te piękne dziedzińce.

Najpiękniejszym jest w domu Jabłonowskich w Rynku, w którym ozdobne arkadowania obejmują wszystkie cztery boki dziedzińca. Był on z kolei własnością magnackich rodzin: Jordanów, Firlejów, Zbaraskich, Wiśniowieckich. Dziedziniec jest prawdopodobnie dziełem architekta flan-

166

dryjskiego Henryka von Peene, sprowadzonego w roku 1625 przez Zba- raskich.

Dziedziniec domu kapitulnego przy ulicy Kanoniczej I. 21, otoczony z trzech stron kolumnadą z arkadami renesansowemi na parterze i piętrze, pochodzi z XVI wieku. Dom kanoniczy I. 20 naprzeciw położony, daro- wany kapitule przez kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, posiada kolumnadę tylko z dwóch stron dziedzińca; odznacza się ona za' to szeroką rozpię- tością luków na wysokich a smukłych kolumnach.

Bardzo zniszczoną jest już kolumnada dziedzińca kollegium prawni- czego przy ulicy Grodzkiej.

Kolumnada gimnazyum Nowodworskiego (w zachodniej części przy- budowana w nowszych czasach), jakkolwiek nie obliczona na piękno, lecz na praktyczny użytek, z gruba wykonana, robi przyjemne wrażenie, ota- czając harmonijnie obszerny dziedziniec.

W zupełnie dziś przebudowanym domu narożnym ul. św. Anny I. 2, zatrzymano w dziedzińcu piękne kamienne kroksztyny ganku i rzeźbione obramienia drzwi i okien. Budowniczym domu tego, niegdyś do patrycyu- sza krakowskiego Erazma Czeczotki należącego, był Gabryel Słoński (r. 1562), a roboty kamieniarskie prowadził Antoni Morosi.

Widocznie poczucie estetyczne było bardzo rozpowszechnione, skoro nawet w uboższych budowlach usiłowano skromniejszymi środkami osią- gnąć pewne piękno, tak n. p. w domu 1. 8 na Małym Rynku zbudowano drewniane ganki ozdobne, widocznie architekturę kamienną naśladujące, dziś niestety mocno zniszczone.

Z przeniesieniem się dworu królewskiego do Warszawy, przeniosły się tam powoli i bogate rodziny dostojników a klęski wojenne w czasie najazdu Szwedów zniszczyły domy i zubożyły ich mieszkańców. Rozpoczął się nowy proces rozkładowy. Dla uzyskania części mieszkalnych poświę- cono wygodę i ozdobność, obmurowywano arkady dziedzińców i robiono z nich części mieszkalne, jak widać to w domach: „pod baranami", Cel- larich „pod Matką Boską", „pod Ewangelistami" i t. d., a ozdobne dzie- dzińce, szczelnie obmurowane, zgubiły w grubości murów arkady i wszyst- kie ich architektoniczne ozdoby.

W nowszych czasach buduje się domy wyzyskując każdą piędź ziemi, niema więc w nowych domach obszernych dziedzińców lub kolumnad; ciasne tylko, duszne i ciemne podwórza.

Wyjątek stanowi nowy dziedziniec budynku Towarzystwa ubezpieczeń przy ulicy Basztowej z piękną kolumnadą. Na taki „zbytek" pozwolić sobie dzisiaj może tylko instytucya publiczna, obracająca większymi kapitałami.

Najpiękniejszy z dziedzińców w Polsce, w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, pochodzi z XV wieku.

Za budynkiem frontowym i dziedzińcem mieści się zwykle oficyna, której nazwa pochodzi zapewne od łacińskiej nazwy warsztatu w tych tylnych budynkach mieściły się głównie warsztaty, pracownie. W warszta-

167

cie pracowali towarzysze i uczniowie razem z majstrem. Miejsce czeladnika w warsztacie zwano stołkiem, stąd mówiono: warsztat o jednym stołku, o trzech stołkach, to znaczy o jednym lub trzech czeladnikach i t. p.

W sklepionym sklepie i warsztacie tylko w porze cieplej, gdy otwarto okna, było dość widno. Gdy pora zmuszała zamknąć okno z drobnych szybek w ołów oprawnych w dawniejszych jeszcze czasach pęcherzem zaprawionych panował we wnętrzu zmrok, zmuszający do wczesnego zaświecania kaganków olejnych i świec.

Latem kończono zwykle robotę pierwej, nim mrok zmusił do świe- cenia. Gdy jesień nadeszła, pierwszy dzień, w którym do pracy zaświecono,

Dziedziniec domu dziekańskiego przy ulicy Kanoniczej.

obchodzono uroczyście: mistrz dawał z tej okazyi do wieczerzy gęsinę, skąd zwano Lichtgans, którato nazwa wskazuje początek niemiecki.

Gdy się robota dzienna kończyła, gaszono ogień w piecu, a czas wolny po tej godzinie zwano Feierabend (skrócone na fajerant) od tej chwili towarzysz był wolny, szedł na przechadzkę lub do gospody, ucznio- wie zmiatali i porządkowali warsztat i szli spać zawczasu latem na dzie- dzińcu lub strychu, w porze chłodnej w warsztacie, w którym towarzysze mieli łóżka, a uczniowie spali na rodzaju półek, jeden nad drugim, lub na ganku pod sufitem urządzonym, zwanym „górką", na który wchodzili po drabinie. Robotę rozpoczynano zwykle ze wschodem słońca.

W oficynach mieściły się tu i owdzie stajnie, dla powozowych koni rzadsze, po pałacach pańskich i w domach tych mieszczan, którzy posia-

168

dali dobra ziemskie i do nich dojeżdżać potrzebowali, lub którzy trudnili się przewozem osób i towarów. Miasto samo było zbyt mafe, aby w nim jeździć powozem powozy służyły do wyjazdu za miasto. Publiczne pojazdy dla natychmiastowej usługi (dorożki) powstały w Krakowie do- piero koło 1850 r.

Wnętrze domów. Wewnętrzny podział i urządzenie dawnych ka- mienic cechował przedewszystkiem zbytek miejsca i przestronność. Chociaż kamienice przeważnie były wązkie i z ulicy wyglądały na ciasne, w rze- czywistości były dość obszerne, raz dlatego, że były głębokie, drugi raz, że służyły przeważnie na pomieszczenie tylko właściciela z rodziną, a ofi- cyny wystarczały na pomieszczenie domowników, warsztatów i składów.

Wejście z ulicy prowadziło do szerokiej, sklepionej sieni, oświeconej frontowem oknem obok bramy, prowadzącej wprost na dziedziniec. Na sklepieniu wisiały na hakach drabiny, osęki i wiaderka, na wypadek po- żaru przeznaczone.

We wszystkich domach śródmieścia istnieją dotychczas te sienie, tylko przedzielone na pół. Połowa z bramą służy za sień, druga połowa z oknem, które niegdyś sień oświetlało, dziś przeznaczona na sklep.

Jeżeli dom był dwuokienny, to sień zajmowała cały parter od frontu, a w głębi zwężała się do połowy, dla umieszczenia w niej schodów. Jeżeli dom był szerszy, natenczas obok sieni mieściły się jeszcze izby i osobna klatka schodowa.

Schody zamykano od sieni zwykle ozdobną przeźroczystą bramką żelazną. Prowadziły one w górę najczęściej w kwadratowej klatce schodo- wej, wspieranej na skrętach schodów kolumnami, często bardzo ozdobnemi, jak zachowane dotychczas w domach I. 12 i 13 w Rynku, 1. 12 ul. św. Jana it. d.

Klatki schodowe były oświecone jasno oknami, gdyż budowano je nie w środku głębokości domu, lecz nieco głębiej, aby można było wprost z dziedzińca oknami światło wpuścić.

W domu Arcybractwa Miłosierdzia przy ulicy Siennej poświęcono nawet okno frontowe na oświetlenie schodów, podobnież w biskupim pa- łacu i w zamku na Wawelu.

Budynki pańskie pałacowe od XVI wieku coraz liczniej się zjawiające, rozwijały jeszcze większy zbytek miejsca i ornamentacyi; sienie (jak w domu Jabłonowskich, dawniej książąt Zbaraskich w Rynku lub Lubomirskich przy ulicy Św. Jana) wystarczają do nawrócenia powozu, schody (jak w da- wnym pałacu Wielopolskich, dziś Magistrat, lub w pałacu biskupim), sze- rokie, płaskie, zajmują znaczną przestrzeń na klatkę schodową.

Pałaców miał Kraków daleko mniej niż Warszawa, gdyż na nazwę zasługują tylko pałac biskupi i Wielopolskich ; magnaci posiadali tylko okazalsze kamienice i pałacyki mniejsze na przedmieściach.

Dotąd zachowały się w bardzo wielu domach kamienne odrzwia w izbach wewnętrznych, a prawie wszystkie w stylu gotyckim i przejścio-

Klatka schodowa domu 1. 12 przy ulicy św. Jana z r. 1&41.

170

wym z gotyckiego w renesans, co świadczy że w XV i XVI wieku mie- szczaństwo najwięcej na ozdobność i trwatość łożyło.

Izby na parterze były wszędzie sklepione, często i na piętrach. Z XIV i XV wieku dochowało się kilka obszernych gotycko zasklepionych izb, z żebrami starannie profilowanemi i rzeźbionymi zwornikami. Skutkiem pod- niesienia się bruku wiele parterów dawnych stało się piwnicami (n. p. jedna z najstarszych izb z zachowanym dotychczas kominkiem pod księgarnią Gebethnera w Rynku); stąd wiele starych domów ma obecnie dwupiętro- we piwnice.

Pułap w domu «pod Obrazem" w Rynku.

Później sklepiono izby beczkowo z lunetami, z herbem lub gmerkiem w środku, na piętrach zaczęto dawać belkowanie oparte na ozdobniejszym od belek siestrzanie ciesielskiej roboty, na którym wyciosał majster cza- sem datę budowy, czasem jakąś moralną dewizę, czasem domorodny nai- wny ornament, potem u zamożniejszych rzeźbione pułapy malowane, czę- sto w kasetony podzielone lub profilowanemi belkami miarowo dzielone, w wielu domach dochowane i odnowione. W XVII wieku rozkwitło w Kra- kowie sztukatorstwo, którego piękne okazy, szczególnie w kościele św. Anny, dawno zwracały uwagę. Z tej epoki dotrwało kilka pięknych sklepień bo- gato gipsowemi sztukateryami okrytych, n. p. na domach narożnych ulicy Szczepańskiej, Brackiej i przy placu Maryackim.

171

Samo urządzenie wewnętrzne domów zmieniło się dziś zupełnie, o szczegółach! możemy mieć wyobrażenie z zestawienia drobnychi resztek i pisemnycti wzmianek :

Pawiment czyli podłoga, bywała z prostych tarcic sosnowycli, w bar- dzo zamożnycłi domach z dębowych, misternie wiązanych desek, a celo- wali w ich wyrobie i układaniu stolarze dzikowscy i kieleccy, albo też z płyt marmurowych dwoistego koloru (n. p. w kamienicy 1. or. 18 przy ulicy Kanoniczej na i p.)-

Olbrzymi komin był niezbędny w większej sali. Wysilało się nań nie- kiedy dłuto znakomitego rzeźbiarza, a za materyal slużyl marmur. Dotąd

Stiuki na sklepieniu w domu I. 1 przy ulicy Brackiej.

dochowały się dwa takie ozdobne marmurowe kominy w domu niegdyś Cellarych w Rynku I. or. 19. W mniejszych izbach były małe kominki lub piece, które miały także swoje stopnie wytworności ; zazwyczaj były tylko murowane, albo nawet z gliny i kamyków lepione; bywały i z kafli po- lewanych i malowanych, najczęściej gdańskich, a wtedy byty prawdziwą ozdobą i osobliwością mieszkania.

Ściany obijano t. zw. szpalerami. Były to opony z jedwabnej materyi lub mniej kosztownego brokatelu, złożone z podłużnych pionowych bry- tów odmiennego koloru. Wybierano zazwyczaj kolory czerwony i żółty, czerwony i granatowy, czerwony i niebieski. Obijano pokoje także płó- ciennemi kołtrynami, malowanemi ręcznie w drzewa, kwiaty i zwierzęta, ale wartość ich zależała od wykonania, które nie zawsze miewało zalety artystyczne; używano tedy kołtryn tylko do pośledniejszych pokojów. Ale

172

rzadkością, kosztownością i wysokim artystycznym walorem górowały nad wszystkimi przytoczonymi rodzajami opon tak zwane dziś niewłaściwie gobeliny, to jest tkane według kartonów, wykonanych dłonią prawdziwego malarza artysty flamandzkie arrasy. Nazywano je także u nas najczęściej szpalerami, bo to była zbiorowa nazwa opon ściennych. Mniej zamożni malowali ściany klejowo lub uciekali się do wyżej wspomnianych kołtryn (z włoskiego coltre, coltrina), które były tem, czem dzisiaj tapety papie- rowe. Były to płótna malowane klejowo lub olejnie w ornamenta, kwiaty, widoki, a nawet osoby. Kupowano je już gotowe, a sprowadzano pier- wotnie z Włoch, jak sama nazwa świadczy, później atoli przeważnie z Gdań- ska, Wrocławia i Norymbergi ').

Stiuki na sklepieniu w domu 1 I przy ulicy Szczepańskiej (dzieło Baltazara Fontany).

Najprzestronniejszą bywała sala jadalna czyli stołowa. Najdostojniej- szym w niej sprzętem była „służba", czyli po dzisiejszemu serwis lub kre- dens. Taka służba miewała olbrzymie rozmiary, składała się z licznych przegród otwartych i zamykanych, piętrzyła się półkami.

O komorach wiemy, że były to małe izdebki, przeznaczone na cho- wanie rozmaitych małych ruchomości i zapasów pod stałem zamknięciem, i nazwa ta w tem samem znaczeniu rzeczy przechowała się dotąd u ludu. Alkierz odpowiednio do swej nazwy, pochodzącej od niemieckiego Erker, bardzo długo, bo w głąb XVII wieku, oznaczał izbę narożną, a ujęta była ścianami wykuszu, albo wogóle tej części domu, który wysuwał się czy to na rogach, czy też z boków budowania naprzód i tworzył rodzaj

') Wład. Łoziński : Życie polskie w dawnych wiekach. Lwów 1908.

173

wyskoku. Miały pokoje i inne specyaine nazwania, bądź to od urządzenia i koloru obicia lub malatury, bądź od użytku do jakiego służyły; były więc pokoje przyjacielskie czyli pokoje gościnne, pokoje białogłowskie, a dalej pokoje czerwone, zielone.

Jakiego koloru było obicie, takiego koloru były i firanki do okien, pospolicie kitajkowe; gdy nastały krzesła i kanapy, dobierano wszystko

Komin w domu „pod Obrazem" w Rynku.

pod jedną maść, od której brał nazwisko pokój, n. p. pokój żółty, zie- lony etc. W połowie XVIII w. „weszły w modę obicia płócienne w kwiaty i różne figury malowane, wesołe choć podłe i nietrwałe. Dalej znowu na- stały obicia papierowe, takiegoż kształtu jak płócienne, a że jeszcze od płóciennych tańsze . . . zaczem nie tylko już pańskich pokojów, ale też i mniejszej szlacht>' a na ostatku żadnego domu majętnego mieszczanina, księdza plebana nie obaczył papierowem obiciem nieobitego".

174

Okna wypełniano w średniowieczu przeżroczystemi błonami z pęche- rza, stąd pozostała potem nazwa błon dla drobnych szybei<, któremi pó- źniej szklono okna. Robiono szkło takie o zielonawej barwie w kraju, białe sprowadzano z zagranicy, najczęściej z Wenecyi, stąd zwano je szkłem weneckiem. Wpuszczano je w drzewo lub ołów i wstawiano w ramy okienne. Okna rozdzielano często kolumnami pionowemi, a krzyż w oknach, w epoce gotyckiej kamienny, zastępowano potem cieńszym drewnianym, rzeźbionym n. p. ul. Sławkowska 1. or. 4.

Drzwi bywały jednoskrzydłowe i najprostszej roboty ; drzwi dwu- skrzydłowe czyli podwoje, należały już poniekąd do rzeczy wyższego kom- fortu i elegancyi, bardzo często bowiem były od siekiery i obracały się

na drewnianej wieszy, a zamykały się na wrzeciądz drewniany lub na zasuwę kowalskiej roboty.

Zamki były głównie u drzwi wchodowych do mieszkań, nieraz sztuczne. Furtę zamykano waro- wnym zanikiem z ogromnym klu- czem ; wejścia do piwnic i podrzę- dnych schowków zamykano na kłódki rozmaitych form.

Okna bywały pojedyncze, przeto dla zapobieżenia zimnu mu- siano dobrze palić po kominach i piecach.

O węglach w Tenczynku wspo- mina wprawdzie już Andrzej Cel- lari w opisie Polski w r. 1659. Ko- palnię tę mało jednak wyzyskiwano dawniej, gdyż, jak pisze Rzączyński w r. 1721, „dość jest innego opału", w Jaworznie, które odtąd stale się nie Rzplta Krakowska, przejął je

\ŁUŁliI^

feŁ:^..

Obramienie ol<ien w pałacu na Wawelu.

Dopiero w r. 1792 otwarto kopalnie

rozwijają. Od r. 1815-1848 dbała o

potem rząd austryacki, ale drogą sprzedaży wydał w prywatne ręce.

Oświetlenie bywało skromne. Z pułapu zwisał skromny świecznik drewniany o dwóch skrzyżowanych listwach, na końcu których tkwiły wo- skowe „jarzęce" świece. W zamożniejszych domach bywał pająk, zwany też koroną, z miedzi, ze szkła weneckiego czasem, lub z rogów, ten ostatni zwano zwykle Meluzyną.

Izby bywały przeważnie obszerne, nieraz prawdziwe sale (n. p. w Szarej kamienicy, w Krzysztoforach) a nie zastawiano ich, jak dzisiaj, drobnemi gracikami, lecz dużemi, trwałemi meblami przeważnie wzdłuż ścian zasta- wionemi, aby w środku pozostała niezajętą lubiana wolna przestrzeń. Do- koła obiegały ławy pokryte kobiercami ; potężne stoły, zamczyste rzeźbione

175

almarye, sepety i skrzynie sadzone, swojskie, włoskie lub niemieckie, stanowiły umeblowanie stosownie do użytkowego przeznaczenia każdej komnaty.

Aimarya czyli szafa, sepet czyli skrzynia, późniejszy już nieco kantor czyli sekretarz, bywały „sztukwarkowe". „sadzone", t. j. ozdabiane intar- syami w różnokolorowem drzewie, rzezane czyli rzeźbione, niekiedy ma- lowaną ornamentyką pokryte, a zawsze misternie i silnie okute i mocno zamczyste. W takich niekiedy potężnych rozmiarów sepetach chowano naj- cenniejsze ruchomości, garderobę, futra, srebra i klejnoty.

Pieniądze oraz klejnoty przechowywano w żelaznych, nieraz bardzo ozdobnych skrzyniach, z bardzo sztucznymi zamkami. Owe „beczki pie- niędzy", o których czasem się czyta, przeszły do legendy z autentycznej formy rodzaju kasy: jeden z oby- wateli krakowskich posiada dotąd po przodkach beczkę żelazną, w for- mie zwykłej beczki, z żelaznych klepek i obręczy, z dnem zamyka- nem czterema zasuwami od we- wnątrz, poruszanemi sztucznym zamkiem, otwieranym kluczem, w miejscu szpunta wkładanym. Zre- sztą powszechną formą przechowa- nia cennych rzeczy były skrzynie, które pokryte poduszką lub kobier- cem, służyły zarazem za siedzenie.

Stoliki małe, do zabawy słu- żące, nie miały żadnego kształtu wymyślonego, były z prostych tar- cic ; nakrywano je kobiercami roz- maitemi. Wielkie zaś stoły, po od- bytym obiedzie, albo do sieni wy- noszono, albo też przysunięto do ściany i kobiercem okrywano. „U „pomier- nych" zaś dosyć było na jednym i drugim pokoju krzesłami i kanapami ozdo- bionym, gdy reszta zostawała bez obiciów, ławami prostemi do siedzenia opatrzona". W połowie X\'lll w. nastąpiła zmiana w meblach: „wymyślono krzesła i kanapy ze skóry pozłocistej w różne floresy. Potem nastąpiły krzesła plecione w kratkę z trzciny, z nogami drewnianemi; potem nastały stoliki różne składane, biórka, kantorki i szafy rozmaitych wielkości i kształtów, jedne lakierowane pokostem chińskim, drugie wysadzane kością, lub drze- wem odmiennem od tego, które składało korpus, do lustru i gładkości szkła sejdwaserem napuszczane i potem suknem skrzypiem i wiórem sto- larskim aż do gorącości tarte i tak świecenia nabierające. Antaby do takich korpusów i obkładki do zamków dawali ze srebra, z bronzu, z mosiądzu

Obramienie okien w pałacu na Wawelu.

176

w ogniu pozłacanego. Ody szafa była wysoka, w miarę człowieka, i miała drzwi podłużne od góry do dołu, zwala się szafą. Gdy była nizką w pół człowieka i miała szuflady jedną pod drugą, zwała się biórkiem. Gdy zaś była naksztalt stolika na nogach, z jedną szufladą ukośnie na wierzchu drzwiami zamykaną, które drzwi otworzone i horyzontalnie spuszczone na nodze wysuwanej do tego przyprawnej oparte, służyły zamiast stolika do pisania, zwała się kantorkiem; dawniejsi takie szafy i stoliki zwali pulpitami".

„Wreszcie zarzucono wcale krzesła i kanapy trzcinowe, jako słabe, wzięli się do kanap i krzeseł krajowej roboty, mocnych, bo na urząd dla każdego robionych ; dalej nastały taborety czyli stołki bez poręczy, wy- ścielane włosiem końskiem, a z wierzchu obijane naprzód płótnem gru- bem, a na niem jaką materyą".

. „Cokolwiek napisałem tu o meblach pałaców pańskich wszystko w proporcyi służy do dworów i domów szlacheckich, jakoteż mieszczan bogatych" ')■

W końcu XVIII wieku weszły w modę meble w stylu rokoko, naj- częściej białe ze złoceniami, w towarzystwie ściennych kinkietów i zwier- ciadeł w podobnych ramach. Styl cesarstwa mało w Krakowie pozostawił resztek; zasługuje na wspomnienie salonik w tymże stylu w domu przy ulicy Floryańskiej 1. 24. Następnie wyrabiali stolarze krakowscy na zamó- wienie wygodne i piękne meble „biedermajerowskie", figurujące dotąd po zamożniejszych domach, a obecnie chętnie naśladowane.

Do umeblowania należały zegary.

„Zegary ścienne drewniane po domach partykularnych, a najwięcej księżych, wzięły początek pod panowaniem Augusta lii; majstrami ich byli młynarze Sasi. Te zegarki drewniane były ścienne z wagami wiszą- cymi i dla zalecenia kunsztu miewały, acz nie wszystkie, przydaną do sie- bie kukułkę, swojem kukaniem wybijającą godziny zegarkowi odpowiada- jącą... Dzwonek bywał u nich pospolicie szklanny z młotkiem drewnia- nym i dawał znak mocniejszy, milszy niż gdzie był mosiężny".

Były zegary pokazujące 24 godzin lub 12, a te ostatnie zwano pół- zegarami. Znano też budziki, zwane ekscytarzami, w których kulka spadała na metalowy talerz i wywoływała przez to brzęk o godzinie oznaczonej mechanizmem odpowiednim. Pisze M. Dyakowski w swoim Dyaryuszu wiedeńskiej okazyi r. 1683, że nocą przed bitwą król Jan „po wydaniu znaków nakręcił na godzinę trzecią po północy zegarek, który blisko sie- bie kazał położyć, żeby go excytarz obudził. Jak przyszła godzina trzecia z północy, tak za spadnięciem excytarza budzi się król". Zegary szafkowe miały często mechanizm wygrywający różne melodye.

Do ozdoby ścian , prócz opon i malowań służyły obrazy, czasem mapy, rozwieszone zbroje, rynsztunki, instrumenty muzyczne. Na pułkach stały lichtarze, dzbany, talerze, kubki i książki.

') Ks. Kitowicz: Opis obyczajów za panowania Augusta III.

s >

X

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa.

12

178

Urządzenia te domowe mieszczan krakowskich objaśniają spisy po- zostałości po zmarłych i testamenty pozostałe nam w wielkiej liczbie. Z obrazów wymieniane prócz z historyi biblijnej i mitologii, najliczniej portrety królów własnych i obcych, oraz wielkich mężów, portrety rodzinne, dalej widoki i obrazki rodzajowe, a czasem i rzeźby. 1 tak: po Melchiorze Czyżewskim, zmarłym w r. 1542, pozostały dwa jego portrety, obraz Herodyady, rzeźba Św. Sebastyana i św. Krzysztofora, opona z Adamem i Ewą, dwanaście prac Herkulesa, widok Wenecyi, Figura de muliere depre- hensa in adułterio. Po Janie Paviolim '), rajcy krakowskim (1655 r.), został obraz Władysława IV, królowej Maryi Ludwiki, syna cesarskiego, pana Koniecpolskiego, obraz na którym białogłowa w koronie podaje kubek żoł- nierzowi, cztery obrazy wyobrażające 4 części świata osobami, dzień z nocą. Landszaft wyobrażający łowienie ryb, obraz Betsabei kąpiącej się; land- szafty: wyrażające rozbójników, kucharkę ze zwierzyną, sąd Parysa, kon- terfekt Władysława łV w czerwonym kabacie, 12 cesarzy rzymskich; kon- terfekty: królowej Cecylii, Zygmunta III, Chrystyana duńskiego, księcia saskiego, cesarza Ferdynanda łlł, Leopolda; obraz kawalerów grających z damą, Orfeusza ze zwierzęty i t. d. Zdarzały się czasem i cenne obrazy, bo po rajcy Hieronimie Conradzie (1617) miał zostać obraz Rembierta (może Rembranta). Po Wołfowiczowej ławnikowej (1679) pozostała rzeźba („effigies") bursztynowa króla Zygmunta III.

Zbroje i rynsztunki również do częstych należały ozdób. Po Salo- monie Langu (1529) zostały 2 zbroje, 4 kusze, sajdak, tasak, halabarda, tarcza; po Stanisławie Langu (1532): 4 szable kozackie, 4 miecze srebrem nabijane, 9 kusz, 4 łuki, 2 sajdaki; po Andrzeju Łuczewskim (1648): rusznica tarczowa, muszkiet, karabin, pistolet, szabla z paskami jedwabnemi, 3 ładownice, bandolet.

Z instrumentów muzycznych pozostały po Mikołaju Salomonie (1529) dwie lutnie, po Agnieszce Groszowej, wdowie po mydlarzu (1553) klawi- kord fladrowy i lutnia, po Krzysztofie Świętkiewiczu (1588) 3 instrumenty, po Jerzym Ryszkiewiczu (1588) dwa klawikordy, po Walentym Wiśniow- skim, mydlarzu (1619), dwie lutnie.

Książek 46 oprawnych pozostawił po sobie Mikołaj Salomon (1529), Melchior Rezler ławnik (1617) ksiąg kupę nie małą i t. d.

Niektórzy mieszczanie posiadali obok ksiąg i zbiory map, numizma- tów, n. p. Dr Różanka (um. 1572), który zapisał je bratu „tym obyczajem, aby tego dochował, jeżeli się kto z naszych tak uczyć będzie, iżby takich rzeczy potrzebował, aby mu tego nażyczył".

Po Pawle Pernusie (um. 1600, nobilitowany w r. 1589) zostały 4 kon- wie garncowe, 4 talerze mosiądzowe. Obrazów kamiennych (płaskorzeźby ?) 2, na deskach 4, okrągłych na kształt herbów na ścianie 5, za szkłem 5, na kształt ołtarzyka 1, wielki drzewiany, na którym rak i skóra lisia świat

') Ambr. Grabowski: Skarbniczka naszej archeologii Lipsk 1854.

179

okrążają, obrazów na płótnie planetarium 7, wielki „Judyth" na ptótnie, effigies Ferdynanda w ramkach, ksiąg 433. Pófmisków z cechą (herbi- kiem) 11, talerzyków z angielskiej cyny 12, skrzynia fladrowa stara.

Po Janie Pernusie (um. 1678) obraz Św. Jana Kantego na blasze, „łańcuszek pancerzowy z kawalerskim krzyżykiem, który codzień na szyi nosił", przędzionko łańcuszków złotych, różyczka dyamentowa, perty na opasanie, krzyżyk rubinowy, łyżki srebrne, nalewka z miednicą srebrną, konewka srebrna pótgarcowa złocista, gruszkowata, pierścień dyamentowy, w różą raut rzezany, dyamenty, inne pierścienie i drobiazgi złote. Obicie w wielkiej izbie z obrazami, obrazy 4, na nich kwiaty jednej wielkości roboty rzymskiej na 2 łokcie wysokości, obraz Praesentationis w izbie nade drzwiami Rubensa roboty (zapewne kopia), obrazy 2 na miedzi, konterfekt nieboszczyka i małżonki.

Czas, bieda, czasem niedbalstwo, pożarły te ciekawe zabytki, inne rozsypały się po zbiorach amatorów i muzeach, świadcząc o dawnej za- możności i kulturze, a obszerne pokoje dawnych kamienic zapełniły się nowoczesnymi fabrycznymi meblami.

Portal jednego z domów krakowskich w lapidaryum niiejskiem przy Muzeum Czapskich.

12*

^A.....y

ROZDZIA-Ł X.

Widok miasta od zewnątrz drogi, doml<l, dworl<i i ogrody przedmiejsicie obwa- rowanie miasta baszty między ulicą Floryańską a Mikołajską brama Mikołajska - baszty między Mikołajską a ulicą Sienną brama Nowa - baszty między ul Sienną a arsenałem brania Grodzka brama poboczna mury i baszty od Zamku do ulicy Wiślnej brania Wiślna baszty od ul Wiślnej do ulicy Szewskiej - furta Szewska baszty od ul. Szewskiej do Sławkowskiej baszta katowska -- brania Sławkowska baszty następne, arsenał brama Floryańską i barbakan ordynacya zamykania bram stan obwarowań kolo r 1800 - zburzenie icli - obwarowanie Kazimierza żydowskie miasto - znaczenie obwarowania w czasach pokoju

obraz dawnego życia ulicznego.

\Y /zrost zaludnienia w cywilizowanych krajach zbliża do siebie poje- VV dyncze osady, ledwo przejezdny minie miasto i jego przedmieścia, spotyka zaraz rozrzucone domki, zapowiadające blizkość drugiej osady. Dzisiejszy Kraków łączy się już z przedmieściami w jedną całość, przed- mieścia dotykają już wsi sąsiednich. Inaczej wyglądał dawny Kraków. Zbliżający się doń widział z daleka zielone i bagniste równiny od wschodu i zachodu, gładką powierzchnię ról od północy i bezludne Krzemionki od południa, dalej dokoła lasy a wśród tej płaszczyzny wyrastała grupa zieleni i małych domków przedmieść, w środku niej zaś piętrzyła się omu- rowana, najeżona dachami i wieżami zamczysta masa domów ścieśnionych, dzisiejsze śródmieście, stanowiące wówczas cale miasto, odcięte wyraźnie od przedmieść pasem wałów i rowów przed murami miejskimi dokoła położonych.

Drogi do miasta prowadziły w kierunku bram miejskich.

Z północy prowadziła droga wielkopolską zwana ku bramie Sław- kowskiej, im bliżej miasta tern bardziej po bokach zabudowana i zwana tu ulicą Długą (platea longa). Nim się uregulowało i zabudowało śród- mieście, biegła prawdopodobnie dalej na południe wzdłuż frontów naj- starszych kościołów, Św. Jana, P. Maryi, św. Wojciecha i Św. Trójcy, bo tak otrzymujemy zupełnie prostą linię.

Na rogu ulicy Sławkowskiej i Długiej stał mały kościółek świę- tego Krzyża, o którym tradycya podawała, że założonym został przez Św. Metodego lub jego uczniów, dowodu na to nie ma, być to jednak może wobec śladów wskazujących, że działanie apostołów słowiańskich mogło dosięgać okolic Krakowa. Jagiełło, zakładając w r. 1390 kościół

181

dla sprowadzonych z Pragi Benedyktynów słowiańskich, obrał dla nich to miejsce, które tradycya wskazywała już jako siedzibę niegdyś słowiańskiego nabożeństwa. Nabożeństwo słowiańskie dotrwało do r. 1470—1480. Według Pruszcza zgorzał ten kościół i stał ruiną, poczem z datków pobożnych wybudowano drewnianą kaplicę i inkorporowano do kościoła św. Flo- ryana w r. 1505. W r. 1686 Jan i Agnieszka Sroczyńscy, obywatele kra- kowscy, wymurowali cały kościół Św. Krzyża na nowo i w ołtarze, na- czynia i aparaty zaopatrzyli. W r. 1755 spłonął ten kościół raz, a w r. 1768 powtórnie w czas oblężenia Krakowa przez Rosyan '). W r. 1817 kupił ruinę Szczepan Lubowiecki za 4.900 złp., a dochody z tej kwoty prze- znaczono w połowie na restauracyę kościoła św. Floryana, w połowie na wikaryuszów. Przed t>'m kościołem stała figura kamienna miłosier- nego Pana Jezusa, przeniesiona na cmentarz kościoła św. Mikołaja.

Gdy się minęło ostatnie domki ulicy Długiej, przedłużenie jej pro- wadziło na most nad fosą przed bramą Sławkowską a po nim do tej bramy.

Drugą od północy do miasta wiodącą prawie równoległą do poprze- dniej drogą, była Warszawska, przechodząca przez rynek kleparski do bramy Floryanskiej. Już w XV w. spotykamy na niej most murowany nad Białuchą. Wskazuje to na wyższy i starszy stopień kultury tej okolicy. Most obecnie stojący, przekraczający rzekę ciosowym, silnie rozpiętym łukiem zbudowano koło 1780 roku kosztem kapituły katedralnej, a uwa- żano go za tak ważne dzieło, że w czasie pobytu króla Stanisława Augusta w Krakowie w r. 1787 zawieziono go tutaj dla pokazania mu tego mostu.

Od zachodu prowadziła nad Wisłą stara droga śląska, skręcająca do bramy Wiślnej pod biskupi pałac od południa drogi Wielicka i zwana także Bocheńską i Węgierską do Kazimierza a przez ten do bramy grodzkiej.

Od wschodu biegły mniej uczęszczane drogi do bramy Mikołajskiej i Nowej, służące mniej ruchowi handlowemu a głównie lokalnemu obro- towi z okolicznemi wsiami, podobnie jak polne drogi od Zwierzyńca, Smo- leńska, Kawiorów i Garbar ku furcie Szewskiej.

Dokoła pasu watów otaczających śródmieście biegła droga polna okrężna, zwana Podwalem, w tem miejscu, gdzie dziś ulice: św. Ger- trudy, Kolejowa, Podwale i Straszewskiego. Droga to wiejska tak zła, że w porze deszczowej wyjeżdżano na wat przed murami biegnący, aby ominąć.

Gdy Zygmunt III w r. 1587 wjeżdżał do Krakowa od strony Kazi- mierza, musiał orszak przed bramą Grodzką wjechać na wał i po nim postępować do bramy Floryanskiej, jako miejsca uroczystego wjazdu.

Do tej drogi uchodziły inne polne zaniedbane, prowadzące do oko- licznych posiadłości, po niej jeżdżono z głównych wyżej wymienionych gościńców handlowych, jeżeli z ominięciem miasta chciano z jednego do- stać się na drugi, n. p. z warszawskiego do śląskiego.

') X. J. Krukowski: O słowiańskim kościele św. Krzyża na Kleparzu. Kraków 1886.

182

Dokoła śródmieścia pełno było zieleni, bo prócz paru zaledwie oka- zalszych murowanych budynków jak pałacyki : Monteiuppich na Szlaku, biskupich w Prądniku i Półwsiu, dworku Pernussowskiego na Zaciszu i kilku kościołów, stały po przedmieściach tylko mniejsze dworki i domki w ogrodach i kwitło gospodarstwo wiejskie.

Pierwotne miasto obejmowało obszar obwarowany, sięgający na po- łudniu tylko po ulicę Poselską. Ta pierwotna granica forteczna widoczną była do początków wieku XIX dotąd sięgały średniowieczne baszty. Od zachodu od baszty rymarzy mur miejski skręcał się nagle na wschód i kończył się basztą murarzy tuż za kościołem św. Michała, wskazując dawne południowe zakończenie miasta. Dopiero z rozszerzeniem miasta ku zamkowi od początku XIV w. pociągnięto proste fosy, wały i poje- dynczy mur ku zamkowi, włączając w ten sposób do miasta długi trójkąt, broniony nie basztami, lecz sytuacyą samą nad sadzawkami i pod okiem zamku.

Obrona baszt i murów należała do całego obywatelstwa, które w chwili niebezpieczeństwa organizowano na dziesiątki : „Skoro trębacz miejski na ganku na wieży u ratusza w trąbę miedzianą na znak trwogi piosnkę starodawną zwykłą, ledwo nie każdemu w Polsce znajomą „Boga rodzice" zatrąbi (jednak tamże trąbić powinien na czterech rogach wieże, na każdym rogu po trzy wiersze) wnet zarazem każdy gospodarz osobą swą we zbroi z bronią na miejsce naznaczone do dziesiątnika swego, a z dziesiątnikiem do hetmana pokwapić a stawić się ma i będzie powi- nien pod winą piąci grzywien" (Uchwala Rady m. z r. 1574). Kadrami niejako obrony były cechy, z których każdy miał z góry wskazaną basztę z najbliższymi murami do obrony, stąd baszty nosiły nazwiska od cechu, któremu były powierzane.

Z baszt zachowały się trzy północne od strony Kleparza, fizyonomię innych baszt przekazały akwarele Jerzego Głogowskiego ') i rysunki tegoż -), położenie ich zaś plany miejskie z końca XVI li w.

Tak akwarele te, jak rysunki, nie dość dokładne, aby na pewne ocenić, czy budowa jest kamienną, czy tynkowaną, ciosową czy z dzi- kiego kamienia, czy otwór zamknięty jest półlukiem czy ostrolukiem, malarzowi szło o sylwetę i ogólny obraz, a nie o szczegóły archeologi- czne. Ile możności będziemy się starać opisać ich postać dokładnie, a po- łożenie określamy według planu budowniczego miejskiego Dominika Pucka z r. 1777-') i planu t. zw. Kollątajowskiego^) o 10 lat późniejszego, oraz według wskazówek A. Grabowskiego.

Wszystkie prawie baszty miały podstawę czworoboczną, z dzikiego kamienia murowaną, być może, że pierwotnie były wszystkie przez całą

') W zbiorach Pawlikowskich.

^) Publikowane przez A. Grabowskiego w „Skarbniczce naszej archeologii".

') Publikowany w „Zarysie hist. Krakowa" K. Bąkowskiego.

') St. Tomkowicz: Kotlątajowski plan Krakowa z r. 1785 (Rocznik krak. Tl X).

OBJAŚNIENIE.

Bramy :

Floryańska, Kuśnierzy. Mikołajska, Rreżników. Nowa, Piekarzy. Grodzka, Złotników. Poboczna.

Wiślna, Kotlarzy i Ślusarzy. Szewska, Bialoskórników. Sławkowska, Krawców.

Baszty :

Pólokra.gla Pasamoników. Ośniioboczna Karczmarzy. Pólokra.gla

Czworoboczna prochowa. Ośmioboczna Grzebieniarzy. Okrągła Przekupniów. Barchaników. Czworoboczna Czapników. Okra^gla Kordybaników.

procliowa. Czworoboczna Kowali.

Siodlarzy.

, Rymarzy.

Bednarzy.

Murarzy. Rymarzy.

Ośmioboczna prochowa. Półokrągła Iglarzy. Czworoboczna Malarzy. Solarzy. Cyrulików Miechowników. Kaletników

Przy mennicy, zwaliła sie roku 164S.

Ruśnikarzy (furtka). Nożowników.

Półokrągła czerw. Garbarzy. Czworoboczna Garncarzy. Półokrągła Paśników.

, Introligatorów

i Stelmachów. Łaziebników i Sle- dziarzy. Czworoboczna Ceklarzy (rur- nius).

W XVII w. dobudowana. Szewska. Półokrągła Szewska.

, Mydlarzy i miecz-

ników. Sześcioboczna Cieśli. Półokrągła Stolarzy i Powro- żników.

184

wysokość czworoboczne, niektóre takiemi zostały, inne wskutek późniejszej przeróbki, która przeważnie nie później jak w epoce jeszcze gotyzmu a więc w XV w. nastąpiła, przechodziły z kwadratu w półkole, jak pasa- moników lub stolarska po obu stronach bramy Floryańskiej inne prze- chodziły w sześciobok lub ośmiobok, jak ciesielska za Pijarami i wznosiły się na dwa lub trzy piętra wysokości. Wieki XVI i XVII zaledwie kilka baszt dodały.

Dla uzmysłowienia czytelnikowi sytuacyi tych zburzonych niestety bram i baszt, podajemy opis ich w sposobie przechadzki po dzisiejszej głównej alei plantacyjnej, zajmującej miejsce dawnych obwarowań, zaczy- nając od zachowanej szczęśliwie

baszty pasamoników (1) przy ulicy Szpitalnej. Przy każdej baszcie i bramie podajemy cyfrę arabską w nawiasie, oznaczającą cyfrę odpowie- dnią na dołączonym planie D. Pucka, na którym to planie basztę pasa- moników oznaczono cyfrą 1, i idąc do kola miasta w kierunku ku wscho- dowi a potem ku południowi i dalej kołem, baszty i bramy w arytmety- cznym porządku cyframi oznaczone : a więc minąwszy powyższą basztę pasamoników widzieliśmy na prawo między teatrem a wiązem rosnącym w środkowem zagłębieniu

basztę karczmarzy pierwszą (2); z podstawy kamiennej okrągłej, przechodziła w ośmiobok, tynkowana, dwupiętrowa, z dachem piramidal- nym, dość niskim. Pod nią od zewnątrz stał jakiś dom gontem kryty. Nieco dalej, przy dzisiejszej hali maszynowej teatralnej, stała baszta karcz- marzy druga (3) okrągła, wysoka, u góry miała wyskok z krenelażem, w środku spiczasty dach stożkowaty.

Od niej skręcał mur łukowato ku południowi a za kościołem świę- tego Krzyża broniła go baszta prochowa pierwsza (4), nie dochowana w rysunkach ') tudzież bardzo blizko stojąca baszta grzebień i arzy (5), także niedochowana w rysunku, według dopisku na planie Pucka była ośmioboczna.

Tuż przed letnią kawiarnią stała baszta przekupniów (6) podobna do baszty pasamoników, tylko okrągła, koło drukarni „Czasu" zaś baszta barchaników (7) z wzorzysto układanej cegły, podobna do baszty sto- larskiej przy muzeum XX. Czartoryskich.

Na wylocie ul. św. Tomasza wznosiła się baszta czapników (8) zwana „Świdnicką", nie publikowana w rysunkach, według planu czworo- boczna, poczem następowała warowna

brama Mikołajska (9), która składała się z czworokątnej baszty z przejściem na dole, zupełnie podobnej do bramy Floryańskiej i podo- bnym dachem nakrytej ; stalą ona tuż obok klasztoru na Gródku, na któ-

') Druga prochowa stalą niżej między basztą kordybanilców a l<owali, również nie docliowana w rysunku trzecia prochowa za Franciszkanami, publikowana w Skarb- niczce Grabowskiego.

185

rego ścianie dotąd widać we formie jakby szkarpy ślad muru miejskiego, który zamykał kilkometrową przestrzeń między klasztorem, a bramą. Z tej bramy wchodziło się znowu na otoczony murem dziedzińczyk, z któ- rego na prost był dostęp do pięciokątnego bastyonu ziemnego, omuro- wanego od zewnątrz na szkarpę do wysokości mniej więcej pierwszego piętra, na którym niegdyś ustawiano armaty. Na lewo idąc z miasta wychodziło się z powyższego dziedzińczyka na drugi, niższym murem oto- czony, a z tego ku wschodowi na zewnątrz miasta, czyli droga wiodła w formie litery S między murami do samej bramy w parterze baszty się mieszczącej. Obrona tej bramy należała do cechu rzeźników.

Między murem od tej baszty biegnącym do bramy Floryańskiej, a niż- szym murem zewnętrznym, na lewo idąc od miasta byt celestat, ciągnący się poza ulicę św. Marka, po dzisiejszą kawiarnię letnią. Przed dzisiejszym budynkiem policyi byl budynek celestatowy, w którym do kura lub tarczy strzelano, między murami zewnętrznym a wewnętrznym wyż- szym, u stóp baszt czapników, barchaników i przekupniów.

Od Gródka, który warownemi swemi ścianami dawał silną obronę, ku południowi, naprzeciw dzisiejszej Strażnicy ogniowej, stały cofnięte nieco ku miastu nad sadzawką baszty kordybaników (10), podobna do ba- szty pasamoników i innych na jej wzór budowanych, tylko zupełnie okrą- gła, ceglana, trzechpiętrowa, ze stożkowym dachem, i prochowa druga (11) okrągła. Baszty te niezaznaczone na planie Kollątajowskim, pierwsza wido- cznie przez przeoczenie, bo zachował się jej rysunek z czasu późniejszego nawet, druga zapewne była już w ruinie.

U wylotu ulicy Siennej ku plantom stała brama nowa (12), szeroka a stosunkowo niska baszta z armatniemi strzelnicami na piętrze nad przej- ściem bramnem. Miała szyję między dwoma murami opatrzonymi w bo- czne ganki straży, prowadzącą do czworokątnego, przysadzistego, od frontu mocno na szkarpę zbudowanego barbakanu, mieszczącego od wschodu szeroki otwór bramny, nad którym mieścił się rząd strzelnic pierwszego piętra. Obrona tej bramy należała do cechu piekarzy.

Od bramy nowej ku kościołowi św. Józefa broniły muru cztery ba- szty. Plan Pucka mieści je na powyższej przestrzeni, plan Kołłątajowski posuwa dwie ostatnie o jakie sto metrów ku południowi. Zdaje się, że plan ten zastał któreś baszty już zwalone, a natomiast uwzględnił basztę pierścień n i w, dochowaną w rysunkach, a niezaznaczoną w planie Pucka, a która gdzieś w tej okolicy się znajdowała. Tak więc przed gimna- zyum Św. Jacka stała baszta kowali (13) kamienna, trzechpiętrowa, czwo- roboczna, tynkowana, miała na zewnętrznym murze malowaną Matkę Boską i drugą postać świętą, dach dość niski, piramidalny; nieco niżej ku połu- dniowi baszta siodlarzy (14) prostokątna, szerszym bokiem na zewnątrz zwrócona, niska, jednopiętrowa, tynkowana, z dachówkowym gzemsem pod pierwszem piętrem, z jakimś herbem czy godłem między dwoma okrągłemi oknami pierwszego piętra. Przed presbiteryum kościoła Dorni-

186

nikanów baszta rymarzy (15) przechodząca z czworoboku w ośmiobok na piętrze, podobna do murarskiej, miała na tynku malowania jakieś, herby czy godła.

Szereg baszt średniowiecznych po wschodniej stronie miasta koń- czyła wyżej wspomniana baszta pierścienników koło kościoła św. Jó- zefa, a akwarela Głogowskiego przedstawia jakby stała na rogu jakie- goś budynku, może tego, który na klasztor św. Józefa przerobiono. Była ceglana cała, półokrągła, dwupiętrowa, ze stożkowym dachem.

Tu kończyło się miasto XłV w. Przedłużenie późniejsze po zamek nie potrzebowało z tej strony silniejszej obrony, bo przed częścią miasta ciągnął się głęboki parów i staw św. Sebastyana. Za budynkami św. Józefa, Piotra, Andrzeja, Marcina i Arsenału, ciągnął się mur graniczny tych po- siadłości na Wysokiem podniesieniu dotąd widocznem, przed niem mur drugi niższy, wystawiony dopiero w XVI w. i przedmurek niższy, w któ- rym widać na planie 3 wyskoki półokrągłe, prawdopodobnie omurowania ziemnych późniejszych bateryj.

Od południa broniła miasta brama Grodzka (17) stała na przejściu przez dzisiejszy gościniec do Stradomia wiodący, od plant pod arsenałem ku zamkowi. Od zamku z pod wieży Lubranki wysoki mur zamykał miasto po bramę, od niej mur ten z drugiej strony zwracał się poza arsenał ku północy, na skręcie był jakiś bastyon. Sama brama tworzyła występującą czworokątną basztę silnie oszkarpowaną z przej- ściem w poziomie. Na piętrach widać na rysunku tylko po jednej strzel- nicy działowej od południa. Z baszty ku miastu prowadziło, jak i przy innych bramach, przejście długie między murami, zamknięte drugą bramą wewnątrz. Obrona tej bramy należała do cechu złotników.

Minąwszy bramę Grodzką, chcąc okrążyć miasto, należało obejść cały zamek. Przybywszy przed północną stronę tegoż znajdowało się na małym placyku przed dochowanym domem Długosza, narożnym uiicy Kanoniczej, pod murami Wawelu i dostawało się na podjazd prowadzący do tegoż, zasłonięty dawniej oszkarpowanym murem od strony miasta (i do ulicy Kanoniczej, tudzież do ważkiej uliczki św. Idziego ku ulicy Grodzkiej), dostawało się przez bramę poboczną (18) stojącą między domem Długosza a wejściem na zamek. Nie miała ona osobnej fortyfi- kacyi, gdyż dostęp do niej broniony był dostatecznie trzęsawiskiem za ogrodami kanoniczemi (Żabikruk) i ogniem z murów zamku. Nie szedł tędy żaden gościniec ważniejszy prócz drogi ku Wiśle, a z tej droga ku Zwierzyńcowi. Obrona tego miejsca nie była też żadnemu cechowi poru- czoną, lecz należała do załogi zamkow^ej. Na początku XIX w. była ta bramka, jakby do ogrodu, pałacowa, pierwej zdaje się była tylko niskiem przejściem przez jakby przerwę w murze, którą w razie niebezpieczeństwa palisadą zamykano.

Z pod tej bramy pobocznej ciągnął się ku północy mur graniczny kanoniczych posiadłości do ulicy Poselskiej. Tu, przy tej nowszej części

187

miasta, nie było baszt, podobnie jak od wschodu, tylko wafy i fosa, bo miejsca tego bronił bagnisty teren i ogień działowy zamku. Dopiero od ulicy Poselskiej zaczynały się znowu baszty średniowieczne :

Mur miejski między basztą Stolarską a Kuśnierską.

Murarzy (19) przy ulicy Poselskiej koło kościoła św. Michała, za- mienionego na Sąd karny, u góry ośmioboczna, tynkowana, z dachem wysokim piramidalnym, dachówkowym, głęboko za murem ukryta, przed nią był jeszcze jakiś piętrowy domek, a przed tym półokrągły bastyon,

188

także jeszcze murem zakryty, tylko strzelnice piętra bastyonu wyglądały nad mur zewnętrzny. Przypuszczam, że były to resztki dawniejszych obwa- rowań bramy bocznej, później wskutek przedłużenia miasta ku południowi skasowanej.

Na wylocie ulicy Poselskiej stała baszta rymarzy druga (20), po- dobna do murarskiej, a przed ogrodem Franciszkanów (mniej więcej tam gdzie dziś posąg Grażyny) prochowa trzecia (21), ośmioboczna, ceglana, z ciosami na narożnikach, z dachem piramidalnym dość niskim, z silną szeroką szkarpą przed środkową zewnętrzną ścianą, iglarzy (22) pół- okrągła, z płaską szkarpą przed zewnętrzną środkową częścią, dwupię- trowa, ze stożkowatym dachówkowym dachem, zdaje się cała ceglana, poczem na wylocie ul. Franciszkańskiej spotykało się basztę malarzy (23), prostokątną, szerszym bokiem na zewnątrz obróconą, dwupiętrową, ceglaną z ciosami na rogach, z silną odsadzką na pierwszem piętrze, dachówką nakrytą, z dachem namiotowym, dachówkowym.

Pod murem łączącym baszty powyższe t. j. od malarskiej do mu- rarskiej po stronie miasta biegła wazka uliczka, dająca dostęp do baszt i ganków straży na murach, zwana Kocią, która wnikła w planty po zburzeniu fortyfikacyj.

Na wylocie ulicy Wiślnej stała przed biskupim pałacem brama Wiślna (24), tworząca niski czworokątny budynek, prawie kwadratowy, między murami zewnętrznymi miasta a wyższymi wewnętrznymi, z ostro- łukowem przejściem w poziomie, zamykanem od zewnątrz i od miasta bronami. Na piętrze widać po jednem dużem oknie działowem w każdą stronę. Dach namiotowy ze spadkiem na boki. Obrona jej należała do kotlarzy i ślusarzy.

Od tej bramy zwracał się mur miejski ku zachodowi, a w nim na- stępowały: baszta solarzy (25) czworoboczna, trzechpiętrowa lub dwu- piętrowa ze stryszkiem, kamienna, masywna, z dachem piramidalnymi dość niskim stała przed dzisiejszem kollegium chemicznem, dalej cyru- lików (26) czworoboczna, kamienna, dwupiętrowa, po jednej dużej dzia- łowej strzelnicy na każdem piętrze, z niskim dachem piramidalnym stała przed południową ścianą kollegium nowego; następnie miecho- wników (27) przechodząca z czworoboku w sześciobok, ze szkarpami na rogach, ceglana z kamieniami na narożnikach, dwupiętrowa, z dachem piramidalnym o 6 bokach stała tuż przed narożnikiem powyższego kollegium, a od niej zwracał się mur miejski ku północy, w którym znowu u wylotu ulicy Gołębiej tkwiła baszta taszników (kaletników) (28), ka- mienna czworokątna, dwupiętrowa, podobna do baszty cyrulików, na pierwszem piętrze duże strzelnice działowe.

Przed dzisiejszem nowem kollegium fizycznem, przy małym budynku mennicy, który stał na trawniku obecnym, leżały ślady baszty (29), która się w r. 1648 zwaliła, a przed gimnazyum św. Anny stała baszta ruśni- karzy (30) ceglana, tynkowana, dwupiętrowa, czworoboczna, z niskim

189

dachem piramidalnym. Następowała pod i<ościołem Św. Anny baszta nożowników (31) półokrągła, ceglana, dwupiętrowa, stosunkowo niska, z wysokim stożkowatym dachem, z przybudówką czworoboczną od frontu, a po niej

na wylocie ulicy Szewskiej furta szewska (32), O ile z planów sądzić można, nie była ona dostępna dla wozów. Wybiegała z murów jako prostopadła do nich ciosowa, wysoka, wąska a długa budowla, szkar- pami podparta, z dlugiemi rzędami strzelnic na piętrze po bokach, a tylko

Mur miejski z gankiem straży między baszt.i pasamoników a basztą kuśnierzy.

z dwoma armatniemi otworami na parterze, zakończona od zachodu oszkarpowaną silną basztą -z krenelażem u góry. Wejście było w murze południowym tej budowli, nad nim widać większe okno w celu rażenia z góry dobijającego się do bramy nieprzyjaciela okno to zapewne miało w średniowieczu wykusz z machikułami u dołu. Wchodzący do furty mu- siał zaraz pod kątem prostym zwrócić się na prawo i przejść przez cały ten długi korytarzowy budynek ku ulicy Szewskiej. Obrona tej furty nale- żała do cechu białoskórników.

Okrążywszy silnie zewnątrz występującą furtę widziało się dalszy mur ku północy biegnący, przerywany miarowo basztami. Z tych najbliż- sza pod kawiarnią letnią była czerwonych garbarzy (33). Z kamiennej

190

czworobocznej podstawy wznosiła się jako półokrągła, w trzy piętra, z wzorzysto układanej cegły, na drugiem piętrze miała laskowanie lub rodzaj ślepego maswerku na murze, zdaje się z kamienia wprawiony, na trzeciem piętrze duże, miarowo oddalone otwory okienne, na szczycie wysoki stożkowaty dach z gąsiorów.

Stojąca dalej na wylocie ułicy Szczepańskiej baszta należała do garn- carzy (34). Była czworoboczna, trzechpiętrowa, zdaje się kamienna cała, z wysokim, namiotowym dachem, następna zaś baszta przed dzisiejszym pałacem sztuk pięknych, należała do paśników (35). Była ceglana, dwu- piętrowa, półokrągła z dwiema działowemi strzelnicami na każdem pię- trze, z dachem stożkowym, podobna do baszty nożowników i introligato- rów, zewnątrz miała jakieś podmurowania z otworem w parterze na zewnątrz. Pod murem i basztami między ulicą Żydowską a Św. Anny od wewnątrz biegła wąska uliczka dla dostępu obrońców, zwana Psią ulicą jak podobna między ul. Wiślną a Poselską zwana Kocią.

Pod narożnikiem ogrodu klasztoru Reformatów przy wylocie ulicy Św. Marka, dawniej Żydowskiej, stała baszta introligatorów (36), po- dobna do baszty paśników i ruśnikarzy, ceglana, dwupiętrowa, ze spicza- stym dachem i podmurowaniem czworobocznem w parterze ')•

Wyżej nieco, za kościołem Reformatów, baszta łaziebników (37) podobna do baszty szewskiej, dwupiętrowa, z czworoboku przechodząca półokrągło z cegły w dwa piętra, miała ceglany fryz u góry podobny do fryzu na północnej ścianie kościoła Św. Franciszka, dach dość niski, pira- midalny na 6 płaszczyzn podzielony.

Następująca naprzeciw ulicy Łaziennej baszta ceklarzy (sług ratu- sznych) (38), należała do najoryginalniejszych : czworoboczna, z dołu sze- roka, zwężała się łukowato ku górze i kończyła się ozdobną attyką ze słupków połączonych wolutami, z dużym herbem miasta w środku attyki od zewnątrz, ze środka wznosiła się wysoka ośmioboczna piramidka da- chowa z chorągiewką u góry. W niej mieścił się rurmus, t. j. wodociąg zaprowadzony w końcu XIV wieku, baszta więc w dolnej części należała do epoki gotyckiej, a renesansowy szczyt był dodatkiem późniejszym.

Za basztą ceklarzy wyskakiwał z murów na zewnątrz pięciokątny bastyon omurowany, a przed nim, po dzisiejszy pomnik Lilii Wenedy wznosiła się ziemna baterya, usypana przez Rosyan w czasie konfedera- cyi Barskiej. Stąd zaginał się mur łukowato ku ulicy Sławkowskiej i mie- ścił z kolei

przed dzisiejszą Powiatową Kasą Oszczędności basztę dobudowaną w xvii w. (39) niepublikowaną w rysunkach, wyżej przed następnym do- mem basztę szewców pierwszą (40) czworoboczną, ceglaną, dwupiętrową.

') Dwie baszty koło Reformatów zakupił w roku 1814 księgarz Matecki i roze- brawszy je wystawi! z niateryału uzyskanego dwór w Rząsce (A. Grabowski: Wspo- mnienia, Kraków 1909).

191

ale niską. Na drugiem piętrze miała zewnątrz lasi<owania u góry ostremi lulkami połączone, rodzaj ślepego maswerku. Z dachu, krajem płaskiego, wystrzelała ośmioboczna piramida szczytowa, zdaje się gontem kryta, obok niej komin, prawdopodobnie więc była zamieszkaną.

Wyżej w sąsiedztwie stała baszta szewców druga (41) ceglana, zupełnie podobna do baszty łaziebników z fryzem podobnym do Franci- szkańskiego u szczytu pod dachem poczem ') następowała

brama Sławkowska (42) za ulicą tej nazwy, była czworoboczną dość niską basztą, przykrytą dachem siodłowym, od której mur obronny ciągnął się z jednej strony ku pozostałej dotąd baszcie ciesielskiej przy muzeum XX. Czartoryskich , zakrywając kościół i kollegium Pijarskie, z drugiej ku Reformatom. Zwrócona była nieco ku zachodowi, z bramą na dole, z piętrem ze strzelnicami nad bramą oddana cechowi kraw- ców do obrony na wypadek potrzeby. Z otworu bramy szło się szyją, t. j. między dwoma niskimi murami do pięciokątnego bastyonu ziemnego na podmurowaniu, wystawionego w r. 1683, w północnym zaś murze szyi była wysoka, pól tukiem zamknięta, właściwa brama Sławkowska, którą wchodziło się do miasta.

Od niej w kierunku bramy Floryańskiej następowały: baszta my- dlarzy i m ieczn ików (43), zupełnie podobna do dochowanej baszty pasamoników przy ulicy Szpitalnej poczem następowały dochowane : za Pijarami ciesielska (44), z kwadratowej kamiennej podstawy prze- chodząca w sześciobok, dachówkowym piramidalnym dachem pokryta. Budynek obok niej stojący, dawniej parterowy, gontowym dachem przy- kryty, za Rzpitej krakowskiej na piętro podniesiony i obecnie mieszczący zbiory muzealne XX. Czartoryskich, był arsenałem miejskim.

Zapas broni w tym arsenale w czasie pokoju był bardzo mały. Inwen- tarz z r. 1626 wymienia: 1 wężownicę, 11 doppelfalkonetów, 19 falkone- cików, 6 działek śrotowych, 2 moździerze, 363 muszkietów, 123 hakownic, 174 pólhaków, 37 rusznic, 5 samopałów, 4 długie rusznice, 2 śmigownice, zbroje, miecze, halabardy, siekiery, oszczepy, rohatyny. Amunicyę prze-

') Docliował się rysunek i akwarela jeszcze jednej baszty zwanej spustoszała, lub katowską, a należała ona do piękniejszych: z niskiej czworobocznej podstawy ceglanej, z ciosami na narożnikach, przechodzącej pod pierwszem piętrem w sześcio- bok, wyrastały dwa piętra, oddzielone od siebie pasem jaśniejszych cegieł, z szere- giem okien czy nyż na drugiem piętrze, szczyt kończył się zębatym krenelażcm, zaro- słym krzakami. Z porządku w jakim wylicza Grabowski baszty wedle starego opisu (w „Skarbniczce archeol." str 4) wynikałoby, że stała ona przed dzisiejszym domem Brandysów, między basztą szewców drugą a bramą Sławkowską Jest to niemożliwe, bo wszystkie dawne widoki miasta mają od furty Szewskiej po bramę Sławkowską tylko 9 baszt, a ta byłaby dziesiąta (zobacz rycinę na str. 121), nie ma jej też na planach Pucka ani Kołłątajowskim. W innym spisie (Kraków i jego okolice, wyd. V, str. 320) wymienia Grabowski po wschodniej stronie basztę pustą przy dworze Ko- niecpolskiego (potem klasztor Św.- Józefa) i obok basztę spustoszoną ~ prawdopo- dobniejszem więc jest, że wzmiankowana baszta była jedną z tych baszt ostatnich.

192

chowywano w basztach, z których trzy wyżej wymienione nosiFy stąd nazwę prochowych.

Za tym budynkiem następująca wieża, stolarzy i powroźni- ków(45), przechodzi z kamiennej kwadratowej podstawy w półkole, koń- czy się estetycznie wyskokiem na kroksztynach, a kryje stożkowaty dach z gąsiorów, ściany z wzorzysto układanej cegły.

Dochodzimy do ostatniej baszty Floryańskiej (46), kwadratowej, kamiennej, u góry cegłą nadmurowanej z ostrołukowem przejściem w par- terze; nakryta pierwej spiczastym dachówkowym dachem, a w roku 1657 miedzianą barokową kopułką, należała do cechu kuśnierzy. Na dole pod sklepieniem sieni przejazdowej jest ołtarz z obrazem Matki Boskiej, który miał się pierwej znajdować w szyi prowadzącej do barbakanu ')• Zamykano w czasie niebezpieczeństwa ciężką kratą t. zw. broną, spu- szczaną w ciosowych fugowaniach ścian (dotąd od strony Kleparza wido- cznych). Podobnie zamykano inne bramy. Od strony miasta nad pierw- szem piętrem w nyszy posąg św. Floryana, nad nim ornamentacya rokoko, świadcząca o późnej epoce tego dodatku. Ganeczek na pierwszem piętrze i galeryjka z arkadami w parterze, na lewo pod murem, pochodzą z r. 1840, którymi to dodatkami usiłowano ozdobić surowe mury zabytku. Kaplicę na pierwszem piętrze urządzono niedawno.

Mur łączący wieżę z basztą ciesielską i pasamoników, jest doku- mentem, dającym świadectwo o fizyonomii dawnej fortyfikacyi dokoła miasta podobnie biegnącej, i o sposobie dawnej obrony. Na wysokości piętra ma mur od wnętrza miasta drogę straży pokrytą daszkiem, opar- tym na drewnianych kroksztynach. Co około 80 kroków tkwiła w nim baszta. W tych izby dolne, sklepione, służyły na skład broni, a w epoce upadku miasta za schronisko biedoty i włóczęgów; piętrowe izby były przechodowemi dla straży chodzącej po murach i miejscem armat mniej- szych, z piątr wyższych strzelano z łuków, a potem z rusznic. Baszty uwieńczone były t. zw. hurdycyami, t. j. rodzajem ganku zamkniętego, ze strzelnicami, wspartego na kamiennych wspornikach, między któremi były otwory, t. zw. machikuły, przeznaczone do lania smoły i rzucania kamieni na oblegających nieprzyjaciół, którzy zdołali dotrzeć pod basztę. W od- ległości około 15 kroków od zewnątrz, ciągnął się drugi mur niższy, a trawniki między oboma murami wydzierżawiano na paszę i ogrody. Przed tym drugim murem była fosa, niegdyś wodą z Rudawy napełniona, a przed nią jeszcze wał i palisady drzewne.

Ponieważ rozburzenie muru przez nieprzyjaciela było rzeczą trudną, przeto napad kierował się na bramy, a stąd największa staranność o ich ubezpieczenie.

Dochowany szczęśliwie barbakan czyli rondel Floryański, jedyny w Polsce i na wschodzie Europy budynek wojenny tego rodzaju, jest

') L. Cyfrowicz: Obraz Matki Boskiej w bramie Floryańskiej Kraków 1897.

193

niejszym polskim zabytkiem sztuki wojskowej, cennym nietylko jako illu- stracya historyczna, ale i jako dzieło pod względem architektonicznym piękne. Z postępem artyleryi nie wystarczały już średniowieczne bramy, na basztach ani na murach nie było dość miejsca na cięższe działa, zaczęto więc w końcu X\' wieku przed bramami budować osobne bastyony (pro- pugnacula) przeznaczone na cięższe działa, w w. XVli nadto ziemne na- sypy „beluardy" czyli reduty poza mury wysunięte. Taką warownią zbu- dowaną w r. 1496 1500 na pomieszczenie dział więk- szych jest Rondel Floryań- ski. Jest to budynek prawie okrągły, bo tylko od strony miasta, przy części która go łączyła z basztą kuśnie- rzy, ma zamiast łuku ścianę prostą. Dziś ostatnie jego najniższe piętro jest zasy- pane. Ściany do 3 metrów grube mieszczą od we- wnątrz nisze, w których co druga otwory strzelnic działowych, które na ze- wnątrz się rozszerzają, aby działo można kierować i na boki. Ta część miała naj- większe znaczenie, strzel- nice na piętrze, do których dostęp był z pięknej galeryi obiegającej na konsolach wnętrze budynku, służyły na użytek broni drobniej- szej, hakownic, rusznic i łu- ków. Strzelnice trzech kon- dygnacyi rozłożone w szachownicę, aby nie- przyjaciela módz razić we wszystkich punktach. Zakończenie górne jest reminiscencyą głębszego średniowiecza, nieodpowiednią właściwie zadaniu, jak je pojął budowniczy parteru, bo ten miał na celu wprowadzenie dział, a więc walki na odległość, tymczasem zakończenie obejmuje ozdobny kryty korytarz, o cienkich ścianach, niezdolny oprzeć się ogniowi działo- wemu nieprzyjaciela. Ganek ten wsparto od zewnątrz na konsolach ka- miennych, między któremi otwory t. j machikuły, do zrzucania kamieni i waru na nieprzyjaciela, któryby dotarł do fosy pod rondlem, w ścia- nach ganku otwory dla strzelających z rusznic i luków. Budowę ubiera

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. 13

Dawna brama barbakanu od strony Kleparza (przybudówka dziś nieistniejąca).

194

siedm wieżyczek, do których wchodziło się po drabinach wewnątrz dla zbadania z góry pozycyi nieprzyjaciela. Warownia liczyła się jeszcze z obroną zbliska, ze szturmem na mury, z walką pierś o pierś. Była nie tylko wy- suniętym na zewnątrz fortem, mogącym ostrzeliwać w dal i w bok, ale także miejscem zebrania się wycieczki w celu nagłego wypadnięcia, liczyła się też z możnością obrony pojedynczych części warowni i powrotu mie- szkańców do miasta i obrony w drugiej linii baszty kuśnierskiej i okoli- cznych murów. Mianowicie od strony północno-zachodniej przed docho- waną bramą ciosową był jeszcze przedsionek, obecnie zburzony, z trzech ścian, zamykany spadającym mostem na fosę otaczającą. Gdyby nieprzy- jaciel wdarł się do przedsionka, rażono go z machikuł nad bramą, gdyby i ten opór pokonał, rażono go wewnątrz rondla z galeryi a wre- szcie mogli obrońcy z galeryi i dziedzińca cofnąć się przez szyję, dziś zburzoną, do baszty kuśnierskiej, w tej bronę zapuścić i prowadzić dalej obronę tejże baszty i murów okolicznych. Dostęp wroga od zewnątrz do bramy rondla narażał go na ogień z bocznych strzelnic, podobnież dostęp ku szyi. Ze względów komunikacyi na plantacyach zburzono mury z gan- kiem krytym straży, które łączyły rondel z basztą kuśnierską, a uciętą szyję zakończono w r. 1841 dobrze pomyślaną facyatą od strony miasta, dorobioną dla zamknięcia całości pozostałej budowy. Budowa cala wyko- naną była niezwykle szybko, w duchu średniowiecznej obrony, z uwzglę- dnieniem jednak postępu artyleryi.

Najbliższa czasem po jego wybudowaniu wojna, którą był najazd pre- tendenta Maksymiliana austryackiego w r. 1587 nie dała rondlowi pola do okazania swej wartości wojennej, bo Zamojski kierujący obroną miasta kazał usypać wały wyżej na północ za Kleparzem ku Garbarom łukiem i stąd prowadził z powodzeniem obronę '). Za czasów pierwszego najazdu szwedzkiego (1655) bronił się Kraków jakiś czas skutecznie, póki Czar- niecki nie uznał za stosowniejsze wyjść z miasta drogą układów-). Dnia 22 czerwca r. 1768 odparto z rondla pierwszy szturm rosyjski, ale niedługo potem 17 sierpnia zdobyli Rosyanie miasto w ogólnym szturmie z powodu niedołęstwa komenderującego konfederatami marszałka Czar- nockiego, który w czasie szturmu był pijany. Atak ten prowadzili jednak Rosyanie głównie na bramę Sławkowską, Mikołajską i Nową, oraz na boczną jakąś furtę, widocznie Rondel Floryański uważali za zbyt obronny. Po zdobyciu miasta z innej strony rondel musiał sam przez się stracić znaczenie i zaniechać obrony')- Kościuszko obwarował Kraków w r. 1794 podobnie jak Zamojski zewnętrznym walem po za Kleparz *).

') Kronika Pawła Piaseckiego.

■) Ludwik Sikora: Szwedzi i Siedmiogrodzianie w Krakowie (Bibl. Krak. t. 39). ') Adam Chmiel: Marcin Oracewicz (Bibl. krak. t. 1). Klemens Bąkowski: Oblężenie Krakowa w r. 1768.

') KI. Bąkowski: Krakowów czasie powstania Kościuszki. Kraków 1894.

195

W średniowieczu liczono na obronę wewnątrz miasta, gdyby do niego wpad[ nieprzyjaciel, do czego służyć miaty grube łańcuchy u wylotów ulic do kamienic przykute, a do przeciwległej przymocować się dające, dotąd tu i ówdzie pozostałe, n. p. na rogu Rynku i ulicy Wiślnej i przy ulicy Sławkowskiej.

Po wojnach szwedzkich, projektowano kilkakrotnie wzmocnienie Kra- kowa, mianowicie od ulicy Mikołajskiej do Grodzkiej, oraz wciągnięcie Garbar w obręb fortyfikacyi, ale do wykonania nigdy nie przyszło dla braku funduszów, których sejm skąpił, a miasto nie było w stanie do-

Barbakan Floryański w XV w. według rtkonstrukcyi Essenweina.

starczyć, ani nawet do tego obowiązku nie miało, gdyż stworzenie fortecy leżało więcej w interesie państwa niż miasta.

Konstytucye z XVII w. przyznawały drobne ulgi dla mieszczan z po- wodu ciężarów jakich im utrzymanie warowni przyczyniało. Przeznaczano na to opłaty, jakie kupcy zagraniczni płacili od składu i przewozu towa- rów przez miasto i połowę mienia zmierających bez dziedziców, oraz czo- powe z województwa krakowskiego ').

W r. 1721 wydano następującą ordynacyę do zamykania bram miasta:

„Każdego dnia o samym zachodzie słońca powinien jednego tygodnia

dzwonnik, drugiego palacz, dzwonić przez kwadrans zupełny w dzwonek

(ratuszny); aby ludzie za bramą mieszkający z miasta wychodzili, lub

miejscy powracali.

') Józef Lepkowski: O zabytkach etc. Kraków 1806

13*

196

Jak przestaną dzwonić, zaraz pan porucznik powinien komenderować 2 unteroficyerów i 8 ludzi do JP. prezydenta.

Ci unteroficyerowie przyszedłszy do JP. prezydenta, powinni tam być poty, póki tenże nie wyda im kluczy do bram i nie każe zamykać, dowia- dując się u JP. prezydenta, jeśli nie każe na kogo czekać z otwartą bra- mą i którą ?

Jak prędko klucze odbiorą, powinien jeden unteroficyer iść na jedne, drugi na drugą stronę miasta, wziąwszy każdy po 4 ludzi i zamykać bramy...

Powróciwszy z kluczami, mają JP. prezydentowi raportować, które bramy zamknęli, a z któremi czekają i na kogo? Klucze stróżowi nocnemu oddane być mają, a potem ludziom, którzy do warty należą, kazać na ratusz iść.

Po wybiciu capstrzyku, jednego dnia P. Porucznik, drugiego P. Pod- chorąży, wziąwszy ludzi powinni obejść bramy wszystkie, rewidując, jeśli należycie zamknięte.

Rano według woli P. prezydenta, o której godzinie każe, powinni ciż ludzie, którzy do warty w bramach należą, z ratusza do JP. Prezydenta przyjść, similiter jak wieczór, i tych ludzi powinien P. Porucznik komen- derować, aby tym sposobem jako zamykają, tak też otwierali bramy.

Szyldwachy co noc powinni być rozstawieni po rynku po obu stro- nach, aby dawali baczność na kramy, dla złodziejów, także dla tumultu lub ognia".

Zubożałe w XVIII w. miasto nie naprawiało swoich fortyfikacyj, po- woli więc szły one w ruinę, spadały dachówki, gniły wiązania, krzakami porastały mury kruszejące, nad któremi krążyły cale stada kawek gnieżdżą- cych się po basztach. Stan powyższych obwarowań koło r. 1800 opisuje A. Grabowski następująco :

„Przestrzeń od bramy pobocznej do bramy Wiślnej. Tylko wazką drożyną można było przejść i przejechać od bramy pobo- cznej pod samym Wawelem do bramy Wiślnej. Cala ta przestrzeń kolo murów zasypana była śmieciami i rumowiskiem, z których usypane były formalne Tatry. W dolach zaś pomiędzy temi zalegała smrodliwa gnojówka, a na brzegach rosły zielska, badyle i chwasty, które formowały prawie jak młody las, który się opuścił po kilkoletnim wyrębie dawnego.

Mury miejskie były w tej okolicy w kilku miejscach wyszczerbione, a mianowicie koło ogrodu ks. Karmelitów u św. Michała. Baszty również tu były w stanie opustoszonym i dachy na nich zapadłe (pokrycie da- chówkowe); zgoła wszystko okazywało na zewnątrz, w jakim stanie upadku musiało być miasto wewnątrz.

Przy zakładaniu w tern miejscu przechadzek koło miasta r. 1820 dla wyprostowania linii z ogrodem 00. Franciszkanów ucięto kawałek ogrodu Św. Michała i ogródków kanonicznych i wyprowadzono nowy mur.

Od bramy Wiślnej do furtki Szewskiej. Przy samej bramie Wiślnej, prawie dotykając do niej, był dosyć szeroki rów napełniony plu- gastwem w stanie gęstej cieczy, który wyziewem swym zatruwał całą

197

powierzchnię, a z tego smrodliwego strumienia wydobywał się bańkami gaz btotny odrażającego fetoru, tctóre okrywały całą jego powierzchnię. Za tym rowem pod kościołem św. Norberta był kawałek ornego gruntu, który zasiewano prosem i t. p., tu, gdzie teraz jest piękna trawiasta przestrzeń. Dalej ku furtce Szewskiej były jeszcze ślady dawnych fos, lecz te już były śmieciami i gruzem murowym prawie jak zasypane. Wzdłuż całej tej prze- strzeni rosły osty i chwasty.

Od furtki Szewskiej do bramy Sławkowskiej. Tu już wyraźniej widać było dawne fosy, w których miejscami rosła trawa, i tam pasało się bydło. W zimie zaś, gdy wody z jesiennych ulew zamarzły, bywały tam wyborne ślizgawki, gdzie szczególnie w niedzielę popołudniu, chłopcy

Barbakan Floryański w stanie obecnym.

od szewców, krawców i inne uliczniki, w odwecie za całotygodniową po- kutę przy warstatach ślizgali się i spuszczali z górek na małych saneczkach do dawnych fos.

Tu za kościołem OO. Reformatów było nasypisko ziemne, czyli ów niedokończony Rondel, który Moskale w czasie Konfederacyi Barskiej, zajmując Kraków, zaczęli sypać dla lepszej obrony miasta, a to przymu- szając Krakowian do roboty. Z Rurmusu, który tu stał w dawnych czasach żadnego już za mojej pamięci nie pozostało po nim śladu.

część miasta, jak inne, opasywał mur podwójny, pomiędzy któ- rym, jak wszędzie, byty ogrody wązkie a długie, w których jeszcze za mojej pamięci były kręgielnie i szynkowano piwo. Stały jeszcze także ba- szty, które potem w r. 1813 do 1815 magistrat krakowski sprzedawał pry- watnym na materyał.

198

Od Sławkowskiej do Floryańskiej bramy. Tu była głęboka fosa murowana kamieniem, i ta była najlepiej zakonserwowana. Szła ta fosa kolo samego arsenału miejskiego, dotąd stojącego, i broniły tu przy- stępu strzelnice z tegoż arsenału, które jeszcze dotąd widać, a gdzie się kończył gmach arsenału, tam się poczynał mur pojedynczy, stojący dotąd ku bramie Floryańskiej, wszystko naprzeciw Kleparza.

Od bramy Floryańskiej do bramy Mikołaj ski ej. W przestrzeni tej były najlepiej dochowane dawne fortyfikacye miasta, fosa, dwa mury i baszty.

Sama brama Floryańska otoczona była głęboką fosą, z ciosowego kamienia murowaną, a to z zewnątrz od Kleparza. Przez fosę był w wieku xvi i XVII most zwodzony, jako i we wszystkich bramach. fosę zasypano przy zakładaniu plantacyi. (W tern miejscu roboty kolo uporządkowania plantacyi odbywały się w roku 1822).

Od samej bramy Floryańskiej ku Mikołajskiej furtce, pomiędzy mu- rami, były ogródki; w jednym z nich, do którego wchodziło się z bramy Floryańskiej, były kramy prochowe do murów przytknięte, może w liczbie dziesięciu, co było dosyć niebezpieczne sąsiedztwo miastu. Zewnątrz mu- rów była głęboka fosa kamieniem murowana, a wzdłuż tej wysypany sze- roki wał, który przed założeniem dzisiejszych przechadzek był głównym i jedynym punktem spacerów krakowskich. Wieczorem łub w święto zgro- madzała się tam cala publiczność krakowska, chodząc od bramy do furtki i napowrót po tym wale.

Wielki wiąz, który w tej okolicy na wyjściu z ulicy Szpitalnej stoi w okrągłym dole, już wówczas rósł w samej fosie.

W furtce Mikołajskiej był murowany rondel czyli baterya dosyć wy- soka; a zapomniałem dodać wyżej, że przy Sławkowskiej bramie była takaż baterya czyli punkt występujący, z którego można było bronić z dwóch stron przystępu do miasta, t. j. od zachodu i północy. W murze tej for- tyfikacyi była tablica z napisem ku czci Janowi Sobieskiemu.

Wewnątrz furtki Mikołajskiej był wchód do ogrodu między murami, gdzie była urządzona strzelnica (Celestat). Na samem wnijściu był domek z salą niewielką na piętrze urządzoną, oraz z galeryą, z której strzelanie do tarczy lub kurka się odbywało.

W tej okolicy najmniej było nieporządków i nie było zewnątrz ani nasypisk, ani rynsztoków smrodliwych.

Od Mikołajskiej furtki do Nowej bramy. Tu był także wał otaczający fosę, a w tej kałuża i błoto smrodliwe. Wał był niski, lecz szeroki, bo go codziennie rozszerzano błotem, wywożonem z ulic krakow- skich. Mury klasztoru na Gródku, baszty i mur miejski broniły z tej strony miasta.

Od Nowej do Grodzkiej bramy. Tu za kościołem św. Trójcy mur i baszty. Dalej kościoła św. Józefa i za kościołem św. Piotra i Pawła już tylko był mur bez baszt, które tu dawniej stojąc podupadały. Okolica

199

tu była pusta, btotna, w nieładzie, a rowy napełnione gnijącemi nieczy- stościami. Miejsce to mało było uczęszczane i tyil<o wiodła tędy wazka drożyna około łąki św. Sebastyana, którą jeżdżono od bramy Grodzkiej ku Wesołej i ku Kieparzowi"

Po zajęciu Krakowa przez Austryę postanowił nowy rząd zburzyć dawne obwarowania jako nie odpowiadające już celowi i powoli między 1809—1820 zburzono w całości te dawne, niekiedy cenne jako zabytki archeologiczne pamiątki przeszłości na zrównanych wałach powstały przechadzki zwane plantami.

Wszedłszy do wnętrza miasta znajdowaliśmy topografią dotąd docho- waną. Plan miasta, skupiający wszystkie ulice od bram miasta w kierunku ku Rynkowi, pozostał niezmienionym, podobnie jak i nazwy ulic z ma- łymi wyjątkami: Św. Marka zwała się Ro gacka, św. Tomasza Żydow- ską, Sienna Szkolną, Franciszkańska Kowalską, Dominikański plac: Szeroką, zaułek pomiędzy kościołem WW. Świętych, Franciszkańskim a Magistratem: Psim rynkiem, zaułek koło kościoła św. Jana Kąci- kiem, wązkie uliczki między murami miasta a najbliższemi domami miały także swe nazwy i tak: za Franciszkanami biegła ulica Kocia, za św. Ma- ciejem i Szczepanem Psia. Ulica św. Krzyża zwała się Świnią, a ulica między Gródkiem a domami, stanowiącymi wschodnią połać ulicy świę- tego Krzyża, Krowią.

Kazimierz był również od wieku XIV obwarowanym dokoła. Mur miejski dochował się częściami pod klasztorem Augustyanów i przy Skałce, nad Wisłą za Bonifratrami i przy starej Bóżnicy. W przeciwieństwie do krakowskiego, nakrytego równo dachówką, miał u góry krenelaż, nie miał przed sobą fosy, przymurku ani wału, co się tem tlomaczy, że Kazimierz był wyspą między dwoma ramionami Wisły, która go dobrze broniła. Od strony Krakowa stała baszta z bramą Glinianą, od strony przeciwnej była brama Wielicka, od wschodu nie było w ostatnich czasach żadnej bramy, niegdyś była tam Bocheńska, od zachodu Skawińska, z wysoką basztą. Na dawnych widokach widać tkwiące w murach Kazimierza dość wysokie baszty z wysokimi stożkowatymi lub piramidalnymi dachami, atoli rysunki te zbyt niedokładne, aby na nich dokładniejszy oprzeć opis. W każdym razie sięgały one średniowiecza, bo w aktach Kazimierskich w XIV w. wzmianki o murach, basztach, bramach, i mostach przed niemi, a sądząc z ogólnikowych rycin (patrz rycinę na str. 73 i 121) były podobne do krakowskich.

W Kazimierzu była osobno oddzielona dzielnica żydów, zdaje się jednak, że nie była to ich najdawniejsza siedziba. Żydów spotykamy w Krakowie od najdawniejszych czasów. Prawdopodobnie jeszcze przed zorganizowaniem państwa polskiego zapuszczali się oni z handlem głę- boko na północ i im prawdopodobnie zawdzięczają informacye dawni podróżnicy arabscy. Od w. XIII poczęli panujący polscy regulować sta-

Wnęti it

202

nowisko żydów t. zw. przywilejami, którą to nazwą do XVI w. obej- muje się pisemne ustawodawcze akty panujących: żydzi organizowali się w gminy, których podstawą była szkoła czy synagoga i okopisko, przed- stawicielami gminy byli t. zw. starsi. Ci sprawowali już w XiV w. sądo- wnictwo cywilne między żydami, sprawy karne z chrześcijanami rozsądzali wojewoda lub jego zastępca, zwany żydowskim sędzią, apelacya szła do króla. W w. XIV żydzi byli już dość liczni w Krakowie, gnieżdżąc się głó- wnie w południowo zachodniej części miasta, zajętej dziś głównie przez gmachy uniwersyteckie, między ul. Wiślną a św. Anny i w północnej części koło placu Szczepańskiego, jak to widać z aktów miejskich ówczesnych. Miechowita podał w swej kronice pod rokiem 1494, że król Olbracht przeniósł żydów na Kazimierz w okolice kościoła Św. Wawrzyńca na prośby obywateli krakowskich, którzy pożar w tym roku powstały nieo- strożności żydów przypisywali. Toż samo powtórzył Bielski w swej kro- nice. Dalej Kromer z dodatkiem: „Po którym czasie żydów mieszkanie, którzy dotąd rozprószeni po mieście mieszkali ... na Kazimierz jest przeniesione".

Niewątpliwie mieszkali jednak żydzi oddawna i w osadzie podskałe- cżnej, później Kazimierzem zwanej. Bóżnica ich (zwana starą) pochodzi według stylowych wskazówek z XIV w. (przerobiona w XVI w.). Napis na skarbonce ma datę 1407 roku zatem w końcu XIV w. mieszkali tam żydzi bez żadnej wątpliwości we wschodniej części Kazimierza koło starej bóżnicy. Było zwyczajem w średniowieczu przeznaczać żydom osobne dzielnice.

Północno-wschodnia część Kazimierza, obejmująca wielki kwadrat od ulicy krakowskiej na wschód ku starej synagodze, zwana jest w urzędo- wych dokumentach od XVi do XVIII w.: „żydowskiem miastem" i jest odgraniczoną od reszty Kazimierza parkanem, a częścią murem, oraz bramą. Na początku XVI w. znajdujemy już gotowem to żydowskie miasto, powstało więc już w średniowieczu.

Że już musiało istnieć znacznie przedtem, nim według kronikarzy prze- niesiono żydów na Kazimierz, dowodem dalszym jest to, że przeniesienie miało nastąpić po pożarze w r. 1494 w czerwcu, gdy tymczasem istnieje dokument z 27 lutego 1494 r., a więc z samego początku tego samego roku, zawierający ugodę co do wykonywania rzeźnictwa przez żydów na Kazimierzu, w której to ugodzie występują starsi żydowscy Kazimirscy, nie podobna zaś, aby dopiero w ciągu stycznia i lutego 1494 zorganizo- wano gminę żydowską, wybrano starszych, a zresztą treść tej ugody świad- czy o istnieniu dawnych zatargów z żydowskimi rzeźnikami Kazimierskimi. Granicę północną i wschodnią żydowskiego miasta tworzył obronny mur obwodowy miejski, granicę zachodnią ulica zwana dziś Krakowską, połu- dniową zaś ulica zwana dziś ulicą Józefa. Ta ostatnia granica była w XVI w. kilka razy ku południowi posuwaną dla rozszerzenia żydow- skiego miasta. Na zażalenie mieszczan wydał w r. 1539 król Zygmunt

203

rozporządzenie: „ponieważ doniesiono nam, że niewierni żydzi niei<onten- tując się tym zakątkiem na Kazimierzu, który przez naszycii przodków był im dany, i parkanem od reszty miasta oddzielonym, nietyiko najmują sobie domy poza tym zakątkiem, ale nawet kupują i na kupnych grun- tach nowe budują, która to rzecz tylu zbrodniom i nadużyciom okno otwiera... polecamy... aby niewierni żydzi trzymali się w swem ogro- dzeniu, po za zakątkiem swym ani w Krakowie ani na Kazimierzu mie- szkać nigdy nie śmieli, a cokolwiekby w przyszłości czyto kupili czyto najęli, chcemy to tak uważać, jakby ani kupili ani najęli etc." Nie bardzo widać trzymano się tego rozporządzenia, skoro w r. 1544 rajcy krakowscy wydali uchwałę zakazującą najmowania żydom sklepów i mieszkań pod karą 100 florenów, a na żałoby, że żydzi pokupili domy na Kazimierzu pod żydowskim miastem i prowadzą tam handel, król wcale nie skonfi- skował im domów, tylko polecił, aby je sprzedali, a handlu propinacyj- nego nie rozszerzali. Wkrótce jednak miasto Kazimierz mając małe do- chody ze słabo zaludnionych sąsiednich „żydowskiemu miastu" części, odsprzedało je żydom i pozwoliło przyłączyć do żydowskiego miasta.

W roku 1553 przed sądem grodzkim w Krakowie zawarli burmistrz i radcy siedzący i starsi Kazimierscy i Stradomscy ugodę, w imieniu całej rady i całego pospólstwa oraz starsi żydów Kazimierskich w imieniu swo- jem i całego pospólstwa żydów Kazimierskich, co do rozszerzenia żydow- skiego miasta, a to pod warunkiem, że otoczą się murem, który będzie miał trzy bramy czyli wrota, jedną przy murach miasta ku Podbrzeziu, drugą przy domu narożnym zwanym Orzechowskim ku placowi sukienni- ków, trzecią z bocznym przechodem w przecznicy ku kierkowowi, a po dokonaniu wykupna poszczególnych domów przez żydów w zakreślonym im obrębie, ma być trzecia brama skasowana.

Na przestrzeni za murami miasta dozwolono żydom przechadzek i użytkowanie pastwiska pod warunkami tymi samymi, pod którymi użyt- kowali chrześcijanie.

Za place zajęte pod całe żydowskie miasto mają żydzi odtąd płacić na potrzeby miasta rocznie ryczałt 35 florenów, kamień pieprzu i funt szafranu. Żydzi zobowiązali się w swym obrębie nie prowadzić propinacyi dla chrześcijan, nie sprzedawać im mięsa i utrzymywać mur miejski w swej dzielnicy (zewnętrzny).

W następnym roku zeznano dokument kupna pojedynczych gruntów dla żydowskiego miasta przez żydów z dokladnemi oznaczeniami i pomia- rami granic, a w r. 1566 zakazał król ponownie żydom kupować grunta poza odstąpionem im miejscem, jednak w r. 1583 odstąpiono im znowu kawałek gruntu koło kościoła św. Wawrzyńca z warunkiem oddzielenia go parkanem bez okien i drzwi od reszty miasta, co król Stefan Batory zatwierdził ').

') KI. Bąkowski: Historya miasta Kazimierza do XVI w Kraków 1903.

204

Kleparz i Stradom nie były obwarowane. Obwarowanie Krakowa i Kazimierza miało i w czasie pokoju wielkie znaczenie w przeszłości, która przedewszystkiem cierpiała na braku władzy rządowej. Swawolne kupy żołnierstwa własnego i najętego wałęsające się po kraju, będące plagą chłopów i małomieszczan, nie byłyby wiele zważały na przywileje królewskie, zwalniające Kraków i Kazimierz od stacyj wojskowych, gdyby nie mury i bramy. Takie większe miasta, jak Kraków i Lwów byty pe- wnemi oazami bezpieczeństwa dla siebie i okolicy, w których przynaj- mniej jaki taki porządek i bezpieczeństwo panowały, dlatego miasta te uszły losu jakiego nieraz doznawały Przemyśl, Rzeszów, Łańcut i inne mniejsze w domowych wojnach szlacheckich i w przechodach wojsk '). dzięki powadze swych murów i bram. W roku 1612 zdobył Koniecpolski klasztor Św. Agnieszki na Stradomiu i porwał stamtąd zakonnicę. Fakt takiej samowoli udał się dzięki temu, że Stradom byl nieobwarowany w Krakowie nie probowanoby takiego gwałtu... Szlachtr. przykrzyla sobie bardzo przepisy o zamykaniu bram miasta i zżymała się na konieczność proszenia burmistrza o pozwolenie przejazdu nocą przez bramy. Chcieli uzyskać dla siebie choćby prawo dowolnego przebywania bramy pobo- cznej pod zamkiem będącej. O to częste bywały spory. Jasne to z wielu zapisek i obostrzeń, a szczególnie z ordynacyi króla Stefana, przepisującej w r. 1579 porządek zamykania i otwierania bram także dochowała się w tej sprawie korespondencya biskupa Trzebickiego, ujmującego się do sądów kapturowych w tej sprawie za miastem w r. 1668").

Wejście do miasta i wyjście dozwolone było w zasadzie tylko od wschodu słońca do zachodu, a to i brak oświetlenia publicznego, zmu- szało do innego, niż dzisiaj, sposobu życia codziennego.

Z brzaskiem dnia strażnicy bram miejskich z łoskotem ciągnęli za łańcuchy, podnoszące w górę żelazne „brony", czyli kraty w bramach, otwierali bramy kluczami dostarczonemi przez wartę, drągami popychali przeciwwagę utrzymującą most zwodzony przed bramą, jako zasłonę no- cną bramy, grube belki dębowe, stanowiące przeciwwagę mostu, podno- siły się brzęcząc łańcuchami w górę pod sklepienie bramne, a most z hu- kiem spadał do poziomu i łączył próg bramy z przeciwległym brzegiem oddzielonym od niej fosą. Po moście wjeżdżały do miasta wozy, wózki i kolaski z towarami i przyjezdnymi. Celnicy miejscy dają znaczki na myto, lub odbierają uwalniające cedułki. Od północy bramą Sławkowską i Flo- ryańską dostawał się do miasta głównie nabiał, warzywa, drób, zboże, słoma, także i miedź ze Sławkowa i ołów z Olkusza, sukna i jedwabie francuskie, włoskie i niemieckie i śledzie z dalekiego brzegu i ulubiony kamień Pińczowski dla kamieniarzy i marmur Dębnicki i Chęciński. Tędy nadjeżdżała poczta warszawska i posłańcy królewscy od Litwy i Moskwy

') Wład. Łoziński: Prawem i lewem. Lwów 1907. •) 1. Łepkowski: O zabytkach etc. Kraków 1866.

205

i Szweda. Do bramy Grodzkiej dąży}y wozy bafwanami soli wielickiej napełnione, z kamieniem łamanym z Krzemionek, z „sadzawicami", napeł- nionemi wodą, w której ryby wiślane pluskały, z kufami wina węgierskiego i sztabami miedzi węgierskiej. Do Wiśinej: wozy z węglem drewnianym i budulcem, Wisłą spławianym, z worami zboża z galarów, jedynie w Nowej i Mikołajskiej bramie ruch niewielki, bo stąd nie szedł żaden

Zamek na Wawelu od strony północno-zachodniej.

handlowy gościniec, tylko droga do folwarków i wsi; jedynie cegielnie Grzegórzeckie czasem wzmagały ruch wozowy w tej stronie. Podobnież w furcie Szewskiej ruch mały tędy dostarczają ogrodnicy Łobzowscy i Czarnowiejscy oraz okoliczni włościanie warzyw i nabiału. Na nieró- wnych, szutrowanych, lub grubymi okrąglakami i kamieniami wyłożonych ulicach, od czasu do czasu zarył się w błoto i rumy ciężko naładowany wóz, tamując cały ruch, go wśród kłótni i wymyślań woźniców nare- szcie ruszono z miejsca. Tu i owdzie butny szlachcic wymyślał z bryczki

206

lub kolaski, że mu dość rychło nie ustępują z drogi. 1 pieszy ruch wczas rano się poczynał: na głos dzwonków kościelnych spieszyli wierni do kościołów, a potem do swych kramów, straganów, ławek, jatek i sklepów po placach i ulicach porozstawianych, bo po domach prowadzili swój proceder tylko panowie aptekarze, drukarze, winiarze, gospodnicy, bro- warnicy, golibrody, bankierzy i t. p. negocyanci reszta mieszkała w domu i warsztat w nim utrzymywała, ale sprzedawała na miejscach publicznych. Cały ruch dążył ku Rynkowi, bo tu musiano ważyć towary w miejskiej wadze, tu w Sukiennicach i kramach największy był ruch handlowy, tu w ratuszu załatwiano wszelakie sprawy sądowe, policyjne i podatkowe.

Północną część rynku zwano targiem kurzym, południową węglowym.

Obok przekupek uwijali się „spekulanci dziwnych kwestów (zysków) chciwi" (oszuści i złodzieje kieszonkowi), najemnicy, robotnicy „z drągiem na mixtacie" (znakiem, że szukają zajęcia, z niemieckiego Mietstag), szewcy, rozpychający buty na ciasnych prawidłach, krawcy prujący ciasne ubrania i zaraz zaszywający, a ustawiczne klepanie młotów i młotków, dolatujące z okolicznych warsztatów, wzmagało hałas targujących.

Kolo wag przy Sukiennicach rzędami stawały obładowane towarami furmanki, odbywające dalekie drogi od Tatarszczyzny do Bałtyku, Wiednia i Budy, otoczone kupcami w strojach różnych narodów.

Od najdawniejszych czasów we wtorki i piątki odbywał się targ na rynku na nabiał i ziemiopłody. Na znak rozpoczęcia wieszano kapelusz na palu i od dawien dawna przykazanem było, aby przekupniowie i prze- kupki nie ważyły się w mieście na sprzedaż kupować, póki chorągiewka na Rynku stać będzie (t. j. aby obywatele mogli wprost od producentów, a więc taniej, kupować).

Z ratusza wychodzi „przezorny" woźny i stanąwszy na rogu Rynku zatrąbił trzechkrotnie. Zbiegi się ttum ku niemu, wiedząc, że ma wysłu- chać „przykazania urzędów". Woźny dobywa papieru i czyta donośnym głosem: „Panowie raczcie wiedzieć, urzędy nakazują, aby żaden do domów swych przyjeżdżających tu do Krakowa nie przyjmował, nie daw- szy wiadomości wprzód o tem urzędowi, także i zakonników, którzy z różnych miejsc przyjeżdżają; także aby żaden z poddanych tak szlache- ckich jako i duchownych na targ tu nie ważyli się przyjeżdżać bez atestaty pana swego, że z dobrego powietrza jedzie. Ubodzy obcy, także i ludzie luźni, aby w mieście jako i w przedmieściach nie bawili się, bo ich wy- pędzać będą. Tandeta tak na miejscu zwyczajnem jako i pod kamienicami aby nie była wykładana; w piwnicach aby nie przechowywano na noc łotrów i inszych luźnych ludzi, pod karaniem surowem".

Woźny idzie na inne rogi rynku, place i rozstaje ulic, powtarzając ogłoszenie, a w tłumie kotłuje się przerażająca wiadomość : „Mór!" „Mo- rowa zaraza się pokazała!" Kościoły napełniają się modlącymi „od po- wietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie!" Chłopkowie wraca- jący z miasta roznoszą wieść po okolicy.

207

Dalej „pod kościołem Wszystkich Świętych (dziś plac przed Magi- stratem) znajdują się luźne osoby, które przy murach ławki sobie stawiają i na nich towarki swoje, jako to obrazki cudzoziemskie papierowe i par- gaminowe, także noże różne, paciorki, pierścienie, grzebienie i insze do towaru kramarskiego należące rzeczy wykładają, albo przy murze do sznur- ków przypinają". Wazki ten plac, czyli przedłużenie ulicy Franciszkańskiej, zwano Psim rynkiem.

A przed kościołem Dominikańskim kramarze rozsiedli się z różańcami, obrazkami świętych, książkami do nabożeństwa, kichlarze (cukiernicy) z pier- nikami i ciastkami, piekarze z pieczywem.

Na Małym Rynku zapach z daleka zdradza jatki rzeźnicze, cały plac zajmujące, oprócz małego skrawka dla wendety t. j. przedaży starzyzny. Ubóstwo obsiada wejścia kościołów.

Wśród ruchu i zgiełku tu i owdzie robi się awantura: tu dwie prze- kupki się kłócą, bo jedna „nastąpiła drugiej na uczciwość", tam dwaj są- siedzi Broży (Ambroży) i Jan „co w kramiech koło siebie siedzieli" nie mniej głośno wzywają się przed hutmana ratusznego, bo Broży powiedział Janowi „że go wyświecą", a Jan Brożemu „że jest złodziej" ; tam Regina kucharka „czyniła molestye" p. Pawłowi Szczebicowi, z którym miała pewną okoliczność, owdzie starsi cechu murarzy biorą na ratusz paru murarczyków, że śmieli „szturować" t. j. robić na własny rachunek ale gorzej było, gdy ktoś komu „drogę zastąpił" a drugi „jął swego zdro- wia bronić" a długo trzeba było czekać, nim ktoś sprowadził wartę z ratusza i cyrulika. Komenda warty patryarchalna: „Macieju! idźcie na- przód, a reszta za nim gęsiego!" „Teraz obróćcie się tyłem do domu pana Wytyszkiewicza, Michale stańcie z krają, a wy koło niego i ławą naprzód !"

Koło południa zmniejszał się ruch uliczny. Kramarze, przekupnie, jedli przyniesiony im z domu posiłek i pod podcieniami domów rozma- wiali ze sąsiadami, na ławeczkach kamiennych, które często przed domami murowano, zasiadali na chwilę spoczynku kupcy i rzemieślnicy, ale wra- cają do interesu, gdy ich zawołają ze sklepu czy warsztatu. A gdy deszcz zaczął kropić, chowano czemprędzej towary po straganach i kramach, okrywano płachtami przed ulewą i wichrem. Z ulewą uciekali wszyscy co żywo z ulicy, bo rynny dachowe w poprzek na parę łokci w ulicę wysta- jące, wyrzucały z dwupiętrowej wysokości całe wodospady, które szumiąc żłobiły dziury w środku ulicy i w mgnieniu oka zalewały drogę, a woda zmieszana z kurzem i gnojem rozlewała morze błota między domami, utrudniając na długo komunikacyę. Już słońce długo wygrzewało, a ulice jeszcze zalane błotem, z którego wystają wyższe miejsca nierównej drogi jak wyspy. Przechodzień w lepszych sukniach, chcąc przejść na drugą stronę ulicy, upatruje w pobliżu paru kamieni i cegieł, rzuca je w błoto i ostrożnie stawia nogi na nich, chroniąc się od stąpnięcia w kałużę nie- wiadomej głębokości. Gdzieś na piętrze otwiera się okno, z niego wylewa

208

się nagle cebrzyk pomyj przechodzień klnie i wyzywa, grożąc skargą do urzędu, a nim parę kroków zrobił, obryzguje go btoto bryzgające z pod turkoczącego, długiego i ciężkiego „szrot wagenu" t. j. wozu miejskiego rozwożącego przez woźniców ratuszowycii piwo do gospod, rozwóz piwa to monopol miejski i środek opodatkowania piwa.

Popołudniu ruch na ulicach mniejszy. Jedni idą na nieszpory, drudzy zaglądają do gospod, gdzie zamiejscowi dowiadują się o sprawach miej- skich i państwowych od mieszczan, miejscowi od tamtych o wypadkach z za murów miasta, o żniwach, gradach, o pochodach wojsk, kontrybu- cyach kwaterunkowych i rozbojach i wszyscy narzekają na ciężkie czasy.

Zwolna zbliża się wieczór. Przekupnie pakują swoje towary ze stra- ganów i z ławek, rzeźnicy pędzą zakupione bydło do stajen i rzeźni, w bra- mach miejskich toczą się wozy opróżnione z towarów przywiezionych, lub naładowane na nowo wywożonymi z miasta.

O zmierzchu zaludniają się gospody nowymi gośćmi: brać cechowa skończyła pracę dzienną i idzie zabawić się t. j. popijać w gospodzie miód lub piwo, przysłuchiwać się opowiadaniom lub zagrać w kości. Przybyły z daleka wędrowny czeladnik znajduje najwięcej słuchaczy, bo opowiada o wojnie cesarza chrześcijańskiego, o niebezpiecznej wędrówce między nie- przyjacielskiemi wojskami, o obrabowaniu go przez ciurów i o cudownem uratowaniu życia z tej przygody, jako się dziecko o dwóch głowach gdzieś tam urodziło, jako wedle niechybnej przepowiedni jednego astrologa nie- długo będzie wielka wojna, jako wspaniały pogrzeb miał jeden książę, jako wielki potop w jakimś tam kraju dalekim pogrążył kraje i męże i jako na zachodzie deszcz krwawy padał, a w chmurach widać było rycerzy walczących . . .

Przed zachodem słońca przez kwadrans cały odzywa się dzwon ratu- szny, aby ludzie za miastem mieszkający wychodzili, bo będą bramy miej- skie zamykać, a ludzie miejscy będący za miastem, aby wracali, jeźli nie chcą zastać bram zamkniętych.

Porucznik straży miejskiej komenderuje jednego unteroficyera do pana prezydenta po klucze od bram miejskich, dowiadując się, azali nie każe na kogo czekać z otwartą bramą i którą? Potem jeden unterohcyer w jedną, drugi w drugą stronę miasta idą ze strażnikami zamykać bramy, a klucze oddają stróżom nocnym.

W czasach niepewnych jeszcze po capstrzyku warty obchodzą bramy miejskie, rewidując, jeśli należycie zamknięte.

Z nastaniem ciemności zamykano z trzaskiem bramy domów, zwykle dla mocy żelazną blachą i gwoździami obijane, zasuwając od wewnątrz potężną zaporą, zamykano okiennice, a cisza i ciemność zalegały miasto. Gdzieniegdzie płonęła latarnia przed figurą lub obrazem świętego, ówdzie blask z okien rzucał nieco światła na ulicę, a spóźniony przechodzień sam dźwigał latarnię, albo bogatszy spieszył za służącym, niosącym pochodnię. Panów w powozach lub lektykach, otaczali hajducy z pochodniami. Do

209

dziś dnia przy bramach niektórych kamienic stoją oparte o ścianę lub przy filarze ukośnie wmurowane płaskie kamienie, z okrąglemi zagłębie- niami, w któreto zagłębienia wtykano płonące końce pochodni dla zaga- szenia ich. W czasie uroczystości na szczególne polecenie, oświecano cza- sowo ulice zewnątrz domów, bądź przez iluminacyę okien. Na wjazd Henryka Walezego 1574 r. poleciła Rada miasta „aby przynajmniej przez 3 niedziele od wjazdu króla, przed każdym domem wywieszono latarnię z świecą szelągową, w rynku na 3 łokcie od domu, a w ulicach na dwa łokcie od domu, od zmierzchu do wypalenia się świecy, pod wielką winą, inaczej winny zapłaci karę „bez wszelkiego miłosierdzia".

W końcu Will w. zaprowadzono składkę „latarnianą", z której oświecano skręty ulic i mosty.

Od czasu do czasu rozlegał się gl^os rogu stróża nocnego, a wkrótce po umilknięciu tego otrąbienia błysnęła w ciemności latarka, oświecająca prastarą postać, kroczącą zwolna w długim płaszczu z kapturem, z ha- labardą w dłoni. Przystanął i według starodawnego zwyczaju zanucił:

Hej panowie gospodarze ! Już dziesiąta na zegarze! Strzeżcie ognia i złodzieja, Chwalcie Boga Dobrodzieja!

A W tem raz po raz począł bić dzwon na wieży Maryackiej. Ogień ! zawołał stróż nocny i upatruje łuny na niebie na skręcie ulicy dojrzał łunę od północy. Gdzieś koło Kleparza się pali ! Ogień ! Stuka halabardą w bramy i biegnie do pana rurmistrza na Żydowską ulicę, już i z bram wychodzą ludzie, więc śle jednego z nich na ratusz do pana hutmana. Dzwon bije, ludzie okrzykują ogień, wychodzą na ulicę i pocieszają się, że to za murami miasta. Ale łuna się zwiększa. Wiatr rzucił iskry na gon- towy dach przy murach i zaczyna się palić dom miejski. W sieniach do- mów wisiały obowiązkowo osęki, drabiny i wiaderka, więc porywają je i biegną ku ogniowi, pojawia się warta z pochodniami, z okien wyglądają zaniepokojone białogłowy; przy ogniu tłumy bezradne, bo niema wody; wynoszą rzeczy z domu, rozrywają osękami dach, od czasu do czasu wylewają po konewce wody, zaczerpniętej z niedalekiej studni, sąsiedzi wystawiają w oknach obrazki świętych. Nareszcie na skrzypiącym wózku przywieźli laziebnicy wannę z wodą (z której połowę po drodze wychia- pali z powodu skakania wózka po wybojach), przyjechali i woziwody z paru beczkami wody, wdrapali się cieśle po drabinach i nuż wylewać podawane łańcuchem rąk konewki i wiaderka z wodą. Chwała Bogu, wiatr był słaby, dachy deszczem zmoczone, więc pożar ugaszono i nie- rozszerzył się dalej. Niewielkie jeszcze nieszczęście parę dachów spalo- nych, kilka ran i oparzeń, trochę zrujnowanych rzeczy, jeden przydybany na kradzieży złodziej, ubity przy ucieczce halabardą przez stróża nocnego . . .

Inny obraz przedstawiało miasto w niedzielę i święta. Święcenia prze- strzegano pilnie, ustawał wszelki ruch handlowy i przemysłowy, sklepy,

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. j^

210

kramy i gospody pozamykane z rana, bo już w XVI w. przepisała Rada miejska „aby nikt w niedzielę i wielkie święta podczas mszy, piwa, wina, miodu pod karą grzywny nie szynkowa^ i pod karą tąż nie ważył się rąbać ani wozić drzewa lub ważyć piwa". W r. 1590 rada nakazuje cechowi chirurgów czyli balwierzy, aby w niedzielę nikomu głowy ani brody nie strzygli ani nie golili, bo przy tej robocie wiele ekscessów w piciu wina grzanego i innych rzeczach się dzieje, co uwłacza świętemu dniowi. Po- dobny zakaz wydała rada m. Kazimierza w r. 1611. Ubrani odświętnie mieszczanie i mieszczanki z dziećmi i czeladzią przepełniali kościoły; rzadko które święto obeszło się bez uroczystej procesyi w tej lub owej parafii.

Dopiero po południu otwierano gospody, jedyne miejsca większych zebrań towarzyskich, cechy odprawiały w nich swój „szynk przyzwoity", w jednej izbie mistrzowie, w drugiej towarzysze, w innej niecechowi goście, przybywający na napitek i pogawędkę. We święta też najczęściej odpra- wiano domowe uroczystości, chrzciny i wesela, a raczono się mimo za- kazów tak obficie, że od najdawniejszych czasów poniedziałek (Biaumon- tag) był dniem najmniej pracowitym w warsztatach, bo czeladź jeszcze nie wytrzeźwiała po trunkach, a zakazy „poniedziałkowania" nie wiele widać pomagały, bo często się spotyka ich powtarzanie.

Część mieszczaństwa szła znowu na „celestat" t. j. strzelnicę miejską, ucząc się strzelać na wypadek potrzeby obrony miasta, dawniej z łuków i kusz, potem z rusznic i samopałów.

Po wybębnieniu capstrzyku zamykano gospody, wracali wszyscy do domów, a cisza zalegała miasto. Ukradkiem pili jeszcze niektórzy po go- spodach, gdzie musieli już rana doczekać, bo nocą niełatwo było dostać się do domów, gdyż furty domów do których dzwonków nie było zamknięto.

Rozeta z suiitu n.i Wawelu.

ROZDZIAŁ XI.

Zabytki strojów liturgicznych opisy, obrazy, rzeźby zmienność strojów, mody - mnogość nazw pierwotna zdobność, zbytel<, broń wpływ klimatu na strój ustawy przeciw zbytkom, ich cel strój księży ~ średniowieczne ubiory - ubiory uniwersyteckie - przywrócenie togi i biretów strój w ostatnich chwilach bytu Rzpltej polskiej - kontusz, żupan, pas, buty szabla czapka stroje cudzo- ziemskie — ubiory mieszczan na początku XIX w. czamara ubiory żydowskie.

Znikomość szat łatwo tłumaczy niezacłiowanie się oryginalnych strojów z lat odieglycti, a rzadi<ość ich nawet z czasów stosunkowo nam bliższych. Dochowały się po muzeach i skarbcach jedynie drobne histo- ryczne resztki po królach i magnatach, cenne stroje liturgiczne, nieraz ze świeckich szat pobożną ręką na ofiarę dla kościoła przerobione, zre- sztą chcąc zrekonstruować strój dawny z pewnej epoki, potrzeba mozol- nych studyów, porównywania opisów, drobnych i rozrzuconych po rozmai- t>'ch pismach wzmianek, z portretami, obrazami, rzeźbami, nagrobkami i t. d. Trudności nasuwają się tu znaczne, bo i dawniej znano mody, nieraz jeden rok lub kilka lat, przegradzające opis od porównywanego portretu lub obrazu, wprowadzały zmianę w ubiór, łatwo więc popaść w anachronizm i pomieszanie strojów. Również stan, godność, zamożność wpływały na różnicę stroju, tak, że należy tylko z największą ostrożnością wprowadzać pewne twierdzenia stanowcze. Nieraz drobna zmiana w kroju, lub rodzaj materyału użytego, tworzyły nowość osobnem mianem nazywaną, skut- kiem czego spotykamy całe setki nazwisk strojów ■). które właściwie nic nie objaśniają rzeczy, owszem utrudniają odgadnięcie treści i formy.

VVielu pisarzy XVI i X\'ll w. wspomina zmienność ubiorów szlachty. Mieszczanie szli za jej przykładem a „Prawy rycerz" Starowolskiego żali się: „Nie możemy rozeznać w rysiach organisty od senatora, ani w bławacie rzemieślnika od szlachcica", a Pasek pisze w swych pa- miętnikach: Bo taki zwyczaj u nas w Polsce, że choć kto suknią na

nice wywróci, to mówią: że to moda i potem ta moda ma wielką kom- placencyą u ludzi, póki nie przyjdzie do prostych ludzi. Co ja pamiętam odmiennej coraz mody w sukniach, w czapkach, w butach, szablach, w rzą- dzikach, i w każdym apparacie wojennym i domowym, nawet w czupry- nach, w gestach, stąpaniu i w witaniu! Nie spisałby tego na dziesięciu

') Łukasz Gołębiowski: Ubiory w Polsce od najdawniejszych czasów.

14*

212

skórach wołowych! Za rok albo i prędzej: „nie moda, nie tak zażywają", to psuj, to przerabiaj, albo na tandetę daj, a inszy sprawuj; bo musiałbyś się z tem chyba między domowemi ścianami prezentować, inaczej między ludzi wyjechawszy to zaraz jako wróble na sowę dziw, zaraz palcem po- kazują, zaraz mówią, że ten strój pamięta potop. O damach i ich wymy- słach nic nie mówię, bo bym wszystką księgę zapisał materyą".

Nie brak licznych narzekań i satyr na skłonność, zwłaszcza kobiet wszelkich stanów, do strojności i zmiany mody.

Im dalej wstecz historyi wszystkich ludów się cofnąć, tem większy widać popęd do strojności : już w epoce przedhistorycznej znajduje się częściej wykopaliska odnoszące się do stroju, niż do użytku zwykłego, mieszkańcy grot lub lepianek z chrustu i gliny, chat dymnych, nosili już naramienniki, pierścienie, szpile, naszyjniki, diademy cywilizacya przy- nosi inne potrzeby, strój nie imponuje dziś nikomu, suknia codzienna służy potrzebie i wygodzie, stąd staje się kosmopolityczną, ujednostajnioną w ca- łym świecie, błyskotki i barwy zostały jeszcze na mundurach wojsko- wych, jako resztka dawnego barbarzyństwa strojności.

Na uksztahowanie się strojów narodowych wpływał od najdawniej- szych czasów przedewszystkiem klimat: w krajach ciepłych południowych przyjęły się ubiory kuse, lekkie, w północnych długie, ciężkie. W Polsce więc wyrobił się typ sukni zasadniczy w postaci tej ostatniej, t. j. sukni przedewszystkiem ciepłej, a główną jej częścią jest żupan, futrzana czapka i buty z cholewami, zarówno u ludu jak u szlachty i mieszczan, do któ- rych to sukien w biegu czasu przybywały zmiany w kroju i dodatki strojne, głównie pod wpływami wschodnimi (kontusz, u ludu sukmana), wyloty, pasy, guzy, potem skromniejsza cza mara; szabla, z powodu małego dawniej bezpieczeństwa stała się od dawien dawna nieodzownem uzupeł- nieniem stroju.

Obok barwności dawnych strojów, wywołanej barbarzyńskiem zami- łowaniem do strojności i pewną potrzebą zadowolenia pragnień piękna drugą cechą ich jest: zbytek, który wywołany był stosunkiem stanu ekonomicznego do potrzeb cywilizacyjnych i do sposobu użycia majątku dla dogodzenia sobie i rodzinie. Dawne czasy nie znały tych sposobów uprzyjemnienia życia, jakimi rozporządzamy: nie znano dzisiejszej łatwej kolejowej krótkiej przejażdżki za granicę, wyjazdu na „świeże powietrze", teatrów, koncertów, kasyn, bali, rautów, festynów i t. p. tysiącznych spo- sobów do wydawania pieniędzy; zamożny człowiek dawnych czasów uży- wał pieniędzy na kosztowną budowę domu, na obfitą kuchnię, kosztowny strój, ozdobiony cennemi futrami, z drogiego wyborowego materyału, z obfitem użyciem złota na łańcuchy, pierścienie, guzy, nawet drogich kamieni, kosztownej broni przy boku.

W owej epoce zamiłowania do strojności i zbytku przyjęły się u wszystkich narodów mimo zmian mody, pewne zasadni- cze kształty sukni i broni przy boku noszonej, powstały stroje na-

213

rodowe, a dlatego właśnie, że ustaliły się w epoce strojności i zbytku, odznaczają się stroje narodowe dro gościa, czy one hiszpańskie, czy włoskie, francuskie, węgierskie, polskie, a jeżeli dodamy, że strój ten wymaga kilku garniturów na pory roku, na żałobę, na uroczystość, lub na codzienny użytek, to zrozumiemy, że on jest za drogi na dzisiejsze stosunki.

Sebastyan i Urszula Montelupiowie (z pomnika w kościele N. P. Maryi)

Tak było wszędzie. Macchiavelli ubolewa w swojej tiistoryi florenckiej pod r. 1471/2 nad zbytkiem na ubrania, uczty. „Młodzi ludzie... swoją troskliwość i pracę obracali głównie na to, aby w stroju wspaniale... występować". Pojawiały się ustawy przeciw zbytkom, które jednak nie znały jeszcze praktycznego celu skierowania wydatków ku pożyteczniej- szym celom, lecz kierowały się moralnym, przez Kościół dyktowanym celem umiarkowania użycia, później ustawy zwracały się w tym kierunku

214

tylko przeciw mieszczanom, aby umniejszyć szlachcie konkurencyi w na- bywaniu cennych przedmiotów konsumcyi.

Według wiikierza krakowskiego z r. 1378 „żadnej dziewicy lub mężatce nie wolno jest używać złotych lub srebrnych pasamonów, ani pereł na sukniach i odzieniu, ani kulek, ani haftów, tylko skromne pasamony, łokieć nie droższy jak groszy sześć", inny wilkierz wzbrania czeladnikom i dziewczętom służebnym używania trzewików, dozwalając tylko trepków, mężczyznom krótkich sukni, i przestrzega przed używaniem ponad stan zbytkownych szat.

Ustawa z r. 1478 zakazywała mieszczanom, ich żonom i dzieciom noszenia srebrnych pasów cięższych nad 3 grzywny srebra, pod karą kopy groszy; rzemieślnikom, ich żonom i czeladnikom zakazywano noszenia koronek, wypustek u sukien i butów, otwartych kaftanów i t. p., paniom i pannom zakrywania twarzy, „żeby chodziła jawnie, wedle starego zwy- czaju, aby się wiedziało, jak każdą uczcić stosownie do jej godności".

W roku 1495 wydano dalej zakaz, żeby żadna mieszczanka nie nosiła aksamitnych, atłasowych lub adamaszkowych sukien.

W XVI w. wyszły z użycia przepisy przeciw zbytkom i poszły w za- pomnienie. Pod wpływem humanizmu i renesansu uważano zbytek za objaw kultury i smaku, dopiero później zaczęto w sposób bądź literacki, bądź kaznodziejski występować przeciw zbytkowi ze względów moralnych i ekonomicznych jednak zasad tych nie stosowano do szlachty, wre- szcie i w xvii w. odezwało się i ustawodawstwo państwowe w tym wzglę- dzie — ale tylko przeciw „plebejom" t. j. mieszczaństwu ').

Konstytucya sejmowa z roku 1613 jest pierwszą ustawą państwową, wypowiadającą walkę zbytkowi pod wpływem nawoływań literatury poli- tycznej. „Widząc w tem bydź wielką szkodę Rzeczypospolitej i chcąc stan szlachecki w tem mieć różny a plebeis, postanawiamy: aby żaden mie- szczanin ani plebejus, excepto Magistratu, nie śmiał zażywać szat jedwa- bnych i podszewek, także futer kosztownych, okrom lisich i innych podlej- szych, także w szafianie, aby żaden z tych nie chodził. .." Zwyciężyło więc na sejmie zapatrywanie, które za granicą należało już wówczas do stano- wczo przeżytych i porzuconych, prawa zbytkowe obok swojej ekono- micznej funkcyi powinny być także bronią w walce opóźniającej zrównanie stanów.

Następna konstytucya, która się do tej kwestyi odnosi, pochodzi z r. 1620. 1 ta stoi na podobnem stanowisku. Ponieważ plebejusze zaku- pują rzeczy zbytkowe „przez co pretia rerum w górę idą" przeto zabrania im się kupować nadal jedwabiów i futer. Konstytucya dalsza z r. 1629, ponawia te zakazy zagrażając, że winni ich przekroczenia będą musieli płacić „loco poene" od siebie, żony, dzieci i czeladzi od każdej osoby po

') Stan. Estreicher: Ustawy przeciw zbytkowi w Krakowie. Rocznik krak. T. I.

215

złotemu co roku. Faktycznie jest to więc złagodzeniem tych zakazów, wprowadzeniem niejako podatku zbytkowego.

Ostrzej brzmi konstytucya następna, z r. 1665 pochodząca, wydana i dla Korony i dla Litwy, zagrażająca mieszczanom bogatszym karą 1000 grzywien, a uboższym karą 200 grzywien, z której to kary ma za- brać połowę delator. Konstytucyę wznowiono w latach 1659 i 1683.

Zbytek mieszczański był pospolitym argumentem w ustach posłów sejmowych, kiedy popierali nakładanie nowych ciężarów na miasta Rze-

mm

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. Mieszczanie krakowscy w polowie XVII w.

czypospoiitej, to też sama rada miejska krakowska uchwaliła w r. 1643 zakaz droższych strojów niewieścich „zważając, że wspaniałe ubrania nie- których niewiast krakowskich wywołują w szlachcie wielką nienawiść do miasta".

Na wyższym nieco stanowisku stanęły sejmy z roku 1776 i 1780 w kwestyi zbytkowej, regulując w duchu ściśle merkantylistycznym, ale wydając przepisy te o dwieście lat spóźnione.

Przepisy z r. 1776 zabraniają osobom stanu nieszlacheckiego używać złota, srebra, pereł, klejnotów, koronek, drogich futer, szpad i szabel; zakazują wszystkim obywatelom bez wyjątku ubierania służby swojej

216

w suknie i przybory sprowadzone z zagranicy, to jest nie wytworzone z materyi, „które w krajach Rzeczypospolitej wyrabiane są"; zakazują dalej wszystkim, aby używali zagranicznych skór do obuwia, siedzeń, szo- rów i oporządzeń końskich ; zakazują wreszcie zażywania powozów, szkła i farfur za granicą robionych.

Nacisk na szlachtę wywarty nie jest więc silny, ale stanowi zawsze pewien postęp w stosunku do ustaw zeszłego wieku. Konstytucya stara się go powiększyć, wprowadzając mundury wojewódzkie, które tylko szla- chcie ma być wolno nosić, a któreto mundury tylko z krajowego sukna robione być mogą „co jednak noszenia inszych nie mundurowanych sukien nikomu nie zagradza". Celem tego urządzenia ma być, jak mówi ustawa: „zachęcić krajowe manufaktury a przeto wychodzącym za granicę pienią- dzom niejaką uczynić tamę".

W roku 1786 założono w Krakowie fabrykę sukna, która jakiś czas dostarczała mieszczaństwu i szlachcie krajowego materyału na ubrania. Wszystkie te przepisy były już spóźnione, zapoczątkowany przemysł kra- jowy upadł wkrótce skutkiem rozbiorów a tak przez cały prawie ciąg istnienia Rzpitej, zagranica ciągnęła zyski z Polski, dostarczając jej prze- ważnej części artykułów konsumcyi stroju, bo tylko biedniejsi mieszczanie i chłopi poprzestawali na skromnych krajowych suknach, bogatsi i cala szlachta okrywała się materyałami zagranicznymi.

Energiczniejszymi przepisy z r. 1780. Od publikacyi tego prawa za rok zostaje zabronione „wszystkim bez żadnej ekscepcyi stanom i płci" noszenie szat kosztownych, używanie galonów, złota i srebra ciągnionego, ubierania liberyi bogato, kupowanie mebli drogich zagranicznych, wpro- wadzanie klejnotów.

Ubiory z przed XV wieku odtwarzać trzeba z drobnych szczegółów opisowych, miniatur, porównań z sąsiadami. Najwięcej materyału do po- znania stroju zachowało się co do panującego, rycerstwa i duchowieństwa. To ostatnie w życiu codziennem używało pierwotnie stroju powszechnego krajowego. Przepisy z Xlii w. zakazują mu tylko szat jaskrawych: czer- wonych, zielonawych, pstrych, lub kwiecistych, zbyt długich, lub zbyt krótkich, z niestosownymi rękawami, buty mają być nieściągane i nie spi- czaste. W Krakowie już od Xl\' wieku przyjmują księża strój poważny duchowny, biskupi grożą karami za używanie szat świeckich, a strój ten ustala się po tern coraz silniej, jako czarna długa rewerenda, czarne buty, na głowie czapka futrzana lub biret kanonicy nosili oczywiście swoje odznaki: pelerynkę, łańcuch, pierścienie.

Z wieku XIV a więcej jeszcze z XV zachował się obfitszy materyał malarski i rzeźbiarski. Nie znający archeologii średniowieczni malarze i rzeźbiarze tworzyli sceny religijne w strojach sobie współczesnych, a w ich tryptykach i obrazach cechowych XV wieku widzimy stroje ówczesne: długie fałdziste szaty, często futrem podbijane, szerokie rękawy rozpinane lub lejkowate, nakrycia głowy kapeluszowe lub czapkowe, spiczaste buty.

217

Od w. XVI przybywa więcej materyału do poznawania stroju w nagrob- kach, rycinach, a potem i w portretach. Z archeologiczną wiernością od- tworzył dawne postacie mieszczańskie, głównie krakowskie, Matejko w wielu tablicach swoich „Ubiorów w Polsce 1200—1794".

Przez cale wieki poprzednie strój miejski podlega! wpływom zacho- dnim, były w nim niemieckie i włoskie suknie, dopiero od XVII wieku wprowadziły wojny z Turkami naprzód u szlachty, a potem i w miastach wpływ wschodni odtąd wchodzi w użycie kontusz i staje się typem ubioru polskiego.

v;.\UM,y.;..

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. Mieszczanie krakowscy na procesyi.

W XVIII wieku począł się gwałtownie wdzierać strój francuski, opa- nował dwór królewski i magnateryą, ale nie objął ogółu. Po miastach, jako łatwiej ściągających cudzoziemców, pojawiały się też stroje francuskie, ale ogół został przy żupanie i kontuszu.

Duchowieństwo i wyrosły z niego głównie uniwersytet stanowiły w mieście odrębne stany, różniły się strojem od ogółu. Profesorowie byli przeważnie księżmi, duchownego więc używali stroju, studenci dopiero ze wzrostem liczby i liczniejszym napływem szlachty, z pomnożeniem się kol- legiów, nadających więcej świecki charakter uniwersytetowi, za wyjściem z użycia przestarzałych dawnych przepisów o ubiorach, zaczęli używać powszechnego stroju w miarę zamożności.

218

Uniwersytet wyrósł z podstawy kościelnej, nic też dziwnego, że i cha- raiśter kościelny po późne czasy jest na nim nadto widoczny. Przebija się i w ubiorach tak profesorów jak i uczniów. W pierwszych czasach istnienia uniwersytetu i przez cały wiek XV, jako nakrycie głowy służyła ówczesnemu studentowi zwykła kapuca, zupełnie złączona ze suknią. Uży- wano jednak równocześnie i czapek, zwanych myckami, ze zwykłego sukna lub też z kitajki, czy czamletu. W wieku XVi wychodzą kapuce z użycia, czapki jednak, owe mycki (mitra), zostają i nadal. Na odzienie żaka skła- dała się koszula (interula), obcisłe spodnie, serdak czyli kaftan z rękawami, barwy czarnej lub czerwonej, na to wszystko wdziewał tunikę, którą przy- wiązywał w pasie, podobnie jak to czynią dziś żydzi. Tuniki te były roz- maite. Były i purpurowe i szare, zwane dzikiemi i niebieskie, zielone, bru- natne, nawet i żółte. Zwano je też rozmaicie. W początkach XVI wieku skrócono tuniki tak, że teraz student mógł się swobodniej poruszać. Skró- cona tunika zwała się germakiem lub topieniakiem. Do egzaminu i uro- czystości uniwersyteckich przywdziewali długą po kostki togę, zwaną tabardem, drapując w piękne fałdy. Biret i przy uroczystościach pozo- stawał ten sam. Studenci starają się zdjąć z tego stroju charakter ducho- wny, strojąc mycki w kitajkę, jako też i rozmaite pióra złocone, lub prze- pasując je złotą wstążką, wprowadzając krzyczące barwy tunik i delij, a buciki takiego eleganta musiały bić w oczy swą czerwoną, brunatną lub zieloną barwą. Zamiast tunik, już z początkiem XVI w. używają sukni krótkich, z rękawami przedziurawionymi i takimi, z których „cała ręka wyłazi", t. j. jak się wyraża ustawa z r. 1533, używają strojów na kształt zaciężnych żołnierzy lub dworzan, przez co student od świeckiego nie może być odróżnionym. Zamiast zwykłych mycek duchownych wprowa- dzono świeckie wełniane lub barankowe, z ogonami na uszy spadającymi. A jeżeli używano biretów, to były w rozmaity sposób powycinane, lub też wstążką przewiązane. Zakazu noszenia broni przestrzegał uniwersytet zrazu ściśle i to tak u bursaków, jak i mieszkających prywatnie. Oprócz nożyka do temperowania piór nie wolno było mieć żadnej broni przy sobie. Jednakowoż studenci nie miewali nożyków, lecz noże wielkie nakształt mieczy'). Im dalej w głąb wieku XVI, tem mniej się spotykamy z wyko- nywaniem ustaw o ubiorach i zakazie noszenia broni u studentów. Później zwiększa się ilość trudnych do kontrolowania po za bursą mieszkających studentów i paniczów, strój cywilny powszechny bierze górę nad dawnym duchownym. Od roku 1850 przywrócili profesorowie uniwersytetu zwyczaj dawny noszenia togi i biretu na uroczystościach, dla uniknięcia banalnego munduru urzędniczego.

Wyżej przytoczona uchwała Rady miasta z r. 1643 dowodzi, że prze- dewszystkiem kobiety lgnęły do zbytku. Całość ich stroju z ostatnich cza- sów Rzpltej tak opisuje X. Kitowicz: „Panny senatorskiej i szlacheckiej

') Antoni Karbowiak: Ubiory profesorów i uczniów Uniw. Jagieł. Krałców 1890.

219

kondycyi, tudzież magistratowe i kupieckie córki, nosiły głowy z warko- czami plecionymi, rozpuszczonymi, wstążką przeplecionymi. Skronie ota- czała przepaska muślinowa z wąską koronką nicianą, wstążkami rozmai- temi w pukle powiązanemi opięta. Nad czołem na wierzchu głowy przy- pinały kwiaty ogrodowe : rozmaryn, lewkonię, goździk, tulipan. Przypinały do tych bukietów czapki i kapelusze maleńkie, wielkości ptaszka, z materyi jedwabnej, także ptaszki rozmaite z jedwabiu wyrabiane. Sukien używały rozmaitych ; najpierwej spódnicy zwyczajnej po dziś dzień, bogate z ma-

^^37- >7S5

Jan Matejko: Ubiory w Polsce. Mieszczanie krakowscy w XVIII w.

teryi tęgich bławatnych w kwiaty, samych jedwabnych i litych, uboższe z atłasów, grodetorów, kitajek, a jeszcze uboższe z kamlotów, pod którą wdziewały drugą spódnicę atłasową, na bawełnie przeszywaną, albo też kuczbajową. Na wierzch brały sznurówkę, rogiem wielorybim czyli fiszbi- nem przeszywaną, z wyciętym gorsem, ściskając się temi sznurówkami jak najmocniej, dla wydania subtelności stanu, czasem do mdłości. Na sznu- rówkę kładły jupeczkę krótką, za stan cokolwiek dłuższą, z rękawami po łokieć odkrytymi, z tyłu fałdzistą, z połami przestronnemi, na przedzie krojem takim, jak mantolety kanonickie. W zimie takie jupeczki podszy- wane były futrem, w lecie kitajką, albo płótnem glancowanem. Dalej te jupeczki były w stan wycinane, opięte, na guzeczki z przodu zapinane,

220

z rękawami do pięści sięgającymi. Do rękawów krótkich przypinały man- kiety gazowe z koronkami podwójne. Do rękawów długich przypinały man- kiety małe, bez koronek. Latem nie kładły nic na żadną z tych jupeczek, tylko chustkę na szyję muślinową, jedwabiem żółtym i srebrem w kwiaty haftowaną, kolorów: białego, żółtego, zielonego i czerwonego, której końce na krzyż na przodzie założone szpilkami do jupeczki przypięte, pierś wy- pukłą zakrywały, dając przez materyę cienką i rzadką dosyć przejrzystości. Na plecy w miarę łopatek spuszczał się jeden koniec czyli róg takiej chustki, trójkąt wydający. Zimą na takie jupeczki brały kontusiki futrem podszywane z długimi rękawami wiszącymi, z wylotami u ramion obszer- nie sfałdowanymi, u pięści wazko ścinanymi. Te kontusiki zdejmowały z siebie przychodząc do cieplej izby. Kontusik był długi na pól udów. Wychodząc z domów na otwarte powietrze używały na głowę i na całą twarz kfefów czarnych krepowych, albo też jedwabnych w siatkę robio- nych. Trzewiki najdawniej w rfiodzie były u dam dystyngowanych irchowe, malowane w kwiaty. Ta moda zaczęła już schodzić z nóg dystyngowań- szych osób w początkach panowania Augusta III, a przechodzić, jak wszystkie inne mody, do niższego stanu i mniejszego majątku, mianowicie szynkarek i innych służebnic miejskich. Damy zaś dystyngowane obuły się w czarny zamszowy trzewik, ozdobiony pręgą na trzy palce szeroką od wierzchu do palców srebrem lub zlotem haftowaną.

Damy też stroiły się suto w pierścionki, kładąc czasem po dwa, trzy na jeden palec ; spinek pod szyją nie nosiły, zakrywając górska otwartego ; ale zamiast spinki zawieszały na szyi łańcuszki złote, sznury pereł, aksa- mitki wązkie, brylantami nawlekane, od których spadał na piersi krzyżyk złoty bogatym kamieniem oprawny. Korale byty w modzie w początkach panowania Augusta III, potem przetykali je perłami, w ostatku wcale za- rzucili, ustąpiwszy ich mieszczkom i żydówkom. Szlacheckie zaś damy, więcej ważyły nad korale perły woskowe, jakąś kompozycyą światła i tward- szą powlekane.

Zegarki nosiły u pasa na wierzchu, zakładając je klamrą obdłużną, w której wisiał zegarek, za spódnicą".

Nie wyruguje już obecnie strój narodowy wygodnych skromnych ubiorów nowoczesnych ale w chwilach uroczystych, gdy powaga miej- sca, okoliczności, szacunku dla pewnych osób, domaga się stroju nieco- dziennego, odczuwają wszyscy jego potrzebę i wtedy strój narodowy, cho- ciaż należy już do historyi, pojawia się jednak przy uroczystościach. Zwy- czaj ten u nas częściowo zaginął skutkiem zakazów po rozbiorze Polski używania stroju narodowego, po odpadnięciu zaś tych zakazów nie wrócił w całej sile z powodów czysto ekonomicznych, nie każdego było stać na to, aby sprawić sobie strój narodowy, a powoli ginęła i tradycya kra- wiecka, tak, że krawcy po prostu dopiero muszą się uczyć kroju i roboty. W dodatku strój ten został często zepsuty, nowocześni krawcy robili go szablonowo, często według wskazówek zamawiającego amatora, dawali nie-

221

możliwe kolory, mieszali ksztahy rozmaitych wieków, a wielu osobom do dziś dnia wydaje się, że każdy po polsku ubrany musi wyglądać jak wielki hetman koronny, z kołpakiem, czaplem piórem, musi mieć pas slucki i czerwone buty.

Zdaje się niewątpliwem, że wzorem na dziś nie może być strój polski dowolnej dawniejszej epoki historycznej, lecz taki, jakim się ukształtował ostatecznie w ostatnich latach bytu Rzpitej pol- skiej. Strój ten w zasadzie jeden był dla szlachty i dla mieszczan, w szcze- gólności krakowskich. Różnice w bogactwie i w materyale nie były istotne.

W xviii wieku znalazł się na szczęście pamiętnikarz X. F. Kitowicz, który, jakby przeczuwając niedługi upadek stroju polskiego, zajął się szcze- gółowymi opisami całego ubioru narodowego polskiego i jego zmian w drugiej połowie XV1I! w. i tym opisom w połączeniu ze współczesnymi portretami i obrazami zawdzięczamy możliwość dokładnego podania stroju polskiego ostatniej epoki bytu Rzpitej.

X. Kitowicz opisywał wprawdzie głównie stroje widziane w Warsza- wie, która jako stolica ulegała więcej modzie, niż inne oddalone prowin- cye, opisy wiąc jego nie wystarczają dla całej Polski, ale do Warszawy zjeżdżali na sejm i z interesami do władz centralnych obywatele z najdal- szych kresów Rzpitej, a tem samem dawali Warszawie możność widzenia strojów z najodleglejszych prowincyj, a choć Kitowicz nie mógł oczywiście wszystkiego zaobserwować, zapisywał jednak pilnie różnice i mody Ko- rony, Litwy i innych prowincyj, opisywał stroje magnatów, szlachty i mie- szczan. Opisy X. Kitowicza obok portretów najlepszem źródłem pozna- nia stroju polskiego XVIII w., a to niech usprawiedliwi obszerniejsze po- wtórzenie tu słów jego :

„Kontusz, żupan, pas, spodnie i boty, to było całym ubiorem publicznym Polaka, szlachcica i mieszczanina. Szlachcic przepasywał kontusz pasem. Kontusze zimowe bywały podszywane lekkim jakim futrem, grono- stajami, popielicami, królikami, susłami, kunami i sobolami. Mieszczanin opasywał się po żupanie, kontusz zawieszając tylko na ramionach, sznu- rem grubym, jedwabnym lub złotym, albo srebrnym, z kutasami na koń- cach, pod szyją zawiązany, z tyłu nakształt paludamentu wiszący. Mie- szczanin tak ubrany niósł w ręku laskę, czyli trzcinę grubą w pas (po pas wysoką), od ziemi krótką skówką mosiężną u dołu okowaną, na wierzch- nim końcu gałkę srebrną, obrączkę mającą, pod którą gałką przeciągnięta była przez trzcinę antabka srebrna lub też mosiężna, a u antabki wisiał sznur, albo taśma z kutasami, jedwabna przez się, srebrem lub złotem przerabiana, srebrna lub złota przez się i zwała się ta taśma lub sznur temblakiem. Trzcina zatem była podporą, ozdobą i orężem mieszczanina, gdyż przy szabli nie godziło się chodzić mieszczanom, wyjąwszy krakow- skich i magistraty poznańskie i wileńskie z dawno służących przywilejów.

„Najdawniejszą znałem modę pod panowaniem Augusta III, kontusz i żupan, długi niemal do samej ziemi, w plecach wazko podług miążności

222

człowieka przykrojony, od pasa do dołu fałdzisty. Z przodu opięto, koł- nierzyk wąziuchny, tak u żupana jak u kontusza, u którego zapinał się na jedną pentelkę. Od szyi do pasa z pod kontusza wielkiego dawał się widzieć żupan. Rękawy tak u żupana jak u kontusza wązkie, wyloty od kontusza od pachy do łokcia otwarte, któremi wyglądał żupan. Poły u obojga nic a nic niezałożyste i tylko brzegami poła poły dosięgająca, w siedzeniu i chodzeniu otwierając się, widok sukni sprawowała. Ten widok albo upoważniał albo upodlał osoby. Jeżeli albowiem portka była czysta, nowa, bogata, wrażała patrzącym rozumienie, że ten, co się tak nosił, jest pan, majętny człowiek. Jeżeli pokazały się portki dziurawe, łatane, wytarte, zafolowane, była konwikcya, osoba w takich chodząca, małego jest wątku. Przeto też kiedy błoto uginać się w takim długim stroju chodzących przymuszało, ci co mieli dobre portki brali fałdy sukien w rękę z tyłu, podnosząc je tym sposobem do góry, aby się niezaszargali, ci co mieli zle portasy zawijali poły na przedzie, jedną na drugą, pokazując tym sposobem sukien wyżej trochę nad pół goleni, aby podpasawszy wyżej, kolanami lub goleniami przez złe portki nie błyskali. Póki suknie długie byty w modzie, czupryna także była długa, z tyłu i z przodu wszędzie równa, okrągła, rzęsista, pół czoła z przodu, a z boków pól ucha zajmu- jąca, z pod której cały kark goły wyglądał. Pod modę czupryna zre- dukowaną została do kilku włosów na samym wierzchu pozostałych, dla- czego głowy takie młokosom, dworakom najwięcej upodobane, poważniej- sze osoby nazwały głowami cybulanemi, przez podobieństwo do cybuli, wśród gładkiego kręgu swego mały kosmyk mającej.

„Ostatnich lat Augusta 111 moda wcale przystojna, ani zbyt kusa, ani zbyt długa ; krój wcale przystojny, niezbyt opięty, niezbyt fałdzisty, rękawy gładkie sudanne, wytoki na przodzie u kontusza obdłużne i wyloty u ręka- wów takież dosyć żupana na widok wystawiające. Koszule nastały z koł- nierzami, wazko na żupanowy wazki kołnierz wykladanemi, takież kołnie- rzyki u rękawów koszuli na wierzch żupana wywijane, szpinkami metalo- wemi, u panów wielkich perłowemi albo dyamentowemi zapinane; w tym czasie z trudna, kiedy rękawy kontuszowe zawdziewano na ręce ale po- spoliciej zakładano na plecy. Żupany do tego czasu u korończyków były całkowite z jednej materyi w tyle i na przodkach ; Litwini tył żupana robili z płótna, choćby do najbogatszego żupana. Poczęli także Polacy używać kontuszów materyalnych bławatnych i kamlotowych, tudzież do czapek wierzchów materyalnych, koloru ż u panowi odpo- wiadającego. Naostatek wymyślili pod bławatne kubraki, żupany muśli- nowe, czerwoną albo zieloną kitajką podszywane, zamiast której mniej majętni dawali płótno glancowane, takichże kolorów.

„Najdawniejsi Polacy na strój codzienny zażywali żupanów sukien- nych, karmazynowych, do których pod szyją przyszywali drobne guziczki srebrne lub pozłociste, z małemi w końcach osadzanemi rubinkami. Kon- tusze także nosili sukienne, z dużemi sześciu guzami, w formie głogu.

>

X

224

wielkości orzecha laskowego; te guzy bywały białe srebrne, srebrne szmel- cowane i marcypanowe, albo pstro pozłacane, z rubinkami malemi; mniej majętni zażywali takich guzów z prostego krwawnika kolbuszowskiej i gło- gowskiej roboty.

„Suknią odświętną były: kontusz sukienny różnego koloru, żupan atłasowy karmazynowy, bez guziczków, albo żółty. Kontusze i żupany sukienne bramowali Polacy sznurkami jedwabnymi takiegoż koloru, jakiego był kontusz i żupan, albo też srebrnymi i złotymi ; w kontuszach najwięcej używali ciemnych kolorów. Mieszczanie pomniejszych miast zażywali żu- panów żółtogorących, łyczakowych, a że ta materya atłasowi podobna, robi się z włókien, czyli łyków konopnych, dlatego mieszkańców pospo- licie nazywano łyczkami. Szlachtę zaś od żupana karmazynowego, najwię- cej zażywanego, karmazynami. Potem nastały kontusze aksamitne, atłasem podbijane od żupanów btawatnych. Dalej znowu kontusze sukienne, dru- gim suknem takiego koloru jakiego był żupan podszywane. Dalej weszły w modę kontusze bez podszewki sukienne, koloru pieprzowego z żupanami aksamitnemi zielonemi. Znowu kontusze i żupany z jedwabnego sukna, z grubym jak bicz furmański sznurem srebrnym lub złotym, to z plecion- kami takiemiż, to nakoniec z brzegami do kola kontusza suto haftowa- nymi, to z wycinanymi do koła w ząbki lub w łuszczkę rybią brzegami; jedwabiem koloru takiego, jak żupan obdzierżganymi. Nie długo ta moda trwała; zarzucili hafty, dzierżgania, galony, taśmy i sznurki, które dawniej nosili, a wnieśli modę gładką bez wszelkich potrzeb, ale rękawy u kon- tuszów i poły podszywali kitajką i grodetorem lub atłasem różowym, choć przy sukiennym żupanie. Kiedy wierzchnia suknia miała zaszyte rękawy, zwała się czechmanem i taką będąc musiała być podszytą takim suknem jakiego był żupan. Kiedy zaś suknia wierzchnia miała rękawy z wylotami, zwała się kontuszem, chociaż była podszytą jak pierwsza.

„Żupany domowe białe, latem od dworzan i innej szlacheckiej i miej- skiej drużyny używane, miały tasiemkę wazką jedwabną w ząbki robioną około kołnierza i na przedniem licu od szyi do pasa przyszywaną.

„Koszula polska miała rękawy szerokie koło pięści zawijane, koł- nierz wazki tasiemką zawiązywany pod szyją, albo spinką srebrną, albo złotą, lub rubinkową zapięty, którego nic z pod sukni nie było widać.

„Spodnie ubranie jednem słowem polskiem powszechnem portki zwane, u szlachty i mieszczan bogatych były z sukna francuskiego pon- sowego lub karmazynowego; także z atłasu i adamaszku błękitnego. Po szwach w kroku niektórzy portki te szamerowali galonkiem srebrnym lub złotym, niektórzy gładkich nieszamerowanych używali, niektórzy zaś mieli portki tylko rygielkami złotymi lub srebrnymi po tychże szwach ujmowane. Kogo nie stać było na galony i rygielki srebrne lub złote, albo je miał za zbytek, a przecież lubił się do modzi (jak mówiono) stroić, używał na to miejsce taśmy jedwabnej, błękitnej i rygielków takichże. Spodnie były buchaste, przestronne, do samych kostek długie, żeby się zaś w zuwaniu

225

buta nie zmykały z nogi do góry, dawano do nich strzemiona i<rajczane. Długi czas pod panowaniem Augusta używali Polacy spodni zawiązywa- nych na sznur. Zarzuciwszy sznury, poczęto nosić porti<i na guziki nie- mieckim sposobem zapinane.

„Buty w używaniu były troistego koloru, żółte, czerwone i czarne. Cholewa u buta krótka, z tyłu tydke całą, z przodu pól kolana, dłuższym od tylnej części końcem, wichlarzem zwanym zajmująca, z dwóch sztuk po bokach buta zszywanych składana, z przyczyny nogawic portkowych szerokich przestronna. Napiętek u buta łubem drewnianym, w środek skór zasadzonym, obwarowany, aby się nie koślawił i nie marszczył. Pospól- stwo i szlachta drobna różniła się od uboższych jeszcze od siebie butami, u których były przyszwy nowe czarne, a cholewy żółte lub czerwone, podszarzane, z żądzy zwyczajnej naturze ludzkiej, pokazania się czemsiś więcej niż jest, chcąc każdy takowy zostać w rozumieniu, jakoby miał wprzód nowe żółte lub czerwone buty, a te znosiwszy kazał przez dobrą ekonomią podszyć je czarnemi przyszwami, choć w samej rzeczy takie kupił od szewca, jako tańsze od żółtych i czerwonych nowych, aczkol- wiek droższe od wcale pospolitych, skąd urosło szyderskie przysłowie: znać pana po cholewach.

„Buty wyścielano słomą, a stopy nóg obwijali w chust>' płócienne latem, do których w zimie przykładano dla ciepła kuczbaje i zwaty się takie płachty bądź płócienne, bądź kuczbajowe, onuczkami; słoma zaś w but używana, wiechciami. Najwięksi panowie, senatorowie, hetmani, w polskim stroju chodzący, używali wiechcia do butów i była to funkcya służących, codzień kłaść panu w buty świeże wiechcie, strzygąc słomę w miarę buta. Przed końcem panowania Augusta naprzód onuczki a po- tem wiechcie skasowane zostały, do czego się przyczynił}' wprowadzone wówczas podłogi woskowane, które się z wiechciami i barłogami z nich zrobionemi nie cierpiały. Miejsce wiechciów zastąpiły podeszwy pilśniowe, kuczbajowe, burkowe albo kapeluszowe. Onuczki zaś przemienione zostały na szkarpetki.

„Pasy w pierwszem używaniu za mojej pamięci do publicznego stroju, tak u szlachty jak i u mieszczan, bywały jedwabne, siatkowe szmu- klerskiej roboty, z końcami w sznurku kręconymi w kolorach rozmaitych, lecz najwięcej w karmazynowym, z końcami czyli kutasami, u chudszych jednostajnymi, u majętniejszych ze srebrnymi lub złotymi. Takie pasy by- wały wciąż na pół srebrem lub złotem przerabiane. Na powszednie cho- dzenie zażywano pasów taśmowych, rzemieniem podszytych, na klamrę żelazną, mosiężną, srebrną, pozłocistą według przemożenia i ambicyi każdego na przodzie zapinaną. Zarzucili niedługo takie pasy siatkowe i taśmowe, wzięli się do pasów tureckich, perskich i chińskich ; te ostatnie były to z wełny tak delikatnie robione, że choć był taki pas szeroki na 2 łokcie przewlókł go przez pierścionek; nazywał się taki pas bawolim, służył do najbogatszej sukni, lubo nie miał żadnej innej ozdoby, tylko

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa. '^

226

szlaki czyli brzegi w dziwnie miłe i<vviaty wyrobione. Samego pasa takiego kolor bywał jednostajny, zielony, pomarańczowy, karmazynowy i biały. Najwięcej przychodziły od Turków i Persów na zawojach dobrze podno- szone, a przez naszych Ormianów czysto wyprane, wyprasowane i za nowe przedawane. Tureckie i perskie pasy były rozmaite, dłuższe i krót- sze, szersze i węższe, sute i ordynaryjne, wszystkie jedwabne rozmaitych kolorów i deseniów, srebrem i złotem bogato i skąpo przerabiane. Nastały potem pasy słuckie, bogactwem i pięknością perskim i tureckim bynaj- mniej nie ustępujące. Po słuckich pasach dały się widzieć pasy francu- skie w gatunku tureckich i perskich, ale kolorami dobranymi i żywymi; wszystkie pasy wyżej wyrażone, celujące napisem na końcu a Paris. Roz- mnożyła się naostatku fabryka w Polsce pasów rozmaitych po wielu miej- scach, jednak przez to pasy nie staniały, wyjąwszy ordynaryjne tureckie, które gustownością nowych pasów zgaszone, pokupu do siebie nie miały. W Krakowie słynęła fabryka pasów Masłowskiego.

„Czapki pod panowaniem Augusta były kilkakrotnego gatunku, naj- pierwsze które znałem, były z wązkim barankiem okrągłym, rozcina- nym na przodzie i w tyle, z wierzchem czworograniastym, cienką bawełną wyścielanym, po szwach, gdzie się kwaterki schodzą, sznurkiem srebrnym albo złotym okładane, lub też rygielkami takiemiż ujmowane. Po tych nastały czapki właśnie takiego kroju, w jakich malują papieżów, co je zwą ruskami. Po konfederacyi nastały czapki kozackie, z wysokim wierzchem, z wązkim barankiem, miałko wyścielane. Dalej weszły w modę czapki z wysokimi barankami z wierzchem płaskim, od modnisiów jeszcze do tego w głąb barana wtłaczanym tak, nie widać było nic z wierzchu tylko baran na głowie. Forma takich czapek była ostatnia i utrzymuje się do dziś dnia, z różnicą jedynie, że baranka zwężono a wierzchu pod- niesiono; takie czapki zwały się w swoim początku kuczmanami, a potem przezwano je krymkami od Tatarów krymskich. Do wszelkiego rodzaju czapek używano baranków naturalnych, siwych, kasztanowatych, białych i pstrych, lecz najczęściej czarnych a siwych; innego koloru baranki były w guście tylko u młodych ludzi lub gaszków. Wierzchy u czapek rozmai- tego koloru, zawsze sukienne do ostatnich lat Augusta 111, w których zaczęto używać na lato czapek z wierzchami bławatnymi, dla lekkości chłodu. Kapeluszów bowiem chodzący w stroju polskim nie używali, wy- jąwszy chłopów. A komu dogrzewał upał słoneczny, rozwieszał chustkę na głowę i twarz okrywającą, aby się gaszkowi nie opaliła. Jak nastały wierzchy bławatne, nastały oraz i baranki atłasowe: z czarnego atlasu na nić marszczonego robił baranek czarny, z popielatego siwy, przedziwnie piękne i gustowne. Podszewka do czapki zazwyczaj bławatna. Starym ludziom wygody, nie mody, przestrzegającym, robiono czapki z lisiego futra albo łapek baranich. Takie czapki zwały się kapuzami, były zawi- jane i mogły się spuszczać na cały kark i zasłonić twarz; sam nos do oddechu i oczy do patrzenia zostawując gołe. Senatorowie majętni i szła-

15*

chta wieku podeszłego na wielką paradę używali kołpaków sobolich, z wierzchami aksamitnymi, karmazynowymi, granatowymi albo zielonymi, przypinając do kołpaka w środek opuszki sobolej nad czołem jaki kamień drogi świecący albo sygnet brylantowy, co Polaka dziwnie poważnego i ozdobnego wydawało".

Doboru kolorów kontusza, żupana, kołnierza i czapki, nie zosta- wiano ~ jak dzisiaj gustowi własnemu lub krawca, lecz każde woje- wództwo i ziemia drogą zwyczaju używały stale pewnych kolorów, po których bracia przybyli na elekcyą, pospolite ruszenie lub na inne zjazdy, zdaleka poznawali swoich i przyłączali się do swojej gromady. Wojewódz- two krakowskie używało koloru ciemno niebieskiego na kontusz, białego na żupan i czapkę, amarantowego na kołnierz '). Tylko chudopacholkowie, kupujący starzyznę na wendecie (tandecie) nie trzymali się kolorów woje- wódzkich, chodząc w czem się dało. W czasie żałoby, pogrzebów, nabo- żeństw żałobnych i w wielki tydzień używano tylko czarnych sukni.

') Objaśnienie ryciny na str. 227: Rycina obejmuje część środl<ową akwa- reli przecliowanej w archiwum miejskieni w Krakowie, a spotykanej dość często, pochodzącej z końca XVIII w., przedstawiającej szereg postaci różnokolorowych w pol- skich strojach, stojących przed namiotem, nad którym chorągwie z herbami Polski i Litwy, ujętych w ramę, ułożoną z herbów ziem i województw polskich. Każda figurka oznaczona u dołu numerem, a pod spodem wedle tych numerów podane nazwy wo- jewództw i ziem. Akwarele te, to ówczesne żurnale krawieckie, podające krawcowi kolory, w jakich ma szyć suknie dla klientów z rozmaitych okolic Rzpitej. Środkowa część tego żurnalu na str. 227 odbita podaje następujące kolory:

Nr

Województwo Kontusz

Kołnierz

Żupan i czapka

24

Wołyńskie

ciemno-zielony

czarny

białe

12

Łęczyckie

wiśniowy

niebieski

« 1

9

Kaliskie

niebieski-ultra- maryn

różowy

»

36

Ziemia Rawska

czerwony

czarny

»

1

Krakowskie

granatowy

amarantowy

»

5

Poznańskie

jasno-niebieski

różowy

n

6

Wileńskie

granatowy

amarantowy

amarantowe

14

Brzesko-Kujaw- skie

ceglaty

niebieski

białe

10

Sieradzkie

niebieski b. jasny

czarny

n

37

Brzeskie

ultramaryn

różowy

»

45

Czernichowskie

bordeaux czarny

»

Wszystkie czapki kształtu konfcderatek, wszyscy w żółtych butach.

229

„Szabla za czasów Augusta była rozmaita. Szabla prosta, czarna, alias w żelazo oprawna, na rzemiennych paskach, obszyta w węgorzową skórę. Szabla czarna, staroświecka była zawsze krzywa. Z kuźnic wyszyń- skich najbardziej popłacała, dobroci jej próbowano, kiedy się dała giąć niemal do samej rękojeści i gdy się po takiem zgięciu wprost wyprężała. Nastały potem szable proste, Sasówki, hiszpanki wązkie i lekkie. Rękojeści u szabel czarnych były z pałąkiem graniastym i małym skobelkiem żela- znym — ten pałąk nazywał się krzyżem, a skobelek paluchem, od wiel- kiego palca, który wchodził. W dalszym czasie wymyślono dla szabel takie krzyże, że całą rękę zasłaniały i zwał się taki krzyż furdyment ; składał się on z prętów żelaznych, jak klatka i z blachy w pośrodku wielkości dłoni (garda). Dla proporcyi tak ogromnego krzyża dawano pochwy sze- rokie. Do paradniejszego stroju używano karabelek w srebro oprawnych, albo pozłacanych, albo szmelcowanych ; takich najwięcej wychodziło ze Lwowa, przez co zwano je zazwyczaj Iwowskiemi ').

„Nawiązanie do szabel i karabelów było dwojakiej mody: naj- dawniejsze było z pasów rzemiennych, obszernych, z sprzączkami i cent- kami na końcach srebrnemi, albo pozłocistemi ; te paski utrzymywały szablę tuż przy pasie, tak krzyż szabli równał się z pasem : paski obej- mowały sam lewy bok, schodząc się do węzła w tyle na krzyżu człowieka, nad pasem czyli na pacierzu. Takim sposobem nawiązywane były rapcie, które się tern różniły od pasków, że były nie rzemienne, ale z jedwabnego sznuru, czasem same przez się, czasem srebrem albo złotem przerabiane, czasem z samego srebra i złota. Nastały potem paski z taśmów srebrnych lub złotych, sztukami srebrnemi odlewanemi, lub srebrno-pozłocistemi

') Co do prawa noszenia karabeli przez mieszczan, ciekawą wiadomość przy- nosi Franciszek Jaworski w książce: „Nobilitacya miasta Lwowa" (Lwów 1909), że po r. 1860, z obudzeniem się ducha narodowego i zamiłowania stroju polskiego, z po- wodu szykan tego stroju przez policyę, wnieśli obywatele krakowscy, a potem lwow- scy prośbę do Namiestnictwa o pozwolenie noszenia stroju polskiego z karabelą. Namiestnictwo wydało w r. 1861 reskrypt dla Krakowa, którego nie udało się dotąd odnaleść, a w r. 1865 dla Lwowa na ręce Bonifacego Stillera, który to reskrypt, jako zawierający treść reskryptu dla Krakowa, dosłownie tu się przytacza: „Na wniesione przez pana, imieniem wielu tutejszych obywateli podanie, o pozwolenie obywatelom miasta Lwowa, podobnie jak obywatelom miasta Krakowa, noszenia karabeli, rozpo- rządziło Wysokie c. k. Prezydyum Namiestnictwa pismem z d. 4 października 1865 L. 9643 pr. z uwagi na to, że dokumentarnie zostało udowodnione zrównanie niegdyś tutejszych obywateli z obywatelami miasta Krakowa pod względem przywilejów i od- znak szlacheckich, jako że rzeczywistym imatrykulowanym obywatelom miasta Lwowa dozwolone ma być noszenie wspomnianej broni przybocznej, przy dokładnem jednakże przestrzeganiu warunków podanych w rozporządzeniu Wysokiego c. k. Namiestnictwa z 10 maja 1861. L. 3182 pr. O tem zawiadamia się Pana z tym dodatkiem, że według rozporządzenia c. k. Prezydyum Wysokiego Namiestnictwa z 30 maja 1861 L. 3182 pr. karabela noszoną być może tylko przy zupełnym, starożytnym stroju polskim, składa- jącym się z sukni wierzchniej, zwanej „kontusz" i sukni spodniej, zwanej „żupan". We Lwowie dnia 10 października 1865 r. Hummer mp."

J^J^....J

230

gęsto nasadzane. Takich pasków zażywano do samych pałasików w oków srebrny i srebrno-pozłocistych oprawnych ; nie służyły do szabli czarnej to jest w żelazne skówki oprawnej, ani do karabeli. Takie paski dla trwa- łości niektórzy podszywali spodem irchą białą".

O strojnych dodatkach do męskich ubiorów pisze X. Kitowicz:

„Szlachcic majętny, dworzanin, wojskowy, oficyalista skarbowy, jurysta, kupiec bogaty, nosił zegarki i gdy nim błysnął między ludem pospolitym, dla obaczenia godziny, był natychmiast poczytywany za człowieka w swoim stopniu majętnego. Przydano potem większego kształtu zegarkom, z wy- myślanych do nich łańcuszków, nawieszano do łańcuszków czyli wisiadłów, rozmaitych form, maleńkich na pół cala a największych na cal : temi zaś dewizkami były osóbki piesków, kotów, ptaków, żab, koni ; toż różnych instrumentów i strojów, wyrazy, czapki, kartelusze, książki, kielnie mular- skie, harmatki, pistolety i t. p. czem więcej kto miał u zegarka tych dewizków, tem bardziej był konsyderowany. Wtenczas, gdy przyszły łań- cuszki do zegarków, noszono je nie w kieszeniach ale na widoku. Męż- czyźni używający polskiego stroju kładli zegarki na kontusz, prosto w do- łek pod piersiami, a łańcuszek od niego wypuszczali na wierzch kontusza: mężczyźni w niemieckim stroju kładli zegarek do kieszonki z umysłu dla zegarka w spodniach na przedzie po prawej stronie zrobionej, wypuszcza- jąc łańcuszek na wierzch, tak jak i Polacy z dewizkami ; potem Polacy nosili zegarki w żupanach pod kontuszem, w kieszonce osobnej w prawej pole zrobionej, łańcuszek zaś jak pierwej na wierzch żupana wydając, który że ostrością swoją psował żupan, nareszcie galanteryą przenieśli do pluder po niemiecku.

„Pektoraliki albo kieszonkowe zegarki srebrne i złote, w początkach panowania Augusta III znajdowały się tylko u samych panów. Pierwsze były niemal wszystkie wybijające godziny, noszone tak u mężczyzn jak od niewiast w kieszeniach bez łańcuszków, tylko z taśmą lub wstążką. A że te bijące zegarki często się psuły, przeto zarzucili zegarki z dzwon- kami, używając samych cichych jako zepsuciu niepodległych.

„Worki (sakiewki) do pieniędzy bywały u ludzi prostych najwięcej z monszów baranich i kozłowych, z skórek łasicowych, wiewiórczych i węgorzych. U szlachty zaś i u mieszczan, zamszowe, na zameczek z sprę- żyną bez klucza zamykane i otwierane, w formie okrągło-podługowatej".

Kraków, sądząc z obrazów, nie był zbyt czuły na mody i nie wiele widzimy w nim zmian w stroju w drugiej połowie XVIII w., podczas gdy w Warszawie zmiany były dość częste. Noszono wtedy w Krakowie kon- tusze niżej kolan sięgające, czapki dość wysoko nad baranek wystające, nazwane konfederatkami, wszystko oczywiście w kolorach województwa.

Od czasu upowszechnienia się kontusza jako stroju narodowego, używała szlachta województwa krakowskiego kontuszów koloru granato- wego na białych żupanach. W XVIII w. wyrobił się zwyczaj, że czapkę noszono zawsze w kolorze żupana, a więc w krakowskiem białą, którą

231

obszywano czarnym barankiem. Takiego stroju używało też mieszczaństwo krakowskie, w tychże samych kolorach, manifestując tem niejako swoją przynależność do stanu szlacheckiego ')■ Senatorowie, urzędnicy i magnaci używali przy wielkich uroczystościach szat przety-kanych złotem i srebrem i z rozmaitych drogich materyj.

W r. 1776 polecił Sejm, aby województwa na najbliższych sejmikach gospodarskich obrały sobie stałe kolory mundurów. (Vol. leg. VIII, 894). Sejmiki uchwaliły kolory dotąd zwyczajowo już dawno używane. Sejmik krakowski powziął następującą uchwałę: „My Rada i Urzędnicy, Dygni- tarze i całe Rycerstwo Województwa krakowskiego w Proszowicach na dzień 15 lipca 1777 zjechawszy się, przedsięwzięliśmy na tem Zjeździe względem munduru przepis prawa (titulo : objaśnienie legis sumptuariae konstytucyi 1776. Fol. 50. Nr. 50) do wykonania przyprowadzić, zaczem za jednomyślnem zezwoleniem wszystkich ustanawiamy t. j. kolor biały na żupanie, a amarantowy na kontuszu" '-).

Za krótko potem istniała Rzplita, aby kolor amarantowy wszedł w obyczaj: noszono dalej ciemno-niebieskie kontusze z amarantowym koł- nierzem — może sejmik z r. 1777 miał tylko kolor kołnierza na myśli?

Po utworzeniu księstwa Warszawskiego przepisał Książę warszawski w r. 1809 dla szlachty, urzędników i posłów jednolite kolory w całem państwie a były to kolory województwa krakowskiego. Gdy w r. 1810 zapowiedziano przyjazd księcia warszawskiego do Krakowa, zwrócił się magistrat krakowski do ministra spraw wewnętrznych Księstwa warszaw- skiego z zapytaniem, w jakich strojach ma się księcia powitać, na co toż ministeryum pismem z 23 kwietnia 1810 1. 2348 odpowiedziało^), aby się stosować do dekretu księcia warszawskiego z 17 stycznia 1809 i 27 marca 1809 ustanawiającego mundur księstwa warszawskiego a mianowicie: „jako

') Zob. str. 110. Co do tej nobilitacyi mieszczan Krakowa pisze O. Balzer: „R. 1492 otrzymał był Kraków od Jana Olbrachta przywilej, zatwierdzony przezeń ponownie r. 1493, mocą którego przyznano mu wolność podatkową, z tem zastrzeże- niem, że jeśli na sejmie uchwalonym zostanie pobór na dobra szlacheckie, naówczas i Kraków obowiązany będzie uiścić podatek w pewnym, w przywileju stosunkowo określonym wymiarze. Pod tym względem zrównany został Kraków ze szlachtą. Wy- tworzyło się w ten sposób pojęcie inkorporacyi i unii Krakowa z ziemią i szlachtą krakowską. Zrównanie Krakowa ze szlachtą przyjęto jako zasadę podstawową i wy- prowadzano stąd dopiero jako następstwo odnośne uprawnienia. Stąd wypłynęła też konsekwencya, że Kraków jako równy szlachcie ma prawo wysyłać posłów na sejm walny. Moment ten stwierdza wyraźnie cały szereg dekretów Zygmunta I, przyznają- cych Krakowowi udział w sejmie. 1 to jest tytuł prawny, z mocy którego posłowie krakowscy zasiadają w sejmie: oni tu właściwie posłami szlacheckimi, ziemskimi. I to tylko przez samą fikcyą (zrównanie ze szlachtą) da się wytłomaczyć, że mogli otrzymać jeszcze prawo wyraźnie w tychże samych dekretach im przyznane: prawo udziału w sejmikach". (Państwo polskie w XIV i XVI w. Kwart. hist. r. 1907).

') Rei. Castr. Crac. T. 208, pag. 2218.

') Oryginał tego reskryptu w Arch miej. w aktach 1810 r.

232

codzienny kontusz granatowy sukienny, z kołnierzem i wyłogami u ręka- wów karmazynowymi, bez haftu, żupan biały, guziki białe z herbem księ- stwa warszawskiego jako galowy: takiż sam mundur, w tych samych kolorach tylko z haftowaniami srebrem na kołnierzach i wyłogach rękawów". I dziś więc w konsekwencyi, kto chce używać stroju polskiego, winien trzymać się kolorów swego województwa lub ziemi.

Napływ Niemców po rozbiorze wprowadził niemiecko -francuskie fraki, które, jako tańsze, wypierały powoli strój polski, który jednak jeszcze długo trzymał się u mieszczan. Pamiętnikarz krakowski Grabowski nie zapomniał wspomnieć i o tem'): „Jeszcze w święta uroczyste n. p. Zielone Świątki, Boże Ciało i t. p. widzieć można dotąd (r. 1834) w na- szem mieście kuśnierza, rzeźnika, rybaka, murarza i t. p. ubranego w strój narodowy, w pasie i niekiedy z karabelą przy boku. A starożytny ubiór mieszczek krakowskich, czapka złotolita, płaszczyk krótki z rękawami, z materyi jedwabnej, spódnica tęga grodeturowa, fartuch muślinowy, gor- set i kaftanik, jeszcze tylko u starszych kobiet po przedmieściach znane. Cale młodsze pokolenie płci żeńskiej chodzi teraz w czepkach i trudno poznać dziewicę od mężatki".

Czamara weszła w użycie w końcu XVIII w., a jako suknia skro- mna, w kolorach niejaskrawych, szara, granatowa, czarna, przyjęła się na strój codzienny i rozpowszechniła się w miejsce kosztownego kontusza. Jest ona właściwie rodzajem żupana. Przy odświętnem ubraniu używano pod otwartą czamarę białego dość długiego żupana, wysoko zapiętego, nad nim kołnierz od koszuli wyłożony, chustką jasną podwiązany w fon- taź, buty czarne, spodnie do cholew wkładane, lub długie na cholewy, względnie na zwykłe trzewiki. Strój czamarowy, jako mniej kosztowny łatwiej znajdował zastosowanie.

Co do żydów, to w średniowieczu obowiązani byli w całej Europie nosić znaki odróżniające ich od chrześcijan, mianowicie skrawki żółte lub czerwone przyszyte na piersiach lub na czapce, albo czapki żółte. Statut z r. 1531 nakazał żydom w Polsce nosić te znaki, widocznie jednak nie przestrzegano tego, bo za Zygmunta Augusta poseł kardynał Commen- doni pisząc o Polsce wspomina, że żydzi nie różnią się w stroju od chrze- ścijan. Potem spotyka się stałe żydów w ich długich czarnych żupanach, jupicach i czapkach futrzanych.

Na sejmie Rzplitej krakowskiej 1844 r. Zgromadzenie uchwaliło, aby odtąd żadnemu żydkowi nie wolno było wejść w śluby małżeńskie, skoro się nie wykaże, że już trzema latami wprzód złożył ubiór żydowski, czarny

') Dr St. Estreicher: Wspomnienia Ambrożego Grabowskiego. Kraków 1909.

233

sarafan, a przybra} ubiór zwyczajny, surdut i t. p. w Krakowie powsze- chnie używany, w czem uważano środek zbliżenia się do cywilizacyi.

„W roku 1797 nie zobaczył zamężnej żydówki inaczej ubranej pisze Grabowski tylko okrytą od głowy począwszy bialem przeście- radłem, które było spięte pod brodą i wisiało do samej ziemi. Na głowie zaś nosiły bindy perłowe. Teraz już gdy stare żydówki wymarły, młode zarzuciły to okrycie i od lat 15 może noszą ubiory takie jak cłirześcijanki, szale, chustki, suknie, szlafroczki i czepeczki z kwiatami".

Konik zwierzyniecki według rysunku J. Matejki (Stroje z początku XIX wieku).

ROZDZIAŁ XII.

Surowość pierwotnych obyczajów okazye do zbiorowych zebrań chrzciny pie- lęgnowanie dzieci ubranie i wychowanie opieka rodzicielska nauka szkolna religijność wychowania i życia święta, nabożeństwa i procesye gorliwość reli- gijna - rozterki religijne protestantyzm fanatyzm i bójki z innowiercami, zbór ewangelicki zaręczyny, wesela szpilmani, trefnisie, błazny panegiryki weselne pogrzeby, testamenty -^ trumny, płyty, nagrobki, cmentarze mowy żałobne, żało- msze, stypy udział duchowieństwa w tych zebraniach pożycie cechowe go- spody, wyzwoliny - zabawy cechowe - rozrywki domowe gry i tańce kości, karty, szachy, warcaby tytoń, tabaka, fajki, tabakierki.

Chcąc zrozumieć dawne obyczaje codziennego życia i zmiany ich z bie- giem czasu i postępu l<uitury, należy uwzględnić zupełnie różne od dzisiejszych stosunki życia społecznego. Przedewszystkiem, im dalej wstecz, tern więcej odzywały się resztki dawnego stanu na pół barbarzyńskiego, tem mniejszy był wpływ władzy publicznej: niekrępowane nadzorem i opieką publiczną jednostki rwały się do samopomocy, z łatwością pory- wając się do noża, lub miecza, i bez trwogi same patrzały na śmierć, życie ludzkie nie miało tej ceny co dzisiaj. Charaktery przyzwyczajone do surowości życia nie odczuwały litości nad chorym, więźniem, ubogim, uważano stan ich za rzecz naturalną i konieczną, któremu niesiono drobną pomoc tylko pod wpływem Kościoła, od czasu do czasu. Brak wykształ- cenia powodował brak przyjemności duchowych i ograniczał je do użycia materyalnego, zamożność objawiała się zbytkiem stroju, mieszkania i jadła. Pożycie społeczne nie miało punktu zetknięcia, jaki dziś dają rozmaite zebrania w teatrach, koncertach, wieczorkach i w publicznych lokalach a z nastaniem mroku nikt nie puszczał się na ciemne ulice, pełne wybo- jów i śmiecia, nie zbyt bezpieczne z powodu „luźnych ludzi", owszem dom zamykano, jak fortecę i przy kopcącym kaganku lub świecy udawano się po modlitwie wcześnie na spoczynek. Mężczyźni po gospodach i szyn- kowniach szukali rozrywki w napitku, grze w kości, słuchaniu błaznów wędrownych ; niejeden wracał do domu z okiem podbitein, wybitemi zę- bami, lub poraniony albo na drugi dzień odszukała go żona nieży- wego — lub w więzieniu za zabicie współbiesiadnika. Kobiety skazane były na siedzenie w domu, który opuszczały tylko idąc do sklepu lub kramu i do kościoła później nieco wyrobił się zwyczaj chodzenia od czasu do czasu do zbiorowych łaźni, w których podawano napitki i jedzenie nawet

235

przy muzyce, stąd rozchodziły się nowiny i bajki, podobnie jak z lol<ali balwierzy, odwiedzanych znowu przez mężczyzn.

Wśród takich warunków skrępowana a szukająca ujścia szerokich uczuć natura, czekała tylko sposobności, aby buchnąć płomieniem, użyć przyjemności życia do syta; takiemi sposobnościami były: chrzciny, zarę-

Kościót N P, Maryi.

czyny, wesela, pogrzeby, odpusty wtedy kobiety cały majątek kładły w swe suknie i ich ozdoby, mężowie nie ustępowali im w strojności, za- możność wyładowywała się w obfitości i jakości jadła, napitku, w liczbie proszonych gości, w długości trwania tej zbiorowej długo oczekiwanej zabawy, którą nieraz na kilka dni rozkładano i na którą w średniowieczu dopuszczano nawet nieproszonych przechodniów!

236

Pierwszą taką okazyą do uroczystości było przyjście na świat dziecka, chrzciny. Ponieważ w średnich wiekach uroczystości familijne obchodzone były więcej pubh"cznie i ostentacyjnie, przeto władze miejskie wydawały pewne przepisy, zwłaszcza przeciw zbytkowi i te stanowią cenne źródło do poznania dawnych obyczajów, a gdy to źródło od w. XVI wyschło, brakuje innego późniejszego równie obfitego.

Z ustawy przeciw zbytkom z r. 1336 dowiadujemy się, że zakazano, aby u położnicy odbywała się uczta (Kindelbir), natomiast przy odniesieniu dziecka do kościoła na chrzest, dopuszczono 20 osób do orszaku, tyleż osób przy pierwszem udaniu się matki (według dawnego zwyczaju) po po- rodzie do kościoła. Podług wilkierza z r. 1378 nie wolno w czasie zlężenia używać jedwabnych poduszek, ani nakryć ani czapek (czepków) a każde nakrycie (kołdra) nie może być droższe nad grzywn sześć.

Zdaje się, że już w XVI wieku istniał zwyczaj wpisywania urodzin, względnie chrztu, w księgi kościelne, bo uzyskanie obywatelstwa i wpisu do cechu wymagają „listu od urodzaju" (litterae genealogiae) dochowały się one przy niektórych kościołach parafialnych krakowskich dopiero od XVI w. Bliższych szczegółów o pielęgnowaniu i wychowaniu dzieci w da- wnych czasach nie mamy. W XVIII w. pisze X. Kitowicz:

„Obmyte dziecię obwijały w pieluszki i kąpiel do kilku dni, z po- czątku raz lub dwa razy co dzień, a potem coraz mniej razy powtarzały; to kąpanie dziecięcia było obowiązkiem baby odbierającej, potem należało do matki, albo mamki albo piastunki. Zaraz od urodzenia kładziono dzie- cię do kolebki.

„Gdy dziecię poczynało stawać na nogach, uczono je chodzić wodząc na paskach ; było sznurowanie rzemienne, jakiem płótnem podszyte na kształt sznurówki kobiecej, mające z tyłu dwie taśmy długie, któremi pia- stunka unosiła dziecię na nogi stawiając; a gdy już tak nawykło postę- pować, wsadzono je w wózek okrągły, pod pachy dziecięcia wysoki, ma- jący u spodu cztery kółka, na wszystkie strony obrotne, aby się mógł posuwać wszędzie, gdziekolwiek dziecię, nogami na ziemi stojące, iść chciało. Chroniąc głowy od stłuczenia dawano dzieciom czapeczki i na te zawdziewano opaskę grubą bawełną wysłaną, do 4 lub 5 lat życia, po których dawano za odzież: koszulę i starzyznę po rodzicach. Dzieci ma- jętnych rodziców miejskiej kondycyi od 5 lat ubierano w żupan bławatny i kontusz sukienny, który miał rękawy od ramion rozcinane, nie na ręce zawdziewane, ale w tył na krzyż pod pas założone. Pas z jakiej jasnej materyi, na nogach pończochy białe, niciane i trzewiki z czarnej skóry cielęcej. Głowa w warkocz pleciona, na głowie kapelusz, na miejscu któ- rego zimą dawano czapkę. Tak dzieci noszono do lat 12. Odkąd je stro- jono takim strojem jakiego używali ludzie dorośli".

Ponieważ ani państwo, ani gmina, bezpośrednio na wychowanie t. j. szkoły, nie wpływały, przeto troska o wykształcenie spoczywała na rodzicach, a nie była mniejszą niż dzisiaj, jak tego dowodzą testamenty

237

zapiski i rozrzucone wiadomości. Kupiec i\raI<owski Jan Markowicz (umarf około 1686 r.) zostawił pisemne wskazówki wyciiowania '): „Do rodziców i opiekunów należy dziecięce lata prowadzić i opatrywać tak długo, do- puki one same o sobie radzić nie będą mogły... Aby zaś dzieci miały zawsze na pamięci oko Boskie, przed którem nic ukryć się nie zdoła, dobrze im radzi żonie na ścianach izdebki tu i owdzie napisać słowa: Bóg widzi.

Kościót Św. Krzyża.

„Dzieci pojętniejszych zmysłów pisze X. Kitowicz od pięciu lat zaczynano uczyć czytać w domu, nie oddawano ich atoli powszechnie do szkół w roku siódmym zaczętym lub skończonym. W szkole parafialnej uczono samych chłopców, dziewczęta zaś oddawano do niewiast state- cznych tem się bawiących, które ich uczyły samego czytania po polsku, dzierżgania pończoch i szycia rozmaitego.

') Ludwik Kubala: Mieszczanin polski w XVII w. (Szkice historyczne).

238

„Przekrzesanych w szkole parochialnej w pierwszych rudymentach łaciny, oddawano do szkól publicznycii, jezuickich lub pijarskich, które po wszystkich miastach, w których się znajdowały, bywały tak liczne, że się w niektórych po tysięcu studenta znajdowało. Wszyscy mieszczanie i szlachta i panowie najwięksi oddawali dzieci swoje do szkół; edukacya i karność dla wszystkich była równa, bez względu na panicza i chudego pachołka, na szlachcica i mieszczanina, albo chłopka. Paniczowie do szkol- nych obowiązków z najchudszymi zrównani, mieli jednak dla siebie pe- referencyą, że zasiadali w szkole pierwsze ławy".

O szkołach krakowskich wyżej mówiono.

Wspomniany poprzednio kupiec Markowicz pisze dalej w swoich wskazówkach wychowania, aby syn jego obierał sobie skromnych, poczci- wych i powolnych towarzyszów, aby się pilnie próżnowania wystrzegał i aby baczono na to, iżby miał jakąś przystojną zabawę, do którejby całą myśl swoją obrócił; aby nic niepotrzebnego ani nie mówił ani nie czynił ani myślał. „W służbie niech się skromnie zachowa, starając się woli pań- skiej we wszystkiem o ile być może (bez obrazy Boga) stosować, rannem wstawaniem, czystością koło siebie, a nadewszystko wiernością. Bez zna- cznej przyczyny niechaj od pana nie odstaje, gdyż wszędzie trzeba cier- pieć, a kto za młodu nie cierpiał nic złego, na starość niech się nie spo- dziewa niczego dobrego. Jeśli wola Boża będzie aby żył w stanie małżeń- skim, niech wprzód stara się o sposób życia przystojny i z dobrą i uczciwą intencyą do zamysłów swych przystępuje: W obieraniu małżonki niech upatruje w osobie bogobojność, skromność, postępki panieńskie (gdyż z wdową żenić się nie radzi), wychowanie i ćwiczenie przystojne, a potem zdaniem ludzi mądrych i przychylnych, niechaj się stara o takie postano- wienie. Na zaloty i wesele kosztów nie łożyć, a spowiedź generalną przed ślubem odprawić, którąby stan młodzieńczy zakończył, a małżeński w łasce Bożej poczynał... niech sposobu życia pilnuje tak, aby z niego żonę, dziatki i dom wszystek opatrzyć mógł, na żonę, czeladź w tem się nie spuszczając, gdyż dosyć na żonę, aby, co mąż zarobi, za jej dojrzeniem na stronę nie szło, a większa cnota zachować, jak zarobić... W stosun- kach z sąsiadami niech się też syn o ich laskę, o ile może być, stara..."

Wychowanie mieszczańskie skierowane było głównie ku zawodom praktycznym, do rzemiosła i kupiectwa, niewielu poświęcało się stanowi duchownemu, profesorskiemu, prawniczemu, chociaż wielu kończyło szkoły nowodworskie i uniwersytet, nawet zagraniczny nieraz. W rzemiosłach obowiązkową była wędrówka za granicę; kupcy wysyłali synów do zna- jomych kupców zagranicznych, zwłaszcza niemieckich, dla wyuczenia się języka i na praktykę. Wyżej wspomniany Markowicz napisał również instrukcyą dla chłopców w sklepie korzennym służących, którą im każdego Nowego Roku odczytywał. Przyjmował chłopca do sklepu zazwyczaj na lat 3, potem zapisywał go na czeladnika, płacąc mu 100 złp. rocznie i pod- wyższając pensyą stosownie do zachowania. Po sześciu latach służby

239

mógł każdy sam na siebie handel otworzyć lub prowadzić go w imieniu swego pana.

Czy mieszczańsi<ie, czy szlacheckie wychowanie oparte było na głę- bokiej podstawie religijnej, a wielki wpływ Kościoła stale potęgował zna- czenie praktyk religijnych, ceremonij, przedłużał je, uświetniał zewnętrznie

Kościół Bożego Ciata.

i mnożył. Liczba świąt była znacznie większą niż dzisiaj, do tego przy- bywały święta parafij pojedynczych, cechów, patronów, wigilie do tychże, nabożeństwa uroczystościowe okazyjne z kazaniami, dyalogami biblijnymi, z procesyami i t. d.

Procesye - choć i dziś w Krakowie dzięki licznemu duchowieństwu i bractwom malownicze i okazałe były niegdyś wspaniałem widowiskiem, któreby zachwyciło malarza: szeregi księży i zakonników wszelakich barw,

240

oprócz dzisiejszych białych habitów Dominil<ańsi<ich, Karmeiicłcich i Pau- iinsi\ich, Premonstranci ze Zwierzyńca, czarnych Franciszl<ańsi<ich, bron- zowych Bernardyńskich i Kapucyństcich, snuh' się wygaśli czarni Benedy- ktyni z Tyńca, Duchakowie czyli szpitalnicy w białych komżach z fioletową mantyllą, na której podwójny biały krzyż po lewej stronie, Markowie w białych habitach z czerwonym na piersi krzyżem i sercem, na to czarny płaszcz, w kapeluszach rogatych, skąd ich rogaczami zwano (fratres cor- nuti, ulica Rogacka przy kościele Św. Marka), Miechowici z podwójnym czerwonym krzyżem po lewej stronie, dalej niezliczone bractwa o tęczo- wych kolorach w przeróżnych habitach, komżach, kapturach z pstremi mantylami, jaskrawemi chorągwiami, obrazami, feretronami, świecami, laskami, cechy, szkoła strzelecka, patrycyat miejski, żacy szkolni i cały ogół dziś szary, dawniej w jaskrawych szatach, do tego zwłaszcza na Boże Ciało, szlachta okoliczna, czasem i dwór królewski z dygnitarzami, wartą, hajdukami wszystko wśród dźwięków dzwonów kościelnych i ręcznych dzwonków, wśród huku strzelby, bębnów, kotłów i trąb postępujące zwolna z religijnem napięciem i wiarą! W końcu XVIII w. zakazał biskup Turski dziwacznych strojów bractw i niestosownych feretronów.

Młodzież wychowywała się więc w atmosferze ciągłych ceremonij ko- ścielnych, wśród nich dalej życie pędziła i utrzymywała się w gorącej wierze.

Ilość klasztorów i pobożnych fundacyj świadczy najdobitniej o uczu- ciach religijnych mieszkańców Krakowa. Czy przy składkach po nabożeń- stwie, czy w testamentach, pamiętali zawsze mieszczanie o pomnożeniu chwały Bożej, o zapewnieniu funduszów na nabożeństwa, na ozdobienie kościoła nowymi ołtarzami, paramentami, bogatsi za życia budowali ka- plice, lub opiekowali się fundowanemi przez przodków, zwykle będącemi miejscem spoczynku wiecznego członków rodziny fundatora. Najgorliwiej objawiła się szczodrobliwość w średniowieczu, a następnie w XVII w., gdy po zgnębieniu protestantyzmu jeszcze goręcej zwrócono się ku Ko- ściołowi katolickiemu. Sekty średniowieczne biczowników i husytów nie znalazły w Krakowie liczniejszych zwolenników. Natomiast powszechny ruch religijny wzniecony przez Lutra na początku XVI w. odbił się glo- śnem echem wśród szlachty i mieszczaństwa polskiego tak, że szala zwy- cięstwa ważyła się chwilowo, nim wreszcie przechyliła się na stronę kato- licyzmu. Pierwszy zbór protestancki powstał na Wesołej w ogrodzie Bonerowskim w połowie XVI w. W r. 1570 zakupili protestanci i prze- robili na zbór kamienicę zwaną „Bróg" przy ulicy Św. Jana. Z listy skła- dek na ten cel ') widać, że do protestantów w połowie należeli magnaci i szlachta, nic więc dziwnego, że w r. 1572 uzyskali przywilej Zygmunta Augusta na wolność nabożeństwa. Gorliwość religijna katolików i prote- stantów wywoływała gorączkę, wzajemną nienawiść i fanatyzm. Podobnie jak w Niemczech i Francyi wywołał ten fanatyzm religijny wstrętne bójki,

') Wojciech Węgierski: Kronika zboru ewangelickiego krak. Kraków 1817.

241

które należą do najsmutniejszych kart historyi Krakowa. Innowiercy, jako mniej liczni, ucierpieli najwięcej. W r. 1574 zburzyło pospólstwo i zrabo- wało zbór powyższy, a w r. 1577 zniszczyło ogrodzenie i nagrobki cmen- tarza ewangielickiego, założonego w r. 1569 za zezwoleniem Zygmunta Augusta za strzelnicą na „Zayfredowskiem". W r. 1587 ponownie zburzyło pospólstwo Bróg, w r. 1591 po raz trzeci, poczem przeniesiono zbór do Aleksandrowie pod Krakowem. Fanatyzm religijny nie ustał jednak, na- pady na innowierców nie ustawały, tak na osoby, jak na ich domy, cmen-

Kościót na Skałce.

tarz, pogrzeby, w czem rej wodzili studenci i gawiedż. W r. 1624 uchwa- liła rada miejska z katolików złożona, nieprzyjmować innowierców do prawa miejskiego, co trwało do r. 1635, w którym Władysław IV tego zakazał. Podobnież za przykładem cechu złotniczego z r. 1631 próbowano zakazać przyjmowania innowierców do cechów, ale za interwencyą wielu magnatów zakaz ten nie utrzymał się. Z powodu fanatyzmu pospólstwa i studentów, których wybrykom słaba władza nie umiała końca położyć, nie śmieli protestanci otworzyć nowego zboru. Nawet zbór w Aleksandro- wicach, potem do Wielkiejnocy przeniesiony, ulegały napadom. Dopiero po opanowaniu Krakowa przez Szwedów najęli sobie w r. 1656 kamienicę

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. 1Q

242

na Brackiej ulicy, gdzie odprawiali nabożeństwa. Liczba ich nie była wielka i coraz malała, tak, że w r. 1791 spadla do 39 głów, skutkiem czego nie byli w stanie utrzymywać publicznego zboru i odprawiali modły prywatne: dopiero po zaborze austryackim pomnożyła się znowu ich liczba. W r. 1820 oddal im Senat Rzpltej opustoszały kościół św. Marcina przy Grodzkiej ulicy, który odrestaurowali na zbór, a obok utworzyli szkołę dla dzieci swego wyznania. W epoce najgorętszego ruchu reformacyjnego zjednano drobną część mieszczaństwa także dla aryanizmu i kalwinizmu, ale wy- znania te niewielu znalazły zwolenników.

Jak chrzciny tak zaręczyny, wesela i pogrzeby obok wystawnych obrzędów religijnych dawały sposobność do licznego zebrania towarzy- skiego, a tem samem zabawy, im bardziej wstecz, tem huczniej, z biegiem czasu i cywilizacyi tem skromniej a wybredniej.

Co do formalności i ceremonij kościelnych przy weselach i poprze- dzających je zwykle zaręczyn, obowiązywały przepisy kościelne. Wilkierz z r. 1336 stanowił, że „ktoby potajemnie ożenił się z panną lub wdową bez zezwolenia rodziców i krewnych, wygnanym będzie na 10 lat z miasta, a żona jego przez tyleż lat nie będzie miała prawa do dziedzictwa", zdaje się więc, że już w w. XIV wymagano zapowiedzi.

Co do zaręczyn, stanowił tenże wilkierz: „Każdy zamierzający poślu- bić pannę lub wdowę, nie ma dawać żadnej uczty którą nazywano Un- urthen ') albo Genesche, ani u siebie w domu, ani u panny lub wdowy, ani w żadnym innym domu pod karą 5 grzywien.

Co do wesel zezwala ustawa przeciw zbytkowi z r. 1336 mieszcza- nom na 30 półmisków, po 3 osoby na półmisek. Nie liczą się w to księża, panny i obcy. Nowożeniec lub swat jego otrzymuje od każdego obywatela biorącego udział w weselu, nie więcej jak 2 grosze podarunku, żona jego daje 2 grosze, córka 1. Potraw więcej jak 5 być nie może. Zezwala ustawa na liczbę ośmiu trefnisiów, wyklucza składaczy wierszy. Pannie młodej idącej do łaźni najwięcej 20 osób towarzyszyć może. Prze- pisy te połączone z innymi, tyczącymi się wykradania panien i z ciekawą przestrogą, aby nikt nie ważył się tańczyć, albo włóczyć się z panną po nocach przed oddaniem mężowi. Wilkierz z r. 137S nakazuje wszystkim idącym na ślub, aby się w kościele skromnie i obyczajnie zachowali, bija- tyki, śmiechów i swawoli nie dopuszczali się. Nikt nie może więcej jak ośm osób ze strony nowożeńca i tyleż ze strony oblubienicy na wesele zapra- szać. Prócz tych może jeszcze tam być 8 osób, które nie sa wspólmie- szczanami, ktokolwiek one będą ; także nie liczą się domownicy, gdzie się wesele odbywa. Te zaś wspomniane osoby nie więcej jak tylko raz do stołu zasiadać mogą i nie więcej jak 5 dań zastawione być mają. Po

') Q. L. Krieck w „Deutsches Burgertiim im Mittelalter", Frankfurt 1868, pisze: „Niektórzy wypijali trunek między śniadaniem a obiadem, a zwłaszcza między obia- dem a wieczerzą, w szynkowni lub w gospodzie cechowej w towarzystwie innych, co zwało się Urten albo Unterurtentri;iken". T. I. str. 338.

243

skończonym stole panny i mężatki mogą być do tańców zaproszone. Tylko 4 a nie więcej muzyków grać mają, i każdemu z nich nie więcej jak 6 groszy w zapłacie dać trzeba. Przed idącą do kościoła oblubienicą świece nie mają być niesione.

Żyjący w wiek potem kaznodzieja krakowski, Jan ze Słupca, w ostrych słowach przygania, że na wesela przyzywają, ba gwałtem wciągają tych, którzy umieją tańczyć, nieprzystojne żarty stroić i brzydkie pieśni „napie- wać", bo gdzież brzydsze śpiewają niż tam.

Podczas gdy od XVI w. z większą zamożnością i ogładą, zebrani bawili się przy napitku i jedzeniu muzyką, tańcem, sami między sobą, w średniowieczu nie obeszła się żadna zabawa bez fachowych, zapłaconych rozweselaczy, trefnisiów i błaznów. Korzystali z tego wszelakiego rodzaju rybalci i kuglarze, wędrujący po odpustach i jarmarkach, zarabiając na życie sztuką bawienia pojedynczo lub w kompanii innych, z których potem wyrośli aktorowie wędrowni, stanowiący pierwsze początki teatru. W śre- dniowieczu był to stan ludzi dla lekkiego życia i pogardliwego zawodu lekceważony i z pod wszelkiego prawie prawa wyjęty. Źródła prawa obej- mują ich ogólną nazwą „ioculatores" t. j. ludzie zabawiający widzów ') tłustym konceptem, miną i gestykulacyą dwuznaczną, tańcem lub grą na różnych instrumentach, piosenkami miłosnemi, swywolnemi, wyśmiewaniem drugich, zwłaszcza wyższych osób duchownych i mnichów, chodząc w ich ubraniu, i t. p. produkcyami sztuki łamanej, kuglarskiej, a w części i pię- knej zarazem. Joculator, frant średniowieczny, byt zarazem kuglarzem i artystą - histryonem w jednej osobie: skoczkiem, błaznem, tancerzem, lutnistą, aktorem, rymotwórcą. Spielman czyli igracz, występuje na minia- turach kodeksu Behema: w krótkim charakterystycznym stroju, z dzwo- neczkami na kapturze, o ogolonej głowie, z maską za pasem i kobzą pod bokiem. Nazwa ich rozmaita: mimitancerze „chwist", ioculatores „spyl- manowie skrzypkowie", histriones. Jokulator wczesnego średniowiecza był więcej kuglarzem w dzisiejszem słowa tego znaczeniu (bateleur), jak uwy- datnia już sama jego nazwa ; w program jego przedstawienia wchodziły głównie pantominy, sztuki akrobatyczne i zręczności, tresura zwierząt i t. p. produkcye. Później ioculatores uprawiali więcej śpiew i muzykę, występu- jąc przedewszystkiem jako rymotwórcy „rimarii", tancerze, grajkowie, lutniści, tworząc osobny stan wagantów „ordo vagorum seu status goliar- dorum seu buffonum".

Histrio w greckiej i rzymskiej starożytności oznaczał aktora sceni- cznego, w średniowieczu „spylmana" t. j. śpiewaka i grajka, kompozytora i poetę (rymotwórcę). Byli to biedni, mniej zdolni i wykolejeni bakalarze „clerici scholares", używani do posługi kościelnej, szczególnie do śpiewu w czasie nabożeństwa, a czasem zarazem rektorowie szkółek parafialnych. Jako tacy nosząc tonzurę, cieszyli się przywilejami stanu duchownego.

') Leonard Lepszy: Lud wesołków w dawnej Polsce. Kraków 1899.

16*

244

Nie dziw więc, że zaraz już w wieku Xiii liczne przeciw nim zwracają się synody. Papież Bonifacy pozbawił icli wszystl<ich praw i przywilejów stanu duchownego.

Pierwsze zastępy tych ludzi przybyły do Polski z Niemiec. Wskazuje na to ich nazwa „spielmanów", oraz ciągły napływ przybywających stam- tąd bakałarzy szkół parafialnych, na których uskarżają się stale nasze synody, począwszy od 1257 r. Niewątpliwie istnienie ich w Polsce w pierw- szej połowie w. XłV stwierdza początkowa konstytucya synodu uniejow- skiego (1326) i ów wzmiankowany powyżej przywilej Kazimierza Wiel- kiego de nuptiis 1326.

Synod krakowski Piotra Wysza przestrzega duchownych, ażeby się nie wdawali z kuglarzami i lutnistami, ani ich nie utrzymywali z dóbr ani dochodów kościelnych. Lutnistą i poetą (rymotwórcą) był jeden z bisku- pów naszych w połowie owego wieku, Jan z Kępy biskup poznański (1335 1346) „bene literatus et bene natus".

W r. 1546 uchwaliła Rada: „Gdy który z rajców córkę albo krewną wydaje lub sam się żeni, dostanie tylko jedną baryłkę wina, ławnik tylko pól baryłki. Obywatelom zaś żeniącym się lub wydającym córkę lub kre- wną, gdyby który z rajców był na weselu, można dać 4, a najwyżej 8 gą- siorków wina".

Przepis ten ma w tem uzasadnienie, że rajcy miasta byli zarazem urzędnikami wykonawczymi, poświęcającymi wiele czasu sprawom miej- skim, a jedynem ich wynagrodzeniem były sporadyczne datki na ich uczty i uroczystości.

Od XVI w. obyczaje miejskie stają się więcej polerowne, dawne czysto niemieckie obyczaje zbliżają się do tych, jakie były powszechne w pol- skiem sąsiedztwie, stosunki i pokrewieństwa ze szlachtą upodabniają je jeszcze więcej. Z rozszerzeniem książek drukowanych, z pomnożeniem się szkół, staranniejszem wychowaniem przy zwiększonej zamożności t. j. od XVI w. częściej znajduje się wzmianki o szlachetniejszej sztuce, o wysta- wianiu dyalogów z historyi biblijnej i mitologii, a zapewne i muzykanci, w cech związani, lepiej i częściej grywali, swawola i ordynarność średnio- wieczna maleje wobec większego wpływu Kościoła i inteligentniejszego, niż dawniej, duchowieństwa , mieszczaństwo bogatsze i wykształceńsze jest więcej wybredne.

W XVII w. weszło w zwyczaj uświetniać wesela drukowanymi pane- girykami, które gościom rozdawano. Pisali je zamówieni „literaci", lub członkowie rodzin, posiadający odpowiednie uzdolnienie, n. p. w r. 1616 układa Piotr Anuszewicz panegiryk na cześć wesela Pawia Celarego z Anną Cecylią Pipanówną, w r. 1652 Jan Celary drukuje „Różą ozdobną maju wesołego od najprzedniejszych nymf z rozlicznem kwieciem uwitą", rzeźbiarz Hieromin Canavesi pisał koło r. 1630 wiele podobnych panegi- ryków weselnych.

245

Śmierci oczekiwano z poddaniem się religijnem i stoicyzmem. Pa- trzano na nią często jako na zwykły epizod procesu karnego, co kilka ulic widziano cmentarze, choroby zmiatały liczne ofiary, głęboka reli- gijność widziała w niej wyzwolenie z grzechu, każdy był na nią przygo- towany i przeczuwając robił rozporządzenie ostatniej woli. Zycie zam- knięte przeważnie w gronie rodziny i domowników wyrabiało stosunek patryarchainy, utrzymywało wzajemne przywiązanie, którego dowody znaj-

'^.r^-

5IE... (fi: -

Płyta grobowa Filipa Kalimacha w kościele 00. Dominikanów.

dujemy w każdym testamencie. Rozporządzenie majątkiem jest tam rzeczą drugą, pierwszą jest wyraz religijnego poddania się woli Bożej i objawów przywiązania do rodziny i domowników; polecając pozostałym wzajemną miłość i pomoc usprawiedliwia testator swe działy, ostrzega przed krzy- wdą, daje nauki i wskazówki moralne i praktyczne, obdarza domowników, biednych, szpitale, ustanawia opiekunów dzieci i wykonawcę testamentu. Otylia wdowa po Piotrze Wedelickim, doktorze medycyny, obdarza w testamencie ślepą staruszkę, która niegdyś w chorobie pielęgnowała, kucharkę, szafarkę, parobka i kobietę przynoszącą chleb (r. 1543).

246

Barbara Cezarowa, drukarka, piękną polszczyzną w epoce skażenia języka makaronizmami ') (1665 r.) pisze:

. . . torując sobie drogę do wiecznego żywota . . . duszę moją Stwórcy i Zbawicielowi memu oddaję . . . Ciało zaś moje chcę i pragnę aby bez wszelakiej pompy i próżności świeckiej było ziemi oddane i sposobem chrześcijańskim w kościele Św. Anny w grobie od małżonka mego wymu- rowanym, jak najkorniej pochowane ...Na pogrzeb żadnej processiej nie brać, tylko samych księży świeckich ze trzydzieści par, którzy będą śpie- wali processią i mszą świętą . . . Lecz zaraz po śmierci mojej proszę aby rozdać na 300 mszy do różnych kościołów... Dobra zaś moje pozostałe, którem z szczodrobliwej łaski Bożej, a szczególniej prace małżonka mo- jego i mojej miała, w takim porządku zostawuję: naprzód, aby się stało zadość sprawiedliwości, mianuję wszystkie długi, które najpierwej z dóbr pozostałych mają być zapłacone... Naprzód córce mojej najmilszej Annie Laynerowej winnam dwa tysiące... O chłopcu Stasiu, Reginy sługi mojej synu, a ks. Ciastowicza krewnym, proszę pamiętać. Ponieważ przy mnie zostawało z rzeczy po nieboszce matce jego sprzedanych, zł. sto, onemu, jeżeli się pokaże oddać: a jeżeliby się nie zjawił lub umarł, dać za duszę jego matki i onego samego pomienione zł. sto. Sługom, jeżeliby się która odezwała z tych, które swą wolą odemnie poszły, zapłacić proszę co się winno... Zabiegając temu, aby się dziatki moje po śmierci nie wadziły, takową czynię dyspozycyą dalszych dóbr, po zapłaceniu długów pozosta- łych . . . Córka moja najmilsza Anna Laynerowa, lubo przy mnie po śmierci małżonka swego dla większej poczciwości swojej i usługi mojej mieszkała ...luboć już od stotu nie płaciła, jednak nie tylko córki miłującej ale i sługi pracowitej, we wszystkich usługach i pracach w domu, w drukarni, w Bibiiopolarni należących powinność czyniła, dlatego jej to, strzeż Boże! nie ma być rachowane, ponieważ i teraz płaci od stołu sługi swojej, którą do kramu chowa... A ta namieniona córka moja wszystko za wiado- mością i rozkazem wyraźnym moim czyniła, i cokolwiek się przedawało, wszystko do rąk moich własnych wiernie oddawała, i nigdy bez wolej mojej i wiedzenia mego najmniejszej książeczki nie przedała, ani dała, ...dla tegoż z niczem nikomu nie będzie winna rachować się. A lubo za jej stateczność i powolność, którą rodzicom wyrządzała . . . słuszna była, abym jej też w nagrodę tego osobliwy affekt mój macierzyński z dóbr pozostałych wyświadczyła; niechcąc jednak mieć jakowych nieprzyjaźni, albo niesnasek i wymówek między rodzonymi, którzy za żywota mojego zawsze między sobą w zgodzie i statecznej miłości żyli ; dlatego nie czy- nię żadnej różnicę między niemi, mając w Bogu nadzieję, że jej to z skarb- nice miłosierdzia swojego sowicie wynadgrodzi . . . Jakom dziatki swoje zarównie miłowała zawsze, tak równie jednakie dając im błogosławień- stwo moje macierzyńskie, Pana Boga niegodna proszę, aby z miłosierdzia

') A. Grabowski: Skarbniczka naszej arclieologii. Lipsk 1854

247

swojego hojne swe łaski na nie wylewaK.. Srebra trochę zostaje: na- przód konewka pół-garncowa pstro-zfocista, przyczem garnuszek szeroki biały z pokrywką: puzdro łyżek białych, koneweczka z wierzchem srebr- nym ex terra sigillata, ... co wszystko w równy udział idzie między dziatki moje. Była koneweczka węgierską robotą, którą przedałam mojej córce

aąi(*3i!łj^i3j;lligiJM»t.'ł*'LVJillI>lilAia^

ST13aavVXVH'Jd0ad SWW 11^3dVH KniNVX IN

Płyta grobowa kardynała Fryderyka w katedrze.

za zł. sto, jako mnie kosztowała, dla tego do działu nie należy. Pacierzy (różańców) dwoje zostaną koralowe i jaspiżowe: które z nich będzie chciał ks. Stanisław wziąść, niech weźmie, a drugie córce. Sukienki ubogie po- zostałe leguje: kontusz szajowy kunami podszyty ks. Stanisławowi. Kon- tusz krótki sukienny pupkami podszyty córce Annie Layerowej, Alamoda burakowa pupkami także podszyta, Paniej synowej mojej daję z miłości

248

mojej, aby mnie nie przepomniała przed Bogiem. Insze sukienl\i podlejsze rozdać między ubogich, mianowicie krewnych. Cyna, mosiądz, obrazki i wszystkie inne drobiazgi w równy dział mają iść między wszystko troje". Zmarłych chowano po cmentarzach, których w Krakowie było dość dużo, bo przy każdym kościele parafialnym a nadto i przy innych kościołach, n. p. Św. Trójcy, Św. Piotra przy ulicy Grodzkiej i Św. Piotra Małego na Garbarach, skądkolwiek kto spojrzał z okna, to dojrzał krzyże i nagrobki w śródmieściu, ale dawniej nikogo to nie raziło. Duchownych chowano w podziemiach ich kościołów i kaplic, dostojników świeckich po korytarzach klasztornych i kościelnych, dopiero w końcu XIV w. zaczęto i świeckich chować pod kościołami, z początku tylko do- brodziejów i fundatorów, potem wszystkich wybitniejszych i bogatszych. W średniowieczu nie znano nagrobków wolno stojących tylko płyty płaskie na grobie, lub w posadzce kościoła, dokoła tej biegł napis, w środku herb, godło lub postać zmarłego. Najstarszym krakowskim na- grobkiem jest płyta Dra Arrigi z r. 1311 w krużganku Dominikanów. Od XVI w. wprowadził renesans nagrobki stojące przy ścianach i fila- rach w okazałej formie jakby ołtarzy z figurami i obszernymi napisami, portretami, allegoryami, takich dochowało się bardzo wiele po kościo- łach krakowskich, najważniejszymi bronzowe Bonerów i marmu- rowe Monteluppich, Celarich i innych w kościele Maryackim, Provany, Orlików w Dominikańskim i t. d. W późniejszej epoce baroka nagrobki wzrosły niekiedy do wielkich rozmiarów, zajmujących cale ściany ko- ścielne — obok takich były i skromniejsze tablice. Napisy kładziono łaciń- skie, obszernie wyliczające tytuły i godności nieboszczyka, pompatycznie, często wierszem, wyliczające jego lub jej cnoty. Początkowo grzebano zmarłych bez trumny, od w. XVI weszły one w powszechne użycie. Za- zwyczaj były drewniane, dla zamożniejszych obijane suknem i ćwieczkami nabijane. W r. 1837 znaleziono koło Karmelitanek bosych grób, w któ- rym podobno Aryanów chowano w w. XVII. Trumny były w kłodach grubego drzewa wydrążone nakształt koryta, wylane żywicą, wyklejone grubem suknem i płaskiem wiekiem nakryte. Zmarłego odnosili na ma- rach przyjaciele, członkowie cechu lub bractwa, naprzód do kościoła na nabożeństwo, a potem do grobu. Wszystkie cechy w przepisach swoich kładły nacisk na obowiązek oddania ostatniej usługi zmarłym członkom i na odprawianie żałomszy za zmarłych w pewnych terminach, i tak :

Statut powrożników z r. 1574 stanowił: toż bractwo będzie miało

kościół swój, w którym będzie miało własne swoje mary i ućciwe przy- krycie na mary, wedle starodawnego naszych bractw zwyczaju ; w którym kościele albo na cmentarzu ciała umarłych braci i sióstr chować i grzebać będą i powinowaci będą tak starsi, jak i młodsi mistrzowie i żony ich także i towarzysze, umarłych ludzi ciała na miejsce pogrzebu z ućciwością doprowadzać, także przy żałomszy, albo przy innych obchodziech za umarłe być".

249

Za nieprzybycie na pogrzeb, na żatomszę (jak nazywano mszę ża- łobną) lub na inne nabożeństwa, nakładały statuty karę, n. p. statut bedna- rzy z roku 1435 stanowił: „jeżeli umrze majster, lub majstrowa, albo icti dziecko jakie, kto z nimi nie pójdzie na pogrzeb, zapłaci kary grosz".

„Co do pogrzebu domowników, mają zachiowywać taki sposób, jaki i inne bractwa wedle statutu panów (rajców) zachowywać zwykli, podo-

Grobowiec Władysława Jagietty.

bnie i CO do egzekwij, które się po pogrzebie odbywają" (statut garncarzy z roku 1504).

„Upatrując każdy podlega śmierci (brzmi statut włóczków z r. 1624) a nie życząc, aby bracia ladajako pochowani być mieli, tak postanowili: Mają mieć przykrycie swoje i świece żałobne cztery, tak zwierzynieckie jako i smoleńskie, spólne starsi włóczkowie u siebie; a gdy kto umrze, wszyscy na pogrzebie być i po ciało iść mają; a gdyby kto sam nie był.

250

małżonkę albo młodzience przysłać powinien. Msze zaduszne na i<ażde suchedni na Zwierzyńcu dwie, na Smoleńsku dwie, odprawiane być mają ; która skrzynka u starszych włóczków jeden rok na Zwierzyńcu, jeden na Smoleńsku, być ma, a klucz jeden u starszych, a drugi u młodszych włóczków będzie".

Statut towarzyszy strażników ryb z r. 1610 mówił; „...Kiedy towa- rzysz albo brat umrze, tedy winni wszyscy ciało jego do grobu dopro- wadzić, a na pogrzeb towarzysz młodszy na ten czas będący ma obejść wszystkie towarzysze i w sadzawicę według starego zwyczaju zakolatać".

Jest coś poetycznego w tem odczuciu pewnego związku człowieka z naturą, dyktującem zakołatanie w sadzawicę w czasie pogrzebu rybaka jakby zawiadomienie ryb, podobnie jak towarzyszów, o śmierci człowieka żyjącego w tym samym żywiole

„Na każde suchedni mówi statut introligatorów z r. 1627 to jest w poniedziałek po suchedniowej niedzieli, czterykroć do roku mają się i powinni będą bracia stawić wszyscy i z małżonkami swemi i z towarzy- szami na żalomszę i być przez całą mszę, wszyscy na oh'arę w pól mszy iść porządkiem pięknym i prosić Pana Boga za dusze zmarłych braci, a panowie starsi z dochodów cechowych i win mają obmyślać odzieżą na mary i cztery świece do mar, a dwie na ołtarz do mszy Św. odpra- wowania i kapłanowi jałmużnę dać".

Od XVII w. wzmogła się za przykładem szlachty pompa pogrzebowa. W r. 1704 wyprawili Jezuici swej dobrodziejce kasztelanowej Teresie Ma- kowieckiej pogrzeb przez dni 8, chociaż zwłoki już pierwszego dnia spu- szczono do grobu. Ciało nieboszczyka nabalsamowane wstawiano „tym- czasem" a raczej wystawiano w kościele lub kaplicy, odprawiano przy zwłokach msze Św., śpiewano officia defunctorum, a dopiero gdy się zje- chały skoligacone rodziny i zacne goście rozpoczynał się i trwał przez kilka dni właściwy obchód pogrzebowy.

Do uświetnienia należały nie tylko katafalki niezmiernie wysokie, materyą okryte, świecami i lampami jaskrawe, ale transparenta z emble- matami i „kolosy" czyli „statuy olbrzymie", po rogach katafalku ustawione, nie tylko setki duchowieństwa, ale i przedewszystkiem mowy pogrze- bowe. Do użytku mówców wyszło z druku wiele grubych tomów z przy- kładami setek mów pogrzebowych i weselnych. Mówili je na magnackich pogrzebach biskupi, senatorowie i szlachta, na mieszczańskich księża, kre- wni i studenci, mówili przed exportą i po niej. Sadzono się w tych mo- wach na pomysły najdziwaczniejsze. Dzisiaj trudno nam nieraz domacać się sensu w tej gimnastyce słów aluzyi do herbu, do imienia chrzestnego, lub nazwiska rodowego, w tej gmatwaninie pogańskich sentencyj i cytat z pisma Św., mitologii klasycznej z chrześcijańskimi morałami '); ówczesne pokolenie rozkoszowało się w wielogodzinnych panegirykach i w słuchaniu

') X. St. Zatęskl: 00 Jezuici przy kość. Św. Piotra w Krakowie N. Sącz 1896.

251

tychże, snać je rozumiało dobrze! Nieboszczyk wędrował codzień do innego kościoła na noc, w otoczeniu bractw, chorągwi, świec, żaków i ubo- gich opłaconych, wśród bicia dzwonów. Po pogrzebie odbywała się stypa famihjna, na którą proszono w miarę zamożności przyjaciół, sąsiadów, brać cechową i duchownych. W średniowieczu udział duchownych w tych

Grobowiec biskupa Tomickiego.

ucztach, Stypach i pijatykach był bardzo częsty i rubaszny, co się tlóma- czy tem, że w średniowieczu musieli sami na życie zarabiać i wszędzie bywać, bo dopiero w późniejszych czasach gospodarstwa pieniężnego, zaczęli dostawać dochody w pieniądzach. W średniowieczu dostawali upo- sażenie in natura: dom, grunt albo karczmę, kram musieli więc gospo- darzyć, szynkować, sprzedawać, aby mieć żyć za co, oglądać się na

252

datki od parafian. Od Nowego Roku do postu czas nazywano kolendą, w którym księża i wikaryusze chodzili po domach swej parafii, ogfaszali Boże Narodzenie, życzyli błogosławieństwa i po perorze egzaminowali czeladź i dzieci z katechizmu. Asystujący księdzu organista i bakałarz, cza- sem z paru uczniami, śpiewali przy wejściu i wyjściu kolendę. Po wyjściu dziewki ubiegały się do stołka, na którym ksiądz siedział, bo która pierw- sza siędzie, ma za sobą wróżbę, że tego roku za mąż wyjdzie.

Księża świeccy zajęci więc codzienną zwykłą troską o byt, spełniali funkcye duchowne „fizycznie" odśpiewali mszę, odbywali chrzty, po- grzeby, uczyli coś w parafialnej szkółce, zresztą zaś nie różnili się zajęciem, strojem i inteligencyą od ogółu. Zdarzało się w Xłlł w., że klerycy sami, lub przez scholarów szynkowali, a nawet dziekani odprawiali w karczmach swe sądy kościelne, oraz śluby tam dawali, czego zakaz jeszcze w r. 1331 ponowiono. Starodawne kanony wzbraniały duchownym tańczyć, niektóre nawet zakazywały całkiem uczęszczać na gody weselne, szczególniej tym z duchownych „quibus ducendi uxores licentia non est", t. j. klerykom inajorystom, i nie dozwalały im wogóle brać udziału w zabawach i wido- wiskach, jeśli tam śpiewano pieśni miłosne lub bezwstydne i tańczono nieskromnie.

Dlatego wprowadzenie w Xłll w. zakonu kaznodziejskiego Do- minikanów miało głębsze znaczenie społeczne, bo zakonnicy, mający byt zapewniony, o który troskał się ich prokurator z włodarzem, a nie każdy zakonnik sam dla siebie, mogli oddawać się pracy intellektualnej, mogli mieć większy wpływ umoralniający, niż ksiądz świecki, zmuszony żyć w bie- dzie za pan brat ze swawolną i grubych obyczajów owczarnią parafialną.

Wśród grubych obyczajów wczesnego średniowiecza nie gardzili księża świeccy żadnemi zabawami świeckiemi, a więc i tańcem. Przepisy syno- dów wrocławskich i poznańskich z XV w. zakazują księżom „prowadzić tańce" zwód arcybiskupa Trąby zakazuje im „brać udział w publicznych widowiskach i tańcach". Przy chrzcinach, weselach i pogrzebach znajdo- wali więc po spełnieniu aktu religijnego pierwszą sposobność do zabawy i brali w niej udział taki, jaki i inni goście, a więc w pijatyce, śpiewach i tańcach. W r. 1326 ustanowiono, że księża tylko w podróży lub na go- rące zaproszenia poważnej osoby mogą do karczmy wstępować M. Dopiero od XV w. nastają polerowniejsze obyczaje, ogólnie podnosi się stan intel- lektualny, a zabawy tracą zwolna na ordynarności i szlachetnieją, udział w nich księży jest mniejszy a poważny.

Synody biskupie, pracujące nad uszlachetnieniem kleru, wydają coraz surowsze postanowienia co do jego zachowania się, wychowuje się du- chowieństwo coraz inteligentniejsze i poważniejsze. Sobór trydencki nadał zakazom tańczenia przez księży moc powszechnie obowiązującą. Odtąd też duchowieństwo zarówno z mocy ustaw kościelnych i kontroli biskupiej

') X. J. Fijałek: Średniowieczne ustawodawstwo synodalne. T. 1. Kraków 1893.

253

jak i z t\'tułu większego wykształcenia i ogłady, zachowuje decorum ze- wnętrzne, stroniąc od rubasznych zabaw świeckich, a dodając im powagi i hamulca obecnością w poszczególnych wypadkach.

Pożycie członków jednego zawodu było dawniej bliższe, bo czeladnicy, subjekci, uczniowie i terminatorowie musieli mieszkać u chlebodawcy, mistrza, wszyscy razem schodzili się dla interesu lub dla zabawy w go-

Grobowiec Stefana Batorego.

spodzie i w cechu. Potrzeba odpoczynku i uprzyjemnienia życia musiała spowodować szukanie rozrywki, powstały więc regularne schadzki w go- spodach. Duch kastowości średniowiecznej starał się zamknąć ludzi jednego zawodu w jeden cech i przywiązać do własnej, wspólnej gospody, a tern samem zbliżał do siebie jeszcze bardziej jednostki jednego zawodu. Zaka- zywano więc chodzenia do cudzej gospody, lub przynajmniej nakazywano w pewnych terminach i na zwołanie przychodzić do własnej.

254

Na czele zabawy stał wspólny napitek, przy nim rozmowa, śpiew, gra w kostki, tańce, przysłuchiwanie się wędrownym kuglarzom i „igrcom" wszelkiego rodzaju.

Najważniejszemi okazyami do wspólnego napitku i uczty mistrzów był wybór starszych i przyjęcie nowego mistrza. Powoli zamieniano jednak ów poczęstunek od nowego mistrza na wkładkę do kasy cechowej.

Towarzysze podobne mieli schadzki i zabawy i to albo w oznaczo- nych z góry terminach, albo doraźnie za zezwoleniem mistrzów.

Gry były w niektórych cechach wprost zakazane, albo dozwolone do wysokości drobnej monety, lub za zezwoleniem starszych. Nie wolno było grać mistrzowi z czeladnikiem, ani stawiać na kartę ubrania.

Wędrownego przedewszystkiem witano napitkiem. Niektóre statuty opisują dokładnie, jak się ma znaleźć wędrowny, a jak witający go towa- rzysze.

Najweselej było w gospodzie towarzyskiej w czasie wyzwolin ucznia na towarzysza. Każdy cech miał tradycyjne, nigdy nie spisywane obyczaje wyzwolin, których resztki gdzieniegdzie jeszcze się tułają. Wszystkie pole- gają na figlach i psotach, których ofiarą byt „robieniec". Ten już przy rozpoczęciu nauki w warsztatach, nabierał nauki życia drogą doświadcze- nia na własnej skórze, n. p. starsi robieńcy i towarzysze pouczali mło- dego adepta swego rzemiosła: jak się szyje bez szwu? Niedoświadczony cechowiec musiał ściągnąć jeden rękaw i wystawić go przez pół domknięte drzwi, za któremi miano mu uciąć rękaw i zeszyć tak, żeby szwu nie było widać; tymczasem raptem wlewano mu konewkę wody do rękawa, przez który ta ciekąc oblewała go do stóp. Młody uczeń był tak długo ofiarą figlów, póki nie przyszedł drugi, młodszy, którego znowu on razem ze starszymi podobnie kształcił. Każdy prawie miał przezwisko, „przemianek", często, mimo zakazów, komiczne.

Przy wyzwolinach przechodził uczeń po raz ostatni ku zabawie towa- rzyszów przez szereg figlów i psot, co się nazywało oszlifowaniem, ohe- blowaniem, kazaniem, chrzcinami i t. d.; n. p. sadzono wyzwoleńca na stołku, ustawionym na stole, towarzysze usuwali niby stołek z pod wyzwo- leńca, a gdy ten się zrywał, inny za włosy ciągnąc, sadzał go napowrót. Potem musiał wyzwoleniec krzyknąć: „ogień!" na co go wodą nagle oble- wano, a podczas tych procedur jeden z dowcipniejszych dawał mu nauki. Podobną ceremonię przechodził student na wsz:echnicy, t. zw. „otrzęsiny" (beanorum depositio).

Zakazywano tych psot nieraz, ale mimo to utrzymywały się one tra- dycyjnie. Do tego stosuje się zapewne wyrażenie statutu młynarzy gnie- źnieńskich z r. 1781, zabraniające: „aby żadnych staroświeckich zaboboń- skich ceremonij przy sesyach cechowych, albo kiedy z miejsca skrzynka bracka będzie przeprowadzoną, nie czyniono".

Jednak tradycyjnie utrzymywano dalej „staroświeckie ceremonie" przy wyzwolinach, a liczyło się z niemi nawet nowsze ustawodawstwo, bo

Kościół Św. Aiiii).

256

jeszcze ustawa byłej Rzpltej Krakowskiej „o urządzeniu kunsztów, rzemiosł i profesyj" z dnia 30 grudnia 1820 r. i z dnia 26 maja 1843 r. stanowiła: „wszelkie zwyczaje w czasie wyzwolin, przy uznaniu wyzwoleńca towarzy- szące, lub z okazyi przybyłej czeladzi praktykowane, jako to : całowanie klucza, kupowanie losów na wyzwoleńca, dawanie upominków czeladni- czych, częstowanie i t. p. nadużycia, zakazują się czeladzi".

Długotrwające nabożeństwa i procesye zmuszały uczestników udać się potem na posiłek, gospody zaludniały się więc tłumami, póki zacłio- dzące słońce nie wygnało gości, bo nocą nie łatwo było i nie bardzo bezpieczno wracać wśród nieoświetlonych ulic do odleglejszych domów. Przy szynkowniach bywały zwykle kręgle. Oprócz grających stała obok kupka widzów, którzy między sobą robili zakłady, kto wygra, lub kto ile kręgli w danym rzucie zbije.

Zwyczaje niemieckie publicznych zabaw cechowych wobec ciągłej wędrówki naszych czeladników do Niemiec i naodwrót, nie mogły być u nas nieznane i zapewne, choć ślady zaginęły, wiele podobnych zabaw u nas urządzano.

Napewno wiemy o rzeźnikach krakowskich, że za zezwoleniem bur- mistrza wykonywali ich towarzysze tańce, i oprowadzali uroczyście wołu po rynku, psocili przytem, paląc róg i inne smrodliwe przedmioty, czego im surowo w r. 1536 zakazano. W archiwum miejskiem znalazło się pismo kongregacyi włóczków (spławiaczy drzewa) zwierzynieckich z r. 1814 na- stępującej treści: „Kongregacya włóczków, od kilku wieków używając przy konkluzyi oktawy Bożego Ciała zabaw wesołych, połączonych z muzyką i widowiskiem konika uformowanego, któren swem skakaniem publiczność zabawiać może". Przypuszczać można z pisma włóczków wyżej cytowa- nego, że Konik zwierzyniecki jest „zabawą wesołą, połączoną z muzyką", której „kongregacya włóczków od kilku wieków używa", że jest prze- żytkiem dawnej zabawy cechowej włóczków, do której wytłómaczenia do- robiono w następnych latach legendę, że ma to być pamiątką odpędzenia Tatarów w Xiii w.

O domowych zwykłych rozrywkach z dawnych czasów brak bliż- szych szczegółów, z późniejszych mamy ich nie wiele, do czasu X. Kito- wicza, który w swym opisie obyczajów nie pominął tego tematu : „zaba- wiała się młodzież obojej płci różnemi igraszkami uczciwemi w godziny wieczorne, najwięcej w dni uroczyste, aby się w próżnowaniu nie nudziła. Te zaś igraszki działy się w obecności starszych, dozierających przystoj- ności i z młodocianych krgtochwil ukontentowanie dla siebie znajdujących; a czasem do takich igraszek między młodzież mieszających się. Te zaś igraszki były : ślepa babka, gdy jedna osoba z zawiązanemi oczami poty musiała biegać po izbie, póki drugiej z kompanii grających nie złapała.

257

Ci zaś wszyscy, którzy grali, rozpierzchnąwszy się po izbie, powinni byli jękiem odzywać się ślepej babce; ale jęknąwszy, co prędzej uchodziły w inne miejsce przeto trudne było schwytanie; złapany lub złapana musiał znowu biegać po izbie z zawiązanemi oczami, póki innej nie zła- pał osoby.

„Druga igraszka zależała na pytaniach i odpowiedziach; n. p. pytanie wzięto: „na co się słoma przyda?" każdy za koleją musiał odpowie- dzieć i to szło w kolej do kilku razy; więc kiedy się przebrało odpowie- dzi coraz nowych, gdyż powiedzianych powtarzać nie było wolno, rosła więc trudność, zatem kto nie mógł wprędce odpowiedzieć, musiał dać fant, który po skończonej grze musiał wykupić jaką pokutą od siedzącej wedle siebie osoby naznaczoną, n. p. kazano mu przynieść węgiel rozpalony w uchu a to znaczyło ucho u klucza.

„Lutnia, wódz tańców i pieśni uczonych, lutnia osłoda myśli stra- pionych" - jak opiewa Kochanowski była w X\'l i XVII w. naj- bardziej ulubionym instrumentem domowym.

„Skocznych i wirowych tańców nie lubiono a może i nie znano; informator włoski nuncyusza Marescotti, który bawił w Polsce w r. 1668, powiada, że taniec polski jest raczej rytmicznem, posuwistem kroczeniem do taktu muzyki, aniżeli naprawdę tańcem i podaje o nim szczegóły, po których poznajemy nasz polonez. Po za tym polskim rodowicie tańcem, po za „chwytanem kołem" i po za „gonionym", o których przecie nie wiemy nic bliższego, i po za tańcami ludowemi, z których tylko bardzo mało i to bardzo późno przedostało się do warstw wyższych, nie spoty- kamy w Polsce XVI i xvii wieku tańców oryginalnie narodowych. Wspo- minają tańce jak: cenar (niemiecki Zeuner) i galarda (francuska gail- larde), padwan, kapreola, bergamoszka, obcego pochodzenia, a jak wcześnie bo już w średniowieczu przyswajano sobie w Polsce cu- dzoziemskie tańce, tego zachowało się świadectwo w języku, tem najsta- rożytniejszem źródle obyczajowej historyi że tu przytoczymy owe „reje" żyjące dotąd w wyrażeniu „wodzić rej" '). Polskimi tańcami za to byty, jak się zdaje, taniec Macieja, wyrwaniec, gniewus, świeczkowy.

„Starsi zabawiali się grą, z tych najdawniej znaną była gra w kości, o ile grywano o pieniądze, zakazywał jej Kościół już od Xli w. jako ha- zardu. Karty rozpowszechniły się dopiero w XV w. W r. 1507 drukował w Krakowie Tomasz Murner „Chartiludium logices", a ciekawem jest, że karty służyły za środek pedagogiczny, bo młodzież uczyła się z tablic

') Władysław Łoziński : Życie polskie w dawnych wiekach. Lwów, 1908

K. Bąkomfki. Dzieje Krakowa 17

258

52 kart zasad logiki. Karty były rzeczą kosztowną, bo je ręcznie ma- lowano, potem dopiero nauczono się je drukować.

„Szachy znano w Polsce już w XIV w. bo kronikarz Janko z Czarn- kowa wspomina, że w r. 1372 grał w szachy na zamku w Żninie z arcy- biskupem Jarosławem. Zdaje się, że i w szachy grywano o pieniądze, bo księżom w końcu XIV w. zakazano gry w szachy.

„Dalej grywano w warcaby, młynka, chapankę".

Palenie tytoniu i zażywanie tabaki pojawiło się w Polsce dopiero w połowie XVII w. Roślinę tytoniową przysłał do Polski po raz pierwszy poseł Zygmunta III Uchański z Konstantynopola w r. 1590. Za przykła- dem Wenecyi i Francyi uznano w Polsce dochód ze sprzedaży tytoniu za monopol. W r. 1660 relacyonuje woźny miejski, „W wigilią świętego Macieja z rozkazania urzędu radzieckiego krakowskiego, a na instanciią IMpana Antoniego Pestalocego, publikowałem na czterech rogach rynku krakowskiego, z trąbą, przy ludziach zgromadzonych uniwersał JWIMp. podskarbiego koronnego strony tabaku, aby się żaden nie ważył go prze- dawać, tak tartego, jako i w kuciech całego, mianowicie kupcy, przeku- pniowie, kramarze, żydzi i kondycyi wszelakiej ludzie. Toż publikowałem na Kazimierzu także i w żydowskim mieście".

W r. 1679 zapozwał Aleksander Moszyński, administrator monopolu tytoniowego oraz papierowego i Jerzy Priami, poborca tegoż monopolu w województwie krakowskiem, wszystkich kupców, drukarzy, księgarzy i kramarzy w Krakowie, sprzedających papier i tytoń o zapłatę zaległych opłat monopolowych wyrok nieznany. Cygar wówczas nie znano, pa- lono tytoń w fajkach, a głównie zażywano go wtedy jako tabakę. Z po- czątku sprowadzano liście tytoniowe, od początku XVIII w. uprawiano go już w Polsce. Znakomity pomysł fiskalny uznania tytoniu za monopol, który mógł był dostarczyć skarbowi publicznemu znacznych dochodów, poszedł niestety w zapomnienie.

„Tabaka była naprzód prosta pisze X. Kitowicz z tytuniu w donicy wierconego zrobiona, do której dla tęgości, owi wezwyczajeni niuchacze, którzy woleli obejść się bez chleba niż bez tabaki, przydawali popiołu ze skórek łoziny, albo z grochowin palonego, aby im w nosie lepiej wierciało, a potem nastała ropa na tarce blaszanej tarta : jako droż- sza od prostej tabaki, była w używaniu tylko zamożniejszych ludzi. Coraz bardziej wchodząc w używanie brykami wielkiemi rozwozili po kraju handlarze i przekupniowie.

„Tabakierki noszono rozmaite, sztuczne i gładkie. Pospólstwo uży- wało rogów prostych, nieco spłaszczonych i tabakierek blaszanych, które były dwojakie : jedne okrągłe, jak jaszczyki do masła, drugie podługowate, których jedna część wsuwała się w drugą, nakształt szuflady i gdy była wyciągnięta do połowy, otwierała okno do wzięcia tabaki, zsunięta do

259

kupy, zamykała. Potem nastały tabakierki blaszane, czerwono lakierowane. Po lakierowanycłi czerwonych wzięły górę tabakierki czarne papierowe, potem szylkretowe same przez się lub masą papierową w różnych kolo- rach z wierzchu oblepiane, skąd stłuczeniu się tak łatwo jak gołe podległe; z temi były w modzie porcelanowe i miedziane".

Za Rzpltej krakowskiej zakazano palenia cygar po ulicach, po zajęciu jej przez Austryą wprowadzono monopol tytoniowy.

Widok Rynku k.i/juuerskieŁ^o (Wolnicy).

17*

ROZDZIAŁ XIII.

Zwyczaje kalendarzowo powtarzane Nowy rok karnawał reduty i bale pu- bliczne - bal królewski 1787 r, bale w Sukiennicach tłusty czwartek - babski comber popielec post, wielki tydzień - nabożeństwa cmentarne, misterya, ogro- jec i Kalwarye - Wielkanoc śmigus, Emaus rękawka majówki - Boże Ciało konik zwierzyniecki strzelanie o królestwo bractwo strzeleckie w Krakowie i Kazimierzu Zielone świątki wianki, sobótki uroczystość konstytucyi z r. 1815 - adwent Św. Mikołaj Boże Narodzenie szopki jasełka.

Zwyczaje zachowywane kalendarzowo w Polsce według świąt i pór roku, obserwowane byty i w Krakowie z pewnemi iokainemi właściwo- ściami i odrębnemi okolicznościowemi uroczystościami. Wiele z tych oby- czajów dochowało się dotąd.

Nowy rok zaczynano od nabożeństwa, poczem znajomi wzajemnie życzyli sobie powodzenia. W XVI w. pisze Herburt: „Biegają dziatki po nowem lecie i przyjaciele dają sobie nowe lato, a zwłaszcza panowie słu- gom, winszując sobie na nowy rok wszego dobra". W samym końcu XVIII w. przynieśli Austryacy zwyczaj rozsyłania drukowanych i iitogra- fowanych biletów noworocznych, co po pół wieku wyszło z mody. Od Nowego roku do Popielca następował czas najliczniejszych zabaw, kar- nawał, którego punktem kulminacyjnym był ostatni tydzień, specyalnic zapustami zwany. Wówczas, jakby dla rozweselenia się przed zbliżającym się wielkim postem, surowo dawniej przestrzeganym, roiły się ulice od swawolników. Zamożniejsi pijanice przechodzili się z muzyką, inni prze- bierali się w maszkary za błaznów, staroświeckie osoby duchowne i świe- ckie, inni wdziewali maszkary białogłowskie, murzyńskie z brodami, wą- sami, jeden trzymał w kuflu drożdże, częstując nimi przechodzących dla żartu, inny chodził z flaszą i zapraszał do napitku, a gdy kto sięgnął po kieliszek, sam wypijał gorzałkę.

Zabawy zbiorowe w najętym lokalu, na któreby przybywano za opłatą wstępu na wspólne zabawy czyli bale, nie były znane dawnym czasom. Dopiero w drugiej połowie XVIII w. spotykamy je w Krakowie, dawane pod nazwą „redut" w Pałacu Spiskim przez przedsiębiorcę teatralnego Kluszewskiego.

Król Stanisław August w czasie pobytu swego w Krakowie w r. 1787 dał dnia 21 czerwca, niedostępny dotąd mieszczaństwu, bal na zamku kra- kowskim: „Około 9 godziny, za zjechaniem się osób obojej płci z miasta

,261

biletami zaproszonych, dana byta kolacya, a po tej trwały tańce do godziny 2 po północy, podczas których Najj. Pan z dwiema z osób miej- skich damami raczył tańcować". Na balu tym pierwszą gwiazdą była żona bankiera krakowskiego Wincentego Laśkiewicza de Friedensfeid. Następnego dnia dla okazania radości z przybycia Najj. Pana, kongregacya kupiecka illuminowata swoim kosztem Sukiennice. Zaraz na wstępie do tego gma- chu widniały po obu stronach facyaty rzęsisto lampami oliwnemi illumi- nowane, wewnątrz zaś około sklepów wielkie lustra zwierciadłowe, każde z nich po kilka świec jarzących mające, nad temi rzęsisto także illumino- wane napisy łacińskie. W pośrodku były zawieszone po obu stronach kotwice w liczbie 36, światłem napełnione, z których każda niosła świec 24. Przeszło póltrzecia tysiąca świec było we wnętrzu. Oprócz tego, każdy sklep, mający osobne drzwi swoje, był illuminowany, w których różne towary wykładane były, w niektórych zaś loterye, wina, cukry, limonady znajdowały się. W środku zrobiona była loża dla Najj. Pana, naprzeciw której było wyznaczone miejsce dla kapeli z osób kilkudziesięciu składa- jącej się, która zaraz za przybyciem Najj. Pana zaczęła grać koncert na różnych instrumentach. Przyszedłszy tam Najj. Pan z ks. Prymasem, oraz z licznymi senatorami, urzędnikami i obywatelami, zastał już osób półtora tysiąca przeszło, obchodził po kilka razy gmach cały i odwiedzał wszyst- kie sklepy. Spocząwszy zaś w przygotowanej loży, z ukontentowaniem patrzał na weselących się obywateli. Nastąpiły potem różne tańce, około zaś godziny 1 po północy, Najj. Pan oświadczywszy kongregacyi kupiec- kiej swoje ukontentowanie, odjechał do zamku, inni zaś do godziny trzeciej po północy zabawiali się.

Po zajęciu Krakowa przez Austryę zabawy publiczne nabrały jeszcze większego znaczenia, jako prawie jedynie dla napływowych Niemców do- stępne. Zapewne możność użycia sali teatralnej na reduty, skłoniła rząd do połączenia przywileju teatralnego z przywilejem na dawanie balów pu- blicznych i redut. W oczekiwaniu karnawału 1796'1797 nadano dnia 20 lipca 1796 Ludwikowi Wothe, niemieckiemu przedsiębiorcy teatralnemu, kon- cesyę na dawanie przez karnawał redut i balów maskowych za opłatą przepisanej taksy policyjnej.

Przywilej redut był przedmiotem równorzędnych starań z zabiegami o przywilej teatralny. Kluszewski zobowiązał się obok teatru wybudować salę redutową i otrzymał w r. 1798 przywilej na teatr i reduty. Wothe dawał je w sali dzierżawionej w Pałacu Spiskim, potem w ujeżdżalni Klu- szewskiego przy ulicy Szczepańskiej, obok której Kluszewski wybudował nowy teatr. W roku 1804/1805 wrócono z redutami do Pałacu Spiskiego, ponieważ Kluszewski ponownie przebudowywał salę przy teatrze.

Ale w owych czasach policyjnej opieki nie było tak łatwo się bawić, nawet mając przywilej i salę. Biurokracya wymyśliła cały szereg porządków i zarządzeń, na wszystko musiał być paragraf. Z kwestyami balowemi zwracano się nawet do tronu. I tak dnia 19 marca 1804 komunikuje gu-

262

bernator Galicyi dyrektorowi policyi krakowskiej, że Najj. Pan postano- wieniem z dnia 4 b. m. raczył nakazać, że ani w piątek ani w sobotę nie wolno dawać bali prywatnych, a publiczne bale, gdyby przypadły na pią- tek, mają się skończyć o północy.

W oczekiwaniu pierwszego niemieckiego karnawału w Krakowie w r. 1796/1797 zabrał się rząd z ogromną pilnością do przygotowania paragrafów balowych :

W grudniu 1796 sprowadziła policya wzory porządków balowych i teatralnych ze Lwowa. Jeden z nich z podpisem „Najniższy Franciszek Bulla Rządca Komedyalni" w języku polskim i niemieckim zawiera „Ball- ordnung" z dnia 1 kwietnia 1787, zapewnia na początku, „że spodziewa się, że każdy na balowych publicznych miejscach przyzwoicie i spokojnie zachowywać się będzie", „inaczej albowiem takowy sobie samemu przy- pisać ma, gdyby z balu bez różnicy stanu od warty odprowadzonym zo- stał", w ustępie drugim stanowi „dla uniknięcia wszelkich kłótni, które najwięcej przez samowładne nakazywanie tego lub owego tańca od szcze- gólnych osób wszczynane i przez wyprzedzania w polskim tańcu (polo- nezie) wzniecane bywają, ostrzega więc przed rozkazywaniem, lub uprze- dzaniem, a każdy u komisarza policyi przynależnej pomocy szukać winien", „nikt z bronią, laską i ostrogami na salę puszczonym nie będzie, prócz osób dozór mających", lokajom poleca, aby w osobnym pokoju na pań- stwo swoje czekali i dalej za to miejsce, gdzie się z pojazdu wysiada, z pochodniami palącemi się nie wychodzili. „Przy zajeździe i odjeździe powozów, osobna warta policyjna będzie, a woźnicom przypomina przy- stojne obchodzenie się z wartą pod karą cielesną".

Na podstawie tego cennego wzoru stolicy Galicyi wyszło „Rozpo- rządzenie c. k. Pełnomocnej Zadwornej Komisyi Galicyi Zachodniej", za- wierające porządek balowy reduty publicznej w Krakowie:

„Lubo ze wszech miar spodziewać się należy, każdy człowiek z przynależnym poszanowaniem w miejscu publicznem, tak naprzeciw pu- bliczności, jako też i naprzeciw pojedynczym osobom nieskazitelnie się zachować, spokojnie, cicho i przyzwoicie sprawować się, równie wszyst- kiego, cokolwiekby przyzwoitości przeciwnego było, lub onę obrażało, z wszelką starannością uniknąć zechce, jednakowoż dla dopięcia zamiaru tym pewniejszego dobrego porządku, ma się za rzecz potrzebną następu- jące uczynić rozporządzenia względem balów maskowych, które w mieście stolecznem Krakowie dawane będą i aby to rozporządzenie powszechnie zachowane było, zaleca się:

1) Nie wolno będzie w maskach publicznie na ulicach znajdować się, ci, którzy chcą przeto iść na redutę i maskować się, powinni się tamże maskować.

2) Wszelkie nieprzyzwoite lub wstręt budzące maski, tem mniej wszel- kie przeosobienia w księże suknie, nie dozwalają się, ani podobne maski nie będą nawet do sali redutowej wpuszczane.

263

3) Nie wolno nikomu jakiegotcolwiek stanu lub godności przy szabli, szpadzie lub z laską wchodzić do sali redutowej, oprócz oficyera wartę trzymającego i komisarza balowego.

4) W podobnym sposobie nie będą cierpiane tańce przy ostrogach.

5) W celu uniknięcia wszelkiego nieporządku i kłótni, które się z po- wodu rozmaitego rodzaju tańców i ciągu tychże częstokroć zdarzają, będą

od zaczęcia balu do północy na przemianę 1 godzinę polskie i 1 godzinę niemieckie,

od północy do wpół do drugiej godziny angielskie, rachując już w ten czas i półgodzinny odpoczynek,

od wpół do drugiej do trzeciej godziny, 3 kwadranse polskie i podobnież tak długo niemieckie,

od czwartej do wpół do piątej godziny odpoczynek, po tym na przemianę do skończenia balu, polskie i niemieckie tańce będą grane.

6) Zakazuje się więc wyraźnie wszelkie samowładne żądanie, aby ten lub ów taniec grany był, Orchester będzie się szczególnie przepisu godzin i porządku trzymał.

7) Ponieważ uprzedzanie w tańcu polskim („odbijany"), gdy już pierw- sza para stoi, równości przytomnych w miejscu w wszelkim sposobie prze- ciwne jest, więc podobne uprzedzanie w tańcu zakazuje się.

8) Każdy człowiek, który na reducie zdawał się być przez innego obrażonym lub zelżonym, może w krzywdzie swej od przytomnego komi- sarza balowego pomocy żądać.

9) Służący gości balowych powinni się na miejscu dla nich przezna- czonem spokojnie zachować, żaden z nich nie powinien się stać przykrym przychodzącym i odchodzącym gościom, powinni także przynależycie być posłusznymi tak warcie, jakoteż osobom z policyi do dozoru wyznaczonym.

10) Z placu głównego czyli rynku krakowskiego wjeżdżać będą po- jazdy na Szczepańską ulicę przed drzwi sali redutowej, stamtąd odjeżdżać powinny przecznicą ku Świeckiej lub Żydowskiej ulicy. Powozy do od- prowadzania gości balowych przeznaczone, mają na placu przed pałacem Spiskim naszykować się i tak długo w porządku stać, dopóki zawołane nie będą. Na ten czas zajedzie pojazd jeden po drugim w porządku przed drzwi sali redutowej i odjedzie z gośćmi balowymi przecznicą w prawą lub lewą stronę. Niniejsze rozporządzenie balowe ma być na drzwiach sali do tańców przeznaczonej, w której za najwyższem dozwoleniem reduty dawane będą, dla wiadomości każdego publicznie zawieszone. W Krakowie dnia 20 grudnia 1796 roku. Johann Wentzel Freyherr von Margielik, S. Rómisch. kais. kónig. apost. Majestat bevollmachtigter Hofkomisarius, Fidelis Erggelet".

Po wydaniu tego rozporządzenia wyszło uwiadomienie policyi kra- kowskiej z dnia 1 stycznia 1797, „że tylko w nowo wystawionej c. k. redu- towej sali przy teatrze bale maszkowane i klopy (sic) dawane będą, a za- tym tak tylko na tej sali „maszki" pokazać się mogą. Przypomina się

264

oraz, że „maszki" nieprzystojne, gorszące i obrzydliwość sprawujące, przy- puszczane i przebieranie się w stroje duchowne nie będą".

Doświadczenia l<arnawału tego przei<onahy widocznie rząd o potrze- bie wydania jeszcze dokładniejszych przepisów, mianowicie: dnia 23 sty- cznia 1798 poleca Margielik policyi, aby ta bez drukowania wyraźnego zakazu zapobiegła „obyczajowi odklaskiwania panny" (Abklatschen des Frauenzimmers) w polskim tańcu na redutach, przez co tańczący na przo- dzie zmuszanym jest odstąpić swej damy klaskającemu, a wziąść damę następnego tańczącego, z czego powstają urazy, spory i nieprzyjemności zwłaszcza, że takie odklaskiwanie jest tylko u niższych klas w zwyczaju, a także jest we Lwowie na redutach publicznych zakazane. Policya pora- dziła sobie w ten sposób, że poleciła Wothemu, jako przedsiębiorcy redut, ogłoszenie takiego zakazu od siebie.

W r. 1800 wydano dodatek do porządku balowego z r. 1796, gdyż „poczytano za rzecz stosowną pozwolić, by nietylko w nowo wybudowa- nej sali redutowej, lecz także w teatrze, z tąż salą w związku będącym, bale maskowane dawane być mogły" „a w sali teatralnej mają być szczególniej polskie tańce i mazurki grane, wszelako tak, aby bal polskim tańcem rozpoczęty był, potem zaś godzinę jedną mazurki, drugą polskie tańce i to przez przeciąg całego balu, tańcować można". W sali redutowej grywano dalej tańce niemieckie i kadryle naprzemian.

W r. 1802 wydano znowu instrukcyę dla redut: „Po ogłoszeniu dnia reduty należy przygotować garderoby na rzeczy za kontrakwitami, zwrócić się do komendy o wydanie instrukcyi dla oficerów. Przedsiębiorca ma umieścić na sali zegar bijący, do którego ma się porządek tańców stoso- wać. Komisarz policyi, któremu przedsiębiorca dostarczy powozu na przy- jazd, ma czuwać nad dopełnieniem przepisów i porządku".

W r. 1804 i 1805 wydano dodatki do porządku balowego z okazyi redut dawanych w tym roku w Pałacu Spiskim.

Komisarz rządowy musiał być na balu, czy na reducie, od początku do końca i dnia następnego złożyć raport, choćby nawet tej treści, że „nichts Yorgekommen ist". Często jednak było o czem pisać, bo Niemcy drażnili Polaków i często zachowywali się tak nieprzystojnie, że widocznie szumowiny niemieckie przysłano do rządzenia nowo nabytym krajem.

Raport policyi z dnia 29 stycznia 1798 r. donosi: 1) że na wczoraj- szej reducie urzędnik dochodów tytoniowych Edier von Ederstahl był tak pijany, że nie władał zmysłami i zachowywał się nieprzyzwoicie wobec żony aktora Schmidda byłoby przyszło do czynnych zniewag, gdyby pijanego nie usunięto; również drugi tabaczny urzędnik v. Miller był pijany, ale ekscesów nie robił; 2) że przy średnim świeczniku świece krzywo były umieszczone i wosk kapał na gości; 3) że z orkiestry goście nie byli za- dowoleni, bo za wiele naraz z niej muzykantów się wydalało ; 4) że osób było 304 na reducie; 5) że nie było odklaskiwania dam.

265

Na reducie 15 lutego 1798 Polacy żądali kadryla a Niemcy mazura, a że Polacy byli liczniejsi, grano kadryla. Komisarz nadworny wytyka 4 kwietnia 1798 komisarzowi balowemu Csepi, że nie kazał trzymać się porządku balowego, bo byłaby się rzecz bez obrazy Niemców załatwiła, nikomu nie dając pierwszeństwa.

Z powodu zwad między cywilnymi a wojskowymi czasem zachodzą- cych, udawała się policya do komenderującego jenerała, który uwiadamiał oficerów o sposobie zachowania się i szukania pomocy u wojskowego komisarza, przysyłanego na reduty.

Sporadycznie zezwalano na reduty: Żelichowskiej w Krakowie i familii Zakulskich na Kazimierzu za opłatą taks policyjnych i z zachowaniem wszelakich powyżej streszczonych przepisów.

Za Księstwa Warszawskiego wydawano również porządki balowe, widocznie publiczność przyzwyczaiła się do opieki nad sobą nawet przy zabawie. Radość z powodu powrotu rządów polskich, nadzieje pokładane w Napoleonie, wylały się na zewnątrz w szeregu entuzyastycznych uro- czystości i balów publicznych. W tradycyą przeszedł bal dany w r. 1809 w dolnej hali Sukiennic na cześć wojsk polskich.

Za Rzpitej krakowskiej bawiono się w sali redutowej, zbudowanej w r. 1842 przy teatrze i w sali Knotza „Pod królem węgierskim" (hotel Saski). Szczególne powodzenie miały bale maskowe i dziecinne. Z bali maskowych (redut) wycofała się koło 1865 roku przyzwoita publiczność, a po zamknięciu starego teatru (1892) znikły reduty.

Po upadku życia cechowego z upadkiem Polski, życie towarzyskie skoncentrowane pierwej przeważnie między członkami jednego zawodu i ich rodzinami, utrzymało się tylko częściowo po dawnemu, częściowo zaś rozszerzyło się na inne koła, na sąsiadów, lokatorów, przypadko- wych znajomych i t. d. Stosunkowe ubóstwo nadawało temu życiu towarzyskiemu cechę wielkiej prostoty i skromności. Przy babce upie- czonej w domu, przy szklance piwka lub herbatki, co najwyżej przy kawałku skromnej pieczeni, bawiono się po domach mieszczańskich, kupieckich, rzemieślniczych i urzędniczych, gospodarz zamożniejszy zdo- bywał się czasem na butelkę wina lub miodu dla honoratiorów, a mło- dzież bez zazdrości o to tańczyła do białego rana. Zażyłość taka mię- dzy sąsiadami i pojedynczemi rodzinami przyczyniała się głównie do polonizacyi przybyszów. Tak samo skromnie bawiono się latem na Pa- nieńskich skałach lub Bielanach, dokąd najzamożniejsze rodziny jeździły chłopską furką, nikomu nie śniło się o wyjeździe „na świeże powie- trze", chyba nielicznym właścicielom wsi, a wyjazd do wód był zda- rzeniem, na które raz w życiu mógł się ktoś zdobyć i to ze sfer zamo- żniejszych. Każda rodzina mieszczańska utrzymywała też przyjacielski sto- sunek z jakąś rodziną chłopską z sąsiednich okolic, zawiązujący się przez pobieranie od niej mleka, masła. Taki chłopek z Bronowie, Olszanicy, Woli, był odrazu dostawcą kapusty i ziemniaków na zimę, owoców w je-

266

sieni, dostawał na Boże narodzenie struclę, rybę, na Wielkanoc babę, placek, latem odwiedzano go raz na jego gospodarstwie, „baba" przyno- sząca rano mleko była pierwszym zwiastunem, co się stało za rogatkami, ona odnosiła znów na wieś miejskie nowiny. Czasem trwał ten stosunek przez kilka pokoleń.

Nowa era współczesna naśladuje zbytek miast zamożnych, nie zawsze odpowiedni stanowi majątkowemu mieszkańców Krakowa.

W tłusty czwartek i w ostatki uwijały się po domach uliczniki, przy- brane nibyto za górali, mających na głowie czapkę papierową, wazką a bardzo wysoką, u której wierzchu zaczepionych było i rozpuszczonych wiele wstążek długich z papieru kolorowego. Ubiór ich składał się po- wszechnie z koszuli i spodni płóciennych, w ręku nieśli drewniane gó- ralskie kosturki a długie wiszące koło twarzy włosy ze lnu lub konopi przyprawne, lub sadzami poczernione wąsy ubioru ich dopełniały. Czasem niósł taki góral zabitą wronę, uwiązaną na sznurku, i kij gruby w ręku, co znamionowało charakter jego, t. j. sprzedającego kwiczoły, jemiołuchy, drożdże (drozdy) i t. p. Chodzili po domach nadewszystko po szynko- wniach i tam tańcowali, przykrząc się o jaki podarek. Zwykle do tego grona należał dziad w łachmany okryty, u pasa miał różaniec z ziemnia- ków, na piersiach wielki krzyż z kawałków drzewa, a był zbrojny w wielki bat, z powroza na długim kiju, z którym upędzał się za ulicznikami.

W tłusty czwartek urządzały sobie przekupki krakowskie ochotę zwaną combrem, babskim combrem: najmowały muzykantów, naznosiły rozmai- tego jadła i trunków i w środku rynku, na ulicy, choćby po największem błocie tańcowały, a kogo tylko z mężczyzn mogły złapać, ciągnęły do tańca. Chudeuszowie i hołyszowie dla jadła i picia sami się narażali na złapanie; a jeżeli ktoś z dystyngowanych nadjechał albo nadszedł na ten comber, wolał się opłacić, niż po błocie a jeszcze z babami skakać.

Po zapustach następował surowy post, rozpoczynający się po- pielcem. W ten dzień w kościołach dawano ludowi popielec, to jest przyklękającym przed wielkim ołtarzem, lub innym pobożnym po odpra- wionej mszy świętej, ksiądz posypywał głowy popiołem z palmy w kwie- tnia niedzielę święconej, upalonym, przypominając ludowi tym sposobem, że kiedyś w proch się obróci.

Na ten popielec zjeżdżali się i schodzili do kościołów wszyscy ka- tolickiego wyznania, panowie nawet najwięksi nigdy go nie opuszczali. Ale że nie wszyscy byli sposobni we wstępną środę do przyjęcia tego obrządku, przeto dawano go po drugi raz po kościołach, mianowicie po wsiach, w pierwszą niedzielę postu. Taka zaś była jeszcze pobożność Po- laków pod panowaniem Augusta III w latach początkowych, że nawet chorzy niemogąc dla słabości przyjąć popielca w kościele, prosili o niego, aby był dany w łóżku.

267

Druga ceremonia nie kościelna, ale światowa z popiołem, bywała długo w używaniu po miastach i wsiach, która zawisła na tern, że jaki młokos przed przechodzącą lub też za przechodzącą niewiastą, albo jaka dziewka przed lub za przechodzącym mężczyzną rzucała o ziemię garnek popiołem suchym napełniony, trafiając tym pociskiem tak blisko osoby.

Wnętrze kościoła Św. Anny.

Że popiół Z garnka rozbitego wzniesiony na powietrze, musiał obsypać albo obkurzyć. Co zrobiwszy swawolnica lub swawolnik, zawoławszy: „popielec", mości panie lub mościa pani, albo panno, uciekł; że zaś nie każdy mógł znieść cierpliwie taki ceremoniał, sukni i oczom szkodliwy, mianowicie gdy między osobą czyniącą i cierpiącą żadnej przyjaźni i zna- jomości nie było, trafiało się, że stąd wynikały zwady i bitwy, tak ta ce-

268

remonia niedługo ustała, przeniósłszy się z katolików na samych żydów, których afrontować i nietylko garnkiem popiołu za plecy zwalić, ale też i kijem postraszyć za lada okazyą we zwyczaju było. „W dniu Popielca chłopcy uliczni biegają i wieszają na szpilce z tyłu żydom, wieśniaczkom, służącym, kawałki drzewa, kości, skorupy z jaj i t. p. Niekiedy z domów umyślnie wyprawiają po jaki sprawunek na miasto takiego, komu klocek przywieszono".

„We wstępną środę czeladnicy poubierawszy się za dziadów i cyga- nów, a jednego z między siebie ustroiwszy za niedźwiedzia, czarnym ko- żuchem, futrem na wierzch obróconem okrytego, wodzili od domu do domu dokazując i zbierając za to datki.

„Zaś przy kościołach chłopcy, studencikowie, czatowali na wchodzącą do kościoła białą płeć, której przypinali na plecach kurze nogi, skorupy od jaj, indycze szyje, rury wołowe i inne tym podobne materklasy ; tak zaś to sprawnie robili, że tego osoba dostająca nie czuła, bo to pluga- stwo było uwiązane na sznurku lub nici, do której była przyprawiona szpilka zakrzywiona jak wędka, więc chłopiec do takich figlów wyćwi- czony, byle się dotknął ową szpilką sukni, wraz i figla owej osobie za- wiesił. A ta o tem nie wiedząc, pięknie przybrana i częstokroć będąca dystyngowaną postępowała w kościół z dobrą miną, gdy tymczasem wi- szącym na plecach kawalcem , pustym głowom śmiech z siebie czyniła, póki nakoniec od kogo roztropnego nie została uwolnioną od zawieszo- nego przedmiotu".

W niedzielę palmową żaki przebierały się za kuglarzy, prawili fraszki i zbierali datki.

W dniu tym w drugiej połowie XVIII wieku jeszcze odprawiał się w Krakowie wjazd Chrystusa do Jeruzalem. Jaki pobożny człowiek z klasy rękodzielniczej, czasem jaki usługacz kościelny, przebrany za Chrystusa, dosiadłszy ubogiej chłopskiej szkapy, otoczony tłumem chłopców i wy- rostków i t. p. niosących w ręku palmy (gałązki łoziny, wikliny etc.) a czasem robione z papieru pstrego coś na kształt kwiatka przytwierdzo- nego do pręta, odprawiał wjazd po rynku krakowskim, a tłum pospólstwa przeprowadzał tego improwizowanego Chrystusa przez Sukiennice śpie- wając : Hosanna !

We środę po ciemnej jutrzni w kościele był zwyczaj, na znak tego zamieszania, które się stało w naturze przy męce Chrystusowej, księża psałterzami i brewiarzami uderzali kilka razy w ławki, robiąc tym sposo- bem łoskot. Chłopcy swawolni naśladując księży, pozbierawszy się do kościoła z kijami, tłukli nimi o ławki z całej mocy czyniąc grzmot stra- szliwy, póki dziadowie i słudzy kościelni nie wyparowali ich z kościoła. Wtedy swawolnicy robili bałwana ze starych gałganów, wypchanego słomą, udającego Judasza, wyprawili kilku na wieżę kościelną a sami czekali pod nią z kijami. Skoro Judasza zrzucono z wieży, ciągnęli go za sznur u szyi uwiązany po ulicach, a inni okładali go kijami, póki bałwana w niwecz

269

nie popsuli a gdy w tej podróży spoti<ali żydka po drodze, musiał tenże co żywo uciekać, aby nie oberwać po skórze.

W wielki czwartek milkły dzwony kościelne, a natomiast kle- kotem wzywano wiernycłi na modlitwę.

Klekot kościelny wiele miał części podobnycti do tego instrumentu, którym len chędożą i był osadzony na kółkacłi, jak taczki, dla sposo- bności toczenia go po ulicy około kościoła, dla oznajmienia ludowi czasu zbliżającego się nabożeństwa.

Jak prędko na wieży kościelnej odezwała się klekota, cłiłopcy na- tychmiast nieomieszkali biegać po ulicach z swojemi klekotami, czyniąc

Ogrojec Maryacki.

niemi przykry hałas w uszach przechodzącym. Grzechotka było to narzę- dzie małe drewniane, w którem deszczka cienka, obracając się na walcu także drewnianym, pokarbowanym, przykry i donośny hałas czyniła. Im tężej ta deszczka do walca była przystrojona, tem głośniejszy czyniła ło- skot; jedni sami sobie robili, drudzy kupowali gotowe kupami na rynku, jak jaki towar od wieśniaków sprzedawane.

W dni wielkotygodniowe odbywano nabożeństwa, misterya i kazania po cmentarzach, t. j. przy kościołach parafialnych ; cmentarze te nie przed- stawiały, jak dziś, miejsca nagromadzenia nagrobków i krzyżów, zacie- śniających cmentarz, ale przedstawiały się jako plac bezdrzewny, pokryty murawą, otoczony murem dookoła z bramkami wprowadzającemi do środka. Przez cmentarz szł>' drogi ku drzwiom kościelnym. Widok gro-

270

bów przyjaciół i znajomych, spotykanie się z pamięcią zmarłych niemal ciągle, usposabiało na cmentarnym placu do słuchania z większem sku- pieniem ducha świętych nauk Kościoła. Kupiły się tu tłumy pobożnych mieszkańców nie tylko jak obecnie w dzień Zaduszny, ale częściej zna- cznie, a punktem zebrań były pomieszczone na cmentarzu monumenta, bądź wolnostojące, bądź pomieszczone we framugach murów, z plasty- cznemi przedstawieniami scen Męki -Pańskiej, Ogrojca t. j. Chrystusa mo- dlącego się na górze Oliwnej i Kai wary i t. j. rzeźbionej passyi, czyli wizerunku ukrzyżowanego Pana Jezusa w otoczeniu łotrów i siepaczy, z Maryą i Św. Janem pod krzyżem.

Z ambon kamiennych, ustawionych na stałe na cmentarnym obsza- rze (dochowała się dotąd kamienna taka ambona na cmentarzu przy ko- ściele Św. Salwatora na Zwierzyńcu), obok monuinentów tyle mówiących, brzmiały głosy kapłanów; głoszono nieraz 3 kazania jedno po drugiem, n. p. w Wielki czwartek, lub w dni zaduszne. Obok tych monumentalnych rzeźb spotkać się można było na cmentarzu farnym z budynkiem orygi- nalnym z t. zw. kostnicą, wciśniętym między szkarpy kościelne w po- bliżu wejścia do kościoła. Tu gromadzono kości ludzkie wydobyte z ziemi przy kopaniu wspólnych grobów na ciasnym cmentarzu, aby po niejakim czasie zgromadzone w wspólnym pochować grobie. Cmentarz w nocy rzecz dla przechodnia straszna rozświecała „latarnia zmarłych", t. j. mo- nument kamienny wyniosły, mieszczący w górze światło, które pobożne dusze własnym groszem zasilają. Latarnie umarłych znaczyły także drogę wśród pól do pobliskich klasztorów i świeciły obok szpitali przedmiejskich lub schronisk dla trędowatych. Cmentarz był publicznym placem kościel- nym, więc tu w średniowieczu odbywały się ulubione przedstawienia dra- matów religijnych t. zw. misteryi, o których poprzednio wspomniano (str. 146).

W polowie XV i w początkach XVI stulecia rozpowszechnił się wielce w całym katolickim świecie obyczaj obchodzenia w dzień wielkiego czwartku uroczystości mającej nam odnowić wspomnienie modlitwy Chrystusa Pana w Getsemane, modląc się, śpiewając pieśni i słuchając kazań. Dla tych nabożeństw stworzono punkt główny na wolnem powie- trzu wśród grobów, budując edykuł z kamienia i mieszcząc w nim wielkie plastyczne przedstawienie tej sceny, ogrojca.

Cmentarz kościoła N. P. Maryi zachowuje dotąd dawną kaplicę cmen- tarną (dzisiejszy kościół św. Barbary), bramkę wchodową, t. j. arkadę głę- boką i zasklepioną, wprowadzającą na cmentarz od strony Małego rynku, wreszcie dawną ozdobną kostnicę, zmienioną wcześnie na kaplicę z ołta- rzem, na którym pomieszczono rzeźbę z ogrojca. Cmentarz kościoła far- nego Bożego Ciała na Kazimierzu posiada także budynek Ogrojca, może kostnicy, z ciekawemi resztami sceny w Getsemane i Kalwaryi, w licznych rzeźbach drewnianych. W obu tych ogrojcach wtłoczono reszty postaci głównych ze sceny w Getsemane w rzeźbie okrągłej, które niegdyś mu- siały stanowić osobne wolno stojące grupy. Maryacka Góra oliwna stała

271

zapewne w edykule między szkarpami tylnemi kościoła, gdzie później po- mieszczono nagrobki.

Kaiwaryi pomieszczonych w tyle ołtarza wielkiego na ścianie kościel- nej między szkarpami, z daszkiem chroniącym od deszczu u góry, z ba- laskami zamykającymi nyszę od frontu, zachowało się niemało w Krakowie. to przeważnie dzieła XVII w., o pewnem poczuciu tradycyi średnio- wiecznej. Do tych należą rzeźby na kościele Św. Marka przy ulicy Sław-

Bractwo Miłosierdzia Św. Franciszka (z ubiorów Jana Matejki).

kowskiej, fundacyi Schlegila z r. 1600. W przedmiejskich kościołach na Wesołej i u św. Floryana na Kleparzu. Piękniejszym nieco dziełem sny- cerstwa jest rzeźba Ukrzyżowanego Zbawcy w edykule przy kościele na Piasku, z kamienną balustradą od frontu. Obszar nyszy każe się tu do- myślać Kaiwaryi z łotrami i tłumem postaci rzeźbionych, rzeźby łotrów istniały do niedawna, pozostał krucyfiks rzeźbiony, resztę sceny zastąpiono malowaniem w nowszych czasach ').

') Wlad Łtiszczkiewicz: Stare cmentarze krak. (Rocznik krak

1)

272

W wielki piątek pobożni ubrani w wory ptócienne chodzili po kweście zbierając datki na bractwa. Tak w r. 1604 Dymitr Samozwaniec, późniejszy car moskiewski, kwestował w Krakowie z późniejszym teściem swoim Mniszchem. Bractwo Św. Franciszka miało przywilej wyproszenia w tym dniu jednego skazańca od śmierci. Braciszkowie (do których w swo- im czasie należeli biskupi : Szyszkowski, Zadzik, Gembicki, król Jan Kazi- mierz) odwiedzali przez cały post więźniów, zasłonieni kapturem, przyno- sząc im pociechę religijną, pomoc materyalną, wyproszenie od kary. Gdy już bractwu znanem było życie więźniów, dla których łaski prosić miano, zbierano na nich składki. W wielki czwartek robiono ołtarz w izbie pań- skiej na ratuszu, do której sprowadzano więźniów. O godz. 10 rano przy- bywali kapnicy procesyonalnie pod Ratusz, a starsi bractwa z asystą 6 braci z zapalonemi pochodniami szli do kościoła N. P. Maryi po Św. Sakrament, niesiony przez archipresbitera w otoczeniu duchownych. Infułat miał na- stępnie mowę do więźniów i komunikował ich. Po jego odejściu bractwo zasiadało z więźniami do uczty na ratuszu, starsi zaś braccy usługiwali do stołu. Wreszcie pisarz bracki odczytywał nazwiska więźniów, którym łaskę uproszono. Burmistrz całował w czoło uwolnionych, a bractwo ubierając uwolnionych mężczyzn w swe kapy, kobietom głowy rańtuchami osło- niwszy, przyjmowało ich do równości i braterstwa ze sobą. Wyswobodzeni z jarzącemi pochodniami wracali pośród bractwa do Franciszkańskiego kościoła, a jeśli byli między nimi gardłowi (zasądzeni na karę śmierci) nieśli trupie głowy. W kaplicy M. Boskiej Bolesnej słuchali kazania krzy- żem leżąc, skąd po udzielonem błogosławieństwie kaplańskiem, dziękując swym nieznanym wybawcom, wracali do domów uwolnieni od kary.

W roku 1656 stojący załogą w Krakowie jenerał szwedzki Wirtz na prośbę tego bractwa uwolnił pięciu winowajców i dwie białogłowy.

Przez piątek i sobotę zwiedzali pobożni kolejno kościoły, każdy naj- mniej siedem, w których ubierano grób Chrystusa.

Podczas rezurekcyi mieszczanie dobijali się o zaszczyt niesienia baldachimu nad celebrantem, przyczem nieraz w zakrystyi omal do bójki nie doszło przy dobijaniu się o ten zaszczyt. Po rezurekcyi odzywały się napowrót dzwony, a milkły hałaśliwe grzechotki. W święta wielkanocne odwiedzano się wzajemnie, a najubożsi nawet starali się stół obficie jadłem „święconem" zastawić.

W drugie święto odbywał się odpust na Zwierzyńcu, ściągający w dzień pogodny Krakowian, którąto wycieczkę nazwano Emausem. Drugi Emaus odprawiano w małym kościółku św. Gertrudy za Nową Bramą. W dzień ten odbywał się śmigus czyli dyngus. Była to swawola powszechna w całym kraju, tak między pospólstwem, jako też między dystyngowa- nymi ; w poniedziałek wielkanocny, mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i inne następujące dni, kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa do Zielonych świątek, ale nie praktykując dłużej, jak do kilku dni.

273

„Oblewali się rozmaitym sposobem; amanci dystyngowani, chcąc ceremonię odprawić na amantkach swoich bez ich przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręce, a co najwięcej po gor- sie małą jaką sikawką albo flaszeczką. Którzy zaś przekładali swawolę nad dyskrecyę, nie mając do niej żadnej racyi, oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklennicami, dużemi sikawkami prosto w twarz lub od nóg do góry. A gdy się rozswawoliła kompania, panowie, panie i panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkiemi statkami, jakich

Klasztor PP, Nocbert.inek na Zwierzyńcu.

dopaść mogli; służba donosiła cebrami wody, a kompania czerpiąc od nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak, wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu. Stoły, stoliki, kanapy, krzesła, łóżka, wszystko to było zmoczone, a podłogi jak stawy wodą zalane. Dlatego gdzie taki dyngus, mianowicie u młodego małżeństwa miał być odprawiany, pouprzątali wszystkie meble kosztowne, a sami się poubierali w suknie najpodlejsze takowych materyi, którym woda nie wiele, albo wcale nie szkodziła.

„Po ulicach zaś w miastach, wsiach młodzież obojej płci czatowała z sikawkami i garnkami z wodą na przechodzących; i nieraz chcąc dziewka

A'. u-ilcuii'.iH. Dzieje Krakowa.

18

«5<^y . y

274

oblać jakiego gargasa, albo chłopiec dziewczynę, oblał inną jaką osobę słuszną i nieznajomą, czasem księdza, starca poważnego, lub starą babę. Kobiety wiedząc, im mężczyźni mogą sto razy lepiej oddać, nigdy dyn- gusa nie zaczynały i rade były, gdy się bez niego obejść mogły; ale za- czepione od mężczyzn podług możności oddawały za swoje".

W trzeci dzień odbywała się gromadna wędrówka na nabożeństwo u Św. Benedykta na Krzemionkacli a popołudniu odbywała się tamże tak zwana rękawka, która polegała na tern, że z tłumu na górze zgroma- dzonego rzucano bułki, jabłka, potem i pomarańcze, złośliwi rzucali jaja, z góry na dół, a ulicznicy zgromadzeni na spadzistości góry uganiali się między sobą, chwytali i zbierali. Powstanie i znaczenie tego obchodu czy zabawy jest nieznane i wiele o niem pisano. Łepkowski '), chwytając szcze- gół rzucania jajami, dopatruje się w tern resztki pogańskiego obrzędu po- grzebowego, pamiątki śmierci czczonego założyciela Krakowa, stypy po- grzebowej. Zawiliński") widzi w rękawce pozostałość pogańskiego święta pogrzebania zimy a powitania wiosny, na co wskazuje czas odbywania zbliżony do porównania dnia z nocą.

Z wiosną ożywiało się życie, wychodząc częściej z dusznych kamienic na świeże powietrze. Za mury miasta nie wydalano się chętnie i do końca XVIII w. przechadzka ograniczała się do ogrodu na Celestacie między murami miasta i jia wał między rondlem Floryańskim a Gródkiem. Do- piero za Rzpltej krakowskiej powstały uczęszczane ogrody z kawiarniami i mleczarniami: Krzyżanowskiego, Kremera, Strzelecki oraz planty. Nato- miast młodzież szkolna już od połowy XVIII w. stale robiła wycieczki w dalsze nieco okolice, pociągając za sobą rodziców i starszych przynaj- mniej w pewne swoje uroczystości, z których powstały tak popularne później majówki.

W średnich wiekach w niemieckich miastach urzędową wycieczkę rekreacyjną odbywała młodzież nie na wiosnę, lecz w jesieni, a wycieczka ta zwała się virgatum, ponieważ na niej wśród żartów i wesołości żacy cięli rózgi (virga rózga) i uroczyście przynosili je do szkoły na zapas, z którego czerpał nauczyciel wymierzając im chłosty za rozmaite wybryki. Kraków wzorował się na niemieckich miastach, prawdopodobnie i tu ob- chodzono virgatum, o czem jednak niema wiadomości.

Wycieczki wiosenne, majówki, wzięły, jak się zdaje, początek swój koło r. 1783, kiedy Komisya Edukacyjna zwróciła uwagę na fizyczne wy- chowanie młodzieży i w tym celu zaprowadzono po wielu szkołach musztrę pod kierunkiem podoficerów wojskowych, kiedy profesorowie geometryi i nauk przyrodniczych zaczęli z uczniami robić wycieczki dla pomiarów i zbierania roślin i minerałów. Na ten cel mieli przeznaczoną wieś Łobzów wraz z ogrodem, przynoszącą dawniej dochodu skarbowi królewskiemu

') Józef Lcpkowski: O tradycyacli narodowych, Kraków 1861. ') Roman Zawiliński w fejletonie „N. Keforiny" z 30 marca 1902

275

rocznie 2.688 złp. 17 gr. Wieś darował Akademii w roku 1787 król Stanisław August w tym celu, „by młodzież ucząca się mogła wraz z nauczycielami przez doświadczenia wpajać w umysły te nauki, którycli prawidła w szkołach sobie przekładane miewa". Folwarkiem łobzowskim miała zarządzać sama akademia, ogród zaś oddala na użytek uczniom szkól przygłównych krakowskich.

„W szkołach krakowskich wychodzą uczniowie w dni wolne od nauk, z dyrektorami na rekreacyę. Profesor matematyki na wiosnę z uczniami klasy czwartej wychodzi na pomiary, profesor fizyki z klasy III na prak- tykę botaniczną do ogrodu łobzowskiego. Dla konsystującego w Krakowie wojska rosyjskiego, mustry w tym roku nie było", zapisano w r. 1792.

W szkole naszej, podobnie jak w wielu innych szkołach uczono mu- stry wojskowej, co nawet ustawami było zaleconem. Uczyli jej w maju i czerwcu podoficerowie regimentu krakowskiego, za co pobierali 216 złp. z dochodów Łobzowa. Uczniowie całej szkoły tworzyli jeden regiment, który się składał z ośmiu kompanii i dwóch batalionów. Zdatniejsi bywali mianowani oficerami lub podoficerami. Mieli swoją muzykę wojskową i broń drewnianą, której dostarczała szkoła z funduszu łobzowskiego.

We wszystkich rozkładach nauk powtarza się polecenie dla dyrekto- rów, by w lecie w dniach wolnych od nauki chodzili z uczniami swymi do ogrodu i tam odbywali z nimi ćwiczenia gimnastyczne, wojskowe, ba- wili się z nimi to w potykaniu się w palcaty, w piłkę, w wyścigi i t. p.

Zdaje się, że jedna z takich wycieczek, przeznaczona wyłącznie na zabawę, dała początek majówkom. Odżyły one za Rzpltej krakowskiej.

Dziatwa szkól parafialnych, potem „normalnych", dopiero znacznie później, za staraniem nauczycieli doczekała się majówki skromniejszej, bo początkowo tylko na pół dnia na Wolę przedsiębranej. Był jednak czas, kolo 1866- -1870 r. że majówka „od Larysza" lub „Barbary" większy efekt robiła, niż majówki gimnazyalne. Gimnazyaliści przedewszystkiem rozbili się na „niższe" i „wyższe" gimnazyum, odrębnie odbywające wycieczki, następnie wyższe klasy zaczęły znowu mieć własne majówki i nie prze- chodziły szeregami przez miasto tymczasem karniejsza dziatwa nieletnia stawiała się w oznaczonym dniu z chorągiewkami i kolorowemi papiero- wemi latarkami o godz. 9 10 przed szkołą i wśród dźwięków wojskowej muzyki (której wówczas wolno to było jeszcze) szła przez rynek i Błonia na Wolę. Po południu zamożniejsi rodzice przyjeżdżali na Wolę do dzieci, inni gromadzili się o zmroku na wale za spalonym mostem, oczekując powrotu swych malców. Z daleka zabłysnął kolorowy wąż latarek, zaczęły dolatywać dźwięki muzyki i śpiew naprzemian nareszcie zjawiał się po- chód wesołych malców, witanych przez ojców i matki. Żaden nie chciał jednak wystąpić z szeregu, chyba który słabszy, lecz musiał z paradą dojść do szkoły, a stąd dopiero do domu. Koszta ponosili nauczyciele i za- możniejsi rodzice. Zakaz;anie muzykom wojskowym brania udziału w czasie pochodu odebrało świetność tym majówkom ~ obecnie bez muzyki

18*

276

i latarek, a czasem i bez chorągiewek odbywają malcy skromną wy- cieczkę na Wolę.

Majówki młodzieży szkól nowodworskich, do akademii zaliczanej, doszły do największego rozkwitu za Rzpitej krakowskiej, a w latach 1816 1822 - jak opisuje ś. p. biskup lubelski X. Walenty Baranowski stały się niejako obyczajowym publicznym obrzędem.

Odpust Bielański na Zielone święta, zwykle w rozkwicie wiosny przypadające, gromadził liczne zastępy z Krakowa, a tem samem wielu kramarzy, kuglarzy, przekupniów. Połączono odpust z zabawą i oba po- południa Zielonych świąt gromadzą tysiące wycieczkowiczów w miłym lasku Bielan i Skat Panieńskich. W dzień ten ubierano gałęziami bramy domów i kraty okienne, podłogę wykładano tatarakiem.

Boże Ciało należało do najwystawniejszych uroczystości. Wcześnie już polecano zamiecenie i uporządkowanie ulic i rynku, ratusz ubierano gałęziami dębowemi. Jeżeli król bawił w Krakowie, to oczywiście jemu i jego dworowi pierwsze służyło miejsce. Mieszczanie występowali zbrojno z muzyką, cechy z chorągwiami i kongregacya kupiecka, prowadząca dłu- gie spory o pierwszeństwo miejsca z cechami. Z wieży ratusznej przygry- wała druga muzyka procesyi złożonej z niezliczonej ilości księży, bractw w rozmaitych ubiorach, feretronów, chorągwi i tłumów; w orszaku każdej parafii jeden z bi;actwa dźwigał kocioł miedziany na plecach, w który bito pałkami, wywołując głuchy grzmot, wtórujący hukowi strzelb.

W roku 1592 dnia 28 maja w Boże Ciało król chodził za procesyą zamkową z wielkością senatorów i innych panów około rynku. Odzie i piechota królewska z knoty zapalonymi, których było 400, po stronach przy procesyi szła. Drabanci królewscy także po bokach z halabardami. Nad Sakramentem nieśli „velum" osoby zacne cztery, pierwszy Pretwic, drugi Koniecpolski, starosta wieluński, trzeci Jazłowiecki, starosta śnia- tyński, czwarty Czarnkowski, starosta pyzdrski. A Sakrament niósł arcy- biskup lwowski Solikowski. Muzyki wszędzie było dosyć. Nie chodziła natenczas królowa stara, ani arcyksiężna z matką, ale z zamku wszyst- kiemu nabożeństwu się przypatrywały. Także i ci wszyscy, którzy z arcy- księżna przyjechali, w gospodach swoich będąc, z okien się przypatrywali. A gdy mijała procesyą kościół I^anny Maryi w Rynku, trębacz Stanisława Stadnickiego wlazł na sam wierzch wieży kościoła tegoż i stanął na gałce podle powietrznika, a ująwszy się go jedną ręką, trąbił głosem przyjemnym ową pieśń; „Jesu dulcis memoria". Tamże stal tak długo, trąbiąc rozmaite pieśni procesyi służące, w sam zamek już wchodzili. Zatem okrążywszy się kilkakroć tańcem koło drąga żelaznego, na którym powietrznik wisi, a przytrębując sobie, tuż dopiero zlazł.

W oktawę Bożego Ciała harcujący dzisiaj Konik zwierzyniecki, przybywa do miasta dopiero od początku ubiegłego wieku, po zburzeniu murów miejskich. Była to zdaje się zabawa cechowa (patrz str. 256),

277

z którą później związano znaną legendę, odnoszącą powstanie i<onii<a do napadów tatarskich z XIII wieku.

Obchód ten tak się dawniej odbywał; Po skończonej procesyi na Zwierzyńcu przybywało na dziedziniec klasztorny zgromadzenie włóczków zwanych dziś rybakami, mając na swem czele jednego niosącego cechową chorągiew, a obok niej dwóch starszych z berłami i czterech czeladników z małemi chorągiewkami. Po ich przybyciu wychodziła ksieni i inne zakon- nice do okna, wtedy cechowi ustawiali się w kolo, niosący chorągiew w środku czynit pokłon chorągwią a potem rozpuszczoną ponad ziemią zakreślał koło, robiąc różne obroty, przekonywające o jego sile i zręcz- ności. W tem po za bramą dziedzińca daje się słyszeć muzyka, na jej

J. Matejko: Ubiory w Polsce Król kurkowy w otoczeniu mieszczan w XVI w.

odgłos udają się ku bramie, a tu wpada na dziedziniec otoczony muzyką jeden z włóczków po tatarsku ubrany z wielką buławą w ręku, udając jakby jechał na dzielnym rumaku, a w istocie pieszo skaczący, bo rumak jego jest wypchany i zręcznie przystrojony, rozpoczyna harce ze zgroma- dzonym ludem, napada na jednych i straszy wypchaną swą buławą, a dru- gich doprawdy nią uderza. Nakoniec wszyscy poprzedzeni od wojującego z ludem Tatara, zwanego przez lud konikiem, opuszczali klasztor, udając się na zabawę, na którą PP. Norbertanki dostarczały częstacyi.

Po zburzeniu murów miejskich zapuszczał się konik przed mieszka- nie X. Biskupa, aby mu pokłon oddać, później rozpuszczał coraz dalej zagony, obecnie dociera do pół rynku ku uciesze dzieci i gawiedzi, i późnym wieczorem wraca na Zwierzyniec, aby się po trudach wojennych pokrzepić z towarzyszami i muzyką.

278

W poniedziałek po oktawie Bożego Ciata, rozpoczynała się uroczy- stość strzelania do kura „o królestwo". Z konieczności nabrania wprawy do obrony miasta w razie potrzeby powstał obyczaj łączący przy- jemne z pożytecznem. Obowiązek obrony miasta od samej lokacyi należał do obywateli, zapewne więc od początku istniała w tym celu jakaś orga- nizacya, być może jako cech lub bractwo, bo związki takie strzeleckie spo- tykamy już w końcu Xlii w. gdzieindziej. W tym czasie miała już Świ- dnica na Ślązku bractwo strzeleckie, którego ustawę zatwierdza książę Bolko w r. 1286. Sam książę bywał na ćwiczeniach strzelców, strzelają- cych z łuku „do ptaka zawieszonego na wysokiej żerdzi", w jego obecności rozdawano nagrody odznaczającym się strzelcom, a ten który zdotal zbić „ptaka" i strącić go z żerdzi, już wówczas bywał ogłaszany „królem ptasim" ').

Nie przechowały się co do tego w Krakowie starsze nad wiek XV zapiski w aktach miejskich zapisano w r. 1487, że po za bramą św. Mi- kołaja istniał Celstat, pod któremto mianem rozumiano miejsce ćwiczeń w strzelaniu z łuku, ale już znacznie pierwej przed datą, bo w r. 1445 spisano młodzież rzemieślniczą zdatną do strzelania, każdemu z członków cechów polecono, aby się uzbroili z miejskiej zbrojowni w pancerze, tar- cze, łuki, ręczną broń. Każdy cech otrzymał do obrony basztę.

Na celstacie. ustawiano tarczę, wyobrażającą wielkiego koguta. Kurem albo Kurkiem zwanego, do którego pospolicie strzelano z łuku, nawet w epoce, gdy broń palna weszła w powszechne użycie. Celstat z fortyfi- kacyi zewnętrznych przeniesiono między mury otaczające miasto „za furtę Mikołajską" około r. 1569 i tam strzelnica (sagittaria) pozostała do końca XVIII wieku. Składała się z ogrodu, gospody bractwa, ze strzelnicy i gan- ków, z których przypatrywano się strzelającym. Widzowie, nazywani nie- kiedy „arbitrami", oklaskiwali celnych strzelców. Ambroży Grabowski opi- suje stan owej strzelnicy kolo r. 1810: „Był to długi a wazki ogród cią- gnący się między murami... (od ulicy Mikołajskiej po dzisiejszą szkołę Św. Scholastyki w miejscu dzisiejszej alei). Wnijście do niego znajdowało się wewnątrz furty Mikołajskiej po lewej ręce wychodząc z miasta na We- sołą... Zaraz po wnijściu stał mały dziedzińczyk, a w tym stał budynek niewielki, o nizkim parterze i wchodziło się po schodach do sali, mającej od strony północnej galeryę, z której odbywało się strzelanie do kurka z drzewa wydłótowanego, ustawionego na stupie w końcu ogrodu..." Nagrodą zapasów w strzelaniu było obwołanie „królem" strącającego ostatni strzęp z drewnianego kura za cel służącego. Zwycięzcę zwano „królem kurkowym" lub „ptasim", „ptakowym" (detrusor galli, rex sa- gittariorum). Między królami spotykamy nazwiska niemieckie, włoskie i pol- skie, ze wszystkich stanów, kupców, krawców, introligatorów, rękawicza-

') Maryaii Dubiecki: Towarzystwo strzeleckie krak. Kraków 1902. Fr. Piekosinski: Prawa i przywileje krak.

279

rzy, szklarzy i t. d. Znajdujemy w dawnych aktach wzmianki o „wtórym królu kupieckim" i o „strzelcach do murzyna".

Król Zygmunt August darował Bractwu strzeleckiemu w roku 1565 srebrnego orła, cenny wyrób złotniczy, noszony w czasie uroczystości na srebrnym łańcuchu przez „króla kurkowego", stąd nazwano tego orła kurem i dotąd tak jest nazywany. Jeżeli król kurkowy byl niezamożny, oddawano mu tego srebrnego kura za poręczeniem dwóch obywateli, gdyż kur uchodził za wspólne nieocenne dobro miasta, nieraz też na potrzeby miasta go zastawiano.

Uroczystość obwołania króla kurkowego, kończąca trzydniowe strzelanie „o królestwo", otoczoną byta świetnością niezwykłą; odbywała się pospolicie w poniedziałek po oktawie Bożego Ciała. W dniu ostatniego strzelania do kura o „królestwo", schodziło się całe Bractwo strzeleckie, przedstawiciele wszystkich cechów z chorągwiami cechowemi w godzinach porannych, do kościoła Maryackiego i po wysłuchaniu mszy Św. śpiewali hymn o Duchu Św., Veni Creator, poczem uroczysty korowód szedł przez ulicę Mikołajską na Celestat. Na czele pochodu kroczyła muzyka hałaśliwa z trąb i kotłów złożona. Za muzyką postępowali strzelcy oraz cala Kon- fraternia strzelecka, otoczona przez różne cechy z chorągwiami i godłami swych bractw. Celniejsi strzelcy poprzedzali bezpośrednio króla kurkowego, który na bogatym łańcuchu srebrnym niósł na piersiach owego kura. Dawniej miał kur jedno skrzydło podniesione, do którego królowie przy- czepiali na pamiątkę medale i numizmaty, potem dorobiono i drugie skrzy- dło podniesione dla stworzenia miejsca na dalsze dowieszanie pamiątek. Dawniejsze medale zaginęły, zachowały się dotąd tylko późniejsze. Cała posiadłość Celestatu, ganki, schody, przedsionki, galerye budynku strzel- nicy przystrojone były trofeami dawnych zwycięzców. Ozdabiano ich ściany i szczyty szczątkami tarcz, niegdyś postrzelanych, rozbitych na drzazgi, szczątkami kurów, muszkietami, lukami, kuszami, hakownicami ułożonemi kunsztownie; ozdabiano wreszcie mnóstwem dawnych nagród, t. zw. „klej- notów". Na naczelnem miejscu strzelnicy zasiadała starszyzna Konfraterni! strzeleckiej, złożona z t. zw. „starszych szkoły strzeleckiej" lub jak nie- kiedy mówiono „dyrektora" szkoły i dwunastu wybranych mężów, czyli „seniorów". Gdy wreszcie spadt ostatni strzęp kura za cel służącego i ogło- szono nazwisko szczęśliwego strzelca, król dawny składając godność w ręce tego następcy, zawieszał mu na szyi łańcuch z kurkiem i całe tłumne zgro- madzenie, otoczone mnóstwem ludu, poprzedzone muzyką, wśród przed- stawicieli cechów i chorągwi cechowych prowadziło nowego dostojnika Konfraternii strzeleckiej do miasta.

W r. 1565 polecił król Zygmunt August także ćwiczenie się w strze- laniu z dział za Kazimierzem.

W w. XVI uchwalili rajcy pewne fundusze na strzelnicę i nagrody, a króla kurkowego uwolnili na rok od podatków miejskich, król Włady-

Intronizacya króla

V dzisiejszych czasach.

282

sław IV w r. 1635 uwolnił króla kurkowego od podatków publicznych, ceł, także na rok.

W r. 1617 ucliwaiiła Rada krakowska dla zachęty „do strzelby" dać 10 grzywien co roku z funduszów miejskich starszym strzeleckim do roz- dania w ten sposób: „Naprzód do kurka królewski zwanego, po wyjściu i rozebraniu trafarów albo klejnotów, mają na pieprz obrócić 4 złote, a ten pieprz na trafary, póki kurka nie zbiją, rozdzielić. Potym do kupie- ckiego albo wtórego kurka, po rozebraniu przez strzelce trafarów (innych nagród) także 4 złote na pieprz obrócić i rozdzielić. Nakoniec od zbicia kupieckiego kurka mają ostatek z tych 10 grzywien t. j. 8 złotych, temu, kto go zbije dać".

W r. 1645 przeznaczyła rada 30 florenów rocznie bractwu strzele- ckiemu „aby obywatele do obrony murów się kształcili".

Epoka najazdu szwedzkiego w r. 1655 sprowadziła tak ciężkie czasy dla bractwa strzeleckiego, zniewolone było cenne, starożytne godło Kon- fraternii, kurka swego zastawić u rajcy miejskiego. Dra med. Franciszka Rolińskiego. W r. 1659 zbliżał się czas „strzelania o królestwo", a kurek wciąż był w zastawie. Wówczas przypomniał ów rajca na sesyi rajców, że kurek srebrny jest u niego zastawiony „we trzech tysięcach złotych na pilną potrzebę miasta, proszę, abyście mnie waszmościowie zapłatę ob- myślili". Kurek został wówczas wykupiony i oddany „PP. Strzelcom".

Ćwiczenia z działami, tak niegdyś tłumne, ściągające ciżbę widzów, na początku XVII wieku już się nie powtarzają. Miasto straciło część swych dział podczas najazdu szwedzkiego. Poprzestają odtąd strzelcy kra- kowscy na łukach i strzelbach.

Uświetniano też jakieś uroczystości strzelaniem z dział i moździerzy, na co naprowadza list króla Jana III do Magistratu krakowskiego z r. 1687, w którym pisze: „Nie bardzo to wdzięcznie od Wierności Waszych przyj- mujemy, kiedy od różnych osób odbieramy wiadomości, że Wier. WW. armaty miasta naszego w publicznej władzy naszej zostającej, na różne akty pożyczać zwykliście, z których w mieście naszem stolecznem strze- lając, nie tylko prywatne domy i kamienice ale też świątynie Pańskie, także miejsca publiczne do ruiny przywodzą i armatę psują. Co dzieje

się przeciwko woli naszej tedy surowo Wier. WW zakazujemy,

abyście się ... nikomu na takie akty armaty publicznej pożyczać nie ważyli i w mieście z działek i móździeżów strzelać nikomu nie dozwalali".

Drugi najazd szwedzki w r. 1700 powoduje, że resztki dawnych uzbro- jeń miejskich starej stolicy stają się łupem nieprzyjaciół. Od r. 1707 prawie do początku 1709 morowa zaraza zabrała znaczną część ludności. Kur był przez dłuższy czas w zastawie. W r. 1765 przywilej króla kurkowego wolności od ceł został orzeczeniem Komisyi skarbu Rzpitej uchylony, w zamian zaś za to przeznaczono dla zbijającego kurka coroczną nagrodę w ilości trzech tysięcy złotych pol. Nagroda ta coroczna na mocy nowej

283

ordynacyi miała być wypłacaną Magistratowi, tctóry byf obowiązany zuży- wać „sumę kurkową" na potrzeby miasta.

Celestat został mocno zrujnowany podczas szturmu wojsk rosyjskich do furty Mikołajskiej, w sierpniu 1768 r. Wreszcie doczekała się stara strzelnica, mogła w swych murach powitać prawdziwego króla nie- stety ostatniego już z królów Rzpitej, Stanisława Augusta ,Dnia 18 czer- wca 1787 udał się Najjaśn. Pan do starosty krakowskiego w Rynku na oglądanie z miejsca tego cechów przechodzących na plac do strzelania kurka destynowany... Po obiedzie... król Jegomość wstąpił na Celestat dla przypatrzenia się strzelaniu mieszczan do kurka i tam przeszło go- dzinę strawił na przypatrywaniu się strzelaniu do kura, na rozpytywaniu się króla kurkowego Qlixellego o szczegóły tyczące się bractwa, jego przeszłości i teraźniejszości, na oglądaniu broni, z której strzelano". Osta- tnim królem kurkowym był Stanisław Piątkowski, pasztetnik, w r. 1793. W r. 1794 zajęły Kraków władze pruskie, które wypłaciły trzy tysiące złp. sumy kurkowej z poleceniem, aby ta suma na co pożytecznego i na wy- brukowanie ulicy Grodzkiej użytą była. Po zajęciu Krakowa przez Austryę w r. 1796 nie pozwolono na wznowienie dawnego bractwa strzeleckiego. Ostatnim Starszym Bractwa był Wojciech Bartynowski, kupiec krakowski (um. w r. 1839), w którego ręku pozostały i przechowały się resztki pa- miątek po dawnem Bractwie strzeleckiem a mianowicie : przywileje królów i kur srebrny. Bartynowski wywiózł je za Karpaty i na Węgrzech prze- chowywał od chciwych dłoni zaborczych.

Po utworzeniu Rzeczypospolitej krakowskiej sprawa wznowienia Bractwa strzeleckiego napotykała długo na trudności z powodu podejrzli- wości rezydentów, wreszcie w r. 1833 zatwierdził Senat Rządzący statut Towarzystwa. Bartynowski oddal nowo wskrzeszonemu Towarzystwu wy- żej wspomniane zabytki Szkoły strzeleckiej, przez niego od zagłady oca- lone, a mianowicie Zygmuntowskiego kurka srebrnego, pieczęć dawnej Szkoły strzeleckiej na srebrze rytą i dwa na pergaminie pisane oryginalne dyplomata, jeden od Zygmunta III, drugi od Władysława IV.

Miasto Kazimierz miało także swoje królestwo kurkowe a nawet zachowały się o niem starsze od krakowskich autentyczne zapiski. 1 tak Rada miejska Kazimierza uchwaliła w r. 1541, że współobywatel strąca- jący ptaka czyli kura w miejskiej strzelnicy będzie wolnym od wszelkich miejskich ciężarów z wyjątkiem królewskich (państwowych), przyznała dalej dwa achtie piwa na ucztę strzelców, którzy mają strzelać do kura w 2 tygodnie po strzelaniu łuczników krakowskich. Cech łuczników ma mieć 4 starszych, dwóch z wyboru, z króla zeszłorocznego i obecnego. Król strącający ptaka otrzyma kopę groszy, rękawice i sukno od miasta, ale sam wedle możności da na pamiątkę klejnot srebrny ').

') Fr Piekosiński: Prawa i przywileje 1, 501, 620, 627, 636.

284

W roku 1562, gdy Michał Grób żalił się, że ubił głowę ptal\a, a nie dano mu nagrody, starsi przedłożyli radzie „głowę rozłupioną i powie- dzieli, iż sztuka przez Michała ubita nie jest głowa, ale nos, a ta trzaska przez drugiego strzelca strącona jest prawie głową, dawając na przykład, kiedy wszystkiego ptaka zbiją, tylko maluśka trzaska zostanie, tedy onym strzelcom, którzy ptaka ubili nie mówią, aby (iż) ptaka ubili, jedno onemu, który trzaskę która została zbije, a też za ten trafar który Michał miał, dano mu insze klejnoty. Panowie rajce kazali: ponieważ ten, który po tej głowie pierwszy trafar miał, nie wszystkiej głowy zbił, tedy ten, który ostatek ubił, jest bliższy przy klejnociech ku głowie należących".

W r. 1561 powstała między cechami niezgoda, czy mają strzelać do ptaka, czy z hakownic do tarczy, większość oświadczyła się, „iż na obie- dwie strzelbie chcą strzelać wedle starego zachowania".

W roku 1581 uchwaliła Rada Kazimierska, że przywileje tego, który strąci ptaka przy strzelaniu z kuszy o królestwo, nie mogą być nikomu odstępowane. Z późniejszych czasów brak zapisków.

W wigilię św. Jana Chrzciciela, po nieszporach, a czasem twardym zmrokiem i po miastach i wsiach rozpalano spory ogień na ulicach, który się zwał sobótką, przez który młodzież obojej płci, najwięcej atoli mę- skiej, skakała. Ten zwyczaj atoli w średnich latach Augusta 111 już był konającym, przy końcu zaś lat jego wcale ustał.

Zwyczaj ludowy puszczania wianków ze światłem na rzekę przez dziewczęta, przeniesiono do Krakowa dopiero przed kilkudziesięcią laty, ozdabiając go śpiewami, muzyką, ogniami sztucznemi i t. p.

Dzień 1 1 września za czasów Wolnego Miasta obchodzono uroczyście, jako rocznicę nadania konstytucyi: rano pobudka orkiestry milicyi, o 10-tej pochód z Senatu z muzyką i 3 kompaniami milicyi do kościoła P. Maryi. O 5-tej po południu następowała zabawa ludowa na plantach, gdzie rozdawano w osobnym namiocie trunki, kiełbasy, ser owczy i owoce. O zmroku ognie sztuczne, iluminacya miasta i wieży maryackiej kończyły uroczystość.

W parę dni potem odpust w Mogile na Podniesienie Krzyża św. gromadził Krakowian pod Mogiłę Wandy. W jesieni też najliczniej odby- wały się śpiewy wieczorne pod figurami i obrazami świętych pod gołem niebem.

W adwencie dążyli wierni tłumami wśród porannych ciemności, rozjaśnionych tu i owdzie niesionemi latarkami, na roraty.

Dnia 6 grudnia obchodzono święto dzieci, Św. Mikołaja. „Kościelny posługacz, zachrystyan lub inny, ubierał się w aparat księży, infułę ze złotego papieru, w takiż ornat lub kapę, przyprawiał sobie brodę z lnu i obchodził domy, w których były dzieci. Tym kazał mówić pacież i ob- darzał je różnymi drobiazgami, złoconemi jabłkami, orzechami, piernikami, a czasem i rózgą pozłacaną, za co na boku przyjmował małe honora- ryum a zwykle nakazywał dzieciom, aby były grzeczne i t. p. W towa-

285

rzystwie jego bywat anioł, który za nim dary w koszyku nosił, a nawet był i stary dziad lub później dyabel, który stał u drzwi, a był zbrojny w wielki bat z powroza na kiju, którym doprawdy niekiedy obłożył pia- stunki i służące, jeśli na takowe skarga zaszła do Św. Mikołaja".

Boże Narodzenie gromadziło rodzinę i domowników przy uczcie wigilijnej, która przeciągała się długo w noc, aby o północy wprost z niej udać się na mszę pasterską. Podczas gdy Wielkanoc spędzano zwykle w poważniejszym nastroju po smutnych wielkotygodniowych nabożeństwach, Boże Narodzenie było świętem wesołości, bo sam Kościół dopuścił we- sołe kolendy do śpiewu kościelnego, żadne też święto nie wywołało tylu pieśni, co Boże Narodzenie. Przyczyniły się do tego jasełka t. j. figu- ralne przedstawienia sceny narodzenia Chrystusa z otoczeniem, z hołdem pastuszków i trzech królów. Jasełka powstały już w Xlii w. W kościele Św. Andrzeja dochowały się figurki jasełkowe najstarsze polskie z XIV w. ') Z jasełek powstała szopka, t. j. ruchome figurki z dyalogami i śpiew- kami, wygłaszanemi przez obnoszących. Było to zatrudnieniem żaków szkolnych, którzy byli wykonawcami, autorami i przedsiębiorcami razem. Ubodzy studenci zwykli byli w niedzielę obchodzić po domach, czytając ewangielię, roznosili wodę święconą do kropielnic w domach, na Trzy Króle obchodzili z gwiazdą oświeconą z papieru olejnego, śpiewając pieśń, której był początek: Largum vesper (dobry wieczór, szczodry wieczór), zbierając przytem małe dary i z tego utrzymywali się jak mogli.

Główne części tekstu szopek dziś śpiewanych jak kolendy, ustępy o śmierci, Herodzie i dyable niewątpliwie sięgają dalekich czasów. W prze- pisach miejskich z r. 1468 -jest zakaz dawania pieniędzy kobietom, stu- dentom, pisarzom, muzykantom, laziebnikom i łaziebniczkom i wszystkim, którzy się włóczą ze śpiewem i maskami w Boże Narodzenie, wyjąwszy księżom i dzwonnikom, którym ze zwyczaju się daje.

W X\'lll w. opisuje X. Kitowicz owoczesne jasełka: była więc

osóbka pana Jezusa, a na boku Marya i Józef, stojący przy kolebce, w postaci nachylonej, affekt natężonego kochania i podziwienia wyraża- jącej. W górze szopki... aniołkowie unoszący się na skrzydłach, jakoby śpiewający: Gloria in exelsis Deo. Toż dopiero w niejakiej odległości jednego od drugiego pasterze padający na kolana przed narodzoną dzie- ciną, ofiarując mu dary swoje, ten baranka, ów koźlę ; dalej za szopą po obu stronach pastuszkowie i wieśniacy, jedni pasący trzody owiec i bydła, inni śpiący, inni do szopy spieszący, dźwigając na ramionach barany, kozły, między któremi osóbki rozmaity stan ludzi i ich zabawy wyrażają: panów w karetach jadących, szlachtę i mieszczan pieszo idących, chłopów na targ wM'ozących drwa, zboże i siano, prowadzących woły, orzących pługami, sprzedających chleby, niewiasty dojące krowy, żydów różne towary do sprzedania na ręku trzymających i tym podobne akcye ludzkie. Gdy

') Julian Pagaczewski: Jasełka krakowskie (Rocznik krak. T. V).

286

nastąpiło święto Trzech Królów, przystawiano do tych jasełek osóbki pomienionych świętych klęczących ... i ofiarujących mu złoto, myrrhę i kadzidło, a za nimi orszaki ich dworzan... laufrów, masztalerzów pro- wadzących konie pod bogatemi siedzeniami, sloniów i wielbłądów. Toż dopiero wojska rozmaitego gatunku : jezdne, piesze, murzyńskie i białych ludzi hufce, namioty porozbijane, nakoniec przez imaginacyą regimenta uszykowane polskiej gwardyi, pruskie, rosyjskie, armaty, chorągwie jezdne hussarskie, pancerne, ułańskie, kozackie, rajtarskie i węgierskie i inne rozmaite. Na takie jasełka sadzili się jedni na drugich, najbardziej zakon- nicy. Celowali zaś nad innych wielkością i kształtnością Kapucyni; a gdy te jasełka rok rocznie w jednakowej postaci wystawiane jako martwe posągi nie wzniecały w ludziach stygnącej ciekawości, przeto Reformaci, Bernardyni i Franciszkanie dla większego powabu ludu dla swoich kościo- łów, jasełkom przydali ruchawości, między osóbki stojące mieszając chwi- lami ruchome, które przez szpary w rusztowaniu na ten koniec zrobio- nem, wytykając na widok braciszkowie zakonni lub inni posługacze kla- sztorni, rozmaite figle niemi wyrabiali. Tam żyd wytrząsał futrem, poka- zując go z obu stron, jakby do sprzedania; drugi żyd mu je kradł, stąd kłótnia wielka, żyd skrzywdzony pokazał się z żołnierzami i instygna- torem, biorących pod wartę złodzieja. Gdy taka scena zniknęła pokazała się druga, naprzyklad: chłopów pijanych bijących się, albo szynkarka tań- cująca z kawalerem, albo śmierć z dyabłem naprzód tańcująca, a potem się bijące z sobą i w bitwie znikające. To znowu mustrujący się żołnierze, tracze drzewo trzący i inne tym podobne ludzkie akcye, do wyrażenia łatwiejsze, które to fraszki dziecinne tak się ludowi prostemu i młodzieży podobały, że kościoły napełnione bywały spektatorem, podnoszącym się na ławki i na ołtarze włażącym; a gdy ta zgraja tłocząc się i przemy- kając jedna przed drugą zbliżyła się na metę założoną do jasełek; wypa- dał z pod rusztowania, na którem stały jasełka, jaki sługa kościelny z prę- tem i kropiąc nim żywo bliżej nawinionych, nową czynił reprezentacyą

spektatorowi, daleko śmieszniejszą od akcyj jasełkowych Dla czego

gdy takowe reprezentacye doszły do nieprzyzwoitości, książę Teodor Czar- toryski biskup poznański zakazał ich; pozwolił tylko wystawiać nieruchawe, związek z tajemnicą Narodzenia Pańskiego mające. Po których zakazie jasełka powszedniejąc coraz bardziej, w jednych kościołach zdrobniały, a w drugich zostały zaniechane".

ROZDZIAŁ XIV.

Zabytki budownictwa epoki romańskiej krypta św. Leonarda, kościoły Św. Woj- ciecha i Św. Andrzeja portal na Zwierzyńcu i u Dominikanów -- budownictwo ceglane kościoły Dominikanów i Franciszkanów architekci zakonni początki gotyku - kościoły gotyckie XIV wieku, P. Maryi, św Trójcy, Katedra cechy cha- rakterystyczne — rozszerzenie się budownictwa na cele świeckie sala domu het- mańskiego - zabytki gotyckie XV wieku - kruchta kościoła św. Katarzyny, kościół Św. Krzyża - kaplice kollegium Jagiellońskie epoka odrodzenia pałac na Wawelu i kaplica Zygmuntowska kościół św. Piotra i Pawła barok, sztukator- stwo konserwacya zabytków - budownictwo nowszych czasów.

Z pierwszymi duchownymi i ich następcami zawitały do Polski po- czątki kultury, jaka się wcześniej na południu i zachodzie rozwinęła, przedewszystkiem pismo i budownictwo, za niem rzeźbiarstwo i malarstwo, które do XVI w. były u nas niemal wyłącznie na usługach Kościoła. Budynki kościelne długo, bo w głąb XIII w., były jedynemi murowa- nemi budowlami i to bardzo skromnemi, po paru wiekach więc z rozwo- jem sztuki budowlanej, pierwotne te skromne kościółki powiększano i prze- rabiano, tak, że z najdawniejszych budowli zostały często ledwo reszty w fundamentach lub parterze, gdzie ich dopiero oko znawcy dziś odkrywa. Z najstarszej budowli katedry na Wawelu (str. 15) zostały reszty pod ka- plicą Wazów i krypta św. Leonarda (ryc. str. 3S). Jest ona budowlą okazalszą o 3 nawach równej wysokości, przedzielonych kolumnami dźwi- gającemi sklepienie podzielone gurtami na 12 pól. Od zachodu apsyda zasklepiona w równej wysokości z kryptą. Kapitele kolumn mają charakte- rystyczny kształt kostek o zaokrąglonych rogach ; bazy attyckie z żabkami na rogach. We wschodnią ścianę krypty wmurowano znaleziony fragment nadproża pierwotnej katedry, z potworem bazyliszkowym płasko wy- kutym (ryc. na str. 19). Budowę musiał prowadzić budowniczy z zachodu dobrze z formami obeznany, ho zachowane szczątki odpowiadają tym formom.

W kościele św. Jana') cała pierwotna część romariska jest ukryta pod brukiem, podobnież u św. Floryana i św. Marcina, mało więcej nad poziom wyglądają romańskie mury Św. Mikołaja, Św. Salwatora

') Zygm Hendel, Feliks Kopera: Resztki murciw romańskich ko.iLiota św. Jaii.i. Rocznik krak. T IX

288

i Św. Norberta na Zwierzyńcu. Więcej pozostałości okazuje kościółek Św. Wojciecha (ryc. str. 112). Pozostał w nim prawie cały pierwotny mur kamienny, obok tęczy odkryły się w murze dwie nyże kamienne, jakby małe absydy, od południa reszta portalu, od wscłiodu okienko w pierwotnej formie po podniesieniu się poziomu rynku, podniesiono posadzkę, a za to nadmurowano kościółek w górę i przykryto kopułą.

Pierwotne ściany wznoszą się nad ziemią do wysokości około 3 m, reszta zaś do góry pod gzyms jest nadmurowaniem XVlłł w. dla zy- skania podstawy wznioślejszej pod kopułę. Postrzępane silnie zakończenia u wierzchu dawniejszych ścian wskazują, że kościół pierwotny przed wie- kami jakiś czas pustką stał, zanim zabrano się do przebudowy. Być może, że pożar zniszczył ściany, runęły filary międzyokienne nawy głównej, bo śladów okien w nawie nie można już dostrzedz. Pod ziemią u spodu portalu odnalazły się kamienie progów ').

Z zewnętrznej fizyonomii kościoła romańskiego najwięcej zachował kościół Św. Andrzeja (rok około 1100 ryc. str. 76). Dzielił się on na trzy nawy, nad bocznemi niższemi i między wieżami miał em- pory, loże, do których wejście dochowało się w wieży północnej. Do- chowało się też pierwotne sklepienie romańskie, oraz zewnątrz charakte- rystyczne „bliźnie" okienka górne w wieży, przedzielone słupkami romań- skimi. Kościół ten był obronny, otoczony murem, z oknami wysoko nad poziom wzniesionemi").

Dochowane w powyżej omówionych budowlach reszty dają wyobra- żenie o stylu pierwszych budowli Krakowa. Jest to styl panujący wów- czas na Zachodzie, romański. Technika budowy tej epoki jest tak charakte- rystyczną, że często sam widok kawałka muru pozwala odnieść do właściwego jej czasu : mury z kamieni obrobionych, miarowo kładzionych warstwami, a w częściach wybitniejszych, jak w narożnikach, przy portalu lub w częściach konstrukcyjnych nad portalem i oknami, z kamieni sta- ranniej obrabianych, otwory na okna i wejścia małe. Kapitele i nadproża (ryc. str. 19) pierwszemi próbami rzeźby. W kościele Norbertanek na Zwierzyńcu dochował się ozdobny portal romański''), drugi od- krył się w murach krużganków klasztoru Dominikańskiego. Portal ten wykonany z piaskowca, zamknięty jest półkolem a profilowany jest we fryzy, żłóbki i wałki. Klucz łuku, część fryzu i kapitele słupków deko- rowane są ornamentem zygzakowatym lub plecionką.

Z początkiem Xl 11 w. wchodzi w użycie cegła naprzemian z ka- mieniem używana. Presbyteryum kościoła Św. Trójcy (Dominikanów) należy do budowli ceglanych romańskiej epoki. Zbudowane we formie wydłużonego prostokąta, zamknięte od wschodu ścianą prostokątnie. Ślady

') W. Łuszczkiewicz w Spraw kom. Iiist. sztuki.

^) Tamże

•') Tamże. Portal romański Xlii w.

289

pierwotnego sklepienia widoczne w spuszczających się po ścianach wielokątnych słupkach. Rozpierało się ono znacznie niżej, jak to widać z zewnątrz na fryzie zdobnym z cegły prasowanej w arkadki, i na tęczy kościoła wewnątrz, gdzie gzymsy kamienne romańskich okrojów. Jedno z okien za wielkim ołtarzem pozostało okrąglołukie. Szkarp pierwotnie nie było zupełnie, a dzisiejsze w XV w. przymurowane, gdy kościół

Resztki murów romańskich w kościele Dominikańskim.

W Stylu gotyckim podwyższono i przerobiono, jak to najwyraźniej okazuje miejscami odkryty powyższy fryz. „Rysunek fryzu tego, który obiegał w trój- kąt u szczytu (podobnie jak na dochowanym północnym szczycie kościoła Franciszkanów) podwyższonego i zazębionego w XV wieku, jest bardzo pięknym, z wybitną cechą romańską, układanym jest z kawałków, na któ- rych motywa częściowo odgniatane w formie" '). Kościół ten posiadał

') W. Łuszczkiewicz: Zabytki sztuk piękii. Krakowa. Kraków 1872.

A'. Hąkow.iki. Uzieje Krakowa. 19

290

od wschodu kryptę, której sklepienie zniszczono niestety przy budowie obecnego wielkiego ołtarza.

Do tej epoki należy środkowa część kościoła Św. Franciszka na prze- cięciu się naw, nad którem była pierwotnie wieża, która w r. 1465 runęła ').

Budowle Xi w. były bardzo rzadkie, zawdzięczały powstanie prawdo- podobnie usiłowaniom biskupa, panującego i magnatów, architektem był zapewne umyślnie sprowadzany z zagranicy Benedyktyn. Budowie muro- wane dla celów nie kościelnych były prawie po koniec Xlii w. rzad- kością. We wschodnio-północnej części pałacu na Wawelu jest mała po- zostałość muru romańskiego. W Sukiennicach, budowanych po roku 1257, dzisiejsze piwnice pierwotnymi murowanymi kramami '-).

Od w. XIII przeważny wpływ na architekturę naszą wywierają zakony'): Dokonane w XII i XIII w. fundacye klasztorów w Polsce zaliczyć wypada do bardzo wybitnych faktów w historyi naszej architektury. Zakładanie nowego klasztoru to zetknięcie się ze sztuką Zachodu, nowy kla- sztor ściąga w te strony pewną liczbę cudzoziemców, a wpływy ognisk artystycznych przenoszą się do nas. O ile tacy Cystersi francuscy pocho- dzeniem swem przynoszą architekturę romańską w fazie przejściowej, o tyle mogą następnie zjawiające się zakony obeznać nas z dalszym rozwojem w kierunku ku gotycyzmowi i sprowadzić w końcu gotycyzm. Współcze- śnie występuje zakon kaznodziejski Dominikanów ze św. Jackiem z budo- wami na nowy sposób stawianemi, w końcu t. j. dobrze w drugiej połowie XIII w. żebrzący zakon Franciszkański. Z Cysterską architekturą początku XIII w. stosunki artystyczne i konstrukcyjne zmieniają się naraz. Powstają kościoły o rozmiarach znacznie większych, z przestronnem, ma- lowniczem rozczłonkowanem wnętrzem, nawa poprzeczna staje się konie- cznością, wieże, krypty i absydy odpadają, bo tego nie zna obyczaj cysterski. Kościoły nietylko że sklepione, ale sklepienia te przyjmują za zasadę łuk złamany, t. zw. ostrołuk, będący zdobyczą konstrukcyjną, z gurtami i żebrami swemi, którym odpowiada na ścianach cały aparat romańskich dinstów i ozdób tego stylu. Ten sam stosunek przedstawiają łokałności klasztorne, kapitularze i refektarze, dołem u ścian romanizm, górą u skle- pienia ostrołuk. Konstrukcya jest tu więc nową, nieznaną, pojawiającą się z Cystersami jako ukończony produkt ważniejszych na Zachodzie ognisk. Ważność naszych zabytków cysterskich podnosi wątek, z którego one zbudowane t. j. kamień ciosowy w układzie i rozmiarach, które Francuzi zowią „grand appareil". Było i to rzeczą nową, gdyż przed XIII w. w zna- cznej części Polski wątkiem budowli kościelnych granitowe kostki na poły obrobione, otrzymane z bloków eratycznych, a w okolicach Krakowa wapień muszlowy lub piaskowiec, w formie drobnego ciosu (petit appareil)

') J. Muczkowski: Kościół św. Franciszka (Bibl. krak. Nr 19). ■) Wład. Łuszczkiewicz: Dawni architekci Sukiennic Kraków 1879 Sukien- nice (Bib! krak. Nr. 11).

■■') Tenże. Arcliitekci zakonni XIII w. w Polsce. Kraków 1886

291

układany w nieregularnej wysokości szychty. Za takim wątkiem idzie skromność aparatu form artystycznych w romanizmie naszym Xli wieku, a potrzeba posługiwania sit; kosztowniejszym materyatem ogranicza zdob- ność do portali. Stąd opóźnienie budowli klasztornych w wiek XIII,

Wnt;trze kościoła Maryackiego.

bo Stosowny dla nich cios znajdywał się nieraz daleko i komunikacyą dopiero urządzać pierwej należało.

Z ogniska budownictwa ceglanego średniowiecznego t. j. z Lombar- dyi, jak przypuszczać można z wielu względów, przyszła w użycie cegła do Małopolski, a to przez Dominikanów. W drugiej polowie wspomnia-

19*

292

nego stulecia zjawia się w Polsce zakon św. Franciszka i budzi się nowa czynność budownicza. Zabytki architektury franciszkańskiej zachowały coś z planu cysterskich, ale prezbyteryum wydłużyło się niezwykle, urosły przestrzenie przodkowe dla kazań, a za wzorem Assyżu przyszła tu nawa poprzeczna, wnętrze stało się wznioślejsze. Budowy to ceglane, z użyciem kamienia ciosanego dla aparatu form zdobnych, z organizmem sklepie- niowym ostrołukowym. Kościoły Franciszkańskie przynoszą wiadomości,

Boczna naw.i kościoła Maryackie^o.

jak stopniowo wykształcały się u nas gotyckie motywa. W krakowskim kościele Franciszkańskim widzimy wprowadzenie posługiwania się wydłu- żonymi otworami okien z motywami piękna ostrołukowego stylu. Docho- wały się dwa pierwotne zamurowane okna w prezbyteryum. dwupolowe z bogatem rozetowaniem kamiennem, z użyciem geometrycznego orna- mentu, trój i czworoliścia, zakreślonego profilem lasek, bez użycia t. zw. nosów. Jest to najstarszy zabytek gotycyzmu w Polsce w zastosowaniu do kościelnych okien rozetowania, któremu odpowiadają stare okna go- tyckiej przebudowy kościoła Dominikańskiego w Krakowie.

293

W drugiej połowie XIII w. wzmaga się ludność i zamożność Kra- kowa, nawiązują się trwalsze stosunki handlowe z Zachodem, a z nimi podnosi się kultura i rosną wymagania, za czem zaczyna się żywszy ruch budowlany, przypadający już na epokę stylu gotyckiego. Mieszczaństwo pragnie zastąpić skromny, może drewniany wówczas, kościół swój para- fialny P. Maryi (ryc. str. 235) do którego w r. 1226 przeniósł biskup Iwo parafią z kościoła Św. Trójcy, oddanego Dominikanom i przystę-

Wnętrze kościoła Św. Krzyża.

puje do budowy okazałej świątyni '), która to budowa, jak zwykle dawniej, trwała przeszło wiek, czyli budowano kościół częściami po kolei oddając je do użytku. Najstarszą częścią jest część przodkowa z dolnemi partyami wież, które zbudowano koło r. 1300 -). Budowa trwa dalej równocześnie z przebudową kościoła św. Trójcy i one stają się wzorem dla budowy

') X. Zdzisław Bartkiewicz: Przyczynek do liistoryi kościoła P Maryi. Przegląd pow T. XXIX.

') Tad. Wojciechowski; Kościół kat. w Krakowie. Str. 230-231.

294

kościołów gotyckich krakowskich. Cechą ich charakterystyczną jest użycie materyalu przeważnie ceglanego z dodaniem kamienia w ważniejszych czę- ściach, unikanie luków przypornych zewnętrznych, mających podpierać ścianę magistralną nawy głównej przeciw parciu sklepienia luków zata- czanych w gotyckich katedrach Zachodu nad nawami bocznemi. Zamiast tej konstrukcyi przyjęto we wszystkich gotyckich kościołach Krakowa i wielu innych miast polskich, inną, mianowicie wprowadzono szkarpy we wnętrzu przy głównych filarach po stronie naw bocznych, czyli zgrubiono filary od strony tychże naw, przeciwnej właśnie parciu sklepienia, przez co osiągnięto ten sam skutek, t. j. zmożenie odporności ścian głównych przeciw ciśnieniu sklepienia, a unikniono budowy łuków podpierających zewnętrznych, kosztownych i narażonych na wpływy atmosferyczne '). Wszystkie okazują pewne podobieństwo w planie: to świątynie trój- nawowe, z bocznemi nawami niższemi, dochodzącemi tylko do tęczy; prezbyteryum wydłużone, zamknięte trzema lub pięcioma ścianami wielo- boku (Dominikański zatrzymał w przebudowie zamknięcie prezbyteryum prostą ścianą, pochodzącą jeszcze z pierwotnej budowli romańskiej), wy- konane z cegły z użyciem kamienia do części ważnych konstrukcyjnie, jak na słupy, arkady, gurty, żebra sklepienne i gzemsy, oraz do części deko- racyjnych, rzeźbionych obramień, portali, maswerków, fiali i t. d. We wszystkich użyto -zgrubienia filarów nawy głównej od strony bocznych. Gdzie niema naw bocznych, jak przy prezbyteryach, tam szkarpy biegną wzdłuż ścian do fundamentów.

Prezbyteryum kościoła P. Maryi zamknięte jest trzema ścianami ośmio- boku. Złączono je z dawnemi wieżami nawą główną przed 1396 r. Szkarpy prezbyteryum zakończone bogato rzeźbionemi iglicami, pod dachem ma gzems kamienny ze wspornikami, pokrytymi rzeźbą, wskazującymi, że dźwigały one niegdyś, lub według planu architekta dźwigać miały, balu- stradę wokoło dachu. W zwornikach okien ozdobne rzeźby kamienne. Początek rodzenia się luków okien zaznaczony paskiem roślinnej orna- mentacyi. Wewnątrz pod oknami ozdobne tryforya, płasko wykonane na ścianie. Wyniosłość sklepienia nad poziom jest bardzo znaczna, bo 28 me- trów. Nawa główna mniej ozdobnie wykonana. Sklepienie, po zwaleniu się dawnego, pochodzi z połowy XV w. Mury dźwigające je oparte na arkadach, oddzielających nawy boczne; powyżej arkad gzems, nad nim wysokie okna ponad nawami bocznemi. Zewnątrz szkarpy nawy pokryte skromnemi kamiennemi spławami bez pinakli. Nawy ioczne miały pier- wotnie wielkie okna naprzeciw arkad, które następnie przedłużono do posadzki, tworząc z nich portale do przybudowanych potem symetrycznie kaplic bocznych. Pierwotnego architekta nie znamy. Sklepienie nawy głó-

') W. Łuszczkiewicz: Zabytki sztuk pięknych Krakowa.

A. Essenwein: Die mittelalterl Kunstdenkmale der Stadt Krakau. Niirnberg 1861.

Jan Zubrzycki: Krak. szkoła architekton. XIV w Rocznik krak. T. 11

295

wnej w roku 1395 budował Werner z Pragi, a po zwaleniu się odbudował je w r. 1442 Czipsar, z sąsiedniego Kazimierza. Zewnętrzny porta! pier- wotny zastąpiono potem czarnym marmurowym w epoce baroi<u i zakryto kruchtą. Ściany boczne z dołu zasłonięte późniejszemi kaplicami, skarb- cem i przybudówkami na aparaty kościelne. Wieże do piątego piętra równe, zostały w XV wieku nadbudowane nierówno : wyższa, pociągnięta jeszcze o dwa piętra w czworoboku, przechodzi następnie w ośmiobok, który wieńczy hełm, niezwykle oryginalny i zdobny, o 16 wieżyczkacłi z pira- midą w pośrodku. Budowa tego hełmu przypada na r. 1478, t. j. na czas kiedy Wit Stwosz tworzył wspaniały wielki ołtarz tego kościoła: przy-

Kruclita ko.ściola Św. Katarzyny.

puszczać więc można, że ten sam artysta podał projekt uwieńczenia wieży (ryc. str. 81). Wieżę niższą pokryto kopulasto w XVI w. Wnętrze sprawia niedające się opisać wrażenie : wysoka przestrzeń napełniona kolorowem światłem, przepuszczanem przez starożytne z XIV i XV w. jeszcze pocho- dzące witraże okien, łamiącem się na złocistym tryptyku Stwosza, uzupeł- nione bogatą polichromią, wykonaną według wzorów Jana Matejki, przykuwa oko do siebie i budzi nastrój uwielbienia, zwłaszcza wobec starożytnych pomników, herbów i godeł, splatających całą historyę miasta w malowni- czą całość.

W kościele Dominikańskim dobudowano w XIV w. w podobny sposób nawę główną z niższemi bocznemi nawami, tylko o skromniejszych

296

wymiarach, a nawy te po pożarze z r. 1850 prawie z gruntu na nowo postawiono; ocalał tylko wspaniały rzeźbiony portal główny, niestety znowu w r. 1880 zaciemniony fatalną kructitą.

Na Kazimierzu powstają w XIV w. okazałe kościoły św. Kata- rzyny') (1342) i Bożego Ciała (1347). Pierwszy z nich, mimo, że długie lata stał ruiną, zrestaurowany, zachował się w pierwotnej czystości stylowej. Sklepienie nawy głównej, spadłe skutkiem trzęsienia ziemi, zastą- piono drewnianem, naśladującem do niepoznania murowane. Prezbyteryum

Katedra od strony zachodniej.

zamknięte pięciu ścianami dwunastoboku, opięte szkarpami, z bogato rze- źbionemi iglicami; okna, częściowo z dołu zamurowane, czekają jeszcze odnowienia. Epoka baroku oszczędziła tu swoich przeróbek i ozdób, a dzięki temu kościół ten ze wszystkich krakowskich gotyckich sprawia najbardziej średniowieczne wrażenie. Po przeciwnej stronie Kazimierza zaczęto w parę lat po rozpoczęciu kościoła św. Katarzyny stawiać kościół parafialny Bożego Ciała'-). Prezbyteryum skończono w latach 1385 1389,

') w. Łuszczkiewicz: Kościół św Katarzyny (BibI krak 8). ') Tenże: Kościół Bożego Ciała (Bibl. krak. 5)

297

nawę główną, przodkową z bocznemi, skończono około r. 1404. Kościół ten (ryc. str. 239) ocalał również od zbyt licznych przybudówek z zewnątrz, wnętrze jednak zepsute w epoce baroka, zwłaszcza przez drewniane osza- lowanie filarów. Wymiary ma znacznie zbliżone do poprzednio wymienio- nych kościołów gotyckich, a techniką i planem zbliża się zupełnie do nich. Budowniczym był Czipsar, Kazimierzanin. Zamierzono dwie wieże fron- towe, ale doprowadzono je tylko do pierwszego piętra; północną dokoń- czono w XVI w. Współcześnie staje kościół św. Barbary, wsunięty

Katedra od strony południowej.

w głąb placyku z prawej strony kościoła Maryackiego, zmieniony dziś do niepoznania. Szkarpa w środku frontowej facyaty wskazuje, że tu wspierało się pierwotne sklepienie, czyli, że kościół musiał być t. zw. hallowym, o dwóch równo-wysokich nawach, ze sklepieniem wspartem na filarach w środku stojących.

Do innego typu należy w latach 1322 1346 z gruntu przebudo- wana Katedra na Wawelu. Materyał tu kosztowniejszy, bo front i wnętrze ciosem wyłożone, ale miejscami używano i cegły. Plan kościoła także odmienny, bo boczne nawy nie kończą się przy prezbyteryum, lecz

298

zakręcają po za nie i łączą się z sobą, tworząc nawę obiegającą dookoła nawę główną (ambit); jedyny to przykład tego rodzaju budowy w Kra- kowie. Tę nawę obiegającą podwyższył przez podniesienie sklepienia biskup Łubieński w r. 1712, począwszy od transseptu ku wscłiodowi, przez co wprawdzie uczynił jaśniejszą, atoli przyciemnił przez to nawę główną, której okna pierwej ponad bocznemi nawami czerpały światło wprost z przestworza. Aby uzyskać nieco więcej światła do nawy głównej z pod- wyższonycti naw bocznych, wyrąbano maswerki w prezbyteryum, zapewne niszcząc i witraże, które w nicti musiały się mieścić. Z naw obiegającycli

widać było wnętrze prezby- teryum przez wiełkie arkady, nawet mimo postawienia w dwóch arkadach najbliż- szych wielkiego ołtarza sar- kofagów -Łokietka i Kazimie- rza W. Potem przybyły do- piero wysokie zapiecki stal, a wreszcie murki z epitafiami, przez co prezbyteryum za- mknęło się w jakiś wewnę- trzny kościół, obwarowany w arkadach stallami, murka- mi, drzwiczkami i kratami. Nieregularność w nawie po- przecznej, około wieży zega- rowej i kapitularza, wskazują mury dawnej romańskiej ka- tedry, które przejęto do prze- budowy. Filary dźwigające sklepienia według systemu krakowskich kościołów zgru- bione od strony naw bocznych, dla uniknięcia zewnętrznych łuków przypornych. Na zwornikach ostrołukowego sklepienia w prezby- teryum wykuto postaci : Św. Salwatora (Chrystusa), pod którego wezwa- niem stała pierwotna katedra i którego postać była i jest dotąd w wiel- kim ołtarzu ; Św. Wacława, któremu katedrę potem dedykowano, i św. Sta- nisława, jako świętego patrona, czczonego w tej katedrze od XIII wieku. Sklepienie jest krzyżowe o czterech trójkątnych polach; tylko nad wielkim ołtarzem, gdzie ściana podzielona jest na dwa pola dwoma oknami, roz- chodzi się sklepienie od środka ściany tylnej palmowo na 10 pól, tworząc w planie pół gwiazdy, podobnie jak w tylnej kaplicy (Ciborium). Ponie- waż boczne okna nawy głównej nie mogły schodzić zbyt nisko, bo tra- fiały na przestrzeń zajętą zewnątrz przez poddasze naw bocznych, przeto

Portal kościoła św. Katarzyny.

299

ii! V

I '■:

przestrzeń wypełniono rodzajem połączenia tryforyów z motywami okien. Żebra zbiegające ze sklepienia ponad cztery środkowe filary, prze- rywają się nagle, tworząc nisze, w których stoją posągi (z pracowni Wita Stwosza w XV w. dodane), wsparte na służkach, z baldachami nad głową, przechodzącemi w żebra sklepienne. Alaswerki w oknach pochodzą prze- ważnie z późniejszych czasów, tylko dwunastoboczne okno we frontowej facyacie powtórzone według dawnego wzoru XIV w.

Równocześnie powstały dokoła kaplice, zachowując części murów dawnej katedry w okolicy kaplicy Wazów i wieży srebrnych dzwonów '). W wieżach zegarowej i przeciw- ległej wieży „srebrnych dzwo- nów" zrobiono w parterze w w ie- ku XV kaplice. W tymże wieku dobudowano gotycki skarbiec od północy.

Żywy ruch budowlany wie- ku XIV nie ograniczył się tylko do kościołów. Obok kościołów klasztornych powznoszono w tym czasie i same klasztory, ka- żdy według obyczaju zakonu, a drobne zmiany pojawiają się tylko z powodu szczególnych warunków miejsca budowy. .\'\ają więc klasztory nasze : Domini- kański , Franciszkański , Augu- styanów krużganek czyli jasny korytarz obiegający czterema ramionami dziedziniec czworo- kątny, w ogródek (wirydarz) za- mieniony — kapitularz, czyli salę obrad, refektarz czyli jadalnią, dormitarz czyli salę sypialną.

Całość otacza mur; z frontu u boku kościoła ile możności furta klasztorna z celą klucznika; w głębi kuchnia, spiżarnia, składy i t. p. W późniejszych czasach skasowano dormitarze i pobudowano nad krużgankiem cele. Kruż- ganki Augustyanów przy kościele Św. Katarzyny mają liczne obrazy ścienne. Dominikańskie słyną z licznych nagrobków, zwłaszcza uczonych od XVI w.. Franciszkańskie z galeryi portretów biskupów krakowskich, a w ostatnim czasie odkryto w nich pod zawieszonymi obrazami zakryte freski wielkiej wartości archeologicznej. Murowanie rozszerza się na budynki nie- kościelne. Przedewszystkiem na Wawelu, gdzie prócz bramy, wieży

Port.ll kriiclity w kościele św Katarzyny.

') T. Wojciechowski: Kościół katedralny w Krakowie.

300

a może nieco i murów, było w XIII w. mieszkanie książęce jeszcze dre- wniane, wznieśli Łokietek i Kazimierz W. murowane budynki mieszkalne. Z tych czasów dochowała się dobrze w północnym trakcie pałacu królew- skiego izba gotycka ze sklepieniem wspartem na jednym filarze. W par- terze traktu północnego znać nadto z przeróbek pozostałości budowli, zdaje się z XIV w., a podobnież w czworokątnej „Lubrance" od strony wschodniej. W mieście spotykamy w zapiskach najstarszych ksiąg w r. 1300 mur miejski, r. 1302 piwnica murowana, 1306 kamienica Rusina, druga Gerarda przyrynku, 1308 kamienica Dytrycha, 1309 kamienica tegoż, może inna, 1310 kamienica Frydryka z Olkusza na ulicy Kaznodziejów (Stolar- skiej), wdowy Niklasa, 1311 piwnica murowana, 1312 kamienica Witka, 1313 dom murowany braci Mogilskich, 1314 kamienica Konrada na rynku i Piotra wójta Lelowskiego na Rynku, 1315 kamienica Jakóba krawca,

1316 kamienica Bertolda na ulicy Grodzkiej i Hernamana na ulicy Brackiej,

1317 synów Gerharda na rynku i narożna ulicy Sławkowskiej Ludwika,

1318 kamienica Witka na rogu Floryańskiej, 1319 Teodryka, 1310 Fry- dryka Piotra i t. d. Jeżeli więc rozmaici kupcy i rzemieślnicy stawiali już murowane kamienice przed r. 1320 (Steynhus, lapidea) a przecież w za- piskach wspomniano tylko niektóre przygodnie a nie wszystkie to widać stąd, że drewniane budownictwo zaczęło już na stałe ustępywać miejsca cegle i. kamieniowi.

Najwybitniejszą budową świecką XIV w. jest okazała sala gotycka z rzeźbionemi zwornikami (ryc. str. 177), z pierwszej połowy w. XIV w parterze kamienicy t. zw. „hetmańskiej" w Rynku, odnowiona obecnie na kantor wymiany. Na zworniku w środku sali jest herb ziemi Dobrzyń- skiej a w nim portret królewski w koronie, o długich włosach, brodzie i wąsach. Monarcha tu jest przedstawiony jeszcze w wieku młodzieńczym. Na innym zworniku biust kobiecy w dużym kwefie na głowie, małżonki króla Kazimierza Wielkiego, Adelajdy Heskiej, która już w r. 1356 porzu- ciła męża. Pozostałe zworniki wyobrażają herby ziem polskich i nieznany bliżej znak herbowy: skrzydło na hełmie. W drugiej salce mamy cztery zworniki o znaczeniu symbolicznem. Więc najpierw zagadkowy smok, zwi- nięty w kolo, wiecznie gotowy do skoku, symbol czujności. Obok trzy maski poważnych starców o rozwianych włosach i brodach w pierścień związane, przywodzą na myśl dysputy naukowe. Trzeci zwornik wyobraża sukę ze szczeniętami: symbol płodności czy obfitości. Wreszcie na czwar- tym charakterystyczny znak, prawdopodobnie monogram kamieniarza. Sala ta musiała być nieco dłuższa i sklepienie składało się z 3 części, podobnie jak w pierwszej. Zapewne przy restauracyi domu w XVII wieku, nowo przeprowadzona klatka schodowa odcięła jedną część tej sali ze sklepie- niem półgwiaździstem. Dom ten w czasach średniowiecznych mieścił w sobie urząd menniczy, potem zaś był przejściową rezydencyą hetmanów polnych a stąd jego nazwa. Badając pierwotne przeznaczenie tych sal, ze względu na herby ziem i panującego, niewątpliwie na cel publiczny przeznaczonych.

301

wyklucza Piekosiński ') wiece ziemskie ze względu, że szlachta nie zjeżdża- łaby w obręb jurysdykcyi miejskiej, a przypuszcza, że służyła do rozstrzy- gania ważniejszycli spraw miejskicti, zastrzeżonycti królowi lub jego peł- nomocnikowi. Później rzucił tenże badacz domysł, że sale te były wykła- dowemi uniwersytetu Kazimierzowskiego-), gdy jednak tenże założony został w r. 1364, przeto wizerunek królowej przedstawiałby nie Adelajdę, lecz trzecią żonę Jadwigę, księżnę żegańską.

Wiek XV odznacza się większą ozdobnością, szerszeni użyciem ciosu na zewnątrz i bogatszemi formami; zostawił też nam większą ilość za- bytków budownictwa. Najwcześniejszym zabytkiem tego charakteru jest kr uch ta kościoła św. Katarzyny, zbudowana nakładem Zbigniewa Oleśnickiego w latach 1423—1449. Ściany od zewnątrz dzielą pionowe laski na ślepe arkadowania. Pinakle ozdobne (pierwotne zniszczone zastą- piono nowemi), profilowanie gzemsów subtelne, portal zewnętrzny i we- wnętrzny okazały, starannie rzeźbiony. U wejścia do katedry widzimy dwie kaplice o podobnym charakterze zewnętrznym: na lewo starsza, królowej Zofii, z roku 1432, na prawo Św. Krzyża z lat 1476-1477; ze- wnętrzne ich zdobienia przedłużono także na spód wieży zegarowej ; skle- pienia ich gwiaździste, z kunsztownym układem żeber; prawa zachowała pierwotne malowania ruskie, lewa nowo odrestaurowana, polichromowana przez Włodzimierza Tetmajera. Najozdobniejszą jest gotycka kapliczka, w zachodnim boku kościoła św. Barbary, między szkarpy wciśnięta, zwana Ogrojcem (ryc. str. 269), zamknięta oszklonemi i okratowanemi arka- dami. „Budowa ta zajmuje ważne miejsce pośród zabytków Krakowa, jako jedyna, przypominająca w kamieniu bogactwo form, jakiemi się posługiwał Wit Stwosz w drzewie" '') niestety bardzo uszkodzona zębem czasu. Na ołtarzu mieści się grupa Chrystusa na górze Oliwnej. Fundusz na ołtarz tej kaplicy ustanowili mieszczanie krakowscy Szwarcowie w r. 1488 1516. Dotychczas uważano kaplicę za kostnicę cmentarza maryackiego; wy- konanie jednak nader ozdobne wskazuje, że budowa była z góry na ka- plicę przeznaczona: łuki arkad piękne i bogato profilowane, przy ich nasadzie umieszczone na narożnikach charakterystyczne potworki w ro- dzaju jaszczurek, żabki i konsole, które zapewne dawniej figurki świętych dźwigały, okazują różnorodne bogate motywa ornamentacyjne. Nad pły- tami słupów między profilami arkad rozrzucone fantastycznie gałęzie, a wśród splotów tarcze herbowe, otoczone pękami rzeźbionego mchu morskiego ; przecięcie profilów łuków z płaszczyznami szkarp maskują anioły, trzymające tarcze, przy wejściu do kościoła, z ortem Jagiellońskim ; od północy tarcza pusta. Nad arkadą wchodową pole między rozbiegają-

') F Piekosiński: Sala gotycka w kamienicy hetmańskiej Rocznik krak. T 1. -) Tenże: O sali gotyckiej. Rocznik krak T. IX

F. Kopera: Rzeźby w sali hetmańskiej etc W Notatkach do hist. sztuki i kul- tury (Kraków 1909) uważa zworniki te za robotę rzeźbiarzy francuskich ') Zygm. Hendel w Spraw, kom hist. sztuki

roniiiiki Zymminta I i Zygmunta Augusta w kaplicy Jagiellońskiej.

Kaplica Lipskich w Katedrze.

304

cemi się profilami arkad wypełnia tarcza, trzymana przez dwa lewki z Ba- rankiem Bożym ; nad północną arkadą herb Nowina. Szczegóły wewnętrzne również ozdobne. W tym samym czasie powstaje ośm kaplic przy kościele Maryackim; do tego też czasu należą przeróbki, uzupełnie- nia i facyaty kościołów : Dominikańskiego, św. Marka, Św. Idziego, wnętrz klasztornych. Powstają nowe, później do niepoznania zmienione, kościoły Bernardynów, Św. Agnieszki. Kościoły św. Floryana i Karmelitów na Piasku okazują w planie prezbyteryów zakończonych ścianami wieloboku, że były gotyckiemi zanim je później przerobiono z gruntu. W połowie XV w. zbudowano piękną nawę główną kościoła św. Krzyża, o szeroko rozpiętem sklepieniu, wspartem na jednym tylko środkowym filarze'). Z budowli świeckich XV wieku zachowała się wschodnia facyata zamku na Wawelu nad częścią Kazimierzowską, ubrana ciosem z iaskowaniami podobnemi, jak na kruchcie św. Katarzyny; wieża ratuszowa w rynku po- dobnie dekorowana, ale przedewszystkiem zasługuje na uwagę Kollegium Jagiellońskie") (Collegium majus) (ryc. str. 135) przy ul. św. Anny, kolebka uniwersytetu krakowskiego i składnica przeszłości, mieszcząca dziś na miejscu dawnych lektoryów i izb mieszkalnych profesorskich szafy z tysiącami książek polskich i obcych, wiele portretów i zabytków. Był to pierwotnie kompleks budynków po kolei dokupywanych, które razem stwo- rzyły nie zbyt regularny prostokąt. Część ceglana z erkerem (wykusz) od strony ulicy Jagiellońskiej pozostała prawie bez żadnej zmiany, resztę facyaty musiano przy restauracyi częściowo zmienić ze względu na cel budynku : stworzenia wielkich sal, przyczem szczęśliwie uszanowano sta- rożytne reszty i ogólną fizyognomię. Szczyty od ulicy Jagiellońskiej stare, okna również, jedynie częściowo wyrównane do jednej wysokości z czę- ścią pierwotną. Część budynku od strony gimnazyum Św. Anny przero- biono przy restauracyi ostatniej w ten sposób, że kilka ważkich kamieni- czek o nierównej wysokości piąter złączono w jednolity organizm budynku. Wnętrze odpowiada pięknością stronie zewnętrznej: dziedzirnec (ryc. str. 137) obiega ganek na ostrołukowych arkadach, dźwigających sklepienie t. zw. kryształowe, które tworzą pod gankiem rodzaj korytarzyka. Ściany nad gankiem zdobią, prócz okien, oddrzwia w pięknych węgarach delikatnie rzeźbionych, schodki, prowadzące po ścianie do erkera, występującego ze ściany, lub do ganeczku, wiodącego na drugie piętro, oraz tablice pamiąt- kowe i erekcyjne uniwersytetu i burs uniwersyteckich. W r. 1900 posta- wiono na środku dziedzińca pomnik Kopernika, kosztem rządu, dłuta Qo- debskiego. Z sal najpiękniejszą jest t. zw. stuba communis (ryc. str. 139 i 141) we wschodniem skrzydle z erkerem, o pięknem gwiaździstem sklepieniu, w której profesorowie wspólnie jadali, w erkerze zasiadał na podwyż- szeniu lektor. Kollegium Jagiellońskie jest skarbnicą architektoniczną

') Klemens Bąkowski: Kościół św. Krzyża. Bibl krak 25.

■) Stan. Tomkowicz: Gmach Bibl. Jagiellońskiej. Rocznik krak. T. IV.

305

form późniejszego gotyku. Umiejętną restauracyę prowadzili: Karol Kre- mer i Feliks Księżarski.

W epoce gotyckiej uległy też gruntownej przebudowie Sukiennice. Pierwotnie, w wieku XH1, były to dwa szeregi równolegle naprzeciw siebie położonych kramów, zbudowanych z kamienia. W końcu XIV w. podwyż-

Kaplica św. Stanisława w Katedrze.

szono frontowe mury kramów, podparto je szkarpami, z iglicami u szczytu, a przestrzeń pomiędzy tymi murami przykryto siodłowym dachem, przez co powstała między kramami przykryta ulica, oświetlona oknami, umie- szczonemi w podwyższonych ścianach, sklepy miały pulpitowe dachy na boki, tak, że gmach przybrał postać trójnawowego kościoła, o nawie głó- wnej wyższej i bocznych niższych ; charakter świecki nadawały budowie zazębione szczyty frontów i dymniki na dachu. Architektem był Marcin

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa 20

306

Lindintolde, około r. 1390. W XV w. przerobiono budowę w ten spo- sób, że stworzono w budynku tym piętro, mianowicie wybito w ścia- nach okna nad sklepami do oświecenia przestrzeni między nimi, a nad otworami na poprzecznych belkach położono pułap, który był podłogą sali na pierwszem piętrze umieszczonej. Gdy pułap ten spłonął, zastąpiono go w XVł w. sklepieniem, dotąd istniejącem.

Do tej epoki należały : ratusz zburzony i wieże fortyfikacyjne, o któ- rych poprzednio była mowa, liczne kamienice później do niepoznania prze- robione, a jednak dotąd posiadające to gotyckie sklepienia (Szara kamienica (ryc. str. 125), dom pod Jaszczurkami, dom pod I3aranami), to rzeźbione obramienia okien, drzwi i portali.

Z brzaskiem XVI w. rozwijają się mocniej dawne stosunki z Wło- chami, a stąd przychodzi do Krakowa bardzo wcześnie styl odrodzenia (renesans). Najwcześniejszym jego okazem jest grobowiec Olbrachta w ka- tedrze (1502). Wkrótce styl ten znajduje szerokie dla siebie pole w wiel- kiem dziele architektonicznem, podjętem przez Zygmunta I, t. j. w budo- wie pałacu królewskiego na Wawelu '). Zygmunt, przebywając jako królewicz na Węgrzech, zapoznał się na dworze Macieja Korwina z artystami wło- skimi. W r. 1508 rozpoczął przebudowę pałacu; architektem od r. 1510 jest Włoch Franciszek delie Lorę, niewątpliwie przez Zygmunta sprowa- dzony. Całość budowy zakreślono jako renesansowy pałac o amfiladzie wielkich sal oświeconych wielkiemi oknami. W wykonaniu szczegółów pozostały ślady poprzedniej epoki gotycyzmu, tworząc wdzięczne dzieła w stylu przejściowym jak kilkanaście dotąd pozostałych odrzwi z nad- prożami, w delikatne gotyckie laskowania i rozetowania ubrane, z rene- sansowemi gzemsami nad niemi, często z humanistycznemi sentencyami, kutemi pod gzemsem. Paląc na Wawelu jest nie tylko największą, ale i najpierwszą co do czasu budową renesansową, służył więc za pierwowzór innych budowli, kształcił budowniczych i rzemieślników, którzy stworzyli szkołę rozszerzającą styl na miasto, a z niego i na całą Polskę. Budowę części wschodnio-poludniowej pałacu na Wawelu prowadził r. 1520—1530 Bartłomiej Berecci, twórca kaplicy Zygmuntowskiej (ryc. str. 101) przy katedrze, która zarówno u obcych jak i u swoich znawców uchodzi za pierwsze arcydzieło renesansu „z tej strony Alp". Zbudowana z polecenia Zygmunta I jako kaplica grobowa Jagiellonów. Współdziałali tu rzeźbiarze: Jan Cini ze Sieny, Antoni i Filip z Fiesole, Mikołaj de Castiglione i Wil- helm Florentyjczyk. Kaplica zbudowana jest na planie kwadratowym (na miejsce dawnej kaplicy z XIV w.) z piaskowca, przykryta kopulą ze zło- coną łuską na ośmiokątnym bębnie, w którym mieszczą się okrągłe okna. W kopule latarnia, na jej szczycie aniołek dźwigający koronę z jabłkiem i krzyżem u góry. Wewnątrz każda ze ścian marmurem wyłożonych mie- ści w środku głęboką arkadę odpowiednią pustej arkadzie, stanowiącej

') Wł. Łuszczkiewicz: Trzy epoki sztuki na zamku krak. Kraków 1881.

iśż^^

Ściana południowa Icaplicy Zygmuntowskej.

20*

308

wejście z katedry do kaplicy. Boczne części ścian dzielą zdobne w sub- telną rzeźbę pilastry, dźwigające równie ozdobne belkowania, które sta- nowią górne ogzemsowanie kaplicy pod bębnem. Pola między pilastrami ujęte w ramy, nisze i medaliony wypełnione pysznemi rzeźbami. W arka- dzie wschodniej mieści się ołtarz, w arkadzie naprzeciw cenotafy Zy- gmunta I i Zygmunta Augusta, w arkadzie przeciwległej wejściu stalla z tronowem oparciem, z postacią Anny Jagiellonki na froncie stalli. Ko- puła podzielona w kasetony, w nich pełne rozmaitości ornamenty w formie róży. Proporcye, rysunek, rozmaitość i delikatność rzeźby składają się na artystyczną całość, która wywarła wpływ na współczesnych, objawiający się w podobnych dziełach, mianowicie w kaplicy Św. Jacka w kościele Dominikanów.

Wiek XVI byt przeważnie wiekiem architektury świeckiej, wśród niej więc najwięcej zabytków renesansu. Domy mieszkalne łączono po kilka, aby stworzyć rodzaj pałacu ; stromy dach zakrywa się od frontu ozdobną attyką t. j. dekoracyjnym murem ozdobnie ornamentowanym (ryc. str. 115 i 161) w dziedzińcach powstaje cortile, naśladujące arkadowanie galeryi pałacu Wawelskiego (ryc. str. 165 i 167). Attyki zostały, oprócz Sukiennic, jeszcze na „Szarej kamienicy", na pralatówce, na bramie kolo katedry, na starej synagodze, przy ulicy św. Jana, Kanoniczej i t. d. Przedostały się z Krakowa do Tarnowa, Sandomierza, Kazimierza nad Wisłą i t. d. jako piękny i często powtarzany motyw architektoniczny.

Z budynków publicznych przybrały szatę renesansową Sukiennice w r. 1555. Pogorzel zmusiła do restauracyi, którą miasto powierzyło Janowi Maryi Padovano. Wewnątrz zastąpił artysta dawny pułap murowanem sklepieniem, do sali na piętrze doprowadził schody po krótszych bokach budynku na zewnętrznych gankach, szczyty zaś nad gankami ubrał w na- czółki połączone esownicami. Boczne ściany podciągnięto wówczas i ozdo- biono u góry w attykę, złożoną z muru rozczłonkowanego w regularny szereg arkadowych nisz, poprzedzielanych pilastrami, dźwigającemi gzems. Nad gzemsem malowniczo rysuje się koronka attyki, utworzona z esownic; attyka maszkaronami poprzedzielana. Z Polaków czynni architekci: Gabryel Słoński, który stanął z nich najwyżej, Tomasz Marosz, Wojciech Piekarski, Augustyn Litwinek, Stanisław Flak, Ambroży Pempkowski, wre- szcie Jan Michałowicz z Urzędowa, architekt kaplicy Różyców (dziś Poto- ckich) w katedrze, którą w r. 1575 przekształcił dla biskupa Padniewskiego.

Największą budowlą kościelną z epoki Odrodzenia jest w Krakowie kościół Św. Piotra z lat 1597—1620, nad którą pracowało kilku archi- tektów: Jan Marya Bernardoni z Como, Jan Baudath z Antwerpii, potem Jan Trevano i Jan Gislenus'). We wnętrzu pracowano jeszcze

') X. Stan. Załęski: OO. Jezuici przy kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie. Kraków 1896.

Franc. Klein: Kościół św. Piotra i Pawła (Rocznik krak. T. XII).

Kaplica Maciejowskich w Katedrze.

310

do r. 1635. Kościół ten zbudowany na planie I<rzyża ma ol<azalą kopułę w środl<u. Facyata ciosowa, z użyciem marmuru do ornamentacyi. Górna kondygnacya, odcięta mocno wyładowanym gzemsem, podzielona syme- trycznie pionowemi piiastrami, mieści w środku wielkie okno, nad niem w trójkątnym frontonie hierb pięknie wykuty. Ściany nad gzemsem podzie- lone piiastrami na części odpowiadające nawom, do którycłi prowadzi troje drzwi; obok głównych środkowych wysokie kolumny dźwigają nad niemi fronton.

Między piiastrami framugi z figurami świętych. Wnętrze rozdzielają 3 arkady z boku od kaplic, które tworzą jakoby nawy boczne, imponu- jąco wygląda ta potężna kopuła, wysoko nad głowami zawieszona. Jest też ona ulubionym wzorem powtarzającym się w budowlach kościelnych XVII w. w przekwitającym zwolna renesansie, który przechodzi potem w barok. Widzimy na kaplicach przy kościele Dominikanów, rodowej Myszkowskich, Zbaraskich i Lubomirskich; w katedrze w kaplicy Św. Sta- nisława, na środku nawy stojącej, w kościele Św. Anny i t. d.

Epoka baroku zeszła się w historyi Krakowa z przygodnym faktem zniszczenia miasta przez Szwedów (1655 1657). Do restauracyi przystąpili architekci wychowani w szkole barokowej i wycisnęli piętno swego stylu na wszystkich przeróbkach. Przerobili stare kościoły gotyckie w swym duchu tak, że niekiedy ledwo znawca odszukać może pierwotną formę, n. p. kościół Św. Floryana, Karmelitów, Bernardynów, lub nic z pierwotnej budowy nie pozostawili, jak w kościele Św. Anny i św. Michała na Skałce; inne otoczyli przybudówkami, kaplicami, wieżami, kruchtami i portalami, wnętrza ołtarzami i chórami, nielicującymi z pierwotnym stylem bu- dowy. Z budowli nowej epoki najwybitniejszą jest kościół św. Anny') z roku 1689 i Wizytek (1681) oraz kaplica Wazów przy katedrze (1667-1678). Nazewnątrz powtarza ona mniej więcej formę obok stojącej kaplicy Zygmuntowskiej, wnętrze jednak uderza na pierwszy rzut oka po- nurością, wywołaną przez obfite użycie czarnego marmuru. Ściany po- dzielone piiastrami, w nich tablice z napisami grobowymi Wazów w bron- zowych obramieniach, kopuła przeładowana.

Z tej epoki pochodzą najczęściej w Krakowie spotykane facyaty, za- kończone łamanemi lub uciętemi frontonami, lub ołtarzową dekoracyą, jak kościoły: Św. Marcina (1638), Wizytek (1681), św. Łazarza (1634), św. Norberta (1635), św. Teresy (1719), Pijarów (1720—1759) i t. d. Taką- samą facyatę miały zburzone kościoły św. Scholastyki i św. Michała (przy ul. Poselskiej). Do tej epoki należą również prawie wszystkie hełmy wież i sygnaturek na kopulastych motywach oparte. Klasztory nie wybudowały w tej epoce żadnej wybitniejszej rzeczy; do okazalszych budowli należy

') Franc. Klein: Akademicki kościół św Anny (Rocznik krak T. XI).

L. Kosicki: Wiadomość o kościele św. Anny.

X. Jul. Bukowski: Kościół św. Anny (Bibl. krak. 17).

31

zwierzyniecki Norbertanek (przebudowa z r. 1635) opasany murami i ba- sztami, jak forteca, z okazałymi wewnątrz krużgankami w okoto dwóch wirydarzy. Obszerne kolegium Jezuickie (1669, dziś sąd) nie ma wcale charakteru klasztornego. W architekturze świeckiej zaznaczył się styl baro- kowy często, ale więcej fragmentarycznie. Prawie na każdej kamienicy spo-

Kościól Św. Piotra i Pawta.

tyka się portal, gzems nad oknami, pilastrowania, gipsatury lub inne baro- kowe fragmenta, ale wybitniejszej budowli całkowicie stylowej z tej epoki nie ma w Krakowie. W zamku na Wawelu czynność architektoniczna wy- wołana była kilka razy uszkodzeniami przez ogień i drobniejszemi dobu- dowami. Na miejsce pułapów Jagiellońskich wprowadził Zygmunt III po pożarze 1595 r. płaskie sufity z ramami, obejmującymi obrazy, używał obficie marmuru do drzwi i kominów, wreszcie stiuków w kopulastych

312

sklepieniach. W roku 1605 dobudował narożnią wieżę koto Kurzej Stopy, a dochowane w niej na pierwszem i drugiem piętrze gabinety, kaph"ca i zakrystyjka zachowały dobrze sztukaterye jeszcze ze śladami złoceń. Szt ukatorstwo kwitło w wieku XVII w Krakowie; spotykamy też pię- kne jego dzieła, nietyiko w kościołach (szczególnie u św. Anny), ale i w do- mach prywatnych, jak w domu I. 1 przy ulicy Sławkowskiej (Morstinów)

Wnętrze kościoła Św. Piotra i Pawła.

(ryc. str. 172), gdzie żebrowania i pola gotyckiego sklepienia pokryte pięknemi, stiukowemi ornamentami, w domu 1.21 w Rynku i I. 3 przy placu Maryackim '). Styl rokoko będący nie konstrukcyjnym, lecz dekoracyjnym czynnikiem pobocznym architektury, małe znalazł zastosowanie w Krakowie; widzimy jego charakterystyczny ornament, otaczający niszę ze Św. Floryanem na bramie Floryańskiej ; nad gotyckim portalem domu 1.9 przy ul. Św. Jana;

') Jul. Pagaczewski: Baltazar Fontana (Rocznik krak. T. Xl)

313

na pałacu Stadnickich w ul. Grodzkiej i na pilastrach wielu kamienic; w ko- ściołach Pijarów, Misyonarzy, Bonifratrów, w kaplicy Grota w katedrze i t. d. Po klęskach towarzyszących rozbiorom Rzpltej zaznaczyła się bu- downicza czynność w Krakowie nie budowlami, lecz burzeniem starych zabytków w celu „porządkowania". Na początku XIX wieku zburzono więc fortyfikacye z basztami, ratusz, kościół \VVV. Świętych (ryc. str. 94), ko-

Kaplica św. Jacka u Dominikanów.

ściół Św. Szczepana, bursę Długosza i t. d. Z nielicznych nowych budowli: pałac 1. 20 w Rynku, 1. 9 przy ul. Szewskiej, I. 1 1 przy ul. Św. Jana przykładami stylu Empire. Gdy pożar 1850 r. pochłonął znowu poważną liczbę starych zabytków, obudził się kult przeszłości i ruch konserwatorski. Początkowo popełniano przy odnawianiu błędy. Nowsze czasy przyniosły głębsze zbadanie istoty stylów i dawnej techniki, skutkiem czego restauruje się zabytki w ich pierwotnym stylu i przez to zachowuje się dla potomności w niezmienionej szacie. W ostatnich 40 latach odnowiono Sukiennice, Bar-

314

bakan, Katedrę, kościoły: P. Maryi, św. Krzyża, Dominikanów, Franciszka- nów, Bożego Ciała, św. Katarzyny, Św. Piotra, Św. Andrzeja, św. Anny, Św. Floryana, kilka domów prywatnych, kolumnad dziedzińcowych, odrzwi, pułapów i t. d., wydano miliony na restauracyę, czem rzadko które miasto poszczycić się może, a te błędy, jakie popełniono tu i owdzie, niczem wobec dokonanych dzieł, jak n. p. Sukiennice (architekt Tomasz Pryliński i Jan Matejko). Stworzono przez te roboty szkoły do nauki, wyrobiono

Pałac Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Picknycli taicli. Fr. Mączynski).

zamiłowanie do historyi sztuki, wyszkolono szereg prawdziwych archeo- logów i uzdolnionych rzemieślników. Ważniejszemi pracami restauracyj- nemi kierowali: T. Żebrawski w kościele Dominikanów; Matejko i Tadeusz Stryj enski w kościele Maryackim; Sławomir Odrzywol- ski w katedrze, Zygmunt Hendel w kościele św. Piotra, św. Krzyża i w pałacu na Wawelu. Nie należy zapomnieć przytem o wielkich zasłu- gach ś. p. Pawła Popiela i Władysława -Luszczkiewicza, którzy budzili zamiłowanie zabytków i brali najgorliwszy udział we wszystkich pracach konserwatorskich.

315

Ruch budowlany obudzony około 1870 r. stworzył wiele budynków publicznych, między którymi nie brak wybitniejszych. Kościoły : SS. Miło- sierdzia, romański (architekt Filip Pokutyński), Felicyanek (także romański) i Misyonarzy na Kleparzu (gotycko-romański) nie wznoszą się nad poziom porządnej faktury. W gotyku wybudowano Collegium novum (archi- tekt F. Księżarski, ryc. str. 143) ze wspaniałą klatką schodową i piękną aulą. Obok powstające Kollegium fizyczne (arch. J. Niewiadomski) budo- wane jest w swobodnym gotyku z motywami współczesnymi. Do okazal- szych budynków nowoczesnych renesansowych należą: schronisko Lubo- mirskich (arch. Wład. Ekielski i Tad. Stryjeński), schronisko Helclów (arch. T. Pryliński) i Nowy teatr (ryc. str. 149, arch. J. Zawiejski).

Najnowsze czasy przyniosły znaczne wymogi w kierunku celowości, wygody i higieny budynków, które to warunki krępować muszą swobodę architektów, a narzucają im trudne nieraz zadania, które szczęśliwie po- konano w licznych budowach zakładów uniwersyteckich i szkół publicznych rządowych i miejskich.

Równocześnie obudzą się niechęć do kopiowania dawnych stylów i poszukiwanie nowych. Oryginalnością facyat budynków mieszkaniowych zaznaczył się Teodor Talowski (domy przy ul. Retoryka, dom „pod pają- kiem" przy ul. Karmelickiej); z publicznych budynków Pałac Towarzy- stwa Sztuk pięknych (arch. Frań. Mączyński) jest wybitniejszym przy- kładem nowoczesnych kierunków stylowych, oraz przebudowany stary teatr (arch. Tadeusz Stryjeński i F. Mączyński), dalej domy Towarzystwa technicznego i rolniczego (arch. Sławomir Odrzywolski).

Kościół 00. Dominikanów

ROZDZIAŁ XV.

Najstarsze zabytki rzeźby, fragmenty romańskie sarkofag Władysława Łokietka rzeźby na zwornikach sali hetmańskiej i w kościele Maryackim - portal kościoła Dominikańskiego grobowiec Kazimierza W. rozwój rzeźby w XV w. sarkofag Jagiełły rozkwit Wit Stwosz ołtarz Maryacki grobowiec Kazimierza Jagiel- lończyka — Stanisław Stwosz - Tryptyk św Jana Chrzciciela wczesne pojawienie się renesansu grobowiec Jana Olbrachta rzeźby kaplicy Zygmuntowskiej na- grobki renesansowe rzeźby w bronzie płyty nagrobne grobowce Bonerów rzeźby barokowe Baltazar Fontana rzeźby z drzewa upadek próby rzeźbiar- skie z początku XIX w. postęp rzeźby w nowszych czasach przemysł artystyczny.

Najstarsze okazy rzeźby dochowały się jako utwory kamieniarskie przy najdawniejszych budowlach, jak polowa nadproża z wykutym bazy- h'szkiem w krypcie św. Leonarda (ryc. str. 19), kapitele portalu na Zwie- rzyńcu, obramienie portalu w krużgankach Dominikańskich '). Od \IV w.

^^ spotykamy się z li-

:^,ssp^*..ise^TT=^5-.f»^^ czniejszymi zabytka- mi rzeźby. Tu należą najpierw zworniki w katedrze, przedsta- wiające Św. Salwato- ra, Wacława, Stani- sława, scenę walki ze smokiem pokona- nym przez Św. Mał- gorzatę, oraz herby. Pod świeżo ukończo- nem sklepieniem po- wyższymi rzeźbami ozdobionem, stanęło niedługo dzieło wy- bitnego dłuta, sar- kofag króla Wła- dysława Łokietka, zapewne niedługo po śmierci tegoż wystawiony (1333). W północnej nawie katedry między arkadami prezbyteryum wznosi się ka- mienna tumba, ozdobiona z boku płaskorzeźbami we framugach ostrołuko-

') Wład. Łuszczkiewicz: Rzeźbiarstwo religijne w dawnej Polsce. W Encykl. kościelnej T. XXIV.

Sarkofag Władysława Łokietka.

317

wych, przedstawiającemi postaci obchodu pogrzebowego, bolejące po stracie króla '). Na górnej płycie spoczywa postać Łokietka w stroju koronacyj- nym : w koronie, z berłem, jabłkiem i mieczem. Twarz jest tak wybitnie modelowana, o charakterze tak słowiańskim, że trzeba przypuścić, rze- źbiarz, prawdziwy już artysta, portretował z natury, a może jeszcze za życia nad sarkofagiem pracował, co zresztą często dawniej czyniono. Bal- dachim stary nad sarkofagiem zniszczono w XVII w., obecnie postawiono nowy całkiem, według rysunku S. Odrzywolskiego.

Od czasów Kazimierza W. dochowuje się coraz więcej za- bytków, bo i w zamożniejszem i uporządkowanem państwie wię- cej na każdem polu potrzebować zaczęto.

Zworniki w sali kamie- nicy „hetmańskiej" w Rynku, o której już była mowa wyżej (str. 300), okazują już wyższe uzdolnienie rzeźbiarza i obserwa- cyą natury. Nieco późniejsze rzeźby u szczytu zewnętrznych okien prezbyteryum kościoła P. Maryi, oznaczają też już pe- wien postęp w technice, grupują większą liczbę postaci przy sobie. U szczytu okna na osi absydy głowa Chrystusa w aureoli w oto- czeniu aniołków. W następnem oknie ku południu Matka Boska otoczona aniołami, grającemi na organach ; dalej zwycięstwo Ko- ścioła nad synagogą i pogaństwem, wiara ma koronę na głowie, w rę- kach kielich i miecz; dalej Św. Krzysztof przenoszący Dzieciątko przez rzekę. W oknie ku północy piekło z szatanem, dźwigającym potępieńca na ramionach ; dalej głowa szatana z długiemi uszami, wreszcie przedsta- wienie bajki o Filidzie pokonywającej Arystotelesa ; niewiasta jadąca na mężczyźnie i chłoszcząca go dyscypliną-). Twórca tych rzeźb niewiadomy; gdy wszakże wiemy, że miasto w r. 1394 wypłaca znaczne kwoty na ro- boty kamieniarskie przy kościele P. Maryi Henrykowi Parlerowi, przypu- szczać stąd możemy, że ten imiennik, a prawdopodobnie krewny Piotra

Fragment rzeźby na portalu kościoła Dominikanów.

') Joach. Lelewel: Grobowe królów polskich pomniki Poznań 1856 •) Wł. Łuszczkiewicz: Rzeźba kamienna krakowska XIV w. (Rocz Tow. Nauk. kr. T. XX).

318

Parlera budowniczego i rzeźbiarza katedry ś\v. Wita w Pradze, był twórcą rzeźb l<rakowskich. Z tych samych czasów pochodzi bogato roślinną orna- mentacyą ozdobiony portal kościoła Dominikańskiego, wśród

Król Kazimierz Wielki (na zwornil<u sali hetniańskiej).

której mieszczą się drapieżne ptaki i fantastyczne zwierzęta. U kapiteli klęczące postacie, a u węgłów sceny z życia pierwszych rodziców i scena ofiarowania Izaaka. Wiele innych zabytków rzeźb kościelnych z tych cza- sów poginęlo w późniejszych przeróbkach.

319

Wybitnem dziełem dłuta jest grobowiec Kazimierza W. (1372 r.)- naprzeciw sarkofagu jego ojca ł.oi<ietka w katedrze. Na tumbie okazała postać królewska, w nogacłi lew, symbol potęgi, nad nim bogaty balda-

Krulowa Adelajda (na zworniku sali hetmańskiej).

chim na ośmiu kolumnacti, ze sklepieniem zasianem gwiazdami, na ścianacli sarkofagu podobnie jak na ojcowskim, wyobrażone rozmaite stany opła- kujące zgon króla. Znawcy dopatrują się w tem wiele wpływu francuskiego gotyku a stąd przypuszczają, że Ludwik węgierski, siostrzeniec i następca

320

Kazimierza Wielkiego, wystawił ten sarkofag przez rzeźbiarzy domu ande- gaweńskiego.

Do tej epoki należy czarny krucyfiks na Wawelu, przed którym mo- dliła się królowa Jadwiga.

Z dzieł snycerskich niezwiązanych z budynkami dochowały się hermy czyli relikwiarze z kościoła WW. Świętych w gabinecie archeologicznym Uniwersytetu, oraz figurki M. Boskiej i św. Józefa w klasztorze Św. An- drzeja, prawdopodobnie przy najstarszych jasełkach używane ').

Trzy gtowy na zworniku sali hetmańskiej.

W w. XV wyrabia się szkoła rzeźbiarska krakowska pod wpływem rzeźbiarzy niemieckich i czeskich. Klimat północny zmuszający do okry- wania ciała, w przeciwieństwie do południa dozwalającego więcej nagości, przedstawiał dla rzeźbiarza materyał bardziej zewnętrzny, przypadkowy. Gdy rzeźbiarze południa brali za wzór ciała ludzkie, rzeźbiarze północni ukrywali ciało pod suknią, którą traktowali samodzielnie, starając się w jej układzie, fałdach szat okazać ruch ciała, a kierunek ten doprowadzili do mistrzowstwa -). Rzeźba przestaje być tylko dodatkiem architektury.

') Julian Pagaczewski: Jasełka krak (Rocznik krak. T. V)

') Józef Muczkowski: Rzeźba w Krakowie Odbitka z Rocznika krak. T. VI).

321

Z biegiem lat wyrabia się pewna różnica traktowania: z początku fałdy niejako ptynne, zaokrąglone, niezbyt jednak głębokie, potem oka- zuje się dążność do silniejszego akcentowania ruchów : rzeźbiarze nadają fałdom gwałtowne łamania, głębokie wcięcia, a w miarę talentu autora spotykamy się albo z mistrzowskiemi, albo z niespokojnemi szatami. Za- rzucają tym dziełom brak silnej ctiarakterystyki i wyrażenia energii, ale natomiast one pełne nastroju, malowniczości, którą podnoszą jeszcze polichromia i złocenie. Sarkofag Jagiełły (ryc. str. 249) w katedrze

Herb na zworniku sali hetmańskiej.

należy do pierwszej epoki, postać królewska w szacie o spokojnych pła- skich fałdach, według Długosza portretowo podobna. Na bokach sarkofagu ugrupowane stany żałobne, podobnie jak na poprzednich pomnikach gro- bowych królewskich, u spodu psy goniące sokola, symbol śmierci, gdyż po zgonie myśliwca wypuszczano na wolność jego sokoła. (Nad sarkofagiem baldachim renesansowy, fundowany później przez Zygmunta I, w r. 1524). Druga połowa XV w. dostarczyła arcydzieł rzeźby, gdy w Krakowie pracował mistrz Wit Stwosz 1477 1496'). Najwspanialszem jego dziełem

') Berthold Daun: Veit Stoss. Bielefeld 1906.

Feliks Kopera: Wit Stwosz w Krakowie (Rocz krak. T. X)

Ludwik Stasiak: Prawda o Piotrze Yischerze. Kraków 1910.

K. BąkowM. Dzieje Krakowa.

21

^PZC^ph^-i^r -^^ 5"^ ^.

322

jest wielki ołtarz Maryacki, największy ze znanych tryptyków, bo- gaty treścią i formą. Wspaniała grupa środkowa tryptyku nad predellą, wyo- brażającą drzewo genealogiczne Jessego, przedstawia zaśnięcie N. P. Maryi pośród apostołów. Ogromna ta grupa ma po bokach skrzydła ruchome, któremi może być zamknięta. Tak te skrzydła, jak i drugie, nieruchome, za niemi (przy otwarciu szafy zakryte ruchomemi) ozdobione 18 pła-

Grobowiec króla Kazimierza Wielkiego.

skorzeźbami. Nad szafą trzy baldachy z grupami osób, strzelają w górę słupkami i pinaklami gotyckiemi. Treść głównej grupy zaczerpnął twórca ze starochrześcijańskiej legendy, którą poznać potrzeba, chcąc zrozumieć treść rzeźby '). Akta apostolskie nie wspominają o śmierci Matki Boskiej. Apostołowie, którzy po zesłaniu Ducha Św. rozeszli się po świecie, nie byli w owej chwili przy P. Maryi. Legenda jednak opowiada, Matka

') Wł. Łuszczkiewicz: O treści rzeźb ołtarza w kość. P. Maryi. Kraków 1868.

Ołtarz Ukrzyżowanego P. Jezusa w katedrze na Wawelu (Krucyfiks z XIV w.).

21*

324

Boża, osamotniona po stracie Syna, mieszkała w ubogim domku u stóp góry Syon, a tylko św. Jan pozostawał przy Niej ; gdy zaś musiał oddalić się dla głoszenia nauki, włożył opiekę na św. Łukasza. Po 24 latach zja- wił się Najśw. Pannie anioł z gałązką palmową, oznajmiając godzinę śmierci. Z pokorą poddała się smutnej wieści, wypraszając sobie trzy łaski : że Clirystus będzie przy jej śmierci obecny, że przybędą wszyscy apostołowie i że szatana widzieć nie będzie. Pośród błyskawic i grzmotów przybyli więc na obłokach apostołowie i otoczyli dokoła Najśw. Pannę. O trzeciej godzinie w nocy zadrżała ziemia, zapach wdzięczny rozszedł się wokoło, zjawił się Chrystus z zastępem aniołów, proroków, męczenników, i w tej chwili dusza Maryi odłączyła się od ciała, objął tkliwie w ramiona swe

Iglica z kościoła N. P. Maryi (w lapidaryiim przy njuzeiini Czapsl<ich)-

Chrystus i obsypaną kwiatami uniósł do nieba. właśnie legendę wyraził Wit Stwosz w głównej grupie wielkiego ołtarza, gdy Najświętsza Panna zasypia w otoczeniu aniołów, a nad nimi, na tle lazurowego nieba, usianego gwiazdami, Chrystus unosi P. Maryę do niebios. Pomimo wiel- kości figur każda jest lekką, odrębną, typową, poważną; głowy tchną ży- ciem, prawdą; drapowanie sukni lekkie - w ogóle wykonanie mistrzow- skie. W zakończeniu górnem ołtarza : na środku koronacya Matki Boskiej, po bokach św. Stanisław i św. Wojciech.

Figury grupy środkowej przenoszą wielkość naturalną; płaskorzeźby wielkości małej natury. Główną grupę widzieć można tylko w wielkie święta, kiedy tryptyk bywa otwierany; kiedy jest zamknięty, widz podziwia dwanaście płaskorzeźb, pokrywających skrzydła tryptyku. Po otwarciu widać

325

obok głównej grupy płaskorzeźby wewnętrzne skrzydeł, dotyczące głó- wnych świąt w roku, w których ołtarz właśnie bywa otwieranym. W gru- powaniu osób dopatrują się znawcy wpływu średniowiecznych miste- ryów (widowisk teatralno - reh"gij- nych), a tradycya podaje, że w twa- rzach apostołów portretował Stwosz ówczesnych rajców miejskich. Zna- komitego tego dzieła omal nie utra- ciliśmy w xviii w. Ołtarz wydał się wówczas tak zniszczonym, że postanowiono go usunąć i nowym zastąpić. Na szczęście zabrakło fun- duszów, i tak ołtarz ocalał, którego twórcy nie zapamiętano nawet z na- zwiska, aż je dopiero odgrzebał Ambroży Grabowski na początku XIX w. W r. 1868 i następnych odnowiono i utrwalono ołtarz na długie wieki pod kierunkiem znaw- ców artystów.

Oprócz tego dzieła posiada Kraków z dłuta Stwosza; płasko- rzeźbę Ogrojca na domu I. 8 przy placu Maryackim, figurę Św. Hie- ronima w katedrze, św. Annę u Ber- nardynów, tryptyk w Akademii Umiejętności, a przedewszystkiem grobowiec Kazimierza Jagiel- lończyka w kaplicy Św. Krzyża w katedrze, opatrzony monogra- mem mistrza i podpisem wyko- nawcy w marmurze, Jorga Hubera, z r. 1492. Subtelnie modelowana postać królewska spoczywa, jak zwykle, na bogato rzeźbionej tum- bie, nad nią baldachim na ośmiu kolumnach z kapitelami, pelnemi scen rzeźbionych, odnoszących się do historyi zbawienia rodzaju ludz- kiego. Stwoszowi przypisują nadto krucyfiks w tęczy kościoła Maryackiego. Z warsztatu Stwosza dostarczono też sto kilkadziesiąt krzeseł do kościoła Maryackiego, z których ani jedno nie doszło naszych czasów. Stwoszowi przypisują autorstwo modelu do płyty Kallimacha (ryc. str. 245) w kościele

Postać króla Władysława Jagiełły na sarkofagu.

326

Dominikanów. Warsztatowi Stwosza przypisywano i grupę panoramiczną Chrystusa w Ogrojcu Maryaci<im. Przy obecnej restauracyi przekonano się,

Ołtarz Matyacki zamknięty (Wit;i Stwosza).

Że postać Chrystusa jest grubszą robotą, podczas gdy postacie apostołów pochodzą z dobrego dłuta, możliwie z warsztatu Stwosza.

327

Stwosz opuścił Kraków w r. 1496, zostawiając swój warsztat synowi, Stanisławowi, który do r. 1527 pracuje tutaj. Dzieła jego odznaczają się większym spokojem, osoby przez niego tworzone mają typ więcej sło-

Oltarz Maryacki otwarty (Wita Stwosza).

wiański, widocznie na realistycznej obserwacyi oparty. Do wybitnycłi dzieł Stanisława należy: ołtarz św. Stanisława w kościele Maryackim, przedstawiający sceny z życia tego świętego (najlepszą tu jest grupa zabój-

328

stwa i złożenia do grobu); dalej ołtarz Męki Pańskiej, z fundacyi królowej Elżbiety w r. 1502. U stóp Chrystusa w środkowej grupie klęczy portretowo wykonany król Olbracht. Ołtarzowy ten tryptyk stał w kaplicy Olbrachta; przy przerabianiu katedry w XVIII w. darowano go do ko- ścioła w Rudawie, a w r. 1884 nabył go ks. Czartoryski i umieścił w ka-

Grobowiec króla Kazimierza Jagiellończyka.

plicy pod wieżą zegarową przy katedrze. Oprócz Stwoszów wymieniają akta kilku współczesnych rzeźbiarzy; atoli dzieł ich dla braku podpisów i cech wybitnych odróżnić nie można.

W kościele św. Floryana jest tryptyk Św. Jana z r. 1518, pocho- dzący z kaplicy Bonerów przy kościele Maryackim, uważany długo za dzieło Stwosza. Środek przedstawia w prawie okrągło rzeźbionych figurach Św. Jana Chrzciciela w otoczeniu 3 aniołów i składa się z dwóch grup

329

umieszczonych na osobnych podstawach. Jedna przedstawia św. Jana i<ię- czącego w zachwyceniu, za nim stoi aniof. Druga grupa składa się z dwóch aniołów, z których jeden klęczy, drugi zaś stoi. Obie grupy zestawiono w jedną scenę, którą wytłómaczono jako „Zachwycenie Św. Jana na puszczy". Na każdem ze skrzydeł mamy dwie kompozycye w płaskorzeźbie, na prawem kazanie św. Jana na puszczy i Chrzest tłumów w Jordanie, na lewem Taniec Herodyady i Ścięcie św. Jana. Oprócz tego nad każdem ze skrzydeł znajduje się szereg postaci rzeźbionych okrągło do po- łowy ciała. Tak nad środ- kiem, jak nad każdem skrzy- dłem znajduje się szczyt gotycki.

Ołtarz ten złożono z bar- dzo zniszczonych fragmen- tów. „Oprócz podstaw same postacie aniołów i świętych dowodzą, że środkowa grupa przedstawiała chrzest Chry- stusa : widzimy w rękach anioła, stojącego naprzeciw Św. Jana, wielki płaszcz, który również poniżej klęczący anioł podtrzymuje. Nie jest to nic innego jak prześcieradło, które aniołowie trzymają za Chrystusem podczas chrztu jego. Prawdopodobnie i anioł stojący nad św. Janem ró- wnież trzymał w ręku prze- ścieradło, które podczas re- stauracyi tych dość zniszczo- nych figur odnowiciel pomie- szał i połączył z płaszczem św. Jana. Analiza szczegółów udowadnia pierwotne istnienie figury Chrystusa między obiema grupami, a tem samem fakt, że scena pierwotnie chrzest przedstawiała", a po zniszczeniu się try- ptyku wśród wędrówek po rozmaitych kościołach zaginęła figura Chry- stusa, poczem figury ustawiono z opuszczeniem Chrystusa.

„Szlachetność linii, tak w układzie draperyi, jak skrzydeł, jest zupełnie wyjątkowa. Jeżeli dodamy do tego ogromną malowniczość wszystkich kom- pozycyj, tak wielką, że raczej malarza niż rzeźbiarza znamionującą, mu- simy przyznać, że w kościele św. Floryana mamy pierwszorzędne arcydzieło

Płyta bronzowa Piotra Kmity,

330

rzeźby z czasu przejścia gotyku w renesans. Przytem jest to dzieło orygi- nalne — odrębne, nie wiążące się ściśle z żadną szkolą rzeźbiarską" '). Styl odrodzenia zawitał stosunkowo bardzo wcześnie do Polski, mimo oddalenia jej od ojczyzny tego stylu, Włoch. Przyczyniły się do tego

ECuainnnDEnjTliunnnmiiiiiiiiTiTri]

liliil I I II I I I I I

+■

Okno z pałacu na Wawelu.

dawne stosunki z Włochami, osiadanie Włochów w Krakowie, oraz sto- sunki królewicza Zygmunta, który zasiadłszy potem na tronie, okazał się mecenasem sztuki, a który przebywając na dworze węgierskim w Budzie,

') Ludwik Puszet: Ołtarz św. Jana Chrzciciela w kościele Św. Floryaiia. Spraw. Akad. hist. szt. T. VI.

Dekoracya sklepienia kościoła św. Andrzeja.

332

zwrócił uwagę na artystów włoskich. Jego to wpływowi przyznać należy powierzenie wyłconania grobowca króla Olbrachta w katedrze na Wawelu (1501) artyście włoskiemu, nowe formy do starej katedry wpro- wadzającemu. W głębi niszy półłukiem zamkniętej, ujętej w ramy ozdobnie ornamentowane, stoi sarkofag z czerwonego marmuru, na którego wierzchu spoczywa postać królewska. Ornamentacya niszy nosi już cechy renesan- sowe, korona i berło króla jeszcze gotyckie.

W tym samym czasie rozpoczyna się przebudowa zamku Wawel- skiego na pałac. Prowadzą Włosi, a szczegóły pochodzące z pierwszych łat XVI w. wykazują jeszcze wpływy gotycyzmu, który zostawia ślad swój na wdzięcznych nadprożach gotycko-laskowanych z renesansowemi gzem- sami ; ślad ten znika potem zupełnie, a zwycięża nowy kierunek, oparty o tło klasyczne, o cześć dla antyków. Najpiękniejszym wyrazem tego stylu jest kaplica Zygmuntowska w katedrze (1517—1530). Rzeźba z ca- łym swoim aparatem piękna pogańskiego i z czcią dla motywów staro- żytnych, dla aparatu wyrażeń w postaciach nagich, ze swymi cherubinami, nagimi amorkami, festonami, pojęciami zamąconymi nieraz co do wiary, wprowadza tu w nysze marmurowe posągi szlachetnego nastroju, w po- staciach ubranych w tuniki i togi, mające przedstawiać świętych patronów kraju, a w medalionach proroków i ewangielistów. Wszystko wykonane w szlachetnym czerwonym marmurze. Wśród ornamentacyi ścian spotyka się pobożny z treścią nie idącą w parze z przeznaczeniem miejsca świę- tego — n. p. scena porwania Prozerpiny. Piękny, nagi chłopiec utrzymuje zakończenie budowy nad latarnią kopuły, będący dziełem mistrza włoskiego Bartłomieja Berrecciego, architekta królewskiej kaplicy'). Kaplicę Zy- gmuntowska dekoruje rzeźbami prócz Berecciego Jan Ci ni ze Sieny i Jan Marya Padovano, który prócz nagrobka Zygmunta 1 wykonywa pomnik Gamrata (um. 1549) w kaplicy jego przy katedrze. Piotra Boratyńskiego (um. 1558) w południowej ścianie katedry i figury w niszach cyboryum kościoła Maryackiego.

Za tym przykładem powstają liczne wspaniałe grobowe mauzolea biskupów i dygnitarzy polskich, posługując się kamieniem miejscowym, marmurami i bronzem. Drzewo lipowe polichromowane i złocone pozo- stawili Włosi Zygmuntowskich czasów krajowym snycerzom, tworzącym dzieła sztuki religijnej jeszcze długi czas w średniowiecznych pojęciach. W kościele znika średniowieczna forma sarkofagów; powstają natomiast monumentalne grobowce o ściany oparte, z postaciami zmarłych w ozdo- bnych niszach, zamkniętych z boku kolumnami, które dźwigają gzems górny, zamykający całość w rozmaitych bogatych formach, złożoną prze- ważnie z marmuru, niekiedy z dodaniem kamienia lub bronzu. Przeważa w nich architektura złożona z bocznych kolumn, związanych u góry bel-

') Władysław Łuszczkiewicz Bartolomeo Berecci. Kraków 1879.

333

kowaniem, tworząca w środku niszę, w której spoczywa sarkofag z po- stacią zmarfego.

Zupełnie odmiennym jest pomnik grobowy Piotra Kmity młod- szego (um. 1553), będący właściwie statuą zmarłego na piedestale, na prawo od wejścia do katedry, dzieło nieznanego rzeźbiarza.

Grobowiec biskup,i Sottyka w katedrze.

Pod wpływem obcycłi kształcili się i swoi, a arcliitekt kaplicy Róży- ców Jan Mictiałowic z Urzędowa był także rzeźbiarzem, którego dzie- łami wcale niepospolitemi, w katedrze grobowce biskupów Filipa Pad- niewskiego i Andrzeja Zebrzydowskiego. Do późniejszej epoki należy Santi Guci, twórca posągów grobowych Zygmunta Augusta i postaci Anny Jagiellonki na przodzie stalli królewskiej w kaplicy Zygmuntowskiej, oraz Batorego w kaplicy tegoż króla za wielkim ołtarzem katedry.

334

Rzeźbiarze posługiwali się w Polsce drzewem, ttamieniem i marmu- rem, odlewnictwo z bronzu ograniczało się w XV wieku do ozdobnych chrzcielnic, jak w kościołach św. Krzyża i Karmelitów, dzwonów, w końcu XV w. jednak zaczęło oddawać usługi artystycznej pracy rzeźbiarskiej, od- lewając rzeźbione płyty nagrobne. Tu należą prawdziwe dzieła sztuki: płyty bronzowe Kallimacha w kościele Dominikanów (um. 1496 ryc. str. 245), Piotra Kmity w katedrze (um. 1505), trzech Salomonów z początku XVI w., w kościele Maryackim (ryc. str. 97) i epitafium kar- dynała Fryderyka Jagiellończyka (um. 1503, ryc. str. 247) w katedrze przed wielkim ołtarzem, złożone płyty poziomo w posadzce położonej i z pła- skorzeźby pionowo przed podwyższeniem umieszczonej, a wykonanej do- piero w r. 1510 w stylu renesansowym. Modele do tych płyt musieli robić niepospolici rzeźbiarze, może Wit Stwosz. Doskonałość odlewów spowo- dowała przypuszczenie, że przypisywano je warsztatowi Vischerów w Norymberdze, na co jednak nie ma dowodów '). Wobec wielkich dzieł bronzowniczych na początku XVI w. dowodnie w Krakowie wykonanych, można przypuścić, że już w XV w. warsztaty krakowskie zdolne były po- dołać odlewom płyt powyższych. Odlewnictwo krakowskie doszło w XVI w. do wysokiego stopnia doskonałości, nietylko co do artyzmu roboty, wido- cznego na odlewach dzwonów, armat, balustrad, świeczników, krat i t. d. ale także co do wielkości przedsiębiorstwa, skoro zdolne było odlać tak wielki dzwon, jakim jest Zygmunt na Wawelu, lub kratę kaplicy Zygmun- towskiej. Dziś żaden z zakładów krakowskich nie byłby w stanie stopić takiej masy bronzu. Zygmunta ulał w r. 1520 Jan Behem (um. 1533); kraty kaplicy Zygmuntowskiej odlewał mistrz Serwacy w r. 1527. Krat podobnych posiada Kraków jeszcze kilka z tej i późniejszej epoki, jak w kaplicy Maciejowskiego i Gamrata w katedrze, w kaplicy Lubomirskich u Dominikanów, Szembeków u P. Maryi. Nie wiadomo gdzie ulane zostały wspaniałe bronzowe pomniki B o n e r ó w w kościele Maryackim i z czyjej ręki pochodzą. Nie ma powodu przypuszczać aby powstały po za Kra- kowem. Jakkolwiek podobne do siebie pochodzą prawdopodobnie od od- rębnych twórców. Postać Bonerowej jest więcej sztywna, średniowiecznie poważna, postać Bonera wykazuje pewien ruch dumy i bogatszą orna- mentacyą herbów na dole umieszczonych. Boner umieszczony w półokrągłej niszy, Bonerowa w polu zamkniętem u góry prostokątnie tablicą z napi- sem. Pilastry po bokach podobnie ornamentowane. Balustrada bron- zowa w kościele Maryackim przed wielkim ołtarzem z orłem i herbem miasta wyszła z pracowni Michała Ottena w r. 1595. Piękną płytę bron- zową Erazma Danigiela w kościele Maryackim odlewał Jakób Wein- hold, którego dziełem także krata kaplicy Wazów, ozdobiona kom- pozycyą opiewającą znikomość świata.

') Ludwik Stasiak: Prawda o Piotrze Visclierze. Kraków 1910.

335

W XVII w. przypada epoka przekwitu stylu odrodzenia wśród oży- wionej czynności rzeźbiarskiej na polu religijnem. Po zwycięstwie katoli- cyzmu nad reformacyą rozpoczyna się gorliwa działalność koło napraw kościołów, budowy nowych, wypełnienia ich wnętrz dziełami sztuki i utwo- rami przemysłu artystycznego. Zjawia się obok marmurów i kamienia, stosowanych oddawna do rzeźby, t. zw. stucco i alabaster. Przewodnikami w t\m ruchu artystycznym na polu rzeźby zakony. Wprawdzie rzadko występują rzeźbiarze szczególniej utalentowani, zato nie brakło całego sze- regu podrzędnych samouków cechowych, którzy posługując się r>'cinami.

.1

Głowice kolumn w Sukiennicach (według rysunku Matejki).

tworzyli nieszczególne ale pracowite utwory rzeźby kościelnej w ołtarzach z kamienia lub drzewa.

W grupie zabytków rzeźby XVII w. wypada odróżnić idące za prą- dami upadającej powoli sztuki zachodu od tych, które dziełem domo- rosłych rzeźbiarzy, już to cechowych, już to zakonnych. W rzeźbie prze- ważają u nas wpływy odrodzenia niemieckiego i flamandzkiego, rzeźbia- rzami są często Niemcy lub Flamandzi powołani do Polski. Budowę kościoła Św. Piotra i Pawła pierwszorzędnej wartości, jeszcze w duchu czystowłoskiego stylu odrodzenia, prowadził później Belg, Baudart. To też on zapewne sprowadził flamandzkiego rzeźbiarza, celem wykonania posą- gów na niszach w facyacie pomieszczonych, a przedstawiających świę- tych nowego zakonu jezuickiego, między nimi i naszego św. Stanisława

336

Kostkę ')■ Traktowane w kamieniu nieco dekoracyjnie, ale ze smakiem, pod względem draperyi z pewnym naturalizmem, brak im jednak charakteru indywidualnego, a grzeszą pewną gestykulacyą przesadną, co zostało typem jezuickim w rzeźbie do ostatnich czasów. Takiemi inne dzieła rzeźby kościołów tego zakonu w Polsce. Do pięknych rzeźb religijnych w ala- bastrze należy śliczna pełna szlachetności wypukłorzeźba postaci N. Panny

_ z dzieciątkiem w obłoku, któ- ^ ~ I rej towarzyszą lotne aniołki,

'■^- I zdobiące mauzoleum błogo-

sławionego Stanisława Kazi- mierczyka w kościele latera- neńskich kanoników na Ka- zimierzu w Krakowie, dzieło Pfistra wykonane roku 1632. Żadna epoka sztuki w Pol- sce nie może się wykazać taką liczbą zabytków artystyczne- go stolarstwa kościelnego w połączeniu z rzeźbą figu- ralną, jak epoka baroka t. j. wiekXVil. to czasy, w któ- rych architektura upadku re- nesansu przybiera bogactwo form i ornamentacyę nie za- wsze rachującą się z logiką. Otwiera się pole do fantazyi artystycznej w budowie ołta- rzy, ambon, stal, w zdobieniu rzeźbą opraw organu muzy- cznego. Budują się główne oharze kilkopiętrowe z obra- zami nad sobą, a szeregi po- sągów zajmują miejsce w ni- szach między kolumnami, jak w kościołach św. Kata- rzyny, Bożego Ciała. Dru- giem polem umieszczania rzeźby w wyrobach ozdobnego stolarstwa ko- ścielnego są stale czyli siedzenia księży, jak w kościele P. Maryi w Kra- kowie, które pochodząc jeszcze z końca XVI wieku mają cały szereg płaskorzeźb z życia Maryi, a swoją polichromią zaznaczają pewien roz- dźwięk średniowiecza i niemałą delikatność techniki, lub stalle w kościele

') Zdanie Łuszczkiewicza. Klein w „kościele św. Piotra i Pawła" wykazuje, że posągi ustawiono w r. 1724 i że prawdopodobnie poctiodzą z dtuta rzeźbiarzy zaję- tycli wówczas przy budowacli jezuickicli w Pradze.

Itt- 1

Smutek (rzeźba Pleszowskiego w Muzeum Narodowem).

337

Bożego Ciała z szeregami posążków świętych zakonu, rzniętych z drzewa i złoconych. to roboty klasztornych snycerzy, wychowanych najczęściej w cechu miejskim. Prawie w każdym kościele krakowskim zobaczyć można masy pucułowatych aniołków, obsiadujących gzymsa i ołtarze, kręcone filary nasadzone szczytem z wielkiemi esownicami i t. d. to wszystko zabytki XV!I w.

Nowe siły zyskuje rzeźba z budową kościoła Św. Anny w Krakowie i dekoracyą jej wnętrza. W r. 1702 przybywają do jego dekoracyi rzeźbia- rze Baltazar Fon tan a z bratem Franciszkiem. W ich wspólnem dziele rzeźba kościelna nie małą odgrywa rolę. Wykonują w stiuku z zrę-

,.'--aKi'i:^-.-*»lł*«

> ■*.

'iiiJii|ifii.iii»»iui'Mi^ąii.j.

^:H

Sarkofag królowej Jadwigi w katedrze.

cznością, jaką odznaczają się dekoratorowie tej epoki, używając płaskorzeźb, posągów, posługując się niezwykłą liczbą aniołków, cherubinów, małych nagich pacholąt skrzydlatych, z akcesoryami odnośnymi do treści religijnej. Najcelniejszemi pracami Baltazara Fontanysą: wielka płaskorzeźba w ołta- rzu bocznym, „Zdjęcie z krzyża" i posągi śś. Janów w mauzoleum Św. Jana Kantego, obok posągów śś. Stanisława i Wojciecha w prezbyteryum, oraz posągi facyaty kościoła św. Anny ')•

Koniec XVII w. przynosi upadek sztuki. Zubożałe po wojnach szwedz- kich i dalej upadające miasto, rzadko kiedy dwór goszczące, nie posiada mecenasów sztuki. Pomniki Jana Sobieskiego i Michała Wiśniowieckiego w katedrze w tylnej nawie obiegowej, dowodem tego upadku rze-

') Julian Pagaczewski: Baltazar Fontann. Kraków 1909.

K. Uąkowski. Dzieje Krakowa.

22

338

źbiarstwo schodzi odtąd w Krakowie powoli do szablonowego l<amieniar- stwa na długie czasy.

Oprócz dalszego marmuru Chęcińskiego, posługiwano się od XVI w. chętnie marmurem z Dębnika i Paczołtowic do rzeźby architektonicznej. Z tego marmuru pochodzą liczne ołtarze, nagrobki, kominki i oddrzwia napotykane w kościołach i domach krakowskich.

W końcu xviii w. sprowadził Stanisław August kamieniarza Eliasza Galli'ego w celu odnowienia zaniedbanej dawno eksploatacyi tych mar- murów z Dębnika. Przedsiębiorstwo to nie rozwinęło się dla braku zapo- trzebowania w zubożałem mieście. Galii zrobił w r. 1822 model pomnika Kopernika do kościoła św. Anny, który mosiężnik Antoni Arkusiński od- lał z mieszaniny ołowiu i cyny.

Gdy w r. 1818 założono przy Uniwersytecie Szkołę Sztuk Pięknych, sprowadzono wówczas z Warszawy odlewy antyków jako wzory; profe- sorem był Józef Riedlinger z Wiednia, potem Józef Schmelzer (um. 1832), autor „Białej głowy", rodzaj Meduzy na domu 1. 6 przy ulicy Brackiej i płaskorzeźby na domu I. 36 w Rynku ; robił on medaliony Kościuszki, Lafayette'a i Chłopickiego.

Równocześnie zjawia się Paweł Filippi, zdolny ornamencista, który pierwszy zajął się porobieniem odlewów gipsowych z grobowców katedry i podług nich robił posążki królów, Kościuszki, Poniatowskiego. W r. 1840 objął naukę rzeźbiarstwa Karol Ceptowski (um. 1848), wykształcony za granicą, współpracownik Thorwaldsena. Z jego pracowni wyszły posągi uczonych akademików w restaurowanem wówczas Kollegium Jagielloń- skiem ; wykształcił on kilku uczniów, którzy potem za Krakowem praco- wali, jak: Leon Szubert, Faustyn Cengler, Edward Stehlik, biegły restau- rator części kamiennych wielu kościołów krakowskich. Po Ceptowskim objął katedrę Henryk Kossowski, który wraz z malarzem Stattlerem wprowadził modelowanie z żywych postaci. Jego dłuta biusty Jana i Piotra Kochanowskich w kościele Franciszkanów, jego też uczniami byli Parys Filippi, Franciszek Wyspiański i Walery Gadomski"). Ten ostatni najwięcej znany z pomników Sobieskiego i Zygmunta Augusta w ogrodzie Strzeleckim, oraz z popiersia Zyblikiewicza na placu przed magistratem. to pierwsze wybitniejsze roboty krakowskie po calem przeszło stuleciu bezpłodności. Z uczniów Gadomskiego Antoni Pleszowski pozostawił jedyne, ale niezwykle piękne dzieło: figurę w Muzeum narodowem. Smu- tek, odlaną w bronzie. Alfred Daun wykonał piękne posągi Grażyny i Lilii Wenedy, na plantach stojące. Bronzowa Lilia Weneda była po pół- tora wieku pierwszą próbą wielkiego odlewu bronzowego na miejscu wy- konanego, gdyż inne bronzy, którymi w ostatnich latach Kraków się ozdobił, pochodzą z zagranicznych odlewami. Tu należą: Antoniego Madejskiego

') \Vład. Łuszczkiewicz: Kartka z dziejów rzeźbiarstwa pierwszej połowy na- szego wieku w Krakowie.

339

wspaniały sarkofag króla Władysława Warneńczyka w katedrze, łączący spiż z marmurem, Teodora Rygi era pomnik Mickiewicza na rynku, Piusa Weiońskiego tablica pamiątkowa zwycięstwa pod Wiedniem na froncie kościoła Maryackiego, tablica grobowa Pawła Popiela w tymże kościele, Gladyator i Tańczący niewolnik w Muzeum narodowem, oraz grupa Bojana

Kellkwiarz św. Floryana.

na plantach Cypryana Godebskiego pomnik Kopernika w dziedzińcu Biblioteki Jagiellońskiej, Wacława Szymanowskiego pomnik Grotgera na plantach, wreszcie Antoniego Wiwulskiego wspaniały pomnik Grun- waldzki z daru Ignacego Paderewskiego.

W marmurze przybył)': sarkofag królowej Jadwigi w katedrze, dłuta Antoniego Madejskiego, biust Fredry Cypryana Godebskiego pod teatrem i ścienny pomnik .Matejki w kościele Maryackim, tegoż rzeźbiarza.

22*

340

Nie brak podstawy do rozwoju rzeźby, jaką jest Akademia sztuk pię- knych, gromadząca znaczną liczbę uczniów, wykazujących często talent i technikę, ale brak zamożności w społeczeństwie nie daje pola do pod- jęcia dzieł większych, jako zbyt kosztownych.

Z przemysłu artystycznego posiada Kraków najdawniejsze za- bytki w pieczęciach i aparatach kościelnych, których pochodzenie nie może być stwierdzonem, w każdym razie część ich musiała być na miejscu wy- konaną. Niewątpliwie wyrobem tutejszych złotników są: korona, berło, ostrogi znalezione w trumnie Kazimierza W., jako przedmioty wykonane na pogrzeb królewski. Z XiV i XV w. posiadają skarbce kościelne liczne kielichy, krzyże, monstrancye, relikwiarze, hafty, oprawy ksiąg i t. d.

Z XV w. dochowało się znacznie więcej zabytków z wszelkich dzia- łów przemysłu: z działu złotnictwa trzy berła akademickie, z któ- rych najstarsze pochodzi z roku 1404, drugie z połowy XV w., dar Zbi- gniewa Oleśnickiego, trzecie z końca tego wieku jako dar kardynała Fry- deryka Jagiellończyka, oraz gotyckie kielichy kościelne. Rodzina Stwoszów wydała także złotnika, Macieja, brata Witowego, czynnego od r. 1488 do 1540. Wybitnem dziełem jest relikwiarz Św. Floryana, z daru Zofii żony Jagiełły, w kształcie wielokątnej puszki i podobny relikwiarz św. Stani- sława '), wykonany z fundacyi rodziny królewskiej przez złotnika Marcinka w r. 1504, z płaskorzeźbami po ośmiu bokach gotycko ozdobionych. Od XVI wieku z początku z gotyckiemi reminiscencyami przechodzą złotnicy w renesans pod ogólnym wpływem czasu i otoczenia. Do wybitnych dzieł tego wieku należy relikwiarz św. Zygmunta z daru królewskiego w katedrze. Znakomity cyzeler włoski Jan Jakób Caraglio, przybywa do Krakowa w r. 1539 (um. 1565) i wykonuje misterne medale; jego, zdaje się, dzie- łem jest srebrna oprawa pochwy miecza Zygmunta Augusta w skarbcu katedralnym ze sceną Herkulesa duszącego Hydrę Lerneńską. Z r. 1538 pochodzi srebrny tryptyk w kaplicy Zygmuntowskiej z wypukłorzeźbami z żywota Chrystusa według rycin Albr. Diirera. Jest to robota Norymber- czyka Melchiora Bayra według modeli Piotra Flótnera. Tympanon zabrali Szwedzi w r. 1647, zastąpiono go drewnianym. Z krakowskich jubilerów słynie Grzegorz Przybyło (1523 1547). Z czasów Zygmunta Augusta po- chodzi srebrny kur strzelców krakowskich. Zygmunt III zabawiał się jako dyletant także złotnictwem: skarbiec katedralny posiada kielich jego roboty. Trumna św. Stanisława jest dziełem gdańskiego złotnika Piotra von der Rennen, 1671 r. Relikwiarz na głowę św. Jana Kantego wykonał Krako- wianin Jan Ceypler w r. 1695. Z okresu rokoka niema prac wybitniejszych. W nowszych czasach zyskał sławę Józef Hakowski (1834 1897) ''), któ-

') X. Ignacy Polkowski: Relikwiarz św. Stanisława („Czas" z d. 13 marca 1881). Tenże: Dawne relikwiarze katedry krakowskiej Kraków 1881. Leonard Lepszy: Cecli złotniczy w Krakowie (Rocznik krak. T. I). ■') Tenże: Złotnictwo krakowskie Kraków 1887.

341

rego wielka cyzelowana rzeźba „Sobieski pod Wiedniem", według Matejki, znajduje się w katedrze w lewej bocznej nawie.

O odlewnictwie z bronzu była wyżej mowa.

Zarzucony dziś wyrób większych naczyń z cyny (konwisarstwo) był dawniej bardzo ożywiony. Z tego metalu robione ozdobne trumny kró- lewskie na Wawelu. Cechy krakowskie posiadają pokaźną liczbę naczyń stołowych, konwi, dzbanów, puharów.

Od XIV w. też zachowały się zabytki ślusarstwa. Takiemi drzwi katedry z czasów Kazimierza W., ozdobione jego inicyałem, z koroną w polach między żelaznami pasami okucia. Wiele kościołów posiada wzo- rzyste żelazne kraty w oknach i bramach kaplicznych od XVI w. do naszych czasów. Z zabytków stolarstwa najstarsze są, jak się zdaje, skromne stalle gotyckie w kościele św. Krzyża, potem następuje szafa dębowa z r. 1513 w katedrze, wykładana drzewem kolorowem. Z epoki renesansu i następnych pozostało bardzo wiele : okazałe drzwi dawnego ratusza, przeniesione do biblioteki Jagiellońskiej, z piękną intarsyą, stalle kościoła Maryackiego z r. 1586 i katedralne 1591. Z epoki baroku okazałe stalle w kościele Bożego Ciała, św. Piotra, Św. Anny i innych, kazalnice, pulty i ołtarze olbrzymie, o których wyżej była wzmianka.

Trumna św. Stanisława w katedrze-

ROZDZIAŁ XVI.

Malarstwo miniaturowe witraże późniejsze miniatury, codex picturatus mala- rze cechowi malowidła ścienne w kościele św. Krzyża w krużgankach Franci- szkańskich - polichromia ruska ~ Hans Kulmbach Hans Durer freski na Wa- welu — portrety - Dolabella Zwonowski, Lekszycki, Trzycki, Konicz, Czechowicz, Stachowicz szkoła malarska -- Stattler, Ptonczyński, Michałowski, Łuszczkiewicz Matejko i jego wpływ polichromia kościoła Maryackiego - Kossak Muzeum

narodowe.

Najstarszymi dochowanymi zabytkami malarstwa w Polsce i w Krako- wie są kodeksy modlitewne, ozdobione miniaturami za granicą robio- nemi. Katedra posiada cenny ewangeliarz emmeramski z XI w., przywie- ziony przez Judytę, córkę cesarza Henryka III, a drugą żonę Władysława fiermana, bogato miniaturowany, z postaciami świętych i cesarza z ozdo- bnymi inicyałami '). Klasztory wychowywały przepisywaczy i miniaturzystów ksiąg religijnych, ale nazwiska ich poszły w niepamięć i niewiadomo kto jest autorem licznych miniatur dawnych kodeksów.

Z Xiv w. pochodzą przedstawienia figuralne w witrażach kościoła Dominikańskiego, P. Maryi, Św. Katarzyny i Bożego Ciała. W roku 1427 wspomniany jest w księgach miejskich malarz Konrad, w r. 1338 Hanko, o których zresztą nic nie wiemy. W rachunkach kazimierskich z lat 1387—1390 znajdujemy ceny obrazów dostarczanych przez malarzy kra- kowskich do kościoła Bożego Ciała, w którym znajduje się z tego czasu Madonna, trałowania a tempera, wykazująca wpływ malarzy czeskich. O Kazimierzu W. wspomina Janko z Czarnkowa, że zamek królewski ozdo- bił rzeźbami, malowidłami, sklepienie chóru pokrył złoconemi gwiazdami. Z coraz liczniejszych ksiąg miniaturowych coraz większa ilość wykonywaną była z pewnością na miejscu, illuminowanie ksiąg „wyzwala się z celi kla- sztornej i staje się cechowem, owładnięte zupełnie wpływem czeskim, podobnie jak malowidła al tempera" -).

Do wybitnych okazów miniaturowego malarstwa należy kodeks praw miejskich krakowskich, spisany przez Baltazara Behema, przechowany

') Józet Szujski: O miniaturowym kodeksie Xl w kapituły krak. Sprawozdanie kom. szt. T. 1.

O Leonard Lepszy: Kultura epoki Jagiellońskiej. Kraków 1901.

344

w Bibliotece Jagiellońskiej (Codex picturałiis '), sporządzony na początku XVI w. Obejmuje on ornamenta trojakiego rodzaju : inicyały, obramienia, szlaki i tarcze, wreszcie obrazy'^) przedstawiające charakterystyczne zajęcia pojedynczych cechów. Autorem był jak się zdaje Jan Czimmerman, pod- pisujący się z łacińska Carpentarius.

O wpływie Czechów na malarstwo krakowskie świadczy podobień- stwo przyjętego godła: trzech tarczy z trzema punktami na każdej; godła tego używali właśnie malarze prazcy. Statuta cechu zalecają 4-letnią naukę, z 2-letnią wędrówką, a na sztukę mistrzowską wskazują wykonanie obrazu Madonny z Dzieciątkiem, krucyfiksu (do cechu malarzy należeli i snycerze) i Św. Jerzego na koniu, które oceniali starsi cechu.

Kraków posiada przeszło siedemdziesiąt scen pędzla malarzy cecho- wych z XV w. ■■'), w księgach spotykamy wymienione nazwiska rozmaitych owoczesnych malarzy, gdy jednak obrazów swych nie podpisywali, nie można żadnego z tych nazwisk ocenić. Długosz wspomina malarza Stani- sława Durinka, który mu w roku 1448 malował podobizny proporców zdobytych pod Grunwaldem. Z licznej produkcyi malowanych trypty- ków tej epoki pozostało niestety niewiele, gdyż w XVII i XVIII w. wy- rzucano je bezlitośnie, hołdując nowej modzie barokowych ołtarzy mar- murowych. Dochowały się szczęśliwie w katedrze dwa obrazy, Św. Sta- nisława i Św. Wojciecha, które stanowiły skrzydła pierwotnego wielkiego ołtarza, z początku XV w., a w kaplicy Św. Krzyża przy katedrze dotrwały zniszczone dwa tryptyki z lat 1467 i 1471 z malowidłami, w których znawcy dopatrują się wpływów norymberskich.

Staranność i umiejętność, z jaką w ostatnich czasach brano się do restauracyi dawnych budowli, odkryty liczne malowidła ścienne z XV i XVI wieku, dowodzące plodniejszej działalności malarskiej w owej epoce, niż dotąd przypuszczano.

W kościele Św. Krzyża znalazły się w pobliżu wejścia urywki śre- dniowiecznych fresków, sceny figuralne, zwietrzałe i wybladłe, które dziś każdy widzieć może, odsunąwszy zaś ołtarz w kaplicy św. Andrzeja na lewo od wejścia głównego tegoż kościoła, przekonano się, że całą ścianę pokrywa spora i zajmująca gotycka kompozycya figuralna: Urzyżowanie P. Jezusa, pochodząca zapewne z początku XV w., malowana rzadką u nas techniką enkaustyczną, czyli farbami woskowemi. Obraz ten niewątpliwie jest starszym od kaplicy; znajdował się niegdyś na zewnątrz kościoła i był zapewne przedmiotem dewocyi przechodniów. Później ujęto go w dosta- wioną do ściany kościoła dobudowę.

') Publikowany przez austr. Muzeum sztuki i przemysłu w Wiedniu w r. 1889 przez Brunona Buchera: Die alten Zunft und Yerkehrs-Ordnungen der Stadt Krakau.

'^) Leonard Lepszy: Studya nad ornamentyką kodeksów miniaturowych polskich, w „Przemyśle artystycznym", Lwów 1896.

') Wład. Łuszczkiewicz: Malarstwo cechowe krak XV i XVI w. Kraków 1873.

Obraz symboliczny Jezusa tłoczącego winogrona.

346

W ciągu kilku ostatnich lat wyszedł na jaw cały cykl małowań ścien- nycłi w krużgankacti klasztoru 0 0. Augustyanów przy św. Ka- tarzynie z końca średniowiecza. przeważnie freskami później pociągnię- terni al tempera lub klejowo, a nawet olejno. Przedstawiają Chrystusa, M. Boską i różnych świętych, czasem sceny z życia świętych.

W krużgankach klasztoru 0 0. Franciszkanów w ramieniu wscho- dniem i południowem tych korytarzy, odkryto reszty dawniejszych portre- tów biskupów, malowanych na tynku al fresco, z końca XV wieku i po- czątku XVI. Były to niegdyś prawdziwe dzieła sztuki, niestety dziś docho- wane tylko w fragmentach. W dwóch miejscach znalazło się kilka głów z infułami, gdzieindziej rząd dolnych kończyn z resztkami szat biskupich. Dochowały się tylko trzy całe postaci. W narożniku wschodnio-południo- wym półkulistą ścianę pod lunetą sklepienia zajmuje kompozycya alego- ryczna z xvii w., przedstawiająca chrześcijanina przynoszącego swoje serce w ofierze Chrystusowi, na ścianie jednego z dalszych przęseł zachodniego ramienia krużganków, wielki średniowieczny obraz, malowany al tempera z przedstawieniem Chrystusa w cierniowej koronie i pokrytego ranami, tłoczącego winne grona w prasie. Pomysł ten należący do całego systemu symboliki gotyckiej, znany jest w sztuce europejskiej z niewielu zaledwie zabytków. Jest on w związku z kultem krwi Chrystusa, stosownie do pro- roctwa Izajasza; Chrystus nagi i cierpiący tłoczy winne grona, z boku współboleje z nim Matka Boska, z góry błogosławi Bóg Ojciec, aniołowie zaś unoszą w niebo dusze odkupione krwią Zbawiciela. Sok czerwony z prasy spływa do kielicha na ołtarzu, przy którym kapłan odprawia mszę Św. OlJok tej dolnej sceny jeszcze dwa boczne obrazy: Biczowanie Chrystusa i Cierniem koronowanie.

Wiele z tych ściennych malowań zniszczało niepowrotnie, zapewne jednak jeszcze pewna ich liczba znajdzie się pod tynkiem starych kościołów i klasztorów krakowskich.

Zupełnie odrębny charakter nosi polichromia kaplicy świę- tego Krzyża w katedrze, wykonana kolo r. 1470 przez malarzy ruskich sprowadzonych z Wilna. Dekoracya przedstawia na sklepieniu Bogarodzicę, proroków, chóry aniołów, na ścianach liczne sceny z życia i męki Chry- stusa według pojęć wschodniego Kościoła. Z jedynego tego zabytku ru- skiego malarstwa w Krakowie, możemy mieć pewne pojęcie, w jaki sposób dekorowane były ściany komnat sypialnych na Wawelu, malowane koło r. 1393 przez malarzy ruskich, sprowadzonych przez Jagiełłę').

W architekturze i rzeźbie objawił się wpływ renesansu włoskiego wcześnie i silnie i pozostawił widoczne ślady i okazałe dzieła, w malar- stwie natomiast wpływ ten był późniejszy i mniejszy. Wybitniejsze obrazy od XVł wieku w Krakowie napotykane były przeważnie dziełami malarzy obcych.

') Stanisław Tomkowicz: Wawel I. Kraków 1908.

347

W r. 1514 przybywa tu Hans Sues z Kulmbachu'), znakomity mistrz norymbersi\i, i tworzy cyl<i ośmiu obrazów z życia Św. Katarzyny, w zakrystyi kościoła Maryackiego, pięć obrazów z życia Św. Jana Ewan- gielisty (cztery w kościele św. Floryana, jeden w Maryackim); kolorysty- czne te dzieła, oparte na studyum natury, z pierwszymi u nas krajobra-

Ukrzyżowanie, fresk w krużgankach kościoła św. Katarzyny.

zami w głębi, prawdziwemi perłami dawnycłi zabytków i nie pozostały bez wpływu na współczesne malarstwo cechowe. Z zagranicy też poctiodzi słynny obraz srebrny w kaplicy Zygmuntowskiej z r. 1538 z wysoce arty- st}'cznie malowanemi scenami Męki Pańskiej. W r. 1526 osiadł w Krakowie

') Maryan Sokołowski: Hans Sues Kulmbach, jego obrazy w Krakowie i jego mistrz jocopo dei Barbari. Spraw. Akad. hist. szt. T. II.

348

Hans Diirer, brat Albrechta, nabył dom przy ulicy Grodzkiej i tu zmarł w r. 1539. Jego pędzla jest portret biskupa Tomickiego w krużgankach Franciszkańskich i obraz św. Hieronima w Muzeum Narodowem; w r. 1529 użytym byl do malowania pałacu na Wawelu.

W pałacu na Wawelu znaleziono pod pobiałką ścian w jednej z sal na I piętrze ślady fryzu pod sufitem biegnącego, podobnież na otwartych galeryach dziedzińca w narożniku południowo-wschodnim zachował się pod stropem fryz barwny długości około 60 m, a na wysokość mierzący 3 metry. Być może, że to utwory Hansa Diirera, później jednak prze- rabiane z powodu napraw murów. Konserwacyą tego fryzu powierzono Julianowi Makarewiczowi, który usunąwszy późniejsze warstwy pobiały i farb rozmaitych, zakrywające dzieło dawnych artystów, odczyścił właści- wą dekoracyą i napoił zwietrzałe farby bezbarwnymi płynami, które je ożywiły i utrwaliły. Wystąpiły na jaw w medalionach kolosalne głowy cesarzów rzymskich, w profilu traktowane jakby płaskorzeźba na tle błę- kitnem. Medaliony ujęte w malowane ramy i trzymane każdy przez dwie postacie ludzkie, wielkości mniejszej niż naturalnej, połączone w ciąg jeden zapomocą listew, gzemsów, słupów i ślimacznic, w których malarz per- spektywicznie odtworzył widzianą z dołu fantastyczną architekturę. Barwy miejscami spełzłe wogóle jeszcze dość żywe. tam nietylko udatne tła i otwory ciemne, ale czerwone, zielone, żółte, partye szat skocznych figur trzymających medaliony, czerwone przepaski na głowach cesarzy i zie- lone wieńce laurowe. Najlepszą stroną zabytku ornamenty; ale niektóre szczegóły figuralne, zwłaszcza głowy postaci niewieścich trzymających me- daliony, są wcale dobre, widziane nawet z bliska. Malowanie wykonane techniką klejową może pochodzić z drugiej połowy XV! w., nie jest jednak pierwotnem. Zachowały się ślady, że już przedtem głębsza warstwa tynku była pokryta dekoracyą, z której trudno zdać sobie sprawę, ale która miała podział i układ podobny. Całość czyni kolorystycznie i dekoracyjnie efekt dodatni.

Współczesne lub nie wiele wcześniejsze malowania w kościele Św. Krzyża. Wnętrze tego kościoła było kilkakrotnie malowane i to częściowo. Po pożarze w roku 1528 zabrano się do postawienia skle- pienia prezbyteryum, a około r. 1540 pomalowano je, umieszczając na pięknych tarczach kluczów sklepiennych kolejno: znak Duchaków, Bone- rowską lilię, węża Sforzów, orła polskiego z przeplecioną literą S, Korab Tomickiego biskupa, świeżo zmarłego i herb żyjącego biskupa Latalskiego. Fundował i starań dokładał ówczesny przełożony kościoła i szpitala X. Sta- nisław Teplar, a być może, że malowanie wykonywał spowinowacony z nim ówczesny starszy cechu malarskiego również Stanisław Teplar, bo przy jednej z konsol znajduje się monogram z liter T. S.

„Najciekawsze ornamenta sklepienia, gdzie malarz choć nieraz zapragnął zarwać trochę renesansu w ogólnem złożeniu deseniu, to przy wykonaniu reszcie dorabiał gotycką manierą liście i puszczał w wir,

349

tulejki rozkręcał, kosze mu się nie udawały, robiły się z nicłi pierścienie, z pierścieni sypały się łistki sercowe i fruwały nadto swobodnie, jak za najlepszych czasów średniowiecza, sypały się z każdego zakątka granaty, nanizane na sznury".

Portret biskupa Tomickiego.

„W kilkanaście lat później około 1566—70 pomalowano dalszą część kościoła t. j. sklepienie nawy i górną część ścian tejże. Pola sklepienia zapełniła dekoracya arabeskowa ze splotów roślinnych, stylizowanych kwiatów, koszów z owocami, wśród których widzimy misternie wplecione kształty zwierząt fantastycznych, głowy orłów czy gryfów, główki anioł- ków skrzydlatych; tam i maskarony komizujące i głowy więcej seryo malowane, jakieś ptaki, pisklęta i czubatki i kraski, a w koszach gruszki

350

olbrzymie. Ornament już cały prawie symetryczny a zawsze w ogólnej symetryi ściśle utrzymany, w kolorach żywszy".

„Znać w tern dobrą epokę renesansu, świeży jeszcze powiew sztuki włoskiej dworu Zygmuntów. Najsilniejszym jednak akcentem całego od- krycia malatur dawnych postacie Ojców Kościoła i biskupów, umie- szczone w górnej części ścian nawy, każda w osobnej lunecie, stojące na fryzie, który wyobraża ziemię, a jest pasem biegnącym w wysokości wy- rostu sklepień, na równi z koroną stupa.

„Postacie świętych kolosalne, mierzą po cztery metry wysokości, świetnie narysowane, okazałe. Po lewej stronie chóru biskup, będący miłem przypomnieniem portretów z krużganków Franciszkańskich w Kra- kowie, o prześlicznej głowie łagodnej z wyrazem jakby smutku w oczach lekko zamglonych. Napis odnaleziony przekonał, że to miał być Iwo, biskup krakowski. Na środkowem polu naprzeciw okien Św. Hieronim w stroju kardynalskim. Obok św. Grzegorz papież w białej błado-żółtawej szacie, przepyszny w szerokim rzucie draperyi płaszcza lamowanego złotą bordurą i drogim kamieniem szmaragdów" ').

Od połowy XVI w. pojawia się coraz częściej portret. W drugiej połowie tego wieku odznaczają się w portrecie Marcin Koeber z Wro- cławia, którego portret Batorego w klasztorze Missyonarzy na Stradomiu uchodzi za najlepszą podobiznę tego króla.

Krużganki Franciszkańskie posiadają kilkadziesiąt portretów biskupów krakowskich, a galerya ta daje nam całą historyę portretu w całym sze- regu obrazów od XVi w. chronologicznie do dzisiejszych czasów sięga- jącym -). to wizerunki przedstawiające książąt Kościoła w całej postaci, wielkości naturalnej, albo więcej niż naturalnej, przeważnie autentyczne, bo przez malarzy współczesnych wykonane. Niemała część tych obrazów jest wcale dobrego pędzla, kilka z nich nawet miało wybitnych artystów za twórców. Niegdyś znaczna ich liczba posiadała niezwykle okazałe ramy, nakształt ołtarzy, lub wielkich ozdobnych epitafiów, w drzewie wyrzeźbione. Czas wiele z tych pomników zniszczył, wiele z nich uszkodził tak jak do naszych czasów doszły, dają jeszcze wyobrażenie o bogactwie ofiarodawców i pompie. Portrety dawniejszych średniowiecznych biskupów były malowane wprost na ścianach, nie mogły one być współczesnemi, gdyż mury kruż- ganku pochodzą zapewne z czasu nie wcześniejszego nad połowę XV w. Najwcześniejszy portret, nie ścienny, lecz sztalugowy, jakoby olejno ma- lowany, tej galeryi biskupiej, biskupa Jana Konarskiego (urn. 1525) nie- dochował się do naszych czasów. Galeryę obrazów w krużgankach po- mnożył wizerunek Św. Stanisława biskupa, który do niej właściwie

') Stanisław Wyspiański: Dawna polichromia kościoła św Krzyża w Krakowie. Rocznik krak. T. 1.

■) Stanisław Toinkowicz: Galerya portretów biskupów krak. Biblioteka krak. 28

351

nie należaf, lecz w XVI w. i długo jeszcze potem wisiał w l<rucłicie przy wejściu do krużganków.

^ff^^-ff<'!''<rfi:(,^^-:^-^'^'''^^^^^^ /-^j^^M lliH^Mi^y^^, , t^l- •'^^•IM '"^ 'ii&^^,.«;^

k

Portret króla Władysława IV w aułi Uniwersytetu.

Obraz to wspaniały i cenny, malowany na drzewie sposobem średnio- wiecznym. Tło obrazu jest złocone i rzadkim wyjątkiem całkiem jednostajne, gładkie. Zwraca dalej uwagę portret Piotra Tomickiego (1523 1535),

352

którego twórcą był, jak się zdaje, Hans Diirer. Wartość jego polega na malowniczości układu, efekcie dekoracyjnym i łudzącym odtworzeniu akce- soryów. Z doctiowanycti w całości epitafiów najstarszym jest portret biskupa Szy szkowskiego (1617—1630). Jest to wiszące na ścianie epitafium drewniane, znacznycli rozmiarów. Stylowo należy do rozkwitłego, choć jeszcze nader poważnego baroku. Część główną i środkową stanowi obraz ujęty w ramy sutego okroju i skomplikowanego kształtu, z naddanem półkolem u góry a uszami zwieszonemi u narożników dolnych. Po bo- kach ramy występują naprzód na konsolach kolumny korynckie o trzo- nach pokrytych ornamentacyą ze skrętów przeźroczystych. Wyżej belko- wanie wysokie o wielkim występie wspiera się końcami na kapitelach i przeskakuje łukiem od jednej kolumny do drugiej, zamykając górą całą kompozycyę. Skręty wdzięcznego rysunku i modelowania, wyborną sny- cerską robotą wykonane, pokrywają także wszystkie powierzchnie archi- tektury pomnika. Tej ramie, która tak układem jak wykonaniem jest naj- piękniejszą z dochowanych na krużgankach Franciszkańskich, wartością nie dorównał portret malowany na płótnie.

Portret Trzebickiego (1657 1679) ujęty jest także w epitafium drewniane wiszące, które zajmuje ścianę jednego przęsła sklepiennego, w całej niemal szerokości i wysokości. Malowanie pierwszorzędne, wy- borne tak w rysunku jak w kolorycie, w oddaniu efektów powierzchni materyału, refleksów, światłocienia, fałdów draperyi i szat ; twarz znako- micie opracowana i odczuta ; podobieństwo i studyum bije z całości i z każdego szczegółu. Technice doskonalej odpowiada talent nie mały. Portret to jeden z najlepszych z całego zbioru, mieści w narożniku po lewej stronie trudno czytelny podpis „Daniel Frecherus" i rok 1664. Fre- cherus był istotnie malarzem należącym do cechu malarskiego w Krako- wie w xvii w. Wyzwolonym tutaj został w roku 1621. Musiał się potem kształcić u któregoś z mistrzów flamandzkich.

Epitafium Lipskiego (1734-1746) należy do największych. Wzno- sząc się od samej posadzki, przypomina kształtem raczej ołtarz niż na- grobek. Wykonanie portretu jest bardzo dobre. Rysunek wyborny, malo- wanie delikatne, modelowanie ciała, draperye i fałdy szat, akcesorya, bardzo staranne i poprawne. Jest tradycya, że ten portret robił Konicz.

Pomnik Sołtyka(1759 1788) jeszcze pompatyczniejszy, zbudowany na kształt jakoby ołtarza, sięga od posadzki po sklepienie a jest tak sze- roki, że musiano dlań częściowo wyrąbać żebra sklepienia u ich wyrostu ze ściany. Olbrzymia budowa skomponowana jest ściśle architektonicznie według stylu t. zw. „Zopf", skłaniającym się już ku stylowi cesarstwa. Pomiędzy grupami kolumn znajduje się portret Sołtyka malowany olejno na płótnie. Być może, że jest pędzla Smuglewicza, niektórzy znawcy raczej przypisują go Janowi Plerschowi. W każdym razie portret to jeden z lep- szych w tym zbiorze. Z powodu odkrycia za epitafiami fresków malowa- nych na ścianach, epitafia zasłaniające te malowidła przeniesione będą do

5

n

^

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa.

23

354

sąsiedniej wieli<iej kaplicy „wfosi<iej", od wiei<u opuszczonej, a obecnie odrestaurowanej.

Jeżeli galerya biskupia tyle interesujących dzieł malarstwa zachowała, to ileż musiał ich posiadać Wawel, niestety zupełnie z nich ogołocony. O Zygmuncie lii wiadomo, że „obrazów czeka z wielką radością, dziwna rzecz jako się w nich kocha, kiedy co cudnego ma". Sprowadzał też obrazy włoskie, niderlandzkie; legat papieski Henryk Gaetano przywiózł mu w r. 1596 kilka obrazów sławnych mistrzów włoskich, wreszcie sprowa- dzał król i samych artystów do pracy na miejscu. W r. 1587 Paweł Tom - turn, prawdopodobnie Holender, maluje na zamku krakowskim pięć por- tretów królewskich. Około roku 1600 przybywa Tomasz Dolabella (um. 1650), malarz nadzwyczaj płodny, przez pół wieku działający, zwią- zany z miastem stosunkami rodzinnymi (ożenił się z córką drukarza Piotr- kowczyka) i artystycznymi, malował portrety całej rodziny królewskiej, tudzież wiele obrazów religijnych do kościołów Dominikańskiego i Fran- ciszkańskiego, w których w r. 1850 padły one pastwą płomieni. Odzna- czał się łatwością kompozycyi i śmiałą fakturą; zarzucają mu pewną po- bieżność i lekceważenie natury. Obok tych i innych cudzoziemców pracują krajowcy, trzech Proszowskich, Łukasz Porębowicz (um. 1637) autor Chry- stusa Ukrzyżowanego w kościele św. Marka; Zacharyasz Zwonowski, autor scen z życia św. Augustyna w zapieckach stal w kościele Św. Kata- rzyny; około r. 1630 Bernardyn Franciszek Lekszycki (um. 1668), na- śladowca, a czasem i kopista Rubensa, którego obrazy : Wieczerza Pańska, Ukrzyżowanie i Droga na Golgotę według rycin Rubensa posiada kościół Bernardynów; Jan Aleksander Trzy cki, zwany z łacińska „Triciusem", nadworny malarz królów Michała, Jana 11! i Augusta II, którego pędzla kilka portretów zawieszono w Collegium novum.

W drugiej połowie XVII wieku czynni przy dekoracyi kościoła Św. Anny: Szwed Karol Da n kwart, Włosi: Innocenty Monti i Paweł Pa gani, tudzież Polak Jerzy Siem igin o wski , który przybrał pseudo- nim Eleutera, „aby zgorszenia w stanie rycerskim nie wywołać".

W XVIII w. najwybitniejszym przedstawicielem malarstwa religijnego był Szymon Czechowicz (ur. w r. 1689 w Krakowie, um. 1775), który w Warszawie założył pierwszą szkołę malarstwa, płodny i pracowity, ale niesamodzielny naśladowca włoskich malarzy: Obrazy jego znajdują się w kościele Pijarów, św. Floryana, w zapieckach stal kościoła św. Anny. Podobnym, lecz więcej na naturę zważającym, jest Krakowianin Tadeusz Konicz vel Kuntze (ur. 1695 um. 1758), którego obrazy dochowały się w katedrze i w kościele Misyonarzy na Stradomiu. W r. 1745 uznał uni- wersytet cech malarzy za zgromadzenie mężów sztuki wyzwolonej i przy- puścił go do używania wolności członków uniwersytetu. August III za- twierdził to postanowienie, które podnosiło moralnie malarzy, wynosząc ich z rzemieślników na artystów. Praktycznego znaczenia to nie miało. Zasłynął ponad swą wartość Michał Stachowicz (1768—1825), dzięki

Jan Matejko : Ślub Kazimierza Jagiellończyka.

23*

356

zwróceniu się ku tematom najbliższego życia. Rysował i malował nieszcze- gólnie, posiadał atoli niewątpliwy talent kompozycyjny, któremu jednak brakło odpowiedniej szkoły. Jego obrazy historyczne ze współczesnych wypadków Krakowa uczyniły go nad wyraz popularnym, jego ilustracye życia codziennego i zabytków trwalemi dowodami rzeczywistej zasługi.

Ostatni wiek przyniósł pewien postęp i większy plon '). W r. 1818 powstaje przy uniwersytecie szkoła malarska, w której pierwszym nauczy- cielem był Józef Peszka (1767 1831), wskazujący jako drogę kopio- wanie starych obrazów, drugim Józef Brodowski (1775 1853), uczący rysować z wzorków. Ożywiła się szkoła w r. 1835 pod kierunkiem Woj- ciecha Stattlera-Sta ńskiego (1800—1882), który wprawdzie sam nie szedł naprzód, ale przynajmniej jako nauczyciel z zapałem kształcił uczniów. W Muzeum Narodowem jest jego obraz „Machabeusze", nagrodzony zło- tym medalem na wystawie paryskiej w r. 1841, zimny utwór akademicki, wyglądający na kopię starego obrazu. Jan Nep. Głowacki (1802 1847) był ojcem krajobrazu szkoły krakowskiej, po nim Aleksander Plonczyń- ski (1822 1857). Następcą Stattlera był Władysław Łuszczkiewicz (1828-1900), który, jako rutynowany pedagog i uczony, umiał przelewać w innych wiedzę i zapał do sztuki, choć sam wybitniejszych dziel malar- skich nie stworzył.

Piotr Mich,ałowski (1800-1855) przerósł wszystkich współcze- snych talentem, rozmachem i oryginalnością, malując akwarelą i olejno, obok portretów sceny wojskowe, zwierzęta, wypadki historyczne, typy ludowe. Przeważna liczba jego dzieł pozostała za granicą, kilka szkiców posiada Muzeum Narodowe.

do Matejki, Grottgera i Juliusza Kossaka malarstwo polskie obja- wiało się sporadycznymi talentami i ich utworami, nie miało oddźwięku w społeczeństwie, nie wywierało żadnego wpływu.

Czem jest Matejko, o tern wie cała Polska. Ale Kraków dłużnym mu jest pomnik, któryby przypominał jego niezmierne zasługi dla kultury Krakowa. Nie tylko tworzył arcydzieła, ale przemówił do duszy narodu, poruszył najobojętniejsze dotąd dla sztuki warstwy; uznanie w kraju i za- granicą przemówiło do ogółu. Wystawa każdego nowego obrazu Matejki z której dochód przeznaczał twórca przeważnie na cel publiczny ścią- gała niebywałe pierwej tłumy. Odtąd zaczęli oglądać obrazy nie tylko znawcy, mecenasi sztuki, dyletanci i miłośnicy, ale wszystkie warstwy, wśród których nie brakło wyrobników, żołnierzy, sług, odtąd zaczęto się interesować na prawdę sztuką; Matejko przyspieszył w tym względzie kul- turę, oddziałał szeroko i głęboko. Zamiłowany w przeszłości badał prze- dewszystkiem najbliższe mu zabytki Krakowa, uwieczniał je pędzlem i ołów- kiem, posiadł głęboką wiedzę archeologiczną i odczucie przeszłości, a z tej

') J. Mycielski: Sto lat dziejów malarstwa polskiego, 17o0-]860. Kraków 1897.

357

skarbnicy szafował służąc radą i pomocą przy konserwacyi i restauracyi zabytków Krakowa.

Matejko czuwał nad odnowieniem Sukiennic, rysował projekty pię- knych głowic kolumn bocznych i zakończeń nowych attyk nad westybu-

Jan Matejko: Śmierć W. Mistrza (fraoment z obrazu Bitwa pod Grunwaldem).

lem i Langerówką. Najwięcej pracy włożył w restauracyą i poh'chromią kościoła P. Maryi, nad którą nie tylko czuwał, ale przygotował wzory odpowiadające duchowi budowy, natchnione artyzmem i głębokiem nabo- żeństwem i w barwnem tem dziele przypomniał dzieje przeszłości, funda-

358

torów, opiekunów, instytucye miejskie, stworzył niejako barwami historyę tego kościoła.

Matejko malował sam akwarelowe wzory naturalnej wielkości i ca- łemi dniami czuwał nad wykonaniem. Części figuralne wykonywali pod jego dozorem artyści : Tomasz Lisiewicz, Antoni Gramatyka, Edward Lepszy, Zembaczyński, Bieńkiewicz, Daszkiewicz, Antoni Tuch, Józef Domagalski, Józef Mehoffer, Stanisław Wyspiański, Szporn, Lindenman i Stefan Ma- tejko, części ornamentacyjne geometryczne i roślinne wykonywał Antoni Tucłi z pomocnikami. Sklepienie pokryto lazurem ze złotemi gwiazdami, żebra ubrano w ustępy czarne i złote żywo ze sobą kontrastujące, po- kryte monogramami i motywami herbów zwornikowych. Zworniki na skle- pieniu w formie tarcz byty puste, wykuto więc na nich herby: Krakowa, Iwona Odrowąża, Orla Polskiego i monogram Maryi.

Ściany prezbyteryum podzielone poziomo wązkim barwnym fry- zem z herbami dobrodziejów. Nad fryzem umieszczono 12 herbów i godeł odnoszących się do historyi miasta, którego główną farą był kościół Ma- ryacki. Poczynając od strony prawej ołtarza Stwosza idą one w następu- jącym porządku : najbliższem tegoż jest tu herb miasta Krakowa, wzięty z najstarszej pieczęci, następnie idą: druga pieczęć miejska, godła cechu kuszników, rzeźników z głową wołu i toporem; pasamoników z aniołem i wagą; złotników ze Św. Eligiuszem, pieczęć Kleparska ze Św. Floryanem, miasta Kazimierza; cechu mieczników, sądu magdeburskiego, uniwersytetu Jagiellońskiego ze św. Stanisławem i herb królewsko-kujawski lew z orłem. Razem dwanaście barwnych obrazów rozmiarów znacznych, bo przeszło metr wysokości mających. Pod temi godłami na jasnych banderolach rozwi- nięta gotyckiem pismem pieśń Salve Regina, której ostatnie słowa „virgo Maria" zdobnemi głoskami rozłożyły się w ważkich pasach muru między oknami wielokątnego zakończenia kościoła, nad wielkim ołtarzem.

Poniżej fryzu z herbami modlący się aniołowie, którzy trzymają ban- derole z ustępami Litanii loretańskiej. .Aniołowie niżej umieszczeni grają na różnych instrumentach charakteru swojskiego.

Nawa główna dawała mniejszą przestrzeń pod dekoracyą malarską z powodu przezroczystości ścian wyciętych w arkady. Dekoracyą sklepie- nia i żeber podobna jak w prezbyteryum, w miejsce złota użyto barwy żółtej, oddzielanej od czarnej paskami białymi i czerwonymi. W ściany obok okien wprowadzono malowany układ cegieł dwubarwnych i deko- racyą roślinną. Jako dalszy ciąg godeł zaznaczających udział miejskiego społeczeństwa w budowie i urządzeniu kościoła umieszczono godła ce- chów cieśli, paśników, księgarzy, bialoskórników, szewców, ślusarzy, mu- rarzy, krawców, piekarzy, kaflarzy, tokarzy, rękawiczników, kowali, kra- marzy i ludwisarzy.

Na wstęgach biał)'ch ponad godłami rozwinął twórca polichromii słowa antyfony: „pod Twoją obronę". Na ścianie między wieżami obok organów godła fakultetów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pod spodem

359

wstęgi z napisami facińskimi : Ego sum i Pax vobiscum. Jedną z naj- większych ozdób artystycznych kościoła, która wyszła z pod ręki mistrza polichromii jest wspaniała postać Wiary, ujęta w koło, na sklepieniu prze- strzeni za organami. Malował P. Gramatyka według kartonu Ma- tejki. Stanowi ona jakby zwornik olbrzymi krzyżujących się żeber, malar- ską oddanych sztuką pola lazurowe ze złotem! gwiazdami. Wspa- niała Fides utrzymuje olbrzymią tarczę rozdzieloną na pola : z orłem

Artur Grottger: Z cyklu Lituania (w Muzeum Narodowem).

W pośrodku, pogonią i lwem ruskim u góry, spodem z głową żubrzą kaliską i kujawskim na półorlem i półlwem. Wszystko to w barwach pełnych i złotem zbogaconych stoi w zgodzie z nowym masswerkiem głó- wnego okna fasady.

Nawy boczne otwarte arkadami do wnętrza, z drugiej strony wej- ściami do kaplic, między któremi liczne ołtarze, nie dawały miejsca do figuralnej dekoracyi. Pod polichromią nadały się jedynie sklepienia i waż- kie obramienia wejść do kaplic. W nawie prawej na ścianie ponad chór- kiem renesansowym odmalowanym został herb Akademii Umiejętności

360

Krakowskiej. W nawie lewej uzupełniają malarską całość na ścianie za- chodniej godło cechu malarzy krakowskich i trzy kamienne tarcze z her- bami królowej Bony (Sforza), domu rakuskiego i rodu Fogeivederów. Kamienie te z XVI w. nie wiadomo jakiego pochodzenia znalazły się po- rzucone w sklepach kościelnych, a odrestaurowane i pomalowane na nowo,

Jan Matejko

stały się ozdobą kościoła. Na zworniku umieszczono portret X. Juliana Bukowskiego, który darem kilkudziesięciu tysięcy złr. umożebnił restau- racyą kościoła.

O polichromii tej pisze Witkiewicz'): „Sztuka Matejki wkraczając do kościoła Panny Maryi, nie była intruzem, który wchodząc gdzieś rozpiera

') Stanisław Witkiewicz: Matejko, Lwów 1909.

361

się brutalnie, poniewierając to, co tam zastaje, nie była parweniuszem uczącym się etyi<iet>' na i\rólewskim progu, który ma przestąpić. Matejki polichromia nie jest w stosunku do ścian strzelistych Maryackiego kościoła tem, czem byh' sztukaterye lub malowania baroku, ogarniające brutalnie gotyckie nawy i sklepienia; nie była też wynikiem nauki, erudycyi, zdo-

d Wiedniem.

bytej mozoinemi studyami w zakresie gotyckiego stylu. Nie, Matejko wszedł tam jak zbłąkany wśród ludzi XIX wieku duch średniowiecza, którego coś wyzwoliło i któremu otwarło właściwe mu światy, w charakterze, w po- jęciu, w ogólnych liniach, w jakości i natężeniu barw, jest ona absolutnie z tego samego co sztuka Wita Stwosza świata. Ta cudowna litania, którą Matejko wyśpiewał na ścianach prezbyteryum, zdaje się tam konieczną, zdaje się od wieków otaczać tryptyk Stwosza, być organiczną jego częścią.

362

To złoto, purpura, turkusowy błękit, te pręgi czarne i pomarańczowe, te ponsowe fasowania, te zwoje stylizowanych roślin, gwiazdy i krzyże wszystko zdaje się być uzmysłowieniem tego porywu duszy, zmateryali- zowaniem tego snu bajecznego, który ogarnia człowieka od przestąpienia progu Maryackiego kościoła".

Idealnym pomnikiem zasług Matejki, a zarazem obrazem jego pra- cowitej a genialnej działalności jest „Dom Matejki", nabyty wraz z jego zbiorami i wielu pracami drogą składek od rodziny i oddany Muzeum Narodowemu.

Współczesną Matejce jest znakomita działalność Juliusza Kos- saka (1824—1899), z której dwadzieścia kilka ostatnich lat jego życia przypada na pracę w Krakowie. „W zakresie formy pisze Witkiewicz ') jest Kossak jednym z najwielostronniejszych natur artystycznych. Jego zdolność spostrzegania, odczuwania, pojmowania i odtwarzania kształtu, obejmuje olbrzymią sferę życia człowieka, zwierząt, roślin, ziemi i nieba. Jest to jeden z najszczerszych talentów, którego materyal twórczy zbierał się w bezpośredniem zetknięciu, współżyciu z naturą. Jego cechy i zalety artystyczne zadziwiające, jego twórczość zdumiewa ogromem prac do- konanych, siła i żywotność jego zdolności jest niespożyta, trwa do osta- tniej chwili życia, do ostatniego tchnienia, z samą niepohamowaną ener- gią i blaskiem świeżości i młodości".

„Dzieło Kossaka, poza swoją bezwzględną artystyczną wartością, ma jeszcze szczególne, wyjątkowe znaczenie dla społeczeństwa, z którego wy- szedł i którego życie skrystalizowało się w jego sztuce".

„Natura i ludzie, ich bezpośredni stosunek, walka, panowanie lub zależność, wieki dawne i chwila dzisiejsza, to wszystko co wyraża tętno życia ludzkiego i co jest wyrazem życia natury, wśród której to życie ludzkie się toczy to wszystko obejmuje twórczość Kossaka. Tam, gdzie temperament narodowy objawi! się ze szczególną dzielnością i silą ruchu w wojnie, czy pokoju tam Kossak znajdował najodpowiedniejszy wyraz swojej duszy i tworzył dzieła, wyrażające najistotniejszą treść jego tem- peramentu".

„Kossaka w tych bitwach nie pogrom nieprzyjaciela obchodzi i cie- szy najbardziej, on wyraża męstwo, dzielność, bohaterstwo żołnierza świetność i energię jego czynów i wspaniały temperament polskiego konia".

„Obrazy Kossaka odznaczają się nadzwyczajną jasnością kompozycyi. To, co chce pokazać w swoim obrazie, pokazuje on w sposób zupełnie zrozumiały między widzem a Kossaka obrazem nie powstają żadne wątpliwości co do intencyi malarza, co do treści życiowej jego obrazu. Z jednej strony wynika to z nadzwyczajnej sity wyobraźni, jasności z jaką obraz powstaje w umyśle malarza, z drugiej z inteligencyi, która odrazu segreguje tłoczące się motywy i podporządkowuje drugorzędne głównym,

■) Stanisław Witkiewicz: Juliusz Kossak. Warszawa 1900.

364

a na koniec wynika to z doskonalej obserwacyi i nadzwyczajnej zdolności zapamiętywania zjawisk życia".

Obok zainteresowania się sztuką wywołanego dziełami Matejki, nie- zmiernie ważnem dla kultury Krakowa stało się założenie Muzeum Na- rodowego. Z dziedziny projektów i marzeń stało się Muzeum rzeczy- wistością przez hojny dar Henryka Siemiradzkiego, który w r. 1879 ofiarował jako kamień węgielny tej instytucyi sławny swój obraz „Pocho- dnie Nerona". Przykład znalazł naśladowców, a miasto, z początku bez pomocy kraju lub państwa, samo objęło ciężar dostarczania lokalu i środ- ków dla rozwoju Muzeum, które z początku było tylko galeryą obrazów i rzeźb, a w biegu czasu rozszerzyło ramy na wszystkie objawy ducha narodu i dziś nie mogąc w murach swych już pomieścić licznych zbiorów, oczekuje pomieszczenia przyrzeczonego na Wawelu. Równocześnie galerye i zbiory Muzeum książąt Czartoryskich oraz Gabinetu archeologii i sztuki w Uniwersytecie przedstawiają poważną sumę przedmiotów kul- tury polskiej i obcej, rozwijając ich zamiłowanie wśród społeczeństwa i dając pole do naukowych studyów. Muzeum Narodowe posiada dzieła prawie wszystkich malarzy polskich. Towarzystwo przyjaciół sztuk pię- knych daje zaś gościnę współczesnej twórczości artystycznej.

Jan Matejko.

ROZDZIAŁ XVII.

Odrębność Wawelu pierwotna warownia l<aszlelania fizyonomia XII w wzmocnienia fortyfil<acyi w XIII w. - ślady dawne w podziemiach budowle Ło- kietlo, Kazimierza W budowle Jagiellońskie menażerya obwarowanie XV w. przebudowa renesansowa XVI w. pałac Zygnuintowski roboty Zygmunta III król Jan III klęski wojenne spalenie pałacu w r. 1702 lustracya z r. 1711 drobne reparacye ruina zajęcie zamku na cele wojskowe próby restauracyjne za Rzpltej krakowskiej ponowne zajęcie zaniku przez wojsko dawny zarząd zamkowy siedziba urzędów - Wawel biskupi pałac biskupi domy kanoni- cze — szkoła katedralna seminaryum własności prywatne nabycie Wawelu

przez kraj

Wawel stanowił samoistną całość obok miasta, a do XIV w. oddzie- lony był od niego moczarami (str. 21), które zwolna zasypywano i zabudowywano (str. 26), dostęp byl prawdopodobnie od południa do początków XIV w. (str. 27).

Nazwa Wawel pojawia się piśmiennie dopiero w polowie XIII w. w kronikach, w XVI i XVII wieku używano i nazwy Wawel; zdaje się, że nazwa ta oznaczała nierówność gruntu ').

Jako siedziba panującego, jego siły zbrojnej, urzędników ziemskich, dalej jako siedziba biskupa, duchowieństwa, seminaryum duchownego a w pewnych czasach i szkół, odgrywał Wawel decydującą rolę jako wa- rownia, stolica polityki i kultury.

Dziewięć wieków historyi przyniosły liczne przebudowy, każda niszczyła częściowo ślady dawniejszego stanu nic więc dziwnego, że z czasów najdawniejszych nie pozostało ni śladu. Długosz zapisał tradycyą, że ko- ścioły śś. Jerzego i Michała powstały w miejscu dawnych świątyń pogań- skich. Obok świątyń musiało istnieć grodziszcze, t. j. ubezpieczenie watami i palisadami. Ślady podobnego grodziska znajdują się na górze Tynieckiej za klasztorem, zarośnięte dziś lasem.

Pierwotna warownia nie obejmowała całej góry, bo dopiero w r. 1265 wyraźnie zapisano o Bolesławie Wstydliwym, że całą górę objął fortyfi- kacyami. Wiedząc, że wówczas na Wawelu było oprócz katedry kilka ko- ściołów czy kaplic, musiało być dość ciasno w obrębie obwarowanym, bo tu musieli się mieścić obok załogi i komendanta z jego dworem biskup i liczne duchowieństwo katedry.

') Stanisław Tomkowicz: Wawel I. Kraków 1908

366

Komendant grodu zarządzał zarazem dobrami, z których dochody i robocizny szfy na umocnienie grodu i na utrzymanie załogi. Ten na- czelnik grodu, nazwany później kasztelanem, wzrastał w powadze w miarę jak tu przenosiła się stolica. Po Krzywoustym uznano księcia krakow- skiego za seniora wszystkich książąt polskich ; kto posiadał Wawel, ten uznawany był za pana Polski, stąd też godność kasztelana krakowskiego wyrosła na pierwszą w państwie i zatrzymała rangę tradycyjnie do ostatnich czasów Rzpitej. Kasztelana krakowskiego zwano krótko „panem krakowskim", w senacie po duchownych zajmował pierwsze miejsce (prin- ceps senatus).

Z osiedleniem się samego panującego na Wawelu musiało nastąpić rozszerzenie i obwarowanie zabudowań dla niego i licznych urzędników dworu.

W czasach, w których nie znano broni palnej i walczyć musiano z bliska, dobywać twierdzy pierś o pierś, najlepszą obroną zamków było niedostępne położenie, a więc stroma góra, albo miejsce wodą lub bagnem otoczone. Te warunki obronności posiadał właśnie Wawel, stwierdzają je fakta historyczne: napróżno kusili się o jego zdobycie rozmaici preten- denci do tronu krakowskiego w XII i XIII wieku, nie zdobyli go Tatarzy w r. 1241, 1260 i 1287.

Zasłużony nasz znawca przeszłości, ś. p. Łuszczkiewicz '), przedsta- wia przypuszczalną fizyonomią zamku w XII— Xiii w. na podstawie swych rozległych badań w następujących słowach :

„Z wierzchu Wawelu dokoła wznosić się musiał już to wysoki wał ziemny z palisadami, lub silne drewniane ściany ziemią spodem obsypane, które w miejscach, mniej od natury bronionych, poprzedzała głęboka fosa... wysokość ścian była taką, strzała wypuszczona z łuku nie prze- niosła ich. Ściany takie miały platformę, bronioną blankami zazębianemi, które w czasie niebezpieczeństwa zamieniano łatwo na ganki kryte i wy- sunięte po przed ściany tak, jak dochowane murowane w basztach kra- kowskich; zowią się „hurdycya", a służyły do bronienia spodu ścian przed nieprzyjacielem, lejąc na jego głowy roztopioną gorącą smołę i ciskając bloki kamienne; naprzeciw spaleniu okładano hurdycya mokremi skórami. Aby nieprzyjaciela w krzyżowym strzale utrzymać, stawiano w ścianach „baszty", wysokie dwa razy jak ściana. W naszym zamku musiały być z grubych bloków drewnianych, na które dęby niepołomskich puszcz się składały, roboty podobnej, jak nasze chaty. Bramę broniły baszty po bo- kach, przed nią przez drogę był rów, na niej most zwodzony, tak urzą- dzony, że podnosząc się na łańcuchach, jak waga, pomostem swym za- mykał bramę silnie żelazem okutą, nad bramą była wieża z hurdycyami, dołem sień, w niej mieszkał odźwierny, czyli stróż. Gdy most zwodzony był opanowany przez nieprzyjaciela, pozostała nadzieja w zapuszczeniu

') Władysław Łuszczkiewicz: Trzy epoki sztuki na zamku krakowskim.

O

g

^

"^

3:'

tu

ti

o

Ń

,.i

S Ji

ffi

i'

Q :

OJ ot 3 W

, 3 5 o TO

' ^ O *; trt

•< Krt cfl

6 "^ = ^

5 *- ^

5 ao « W

. CD C -^

? E n O > 2 E

^ •* - «

- « .5i ^ o -^

O x:

^ a> «

5 J= CL .H

E 0^

nt

.5 "n

: §5 2

t- o M

; ^ -N

Wii**

368

„brony", t. j. kraty żelaznej z kolcami, która na łańcuchach wisząc, spu- szczała się na dół w fugach tak, że zamykała wejście w bramie. W herbie miasta Krakowa, który przedstawia bramę, taką widać bronę u góry otworu. Właściwy zamek (dworzyszcze, burg), w którym książę ze skarbami swemi się mieścił, był w pośród murów lub wałów osobno bronionym przez fosy, palisady, baszty i bramy.

W ostatku oblężeni uciekali do najwyższej wieży, zwykle murowanej, tak zwanego donjonu, bergfriedu, u nas stołpu, a jeżeli mieli dosyć żywności, bronili się tu długo, a w końcu podziemnym kanałem czyli poterną umknąć mogli. W stołpie był skarbiec a w piwnicach więzienie, inne piętra dzie- lono pułapami. W takiej to wieży jedynej mieszkał książę z rodziną w XI w., w XII i XIII budował sobie wygodniejsze mieszkanie, a tylko w chwili niebezpieczeństwa tu się przenosił.

W przygrodku u spodu wzgórza były stajnie, spichrze, obory i mie- szkania, część tychże znaleźć się musiała na górze od strony Wisły przy murach. Pańskie mieszkanie z drzewa, piętrowe, z dostępem na piętro przez schody zewnętrzne, z gankiem, na którym siadywali rycerze, zwieszając swoje tarcze przez poręcz, aby odpocząć po walce; pod schodami wejście do dolnych lokalności. Dach budynku występował od zamkowego po- dwórca naprzód, wsparty na slupach jak u podcieni naszych domów ma- łomiasteczkowych. Mamy prawo utrzymywać na podstawie zapisów cze- skich, ruskich i polskich, że w XII wieku była w tym dworcu ogromna, długa sala z izbami po bokach, rodzaj halli, mogącej zgromadzić tłum szlachty i kanoników. W niej odbywały się liczne biesiady, narady przed wyprawami. Szerokie ławy biegły w niej dokoła w kształcie długich skrzyń, przed ławami stały tarczany biesiadnicze. Jedno miejsce osobne na wznie- sieniu przeznaczone było dla księcia i pana domu. Było to scabellum, krzesło przykrywane poduszką. Nad tym podestem wznosił się wysoki baldachim a przed nim w czasie biesiady stawiano osobny stolik, na któ- rym pan jadał. Na półkach do ścian przybitych błyszczały naczynia i rogi do picia ze złota i srebra o ozdobach grubych i ciężkich, a na podłodze, na ławach i ścianach leżały i wisiały wschodnie powłoki, bizantyńskie ko- bierce o fantastycznych wzorach gryfów i panter splątanych w skręty; sufit takiej sieni był z modrzewiowych belek a olbrzymi komin mieścił w sobie ogromne kłody drzewa, żarzące się zimą. Obok głównego dworu, wznosiły się osobne piętrowe izbice, przeznaczone na pomieszczenie załogi jak i służby, na sypialnie rodziny i dzieci".

Zabiegi pretendentów o tron krakowski, dający zwierzchność nad resztą książąt Polski w epoce jej podziału, musiały wywołać umocnienie zamku krakowskiego. Wacław Czeski w czasie krótkiego panowania w Pol- sce miał według Miechowity ') „przydać zamkowi wysokie wieże i mury"

') Miechowita zapewne opierał się na kr(')tkiej zapisce rocznika świętokrzyskiego, notującej pod r. 1298: „Czesi Kraków onnirowali".

369

(koło 1300—1305). W r. 1306 zgorzał według Długosza cały zamek z wszel- kimi gmacłiami z drzewa wystawionymi. Łokietek musiał zaraz zabrać się do jego przebudowy, bo w czasie uroczystości koronacyjnycłi w r. 1320 nie mógł być zamek ruiną. Nie musiała to być już budowa zupełnie dre- wniana, sądząc ze śladów starożytnych! murów.

PLAN PARTERU

llIllMllll

Plan pałacu (parter).

O Kazimierzu W. zapisał kronikarz Janko z Czarnkowa, że „ozdobił zamek królewski podziwienia godnemi domami, wieżami, rzeźbami, malo- widłem, dachami wielkiej piękności".

Izby parterowe w północno-wscłiodniej części zamku, tradycyą jako mieszkanie i miejsce śmierci Kazimierza W. wskazywane - noszą ślady, że pierwej były niższe, pułapowe. Tak było zapewne za Łokietka, jeżeli nie wcześniej. Kazimierz podwyższył je, a izba ze sklepieniem gotyckiem

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa 24

370

na jednym filarze opartem nosi charai<ter epol<i Kazimierza W., któremu zapewne zawdzięcza to zasklepienie dawna pułapowa izba Łokietka, a i ta izba nie jest najstarszą budowlą, bo w jej ścianach użyto jako materyał porąbanych węgarów jakiejś jeszcze dawniejszej budowli. Izba na południe od Kurzej Stopki ma sklepienie późniejsze, bo z herbami Jadwigi i Jagiełły, następna, na południe, wskazywana jako miejsce śmierci Kazimierza W., jest jeszcze później przerabianą. W części północnej widać reszty murów z epoki XIV w. (koło skarbca i kustodyi) o małych oknach później za- murowanych, widocznie liczących się z nadaniem obronności.

Pozostałości z budowli przed-kazimierzowskich i śladów dawniejszej fizyonomii zamku trzeba szukać w podziemiach. Część arkadowana pałacu zbudowaną jest nad samemi zboczami góry, które zostały rumowiskiem i budową fortyfikacyjnych ziemnych bastyonów w XVII wieku nadsypane blisko o dwa piętra, jak tego dowodzi cokół zewnętrzny szkarpy śre- dniowiecznej ukryty w drugiej kondygnacyi podziemia pod na- rożną wieżą Zygmunta III. Prawdopodobnie od północno-wschodniej strony nie było żadnego zewnętrznego muru obronnego, tylko spadzista skała, z której wyrastały potężne wysokie mury bez żadnych okien w dolnych częściach, a z matemi oknami izb nad piwnicami na wielkiej wysokości od podstawy. W kierunku ku katedrze podnosi się skala, niema drugiej kondygnacyi podziemi, a w skrzydle zachodnim nie ma ich wcale, lecz „sklepy" zbudowane wprost na skale.

Część od strony Stradomia jest od fundamentu na nowo postawioną w latach 1526 1530 przez Zygmunta I, piwnice więc z wejściami z pod galeryi idą rzędem jedna koło drugiej, tak, jak pokoje nad niemi, wszyst- kie z powyższej daty, beczkowo zasklepione, a kończą się od północy na grubym murze działowym, który jest resztą średniowiecznego muru, nie- gdyś w tem miejscu zamek otaczającego. Tak te jak i wszystkie piwnice zamku suche. Widocznie skala ma szczeliny, przez które odpływa wsią- knięta woda ').

W część pałacu wschodnią weszła stara wieża Lubranka, która, jako skośna do przedłużenia pałacu, utonęła dwoma bokami w jego wnę- trzu. Wnętrze tej wieży urządzono jako pokoiki; na I piętrze mieściła się szatnia królewska, na II piętrze, jak się zdaje, kaplica, póki nie wybudo- wano nowszej kaplicy przy Kurzej Stopie, piwnica służyła za więzienie. Wejście do niej prowadziło po kamiennych schodkach na spadku góry ku północnemu bokowi Lubranki, z poręczą w kamieniu wykutą, dotąd pozostałą, wmurowaną w bok Lubranki, a z podestu były na lewo drzwi do piwnicy, z których pozostały w rumowisku węgary renesansowo pro- filowane.

Piwnica ta około 8 m. głęboka, przedzielona była podłogą na górną i dolną. Górna wytynkowana i wybielona mieściła więźniów widocznie

') Klemens Bąkowski: Podziemia Wawelu (Rocznik krak. T Xl)

24*

372

lepszej klasy, jak świadczą łacińskie sentencye wypisane po ścianach i skle- pieniu — dolna część, do której dostęp był przez dziurę w podłodze gór- nej części nie tynkowana, z dzikiego kamienia zbudowana, stanowiła ponure „fundum". Czy w niej kiedy kogo więziono rzeczywiście, niema śladu.

Drzwi musiały mieć okienko, inaczej więźniowie nie byliby mogli umieszczać napisów po ścianach, które pochodzą jak się zdaje z treści ich i charakteru pisma, z trzech rąk, i nie dadzą się wszędzie odczytać. Napis: „Qui perseverabit, coronabitur" (kto wytrwa, ten będzie koronowany) zdaje się wskazywać na czas bezkrólewia i napisał go jakiś więzień interesujący się widocznie polityką. Inny więzień oddawał się refleksyom, pisząc: „Hic me mea... errata coliocaverunt" (tu mię moje błędy sprowadziły). W pół- kolu ściany południowej pod sklepieniem jedyna data: Die 5 Marcii 1716. Napisy pochodzą z X\Mi w., z czasów gdy królowie nie mieszkali już na Wawelu. Pisane były węglem drzewnem lub opalonem łuczywem. Prawdo- podobnie pierwej podziemie to służyło za zwykłą piwnicę, bo znajdowało się w obrębie części mieszkalnej króla z wejściem od strony ogródka kró- lewskiego, było zaś dość miejsca dla więźniów po innych basztach zdała od mieszkania królewskiego.

W rogu południowo-wschodnim dziedzińca, skośnie do całej budowy, leży piwnica, do której wejście prowadzi przez korytarz podziemny z pod południowej galeryi. Przez odkopanie dziedzińca przekonano się, że piwnica ta jest parterową częścią budynku, który niegdyś nisko na spadku się znaj- dował, a przy budowie pałacu w XVI w. zasypanym został dla wyrówna- nia dziedzińca. Budowla to ceglana, prawdopodobnie z XV w., pólokrągłem sklepieniem przykryta. Była to jak się zdaje lodownia.

W piwnicy na północ od Lubranki znajduje się studnia z XVI w.

Podziemia koło Kurzej Stopki wykazują mury pięciu lub sześciu epok budowli i pozwalają rozjaśnić znacznie historyą budowy i każdocze- snej fizyonomii. Dr Tomkowicz w^ dziele swem o Wawelu, krępując się szczupłymi zapiskami dotyczącymi samego zamku, zapatruje się zbyt sce- ptycznie na istnienie murowanych budowli na Wawelu przed Kazimierzem W. Wbrew temu zdaniu przypuścić trzeba, że już pierwej murowano części zamku, zaczem przemawia to, że w Xlii w. murowano już w Polsce nie- tylko kościoły, ale i mieszkania mnichów i opatów, że pod bokiem zamku pracowali w Xlii w. murarze i kamieniarze przy naprawach katedry i bu- dowie kaplic i ołtarzy, nie brakło więc przykładu, zachęty i środków, rze- mieślników do budowy zamku, że walki pretendentów o tron krakowski w Xlii w. musiały wywołać umocnienie siedziby panującego, a więc bu- dowlę murowaną, że już na początku XiV w. w Krakowie liczne ka- mienice murowane mieszczańskie (str. 300). Jeżeli więc rozmaici kupcy i rzemieślnicy stawiali już murowane kamienice przed rokiem 1320, to trudno przypuścić, żeby książę nie wymurował sobie mieszkania.

To więc co w fundamentach koło Kurzej Stopki widzimy, prócz ma- łego kawałka romańskiego, kostkowego, jeszcze dawniejszego, jest pozo-

373

stałością budowy nie tylko Kazimierza W. ale i jego poprzedników. Wido- czne w murach przeróbki, zmiany planu, wysokości pułapów pierwotnycłi i różność materyału z przed zdecydowanej epoki gotyckiej, śladami

Zamek od strony Kurzej Stopy.

budowli Łokietka, Czechów i Leszka Czarnego. Schodząc ze światłem po drabinie przez ciemny otwór małych drzwi o kamiennych węgarach, wido- cznych w ścianie wschodniej izby ze sklepieniem na środkowym słupie opartem, widzi się przed sobą mur z dzikiego kamienia. Obok drzwi, któ-

2*.^

'tt:-^tf.

374

remi zaczęło się zstępować, widać na równi z ich progiem po bołcach po jednym kroksztynie, które trzymały pierwotnie erker z otworem na dole między kroksztynami, czyli latrynę.

Zstępując niżej z drabiny widzi się w tej ścianie pod prawym krok- sztynem okofo 1 metr niżej wazką prostokątną strzelnicę, a pod nią małe okienko obie dawały światło sklepowi pod izbą z której wyszliśmy.

Zeszedłszy na sam dół t. j. na zasypane zbocze góry, z którego ściany wyprowadzono, znajdujemy się w przestrzeni, która była zewnę- trznym kątem między częściami starego zamku, stykającemi się z sobą rogami. Była ona do czasów Zygmunta III zewnątrz widzialną i dlatego pomalowano na tynku w górnej części ciosy. Zygmunt III za- budował całkiem przestrzeń, wystawiwszy na rogu wieżę dekoracyjną, do której korytarz komunikujący z wieżyczką schodową, kaplicą na II pię- trze, a Kurzą Stopką na I piętrze, oparł się na murze, którym zamknięto ów róg od zewnątrz.

Pod tymi komunikacyjnymi zaułkami pozostała przestrzeń ciemna, niedostępna, bezcelowa i taką pozostanie, kryjąc jedynie zewnętrzne ślady dawnej fizyonomii zamku.

Na samym dole tej przestrzeni znajduje się niski otwór, prowadzący do okrągłej klatki kręconych schodów, wciśniętej między Kurzą Stopę a mur przyległy. Klatka ta ma drzwi z I i II piętra, nie ma ich zaś z parteru, dopiero znowu w podziemiu ku piwnicy w wieży narożniej (Zygmunta III). Stąd trzeba przypuszczać, że klatka ta ciągnie się dalej w głąb i tam mu- siała mieć korytarz z wyjściem na zewnątrz pałacu.

Na dole odkopanej części znajduje się w ścianie niski sklepiony otwór ku niskiej i małej piwniczce pod tylną częścią Kurzej Stopki z drugiej strony znowu niski sklepiony otwór komunikujący z podziemiem wieży Zygmunta III.

Podziemie to kopulasto zasklepione z jednem umieszczonem wysoko okienkiem ku ulicy Kanoniczej, zabezpieczonem podwójną kratą. W dole głębokiego otworu do tego okna prowadzącego, jest jakoby komin w głąb; dostarcza on powietrza podziemiu pod piwnicą jeszcze się znajdującemu.

Prostokątny otwór w podłodze prowadzi do „fundum". Zeszedłszy po drabinie, znajdujemy się w ciasnej zamkniętej przestrzeni, w której naj- ciekawszym przedmiotem jest potężny mur, narożnikiem w nią wstępujący, który po bliższem oglądnięciu i porównaniu planu okazuje się jako pro- stopadłe przedłużenie narożnika izby narożnej, obmurowane ciosowym cokołem około 1-20 m wysokim, pokrytym trzema pochyłemi ciosami, nad któremi dalej w górze biegnie prostopadle mur narożnika gotyckiego zamku. Wyżarte i wygładzone przez deszcze kamienie nad cokołem wska- zują, jak długie wieki stał ten narożnik, nim go wieżą Zygmunta lii zakryto.

Wróciwszy do okrągłej wieżyczki schodowej, dostajemy się po kilku szczeblach drabiny przez mały otwór do niskiego sklepionego schowka pod tylną częścią Kurzej Stopki (ii kondygnacya).

375

Pod izbą z herbami Jadwigi i Jagietty było cale podziemie gruzem zasypane, ścian jego użyto za substrukcyą budowli późniejszych nad nią.

Od wschodu tego obecnie odi\opanego podziemia widać, że mur zewnętrzny od ulicy Grodzkiej postawiony jest na zewnątrz dawniejszego muru grubego. Mur zamykający od zachodu to nieregularne podziemie oraz część muru północnego w rogu, przy zetknięciu się z murem zacho- dnim, jest z kamienia obrabianego młotkiem w kostki, układanego regu- larnie pokładami, słowem jest murem o technice naj- dawniejszych budowli ro- mańskich, jest to naj- starszy poza katedrą dotąd znaleziony mur świeckiej budowli krakowskiej. Mur ten zburzono częściowo przy późniejszych przebu- dowach. Ściany wykazują przeróbki kilkakrotne. Od północy tuż przy ziemi wi- dać, że resztka arkady od muru romańskiego opiera się na innym murze, że coś zburzono a nową rzecz sta- wiano i znowu przerabiano.

Pod izbą sąsiednią (od południa) schody dawno zbutwiały i z trudnością schodzi się po rumowisku spadzistego podmurowania, na którem niegdyś spoczy- wały stopnie, ściany w dol- nej części z łamanego ka- mienia, w górnej miesza- nego z cegłą wielkiego

formatu. Podłoga brukowana, w środku najstarsza zamkowa czworokątna szeroka studnia z resztami dębowej cembrzyny, zasypana gruzem, tylko górna jej część około 2 m głęboka jeszcze nie zasypana.

Plan sąsiednich piwnic należy do w. XVI kiedy stworzono regularny prostokąt pałacu. W piwnicy sąsiadującej z poprzednio opisaną obciosano stary mur od strony wschodniej, tak, że tworzy on dziś jakby resztę pół- kola, resztę okrągłej wieży lub absydy, dotyka zaś z drugiej strony kostkowego muru romańskiego poprzednio wspomnianego, jest więc frag- mentem bardzo starej budowy.

Izba gotycka.

376

Na północ od tej piwnicy przez drzwi zamknięte u góry półi\oiem z piaskowca wchodzi się do piwnicy z potężnym filarem na środku, od którego biegnie w cztery pola półkoliste sklepienie. W rogu na prawo, wygląda jakby zaokrąglony mur, zdaje się zewnętrzna strona owej zbu- rzonej budowy, o której była mowa przy poprzedniem podziemiu.

Piwnice pod północnem skrzydłem pałacu mają stary średniowieczny mur zewnętrzny (północny i południowy) lecz urządzone i zasklepione jednakowo w XVI w.

Skrzydło zachodnie pałacu od strony katedry stoi wprost na skale. Piwnice pod częścią zwaną „kuchniami" nie mogły być zbadane, gdyż budynek jeszcze zajęty przez wojsko.

Od czasu Kazimierza W. nie brakło już królów budowniczych. Zamek powiększa się ciągle, zdobi i obwarowuje. Jagiełło podwyższa mury obronne i buduje obronne wieże w r. 1393, zwłaszcza dla umocnienia bramy: stają przy niej dwie wieże i barbakan, z którego spód pozostał dotąd przed wieżą zegarową i tworzy dziś platformę, dwie wieże stały naprzeciw niego.

W r. 1393 sprowadza Władysław Jagiełło malarzy ruskich do Kra- kowa celem wykonania malowideł na Łysej Górze i na zamku krakow- skim i utrzymuje ich przez kilka miesięcy.

Gotycka część pałacu od strony ulicy Grodzkiej ubrana jest lasko- waniem o charakterze XV w. Prawdopodobnie jest to praca z końca pa- nowania Jagiełły lub z czasów Kazimierza Jagiellończyka. Co do Kurzej Stopy, to chociaż herb Jadwigi na jej czasy wskazywać się zdaje, prawdo- podobnie powstała takowa później niż zewnętrzna szata części co dopiero opisanej, gdyż z zewnątrz wygląda tak, jak gdyby do gotowej już cio- sowej narożnej szkarpy przybudowano. Stary herb piastowski, umieszczony w dolnej ścianie Kurzej Stopki, został znaleziony w gruzach na stokach Wawelu i wmurowany w szkarpę Kurzej Stopki ').

Cala ta gotycka wschodnia część zamku nosiła nazwę Kurzej Stopy lub Kurzej nogi. Część zamku zwano także wyższym zamkiem.

Wielokątne zakończenie właściwej Kurzej Stopy t. j. wieżyczki na wzór absyd kościelnych, w kierunku linii Świętej wskazuje, że była to kapliczka domowa. Dla zrównania jej z piętrem mieszkalnem wzniesiono na wysokiem podmurowaniu, opiętem szkarpami, dostosowanem do skały, na której się opiera, co jej nadaje charakterystyczny kształt.

Z odnalezionych rachunków wydatków za roboty zamkowe z r. 1461 -) okazuje się, że w tej epoce nie budowano nic nowego, lecz podejmowano same roboty restauracyjne, jak roboty ciesielskie około przerabiania blan- ków na murach obronnych, naprawa dachu gontowego na całym zamku, reperacya wieży nad bramą zamkową. Murarze przebijali mur za skarb-

') Stanisław Estreicher: Wspomnienia Ambrożego Grabowskiego. Bibl. krak 41. ') Stanisław Krzyżanowski: Rejestr wydatków na naprawy zamku krakowskiego. Spraw. kom. hist sztuki. T. V.

377

cem katedralnym i przerabiali budynek kuchni królewskiej, robili coś okoto murów domu wielkiego t. j. zapewne koło palatium królewskiego; przerabiano drzwi w pałacu starej królowej (Zofii), naprawiano coś w mie- szkaniu młodej królowej (Elżbiety), uzupełniono dacii ołowiany na sypialni malowanej, sprawiono okno do pałacu białego i do sal zwanych Malowanka i Sowiniec. Cały wydatek wyniósł około 160 grzywien.

Izba gotycka z XIV wieku.

W oficynie od południa pomieszczono za Jagiełły lubioną w średnich wiekach przez panujących menażeryę lwów, która przetrwała do końca XVI w. Początek jej wyjaśnia list Florentczyków z 23 maja 1406 roku ') do króla Jagiełły:

„Gdy wielebny Jan, doktor dekretów, poseł i powiernik Waszej Ła- skawości wracał z Apulii i prosił nas gorąco i uprzejmie z Waszej strony nasz rząd, aby mu dać Iwy, które Wasz Majestat pierwej listownie i ustnie

') Cod. epist. saec XV. T. 1. pag. 25.

378

od naszych poprzedników upraszał, aby waszej świętej i\oronie je pokazać, my więc znając szczególną miłość, jai<ą Wasza łaskawość Florentczyków otacza i pokrewieństwo, którem byliśmy połączeni ze sławnej i niezapo- mnianej pamięci... ś. p. Ludwikiem, królem Węgier, a pragnąc zjednać sobie przychylność Waszego tronu, jednego lwa z lwicą temuż panu Janowi kazaliśmy na Wasze imię wydać, abyście mieli obie płci zwierząt do roz- mnożenia. Są to Iwy florentyńskie i dosyć, o ile natura pozwoli, oswo- jone... a gdy lwów konstytucya nie sprzyja zimnu, koniecznem jest aby Wasz Majestat, jeżeli, jak myślimy, życzy sobie, aby te zwierzęta potom- stwo wydały, kazał baczyć, żeby je chowano w miejscu ciepłem... Raczy zatem Wasz Majestat podarek ten łaskawie przyjąć etc."

Z połowy XV w. pochodzą baszty: Senatorska (od strony Stradomia), Sandomierska (od strony Bernardynów) i Złodziejska (nad Rybakami). Wszystkie zachowały wewnątrz a częścią i zewnątrz gotyckie obramienia i ostrołukowe drzwi z XV w. Między Senatorską a Sandomierską, w ró- wnych prawie odstępach stały jeszcze trzy wieże: Tęczyńskich, Szlachecka i Kobieca lub Panieńska. Baszty te były w czasach pokoju turmami wię- ziennemi, ciężkich złoczyńców więziono w lochach, inni odsiadywali karę w izdebkach na piętrach wieży.

W gotyckiej tej szacie przetrwał zamek epokę średniowiecza. W nim doszło do skutku połączenie Litwy z Polską zrzeczeniem się przez Jadwigę małżeństwa z księciem rakuskim Wilhelmem i przez przyjęcie nawróconego Jagiełły za małżonka. Tu Długosz kształcił jego wnuków w historyi pol- skiej, tu posłowie ziem pruskich dobrowolnie zażądali przyłączenia do Polski, co się po długiej wojnie z Krzyżakami pokojem Toruńskim ziściło, tu się odbywały poważne, niezakłócone jeszcze przewagą tłumu szlache- ckiego narady, które Polskę postawiły na szczycie potęgi.

W początku XVI w. uległo mieszkanie królewskie zupełnej przebu- dowie. Może bezpośrednią przyczyną był pożar z r. 1499, który znaczną część zniszczył. Nowa budowa przypadła na epokę stylu odrodzenia: po- wstała siedziba obszerniejsza, okazalsza i wygodniejsza, mimo zniszczenia dziś jeszcze imponująca rozmiarami, harmonią i powagą, łącząca w orna- mentacyi dawne motywa gotyckie z nowemi formami renesansu w harmo- nijną i oryginalną całość. Całą przebudowę przypisują historycy Zygmun- towi I, zdaje się jednak, że i poprzednikom jego część zasługi przyznać należy. W aktach żup wielickich znalazły się zapiski wydatków z r. 1507 na budowę wielkiej sali na zamku krakowskim w kwocie znacznej 2085 grzy- wien, nadto na wydatki w r. 1506 1508 na kamieniarzy włoskich.

Dnia 7 maja 1508 r. zawarto umowę z malarzem Michałem, który miał malować te sale z czterema pomocnikami. Zakupywano też farby : złoto gniecione (aurum pressum) w Krakowie od Bernarda (auripressor), grynszpanu (grinspan, grinspon) i lazuru dostarczał Leonard z Chęcin ').

') Klemens Bąkowski: Zamek krakowski. Kraków 1907.

379

O dalszej budowie pisze Decius pod r. 1508: że król Zygmunt I „zamek krakowski, zewsząd zrujnowany, jako siedlisko króla niegodne, w części położonej od zachodu, zaczął od fundamentu nowego wznosić i ozdabiać budynkami" a pod r. 1516 pisze: że „dnia 16 października zmarł Franciszek Wlocłi (delie Lorę) znakomity arctiitekt, ten, cokolwiek na zamku krakowskim sposobem włoskim wykonano, dokonał w całości

Oddrzwia z Wawelu.

swym talentem przez całe skrzydło, które na miasto patrzy i to, które okala katedrę". W latach 1521 1530 kierował budową Bartłomiej Berecci, budowniczy kaplicy Zygmuntowskiej. Dla przedłużenia pałacu ku Strado- miowi, zburzono stary zamek w tej części a dół jego zas\pano. W ten sposób uzyskano płaską platformę, wspaniały dziedziniec zamkowy. Arka- dowanie dziedzińca nie było zdaje się odrazu zamierzone, gdyż konsole sklepień galeryi przypadają bardzo nieregularnie do otworów okien i drzwi, erker drugiego piętra w skrzydle zachodniem, zakryty galeryą, dowodzi, że galerya później powstała, jednak w' toku budowy Zygmunta i, bo

380

w r. 1536 w każdym razie już były arkadowania skończone. Budowla zam- kowa zmieniła się we wspaniały pałac o wielkich oknach, przestronnych salach, lotnych gankach. Dach przykryty był dachówką w rozmaite kolory glazurowaną i wzorzysto ułożoną, jak tego dowodzą znalezione w rumo- wisku dziedzińca okazy dachówek. Kominy były wyprowadzone nad dach w wysokie kamienne wyloty.

Nie oszczędziły losy tego dzieła, a zwłaszcza główny nieprzyjaciel, ogień jak w r. 1536, 1549, 1595. Drobne pożary budziły wielkie skutki, a przyczyniała się do tego pewna zbyteczna solidność budowy, mianowicie nie odpowiadające konieczności grube wiązania dachowe: skoro ogień dostał się do wiązań, wzniecał się żar z całego lasu drzew, pod dachówką umieszczonych, który trudno było ugasić.

Wnętrze zapełniło się dziełami prawdziwej sztuki. Dochowały się tylko ozdobne rzeźby drzwi i okien, przepadły meble i obrazy, ale zostały liczne wzmianki o malowidłach ściennych a w Gatczynie podziwiają sławne opony (arrasy), które niegdyś ściany pałacu wawelskiego okrywały, zwane „Po- topem".

Postęp broni palnej wywołał także zmianę otoczenia, gdyż dla umie- szczenia armat usypano na pochyłości góry i u jej podnóża ziemne reduty, przez co powstała zewnętrzna niższa linia obronna, którą w miarę mo- żności później rozszerzano.

Po Jagiellonach uczynił wiele dla ozdoby zamku Zygmunt III. Zami- łowany w sztuce sprowadzał z Włoch liczne obrazy, zamawiał nowe, ob- wieszał nimi ściany i zdobił sufity, wprowadził marmurowe oddrzwia i oka- załe takież kominy, zbudował dekoracyjną basztę narożną koło Kurzej Stopki, umieszczając w nich miłe gabinety stiukiem zdobione. Zrządzone pożarami szkody naprawiał bezzwłocznie.

Mimo przeniesienia stolicy do Warszawy, bywał tu Zygmunt Iii dość często, zamek zachował całą swą świetność.

Rzadziej już przebywali następcy Zygmunta III. Władysław IV kazał zamek (kolo r. 1647) „otoczyć u podstawy kilku bastyonami i wałem do- brze okolonym od strony miasta, atoli to umocnienie, chociaż jest regu- larnem, służy przecież więcej okazałości niż obronie, gdyż jest zbyt zacie- śnionem i zbywa mu na potrzebnej przestrzeni".

Nastąpiła smutna epoka najazdu szwedzkiego (1655-1657). Ogień wprawdzie oszczędził zamek, ale kule uszkodziły go znacznie. Czego nie wywieziono i nie schowano, poniszczyli Szwedzi.

Ostatnim królem, który częściej przebywał na zamku krakowskim był Jan III Sobieski, on też ze swego skarbu wyasygnował 18.000 złp. na restauracyę zamku, którą zajmował się mieszczanin krakowski a sekre- tarz królewski, Oaudenty Zacherla.

Stanowczy cios, z którego nigdy nie podniósł się pałac królewski, zadał mu najazd szwedzki Karola XII. W nocy 15 września 1702 zgorzał pałac: „Chorzy tam Szwedzi leżeli, palili ognie na posadzce i stąd się

381

zajęło. O godzinie 3 już Kurza Stopa po sam skarbiec i dachy i okna wierzchnie zgorzały... tragarze zapadły i kilku znacznych oficerów zabiły. Kościół katedralny obroniony został i izba poselska. Lubo zrazu ludzi nie puszczano do bronienia, ale potem otwierano bramy i w Zygmunta na gwałt dzwoniono, aby zabiegali ostatniej ruinie. Gorzał ten zamek do dnia 22 września". Król August II Sas zabrał blachę miedzianą ze spalonej części dachu do Saksonii, pałacu nie restaurował, tylko umocnił zamek od strony Wisły, systemem t. zw. \'aubanowskim, trójkątnemi redutami. Stan fortyfikacyj w roku 1711 smutno opisuje lustracya ') z tegoż roku:

Dziedziniec.

„Wchodząc do zamku z Kanoniczej ulicy wrota proste z tarcic na biegunach drewnianych z kunami żelaznemi, wrzeciądzem i skoblami. Od wału począwszy do rogu muru, palesady drewniane dwoje od wału, sztachety wywalone.

Przy samej bramie dziura w murze wybita ku przedmieściu.

Tandem baszta na której kaganiec żelazny na biegunku żelaznym, po tym brama żelazem okuta, na łańcuchach, z walcem żelaznym, wisząca na wale drewnianym, obręczami kilkoma okutym. W tej bramie jest furtka.

') l^el. Castr Crac. T. 135 p. 1544 w Arch. aktów gród. i ziem.

■r\s^'^r^ r

382

Po prawej ręce idąc w bramie jest baszta pusta, gani<i nad mu- szl<ietami zrujnowane, poodzierane ; po lewej ręce kordegarda z 2 kra- tami żelaznemi bez okien, pieca, drzwi, z powałą dziurawą. Idąc na wał wrota z tarcic otworzyste na biegunacli drewnianych z wrzeciądzem i skoblem, sctiody na wielką basztę w lewej ręce. izdebka oficerska o 2 oknach, z fundamentem na piec, z podłogą zgnitą.

Idąc stąd do zamku wrota alias brama z dębowych forsztów. blachami żelaznemi obita, w środku szpernalami kapeluszkowemi na wylot nitowana, na czopach żelaznych i panewkach, bieguny okowane żelazem, drąg żelazny do zasuwania ze skoblami dwoma.

Furteczka jest w tej bramie.

Z bramy idąc na wal jest wielka baszta, dach na niej znacznej poprawy potrzebuje. Armaty żelazne jest sztuk trzy na lawetach, pod dwie- ma armatami koła kowane, pod trzecią bose, podłogę z gruntu wybrano.

Na wale in circumcirca budki dla szyldwachów żadnej nie masz, ka- walec pod senatorską izbą jest, armaty na nim żelaznej sztuk trzy, jedna z lawetą na kołach bosych, dwie na ziemi leżą.

W wale tym ku bramie grodzkiej jest dziura wywalona, którędy cho- dzono sobie tam i sam z miasta. Nazad wróciwszy na górny wał pod Kurzą Stopę, drzwi murowane bez drzwi. Tandem bat ery a zrujno- wana jest, armaty sztuk 4 na ziemi leżą pod murem bez wszystkiego. Potem baterya pod kanonią, armaty sztuk 4 leży na ziemi pod mu- rem. Dalej idąc ku zamkowi baterya w pół rozebrana, armaty na niej trzy, na lawetach pod jedną kola kowane, pod drugiemi bose, kordy- gardy także w murze quondam będącej nie masz i znaku. Idąc ku Szla- checkiej wieży była baterya długa, w pół większe zrujnowana. Pod Sandomierską wieżą była baterya, w pół zrujnowana została. Idąc mię- dzy mury ku Złodziejskiej wieży były schody, teraz ich nie masz. Ku Seminaryum idąc między murkami były palesady, teraz dziura prosta między murami, sztakiety zabrano".

Dopiero Sejm grodzieński z r. 1726 przyznał 30 tysięcy złp. na repa- racyę zamku krakowskiego. Biskup krakowski Szaniawski zajmował się restauracyą i sam do niej dokładał, tak, że gmach do porządku przywrócono w murach ; ornamentacyi, urządzenia wewnętrznego już nie przywracano.

Koło r. 1740 naprawiano fortyfikacye, ale szczegółów bliższych nie zapisano. W czasie wojen konfederackich musiały one znowu ucierpieć. W r. 1778 robiono plan napraw. W inwentarzu w r. 1787 wspomniano: „Wały znacznie rozszerzone, plantowane, chrustem oplatane. Pod wieżą Sandomierską także wał rozkopany z plantowaniem a to dla bezpiecznego zjazdu koni do pojenia do Wisły". Dopiero w latach 1790—1792 podnie- siono wały i baszty kosztem około 300.000 zip. głównie od strony za- chodniej i południowej pod fachowym wojskowo-inżynierskim kierunkiem; z tych czasów pochodzą gwiaździste podmurowania od strony Wisły, które w r. 1794 dokończył Kościuszko.

■v.-^.:ą/

383

W czasie powstania Kościuszkowskiego zajmują Prusacy zamek 15 lipca 1794 roku, po nich zajmują go Austryacy w roku 1796 na koszary, prze- robili więc pałac na jednolite bielone izby, wyrzucając kominki, rąbiąc obramienia drzwi i okien. Jedyną ich zasługą, że kolo 1807 r. podmuro- wali nadpsute zębem czasu arkady galeryi dziedzińcowej, przez co zakon- serwowali najpiękniejszą część, chroniąc od zawalenia. Po ustąpieniu

Gabinet Zyginiiiita lii.

Austryaków w roku 1809, służył zamek znowu na koszary milicyi, schroni sko ubogich, a sala zwana srebrną na popisy Towarzystwa muzycznego. W pięknym dziedzińcu odbywano zabawy w rodzaju festynów ogrodowych (karuzel) i pokazywano ognie sztuczne. W r. 1828 Senat Rzpltej krakow- skiej odnowił bramę wjezdną, burząc niepotrzebnie 2 baszty obronne obok niej położone i zatracając cały średniowieczny charakter wjazdu obron- nego, następnie przerobił zewnętrzną część gotycką od strony ulicy Grodz- kiej, a w r. 1830 zawiązał komitet odnowienia zamku. Na ten cel darował

^:t*r

i^^rra-^^i

..Ml

^t- , t -^

^'^.-^

>=<!

* , «

382

Po prawej ręce idąc w bramie jest baszta pusta, ganki nad mu- szkietami zrujnowane, poodzierane; po lewej ręce kordegarda z 2 kra- tami żelaznemi bez okien, pieca, drzwi, z powalą dziurawą, idąc na wał wrota z tarcic otworzyste na biegunachi drewnianych z wrzeciądzem i skoblem, schody na wielką basztę w lewej ręce. Izdebka oficerska o 2 oknach, z fundamentem na piec, z podłogą zgnitą.

idąc stąd do zamku wrota alias brama z dębowych forsztów. blachami żelaznemi obita, w środku szpernalami kapeiuszkowemi na wylot nitowana, na czopach żelaznych i panewkach, bieguny okowane żelazem, drąg żelazny do zasuwania ze skoblami dwoma.

Furteczka jest w tej bramie.

Z bramy idąc na wal jest wielka baszta, dach na niej znacznej poprawy potrzebuje. Armaty żelazne jest sztuk trzy na lawetach, pod dwie- ma armatami kola kowane, pod trzecią bose, podłogę z gruntu wybrano.

Na wale in circumcirca budki dla szyldwachów żadnej nie masz, ka- walec pod senatorską izbą jest, armaty na nim żelaznej sztuk trzy, jedna z lawetą na kolach bosych, dwie na ziemi leżą.

W wale tym ku bramie grodzkiej jest dziura wywalona, którędy cho- dzono sobie tam i sam z miasta. Nazad wróciwszy na górny wał pod Kurzą Stopę, drzwi murowane bez drzwi. Tandem baterya zrujno- wana jest, armaty sztuk 4 na ziemi leżą pod murem bez wszystkiego. Potem baterya pod kanonią, armaty sztuk 4 leży na ziemi pod mu- rem. Dalej idąc ku zamkowi baterya w pół rozebrana, armaty na niej trzy, na lawetach pod jedną kola kowane, pod drugiemi bose, kordy- gardy także w murze quondam będącej nie masz i znaku, idąc ku Szla- checkiej wieży była baterya długa, w pół większe zrujnowana. Pod Sandomierską wieżą była baterya, w pól zrujnowana została, idąc mię dzy mury ku Złodziejskiej wieży były schody, teraz ich nie masz. Ku Seminaryum idąc między murkami były palesady, teraz dziura prosta między murami, sztakiety zabrano".

Dopiero Sejm grodzieński z r. 1726 przyznał 30 tysięcy zip. na repa- racyę zamku krakowskiego. Biskup krakowski Szaniawski zajmował się restauracyą i sam do niej dokładał, tak, że gmach do porządku przywrócono w murach ; ornamentacyi, urządzenia wewnętrznego już nie przywracano.

Koło r. 1740 naprawiano fortyfikacye, ale szczegółów bliższych nie zapisano. W czasie wojen konfederackich musiały one znowu ucierpieć. W r. 1778 robiono plan napraw. W inwentarzu w r. 1787 wspomniano: „Wały znacznie rozszerzone, plantowane, chrustem oplatane. Pod wieżą Sandomierską także wał rozkopany z plantowaniem a to dla bezpiecznego zjazdu koni do pojenia do Wisły". Dopiero w latach 1790—1792 podnie- siono wały i baszty kosztem około 300.000 zip. głównie od strony za- chodniej i południowej pod fachowym wojskowo-inżynierskim kierunkiem; z tych czasów pochodzą gwiaździste podmurowania od strony Wisły, które w r. 1794 dokończył Kościuszko.

383

W czasie powstania Kościuszkowskiego zajmują Prusacy zamek 15 lipca 1794 roku, po nich zajmują go Austryacy w roku 1796 na koszary, prze- robili więc pałac na jednolite bielone izby, wyrzucając kominki, rąbiąc obramienia drzwi i okien. Jedyną ich zasługą, że kolo 1807 r. podmuro- wali nadpsute zębem czasu arkady galeryi dziedzińcowej, przez co zakon- serwowali najpiękniejszą część, chroniąc od zawalenia. Po ustąpieniu

Gabinet Zygmunta III.

Austryaków w roku 1809, służył zamek znowu na koszary miłicyi, schroni sko ubogich, a sala zwana srebrną na popisy Towarzystwa muzycznego. W pięknym dziedzińcu odbywano zabawy w rodzaju festynów ogrodowych (karuzel) i pokazywano ognie sztuczne. W r. 1828 Senat Rzpltej krakow- skiej odnowił bramę wjezdną, burząc niepotrzebnie 2 baszty obronne obok niej położone i zatracając cały średniowieczny charakter wjazdu obron- nego, następnie przerobił zewnętrzną część gotycką od strony ulicy Grodz- kiej, a w r. 1830 zawiązał komitet odnowienia zamku. Na ten cel darował

384

Mikołaj I jako król polski 10.000 zip. Wybuch powstania listopadowego położy! kres tej akcyi.

Projektowana wówczas restauracya może lepiej, że nie doszła do skutku, bo zachowane dotąd projekty jej architekta Lanci'ego bez znajo- mości archeologii, proponowały zupełną przeróbkę w fantazyjnym stylu gotyckim, która byłaby prawdopodobnie zniszczyła resztę dochowanych autentycznych resztek.

Po upadku Rzpltej w roku 1846 Austryacy reparowali jedynie dachy pałacu i baszt, których górne zakończenia nieco przerobili, mury zewnętrzne

Sufit w gabinecie Zygmunta 111.

dawne zburzyli, a wybudowali nowe w r. 1852, zrobili drugi dojazd od północy i podwójny od południa, na reszcie góry, zburzywszy dawne bu- dynki, postawili szpitale, wozownie i warsztat artyleryjski.

Obok mieszkania panującego i jego rodziny mieścił Wawel oczywiście kancelarye i ubikacye dla dworzan i służby, ponadto w rozmaitych cza- sach był siedzibą urzędów dworskich i ziemskich, a wreszcie w znacznej części duchowieństwa.

W miarę wzrostu znaczenia kasztelana, zarząd zamku schodził w ręce jego podwładnych, wojskiego co do obrony, włodarza co do zarządu dochodów, sędziego dla sądzenia poddanych w dobrach kasztelanii, w XIV w. powstali burgrabiowie, którzy w XVi wzrośli do 10, za

385

Stanisława Augusta do 12; do nich należało dbać o obronność zamku, z powodu czego obowiązani byli stale tam mieszkać, za co pobierali pensyą z żup wielickich, ale obowiązków tych stale zaniedbywali i najczęściej mie- szkali w mieście lub we wsi własnej, może i dlatego, że mieszkanie ich na zamku, coraz bardziej podupadającym, było im niewygodne i zniszczone. Mieściło się ono przy bramie wjazdowej, nad nią i obok niej.

Właściwym rządcą zamku byt od czasów Łokietka wielkorządca (magnus procurator). On prowadził budowę nowych gmachów, pilnował ich po wybudowaniu , kierując naprawami. Urząd ten sprawowali ludzie zaufania królewskiego, wpływowi ; w miarę malenia majątku król. i niszcze- nia się zamku malało i znaczenie wielkorządców. Rachunki ich i księgi najważniejszem źródłem do historyi Wawelu.

Drzwi w salce na 1 piętrze.

Mieszkanie mieli na zamku , w ostatnich czasach na parterze od wschodu ; nadto w skrzydle zachodnim mieli swe archiwum i kancelarye, w których odprawowali także część sądownictwa, jakie sobie z czasem wy- robili; w skrzydle poludniowem mieli do dyspozycyi dla swych skazań- ców więzienie (Dorotka przy wieży Senatorskiej). Do pomocy mieli pod- rzęczego, pisarza prowentowego, mierników, klucznika czyli wro- tnego i t. d., którzy zawiadywali sprawami dóbr i budynków przeróżnych, zapełniających Wawel prócz pałacu, jak kamienicą „sepną", „Rabsztyn", stajni, wozowni, piekarni, młyna, browaru, pralni i t. d.

Zarząd obrony przeszedł w XVII w. od wielkorządcy do przeło- żonego nad armatą; „mury, które te armaty trzymają, do generała arty- leryi należeć mają et per consequens reparari sumptu publico powinny". Było to słuszne, bo Wawel wówczas był twierdzą, ale niestety zarząd pań-

K. Bąkowaki. Dzieje Krakowa.

25

386

stwowy polski co do wojskowości niezaopatrzony w należyte fundusze, nie mógł należycie dbać o fortece, cierpiała też na tern obronność zamku krak. Pierwotną załogę królewską, służącą więcej dla parady, i drobną załogę starościńską dla utrzymywania porządku w razach zgiełków, na- paści— po przeniesieniu stolicy do Warszawy zastąpił garnizon, złożony z 40 ludzi, który czasem pomnażano w czasach wojennych. Na ich czele stał rotmistrz, mieszkający w bramie pierwszej od miasta. W czasie wojny, bezkrólewia, obsadzał zamek wojskami hetman.

W XIV w. powstał też urząd starostów grodowych, którzy zajęli miejsce burgrabiów po wszystkich grodach, z wyjątkiem krak., nie mieli więc wpływu na zarząd zamku , ale rezydowali w nim jako władza ziemi i powiatu ').

„Gród" starościński mieścił się na południe od katedry, a z resztek jego murów pozostała jeszcze dolna część budynku , obecnie tam sto- jącego.

Lustracya z r. 1638 -) zapisała „bardzo nadpustoszałe tak górne po- koje, gdzie JWP. Starosta sam sądzi iuridikę i mieszka, jako też urząd

grodzki na górze zasiada" „Praesidium IMĆ. P. Starosta dla grodu

i zamku ex antiquo powinien piechotę chować, której presens okrom rot- mistrza jest 40. Mieszkanie dla rotmistrza w bramie pierwszej od miasta, gdzie też i piechota wartę odprawuje".

Dokładniejszy opis grodu podaje Lustracya z r. 1768'): „kamienica murowana naprzeciw kościoła katedr., rogiem dotykająca się pałacu król. .... odrzwia z ciosanego kamienia. Idąc do sądowej izby, jest przedsio- nek, do którego wchodząc, 4 stopnie kamienne. . . . Wchodząc do są- dowej izby, sklepienie murowane, podłoga z tarcic, stół dębowy do są- dzenia na podwyższonych tarcicach, obwiedziony balaskami drewnianemi. .. Ławy do siedzenia pod ścianami, z jednej strony 8, z drugiej strony na przymurkach ławy 2 z deszczek. Z tej izby idąc do sukcepty, nadedrzwiami jest figura na Krzyżu Chrystusa P. , przed którą lampa mosiężna wisząca na drucie żelaznym ; naprzeciwko w narożniku jest obraz Matki Najświęt- szej, piastującej Chrystusa P., na płótnie malowany. Stoły 2 jodłowe, ław 4 prostych, piąta mała framuga pod oknem dla wygody siedzących... "*)

Na górę schody z ciosanego kamienia dobre; z tych wyszedłszy, jest się przed sądową izbą górną , w której posadzka z ciosanego kwa- dratowego kamienia ułożona.

Wchodząc do górnej sądowej izby, w tej izbie okien 5, piec kaflowy we 3 skrzynie, nowy stół na podwyższonej podłodze, wkoło balaskami z tarcic

') Stanisław Kutrzeba. Dawny Zarząd Wawelu Rocz krak. T VIII.

') Rei. Castr. Crac T. 189, p. 1241.

') Rei. Castr. Crac. T. 201, p. 2023.

') Lustracya z r. 1779, (Rei. Cas Cr T. 210, p 759) wymienia tu jeszcze „land- szaft nad drzwiami, na którym 4 herby malowane, krzesło dla sędziego aksamitem powleczone, pięć portretów".

387

obwiedziony; stót drugi z tarcic,- ław wkoło ścian 6, przy siole ławek krótkicłi 2, trzecia pod oknem, na ścianie po prawej ręce Effigies Ukrzy- żowanego wielka, staroświecka '), przed którą lampa blaszana na sznurku

^ >'"*'- .

Drzwi z Kurzej Stopy.

wisząca , ex opposito na drugiej stronie obraz Matki Boskiej na płótnie. Nad drzwiami obraz wielki śvv. Jana Nepomucena, nad drugiemi drzwiami portret Naj. Augusta lii, portret JW. ś. p. Franciszka Wielopolskiego . . .

') Lustracya z r. 1779 dodaje „krucyfiks bardzo wielki staroświecki, na łańcuchu uwieszony i do ściany przybity".

25*

388

JW. Karola Oonzagi Myszkowskiego margrabi pinczowskiego , ś. p. Pana Żydowskiego sędziego krak. , W. Michałowskiego sędziego krak." Z dal- szego opisu okazuje się, że pokoje mieszkalne, kuchnie i piwnica były zupełnie już zniszczone.

Znaczna część Wawelu zajęta była przez duchowieństwo. Oprócz ka- tedry — o której budowie była już mowa (str, 15, 287 i 297) były i inne kościoły: Św. Jerzego, którego założycielem miał być Mieczysław I, we- dług Długosza. Mieczysław jednak nie posiadał jeszcze Krakowa, nie mógł więc tego kościoła fundować, ale tradycya ta świadczy o starożytności tego kościoła; przebudował go z drewnianego na murowany Kazimierz W. Dalej kościół św. Michała według Długosza „w dawnych czasach przez Bolesława Chrobrego fundowany, przez wiele wieków był drewniany, lecz Kazimierz II, król polski, go zmurowat, sklepieniami i ozdobami w r. 1355 opatrzył".

Kościoły te stały w środku Wawelu, gdzie dziś plac ćwiczeń wojska, a zburzone zostały na początku XIX w.

Długosz wymienia dalej na zamku : „Prebendę św. Feliksa i Adaukta, mającą osobny kościół okrągły i wysoki, starożytnym sposobem (prisco et veteri morę) z kamienia zrobiony, niegdyś bałwanom poświęcony. Te- goż pamięć i budowę Kazimierz li, król polski, zaczynając zamek kra- kowski od fundamentu , potomnym chciał zachować i prebendę w nim ufundował".

O starożytności tego kościółka świadczy opis fizyognomii jego : bu- dowla okrągła kamienna -to typowy kościółek romański.

Dalej przytacza Długosz „prebendę św. Maryi Egipskiej na wyższym zamku królewskim położoną w osobnym kościele, który Kazimierz li, król polski , postawił , która kiedy i przez kogoby była fundowaną i pa- mięci o tem niema".

Wspomina w jednem miejscu Długosz mimochodem jeszcze o istnie- niu na Wawelu w XIII w. dwóch kościółków: św. Gereona i P. Maryi, o których w żadnem źródle niema wzmianki. Zdaje się, że Długosz w po- śpiechu nazwał kościółek, względnie kaplicę, św. Maryi Egipcyanki ko- ściółkiem P. Maryi, a kościół św. Jerzego kościołem św. Gereona (Ge- reonis zamiast Georgii), bo ani nie można znaleźć miejsca stosownego dla tych kościołów na Wawelu, ani żadne źródło nigdzie ich nie wspomina.

Najdawniejsza siedziba biskupów mieściła się także na zamku. Do- kumenty biskupa Iwona z początku XIII w. datowane in ecciesia beati Wenceslai, t. j. z kapitularza. Wyrok biskupa krak. Jana z r. 1296 dato- wany „w zamku krak. w domu koło kościoła św. Michała" ')• Z początku w. XIV mają biskupi krak. kuryą w tem samem miejscu, gdzie dzisiaj w mie- ście"), prawdopodobnie mieli tam od najdawniejszych czasów jako

') Cod. Min. Pol. 1, 150.

•) Naj. Ks. str. 108, r. 1331, curia D. Episcopii Crac.

389

drugą rezydencyę , ponieważ przeważna część gruntów w XIII w., przez miasto zajętych, była własnością biskupów (str. 19). W r. 1386 biskup Jan powiększył pałac przy ul. Franciszkańskiej przez przykupno sąsiedniego domu '). Główna jednak rezydencya ich była na zamku do połowy XV w. Z dokumentu króla Ludwika z 1381 r. '^) dowiadujemy się, że Kazi- mierz W. odbudował „na zamku dom murowany biskupi naprzeciw ko- ścioła większego" (katedry) że jednak król Ludwik, „nie mogąc się

i^.-^.r-3**s^ ig^ęĘ^

Komin w sypialni l<rólewskiei.

obejść bez tego domu , ponieważ w domu tym zwykli przechowywać i składać żywność dla niego na jego przyjazd do zamku", zachowuje go sobie, a za to daje biskupom wieś Pierścice „i dom drewniany z muro- waną wieżą do niego dotykającą, na zamku krak. położony, niegdyś Jana Marszałka własnością będący, który od dziedziców tegoż Jana zakupił, pod tym warunkiem, że gdyby koniecznie tej wieży potrzebował, to wolno

') Cod. Min. Pol. IV. 3. ') Cod. Cath. 11, 87.

390

mu będzie i jego następcom zatrzymać wieżę, ale po ustaniu konie- czności ma ta wieża do bisi<upa i jego kościoła powrócić". Obdarowany tym dokumentem, biskup Zawisza wybudował w r. 1378 „kaplicę narożną, koło starej wieży, naprzeciw kościoła św. Michała" '). widocznie więc przy tym domu przez króla Ludwika mu danym.

Siedziba biskupów krakowskicłi na Zamku dotrwała do połowy XV w. Zbigniew Oleśnicki przebudował pałac biskupi w mieście naprzeciw ko- cioła Św. Franciszka, zdaje się kolo r. 1452, bo rok pierwej datował do- kumenty jeszcze w zamku -).

Kapituła obradowała w kapitularzu , którym w najdawniejszycłi cza-

sach była kaplica , stanowiąca dziś piwnicę pod kaplicą Wazów, potem

w krypcie św. Leonarda, czasem zakrystya, w końcu sala na północ od

katedry urządzona, jak tego dowodzą dokumenty, wymieniające obok daty

miejsce obrad.

Wyżej (str. 21) przytoczono opis Długosza, jak kanonicy, na zamku mieszkający, z powodu trudności o wodę , po którą zapewne do pałacu posyłać musieli, i z powodu trudnej komunikacyi z miastem, zaczęli za- sypywać bagnisty poziom od strony północnej zamku i zabudowywać. Tak powstały w XIV i XV wieku ulice Kanonicza i Poselska.

Z dawniejszycłi czasów jednak pozostały jeszcze na Wawelu w po- siadaniu ducłiow;ieństwa różne domy i powstawały jeszcze później, a Dłu- gosz nie zaniedbał icłi wymienić w swojej Księdze uposażeń :

„Ma także kościół katedr, krak. i kapituła jego dwa domy murowane na zamku krakowskim, na lewym boku kościoła i koło muru zamkowego położone, które zwykle oddają się kanonikom, kaznodziejom, wicekusto- szom i innym osobom nie z obowiązku lub konieczności , lecz laski do- żywotnie lub na czas pewien. Z tycłi pierwszy położony jest na rogu, niedaleko od większej bramy zamku, przez kogoby jednak dom ten, lub kiedy wymurowanym i zbudowanym został, nie mogłem się dowiedzieć;

drugi dom na zamku krak. i dotykający poprzedniego domu na boku środka (corporis) kościoła katedralnego, na lewej stronie położony, dotykający muru zamkowego i złączony ze skarbcem kościoła katedr., mający piękne i obszerne mieszkania, który Elżbieta, wdowa po dwóch mężach, mianowicie po Spytku z Melsztyna wojewodzie krak. i po Janie księciu Ziębickim (Miinsterberskim), z rodu Węgierka, z domu Fierlych,

') Długosz: Liber ben. I, 264.

') Odtąd biskupi przenoszą się na state do miejskiego pałacu, widocznie wy- godniejszego i dostępniejszego. Biskup Lutko datuje dokument z r. 1465: „w patacu naszej zwykłej rezydencyi naprzeciw kościoła św. Franciszka położonym". Starowol- ski również przypisuje Oleśnickiemu przebudowanie pałacu biskupiego. Samuel Ma- ciejowski znowu przerobił go w r. 1547, a wreszcie w r 1657 na nowo przebudował go biskup Piotr Gębicki, przyczem znikła reszta śladów średniowiecznej budowy. O tej przebudowie pisze Temberski w swoich Annałach: „pałac, przez poprzedników mniej wygodnie wybudowany, do symetryi doprowadził, malowidłami kosztownemi, marmurami i innemi ozdobami napełnił".

391

własnym kosztem zbudowała i w murach wyciągnęła na placu kapitul- nym, co do którego przed całą kapitułą krak. zrzekła się wszelkiego wy- datku, aby potem nie było wątpliwości co do własności tego domu i otrzy- mała na to dokument króla Władysława 11 w r. 1423 wystawiony, prze- chowany w skarbcu kościoła katedr.;

trzeci dom na zamku krak., częścią drewniany, częścią murowany, narożny i kościołowi większemu naprzeciw stojący, który Jakób z Ko- niecpola, prepozyt Św. Floryana .... syn ś. p. Jana kanclerza królestwa polskiego... kapitule krak. wieczyście darował i zapisał;

(czwarty) Dom murowany na zamku krak., do mansyonarzy krak. na- leżący, koło muru zamkowego na zachód, między domem Jana Głowacza

Sala srebrna.

Z Oleśnicy wojewody Sandomirskiego i domem prebendaryuszy kaplicy królowej Zofii położony, w którym mansyonarze mają wieczyste mie- szkanie, izby, stół wspólny, który im Hincza z Rogowa, rycerz, ka- sztelan Sandomirski, herbu Działosza, z cegły własnym kosztem wybu- dował na własnym dziedzicznym gruncie, wolnym od wszelkich danin i ciężarów. Otrzymał ten Hincza z Rogowa od tych mansyonarzy stary ich grunt i mieszkanie koło św. Jerzego na zamku krak. położone, na którym postawił dla swych altarzystów w kaplicy Młodzianków dom (piąty) częścią ceglany, częścią drewniany";

(szósty) dom okazały murowany wystawił historyk Długosz w r. 1448 dla Psałterzystów, fundowanych w r. 1393 przez królową Jadwigę. Dom ten, zburzony w r. 1856, stal mniej więcej w tem miejscu, gdzie się za- łamuje dzisiejszy szpital wojskowy. Nad wejściem do niego była tablica

392

erekcyjna, osadzona dziś jako cenna pamiątka w murze domu Długosza pod zamkiem (róg ul. Kanoniczej i Podzamcza).

W późniejszych czasach fundował jeszcze koło r. 1551 kanonik Sta- nisław Borek dom dla wikaryuszów katedralnych na placu, darowanym mu przez królową Bonę koło kościoła Św. Michała, w miejscu mniej więcej tem, gdzie dziś środek wielkiego placu. Dom ten, w formie jakby niskiej prostokątnej wieży z attyką u góry, zburzono w r. 1818.

Wreszcie na zachodniej stronie góry zaznaczają plany późniejsze szereg domków z ogródkami, w których mieszkali duchowni i ich służba.

Na zamku mieściła się też i najdawniejsza szkoła krakowska ka- tedralna. Znajdowała się tam jeszcze w r. 1411, w którym to roku datują tam uczniowie prośbę do kanoników krak. o zmianę rektora. W tej szkole lub obok niej odbywały się wykłady uniwersytetu, w r. 1364 przez Kazi- mierza W. założonego, oczekującego własnego gmachu, stworzonego do- piero przez Jagiełłę w r. 1400. Szkota przetrwała długie wieki, bo jeszcze Pruszcz pisze: „jest też i szkoła, która ma swego mistrza, bakałarza, kan- tora, młodzieńce i żaki do śpiewania kościelnego. W tej szkole jest ka- plica, w której sacrum odprawiają na czasy pewne dla chorych studentów i inszych szkolnych".

Tenże Pruszcz pisze dalej: „Jest też przy tym kościele (katedrze) dostatnie fundowane seminaryum dla młodych kapłanów od Jerzego Radziwiłła i Bernata Maciejowskiego, biskupów krak. i kardynałów. Tem rządzi kapituła krakowska".

Jestto budynek od strony Wisły, oparty na pierwotnym kamiennym fortecznym murze średniowiecznym, który to budynek niewątpliwie sięga dawnych czasów i musiał stanowić własność duchowną, skoro go biskup Radziwiłł na seminaryum przerobił.

Były też na Wawelu i posiadłości prywatne. Prawdopodobnie było to konsekwencyą stałego zamieszkania na Wawelu pewnych urzędników, którzy nabyli tam pewne grunta i place na własność, z daru panującego, być jednak może, że i drogą zasiedzenia, gdy nieraz syn po ojcu przez długi czas po sobie na jednem miejscu siedzieli, wkłady na budynek lub ogrodzenie robili i powoli powstało ogólne przekonanie, że grunt czy budynek jest ich rozporządzalną własnością.

Z biegiem lat zmieniały się oczywiście stosunki , posiadłości zmie- niano i przebudowywano, tak, że dziś trudno dokładnie określić topo- grafią własności i przeznaczenie pojedynczych budynków, przeważnie już poburzonych lub zmienionych.

Cały ten kompleks zamknięty murami doznał radykalnej zmiany przez zajęcie go na twierdzę wojskową po rozbiorze Polski. Obok katedry po- została tylko część w ręku kapituły, resztę zabrano na cele wojskowe, poburzono stare zabytki, przerobiono częściowo, postawiono nowe ko- szarowe szpitale; szczęściem, że zostawiono dawne baszty i pałac w głó- wnym zrębie.

393

Aby oswobodzić Wawel od smutnego losu koszarowego, powziął prezydent miasta Mikołaj Zyhiikiewicz w r. 1880, w czasie pobytu cesarza Franciszka Józefa w Krakowie, myśl uznania Wawelu za jedną z rezyden- cyj cesarza. Skarb wojskowy zażądał za opróżnienie takiej kwot\', jakiejby według swego obliczenia potrzebował na wybudowanie odpowiednich ko- szar. Sprawa wydawała się beznadziejną, gdy Kasa oszczędności miasta Krakowa uchwaliła ze swych funduszów dać na ten cel 800.000 koron. Suma ta wystarczała na wykupno pałacu, o który narodowi chodziło Wydział krajowy jednak wdał się w pertraktacye o kupno całego Wawelu ze szpitalami , wozowniami i t. d. : żądania wojska rosły coraz bardziej.

Pieczęć kapituły krak. z XII w.

Wreszcie Sejm uchwalił 8 lutego 1897 r. oficyalnie ku uczczeniu jubileuszu 50-letniego panowania Franciszka Józefa przyczynić się funduszami krajo- wymi do wykupna Wawelu. Ustawa państwowa z d. 3 lipca 1901 r. ze- zwoliła Skarbowi wojskowemu na sprzedaż Wawelu.

Po długich pertraktacyach zawarto d. 15 lipca 1903 r. kontrakt defi- nitywny :

Kraj zobowiązał się dać ryczałtową kwotę 3,300,000 kor. (w tem 800.000 k. ofiarowanych przez krak. Kasę oszczędności) część w gotówce część w gruntach i 12.000 k. na tymczasowe pomieszczenie oddziału szpi- tala wojskowego wojsko zobowiązało się oddać krajowi całe wzgórze, będące w jego posiadaniu, i już część oddało.

394

Zastrzeżono w kontrakcie, że Wawel zaintabulowanym zostanie na własność kraju z uwidocznieniem , że takowy po wieczne czasy przezna- czonym jest na umieszczenie rezydencyi cesarza i króla oraz jego dynastyi.

Nadto miasto Kraków osobną umową z 3 marca 1903 zobowiązało się wykonać kanały, drogi , trotoary, oświetlenie i wodociąg do nowych budynków wojskowych swoim kosztem z subwencyą 125.000 k. ze strony kraju. Poprzednio w r. 1899 zobowiązało się miasto wybudować przy od- wachu na rynku lokal na kasę wojskową za subwencyą 8.000 k. ze strony skarbu wojskowego.

Pismem odręcznem z dnia 30 maja 1905 r. oświadczył cesarz zado- wolenie swoje z przygotowanych prac do restauracyi „w zamiarze, aby chroniąc z pietyzmem to wszystko, co się zachowało, przywrócić ten czcią wieków otoczony zabytek do nowej świetności".

^yy^

Widok zanikli ud Wisty.

„Spełniając życzenia kraju , chętnie zezwoliłem , by Mi na Wawelu urządzono Rezydencyę na czas Mego pobytu w królewskiem mieście sto- łecznem Krakowie.

„Jest także Mojem życzeniem, aby przy tem przeznaczono odpowie- dnią część zamku na przechowanie pamiątek narodowych i zbiorów sztuki, by one i po odrodzeniu tego dumnego gmachu utrzymywały w żywej pa- mięci jego pełną chwały tradycyę.

„Memu Urzędowi ochmistrzowskiemu polecam , aby z funduszów nadwornej dotacyi przyczyniał się rok rocznie odpowiednim udziałem do kosztów odnowienia zamku i w tej mierze porozumiał się z galicyjskim Wydziałem krajowym".

Urząd ochmistrzowski przeznaczył kwotę 100.000 koron rocznie, a Sejm galicyjski uchwalił takąż kwotą co roku przyczyniać się do re- stauracyi.

395

Wydział krajowy ustanowił komitet do kierowania konserwacyą i od- nowieniem zamku , a na arctiitektę powołał Zygmunta Hendia. Po prze- prowadzeniu badań arctieoiogicznycti wykonano dotycliczas naprawy ścian, a obecnie podjęto pracę nad przywróceniem dawnej postaci arkadowanego dziedzińca, ogniotrwałem pokryciem dachów i t. d.

Według sprawozdania Wydziału krajowego , złożonego Sejmowi w r. 1910, wydano dotąd na koszta restauracyi Wawelu razem 427.595 koron, w tern 157.179 na roboty murarskie, 46.655 na ciesielskie, 7.213 na ślu- sarskie, 6.000 na malarskie (restauracya fryzu za arkadami), za strop nad odnowioną częścią arkad 22.330 i t. d. Dochód z kart wstępu zwiedzających wynosił 8.756 kor. Gotówką na dalsze roboty posiada Wydział krajowy 425.453 k., oprócz stałej dotacyi Sejmu i kancelaryi cesarskiej, wyżej wy- mienionych. W lipcu 1911 r. ma zupełnie ustąpić wojsko z reszty budyn- ków, poczem musi nastąpić decyzya co do pomieszczenia Muzeum naro- dowego i odpowiednie adaptacye. Na ten cel ze składek centowych, za- inicyonowanych przez p. Ulanowską, zebrano dotąd około 150.000 koron.

Pieczęć kapituły i widokiem katedry z XIII w.

ROZDZIAŁ XVIII.

Pogląd na dzieje Krakowa - najdawniejsze wypadki miejscowe rozwój od lokacyi z r. 1257 ustalenie się państwa i stosunków pokojowych wzrost znaczenia za Kazimierza W. rozwój i zdarzenia za pierwszych Jagiellonów rozkwit XV i XVI wieku wpływ przewagi szlacheckiej najazd arcyks. Maksymiliana za rządów Batorego jirzeniesienie stolicy do Warszawy Najazd szwedzki i siedmiogrodzki powolne chylenie się miasta drugi najazd szwedzki, wojna domowa i zaraza upadek miasta wojny konfederackie powstanie kościuszkowskie okupacya pruska rozbiór Polski Księstwo Warszawskie okupacya rosyjska Rzecz- pospolita krak. zamieszki 1846 r. zajęcie przez Austryę rewolucya 1848 r. pożar 1850 r. rządy absolutne początki ery konstytucyjnej.

Losy każdego miasta zależą przeważnie od losów kraju i państwa, na Krakowie odbija się więc wiernie historya państwa polskiego.

Zawiązki miasta sięgają protohistoryi Polski (str. 8-12), a oprócz faktu istnienia osady, niema żadnych bliższych wiadomości.

Od czasu przyłączenia Krakowa przez Chrobrego w r. 999 do pań stwa Piastowskiego zaczyna się byt pewniejszy, ale daty historyczne po- jedynczych wypadków miejscowych rzadkie i odległe od siebie, tak, że właściwa pewna historya miasta zaczyna się dopiero od chwili lokacyi miasta, czyli od chwili zorganizowania osady na wzór gminy miejskiej niemieckiej (str. 18 i 54).

Od czasu lokacyi wzrasta miasto stosunkowo szybko w liczbę mie- szkańców, domy, rozpoczyna się rozwój handlu i przemysłu, z tym wzrost zamożności i kultury, a z niemi rosną potrzeby i zdolność ich zaspokaja- nia; miasto więc obwarowuje się murami i basztami, powstają murowane budynki publiczne (Sukiennice, Ratusz), kościoły i klasztory, a wreszcie zaczynają i mieszczanie stawiać murowane kamienice (str. 300). Wzrost ten trwa stale do początku XVi w., ale końcowy wiek tego okresu, wiek XV jest szczytem rozwoju; w tym wieku staje mieszczaństwo u szczytu zamożności i znaczenia politycznego. Wiek XVI, wiek równej, może większej zamożności , wiek kultury, rozwoju wykształcenia i sztuki, jest niejako zsumowaniem pracy epok poprzednich , używaniem dostatku, jest życiem pełnem , unarodowionem, kulturalnem , ale jestto wiek prze- łomu średniowiecza ku czasom nowym, wiek zmniejszenia się wartości pieniądza przez odkrycie Ameryki , wiek zmieniających się dróg handlo- wych przez odkrycie morskiej drogi do Indyj, wiek wzrastającego rozdwo- jenia religijnego i wiek wzrastającej wszechwładzy szlacheckiej , słowem

397

chwila przełomowa, której skutki pojawiają się już z końcem XVi w. Do tych zasadniczych podstaw bytu miasta, zmieniających się zwolna na jego niekorzyść, przybywają przyczyny przypadkowe, lecz podkopujące zamo- żność mieszkańców, zamieszka przy zbrojnej kandydaturze arcyksięcia Maksymiliana (r. 1587), powodzie i zarazy z końcem XVI i na początku XVII w., następnie przeniesienie stolicy do Warszawy spada na mia- sto cios nieprzewidziany: oblężenie i zajęcie przez Szwedów (1655 1657), oblężenie tych najeźdźców przez Polaków i sprzymierzoną Austryę, koszta nowego garnizonu i zwykłe skutki wojenne: ruina domostw, kontrybucye, zastój w handlu. Jeszcze jednak miasto było dość zamożnem w majątek i przedsiębiorczych obywateli , gdyż nie popada w taką ruinę , jak się to stało po drugim najeździe szwedzkim i po wojnach konfederackich ; oby- watele odbudowują swe domostwa, nie brak dotąd śladów stylowych, że odbudowy następują gruntownie i ozdobnie, budują się liczne nowe ko- ścioły i klasztory, powstają dalej fundacye dobroczynne i religijne ale handel, przemysł już nie wzrastają, rozterki religijne wywołują rozruchy, mieszczanie nie mają żadnego wpływu nietylko politycznego, ale i finan- sowego, któryto ostatni wpływ w XV i XVI w. podnosił wartość mie- szczaństwa; wreszcie na początku X\nil w. spada drugi najazd szwedzki i wojna domowa między Augustem II a Stanisławem Leszczyńskim, a obok nich niesłychanie silna zaraza morowa. Z pod tych ciosów już miasto nie było w stanie się podnieść, stało się małoludnem , powiatowem miastem, wegetującem tylko; państwo bezradne i słabe, nierozumiejące wartości silnych i zamożnych miast, targane niezgodą magnatów i uległe wpływom potężniejszych sąsiadów, nie czyniło nic dla podniesienia mieszczaństwa, a w tym stanie letargu publicznego zerwała się nowa burza nad Krako- wem : konfederacya barska , obfitująca wprawdzie w bohaterskie wysiłki, opiewana przez poetów i powieściopisarzy, ale w gruncie rzeczy nowa klęska dla państwa, a szczególnie dla mieszczan i chłopów, cierpiących w tych zapasach szlacheckich bez żadnej nadziei polepszenia swego bytu. Cztery lata zmieniali się naprzemian to konfederaci, to Rosyanie na kwa- terach krakowskich, a koszta i klęski tego ponosiło miasto, doszło do tego, że domy stały miejscami w całości, miejscami częściowo, pustką, z drzwiami lub oknami zabitemi deskami. Ustała wojna, zostało spusto- szenie, powoli z trudem naprawiano , znowu nadeszło powstanie ko- ściuszkowskie 1794 r. , które pociągnęło za sobą nowe ofiary, półtora- roczną okupacyę pruską, a po niej zabór austryacki. Obywatele znaleźli się pod nowemi obcemi prawami, pod rządem faworyzującym Niemców i niem- czyznę, w tem niebezpieczniejszem położeniu pod względem narodowym, że germanizacya rozpoczęła się w chwili, gdy podupadłe duchowo i materyal- nie obywatelstwo stało się mniej odpornem; szczęściem, że po piętnastu la- tach znikły rządy niemieckie wskutek pomyślnego wyniku dla księstwa warszawskiego wojny, wszczętej 1809 r. przez Austryaków; ale ta zmiana polityczna trwała niedługo w epoce ciągłego zmieniania karty Europy

398

przez Napoleona I. Smutna wojna 1812 r. sprowadziła na Kraków okupa- cyę rosyjską, nowe wydatki, nowy zastój interesów. Dopiero pokój ugrun- towany stworzeniem 1815 r. Rzpitej krakowskiej pozwolił goić powoli rany, otrząsnąć się z narzuconej w latach 1797-1809 niemczyzny. Rzpita krakowska ubogą była wprawdzie w prawa polityczne i ubogą duchowo, ale trzydziestolecie jej istnienia ugruntowało polski charakter mieszczań- stwa, dało mu odporność przed nowemi zakusami germanizacyjnemi po ponownem zajęciu Krakowa przez Austryę w r. 1846. Zamieszki rewolu- cyjne w r. 1848, pożar w r. 1850 dotknęły znaczną część miasta poważną klęską materyalną, i długich trzeba było lat, aby się z niej podnieść. Od r. 1860 zaczynają się w Austryi zwiastuny zmiany systemu rządowego na parlamentarny, na razie bez widocznych dla miasta skutków, wreszcie w r. 1866 zmienia się stanowczo system, miasto i kraj dostają statuty, rozpoczyna się epoka samorządu ; w roku następnym przychodzą do skutku ustawy zasadnicze. Ustępują jedni za drugimi urzędnicy niemieccy, miasto obejmuje rząd swych interesów w ręce rady wybieranej przez mieszkańców. W zmienionych zupełnie warunkach rozpoczyna się nowa epoka dziejów miasta, której poświęcamy następny rozdział.

Wśród blisko już tysiąca lat dobiegającej przeszłości Krakowa noto- wano miejscowe zdarzenia dopiero w późniejszych czasach i to nie syste- matycznie, tak, że kronika miejscowa wykazuje znaczne luki, a zaczyna być pełniejszą dopiero z ustaleniem się dziennikarstwa (str. 144), a i to nie zupełnie, bądź to z powodu szczupłych dawniej dzienników, bądź z na- kazów podejrzliwych władz w czasach przedkonstytucyjnych. Im dalej wstecz, tem mniej wiadomości ').

Ody Bolesław Chrobry przyłączył Kraków do państwa Piastowskiego, nie zrzekli się Czesi swych aspiracyj do zagarnięcia z powrotem ziemi krakowskiej. Osłabienie państwa polskiego za Mieszka II ułatwiło im zamiary.

Kronikarz czeski Kosmas wspomina w swej kronice, że w r. 1039 książę Brzetysław, „gdy przyszedł do Krakowa, stolicy kraju, zburzył do gruntu, zrobił wielki łup i dobył skarb, który dawni książęta w skarbcu zachowali". Zapiska o zabraniu skarbu książęcego jest przechwałką, bo Kraków wówczas nie był stolicą, siedzibą panującego, i książę nie miał powodu składać swojego skarbu w grodzie prawie granicznym , od sto- licy oddalonym. Krakowskim grodem wladal wówczas grododzierżca,

■) Chronologiczną kronikę wypadków miejscowych zestawił pierwszy Józef Mą- czyński w 1 tomie swej „Pamiątki z Krakowa" (Kraków 1845) p. t. „Przegląd dzie- jów miasta Krakowa". To zestawienie posłużyło za podstawę historyi Krakowa, za- mieszczonej na początku dzieła Essenweina i popularnej „Historyi Krakowa w zarysie" K. Bąkowskiego (Bibliot krak. T. 5), uzupełnionej szczegółami z późniejszych publikacyj monograficznych Z rękopiśmiennych źródeł wydobył najwięcej wiado- mości kronikarskich Ambroży Grabowski, które fragmentami publikował w swych dziełach.

399

zwany później kosztelanem z ramienia lisięcia, jego więc „skarb" zabrał zapewne Brzetysław, a może i katedralny.

Skończyło się na złupieniu , ale nie na zapanowaniu. Prędzej , niż w reszcie Polski , wraca ład w krakowskiem , Kraków staje się chwilowo arcybiskupstwem, a tym arcybiskupem był Aron mnich, czy opat tyniecki. Było to jednak tylko przemijającem zjawiskiem i trwało zbyt krótko; o in- nym arcybiskupie, okrom Aronie, nie mamy żadnej wiadomości.

Zdaje się, że i upadek Bolesława Śmiałego pozostaje w związku z dalszym najazdem czeskim za króla Wratysława na Kraków, i tym ra- zem jednak nie zdołali się Czesi utrzymać.

Z wieku XII brak szczegółów innych nad daty budowy kościołów.

Istnieją wówczas, jak się zdaje, kościółki: Św. Wojciecha, św. Bene- dykta na Krzemionkach , św. Jakóba i Wawrzyńca na Kaźmierzu , oraz niewątpliwie św. Michała na Skałce. Tradycya późniejsza twierdzi , że na Wawelu istniały już wtedy kościoły św. Jerzego i św. Michała, przebudo- wane później przez Kazimierza Wielkiego.

Władysław Herman (1081 1102) organizuje kapitułę katedralną i bu- duje kościółek św. Idziego; w tym czasie powstają kościoły: św. Andrzeja i Św. Jana.

Za Bolesława Krzywoustego (1102 1139) w r. 1120 zostaje katedra poświęconą przez legata papieskiego Idziego, w r. 1125 dotyka Kraków pożar, który zapewne uszkodził katedrę, bo w roku następnym zapisano jej przebudowę, która dopiero za Władysława II (1139 1146) została na nowo w r. 1143 poświęconą przez biskupa Roberta.

Tu pochowany został na wieczny odpoczynek Bolesław Kędzierzawy w r. 1173, pierwszy z rejentów Polski, który spoczął na Wawelu. Nastę- puje epoka walki książąt o tron krakowski '). Na ten okres czasu przy- padają budowy kościołów: św. Augustyna 1181 na Zwierzyńcu, św. Flo- ryana na Kleparzu 1184, św. Krzyża, św. Marcina (około 1150).

Wiek XIII rozpoczął się złowróżbnym znakiem, trzęsieniem ziemi, zapisanem pod datą 1200.

W r. 1212 uderzył piorun w skarbiec katedry i spalił go, w r. 1221 i 1224 powodzie Wisły wyrządzają szkody. W tym czasie Wincenty Ka- dłubek, który ustąpił biskupstwa Iwonowi, pisze historyę ojczystą. Biskup Iwo Odrowąż zakłada szpital św. Ducha na Prądniku (przeniesiony pó- źniej w r. 1244 przez biskupa Prandotę do miasta pod kościół św. Krzyża), tenże sprowadza zakonników św. Dominika, w r. 1226 daje początek bu- dowie kościoła N. P. Maryi. On prawdopodobnie organizuje Kraków za zezwoleniem księcia jako gminę niemiecką na swych gruntach po wschodniej

') W r. 1191 zajmuje Kraków Mieszko Stary, ale zaraz wypiera go Kazimierz Spra- wiedliwy. Po śmierci tego ostatniego (1194) wraca Mieszko i umiera jako książę kra- kowski 1202 r. Następują: Władysław Laskonogi (1203-1206), po nim Leszek Biały (1206-1227), Bolesław Wstydliwy (1227- 1279)

400

części rynku (str. 18). W r. 1227 zostaje Leszek Biafy pogrzebanym na Wawelu. W r. 1230 pokryto ołowiem wieże katedry, przyczem robotnicy zapuścili ogień, który pochłonął katedrę; 1232 zajmuje Kraków Henryk I Śląski, jako opiekun małoletniego księcia krak. Bolesława Wstydliwego. Konrad , książę Mazowiecki , narzucający się Bolesławowi jako opiekun, napada Kraków w r. 1235 i zamienia kościół Św. Andrzeja w forteczkę; 1237 sprowadza Bolesław Wstydliwy zakon księży Franciszkanów.

W r. 1241 Tatarzy palą i niszczą miasto.

Ten fakt zapewne jest główną przyczyną nowej organizacyi miejskiej drogą kolonizacyi, w r. 1257 przez Bolesława Wstydliwego (str. 19 i 54) podjętej.

Rozpoczętemu dziełu kolonizacyi stanęło chwilowo w drodze nowe zniszczenie przez Tatarów z r. 1259, których hordy, włóczące się przez trzy miesiące po okolicy, ciągle zagrażały, jednak odtąd buduje się już miasto w dzisiejszych zarysach. Wójt „spomykał i wymierzał ulice i rynek, aby to rządnie w okręgu swoim rozdzielone było"; książę buduje kramy na rynku, dalej kościoły Franciszkanów i Św. Marka, zabudowuje Wawel. W r. 1273 król węgierski Stefan III z żoną i dziećmi odwiedza księcia i progi Skałki.

W r. 1279 pogrzebano Bolesława Wstydliwego w kościele Franci- szkanów, gdzie po lewej stronie nawy położyła mu Akademia Umiejętno- ści kamień pamiątkowy, na wzór pomników z XIII w. zrobiony.

Następca jego Leszek Czarny (1279—1289) znalazł współzawodnika do stolicy książęcej w Konradzie, księciu Mazowieckim. Mieszczanie do- chowali wierności Leszkowi i zamknąwszy się w zamku , bronili się tak długo, póki Leszek z odsieczą nie nadciągnął, co im zjednało laskę ksią- żęcą i zapewniło dalsze korzystne dla miasta przywileje, pomnożone w r. 1287 po obronie przeciw nowemu napadowi tatarskiemu. Te wojny spo- wodowały lepsze obwarowanie miasta murami i fosami.

Leszka Czarnego pogrzebano w kościele Dominikanów.

Kraków zajął książę Śląski Henryk Brodaty, lecz gdy zmarł po roku (1290), zajął go przedsiębiorczy Przemysław Wielkopolski, który podjął wielką myśl połączenia rozerwanej na drobne księstwa Polski i przywró- cenia tytułu króla polskiego. W roku 1296 koronował się w Gnieźnie królem Polski, ale już w roku następnym został podstępnie zamordowa- nym z poduszczenia margrabiów Brandenburskich. Myśl jego podniósł Wacław II, król czeski, któremu rzekome swe prawa do księstwa Kra- kowskiego odstąpiła wdowa po Leszku Czarnym i który też zajął Kra- ków, a po śmierci Przemysława koronował się w r. 1300 królem polskim. On miał się przyczynić do omurowania miasta i zamku. Jednak Łokietek, książę sieradzki, jako narodowy kandydat do tronu, nie był bez poparcia u ziomków i po romantycznych przygodach, po śmierci Wacława (1305) odzyskał Kraków.

401

Niemieckie mieszczaństwo próbowało w r. 1311 buntu, ale Łokietek poskromił go (str. 96) i osadził swą załogę wewnątrz miasta na Gródku (zameczku) koło Mikołajskiej bramy, a w księgach urzędowych miejskich kazał używać zamiast języka niemieckiego, łacińskiego, później jednak zaczął się znowu niemiecki wciskać do ksiąg, tak, że w XV w. znowu przeważnie w sądownictwie panuje.

Ugruntowanie swego panowania uwieńczył Łokietek w r. 1319 przy- braniem tytułu królewskiego i koronacyą uroczystą; odtąd stał się Kra- ków miastem koronacyjnem.

W 1320 r. rozpoczęto przebudowę katedry wawelskiej w gotyckim stylu, która do dziś dotrwała (str. 297—299).

Dnia 2 marca 1333 r. zmarł sędziwy Łokietek, odnowiciel państwa polskiego i pierwszy z królów naszych spoczął na Wawelu.

Pokój po ustaleniu się panowania Łokietka przyniósł w rezultacie znaczny rozwój ekonomiczny. Kazimierz Wielki zrozumiał potrzebę upo- rządkowania i podniesienia kraju , skołatanego tyloletniemi wojnami.

Zabezpieczywszy kraj obronnymi grodami, porządek spisaniem ustaw dawniejszych i ich uzupełnieniem, utworzywszy ogniska i drogi handlowe, zaludniwszy kraj przeprowadzeniem kolonizacyi na wielką skalę, położył trwałą podstawę do skonsolidowania się Polski i do podniesienia rozwoju ekonomicznego. W tej epoce kończą się budowy katedry i kościołów na Zamku, św. Trójcy, P. Maryi. Do kramów Sukienniczych na rynku dodaje Kazimierz (1358) nowe uposażenie, „byle miasto bezładnymi budynkami na miejscach publicznych oszpecone nie zostało" i wtedy z dwurzędo- wych kramów powstał pierwszy, w gotyckim stylu, jednolity budynek Su- kiennic, bez piętra jeszcze, pokryty spadzistym dachem. Obok Sukiennic stanęły: postrzygalnia , szmatruz (budynek także handlowy) i dwie wagi.

Do rywalizacyi z Krakowem stanęły jednak w bliskiem sąsiedztwie dwa miasta: w r. 1335 lokuje król osadę, na prawym brzegu Wisły u stóp Skałki położoną, jako miasto Kaźmierz nazwaną; w r. 1366 lokuje na północ Florencyę, tak nazwaną od kościoła Św. Floryana, czyli Kleparz (str. 43, 66, 68). Na Kaźmierzu buduje się jeden z najpiękniejszych ko- ściołów Św. Katarzyny (1342) i okazały kościół Bożego Ciała (1347), na Stradomiu św. Jadwigi. Na Wawelu, obok ukończonej w r. 1346—1364 katedry, buduje król na nowo stare kościoły: św. Jerzego (1347) i św. Michała (1355).

W. roku 1358 założył król na Zamku krak. najwyższy Sąd prawa niemieckiego i zakazał przyjętych dawniej zwyczajem apelacyj do Magde- burga.

O dobrobycie mieszczaństwa świadczy legenda o uczcie Wierzynka: gdy Kazimierz w r. 1363 wydawał za mąż swą wnuczkę za cesarza Ka- rola IV, mieszczanin Mikołaj Wierzynek (Wirzing, pochodzący z nad Renu) z dawna w Krakowie osiadły, rajca miejski, dzierżawca królewski, żupnik

K. Bąkoivi:ki. Dzieje Krakowa 26

402

wielicki i stolnii< sandomiersi<i '), podejmował u siebie króla i jego koro- nowanych gości ucztą i obdarzył wspaniałymi upominkami.

Handel krakowski rozgałęził się od Tatarszczyzny do Flandryi, od Bałtyku do Wiednia i Budy, a musiał przynosić znaczne zyski, skoro mie- szczanie krak. byli w stanie pożyczyć ks. morawskiemu Karolowi (później- szemu cesarzowi) 4.000 grzywien, królowi 1.000 kóp groszy pragskich, znowu później Karolowi 1.760 grzywien (rozdz. VII).

Z nieszczęść nawiedziła w owej epoce Kraków w roku 1350 zaraza, w r. 1360 głód, któremu jednak król zaradził otwarciem swoicti spichle- rzy; w r. 1346 zagroziła nawet wojna, gdy Kazimierz wypowiedział wojnę królowi Janowi Czeskiemu z powodu popierania przez tegoż Krzyżaków. Trzystu kiryśników czeskich pod dowództwem Zdenka z Lipy zapędziło się pod Kraków i wpadło niespodzianie przez otwarte bramy do miasta, lecz bramy zamknięto za nimi i rycerzy pojmano. Nadciągnął Jan z woj- skiem i dwa dni szturmował, poczem odstąpił od oblężenia, a poniósłszy straty w odwrocie, zawarł za pośrednictwem papieża rozejm z Polską.

Dbając o materyalne dobro kraju, nie zapomniał Kazimierz i o mo- ralnem: w r. 1364 założył w Krakowie Uniwersytet, który zrazu powoli się rozwijał, lecz później stał się źródłem oświaty krajowej (str. 135 136).

Nie mając męskiego potomka, zawarł Kazimierz jeszcze w r. 1339 w Wyszogradzie układ ze szwagrem, królem węgierskim Karolem Rober- tem , zapewniający następstwo dla syna Robertowego Ludwika , spodzie- wając się, że połączenie Węgier z Polską stworzy potęgę bezpieczną przed wrogami.

Gdy więc Kazimierz umarł na Zamku krakowskim dnia 5 listopada 1370 r., Ludwik węg., będący już w drodze na wieść o chorobie Kazi- mierza, przybył w dwa dni po jego śmierci, powitany przez mieszczan i panów na górze Krzemionkach, a dnia 17 listopada koronował się kró- lem polskim (1370—1382).

Panowanie Ludwika było dla Krakowa korzystne, bo król dla za- pewnienia sobie i córkom tronu nadawał mu bądź sam , bądź przez matkę Elżbietę przywileje, wzmagające handel.

Po śmierci Ludwika, który nie zostawił męskiego potomka, przybył zięć jego Zygmunt, późniejszy cesarz, lecz nie wpuszczono go na zamek, a zjazd Radomski uznał za królową córkę Ludwika, która stale w Pol- sce zamieszka. Przybyła więc Jadwiga (1384) i została koronowaną na Wawelu przez arcybiskupa Bodzantę. Napróżno narzeczony jej książę Ra- kuski Wilhelm starał się o jej rękę i tron polski Jadwiga wołała po- słuchać doświadczonej rady magnatów i poślubić księcia litewskiego Ja- giełłę i dać przez to początek połączeniu Litwy z Polską (1385).

Krótkotrwały żywot Jadwigi zapisał się na kartach historyi dobrymi uczynkami, to też gdy urodziła córeczkę (niedługo potem zmarłą), miasto

') Stan Kutrzeba: Historya rodziny Wierzynków (Rocz krak T. II).

403

ofiarowało mamkom w podarunku 4 grzywny, królowej 200 grzywien, i łańcuch wartości 25 grzywien , poseł zaś , który przyniósł wiadomość o urodzeniu dziecięcia, dostał 4 grzywny poczestnego. W r. 1399 zmarła Jadwiga, przeznaczając majątek swój na odnowienie Uniwersytetu. Aktem z d. 26 lipca 1400 r. erygował Jagiełło Uniwersytet z siedzibą dotąd po- zostałą, zwaną Collegium Jagellonicum.

Uniwersytet, do tej chwili niezupełny i nie dość uposażony, zaczął powoli dążyć do świetności (str. 136). W r. 1403 przeniesiono kolegium prawnicze na ulicę Grodzką; w r. 1409 założył profesor isner pierwszą bursę przy ulicy Wiślnej dla studentów Uniwersytetu. W następnym roku wracał Jagiełło ze zwycięskiej wyprawy przeciw Krzyżakom i zawiesił w katedrze 51 chorągwi, zdobytych pod Grunwaldem, które niestety z bie- giem lat zaginęły; w r. 1434 pogrzebano Jagiełłę na Wawelu.

Od połowy wieku XV mieszczaństwo krak. stanęło na wysokim sto- pniu znaczenia, dobrobytu i oświaty.

W wieku XV mieszczaństwo stanowiło średniowieczny stan , zupełnie oddzielony od reszty narodu, bogaty, niezależny od nikogo, tylko od króla i to w granicach , zawarowanych przywilejem lokacyjnym i późniejszymi.

W czasie wojny z Krzyżakami zaszło w r. 1461 w Krakowie zdarze- nie, które smutne pociągnęło skutki : właśnie król wyruszył na wyprawę pruską, kiedy jeden z rycerzy, brat Jana kasztelana krakowskiego, Andrzej Tenczyński, rozpoczął sprzeczkę o zapłatę z Klemensem płatnerzem i dal mu policzek.

Gdy Klemens upominać się zaczął o swoją krzywdę, butny Tenczyń- ski obił mieszczanina mocniej. Za znieważonym ujęli się wszyscy miejscy rajcy i poszli do królowej skarżyć o ten gwałt, lecz nim oni z zamku wrócili z oznajmieniem: że za przybyciem króla wymierzona będzie spra- wiedliwość, już zebrane pospólstwo, zamknąwszy bramy miasta, rzuciło się na dom Kiziinkowski w ulicy Brackiej, w którym Tenczyński przeby- wał. Tenczyński schronił się do kościoła Franciszkanów wraz z synem Janem, Spytkiem z Melsztyna, Sęcygniowskim i z kilku sługami.

Pospólstwo wzburzone z dobytemi szablami i naciągniętymi łukami pociągło oblegać Tenczyńskiego w kościele. Rajcy byli bez siły wobec tłumu.

Pospólstwo zdobyło kościół, wynalazło ukrywającego się Tenczyń- skiego i zamordowało go ').

Za przybyciem w grudniu króla, pozwani zostali rajcy krakowscy na sejm do Korczyna, ale nie stanęli, odwołując się do przywileju Kazimie- rza, iż nigdzie nie mogą być sądzeni, tylko na Zamku krakowskim.

Wyprawili wszakże do Korczyna prokuratora miejskiego Jana Ora- czewskiego. Ten był z rodu szlachcicem; gdy więc stanął przed sejmem, wołano: Co? ty szlachcic sługą mieszczańskim? i gdyby nie był się ukrył

') Opis zajścia tego wyjątkowo wpisano w al<ta konsularne I" III p. 303 i nast.

26*

404

we fałdach płaszcza krółewsl<iego , byłby zginął , a pozwanycłi mieszczan na gardło i 80 tysięcy grzywien i<ary pieniężnej zasądzono.

Za przybyciem l<róla do Kral<owa zapozwano na Zamei< rajców i mieszczan l\ral\Owsl<icli w dniu 5 stycznia 1462 r., a uważając icłi od- woływania się do swycłi praw za późne , ponieważ go na sądzie l<or- czyńsl<im nie użyli , ogłoszono wyrol< nal<azujący wydać na sl<azanie dziewięciu Kratcowian, t. j. czterecti rajców, czterecli z pospólstwa i rot- mistrza sług miejslticl: , a z tycłi na sześciu wydano wyrok na śmierć, a trzecli darowanych gardłami od Jana, syna Andrzeja z Tenczyna, na Rabsztyn do więzienia Tenczyńskich wydano, gdzie przez rok zostawali w więzieniu.

Dzień 15 stycznia 1462 r. był dniem spełnienia wyroku. Ze wscho- dem słońca osadzonych w okrągłej baszcie zamkowej, naprost Wisły, na dół sprowadzono i ścięto u stóp tej baszty, którą nazwano Tenczyńską.

Ich ciała, utęskującemu miastu nad tem nieszczęściem wydane, z ża- lem wszystkich pogrzebano w kościele Panny Maryi, w grobie w środku kościoła.

W roku 1464 przechodziło przez Kraków 12.000 Krzyżowników, uda- jących się do Węgier na Turków, na krucyatę, ogłoszoną przez Piusa II, i rozpoczęli dzieło od zrabowania trzech synagog i rabunku domów ży- dowskich. Ledwo starosta krakowski Jakób Dębiński z pomocą magistratu i żołnierzy biskupich obronił żydów i na zamek schronił. Król nałożył na miasto 3.000 złp. grzywny za to, że nie obronili żydów.

W r. 1475 wydrukowano pierwszą książkę w Krakowie (str. 142).

W roku 1480 umiera wielki historyk Jan Długosz, któremu Polska i Kraków zawdzięcza ocalenie dla potomności historyi przeszłości. Pocho- wany został na Skałce w obecności królewiczów, swych wychowanków.

W chwili śmierci króla Kazimierza Jagiellończyka (1492) pojawił się najstarszy opis Krakowa w Kronice Hartmana Szedia „Liber chronico- rum": „Kraków brzmi ten opis otacza podwójny mur wysoki z ba- sztami, bramami i fortyfikacyami , oblewa go prowadzona fosami rzeka Rudawa, obracająca liczne młyny; mnóstwo w nim pięknych domów i ogromnych' świątyń. Około kościoła Św. Anny, gdzie błogosławiony Kanty łaskami słynie , jest szkoła, jaśniejąca wieloma uczonymi ludźmi nauką poetyki , filozofii i fizyki , szczególniej zaś astronomii. Obywatele tego miasta odznaczają się rozumem, obyczajnością i ludzkością dla obcych."

„Żyją wystawniej niż w reszcie Polski. Znajdziesz tu wszystko, czego pożąda natura ludzka".

Za panowania Jana Olbrachta (1492 1501) obwarowano lepiej mia- sto, w szczególności zbudowano piękny Barbakan przed Floryańską bramą.

Olbracht, sprzymierzywszy się z Węgrami , gotował wyprawę na Tur- ków, poseł papieża Aleksandra VI ogłosił krucyatę (1500) w Krakowie, a Krzyżownicy zamiast iść za królem, rzucili się na żydów na Kazimierzu, porabowaii i do 20 zabili ; Kraków zamknięto przed nimi. Szli więc po

405

wale ku Kleparzowi i grozili pięściami posłowi tureckiemu, mieszkającemu w domu Pileckich , poczem udali się na Ruś. Król zaniepokojony przez W. Mistrza Krzyżackiego , odmawiającego hołdu , musiał zawrzeć rozejm z Turkami, poczem wkrótce umarł.

Olbracht mieszkał stałe w Krakowie i utrzymywał świetny i liczny dwór, ożywiający miasto i przynoszący mu znaczne dochody.

Z nieszczęść publicznych przypadają na wiek XV': powódź w r. 1475, zaraza w r. 1425, 1482 i 1496, pożary w r. 1407, w którym spłonął ko- ściół Św. Anny, w r. 1454 i „lata 1455 dni majowych, wielki ogień wy- szedł z ulicy Grodzkiej blisko kościoła Św. Piotra, a wtenczas rzemieślnicy kurka strzelali przed miastem z wielkością ludzi, przeto nierychlo ogień ugaszono. Zgorzała ulica Grodzka i Kanonicza ze swemi przecznicami; kościołów cztery: św. Piotra (kaplica na ul. Grodzkiej), św. Marcina, Św. Andrzeja i św. Maryi Magdaleny z Kolegium Juristarum etc".

W r. 1463 spłonęły kościoły: Dominikanów, Franciszkanów i pałac Biskupi, w r. 1473 i 1475 ogień pochłonął około sto domów, w r. 1476 od pioruna spłonął znowu kościół Franciszkanów, w r. 1492 spaliła się część Uniwersytetu.

W czerwcu 1494 znowu pożar. Właśnie przybył do Krakowa poseł sułtana tureckiego z orszakiem na 12 wielbłądach i zamieszkał w rynku na rogu ulicy Wiślnej w domu XX. Mazowieckich ; wielbłądy stały przed ratuszem ku podziwowi mieszkańców. Wtem wybuchł w nocy pożar koło nowej bramy i rozszerzył się do Szerokiej ulicy, zniszczały bramy św. Mikołaja, Floryańska, Sławkowska, kościół św. Marka z klasztorem, wieże w przytykających murach i na kościele św. Stefana. Żydzi w owej okolicy mieszkający zrabowani zostali. Gdy to widzieli Turcy, mówili, że Polacy nieprzezorni , nieudolni do zapobieżenia ogniowi i stali gotowi do odjazdu.

Żydów potem przeniesiono na Kaźmierz na prośby obywateli Kra- kowa (str. 202, 203).

Nie częste na szczęście zjawisko : trzęsienie ziemi dało się uczuć w r. 1403 i 1443; wśród grzmotu podziemnego zachwiała się ziemia, pę- kały mury, leciały kominy i cegły, a ludzie przerażeni wybiegli na nieza- budowane miejsca.

Wiek XV jest chwilą rozwoju architektury gotyckiej w Krakowie, a zarazem końcową epoką tego stylu. W r. 1405 ukończono kościół Bo- żego Ciała, koło roku 1430 buduje się wspaniała kruchta w kościele św. Katarzyny, w r. 1442 przebudowano zwalone sklepienie w chórze P. Ma- ryi, w r. 1477 do 1489 buduje się wielki ołtarz u P. Maryi, w r. 1478 pokryto ołowiem wieże Maryackie. Przybywa kościół Maryi Magdaleny na Grodzkiej ulicy (1400), dziś na kamienicę przerobiony, ukończony ra- tusz w Rynku; przybywają dalej kaplice na Wawelu i przy kościele Ma- ryackim, w mieście liczne bursy, największa z fundacyi Oleśnickiego zwana Jeruzalem (1453—1455 r.) i bursa prawników z fundacyi Jana Długosza

406

(1473), kończy się fortyfikacya Wawelu i miasta przybytkiem wielu baszt; za murami przybywa kościół Bernardynów (1453) i św. Agnieszki (1454) na Stradomiu '), przebudowuje się Skałka (1450); w r. 1498 założono cmentarz na Garbarach dla parafii Św. Szczepana z kościółkiem Św. Pio- tra i Pawła z kaznodzieją polskim i niemieckim (przez Jana Weisa z Po- znania, nauczyciela dzieci Kazimierza Jagiellończyka, rektora kościoła Św. Stefana).

Do budowy kościoła Bernardynów miał dać pohop pobyt Św. Jana Kapistrana w r. 1453. Przybył ten święty z Włoch na wielbłądzie i miewał kazania na Rynku z podniesienia koło Św. Wojciecha, a kapłan obok sto- jący tłómaczył jego słowa. Po każdej nauce „płonęły na Rynku stosy ognia, na które lud nawrócony (wypierający się grzechów) rzucał w ogień kości do gry i inne uciech przybory". Miał ten święty mieszkać na rogu Rynku i ulicy Wiślnej , stąd nazwa domu „pod świętym Janem Kapi- stranem".

W XVI w. rozpoczęła nową epokę cała Europa cywilizowana: od- krycia geograficzne rozszerzyły wiadomości i horyzont myślenia, badania dzieł architektury i literatury starożytnych Greków i Rzymian, dobyły ich zdobycze cywilizacyjne, zapomniane w ciemnocie wieków poprzednich, na wierzch, a wynalazek druku umożebnil rozpowszechnienie nauk i wiado- mości. Odtąd datuje się nowa epoka, zwana epoką renesansu (odrodzenia).

Król Zygmunt I (r. 1506 1548) był miłośnikiem pokoju, oświaty i sztuki. Małżeństwo jego z księżniczką medyolańską Boną Sforzyą zbli- żyło go do Włoch, kolebki odrodzenia.

Dnia 15 kwietnia 1515 r. przywieziono Bonę, naprzeciw niej „wyje- chał król wespołek z książęty mazowieckimi i innymi panami radami swymi przed miasto i czekał na nią pod namioty na to rozbitymi; tamże, gdy zsiadła z konia królowa, witał naprzód od króla Łaski arcybiskup, a potem król wyszedłszy z namiotu, przywitał się z nią, a przywitawszy pod namiot prowadził (a sukno czerwone wszędzie rozbite było po ziemi); tamże przedniejsi wszyscy, co z królową przyjechali, witali króla, a potem jechali ku miastu. A tymczasem z dział bito i strzelano wszędzie po polu, i niektórzy kopije ze sobą kruszyli. Potem przed zaściem słońca na zamek wyjechali i do kościoła zaraz zsiedli. Z kościoła na pałac szła, a potem czwartego dnia w niedzielę koronowaną była. Wesele wielkim nakładem, ozdobą, ucztami, gonitwami i inszemi krotofilami kosztownemi przez nie- mało dni sprawowane było".

Król nie żałuje nietylko na swój pałac, ale i na katedrę. Jego ko- sztem buduje Bartolomeo Berecci kaplicę Zygmuntowską (1518—1530).

Król lubi i muzykę, więc sprowadza muzykantów z zagranicy; potrze- buje spiżowych drzwi, dzwonów i armat, więc zakłada ludwisarnię, z której w r. 1520 wychodzi sławny dzwon Zygmunt, największy w Polsce, ulany

') Marceli Dobrowolski: Kościół i klasztor św. Agnieszki. BIbl. krak. 34

407

przez mistrza Jana Bechama z Norymbergi. Prowadzono go do Zamku, tocząc na dwóch walcach , po kłodach ogromnych. Gromada chłopów, wkładając drągi w dziury wydłubane w walcach, popychali one, a kłody podwójne podciągano po drodze naprzemian.

W przeciągu godziny jednej wciągniono dzwon na wieżę, przycze- piwszy wiele powrozów, za pomocą dwóch walców mosiężnych (bloków) i dwóch drewnianych. Król z królową przypatrywali się temu, jakoteż nie- policzony tłum ludu, a działo się to przed świętem Św. Małgorzaty.

W r. 1525 wydał król statut dia tego dzwonu, ustanawiający kiedy wolno w niego dzwonić, i poruczający utrzymywanie rusztowania krakow- skiemu i kaźmierskiemu cechowi cieśli.

W nocy 1 sierpnia 1520 r. urodził się królowi syn Zygmunt August. „Panowie Rajcy kazali uderzyć we wszystkie dzwony, wzywając lud na uroczyste nabożeństwo do kościoła N. P. Maryi, poczem przez cały dzień niewymownej oddawano się ochocie.

„Wieczorem, kiedy już światło słoneczne zagasło i ta gwiazda dzienna w zachodzie spoczęła, senat (magistrat) miasta Krakowa, zebrany w swem gronie, okazał znak radości przez cały okręg miasta, przez zapalenie na wieży ratusznej sztucznego wulkanu , którego płomienie pod same wznosiły się niebiosa, a blask ich dziwną sztuką na całe miasto strumie- nie światła rozlewał, tak dalece, że noc ta w dzień prawie jasny przemie- nioną, a ponure jej cienie świetnością wulkanu zwalczone zostały. Przy tymto blasku pospólstwo przywabione odgłosem śpiewów i dźwiękiem instrumentów, połączyło się w najradośniejsze gromady, którego weso- łość, aby tem lepiej podsycić, Rajcy nie szczędzili darów Bachusa (na- pitku), szafując niemi obficie. Tu więc krzykliwe spełniano wiwaty, tam wyprawiano pląsy i skoki , ówdzie grzmot dział calem miastem i samemi wstrząsał niebiosami, a indziej ognie przedziwną sztuką w górę pchnięte (race) gwiazdom podziwem były. Tu pomiędzy ochocze taneczników koła przeciągały świetnem uzbrojeniem połyskujące roty, snuli się kuglarze z odgłosem bębnów i fletów, i tym sposobem noc ta, z pod panowania bożka snu wydarta , pod wesołe rządy Bachusa przeszła.

„Potem książęta, baronowie i pierwsi urzędnicy państwa składali królewiczowi nowonarodzonemu kosztowne dary, przyczem i senat m. Kra- kowa, niosąc królowej Jejmości życzenia, wspaniały jej złożył upominek, a burmistrz P. Jan Czimmerman do niej miał przemówienie" (wpisane w akta konsularne).

W tej epoce rozpoczęły się okazywać pierwsze ślady reformacyi w Prusiech. Zakon krzyżacki jeden z pierwszych zaczął sprzyjać naukom Lutra. Albrecht książę pruski i wielki mistrz zamierzył sekularyzować Za- kon i objąć dziedzicznie posiadłości Zakonu, jako księstwo podlegle Pol- sce. Zygmunt, zagrożony przez Moskwę na północy, przez Turków na południu, zgodził się na to i dnia 10 kwietnia 1524 r. złożył Albrecht hołd Zygmuntowi na Rynku krakowskim. Potomkowie tych hotdowników po-

Plan Kazi

f85.

410

mogli potem do rozbioru Polski hotd klęl<ającego byt widowiskiem, pochJebiającem chwilowo dumie narodowej, ale błędem politycznym.

Dla Krakowa hołd Albrechta przyniósł korzyść, że tenże przez zniesienie cła na Wiśle (1527) rozszerzył handel krakowski ku Bałtykowi.

Za Zygmunta I dokonuje się dzieło polonizacyi mieszczaństwa kra- kowskiego i,str. 98—99).

Zygmunt I wznawia w r. 1518 i 1539 przywilej, aby rajców krakow- skich wzywano na sejmy i aby wspólnie z posłami ziemskimi obradowali.

Zamożne obywatelstwo kształciło dzieci na akademii i wysyłało je za granicę: liczne drukarnie szerzą znajomość nauk i literatury, utrzymu- jąc związek duchowy z zagranicą.

Na koniec panowania Zygmunta przypadają początki innowierstwa w Krakowie, które tyle walk później wywołało.

Z współczesnych w panowaniu Zygmunta I wypadków wspomnieć wypada pożar Stradomia w r. 1509 i pożar z r. 1522, w którym około 50 domów zgorzało; z r. 1527, który zniszczył północną część miasta od ulicy Mikołajskiej ku Sławkowskiej i kościoły: św. Mikołaja, Św. Krzyża i Św. Marka, oraz Kleparz, a żar byt tak wielki, że około sto armat na murach się zniszczyło lub nadtopiło, które potem kosztem króla zrestau- rowano.

W r. 1528 zniszczył ogień ratusz kaźmierski wraz z wielu cennymi starymi aktami.

W r. 1536 spłonął znowu Stradom i część Kaźmierza, oraz część nowo zbudowanego pałacu wawelskiego , przy którymto ogniu przez wa- lące się ganki odniosło 7 ludzi śmierć, a 10 rany.

W r. 1523 umiera Maciej z Miechowa, w 1535 Bernard Wapowski, historycy.

W r. 1543 miało na zarazę umrzeć 20.000 osób; cyfra jednak zdaje się przesadzoną.

W r. 1558 zgasł osiwiały król, a następca Zygmunt August w słotny zimowy dzień 13 lutego 1549 wjechał do Krakowa z małżonką Barbarą Radziwiłłówną, którą potajemnie w r. 1547 poślubił. Po długim oporze szlachty zezwolił nareszcie sejm na koronacyę Barbary, która też 9 gru- dnia 1550 przywdziała na skroń koronę. Nazajutrz była obecną przy uro- czystym hołdzie, składanym królowi na Rynku krak. przez książąt len- nych. Była to ostatnia jej uroczystość publiczna, bo odtąd coraz bardziej zapadała na zdrowiu, wreszcie 8 maja 1551 r. zasnęła na wieki, z ży- czeniem, aby pochowano w Wilnie.

Trzeciego dnia po śmierci złożono ciało nieboszczki w trumnę bo- gatą, ozdobioną wszystkiemi oznakami dostojności królewskiej.

Tak wystawione były zwłoki Barbary na widok publiczny w sali zamkowej.

Dnia 25 maja zaś po powtórnem nabożeństwie żałobnem włożono zwłoki nad wieczorem do umyślnie na to przyrządzonej kolebki i nastą-

411

piła nadzwyczaj okazała, obecnością i\róla, wielu bisl<upów, panów i ludu uświetniona eksportacya ciała z Krakowa w drogę do Litwy, pod prze- wodnictwem samegoż króla.

W 1549 roku studenci rozpoczęli zwadę o dziewczynę ze służbą proboszcza WW. Świętych , w której kilku studentów zabito. Król zarzą- dził dochodzenia przez biskupa , który powołał do współdziałania dygni- tarzy kościelnych i świeckich. Okazało się , że podejrzywany o stosunki z dziewczyną proboszcz był niewinny; studenci nie stanęli na rozprawę, natomiast wywołali nową napaść żebrzących żaków na proboszcza , przy czem schwytano jednego ucznia uniwersytetu i uwięziono, co dolało oliwy do ognia. Wzburzona młodzież postanowiła opuścić Kraków i rzeczywi- ście ogromna liczba studentów wyszła z miasta ; jedni do rodzin , drudzy po okolicy żebrząc i zarabiając jak mogąc , zamożniejsi na obce uniwer- sytety. Z tych wielu wróciło potem z zasadami reformacyjnemi, przyczy- niając się do wzmożenia innowierstwa ').

Ruch reformacyjny, który już potężnie w Niemczech rozgorzał, wo- bec żywej styczności z zagranicą paczął szerzyć się w Polsce , i Kraków jako stolica staje się ogniskiem propagandy. Lutrzy, Kalwini, Aryanie znaj- dują zwolenników między mieszczaństwem i szlachtą (str. 240—242).

Religijna walka toczyła się w pismach i dysputach , obracając się koło kwestyi stworzenia narodowego kościoła, ale nie przybrała tak krwa- wej formy, jak w Niemczech lub Francyi, chociaż nie obeszło się bez roz- ruchów, które jednak na późniejszy czas przypadają. Szlachta wcześniej powróciła do katolicyzmu , a przeto występowała przeciw mieszczanom nieraz później nietylko z niechęci stanowej, ale i religijnej, co nietylko innowiercom szkodziło, ale i katolickim mieszczanom. W r. 1565 uchwalił sejm ustawę, zakazującą wywozu towarów krajowych, a dozwalającą przy- wozu zagranicznych; potem uwolniono szlachtę od cła, co położyło pod- stawę do bogacenia obcego przemysłu , a zaporę do rozwoju własnego i do stworzenia zamożnej klasy średniej.

Zygmunt August zmarł 1572 r. , doprowadziwszy do skutku trwałe połączenie Litwy z Polską Unią Lubelską z r. 1569, ale zostawiwszy pań- stwo bez dziedzica, w epoce przejściowej do monarchii elekcyjnej, w epoce rozgorączkowania religijnego ; zostawił mieszczaństwo na punkcie rozstaj- nym ; silny rząd i mądre ustawodawstwo mogły jeszcze stworzyć z miast stan średni, zdolny do podtrzymywania państwa, ale coraz większa prze- waga szlachty musiała w końcu doprowadzić do upadku.

Dnia 17 lutego 1574 odbył się w Krakowie pogrzeb króla Zygmunta Augusta, którego ciało przywiezione z Knyszyna, gdzie umarł, złożono tymczasowo na Prądniku , a stąd powieziono na zamek krakowski. Kró- lowa Anna szła za ciałem przez całe miasto w żałobie, prowadzona przez

') Antoni Karbowiak: Rozprószenie młodzieży szkolnej krak. w r. 1549. Bibl. krak. T 14

412

legata papieskiego i posła weneckiego, a za nią postępowali inni posło- wie, senat i rycerstwo w przywdzianej żałobie. Dalej niesiono 32 mar z herbami królewskimi, a potem jechali chorążowie z herbami ziem polskich.

Henryk Walezyusz, syn Henrya II, króla francuskiego, nowo obrany król odbył w dniu 18 lutego uroczysty wjazd do Krakowa.

„Wyjechało przeciw niemu bardzo wiele ludzi strojno i stanęli wszy- scy polem między Łobzowem a Bronowicami, gdzie pocztów bardzo wiele było strojnych. Naostatku stali mieszczanie, których było w liczbie cztery tysiące pieszych, a jezdnych sto i dwadzieścia koni , wszyscy zbrojno byli i działa mieli. Biskup płocki imieniem panów rad wszystkich króla witał. Potem miasto witało i kollegiaci króla. Witania odprawiwszy, król one hufce wszystkie przeglądał, potem wjechał w miasto bramą św. Floryana o pierwszej godzinie w noc ), siedząc na białym koniu : na koniu był rząd wszystek złocisty. Do bramy zaszli mu mieszczanie, niosąc baldachim po- złocisty, pod którym jechał przez miasto na zamek. A po mieście wszę- dzie świec wielkość gorzała, tak, widzieć było od nich jako we dnie. Na górze Rękawce także palono ognie".

Na drugi dzień odbierał na majestacie, wystawionym w Rynku, przy- sięgę od mieszczan i pasował ich na rycerzy, przyczem otrzymał od mia- sta w podarunku naczynie „wanna" dictum, w trzeci zaś dzień na dzie- dzińcu zamkowym odbywały się turnieje, pamiętne nieszczęśliwem zda- rzeniem: Młody magnat Samuel Zborowski wszczął zwadę z Tenczyńskim, a gdy Wapowski , kasztelan przemyski, chciał bronić Tenczyńskiego, ude- rzył go Zborowski czekanem w głowę w bramie zamkowej tak , że Wa- powski zmarł tej samej nocy. Nazajutrz wdowa z krewnymi w żałobnym stroju przywiozła zabitego przed króla, żądając kary na zabójcę. Sąd kró- lewski zasądził Zborowskiego na wygnanie.

Ta słabość w wymiarze sprawiedliwości i sprzeczki z różnowiercami odbierały Henrykowi serca Polaków.

Wśród coraz bardziej wzmagającej się niechęci przeciwko Henrykowi, odebrał on wiadomość o śmierci brata swego Karola IX, króla francu- skiego. Z obawy utraty tronu we Francyi wyjechał Henryk d. 18 lipca 1574 r. potajemnie z Krakowa i więcej nie wrócił. Królem obrano dziel- nego Stefana Batorego, księcia siedmiogrodzkiego. Ponieważ znaczna par- tya szlachty oświadczyła się za Maksymilianem, arcyksięciem austryackim, przeto Kraków obsadzono wojskiem. Przywołano także na zamek burmi- strza z radą i odebrano od nich zaręczenie, że nikomu bram miasta nie otworzą, tylko Batoremu.

Dnia 22 kwietnia 1576 zjechał Stefan Batory.

Nowy król upokorzył Gdańsk, popierający kandydaturę Maksymi- liana na tron Polski, zabezpieczył wschodnią granicę od Turcyi zorgani-

') t j w godzinij po zachodzie słońca. '

413

zowaniem Kozaków i po uporczywej a zwycięskiej wojnie odzyskał In- flanty pokojem z 1582 r.

Dolatywały wieści o zwycięstwach do Krakowa , za każdym razem odprawiano uroczyste „Te Deum" w kościele, a panowie (rajcy) scłiodzili się na ratusz, aby przy małmazyi uczcić zwycięstwo.

W r. 1583 zatwierdził Batory urządzenie poczty stałej (str. 119).

W czerwcu 1583 wydał Batory siostrzenicę swą Gryzeldę za Jana Zamojskiego, kanclerza koronnego, a gody te wspaniałością zapisały się w pamięci Krakowian, wspaniałym pochodem maszkar po Rynku krak.

„Były gonitwy rozmaite i maszkary dziwne się pokazywały; wszyst- kie kamienice w Rynku ludzi pełne byty, co na to patrzeli. Król sam z królową w Szpiglerowej kamienicy był. Siedm par na ostre goniło".

Pierwszy z królów Batory wzbudził pewne poszanowanie prawa; szkoda, że za krótko panował, aby silną dłonią doprowadzić dzieło do skutku.

Powyżej wspomniano zabójstwo Wapowskiego przez Samuela Zbo- rowskiego. Wygnany Samuel przebywał u Batorego, gdy tenże jeszcze był tylko księciem siedmiogrodzkim i podawał się za niewinnego. Po wynie- sieniu Batorego na tron starali się Zborowscy o ułaskawienie Samuela, ale król zbadawszy sprawę, odmówił. Mimo to Samuel pojawił się w Pol- sce i zachowywał się buńczucznie. Kanclerz Zamojski kazał go ostrzedz, że jeżeli wjedzie w jego jurysdykcyę, postąpi z nim, jak prawo każe. Zborowski lekceważył przestrogę i przybył w Krakowskie. Schwytano go w Piekarach, uwięziono na zamku i dnia 26 maja 1584 roku ścięto ku niesłychanemu oburzeniu szlachty, nieprzywykłej do szanowania wy- roków.

W następnym roku 1585 burzliwy szlachcic Jan Morawicki, przy- bywszy przed dom zajezdny Walentego Straszą przy ulicy Floryanskiej, chciał gwałtem zająć gospodę, do której łielena Straszowa wpuścić go nie chciała. Wtedy Morawicki z rusznicy zastrzelił Straszowa w oknie. Ujęto szlachcica i złożono w ratuszu sąd na niego. Zabójca i jego przy- jaciele prosili, „aby sąd miłosierdzie, niż surowość prawa nad nim oka- zał", atoli Strasz żądał kary za zabójstwo; „niech mi żywą żonę powróci, a ja mu winę daruję" ; sprawa w drodze apelacyjnej poszła przed króla, który nie kwapił się wcale ocalać gwaltownika i kazał wykonać karę gar- dła według prawa: Morawicki został ścięty na gdańskiej kołderce, za którą miasto dało 25 groszy (zwykłym zbrodniarzom podścielano słomę przy ścięciu).

Na panowanie Batorego przypada data wprowadzenia do Krakowa zakonu, który tak wybitną rolę w dziejach odegrał. Jezuitów (1583). Objęli oni kościół św. Barbary i dokupili sąsiednie domy, w których mieszkali wybitni ich mówcy, jak ksiądz Piotr Skarga Pawęski , założyciel Arcy- bractwa Miłosierdzia (1584) i Banku Pobożnego (1587); w r. 1585 objęli

414

Jezuici kościoły: Św. Szczepana i Macieja (na placu Szczepańskim) na se- minaryum swoje.

1 losów Krakowa nie zostawił Batory biegowi wypadków, lecz wglą- dnąt w jego interesa.

„Ordynacya dobrego porządku" do zbadania majątku i dochodów miasta przez Komisarzy z polecenia jego uskuteczniona i zatwierdzona uporządkowała finanse miasta.

Zarówno dla państwa całego, jak i dla Krakowa, zgasł Batory przed- wcześnie w r. 1586.

Na sejmie elekcyjnym 1587 r. partya Zamojskiego wybrała królem Zygmunta, królewicza szwedzkiego; a partya Zborowskich arcyksięcia Ma- ksymiliana. Zamojski natychmiast przybył do Krakowa i zajął się obroną tego miasta, pod którego mury zbliżał się już Maksymilian ze swem woj- skiem.

Z przybyłym w dniu 16 października Maksymilianem, pod Mogiłą złączyli się Zborowscy z 2500 ludzi i inni stronnicy. Z siłą podstąpił pod mury Maksymilian, lecz nie uderzył na miasto, tylko zaczął nakłaniać do uznania siebie królem, tymczasem staczano prawie codzień małe utar- czki, niefortunne dla oręża Maksymiliana, lecz szerzące wkoło zniszczenie, gdyż spalono niemal wszystkie przedmieścia i pobliskie wioski. Nareszcie stronnicy Maksymiliana chcieli zdradą opanować Kraków, porozumiawszy się z garbarzami na Piasku, którzy w dniu 25 listopada wśród nocy, dwa pułki piesze Maksymiliana w przedmieście zamieszkałe przez siebie wpro- wadzili i po domach swoich ich ukryli, w zamiarze niespodzianego ude- rzenia potem na najbliższą im bramę szewską.

Zamojski dowiedziawszy się o tern, kazał zapalić przedmieście i ude- rzył na nich. Zdradą obudzona zemsta, pozbawiła litości jego żołnierzy, w pień wycięli garbarzy, 1500 nieprzyjaciela trupem położyli i zdobyli 2 chorągwie, wiele wozów z prochem, ośm dział z herbami Górki woje- wody poznańskiego, i mnóstwo hakownic.

Ocaloną przez ogień w tej walce część przedmieścia od młynów do wiślnej bramy spalono w dniu 29. Ogień był tak wielki , że lękano się o miasto, na które niósł wiatr płomienie, a w mieście wody nie było, gdyż nieprzyjaciel odwrócił Rudawe, która w tych czasach rurami pod- ziemnemi po wszystkich ulicach prowadzona, dostarczała wody Krako- wowi. Lecz spadł deszcz ulewny i ochronił miasto od ostatniej klęski.

Nie mając nadziei zdobycia miasta cofnął się arcyksiążę ku Śląskowi, zostawiwszy po sobie jako pamiątkę ruinę.

Dnia 9 grudnia 1587 przybył Zygmunt do Krakowa od strony połu- dniowej, którego z hufcami konnych przez Kaźmierz i Stradom wpro- wadzono.

Od bramy pod zamkiem (grodzkiej), wzdłuż wałów miejskich około furty Mikołajskiej i Strzelnicy, w pola rozciągały się zbrojne zastępy wojska i rycerstwa, które go oczekiwały, jakoteż lud wojenny, który on

415

z sobą przyprowadził w największej paradzie, których on przegląd odpra- wił i w miasto prowadził.

Przy kościele św. Floryana stal wizerunek malowany zmarłego króla Stefana Batorego jakoby oddającego berło Zygmuntowi.

Stąd jechał król ku miastu do bramy floryańskiej ; tam na moście wystawioną była brama tryumfalna, na której byl napis tej treści, jakoby przemawiała do króla, witając go i oświadczając mu, żadnemu innemu krom niego wejścia do miasta pozwolić nie miała. W samej bramie był obraz Zygmunta Augusta, a na początku ulicy Zygmunt l-szy, a na samem wejściu w rynek król Aleksander Jagiellończyk. Gdy zaś zbliżył się pod kościół Panny Maryi, zsiadł z konia przed apteką pod murzyny, gdzie znowu wzniesiona była brama tryumfalna, a przy niej widzieć się dały znowu wizerunki obu Zygmuntów w pięknem przybraniu, a nad bramą unosił się orzeł biały, który czynił pokłony, a przy nim wielka liczba Sur- maczów muzyką króla witających.

Dalej znowu, w innych bramach tryumfalnych wyobrażenia królów Jana Olbrachta i Kazimierza Jagiellończyka, a przy bramie do zamku Władysława Jagiełły, oczom się nowego króla ukazały.

Gdy wjechał w bramę zamkową, puszczoną była strzelba z ogrom- nym łoskotem.

Dnia 27 grudnia odbyła się koronacya.

Zamojski puścił się w pogoń za Maksymilianem, dopadł go pod Byczyną na Śląsku, pobił i w dodatku wziął do niewoli (24 stycznia 1588 r.).

W sierpniu 1588 r. przybył do Krakowa nuncyusz papieski Aldobran- dini (późniejszy papież Klemens VIII) z wielką pompą „jadąc na osiełku, którego uderzył koń, pod witającym go królem igrający", w celu pośre- dniczenia o uwolnienie z niewoli arcyks. Maksymiliana. Jakoż wypuszczono go za zrzeczeniem się pretensyi do korony polskiej.

W r. 1594, 7 lipca Stanisław Miński, wojewoda łęczycki, przyjechaw- szy z Rzymu, wjeżdżał z wielkiemi ceremoniami, bo niósł z sobą kanoni- zacyę Św. Jacynkta (Jacka), którą otrzymał od Klemensa III papieża.

Przeciwko niemu wyjeżdżał ksiądz biskup przemyski i wojewoda lu- belski, przy którym było szlacheckich ludzi dosyć, i piechota z zamku wyszła. Wychodziło i pospólstwo z miasta, także procesye z kościołów. A gdy miał wjeżdżać w miasto, kazał chorągiew roztoczyć i oddał księ- dzu sufraganowi krakowskiemu, który niósł do kościoła Św. Trójcy (Dominikanów), na której był wymalowany św. Jacek. Wtem z dział tamże przed kościołem strzelano i tryumf czyniono. Po obiedzie byty tamże u Św. Trójcy dysputacye.

W tymże roku wyszedł w Krakowie z druku „Nowy Testament" w tłonraczeniu polskiem X. Jakóba Wujka, który to przekład dotąd jest używany i przez stolicę Apostolską aprobowany.

416

„Dnia 23 czerwca 1597 zakładali Jezuici kościół Św. Piotra i Pawła, który król nie małym kosztem im budował. Byty przytem ceremonie wiel- kie i ludzi bardzo wiele, marszałek koronny, natenczas Mikołaj Zebrzy- dowski, z dział strzelać kazał i tryumfę czynił, któremu to od króla zle- cone było. W grunty też talary z twarzą królewską miotano i kamień wielki (węgielny) z napisem wszystkich rzeczy tych pod grunt włożono".

Smutno kończył się jednak wiek XVI. Rozterka religijna przybrała charakter namiętny, prowadzący do zamieszek ').

W r. 1587 w dzień św. Kaliksta studenci dawnym zwyczajem zrzucili wypchanego dyabła z wieży św. Barbary, gdy ktoś rzucił myśl, aby go wyrzucić do synagogi (tak nazywano i zbory protestantów), poszła więc gromada na ulicę św. Jana, wszczyna się zgiełk, wpada tłum do zboru, rabuje i podpala. Stąd obwiniano Jezuitów o namowę do tego czynu.

1591 r. 23 maja powstał znowu tumult przy rzuceniu „dyabła" z ko- ścioła Maryackiego : studenci i mottoch pociągnęli manekina przed zbór kalwiński na ulicę św. Jana i tam stroili żarty i naigrawali się z inno- wierców, którzy porwali się do broni, a w bitce około 200 ludzi odnio- sło rany.

Wzburzony tłum powrócił nocą, podpalił zbór i zwalił część muru, przy którego upadku wiele osób odniosło uszkodzenia. Nie poprzestając na tem, udał się tłum przed zbór aryański i ten podpalił i zburzył. Dnia 26 maja rzucił się tłum na cmentarz innowierców za murami miasta i już część muru cmentarnego zburzył, gdy nadciągnęli żołnierze Marszałkow- scy i tłum rozpędzili, przyczem wiele napastników poranili.

Obok tych niepokojów nawiedziły miasto pożary, zaraza i wylewy:

W r. 1589 spaliła się część Kleparza i Stradomia, oraz kramy na rynku, przy którym to pożarze uszkodził ogień Sukiennice i ratusz, w r. 1593 zgorzał kościół św. Mikołaja, w r. 1595 w czasie obecności króla i królowej na zamku ogień z komina dostał się do belek i dnia 29 sty- cznia wybuchł, pochłaniając część zamku. Króla i królową przyjął kardy- nał Radziwiłł do swego domu w gościnę, gdzie przebywali królestwo tak długo, póki nie odrestaurowano przynajmniej części pałacu na ich mie- szkanie, w r. 1597 spłonęła część Kaźmierza, w latach 1588, 1599 pano- wała zaraza na ludzi i bydło, a ciężka zima w roku 1599 i szarańcza wy- wołały głód w okolicy, tak, że wieśniacy tłumnie przychodzili po prośbie do Krakowa.

W r. 1593 dnia 1 lipca wylała Wisła i przez 48 godzin utrzymywała się w jednej wysokości, trzeciego dnia tak wezbrała, że zalała klasztor i kościół Bernardynów po nad ołtarze, zakonnice od św. Agnieszki oknami do łodzi uratowano, po całym Stradomiu pływano na łodziach, a mosty kaźmierski i skawiński zabrane zostały.

') Opisy w Węgierskiego: Kronice zboru ewang. krak. i w Wieiewickiego: Hi- storia domus prof. ad S. Barbaram.

417

W r. 1598 powtórzyła się powódź, która jednak nie przybrała tak wielkich rozmiarów, jak poprzednio.

Nie lepiej rozpoczął się wiek X\'ll. Zaraza poczęła się znowu po- wtarzać, w r. 1601 miano mróz w lipcu, w r. 1604 pożar na Kaźmierzu uszkodził kościół Św. Katarzyny, w r. 1605 powódź kilkodniowa, w 1611 nowy pożar Stradomia.

W r. 1605 odbyło się w Krakowie d. 22 listopada wesele cara D\- mitra z .Waryną, córką wojewody sandomierskiego .Mniszcha.

Dla odbycia godów weselnych połączono pierwsze piętra sąsiednich domów włoskich (L. or. 7,8) z kamienicą Firlejowską; w d. 19 listopada 1605 r. zajechała do Firlejowskiej kamienicy przybyła z Sambora panna młoda wraz z rodzicami, a już w dniu 22 listopada oczekiwało w 200 koni poselstwo moskiewskie z Ofanasem Własiowem na czele przed bramą domu .Montelupich na przybycie króla Zygmnnta III i jego orszaku. Za przybyciem króla, w pysznej karecie, wraz z siostrą Anną, królewną szwedzką i królewiczem Władysławem , nastąpiło powitanie króla i poselstwa przez gospodarza, wojewodę Jerzego Mniszcha, poczem udano się , przechodząc przez pokoje obydwóch domów wyścielone wschodniemi kobiercami , do domowej kaplicy Firlejów.

W tej kaplicy, pięknie przybranej , obok ołtarza , na przygotowanym tronie zasiadł król , a obok niego stanął orszak królewski , jak również przedniejsze osoby z orszaku posła Własiowa i liczna drużyna dworzan, krewnych i „klientów" Mniszchów.

Po związaniu stułą rąk panny Maryny z Ofanasem , upoważnionym do wzięcia ślubu imieniem cara , i po sutej uczcie weselnej , odbywającej się w kilku pokojach , przy której niektórzy członkowie poselstwa mo- skiewskiego „bardzo plugawie garściami jedli, podobnież z mis biorąc", uprzątnięto stoły, a przy odgłosie królewskiej muzyki, wygrywającej na 40 różnych instrumentach , rozpoczął król tańce z carycą Maryną , w któ- rych następnie brała udział królewska rodzina i najznakomitsi dygnitarze koronni.

W roku 1612 zaszedł rzadki wypadek porwania kobiety z klasztoru. Aleksander Koniecpolski poślubił był w r. 1611 gwałtem Zofię Dembiń- ską, łakomiąc się na jej posag, Zofia umknęła mu jednak do klasztoru Św. Agnieszki na Stradomiu. W nocy 16 kwietnia 1612 r. przybył Koniec- polski cichaczem pod mury klasztoru z węgierskimi hajdukami i niemie- ckimi rajtarami. Przystawili do bramy „moździerz napełniony woskiem, smołą i prochem", czyli petardę i zapalili. Z hukiem wyleciały drzwi w po- wietrze, posypały się kamienne oddrzwia , szyby i okiennice, a odłam ranił zakonnicę w bliskości mieszkającą. Koniecpolski obsadził wyjścia i wpadł do chóru, gdzie, poszukując Dembińskiej, zdzierali napastnicy za- konnicom welony, aby poznać szukaną. Przestraszone zakonnice pozamy- kały się w celach, więc siłą wysadzano drzwi jedne za drugiemi. Niektóre zakonnice rzuciłj' się do dzwonów, aby na alarm uderzyć, ale odpędzono

K. Bąkouski. Dzieje Krakowa. 27

418

je wydobytemi szablami od sznurów. Gorączkowo wyłamywano drzwi, wreszcie w ostatniej celi znaleziono załamującą ręce Zofię z siostrą Do- rotą, dzielącą jej schronienie klasztorne. Porwano obie siostry, przewie- ziono przez Wisłę na łódce, a potem w kolasie uwięziono do dóbr Ko- niecpolskiego ').

Biskup krak. Tylicki rzucił ekskomunikę na napastników, sądy cy- wilne z niedołęstwem, właściwem dawnej procedurze, wlokły się latami, dopiero w r. 1615 został Koniecpolski skazany na infamią i wygnanie. Po dziesięciu latach , za staraniem zasłużonego hetmana Koniecpolskiego, zdjęto z niego te kary. Porwana Zofia zmarła w r. 1613, poczem ożenił się Aleksander z siostrą jej Dorotą. Szkody klasztoru wynagrodziła ro- dzina w ciągu starań o ułaskawienie Aleksandra.

„W r. 1614, gdy Barbara Cellari, córka mieszczanina Andrzeja Cella- rego, z matką wychodziła z kościoła św. Barbary, porwał niejaki p. So- kół, zbrojno zastąpiwszy jej drogę, wsadził do powozu z jedną służącą i wywiózł za miasto. Ale Barbara wzbraniała się iść do ślubu. Sokół spo- dziewał się zmiękczyć i uczciwie koło niej nadskakiwał, tymczasem zo- stawił ją w domu niejakiego p. Bogusławskiego, „męża pobożnego i roz- tropnego", zabawiając muzyką i tańcami.

„Skorzystawszy z chwili, Barbara porozumiała się z p. Bogusławskim, obiecując wyjść za mąż za niego , jeżeli od Sokoła uwolni. P. Bogu- sławski, „mąż pobożny i roztropny", nie był głuchym, zabrał w nocy Bar- barę ze służącą do powozu i przywiózł rodzicom, którzy na małżeństwo zezwolili, a p. Sokół długo jeszcze był nieprzyjaznego ducha dla pp. Bo- gusławskiego i Cellarego i wiele intrygował, ale napróżno".

Z początkiem XVII w. przenosi Zygmunt 111 stolicę państwa do War- szawy. Przez wyniesienie się dworu i dygnitarzy zmalał napływ obcych, zmniejszył się handel , zdrobniał przemysł , a w dodatku pojawiające się peryodycznie zaburzenia przeciw innowiercom, zaraza i pożary nie przy- czyniały się wcale do powodzenia miasta.

W r. 1615 powstał tumult przeciw złotnikowi Martianowi, kalwini- ście, mającemu dom na Wendecie, wywołany przez studentów, do których przyłączyli się i starsi oraz hołota. Bez przyczyny zdobyli dom jego i złu- pili, a mieszkańców pokrzywdzili. Zawiadomiony przez Jezuitów o napa- dzie biskup wyszedł na ulicę Sienną i kazał swym sługom rozpędzić mo- tłoch. Słudzy dali ognia na postrach , przypadkowo jednak kula trafiła studenta i trupem położyła. Rozpędzono tłum i poodbierano co się dało ze zrabowanych rzeczy, a złotnik podziękowawszy Jezuitom za pomoc, wkrótce przeszedł na katolicyzm wraz z rodziną.

Przybywają nowe zakony i kościoły: w r. 1606 Karmelici Bosi, w r. 1609 Bracia Miłosierni (Bonifratrzy), w 1621 zakonnice na Gródku, w r. 1625 Reformaci.

') Jerzy Myeielski: Porwana z klasztoru.

419

W r. 1611 przebudowano kościółek św. Wojciecha, w r. 1629 ko- ściół Bożego Miłosierdzia na Smoleńsku, w r, 1618 zbudowano kościół Św. Tomasza na miejscu dawnego zboru aryańskiego przy ulicy Szpital- nej, 1629 kaplicę Św. Stanisława w katedrze na Wawelu, 1634 kościół na Wesołej dla Karmelitów, 1635 kościoły: Św. Józefa, Św. Norberta. Wre- szcie Zygmunt 111 rozpoczął budowę wspaniałej kaplicy Wazów na Wa- welu (która dopiero w r. 1667 ukończoną została).

Chociaż Kraków przestał być stolicą , zachował jednak przywilej , tu królowie mają być koronowani i grzebani. Po śmierci więc Zygmunta 111 odbył nowo obrany król Władysław l\' w dniu 3 lutego 1633 wjazd uro- czysty do Krakowa.

Szło naprzód 300 mieszczan krakowskich w niebieską jedwabną barwę przybranych pod chorągwią, za nimi mieszczanie, szlachta, wojsko, dwór, urzędnicy i senatorowie; na końcu jechał król konno pod balda- chimem, niesionym przez czterech burmistrzów krakowskich, a za królem jechali królewiczowie i mnóstwo szlachty. Miasto zbudowało dwie bramy tryumfalne: jedne na ulicy Floryańskiej pod Murzynami, drugą na Grodz- kiej, na których grano w szalamaje i w trąby, z dział bito.

Siódmego lutego zbudowano w Rynku przed ratuszem niedaleko Su- kiennic Theatrum (podniesienie) z tarcic na kilka łokci wysokie, czerwo- nem suknem obite. Gdzie król Jmć zasiąść miał, jednym było stopniem podwyższone, i tam baldachim zawieszono złotogłowy, pod którym stało krzesło, a na niem potem król Jmć siedział; obok krzesła dla senatorów z obu stron.

Okrzyk czynili trębacze z ratusza, tłum zastąpił Rynek tak. żeby mógi był jabłko po głowach potoczyć, i jeden drugiego tak uciskał, że ledwo królowi Jmci i kalwakacie, która przed nim jechała, miejsca w Rynku sta- wało. Jechał tedy król Jmć do ratusza, gdzie z konia zsiadłszy, do izby, kędy rajcy sądzą, szedł i tam w dalmatykę ubrany i kapę, w koronie, wziąwszy w rękę berło i jabłko, po suknie czerwonem piechotą szedł do teatrum. Tam na majestacie pod baldachimem usiadł, a burmistrz Je- rzy Pipan, doktor medycyny, w pośrodku teatrum z trzema swymi kole- gami stanąwszy, mowę miał do króla Jmci od całego miasta przez ćwierć godziny, a przytem klucze pozłociste od każdej bramy na srebrnej misie oddawał i 1.000 dukatów, które król napowrót miastu darował.

Potem przystąpili wszyscy rajcy przed majestat królewski i klęknąw- szy, przysięgę wierności, której rotę kanclerz kor. czytał, złożyli. Potem burmistrz p. Pipan sześć rostruchanów wielkich srebrnych złocistych kró- lowi Jmci w upominku oddał. Klucze im napowrót oddano, a te upominki wzięto. Po przysiędze król Jmć tamże na majestacie kilkanaście osób z ry- cerskiego stanu i tyleż mieszczan , szlachtę po trzykroć mieczem uderza- jąc, a mieszczan tylko po razu , na rycerstwo pasował.

Po skończeniu tego aktu ludzie otaczający odzierać sukno z teatrum poczęli, i nim król zszedł, już teatrum z sukna obnażyli. Nawet i samo

27*

420

teatrum, mocno z drzewa zbudowane, rozerwano. Pp. Podskarbiowie pie- niądze pamiąti<owe pospólstwu cistcali , do i\tórych chwytania tak się ci- snęli, że królowi Jmci sukna rozpostrzeć nie możono , i tak po gołej ziemi szedł.

W nocy potem race rozmaite tak w zamku , jako też i w mieście puszczano.

Władysław IV rozwiązał dwie ważne kwestye Krakowa : zniósł zakaz przyjmowania innowierców do obywatelstwa miejskiego i zamknął szkoły Jezuickie, czego od tylu lat domagała się akademia. Niedługo, bo już w r. 1648 sprawiało miasto w kościele Panny Maryi solenne egzekwie za tegoż króla.

Panowanie następcy, Jana Kazimierza (1646—1672) zaczęło się zaraz nieszczęściem: dnia 18 stycznia 1649 r., gdy król po przyjęciu riołdu od mieszczan na Rynku, na zamku zasiadł do wieczerzy, wnet takową prze- rwał pożar wieży pałacowej , przyległej pokojowi sypialnemu. Ta była pięknej struktury, pokryta miedzią. Lecz gaszenie było niepodobne: bo topiący się kruszec wzbraniał przystępu, a pożar powstał z komina wieży przyległego i zrządził szkodę, ledwo 20 tysiącami opłacić się mogącą.

W r. 1651 nawiedziła miasto znowu zaraza, która tysiące mieszkań- ców pociągła do grobu.

Wkrótce spaść miało większe nieszczęście:

Przedsiębiorczy król szwedzki Karol Gustaw, korzystając z niesnasek w Polsce i wojny z carem i Kozaczyzna, wkroczył w r. 1655 do Polski. Wielkopolska szlachta uznała odrazu protektorat szwedzki , Litwa podpi- sała unię ze Szwecyą, a Szwedzi zwycięsko posunęli się naprzód ku Kra- kowowi ').

Magistrat pod przewodnictwem czynnego burmistrza Jędrzeja Cienio- wicza zarządził ubezpieczenie miasta; obronę oddano Stefanowi Czarnie- ckiemu. Skarbiec królewski wywiózł hetman Lubomirski na Spiż. Wojsko, mieszczaństwo i młodzież robili wycieczki, odpierali szturmy; Czarniecki odniósł ranę, sam burmistrz dosiadał konia, walczono z nieprzyjacielem i z ogniem , który od bombardowania co moment w mieście powstawał. Król szwedzki sam kierował oblężeniem, zajmując kościół Bożego Ciała na Kazimierzu jako główną kwaterę, a gdy szturmy się nie wiodły, za- proponował układy. Gdy Czarniecki przekonał się, że o odsieczy nie ma co myśleć, rada wojenna, do której i magistrat należał, dnia 13 paździer- nika rozpoczęła układy o kapitulacyą dla uniknięcia dalszego krwi roz- lewu; 17 pażdz. podpisano układ zapewniający Czarnieckiemu wolne wyj- ście z wojskiem , następnego dnia wyszedł tenże bramą Floryańską , wy- brawszy od mieszczan po dwa talary z domu , a Szwedzi weszli bramą Grodzką, wycisnąwszy 100 tysięcy talarów kontrybucyi.

') Ludwik Sikora: Szwedzi i Siedmiogrodzianie w Krakowie (Biblioteka krak. T. 39).

421

Zamianowany komendantem miasta generał Wirtz początkowo dość łagodnie postępował, za to żołnierze jego nocami rozbijali i łupili co się dało; nie bronił początkowo nabożeństw, pozwolił bractwu miłosierdzia odwiedzać jeńców, opatrywać rannycłi i księżom icli spowiadać. Gdy je- dnak bohaterska obrona Częstocłiowy przekonała Polskę, że jeszcze nie wszystko stracone i gd.\' zaczęto zewsząd brać się do Szwedów, Wirtz przewidując, że Polacy będą cticieli i Kraków odbić, począł się fortyfiko- wać i zabezpieczać. Mieszczanom nakazał złożyć przysięgę na wierność królowi. Rada spraszała się, „że po żadnem mieście tego nie wyciągano, ani też król JMC. szwedzki pod swoją bytność nie wyciągał, obligu- jemy się, że do żadnycłi tumultów brać się nie będziemy, ale miasto to nie zwykło nikomu innemu oddawać przysięgi, tylko najj. królom pol- skim, zaczem mając pana swego, onemu poprzysiężoną wierność do osta- tniej kropli krwi dochować chcemy". Gubernator przyjął odpowiedź „bar- dzo gniewnie i niewdzięcznie", dodając, że chce przysięgi nie takiej, jaką królom się oddaje, ale dla zabezpieczenia, że lud króla Jmci Szwedzkiego bezpieczny będzie w mieście od mieszczan i postawił ultimatum , że jeżeli nie złożą przysięgi , mają do zachodu słońca z żonami i dziećmi wynieść się z miasta, a po zachodzie słońca nikogo żywego nie zostawi, i kazał w trąby uderzyć, aby zgromadzić swą załogę. Pertraktowano na nowo i uzyskano przynajmniej zmianę roty przysięgi , że mieszczanie zobowią- zali się „nic nie praktykować przeciw gwardezanowi szwedzkiemu, nie pro- wadzić korespondencyi szkodliwej, nie znajdować się na takiem miejscu, gdzieby o królu szwedzkim, jego rządzie i armacie źle mówiono lub prze- ciw niemu machinowano" przez czas wojny. Gubernator na odwrót wy- stawił miastu skrypt, w którym zobowiązał się nie żądać od niego pod- niesienia broni przeciw Janowi Kazimierzowi.

Odtąd coraz cięższe chwile nastały dla miasta, które musiało płacić 4000 talerów miesięcznie na utrzymanie Szwedów, spłacać okup, łapówki Wittemberga i Wirtza, płacić sukno na mundury szwedzkie, dostarczać drwa itd. Zastawiono więc klejnoty miejskie, zapożyczono się, niszczono, byle nasycić nieprzyjaciela.

Szwedzi, porobiwszy nawet w ulicach palisady i zamknąwszy je łań- cuchami, wygnali mnóstwo księży, akademików, z okien zakazali wy- glądać.

Dwunastego lutego 1657 musiał Lubomirski ustąpić od oblężenia, gdyż Szwedzi sprzymierzywszy się z Rakoczym księciem Siedmiogrodzkim rzucili nowego nieprzyjaciela na Polskę. Z odstąpieniem Lubomirskiego otwarto bramy miejskie i zwożono zewsząd żywność do wygłodzonego miasta.

Dnia 21 marca przybył Rakoczy i został od Szwedów z tryumfem na zamek wprowadzony, pod którym koń turecki bardzo kosztownie przy- brany, na wszystkie nogi padł; co za wróżbę nieszczęścia dla Rakoczego uważano.

4 22

Wirtz zawiadomił miasto, jest wolą i<róla szwedzl<iego oddać Kra- ków i<sięciu Siedmiogrodzkiemu komendant siedmiogrodzki zaś Bethiem zażądał zaraz wykonania przysięgi swemu panu.

Miasto prosiło i po pertraktacyach uzyskało, że przysięgę wykony- wano w podobną rotę jak poprzednio Szwedom. Zresztą ciężary zostały jak dawniej, tern cięższe, że miasto już było zupełnie wyniszczone.

W lecie 1657 przybyły pod Kraków sprzymierzone z Janem Kazimie- rzem wojska austryackie pod dowództwem generała Szpora i Hatzfelda, oraz siły polskie i znowu rozpoczęło się oblężenie Krakowa. Jan Kazi- mierz przybył sam z żoną pod Kraków.

Tymczasem dnia 23 lipca Rakoczy poddał się pod Międzyborzem, skutkiem tego pozwolono jego wojsku opuścić Kraków, w którym sami Szwedzi dalej się bronili. Wypuszczeni z Krakowa Siedmiogrodzianie w po- wrocie z nieudałej wyprawy wybici zostali przez Tatarów. 21 sierpnia za- żądał Wirtz kapitulacyi, którą 22 podpisano. Miasto wyprawiło z tego po- wodu solenną wotywę z muzyką, o co komendant szwedzki się uraził, mówiąc: „prędko się wam na despekt nasz z muzyką śpiewać w kościele zachciało". 30 sierpnia wymaszerowali Szwedzi, a tegoż dnia wojsko Jana Kazimierza i austryackie w 27 chorągwi weszło po gruzach do wynędznia- łego miasta.

Unikając tego widoku mieszkał Jan Kazimierz w Bronowicach, póki nieco miasta nie oczyszczono z zasp, gruzów. Czwartego września wjechał z żoną wśród radości ludu.

Na zamku u wrót katedry witał go legat papieski, a podczas mszy padł król krzyżem na ziemi, dziękując za zwycięstwo nad wrogami. Po wyjeździe króla Polacy obsadzili zamek, Austryacy zaś pod dowództwem Barona Jana Frań. Kaisersteina miasto, ciężąc na mieście do lipca 1659 r., nim wreszcie i oni się wynieśli. Za pomoc zostawały żupy Wielickie w zastawie austryackim do Augusta 11.

Od czasu tej wojny datuje się upadek Krakowa : mieszkańcy wyni- szczeni wojną z majątku ruchomego i nieruchomego, kościoły starożytne w gruzach straciły kosztowności i zabytki sztuki i historyi. Z przedmieść nie zostało nic.

Sejm oceniał ważność odbudowania fortyfikacyj, ale chciał cały cię- żar złożyć na mieszczan; wprawdzie w r. 1659 zrównano posiadłości szla- checkie i księże z miejskiemi co do ciężarów, ale zrównanie to pozostało na papierze. Komisya wojskowo-inżynierska z r. 1659 zakreśliła plan for- tyfikacyj, ale roboty te wlokły się całemi latami i ograniczyły się do re- peracyj a nie wykonały planu rozszerzenia linii fortyfikacyjnej.

W roku 1660 dnia 4 maja, podczas procesyi z katedry do rozwalin przez wojnę szwedzką zniszczonego kościoła św. Floryana na Kleparzu. młodzież szkolna zajęła się skrzętnie oczyszczeniem rynku ze snujących się tu i owdzie Izraelitów. Wielu ze ściganych schroniło się do kamienicy w rynku leżącej pod jaszczurkami zwanej. Korzystając z tego małego za-

423

mieszania chciwi w zamęcie połowu ludzie luźni uderzyli na ten dom i bramę wywalić usiłowali. Na odgłos rozruchu przybiega straż miejska i z polecenia burmistrza do tłumu ognia daje, dwóch uczniów rani, a je- dnego zabija. Skutkiem tego powstał spór między uniwersytetem, a urzę- dem miejskim o jurysdykcyę, który rozstrzygnięto wydając polecenie, aby kanclerz uniw. (biskup) z urzędem grodzkim obostrzyli kontrolę nad stu- dentami, gdyby zaś nie byli dość sprężystymi, wolno będzie urzędowi grodzkiemu i miejskiemu przy pomocy siły zbrojnej z załogi, obywateli i cechów zająć się utrzymaniem bezpieczeństwa. W r. 1661 zaczął wycho- dzić pierwszy stały polski dziennik w Krakowie pod tytułem: „Merku- ryusz Polski". (Str. 143).

Po krótkotrwałem panowaniu .Wichała Wiśniowieckiego zjechał 30 stycznia 1676 nowo obrany król Jan III Sobieski, poprzedzony wojskami rozmaitej broni w kolasie dziwnie bogatej i pięknej, na koronacyę.

Była to epoka, w której potęga Turcyi doszła do szczytu, grożąc zalaniem Polski i Austryi. W r. 1683 ogromna wyprawa turecka dotarła do murów Wiednia. W początku sierpnia przybył król Jan gromadząc wojsko na odsiecz Wiednia do Krakowa i stąd 15 sierpnia ruszył na wojnę.

Nuncyusz papieski nakazał, aby się tymczasem odprawowal jubileusz trzechdniowy na uproszenie zwycięstwa. Po odjeździe więc króla, nie tylko we dnie błagano Boga, lecz także w nocy o godzinie I za danym znakiem w dzwon Zygmunta, dzwony wszystkich kościołów budziły wiernych, żeby klęknąwszy, pięć pacierzy odmówili za pomyślność króla.

W dniu 12 września, t. j. w dniu oswobodzenia Wiednia, solenna procesya była, i sama królowa Jmć z królewiczami szła za Najśw. Sakra- mentem z zamku do kościoła Panny .Waryi, i znowu napowrót.

Był i nuncyusz na tej procesyi, a panowie cechowi tak się wypra- wili, jak na Święto Bożego Ciała.

Dnia 19 września przybył goniec z wieścią o pobiciu Turków przez Sobieskiego pod Wiedniem, przywiózł on ze sobą srebrne, pozłacane strzemię Wielkiego Wezyra (wiszące dotąd przy cudownym koncyfiksie P. Jezusa na Wawelu) z przywiązanym do niego skrawkiem pergaminu, na którym król napisał słowa : „Ten którego noga była w tern strzemieniu za łaską Bożą jest zwyciężony". Na radosną nowinę odprawiono uro- czyste nabożeństwo w katedrze, na które przybyły wszystkie zakony, fary i bractwa.

Dnia 12 grudnia powrócił Jan III ze zwycięskiej wyprawy. Miasto wysłało Pawła Fryznekera i Adama Dłużyńskiego na powitanie, samo zaś w bramie Floryańskiej witało go tłumnie wśród grzmotu armat.

W dniu 21 grudnia miasto Kraków obchodziło tryumf : zjechał król z królową i królewiczami do kościoła Panny Maryi, skąd udali się króle- stwo do kamienicy Tuccego w rynku, na obiad dany przez miasto. Po

424

obiedzie już w wieczór przypatrywali się królestwo uroczystości. Bito z dział i muzyki grały, częstowano kosztem miasta i palono fajerwerki.

Przed ratuszem krak. miasto Triumf odprawiało wystawiwszy na je- dnem podniesieniu kolos (posąg) czterema kolosami otoczony, na którego wierzchu Król Imć w zbroi, laurowym wieńcu, na koniu siedział, dobyty pałasz trzymając, pod którym koniem kilkanaście proporców i turecka chorągiew jedna. Przy którym kolosie 4 Baszów tureckich za ręce na łań- cuchach wisieli ; nad którymi wiersze łacińskie napisane były.

Na drugiem teatrum najjaśn. Jakób królewicz na kolosie także wy- stawiony, na koniu w zbroi, laurowym wieńcu, z dobytą także bronią w ręku, pod nim proporce, emblemata itd. Z tych teatrów race różne i granaty puszczano, od których o godzinie 3 w noc, kilkoro mężczyzn poginęło, a kilkunastu poranionych było, gdzie i królowi Imci mało o szwank od tych granatów nie przyszło.

Król Sobieski okazywał wiele życzliwości Krakowianom, niestety wobec ustroju ówczesnego, ograniczającego króla wolą szlachty miastom niechętnej, nie mógł wiele zdziałać, cieszył się też wielką popularnością w Krakowie, jak tego dowodzi dokument złożony w r. 16(S4 w gałce wieży ratusznej podczas jej restauracyi przez Jana Gaudentego Zacherlę rajcę i lonara miejskiego, który to dokument tutaj podajemy w skróceniu: „R. P. 1680, dnia 23 Maja, stał się straszliwy przypadek, gdy piorun w wieżę pod samą gałką uderzył. Sposobu nie było ratowania tej wieży dla ołowiu, którym była pokryta, gdy się topił do obrony przystąpić nie dał. Wiatr wielki ogień na całe miasto nosił. A na ten czas P. Bóg deszcz walny spuścił, który ów ogień zalewał. Wieża jednak z zegarem i dzwonkiem i ratusz zgorzały, więźniów wszystkich rozpuszczono, strzelby siła nagi- nęło. Szpichlerzów ledwo obroniono. O tym przypadku Magistrat królowi Jmci dał wiadomość, a dobrotliwy Pan miał wielkie nad miastem polito- wanie, rozkazawszy sobie przysłać kopią wszystkich skryptów, które się w gałce znalazły. Wielkie łaski, które Król Jmci Pan nasz pokazał tu nad- mieniamy.

Sędziowie kapturowi przynaglali kupców do przysięgi, aby siedm tylko procentu zarabiali... Czego gdy się Król Jmci dowiedział, posłał list do sędziów, za którym, od wszystkiego suspendować musieli, i tak do- brotliwy Pan miasto od wielkiej ciężkości wybawił. Wyszła potem asygna- cya na chleb zimowy na Kraków. Za szczególną łaską Króla Jmci miasto przy starożytnych prawach swoich jest zachowane : tak na asygnacyą nic nie dali. Stanęła i konstytucya, uwalniająca Kraków, przedmieścia i dobra ziemskie dziedziczne mieszczan krakowskich, od wszelkiej exakcyi żołnier- skiej na wieczne czasy. Cło wszelkie miejskie i czopowe otrzymało miasto na potrzeby publiczne.

Dosyć, że o co kiedykolwiek miasto do Króla suplikowało, zawsze otrzymało: i choć w trzecim pokoju Król Jmci posłów miasta zobaczył,

425

zaraz ich wołać rozkazał, i we wszystl<iem łasicą swą miasto protegował, a krzywdy mu czynić nie dopuszczał.

Dotknął też Pan Bóg miasto to w r. 1677 powietrzem morowem, które w tem mieście lat 4 grasowało. Umarło ludzi w mieście i okolicacłi 21.572 rachując i żydów. Mnie Jana Gaudentego Zacherlę Magistrat upro- sił, żebym tymi ludźmi zawiadywał i rząd w mieście trzymał.

Bywszy tedy u Magistratu, już to na rok piąty uproszonym Luna- rem (Lonherr), sporządziwszy sumptu publico wiele rzeczy potrzebnych miastu temu, dałem też ten zegar zrobić Pawłowi Mieczalowi w Gliwi- cach, za Zl. polskich dwa tysiące dziewięć set. A na cymbał z wieży Panny A^aryi dałem spuścić dzwon gwałtowny, któremu było lat 303 a nie zażywano go już, jak od zabicia Tenczyńskiego (Andrzeja, r. 1461) 220 lat. Spuścił ten dzwon Piotr Beber Prusak z wieży Panny Maryi samo- trzeć, a potem na saniach z ochoty pospólstwo porwawszy go, jak pióro pod ratusz zaprowadziło i tenże Beber znowu trojgiem czeladzi wprowadził go na wieżę ratuszną. Miałem tego Bebera cieślę człeka poczciwego, trzeźwego, wiernego i życzliwego, który wieżą budował.

Datum w Krakowie, w kamienicy kochanych rodziców moich, na rogu, po prawej ręce wchodząc w ulicę Jana świętego z rynku, R. P. 1684 dnia 22 grudnia.

Ten skrypt był pisany na prawdziwym tureckim papierze pod Wie- dniem w obozie zdobytym i od jednego obersztera mnie darowanym".

Za Jana III ukończono budowę obronnego rondla przed ulicą Sław- kowską. Różnił on się od floryańskiego tem, że na podmurowaniu cioso- wem, dalej ceglanem wznosił się nasyp ziemny. W ściany wmurowano ta- blice marmurowe z łacińskiemi napisami na cześć Jana III. W r. 1681 wybudowano kościół Św. Salezego (Wizytki), w r. 1691 klasztor Kapucy- nów, ukończono klasztor Reformatów, którzy po spaleniu ich kościółka na Piasku przez Szwedów przenieśli się do wnętrza miasta, w r. 1685 przybyli XX. Missyonarze, a w r. 1688 XX. Trynitarze. W r. 1691 zało- żono szpital dla szlachty na Stradomiu.

Z wypadków miejskich wspomnieć należy tumult z r. 1682: śpiewa- jącym koło P. Maryi żakom nawinęło się paru żydów, których pobito, a gdy żydzi broniąc się potrącili paru żaków, rzuciła się gawiedź na nich. Żydzi schronili się do Szarej kamienicy i bramę zaparli. Studenci z hołotą poczęli bramę wywalać i bili żydów przechodzących. Strzał z Szarej ka- mienicy zabił dwóch studentów 12 letnich, co zwiększyło zaciekłość, lecz gdy mocna brama oparta się napastnikom, zgraja rzuciła się na dom pod wagą w rynku, wyrąbała bramę i zrabowała dwa sklepy, przy odbijaniu trzeciego nadeszło wojsko zamkowe i z pomocą uzbrojonego tymczasem obywatelstwa rozprószyło łupieżców.

Jan III mianował Komisyą do rozpoznania tej sprawy, uznano ży- dów niewinnymi, z wyjątkiem dwóch, których jako kłótliwych kazano wy- dalić, a ze studentów skażano jednego na 4 miesiące robót w twierdzy

426

częstochowskiej, drugiej^o na śmierć, lecz tego ułaskawiono na prośbę sa- mych żydów, obawiających się zemsty. Nadto wydano pewne przepisy dla utrzymania w karbach studentów, a dla uniknięcia zaczepki, zakazano ży- dom pokazywania się w Krakowie w czasie świąt, nabożeństw i proce- syj, który to zakaz przetrwał w mocy do roku 1846.

Po śmierci Sobieskiego przybył nowo obrany król August 11 Saski na koronacyą do Krakowa (1697). Mieszczaństwo uchwaliło podaru- nek koronacyjny zamiast 1000 dukatów, jak był zwyczaj, tylko 500, a po dalszej naradzie zniżono jeszcze podarunek do 300 dukatów, a „to ze względu na trudne czasy i wielkie zubożenie mieszczan".

August 11 wdał się wspólnie (1700) z carem Piotrem W. w wojnę przeciw królowi Szwedzkiemu Karolowi XII, atoli zawiódł się w nadzie- jach, bo Karol Xli zwycięsko naprzód postąpił i korzystając z niezado- wolenia przeciwników Augusta, zażądał zrzucenia go z tronu i podstąpił pod Kraków.

Franciszek Wielopolski, Starosta krakowski, mający dowództwo nad garstką wojsk koronnych, kazał bramy tak miejskie jak i zamkowe zata- rasować, okazując chęć bronienia się. Karol Xli kazał tedy 400 ludziom przeprawić się na promach przez Wisłę; którzy przez otwartą bramę Ka- źmierza pod mury miasta Krakowa podstąpili, a tu dopiero bramę zam- kniętą i straż osadzoną zastali. Generał szwedzki żądał rozmowy z do- wódcą, a wciągu umawiań Karol Xli, nieznany od nikogo zbliżył się do miejsca działania, i do Wielopolskiego w języku francuskim rzekł; „Otwórz pan bramę!" na co tenże nie zwrócił uwagi i żadnej nie dał odpowiedzi. Karol wydał rozkaz uderzenia na miasto, wyłamania bramy i wywrócenia palisad, co też tak spiesznie wykonanem zostało, że nim Wielopolski zdą- żył cofnąć się przez bramę do miasta, jednocześnie z nim tak król jako i generał Steinbock wpadli, straż bramy po krótkiej na kolby i pałasze utarczce broń złożyła.

Karol XII wyprawił kilka oddziałów jazdy, która pod ręką była, w ulice miasta, w których szlachta na koń wsiadła gromadzić się zaczęła. Sam nie spuszczając z uwagi Wielopolskiego, który się do zamku schro- nić usiłował, z szpadą w ręku za nim gonił i prawie razem z nim do bramy zamkowej wpadł i takową opanował. Wprawdzie załoga zamkowa 200 ludzi wynosząca stała pod bronią, lecz ogarnął taki przestrach, się bez oporu poddała.

Wśród tej sceny, oficer artyleryi zamkowej z armaty, którą ku bra- mie wymierzył do wdzierających się Szwedów chciał wypalić, gdy Karol sam do niego poskoczył, na ziemię powalił i lont mu z ręki wydarł. Gdy Wielopolski spostrzegł, że Szwedzi i tu górę biorą i król osobiście jest obecny, oświadczył chęć poddania się: lecz już było zapóźno, przeto zo- stał uwięziony i dopiero za złożeniem wielkiego okupu wolność uzyskał. Miasto musiało opłacić kontrybucyę 60 tysięcy talerów, nie licząc żywie- nia i trzymania załogi, a rozkład kontrybucyi świadczy wymownie o sta-

427

nie ówczesnym : Najwyższe sumy płacić mogły kongregacye i l\onwenta duchowne. Kapituła dała 108.000 tymfów, Jezuici 19.752, Akademia 14.000 tynfów. Rajcy wszyscy, arystokracya pieniężna miasta 15.000 złotycli , większa część cecłiów wymienionycti przy tej okazyi, już była tylko cie- niem dawnej zamożności. Garbarze dali 2.000, piekarze 1.053, rzeźnicy 2.370, szewcy 1.400 tynfów, za to sukiennicy tynfów 40, zegarmistrze 50, igiarze 24, czapnicy 20, grzebieniarze 20, nożownicy 30, ruśnikarze 60. Szlachetniejsze rzemiosła, przemysły były w widocznym upadku najwięcej, 6.000 tynfów karczmarze złożyć mogli ')■

Szwedzi złupili arsenał królewski, zabrali 45 dział spiżowych, ołów i innych potrzeb wojskowych znaczny zapas, działa żelazne prochem roz- sadzono. Miejskie armaty zawczasu pochowano w ziemi, a tak Szwed nie- wiedząc o nich wziął ośm tylko burzących armat z bramy floryańskiej i furtki mikołajskiej; wzięto także wiele łańcuchów wielkich, które były do zamykania ulic, przy narożnych kamienicach. Najboleśniejszą zaś pa- miątkę owego wandalizmu zostawił Steinbok w ruinach zamku krakow- skiego, który zapalony w dniu 15 września od Szwedów rozkładających ognie na posadzkach w pokojach królewskich, stał się w znacznej części pastwą płomieni.

W r. 1704 wydusił znowu jenerał Renskild 30.000 tynfów z miasta.

Tymczasem Konfederacya Warszawska 1704 ogłosiła detronizacyą Augusta II, poczem obrano królem, poleconego przez Karola, Stanisława Leszczyńskiego, wojewodę poznańskiego, August uzyskał pomoc cara Pio- tra W. przeciw Szwedom, a tak stała się Polska ofiarą własnej słabości i niezgody, ofiarą rabunku wojskowego.

Kraków, widząc się ogołoconym ze wszelkiej obrony przeciw Szwe- dom znowu nadciągającym, wysłał swych posłów do Warszawy dla uzna- nia (1705) Stanisława Leszczyńskiego. Lecz to nie ocaliło Krakowa od nowych zdzierstw szwedzkich.

W dniu 16 kwietnia roku 1705 wszedł do miasta generał Stromberg z 1000 ludzi i przebywał do dnia 15 listopada, przez który czas mu- siano im nie tylko wszystkiego dostarczać, ale wymógł on tytułem wo- jennego poboru od mieszczan i duchowieństwa znaczne sumy.

W roku 1706 kiedy Szwedzi opuścili Polskę a Litwę pustoszyli, przybywa August do Krakowa wraz ze sprzymierzonymi Rosyanami i oba wojska wybie- rały znowu różne dostawy tak z miasta, jako też i z wsi okolicznych.

August zajął się tymczasem ufortyfikowaniem zamku i miasta. Jene- rał saski Szulenburg rozporządzał robotą. Zburzono wtedy bramę pobo- czną pod zamkiem, kilka kamienic naprzeciwko arsenału stojących, bro- war Bernardynów na Stradomiu, ich ogród i domy rybackie na Podzam- czu stojące, dla uniemożliwienia nieprzyjacielowi zbyt bliskiej zasłony, usypano nieco wałów według dokładnego planu, lecz fortyfikacyj nie

ff ') Józef Szujski: Przechadzka historyczna po Krakowie.

428

ukończono, gdyż na wieść o zbliżaniu się wojsk szwedzkich pod jenera- łem Renszyld, opuścił August Kraków wraz z Rosyanami i Sasami, zabie- rając ocalone w roku 1702 armaty i blachę ze spalonego zamku krakow- skiego ! Opuszczony Kraków jeszcze w tym roku dwakroć opłacił się, raz wojskom Lubomirskiego, starosty spiskiego, stronnika Leszczyńskiego, drugi raz wojskom Augusta.

Karol XII śmiałym pochodem zajął dziedziczny kraj Augusta Sakso- nią, czem ten przyciśnięty, pokojem Altransztadzkim zrzekł się korony polskiej na rzecz króla Leszczyńskiego. Ale car Piotr pobił Karola Xii pod Połtawą (1709) i nadał nowy zwrot całej sprawie: zjazd lwowski ogłosił zrzeczenie się tronu Augusta za nieważne i przyjął pomoc Pio- tra W.

Wojska rosyjskie rozłożyły się po całym kraju, a Kraków znowu stał się obozem wojsk polskich i rosyjskich.

Ten ciągły prawie pobyt wojsk w Krakowie i jego okolicach zrzą- dził głód, z głodu nastąpiło powietrze, i wtedy dopiero zostały zmuszone te załogi wojskowe Kraków opuścić. W powietrzu tem srożącem się przez lata 1707 1708 większa część ludności wymarła, lub się z miasta wyniosła.

Z ustaniem powietrza w 1709 rozpoczęły się znowu dalsze nie- szczęścia: wojska szwedzkie wpadły znowu i kazały złożyć 30.000 tala- rów bitych.

Lecz nie wybrali całej tej sumy, gdyż cała srogość egzekucyi nie mogła w wyludnionem i zubożałem mieście wyszukać tyle pieniędzy. Po- tem przybyły do Krakowa na zimowe leże wojska rosyjskie i saskie.

Rok 1710 zakończył te ośmioletnie klęski, które przywiodły mieszkań- ców do nędzy, a samo miasto do ruiny. Ludność prawie do trzeciej czę- ści pomniejszoną została.

Magistrat zmuszonym został sprzedawać miejską własność, zaciągnąć znaczne długi. .-Akademia tak zubożała, cały jej fundusz później okazał się mało co większy nad 1000 czerwonych złotych. Tylko ośmiu akade- mików miało opatrzenie z beneficiów duchownych, reszta zaś żyła ze sprzedaży kalendarzów.

W opuszczonych od właścicieli pałacach i domach, wojska obce a nawet własne rozbierały dachy, powały, belki wyrąbywały, kraty wyła- mywały, podobnie i z murów około miasta i baszt wszelkie żelaza i dre- wna zabierając, w ruiny wszystko zamieniały.

Leszczyński musiał opuścić Polskę (1713) a August II odwdzięczył się carowi Piotrowi traktatem Warszawskim 1717 (sejm niemy), którym położył fundament pod bezsilność Polski i przewagę moskiewską.

Wśród takich okoliczności ruch budowlany obracał się koło skrom- nej restauracyi ruin, a nieliczne budowy kościołów tej epoki pochodzą głównie z szczodrobliwości magnatów: w r. 1719 kościół Św. Teresy (Karmelitanek) fundowany przez Jana Szembeka kanclerza, w r. 1720—1759

429

kościół Pijarów fundowany przez E. Sieniawską kasztelanową krak. i bi- skupa Szaniawskiego, w r. 1732 kościół Misyonarzy przez Michała Szem- łieka sufragana krak.

Nastały czasy Augusta III, ostatniego w Krakowie koronowanego króla, przygotowujące ostateczne przesilenie. „Jak Polska tak Kraków do- świadczył losu karczmy dla wojsk obcych". 1735 zajął go rosyjski je- nerał Lascy, wspierając Augusta przeciw stronnikom Leszczyńskiego, r. 1749 30 tysięcy Rosyan szło na Śląsk przez Kraków. 1759 r. wracali z wyprawy, 1759 rozbity Laudon, jen. austryacki cofał się na Kraków; huzary pruskie, zabierając z Polski ludzi, wpadły 1762 r. z swawoli do miasta, „wielkie wzniecając zamieszanie".

Za następnego króla, Stanisława Augusta, w początku roku 1768 za- wiązała się na wschodnim krańcu Polski, w Barze, konfederacya, wywo- łana niechęcią ku królowi, ku innowiercom, którym ostatni sejm przyznał prawa, gorliwie przez katolicką większość narodu potępiane, a wreszcie nienawiścią ku Rosyanom , gospodarującym w Polsce jak w podbi- tym kraju.

Konfederacya Barska znalazła echo w całym kraju i rozszerzała się powoli ku Zachodowi.

Dnia 21 czerwca 1768 roku, podczas chwilowej nieobecności załogi rosyjskiej w Krakowie przyszło do ogłoszenia przystąpienia do Kon- federacyi Barskiej. Ściśle szlacheckie przedsięwzięcie nie miało też powabu dla mieszczan. Ktokolwiek miał zwyciężyć, to zawsze na mieszczanach skrupić się musiało, bo musieli opłacić się zwycięzcy i utrzymać jego żoł- nierzy. Akt podpisało na zamku krakowskim kilkuset szlachty i kilkuna- stu mieszczan.

Na ratuszu magistrat wykonał przysięgę na konfederacyę, bo szlachta gro- ziła „rąbaniem i innemi nieszczęśliwościami" '), a nazajutrz zwołano lud dzwo- nem ratuszowym na rynek i odebrano od niego także przysięgę, potem odby- wała się uroczysta wotywa w kościele P. Maryi, gdy głos alarmowy dzwo- nów zwiastował niespodziany tak prędko napad Rosyan, którzy zawiado- mieni o tych wypadkach podstąpili pod dowództwem pułkownika Panina od północy i zaatakowali bramę floryańską. Mieszczaństwo, widząc nie- bezpieczeństwo grożące od nieprzyjaciela, zbiegło się na mury i baszty miejskie. Na Rondlu floryańskim, brakło kul po godzinnej strzelaninie. Mieszczanin Marcin Oracewicz oderwał guzik od żupana, nabił nim strzelbę i celnym strzałem powalił pułkownika Panina. Rosyanie cofnęli się.

Po szturmie szczęśliwie odpartym, ściągnęli konfederaci nieco sit z okolicy.

Ufortyfikowano na prędce zamek, trzydzieści armat zatoczono na mury miejskie, których dniem i nocą pilnowali mieszczanie, pospólstwo, nawet chłopi okoliczni, „będący z wielką rezolucyą na wrogów za ich eks-

') Adam Chmiel: Marcin Oracewicz (Bibl. l<ral<. 1).

430

cesa i rabunki". Na razie nie brakło i pieniędzy, bo konfederaci zabrali kasę rządową z 62,000 złp. i mennicę.

Rosyanie skupiwszy się podstąpiii znowu z kilkoma tysiącami i arty- leryą pod Kraków, pod dowództwem Apraksyna '). Spalili doszczętnie przed- mieścia, kościoły i domy porabowali. Aby nie tracić czasu na sypanie ba- teryj i wałów oblężniczych, zrzucali dachy z murowanych budynków a na ich sklepieniach, np. na sklepieniu kościoła św. Mikołaja, ustawiali ar- maty, z których przez dwa tygodnie sypali kulami; w murze cmentarza przy kościele 00. Karmelitów na Piasku porobili dziury, które im za strzelnicę służyły. Co parę dni ponawiały się szturmy.

W nocy z szesnastego na siedmnasty przypuścił Apraksyn nowy gwałtowny szturm z trzech stron naraz, mianowicie do bramy Sławkow- skiej, Nowej (za dzisiejszą Sienną ulicą) i do furty Mikołajskiej.

Konfederaci złudzeni poprzednim spokojem zaniedbali czujności, a tymczasem Rosyanie podsadzili minę pod jedną z furt pobocznych, po czem otworem rzucili się zewsząd do szturmu.

Na odgłos strzałów poczęli się zbiegać konfederaci, a tu już w uli- cach błysnęły bagnety posuwających się kolumn rosyjskich. Zataraso- wano bramy i z okien, dachów i dymników kamienic strzelali konfede- raci, mieszczanie, a nawet duchowni do wkraczających.

Marszałek konfederacyi Czarnocki, spał podobno pijany podczas ca- łego szturmu, wreszcie po bitwie wywlekli go Rosyanie z jakiegoś stry- chu, gdzie się ukrył i w dyby zakuli.

Rozbrojonych konfederatów spędzono na zamek, jakoby dla podpi- sania recesu od konfederacyi. Tam oznajmiono im, że będą robić recesa na Syberyi i oddziałami poczęto ich gnać z miasta.

Tymczasem siły konfederackie znowu zaczęły się zbliżać, tak, że na- gle w listopadzie 1769, zaczęli się Rosyanie wynosić z Krakowa.

Na drugi dzień pokazało się na rynku kilkanaście koni konfedera- ckich, a 13 listopada 1769 odprawiły wjazd uroczysty główne ich ko- mendy.

Po kilku miesiącach, opuszczono miasto w nieładzie, most na Wiśle zerwano, zastraszono tem mieszkańców, a bez powodu, bo dopiero w dwa dni później pokazali się z wrzaskiem dońcy na ulicach.

Była to komenda znanego z okrucieństw Drewicza, który stanął kwa- terą pod Baranami.

Odtąd same tylko lamenta obijały się o uszy; klasztory, kupców i rze- mieślników darł on ze skóry a przytem bale wydawał, na które chcąc niechcąc musiały iść nawet panienki zostające na pensyi po klasztorach. Taki bal wyprawił w Żelichowskiego kamienicy na ulicy Szewskiej i pod- czas niego kazał bić z armat, tak, wszystkie okna na ulicy Szewskiej i Św. Anny co do jednej szybki wypadły.

') Klemens Rakowski: Oblężenie Krakowa w r. 1768.

431

Tenże Drewicz posprzedawał (1770) Prusakom do wojska po 2 czerw. z\. za głowę część konfederatów z oddziału Bierzyńskiego. którzy mu się poddali.

Już trzeci rok trwała wojna. W Tyńcu, Bobrku, Lanckoronie uforty- fikowali się konfederaci za radą francuskicti oficerów i z większem szczę- ściem trzymali się przez rok 1771, co ich zacłięcilo do spróbowania zaję- cia Krakowa ').

Rajmund Korytowski, susceptant grodu krak., dał znać potajemnie regimentarzowi Walewskiemu na Tyńcu, jako upatrzył pewien podziemny kanał od strony Rybaków, którym można się dostać do środka, zwłasz- cza, że już przepiłował zamykające go żelazne kraty. W ciemną noc z 2 na 3 lutego 1772, oddział \'iomenila. zachęcony przykładem dowódzcy, zaczął się cisnąć kanałem.

Yiomenil wycisnąwszy się najpierwszy z rynsztoku, zabija rozespa- nego szyldwacha, potem drugiego, na ostatek oficera, któr\' mu się nawi- nął, co wszystko stało się bez najmniejszego hałasu. Przez ten czas wszyscy prawie przebyli już rynsztok. Poddała się cała warta, prócz jede- nastu, którzy zdążyli oknem wyskoczyć i roznieść trwogę po mieście.

Zaalarmowani w mieście Rosyanie ruszyli szturmować odebrany im zamek i poczęli siekierami rąbać bram\-, ale odparci zostali ze stratą 30 ludzi. W pomoc konfederatom nadciągnął Choisy w kilkaset ludzi z ar- matą i połączył się z załogą zamku; trzeciego dnia Galibert, komendant Lanckorony, także wprowadził swój oddział.

Rosyanie ruszyli do szturmu, pędząc przed sobą lud, zmuszony nieść drabiny i przystawiać je do murów z wystawieniem się na ogień własnych rodaków. Gdy szturm się nie udał, ograniczył się Suwarow na blokadzie zamku, aby głodem przymusić załogę do poddania się.

Przez 12 niedziel trwało oblężenie, w czasie którego konfederaci pra- wie marli z głodu i chorób na zamku, a Rosyanie bawili się w mieście.

Suwarow, wtedy jeszcze pułkownik pułku regularnych kozaków, sto- jąc w domu na ulicy Mikołajskiej i mając u siebie licznych gości, kazał zatoczyć sześć armat i strzelać z nich, w pobliskich ulicach wszystkie szyby wyleciał)'.

Gdy wszelka żywność w zamku spożytą została, gdy nie było ża- dnej nadziei odsieczy, dzielny komendant przyjął dnia 26 kwietnia podane warunki kapitulacyi przez Suwarowa podpisane. „Załoga miała być uwa- żaną za jeńców wojennych, z zatrzymaniem wszystkich należących do ka- żdego ruchomości", poczem Choisy zarówno z innymi jeńcami, których było około siedmiuset, poszedł w niewolę.

Rosyanie przetrząsając katedrę i ruszając gradusy pod ołtarzem, po- strzegli ukrywającego się tamże R. Korytowskiego. Wywleczony, srodze

') Stan. Wodzicki. Wspomnienia z przeszłości. Kraków, 1873. - Yiomenil Wspomnienia, listy i raporty.

432

katowany, poszedł za innymi w niewolę, w której lat 9 zostawał, i do- piero za wstawieniem się króla powrócił i długi czas jeszcze dawny urząd susceptanta grodzkiego sprawował.

Tymczasem dojrzały w lutym 1772 porozumienia się Rosyi, Prus i Austryi i nastąpił podział Polski. We wrześniu wybrał się Józef II na objazd zajętych Polsce prowincyi. Kraków i Kaźmierz, według traktatu, jako na lewym brzegu Wisły położone, miały zostać przy okrojonej Pol- sce - atoli komisarze austryaccy inne mieli zamiary: utrzymywali oni, że za granice należy uważać koryto starej Wisły; że więc Kaźmierz na- leży do prawego brzegu, a więc do Austryi. Na razie jednak zajmowali jeszcze tak Kraków jak Kaźmierz Rosyanie. Gdy więc Józef II chciał po drodze zobaczyć Kraków, zajechał nie wprost do niego, lecz stanął na Kaźmierzu, jako na swojem rzekomo terytoryum w domu Wojewodziń- skie zwanym.

Pod wieczór przybył cesarz do Krakowa na Wawel, gdzie się sporo ciekawych zebrało. Miał zwykły mundur jeneralski makowego koloru, włosy upudrowane, nakryte trójgraniastym galonowanym kapelusikiem. Towarzyszyło mu dwóch starych, nie mogących za nim zdążyć jenerałów. Biegał on wszędzie po zamku; wyłaził na mury, patrzał przez perspe- ktywę i często ironicznie uśmiechał się do Laudona, wskazując na sto- jących opodal kilku kontuszowej szlachty, nakoniec kazał sobie pokazać ów kanał, którym konfederaci wdarli się na zamek, i na miejscu wypyty- wał się o najdrobniejsze szczegóły tego ubieżenia, a gdy mu opowiadano, śmiał się trzymając za boki i ciągle powtarzał: „Das ist famos"!".

Nazajutrz miano solennie przyjmować cesarza w zamku. Około jede- nastej przybył on konno w orszaku swoich oficerów i urzędników cywil- nych. Ze skarbca przeprowadzono go ową galeryą wiodącą z kaplicy Ba- torego do pokojów królewskich, które zwiedzał poszczególnie, i dziwił się, że rezydencya ta nie odpowiadała wyobrażeniu, jakie miał o bogac- twach królów polskich. Obejrzawszy, co było do widzenia, siadł na koń i pojechał z całym orszakiem w miasto, objeżdżając Rynek, Sukiennice, a potem fortyfikacye miejskie; poczem powrócił na Kaźmierz gdzie stal kwaterą. Po południu miał u niego audyencyą ks. biskup Sołtyk i władze miejskie.

Po wyjeździe cesarza Józefa gruchnęła wieść po Krakowie, że Austryacy zajmują Kaźmierz. Jakoż dnia 3 grudnia 1772 r., austryacka komenda za- jęta Kaźmierz, a dnia 15 lutego 1773 r. w samo południe, „pułkownik Mi- trowski z wszelką cichością wszedł także do Krakowa, ratusz i bramy miejskie osadził i straże rozłożył, a resztę oddziału tego ulokował po do- mach mieszczan, a komenda rosyjska ustąpiła z miasta. W tymże czasie rząd cesarski przybył do Krakowa i rozpoczął urzędowanie swoje obję- ciem zarządu w zamku krak. i zawiadowstwa dochodami królewskiemi (Wielkorządami) ...

433

Kazimierz musiał \vyI<onać przysięgę wierności przez mieszczan i po- spólstwo, a że niektórzy krakowscy kupcy i mieszczanie mieli także po- siadłości i tiandie na Kaźmierzu, pociągnięto icii także do przysięgi.

Na zażalenie Krakowa odpisano z Warszawy: „iż trudno sprzeciwiać się przemocy", na przedstawienie rządu polskiego cofnęli się jednak Austry- acy przynajmniej z Krakowa po 9 miesiącach, a, jak powiadał poseł kra- kowski Otwinowski na sejmie w 1776 roku, „przy ostrycłi egzekucyacłi w wszelkich produktach krajowych i sumach pieniężnych milionowe szkody poczynili".

Pod naciskiem wojsk, sejm z r. 1773 zatwierdził podział Polski, łecz ustalenie granic nowych przeciągnęło się całemi latami. Rosya postąpiła sobie najwięcej honorowo, bo ściśle według traktatu i zgodnie z komisa- rzami polskimi oznaczyła granicę ze swej strony. Prus>' po 6 razy posu- wały się coraz dalej w głąb Polski, a na przedstawienie oświadczył król pruski bezczelnie: „że czeka na przykład .Austryi i co ona odda z zabra- nego kraju, to on także proporcyonalnie postąpi".

Aby więc uzyskać przykład dla Prus, zakończono naprzód z Austryą konwencyą r. 1776 - mocą której Austrya oddała Kaźmierz Polsce „w zamian za tak ważną cesyą posiadać będzie połowę koryta Wisły i wyspy na Wiśle, oraz wolną nawigacyą". Na sejmie wyjaśnił kanclerz „że wyspy (kępy pod Sandomierzem) rzadkie, piasczyste i bez warto- ści, zdaje się, że cesarz żądał tych kęp nie dla zysku, ale dla punktu ho- noru, żeby pokazać, miał racyą Kaźmierz zabierać, gdy w kępach na Wiśle czyni za to rekompensę".

Skutkiem tego, oddano Polsce napowrót Kazimierz, Austryacy prze- nieśli się za Wisłę i umieścili graniczny urząd cyrkularny we dworze w Ludwinowie, nim nowo założone miasto Podgórze nie wzrosło.

Przejeżdżając w r. 1778 Anglik Coxe, pisze o Krakowie: „Tutaj w ka- żdej ulicy na jednym końcu stoi żołnierz rosyjski, na drugim szyldwach polski, a tyle jest domów zrujnowanych lub rozpadających się, z ich ilości sądzićby można, że miasto dopiero co szturmem zdobyto..."

W roku 1782 zapowiedziano przyjazd W. Księcia Pawła Petrowicza, następcy tronu rosyjskiego, który wraz z małżonką swoją Zofią Teodo- równą wracał z wojażu odbytego po Europie. Jeździł on incognito pod przybranem nazwiskiem hrabiego du Nord. Z Warszawy był przysłany od króla jen. Komarzewski dla robienia im honorów, ściągnięto także pułk kawaleryi narodowej dla nadania okazałości przyjęciu tak dostojnych podróżnych. Mieszkańcy spodziewając się ich przybycia wylegli na Rynek, gdzie przez całą szerokość stała w dwóch rzędach kawalerya narodowa, do Krzysztoforów tworząc ulicę wolną do przejazdu i rzęsisto pocho- dniami oświeconą. Już dobrze się ściemniło, kiedy dano znać o zbliżeniu się gości, wtenczas muzyka zabrzmiała, a pospólstwo krzyczało wiwat przejeżdżającym karetom. Pod Krzysztoforami przygotowane były aparta- menta dla hrabstwa du Nord, a dla ich świty wzięto pałac Spiski i ka-

K, Bąkowaki. Dzieje Krakowa. 28

434

mienicę pani Morsztynowej. Nazajutrz rano zwiedzif W. Książę zamel\ i katedrę, i kazał sobie pokazać ten kanał, którym konfederaci ubiegli zamek.

Wieczorem tegoż dnia znajdowali się na koncercie w sali redutowej, będącej wtenczas przy ulicy Szewskiej w kamienicy pani Żelechowskiej , drugiej po lewej stronie od rynku.

W tym czasie ustąpili Rosyanie z Krakowa, a komendę nad polskim garnizonem objął jenerał Wodzicki, który tu pozostał do powstania Kościuszki, a lubiany przez żołnierzy i mieszczan zżył się z Krakowem.

Król Stanisław August wbrew odwiecznemu obyczajowi, koronowa- nym był nie w Krakowie lecz w Warszawie, gdy więc w roku 1787 za- powiedział swój przyjazd do Krakowa, oczekiwało go miasto z radością i nadzieją, pragnąc zobaczyć swego króla i prosić go o protekcyą w swym upadku, ku czemu wydrukowano memoryał z opisem miasta i wylicze- niem jego potrzeb.

Dnia 16 czerwca 1787 r. zbliżył się król o pól mili do wsi Czyżyn, gdzie był witany od Województwa. Tam król z powozu na koń się prze- siadłszy, jecłiał do miasta. Szli: ułani czyli luzaki obywatelscy, za tymi pułk kawaleryi narodowej, a w tyle kilkadziesiąt szeregowych, dalej szla- chta i urzędnicy, po których postępował król, otoczony senatorami wpo- śród ludu stojącego po obu stronach gościńca, do kilku tysięcy zebranego.

W Dąbiu zgromadzona była synagoga Kaźmierska, uroczystym ob- rządkiem przybrana, niosąc pod baldachimem Boże przykazania i czyniła powitanie.

Dojeżdżającemu do miasta. Magistrat Kaźmierski i Kleparski ze swymi cechami we dwa rzędy uszykowanymi, uzbrojonymi w rusznice i pałasze, formowali ulice od Kleparza do Bramy Floryańskiej. Przed wjazdem do Bramy Floryańskiej dato się słyszeć dzwonienie we wszystkich kościo- łach, trąbienie i granie na Bramie i wieżach : Maryackiej i Ratuszowej, strzelanie z moździeży i z armat na trzech rondlach. Przed Bramą jenerał Wodzicki oddał królowi na poduszce aksamitnej klucze od bram, w sa- mej zaś bramie witał króla Magistrat przez Im. P. Józefa Wytyszkiewicza prezydenta, poczem król jechał miastem do zamku wśród szpalerów przez kongregacyą kupiecką i wszystkie cechy utworzonych.

Dnia tego Magistrat dawał wspaniały obiad z kapelą u Im. P. Wy- tyszkiewicza jako Prezydenta, na który senatorowie, urzędnicy i obywa- tele proszeni byli. Po spoczynku obchodził król zamkowe pokoje, mając przy boku swoim ks. Sebastyana Sierakowskiego kanonika krak. plan zamku objaśniającego.

W poniedziałek 18 czerwca odwiedził król Strzelnicę (str. 283), we wtorek dawał audyencyą Magistratowi krak., imieniem którego rajca Imć P. Piotr Szaster miał mowę. Nastąpił potem wielki obiad w zamku na przeszło 400 osób, na który z pośród Magistratu Józef Wytyszkiewicz , Piotr Szaster, Michał Wohlman i Jan Kaspary wezwani byli. Obchodził

435

potem Naj. Pan Stradom i Kaźmierz, kościół 00. Augustyanów, a nako- niec chodząc po nad Wisłą spacerem, przypatrywał się brzegom zrywa- nym przez bicie mocnycłi tam od kordonu austryackiego, a Krakowowi znaczną przez to czyniącym szkodę.

Dnia 21 czerwca, cectiy zbrojnie przybrane zformowaty od kościoła zamkowego, do miasta Kaźmierza linie, poczem za uderzeniem po wszystkich kościołach we dzwony, wyszła z katedry procesya z królem do kościoła na Skałkę. W tym dniu odbył się bal na zamku (str. 261).

W piątek dnia 22, chcąc widzieć niektóre przedmieścia, przejeżdżał król konno, w sobotę Magistrat Kaźmierski w sali audyencyonalnej złożył hołd powitalny. Następnego dnia kongregacya kupiecka dawała bal w Su- kiennicach (str. 261).

W poniedziałek dnia 25, dawał król prywatną audyencyą Magistra- towi, na której podany mu był przez tenże magistrat memoryał o stanie miasta, a dnia 29 wyjechał w asystencyi senatorów, urzędników, magistra- tów Krakowa, Kaźmierza i Kleparza, oraz cechów z chorągwiami porzą- dnie we dwie linie uszykowanych, przy biciu bezustannym zmoździeży iarmat.

Po wyjeździe nadesłał król podziękowanie za przyjęcie, a przyrzeka- jąc zająć się wraz z sejmem polepszeniem losu Krakowa, tymczasowo wy- znaczył z własnej szkatuły 300 dukatów rocznie wsparcia na potrzeby zu- bożałego Krakowa. Zapomoga nie mogła podnieść miasta, gdy brakło ustawodawczych podstaw do rozwoju przemysłu i handlu. Potrzeba było ogólnej reformy a myśl gorliwie wprowadzał w czyn przedsiębior- czy burmistrz warszawski Dekert. Zawiązał „koalicyą miast", wzniósł pe- tycyą do sejmu, obchodził z deputacyami króla, posłów, dygnitarzy, a choć rzecz szła w odwlokę, nie poszła jednak w zapomnienie. Kraków odda- lony od postępowego ruchu, objawiającego się w Warszawie, nie znający prądów i dążności sejmu, zachowywał się biernie w „koalicyi", i popierał tylko miejscowe swe interesa, przez co zjednał sobie niechęć miast innych ').

Sejm czteroletni uchwalił nareszcie 15 kwietnia 1791 r. prawo o mia- stach, dozwalające także szlachcie kupczyć i przyjmować prawo miejskie, przez co uchylono przepaść dzielącą dotąd szlachtę od mieszczan, rozcią- gające także na mieszczan przywilej „neminem captivabimus nisi iure vic- tum" (nikt nie będzie uwięzionym bez wyroku sądowego prawnego), do- zwalające wszystkim mieszczanom nabywać dobra ziemskie, znoszące wy- jątki dla szlachty w mieście, przyznające miastom obszerną autonomią, prawo wysyłania plenipotentów do sejmu, wstęp do wojska, urzędów, go- dności duchownych, nadające szlachectwo tym, którzy dosłużą się rangi kapitana w wojsku, lub regenta kancelaryjnego w urzędzie i t. d.

Tymczasem w cichości przygotowywana ogólna reforma państwowa, do której wstępem było prawo o miastach, dojrzała i niespodzianie dnia

') Klemens Bąkowski: Kraków w czasie konstytucyi 3 Mnja. Kraków 1891.

28*

436

3 maja 1791 r. uchwalił sejm i zaprzysiągł wśród powszechnej radości konstytucyą, znoszącą wybieralność królów i liberum veto, owe główne podstawy nieporządku i mieszania się obcych mocarstw do spraw we- wnętrznych Polski, zaprowadzającą równość w obliczu prawa, dającą grun- towną podstawę wzmocnienia rządu, porządku i państwa.

Dnia 11 maja, w Krakowie na Rynku przed hauptwachem zaprzysię- gło wojsko konstytucyą wśród ogólnej uciechy mieszkańców.

Tymczasem Rosya poparła bagnetami protestujących przeciw konsty- tucyi Targowiczanów i wkroczyła z wojskiem niby tylko dla obalenia kon- stytucyi 3 maja. Zaślepieni Targowiczanie pomagali im, myśląc, że skoń- czy się na przywróceniu dawnego ich wpływu. Król nie mając odwagi bronić dzieła, które go „zgodziło z narodem", w podobnej nadziei, kazał cofać się wojsku.

Województwo krakowskie spełniło z patryotyzmem obowiązki swoje, dostarczając pieniędzy, furażu, rekrutów. Na ostatni list donoszący królowi o tych ofiarach na obronę kraju, otrzymała komisya porządkowa smutną odpowiedź, że królowi „sposobu wojowania już nie pozostawało".

Wobec przykładu królewskiego, dnia 12 września 1792 r., przystąpił Kraków także do Targowicy. Konstytucyą 3 maja przestała obowiązywać zaczęła obowiązywać... wola komendy rosyjskiej, która w ślad za Tar- gowicą dotarła i, do Krakowa. Nastąpił drugi rozbiór.

Gorliwi patryoci nie pogodzili się z tym smutnym losem, lecz w ci- chości zaczęli pracować nad zrzuceniem narzuconego jarzma, a że król okazał się do takiego dzieła niezdolnym, podjęto myśl powstania bez króla. Głos ogólny wskazywał na naczelnika Tadeusza Kościuszkę, gene- rała wsławionego w wojnach amerykańskich i w bitwie pod Dubienką 1792 r.

Dnia 24 marca 1794 r., ogłosił Kościuszko na Rynku krakowskim powstanie narodowe '). W miejscu, gdzie dziś między wieżą ratuszową a ulicą Szewską wprawiono pamiątkowy kamień, odebrał Kościuszko przy- sięgę od wojska. Zarządziwszy ufortyfikowanie Krakowa szańcami ziem- nemi, ruszył z wojskiem przeciw Rosyanom. Dnia 4 kwietnia przyszła wieść o zwycięstwie pod Racławicami ; Stefan Dembowski, komisarz po- rządkowy, wybiegł z ratusza ogłosić radosną wiadomość, a ludność uklękła na Rynku i po gorącej modlitwie ściskali się wszyscy ze łzami ra- dości. Kościuszko podążył dalej ku Warszawie, a Kraków przygotowywał się do obrony przed Prusakami, którzy ku niemu się zbliżali. Obywatele mu- sieli posyłać swych służących do sypania wałów, przymusowo użyto do tej roboty włóczęgów, dalej ściągnięto do niej włościan z wsi miejskich i nakazano kahałowi przystać pewną liczbę żydów.

Na okopy zatoczono 13 armat, zdobytych pod Racławicami, i kilka śmigownic darowanych przez klasztor Norbertanek. W przerwach okopów

') Filip Lichocki: Pamiętniki.

437

stanęły rogatki. Od południa, a poczęści od v\schodu i zachodu broniły półkola Wisły.

Służbę w okopacłi krakowskich) pełniła milicya miejska pod dowódz- twem Ignacego Wieniawskiego '). Wieniawski obliczał siłę Prusaków z ra- portów swoicłi na 8000 ludzi z artyleryą złożoną z 50 armat, dodając, że z innycli raportów ma doniesienie o zbliżaniu się wojska pruskiego dwoma innemi kolumnami.

Za danym znakiem alarmu, obywatele miasta zgromadzili się wszyscy do okopów zbrojno. Zrana tegoż dnia spotkały się pikiety nasze pikinie- rów z kawaleryi narodowej osadzone na Prądniku z pruskimi huzarami. Była z obu stron w potykaniu się równa strata w kilku rannych; przy- byli na pomoc z okopów strzelcy i kilkunastu z obywateli miasta, odpę- dzili huzarów pruskich. Generał pruski Elsner przysłał parlamentarza z wezwaniem do poddania się.

Położenie Krakowa było trudne. Los jego ostateczny zależał od wy- niku działań Kościuszki.

Nie byłoby dziwnem, że komendant chcąc uchronić miasto od okro- pności wojny, wdał się w pertraktacye, ale Wieniawski działał niedołężnie i lekkomyślnie, twierdził, że ma polecenie od Kościuszki oddać Kraków w depozyt Austryakom na wypadek niemożności obrony, zrobił więc propozycyą komenderującemu na Podgórzu.

Komendant Langfrey przygotowawszy cztery bataliony do wymarszu na Kraków, oczekiwał niecierpliwie instrukcyi z Wiednia. Wieniawski czekał stanowczej odpowiedzi na Podgórzu, a pewny, że poddanie będzie przyjęte tak przez Austryę, jak i przez Kraków, wysłał 14 lipca o godzi- nie 10 w nocy notę do komisyi porządkowej, o niczem nie wiedzącej, w której doniósł, że komendę Krakowa składa w ręce podpułkownika Kalka.

Nie mogąc się doczekać stanowczej odpowiedzi Austryi, posłał Wie- niawski bez wiedzy komisyi porządkowej do wojska pruskiego poddanie Krakowa, oznaczając godzinę 9 rano 15 lipca na wejście Prusaków, a wra- cając zaalarmował obywateli i żołnierzy w okopach, przedkładając im po- trzebę salwowania się ucieczką. Rozkazu pisemnego żadnego nie wydał, zatem prócz bezpośrednio otaczających go, reszta wojska, nie wiedząc o niczem, stanęła pod bronią na swych stanowiskach, z wyjątkiem nie- których oddziałów, do których z wieścią o kapitulacyi wkradła się demo- ralizacya, skutkiem czego jedni poczęli uciekać, drudzy łączyć się w gro- madki i na własną rękę myśleć o obronie.

„W tak krytycznych okolicznościach magistrat, zważając zostające miasto od komisyi i komendanta opuszczone i na los nieszczęśliwy zo- stawione, nie upatrując inszego środka oddalenia tak wielkiego nieszczę-

') Klemens Bąkowski: Kraków w czasie powstania Kościuszki. Kraków 1894. X. Wacław: Kraków w r. 1794. Kraków 1894.

438

ścia i zguby nieuchronnej, kapitulować z wojsi^iem Naj. Króla J. Mości Pruskiego postanowił i kazawszy projekt do kapituiacyi napisać, z tym delegowanych do obozu pruskiego wysłał".

Snąć wysłańcy trafili w okopach na miejsce, gdzie ani wieści o pod- daniu, ani panika jeszcze nie doszły, bo ludzie pracujący nad umocnie- niem okopów, na wiadomość, że wysłańcy idą traktować o poddanie się, wrócili ich do miasta „z obelgą i odgrażaniem".

Magistrat wysłał ponownie „jednego obywatela tutejszego", lecz i ten „przez ludzi zbrojnych w okopach nieprzepuszczony, zelżony, zbity, suknie stargane mający i projekt kapituiacyi odebrany, do ratusza pod wartą zo- stał odesłany".

Tymczasem wybiła godzina 9 i Prusacy podstąpili kolumnami naprzód.

Obywatele i wojsko, bez komendanta i rozkazów poczęli pierzchać, rzucając piki i kosy, uciekający rozpuszczali postrach. Dzieci i kobiety płakały, tłumy z narzekaniem poczęły biedź na Podgórze. Nastąpiła zu- pełna dezorganizacya. Część milicyi miejskiej i strzelców przeprawiła się przez Wisłę i wpław dwie armaty uprowadziła. Rozstawieni po brzegach żołnierze austryaccy zmusili przeprawiających się do złożenia broni. Mu- siało się Prusakom bardzo chcieć dostać Krakowa, albo musieli obawiać się zasadzki, albo interwencyi austryackiej, skoro widząc nieład i zamie- szanie na okopach, jeszcze raz wysłali do magistratu trębacza z wezwa- niem o poddanie się i przystąpili do traktowania o kapitulacyą.

Tym razem nie doznali przeszkody wysłańcy magistratu : Michał Wohiman, Ksawery Willant i Maciej Bajer. Trafili właśnie na podpułko- wnika Kalka, traktującego z delegatem pruskim, kapitanem Pontanusem.

Wśród strzałów opierających się, nawoływań i krzyków uciekających, pisano kapitulacyą.

Ale kapitulacyą ta, zawarta w ostatniej chwili, nie mogła być już na- leżycie ogłoszoną. Jedni więc uciekali przed Prusakami, drudzy zachowy- wali się spokojnie, inni, strzelając cofali się ku miastu, z miasta na za- mek, gdzie się zamknęli i z paru armatek dawali ognia do Prusaków. Ci na odwrót zatoczyli dwie armaty, a po półtoragodzinnej kanonadzie za- proponowali oblężonym honorową kapitulacyą. improwizowaną osta- tnią obroną Wawelu kierował buchalter kupca Laszkiewicza Manderle. Przyjął oczywiście kapitulacyą i wyszedł przy odgłosie bębnów. O godzi- nie 2Vi po południu byli Prusacy panami miasta i zamku.

Boleśnie dotknęła Kościuszkę strata Krakowa. Nie był to punkt stra- tegicznie ważny, ale była to kolebka powstania, a jej strata groziła mo- ralnem przygnębieniem. Sąd wojenny skazał Wieniawskiego i Kalka na karę śmierci i wykonał wyrok in effigie (w portrecie).

Komendant pruski generał Leopold von Riits oświadczył, że miasto ma się nadal rządzić temi prawami, jakiemi rządziło się przed wybuchem powstania.

439

Prusacy nie mogli jeszcze wiedzieć, czy Kraków na zawsze zostanie ich łupem, zostawili więc na razie orły polskie, rząd magistratowi, któ- remu nawet trabantów miejskich nie skasowali, oraz dawne sądy, nie za- prowadzając wcale sądów wojskowych lub wojennych.

Ale wybierali też podatki rządowe. Pośrednio sięgali zaś do kieszeni Krakowian, zabierając lepsze mieszkania na kwatery, wymagając oświetle- nia ulic, sieni, schodów, czasami w nocy okien domów (dla oświetlenia terenu na wypadek powstania).

Cywilną najwyższą władzę piastował .Antoni Hoym, jako komisarz króla pruskiego, wojskową jenerał Riits.

Tymczasem nieszczególnie wiodło się Prusakom na polu walki. Król pruski z liczną armią i pomocą Rosyan daremnie szturmował do Warszawy i wreszcie porzucił oblężenie 5 września 1794 r.

Z przegraną maciejowicką znikła nadzieja pozbycia się Prusaków, którzy na wiadomość o wzięciu Kościuszki do niewoli, kazali 16 paździer- nika uderzyć we wszystkie dzwony i przez całą godzinę bić z armat je- dnym ciągiem. Cisza rozpaczy zapanowała w Krakowie, Prusacy pewni byli, że zostaną panami i rozgospodarowali się na dobre.

Zima poczęła dokuczać. Nakazano dostarczyć do kwater żołnierskich paliwa. W niektórych domach żołnierze porąbali drzwi i futryny na opał.

Nowy Rok 1795 przyniósł miastu żądanie Prusaków, aby im dano jeden z opustoszałych kościołów na dom modlitwy dla wojska (prote- stanckiego). Magistrat przeznaczył na ten cel kościół niegdyś Św. Schola- styki (dziś na szkołę przerobiony przy ulicy św. Marka). W sierpniu 1795 r., musiał magistrat sprawić ławki i stołki do tego zboru.

W ciągu tego toczyły się targi mocarstw o ostateczny podział Pol- ski. Dnia 6 grudnia 1795 zawiadomiono magistrat, że Kraków przejdzie pod panowanie Austryi.

Trudno było przewidzieć jakie będą rządy austryackie, a że krako- wianie z czasów konfederacyi Barskiej dobrze mieli w pamięci nadużycia i gwałty Rosyan, przeto surowe ale cywilizowane rządy pruskie 1794— 1795 wydawały się tak błogiemi, że miasto z żalem je żegnało.

Na pożegnanie wręczono więc imieniem miasta łloymowi odę łaciń- ską Jacka Przybylskiego, a Riitsowi takąż odę komponowaną przez ks. Andrzeja Cyankiewicza, drukowane na atłasie ozdobionym winietami przez malarza Michała Stachowicza. Między publiczność rozrzucono 4000 odbi- tek tychże wierszy. Hoym przybył osobiście do magistratu i „pożegnanie czynił, przyjaźni oddawał się i każdego czasu Kraków za wdzięczność ode- braną mieć w pamięci oświadczył". Podobnież Riits „pożegnanie czynił i szczerość sw^oją oświadczył, nawzajem magistrat dziękczynienie czynił".

Dnia 4 stycznia 1796 r. wymaszerowali Prusacy, następnego weszli Austryacy.

„Zaprowadzono rząd gubernialny i sąd apelacyjny dla Galicyi zacho- dniej, wraz z mnóstwem innych im podrzędnych buchalteryi, verwalteryi,

440

cyrkułów, landrechtów i standrechtów, co sprowadziło cały legion urzę- dników austryackicli, którzy znowu do swoichi wiele piszącychi dykasteryj i kancelaryj ściągali tłumnie obywateli ziemskich dla załatwiania z nimi różnorodnych spraw i interesów, jakie rychłe urządzenie zajętego kraju na modłę niemiecką wymagały. Liczny garnizon ciągle na stopie wojennej trzymany i niemało codziennych potrzeb dla zaspokojenia mający, szkoły zapełniające się coraz gęściej dziećmi urzędników i rodziny obywatelskie po upadku Warszawy wracające w domowe progi, powiększały z upły- wem każdego roku zaludnienie".

„Zniesienie komór celnych pomiędzy Galicyą wschodnią i zachodnią i posunięcie ich na krańce nowych cyrkułów w Lublinie i w Kielcach, po przebyciu chwilowych przykrości, jakie skonsygnowanie towarów w Kra- kowie znalezionych, a przez rząd austryacki zakazanych, do których w pierwszym rzędzie kawę, kakao, herbatę, pieprz, imbier i gwoździki za- liczono i na nie kupcom czerwone bilety zapasowe wydano, ożywiło targi i wzmogło ruch w sklepach Krakowa. Mnóstwo przedsiębiorców, kupców i młodzieży handlowej przybywać zaczęło ze Śląska austr., zakładać go- spody, otwierać sklepy, kramy i garkuchnie. Wielu z nich wkrótce doro- biło się pięknego majątku i na wpół darmo zakupiło opustoszałe domy i podniszczone wioski i byłoby przyszło jeszcze do większej fortuny, gdyby bankructwo bankocetli nagle nóg im nie podcięło. Ten napływowy żywioł niemiecki' nie zespolił się odrazu z ludnością polską i przechował starannie mow^ę i obyczaj niemiecki jeszcze przez lat kilkadziesiąt, nim uległ polonizacyi" ').

Stan Krakowa w tej epoce tak opisuje uprzedzony zresztą do Po- laków, Niemiec J. A. Schultes (koło r. 1806 profesor chemii i botaniki w Krakowie):

„Wieże, stare mury i dzwonnice siedliskiem kawek. Zdała ciemno od nich. Ptactwo to znajduje żer w dawnych fosach miejskich, służących za kloaki. Pewne nieporozumienie powstało między magistra- tem krakowskim a wojskowością z powodu prawa korzystania z gruzów dawnych murów i bastyonów, które rząd zburzyć polecił. Zostały one przysądzone magistratowi pod warunkiem utrzymania w dobrym stanie chodników i ścieków. Istnieją zaledwo trzy księgarnie: jedna polska i dwie niemieckie. Najzacniejszą z nich jest księgarnia słynnego drukarza Tras- slera (Józef Jerzy t 1813), który publikuje gazetę niemiecką. Druga księ- garnia Groetnera jest nieco lepszą. Co się zaś tyczy księgarni polskiej, to jest ona dzięki surowej cenzurze składem starzyzny literatury polskiej. Właściciel jej, May, wydaje dość dobrą gazetę w języku polskim. Okropną organizacyę biura centralnego trudno z czemkolwiek porównać. Jest to istna inkwizycya literacka, dzięki fanatyzmowi naczelnika tej władzy. Nie- podobieństwem było przeczytanie gazety zagranicznej bez zezwolenia wła-

') Józef Louis: Kupcy krak. w epoce przejściowej (1773-1846) Kraków 1883.

441

dzy wyższej, a zanim takowe nadeszło z Wiednia, dostawało się dziennik z końcem miesiąca.

Jedynie na Święty Jan wielka ilość szlachty zbiera się w mieście na parę tygodni, w tym czasie odbywają się kontrakty dzierżawne, w mieście zapanowuje życie. Wszystkie domy powynajmywane, a za najmniejsze mieszkanka podnoszą właściciele niepomiernie cenę komornego.

Istnieje tu też jedyny teatr, w którym grają po niemiecku i po pol- sku. Oboma językami aktorowie źle władają i niedostatecznie je rozu- mieją. Należy wszakże wyjątek zrobić dla opery, która jest doskonała. Muzyka polska odznacza się wyrazistością oraz pełnią uczucia. Tańce i balet zachwycające. Co się tyczy dekoracyi, to one podziwu go- dne i nader efektowne.

Cukiernie włoskie lub szwajcarskie w Krakowie nader liczne i w przeważnej części zastępują kawiarnie.

Organizacya municypalna w Krakowie raziła wadliwością. Zmieniono podczas okupacyi austryackiej, ale bez pomyślnego skutku. W końcu po- stawiono na czele zwierzchności miejskiej cesarskiego komisarza, radce Antoniego br. Bauma, pełniącego zarazem obowiązki naczelnika okręgu krakowskiego.

Zdaje się, że naczelnik policyi dba tylko o to. by się dowiedzieć o czem mówią, nie zaś co się dzieje w mieście. Miasto posiada zaledwo dwieście latarni, służących do oświetlania ulic. Każda latarnia kosztuje ro- cznie piętnaście złotych reńskich".

Tymczasem zwycięski Napoleon I dotarł już do brzegów Wisły i r. 1806 stworzył kawałek Polski pod nazwą księstwa warszawskiego.

Przez zimę 1808 1809 ściągały do Krakowa liczne pułki niemieckie, chorwackie i węgierskie, a stąd ku granicom Księstwa Warszawskiego. W kwietniu 1809 r. ogłosiła Austrya odezwę, że „wkracza do Księstwa Warszawskiego w celu wyzwolenia Polaków z pod przemocy fancuskiej". Wojska Księstwa Warszawskiego pod dowództwem ks. Józefa Poniatow- skiego postanowiły naodwrót przenieść operacye wojenne do Galicyi i okrążywszy armią austryacką zbliżyły się do Krakowa.

D. 13 lipca stanął książę Józef w Miechowie, a następnego dnia zjawił się generał Różniecki z przednią jego strażą pod Krakowem !

„Przebieg wojny był wielką tajemnicą okryty dla mieszkańców Kra- kowa, — pisze Grabowski czasem tylko wydawali austryacy „Extra- blatty" o swoich zwycięstwach, z których widać było, że były przesadzone i naciągane. Taili zaś najszczełniej swoje porażki, osłaniając je tylko nie- kiedy przyprowadzeniem do Krakowa małych oddziałów jeńców Polaków. Najliczniejszy ich transport przyprowadzili z bitwy pod Jedlińskiem (II czerwca), około Radomia, lecz była to sama prawie ruchawka wiel- kopolska. Takich to wojaków około 200, ubranych w białe spencerki z zielonym kołnierzem, w płóciennych pantalonach, ludzi zaledwo z dzie- ciństwa wyszłych, których ani czasu, ani pieniędzy nie było lepiej ubrać,

442

przyprowadziła do Krakowa ciężka austryacka konnica pod liczną eskortą piechoty, a ustawiwszy ich w pośród Rynku i otoczywszy dokoła z do- bytą bronią, pokazywała Krakowianom swoje przewagi wojenne.

„Od niejakiego czasu Kraków był prawie odcięty od dalszych okolic kraju i związki pocztowe były też przecięte. Do Krakowa prawie nikt z te- atru wojny nie przybywał, przeto w zupełnej byliśmy nieświadomości, co się dzieje.

„Na początku lipca poczęły się przebijać wieści, że arcyksiążę Ferdy- nand nic nie wskórawszy, czyni poruszenia wsteczne i uchodzi, ale my nie wiedzieliśmy przed kim.

„Dnia 13 lipca przyszła niemal cała armia inwazyjna austryacka pod Kraków, już potężnie przerzedzona, i przybywali ranni, którzy już w po- bliżu Krakowa pod Książem i t. d. guzy odnieśli. Z rana dnia 14 lipca od żołnierzy z regimentu piechoty Kotulińskiego, z żółtemi wyłogami, do- wiedzieliśmy się, że Polacy już niedaleko. Około południa, podczas gdy cała ludność Krakowa znajdowała się w Rynku i na ulicach (któż bowiem przy takich okolicznościach usiedziałby przy warsztacie) nagle z góry Michałowickiej zabrzmiały wystrzały armatnie ! Austryacy wyruszyli ku Kle- parzowi i za tem przedmieściem zajęli stanowisko na dawnych okopach, jeszcze w r. 1794 w czasie rewolucyi wzniesionych. Ustawili na tychże ar- maty, a po mieście zaczął się ruch niesłychany: huzary, dragony i ofice- rowie na koniacd upędzali się z miasta ku przedmieściom i napowrót. W czasie tym padały kiedy niekiedy pojedyncze strzały armatnie, a kule pod Kleparz dolatywały. Zaczęli się także pokazywać na ulicach ranni, tak austryaccy, jak polscy żołnierze, których do szpitala przeprowadzono. W tem ogólnem zamieszaniu wyszedłem i ja na Kleparz, a idąc Długą ulicą, spotkałem, jak nieśli żołnierze na drabince od wozu rannego hu- zara. Pierwsze to były znamiona wojny, które wzrok mój uderzyły. Nie bawiąc już dłużej na Kleparzu, gdy i konnica austryacka pospólstwo wy- ganiała, powróciłem do miasta, gawroniąc z innymi po Rynku. Sklepy były w tym dniu zamknięte, warsztaty puste, a każdy, gdzie mógł, wstę- pował na wyższe miejsca, na dachy, kominy i t. p., aby coś ujrzeć. Ja sam wdrapałem się po dachu na altanę wysoką domu Lubowieckiego (dziś hotel Centralny) i tam popołudniu 2 lub 3 godziny siedziałem.

„Słońce właśnie miało zachodzić, wszystko uciszyło się, a wojsko austryackie ciągle to samo zajmowało stanowisko. Tylko z^ dachów spo- strzegano niekiedy pikiety konnicy, która uwijała się około Prądnika i t. d. Większa część ludności snuła się po rynku, gdy w tem dał się nagle sły- szeć tentent konnicy i odgłos: „Rosyanie idą!" Jakoż hurma ludu rzuciła się pędem ku ulicy Grodzkiej, ku kościołowi Św. Wojciecha i tu spostrze- gliśmy oddział niewielki dragonów i kozaków z oficerem rosyjskim, któ- rych atoli prowadził oficer austryacki. Ci natychmiast zsiadłszy z koni, za- łożywszy bagnety na karabinki, obsadzili odwach główny pod wieżą ra- tuszną, a Austryacy zeszli. Przybyli oni pospiesznym pochodem w jednym

443

dniu z pod Tarnowa. Powiększyła się trwoga, bo nikt nie wiedział, jaką w zdarzeniu tym wojska rosyjskie grać będą rolę. Mówiono, że mają oni być posiłkującymi wojsko polskie.

„Już przed wieczorem przybyli parlamentarze polscy do głównej kwa- tery austryackiej w Krakowie i działy się układy, ale treści takowych nikt nie był świadomy. W skutku takowych usuwały się wojska austryackie z Krakowa na Podgórze, co się działo w wielkiej cichości.

„Rano d. 15 lipca około godz. 4 przebudził mnie turkot kół po bruku prędko pędzącej bryczki. Wyjrzałem oknem i ujrzałem oficera pol- skiego, siedzącego w tej bryczce, a około niego czterech dragonów pol- skich cwałujących. Zebrawszy się na prędce, pospieszam ku Kleparzowi, dokąd także dążył, kto w Boga wierzył. Wychodzę za rogatki za Św. Flo- ryanem, a tam już cała piechota polska, która w ten moment przy od- głosie bębnów ruszyła do miasta. Gdym przybył ku bramie Floryańskiej, ujrzałem oddział jazdy polskiej spieszno idącej od ulicy Długiej do bramy Sławkowskiej i razem spostrzegłem szwadron huzarów rosyjskich , sto- jących w szyku na Kleparzu. Nie bawiąc, biegniemy w Rynek krakowski, a za chwilę zaczęła się wysypywać z ulic piechota i artylerya polska, które stają w Rynku, jak równie kłusem z ulicy Grodzkiej tłoczy się ja- zda i artylerya konna rosyjska. Po niedługiej przerwie zjawia się i książę Józef Poniatowski, otoczony głównym sztabem, przy nim generałowie Dą- browski, Zajączek i inni, poprzedzeni oddziałem guidów. Tu przed kościo- łem Św. Wojciecha zastępuje drogę księciu-dowódcy magistrat miasta Kra- kowa, oddając mu klucze od bram miasta. Krótko zabawił książę przy delegacyi, gdyż nagliła potrzeba wydawania dalszych rozkazów i rozpo- rządzeń, wskutek których kolumna ułanów polskich popędziła do ulicy Grodzkiej dążąc na Podgórze. W ulicy Grodzkiej wojsko polskie napo- tkało sięz ciągnącem do miasta od Podgórza wojskiem rosyjskiem, skąd po- wstało wielkie zamieszanie.

„W krótkiej chwili Rynek krakowski tak się obu wojskami, piechotą, jazdą i artylerya zawalił, że mimo znacznej obszerności jego, ani ruszyć się nie było można.

„Po południu do wieczora trwało rozlokowanie tymczasowe wojsk na kwaterach w mieście i na przedmieściach. Umowa czyli rozejm z Au- stryakami, skończyć się miał w dniu następnym, kiedy tymczasem przybył w nocy kuryer francuski z głównej kwatery cesarza Napoleona, donosząc o zawieszeniu broni, z warunkiem, że wojska walczące miały z obu stron pozostawać w tych stanowiskach, jakie w tej chwili zajmowały; z tego zatem powodu cała postać wypadków się zmieniła. Według kombinacyi z generałem Suwarowem, dowódzcą przybyłych do Krakowa wojsk rosyj- skich, synem owego starego i pamiętnego z czasów upadku Polski Su- warowa, Rosyanie zajęli kwaterami Stradom, Kaźmierz, Podgórze i cały prawy brzeg Wisły. Polacy stanęli na kwaterach w mieście pod Grodzką bramą, tudzież na wszystkich przedmieściach i we wsiach okolicznych na

444

lewym brzegu Wisły. Ks. Poniatowski założył główną kwaterę swoją w pa- łacu pod Krzysztoforaini, a gen. Suwarow stanął kwaterą w pałacu Spi- skim obok niego. W Rynku ustawiono baraki, czyli budy drewniane, (były to kramy jarmarczne), w których mieścili się żołnierze polscy, a w oso- bnycti znowu Rosyanie. Główny odwacłi polski był przed pałacem pod Krzysztoforami, a rosyjski przed pałacem Spiskim. Armaty polskie stały przeciwko ulicy Grodzkiej, a rosyjskie przed kościołem Panny Maryi; liczne zaś pikiety jazdy, tak polskie, jak rosyjskie, obozowały w kilku stanowiskach wpośród Rynku. Stąd też na Rynku tak było nieczysto, że ten zdawał się jak wielka obora i musiano spędzać fury wiejskie, żeby te barłogi i nawóz zabierały i wywoziły.

„Tak stały rzeczy na jednym stopniu przez przeciąg 4 miesiący, to jest przez cały ten czas, w którym toczyły się układy o pokój w Presz- burgu".

Dla wyjaśnienia powyższego opowiadania naocznego świadka, który opisywał tylko to, na co patrzył, a nie znał sprężyn działania, dodać trzeba, że dnia 14 lipca dowodzący korpusem krakowskim generał Mon- det wysłał parlamentarza, żądając zawieszenia broni, a równocześnie, zna- jąc widocznie nieszczerość chwilowych sprzymierzeńców Napoleona, wy- siał gońca do Rosyan, zajmujących już niedaleki Wojnicz, aby ubiegli Po- laków i zajęli Kraków. O godzinie 6 wieczorem podpisano konwencyę: zawieszenie broni trwać będzie 12 godzin, wojsko austryackie wyjdzie z Krakowa i odda go Polakom razem z przedmieściem Podgórze, a prze- dnia straż polska dopiero w sześć godzin po upływie zawieszenia broni będzie mogła wyruszyć z Podgórza przeciw wojsku austryackiemu. Most na Wiśle i magazyny będą bez uszkodzenia oddane Polakom ; chorzy i ranni Austryacy zostaną jako jeńcy wojenni, urzędnicy administracyjni doznać mają przyzwoitego obejścia.

Gdy jedną stroną wojska polskie zbliżały się do Krakowa, drugą ciągnęły do miasta wojska rosyjskie, przyzwane przez Austryaków. Dnia 15 rano książę zbliżył się do bram miasta Krakowa i zastał je zajęte przez wojska rosyjskie. Obruszony tym postępkiem, kazał ks. Józef wkro- czyć gwałtem do miasta do bramy Floryańskiej. Stojący w niej grenadye- rzy rosyjscy skrzyżowali broń, książę własną ręką ich roztrącił i przy od- głosie marsza Dąbrowskiego, wśród szeregów rosyjskich, wszedł na Rynek.

Podobnie postąpił generał Różniecki w bramie Sławkowskiej, zastaw- szy Rosyan w bramie, zakomenderował: „Do ataku broń, marsz I" Prze- rażona piechota rosyjska w popłochu rozbiega się na wszystkie strony, a Różniecki wraz ze swym sztabem, na czele pierwszego plutonu, wpada galopem na Rynek, a za nim reszta przedniej straży. Na Rynku, otoczony oficerami, z jednym pułkiem huzarów, stał chmurny generał rosyjski Sie- wers, bez danych instrukcyj, nie wiedząc, co robić, czy udawać przyja- ciela, czy też po nieprzyjacielsku wystąpić. Różniecki, z natury szorstki, prócz tego oburzony podejściem Austryaków i Rosyan, nie zważając zu-

445

pełnie na obecność polskiego i rosyjsl\iego sztabu, w najwyższem unie- sieniu gromi Siewersa, wplatając do swej perory kili\a prawdziwie żoł- nierskich komplementów. Siewers, jak niepyszny wysłuchawszy, jak stu- dent, surowej reprymendy polskiego generała, ustąpił z głównego odwa- chu. Ks. Józef oświadczył generałowi Siewersowi, że zajmuje Kraków na rzecz cesarza Napoleona i od prawa swego, jakie mu daje konwencya z generałem Mondetem zawarta, nie odstąpi. Siewers nie sprzeciwiał się dłużej, a wojska polskie weszły do Krakowa i zajęły go wspólnie z ro- syjskimi. Na zażalenie ks. Józefa, został Siewers wkrótce odwołany, a ko- mendę nad oddziałem rosyjskim objął gen. Suwarow.

Pamiętniki współczesne szeroko opisują radość, jaka zapanowała w Krakowie po oswobodzeniu go od rządów austryackich. Bezbarwna do- tąd „Gazeta Krakowska" umieściła gorący artykuł powitalny, pierwszy „artykuł wstępny" od czasu swego istnienia (od r. 1796). Radość ta wy- ładowała się na zewnątrz uroczystościami, manifestacyami, iluminacyami, słynnym balem w Sukiennicach, a nadto poświęceniem i ofiarami na utrzy- manie i pomnożenie wojska narodowego.

Napoleon traktując o pokój z Austryą kierował się oczywiście głó- wnie interesem Francyi i dzięki temu zwycięska kampania polska nie przy- niosła jej tyle, ile powinna. Kraków z okolicą przyłączony został do Księ- stwa Warszawskiego.

Dnia 20 sierpnia 1809 podaje Gazeta Krakowska opis obchodu imienin Napoleona, którego za zbawcę w Krakowie uważano :

„Dnia 14 b. m. o zachodzie słońca stokrotne wystrzały z dział za- powiedziały nam długo oczekiwaną uroczystość. Nazajutrz, gdy równo ze wschodem słońca powtórzono wystrzały, już lud ciekawy napełniał ulice miasta, a wojsko zebrało się wkrótce na błoniu. Z przybyciem J. O. Księ- cia naczelnego dowódcy wojsk pol. odprawiły się rozmaite obroty wo- jenne pod przewodnictwem J. W. jen. dyw. Dąbrowskiego, kawalera wielu orderów, męża i wojownika, dla którego cały naród i wojsko tchnie pra- wdziwym i zasłużonym szacunkiem. Rozdawanie krzyżów żołnierzom w na- grodę waleczności przydawało blasku całej tej paradzie.

„Około godz. 10 całe wojsko przeciągnęło w paradzie do miasta. Przyjął go przed bramą znany ze swej waleczności J\V. Jenerał Sokol- nicki, gubernator miasta, i rozkazał mu się uszykować w rynku do Zamku, gdzie za przybyciem J. O. Księcia rozpoczęła się w katedrze msza śpiewana przez J. W. Biskupa krak. Gawrońskiego. Któreż pióro zdoła wydać ten wspaniały moment, kiedy w świątyni ojców naszych, w miej- scach deptanych przez lat 15 najezdniczą stopą, zjawiły się zastępy naro- dowego rycerstwa !

„O godz. 5 popoł. dany był w Sukiennicach obiad przez J. O. księ- cia przeszło na 300 osób, w czasie którego spełniano wpośród bicia dział toasty i zdrowia : W. Napoleona, Aleksandra I cesarza Rosyi i inne do okoliczności stosowne.

446

„Wieczorem całe miasto z przedmieściami wspaniale i gustownie oświecone zostało. Wszyscy mieszl<ańcy zdawali się walczyć ze sobą o świe- tniejsze ozdobienie swych domów i o stosowność napisów do tak wiel- kiej uroczystości.

„Około godz. 10 z wieczora dany był wspaniały bal przez J. O. Na- czelnego wodza i JW. z ks. Poniatowskich Tyszkiewiczową. Obszerny i starożytny gmach Sukiennic, oświecony wspaniale nakładem JO. księcia, napełniony był mnóstwem osób przez noc całą, a około 12 w nocy JO. książę sam zaszczycił bawiące tam towarzystwo swą obecnością. Radość ludu licznie po ulicach zgromadzonego, tysiączne okrzyki, rozstawiona mu- zyka polskich regimentów, wesołość, która serce każdego zajmowała, samo niebo, które obdarzyło najprzyjemniejszą pogodą, wszystko przy- kładało się do uświetnienia uroczystości.

„Nareszcie artyści dramatyczni księstwa warszawskiego, pod dyrekcyą JP. Bogusławskiego od kilku dni tutaj przybyli, grali d. 14 b. m. operę: Królowa Golkondy, w której okazała się dekoracya z popiersiem Napo- leona W., a za jej okazaniem tysiączne okrzyki: Niech żyje cesarz! napeł- niły całą salę, poczem śpiewano pieśni okolicznościowe.

„W oktawę urodzin Napoleona znowu w Sukiennicach dany był ko- sztem obywateli ziemiańskich i miejskich wielki bal, który trwał do rana. Był ks. Józef, około 3000 gości, tańczono w czterech kołach. Kilkanaście sklepów było pootwieranych z bezpłatnem jedzeniem, winami, napojami, lodami i cukrami. Artyści dawali operę „Krakowiacy i górale" z przysto- sowanemi piosneczkami wojsk polskich, które na żądanie publiczności były powtarzane.

„Następnego roku Książę Warszawski a Król Saski Fryderyk August, potomek królów polskich, przybył w odwiedziny do Krakowa. Serdeczne przyjęcie naczelnika własnego narodowego rządu szeroko opisuje Gazeta Krakowska:

„Dnia 7 maja Naj. Pan wjechał o godz. 7 popol. bramą Floryańską z Naj. królową i królewną przy wystrzałach z dział, odgłosie wszystkich dzwonów, wystąpieniu całego w naszych okolicach stojącego wojska, sy- nagogi, wszystkich cechów z chorągwiami, magistratu etc. i radosnych okrzykach tysiącznych tłumów ludności. Naj. Pan wysiadł do przygoto- wanego dla siebie pałacu w rynku „pod Baranami" zwanego.

„Wszystek lud zgromadził się przed pałacem, wykrzykując: „Niech żyje Fryderyk August!" Naj. Pan raczył się z Królową Imcią pokazać lu- dowi, który trzykrotnie powtórzył okrzyki. W wieczór całe miasto i wszj-st- kie przedmieścia były illuminowane.

„W Floryańskiej bramie witał mową Michał Kochanowski na czele Magistratu i złożył Naj. Panu klucze od miasta.

„Dnia 10 maja był znowu gmach Sukiennic kosztem kupców pięknie oświecony, w środku cyfrą i herbami J. Kr. Mci, po obu zaś końcach fe- stonami przyozdobiony. Naj. Królestwo wraz z królewną raczyli wieczorną

447

zabawę, która przy dobrze dobranej muzyce przeciągnęła się ku dniowi, obecnością swoją zaszczycić i łaskawie z wielu osobami rozma- wiać. Niemniej raczyli N. Państwo tego wieczora odwiedzić żydowskie miasto (Kaźmierz) i obejrzeć piękne tego miasta oświecenie. Żydzi nie po- siadając się z radości, witali go okrzykami i wyprawiali skoki przed Jego powozem.

„Dnia 12 odjechali Naj. Królestwo pożegnani w dalszą podróż do Warszawy.

„Wojsko czyniło te same jak przy wjeździe honory. Cechy wystąpiły z chorągwiami, a magistrat i obywatele zgromadzili się w bramie Floryań- skiej, gdzie W. Michał Kochanowski pożegnał Naj. Pana".

Nieszczęśliwa wyprawa Napoleona do Moskwy przywiodła znowu Polskę nad brzeg ruiny. Rosyanie okupowali Kraków do r. 1815, kiedy Kongres wiedeński stworzył z Księstwa Warszawskiego Królestwo Polskie, którego kró- lem został cesarz Aleksander 1, wówczas bardzo popularny w Polsce z powodu objawionej przez niego przychylności dla Polaków. Z Krakowa z okrę- giem 20 mil kw. stworzono Rzeczpospolitą Krakowską, „wolną, niepod- ległą i ściśle neutralną".

Rzpta krak. składała się z trzech miast : Krakowa, Chrzanowa za- ludnionego przeważnie przez żydów i Nowej Góry, osady za Krzeszowi- cami, niewiadomo czemu za miasto uważanej zwykłej wioski; resztę sta- nowiło 244 osad wiejskich, z których tylko 36 należało do szlacheckich rodzin, reszta do instytutów świeckich, duchownych i dóbr „narodowych", przeszłych na własność Rzptej. Rząd należał do senatu, złożonego z pre- zesa i ośmiu senatorów, dzielącego się na dwa departamenty: 1) finan- sów, 2) spraw wewnętrznych i policyi. Senat mianował urzędników, wyż- szych wszelako i sędziów przewodniczących w porozumieniu z rezyden- tami i wnosił projekty ustaw. Władzę ustawodawczą w zakresie prawo- dawstwa cywilnego, karnego i finansowego wykonywał sejm, złożony razem z 30 członków. Pierwszym prezesem był Stanisław Wodzicki (1815— 1831), drugim Kasper Wieloglowski (1833—1836), trzecim Józef Haller (1836 -1840), czwartj'm i ostatnim X. Jan Schindler (1840—1846).

Pierwsze lata upłynęły w spokoju wśród debat komisarzy trzech dwo- rów „opiekuńczych" nad ułożeniem konstytucyi i organizacyą władz. Ce- sarz Aleksander I okazywał się nader przychylnym dla Polaków ').

Gdy książę Józef Poniatowski, zasłaniając swoim korpusem odwrót armii napoleońskiej w bitwie pod Lipskiem 1813, ranny utonął w nurtach

') Hilary Meciszewski: Sześć lat bytu Rzptej krak. Kraków 1851. Praca rozwał- kowana polemikami, zajmująca się głównie historyą organizacyi.

Antoni Tessarczyk: Rzeczpospolita krakowska. Kraków 1863.

Jacek Mieroszewski: Dzieje Rzptej krak (do r 1836, w Pani. nauk lit z r. 1886)

X. Wal Kalinka: Kraków i Galicya pod rządem austr. Paryż 1858.

Stan. Estreicher: Wiktora Kopfa wspomnienia z ostatnich lat Rzptej krak. (Bibl. krak. T. 31).

448

Elstery, zezwolił cesarz Aleksander I na sprowadzenie zwłok bohatera do ojczyzny. Orszak kilkudziesięciu wyborowych oficerów wojska polskiego odprowadził zwłoki przez nieprzyjaźnie wtenczas usposobione Niemcy do Warszawy a stąd do Krakowa. Od granic Rzptj krak. d. 22 lipca 1817 r. poprzedzała i zamykała orszak żandarmerya konna i oddziały policyi, przy rogatkach Krakowa oczekiwała milicya piesza, która otoczyła wóz żało- bny. Wśród huku armat i żałobnego jęku dzwonów przybył kondukt do Bramy Floryańskiej, gdzie oczekiwało duchowieństwo z wszystkimi ce- chami, z chorągwiami i tłumy patryotycznych Krakowian. Przed kościo- łem N. P. Maryi połączyło się z orszakiem sądownictwo, akademia, mło- dzież, słowem co żyło w Krakowie. Przy kościele św. Piotra połączył się z konduktem ks. biskup z kapitułą i odprowadził je do kościoła katedral- nego, gdzie oczekiwał senat. Po uroczystej mszy żałobnej i po kilku mo- wach pogrzebowych przeniesiono zwłoki do grobów królewskich. W rok potem złożono tamże zwłoki drugiego bohatera Tadeusza Kościuszki, zmar- łego d. 15 października 1817 r. w Solurze. Senat krakowski zawiadomiony urzędownie na kilka dni dopiero przed przybyciem zwłok nie mógł przy- gotować odpowiednio uroczystości pogrzebowych, polecił więc złożyć zwłoki tymczasowo (11 kwietnia) w kościele św. Floryana, dopiero 19 czerwca 1818 r., urządzono uroczysty pochód żałobny do katedry na Wa- welu. W dniu tym zgromadziły się między szóstą a siódmą godziną wie- czór przed kościtłłem św. Floryana duchowieństwo świeckie i zakony, wła- dze Rzeczypospolitej, milicya, żandarmerya, akademia, młodzież szkolna, cechy i tłumy ludu. O godzinie 8-mej wyprowadzono zwłoki z kościoła przy jęku wszystkich dzwonów kościelnych, a w dniu 23 czerwca nastą- piło uroczyste złożenie zwłok Kościuszki w grobach królewskich pod katedrą ^).

W r. 1818 uchwalił sejm zburzyć ratusz na rynku oraz gród i mie- szkanie burgrabiów na Wawelu, dalej opustoszałe kościółki św. Krzyża i Św. Walentego na Kleparzu natomiast wybudował kanał odprowa- dzający nieczystości zachodniej części miasta, długości 2048 łokci, cały sklepiony, rozpoczął roboty kolo plantacyj, plantowanie, roboty ścieżek i sadzenie drzew.

W tymże roku ogłoszono wreszcie konstytucyą Rzptej. Była to epoka reakcyi absolutyzmu, nic więc dziwnego, że konstytucyą redagowana pod patronatem absolutnych sąsiadów, nie odpowiedziała wygórowanym na- dziejom, dawała ona jednak jeszcze dość swobody do rozwijania pracy kulturalnej w duchu narodowym. Zawiązało się Towarzystwo naukowe które w r. 1872 przekształcone zostało na Akademią Umiejętności - To- warzystwo przyjaciół muzyki zaczęły się pojawiać dzienniki i książki naukowe i belletrystyczne , gdy już dawno, prócz kalendarzy, nic w Kra- kowie poważniejszego nie drukowano.

') Stanisław Wodzicki: Pamiętniki. Kraków 1888.

449

W r. 1820 rozpoczęto i wkrótce ukończono stworzenie wiekopomnego pomnika Kościuszki na górze Św. Bronisławy. Pierwsze hasfo do wysta- wienia pomnika Kościuszce dał Franciszek Jaczewski z Mogity, podając je do „Gazety Krakowskiej" z dnia 29 listopada 1817 r. (Pierwszą wiado- mość o śmierci Kościuszki podała taż gazeta dnia 9 listopada). Myśl zo- stała gorąco przyjętą, a urzędowo ogłosił Senat Rzpitej Krakowskiej dnia 19 lipca 1820 r. rozpoczęcie budowy pomnika w formie mogiły na wzór mogił Krakusa i Wandy na dzień 16 października 1820. Fundusze zebrały się już ze składek bardzo znaczne, jak na owe czasy, i płynęły dalej.

Na kilka dni przed rozpoczęciem sypania mogiły „karety, powozy, bryczki, wózki i wozy rozbijały się po ulicach, zwożąc ze wszystkich stron patryotycznych obywateli z Królestwa, Galicyi, ze stron nawet bardzo od- ległych ; na ulicach roiły się typowe postacie kontuszowców, szlachty wiej- skiej, dawnych weteranów, towarzyszów broni naczelnika, albo legionistów Dąbrowskiego, z dalekich stron przybyłych ; liczny zastęp księży i zakon- ników przydawał pewnej powagi. Dzień 19 października zeszedł pogodnie. Od wczesnego ranka tłumy poruszały się w kierunku ku górze św. Bro- nisławy. Tymczasem przy bramie Floryańskiej druga część uczestników tego święta narodowego czem innem była zajęta. Obywatele krakowscy, a przedewszystkiem wojskowi, postanowili, ażeby uczcić uroczystość i uświe- tnić, sprowadzić ziemię z pod Racławic, która przed 26 laty (4 kwietnia 1794) przesiąkła krwią najszlachetniejszą obrońców ojczyzny pod wodzem w sukmance, ziemię zmieszaną ze szczątkami bohaterów, co zdobyli 12 armat Tormansowa i Denisowa. W celu przywiezienia tych relikwij naro- dowych wyjechali do Racławic Szymon Benda, były porucznik gwardyi miasta Krakowa i Kasper Piątkowski, podporucznik połicyi wolnego mia- sta. Wystani przyjechali z karawanem i urną, przeznaczoną pod ziemię z pod Racławic, a zgromadzony lud okoliczny wziął się gorąco do wydo- bycia szczątków poległych w Racławickiej bitwie, jakoż zabrano ziemię z rozmaitych punktów pola, na którem się toczył ten bój wiekopomny. Zebrano ^tedy ziemię przesiąkła ofiarną krwią ze szczątkami poległych obrońców, a po spisaniu wywodu stosownego tożsamości, stwierdzonego przez urząd gminny, zsypano je do przywiezionej urny i umieszczono na wozie żałobnym w celu przewiezienia do Krakowa. Otoczony tłumami ludu wiejskiego karawan , zdobny w dębowe wieńce , w kosy i piki przy- brany, pośród entuzyastycznych okrzyków wieziono do Krakowa. Przez Kleparz szedł kondukt ku bramie Floryańskiej w następnym porządku : na czele kapitan Czermiński w mundurze, jaki miał w czasie Racławickiej bitwy, t. j. w sukmanie białej o amarantowych wypustkach, z odznaką oficerską adjutanta Kościuszki ; dalej oficerowie gwardyi krakowskiej, otacza- jący karawan, delegowani i tłumy ludu. W bramie Floryańskiej witało miasto szczątki walecznych obrońców. Duchowieństwo, cechy, chorągwie, wita- jące trzykrotnym pokłonem uroczysty pochód, towarzyszyły teraz tej ziemi i tym szczątkom , które miały być pierwszą garścią , na której się wznosi

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa. 29

450

mogifa Kościuszki. Przy wejściu na górę powitano kondui<t salwami z mo- ździerzy, milicya ustawiła się w dwa szeregi, pośród których zbliżał się Czermiński z konduktem , który poprzedzała muzyka milicyi krakowskiej. Przed cmentarzem uczczono szczątki poległych honorami wojskowymi, a po odbytem uroczystem solennem nabożeństwie otwarł prezes senatu uroczystość stosowną mową. Na środku oznaczonego planem na mogiłę miejsca wznosił się olbrzymi maszt jodłowy, sprowadzony ze Śłązka ko- sztem i staraniem Kruczkowskiego, obywatela krakowskiego. W podstawę kamienną mogiły złożono wywód słowny.

Hr. Stanisław Wodzicki , jako naczelnik Rzeczypospolitej , wysypał pierwszą taczkę, zgrabnie sporządzoną z mahoniu, a Czermiński podał mu łopatę żelazną do nabrania ziemi Racławickiej z urny i wysypania jej jako początek założenia mogiły. Następnie przystąpił do wywożenia taczek senat, duchowieństwo, znaczniejsi obywatele krakowscy i zamiejscowi, damy; wszyscy wiasnemi rękami przyczyniali się do założenia pomnika. Od 16 października 1820 roku pracowano ciągle, ile czas i pogoda odpowiednia przysłużyła, wożono ziemię taczkami „na ochotnika".

W sierpniu 1821 roku zawiadomiono miasto o galarze, przybyłym pod wodę z Puław. Była to przesyłka ziemi, zebranej z bojowiska pod Maciejowicami. Drogą narodowi pamiątkę przesyłała księżna Izabela Czartoryska. Wprowadzono ziemię na kopiec , pomieszczono w urnie z czarnego marmuru z kopalń krzeszowickich , co poprzedzał pochód uroczysty od Wisły przez Kazimierz przy wielkiem zgromadzeniu ludu.

W sierpniu 1823 roku budowa wzniosła się ponad poziom do czter- dziestu kilku łokci i na tej wysokości umieszczono ziemię z pobojowiska pod Dubienką, nadesłaną przez kapitana Raczyńskiego, pomieszczoną w ur- nie, którą ofiarował fabrykant wyrobów marmurowych p. Ferdynand Kuhn. Mogiła Kościuszki ma 341 m. wysokości od podstawy (Krakus 161 m., Wanda 13M m.), bryłowatości 64.134 metr. sześć, ziemi (Krakus 13.620 m. sześć., Wanda 9.006 m. sześć.), a nad poziom Wisły wznosi się 59 zążni. Z funduszów zebranych na budowę tego oryginalnego pomnika pozo- stało 18.000 zip. nadwyżki, które, uzupełnione przez hr. Artura Potockiego do 30.000 zip., przeznaczono dla trzech siostrzenic Kościuszki" ').

W r. 1856 postanowił rząd austryacki wystawić fort na Sikorniku, rozciągający się dokoła mogiły Kościuszki. Nie było sposobu oprzeć się temu. Rząd zobowiązał się tylko aktem notaryalnym, że nie będzie bronił dostępu publiczności na mogiłę od wschodu do zachodu słońca, z wy- jątkiem czasu wojny. Przy tej budowie zburzono dawną kapliczkę świętej Bronisławy i wybudowano nową, gotycką tuż przy wejściu na mogiłę. W roku 1862 wtoczono na szczyt jej głaz z napisem lapidarnym: „Ko- ściuszce".

') Stan. Wodzicki: Pamiętniki. Kraków. 1888 -Pamiętnik budowy kopca Kościuszki

451

Nad całością mogiły czuwa osobny komitet, uzupełniający się w dro- dze kooptacyi, który co roku prawie uskutecznia naprawy i ubezpieczenia boków stożka, które z powodu swej spadzistości w czasie ulew lub po- suchy obsuwały by się na dół.

W r. 1823 osiadła w Krakowie tak zwana konferencya rezydentów (austr. pruski i ros.), która mieszała się do wszystkicti spraw i w miarę wzrastania reakcyi absolutnej coraz bardziej ciążyła na wolności Rzpitej. Był to czas spisków przeciw rządom absolutnym , prąd ten więc przedo- stał się i do Krakowa , zapalna młodzież zaczęła tworzyć tajne stowarzy- szenia, wprawdzie nie niebezpieczne, ale dające nowy pozór do wmiesza- nia się rezydentów ').

W roku 1828 wykryto takie tajne stowarzyszenie patryotyczne , za- wiązane przez młodzież uniwersytecką, a podzielone na dziesiątki (kółka) i setki (gromady). Jawne stowarzyszenie akademików „Polonia" po przy- musowem wydaleniu z miasta naczelników tegoż, Miszewskiego i Woło- szyńskiego, urzędownie rozwiązane zostało. W r. 1827 zawiązała się na modłę niemiecką za inicyatywą wrocławskich burszów Libudy i Kurow- skiego studencka „Landschaft".

Resztki „Polonii" i bursze „Landschaftu" zbili się w tajne stowarzy- szenie patryotyczne , które , wyśledzone przez Aleksandra Sergiusza Soło- wiewicza, profesora języka rosyjskiego, po uwięzieniu w nocy i wywiezie- niu cichaczem do Królestwa Polskiego naczelników kółek: Bronisława Stadnickiego, Przyborowskiego, Banaszkiewicza i dwóch innych , osłabło w zupełności i z chwilą powstania 1830 r. zamarło.

W czasie powstania listopadowego Rzplta krak. zachowała neutral- ność za wolą i ostrzeżeniem Rządu Narodowego Warszawskiego, aby nie narażać tej krainy, której pomoc rzeczywista nie mogła wpłynąć na losy wojny. Rząd przestrzegał ciągłego spokoju, burzliwych emisaryuszów za granicę swego terytoryum wyprawiał i utworzył jedynie komitet opieki rannych.

Prawda, że z Krakowa wyszło wiele młodzieży, spieszącej połączyć się z bratnimi szeregami, ale i rząd austryacki był neutralnym, gdy obo- jętnem okiem patrzał, jak młodzież z Galicyi do Warszawy spieszyła. Po skończonem powstaniu rozbitki wojska polskiego przeszły przez Kraków (podobnie jak później przez Galicyę i Prusy) bez żadnej ze strony rządu Rzpitej manifestacyi. Mimo to rząd rosyjski czuł się upoważnionym do okupacyi wojennej Krakowa.

Zarządzono nową organizacyę, w czasie której rządził Senat pod naciskiem rezydentów. Zaostrzono przepisy cenzury, ograniczono do re- szty swobody, wreszcie w r. 1833 wydano nowy Statut w duchu policyj-

') Józef Krajewski: Tajne związki polityczne w Galicyi od roku 1833 1841, Lwów 1903.

Józef Louis: Sądownictwo Rzpitej krak. Kraków 1884.

29*

452

nym- Nowo mianowany prezes Kasper Wielogłowski nie miaf nawet tego małego znaczenia, jai<ie miai dawniej Wodzictci. Wsl<utei\ tego ucisi\u, tem bardziej odżyły związi<i tajne; Lesław ł.ul<aszewicz zawiązał w r. 1833 „Stowarzyszenie ludu poisi<iego", pomagali mu ukrywający się w Krako- wie Leon Zienkowicz, pułk. Bobiński, partyzant Zalewski, poeta Goszczyń- ski, Szymon Konarski, Ejsmond i inni przywódzcy narodowego rucliu w zawiązaniu na nowo tajnych kółek i gromad.

Policya wpadła na trop tych związków i przesadzając ich znaczenie, spowodowała nową okupacyę d. 17 lutego 1836 r. Rozbitki z powstania listopadowego, chroniący tutaj głowy tułacze, zostali przedewszystkiem przedmiotem obławy. W przeciągu prawie 48 godzin wydalono stąd wszyst- kich emigrantów na Podgórze, celem wysłania jednych, którzy zechcą, przez Galicyę do Polski, drugich przez Austryę doTryestu, a stamtąd do Francyi lub Ameryki, wyraźnie jako ludzi niebezpiecznych i przeciw spo- kojności krajów trzech sąsiednich mocarstw sprzysiężonych.

Po dokończonem w przeciągu kilku dni, zupełnem prawie co do jednego wyrugowaniu emigrantów, wyszli Prusacy i Rosyanie po dwu- miesięcznem zagoszczeniu ale cały korpus austryacki pozostał. Odtąd datuje się żelazna władza konferencyi rezydentów. Tryumwirat ten, do no- wych zmian w konstytucyi nawet umocowany, zmieniał i nicował usta- wicznie.

Przewracanie porządku zaczęło się od zwalenia Wielogłowskiego z prezesostwa. Senator Józef Haller, zamianowany prezesem , mógł być pewnym , że znowu za trzy lub cztery lata wpadnie w niełaskę konferen- cyi. Konferencya rezydentów oddała policyę i milicyę w ręce austryackie i ścieśniła jeszcze bardziej statut z r. 1833, oddając część sądownictwa policyi, ograniczając prawa sejmu i senatu. W r. 1838— 1839 wprowadzono jeszcze większą załogę austryacką i zesłano komisyę śledczą do badania przestępstw politycznych, a Haller zrzekł się prezesury w tych warunkach. Dopiero w r. 1841 ustąpiło wojsko austryackie, poczem zamianowano prezesem Jana Schindlera, kanonika, prof. Uniwersytetu.

Życie polityczne zamarło oddawna, natomiast gorliwie zajmowano się sprawami gospodarczemi miasta.

Jeszcze w r. 1827 podjęto myśl restauracyi Sukiennic, którą dopiero w pół wieku potem dokonano.

W r. 1827 bawił w Krakowie budowniczy Ajgner (twórca świątyni Sybilli w Puławach) i wygotował plan restauracyi Sukiennic, który daro- wał „zwierzchności miejscowej". Senator Soczyński ogłaszał także pomy- sły tej restauracyi szczęściem, że tych pomysłów, opartych o greckie świątynie, portyki, perystyle i t. d., nie wykonano.

W r. 1833 podjęto starania o restauracyę kościoła Św. Katarzyny, który, użyty w r. 1802 przez wojsko austryackie na skład żywności, po- padł w ruinę i odrestaurowano bramę Floryańską; kilka osób prywatnych ustawiło swym kosztem kilka ławek kamiennych na plantach. W tymże

453

roku podniósł Hilary Meciszewsi\i myśl założenia Banku krajowego. Ko- mitet sejmowy nie mógł się zoryentować, „jakieby stąd dla ogółu miesz- kańców pożytki wyniknąć mogły" i wezwał przez gazety „wszystkicli bliż- szą znajomość przedmiotu mieć mogących , ażeby go zdaniem swojem wesprzeć raczyli..." W r. 1835 wydał Meciszewski broszurę „o potrzebie Banku publicznego rządowego w Krakowie i t. d.", ale rzecz nie wyszła po za projekt.

W r. 1836 wybito monetę krakowską według stopy Królestwa Pol- skiego : złotówki, dziesięciogroszówki i pięciogroszówki.

W r. 1839 odbyła się pierwsza wystawa „wyrobów i płodów krajo- wych", obejmująca przemysł i sztukę.

W r. 1843 otwarto kosztownie przebudowany teatr przy placu Szcze- pańskim, który świetnie rozwijać się zaczyna (str. 149—150) i naprawiono hełm wieży Maryackiej; w r. 1844 otwarto wcale piękną salę „redutową" w gmachu teatralnym, rozszerzono ulicę Grodzką, burząc mur okalający klasztor Św. Andrzeja.

Na polu oświaty starano się w miarę możności iść naprzód. Zreor- ganizowano w r. 1834 szkolnictwo, potem zaprowadzono kursą niedzielne nauki dla rzemieślników. Pod względem stosunków liczby uczniów szkół początkowych do ogółu mieszkańców górowała Rzplta krak. nad Galicyą i Królestwem ').

Uporządkowano hipotekę, fundusze kościelne i fundacyjne, szpitalne, emerytalne; przeprowadzono wiele pożytecznych drobnych ulepszeń go- spodarczych około uporządkowania ulic, plantacyj, bruków, kanałów'-).

Z wypadków kronikarskich wspomnieć można trzęsienie ziemi w r. 1834 i zgorzenie starożytnej bursy Jeruzalem w r. 1841 ^).

Rozpoczęto budowę szpitala Św. Łazarza , odnowienie starego kolle- gium Jagiellońskiego, budowę stałego mostu na Wiśle do Podgórza, wre- szcie przeprowadzono połączenie Krakowa koleją żelazną z Wrocławiem, a przez nią z Wiedniem i Warszawą. Gdyby Senat zaniedbał był wówczas starań o to połączenie kolejowe, byłaby linia przeszła prawym brzegiem Wisły, a Kraków zostałby na długo odcięty od sieci dróg żelaznych.

W r. 1844 odbyła się uroczystość położenia kamienia węgielnego pod dworzec kolejowy przy ulicy Lubicz. Na placu budowy, przybranym w zieleń, ustawiono biusta monarchów, herby, chorągwie trzech mocarstw i Rzpltej. Dokoła stanęła szpalerami milicya, obok ustawiono amfiteatr dla dam. Po przemówieniu Wincentego Kirchmajera (ojca), jako członka dyrekcyi kolei górno-śląskiej, i po odpowiedzi prezesa Senatu, wśród śpiewu duchowieństwa, wystrzałów z moździerzy, dźwięku muzyki i okrzyków ra-

') Ludwika Trzcińska: Szkolnictwo ludowe w Rzpltej krak. Kraków 1907.

Stanisław Estreicher: „Wiktora Kopfa wspomnienia z ostatnich lat Rzpltej krak". Bibl krak. T. 31.

'- Klemens Bąkowski: Kronika krakowska z lat 1796-1848 Biblioteka krak. T. 27, 30 i 41 .

454

dości, nastąpiło zwykłe zamurowanie srebrną icielnią pamiątkowego per- gaminu. Śniadanie na 180 osób w sali redutowej, z ogromną piramidą w postaci lokomotywy, z toastami polskimi i niemieckimi na nutę: „oby ta kolej żelazna stalą się złotą i jak łańcuch związała dwa zazdrosne mia- sta", bezpłatne widowisko w teatrze i herbata u prezesa Senatu z kon- certem muzyki pod oknami, zakończyły uroczystość.

Podczas tego emigracya przebywająca za granicą, nie znająca dokła- dnie stanu w Polsce, ani nie doceniająca sił militarnych trzech rozbioro- wych mocarstw, marzyła o nowem powstaniu i przygotowywała je przez emisaryuszy krążących tajnie po Polsce. Rząd austryacki nie zamykał oczu i przygotował się na wybuch, funkcyonaryusze rządowi podburzyli chło- pów przeciw obywatelstwu i w lutym 1846 r. runęła po Krakowie wieść o rzeziach chłopskich. Niedługo miał i Kraków odpokutować za niewcze- sną robotę spiskowców. Rezydenci zażądali od Senatu kategorycznej od- powiedzi : azali zaręcza za utrzymanie porządku i bezpieczeństwo publi- czne? Na co Senat odpowiedział: że Konferencya Rezydentów mieszając się już od lat kilku w sprawy wewnętrzne kraju, onegoż władzę organi- zując i etat siły zbrojnej stanowiąc, sama najlepiej zdoła ocenić : czy i jak dalece sprostać można obecnej sytuacyi, której niebezpieczeństwo i roz- ciągłość dokładnie jej znanemi.

Schindler widząc, nie zdoła już zażegnać burzy, grożącej istnieniu Rzeczypospolitej Krakowskiej, zredagowawszy powołaną odpowiedź daną rezydentom, usunął się od steru rządu, zdając takowy swemu zastępcy, se- natorowi Jackowi Księżarskiemu, niechcąc przynajmniej przykładać ręki do politycznego zgonu krainy, której kierownictwo powierzonem mu było.

Rezydenci nadesłali w odpowiedzi pismo francuskie tej treści, skoro Senat nie posiada środków do zapobieżenia zaburzeniom, zgadza się zaś na zarządzenia, jakie przedstawiciele państw uczynią i t. d. przeto posta- nowili wezwać o pomoc to mocarstwo, które jest najbliżej Krakowa, a więc komendanta wojska austryackiego na Podgórzu. Jenerał Collin wyruszył w dniu 18 lutego o godzinie 8 rano do Krakowa. Zastępca pre- zesa Księżarski wydał do mieszkańców Rzptej odezwę tej treści, nad- zwyczajny zbieg okoliczności wywołał potrzebę zwiększenia siły zbrojnej, a pomoc w tej mierze udzieloną została przez nadesłanie oddziału wojska jednego z trzech protegujących mocarstw.

Powyższą odezwę wydrukowaną pod datą 18 lutego, rozlepiono po rogach ulic dopiero dnia trzeciego i dlatego mało komu była znaną, nie- pojętem więc było dla mieszkańców miasta, gdy niespodziewanie dla nich dnia 18 o godzinie 8 zrana oddział wojska austryackiego, złożony z 1200 piechoty, 300 jazdy i 9 armat wkroczył nagle z Podgórza do Krakowa '). Oddział ten szedł pochodem wojennym z nabitą bronią, zapalonemi lon-

') Józef Wawel Louis: Kronika lewolucyi krakowskiej w roku 1846. Kra- ków 1898.

455

tami przy odgłosie muzyki z rozwiniętymi sztandarami i zajął natychmiast odwdch miejsl\i. Przez dwa dni stało wojsko austryackie w pogotowiu, między mieszkańcami odciętymi od świata krążyły rozmaite niepewne wie- ści o przygotowującem się powstaniu, wreszcie 21 lutego o 3 godzinie ile się zdaje z rana, (albowiem z rozkazu władzy wojskowej wszystkie 7 ze- garów miejskicłi zatrzymane zostały i nikt nie wiedział która godzina) zbudzeni zostali mieszkańcy salwami wystrzałów w różnycln punktacli mia- sta słyszanycłi. Wschodzące słonce oświeciło trupy znalezione na ulicach , które świadczyły o liczbie i rodzaju nieprzyjaciela : pięć kobiet włościanek, które z rana spiesząc z nabiałem na place targowe i nie wiedząc o ni- czem, padły ofiarą gorliwości garnizonu, prócz tego kilkanaście osób cy- wilnych, z których dwóch w ubiorach balowych zaskoczyła znać śmierć niespodziewana wychodzących z wieczoru, na którym noc przepędzili. Re- szta poległych nie była znana. Pierwsze strzały do wojska uszykowanego na Rynku padły z okien domu w rynku pod I. 235, gdzie była traktyer- nia Fochta. Z domu tego wywlekli austryacy wszystkich mieszkańców i uwięzili w kościele św. Wojciecha. Na ulicach Sławkowskiej, Mikołaj- skiej i Wesołej pokazały się oddziały powstańców polskich, które po za- ciętej walce, o której świadczyły znalezione na tych punktach trupy, co- fnęły się napowrót po za rogatki. Konieczność zaopatrzenia się w potrzeby codzienne wywołała ludzi na rynek i ulice. Wolność ta trwała do godziny 11 z rana, o tym albowiem czasie na dany znak alarmu wojsko stojące nie przestrzegłszy nikogo, dało ognia plutonem do tłumu ludzi płci obo- jej, raniło dwie osoby osadziło na nowo wszelkie komunikacye i wy- ludniło napowrót ulice i place. Od godziny 11 z rana dnia 21 do godziny 6 wieczór dnia 22 lutego miasto okupowanem było wojennie w najści- ślejszem tego słowa znaczeniu. Zabijano bez litości bezbronnych, jeżeli tylko na pierwsze wezwanie po niemiecku, którego najczęściej wezwany niezrozumiał, nie nawrócił z drogi i natychmiast się nie schronił do domu. Tym sposobem padło jeszcze kilka ofiar w dniu 21 i 22 lutego. W dniu 22 wieczór o 6-tej poruszenie wojska garnizonującego: ściągniono wszyst- kie posterunki w Rynek, wojsko uformowało się w szyk bojowy i wieść że wojsko opuszcza Kraków runęła błyskawicą po Krakowie. Z wojskiem austryackim uciekli razem, a przynajmniej pochowali się, policya, milicya, jednem słowem wszystko, co tylko gdziekolwiek było rękojmią porządku i bezpieczeństwa publicznego. Odbito kościół św. Wojciecha i wypuszczono więźniów. Obywatele osiadli zgromadzili się licznie w mieszkaniu Józefa Wodzickiego, który w podobnym przypadku w r. 1831 już raz naczelnic- two porządku w Krakowie sprawował i zawiązali komitet bezpie- czeństwa. Urzędowanie jednak Komitetu tylko parę godzin potrzebnem było, bo po wydaniu rozkazów co do zabezpieczenia więzień kryminal- nych i kas publicznych, został komitet ten wezwany przez „rząd naro- dowy Rzptej polskiej" tymczasem ukonstytuowany, ażeby ustąpił miejsca władzom przezeń zaprowadzonym. Spiskowcy zupełnie nie zdający sobie

456

sprawy z rzeczywistego stanu kraju i miasta, utworzyli „Rząd narodowy" złożony z Gorzkowskiego, Grzegorzewskiego i Tyssowskiego, ludzi zupeł- nie nieznanych i nic nie reprezentujących. Tyssowski przybrał nazwę dy- ktatora. Żywioły konserwatywne, widząc beznadziejność usiłowań Tyssow- skiego, jak profesorowie uniwersytetu i członkowie rozwiązanego komi- tetu bezpieczeństwa, uchwaliły ująć władzę w „karby prawa i rozumu", usunąć Tyssowskiego i układać się z Austryakami. W tym celu wybrano naczelnikiem popularnego profesora Michała Wiszniewskiego, który w nocy ze studentami wtargnął do kwatery dyktatora, a ten bez oporu oddał mu władzę. Gdy jednak wyszedł, gorętsi zwolennicy Tyssowskiego wpadli do kwatery zbrojno, Wiszniewski rzucił szarfę dyktatorską i wy- niósł się ze swymi zwolennikami, a Tyssowski objął napowrót „dykta- turę i)".

Z niepojętą łatwowiernością mniemała młodzież, że kilkuset powstań- ców może mierzyć się z regularnemi armiami trzech państw sąsiednich : wyciągano stare szable, zardzewiałe pistolety, popsute strzelby i obsadzono brzeg Wisły, z okolicy przybyło także nieco powstańców, a odwagi przy- byto też przez cofnięcie się Austryaków z Podgórza. W tem nadeszły dal- sze wieści o rzeziach chłopskich. Dnia 27 lutego postanowiono udać się z procesyą na Podgórze, według jednych w zamiarze podtrzymania ducha, podług drugich d.la powstrzymania chłopów od rabunku. W południe wy- ruszyła procesyą, wiedziona przez trzydziestu księży, z krzyżami i chorą- gwiami przez most podgórski. Na czele jej w chłopskiej odzieży postępo- wał z krzyżem zapalony agitator Edward Dembowski. Wśród śpiewów nabożnych przeszła przez Podgórz i skręcała na drogę ku Wieliczce, gdy nagle strzały za plecami oznajmiły uczestnikom procesyi, że wojska au- stryackie wchodzą napowrót do Podgórza. Obawiając się odcięcia od Kra- kowa, spiesznie zawrócił się pochód w powrotną drogę. Z wzgórza scho- dząc, skierowała się procesyą ku kościołowi, gdy w tem na rozkaz Col- lina, trzy kompanie piechoty rzuciły się na księży i lud. Zagrzmiała dwu- krotna salwa karabinowa, głusząc nabożne pienia, poczem żołnierstwo uderzyło bagnetami. W przeciągu kilku minut plac przed kościołem po- krył się rannymi i zabitymi. Jeden z pierwszych padł Dembowski. Część uciekła do Krakowa, poczem zerwano most na Wiśle, aby przeszkodzić wejściu wojska austryackiego. Tyssowski przekonał się, że ruchawka roz- poczęta niema żadnych widoków, jak ściągnięcie na miasto nieszczęścia. Jenerał austryacki nie chciał wcale przyjąć parlamentarzy „rządu narodo- wego" i żądał bezwarunkowo poddania się na łaskę i niełaskę. Wieczo- rem 2 marca wyprowadził więc Tyssowski „siłę zbrojną" ku Prusom ,

') Marya Polaczek: Michał Wiszniewski 1830-1848. (Rocznik krak T. XII. Wi- szniewski uciekł do Prus a po okupacyi Krakowa powrócił i pozostawał w śledztwie do amnestyi w r. 1848, pozostawał jednak na wolnej stopie, a nawet uzyskał pasz- port na wyjazd. W r. 1848 przeniósł się na stałe do Włoch, gdzie operacyami ban- kierskiemi doszedł do majątku).

457

część rozbiegła się po drodze, reszta 4 marca złożyła broń Prusakom '). Tymczasem zawiązany 21 lutego komitet bezpieczeństwa, widząc miasto bez głowy, zeszedł się 3 marca na nowo i obawiając się okrucieństw roz- bestwionych żołnierzy austryackicln, wysłał pismo do komendantów także wojsk pruskicłi i rosyjskich, aby wspólnie miasto zajęli, przedewszystkiem zaś błagał najbliższego w Michałowicach stojącego jenerała rosyjskiego Paniutyna, aby ubiegł Austryaków. Ten rzeczywiście przyrzekł to uczynić i dotrzymał słowa: w południe na spienionych koniach wpadli czerkiesi i dońcy i zajęli odwach, w dwie godziny później witano z radością dalszą kolumnę rosyjską. Most na Wiśle naprawiano umyślnie pomału, aby Au- stryacy później od Rosyan weszli. Nazajutrz przyszedł i pruski oddział. Jenerał austryacki Castigiione, objął policyą wyższą i nadzór nad cudzo- ziemcami, a administracyę cywilną oddano tymczasowej radzie administra- cyjnej cywilnej, pod przewodnictwem senatora Wiktora Kopfa, a potem Księżarskiego.

Smutne nastały czasy. Od miasta zażądano kwater, posłania, światła dla żołnierzy. Sukiennice zamieniono na stajnie kawaleryjskie, areszta za- pełniano więźniami, rozpoczęto dokuczliwe rewizye i śledztwa. W lipcu wyszły wojska pruskie i rosyjskie dnia 6 listopada zadecydowano o lo- sie Rzptej krakowskiej, postanawiając wcielić do Austryi"). W nastę- pnym roku ogłoszono skutkiem tego monopol soli, tytoniu i prochu, oraz dokuczliwą akcyzę , konskrypcyjny system wojskowy, język niemiecki w uniwersytecie. Wśród tych zmian pracowała komisya śledcza pod prze- wodnictwem znienawidzonego radcy Zajączkowskiego. Wieczorem 4 listo- pada wracał on z biura z woźnym przyświecającym mu latarnią plan- tajni koło ulicy Wiślnej, wtem zastąpiło mu drogę dwóch ludzi, z których jeden powiedziawszy: „Dobry wieczór!" wystrzałem pistoletu w samą głowę położył go trupem. Sprawcy nie odkryto, lecz wypadek ten powię- kszył surowość, ogłoszono sądy doraźne, które dopiero w lipcu 1848 r. zniesiono.

Od 1 stycznia 1848 utworzono „komisyą nadworną" jako rząd kra- jowy dla terytoryum byłej Rzptej krakowskiej pod przewodnictwem hr. Deyma, i podwładny jej urząd cyrkularny dla okręgu miasta, którego sta- rostą został bar. Krieg. W marcu tego roku wywołała rewolucya w Wie- dniu przewrót stosunków, ogłoszenie wolności prasy i zapowiedź liberal- nej konstytucyi.

Urzędy i wojsko austryackie było w Krakowie znienawidzone w naj- wyższym stopniu po wypadkach 1846 r., za których wywołanie lub tole- rowanie urzędnicy dostawali odznaczenia, uczestnicy rzezi zostali bezkarni, a sprawcy niedoszłego powstania byli nad miarę prześladowani, wojsko

') Tyssowski wydany z Prus do Austryi został wywieziony do Ameryki, gdzie jako nauczyciel rysunków w Bostonie zmarł w r. 1857.

') Henryk Księżarski: Uokumenta dotyczące wcielenia Rzptej krakowskiej do monarchii austryackiej. Kraków, 1872.

458

było j^burowate i dzikie. Na wiadomość więc o rewoiucyi w Wiedniu, o przyznanych swobodacii zawrzała w Krakowie chęć najrychlejszego odetchnięcia z pod jarzma, użycia swobód konstytucyjnych.

Dnia 17 marca około godziny 10 z rana zaczął się zbierać tłum łudu około aresztów, w których trzymani byli polityczni więźniowie '). Niektórzy obywatele, pragnąc zapobiedz wzburzeniu umysłów, udali się o godz. 11 z rana do komisarza nadwornego z przedstawieniem potrzeby wypuszczenia na wolność więźniów politycznych. Na przemowę Adama hr. Potockiego, hr. Deym z początku odpowiedział groźnie, tłómacząc się, że do tego władzy nie ma, lecz na przedstawienie, że lud gotów jest gwał- tem więźniów uwolnić, zezwolił na porozumienie się z jenerałem hr. Ca- stiglione i przewodniczącym komisyi śledczej radcą Sontagiem. Za przy- byciem tychże zgodzono się na uwolnienie tymczasowe więźniów polity- cznych za poręczeniem obywateli, dopóki decyzya z Wiednia nie nadejdzie. Wyniesiono w tryumfie więźni politycznych przeszło od dwóch lat w are- sztach trzymanych w liczbie około stu. Koncesya ta ze strony władz au- stryackich wywołała ogólną radość w mieście. Śpiewy i tłumne zebrania ludu przy illuminacyi trwały do północy. Następnie delegacya obywatel- ska, opierając się na patencie cesarskim, prosiła hr. Deyma o zaprowa- dzenie gwardyi narodowej. Hr. Deym, przerażony zmianami jakie w tak krótkim czasie zaszły w Wiedniu i Krakowie, niezdecydowany, co ma da- lej przedsięwziąći oddawszy w dniu 28 marca zastępstwo swego urzędu staroście bar. Kriegowi, wyjechał nagle z Krakowa. Wreszcie dnia 31 marca ukazał się tymczasowy statut gwardyi narodowej, na podstawie którego zajęto się zaraz jej formowaniem. Tymczasem w Galicyi rozpo- częły się zawiązyw^ać komitety obywatelskie jako organa życzeń mieszkań- ców i dla pośredniczenia z rządem. W Krakowie zgromadziło się pod Krzysztof oram i dnia 29 marca wiele osób, głównie młodzieży, które wy- brały tego rodzaju komitet, a dnia następnego ukazała się proklamacya komitetu, zawiadamiająca publiczność o jego zawiązaniu. Proklamacya ta spowodowała bar. Kriega do udania się na posiedzenie komitetu z oświad- czeniem, że nie może zezwolić na zbieranie się komitetu, dopóki zezwo- lenie z Wiednia nie nadejdzie. Zgodzono się, aby wybranych trzech oby- wateli stanowiło tymczasem organ życzeń obywatelskich. W następnych dniach witano z radosnymi okrzykami amnestyonowanych politycznych więźni, którzy z Szpilbergu lub Kufsteinu wracali do Galicyi i emigrantów. Gdy rząd rozwiązał komitet, „a lud uznawał potrzebę przywrócenia go", zebrało się w dniu 3 kwietnia w amfiteatrze nowodworskim liczne zgro- madzenie. Na wniosek Zienkowicza uchwalono wysłać deputacyę do bar. Kriega, popartą szeregami zgromadzonych osób. Bar. Krieg, wysłuchaw- szy żądania, zezwolił na zbieranie się komitetu w dotychczasowym skła-

') Józef Gollenhofer: Rewoliicya krakowska 1848 roku. Bibl. krak. T.38. Kro- nika 40 dni Krakowa przez X. X. (Majeianowskiego), Kraków, 1848.

459

dzie, ale tylko w granicach objętych proklamacyą z dnia 29 marca. Z okrzy- kami radosnymi udało się w szeregach cale zgromadzenie pod Krzyszto- fory, gdzie się zaraz dawniejszy komitet ukonstytuowah Ale zaraz naza- jutrz komitet obywatelski przybrał w proklamacyi nazwę „komitetu naro- dowego", a pomiędzy wymienionymi członkami obejmował jego skład na- zwiska niektórych osób z emigracyi. Bar. Krieg obwieszczeniem z dnia 5 kwietnia uznał radę za nielegalną.

Powyższy komitet zajmował się opatrzeniem i rozkwaterowaniem u właścicieli domów emigrantów, których do tysiąca się zebrało, nastę- pnie celem uzbierania funduszu na uzbrojenie gwardyi narodowej zarzą- dził datek, równający się półtora razy wziętemu podatkowi klasowo-oso- bistemu. Wkrótce komitet podzielił się na wydziały, a między tymi utwo- rzono i wydział wojny. Zarządzenia te spowodowały komisyę nadworną do wydania 21 kwietnia zakazu werbowania. Zaczęto ściągać większe siły wojskowe do Krakowa. Z powodu nadchodzących świąt Wielkanocy, mie- szkańcy Krakowa zamierzyli uczcić emigracyę święconem. Ze skła- dek pieniężnych i ofiar w naturze odbyło się to święcone w pierwsze święto 23 kwietnia w południe w sali redutowej w gmachu teatralnym, na którem z tysiąc osób było obecnych. Zaproszono na nie bar. Kriega i jenerała Castiglione wraz z sztabem. Z tych tylko pierwszy przybył.

W dniu 25 kwietnia odbyło się ku uczczeniu imienin cesarza Ferdy- nanda na plantacyach pod zamkiem nabożeństwo wojskowe. Członkowie komitetu i sztab gwardyi narodowej byli na niem obecni. W dniu tym ge- nerał Castiglione dawał obiad, na który i kilku obywateli do gwardyi na- rodowej należących zaprosił. Ci jednak w obiedzie udziału nie wzięli z po- wodu, że jenerał w dniu poprzednim na rzeczone wyżej święcone nie przybył.

Do silniejszego wzburzenia umysłów w mieście przyczyniło się za- trzymanie 53 emigrantów na granicy w Mysłowicach. Na wiadomość o tem zebrały się tłumy ludu przed mieszkaniem bar. Kriega, do którego udała się delegacya komitetu z prośbą o wydanie polecenia, aby przybyłych emi- grantów z Mysłowic do Krakowa przepuszczono. Długo się temu Krieg wśród wzmagających się wrzasków sprzeciwiał, zniecierpliwiony i roz- namiętniony tłum wpadł do mieszkania Kriega, domagając się gwałtownie odwołania zakazu zatrzymania na granicy emigrantów, a zarazem nakazu wydania broni dla gwardyi narodowej. Napomnienia obecnych obywateli i zasłonienie bar. Kriega własnymi osobami nie uspokoiły burzycieli. Tłum porwał z sobą bar. Kriega, chcąc go prowadzić na zamek. Doszedł- szy do rynku, członkowie komitetu wzięli Kriega w obronę i zaprowadzili go pod Krzysztofory. Po długiem opieraniu się w komitecie, Krieg zezwo- lił na wysłanie do Mysłowic pociągu dla sprowadzenia emigrantów. Gdy się to dzieje, wojsko skonsygnowane zajęło rynek, a wysłany do komitetu generał Ulrichstahl, wszedłszy do sali zapytał się Kriega czy jest więziony ? Na daną odpowiedź, że wbrew swej woli został tu wprowadzony, dali mu

460

członkowie komitetu poznać, że go wcale nie zatrzymują i odejścia nie bronią, ale zwracają jego uwagę na rozgorączkowany tłum na rynku. Krieg zgodził się na pozostanie w komitecie, a rozważniejsi obywatele skłonili zgromadzonych przed Krzysztoforami ludzi, aby się rozeszli, wtedy obecni członkowie gwardyi narodowej zrobili szpaler, a bar. Krieg oto- czony przez obywateli opuścił Krzysztofory i oddany został jenerałowi komenderującemu, z którym pod zasłoną wojska udał się na zamek.

Zdaje się że dzień następny 26 kwietnia był przeznaczony na roz- wiązanie w Krakowie i całej Galicyi komitetów narodowych, rozbrojenie gwardyi i wydalenie emigracyi, tego samego dnia bowiem władze woj- skowe w Krakowie, Lwowie, Bochni, Tarnowie i innych miastach działa- nia swe rozpoczęły. W Krakowie w czasie, gdy młodzież i emigracya około godziny trzeciej po południu udała się na błonia na musztrę, urzędnik policyjny udał się z pomocą wojskową do pewnego kowala pod Stradomiem, dla zabrania kos i pik tam przygotowanych. Obecni w tem miejscu nie chcieli ich wydać, lud zaczął się gromadzić, przyszło do star- cia z wojskiem, które zaczęło strzelać. Tłum rozbiegł się po mieście wo- łając: „naszych mordują". W tem trzechkrotny wystrzał z armat na zamku dał hasło do zebrania się wojska i rozpoczęcia ataku. Emigranci zaczęli stawiać w ulicach barykady. Adam hr. Potocki, któremu Piotr Moszyński po wypadkach 25 kwietnia oddał komendę, wydał rozkaz rozebrania ba- rykad. Zgromadzona gwardya stała właśnie w rynku od strony pałacu Potockich, gdy się rozpoczęły ruchy wojska od strony kościoła Św. Woj- ciecha ku ulicy Floryańskiej. hir. Potocki udał się do rekognoskującego położenie jenerała Castiglione z prośbą o wstrzymanie kroków nieprzyja- cielskich na parę godzin, potrzebnych do rozebrania barykad i uspokoje- nia tłumu, przedstawiając, że gwardya narodowa nie jest zgromadzona w celach nieprzyjacielskich, ale dla przywrócenia porządku. Jenerał od- mówił żądaniu Potockiego i zaczął wojsku wydawać rozkazy. Jenerał Chłopicki, który przypadkiem znajdował się wtedy pod pałacem Potoc- kich, widząc ruchy wojska austryackiego, ostrzegł zgromadzoną gwardyę, aby się niezwłocznie usunęła, bo wojsko strzelać zamierza. Zaledwie prze- rażeni obywatele stanowisko opuszczać zaczęli, rozległy się wystrzały woj- ska, jedne ku pałacowi Potockich, drugie ku barykadom od strony ulicy Floryańskiej. Z niektórych barykad również odpowiedziano wystrzałami, poczem wojsko rozpoczęło bezładny ruch ku zamkowi ulicą Grodzką. Z niektórych okien zaczęto strzelać do wojska i jeden strzał ranił w głowę jenerała Castiglione, co go spowodowało do oddania dowództwa jenerał- majorowi bar. Moltkemu. W niektórych miejscach dopuściło się wojsko haniebnych rabunków i morderstw niewinnych, bezbronnych i dzieci. Za przybyciem wojska na zamek rozpoczęło się bombardowanie miasta bez żadnego porzedniego ostrzeżenia. Blizko przez dwie godziny ostrzeliwano miasto granatami i rakietami. Wśród tego Adam hr. Potocki, Stanisław książę Jabłonowski i przybyły z emigracyi jenerał Wysocki z narażeniem

461

swych osób udali się do jenerała bar. Moitkego na zamelc iai<o parlamen- tarze miasta z prośbą o przestanie bombardowania. Po długiem parlamen- towaniu jenerał zażądał zawarcia imieniem miasta kapitulacyi na piśmie, którą dla ocalenia miasta parlamentarze podpisali. Warunkami tej kapitu- lacyi były: wydalenie w 24 godzinach emigrantów przy poręczeniu im wol- ności przejścia do granicy, rozwiązanie rady narodowej, reorganizacya gwardyi na podstawie patentu z 15 marca 1848, rozebranie barykad do godziny 8 zrana dnia 27 kwietnia, wynagrodzenie przez mieszkańców szkód skarbowi, wojsku, lub urzędnikom zrządzonych, za regresem do winnych, nakoniec wydanie broni. Ofiary wypadków z dnia 26 kwietnia pochowano 29 t. m. Po odprawieniu nabożeństwa w kościele P. Maryi, wyniesiono na barkach siedmnaście trumien osób różnych stanów, nawet kobiet przy niezliczonym tłumie ludu, w największym porządku na miejsce wiecznego spoczynku.

Wszędzie, gdzie orszak pogrzebowy przechodził, cofnięto posterunki wojskowe. Władzę wojskową i cywilną objął jenerał Moltke, a po nim Schlick. Wydano surowe przepisy policyjne, zakazano zgromadzeń, tłum- nych petycyi, illuminacyj, przemawiania z okien, zaprowadzono surowe przepisy meldunkowe, tworzenie gwardyi odroczono do uspokojenia się miasta. Komitet narodowy wyniósł się do Wrocławia w złudnych na- dziejach znalezienia pomocy Europy.

W jesieni zabłysła na chwilę nadzieja lepszej przyszłości, gdy miano- wany gubernatorem Wacław Zaleski z upoważnienia cesarskiego wprowa- dził radę miasta z wolnych wyborów, z językiem polskim w urzędowaniu, której pierwszym prezesem został Józef Krzyżanowski, władzą wykonaw- czą w miejsce cyrkułu została rada administracyjna pod przewodnictwem Piotra Michałowskiego, lecz wkrótce reakcya biurokratyczno-absolutna za- częła brać górę w całem państwie austryackiem.

Dnia 2 grudnia 1848 zrzekł się cesarz Ferdynand tronu, a nastąpił młody Franciszek Józef, który w manifeście zapowiedział „potrzebę prze- kształcenia monarchii na zasadach prawdziwej wolności, zrównania praw ludów i obywateli, współudziału reprezentacyi ludu w ustawodawstwie". Pierwszym przykrym dla Krakowian skutkiem tej równości było wprowa- dzenie poboru do wojska, nieznanego od lat trzydziestu w Krakowie. W styczniu 1849 odwołano Zaleskiego (który wkrótce życie zakończył). Dnia 15 marca 1849 ogłoszono nową konstytucyą nadaną przez cesarza w dniu 4 marca, która nie zadowalała wygórowanych nadziei i nie została zresztą w życie wprowadzoną.

W maju 1849 r. rozpoczął się pochód części posiłkowego wojska rosyjskiego do Węgier, około trzydziestu tysięcy żołnierza przez Kraków. Z końcem maja cesarz Mikołaj przybył do Krakowa i odprawił przegląd wojska na Błoniach. Zwyciężenie rewolucyi węgierskiej przyczyniło się do wzmocnienia rządu.

462

Stan materyalny mieszkańców pogorszył się znacznie od r. 1846, gdy przez posunięcie granicy celnej stracił Kraków znaczny obszar zbytu do Królestwa, gdy zaprowadzono uciążliwe kwaterunki, dostawy, podwyż- szono podatki, zaprowadzono monopole i akcyzę. Nowy cios spadł w dniu 18 lipca 1850 r. w postaci pożaru, który zniszczył czwartą część śródmieścia, doprowadził do ruiny setki ludności. Wszczął się ogień w południe w dol- nycti młynacti i wnet pocłiłonąl dziewięć sąsiednich domów '). Wiatr po- niósł głownie ku ulicy Gołębiej, pocłiodu ognia z jednego dachu na drugi nie mogli wstrzymać przybiegli licznie ratujący, ni pomoc wojska. Wkrótce objął ogień ulicę Wiślną, z niej przeniósł się na pałac Wielopolskich (dziś Magistrat), szkołę techniczną, pałac biskupi, kościoły Franciszkanów i Do- minikanów, ulicę Bracką, Stolarską, Grodzką, jatki rzeźnicze i południową część rynku. Trzask palących się belek, sufitów i sklepień, krzyki ratują- cych, rannych, zrozpaczonych, grad gorejących iskier, kłęby czarnego dymu, bezsilność wobec ogromu ognia przeraziły wszystkich. Zrezygno- wawszy z gaszenia, rzucono się ku obronie przed rozszerzeniem pożaru. Z trudem ocalono Bibliotekę Jagiellońską, do czego przyczynił się jej dach dachówkowy i wytrwałość broniących studentów. Na 150 palących się do- mów pracowało tylko 3 sikawki i konewki ręcznie i wozami dorywczo dostarczane. Na plantach rozłożyły się licznie na noc nieszczęśliwe rodziny pogorzelców obok resztek uratowanych po trochu sprzętów. W nocy od- żywił się miejscami pożar. Cały następny dzień zalewano zgliszcza i od- radzające się tu i tam płomienie. Trzeciego dnia można było dopiero po- myśleć o pomocy dla pogorzelców. Rząd zakupił dla nich 1200 bochen- ków chleba, zawiązał się „komitet pogorzeli" pod prezydencyą hr. Zofii Potockiej-), który wydal odezwę do wszystkich krajów z prośbą o po- moc. W pierwszych dniach zebrano na miejscu około 15.000 zip. Ogień odżył znowu w kilku kamienicach Rynku i ulicy Wiślnej, pochłonął oca- lały dotąd wielki dom w ulicy Stolarskiej. Przybyły na pomoc sikawki z okolicy, nawet z Miechowa i Michałowic, wojsko i żydzi pomagali ener- gicznie mieszkańcom i cały tydzień pracowano jeszcze nad stłumieniem co raz na nowo wybuchających to tu, to tam płomieni. Cesarz nadesłał 30.000 złr. dla pogorzelców, zaczęto rozdzielać wsparcia od 5 do 250 złr. pod nadzorem władz. Składki w samem mieście przekroczyły 100.000 złp., zebrano sporo i za granicą na odezwę komitetu ale te mogły pomódz tylko chwilowym potrzebom pogorzelców, dopiero „pożyczki ogniowe" hipoteczne, udzielane na ratalne spłaty przez rząd, dopomogły uboższym do odbudowania.

Pożar ten pochłonął wprawdzie dużo mienia, ale większą krzywdę wyrządził przez zniszczenie mnóstwa zabytków i pamiątek. Nie mówiąc

') Historya pożaru miasta Krakowa iX. Wal. Kalinki , Kraków 1850.

■) Zarząd miasta uchwalił wybić medal na cześć hr. Potockiej w dowód wdzię- czności za jej pracę nad ulżeniem skutków pogorzeli. Uchwałę wykonano dopiero w r. 1868.

463

o zrujnowaniu pryv\atnych domów, w któr\'ch potem prz\' reperacyi wy- rzucono rzeźbione portale, węgary, kominki, sklepienia, bezpośrednio zni- szczył wiele dzieł sztuki i pamiątek : w pałacu biskupim spłonęło mimo odważnego ratunku księży wiele obrazów, zniszczały freski ścienne i część urządzenia w pałacu Wielopolskich całe urządzenie, obrazy liistoryczne i portrety w kościele Dominikańskim liczne obrazy Dolabelli, w wiel- kim ołtarzu obraz Św. Trójcy Rossiego, wspaniałe rzeźbione stalle, go- beliny i portrety, biblioteka klasztorna dziś gimnazyum Św. Jacka z 16.000 książek i mnóstwem rękopisów, dyplomatów. Podobnież u Fran- ciszkanów spłonęły dwa interesujące obrazy Dolabelli, podobno najwię- ksze w Polsce „Sąd ostateczny" i „Bóg rozgniewany na grzeszników", mierzące po 22 łokcie wysokości a 12 szerokości, stalle, organy o 12 miecłiach i biblioteka z 10.000 tomów złożona wraz z rękopisami.

Z prywatnycli zbiorów zgorzały: biblioteka prof. Trojanowskiego, hr. Morsztyna, hr. Ostrowskiego, Sawiczewskiego, Radwańskiego, zbiór obrazów Skotnickiej, Stachowicza, Friedleina, ryciny hr. Morsztyna, Qą- siorowskiego i inne.

Przy odbudowaniu sprostowano linię regulacyjną placu WVV. Świę- tych i ulicy Grodzkiej. Restauracye kościołów Dominikańskiego i Franci- szkańskiego były pierwszemi szkołami poznania architektury, oraz zajęcia się archeologią i konserwacyą dawnych zabytków. Pałac biskupi stał ru- iną blizko lat 30, nim został odrestaurowany.

W r. 1851 odwiedził Kraków cesarz Franciszek Józef i przyjęty zo- stał stosunkowo przychylnie ze względu na pomoc, jakiej udzielił pogo- rzatemu miastu przed rokiem. W sobotę 1 1 października między godziną 3 a 4 po południu oznajmił huk dział zbliżenie się do Podgórza ekwi- paży cesarskich. W bramie tryumfalnej przy moście podgórskim dosiadł cesarz konia i przejechawszy ze świtą przez Stradom kolo łąki Św. Seba- styana wśród tłumów ludności i reprezentantów różnych zakładów, udał się ku bramie Floryańskiej, w której prezes rady miasta Ignacy Paprocki przemówił do cesarza i podał mu klucze miasta. Po odpowiedzi pojechał cesarz dalej wśród wiwatów zgromadzonego wszędzie ludu i zatrzymał się przed kościołem P. .\'laryi, do którego wprowadził go administrator dye- cezyi ks. Gladyszewicz, na czele duchowieństwa. Wyszedłszy z kościoła jechał rynkiem przez szpaler złożony z młodzieży szkolnej z jednej, a woj- ska z drugiej strony i stanął w pałacu Spiskim. Cesarz zwiedzał wszystkie ważniejsze zakłady krakowskie. Szef kraju hr. Gołuchowski przedstawiał cesarzowi władze miejscowe. Profesorowie uniwersytetu wystąpili w to- gach, co dało powód do nieporozumienia między dawniejszymi profeso- rami krakowskimi, a przybyłymi po zajęciu Krakowa przez Austryę. (Kie- dy bowiem cesarz miał przybyć do Galicyi, jeszcze w miesiącu lipcu i kiedy nakazano wszystkim władzom, aby cesarza witały w uniformach, uniwer- sytet zapytał się ministra oświecenia hr. Thuna, czy może przyjąć cesarza w togach, których dawniej profesorowie przy uroczystościach używali.

464

Na to przyszła odpowiedź zezwalająca. Nowi profesorowie uważali ten krok za niechęć profesorów dawniejszych do przywdziania mundurów austry- ackich. To też wkrótce po wyjeździe cesarza nakazano zmienić togi na mundury). Dwa dni bawif cesarz w Krakowie, skąd zwiedził saliny wielic- kie. Odwiedził także strzelnicę krakowską i teatr polski (niemieckiego je- szcze nie było), gdzie uroczyście był witany.

Z dniem 1 listopada 1851 ustał w Księstwie krakowskiem pobór wszystkich dawniejszych podatków, jak podymnego, podatku ofiary i oso- bisto-klasowego. W miejsce ich, po przeprowadzeniu pomiaru katastral- nego, zaprowadzono podatek gruntowy, czynszowy, klasowy, dochodowy i zarobkowy, które były nierównie wyższe od dawniej płaconych.

Patentem z dnia 31 grudnia 1851 zniesiono niewprowadzoną nigdy w życie konstytucyą z dnia 4 marca 1849. Odtąd coraz więcej cofano koncesye narodowe nadane w r. 1848. Odbiło się to przedewszystkiem na urzędnikach i języku polskim. Już od polowy r. 1852 język niemiecki za- stąpił polski w korespondencyach z władzami krajowemi oraz w sądo- wnictwie i komisyi gubernialnej w Krakowie. W uniwersytecie krakowskim zaczęto zwolna przywracać język niemiecki. Po przywróceniu za staraniem gubernatora Zaleskiego języka polskiego, utworzono dwie nowe katedry, mianowicie prawa polskiego i geografii powszechnej. Na pierwszą powo- łano Dra Antoniego Zygmunta Helcia, na drugą poetę Wincentego Pola. Nadto wakujące katedry filologii starożytnej i prawa rzymskiego obsa- dzono powołanymi z Poznańskiego profesorami Dr. Małeckim i Dr. Zie- lonackim. Tych czterech profesorów ze szkodą uniwersytetu oddalono w dzień nowego roku, rozwiązano senat akademicki i zanominowano wprost dziekanów. Z dniem 1 lipca 1853 rozwiązano utworzoną radę ad- ministracyjną i radę miejską, a w ich miejsce zaprowadzono urząd cyrku- larny i magistrat. Starostą cyrkularnym został mianowany sekretarz gu- bernialny, przydzielony do komisyi gubernialnej Wukasowicz, a naczelni- kiem magistratu starosta grodzki we Lwowie Tobiaszek, po nim Seidler. We wszystkich biurach przywrócono język niemiecki w miejsce polskiego.

W r. 1855 uchylono kodeks cywilny francuski oraz instytucye urzę- dników stanu cywilnego, sądów pokoju i rad familijnych, które od r. 1809 kraj sobie przyswoił, a które były nierównie lepsze od instytucyj, jakiemi go teraz obdarzono.

W r. 1856 uznano Kraków za fortecę i zaczęto otaczać fortami, mury zamkowe od samego dołu bądź obłożono nową cegłą, bądź z kamienia i cegły na nowo w górę wyprowadzono, zakończając u góry zębami, u dołu w miejscu dawnych ziemnych i opalisadowanych redut zbudowano okrągłe bastyony, porobiono nowe studnie, aby ta cytadela, mająca trzy- mać mieszkańców w karbach, wytrzymać mogła oblężenie ! Wewnątrz mu- rów poburzono stare domy kanonicze i zbudowano szpitale, stajnie i war- sztaty artyleryjskie. Kopiec Kościuszki otoczono fortyfikacyami.

465

System absolutyzmu rządowego nie miał się już długo utrzymać, gdyż niezadowolenie ludów składających państwo austryaclcie zwłaszcza Węgrów, Czecłiów, Włoctiów i Polaków odejmowało mu siłę, konieczną wobec rozwijających) się stosunków w sprawach niemieckich i włoskich, budziło powątpiewanie w kredyt publiczny państwa, mogącego każdej chwih' być wstrząśniętem wewnętrznymi niepokojami. Na czoło rządu po- wołany został hr. Agenor Gołuchowski, który wyjednał ogłoszenie t. zw. „patentu październikowego" w r. 1860, w którym monarcha przyrzekał rządzić jedynie ze współudziałem reprezentacyi ludowej w Radzie państwa i w sejmach pojedynczych krajów. Na odgłos tego patentu wyjechali dnia 9 listopada profesorowie uniwersytetu do Wiednia w celu przedłożenia żądań o wprowadzenie języka wykładowego polskiego. W deputacyi wzięli udział Bartynowski, Dietl, Fierich, Majer, WeigI i Stroński i zyskali w za- sadzie zgodę rządu na zaprowadzenie języka polskiego nie tylko na wszech- nicy ale i w szkołach średnich, do czasu tylko miało pozostać kilka ka- tedr niemieckich '). W dni kilkanaście (27 grudnia) osoby powołane z miesz- czaństwa, po zniesieniu rady miejskiej, do sprawowania obowiązków repre- zentacyi, a tworzące t. zw. wydział miejski przy magistracie, złożyły na ręce burmistrza Seidlera żądanie o swe uwolnienie, wychodząc z zasady kon- stytucyjnej, iż nie mogą reprezentować interesów mieszkańców, nie posia- dając mandatów z wyborów; kiedy dyplom październikowy przyrzeka roz- wój swobód na podstawie praw historycznych, ta część obywateli przez swój krok żąda wprowadzenia słowa w czyn.

Zapowiedziany w październikowym patencie ustrój federacyjno-auto- nomiczny, ustępstwa poczynione przez Oołuchowskiego Węgrom, nie po- dobały się centralistycznym sferom Wiednia, zapewne i wpływy Rosy! i Prus których władcy odbyli 21 października zjazd z cesarzem Fran- ciszkiem Józefem w Warszawie przyczyniły się, że centralistyczny prąd wziął górę i dnia 13 grudnia otrzymał Gołuchowski dymisyą, a miejsce jego zajął Schmerling, którego dziełem był patent lutowy, dający na pa- pierze konstytucyę, tworzący wspólną radę państwa w Wiedniu dla kra- jów austryackich i węgierskich. Parlamentu tego nie obesłały niektóre kraje, protestowali przeciw niemu Węgrzy, Włosi, Kroaci itd.

Równocześnie z patentem lutowym 1861 ogłoszono statuty krajowe dla krajów składających niewęgierską część monarchii, nadające im pewną autonomią. W r. 1862 przyszła do skutku państwowa ustawa gminna „ra- mowa" t. j. ogólnikowa, zostawiająca sejmom prawo uchwalenia ustaw szczególnych"). Niemiecka biurokracya dzierżąca ster rządu w Galicyi wła- dała jednak dalej absolutnie, stosując najsurowiej rozmaite ustawy z cza- sów przedkonstytucyjnych, z dawną tendencyą germanizacyi, co w obec nowo obudzonych nadziei życia konstytucyjnego i rozwoju narodowego

') Zygmunt Kolumna: Ostatnie dwadzieścia lat Krakowa. Kraków, 1882. ^) Oswald Balzer: Historya ustroju Austryi. Lwów, 1908.

K. BąkowsUl. Dzieje Krakowa 30

466

w gorączkowej epoce poprzedzającej powstanie 1863 r. raziło i do kon- fliktów z władzą prowokowało.

Na wieść o strzelaniu do ludu warszawskiego wstrząsło się miasto. Przybrano żałobę, zaczęto śpiewać pieśni narodowe i przywdziewać strój narodowy.

Pomimo nadania konstytucyi policya patrzyła na to krzywem okiem i zdarzało się, że za konfederatkę lub czamarkę przesiedział niejeden naj- spokojniejszy obywatel parę dni w areszcie policyjnym. Nabożeństwa za ofiary rzezi warszawskiej, a później za poległycłi w powstaniu, wydały się rządowi niebezpieczną demonstracyą. Sądy wytaczały procesy o śpiewanie pieśni narodowo-kościelnych a policya aresztowała po kilkadziesiąt osób dziennie.

W 1862 r. dnia 24 kwietnia strzelał patrol na ulicy Mikołajskiej, przyczem raniono obywatelowi Ignacowi Dudkiewiczowi syna; powodem tego było proste zbiegowisko, tłum towarzyszył ajentowi, gdy ten ciągnął za sobą na policyę jakiegoś młodego człowieka. Tak samo 4 lipca 1863 strzelano do tłumu bez najmniejszego powodu na Małym rynku podczas rewizyi w domu Obrębskiego. Raniono wtedy kilka osób.

Z początku powstania patrzył rząd przez palce na wychodzenie mło- dzieży z Krakowa do powstania, na zbieranie składek i wysyłki amunicyi. W czasie chwilowego powodzenia Langiewicza granica od Królestwa pra- wie istnieć pr'zestała, jeżdżono prawie otwarcie do obozu powstańców. Niedługo jednak nastąpił zwrot rządu w tej polityce. Zakazano posiada- nia broni, zarządzono masowe za nią rewizye, napełniono areszta obwi- nionymi, wreszcie ogłoszono dnia 29 lutego 1864 stan oblężenia i zapro- wadzono sądy wojenne. Kraków okrył się żałobą po poległych (zv>'la- szcza pod Miechowem) i po wziętych do niewoli. Dnia 7 lipca 1864 przy robieniu nabojów dla powstańców w domu p. Kronesowej (dziś l.orj. 11) przy ul. Szewskiej nastąpił wybuch prochu, wskutek którego postradały życie trzy panny Janowskie i jakiś młody mężczyzna, zajęci sporządzaniem nabojów, oraz dwuletnia dziecina artysty dramatycznego Królikowskiego. Kraków cały towarzyszył smutnemu obchodowi pogrzebowemu.

Grono obywateli ze składu wydziału miejskiego zajmowało się wy- pracowaniem projektu statutu miejskiego dla sejmu. Tymczasem rozwój stosunków politycznych przekonał sfery rządzące, że bezsilności państwa szarpanego niezadowoleniem ludów może położyć kres jedynie rzeczywi- sty nawrót do zasad konstytucyjnych i zadośćuczynienie potrzebom ludów, rozpoczął się więc zwolna odwrót od zamiarów germanizacyjnych i abso- lutystycznych. Rząd zareklamował od Rosyi poddanych austryackich wzię- tych do niewoli i w r. 1865 zaczęli wygnańcy powracać z Syberyi. Na- miestnikiem Galicyi zamianował cesarz Agenora hr. Gołuchowskiego, co kraj przyjął z uradowaniem. Wjazd jego do Krakowa był prawdziwym wjazdem tryumfalnym. I rzeczywiście kilkoletnie rządy tego namiestnika przekonały ludność o szczerych zamiarach korony dla kraju, bo najwyż-

467

szy urzędnik prowincyi robił co tylko mógh a przedewszystkiem energi- cznie wprowadził do urzędów i szkół język krajowy, pozbył się urzędni- ków Czechów i Niemców, wprowadził Polaków, co było niezbędnem dla wprowadzenia bezstronności w urzędowaniu i wypędzenia wrogich zamia- rów z góry.

Obywatele krakowscy wchodzący w skład wydziału miejskiego, do- pominający się od r. 1861 o wprowadzenie przyrzeczonego samorządu, przygotowali dla niego siedzibę, spowodowawszy zarząd miasta do zaku- pna w r. 1864 pałacu niegdyś Wielopolskich za 130.000 koron, wresz- cie 20 lutego 1866 uchwalił sejm statut dla Krakowa. Piątego maja nade- słało go tutaj namiestnictwo, a we wrześniu tego samego roku 2.027 wy- borców wybrało 60 radców, którzy na dniu 14 września jednogłośnie ofcrali prof. Dra Józefa Dietla prezydentem, wiceprezydentami Helcia i Strzeleckiego.

Właściwe życie konstytucyjne ugruntowało się jednak dopiero w na- stępnym roku, gdy rada państwa uchwaliła a cesarz sankcyonował ustawy zasadnicze z dnia 21 grudnia 1867, będące dotąd podstawą ustroju pań- stwa austryackiego. Dla Polaków najważniejszem z całej konstytucyi jest postanowienie: „Wszystkie ludy równouprawnione i każdy szczep ludu ma nienaruszalne prawo do obrony i pielęgnowania swej narodowości i mowy". „Państwo uznaje równouprawnienie wszystkich języków krajo- wych w szkole, urzędzie i w publicznem życiu" (art. 19). W statucie miej- skim zapewniono także urzędowy język polski.

Godność prezydenta piastowali po kolei : Józef Dietl, dr. medycyny, profesor uniwersytetu (1866—1874), Mikołaj Zyblikiewicz, dr. praw, adwo- kat (1874-1881), Ferdynand Weigel, dr. praw, adwokat (1881-1884), Fe- liks Szlachtowski, dr. praw, adwokat (1884— 1893), Józef Friedlein, księgarz (1893—1904), od r. 1904 Juliusz Leo, dr. praw, profesor uniwersytetu.

30*

-^J

^

ROZDZIAŁ XIX.

Stan miasta w r. 1866 porównanie budżetów z r. 1866 i 1910 wzrost majątku i długów stosunek gminy do państwa i kraju inwestycye rządowe roz\vój kredytu publicznego i prywatnego wpływ postępu technicznego na rozwój i zmiany wymogi kulturalne, stowarzyszenia pierwsze czynności samorządne ~ kronika wa- żniejszych zdarzeń przedsiębiorstwa miejskie wzrost ruchu budowlanego po- drożenie gruntu wzrost ludności konieczność rozszerzenia miasta nabycie gruntów pofortyfikacyjnych konieczność rozszerzenia administracyi miejskiej na gminy sąsiednie przyłączenie tychże gmin zadania najbliższej przyszłości za- kończenie.

Żadna epoka przeszłości Krakowa nie różniła się tak rażąco od po- przedniej epoki i od wszystkich poprzednich epok, jak okres współ- czesny od r. 1867 datujący. Z datą zmieniły się nie tylko podstawy ustroju miasta ale i ustroju całego państwa, którego losy Kraków po- dziela, zmieniły się warunki bytu ekonomicznego i umysłowego, a nie- długo nastąpił wszechświatowy rozwój wynalazczy, przysparzający pier- wej nieznane techniczne środki zaspokojenia rozmaitych potrzeb, oraz roz- wój komunikacyjny zbliżający umysłowo i fizycznie odległe miejscowości, wprowadzający kosmopolityczne zbliżenia, przykłady, naśladownictwa.

Epoka ta zastała Kraków jako miasto prowincyonalne, bez większego handlu i przemysłu, różniące się od dalszych miast prowincyonalnych tylko posiadaniem uniwersytetu i niedość wówczas cenionych zabytków przeszłości. Miasto ograniczało się do Śródmieścia i Kazimierza, mało- miasteczkowego Kleparza i Piasku, z ogrodami i dworkami dokoła miasto de facto kończyło się na plantach, poza któremi nie daleko koły- sały się lany zboża za ulicą Lubicz i Warszawską, za kościołem Św. Pio- tra bagnista łąka św. Sebastyana, od zachodu ogrody i domy, puste, ka- łużami błyszczące Błonia, na które prócz studentów latem, nikt się nie zapuszczał.

Po roku 1846 terytoryum miasta zmieniało się kilka razy z powodu zmian organizacyjnych, ostatecznie do r. 1867 odróżniano miasto wła- ściwe i okręg wiejski w okolicy, podległy Magistratowi '). Dopiero w r. 1867

') Dokładne szczegóły organizacyjnych zmian Krakowa w XiX w. podane w Rudolfa Sikorskiego: Kraków w r 1900, oraz jego podział admin., Kraków, 1904

469

zorganizowano ten okręg wiejski w odrębne gminy samoistne na zasadzie ustawy gminnej z r. 1866, a Kraków w obrębie rogatek pozostał wlaści- wem miastem rządzącem się statutem miejskim, powstało więc miasto ści- śnięte dokoła drobnymi organizmami gminnymi, nie posiadającymi sił ani podatkowych, ani inteligencyi, a więc niezdolnymi do spełniania swych zadań.

Tuż za ostatnimi domami ulic dokorkzono w r. 1866 pierścienia wa- lów fortecznych, który stał się z czasem przyczyną niesłychanego wzrostu cen gruntów, a w następstwie czynszów w obrębie miasta, gdyż ulice nie mogły się przedłużać i z konieczności zabudowywano ogródki i dzie- dzińce, przynosząc tern dalszą szkodę: gęstość zabudowania i zaludnienia, a tem samem gorsze warunki zdrowia. Postęp sztuki artyleryjskiej już da- wno zezwalał na oddalenie tych wałów fortecznych od miasta, atoli biu- rokratyczny zarząd wojskowy zgodził się dopiero w r. 1906 na zniesienie dawnych wałów, sprzedając miastu te grunta, i na przesunięcie rejonu for- tyfikacyjnego, przez co zwolniono 1,985.200 sążni kw. przestrzeni od re- wersów demolacyjnych. Wprawdzie pozwoli to teraz rozszerzyć się mia- stu, ale szkoda zrządzona powetować się nie da, tem bardziej, że nowy rejon fortyfikacyjny znowu zakreślono za blizko, i znowu część gruntów na krańcu rozszerzonego Krakowa obłożoną została wojskowym zakazem zabudowania. Zyskano wprawdzie znaczny obszar do zabudowania przed tym rejonem, jednak w razie pomyślnego rozwoju miasta znowu duszący pierścień forteczny. jeżeli wcześniej nie zostanie usunięty, spowoduje te same skutki, t. j. gęste zabudowanie i podrożenie ziemi.

Majątek miejski odziedziczony po przodkach, zeszczuplał w toku wo- jen i zmian politycznych poprzednio opisanych. W budżecie z r. 1867 oce- niono go na 1,028.842 kor. a obejmował głównie Błonia, planty, jatki, rzeźnię, domki rogatkowe i parę realności. To był szczupły kapitał zakła- dowy, którym operować zaczął samorząd miejski.

Terytoryum miejskie obejmowało (do r. 1910) 688 kilometrów kwa- dratowych, wliczając już Błonie (577 bez Błoń) ludność 49.835 głów.

Jeżeli zsumujemy rezultat gospodarki miejskiej z lat 1867 do 1909, który najlepiej illustrują cyfry statystyczne porównawczo niżej zestawione, to przyjść się musi do przekonania, że mimo popełnionych błędów roz- maitych, rezultat jest dodatni.

Dochody:

W r. 1867:

W r. 1909:

Dochód roczny

718262 kor.

6876773 kor.

Dochód z rzezalni

7599

172200

Myto rogatkowe .

65000

230000

Dochody z konsensów .

29047')

48000')

') Wzrost niestosunkowo mały, gdyż konsensów nie mnożono, a mimo wzro- stu miasta i opilstwa nie postarano się o podwyższenie opłat koncensowych, skut- kiem czego szczęśliwi posiadacze konsensów poddzierżawiali je innym za kwoty 5-IO-krotnie wyższe od opłaty konsensowej i ciągnęli sta.d zyski.

470

Opłaty od muzyl> Kary

R o z c h

Pensye urzędników i służby Koszta kancelaryjne Emerytury Straż ogniowa Czyszczenie miasta Wozy i konie miejskie Oświetlenie Szkoły .

W r. 1867:

1221 kor. 2102

ody:

58106 kor.

8746

379

19702

3387

5713 43881

7482

Majątek . Długi . Obrót roczny Ludność

Ogółem:

1028842 kor.

104386

718272

49000

budżetowanie

w r. 1909:

8000 kor. 7000

641807 kor.

65818

143000

86120

402245

33570

135620

708383

39654613 kor. 23600000 6876773 108000

w wielu pozycyacłi

(Cyfry te nie ścisłe, ponieważ uległo zmianie co do treści rubryk, ale różnice te w rezultacie cyfry po- wyższe nie wiele zmieniają, a na ogólny pogląd wzrostu wcale nie wpływają).

W r. 1902') rozliczano wartość majątku miejskiego w następujący sposób: (w koronach) grunta 1,166.000 K, nieruchomości na cele użyt- kowe 4,057.760 K, szkoły 1,904.192 K, inne 430.000 K, zakłady i przed- siębiorstwa 7,283.120 K, kapitały 1,266.772 K, prawa majątkow'e : z myt 2,833.334, placowe etc. 1,379.501 K, ruchomości 620.000 K razem 22,914.679 K.

Przy emisyi pożyczki konwersyjnej i inwestacyjnej z r. 1909 obli- czano majątek miasta już na 39,654.114 K, a długi na 20,209.523 K. Już po tej pożyczce uchwalono nabycie kilku nieruchomości jak dobra Dę- bniki z Rybakami, zakupno akcyj tramwaju etc, przez co tak suma ma- jątku jak długu wzrosła o blizko 5 milionów.

Z pożyczek czyniono wkłady, z których jedne przynoszą tylko do- chód idealny, jak szkoły, muzea, teatr itd., inne dochód realny, jak gazo- wnia, elektrownia, rzeźnia, targowica, domy czynszowe itd.

Obok tych cyfrowo przemawiających rezultatów gospodarki miejskiej, sam widok rozszerzonego miasta i jego porządków świadczy o postępie ostatniej epoki.

') Z powodu ciągłych nowych budowli i nowych nabytków nieruchomości, cy- fra majątku i długów, oraz rozkład wartości majątku na poszczególne działy zmie- niają się z każdym rokiem.

471

Zniknęły ruiny, dachy gontowe i domy drewniane, budynki publiczne czy prywatne starają się o zewnętrzną estetyczną szatę, bruki, które w rynku ledwo i w kilku ulicach z dzikich kamieni istniały, rozszerzyły się i ule- pszyły na całe miasto, planty i ogrody zyskały ogrodzenia, ławki, kwie- tniki, oświetlenie gazowe, wprowadzone już w r. 1856 rozszerzone na przedmieścia, latarnie pomnożone znacznie i coraz jaśniejszymi palni- kami zaopatrzone, którym w pomoc przychodzi oświetlenie elektryczne prywatnych sklepów ; kanalizacya i wodociągi ułatwiają utrzymanie czysto- ści i usuwają wyziewy, które dawniej panowały prawie powszechnie, bu- dynki pamiątkowe odnowiono, w każdej dzielnicy nowo przybyłe budynki dla rozmaitych celów publicznych, jak szkoły elementarne, wyższe, fa- chowe, teatr, budynek koncertowy (Stary teatr), muzea, strażnica, zakład czyszczenia, desinfekcyi, przedsiębiorstwa gminne, domy akcyzowe, w bu- dowie domy urzędników i służby itd. Bijącym w oczy objawem ożywie- nia miasta jest ruch uliczny, czas jego trwania, ilość sklepów i warszta- tów, względnie fabryk. Przed r. 1870 nie każda kamienica miała sklep na dole, liczne były parterowe mieszkania nawet w rynku i głównych uli- cach. Dziś wszystko przerobione na sklepy, a w rynku i ruchliwszych uli- cach lokale handlowe zajmują już pierwsze i drugie piętra, lokale han- dlowe posuwają się coraz dalej ku rogatkom, a warsztaty i fabryki mu- siały nawet za rogatki się przenieść, bo w mieście brakło już odpowiednio taniego gruntu dla nich.

Ten rozwój naturalny zmienił fizyonomią śródmieścia niestety nie na korzyść, bo nieraz piękne szczegóły architektoniczne, portale, rzeźby, na- wet tablice pamiątkowe zakryto szyldami, wystawami tandetnemi i napi- sami — ale przyniósł korzyść materyalną, świadczy o podniesieniu się przedsiębiorczości, o ożywieniu miasta.

Wyników tych nie można przypisać wyłącznie zasłudze zarządu miejskiego jak popełnionych błędów nie można tylko na ten zarząd skła- dać — wyniki te skutkami zarówno działalności zarządu jak i natural- nego rozwoju wśród zmienionych warunków życia publicznego i stosun- ków handlowych, przemysłowych i społecznych.

Od r. 1867 zmienił się zasadniczo stosunek miasta do państwa i kraju. Podczas gdy w dawnych czasach państwo wcale się nie troszczyło o mia- sta, zostawiając im zupełną autonomią i brak opieki silniejszego orga- nizmu, podczas gdy po r. 1846 rząd był stróżem tylko nowo zdobytej prowincyi, a kraj nie miał żadnego wpływu na miasto z zaprowadze- niem konstytucyi, rzecz się zmieniła na korzyść miasta. Stosunki polity- czne i ekonomiczne, na których opiera się dzisiejsze życie polityczne i sto- sunek gminy do rządu wydają się zupełnie naturalnymi skutkami konsty- tucyi z 1867 r. Jednakże samo tylko ogłoszenie konstytucyi jest tylko pierwszym środkiem, konstytucya musi się wżyć w rządzących i rządzo- nych, aby korzyść przyniosła. Tak było z konstytucya 1867 r. Po rozma- itych konstytucyach z r. 1848, 1860 i 1861, które bądź nie weszły wżycie,

472

bądź krótki, niepewny i niespokojny żywot miały, pokolenie ówczesne tylekroć zawiedzione i doświadczone, nie miało zaufania w trwałość nowej konstytucyi, zwłaszcza biurokratyczne sfery rządzące, które długo uważały nowy stan rzeczy jako tymczasową jakąś koncesyą. Ustawy o zgroma- dzeniach), stowarzyszeniacłi, wolności druku, tłómaczono w najsurowszy sposób; na objawy pieczy języka, samoistności narodowej, zagwaranto- wane w konstytucyi, patrzano długo podejrzliwie, dopiero powolne usunięcie niemieckich i czeskich dawnych urzędników, wprowadzenie do rządu, sądu i wszelkich władz Polaków, wżycie się w stosunki prawne, stworzone nowym stanem rzeczy, stworzyły prawdziwie konstytucyjne życie.

Tak samo u rządzonych trzeba było wżycia się, przyzwyczajenia się do uznania urzędników nie za policyjnych obcych dozorców i pogromców, lecz za stróżów porządku publicznego i dobra ogólnego. Dopiero zrozu- mienie się i zaufanie wzajemne sfer rządzących i rządzonych, wyrobiło na- turalne dziś istniejące stosunki. Znikły tajne stowarzyszenia i zebrania, oraz pokątne druki i składki gdy zaprowadzono wolność stowarzyszeń, zgro- madzeń, druku, gdy przekonano się o rzeczywistem poszanowaniu praw obywatelskich. Podobnież stosunek państwa do krajów i gmin zwolna ustalił się na zasadzie nie tylko konstytucyjno-papierowej, ale na wzaje- mnem zaufaniu i poparciu, do czego przyczyniło się zarówno owo wży- cie się w nowe stosunki, jak i rozważne stanowisko posłów galicyjskich w Radzie państwa, oraz rozwinięcie się i zrozumienie zadań nowoczesnych gminy, zrozumienie faktu, że istnienie dobrze zorganizowanej i silnej eko- nomicznie gminy leży w interesie kraju i państwa. To zrozumienie powo- duje, że mimo pewnych uprzedzeń narodowościowych i politycznych rząd centralny nie jest, jak przed r. 1867 tylko do ściągania podatków i policyjnego pilnowania, lecz także pomocą i opiekunem organizmu gmin- nego, stąd też wielokrotnie uzyskuje Kraków uwzględnienie rządu central- nego swych potrzeb i postulatów, władze rządowe idą na rękę zarządowi miejskiemu, ułatwiając mu spełnianie zadania; władze rządowe lokalne, jak starostwo, dyrekcya policyi, dyrekcya skarbu, ekspozytura prokurato- ryi skarbu, nie są, jak dawniej, władzami narzuconemi i obcemi, lecz zło- żone z urzędników krajowców poczuwających się do obywatelstwa, idą ręka w rękę z zarządem gminnym w sprawach miejscowych, lub starają się uwzględnić w miarę możności stosunki dla dobra gminy i ogółu, słowem rząd od r. 1867 nie tylko rządzi obywatelami, ale i do pewnego stopnia opiekuje się nimi.

Przed r. 1867 nie robił rząd państwowy prawie żadnych inwestycyj w Oalicyi i Krakowie. Z zaprowadzeniem parlamentaryzmu i pod wpły- wem licznej reprezentacyi poselskiej polskiej w izbie deputowanych, sto- sunki w tym względzie zmienić się musiały i odtąd rząd czyni coraz wię- cej wkładów ; przybyło wiele budynków rządowych, a szczególnie znać to w dziedzinie kulturalnej: przybyły liczne kliniki i zakłady uniwersyteckie.

473

Collegium novum (1887), klinika chirurgiczna (1889), Collegium medicum (1889), klinika chorób wewnętrznych (1900), na ukończeniu budowa Col- legium phisicum I agronomicum, oraz klinika psychiatryczna, a w przygo- towaniu budynek zakładu weterynaryi, nowe budynki gimnazyalne i re- alne, stworzono liczne nowe katedry, przyznano pokaźne subwencye pań- stwowe dla Akademii umiejętności. Muzeum "Narodowego i Techniczno- przemystowego, dla Towarzystw kulturalnych, na restauracye zabytków itd.

W sprawach ekonomicznych również zdołano uzyskać pomoc rzą- dową, wyjednawszy w ostatnim czasie na jej koszt znaczne inwestycye, jak regulacya Rudawy, zasklepienie jej starego koryta, regulacya Wisły i za- bezpieczenie miasta przed powodziami, uzyskano za wpływem rządowym od możnej kolei północnej wykonanie podkopu w ulicy Lubicz (1898) i budowę nowego dworca (1910).

Wprawdzie inne miasta jak Wiedeń, Praga, Tryest itd. cieszyły się i cieszą większą pomocą czy protekcyą rządową, uzyskując od rządu ko- losalne inwestycye, w każdym razie skonstatować należy zmieniony na le- psze stosunek rządu do gminy, zaznaczyć rzeczywistość nowoczesnego zrozumienia i ukształtowania się tego stosunku.

Ze strony kraju uzyskiwał Kraków poparcie w uchwałach i ustawach sejmowych w duchu życzeń miasta i w subwencyach na cele miejskie i kulturalne; jeżeli fundusz krajowy sam nic bezpośrednio nie inwestował w Krakowie, prócz rozszerzenia szpitala, to winą tego niepomyślny stan finansów krajowych. Miasto w szczególności ma pretensyą do funduszu krajowego o pomoc pieniężną na szkoły, gdyż miasto ściągające jako cen- trum handlowe i przemysłowe Galicyi zachodniej liczną ludność zamiej- ską, musi niestosunkowo wielkie ponosić ofiary na szkolnictwo dla dzieci nieprzynależnych do gminy. Również szpitale, zakład desynfekcyjny i iso- lacyjny służą całej okolicy i powinny się doczekać rozszerzenia ko- sztem kraju.

Wobec zmienionego na korzyść stosunku państwa i kraju do gminy, musiał naturalnie przyspieszyć się rozwój miasta, czemu dopomagało sta- teczne choć powolne wzmaganie się handlu i przemysłu.

W rozwoju działalności miejskiej i prywatnej nastąpiła ważna zmiana na korzyść przez rozwój kredytu publicznego i prywatnego w ostatnich dziesiątkach lat. Dopiero w tej epoce ustała hipoteka być jedynym sposo- bem lokacyi gotówki, kapitał stał się bezpośrednio i pośrednio przez pu- bliczne inst>'tucye dostępniejszym do rąk przedsiębiorczych. Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń założyło Kasę oszczędności miejską w r. 1868, a miasto przejęło w r. 1873 pod swoją kontrolę. Instytucya ta ode- grała nader ważną rolę, będąc przez lat kilkanaście prawie jedyną dostar- czycielką kredytu długoterminowego hipotecznego, a przeznaczając do- chody stąd osiągnięte na cele publiczne. Obok corocznych datków na cele filantropijne ofiarowała Kasa 800.000 K na wykupno Wawelu, 300.000 na budowę AAuzeum techniczno-przemysłowego i kilkaset tysięcy w ratach na

474

odnowienie i<ościołów : Maryackiego, św. Krzyża, św. Piotra, katedry, ka- plicy Zygmuntowskiej, starej synagogi itd. Z powodu powstania jednak licznych instytucyj konkurencyjnych, jak powiatowej Kasy oszczędności, banków miejscowych i fiiij banków zamiejscowych i z innych przyczyn, dochody miejskiej Kasy oszczędności maleją z każdym rokiem.

Ułatwienie kredytu wywołało rozwinięcie się handlu i przemysłu, oraz wzmogło ruch budowlany. W gospodarce publicznej znać to szczególniej w ostatnich latach. Gdy w dawnych czasach wznoszono nieliczne zresztą budynki publiczne calemi latami, ograniczano się w nich i kurczono, mo- gąc na nie łożyć tylko bieżące dochody lub posługiwać się co najwyżej krótkoterminowym kredytem wytworzenie się kredytu długotermino- wego dało możność szybkiej działalności i wzięcia się do dzieł koszto- wnych a niezbędnych dla miast nowoczesnych, do inwestycyj na daleką przyszłość obliczonych, mających zabezpieczyć zdrowie, potrzeby i wygody mieszkańców. Każde pokolenie obejmuje coraz większy zasób z przeszło- ści i korzysta z niego, słusznem jest więc, aby pokolenie podejmujące dzieła obliczone na nieokreślony czas w przyszłości dla dobra dalekich potomków, nie ponosiło samo tych wydatków, lecz rozkładało je także na przyszłe pokolenia. Stąd pożyczki amortyzacyjne na długi okres czasu rozłożone, nie wysilają odrazu siły podatkowej ludności, lecz rozkładają ciężar na raty, a przez to dają możność włożenia w inwestycye tak zna- cznych kapitałów, o jakich dawniej nie marzono. Pierwszą taką pożyczkę zaciągnęło miasto w wysokości 3 milionów koron głównie na szkoły i re- stauracyą Sukiennic. Spłata jej kończy się już w roku 1912. Gospodarka publiczna, oparta na kontroli parlamentarnej, wzmogła zaufanie do państw, krajów i gmin. Wielkie gminy zachodnio-europejskie uzyskały pożyczki w wysokościach równających się długom mniejszych państw. To zaufanie rozszerza się coraz bardziej, a gmina krakowska znajduje też bez trudno- ści kredyt. Może tu nieco późno wkroczono na drogę inwestycyj, możli- wych drogą ułatwionego kredytu, ale miasto zaniedbane długie lata przez dawny rząd centralny państwowy, skrępowane w swobodzie, potrzebowało czasu, aby wżyć się w nowe stosunki, oswoić się z obawami przed „dłu- gami", nim mogło wejść na nowe tory polityki finansowej. Przyczyna spóźnienia w tym względzie leżała także w ogóle społeczeństwa, które wśród gorszych, niż u innych narodów, warunków bytu, zwracało prze- dewszystkiem uwagę na sprawy polityczne, w nauce na pieczę języka i hi- storyi ojczystej, w literaturze na piękno, skutkiem czego teoretyczne stu- dya ekonomiczne były zaniedbane. Zarząd miasta nie znajdował pomocy ni wskazówki we współczesnych polskich pracach naukowych, krytyka publicystyczna przychodziła i jeszcze często przychodzi po fakcie, nowe idee przychodziły pośrednio z literatury ekonomicznej zagranicznej i drogą przykładu dokonanych za granicami rzeczy, a więc wszystko spóźnione. Tak zwana opinia publiczna, na powierzchowności i popularności oparta, nie była najlepszym doradcą. Jej się zawdzięcza głównie obawę przed ro-

475

bieniem dfugów na pożyteczne i często rentowne cele, jej dziełem jest n. p. zezwolenie przedsiębiorstwu prywatnemu na założenie tramwaju, za- miast, żeby gmina przedsiębiorstwo to sama podjęła, jej dziełem jest po- prowadzenie kolei obwodowej po wale fortyfikacyjnym, przez co utru- dniono usunięcie wału i rozszerzenie terenu budowlanego, jej obawy przed wydatkami spowodowały opóźnienie przyłączenia gmin sąsiednich do mia- sta, przez co bez planu i porządku zabudowano przedmieścia. Opinii pu- blicznej brakowało fachowych, naukowych teoretycznych wskazówek, bra- kło i brakuje po prostu literatury ekonomicznej miejscowej. Pojawiały się wprawdzie broszury prywatne w rozmaitych sprawach miejskich, ale do- tykały one tylko spraw mniejszej wagi '), lub dotyczące jednej kwestyi -), ale brakło rozpraw o pytaniach zasadniczych. Ostatecznie wszelka działal- ność objawia się wydatkami, zaczem jest kwestyą finansową i w tym kie- runku potrzebna jest dyskusya, potrzebnem jest wyszukanie dróg do do- chodu i wyrobienie w obywatelach świadomości, że żądania poprawy mo- żna stawiać tylko równolegle z gotowością do poniesienia ofiar, bo każda poprawa wymaga pieniędzy, a tych dostarczyć mogą tylko obywatele. Potrze- bnem było dalej wyrobienie w zarządzie miasta świadomości celów i dróg do nich wiodących, patrzenie w dalszą przyszłość, przewidywanie rozwoju. W tym kierunku brak było zupełnie dyskusyi publicznej, brak wszelkich prac teoretycznych i dopiero w ostatnich czasach pojawiło się kilka prac dotykających najważniejszych zasadniczych dla miasta kwestyj^), dlatego dopiero w ostatnich latach podjął zarząd miasta energiczniejszą działal- ność, odpowiadającą zadaniom wielkiej nowoczesnej gminy. Brak litera- tury lokalnej gminnej, dyskusyi teoretycznej w sprawach polityki finanso- wej i gruntowej spowodowany byl częściowo z winy zarządu miejskiego, że nie ogłaszał z działalności za ubiegłe lata sprawozdań lub za pewien ubiegły period czasu do teoretycznej dyskusyi, która mogłaby służyć za wskazówkę na przyszłość. Gołe cyfry zamknięć rachunkowych nie wy- starczają, jako rubryki obejmujące ogólnikowo całe działy, skutkiem czego nie można wypośrodkować cen n. p. robocizny używanej, kosztów mate- ryału, zmiany cen gruntu, ogólnego wydatku na pewien budynek, lub na jego urządzenie wewnętrzne itd. Wydawnictwo „Statystyki m. Krakowa" (od r. 1883 tomów 10^), choć bardzo cenne, najmniej przynosi mate- ryału do kwestyi polityki finansowej i gruntowej gospodarki, które dla miejscowych stosunków najważniejsze, bo jako wydawnictwo opraco-

') Walery Rzewuski: Gdzie postawić pomnik Mickiewicza: Tenże: O po- trzebie budowy teatru.

^) M. Moraczewski: Projekt uregulowania starej Wisły. W. Kołodziejski I S. Domański o projektach wodociągowych I td.

') Józef Pakles: Nowożytny Kraków 1903. Tenże: Wpływ gminy na sprawę mieszkań. Kraków, 1905 Klemens BąkowskI: Sprawa rozszerzenia granic Krakowa. Kraków 1905

') Od r. 1887-1900 pod redakcyą prof. Dra Józefa Kleczyńskiego, od r. 1901 Dra Rudolfa Sikorskiego.

476

wujące ogromne ilości cyfr i obejmujące szerol\i materyal, wymaga zna- cznego czasu opracowania i rezultaty dostają się stosunkowo późno do rąk czytelników, nadają się w większej mierze do dyskusyi o przeszłości, w mniejszej do wnioskowania na przyszłość.

Stały wzrost ludności, jej potrzeb i instytucyj stużącycłi do ich za- spokojenia, zeszły się nie długo z niebywałym dawniej nagłym postępem technicznym, wynalazkami, ulepszeniami, z ułatwionemi komunikacyami, przynoszącemi rychło wpływy zamiejscowe i konkurencyą w handlu i prze- myśle. Wyroby maszynowe zepchnęły wyroby rękodzielnicze na drugi plan, tern samem główny dawniej żywioł miejski rękodzielniczy stracił dawne znaczenie. W r. 1910 było w Krakowie 650 kramarzy przeważnie chrze- ścian, 2300 kupców, w tych 1310 żydów, 320 chrześcian. Przedtem sklep był lokalem wytwórcy, dziś jest przeważnie lokalem pośrednika, kupca a nie przemysłowca, rękodzielnik albo się musi przedzierzgnąć w fabry- kanta, albo zostać tylko naprawiaczem. Siła motorowa gazu i prądu elek- trycznego wprowadziły motorowe maszyny nawet do mniejszych praco- wni, oraz sztuczną wentylacyą ułatwiającą pobyt nawet wielkiej liczby osób w lokalach zbiorowych.

Ten postęp techniczny wprowadził masowo produkty maszynowe i do budowy, system dźwigarów żelaznych, konstrukcyj żelazno -betono- wych, usunął dawne sklepienia, wprowadził śmiałe burzenie dawnych par- terów i tworzenie nowych przestronnych lokali z ścianą szklanną frontową, nie przyczyniając się przezto co prawda do piękna architektonicznego.

Głębszy, niż by się zdawało wpływ wywarło na stosunki życiowe zaprowadzenie intenzywnego oświetlenia i wodociągów. Gęste oświetlenie ulic wzmogło wieczorną frekwencyą, a w miarę coraz nowo ulepszonych palników, a tem samem wzrostu siły świałta, tak na ulicy jak w lokalach publicznych, przedłużało się życie handlowe i towarzyskie wieczorne w tych lokalach i pod gołem niebem. Wodociągi znowu nie tylko przy- czyniły się do hygieny i czystości, ale spowodowały przewrót w systemie budowy domów, dając możność umieszczenia bezwonnych ubikacyj we frontowych nawet częściach domu.

W miarę wzrostu miasta zwiększały się rzeczywiste potrzeby i wy- magania publiczności, budżet wzrasta! z początku dość powoli, potem co- raz prędzej. Podnoszenie dodatków gminnych do podatków nie byłoby wystarczyło na te potrzeby, na szczęście objęcie akcyzy w dzierżawę od rządu, rozszerzenie rzezalni, nabycie następnie gazowni, w końcu założe- nie elektrowni miejskiej i td. przyniosły miastu pokaźne dochody, dalszy jednak wzrost potrzeb wymaga ciągłego oglądania się za nowemi źró- dłami dochodu.

Obok urzędowej działalności zarządu miejskiego wielką rolę odgrywa w nowoczesnych gminach dobrowolne opodatkowanie się na pewne cele, bo nie czem innem stowarzyszenia, które rozwinęły się od r. 1867 w szerokich kręgach, a roczny budżet towarzystw dla celów publicznych

477

okazałby poważną cyfrę. Obok stowarzyszeń niezamożnych, lub walczą- cych z trudnościami finansowemi, rozwinęło się kilka w zasoby zapewnia- jące im przyszłość. Z dawnych czasów tylko Arcybractwo miłosierdzia, Towarzystwo dobroczynności. Strzeleckie, cech rzeźników i zakład osiero- conych chłopców Św. Józefa posiadały nieruchomości. W ostatnim okre- sie zbudowały sobie siedziby: Towarzystwo lekarskie, gimnastyczne „So- kół", Techniczne, Sztuk pięknych, kilka przygotowuje się do tego, a po- moc miasta przez darowiznę gruntu pod takie budynki procentuje się mo- ralnie, dając podstawę bytu zrzeszeniom pracującym również dla dobra ogólnego, a zyskującym we własnym budynku trwały fundament bytu i mo- ralny obowiązek dalszej pracy. Powstały wielkie zakłady fundacyjne: Hel- clowej dla nieuleczalnych i ks. Lubomirskich dla opuszczonych dzieci i kilka mniejszych.

Izba handlowa i przemysłowa zbudowała również trwałą siedzibę, podobnież Towarzystwo rolnicze i syndykat Towarzystw rolniczych, oraz instytucye pieniężne, jak: Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń. Kasy oszczędności miejska i powiatowa, Filie'Banku austro-węgierskiego i banku hipotecznego.

Zadanie pierwszej rady gminnej było trudniejsze, niż dzisiaj, gdyż musiała zorganizować sobie magistrat, naprawiać długoletnie zaniedbania, zaczynać wszystko od początku. Potrzeby gminne były tak liczne, że nie- wiadomo było od której zacząć. Prezydent Dietl okazał wiele energii i zmysłu praktycznego do spełnienia zadań gospodarczych i kulturalnych miasta. Nie mówiąc o wprowadzeniu drobnych porządków ulicznych i do- mowych, przepisów czystości, poprawieniu kanalizacyi, sprawieniu studzien publicznych, wybudowaniu kilku szkół, ulepszeniu straży pożarnej i t. d., zakreślił pierwszy program inwestycyjny, w który objął wiele spraw, które dopiero jego następcom udało się osięgnąć, jak wodociągi, teatr, restau- racyą Sukiennic, kanalizacyą i td. W r. 1871 uchwaliła rada pierwszą po- życzkę 1,500.000 złr. na powyższe cele. Wprawdzie zakreślony szeroko program nie mógł znaleźć w tej sumie pokrycia i musiał się w miarę okoliczności zmienić, w każdym razie pożyczka ta pod względem finanso- wym dobrze obmyślana, co do amortyzacyi praktycznie zakreślona, przy- niosła miastu wiele pożytecznych wkładów, przedewszystkiem znakomitą re- stauracyą Sukiennic (dopiero w r. 1879 ukończoną), która to restauracya choć na owe czasy kosztowna, wobec zwiększenia się wartości czynszo- wej znalazła zupełne pokrycie, a nawet przynosi miastu czysty dochód. Sukiennice nie były wyłączną własnością miasta, musiano więc wykupy- wać pojedyncze części, niektórzy obywatele odstąpili darmo swe sklepy gminie, aby umożliwić restauracya całości, sąsiednie jatki szewskie mu- siano wystawić na licytacyę dla zniesienia współwłasności i dopiero ku- pować nalicytacyi co wszystko roboty oczywiście wstrzymało. W roku 1868 przeprowadzono objęcie akcyzy od rządu w dzierżawę miasta, przez

478

co stworzono nowe źródło dochodu, które podniosło się z biegiem czasu do Icwoty nieprzewidywanej.

W tymże roku Adryan Baraniecki dał inicyatywę do założenia mu- zeum tecłiniczno-przemysłowego, ofiarując doń swe zbiory, a rada prze- znaczyła 3000 rocznie na utrzymanie.

W roku następnym odbył się pierwszy wielki zjazd narodowy polski do Krakowa na uroczyste złożenie do grobu popiołów Kazimierza Wiel- kiego, znalezionych w sarkofagu jego przy restauracyi monumentu. Roz- porządzenie cesarskie z tegoż roku, wprowadzające urzędowo język polski do władz i szkół, było spełnieniem długoletnich życzeń i było początkiem tego szacunku do cesarza Franciszka Józefa, które wzrastało odtąd do niego i dynastyi, w miarę widoku narodowego rozwoju pod jego panowaniem.

W r. 1872 powołano do życia za zezwoleniem cesarskiem jedyną pol- ską Akademią Umiejętności. Prace naukowe były dawniej owocem pilno- ści osobistej i poświęcenia, brak było nieraz nakładcy zwłaszcza na pu- blikacye źródeł, zupełnie przez publiczność nie kupowane, a więc wyma- gające ofiary pieniężnej nakładcy, nie możliwą była organizacya celowa uczonych w jednym kierunku pracujących, niemożebny był rozdział pracy naukowej z góry. Towarzystwo naukowe krakowskie o małych środkach spełniało ten cel na skromne rozmiary. Dopiero przemiana tego Towa- rzystwa na Akademią umiejętności, subwencyą państwową wspartą, stwo- rzyło prawdziwą naukową pracownię polską, która dysponując większymi środkami, skupiając pracę uczonych polskich ze wszystkich dzielnic, poło- żyła podwalinę nowoczesnej metodycznej pracy polskiej na wszystkich po- lach nauki, a przez wydawnictwo licznych w rękopisach dotąd ukrytych źródeł historycznych polskich, najwięcej przyczyniła się do poznania au- tentycznej przeszłości naszej. Prezesem akademii został prof. Majer. Na uroczystość otwarcia (1873 r.) przybył protektor akademii arcyksiążę Ka- rol Ludwik, brat cesarza, namiestnik hr. Gołuchowski, minister Dr. Zie- mialkowski i wielu licznych gości z różnych stron Polski. Miasto, chcąc uwiecznić dzień ten, ofiarowało uniwersytetowi w darze „Kopernika" pę- dzla Matejki i powiększyło dotacyę akademii ze swych funduszów o 500 złr. rocznie.

W latach następnych wybudowano znowu kilka szkół, strażnicę po- żarną, rzezalnią, szkołę sztuk pięknych, a wreszcie przystąpiono do restau- racyi Sukiennic. Stopniowe podnoszenie się miasta ujawniło się ożywioną czynnością budowlaną także osób prywatnych. W r. 1878 przywrócił rząd biskupstwo krakowskie, dotąd przez administratorów zawiadywane.

W r. 1879 obchodzono w Krakowie uroczyście pięćdziesięcioletni ju- bileusz pracy Kraszewskiego na polu literackiem. Z uroczystością po- łączono poświęcenie odrestaurowanych Sukiennic. Program tej uroczysto- ści trzydniowej wypełniło uroczyste nabożeństwo, celebrowane przez księ- dza biskupa Dunajewskiego, uczta, bal w Sukiennicach, wycieczka do Wie- liczki. Cala Polska wzięła udział w uroczystości, zjechało około 15 ty-

479

sięcy gości, nadesłano dla jubilata dary z najodleglejszych ziem polskich. Entuzyazm doszedł do szczytu, kiedy Siemiradzki ofiarował dla mającego się założyć muzeum narodowego w Krakowie swoje „Świeczniki chrześcijań- stwa", wywołując tym przykładem ofiarność innych; artyści: Pruszkowski, Barącz, Kossak, Abramowicz, Ajdukiewicz poszli w ślady Siemiradzkiego i ofiarowali też prace swoje do muzeum.

W r. 1880 witał Kraków w swych murach cesarza i króla Franci- szka Józefa. Wdzięczność za znalezioną pod jego berłem swobodę w roz- woju życia narodowego, przygotowała przyjęcie, na jakie tylko Kraków mógł się zdobyć. Cesarz czuł się tak tu swobodnym, że wieczorem wśród tłumów piechotą przyszedł do Sukiennic na wesele chłopskie.

W następnych latach doprowadzono do skutku zasypanie starej Wi- sły, podjęto przygotowania do budowy teatru, pomnika Mickiewicza, za- kupna gazowni na rzecz miasta.

W r. 1883 po raz pierwszy w Krakowie użyto maszyn dynamo-ele- ktrycznych do oświetlenia rynku na uroczystość dwóchsetnej rocznicy od- sieczy wiedeńskiej ; lokomobila ustawiona w szopie pod wieżą ratuszową poruszała dynamomaszyny dostarczające prądj.i kilkunastu lampom łuko- wym, rozstawionym na słupach wśród rynku, dowodząc wielkiego postępu od czasu, gdy na uroczystość przyjęcia cesarza z wielkim trudem musiano zestawiać stosy elektryczne dla oświetlenia jednej lampy łukowej. Na wię- kszą skalę wprowadziła elektryczność Spółka tramwajowa, budując w r. 1900 kolej elektryczną. Konieczność wprowadzenia tej energii do oświe- tlenia wywołała, dla braku publicznej elektrowni, prywatne installacye w większych domach i zakładach tak, że gdy urządzano nowy teatr (1893 r.) zbudowano dla niego osobny budynek na elektromotory. Dopiero po za- łożeniu miejskiej elektrowni (1904 r.) łączą się z nią dawne prywatne in- stallacye i znoszą lokalne dynamo-maszyny.

Powolny dawniej wzrost ludności zaczyna się od r. 1870 szybszym krokiem. Według posiadanych od r. 1791 dat spisowych wzrost ten przed- stawia się następująco'):

Rok spisu ludności:

Ogółem:

Chrześcijan:

izraelitów:

1791

19213

17227

1986

1815

23409

18525

4884

1818

25460

18208

7252

1823

27356

19526

8010

1825

31501

21811

9690

1827

32777

22656

10121

1842

41832

30038

11704

1844

43923

30651

13272

1847

40310

27244

13066

1850

39701

26286

13425

') Statystyka miasta Krakowa. Z. VIII.

480

Rok spisu ludności:

Ogółem :

Chrześcijan :

Izraelitów

1857

41806

1869

49835

32165

17670

1880

59830

39883

19947

1890

69130

48394

20736

1900

85274 ')

59844

25430

Pod względem narodowościowym (według urzędowej nomenklatury podług języka towarzyskiego) był Kraków zawsze miastem polskiem, a cy- fry podające osoby używające języka niemieckiego odnoszą się głównie do wojska, a częściowo do żydów.

W r. 1800 liczono osób mówiących po niemiecku 4766 (6-77"/„) w r. 1900 osób 6576 (7-607n) w tem 1842 z prowincyj niemieckich.

Ogółem z 25.670 żydów, żyjących w r. 1900 w Krakowie, podało 20.263 język polski jako towarzyski, 42S4 język niemiecki często obok polskiego i obok żargonu, 6 podało język rusiński a 1106 inne języki.

ilość osób pracujących w przemyśle podaje załączona tabelka z r. 1890 (z r. 1900 nie zestawiona-).

Zajęcia przemysłowe: Wyroby z kamienia i z gliny Wyroby metalowe z wyjątkiem żelaza Wyroby z żelaza i stali . Wyrób maszyn, narzędzi i instrumentów Przemysł chemiczny Przemysł budowlany Przemysł drukarski i poligraficzny Przemysł tkacki .... Wyroby z papieru i skóry Wyroby z drzewa .... Dostarczanie środków żywności Przemysł gospodnio-szynkarski Dostarczanie odzieży inne zajęcia przemysłowe

Razem

Do r. 1870 nie budowano prawie wcale nowych budynków, bo za- pas domów z przeszłości wystarczał na pomieszczenie około 50.000 głów ludności, a że z końcem XVI I i w. ludność spadła niżej 30.000, przeto część domów stała prawie pustką, przybytek zatem ludności od początku Xix w. datujący się znajdował pomieszczenie przez restauracyą starych domów, potem przez dobudowę oficyn, zabudowanie ogródków i td. a na- stępstwem tego było, że wartość domów a tem samem i czynsze były niskie i bardzo nieznacznie wzrastać zaczęły i to dopiero później. Ale

Chrześcijanie

Izraelici:

194

99

313

200

948

144

313

106

302

100

1904

335

562

42

273

255

372

242

1081

167

1442

666

1730

956

5075

2241

194

40

14703

5593

') Oprócz tego wojska 6049, razem ludności 91.323. '-I Dr. Rudolf Sikorski : Kraków w r. 1900.

481

wkrótce po 1870 r. zaczęło być ciasno w dawnym obrębie, zaczęto po- woli zabudowywać po miejsku przedmieścia, linie domów posuwały się coraz dalej ku watom, łączyły się z przecznicami i tak urosło w koło nowe miasto, niestety bez z góry wytkniętego planu regulacyjnego. W r. 1867 wynosiła liczba domów 1370. Od tegoż roku do 1890 przybyło 312, od 1890 do 1902 przybyło 438. W r. 1909 obliczono liczbę domów na 2158 i 100 w budowie. W gminach przyłączonych w r. 1910 do Krakowa było 1763 domów, razem liczy więc Kraków obecnie 4291 domów i około 100 w budowie.

Wreszcie, mimo kilkakrotnego zastoju w budowaniu, zaczął się wy- czerpywać zapas gruntów pod budowę. Wały fortyfikacyjne nie pozwalały na przedłużenie ulic, zakazy fortyfikacyjne broniły budowy tuż za wałami, prostem następstwem był wzrost ceny gruntów, a stąd podniesienie ceny mieszkań i ich przepełnienie, tak, że Kraków był z wszystkich miast mo- narchii najgęściej zaludnionym, bo na 1 kilometr kwadratowy wypadało 15.851 głów')-

„W czasie od roku 1870 do roku 1900 wzrosła cena parcel w spo- sób następujący: w dz. I-ej 10-krotnie w dz. Ill-ej 12 do lOO-krotnie— w dz. IV-ej 15 do 60-krotnie w dz. V-ej 12 do 50-krotnie w dz. Vl-ej 15 do lOO-krotnie.

„Niezwykły wzrost ceny gruntów obciążył nadmiernie koszta produkcyi domu, a te koszta oddziałały na wysokość czynszów w tym stopniu, że mimo wygórowanej ceny za mieszkania ustał w końcu ruch budowlana bo ustać musiał, gdyż wobec ceny parcel w Krakowie trudno było przy budowie domu znaleźć rachunek, trudno przyszło wydobyć tak wysokie czynsze, aby te zapewniły skromne nawet oprocentowanie włożonego ka- pitału.

„Nie ulega wprawdzie wątpliwości, że niezwykły rozwój renty grun- towej jest zawsze dowodem rozwoju miasta, stwierdza zatem i w tym ra- zie, że współczesny, nadmierny okres rozwoju miast zawadził także o Kra- ków. Przy tej sposobności zostaliśmy jednak wyprowadzeni z równowagi ; spotkało nas zatem to, co wiele innych miast, brakło nam czasu na na- leżyte obmyślenie i przygotowanie miejsca pod budowę. Działo się więc źle, i w następstwie przyjść musiały złe skutki, z tego głównie powodu, że polityka gruntowa gminy, ten czynnik, który decyduje o wzroście spół- czesnego miasta, nie była u nas znaną wogóle. Byłoby jednak bez poró- wnania gorzej jeszcze, gdyby ta polityka pozostać miała i nadal również pojęciem u nas nieznanem" -).

Liczba nowo budowanych domów nie odpowiadała w ostatnim okre- sie wzrostowi ludności. Od r. 1791, jak wyżej podano, wzrastała ciągle

') W Wiedniu przypadało na 1 kilometr kwadr. 9410 głów we Lwowie 4996 w arodżcu 6276 w Bernie 6432 - w Lincu 3266 i t. d.

') Józef Pakies: Wptyw gminy na sprawę mieszkań. Kraków, 1905.

K. BąkowakL Dzieje Krakowa. 31

482

ludność, od r. 1870 jednak progresya wzrostu podskoczyła znacznie. Ogó- łem od r. 1791 do 1900 wzrosła ludność ctirześciańska 3''/4 razy, żydow- ska 13 razy. Z ogólnej cyfry mieszkańców, nie cała polowa należy do tutaj urodzonych, 36.243 więcej niż potowa urodzonych po za Krako- wem, 43.127 z urodzonych zaś w Krakowie, lecz gdzieindziej przeby- wających, spis z r. 1900 wykazał 21.448. Wymiana ta ludności między pań- stwem a miastem wykazuje zatem, że do miasta więcej przybywa z pań- stwa, niż ubywa z miasta do państwa ').

Coraz bardziej biła w oczy konieczność, raz rozszerzenia miasta, t. j. włączenia gmin okalających w obręb administracyi miejskiej, z dru- giej zniesienie zakazów budowy w najbliższej okolicy i nabycie przez mia- sto obszarów, nadających się do zabudowania i puszczenia tego gruntu na targ z uwzględnieniem potrzeb miasta, a z zapobieżeniem prywatnej spe- kulacyi na parcelach budowlanych.

W r. 1906 zdecydowała się wreszcie rada miasta na zakupno grun- tów fortyfikacyjnych, zamykających miasto półkolem od Krowodrzy ku Zwierzyńcowi do Wisły od skarbu państwa-) w obszarze 100 morgów 286 sążni kw. za cenę miliona koron. Grunta te leżały w obrębie jurys- dykcyi sąsiednich gmin wiejskich, zatem wszelka racyonalna gospodarka na tych gruntach możliwą by była tylko pod warunkiem rozszerzenia ju- rysdykcyi miejskiej, czyli pod warunkiem przyłączenia sąsiednich gmin do Krakowa, a sprawa ta opóźniała się przez obawy wydatków z przyszłem ich uporządkowaniem spodziewanych.

„Gminy podmiejskie balastem, który najbardziej hamuje dążenia kulturalne współczesnego miasta. Gminy te bowiem bez żadnych świadczeń dzielą wszystkie korzyści tych kosztownych nakładów, jakie spowodowała współczesna cywilizacya. to polipy, żyjące kosztem i na szkodę orga- nizmu, który otaczają. Jedno więc miasto za drugiem rozszerza swe gra- nice, a im później to robi, tem większe obszary zagarnia pod swoją wła- dzę, aby jak najdalszem wysunięciem swych granic utrudnić powstanie no- wej seryi gmin przedmiejskich. Wiele tysięcy ludzi czerpiących dochody tylko w Krakowie, przeżywa je w gminach, które niczem nie przyczyniają się do rozwoju miasta".

„W centrum tego organizmu czyni się rozpaczliwe wysiłki aby za- dość uczynić współczesnym wymaganiom kultury a po za tem cen- trum, na obwodzie tego obszaru deptane po prostu wszelkie względy hygieny, humanitaryzmu, estetyki. Nie obowiązuje w tych gminach żadna szerokość ulicy, żadna linia regulacyjna, niema żadnej kanalizacyi ani ni- welizacyi, żadnego systemu wychodków. Należałoby się spodziewać, że przestrzenie okalające miasto powinny dostarczać zdrowego powietrza.

■) Dr. Rudolf Sikorski: Kraków w r. 1900. Kraków, 1904.

■) Część fortyfikacyj od Krowodrzy w druga stronę ku Wiśle nie była do ku- pna jeszcze ofiarowaną i należy do pr/yszlości.

483

Wystarczy się przejść po podmiejskich zaułkach, w których dla braku odpływu, nieczystości tworzą nigdy nie wysychające kałuże z gnitymi wszel- kiego rodzaju odpadkami. Na co przydadzą się wysiłki, mające na celu ochronę zdrowia mieszkańców, jeżeli miasto otacza pierścień, który to wszystko dusi w zaduchach i miazmatach ')".

Zarząd miasta zabrał się jednak z energią do sprawy rozszerzenia miasta, a to raz przez wydanie gruntownego a mozolnego studyum, wy- kazującego konieczność przyłączenia gmin okolicznych, opisujące stan tych gmin finansowy, zdrowotny, budowlany etc. i przedstawiające przypuszczalny przyszły stan cyfrowy nakładów, rozchodów i dochodów-'), drugi raz przez przeprowadzenie ugod z gminami sąsiedniemi o warunki połączenia. Po- rozumienie się doszło do skutku z wszystkiemi okołicznemi gminami i ob- szarami dworskiemi, prócz miasta Podgórza, które też na razie zostało sa- moistną gminą, póki zwykły rozwój stosunków nie zmusi i Podgórza do złączenia się z okalającym go większym i silniejszym organizmem gmin- nym Krakowa.

Ustawą z dnia 13 listopada 1909 uchwalił sejm przyłączenie kilkuna- stu okolicznych gmin w obszarze 2221 kil. kw., tak więc obszar miasta wynosi obecnie 29"62 kil. kw. •'). W przyłączonych gminach obliczono liczbę głów na 45-790, razem z niemi liczy więc Kraków 154.893. Majątek włączonych gmin obliczono na 1,083.000 kor. (w tem około 246 morgów gruntu) i 101 morgów dobra publicznego, jak dróg, cmentarzy, wód długi ich na 258.170 koron. Każda z przyłączonych gmin jest w swem właściwem jądrze zabudowaną, po za którem posiada obszerne grunta rolnicze, które w myśl przygotowanego w r. 1910 drogą konkursu planu regulacyjnego, zostaną zwolna poddane parcelacyi pod place budowlane, a po zaprowadzeniu porządku (bruków, kanalizacyi, oświetlenia, wodocią- gów) z chęcią będą zamieszkane. Zyskany więc obszar pod budowę powi- nien wpłynąć na obniżenie ceny parcel budowlanych i wysokości czynszów.

Stały rozwój miasta z kilkoma drobniejszemi przerwami w budowa- niu, doszedł koło 1900 r. do ostatnich granic miasta i odtąd zaczęły ceny parcel wzrastać coraz szybciej i coraz mocniej odbijać się na lokatorach. W dodatku spadek wartości pieniądza i ogólna drożyzna postępowały stale naprzód, niezbędna więc troska każdego o dach nad głową postawiła na pierwszy plan kwestyę budowy „tanich mieszkań". W epoce drogiego gruntu, wysokiej ceny materyalów i robotników, tanie budowanie pozo- stało utopią, ale wzmożenie ruchu budowlanego, stworzenie liczniejszych mieszkań czyli konkurencyi, od paru lat zupełnie nie odczuwanej, mogło

') Józef Pakies: Nowożytny Kraków. Kraków, 1903.

') Wielki Kraków. Stiidya do sprawy przyłączenia gmin sąsied^nich. Kraków, 1905. (Opracowali Dr. Rudolf Sikorski, Dr. Władysław Grodyński i Dr. Juliusz Leo).

') Obecnie uchwalono przyłączenie Dąbia i Ludwinowa w obszarze 408 kil. kw. o ludności 9577 głów, z 253 domami i Płaszowa w obszarze 7'72 kil. kw. o lu- dności 1492 głów, z 178 domami.

31*

484

przynajmniej ograniczyć wygórowane żądania właścicieli domów, oczei\i- wano więc i oczekuje się z niecierpliwością parcelacyi gruntów przez gminę ponabywanych i puszczenia ich w obieg. Zwłoka powstać musiała przez konieczność przygotowania racyonalnego planu regulacyi i rozszerzenia miasta. Rozpisano w tym celu konkurs, który w r. 1910 przyniósł ob- szerny materyał do ostatecznego rozstrzygnięcia. Równocześnie prowa- dzono roboty pomiarowe i niwelacyjne na nabytych gruntach, a wobec uzyskanych planów regulacyjnych należy oczekiwać rychłego rozpoczęcia parcelacyi i przystąpienia do budowy tak potrzebnych domów.

Przyłączenie gmin sąsiednich pociąga oczywiście, jak to było do prze- widzenia, znaczne wydatki na uporządkowanie zaniedbanych gmin, rozsze- rzenie i udoskonalenie administracyi i t. d. Zarząd miasta musi więc mieć przedewszystkiem na oku uzyskanie sprawiedliwych źródeł dochodu. W ostatnim czasie uzyskano podatek od biletów tramwajowych i od wi- dowisk i muzyk. Głębiej sięga nowela do ustawy budowlanej z r. 1910, zmuszająca parcelantów i właścicieli domów do ponoszenia kosztów urzą- dzenia ulic. Koszta te ponosiła dotąd sama gmina, zysk zaś z tego t. j. możność zabudowania niedostępnych pierwej parcel, lub możność podnie- sienia czynszu z tytułu „pięknej ulicy", odnosili właściciele domów. W przy- gotowaniu jest projekt opłat od konsensów szynkarskich i restauracyjnych.

Przeszło dziesięcioletni zastój parlamentu austryackiego spowodował także zaniedbanie ustawodawstwa na polu ekonomiki gminnej. Miastom austryackim a tem samem Krakowowi dotkliwie brak ustaw, które w są- siednich Niemczech nader korzystnemi się okazały, jak : o możności dłu- goletnich dzierżaw gruntu pod domy, o opodatkowaniu przyrostu warto- ści gruntu, o podatku od parcel, o regulacyi i komasacyi i t. d.

Wyzyskanie nabytych na krańcach miasta obszarów możliwem będzie dopiero z ulepszeniem komunikacyi. Chcąc więc uzyskać gwarancye roz- szerzenia sieci kolei elektrycznej i wydłużenie jej ku krańcom miasta, za- warło miasto w r. 1910 układ ze Spółką tramwajową o nową emisyą akcyj na zwiększenie kapitału zakładowego Spółki w celu budowy nowych linij. Miasto nabywa nowe akcye oraz większość akcyj dawnych, głos więc miasta w Spółce będzie decydującym co do sposobu rozszerzenia. Kom- binacya ta w danych warunkach okazała się korzystniejszą, niż wykupno tramwaju za wysoką cenę.

Dalszym warunkiem racyonalnego rozwoju miasta jest zastąpienie przestarzałej ustawy budowlanej z r. ]HH3 nową, i dostosowanie jej do zmienionych warunków terytoryalnych, jasnem jest bowiem, że inne prze- pisy muszą obowiązywać w środku miasta, a inne na krańcach. Dezyderat tańszych mieszkań pozostałby nadal utopią, gdyby surowe warunki, jakie się musi stawiać w śródmieściu, stawiano również na ubocznych przed- mieściach. Względy na zdrowie muszą zapobiedz wyzyskiwaniu dalekich obszarów w taki sposób, jak się to stało w jądrze miasta, gdzie wysokie domy nie dopuszczają światła do małych dziedzińczyków i gromadzą setki

485

lokatorów na malej parceli. Obmyślenie odpowiedniej ustawy budowlanej jest zadaniem równie trudnem, jak naglącem.

Dopełnienie wszelkich postulatów objawia się zawsze w formie wy- datków, równolegle więc z dyskusyą nad rozwiązaniem problemów gmin- nych należy stawiać kwestyą finansową pokrycia. Stawianie wymagań jest rzeczą łatwą dopełnienie tych wymagań stawia rzecz na przykry grunt realny, skąd wziąć na to pieniądze? Zdawkowa krytyka z tem się nie liczy. Dlatego pragnący postępu i poprawy powinni się liczyć zawsze z tem, że równocześnie ze stawianiem żądań trzeba być gotowym i na poniesienie ofiar z własnej kieszeni. Ciężary gminne obecnie na mieszkańcach Kra- kowa ciążące, mniejsze niż w innych miastach zachodnich, dlatego stan porządków Krakowa obecny w porównaniu z temi miastami może wy- trzymać fachową kryt\'kę. W dziedzinie wydatków na cele kulturalne stoi Kraków bardzo wysoko, suma instytucyj nauki, sztuki i oświaty, państwo- wych, krajowych, gminnych i stowarzyszeniowych stawia Kraków na czele miast Polski.

Siłą tradycyi i kultury, ważnością pamiątek narodowych uchodzi Kra- ków w opinii ziomków dotąd za stolicę Polski i sama opinia obiera go na punkt zborny wszelkich wycieczek i uroczystości narodowych, a wyją- tkowe to stanowisko miasta wkłada na niego kosztowne obowiązki, jako na gospodarza. Z szeregu tych uroczystości przytoczyć należy ważniejsze : w r. 1869 uroczystość złożenia popiołów Kazimierza W. w odnowionym sarkofagu, 1873 pięćsetlecie Kopernika, w r. 1879 jubileusz Kraszewskiego, 1880 kongres historyczny, \SS3 dwuchsetlecie odsieczy wiedeńskiej, 1888 trzystoiecie gimnazyum Św. Anny, 1890 złożenie zwłok Mickiewicza w gro- bach katedry, 1891 stulecie konstytucyi 3 Maja, 1894 stulecie powstania Kościuszki, 1898 odsłonięcie pomnika Mickiewicza, 1900 pięćsetlecie Uni- wersytetu, 1910 pięćsetlecie Grunwaldu, dalej pogrzeby do grobu zasłużo- nych na Skałce: Kraszewskiego (1887), Asnyka (1897), Siemiradzkiego (1902), Wyspiańskiego (1907), wreszcie przeróżne zjazdy okolicznościowe i wizyty.

Suma wydatków na cele kulturalne czynionych przynosi zaszczyt mia- stu. Rubryki szkół i subwencyj na cele oświaty, sztuki i ratowania zabyt- ków dawnych, wynoszą poważne stosunkowo do innych wydatków kwoty, a na polu konserwacyi zabytków żadne z miast północnych Europy nie wydało w ostatnim czterdziestoleciu tyle, co Kraków.

Pod względem liczby inst>'tucyj kulturalnych góruje Kraków nad wszystkiemi miastami polskiemi, mieszcząc w sobie: .Akademią Umiejętno- ści, Uniwersytet z licznymi pomocniczymi zakładami, pięć gimnazyów, dwie szkoły realne, szkołę przemysłową, handlową, dwa seminarya nauczyciel- skie, 28 szkół wydziałowych i pospolitych, obok licznych klasztornych i prywatnych, .Akademią sztuk, konserwatoryum muzyczne i kilkanaście towarzystw kulturalnych.

DODATKI.

w toku druku tej książki pojawiło się jeszcze kilka prac, przynosząL'ycti nowe szczegóły luti objaśnienia do przeszłości Krakowa :

Do str. 6 i 7:

Dr W. Kuźniar i Dr W. D e ni et ry ki e w i cz : Ślody siedziby czło- wieka przedhistorycznego z okresu paleolitu na górze Bronisławy kolo kopca Kościuszki w Krakowie. Kraków 190'.t.

Autor pierwszy klasyfikuje rozkopany w r. 1908 grunt pod względem geologicznym i paleontologicznym. Pod warstwą kulturną znajduje się loes, pod nim pokład jurajski. Wykopane obok narzędzi krzemiennych kości po- chodzą więcej niż w połowie z mamutów, przeważnie młodych, nawet z je- dnego enibryona, kości inne nie dadzą się na pewno oznaczyć; wszystkie były już przez człowieka przedhistorycznego łupane, który w epoce two- rzenia się loesu tutaj przebywał, w końcowym okresie epoki lodowcowej.

Autor drugi rozbiera przedmiot powyższy ze stanowiska prehistoryka. Znalezienie śladów z okresu paleolitu po za obrębem jaskiń jest nowością na ziemi krakowskiej. Szczątki znalezione drobnemi resztkami, mającemi wartość głównie zasadniczą, t. j. stwierdzającą ślad siedziby ludzkiej z epoki zwanej w terminologii francuskiej solutreńską.

Do str. 48, 59, 78 i nast.:

Dr Eugeniusz Sokołowski: Krakaii im XIV Jahrhiindert. Ein Beitrag zur Geschichte des Magdeburger Rechts in Polen. Ycrlag von Ebel. Marburg 1910. (Stron 81).

Pomijając, że tytuł tej pracy jest zbyt ogólny, bo autor właściwie omawia tylko organizacyę i nieco stronę finansową, nie dotykając wcale strony kulturalnej Krakowa w XIV w. książeczka ta może być pożyteczną jako popularne a systematyczne przedstawienie organizacyi. Już Szujski we wstępie do „Najstarszych ksiąg m. Krakowa" (w roku 1878) opracował ten przedmiot dość wyczerpująco, p. Sokołowski objął rzecz więcej po pra- wniczemu, systematycznie, ale nie przynosi nowych wiadomości. Mówiąc o najdawniejszym przywileju lokacyjnym krakowskim, nie zna jeszcze doty- kającej tej kwestyi pracy Zachorowskiego „Kraków biskupi". Nie ścisłe, je- żeli nie błędne, wyrażenia o nadaniu przez Kazimierza Wielkiego prawa

488

magdeburskiego przedmieściom Krai<owa, gdyż były to lol<acye samoistnych) miast Kazimierza i Kieparza, o przypuszczalnej małej ilości w Polsce odpi- sów prawa niemieci<iego, o gospodarczych powodach buntu wójta Alberta i t. p. W obrazie poszczególnych gałęzi działalności organów miejskich jest autor bardzo zwięzły (ustęp o karach zajmuje tylko stronę i dotyczy tylko proskrypcyi). W obrazie o finansach miał autor utorowaną drogę w pracy S. Kutrzetiy: „Finanse Krakowa w wiekach średnich".

Do str. 99 i nast. :

Dr Jan Ptaśnik: Włoski Kraków za Kazimierza Wielkiego i Włady- sława Jagiełły. Kraków 1910. Stron 61. (Odbitka z drukującego się T. Xlii Rocznika krakowskiego).

Autor wykazuje na podstawie mozolnych poszukiwań w archiwach krakowskich i włoskich, że Włosi już od Xiii w. jako duchowni i przedsię- biorcy pojawiali się w Polsce; w XIV w. Genueńczycy prowadzą handel między Kaffą nad Czarnem morzem a Flandryą, zapoznali się z drogą przez Polskę i zaczęli się osiedlać w Krakowie, dzierżawili żupy wielickie, bocheń- skie i ruskie, w następstwie tego zawiązały się stosunki bankierskie i ku- pieckie 7. Włochami, które w XV w. się ożywiły. Przedmiotem głównym handlu był przywóz jedwabiów włoskich, wywóz czerwca do jego farbowa- nia, futer i ołowiu z Polski; po Genueńczykach pojawili się w Krakowie Florentczycy i 'Wenecyanie. Kupcy włoscy służyli za pierwszych pośredni- ków w zawiązaniu urzędowych stosunków dyplomatycznych z państwami włoskiemi. W epoce tej spotykamy nadto Włochów myncerzy, lekarzy, z któ- rych Jan de Sacchis z Pawii był dziekanem wydziału lekarskiego i w r. 1433 układał statut tegoż wydziału, w końcu XV w. przybywa jeden z przodo- wników humanizmu Filip Kalimach de Thedaldis. Z dobytych tych szczegó- łów wynika, że wpływy włoskie bardzo wcześnie na kulturę polską oddziały- wały, i że zbyt wiele niekiedy przypisywano dawniej wpływom niemieckim.

Do str. 1 15 i nast.:

Stanisław Kutrzeba i Jan Ptaśnik: Dzieje łiandlu i kupiecłwa krakowskiego. (Rocznik krakowski T. Xl i osobna odbitka. Stron 183).

W części pierwszej, opracowanej przez prof. Kutrzebę, obejmuje pierw- szy rozdział streszczenie wiadomości o handlu średniowiecznym, które po- przednio w roku 1902 ogłosił prof. Kutrzeba w cennej swej pracy „Handel Krakowa w wiekach średnich", na której to pracy w rozdz. VII tej książki się opierałem. Następnie wkracza autor w epokę zupełnie dotąd nieopra- cowaną, przynosząc z odszukanych przezeń materyałów archiwalnych nie- zmiernie interesujące szczegóły do poznania dziejów gospodarczych Polski w ogóle, a handlu krakowskiego w szczególe. Od XVI w. zmieniają się zu- pełnie stosunki handlowe w Europie z powodu odkrycia drogi nowej do Indyi wschodnich w około Afryki. Zamiera dawny świetny handel śródzie- inno-niorski, a z nim i handel przez Polskę idący drogą lądową, niosący

489

towar z Azyi do Europy i naodwrót z Zachodu na Wschód. Polska prze- chodzi do handlu wywozowego zboża i bydła. Ale zboże i bydło wywozi już szlachta. Ginie dla Krakowa dochód z pośrednictwa handlowego. Wy- wozi kupiec krakowski mało, mniej jeszcze niż dawniej, a za wiele dowozi. W w. XVI i XVII dużo bierze towaru z Włoch oraz przez Gdańsk. Coraz bardziej maleje rynek zbytu, w miarę jak punkt ciężkości przenosił się do Warszawy, jak kraj coraz bardziej ubożał. Wiek XVIII przedstawia już upa- dek ogromny. Zacieśnił się horyzont krakowskiego kupca, zależnego głównie od jarmarków wrocławskich i lipskich. Stara się kupiectwo utrzymać dawną organizacyę handlu, zwłaszcza prawo składu. Daremne to w tych warunkach, największy ten miasta przywilej ginie bez śladu.

Pierwszy rozbiór, odcinający prawy brzeg Wisły od Krakowa, nową jest dla handlu klęską. Po rozbiorze trzecim miasto już w upadku i w sta- nie przejściowym, po którym za Księstwa warszawskiego dopiero zaczyna się budzić handel krakowski z uśpienia, gdy Kraków ogłoszono w r. 1810, za staraniem kongregacyi kupieckiej, wolnem miastem handlowem, o czem już śniło kupiectwo krakowskie w czasie sejmu czteroletniego, ciesząc się nadzieją, że miasto zostanie uznane za „porto franco". Przychodzą czasy Rzpltej krakowskiej. Obszernie przedstawia prof. Kutrzeba ustrój handlowy tego miniaturowego państewka, jego handlowe stosunki z sąsiadami, zwłasz- cza z Królestwem Polskiem. Nieźle się działo handlowi temu, brak ceł spra- wiał, że sobie tak taniość życia w Krakowie chwalono. Podobno to była jedyna dobra strona tej epoki. W r. 1846 Kraków znowu stał się austrya- ckim, a kupiectwo musi się przystosowywać do ogólnych państwowych sto- sunków i walczyć z konkurencyą dojrzalszych pod względem handlowym i przemysłowym prowincyj austryackich.

Obecnie stoi na pierwszem miejscu handel zbożem, skupiający się w „hali zbożowej" stowarzyszenia kupców dla handlu płodami rolniczymi, założonem w roku 1893. Choć ma wszelkie po temu warunki, nie stał się Kraków miejscem wielkiego handlu na bydło. Interesów wielkiego handlu broni w Krakowie istniejąca od roku 1850 Izba handlowa i przemysłowa, instytucya nie ściśle krakowska, bo obejmująca całą zachodnią Galicyę, głównie jednak na Kraków zwracająca swą działalność. Przeważa handel detailiczny, ale wolna konkurencyą sprawia, że w wielu artykułach zaspo- kaja potrzeby krakowskich konsumentów wprost wiedeński handel.

Małe miasteczka galicyjskie zależne były dawniej od Krakowa, stąd brały towar. Ostatnie lata przynoszą zwrot w kierunku usamodzielnienia się tych miasteczek, zaczynają one towary w coraz większej mierze brać wprost z fabryk, bez pośrednictwa krakowskich sklepów.

Dawny kupiec nabywał wiedzę w twardej drodze życia, w podróżach dalekich, obecnie otwarta inna droga do rozwoju umysłu kupca: nauka, zdobycie wiedzy handlowej w szkole, przez fachowe studya, czemu służy założona dopiero w jesieni 1882 r. szkoła handlowa. Pocieszającym obja- wem jest, nareszcie zdobyło się kupiectwo krakowskie na swój organ.

K. Bąkowski. Dzieje Krakowa, 32

490

Wychodzący od r. 1907 „Kupiec polski" szerzy wiadomości iiandlowe i broni energicznie interesów tcupiectwa.

Rodziny krakowsi<ie chrześcijańskich kupców nie mają żywota dłuższego jak wiek. Ci, którzy na handlu dorobili się majątku i dobili znaczenia, zni- kają z widowni miejskiej. Niektórzy z obcych wracali do ojczyzny, inni, gdy tylko z hojnej ręki losu dostał im się w udziale dobrobyt, porzucali sklep i szli na rolę, by zająć miejsce wśród szlachty. Ta niechęć, jaka była w Polsce u szlachty dla łokcia i miarki, oddziaływała w ten sposób na mieszczaństwo, które nie umiało być dumnem mieszczaństwem Włoch czy Niemiec, że wolało przechodzić do rzędu szlacheckiego stanu, wolało wśród szlachty iść choćby na szarym końcu, niż przewodzić miejskiemu plebeju- szowskiemu stanowi. Ten duch do dziś jeszcze w pełni nie zamarł. Syn po ojcu nie obejmował sklepu, lecz jeśli nie na rolę, to szedł do urzędu. Dziś w Krakowie ledwie kilka firm możnaby wyliczyć, które w rękach trzeciej generacyi. Ale stare te poglądy już wkrótce przejdą do przeszłości, do której one z ducha należą.

Ludzi przedstawia druga część książki, skreślona piórem prof. Jana Ptaśnika. Długo kupcami tylko cudzoziemcy! A więc idą naprzód ludzie XIV stulecia, a wśród nich na czele znani, głośni Wierzynkowie. Zbogaciw- szy się, weszli między szlachtę. Wiek nowy XV nowych wysuwa na wido- wnię ludzi. Wśród nich górują Morsztyni. Pod koniec XV wieku napływają Niemcy nadreńscy Betmanowie, Bonerzy. To może najpotężniejsi kupcy, jakich Kraków miał kiedy. Bonerów można śmiało porównać z niemieckimi Fuggerami, takie oni w Polsce na dworze umieli zająć stanowisko. W XVI wieku niepoślednie zajmują w Krakowie miejsce Szwajcarzy: Fogelwedero- wie i Waatowie, i Niemcy bawarscy: Gutteterowie, obok niniejszych. Mniej znane nazwiska Niemców z krajów austryackich i północnych Węgier i Cze- chów. Śląsk dostarczył możnych Cyrusów. Już w XIV w. nie brakło w Kra- kowie Włochów. Nową, silną falą, napływają oni w wieku XVI, wieku re- nesansu, po Bonie zwłaszcza. Koło 300 nazwisk włoskich wykazuje autor. Obok nich wiek XVI przyprowadza do Krakowa Szkotów w znacznej liczbie. Jak się pokazuje z badań autora, nie brakło jednak w Krakowie także Fran- cuzów, Belgów, Flamandów. Od XVI w. polszczy się Kraków, polszczą się i ci przybysze, tylko nazwiska obce zostają. Utrzymuje się też ten polski charakter Krakowa odtąd, mimo wysiłków za austryackich rządów, by ger- manizować. Za Rzpitej krakowskiej znowu szereg rodzin kupieckich zamo- żnych, silnych: Laskiewiczów, Hallerów, Bochenków, Mączeńskich, Kirch- mayerów, Szwarzów i t. d.

Osobną, część trzecią książki, poświęca prof. Kutrzeba krakowskiej kongregacyi kupieckiej. W r. 1410 ona powstała. Lecz słaby jej byt później zanika zupełnie. Niepotrzebna była zresztą, gdy troskę o handel wzięła na swoje barki krakowska rada miejska, z kupców głównie złożona. Dopiero w r. 1722 na nowo budzi się kongregacya do życia, zatwierdzona wówczas przywilejem Augusta II. Nic ona większego zdziałać nie może w tych czasach

491

upadku. Mały był widnokręg kongregacyi, jak Kraków wtedy prowincyonal- neni, niebogatem jest miastem. Na uwagę zasługują przecież obszerne me- moryały, wypracowane w latach przed sejmem czteroletnim (podane w no- latkach w całości), które wskazują, że ten kupiec ówczesny umiał patrzeć krytycznie na stan rzeczy w kraju, myślał z troską o przyszłości. Za rządów Księstwa Warszawskiego, mimo ciężkich warunków bytu, kupcy płacą i płacą na rzecz odradzającej się ojczyzny, pełni patryotycznego zapału. Dużą sumę 45.000 złp. złożyli w r. 1809 na ofiarę dla ojczyzny. Za Rzpltej krakowskiej kongregacya staje u szczytu swej działalności. Ona kieruje właściwie han- dlową polityką państewka, przygotowuje projekty organizacyi, daje wskazó- wki co do zawierania traktatów handlowych i t. d. Po r. 1846 słabnie jej działalność. Musi się na nowo organizować na podstawie austryackich ustaw. Ale i w tych ciasnych ramach dobrowolnego stowarzyszenia kupców przecież robi co może, zwłaszcza w ostatnich latach, by podnieść stan kupiecki, a zawsze wierna dawnej, patryotycznej tradycyi.

Do str. 152:

Dr Adolf Chybiński: Materyaiy do dziejów królewskiej kapeli ro- ranłysłów na Wawelu. Część I. 1540—1624. Kraków 1910. Stron 61.

Autor kreśli na podstawie aktów i dokumentów znalezionych w archi- wum kapituły na Wawelu, historyę kapeli „rorantystów" : Rorantystami byli śpiewacy-księża. Kapelę powołał do życia i zapisami obdarzył król Zyg- munt 1. Praca p. Chybińskiego podaje po raz pierwszy szczegóły organi- zacyi rorantystów, oraz przynosi spis muzykaliów, jakiemi się posługiwali. Wykaz imienny nazwisk rorantystów zamyka rozprawkę, która doprowadza historyę tej korporacyi do r. 1624. Dalsze jej dzieje obejmie część druga. Zasługą wielką autora jest zbadanie źródeł archiwalnych i wyszukiwanie muzykaliów dawnych, które tak długo leżały nie dotykane przez nikogo i nieznane.

Do str. 182 i nast.:

Józef Muczkowski: Dawne warownie krakowskie. (Odbitka z dru- kującego się T. XIII Rocznika krakowskiego. Stron 48).

Autor przedstawiwszy system średniowieczny prowadzenia wojny, for- tyfikowania, oblężenia i broni, opisuje dawne bramy, baszty i mury Krakowa na podstawie źródeł drukowanych. Książkę illustrują kolorowe podobizny akwarel Jerzego Głogowskiego z r. 1809, przekazujących pamięci zburzone niestety baszty i mury krakowskie, oraz nader cenne architektoniczne zdję- cia, plany i przekroje Barbakanu floryańskiego i przyległych baszt, wraz z przypuszczalnym widokiem (rekonstrukcyą) dawnej fizyonomii tychże.

W ostatniej chwili pojawiła się książka: Dr M. Szarota: Die letzten Tage der Republik Krakau. Breslau 1911.

BINDIHG BEZT. MAY 1 1 1967

DB

879

K8B35

B§kowski, Klemens Dzieje Krakowa

PLEASE DO NOT REMOYE CARDS OR SŁIPS FROM THIS POCKET

UNIYERSITY OF TORONTO LIBRARY

V:., ■- 1

:i^^''^:p^'[M^\r^--.:'-

-tó>-'-

, r: '■•:: rr

P,.^^ M' y

4?^"B w- u

-. ^f> '»*'■

■«fe._jr- iM .,-

•■ ' - VV ^

,r. ' fc.

t: ^f;^

j^ •■ ?;■

!:''ii.*

Ł., . i

1