Skip to main content

Full text of "Encyklopedja staropolska ilustrowana"

See other formats


This is a digital copy of a book that was preserved for generations on library shelves before it was carefully scanned by Google as part of a project 
to make the world's books discoverable online. 

It has survived long enough for the copyright to expire and the book to enter the public domain. A public domain book is one that was never subject 
to copyright or whose legał copyright term has expired. Whether a book is in the public domain may vary country to country. Public domain books 
are our gateways to the past, representing a wealth of history, culture and knowledge that's often difficult to discover. 

Marks, notations and other marginalia present in the original volume will appear in this file - a reminder of this book's long journey from the 
publisher to a library and finally to you. 

Usage guidelines 

Google is proud to partner with libraries to digitize public domain materials and make them widely accessible. Public domain books belong to the 
public and we are merely their custodians. Nevertheless, this work is expensive, so in order to keep providing this resource, we have taken steps to 
prevent abuse by commercial parties, including placing technical restrictions on automated ąuerying. 

We also ask that you: 

+ Make non-commercial use of the file s We designed Google Book Search for use by individuals, and we reąuest that you use these files for 
personal, non-commercial purposes. 

+ Refrainfrom automated ąuerying Do not send automated ąueries of any sort to Google's system: If you are conducting research on machinę 
translation, optical character recognition or other areas where access to a large amount of text is helpful, please contact us. We encourage the 
use of public domain materials for these purposes and may be able to help. 

+ Maintain attribution The Google "watermark" you see on each file is essential for informing people about this project and helping them find 
additional materials through Google Book Search. Please do not remove it. 

+ Keep it legał Whatever your use, remember that you are responsible for ensuring that what you are doing is legał. Do not assume that just 
because we believe a book is in the public domain for users in the United States, that the work is also in the public domain for users in other 
countries. Whether a book is still in copyright varies from country to country, and we can't offer guidance on whether any specific use of 
any specific book is allowed. Please do not assume that a book's appearance in Google Book Search means it can be used in any manner 
any where in the world. Copyright infringement liability can be ąuite severe. 

About Google Book Search 

Google's mission is to organize the world's Information and to make it universally accessible and useful. Google Book Search helps readers 
discover the world's books while helping authors and publishers reach new audiences. You can search through the fuli text of this book on the web 



at |http : //books . google . com/ 




Jest to cyfrowa wersja książki, która przez pokolenia przechowywana była na bibliotecznych pólkach, zanim została troskliwie zeska- 
nowana przez Google w ramach projektu światowej biblioteki sieciowej. 

Prawa autorskie do niej zdążyły już wygasnąć i książka stalą się częścią powszechnego dziedzictwa. Książka należąca do powszechnego 
dziedzictwa to książka nigdy nie objęta prawami autorskimi lub do której prawa te wygasły. Zaliczenie książki do powszechnego 
dziedzictwa zależy od kraju. Książki należące do powszechnego dziedzictwa to nasze wrota do przeszłości. Stanowią nieoceniony 
dorobek historyczny i kulturowy oraz źródło cennej wiedzy. 

Uwagi, notatki i inne zapisy na marginesach, obecne w oryginalnym wolumenie, znajdują się również w tym pliku - przypominając 
długą podróż tej książki od wydawcy do biblioteki, a wreszcie do Ciebie. 

Zasady użytkowania 

Google szczyci się współpracą z bibliotekami w ramach projektu digitalizacji materiałów będących powszechnym dziedzictwem oraz ich 
upubliczniania. Książki będące takim dziedzictwem stanowią własność publiczną, a my po prostu staramy się je zachować dla przyszłych 
pokoleń. Niemniej jednak, prace takie są kosztowne. W związku z tym, aby nadal móc dostarczać te materiały, podjęliśmy środki, 
takie jak np. ograniczenia techniczne zapobiegające automatyzacji zapytań po to, aby zapobiegać nadużyciom ze strony podmiotów 
komercyjnych. 

Prosimy również o: 

• Wykorzystywanie tych plików jedynie w celach niekomercyjnych 

Google Book Search to usługa przeznaczona dla osób prywatnych, prosimy o korzystanie z tych plików jedynie w niekomercyjnych 
celach prywatnych. 

• Nieautomatyzowanie zapytań 

Prosimy o niewysyłanie zautomatyzowanych zapytań jakiegokolwiek rodzaju do systemu Google. W przypadku prowadzenia 
badań nad tłumaczeniami maszynowymi, optycznym rozpoznawaniem znaków łub innymi dziedzinami, w których przydatny jest 
dostęp do dużych ilości tekstu, prosimy o kontakt z nami. Zachęcamy do korzystania z materiałów będących powszechnym 
dziedzictwem do takich celów. Możemy być w tym pomocni. 

• Zachowywanie przypisań 

Znak wodny "Google w każdym pliku jest niezbędny do informowania o tym projekcie i ułatwiania znajdowania dodatkowych 
materiałów za pośrednictwem Google Book Search. Prosimy go nie usuwać. 

• Przestrzeganie prawa 

W każdym przypadku użytkownik ponosi odpowiedzialność za zgodność swoich działań z prawem. Nie wolno przyjmować, że 
skoro dana książka została uznana za część powszechnego dziedzictwa w Stanach Zjednoczonych, to dzieło to jest w ten sam 
sposób traktowane w innych krajach. Ochrona praw autorskich do danej książki zależy od przepisów poszczególnych krajów, a 
my nie możemy ręczyć, czy dany sposób użytkowania którejkolwiek książki jest dozwolony. Prosimy nie przyjmować, że dostępność 
jakiejkolwiek książki w Google Book Search oznacza, że można jej używać w dowolny sposób, w każdym miejscu świata. Kary za 
naruszenie praw autorskich mogą być bardzo dotkliwe. 

Informacje o usłudze Google Book Search 

Misją Google jest uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się powszechnie dostępne i użyteczne. Google Book 
Search ułatwia czytelnikom znajdowanie książek z całego świata, a autorom i wydawcom dotarcie do nowych czytelników. Cały tekst 



tej książki można przeszukiwać w Internecie pod adresem http : //books . google . com/ 





le * /I 



V. I 



Digitized by VnC , jiv 



Digitized by 



Google 



ZYGMUNT Q:LOGER 



ENCTKLOPEDm SUROPOISKII 



ILUSTROWANA 



Obce rzeczj' wiedzieć dobrze jest» — 
swoje, obowiązek. 



TOM I-szy. 



AYARSZAWA 
Druk P. Łaskauera i W. Babickiejo. 



1900. 

Digitized by LjOOCIC 



;lo3B(ueHO UenaypoK). 
BapiiiiiBa, 20 Honr^pn 190) roja. 



Digitized by 



Google 



«. I 






'^'^ Sprostowania i dopełnienia do t. I-go. 



Słr, i-sza. W podpisie pod pierwszym 
inicjałem czytaj: Skanderberga, zamiast 
Skarderberga. 

Słr, 24, szpalta 2, wiersz 4 od dołu, 
czytaj: Smuglewicz, zamiast Szmuglewicz. 

Str. 52, na końcu artykułu o anfuca- 
cic opuszczono w druku: Annuata jest też 
opłatą, do dziś dnia trwającą, od dzierża- 
wy „emfiteutycznej", oprócz laudemium. 

Na słr, y4 pod rysunkiem, przedsta- 
wiającym salę środkową dawnego arsena- 
łu warszawskiego, błędnie powtórzony zo- 
stał napis, że w sali tej przechowywano 
lance z pod Somo-Sierra. Jazda bowiem 
polska, która okryła się chwałą męstwa 
przez zdobycie tego wąwozu, uzbrojona 
była tylko w szable i karabinki i dopiero 
w parę lat później, po bitwie pod Wagram, 
otrzymała lance. Te więc lance, które 
przechowywano w tej sali, należały do 
zwycięskiego pułku, ale w bitwach póź- 
niejszych. Pomyłkę naszą spowodowało 
błędne świadectwo d awniej piszącego o rze- 
czach wojskowych Wład, Bentkowskiego. 

Na sir, <?/, w podpisie pod inicjałem 
4-ym czytaj: Z druków polskich wieku 
XVI, zamiast w. XIV. 

Sir. (?p, szpalta 1, wiersz 23, czytaj: 
pod Chojnicami, zamiast pod Chojnicą. 

Na sir, p 5 w artykule bagnei (szpalta 
pierwsza, wiersz 20-ty) czytaj: na bando- 
Ijerze, zamiast na bandolecie. 

Na sir, 143 opuszczony został wyraz: 
Bardysz lub b e r d y s z, rodzaj siekiery wo- 



jennej przez piechotę, zwłaszcza rosyjską 
w dawnych czasach używanej. Wyraz 
spolszczony ze średniowieczno-łacińskiego 
barducium, którym nazywano włócznię i 
siekierę. Linde określa bardysz, że jest to 
^kij z siekierą nakształt halabardy". Du- 
dziński twierdzi, że „Berdysz źle piszą za- 
miast bardysz**. Grwagnin w wieku XVI 
powiada, że „pospolita broń Moskwy sie- 
kiera, abo bardysz**. Bardysze były sie- 
kierami na długich bardzo toporzyskach, 
bo współcześni piszą np. „Nasi krótką bro- 
nią od moskiewskich berdyszów zasłaniać 
się nie mogli*. Boter w „Relacjach po- 
wszechnych albo nowinach pospolitych" 
z r. 1609, mówi: „Używają szablic i pew- 
nych bardyszów z dwiema brodami** . Ja- 
błonowski wyraża się wreszcie: „Piechota 
się berdyszem siekła**. 

Na sir, lyc pod wyrazem bławai^ gdzie 
przy nazwach: bławatek, modrak, chaber, 
wasilek, położona została nazwa łacińska 
cefiiaurea cyanus^ należy rozumieć, że na- 
zwa ta stosuje się właściwie tylko do od- 
miany zwanej bławatkiem. 

Sir. 2jc i 281, w artykule Czasopisma 
polskie do r. 1830 nastąpiła pomyłka w nu- 
meracyi cytowanych czasopism począw- 
szy od numeru 89. Numery 89, 97 i 135 
zostały każdy dwa razy powtórzone, tak 
iż w rezultacie ogólna liczba wyszczegól- 
nionych czasopism wyniesie nie 321, jak 
podano na str. 284, lecz 324. 



Digitized by 



Google 



Cena tomu oprawnego Eneyklopedyi Staropolskiej ilustr. 
w księgarniach i redakcyi Enc StaropoL (ul Chmielna Nr 59) wy- 
nosi rub. 3. Kupując t. 1-szy zalicza się na ostatni rub. 1. Z pro- 
wincyi żądać można hstownie od redakcyi (Chmielna 59) przesyłki 
tomów oprawnych wskazując czytelnie nazwisko: osoby, guberni, 
poczty i miejsca, a redakcja wyszle drogą zaliczki pocztowej t j. za- 
płaty przez adresanta przy odbiorze na jego stacyi pocztowej. 
Prenumerata na 3 tomy w zeszytach wynosi w Warszawie rubli 8, 
w oprawie rub. 9, na przesyłkę doHcza się po kop. 50 na tom. 



Digitized by 



Google 




tr. 

y- 

o- 
ki 
ni, 
;a- 
ej. 
8, 



Litera A z Żywota Szkarderberjca, 
druk w Brześciu lit. r. 1569. 



Litera A z listu Augu- Litera A z akt radzieckich 
sta II króla, r. 1700. m. st. Warszawy, r. 1645. 




Aaron, herb przed- 
stawiający na polu 
srebrnem trzy złot^ 
korony, dwie u gó- 
ry, a jedną u dołu. 
Przyniósł go do Pol- 
ski Aaron, zakon- 
nik reguły ś w. Bene- 
dykta, rodem Fran- 
cuz, powołany w r. 1046 przez króla Ka- 
zimierza Odnowiciela na opata do klasz- 
toru tynieckiego. Aaron, otrzymawszy bi- 
skupstwo krakow- 



Litera z Żywota Jezuso 
wego, Opecia, r. 1522. 



lir 



Aaron, herb kapituły 
krakowskiej. 



skie, pozostawił po 
sobie kilka pamią- 
tek w ui*ządzeniu 
kapituły krakow- 
skiej i kościoła. Je- 
dną z nich jest jego 
h erb, który, gdy nikt 
z rodziny zakonni- 
ka po jego śmierci 
(1059 r.) nie pozo- 
stał w Polsce, na pa- 
miątkę jego cnót i zasług dla kościoła, ka- 
pituła krakowska przyjęła za swój wła- 
sny i pieczętuje się nim po dzień dzi- 
siejszy. 

Encyklopedja staropolska. 



Abdank lub Habdank, herb starożytny 
polski. W polu czerwonem ma znak sre- 
brny, do litery W podobny, wyobrażający 
połamaną sztabę. Nad hełmem korona 
szlachecka o 5-iu pałkach, a nad nią dru- 
gi podobny znak jak na tarczy. Niektó- 
rzy twierdzą, że herb ten pochodzi jeszcze 
z czasów pogańskich. Według jednak po- 
wszechnej tradycyi, początek herbu sięga 
wojny Bolesława Krzywoustego z cesa- 
rzem niemieckim Henrykiem V. W tym 
to czasie, gdy Jan z Góry, poseł Bolesła- 
wa III (Krzywoustego), przybył do Hen- 
ryka z żądaniem pokoju, cesarz zażądał 
haraczu od Polski i dla pokazania, że ma 
czem wojować, kazał otworzyć skrzynię 
ze swym skarbem. Wówczas Jan z Góry 
zdjął z palca własny pierścień i, rzucając 
go do skrzyni cesarskiej, rzekł: ^Idź złoto 
do złota!" Zdumiony Henryk podzięko- 
wał wyrazem niemieckim „Hab' Dank." 
Odtąd Jan z G^ry przezwany został w na- 
rodzie Skarbkiem, a herb, którym się pie- 
czętował, nazwano Abdankiem lub Hab- 
dankiem. Do znamienitszych członków te- 
go rodu należał Lambert, syn Michała z Gó- 
ry, biskup krakowski od r. 1080, czyli na- 
stępca po Św. Stanisławie, ten sam, który 



Digitized by 



Google 



ABDYKACJA — ABECADŁO. 



W lat 10 po zabiciu św. Stanisława przeniósł 
jego ciało ze Skałki na Wawel, do katedry, 
gdzie zbudował z ciosu grób i pokrył go 
złotemi blachami. Heraldycy nasi wyli- 
czają pieczętujących się Abdankiem około 
120 rodzin polskich, co wskazuje, że był to 
jeden z najbardziej rozpowszechnionych 
herbów w Polsce. 

Abdykacja, z łac. abdicałio^ złożenie 
z urzędu, wydalenie. Po polsku znaczy 
zrzeczenie się władzy przez panującego. 
W dziejach polskich pierwszy przykład 
abdykacyi dał Jan Kazimierz, zrzekając się 
tronu w r. 1668 (o tej abdykacyi akt prawny 
w Vol leg,, r. 1668, vol. IV, fol. 1016). Od- 
dając narodowi władzę na sejmie, miał król 
sławną mowę, w której przepowiadał roz- 
biór Polski. Wielu ludzi uważało potem tę 
mowę za proroctwo, cudowne przeczucie 
przyszłości. W rzeczywistości nietylko król 
lecz wiele światłej szych umysłów widziało 
przyszłość kraju w smutnych bai-wach. 
Już podczas wojny szwedzkiej istniały pla- 
ny podziału Rzplitej. Szczegółowy taki 
plan wypracował kanclerz szwedzki Oxen- 
stiem dla Karola Gustawa, który z Elek- 
torem formalnie się w tym względzie ukła- 
dał. Do tych projektów podziałowych wcią- 
gano cara i Rakoczego. Wszyscy o tem 
wiedzieli. Sam fakt „potopu" szwedzkiego 
otwierał smutny widok na przyszłość. Sło- 
wa więc Jana Kaz. nie były przepowied- 
nią, rzuconą ślepemu narodowi, lecz ra- 
czej wyrazem ogólnego przygnębienia 
i świadomości złego przy braku mocy, aby 
z tem złem, t. j. z samowolą oligarchiczną 
zerwać drogą reformy. Szlachta, poczy- 
tując abdykację królewską za wielkie 
nieszczęście narodowe, postanowiła na sej- 
mie r. 1669, że odtąd żaden król niema pra- 
wa proponować swojej abdykacyi. Później 
jednak wydarzyły się jeszcze cztery 
abdykacje, a mianowicie: czasowa — Augu- 
sta II w r. 1707, dwie Stanisława Lesz- 
czyńskiego i zakończająca byt Rzplitej, 
przymusowa abdyk. Stanisława Augusta. 



Abecadło, spis głosek w porządku alfa- 
betycznym ułożony. Z narodów słowiań- 
skich: Polacy, Czesi, Chorwaci, Słoweńcy, 
Łużyczanie i Połabianie, wraz z cywiUza- 
cją zachodnią, przyjęli też abecadło łaciń- 
skie. Na wyrażenie wielu dźwięków pol- 
skich, których nie było w łacinie, zestawiani 
obok siebie po dwie i więcej liter (cz, sz, 
rz), podobnie jak w owym czasie postępo- 
wali i Czesi. Sposoby oddawania brzmień 
takich, jak cz, ć, dz, dż, sz, ś, zależały od 
woli i pomysłu piszącego. Stąd dla wyra- 
żenia jednego brzmienia spotykamy po 
kilka sposobów graficznych, np. dla dźwię- 
ku c znaki: c, es, cz i t. d.; dla dżw. sz, 
znaki: s, sz, ss, sch i t. p. Takiemu stano- 
wi rzeczy usiłował zaradzić Jakób Par- 
kosz, rektor akademii krakowskiej (od r. 
1438—1440), w traktacie swoim o ortogra- 
fii polskiej p. t.y«^(9 W Parcossii de Zora- 
wice Antiąuissimus de Orthographia po- 
lonica libellus. Dziełko to po raz pierwszy 
ogłosił drukiem w Poznaniu r. 1830 Ed- 
ward Raczyński w opracowaniu Jerzego 
Samuela Bandkiego. Idąc w części za 
przykładem Jana Husa, twórcy popraw- 
nego abecadła czeskiego, ułożył Parkosz 
pierwsze systematyczne, lubo nie wolne 
od niedokładności abecadło polskie. Widząc 
różnice między dźwiękami mowy polskiej 
a łacińskiej, — mówi on bowiem wyraźnie, 
że język polski posiada daleko więcej 
dźwięków, niż łaciński i wymaga większej 
ilości głosek, — Parkosz, zatrzymując lite- 
ry łacińskie, uzupełnia abecadło polskie ze- 
stawianiem po dwie litery obok siebie, lub 
przekształceniem postaci niektórych do 
pewnego stopnia. Kropek i kresek nad li- 
terami Parkosz nie używał jeszcze zupeł- 
nie, tylko samogłoski nosowe oddaje lite- 
rą o pojedyiiczą lub podwójną z pionowe- 
mi ogonkami u dołu i góry, zarzuca zaś 
połączenia om, on, em, en i an, których 
uży^-ano na wyrażenie nosówek w wieku 
XIV i XV. U Parkosza zatem znaków na 
oznaczenie wszystkich samogłosek pol- 



Digitized by 



Google 



ABIGEATUS ~ ABREWJACJE. 



skicłi mamy 11. W końcu dziełka, gdzie 
znajdują się krótkie prawidła pisowni pol- 
skiej rymowane, użyty jest na oznaczenie 
abecadła wyraz abecado. W XVI zaś wie- 
ku, począwszy od wydania Opecia r. 1522, 
używana jest stale nazwa obiecadło, 
którą i w XVn wieku stale spotykamy, 
np. u Birkowskiego, piszącego w Egzor- 
bitancjach (r. 1632): „tak głupia, że azbu- 
ki i obiecadła nie umie**. 

W w. XVIII była powszechnie znana 
w Polsce gra towarzyska „w abecadło** któ- 
rą Łukasz Gołębiowski tak opisuje: kolejno 
każda z osób przytomnych mówi jak się 
zowie, zkąd jedzie, co przywiozła? Tak np. 
nazywam się Adam, jadę z Astrachanu, 
przywiozłam sobie atłasu. Podobnież oso- 
ba druga, trzecia i wszystkie do gry nale- 
żące. Gdy z jednej litery wszyscy mówić 
mają, najgorzej wtedy ostatnim, bo co so- 
bie kto obrał, widzi z żalem, że mu drugi 
już to porwał i musi czynić nowy dobór 
nazw. Przechodzą potem do litery na- 
stępnej, więc odzywa się która z płci pię- 
knej: Nazywam się Bona, jadę z Berlina, 
przywiozłam bukiet. Często zmienia się 
kolej osób, ażeby każdy równej łatwości 
lub trudności doznawał, powtarzać się tu 
niewolno, ale trzeba zawsze coś nowego 
powiedzieć. Kto się jąka, myśli długo, 
lub wcale nie może się wygadać, ponosi 
karę dania i wykupna fantu. 

Abigeatus, z łac. abigo — odganiać, od- 
pędzać, w dawnem prawie polskiem ozna- 
cza kradzież bydła z pastwiska, bydło- 
kradztwo. Abigcus zwał się już w prawie 
rzymskiem bydłokradca. 

Abjuracja, z łac. abjurałio — odprzysię- 
ganie, znaczyła w prawie polskiem formę 
prawną urzędownego ustąpienia rzeczy ja- 
kiej, z wyprzysiężeniem się jej własności. 
Abjuracja w rzeczach wiary znaczyła od- 
przysiężenie się czyli wyrzeczenie się błę- 
dów kacerskich, abfurować — odprzysiądz 
się, wyrzec się. 

Ablucja, z łac. abluHo — umywanie. 



znany jeszcze u pogan obrządek religijny 
umywania ciała przed przystąpieniem do 
ofiar. W liturgjach kościoła katolickiego 
znane są ablucje trojakie: l)ablucja głowy 
{capiłilavium\ 2) ablucja nóg {pedtlaviuvt) 
i 3) ablucja rąk {manilaznum). 

Ab 0V0, wyrażenie łaciiskie, przez Po- 
laków często używane, znaczy dosłownie: 
od jajka, t. j. od samego początku. Powia- 
dają, że u Rzymian powstało ono przez 
skrócenie ich przysłowia ab ovo ad mała 
(od jajka do jabłek), czyli od początku do 
końca, gdyż Rzymianie wieczerze swoje ro- 
zpoczynali od jaj, a kończyli na jabłkach. 

Abrenuncjacja, z łac. renuntio — zrzec 
się, oznajmić, w dawnem prawodawstwie 
zrzeczenie się prawa do majątku po otrzy- 
maniu wiana przez wyposażoną kobietę. 
Nazywano to także po polsku wyrokiem, 
od wyrzeczenia się. 

Abrewjacje. Kopczyński w gramatyce 
swojej powiada: „Znajdują się w pismach 
polskich skrócenia czyli abrewjacje, tak 
przez opuszczenie głosek, jako przez za- 
mianę ich na figury^. Abrewjacją, inaczej 
abrewjaturą, t. j. skróceniem, nazywano 
w dawnej sztuce pisania łacińskiego mniej 
lub więcej znaczne zmniejszenie wyrazu 
przez opuszczenie jednej lub kilku w nim li- 
ter i zastąpienie ich pewnym znakiem. 
Głównym powodem podobnego sposobu pi- 
sania była dawna drogość pargaminu i pa- 
pieru, dotkliwa dla ludzi uczonych a nie- 
zamożnych, lub szczupłość miejsca na ta- 
blicach kamiennych, wreszcie naślado- 
wnictwo poprzedników, których zmuszała 
do abrewjacyi potrzeba. I tak np. skracano . 
\ryT2iZ pater lub małer przez zachowanie 
pierwszej i ostatniej Utery/r,/;«r i dodanie 
nad niemi poziomej kreski na znak wy- 
rzutni. Przy wszechstronnem stosowaniu 
skróceń za pomocą pewnych stałych za- 
sad i ogólnie pzzyjętych znaków, osiąga- 
no niekiedy tak znaczną redukcję, że skró- 
cone pismo było w stosunku do nieskróco- 
nego jak 1:5. Były więc abrewjacje nietylko 



Digitized by 



Google 



ABROGACJ A —ABSYDA . 



oszczędnością materjaiów piśmiennych ale 
i czasu, co przed wynalezieniem druku, wo- 
bec potrzeby rozpowszechniania pisma za 
pomocą przepisy wań, było względem wiel- 
kiej wagi. W XII i Xni wieku skracanie 
pisma łacińskiego doszło do najwyższego 
stopnia; później coraz słabło, tak że w wie- 
ku XVII i XVIII w kancellarjach naszych 
nie używano już skróceń prawie żadnych 
w łacinie, z nader małymi wyjątkami. Roz- 
liczne sposoby stosowania skróceń w śre- 
dniowiecznych pismach łacińskich, a stąd 
trudność ich odczytywania, stworzyły po- 
trzebę oddzielnej gałęzi nauki, która zo- 
wie się dziś paleografją; wiadomości zaś 
o skróceniach ujęte zostały w oddzielne 
podręczniki i słowniki, podające w porząd- 
ku alfabetycznym skrócone wyrazy wraz 
ze znakami, oraz całkowite ich brzmienia. 
W skróceniach odróżniają paleografowie 
trojakiego rodzaju formy: 1) sygle, 2) no- 
ty tyrońskie i 3) właściwe abrewjacje czyli 
skrócenia albotytle. Sygle czyh pojedyn- 
cze litery, zwykle inicjały {iniłium, począ- 
tek), które nazwę swą biorą od wyrazów lit- 
łcraesingulares, przedstawiają najprostszy 
i najdawniejszy typ skrócenia wyrazów 
przez podanie tylko litery ich pierwszej, 
początkowej, zwłaszcza w tytułach i na- 
zwiskach osobowych. Noty tyrońskie 
użyte były jakoby po raz pierwszy przez 
Juljusza Tyrona, który był sekretarzem 
przy Cyceronie. Skrócenia, przez niego 
dla pośpiechu w pisaniu wprowadzone, po- 
dobne były poniekąd do obecnych znaków 
stenograficznych. Właściwe abrewja- 
c j e są to znaki skróceń, niekiedy u nas na- 
zywane tytlami, które umieszczone obok 
wyrazu, na jego początku, końcu albo nad 
wyrazem, wskazują, jakie litery lub zgłos- 
ki zostały w nim opuszczone. Tytle najważ- 
niejsze znane są w liczbie 8-iu: 1) kreska 
podłużna lub haczykowata nad miejscem 
opuszczonej w wyrazie litery lub sylaby; 
2) znak podobny do siódemki lub piono- 
wego haczyka wskazuje opuszczone re^ 



er, ir; 3) mała dziewiątka u góry znaczy 
tis; 4) znak małej dwójki lub trójki nad 
wyrazem znaczy ur; 5) znak w kształcie 
małej piątki oznacza s\ 6) znak dziewiątki 
w szeregu liter wyrazu oznacza cum^ ctin, 
coniy eon; 7) kropka, dwukropek lub ha- 
czyk znaczy gue^ us, est i inne; 8) znak 
podobny do czwórki znaczy rum. Wogóle 
dawne abrewjacje należy uważać za proto- 
tjrp czyli pierwowzór dzisiejszej stenografii, 
tylko że gdy dzisiaj mamy kilka ustalo- 
nych systemów szybkopisma, to niegdyś 
w sztuce pisania łacińskiego, poza ogólnie 
przyjętemi skróceniami, miano jeszcze 
mnóstwo innych, właściwych różnym cza- 
som, krajom i piszącym. 

Abrogacja, z łac. abrogątio — zniesienie, 
forma prawna przez którą prawo dawniej- 
sze moc swoją traci; jest to zatem zniesie- 
nie, uchylenie, odwołanie, cofnienie prawa. 

Abrys. Wyrazem tym, wziętym wprost 
z języka niemieckiego (der Abriss), nazy- 
wano powszechnie w Polsce plan archi- 
tektoniczny projektowanego gmachu, bu- 
dynku. W domu Butrymowiczów na Po- 
lesiu przechowywał się a b r y s dworu, prze- 
słany posłowi pińskiemu przez Stanisława 
Augusta, z własnoręcznym króla podpisem. 

Absyda, A p s y d a, z łac. absida i ab- 
sis, apsis — sklepienie, zakrzywienie, także 
z greckiego, w którym znaczy koliste za- 
krzywienie, — nazwa zaołtarzowego półko- 
listego sklepionego zakończenia kościoła 
w bazylikach greckich i rzymskich. Było 
to miejsce, w najstarszych kościołach 
chrześcijańskich przeznaczone na wielki 
ołtarz, troji biskupi i trybunał sędziowski. 
W kaplicach kościelnych podobnie zbudo- 
wanych, jak świadczy św. Augustyn, mia- 
ły być przechowywane relikwie śś. mę- 
czenników. W kościołach romańskich 
w Polsce, w wieku XI i XII, zwykle z obra- 
bianego granitu stawianych, lecz jeszcze 
nie sklepionych, absyda jedynie dla 
ochrony wielkiego ołtarza była zasklepio- 
na. Dołączony tu rysunek przedstawia 



Digitized by 



Google 



ABSZLANCt— ACAPITE. 



zbudowany w polowie XII wieku kościół 
kanoników lateraneńskich w Czerwińsku 
nad Wisłą, od strony zaołtarzowej, dla 
uwidocznienia zakończającej go absydy. 
Niestety nie jest już ona taką jak była 
pierwotnie, a to skutkiem przebudowy 
kościoła w wieku XVIL W każdym razie 
mur od fundamentów do okien jest pier- 
wotny kamienny, tak jak w całej świąty- 



się nim: Łopotowie i Łopotowie-Bykow- 
scy, Łopatowie i Łopatyńscy. Znak, któ- 
ry przedstawia, mają to być dwa płaskie 
jelce czyli rękojeści od szabli, na krzyż 
złożone, w polu czerwonem, a w koronie 
nad hełmem trzy pióra strusie. W ręko- 
pisie Kojałowicza znajduje się wiadomość 
o tym herbie pod r. 1562. Niemiecka na- 
zwa herbu każe sądzić, że przyniesiony on 




Kościot w Czerwińsku z absydą zaoltarzową. Zabytek wieku XII. 



ni opactwa czerwińskiego, założonego 
w wieku XII, prawie jednocześnie z tu- 
mem łęczyckim i katedrą płocką. W póź- 
niejszych kościołach gotyckich absydy wy- 
dłużano, aby pomieścić w nich prezbiter] a 
ze stallami dla kleru. Tworzyły więc tym 
sposobem charakterystyczne, obszerne za- 
kończenia w elewacjach gmachów ko- 
ścielnych. 

Abszlang albo Łopot, herb kilku ro- 
dzin litewskich, a mianowicie pieczętują 



został na Litwę z Inflant, Kurlandyi albo 
Prus. 

Abszyt, z niem. Adsc/ned—iiwolnierńe 
ze służby, zwłaszcza wojskowej, dane na 
piśmie, odprawa, dymisja. Wyraz nie- 
miecki upowszechniony w Polsce za cza- 
sów saskich. Lud szląski nazywa abszytem 
wyrok sądowy. 

Acapite (z łac. od głowy, od począt- 
ku), oznacza miejsce w rękopisie lub dru- 
ku, gdzie zaczyna się pierwszy wiersz 



Digitized by 



Google 



ACHM AT. — ADAM ASZEK. 



nowego ustępu, który bywa zwykle od 
brzegu nieco ku środkuwi cofnięty. Di-u- 
karze wiersz ten zowią z dawnych czasów 
akapitem, a akapite to samo co: 
od ustępu. 

Achinat, herb Achmatowiczów, potom- 
ków tatara Mustafy Achmatowicza „rot- 
mistrza J. Kr. Mości," otrzymany przez 
nich wraz z szlachectwem dziedzicznem 
w W. Ks. Lit. Przedstawia na tarczy 
w polu błękitnem złotą sti^załę z rozdar- 
tym piórem, jakby na dwa skrzydła, zwró- 
coną bełtem pionowo ku dołowi po nad 
skałą o trzech wierzchołkach, lub trzy mo- 
giły przedstawiającą. W koronie szla- 
checkiej nad hełmem złoty półksiężyc, ro- 
gami zwrócony w górę, jako znak wyzna- 
nia mahometańskiego Achmatowiczów. 

Achtel, nazwa wzięta z niemieckiego, 
oznaczała w Polsce ósmą część beczki pi- 
wa, a także okseftu angielskiego. Z bie- 
giem czasu miano spolszczyć achtelek 
na antałek, mierząc piwo beczkami 
i ich ósemkami czyli antałkami. W Pru- 
siech achtel służy jako miara miąższości 
czyli objętości do mierzenia drzewa opało- 
wego, a stąd w wielu^ stronach naszego 
kraju sążnie kubiczne szczapowe lud na- 
zywa także achtlami, Wac. Potocki 
w XVn w^ieku pisze: 

4 Kufy z siebie i piwne robicie achtele, 

Cały dzień z nocą lejąc w bezdenne gardziele. » 

Achtel zwał się udział w dawnych ko- 
palniach olkuskich, czyli akcya przedsta- 
wiająca ósmą część kopalni, tyleż co 8 
fir achcenteli. Wyraz a c h t e y 1 spotykamy 
pod r. 1425 a utworzony był z niem. ach- 
ter Theil. W wadze achtel znaczył ósmą 
część dawnego 160 funtowego centnara, 
zatem funtów 20. Stąd dwuachtel zawie- 
rał funtów 40 i mógł być początkiem wagi 
pudowej. Jest przysłowie odnoszące się 
do aoht^la, jako miary zbyt wielkiej, aby 
do picia służyć mogła: „Nikt achtelem nie 
pije.- 



Actio de occupatione. — W dawnem 
prawie polskiem nazwa skargi o przywła- 
szczenie i nieprawne władanie, to, co pó- 
źniej zwano: in petiłorio^ petitorium. 

ActiyJtaSy posłowie ziemscy, dopóki 
nie obrali marszałka sejmowego, nie mo- 
gli nic radzić prawomocnie. Dla odróżnie- 
nia tych dwóch chwil zebranego sejmu, 
t. j. przed obraniem i po obiorze marszał- 
ka, pierwszy stan nazywano inactiviłas^ t. j . 
nieczynny, a drugi activitas, stan sejmu 
czynny. 

Ad acta, wyrażenie biurowe i w mow^e 
potocznej nader często używane. Jeżeli 
pewna sprawa całkowicie lub czasowo 
przestaje być roztrząsaną, natenczas jej 
papiery składają się ad acta, to znaczy, że 
odsyłają się do archiwum, co równa się 
jakby umorzeniu całej sprawy. 

Adamaszek, tkanina jedwabna, której 
wyrobnie najpierw zasłynęły w mieście 
azjatyckiem Damaszku i stąd upowsze- 
chniła się w Europie jej nazwa (franc. da- 
mas). Po arabsku miasto Damaszek zo- 
wie, się Dimtszk: początkowa głoska a 
w polskiej nazwie tkaniny jest przedim- 
kiem arabskim przymiotnika ad-dimiszkt, 
znaczącego: damasceński, czyli materja 
damasceńska. W Polsce adamaszek, jako 
drogi i tęgi wyrób jedwabny, był już znany 
w wieku XV. W relacyi posła weneckie- 
go Contariniego, którego Kazimierz Ja- 
gielończyk w Trokach r. 1477 przyjmował, 
jest wzmianka: „Jego Kj. Mość, dowie- 
dziawszy się o mojem przybyciu, wysłał 
ku mnie dwuch . swoich dworzan dla po- 
winszowania mi szczęśUwego powrotu i za- 
proszenia na obiad w dniu następnym. Na- 
zajutrz, 15 lutego, przysłał mi król jego- 
mość suknię adamaszkową, barwy 
szkarłatnej, podszytą sobolami" i t. d. Zy- 
gmunt I w adamaszku szkarłatnym cha- 
dzał i w adamaszkowej sukni pochowanym 
został (Ozacki, 1. 1, str. 254). Czacki czy- 
tał w Metryce koronnej, że w r. 1524 Ja- 
nusz, książę mazowiecki, polecił Janowi 



Digitized by 



Google 



ADAMASZEK. 



Dąbrowskiemu, pisarzowi i podskarbiemu, 
ażeby dla plebana w Garwolinie, który 
sprawował przy księciu urząd lektora, ku- 
piono na znak łaski 5 łokci adamaszku, ło- 
kieć po 36 groszy owoczesnych. Z rachun- 
ków Seweryna Bonara wiemy, że i w r. 1 537 
łokieć adamaszkukosztowałgroszy 36. Gdy 



ka. W ustawie ekonomicznych rozrzą- 
dzeń Zygmunta Augusta z d. 1 kwietnia 
1557 r. (w Metryce litewskiej) znajdujemy, 
że dla dwóch skarbnych przy podskarbim 
naznaczono płacy rocznej po 160 kop gro- 
szy i po 15 łokci adamaszku, a dlapisarzów 
skarbowych po jednym postawie sukna koł- 





Adamaszki z sukien kobiecych XVIII w. 



w wieku XVn liczono już więcej na złote? 
znajdujemy w Yoluminach legum pod r. 
1620, że łokieć adamaszku kupcy nie dro- 
żej przedawać mają nad półtrzecia złote- 
go. Jeżeli zważymy wartość groszy sre- 
brnych Zygmunta I (miedzianych groszy 
w XVI i XVn wieku jeszcze nie znano, 
tylko srebrne), była to cena bardzo wyso- 



strzyszowskiego. Adam. bywał w różnych 
kolorach, najczęściej jednak szkarłatny 
i zwykle jednej barwy w sztuce, a głó- 
wną cechą tej tkaniny były na tle atłaso- 
wem wzory, przedstawiające: liście, kwiaty 
i owoce. Używany był najpierw na suknie 
uroczyste praez mężczyzn, niewiasty i na 
ubiory kościelne (ornaty, kapy, antepe- 



Digitized by 



Google 



8 



AD CALENDAS GRAECAS.— AD GENERALIA. 



dja), potem także na obicia, meble, opony 
u łóżek. Robiono adamaszkowe obrusy 
i serwety ( Vol, leg, 4, 358 i Gostkowskie- 
goG-óry złote, wyd. r. 1622). Dawne 
panie, a potem i mieszczki, nosiły szuby 
i spódnice adamaszkowe, najwięcej kar- 
mazynowe, żydówki robiły z adamaszku 




Adamaszek tkany ze srebrem, z kapy kościelnej 
XVIII w. Kwiaty i łodygi białe eą Brebrne. 

swe załóż ki. Prócz amarantowego bywa- 
ły jeszcze modne adamaszki zielone i nie- 
bieskie. W drugiej połowie XVIII w. Plater 
w dobrach swoich Krasławiu wwojew.In- 
flanckiem i kanclerz Aleks. Sapieha w Ró- 
żanie w wojew. Nowogródzkiem, założyli fa- 
bryki adamaszku, głównie na obicia ścienne 



przeznaczonego. Było przysłowie: „Fraszki 
adamaszki, karazyja grunt.** Karazyja — 
było to grube sukno, używane na opończe 
i do codziennego użytku. Dołączamy tu 3 
podobizny adamaszk. ze zbioru p. Bisier'a 
w Warszawie, lubo na fotografii tło zielone 
adamaszku w palmy wyszło czarno. Ada- 
maszek amarantowy w jednym kolorze jest 
typowym i najstarszym, zaś w kwiaty sre- 
brne na tle amarantowem, kupiony jako ka- 
pa kościel. w Kownie, jest najpóźniejszym. 

Ad calendas graecas, znaczy po polsku: 
do kalend greckich, t. j. odkładać, odsyłać 
coś do nieskończoności. Wjrrażenie to przy- 
słowiowe sięga jeszcze czasów staroży- 
tnych, kiedy Rzymianie Uczyli czas na 
kalendy. Grecy kalend takich nie mieli, 
odesłanie przeto do kalend greckich ozna- 
czało spełnienie czegoś w czasie nieskoń- 
czenie dalekim. Odpowiada ono naszym 
przysłowiom: „na święty nigdy,** lub „na 
święty Fryc, kiedy będą kozy strzydz," 
„na święty Jury, kiedy będą w niebie 
dziury." 

Ad Causam (z łac. catisa^ przyczyna, 
powód), wyrażenie używane w dawnem 
prawie polskiem przy śledztwie. Ad cau- 
sam accedere znaczyło przystąpić do spra- 
wy, t. j. do badania świadków i słuchania 
zeznań. 

Ad COram (z łac. coram^ do obecności, 
przed oczyma, w przytomności, osobiście), 
wyrażenie używane w dawnem prawie 
polskiem, oznaczające, że sprawa ma być 
w czyjejś obecności roztrząsaną, wobec 
kogoś. 

Adcytacja (z łac), w dawnych sądach 
znaczy przypozwanie do sądu osób, niepo- 
wołanych przez powoda, których wpły- 
wanie do sprawy uznane zostało przez sąd 
za potrzebne. 

Ad generalia (z łac. generaliter^ ogól- 
nie), wyrażenie w procesie, prowadzonym 
podług dawnego prawa polskiego (używa- 
ne do r. 1876), a oznaczające wstępne ba- 
danie świadka lub podsądnego, co do jego 



Digitized by 



Google 



ADDICTIO. —ADMINISTRATOR. 



pochodzenia, nazwiska, wyznania i t. d., po- 
•czemprzystępowano do badania ad causam, 

Addictio annorum. W dawnem prawie 
polskiem: usamowolnienie, uznanie mało- 
letniego za pełnoletniego; w prawie pru- 
skiem ve7tia aetałis. 

Adept (z łac). Tak ' nazywali Polacy 
alchemików, dotodziejów, zlototwórców, 
o których powiada ks. Kluk wRzeczach 
kopalnych (1781 r.): ^Ci, którzy się 
chlubią, że doszli tajemnicy robienia złota 
z innych kruszców, zowią się adepta- 
mi." Adeptem był zwłaszcza ten alche- 
mik, który należał do pewnego tajnego 
uczonego stowarzyszenia. 

Adjudicata, po polsku; pamiętne 
sądowe, przysądy, przysędy, 
opłaty od dekretu dla sądu, czyli do 
skrzynki i dla pisarza. Nazywano je tak- 
że luitamioA. słowa /«^r^— płacić. Gzem 
innem były kary sądowe „grzywnami** 
zwane, w połowie dla sądu, w połowie dla 
.strony. Przysędy, podczas sądów nowych 
przez kr. Zygmunta Augusta postanowio- 
nych, przypadały na dygnitarzów i sę- 
•dziów, a pisarz swoim się salarium kon- 
tentować miai. W województwie Mazo- 
wieckiem przysędy nie szły, lecz przed 
zaczęciem sprawy obie strony składały po 
-dwa gi'0sze dla sędziego. 

Adjudykacja, przysądzenie na własność 
rzeczy ruchomej, a zwłaszcza nieruchomej 
temu, który na licy tacy i publicznej postąpił 
cenę najwyższą. Po wprowadzeniu kode- 
ksu Napoleona r. 1807, wyrok, takie przy- 
sądzenie stanowiący, zwał się adjudyka- 
cyjnym. 

Adjutanty oficer przy boku wyższego 
-dla roznoszenia jego rozkazów. Urząd ten 
w dawnem wojsku polskiem po raz pierw- 
szy napotykamy dopiero za czasów Stani- 
sława Augusta. Przy układaniu sztabu 
jeneralnego podczas wielkiego sejmu, usta- 
nowiono czterech adjutantów hetmań- 
skich, każdy zaś brygadjer kawaleryi na- 
rodowej miał dwuch adjutantów. 



Ad majorem Dei gloriam, wyrażenie ła- 
cińskie, znaczące: „na większą chwałę bo- 
ską,** którem zakończali nieraz autorowie 
swoje dzieła, lub pobożni ludzie rozpoczy- 
nali swoje prace. 

Administrator dyecezyi. Nazwa rzad- 
ko w prawie kanonicznem powszechnem 
używana, ale weszła w użycie w dawnej 
Polsce, na oznaczenie duchownego, zarzą- 
dzającego dyecezją wtedy, gdy nią wła- 
sny biskup z przyczyny śmierci lub prze- 
szkody nie zarządza. Obiór administ. waku- 
jącego biskupstwa przepisał Jan Sprowski, 
arcybiskup gnieźnieński, na synodzie łę- 
czyckim r. 1459, co synod piotrkowski r. 
1485, za arcybiskupa Zbigniewa Oleśni- 
ckiego odbyty, potwierdził i polecił; do- 
pełnił zaś tę ustawę Piotr G-amrat na sy- 
nodzie r. 1542. Miała ona dwojaki cel: 
dać dyecezyi dobrego rządcę w sprawach 
duchownych i oddać w zarząd dobra bisku- 
pie. Administr. powierzano starunek du- 
chowny, a sami członkowie kapituły roz- 
bierali pomiędzy siebie dobra stołu bisku- 
piego, by przyszłemu pasterzowi je oddać 
wraz z pobranymi dochodami; lecz admini- 
sti ator, z trzema członkami dodanymi mu 
przez kapitułę, powinien był mieć nadzór 
ogólny nad temi dobrami. Oamrat zgodnie 
z soborem trydenckim naznaczył 8 dni na 
wybór administr. Kapituła krakowska, wy- 
chodząc z zasady, że ten przepis stosuje się 
do przypadku, gdy biskup umrze w swoim 
kraju, postanowiła r. 1602, za wiedzą bi- 
skupa Bern. Maciejowskiego, aby obiór 
administratora odbywał się w ciągu dni 10 
od powzięcia pewnej wiadomości o śmier- 
ci biskupa, zmarłego po za granicami pań- 
stwa. Jeżeli biskup umarł w swojej dye- 
cezyi, pogi-zeb jego miał się odbyć najda- 
lej w ciągu dni 15, a jeżeli w innej, to 
w ciągu dni 30. Zaraz po otrzymaniu wia- 
domości o śmierci biskupa, prezydujący 
w kapitule zwoływał jej członków przy 
katedrze obecnych, celem naznaczenia 
dnia uroczystego nabożeństwa żałobnego 



Digitized by 



Google 



10 



ADMINISTRATOR.— ADOPCYA. 



i rozpisania do nieobecnych członków za- 
proszeń na obiór administr. W dniu ozna^ 
czonym, po wotywie, zbierano się w kapitu- 
larzu i składano przysięgę w ręce najstar- 
szego godnością prałata, a ten ją składaj 
przed następnym w godności. Rota przy- 
sięgi znajduje się w ustawie Sprowskiego. 
Sekretarz kapituły imiona i nazwiska obe- 
cnych prałatów i kanoników, spisane na 
oddzielnych kartkach, podawał każdemu 
z nich, wyjąwszy nazwisko tego, któremu 
owe kartki wręczał, aby podług swej woli, 
idąc za radą Ducha Św., jedną z nich wy- 
brał i włożył w puszkę, którą przed obe- 
cnymi obnosili deputowani członkowie 
kapituły, poczem wszystkie kartki wysy- 
pywano z puszki na stół, a ten, który więk- 
szość głosów otrzymał, zostawał administr. 
Ustawa Sprowskiego zastrzegała, iż dóbr 
biskupich nie wolno oddawać w zarząd 
żadnemu z członków kapituły, któryby 
o to prosił lub czynił jakie starania. 

Administrator parafii, to jest ksiądz, 
dodany rzeczywistemu proboszczowi w ra- 
zie jego niedołęstwa umysłowego lub nie- 
obecności do zarządu duchownego lub 
ekonomicznego, zwał się kommenda- 
r z e m , ponieważ władza duchowna wy- 
dawała mu czasową tylko komendę, nie 
instalując go kanonicznie. 

Administrator zuppae, Adnusalmarius, 
zupparius (r. 1370), supparius^ dawny ty- 
tuł urzędnika górniczego, przełożonego 
nad kopalniami na gruncie królewskim 
(ob. Żupnik). 

Admirał, amirał, od imiesłowu arab- 
skiego amir^ rozkazujący, dowodzący, któ- 
rego dopełnieniem jest rzeczownik bachr, 
morze, po arabsku więc amir - al- hachr 
znaczy dowódca na morzu. Od Arabów 
wzięli ten wyraz Hiszpanie, a od nich 
przeszedł do innych języków w Europie, 
a więc i do polskiego. Pisarze nasi w wieku 
XVI nazywali admii^ała hetmanem wojska 
morskiego (Paprocki), lub rządcą wojska 
morskiego (Petrycy w „Polityce "). 



Tad. Czacki powiada: „Kazim. Jagielloń- 
czyk miastu Gdańskowi dał tytuł admirała 
polskiego. ** Admirałem floty papieskiej ty- 
łtuował się Tomasz Wolski, kawaler mal- 
tański, podróżnik po Europie, Azyi i Afryce, 
urodzony r. 1700 w Uniejowie, w wojew. 
Sieradzkiem, który podróż swoją drukiem 
po łacinie we Lwowie r. 1739 ogłosił. 
Wiadomość o nim i jego książce napisał 
Aleksander Kraushar (Kraków, 1889 r.;. 

Adopcja, Adoptowanie, usynowienie, 
uprawnienie cudzego dziecka lub przyspo- 
sobienie za swoje. Prawo kanoniczne sta- 
nówko, iż dzieci przed ślubem urodzone, 
prawność zyskiwały przez zawarcie mał- 
żeństwa rodziców. Tymczasem wywarło 
wpływ w Polsce prawo saskie, niedopu- 
szczające uprawnienia dzieci przedślu- 
bnych, choćby rodzice później ślubem się 
połączyli. Te artykuły prawa saskiego, 
zbyt surowe i z prawem kanonicznem nie- 
zgodne, potępił papież Grzegorz IX, a król 
Aleksander Jagiellończyk je zniósł i po- 
wagę prawa kanonicznego utrzymał. W po- 
jęciach Polaków o godności i cnocie rodu 
rycerskiego, kobieta, która pierwej była 
nałożnicą, nie zmazywała całkowicie hań- 
by swojej przez ślub małżeński, więc kon- 
stytucje z r. 1678 i 1633, dzieci z żon, któ- 
re były pierwej nałożnicami, nie czynią 
wprawdzie bękartami i nie wyłączają od 
spadkobierstwa w majątku ruchomym, 
lecz odsuwają je od dziedzictwa ziemi oj- 
cowskiej i ojcowskiego szlachectwa. Su- 
rowe to prawo Stany usunęły przez kon- 
stytucję z r. 1768. Konstytucje powyższe 
(z lat 1578, 1633. 1768) odnosiły się tylko 
do szlachty, nie dotykając stanu mie- 
szczańskiego i kmiecego. Statut Zygmun- 
ta Starego rozpoznanie prawowitości, dc 
nałalibus^ sądowi duchownemu oddawał. 
Statut litewski dzieci przedślubne również, 
nie dozwala przez związek małżeński upra- 
wnić i poślubnym z dawnej nałożnicy zro- 
dzonym, choć ich za bękartów nie uważa, 
prawa jednak do klejnotu rycerskiego 



Digitized by 



Google 



AD PATRES:— ADWENT. 



11 



i dziedziczenia ziemią ojca nie przyznaje. 
Lelewel poświadcza istnienie adoptacji 
w początkowem prawodawstwie polsldem 
przed Kazimierzem Wielkim. Mieczysław 
Stary obiecywał Helenie, że Leszka Białego 
będzie adoptował. Czacki i Lipski uznają 
za rzecz niewątpliwą, że królowie polscy 
mogli nadawać uprawnienie przez przywi- 
lej, legiłimatio per rescripium principis. 
Ważniejszą jest atoli w naszej historyi 
adoptio per ^rwa:, t. j.przyjmowaniedo her- 
bu. Litewscy rycerze nie mieli pierwej her- 
bów rodowych, stąd r. 1413 w Horodle pa- 
nowie polscy dali Litwinom własne herby. 
Podobne adoptacje herbowe trwały dość 
długo i czasem je królowie potwierdzali, 
czasem się obyło i bez tego. Czacki wyliczył 
56 rodów koronnych, które przyjęły tyleż 
litewskich do swego herbu, po większej 
części w wieku XVI. Lubo konstytucja 
z r. 1601 zabroniła szlachcicowi nadawać 
swój herb samowolnie nieszlachcicowi, po- 
bożni jednak panowie, dla zachęcenia Ży- 
dów do przyjmowania wiary katolickiej, 
przyjmowali w wieku XVIII neofitów nie 
tylko do swego herbu, ale i do nazwiska, 
co w każdym razie było bardzo znamien- 
nym i dodatnim objawem ich pojęć hu- 
manitarnych. 

Ad patres (z łac. do ojców), znaczy 
odejść do ojców, t. j. umrzeć. 

Ad perpetuam rei memoriam, wyrażenie 
łacińskie: na wieczną rzeczy pamiątkę, 
często przez Polaków używane. 

Ad pias causas lub legałum ad pias 
causas^ wyrażenie łacińskie, oznaczające 
zapis, zwykle testamentowy, na cele reli- 
gijne, dobroczynne lub naukowe. 

Ad rem, do rzeczy, znaczy w języku 
prawniczym to samo, co ad causam; wy- 
badawszy bowiem generalia nie należące 
do rzeczy, ale tylko do osoby, przystępo- 
wano w dalszym ciągu ad rem t. j. do rze- 
czy, do sprawy. 

Adwent, z łac. advenius, przyjście, czyli 
Narodzenie ^Chrystusa, nazywany był nie- 



gdyś po polsku czterdziestnicą, ponieważ 
dawniej trwd, JB'k post wielki, dni 40, a za- 
czynał się na drugi dzień po św. Marcinie. 
Stąd powstał zwyczaj ucztowań na gęsi 
pieczonej, jako w dniu ostatnim przed 
czterdziestnicą. A że w polskim klimacie 
jest to początek zimy, więc i wróżby czy- 
niono z gęsich kości, jaka będzie zima? 
Z pierwszą niedzielą adwentu zaczyna się 
nowy rok kościelny, że zaś polskim oby cza- 
jem w ostatnim dniu roku starego czyniono 
zawsze wróżby na rok nowy, stąd owe 
wróżby zamążpójścia w przeddzień św. 
Andrzeja (równie jak w dniu 31 grudnia). 
"W Krakowie podczas adwentu kapela na in- 
strumentach dętych grywała hejnały z wie- 
ży marjackiej (ob. H e j n a ł), na pamiątkę 
słów pisma Św.: „Śpiewaj trąbą Syonie'^ 
(canite tuba Sion), czyli zapowiedziane- 
go wezwania Archanioła na Sąd ostate- 
czny, gdy Chrystus przyjdzie powtórnie. 
Na Mazowszu i Podlasiu przez cały adwent, 
rano i wieczorem, wyszedłszy przed dom 
na miejsce otwarte, grają na ligawkach (ob. 
Ligawka), tony prosta, melodyjne, które 
w cichy a mroźny wieczór słychać z wio- 
sek dalekich. Lud polski, podczas adwentu, 
jak na Wielkanoc, idzie do spowiedzi, we- 
soła muzyka i śpiewki milkną wszędzie, 
bo jak mówi stare przysłowie o patronach, 
rozpoczynających adwent: 

Święta Katarzyna klucze pogubiła, 

Święty Jędrzej znalazł—zamknął skrzypki zaraz. 

Do pory adwentowej mają Polacy 
przepowiednie rolnicze i przysłowia: 1) 
Gdy w adwencie sadź na drzewie się po- 
kazuje, to rok urodzajny nam zwiastuje. 2) 
Co zamorzysz w adwencie, tego nie dobę- 
dziesz po święcie. 3) Kto się zaleca w ad- 
wenta, ten będzie miał żonę na święta. 
4) Kto ziemię w adwent pruje, ta mu 
trzy lata choruje. 5) W adwenta same 
posty i święta (roraty codziennie od- 
prawiane). Z polskich pieśni adwentowych 
XVI i XVn wieku przj^taczamy słowa i nu- 
ty następnej (ze zbiorów p. PoliAskiego): 



Digitized by 



Google 



12 



ADWOKAT.-- ADWOKATUR A. 



Sopran. 
AU.. 



Tenor. 
Bas. 



Organ. 
4Ó libiluin. 



^m 



PIEŚNI ADWENTOWE 
1. Boże wieciny Boże żyw/. 



wie-czny Bo • że ży 

J J j 



•J#'xvr .Mtu. 



,Ł M i ' '■' 1 ' 


r 

wy. 


r 

Od 

r 


. ku 


T 

r ■ 


Tl' ■ r 1 r > 1 



^ 



f r 



mi 



m 



^ 






m 



^ 






^ 

^ 



cic lu praw-dzi - wy Wy stu - rhaj nau gtes płi-czli - wy. 
rłt> (u praw dzi • - wy naszgfos pła czli . . »y 

■11. r ^ rTf P ' 1 ^ h « "^ 1^ ■ ^ II*' rTT^-h^- 1^1 


■"■t r r if „J — \ f,\* ^ f \\ r \v r ir 1 ' -X'— ' 


i^^^-^^^H 


j j 


NH 


= n j 


J. , .r ^— 


J. 


j J , 


^it" 


^ r f r 

.. . j i j- 


• 8 




^ 


r f 


1 r^ 


f » r 




d«- 


'^* i 


^n r ■' f 


j—ll-=^ 




-f-P r 


- • ■■■ 



a) Dla iiłatwtejiia altom noŚM idb aaty « tyn 
wiele laatkudJi kolorytowi kanaonii oryfiwihL 



I aoiniemć t tenorowanił i naodwról, taka lamiaaa >!•• 



Boże wieczny, Boże żywy, 

Odkupicielu prawdziwy, 

Wysłuchaj nasz głos płaczliwy! 
Któryś jest na wysokości, 
Schyl nieba, użycz litości. 
Spuść się na nasze niskości! 

O niebieskie góry mnogie, 

Spuśćcie rosę na ubogie, 

Dajcie nam zbawienie drogie. 

Nie trzymajcie Przejrzanego, 
Chmury gęste, z dżdżem naszego 
Przynieście Sprawiedliwego! 

Przyjdź co rychlej. Miłosierny 

Panie Boże nasz Niezmierny. 

Ciebie czeka lud Twój wierny. 

Obejdź się z nami łaskawie. 
Zmiłuj się nad nami. Panie, 
Racz przyjść ku naszej naprawie! 

Racz odmienić swój gniew srogi; 

Daj, aby człowiek ubogi 

Nawiedził Twe święte progi. 

Usłysz płacz stworzenia Swego, 
Daj doczekać uciesznego 
Narodzenia Syna Twego. 

Amen, amen, raczysz to dać. 

Byśmy się tam mogłi dostać, 

W niebie z anioły królować. 



Adwokftty upoważniony do bronienia 
spraw. W ordynacyi Trybunału z r. 1726 
zwany Patronem. Wr. 1768 nazwa- 
no obrońców przy Trybunale Mecena- 
sami. 

Adwokatura. Dla pragnących obeznać 
się dokładnie z tym przedmiotem posłużyć 
może praca Adolfa Suligowskiego p. n. 
^Adwokatura polska," pomieszczo- 
na w „Przeglądzie literackim/ dodatku 
do gazety „Kraj" za r. 1888, gdzie znaj- 
duje się skreślenie działalności stanu obroń- 
czego w Polsce za czasów dawnej Rzeczy- 
pospolitej i później do czasu reformy są- 
dowej w r. 1876. Linde powiada, iż 
w języku polskim adwokat znaczy: „czło- 
wiek z łatwością pro i contra mówiący." 
O adwokatach mają Polacy przysłowia: 
1) Dobry adwokat, zły sąsiad. 2) Kopa ad- 
wokatów, kopa zegarków, kopa kalenda- 
rzów — to trzy kopy łgarzów. 3) Kto się 
postara za adwokata, ten będzie miał 
na święta. Wyrażenie Winc. Pola w B e- 



Digitized by 



Google 



ADZIAMSKI — AFISZ. 



13 



nedykcie Winnickim: „Adwokat 
niech głowę, a koń niech ma nogi** — stało 
się także poniekąd przysłowiowem. 

Adziamskiy perski. Adtem u Arabów 
oznacza Persję. Od rzeczownika arab- 
skiego Adtem zowie się tam każdy cudzo- 
ziemiec, niemo wiący po arabsku, jaku nas 
niemiec, czyli niemy, t. j. niemo wiący po 
polsku. Turcy przejęli ten wyraz od Ara- 
bów, a Polacy od Turków, mając cią- 
głe z nimi stosunki. Stąd w gwarze staro- 
polskiej bywa mowa o kobiercach, munsztu- 



czeniu ironicznem, zwłaszcza z dodatkiem 
w Ucz. mn. „strzeliste afekty," zastępowa- 
ny w mowie poprawnej wj^azami: miłość, 
uniesienie, wzruszenie, uczucie, namię- 
tność. „Afekty chociaż będą święte, ro- 
zumem mają być ujęte** — mawiali dawni 
Polacy. 

Afisz, wyraz wzięty z francuskiego 
affichc, dostał się do Polski w w. XVIU, 
kiedy coraz częściej zaczęli kraj nawie- 
dzać rozmaici koncertanci, aktorzy i he- 
carze. Znaczny zbiór dawnych afiszów 



»»§»B>J»>ł»»li»>ł>ł>»łłfc»»ła^łŁłŁIWłł^» ift 



ZA OSOBLliySZrtl POZH^OLESrEM ZH^lBiZCHNOSCt ^URTZOTKCTI MAZSZńlŁii^SKl ŁT KOŁÓHNSl 



ObiI w S«b«(f irńm i; Wrceśnia 178 1 kaldemv wolno bfdslo bot ttpUty prcysorowan* 4«keracyo y iMchifty 4e tatTscyreofo Paicr««rktt 
otV'i ^titro t-AS iakn ^ d*>tA roproccntacyi inypMod ^rsos affilM pocyw pr^«s ^ofeoraa lak •wycuyiHo omoymwłta b^dttai 

Ze Faierwerker j A N FA B £R . kiory iuż kilkakrof ial honor tuteyrzemu Pańawa y Lafkawey Powrzechnoćci flu- 

<yć, bęcizic fię iak naybardziey ftara( z pilnia (kidi Emblemmaumi przezrdczyftenn malowaniami y 

kunfztowneinj »7obraieaMfni . ^obiooy Faiewerk okazad, {ftMi cytutem 

NAYSLAWNIEYSZA Y WSZYSTKIM MIŁA 

E L E K C Y A 

STANISŁAWA AUGUSTA 

KRÓLA POLSKIEGO. 

V^ALT FAIKR WERK roincniiy wed(u| meiuold wyftukanom* ofintaw •M«.biony bfrftio, f«pr«t«nto«>iŁ !l«ypR«^ JillKi< fn«rmar»> 
«rf }* itop Mryfiiki «r ktor«v p<Mtrvt Kiofa J. Mck prtciraceTi;^ wi4ł< h<;tfłi*. N»d Sfaluf pobaia fl^GonltfCs a «lrik<ni oftiiiliym toArtiU laCai^y 
P^rne* KrwNJ Mc< l>ur«i«kerr>iiu))ty . Po pii»vy «!«««< Ilf tfadjią MaiSMCi KroiewftwaPelftwgu py(nii» •bram « Ordor^h Twych, ekMuiąefwoM 
akuiiMHtowani* nad Kiaki-yą ri*-»«r. Kr6l«- 

Poitwry pokalo iif B^nu M>n#nr* w (\voi«y •a4*ai« •lnt«f« PorcrtA^Krow^Ou. Mgratwaifć wCtyftkich dobrto ntyiiąryeb j wiernych, 4« 
ttiiMnia «r tym wokrałomu d^oro 0/ctyiuy^ 

Na TpoisM prty Staniy ftr<v<ltafty G-nittrR fataki y CMncyl pokcio, ktort pod Nayhfluwbynt Kk|dtv y potf Pretckcyą Nay)aiai«yfc*fo Pana 
flaybardooy rnakrart»if% flf. y do tych «•< fif utrcynotf. 

WfyAkio Cr Ottfby w witikosn natunlnp^ y w r«*iey oad«tbio fif pokaii. 

Aś«ky imArukatyn pifkJiwy fif wydawała, ofiiiAf ilumioMjri 1 4idiiu«n>aifeaeu fif jawAia a 



Afisz O fajerwerku z d. 15 września 1781 roku. 



Łach, siodłach i strzemionach adziamskich, 
czyli perskich. Stanisław Słupski w „Za- 
bawach orackich" (wydanych r. 1618) 
przygania, że prostych kobierców nikt 
nie chce, jeno adziamskich. 

Afekty alTekt, z łac. affecłtis, porusze- 
nie umysłu. Polacy nader często, pisząc 
i mówiąc, używali tego wyrazu w znacze- 
niu silnego uczucia miłości, przyjaźni, sym- 
patyi, namiętności. Ksiądz Skarga pisze: 
^Czyniąc ten wyrok, bardziej się affektem 
niż słusznością uniósł.** Dziś wyraz ten 
stał się już archaizmem, używanym w zna- 



polskich posiadał w Warszawie ś. p. Julian 
Heppen, ale z powodu śmierci jego, z ko- 
lekcyi tej korzystać do niniejszego wyda- 
wnictwa nie mogliśmy. Za to udzielił nam 
uprzejmie wszystkiego p. Matias Bersohn, 
i z jego to zbioru podajemy tu w znacznie 
zmniejszonych podobiznach 4 afisze z wie- 
ku XVIII i piąty z r. 1822. Najstarszem 
jest ogłoszenie z d. 15 września 1781 r., 
„za osobliwszym pozwoleniem zwierzchno- 
ści jurysdykcyi marszałkowskiej koron- 
nej**, o bezpłatnym, różnemi emblemmata- 
mi, przezroczystemi malowaniami i kun- 



Digitized by 



Google 



14 



AFISZ. 



sztownemi wyobrażeniami ozdobionym 
fajerwerku pod tytnJem „Najsławniej- 
sza i wszystkim miła Elekcja Sta- 



wił POZiFOLENIEWI ZUmitZCHNOSCt 



Dziś V Niedzielę, to icft: dniaS-Junii Ru I791 

!'y' D A N T B Ę D Z I C 



lei afisz z d. 5 czerwca 1791 y. zapowiada 
„Koncert wokalny** pana Hollanda 
i pani HoUandowej, mający się odbyć 
wsalipałacu J.W. Jun- 
dziłła podkomorzego 
^ grodzieńskiego, za bi- 

letami 9-cio złotowy- 
mi. Jak widzimy, ar- 
tyści zagraniczni ka- 



KONCERT WOKALNI 

Y INSTRUMENTALNY, 
Króreąo rozkład naft^poiący; 

imo: Zacznie fic prrez Uwerturę. 
•2do Aryą śpiewać będzie JPani HoHarid. 
3^ 'O Grana bcdiie Symfonia kompo2:>xyi J.D. HolIanJa. 
4fo. Po niey Arya 2Vłolino Conccrtato śpiewana, od 

JPani Holland. 
5^0 Dalfy Koncert f)a Bafetli. 
6to: Aryą przerobioną na Polfti Taniec , tia melodyą 

Taczki przez J. D. Hollanda, śpiewać będzie JPant 
. Holland. • 

7mo: Ca/y Konceit zakończy Symfonia KoropozycYi 

J. D. Hollanda. 



Cena od Biletu Zfl: 9. 

Zahmefte punktualnie o godzinie 5. z Południa, 7X> 
Pałacu i/ti'. i/P. i/undzUta Podkomorzego Gro- 
.dzieńfkiego. 



^— EriLjonujo gi 



B9 



BUttoip moina dofiac w Sklepie pr%eciv> Aubtjpacbu u 
SJTP. Selnecka. 

Afisz na koncert wokalny i instrumentalny w r. 1791. 



nisława Augusta kr. polsk., która, 
s^by tym piękniej się wydawała, ognistą 
illuminacją z odmieniaj ącemi się zawsze 
ogniami będzie powiększona" . Drugi z ko- 



zali sobie płacić drogo, 
drożej niż dziś, bo 9 
złotych miało wówczas 
wielokrotnie większe 
znaczenie. Ale z dru- 
giej strony dowodzi to 
rozwiniętego już w 
znacznym stopniu wy- 
kształcenia i zamiłowa- 
nia muzycznego w 
wyższych warstwach 
społeczeństwa, do któ- 
rych należał także 
i podkomorzy gi^o- 
dzieński, który, jak 
wiemy skądinąd, był 
sam zamiłowany w 
muzyce i własną kape- 
lę nadworną na dwo- 
rze swoim w Litwie 
utrzymywał. Dwa na- 
stępne afisze pochod::ą 
z doby rządów pru- 
skich w Warszawie. 
Pierwszy z nich z d. 
15 marca 1799 r., za- 
powiada, że „Na Wiel- 
kim Teatrze przy Kol- 
legium krajowym akto- 
rowie polscy, pod en- 
trepryzą pani Trusko- 
laskiej, będą mieli ho- 
nor dać reprezentację 
tragedyi wielkiej Hrabia Beniow- 
ski czyli spisek na Kamczatce", po- 
czem następuje w afiszu przemówienie p. 
Truskolaskiej do publiczności. Czwarty 



Digitized by 



Google 



AFISZ. 



15 



afisz tegoż teatru, z d. 6 października t. r., 
zapowiada przedstawienie nowej opery 
komicznej w 3-ch aktach p. t. „Pustel- 
nicy czyli stateczność na doświad- 
czeniu". Przedstawienia zaczynały się 



go, daną będzie komedja nowa S z a 1" i t. d. 
W końcu afisza znakomity komik polski, 
autor „Momusa", starym zwyczajem po- 
leca się względom „prześwietnej pu- 
bliczności!** i wreszcie oznajmia, że bi- 



2A POZWOLENIEM ZWIERZCHNOŚCI. 



ABONNEMENT SUSPEMDU 
Dłli w PIĄTEK dok i$ 

NA WIELKIM 

fRZr KOLLEGIUM 

AKTOROWIE 

FOD BNTREPRYZĄ JPaa 




W- 50. 

MARC A* 1799 R^*^"- 

TEATRZE 

KRAJOWYM 

POLSCY 

TRUSKOLASKIEY 



NA BENEFIS JPANNY JÓZEFY TRUSKOLASKIEY 



BfiDA MIELI HONOR 



REPREZENTACYA 



TR ACED Y I WI E LKI E Y 

r i; Akiach, pnci pjni KOTZEfiUE nipifaney, z Niemieckiego ni PoMkI icryk wytłumicioacy, pod tytułem: 

HRABIA 

BENIOWSKI 



CZYLI 



SPISEK NA KAMSZATCE 

Prześwietna i Łafluwa Publiczności! Od ciebie tale2y nadawflć cenę pracom i nffiidze, a moią powiono^cif 
it(t fkromna uEnaik w twoich względach, którym T^dze. ii nayprzyzwoiciey odpowiem, kiedy dobroczynnie zachęcona 
1' wfparta. nie przeftanc dowodzie przez dalfze Tpofobtenie n% do tey pracy, iż z wdzięcznością czuic cwoie Prze- 
47/ietr.& i Łafkawa Pnbllczno^ci, dobrodzieyftwa i ła(ki. 



C S N A 

Lol* ParCtrevB i pltrwfttgo Fiftra s 4 BUcuaii • Ził: it 

I.*i«. M rfwgim Piftra* i 4 BJlectoii 1^ 

L*i4 M Gilcryi « 4 Bilcumi • ii 



M I C Y S C: 

# Bitoi ■• f%it»t 

4| Kl«t aa GtUryą 

? BlltC «f Paridyt 



Ził; • 



ZACZNIE SIĘ O GODZINIE 6. PUNKTUALNIE 



BJ«tov L«i*V]r«b doftj^ aeia* it T*acr«in w Kamitaicy v Ktmertff a«y«iB7ayni od gorfuny « trana ai do godamy % po potHdnto 
•i de tactfcia Rtfraa«ntacyi w RaOlc awyctaynty. gdue Bil*(y prstdawaat by»aią 



od gedtiay m< 9 



Afisz teatrabiy z dnia 15 marca 170U r. 



O godz. 6 wieczorem, bo ludzie wówczas 
wcześniej spać chodzili. Afisz ostatni nosi 
tytuł „Doniesienia teatralnego"* bo 
zapowiada na kilka dni pier\^'^ej, że 
„w przyszły piątek t. j. d. 18 stycznia 
1822 r. na benefis Jmó Pana Żółkowskie- 



lety do lóż i krzeseł przedawane będą w je- 
go mieszkaniu przy ulicy Swięto-Jerskiej, 
bardzo blisko teatru, tam gdzie przeszłe- 
go roku, tylko że dwa razy od tyłu, kędy 
chałupeczka niska. W Dykcjonarzyku 
Teatralnym, wydanym w Poznaniu r. 



Digitized by 



Google 



16 



AGA— AGATY ŚWIĘTEJ SÓL. 



1808, czytamy pod wyrazem Afisz: 
„Karta drukowana, donosząca, jaka bę- 
dzie sztuka na teatrze, przybija się po uli- 
cach; powszechnie jest drukowany czarno, 
ale kiedy jest nowa sztuka, wtedy daje mu 
się rumieniec. Aktorowie zaś na swoje be- 



masz grzecznisia większego, cały w kom- 
plementach i uniżonościach". 

Aga, u Turków i Tatarów znaczy 
w ogólności to samo, co po polsku pan; 
w mowie zaś o wojskowych, jest tytułem 
naczelnego dowódcy janczarów. 



E 



Z A 



P02W0L£N1EM 



ZWltKZCTłNOSCl 



i6 

PAŹDZIERNIKA 1799 Rol^u. 

TEATRZE 

KRAJOWYM 

POLSCY 

BOGUSŁAWSKIEGO, 



Abbonowanie N*^*- o 

Oiii w NIEDZIELE to ieft dnia 6 

NA WIELKIM 

PRZr KOLLEGIUM 

AKTOROWIE 

POD ENTREPRTZĄ JPną 

•BED^ MIELI HONOR DAC PIERWSZĄ R E PR EZE N T ACY A, WCALE 

NOWEY OPERY KOMICZNEY 

w 3 Aktach z Niemieckiego p?ni Sahkai^cit, domacioncy , z Muzyką Pani yCenntn^f. pod tytułem: 

PUSTELNICY 

STATECZNOŚĆ Na"^ DOŚWIADCZENIU. 



OSOBY: 



finii. lAclMr* l«go 

l.-ytnaHd h«i««'irfyiif r GfAfa . 
£lro«in« w dub<ack 0'»I« 

LMttifłf 

Zhs»iim, i*iia "go 



JPm Si.i.^ai*/h ± 

Scena icft w dobracli Gcafii, 



&o«|paa. i^aa icg« 
?ac*«i«l Mt^yOCI' 
j««iio. (t eś^ (•tomy 

W tłu flu«i<ycli Sfaft jmiWasydi n Faftateho*. 
Witiniacy i Uh Zony. 



Jiut Wmkcmiki. 



Ta Opera, db bardzo zabawney I prawdziwie komlczney idtrygś pr/yordobloney piękną i do rzeczy przyftofowiną 
Muzyką, pow»'Izyftkich Teatrach z w«clkiin przyłmO*«»ną byfa. ukontcntowanieia.- Spodziewa fic Antrtpryza te 
i tu Przcswicincy Publiczności pizyie/nn4 zabawę fprawić uią potrafi. 

' ^ -BACZNIE SIC O GODZINIE 6. P U N K TU A LN I E. 





C B N A 


M 


1 « Y fi C: 




ZłN t4 


» 


a4al karcerowy 


Lała aa rfragiai Fiftrsa ' 


.^ . ao 


* 

m 
tik 


p.|.C •• Oal,ry« 


Lcła aa Galatyi ... 


. . if 


tiMt aa faradya 



3 

f gro: i( 



Afisz teatralny z dnia (> października 1799 r. 



nefisa, aby temprędzej zwrócić oko prze- 
chodzącego czytelnika, dają im kolory ró- 
żnego gatunku. Afisz, kiedy wychodzi na 
rzecz antrepryzy, prawie zawsze jest nie- 
grzeczny i prostak, donosi co będzie i nic 
więcej; kiedy zaś benefis zwiastuje, nie 



Agaty świętej sól. Jest zwyczaj w Pol- 
sce poświęcania chleba i wody w dniu św. 
Agaty. Forma tego poświęcania znajdu- 
je się w Rytuale piotrkowskim, w dziale 
benedykcyi. Odbywa się ono we mszy 
o Św. Agacie, na końcu kanonu, w tern 



Digitized by 



Google 



AGATY ŚWIĘTEJ SÓL. 



17 



miejscu, gdzie nie- 
gdyś po słowach: 
largiłor admiłłe po- 
ś^rięcano przy ołta- 
rzu owoce. W mo- 
dlitwie przy tern po- 
ś^więcaniu kapłan 
prosi Boga, przez 
przyczynę św. Aga- 
ty, ażeby, gdy ten 
chleb albo woda bę- 
dą w gorejący pło- 
mień pożaru wrzu- 
cone, ogień natych- 
miast ustał, — w 
czem jest przystoso- 
wanie do wypadku 
z żywota tej św. 
patronki od ognia, 
iż włoskie miasto 
Katanę, przyczyną 
swoją po śmierci, 
od wybuchów wul- 
kanicznych broniła. 
Katańczycy od naj- 
dawniejszych cza- 
sów święcili i rozsy- 
łali małe placuszki 
w formie odciskane, 
skąd musiał pow- 
stać i polski zwyczaj 
święcenia chleba w 
jej święto; ale świę- 
cono u nas jeszcze 
i inne przedmioty, 
jak chusty, obrącz- 
ki, sól i wodę, żeby, 
jak wierzono, były 
zbawiennym środ- 
kiem przeciwko cho- 
robom, a zwłaszcza 
od klęski pożaru. 
Ksiądz Piotr Skar- 
ga powiada wŻywo- 
cie Św. Agaty, że 
anioł w jej trumnę 



DONIESIENIE TEATRALNE, 



Zm pozmoLENiBm ZfFi^Rzciłisroscr 



W pny%Hy PIĄTEK, lo iesi. dnia i8 Stycznit ifiaft RokU/ 

NA BENEFIS 

JPANA ŻÓŁKOWSKIEGO 

D«nf Bfdzie BOMEDYIA ,KOW A, pod tytułen : ' 

Po niej natt^pi KOMED YIA w 3 Akttch, uk dohrzt iak nowt, bo Moliera, 
FOD TYTULE M«- 

Jerzy Donder 

n. 9 yr 9 9 



C z T L I 



MĄZ ZAW"STYDZONY. 

ZMkońfiŁj EOMEDYICOPERA znowu wcale noWa w 1 Akci>, 
rOD TYTUŁEM: 

Niedźwiedź 
BASZA. 



Prteiwiełna Publiczności \ Potooim cię Twoim wzgr^dom, t to, Uko 
arfraiimiry i c całym moim BcneCiaem. - filic taip. Łe chciałbym intepessa 
»oi« poprawić, ale bardzief Waa zabawićt *- nayobowi^iaAtzy 

A. ZotkowM, 



NE Nikt w złfm liamorz* wpufcciony oł> bpdzie. 



Bilety do Lot \ Krzeaet pnedawaae bpd^ w oaizem mieizkaniu pod 
«ctlj^ 1772 P«ytJUcy kwipto-Jenkiey — bardzo biitko Teatrit-^ tam ff^i« 
WnmitgaxQkn., tylko ie dwa razy od tyln.... Chałap^zka oiikiu 



Afisz teatralny z dnia 18 stycznia 1822 r. 



Encjrklopcdja stai-o polska. 



Digitized by 



Google 



18 



ACtAZO — AGENDY. 



włożył tabliczkę kamienną z napisem: 
Mens sancła^ honor in Deum volun- 
łaritis et rcdeinłio, — co znaczy po polsku: 
myśl święta, cześć Bogu dobrowolna i zba- 
wienie. Więc też poświęcano kaitki z po- 
dobnym napisem i zawieszano je na ścia- 
nach, inne zaś przedmioty, a mianowicie 
sól w dniu Św. Agaty poświęcaną, przecho- 
wywano w domach i w razie pożaru wrzu- 
cano w ogień, z wiarą, że szerzyć się dalej 
nie będzie. Piszący niniejsze dzieło był 
świadkiem podczas pożaru w Łomży roku 
1864, jak mieszczanki rzucały w płomie- 
nie „sól Św. Agaty", a gdy sprężysty ra- 
tunek powstrzymał szerzenie się ognia, 
przypisywały stłumienie pożogi wpływo- 
wi soU poświęcanej. Lud polski ma nastę- 
pujące odnośne przysłowia: 1) Chleb św. 
Agaty od ognia strzeże chaty, lub: sól św. 
Agaty broni od ognia chaty. 2) Gdzie świę- 
ta Jagata — bezpieczna tam chata. 3) Na 
Św. Agatę wysuszysz na słońcu szmatę. 
4) W dzień św. Agaty jeśli słonko zajrzy 
do chaty, to wiosenka na świat pogląda 
z za zielonej kraty. 

Agazo, koniuszy, tak zwany jest w do- 
kumentach dozorca koni w kopalniach 
wielickich (ob. Koniuszy). 

Agażant, z franc. engageanłe^ mankietka 
długa białogłowska z forbotami. W książ- 
ce z czasów saskich czytamy: „Niewia- 
sty dziwnemi agażantami zdobiły głowy 
swoje". 

Agendy dawne polskie, A g e n d a (z łac. 
agere^ działać), inaczej zwana Sacra?ncn- 
tarhim^ Pastorale, Liber Officiorum, Or- 
dinarium^ Mannuale, Sacerdołale, a w pó- 
źniejszych wiekach i dzisiaj powszechnie 
zwana Rytuałem (od rittis, obrząd), jestto 
księga liturgiczna, przepisująca formy 
obrzędów, modhtwy przy udzielaniu Sa- 
kramentów i wogóle porządek wszelkich 
czynności kapłana. Gdy w ciągu wieków 
powstaJto mnóstwo ksiąg rytualnych pod 
różnemi nazwami, papież Paweł V, chcąc 
zapobiedz chaosów i, kazał wszystkie obrzę- 



dy zebrać do jednej księgi, która w zasa- 
dzie obowiązuje dotąd pod nazwą Riticale 
romantim a kościół sobie życzy, żeby się 
jej wszędzie trzymano. Jednakże jak win- 
nych krajach, talt i w Polsce, skutkiem od- 
rębnych miejscowych warunków i zwycza- 
jów, musiały się wytworzyć i pewne odrę- 
bności w szczegółach obrzędowych. Z cza- 
sów przed wynalezieniem druku mamy 
agendę redagowaną przez słynnego arcy- 
biskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Trąbę. 
Z drukowanych najdawniejszą jest ukła- 
du Marcina kononika wileńskiego, wyda- 
na w Gdańsku r. 1499. Dla dyecezyi gnie- 
źnieńskiej wyszły agendy w latach 1503, 
1549, 1579, dla płockiej w r. 1550, 1554. 
Agendę synodu piotrkowskiego wydał r. 
1577 jej redaktor St. Kamkowski, biskup 
kujawski. Gdy wszędzie się podobała, mia- 
ła być ostatecznie przez tegoż Karnkow- 
skiego dla całej prowincyi gnieźnieńskiej 
obrobiona i wytwornie w druku odbita. 
Rzecz jednak bardzo ciekawa, że żadna 
bibhoteka tej książki obecnie nie posiada 
i żaden z bibliografów jej nie widział. 
Agenda parva, wydana w Wilnie r. 161(i, 
obejmuje obrządki chrztu, ślubu i t. d. 
w trzech językach: polskim, litewskim 
i niemieckim. Wielkiej powagi używa Ry- 
tuał piotrkowski, wydany r. 1631, a uło- 
żony powagą arcybis. Jana Wężyka z za- 
lecenia synodów prowincjonalnych i cał- 
kiem na wzór rzymskiego, z dodaniem tyl- 
ko niektórych obrzędów krajowych, zgo- 
dnie zresztą z postanowieniem w tej mie- 
rze koncyljum trydenckiego. W agendzie, 
wydanej w Krakowie r. 1514, znajdują się 
pytania obrzędowe, podane nie tylko w ję- 
zyku łacińskim, ale i polskim. W agendzie 
z r. 1499 jest formuła benedykowania na 
Wielkanoc święconego: mięsa, chleba, sło- 
niny, jabłek, owoców, sera, jaj, mleka, 
miodu i owsa; jest także i kilka polskich 
wyrażeń, np.: „uprześpieczenie ku dosyć 
uczynieniu". Potem kapłan w głos mówi 
z chorym po polsku spowiedź powszechną 



Digitized by 



Google 



A G E X T. 



19 



^dla grzechów zapomnianych". Na do- 
wód, że język polski był już w XV wieku 
tak samo wyrobiony jak w XVI, przyto- 
czymy tutaj z agendy, wydrukowanej 
w Gdańsku r. 1499, pytania kapłańskie 
przy dawaniu ślubu, nie zmieniając 
brzmień wyrazów, tylko pisownię owocze- 
sną na dzisiejszą. Mając udzielić sakra- 
ment małżeństwa, kapłan stawiał u ołta- 
rza mężczyznę po swej prawicy, niewiastę 
po lewicy, pytał ich o imiona i mówił: „Po- 
dług urzędu kościoła Św., pytam ciebie N. 
i też ciebie K., jeśli wy żądacie wstąpić 
w stadło małżeńskie? Odp. Żądamy. N. 
i K. wiedzcie, iż wszelki człowiek chrze- 
ścijański, który chce przyjąć świętość mał- 
żeństwa świętego, ten ma mieć naprzód 
czyste sumienie dla tej przyczyny. Bo- 
wiem gdyż Bóg Wszechmocny daje łaskę 
swoją przy każdej świętości, tedy człowiek 
nie ma mieć żadnej przekazy (przeszkody) 
ku przyjęciu łaski Jego, ale ma być czy- 
sty od wszelkiego grzechu śmiertelnego; 
wtóre — ma być wasz umysł dobry tako, 
iż wy w tem stadle chcecie żyć ku czci i ku 
chwale boskiej i ku waszemu zbawieniu 
dusznemu. ** Dalej mówi kapłan: „Wtóre 
pytam ciebie N. , jeśliś ty(jesthleszthi) 
nie ślubił żadnej inszej, krom tej panny 
albo pani K., która podle ciebie stoi? Albo 
jeśli też nie macie między wami niektóre 
bliskości krewne?" Narzeczony odpowiada, 
a kapłan czyni toż samo pytanie narze- 
czonej i odbiera jej odpowiedź. Po raz 
trzeci kapłan zwraca się do narzeczonego 
i mówi: „N., widzisz, iż K., która podle cie- 
bie stoi, z łaski Bożej jest zdrowa, ale je- 
śliby pod czasem miły Bóg przepuścił na 
nią niektórą niemoc, albo też niektóry nie- 
dostatek, ślubiszże (silijubisch) ją ni- 
gdy nie opuścić? Odp.: Ślubuję**. W tenże 
sposób zapytuje narzeczoną. Teraz bierze 
ręce obojga, łączy je i mówić każe męż- 
czyźnie: „Ja N., biorę ciebie K. za moją 
własną żonę i ślubuję tobie chować wiarę 
małżeństwa świętego aż do mej śmierci: 



tako mi Bóg pomóż, Panna Marja i wszy- 
scy święci". Narzeczona przysięga podob- 
nie, poczem kapłan bierze obrączkę ślub- 
ną od narzeczonego, mówiąc do obojga: 
„Boże Wszechmocny! daj wam szczęście 
i duszne zbawienie w tem stadle waszem". 
Błogosławi pierścionek i oddaje panu mło- 
demu, który przyjąwszy go trzema palca- 
mi wkłada na czwarty palec {a?tnularis) 
lewej ręki swej narzeczonej. Kapłan mó- 
wi wtedy: Annulo suo subarravU ?neit. d. 
Ksiądz S. Ch. w Encyklopedyi ko- 
ścielnej (Warszawa, r. 1873 t. I str. 69) 
wykazał szczegółowo wszystkie różnice 
(niewielkie zresztą), jakie zachodzą pomię- 
dzy rytuałem dzisiejszym i przepisami da- 
wnych agend polskich z wieków XV — 
XVII. Kto wolał zostać księdzem niż go- 
spodarzem, mówiono o nim: woli czytać 
agendę niż orać grzędę. 

AgBIlt. W sądach kanclerskich, czyli 
asesorskich, gdzie rozstrzygano sprawy 
miejskie w najwyższej instancyi, obrońcy, 
zwykle nieszlachta, dzielili się na patro- 
nów i agentów. Agent był właściwie 
sekretarzem, dependentem patrona. Pale- 
stranci grodzcy warszawscy, sama szlach- 
ta, zwali tych agentów torbiferami, że do- 
kumenta i księgi za swymi pryncypałami 
nosili na sądy w torbach płóciennych. 
Agentów powinnością było: pisać suma- 
rjusze, przepisywać na czysto instancje, 
przeglądać często rejestra sądowe dla wia- 
domości jak daleko są sprawy ich pryncy- 
pałów i przepisane z rejestru, który wszedł 
na stół, mieć przy sobie na pogotowiu; 
a oprócz tych obowiązków mieć nogi nie- 
leniwe do wszelkich usług dla jegomości 
pana patrona i jejmości pani patronowej, 
czasem nawet po pietruszkę na rynek, al- 
bo do szewca po traewiki. Do takich usług 
używani byli tylko nowicjusze i ci, którzy 
mieli stancję i stół od pryncypała; którzy 
zaś utrzymywali się własnym kosztem, al- 
bo mieli po sobie młodszych, pilnowali tyl- 
ko pióra i rzeczy sądowych. Promocja do 



Digitized by 



Google 



20 



AGNIESZKA — AJER. 



patronizacyi zależała od zasłużenia sobie 
na łaskę u pryncypała (Kitowicz). 

Agnieszka, Agneszka, z lai,c. A^nes^ 
w zupełnem spolszczeniu imię niewieście: 
Jałina, Jagna, Jaga, Jagusia, Jagula. Jest 
pospolite przysłowie: dobra Agnieszka — 
kto z nią nie mieszka. Adalberg w swojej 
„Księdzu przysłów, przypowieści i wyra- 
żeń przysłowiowych polskich" zebrał 19 
odnoszących się do dnia św. Agnieszki. 

Agnusek, z łac. Agnus Dei— Baranek 
Boży. Medaljonik z wosku białego z od- 
ciskiem wypukłym na jednej stronie Ba- 
ranka Bożego, a na drugiej — św. Jana 
Chrzciciela, poświęcony osobnym ceremo- 
niałem przez papieża. Początek robienia 
agnusków odnoszą do pierwszych wieków 
chrześcijaństwa, kiedy w kościele rzym- 
skim rozdawano wiernym w Wielką sobo- 
tę resztki paschału zeszłorocznego. Potem 
mieszano do wosku oleje święte, z roku 
zeszłego pozostałe. Obecnie robią te Ba- 
ranki z najczystszego białego wosku, jako 
symbolu niewinności Chrystusa. Urządzał 

je dawniej pra- 
łat - zakrystjan 
papieski, co Kle- 
mens Vin powie- 
rzył Cystersom, 
mieszkającym 
przy kościele św. 
Pudencjanny w 
Rzymie. Osobom 
prywatnym nie 
pozwolono robić 
takich agnusków 
z wosku i one przed awać. Wszystkie 
więc agnuski alabastrowe, złote i kamie- 
niami wysadzane, jakie niewiasty polskie 
nosiły w wieku XVII jako ozdoby, a o któ- 
rych wspomina satyryk ówczesny Łukasz 
Opaliński, były to raczej medale i klejno- 
ty formy agnusków, wyrabiane wszędzie. 
Prawdziwe zaś agnuski, tylko woskowe, 
pochodzące z Rzymu, przechowywano 
w domach polskich jak świętość i cudow- 




Agnusek. 



ną ochronę przeciwko chorobom, pioru- 
nom i innym klęskom przjrrodzonym. By- 
wały one zwykle u nas oprawiane jak re- 
likwie, a często razem z relikwiami za ram- 
ki w okoleniu kwiatów i ozdób. Takie 
prawdziwe agnuski papież benedykuje 
w jednym z czterech dni ostatnich Wiel- 
kiego tygodnia, w roku swej inauguracyi, 
potem co lat 7 i w roku jubileuszowym, 
a rozdaje w sobotę przed przewody, kła- 
dąc biskupom w mitry, duchownym w bi- 
rety, a świeckim w jedwabną materję. 
Z tego samego źródła symboliki religijnej 
pochodzi i zwykły Baranek wielkanocny, 
robiony powszechnie z masła, zielonej rze- 
żuchy i t. d. 

Agryppa, herb osiadłego na Litwie ro- 
du Agryppów. Wacław Agryppa był mar- 
szałkiem izby poselskiej na sejmie korona- 
cyjnym Henryka Walezjusza, w r. 1576 
był pisarzem litewskim, r. 1586 kasztela- 
nem mińskim, a r. 1590 smoleńskim, zm. 
r. 1597. Jędrzej Agryppa był posłem na 
sejmie r. 1613 i deputatem na trybunał 
skarbowy. 

Ajchigier, herb przyniesiony za czasów 
Zygmunta I po raz pierwszy z Niemiec do 
Polski przez Zybulta Ajchigiera, który 
ożenił się z Polką Maleczkowską. Zmarły 
r. 1582 w Krakowie Augustyn Ajchigier, 
synowiec Zybulta, słynął jako biegły lin- 
gwista. Herbem tym, oprócz Ajchigierów, 
pieczętują się Barwińscy. Przedstawia on 
w złotem polu tarczy siedzącą na tylnych 
łapach wiewiórkę, z ogonkiem puszystym 
na grzbiet zadartym. Nad hełmem w ko- 
ronie znajduje się takaż wiewiórka, sie- 
dząca między dwiema trąbami. 

Ajer, tak na Litwie zowią tatarak, 
z greckiego i łacińskiego aira, acorus, Mu- 
chliński twierdzi, że nazwa ta wzięta od 
Turków, ponieważ tatarak po turecku agir^ 
czego jednak za pewnik przyjąć niemoż- 
na. J. Karłowicz powiada że wyraz ten 
dostał się do nas nie z zielników, ale pe- 
wniej z języków ruskich, bo po rosyjsku 



Digitized by 



Google 



S 



AKADEMJA. 



21 



brzmi podobnie. Ajerówką lub kal- 
musówką zowie się wódka na tatarak 
nalewana. Z korzonków ajeru robiły 
babki nasze konfitury, smażąc je w mio- 
dzie lub cukrze i przechowując w aptecz- 
kach domowych na przekąskę po wódce 
dla mężczyzn. W Zielone Świątki lud 
przystraja tatara- 
kiem w mieszka- 
niach swoich okna 
i kominy, oraz po- 
trząsa podłogi i zie- 
mię przed chatą, co 
miłą woń przynosi. 
Na Boże Ciało, jak 
dziś kwiatami, wy- 
sypywano dawniej 
drogę procesyi do 
czterech ołtarzy ta- 
tarakiem. 

Akademja Kra- 
kowska. Właściwa 
historja akademij 
nie leży w zakresie 
niniejszej encyklo- 
pedyi, mamy jednak 
obowiązek podać tu 
główniej sze wiado- 
mości i daty, jakie 
zachować w pamię- 
ci powinien każdy, 
umi e j ący czjiiać i pi- 
sać. Pierwszy swój 
zawiązek ta jedna 
z najstarszych w 
Europie instytucyj 
naukowych za- 
wdzięczą Kazimie- 
rzowi Wielkiemu, 
który, odczuwając 

potrzebę posiadania biegłych pra woźna w- 
ców i ludzi uczonych w państwie, posta- 
nowił, za przykładem cesarza Karola lY, 
założyciela uniwersytetu w Pradze- cze- 
skiej, wprowadzić podobny zakład w Kra- 
kowie. Jakoż pod datą 12 maja 1364 r. 



wydał dokument erekcyjny dla Szkoły 
Głównej krakowskiej („Studium Genera- 
le**). Ponieważ uniwersytety musiały być 
wówczas potwierdzane przez papieży, więc 
Kazimierz przesłał ten dyplom do Urba- 
na V, który potwierdził go we wrześniu 
tegoż roku. Dwa natenczas były typy 




Akademja Krakowska {Collegium Jagellonicitm), 

wśród nieUcznych jeszcze uniwersytetów 
w Europie: bonoński i paryski. Pierwszy 
odznaczał się pewną repubUkańską swo- 
bodą, drugi miał charakter więcej klasz- 
torny. Król polski obrał sobie za wzór 
urządzenie wszechnicy bonońskiej. Otwie- 



Digitized by 



Google 



9^^ 



AKADEMJA. 



rał wstęp do Szkoły Głównej krakowskiej 
wszystkim zarówno swoim poddanym, jak 
i obcym, zwolnił ich od wszelkich opłat, 
ceł i podatków, dozwolił lądem czy wodą 
przesyłać studentom i kupować wszelkie 
zapasy żywności i potrzeby kuchenne jak 
mąkę, piwo, wino, drwa, nakazywał pie- 
karzom i młynarzom mleć i piec dla stu- 
dentów według tych samych cen, jak pła- 
cili wszyscy mieszkańcy Krakowa. Gdy- 
by student napadnięty i ograbiony został 
przez poddanych króla polskiego w obrę- 
bie jego kraju, obowiązywał się król szko- 
dy mu wynagrodzić, a gdyby grabieży 
dokonali obcy, przyrzekał starać się o wy- 
nagrodzenie u tych panujących, gdzie zło- 
czyńcy przebywać będą. Wyznaczył wmie- 
ście odpowiednie gospody dla doktorów, 
magistrów, studentów, pisarzów i bede- 
lów, nakazując gospody te zaraz otakso- 
wać przez dwuch obywateli i dwuch stu- 
dentów, z nadmienieniem, żeby taksa ta 
nigdy już nie była zwiększona. Gdyby 
gospody te z czasem uległy zepsuciu, go- 
spodarze mieli je naprawiać własnym ko- 
sztem, gdyż w przeciwnym razie mieszka- 
jący w nich student czy profesor, zawia- 
domiwszy wprzód właściciela, będzie mógł 
na jego koszt naprawy dopełnić. Gdyby 
kto inny gospodę taką zamieszkał, musi 
się wynieść, jeżeli członek Szkoły Głów- 
nej zająć ją zechce. Troskliwy ki'ól nazna- 
czał nawet dla studentów Żyda wekslarza, 
któryby mógł im pożyczać pieniędzy, nie 
biorąc więcej nad grosz od gi*zywny za 
miesiąc. W urządzeniu wewnętrznem za- 
pewnił Kazimierz Szkole Głównej zupeł- 
ny samorząd. Na czele Szkoły stać miał 
rektor, wybierany przez studentów, po- 
bierający za swe prace 10 grzywien czyli 
około pięciu funtów srebra za czas, jak się 
zdaje, półroczny. Miał on juryzdykcję 
w sprawach cywilnych i lekkich krymi- 
nalnych nad wszystkimi co w Krakowie 
dla nauki przebywali, a od jego wyroku 
nie było żadnej apelacyi. W sprawach 



kryminalnych ciężkich, rektor odsyłał wi- 
nowajcę, jeżeli ten był klerykiem, do sądu 
biskupiego, jeżeli zaś świeckim — do króla 
lub sędziego, przezeń wyznaczonego. Bez 
wiedzy rektora żaden członek Szkoły Głó- 
wnej nie mógł być aresztowany. Na ka- 
tedry profesorskie wybierać mieli dokto- 
rów i magistrów studenci danego wydzia- 
łu większością głosów. Tak wybranego 
zatwierdzał król, a w nieobecności króla 
w Krakowie — jego pełnomocnik, ^comissa- 
rtus noster^. Ponieważ papież nie pozwo- 
lił na wykład teologii, tak samo jak to 
uczynił w tymże czasie względem świeżo 
zakładanego uniwersytetu w Wiedniu, 
więc postanowiono otworzyć na początek 
trzy tylko wydziały: prawny, fizyczny 
(medyczny) i sztuk wyzwolonych. A że 
królowi chodziło najwięcej o naukę pra- 
wa, ustanowił więc najliczniejsze katedry 
tego przedmiotu i najhojniej je opatrzył; 
było ich 8. Wydział lekarski miał tylko 
dwie katediy. Na wydziale sztuk wyzwo- 
lonych był tylko jeden profesor, niewąt- 
plie dlatego, że szkołę przy kościele Pan- 
ny Maryi, gdzie uczono 7-miu sztuk wy- 
zwolonych, uważano za część składową 
tego wydziału; jakoż profesorowi tego wy- 
działu oddał król szkołę tę pod zarząd. 
Wszystkie płace miały być co kwartał 
uiszczane profesorom przez żupnika z do- 
chodów kopalni soli w Wieliczce. Szkoła 
Główna kazimierzowska weszła w życie 
i przetrwała aż do przemiany jej przez 
Władysława Jagiełłę r. 1400 na rzeczywi- 
stą wszechnicę. Lekcje odbywały się pra- 
wdopodobnie po mieszkaniach profesorów, 
w części zaś na Wawelu; podanie bowiem 
o budowlach uniwersyteckich na przed- 
mieściu Bawole (Kazimierzu) nie wy- 
trzymało krytyki. Kr. Kazimierz w kilka lat 
umarł po założeniu Szkoły Głównej, która 
w ciągu swego istnienia (r. 1364 — 1400) 
nie musiała celować naukami, skoro, jak 
słuszną czyni uwagę P. Chmielowski, nie 
\ przekazała późniejszym czasom wiadomo- 



Digitized by 



Google 



AKADEMJA. 



23 



ści: ilu miała profesorów, czy wszystkie 8 
katedr prawa miały oddzielnych mistrzów, 
skąd profesorowie ci byli wzięci, jaka by- 
ła ilość studentów? — o czem nic zgoła do- 
tychczas niewiadomo, bo ani nazwiska 
profesorów, ani ich prace nie przedostały 
się do nas. Przypuszcza też Chmielowski, 
że uczniowie Szkoły Głównej krakowskiej 
w wieku XIV musieli udawać się po sto- 
pnie magistrów i doktorów za granicę, 
a mianowicie do Pragi. Król Ludwik nie 
mieszkając w Polsce, nie troszczył się o in- 
stytucję krakowską, dopiero jego córka 
Jadwiga, wnuczka siostry założyciela 
Szkoły Głównej, zakrzątnęła się około 
podniesienia i uzupełnienia akademii wy- 
działem teologicznym. Na jej i męża Wła- 
dysława Jagiełły prośbę, zezwolił w roku 
1397 papież Bonifacy IX na zaprowadze- 
nie wykładów teologii, dając zarazem pra- 
wo udzielania stopni naukowych: bakala- 
rza, licencjata, magistra i doktora, ze 
wszystkimi przywilejami, jakie nadawał 
fakultet teologiczny paryski. Niemo- 
żna było jednak zaraz z pozwolenia te- 
go korzystać i dlatego Jadwiga w listo- 
padzie tegoż roku, powodowana troskli- 
wością o szerzenie oświaty chrześcijań- 
skiej w Litwie, utworzyła przy uniwersy- 
tecie w Pradze czeskiej tak zwane Kole- 
gium Litwinów, uposażając je 200 
kopami groszy. Życzenie jej otwarcia wy- 
działu teologicznego w Krakowie spełniło 
się dopiero po jej śmierci. Jakoż d. 22 lip- 
ca 1400 r. został otworzony uniwersytet 
zupełny przy ulicy św. Anny, w tak zwa- 
nem do dziś dnia Kolegium Jagiel- 
łońskiem ( Collegium Jagiellomciim). 
Wielkiego serca i umysłu ta niewiasta, te- 
stamentem przeznaczyła część swych klej- 
notów na podźwignięcie wszechnicy pol- 
skiej. JagieHo za tę sumę kupił dom i plac 
Stefana Pancerza przy ulicy Żydowskiej 
(dziś Św. Anny), stanowiący, podług prof. 
J. Łepkowskiego, obecnie czworobok, 
ograniczony ulicami: św. Anny, Jagielloń- 



ską, Gołębią niższą i alejami plantacyj. 
Narożnik od strony ulicy św. Anny i ul. 
Jagiellońskiej jest pierwotnym tych gma- 
chów zawiązkiem i z niego to rozwinął się 
ów styl architektoniczny, w jakim się dzi- 
siaj całość budowli przedstawia. Wybu- 
dowanie tego gmachu, które musiało za- 
jąć lat kilka, pociągało zwłokę, której 
przewidywanie było zapewne głównym 
dla Jadwigi powodem utworzenia Kole- 
gium Litwinów w Pradze, aby nie tracić 
ani chwili czasu w sprawie oświaty chrze- 
ścijańskiej pogańskiego narodu. Król oso- 
biście w uroczystej procesyi wprowadził 
uniwersytet do nowego gniazda, a d. 24 
lipca nastąpiły wpisy do matrykuły uni- 
wersyteckiej, gdzie na czele umieszczono 
nazwisko Władysława Jagiełły, a potem 
nazwiska: Piotra Wysza biskupa krakow- 
skiego, Mikołaja z Kurowa biskupa ku- 
jawskiego, Jana z Tęczyna kasztelana kra- 
kowskiego, Klemensa z Moskorzewa pod- 
kanclerzego koronnego, oraz 12 prałatów 
i kanoników, 28 proboszczów i 205 ucz- 
niów. W d. 26 lipca został wygotowany 
przywilej erekcyjny i odbyła się pierwsza 
prelekcja z prawa kanonicznego, miana 
przez biskupa Piotra Wysza. W przywi- 
leju król Władysław powtórzył wiele ustę- 
pów dosłownie z dokumentu założenia 
Szkoły Głównej przez Kazimierza W. (z r. 
1364), zapewniając studentom i wogóle 
członkom wszechnicy to samo co Kazi- 
mierz: oswobodzenie od ceł, podatków, 
wynagradzanie szkód, tę samą autono- 
miczną juryzdykcję i swobody, oddając 
nadto na mieszkanie dla profesorów i na 
audytorja gmach przy ul. św. Anny, na 
wieczne czasy zwolniony od wszelkich cię- 
żarów publicznych, a obowiązek czuwania 
nad zachowaniem praw i swobód uniwer- 
sytetu wkładając na biskupa krakowskie- 
go, którego nazwał ^konserwatorem" in- 
stjrtucyi. Uposażenie Akademii krakow- 
skiej w r. 1400 wynosiło, jak się zdaje, 
440 grzywien, czyli około 220 dzisiejszych 



Digitizea by 



Google 



24 



AKADEMJA. 



funtów srebra, co jednak, względnie do 
ówczesnej wartości tego kruszcu, przed- 
stawiało znaczenie przynajmniej dziesię- 
ciokrotnie większe. Z biegiem czasu ma- 
jątek akademii wzrastał, bo i król nie prze- 
stawał opiekować się troskliwie swoją fun- 
dacją. On, który sam nie był biegły w ża- 
dnej nauce, tak odczuwał gorąco znacze- 
nie i potrzebę nauki dla narodu, że profe- 
sorów otaczał poważaniem i przyjaźnią, 
z pola bitwy słał wszechnicy krakowskiej 
wesołe wieści o zwycięztwacłi, a z łowów 
w puszczach litewskich przesyłał profeso- 
rom do Krakowa najlepszą zwierzynę. 
W r. 1403 zbudowano przy ul. Zamkowej 
Collegium juridicum, w r. 1441 — Colle- 
gium medictnae^ a r. 1464 przy Francisz- 
kańskiej — Collegium novum. Wkolegjach 
tych mieszkali profesorowie i mieściły się 
sale wykładowe, które na wydziale filozo- 
ficznym nosiły nazwy: Sokratesa, Arysto- 
telesa, Marona, Platona, Galena i Ptole- 
meusza. Wogóle jednak wzorowano się 
więcej na klasztornym ustroju uniwersy- 
tetu paryskiego, aniżeli na uniwersyte- 
tach włoskich: bonońskim i padewskim, 
i to było może główną przyczyną, ze aka- 
demj a jagiellońska wieku XV nie prze- 
chowała żadnych śladów akademii pia- 
stowskiej wieku XIV, której tradycja nie 
była dla niej pamiątkową. Dzieje Akade- 
mii Krakowskiej z czterech wieków stre- 
ścił Piotr Chmielowski w dość obszernym 
artykule i podał w Wielkiej encyklo- 
pedyi powszechnej Sikorskiego i G-ra- 
nowskiego (t. I, str. 350 — 364), gdzie do- 
łączoną została i podobizna pierwszej ma- 
trykuły t«j akademii z d. 24 lipca 1400 r. 
Akademja Wileńska. Grdy jezuici, spro- 
wadzeni r. 1570 do Wilna przez biskupa 
wileńskiego Protaszewicza, założyli szko- 
łę, król Stefan Batory r. 1579 podniósł ją 
za rektoratu St. Warszewickiego do god- 
ności akademii. Grzegorz XIII potwier- 
dził ją, stawiając na równi z innemi aka- 
demjami w Europie. Majątek akademii 



rósł szybko, tak że r. 1685 miała już swo- 
ich adwokatów i administratorów. Dy- 
plom Batorego stanowił dwa wydziały: fi- 
lozoficzny z 5 profesorami i teologiczny 
z 10 profesorami. Pierwszym rektorem 
był wiekopomny mówca ks. Piotr Skarga. 
Na wydziale filozoficznym wykładano: me- 
tafizykę, logikę, etykę, matematykę, łii- 
storję, geografję i nauki tak zw. wyzwo- 
lone, liłłerae humaniores, do których zali- 
czały się gramatyka łacińska i grecka, re- 
toryka i poetyka. Humaniora te były 
przygotowaniem do wydziału filozoficzne- 
go, filozoficzny zaś do teologicznego, któ- 
ry miał prawo promowania na licencja- 
tów i doktorów. Zarząd był w ręku bi- 
skupa, którego stanowisko było tylko ty- 
tularne i rektora, wybieranego na lat 3. 
Rektor z prefektem zależni byli od gene- 
rała zakonu i prowincjała, w których rę- 
ku spoczywały przeto rzeczywiste rządy 
Akademii. Radziwiłł Sierotka podarował 
Akademii swoją drukarnię brzeską. W r. 
1641 jezuici uzyskali od Władysława I\^ 
przywilej na wydział medyczny, który je- 
dnak nie został otworzony, i na prawny, 
który powstał w r. 1644, gdy Lew Sapie- 
ha dał fundusz na 4 profesorów. Taką by- 
ła organizacja Akademii Wileńskiej do 
rozwiązania zakonu w r. 1773. Z utwo- 
rzeniem Komisy i Edukacyjnej zaczyna się 
nowa epoka Akademii, nazwanej wówczas 
Szkołą Grłówną Wielkiego Ks. Litewskie- 
go. Została wówczas podzieloną na trzy 
wydziały: 1) moralny, obejmujący teolo- 
gję, prawo i literaturę, 2) fizyczny i 3) me- 
dyczny. Pod koniec XVin wieku, za rek- 
toratu zasłużonego ks. Poczobuta, na wy- 
dziale fizycznym ks. Mickiewicz (stryj 
Adama) wykładał fizykę, Narwojsz.— ma- 
tematykę wyższą, ks. Kundzicz — mat. sto- 
sowaną, Reszke — astronomję, Grucewicz — 
architekturę, Szmuglewicz — malarstwo. 
Założona w Grrodnie przez podskarbiego 
Ant. Tyzenhauza i zaopatrzona przez króla 
Stanisława Augusta w obfite zbiory szko- 



Digitized by 



Google 



AKADEMJA. 



25 



ła lekarska, została z rozporządzenia Ko- 
misy! Edukacyjnej przeniesiona do Wil- 
na. Ogród botaniczny, także założony 
w G-rodnie przez Tyzenhauza, a liczący 
2000 gatunków roślin prowadzony przez bo- 
tanika Giliberta, Francuza, również prze- 
niesiony został r. 1781 do Wilna i pomie- 
szczony u podnóża 
góry Zamkowej. Ob- 
serwatorjum astrono- 
miczne, założone oko- 
ło r. 1754, rozwinięte 
zostało w r. 1766, gdy 
Puzynina ofiarowała 
na jego budowę 6000 
dukatów, do czego po- 
tem i sam rektor Po- 
czobut sporo własne- 
go grosza dołożył. 
Przy Akademii, dla u- 
trzymania ubogich, 
studentów, były trzy 
bui^sy: Walerjańska 
założona przez bisku- 
pa Protaszewicza, 
Bejnartowska i Kor- 
sakowska założona 
przez Korsaków. W 
r. 1802 cesarz Alek- 
sander I powołał rek- 
tora Akademii Stroj- 
no wskiego do Peters- 
burga na członka ko- 
misyi, mającej się za- 
jąć ułożeniem zasad 
instrukcyi do eduka- 
cyi w całem państwie. 
Jednym z najbardziej 
wpływowych radców 
tej Komisyi był książę Adam Czartoryski 
i on to został (r. 1803) kuratorem okręgu 
naukowego wileńskiego, jednego z ośmiu 
w całem państwie, ale może największego, 
bo obejmującego całą Litwę, Białoruś, 
Wołyń, Ukrainę i Podole. D. 4 kwietnia 
1803 r. Akadem ja Wileńska otrzymała 



nazwę „Imperatorskiego Uniwersytetu" 
i świetne utrzymanie, bo 105 tysięcy rubli 
rocznie z funduszów pojezuickich, nadto 
4 miejsca w kapitule wileńskiej, tyleż 
w żmudzkiej i 10 najlepszych beneficjów 
z dawnych królewszczyzn. Uniwersj^tet 
został podzielony na 4 wydziały: 1) fizycz- 




Akademja Wileńska z kościołem akademickim sw. Jana. 



no-matematyczny — katedr 10, 2) lekar- 
ski — katedr 6, 3) nauk moralnych, poli- 
tycznych i teologicznych — katedr 10, 4) 
literatury i sztuk\\yzwolonych— katedr 5. 
Do kursów dodatkowych wyznaczono 12 
adjunktów. Zreorganizowano seminarjum 
nauczycielskie. Uniwersytowi poddane zo- 



Digitized by 



Google 



26 



AKADEMJA. 



stały wszystkie szkoły rządowe i prywat- 
ne w całym okręgu. Pod władzą kuratora 
znajdowała się rada uniwersytetu z rekto- 
rem na czele, t. j. całe gremium profeso- 
rów. Uchwały zapadały większością gło- 
sów, przyczem dozwolone było votttm se- 
paratum. Organem wykonawczym rady 
był zarząd, złożony z czterech dziekanów 
i rektora, wybieranych na 3 lata. Uniwer- 
sytet sam obsadzaj: katedry i mianował 
członków honorowych. Raz na miesiąc od- 
bywały się sesje naukowe tak zw. akade- 
mickie, a w każdem półroczu jedna z nich 
była publiczną. Pensja roczna profesorów 
zwyczajnych wynosiła rs. 1500-, po 25 la- 
tach emerytura równa pensyi, po 5 latach 
Ys część pensyi, po 15 — 7^ tejże. Takąż 
emeryturę brały wdowy i dzieci do 21 ro- 
ku życia lub do zamążpójścia. Rodzinom 
zmarłych, którzy nie wysłużyli lat 5-iu, 
wypłacano zapomogę jednorazową, równą 
pensyi rocznej. Uniwersytetowi oddano 
cenzurę książek w całym okręgu. Uniwer- 
sytet miał własną drukarnię i aptekę, mia- 
nował wizytatorów szkół, wszyscy studen- 
ci podlegali wyłącznie dozorowi i sądowi 
uniwersytetu i podzieleni byli na dziesiąt- 
ki. Dziesiętnik obowiązany był, w razie 
jakiegoś nadużycia, najpierw dać prze- 
strogę przyjacielską koledze, a dopiero 
w razie nieposłuszeństwa donieść dzieka- 
nowi. Nad ostatecznem uorganizowaniem 
uniw^ersytetu pracował do r. 1808 komi- 
tet, złożony z ks. J. Mickiewicza, Jędrze- 
ja Śniadeckiego, J. Franka, S. Malewskie- 
go i E. Gródka. Z grona profesorów uni- 
wersytetu wybrany komitet szkolny za- 
rządzał szkołami okręgu. Frank założył 
instytut medyko-chirurgiczny, któiy póź- 
niej liczył do 100 kandydatów, a w roku 
1812 dał 20 lekarzy szpitalom wojskowym. 
Uniwersytet pozostawał w stosunkach ze 
wszy stkiemi prawie ogniskami nauki w Eu- 
ropie, wysyłał młodych a zdolnych ludzi 
na studja zagranicę: na naukę rolnictwa 
do Anglii, po materjały historyczne do 



Szwecyi; zakupuje rękopisy po Dogielu 
i Albertrandym, daje zapomogi badaczom. 
Wykłady filozofii Gołuchowskiego (ziemia- 
nina sandomierskiego) i Joachima Lelewe- 
la (ziemianina mazowieckiego) ściągały ta- 
ką liczbę słuchaczów, że brakło odpowie- 
dnio obszernej sali. W szeregu rektorów 
po Poczobucie widzimy obieranych: Strój - 
nowskiego, Jana Śniadeckiego, S. Malew- 
skiego i ziemianina z Białorusi matematy- 
ka Twardowskiego. Myślą przewodnią 
księcia kuratora było związanie obywa- 
telstwa ziemskiego z interesami oświaty 
ogólnej w kraju. 

Akademja Zamojska. Gdy kanclerz Jan 
Zamojski postanowił założyć w Zamościu 
akademję, drukarnię akademicką i ko- 
legjatę, której kanonicy byliby zarazem 
profesorami w akademii, papież Klemens 
Vni niezwłocznie wydał w Rzymie bulle 
odpowiednie, a mianowicie na założenie 
Akademii pod datą 29 października ro- 
ku 1594, na założenie drukarni pod tąż sa- 
mą datą i na kolegjatę d. 5 grudnia tegoż 
roku. W r. 1595 nastąpiło uroczyste otwo- 
rzenie Akademii Zamojskiej, a d. 6 czerw- 
ca r. 1597 ki*ól Zygmunt III w Warszawie 
obdarzył przywilejem drukarnię akade- 
micką. Gdy zaś Jan Zamojski po porozu- 
mieniu się ze Stan. Gomolińskim, bisku- 
pem chełmskim, wydał przywileje funda- 
cyjne dla akademii i kolegjaty (oba pod 
jedną datą w Zamościu, d. 5 lipca 1600 r.), 
wyszczególniając w nich uposażenie i dro- 
biazgowo obowiązki członków obu tych 
instytucyj; wówczas Zygmunt III, mając 
sobie przedstawione dwa powyższe przy- 
wileje fundacyjne, z wyrazami radości 
i wielkiemi pochwałami dla założyciela, 
osobnymi przywilejami, wydanymi (pod 
jedną datą 23 września 1601 r.) w obozie 
pod Kokenhausen, takowe zatwierdził. 
"Widzimy z tego, że skargi Łukaszewicza 
w jego „Historyi szkół" na Klemensa III 
za brak sankcyi dla Akademii Z. były nie- 
sprawiedhwe i że zarzuty, czynione po ency- 



Digitized by 



Google 



AKADE^ilJA. 



27 



klopedjach Zygmuntowi III, iż, ulegając 
jezuitom, tejże Akademii zatwierdzić nie 
chciał, równie są bezpodstawne. Przjrwilej 
Zugmunta HE, który dozwalał wszelkie 
dobra, zapisywane Akademii, posiadać 
akademikom na prawach ziemskich, za- 
twierdzali: Władysław IV, Jan Kazimierz 
i Michał Korybut, który obdarzył jedno- 
cześnie akademików zamojskich szlachec- 
twem. Po Klemensie YUl wydawali na 
rzecz Akademii Zamojskiej bulle: Paweł V, 
Innocenty X, Innocenty XI i Benedykt 



W archiwum Kolegjaty (przywróconej r. 
1792) i w bibliotece Ordynacyi zamojskiej 
przechowały się ważniejsze papiery po 
Akademii, wśród których oglądaliśmy np. 
plik seksternów studenckich, przez wielkie- 
go kanclerza czytanych i własnoręcznie po- 
prawianych, gdy dla braku czasu w Zamo- 
ściu wziął je z sobą, idąc na wojnę, co sta- 
nowi niezmiernie charakterystyczny rys 
tego prawdziwie wielkodusznego obywa- 
tela kraju. Akademja Zamojska uważała 
się za filję Akademii Krakowskiej. Kle- 




Gmach dawnej Akademii Zamojskiej. 



XIV. Lubo Akademja i Kolegjata zamoj- 
ska różnemi były instytucjami, z woli jed- 
nak założyciela i dla wielu wspólnych 
spraw i obowiązków jedno ciało stanowi- 
ły, wzajemnie się uzupełniając w ciągu 
19()-let niego swego istnienia. Z tej też łą- 
czności zapewne wynikło, że kiedy po pier- 
wszym rozbiorze kraju dostał się Zamość 
Austryi, a w lat kilkanaście potem zawisł 
nad nim ciężar reform józetińskich, obie 
te instytucje razem w r. 1 784 żywot swój 
zakończyły, bo tak zależnenii były od sie- 
bie, żo nie mogły przeżyć jedna drugiej. 



mens YIII, zatwierdzając ją, zrównał z in- 
nemi akademjami i nadał prawo miano- 
wania doktorów filozofii, obojga prawa, 
medycyny i notarjuszów. Biskup chełm- 
ski był jej kanclerzem, profesorów powo- 
łano z Akademii Krakowskiej. Wykłada- 
no prawo cywilne i polskie, logikę i meta- 
fizykę, filozofję moralną, fizykę, matema- 
tykę, wymowę, retorykę, poezję i syntak- 
sis, gramatykę i analogję. Fundusz Aka- 
demii stanowiła wieś Bukowina, niedobo- 
ry dopłacała kasa ordynacka. W r. 1664 
fundusze Akademii przedstawiały sumę 



Digitized by 



Google 



28 



AKCES — AKCESORJUM. 



złp. 197,000, W najlepszych jednak cza- 
sach dochód roczny nie przenosił 13,000 
zip. Z pomocą przychodziła Kolegjata, 
dając utrzymanie dziekanowi, scholasty- 
kowi, kustoszowi i 4 kanonikom, którzy 
byli zarazem profesorami. Profesorowie 
mieszkali w gmachu Akademii i mieli stół 
wspólny. Na wzór akademij zagranicz- 
nych, Zamojski podzielił uczniów na 5 na- 
rodowości: polską, litewską, ruską, prusko- 
inflancką i cudzoziemską. W hierarchii 
akademickiej drugą osobą po biskupie 
chełmskim był scholastyk Kolegjaty, któ- 
ry wspólnie z rektorem prowadził Akade- 
mję i pilnował jej funduszów. Rektor i dzie- 
kani bj^li wybierani na rok jeden. Wybor- 
cami byli: ordynat, scholastyk, wszyscy 
profesorowie, pięciu uczniów (po jednemu 
z każdej narodowości) i każdy senator, 
który w tym dniu znajdował się w Zamo- 
ściu. Rektor, dziekani i jeden z uczniów 
stanowiU radę uniwersytetu. Wydział te- 
ologiczny powstał r. 1648, gdy wdowa po 
Tomaszu Zamojskim, Katarzyna z ks. Os- 
trogskich, założyła przy Akademii semi- 
narjum duchowne. Wstępując do Akade- 
mii, każdy wpisywał się do albumu za 
opłatą 10 lub 6 groszy; najbiedniejsi obo- 
wiązywali się modlitwami opłacać w^piso- 
we. Święty Jan Kanty był patronem Aka- 
demii, więc rok szkolny rozpoczynano na- 
bożeństwem w jego kaplicy. Wakacje le- 
tnie trwały trzy tygodnie, zaczynane od 
20 Hpca. Kary dla studentów były rozmai- 
te, nawet cielesne: pieniężne szły na ko- 
rzyść biblioteki. Niewolno było uczniom 
nosić szabel, chodzić do szynków, grać 
w karty i kości, wszędzie i zawsze powin- 
ni byli mówić po łacinie lub po grecku. 
Przy Akademii były dla biedniejszych 
uczniów dwie bursy: 1) bursa indigen- 
tium, zbudowana; jeszcze przez fundatora, 
zgorzała r. 1627; 2) bursa staringeliajia, 
założona przez dziekana kolegiaty Starin- 
gela w r. 1677. Udzielano nadto biednym 
uczniom zapomóg w gotówce, zwanych 



borkanami. Zawiadowca drukami no- 
sił tytuł „typografa Akademii", a wycho- 
dziły z tej drukarni niekiedy i ładne dru- 
ki. Akademja miała swoje kolonje, z któ- 
rych najważniejszą była szkoła w Ołyce 
na Wołyniu; zresztą opiekowała się licz- 
nemi szkołami parafialnemi po wsiach 
i miasteczkach w dyecezyi chełmskiej 
i w dobrach Ordynacyi zamojskiej. Jezui- 
ci drwili sobie z niskiego stanu nauk 
w Akademii: — że w świecie naukowym 
nic o niej nie wiedziano, a w Polsce jedy- 
nie kalendarze Duńczewskiego przypomi- 
nały o jej istnieniu, — że nawet na teolo- 
gów musi zapraszać zakonników. Zarozu- 
miali akademicy odpierali zarzuty, powo- 
łując się na encyklopedję francuską More- 
vego i na zbiór buU papieskich, jako do- 
wód, że ich Akademja znanąjest we Fran- 
cyii we Włoszech. O Akademii Zamoj- 
skiej naj obszerniej i źródłowo pisali w koń- 
cu XIX wieku: ksiądz Jan Ambr, Wadow- 
ski i Jan Kochanowski. 

Akces, z łac. acccssio^ przystąpienie do 
czego, tak np. akces króla Stanisława Au- 
gusta do konfederacyi targowickiej. 

Akcesorjum, w dawnem prawie pol- 
skiem, była to wszelka wstępna formal- 
ność w rozpoczynającym się procesie. Je- 
żeli sprawa była zapisana nie do właści- 
wego regestru, jeżeli pełnomocnictwo pro- 
cesowe było niedostateczne, jeżeh nie zo- 
stał doręczony pozę w, — wszystko to nazy- 
wało się uchybieniem przeciw akcesorjum 
i mogło posłużyć stronom do zarzutów. 
Gdy więc pisarz zaciągała na sesyi kompa- 
rycję, sąd uważał, czy akcessorja były do- 
pełnione i dekretem wstępnym czyh akces- 
soryjnym rozstrzygał. Niektóre zarzuty 
w samej sprawie przytoczone zwały się 
także akcessorjami. Akcessorja były bar- 
dzo liczne, bo ukształciły się przez wiele 
wieków od czasu powstania sejmów. Czę- 
sto przeciw nim wołano, iż się stają powo- 
dem przewłoki i matactw. Z tern wszyst- 
kiem niepodobna było ich uniknąć, bo już 



Digitized by 



Google 



AKCJA — AKOLITA. 



29 



W natui-ze prawa leży konieczność dopeł- 
niania rozmaitych formalności, bez któ- 
rych prawo prawem być przestaje. Dut- 
kiewicz definjuje, że akcesorja są to wstęp- 
ne rozprawy sądowe, gdy sąd przystępo- 
wał do sądzenia sprawy cywilnej. Na- 
leżały tu więc wszelkie ekscepcje, dyla- 
cje i t. zw. później punkta incydentalne. 
Były to więc dekrety sądu, nie wyrokują- 
ce o głównym przedmiocie procesu, ale o 
ekscepcjach, dylacjach i t. d. Od wyro- 
ków akcesoryjnych, jeżeli nie przesądzały 
samej sprawy, nie była dopuszczona ape- 
lacja i bardzo mądrze (jak mówi Dutkie- 
wicz), bo inaczej możnaby sprawę przewle- 
kać bez końca. Akcessorja dzielono na 
pięć klas. Ob. SłoAskiego dziełko Acces- 
soriaCLwów, 1760 r.), Kurowickiego-Pro- 
ces cywilny litewski i Burzyńskiego 
Prawo polskie prywatne, t. I str. 
385 i 386. 

Akcja, z łac. accio, czyn; w prawie 
rzymskiem oznaczała wszystkie procedu- 
ry prawne. W naszych Yoluminach leg. 
czytamy: Akcja abo sprawa bywa: z akto- 
ra (t. j. pozywającego), z pozwanego i rze- 
czy o którą idzie. „Mieszczanin jeden nńal 
ak c j ą wielką z rajcy krakowskiemi** — pi- 
sze Górnicki w Dworzaninie. Lub w in- 
nem miejscu: „Król osądziwszy nieco ak- 
eyi, ruszył dalej". Groicki określa najja- 
śniej: „Akcja to jest sprawa sądowa". Ak- 
cja oznaczała także: utarczkę, potyczkę, 
bitwę, czyn wojenny. Ksiądz GolaAski, pi- 
sząc o Mrymowie i poezyi (Wilno, 1788 r.), 
radzi, „żeby się mówca w zwierciedle przy- 
patrywał akcyi swojej". 

Akcyden8. Od słowa łacińskiego acctdo, 
znaczącego: przychodzić, upadać do nóg 
czyich, błagać, Polacy zwali „akcyden- 
sami"i „akcydencjami" wszelkie wziątki. 
Później ze względu, że łaciński wyraz ac- 
cidcns znaczy: z przypadku, z wydarzenia, 
zwano także w zarządach lasów udział 
w dochodach leśnych, pi*zez dziedzica służ- 
bie leśnej przyznawany, w dodatku do sta- 



łej płacy ozyh uposażenia, celem połącze- 
nia interesu służby z korzyścią właścicie- 
la. Wszelki zaś dochód tej służby z dobro- 
wolnych ofiar kupujących drzewo pod ja- 
kiemkolwiek nazwaniem, np. kolędy, 
kopowego, pieńkowego lub pnio- 
wego uważany był za nieprawy. 

Akcyza, z łac. accidere, ustanawiać, ob- 
cinać, narzynać, karbować, wzięła począ- 
tek nazwa znanego w całej Europie podat- 
ku, pobieranego czyli odcinanego przez 
państwo lub miasto od przedmiotów we- 
wnątrz kraju wyprodukowanych i spoży- 
tych. Z powodu tego ostatniego warunku 
niektórzy wszelkie akcyzy nazywają po- 
datkami konsumcyjnymi. Akcyzą nazy- 
wano niegdyś cła, pobierane przez miasta 
pruskie od rzeczy ze wsi zakupowanych, 
a w mieście spożywanych, mianowicie od 
bydła na rzeź i t. d. Konstytucja sejmo- 
wa z r. 1641 zniosła ten podatek, którego 
nazwę stosowali także niektórzy i do „czo- 
powego", jako akcyzy od napitków (ob. 
Czopowe). Yolumina legum nazywają 
urzędników, pobierających te podatki: 
„poborcy, akcyźnicy, czopowni- 
cy«. 

Aklamacja, z łac. okrzyk, hasło uwiel- 
bienia, pochwały, zezwolenia, zgody. Jó- 
zef Ossoliński w XVin wieku pisze: „Obra- 
ny król przez aklamacją". 

Akolita, akolit, z grec. acolutheo^ 
posługuję, towarzyszę. W Kościele nazwę 
tę z początku dawano klerykom, którzy 
wszędzie biskupom towarzyszyh i posługi- 
wali, nosili ich listy. Kościół grecki nie 
miał wcale akolitów. W łacińskim akoli- 
ta jest klerykiem czterech mniejszych świę- 
ceń, a pontyfikał obowiązki jego wylicza 
takie: nosić hchtarze, zapalać świece i przy- 
gotowywać do ofiary wino i wodę. Wogó- 
le akolici, tak jak inni klerycy, przygoto- 
wują się do otrzymania stopnia kapłanów 
i czynią przy ołtarzu posługę, którą spra- 
wują także i prości tonsuraci lub ludzie 
i pachołkowie zupełnie świeccy. To też 



Digitized by 



Google 



30 



AKORD-— AKSAMIT. 



akolitami nazywali w języku piśmiennym 
Polacy i zwykłą służbę w domach pań- 
skich. Czytamy np. wZabawach:„ czę- 
stokroć pochlebstwo i podłość akolitów, 
przydanych do pilnowania panicza, wszy- 
stko psuje**. 

Akord, z łac. accordium, wyrażenie 
w grze, kiedy, dla wątpliwości wygranej 
lub przegranej, gracze godzą się o płatkę. 

Akr08tych, akrostychon, z grec. 
akron, szczyt, brzeg i siichos^ porządek, 
wiersz. Jest to taki układ wierszy, że po- 
czątkowe ich litery, czytając z góry na 
dół, stanowią jakie imię własne, jaki wy- 
raz lub czasami całe zdanie. W pierwszych 
wiekach chrześcijaństwa często pisano 
w akrostychach imię Zbawiciela. Na na- 
gi'obkach pisano w ten sposób niekiedy 
imię zmarłego. W dawnej literaturze pol- 
skiej akrostychy spotykamy dość cz<jSto. 
Pojawiają się one wraz z najpierwszymi 
drukami polskimi za Zygmunta Starego. 
Pierwsi pisarze nasi w języku ojczystym 
z imion i nazwisk własnych układali akro- 
stychony. Tak Mikołaj Rej w pieśni po- 
bożnej p. n. Hejnał (śpiewanej w naro- 
dzie na bardzo piękną nutę), każdą strofę 
zaczynał od litery swego imienia i nazwi- 
ska. Przyjaciel jego Andrzej Trzycieski, 
który na pamiątkę ciężkiej choroby i w do- 
wód wdzięczności za dozór w niej i opiekę 
pobożnej i zacnej niewiasty, złożył pieśń 
nabożną, której pierwsze litery strof czte- 
ro wierszo wy eh dają słowa: Reynie Bu- 
żeńskiej pomóż Boże, podskarbi- 
n e j z i e m s k i e j. W pięknej pobożnej pie- 
śni z r. 1556 mamy zachowane imię jej 
autorki, Zofii z Pieskowej Skały. 
Za czasów Zygmunta III Jan Żabczy c cały 
swój poemat na cześć cara Dymitra, samo- 
zwańca, małżonka Maryny Mniszchówny 
poświęcony, ujął w formę akrostychonu 
w ten sposób, że litery początkowe wier- 
szy stanowią imię Dymitra i w^szystkie je- 
go monarsze tytuły. Jan Kochanowski, 
odczuwający prawdziwe zadania poezyi, 



nie pisał akrostychonów. Wjszły też po- 
tem prawie z użycia i dopiero pod koniec 
XVIII i na początku XIX stulecia poja- 
wiły się znowu w wierszach ulotnych. 

Aksamit. Aksamity znane są w Euro- 
pie od czasów, w których Rzymianie pod- 
bili część Azyi i stamtąd, a mianowicie 
z Indyj zaczęli je sprowadzać. Przez kilka 
wieków handel dostarczał Europie aksa- 
mitów ze Wschodu i zdaje się, że dopiero 
wtedy poznano sztukę ich tkania, kiedy 
Wenecjanie i Grenueńczycy zawiązali stałe 
stosunki handlowe z Azją południową. To 
też Francuzi i Włosi najpierw założyli u 
siebie fabrykację aksamitu i znakomicie 
ją udoskonalili, szczególnie w Lyonie. 
Aksamit wyrabiano z jedwabiu, wełny 
i lnu, w ten sposób wszakże połączonych, 
iż jeden tylko lub dwa z powyższych ma- 
terjałów składają się na całość. Prawdzi- 
wy aksamit indyjski tkany był z czystego 
jedwabiu, sposobem sześciodrutowym czyli 
sześcionicianym. Od tego właśnie sposo- 
bu poszła nazwa tkaniny w języku grec- 
kim, który był w średnich wiekach języ- 
kiem handlowym, do porozumiewania się 
między Europą i Azją służącym. Dosłow- 
nie bowiem bizantyńska nazwa aksamitu: 
hcxdmiton^hexdmiłos^ znaczy „sześcionit^, 
od hcx — sześć i niiłos — nić. W Polsce był 
już znany w wieku XIV. Według bowiem 
rejestrów skarbowych dworu króla AV'ł. 
Jagiełły z r. 1393, zapłacono 32 grzywny 
czyli około 16 funtów srebra za sztukę 
aksamitu, z którego także kaftan dla W. 
księcia Witolda wykrojono. O aksamicie 
wspomina Rej. Czarny aksamit, sprowa- 
dzonj'^ dla kr. Zygmunta Augusta, koszto- 
wa! łokieć po złotych ówczesnych 2 i gro- 
szy (srebrnych) 20. W instruktarzu cel- 
nym, postanowionym za Jana Kazimierza 
na sejmie r. 1650, znajdujemy: „Od sztuki 
aksamitu wszelkiego, jakimkolwiek nazwi- 
skiem nazwanego, gładkiego, rysowane- 
go, drukowanego, strzyżonego wszelkiej 
farby flor. 10". W porównaniu z innemi 



Digitized by 



Google 



AKSAMIT. 



31 



tkaninami, cło od aksamitu było równe 
z cłem od złotogłowiu, wyższe niż od ada- 
maszku i atłasu, od których płacono po 
flor. 8, a niższe od felpy rozmaitej farby i ga- 
tunku, której sztuka płaciła cła fl. 15. Ak- 
samit służył w Polsce do bogatych strój ów 
osób płci obojga, na ubiory kapłań- 
skie i monarsze; zdobiono nim trony 
i pałace możnycłi, ich łoża i wyście- 
łania powozowe; świetny wesołym, 
czarny smutnym chwilom towarzy- 
szył. Panowie pokrywali pensowym 
aksamitem delje futrzane. Za cza- 
sów Bony rozpowszechnił się w uży- 
ciu aksamit czarny, którego nie tyl- 
ko w czasie żałoby, ale i do zwy- 
kłych strojów włoskiego kroju uży- 
wać zaczęto. O fabrykach aksamitu 
w Gdańsku i Wilnie w wieku XVII 
nie posiadamy bUższych wiadomości. 
R. 1697 wileński cech aksamitu i- 
k ó w połączył się z cechem kuśnie- 
rzy, ale ci „aksamitnicy" nie byli to 
fabrykanci aksamitu. Takie cechy 
napotykamy po wszystkich więk- 
szych miastach, a aksamit spro- 
wadzano z zagranicy, bo aksamitni- 
cy wyrabiali co najwyżej aksamitki, 
byh to bowiem właściwie szmukle- 
rze, rękodzielnicy jedwabnych fren- 
dzli i tasiemek. Konstanty Plater w 
Krasławiu miał założyć fabrykę nie 
tylko adamaszku ale i aksamitu, ale 
także bliższych wiadomości o niej nie 
posiadamy. Podskarbi litewski An- 
toni Tyzenhauz sprowadził Francu- 
zów do Grodna, aby kierowaU fabry- 
ką tkanin jedwabnych. Bolało go 
serce, że tyle miljonów wychodzi z 
Polski za bławaty. Usiłowano więc 
i aksamity tkać nad Niemnem, ale Tyzen- 
hauz zbankrutował i tylko w Archiwum 
Głownem w Warszawie przechowują się 
olbrzymie księgi rachunkowe tych fabryk. 
Wspaniałe aksamity z darów królewskich 
magnackich posiadał kościół N. Panny 



Maryi w Krakowie. Gdy zostały uznane 
za niepotrzebne i spraedane, część ich do- 
stała się potem do zbioru p. Bisier a w War- 
szawie, a mianowicie wspaniała sztuka 
aksamitu, z której podajemy tu podobiz- 
nę. Ksiądz Młodziej o wski w kazaniach 




Aksamit « rysowany* w deseń zielony na tle jasno Słomia- 
nem z w. XVII (ze zbioru p. Bisier'a). 

swoich mówi: „Kiedy przystojnej asysten- 
cyi, dworu przyzwoitego nie masz — aksa- 
mit nic... (nie znaczy).** Są przysłowia: 
1) Aksamity, atłasy sławy nie czynią. 2) 
Ni aksamit, ni atłasy nie dodadzą ci oki'a- 
sy. 3) Widziałem świnię w Aksamitach 



Digitized by 



Google 



32 



AKSZAK — AKT UROCZYSTY. 



(lub W Gronostajach) chodzącą. Aksami- 
ty i Gronostaje — są to nazwy dwuch za- 
ścianków, pomiędzy Hrozowem i Kopylem 
położonych. 

Akszaky Aksak, herb wyobrażający 
serce ludzkie nawskroś strzałą przeszyte. 
Linde wywodzi tę nazwę z Utewskiego. 
Stryjkowski pisze „Akszak vel Oksza*. 
Orjentalista Muchliński w ^Zródłosłowni- 
ku" wyrazów, pochodzących z języków 
wschodnich, mówi: „Aksak herb i nazwisko 
na Litwie**. Nasi heraldycy wyprowadzają 
go z Rusi. Być może, że z wielu innymi prze- 
szedł wprost czy też przez Ruś od Tur- 
ków, u których aksak jest przydomkiem 
i znaczy w ich języku: kulawy, chromy,, 
np. Tamerlan (Timur), który miał przy- 
domek kulawego, zowie się po turecku Ak- 
sak Timur". Jest polskie przysłowie, na 
oznaczenie gdy kto czegoś brzydkiego 
wziąć nie chce: -Nawet Tarczyn Aksa- 
kówny nie ima", które tak objaśnia Roi- 
le: „Po zdobyciu Kamieńca (podolskiego) 
przez Turków r. 1672, gdy wojsko rzuciło 
się na kobiety, wybierając szczególnie 
młodsze i piękniejsze, Gertruda córka Ak- 
saka, panna leciwa lecz płocha, chcąc ucho- 
dzić za młodszą, szaty szkarłatne z wdzię- 
kiem układa niemałym i szpetną twarz 
okrywa zasłoną, sromając się niby oka 
ludzkiego. Rabusie muzułmańscy, w licz- 
bie innych kobiet, porwali także Gertrudę. 
Bez rozpaczy i molestacyi w jasyr szła za- 
lotnica, aliści na drugi dzień jak niepysz- 
na powraca do miasta, wymyślając na bi- 
surmanów, którzy nawet poszturchali ją 
za ^to, że ich strojem swym okłamała. A ja- 
kiś wesoły mieszczanin, bo na takich w naj- 
smutniejsze godziny nie zbywa, między 
ludzi puścił gadkę, którą długo powtarza- 
no niby przysłowie: nawet Turczyn Ak- 
sakówny nie ima". (Dr. Antoni J. Opo- 
wiadania historyczne). 

Akt. Po łacinie acłics znaczy ruch, 
giest, czyn, uczynek; acta znaczą: dzieje, 
czyny, sprawy; adio — poruszenie, obrót. 



Wyrazu „akt" używali Polacy na ozna- 
czenie bądź czynu duchowego, np. „akt 
wspaniałego serca**, bądź nazywając nim 
każdy obchód uroczysty, a przedewszyst- 
kiem obchód weselny. Otwinowski wyra- 
ża się o weselach „przy akciech". Mówio- 
no: akt chrztu, akt wiary, akt konfedera- 
cyi obojga narodów. Aktor znaczył tyle 
co działacz, czyniciel, sprawca; w znacze- 
niu prawnem: oskarżyciel, pozywacz, po- 
wódca, powód, żałobnik. 

Akt uroczysty. Taką nazwę nosiła 
uroczystość, zakończająca rok szkol- 
ny, podczas której oddawano uczniom na- 
' grody, pochwały i cenzury. Uroczystość 
ta— jak słusznie mniema P. Chmielowski— 
pochodzi z dysput w uniwersytetach śred- 
niowiecznych, praktykowanych dla oka- 
zania stopnia wykształcenia. Dysputy ta- 
kie odbywały się albo co tydzień, nazywa- 
ne „aktami zwykłymi" (acius ordinaru\ 
albo w pewnych tylko porach roku, kiedy 
studenci ubiegali się o stopnie naukowe: 
bakałarza, magistra, licencjata lub dokto- 
ra, a wtedy, ponieważ bywały połączone 
z liczniejszem zgromadzeniem się słucha- 
czów, ucztami, chodzeniem do łaźni i t. p., 
nazjTwano je aktami uroczystymi {acius 
festivales^ promołio7iis). Co się w uniwer- 
sytetach odbywało na większą skalę, to 
w szkołach na skromniejszą, w końcu ro- 
ku, kiedy dawano „promocje". Po dzie- 
ci przybywali wtedy rodzice, nieraz o mil 
kilkadziesiąt, zapraszano więc ich na akt 
zamknięcia roku szkolnego, przystrajano 
izbę największą w zakładzie, urządzana 
dysputy pomiędzy najzdolniejszymi ucz- 
niami, przemawiał rektor szkoły, a od 
XVIII wieku przedstawiano nieraz do- 
świadczenia fizyczne, które zaciekawiały 
publiczność. Każda szkoła miała swoje 
zwyczaje i pomysły w urządzaniu aktów 
uroczystych. Komisja Edukacyjna unor- 
mowała je, nazywając „popisami publicz- 
nymi" i zalecając, aby po odbyciu w lipcu 
egzaminu całorocznego, lepsi tylko ucz- 



Digitized by 



Google 



AKTA STANU CYWILNEGO. 



33 



niowie w popisie publicznym brali udział. 
K-tóry uczeń w kilku naukach się odzna- 
czył, mógł we wszystkich stawać do pu- 
blicznego popisu. Lepsze nawet takiego 
ucznia z ciągu roku opracowania, czytane 
publicznie być mogły „ku zaleceniu jego". 
Komisja edukacyjna zalecała, aby na po- 
pis publ. „nie broniono przystępu nikomu 
przystojnemu" (t. j. przyzwoitemu), a rek- 
tor starał się zwykle, aby zaprosić świa- 
tlejszych obywateli okolicznych, którzy 
chętnie przybywali i nieraz zadawali ucz- 
niom pytania. Ustalił się też zwyczaj spra- 
szania takich gości i rodziców za pomocą 
drukowanych broszur, w których, oprócz 
programu szkolnego i oznaczenia dni i go- 
dzin popisu, oraz wykazu nauczycieli 
i przedmiotów wykładanych, znajdowała 
się jakaj rozprawka historyczna, lub wo- 
góle naukowa, opracowana przez którego 
z nauczycieli, jako dowód jego gorliwości 
i wiedzy. W pierwszych 30- tu latach XIX 
wieku szkoły współzawodniczyły z sobą 
w doborze tych rozpraw, a broszury po- 
dobne nosiły zazwyczaj tytuł Popisu ro- 
cznego lub publicznego szkół takich 
a takich, Aktu uroczystego i t. d. Po 
r. 1830 zaczęły powoli wychodzić z uży- 
cia podobne broszury szkolne i zaprasza- 
nie obywateli na uroczyste popisy. Naj- 
lepszy spis podobnych druków szkolnych 
podał Władysław Wisłocki w artykule 
„Bibliografja pedagogiczna polska", po- 
mieszczonym w „Encyklopedyi wycho- 
wawczej" (Warszawa r. 1882, t. II). 

Akta Stanu Cywilnego. Trzy są epoki 
w życiu człowieka: urodzenie, małżeństwo 
i śmierć, które stają się źródłem licznych 
jego stosunków względem rodziny, spo- 
łeczeństwa i prawnych następstw. Dlate- 
go oddawna chwile te uświęcono religij- 
nymi obrzędami, jednak w nowszem do- 
piero prawodawstwie ważność ich należy- 
cie oceniono i ustanowiono akta stanu cy- 
wilnego w celu zapisywania trzech tych 
epok życia człowieka według obowią- 

Encyklopcdja staropolska. 



żujących przepisów. Z narodów starożyt- 
nych tylko Żydzi starannie pi^zechowy wali 
genealogje rodzin i pokoleń. Kościół chrze- 
ścijański od początku swego istnienia 
utrzymywał księgi, do których wpisywa- 
no ochrzczonych i zmarłych, jak również w 
małżeństwie żyjących. Nie było w tem 
przecież ścisłego obowiązku i dopiero so- 
bór trydencki wydał polecenie utrzymy- 
wania przy kościołach ksiąg do zapisywa- 
nia zaślubionych, oraz świadków, miejsca 
i czasu ślubu. Te-to księgi, oraz inne 
o chrzcie i śmierci paraf jan, metrykami 
zwane, dotąd się przy kościołach przecho- 
wują i w braku aktów stanu cjrwilnego 
bywają w sądach powagi urzędowej. 
Wraz z kodeksem cywilnym francuskim, 
przez dekret króla saskiego, a księcia war- 
szawskiego z dnia 27 stycznia 1808 r. do 
nas wprowadzonym i od d. 1 maja 1808 r. 
obowiązującym, zaprowadzone zostały w 
kraju naszym, na wzór francuskich, akta 
stanu cywilnego, a utrzymywanie ksiąg po- 
wierzono proboszczom, z poleceniem, aby 
wprzód akt spisywali, a potem dopełniali o • 
brządku religijnego. Tak było do 13 czei-w- 
cal825 r., t. j. do czasu wydania pierwszej 
księgi Kodeksu cywilnego dla Królestwa, 
który akta stanu cywilnego złączył z me- 
trykami kościelnemi stanowiąc, aby wprzód 
dopełniano obrządku religijnego, a po nim 
akt spisywano. Do spisywania aktów stanu 
cywilnego dla wyznaftniechi*ześcijańskich 
wyznaczeni zostali od r. 1825 burmistrze. 
Akta spisują się oryginalnie w dwuch eg- 
zemplarzach, z których jeden składa się 
do arcliiwum hypotecznego właściwego są- 
du pokoju i zowie się duplikatem, a drugi, 
unikatem zwany, zostaje w miejscu. Na 
duplikat przygotowuje się jedna księga na 
cały rok, podzielona na 3 części, t. j. na 
akta urodzonych, zaślubionych i zmar- 
łych. Na unikat zaś były 3 księgi, w któ- 
re się akta wpisywały dopóty, dopóki' 
się każda nie zapisała. Z ostatnim dniem 
każdego roku były te księgi zamknięte 



Digitized by 



Google 



34 



AKTA ZIEMSKIE — AKTYKOWANIE. 



protokółem utrzymującego akta, potem 
sprawdzane przez dziekana (dla innych wy- 
■znaA — przez podsędka lub burmistrza), któ- 
ry zaświadcza o zgodności obudwuch eg- 
zemplarzy, lub notuje szczegółowo napot- 
kane nieporządki. Ś wi adkamiprzy spisywa- 
niu aktówpowinni być mężczyźni, pełnolet- 
ni i krajowcy. Na wypadek, gdyby księgi 
spaliły się, prokurator królewski przy try- 
bunale cywilnym obowiązany był wezwać 
wójta gminy i proboszcza, aby każdy za- 
wiadomił strony o potrzebie sporządzenia 
aktów brakujących na zasadzie zeznań, 
świadków. Taksę opłat za czynności urzę- 
dnika stanu cywilnego ustanowił Fryde- 
ryk August, król saski, książę warszawski 
d. 23 lut. 1809 r. Kary za uchybienia prze- 
ciw obowiązkom wymierzał na urzędnika 
stanu cywilnego trybunał cywilny lub pro- 
kurator królewski. Szczegółowe przepisy 
o aktach i urzędnikach stanu cywilnego 
zebrane zostały w książce pod tytułem: 
O Aktach Stanu Cywilnego. Pis- 
mo z polecenia j. w. rad. taj. P. 
Muchanowa — dla użytku osób, 
utrzymujących akta stanu cywil- 
nego ułożone. Warszawa 1858 roku. 
Gdy w grudniu 1867 r. Komitet Urzą- 
dzający w Król. Polsk. na posiedze- 
niu 218-m w artyk. 1454 polecił urzędni- 
kom stanu cyw. od d. 1 stycznia 1868 r. 
użycie języka rosyjskiego, przetłómaczo- 
no i wydano wspomnioną książkę po ro- 
syjsku. 

Akta ziemskie. W dziełku pośmiertnem 
ks. Franciszka Jezierskiego, wydanem f. 
1791 p. n. Niektóre wyrazy porząd- 
kiem abecadła zebrane, znajdujemy 
o aktach, że są to: „dzieła (ludzi) partyku- 
larnych, którzy w Kancelarj ach piszą mię- 
dzy sobą umowy, obowiązki i kontrakty 
różne; składy takich papierów nazywają 
się Akta Ziemskie. Nabyte więc ma- 
'jętności są w ręku dziedziców, a zapisy 
tych dziedzictw są w Aktach między mo- 
lami". (Ob. Księgi wieczyste). 



Aktorowie. Ksiądz Franciszek Jezier- 
ski, za czasów Stanisława Augusta, tak pi- 
sze o aktorach: „Są to sprawcy widoku 
bawiącego, zdumiewającego, rozrzewnia- 
jącego lub przerażającego bojażnią. Akto- 
rowie są dwojacy: działający sami przez 
się widok, albo podrzeżniający nie naślado- 
waniem, ale udawaniem, widok istotnie nie- 
gdyś przytrafiony. Wszystkie przjrpadki, o- 
kropne okrucieństwa w historjach wspomi- 
nane,były w momencie swojego wydarzenia 
widokiem istotnym; też dzieła powtarzane 
na teatrze, w tragedjach i naśladowane 
podrzeżnianiem, robią czucia w sercach 
przytomnych i zastanawiają uwagę z tą 
różnością, że aktorowie widoku są kome- 
djanci, nie ma zaś pewniejszego posągu 
dla przysłużenia się prawdzie, jak kiedy 
ludzie powtarzają przypadki po ludziach. 
Cały świat jest widokiem godnym dla sie- 
bie samego; społeczeństwa narodów za- 
wsze wyprą wuja widoki w swoich dzie- 
łach. Cnoty i niecnoty zajmują żądania 
serc ludzkich. Pokój, wojny, sprzymierze- 
nia, handle, miłości, nienawiści, wesela, 
pogrzeby — ustawiczne w^idoki, których je- 
dni są aktorami dla drugich. Niezwy- 
czajność zaś postępków najbardziej zasta- 
nawia powszechność i tak: Francja czy- 
niąc nowy rząd i Polska póprawując rząd 
stary, zastanawia oczy całego świata. 
Francja i Polska są dziś najpierwszemi 
Aktorkami, pierwsza odprawiła Tragedją, 
druga do Komedyi przystępuje". 

Aktykowanie, aktykacja. Po zawar- 
ciu umowy między stronami, jeżeli która 
z nich chciała mieć ją prawomocniej szą. 
udawała się do kancelaryi grodzkiej lub 
ziemskiej i składając pismo oryginalne, ka- 
zała takowe do ksiąg zapisać. Grody mia- 
ły jurysdykcję bonae volu7itatis^t,y mogły 
przyjmować wszelkie akta, ale te, o ile do- 
tyczyły dóbr ziemskich, winny były być 
w ciągu roku i niedziel sześciu przeniesio- 
ne do właściwego ziemstwa. Takie prze- 
niesienie zwano obiatą, a samo wpisanie 



Digitized by 



Google 



AKWAMANILLA — ALBERTUS. 



35 



przeniesionego aktu do ksiąg ziemskich — 
aktykacją i aktykowaniem, od for- 
muły protokólowej ad acticandum. Akty- 
kacją różniła się temodroboracyi, że przy 
pierwszej całe pismo kopjowano do akt, 
a przy drugiej na przedstawionym orygi- 
nale poświadczano, że był w kancelaryi 
prezentowany i że uczyniono o tem w księ- 
dze wzmiankę. 

Akwamanilla, jak sama nazwa wskazu- 
je, naczynie do wody i rąk. W wiekach 
średnich tak nazywano misy miedziane 
lub bronzowe, użjrwane przeważnie po ko- 
ściołach przez kapłanów do umywania rąk 
przy mszy św. Bywały one niekiedy ema- 
Ijowane i rysowane, a zwykle ozdobione 
wytłaczanemi figurami z historyi świętej 
lub świeckiej, floresami i napisami, zwła- 
szcza na otoku dna. G-dy w kościołach 
wyszły z użycia, przechowywały się naj- 
częściej wśród mosiężnych naczyń domo- 
wych u Żydów polskich. 

Akwawita, z łac. aqua vitae, tak na- 
zwana że przedłużać miała życie, wynale- 
ziona w XIV w. w Niemczech (p. Gr o r z a ł- 
k a). Bratkowski w końcu XVII w. pisze: 

Jak gościa przywita, 

Zaraz na stole piwo, akwawita. 

Alabanda lub Albalant, herb wyo- 
brażający w polu czarnem lub ciemnem 
księżyc w nowiu, rogami skierowany do 
góry, a na nim głowa końska, na hełmie 
zaś 3 lub 5 piór strusich. 

Alakant, alkant, alikant, wino hi- 
szpańskie czerwone, tak nazwane od mia- 
sta hiszpańskiego Alicante (łac. Lucentum); 
zwano je także alkońskiem, było słod- 
kie i cierpkie. W uchwale o podatku czo- 
powym z r. 1588 znajdujemy: „Wina, któ- 
re morzem przychodzą: francuskie, włos- 
kie, hiszpańskie, Pinioły, Alakanty, 
Rywuły, Sęki, Madery, Ozoje, Kanary 
i inne, które gdy bo miasta, abo miastecz- 
ka przywiozą, od każdej baryły płacić ma- 
ją po gr. 24, czego Poborca i Urząd miej- 
s)sxjideliter doj zrzec będą powinni". 



Alba, z łac. albus — biały. Biała, długa, 
obszerna szata płócienna, zwana inaczej 
po łacinie Camtsia albo Tunica łalaris, ko- 
szula po kostki, którą kapłan, do odpra- 
wiania mszy Św. wychodzący, jako ubiór 
liturgiczny pod ornat przywdziewa. Bi- 
skupi i kapłani w krajach południowych 
nosih ją nawet po za kościołem. Alba 
przypominać ma ową białą szatę, jaką był 
Chrystus od Heroda odziany, a zatem czy- 
stość i niewinność, która być powinna głó- 
wną ozdobą prawdziwych sług Chrystuso- 
wych zawsze, a nadewszystko gdy przy- 
stępują do ołtarza. „Ubiel mnie Panie — 
mówi kapłan, wdziewając alb^ — i oczyść 
serce moje". Dziś alba, wyłącznie w ko- 
ścielnych obrzędach, służy za ubranie bi- 
skupom, kapłanom, djakonom i subdjako- 
nom; powinna być lniana, biała, na zakoń- 
czeniu u dołu może mieć koronki, hafty 
lub inne ozdoby, które jednak, jako części 
dodatkowe, nie powinny nigdy być więk- 
sze niż płótno, część główną ubioru stano- • 
wiące. Niewolno też pod koronki podkła- 
dać tła czerwonego. 

Albertus. Tak w wieku XVI i XVII 
nazywali Polacy żartobliwie niezgrabne- 
go mężczyznę, drągala, tchórza, ciurę, co 
odpowiadało czysto polskiej nazwie Woj- 
tas, Wojtyło. Trzy satyry wierszem dru- 
kowane p. t.: 1) Wyprawa plebańska 
Albertusa na w^ojnę (Kraków 1590), 
2) Albertus Rotmistrz i 3) Alber- 
tus z wojny, których wiele wydań wy- 
szło od r. 1596 do 1697, rozpowszechniły 
wziętość tego imienia w znaczeniu wypra- 
wionego na wojnę księżego sługi. Kiedy 
w początkach panowania Zygmunta III 
nakazano, aby duchowni i plebani z posia- 
danych giiintów dostarczali łanowego żoł- 
nierza, księża uzbrajali swoich klechów 
czyli posługaczy kościelnych i wysyłali 
na plac ciągłej wojny z Tatarami, czyli, 
jak wówczas mówiono potocznie, „na Po- 
dole". Klecha, uczący w szkółce parafjal- 
nej dzieci wiejskie abecadła, chodzący co 



Digitized by 



Google 



36 



ALCHEMJA. 



tydzień z ki'opidłem po wsi dla święcenia 
domostw i dobytku, stal się ulubioną po- 
stacią jako żołnierz w starej komedyi pol- 
skiej. Widzimy w tych krotocłiwilnych 
satyrach — powiada Chmielowski — kilka 
charakterystycznych epizodów: więc ską-' 
pego plebana, narzekającego na nowe 
prawo, które nakazywało duchownym do- 
stawiać żołnierza z dóbr ziemskich, wy- 
prawiającego swego 'klechę, Albertusa, 
dla uczynienia temu prawu zadość. Alber- 
tus dowodzi rotą żaków, ma chorągiew, 
na której namalowana beczka i kufel. Ru- 
makowi jego już w Przemyślu ogon urżnię- 
to; ponieważ nie mógł na nim „dwu mil 
za dwa dni ujechać", przeto, dla ulżenia 
mu ciężaru, szedł Albertus pieszo obok, 
kopją się wspierając, lecz i to nie pomo- 
gło; atak był uzbrojeniem obciążony, że 
się nawet przeżegnać nie mógł. Po stra- 
cie rumaka sprzedaje rynsztunek koński 
i zbroję własną. W czasie utarczek wę- 
drował sobie Albertus gdzie „na kantorję* 
i dopóty tam pozostawał, póki wojsko nie 
spoczęło na leżach; wówczas porzuciwszy 
„kościelne nuty", zjawiał się w obozie, ży- 
wił się i przysłuchiwał pilnie, co sobie żoł- 
nierze opowiadali, ażeby mieć potem ma- 
terję do przechwałek. Gdy mu się nada- 
rzyło trafić na potulnych chłopów, wybie- 
rał od nich jaja, serki, kury; przed moc- 
niejszym zmykał i chował się w mysią ja- 
mę. Nauczył się grać w kości, śpiewać 
rozpustne piosenki, bo pobożnych, miano- 
wicie „Bogarodzic^''", już dawno w wojsku 
nie śpiewano. Pleban zgorszony maksy- 
mami, wygłaszanemi przez Albertusa i je- 
go postępkami, gdy ujrzał przy nim zra- 
bowane rzeczy, musiał użyć całej wymo- 
wy swojej, aby go skłonić do pozostania 
przy kościele i przy szkółce. „Rzeczy two- 
je — powiada do niego — zastaniesz wszy- 
stkie w miejscu: są dwie lin je, kałamarz 
z piórem, responsorje w kościele, Prover' 
bia Salomonie Katon— caluteńkie, nieru- 
szane, tylko trochę pyłem przypadły". 



I Albertus został, bo istotnego animuszu 
żołnierskiego nie miał, — podobały mu się 
tylko swawole i życie próżniacze. W kro- 
tochwilach tu streszczonych, Albertus za- 
wsze występuje w komicznej, często ka- 
rykaturalnie wykrzywionej postaci, będąc 
szyderczem uosobieniem żołnierzy nie- 
zgrabnych, tchórzliwych, jakimi byli or- 
ganiści i zakrystjanie. O Albertusie pisaf 
K. Wł. Wójcicki w „Starych gawędach 
i obrazach" (tom 3-ci w wydaniu warsz. 
z r. 1840). Znajdują się tam i dwie podo- 
bizny drzeworytów z XVI wieku: jedna 
przedstawia Albertusa wyjeżdżającego na 
wojnę, druga — powracającego z Podola. 
Barwnie skreślony artykuł p. n. „Alber- 
tus 1586 —1625** przez J. I. Kraszewskie- 
go, pomieszczony był w „Powiastkach 
i obrazach historycznych" (Wilno 1843 r.). 
J. Karłowicz przypuszcza, iż na wybór 
imienia dla głupiego i tchórzliwego boha- 
tera, wpłynąć mogły wyrazy niemieckie 
dawniejsze i nowsze: albern, alber^ niedo- 
rzeczny i Alb er tał, niedorzeczność. 

Alchemja, sztuka przeistaczania krusz- 
ców, dawniej Alchymja i Alchimja, 
wyraz złożony z przedimka arabskiego al 
i wyrazu greckiego chymeia, che?neia. Po 
arabsku nazwa tej nauki brzmi al-kmtja 
i dla tego Polacy wymawiali pierwiej al- 
chimja, zanim, pod wpływem greckiego 
chemeia^ utrwaliła się w ich języku „al- 
chemja". Chymeia po grecku oznacza 
mieszaninę i dlatego alchemja jest na- 
zwą dawnej chemii, t. j. nauki średnio- 
wiecznej, której celem było wynalezienie 
sztuki przemiany kruszców nieszlachet- 
nych w szlachetne, a przedewszystkiem 
sztuki robienia złota. Żadnej umiejętno- 
ści nie poświęcali się ludzie w wiekach śre- 
dnich z taką gorliwością, żadna nie była 
powodem tylu badań, szperań i sporów, 
ile alchemja. A choć nie wynaleźli tego 
czego wynaleść nie mogli, to jednak che- 
mja winna swój początek alchemikom 
i wiele odkryć metalurgicznych również 



Digitized by 



Google 



ALEKSANDROWICZ — ALELUJA. 



37 



im zawdzięczano. Grdy klasztory średnio- 
"wieczne były nie tylko domami modlitwy, 
ale także siedliskami prac naukowych 
i ogniskami kultury i oświaty, rzecz pro- 
-sta, że i alchemją zatrudniali się niektórzy 
zakonnicy. W Polsce do wieku XVn wy- 
rabiali oni podobno najlepszy proch strzel- 
niczy, a Długosz przechował nam wiado- 
mość, że w r. 1403 wybuchł w klasztorze 
o. o. dominikanów krakowskich pożar, 
podczas gdy kilku zakonników zajmowa- 
no się alchemją. Gdy współczesny Zyg- 
muntowi III elektor saski Chrystjam uwię- 
ził alchemika Sethona, który utrzymywał, 
że posiada sztukę robienia złota i dręczył 
go torturami, aby wymódz wyjawienie ta- 
jemnicy, polak Michał Sędziwój (urodzony 
^v Sączu r. 1566) uwiózł Sethona z więzie- 
nia do Krakowa r. 1604, gdzie ten, wycień- 
czony torturami saskiemi, wkrótce umarł. 
Sędziwój żądał od Sethona przed śmiercią 
wyjawienia sekretu, lecz ten okazał się 
głuchym na jego prośby. Darował tylko 
Sędziwojowi uncję proszku, mającą 5,000 
uncyj ołowiu przemienić na złoto. Sędzi- 
wój wdowę Sethona pojąwszy za małżon- 
kę, aby z nią resztkę kamienia mądrości 
Setonowej odziedziczył, zaczął prowadzić 
życie zbytkowne. Zygmunt III, usłyszaw- 
szy o alchemiku, zawezwał go na zamek 
krakowski, gdzie, jak świadczy sekretarz 
Maryi Gronzagi, przemienił Sędziwój kil- 
kakrotnie ołów w złoto. Cesarz Rudolf 
zawezwał go do Pragi, a otrzymawszy niec- 
ce cudownego proszku od Sędziwoja, wła- 
snoręcznie to samo uskutecznił. Na pa- 
miątkę tego kazał cesarz w owej sali, 
gdzie zrobiono mniemane złoto, umieścić 
tablice z napisem: Faciat koc guispiam ali- 
ans, cuodfectł Sendwogtus Polonus, W Wir- 
tembergii Sędziwój czas niejaki gościł na 
dworze elektora, wraz ze sługą swym Ja- 
nem Bodowskim, przyjmowany z najwię- 
kszymi honorami przez kurfirsta, który 
otoczył go przepychem, sadzał obok sie- 
bie jak udzielnego i równego sobie książę- 



cia, aż nakoniec fałszywy adept Miihlen- 
fels, zazdrosny sławy i przyjęcia Sędziwo- 
ja,* schwytał go potajemnie i odebrawszy 
mu proszek jaki znalazł, osadził w lochu. 
Ponieważ żona Sędziwoja przypisywała 
uwięzienie męża Fryderykowi wirtember- 
skiemu, udała się przeto o ratunek do Zy- 
gmunta m i cesarza Rudolfa, którzy ostre 
noty elektorowi posłali. Gdy wyśledzono 
miejsce uwięzienia Sędziwoja, został ten- 
że uwolniony, a elektor rozkazał Miihlen- 
felsa (r. 1607) powiesić na szubienicy, trzy 
razy wyższej niż zwykła i fałszy wem zło- 
tem pozłacanej, z całą paradą, z jaką wów- 
czas przestępnych alchemików wieszano. 
Sędziwój, obdartj^ ze swego skarbu, przez 
18 lat później prowadził żywot nieznanJ^ 
zapewne szukając na drodze badań utra- 
conego cudownego kamienia. Mniszech 
wojewoda* sandomierski i Mikołaj Wolski 
dawali mu pieniądze na doświadczenia, 
które atoli były płonnemi. Alchemik nasz 
stał się prostym szarlatanem, jakich i dzi- 
siaj nie brakuje. Przemieniał niby w złoto 
pojedyncze monety, które pozłacał złotem, 
rozpuszczonem w merkurjaszu. Wydaw- 
szy Traktat natury Sethona, później 
Traktat o siarce, umarł r. 1646 star- 
cem 80-letiiim w Krakowie. Współcześnie . 
z Sędziwojem trudnił się alchemją Hiero- 
nim Moskorzewski. Krasicki w Satyrach 
(wydanych r. 1779) pisze: 

Franciszek przcdtym pieniacz, teraz alchemista, 
Dmucha coraz na węgle, przy piecyku siedzi, 
Zagęszcza i rozwilża, przerzadza i codzi; 
Peln? proszków chemicznych szafy i stoliki, 
Wszędzie torty, retorty, banie, alembiki. 

Aleksandrowicz, herb rodziny litew- 
skiej Aleksandrowiczów, wyobrażający 
dwie kosy, ostrzami do siebie obrócone, 
a przez środek dwie szpady niemieckie. 

Aleluja, alleluja, haleluja, przy- 
śpiew w pieśniach wielkanocnych, wzięty 
^ języka hebrajskiego, w którym halelu- 
Jah znaczy dosłownie: „chwalcie Boga!" 
Gdy na Wielkanoc ksiądz w czasie mszy 



Digitized by 



Google 



38 



A L E M A N I. 



pierwszy raz alleluja zaśpiewał, wszy- 
scy obecni, uściskiem ręki, ukłonem głowy 
i cichym głosem winszowali sobie „weso- 
łego alleluja"; podobnież spotykając się na 
ulicach i w domu. W liturgii alleluja 
znaczy pochwalny okrzyk radości, w unie- 
sieniu religijnem wydany. Izraelici psalm 
z tym oki*zykiem śpiewali przy obchodzie 
dorocznej pamiątki baranka wielkanocne- 
go; stąd i u nas, na znak radości ze Zmar- 
twychwstania Pańskiego, alleluja się 



posiada piękną pieśń Alleluja, napisa- 
ną przez M. Reja, z nutami, które są utwo- 
rem Wacława Szamotulskiego. Pod na- 
zwą Alleluja wychodził w Warszawie 
rocznik religijny r. 1840 — 1843, pod re- 
dakcją Adama Rogalskiego. Dołączamy 
tu piękną starodawną polską melodję Al- 
le luj a, udzieloną do niniejszej Encyklo- 
pedji ze zbiorów badacza muzyki staropol- 
skiej Aleksandra Polińskiego. 

Alemani, herb rodziny tego nazwiska. 



Sopran. 
Alt. 



Tenor. 
Bas. 



Moderato. 
Al - 



GRABDALE. 
I (Alleluja per aBnum.) (a 



le - lu 



O. O. Gorczyc ki. urn. 178* r. 



li ■ J 


, i rl 


1 1 


=^ 


r*~" 


=i^-= 


1 " 




-ł— S— 





=f=^ 


J 1 


p 

Al - 


r r 

le - lu 


- j». 






f 

• la ■ 


\ 

r 

m 


al - 

t\ - 

4= 


- le 
-le 


-r- 

- In 

- lu - 


> 


al - 
al - 




a) Z ręk^pia* uwjdttj%o«Ko aic w nmch sbioneh. Na ealoM lago rękopin aUada «łf : Bora to coc I i (doC^ ą^ p^ 
nictaaae) na 4 rloay. i gradnie iuai^M«. 

Staropolskie Alleluja, utwói niegdyś Gorczyckiego. 



powtarza. Niegdyś zamiast dzwonem, 
zwoływali się na modlitwę zakonnicy śpie- 
wem alleluja. Kościół zatrzymał ten 
wyraz hebrajski w liturgii, podobnie jak 
greckie Kyrie eleison, dla pokazania, 
że jeden jest kościół, powstały najpierw 
z Hebreów, a potem z Greków, nakoniec 
z Łacinników. W Polsce cały lud śpiewał 
zawsze w kościele alleluja na Wielka- 
noc, przejmując się uczuciem najwyższej 
radości religijnej. — Piśmiennictwo polskie 



przyniesiony do Polski przez Włocha Do- 
minika x\lIemaniego, który otrzymał indy- 
gienat od Zygmunta Augusta w r. 1566 
i był stolnikiem lubelskim i starostą no- 
womiejskim. Tarcza tego herbu, na czte- 
ry części podzielona, przedstawia na lewej 
połowie w górnej kwaterze dwie kule dzia- 
łowe, a w dolnej jedną. Na hełmie panna 
z laurowym wieńcem na głowie, z jedną 
ręką podniesioną w górę, takiż wieniec 
trzymającą. 



Digitized by 



Google 



ALEMBIK — ALJENACJA. 



39 



Alsmbik, w polskiej łacinie kuchennej 
alembicus, pochodzi z połączenia przedim- 
ka arabskiego al z wyrazem greckim am- 
biks i oznacza naczynie miedziane, które 
jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku 
znajdowało się w każdym dworze szlache- 
ckim, służąc gospodyniom do oczyszcza- 
nia gorzałki, a niekiedy i innych płynów. 
Alembik składał się z trzech części: kotła, 
czapki i dwuch rur. W kocioł, postawiony 
na ognisku i przykryty czapką miedzianą, 
nalewała się ciecz, przeznaczona do dysty- 
lacyi, która następowała przez parowanie 
do czapki i skraplanie się w rurach, idą- 
cych z czapki pochyło na dół przez na- 
czynie z zimną wodą. Z* rur tych kapał 
płyn już oczyszczony do podstawionego 
pod ich dolne końce zbiornika. Wódka 
w ten sposób oczyszczona zwana była 
alembikówką i służyła na nalewki i do 
zapraw rozmaitych. 

Alherunt, włókno, tkanina z szychu, 
inaczej nędzą zwana. Instruktarz cel- 
ny, zatwierdzony na sejmie r. 1650, po- 
stanawia od sztuki alheruntu alias nę- 
dzy bogatej, szerokiej, cła złoty jeden, od 
nędzy wąskiej gr. 15, od sztuki nędzy 
ubogiej gr. 6. 

Aligierować, znaczyło przymieszaó 
kruszcu jednego do drugiego. Rzeczyń- 
ski w broszurze swojej „Złotnik od złota** 
(r. 1629) pisze: „Srebro domowej roboty 
aligierują na 7 łótów fajnzylbru ósmy łót 
miedzi.** 

Alimenta, z łac. alimcnłum, żywność, 
oznaczają wszystko, co jest koniecznem 
do należytego utrzymania życia człowie- 
ka, zatem: pokarm, odzież, mieszkanie 
i t. d. Biskupi obowiązani byli klerykom 
ubogim, których bez kanonicznego tytułu 
wyświęcih, dostarczyć alimenta dopóki 
beneficjum nie otrzymają. Opaci i prze- 
łożeni klasztorów obowiązani byli dostar- 
czać alimenta swoim zakonnikom. Ozna- 
czenie alimentów żonie prawnie rozsepa- 
rowanej z mężem, lub w procesie o sepa- 



rację będącej, należało do sądów świeckich, 
lubo pierwotnie prawo kanoniczne rozsą- 
dzało sprawy małżeńskie nie tylko co do 
związku, ale i względem oznaczenia ali- 
mentów. 

AIJenacJa, z łac. alienare, odmienić, 
odwrócić. W języku prawniczym tak się 
nazywa akt, przez który właściciel pozby- 
wa się rzeczy do niego należącej, a posia- 
daczem jej staje się kto inny. Aljenacją 
może być zarówno sprzedaż, jak zamiana, 
zastaw, wydzierżawienie i darowizna, a nie 
może nią być tylko przeniesienie własności 
przez spadek, zarówno testamentowy, jak 
beztestamentowy. Aljenacją własności 
kościelnej była prawem kanonicznem 
wzbroniona, ale prawo to nie bywało ści- 
śle wykonywane, bo same synody czyniły 
niektóre wyjątki, na dawnym zwyczaju 
oparte. Już Fihp, legat papieski, na sy- 
nodzie w Budzie r. 1274, wydał dla Polski 
i Węgier zakaz oddawania w zastaw rze- 
czy kościelnych, pozwalając tego jedynie 
w razie potrzeby, za zezwoleniem biskupa 
i paraf jan. Mikołaj Trąba toż samo po- 
wtórzył w swych statutach synodalnych, 
a Jan Wężyk objął tą ustawą i administra- 
torów w czasie wakującego biskupstwa, 
gdyby na to nie mieU zezwolenia większo- 
ści kapituły. Jan Łaski na synodzie czwar- 
tym piotrkowskim (r. 1520) wydał statut, 
że jeżeli kto dobra, kielichy, lub inne rze- 
czy kościelne bez zezwolenia władzy dye- 
cezjalnej aljenuje, ma być przez biskupa 
ukarany pozbawieniem beneficjum, które 
pokrzywdził i poty pozostawać będzie pod 
klątwą, póki nie wróci rzeczy aljenowanej. 
Łaski na wspomnionym synodzie wymógł, 
iż wszyscy opaci odstąpiU swych przywi- 
lejów, dobrowolnie poddając się rygorowi 
tej ustawy. Ponowił ją Bernard Macie- 
jowski, obejmując temiż karami darowi- 
zny, zastawy, sprzedaż i kupno dóbr ko- 
ścielnych ruchomych, sprzętów, krzyżów, 
kielichów i t. p. Wszystko to powtórzył 
ostatni synod prowincjonalny warszawski 



Digitized by 



Google 



40 



ALKIERMES.— ALKOWA. 



r. 1643. Nie przestrzegali jednak ściśle bi- 
skupi tych ustaw, mianowicie co do wła- 
sności nieruchomej; krakowscy zwłaszcza 
byli tak hojni w erygowaniu i uposażaniu 
klasztorów, altaryj, prebend, iż znaczną 
część dóbr stołu biskupiego na to wysza- 
fowali. 

Alkiermes. Wyraz ten pochodzi z arab- 
skiego, a oznacza gatunek robaczków czer- 
wonych, do których i czerwiec polski 
należy. Taką jednak nazwę nosiło lekar- 
stwo, powszechnie używane w Europie 
i' Polsce przez wiek XVI. Syrenjusz po- 
daje, że w skład alkiermesu wchodzi: 
surowy jedwab, farbowany w poczwar- 
kach świeżego czerwca, sok z jabłek, wód- 
ka różana, cukier, drzewo rajskie, cyna- 
mon, ambra, kamień lazurowy, tłuczone 
perły urjańskie, złoto bite i moschus. We- 
dług Syrenjusza, alkiermes miał być bar- 
dzo skuteczny: lękliwemu sercu, drżeniu 
serca, mdłości serdecznej, szaleństwu, me- 
lancholji. Miał być pomocny i konającym, 
których ^jakoby od śmierci wskrzesza" — 
dodaje Syrenjusz. Słynął w Polsce alkier- 
mes lubelski. Orjentalista Muchliński po- 
daje, że po arabsku al-kyrmyz zowie się 
owad, którego ukłucie sprawuje na liściach 
pewnego gatunku dębu narost, noszący 
tęż samą nazwę co owad i służący do wy- 
robu farby szkarłatnej. Od tego wyrazu, 
zdaniem Muchlińskiego, pochodzi k a r m a- 
zyn, karmazynowy. Yzx\iZ. kiermes 
wchodzi też i do likieru, który u nas zo- 
wie się alkiermesem, skąd i wódka 
alkiermesówka isyrop alkierme- 
sowy. 

Alkierz, alkierzy k, z niemieckiego Erker^ 
izdebka, pokoik mały ustronny boczny, 
gabinecik. — Józ. Ossoliński w XVin 
wieku pisze: „Gospodarskie budynki po- 
spolicie w sobie zamykają: izbę,alkierz 
i komorę," a Krasicki w Panu pod- 
s t o 1 i m : „Pokoje gościnne z garderoba- 
mi, po dawnemu alkierze." Zwano pier- 
wotnie alkierzy kam i izdebki na wie- 



życach, wykusze czyli balkony i ganki, 
osłonięte wypustki, narożniki; Leopolita 
np. pisze: „Zbudował na ścianie kościelnej 
alkierzyki albo ganki wokoło" (1561 r.). 
W kościele wiskim nad Narwią znajdowa- 
ła się z czasów Anny Jagiellonki loża bal- 
konowa w podobnym rodzaju. W później- 
szych czasach, gdy potrzeba wygodniej- 
szego pomieszczenia wzrastała, alkierzeni 
nazywano pokój mniejszy, zajmowany 
przeważnie przez kobiety. Dziś po dwor- 
kach szlacheckich i mieszczańskich alkierz 
jest to izdebka sypialna za pierwszą więk- 
szą izbą położona. 

Alkowa, alkówka, alkoba. Pierwotnie 

z wyrazu arabskiego alkob-bat, namiot sy- 
pialny łub al-kubba, sklepienie t.j. izdebka 
sklepiona, powstał hiszpański wyraz alco- 
ba, a z hiszpańskiego francuski alcovc. Tą 
drogą dostała się do Polski, prawdopodo- 
bnie w wieku XVI, nazwa, oznaczająca 
odgrodzenie w izbie, lub w alkierzu za izbą, 
na łoże małżeńskie lub dwa łoża obojga 
gospodarstwa. We dworach polskich by- 
ła to jakby framuga, nisza sypialna, prze- 
groda zawsze bez okna, osłoniona oponą, 
firankami lub drewnianom przepierze- 
niem po bokach. Mylnie jedna z encyklo- 
pedyj polskich, 
w artykule o al- 
kierzu, powiada, 
że zamożniejsze 
domy gospodar- 
skie składały feię 
z izby głównej, 
komory czyU sy- 
pialni i alkowy, 
służącej za pokój 
kobiecy i dziecin- 
ny. Alkowa, nie Alkowa niegdyś we dworze 
majączwykle ok- złotoryjskim. 

na, nie mogła być pokojem kobiecym, a do- 
my tak ubogie, że komora służyła w nich 
za sypialnię, nie miały nigdy alkowy, t^ 
zaś, w których były alkowy, nie miały 
już znowu komór, ale spiżarnie, apteczki, 



r 


o POKÓJ 




1 — 


. 


n 


^ SYPIALNY 

< 




' POKÓJ 




BAWIALNV 


— 


■ 





Digitized by 



Google 



ALLODJAI-XY. — ALTERNATA. 



41 



lamusy i t. d. Niegdyś w domu rodziców 
piszącego, zbudowanym w polowie XVIII 
wieku, była zwykła alkowa w pokoju ich 
sypialnym, której planik, celem dokła- 
dniejszego objaśnienia wyrazu, tu dołą- 
czamy. 

Aliodjainy, dziedziczny. Mówiono: al lo- 
djalne dobro, lub allodj alne do- 
bra, dla odróżnienia od lennych. Jest to 
'wyraz pochodzenia giermańskiego, złożo- 
ny z all — wszystek \ ot — własność, do- 
bra, zatem oznaczający własność zupełną 
w przeciwstawieniu do lennictwa. 

Alluvio, przymulenie. T. Czacki nazy- 
wa to przysypiskiem, Ostrowski — przy se- 
pem, odsepem i odsepiskiem, gdy bystra 
rzeka utworzy przy jednym z brzegów 
kawał nowego lądu, co zwłaszcza nad Wi- 
słą jest powszedniem zjawiskiem. O po- 
dobnem przybyciu —accessiofie^ czyli przy- 
sporzeniu własności działaniem siły wyż- 
szej, dawne prawa polskie mało stanowią; 
przyjęta bowiem zasada, że brzegi rzeki 
aż do jej połowy należą do własności tych, 
których grunta do rzeki dotykają, rozstrzy- 
gała do kogo należy przysypisko, alliivio, 

Alma mater, dosłownie znaczy po łaci- 
nie: orzeźwiająca czyli żywiąca matka, t. j. 
karmicielka; stąd u Rzymian Alma juater 
była przydomkiem Cerery, jako bogini 
zbóż, karmicielki ludów. W wiekach śre- 
dnich wychowańcy uniwersytetów i aka- 
demij tytuł ten zaczęli nadawać tym naj- 
poważniejszym zakładom naukowym, któ- 
re były dla nich źródłami pokarmu ducho- 
wego. W Polsce podobny tytuł należał 
się najstarszej Akademii krakowskiej. 

Almarja, Almarka, Olmarja, rodzaj sza- 
fy, służącej do przechowania cenniejszych 
przedmiotów. Starowolski mówi o dwo- 
rze cesarza tureckiego: „Klejnoty w cudo- 
wnych almarja eh rozłożone..." „Kra- 
mniki mające wokoło olmarje w sobie. " 
Po łacinie armarium znaczy szafa, od ^r;//^, 
broń; więc początkowo była to szafa docho- 
wania broni. Wyraz ten przejęli i Wę- 



grzy, w których języku almariom znaczy 
skrzynia. 

Almuzja, był to kożuszek popieliczy z ka- 
pturem w w. XVI. Wspomina go Kromer. 

AIsikiecza, z węgierskiego alsó kcczel, 
pewien rodzaj spódnicy niewieściej, a mo- 
że i gatunek sukna, na ten ubiór używa- 
nego. W Yolitmijiach leg, znajdujemy 
ustanowione w r. 16o() cło po gr. Sod ^wa- 
lensa prostego na pachołka .Alsikieczy, 
także od gdańskich walensów, olenderskich 
i r^^skich.** 

AIszbant, alcbant, halcbant, rodzaj na- 
szyjnika, noszonego przez bogatsze nie- 
wiasty w wieku XVI i X\T[. Piotr Zby- 
litowski w ,,Przyganie wymyślnym stro- 
jom białogłowskim" powiada: ^Na szyi 
alszbant także z dyamentów drogich. * 
Rej pisze w Zwierzyńcu: — ^ Kosztowne owe 
alcbanty," a w Wizerunku: — ^Na szyi łań- 
cuszek z alszbancikiem." Otwinowski: — 
„Przez szyję wisiał jej halcbant kamieńmi 
sadzony.** Radziwiłł widział „halsbanty 
na szyjach wielbłądów." 

Altarja, od łac. altare, ołtarz, znaczy 
fundusz albo zapis na utrzj-manie ołtarza 
lub kaplicy w kościele. Stąd alłarzysła, 
kapłan przy pewnym ołtarzu, z funduszu 
na tenże ołtarz przeznaczonego opłacany. 
Tak nazywano wogóle kapłana, dodanego 
do pomocy plebanowi; niektórzy zwali go 
ałtarzystą lub ołtarzystą\ 

Altembas lub ałtembas, z tureckiego 
altiui—TXo\.o i ^rc— płótno, nazwa materyi 
jedwabnej tureckiej, grubo przetykanej 
złotem, odpowiadającej francuskiemu bro- 
card, używanej w Polsce na ubiory uro-^ 
czyste męskie, żeńskie i kościelne. Mię- 
dzy altembasem i złotogłowiem ta była 
różnica, że w altembasie osnowa jedwabna 
a wątek złoty, w złotogłowiu zaś wątek 
jedwabny a osnowa złota. O altem])asie 
wspomina Stryjkowski w X\'I wieku i yo- 
liimina legttm, 4, 81. 

Alternata. Jeżeli pomiędzy dwiema wła* 
dzami, dwoma senatorami lub urzędnikami, 



Digitized by 



Google 



42 



ALUMNAT. 



mniej więcej równymi sobie w godności, 
powstał spór, kto z porządku starszeństwa 
lub miejscowości jest upoważniony do wy- 
pełnienia jakiej czynności, a prawa po- 
przednio na to nie było, natenczas, aby na 
przyszłość uniknąć podobnych zatargów, 
zwykle na sejmach stanowiono, iż strony 
sporne, bez względu na starszeństwo, jak- 
by we wszystkiem sobie równe, będą ko- 
lejno na przemian pierwsze miejsce zaj- 
mowały i czynności swoje wykonywały. 
To właśnie prawo kolejności, zapewnione 



Alumnat. Od słowa łacińskiego alum- 
nare — żywić, wychowywać, alumnus —■ 
wychowaniec, nazywano w Polsce Alum- 
natami zakłady, w których uczniowie, 
alumni, otrzymywali bezpłatnie, kosztem 
biskupów, z funduszów kościelnych łub 
z zapisów prywatnych — stół, mieszkanie 
i naukę. Pierwotnie biskupi obowiązani 
byli z dziesięcin młodzież, przygotowują- 
cą się do stanu duchownego, nakładem ko- 
ścioła katedralnego żywić i wychowywać. 
Kościół podawał w ten sposób rękę lu- 




Widok Alumnatu w Tykocinie. 



obu stronom, nazywano w dawnej Polsce 
alternatą. Historja nasza przedstawia 
znaczną liczbę podobnych alternat. Były 
np. altematy sejmów, gdzie się odbywać 
miały: w koronie czy Litwie; była alter- 
natą senatorów, wojewody poznańskiego 
z krakowskim, biskupa poznańskiego z wi- 
leńskim, warmińskiego z łuckim i wielu 
innych. Gdy jeszcze w klasztorach pol- 
skich bywało dużo zakonników cudzoziem- 
ców, była i alternatą, żeby raz Polacy, 
a drugi raz Xiemcy opatami byli obierani. 



dziom ubogim, a szukającym nauki i po- 
święcenia się dla bliźnich. Nazwę Alum- 
natu nosi dotąd dom przytułku dla inwa- 
lidów, istniejący od czasów Władysława 
IV w Tykocinie na Podlasiu. Założył go 
starosta tykociński, Ki^zysztof Wiesiołow- 
ski, marszałek nadw. litewski, zapisując 
na ten cel dobra swoje Dolistowo (o 5 mil 
od Tykocina odległe). Sejm z r. 1633, za- 
twierdzając ten zapis, wyraził się: ^żeby 
pomienione dobra, ani całkiem, ani w czę- 
ści, na żadną inszą rzecz obrócone nie by- 



Digitized by 



Google 



A L W A H. 



43 



ły, waiTijemy". W kilka lat później, Wie- 
siołowski przepisał ustawę dla swojej 
zacnej fandacyi, w której otrzymywało 
oddzielne mieszkania i po złp. ówczesnych 
200 na rok 12-tu żołnierzy, ^dobrze w oj- 
czyźnie zasłużonych, katolików, szlachet- 
nie urodzonych, skaleczonych w bitwie za 
Rzeczpospolitą, albo przez starość osłabio- 
nych", niemających sposobu do życia. Po 
śmierci Wiesiołowskiego, Władysław IV 
w r. 1638 ustawę powyższą w zupełności 



znawcę Emanuela Alvarez'a. Urodzony r. 
1526 na wyspie Maderze, uczył się w Liz- 
bonie i Koimbrze, umarł r. 1585 w Lizbo- 
nie czy też Eworze, gdzie był rektorem 
kolegium. Imię jego nabrało rozgłosu 
wszechświatowego przez gramatykę, któ- 
rą p. n. De insŁiłułione grammałica wy- 
dał po raz pierwszy w Lizbonie in gtiaric 
r. 1572, a którą przyjęto we wszystkich 
prawie szkołach jezuickich na świecie, a 
więc i w Polsce. Dziś przedstawia ona wie- 




Gramatyka łacińska zwana Alwarcm. 



zatwierdził, oddając należne pochwały 
szlachetnemu obywatelowi i wzmiankując 
o wymurowanym przez niego znacznym 
nakładem Alumnacie. Gmach ten istnieje 
dotąd, mieszcząc w sobie zwykle l(>-tu in- 
walidów, otrzymujących mieszkanie, opał 
i po 200 złp. rocznej pensyi. Jest to jeden 
ze starszych w Europie przytułków dla 
zasłużonych żołnierzy. 

Alwar, tak zwano powszechnie w Pol- 
sce gramatykę łacińską, napisaną przez 
uczonego portugalskiego, jezuitę i języko- 



le wad, ale miała i zalety i wywołała wie- 
le sporów z antagonistami zakonu. Gra- 
matyka ta poraź pierwszy wytłoczoną zo- 
stała na ziemiach polskich w Poznaniu r. 
1577, zatem w lat 5 po najwcześniejszem 
wydaniu lizbońskiem. Po raz ostatni wy- 
szła w Petersburgu r. 1840. U nas pijarzy 
zastąpili ją swoją gramatyką, odrzuca- 
jąc dawny sposób uczenia pamięciowego, 
ale inne zakony, np. reformaci, używały 
jej w swoich szkołach jeszcze na początku 
XIX stulecia. W wierszu z r. 1769 czytamy: 



Digitized by 



Google 



44 



AMADEJ — AMBIT. 



Sama tylko z alwara nabyta łacina 
Nie uczyni dobrego dla ojczyzny syna. 

Wydań wszystkich tej gramatyki zli- 
czyć dziś niepodobna, bo niekiedy w jed- 
nym roku po kilka edycyj w jednem miej- 
scu wychodziło, a w ręku żaków, uczących 
się na pamięć całej grubej książki, pozo- 
stawały z niej niebawem tylko strzępy. 
Najczęściej przedrukowywano Alwara w 
Poznaniu, Wilnie, Kahszu i Połocku. 
Ostatnie wydanie połockie wyszło r. 1819. 
Estreicher zna 15 wydań wileńskich*, 12 
kaliskich. Dołączona tu podobizna przed- 
stawia jedno z pierwszych i rzadszych wy- 
dań poznańskich z r. 1586, będące obecnie 
własnością bibljoteki uniwersytetu w War- 
szawie, a egzemplarz tem osobliwy, że do- 
brze zachowany. 

Amadejfherb: na tarczy czerwonej orzeł 
biały bez ogona, z podniesionemi w górę 
skrzydłami, zwrócony głową w lewo, w 
dziobie trzyma pierścień złoty, na hełmie 
w koronie pięć piór strusich. Pochodzenie 
herbu ma być węgierskie. Był on rodzin- 
nym Amadeja (Amadeusza), paladyna wę- 
gierskiego, w którego domu znalazł go- 
ścinę i pomoc Władysław Łokietek, wy- 
gnany z Polski przez Czechów, służących 
Wacławowi. Łokietek przywrócony potem 
na tron, wywdzięczając się Amadejowi, 
nadał jego synom dobra: Mzurów, Suskra- 
jowice, Wałowo, Włostów i t. d., a potom- 
kowie ich wzięli nazwiska Mzurowskich, 
Suskrajewskich, Walewskich i Włostow- 
skich, lecz już w XVI wieku, jak twierdzi 
Paprocki, wygaśli lub przeszli do innych 
herbów. 

Amarykować (z łac. amams — gorzki), 
gorzko narzekać, utyskiwać, biadać, uskar- 
żać się, żalić się na kogo. 

Amarantowa barwa czyli maść, kolor, 
jest to ciemna czerwień, przechodząca w 
barwę fjoletową, zwana inaczej szarłatem, 
szkarłatem. 

Amazonka, ubiór kobiecy do konnej ja- 
zdy, składający się z kurtki męskiej i spód- 



nicy zapinanej, — używana za czasów Po- 
niatowskiego do jeżdżenia konno i do po- 
dróży, lub w zimie dla ciepła. Księżna Sa- 
pieżyna w Teofilpolu —powiada Łuk. Go- 
łębiowski — innego prawie w podeszlej- 
szym wieku nie znała ubioru. 

Ambaje (z łac. ambages — mary), uroje- 
nia, przywidzenia, bałamuctwa, androny. 
Fr. Zabłocki pisze: „Śmieszne sobie w gło- 
wie uprządłeś ambaje". 

Ambar, i m b a r. W wielu stronach da- 
wnej Polski, a zwłaszcza na Rusi, tak na- 
zywano spichrz, skład. Wyraz ten pocho- 
dzi z perskiego, w którym ambar znaczy 
stodołę, spichrz, skład okrętowy i przez 
Turcję przeszedł do wielu języków euro- 
pejskich. Stąd w Wilnie część ulicy Wiel- 
kiej naz3rvva się I mb ary; były tam zape- 
wne niegdyś jakieś składy towarów. 

Ambit (z łac. ambitus^ okrążenie, ob- 
wód i ambirc^ okrążyć, otoczyć), używana 
dawniej nazwa krużganku czyli przykry- 
tego korytarza, przylegającego do zewnę- 
trznych ścian budynku i okalającego ten- 
że. Ambit— powiada E. Diehl— w zna- 
czeniu konstrukcyjriem jest przedsionkiem 
(atrium), ze względu zaś używalności — 
korytarzem zewnętrznym, dozwalającym 
na obejście i wejście do budynku ze stro- 
ny pożądanej. Będąc miejscem przechadz- 
ki i rozmyślań zakonników klasztornych, 
schroniskiem dla pielgrzymów, służąc \vTe- 
szcie za drogę do procesyj, ambit posia- 
dał wszelkie cechy obszernego przedsion- 
ka kościelnego. Obrazy treści religijnej 
lub z historyi klasztoru, portrety dostoj- 
ników zakonnych i dobrodziejów, wi-eszcie 
stacje krzyżowe, były zmykłą ozdobą am- 
bitów klasztornych. Komuż nieznany jest 
ambit partero^^y gotycki, otaczający doko- 
ła dziedziniec bibljoteki jagiellońskiej pi*zy 
ul. Św. Anny, lub wspaniały kilkopiętro- 
wy w dziedzińcu zamkowym na Wawelu, 
WTeszcie zbudowany w naszych czasach 
w stylu odpowiednim gotyckim po obu bo- 
kach starożytnych Sukiennic. 



Digitized by 



Google 



A M BON A. 



45 



Ambona, po łac. atnho lub ambon^ z gr. 
ambon^ miejsce wywyższone, pagórek, 
po polsku dobrze się zowie kazalnicą, 



lowaniem. Do ciekawszych ambon w ko- 
ściołach dawnej Polski należy t. zw. am- 
bona turecka w kościele dominikańskim 




Kazalnica żelazna y^ kościele św. Krzyża w Warszawie. 




od kazań, prawionych na niej do zebrane- 
go ludu. Umieszczona zwykle przy boku 
głównej nawy kościoła, z wejściem po sto- 
pniach, ozdobiona rzeźbą, złoceniami i ma- 



Kazalnica w kościele panien wizytek 
w Warszawie. 

W Kamieńcu podolskim, zbudowana przez 
Turków, gdy ci, władając przez lat 27 (od 
r. 1672 do 1699) twierdzą podolską, kościół 
ten na meczet mahometański zamienili. 



Digitized by 



Google 



4() 



AMBRAN — AMINEK. 



W Warszawie kościół ś\v. Ea*zyźa posiada 
pięknej roboty ambonę żelazną, którą wy- 
kuł własnoręcznie Michał Teter w r. 1698, 
t. j. w epoce wykończenia tej świątyni. 
Kościół panien wizytek, wzniesiony także 



telność), napój, pokarm bogów, dający nie- 
śmiertelność, skąd Polacy zapach rozkosz- 
ny nazywali ambrozjowym, a noc uroczą 
nocą ambrozjową. 

Amernice, nazwa pewnego gatunku 



na Krakowskiem Przedmieściu, ale już i ryb, w dawnej kuchni polskiej używa 



za panowania Augusta III Sasa przyo- 
zdobiony został amboną niezwykłej kon- 
strukcyi, bo przedstawiającą front łodzi 



nych. 

Amfiteatr, budowla murowana lub dre- 
wniana z ławkami do siedzenia, piętrowo 



piotrowej z kotwicą u dołu i żaglem n gó- i wzniesionemi, otaczająca widownię (are- 
ry nad głową mówiącego kaznodziei. Już | nę), a przeznaczona dla widzów. Grecy nie 



w wiekach średnich znane były kazalnice 
praenośne, najczęściej zewnątrz kościołów, 




Kazalnica w Kamieńcu podolt^kim 

dla większej liczby słuchaczów urządzane. 
Taką kazalnicę widzimy przy kościele św. 
Salwatora na Zwierzyńcu przy Krakowie. 
^Spaść z ambony" — znaczy mieć ogłoszo- 
ną przez księdza, w niedzielę po kazaniu, 
zapowiedź, Jest także stare przysłowie: 
„Ni do ambony, ni do żony**, t. j. do ni- 
czego. 

Ambran, bułka duża z szafranem, ze- 
wnątrz miodem polewana, którą Ormja- 
nie na stypach pogrzebowych przyjacio- 
łom i ubogim rozsyłali. 

Ambrozja (z grec. ambrosta^ nieśmier- 



znali amfiteatrów, dopiero Rzymianie po- 
częli je budować najpierw z drzewa, a 
potem murowane, 
zwykle w kształcie 
elipsy. Najwięk- 
szym amfiteatrem 
na świecie było tak 
zwane colossciim w 
Rzymie, które mo- 
gło pomieścić 80 ty- 
sięcy widzów. W 
Warszawie wybu- 
dował król Stani- 
sław August w ogro- 
dzie Łazienkow- 
skim niewielki am- 
fiteatr, ze sceną na 
wyspie, dla przed- 
stawień teatralnych 
i baletowych.— Re- 
produkowana tu (na 
str. 47) bardzo rzad- 
ka rycina (ze zbiorów .p. Mat j asa Ber sona) 
przedstawia „amfiteatr** warszawski, zbu- 
dowany w końcu XVin wieku na rogu 
ulic Brackiej i Chmielnej (dziś Jft 27). Był 
to właściwie cyrk, który przetrwał do po- 
łowy XIX wieku, nazywany powszechnie 
w mowie potocznej warszawian s ze zwal- 
nia, a to z powodu, że pierwotnie przed- 
stawiano tu nieraz szczucie niedźwiedzi 
zgrają brytanów. 

Aminek, nazwa rośUny, utworzona z jej 
nazwy łacińskiej ammi, ammium, przez 
upodobnienie do swojskTego wyrazu kmi- 



Digitized by 



Google 



AMPUŁKA — AMULET. 



47 



nek. Dawniej aminek, podaminek by- I wydanej r. 1781 p. n.; „Zbiór potrze- 

Ava2 używany jako przyprawa kuchenna, | bnycli wiadomości^, pisze pod wyra- 

a nieraz ta nazwa służyła i dla kminku. ] zem Ampulla: „Naczynie u Rzymian w 

Ampułka (z łac. ampulla^ flaszka pęka- ! łaźniach, najpospoliciej zlewano w nie oli- 

ta z dwoma uszkami, bańka). Małe na- wę, którą się smarowali. W obrządkach 




Dawny Amfiteatr na rogu ul. Brackiej i Chmielnej w Warszawie. 



czyńko szklane lub metalowe, używane po 
kościołach do olejów świętych. Dwa takie 
naczyńka, zwykle jednakowego kształtu, 
używane są przy mszy św. do wina i wo- 
dy, które wlewają się z nich do kielicha. 
Ignacy Krasicki w swojej encyklopedyi, 



kościelnych to nazwisko mają naczynia, 
zawierające wino i wodę do obrządku Ofia- 
ry Pańskiej". 

Amulet, z łac. amuletuni^ lekarstwo, 
które noszono na szyi od czarów, uroków 
i trucizny. Rzymianie zawieszali dzieciom 



Digitized by 



Google 



48 



ANATEMA — ANDRONY. 



bursztyn jako amulet. Polacy nazywali 
torebkę, w której noszono amulet, amel- 
k ą. Lud białoruski dotąd nazywa tak tor- 
bę pocztarską i prochownicę. Jak Polacy 
wzięli amulet z łaciny, tak Łacinnicy z 
arabskiego wyrazu hainalet^ który ozna- 
cza rzecz zawieszoną. Wiarę w amulety 
napotykamy u wszystkich prawie ludów 
kuli ziemskiej. Najdawniejsze znane są 
amulety egipskie w postaci chrząszcza, 
skarabeusa. Przeciwko napastowaniom 
złych duchów bronili się Grecy starożytni 
także zapomocą amuletów, które odwra- 
cały uroczne spojrzenia. Rzymianie mieli 
oddzielnego boga czarów, deus fascinus. 
Rozmaitym czynnościom przypisywano 
też siłę magiczną, osobliwie splunięciu. 
Używane też były pewne ^^yr^zy jako 
amulety, przedewszystkiem zaś tak zwa- 
ne litery efeskie, kiedyś na posągu 
Djany w Efezie napisane. Arabowie i Per- 
sowie nazywają też amulety talizmana- 
mi, wziąwszy tę nazwę z Indyj, gdzie 
amulet zowie się tali. Pomiędzy amuletem 
i talizmanem ta jednak ma istnieć na 
Wschodzie różnica, że napisy amuletowe 
są zwykle na papierze i noszone są przez 
mężczyzn, w talizmanach zaś — na kamie- 
niu i noszone przez kobiety. Nieprzyjacie- 
le chiystjanizmu chcą w nim także upa- 
trywać użycie amuletów, ale twierdzenie 
to jest fałszywam. Chrześcijańskie znaki: 
krzyż, baranek, gołębica, palma i t. p. są 
tylko symbolami zmysłowymi, dla przy- 
pomnienia wiernym najważniejszych fak- 
tów ich wiary. Kościół w^y stępo wał suro- 
we) przeciwko wierzeniom zabobonnym po- 
ganizmu, ale ciemnota, tradycja i namięt- 
ności ludzkie przechowały wiarę w amu- 
lety do dni naszych. 

Anatema (z grec), klątwa kościelna. 
Skarga mówi w kazaniu: „Kacerze sądził 
i anatematyzow^al^. 

Ancuta, herb. Na tarczy w polu błęki- 
tnem strzała złota, skierowana w górę; 
obok strzały z prawej strony złota gwiaz- 



da, z lewej— księżyc złoty w nowiu, roga- 
mi zwrócony ku strzale. Nad t£a*czą bez 
hełmu zwykła korona szlachecka. Witold 
wielki książę litewski herb ten wraz z do- 
brami miał nadać za waleczność w r. 139^ 
Leonowi Ancucie. 

Ancyz, taniec (ob. A n giez). 

Anderson, herb z indygienatu. Na tai"- 
czy w w polu błękitnem czerwona krokieis^y 
stropem zwrócona w górę; po nad nią ^v 
prawym i lewym rogu tarczy, dwa złote 
krzyże równoramienne, a pod krokwią, 
pośrodku takiż krzyż trzeci. W koronio 
szlacheckiej nad hełmem trzy strusie pió- 
ra. Herb ten wraz z indygienatem nada- 
ny został w r.. 1683 przybyłemu z Anglii 
w służbę polską kapitanowi Piotrowi Be- 
nedyktowi Andersonowi. 

Andrault de Buy, herb polski z indygie- 
natu. Na tarczy owalnej bez hełmu i ko- 
rony, podzielonej pionowo na dwie poło- 
wy, w polu prawem, czerwonem, pół bia- 
łego orła, z koroną królewską na głowie, 
trzymającego prawą łapą złoty snopek zbo- 
ża. Lewa połowa tarczy przedzielona jest 
poziomo na dwie równe części, z których 
górna, błękitna, mieści w sobie trzy złote 
gwiazdy, ułożone w trójkąt, a dolna, czer- 
wona — trzy srebrne rzeki, na których uko- 
śnie położony jest błękitny pas z trzema 
na nim złotemi liljami. W r. 1658 Franci- 
szek Andrault de Buy, z pochodzenia Fran- 
cuz, generał niemiecki, służący w Polsco 
na żołdzie Rzplitej, otrzymał od Jana Ka- 
zimierza indygienat polski z tym herbem. 
Od tego Andraulfa wywodzą się na Lit- 
wie niektórzy Antonowiczowie, osiedli tam 
r. 1670. 

Androny, brednie, głupstwa. Wyraz, 
pojawiający się u pisarzy polskich w wie- 
ku XVII, ale jaki jego początek — nape- 
wno niewiadomo. W dawnej Grecyiandro?^ 
oznaczało w domu mieszkanie mężczyzn; 
po łacinie aiidro^i znaczy zaułek, przejście 
między dwiema ścianami. Słusznie więc 
przypiiszcza Karłowicz, że zapewne zna- 



Digitized by 



Google 



ANDRUT — ANGLEZ. 



49 



czenie zaułków, zakrętów, ciasnych kory- 
tarzy, przeniesiono na oznaczenie prawio- 
nych bredni i bajania bez sensu. Biskup 
Krasiński, w dziele swojem o synonimach, 
przypuszcza znowu, że androny wzięły 
początek od nazwiska Andronika, którego 
dziełko Ad opłimałes polonos admonitio^ 
wjT-dane w XVI wieku, z powodu ostrej 
a niemiłej prawdy, zaczęto nazywać an- 
dronami. Nam się zdaje, że wyraz an- 
drony mógł być już używany w mowie 
potocznej przed Andronikiem i tylko zo- 
stał do niego zastosowany przez jego prze- 
ciwników. 

Andrut, a n d r o t, znany już powszech- 
nie u nas w wieku XVIII gatunek ciasta 
opłatkowego, które w formach żelaznych, 
umyślnie do tego zrobionych, pieką i poda- 
ją na leguminę. Andrutnik, androt- 
nik zwał się piekarz andrutów, jak rów- 
nież i owa forma żelazna do ich pieczenia. 
Andruty bywały zawsze koliste, cienkie, 
wypiekane z najdelikatniejszej mąki pszen- 
nej, przy dodaniu małej ilości jaj. Na le- 
guminę, zakończającą obiad lub sutszą 
wieczerzę, zwłaszcza przy gościach, poda- 
wano andruty do zimnej śmietany. 

Andziar, handziar, z tureckiego: pu- 
ginał, noszony zwykle przez Turków za 
pasem, po arabsku chandter, 

Angarja, perangarja, angary. Po- 
winność dostarczania podwód panujące- 
mu, t. j. obowiązek przewożenia jego lu- 
dzi i wszelkich ruchomości. "Wyraz an- 
garja w takiem znaczeniu używany już 
był w prawie rzymskiem i w kapitularzach 
Karola Wielkiego; żródłosłów więc jego 
jest bardzo stary. W sanskrycie angiras 
znaczy duch, poseł bóstwa, a w języku 
staroperskim aggaros, podług Herodota 
iKsenofonta, znaczy „konny posłaniec" 
królów perskich, stąd po grecku aggareja \ 
nazywaJta się służba pocztowa i zbliżone- | 
go brzmienia był aggelos, posłaniec; po tu- I 
recku ankarije^ przymus, gwałt, pańszczy- ' 
zna. Polacy używali powszechnie wyrazu j 

Encyklope<lja staropolska. 



angarja w znaczeniu pod wody, idącej 
wielkim gościńcem i perangarja — w 
znaczeniu podwody, wysłanej na drogę 
boczną i krótszą. W średniowiecznych dy- 
plomatach polskich panujący często uwal- 
niają ludność od angarjów iperanga- 
rjów. Marcin Bielski w swojej kronice 
powiada, że król Ludwik „jął ciężkie po- 
bory na poddanych stanowić i angarie nie- 
małe na nich wnosić". W publicystyce 
polskiej wieku XVI częste są narzekania 
szlachty na angarja królewskie i panów 
duchownych. W prawie polskiem rozu- 
miano pierwiastko wo przez angarja pod- 
wodę, później wogóle posługi czyli służby 
czasowe na rzecz panującego, np. w uni- 
wersałach poborowych Zygmunta III — 
obowiązek wożenia listów królewskich. 
Czacki nazywa angarja „wszelkiego ro- 
dzaju ucisk od panującego", w innem zaś 
miejscu powiada: „Każdy ucisk chłopa na- 
zywa się w języku prawniczym angary- 
zacją". Są to definicje bardzo ogólniko- 
we. W gwarze potocznej (i zapewne lu- 
dowej ) mówiono angary. 

Angielskie ziele, powszechnie używane 
w kuchni polskiej do potraw mięsnych, do 
ryb, marynat, do polewek (zup) i wogóle 
tam, gdzie pieprz się używa, a to dla przy- 
jemnego zapachu, bądź w całości ziam, 
bądź utarte na proszek. Jest ono owocem 
drzewa, rosnącego w Ameryce i noszącego 
dziś botaniczną nazwę Eugenia Pimenta^ 
a u Lineusza — Myrtus Pimenta, 

Anglez, pierwotny kontredans, taniec 
angielskiego pochodzenia o melodyi weso- 
łej, rytmie żywym w ^/^ lub ^s? P^ francu- 
sku zwany anglaise^ po angielsku country- 
dance, po polsku pierwej zwany a n c y- 
zem. W wieku XVni pył popularnym 
tańcem w całej Europie, więc i w Polsce, 
lubo u nas, jako modna naleciałość, tań- 
czony był tylko po salonach, ale do dwor- 
ków i zaścianków nie przeszedł. W angle- 
zach tanecznica — pisze Łuk. Gołębiow- 
ski — unikając jak młoda łania gonią- 



Digitized by 



Google 



50 



ANIMUSZ — ANIWERSARZ. 



cego ją tanecznika, wraca, oddala się, 
znika i znowu powraca. Mawiano, że do 
angleza tak wartkim być potrzeba, żeby 
się na ostrzu śpilki wykręcić. 

Animusz, od wyiazówłac. animus^ ani- 
mose, w starej polszczyżnie oznaczał: śmia- 
łość ducha, odwagę i dzielność, jak rów- 
nież temperament szczodry i pański. Gwa- 
gnin powiada, że „Lech był serca wielkie- 
go, animuszu wspaniałego", Bolesław zaś 
od wysokiego animuszu „Śmiałym" na- 
zwany. Wac. Voioc\óivr/ovtalifates mó- 
wi, że „mały wzrostem animuszu nasta- 
wia". Starzy Polacy mawiali: 1) Nie masz 
bardziej nie do pary, jako wielki animusz, 
a mała intrata. 2) Zła tam rada, gdzie ani- 
musz pański, a błazeńska intrata. 

Anioł Pańsici. Modlitwa do Najśw. Pan- 
ny, tak nazwann, bo się zaczyna od słów 
„Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi." 
Przed wiekiem XIV był zwyczaj odgło- 
sem dzwonu kościelnego wzywać do ga- 
szenia ognia i światła wieczorem, aby dać 
spoczynek ciężko pracującym i przeszko- 
dzić pohulankom rozpustników i kosterów. 
Papież Jan XXn, bullą z d. 7 maja 1327 
r., zarządził odmawianie na głos dzwonu 3 
razy modlitwę ^Zdrowaś Marja". Kto do- 
dał zdania wtrącone między zdrowaśki — 
niewiadomo; dosyć, że pierwotnie odma- 
wiano raz na dzień wieczorem, następnie 
zaprowadzono trzykrotne, t. j. rano, w po- 
łudnie i wieczór, dzwonienie z wezwaniem 
wiernych do tej modlitwy. Papieże tę mo- 
dlitwę uprzywilejowali różnymi odpusta- 
mi. Liturgiści o modlitwie tej piszący, cy- 
tują odpust zupełny w godzinę śmierci, na- 
dany przez Klemensa X odmawiającym 
regularnie Anioł Pański, i że te odpu- 
sty mogą być za dusze zmarłych ofiarowa- 
ne. Jako o koniecznym dla odpustów po 
tej modlitwie trzykrotnym dodatku: Wie- 
czny odpoczynek etc., mówi ^r<!?7^^? pa- 
pieskie z daty 15 lipca 1864 r., dla dyece- 
zyj polskich wydane. Przepisy o dzwo- 
nieniu i modlitwie tej dla Polaków wyda- 



ły synody: prowincjonalny w Gnieźnie r. 
1621 i dyecezjalny w Poznaniu r. 1720. 
Rzewne i pobożne rodzą się w duszy uczu- 
cia, gdy w wiejskiem zaciszu, zaraz po za- 
chodzie słońca, słyszeć się daje odgłos 
dzwonu na Anioł Pański, płynący z ro- 
są po gajach i łąkach, zwłaszcza gdy w 
końcu dzwonnik, sercem większego dzwo- 
nu, uderza dziewięć razy z przerwami na 
pamiątkę bitwy morderczej z Turkami pod 
Warną 1444 i za odpoczynek wieczny po- 
ległego w niej kwiatu rycerstwa pol- 
skiego. 

AniwePSarz, rocznica, z łac. annwersa- 
rius (annus vertere)-coTOQ.7Jiy^ obchód pe- 
wnej rocznicy, nabożeństwo w rocznicę 
np. śmierci czyjej. Takie aniwersarze czę- 
sto na wieczyste czasy przy kościołach, 
zwłaszcza klasztornych fundowane były. 
Aniwersarz koronacyjny znaczył rocznicę 
koronacyi Jego Kr. Mości. Gdy Elżbieta, 
córka Władysława Łokietka, a siostra Ka- 
zimierza Wielkiego, znakomita królowa 
węgierska, wybrała się do Rzymu, aby od- 
wiedzić stolicę Św. Piotra, tak niegdyś 
przyjazną jej ojcu, przyjęli ją Rzymianie 
i kolegjum papieskie z nadzwyczajną so- 
lennością, w oznakę zaś wdzięczności za jej 
kosztowne dary, którymi opatrzyła przy- 
bytki świętych, ustanowili kardynałowie 
na cześć tej królewskiej pielgrzymki co- 
roczną uroczy stość pod nazwą „aniwersarz 
królowej". Już starożytni obchodzili ro- 
cznice śmierci znaczniejszych ludzi, czy- 
niąc ofiary na grobach. W kościele kato- 
lickim obchody za zmarłych, pod nazwą 
aniwersarzów, do dziś dnia są w używa- 
niu, a z obchodami tymi w bezpośrednim 
pozostaje związku zwyczaj ludowy wy- 
prawiania t. zw. „obiadów żałobnych" w 
wieczór dnia zadusznego. Lud w zwycza- 
ju tym naśladował szlachtę, która uroczy- 
ście obchodziła rocznicę zgonu swych ro- 
dziców i krewnych, modląc się za ich du- 
szę i darząc jałmużną ubogich. Dostatniej- 
si zalecali testamentem, iżby ich spadko- 



Digitized by 



Google 



ANKIER — ANNATY. 



51 



biercy odprawiali corocznie żałobne na- 
bożeństwa w rocznicę ich śmierci i w tym 
celu czynili zapisy na kościoły, klasztory 
i szpitale. Po odjęciu tych dóbr i zapisów 
z posiadania duchowieŹLstwa, nabożeństwa 
te doroczne żałobne ustawały, bo biskupi 
zwalniali pod pewnymi warunkami ducho- 
wnych od tych obowiązków, skoro zapis 
moc swoją utracił. 

Ankier lub ankra, z niem. Anker-ko- 
twica, po polsku kotew, kotwa, szyna że- 
lazna, służąca do związania z sobą części 
budowli, zwłaszcza murowanych, narażo- 
nych na odrfalenie się od siebie, jak np. 
ściany przeciwległe sobie, lub belki dre- 
wnianej z murem. Końce ankró w opatrzo- 
ne są uchami dla zaciągnięcia zawłok 
(szplintów). Jest to zatem z w ora, spięcie 
żelazne, podobne nieco do kotwicy. — Ja- 
kubowski w Nauce artyleryi (r. 1781) 
powiada: „ Ankry robią się z długich i gru- 
bych wici, cieńszym końcem zasilają się 
w koło wiązku, a w grubszym daje się 
kluczka". Ankrami nazywano także spię- 
cia u pasów, a czasem i same pasy. We- 
spazj an Kochowski w XVII w. pisze: ^ Przy- 
kre teraz te ciasne kabaty — dobreó z wy- 
sokim ankry opasaniem były — brzuchowi, 
by największy, nic się nie przykrzyły**. — 
„Do stroju białogłowskiego dziś należą 
ankry, szarpy** — pisze współczesny Ko- 
chowskiemu Haur. — Nazwa zegarka an- 
kier (z powodu ankrowego czyli kotwico- 
wego urządzenia) pochodzi z franc. ancre. 
Sądząc z rodzaju, wyraz ankra wziętym 
jest z francuskiego, a ankier-z niemiec- 
kiego. Ankier, używany w budynkach 
drewnianych i murowanych, zwykle by- 
wa żelazny, kantowy, a stąd już w XVIII 
wieku spotykamy się z nazwą „żelaza an- 
krowego", czyli używanego na ankry, 
sprzedawanego w handlu ogólnym na cen- 
tnary. A n kr o w ać znaczyło wiązać bu- 
dynek ankrami. W sztuce fortyfikacyjnej 
ankrować wał — znaczyło: klamrować go, 
spinać, sprzęgać, zakluczkować, zjąć. Ka- 



tarzyna z Lipowca Dydyńska, w r. 1653, 
testamentem przeznacza siostrze swej Ewie 
Dąbrowskiej ankrę czarną atłasową z for- 
botem złotym, drugiej zaś siostrze Mar- 
cjannie Micho wskiej — ankrę tabinową, 
także czarną. — Od zastosowania ankra ze- 
garowego czyli wychwytu kotwicznego, 
t. j. przyrządu, zabezpieczającego prawi- 
dłowy chód zegara w mechanizmie zega- 
rowym, zaczęto zegarki takie nazywać 
ankrami. 

Annaty, z łac. an7iatae(odiannus — rok, 
annaty —jakoby roczny dochód). Pod 
tem nazwiskiem w wiekach średnich zna- 
ne były opłaty od pierwszorocznych do- 
chodów z beneficjów, dawane przez du- 
chownych stolicy apostolskiej na utrzy- 
mywanie misjonarzy ku nawracaniu po- 
gan. Annaty opłacane kuryi rzymskiej 
wynosiły około połowy dochodu z benefi- 
cjów i znane są od wieku XII, wyszły zaś 
z użycia zupełnie dopiero w wieku XVIII. 
Były dwojakie: jedne rzymskie, płacone 
od beneficjów konsystorjalnych, które tyl- 
ko stolica apostolska rozdawać mogła; 
drugie miejscowe, płacone biskupom, opa- 
tom i innym, od których kollacja benefi- 
cjum zależała. Duchowieństwo polskie, 
równie jak i innych państw, płaciło anna- 
ty od najdawniejszych czasów i dopiero 
pod panowaniem Zygmunta I zaczęto na- 
rzekać na tę opłatę, jako z kraju pieniądze 
wynoszącą, pragnąc, żeby raczej użyte zo- 
stały na obronę Rzeczypospolitej, będącej 
przedmurzem chrześcijaństwa przeciw 
Turkom. Jakoż Zygmunt I, skutkiem na- 
legań panów rady i posłów ziemskich na 
sejmach r. 1543 i 1544, wysłał do Ojca św. 
prośbę, aby zgodził się na pozostawienie 
annat na potrzeby krajowe. Taką konsty- 
tucję uchwalił sejm r. 1547, a w r. 1569 
kazał je składać w zamku rawskim (na 
Mazowszu), stanowiąc karę podwójnej za- 
płaty na nieposłusznych. Ustawy te i ka- 
ry ponowiono pod królem Stefanem r. 1576, 
a pod Zygmuntem Illr. 1607 stanęła kon- 



Digitized by 



Google 



52 



ANNUATA 



ANSZKOT. 



stytucja w tych słowach: „ Do effektu przy- 
wodząc Statut króla Zygmunta dziada 
i Zygmunta Augusta wuja naszego i Ste- 
fana, przodków naszych, konstytucje o an- 
natach uczynione, postanawiamy, aby ka- 
żdy z księży, arcybiskup i biskup, którzy 
od nas beneficja otrzymywać będą, tako- 
wą sumę, jaką do Rzymu nomine annatae 
dawają, dać był powinien: koronny do 
skarbu koronnego, litewski do skarbu Wiel. 
Ks. Lit. w rok po ekspedycyi sakry, na 
obronę Rzplitej, pod karą etc., o co insty- 
gator nasz baczyć ma pod zapłaceniem 
de suo tejże sumy, a podskarbi kor. do Ra- 
wy to wnosić będzie powinien i rachunek 
czynić z tego, a litewski na obronę tejże 
Rzplitej obracać ma" etc. 

Annuata, dochód rocznie opłacany, na- 
byty za kapitał, którego zwrotu niemożna 
było żądać. Tad. Czacki powiada: „ Annua- 
ta czyli roczny dochód tem się różni od 
czynszu odkupnego, że kapitał, którym 
kupiono annuatę, niknie i tylko ciężar pła- 
cenia annuaty zostaje". Była to więc po- 
życzka na przepadek za dożywotni procent. 
To dawanie kapitału na annuatę działo się 
w Polsce często między krewnymi; miano- 
wicie bezpotomni stryjowie, wujowie i ciot- 
ki zastrzegali sobie od pożyczonych kapi- 
tałów mały przychód w gotowiżnie, oraz 
mieszkanie ze stołem i wygodami do 
śmierci czyli alimenta. 

Annus gratiae, rok łaski. Było to urzą- 
dzenie Jana Lutka z Brzezia, który zasiadł 
na stolicy biskupstwa krakowskiego roku 
1464. Urządzenie to zwane Statutem, u- 
mieszczone później w Vol. leg. stanowi: 
gdy beneficyant umiera w pierwszych 
trzech miesiącach roku, do jego majątku 
zaliczają się dochody w Y4 części; jeżeli 
zmaii w następnych trzech miesiącach, to 
w połowie; gdy zmarł w trzecim kwartale, 
to w 74'ł ft jężeli w ostatnim, to zaliczają 
się w całości. 

Anny św. bractwo należało do szczupłej 
liczby bractw wyłącznie polskich. Sławny 



Jan Dymitr Solikowski, arcybiskup lwow- 
ski, pragnąc zachować na wieki pamięć 
cnotliwej, zasłużonej i ukochanej przez na- 
ród Anny Jagiellonki, żony Batorego, za- 
łożył r. 1578 i rozszerzał bractwo św. An- 
ny, matki Najśw. Maryi Panny, które pa- 
pież Sykstus V potwierdził r. 1579. Pierw- 
szym członkiem i opiekunem tego bractwa 
był Jan Zamojski, kanclerz i hetman wiel- 
ki koronny; później zapisjd się w jego po- 
czet i król Zygmunt III, a za ich przykła- 
dem zapisywała się licznie wyższa szlachta. 
Wtedy to, po wszystkich prawie kościo- 
łach polskich, stawiano ołtarzó i zaprowa- 
dzano bractwo św. Anny. Papież dozwolił 
członkom bractwa nosić, jako rodzaj di- 
stinctorium, medal z wyobrażeniem św. 
Anny i obok Najśw. Panny z Dzieciątkiem 
Jezus na ręku, a napisem w otoku: Sancłae 
Annae Societas, Na prośbę arcyb. Soli- 
kowskiego, powierzył Sykstus V kierunek 
bractwa 00. bernardynom w Warszawie, 
przez co wszystkie ich kościoły stały się 
filjami, a najliczniejszy i najpopularniejszy 
w Polsce ten zakon, gorliwym krzewicie- 
lem stowarzyszenia. Bractwo miało też 
książkę, w języku polskim, wydaną stara- 
niem ks. Szymona Hagenowa kanonika 
wolborskiego, która nadzwyczajnego uży- 
wała powodzenia i zapalała serca braci do 
gorących poświęceń ku swojej patronce. 
Aby duchowni mieli tę książkę w języku 
łacińskim, arcyb. Solikowski polecił jej 
tłumaczenie Janowi Myślanowi, bernardy- 
nowi we Lwowie, z czego ten wywiązał się 
dobrze. Praca jego bardzo dziś rzadka, de- 
dykowana Janowi Zamojskiemu, wyszła w 
Zamościu drukiem akademii r. 1599 pod 
tytułem: Socicłas S. Annae ^ Aviae Ma-- 
ternae Christi, Servatoris Nostri in Polo- 
nia sub Regę Stephano, et Anna Jagiełło^ 
nia Regina instituta A. D, i^yS. 

Anszkot, tkanina łokciowa z zagranicy 
sprowadzana od której instruktarz celny 
z r. 1643 cło płacić każe, wymieniając an- 
szkoty po muchajerach. 



Digitized by 



Google 



ANTAŁ — ANTYCHRYST. 



63 



Anłaba, z niem. die Handhahe, kabląk 
żelazny, lub mosiężny, stały lub ruchomy, 
przytwierdzony do drzwi, szuflad i t. d. do 
chwycenia ręką dla ich otwarcia lub wy- 
sunięcia. U strzelby, flinty, pistoletu anta- 
ba nazywa się o b ł ą k i e m. W domach za- 
możnych antaby i okładki do zamków u 
kantorków i biurek dawano srebrne lub 
z bronzu czyli mosiądzu w ogniu pozłaca- 
nego. Przy powszechnem dawniej użyciu 
skrzyń silnie okutych, do przechowywania 
cennych rzeczy, antaby z boku skrzyni 
przybite, zastępowały „ucha" i stanowiły 
ozdobę mniej lub więcej misterną. Stoso- 
wano antaby do trumien, do drzwi, bram 
i sieni, często w połączeniu z młotkiem no- 
cnym. Ozdobne, wyrabiane z bronzu, po- 
złacane i posrebrzane służyły jako „uchar" 
przy szufladach komód, w kasetkach i szaf- 
kach. 

Antał, a n t ał e k, —beczułka dębowa do 
wina lub piwa. Nazwa pochodzi niewąt- 
pliwie z węgierskiego: alłalug, atalag, alła- 
lag — ćwierćbeczek. 

Antepedjum, antependium i ante- 
p e n d j a, z łac. antę — przed i peda — sto- 
pa, lub pendo — wiszę, znaczy dosłownie: 
przednóże. Jestto zasłona, okrywająca 
dolną częśó ołtarza poniżej mensy, w Ru- 
bryce mszału nazywana pallium^ jakoby 
płaszcz ołtarza, bo w znaczeniu mistycz- 
nem ołtarz oznacza Chrystusa. Rubryka 
mszału zaleca, żeby antepedja, o ile można, 
zmieniać do koloru, a liturgiści przestrze- 
gają, aby przynajmniej antepedjum nie by- 
ło czarne przy wystawieniu. Jeżeli mensa 
ołtarza ozdobna jest kamienną rzeźbą lub 
złotem, to bez antepedjum obejść się mo- 
że. Antepedjum powinno być rozpięte na 
ramie lub blacie, niefałdowane, a zmienia 
się przed nieszporami, jeżeli całe nieszpo- 
ry, albo od ^<a5///w/2^^ o święcie jutrzejszem 
innego koloru. Materja i ozdoby rysunku, 
choć zachwalane jedwabne, srebrne, zło- 
te, zostawione jednak do możności i byle 
stosowne. Zamożne kolatorki, parafianki 



i pobożne osoby składały w darze kościo- 
łom antepedja i ornaty, często nader pra- 
cowicie, kunsztownie i artystycznie ręką 
własną wyszywane. 

Antici,herb polski z indygienatu, udzie- 
lonego r. 1768 kardynałowi Tomaszowi 
Antici, sprawującemu prywatne interesa 
Stanisława Augusta przy papieżu, a na- 
stępnie ministrowi Jego Kr. M. i RzpUtej 
w Rzymie. Na tarczy w polu błękitnem 
złoty słup, a po obu jego bokach po dwie 
złote gwiazdy jedna nad drugą. 

Antoniewicz, herb wraz ze szlachectwem 
i przydomkiem Bołoz, nadany r. 1789 
przez cesarza Józefa II rodzinie ormiań- 
skiej Antoniewiczów w Galicyi. Przedsta- 
wia na tarczy w polu srebmem gałąź ró- 
żaną z zielonemi listkami i trzema czerwo- 
nymi kwiatami róży. 

AntualftrZy Antularz, rodzaj koronek 
nicianych, szerokich, niekosztownych. By- 
ły gładkie, przewlekane, szersze i węższe, 
cieńsze i grubsze, z równym lub ząbkowym 
brzegiem. W ciągu wieku XVin służyły 
niewiastom polskim do ubrania czepków, 
przystrajania gorsów i do garnirowania su- 
kni lub wpuszczania w białe suknie pasów 
antularzowych. Pospolitsze antularze sa- 
skie i angielskie, w machinach robione i 
przecinane, nie miały właściwych brzegów. 
Francuskie, robione na klockach, więcej 
były cenione. 

Antycliry8t, z grec. Antichrisłos t. j. 
przeciw-Ohrystus, czyli przeciwnik nauki 
Chrystusowej, mający ukazać się na ziemi 
przed powtómem przyjściem Chrystusa. 
Już w Starym Zakonie spotykają się czę- 
sto przepowiednie o potężnym a złośliwym 
przeciwniku Boga, mającym wystąpić z 
nim do walki przed samem nadejściem Me- 
sjasza. Ezechjel przepowiada przyjście 
Goga z ziemi Magog, który będzie walczył 
z Panem. Daniel wróżył nadejście lepszych 
czasów dla narodu wybranego, ale dopie- 
ro po przebyciu strasznych prześladowań 
od wrogów. Za czasów Kaliguli, w pierw- 



Digitized by 



Google 



54 



ANTYFONA — ANIOŁ PAŃSKI. 



szym wieku po Chrystusie, ciężkie było 
prześladowanie wiary żydowskiej, więc o 
tym cesarzu myślano wówczas, że jest 
owym przepowiedzianym nieprzyjacielem 
Boga. Best ją apokaliptyczną w Objawie- 
niu Św. Jana (pisanemr. 68 po Chrystusie) 
jest już Antychryst w dosłownem znacze- 
niu, pod którego postacią należy rozumieć 
Nerona, największego prześladowcę Ży- 
dów i Chrześcjan. Od wieku IX i X w 
Niemczech i Francy i Antychryst daje 
przedmiot do poematów i dziełek w pi- 
śmiennictwie tych narodów. W pieśniach 
i podaniach ludu polskiego Antychryst 
nazywany jest Ancychrystem, Jan- 
cychrystem i Jancykrystem. Pod 
Krakowem opowiadano Oskarowi Kolber- 
gowi, że przed sądnym dniem narodzi się 
syn Lucypera z 70 letniej Żydówki, który 
będzie miał nazwę Jancychrysta i przyj- 
dzie na świat z zębami, a będzie jeździł 
w rozpalonym piecu i wciągał ludzi do sie- 
bie. To podanie o rozpalonym piecu An- 
tychrysta było powszechne w narodzie, 
a narodziny jego z zębami przypominają 
opisywane przez Długosza zagadkowe wy- 
darzenie w Kiakowskiem narodzenia się 
dziecka z zębami. W Wielkopolsce jest 
podanie, że podczas bitwy pod Warną An- 
tychryst wskrzeszał ciała poległych Tur- 
ków, obracając ich twarze ku światłu księ- 
życa. W wielu okolicach lud mniema, że 
^dyby kogut zniósł jaje, to z takiego jaja 
narodziłby się Antychryst. Pieśni kan- 
tyczkowe o Antychryście przeszły do ust 
ludu i śpiewane bywają nad ciałem zmar- 
łych przy poczęstunku pogrzebowym. 
W jednej z nich, gdy świat się zepsuł i zbli- 
ża się jego koniec: 

* Wkrótce Jancykryf^t wyjedzie, 

Piec ognisty wozić będzie, 

Bodzie się Bogiem mianował, 

Będzie cuda pokazów al. 

Pokazując swoje rany, 

Zwiedzie wierne chrzęści jany^ i t. d. 
Antyfona, z grec. antifone — przeciw- 
głos, t. j. glos przeciwny, przeciwbrzmią- 



cy, vox reciproca^ gdy śpiew jednego chó- 
ru drugiemu odpowiada. W wieku VI sta- 
le przyjęły nazwę antyfon te krótkie zda- 
nia, które się odmawiają lub śpiewają przed 
psalmami, kantykami i po nich. Dzielą się 
antyf®ny na wzięte z pisma, historyi, jako 
też mieszane. Do kościoła łacińskiego wpro- 
wadził je Św. Ambroży. W nabożeństwach 
prywatnych, w godzinkach, różańcach i po 
litanjach są modły krótsze, zwane anty- 
fonami. Najpospolitszą jest antyfona, 
drukowana pod obrazkami Matki Boskiej 
Częstochowskiej, które w r. 1860 zaczęły 
rozchodzić się setkami tysięcy: „Nie racz 
pamiętać Panie na występki nasze, albo 
rodziców naszych i racz nie karać nas za 
grzechy nasze". Antyfoniarzem po 
polsku, anłiphonarium lub antiphonale po 
łacinie zwała się księga, która pierwotnie 
zamykała w sobie tylko śpiewy chóralne 
podczas mszy. Od kilku jednak wieków 
księga śpiewów mszalnych nazywa sięGrrt- 
duale^ a ze śpiewami innych nabożeństw — 
Antiphonarium, Mazurzy, przechowujący 
ściślej stare dźwięki swej gwary, początek 
wyrazu anty f ona wymawiają z dźwiękiem 
nosowym, podobnym do francuskiego en, 
an^ Kaszubowie zaś mówią „ątyfona", co 
dowodzi tylko, jak ich gwara jest rodzoną 
siostrą mazowieckiej. 

Anioł, figuruje w herbie dawnego woje- 
wództwa Nowogródzkiego. Stojący 2 mie- 
czem w prawej ręce, opuszczonym na dół, 
a w lewej trzymający pochwę, jest her- 
bem dawnego wojew. Kijowskiego. Anioł 
idący w lewo, ze skrzydłami podniesione- 
mi do góry, jest herbem miasta Sanoka. 

Anioł Pańsici. Modlitwa do N^św. Pan- 
ny tak nazwana, bo zaczynająca się od 
słów: „Anioł Pański zwiastował Pannie 
Maryi" i t. d., wzięta z przedmowy archa- 
nioła Grabrjela do Matki Boskiej, zwiastują- 
I cego poczęcie Jezusa Chrystusa. Papież Ur- 
ban II, ogłaszając na soborze w Klermon- 
cie r. 1095 wojnę krzyżową przeciw Tur- 
kom, zalecił wszystkim katolikom odma- 



Digitized by 



Google 



ANTYKAMERA— APLIKACYJNA SZKOŁA WOJSKOWA. 



55 



wiać tę modlitwę rano, w południe i wie- 
czorem po zadzwonieniu na nią w kościo- 
łach, a Jan XXII i kilkuinnycłipapieżów, 
odmawiającym tę modlitwę na klęczkach, 
nadali 100 dni odpustu. 

Antykamera, przedsionek, przedpokój. 
Monitor warszawski, wychodzący za cza- 
sów Stanisława Augusta, pisze: „Złoto te- 
raz nie tylko w pokojach świeci, już na- 
wet i do antykamer przechodzi. 

Antypasł, antypacik, z łac. anłe^ 
przed ipastus^ pasza, — przysmaczek przed 
obiadem, przedsmaczek, przedkąsek, przed- 
gryzek. Knapski w słowniku z r. 1641 
pisze: „ Antypast suchy do jedzenia, anty- 
past do picia w trunku". Hieronim Mor- 
sztyn jest autorem wydanej w Barakowie 
r. 1650 książki: „Antypasty małżeńskie, 
trzema uciesznemi historjami, jako wdzię- 
cznego smaku cukrem prawdziwej aszcze* 
rej miłości małżeńskiej zaprawione". Od 
wyrazu pasius pochodzi i pasztet. 

Apelacja, w dawnem prawie polskiem 
za Kazimierza Wielkiego znana już jest 
jako skarga, nagana na sędziego, inaczej 
zwana: odzew, ruszenie, później odwołanie 
się, mocja. Prawodawstwo piastowskie, 
wychodząc z zasady, że apelacja uczy pie- 
niactwa, przedłuża sprawę i pomnaża ko- 
szta, stanowiło, iż strona, wnosząca skar- 
gę czyli naganienie sędziego, musi mu na- 
przód zapłacić karę. Sędzia stawał wtedy 
jako zapozwany o wydanie niesprawiedli- 
wego wyroku, a dopiero gdy sprawę prze- 
grał, t. j. gdy pokazało się, że istotnie wy- 
dał wyrok niesłuszny, musiał karę zwró- 
cić stronie skarżącej i jeszcze do niej wi- 
nę „pietnadziestą** przydać, jak to naka- 
zywał statut wiślicki. Kara dawana była 
przedmiotami w naturze, przedstawiają- 
cymi wartość mniejszą lub większą, stoso- 
wnie do tego, kim był sędzia, naganiony 
przez stronę. I tak, jeżeli był tym sędzią 
kasztelan krakowski, to dostawał, podług 
prawa, od strony skarżącej jego wyrok fu- 
tro gronostajowe; kasztelanowie sando- 



mierski i lubelski— futra z popielic; sędzio- 
wie krakowski i sandomierski— futra z kun; 
sędziowie od innych kasztelanów i pod- 
sędkowie dostawali futro lisie albo srebrem 
6 skojców; podkomorzowie — 6 grzywien; 
komornicy ich — po 6 skojców. Zwyczaj 
dawania futer sędziom, zaskarżonym o zły 
wyrok, pochodził z czasów dawniejszych, 
jak to już sam Statut wiślicki wyraźnie 
powiada, t. j. wziął początek w tej dobie, 
kiedy w lesistym kraju ludzie biedniejsi 
mało miewali pieniędzy i srebra, a łatwiej 
było im o futra. W wieku XVI, po usta- 
nowieniu trybunałów stałych, nie ma już 
mowy o podobnej procedurze. Nie we 
wszystkich zresztą sprawach była apela- 
cja dopuszczalna. Nie mogła np. nastąpić, 
gdy przedmiot był res minima, t. j. małej 
wartości. Za Sobieskiego od sądów gdań- 
skich wolno się było odwoływać do aseso- 
ryi tylko wtedy, gdy sprawa przenosiła 
ówczesnych złotych tysiąc, a od sądów in- 
nego miasta— gdy przenosiła 100 złotych. 
W Litwie w r. 1761 w sądach ziemskich 
mogła iść apelacja dopiero od złotych pol- 
skich 500. 

Aplikacja, z łac appUcałio, przyłożenie 
chęci, usiłowanie, oznaczała w języku sta- 
ropolskim pilne przykładanie się do czego. 
Stanisław Leszczyński w Głosie wol- 
ność zabezpieczającym pisze: „Gdy- 
by aplikacja do talentów była dodana, le- 
dwoby się mógł który naród z naszym 
mierzyć w naukach**. 

Aplikacyjna Szkoła Wojskowa w War- 
szawie. Pisze o niej Piotr Chmielowski, 
że powstała na wzór francuskich „ecoles 
d ' apphcation " , wskutek reorganizacja 
Szkoły Artyleryi i Inżenieryi, dokonanej 
r. 1820. W d. 15 listopada zapisało się do 
niej pierwszych 16 „elewów", po więk- 
szej części ze szkoły kadetów, z pośród 
młodzieży niezamożnej, która i dalsze wy- 
kształcenie na koszt rządu pobierać chcia- 
ła. Potem wstępowali do niej i synowie 
rodzin arystokratycznych (Maurycy i To- 



Digitized by 



Google 



56 



APOFTEGMAT. 



masz Potoccy, Zamojski, Czetwertyńscy). 
Mieściła się w gmachu przy ul. Miodowej, 
położonym między Kolegjum Pijarów i 
Szkołą Artyleryi. W gmachu dwupiętro- 
wym były klasy, duża sala rysunkowa, ja- 
dalnia wspólna, mieszkanie komendanta, 
bibljoteka i sypialnie elewów, gabinet zaś 
fizyczny — w gmachu Szkoły Artyleryi. 
Na czele zarządu tej najwyższej szkoły 
wojskowej w Królestwie kongresowem stał 
jej komendant, poważny, szanowny sta- 
rzec, siwy, beznogi pułkownik Józef So- 
wiński; dyrektorem nauk był uczony i ś wia- 
towiec podpułkownik inżenierów Klemens 
Kołaczkowski; inspekcję sprawowali z po- 
czątku dwaj kapitanowie: Przedpełski i Ko- 
szucki, a w r. 1823 przybył jeszcze trzeci, 
Józef Paszkowski, znany ze swej zacno- 
ści i dobrego wpływu na młodzież. Profe- 
sorami byli wojskowi i cywilni. Fortyfi- 
kację „stałą", topograf ję i geodezję wy- 
kładał dyrektor Kołaczkowski, fortyfika- 
cję polową i geometrję wykreślną — Ko- 
riot, rodem Francuz, którego uczniowie 
„fiksatem" zwali; architekturę— Rossman, 
a potem Pancer; artylerję -.- Jaszowski, a 
od r. 1823 — Józef Paszkowski; taktykę — 
Przedpełski; religję i moralność — kapelan 
wojskowy Gutkowski, a od r. 1823 — ks. 
Rafał Skolimowski, który od założenia 
Szkoły był w niej profesorem matematy- 
ki „niezmiernie wielkiego talentu i bardzo 
dodatniego wpływu na młodzież, przykła- 
dem własnym zachęcając ją do wypełnia- 
nia obowiązków chrześcijańskich". Chemii 
uczyli kolejno: Kitajewski,N'owicki, Krzy- 
żanowski; fizyki — Skrodzki.- Język fran- 
cuski przez całe 11 lat istnienia Szkoły 
wykładał ojciec wielkiego fortepjanisty, 
;\tkołaj Chopin. Lekarzem Szkoły był dr. 
Wernery. Kurs nauk był trzyletni, a od 
r. 1828 czteroletni. Co niedziela odbywali 
elewi paradę na Saskim Placu, a od roku 
182G przepędzali wakacje w obozie. Z po- 
między wychowańców Szk. Aplik. wyszli: 
jeden z głośniejszych pisarzów naszych 



Ludwik Sztyrmer i Tomasz Potocki. Skład 
zarządu Szkoły i jej ciała naukowego po- 
dają Roczniki wojskowe Królestwa Polsk. 
od r. 1821 do 1831, a o życiu wewnętrz- 
nem ciekawe szczegóły zostawił Sztyrmer 
w rękopiśmiennych wspomnieniach, które 
zużytkował Piotr Chmielowski w Ate- 
neum. 

Apoftegmat. Po grecku apophłhegma^ 
jest to krótkie, jędrne zdanie, myśl wypo- 
wiedziana w kilku słowach przez znako- 
mitego człowieka. Ksiądz biskup warmiń- 
ski w swojej encykłopedyi p. n. Zbiór 
potrzebnych wiadomości określa ten 
wyraz: „maksyma, sentencja w krótkich 
słowach zawarta". Największą liczbę apo- 
ftegmatów zebrał pisarz grecki Plutarch, 
potem Djogenes, Laercjusz, Elian, Sto- 
beus. Z autorów powyższych zaczęto w 
wieku XV układać po łacinie, a potem w 
językach narodowych: włoskim, niemiec- 
kim, francuskim, całe zbiory apoftegma- 
tów. U nas pierwszy Roj w drugiej części 
„Zwierciadła** pomieścił znaczną liczbę 
dwu i czterowierszowych apoftegmatów 
mieszając je z epigramatami. ^Apofteg- 
mata — pisze Rej — za onych starych, po- 
ważnych a uczonych ludzi zwano słowa 
i powieści roztropne a dworskie, które by- 
wały w rozmowach ich... co potem ludzie 
uczeni powoli sobie zbierali i potomstwu 
na pamięć zostawiali, co wszędy najdzie 
i w greckim i we włoskim i w łacińskim i 
w inszych językoch. Tylko my polacy ta- 
kechmy byli w sprawach swych zadrze- 
mali, że nietylko takich powieści, ale i po- 
trzebniejszych rzeczy takechmy zaniecha- 
wali... Ja, iżem też jedna szczepa narodu 
togo zacBego... com mógł tom znosił, jako 
nieuczony do pisania swego; mądry a ba- 
czny przyjmie za dobre jako nie od uczo- 
j nego". Obrobił zaś dlatego „króciuchnemi 
j słowy** długich rzeczy rozważenie, iż „Po- 
I lak jest tęskliwy a wielki zabawca na tro- 
I pie". Po Rej u Jan Kochanowski zostawił 
\ maleńki zbiorek pisanych prozą apofte- 



Digitized by 



Google 



APOKALIPSA — APTECZKA DOMOWA. 



O^ 



gmatów. Jan Maj w swoich Kalendarzy- 
kach z lat: 1802 — 1804 pomieścił sporo 
„ Apoftegmatów dawnych Polaków**. Osta- 
tni wreszcie, Ambroży Grabowski z Hie- 
ronimeni Juszyńskim, wydali w Krakowie 
r. 1819 „Krótkie przypowieści dawnych 
Polaków czyU apophthegmata, anegdoty, 
odpowiedzi dowcipne i ucinki satyryczne, 
zdania moralne, opisy i porównania pięk- 
ne i t. p., z rzadkich dzieł i rękopisów oj- 
czystych zebrane". W książce tej o 146 
stronicach, jest kilkaset opowieści histo- ' 
rycznych i anegdot z wyrażeniami ludzi 
głośnych, a wydawca, uczony księgarz 
Ambr. Grabowski, w przedmowie do „na- 
rodowej pubUczności", wydanie zbioru te- 
go nazywa pierwszą swoją dla niej przy- 
sługą. 

Apokalipsa, po łac. apocalipsis, ze sło- 
wa greckiego, znaczącego objawienie. 
Taką nazwę nosi ostatnia z ksiąg świę- 
tych Nowego Testamentu, napisana przez 
Św. Jana apostoła i ewangielistę na wyspie 
Patmos, gdzie był na wygnaniu za ces. 
Domicjana. Apokaliptycznemi postaciami 
nazywają się postaci symboliczne na obra- 
zach lub rzeźbach w średniowiecznej sztu- 
ce chrześcijańskiej, mniej lub więcej za- 
gadkowe, podług tego, jak sam artysta 
pojął był tekst apokalipsy. 

Applaus^ aplauz (z łac. applausus — 
okrzyk, oklask), klaskanie, trzaskanie w 
dłonie, wyrażające wielką pochwałę. 

Apsyda, ob. Absyda. 

Apteczka domowa. W każdym dawnym 
dworze polskim znajdowała się osobna 
'izdebka, służąca na schowanie korzeni ku- 
chennych, przysmaków, konfitur, soków, 
wódek, likworów i lekarstw domowy cli. 
Znana gościnność Polaków i skrzętność 
dawnych gospodyń, wymagała miejsca za- 
mkniętego na pomieszczenie przysposobić- ; 
nych zapasów kuchennych, a zwierzchni- I 
ctwo patrjarchalne ziemianina nad liczną , 
czeladzią domową i gromadą wiejską, przy ; 
narodowem zamiłowaniu kobiet polskich , 



do leczenia chorych, dawało spiżarni podrę- 
cznej cechę istotnej apteczki. Było to zresz- 
tą naturalnym wynikiem dawnych potrzeb 
i stosunków, wówczas gdy po miasteczkach 
nigdzie jeszcze nie było lekarzy ani aptek, 
a do większych miast nie było kolei ani 
dróg szosowych. Znakomite panie, a na- 
wet małżonkipanujących książąt, trudniły 
się wówczas robieniem zapasów do spiżar- 
ni i apteczki domowej. Księżna Anna, sy- 
nowa Św. Jadwigi, własnoręcznie trudniła 
się co jesień smażeniem i przyprawą owo- 
ców, które następnie rozdawała ubogim, 
słabością złożonym osobom. Żony panów 
polskich i szlachty smażyły róże i inne zio- 
ła, skórki cytrynowe, pomarańczowe, zie- 
le tatarskie (tatarak) w cukrze, różne owo- 
ce w miodzie, z wiśni robiły soki, ze śliw 
powidła, przyprawiały wódki — jedne pa- 
chnące dla toalety, używając do tego szpi- 
kanardu, lewandy, róży, cyprysu, izopu, 
drugie przepędzały przez alembik dla na- 
pitku lub jako lekarstwo, dystylując je z 
cynamonu, anyżu, tataraku i ziół rozmai- 
tych. ^Apteczka dla kucharza zawsze 
otworem stać musi" — pisze Świtkowski w 
Budownictwie wiej skiem; Krasicki 
zaś wPanu Pod sto lim powiada: „Przed 
obiadem poszhśmy do apteczki, tam w nie- 
zliczonych rodzajach wódek, konfitur, przy- 
smaczków, wybrał niektóre i napił się wód- 
ki**. — „Domowa apteczka żony mojej — nie 
tylko od wódek i przysmaczków, ale i od 
lekarstw". — Aby wszystko umieć zrobić 
i podołać w zaopatrzeniu domowej aptecz- 
ki, potrzeba było wielkiej biegłości i do- 
świadczenia nielada. Gdy córki szlacheckie 
wyuczyły się togo wszystkiego od matek, 
babek i sąsiadek, jak również z książek i 
rękopiśmiennych przepisów domowych , 
szły dopiero za mąż. Czego-bo też w tej 
apteczce wiejskiej nie było: sadła przeróż- 
nych zwierząt jako lekarstwa, dryjakwie z 
gadów, kilkadziesiąt gatunków ziół suszo- 
nych, począwszy od kwiatu lipowego, ru- 
mianku i mięty, a skończywszy na rozniai- 



Digitized by 



Google 



58 



APTEKI I APTEKARZE. 



tych suszonych owocach i korzonkach. Nie 
zapominano tu o wodzie marcowej ze śnie- 
gu stopionego, która miała cerę płci pięk- 
nej przedziwnie konserwować, i o wodzie 
różanej, którą skrapiano podłogi dla aro- 
matu w pokojach. Z ogórków przyrządza- 
no także wodę do mycia twarzy. Octy 
używano tylko domowej roboty: malino- 
nowe, konwaljowe, fijołkowe, porzeczko- 
we, berberysowe i t. d. Rzeczy sypkie i su- 
che stały zwykle na policach i półkach w 
drewnianych kadłubkach; woreczki i ko- 
szyki, dla zabezpieczenia od myszy, wie- 
szano u belek, suszone grzyby wisiały wian- 
kami na kołkach; w szufladkach i pudeł- 
kach: wanilja, szafran, liść bobkowy, mu- 
szkatołowa gałka, cykata, imbier (o któ- 
rym już Kadłubek w Xni wieku wspomi- 
na), serki, gomółki, pierniki, makowniki 
(z maku i miodu), kadzidła, ryby suszone, 
orzechy leśne, larendogra, rozmaryn i ma- 
jeran do szynek, dziewanna, czarnuszka 
ogrodowa do osypywania ciast, cynamon 
(trafnie nazywany przez szlązaków skó- 
rzycą), cybeby (duże rodzenki do sosów), 
bylica suszona, olejki kupione od olejka- 
rzy, którzy roznosili je po kraju, olejki le- 
karskie i dryjakwie, jakoby wielce skutecz- 
ne przeciwko ukąszeniu żmii i wszelkim 
truciznom. Z sadel używanych do leków 
poszukiwane były: wilcze, lisie, borsucze, 
niedźwiedzie i zajęcze. W domach moż- 
niejszych apteczką zawiadywała „panna 
apteczkowa", która miała wszystko pod 
swym kluczem, szafowała wszystkiem i 
czuwała nad zaopatrzeniem we wszystko, 
chodząc nieraz sama z dziewczętami wiej- 
skiemi zbierać zioła (ob. Panna aptecz- 
kowa). W domach mniej dostatnich szaf- 
ka jedna lub druga, stanowiła właściwą 
apteczkę domową. 

Apteki i aptekarze. Z grec. apćłhcke^ 
skład, magazyn, wzięli nazwę Niemcy dla 
apteki i aptekarza (Apotheker, kupiec ko- 
rzenny), a od Niemców Polacy. Ustawa 
wszechnicy krakowskiej z 1433 r., zabra- 



niająca lekarzom wyrabiania trucizn i le- 
ków na zabicie płodu służących, daje wska- 
zówkę, że zawód lekarski i aptekarski byt 
wówczas sprawowany przez jedne i te sa- 
mo osoby. Doszłe do nas wiadomości o le- 
karzu Mikołaju, dominikaninie krakow- 
skim z r. 1278, stwierdzają ten domysł. 
Apteka polska, tak samo jak aptekarstwo 
zagraniczne, dość późno przeszła ze sfery 
kramarstwa, korzennictwa, mydlarstwa, 
cukiernictwa i wogóle cechowości, a po- 
niekąd i szarlataneryi, w dziedzinę nauko- 
wą, zachowując jednak jeszcze dłużej dro- 
bne lub większe ślady pierwotnego swe- 
go charakteru. W r. 1500 na uczt^, dawa- 
ną przez królewicza Zygmunta (I-go), za- 
kupiono od aptekarza trzy marcepany. Od 
przyrządzania kadzideł zwano często apte- 
karzy w XVI i XVII wieku a r o m a t a- 
r j u s z a m i. Podług Długosza istniały już 
apteki w Krakowie za Kazimierza Wiel- 
kiego. W r. 1833 był tam aptekarzem nie- 
jaki Conrad, około r. 1362 niejaki Grze- 
gorz, w końca XIV wieku Andrzej, Piotr 
i Włoch Krzysztof, jak to widzimy z reje- 
strów skarbowych Wł. Jagiełły (wyda- 
nych przez Al. Przeździeckiego). R. 1485 
Paw^eł aptekarz krakowski zapisał srebrny 
puhar na wielki ołtarz w kościele N. Pan- 
ny Maryi. Jeszcze przed ożenieniem się 
Zygmunta I z Boną ciągnęli do Polski ró- 
żni Włosi. Widzimy np. r. 1510 w Krako- 
wie aj)tekarza Jana Alanssio, który potem 
został nadwornym Bony. Syn jego Paweł 
był w połowie XVI wieku aptekarzem w 
Płocku, a brat jego Mikołaj otrzymał r. 
1569 szlachectwo polskie. W r. 1640 był 
w Krakowie aptekarzem Maciej Sabłow- 
I ski (zapewne Szabłowski). We Lwowie 
I istniała r. 1392 — 1400 apteka jakiegoś 
Klemensa. Pod koniec XV wieku widzimy 
aptekarzy w Wilnie. W Gdańsku od r. 
I 1403 do 1433 pięciu aptekarzy otrzymało 
I obywatelstwo tego miasta. W XV^I wieku 
spotykamy aptekarzy królewskich (czyli 
! dworskich) i prywatnych. Andzioł był apte- 



Digitized by 



Google 



APTEKI I APTEKARZE. 



59 



karzem króla Stefana Batorego, jak świad- 
czą rachunki podskarbiego Jana Firleja. 
W Bochni aptekarzem byl r. 1578 jakiś 
Marcin, w Krośnie 1692 Paweł Piotrow- 
ski. W Poznaniu były już apteki w wieku 
XV, a w XVI spotykamy nazwiska Pio- 
tra Świdry, Elżbiety Czerwonej, Benedj'^k- 
ta Kijnika. W Przemyślu był r. 1553 Sta- 
nisław Sulikowski aptekarzem Piotra Kmi- 
ty. R. 1570 w Sieradzu było trzech apte- 
karzy, a r. 1609 we Lwowie sześciu, któ- 
rzy prócz leków robili torty, marcepany, 
likiery i różne gorzałki. R. 1624 aptekarz 
lwowski Lang, za wydaną z apteki truciz- 
nę, został na gardle ukarany. R. 1583 Ste- 
fan Batory dał cyrulikowi Petersonowi 
przywilej na założenie apteki w Brześciu 
litewskim, Radziwiłł r. 1660 sprowadził 
aptekarza Hippjusza z Kurlandyi do Kiej- 
dan, a ten zobowiązał się płacić z apte- 
ki po 100 talarów rocznie dla miasta. W r. 
1523 postanowiono, że „Doktorowie lekar- 
scy każdego roku oględowaó mają apteki, 
którym wszystkie aromata pokazane byó 
mają pod utratą aptek" {J^oL leg. I, fol. 
402, rozdział: Uł docłores), W tejże spra- 
wie uchwała z r. 1570: „W Grdańsku se- 
nat z medykami prełia rerum (ceny rze- 
czy) ustanowić ma i one do druku podaó, 
a apteki wolne byó mają od wszelkiego 
czynszu". {Constił. Gedan. r. 1570, vol. II 
fol. 837, rozdział: De apothecis). Wiele za- 
konów, a zwłaszcza benedyktyni w wie- 
kach średnich trudnili się w Polsce lecze- 
niem i wyrabianiem lekarstw. Później je- 
zuici pozakładali we Lwowie, Wilnie, Sta- 
nisławowie, Przemyślu, Jarosławiu, Kro- 
śnie, Pińsku i innych miastach własne apte- 
ki, które dawały im niepoślednie intraty, 
a zwłaszcza apteka wileńska, słynna z wy- 
robu wódek. Zimorowicz i Chodynieoki 
wspominają o aptece klasztoru dominikań- 
skiego we Lwowie w r. 1559, w której się 
ukrywała przez cały miesiąc Halszka z Os- 
troga ze swoją matką, nie chcąc się oddać 
Łukaszowi Górce. We Włodzimierzu wo- 



łyńskim mieli w XVIII wieku aptekę oo. 
bazy Ij anie. W tychże czasach istniała kla- 
sztorna apteka w Sokalu. W Warszawie 
najdawniejszy ślad apteki mamy w wieku 
XV przy szpitalu Św. Ducha, w której 
wyrabiano rozmaite maści, plastry i dekok- 
ty. Za Zygmunta m najzamożniejszą apte- 
ką w Warszawie była przez jezuitów za- 
łożona i utrzymywana w ichkolegjum. 
Miasta mazowieckie były stosunkowo mniej 
zniemczone niż inne w dawnej Polsce, 
więc też nigdzie nie spotykamy tylu apte- 
karzy pochodzenia polskiego co w War- 
szawie, jak tego dowodzą następujące ich 
nazwiska z ubiegłych stuleci: Baliński, Pi- 
siński, Wojciech, Boguski, Chawłowski, 
Dembicki, Mulicza, Ludwiczek, O-rącki, 
Wojciech Zwiastka, Umiastowski, Urba- 
nowicz, Szczerbicz, Żórawik, Gnoiński, Je- 
rzykowski, Gowiński, Godala, Falkowicz, 
Drewno, Krakowiński, Kostrzewski, Wa- 
silewski, Wojciech Kustrzempski (był apte- 
karzem króla Jana ILE), Wolski, Caraba, 
Antoni Kaźmierz (1582 roku), Rosiński 
(1593 r.), Byhński (zm. przed r. 1581), 
Franciszek Ruszejewski (zm. 1607 r., bj^ł 
aptekarzem nadwornym Anny Jagiellon- 
ki), Kruczkowicz (1683 r.), Łosacki, Ossow- 
ski, Byczyński, Dąbrowski z Kobylina, 
Dąbrowicz, Andrysowicz, Bielecki, Raci- 
bor, Skalski, Jackowski. Przez cały wiek 
XVin słychać ciągle o rodzinie aptekar- 
skiej Wasilewskich. W tych też czasach 
przedstawia się znaczna liczba aptekarzy 
dworskich, aulicus tytułowanych. Niektó- 
re rody aptekarskie miały swoje przydom- 
ki, np. pod rokiem 1545 zapisany jest w ak- 
tach warszawskich Jan Pesiński (czy Pi- 
siński) „Pigułka", a później w r. 1601 — 
może syn jego lub krewny Jakób Pesiński, 
„zwany Pigułka". Na aptekach i apteka- 
rzach nie zbywało nigdy Warszawie, to 
też dziwnie wygląda świadectwo księdza 
Lamberta, misjonarza francuskiego, który 
w r. 1652 pisze z Warszawy do Francyi: 
„Polska jest jednym z najbogatszych i 



Digitized by 



Google 



60 



ARASY — ARCHANDRJA. 



najpiękniejszych krajów; niczego w niej 
nie brakuje, tylko ksiąg i aptek. Nawet 
naczyń aptekarskich nie dostanie w Pol- 
sce". Być zresztą może, iż nie było sto- 
sunkowo tyle aptek w Polsce co we Fran- 
cyi, a to dla prostej przyczyny, że w każ- 
dym dworze i dworku polskim znajdowa- 
ła się domowa apteczka, jak również w ka- 
żdym klasztorze. Bartoszewicz i Swieżaw- 
ski wspominają o aptece misjonarskiej, 
która istniała w Warszawie przez cały 
wiek XVin. Za czasów pruskich liczono 
w Warszawie aptek 20. Liczne wiadomoś- 
ci z dziejów aptekarstwa w Polsce zebrali 
i podali w Wiadomościach Farma- 
ceutycznych (od r. 1880) Ernest Swie- 
żawski i Kazimierz Wenda, a streścili to 
jednocześnie w Przeglądzie bibl.-ar- 
cheologicznym (Warszawa 1881 r.). 
Aptekarze prowincjonalni mieli zwyczaj, 
jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku, 
do wszystkich dworów w okolicy, które 
stale brały u nich lekarstwa na potrzeby 
domu i włości, przesyłać w podarku, wraz 
z powinszowaniem Nowego Roku: flaszkę 
wódki kplońskiej, pudełko trociczek i funt 
czekolady. Piszący to uprzytomnia sobie, 
wśród wspomnień z lat dziecinnych, tę 
chwilę około Nowego Roku w domu swych 
rodziców, kiedy pachołek aptekarza Gro- 
sa z Tykocina wręczał w kopercie ozdob- 
ny jaskra wem malowaniem bilet nowo- 
rock^ny i z chustki czerwonej od nosa wy- 
dobywa! czekoladę, trociczki i cienką, dłu- 
gą walcowatą flaszkę wódki kolońskiej, co 
wszystko było własną fabrykacją apteki 
i notabene, odznaczało się dobrym sma- 
kiem i zapachem, choć w czekoladzie nie 
bywało jeszcze wanilji, tylko cynamon i 
goździki. 

Arasy, ob. Gobeliny. 

Araż, herb polski. Na tarczy w polu 
czerwonem biały koń, kroczący w prawo 
i przytrzymujący lewą przednią nogą zło- 
ty buńczuk. W koronie szlacheckiej nad 
hełmem zloty półksiężyc. Herb ten otrzy- 



mała w W. Księstwie Litewskiem rodzina 
tatarska Smólskich. 

Arbiter (z lac), zwany inaczej w daw- 
nej polszczyźnie: rozjemca, rozezna- 
wca, rozprawca, jednacz, sędzia 
polubowny, pośrednik. 

Arbuz, h arbuz (po 'perska cherbuze^ 
po turecku harpuz). Gdy zalotnikowi, sta- 
rającemu się o rękę panny, chciano dać do 
zrozumienia odmowę (a zaloty odbywały 
się najczęściej pod jesień), podawano i czę- 
stowano go arbuzem. Stąd powstało wy- 
rażenie: „dostać arbuza*, czyli odprawę. 
Takie same znaczenie miała czarna polew- 
ka czyli czernina", lub wieniec z grocho- 
win, zawieszony w izbie, gdzie nocował 
konkurent. Zwyczaj podawania arbuza 
pochodzi z Rusi, gdzie u ludu młodziano- 
wi, przybywającemu ze swatem, niechętna 
dziewoja, na zakąskę po przyniesionej 
przez nich wódce, podaje nie bochen chle- 
ba, ale niby- to przez pomyłkę „harbuz". 
Aleks. Kremer powiada, że na Podolu ar- 
buz kładzie się do bryczki kawalera, któ- 
rego sobie panna nie życzy, ztąd ^harbuza 
dać", to samo znaczy co odmówić ręki. 
Krzysztof Kluk, botanik polski XVin w., 
pisze o arbuzie jako owocu: „są białe i zie- 
lone, podługowate i okrągłe, obfite na Po- 
dolu i Ukrainie". 

Arcemberski, herb polski. Na tai^czy, 
przedzielonej poziomo na dwa pola, w gór- 
nem srebmem — jeleń biegnący w prawo, 
dolne zaś zajmuje czerwono-srebma sza- 
chownica. W koronie szlacheckiej nad tar- 
czą bez hełmu trzy złote strzały, zwróco- 
ne piórami wachlarzowe w górę, a beł- 
tami w wierzchołek korony. Jan Hertz- 
berg szlachcic pomorski, pieczętujący się 
tym herbem, osiadłszy w Koronie za Zyg- 
munta III i uzyskawszy indygienat, prze- 
zwał się Arcemberskim. 

Archandrja, archandza, wyraz po- 
wstały z dwuch greckich: archi i andreia^ 
znaczących: zwierzchność i męstwo, niby 
tłum najcelniej szych mężów, orszak, rze- 



Digitized by 



Google 



.ARCHANIOŁ ~ ARCHI KONFRATERNIA LITERACKA. 



61 



sza; w znaczeniu ujemnem: gawiedź, gro- 
mada. 

Archanioł, t. j. anioł wyższego stopnia, 
jakich siedmiu wymieniają księgi duchow- 
ne. W rzeźbach i malowidłach przedsta- 
wiani bywają archaniołowie: 1) św. Michał 
z włócznią, czasem w hełmie i z tarczą, 
przebijający szatana; 2) św. Gabrjel z lilją 
w ręku, niekiedy różami uwieńczony, zwia- 
stujący N. P. Maryi; 3) św. Rafał z laską 
pielgrzyma i tykwą. 

Archidjakon, urząd i godność, powstałe 
w Kościele z początkiem IV-go wieku po 
Chrystusie. Archidjakon pierwotnie, jako 
przełożony djakonów, sprawował nadzór 
nad niższym klerem i zawiadywał mająt- 
kiem kościelnym w dyecezyi, a pomagając 
biskupowi przy sprawowaniu ważniejszych 
obowiązków jego urzędu, rychło stał się 
zastępcą biskupa w wykonywaniu jego 
praw juryzdykcyjnych. O archidjakonach 
w Polsce najdawniejszą wiadomość podał 
Gallus w swej kronice, opowiadając o poj- 
maniu przez Pomorzan (około r. 1108) ar- 
chidjakona gnieźnieńskiego. Prawdopo- 
dobnie wówczas jeszcze dyecezja gnie- 
źnieńska nie była podzielona na .okręgi ar- 
chidjakonalne, gdyż Qallus nie nadaje 
rzeczonemu archidjakonowi żadnego okre- 
ślenia, a więc sądzić należy, że miał tylko 
na myśli jedynego, jaki w tej dyecezyi się 
znajdował. O archidjakonach innych dye- 
cezyj polskich znajdujemy w drugiej po- 
łowie wieku XII liczne wzmianki, jako o 
członkach kapituł; wtedy właśnie we 
wszystkich dyecezjach zaczął się wytwa- 
rzać podział na okręgi archidjakonalne. 
Obok archidjakona krakowskiego (1166 
r.), źródła wymieniają archidjakona lubel- 
skiego (1198) i jednoczeście dwuch archi- 
djakonów w biskupstwie pomorskiem. Ar- 
chidjakonowie byli władzą wykonawczą 
biskupów, wizytowali dyecezje, reformo- 
wali obyczaje kleru nawet za pomocą cen- 
zur kościelnych, czuwali nad wykonywa- 
niem obowiązków przez duchownych, nad 



stanem majątkowym beneficjów i nad bu- 
dynkami kościelnymi. Synod sieradzki z 
r. 1233 uznaje możność zastępstwa archi- 
d jakonów tylko w razie słusznej przeszko- 
dy, a dopiero synod z r. 1285 wspomina o 
dziekanach, jako o instytucyi znanej i pra- 
widłowej. Za arcybiskupa Mikołaja Trą- 
by archidjakoni obowiązani byli wizyto- 
wać każdą paradę przynajmniej co trzy 
lata, na koszt plebanów. Ale synod wro- 
cławski z r. 1266 zabrania im brać pienią- 
dze od proboszczów na te koszta. By zaś 
liczna służba i okazały orszak nie objada- 
ły ubogich plebanów, postanowiono, aby 
archidjakon na wizycie nie więcej miał 
koni nad siedm. 

Archidjecezja, ob. Biskupstwa. 

Archikonfraternia, bractwo duchowne 
wyższego rzędu. 

Archikonfraternia literacka. Historycy 
Kościoła powiadają, że gdy św. Paweł Apo- 
stoł w podróży do Rzymu nawrócił w Mes- 
synie wielu pogan, nowi ci chrześcijanie 
dowiedziawszy się, że Matka Boska żyje 
na Wschodzie, wysłali do niej z hołdem 
kilku mężów zaufanych, których Najśw. 
Panna obdarzyła hstem, zawierającym jej 
błogosławieństwo. Na pamiątkę tego mes- 
syiiczycy zawiązali potem bractwo nazwa- 
ne Maria Liłterarum, Pod tą nazwą roz- 
powszechniły się obrazy Matki Boskiej, a 
przy nich konfraternie w Rzymie i innych 
miastach włoskich. Bractwo listu Madon- 
ny? wymagając od członków swoich zna- 
jomości sztuki pisania, przyłożyło się do 
szerzenia oświaty. Taki sam wpływ wy- 
warło w Polsce, do której zostało przenie- 
sione podobno za czasów Bony i zawiąza- 
ło się prawie przy wszystkich znaczniej- 
szych kościołach polskich. W Warszawie, 
podług badań Wajnerta, założone zostało 
w r. 1547 przy najstarszym (od r. 1819 już 
nieistniejącym), a należącym niegdyś do 
kanoników regularnych św. Augustyna 
kościele i klasztorze św. Jerzego przy ulicy 
Swiętojerskiej, z którego r. 1579 przenie- 



Digitized by 



Google 



62 



ARCHILUTNIA — ARCHIWA POLSKIE. 



sione do Św. Ducha (paulińskiego), a gdy 
ten zrabowali Szwedzi, przeniosło się r. 
1659 do kolegjaty św. Jana, gdzie r. 1669 
otrzymało kaplicę niegdyś Wolskich i Ka- 
zanowskich pod wezwaniem św. Krzyża, 
którą posiada dotąd. Członkowie tego bra- 
ctwa płci obojga, znanego pod nazwą „ Ar- 
chikonfraterni literackiej", obowiązani są 
wspierać swoich stowarzyszonych, dotknię- 
tych kalectwem, chorobą i wiekiem, dopo- 
magać ludziom moralnym i użytecznym, 
umieć czytać i pisać po polsku, opiekować 
się ubogiemi wdowami po zmarłych człon- 
kach i wychowaniem pozostałych sierot. 

Archilutnia (włos. Arcileuło lub Arci- 
liuło^ franc. Archilułh^ niem. Erzlaułe lub 
Basslatiie), narzędzie muzyczne, zwane 
także teorbanem(z włos. Tiorba i niem. 
Theorhe\ wynalezione, jak utrzymują je- 
dni, przez Hotemana r. 1650 we Francyi, 
według zaś innych — przez Włocha Bardel- 
la. Różniła się od lutni jedynie wielkością 
swych rozmiarów, długą bardzo szyją i ilo- 
ścią strun, które do liczby 33 dochodziły 
(8 w samym basie). Dla tych właśnie przy- 
miotów nazwana archilutnia, czyli lutnią 
olbrzymią (ob. Teorban). 

Archiwa polskie. Skarbiec czyli skład 
pewnej ilości dokumentów i aktów piśmien- 
nych, bądź publicznych, bądź pry watnych, i 
zowie się archiwum. Sam wyraz pochodzi 
prawdopodobnie od greckiego arc/icion^ 
które oznaczało ratusz miejski. W łaciń- 
skiej postaci brzmiało pierwotnie archium^ 
następnie archivum i w tym kształcie utrzy- 
mało się we wszystkich prawie językach 
europejskich. Co do archiwów polskich, 
zasługuje przede wszy stkiem na u wagę zda- 
nie najuczeńszego znawcy w tym przed- 
miocie, który osobiście badał prawie 
wszystkie główniej sze dawne archiwa w 
Europie i w sądach swoich jest dalekim od 
w^szelkicj chełpliwości narodowej, a jednak 
pisze: „Jeżeli kiedy przyjdzie do skreśle- 
nia dziejów archiwów w Polsce, to się oka- 
że niewątpliwie, że organizacja ich, ład i 



porządek, które w nich panowały, stara- 
nie, jakie łożono około ich utrzymania, nie 
tylko wyrównywały temu, co współcześnie 
było na Zachodzie Europy, ale w wielu 
razach przewyższały tę gałąź administra- 
cyi publicznej w państwach ościennych. '*- 
To samo, co pisze Pawiński, przyszło nam 
na myśl, gdyśmy w r. 1870, zwiedzając 
ratusz toruński, widzieli w zawiadywa- 
niu magistratu niemieckiego ogromną 
skrzynię, nasypaną bez ładu znaczną ilo- 
ścią dokumentów pergaminowych z wi- 
szącemi przy nich pieczęciami. Zawiązka 
archiwów w Polsce — mówi dalej uczony 
nasz Pawiński — szukać należy w kancela- 
rjach królów i książąt. W XIV wieku, po 
zjednoczeniu w jedną całość różnych dziel- 
nic, stał się Kraków siedliskiem rządów i 
stolicą państwa. Tam też powstały więk- 
sze zbiory aktów piśmiennych, dyploma- 
tów, przywilejów i nadań królewskich. 
Przechowywano te zabytki pergaminowe 
w skarbcu zamku królewskiego na Wawe- 
lu. Tam zapewne trzymano także pod klu- 
czem księgi kancelaryi królewskiej, do któ- 
rych zapisywano w streszczeniu, lub cał- 
kowicie, wychodzące pod powagą królew- 
ską nadania i przywileje. Były to zawiąz- 
ki tak zwanej następnie Metryki ko- 
ronnej, czyli libr i regestra inetrica, Pa- 
wiński przypuszcza a dochowanych po 
dzień dzisiejszy ksiąg Kazimierza Jagiel- 
lończyka, że z doby Kazimierza Wielkiego 
i Władysława Jagiełły nie było ksiąg kan- 
celaryi królewskiej więcej nad 20 do 30. 
Podanie o tern, jakoby te księgi zaginęły 
w bitwie pod Warną r. 1444 i zostały przez 
Turków odwiezione do Stambułu nie ma 
podstawy. Poszukiwania, jakie Pawiński 
osobiście praedsiębrał w Konstantynopo- 
lu, nie naprowadziły na żaden ślad istnie- 
nia tam jakichkolwiek ksiąg kancelaryi 
polskiej. Pod względem liczebnym księgi 
Metryki królewskiej zaczęły właściwie 
rozrastać się szybko za Zygmunta I, kiedy 
się rozwinęła i ugruntowała na szerokich 



Digitized by 



Google 



ARCHIWA POLSKIE. 



63 



podstawach czynność kancelaryjna dyplo- 
macyi zewnętrznej, zarządu wewnętrzne- 
go, administracyi skarbowej i wojskowej, 
tudzież wyższego sądownictwa królew- 
skiego. Zdaje się, że od połowy XVI wie- 
ku rozróżniano dwa rodzaje archiwów kró- 
lewskich, t. j. archiwum zadworne, które 
obejmowało, obok ksiąg dawniejszych, 
księgi z czynnościami bieżącemi, i drugie, 
dyplomatyczne, Archwum liłterarium re- 
gni. Mieściło się ono na Wawelu, w skarb- 
cu królewskim, tam, gdzie przechowy- 
wano klejnoty koronne i kosztowności. 
Marcin Kromer korzystał z tych zbiorów 
i porządkował je. Następnie za Stefa- 
na Batorego, Jan Zamojski, kanclerz ko- 
ronny, otaczał je swoją opieką. Po prze- 
rwie, wśród której zakradł się pewien nie- 
ład, zwrócił ku nim swe staranie Zygmunt 
III i pismem z r. 1613 polecił dwum sekre- 
tarzom swym, kanonikom Stanisławowi 
i Maciejowi Łubieńskim, sporządzić opis 
szczegółowy wszystkich dyplomatów, znaj- 
dujących się w szafach na zamku krakow- 
skim. Wywiązując się z zadania, obaj se- 
kretarze przedstawili potem królowi spis 
wszystkich 3110 aktów pergaminowych, 
które chronologicznie i przedmiotowo upo- 
rządkowali. Na czele mieścił się oddział 
dyplomatów papieskich, następnie szedł 
dział cesarski, austrjacki, bawarski, wę- 
gierski i t. d. Drugą grupę stanowiły akta 
i nadania, dotyczące różnych ziem i woje- 
wództw; na czele były tu nadania, listy 
i przywileje, dotyczące ^^ielkiej Polski. 
Sejm koronacyjny w 1764 r. postanowił 
archiwum wawelskie przewieść do War- 
szawy i połączyć razem, co w roku nastę- 
pnym uskuteczniono. I^rzy rewizyi i po- 
równaniu z inwentarzem, sporządzonym 
w r. 1730, okazało się, iż brakło wielu do- 
kumentom. Część ich była podobno wzię- 
ta przez Zapolskiego, wojskiego ziemi czer- 
skiej, inne usunęła niewiadoma ręka. Ta- 
kim sposobem na zamku warszawskim po- 
wstało ogólne archiwum, składające się z 



dwuch części, t. j. z archiwum dyplomatycz- 
nego i archiwum zadwornego, które dla 
tego tak nazywano, że było publicznem, 
dla wszystkich przystępnem. W tem ar- 
chiwum mieściły się, oprócz ksiąg kance- 
laryi koronnej, dekreta w sprawach, pod- 
legających rozpoznaniu samego króla, a 
więc dekreta sądów asesorskich i referen- 
darskich. Po trzecim podziale Polski w r. 
1795, znaczna część archiwum z zamku 
warszawskiego przewiezioną została do 
Petersburga, skąd, na żądanie ówczesne- 
go rządu pruskiego, powróciła w uszczu- 
plonej Uczbie ksiąg do Warszawy, a mia- 
nowicie bez archiwum sekretnego czyli 
dyplomatycznego i aktów Rady Nieusta- 
jącej Departamentu interesów zagranicz- 
nych. Rząd pruski około r. 1799 znaczną 
część oryginałów przesłał z archiwum 
warszawskiego do Berlina, Białegostoku 
i Wrocławia. Po utworzeniu W. Księstwa 
Warszawskiego nastały lepsze czasy dla 
starych dokumentów. Za staraniem Łu- 
bieńskiego, ministra sprawiedliwości, po- 
wstało z mocy dekretu króla Fryderyka 
Augusta, Księcia Warszawskiego, z d. 2 
września 1808 r., „Archiwum ogólne kra- 
jowe", do którego weszło dawne archiwum 
zadworne z Metryką koronną, akta odzy- 
skane z Berlina traktatem tylżyckim 1808 
r. i zbiory dawnych aktów sądowych, skar- 
bowych i t. p. Po utworzeniu w 1815 r. 
Królestwa Polskiego, archiwum dostało 
nazwę: „Archiwum Główne Królestwa". 
Z początku mieściło się ono w zamku kró- 
lewskim, zkąd r. 1820 przeniesiono je do 
gmachu oo. karmelitów na Krakowskiem- 
Przedmieściu, a r. 1834 przeznaczono obe- 
cne pomieszczenie przy placu Krasińskich, 
w gmachu, króry za Stanisława Augusta 
; mieścił urząd komory celnej. Pierw^szym 
archiwistą za Księstwa Warszawskiego, a 
\ następnie kongresówki, był Wincenty Sko- 
I rochód Majewski. Po nim od r. 1838 był 
I Feliks Bentkowski, trzecim z rzędu Wa- 
lenty Hubert, który 60 lat strawił na słu- 



Digitized by 



Google 



64 



ARCHIWA POLSKIE. 



żbie w tern archiwum. Od r. 1875 naczel- 
nikiem „Archiwum Głównego akt daw- 
nych" został profesor uniwersytetu war- 
szawskiego Adolf Pawiński, a po śmier- 
ci tegoż, piątym z rzędu archiwistą zo- 
stał Teodor Wierzbowski, także profesor 
uniwersytetu warszawskiego. Oprócz ar- 
chiwum Głównego istniały w kongresów- 
ce archiwa departamentowe i powiatowe 
akt dawnych, nazwane później gubernial- 
nemi, obejmujące akta grodzkie i ziem- 
skie, a w części i miejskie pewnej da- 
wnej ziemi lub województwa, przy try- 
bunałach: w Kaliszu, Piotrkowie, Kiel- 
cach, Radomiu, Płocku, Łomży, Siedlcach 
i Warszawie. Wszystkie te archiwa u- 
chwałą Rady Państwa z r. 1880 wcielo- 
ne zostały do Archiwum Głównego w 
Warszawie. W ciągu kilku lat następ- 
nych, wszystkie powyższe archiwa prze- 
wiezione zostały do Warszawy, a tylko 
jedno lubelskie do Wilna. Po połączeniu 
w jedną całość wszystkich archiwów kon- 
gresówki, obecne Archiwum Główne akt 
dawnych w Warszawie zawiera w sobie 
około 80 tysięcy woluminów, wśród któ- 
rych przeważną liczbę stanowią księgi są- 
dowe, czyli akta grodzkie i ziemskie z 
czasów Rzplitej w granicach kongresów- 
ki (z wyjątkiem gubernii Lubelskiej). Zna- 
czną ilość tych pomników starego sądo- 
wnictwa, sięgających końca XrV i po- 
czątku XV wieku, objaśnia prof. Ad.' Pa- 
wiński tern, że przy istniejącym od tak 
wczesnej epoki samorządzie województw, 
szlachta pilnem okiem strzegła piśmien- 
nych skarbów sądownictwa. Ponieważ w 
księgach sądowych mieściły się akta tak 
zwane wieczyste, czyli sprzedaże, kupna, 
zapisy, zeznania długów, oprawy posagów 
i t; p., na których zachowaniu niewzini- 
szona moc i trwałość stosunków maj ątko- 
wo-prawnych polegała, starano się zatem 
otoczyć je właściwą opieką i trzymać w 
bezpiecznem zachowaniu. Jako miejsca 
najodpowiedniejsze służyły murowane 



zamki w grodach królewskich, gdzie si^ 
sądy zwykły były odbywać. Gdzie tycli 
nie było, wznoszono osobne murowane 
„sklepy" dla archiwów, na których bu- 
dowanie szlachta grosz wspólny składa- 
ła. Świadectwa tej wczesnej pieczołowi- 
tości sięgają połowy XVI wieku, jak o 
tem przekonywają liczne uchwały czyli 
lauda sejmikowe. Pomimo tej dbałości o 
akta wieczyste, w niektórych szczerby 
znaczne poczyniły pożogi i dwukrotne na 
Polskę najazdy Szwedów. Temu smut- 
nemu losowi uległy akta ziemi rawskiej, 
gostyńskiej, sochaczewskiej i kilku innych. 
W chwilach zawieruchy wojennej prze- 
noszono pośpiesznie akta do bliższych lub 
dalszych klasztorów i kościołów, gdzie w 
podziemiach lub na wieżach składane, 
ucierpiały nieraz wiele od wilgoci. Pomi- 
mo nieprzyjaznych okoliczności, docho- 
wały się jednak w pokaźnej liczbie do 
naszych czasów pomniki starodawnego 
sądownictwa z obszaru kongresówki. Z in- 
nych województw znajdują się archiwa 
w Krakowie, Lwowie, Poznaniu, Wilnie, 
Kijowie, Petersburgu i Moskwie. O ar- 
chiwach polskich pisali: A. Powstański 
(r. 1824), T. Bentkowski (r. 1840), P. Bu- 
rzyński (r. 1867—9), B. Dudik (r. 1867), 
E. Ekielski (r. 1868), A. Schneider (r. 
1870), K. Widmann, St. Smolka, Stan. 
Ptaszycki, Horbaczewski, Adolf Pawiń- 
ski i inni. Przy pałacach dawnych panów 
polskich b3'^ły także budowane niekiedy 
oddzielne skarbce murowane i sklepione, 
a przeznaczone głównie na pomieszcze- 
nie ich archiwów. O dawnych archiwach 
sądowych pierwszą wzmiankę mamy w 
statutach warteńskich pod r. 1423. Try- 
bunały główne nie miały oddzielnych ar- 
chiwów, ale papiery swoje po każdej ka- 
dencyi trybunał piotrkowski składał pi- 
sarzowi ziemskiemu w Sieradzu, a lubel- 
ski — pisarzowi lubelskiemu. Podobny zwy- 
czaj miały i trybunały litewskie. Wogó- 
le sądy staropolskie, tak jak późniejsze 



Digitized by 



Google 



ARCYBISKUP. 



65 



prawodawstwo napoleońskie, nie lubiły 
>viele pisać. Akta procesowe składały się: 
1) z Rejestru, czyli księgi wpisowej, 2) 
Sentencjonarza, czyli protokółu sesyjne* 
go i 3) Dekretarza, w którym pisarz są- 
du ze słów, wyrzeczonych na sesyi, pisał 
wyrok w całej osnowie. Taką samą 
oszczędność papieru i czasu widzimy w 
procedurze francuskiej. Sądy grodzkie i 
ziemskie, przyjmujące z obowiązku do 
akt swoich wszystko, co im tylko kto wpi- 
sać kazał, miały archiwa obszerniejsze, 
zwykle w izbach sklepionych i ognio- 
trwcJych zakładane. Starostowie grodzcy 
obowiązani byli pomieszczenia odpowie- 
dnie, gdzie ich nie było, budować, a gdzie 
już były, w dobrym stanie utrzymywać. 
Podkomorzowie, wojewodowie, a nawet 
ministrowie wydawane przez siebie do- 
kumenta ważniejsze oddawali do archi- 
wów sądowych, a tylko papiery mniej- 
szej wagi mogli zatrzymywać u siebie. 
Co do archiwów kościelnych, to biskup 
Maciejowski nakazuje plebanom orygina- 
ły aktów składać w archiwum kate- 
dr al nem lub pobhskiej kolegjaty; sy- 
nod łucki r. 1726 każe składać do kan- 
celaryi biskupiej, a synody warmińskie 
z lat 1610 i 1726, oraz płocki z r. 1733— 
do archiwum biskupiego, synod zaś wło- 
cławski r. 16il— do archiwum konsysto- 
rza. Synod kijowski z r. 1762 szczegóło- 
wo opisuje skład archiwum kapitul- 
nego i środki ostrożności, zabezpiecza- 
jące całość archiwum. 

Arcybiskup, metropolita, dostojnik 
kościelny, będący nietylko biskupem swo- 
jej djecezyi, ale mający nadto pewne 
zwierzchnictwo nad biskupami djecezjal- 
nymi całej prowincyi kościelnej, którzy 
w stosunku do swego arcybiskupa nazywa- 
ją się w prawie kanonicznem jego su- 
fraganami. W języku greckim każde 
miasto stołeczne jakiegoś kraju, lub na- 
rodu, zwane było metropolis. Stąd bi- 
skup takiego miasta, przewodniczący bi- 

Encyklopedja staropolska. 



skupom całej prowincyi, zwany jest me- 
tropolitą i ma pierwsze krzesło na so- 
borach czyli zjazdach biskupich. Nazwa 
arcybiskupów ukazuje się poraź pierwszy 
w wieku IV po Chrystusie. Odkąd za- 
częto i drugorzędnym kościołom dawać 
nazwę metropolij, ze względu na zsJożo- 
ne przez nie kościoły, wypadało więc wte- 
dy pierwiastkowych metropolitów wyróż- 
nić od tych nowych i stąd weszło w uży- 
cie nazywanie ich prymasami, exarcha- 
mi {exarcha) i arcybiskupami (archiepis- 
cofius). Grdy w wieku XVn zwyczaj od- 
bywania synodów zacz^ upadać, wów- 
czas i prawa jurysdykcyjne arcybisku- 
pów, od synodów prowincjonalnych za- 
leżne, zostały w zawieszeniu, a te, które 
dawniej sami wykony wać mogh, zwolna 
przeszły do papieża. Próby powrócenia 
arcybiskupów do dawniejszej rozległej 
jurysdykcyi papieże: Pius VII i Leon 
XII odrzucili. Oznaką godności metropo- 
litalnej, łączącej arcybiskupa ze stolicą 
apostolską, jest paljusz, którego żaden 
biskup używać niema prawa, oraz krzyż 
podwójny, który podczas uroczystości 
może arcybiskup kazać przed sobą nosić. 
Arcybiskup gnieźnieński w Kościele uży* 
wał praw metropolity, prymasa i legata, 
nie nazywając się nigdy metropolitą, ale 
zawsze arcybiskupem; w kraju zaś był 
pierwszym senatorem, pierwszym książę- 
ciem i wice-królem (interrex\ a obowiąz- 
ki te i godności z biegiem czasu pozyskał. 
Dytmar w swej kronice powiada, że cesarz 
Otton III, ustanawiając r- 1000 arcy bi- 
skupstwo gnieźnieńskie, poddał mu trzy 
inne biskupstwa polskie, jednocześnie fun- 
dowane: w Kołobrzegu na Pomorzu^ 
w Ejrakowie i Wrodtawiu; najdawniejsze 
zaś biskupstwo polskie, dotąd całą tę zie- 
mię obejmujące, t. j. poznańskie, pozosta- 
wało jeszcze pod władzą arcybiskupa ma- 
gdeburskiego. Później różnymi czasy do 
metropolii gnieźnieńskiej weszły biskup- 
stwa: krakowskie, kujawskie, płockie, po- 



Digitized by 



Google 



66 



ARCYBISKUP. 



żnańskie, łuckie, wileńskie, żmudzkie, 
clielmińskie, inflanckie i smoleńskie, a da- 
wniej: lubuskie, sambińskie, pomerańskie 
i kamińskie na Pomorzu; warmińskie tyl- 
ko bezpośrednio Stolicy apostolskiej ule- 
gało. Arcybiskup gnieźnieński używał 
ńad swymi sufraganami wszystkich praw, 
służących metropolicie: potwierdzał bisku- 
pów, wybieranych pierwotnie przez kapi- 
tuły, konsekrował ich lub wybory te unie- 
ważniał, sam obsadzając wakujące stolice 
(Theiner, Długosz, Olszowski). Nowo kon- 
sekrowani biskupi składali mu przysięgę 
wierności, której formułę z r. 1448 podał 
Olszowski. Wizytował ich djećezje, śledz- 
twa o ich życiu i gorliwości prowadził, ka- 
pituły karcił. Synody prowincjonalne po- 
winien był co trzy lata zwoływać. Kazi- 
mierz Jagiellończyk odebrał kapitułom 
prawo wolnego wyboru biskupów, a odtąd 
już nie arcybiskup gnieźnieński, ale Stoli- 
ca apostolska potwierdzała wybór króla. 
Drugą godnością kościelną było dostojeń- 
stwo prymasa państwa, biorące począ- 
tek w wieku XIV (ob. Prymas). 

Arcybiskup krakowski. Gdy po śmier- 
ci króla Mieczysława ZE, nazwanego przez 
historyków Gnuśnym, napad czeski na 
Wielkopolskę i Gniezno, a następnie reak- 
cja pogańska zburzyła w tej prowincyi całą 
organizację kościelną, Kazimierz Odnowi- 
ciel, zasiadłszy potem na tronie, pragnąc 
obsadzić stolicę biskupią w Krakowie, wy- 
słał upatrzonego na tę katedrę kandyda- 
ta, opata tynieckiego Aarona, po sakrę do 
Kolonii, w zamiarze wyjednania dla niego 
godności metropolity w Polsce z siedzibą 
w Krakowie. Aaron przeto jako biskup, był 
z kolei piątym z rzędu biskupem krakow- 
skim, lecz nie arcybiskupem gnieźnieńskim 
lub krakowskim, ale wogóle polskim z sie- 
dzibą w Krakowie. Arcybiskupstwo Aaro- 
na datuje się z czasów, gdy Kazimierz 
Odnowiciel w Wielkopolsce jeszcze nie 
mógł przywrócić organizacyi kościelnej; 
właściwie zatem arcybiskupstwa krakow- 



skiego za doby Piastów nie było, ale hyl 
czas za Kazimierza Odnowiciela, kiedy ar- 
cybiskup polski mieszkał nie w Gnieźnie, 
lecz w Krakowie i to dało później powód 
do mniemań, że istniało w XI wieku arcy- 
biskupstwo krakowskie i do polemiki hi- 
storycznej w tym względzie (Kętrzyński, 
Abraham). 

Arcybiskup lwowski. Kazimierz Wiel- 
ki, przyłączywszy Ruś Czerwoną lubo "po- 
budował tam wiele kościołów, nie usta- 
nowił jednak całej hierarchii łacińskiej na 
Rusi, jak to twierdził w swojej historja 
Naruszewicz. Zaszczyt ten — jak się wyra- 
ża Bartoszewicz — dostał się jego następcy 
Ludwikowi Węgierskiemu, który upraszał 
Grzegorza XI o urządzenie tam Kościoła. 
Papież ten zesłał r. 1375 na miejsce ko- 
misję, złożoną z biskupów polskich, którzy 
postanowili arcybiskupstwo halickie i no- 
we trzy biskupstwa: przemyskie, włodzi- 
mierskie i chełmskie i te pod jego władzę 
oddali. Długosz pierwszego arcybiskupa 
zowie Jakóbem, ale Bartoszewicz twierdzi, 
że był nim najprędzej Antoni. Władysław, 
książę Opolski, namiestnik Rusi, nadał ar- 
cybiskupom halickim miasteczko Tustań 
i zwrócił się do Rzymu z prośbą, ażeby kate- 
drę metropolitalną z Halicza przeniesiono 
do Lwowa, jako do miasta znaczniejszego i 
bezpieczniejszego. Halicz-m owił- jest bez 
murów i zbyt oddalony, a położony blizko 
Tatarów. Czasy zresztą zmieniły się; Ka- 
zimierz Wielki był pogromcą Tatarów na 
Podolu i oswobodzicielem Rusi podolskiej 
od pogan, więc choć w kilka lat po jego 
śmierci, Halicz w r. 1375 wydawał się je- 
szcze dość bezpiecznym, ale za Ludwika 
niebezpieczeństwo powiększało się. Od roku 
1375 sześciu arcybiskupów siedziało kolej- 
no w Haliczu, szóstym z rzędu był sławny 
Mikołaj Trąba; siódmy, Jan z Rzeszowa, 
został pierwszym arcybiskupem lwowskim 
od r. 1416. Na tej katedrze siedzieli mę- 
żowie tak znakomici i uczeni, jak Grzegorz 
z Sanoka, Jan Długosz i Jan Dymitr Soli- 



Digitized by 



Google 



ARCYBRACTWO. 



67 



kowski. Oprócz trzech djecezyj z r. 1375 
(przemyskiej, włodzimierskiej i chełm- 
skiej), później pod władzę duchowną arcy- 
biskupa dostały się jeszcze: kamieniecka, 
kijowska i bakoAska czyK wołoska, przy- 
łączoąa z pod metropolii gnieźnieńskiej 
przez synod prowinc. r. 1621, który bisku- 
powi bakoiskiemu naznaczył na synodach 
miejsce po biskupach inflanckich. Nato- 
miast djecezj a włodzimierska (późniejsza 
łucka) przeszła z prowincyi lwowskiej do 
gnieźnieńskiej. Miai tedy arcybiskup 
lwowski 5 sufraganij, ale z tych wołoska 
była tylko in parłibus; w sprawach dn- 
chownych podlegał prymasowi arcybisku- 
powi gnieźnieńskiemu i był obowiązany 
przybywać na synody prowincjonalne, 
przez prymasa zwoływane, lubo przez 
wzgląd na odległość miejsca, tak on jako 
jego sufragani i ich kapituły , byli dyspen- 
sowani od osobistej bytności i sprawy swo- 
je mogli załatwiać tam przez posłów. Arcy- 
biskupi Iw. zwoływaU synody niezmiernie 
rzadko i o dwuch tylko takich zjazdach 
(z lat 1532 i 1564) dochowały się bliższe 
wiadomości. Ponieważ dochody biskupów 
łacińskich na Rusi, a również i arcybisku- 
pa lwowskiego były wogóle nader szczu- 
płe, aby mógł przeto godność swoją odpo- 
wiednio piastować, wolno mu było trzymać 
jakie opactwo lub prepozyturę, a gdy re- 
zydował u boku króla, wypłacano mu za 
-to ze skarbu koronnego złotych 500, co 
konstytucja r. 1576 przyznała jemu, jak ró- 
wnież i innym uboższym biskupom Rusi. 

Arcybractwo. Stowarzyszenie osób w 
zamiarach religijnych lub miłosiernych 
zowie się po polsku bractwem, a po łaci- 
nie confrałernitas. Jeżeli kilka takich 
bractw złączy się w jedno, przybierają 
wtedy nazwę arcybractwa, czyli archi- 
konfratemii. 

Arcybractwo Miłosiardzia w Krakowie 
założone zostało w d. 7 października ] 584 
r. u Św. Barbary, przez wiekopomnej pa- 
mięci księdza Piotra Skargę, jezuitę, póź- 



niej kaznodzieję Zygmunta III. Zadaniem 
tego bractwa, w połączeniu z Bankiem po? 
bożnym (ob.), jest niesienie pomocy dla 
biednych, bez względu na ich wyznanie 
religijne. Przy bractwie tern była t. zw. 
Skrzynka św. Mikołaja, czyli fundusz ze 
składek, zbierany na wsparcie lub posagi 
dla ubogich, a uc?K)iwych dziewcząt. Do 
sióstr i braci zapisały się imiona: Tarnow- 
skich, Zebrzydowskich, Lubomirskich i 
Firlejów. W r. 1595 wpisał się w poczet 
bractwa król Zygmunt III z całym dwo- 
rem, senatem i duchowieństwem, i domy 
bractwa od podatków uwolnił. W r. 1588 
Sykstus V, papież, zatwierdził ustawy tej 
instytucyi, która będąc najszlachetniej- 
szym wyrazem miłości chrześcijańskiej, 
już czwarty wiek niosąc skuteczną pomoc, 
zmniejsza brzemię niedpli i ociera łzy cier- 
pienia w ukryciu. Królowie: Jan Kazi- 
mierz, Michał Korybut i Jan III, przywi- 
leje bractwa zatwierdzali. Seiiat wolnego 
miasta Krakowa wr. 1817 zreorganizował 
je zupełnie, stosując dawne ustawy do no- 
wych potrzeb. Odtąd Arcybractwo Miło- 
sierdzia wzrasta i rozwija się ciągle, mając 
swoje siedUsko, t. j. izbę posiedzeń, Bank 
pobożny i dwa sklepy na przechowywanie 
fantów, zastawionych przez ubogich, w 
gmachu własnym przj^ul. Siennej. Wspie- 
ra ono ubogich wstydzących się żebrać, 
bez względu na wyznanie, zwłaszcza wdo- 
wy, wyposaża 5 uczciwych dziewcząt co- 
rocznie, Oporządza sieroty, wychodzące z 
domu podrzutków, opłaca chorym lekai-zy 
i lekarstwa, utrzymuje 4 uczniów rzemie- 
ślniczych i t. d. Na wzór krakowskiego 
zaprowadzone zostały bractwa miłosier- 
dzia w czasach Rzplitej po wielu bardzo 
miastach i miasteczkach koronnych i li- 
tewskich, a nawet po wsiach. 

Arcybractwo Męki PaAakiej, założone 
zostało r. 1595 w Krakowie, przy kościele 
oo. franciszkanów, przez Marcina Szysz- 
kowskiego, kanonika katedralnego kra- 
kowskiego. Członkowie jego zadawali so- 



Digitized by 



Google 



ARENDA — ARJANIE. 



bie najostrzejsze pokuty, a mianowicie: 
podczas sejmów, na intencję, aby się spo- 
kojnie odprawowrfy i szczęśliwie kończy- 
ły, w czasie obchodu po siedmiu różnych 
kościołach biczowali się, również na inten- 
cję całej Rzplitej, aby ją Bóg za przyczy- 
ną błogosławionej Salomei od Turka za- 
bezpieczyć raczył i t. d. Starsi tego bra- 
ctwa, w towarzystwie księdza i dozorujące- 
go chorych, co kwartał odwiedzali wię- 
źniów, niosąc im pociechę religijną i wspar- 
cie. Oprócz tego obowiązkiem bractwa 
było starać się o złagodzenie kary dla 
uwięzionych przez wyjednanie im przeba- 
czenia zwierzchności lub strony pokrzyw- 
dzonej. To uwalnianie więźniów odpra- 
wiano z pewną uroczystością religijną, 
która na umoralnienie winowajców zba- 
wiennie wpływała. 

Arenda, arenta, arend arz, nazwa 
ze średniowiecznej łaciny, oznaczająca 
dzierżawę i dzierżawcę. Ten, co brał ma- 
jątek w dzierżawę, zwał się arendarzem 
lub arendatorem. Później gdy nazwa aren- 
darza zeszła już tylko do dzierżawiących 
karczmy i -młyny (zwykle Żydów), dzier- 
żawcę dóbr ziemskich zwano posesorem. 
Kontrakty arend ziemskich bywały zwy- 
kle trzyletnie, jako odpowiednie trójpolo- 
wemu systemowi dawnych gospodarstw. 
Dobra ordynacyi margrabiów Myszkow- 
skich pozwolił sejm r. 1649 zaarendować 
do lat sześciu. Arendowne kontrakty ze 
skarbem królewskim, na ekonomje np. mal- 
borską i rogozińską, zatwierdzone były 
przez sejm r. 1667. Prawa polskie mało 
stanowiły o arendach, pozostawiając wszy- 
stko zwyczajom różnych okolic. Forma 
tylko arendy została przepisana jeszcze w 
statucie Zygmunta I z r. 1523. Jeżeli wsie 
puścił nie dziedzic, ale tylko starosta lub 
dożywotnik, to ze śmiercią puszczającego 
arenda się kończyła i arendarz mógł swo- 
ich strat dochodzić tylko na majątku oso- 
bistym zmarłego. Był zwyczaj, że w razie 
wypłacania arendy z góry za trzy lata. 



dzierżawca potrącał sobie za drugi rok 
procent roczny, a za trzeci — dwuletni. Na 
arendarzów i zastawników stanowiono od- 
dzielny podatek. Arendy ceł i myt nie mo- 
gły być trzymane przez Żydów. Statut 
litewski o arendzie jako najważniejsze to 
stanowił, że kontrakt mógł być prywatny 
i tylko przez trzech świadków ze szlachty 
podpisany. Jeżeli zabudowania dworskie 
uległy klęsce ognia, który przyszedł ze 
wsi, czyli jak mówiono był powiestny, 
to zwykle dzierżawca zastrzegał sobie -w 
takim razie odbudowanie kosztem dziedzi- 
ca. Pisarze nasi uwiecznili piórem typy 
takich np. „arendarzy" (Żydów dzierża- 
wiących karczmy), jak Jankiel w P a n u 
Tadeuszu. Lud polski zachowa- aren- 
darz a w pieśniach weselnych, ponieważ 
jest stary zwyczaj, że drużyna weselna w 
powrocie od ślubu wstępuje do karczmy, 
gdzie podejmuje weselników arendarz. 

Arjanie. Nazwa tej sekty religijnej 
wzięła swój początek od Arjusza, żyjące- 
go w wieku IV po Chrystusie prezbytera 
w Aleksandryi, który nie uznawał bóstwa 
Jezusa Chrystusa i dogmatu Trójcy Świę- 
tej. Pierwsze ślady arjanizmu w Polsce 
przypadają na r. 1546, a do głównych i 
pierwszych krzewicieli tej sekty należeli 
Piotr G-iezka z Goniądza, Podlasianin, tu- 
dzież Stankar. Że nie uznawali Trójcy Św. 
więc nazywano ich pospoUcie antitry- 
nitarzami. Za wpływem Jerzego Blan- 
draty, Leljusa Socyna i Piotra Statorjusa, 
arjanizm zagnieździł się około r. 1560 w 
Małej Polsce. Wyznawali go lub sprzyjali 
mu: Moskorzewscy, Arciszewscy, Wiszo- 
watowie, Niemiryczowie, Przypkowscy, 
Gosławscy, Niemo jewscy, Lubienieccy, 
Morszkowscy, Oleśniccy, Stadniccy, Tar- 
łowie, Taszyccy, Czaplicowie, Sienińscy 
i inni. Najświetniejsze czasy dla arjaniz- 
mu w Polsce przypadają na ostatnie 25-le- 
cie wieku XVI. Staraniem Jana Sienińskie- 
go, wojewody podolskiego, który wprzód 
był kalwinem, a potem chwycił się arja- 



Digitized by 



Google 



A R J A N I E. 



69 



nizmu, powstały w sandomierskiem mia- 
steczku Rakowie szkoły arjańskie, zbór 
i drukarnia. Sieniński ogłosił Kaków ja- 
ko przytułek wszelkich reformatorów i na- 
rodowości, ręcząc każdemu za bezpieczefi- 
stwo osoby, zachowując największą rów- 
ność w pożyciu, wzajemną pomoc i brater- 
stwo, skutkiem czego członkowie sekty a* 
rja&skiej nazywali się „braćmi polskimi^. 
Mała mieścina zawrzała niepospolitym ru- 
chem apostołów i wyznawców sekty, zbie- 
gających się tutaj z całej Polski i zagrani- 
oy. Szkoła rakowska, obsadzona uczony- 
mi profesorami, liczyła po 1000 uczniów, 
drukarnia Stemackiego tłoczyła tu mnó- 
stwo dzieł i broszur treści polemicznej. 
Arjanie nazywali Raków „Atenami pol- 
skiemi^, a panowała tam zupełna wol- 
ność myślenia, wierzenia i pisania. Po 
śmierci głównego ich mistrza Socyna, od 
którego zaczęto nazywać ich socyniana- 
mi, wyszedł w Rakowie r. 1605 katechizm 
socyniański, przetłómaczony niebawem z 
polskiego na język niemiecki i łaciński, a 
ustalający zasady wyznania. W Litwie 
Mikołaj Radziwiłł (Czarny), wojewoda wi- 
leński, stryj królowej Barbary, z począt- 
ku podobno luteranin, potem kalwin, zo- 
stał przed śmiercią arjaninem. Inni róż- 
nowiercy na zborze pińczowskim r. 1558 
uznaU sektę antitrynitarzy za bezbożną i 
heretycką. Dysydenci litewscy, zjechaw- 
szy się na swój synod w Brześciu litew- 
skim, potępili także Piotra z Goniądza, 
który przybył apostołować arjanizm na 
tym synodzie. Arjanie znowu na zborze 
w Mordach na Podlasiu r. 1563 potępili 
wszystkich różnowierców, wierzących w 
Trójcę Świętą. Sejm zebrany w Parcze- 
wie r. 1564 uchwalił wypędzenie z Polski 
cudzoziemców, wyznających arjanizm, ale 
prawo to pozostało na papierze. Wr. 1627 
pospólstwo zburzyło arjański zbór w Lu- 
blinie. Sejm w r. 1637 uznał za rzecz słu- 
szną i konieczną wywołać wyznawców se- 
kty arjańskiej z kraju. Nie wykonano 



wprawdzie tego postanowienia, jednakże 
zbór, szkoła i drukarnia rakowska w roku 
1638 upadły. Zmarniała wkrótce i szkoła 
w KasieUnie, w której, po upadku rakow- 
skiej, ogniskował się ruch umysłowy arja- 
nów. Ghly za Jana Kazimierza nastąpił 
najazd szwedzki, a Karol Gustaw, król 
szwedzki, był jednym z głównych orędo- 
wników protestantyzmu w Europie, arja- 
nie polscy popełnili ciężki błąd politycz- 
ny, stanąwszy po stronie najazdu i Karo- 
la, który, jak wszystkim było wiadomo, 
pracował nad planem rozbioruRzplitej. Je- 
nerał -szwedzki Wirc, stojący załogą w 
Krakowie, miał głównych doradców z ar- 
janów, którzy spełniaU jego wszelkie tajem- 
ne zlecenia, wysyłani do Prus, Szląska i 
Węgier. Lubieniecki, Stegmon i Szlich- 
tyng w pismach swoich dotykali Jana Ka- 
zimierza, który też, przystępując do ode- 
brania Szwedom Warszawy, w czerwcu r. 
1656 „ślub solenny uczynił wypędzenia 
arjanów z Polski". Jakoż, po wyparciu 
Szwedów z granic Rzplitej, sejm warszaw- 
ski zr. 1658 wypędzenie arjanów uchwalił, 
pozostawiając tylko trzy lata czasu na wy- 
przedanie dóbr dla tych, którzy nie zechcą 
wyrzec się swojej sekty. Konstytucja z r. 
1659 termin wydalenia się arjanów z kraju 
skróciła do lat dwuch, licząc od 10 lipca 
r. 1658. Pod naciskiem konstytucyi z r. 
1658, niektórzy arjanie przeszli pozornie 
na protestantyzm lub katolicyzm. Znacz- 
na liczba wyznawców sekty udała się na 
Szląsk, gdzie nawet w latach 1661 i 1663 
odbywała synody. Niektórzy wyemigro- 
wali do Niderlandów, Palatynatu i Prus. 
WPalatynacie wyznaczył im elektor na 
mieszkanie miasteczko Mannheim, skąd 
jednak, z powodu żarliwej propagandy swej 
nauki, już nie przez katolików, jak w Pol- 
sce, ale przez władzę protestancką w roku 
1666 zostali wydaleni. Wielu, przyjąwszy 
katolicyzm i pozostawszy w kraju ojczy- 
stym, wyznawało skrycie zasady swojej 
sekty przez kilka pokoleń, czego dowodem 



Digitized by 



Google 



70 



ARJAŃSKIE GROBY. — ARKABUZ. 



jest ponawianie prawa Względem arjanów 
w latach 1668, 1733 1764. 

ArJuAskie groby. Ponieważ wyznawcy 
sekty arjańskiej nie mogli być grzebani 
na cmentarzach katolickich, mieli więc 
grobowiska oddzielne i stąd lud pokki pra- 
wie wszystkie mogiły i dawne cmentarzy- 
ska pogańskie naaSyWaJt p<iżniej grobami 
lub mogiłkami arjańskimi, tak jak daw- 
ne zamczyska — zamkami królowej Bony. 
W prawdziwych grobach arjaftskich pod 
Pińczowem, które rozkopywał Tadeusz 
Czacki, każdy zmarły miał w ręku tabUcz- 
kę z napisein: Ścio cui credidi (wiem-, w com 
wierzył). U boku, w butelce dobrze zatka- 
nej, zachowywano opis żywota zmarłego. 
Grób arjański (lubo nie ma na to dosta- 
tecznych dowodów, czy był istotnie arjań- 
skim), odkopany r. 1837 na przedmieściu 
Wesoła pod Krakowem, naprzeciw klasz- 
toru karmelitanek, zawierał trzy trumny, 
wyżłobione w kłodach drzewa nakształt 
koryt, wylane żywicą i wyklejone suknem, 
a pokryte płaskiem wiekiem. Pogrzebani 
mieli na głowie czepce jedwabne, w jakich 
chadzał kr. Zygmunt I, siatka przytwier- 
dzona byładopaska z sukna grubego, oszy- 
tego aksamitem. Pod suknią zwierzchnią 
z ostrej wełnianej tkaniny, w kształcie 
opończy, mieli jedwabne żupany, ściągnię- 
te nad biodrami paskiem jedwabnym czar- 
nym, naszy wanym czarną siatką. 

Arkabuz, harkabuz, arkabuzik, 
najdawniejsza strzelba ręczna do prochu, 
z której strzelano, oparłszy ją na podpór- 
ce, zwanej hakiem. Sama nazwa razem z 
bronią przyszła do Polski z Europy za- 
chodniej; arkabuz bowiem po hiszpańsku 
zowie się podobnież arcabuz^ po niemiecku 
Arkebusier (z francuskiego). "Włoskie na- 
zwy: arcobugio^ archibuso — niektórzy wy- 
wodzą z łac. arcus — łuk i włos. bugw, bu- 
so — dziurawy, więc niby: łuk dziurawy. 
Zasłużony badacz naszej wojskowości Kon- 
stanty Clórski powiada, że w r. 1364 ar- 
kabuz nie nadawał się jeszcze do użycia w 



boju, miał bowiem lufę tylko półtora sto- 
py długą, wskutek czego doniosłość i cel- 
ność strzału była bardzo słabą. Ale od 
początku XV wieku zaczęto wyrabiać ar- 
kabuzy o lufach na 3 do 4 stóp długich, 
dobrze osadzonych w łożu i z kolb% wdół 
spuszczoną, tak że można było ją przykła- 
dać do oka i na cel naprowadzać. Ulepszo- 
no także zamek i zastosowano go do uży* 
oia knota, zakładanego w dziobek kurka, 
który za pociągnięciem cyngla spadał na 
panewkę i udzielał ognia prochowi, na niej 
podsypanemu. Arkabuz ^aiył funtów kil- 
kanaście, a kule, które w XVI wieku wu- 
żyły od Vi 6 ^o Yjo ftmta, donosiły najwy- 
żej kroków 300 do 400. W Polsce, gdzie 
-cudów dokazywała osobista odwaga ry- 
cerstwa konnego, uzbrojonego w szable i 
kopje, arkabuzy piechoty nie miały nigdy 
takiego znaczenia, jak np. we Francyi^ 
gdzie oddawały \yielką usługę, np. w bit- 
wie pod Pawją r. 1525. To też używano 
ich u nas mało, może i dlatego że były 
bronią kosztowniejszą, a w piechocie słu- 
żyli ludzie ubożsi. Tarnowski w swojem 
„Consilium" powiada: „pieszy (piesi) na- 
szy błahą strzelbę mają, bo arkebuz ma- 
ło, jedno podłe rusznice". Mamy przykład, 
że w rocie pieszej polskiej r. 1569, złożo- 
I nej ze 189 drabów, na 138 strzelców tyl- 
I ko czterech miało „arkebuzy". Do bitwy 
przeznaczano na każdego arkabuzera po 2 
funty prochu. W r. 1546 kosztował arka- 
buz w Krakowie 62 grosze ówczesne. Sta- 
tut litewski powiada: „Zakazujemy 
przy dworze hospodarskim (książęcym) z 
broniami chodzić, zwła-szcza z rusznicą, 'ł 
harkabuzem". Ksiądz Wysocki w Żywo- 
cie Św. Aloizego wyraża się: „Dla sy- 
naczka kazał narobić arkabuzików, dzia- 
łek •* . W wierszu Kazim. Auszpurgiera z r. 
1674 p. n. Historja o jedenastu ty- 
siącach dziewic czytamy: 

Stoją w kirysach cni kawalerowie: 
IJsarze dzielni i arkabuzowie. 

Zdaje się, że jaż w XVI wieku zaczęły 



Digitized by 



Google 



ARKAN — ARLEKIN. 



71 



i niektóre rodzaje jazdy używać ulepszo- 
nych arkabuzów, bo czytamy wprawdzie 
znacznie późniejszą wzmiankę: „Do jazdy 
ciężkiej należą arkabuzyrowie, którzy ar- 
kabuzów czylimaszkietów do boju uży- 
-wają**. Arkabuzerami nazywano pewien 
rodzaj rajtaryi, zniesiony w r. 1670, jak 
to widzimy z następującej uchwały sejmo- 
wej tegoż roku: ^Rajtarją pod tytułem ar- 
kabuzerówy jako milicją w Polszczę mniej 
potrzebną i owszem Rzplitej dobrom cięż- 
ką,- powagą sejmu tego, ex7iunc zwijamy 
i odtąd więcej jej nie zaciągać obiecujemy 
oprócz samej gwardyi naszej, w której ofi- 
cerowie szlachta polska i W. X. Lit. być 
powinni". ( Vol leg., t. V, fol. 74). 

Arkan, z tatarskiego argan^ pętla, za- 
dzierzg, postronek z włosów końskich, któ- 
ry zarzucają przez głowę na szyję konio- 
wi tabunowemu, aby go schwycić. Koń 
spłoszony zaciąga się sam w tę pętlę, a 
krew zatrzymana przez to w naczyniach 
mózgowych, przyprawia go o zawrót tak 
że pada. Wtedy Tatarzyn lub Kozak za- 
kłada mu prostą użdzienicę na głowę, 
wskakuje nań i zaciąwszy nahajką, pu- 
szcza się na nim w step i poty hasa, aż go 
zupełnie zmęczy. Powróciwszy, przy wią- 
zuje do pala i zostawia, a koń, odzyskaw- 
szy nieco sił i chcąc się urwać, ciągnie tak 
mocno za sznur, że zwykle znowu krew 
zalewa mu mózg i pada na ziemię. By wa» 
ją wypadki, że konie tabunowe zabijają 
się, nie dając się oswoić. Dzicz tatarska 
chwytdta arkanami jeńców polskich, apo^ 
w^iązawszy w łyka, uprowadzała w jasyr 
do Krymu. Rycerstwo polskie smycze i 
sznury do wiązania jeńców nazywało tak- 
że arkanami. A i na Mazowszu można by- 
ło widzieć chwytanie koni arkanem, mia- 
nowicie na jarmarku w Łowiczu konie ta- 
bunowe ukraińskie łapią arkanami w ogro- 
dzeniu, aby do kupca podprowadzić. Przez 
Ukrainę przeszedł arkan do języka pol- 
skiego i wszedł oddawna w użycie piśmien- 
ne. Wacław Potocki w wieku XVII pisze: 



„Trzech nieprzyjaciół arkanem strzyno- 
żywszy, królowi przyprowadził". Jabło- 
nowski mówi znowu: 

Kniieć i szlachcic w arkan idzie społem, 
Matki z córkami dodtają się w łyka. 

Na Pokuciu był taniec ludowy, zwany 
arkan. Trzymają się w nim za pas jedno 
za drugiem, tworząc długi łańcuch pląsa- 
jących taneczników. Naprzód żwawo jak 
młode konie, spragnione bystrego biegu, z 
pogardą depczą ziemię, potem zwijając i 
rozwijając swe koło w szybkich obrotach, 
różne mu nadają postaci. 

Arkas, potrawa z mleka. Łukasz Gro- 
łębiowski, wyliczając potrawy z nabiału, 
pisze: „Arkas, galareta mleczna, czyli 
mleko i cytryna w koszyczkach, zapra- 
wione wodą różaną". Autor niniejszej księ-^ 
gi zanotował od sędziwych gospodyń na 
Podlasiu, sięgających pamięcią w. XVni, 
że arkas przyrządzano następującym 
sposobem: 6 jaj, razem żółtka z białkami, 
bije się mocno i wlewa do kwarty słodkie- 
go mleka, które gotuje się na twarożek, 
odcedza z niego przez sito serwatkę, a twa- 
rożek „odciska" i przykłada na sicie pół- 
miskiem dla ścieku i ochłodzenia, potem 
kraje w paski i polewa kwaśną, niebitą, tyl- 
ko rozmieszaną z cukrem i cynamonem, 
śmietaną. 

ArkU8, z łac. arcus, łuk. Arkusami na-* 
zywano w ogrodach pańskich łuki na koń- 
cu ulic niekiedy robione, niby bramy. 

Arlekin, z włoskiego, śmieszek, błazen 
teatralny, osoba konieczna w dawnej ko- 
medyi włoskiej, zwanej cointnedia deW ar- 
ie, gdzie sami aktorowie dany przedmiot 
rozwinąć w grze improwizowanej byli obo- 
wiązani. Arlekin jest szczątkiem mimów 
starożytnych. W XVin wieku z komedją 
włoską przeniesiono go do Francyi, gdzie 
został w owej epoce narodową osobą w te- 
atrze francuskim. Panowie polscy w tym- 
że wieku, naśladując w zabawach swoich 
wzory cudzoziemskie, wprowadzili arle- 
kinadę do polskiego kuligu. Więc u moż- 



Digitized by 



Google 



72 



ARMATA — ARSENAŁ. 



niejszych, z pierwszych sani wyskakiwał 
do dworu arlekin kuligowy z trzepaczką 
i śpiewał, skacząc: Hej, kulig! kuligi kulig! 
Stąd Polacy zaczęli w XVin stuleciu na- 
zywać „arlekinadą* niestosowny do wieku 




Arsenał dawny w Gdańsku. 

i powagi ubiór, teatralne giosta i zacho- 
wanie się. 

Armata, h armata z łac. armata — 
uzbrojona. Karłowicz powiada, że w ża- 
dnym języku, prócz polskiego, nie znalazł 
wyrazu tego w znaczeniu działa. Ale i w 
polskim ^armata" oznaczała dawniej wo- 



góle: amunicję, wojsko, artylerję, arniję, 
flotę morską. Knapski objaśnia armatę 
jako „wojsko wodne". Kjomerpisze: „Król 
do Litwy, według potrzeby, żywności i ar- 
maty posłał". Paprocki: „Henryk przy- 
rzekł Polakom armatę na morzu chować** . 
Że wyraz ten pierwotnie wszelkie wojsko 
czyU armję oznaczał, dowodem tego to, co 
pisze Stryjkowski: „Dwa tysiące okrętów 
armaty wodnej im odjął". „Starszy nad 
armatą** zwa2 się także „armatnym ko- 
ronnym" lub „armatnym litewskim", a pó- 
źniej generałem artyleryi koronnej lub 
litewskiej. Armata oznaczała najpierw 
wszelką broń w znaczeniu zbiorowem, a 
dopiero za panowania Sasów utarło się na- 
zywanie dział pojedynczych armatami. 
(Ob. Działo). 

Arsenał. Nazwy: francuska i hiszpań- 
ska arsenał, włoska arsenale, pochodzą od 
wyrazu arabskiego darsana^ znaczącego 
warsztat okrętowy, dom fabryczny, maj- 
stemię. "W dawnej Polsce składy broni i 
amunicyi po miastach obwarowanych i po 
zamkach nazywane były cekauzami 
(ob. Oekauz). Dopiero w XVin wieku 
pojawia się u nas nazwa arsenału, pod któ- 
rym zaczęto rozumieć ludwisarnię czyli 
działolejnię z domem, przeznaczonym na 
skład dział, lawet i wszelkiej amunicyi dla 
artyleryi. Sejm czteroletni zastał arsenał 
w nieszczególnym stanie. Arsenał koron- 
ny obejmował armat 78, do których Mała- 
chowski, marszałek sejmu, darował 12, Sta- 
nisł. Potocki,jenerał artyleryi -24, a Potoc- 
ki, starosta olsztyński— 6. Arsenał Wiel. 
Ks. Lit. był jeszcze skąpiej uposażony, bo 
miał tylko od króla Stanisł. Augusta dział 
8, od Sapiehy, jenerała artyleryi — 12, a od 
Szymona Kossakowskiego-2 działa. Poda- 
jemy tutaj rysunek dawnego arsendu 
gdańskiego, stojącego wśród miasta z dwie- 
ma wieżycami po rogach. Dalej następują 
cztery rysunki arsenału warszawskiego, 
zdjęte z natury w r. 1828 — 9 przez Piwar- 
skiego, jednego z najlepszych ówczesnych 



Digitized by 



Google 



ARTES LIBERALES — ARTYKUŁY HETMAŃSKIE. 



73 



rysowników w Warszawie i wydane p. t. 
^Wnętrza zbrojowni warszawskiej w IV-ch 
farbnych tablicach, zrysował i wydał J. 
Piwarski, Konser. Gabinetu Rycin przy 
Bibl.PubLWarsz.jProfes. Szkoły Przygo- 
towawczej do Instytutu Politechnicznego, 
1829. " Album to dedykował Piwarski Igna- 
cemu Ledóchowskiemu, pułkownikowi ar- 
tyleryi Królestwa Polskiego, dyrektorowi 
arsenału warszawskiego, kawalerowi legii 



ułanów polskich ze szwadronu Kozietul- 
skiego, zdobywców wąwozu Somo-Sierra 
w Hiszpanii. Rysunki Piwarskiego przed* 
stawiają: 1) Widok zewnętrzny. 2) Salę 
środkową (str. 74). 3) Salę jazdy (str. 75) 
i 4) Salę piechoty (str. 76). 

Artes iiberales, dosłownie po polsku — 
sztuki wyzwolone, znaczyło dawniej 
prawie to samo, co dziś sztuki piękne, 
które przydomek „ wyzwolonych" przybrały 




Widok zewnętrzny arsenału warszawskiego od uUcy Długiej w r. 1829. 



honorowej. Przy organizowaniu wojska 
polskiego po r. 1815, urządzono główny 
arsenał składowy w Warszawie, dla wszyst- 
kich rodzajów broni, w gmachu oddziel- 
nym, z frontem zwróconym do ul. Długiej, 
a bokami do Przejazdu i Nalewek. Oprócz 
zwyczajnej broni— jak się wyraża Włady- 
sław Bentkowski — ^z wielkim smakiem 
ułożonej, w głównej sali zachowywano za- 
bytki szacowne, a między innymi— lance 



od czasów kiedy się z korporacyjnych ogra- 
niczeń cechów rzemieślniczych w wiekach 
średnich wyzwoliły. Stało się to naprzód we 
Włoszech, potem w Niemczech i Francyi. 
U nas do pierwszych, którzy zerwali z ce- 
chami, należą malarze: Czechowicz i Szmu- 
glewicz. 

Artykuły hetmańskie. W wieku XVI 
hetmani wielcy koronni stanowili i ogła- 
szali artykuły prawa wojskowego, które 



Digitized by 



Google 



74 



ARTYKUŁY HETMAŃSKIE. 



nazw. „artykułami het mańskiemi**. Prawo 
to, za Zygmunta III ostatecznie uporząd- 
kowane i przez sejm warszawski r. 1609 
potwierdzone, składało się z dwuch części: 
pierwsza obejmowała w 33 artykułach 
przepisy dla wojska w czasie służby polo- 
wej; dioiga, zawierająca artykułów 37, do- 
tyczyła porządku obozowego, pochodu i 
bitwy. W pierwszej znajdujemy, między 



dł^ć i zaprzęgać, za trzeciem — ruszać ze 
swego miej sca, Z kobiet tylko żony żołnierzy 
mogły mężom swoim w obozie towarzy- 
szyć; ktoby obcą kobietę podał za swą żo- 
nę, będzie u pręgierza osmagany i z woj- 
ska wyświecony. Po wytrąbieniu hasła 
ognie mają być pogaszone. Stawianie szu- 
bienicy było obowiązkiem sżynkerzy i 
przekupniów. Rzecz znąl^eioną każdy od- 




SaJa środkowa czyli główna arsenału warszawskiego (z wchodzącym do niej pułkownikiem Ignacyni 
Ledóchowskim o jednej nodze), w której przechowywano lance z pod Somo-Sierra. 



innemi, zabezpieczenie własności miesz- 
kańców kraju przed grabieżą żołnierstwa; 
np. ryb chowanych zabierać wzbroniono 
pod karą szubienicy. Pojedynki zakazane, 
„bo żołnierz ma być mężny przeciw nie- 
przyjacielowi RzpUtej, a nie przeoiw swe- 
mu towarzyszowi". Z regulaminu obozo- 
wego widzimy, że gdy u hetmana pierw- 
szy raz zatrąbiono, każdy winien był ko- 
nie gotować, za drugiem zatrąbieniem sio- 



nieść winien w ciągu 24 godzin do sędzie- 
go, którego sługa zawieszał ją na słupie 
przed namiotem hetmańskim. Wszelkie 
nieczystości każdy głęboko zakopywać był 
winien. G«dy jeden wóz w marszu ugrzązł, 
poprzedni i zadni ratować go musiały. 
Psów prowadzić z sobą w obozie i zajęcy 
gonić nie było wolno. Kto robił szkodę w 
zbożu bez potrzeby, odsiadywał karę „na 
kole". Kto puszczałpostrachy między woj- 



Digitized by 



Google 



ARTYKUŁY MARSZAŁKOWSKIE. 



75 



sko, od czci był odsądzony. Kto zabierał 
szynkarzom i przekupniom żywność lub 
targnął się na urzędnika hetmańskiego, 
który ich dozorował, gardłem był karany-* 
Bawienie się łupem w czasie boju karę 
śmierci pociągało. Kto jeńca pojmał, wi- 
nien go był oddać hetmanb\^i. 

Artykuły marszałkowskie. Czuwanie 
nad bezpieczeństwem miejsca, w którem 
pl^eby^ał majestat królewski, było głó- 



w 3-m o meldowaniu cudzoziemców, zwła- 
szcza w porze sejmu; w 4-m ustanowio- 
ne były kary za dobywanie broni, policz- 
ki, zasadzki i t. d. Artykuł 5-y przepisy- 
wał ostrożność od ognia i gotowość ratun- 
kową; 6-y dozwalał muzykę tylko po do-; 
mach i przy wjazdach przedniejszych se- 
natorów, a zabraniał publicznego grania 
na trąbach; 7-y zalecał „przystojną uczci- 
wość" względem posłów cudzoziemskich 




Sala jazdy w arsenale warszawski m r. 1829. 



wnym obowiązkiem marszałków wielkich 
koronnych. Marszałek na tern stanowisku 
był ministrem policyi i miał władzę sądo- 
wą bardzo wielką. Konstytucja z r. 1678 
zatwierdziła prawo, które stanowiło jury z- 
dykcyę marszałków i nosiło nazwę „arty- 
kułów marszałkowskich**. Artykułów tych 
było 20: w 1-m z nich jest mowa o zwa- 
dach, hałasach i rozruchach ulicznych; 
w 2-m o zakazie noszenia broni buntow- 
niczej w miejscu rezydencyi królewskiej; 



i ich ludzi; w 8-ym była mowa o imaniu 
awanturników przez warty marszałkow- 
skie; w 9-m o karaniu nieskromnej czela- 
dzi panów; w 10-m o bezpieczeństwie i 
opiece dla Turków, Tatarów, Żydów, cu- 
dzoziemców, ludu pospolitego i miejskie- 
go; w 11-m o gospodach dla senatorów i 
posłów; w 12-m o wypędzaniu włóczę- 
gów, kosterów, oszustów i złodziei, oraz 
karaniu ich rózgami pod pręgierzem. Ar-r 
tykuł 13-y mówił przeciw robieniu droży. 



Digitized by 



Google 



76 



ARTYLERJA. 



zny przez przekupniów; 14-y nakazywał 
zamykaó sżynkownie o godzinie 8 wieczo- 
rem; 16-y zabraniał krzywdzić kupców i 
kramarzy; 16-y przestrzegał miar i wag; 
17-y określał obowiązki cyrulików; 18-y 
i 19-y przepisywały przyzwoitość i kary za 
uchybienia w sądzie marszałkowskim. Ar- 
tykuł ostatni ordynował kary na białogło- 
wy nierządne. Wogóle prawo marszałkow- 
skie było surowe i tylko, dzięki łagodno- 



pochodzą z r. 1326 we "Włoszech, z r. 1340 
we Francyi i z r. 1346 w Niemczech. Pol- 
ska była wówczas na drodze wszechstron- 
nego postępu i rozwoju, nic zatem dziwne- 
go, że Długosz mówi o działach, używa- 
nych przez Kazimierza Wielkiego w roku 
1366 przy oblężeniu Łucka i \^odzimie- 
rza na Wołyniu. Jan z Czarnkowa, kroni- 
karz polski z owego wieku, opowiada, że 
podczas oblężenia Pyzdr przez stronników 




Sala piechoty w arsenale warszawskim r. 1820. 



ści charakteru narodowego, nie ciężyło ni- 
gdy na spokojnych i uczciwych mieszkań- 
cach. 

Artyllerja, Artylerja polska. Wyraz 

francuski arłillerie ukazuje się w wieku 
XIV we Francyi, a następnie rozpowsze- 
chnia się w całej Europie. Arłelharia zwa- 
no wóz wojenny i przyrząd do rzucania 
pocisków (niekoniecznie za pomocą pro- 
chu), później — wielkie działo. Najdawniej- 
sze wiadomości o użyciu armat w Europie 



księcia mazowieckiego Ziemowita r. 1383, 
puszkarz Bartosza Kosteckiego wystrza- 
łem z działa przebił dwie bramy miejskie 
i przyprawił o śmierć plebana z Biechowy, 
który stał na placu miejskim, przypatru- 
jąc się bitwie. Skutkiem tego poddała się 
załoga, uzyskawszy wolne dla siebie wyj- 
ście z armatą, końmi i wszystkiemi rzecza- 
mi. Widzimy z tego, że w Pyzdrach roku 
1383 „wielka strzelba'^ była już w użyciu 
po obu stronach, a więc musiała być w Pol- 



Digitized by 



Google 



ARTYLERJA. 



77 



sce dosyó upowszechniona i chociaż ro- 
dzaju ani nazwy jej nie znamy, ale o pe- 
wnej sile pocisków pojęcie mieć możemy. 
Długosz, mówiąc o obleganiu zamku wi- 
leńskiego r. 1390 przez Witolda, podaje, 
że książę Towciwił, brat Witolda, ugodzo- 
ny z zamku kulą działową, poległ i w ko- 
ściele wileńskim pochowany został. W woj- 
nie z Krzyżakami r. 1410 mieli Polacy ar- 
maty i pod Griinwaldem i po tej bitwie 
pod Marjenburgiem (Malborgiem), gdzie 
puszkarz polski tak dobrze wycelował z 
„bombardy" do filaru w sali zamku mal- 
borskiego, że tylko na szerokość dłoni ce- 
lu chybił, za co się mszcząc, Krzyżacy, pe- 
wnego dnia wypadłszy z zamku, kilka 
dział polskich zagwoździli. Pod Łuckiem 
r. 1431 dzis^a, zwane taraśnicami, ułatwi- 
ły Polakom przeprawę na drugą stronę 
Styru. Od pocisków armatnich runęło wte- 
dy w Łucku kilka wież i znaczny kawał 
muru. Roku 1433 oblegając Chojnice, Po- 
lacy z dział ogromnej wielkości strzelali 
potężnie i ozyniK wyłomy. Były też dzia- 
ła w robocie i przy oblężeniu Stargardu i 
Chojnic r. 1466, a puszkarz Jan Czech za 
umiejętne ich użycie został starostą choj- 
nickinu Jan Olbracht w swojej wyprawie 
do Mołdawii prowadzi parę dział olbrzy- 
mich, z których pod jedno zaprzęgano 40, 
a pod drugie 60 koni. Obok nich ma licz- 
ną artyleiję lekką, złożoną z taraśnic, hau- 
bic i szrubnic, towarzyszących wojsku na 
łożach dwukołowych. Cała ta artylerja, 
podczas powrotu do Polski po nieszczęśli- 
wej wyprawie, pozostawiona była we Lwo- 
wie, a niejaki Dobiesław sporządził spis 
jej dokładny, któremu wiadomość tę za- 
wdzięczamy. Pod Orszą r. 1514 działają 
armaty wprawdzie dość jeszcze niekształt- 
ne, ale wywierające bardzo skuteczny 
wpływ na los bitwy polowej. Na wojnę 
pruską kazał Zygmunt I sprowadzić z ce- 
kauzu krakowskiego 8 kartaunów i 2 not- 
. szlangi, które czynnie się przyłożyły do 
zdobycia Kwidzynia i HoUandu. Ponie- 



waż sztuka artyleryjska z Włoch i Fran- 
cyi dostała się najpierw do krajów niemiec- 
kich, a stamtąd do Polski, pierwsi więc ar- 
tylerzyści, czyh jak ich u nas nazywano — 
„puszkarze**, musieli być w Polsce Niem- 
cy, jak w Niemczech Włosi lub Francuzi. 
W wieku XVI polscy puszkarze mieU już 
sławę powszechną. Bitwy pod Orszą (1614) 
i Obertynem (1532), gdzie kierował arty- 
lerja , starszy nad armatą" Staszkowski, 
herbu Bogorja, pokazują, że o zastosować 
niu artyleryi do miejsca i czasu miano już 
bardzo zdrowe pojęcia. Następnie wsławi- 
li się w tej sztuce Mikołaj Firlej i Koście- 
lecki. Pod Janem Zamojskim w Inflan- 
tach, zadziwiał Niemców i Francuzów sztu- 
ką paszkarską Paweł Piaskowski, Lanie 
dział za Zygmunta I odbywało się tylko 
w Krakowie, gdzie król ten pod Kurzą Sto- 
pą przy Wawelu założył ludwisarnię i ar- 
senał czyli cekauz wystawił. Ludwisarzy 
za Zygmunta I mieszkało wielu w Krako- 
wie. Pomiędzy nimi najznakomitszym był 
Hans Behem, ten sam, który dzwon naj- 
większy w Polsce, nazwany Zygmuntem, 
odlał. Był to brat europejskiej sławy od- 
lewacza z Norymbergii Sebalda Behema. 
Król, ceniąc go wysoko, kazał dla niego 
dom wystawić w Krakowie. Za Zygmun- 
ta Augusta widzimy ludwisarnię we Lwo- 
wie i Wilnie. Ludwisarzem tego króla w 
Wilnie był Szymon Bochwic, Młyn pro- 
chowy znajdował się pod Krakowem w 
Czujewicach, zapewne siłą rzeczki Prądni- 
ka poruszany. Niektóre działa i moździe- 
rze dochodziły ojbrzymich rozmiarów. Ste- 
fan Batory, który był wielkim znawcą 
sztuki wojennej, wymyślił jakieś rozpalo- 
ne kule, po 200 funtów ważące. Ar c h e 1 i a 
znaczyło dawniej to samo, co artylerja. Ma- 
my dzieło: „ ArcheUa albo artilleria, t. j. fun- 
damentalna informacja o strzelbie i o rze- 
czach, do niej należących i t. d., przez Die- 
go Uffana po hiszpańsku napisana, a przez 
Jana Dekana przetłómaczona, w Lesznie 
u Daniela Yetterusa 1643 r/ Ważne i cie- 



Digitized by 



Google 



rg 



ARTYLERJA. 



kawe to dzieło należy dziś do wielkich 
rzadkości. Tłómacz, mieszczanin z wielko- 
polskiego Leszna, przypisał je Władysła- 
wowi IV, a naczelna rycina przedstawia 
portret tego króla. Dzieło ozdobione jest 
mnóstwem rycin, wyobrażających działa 
i przybory do nich, a nierobionych w Pol- 
sce, jak świadczą podpisy niemieckie i fran- 
cuskie. Z Archelii obeznać się można do- 
kładnie ze stańcm artyleryi w XVII wie- 
ku. Z konstytucyj sejmowych w latach 
1637, 1638 i 1641 uchwalonych, widzimy, 
że pod wyrazem „armata* rozumiano 
nie działa pojedyncze, ale całą artyle- 
rję. Był więc „starszy nad armatą koron- 
ną" czyli „generał artyleryi", byli oficero- 
wie armaty. „Armatą" nazywano nawet 
flotę morską i wszelką broń w znaczeniu 
zbiorowem, mówiono o przechowywaniu 
armaty w cekauzach, o dozorze armaty 
Wiel. Ks. Litewskiego. Trzy największe 
zbrojownie królewskie (w Krakowie, Ty- 
kocinie i Wilnie) liczyły razem około 500 
dział, których liczba znacznie się potem 
powiększyła, gdy za Zygmunta III zdoby- 
to w Smoleńsku 300 armat. Na każdym 
zamku, gdzie znajdowały się armaty, 
utrzymywano odpowiednią liczbę puszka- 
rzy, a w wielu zamkach także i kamienia- 
rzy do obrabiania kul kamiennych. Oprócz 
artylerji królewskiej, istniała w Polsce 
artylerja miejska. Nie tylko Kraków, ale 
Lwów, Poznań i inne miasta posiadały pe- 
wną liczbę dział i broni wszelakiej, oraz 
zapasy amunicyi do obrony swych murów. 
Lwów pod względem armaty równał się z 
Krakowem, a może nawet go przewyższał, 
narażony bowiem na napady tatarskie, tu- 
reckie i kozackie, sam bogaty i handlow- 
ny, stał się wierną i nieustraszoną strażni- 
cą Rzplitej od wschodu. Magnaci polscy, 
budując zamki i fortece, miewali także 
własną artylerję. Zamość Zamojskich w 
Koronie, a Lachowicze Sapiehów na Li- 
twie, należały do fortec pierwszorzędnych. 
Zamki pograniczne Rzplitej zaopatrzone 



l>yły w pewną hczbę dział, kul, prochu, 
saletry, siarki, ołowiu i różnych narzędzi 
artyleryjskich. Przełożonym nad artyle- 
rją i puszkarzami, czyli, jak wówczas mó- 
wiono, .starszym armatnym*, był za Ste- 
fana Batorego Bartłomiej Ostromęcki, ty- 
tułowany po łacinie termenłoruni praefec* 
ttis^ który był wynalazcą jakiejś machiny 
piekielnej. Do owych czasów był powszech- 
ny w Europie zwyczaj najmowania pry- 
watnych furmanów z końmi pod armaty 
w czasie pochodów wojennych, W Polsce 
pociągano niekiedy do tej powinności soł- 
tysów. Na wyprawę zaś r. 1580 kazał Ba- 
tory zakupić dla artyleryi swojej 306 ko- 
ni, aby mieć sprzężaj własny, w czem 
uprzedził Wielkiego Elektora brandebur- 
skiego, o którym Niemcy piszą, iż pierw- 
szy w Europie wpadł na myśl zaprowadze- 
nia sprzężaju skarbowego pod działa. Przy 
armatach znajdowali się zawsze na wojnie: 
kowal, ślusarz, kołodziej i stolarz, każdy z 
kilku pomocnikami, również kopacze czyli 
saperzy, do czego najczęściej piechoty ła- 
nowej używano. Gdzie było można, prze- 
wożono działa na statkach wodą, np. na 
wojnę inflancką w latach 1601 i 1602 spła- 
wiano z Krakowa po Wiśle i Narwi do Ty- 
kocina, skąd razem z działami z cekauzu 
tykocińskiego wieziono przez Wilno do In- 
flant. Siarkę i saletrę zakupowano w Kra- 
kowie, Lwowie, Jarosławiu, Lubhnie i pro- 
wadzono do Wilna, gdzie były młyny 
prochowe. Wogóle przy ówczesnym sta- 
nie zaludnienia, produkcyi spożywczej, 
braku poczt i przy złych drogach, każda 
wojna i wyprawa wymagała daleko wię- 
cej poświęceń, trudów, pracy i energii, niż 
I dzisiaj. Wyrobem prochu, laniem kuli 
przysposabianiem niektórych zapasów wo- 
I jennych zajmowali się także mnisi po kla- 
I sztorach. Bielski doradzał nawet, żeby w 
I razie wojny do obsługi armat werbować 
I braciszków zakonnych. Po świetnych cza- 
I sach Batorego, artyler ja za Zygmunta III 
I podupadła. Dopiero dźwignął ją i rozwi- 



Digitized by 



Google 



ARTYLERJA. 



79 



nąl Władysław IV. Sejm r. 1637 uchwalił 
na potrzeby artyleryi nową kwartę, czyli 
opłatę kwarty zdwojonej. Zarząd zaś po- 
ruczono Pawłowi Grrodzickiemu z tytułem 
^starszego nad armatą". Grodzicki był 
fachowo wykształcony kosztem Sienią w- 
skiego w Holandyi i całkowicie odpowia- 
dał swemu stanowisku. W roku następ- 
nym takiegoż przełożonego otrzymała ar- 
tylerja litewska w osobie Mikołaja Abra- 
mowicza. Władysław IV nadał całej arty- 



cki, Fromhold i nareszcie Marcin Kącki. 
Generałem artyleryi litewskiej za Jana 
Kazimierza był Judycki. W bitwach pod 
Kircholmem, Kłuśzynem, Smoleńskiem, 
Beresteczkiem, Chocimem, Żórawnem, 
Wiedniem i wielu innych, artylerja polska 
przyczyniła się do świetnych zwycięstw. 
Pod koniec XVII w. stała jeszcze ona na 
równi z artylerja państw europejskich. 
Kraków posiadał 57 dział rozmaitych. 
W zbrojowni lwowskiej i. 1692 było 22 




• Bposób wprowadzania armaty na góre bardzo przykrą* 



leryi organizację wojskową i przepisy pod 
nazwą „artykułów" (ogłoszonych r. 1634 
w obozie pod Smoleńskiem). Miejsce po 
Grodzickim zajął, wezwany przez króla 
Władysława, wsławiony w służbie holen- 
derskiej na obli półkulach ziemi, Krzysztof i 
Arciszewski, uważany za wynalazcę pon- 
tonów czyli mostów łodziowych ulepszo- 
nej konstrukcyi. Po Arciszewskim urząd 
generałów artyleryi sprawowali ludzie 
zdolni i wykształceni w swym zawodzie, 
jak Zygmunt Przyjemski, Paweł Grodzi- 



armaty, 14 moździerzy, oprócz dział, stoją- 
cych w basztach miejskich. Sporo armat 
znajdowało się w Lubomli, Malborgu, Pu- 
cku, Białej-cerkwi, Stryju, Drohobyczu, 
Samborze, Trębowli, Zamościu, Brodach, 
Jarosławiu, Przemyślu i Haliczu, gdzie na- 
wet odlewano działa i kule. Atoli z po- 
czątkiem XVIII wieku przyszła na arty- 
lerję polską klęska, która odrazu pogrą- 
żyła ją w upadku. Waleczny Kącki był 
już starcem sędziwym, gdy Karol XII, ko- 
rzystając z rozdwojenia narodu za Augu- 



Digitized by 



Google 



80 



ARTYLERJA. 



sta II Sasa i Leszczyńskiego, ogołocił z 
machin i narzędzi wszystkie ludwisarnie 
polskie i razem z najpiękniejszemi działa- 
mi uwiózł do Szwecyi, a resztę dział, gdzie 
je tylko znajdował, prochem kazał rozsa- 
dzić. Po tym ohydnym rozboju, w artyle- 
ryi Rzplitej pozostało wszystkich armat 
przeróżnego gatunku tylko 265 i moździe- 
rzy 19. Pierwszy początek ku odrodzeniu 
artyleryi dał Henryk hrabia na Ocieszy- 
nie Briihl, minister Augusta II, generał 
infanteryi i fachowy artylerzysta. Zaczaj 




« Sposób spuszczenia armaty z góry bardzo przykrej*. 



on reformować i porządkować artylerję 
podług najnowszych wzorów. Dopiero 
atoli za Stanisława Augusta dźwignię- 
to z gruzów działolejnie warszawską, któ- 
ra, założona przez Władysława IV, obró- 
cona była w perzynę przez Karola XII. 
Robota szła dość pihiie i r. 1775 Rzplita 
miała już 41 dział ze spiżu, polowych, no- 
wego systemu, 12- 6- i 3-funtowych. W r. 
1791 Rzplita posiadała w swej artyleryi 
wszystkich dział 329. W r. 1794, przy 
oblężeniu Warszawy w czasie wojny ko- 



ściuszkowskiej, korpus artyleryi polowej 
Uczył artylerzystów na baterjach, w arse- 
nale, ludwisami i w pułkach, dzieJtających 
w polu, razem ludzi 3204. Prócz tego w 
artyleryi fortecznej w Kamieńcu 441, w 
Częstochowie 175 i Krakowie 143. Walecz- 
ny jenerał artyleryi, poeta i republikanin 
Jasiński, znany z wypadków w Wilnie, 
poległ wtedy podczas szturmu Suworo- 
wa do Pragi. W r. 1781 wyszło obszerne 
3 tomowe dzieło Józefa Jakubowskiego, 
kapitana i profesora artyleryi koronnej 
p. n. Nauka artyle- 
ryi zebrana z naj- 
późniejszych auto- 
rów, napisana dla 
pożytku korpusu 
Artyleryi Narodo- 
wej, z rozkazu^ na- 
kład emJego Król. 
Mci do drukufpo- 
dana, w Warsza- 
wie, w drukarniXX. 
Missyonarzów. 
Dzieło odznacza się 
pięknym drukiem i na j - 
staranniejszem wyda- 
niem, nie ustępującem 
tego rodzaju wydaw- 
nictwom zagranicz- 
nym- Autor usiłuje 
wprowadzić do artyle- 
ryi całą terminologję 
narodową. Tom 1-szy, 
o 483 sti'onicach, traktuje o prochu i ar- 
matach, z dodaniem 21 pięknie rytych 
„plansz" i dwuch szczegółowych indek- 
sów. Tom 2-gi, o 514 stronicach z takie - 
miż indeksami i 18-tu planszami, traktuje 
o moździerzach, granatnikach, szturma- 
kach, podkopach, atakowaniu i obronie 
fortec. Tom 3-ci,o 326 stronicach i 28 plan- 
szach, traktuje o przyborach, narzędziach 
i budowlach, z dodaniem wyczerpującego 
„słownika artylerycznego". W słowniku 
tym znajdujemy twierdzenie, że słowo ar- 



Digitized by 



Google 



ARUS — ASPER. 



81 



tylerja pochodzi z łac. arłe łollere i że 
dlatego to dawniej pisywano „artollerya". 
Z rycin tomu ostatniego podajemy dwie, 
przedstawiające: „Sposób wprowadzania 
armaty na górę bardzo przykrą" (str. 79) 
i „Sposób spuszczenia armaty z góry bar- 
dzo przykrej" (str. 80). Mamy także pod 
ręką inną książkę, wydaną w Warszawie 
r. 1826 p. n. „Zasady rozstawiania dział 
czyli nżycie artyleryiz wojskiem w polu", 
z niemieckiego na język ojczysty przez 
Karola Stolzmana, porucznika artyleryi, 
przełożone. Pułkownik Konstanty Gtórski, 
znany autor dwuch cennych dzieł: Histo- 
rja piechoty i Historja jazdy pol- 
skiej, opracował przed zgonem swoim i 
Historję artyleryi polskiej, ocze- 
kującą na ogłoszenie drukiem. 

A'ru8, harus, aras, haras — tkani- 
na; bywała wazka, zwana cynkaturą, od 
której sztuki postanowiono r. 1703 da gr. 
9, i szeroka, od której rfo było podwójne. 
Jest o harusie wzmianka i w instruktarzu 
celnym litewskim. W gwarze ludu hara- 
sówka znaczy tasiemka czerwona, którą 
wieśniacy krakowscy i podolscy opasują 
kapelusze, zawiązują koszulę pod szyją 
i t. d. J. Karłowicz twierdzi, że wszystkie 
formy tego wyrazu pochodzą od miasta 
franc. Arras, w którem pierwotnie tę tka- 
ninę wyrabiano. 

Arynga, formuła, rota, stale używana 
przy pisaniu pewnych aktów, umów, a na- 
wet przy ustnych przemówieniach. Wy- 
raz używany w średniowiecznej łacinie, a 
potem w mowie polskiej do ostatnich cza- 
sów. Pochodzi od wyrazu włoskiego arin- 
go^ znaczącego: szranki, miejsce ściśle wy- 
znaczone na turnieje, gonitwy, przemowy, 
to, co łacinnicy nazywali forum, concio. 
Były więc aryngi na: kontrakty, pozwy, 
prośby, rewersy, obUgacje i przemówienia. 
Na sejmie piotrkowskim r. 1523, kr. Zy- 
gmunt I potwierdził aryngi, przepisane do 
rozmaitych aktów inskrypcyjnych (czyh 
umów, zobowiązań) i procesowych. 

Encyklopedja staropolska. 



Aspekt, (z łac.) konstelacja gwiazd na 
niebie, służąca do wróżby astrologom — do- 
bry lub 55ły znak, który oni z ciał niebies- 
kich, zwłaszcza co do przedsięwzięć, tłóma- 
czyli. Aspekty księżyca są: nów, pierwsza 
kwadra i t. d. Spiczyński w swoim zielni- 
ku pisze: „O-dy się księżyc przez szóstą 
częśó nieba oddala, zowiemy to aspekt 
szestny, wzgląd szestny; gdy przez czwar- 
tą część —aspekt czwarty, czwartny, kwa- 
drę; przez trzecią część— aspekt trzeciak". 

Asper, aspreol, aspergil. W ku- 
chennej łacinie średniowiecznej nazywano 
wiewiórkę asperiolus, że zaś przy niedo- 
statecznej ilości obiegowej monety w kra- 
ju lesistym, książęta przyjmowali wówczas 
podatki w skórkach wiewiórczych, popie- 
liczych i kunich, więc skórki takie nazy- 
wano aspergilami, a w skróceniu aspra- 
mi, aspreolami. Zwyczaj ten pobiera- 
nia podatku w skórkach futrzanych mu- 
siał ustać z początkiem XIV wieku, kiedy 
za Wadawa, króla czeskiego i polskiego, 
napłyn^a do Polski moc pieniędzy cze- 
skich (szerokich groszy pragskich, liczo- 
nych na kopy); ale wytworzyła się później 
w narodzie tradycja, która jako podanie 
do naszych czasów przetrwała, że pierwot- 
ne pieniądze były w Polsce skórzane. Do 
rozszerzenia tego błędnego podania mógł 
się zresztą przyczynić i O-wagnin, który 
powiada: „Aż do czasów Wacława, monar- 
chy czeskiego, po wszystkiej Sarmacyi 
państwa Koronnego, z zwierzęcego rze- 
mienia pieniądze robiono, i one jak dziś 
srebrne tak drogo ważono. Przedtym niż 
monetę wynaleziono, asprów i innych 
skórzanych pieniędzy w Moskwie używa- 
no". Naruszewicz, w Historyi narodu 
polskiego, tak znów tę bajkę tiómaczy : 
„Drobne pieniądze chodziły pod nazwi- 
skiem asprów czyli aspreolów, dla ko- 
loru białego v^ czystym srebrze. Te zape- 
wne aspry utworzyły skórki wiewiórcze, 
aspreolami w łacińskim nazwane". Nale- 
ży jednak wiedzieć, że i w Turcyi krąży- 



Digitized by 



Google 



82 



ASSAWUŁ — ASTROLOG. 



la kiedyś moneta, zwana asper^ aspr lub 
mina. 

Assawuł, jessawul, znaczy u Koza- 
ków porucznik, czyli to samo co w chorą- 
gwiach hussarskich lub pancernych zna- 
czył namiestnik, dowódca oddziału z kil- 
kunastu ludzi konnicy. Naruszewicz w hi- 
storyi Chodkiewicza pisze: „Wódz kozacki 
otoczony był gronem setników i assawu- 
łów". W Fi?/. /<?^. oznaczony jest żołd w 
wojsku zaporoskiem dla assawuły hetmań- 
skiego po zł. 30, dla assawułów pułko- 
wych po zł. 20, a w sotniach po zł. 10. 
„Komisarzowi naszemu posłuszni będą as- 
sawułowie, pułkownicy, setnicy, jako i całe 
wojsko kozackie" ( Vol. leg. HI, 928). Ko- 
zacy wzięli tę nazwę wprost z języka ta- 
tarskiego, w którym- jesawuł, jesauł 
znaczy dowódcę małego oddziału konne- 
go. Stąd potem na Podolu i Wołyniu po- 
lowego dozorcę, strażnika w dobrach pry- 
watnych nazywano „asawułą". 

Assessor (z łac. assideo, siedzieć przy 
kim, współsiedzieć), oznacza zasiadające- 
go w sądzie, współsędziego, współławni- 
ka. Assessor skrzynkowy był tosub- 
altern sądowy przy sądach ziemskich, 
szlachcic, mało co wyższy godnością nad 
woźnego. Obowiązkiem jego było ściąga- 
nie kar czyli win sądowych do skrzynki 
czyli kasy sądowej. Na wyborach sejmi- 
kowych, marszałek i assessorowie, wyko- 
nawszy przysięgę, zapisywali kreski i pro- 
jekta do laudów (ob). W koronie byli oni 
obieralnymi. W Wielk. Ks. Lit. pierwszy 
senator przewodniczj^ł sejmikowi, czterech 
zaś urzędników ziemskich po nim idących 
było assessorami i ci po wykonaniu przy- 
sięgi zapisywali głosy. Od r. 1766 mar- 
szałkowie wielcy koronni przybierali asse- 
sorów do sądzenia spraw o zbrodnie i wy- 
kroczenia pod bokiem ki^óla, t. j. w jego 
rezydencyi popełnione. Assessorowie pod 
przewodnictwem marszałka wielkiego ko- 
ronnego, a w razie jego nieobecności, mar- 
szałka litewskiego, a gdy obu nie było, 



to nadwornego, sprawowali w ostatniej 
instancyi sądy marszałkowskie w miejscu, 
gdzie król mieszkał lub czasowo przeby- 
wał. Sądom tym ulegały wszelkie spra- 
wy, dotyczące porządku i bezpieczeństwa 
publicznego. 

Assesorja, ob. Sądy assesorskie, 
zadworne. 

Assysta, Asystencja do mszy, 
z łac. adsisło — stoję obok. Assystą zwano 
w kościele polskim poczet, orszak, towa- 
rzyszący osobie dostojnej, np. biskupowi 
lub kapłanowi, przy obrzędzie jakimś. W ję- 
zyku liturgicznym, odprawiać nabożeń- 
stwo z asystą, znaczy z djakonem i sub- 
djakonem, w dalmatyki przybranymi. 
Wyrażenie: biskup przy mszy asystuje, 
znaczy, że jest obecny czy to w pierwszej 
stalli chóru, czy też na tronie; a ta obec- 
ność jego zwać się powinna asystencją, nie 
zaś asystą. Asystencją też nazywa się 
obecność proboszcza przy ślubie małżeń- 
skim. Ogier w opisie swojej podróży do 
Polski r. 1635, t. j. za Władysława IV, po- 
wiada, że gdy kanclerz mszę odprawiał, 
asystowało mu do niej pięciu księży boga- 
to ubranych i około stu szlacht}^ polskiej 
i sług domowych. Podczas podniesienia i 
przy Agniis Det\ kobiety wychodziły z ła- 
wek i otaczały ołtarz. 

Astrolog i Astrologja, z grec. asłron gwia- 
zda i logos mowa, nazwa nauki, która zaj- 
mowała się przepowiadaniem przyszłych 
losów ludzkich z biegu ciał niebieskich. 
Sztuka przepowiadania przyszłości należy 
do najdawniejszych i zarazem najpóźniej 
uprawianych. Widzimy ją przed tysiąca- 
mi lat w starożytnym Egipcie i Chaldei, 
jak również dziś w postaci horoskopów 
it.zw. planet, sprzedawanych przez kra- 
mikarzy na jarmarkach i odpustach lu- 
dziom nieoświeconym — a poniekąd iw po- 
staci spirytyzmu. Dawni królowie i ksią- 
żęta prawie wszyscy mieli swoich astrolo- 
gów, których radzili się w ważniejszych 
okolicznościach. Alfons X kastylski upra- 



Digitized by 



Google 



ASTROLOG. 



83 



wial gorliwie astrologję, Karol V 8proTva- 
dził astrologów z Włoch, a sławny Michał 
Nostradamus był astrologiem Katarzyny 
Medycejskiej. I teologowie protestanccy 
ulegali obłędowi astrologicznemu, np. Me- 
lanchton, który był stanowczym przeciw- 
nikiem systemu Kopernika, w astrologji 
zaś był zamiłowany. Gdy raz odwiedził 
przyjaciela swego Melandra i zobaczył w 
kołysce niemowlę, postawił mu zaraz ho- 
roskop, prorokując, że podobnie jak ojciec, 
będzie bardzo uczonym i dojdzie do wyso- 
kich godności naukowych, na co Melander 
z uśmiechem odparł: „Filipie, przecież to 
dziewczyna". TychoBrahe hołdował astro- 
logii, a nawet wielki Keppler ze stawiania 
horoskopów czerpał środki swego utrzy- 
mania. Z królów polskich cenił astrologję 
Zygmunt August, a akademja krakowska 
długi czas z niej słynęła. Profesor astro- 
nomii w akademii krakowskiej miał obo- 
wiązek corocznie składać „kolegom więk- 
szym" kalendarz, z przyłączeniem prakty- 
ki astronomicznej, czyli prognostyku 
astrologicznego t. j. przepowiedni stanu po- 
gody, wyprowadzonych z różnego położe- 
nia planet, coś tak niby w rodzaju później- 
szego o cztery wieki Falba. Brudzewski 
jednak i Kopernik uchronili się od mrzo- 
nek astrologicznych, a w ogólności kult 
astrologii mniej się krzewił w Polsce, niż 
w zachodniej Europie. To też Jan Tena- 
cjusz w kalendarzu na r. 1592, utyskuje, 
że astrologja „najbardziej w naszej Pol- 
sce jest nazbyt wzgardzona i potłumiona", 
a Jan Latosz, w kalendarzu na r. 1599, 
mówi, że „teologja i astrologja są dwie 
największe na świecie nauki, lecz też naj- 
więcej prześladowań cierpią". Co do astro- 
logii miał słuszność zupełną, bo i sam za 
nieziszczone przepowiednie był nieraz wy- 
śmiewanym i słyszeć musiał nieraz weso- 
łe drwiny Polaków, którzy gw:iazdomi- 
strzów, gwiazdowieszczków i astrologów 
nazywali także „ astrołgarzami " . Właści- 
wie już nauka Kopernika zadała astrolo- 



gii cios stanowczy, skoro bowiem ustaliły 
się pojęcia, że ziemia nie jest środowiskiem 
wszechświata, a ciała niebieskie nie dlate- 
go istnieją, by jej służyły, wiara we wpływ 
gwiazd na losy ludzi rozwiać się musiała. 
Gusła jednak i praktyki astrologiczne, po- 
mimo to wszystko, jeszcze w XVni wie- 
ku bardzo były w Europie, a zwłaszcza 
we Włoszech rozpowszechnione i ostatnie 
pisma astrologiczne w XIX wieku (np. 
Pfaifa Astrologie r. 1816 i Der Słeiv der 
drei Weisen^ r. 1821) ukazały się nie u nas. 
Złotousty Skarga, w jednem ze swoich ka- 
zań, taką daje definicję astrologów: „As- 
trologowie biegi miesiąców rachują, przy- 
szłe przygody wiedzieć chcą". To wyraże- 
nie, że „biegi miesiąców rachują", odnosi- 
ło się do sztuki układania kalendarzów, w 
której jedynie astrologów uważano za bie- 
głych. Sława akademii krakowskiej pod 
tym względem rozchodziła się po całej 
Europie; za wielkich astrologów uchodzili: 
Latosz, Rogalski, Herka z Kurzelowa, 
Wojciech z Krainy, Jan z Płońska, Miko- 
łaj z Szadka, Bernard z Krakowa i inni. 
Kalendarze, przez nich układane, rozcho- 
dziły się nie tylko po całej Słowiańszczy- 
żnie, ale i po Niemczech, pełne wszelkiego 
rodzaju przepowiedni. Królowa Bona nie 
tylko zasięgała rad najsławniejszych astro- 
logów, ale i sama trudniła się odgadywa- 
niem przyszłości. Nadwornym astrologiem 
jej syna, kr. Zygmunta Augusta, był Fox, 
akademik krakowski. Jeszcze w w. XV 
Marcin z Żorawic, lekarz kardynała Zbi- 
gniewa Oleśnickiego, dał fundusz na ka- 
tedrę astrologii w akademii krakowskiej. 
Mówiono, że Jan Brożek, który w r. 1619 
został profesorem astronomii, jako astro- 
log przepowiedział zamach na życie Zy- 
gmunta in. Astrolog Władysława IV 
miał upominać odjeżdżającego do Francyi 
królewicza Jana Kazimierza aby się strzegł 
Francuzów, co uważano potem za przepo- 
wiednię dwuletniego uwięzienia królewi- 
cza polskiego we Francyi. Jan Latosz i Ber- 



Digitized by 



Google 



84 



ASTRYCH — ATŁAS. 



nard z Krakowa zostawili dwie broszury, 
dające dokładne pojęcie, czem była ówcze- 
sna astrologja. W języku naszym pozo- 
stały dotąd z owych czasów odpowiednie 
wyrażenia, np.: urodził się pod dobrą gwia- 
zdą, — przyświeca mu dobra gwiazda, — 
gwiazda szczęścigi, — z pod ciemnej gwia- 
zdy, — zgasła jego gwiazda. Mniemano też 
powszechnie w narodzie, a wiarę te dotąd 
lud zachował, że w chwili zgonu każdego 
człowieka spada z nieba jego gwiazda. 

Astrycby j astry eh, posadzka cegla- 
na. W łacinie średniowiecznej asłracum — 
byłto bruk, klepisko i powała czyli pułap, 
na którego deskach dawano także glinia- 
ną „polepę". Karłowicz utrzymuje, że na- 
zwa strychu domowego powstała nie z 
niemieckiego Słrich ani Słreich^ bo wyra- 
zy te w znaczeniach swych nie mają z nim 
wspólności, ale z astrychu. Switkowski 
w Budownictwie powiada, że „w pie- 
karni podłoga może być z gliny, w pralni 
zaś z j astrychu dobrze wypalonego". 
Klepisko bowiem gliniane rozmięka od ro- 
zlewanej wody, ale cegła dobrze wypalo- 
na nie ulega zniszczeniu. Kasper Mia- 
skowski w Rytmach swoich mówi o tań- 
cach: 

*A po długiej kurzawie astrychy skropiwszy*. 

Przypomina to piszącemu niniejszą 
rzecz— stary dwór złotoryjski na Podlasiu, 
w którym duża sień środkowa wyłożo- 
na była cegłami kwadratowemi tej po- 
wierzchni co dwie cegły zwyczajne, dobrze 
wypalonemi, bo służyły kilku pokoleniom. 
Gdy w jesieni włościanie złotoryjscy, od- 
prawiający wesela, przychodzili do dworu 
gromadą z „korowajem", tańczyli w tej 
sieni wieczorem, a wówczas (tak jak pisze 
za zygmuntowskich czasów Miaskowski) 
^po długiej kurzawie astrychy skraplano". 

Ataman, attaman, hetman kozacki 
(ob. Hetman), tak zwano na Ukrainie 
i wójtów po wsiach i miasteczkach, a na 
Podolu niższych oficjalistów wiejskich w 
rodzaju karbowych i włodarzów przez dwór 



wybieranych, którzy, odebrawszy dyspo- 
zycję od ekonoma wieczorem na dzień ju- 
trzejszy, zawiadamiali rano poddanych 
włościan, jaką i gdzie mają wykonywać 
robotę. 

Atłas, h atłas. Po arabsku a//^- zna- 
czy gładki, połyskujący, stąd przez Tur- 
cję przesrfa do Polski nazwa sprowadza- 
nej z Persyi tkaniny jedwabnej, połysku- 
jącej, używanej do ubiorów kościelnych, 
do strojów niewieścich i męskich, nażupa- 
ny, czapki i hajdawery, a w domach mo- 
żniejszych na kołdry i obicia do komnat. 
Połysk tej materyi pochodzi z tego, że nit- 
ki osnowy i wątku nie przeplatają się na- 
wzajem jak w zwykłych tkaninach, lecz 
nitka wątku przeskakuje kilka nitek osno- 
wy, skutkiem czego na jednej stronie znaj- 
duje się przeważna ilość osnowy, a na dni- 
giej-wątku. Wedługrejestrów skarbowych 
Władysława Jagiełły, za 2 łokcie attasu 
na rękawy do kryzów króla zapłacono je- 
dną grzywnę. Za Zygmunta Augusta ko- 
sztował łokieć atlasu złoty 1 i gr. 4. Pisa- 
rze polscy wieku XVI i XVn często wspo- 
minają o atlasie. Z powodu wygórowania 
cen przez kupców zagranicznych, sejm r. 
1620 uchwalił: „Za zbytnim podniesieniem 
towarów i materyi przez cudzoziemce, iż 
koronni obywatele do wielkich utrat, a 
RzpUta do zniszczenia przychodzi,/r^tf3/ w 
uchwałą Sejmu teraźniejszego postanowia- 
D^y* aby aksamitów rozmaitych maści ku- 
pcy drożej łokcia nie przedawali nad zło- 
tych cztery. Atłasu i adamaszku, nad 
złotych półtrzecia**. Do atlasu odnosiły się 
przysłowia: ^Nie pomoże atłas, kiedy w 
brzuch nie natkasz". „Aksamity, atlasy 
sławy nie czynią". Przodkowie nasi m.a- 
wiali, rozbierając się ze swoich atłasów: 
„Panie atlas, szanują was, a przy was 
i nas". O przysłowiu „Szkoda czasu i atla- 
su" jest podanie, że powstało od słów kr. 
Stanisława Augusta, który, gdy mu po je- 
go koronacyi jakiś wierszokleta złożył po- 
winszowanie, napisane na białym atłasie, 



Digitized by 



Google 



ATRAMENT 



AUTORAMENT. 



85 



wiersze wdzięcznie przyjął, ale do ich 
autora miał powiedzieć: „ Szkoda czasu i at- 
łasu, byś się wdzierał do Parnasu" (Wój- 
cickiego Przysłowia 1. 1 str. 13 i t. III 
str. 70). 

Atrament, ob. Inkaust. 
Audytor. W wojsku polskiem za cza- 
sów wielk. ks. Konstantego, audytorowie 
pełnili obowiązki sędziów wojskowych i za- 
siadali w sądach wojennych. Byli pułko- 
wi i dywizyjni. Pierwszych liczono 22, 
drugich 8, prócz tego był audytor gene- 
ralny. 

Augustjanie, eremici czyli pustelnicy, 
jak kanonicy regularni św. Augustyna 
wywodzą swój początek i swą regułę od 
Św. Augustyna, biskupa hipponefiskiego. 
Do Polski wprowadzeni zostali przy koń- 
cu wieku XTTT-ego. — Najpierwszy klasz- 
tor wystawił im w r. 1265 na Pomorzu, w 
Chojnicach, Świętopełk książę pomorski. 
W trzydzieści lat potem Przemysław wy- 
budował im dwa klasztory: w Starogrodzie 
i Bydgoszczy. Kazimierz Wielki wzniósł 
trzy kościoły dla tego zgromadzenia: w 
Krakowie r. 1348, w Wieluniu r. 1350 i w 
Olkuszu r. 1369. Ziemowit, książę mazo- 
wiecki, fundował im klasztory współcześ- 
nie, z Kazimierzem Wielkim: w Warsza- 
wie, Rawie i Ciechanowie; Jan Spytek, wo- 
jewoda krakowski, r. 1381 w Książu. W w. 
XV-m fundowano im klasztory: wPilznie 
(r. 1434), w Parczewie (r. 1447) i w Reszlu 
warmijskim. W wieku XVI przybyły 
r. 1503 klasztory: w Krasnymstawie, 
Grodnie i Brześciu litewskim, w r. 1508: 
w Eleuzymenie, w Podgrodziu (r. 1512), 
w Czemiczewie na Rusi (r. 1582) i Żyda- 
czewie (r. 1600). W wieku XVn nastąpi- 
ło najwięcej fundacyj, bo kilkanaście, a w 
wieku XVIII już tylko podobno jedna 
i ostatnia (r. 1770) w Orchówku. Szymon 
Mniszek, prowincjał augustjanó w i kazno- 
dzieja Stefana Batorego, zaprowadził w 
Polsce (r. 1585) augustjanki, zwane zwykle 
mantelatkami, którym Jadwiga Kowna- 




Cyfra królewska na 
główni Augustówki. 



szewska, krakowianka, zbudowała klasz- 
tor w Krakowie i pierwsza przyjęła habit. 

Augustówka. Pod 
tą nazwą słynęły w 
XVin-m wieku dobre 
szable z fabryk pol- 
skich, istniejących w 
województwie Sando- 
mierskiem i Krakow- 
skiem, gdzie dobywa- 
no i oczyszczano rudę 
żelazną. Dobroć tych , 
szabel próbowano, ob- 
cinając klamki i gwo- 
ździe, bez szczerby w 
ostrzu khngi, czyli, jak 
po staropolska nazy- 
wano, głowni. Nazwę 
swoją wzięły augu- 
stówki od wyrytej na 
nich cyfry królewskiej Sasów: Augusta II 
i Augusta m. 

Auszpik, znana już w XVin wieku (a 
może i dawniej) w kuchni polskiej potra- 
wa z gotowanych pulard, kapłonów lub 
ryb, w przezroczystej galarecie, podawa- 
na z formy na zimno. Wyraz ten pocho- 
dzi zapewne z języka niemieckiego, ale po 
niemiecku ausspicken znaczy naszpikować 
mięso słoniną i t. p., co z polskim auszpi- 
kiem niema związku. 

Autorament, auktorament, z łacin. 
aucłoramentum — zapłata szermierska. 
Niegdyś w całej Europie siła zbrojna pra- 
wie każdego kraju bywała dwojaka: na- 
rodowa i z zaciągów cudzoziemskich zło- 
żona. Tak samo było i w Polsce. Usarze, 
chorągwie jazdy lekkiej polskiej, kozacy, 
zwani później pancernymi i petyhorcami, 
piechota łanowa, a pod koniec kawalerja 
narodowa i ułani, byłto autorament pol- 
ski Rzplitej. Do cudzoziemskiego zaś, nie- 
koniecznie z samych cudzoziemców złożo- 
nego, ale urządzonego na wzór cudzoziem- 
ski i mającego oficerów w znacznej części 
cudzoziemców, należała piechota niemie- 



Digitized by 



Google 



86 



AUSUSZ — AZARD. 



cka, dragonja, rajtarja na sposób szwedzki, 
chorągwie węgierskie, janczarskie i arty- 
lerja. Za czasów saskich cały autorament 
cudzoziemski był właściwie saskim. 

AuSUSZ, z niem. der Ausschtcss^ brak, 
przedmiot zbrakowany, — tak nazywano 
pewien gatunek płótna, snaó podlejszego, 
od którego instruktarz celny litewski cło 
od sztuki naznaczał. Nazywano tak samo 
i papier ordynarny, do obwijania używa- 
ny, a VoL leg. stanowią także cło „od 
papieru podłego do uwijania, alias au- 
susu". 

Ave Marja. Pozdrowienie anielskie Naj- 
świętszej Panny, którego pierwsze słowo 
od wieków w Polsce przetłómaczono i Leo- 
polita je przełożył: Zdrowaś Marja. Św. 
Łukasz podaje iż modlitwy tej słowa: Zdro- 
waś łaski pełna, Pan z Tobą, bło- 
gosławionaś Ty między niewia- 
stami — były wymówione przez Gabrje- 
la archanioła. Następujące zaś: i błogo- 
sławion owoc żywota Twojego, — 
powiedziane przez św. Elżbietę,żonę Zacha- 
rjasza; resztę potem dodał Kościół. Wyra- 
zy: Święta Marjo, Matko Boża, módl 
sięzanami grzesznikami, Amen. — 
już po r. 1500 weszły do modłów publicz- 
nych. Wyrazy: teraz i w godzinę 
śmierci naszej, — użyte były po raz 



pierwszy przez braci mniejszych w ich bre- 
wjarzu, drukowanym 1515 r. 

Awuls z łac. avulsus — oderwany, od- 
jęty. Mały, oddzielny folwarczek bez wsi 
włościańskiej, do większej posiadłości na- 
leżący. W znaczeniu dawnego prawa: 
część gruntów nielegalnie oderwana od 
majątku przemocą sąsiada, lub przez rze- 
kę, która podmuliła jeden brzeg, a zrobi- 
ła nasypisko przy drugim. Taki nowy ląd, 
wyspę lub kępę zwali prawnicy polscy 
avulsio, a była to własność tego, przy czy- 
im brzegu powstała. Na rzekach królew- 
skich czyli publicznych powstałą wyspę 
lub kępę uważało prawo polskie, jak całą 
rzekę, za własność publiczną. Obowiązek 
króla odzyskiwania ziem oderwanych od 
Rzplitej zwał się w mowie staropolskiej 
„powinnością do reparacyi awulsów". 

AzuiewiCZ, herb polski. Na tarczy w 
polu czerwonem srebrna strzała, zwróco- 
na bełtem w górę. W koronie szlacheckiej 
nad hełmem, ręka prawa w zbroi po ra- 
mię, z mieczem podniesionym w górę do 
cięcia. Miecz ze złotą rękojeścią i łopotem. 
Herb ten wraz ze szlachectwem otrzymał 
za waleczność osiadły w wojew. Trockiem 
ród tatarski Azulewiczów. 

Ażard, czyli renons w grze, oznaczało 
karty zostawione na ćwika lub pomoc. 
Kto się na nich zawiódł, płacił przegraną. 



•MiMiUir inl^M^. 



Digitized by 



Google 






z druków polftkich 
wieku A VI. 



Z akt Nuncjatury w Archiwum 
Glówn. Król. księga 10, (w. XVI). 



Z druków polskich 
wieku XVI. 




Z druków polskich w. XIV. 



'aba, babka. 

Żaden wyraz 
w języku pol- 
■ skim nie ma 
tylu znaczeń 
różnorodnych, 
ile baba i 
babka. Babą zowie się każda ko- 
bieta zamężna, zwłaszcza niemłoda; babą 
lub b a b k ą— matka matki lub ojca; b a- 
b ą lub babką, babiarką — kobieta 
babiąca, akuszerka. — Babą nazywają 
mężczyznę tchórzliwego, zniewieściałego 
lub plotkarza, krupną babą — skąpe- 
go dla domowników. Babami zwą nie- 
ksztaj;tne posągi kamienne z czasów po- 
gańskich, rzadziej wyobrażające męż- 
czyzn, częściej niewiasty, w postawie sto- 
jącej, z rękami trzymającemi na żołądku 
jakiś przedmiot, podobny do klepsydry, 
czas mierzącej. Bałwany te znaleziono w 
wielu miejscowościach, począwszy od 
Ukrainy aż do morza Azowskiego. Poeta 



nasz Twardowski, w poemacie o Włady- 
sławie IV, opisując zapędzanie się Lisow- 
czyków nad rzekę Obę, opowiada baśń 
o „babie złotej", która na slupie magne- 
sowym przeciw słońcu siedzi i, trzykroć 
zaklinana, odpowiedzi wieszcze daje. — 
„Babą chęcińską" nazywał lud w Chęci- 
nach posąg kamienny, zapewne także cza- 
sów pogańskich sięgający, około r. 1828 
z Chęcin do Warszawy przywieziony i w 
przedsionku Towarzystwa Przyjaciół Na- 
uk umieszczony. „Baba chęcińska" miała 
na głowie rodzaj czepca czy wieńca z U- 
ści i przepasana była nad biodrami liścio- 
wym wieńcem, co bardzo przypomina zwy- 
czaj wieńczenia się dziewcząt i przepasy- 
wania bylicą przy sobótkach sandomier- 
skich. W Chęcinach (podobno w wodzie) 
znaleziono drugi posąg, męski, nazwany 
przez lud „dziadem"; został on około ro- 
ku 1827 przez Sokołowskiego, mieszczani- 
na chęcińskiego, zniszczony. — B a b a-j ę- 
d z a, b a b a-j a g a — w baśniach ludo- 
wych rodzaj czarownicy, kobiety starej 
i w najwyższym stopniu złej, swarliwej 
i mściwej. Babą nazywano dawniej kró- 
lowę szachową, stąd J. Kochanowski pisze: 



Digitized by 



Google 



BABA. 



«W szachach babie próżno się nawijać w oczy: 
I w zacl uderzy, w Btronę także skoczy ». 

Babką nazywano pewien rodzaj gru- 
bych armatek do strzelania. Nadawano tak- 
że imię baby pojedynczym wielkim mo- 
ździerzom; i tak np. w cekauzie zamku ty- 
kocińskiego (roku 1603) znajdowały się 4 
wielkie moździerze do wyrzucania kul ka- 
miennych 15-calowej średnicy. Moździe- 
rze miały swoje nazwy: Dziad, Baba, Wi- 
told i Zygmunt. — B a b ą nazywano kloc, 




Baba chęcińska. 

wystrugany z głową niby kobiecą, który, 
podług dawnego zwyczaju flisów polskich, 
na komorach nadrzecznych frycom, t. j. 
pierwszy raz płynącym, dawano do poca- 
łowania. Zwyczaj ten przeszedł później 
do bram miejskich, gdzie pierwszy raz 
wjeżdżający musieli „babę całować", albo 
wykupić się od tego. — B a b a (do wbija- 
nia palów) — kilko-centnarowy kawał pnia 



dębowego, okuty żelazem, z uchem u wie- 
rzchu, pociągany liną do góry i szybko 
spuszczany na wierzchołek pala, wbijane- 
go w dno wody. Mechanizm, służący do 
tego, zowie się kafarem. — Baba — snop 
obrzędowy podczas żniw. — Baba — pe- 
wien przyrząd rybacki u ludu wielkopol- 
skiego. — B a b k a — na Szląsku austr. zna- 
czy 10 snopków, ułożonych w mendel na 
polu (co na Podlasiu zowią dziesiąt- 
kiem). — W kilku okolicach babką na- 
zywają pewną postać garnka. — Baba, 
inaczej babi kołacz — znane ciasto 
z pszennej mąki, wypiekane zwykle do 
„święconego** na Wielkanoc, a dawniej 
także i na Zielone Świątki. Baby zapra- 
wiano szafranem, a miewały kształt za- 
woju tureckiego, wypiekane w formach 
glinianych lub miedzianych, albo w ron- 
dlach i formach papierowych. Te ostatnie 
miewają do dwuch stóp wysokości, zwane 
są podolskiemi. — Co do gatunku ciasta, 
to znane były powszechnie: babki parzo- 
ne, petynetowe, migdałowe, z razowego 
chleba i trójkolorowe (z ciasta białego, 
różowego i ciemnego). Drobna szlachta 
wypiekała baby w garnkach, które do wy- 
jęcia ciasta trzeba rozbijać. — B a b a — ga- 
tunek gruszek wrześniowych, dużych, 
niekształtnych, rozpowszechniony niegdyś 
i ceniony w sadach polskich, później przez 
niektórych zwany bonkretami (bon-chre- 
tien). E. Jankowski przypuszcza, że pra- 
wdziwa baba jest gruszką polskiego po- 
chodzenia. — Babą nazywał lud kurę, 
wysiadującą jaja, lub kwoczkę z kurczę- 
tami (Słownik Mączyńskiego z r. 1564). — 
Baba, stara, gruba sosna w boru, zwykle 
w dawnych czasach na barć przerabiana. 
Baba, wiązka grochowin, owinięta w sta- 
ry worek lub płachtę, służąca do zatyka- 
nia czeluści w kominie, aby zimno do cha- 
ty nie szło, gdy nie znano szybrów żelaz- 
nych. — B a b a — rodzaj okrągłej szczotki 
na długim kiju, do omiatania kurzu i pa- 
jęczyn w pokojach. — B a b a — część koło- 



Digitized by 



Google 



BABA— BABIŃSKA RZECZPOSPOLITA. 



89 



wrotka, do której przymocowane są pa- 
chołki z cewką. — B a b k a — małe kowa- 
dełko żelazne, na którem kosarze, zwykle 
rano przed pójściem do roboty, kosy młot- 
kiem klepią. — B a b k a —drobny pieniądz, 
szeląg, halerz, — stąd było przysłowie: „nie 
wart złamanej babki". — „Ślepa babka" — 
gra dziecinna, zwana inaczej ciuciubabką, 
mrużkiem, mżykiem. — Baba — nazwa pe- 
wnego narzędzia żelaznego u żeglarzy 
i flisaków. — B a b a — rzeczka w Krakow- 
skiem pod Olkuszem, zatapiająca kopalnie 
olkuskie srebra i ołowiu. Stąd powstało 
przysłowie, że „dwie baby Polskę okra- 
dły", t.j. królowa Bona, która wywiozła 
tyle pieniędzy i skarbów z Polski do Włoch, 
oraz rzeka Baba — przez zalanie kopalni. — 
B a b a— ptak błotny {Peltcantis onocraty- 
lus), którego Kluk każe nazywać Bąkiem. 
Bab a — nazwa ludowa pewnego gatunku 
ryb, które, podług Rzączyńskiego, mają 
się znajdować w jeziorze Charzykowem 
pod Chojnicą w województwie pomor- 
skiem. — B a b k a —kowadełko do kosy. — 
Babka {Planłago) — jest naczelnym ro- 
dzajem rodziny babkowatych {plantagi- 
tieae), które należą u nas do roślin najpo- 
spolitszych. Znane są więc w botanice: 
Babki większe albo gładkie, średnie al- 
bo kosmate, lancetowate, piaskowe, wod- 
ne i t. d. Liści, nasion i korzeni babki 
gładkiej lud używa na leki w licznych 
chorobach i liśćmi okłada rany. — Babką 
mianują na Litwie pewien rodzaj bardzo 
pospolitej i smacznej bedłki, zwanej na 
Podlasiu i Mazowszy podgrzybkiem. W 
botanice znany jest podbrzeżniak 
czyli babka {Bolctus scaber albo ruf- 
fus), — B a b k a— na Litwie i Białorusi na- 
zwa owadu Ubellula. — Baba — góra 
w. Karpatach zachodnich czyli Beskidzie, 
zwana częściej Babią-górą. — B a b y— sta- 
ropolska nazwa grupy gwiazd, zwanych 
plejadami. — Od wyrazu baba pochodzi 
mnóstwo nazw wsi, miasteczek i ludzi w 
Polsce: w najstarszych dokumentach pol- 



skich znajdujemy: Babica (r. 1136), 
Babicy czyli Babice (r. 1238), Bab- 
ka i Babusza (r. 1254), Babino (r. 
1221), Babin-most (r. 1281). Adalberg 
w Księdze przysłów podaje aż 119 
przysłów z powodu wyrazu baba. 

Babińska rzeczpospolita. O dwie mile 
od Lublina, na trakcie krakowskim, leża- 
ła obszerna wieś Babin (w w. XVI i XVII 
dziedzictwo Pszonków), od której wzięła 
nazwę „rzeczpospolita Babińska", założo- 
na żartobliwie przez towarzystwo wesoło 
dowcipkującej szlachty. Pierwszymi za- 
łożycielami tego kółka byli: właściciel 
Babina Stanisław Pszonka, sędzia lubel- 
ski, i Piotr Kaszowski, także sędzia lubel- 
ski, dziedzic Wysokiego w Krasnostaw- 
skiem, obaj uznawani prze;: współcze- 
snych w życiu towarzyskiem za „rajskie 
delicje i marcypan". W roku 1587 wydał 
Stanisław Samicki swoje Annales, w któ- 
rych na str. 395 „ku rozweseleniu czytel- 
nika", podał opis „rzeczypospoUtej Ba- 
bińskiej". Babińczycy— powiada Samic- 
ki — wzorowali się na porządku i urządze- 
niach Rzplitej polskiej. Wybierali dla sie- 
bie: senat, biskupów, wojewodów, hetma- 
nów, sekretarzy i t. d. Jeżeli ktoś mówił 
o rzeczach podniosłych, niemający.ch zwią- 
zku z jego stanowiskiem, zostawał arcybi- 
skupem babińskim; kto się jąkał, rzucał 
paradoksami lub prawił rzeczy niewiaro- 
godne, tego mianowano mówcą lub kan- 
clerzem. Chełpiącemu się z męstwa i od- 
wagi przyznawano godność hetmana albo 
rycerza pasowanego. Kto celował w kłam- 
stwach myśliwskich, zostawał łowczym. 
Nominacje wydawano albo zaraz na miej- 
scu podczas wesołej zabawy, albo wysy- 
łano później na piśmie, opatrzywszy pie- 
częcią woskową. Samicki zapewnia, że te 
żarty towarzyskie przyczyniały się wielce 
do poprawy obyczajów wśród młodszych, 
wyrabiały dowcip, uczyły skromności, że 
byli między babińczykami tacy wyborni 
znawcy życia i obyczajów, iż żaden lekarz 



Digitizejd by 



Google 



90 



BABIŃSKA RZECZPOSPOLITA. 



nie rozpoznałby lepiej ludzkich skłonno- 
ści, żaden fizjonomista nie poznałby tak 
dokładnie natury ludzkiej z twarzy, ru- 
chów i ogólnego wejrzenia, jak ci ojcowie 
babińscy. Miejsce zebrań nazywano gieł- 
dą {geldd)^ zapożyczywszy tej nazwy od 
gdańszczan. Babińczycy przechwalali się, 
że posiadają przywileje królów, cesa- 
rza, a nawet papieża, zatwierdzające ich 
rzeczpospolitą. W roku 1582, kiedy Sar- 
nicki pisał ^w;/«/^j— Kaszowski żył jesz- 
cze, Pszonka zaś już przed dwoma laty 
przeniósł się do wieczności. Sarnicki przy- 
tacza nagrobek, napisany wierszem ła- 
cińskim temu założycielowi towarzystwa 
babińskiego, oraz dwie następujące ane- 
gdoty: Oto pewnego razu zapytsił się 
Pszonki Zygmunt August, czy babińczy- 
cy mają także swego króla, — na co Pszon- 
ka miał odpowiedzieć: — „Uchowaj Boże, 
najjaśniejszy panie, ażebyśmy za twego 
życia mieli myśleć o wyborze innego kró- 
la; panuj tu i w Babinie". Król miał się 
roześmiać i całe otoczenie jego śmiechem 
wybuchnęło. Druga anegdota Sarnickie- 
go opowiada, że kiedy raz w pewnem to- 
warzystwie mówiono o starożytnych mo- 
narchjach: perskiej, babilońskiej i rzym- 
skiej, jeden z babińczyków zauważył, że 
rzeczpospolita Babińska jest starszą od 
wszystkich innych. Po Sarnickim nikt 
nam przez lat 30 nie przekazał żadnych 
wiadomości o Babinie. Dopiero w r. 1617, 
gdy syn założyciela rzeczypospolitej Ba- 
bińskiej, Jakób Pszonka, wydawał córkę 
swoją Katarzynę za Mikołaja Stradom- 
skiego, znalazło się dwuch poetów: Bar- 
tłomiej Wrześnianin i Jan Kmita, którzy, 
zwyczajem wówczas powszechnym, wystą- 
pili z panegirykami z powodu tego wese- 
la. W panegiryku Kmity jest kilka no- 
wych anegdot babińskich. Np. jedna opo- 
wiada, że ktoś został historykiem babiń- 
skim, bo widział dzwon z gliny iłżeckiej, 
w który jak uderzą w Krakowie, to po 
ośmiu tygodniach w Rzymie go słychać 



będzie.— Inny babińczyk opowiadał o dzi- 
kim wieprzu, który mając wybite przez 
myśHwych oczy, prowadzony był przez 
swego „syna**, młodego dzika, trzymając 
się zębami jego ogona. Myśliwy ustrzelił 
młodemu ogon, a gdy ten uciekł i stary 
został z „chwostem w pysku", ujął za ten 
^chwost" i przyprowadził wieprza do zam- 
ku swego, o dwie mile odległego. — Kie- 
dy podstolego Gl-amysza ominęło staro- 
stwo sandeckie, dano mu wielkorządztwo 
w Babinie. — Dymitrowski Stanisław, 
dziad Kmity po kądzieli, widział na Ma- 
zowszu bróg ogórków, konia mającego 
tam głowę gdzie ogon, w Sochaczewie 
przetak pełen deszczowej wody i wełnia- 
ną siekierę. Zgodnie z Wrześnianinem, 
Kmita zalicza do cechu babińczyków 
„miodopłynnego pisoryma" Kochanow- 
skiego, Reja „w polski rym łacnego", 
Trzycieskiego, Paprockiego i Sępa (Sza- 
rzyńskiego). Wzmiankuje także o jakichś 
„ rej estrach skarbowych ** rzeczypospol i- 
tej, o „prawach porządnych" i o „wakan- 
sach". Wrześnianin i Kmita nadzwyczaj 
mało uzupełnili opis Sarnickiego, który 
pozostawał długo jedynem źródłem do 
początków rzeczy p. Babińskiej, powtarza- 
ny dosłownie przez Hartknocha (r. 1694) 
i Chwałkowskiego (r. 1696). Dopiero w r. 
1818 ksiądz Szaniawski, dowiedziawszy 
się znacznie więcej o Babinie, czytał o nim 
na posiedzeniu pubHcznem Towarzystwa 
Warszawskiego Przyjaciół Nauk, czerpiąc 
treść z aktów babińskich, które do bibljo- 
teki puławskiej książąt Czartoryskich do- 
stały się ze Szwecyi, gdzie zawiezione 
przez Szwedów, odszukał Felicjan Biernac- 
ki i przywiózł z powrotem. Ks. Szaniaw- 
ski zakończa swój odczyt wzmianką o po- 
dobnych towarzystwach niegdyś we Tran- 
cyi i A^T:oszech. A i w Warszawie r. 1807 
zawiązało się było towarzystwo pod na- 
zwą Betomanie, złożone z Polaków 
i wojskowych francuskich. „Członki to- 
warzystwa togo zgromadzali się na obiady 



Digitized by 



Google 



BABIŃSKA RZECZPOSPOLITA. 



91 



składkowe", nosili, jako oznakę, wii^zecz- 
kę siana na piersi na wstążce przy guziku, 
czytali lub deklamowali utwory własne 
wierszem lub prozą, dowcipne i wesołe. 
Jak przedtem Sarnicki, tak teraz ks. Sza- 
niawski stał się źródłem do mnóstwa arty- 
kułów o Babinie, o których słusznie po- 
wiada Kazim. Bartoszewicz, że „słabe te 
kompilacyjki przesadzały się jedynie w 
superlatywach, przez które rzplita Babiń- 
ska wzrastała coraz więcej w opinii" . O po- 
pularności jej świadczy tytuł „Pszonki", 
nadany dwum wydawnictwom satyrycz- 
ne -humorystycznym (Kaczkowskiego r. 
1832 i Zienkowicza w Paryżu), jak rów- 
nież i trzyaktowa komedja Wężyka: „I ja 
też, czyli rzeczpospolita Babińska". Babin 
znany był i zagranicą dzięki pisarzom ob- 
cym, piszącym o Polsce. W dziełku „Essai 
poliłiquc sur la Pologne^ 1764 r. znajduje 
się obszerny opis Babina, wzięty z Sar- 
nickiego, ze wzmianką o francuskiem to- 
warzystwie togo rodzaju, noszącem nazwę 
Regiment de la Caotte. Schmidt w dziełku 
j^jAbrt^gć chronologique de Vhistoire dePo- 
logne'' (r. 1763), pomiędzy ^savans Ulu- 
slrrs"^ umieścił i Kaszowskiego, jako kan- 
clerza babińskiego. Ze Schmidta wziął tę 
wiadomość Constant d'Orville, a z niego 
Nougeret. W taki sposób poczciwy sędzia 
lubelski stał się znanym zagranicy na ró- 
wni z największymi mężami polskiej nau- 
ki i literatury, a rzplita Babińska znalazła 
w XVTII wieku naśladowców weFrancyi. 
Kazim. Bartoszewicz znalazł w bibliotece 
Czartoryskich broszurę niemiecką z roku 
1654, zawierającą opis założonego w Pru- 
siech książęcych towarzystwa humory- 
stycznego i przedruk niemiecki wiadomo- 
ści Sarnickiego o Babinie. Jestto tem 
charakterystyczne, że na przekład polski 
Sarnickiego nikt się do naszych czasów 
nie zdobył. Ale po uwielbieniach przy- 
szedł pomału czas na krytykę. Już Wi- 
śniewski pisze, iż pierwotne godło babiń- 
czyków ridendo casłigo mores zamieniło 



się z czasem na scrtbimus et bibimus. Ma- 
ciejowski w dziele Polska i Ruś (r. 
1842, t. IV, str. 439) powiada, że zepsucie 
obyczajów skaziło także z czasem i to we- 
sołe a stateczne towarzystwo i ci, którzy 
niegdyś innych wady wyśmiewali, zasłu- 
giwali potem sami na naganę. Przed Wi- 
śniewskim i Maciejowskim widział akta 
babińskie w bibljotece puławskiej Łukasz 
Gołębiowski. Wreszcie czwartym uczo- 
nym, który z nich korzystał, był Stani- 
sław Tarnowski, pisząc barwny artykuł 
o rzeczyp. Babińskiej, gdy Matejko wy- 
stawił swój obraz, przedstawiający babiń- 
czyków w ogrodzie Pszonki. Prof. Tar- 
nowski pierwszy zachwiał zbytnie zaufa- 
nie do humoru i satyry Babina w drugiej, 
dłuższej epoce jego istnienia, którą był 
wiek XVII do r. 1677. „Bawiono się spi- 
sywaniem złych czy dobrych konceptów 
i kłamstw wszystkich facetusów z Koro- 
ny i Litwy, lubo nie było w tem złej my- 
śli, lecz prosta naiwność". Nareszcie dr. 
Stan. Windakiewicz wydał w całości prze- 
chowywane w bibl. Czartoryskich proto- 
kóły babińskie z lat 1601 — 1677, p. n. 
„Akta Rzeczypospolitej Babińskiej we- 
dług oryginalnego rękopisu", w tomie 
8-ym „Archiwum do dziejów literatury 
i oświaty w Polsce" (Kraków 1895 roku) 
i w oddzielnej książce. Na pierwszych 
kartach „Aktów babińskich" znajduje się: 
opis rzeczyp. Babińskiej przez Sarnickie- 
go, wiersz Wrześnianina i najlepszy z tych 
utworów— wiersz nieznanego autora p. t. 
Inclitae Babinensis monarchiae brevis de- 
scripłio. Po nim idzie Rejestr urzędników 
babińskich, wypełniający resztę księgi. 
Rozpoczął go prowadzić w r. 1601 Jakób 
Pszonka, syn założyciela rzeczypospol i tej. 
Po jego śmierci w r. 1622, opiekował się 
księgą zięć tegoż Wacław Zamojski, za- 
nim objął rządy w Babinie ostatni z Pszon- 
ków, syn Jakóba, Adam, późniejszy cho- 
rąży chełmski i podkomorzy lubelski, zm. 
r. 1677, na którym się też kończy „Rejestr 



Digitized by 



Google 



92 



BABIŃSKA RZECZPOSPOLITA. 



urzędników babińskich". Po śmierci Ada- 
ma przybyły do aktów już tylko dwie za- 
piski,— wreszcie położył ktoś datę 2 kwie- 
tnia 1782 r. — i nic pod tą datą nie umie- 
ścił. Widzimy z tego, iż dzieje rzeczypo- 
spolitej Babińskiej związane były ściśle 
z życiem trzech pokoleń Pszonków: Sta- 
nisława, który dzieje te około połowy XVI 
wieku rozpoczął, Jakóba i Adama. Gdy 
ze śmiercią Adama wygasł ród Pszonków, 
zgasła też z nim (r. 1677) rzeczpospolita 
Babińska. Cały „Rejestr", z małym wy- 
jątkiem, jest księgą nominacyj, przepla- 
tanych tylko niekiedy rymem lub anegdo- 
tą, nadesłaną przez kogoś lub ustnie w 
Babinie opowiedzianą. Wogóle mało u- 
dzielano wyższych godności, jak nomina- 
cyj na arcybiskupów, sufraganów, admi- 
rałów i referendarzy spraw cudzoziem- 
skich; za to roi się od kuchmistrzów, ko- 
niuszych, rybitwów, łowczych, aptekarzy, 
medyków, lektorów, piwniczych i t. d. 
Jest po jednym lub po paru architektów, 
konserwatorów, cyrulików, anatomistów, 
lodowniczych, świadków, ślusarzy, toka- 
rzy, dystylatorów, zegarmistrzów, ban- 
kietników, osaczników, karocierów, ogro- 
dników, kapelanów, sędziów, ptaszników, 
spowiedników i t. d. Jest nawet apostoł, 
majordomus, kucharz sobotni (postny), 
rarożnik, spekulant, miodowarnik, łazie- 
bnik. Czasem jedna i ta sama osobistość 
posiadała pai'ę, a nawet i kilka urzędów, 
„bo in Republica Babinensi compałibilia 
sunt dwa urzędy mieć". A nikt się tak o 
te urzędy nie ubiegał, jak p. Tomasz Za- 
porski, skarbnik lubelski, sąsiad Babina, 
często go odwiedzający. Został naprzód 
„alfabetystą" i tegoż dnia „antipatistą 
much", a niedługo potem przybyły mu 
godności: łowczego, stawidlarza, starsze- 
go cechu kuśnierzy i skrupulanta. Nale- 
żał mu się jeszcze urząd „skromnisia", bo 
gdzie tylko mógł cóś , o kobietkach" wtrą- 
cić, nie liczył się ze słowami, ani z obec- 
nością stanu kapłańskiego, przytem wier- 



sze pisywał i do niego rymy układano. 
Łowiectwo „sobolowe" konferowano Ada- 
mowi Jordanowi z Zakliczyna, wsławio- 
nemu później pod Cecora i Chocimem, 
który, powróciwszy z wyprawy Dymitra 
Samozwańca, opowiadał, że za Laponją 
chodzą sobole stadami po kilkadziesiąt ty- 
sięcy, a Lapończycy zabijają tylko te, 
które już mają po trzy lata. Łowczym ba- 
bińskim został Jerzy Rzeczyński, starosta 
urzędowski (zginął podczas oblężenia Zba- 
raża), za anegdoty o żubrach. Zapiska 
109-ta jest o tyle interesująca, że wystę- 
puje w niej jako narrator Jakób Sobieski, 
późniejszy kasztelan krakowski, ojciec 
króla Jana. Pod d. 6 czerwca 1617 r. za- 
pisano, że Jego mość pan Marcin Sypow- 
ski został „rufianem i praczką babińską z 
pewnych przyczyn, których się nie godzi 
białej płci wiedzieć. A któraby nie wie- 
rzyła, że temu urzędowi podołać może, 
niech da spróbować". Zuzanna Komorow- 
ska „nie wytrwała aby nie miała ksiąg ba- 
bińskich widzieć**, a więc mianowano ją 
pacjentką babińską. Michał Stan. Tarnow- 
ski, kasztelan sandomierski, na weselu 
Pszonkówny ze Stradomskim został „mo- 
deratorem tańców weselnych". Pani La- 
skowska widziała taką jabłoń, że na niej 
dom zbudowano, w którym przyjmowany 
był król Stefan. Dwaj ostatni autorowie 
dzisiejsi, piszący o rzeczjrp. Babińskiej, w 
poglądach swoich stanęli na krańcowo 
przeciwległych sobie biegunach. P. Win- 
dakiewicz nazywa Babin „kasynem śre- 
dnio zamożnej wesołej szlachty**, widzi od 
r. 1607 ^ugruntowaną powagę" rzeczypo- 
spolitej i „swobodny rozkwit idei towarzy- 
skiej przy łagodnym a potoczystym roz- 
woju wesołości babińczyków**. Zapiski, 
podług niego, „rzucają pęki świateł na 
ówczesne stosunki towarzyskie", a sam 
pan Jakób Pszonka „przedstawia rysy in- 
dywidualności tęgiej, wykutej jakby, kilku 
energicznymi rzutami z jednej bryły cio- 
sowej". Przeciwnie, p. Kaz. Bartoszewicz 



Digitized by 



Google 



BABINIEC— BABIE LATO. 



93 



W rozprawie, drukowanej r. 1895 w Ate- 
neum p. n. „Rzeczpospolita Babińska", 
streszczając akta babińskie, przyszedł do 
wniosków wręcz odmiennycli i dowiódł, 
że tylko dzięki Sarnickiemu i jego stosun- 
kom, sąsiedzko-wyznaniowym, łączącym 
go z Piotrem Kaszowskim, Babin pozy- 
skał rozgłos prawie europejski, na który 
wcale ani pod względem mniemanej orga- 
nizacyi rzeczypospolitej, ani dowcipem 
babińczyków nie zasłużył. Towarzystw 
tego rodzaju, co babińskie, było na świe- 
cie i nawet w Polsce dużo, tylko mało o 
nich pisano. We Włoszech podobne hu- 
morystyczne związki oddawna były zna- 
ne. P. Windakiewicz przytacza nazwy 
dwuch takich towarzystw francuskich, 
które znacznie wcześniej istniały. W roku 
1450 spotykamy w Polsce Frałerniłas sa- 
cerdołum^ rezydującą w Łańcucie. Stani- 
sław Grórski w życiorysie Krzyckiego mó- 
wi o Korybucie Koszyrskim, szlachcicu 
sochaczewskim, który, należąc do najdo- 
wcipniejszych ludzi za Zygmunta Starego, 
utworzył wesołe towarzystwo hulaszcze 
płci obojga, które podkasany dowcip w wy- 
sokiej miało cenie. Za tegoż króla istniało 
towarzystwo Sodalitium, w którem rej 
wodzili: Dantyszek, poeta, późniejszy bi- 
skup warmiński, Jan Zambocki, dworza- 
nin króla i Mikołaj Niepszyc, z kancelaryi 
królewskiej. Zresztą mieliśmy kilka po- 
dobnych do Babińskiej rzeczypospolitych. 
Wespazjan Kochowski większą kładzie 
wagę na rzeczpospolitą Waśniowską, w 
obec której „wszystko fraszką i cieniem" 
i poświęca jej, oprócz dłuższego wiersza 
w Lirykach p. t. „Encomium miasta 
Waśniowa", dwie jeszcze fraszki p. t. 
„Waśniów" i „Wotum Waśniowskie". O 
miasteczku Kleczewie w Kaliskiem pisze 
ks. Lewandowski do „Wspomnień Wielko- 
polski" E. Raczyńskiego (r. 1842 — 3): 
„Od niepamiętnych czasów posiadacze po- 
jedynczych wiosek w tej okolicy składają 
stowarzyszenie, które rzeczpospolitą Kle- 



cze wską nazywają". Znany z dowcipnych 
wierszy Swiderski, „ex-bocian", osiadłszy 
w Krakowskiem, założył około r. 1870 
„klasztor bernardynów" i był autorem ar- 
cydowcipnych wierszowanych nominacyj 
na liczne urzędy w tjnn wesołym „klasz- 
torze". „Rzeczpospolita Babińska" tę tyl- 
ko miała wyższość nad innemi, że pozo- 
stawiła akta i weszła w ten sposób do li- 
teratury i historyi życia towarzyskiego, 
pamięć jej przechowała się także w przy- 
słowiach: 1) „Rycerz z babińskiej wypra- 
wy" i 2) „Musiał to słyszeć w Babinie" 
(gdy kto opowiadał rzeczy nieprawdopo- 
dobne). 

Babiniec, przedsionek kościelny, w któ- . 
rym baby żebrzące siadują, zwany ina- 
czej kruchtą (od crypta). Mączyński 
w słowniku swoim łacińsko-polskim, wy- 
danym w Królewcu r. 1564 podaje: „ Ve- 
stibulufn łempli^ kościelna krukta albo ba- 
biniec, jak niektórzy mówią". Przedsio- 
nek taki zwykle przytykał do ściany fron- 
towej, przed wielkiemi drzwiami, albo 
znajdował się wewnątrz pod chórem i or- 
ganami. Kościoły większe miały i wej- 
ścia, a przy nich babince boczne. Nie 
wzbraniano zgromadzać się w babińcach: 
Żydom, poganom i kacerzom dla słucha- 
nia Biblii i nauk katechizmowych, wykła- 
danych przez kapłanów. Po ich ukończe- 
niu następował śpiew suplikacyj lub nie- 
szporów, a gdy się rozpoczynała msza, 
wówczas djakon zapowiadał, iżby obecni 
w przedsionku opuścili świątynię. W wię- 
kszych dworach szlacheckich babiócem 
nazywano izbę, przeznaczoną dla usługi 
kobiecej. 

Babie lato, czas ciepły i pogodny w po* 
łowię jesieni, tak nazwany od pajęczyny, 
unoszącej się w powietrzu i osnuwającej 
drzewa, ścierniska, płoty, a nawet zwie- 
rzęta i ludzi, wytwarzanej przez mnóstwo 
pajączków, pod jesień wylęgłych, z rodza- 
jów, noszących w polskiej entomologii na- 
zwy: Boczeń, Czelustek, Krzeozek, Na- 



Digitized by 



Google 



94 



BABIZNA — BAGNET. 



miastek. Pajączki te wydzielają mnóstwo 
pajęczyny, nie splatając jej w siatkę i nie 
przyczepiając nigdzie. Pajęczyna ta, w 
podaniach ludu polskiego, jest przędzą z 
wrzeciona Matki Boskiej, rzuconą na zie- 
mię, aby przypomnieć gospodyniom czas 
roboty koło przędziwa i potrzebę okrycia 
biednych sierot na zimę. 

Babizna, w dawnem prawie polskiem, 
spadek i dziedzictwo po babce czyli babie, 
t. j. matce ojca lub matki. Paprocki (rok 
1582) pisze: „Z babizny została ogołoco- 
na**. Szczerbicz: „Wnuki z ciotkami ba- 
biznę albo dziadowiznę równo biorą" (w 
prawie sasko-magdeburskiem). 

Bachmat. Sama końcówka ^/wskazuje, 
że to wyraz turecki. Po turecku ał zna- 
czy koń, po persku zaś peckn (wymawia- 
ne przez Turków bachn) znaczy szeroki. 
To też bachmatami nazywali Turcy konie 
tatarskie, grubopłaskie, na niskich silnych 
nogach. Wyraz ten, po upowszechnieniu 
się w Polsce, oznaczał również człowieka 
krępego, barczystego, opasłego. Bachma- 
ty tatarskie słynęły z wytrzymałości na 
głód, pragnienie i trudy. Dorohostajski 
w swojej Hippice powiada, że „Tatarowie 
bachmatów swoich aż w piątym roku do- 
siadają**. Grwagnin o bachmatach mówi, 
że są to wałaszone wielkie i rosłe konie ta- 
tarskie, które głowy ku górze w biegu pod- 
noszą. Waci. Potocki twierdzi, że „Tatar 
się bachmatem szczyci". Wyrazy: bach- 
mat, bachmatka (o klaczy), bachmato wa- 
ty, przechowały się u ludu polskiego do 
naszych czasów, a są i przysłowia staro- 
polskie: 1) Idę na wyprą wę-choć bachma- 
ta zdobędę; 2) Żebyś się twą zdobyczą na 
bachmata nie utuczył. Pierwsze było w^y- 
rażeniem udających się przeciw Tatarom, 
drugie żartobliwą wróżbą, że nadzieja ob- 
łowu na Tatarach zawiedzie. 

Bachmistrz, urzędnik górniczy, ina- 
czej górmistrz, viagist€r monŁium, przeło- 
żony nad robotnikami, pracującymi w ko- 
palniach. Bachmistrz zależny był od żu- 



pnika i przez tegoż płatny. Za Kazimie- 
rza W. bachmistrz otrzymywał rocznie 
kożuch i tygodniowo 3 grzywny tytułem 
toporowego (jus bipenni)^ oraz miał pra- 
wo kopania dla siebie soli przy pomocy 
dwuch parobków. W niektórych rodzi- 
nach urząd bachmistrzowski przechodził 
z ojca na syna, np. u Morsztynów. Yolu- 
mina legum podają uchwalone w r. 1673 
pensje roczne żupników krakowskich i ru- 
skich po zł. 300, bachmistrzów po zł. 90, 
podżupników po 60. Uchwała z r. 169G, 
naznaczając na dzień 10 stycznia 1697 r. 
rewizję żupy (kopalni) bocheńskiej i wie- 
lickiej, porucza skarbowi koronnemu, aby 
z delegowanym Stan. Morsztynem kaszte- 
lanem czerskim i urzędem bachmistrzow- 
skim wielickim do żup w dolne szyby spu- 
ścił się i funkcję tę jako najprędzej i naj- 
porządniej odprawił". W r. 1733 bach- 
mistrz wielicki pobierał wynagrodzenia 
rocznie 6790 złp. i 168 beczek soli, a bach- 
mistrz bocheński — 1572 zł. i 208 beczek 
soli. 

Baczmag, zwykle w licz. mn. bacziua- 
g{, po turecku baszmag, buty tureckie t. j. 
ich kształtem szyte, będące u Polaków w 
powszechnej modzie za Zygmunta III 
i stąd przez pisarzy owoczesnych często 
wzmiankowane. Paszkowski, tłómacz 
Grwagnina, pisze: ^W Turczech obuwie 
pospolite (wspólne) żony z mężami mają, 
które tam ich językiem baczmag nazywa- 
ją". Rysiński zamieścił w przypowieściach 
polskich: 

Niewielki fortel i malej przewagi: 
Na krótkie nogi — wysokie baczmagi. 

Bagnet. Niegdyś piechota, uzbrojona 
w muszkiety i piki, dzieliła się na mu- 
szkieterów do zaczepnego i pikinie- 
rów do odpornego działania. Za czasów 
Jana Kazimierza i hetmaństwa Sobieskie- 
go, zastąpiono w piechocie polskiej piki 
berdyszami, czyli rodzajem siekier na dłu- 
gich toporzyskach. Oczywiście bagnet le- 
piej odpowiadał celowi niż berdysz i dla- 



Digitized by 



Google 



BAJA — BAJOŃSKIE SUMY. 



95 



tego został wprowadzony w piechocie pol- 
skiej zaciąga cudzoziemskiego za panowa- 
nia Augusta n Sasa. Nieznany z nazwi- 
ska autor , Taktyki" z owych czasów ra- 
dzi, aby przy ataku piechota godziła ba- 
gnetem w brzuch nieprzyjaciela. Wyraz 
bagnet utworzony został z francuskiego 
baionette, który znowu miał powstać od 
miasta Bayonne, gdzie w końcu XVII w. 
bagnet miał być wprowadzony w użycie. 
Bagnet dawniejszy stanowi ostrze trój- 
kątne z tulejką^ która nasadza się na ko- 
niec rury broni palnej, będąc wygiętym 
nieco w stronę prawą. W broni piechot- 
nej, przyjętej dla wojska polskiego (rok 
1815—1830), długość bagnetu od tulejki 
wynosiła 14 cali i 872 ^i^ii miary angiels. 
Przy strzelaniu lub w marszu bagnet zdej- 
mowano z rury i wkładano do pochwy 
skórzanej, wiszącej na bandolecie. Bagne- 
ty, używane przez piechotę polską w wie- 
ku XVin. były krótsze, ale przy organi- 
zacyi 1807 r. piechota Księstwa Warszaw- 
skiego została uzbrojona w karabiny, wzię- 
te z arsenałów pruskich, których bagnety 
miały około 3-ch stóp długości (B. Gem.). 

Baja, gruba miąższysta tkanina weł- 
niana, zwykle ciemnej barwy, używana 
na bundy, gunie, czamary i opończe w po- 
rze chłodnej, sprowadzana była w wieku 
XVn z Anglii do Polski, a w XVni sta- 
ła sio już wyrobem krajowym. Wacław 
Potocki w wieku XVn pisze: „W grubej 
bai — często się radość i pociecha tai". 

Bajbuza, herb polski, wyobrażający 
złotą strzałę na tarczy w polu czerwonem, 
zwróconą beltem do dołu i przebijającą na 
wylot głowę węża przy ziemi, o którą jest 
ostrzem bełtu oparta, pomiędzy trzema ro- 
snącemi na niej grzybami. Wąż ogonem 
dosięga piór strzały. Nad tarczą hełm, a 
na nim korona szlachecka. Herb ten otrzy- 
mał r. 1590 za waleczność murza tatarski 
Hrybunowicz, piszący się potem: z Bajba- 
zowa na Rajgrodzie Bajbuza Hrybuno- 
wicz. Pieczętują się nim osiedli na Litwie 



Ambroziewiczowie, Baj buzo wie i Bień- 
kuó-scy. Wyraz bajbuza lingwistycznie 
jest tureckim, a złożonym z dwuch: baj — 
bogaty i btiza — ciele. 

Bajońskie sumy. Na oznaczenie kapi- 
tałów lub sukcesyj, niemożliwych do od- 
zyskania, ustalił się w Polsce, za Księstwa 
Warszawskiego i Kongresówki, W3rraz: 
sumy bajońskie. Nazwa ta powstała 
od konwencyi, zawartej d. 10 maja 1808 
r. w Bajonnie pomiędzy ministrem fran- 
cuskim spraw zewnętrznych Champagny 
i komisarzami Księstwa Warsz. Stanisł. 
Potockim, Działyńskim i Bielińskim, przez 
którą Napoleon zrzekł się na rzecz króla 
saskiego, jako księcia warszawskiego, na- 
leżnych sobie z tegoż księstwa: dochodów 
z papieru stemplowego, kart i t. p. 
(4,352,176 fr.), za ubiory i potrzeby, do- 
starczone wojsku księstwa (349,150 fr.), 
oraz zmniejszył należność swoją z docho- 
dów solnych księstwa (3,148,732 fr.) i za 
artylerję (1,997,270 fr.) do okrągłej sumy 
(3,0(X),(XX) fr.), którą wraz z miljonem, 
wypożyczonym księstwu dawniej, kazał 
wypłacić sobie w d. 1 lipca 1808 r. Tąż 
konwencją odstąpił Napoleon księciu war- 
szawskiemu sumy po-pruskie, które trak- 
tatem drezdeńskim z d. 22 lipca r. 1807 
miał przyznane sobie na własność, a po- 
chodzące z kapitałów, wypożyczonych 
przez rząd pruski obywatelom w byłym 
zaborze pruskim i wynoszące wraz z pro- 
centami 47,366,220 fr. W zamian za tę 
darowiznę, mającą stanowić wsparcie skar- 
bu Księstwa Warsz., książę warszawski 
zobowiązał się wystawić bony francuskie 
na sumę 20,(XX),000 fr., która miała być 
spłacona w przeciągu lat trzech. Tym spo- 
sobem skarb księstwa za 20 miljon. otrzy- 
mywał 47 miljon. „sum bajońskich", które 
wydawały się hojnym darem Napoleona. 
W rzeczywistości jednak skarb księstwa 
na konwencyi bajońskiej stracił; w zamian 
bowiem za 20 miljon., które Francyi wy- 
płacił gotowizną, otrzymał 47, niemożli- 



Digitized by 



Google 



96 



BAJOREK— BAKAŁARZ. 



wych na razie do wyegzekwowania na 
dłużnikacłi, zrujnowanych przez wojny 
i wielkie ofiary dla kraju. W r. 1816 kon- 
gres wiedeński, zniósłszy Księstwo W., su- 
my bajońskie przyznał rządowi pruskiemu 
(D'Angeberg, Skarbek Fr., WŁ Smoleń- 
ski, Askenazy). 

Bajorek, nitki lub druciki złote albo 
srebrne, kręcone zwykle w sznureczki, do 
haftów, frendzli i różnych szmuklerskioh 
ozdób używane. W pisarzach XVm wie- 
ku czytamy: „Gdy ma klejnoty, to prze- 
cie musi znać co djament, co bajorek". — 
„Kapelusz upstrzony w bajorki, w palet- 
ki". Dotąd lud krakowski używa bajorku 
do ozdoby kapeluszy męskich i wieńców 
weselnych dla dziewcząt. Wyraz, pocho- 
dzący zapewne z włoskiego bagliore — 
blask oślepiający, przyszedł niegdyś do 
Polski ze strojami cudzoziemskimi. 

Baka Józef, syn skarbnika mińskiego, 
jezuita, urodzony na Litwie 18 marca r. 
1707, zm. 2 czerwca 1780 roku, długi czas 
mieszkał w Wilnie i był dobrodziejem za- 
konu. Za interesami swoimi przybywszy 
do Warszawy, umarł w murach kościoła 
już wtedy po-jezuickiego, w których nie- 
gdyś mieszkali Skarga i Sarbiewski i, ja- 
ko dobrodziej, pochowany został w gro- 
bach tej świątyni, co wielkiem było odzna- 
czeniem. Nazwisko księdza Baki stało się 
w narodzie przysłowiowem i legendowem, 
jako autora rzeczy p. n. „Uwagi o śmierci 
niechybnej wszystkim pospolitej, wierszem 
wyrażone", które wyszły podobno po raz 
pierwszy w Wilnie r. 1766, nakładem Ksa- 
werego Stefaniego, obywatela miasta Wil- 
na. Pierwsza ta edycja tak została wyni- 
szczoną przez czytanie, że jej podobno ża- 
dna z bibljotek polskich dziś nie posiada. 
Dopiero przedruk wileński r. 1807 z przed- 
mową Rajmunda Korsaka rozpowszech- 
nił te zabawne wiersze, nie tyle przyno- 
szące pożytku duchownego, ile sprawiają- 
ce wesołości swoją rubaszną jowialnością. 
Nastąpiły też nowe przedruki w latach 



1828 i 1855, a Syrokomla dorabiał jeszcze 
dalsze pomysły o śmierci na wzór ks. Ba- 
ki. Ks. Baka pobudkę do swoich dziwaicz- 
nych wierszy, którymi nawoływał do po- 
ważnego rozmyślania o życiu doczesnem 
i przyszłem, wziął z wyobrażenia tańca 
śmierci, dość upowszechnionego w ob- 
razach po kościołach i klasztorach w Pol- 
sce. Pomimo jednak dobrej intencyi auto- 
ra, wiersze jego nie budzą poważnych my- 
śli, ale śmiech tylko. Przemowa zaczyna 
się od wierszy, które dają dostateczne po- 
jęcie o całości utworu ks. Baki. 

O! Polaku — współrodaku, 
Czy w kubraku— czy w paklaku, 
W kapeluszu— czy w kapuziel 
Mój Francuzie— nastow buzię, 
I ty tłusty — Niemcze pusty, 
Rzuć pekefleisz i kapusty, 
I ty, rady czy nie rady, 
Rzuć menestry, czokolady, 
Panie Włochul oto z lochu 
Książeczkę wydobytą z procJiu 
Z myśli pobożną — w koncept zamożną, 
Powitaj— przeczytaj i t. d. 

Bakaije. Linde wywodzi tę nazwę z 
łac. bacca — jagoda, Karłowicz zaś z arab- 
skiego bakkał — handlarz korzenny. W 
Polsce nazywano bakaljami suszone 
owoce, jak: rodzynki, migdały, daktyle, 
które z Południa i Wschodu Ormianie, 
Żydzi i &recy do nas przywozili i który- 
mi częstowano się zawsze po domach pol^ 
skich, przy śpiewaniu kolęd w wieczory 
świąteczne Bożego Narodzenia. Grdy z po- 
czątkiem wieku XIX rozwinęło się zami- 
łowanie do towarzyskiego odgadywania 
szarad i utworzył się nawet w Warszawie 
klub męski szaradzistów, ułożył ktoś z 
wyrazu bakaije następującą szaradę: 

Jeśli czasem pierwsza, pierwsza — póki je i żywa, 
Drugie — drugie w pierwsze — trzecie, choć to rzadko 

bywa, 
Wszystkie z tego się nie złożą, więc jeśli asindziej 
Chcesz ich dostać, to nos zatkaj i szukaj gdzieindziej. 

Bakałarz, baccalaureus (z łac. bacca 
laurea, gałązka wawrzynowa) w starych 



Digitized by 



Google 



BAKI ŚWIECIĆ, 



97 



dokumentach naszych baccalarius, ozna- 
czał w wiekach średnich: 1) giennka (po 
czesku i staropolsku panosza), t. j. mło- 
dego szlachcica, który służąc przy ryce- 
rzu, sam dążył do godności rycerskiej i 2) 
-w duchowieństwie — kanonika niższego. 
3) W wieku XIII i XIV uniwersytety za- 
częły stosować tę nazwę do słuchaczów, 
którzy przestudiowawszy pewnych prze- 
pisanych autorów i odbywszy egzamina 
i dysputy, uznani zostali przez profeso- 
rów za zdolnych do niektórych niższych 
wykładów pod kierunkiem magistrów, lu- 
bo sami jeszcze na trudniejsze wykłady 
uczęszczali. Gdy się uniwersytety rozwi- 
nęły, stopień bakaJtarza udzielano na 
wszystkich 4-ch wydziałach, ale najważ- 
niejszym bywał na wydziale filozoficznym, 
gdyż kto go nie posiadał, nie mógł się 
ubiegać o wyższe stopnie naukowe. Otrzy- 
mywanie stopnia bakalarza połączone by- 
ło z pewnymi obrzędami i formalnościami. 
W akademii krakowskiej, na wydziale filo- 
zoficznym, wysłuchawszy przepisane kur- 
ta z gramatyki, poetyki, filozofii i astrono- 
mii, podawał się student do egzaminów 
na bakałarza, które odbywały się 4 razy do 
roku w obecności wicekanclerza akademii, 
dziekana wydziału i wszystkich magi- 
strów, z pośród któiych wybierano 2-ch 
lub 4-ch egzaminatorów. Jeżeli było 12-u 
lub więcej kandydatów, to od każdego bra- 
no po 17 groszy, jeżeh zaś było ich mniej, 
to opłata zwiększała się, nigdy jednak nie 
mogła przenosić 24 groszy. Statut zalecał, 
aby ubogich, lecz nauką i dobrymi obycza- 
jami celujących, nie usuwano na koniec. 
Egzamin był rodzajem dysputy, w której 
magistrowie byli oponentami. Często dzie- 
kan i egzaminatorowie przycinali sobie 
i żwawe wiedli spory, posilając się winem, 
którego statut z umiarkowaniem używać 
nakazywał. Po egzaminie i przemowie 
dziekana, w której prosił egzaminowa- 
nych, aby zapomnieli o przytykach i przy- 
krych słowach, jakie słyszeli, szli wszyscy 

Encyklopeilja staropolska. 



do łaźni, poczem kandydaci na bakałai-zy 
ugaszczali swoich egzaminatorów, a dzie- 
kan napominał, aby birety i togi z siebie 
zrzuciwszy, oddaH się wesołości. Otrzymu- 
jący stopień bakałarza płacił bedelom uni- 
wersytetu 6 groszy. Oznaką tego stopnia 
był sygnet i okrągły kołnierz {cappa run- 
da) przy todze. Obowiązkiem bakałarza by- 
ło w ciągu dwu lat, przez czas letnich feryj, 
wykładać i bywać na rozmaitych dyspu- 
tach czyli egzaminach. Zwykle też baka- 
łarz uczył pierwszych początków nauk 
wyzwolonych, t. j. gramatyki, djalektyki 
i retoryki, a niekiedy i śpiewu chóralnego. 
Akademja krakowska rozsyłała bakałarzy 
na nauczycieli po szkołach farnych, któi'e 
w różnych stronach kraju byli jej kolo- 
njami. Stąd powstało dzisiejsze znaczenie 
wyrazu bakałarz, jako nauczyciela niższe- 
go lub lichego wogóle, a piszący to pamię- 
ta jeszcze, jak (w latach 1850 — 60) po 
wszystkich wioskach zagrodowej szlachty 
podlaskiej, nauczycieli przygodnych, u- 
czących zbiorowo dziatwę w porze zimo- 
wej, nazywano z powagą .bakałarzami". 
Zwyczaje i urządzenia średniowieczne naj- 
dłużej i najwierniej przechowały się w 
kraju o najwyższej kulturze cywilizacyj- 
nej, t. j. w uniwersytetach angielskich w 
Oksfordzie i Cambridge. Są tłun do dziś 
dnia bakałarze z tytułami i przywilejami 
średniowiecznymi. Szczegółowe wiadomo- 
ści o otrzymywaniu stopnia bakałarza w 
akademii krakowskiej podaje Mich. Wisz- 
niewski w IV tomie Histoiyi literatury 
polskiej, J. Łukaszewicz w III tomie Hi- 
storyi szkół i Piotr Chmielowski. 

Baki iwiecić — znaczy pochlebiać ko- 
mu, nadskakiwać z uniżonością, zasługi- 
wać się dla pozyskania względów. Wyra- 

' żenię to tłómaczono sobie rozmaicie, a zwy- 
kle błędnie; początku jego szukano np. w 

j nazwisku ks. Baki, który, o ile był lichym 
wierszokletą, o tyle zacnym i pożytecz- 
nym zakonnikiem. Gruntowne objjiśnie- 
nie znajdujemy u Karłowicza, który wy- 



Digitized by 



Google 



98 



BAKIER — BALDACHIM. 



kazał, że w mowie ludu ukraińskiego b a- 
ki, baky znaczy oczy, od baczyć, tak 
jak po polsku patry od patrzeć, słuchy 
od słuchać. Bakoswit w mowie tego 
ludu znaczy pochlebca, a baky swity- 
ty, albo woczy swityty — pochlebiać 
t. j. wpatrywać się usłużnie w oczy, cze- 
kając skinienia. Analogicznie widzimy to 
samo i w innych językach, np. w łac. ocu- 
lis servire — pochlebiać, w niem. Augen- 
dienst — pochlebstwo. Niewłaściwem jest 
mówić: „świecić bakę", bo znaczyłoby to 
świecić jedno oko. U pisarzy polskich 
XVin wieku spotykamy obok „świecić 
baki" (Zabłocki), już i „świecić bakę" 
(Trembecki). 

Bakier, na bakier. Polacy zwykle, 
czyto szlachta można, czy mieszczanie 
i lud wiejski (który siedząc przy dworach, 
tradycyjne zwyczaje narodowe szlachty 
naśladował), nosili czapki, kołpaki, kapu- 
zy, kapelusze, nachylone do prawego ucha, 
co zwano na bakier. Ukraińcy naśladu- 
jąc ten zwyczaj, posuwali ukośne nosze- 
nie przykrycia głowy do najwyższego sto- 
pnia, więc w pismach z XVIII w. czyta- 
my: „Włóż czapkę na bakier, ot tak z ko- 
zacka". — Kniaźnin w poezjach (wyda- 
nych r. 1787) pisze: „Junak nad junaki, 
czapka na bakier, zakasane poły". — Kar- 
łowicz utrzymuje, że wyrażenie „na ba- 
kier" jest w związku z flisackiem: ruba- 
kier, rób bakier, t. j. steruj na lewo, kie- 
ruj w lewo! Sternik, kierując rudlom, gdy 
statek chce zwrócić na bakier czyli ku le- 
wemu brzegowi rzeki, sam obraca się w 
prawo. W języku dolno-niemieckim (któ- 
ry najwięcej dostarczył wyrażeń polskim 
flisom, spotykającym się w O-dańsku z że- 
glarzami niemieckimi) bak znaczy tył stat- 
ku i lewą stronę rzeki. Wyrażenie ukra- 
ińskie i biaJ:oruskie: na ba kir — wziął 
lud tamtejszy wprost z polskiego. Śmia- 
no się w Polsce z Niemców i Żydów, któ- 
rzy nieświadomi staropolskiego zwyczaju 



bakierowania czapki na prawe ucho, zwie- 
szali ją w tył lub na lewo. 

Bakwark Walenty, słynny, legendowy 
lutnista Zygmunta Augusta, uwieczniony 
w szeroko rozpowszechnionem wyrażeniu 
Jana Kochanowskiego: 

Nie każdy weźmie po Bekwarku lutnie. 

Urodził się w Siedmiogrodzie r. 1515, 
a zwał się właściwie G-reff, ale w Polsce 
podpisywał się Walenty Grreff Bakffark, 
nazywany zaś był powszechnie Bekwar- 
kiem i wspominany często przez pisarzy 
doby zygmuntowskiej, zmarł w Padwie 
r. 1576. Przyjęty do kapeli królewskiej w 
r. 1549, stawszy się ulubieńcem Zygmun- 
ta Augusta, który cenił wysoko jego ta- 
lent i hojnie wynagradzał, pozostawał w 
służbie królewskiej około lat 16, a w Pol- 
sce lat 18, potem pośpieszj^ł do Wiednia 
na wezwanie cesarza Maksymiljana. Szcze- 
góły pobytu Bakwarka w Polsce, rozbiór 
utworów muzycznych, oraz wyjątki z je- 
go dzieł znajdują się w rozprawie Aleksan- 
dra Polińskiego: Walenty GrreffBak- 
wark i t. d., wEchu Muzycznem z r. 
1887, nr. 192-200. 

Balcerek, sławny śpiewak polski z w. 
XVI, o którym jednak nic pewniejszego 
nie wiemy, oprócz luźnych wzmianek, np. 
w 7-ej satyrze Opalińskiego: „Jednej nie 
potrafisz noty jako Balcerek, gdy śpie- 
wać nie umiesz". 

Baldachim, baldachin pochodzi od 
wyrazu hałdach^ będącego nazwą tkaniny 
złoto-jedwabnej, tak nazwanej od miasta 
Bagdadu na Wschodzie, w którem były 
najsławniejsze w dawnych wiekach jej fa- 
bryki; Bagdad bowiem nazywany był ^v 
średnich wiekach Baldak^ po włosku Bal- 
dacco. Tkanina służyła na Wschodzie dla 
zasłon i na lektyki; Francuzi nazwali j ą 
baldaq2dn i bald€quin, a Włosi baldachi- 
no. Gdy zaczęto używać jej w kościołach 
na osłony, utworzyła się nazwa łacińska 
tychże bałdachimiim, a po polsku z wło- 



Digitized by 



Google 



BALDACHIM. 



99 



skiego baldachin i z łaciny balda- 
chim, w znaczeniu osłony przenośnej, no- 
szonej na 4-ch lub 6-ciu drzewcach w cza- 
sie procesy i po nad celebrującym kapła- 
nem. Baldachim taki zowie się w rytuale 
kościelnym, jeżeli jest mniejszych rozmia- 
rów umhella albo umbrella, jakby ocien- 
nik, a liturgiści zowią go jeszcze coelum, 
gcstałorium, umbraculuin. Nad biskupem 
noszony zmieniać się powinien w kolorze, 
stosownie do nabożeństwa, nad Najświęt- 
szym Sakramentem zaś powinien być bia- 
\y, Opaci mieli także przywilej chodzenia 
pod baldachimem, wszakże z pewnem o- 
graniczeniem. W kościele katolickim bal- 
dachim powinien być koniecznie nad ołta- 
rzem, w którym się przechowuje Najśw. 
Sakrament, chyba że iabernacttlum jest 
marmurowe albo kamienne. W pontyfika- 
le Erazma Ciołka, obejmującym opis ko- 
ronacyi Aleksandra Jagielloriczyka w r. 
1501, z bardzo pięknem i miniaturami 
przedstawiaj ącemi sceny koronacyjne, wi- 
dzimy zawieszony nad tronem królewskim, 
pod samem sklepieniem katedry, okrągły 
baldachim. W dalszym ciągu podajemy 
tu uwagi o baldachinach, nadesłane nam 
uprzejmie do Ency ki. Starop. przez znako- 
mitego badacza architektury w dawnej 
Polsce, dyrektora muzeum Wład. Łuszcz- 
kiewicza. Baldacłiiny architektoniczne kró- 
lewskie — powiada nasz badacz — ^jakie wi- 
dzimy nad sarkofagami królów w kate- 
drze krakowskiej, mają początek i nazwę 
od tych przenośnych, któro wiążą się z oz- 
nakami najwyższego poszanowania i czci 
dla panujących monarchów, a mają począ- 
tek na Wschodzie, w staroż. Egipcie i As- 
syryi. Baldachin przenośny lub tronowy 
jestto rodzaj podniebia lub sufitu czworo- 
kątnego ze spadaj ącemi na dół bokami, 
zrobionego z bardzo kosztownych tkanin, 
a unoszonego na wysokich ozdobnych 
drążkach po nad osobą królewską, pieszo 
lub konno postępującą. Baldacliin taki 
bez drążków, umocowany u ściany, jest 



koniecznem dopełnieniem tronu królew- 
skiego. W Polsce taki baldachin zjawia 
się, za wzorem monarchii zachodnich, od 
najdawniejszych czasów. Spotykamy się 
z nim przy uroczystych wjazdach królów 
polskich do stolicy aż do czasów ostat- 
nich. Księgi wydatków miejskich często 
wspominają o kosztach, poniesionj^ch na 
jego zrobienie ze złotogłowu, adamaszku, 
atlasu, na wykonanie lasek toczonych, ga- 
łek lub pióropuszów. Kiedy miasto składa- 
ło królowi przysięgę na placu publicz- 
nym, stawiano tron pod baldachinem na 
podniesieniu, zwano to teatrum. Wzno- 
szono tron z baldachimem w izbie ratusza 
gdy król odwiedzał zarząd miejski. W ka- 
tedrze krakowskiej stał obok wielkiego oł- 
tarza od strony epistoły tron królewski. 
W kościele katolickim wiąże się baldachin 
z kultem Najśw. Sakramentu. Cześć mo- 
narchiczna przenosi się tutaj na kapłana, 
niosącego Hostję, stąd baldachin wystę- 
puje od XIII wieku na procesjach Boże- 
go Ciała w Polsce, a uważanem jest za ho- 
nor mieszczan nieść go nad celebransem. 
Te kościelne baldachiny spotykamy w ko- 
ściołach polskich o jednj^m drążku w ro- 
dzaju parasola (wieś Ropa w Galicyi), o 
dwu, czterech, a nawet ośmiu drążkach 
(kościół P. Maryi w Krakowie), a wtedy 
podniebie twardem nie jest, ale się fałdu- 
je. Że baldachin przenośny jest zabyt- 
kiem wschodnim, dowód — że żydzi polscy 
używają go, gdy procesjonaluie występu- 
ją z „torą** na uroczystościach i gdy prowa- 
dzą pannę młodą do bóżnicy dla ceremo- 
nii zaślubin. Zabytków baldachinów ko- 
ścielnych starszych w Polsce nad wiek 
XVn nie znamy. Notujemy jeszcze bal- 
dachiny przy łożach. Sztuka średnio- 
wieczna tę oznakę czci, przez ozdobną 
ochronę osób uświęconych, zamieniła na 
stałą, wykutą w kamieniu lub marmurze. 
W epoce gotycyzmu spotykamy się z oz- 
dobnymi baldaszkami nad posągami świę- 
I tych, z baldachinami nad gmpami posą- 



Digitized by 



Google 



100 



B A L D A C H I M. 



gów, oraz nad sarkofagami królewskimi. 
Epoka starochrześcjańska dała przykład 
w baldachach, dźwiganych przez 4 kolum- 
ny nad ołtarzami iPrzenajśw. Sakramen- 
tem, a przeszło to do tak zwanych konf es- 
syi z ciałem męczennika na ołtarzu, jak 
owa Berniniego w kościele św. Piotra w 
Rzymie, a u nas w kraju w katedrze gnie- 




Baldachiin grobowca kr. Wład. Jagiełły. 



źnieiiskiej w ołtarzu św. Wojciecha, w ka- 
tedrze krakowskiej dla św. Stanisława, w 
Uniejowie błog. Bogumiła i t. p. AV ka- 
tedrze krakowskiej mamy kilka grobow- 
ców królewskich, opatrzonych baldachi- 
nami. Najstarszy grobowiec jest Ło- 
kietka, z którego pozostał sarkofag czyli 
tumba kamienna z postacią królewską i fi- 
gurkami po bokach. W czasie ostatniej 



restauracyi katedry odnalazły się filarki, 
podtrzymujące zniszczony dawny balda- 
chin. Jak on wyglądał — domysł trudny. 
W grobowcu. króla Kazimierza W-go po- 
stać leżąca monarchy i tumba są z mar- 
muru czerwonego węgierskiego, a balda- 
chin z białego piaskowca ze sklepionkiem 
wewnętrznem, zewnątrz ubrany rozeto - 
Waniami, wypełniają- 
cemi arkady, wiążące 
z sobą u wierzchu ko- 
lumienki marmurowe, 
ustawione na sarkofa- 
gu, nie na posadzce jak 
było u Łokietka. Bal- 
dachim u grobowca Ja- 
giełły, wsparty na 8-u 
marmm'Owych ośmio- 
kątny eh filarkach, jest 
z białego kamienia piń- 
czowskiego i ze stylem 
gotyckim sarkofagu 
i postaci królewskiej 
związku nie ma. Jest 
stylu renesansowego, z 
pułapem wewnątrz 
płaskim, podzielonym 
w pola. Fundował go 
w miejsce gotyckiego 
król Zygmunt I w ro- 
ku 1524, a wykonywali 
rzeźbiarze włoscy, za- 
trudnieni przy budo- 
wie kaplicy królew- 
skiej. Pomnik ki-óla 
Kazimierza Jagielloń- 
czyka, wykonany w r. 
1492 przez AYita Stwosza w marmurze 
salzburgskim, ma baldachin wsparty na 
8-iu subtehiych kolumnach, powiązanych 
łukami dwa razy przegiętymi, a utworzo- 
ny przez sploty profilów, strzelających w 
gijrę kwia tonami. Kapitele rzeźbił Joreg 
Huebor z Passau, osiadły w Krakowie. 
Z po za Krakowa wiemy dziś o nagrobku 
Św. Wojciecha w Gnieźnie, którego frag- 



Digitized by 



Google 



BALDACH 



BALET. 



101 



iiienta aachowane wskazują, że miał bal- 
dachin, utraymywany przez kolumienki 
marmurowe, stojące na sarkofagu, jak w 
pomniku Kaźmierza W-go. flVł, Łuszcz- 
kiewiez). 

Saldach, Baldaazek. Ozdobny motyw 
architektury gotyckiej, mieszczony nad 
głowami posągów świętych w rodzaju 
sklepionka, ujętego dołem w arkadzie, 
przechodzącego górą w piramidkę z kwia- 
tonem. Czepia się ściany kościelnej, od 
której naprzód występuje. Wzory luźne 
mają kościoły krakowskie, a w drzewie 
wykonane znajdujemy w tryptykach z 
metalu w relikwiarzach. ( Wł, Łuszczkie- 
ivicz). 

Balet. W rzadkiej już dziś książeczce, 
wydanej w Poznaniu r. 1808 p. n. „Dyk- 
cyonarzyk Teatralny", znajdujemy pod 
wyrazem B a 1 e t co następuje: „Tizenha- 
uz, Podskarbi X-wa Lit., wezwał do Gro- 
dna J. p. Ledoux z Paryża, dla uformo- 
wania baletu z pobranych do tego zamia- 
ru dzieci rolników. Stanisław August, 
protektor pięknych kunsztów, sprowadził 
tę szkołę tancerzów do stolicy, dodawszy 
drugiego rządcę J. p. Kurtz. Pod jego o- 
kiem balet warszawski zaczął się równać 
obcym baletom. Rymiński, pierwszy tan- 
cerz, był obdarzony najwymowniejszymi 
gestami i przyjemną postawą. Rok 1794 
zniekształtował cały porządek rzeczy , roz- 
szedł się więc i balet. Niedawno J. p. Le- 
doux chciał wskrzesić to widowisko, ze- 
brał na nowo młodą szkołę, dawał dzie- 
cinne balety w Warszawie, odwiedził z mło- 
dzieżą Gdańsk, atoli musiał opuścić swych 
uczniów. Wziął pod swoją opiekę te dzie- 
ci J. p. Bogusławski, naznaczył im dyrek- 
tora J. p. Szlancowskiego, lecz wydatki 
nie odpowiadały przychodom, balet prze- 
to ostatecznie rozpuszczony został d. I-go 
maja. Panna Gurska posiadała wiele ta- 
lentu i publiczność z ukontentowaniem 
patrzała na tę młodą tancerkę". Rok 1885 
uważano w Warszawie za setną rocz- 



nicę Utworzenia pierwszego polskiego ba- 
letu w tem mieście i z tego to powodu p. 
Juljan Hepen, który całe życie gromadził 
notatki do kroniki teatralnej i brukowej 
warszawskiej, uważany w tej dziedzinie 
za powagę, pomieścił w Kłosach (roku 
1888) artykuł, w którym pisze, że balety 
w Warszawie były już wystawiane za 
Augusta in — ale przez tancerzy cudzo- 
ziemskich przy operach włoskich. Za Sta- 
nisława Augusta, r. 1774, dyi'ektorem ta- 
kich widowisk był niejaki Sacco; dawano 
zaś je w teatrze, urządzonym w pałacu 
Radziwiłłów (później nazwany Namiestni- 
kowskim), na Krakowskiem Przedmieściu, 
gmach bowiem nowego teatru na placu 
Krasińskich dopiero w r. 1779 ukończony 
został. Nazwiska wybitniejszych tancerzy 
przechowały się w tradycyi, a mianowicie: 
Kurtz, Rossi, Constantini i najsłynniejszy 
z nich w rodzaju tańca grołesco — Szlan- 
cowski, Czech rodem. Wówczas to książę 
Marcin Lubomirski wystawił kosztem wła- 
snym balet „Sąd Parysa", do którego u- 
biory przywieziono z Paryża, zapłaciwszy 
za nie przeszło 5000 złp. Podskarbi litew- 
ski Antoni Tyzenhauz, pragnąc jednym 
zamachem całą Litwę w kulturę zachod- 
nio-europejską przyoblec, sprowadził r. 
1780 z Paryża do Grodna Ludwika Ledoux, 
który wyuczył tańczyć 60 dzieci, przewa- 
żnie włościańskich i wkrótce z nich balet 
uformował. Po upadku Tyzenhauza, król 
sprowadził ten balet z Grodna do Warsza- 
wy i sam go opłacał. Narodowi ci tancerze 
po raz pierwszy w stolicy wystąpili pu- 
blicznie w balecie, układy p. Ledoux p. t.: 
„Hillasi Sylwia*^, dnia 16-go października 
1785 r., która to data słusznie uważana 
jest za otwarcie pierwszego baletu polskie- 
go w Warszawie. Zasłynęli w nim wów- 
czas: Rymifiski, Brzeziński, Holnicki, Si- 
tańska i Malińska. Roku 1788 grono ich 
zwiększyli tancerze polscy, przybyli ze 
Stonima, z tamtejszego nadwornego tea- 
tru hetmana Ogińskiego. Kiedy r. 1791 



Digitized by 



Google 



102 



BALSAMKA — BALUSTRADA. 



król towarzystwo tancerzy uwolnił, Bo- 
gusławski ułożył się z nimi i balety dalej 
dawane były obok sztuk polskich, a na- 
stępnie przy nowej operze włoskiej, która 
do Warszawy przybyła za sprawą nieja- 
kiego Palet«go. Roku 1794 Bogusławski 
wyjechał z trupą swoją do Lwowa, a po- 
zostali baletnicy, oprócz Kurtza i Rymiń- 
skiego, już kilka tylko dali do końca ro- 
ku przedstawień. W r. 1795 zmniejszone 
to gi'ono tancerzy wystawiało małe bale- 
ty przy komedjach polskich, pod entre- 
pryzą Tuczemskiego. R. 1796 balet ów 
odłączył się od Tuczemskiego i przystał 
do towarzystwa dramatycznego, utworzo- 
nego natenczas przez państwa Truskola- 
skich, u których do r. 1798 pozostawał, 
występując w sali pałacu Radzi wiłłowskie- 
go. R. 1802 Ledoux założył szkołę bale- 
tu, z którą w czerwcu r. 1804 jeździł do 
Gdańska, ale w roku następnym zwinął 
ją, nie mogąc się utrzymać. D. 1 maja r. 
1811 otworzoną została w Warszawie 
pierwsza stała szkoła dramatyczna, w któ- 
rej uczono też tańców baletowych. Setna 
rocznica założenia baletu w Warszawie, 
zbiegła się na scenie tutejszej z setnem 
przedstawieniem pierwszego, co do treści 
swojej, narodowego baletu „Pan Twar- 
dowski". 

Balsamka, dawniej zwana banieczką. 
małe naczyńko, puszka, jabłuszko ze zło- 
ta, srebra lub kryształu na balsamy i ro- 
zmaite wonie, przez białogłowy zawiesza- 
ne na szyi lub noszone za gorsem, było 
w dawnych czasach koniecznym sprzętem 
w gotował ni zamożniejszych niewiast. 
Zniewieściały Stanisław August miał za- 
wsze przy sobie balsamkę z pachnidłem. 
Balsamkami nazywano także pewien ga- 
tunek jabłek w dawnej Polsce. 

Balustrada. Ozdobna przezroczysta 
ścianka od pola galeryi, między górną po- 
ręczą a podłogą od strony pola. Nazwa 
odnosi się właściwie w budownictwie do 
stylu odrodzenia, gdy jest utworzona 



ścianka z szeregu bal as czyli kamiennych 
kręgli, ale odnosi się zarówno do innych 
stylów, oraz żelaza i drzewa. Zastosowaną 
bywa do schodów. W budownictwie dre- 
wnianem deski, stanowiące zapierzenie po- 
ręczy, wycinane są w ozdobne otwory, jak 
to widzimy na piętrach domów w miastecz- 
kach polskich, lub w domach góralskich Za- 
kopanego. Żelazne balustrady balkonów 
i schodów, kute przez zręcznych kowali, 
spotykamy w miastach i miasteczkach na- 
szych z czasów Augustów. Są to nieraz 
majstersztyki, a ma ich wiele Lwów, 
Warszawa i Kraków. Spotykamy je też 
w Rzeszowie. Epoka odrodzenia zostawiła 
w Krakowie piękne wzory kamiennych 
balustrad, jak te w przyczółkach Sukien- 
nic, w chórku kaplicy Kaufmanów w ko- 
ściele Panny Maryi z r. 1520. Z później- 
szych czasów mamy balustrady przed oł- 
tarzami, cyborjum i wielkim w tymże ko- 
ściele (lana z mosiądzu przez Michała 
Ottena w r. 1595). Gotycyzm niema ba- 
lasek, ale jego balustrady są rozetowane 
a joiir^ podobnych używając motywów 
jak w oknach, t. j. trój- lub czworo- liści, 
płomieni i t. p. Takie balustrady koronu- 
ją ściany kościelne u stóp dachów, stosują 
się do parapetów ganków, galeryi i scho- 
dów. Wzory mamy w dziedzińcu Colle- 
gium Majus w Krakowie i w jednej z ka- 
plic kościoła Panny Maryi z początku XVI 
wieku. Balasy przybierają w XVm wie- 
ku formy kwadratowe w kamieniu. Ba- 
lustrady barokowe żelazne, złożone ze 
1 sztab giętych i liści, mają ogólną formę 
i '^y^^^^ naprzód, a poręcz cofającą się. 
W dzisiejszych czasach balustrady żelaz- 
ne są lane, nie kute, jak dawniej (WL 
Łuszczki C7VłczJ. Ignacy Krasicki, w „Pa- 
nu Podstolim" opisując wnętrza staro- 
świeckich zamożnych dworów, wsponaina 
' zawsze o „kredensie z balustradą**, np.: 
^kredens, obwiedziony balustradą, pe- 
łen był mis i puharów pozłocistych**. 
Lub w innem miejscu: „kredens był ob- 



Digitized by 



Google 



BALWIERZ. 



103 



szemy z balustradą". Ponieważ dziś już 
kredensów podobnych z balustradami ni- 
gdzie niema, musimy więc tu objaśnić, że 
po dworach dawnych, gdzie były izby sto- 
łowe obszerne, część takiej jadalni zagro- 
dzona była balustradą i przeznaczona na 
kredens do przechowywania sreber stoło- 
wych, serwisów, naczyń szklanych, majo- 
likowych, cynowych i porcelanowych. 
Tym sposobem było to wszystko w jadal- 
ni i pod ręką i kluczem kredencerza, lub 
marszałka domowego. 

Balwierz, inaczej bałwierz, bar- 
bierz, u Ł. Górnickiego barwierz, to 
samo znaczyło dawniej co: cyrulik, chi- 
rurg, felczer. Nazwa przeszła zfranc. inie- 
mieck. barbier, z włoskiego barbiere — do 
polskiego i tureckiego w czasach, gdy cy- 
rulicy i chirurgowie wędrowali za chle- 
bem z Zachodu Europy ku Wschodowi. 
Nazwisko rodu Balbierczyk i miasteczka 
Balwierzyszki także od tego wyrazu po- 
chodzi. Balwierze zajmowali się w Pol- 
sce, jak i w całej Europie, puszczaniem 
krwi, stawianiem baniek i pijawek, opa- 
trywaniem ran, leczeniem chorych, gole- 
niem bród, nazywani przeto także gohbro- 
dami i chirurgami. Stowarzyszenie cyru- 
lików nazywano cechem, zgromadzeniem 
albo bractwem (conłubernium, confrałer- 
nifas). Cechy cyrulickie w znaczniejszych 
miastach polskich, jak Krakowie, Pozna- 
niu, Warszawie, istniały już w wieku XV, 
a może i znacznie dawniej, ale pierwsze 
wiadomości o ustawach tych cechów po- 
chodzą z czasów Zygmunta I (rok 1540). 
Podówczas dopiero, jak słusznie twierdzi 
dr. Franc. Griedroyć, poleciły one spisać 
swoje zwyczaje, aby uzyskać dla nich moc 
prawa przez potwierdzenie przywilejem 
ki*ólewskim, co zapewniało cechowi byt 
trwały i zabezpieczało go od współzawod- 
nictwa cyrulików niestowarzyszonych i ni- 
żej od nich stojących łaziebników. Następ- 
cy Zygmunta I już tylko potwierdzali 
pierwotne nadania, rozszerzając je lub 



zmieniając z czasem w miarę potrzeby. 
Ustaw takich cechowych, zwanych przy- 
wilejami, dochowało się w archiwach war- 
szawskich 16, które wymieniamy tu kolej- 
no, podług spisu dra Giedroycia: 1) Przy- 
wilej Zygmunta III z r. 1592, dany zgro- 
madzeniu cyrahków warszawskich, zawie- 
ra artykuły, ułożone na wzór krakowskich, 
które przez majstrów (t. j. magistrów cy- 
rulickich) Starej Warszawy zostały przy- 
chylnie przyjęte, 2) Przywilej Jana Ka- 
zimierza z r. 1655, będący potwierdzeniem 
nowej ustawy, która, gdy dawniejsza oka- 
zała się niedostateczną, ułożona została 
przez zebranych w tym celu sławetnych: 
Wojciecha Radziwina i Jakóba Poraziń.- 
skiego, .starszych zgromadzenia, Jana 
Lancberga, chirurga Jego Kr. Mości i An- 
drzeja Rydlickiego, Stanisława Ęgera i To- 
masza Pradela, chirurgów królewicza Ka- 
rola Ferdynanda, tudzież Tomasza Jur- 
kiewicza i Jana Kolarskiego, majstrów 
cechowych. Uchwalih oni 21 artykułów, 
które po przejrzeniu ich w szerszem gro- 
nie braci cechowych i uznaniu za dobre, 
złożone zostały urzędowi radzieckiemu 
miasta Warszawy, a następnie królowi. 
3) Przywilej Jana III z r. 1694 dla cechu 
warszawskiego, składa się z 39 artykułów, 
ułożonych przez starszego zgromadzenia 
i ławnika Starej Warszawy Jana Majeura 
i Michała Sawińskiego, obu ludzi w iachu 
swoim biegłych i doświadczonych, jako 
chirurgów obozowych w wielu wyprawach 
wojennych, tudzież mistrzów cechowych: 
Stan. Jezierskiego, Samuela i Jana Wie- 
czorkowiczów, Kaspra Kanengisa, Jana 
Przeworskiego, Józefa Duwala i Walen- 
tego Sitońskiego. 4) Przywilej Augusta 
II z r. 1701. 5) Przywilej Augusta III z r. 
1748. 6) Przywilej Stanisława Augusta, 
zawierający w dodatku odpowiedzi na 26 
pytań, zadawanych przy urzędowym egza- 
minie na stopień mistrza. 7) Przywilej 
Stan. Augusta z r. 1768, dla zawiązanego 
w tymże roku cechu cyrulickiego na Pra- 



Digjtized by 



Google 



104 



B A L w I E R Z. 



dze pod Warszawą, dla którego ustawę 
ułożono na wzór warszawskiej i po apro- 
bacie urzędu radzieckiego na Pradze uzy- 
skano sankcję królewską. 8) Przywilej ce- 
chu cyrulickiego w Łukowie, oblatowany 
w aktach Metryki Koronnej r. 1658, po- 
twierdzający ustawę, ułożoną na wzór 
warszawskiej, potwierdzonej r. 1609 przez 
Zygmunta III i Jana Kazimierza r. 1658. 
9) Przywilej cechu lubelskiego, potwier- 
dzający ustawę, wzorowaną na krakow- 
skiej, przyjętą przez magistrat lubelski w 
r. 1597, a potwierdzaną kolejno przez 
wszystkich prawie królów, począwszy od 
Zygmunta III. 10) Przywilej cechu cy- 
rulickiego w Zamościu, oblatowany w ak- 
tach Metryki Koronnej r. 1671, potwier- 
dzający ustawę, ułożoną r. 1622 na wzór 
lubelskiej. 11) Przywilej cechu cyi-ulic- 
kiego z Kazimierza pod Krakowem, z usta- 
wą, wzorowaną na krakowskiej, potwier- 
dzoną przez Zygmunta Augusta i kilku 
królów następnych. 12) Przywilej cechu 
krakowskiego z ustawą, potwierdzoną przez 
Zygmunta I i Zygm. Augusta. 13) Przy- 
wilej cyrulików poznańskich, nadany im 
przez magistrat w roku 1517, a przez Zy- 
gmunta Ir. 1519 potwierdzony. Cech cy- 
rulicki składali: majstrowie, magistrowie 
czyli mistrze, towarzysze i półtowarzysze, 
oraz uczniowie, chłopcami zwani. Chło- 
piec musiał terminować u jednego mistrza 
conajmniej 3 lata. Przy wyzwolinach 
sprawdzali mistrze, czego się też chłopiec 
przez 3 lata wyuczył. Nieporozumienia 
pomiędzy uczniem a pryncypałem załat- 
wiane były po domowemu; były jednak wy- 
padki, w których oparły się aż o sąd. Xp. r. 
1576 chirurg Słomkiewicz zaniósł przed 
sąd miejski skargę na Marka Janaka, że 
będąc zapisanym do cechu, nie chciał się 
uczyć. Sąd nakazał uczniowi przykładać 
się do nauki, a pryncypałowi łagodniej się 
obchodzić z uczniami. Nowo wyzwolony 
towarzysz zastawiał ^kolacją" dla mis- 
trzów, ich małżonek i towarzyszów cecho- 



wych. Grdy owe „kolacje* uznano za zbyt 
uciążliwe, postanowiono, aby wyzwalaj ącj' 
się uczeń, składał 11 złotych do skrzyn- 
ki cechowej i 4 na „szynk", t. j. poczęstu- 
nek piwem. Gdy szynki przynosiły tylko 
„więcej szkody, nieporządku i hałasów", 
zalecono, aby „dla lepszej uczciwości* po- 
częstunek odbywał się w mieszkaniu i pod 
dozorem jednego z mistrzów, a ustawa 
warszawska z r. 1694 zakazała na zawsze 
odbywać go w szynku — pod groźbą wyso- 
kiej kary. Za przestępstwa karano towa- 
rzyszów, między innemi, konfiskatą instru- 
mentów, które każdy z nich powinien był 
mieć własne, mistrzów zaś karał cech utra- 
tą prawa wywieszania miednic, czyli zna- 
ku swego na ulicy. Takich miednic zwy- 
kle wywieszano 3 na drągu żelaznym. O 
zapłacie, pobieranej przez towarzyszów u 
mistrzów chirurgii, czytamy w ustawie 
poznańskiej z XVI wieku: „Myta tydzien- 
nego towarzyszowi grosz jeden, od pierw- 
szego rany opatrzenia połowica, a od do- 
glądania chorego od każdego złotego po 
gr. 3; od wyjęcia zębów, otworzenia wrzo- 
dów lub guzów wzdętych połowica". Do- 
chód ten dzielił się w taki sposób, bez 
względu czy chorego opatrywał sam 
mistrz, czy też jego towarzysz. W ustawie 
balwierzy przedmieścia Pragi czytamy: 
„Magister każdy czeladnikowi swemu ma 
dawać trzeci grosz ze skarbony, tak od go- 
lenia jako i kr wie puszczania i opatrywa- 
nia różnego". Wobec bardzo małej liczby 
lekarzy, prawie cała . dawna praktyka le- 
karska znajdowała się w ręku cyrulików, 
a stąd proceder ich należał do korzystnych. 
Duwal, chirurg warszawski, w rachunku 
kuracyi Imć pana Corradego, złożonym r. 
1689 sądowi, liczy za krwi puszczanie po 
złp. 2, za każdy raz postawienia baniek 
złp. 3, za wsadzenie do wanny z zaparzo- 
nemi mrówkami po złp. 3 (30 razy), za 
frykacje przy kominie 50 razy,'po złotemu, 
za kry stery 72 razy przez pół roku po zło- 
temu, za spanie przy chorym, od każdej 



Digitized by 



Google 



B A L \y I E R z. 



105 



nocy, podług zwyczaju talar bity. Za opa- 
trjwanie złamanej ręki u siostrzenicy cho- 
rego „przez 4 niedziele ze swemi medika- 
mantami 12 talarów bitych". Cech bal* 
wierski napotykał współzawodnictwo w 
cechu łaziebników, którym nie wolno by- 
ło leczyć, ani wywieszać miednic, ale tyl- 
ko golić i conaj wyżej wyłącznie w łaźni 
stawiać bańki „siekane* (znano i suche). 
Szczególnie walczyli cyrulicy o monopol 
dawania enem. W rachunkach dworu kró- 
lewskiego z r. 1548 czytamy: ^Samtieli 
rudco Cirurgico N, R, fl. jo annuae pen- 
sionis^ i sukno na ubranie. W Metryce Ko- 
ronnej pod r. 1689 znajduje się oblata dwu 
aktów, którymi królowa Anna nadaje 
grunta {in oppidi Osieczkó) chirurgowi 
swojemu Pękatelowi. Wyjaśniając pobud- 
ki darowizny królowa mówi, że Pękatel 
„uczciwe posługi nam i jeszcze świętej a 
wiecznej pamięci Zygmuntowi Augustowi, 
Królowi Polskiemu, panu bratu naszemu, w 
jego chorobie zawsze czynił . . . gdyż też 
jest wszem dobrze zalecona jego umiejęt- 
ność w lekarskich rzeczach". Chirurgowi 
Zygmunta III, Andrzej owi Santtleben Le- 
-wińskiemu, daje król Władysław rV', w r. 
1642, dożywotnie mieszkanie w Warsza- 
Avie, przy ul. Freta, w domu „giełdą" zwa- 
nym. Jeden chirurg tegoż Władysława 
r\', Ditrich Wigbolt, pobiera rocznie flore- 
nów 500 (r. 1638), a drugi, JanLancberg, 
ma zabezpieczoną, na dochodach z cła w 
Gdańsku, sumę fl. 400 rocznie (r. 16^0). 
August n zwalnia (r. 1724) chirurga swo- 
jego Elwerta od płacenia podatków. O za- 
możności, do jakiej dochodzih nieraz cy- 
rulicy warszawscy, świadczy inwentarz r. 
1092, ^przez sławetnego Pana Walentego 
SitoAskiego, mieszczanina, cyrulika War- 
szawskiego" spisany po śmierci jego żony 
Katarzyny Gomonkowiczówny. W kamie- 
nicy narożnej, idąc z Rynku na Dunaj, 
miała wprawtlzie pani Sitońska tylko po- 
sażną część trzecią, t. j. izbę przednią z 
y-ma oknami i okienicanii, z alkierzem, a 



przy tej izbie pół kuchni do gotowania 
i pół pieca do pieczenia chleba i pół sieni, 
dalej piwnicę i „miejsce sekretne"; zosta- 
wiła wszakże gotówką zł. 500, w płótnie 
zł. 1000 i wziętych za jej wódkę zł. 90. 
W klejnotach był łańcuch rfoty, wartości 
fl. 319, trzy pierścienie z djamentami i ru- 
binami, dwie pary kolczyków z djamenta- 
mi i rubinami, guzów złotych 6 z rubina- 
mi. Dalej kubki srebrne wewnątrz pozła- 
cane, łyżek srebrnych 6 i t. p. Następuje 
potem długi szereg licznej i kosztownej 
garderoby, wreszcie 60 obrazów, przeważ- 
nie treści religijnej, wiele ksiąg, strzelb 
i dobra nieruchome w Błoniu. W warsta- 
cie cjo-ulickim pani Sitońskiej wymienio- 
ne są, między innemi, 4 miednice „wycina- 
ne", 2 patel do smażenia plastrów, „10 
miedniczek do krwie puszczania", war- 
sztat cyrulicki cynowy, koło w nim mo- 
siężne z cyną, garców dwa cyrulickich do 
wlepienia w piec na grzanie wody, tafelka 
srebrna do puszczadeł filigranową robotą, 
puszczadeł w srebro oprawnych dwa, brzy- 
tew 8 (4 w srebro oprawne), nożyc gdań- 
skich do strzyżenia czupryny troję, wan- 
na hpowa dla kuracyi chorych i t. d. List 
kanclerza Małachowskiego, pisany r. 1780 
do magistratu m. Krakowa, dowodzi smu- 
tnego zacofania cyrulików krakowskich. 
Gani bowiem zacny kanclerz surowo, że 
cy^rulicy wtem mieście, imieniem starszeń- 
stwa zaszczyceni, nietylko sami wzdrygah 
się być przytomnymi lekcjom anatomicz- 
nym, lecz i młodszym swego zgromadze- 
nia na swoich schadzkach groźnie tego za- 
braniali. Dr. Jerzy Arnold na posiedzeniu 
Warsz. Tow. Przyjaciół Nauk r. 1807 czy- 
tał i drukował następnie „Rozprawę o hoj- 
ności królów i względach panów polskich 
dla raeczy lekarskiej i lekarzów", w której 
pomieścił też wiadomości, jakie zebrał o cy- 
rulikach. Najbardziej atoli wyczerpującą, 
a wi^ce sumienną jest praca „Ustawy ce- 
chów cyrulickich w dawnej Polsce", któ- 
rą ze źródeł archiwalnych ogłosił roku 



Digitized by 



Google 



106 



BAŁTA — BANDERIA PRUTENORUM. 



1897-go W Warszawie doktór Franciszek 
Giedroyó. 

Bałta, bel ta (z tureck.) siekiera. Łu- 
kasz Górnicki w XVI wieku pisze: „Co za 
naszych ojców zwano siekierą, dziś baita", 
Staro wolski zaś w wieku XVn: „Czeka- 
nów, bałt, buzdyganów, kijców co niemia- 
ra'*. Stąd Muchliński wyprowadza nazwę 
miasta Baity na Podolu, której część, na 
lewym brzegu rz. Kodymy, należała do 
Polski, a druga na prawym — do Turcyi. 
Zdaje się jednak, że nazwa ta pochodzi ra- 
czej od wyrazu bał ta, który w djalekcie 
ukraińskim oznacza błoto. 

Bałwan, bryła, wielki kawał, słup, — 
mówi się zatem: bałwan soli, bałwan oło- 
wiu, cyny, miedzi lub innego kruszcu, bał- 
wan lodu, bałwan dymu, bałwan morski 
czyli wał wody, bałwan w znaczeniu po- 
gańskiego bożyszcza. Bałwany soli ka- 
miennej czworoboczne, podługowate, cio- 
sano w żupach wielickich i bocheńskich, 
podług pewnej miary i wagi. „Sól kamien- 
ną w ziemi bałwanami i kruchami kopią" 
pisze w wieku XVII Haur. „Pod Bochnią 
końmi^haniebne bałwany solne z pod zie- 
mi na wierzch windują" — pisze tłómacz 
Kromera. „Żupnik płaci banciim salis^ to 
jest za bałwana wyciętego po trzy gro- 
szy" — pisze Herburt w Statucie pol- 
skim. Przez porównanie nazywają bał- 
wanem i człowieka niezgrabnego, nieo- 
krzesanego, nieruchawego, drągala i głup- 
ca. Kuśnierze i modniarki nazywały bał- 
wanami słupki, na których zawieszają 
czepki, kapelusze i czapki. 

Bandera. Bartosz Paprocki pisze w w. 
XVI, że bandera jest to „chorągiew z her- 
bem, szczególniej nad masztem okręto- 
wym, z której kroju, barwy, malowania w 
herby poznać można, jakiego narodu o- 
kręt". Okręty i statki polskie nietylko po 
Bałtyku, ale i innych morzach żeglujące, 
należały do trzech głównych kategoryi, 
miaiy więc i bandery trojakie. A iniano- 
wicie: okręty królewskie czyli Rzplitej 



miały banderę, przedstawiającą herb pia- 
stowski, t. j. Orła białego w polu czerwo- 
nem. Bandera okrętowa miast pruskich 
czyli pomorskich, jak Gdańska, Elbląga 
i Torunia, przedstawiała, w polu także czer- 
wonem, białą rękę po ramię, trzymającą 
miecz zamierzony. Trzecia bandera była 
handlowa kupców polskich, i ta przedsta- 
wiała flagę białą z krzyżem błękitnym u- 
kośnym, t. j. ramionami swojemi rogi jej 
łączącym, z wyjątkiem rogu lewego od 
góry, na którym znajdował się kwadrat, 
przedstawiający pole czerwone z Orłem 
białym. W miastach portowych różnych 
krajów, gdzie w muzeach odpowiednich 
przechowywano flagi całego świata, znaj- 
dowały się zwykle i 3 bandery polskie. 
Andrzej Borszkowski, podpułkown. wojsk 
polskich, zaświadcza, że na początku XIX 
wieku oglądał wszystkie 3 bandery pol- 
skie jako zabytki, przechowywane w Tou- 
lonie. Tomasz Świecki, w rozprawie swo- 
jej „Historyczna wiadomość o ziemi Po- 
morskiej, mieście Gdańsku, oraz żegludze 
i panowaniu Polaków na morzu Baltyc- 
kiem" (Warszawa 1811 r.), podał rysunek 
bandery królewskiej i bandery miast zie- 
mi Pomorskiej, wyjęty ze zbioru pawilo- 
nów całej Europy, wydanego w Augsbur- 
gu r. 1790. Prof. J. Siemiradzki i Stan. 
Kłobukowski, będąc przed kilku laty w 
Ameryce południowej, oglądah w Kury- 
tybie flagę handlową polską z XVin wie- 
ku, ową trzecią z ukośnym krzyżem, ja- 
kiej Świecki nie podał w rysunku. Wyo- 
brażenia wszystkich trzech bander okrę- 
towych podane będą w dziele niniejszem 
przy artykule: Marynarka polska. 

Banderia Prutenorum, chorągwie Pru- 
saków. W największej bitwie, jaka w 
wieku XV zaszła w Europie, w której świat 
słowiański starł się z germańskim i pod- 
ług świadectwa wsjDÓłczesny eh, poledz mia- 
ło kilkadziesiąt tysięcy rycerstwa ze stron 
obu, Jagiełło zdobył d. 15 lipca 1410 r. 
pod Gininwaldemi Tannenbergiem 51 cho- 



Digitized by 



Google 



BANDERIA PRUTENORUM. 



107 







X^ 




{{22^ ^H 





SI 



10 







m 



11 



12 



13 



14 



15 



PP 






16 



17 



18 



19 



20 








21 



23 



24 



25 




OSB 




20 



28 



21) 



30 



prffpiB 




31 



32 



33 



34 



3.-) 



Digitized by 



Google 



108 



BANDERIA PRUTENORUM. 



pupk 




36 



38 



39 



40 







43 



44 



^B^a 



45 



40 



48 



czet prałatów niósł ro- 
z winietę krzyżackie 
cliorągwie, w bitwie 
zdobyte. Po odprawio- 
nych modłach na Skał- 
ce, cały wspaniały ten 
orszak udał się na Wa- 
wel, i tu, z właściwym 
obrządkiem, pozawie- 
szano 51 chorągwi po 
lewej i po prawej stro- 
nie świątyni. Dla tego 
nie 52, że nazajutrz po 
grunwaldzkiej potrze- 
bie, król posłał jedną 
do małżonki swojej, 
królowej Anny. Wte- 
dy to za jednomyślną 
zgodą monarchy, bi- 
skupów i panów świec- 
kich postanowiono, że- 
by odtąd rocznicę bit- 
wy grunwaldzkiej t. j. 
dzień świętych aposto- 
53 54 55 . 50 ^^^^ zwanych Eoze- 

Chorągwie krzyżackie, zdobyte przez Wł. Jagielle r. 1410 pod Grunwal- słańcami (15 lipca) w 
dem i Koronowem, oraz na kawalerach inflanckich r. 1431 pod NakJera. całej Polsce uroczyście 

obchodzono. Chorą- 



T?1BB 




49 



50 







rągwi krzyżackich. W drugiej bitwie, d. 
10 października tegoż roku, zdobyli Pola- 
cy na Krzyżakach 2 chorągwie. Długosz 
opisuje, że po skończonej wojnie, król, przy- 
jechawszy ze Lwowa do Niepołomic, 3 mi- 
le od Krakowa odległych i przepędziwszy 
tam dwa tygodnie, w dzień św. Katarzy- 
ny udał się z Niepołomic pieszo do Krako- 
wa, dla odprawiania modłów w kościołach 
Św. Stanisława, Wacława i Florjana. W 
tym urocz3'st3"m jego pochodzie liczny po- 



gwie tedy wodzów i pułków krzyżackich 
powiewały odtąd w świątyni nad grobami 
Łokietka, Kazimierza Wielkiego, królo- 
wej Jadwigi i św. Stanisława, który, jak 
utrzymywało rycerstwo, miał ukazać się 
w obłokach, podczas strasznej bitwy i bo- 
haterom polskim na śmiertelnybój z Niem- 
cami błogosławić. We 20 lat później za- 
wieszono tu jeszcze 4 chorągwie, zdobyte 
d. 13 października 1431 r. pod Nakłem na 
kawalerach mieczowych inflanckich. „Ma- 



Digitized by 



Google 



BANDOLET — BANDURA SŁUPSKI. 



109 



ją być one (powiada Długosz o tych 
wszystkich chorągwiach) na wieczną pa- 
miątkę przez Polaków przechowane, a gdy 
się zestarzeją, przez nowe zastąpione, aby 
wciąż się utrzymywało to znamię zwyoięz- 
twa**. Jakoż chorągwie te wisiały przez 
dwa wieki w swojem miejscu. W końcu 
XV wieku liczono ich 63. W połowie wie- 
ku XVI Marcin Bielski, który je widział 
ginibą warstwą kurzu przykryte, podaje 
ich ilość na 51. Bartosz Paprocki pisze w 
r. 1584 o zawieszonych 50-iu, „które aż po 
ten czas widzimy". Dzisiaj śladu po nich 
niema najmniejszego. Długosz przewidy- 
wał takie następstwo i dla tego polecił 
przezornie malarzowi krakowskiemu Sta- 
nisławowi Durinkowi 1448 r. wszystkie 
zawieszone chorągwie, które wówczas 
znajdowały się jeszcze w kompletnej licz- 
bie 66-iu na pargaminie, kolorami odwzo- 
rować i dołączyć do swego opisu, który 
przechowuje się jako drogocenna pamiąt- 
ka dziejowa w archiwum kapituły kate- 
dralnej na Wawelu. Ze wszystkich ban- 
der powyższych dołączamy tu podobizny, 
niestety bezkolorowe, nadmieniając przy- 
tem, iż zdobyte pod Grunwaldem ozna- 
czone są numerami od 2 do 46 włącznie 
i od 48 do 59. Zdobyte pod Koronowem 
oznaczone są nrem 1 i 47, a pod Nakłem, 
na kawalerach inflanckich — są to 4 ostat- 
nie (53, 54, 55 i 56). 

Bandolet, pas rzemienny, noszony przez 
prawe ramię, służący wojskowym do no- 
szenia pałasza. Nazwa przyjęta od Niem- 
ców, którzy das Bandolet zapewne wzięli 
z francuskiego bandrier, Kłokocki w „Mo- 
narchii Tureckiej" (wyd. r. 1678) bando- 
letem nazywa jakiś rodzaj broni ognistej. 
Jazda zawieszała na haczyku, przymoco- 
wanym do bandoleta, swoje krótkie kara- 
binki i dlatego nazywano je niekiedy ban- 
doletami. Piechota na bandolecie zawie- 
szała ładunki, t. j. drewniane miai^ki, mie- 
szczące w sobie po naboju prochu. Byłoto 
ważne udoskonalenie w procesie strzela- 



nia, gdyż nasypywanie prochu z dłoni do 
lufy więcej wymagało czasu i w mróz, 
deszcz, lub gdy dłoń spotniała, było nie- 
dogodnem. 

Bandura, bandurka, starodawny in- 
strument muzyczny w rodzaju lutni z krót- 
ką szyją, niegdyś powszechnie w Polsce 
i na Rusi używany. Nazwa pochodzi jesz- 
cze z języków starożytnych; po grecku 
bowiem \iixzm\ pandoHra^ po łacinie i wło- 
sku pandtcra, Aleksander Poliński twier- 
dzi, że bandura jest odmianą lutni o do- 
wolnej ilości strun. Dawni bandurzyści, 
zwłaszcza ukraińscy, deklamowaU przy 
towarzyszeniu bandury rapsody i śpiewali 
dumy narodowe. Później służyła ona przy 
śpiewaniu zwykłych piosenek, i Długoraj, 
pospolicie Wojtaszkiem zwany, bandurzy- 
sta Samuela Zborowskiego, słynął niegdyś 
z gry na tym instrumencie. Bandurzyć 
znaczy dzisiaj gwarzyć o rzeczach małej 
wagi i niemądrych; dawniej znaczyło brzą- 
kać na bandurze to i owo, przyśpiewując 
sobie, nucąc, komponując. 

Bandura Słupski Wawrzyniec. Po 
śmierci Zygmunta Augusta, podczas pier- 
wszej elekcyi, jakiś jowialny szlachcic 
wielkopolski pomie^ścił na liście kandyda- 
tów do tronu Bandurę Słupskiego, dzie- 
dzica skromnej wioski w wojew. Inowroc- 
ławski em, powiecie Bydgoskim. Gdy przy 
czytaniu listy kandydatów usłyszano, obok 
Anny Jagiellonki, książąt zagranicznych, 
Zborowskich, Chodkiewiczów, Kostków 
i Radziwiłłów — wymienionego Bandurę, 
wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem. 
Wybrany na króla Henryk Walezy obsy- 
pał Bandurę, jako niby pokonanego współ- 
zawodnika, łaskami: nadał mu na własność 
dożywotnią dochód skarbowy z podwód 
bydgoskich, prefekturę żup bydgoskich 
i t. d. Podczas drugiej elekcyi brał Ban- 
dura udział w zjeździe stęży ckim. Umarł 
za Zygmunta III. Pocieszna kandydatu- 
ra, którą Słupski winien zapewne swemu 
przydomkowi Bandura, uczyniła go przy- 



Digitized by 



Google 



110 



BANIA — BANK POBOŻNY W KRAKOWIE. 



słowiowym (Jul. Bartoszewicz, AM. Smo- 
leński). 

Bania, kula czyli gała miedziana, we- 
wnątrz pusta, osadzona na dachach wież 
i szczytach gmachów. Największa z ta- 
kich bań w Warszawie znajduje się na 
szczycie kościoła karmelickiego na Kra- 
kowskiem - Przedmieściu i stała się przy- 
słowiową u ludu warszawskiego, u które- 
go słyszeliśmy np. porównanie: „łeb wiel- 
ki jak bania karmelicka". W takich ba- 
niach, niekiedy grubo złoconych, pomiesz- 
czano dokumenta fundacyjne, wiadomości 
o fundatorze i budowniczym budynku, tu- 
dzież pieniądze krajowe współczesne. 
Zwyczaj ten zastosowany został uroczy- 
ście w r. 1879 przy poświęceniu odbudo- 
wanych Sukiennic krakowskich, podczas 
świetnego zjazdu na obchód 50-]etniego 
jubileuszu Józefa Ignac. Kraszewskiego. 
Lud nazywa baniami dynię pospolitą. 

Banialuka. Pleść banialuki, banaluki — 
znaczy bredzić, bajać, mówić niedorzecz- 
ności, pleść koszałki-opałki. Wyraz ten 
wzięty z tytułu wierszowanej powiastki 
Hieronima Morsztyna, który w książce, 
wydanej po raz pierwszy r. 1650, p. n.: 
„ Antypasty małżeńskie, trzema ucieszne- 
mi historjami, jako w^dzięcznego smaku 
cukrem prawdziwej a szczerej miłości 
małżeńskiej zaprawione" — pomieścił trzy 
liche utwory, a jeden z nich zatytułował: 
„Historja ucieszna o zacnej królewnie Ba- 
nialuce ze wschodniej krainy cudownej 
urody". KJrólewna Banialuka jest wła- 
ścicielką pięknego królestwa, które na ja- 
kiś czas, w żalu po zgonie swych rodzi- 
ców, opuszcza i w uroczym pałacu w głę- 
bokiej puszczy zamieszkuje. Młody kró- 
lewicz, zabłąkawszy się na łowach, dosta- 
je się do tego czarownego ustronia. Wza- 
jemna miłość łączy wkrótce ich serca, ale 
zazdrość lywalki zakłóca im szczęście, a 
królewna Banialuka czując, że to jest ka- 
rą za złamanie ślubu po śmierci rodziców 
uczynionego, opuszcza swój pałac, który. 



piorunem uderzony, zapada się w ziemię. 
Królewicz zrozpaczony długo po rozmai- 
tych krajach jej szuka, wreszcie niepozna- 
ny, służy przy jej ojczystym zamku za 
ogrodnika i kiedy czas żałoby przeminął, 
daje się na turniejach, na których pierw- 
szy dank odniósł, poznać uszczęśliwionej 
królewnie i rękę jej otrzymuje. Autor na- 
śladuje wyrazami głosy dzikich zwierząt 
wśród puszczy, oddzielnie żubra i oddziel- 
nie tura, co w każdym razie dowodzi, że 
nie tylko Herberstein, ale i Morsztyn, jak 
wszyscy pisarze dawnych czasów, uważali 
żubra i tura za oddzielne gatunki zwierząt. 
Ośm wydań „Antypastów małżeńskich", 
od pierwszego w r. 1650 do ostatniego w 
r. 1756, dowodzi wymownie poczytności 
tej książki wśród warstw niewybrednych 
w lekturze. Pisarze doby stanisławow- 
skiej, szydząc z utworu Morsztyna, utrwa- 
lili przysłowie o Banialuce. Zabłocki drwi 
z morału, wziętego z Banialuki. Węgier- 
ski w ^Organach" pisze „Historja ta po- 
zbawiona sensu, ledwie już podsędków 
jest zabawką". Krasicki w listach wyra» 
ża się: 

Jużci czasem i w kącie pociecha się zdarza, 
Lepsza od Banialuki i od kalendarza. 

W Bośni jest miasto Banialuka, która 
to nazwa powstała z dwuch wyrazów: b a- 
nja luka, znaczących dosłownie: bań- 
ska łąka. 

Bank pobożny w Krakowie. Gdy ksiądz 
Piotr Skarga był w Rzymie, powstały tam 
od niedawna bractwa miłosierdzia i banki 
pobożne, oddające ważne usługi ubogim 
I warstwom ludności. Gorejąca miłością bli- 
I żniego dusza Skargi zapragnęła, aby te 
i dobroczynne bractwa i banki zaszczepić 
na ziemi ojczystej. Zbadał więc je bliżej 
i statuta rozpatrzył, a kiedy potem stanął 
w Wilnie na Wysokiem stanowisku rekto- 
ra Kolegium wileńskiego i vice-prowin- 
cjała zakonu jezuitów w Polsce, pierwsze 
tam rzucił nasiona bractwa miłosierdzia. 
Odwołany w czerwcu r. 1584 do Krakowa 



Digitized by 



Google 



BANKIET. 



111 



na superjora przy kościele św. Barbary, w 
październiku t. r. zawiązał tam Bractwo 
Miłosierdzia (ob.) którego głównem 
zadaniem było wyszukiwanie nędzy, wsty- 
dzącej się żebrać. Gdy samo stowarzysze- 
nie jałmużnicze nie było wystarczaj ącem, 
Skarga, na życzenie prowincjała jezuitów 
Campana, za wnioskował utworzenie filii, 
którą nazwał Komorą potrzebnych 
lub Mons piełałis (góra pobożności), na 
wzór tych, jakie widział w Rzymie. Za- 
daniem tego banku pobożnego było ze- 
branie pewnego kapitału obrotowego do 
rozpożyczania ubogim i potrzebującym na 
zastawy, bez żadnego procentu, czyli nie- 
sienie pomocy w nagłej potrzebie i zabez- 
pieczenie przed lichwą. Mądra organiza- 
^j^* tej „Komory potrzebnych", spisana 
przez Piotra Skargę, odpowiadała zada- 
niu wielkiej doniosłości. Prowincjał jezui- 
tów Campanus złożył pierwszy na ten cel 
na ręce ks. Skargi (r. 1588) złotych 10. 
Bractwo Miłosierdzia ofiarowało złp. 200. 
Jeszcze za życia swego doczekał się ks. 
Skarga, że Komora potrzebnychmo- 
gła rozpożyczaó na fanty rocznie około 
5000 złotych, co na owe czasy równało się 
tyluż dukatom. Za wojen szwedzkich, 
pierwszej w połowie wieku XVII i dru- 
giej na początku XVIII, Kraków ratował 
się pieniędzmi tego banku, składając je ja- 
ko okup nieprzyjacielowi. Pomimo to 
wszystko w sto lat po śmierci Skargi (r. 
1712) Bank pobożny miał kapitału 89,310 
złp. Koniec wieku XVin i początek XIX 
o tak wielkie przyprawił go straty, gdy 
jedne fundusze na domach i dobrach zruj- 
nowanych wojnami przepadły, inne skut- 
kiem ewaluacyi pieniędzy papierowych o 
70 na sto zmalały, że w r. 1816 kapitał 
obrotowy na fantach wynosił zaledwo 
38,000 złp. Odtąd jednakże tak zaczął ro- 
snąć pomyślnie, że w roku 1884, w któ- 
rym obchodzono trzechwiekowy jubileusz 
Bractwa Miłosierdzia, wynosił 260,880 
złp. Ogólna suma wypożyczonych pienię- 



dzy bez procentu przez lat 68, t. j. od r. 
1816 do 1881 wynosiła 6,800,000 złp., a 
dziesiątki tysięcy ludzi biednych, zato- 
niętych przed lichwą i ocalonych w na- 
głej potrzebie, mogło błogosławić pamięć 
wielkodusznego człowieka, który taki og- 
rom dobrodziejstw wyświadczył potom- 
nym współrodakom. Jeszcze większy niż 
Banku pobożnego fundusz Arcybractwa 
Miłosierdzia, tak nazwany jałmużniczy, 
liczący r. 1884 kapitału 1,596,431 złp., 
trj^^umfem był dla tej instytucyi w trze- 
ciem stuleciu jej bytu. Odyr. 1584, w dniu 
założenia bractwa, liczyło ono tylko 7-u 
członków, to jeszcze za życia Skargi, r. 
1607, widzimy wpisanych braci 1043 
i sióstr 612. Zato w drugim wieku swego 
istnienia przedstawia się bractwo bardzo 
ubogo, bo od r. 1684 do 1784 zapisało się 
do niego tylko 150 mężczyzn i 170 nie- 
wiast. Ale w trzecim stuleciu, po r. 1884, 
zapisało się 929 mężczyzn i 36 sióstr. W 
roku tym liczyło bractwo członków żyją- 
cych 251, protektora, starszego i podstar- 
szego, 12 radców i 14 wizytatorów, peł- 
niących obowiązki bezpłatnie. W książce 
jubileuszowej, wspaniale wydanej kosztem 
Arcybractwa, część historyczną napisai 
ks. Polkowski, a rachunkową dr. Cyfro- 
wicz i Gwiazdoniorski. Medal z wizerun- 
kiem ks. Skargi i napisem: ^X. Piotr Skar- 
ga Pawęski, założyciel Bractwa Miłosier- 
dzia, 1084", a na odwrotnej stronie: „Imię 
jego w wiecznej pamięci biednych żyć bę- 
dzie" — wybito w srebrze, bronzie i meta- 
lu brytaiiskim. Wizerunek ks. Skargi roz- 
rzucono w 2 tysiącach egzemplarzy. 

Bankiet, wyraz wzięty z francuskiego, 
oznaczający ucztę, uroczystą biesiadę, 
wkradł się i do przysłów polskich: 1) Je- 
dnym bankietem dwoje wesela odprawić, 
2) Kiedy będziesz na bankiecie, język wie- 
le niech nie plecie, 3) O taki bankiet nie 
dbam, gdzie spółsiedzących nie znam. W 
r. 1660 wyszła w Krakowie, w drukarni 
dziedziców (t. j. sukcesorów) Stanisława 



Digitized by 



Google 



112 



B A N K I E T. 



Lenczowskiego, książka p. n. „Bankiet na- 
rodowi ludzkiemu od Monarchy Niebies- 
kiego zaraz przy stworzeniu świata z róż- 
nych ziół, zbóż, owoców, bydląt, zwierzyn, 
ptastwa, ryb etc. zgotowany. Których tu 
każdych z osobna, zdrowiu ludzkiemu słu- 
żących i szkodzących, własność krótko w 
tej książeczce przez Stanisława Kazimie- 
rza Herciusa filozofjej i medycyny dokto- 
ra, z różnych autorów zebranie i opisanie 
znajdziesz**. W przedmowie do tej rzad- 
kiej już dziś broszury, obejmującej stro- 
nic ti7, autor powiada, iż gdy Bóg, ule- 
piwszy z mułu ziemi Adama, postanowił 
go panem i gospodarzem wszystkiego, to 
on właśnie napisał tę książeczkę, aby wy- 
stawić gospodarza „mądrego, uważnego, 
miłosiernego, nie łakomego i chciwego, 
nie skąpego, owo zgoła wszystkie dobre 
qualitates Pańskie mającego, którego to- 
bie, czytelniku dyskretny, gdyć się u nie- 
go trafi być, zalecam, jeżelibyś chciał być 
uczestnikiem jego bankietu; on ciebie we- 
dług możności uczęstuje i coby szkodziło 
do zdrowia, żebyś tego wiele i łakomo nie 
jadł, przestrzeże. W czymbyć się też nie 
wygodziło, pomnij na to, że wiele gęba 
rozpustna kosztuje; jeżeli będziesz god- 
nym daru Bożego z chęci gospodarskiej 
zażywać, będziesz miał dość, jeżeli nie- 
wdzięcznym — i togoś według Soki^atesa 
niegodzien**. W rozdziale pierwszym p. 
Stanisław Kazim. Hercius, zalecając go- 
spodarzowi, jako sam ma się sprawować, 
naucza, aby, gdy czas upatrzywszy wol- 
ny, zechce przyjaciół do domu swego na 
bankiet zaprosić, „wcześnie sięprzedtym z 
małżonką swoją rozmówił i ze stodołą, 
oborą, komorą, szkatułą, piwnicą i z cze- 
ladzią tak swoją, jak przychodnią, przed 
zaproszeniem dobrze porachował. Much, 
jeżeli je masz w głowie, zapomnieć, jeżeli 
w izbio i pchły, wygnać je sposobem na- 
pisanym. Ścierki białe do naczynia stoło- 
wego i wody nagotować. Psy z ogonami 
kosmatymi z izby wygnać. Kart, warca- 



I bów, szachów przed obiadem, a zwłaszcza 
i o pieniądze, dla rozerwanej myśli i gnio- 
1 wu, grać rzecz niedobra". Zato zalera 
Hercius „muzykę nie bardzo wesołą, ta- 
' nieć nie skoczny, ucieszne czytania i śpie- 
wania, ogrodne przechadzki, którymi się 
tylko myśl ludzka, a nie żołądek pasie. 
! Stół, obrusami bitymi i serwetami nakry- 
\ ty i inszymi apparamentami do niego na- 
leżącymi, niech goście gotowy zastaną. 
Gdy gościom jesteś rad, sługi (ich) miej 
' na oku, pan bowiem, lubo się mu w czym 
j nie wygodzi, przebaczy; czeladź zaś, cho- 
I ciażby się najlepiej miała, najdzie przy- 
ganę, aż im musisz dobrym trunkiem gę- 
by zalać. Podczas obiadu nie zawadzi 
I muzyce (dawszy im przed obiadem przy- 
I stojnie jeść i pić) kazać się ozwać, aby się 
I oraz myśl wesoła naprawiała i ciało posi- 
lało. Gdy przyjaciół częstujesz, ubogich 
nie zapominaj: bo tych dla jakiego respek- 
tu, ubogich zaś dla Boga. Tak bowiem 
I Chrystus Pan kazał. Gdy widzisz, że go- 
ście szklenice i kieliszki ochotnie wysu- 
I szają, nie marszcz twarzy, ani się drap w 
głowę, bo goście barziej u skąpca piją — 
j ale dodawaj ochoty, albo jaką kwest ją 
wnieś ucieszną. — Bywają jeszcze dwaj 
I gospodarze: jeden godowy, drugi pogrze- 
' bowy, z których jeden dla radości, że żo- 
; ny — a sam nie wie jakiej — dostał, drugi 
dla smutku, że przyjaciela dobrego po- 
, zbył, nie mogą być sami gościom wygodą, 
, ale na swoje miejsce cześników swego ak- 
I tu postanawiają. Miejskich bankietów 
; i chłopskie stypy dla uczciwości (uczcze- 
; nia) gościom i wygody dostatecznej uczy- 
nienia—nie ganię. Już tedy, miły gospo- 
I darzu, ostatek w^e wszystkiem na twoje 
baczenie puszczam, jako goście do ciebie 
I chętnie zaproszeni przyszli, tak też niech 
we wszystkim od ciebie ukontentowani 
odejdą**. Książkę Herciusa, zawierającą 
dalej rozdziały: o kucharzach, kuchni, og- 
[ niu, powietrzu, wodzie, ziemi, soli, chlo- 
j bio, piwie, likworach, wódkach przepala- 



Digitized by 



Google 



B A N N I C J A. 



113 



nych, konfektach w cukrze imiedzie, o 
szał wiej, podróżniku, lawendzie, maśle, 
dzikim i domowym ptactwie, barszczu, 
rybach, rakach, jajach, grzybach i bedł- 
kach, mleku, serze, pasternaku, marchwi, 
rzepie i rzotkwi, ćwikle, boćwinie, bul- 
bach i karczochach, szparagach i chmielu, 
cebuli i czosnku, sałacie i ogórkach, kapu- 
ście i jarmużu, grochu i bobie, szpinaku, 
lebiodzie, pokrzywie i gorczycy, legumi- 
nach, wetach, jabłkach, pigwach i brzo- 
skwiniach, śliwach, wiśniach, poziomkach, 
jeżynach i kalinie, orzechach, oliwie, oc- 
cie i tabace, zakończa rozdział XVI (o- 
statni) o „bankietowych ceremonjach ". 
.Chcesz być na bankiecie — powiada au- 
tor — oblecz suknią przystojną, honorowi 
twemu służącą, a tak będziesz miał po- 
szanowanie. Chcesz mieć sławę i gębę w 
cale (bez nagany), nie wtrącaj się w mo- 
^vy tobie nie należące; masz li się głupio 
ozwać, z odpowiedzią zamilcz. Nie miej 
się ku przedniejszemu miejscu, żebyć nie 
rzeczono: ustąp niżej; z lepszą to sławą 
twoją, gdy cię gospodarz z pośledniego 
miejsca wyżej posadzi. Jeżelić miejsce po- 
ślednie dano, nie uważaj, gdyż może kto 
inszy niżej siedzieć (lubo w podłej sukni) 
nad cię godniejszy. Jeżelić się której po- 
trawy nie dostnnie, nie miej za złe, gdyż 
w wielkim zgromadzeniu niepodobna, 
aby jednostajna mogła być wszystkim wy- 
goda. Nie piją do ciebie, nie alteruj się, 
ani drugiemu, żeby do ciebie pił, przyma- 
wiaj, ale od czeladnika gospodarskiego 
żądaj napoju. Choćby był twój przyjaciel, 
siie częstuj go w cudzym domu. Q-dy po- 
strzeżesz, że się gospodarz od gości często 
absentuje, a na swoim miejscu gospodyni 
abo przyjaciela nie zostawi, barziej myśl 
o domu, aniżeli dłuższym posiedzeniu, bo 
nie jest to polityka, aby gospodarz u go- 
ścia niedyskretnego, do dnia z nim dosia- 
dując, był niewolnikiem. Gospodarska 
rzecz — gościa wdzięcznego pierwszy raz 
uprosić siedzieć, drugi raz dać mu wolą, 

Eocyklopcdja staropolska. 



abo na prośbę małżonki, abo panny za- 
trzymać, trzeci raz nie być mu przykrym, 
abo się z nim na osobne posiedzenie odda- 
lić. Gość, który więcej pije aniżeli je, je- 
żeli do tego ma swoje przymioty nie do- 
bre, nie trzymać go długo, ale z domu 
przystojnie pozbyć. Gdy gospodarz każe 
spać, wolej jego uczynić. Gość przespaw- 
szy się, niech się po domu nie tiucze. Gość, 
jeżeli chce poszanowania, niech wszyst- 
kich szanuje, gdyż przyszedł jako Bóg: 
hospes venił^ Christus venił; powinien 
odejść, jako anioł bez winy. Gospodyniej 
powinność jest we wszystkim się małżon- 
kowi swemu akomodować, gościa wdzięcz- 
nie przyjąć i wesołą twarz każdemu poka- 
zać. Na kogoby się gospodyni gniewała, 
a gospodarz kochał, nie powinna złego 
afektu przy posiedzeniu pokazować. Go- 
spodynią porządną poznać, tak z ochędós- 
twa około siebie, jako i z obrusów i naczy- 
nia domowego. Gospodyniej powinność 
jest zaraz, abo za wtóra potrawą, sieść u 
stołu, aby się nie zdała być u gości od mę- 
ża w lekkim poszanowaniu" i t. d. 

Bannicja, kara wygnania z ojczyzny, 
uważana w Polsce za największą. Każdy, 
kto się dopuścił czynu, pociągającego utra- 
tę czci, był bezecnym (bez czci)t. j.infa- 
misem i mógł być osądzonym na wygna- 
nie z kraju. Prawo polskie rozróżniało 
' kilka rodzajów tej kary. Bannicja wiecz- 
; na połączona z infamją, w sprawach kiy- 
i minalnych, zdrady kraju, obrazy majesta- 
tu, w zbrodniach i wielkich przestępstwach, 
powodowała pozbawienie wszelkich praw 
czyli śmierć cywilną. Każdy starosta gro- 
dowy, mający prawo miecza, mógł schwy- 
tać takiego bannitę i ukarać na gardle, a 
tylko połączone Stany mogły bannicję 
wieczną uchylić. Bannicja doczesna, czyli 
mniejsza, była karą w sprawach cywil- 
nych, za nieposłuszeństwo wyrokom sądo- 
wym, za gwałty, długi, naruszenie granic 
i t. d., była zawieszeniem w wykonywa- 
niu praw obywatelskich, pociągała nie wy- 



Digitized by 



Google 



114 



BANNIT — BARĆ. 



gnanie, lecz wywołanie lub karę wieży, zo- 
stawiając przestępcy termin 12-tygodnio- 
wy od ogłoszenia bannicji do poprawy, 
spełnienia woli prawa i postarania się o zdję- 
cie bannicji. Zdjąć mocen był król lub ka- 
żdy sąd wyższy. Osądzony na taką ban- 
nicję, gdy miał udać się do sądu o jej znie- 
sienie, zwykle wyjednywał sobie wkance- 
laryi królewskiej glejt czyli list żelazny, 
aby uniknąć uwięzienia, któremu podle- 
gał z mocy wyroku. Prawo z r. 1523 orze- 
kało, że gdyby bannita siłą nie dopuścił 
egzekucji do dóbr swoich, wtedy starosta 
grodowy winien zebrać szlachtę owego 
powiatu zbrojną i powagę prawa utrzy- 
mać (Vol, leg. I, f. 407). Nietykalność do- 
mowego ogniska, cześć dla spokoju rodzi- 
ny, była tak wysoko prawem polskiem u- 
święcona, że nawet w takim razie, jeżeli 
szlachcic, do którego schronił się bannita, 
pojmać go w domu swoim nie pozwolił, to 
bannita pod tym dachem pojmany być nie 
mógł. Dymitr Sanguszko, za porwanie 
księżniczki Ostrogskiej, osądzony na ban- 
nicję wieczną uciekł do Czech. Pogonił go 
Zborowski i tam zabił. Zborowski, pojma- 
ny przez Czechów, został przez Zygmun- 
ta Augusta uwolniony, bo miał za sobą 
prawo ścigania bannity. Bannicja wiecz- 
na była wygnaniem ze wszystkich państw 
koronnych, doczesna zaś — wygnaniem z 
pewnej części królestwa; bannicja z mia- 
sta była t. z. wyświeceniem za bramy 
miejskie. 

Bannit lub bannita, skazany na ban- 
nicję. Konstytucje sejmowe z r. 1564 tak 
określają położenie prawne bannitów: 
„Bannity i od czci osądzeni w koronie miej- 
sca nie mają. a starostowie takowe imać 
mają**. Toż samo stanowi konstytucja z r. 
1789. W konstytucyi sejmowej z r. 1588 
czytamy: „Bannita u szlachcica nie godzi 
się brać, chybaby szlachcic dobrowolnie 
pozwolił; przy braniu jednak pozwolonem 
żadnej się szkody niema dziać owemu 
szlachcicowi, a gdyby nie pozwolił, uczy- 



niwszy protestację, ma urząd odjechać, a 
prawem o to czynić. Na inszem miejscu 
wszelakiem wolno bannita imać i w wieży 
trzymać. I samej stronie bannita imać 
wolno i oddać staroście do wieży. Banni- 
ta nie godzi się przechowywać w domu 
swym, ani z nim obcować. Na bannita 
egzekucja taka: Jeżeli od sądu ziemskiego 
na egzekucję odeślą, tedy sędzia z podsęd- 
kiem, albo z pisarzem i z dwuma woźnymi 
i szlachtą (o których woźnych i szlachtę 
strona powodowa starać się ma); jeżeli od 
grodzkiego sądu — tedy starostowie, albo 
w niebytności ich — urzędy grodzkie, to 
jest sędzia grodzki z podstarościm albo 
pisarzem, także z woźnym i szlachtą, je- 
chać i stronę ukrzywdzoną, wedle dekre- 
tu, w dobra jure vicłi wwiązać powinni. 
A jeżeliby y^r^ victus wwiązania nie do- 
puścił, na trybunał go odesłać mają, a try- 
bunał onego nieposłusznego ma bez wszel- 
kiej zwłoki 7, obrębu państw RzpUtej wy- 
wołać i do sądu onego znowu odesłać'* 
(także r. 1589, Vol leg., II, f. 1298). 

Baranowski. Nazwisko to szlacheckie 
spotykamy w następujących staropolskich 
przysłowiach: 1) Co może pan Baranow- 
ski, nie może pan Kozłowski. 2) Co wolno 
Baranowskiemu, niewolno Kozłowskiemu. 
3) Inszy król, insza pani Baranowska. 4) 
Starszy król polski, niż pan Baranowski. 
5) Taki dobry pan Kozłowski, jak pan Ba- 
ranowski. 6) Wielka różnica — pan Bara- 
nowski a woźnica. 

Barchan, inaczej barkan, barakan, 
z arabskiego berkan, włoskiego baracane 
i niem. Berchenł, tkanina ścisła, w 3 lub 
4 nitki wiązana, bawełniana lub z małą 
domieszką lnu, z prawej strony gładka, z 
lewej kosmata. Barchan znany już był w 
Polsce za Zygmunta III, używą.ny na spód- 
nice zimowe przez niewiasty, na podszy- 
cie płaszczów dla ludzi dworskich i uboż- 
szej szlachty. W instruktarzu celnym z r. 
1659 spotykamy dto od barchanu. 

Barć. Pszczoły w stanie dzikim obie- 



Digitized by 



Google 



BARDELA-r-BARON. 



115 



rają sobie siedliska w dziuplach, czyli wy- 
próchniałościach starych drzew. Człowiek, 
aby ułatwić sobie podbieranie miodu, po- 
czął w całych drzewach wydrążać sztucz- 
ne dziuple, czyli wydziaływać je, dziać, 
a stąd drzewo takie w języku polskim na- 
zwano dzienią lub drzewem dziane m, 
bartnem, barcią. Na barcie obierano 
zwykle sosny, czasem jodły, najmniej 120 
lat liczące, niemające gałęzi od dołu. W 
księgach czerskich, pod r. 1423, znajduje- 
my wzmiankę o dzianym dębie. Niekie- 
dy też w jednej sośnie dziano po kilka bar- 
ci. W drzewie takiem wyrabiano barć na 
2 do 4 sążni nad ziemią od strony wschod- 
nio-południowej, to jest tej, która najmniej 
na wiatry w naszym kraju jest wystawio- 
ną. Wyraz barć napotykamy już w do- 
kumencie z r. 1261. Powstał on albo od 
nazwy narzędzia barta, bartnica, któ- 
re do wyżłabiania drzew służyło, albo od 
wyrazu o b a r (obwar), oznaczającego drze- 
wo złamane i oblane żywicą; nieraz bowiem 
nad barcią ścinano koronę drzewa, aby 
powstrzymać jego rośniecie, dla barci nie- 
potrzebne. Barć czyli dzień przedstawia- 
ła zwykle wyżłobioną w drzewie próżnię, 
długą 4 stopy, głęboką caU 15, szeroką w 
otworze cali 4, a wewnątrz 12. Otwór ten 
zakładano wyciosanym z bala zatworem 
czyli dłużnią, zdłużem, zatulą. We- 
wnątrz barci górna jej część czyli głowa 
była laskami zaleszczona, aby cięż- 
kie od miodu plastry nie ulegały oberwa- 
niu. W środku dzieni, od strony wschod- 
niej, wyrabia się na parę cali długi otwór, 
zwany okiem, do przechodu pszczołom 
służący. Do wyrabiania barci służyły głó- 
wnie dwa narzędzia: pieśnią, rodzaj 
wielkiego dłuta i serka, barta, t. j. sze- 
roka siekierka do wygładzenia ścian w 
barci używana. Ze starych sosen robiono 
ule, ścinając je, piłując na sążniowe kłody 
i wyrabiając w każdej barć czyli siedhsko 
dla roju. Ule takie zwano zwykle dzian- 
kami, kłodami, a najczęściej pieńka- 



mi, i ustawiano je w ogródkach przy do- 
mu. Kącki w swojej „Nauce o pasiekach" 
drukowanej w Lublinie (r. 1631) powiada, 
że „ule mają mieć w sobie barć długą, al- 
bo dzienią, od wierzchu do spodku". Aby 
zabezpieczyć ule od wilgoci, myszy, mró- 
wek i złodziei, i zwiększyć ilość miodu, 
sporządzano t. z w. odry czyli stanie, 
t. j. robiono na konarach wielkich drzew 
leśnych pomosty i ustawiano na nich pnie 
z pszczołami. Jeden ul, zaciągnięty na 
drzewo i umocowany na grubej gałęzi, 
zwano stawką. Barcie w puszczach rzą- 
dowych na Mazowszu uprzątnięte zostały 
ostatecznie, przez wyprzedaż ich na drze- 
wo, w latach 1865—1870. 

Bardeia, z włoskiego bardella, siodło 
słomiane, grubem płótnem obszyte, bez 
drzewa, żelaza i strzemion, z jednym po- 
pręgiem na wierzchu, służące do ujeżdżania 
młodych źrebców („Hippika" Moniwida 
Dorohostajskiego. — B. Gem.) 

Bardysz, ob. Ber dysz. 

Baron — nie był nigdy tytułem, przy- 
swojonym dawnemu językowi polskiemu, 
ale zato w dokumentach łacińskich z do- 
by Piastów i Jagiellonów, zwłaszcza w 
liczbie zbiorowej, często używanym. Gdy 
bowiem chciano oznaczyć możną szlachtę, 
która miała poddanych i prawo sądownic- 
twa nad nimi, zapożyczano z zachodniej 
Europy łacińską nazwę barones, U Niem- 
ców baron, freiherr, edelherr, baro, liber 
baro, był to szlachcic bądź lenny, bądź al- 
lodjalny względem cesarza i państwa, a 
który miał własne sądy i używał w koro- 
nie swego herbu 7 pałek. Gdy namnożyła 
się wielka liczba baronów, znaczniejsi, dla 
wyróżnienia, przybierali tytuły grafów 
czyli hrabiów, a natomiast cesarze nada- 
wali tytuły baronów państwa dochodzą- 
cej do znaczenia szlachcie niemieckiej. W 
Polsce dyplomów takich nie było, ale już 
Kazimierz Sprawiedhwy, w nadaniu Oś- 
więcimia i innych zamków r. 1163 Wich- 
fridowi, nazywa go baronem. Kazimierz 



Digitized by 



Google 



116 



BARSZCZ. 



Wielki w statucie Wiślickim zowie baro- 
nami wojewodów, starostów, kasztelanów, 
podkomorzych i wogóle wyższych urzęd- 
ników sądowych, którzy osobę króla w są- 
dzeniu spraw reprezentowali. Jestto pro- 
ste naśladownictwo językowe, wypłyi^a- 
jące z użycia łaciny, jako powszechnego 
w ówczesnej Europie języka uczonych 
i prawodawców. Że w mowie potocznej 
Polacy nie używali nigdy tego tytułu, naj- 
lepszy dowód w tiómaczeniach tych praw 
na język ojczysty. I tak Swiętosław z 
Wojcieszyna, tłómacząc r. 1449 Statut 
Wiślicki, stale nazywa barona ryce- 
rzem, zaś Maciej z Różana, tłómacząc 
Statuty Mazowieckie r. 1450, nazywa ba- 
ronów czestnikami. Pisarze polscy, pi- 
szący po łacinie w wieku XV, używają 
naprzemian barones lub digniłarii, a z po- 
czątkiem wieku XVI pojawia się i upo- 
wszechnia z czasem wyraz dostojnik i. 
Niema wątpliwości, że ci dawni tak na- 
zywani w statutach polskich baronowie 
uważah siebie tylko za szlachtę, bo choć 
w przywilejach i prawach zwani barones ^ 
ale przy podpisywaniu są zawsze wylicza- 
ni jako nobiles. Dotąd też tytuł baronow- 
ski brzmi w uszach polskich z cudzoziem- 
ska i nosi charakter obcej naleciałości, na- 
równi z grafem i hrabią. 

Barszcz, od najdawniejszj^ch czasów 
ulubiona w Polsce polewka k wąsko wata, 
gotowana zwykle z kwasu burakowego 
(zakwaszona ćwikła), lub chlebowego, 
uważana przez dawnych botaników pol- 
skich za lekarstwo. To też Marcin z Urzę- 
dowa w swoim zielniku („herbarzu", od 
//^ria— trawa, roślina), wydanym r. 1595, 
pisze: „Cichym a spokojnym ludziom u- 
właczając mówią: jest jako barszcz, ani 
pomoże ani zaszkodzi. Ostateczną rzecz 
dobrze barszczowi przypisują, bo pewnie 
nie szkodzi; ale w pierwszej rzeczy czynią 
barszczowi w-ielką krzywdę, aby nie był 
pomocen zdrowiu ludzkiemu, • albowiem 
bardzo pomaga". Syreński czy U Syrenius 



(ur. r. 1541, zm. r. 1611) powiada znowu: 
„Barszcz nasz polski znajomszy jest każ- 
demu u nas, w Rusi, w Litwie, w Żmudzi, 
a niźli by się mógł z okolicznościami swy- 
mi opisać. Do lekarstwa i do stoła uży- 
teczny, jest barzo smaczny. Acz korzeń 
tylko do lekarstwa użyteczniej szy jest, li- 
ście zaś do potraw. .. smaczna i wdzięczna 
jest polewka barszcz, jako go u nas, abo 
w Rusi i w Litwie czynią. Bądź sam tyl- 
ko warzony, bądź z kapłonem albo inny- 
mi przyprawami, jako z yaycy (jajami), 
ze śmietaną i jagły . . . Pragnienie po prze- 
piciu uśmierza, warzony, jakokolwiek po- 
żywany . . . także i surowy kwaszony, w 
gorączkach pijać bywa dobry". Trzeci 
autor polski, Stanisł. Kazim. Hercius, ży- 
jący w wieku XVn, w dziełku swojem 
„Bankiet narodowi ludzkiemu" (r. 1660), 
zaczyna „książkę trzecią" rozdziałem „o 
barszczu": „Tenjest zdrowy, bo jako chleb, 
przez kwas i nasienia niektóre przydane, 
staje się zdrowszy, tak barszcz, z tejże ma- 
terjej, to jest mąki żytniej robiony, tęż 
dobroć ma, okrom tego, iż z samego chle- 
ba napełnienia, żołądek ciężkość czuje, po 
barszczu zaś człowiek lekkim zostaje i do 
inszych potraw appetyt sobie sprawuje; 
ten, który panie dla siebie każą dobrze ja- 
jami przyprawiać, jest posilny"* Na kwas 
z buraków (które dawniej, tak białe jako 
i czerwone, nazywano w Polsce ćwikłą), 
znajdowało się zawsze w każdym domu 
polskim na wsi, tak kmiecym jak szlachec- 
kim, oddzielne naczynie drewniane. Po 
dworach byłato zwykle duża dębowa kło- 
da, czyli beczka, z klepek bez dna górne- 
go, płótnem przykryta, w której kwaszo- 
no wiecznie buraki i kwas czerpano, zaró- 
wno na barszcz dla państwa i gości, jak 
dla czeladzi i najbiedniejszych, jeżeli zda- 
rzyło się, że był kto we wsi, niemający na 
zimę buraków i przychód ził do kuchni dwor- 
skiej z garnuszkiem, w który mu kwasu 
i nalewano. Był jeszcze dość powszechny 
I użytek leczniczy z tego kwasu. Piszący to 



Digitized by 



Google 



BARTA— BARTNE PRAWO. 



117 



pamięta, jak wszyscy cierpiący na ból gar- 
dła otrzymywali we dworze płókanie z 
kwasu burakowego i miodu przaśnego, co 
dziwnie wszystkim pomagało. Najpo- 
wszechniejsze sposoby podawania barsz- 
czu w domach polskich były: 1) barszcz 
czerwony z ,, uszkami i rurą", 2) zabielany 
z wędliną i 3) czysty, postny, podawany 
na śniadanie po całonocnych tańcach, lub 
jako jedyny posiłek południowy w dniu 
wigilii Bożego Narodzenia, 4) we dni post- 
ne jadano barszcz z krupami i przyprawą 
z suszonych grzybów. Z przysłów o bar- 
szczu podajemy tu niektóre: 1) Barszcz 
gęsty, gość częsty, sól gruba — gospoda- 
rza zguba. 2) Gdzie jest barszcz, kapusta, 
tam chata niepusta. 3) Gęsty barszcz cze- 
ladzi nie odstraszy. 4) Eaep barszcz bez 
rury. 6) Po barszczu szperka. 6) Rura do 
barszczu (człowiek głupi, niezdarny). 7) 
Szydłem barszczu nie. jedzą. Sąsiedzi za- 
praszając się na zwykły obiad, mówią do 
siebie: „prosimy na łyżkę barszczu". Ce- 
zary Biernacki pisze o barszczu, że „był 
i jest najpospolitszą, a w miarę dodanych 
przypraw, najcelniejszą, prawdziwie pol- 
ską, z wielkim smakiem, ba i respektem 
przyjmowaną zupą. Bywa dwojaki, mięs- 
ny i postny: pierwszy z uszkami, gotowa- 
ny zwykle z mięsem wołowem i rurą dla 
esencjonalności, lub schabem wieprzowym, 
kiełbasą, doniną; drugi — czysty lub za- 
bielany, z grzybami, śledziem, kaszą i ko- 
prem. Chłopi gotują barszcz z piskorza- 
mL Lekarze zalecają chorym barszcz czy- 
sty, niesolony, jako uśmierzający gorącz- 
kę. Po hulance, a zwłaszcza po przepiciu, 
jest on równie pożądany, —wtedy nim też 
zwykle biesiadników raczą". Czemiecki, 
sławny w XVll wieku kuchmistrz polski, 
zalicza „barszcz królewski" do potraw 
mlecznych. W Litwie lud gotuje barszcz 
z boćwiny czyli liści burakowych, lud zaś 
polski pierwotnie miał gotować barszcz z 
ziela, które nazywa się po polsku barsz- 
czem (po łacinie Heracleum sp hondy li- 



um)j a wyrasta wysoko na łąkach i przy 
wioskach, kwitnąc w czerwcu. Niewątpli- 
wie też między polską nazwą rośliny i po- 
lewki zachodzi związek bezpośredni, t. j. 
że jedna z drugiej niegdyś powstała. Go- 
towano także barszcz z kwasu dzieżnego 
lub śliwek, lubili bowiem zawsze Polacy 
kwaśne potrawy, krajowi ich właściwe 
i zdrowiu potrzebne. 

Barta, barda, topór, oksza, rodzaj 
siekiery szerokiej, podwójnej, niby broda- 
tej, wyraz pokrewny z niem. Barf — bro- 
da, podług Karłowicza jest wspólno-aryj- 
skiego pochodzenia i z takąż przenośnią 
co do znaczenia. Zdaje się, że zachodził 
związek między wyrazami barda, b a r- 
dysz (berdysz) i barć, którą wyrabiano 
może zapomocą barty. 

Bartiiński, herb polski. Na tarczy w 
polu błękitnem, na pieńku o dwuch sę- 
kach, stoi sowa ze skrzydłami wzniesione- 
mi do lotu. Na h^mie korona szlachecka 
bez szczytu. Pieczętuje się nim rodzina 
Bartlińskich de Walenbach, pochodząca z 
Pomorza, o czem wzmiankuje konstytucja 
sejmowa z r. 1632. Herbem tym pieczę- 
tują się także Czerniewscy z Bartlina. 

Bartne prawo. Gdy pszczelnictwo, a 
raczej bartnictwo, tak się rozwinęło w Pol- 
sce piastowskiej, że ta poczęła zasilać mio- 
dem i woskiem zachodnie kraje Europy, — 
gdy w Xin wieku widzimy już caie osady 
bartników i bartodziejów, — wytwarzać się 
więc musiaiy jednocześnie i zwyczaje, ich 
zawodu dotyczące, które, jako prawa zwy- 
czajowe, weszły do statutu Kazimierza 
W. r. 1347. Ponieważ największą obfito- 
ścią barci odznaczały się bory Mazow- 
sza nadnarwiańskiego, tam też wyłoniły 
się najpierw prawa bartnicze z ogólnych 
praw polskich. Ludzie w głębokich bo- 
rach, w oddaleniu od miast zamieszkali, 
najmniej mieli do czynienia ze sztuką pi- 
sania, to też sądy bartne mogły już istnieć 
od kilku wieków, zanim ich ślad uwidocz- 
nił się w statucie ks. Janusza I mazowiec- 



Digitized by 



Google 



118 



BARTNE PRAWO. 



kiego Z r. 1401. Dr. Al. Viniarz w przed- 
miocie tym pisze: Rozlegle puszcze były 
własnością księcia panującego, kościołów, 
klasztorów i szlachty. W puszczach tych 
zaldadano osady, obdarzano je przywile- 
jami, rozdzielano puszczę na większą ilość 
tak z w. „borów" i oddawano bartnikom 
za umówioną roczną daninę w miodzie lub 
pieniądzach, którą zwano nastawą, nad- 
stawą, prowentem lub kiściem. Bar- 
tnicy nie byli właścicielami lasu, lecz je- 
dynie barci, w „borze" się znajdujących. 
Wspólne potrzeby, zajęcia i warunki by- 
tu łączyły ich w związki gospodarcze 
i bractwa, które z konieczności wymagały 
przepisów prawnych. Powstało tedy, dro- 
gą zwyczaju, osobne prawo bartne i osob- 
ne urzędy bartne, ze wszystkiemi cechami 
prawa nawskroś rodzinnego, mazowiec- 
kiego, ale i z zasadniczemi różnicami od 
ogólnych praw mazowieckich i polskich. 
Dwa posiadamy znane nam pomniki usta- 
wodawstwa bartnego. Pierwszym jest: 
„Prawo Bartne, bartnikom należące, któ- 
rzy według niego sprawować się i sądzić 
mają, jako się niżej opisze, do Starostwa 
Przasnyskiego przez Wielmożnego Imci 
Pana Krzysztofa Niszczyckiego: Przasny- 
skiego, Ciechanowskiego Starostę etc. po- 
stanowione in Anno Domini 1559". Jest- 
to właściwie skodyfikowanie w 94-ch ar- 
tykułach wszystkich praw zwyczajowych, 
któremi się Kurpie mazowieccy z dawnych 
czasów rządzili. Drugim zabytkiem jest: 
„Porządek prawa Bartnego, wedle staro- 
żjrtnego zwyczaju i dawnych ustaw po- 
tocznych Spraw Bartnych z pośrodka 
Bartników uchwalony i wydany, najwię- 
cej dla nowych młodych i swej woli uży- 
wających bartników spisany roku pańskie- 
go 1616**. Ludność bartnicza mazowiec- 
ka, rozradzając się, osiedlała puszcze w 
kierunku od zachodu ku wschodowi. Bory 
zatem, należące do starostwa Ciechanow- 
skiego i Przasnyskiego, były pierwej osia- 
dłe przez bartników niż w położonych na 



wschód starostwach Ostrołęckiem i Łom- 
żyńskieuL Dlatego to w dwuch pierwszych 
starostwach zjawiła się wcześniej potrze- 
ba zebrania praw bartnych w rodzaj ko- 
deksu, niż w drugich. Jednakże i tam, gdy 
„nowych młodych" bartników przybywa- 
ło, uczuwali oni potrzebę spisania swych 
praw już r. 1583; nie uzyskali jednak ich 
zatwierdzenia u ówczesnego starosty Łom- 
żyńskiego, Hieronima Modliszewskiego. 
Dopiero prawa te zebrał Stanisław Skrodz- 
ki z Kolna i ofiarował staroście Łomżyń- 
skiemu Adamowi Kossobuckiemu, z proś- 
bą o zatwierdzenie w r. 1616. „Porządek" 
zawiera zwyczaje prawne bartników sta- 
rostwa Łomżyńskiego, spisane w 117 ar- 
tykułach, w znacznej części wziętych 
wprost ze zbioru Niszczyckiego, nie brak 
jednak ważnych różnic pomiędzy obu pra- 
wami. Oba te zbiory prawa bartnego, za- 
wierając postanowienia różnorodnej tre- 
ści, jak: urządzenie władz i sądów bart- 
nych, obowiązki bartników, przepisy spad- 
kowe, karne i procesowe, — dają nam do- 
kładny obraz prawodawstwa bartnego 
i stosunków, w jakich ono powstało. Bart- 
nicy we wszystkich starostwach tworzyli 
osobny związek społeczny, nazywający 
siebie bractwem lub towarzystwem 
bartnem, gminem bartnym, jurys- 
dykcją a nawet rzecząpospolitą 
bartną. Pod wpływem tejto organizacyi 
wytworzyła się jednolita, a zarazem wy- 
odrębniona grupa Mazurów leśnych, na- 
zwanych od obuwia swojego „Kurpiami**. 
Bartnik, wchodzący do bractwa, musiał 
wykazać pochodzenie swoje i rodziców 
swoich ślubne, dobrą sławę własną i rodzi- 
ców, zobowiązać się do składania rocznej 
daniny staroście królewskiemu i przyby- 
wania na zgromadzenia sądowe. Pośredni- 
kiem pomiędzy reprezentującym króla sta- 
rostą królewskim a bartnikami był sta- 
rosta bartny, szlachcic osiadły, dobrej 
sławy, wybrany przez cały gmin bartny 
i przez króla zatwierdzony. Starosta bart- 



Digitized by 



Google 



BARTNE PRAWO. 



119 



ny mianować podstarościego, do któ- 
rego nale^bato pozywanie do sądu, egze- 
kworwanie długów, oględziny sądowe czyli 
„widzenie", zwoływanie bartników na 
wielkie roki, pobór danin, wprowadzenie 
nowonabywców w posiadanie boru, ogła- 
szanie rozkazów starosty bartnego i t. d. 
Sąd bartny pierwszej instancyi składał się 
z sędziego i podsędka, mianowanych przez 
starostę bartnego z liczby dwu, na każdy 
z tych urzędów przez gmin bartny wybra- 
nych. Apelacja szła do starosty bartnego, 
który pobierał opłaty od aktów prawnych 
i do podziału grzywien sądowych należał. 
W starostwie Łomżyńskiem miał on „bór", 
z którego nie dawał żadnej daniny i przy 
odbiorze „nastawy* pobierał od każdego 
bartnika z „rączki** (lOYj garncowej) tyle 
miodu, ile w obie garści, razem złożone, 
mógł zaczerpnąć. Sędzia i podsędek, wspól- 
nie z gminem bartnym, obierali pisarza 
bartnego, który utrzymywał Księgi 
bartne, a nie był jak oni zaprzysiężony, 
bo urzędował tylko w obecności sędziego 
i podsędka. Księgi bartne służyły do wpi- 
sywania sprzedaży, zamian i zastawu bo- 
rów, poręki, umów o działy spadkowe, wy- 
roków, ustaw uchwalonych na walnych 
rokach i t. d. Z ksiąg tych, stanowiących 
dowód w procesie, wydawano wypisy pod 
pieczęcią starosty bartnego. Mieliśmy spo- 
sobność przeczytania podobnej księgi urzę-' 
du bartnego, obejmującej paręset zapisów 
od r. 1710 do 1760. Prawie we wszystkich 



prawne męża z żoną u ludu bartniczego na 
Mazowszu, już przed paru wiekami, jest 
bardzo cieką wem i znamiennem. Po bez- 
potomnej śmierci obojga małżonków, prze- 
chodził bór w jednej połowie na krew- 
nych męża, w drugiej na krewnych żony, 
jednakże krewni męża mogli cały „bór" 
objąć, a krewnych żony spłacić. Po bez- 
dzietnym mężu wdowa dziedziczyła poło- 
wę jego „boru** a drugą brali krewni nie- 
boszczyka, którzy jednak spłacić ją mogli, 
bo wedle dawnego zwyczaju gospodarzyć 
w „borze**, jako bartnik, mógł tylko męż- 
czyzna. Wdowa, pozostała po zmarłym 
mężu z dziećmi, dziedziczyła z niemi w ró- 
wnych częściach. Córki przychodziły tak- 
że po rodzicach z synami do równego dzia- 
łu, tylko bracia, jako bartnicy, spłacali 
siostry. Że jednak na „borze** nie mogło 
więcej gospodarować niż dwuch bartni- 
ków, więc jeżeli synów było więcej, to na 
równi z siostrami dostawali spłatę. Gdy 
same córki zostały, jedna z nich dziedzi- 
czyła, a siostry spłacała. Mąż takiej dzie- 
dziczki nie miał. prawa „boru" żoninego 
sprzedawać, zastawiać lub odłużać bez po- 
zwolenia małżonki; jeżeli zaś umarła bez- 
potomnie, to dziedziczył połowę „boru**, a 
drugą — krewni żony, których mógł spła- 
cić i „bór" cały objąć. Po żonie dziedzicz- 
ce, mąż w równych częściach z dziećmi 
brał spadek. Barcie oznaczali bartnicy, ja- 
ko swoją własność, zapomocą znaków na 
drzewie wyrzynanych, które zwano zna- 



^ + ^ y 5 !r r 



r. 1713. r. 1713. r. 1713. r. 1713. r. 1725. 

Herby borów bartniczych. 



r. 1735. 



r. 1731. 



tych aktach stają mężowie wraz z „mał- 
żonkami", z któremi „jednogłośnie" ku- 
pują, sprzedają, zastawiają swoje „bory** 
i zagony. To zupełne równouprawnienie 



mionami. Każdy zaś „bór** miał swój 
znak oddzielny, czyli herb. W „księdze 
urzędu bartnego", o której wspomnieliśmy 
wyżej, znajdują się przy niektórych zapi- 



Digitized by 



Google 



120 



BARTNICTWO. 



sach owe znaki czyli herby borów, szkoda 
tylko, że w tak małej liczbie podane; są to 
bowiem herby rodowe bartników, nieobję- 
te żadnym herbarzem szlacheckim, a jed- 
nak może czasów starożytnej Lechii sięga- 
jące. Herbów tych bartnych, w księdze 
powyższej nakreślonych, podajemy tu 7, 
notując pod każdym rok, w jakim akt 
i znak w jego tekście zapisane zostały. 
Według prawa bartnego, najsurow- 
sza kara, bo gardłowa, przez powieszenie, 
dotykała złodzieja, wydzierającego pszczo- 
ły z barci, lecz tylko w razie jeżeli na go- 
rącym uczynku schwytany został. Na wy- 
danie wyroku śmierci zwoływał podstaro- 
ści wszystkich bartników do miasta, gdzie 
sąd bartny zasiadał wraz z sądem prawa 
magdeburskiego, a przed wykonaniem wy- 
roku wszyscy bartnicy powinni byli do- 
tknąć się ręką powrozu, na którym zło- 
czyńca miał być powieszony. Przepisy 
prawne, tyczące się bartnictwa, znajdo- 
wały się także w statutach: polskich, ma- 
zowieckich i litewskich. Ustawy Kazimie- 
rza W. nakładały karę siedemnadzie- 
stą za kradzież pszczół z barci. Statut 
Władysława Jagiełły z r. 1423, zwany 
w ar ckim, przepisuje daniny bartników 
dla właścicieli puszcz. Statut mazowiec- 
ki ks. Janusza I-go z roku 1401 wskazuje 
szczegółowo, jak bartnik, odchodzący od 
właściciela puszczy, ma mu oddawać bar- 
cie. Przywilej Ziemi Bielskiej na Podla- 
siu z r. 1501 określa prawa bartników na 
cudzym lesie. Uchwała sejmowa z r. 1550 
zabrania bartnikom, osiadłym w puszczach 
królewskich, zakładać barcie w sąsiednich 
lasach szlacheckich. Lelewel wspomina o 
prawie bartnem w borach kieleckich, któ- 
rego przepisy miał i wojewoda Jan Ostro- 
róg w dobrach swoich Komame zaprowa- 
dzić. Prawo bartne puszcz królewskich na 
północ od rz. Narwi, w starostwach: Prza- 
snyskiem. Ciechanowskiem, Ostrołęckiem 
i Łomżyńskiem położonych, stosowali i bi- 
skupi płoccy w ogromnej swojej puszczy. 



pomiędzy Narwią a Bugiem położonej. 
Tam-to, w miasteczku Broku nad Bugiem, 
które było jakby stohcą tej puszczy (oko- 
ło 10 mil kwadr, rozległej), było siedlisko 
urzędu bartnego, starosty, pisarza i ławni- 
ków. Prawodawstwo Litwy i Rusi nie 
miało odrębności praw bartnych, a tylko 
„Statut litewski", we wszystkich trzech 
redakcjach z lat: 1530, 1666 i 1588, obej- 
mował przepisy, określające stosunki bart- 
ników do właścicieli puszcz. 

Bartnictwo. Badania naukowe przy- 
znały Słowianom odwieczną znajomość 
rolnictwa i bartnictwa, a żaden kraj euro- 
pejski -jak twierdzi Szajnocha — nie do- 
równał w hodowli pszczół okolicom nad- 
wiślańskim. Pisarze dawni zapewniają, że 
kwitły tam jakieś szczególnie słodkie zio- 
ła, woniały ^ogromne lasy lipowe** — ros- 
kosz pszczół, odwdzięczających się słyn- 
nym lipcem. Przy takiej roślinności nie 
potrzebowały pszczoły nadwiślańskie sztu- 
cznego hodowania; lada wydrążony pień 
służył za ul, lada bór był pasieką. Całe o- 
sady trudniły się wyłącznie pszczelnict- 
wem, a każdy z osadników składaj! corocz- 
ną daninę po 20 urn miodu. Uzyskiwano 
go tyle, iż można było obdzielić nim całą 
Germanję, Brytanję i najdalsze strony 
Europy Zachodniej. Uchodził też miód, 
podobnie jak i futra w Polsce piastowskiej, 
za rodzaj monety, t. j. za środek ułatwia- 
jący wymianę różnych przedmiotów. Nie- 
które winy (kary) sądowe opłacano mio- 
dem. Krążki i świece woskowe stanowiły 
zwyczajne kary duchowne za grzechy 
i ofiary na kościół. Wosk stanowił walny 
przedmiot handlu, a odpowiednia temu 
mnogość bartników i bartodziejów orga- 
nizowała się w osobne stowarzyszenia czyli 
bractwa. W biskupstwie płockiem na Ma- 
zowszu, w Broku nadbużnym istniało licz- 
ne contuberfiium bartników, zawiadują- 
cych barciami czyli dzieniami, dziankami 
całej puszczy biskupiej. Mieli oni swego 
„starostę miodowego**, przełożonego nad 



Digitized by 



Google 



BARTNICTWO. 



121 



czeladzią bartniczą. Grdy nie znano jesz- 
cze cukru, miód zastępował jego użytek 
i służył do sycenia napoju, pożądanego w 
krainie, gdzie nie dojrzewała dostatecznie 
winna jagoda. To też ludzie, oddający się 
hodowli pszczół leśnych, byli bardzo po- 
żyteczni i poszukiwani. A musieli oni 
przedewszystkiem posiadać sztukę wcho- 
dzenia na wysokie, gładkie i grube sosny, 
w których zwykle, na kilka sążni nad zie- 
mią, znajdowały się barcie. Do- 
konywali zaś tego za pomocą „le- 
ziwa", czyli mocnego sznura, na 
którego środku znajdowała się 
nawleczona wazka ławeczka. W 
języku bartników mazowieckich 
borem nazjrwała się przestrzeń 
lasu, w której znajdowało się 60 
barci, półborem— gdzie było 30 
barci, ćwieróborem—gdzie 15 
barci. Dziać drzewo— znaczyło 
wyrabiać w niem barć. Klecz- 
ba, klęczenie pszczół — obsa- 
dzanie pszczół młodych w gór- 
nej części barci, zwanej głową. 
Kunne lub kunowe — dań u- 
iszczana dziedzicowi lasu za do- 
zwolenie bartnikowi używania 
strzelby do bicia kun, czyniących 
szkodę w barciach. Luźny bart- 
nik — był ten, który nie posiadał 
swych barci, tylko najmował się 
w okolicy. Odzew boru - odwoła- 
nie kupna sprzedanego boru. 0- 
mieszkać pszczoły — zaniedbać, 
opuścić. Pieśnią, piesznia — 
narzędzie żelazne do wydłubywa- 
nia czyli robienia w drzewie barci. Pod- 
m i e t a ć pszczoły — oczyszczać barć. R ą- 
czka— miara 10 Yj garnca, którą bartnik 
odmierzs^ daninę z miodu dziedzicowi la- 
su. Roki bartne — dni naznaczone do 
sądzenia spraw w sądach bartnych. P o d- 
starosci bartny — rodzaj woźnego. Ser- 
ka—siekierka szeroka bartna. Śmiat lub 
ś n i a t — pieniek z pszczołami, umieszczo- 



ny na drzewie w lesie. Sowity — podwój- 
ny. Spuścić drzewo — ściąć. Stan — 
mieszkanie, schronisko bartnika w boru. 
Stań — rusztowanie, pomost na słupkach 
koło drzewa w lesie, dla pomieszczenia na 
nim ułów. Starosta bartny— pierwsza 
osoba wsadzie bartnym. Szwiepioty, 
świepioty, borówki — pszczoły osia- 
dłe bez opieki bartniczej w wypróchniałem 
drzewie. Udany bór — oddany w posia- 




Bartnik, siedzący na leziwie, w sitku na głowie. 



danie. Widzenni k — rzeczoznawca, bie- 
gły bartnik, wyznaczony przez sąd dla 
obejrzenia stanu rzeczy. Wrąb wosku 
— krąg wosku. Wywołanyz puszczy — 
bartnik wykluczony z bractwa. Z a d z i a- 
tek — rozpoczęta barć czyli dzień. Z a sta- 
wisko — miejsce w którem zastawiano 
sieci. Łaźbieni e — oporządzanie pszczół 
na zimę. — Ze wspomnień rękopiśmiennych 



Digitized by 



Google 



122 



BARTNICTWO. 



matki piszącego, odnoszących się do 3-go 
dziesiątka lat w wieku XIX, przytaczamy 
tu wyjątek, dotyczący ściśle niniejszego 
przedmiotu: „Miodobranie było dla nas, 
dzieci, prawdziwie słodką uroczystością. 
U ojca mego w Wojnach las był dębowy, 
i dębów na barcie nie psuto, ale za to w 
sadzie owocowym przy dworze była pasie- 
ka, złożona z bardzo grubych pni, które 
nazywano leżakami, bo poziomo leżały 




Bartnika siedzący na leziwie, podbierający miód, 

rzędami na podkładach. Zupełnie co inne- 
go było u krewnej naszej w Mężeninie, u 
której często przebywałam, ucząc się. Tam 
bory były rozległe i przeważnie sosnowe, 
a w nich, co paręset kroków, szumiała od- 
wieczna, ze słojem skręconym spiralnie, 
sosna, zwana „barcią" i jakby czcią przez 
wszystkich otoczona. W niej bowiem, na 
kilkosążniowej wysokości, pszczoły miały 
wyżłobione dla siebie przez bartników sie- 



dlisko. Mówiono, że takich barci na pół- 
milowej długości boru jest „trzy kopy". 
W Pęsach, u babki mojej Dobrzynieckiej, 
było ich tylko pół kopy. Bartników w ma- 
jątkach tych nie było wcale, tylko przy- 
jeżdżali dwa razy do roku z puszczy no- 
wogrodzkiej, o 8 mil odMężenina za Łom- 
żą i Narwią, „na Kurpiach" położonej. Na 
wiosnę podmiatali oni pszczoły z zimy, 
t. j. oczyszczali barcie, wybierając susz, 
czyli puste plastry, i miód, gdzie 
pozostał z zimy już niepotrzebny. 
We wrześniu przybywali na głó- 
wne miodobranie i opatrzenie 
pszczół na zimę. Radość nasza by- 
ła wielka, gdy ukazał się na dzie- 
dzińcu długi kurpiowski, z pół- 
koszkami, wóz bartnika Macieja, 
który przybywał zawsze z bratem 
swoim lub bratankiem, a nieraz 
i obu przywoził do pomocy. Bar- 
tnicy różnili się zupełnie ubiorem 
od Mazurów mężeńskich, choć sa- 
mi także nawskroś byli Mazurami. 
Nie nosili oni nigdy siermięg gra- 
natowych, w jakie ubierał się lud 
w okolicach Wizny, tylko w su- 
kmany szare, do kolan fałdowane 
z tyłu, z przodu zapinane na haft- 
ki, nigdy na guzy, z kołnierzem 
stojącym, wyłożonym, wysokim, 
jaki nazywano kościuszkowskim, 
i ódpowiedniemi mankietami. Ka- 
żdy opasany pasem rzemiennym 
nieszerokim, na głowie miał kape- 
lusz „kurpiowski," brunatny, gru- 
by pilśniowy, z rozszerzonym wierzchem. 
Butów nie nosili oni nigdy, tylko skórza- 
ne lub łyczane łapcie na nogach, owinię- 
tych w grube białe płótno. Maciej miał 
parę koników kurpiowskich, maleńkich, 
ale kształtnych, zaprzężonych w „szleje,* 
co było u nas niezwykłem, bo Mazurzy 
koło Mężenina znali wówczas tylko wózki 
jednokonne z hołoblami i uprzężą z cho- 
mąta i duhy. I tem się jeszcze wyróżniali. 



Digitized by 



Google 



BARTNIK. 



123 



że palili tytoń, którego liście krajali do fa- 
jek, osadzonych na krótkich cybuszkach, 
co wszystko wydawało się dziwnem ludo- 
wi miejscowemu, nieznającemu wówczas 
jeszcze wcale tego naiogu, który do Kur- 
piów przyszedł pierwej, jako do sąsiadu- 
jących z pruską granicą. Maciej szedł przy- 
witać się z moją ciotką, która zlecała klu- 
cznicy, aby pamiętała dobrze o bartni- 
kach, a rządcy — o obroku dla ich koni. 
Nazajutrz od rana Maciej, z długim wo- 
zem swoim i statkami, był już w boru; a 
my, dzieci, oczekiwałyśmy niecierpliwie 
na przechadzkę do leśnych barci. Zwykle 
szukaliśmy bartników, hukając po lesie, 
aż się nam odezwali u jednej z barci w gę- 
stym j^boru. Maciej uzbrojony był „lezi- 
wem", czyli długim, mocnym sznurem z 
nawleczoną nań wazką ławeczką. Stanąw- 
szy pod barcią i przeżegnawszy się, był 
bowiem, jak wszyscy Kurpie, bardzo po- 
bożny, zarzucał prawą ręką połowę sznu- 
ra dokoła sosny, a pochwyciwszy ręką le- 
wą, robił pętlę czyli ,, strzemię", w które 
wstępował nogą, aby drugą połowę sznu- 
ra zarzucić wyżej i zrobić nad pierwszem 
drugie strzemię. Sznur, obciążany z jed- 
nej tylko strony drzewa, nie mógł ześliz- 
gnąć się po chropowatej korze, a bartnik 
tymczasem, z dziwną zręcznością odwią- 
zując strzemię dolne, robił z niego nowe 
ponad sobą, i tak szedł coraz wyżej i wy- 
żej, podobny zdała do muchy, siedzącej na 
boku świecy; a gdy był już wysoko nad 
ziemią, tak wysoko, jak kominy naszego 
domu, nam biły serduszka z obawy, żeby 
Maciej nie spadł. Ale Maciej siedział już 
na ławeczce swego leziwa, oparłszy się no- 
gami o sosnę, i gospodarował bezpiecznie 
w barci, jak u siebie w izbie, a spuściwszy 
połowę sznura ku ziemi, wciągaj! podawa- 
ne mu tym sposobem przez pomocników: 
króbkę na plastry, „wąklicę" z „podkurem* 
i nóż długi, obosieczny, z dużym trzon- 
kiem, ze starego miecza zrobiony. Co 
szczegółowo tam robił, tego już dobrze nie 



pamiętam, tylko że pierwszy plaster cie- 
mno-złocistego miodu spuścił nam w krób- 
ce. Podziwialiśmy jego względem pszczół 
odwagę, bo nigdy sitkiem głowy, arak 
rękawicami nie osłaniał, kark tylko miał 
osłonięty włosami, ponieważ starsi Kurpie 
nosili wówczas długie włosy, na karku 
podwinięte. W końcu swojej czynności 
ogacał chróstem otwór barci, zabezpiecza- 
jąc ją przed dzięciołem, który pukaniem 
dzioba pszczoły wystraszał i chwytał, i 
przed żołną, o której mówił, że język wsu- 
wa w otwór barci i łyka pszczoły, gdy ten- 
że obsiada. Potem, pamiętam, jak mister- 
ne plastry brutalnie ugniatano drewnianą 
maczugą w wielkiej beczce, wymierzonej 
raz na zawsze, i jak, po tygodniowej pra- 
cy Macieja, zjawiali się żydkowie z Rutek, 
którzy 500 garncy miodu we dworze za- 
kupywali, jak również i od Macieja, który 
wynagrodzenie miodem otrzymywał. ,,To 
moje żniwo i pszenica— mawiał bartnik, — 
bo u nas na puszczy piaski jeno i innej 
pszenicy nie mamy". 

Bartnik, człowiek zajmujący się hodo- 
wlą pszczół leśnych czyli t. z w. „borówek", 
umiejący wchodzić na drzewa bartne za 
pomocą „leziwa". Bartnik, bartniczek, 
gatunek rudego, małego niedźwiedzia, któ- 
ry na drzewa włazi i do miodu w barciach 
się dobiera. Dla zabezpieczenia barci od 
łupieży czworonożnych bartników, urzą- 
dzano tak zw. dzwony albo samobit- 
nie, t. j. przy otworze barci zawieszano na 
mocnej wici kawał kloca, przeszkadzające- 
go niedźwiedziowi do wydarcia dłużni. 
Zwierz, rozjątrzony na przeszkodę, odpy- 
chał kloc coraz mocniej, a kloc, rozkołysa- 
ny, uderzał go coraz silniej i zmuszaj! do 
opuszczenia barci. Zawieszano także przy 
otworze barci tak zwaną k o 1 e b k ę, na mo- 
cnym drągu, w ten sposób, że gdy niedź- 
wiedź w niej się usadowił i zatwór wydarł, 
drąg odskakiwał od drzewa z koszałka 
i bartnikiem, który albo wyskakiwał i prze- 
bijał się na ostrych kołkach, gęsto w zie- 



Digitized by 



Google 



124 



BARTODZIEJ ~ BARWA. 



mię powbijanych, albo lękając się wysko- I 
czyó, siedział w koszałce, dopóki nie nad- 
szedł gospodarz barci i w łeb mu nie wy- 
palił. Był jeszcze sposób trzeci, polegają- 
cy na zaopatrzeniu drzewa bartnego w ha- 
ki żelazne z ostrymi końcami, zwrócone do 
góry. Haki te pozwalały bartniczkowi 
wdrapać się z łatwością na drzewo, ale gdy 
złaził, kaleczyły go częstokroć śmiertel- 
nie. 

Bartodziej. Jak kołodziej oznacza te- 
go, kto działa (t. j. wyrabia) koła wozowe, 
tak bartodziej był wyrabiaczem barci 
w rosnących drzewach leśnych. Jakkol- 
wiek do wyrabiania barci mogła być uży- 
wana siekiera, zwana bartą, przypuszcza- 
my jednak, iż wyraz bartodziej nie był 
nazwą każdego, który pracował tego ro- 
dzaju siekierą, ale tych tylko ludzi, którzy 
wyrabiali barcie. 

Bartoszkowie, bartolomici. Mora- 
czewski w „Starożytnościach polskich** 
(Poznań, 1842 r.) pisze: „Było zgromadze- 
nie księży świeckich, które brało nazwisko 
od założyciela swego Bartosza. Bartosz- 
kowie w Kielcach trudnili się wychowa- 
niem młodzieży duchownej i utrzymywali 
seminarjum pod dozorem biskupa krakow- 
skiego**. Tak nazywali Polacy zgroma- 
dzenie księży bartolomitów, wprowadzone 
w r. 1683 do Polski, gdzie pozyskali domy 
w Brzeżanach, Węgrowie, Lublinie, San- 
domierzu, Pińsku i kilku innych miejscach. 
Biskup krakowski FeUcjan Szaniawski 
powierzył im w Kielcach kierunek założo- 
nych przez siebie r. 1725 szkół i semina- 
rjum. Zgromadzenie to pod koniec XVin 
wieku przyszło w Polsce do upadku. W 
potocznej mowie nazywano zwykle księ- 
dza tej reguły: bart os z, a w liczbie mn. 
bartoszkowie. 

Bartscii lub Barszcz, herb polski. 
Na tarczy złotej wiewiórka, stojąca na 
dwuch łapkach; takaż wiewiórka nad heł- 
mem i koroną szlachecką. Herbem tym, 
pochodzącym z Pomorza, pieczętowały się 



wygasłe za czasów Zygmunta III-go rody 
Barszczów (Demuth - Bartsche) i Bażeń- 
skich z Bażen. 

Barwa, kolor, farba, maść. Ze staro- 
niemieckiego v^yT9CLXivanve\/arawa utwo- 
rzyli Czesi wyraz barva^ który przejęli od 
nich Polacy daleko pierwej niż wyraz f ar- 
ba i zastąpili nim wyraz maść, stosując 
barwę do koloru tkanin i szat, a maść do 
koloru szerści zwierząt. Paprocki w swo- 
im herbarzu (r. 1584) mówi: „Po śmierci 
Bolesława f Wielkiego) wszyscy tak żałoś- 
ni byli, że nikt w jasnej barwie nie cho- 
dził". Barwa u dworu Władysława War- 
neńczyka była czarna i czerwona (Pamięt- 
niki janczara, t. V). W skarbcu Zygmun- 
ta Augusta była pyszna barwa dla 20 po- 
kojowych, z łańcuchem złotym dla każde- 
go. Możniejsi otaczali się młodzieżą ze 
szlachty, w suknie jednego kroju i koloru 
przybraną. Barwę Piotra Myszkowskie- 
go składało 40 konnych dworzan, w aksa- 
micie ze srebrem i skrzydłami przy bar- 
kach (Pamiętniki Caetaniego r. 1596). Po- 
kojowcy Augusta II chodzili w dni uro- 
czystsze w kontuszach gredytorowych, zi- 
mą kunami podszytych. Gdy każdy szlach- 
cic był rycerzem, do obrony kraju obowią- 
zanym, możniejsi utrzymywali liczną i u- 
zbrojoną czeladź czyli służbę, którą ubie- 
raU w jedną barwę. Na barwę dug uży- 
wane były: arusy, cwelichy, drylichy, su- 
kna, szkoty; robiono z nich kitle, kitliki, 
ferezje, ubiory hajduckie, pajuckie, kozac- 
kie, furmańskie, masztalerskie. Po barwie 
poznawano chorągwie panów i poczty szla- 
checkie; barwą nazywano więc i umundu- 
rowanie wojska. W starych rejestrach 
i rachunkach kupieckich spotykamy różno 
barwy sukna, np. w bogatym sklepie Wil- 
czka we Lwowie były r. 1674, między in- 
nymi barwami: kiry, fiolety, karma- 
zyny, szkarłaty, purpury, korali- 
ny i blamparanty (Wł. Łoziński „Pa- 
try<yat i mieszczaństwo lwowskie). Gdy 
panowie i można szlachta francuziała inie- 



Digitized by 



Google 



BARWICA 



BARWY. 



125 



wieściała, czeladź jej straciła także cha- 
rakter rycerski, a barwa zamienioną zosta- 
ła na lokajską- liberję, ozdobioną galona- 
mi, burtami i pasamonami. 

Barwica, barwiczka-tak nazywa- 
no nimienidło, czerwienidlo, ruż, wogóle 
farbę, którą kobiety, zwłaszcza dawne 
mieszczki, lice piększyły i rumieńca sobie 
przydawały. Śleszkowski, tłómacz „Ta- 
jemnic Pedemontana" (r. 1620), powiada, 
że „barwice robią z barwicy szarłatnej (po- 
strzyżyny z sukna szkarłatnego), która 
rozmącona daje farbę różyczkową ku ma- 
lowaniu . . . robią ją też z brezylii''. 

Barwy. Kolorem umiłowanym przez 
Słowian wogóle, a zwłaszcza przez Pola- 
ków, był szkarłat czyli czerwień. Z tego- 
to powodu orzeł biały był od wieków przed- 
stawiany w polu czerwonem, a stąd i ko- 
lory czerwony z białym uważane za naro- 
dowe. Chorągiew hetmanów litewskich 
była barwy błękitnej (Grwagnin, Baliński). 
W herbach szlachty polskiej najpospolit- 
szy kolor tarcz herbowych był czerwony, 
czyli krwisty, po nim idzie kolor błękitny, 
rzadko się przytrafiają złoty i biały, a co 
się tycze szarego i zielonego, te były tyl- 
ko w herbach z obczyzny przyniesionych. 
Kolor malinowy, czyli karmazyn albo 
amarant, uważany był za szlachetniejszy 
odcień czerwieni i dlatego stał się uprzy- 
wilejowanym kolorem dawnej szlachty 
polskiej, która z upodobaniem nosiła kar- 
mazynowe, czyli malinowej barwy żupa- 
ny. O kim chciano powiedzieć, że jest 
szlachcic z dziada - pradziada, mówiono, 
ie — karmazyn. Długosz powiada, iż dla 
ukarania starego w Wielkopolsce rodu 
Nałęczów za zamach na króla Przemysła- 
wa, odjęto im dwa zaszczyty: prawo sta- 
wania do boju w pierwszym szeregu ry- 
cerstwa i prawo chodzenia w czerwieni. 
Dopiero za Kazimierza Wielkiego, po wie- 
lu mężnych czynach Nałęczów, zwrócono 
im oba zaszczyty. W ciekawym tym pro- 
cesie odmowy i przywrócenia czerwieni 



szlacheckiej uwidoczniły się ówczesne po- 
jęcia narodu, podług których urodzenie 
nie wystarczało, tylko osobista zasługa 
jeszcze odbierała lub nadawała cześć szla- 
checką. Uprzywilejowaną barwą stanu 
mieszczańskiego była żółta, a że gdy spło- 
wieje, ma kolor łyka drzewnego, stąd mie- 
szczan nazywano w Polsce łyk a mi, tak 
jak drobną szlachtę, którą, że jej nie stać 
było na drogi karmazyn, zwano „szaracz- 
kami". W r. 1674 w bogatym sklepie su- 
kienniczym Wilczka we Lwowie znajdo- 
wały się, między innemi: kiry, fjolety,kar- 
mazyny, szkarłaty, purpury, koraliny i t. 
d. Ulubionym kolorem na Litwie był błę- 
kitny, stąd może konfederaci barscy uży- 
wali dwóch kolorów: karmazynu i błękit- 
nego, a konfederacya jeneralna w r. 1812 
miała uznać karmazyn i granat za kolory 
krajowe. Pogoń jednak W. ks. Litewskie- 
go, tak samo jak orzeł biały, była w polu 
czerwonem. Już za doby piastowskiej, w 
czasie wojny, chorągiew biała oznaczała 
pokój, a czerwona zamiar walki. Książę- 
ta: Mieczysław, Bolesław i Henryk, oblę- 
żeni w zamku poznańskim przez Włady- 
sława r. 1145, po długim oporze, postano- 
wiwszy wyjść przebojem, zatknęli na zam- 
ku chorągiew czerwoną. Czeladź i słudzy 
na wojnie i od parady nosili barwę swego 
pana, stąd nazywano barwą i mundury 
wojskowe. Na sejmie roku 1776 uchwalo- 
no dla posłów mundury wojewódzkie, czy- 
li barwę ich kontuszów i żupanów, którą 
pozostawiono do uznania i wyboru woje- 
wództwom. Na sejm w r. 1778 posłowie 
przybyli już w barwach przez wojewódz- 
twa postanowionych, które były następu- 
jące: woj. Poznańskie: kontusz jasno sza- 
firowy z wyłogami szkarłatnymi, żupan 
biały; woj. Kaliskie — takiż mundur; woj. 
Gnieźnieńskie, Sieradzkie i Łęczyckie: 
kontusz karmazynowy, wyłogi granato- 
we, żupan biały; woj. Brzeskie-kujawskie, 
poza sejmem— -kontusz granatowy, wyło- 
gi i żupan karraazynowe, mundur zaś po- 



Digitized by 



Google 



126 



BARYCZ. 



dów sejmowych — kontusz karmazynowy, 
a wyłogi i żupan granatowe; Ziemia Do- 
brzyńska: kontusz karmazynowy, wyłogi 
błękitne, żupan biały; woj. Płockie: kon- 
tusz jasno-szafirowy, wyłogi szkarłatne, 
żupan barwy słomiastej; woj. Mazowiec- 
kie: kontusz ciemno-szafirowy, wyłogi i żu- 
pan słomiaste, guzy z literami X. M. na 
pamiątkę dawnej udzielności księstwa Ma- 
zowieckiego; woj. Rawskie: kontusz szkar- 
łatny, wyłogi czarne, żupan biały, guzy z 
lit. R.; woj. Krakowskie: kontusz karma- 
zynowy, żupan biały; na sejm — kontusz 
granatowy bez wyłogów, kołnierz i żupan 
karmazynowy; woj. Sandomierskie: kon- 
tusz jasno-błękitny, wyłogi szkarłatne, żu- 
pan biały; woj. Kijowskie: poza sejmem — 
kontusz karmazynowy, żupan i wyłogi 
granatowe, na sejm— kontusz turkusowy 
z wyłogami czamemi, żupan biały; Ziemia 
Chełmska: kontusz zielony, wyłogi czarne, 
żupan słomiany; woj. Wołyńskie: kontusz 
zielony z kołnierzem i przyrękawkami 
szkarłatnymi, żupan biały; woj. Podolskie: 
kontusz majowy czyli papuzi, wyłogi czar- 
ne, żupan biały; woj. Lubelskie: kontusz 
szkarłatny, wyłogi zielone, żupan biały; 
woj. Podlaskie: kontusz szafirowy, wyłogi 
karmazynowe, żupan biały; woj. Bracław- 
skie: kontusz jasno - szafirowy, wyłogi 
szkarłatne, żupan biały; woj. Ozemihow- 
skie: kontusz karmazynowy, wyłogi czar- 
ne, żupan biały; woj. wileńskie: kontusz 
granatowy, wyłogi i żupan karmazynowe; 
powiat Oszmiański: kontusz, wyłogi i żu- 
pan zielone; powiat Wiłkomierski: kontusz 
i żupan szafirowy,— później oba te powia- 
ty przyjęły mundur wojewódzki; woj. Tro- 
ckie: kontusz granatowy, żupan i wyłogi 
słomiane, na sejm — kontusz szkarłatny, 
wyłogi zielone, żupan biały; powiat Upic- 
ki: kontusz karmazynowy, wyłogi grana- 
towe, żupan słomiany; księstwo Zmudz- 
kie: kontusz szkarłatny, wyłogi niebieskie, 
żupan biały; woj. Smoleńskie: kontusz 
karmazynowy, wyłogi i żupan granatowe, 



powiat Starodubowski: kontusz szafirowy, 
żupan i wyłogi domiane; woj. Połockie: 
mundur ten sam co woj. Smoleńskiego; 
woj. Nowogródzkie: kontusz szkarłatny, 
żupan i wyłogi czarne; powiat Słonimski: 
kontusz szafirowy, żupan i wyłogi słomia- 
ne, na sejm — kontusz karmazynowy, żu- 
pan i wyłogi szafirowe; pow. Wołkowyski: 
kontusz granatowy, żupan i wyłogi kar- 
mazynowe, na sejm — kontusz karmazyno- 
wy, wyłogi i żupan granatowe; pow. Or- 
szański z woj. Witebskiego: kontusz zie- 
lony, wyłogi i żupan białe; woj. Brzeskie- 
litewskie: kontusz szafirowy, wyłogi kar- 
mazynowe, żupan i pas biały; woj. Mści- 
sławskie: kontusz granatowy, wyłogi nie- 
bieskie, żupan słomiany; woj. Mińskie: 
kontusz karmazynowy, żupan i wyłogi 
granatowe; pow. Rzeczycki tego woj. do 
takiegoż kontusza przyjął żupan i wyłogi 
białe; księstwo Inflanckie: kontusz niebie- 
ski, wyłogi czarne aksamitne, żupan bia- 
ły. Do powyższych mundurów szlachta, 
jako do stanu rycerskiego należąca, przy- 
dała sobie po jednej lub po dwie szlify zło- 
te lub srebrne. Uchwała jednak sejmowa 
z r. 1780 uznała to za niewłaściwe, jako do 
oznak stopni wojskowych należące i uży- 
wanie szlif przy mundurach wojewódzkich 
zniosła. Sasi za Augustów używali kokar- 
dy białej, Kościuszko w r. 1794 nosił tyl- 
ko kokardę białą. Za Księstwa Warszaw- 
skiego sejm, zawiązany w konfederację je- 
neralną r. 1812, uznał kolory: amaranto- 
wy i granatowy — za narodowe. 

Barycz, targowisko, bazar, miejsce za- 
miany towarów. Mamy nazwy rzek, miejsc, 
ludzi, herbu: Barycz, Baryka, Barycz- 
ka. Rej w „Wizerunku** pisze: 

By miał z dziećmi pozdychać, tedy go wyłupią, 
A jako na Baryczy nigdy nic nie kupią. 

Wyraz ten wywodzą z włoskiego ba- 
ratło — szacherka, barro — szuler, oszust, 
z bułgarskiego boraivja — targowica, z u- 
kraińskiego baryty -- bawić, przebywać. 
Karłowicz zwraca jeszcze uwagę na wy- 



Digitized by 



Google 



BARYCZKA — BASTARD. 



127 



raz iorysz—litkiip, pochodzący od wyrazu 
barysZy który po tatarskn znaczy zysk, ko- 
rzyść, a po turecku pokój i baryszyk — po- 
jednanie. Wyraz barycz wyszedł z 
użycia po upowszechnieniu się wyrazu 
bazar. 

Baryczka, herb, przedstawiający na 
środku złotej tarczy dwa krzyże: jeden do 
góry, drugi do dołu, połączone z sobą. 
Krzyż górny podparty dwiema podpora- 
mi. Na hełmie korona szlachecka bez 
szczytu. Pieczętował się tym herbem ród 
Baryczków, przybyły w Xin wieku z Wę- 
gier na Ruś, a w XIV osiedlony na Ma- 
zowszu. 

Baryła, bareła, z włosk. barillc^ barel- 
la, miara dawna polska do płynów, która 
podług konstytucyi r. 1665 (Herburta ,, Sta- 
tut polski", str. 179) obejmowała „garn- 
ców dwadzieścia i czteiy**. W znaczeniu 
przenośnem baryłą nazywany jest czło- 
wiek brzuchaty, 

Basałyky po turecku dosłownie ozna- 
cza coś gniotącego, mianowicie maczugę, 
drąg nieostrugany, kieścień, — stąd w prze- 
nośni oznacza w mowie polskiej człowieka 
bałwanowatego, niezgrabjasza, drągala 
próżniaka. > 

Basarunek, basarynek. W starem 
prawie niemieckiem wyraz Besserung^ 
znaczący dosłownie polepszenie, był nazwą 
odszkodowania, kary sądowej. Stąd w ję- 
zyku staropolskim bassarunek ozna- 
czał nawiązkę, t. j. nagrodę dla po- 
krzywdzonego na ciele, a karę pieniężną 
na krzywdziciela. W książce p. n. „Lekar. 
stwo na uzdrowienie Rzplitej" (rok 1649) 
czytamy: „Gdyby chłop szlachcica w kar- 
czmie ubił, od basarunku ma być wolny". 

Basetla, dawna nazwa wiolonczeli. 
Basetlą, basami lub maryną lud 
polski nazywa mały kontrabas, do dziś 
dnia używany przez muzykantów wiej- 
skich do basowania czyli do towarzy- 
szenia skrzypkom. Oskar Kolberg pisze 
o basetli: violoncello^ w skróceniu cello, in- 



strument smyczkowy, w budowie swej po- 
dobny do skrzypiec i altówki, lubo od nich 
większy i o niższym tonie, trzyma środek 
między altówką i kontrabasem i przy gra- 
niu stawiany bywa pionowo między kola- 
nami. Ma 4 struny zwierzęce (z tych dwie 
niższe drutem oplatane) C, G, d, a, które 
brzmią i stroją się oktawą niżej od altów- 
ki. Ton tego instrumentu pełny i przema- 
wiający do duszy, mianowicie w wyższych 
tonach, skłania wielu do traktowania go 
solowo lub śpiewnie. Basetla dzisiejsza 
jest wydoskonaleniem używanej niegdyś 
vioła di gamba. Twórcą jej ma być Tar- 
dieu, duchowny w Tarasconie, na począt- 
ku XVIII wieku, który obciągnął ją zrazu 
5 strunami C, G^ d, a, d, z tych ostatnią, 
jako zbyteczną, około r. 1725 odrzucono. 
Z Polaków, prócz zmarłego w Poznaniu w 
r. 1833 księcia Antoniego Radziwiłła, po- 
święcali się temu instrumentowi i dali po- 
znać: Szabliński i Karassowski (w orkie- 
strze teatru warszawskiego), także Kos- 
sowski i Herman. Są przysłowia: 1) Gra 
na basach, a smykiem nie rusza; 2) Spu- 
ścił z basu na kwintę. Wacław Potocki pi- 
sze: „Trzebaby zsadzić tego zucha z 
basu". 

Baskak, dosłownie po tatarsku znaczy: 
wyciskacz, ugniatacz. U Tatarów 
baskakowie byli to poborcy podatków i u- 
rzędnicy, czuwający nad wypełnianiem 
rozkazów chana, mieli więc znaczenie sta- 
rostów i namiestników chańskich. Naru- 
szewicz powiada, iż „Tatarzy, opanowaw- 
szy Podole, stanowili tam swoje baskaki 
czyli starosty", którzy -upamiętnili się cie- 
mięstwem, dopóki Kazimierz W. nie po- 
gromił Tatarów i nie przyłączył Rusi nad- 
dniestrzańskiej do swego państwa. 

Bastard, basztard i bastrzę — w 
dawnej polszczyżnie to samo co bękart, 
dziecię nieprawego pochodzenia. Ze śred- 
niowiecznego wyrazu łacińskiego basłnr- 
dus przyjęły tę nazwę prawie wszystkie 
narody w Europie, prawdopodobnie zaś do 



Digitized by 



Google 



r28 



BASZA — BASZTA. 



Średniowiecznej łaciny dostał się basłardtis 
z języka celtyckiego. 

Basza, w mowie polskiej oznacza to sa- 
mo, co pasza, ale w języku tureckim dwa 
te wyrazy mają wcale różne znaczenia. 
Basza od wyrazu basz — głowa, znaczy 
to samo, co naczelnik lub pan, i dodaje się 
nawet do najniższych tytułów wojsko- 
wych w znaczeniu: Jmci Pan. Pasza zaś 



J2^7 (generał dywizyi) był -,dwutulnym", 
a muszyr (generał infanteryi) był „trzy- 
tulnym" czyW jucz-iuhułti. 

Baszta, wieża warowna w dawnych 
zamkach i murach miejskich, po czesku 
i po górnołużycku zowie się tak samo basz- 
ta, po włosku baslia, w starej niemczyźnie 
Basite, a w późniejszej Basłei, po białoru- 
sku bakszła i baszta, po litewsku bokszte. 



^^^ 


^^^^"^^^ffi 


iwmh 




5 ♦•* 

: \ . 


s -li-**'- • u 'li 


1 :^.\^3flR. f . !^ 




wiii.'- 


^J^^^ »^Wiift*»T5-s».. 



Baszta cechu ciesielskiego w Krakowie. 



jest tytułem gubernatora prowincyi, zło- 
żonym z wyrazów perskich: pa — stopa, 
podstawa i szac/i — król, niby podstawa 
króla, wielki wezyr, filar królewski. Ba- 
szowie w dawnem wojsku tureckiem by- 
wali 3-ch stopni, odznaczających się ro- 
dzajem noszonych przed nimi buńczuków. 
Liwa-basza odpowiadał generałowi bryga- 
dy i miał buńczuk czyli tuh pojedynczy, 
był więc baszą „jednotulnym", fcryk-ba- 



Do nas, jak słusznie twierdzi Karłowicz, 
wyraz ten przeszedł w wiekach średnich 
od Czechów, a z mowy naszej — do litew- 
skiej i białoruskiej, ze wstawką litery k, 
dość częstą w litewszczyźnie. Nazwy ro- 
dowe Bokszczanin, Bokszański, 
nazwa ulicy w Wilnie Bakszta, oraz wsi 
litewskiej Bakszty, jako też wieży wię- 
ziennej w Lublinie Baśka, wzięły począ- 
tek z wyrazu baszta. Baszty średnio wie- 



Digitized by 



Google 



BASZTA. 



129 



czne były dwojakie: 1) drewniane — rucho- 
me, w rodzaju wieżyc, z machinami oblęż- 
niczemi, które zataczano pod oblegane 
mury i pod palisady grodów i 2) murowa- 
ne — okrągłe lub czworoboczne, sześcio i 
ośmiokątne, wreszcie z jednym bokiem 
półokrągłym, lub eliptyczne. Stały nie- 
kiedy oddzielnie przy zamkach, najczęściej 
wszakże należały do całości ich murów, w 
których stanowiły zakończenia pospolite 
czterech węgłów. Baszty miały ważue 
znaczenie fortyfikacyjne, nietylko przed 
wynalezieniem prochu, 
ale przez długi czas 
jeszcze i po wprowa- 
dzeniu broni palnej: 
przez okna bowiem i 
strzelnice w basztach 
rażono nieprzyjaciela, 
podstępującego do mu- 
rów obronnych, lub 
spuszczającego się do 
rowów fortecznych. 
Wszystkie prawie bo- 
gatsze miasta średnio- 
Avieczne w Europie ob- 
wiedzione były murem 
obronnym, wzdłuż któ- 
rego pobudowane były 
baszty. Średniowiecz- 
na organizacja miast i 
prawo magdeburskie 
poruczały staranie o- 
koło tych baszt i ich 
obronę w razie wojny i oblężenia miasta — 
miejscowym cechom rzemieślniczym i mie- 
szczanom. Cechy liczniejsze miały nieraz 
po kilka baszt swoich, a najmniej liczne 
łączyły się z sobą do obrony jednej basz- 
ty. W Polsce, do wieku XVIII, baszty 
miejskie posiadały ten pierwotny charak- 
ter obrony, który nadawał basztom naz- 
wy: szewckich, rzeżnickich, ciesielskich i 
t. p. Starsi cechowi mieli obowiązek czu- 
wania nad całością baszty, tudzież amuni- 
cją i bronią swego bractwa, których skł^- 

Encyklope<1ja stai-opolska. 



dem czyU cekauzem była właśnie ta ich 
baszta. Drzwi do niej, jak i wyjścia na 
ganki murów fortecznych, znajdowały się 
zawsze pod kluczem cechowym. W Rze- 
szowie obowiązek obrony jednej z baszt i 
utrzymywania w niej armaty posiadali ró- 
wnież i żydzi — z polecenia Mikołaja Li- 
gęzy, kasztelana sandomierskiego, z roku 
1611. Jeżeli baszty leżały nawprost ulic 
miasta, wówczas znajdowały się w nich 
zwykle bramy miejskie. Największą ilość 
baszt w murze obwodowym, bo przeszło 




Baszta pasaraonników w Krakowie. Baszta karczmarzy I-a — w Krakowie. 



40, posiadała stara stolica Polski, Kraków. 
Wyhczymy je porządkiem, w jakim spi- 
sał te baszty Ambroży Grabowski, dziejo- 
pis Krakowa, który był już w wieku doj- 
rzałym, gdy baszty pomienione zburzone 
zostały w latach 1809—1820, z wyjątkiem 
czterech dotąd stojących. 1) Wysoka ba- 
szta, w której znajdowała się brama grodz- 
ka i wjazd na ulicę Grodzką od strony 
Wawelu i Kazimierza, należała do cechu 
złotników; blizko niej, u samego podnóża 
Wawelu, była jeszcze brama poboczna. 



Digitized by 



Google 



130 



BASZTA. 



2) Baszta mularzy, którzy na początku w. 
XVni składali jedno bractwo z kamie- 
niarzami. 3) Baszta rymarzy. 4) Baszta 
prochowa. 5) Baszta iglarzy, niegdyś licz- 
nych w Krakowie. 6) Baszta malarzy. 7) 
Brama wiślna, której basztę trzymali ślu- 
sarze i kotlarze. 8) Baszta solarzy, praso- 
łów, t. j. handlarzy soli. 9) Baszta cyruli- 
ków. 10) Baszta miechowników (inarsti- 
piarum), 11) Baszta taszników, kaletni- 
ków i farbiarzy, — w r. 1706 była basztą 




Baszta karczmarzy Il-a w Krakowie. Baszta przekupniów w Krakowie. 



skrzypków czyli muzykantów; w jej miej- 
scu (przy mennicy) stała dawniej baszta, 
która się r. 1648 zwaliła. 12) Baszta ruś- 
nicarzy. 13) Baszta nożowników. 14) For- 
ta szewska — garbarzy, białoskómików 
(albicerdonuni). 15) Baszta garbarzy czer- 
wonoskórników (rufficerdonum) , 16. Ba- 
szta garncarzy. 17) Baszta paśników. 18) 
Baszta introligatorów i stelmachów. 19) 
Baszta łaziebników i śledziarzy. 20) Ba- 
szta ceklarzy (słudzy ratuszni). 21) Baszta 
szewców pierwsza i 22) baszta tychże dru- 



ga. 23) Baszta spustoszała, niemająca od 
dawnego czasu straży cechowej. 24) Basz- 
ta krawców wprost ulicy Sławkowskiej, z 
bramą Sławkowską. 25) Baszta mieczni- 
ków i mydlarzy. 26) Baszta cieślów, za 
kościołem św. Jana, której rysunek na str. 
128. 27) Baszta stolarzy i powrożników. 
28) Baszta kuśnierzy z bramą Florjańską 
wprost ulicy Florjańskiej, wystawiona, 
jak twierdzi Bielski, w r. 1498. 29) Basz- 
ta pasamonników. 30) Baszta karczmarzy, 
piwowarów i słodow- 

'. — - ^^^ ników pierwsza i 31) 

druga; tych bowiem, 
równie jak szewców, 
był zastęp liczny: księ- 
ga z r. 1608 podaje na- 
zwiska 71 gospodarzy 
(oczywiście bez ich 
czeladzi) z oznacze- 
niem gdzie mieszkali. 
Dalej dawne spisy wy- 
kazują basztę czworo- 
boczną z murowanym 
na wierzchu kolosem, 
w której r. 1626 był 
skład prochów miej- 
skich. Po tej szła ba- 
szta ośmioboczna, ze 
sztybrem na niej mu- 
rowanym, należąca do 
grzebieniarzy i karto- 
wników. 32) Baszta 
przekupniów. 33) Ba- 
barchanników i zapewne sukienni- 
nazywanych wogóle parchanisłac, 
Wollenwebcr. 34) Baszta czwo- 



szta 
ków, 
łexłorcs, 

roboczna cechu rzeźników, do których na- 
leżała i furta Mikołajska. 35) Baszta kor- 
dybanników. 36) Baszta piekarzy, zwana 
bramą nową. 37) Baszta kowali. 38) Ba- 
szta siodlarzy. 39) Baszta ringmacherów 
(dawna nazwa polska— pierściennicy), w r. 
1706 należąca do „haftarzy**, t. j. wyra- 
biaczy haftek; być może, iż jubilerzy, któ- 
rzy za świetnego bytu miasta wyrabiali 



Digitized by 



Google 



BASZTA. 



131 




Baszta Batorego w Kamieńcu podolskim. 




Dawny zamek ks. Lubomirskich w Wiśniczu. 



Digitized by 



Google 



132 



BASZTA. 



pierścienie, sygnety, obrączki, spinki, po 
zubożeniu wzięli się do haftek, a nawet, 
podług skargi szewców krakowskich z r. 
1700, „ringmacherowie ustawiają swe sto- 
liki z narzędziami do podkuwania obuwia, 
i zacieśniają wnijście do jatek". Były je- 
szcze trzy stare baszty, z których jedna na- 
leżała do cechu bednarzy. Ze wszystkich 
czterdziestu kilku baszt miasta Krakowa 
pozostały obecnie cztery, pod numerami 




Keszta baszty z zamku Goilyniina w Wilnie. 

2Q — 2d tu wymienione. Z liczby powyż- 
szych baszt, od strony południowej mia- 
sta, t. j. od Wawelu, znajdowała się jedna 
tylko baszta i brama grodzka, tak nazwa- 
mi z powodu, że znajdowała się pod zam- 
kiem czyli grodem. Od zachodu, czyli od 
Wawelu do ulicy Łobzowskiej, stało rzę- 
dom baszt 22, wymienionych tu od num. 
2 do 23 włącznie. Od strony północnej, 
czyli Kleparza, znajdowało się baszt 7, z 
których 4 pozostało dotąd. Od wschodu 



znajdowało się pierwotnie baszt 11-cie. 
Wszystkie powyższe baszty obronne 
wzniósł sobie Kraków w ciągu wieku XV, 
t. j. za panowania Władysława Jagiełły, 
synów jego Władysława Warneńczyka, 
Kazimierza Jagiellończyka i za wnuka 
Jagiełły po Kazimierzu, Jana Olbrachta. 
W wielu basztach mieszkali różni ludzie 
prywatni, lub niżsi urzędnicy i posługacze 
ratuszni, pierwsi za opłatą komornego do 
kasy miasta. Oprócz rysunków pięciu 
baszt miejskich w Krakowie, dołączamy 
widok tak zwanej baszty Batorego w Ka- 
mieńcu podolskim. Wielka ta baszta ma 
jeden szczyt od strony miasta — prosto- 
kątny, drugi zaś, zewnętrzny — półkolisty, 
nazwa zaś jej dostatecznie wskazuje, że za 
panowania Stefana Batorego wzniesioną 
została. Od miast przechodzimy do zam- 
ków, które miewały także po kilka baszt 
warownych, najczęściej po cztery w ro- 
ckach zamku. W zamkach, zbudowanych 
na górach skalistych, ilość baszt stosowa- 
no nieraz do właściwości terenu, stano- 
wiącego podstawię zamku; zamki podobne 
najczęściej posiadały jedną wysoką wie- 
życę. Dołączony (str. 131 ) widok zamku 
w Wiśniczu (w dawnem wojew. Krakow- 
skiem), fundacyi Lubomirskich, przedsta- 
wia południową stronę tego zamku, posia- 
dającą trzy baszty, a mianowicie: 2 naroż- 
ne owalne i środkową czworoboczną. Z zam- 
ku wileńskiego na górze Turzej, założone- 
go, według miejscowych podań, przez Ge- 
dymina, dziada Jagiełły, pozostała już tyl- 
ko reszta baszty sześciokątnej z drewnia- 
ną facjatą na dachu, w niedawnym czasie 
zbudowaną. Ostatnią, którą tu podajemy, 
jest baszta ośmiokątna, po zamku rawskim 
pozostała. Zamek miał być postawiony 
w wieku XIV przez Kazimierza W., a stał 
się później historycznym, jako więzienie 
różnych dostojnych jeńców i jako kasa 
kwarciana, t. j. miejsce, do którego staro- 
stowie wysyłali z całej korony grosz czwar- 
ty na utrzymanie wojska kwarcianego 



Digitized by 



Google 



BASZTA. 



133 



przeznaczony. Tu mieszkali zapewne ksią- 
żęta mazowieccy: Ziemowit II, III, IV 
i V i Władysław II; tu też najprawdopo- 
dobniej, na dworze jednego z nich, roze- 





Przekrój poziomy baszty zamkowej w Rawie. 

rach z przedmiotów polskich"). Plany i wi- 
doki ruin zamku rawskiego zdjął na miej- 
scu r. 1895 malarz Marjan Wawrzeniecki, 
opisał zaś Feliks Kopera; z prac ich tu ko- 



Widok badzty zamkowej w Rawie. 

grał się dramat, z którego wziął genjalny 
Szekspir osnowę do swej lVtnter tale (Ca- 
ro: .Geschichte Polens'^; Stan. Koźmian: 
„O kilku dawnych cudzoziemskich utwo- 



rzystamy. Ze śladów rozwalin wnosić mo- 
żna, że w każdym naiożniku czworobocz- 
nego gmachu stała baszta; było ich zatem 
cztery, ale do naszych czasów dochowała 
się już tylko jedna i ta daje nam wyobi-a- 
żenie o całości zamku, będąc sama cieka- 
wym zabytkiem architektury zamków 
i baszt polskich. Podstawa wieży, czyli jej 
fundament do cokołu, jest okrągły, z gra- 
nitu polnego nieobrabianego zmurowany. 




r 

l \ \ \ t I i 

Przekrój pionowy baszty zamkowej w Rawie. 

Na owej podstawie, otoczonej dokoła skar- 
pami, wznosi się ośmioboczna wieża z ce- 
gły ze ścianami, wysokierai od kamienne- 
go cokołu na 18,2 metrów. Baszta od gó- 
ry zamknięta jest stożko watem sklepie- 
niem, także ośmiokątnem, odpowiednio do 
ośmiu ścian wieży, a 4 do 5 metrów Wyso- 
kiem. Z pozostałych murów baszty wno- 
sić można, że miała ona dwie kondygna- 
cje. Niższą, o murach grubych, tworzył 
loch ciemny, zagłębiony dołem pod po- 



Digitized by 



Google 



134 



BASZT AN — BATALJON. 



wierzchnie ziemi. Wyższa kondygnacja, 
czyli piętro, miała podłogę na belkach, w 
mnr wpuszczonych i była sklepiona, sta- 
nowiąc niegdyś izbę o ośmiu otworach na 
okna, komin i wyrzucanie nieczystości. 
Po nad tą komnatą istniała jeszcze druga, 
stanowiąca drugie piętro baszty. Na wy- 
sokości 7-miu metrów nad cokołem czyli 
podstawą baszty, w ścianie, przytykającej 
niegdyś do gmachu zamkowego, znajdują 
się 2 otwory, sklepione półkolisto, a będą- 
ce przejściem z zamku do baszty. Wszedł- 
szy otw^orem północno-wschodnim, napo- 
tyka się korytarz we wnętrzu ściany, w 
którym są schody ceglane na górę, pokry- 
te grubemi deskami dębowemi. Schody te 
z korytarzem, szerokim 0,85 metra, wiodą 
spiralnie wnętrzem murów dokoła wieży. 
Korytarz ten w ścianach ukryty, jest bar- 
dzo pięknie zasklepiony, zwłaszcza na za- 
krętach i oświetlony otworami, półkolisto 
zasklepionymi. Do murów baszty użyta 
była cegła jacna i ciemna, układana w sza- 
chownicę, jedyną ozdobę wieży. Długosz, 
żyjący w sto lat po Kazimierzu W., mógł 
na pewno wiedzieć, że zamek rawski 
wzniesiony był za panowania tego króla, 
i nie mylił się, pisząc podr. 1355: ^Raven- 
se cdsłrum foriihis et insignibus muris 
perfectum est^. 

Basztan, ogród w stepie z uprawą ka- 
wonów lub melonów. Po turecku bostand- 
ty — ogrodnik, po rumuńsku bostan — ar- 
buz, po persku bostan, bustan — ogród wa- 
rzywny. Z wyrazów powyższych Ukra- 
ińcy stworzyli dla ogrodu stepowego na 
nowinie nazwę basztan, upodobniając 
ją do brzmienia, wziętego z polszczyzny 
wyrazu „baszta". 

Bataijon, nazwa jednostki taktycznej 
w wojsku pieszem, stanowiącej część szy- 
ku bojowego. Sam wyraz jest pochodnym 
i zdrobniałym od bataille, bataglia, Bata- 
ijon jako całość, obejmująca około 900 
głów, a złożona z pewnej liczby kompanij, 
otrzymał najbliższe dzisiejszemu znacze- 



nie naprzód we Francyi w wieku XVII. 
W wojsku polskiem z nazwą bataljonu 
spotykamy się raz pierwszy pod r. 1711. 
Był-to bataijon księcia Aleksandra Jabło- 
nowskiego, chorążego koronnego, z n-rem 
pierwszym. Sztab tego bataljonu składał 
się z pułkownika (którym był sam książę), 
ober-lejtenanta, regiments-kwatermistrza, 
adjutanta i dobosza, a sam bataijon z 4-ch 
kompanij. W latach następnych (1716 — 
1717) widzimy regiment gwardyi pieszej 
koronnej i wiele innych w składzie dwu- 
bataljonowym. Bataijon nasz z owych cza- 
sów nie posiadał jeszcze stałego przepisu 
co do liczby żołnierzy, był zaś jednostką 
pośrednią pomiędzy kompanją (która by- 
ła wogóle mała) i regimentem. Ponieważ 
w Polsce komplet wojska, liczba regimen- 
i tów i stan ich liczebny uchwalane były na 
sejmach, wpływ więc stanów Rzplitej mu- 
siał się odbić i na organizacyi wojska. Na 
sejmie r. 1717 ustanowiono 6 regimentów 
piechoty i 2 kompan je piechoty węgier- 
skiej, których siłę oznaczono w liczbie 
porcyj; porcja zaś dla piechoty wynosiła 
rocznie 200 złotych, później zmniejszona 
na 189. Bataljony gwardyi pieszej dzieli- 
ły się na 12 kompanij, każda zaś kompa- 
nją miała: kapitana, porucznika, chorąże- 
go, 2 sierżantów, furjera, kapitanarma, 
cyrulika, 3 kaprali, 2 doboszy, fajfra, cie- 
ślę, 6 gefrej terów, 8 grenad jerów i około 
50 muszkieterów, czyli razem z oficerami 
79 głów, a 12 takich kompanij w bataljo- 
nie— głów 948. Wszystkie inne bataljony 
dzieliły się każdy na 8 kompanij. Bataijon 
w szyku z rozwiniętem czołem dzielił się 
na 4 dywizjony, 8 półdywizjonów i 16 cu- 
gów czyli plutonów. W r. 1726 został u- 
stanowiony regiment, czyli bataijon łano- 
wy, złożony z 6 kompanij. Na sejmie kon- 
wokacyjnym r. 1764 uchwalony został od- 
dzielny bataijon piechoty skarbowej. W 
latach 1775 — 6 erygowano nowe regimen- 
ty, a zarazem bataljony. W r. 1789, na 
sejmie wielkim, uchwalono podnieść lic z 



Digitized by 



Google 



BAUBLIS — BAZAR. 



135 



bę bataljonów do trzech we wszystkich re- 
gimentach (z wyjątkiem gwardyi pieszej) 
i wszystkim batalionom nadać organiza- 
cję 8-mio kompftnjową; jednakże z powo- 
du nadmiernych wydatków skarbu koron- 
nego na inne potrzeby wojenne, formowa- 
nie tych trzecich bataljonów zostało od- 
roczone. W r. 1792 utworzono nowy re- 
giment, już 3-bataljonowy (Cichockiego), 
i trzy bataljony oddzielne lekkiej piecho- 
ty ochotników, zwanych frajkorami (frey- 
corps), pod komendą: Rottenburga, Siiss- 
miilcha i Trembickiego. Tym sposobem 
najwyższa silą piechoty polskiej w r. 1792 
wynosiła 36 bataljonów, a około 20,000 
głów. W r. 1794 utworzone zostały w 
wojsku koronnem bataljony: 1) stężycki — 
Boskiego, 2) strzelców — Czyża, 3) strzel- 
ców — Florjana Dembowskiego, 4) Hum- 
linga, 5) Januszkiewicza, 6) Królikowskie- 
go, 7) strzelców — Ossowskiego, 8) muni- 
cypalny warszawski — Bafałowicza i 9) 
grenadjerów (kosynierów) sandomierskich; 
w wojsku w. ks. Litewskiego bataljony: 
1) kosynierów — Daukszy, 2) strzelców — 
Grabińskiego, 3) powiatu Kowieńskiego 
i 4) Brzeski-litowski pułkownika Kuleszy. 
Legja włoska, według dekretu formacyj- ' 
nego, składać się miała z 4-ch bataljonów, ' 
każdy bataljon z 10 kompanij, liczących , 
po 123 ludzi. Dekret z r. 1799 podniósł w j 
legii pierwszej liczbę bataljonów do 7-iu, 
legja zaś 2-ga nadreńska składać się mia- 
ła z 4-ch bataljonów. Sztab każdego ba- 
taljonu składał się z szefa bataljonu, ma- 
jora, kapitana, adjutanta, kwatermistrza 
i chirurga starszego. Każdy bataljon miał 
jeszcze jednego adjutanta z podoficerów, 
tambor-mażora i 20 saperów z ich sierżan- j 
tem. Legja północna w latach 1806 — | 
1808 składała się z 4-ch bataljonów. Za ; 
księstwa Warszawskiego r. 1807 oznaczo- 
no, że każdy pułk ma się składać z 3-cli 
bataljonów, a bataljon z 1,130 ludzi. W r. 
1813 utworzono bataljon gwardyi polskiej 
pieszej pod dowództwem pułkownika Kur- ' 



cjusza, z 600 ludzi złożony, i ten wcielony 
do gwardyi cesarskiej Napoleona I, pod 
nazwą gwardyi polskiej, liczył potem 700 
głów. W okresie od 1815 do 1830 r. pułki 
piechoty linjowej i strzelców pieszych skła- 
dały się z 2-ch bataljonów. Potem utwo- 
rzono w nich czwarte bataljony, ale pułki 
piesze nowej formacyi liczyły tylko po 3 
bataljony. Utworzone zostały przytem sa- 
moistne bataljony: 1) strzelców celnych 
podlaskich, 2) krakowskich, 3) sandomier- 
skich i 4) wolnych strzelców. Karre-ba- 
taljon oznacza bataljon, sformowany w 
czworobok przeciwko natarciu jazdy. {B. 
Gembarzewskt). 

Baublis, ob. Dąb. 

Baudouin, herb przedstawiający na po- 
lu złotem lwa czarnego, wspiętego na tyl- 
nych łapach, z czerwonym ozorem, — przy- 
niesiony z Francyi do Polski około r. 1717 
przez dwuch Baudouin*ów de Courtenay, 
a mianowicie: księdza Gabryela Piotra, 
misjonarza, założyciela szpitala Dzieciąt- 
ka Jezus w Warszawie, i jego brata, ofi- 
cera wojsk francuskich, artylerzystę, we- 
zwanego do służby wojskowej w Polsce 
przez Augusta II. Syn tego ostatniego, 
Jan, uzyskał w r. 1792 od Stanisława 
Augusta szlachectwo polskie, z zatwier- 
dzeniem herbu rodzinnego. 

Bawola głowa, herb, ob. Po mian, 
Wieniawa. 

Bawolet, ubiór kobiecy na głowę z cza- 
sów saskich. W Compcndium medicum 
z r. 1767 czytamy: „Kwefy i bawoletami 
niewiasty głowy zdobiły". 

Bazar w języku perskim, tureckim 
i wogólena Wschodzie (bazar, pazar) ozna- 
cza rynek, plac targowy, targowisko, tar- 
gowicę, jak również dzień targowy. Stryj- 
kowski pisze: „W Turczech na bazarach, 
pospoHtych rynkach, zacnych ludzi dzieje 
śpiewają". Polacy, przez stosunki handlo- 
we i wojny ze Wschodem, przyjęli ten wy- 
raz, oznaczając nim pierwotnie miejsce 
targu na żywność dla wojska w obozach. 



Digitized by 



Google 



136 



BAZYLISZEK. 



Bazarnikami, bazarnicami i oba- 
zarnikami nazywano przekupniów woj- 
sku towarzyszących czyli markietanów. 
W powiecie Owruckim na Wołyniu jest 
miasteczko Bazar, a również nazwę taką 
nosi 5 wsi w Kongresówce. Jedną z nich, 
o SYj mili na zachód od Krasnegostawu 
położoną, założył król Jan III dla żon i 
dzieci żpłnierzy, którzy z nim szli na woj- 
nę, a które zwano „bazarkami", żeprzeda- 
żą żywności i napitków w obozie się tru- 
dniły. Król uwolnił mieszkańców tej wsi 
od pańszczjT-zny, tylko obowiązani byli u- 
trzymy wać porządek grodu w pobliskich 
Pilaszkowicach i służyć do posyłek ich 
dziedzicowi. 

Bazyliszek, ob. Działo. 

Bazyliszek. U wszystkich ludów w 
przeszłości krążyły baśnie, o niektórych 
zwierzętach, zwykle zmyślane i opowiada- 
ne przez wędrowców, lub upowszechniane 
przez bałamutne książki. Do takich ba- 
jecznych zwierząt należał w Polsce „ba- 
zyliszek", któremu przypisywano, że sa- 
mym wzrokiem zabija ludzi i że gdyby 
sam siebie zobaczył, to również padłby 
trupem. W książce Łapczyńskiego p. n. 
„Majestat polski", wydanej r. 1739, znaj- 
duje się opowieść, żer. 1587 w "Warszawie, 
w miejscu, gdzie po zgorzałej przed 13-tu 
laty kamienicy, znajdowała się głęboka 
piwnica, miał jamę bazyliszek, o czem 
nikt nie wiedział. Do tej piwnicy weszła 
raz mała dziewczynka z chłopczykiem, a 
gdy na noc nie powrócili do domu, matka 
kazała dziewce szukać dzieci w piwnicy. 
Dziewka oboje dzieci znalazła bez duszy, 
ale zaledwie krzyknęła i sama padła nie- 
żywa. Dano znać do urzędu, więc zbiegli 
się rajcowie i tłum ludu, i wyciągnięto o- 
sękami trupy powydymane, sine, z ocza- 
mi na wierzch wj'^sadzonemi. Przyszedł 
też i wojewoda jeden i z nim architekt bar- 
dzo stary. Ten tedy architekt zaraz po- 
wiedział, że tam musi być napewno bazy- 
liszek, którego inaczej zgubić niepodobna, 



tylko trzeba jakiego odważnego człowie- 
ka w same zewsząd zwierciadła ubrać, a 
gdy bazyliszek sam siebie w zwierciedle 
zobaczy, zaraz zdechnie. * A że natenczas 
dwuch złoczyńców na gardło skazanych 
w więzieniu siedziało, jeden Polak, drugi 
Szlązak Jan Taurer, tym kazano obierać 
I albo śmierć od miecza, albo deklarowano 
życie darować, gdyby poszedł zgubić ba- 
zyliszka. Odważył się Szlązak, i okryty 
zwierciadłami, a nawet oczy szkłem zasło- 
niwszy, poszedł do owej piwnicy, gdzie 
dwie świece spalił, zanim znalazł w rumo- 
wisku straszną bestję już nieżywą, bo się 
sama wzrokiem swoim zabiła. Architekt 
kazał wynieść na górę owego bazyliszka, 
który był tak wielkim jak kura, z głową 
i szyją indyczą, a oczami żaby. W Wilnie 
za Zygmunta Augusta w pustej piwnicy 
ulągł się także bazyliszek, który, wygląda- 
jąc oknem, wiele ludzi przechodzących 
wzrokiem swoim zabijał. Tego chcąc zgła- 
dzić, 4 snopki ruty po jednemu do piwnicj^ 
na sznurze spuszczano i po pewnym cza- 
sie wyciągano. Pierwszy snopek zbielał 
i usechł, drugi i trzeci już tylko zwiędły, 
czwarty był świeży, co dało do rozumie- 
nia, że bazyliszek musiał zdechnąć. Jakoż 
spuszczono wówczas człowieka, który go 
znalazł już nieżywym. Powodem do tych 
baśni o bazyUszkach w piwnicach war- 
szawskich i wileńskich były niewątpliwie 
gazy zabójczo działające na ludzi, a przy- 
tem zwykłe plotki, które z ust do ust prze- 
chodząc, przekształcały nieraz naturalne 
wypadki w nadzwyczajne wydarzenia. Do 
szerzenia przesądów przyczyniały się tak- 
że i książki, przyA^- ożone z Zachodu Euro- 
py i tłómaczone na język polski, takie np. 
„ Taj emnice Pedemontana " , spolszczone 
przez Śleszkowskiego, w których znajdu- 
jemy potworniejsze zabobony, niż wylęg- 
łe u narodów słowiańskich. Bazyliszek 
przenośnie oznacza w mowie polskiej czło- 
wieka złego, który samem spojrzeniem 
rad zabijać. Stąd mówią o złośliwym w}'-- 



Digitized by 



Google 



BACZEK — BECZKA. 



137 



razie oczu: „ma oczy jak u bazyliszka, 
spojrzał jak bazyliszek** i t. p. 

Bączek, składowa część broni palnej. 
W karabinie piechotnym trzema bączka- 
mi czyli kółkami żelaznemi lub mosiężne- 
mi była połączona rura z łożem czyli czę- 
ścią drewnianą broni. Bączki nazywały 
się: pierwszy, drugi i górny; na ostatnim 
znajdował się celik do mierzenia. {B. 
Gem,). 

Bąk. Gdy podczas wojny siedmiolet- 
niej Fryderyk Wielki zajął Saksonję, po- 
ruczył Żydowi berlińskiemu, Efraimowi, 
Avybijanie pieniędzy z najpodlejszego kru- 
szcu, zużyciem do tego stempli, w menni- 
cy królów saskich znalezionych. Były to 
tak zwane 18-to groszówki czyli tymfy 
koronne, któremi cała Polska zalana zo- 
stała, a które lud nazywał: bąkami, ef- 
raimkami, berlinkami, tymfami sas- 
kimi, wrocławskimi, małemi główka- 
mi i t. d. Bąki zostały z obiegu wycofa- 
ne w końcu panowania Augusta III, za 
podskarbiego Wesslar. 1762. Jest broszur- 
ka o tej monecie p. n. „Żal uspokojony, 
niewinność obroniona, rozmowa dwuch 
przyjaciół**. Autorem t^go małego pisma, 
wydanego bezimiennie, był sam Wessel. 
Uniwersał komisyi skarbu koronnego, z d. 
4 czerwca 1766 r., ogłosił, że fałszywe tym- 
fy, bite przez Efraima, mają w sobie, na 
kruszec, najmniejszą wartość groszy mie- 
dzianych 772, gdy niektóre dochodzą do 
wartości 28 takichże groszy. O ile Fry- 
deryk był dla Prus wielkim twórcą ich po- 
tęgi, o tyle w^zględem Polski był ohyd- 
nym fałszerzem jej monety. O zalaniu 
Polski fałszywą monetą z jego łaski, pisze 
w pamiętniku swoim współczesny wojnie 
7-letniej prymas Łubieński. — Bąk jest 
polską nazwą ptaka błotnego (Botaurus 
stellaris Stcph.\ należącego do rzędu b ro- 
dzących i rodziny czaplowatych, 
znanego ze swego donośnego głosu, którj- 
tylko podczas wieczorów i nocy w porze 
wiosennej wydaje, przyczem, jak lud u- 



trzymuje, zanurza dziób w wodzie. Z licz- 
by jego odgłosów wi'óżono sobie, po ile 
złotych będzie korzec żyta na przednów- 
ku. Grdy bąk baczy, przepowiadano, że 
będzie deszcz. — Bąkiem, zapewne od bu- 
j czenia w chwili ruchu, zowie się cyga, 
fryga, krąglica, warkotka lub warchołka, 
czyli kula wydrążona z otworem i trzon- 
kiem zabawka dziecinna, a tak samo zo- 
wią i narzędzie muzyczne ludowe, inaczej 
zwane dudami lub kozłem. — Otwinowski 
pisze: „Hucznym dźwiękiem ozwał się i 
bąk z rogiem krzywym"... „nie cytarą 
się oni, ni głosem śpiewanym cieszyli w 
on czas, ani bąkiem rozdymanym wielo- 
dziumych bukszpanów." Pisarze nasi w. 
XVI i XVII używają często wyrażenia: 
„bąki strzelać, bąki zbijać po ulicy, za bą- 
kami chodzić", czyli tracić czas na dzie- 
cinną zabawę z bąkiem. 

Beczka, jako naczynie z klepek, obrę- 
czy i den złożone, stała się już w wiekach 
średnich, u wszystkich prawie narodów w 
Europie, miarą, służącą tak do cieczy, czyli 
nalewną, jak do rzeczy sypkich, czyli na- 
sypną. W wieku XVI urzędownie przepi- 
sano, że beczka piwa ma zawierać garncy 
72. Widocznie beczki piwne tej wielkości 
były w Polsce powszechnie używane. Pół- 
beczek trzymał garncy 36, ćwierćbeczek 
czyli antał garncy 18. Beczka, jako mia- 
ra nasypna zbożowa, zawierała w Koro- 
nie 4 korce krakowskie w strych. Zyg- 
munt August przepisał tę samą miarę dla 
Litwy, a mianowicie w ustawie ekono- 
micznej z r. 1557 dla dóbr królewskich jest 
rozkaz wprowadzenia miary 4-ro-korco- 
wej krakowskiej. Obliczanie ilości zboża, 
a zwłaszcza owsa, na beczki, było wów- 
czas powszechnem. Górnicki, pisząc w owej 
epoce swego „Dworzanina", mówi o cedu- 
łach: „temu na 50, temu na 30, temu na 
10 beczek owsa". Uchwała sejmu zr. 1613 
używanie tej miary potwierdziła. Sejm z 
r. 1677 oznaczył wielkość beczki wileń- 
skiej na 72 garnce zbożowe, jeden zaś 



Digitized by 



Google 



138 



BEDEL — BEKIESZ. 



taki równał się dwum garncom piwnym 
Ktewskim. R. 1765 komisja skarbowa li- 
tewska postanowiła, aby beczka dzieliła 
się na ćwierci, ośminy i szesnastki, a sze- 
snastka taka miała w sobie garncy nalew- 
nych litewskich 9. Ponieważ 4 garnce ta- 
kie czyniły 3 warszawskie, a korzec stry- 
chowany warszawski zawierał 32 garnce 
warszawskie, przeto beczka wileńska zbo- 
żowa zawierała na miarę warszawską 3 
korce i 12 garncy, t. j. 108 garncy war- 
szawskich, a 144 litewskich nalewnych, 
czyh 72 litewskich nasypnych (zbożo- 
wych). Ośm beczek i trzy ćwierci stano- 
wiły łaszt królewiecki. Sejm z r. 1764, za- 
lecając ujednostajnienie miar i wag w ca- 
łej Rzplitej, oznaczył miarę beczki nalew- 
nej na 72 garnce warszawskie czterokwar- 
towe. W wojewódzwie krakowskiem na 
beczkę piwa rachowano tylko garncy 62, 
trzymając się uchwały sejmowej dla tego 
województwa z r. 1598. Beczka nowopol- 
ska obejmowała garncy warszawskich 25, 
i w beczkach podobnej miary powszechna 
była sprzedaż piwa zwyczajnego, dopóki 
je wyrabiano w wieku XIX. Według in- 
strukcyi z r. 1822, dla komisarzy, oblicza- 
jących dochody propinacyjne w Kongre- 
sówce, przyjęto za zasadę uważać beczkę 
piwa jako 27 -garncową. Mamy polskie 
przysłowia i wyrażenia: 1) Beczkę bezedna 
nie napełnisz. 2) Lać w beczkę bez dna. 
3) Lepsze z pełnej beczki. 4) Próżna becz- 
ka dzwoni, lub: próżna beczka szumi, peł- 
na milczy. 5) Próżną beczkę obracać (czas 
marnować, trwonić). 6) Z innej beczki za- 
cząć. 7) Zjeść z kim beczkę soli. Nazwę 
^beczka" nosi jeden z herbów polskich, 
przedstawiający na tarczy w polu czerwo- 
nem złotą beczkę. Herb ten, którym pie- 
czętowali się Beczkowicze z Beczkowa na 
Podlasiu i Waręscy, podług Niesieckiego, 
miał być nadany im przez jednego z Wiel. 
książąt litewskich. 

Bedel albo pedel, dawniej bcdellus, 
betel, po włoska bidello, po franc. bćdeau^ 



nazwa woźnego i posługacza wszelkich 
magistratur publicznych, w ostatnich cza- 
sach służąca już tylko woźnym uniwersy- 
tetów i szkół wyższych. Karłowicz wypro- 
wadza tę liazwę ze starogermaAskiego bi- 
tal, pital (od bieleń — pozywać). Polacy 
przyjęli ją z języka niemieckiego i czes- 
kiego. 

Behem, herb polski z indygienatu, 
przedstawiający, na tarczy czteropolowej 
w szachownicę, dwa barany srebrne w po- 
lach czerwonych i dwa gryfy zielone w 
polach srebrnych. Mocą indygienatu, ro- 
dowy ten herb zatwierdzony i nadany był 
przez Stefana Batorego Piotrowi Behemo- 
wi, senatorowi gdańskiemu. 

Bekiesz, nazwa rodu węgierskiego i je- 
go herbu, przyniesionego do Polski. Kas- 
per Bekiesz, magnat węgierski, podskarbi 
księcia siedmiogrodzkiego Jana Zygmun- 
ta, który nietylko za życia oddał mu rzą- 
dy Siedmiogrodu, ale, umierając bezpo- 
tomnie, zapisał mu nawet swoje księstwo. 
&dy wezwany przez naród Stefan Batoiy 
pokonał i wyparł Bekiesza, ten z zaciąga- 
mi niemieckimi najechał Siedmiogród 
i toczył wojnę z Batorym, ale rozbity po- 
stradał dobra i poszedł na tułaczkę. G-dy 
Batory zasiadł na tronie polskim. Bekiesz, 
znużony tiJactwem, ofiarował mu wraz z 
bratem Grabrjelem swoje usługi. Król nie- 
tylko wspaniałomyślnie przebaczył wszyst- 
ko dawnemu wrogowi, ale nadto stał się 
dlań przyjacielem i dobroczyńcą, dał mu 
dowództwo artyleryi i piechoty węgier- 
skiej przy oblężeniu Grdańska i Połocka. 
Za bohaterskie usługi dał mu starostwo 
lanckorońskie i indygienat polski, z po- 
twierdzeniem jego herbu „Orla noga". 
Herb ten przedstawiał na tarczy, obok or- 
lej nogi, w jednym rogu złoty półksiężyc, 
a w drugim — takąż gwiazdę. Dodatki te 
herbowe otrzymał Bekiesz od sułtana tu- 
reckiego, któremu się nadzwyczajnie po- 
dobał, gdy posłował do Konstantynopola 
jeszcze od króla Jana Zapolyi. Po wypra- 



Digitized by 



Google 



BEKIESZA. 



139 



wie r. 1579, Bekiesz, wraz z królem Stefa- 
nem i Janem Zamojskim, przybył do Wil- 
na, biorąc udział w przyjęciach tryjumfal- 
nych, jakie w drodze spotykały zwycięz- 
ców. Z Wilna udał się do Grodna, gdzie 
przeziębiwszy się, zachorował i umarł, po- 
lecając żonę z dziećmi opiece Batorego 
i Zamojskiego. Ponieważ był arjaninem 
i żadne wyznanie nie chciało zwłok jego 
dopuścić na swój cmentarz, przeto król 
Stefan kazał je przewieść do Wilna i po- 
grzebać na jednej z trzech gór, panują- 
cych nad tem miastem, obok innego arja- 
nina węgierskiego Wadasza Panończyka, 
śmiertelnie ugodzonego przy zdobywaniu 
Połocka r. 1579. Nad grobem Bekiesza 
król zmurować kazał pomnik, w kształcie 
zamkniętej wieżycy ośmiokątnej, mającej 
678 łokcia w promieniu, a 31 łokci wyso- 
kości. Pomnik ten przetrwał do połowy 
XIX wieku, jako widome świadectwo 
wielkiej wyrozumiałości religijnej króla, 
którego szczerość przekonań katolickich 
żadnej nie ulega wątpliwości. W ciągu 
przeszło półtrzecia wieku, wieżyca grobo- 
wa Bekiesza panowała nad Wilenką. Lecz 
bystre nurty tej rzeki nie spoczywały. 
Piasczysta góra Bekieszowa, podmywana 
przez wodę, osuwała się coraz dalej, aż 
wreszcie, jak podaje Wincenty Korotyń- 
ski, d. 29 maja r. 1838, pomnik, straciwszy 
stały grunt pod sobą, rozłupał się na dwo- 
je i w części stoczył się do rzeki. Reszta 
runęła później, d. 29 stycznia 1841 roku. 
Rysunek tego nieistniejącego dziś pom- 
nika zdjął J. I. Kraszewski przed kata- 
strofą i zamieścił w swojej „Historyi Wil- 
na". Z pod sklepienia rozpadłego pomni- 
ka wydobyto dobrze zachowaną czaszkę 
i czapkę z żółtego aksamitu, różnobarwnie 
haftowaną, które, jako pamiątkę po wojo- 
wniku, złożono później i przechowywano 
w muzeum archeologicznem wileńskiem, 
ale gdzie się obecnie znajdują, już nie wie- 
my. — Synów bekieszowych, Władysława 
i O-abrjela, oddał Batory do szkół jezuic- 



kich w Wilnie, później w Pułtusku, a gdy 
umarł, opiekował się nimi Jan Zamojski. 
Władysława zalecał Wołochom na hospo- 
dara. Zygmunt III za osobliwsze zasługi 
dał mu starostwa: wschowskie, preAskie, 
bracławskie i hanzeleńskie w Inflantach. 
Gabrjel Bekiesz, brat Kaspra, zginął pod 
Pskowem (Hejdensztein, Kraszewski, Wł. 
Smoleński). 

Bekiesza, ubiór. Gdy za czasów Bato- 
rego nastała w Polsce moda węgierska, za- 
częli panowie nosić futra krojem węgier- 
skim, w jakie przybierał się król Stefan 
i mężny Kasper Bekiesz, służący Polsce 
były magnat węgierski (ob.). Była to cza- 
mara długa, za kolana, futrem podbita, 
krojem kontusza zrobiona, tylko z zaszy- 
wanemi rękawami, tak dostatnia, żeby 




Mieszczanin kielecki w bekieszy z początku XIX w. 

wnijść mogła na żupan i kontusz, suto pę- 
tlicami do zapinania na piersiach oszyta. 
Najpierwsze bekiesze (jak twierdzi Łuk. 
Gołębiowski) pokazały się w żółtym kolo- 
rze z siwymi barankami, ponieważ król 



Digitized by 



Google 



140 



BELA — BEŁT. 



Stefan dworowi swemu od parady liberję 
dawał żółtą. Nie było wkrótce dworaka 
ani modnisia, któryby żółtej bekieszy nie 
nosił. ^Potrzeby" do nich u panów ze sre- 
bra samego, szmuklerską robotą, lub jed- 
wabne błękitne, ze srebrem przerabiane. 
Mniej bogaci dawali błękitne bez srebra, 
baranki pod spód jakie-takie, z opuszką 
czyli wyłogami lepszymi, siwymi lub czar- 
nymi. Bekiesze, noszone w rozmaitych 
kolorach i rożnem futrem podbijane, do- 
trwały aż do czasów Stanisława Augusta. 
Zaniechane przez możnych, zostały jesz- 
cze u ludu płci obojga i mieszczan upodo- 
baną odzieżą. Chłopi nosili bekiesze z ta- 
śmami wełnianemi, czamemi lub białemi; 
drobna szlachta używała bekiesz z suk- 
na szaraczkowego i dlatego szaraczkami 
przezywana była. Na Litwie dotąd kobie- 
ty wiejskie noszą ,,bekiesze". Dołączony 
tu (str. 139) rysunek z „Pamiętnika San- 
domierskiego" przedstawia mieszczanina 
kieleckiego w bekieszy z pierwszej ćwier- 
ci XIX wieku. 

Bela, belica, balica, belka, paka 
kupiecka towarów. Przy stosunkach han- 
dlowych z Niemcami, wyraz spolszczony 
z niemieckiego balie — pęk, węzeł, paka. 
Bela nankinu zawierała sztuk 10 tej tka- 
niny. Bela sukna miała postawów 20. Ba- 
lica płótna kolińskiego (czyli kolońskie- 
go, Kolonję bowiem nazywali Polacy Kol- 
nem), miała sztuk 60. Bela papieru 10 
ryz, a ryza liber 20. Przysłowie: „pijany 
jak bela, spił się jak bela", wątpimy, żeby 
od węgierskiego Beli pochodziło. Prawdo- 
podobnie powstało ono z porównania nie- 
przytomnego i leżącego na. ziemi bez du- 
szy pijaka do paki towarów. 

Belina czyli Byliny, herb polski, wy- 
obraża w polu żółtem trzy białe podkowy, 
barkami do siebie zwrócone, a u góry po- 
między niemi krzyż. W klejnocie ma być 
ramię zbrojne z dobytym mieczem. W za- 
piskach sądowych przytoczony jest ten 
herb po raz pierwszy w r. 1431 pod zawo- 



łaniem Bilina. W r. 1447 spotykamy 
go na pieczęci Jana Byliny, plebana ko- 
ścioła w Starym Radomiu; w r. 1473 na 
pieczęci Mikołaja Byliny z Leszczyny, mi- 
strza, profesora i kanonika kat. krakow- 
skiego, gdzie już miejsce krzyża zastępuje 
miecz. Akt marszałkowski Lanckoroń- 
skiego z r. 1461 podaje ten herb w rysun- 
ku i barwach wedle opisu współczesnego 
Długosza (Piekosiiski). Bylina w zna- 
czeniu językowem oznaczała: ziele, chwast, 
łodygę, źdźbło. 

Beluarda^ beluwarda, bellowar- 
da, z włos. baluardo — nasyp, wał, ba- 
stjon, bulwar. Wacław Potocki w „ Arge- 
nidzie" pisze: 

Już byl jednej dostał belluardy, 

Już z wielkiej części walów wyparował Sardy. 

Twardowski w ^Wojnie domowej" 
mówi: „Murów tych belluardy cztery^ pil- 
nują". Kochowski w „Psalmodyi" wyraża 
się: „Na dźwięk trąby, pysznego Jerycha 
bellowardy upadły". Linde, odpowiednio 
do przytoczonych powyżej trzech pisarzów 
i poetów naszych z wieku XVII, objaśnia, 
że beluarda oznaczała narożnik obron- 
ny, basztę. Karłowicz wyprowadza nie- 
miecki Bohlwerky Bollwerk i spolszczony 
bulwar, bulwark z WYTdi,zóvf Bohle — 
dyl, gruba deska i Werk — dzieło, robota. 

Bełt, bełcik, strzała od łuku, pocisk, 
nazwa spolszczona z niemieck. bolzen — 
krótka strzała, grot, po angielsku bolf^ po 
włosku bolzone. Bielski w wieku XVI pi- 
sze „bełt albo strzała"; Piotr zaś Kocha- 
nowski: „Bełt leci prędko, z cienkiej wy- 
pchniony cięciwy**. Mączyński w słowni- 
ku swoim łacińsko-polskim, wydanym r. 
1564, podaje: „^^//>— bełt albo strzała, też 
kula niejaka, którą w wodę na sznurze pu- 
szczają, bierąc miarę jako głęboko**. Czy 
bełtem nazywano samo żeleźce strzały, lub 
też razem z drewnianym prętem, zwanym 
„brzechwą", na którym było osadzone, te- 
go napewno określić nie możemy. Górni- 



Digitized by 



Google 



BENEDYKTYNI. 



141 



cy polscy nazywają „bełtami** poziome, z 
drzewa krokwiowego, rozpory pomiędzy 
ścianami ważkich szybów. Jest i herb 
„Bełty ** , znany w trzech odmianach, przed- 
stawiający w polu czerwonem srebrne 
strzały, w gwiazdę — jeżeli 3, a na krzyż, 
jeżeli 2 — ułożone. 

Benedyktyni. Św. Benedykt z Nursji, 
w r. 529, założył na górze Monte Cassino 
pierwszy klasztor swojej reguły, która, 
świadcząc o głębokiej znajomości natury 
ludzkiej, łączyła surowość z łagodnością 
i zawierała wzniosłe przepisy moralne. 
Apostołowaniu tego zakonu zawdzięczała 
później Polska w znacznej części swoje 
nawrócenie i utwierdzenie w wierze chrze- 
ścjańskiej. Szli w te strony misjonarze z 
Korbii, z Czech i Węgier. Św. Wojciech, 
brat jego Gaudenty, Andrzej Żórawek, 
Benedykt męczennik — należeli do tego 
zakonu. Podług dawnych podań, już za 
Mieczysława I usadowili się benedyktyni 
na Łysej górze. Klasztor świętokrzyski 
wystawił im (r. 1006) Bolesław Chrobry. 
Dytmar wspomina o opactwie benedyk- 
tyńskiem w Międzyrzecu wielkopolskim; 
byli więc benedyktyni w Lechii i przed 
Chrobrym, który ich w szczególną wziął 
opiekę. Bruno, benedyktyn i arcybiskup, 
męczennik z 18 współbraćmi, popierany 
przez Chrobrego, apostołuje w Prusiech, 
Inflantach i na Rusi, dochodzi aż do Pie- 
czyngów. Pięciu benedyktynów: Mateusz, 
Jan, Izaak, Krystyn i Benedykt przele- 
wają także krew swoją w Polsce (r. 1010). 
Po nich osiadają inni już nie w pustel- 
niach, ale w klasztorach warownych, jak 
Łysa-góra, Tyniec. Kazimierz Odnowi- 
ciel odbudować na nowo klasztor tyniecki 
(r. 1044) i fundował opactwo lubuskie na 
Szląsku. Królowie i magnaci zakładali 
klasztory nowe i uposażali dawniejsze, ja- 
ko ogniska nauki, cywilizacyi i pobożności 
dla kraju. Nad wszystkimi powagą góro- 
wał klasztor tyniecki, którego opat nosił 
nazwę arcy-opata {archiabbas) i uważany 
był za przełożonego wszystkich klaszto- 



rów benedyktyńskich w prowincyi gnieź- 
nieńskiej. R. 1209 Mieczysław Stary za- 
łożył klasztor benedyktynów we wsi Ko- 
ścielnej pod Kaliszem. Bolesław Śmiały 
fundował r. 1065 opactwo w Mogilnie. 
Michał, pan na Krzywinie, fundował opac- 
two benedyktyńskie r. 1113 w Lubinie, w 
wojew. Poznańskiem. Do Płocka sprowa- 
dził benedyktynów biskup Werner roku 
1166 — 1170, ale opactwo fundował im do- 
piero, Jan, książę mazowiecki, r. 1270. Na 
żądanie księcia Michała Poniatowskiego, 
biskupa płockiego, wskutek rozkazu pa- 
pieskiego, benedyktyni płoccy zmuszeni 
byli klasztor z kościołem odstąpić (r. 1781) 
dla seminarjum djecezjalnego, sami zaś po 
różnych klasztorach się tułali, dopóki nie 
otrzymali r. 1802 klasztoru po jezuitach 
w Pułtusku. Każdy z klasztorów miał swo- 
je prepozytury i szpitale, po kraju rozsia- 
ne; np. opactwo sieciechowskie miało 
prepozytury w Sieciechowie, Radomiu, 
Puchaczowie i szpital w Stężycy. Na Lit- 
wie, oprócz klasztoru w Starych Trokach, 
założonego r. 1410 przez księcia Aleksan- 
dra Witolda (w r. 1842 oddanego ducho- 
wieństwu świeckiemu), mieli benedykty- 
ni klasztory: w Horodyszczu niedaleko 
Pińska, fundowany przez Karola Kopcia, 
w^ojew. trockiego r. 1659; pod Nieświe- 
żem, fundowany r. 1673 przez Michała 
Radziwiłła; w Mińsku, założony r. 1700 
przez chorążynę mińską Stetkiewiczową. 
Opactwo tynieckie zniesione zostało roku 
1815, świętokrzyskie zaś i sieciechowskie 
r. 1819. Benedyktyni pułtuscy najdłużej 
mieli szkołę, bo do r. 1830, klasztor zaś 
ich suprymowany został r. 1864. Gorli- 
wość i pracowitość benedyktynów, zwła- 
szcza w przepisywaniu ksiąg przed wyna- 
lazkiem sztuki drukarskiej, stała się przy- 
słowiową i oddała niemałe usługi cywili- 
zacyjne. Wcześnie jednak zeszli oni z tego 
stanowiska i poprzestawali na tradycyi. 
Benedyktynki w Polsce pierwszy swój kla- 
sztor miały w Staniątkach, o 3 mile na 
wschód Krakowa, fundowany r. 1240 

Digitized by V^OOQlC 



142 



BENEFICJUM — BENKIN. 



przez Klemensa na Ruszczy i Klimonto- 
wie, herbu Gryf, kasztelana krakowskie- 
go, dla córki swojej Wisenny, jedynaczki, 
która poślubiwszy czystość, zamąż pójść 
nie chciała. Bogato uposażony ten klasz- 
tor miewał po 100 zakonnic. W w. XVn 
miewał jeszcze po 50. Obecnie miewa oko- 
ło 30-tu i utrzymuje wyższą szkołę żeń- 
ską z pensjonatem. Klasztor staniątkow- 
ski miał swój drugi jeszcze klasztor za- 
konnic w Krakowie, tak zw. św. Schola- 
styki, zbudowany r. 1650. Inne klasz- 
tory benedyktynek założone zostały: w 
Chełmnie r. 1274, w Lignicy r. 1377, w 
Toruniu, Żarnowie, Poznaniu, Sandomie- 
rzu, Jarosławiu, Przemyślu, we Lwowie 
(dwa ostatnie utrzymują dziś szkoły żeń- 
skie, licznie uczęszczane), w Sierpcu, Łom- 
ży, Radomiu. Do kongregacyi chełmiń- 
skiej należały benedyktynki w Nieświeżu 
(fundacyi Mikołaja Radziwiłła Sierotki), 
w Wilnie, Kownie, Mińsku, Orszy, Kre- 
zach, Drohiczynie, Smoleńsku (skąd w koń- 
cu XVII wieku przeniosły się pod Słonim, 
z nazwiskiem ^exulantek smoleńskich**). 
Miały także benedyktynki klasztor w Ry- 
dze, założony r. 1185, który przetrwał aż 
do r. 1591, pomimo ciężkich bardzo dla 
siebie czasów z powodu przejścia miesz- 
czan na protestantyzm. Grdy król Stefan 
Batory wszedł do Rygi, wystąpiła ku nie- 
mu jedyna już tylko żyjąca w tym klasz- 
torze benedyktynka, sędziwa ksieni Anna, 
i ująwszy rękę zwycięskiego monarchy, 
wyraziła swoją radość, że nareszcie król 
katolicki tu przyszedł i że teraz już ją cze- 
ka tylko śmierć w pokoju, przyczem odda- 
ła mu w opiekę ukrywany przez nią staran- 
nie skarbiec kościelny. Klasztor ten oddał 
Batory jezuitom. W czasie najazdów 
szwedzkich i innych, wiele zakonnic po- 
niosło śmierć za wiarę i czystość, zwłasz- 
cza w Wilnie, Kownie i Nieświeżu, dlate- 
go benedyktynki litewskie dostały przy- 
wilej noszenia krzyża z karmazynowego 
aksamitu, przyszytego na wierzchu welo- 



' nu, jako pamiątki męczeństwa swych 
sióstr. 

Beneficjum w prawie kanonicznem oz- 
nacza uposażenie lub dochód osoby ducho- 
wnej, a w przenośni — także godność du- 
chowną tej osoby; w języku zaś prawni- 
czym zwano tak nieraz i księgo, obejmu- 
jącą spis gruntów, nadanych osadnikom 
przez książąt. Beneficja rezerwowa- 
ne były w Polsce te, których obsadzenie 
papież sam sobie zachował, polecając do 
nich zwykle biskupom kapłanów nowo- 
wy święcony eh, niemający eh jeszcze utrzy- 
mania. Przykład najdawniejszy takiego 
rezerwowania beneficjów przez Stolicę 
Apostolską i udzielania ich według swej 
woli widzimy w synodzie prowincjonal- 
nym- r. 1248. Często papieże ustępowali 
to prawo rezerwy królom lub biskupom, 
lecz gdy wielu duchownych zabiegało o 
podobne beneficja w Rzymie, król Zyg- 
munt I wyjednał r. 1519 u Leona X kon- 
kordat, znoszący w pewnej mierze rezer- 
wy wszelkich beneficjów wakujących, a 
pozostawiający papieżowi do dyspozycyi 
tylko t. zw. affecła; Klemens Vin pono- 
wił konkordat Leona bullą z r. 1525. Zy- 
gmunt I, ucieszony takiem obwarowaniem 
prawa kolacyi, przyznanego biskupom, e- 
gzemplarze konkordatu rozesłał pod swą 
pieczęcią do wszystkich kościołów kate- 
dralnych, a nawet na sejmie r. 1532 zado- 
wolenie swoje objawił. Zygmuntowi III 
pozwoliła Stolica Apostolska dać osobom 
duchownym, królowi zasłużonym, po 3 
beneficja w każdej dyecezyi: Grnieźnień- 
skiej. Krakowskiej, Kujawskiej, Poznań- 
skiej, Płockiej i Warmińskiej, choćby one 
pierwej dawane były przez elekcję i pa- 
pieżowi rezerwowane, albo do dyspozycyi 
biskupów lub kapituł należały. 

Benkin, herb polski, przedstawiający 
na tarczy w polu czerwonem dwa srebrne 
topory, złożone na krzyż, i dwa czarne 
łby dzicze, jeden między obuchami u gó- 
ry, drugi między toporzyskami u dołu. 



Digitized by 



Google 



BENNONICI 



BERŁO. 



143 



W koronie nad hełmem dwa bawole rogi, 
a między nimi także łeb dzika. Herbem 
tym pieczętowali się Benkinowie, przesie- 
dleni z Inflant na Litwę. (Kojałowicz), 

Bennonici. Naprzód powstało w War- 
szawie bractwo św. Bennona, zawiązane 
r. 1623 przez Niemców wyznania katolic- 
kiego, rękodzielników i kupców, w celu o- 
pieki nad potrzebującymi pomocy spół- 
ziomkami. Bractwo to miało dom swój 
na Nowem-Mieście, a w nim szkołę, przy- 
tułek dla cudzoziemców i kaplicę, obsłu- 
giwaną przez jezuitów. Jezuita Lejer, spo- 
^wiednik królewicza Jana Kazimierza, za- 
chęcił członków bractwa do wzniesienia 
kościoła Św. Bennona obok dzisiejszego 
kościoła panien Sakramentek przy ulicy 
Pieszej. Władysław IV obdarzył szpital 
bractwa szczegółową organizacją i przy- 
wilejem. Popierana przez królów instytu- 
cja miała własny bank pobożny (Mons 
pietatis)^ udzielający pożyczek rzemieślni- 
kom. Pod koniec wieku XVII pożar obró- 
cił cały zakład wraz z kościołem w perzy- 
nę. W latach 1708 i 1712 mór straszny, 
panujący w Warszawie, wyrwał 49 ofiar 
z grona bractwa. Wówczas to poświęce- 
niem bez granic odznaczył się kapelan 
bractwa ks. Henryk, doglądając chorych 
i roznosząc na własnych plecach wór, na- 
ładowany żywnością i lekarstwami, dopó- 
ki sam nie padł ofiarą szczytnego swego 
poświęcenia. Ks. Adam Rostowski, pro- 
boszcz warszawski, założył r. 1736 obok 
szpitala św. Bennona, dom poprawy dla 
osób dorosłych płci obojga czyli cuchthaus 
i oddał go pod zarząd bractwa, które 
jednak zaczęło się najgorzej wywiązywać 
ze swojego zadania. Gdy pod przewodem 
kanclerza Andrzeja Zamojskiego zawiąza- 
ła się r. 1766 Kompanja manufaktur weł- 
nianych, bractwo w skutek starań tegoż 
kanclerza i za pozwoleniem Watykanu, 
sprzedało całą swoją posesję powyższej 
Kompanii za 10,000 złotych, a po zniesie- 
niu w r. 1773 zakonu jezuitów, otrzyma- 



ło do swego użytku kościół po-jezuicki przy 
ul. Świętojańskiej (później pijarski). Obsłu- 
gę kościoła poruczouo r. 1788 dwum mi- 
sjonarzom zagranicznym: Hoffbauerowi 
i Hiiblowi, którzy odbudowali nadto ko- 
ściół Św. Bennona na Nowem-Mieście i u- 
trzymywali 3 szkoły: elementarną dla 
chłopców przychodnich, szkołę sierot i kle-^ 
ryków zgromadzenia. Księża ci rozwinęli 
gorliwą działalność misjonarską wśród lu- 
du, ale zarazem poczęli się mieszać do ro- 
zmaitych spraw świeckich i poHtycznych. 
Skutkiem tego Fryderyk August, książę 
warszawski, a król saski, na żądanie dwo- 
ru francuskiego wydał d. 9 czerwca r. 1808 
dekret, wydalający księży bennonitów z 
Warszawy. Bractwo zaś, przeniesione do 
kościoła paulinów (gdyż po-jezuicki oo. pi- 
jarom wówczas został oddany), istniało da- 
lej, zwane pospolicie niemieckiem (Fr. 
Skarbek, ks. Fabisz, Wejnert, F. M. So- 
bieszczański). 

Berło, krótka laska, będąca w ręku 
panującego widomym znakiem j0go wła- 
dzy. W symbolice ikonograficznej berło 
występuje wówczas, gdy obraz lub rzeźba 
przedstawia Trójcę Świętą: wtedy Bóg 
Ojciec, oparty prawą ręką o glob ziemski, 
w lewej berło zwykle trzyma. tJ Homera 
wszyscy wodzowie, przeciw Troi sprzy- 
mierzeni, noszą złote berła. Tarkwinjusz 
Pyszny miał pierwszy berło do Rzymu 
wprowadzić. U Rzymian sceptrum wyo- 
brażało kij albo laskę z kości słoniowej 
wyrobioną, z orłem złoconym u wierzchu, 
długość ręki mającą, jaką zwykli byli no- 
sić cesarze lub konsulowie, podczas obcho- 
dów tryjumfalnych z powodu odniesio- 
nych zwycięstw nad nieprzyjacielem. W 
wiekach średnich berło było koniecznym 
i nieodłącznym znakiem nionarchów, a 
samo jego pocałowanfe, lub nawet dotknię- 
cie się, było dowodem podległości i hołdu. 
O berłach pierwszych czterech koronowa- 
nych Piastów nic nie wiemy. Pewniej- 
szem jest dopiero, że Przemysław, wzno- 



Digitized by 



Google 



144 



BERŁO. 




Bcria i łańcuchy uniwersytetu krakowskiego. 



wiwszy tytuł królewski, zaczął 
używać berła, które wraz z ko- 
roną i jabłkiem przez jakiś czas 
chowano w Gnieźnie, dopóki 
tych klejnotów Władysław Ło- 
kietek nie przeniósł do Krako- 
wa wraź z obrzędem korona- 
cyjnym. Jak wyglądało berło 
kr. Kazimierza Wielk., znale- 
zione w jego grobie, wykaże to 
rysunek przy artykule o insy- 
gniach i klejnotach królew- 
skich. Lustracja skarbca na 
Wawelu z r. 1730 wj^kazuje 4 
berła: 1) szczerozłote, wysa- 
dzane drogimi kamieniami, 2) 
srebrne pozłacane, 3) małe zło- 
te od korony węgierskiej, 4) 
sceptrum srebrne pozłacane, 
większe. Po zajęciu Krakowa 
i Wawelu w r. 1794 przez woj- 
sko pruskie, berła te, wraz zo 
wszystkimi klejnotami królów 
polskich, zginęły. Kiedy rek- 
torowie uniw^ersytetów, w wie- 
ku XIY i XV, wyposażani by- 
wali rozległą władzą, zaczęli 
wówczas używać bereł, jako wi- 
domych znaków swej godnoś- 
ci. Eysunek tu dołączony 
przedstawia 7 bereł i 5 łańcu- 
chów uniwersytetu krakow- 
skiego, przechowywanych w 
bibljotece jagiellońskiej, z któ- 
rych 3 środkowe pochodzą je- 
szcze z wieku XV i stanowią 
drogą pamiątkę dla wszechni- 
cy, w której nauczał Wojciech 
z Brudzewa, a uczniem jego 
był Mikołaj Kopernik. Naj- 
starsze z nich, sprawione 
za rektoratu Jana Szafrańca 
ca r. 1404, odznacza się trzo- 
nem okrągłym, zakończonym 
koroną i trzema wiązkami her- 
bów, każda o trzech tarczach, 



Digitized by 



Google 



B K R M Y C A. 



145 



odnoszących się do ówczesnych dobrodzie- 
jów uniwersytetu. Długość jego wynosi 
1 metr i 106 milimetrów, a na lysunku 
dołączonym jest ono 6-em z rzędu, licząc 
od ręki lewej do prawej. Berło 3 z porząd- 
ku na naszym rysunku, pochodzi od kar- 
dynała Zbigniewa Oleśnickiego, biskupa 
krakowskiego, a dostało się uniwersyteto- 
wi r. 1455, na mocy testamentu tego do- 
stojnika, jak to wskazuje napis łaciński, 
na berle umieszczony, który w tłómacze- 
niu polskiem znaczy: „Berło przez prze- 
wielebnego ojca pana a pana Zbigniewa, 
tytułu Św. Pryski, kardynała prezbitera 
i biskupa krakowskiego, uniwersytetowi 
krakowskiemu zapisane. Umarł we wtorek 
po Niedzieli Palmowej roku Pańsk. 1455". 
Berło to ma długości metr 1 i 159 milime- 
trów. Trzecie stare berło, umieszczone na 
rysunku naszym pośrodku, najozdobniej- 
sze i uwieńczone koroną najokazalszą, 
spoczywającą na kapitelu wypukło kutym, 
długie metr 1 i 80 milimetrów, z trzonem 
sześciobocznym, było wprzód, tak jak Ole- 
śnickiego, berłem kardynalskiem, należą- 
cem do zmarłego r. 1503 kardynała Fry- 
deryka Jagiellończyka, syna Kazimierza, 
króla polskiego, a brata Jana Olbrachta, 
Aleksandra i Zygmunta I, To też na ber- 
le tem znajdują się emaljowane herby pa- 
pieża Aleksandra VI, orzeł polski z krzy- 
żem biskupim i kapeluszem kardynalskim 
nad tarczą, oraz herb rakuski matki Fry- 
deryka, królowej Elżbiety. Uniwersytet 
używał zwykle przy uroczystościach tyl- 
ko dwuch bereł, podobnie jak używa 
dwuch bereł na swojej tarczy herbowej 
(w niebieskiem polu), przez \Vł. Jagiełłę 
mu nadanej. Rysunek nasz przedstawia 
jeszcze cztery berła nowsze, wydziałowe 
uniwersytetu krakowskiego, a mianowi- 
cie: 1-sze z lewej strony berło wydziału 
teologicznego, z postacią św. Jana Kanie- 
go na gałce; 2-gie wydziaiu prawniczego, 
z postacią Kazimierza Wielkiego; 3-cie 
wydziału lekarskiego, z postacią Scba- 

Ilneyklopedja staropolska. 



stjana Petrycego, i ostatnie, należące do 
wydziału filozoficznego, z postacią Miko- 
łaja Kopernika. W zbiorach ordynackich 
; hr. Zamojskich znajdują się dwa berła 
i bronzowe, pozłacane, z czasów Zygmunta 
, III, do akademii Zamojskiej niegdyś na- 
leżące, z napisem: Arihim ianguam matri 
charissirnae Academiae Zamoscensi altrici 
sitae bonarumgtie — z herbami: Jelita (Za- 
mojskich), Leliwa (Tarnowskiej, matki To- 
I maszą Zamojskiego), trzeci — najpodob- 
I niej Pa węża, czwarty— Jastrzębiec, woko- 
ło głoski T(homas) D(e) Z(amoscie) P(ala- 
tinus) P(odoliensis) C(apitaneus) G(enera- 
lis) C(ijoviensis). Laski tych bereł są sze- 
ścioboczne, rytowane, u spodu gałki o 12 
guzikach, u góry kule w liściastych koro- 
nach. Długość cała metr 1 i milimetrów 
110. — Berłem nazywano także laskę my- 
śliwską z poprzeczką w rodzaju krzyża i 
półksiężycem lub krążkiem na wierzchu, 
służącą do sadzania sokoła lub jastrzębia, 
do łowów zaprawionego. Berło takie by- 
ło kilka łokci długie i u dołu zakończone 
ostrym kolcem żelaznym, aby mogło być 
łatwo zatykane w przedsionkach, kruż- 
gankach i dziedzińcach dworów i zamków. 
Na niem przed łowami umieszczano pta- 
ka z kapturkiem na głowie, zasłaniiTjącym 
mu oczy, do nóg zaś przyczepiano „pęcę"* 
czyli „dłużec", t. j. rzemyk z dzwonkiem, 
by nie bujał w powietrzu. Sokoła, gdy 
wzleciał w górę, przywabiano gwizdaniem 
do berła. „Zdziczałego jastrzębia któż na 
berło zwabi"— pisze w XVIII wieku Za- 
błocki. Powszechne były przysłowia: 1) 
Berło i miłość nie chcą towarzysza. 2) By- 
ło to berło, ale się zderło. 

Bermyca z niem. Barmułzc^ czapka 
futrzana (właściwie niedźwiedzia), noszo- 
na przez grenadjerów w piechocie i kom- 
panje wyborcze strzelców konnych, przez 
wszystkich oficerów niższych tej broni, w 
artyleryi konnej, przez adjutaniów gene- 
rałów wojsk Wielk. Księstwa Warszaw- 
skiego. Bermyca piechotna była wyższa — 



Digitized by 



Google 



146 



B K R X A K D Y N I. 



vł kształcie stożka, jazdy zaś — niższa, 
szersza u góry, z dnem okrągłeni sukien- 
nem. W w. X\''I1I, w regimencie gwar- 
dyi pieszej koronnej używano czapek fu- 




Bermyca piechoty. 



Bcrniyca jazdy. 



trzanych. Także w r. 1831 strzelcy kaliscy 
zwani „świńskich bermic" oraz strzelcy 
piesi sandomierscy. {B. Gemb.) 

Bernardyni stanowią gałąź zakonu Bra- 
ci Mniejszych {ordo minoruiii)^ któremu 
Św. Franciszek seraficki dał początek. 
Gdy sława św. Bernarda seneńskiego i je- 
go towarzyszów rozeszła się po Włoszech, 
rychło też doszła i do Polski, gdzie szcze- 
gólniejszy podziw i zapał wzbudziła. Cno- 
ty swego mistrza przejął jego uczeń i przy- 
jaciel, Św. Jan Kapistran, którego w roku 
1-451, na prośby cesarza Fryderyka III, 
wysłał do Niemiec papież Mikołaj V. On 
to w r. 1452, zaprowadziwszy swój zakon 
w Austryi i Czechach, przybył do Szląs- 
ka. Wówczas na życzenie kr. Kazimierza 
Jagiellończyka i kardynała Zbigniewa 
Oleśnickiego, wyprawiono do Kapistrana 
listy i oddzielne poselstwo, prosząc, aby na- 
wiedził i słowem apostolskiem wzbogacił 
kraj polski. Jakoż niebawem cały Kra- 
ków wyszedł naprzeciw niemu. Sam król 
z matką swoją Zofją i Oleśnicki z całem 
duchowieństwem powitali na przedmieściu 



Kleparzu wielkiego duchem, choć ubogie- 
go w skarby doczesne gościa. Kapistran 
przemówił do króla po łacinie. Pomiesz- 
czono go wraz z jego 12-tu towarayszami 
w kamienicy Jerzego Szwarca w Rynku. 
Tu przebywał przez blizko 9 miesięcy, 
miewając codziennie dwugodzinne kaza- 
nia po łacinie przed kościółkiem św. Woj- 
ciecha w Rynku, a zimą w kościele P. Ma- 
ryi, które kapłani zaraz tłómaczyli ludowi 
na język polski. Oleśnicki, pragnąc za- 
trzymać zakonników, towarzyszących Ka- 
pistranowi w Krakowie, z pośpiechem za- 
czął budować dla nich kościół i klasztor 
na przedmieściu Stradomiu. W r. 145-t 
nastąpiła konsekracja kościoła pod wez- 
waniem Św. Bernarda seneńskiego (od 
którego obserwanci polsc\' wzięli nazwę 
swego zakonu), poczem kardynał, w pro- 
cesy i całego duchowieństwa i najznako- 
mitszych dostojników kraju, wprowadził 
zakonników do nowego klasztoru — pierw- 
szego tej reguły w ziemiach polskich. Jan 
Kapistran objął klasztor w posiadanie, na 
czele IG-tu zakonników, wśród których 
było już 5-iu pierwszych polaków, przy- 
jętych do zakonu w Krakowie, a miano- 
wicie: Franc. Rozemberski, Bartł. Grzy- 
bowski, Bernard Bieceński, Ludwik Wart- 
ski i Mikołaj Dobrzyński. Władysław Wę- 
gier zostaj pierwszym przełożonym i rzą- 
dził potem 80-ciu zakonnikami. Liczba 
zakonników szybko wzrastała: sam Kapi- 
stran przyjął więcej niż 150 zelantów ze 
znakomitszej młodzieży dworu królew- 
skiego i akademii, którzy porzucali świat 
i dostatki, aby poświęcić się w ubóstwie 
służbie Bożej i zbawieniu dusz ludzkich. 
Obecna naówczas w Krakowie, na weselu 
króla Kazimierza z Elżbietą Austrjacz- 
ką, księżna mazowiecka Anna — ofiarowa- 
ła Kapistranowi dla zakonu miejsce w swej 
stolicy Warszawie, dokąd wysłał zaraz 
Jakóba z Crłogowy z (3-ciu braćmi zakon- 
nymi. Klasztor więc^ bernardynów w War- 
szawie był drugim z kolei na ziemiach 



Digitized by 



Google 



BERNARDYNI. 



147 



l^olskich, t€\j reguły klasztorem, założo- 
nym w r. 1454; żaden więcej klasztor w 
Polsce nie ma tylu pięknych wspomnień 
co bernardyni w Warszawie, chlubiący 
.się wspomnieniem błogosławionego Wła- 
dysława z Gielniowa. Najpierwsze dzieje 
kościoła tego zakonu już się związały z | 
imieniem tego znamienitego syna ubogich 
mieszczan z ziemi opoczyńskiej i ciągle je 
l^owtarzają. Całe prawie życie świętego 
upłynęło w Warszawie, a świadkiem prac , 
jego apostolskich był kościół św Anny 
przez lat kilkadziesiąt od r. 1468, w któ- 
rym przyjął suknię zakonną. Tutaj 
przechodził wszj^stkie stopnie zakonnych i 
godności, aż został prowincjałem. Tu prze- 
ciw Turkom głosił krucjaty i tworzył pol- 
skie i łacińskie pieśni, które potem lud po- 
bożny i zakonnicy śpiewali, np.: ,. Jezusa 
Judasz sprzedał^ lub „Jesus Nazarenus , 
rex Judeorum, exurgat et auferat gentes ' 
paganoruni" i t. d. Jan Kapistran w r. 
1454 opuściwszy Polskę, listownie jeszcze 
udzielał rad braciom polskim aż do zgonu , 
swego w r. 145G. Ponieważ liczba klasz- 
torów bernardyńskich szybko rosła, co w i 
owoczesnych stosunkach społecznych zna- 
mionowało rozwój humanitarny narodu, 
pomyślano więc wkrótce o odłączeniu 
klasztorów polskich od prowincyi zakon- 
nej austrjacko-czeskiej, co zatwierdzonem 
zostało przez papieża w r. 1467. Polskiej 
wikaryi dostały się wszystkie klasztory, 
położone w Koronie, Litwie i Rusi. Gdy 
chodziło o zdecydowanie, komu oddać da- 
wną pieczęć prowincyi austrjacko-czes- 
kiej, z wyobrażeniem N. M. Panny, całej 
w promieniach, trzymającej na ręku Bos- 
kie Dziecię, rzucono losy i pieczęć owa do- 
stała się Polsce, gdzie serca wiernych, pło- 
nące miłością ku Bogarodzicy, przyjęły 
ten wypadek jako zrządzenie Nieba, któ- 
re uznawało w Niej królowę polską. Cze- 
chy i Austrja rozdzieliły się także na od- 
dzielne prowincje zakonne i przyjęły dla 
odmiany w pieczęciach: pierwsze — wize- 



runek ś w. Bernarda, druga— ś w. Kapistra- 
na. W chwili tego rozdziału miała już 
Polska 12 klasztorów bernardy ńskicdi, z 
których 7 przypadało na Wielkopolskę — 
przy niej więc godność wikarjatu została. 
Gdy w r. 1517 tytuł wikarjuszów prowin- 
cyi polskiej zamieniono na prowincjałów, 
było już w jej granicach 26 klasztorów 
bernard., a mianowicie: 13 w Wielkopol- 
sce, 5 w Małopolsce, 4 w Wielk. ks. Lit. 
i 4 na Rusi. Za prowincjała Jana Komo- 
rowskiego, wr. 1530, nastąpił podział pro- 
wincyi polskiej na polską i litewską. Roku 
1628 w Warszawie na kapitule ogłoszony 
został podział pierwotnej prowincyi pol- 
skiej na 4, a mianowicie: wielkopolską (16 
klasztorów), małopolską (12), litewską (14) 
i ruską (15). Było zatem wówczas wszy- 
stkich klasztorów bernard, w Rzplitej 57. 
Dotychczasowa pieczęć przeszła do pro- 
wincyi małopolskiej — przez poszanowanie 
starożytności głównego jej klasztoru w 
Krakowie. W czasie trwania morowego 
powieti^za śmiertelność między zakonni- 
kami bywała ogromna, a to z powodu, że 
ze świadomością niebezpieczeństwa przy- 
gotowywali chorych na śmierć. Tak w je- 
dnym roku, pod koniec panowania Zyg- 
munta III, w Samborze zmarli wszyscy, 
we Lwowie 17, w Warszawie 26, w Ty- 
kocinie 11, w Przasnyszu 16, na Pradze 
pod Warszawą 11, w Wilnie 26, w Kali- 
szu 10. Bernardyni zaprowadzeni zostali 
w Polsce nie taką drogą jak inne zgroma- 
dzenia religijne; gdy bowiem te, w począt- 
kach swego istnienia w naszym kraju, 
składały się zwykle z przybyłych cudzo- 
ziemców, mianowicie niemców, włochów 
lub francuzów, to duchowna rodzina św. 
Kapistrana, od samego początku składała 
się przeważnie z Polaków i przybrała na- 
zwisko oddzielne, gdzieindziej nieznane, a 
nawet nieco odmienną u siebie wyrabia re- 
gułę. Stąd wytłómaczyć się daje niechęć 
niekt<)rych wizytatorów i komisarzy wło- 
skich, okazywaną naszym bernardynom, 



Digitized by 



Google 



148 



HERM A R D Y N K I. 



posiadającym z drugiej ftjtrony wielką 
sympatję ludu w Polsce i Litwie. Był to 
najpopularniejszy i najliczniejszy z zako- 
nów na ziemiach dawnej Polski, a tak da- 
lece pod względem cech swoich narodo- 
wy, że nawet udzieliła mu się polska nie- 
zgoda, objawiająca się w ciągłych sporach 
pomiędzy klasztorami o granice prowin- 
cyj zakonnych. Np. prowincja małopol- 
ska w r. 1630 rozciągała się na Ruś i Lit- 
wę, lecz r. 1637 odłączono już od niej Ruś 
Czerwoną, a r. 1731 i Litwę. Zaprowadze- 
nie bernardynów i początkowe ich dzieje 
w dawnej Polsce pięknie opisał hr. Mau- 
rycy Dzicduszycki w dziele: „Zbigniew 
Oleśnicki'* (Kraków, 1854, tom II, część 
VI, od str. 377). Xa Litwie zniesione zo- 
stały w r. 1832 klasztory: w Orszy, Wi- 
tebsku, Mikulinie, Hłusku, Berezynie, Sie- 
liszczach, Pińsku, Trokach, Żytomierzu, 
Mozyrzu, na Podolu w Janowie, Jarmo- 
lińcach, Cudnowie, Workowiczach, Ja- 
nowce, Jurewiczach; w r. 1864 w Wilnie, 
Mohylowie, Iwie, Wołożynie, Budsławiu, 
Słonimie, Kretyndze, Cytowianach, Tra- 
szkunach, Datnowie, Zasławiu, Nieświeżu 
i Mińsku. W Kongresówce r. 1864 supry- 
mowane zostały wszystkie klasztory ber- 
nardyńskie, z wyjątkiem 5-iu dożywot- 
nich: w Kazimierzu kujawskim, Kole, 
Warcie, Widawie i Paradyżu czyli Wiel- 
kowoli. 

Bernardynki. Gdy zakon św. Kapistra- 
na szybko się szerzył w ziemiach polskich, 
a młodzież i starsi, nawet wyższego stanu 
i ukształcenia, przywdziewali ochoczo gru- 
by habit, wiele wdów i panien, podziela- 
jąc ten religijny zapał, przyjmowały w 
praktyce domowej trzecią regułę św. Fran- 
(!iszka,igdy nie było jeszcze żeńskich kla- 
sztorów bernardynek, najmowały lub ku- 
powały domy w bliskości kościołów ber- 
nardyńskich i tam, własnemi rękoma za- 
rabiając na chleb powszedni, piorąc bie- 
liznę kościelną i utrzymując porządek w 
świątyni, oddawały się modlitwie i prak- 



tykom religijnym. Lud uważał tercjarki 
te za poświęcone już Bogu, lubo nie były 
zakonnicami, a biskupi i królowie poczęli 
obdarzać je przywilejami; np. biskup Jan 
Lubrański podobny domprzy kościele ber- 
nardyńskim w Poznaniu uwolnił r. 1517 
od opłacanego proboszczowi podatku, 
zwanego ^kolędą". Siostry 3-go zakonu 
miały takie domy w Kościanie, Wscho- 
wie, Kobylinie, Kaliszu, Warcie i t. d., 
rządząc się przepisami, wydanymi przez 
papieża Mikołaja IV i prowincjałów pol- 
skich, spisanymi na kapitule poznańskiej 
r. 1472 i krakowskiej r. 1488. Dopiero 
pod koniec wieku XVI zgromadzenia te 
pobożnych wdów i panien, z rozporządze- 
nia kościoła, do formalnej klauzury obo- 
wiązane zostały. Zajął się tem pierwszy 
prowincjał bernardynów Benedykt Grąsio- 
rowski, lwowianin, poleciwszy ogłosić ter- 
cj arkom bullę papieską r. 1594, którą 
większa część sióstr przyjęła i ślubowała 
posłuszeństwo. Pierwszą taką prawdziwą 
zakonnicą została Anna Smoszewska, wdo- 
wa, rodem ze znamienitego domu Rozra- 
żewskich; ofiarowała ona swój posag na bu- 
dowę klasztoru w Poznaniu, do którego po- 
biegło wiele córek szlacheckich ślubować 
czj^stość i ubóstwo, ofiarowując swe posagi 
na dokończenie klasztoru. Tym samym 
sposobem powstały bernardynki w War- 
szawie, na Krakowskiem - Przedmieściu. 
R. 1514 przj^była tam niejaka Elżbieta 
Golińska, panna bogatego rodu, i nabyła 
drewniany domek w pobliżu klasztoru; 
wkrótce przyłączyły się do niej 'inne po- 
bożne dziewice, które codzień u drzwi ko- 
ścielnych pod chórem śpiewały officmm 
lub defiinctorum. Ubiór ich był koloru 
bernardyńskiego, welon biały, głowa o- 
kryta czepcem koloru sukni, podbitym 
białym kożuszkiem z wyłogami, płaszcz 
długi, takiż jak suknia. Żyły z pracy rąk 
i jałmużny lub szczupłego od rodzin za- 
siłku, zajmowały się dozorowaniem cho- 
rych kobiet i towarzyszeniem przy pogrze- 



Digitized by 



Google 



BERNATOWICZ— BERNOWICZ. 



149 



bach. Król Zygmunt I dal im przywilej 
na pobieranie corocznie 4-cli beczek soli. 
Od r. 1597 przyjęły te tercjarki zaprowa- 
dzoną stale w ich domu klauzurę klasz- 
torną, a pomiędzy r. 1600 i 1G17 zbudowa- 
no im ze składek piękny i gustowny ko- 
ściółek Św. Michała, któiy stanął w tem 
miejscu, gdzie dzisiaj zaczyna się Nowy- 
Zjazd, t. j. pomiędzy wy- 
lotami ulic Marjensztadu 
i Grodzkiej, wiodącej nie- 
gdyś z nad Wisły, pod 
murami zamku królew- 
skiego, na plac Zamko- 
wy. Kościół ten rozebra- 
ny w wieku XIX, przed 
zbudowaniem Nowego- 
Zjazdu, przedstawiamy 
w dołączonym rysunku. 
Król Władysław IV ku- 
pił od bernardynek dom- 
ki drewniane, pod klasz- 
torem ich stojące, za hoj- 
n^ zapłatę 10,000 złotych 
ówczesnych i zniósł je, 
aby na tym placu wysta- 
wić pomnik dla swego oj- 
ca Zygmunta III, dotąd 
stojący. W Wilnie mia- 
ły bernardynki aż dwa 
swoje zgromadzenia, t. j. 
na Zarzeczu — dom fun- 
dowany przez Barbarę 
Radziwiłłównę i zakon- 
nicę Annę Olechnowiczó- 
wnę, wojewodziankę wi- 
leńską, tudzież klasztor 
przy kościele św. Micha- 
ła, fundacyi Lwa Sapiehy, kancl. lit., z r. 
1594, którego bogate uposażenie r. 1842 
przeszło na skarb. Klasztory bernardy- 
nek istniały jeszcze w Kaliszu, Wieluniu, 
Przasnyszu, Łowiczu, Warcie, Bydgosz- 
czy, Krakowie (na Stradomiu, fundowany 
roku 1489), w Lublinie, Sandomierzu, 
Mińsku, Brześciu litewskim i kilku innych 



miejscowościach, obok zgromadzeń ber- 
nardynÓAv. 

Bernatowicz, herb polski, przedsta- 
wiający na tarczy błękitnej żelazną pod- 
kowę, zwróconą w dół ocelami i w tymże 
kierunku przeszytą prostopadle srebrną 
strzałą z piórem, rozdartem u góry na dwie 
połowy; w koronie szlacheckiej nad heł- 




Kościót panien bernardynek w Warszawie, dziś już nieir?tnicjacy. 



mem trzy białe strusie pióra. Herbem tym, 
stanowiącym jakby odmianę „Niezgody", 
pieczęt. się Gejsztowt-Bernatowiczowie. 

BernowiCZ, herb polski, przedstawiają- 
cy na tarczy błękitnej trzy czerwone róże, 
stanowiące trójkąt. Nad każdą z nich 
znajduje się mała pięciopromienna gwiaz- 
da. Nad hełmom i koroną szlachecką toż 



Digitized by 



Google 



ir)0 



BKTOM ANIE— BEZKR( )LE\VIE. 



samo, CO na tarczy. — Pieczętują się tym 
herbem Bernowiczowie, szlachta w Nowo- 
grodzkiem i Słuczczyźnie osiadła. 

Betomanie. Łukasz Gołębiowski, w dzie- 
le swojeni p. n. „Gry i zabawy" (Warsza- 
wa, 1831), opowiada: „Podczas bytności 
wojsk francuskich w Warszawie 1807 r., 
było wesołe towarzystwo z rodaków i ob- 
cych utworzone, pod nazwiskiem Beto- 
manie. Członki towarzystwa tego zgro- 
madzały się na obiady składkowe, każdy 
z nich miał znak szczególny przy guziku 
na piersiach, to jest: wiązeczkę siana na 
wsti^żce. Czytano i deklamowano przy 
uczcie prayjacielskiej roboty własne wier- 
szem lub prozą, dowcipne i wesołe". 

Bezkrólewie, po łacinie Interregnum^ 
czas pomiędzy panowaniem jednego kró- 
la a wstąpieniem na tron następnego. Za- 
stępujący w tym czasie miejsce króla pry- 
mas, arcybiskup gnieźnieński, zwał się po 
polsku między król, po łacinie ifiterr€X, 
W Polsce forma rządu od najdawniejszych 
czasów była zupełnie odmienna od rzą- 
dów w innych państw^ach, więc też i bez- 
królewie miało u nas zupełnie inne zna- 
czenie, niż gdzieindziej. Bezkrólewie na- 
stąpić mogło w trzech wypadkach, t. j. al- 
bo po śmierci króla, albo po złożeniu go 
przez naród (jak się stało z Henrykiem 
Walezjuszem, gdy odjechał do Francyi), 
albo po dobrowolnem złożeniu korony, jak 
zrobił Jan Kazimierz. Pierwsze bezkró- 
lew'i(*, które w dziejach naszych spotj^ka- 
my, było po śmierci Mieczysława Gnuś- 
nego. Ryksa chciała rządzić w imieniu 
małoletniego syna, na sposób niemiecki, 
ale musiała ustąpić. Po śmierci Przemy- 
sława (zabitego w Rogoźnie r. 1296), Wiel- 
kopolska czyli właściwi Polanie, dla za- 
chowania jedności, obierają królom księ- 
cia krakowskiego Wacława, który był tak- 
że królem czeskim; po nim obierają kró- 
lem W ładyslawa Łokietka. Król był wła- 
ściwie królem w starożytnej Wielkiej Pol- 
sce, poza nią był księciem krakowskim, 



sandomierskim, pomorskim i t. d., a osoba 
jego była tym węzłem unii i zjednoczenia, 
do którego parła naród konieczność histo- 
ryczna i najżywotniejsze jego potrzeby, 
oraz wspólność języka i obyczaju. Łokie- 
tek za życia swego jeszcze zapewnił na- 
stępstwo tronu synowi swemu Kazimie- 
rzowL Kazimierz Wielki, że nie miał po- 
tomka, także za wiedzą narodu zapewnił 
następstw^o po sobie siostrzeńcowi swemu. 
Ludwikowi węgierskiemu. Naród zape- 
wnił Ludwikowi oddanie tronu dla jednej 
z jego córek, nie wymieniając osoby. Żł» 
jednak stanowczo nie działano, więc po 
śmierci Ludwika w r. 1382 nastąpiło pier- 
wsze burzliwe bezkrólewie. Nastąpiły licz- 
ne zjazdy i elekcje, po Maiyi obrana zo- 
stała królową Jadwiga, a kiedy zjechała, 
do Krakowa, pojawili się liczni kandyda- 
ci do korony. Naród obrał Litwina Jagieł- 
łę na ki^óla dożywotniego i męża dla Ja- 
dwigi. Żony Władysławowi Jagielle umie- 
rały, i dopiero z ostatniej doczekawszy się 
naprzód córki, potem synów, starał się 
zapewnić tron dla tej córki, a potem już 
dla synów. W tym celu jednał sobie szla- 
chtę na sejmach i brał od miast zaręcze- 
nia na piśmie, że głosować będą za jed- 
nym z królewiczów. Po śmierci Jagiełły 
r. 1434 utrzyma! się małoletni Władysław^ 
i wtedy złożono radę rejencyjną — wypa- 
dek jedyny w dziejach polskich. Gdy 
Warneńczyk zginął pod Warną, nastąpiło 
pierwsze tak długie, bo kilkoletnie bez- 
królewie, elekcyj było kilka, i wreszcie 
przyjął koronę Kazimierz Jagiellończyk. 
Kazimierz, umierając, usiłował zapobiedz 
bezkrólewiu testamentem, w którym na- 
znaczył Aleksandra wielkim księciem li- 
tewskim, a Jana Olbrachta królem pol- 
skim. Bez względu na ten testament, Ko- 
rona i Litwa przystąpiły do elekcyi. W Li- 
twie bezkrólewie daleko krócej trwało, za- 
ledwie kilka tygodni, bo panowie, zjechaw- 
szy się, podnosili odrazu kandydata na 
wielkie księstwo. W Koronie potrzeba by-. 



Digitized by 



Google 



BEZKRÓLEWI E. 



151 



ło sejmu elekcyjnego, więc bezkrólewie 
trwać musiało kilka miesięcy. Zygmunt 
Stary, na lat 10 przed śmiercią, pozwolił 
Litwie obrać syna swego Zygmunta Au- 
gusta wielkim księciem litewskim, a Ko- 
ronie — tegoż królem polskim; po śmierci 
więc Zygmunta Starego r. 1548 nie było 
wcale bezkrólewia. Ze śmiercią Zygmun- 
ta Augusta następuje wielki przełom w 
dziejach bezkrólewia: bezkrólewie traci 
cechę chwilowości i przjrpadku, a pozysku- 
je oddzielne prawa i ustawy, jakby jakiś 
stan normalny, zasadniczo przedzielający 
jedno panowanie od drugiego w życiu 
politycznem Rzplitej. Podług tego nowe- 
go porządku, podczas bezkrólewia zmienia 
się cały bieg spraw narodowych. Wr. 1572 
Polska, tak samo jak r. 1382 po śmierci 
Ludwika węgierskiego, musi o sobie my- 
śleć i króla wybierać, ale formy elekcyi 
nie przepisało jeszcze żadne prawo. Po- 
wstaje więc wielki niepokój i następuje 
mnóstwo zjazdów prowincjonalnych na 
przestrzeni szerokiej, bo już Litwa z ob- 
szernymi kawałami Rusi wsiąkła do jed- 
ności Rzplitej. Po półrocznych niepoko- 
jach następuje w Warszawie, w styczniu 
r. 1573, konwokacja wszystkich stanów, 
na której uchwalono tymczasowo czas 
i formę elekcyi. Po elekcyi w maju roku 
1573 bezkrólewie trwało jeszcze do koro- 
nacyi w lutym r. 1574, zanim sprowadzo- 
no Henryka Walezjusza do Polski. Ody 
zaś ten umknął w czerwcu do Francyi, od 
ucieczki tej aż do koronacyi Batorego u- 
płynęło 23 miesiące, lubo właściwe bez- 
królewie, t.j. od czasu ogłoszenia tronu za 
wakujący po Henryku, trwało tylko mie- 
sięcy 7 — 8. Za Jagiellonów nie bywaio 
wcale konwokacyi, lecz prymas, zasięg- 
nąwszy rady panów, naznaczał wprost 
dzień elekcyi, na którą zjeżdżał się „na- 
ród" szlachecki. Teraz kiedy bezkrólewie 
zostało uregulowane prawami, następują 
trzy sejmy: pierwszy konwokacyjny, na 
którym stany Rzplitej oznaczają czas i for- 



mę elekcyi, drugi elekcyjny i traeci koro- 
nacyjny. Nasamprzód, wnet po zgonie 
ki-óla, prymas zwołuje t. zw. konwokacyj- 
ną radę senatu, na której ustanawia się 
terminy przyszłego sejmu konwokacyjne- 
go i wyborczych na ony sejmików. Rów- 
nocześnie z uniwersałem na te sejmiki, 
prymas wydaje , denuncjację" o śmierci 
królewskiej i otwarciu bezkrólewia. Z ko- 
lei, na sejmie konwokacyjnym ustanowio- 
ny zostaje termin elekcyjnego, oraz cały 
szereg rozmaitych nowych uchwał, doty- 
czących zarówno bezpieczeństwa Rzplitej 
czasu bezkrólewia, jako też w szczególno- 
ści bliższych warunków przebiegu przy- 
szłego sejmu elekcyjnego. Śród wielolicz- 
nych i rozmaitych tego rodzaju uchwał 
sejmów konwokacyjnych, zasługują na 
uwagę te wypadki, gdzie ustalona bywa- 
ła zasada, azali nadchodzący sejm elek- 
cyjny ma odbyć się bądź jako „konny", 
t. j. z powszechności elektorów szlachec- 
kich złożony, bądź też tylko obesłany 
przez deputacje elekcyjne od województw. 
W tym ostatnim duchu niejednokrotnie 
zapadały uchwały konwokacyjne, donio- 
słe z tego względu, iż w nich wyrażała 
się dążność do prawidłowego ścieśnienia 
trudnej i niebezpiecznej materyi elekcyj- 
nej. Dodać jednak należy, iż tego rodza- 
ju uchwały ścieśniające nie zyskały ni- 
gdy pełnej powagi w opinii publicznej ani 
w praktyce; tak np., wbrew uchwale kon- 
wokacyjnej 1764 r. o elekcyi przez depu- 
tatów, na sejm elekcyjny t. r. z wielu wo- 
jewództw, obok obranych deputatów, sta- 
wili się również z własnej woli i inni elek- 
torowie: nazbyt już utrwaliło się pojęcie, 
iż prawo czynne elekcyjne przyrodzonem 
i nietykalnem jest prawem każdego szla- 
chcica. Ponieważ zwykłe sądy odbywały 
się w Polsce w imieuiu króla, zatem pod- 
czas bezkrólewia ustawały, a funkcjono- 
wały przez ten czas tak zwane sądy kap- 
turowe (ob.), których prawa były surow- 
sze. Dla utrzymania wewnąlrz kraju po- 



Digitized by 



Google 



152 



B E z K R Ó L E \V I E. 



rządku i wykonywania uchwał sejmowych, 
stany zawiązywały na czas bezkrólewia 
konfederację. Istniała nawet, jak się wy- 
raża Askenazy, fikcja ustawodawcza, we- 
dle której każda w bezkrólewiu konwoką- 
cja, ipsojiire^ działała pod węzłem konfe- 
deracyi, t. j. stanowiła większością głosów, 
zanim nawet do formalnego zawiązania 
konfederacyi dochodziło. Na mocy tej to 
fikcyi, opartej jakoby na tradycyi i zwy- 
czaju, Czartoryscy utrzymali konwokację 
17G4 r., bez względu na masowe vcto stro- 
ny przeciwnej i opuszczenie przez nią sej-. 
mu, a następnie całą tę konwokację pro- 
wadzili zwyczajną większością głosów, pod 
sam koniec dopiero, na ostatniej sesyi, for- 
malnie wiążąc stany w konfederację. Nie- 
podobna jednak tej iikcyi przypisać do- 
statecznej zasadności i należy też argu- 
mentacyi i postąpieniu Czartoryskich w 
tym wypadku odmówić legalności (co też 
odbić się musi niekorzystnie na legalności 
samego obioru Stanisława Augusta i dało 
później podstawę barskiej uchwale detro- 
nizacyjnej). To też wprost przeciwnie po- 
stąpiono sobie na konwokacyi 1696 roku, 
gdzie, skutkiem jednego vcło^ uznano wła- 
ściwy sejm konwokacyjny za zepsuty 
i dopiero, zawiązawszy konfederację fak- 
tyczną, uchwalono najniezbędniejsze po- 
stanowienia porządkowe. W ogólności na- 
ród, rządząc się więcej zwyczajami i do- 
wolnością, nie ułożył nigdy i nie napisał 
ścisłego i dokładnego prawa o elekcyi kró- 
lów; odpowiednie przepisy są rozrzucone 
po rozmaitych konstytucjach konwoka- 
cyjnych i elekcyjnych, będących nieraz w 
rażącej między sobą sprzeczności. Bez- 
królewie po Stefanie Batoiym trwało od 
grudnia 1586 r. do grudnia roku następ- 
nego, a było burzliwe i krwawe; po Zj^g- 
muncie III trwało miesięcy 9 (od maja r. 
1632 do lutęgo r. 1683); po Władysławie 
IV — miesięcy 8 (od maja 1648 r. do stycz- 
nia 1649 r.). Jan Kazimierz abdykował we 
w^rześniu 1668 r., a dopiero w czerwcu na- 



stępnego roku obrany został królem Mi- 
chał Korybut Wiśniowiecki. Po śmierci 
Wiśniowieckiego, obrany królem Sobieski 
musiał iść tak spiesznie na wojnę turec- 
ką, że nie było czasu na koronację. Dla 
uniknięcia mitręgi pozwolono więc Jano- 
wi III koronować się nie w Krakowie, ale 
we Lwowie, lecz gdy i na to czasu zabra- 
kło, koronacja odbyła się na Wawelu po 
powrocie z wojny. Był to jedyny w dzie- 
jach naszych wypadek, że bezkrólewie 
skończyło się na elekcyi, nienakoronacyi, 
i że król od elekcyi miał już wszystkie 
prawa majestatu; ze względu bowiem że 
nieraz odbywało się po dwie elekcje, na- 
ród był ostrożny i zwykle dopiero korona- 
cję uważał za koniec bezkrólewia a koro- 
nata za króla. Jeden Sobieski przez półto- 
ra roku sprawował królestwo przed uko- 
ronowaniem. Bezkrólewie po Sobieskim 
trwało 15 miesięcy, bo ogromna większość 
szlachty nie chciała Augusta II Sasa, po- 
pieranego tylko przez magnatów, i trzeba 
było aż sejmu pacyfikacyjnego, żeby sta- 
nął pokój w Rzplitej. Za drugiej wojny 
szwedzkiej było i bezkrólewie i dwucli 
królów razem: Leszczyński i August II 
Sas; tym sposobem pośrodku panowania 
Augusta wypadł drugi formalny sejm e- 
lekcyjny 1704 r. Tak samo podczas bez- 
królewia po Auguście II, znowu dwie oso- 
bne przypadły elekcje: na Woli — Lesz- 
czyńskiego i na Pradze — Augusta III; 
bezkrólewie trwało >vtedy od lutego roku 
1733 do koronacyi Augusta III w styczniu 
r. 1734, a właściwie, jeśli uwzględnić, iż 
sejm koronacyjny 1734 r. w rzeczywisto- 
ści, niesłychanym sposobem, naprawdę 
niedoszedł, i że, z drugiej strony, ciągle 
I część narodu stała przy królu Stanisławie, 
[ to koniec tego bezkrólewia wypadłoby od- 
nieść aż do abdykacyi Leszczyńskiego w 
i styczniu 1736 r. Ostatnie bezkrólewie po 
Auguście III trwaio jedenaście miesięcy 
do elekcyi Stan. Poniatowskiego, a czter- 
naście do jego koronacyi. . 



Digitized by 



Google 



BKZPIKCZKNSTWO — BKBEN'. 



153 



Bezpieczeństwo wolności szlacheckiej 

( Ncmincm captivari). Król Władysław 
Jagiełło dał stanowi rycerskiemu przywi- 
lej i zobowiązanie w słowach: ^ Neminem 
<-apłi7*ari pertniłtenms nisijure znchim'^ , 
co znaczy po polsku: „Nikogo nie dozwo- 
limy uwięzić, dopóki prawnie osądzonym 
nie zostanie". Przywilej ten, znany po- 
wszechnie pod nazwą łacińską Ncmincm 
capłhari, nie stosował się jednak do szlach- 
ty w czterech wypadkach, a mianowicie: 
gdy szlachcic ujęty był na gorącym u- 
czynku kradzieży, zabójstwa, podpalania 
i gwałtu. Wyjątki te zastrzeżone są w 
przywileju jedlińsko-krakowskim, najob- 
szerniejszym, któiym Jagiełło (r. 1480 — 
1433) nadawał wszystkie wolności i pra- 
wa szlachty polskiej dla szlachty na Rusi 
C'zerwonej. Przywilej Kazimierza Jagiel- 
lończyka z r. 1447 porównał w zupełności 
szlachtę litewską, ruską i żmudzką ze 
szlachtą polską co do wolności osobistej, 
lubo stosowało się to tylko do szlachty 
możniejszej, lecz nie do„ bojarów putnych" , 
kt<irzy pozostawali jeszcze nadal w daw- 
niejszej od panującego zależności. Holł- 
man w „Historyi reform politycznych w 
dawnej Polsce" twierdzi, że Polska wzię- 
ła Nc7ninem capihabimtis z praw węgier- 
skich. Wzorów do naśladowania nietylko 
dostarczały Węgry. W Anglii prawo po- 
dobne zwano Habcas corpiis. Ta jednak 
między prawem polskiem a węgiorskiem 
i angielskiem zachodziła różnica, że rę- 
kojmia wolności osobistej w Anglii i Wę- 
grzech służyła wszystkim ludziom wol- 
nym, gdy w Polsce tylko szlachcic. W za- 
stosowaniu jednak liczebnem była to róż- 
nica więcej pozorna, niż rzeczywista. Pol- 
ska bow^iem posiadała tak liczną rzeszę 
wolnej szlachty, że wątpliwem jest, czy 
Węgry lub Anglja miały wówczas więk- 
szy stosunek ludzi wolnych innych sta- 
nów w ogólnej liczbie ludności swoich kra- 
jów. Przywilej Ncmitiem capłhari za- 
strzegany był w Polsce przez pacia coji- 



vejiia, a konstytucja Królestwa kongreso- 
wego z r. 1815 rozciągnęła go na wszyst- 
kie stany. 

Bęben, bębenek. Mączyński w swo- 
im słowniku łacińsko-polskim z r. 1504 
podaje: „Av'///^;/ w ///—bęben, tympamim — 
rydwanik, nakryty wózek, kolnę zwono, 
żoraw albo koło, kołowrót który szłapiąc 
obracają, a tak na wierzch co ciężkiego 
wciągają; iympanum — misa, czasza albo 
staroświeckie jakieś naczynie; iympaui- 
sta — bębennica; iympanisiria — bębennicz- 
ka; iympanizo~\i^xiV^^ biję w bęben; iym- 
paniias — spuchnienie żywota; tympani- 
C2is~- co do bębna należy". Wynalazek 
bębna przypisują Cymbrom, którzy po- 
dobno rozpinali skóry na wozach i uderza- 
li w nie podczas bitwy, aby podnieść swój 
animusz wojenny. W każdym razie uży- 
cie bębna przyszło do Europy z Azyi, od 
Saracenów, prawdopodobnie podczas wo- 
jen krzyżowych, i upowszechniło się zwła- 
szcza w wojsku pieszem, które powszech- 
nie do dziś go używa. Bębny, używane 
w Polsce przez rycerstwo konne, miały 
kształt kotłów i pod wja^azem „kocioł" zo- 
staną objaśnione. Bęben kształtu c\'lin- 
drowego zwali Polacy zwykle t a r a b a- 
nem, która to nazwa pochodzić ma pier- 
wotnie z wyrazu arabskiego darabai — u- 
derzenia, ciosy. Chorągwie janczarskie 
hetmanów naszych ubierane były zupeł- 
nie po turecku i miały muzykę, w której 
znajdowały się wszystkie narzędzia, uży- 
wane w wojsku tureckiem. Oskar Kolberg 
powiada, że bęben wielki, należący do tu- 
reckiej czyli janczarskiej muzyki, uderza- 
ny bywa z gór\' pałką a z dołu pręcikiem, 
i służy \i orkiestrze do oznaczenia taktu 
albo główniejszych rytmów, podczas gdy 
bęben wojskowy nieraz szybko werbluje. 
Bębenek {iambiirifto) ręczny, inaczej bę- 
benkiem maurytańskim albo iajnbonr de 
bas(jnc zw^iuy, jest jednym z najdawniej- 
szych instrumentów perkusyjnych, zna- 
ny już Egipcjanom, Hebrajczykom ^ioph\ 



Digitized by 



Google 



154 



BIAł.A — BIAł:.OGŁOWA. 



Grekom {iympano}i\ Rzymianom {łympa- 
nu7n\ Arabom (dcff)^ a od nich zapewne 
Hiszpanom (adufe). W starożytności pray 
wszystkich prawie uroczystościach, zwła- 
szcza bachusowych, kobiety biły w bęben- 
ki przy tańcu i śpiewie; trubadurowie tak- 
że i minstrele często o nich wspominają. 
Dotąd w powszechnem on jest użyciu na 
Wschodzie, a i u ludu polskiego, jako to- 
warzyszący ski-zypkom. Dzisiejszy bębe- 
nek polski składa sie z drewnianej obrę- 
czy, skórą opiętej, wokoło której są lek- 
ko osadzone metalowe blaszkowate brzę- 
kadła, uderzające p siebie za najlżejszem 
poruszeniem instrumentu. W przewierco- 
ną przez obręcz dziurę wkłada się wielki 
palec lewej ręki, podtrzymujący i obraca- 
jący narzędzie, podczas gdy prawa — to 
wielkim palcem szonije po skórze, to pię- 
ścią lub wszystkimi palcami wytłukuje 
lub wygniata różne brzmienia i odgłosy. 
To też już starożytni dali samej muzie 
tańca Terpsychorze podobny bębenek do 
ręki. Knapski w XVII wieku pisze: 

Brben w Je-^ic coś wielkiego, 
Choć jak cebrzyk wielkość jego. 

Eysiński podaje znów prawie to samo 
w przysłowiu: ^Głośny bęben za górą, a 
kiedy do nas przyjdzie, alić jak pudełko", 
(jdy kto nie chciał czego słuchać, mawia- 
no, że „słucha jak zając bębna", (idy kto 
zmyślił plotkę rozgłośną, mówiono, że 
„dał na bęben w miasteczku", wszelkie 
bowiem ogłoszenia czyniono przez pachoł- 
ków w magistratach, którzy wyszedłszy 
na rynek zwabiali lud bębnieniem i ogła- 
szali mu co było im zlecone; zwano to 
„wybębnianiem". „Już go bęben goni" — 
znaczyło, że ktoś jest pod egzekucją. 
„Podbijać bębenka" — znaczy podraawiać, 
poduszczać kogo do czego. Falibogowski 
za czasów Zygmunta III pisze: j,Druga 
białogłowa podbija mężowi bębenka na 
wszystko złe". Ochotników do zaciągów 
wojskowych werbowano, ogła.szając mioj- 



' sce werbunku za pomocą bębna po mia- 
' Stach. To też w VoL leg. czytamy: „Gdy 
! regimentom nie wyznaczano kantonów 
j dla zaciągania rekrutów; zaczem wolny 
I bęben pozwalamy w miastach". „Gazeta 
Narodowa" w r. 1791 pisze o „trudności 
zawerbowania, kiedy wolny bęben zaka- 
zany". Bębennica lub bębenista — 
tak zwai się bijący w bęben, dobosz w woj- 
' sku. Dawni autorowie polscy nieraz o bę- 
bennicy wspominają. Rej wyraża się w 
! „ Zwierzyńcu " : „ Ku trąbom bębennicy pol^ 
I scy przybijali"; w „Wizerunku" zaś: „Ja- 
I ki bębennica, taka i biesiada". Gawiński 
pisze: 

I mnie się też do:<talo tu kdz bębeniście, 
Com rozumiał na bębnach i kotłach bić czyście* 
' Kiedy pioruny biją, lub kiedy grzmią nieba, 
Mniemam, że o mój bęben dochodzi potrzeba. 

Ksiądz Wujek w Postylli z roku 15S1 
wyraża się: „Ubogiemu żałował, a bęben- 
! nicom, skrzypkom, nierządnicom hojni*? 
dawał". Dzwonowski w wierszu: „Statut 
jak sądzić łotry i kuglarze" pisze: „Niech 
nie kpi surmacz z bębenisty". Bębenni- 
ca i Bębenniczką zwano kobietę w 
bęben bijącą. Budny, w tłómaczeniu bib- 
lii r. 1572 i Leopolita r. 1561 wyrażają sięr 
„szły panny bębennice" — „młode bęben- 
niczki". 

Biała, dawny herb polski. Jedna z za- 
pisek sądowych radomskich z r. 1418 po- 
daje, że herb ten wyobrażał półtora krzy- 
ża w podkowie i że używali go Jakób z 
Głumic oraz Lutek i Jan Przełuscy. Naz- 
I w^a ta służyła także herbowi Ciołek. 

Białego Orła order, ob. Ordery polski.^ 

Białica, ob. Białogłowa. 

Białogłowa, biała -głowa, białka, 

, posp6»lita dawniej u nas nazwa niewiasty^ 

kobiety, od białego głowy zawicia (pod- 

, wiki), które było od czasów lechickich po- 

I wszeclinym zwyczajem narodowym. Wy- 

' raz kobieta, lubo równie dawny, a może 

dawniejszy niż białogłowa, był niegdyś 

obelżvwvni, bo znaczył tvle co samiciu 



Digitized by 



Google 



BIAŁOGŁOWA. 



155 



nie-panna. Bielski w „Sejmie niewieścim", 
-wydanym r. 1595, pisze: 

Starajmy się o lepsze z swej strony porządki, 
Chociaż może nas zowia.: białe głowy, prządki. 
Ku większemu zelżeniu — kobietami zowią. . . 

Bieniasz Budny w „Krótkich a węzło- 
watych przypowieściach, apophthegma- 
tach" powiada, że „Białogłowy są bardzo 
niestałe, uwierzą rychło, biesiady i tańce 
rady widzą". Jeszcze za Stanisława Augu- 
sta wyraz „białka** w powszechnem był 
użyciu, a Nainiszewicz (r. 1778) pisał: 

Nie chciał z nami przestawać, nie chciał bydła 

[pasać, 
I^epiej mu za białkami po ulicach hasać... 

Obecnie jeszcze u ludu kaszubskiego, 
który bardzo wiele archaizmów staropol- 
skich przechoMTije, wyraz białka stale 
jest używany w znaczeniu: kobieta, żona. 
Wyrazu kobieta lud wiejski używa dotąd 
w duchu języka i w znaczeniu dawnem, 
mianując kobietami swoje żony, ale nigdy 
córki niezamężne, które gdyby ktoś tak 
nazwał, wezmą to za obelgę, podobnie jak 
niewiasty XVI wieku w „Sejmie niewie- 
ścim". Polacy byli zawsze przeciwni rzą- 
dom niewiast, ponieważ w tradycjach le- 
chickich władcą narodu musiał być wódz 
rycerstwa. Uznaną przez Małopolan w Wi- 
ślicy możność dziedziczenia żeńskiego od- 
py(»hała nietylko Wielkopolska, lecz i ca- 
ła reszta Polski, zwłaszcza Mazowsze, jak 
najdłużej — aż do Zygmunt()w. Nie poj- 
mowano, aby monarchą mógł być kto in- 
ny, niż mąż rycerski. Dalekie kraje Euro- 
py — mówi Szajnocha — brzmiały wstrętem 
Polaków ku panowaniu białogłowskiemu. 
Mówi o tym wstręcie Karol IV w opisie 
swego żywota, mówi papież Klemens VII 
w bulli dla Władysława Białego. To też 
jeżeli przypadek powołał niewiastę do za- 
stępczych rządów w czasie małoletności, 
pokutowała potem za to jej pamięć. We- 
dług zdania pospolitego, nie było jędzy 
nad Ryksę, a wszystkich nieszczęść domo- 



wej wojny pomiędzy synami Krzywouste- 
go winną była Agnieszka, żona jego syna 
Władysława. Z tejże samej przyczyny 
spotwarzono niesłusznie rządy zacnej El- 
żbiety węgierskiej, siostry Kazimierza 
Wielkiego. Idąc za prądem starych uprze- 
dzeń, rzucał każdy kamieniem na wszelki 
wpływ niewieści w sprawach światowych. 
Z tych poglądów narodu rycerskiego na 
panowanie kobiet, Szajnocha wyprowadził 
najniesłuszniejsze wnioski o rzekomem 
niewolniczem stanowisku białogłowy pol- 
skiej w rodzinie. Popiera to argumentami,, 
które bynajmniej nie dowodzą objawów 
niewolniczości, np. że panny i mężatki w 
ustawicznej były opiece prawnej, a będąe 
wdowami, potrzebowały kuratorów, że li- 
czyły się one za nic w szlacheckości lub 
nieszlacheckości małżeństwa, bo mąż szla- 
chcic nadawał, mąż nieszlachcic od- 
bierał szlachectwo żonie. My widzimy w 
tem tylko porównanie moralnego stanowi- 
ska małżonków. Dla bezbronności niewie- 
ściej, głowa niewiasty drożej podług pra- 
wa polskiego zwykle kosztowała zabójcę,, 
niż głowa męzka. Gwałtownik niewiast 
na łasce królewskiej i rodu pohańbionej 
pozostawał. Kościół polski stawał w obro- 
nie czci białogłowskiej, podnosząc jej god- 
ność najwyżej. Tak Stanisław, biskup kra- 
kowski, rzucił klątwę na Bolesława Śmia- 
łego, jak twierdzą kronikarze, za zgwałce- 
nie żony rycerza Kryspina. Tak Jakoby 
arcybiskup gnieźnieński, w r. 1145, gdy 
Władysław, najstarszy z synów Krzywo- 
ustego, oblegał trzech braci młodszych w 
grodzie poznańskim, wyklina Władysła- 
wa za napaść na książąt, a posiłkujących 
go Rusinów za gwałcenie dziewic i biało- 
głów. Z uwag Polaków, opisujących ob- 
czyznę, najplastyczniej malują się nieraz 
własne ich stosunki domowe i narodowe 
pojęcia. Tak np. Jan Chryzostom Pasek, 
wspominając o pobycie swoim w Smorko- 
weżach na Moskwie, z podziwem pisze, że 
tam „gospodarz sam tylko sporządza, uwi- 



Digitized by 



Google 



156 



B r A ł-. o G Ł o W A. 



ja się, gospodyniej nie obaczysz; jeść go- 
tują, prowjantów dano i od ryb i od mięs. 
Mieszkałem tam cztery dni, póko posłowie 
nie nadjechali, a gospodyniej nie widzia- 
łem, bo tam oni żony tak chowają, że jej 
słońce nie dojdzie; wielką niewolą ciprpią 
żony i ustawiczne więzienie**. Wacł. Al. 
Maciejowski, w dziele ^Polska i Ruś do 
pierwszej połowy XVII w., pod względem 
ol)yczajów i zwyczajów opisana, pisze w 
rozdziale „Pobożna niewiasta": „Żona 
ti'zymana w rygorze od • męża, ale dobre- 
go doznająca obejścia, szanowała go za ży- 
cia i 1)0 śmierci, mawiając: póki żył czci- 
łam go, a Iżyćbym go miała teraz hardem 
(t. j. zbytkownem) i rozkosznem życiem?" 
W czasie niebytności męża, żona prowa- 
dziła jakby zakonne życie. Uomek osobny 
miała do robót, najczęściej przy domowej 
kaplicy. Tam wychowywała swe dziatki 
od samego urodzenia, trzymając je w po- 
bożności chrześcjańskiej. Nowo narodzo- 
ne kazała kłaść na sianie — na przykład 
Zbawiciela świata. Włosienicę nosiła pięć 
razy w tygodniu, a w Wielkim tygodniu 
obchodziła w niej Groby i nie zdejmowała 
od Wielkiego czwartku do niedzieli Wiel- 
kanocnej. Także manele i paski z włosia 
nosiła, na pamiątkę męki Chrystusa, w 
piątki szczególniej. W Wielki piątek go- 
dzin 18 tak chodziła. Ilekroć znakomita 
pani, dla dostojnego swego stanu, musia- 
ła brać okazałe szaty, wtedy ostrzej ścis- 
kała się pasem pokutniczym. Gdy w wi- 
gilję z Wielkiego czwartku na Wielki pią- 
tek całą noc zwykle na gołej przespała 
desce i dlatego obawiała się, aby nazajutrz 
nie zasnęła na nabożeństwie, więc całego 
kazania stojąc słuchała. Wielkotygodnio- 
wa^ czas miał swoje obyczaje, które wy- 
magały łez i pokutowania za grzech3^ 
Mawiano, że dusza, która w tej porze ro- 
ku nie zapłacze, z liczby pi-zyjaciółek Pań- 
skich oddalona będzie. Co czwartek na- 
wiedzała szpitale, jeść gotowała i sama 
l)otrawy te rozdawała ubogim, własną rę- 



ką karmiąc niektórych. Niekiedy spisy wa- 
ła ich żądania, ażeby je snadniej wykona- 
ła, powróciwszy do domu. Zwykle wstaw- 
szy rano odmawiała z domownikami lita- 
nję o wszystkich świętych; ona zaczj^nała 
a domownicy odpowiadali. Krzyżem le- 
żała nieraz w domu Bożym. Przy stole 
domowym sama rozdawała potrawy, naj- 
pierw domownikom, później sobie, a jeżeli 
zabrakło, czekała dopóki nie przyniosą 
drugiej misy". Było przekonanie w naro- 
dzie polskim, że Bóg ozdobił niebo słoń- 
cem, a dom cnotliwą żoną (Paprockiego 
„Próba cnóf*). O białogłowach i białkach 
mamy około 20 staropolskich przysłów, 
np.: 1) Białogłowa grzeczna, a wino moc- 
ne - z najmędrszego uczyni błazna (Żab- 
czyc w „Polityce"). 2) Białogłowa ma 
być rano nabożna, w dzień pracowita, u 
stołu mądra, miła w pokoju, zawsze ochę- 
dożna. 3) Białogłowa obrony szuka w pła- 
czu, mężczyzna w pałaszu. 4) Białogłowie 
pstro w głowie. 5) Czego bies nie może, 
przez białogłowę sprawi (gdzie djabeł nie 
może, tam babę poszle). 6) Czterech rze- 
czy najbardziej pragnie białogłowa: gład- 
kości i dostatku, szat, dobrego słowa. 7) 
Gdzie się zejdą trzy białogłowy, tam już 
jarmark gotowy (cztery gęsi, dwie niewie- 
ście— uczyniły jarmark w mieście). 8) Kie- 
dy białogłowa ma siedm dziewcząt, jedną 
po drugiej, już chłopca nie urodzi. 9) Któ- 
ra czyta, śpiewa, gędzie (gra)— z niej rzad- 
ko cnotliwa będzie. 10) Co ci rzecze bia- 
łogłowa, pisz na bystrej wodzie słowa, 
lub: termin\ij, na wodzie słowa, coć obie- 
ca białogłowa. 11) Lód marcowy— -statek 
białogłowy. 12) Nadobny to jest posag 
białogłowie, gdy cicha w sprawach i cicha 
w rozmowie. 13} Najdzikszego zwierzęcia 
zrozumiesz naturę: białogłowie czart w ser- 
cu, drugi wlazł za skórę. 14) U białych- 
głów długie włosy, krótki rozum, lub: 
krótki ma rozum, a długie włosy — o bia- 
łogłowie pospolite głosy. 15) W białej- 
głowie zakochanie, nałóg i towarzystwo — 



Digitized by 



Google 



BIAŁOKUROWICZ — BIBLJE POLSKIE. 



157 



niełatwo zbyte rzeczy. 16) Zawsze radzą 
dla pokus— ba, i dla obmowy — każdy się 
strzeż w rozmowach starej białogłowy. 

BiałokurowiCZ, inaczej Pocisk, herb 
polski, wyobrażający na tarczy czerwonej 
u dołu — złoty półksiężyc z rogami w górę, 
nad nim bełt strzały, zwrócony ostrzem 
na dół, ponad tym grotem w ukos kawa- 
łek drzewca, po nad którem drugi bełt, 
zwrócony w górę. Na hełmie korona szla- 
checka bez szczytu czyli klejnotu. Herb 
ten, wraz z nobilitacją, nadany był za 
Stefana Batorego, r. 1580, Bazylemu Bia- 
łokuro wieżowi. 

Białonózka, tak zowie się koń, mający 
jedną nogę ponad kopytem białą. Zamiło- 
wani w hodowli koni, dawni Polacy uwa- 
żali, że ze wszystkich nożnych znaków u 
konia dawniejszej rasy polskiej najlep- 
szym jest, gdy koń ma „białonóżkę siada- 
wą**, czyli lewą zadnią ubieloną nie wyżej 
niż po kostkę, „bo taki jest czystego ser- 
ca, dobrej a wesołej fantazyi, wielkiego 
biegu, a nadewszystko, że jest koń taki 
szczęśliwy". Na dowód prawdziwości te- 
go mniemania posłużyła zapewne w daw- 
nych czasach następująca legenda o Przy- 
bysławie, przytoczona w wieku XV przez 
Długosza. Przybysław, herbu Szreniawa, 
zamieszkały w ziemi Krakowskiej, utracił 
podczas wojen liczne i piękne stado koni 
swej hodowli, z którego pozostał mu tylko 
jeden piękny ogier białonózka. Ale i tego 
pozbawił go zły człowiek i uprowadził po- 
za góry dalekie. Przybysław stracił już 
nadzieję odzyskania swego ulubieńca, gdy 
oto niespodzianie, po kilku leciech, zjawia 
się białonózka, przyprowadzając z sobą 
ogromne stado koni węgierskich. Szla- 
chetne zwierzę, przywiązane do stron ro- 
dzinnych i pieszczot dobrego pana, przy- 
prowadziło mu cały tabun, którym zboga- 
cony Przybysław, miejsce to nazwał Ko- 
niuszą górą i pobudował na niem świą- 
tynię. 

Bibersztejn, herb szląsko-polski: na tar- 



czy w polu złotem lub żółtem róg jeleni o 
pięciu gałęziach, pionowo stojący. Pieko- 
siński mniema, że herb ten (znany już 
Długoszowi) i ród Bibersztajnów pocho- 
dzą ze Szlązka, gdzie już na początku 
XIV wieku spotykamy komesa Janusza 
Bibersztajna; herb zaś widnieje już na pie- 
częci ziemianina szląskiego Guntera z Bi- 
bersztajnu z r. 1259. Był jednak i w Pol- 
sce rodzimy jeden ród, używający w her- 
bie rogu jeleniego, a różny zupełnie od 
Bibersztajnów szląskich. W zapisce sądo- 
wej z r. 1432 znak herbowy tego rodu zo- 
wie się Momot, co dowodnie świadczy o 
rodzimem jego pochodzeniu. Najstarsze 
pieczęcie polskie z tym herbem są: Miko- 
łaja Henry kowicza Borusa, sołtysa Prędo- 
cińskiego, z r. 1223, i Sąda, kasztelana 
Sandomierskiego, z r. 1334. Dowodem 
znaczenia rodziny Bibersztajnów na Szlą- 
sku są bite przez nich w r. 1509 groszo 
szląskie. Jan Biberstain, wódz wysłanej 
przez ks. Henryka Głogowskiego wypra- 
wy do Wielkopolski, pobity przez Do- 
brogosta Szamotulskiego, miał pozostać 
w Polsce i stać się protoplastą Błońskich 
i Kazimierskich. 

BibIJe polskie. Przechowała się wia- 
domość o istnieniu już w wieku XIII psał- 
terza w przekładzie polskim, należącego 
do Św. Kunegundy czyli Kingi, żony Bo- 
lesława Wstydliwego (zm. r. 1292), sam 
jednak przekład nie przechował się do 
naszych czasów. Najdawniejszy przekład 
całkowitego psałterza Dawidowego, który 
przetrwał do naszej doby, pochodzi z wie- 
ku XIV i znany jest pod nazwą Psałterza 
florjańskiego (ob. Florjański ps.). Z w. XV 
posiadamy inny przekład polski psalmów^ 
zwany Psałterzem puławskim, 
znajdujący się obecnie w bibljotece Czar- 
toryskich w Krakowie, wydany w pięknej 
podobiżnie, wykonanej przez Adama i Sta- 
nisława Pilińskich, nakładem Jana Dzia- 
łyńskiego z Kórnika r. 1880. Najstarszym 
przekładem ksiąg Starego Testamentu 



Digitized by 



Google 



158 



BIBLJE POLSKIE. 



i zarazem najobszerniejszym zabytkiem 
języka polskiego z połowy wieka XV jest 
Bi bij a królowej Zofii, zwana także 
Biblją szaraszpatacką. Księga ta 
była własnością la^ólowej Zofii, czwartej 
żony Władysława Jagiełły (matki Kazi- 
mierza Jagiellończyka), skąd poszła pier- 
wsza nazwa tego zabytku; miejsce zaś Sa- 
ros-Patak na Węgrzech, gdzie w księgo- 
zbiorze kolegjum reformowanego rękopis 
dotąd się znajduje, jest powodem drugiej 
nazwy tej biblii. Rękopis ten obejmował 
pierwotnie 430 kart wielkiego formatu, z 
których dochowało się do naszych czasów 
tylko 185. Na ten przekład polski (z roku 
1-455) złożyło się pięciu pisarzy, z których 
znani są: Piotr z Radoszyc i Jędrzej z Ja- 
szowic, kapelan królowej Zofii. Pierwszy 
całkowity i dokładny odpis z oryginału 
szaroszpatackiego zrobiony został przez 
dra Piekosińskiego i wydany z rozprawą 
prof. Ant. Małeckiego, nakładem ks. Je- 
rzego Lubomirskiego. Urywek z tegoż 
rękopisu, praechowywany dziś w bibljote- 
oe miejskiej we Wrocławiu, ogłosił prof. 
T. Wierzbowski (r. 1892) w „Pracach filo- 
logicznych". W wieku XA''I mamy już 
przekłady Pisma św. drukowane. Zanim 
jednak wyszła z druku całkowita biblja 
polska, ukazywały się poprzednio poje- 
dyncze jej części. I tak w r. 1522, u Jero- 
nima Wietora w Krakowie, wytłoczono 
przetłómaczone przez Hieronima z Wielu- 
nia „Eklezjastes Księgi Salomonowe, któ- 
re polskim wykładem kaznodziejskie mia- 
nujemy" i t. d. W r. 1531, u Unglera w 
Ki^akowie, wyszedł „Psalm Dawidów 50-y, 
od Jakóba Sadoleta wyłożony". W r. 1532 
ukazał się „Psałterz Dawidów" u Wieto- 
ra, a r. 1536 u tegoż „Psałterz albo śpie- 
wanie króla Dawida", dwa wydania: jed- 
no w 8-ce, drugie w 12-ce. W r. 1539, u 
Macieja Szarfenbergera w Krakowie, wy- 
szedł „Tobjasz patrjarcha starego zakonu, 
z łacińskiego na polski przełożony". W ro- 
ku powyższym ukazał się także najbar- 



dziej rozpowszechniony psałterz p. n. „Zoł- 
tarz Dawidów przez mistrza Walentego 
Wróbla z Poznania polską mową wyłożo- 
ny", wydany przez Jędrzeja Gflabera w 
drukarni Unglera. Tegoż roku jest dru- 
gie jego wydanie u Szarfenbergera, a w 
następnym 1540 wydanie trzecie Wietora 
i czwarte Macieja Szarfenbergera. Z kolei 
wydają go: Maciej Szarf. 1543 i Mikołaj 
Szarf 1546 i 1567, a w r. 1551 Florjan 
Ungler. W r. 15G4 ukazują się w Brześciu 
litewskim księgi psalmów albo pieśni, te 
same co w biblii Radzi wiłłowskiej. Około 
r. 1555 ogłasza Mikołaj Rej swój prze- 
kład „Psałterza Dawidowego", również 
prozą, dołączając po każdym psalmie krót- 
ką modlitwę. W r. 1579 wychodzi „Psał- 
terz według postanowienia concilium try- 
denckiego", wydany w Krakowie w dru- 
karni Łazarzowej. Wszystkie psalmy Da- 
widowe przełożył po raz pierwszy wier- 
szem Jakób Lubelczyk i wydał wraz z me- 
lodjami (na początku każdego psalmu) r. 
1558 w Krakowie u Matysa AYirzbięty />/ 
/olio^p.n. „Psałterz Dawida, onego świę- 
tego, a wiecznej pamięci godnego króla 
i proroka: teraz nowo na piosneczki po 
polsku przełożony" i t. d. (Tu dodać musi- 
my, że w wiekach dawnych pospolicie na- 
zywali Polacy króla Dawida „świętym"). 
We 20 lat po wydaniu psalmów rymowa- 
nych Lubelczyka, ukazał się wspaniały si- 
łą natchnienia wieszczego przekład Jana 
Kochanowskiego, wydany u Łazarzowej 
w Krakowie r. 1579 w czwórce. Wysokie 
zalety tego przekładu zjednały mu niepo- 
spolitą wziętość u narodu, tak że od roku 
1579 do 1641 doczekał się blizko trzydzie- 
stu wydań. Jednocześnie ukazywały się 
przekłady i innych części biblii, np. wy- 
dana w Krakowie r. 1547 „Księga Jezusa 
Syracha". „Księga Joba" wyszła po raz 
pierwszy w przekładzie r. 1569. Czyniąc 
zadość ogólnej potrzebie przekładu pol- 
skiego Ewangielii. księgarz Mikołaj Szar- 
fenberger wydaje w Krakowie, r. 1556, 



Digitized by 



Google 



BiBijE POLSKI r:. 



159 



Postyllę dla katolików i tegoż roku Nowy 
Testament, przedrukowany następnie w 
latach 1564 i 1568. Dominikanin Leonard, 
spowiednik i kaznodzieja Zygmunta Au- 
gusta, zajął się przełożeniem na język pol- 
ski całej biblii. Przekład ten, w skutek 
starań Szarf enbergera, poprawił i przygo- 
tował do druku Jan Leopolita (Lwowia- 
nin) Nicz, kaznodzieja krakowski (zmarły 
r. 1572). Biblia ta została po raz pierw- 
szy wydana w całości po polsku r. 1561 
^v drukarni Szarfenbergerów, p. n. j,Bib- 
Ija, to jest księgi Starego i Nowego Zako- 
nu, na polski język z pilnością, według ła- 
cińskiej biblii. . . nowo wyłożona", znaną 
jest dziś powszechnie pod nazwą biblii 
Le opól i ty. R. 1574 biblja ta ukazała 
się w powtórnem wydaniu z przypisaniem 
do króla Henryka Walezjusza, a r. 1577 
to samo drugie wydanie opatrzono nowym 
tytułem z przypisaniem Stefanowi Bato- 
remu. Tłómaczenie jednak LeopoUty oka- 
zało siew wielu miejscach niedość ścisłem, 
i dla tego z zalecenia Grzegorza VIII po- 
ruczono nowy przekład uczonemu ks. Ja- 
kóbowi Wujkowi z Wągrowca. Ten, trzy- 
mając się łacińskiej Wulgaty, przełożył 
naprzód Nowy Testament i ogłosił go r. 
1593 w Krakowie u Andrzeja Piotrkow- 
<'zyka, w czwórce. W dalszym ciągu Wu- 
jek przełożył Stary Testament, tak że bi- 
])lja całkowita wyszła r. 1599, już po śmier- 
•ci tłómacza, p. n. „Biblja to jest księgi 
Starego i Nowego Testamentu . . . nakła- 
dem Jego M. księdza arcybiskupa gnieź- 
nieńskiego (i t. d.), w Krakowie w drukar- 
ni Łazarzowej R. P. 1599" — folio, stron 
1479 i regestru 55. Przekład ten, potwier- 
dzony przez Klemensa VIII i za Wulgatę 
polską uznany, a na synodzie narodowym 
w Piotrkowie (r. 1607) zalecony do użyt- 
ku w całym ki^aju, stał się odtąd obowią- 
zującym w polskim kościele katolickim 
i został potem w ciągu trzech wieków, w 
kraju i zagranicą, około 20 razy przedru- 
kowany. Inne przekłady polskie Pisma 



Św. są niekatolickie. Pierwszym tego ro- 
dzaju jest Jana Seklucjana, krzewiciela 
zasad Marcina Lutra w Wielkopolsce. 
Wydał on naprzód r. 1551 w Królewcu, 
gdzie został kaznodzieją ewangielickim, 
przekład Ewangielii św. Mateusza z grec- 
kiego języka na polski, z przydaniem na- 
uki czytania i pisania języka polskiego. 
Wj^danie to należy dzisiaj do białych kru- 
ków w bibljografii polskiej. W tymże 
1551 r. Seklucjan wydał po polsku w Kró- 
lewcu „Testamentu Nowego część pierw- 
szą", przypisując go ki'. Zygmuntowi Au- 
gustowi. Następnie r. 1552 wj''szła, także 
w Królewcu, „Nowego Testamentu część 
wtóra". Niemniej gorliwie tłómaczeniem 
Pisma Św. zajęli się socynjanie i reformo- 
wani w Polsce. Ich to staraniem, a nakła- 
dem i pod opieką Mikołaja Radziwiłła 
Czarnego, głównego protektora kalwiniz- 
mu, wyszła r. 1563 w Brześciu lite w. cał- 
kowita biblja, zwana Radziwiłłowską albo 
brzeską, p. n. „Biblja święta, to jest księgi 
Starego i Nowego Zakonu, właśnie z ży- 
dowskiego, greckiego i łacińskiego nowo 
na polski język z pilnością i wiernie wy- 
łożone". Pierwsza strona karty tytułowej 
ozdobiona jest drzeworytami, na odwrot- 
nej zaś herb Radziwiłłowski z literami M. 
R. (Mikołaj Radziwiłł), pod herbem wier- 
sze polskie, następnie dedykacja Zygmun- 
towi Augustowi z podpisem M. Radziwił- 
ła. Drukai-z niewymieniony, lecz był nim 
Bernard Wojewódka, powołany w tym ce- 
lu z Krakowa do Brześcia lit. przez Ra- 
dziwiłła, książęcia na Ołyce i Nieświeżu, 
wojewodę wileńskiego. Nad przekładem 
tej biblii pracowali w mieście Pińczowie 
przez lat 6 następujący uczeni: Jan Łaski, 
synowiec arcybiskupa gnieźn., Szymon 
Zacius pastor brzeski, Grzegorz Orsacius 
rektor szkoły pińczowskiej, Jędrzej Trze- 
cieski poeta i polityk, Jakób Lubelczyk 
pastor, niejaki Hutemovites, Franciszek 
Lismanin (pochodzenia włoskiego), Ber- 
I nard Ochin, Marcin Kro wieki słynny mów- 



Digitized by 



Google 



160 



BIBLJOTEKI. 



ca i polemik kalwiński, oraz inni. Z po- 
wodu nauk i objaśnień, dodanych przez 
tłómaczów (drobnym drukiem na margi- 
nesach), zarówno wyznawcy kościoła augs- 
burskiego jak i reformowanego przyjęli 
biblję brzeską z niechęcią. Syn zaś wy- 
dawcy, Mikołaj Krzysztof Radziwiłł zwa- 
ny „Sierotką", po śmierci swego ojca 
(t 1565), nawrócony przez Piotra Skargę 
na katolicyzm, wykupił za 5,000 dukatów 
różnych ksiąg protestanckich, a między 
niemi i biblii (na której wydanie ojciec je- 
go 3,000 dukatów wyłożył) i rozkazał (jak 
zapewnia Niesiecki), spaUó je publicznie 
na rynku wileńskim. Z tego to powodu 
biblja Radziwiłłowska należy dzisiaj do 
rzadkich druków XVI stulecia. Dla socy- 
njanów przełożył biblję Szymon Budny, 
zwany z łacińska Budnaeus, Mazowsza- 
nin, pastor w Kłecku, potem w Łosku, i 
wydał ją r. 1570—1572 w Nieświeżu p. n. 
„Biblja to jest księgi Starego i Xowego 
przymierza, znowu z jęzj^ka ebrajskiego, 
greckiego i łacińskiego na polski przełożo- 
ne... drukowano w drukarni i nakładem 
pana Macieja Kawieczyńskiego, starosty 
nieświeskiego i braciej jego Hektora i 01- 
brychta Kawieczyńskich, przez Daniela 
drukarza z Łęczycy". Przekład t^n, zwa- 
ny biblją Budnego albo nieświeską, nale- 
ży dziś także do rzadkości. Tenże Budny 
r. 1574 wydał „Xowy Testament albo księ- 
gi Nowego Przymierza" w Łosku, majęt- 
ności Jana Kiszki. Dla zborów socynjań- 
skich wyszedł także przekład Nowego Te- 
stamentu Marcina Czechowicza r. 1577, 
w drukarni Aleksego Rodeckiego w Ra- 
kowie sandomierskim, sławnej siedzibie 
polskich arjanów. Drugie wydanie tej 
książki wyszło r. 1594 także u Rodeckie- 
go. Inne przekłady ukazywały się jeszcze 
w Wilnie (r. 1580 u Jana Karcana\ w 
Toruniu r. 1585 wydanie Zenowicza, w la- 
tach 1G06 i 1G20 w Rakowie, r. IGSG w 
Amsterdamie. R. 1632 wyszła w Gdań- 
sku, u Andrzeja Hunefelda, „Biblja świę- 



ta**, będąca poprą wionem wydaniem bi- 
blii brzeskiej. Biblja ta, od nazwiska głó- 
wnego swego wydawcy Paliurusa, zwana, 
jest Paliurusowską, a od miejsca druku 
pospolicie zowie się „Biblją gdańską^. 
Właściwie biblja ta jest przedrukiem bi- 
blii brzeskiej, z której usunięto tylko przed- 
mowy i objaśnienia tJ!ómaczy pińczow- 
skich, a natomiast na czele każdego roz- 
działu podano jego treść na wzór biblii 
czeskiej r. 1579; większych poprawek do- 
konano w tłómaczeniu Nowego Testamen- 
tu. Wydawcy dedykowali biblję gdańską 
Ki*zysztofowi Radziwiłłowi, księciu na 
Bii^żach i Dubinkach, który złożył ją w da- 
rze nowemu królowi, Władysławowi IV. W 
tekście biblii znajduje się sporo błędów^ 
drukarskich, z których jeden naraził wy- 
dawców na proces, a mianowicie z powo- 
du wydruków- anią w Ewangielii św. Ma- 
teusza, że Chrystus był kuszon „do dja- 
bła", zamiast od djabła. Biblja gdańska,, 
będąca, jak to powyżej powiedz ieliśmy^ 
przedrukiem Radziwiłłowskiej z pewne- 
mi zmianami, została wzorem dla wielkiej 
liczby wydań, które wychodziły w czasach 
późniejszych w Amsterdamie, Halli, Kró- 
lewcu, Berlinie (u Trocewicza), we Wroc- 
ławiu, Brzegu, Lipsku, Warszawie i Lon- 
dynie. (A. A. Kryński). 

Bibijoteki. W wiekach średnich nau- 
kami zajmowali się prawie wyłącznie du- 
chowni i klasztory, a najwięcej benedyk- 
tyni i cystersi. Pierwsze zatem bibijoteki 
w Polsce znajdowały się w klasztorach i u 
biskupów. Ponieważ nie znano jeszcze 
druku, zakonnicy więc oddawali niezmier- 
ną przysługę dla oświaty, przepisując księ- 
gi na pergaminie. Bibijoteki z takich ksią- 
żek, ze w^zględu na koszt pergaminu i czas 
potrzebny do starannego przepisania, mu- 
siały być nieliczne i bardzo kosztowne, 
AV dziejach cywilizacyi praca benedykty- 
nów została wiekopomną i przysłowiową 
na zawsze. Ze wzmianek dziejowych wie- 
my, że około r. 1024 Marcin, biskup płocki, 



Digitized by 



Google 



BIBLJOTEKI. 



161 



darował swoją bibljotekę kościołowi płoc- 
kiemu. Św. Stanisław, biskup krakowski, 
około r. 1050 przywiózł z Paryża zbiór 
dzieł do Krakowa. Św. Salomeą, córka 
Leszka Białego, zapisała r. 1268 książki 
swoje klasztorom. Przy katedrze poznań- 
skiej istniała bibljoteka już w wieku XI. 
Kazimierz Wielki nabywał książki i roz- 
syłał kościołom. We Wrocławiu bibljote- 
ka biskupia i katedralna były największe. 
Gosław, biskup płocki, zmarły r. 1296, 
wiole ksiąg pozostawił. Kraków w wieku 
XIII, ile miał kościołów i klasztorów, tyle 
miał i bibljotek; było bowiem przysłowie: 
„Klasztor bez ksiąg — twierdza bez woj- 
ska". Niestety, miasta i klasztory były 
przed wiekiem XIV przeważnie z drzewa 
budowane i dlatego ginęły często całe w 
płomieniach. Tak np. około r. 1260 bibljo- 
teki benedyktyńskie na Łysej górze i w 
Sandomierzu spalone zostały przez Tata- 
rów, a napady Litwy, Rusi, Krzyżaków, 
Jadźwingów i Mongołów były powodem 
zniszczenia mnogich bibljotek w Polsce za 
doby Piastów. Za Jagiellonów wzmianki 
o bibljotekach w Polsce są już tak liczno, 
że przytaczać wszystkich niepodobna. Te- 
ologowie, powołani z Polski na sobór kon- 
stancyjski (r. 1414 — 141Ś) i na bazylejski 
(1431 — 1443), powracając do kraju, przy- 
wozili z sobą wiele ksiąg pisanych. To- 
masz ze Strzępina, biskup krakowski, za- 
sila bibljoteki w Krakowie, Poznaniu, 
Gnieźnie i Uniejowie. Jakób z Podobicza, 
kujawianin, słynie w Polsce jako kunszto- 
wny przepisywacz. Wiek XV stanowi e- 
pokę olbrzymiego postępu cy wilizacyi w 
Europie i Polsce. Przyczynia się do tego 
głównie upowszechnienie papieru, wyra- 
bianego ze szmat lnianych i wynalezienie 
druku około połowy powyższego stulecia. 
Bibljoteka wszechnicy krakowskiej skła- 
da się już z kilku działów odrębnych, sły- 
nie benedyktyńska w Sieciechowie i Opa- 
towie. Przekładane są na język polski sta- 
tuta, biblje, modlitewniki i śpiewniki; 

Encyklopedjn staropolska. 



przepisują się kroniki polskie, klasycy 
rzymscy i t. d. Bibljoteka, zebrana kosz- 
tem Władysława Jagiełły, zostaje umie- 
szczona w Płocku. Z powodu częstych po- 
żarów, niszczących księgozbiory w budyn- 
kach drewnianych, Rudolf, uczony pro- 
wincjał dominikanów, muruje w Krako- 
wie bibljotekę swemu klasztorowi, które- 
mu Jadwiga w Pilicy r. 1403 zapisała na 
ten cel 120 grzywien. Maciej z Miechowa, 
historyk, wystawił znacznym kosztem bi- 
bljotekę paulinom na Skałce. Panowie, 
I fundujący klasztory, lub inni dobrodzieje, 
I sprowadzali dla tychże drogie pierwsze 
i druki zagraniczne, zwane później inkuna- 
I bułami (od cunabula — kolebka). Jak wiel- 
I ką była ofiarność i obywatelskie poczucie 
I we wspieraniu nauki u ówczesnych ludzi 
możnych, posłużyć może za przykład da- 
wna bibljoteka bernardyńska w Tykoci- 
nie. W zapadłym tym zakątku Podlasia 
klasztor tykociński posiadał około tysiąca 
dzieł, drukowanych w końcu XV i na po- 
czątku XVI stulecia, dzieł, których kupno 
i sprowadzanie z zagranicy wyrównywało 
niewątpliwie owoczesnej wartości kilku 
folwarków. Zygmunt I zgromadził księ- 
gozbiór, lubo niewielki, na zamku wileń- 
skim. Były tam biblje, księgi liturgiczne 
i kaznodziejskie, żywoty świętych, „Al- 
bertus magnus**, zielniki, kronika kijow- 
ska, „Fasciculus temporum", historya tro- 
jańska i Aleksandra Wielkiego, „Ezop", 
Statut polski, kanony i wszystkie księgi 
Justynianowe. Król ten skupował książ- 
ki po księgarniach całego kraju, a zwłasz- 
cza w Piotrkowie, a okładki pokrywać ka- 
zał adamaszkiem i drogiemi materjami 
(Joachim Lelewel w „Dziejach bibljotek**). 
Zygmunt August sprowadzał z zagranicy 
dzieła naj celniej szych autorów, a bibljo- 
tekarzem jego był Łukasz Grórnicki, głośj 
ny pisarz polski, starosta tykociński- 
Wszystkie księgi w bibljotece królewskie, 
oprawione były jednostajnie — w deski, 
czerwoną skórą pokryte, z ozdobnymi wy- 
li 

Digitized by L^OOClC 



162 



B I B L J o T E K I. 



Ciskami i wytłoczonym napisem: Moim- 
mentum Sigismiindi Aitgusłi, Król umie- 
rając znakomity ten księgozbiór, tysiąc 
kilkaset dzieł doborowych obejmujący, 
testamentem przekazał jezuitom, świeżo 
do Wilna sprowadzonym, a Stefan Bato- 
ry, zamieniając ich kolegjum na akademję, 
księgozbiór ten pomnożył. Zamojscy, ce- 
lem szerzenia oświaty w narodzie, założy- 
li w Zamościu nietylko akademję i bibljo- 
tekę, lecz i takie zakłady pomocnicze, jak 
drukarnia i papiernia, dając świetny przy- 
kład do naśladowania innym panom i na- 
stępnym wiekom. Za Zygmuntów znane 
są bibljoteki: Szafrańców, Wolskich, tu- 
dzież miejskie w Grdańsku, Toruniu, El- 
blągu i inne. Bugusław Radziwiłł, skłon- 
ny sercem swojem więcej ku Niemcom niż 
rodakom, w r. 1668 wzbogacił bibljotekę 
królewiecką darem 450 ksiąg drukowa- 
nych i rękopiśmiennych. Duchowni świec- 
cy gromadzą także bibljoteki, jak Stan. 
Tarnowski, kanonik przemyski, lub zaku- 
pują księgi dla klasztorów, jak Aleks. 
Mielnicki, opat trzemeszeński. Wojny 
szwedzkie, tatarskie, kazackie i inne, przez 
lat kilka w połowie XVII wieku trwające, 
przez obrócenie w perzynę wielu miast, 
zamków, klasztorów i dworów, a z nimi 
bibljotek i drukarni, przez rozpędzenie 
szkół i zubożenie całej Rzeczypospolitej, 
przyczyniły się bardzo do upadku nauk w 
Polsce. Wiele ksiąg i rękopisów zostało 
wywiezionych do Szwecyi, tak za Karola 
Gustawa, jak i później za Karola XII. 
Żaden kraj w Europie nie doznał pod tym 
względem nigdy tylu zniszczeli i rabun- 
ków, co Rzplita. Z Inflant i z Warmii 
wywoził księgi do Szwecyi Gustaw Adolf, 
a z Korony — Karol Gustaw, Ten ostatni 
zabrał np. bibljotekę jezuicką i bernar- 
dyńską z Poznania, wielką ilość ksiąg z 
Krakowa, a z Wilna te, które ukryto na 
górnym zamku. Po traktacie oliwskim 
Szwedzi zwrócili część ksiąg, przywiezio- 
nych z Krakowa, ale nie mogli zwrócić tych, 



które strawił ogień (np. księgozbiory w 
Lesznie) i tych, które w Srodze zatonęły 
lub zmarniały. Katalog bibljoteki króla 
Jana III, która znajdowała się w Żółkwi 
i obejmowała około 2000 dzieł, a po zgo- 
nie Sobieskiego i jego dzieci przeszła na 
własność Załuskich, spisany r. 1689, ogło- 
sił drukiem (r. 1879) Tadeusz ks. Lubomir- 
ski. AV r. 1714 przewieziono z Mitawy do 
Petersburga ksiąg 2500, z Rygi to, co po 
Szwedach pozostało, a w r. 1772 bibljote- 
kę Radziwiłłowską z Nieświeża. Za cza- 
sów saskich wzięto się gorliwie do groma- 
dzenia i porządkowania bibljotek. Siera- 
kowski—biskup przemyski, Sapieha — su- 
fragan wileński, Konarski u pijarów, Ra- 
dliński u miechowitów, Sliwicki u misjo- 
narzow, Królikowski u dominikanów — da- 
wali kulturalne przykłady gromadzenia 
bibljotek. Zakony sprowadzały — pisze 
Lelewel— dzieła poważue z zagranicy, spi- 
sywały porządne katalogi, obejmujące nie- 
raz do 10,000 ksiąg. Katalogi w Wąchoc- 
ku z r. 1735, w Sieciechowie z r. 1757 w 
Miechowie z r. 1762, wykazują, że bibljo- 
teka sieciechowska liczyła około 6,000, a 
miechowska i łysogórska po 9,000 tomów. 
Wyrównywały im bibljoteki bazyljańska 
w Wilnie i dominikańska w Grodnie 
(przemieniona w r. 1832, po kasacie domi- 
nikanów, na gimnazjalną). Wilno posia- 
dało kilkanaście bibljotek klasztornych 
i wielki księgozbiór uniwersytecki. Do 
większych w kraju należały: jezuicka w 
Połocku, paulińska w Częstochowie, mi- 
sjonarskie w Łowiczu i Tykocinie. Pijarzy 
i misjonarze warszawscy zgromadzili w 

. XVIII wieku bibljoteki, liczące do 20,000 
ksiąg. Do wzbudzenia tego ruchu przy- 

j czynił się bardzo przykład niezwykłej w 
dziejach oświaty ofiarnej działalności ksi^ 
dza Józefa Andrzeja Załuskiego, referen- 
darza koronnego. Wprawdzie brat jego 
Andrzej Stanisław, biskup krakowski, nie- 
co mu dopomógł, oddając do jego zbio- 
rów swoje oraz nabyte po królu Janie III 



Digitized by 



Google 



BIBLJOTEKI. 



163 



i prymasie Jędrzeju Olszowskim księgi, 
dopomagały mu też i inne dostojne osoby, 
lecz wszystko to byJo niczem w porówna- 
niu z energją i pracą jego własną. Z rui- 
ną swego majątku i ograniczeniem pierw- 
szych potrzeb życia, ksiądz referendarz 
zapamiętale zbierał książki. Nawet kiedy, 
po upadku Leszczyiiskiego r. 1734, kraj 
opuścić musiał i w Lotaryngii zamieszkał, 
całe swoje dochody na skupowanie ksiąg 
obracał. Po powrocie do kraju, mając zna- 
cznie zwiększone intraty, dalej pracę swo- 
ją z jednakowym zapałem prowadził; po- 
przestawał na najprostszym i skąpym lu- 
dzi biednych posiłku, aby wszystko dla 
książek poświęcić. Załuski nie był zbiera- 
czem, polującym na osobliwości drukar- 
skie, ale poważnym uczonym, który kom- 
pletował umiejętnie wszystkie działy pi- 
śmiennicze wiedzy ludzkiej, a w zebraniu 
wielkiej bibljoteki widział środek do po- 
dżwignięcia nauki i oświaty narodowej. 
Obejmował on wielką swoją pamięcią treść 
każdej książki i na każdei prawie zostawił 
własnoręczną notatkę. Nie było pierwej w 
Europie przykładu, aby jeden człowiek 
prywatny zgromadził w ciągu lat 30-tu 
tak potężny księgozbiór, który, licząc do 
300,000 tomów i dziesiątki tysięcy rękopi- 
sów i rycin, dorówijał trzem największym 
bibljotekom w Europie, a mianowicie: ce- 
sarskiej w Wiedniu, bawarskiej w Mona- 
chjum, ibrytańskiej w Londynie^). Nieba- 
wem też dowiedział się naród z „Kurjera 
Polskiego" w r. 1746, że w dniu 3 sierp- 
nia, t. j. w dniu imienin króla JMci Augu- 
sta III, wielka książnica Załuskich zosta- 
nie otworzona dla użytku publicznego. 
.Kurjer" tym razem ogłosił tę wiadomość 
przedwcześnie, bo ksiądz referendarz nie 
mógł być obecny w Warszawie i otwarcie 



*) Lelewel pisze, iż w czasie przymusowej nie- 
bylności biskupa Załuskiego « sprzedano za 3()000 
złotych jego sztychy, które mogły dziesit^ć razy ty- 
le wartować^. 



publiczne bibljoteki nastąpiło dopiero w 
rok potem. Jakoż r. 1747 czytamy już 
rzetelne doniesienie, że „bibljoteka tutecz- 
na publiczna, fundacji księcia JMci bisku- 
pa krakowskiego i JMci referendarza ko- 
ronnego (czyniąc zadosyć danej roku prze- 
szłego deklaracyi, że na dzień imienia Je- 
go Królewskiej Mości Pana Naszego Miło- 
ściwego, t. j. 3 sierpnia miała być zupeł- 
nie uszykowana), znaczną pracą i stara- 
niem pilnem wspomnionego JMci referen- 
darza koronnego, aktualnie znajduje się 
w wydoskonalonym ułożenia porządku, a 
zatem odtąd dwa razy w tydzień, t. j. we 
wtorki i czwartki, od ósmej z rana aż do 
południa, a po południu od traeciej do sió- 
dmej w lecie (a do piątej w zimie), będzie 
regularnie otwarta dla każdego kto 
przyjść raczy. A zatem na pierwszy wto- 
rek przyszłego tygodnia, wszystkich wobec 
i każdego zosobna, zaprasza do siebie ta 
bibljoteka, oraz uprasza, żeby się zacho- 
wać wszyscy raczyli podług reguł, które 
przepisane ma zawsze (podług zwykłego 
u innych krajów zwyczaju) i które na 
drzwiach przybite będą." Jakoż z wielką 
uroczystością otwarta została bibljoteka. 
Ks. Józef Załuski sprowadził umyślnie u- 
czonego Daniela Jaenisch'a, rodem z mia- 
sta Między choda (Bimbaum) w Poznań- 
skiem, na bibljotekarza, dodał mu jezuitę 
Stefana Wulfersa do pomocy, i sam czyn- 
nie całą administracją wewnętrzną zajął 
się. Bibljotckarz dla przypodobania się 
Załuskim od tego naprzód zaczął, iż prze- 
szedł z wyznania ewangelickiego na rzym- 
sko-katolickie, został księdzem i Janeckim 
przezwał się; następnie pisał bardzo sza- 
cowne bibljograficzne książki w językach: 
łacińskim i niemieckim; ogłaszać rzadkie 
dzieła w tejże bibljotece znajdujące się. 
Referendarz podobnież drukował i sam co 
tylko mu sił starczyło pisał wierszami i 
prozą; zostawszy zaś w roku 1758 bisku- 
pem kijowskim jeszcze bardziej swoje 
zbiory pomnażał i upodobanie do książek 



Digitized by 



Google 



164 



BIBLJOTEKI. 



zaszczepiał. Nie dał mu się w tern wyprze- ' 
dzić książę biskup krakowski, który przy- ■ 
kladając się do zamiaru brata, na ten uży- | 
tek ustąpił mu zupełnie za żywota pałacu 
niegdyś Daniłowiczów, dawał corocznie 
nagrodę w złotym medalu za napisanie 
najlepszej rozprawy, na posiedzeniach tej- 
że bibljoteki wyznaczonej; nakoniec testa- 
mentem swoim w roku 1753, wszystkie 
trzy swoje pałace przy kapucynach, na 
Krakowskiem Praedmieściu i na Pradze, 
tudzież dwie kamienice przy karmelitkach 
(dziś Towarzystwo Dobroczynności) z pla- 
cami, a niemniej Falenty i Okęcie, jako 
posag dla bibljoteki naznaczył. Ale pod 
niebytność księdza referendarza w Polsce 
w latach 1756 i 1757, poodmieniał znowu 
swoje zamiary i w ostatniej chorobie bę- 
dąc, cały wyżej wymieniony testament 
przerobił inaczej: majętność i pałace, o- 
prócz jednego przy kapucynach (dziś Rzą- 
du Gubernjalnego), od uprojektowanej 
fundacyi oderwawszy, donacyi nie zeznał, 
a tranzakcyi nie uczyniwszy, zmarł w tym- 
że samym roku. Była stąd kwest ja wiel- 
ka po jego śmierci, gdyż rodzeństwo upo ■ 
minało się o podział, i nietylko że o bibljo- 
tece wiedzieć nie chcieli, ale nawet do 
sprzedaży przystąpić zamierzali. Nie by- 
ło rady, ksiądz Józef Załuski zapożyczył 
i zadłużył się, aby spłacić pretendentów 
i sam jedynym bibljoteki właścicielem zo- 
stał; ratując zaś na przyszłość od podob- 
nych przypadków, postanowił ją zapisać 
krajowi, a jezuitom pod główny dozór od- 
dać, zastrzegając sobie tylko dożywotni 
i w^olny jej użytek do śmierci. Wszakże 
podług własnego jego zdania „cała ta bi- 
bljoteka była jego staraniem zebrana, gdy 
w roku 1760 ksiąg po bracie jego pozosta- 
łych, jako i bibljoteki króla Jana III, nie 
było nad półtrzecia tysiąca, i to dwie czę- 
ści zdefektowane przez liczne królewicza 
Jakóba pożyczki na wieczne oddanie, zaś 
biskup kijowski sam sprowadził do niej 
na dwa ktoć sto tysięcy woluminów^. Atoli 



projekt ten nie był od publiczności dobrze 
przyjęty, bo jezuici już mieli nieprzyja- 
ciół; biskup tedy zmuszony był wykona- 
nie takowego odroczyć. W roku 1764, po- 
nowił on znowu na sejmie prośbę swoją, 
aby Rzeczpospolita przyjęła w opiekę je- 
go bibljotekę, żądając tylko, aby probo- 
stwo w^arszawskie nigdy z rąk familii Za- 
łuskich nie wychodziło. Odmówiono mu 
wręcz wszystkiego; Załuski przecież nie 
cofał ofiary, zwłaszcza iż w r. 1773 skaso- 
wani jezuici główniejszą przeszkodę sami 
usunęli. Niebawem też i biskup 1774 r., 
dnia 9 stycznia, ze świata zeszedł, a Janec- 
ki ociemniał zupełnie. Odtąd bibljoteką 
Załuskich zajął się ówczesny rząd polski, 
oddając ją pod główny nadzór nowo utwo- 
rzonej Komisyi Edukacyjnej, czyli mini- 
sterjum oświaty. Nakazano wówczas, aby 
żadnego nowego dzieła nie ważono się 
sprzedawać, dopóki bibljoteką publiczna 
nie otrzyma I-go egzemplarza; obmyślano 
nawet, jakby dla niej wystawić nową, 
wspanialszą, lepszą i dogodniejszą budo- 
wę; radzono o tern. wiele, lecz funduszu ża- 
dnego na to nie było, biskup zaś zostawił 
jeszcze 400,000 zł. na niej ciążącego dłn- 
gu. Pozbawionego wzroku Janockiego, 
zawsze jednak prefekta bibljoteki, wyręr 
czał ex-jezuita Koźmiński (któremu do po- 
mocy dodany był ex-jezuita Bartsch), na- 
stępnie Dyonizy Kniaź nin, a w końcu ks. 
Onufry Kopczyński, pijar i znakomity au^ 
tor gramatyki polskiej. Ten ostatni byt 
najczynniejszy, nie skąpiąc własnego na 
pożytek bibljoteki nakładu. Podług pięk- 
nej ryciny, przy rządkiem dziele Janoc- 
kiego o rękopismach bibljoteki Załuskich 
w r. 1752 z druku wydanem, gmach ten 
wyglądał jak następuje: facjata domu 
głównego od dziedzińca przedstawiała 
parter, dwa piętra i półpiętrze pod da- 
cliem, z owalnemi oknami, oraz w dachu 
dwie facjatki owalne. W każdem piętrze 
po sześć okien z frontu, poprzedzielane 
gładkimi pionowymi pasami nakształt 



Digitized by 



Google 



BIBLJOTEKI. 



165 



słupów; do drzwi głównych we środku 
gmachu umieszczonych, nad któremi ry- 
cerz z dzidą w ręku rzeźbiarską robotą był 
wyobrażony, wchodziło się po kilku ze- 
wnętrznych wschodach, ozdobionych kil- 
koma posągami. Po nad gzymsem na tar- 
czy ozdobnie wyginanej, pod mitrą bisku- 
pią i książęcą, a pod spodem koroną, u- 
niieszczony był herb Junosza domu Za- 



wieziona z Warszawy do Petersburga 
i wcielona do cesarskiej, liczącej 20,000 
tomów. Przy pospiesznem pakowaniu, 
dużo książek zostało uszkodzonych, a po- 
tem na złych litewskich drogach około 
Grodna porozbijało się wiele pak, tak, że 
potem w Grodnie korcami księgi te sprze- 
dawano. Według pierwszego sprawozda- 
nia, drukowanego r. 1809 przez Olenina, 



<^l^:^^. 




Bibljoteka Załuskich przy ulicy Danilowiczowskicj w \Vai>za\vie. 



łuskich, ośm posągów przyozdabiały ba- 
lustradę nad gzymsem idącą, a nad wyso- 
kim dachem latarnia, przykryta wygina- 
ną kopułą, rzucała światło do środka. W 
późniejszych wizerunkach tejże budowli 
w r. 1762 i 1788 znajdujemy niektóre róż- 
nice". . Za bibljotekarstwa Kopczjaiskiego 
r. 1795 bibljoteka Załuskich została prze- 



bibljoteka ta po przewiezieniu obejmowa- 
ła 262,640 woluminów, 2-4,573 rycin i prze- 
szło 10,000 rękopisów. Atoli w 90 lat po 
przewiezieniu, czasopismo Russkij Ar- 
chiw podało pamiętniki Antonowskiego, 
w których jest mowa o uporządkowaniu 
publicznej bibljoteki po jej przywiezieniu 
z Warszawy. Autor pamiętników, uczest- 



Digitized by 



Google 



166 



Bi BLJOTEKI. 



niczący w tej pracy, powiada: „Będąc mia- 
nowany biblj o tokarzem byJej publicznej 
warszawskiej, a obecnie cesarskiej biblio- 
teki petersburgskiej, znalazłem w niej da- 
leko więcej książek, niż wykazał historyo- 
graf Biszing i inni". Tu wylicza szcze- 
gółowo, że w językach: polskim, angiel- 
skim, holenderskim, niemieckim, łaciń- 
skim, włoskim, francuskim, hiszpańskim, 
greckim i kilkunastu innych, wraz z rę- 
kopisami i broszurami, znajdowało się nu- 
merów 395,045. Sztychów i rysunków, 
tak oprawionych w księgi, jak w 75-ciu 
tekach, ogółem było sztuk 40,618, zielni- 
ków z rysunkami i przylepionemi roślina- 
mi 16, a w tej liczbie książek uszkodzo- 
nych podczas przewozu jesienią z Warsza- 
wy — 1802. Król Stanisław Poniatowski 
posiadał bibljotekę z dzieł nowych, około 
20 tysięcy tomów obejmującą. Mieściła 
się ona w pawilonie, łączącym zamek kró- 
lewski w Warszawie z pałacykiem 7,pod 
blachą**, a bibljotekarzem jej był uczony 
ks. Jan Albertrandy. Po królu odziedzi- 
czył tę bibljotekę książę Józef Poniatow- 
ski, a od niego nabył 15,500 tomów wraz 
z gabinetem numizmatycznym za 7,000 
dukatów dla liceum krzemienieckiego Ta- 
deusz Czacki. Część tylko książek i doku- 
mentów przeszła na własność Czackiego, 
który gromadził w Porycku na Wołyniu 
niepospolite skarby. Po śmierci Czackie- 
go cała bibljoteka jego, licząca do 20,000 
tomów i 9,800 rękopisów, a w tej liczbie 
8,500 dzieł samej Polski tyczących, naby- 
tą została za 11,000 dukatów przez ksią- 
żąt Czartoryskich do Puław. Książę Adam 
Czartoryski, generał ziem podolskich, miał 
w „pałacu niebieskim" w Warszawie tak- 
że piękny księgozbiór, przewieziony po- 
tem do Puław. Tym sposobem z kilku źró- 
deł uformowała się bogata bibljoteka pu- 
ławska, która w r. 1831 przewieziona zo- 
stała do Sieniawy w Gralicyi, a w 40 lat 
potem z Sieniawy do Krakowa. Joachim 
Chreptowicz w Szczorsach, Sapiehowie w 



Kodniu, Mniszchowie w Wiśnio wcu zgro- 
madzili także znaczne księgozbiory, lubo 
wychowanie cudzoziemskie arystokracyi 
polskiej wywierało ten wpływ szkodliwy, 
że mniej dbano o książki polskie niż obce. 
Wyjątek stanowiły tylko umysły głębsze 
i oświatę narodową miłujące, jak Czarto- 
ryscy, Działyńscy, Ossoliński, Czacki i kil- 
ku innych, ale liczba tych nie była wiel- 
ka. Bibljoteka Lubomirskich przeszła na 
własność Potockich w Wilanowie. Hi\ 
Maksy miljan Ossoliński ze zbiorów swo- 
ich utworzył bibljotekę imienia Ossoliń- 
skich we Lwowie; zapisawszy ją na uży- 
tek publiczny w r. 1817, rozszerzył na jej 
pomieszczenie gmach, nabyty po karme- 
litankach, i funduszami uposażył. Biblio- 
teka ta dopiero po jego śmierci w r. 1827 
przewieziona z Wiednia do Lwowa, zawie- 
rała wówczas 22,798 dzieł, nie licząc rę- 
kopisów, rycin, map i numizmatów. W po- 
dobny sposób Edward hr. Raczyński w r. 
1827 księgozbiór 20,000 tomów wynoszą- 
cy zapisał miastu Poznaniowi, wraz z gma- 
chem i kapitałem 220,000 talarów na upo- 
sażenie. Bibljoteka ta otworzona została 
dla publiczności 5 maja 1829 r. Na Biało- 
rusi wielkiej sławy używała bibljoteka je- 
zuitów w Połocku do r. 1819, w którym 
zakon ten został zniesiony, a bibljoteka w 
znacznej części rozproszona, resztę zaś do- 
stali razem ze szkołą pijarzy. Bibljoteka 
liceum krzemienieckiego (licząca r. 1831 
tomów 34,378), po zamknięciu liceum wr. 
1832, przewieziona została do Kijowa, 
gdzie utworzono z niej uniwersytecką. 
Bogate zbiory przeszły tamże. Wileńska, 
która z górą 50,000 tomów zawierała, po 
zamknięciu uniwersytetu, rozdzielona mię- 
dzy Petersburg, Kijów i Charków. Bibljo- 
teka Towarzystwa przyjaciół nauk w 
Warszawie otwarta została dla użytku pu- 
blicznego w r. 1811. Do najbogatszych 
należała bibljoteka hr. Tytusa Dzialyń- 
skiego w Kórniku pod Poznaniem. Gro- 
madzili także księgozbiory: Antoni hr. 



Digitized by 



Google 



BIBLJOTEKI. 



167 



Stadnicki w Żmigrodzie, Józef Kuropat- 
nicki w Lipinkach, książę Radziwiłł w Nie- 
borowie, Jan hr. Tarnowski w Dzikowie, 



ski we Lwowie, Gwalbert Pawlikowski w 
Medyce, Piotr Moszyński w Krakowie, 
Gustaw Zieliński w Skępem, Aleksander 




Wnętrze bibljoteki Jagiellońskiej w Kralcowle. 



Platerowie w Daugieliszkach, Borchowie 
w Inflantach, Krasińscy, Zamojscy, Prze- 
żdzieccy w Warszawie, Wiktor Baworow- 



Chodkiewicz w Młynowie na Wołyniu, 
Tyszkiewiczowie w Swisłoczy iŁochojsku 
na Litwie. Konstanty Swidziński zgro- 



Digitized by 



Google 



168 



BIBLJOTEKI —BICZOWNICY. 



madził w Chodorkowie na Ukrainie księ- 
gozbiór, 18,CXX) tomów liczący, przewie- 
ziony potem do Sulgostowa w Królestwie, 
stamtąd do Chrobrza Wielopolskich, przez 
których zwrócony został rodzimo Swi- 
dzińskiego, a ta, spełniając wolę ś. p. Kon- 
stantego, aby bibljoteka otwartą była dla 
użytku naukowego w Warszawie, odstą- 
piła ją pod stosownymi warunkami ordy- 
nacyi Krasińskich. Pierwszym, a bardzo 
zasłużonym i czynnym bibljotekarzem 
księgozbioru Konst. Świdzińskiego był 
Nowakowski, późniejszy ksiądz Wacław, 
kapucyn i autor krakowski. Do najbar- 
dziej obfitujących w rzadkie druki polskie 
należały bibljoteka, zebrana przez Cyprja- 
na Walewskiego i podarowana Akademii 
Um. do Krakowa, tudzież Emeryka Czap- 
skiego, przewieziona ze Stańkowa do Kra- 
kowa. Znaczny księgozbiór zebrał także 
(10,000 tomów) Zygm. Gloger w Jeżewie 
i Aleksander Jelski w Zamościu na Litwie. 
Największych bibljotek polskich dzisiaj 
jest 5: uniwersytecka czyli t. z. „Główna" 
w Warszawie, Jagiellońska oraz ks. Czar- 
toryskich (dawna puławska) w Krakowie, 
zakładu Ossolińskich we Lw^owio i dawna 
Załuskich, wcielona do cesarskiej w Pe- 
tersburgu. Rzecz szczególna a zarazem 
smutna, że poczucie kulturalne tworzenia 
bibljotek domowych, zwłaszcza po dwo- 
rach wiejskich, które powinno się pogłę- 
biać z biegiem czasu, było w drugiej po- 
łowie wieku XVIII-go i w pierwszej XIX 
więcej rozwinięto, niż to widzimy w dobie 
współczesnej. Na dowód tego piszący po- 
zwala sobie przytoczyć, iż w okolicy jego 
rodzinnej (w Tykocińskiem), za lat jego 
dziecinnych, t. j. w G-tym dziesiątku XIX 
wieku, istniało w promieniu 3-milowym 
8 bibljotek, a mianowicie: 3 klasztorne po 
kilka tysięcy tomów liczące (misjonarska 
i bernardyńska w Tykocinie i dominikań- 
ska w Choroszczy), oraz po dworach w 
MężBninie, Stelmachowie, Kowalewszczy- 
źnie (po Orsettich), Szepietowie (po Sze- 



pietowskich) i w Nowosiółkach (Jana Le- 
śniewskiego, stanowiąca czytelnię sąsiedz- 
ką). Z tych 8-miu w następnych 30-tu la- 
tach pozostały zaledwie 2. Sporo wiado- 
mości o bibljotekach polskich, ale wiado- 
mości ogólnikowych, a nie bibljograficz- 
nych, zebrał Franc. Radziszewski w książ- 
ce p. n. „Wiadomość historyczno-staty- 
styczna o bibljotekach i archiwach-. Kra- 
ków, r. 187b^. Historję najstarszej w Pol- 
sce bibljoteki uniwersytetu Jagiellońskie- 
go w Krakowie napisał Jerzy Samuel 
Bandtkie, a wydał ją Ambroży Grabow- 
ski tamże r. 1821. Bibljoteka ta wzmogła 
się dopiero i rozkwitła od r. 1867 pod za- 
rządem najznakomitszego polskiego bi- 
bljografa Karola Estrejchera, autora ol- 
brzymiej Bibljografii polskiej. Nie mamy 
tu miejsca na wyliczanie wszystkich opi- 
sów i prac o bibljotekach polskich. Wspo- 
mnimy tylko, że J. Lelewel wydał r. 1827 
ogólne „Dzieje Bibljotek** (100 odbitek z 
„Dziennika Warszawskiego" str. 25i). 
Stanisław Dunin Borkowski napisał bro- 
szurę „O obowiązkach bibljotekarza**, wy- 
daną r. 1829 we Lwowie. Fel. Maks. So- 
bieszczański pisał dość obszernie o bibljo- 
tece Załuskich. 

Biczak, gatunek noża stołowego w wie- 
ku XVII. W broszurce ówczesnej p. n. 
„Co nowego abo dwór, przez Trztyprztyc- 
kiego" czytamy: „Co dawniej nóż, to te- 
raz biczak". 

Biczownicy, po \2.q., fłagcllanłcs^ fiagcl- 
laiores^ flagcllarii^ od wyrazu \2.q.. flagel- 
lum — bicz, dyscyplina, cep. Bicz, rózga, 
narzędzia kary u Rzymian, stały się na- 
rzędziem pokuty i umartwienia u chrze- 
ścjan. Biczowanie się w celu stłumienia 
namiętności i umartwienia ciała — było 
już w XI wieku praktykowane w Europie 
Zachodniej przez zakonników, ludzi świec- 
kich, a nawet monarchów. Pierwsze bra- 
ctwo biczowników publicznych ukazało 
się r. 1260 we Włoszech, w m. Perugia. 
I Kraj pustoszony byl wojną gwelfów i gi- 



Digitized by 



Google 



BICZÓW X I C V. 



1G9 



belinów, więc ludzie fanatyczni, przygnę- 
bieni nędzą i dręczeni wyrzutami sumie- 
nia, pragnęli odpokutować swe występki 
za pomocą smagania swego ciaia aż do 
krwi, publicznie i zbiorowo. Przybywszy 
do kościoła lub na plac, padali na ziemię, 
wyciągali ręce i biczowali się po grzbiecie, 
dopóki się nie skończył śpiew hymnu o 
męce i śmierci Chrystusa Pana. Biczowali 
się publicznie dwa razy nadzień i prywat- 
nie w nocy trzeci raz. Wrażenie, jakie 
sprawiali ci pokutnicy, miękczyło nieraz 
najzatwardzialsze serca i jednało najza- 
wziętszych wrogów, śpiewy wesołe i mu- 
zyka cichły wobec publicznej boleści. Jed- 
nakże bislcupi i panujący w Bawaryi, w 
Czechach, w Morawii, w Austryi i w Pol- 
sce (gdzie biczownicy pojawili się raz pier- 
wszy 1261 r.) wystąpili przeciwko temu 
stowarzyszeniu, a mianowicie u nas Pran- 
dota, biskup .krakowski, i Janusz, arcybi- 
skup gnieźnieński. Długosz tak pisze o bi- 
czownikach: „Ludzie, do tego bractwa na- 
leżący, chodzili procesjami z zakrytenii 
głowami nakształt mnichów, a obnażając 
się po pas, smagali jedni drugich po ple- 
cach biczyskami, kręconemi z poczwór- 
nych rzemyków, mających w końcach wę- 
zełki. Obchodzili stacje, odpusty i czynili 
dziwne nabożeństwa, śpiewając pieśni, 
każdy w swoim języku, niestworne i gru- 
be; była to bowiem hałastra ludzi rozmai- 
tego plemienia i języka. Sami się nawza- 
jem, nie będąc księżmi, słuchali spowiedzi 
i odpuszczali sobie największe grzechy. 
Gdy zaś to bractwo przybyło do Krako- 
wa, po zwiedzeniu kościołów i dostąpieniu 
niby odpustów, natychmiast z niego wy- 
nosić się musiało. Prandota bowiem, bis- 
kup, zagroził onym biczownikom więzie- 
niem, gdyby natychmiast z miasta nie u- 
stąpili. W innych także djecezjach pol- 
skich wyśmiani zostali i pogardzeni, gdy 
Janusz, arcybiskup gnieźnieński, i inni 
polscy biskupi wraz z książętami polski- 
mi, powydawali zakazy, ażeby nikt, pod 



ciężkiemi karami i utratą majątku, nie łą- 
czył się z tą sektą gorszącą. W r. 1351 z 
obawy powietrza, grasującego na Wę- 
grzech, zgraja biczowników z chorągwia- 
mi i śpiewem zawitała do Polski, ale za 
zgodną uchwałą biskupów polskich wypę- 
dzona z Polski ta sekta i bullą apostolską 
zniesiona". Papież Klemens VI dozwalał 
biczowania się, jako pokuty w sekrecie 
spełnianej, ale zakazywał procesy j biczow- 
ników, którzy stali się rodzajem szkodli- 
wej sekty publicznej. Biczownicy, którzy 
ukazali się r. 1445 w Pnisiech polskich, 
zapewne byli tylko pokutującymi pątni- 
kami, ponieważ zyskali sobie szacunek w 
kraju i używali wszelkiej swobody {Hart- 
knoch: Preuss. Kirchenhistorie). W w.XVI 
jezuici odnowili zwyczaj dobrowolnej po- 
kuty sekretnej przez udręczenia cielesne, 
t. j. biczowanie się, noszenie włosiennic 
i pasków drucianych. Kiedy r. 1596 od- 
prawiano uroczyste suplikacje dla odwró- 
cenia nieszczęść, chrześcjaństwo dotyka- 
jących, bractwo miłosierdzia, do którego 
należało wiele najznakomitszych osób se- 
natorskiego stanu, postępując rzędem, bi- 
czowało się. Roku 1603 w Krakowie, pod- 
czas jubileuszu Klemensa VIII papieża, 
Zygmunt III z bractwem miłosierdzia, wo- 
rem okryty, obchodził wszystkie kaplice, 
biczując się, i krzyżem leżał. Zachowywa- 
li ten zwyczaj i synowie jego: Władysław 
IV i Jan Kazimierz. Szczególniej atoli 
odznaczało się piękną muzyka i wytrwa- 
łem biczowaniem bractwo św. Anny w 
Krakowie, które co piątek w wielkim po- 
ście podczas śpiewania psalmów pokut- 
nych trzykrotnie najmocniej się chłostało. 
Gdy w dni mięsopustne jedni oddawali się 
bezgranicznej wesołości i hulankom, jed- 
nocześnie kościół Św. Barbary nie mógł w 
swych murach pomieścić pokutujących bi- 
czowników. Albryclit Stanisław Radzi- 
wiłł, sam najsurowszy swojego czasu bi- 
czownik, w pamiętnikach swoich wspomi- 
na , że r. 1638 król Władysław IV niektó- 



Digitized by 



Google 



170 



BIEGANIE DO METY— BIELECKI JAN. 



re groby Pańskie \\ Warszawie odwiedził, ' 
a wieczorem w czasie procesyi między 
kapnikami dyscypliny zażywał. Biczują- 
ce się niegdyś bractwo kapników przecho- 
wało dotąd w Krakowie starożytny swój 
ubiór, w którym występuje corocznie w 
procesyi Bożego Ciała, obchodzonej w gro- 
dzie jagiellońskim z taką okazałością jak 
nigdzie. W wieku XVIII byli jeszcze 
wśród szlachty średniej i mieszczan pol- 
skich, lubo już bardzo nieliczni, ludzie tak 
surowej pobożności, że za grzechy swoje 
czynili pokutę przez dyscyplinowanie się 
sekretne. 

Bieganie do mety. Łukasz Gołębiow- 
ski tak powyższą zabawę staropolską opi- 
suje: Kiedy w większej gromadzie ma być 
zabawa, postępuje się jak w grze, zwanej 
metą albo półmety, tylko bez użycia 
piłki. Dwie są strony, z których każda 
ma swoją chorągiew u mety zatkniętą, 
każda ma wodza, zwanego królem, matką 
lub inaczej, każda ma miejsce dla jeńców 
przeznaczone, równie od obu stron odleg- 
łe, i każda posiada jednakową liczbę ryce- 
rzy. Za umówionym znakiem, strona za- 
czepiająca wysyła jednego lub dwuch wy- 
zywających, ci dojść muszą do mety prze- 
ciwnej z wyciągniętą ręką tak blizko, aże- 
by chcący ich gonić przeciwnicy mogli 
się dotknąć ich ręki. Kto się dotknie, ten 
ściga wyzywającego. Jeżeli schwyci, od- 
prowadza jako jeńca do więzienia. Jeżeli 
zapędziwszy się zbytecznie za metę nie- 
przyjacielską, jest schwytany, sam więź- 
niem zostaje. Od umowy zależy, czy na 
obronę ściganego wysypać śię wolno. Jeś- 
li goniący w tym tłumie nie dostrzeże swe- 
go przeciwnika, t. j. straci go z oczu, wów- 
czas choćby złapał innego, tnid jego da- 
remny, niema prawa uczynić go jeńcem. 
W razie uwięzienia wielu swoich, bliska 
przegranej strona oswobodzić ich usiłuje. 
Gdy cała uwaga zwrócona jest na ściga- 
jących się w szrankach, wymyka się któ- 
ry z boku i pędzi ku więzieniu, a którego- 



kolwiek z jeńców dotknie się, jeżeli mu 
nie zdołają przeszkodzić, już go wolnym 
uczynił. Jeżeli wódz sam to przedsięwziął,, 
to dotknięciem jednego wszystkim dat 
swobodę i prowadzi ich z tryjumfem. Cza- 
sem dobrowolna zamiana jeńców następo- 
wała — głowa na głowę. Król mógł poty- 
kać się tylkozkrólem* Wygranej nie przy- 
znawano stronie, póki chorągiew, wódz 
i połowa rycerzy przeciwnych nie była. 
wzięta. W zabawie tej pełnej życia, ru- 
chu i wesołości, brali udział starsi i młodsi,, 
a na majowych i wogóle rekreacyjnych 
przechadzkach, poważni dyrektorowie sta- 
wali w szrankach razem z całą młodzieżą^ 
szkolną. Różne tej zabawie w różnych 
stronach nadawano nazwy, np.: plinie od 
słowiańskiego plen^ niewola, zwano ją tak- 
że „gonitwą o więźnie", „obozem", a po- 
szkolnemu z łacińska — capłwus. 

Bielalc. Zające, stosownie do barwy 
swej szerści, miały dwie nazwy w języku 
myśliwskim Polaków. Pospolity w całej 
Polsce zając szary zwał się s z a r a k, przy- 
trafiający się zaś na Litwie iBiałejrusi za- 
jąc północny, zupełnie biały w zimie, a w 
lecie jasno-szary, zowie się bielak. Ta- 
kąż nazwę nosi i herb polski, praedsta- 
wiający na tarczy czerwonej dwie srebrne- 
kolumny. Pieczętują się nim Bielakowie» 
rodzina tatarska, osiadła w Nowogród z- 
kiem. 

Bleleclci Jan. Dziejopisarz Adolf Pa- 
wiński powiada, że Bielecki Jan, wzięty 
przez Słowackiego za główny przedmiot 
poematu, osnutego na podaniu historycz- 
nem, był postacią rzeczywistą, dziejową,, 
stwierdzoną przez kroniki i akta urzędo- 
we. Joachim Bielski tak o nim pisze z po- 
wodu najścia tatarskiego na Ruś w roku 
1589: „Był ten Bielecki Polak, lublinianin^ 
herbu Janina, jedno się poturczyl i potur- 
czywszy przyjechał z Turek do Polski za. 
króla Stefana i tu chciał mieszkać, jedno- 
że przecie swej wiary złej odstąpić nie^ 
chciał. Król Stefan, chcąc go najwięcej 



Digitized by 



Google 



BIELIDŁO — BIERCZAK. 



171 



dla poselstwa zatrzymać, że to umiał ję- 
zyk tatarski i turecki, naznaczył mu był 
opatrzenie pewne na Podolu, ale król dał 
a panowie wzięli. O co rozgniewawszy się 
Bielecki zbiegł do Tatar i Tatary na oj- 
czyznę swą nawiódł**. Stoczono z nimi 
ki-wawą bitwę pod Baworowem — a przy 
ściganiu rozbitych pohańców, dostali się 
w ich moc dwaj Podlodowscy i KoryciA- 
ski. Korycińskiego Bielecki, mając z nim 
dawną przyjaźaa, darmo puścił. W urzę- 
dowych aktach dochowały się niektóre 
ślady poświadczające, że Bielecki istotnie, 
mieszkając na Podolu, był częstokroć przez 
króla Stefana używany do posług poseł, 
skich w stosunkach z Tatarami. Pierwszy 
ślad tego ukazuje się pod r. 1579 (Metr. 
Kor. 119, str. 133), kiedy król Stefan na- 
zywa Bieleckiego swym sługą {servitor) 
i nadaje mu prawo odkupienia wójtostwa 
we wsi Luźna, należącej do starostwa 
Drohobyckiego. Nieco później w tymże 
roku otrzymuje Bielecki od Batorego „za 
wstawieniem się różnych senatorów" do- 
żywotnio wieś Sałasy ze starostwa Brac- 
ławskiego, coby wskazywało, że wówczas 
Bielecki przeniósł się na kresy podolskie 
(M. K. 119, str. 228). W r. 1583, za zgo- 
dą króla, uzyskuje przelanie od Telefusa 
praw dożywocia na wsi Bryndzowie w po- 
wiecie Latyczowskim na Podolu. Wyda- 
ny z tego powodu akt piśmienny królew- 
ski opiewa jego zasługi w ciągłych wal- 
kach z Tatarami, oraz w częstych do nich 
poselstwach, ułatwionych przez biegłą 
znajomość ich języka. W r. 1588 Zyg- 
munt III nadał Bieleckiemu dożywotnio 
wieś Kalince w tymże po w. Latyczow- 
skim. Na tym roku urywa się wątek urzę- 
dowych świadectw o Bieleckim, który, 
zgodnie z wiadomością, podaną przez Biel- 
skiego, w następnym r. 1589 sprowadził 
na Ruś Tatarów. Żona jego, o której jest 
już wzmianka w r. 1583, była z domu 
Krzy wiecka. O zabraniu Bieleckiemu dóbr 
przez panów, co miało stać się główną po- 



budką zdrady i zemsty, żadnego śladu w 
aktach Pawiński odszukać nie zdołał. Mo- 
gło to było nastąpić nie wcześniej, niż w 
końcu 1588 r., zatem już nie za króla Ste- 
fana, ale za Zygmunta III. 

Bielidło, biała mączka do bielenia twa- 
rzy. Już od wieków na Zachodzie elegant- 
ki ciemnej cery pociągały twarz, a nawet 
szyję, gors i plecy bielidłem, a policzki po 
bielidle różem. Potem i białe z przyrodze- 
nia niewiasty jeszcze bielszemi okazać się 
pragnęły. Zwyczaj ten z Anglii, Francy i 
i Niemiec przeszedł do Polski, gdzie już w 
XVI wieku Budny o nim wspomina, a w 
XVin Krasicki. W Polsce jednak, tak 
zapewne jak i zagranicą, nie był to nigdy 
zwyczaj powszechny, ale głównie po mian 
Stach i w wyższym świecie praktykowany, 
Szlachcianki wiejskie, zwykle z natury 
rumiane, nie znały go prawie. Łukasz 
Grołębiowski w latach 1820 — 30 pisze: 
„Nasze kobiety wyrzekły się podobnież 
bielidła, ani się wstydzą bladawej niekie- 
dy, albo smagłej cery, i wiele na tem zy-r 
skują". 

Bielikowicz, herb polski, wyobrażają-: 
cy na tarczy czerwonej trzy wędy lub jel-. 
ce, pionowo postawione. Nad tarczą ko- 
rona szlachecka bez szczytu czyli klejno-. 
tu. Pieczętują się nim Bielikowiczowie, 
już w 1528 r. osiadli na Wołyniu. 

Bielina, herb polski w dwuch odmia- 
nach. Pierwsza, podług zapiski sądowej 
łęczyckiej z roku 1388 i radomskich z lat 
1428 i 1434, przedstawia strzałę przekrzy- 
żowaną wewnątrz podkowy. Odmiana te- 
go herbu, bez krzyża, zowie się S u d k o- 
wicz. Druga odmiana Bieliny zowie się 
Koniowaszyjai przedstawia w polu 
czerwonem półksiężyc, a na nim białą 
głowę konia z szyją. Prawdopodobnie, 
herb ten powstał z herbu Kobylagłowa, 
jakiego używają Strzeżywoj i Stefan Ko- 
byległowy, ziemianie szląscy w r. 1278. 
(Piekosiński, Potkański, Helcel\ 

Bierczak, tak się nazywała księga kon-. 



Digitized by 



Google 



172 



BIESIAGA — BIGOS. 



troli, W którą dawniej dziedzice lub ich 
dzierżawcy i podstarościowie wpisywali 
wszelkie daniny i opłaty, w naturze lub 
pieniądzach od włościan wybierane. Po- 
tocki Wacław w „ Argenidzie " mówi: 
„Bierczak, gdzie zapisują podatki i bier- 
nie". Biercą nazywano poborcę czyli 
wybieracza podatków i opłat. 

Biesaga, częściej w liczbie mnogiej 
bies agi, z łac. bisaccium, oznacza wo- 
rek podwójny do przewieszania z przodu 
i z tyłu. Który z języków słowiańskich 
wyraz ten najpierwej z łacińskiego sobie 
przyswoił, dziś już niewiadomo. Mączyń- 
ski w słowniku z r. 1564 mówi: ^Mieszek 
takowy, który i nazad i naprzód od szyi 
wisi". 

Biesiada, posiedzenie wesołe przy na- 
pitku i potrawach, uczta, cześć, bankiet, 
lusztyk, gody, godowanie, ucztowanie, za- 
bawa. Lud wiejski nazywa biesiadą każ- 
dą uroczystość rodzinną, a mianowicie we- 
sela i chrzciny, w których starym zwy- 
czajem cała wieś bierze udział, tak jak da- 
wniej po domach szlacheckich całe są- 
siedztwo; stary bowiem obyczaj był wspól- 
ny całemu narodowi. Uczta miała ściślej- 
sze niż biesiada znaczenie i dlatego pod 
wyrazem uczta będą podane opisy daw- 
nych uczt. O biesiadach mawiano: 1) Kie- 
dy siedzisz przy biesiadzie, nie myśl o ża- 
dnej zwadzie. 2) Biesiada rzadka bez 
błazna (Rysiński). 3) Biesiada sucha — 
(tyle) co pijany bez piwa (Knapski). 4) 
Bogatego pokuta — ubogiego biesiada 
(Knapski). 5) Siedem— biesiada, dziewięć 
— zwada. Przysłowie to oznacza, że lepiej 
mniej mieć gości a dobranych, niż liczną 
hałastrę. W broszurze: „Co nowego albo 
dwór" (Trztyprztycki, r. 1650) znajduje- 
my podobne zdanie: 

Gdzie kilka śledzie, tam bywa biesiada, 
(tdzie kilkanaście, tara prodzej zwada. 

Kochawski we ^Fraszkach" (r. 1674) 
pisze: 



Ktoś wyłożył biesiadę, że bies siada na niej: 
Wierzę, jeżeli bankiet sprawi kto w otchłani. 

Podworzecki pisze znowu: „Wina po 
biesiadach, kędy bies siada, pilnują**. Bie- 
siada w znaczeniu przenośnem znaczyła 
pożytek z pracy własnej, jak również 
chwilę wesołości i śmiechu; Górnicki np. 
w „Dworzaninie" powiada o Zygmuncie 
I: „Król miał niemałą biesiadę, dworując 
(żartując sobie) z tych, którzy się o ten 
żart gniewali". 

Big08. Któryż Polak, na wspomnienie 
bigosu, nie sięgnie myślą do owego obra- 
zu z „Pana Tadeusza": 

W kociołkach bigos grzano. W słowach wydać 

[trudno 
Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudna.: 
Słów tylko brzęk usłyszy i ryraów porządek, 
Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek. 
Aby cenić litewskie pieśni i potrawy, 
Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy. 

Przecież i bez tych przypraw potrawą niclada 
Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa. 
Bierze się doń siekana kwaszona kapusta, 
Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta; 
Zamknięta w kotle, łonem wilgotnem okrywa 
Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa; 
I praży się. aż ogień wszystkie z niej wyciśnie 
Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie 
I powietrze dokoła zionie aromatem. 

Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem. 
Zbrojni łyżkami, biega i bodą naczynie. 
Miedź grzmi, dym bucha; bigos jak kamfora ginie, 
Zniknął, uleciał; tylko w czeluściach saganów 
Wre para, jak w kraterze zagasłych wulkanów. 

Józef Ossoliński pod wyrazem bigos 
daje objaśnienie: „Bigos hultajski z róż- 
nych mięsiw z kapustą". Cezary Biernac- 
ki pisze: „Bigos hultajski, podobnie jak 
barszcz lub zrazy, jest najulubieńszą po- 
trawą kuchni polskiej. Przyrządza się z 
kapusty kwaszonej z drobno pokrajanem 
mięsiwem wołowem, cielęcem, wieprzo- 
wem, kiełbasą, zwierzyną, słoninką w ko- 
stki pokrajaną lub grzybami. Zwykle bi- 
gos praży się tłusto i długo na węglach, a 
odgrzewany, nabiera w smaku większej 
wartości. Dlatego też Polacy wybierając 



Digitized by 



Google 



BIJANKA — BILETY WIZYTOWE. 



173 



się w dalsze strony, zabierali z sobą w dro- 
gę faskę kilkogarncową dobrze opieprzo- 
nego bigosu, który odgrzewano na popa- 
sach". Że w dawnym sposobie podróżo- 
wania był to arcypraktyczny wynalazek 
kuchni polskiej, piszący niniejsze słowa 
doświadczył tego jeszcze w r. 1882 osobi- 
ście, gdy wspólnie z Henrykiem Sienkie- 
wiczem odbywał końmi kilkodniowa po- 
dróż do puszczy Białowieskiej. Stare go- 
spodynie wiedzą z tradycyi, że bigos ro- 
biono zawsze bądź z kapusty kwaszonej 
szatko wanej, bądź z niekwaszonej— alena 
kwasie burakowym. Ze słoninką, schabem, 
kiełbasą zawsze gotowano, a zwierzynę 
pieczoną, mianowicie zająca, dodawano po 
ugotowaniu. Warząc^ wrzucano pieprz w 
całych ziarnkach, a pieprzem tłuczonym 
posypywano na talerzach. Bigos podaje 
się na gorące śniadanie, zwłaszcza dla wy- 
jeżdżających w podróż, i na wieczerzę; w 
domach staropolskich bigos z kiełbasą- po- 
dany przed zupą rozpoczyna obiad, a po- 
przedzany był tylko kieliszkiem starki, 
piołunówki, lub gdańskiej wódki. Bywa 
zawsze gęsty, bo rzadki jest już kapuśnia- 
kiem. Bigosik jest potrawką bez ka- 
pusty, z pokrajanego drobno mięsa, z so- 
sem kwaskowatym, zwykle z dodaniem ja- 
błek. Syreniusz pisze za czasów Zygmun- 
ta III w swoim „Zielniku", że kapusta gło- 
wiasta „ustom chętliwa i smaczna, zwła- 
szcza kwaszona... ta nad inne ciału po- 
karm zły daje, krew grubą czyni... lu- 
dziom jednak pracowitym nie tak szkod- 
liwa". Wyraz bigos Karłowicz wypro- 
wadza z niemieckiego Beiguss — sos, pod- 
lewa. Są stare wyrażenia i przysłowia: 1) 
Bigosu narobić. 2) Bigos — wczorajsza po- 
trawa. 3) Bigos ze starej miotły. 4) Ni-to 
bigos, ni-to flaki. W czasopiśmie „Ondy- 
na druskienickich wód" znajduje się hu- 
moreska z czasów sejmikowych, osnuta na 
tem ostatniem przysłowiu. Drozdowski 
jednej z lepszych swoich komedyj wier- 
szowanych dał tytuł: „Bigos hultajski". 



Skąd się wziął przy bigosie często doda- 
wany przymiotnik „hultajski**, to napew- 
no nie jest wiadomem. Można tylko przy- 
puszczać, że ponieważ w najlepszym bigo- 
sie jest najwięcej posiekanego mięsa, za- 
chodziła więc pewna analogja z hultaj- 
stwem, którem nazywano dawniej rozbój- 
ników i awanturników, napadających i sie- 
kających szablami. 

Bijanka, blanka, potrawa niegdyś na 
stołach wielkopańskich, była robiona z 
mleka, migdałów, galarety i rosołów, lub 
z ryżu suszonego, który gotowano w for- 
mach. Hej wspomina „bijankę z marcy- 
panem'*. Starowolski w opisie dworu cesa- 
rza tureckiego powiada: „Przynoszą do je- 
dzenia konfekty, pasty i bijanki, tęgo 
zrobione z perfumami rozmaitemi". Krzy- 
sztof Opaliński w „Satyrach** mówi w w. 
XVII: „Za starych Polaków nie znano na 
stołach bogatych, co to jest pasztet, co 
ciasto albo galarety. O blankach nie py- 
taj, ani marcepanach, chy baby na wesele". 
Nawet na stole Zygmunta III tylko w 
wielkie święta podawano bijankę. Trze- 
ba bowiem wiedzieć, iż królowie polscy, 
wiedząc, iż we wszystkiem przez możnych 
są naśladowani, unikaU złego przykładu. 
W broszurze z r. 1649: „Lekarstwo na u- 
zdrowienie Rzplitej, z uniwersałem pobo- 
rowym" — autor radzi podatek: „Odbija- 
nek niech płacą zbytkowego groszy 6". 

Bilety wizytowe. Daty, w której za- 
częto w Polsce używać biletów wizyto- 
wych, nikt ściśle nie zapisał. Potrzebę ich 
wywoływały tłumne zjazdy sejmowe do 
stolicy. Za Stanisława Augusta używanie 
kart podobnych było już rzeczą pospolitą, 
ale nikt nie kolekcjonował podobnych 
świstków i dlatego są one dzisiaj rzadko- 
ścią. To skłania piszącego niniejsze słowa 
do wyliczenia biletów, jakie posiada z cza- 
su sejmu czteroletniego, tembardziej że 
przeważnie należały one i noszą na sobie 
podpisy osób historycznych. Bilety wizy- 
towe z w. XVIII były nieco szersze od 



Digitized by 



Google 



174 



BILETY WIZYTOWE. 



dzisiejszych przy tej samej przeciętnej 
długości, robione z grubego, białego po- 
łyskującego i prążkowego papieru, przy- 
datnego do pisania inkaustem. Jeden z 
tych biletów nosi drukowany kursywą na- 
pis: „Łoś Wojewoda Pomorski z Synow- 



der ważnych dla dziejów skarbowości wy- 
kazów percepły i ekspensy skarbu Rzpli- 
tej, znany był u współczesnych pod przy- 
domkiem Percepły^ dla swej oszczędności, 
w przeciwstawieniu do rozrzutnego bra- 
ta, Augusta Moszyńskiego, nazywanego 




cem". Był to Feliks Łoś z Grotkowa, ży- 
jący w czasach Stanisławowskich, znany 
jako zbieracz numizmatów, a nawet lite- 
rat. Napis leży wśród stylowej błękitnej 
ramki, utworzonej z ozdób architektonicz- 
nych i róż. Ramka ta jest odbiciem z bla- 



Ekspensą, Większość kartek wizytowych 
nosi podpisy własnoręczne. Więc na in- 
nym bilecie złożył swój podpis „ Sucho- 
rze wski Poseł W-twa Kaliskiego", znany 
mówca na sejmie czteroletnim i przeciw- 
nik ustawy majowej, nad którą napisał 




chy, gdy ozdoby na innych biletach są 
drzeworytami. Widzimy inny w eliptycz- 
nym błękitnym wawrzynowym wieńcu z 
kokardą, napis także drukowany: „Moszyń- 
ski Sekretarz W. W. X. Lit.^" Człowiek 
ten nie zawsze szczęśliwej sławy, ale fi- 
nansista biegły i autor ciekawych, a na- 



swoje Uwagi, współtwórca projektu usa- 
mowolnienia miast i autor „Zasad praw 
miejskich". Bilet inny z takiemiż ozdoba- 
mi nosi podpis: „Kuczyński Stolnik i Po- 
seł Mielnicki". Dwa bilety jednakowe, z 
błękitną obwódką i szlaczkiem z kwiatów 
i liści, należały do Nosarzewskiego, sędzi 



Digitized by 



Google 



BILETY WIZYTOWE. 



175 



ziemskiego i posła ciechanowskiego, tu- 
dzież Glinki, chorążego i posła różańskie- 
go. Obaj ci posłowie mazowieccy pisali 
pięknym staropolskim charakterem, a a- 
trament ich dochował wybornie swoją 
ozarnośó pierwotną, która nasuwa pyta- 
nie: jak dzisiejsze nasze atramenty będą 
za lat sto wyglądały? Posłem różańskim 
był Mikołaj Glinka, jeden z celniejszych 
posłów wielko-sejmowych, później kaszte- 
lan i gorliwy opiekun oświaty ludowej. 
Dwaj posłowie: „Zabłocki, Czesnik Po- 
znański, Poseł" i „Bniński, Poseł Poznań- 
ski* mieli jednakowe bilety, niewielkie o 
szerokich błękitnych szlakach, pisali zaś 
nieczytelnie. Hównie krzywo jak oni pod- 
pisał się „Mikorski, Pisarz Z. Poseł Kali- 
ski**, na bilecie z ramką prążkową błękitną 
i z girlandami. Bilet z wązkim szlakiem 
nosi dwa podpisy: na głównej stronie pod- 
pisany „Matuszewicz", a na odwrotnej 
^Potocki". Obaj razem kogoś odwiedzali, 
ale Potocki widocznie nie miał przy sobie 
biletu i podpisał się na karcie Matuszewi- 
cza. Matuszewicz ów był to syn kasztela- 
na brzeskiego, autora wydanych przez 
Pawińskiego czterotomowych Pamiętni- 
ków, sam poseł brzeski i słynny mówca 
na sejmie czteroletnim, dawny nieprzyja- 
ciel podskarbiego Tyzenhauza, a później- 
szy za księstwa warszawskiego minister 
skarbu. Na bilecie z wiśniowemi ramka- 
mi, zapewne z pośpiechu na wspak poło- 
żonym, podpisał się „Oborski, Podstoli i 
Poseł Ziemi Liwskiej", notując na odwrot- 
nej stronie cyfrę dwudziestu czerwonych 
złotych. Na bilecie z czarną strzępkową 
ramką znajdujemy drukowane nazwisko 
^Hrabia Tarnowski". Większy od innych 
bilet, z ozdobami poprawnego rysunku^ 
odbitemi na czarno z miedziorytu, widocz- 
nie zagraniczny, na papierze grubym, ale 
bibulastym, nosi napis drukowany: <^Le 
prince Louis dc Rohan Ambassadeur Ex- 
traordinaire de Francct>. Piękne są bile- 
ty z suchymi wyciskami bez kolorowych 



szlaków; na jednym orzeł z rozwiniętemi 
skrzydłami trzyma w szponach rozwianą 
wstęgę, na której podpisał się „Zabiełło 
Poseł Inflancki". Na innym z nader gru- 
bego papieru, wśród wypukłych palm 
i wieńców, położył swój niezgrabny pod- 
pis „Grzymała Deputat Podolski z wizy- 
tą**. Wyżółkł ze szczętem podpis tej cie- 
kawej postaci pana Wincentego, o której 
pisze Bartoszewicz: „Kontuszowiec i ele- 
gant swojego czasu, nosił włosy pudrowa- 
ne, fryzurę i tupet markizów francuskich, 
później przebrał się do reszty po cudzo- 
ziemska". Na małym, ale grubym i pra- 
wie kwadratowym bilecie z wyciskami na- 
rzędzi muzycznych, znajdujemy drukowa- 
ne nazwisko: „Krasicka Posłowa Czernie- 
chowska". Bilety bez żadnych ozdób, z 
nazwiskami drukowanemi, najpodobniej- 
sze więc do dzisiejszych, mieli dygnitarze 
litewscy: „Xiążę Massalski Biskup Wileń- 
ski" i „Grabowski Generał-Inspek. Wojsk 
W. Xtwa Lit.". Ten ostatni był mężem 
słynnej piękności, którą po jego śmierci 
zaślubił prywatnie król Stanisław. Bilet 
Kościuszki ozdobiony jest sztychowaną 
armaturą i nosi podpis własnoręczny. W 
braku ozdobnych biletów, wyciął z pro- 
stego papieru tej samej wielkości kartkę 
i podpisał się na niej: „Witosławski Oboż- 
nyPol. Kor. Poseł Podolski". Z powyż- 
szego zbioru widzimy, że wszyscy posło- 
wie sejmii czteroletniego posiadali bilety 
wizytowe, że wielcy panowie, zwyczajem 
zagranicznym, częściej drukowali nazwi- 
sko, a szlachta zwyczajem miejscowym 
częściej je podpisywała (które to podpisy 
później dały początek litografowaniu na- 
zwisk kursywą), że przy nazwiskach nie 
kładziono nigdy imion tylko urząd pu- 
bliczny, że nie lekceważąc i nie zapierając 
się mowy rodzinnej, nie używano podpi- 
sów francuskich, jak to dziś się zdarza, że 
na jednym tylko z mnóstwa aiystokra- 
tycznycli biletów użyty jest tytuł hrabie- 
go, ale i to przez człowieka, który miał na 



Digitized by 



Google 



176 



BIND A— BIRET. 



to potwierdzone przez Rzplitą prawo, że 
wreszcie w trądy cyi owych czasów mają 
początek bilety złocone i jaskrawe, uży- 
wane dziś jeszcze do powinszowań przez 
osoby starej daty lub mniej wybrednego 
gustu. 

Binda, z niem. Binde — przepaska, taś- 
ma, wstęga. Mody od dawnych czasów 
szły do Polski z Zachodu, a że drogę mia- 
ły przez Niemcy, więc przychodziły zwy- 




Portrct pani Bergsonowcj w czepcu perłowym z bindii. 



kle nad Wartę i Wisłę z nazwą niemiec- 
ką. — Bindą nazywali także Polacy ro- 
dzaj ryby, tak mianowanej od tego, że 
ma skórę w paski, a mającej także łaciń- 
ską nazwę tactiia — pasek. — Binda bar- 
wierska—był to bandaż do przewiązania 
rany służący; .były też bind ki do oczu, 
bindy do noszenia ręki chorej. B i n d a 1 i- 
kiem ku ozdobie j)rzepasywano głowę. W 
ozdobnej bindzie stawała panna młoda 



przed ołtarzem — tak nazywano wstęgę ki- 
ta jkową u wueńca jej wiszącą. W strojach 
białogłowskich znane były bindy, noszo- 
ne na szyi ze złotemi koronkami, których 
końce wisiały aż do kolan. Bindy nosili 
mężczyźni na kapeluszach, bindą nazywa- 
no także wstęgę orderową i djadem kró- 
lewski; bindą rycerską nazywano szarfę 
honorową do przepasania zbroi służącą, a 
bindałem — taśmę, na której miecz za- 
wieszano. W herbach rodów i miast 
binda, jako przepaska rycerska, ręcz- 
nik, występuje dość często. Widzi- 
my ją związaną końcami na dół w 
herbie Nałęcz (naręcz), nad hełmem 
w herbach: Czarnkowski, Nałęcz^ 
Nałonie, Dybowski, Nowosielski, jak 
również w herbach miast: Czarnko- 
wa, Ostroroga i Kamiennej. Dziew- 
częta z ludu wiejskiego, który w u- 
biorach swoich naśladował zwykle 
klasy wyższe, noszą dotąd na Rusi 
przepaski, zwane by n dam i. Ry- 
sunki podobnych przepasek ob. w 
czasopiśmie „Wisła**, t. XI str. 495. 
Żydówki polskie nosiły bindy obszy- 
wane perłami jeszcze w pierwszej po- 
łowie XIX wieku. Znana w War- 
szawie rodzina izraelska Bergsonów 
przechowuje kilka pięknych portre- 
tów swoich babek, z których jeden, 
przedstawiający bindę z czepcem, 
perłami szytym, podajemy tu w po- 
dobiźnie. 

Biret, beret, nakrycie głowy, 
od łac. birrtim — suknia wierzchnia, 
opończa, a jej kapturek zdrobniale birrc- 
tum przezwany. Piei-wotnie duchowni, 
wychodząc ze mszą, przykrywali głowę 
humerałem, jak dziś zakonnicy kapturem, 
czego ślad jeszcze pozostał przy święceniu 
na sabdjakona i codziennem nakładaniu 
humerału na głowę. Forma biretu (jak 
twierdzi ks. St. Jamiołkowski) z początku 
była okrągła, poprostu czapka; z czasem 
gdy postrzeżono, że przy podnoszeniu pal- 



Digitized by 



Google 



BIRKUT — BIZUN. 



177 



cami robią się rogi, tej formy jako dogod- 
niejszej używać poczęto. Górnicki, mó- 
wiąc w „Dworzaninie" o końcu pierwszej 
połowy XVI wieku, tak pisze: „Biskup u- 
brał się był ohromnie (sic) w szatę szero- 
ką a bogatą, bieret wielki rogaty staro- 
świecki". W innem miejscu pisze Górm*c- 
ki już nie o poważnym biskupie, ale o mło- 
dym dworzaninie: „Bieretek był z ferety, 
z piękną zaponą i z piórki barw rozmai- 
tych". Podobne nosiły i dziewice w owych 
czasach, jak pisze Rej: „Bieretek miała na 
głowie z feretkami, a pióreczko na nim". 
"W broszurze „Albertus z wojny" (r. 15S6) 
czytamy: „Ćwiczyła panny, jak krezy 
i jako bieretek szychtować". W spisie rze- 
czy wyprą wny eh Katarzyny, małżonki 
Zygmunta Augusta, sporządzonym w Kra- 
kowie 8 sierpnia 1553 r., znajdujemy „bi- 
ret z aksamitu czarnego z 6 rubinami, 12 
djaraentami, z obrazem po włosku meda- 
lem, zrobionym z djamentów i pereł". 
Biret czerwony uważany był za godło do- 
stojeństwa. Papieże rozdawali podobne 
nowomianowanym kardynałom, akademje 
doktorom. Stąd było i przysłowie, zano- 
towane w słowniku Mączyńskiego (z roku 
151i4): „Nie uczyni głupiego doktorem 
czerwony bieryt". Sobór akwizgrański 
zaleca krój biretu cztero-fałdowy z czar- 
nego sukna i obowiązuje duchowieństwo 
nosić go na głowie podczas nabożeństw, 
bez wystawienia Najśw. Sakramentu od- 
bywanych. 

Birka, bierka, biera, kamyk warca- 
bowy, czyli pionek, kostka do różnych 
gier służąca, tak nazwana od tego, że się 
bierze, biera u przeciwnika. Stąd i grę w 
arcaby, w szachy, nazywano często „w 
bierki". Birką nazywa się także laska 
do karbowania, jaką mieli zawsze karbo- 
wi czyli włodarze folwarczni, znacząc na 
niej karbikami liczbę: kop, korcy, wozów 
i t- d. Bierką nazywano gałkę przy rzu- 
caniu losów, a także owcę turecką i woło- 
ską z ogonem tłustym okrągłym. Karło- 

EneyklopcMlja staropolskn. 



wicz upatruje w wyrazie tym pochodzenie 
wschodnie na zasadzie podobieństwa do 
słów tatarskich, tureckich i uralsko-altaj- 
skicli. 

Birkut, tatarska nazwa orła kaukaskie- 
go, którego piór używali Tatarzy i Polacy 
do strzał, nasadzając niemi po bokach ko- 
niec brzechwy. "W skutek tego i całe strza- 
ły, zwłaszcza tatarskie, zaczęto nazywać 
w Polsce birkutarai. Chrościński w wier- 
szu swoim, drukowanym r. 1690 powiada: 

Rzuciwszy luki, cięciwy, birkuty, 
Uderzą w tabor dzidami z bliskości. 

Bisior, rodzaj tkaniny przedniejszej od 
purpury. Po grecku byssos^ po łacinie 
byssus oznacza len delikatny i najcieńsze 
z niego płótno. Z wierszy Grrochowskiego 
(za Zygmunta III) można przypuszczać, 
że najcieńszej i najbielszej tkaniny, zwa- 
nej bisiorem, używały możne niewiasty. 
Krasicki w „Zbiorze potrzebniejszych wia- 
domości" pisze pod wyrazem bissus: „Ja- 
kiego bisior był koloru i gatunku, o tym 
gruntownej wiadomości nie masz". Na 
Litwie paciorki i inne wieszadełka na szyi 
kobiet, zwłaszcza Żydówek, nazywają bi- 
s lorkami i wisiorkami. 

Bisurman, muzułmanin. W języku a- 
rabskim od wyrazu islam — poddanie się 
(woli Bożej) pochodzi imiesłów niuslim^ w 
liczbie mn. muslimin, Persowie przekształ- 
cili ten wyraz na miisulman, a od nich 
przejęli go Turcy w znaczeniu wyznawców 
islamu. Polacy przekręcili wyraz jeszcze 
więcej, bo z musulmana zrobili bisurma- 
na. Zbisurmanić się— znaczyło poturczyć 
się, czyli przyjąć wiarę mahometańską. 

Bizun, bizon, kańczug, batog. Od 
greckiej i łacińskiej nazwy bison^ ozna- 
czającej bawołu i żubra, poszła nazwa ba- 
togów, wyrabianych ze skór i ogonów żu- 
brzych i wołowych, z podobnem przej- 
ściem znaczenia jak bykowiec od by- 
ka, a w języku łacińskim łaurea — bizun 
od łaitriis—\i^\i. Ponieważ derwisze, czy- 



12 



Digitized by 



Google 



178 



BLANKI—BLUZGIER. 



li asceci tureccy, zwykle siedzą nadzy na 
ulicach na rozesłanej skórze i prosząc o 
jałmużnę, biją się bizunem dla wzbudze- 
nia litości przechodniów, stąd powstało na- 
sze przysłowie: „goły jak święty turecki'^, 
lub „goły jak bizun", „zgrał się jak bi- 
zun" — czyli do koszuli. Bissun, biston 
znaczyło to samo u nas, co bisurman, bi- 
ston s k i to samo co bisurmański, z b i s- 
sunićsię, zbisić, to samo co zbisur- 
manić, poturczyć, przyjąć wiarę mahome- 
tańską. 

Blanki. W średniowieczu zakończenia 
szczytu murów foitccznych, w formie peł- 




Blanka narożna w zamku podhoreckim. 

nych części muru naprzemian z pustemi 
otworami w rodzaju zębów, służącymi za 
strzelnice. Od strony fortecy towarzyszy 
blankom droga straży, ustęp na którym 
stoją obrońcy i rzucają przez otwory po- 
ciski. W czasie oblężenia zaprowadzano 
drewniane ganki, występujące poprzed 
blanki, skąd rzucano kamienie i gorącą 
smołę na podchodzących pod mury. Zwa- 



no to hurdycjami. W XV i XVI w. budo- 
wano hurdycje stałe z cegły lub kamienia, 
zawieszone na kamiennych kroksztynach. 
Spotykamy je na basztach krakowskich, 
na rondlu bramy florjańskiej i na jednej z 
baszt klasztoru w Sulejowie. Dobrze za- 
chowane blanki mają mury miasteczka 
Podborza, stawiane przez Tarnowskich 
Leliwitów, w ruinach Dybowa pod Toru- 
niem i t. p. ( IV. Łuszczkiewicz) , Wyraz 
blanki odpowiada niemieckiemu Zin- 
nen^ co oznacza parapet, przedpiersie zę- 
bione na szczycie murów zamkowych. 
Wiadomości o blankach znajdują się w lu- 
stracjach zamków, podanych w tomie VI 
„Źródeł dziejowych" str. 32, 38 i 96. Biel- 
ski w Kronice swojej pisze: „Nasi na blan- 
ki po drabinach leźli". Budny zaś powia- 
da: „Gdy zbudujesz dom nowy, uczynisz 
blank po kraju dachu, żeby kto nie spadł 
z niego". 

Blech, blich, bielnik, miejsce bielenia 
płótna przez polewanie wodą na słońcu. 
Dawniej, gdy w każdym domu kmiecym 
i szlacheckim tkano płótna, bielenie na 
słońcu było ważnem zajęciem gospodyń. 
Właściwą porą do bielenia był czas, gdy 
drzewa kwitły, t. j. maj i pierwsza połowa 
czerwca. Blecharka była - to kobieta, 
przeznaczona po dworach w tej porze do 
polewania płótna wodą. Miała do tego 
konewkę z sitkiem i rozpinała płótno na 
trawniku w pobliżu wody. Grdzie trawnik 
dotykał brzegu rzeki, a konewki nie mia- 
no, to rozpinano płótno tak blizko, aby 
szuflą można było wodę miotać. Gdzie na 
większą skalę były blechy, tam płótna na. 
noc nie ściągano, ale stawiano budę dla 
pilnowacza, a wodę do polewania sprowa- 
dzano z rzeki rynnami. Blecharzem nazy- 
wano człowieka, zajmującego się biele- 
niem wosku żółtego na biały, z którego 
wyrabiano świece jarzące. 

Bluzgier, bl u skier. Ł. Gołęmbiow- 
ski w dziełku swojem „Ubiory w Polsce" 
(Warszawa 1880), powiada, że gdy żupan 



Digitized by 



Google 



BŁAWAT— BŁAZEN. 



179 



na przodzie, t. j. na piersiach, gdzie nie 
był kontuszem okryty, łatwo się brudził, 
wymyślono bluzgiery, t. j. łaty z takiejże 
materyi przyszyte na przedzie, które po 
zbrudzeniu odmieniano. Byli zresztą daw- 
ni Polacy wogóle bardzo baczni na czy- 
stość swoich sukni odświętnych, i przy je- 
dzeniu, w najuroczystszych zebraniach, 
zawieszali pod brodą białą serwetę. Kra- 
sicki w „Panu Podstolim" powiada: „Za- 
czął dyskurs o bluzgierach, które już z 
mody zaczynały wychodzić". Zapewne 
i kobiety używały bluzgierów, bo Linde 
nazywa takowe „palatynkiem kobiecym". 
Bławat, bławatek, kwiat bławy, 
błękitny, modrak, modrzeniec, inaczej cha- 
ber, chaberek, wasilek, centaurea cya?ius, 
rosnący w zbożu. Bławatem nazywa się 
także materja jedwabna, zwłaszcza bława 
czyli błękitna, niebieska. Bardziński pi- 
sze w r. 1691 o płci męskiej: „Teraz co ży- 
wo się w bogate bławaty stroi, w których 
sama biała płeć przed laty chodziła**. „Nie 
na to cię Bóg stworzył, abyś dobrze jadł 
i pił i bław^atno chodził** — pisze Szym. 
Starowolski. Bławatny znaczy to sa- 
mo, co jedwabny i co modry, błękitny, 
niebieski. Bławy to samo co modrawy, 
blado-modry, niebieskawy. „Bława albo 
obłoczna maść" — piszew r. 1564 Mączyń- 
ski. Bławatnik zwał się tkacz jedwabi 
i kupiec, mający sklep jedwabny. Mamy 
stare przysłowie: „Nie każdy pan, co w 
bławacie". Musiało to przysłowie powstać 
wówczas, gdy moda barw bławatnych 
przenikała od warstw wyższych do najniż- 
szych, czego ślad pozostał dotąd w grana- 
towym kolorze żupanów i siermięg u ludu 
w wielu okolicach Małopolski, Kujaw i Ma- 
zowsza. O tem rozpowszechnieniu się bar- 
wy bławatnej wśród tych, „którzy dostat- 
ku nie mają", wspomina i Słupski w „Za- 
bawach orackich", wydanych r. 1618: 

Szukają barwy, coby od bławata, 

Choć w tym błaviacie najdziesz i ja-lata. 



Błazen, trefniś, naśmiewca. U 
możnych na Wschodzie błaznami bywali 
wierszokleci; około wielkich Greków krę- 
cili się jako błazny drugorzędni filozofo- 
wie; przed cezarami Rzymu wyszczerzały 
uśmiechem zęby służalce w togach sena- 
torskich. Ale błazen zawodowy, z rzemio- 
sła, którego strój i obowiązki są określo- 
ne, który na zawołanie musi być dowcip- 
nym, bo inaczej będzie przez pana odda- 
lony ze dworu lub nawet ochłostany, jest 
dopiero wytworem wieków średnich. Oj- 
czyzna jego jest na Zachodzie. Tam już 
w zaraniu wieków średnich, obok rycer- 
stwa wyradza się antyteza rycerstwa, uo- 
sobiona w błażnie. Ponieważ wszystko u- 
siłowało wówczas wiązać się w gromady, 
w cechy czyli bractwa, więc dopatruje 
"Winc. Korotyński nawet zawiązków ustro- 
ju cechowego błaznów w średniowieczu. 
Tak zwane „monety błaznów", które zbie- 
rał nasz Lelewel na pobrzeżach oceanu 
Atlantyckiego i zatoki Kaletańskiej, wska- 
zują rozpowszechnienie praktyk „błazeń- 
skich" nietylko na dworach królowi moż- 
nych, ale we wszystkich warstwach spo- 
łecznych. U nas to samo widzimy dotąd 
w pewnych wesołych obrzędach i uroczy- 
stościach naszego ludu, który po swojemu 
naśladował obyczaje szlachty, osiadając 
i rozradzając się przy jej dworach, — rów- 
nież w weselnych obrzędach Żydów, którzy 
wiele podobnych naleciałości przynieśli z 
sobą, uciekając przed prześladowaniami z 
Zachodu do Polski piastowskiej. Kiedy 
zwyczaj utrzymywania błaznów na dwo- 
rach pańskich przyszedł z Zachodu do nas, 
tego nie wiemy. Niektórzy we wzmiance 
Kadłubka, że po bitwie nad Mozgawą bi- 
skup krakowski Pełka wyprawił jakiegoś 
księdza dla zasięgnięcia języka o wypad- 
ku krwawej walki, ten zaś przedzierał się 
przez nieprzyjaciół, przebrany za błazna 
{scurrajn) —upatrują, że błaźni z urzędu 
znani już byli w Polsce w wieku Xn-ym. 
Dopiero atoli pewniejsze wzmianki mamy 



Digitized by 



Google 



180 



BŁAZEN. 



O błażnie Kazimierza W., nieznanym zre- 
sztą z imienia, tudzież o błaznach nadwor- 
nych Jagiełły. W wieku Xr\^ istniała już 
cała kasta błaznów czyli naśmiewców, a 
zarazem kuglarzy i śpiewaków, których 
głównem żniwem były wesela i uroczy- 
stości domowe po miastach. To też Kazi- 
mierz W., listem datowanym z Sandomie- 
rza w r. 1336, nakazuje, aby na weselach 
mieszczan krakowskich nie bywało więcej 
nad 8-iu tych kuglarzy, co śpiewają, lub 
co wierszem opowiadają śpiewy, a ci, któ- 
rzy biorą zapłatę za figle nieprzystojne, 
wcale używani być nie mają. Widzimy 
zatem, że już w wieku XIV panował w 
świecie mieszczańskim obyczaj, na które- 
go rozwielmożnienie we dwa wieki póź- 
niej skarżą się pisarze polscy, że „okrom 
błaznów panowie żadnej krotochwile mieć 
nie mogą". Wówczas-to stają się głośni 
z imienia: Bieńko (Bieniasz, Benedykt) u 
Krzysztofa Szydłowieckiego, Stańczyk 
(Stanisław) rodem z Proszowic u królów 
Aleksandra i Zygmunta I, Gąska u Zygmun- 
ta II, uwieczniony nagrobkiem przez Ko- 
chanowskiego, Jaśko u Piotra Kmity, w 
późniejszych wiekach Słowikowski, Ziem- ' 
ba, a wreszcie przy Janie Ill-im słynny z 
dowcipu szlachcic Winnicki. Stanisław 
August nie trzymał już błazna, lubując 
się w innych zabawach. Pamiętnikarze 
nasi zapisali parę wypadków srogiego o- 
bejścia się z „błaznami" za zbyt gorzkie 
uwagi ich i koncepty; wogóle jednak pa- 
trzyli Polacy na ten rodzaj rzemiosła ra- 
czej z lekceważeniem, niekiedy z dobro - 
dusznem politowaniem i współczuciem. 
Dowody tego mamy w mowie polskiej, w 
której wyraz błazen przybrał znamię 
człowieka lekkomyślnego bez złości, tro- 
chę głupkowatego, a w ściślej szem zna- 
czeniu zyskał odpowiedniki całkiem nie- 
winne: krotochwilnik, śmieszek, w słow- 
niku Mączyńskiego z r. 156i „naśmiew- 
ca," a u ludu „wesołek". Rysiński na po- 
czątku wieku XVII przytacza wyrażenie, 



zamienione już w przysłowie: „Błaznów 
wszędzie pełno, a każdy swoim strojem". 
Żeglicki w sto lat później pisze: „Nie w ca- 
le ten mądry, kto blaznem podczas być 
nie może". W dalszem następstwie przei- 
naczania się znaczenia wyrazu mamy je- 
szcze łagodniejsze poglądy na trefnisiów. 
Błaznem nazywa się wyrostek, błaż- 
nie ą (zwłaszcza na Litwie) dziewczynka, 
błazenkiem — małe dziecko. Słowo p o- 
b ł a ż a ć, pochodzące od tego, że błaznom 
wszystkie ich docinki, psoty i figle pobła- 
żano,— jak się wyraża Win. Korotyński — 
odejmuje wszelką tragiczność stosunkowi 
społeczeństwa polskiego do błaznów. Mo- 
żność jednak kontrastu artystycznego mię- 
dzy śmieszną powierzchownością, a powa- 
gą treści wabiła ku sobie głębsze umysły. 
Już w komedjach Plauta błaznujący nie- 
wolnik rzymski wypowiada głębokie mo- 
rały i zasadniczą myśl utworu. W Szek- 
spirze nieodstępny towarzysz tułactwa 
Leara mówi do znękanego: „Doskonały 
byłby z ciebie błazen**. Dopiero atoli w 
obrazach Matejki tragiczna postać, z 
dzwonkami i uszami sarniemi na głowie, 
przybrała kształt widomy. Kto dziś ina- 
czej sobie wyobraża Stańczyka, niż zapa- 
trzonego w kometę podczas rozpustnej 
uczty dworskiej, lub skurczonego w kłę- 
bek podczas hołdu pruskiego? Henryk 
Sienkiewicz zbudził go z zadumy, wypro- 
wadził za rękę z obrazu, nazwał Stachem 
Ostróżką, kazał żyć w sto lat później niże- 
li żył w istocie, a obcować już nie ze szla- 
chetnym Bielskim, Górnickim lub Kocha- 
nowskim, lecz z dostojnym senatorem, 
wojewodą poznańskim, ciętym znamieni- 
cie autorem „Satyr", a zdrajcą kraju, z 
pamiętnym również wspólnikiem jego Ra- 
dziejowskim, z tłumem wreszcie szlachec- 
kim, którego widok nawet błaznowi łzy 
wyciskał. Wśród niezliczonych piękności, 
rozsypanych na kartach „Potopu", ten 
rozdziai X-ty tomu pierwszego należy do 
najznamienitszych, a sam jego koniec do- 



Digitized by 



Google 



BŁAZEN. 



181 



prasza się malowidła na płótnie w wiel- 
kim stylu: byłby to odpowiednik do kaza- 
nia Skargi — bez słów, a pełen grozy. Biel- 
ski w kronice powiada o Stańczyku: „Bła- 
znowie prawdę często żartem rzeką; jakoż 
u Zygmunta Stańczyk błazen był osobli- 
wy**. Mik. Rej w „Wizerunku" tak opi- 
suje współczesny wygląd błazna: „Błaze- 
nek w kukle z cepami, pas miał okowany, 
uszy jak u sarny, na nich wiszą dzwonki, 
a cepy na pstrym kijuzUsiemi ogonki". 
Mączyński w słowniku z r. 1564 łacińskie 
stulić arrogans — tłómaczy na wierutny 
błazen. Rej gdzieindziej pisze w Wize- 
runku: 

Nie czyń z siebie błazna, lecz gdy co śmiesznego 
Możesz poczciw^ie wtoczyć— nie wstydaj się tego. 

^Nie bądź błaznem, kiedy nie możesz 
być wielkim panem** - czytamy w zbiorze 
starych przysłów Rysińskiego. „TJ Bogaś- 
my tu wszyscy jako błazenkowie, a zarów- 
no ubodzy jako i królowie** — pisze Rej. 
Z dawnych przysłów i wyrażeń przyto- 
czymy tu jeszcze niektóre: 1) „Błazen sta- 
rego króla" (tak dworacy Zygmunta 
Augusta nazywali ironicznie dworzan iu- 
lubieńców jego ojca, Zygmunta I). 2) ^Bła- 
zeńska rzecz niema odpowiedzi** (Rysiń- 
ski). 3) „Błaznowi na gębie grają". 4) 
„Błaznów siać nie trzeba, sami się rodzą". 
5) „Dość na jednym błażnie w domu" 
(Gorczycki). 6) „Poznać błazna i bez 
dzwonków". 7) „Szkoda temu strawy, kto 
ma z błazny sprawy". 8) „Trudno z bła- 
zny na zające". 9) „Wielka odmiana — 
masz z błazna pana" (Bratkowski). 10) 
„Żadna biesiada nie może być bez błaz- 
na" (Rysiński). Na zakończenie przyta- 
czamy tu kilka szczegółów z przeszłości: 
Roku 1522 król Zygmunt I udał się do 
Niepołomic z małżonkąkrólową Boną i ca- 
łym dworem na łowy i szczwanie przy- 
wiezionego mu olbrzymiego niedźwiedzia. 
Król i królowa konno i mnóstwo dworzan 
otoczyli to miejsce, gdzie miano szczwać 



niedźwiedzia. Skoro go w gaju blizko Wi- 
sły ze skrzyni wypuszczono, rzuciły się 
nań psy ogromne, z których on wiele po- 
ranił, resztę rozpędził. Ożarowskiego pod- 
komorzego królewskiego przewrócił z ko- 
niem. Krajczego Tarłę, który rzucił się 
nań z oszczepem, powalił na ziemię. Kró- 
lowa przestraszona gdy niedźwiedź biegł 
w jej stronę, zaczęła uciekać, ale rumak 
jej potknął się, a królowa brzemienna spa- 
dła, co stało się powodem poronienia sy- 
na. Stańczyk, uciekając przed niedźwie- 
dziem, spadł także z konia, a gdy król 
śmiał się z niego, że począł jak rycerz, a 
skończył jak błazen. Stańczyk urażony, 
bo był z urodzenia szlachcicem, miał od- 
rzec: „Większe to błazeństwo mieć nie- 
dźwiedzia w skrzyni i na swoją szkodę 
wypuścić". Gdy raz widział, jak niedoma- 
gającemu królowi stawiano pijawki, za- 
; wolał: „Są to najprawdziwsi dworzanie 
i przyjaciele królów". Kiedy raz w Wil- 
nie na zamku szczwano niedźwiedzia i psy 
niechętnie go brały, a król zrobił uwagę, 
że musiały być okarmione. Stańczyk na 
to: „Miłościwy królu, każ tylko pisarze 
swe puścić, tym nic nie wadzi, by się nie- 
wiem jak objedli, przecie zawsze dobrze 
biorą". Gdy król nie dał mu raz podarku 
w sukniach na rok nowy, jak wszystkim 
dworzanom rozdawał. Stańczyk rzekł: „U 
mnie rok stary, bo suknia nie nowa". Gdy 
raz wielu panów szydziło sobie z Bieńka, 
który był trefnisiem na dworze kanclerza 
Szydłowieckiego, ten, udając nadąsanego, 
poważnym odpowie im głosem: „Znajcież 
waszmość panowie, iż nie lada pan ze 
mnie i większy od kanclerza, bo on ma 
jednego błazna do zabawy, ja zaś mam 
tylu, ilu tu jest mościpanów". Jan Dzwon- 
kowski w „Statucie" swoim z czasów Zy- 
gmunta III daje wierszem przepisy błaz- 
nom polskim, jak mają postępować i czem 
bawić swych panów. Jest to podobno je- 
dyny utwór w piśmiennictwie naszem, po- 
święcony trefnisiom nadwornym. Ostat- 



Digitized by 



Google 



182 



BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA DROGĘ — BÓBR. 



nim błaznem na dworze polskim był Ki- 
jaw, niemiec, urzędowy naśmiewca Augu- 
sta III Sasa. 

Błogosławieństwo na drogę. Wierząc 
głęboko, że „bez Boga ani do proga^, 
przodkowie nasi, udając się na każdą wy- 
prawę wojenną i przed każdą większą po- 
dróżą, brali błogosławieństwo na drogę: 
dzieci i nowożeńcy od rodziców i dziad- 
ków, starsi od proboszczów lub kapelanów 
domowych. Pontyfikalne błogosławień- 
stwo było dla królów, albo takich osób, 
którym tę cześć uczynić chciano. Po mszy 
pobożnie wysłuchanej, relikwie, krzyż lub 
obrazek święty, a rycerze ryngraf z Boga- 
rodzicą mając na sobie, klękali przed ołta- 
rzem, a za nimi wszyscy domownicy, dzie- 
lić podróż mający. Kapłan obracał się do 
nich, czytał modlitwy stosowne, przeże- 
gnał, pokropił wodą święconą, czasem miał 
przemowę do odjeżdżających i na zakoń- 
czenie dawał krzyż do pocałowania. Łuk. 
Gołębiowski powiada, ze za Stanisława 
Augusta bywał świadkiem podobnych bło- 
gosławieństw w domu księcia Lubeckiego, 
marszałka pińskiego, ojca późniejszego 
ministra skarbu, gdy sam książo wyjeż- 
dżał w drogę, albo kto z jego rodziny 
lub domowników. Błogosławieństwo da- 
wane państwu młodym, odjeżdżającym do 
ślubu, przez rodziców i dziadków, odby- 
wało się tak uroczyście i rzewnie, że na- 
wet pokiereszowani w bojach rycerze obfi- 
temi łzami rosiU swoje pokrętne wąsiska. 
Mamy stare przysłowia: 1) Błogosławie- 
nie rodziców wiele może. 2) Jaki ksiądz, 
takie błogosławieństwo. 

Błona, tak zwano w dawnej polszczyź- 
nie szyby w oknach, co pochodziło stąd, 
że pierwotnie używano do okien błon pę- 
cherzowych, lub papierów tłuszczem na- 
puszczonych. Później weszły w użycie 
szybki kształtu krążkowego i sześciokątne 
w ołów oprawne, długo jeszcze nazywane 
błonami. M. Rej w „Zwierzyńcu'* pisze: 



Gdy uźrzysz światło tą błoną, 
Myśl, skąd ma moc przyrodzoną. 

Haur w XVII \vieku radzi: „Szklarz 
na okna nowe błony albo kwatery jak ma 
stanowić". Gostomski zaleca także, aby 
w „izbach błony, piece dobrze opatrzyć". 
W kazaniu polskiem z polowy XVI wieku 
słyszymy: ^Szklana błona będzie, a wsza- 
koż słoneczna jasność przez nię tak prze- 
chodzi, że się okno namniej nie naruszy, 
a przedsię w domu dosyć jasności bywa", 
(wydał Erzepki, Poznań 1899). 

Bobry, bobrownictwo, bobrow- 
niczy, bobrownik. W ubiorach przod- 
ków naszych futra bobrowe były wysoko 
cenione i powszechnie przez możnych na 
kołnierze i kołpaki używane. Za doby Pia- 
stów był urząd bobrowniczego, do 
którego należała hodowla i opieka nad bo- 
brami w obrębie ziem jego księcia. Do- 
zorca żeremi, czyli miejsc w których bo- 
bry mieszkały gromadnie w swoich cha- 
tach, zwanych gonami, nazywał się b o- 
brownikiem. Od osad takich bobrow- 
ników powstały istniejące dotąd nazwy 
podobne wsi i miasteczek. Ludzie ci uwal- 
niani byli z pod władzy wojewodów, ka- 
sztelanów i innych, aby nie mieli przesz- 
kód w spełnianiu swoich obowiązków, za- 
leżąc wyłącznie od króla lub książąt panu- 
jących. Czacki przytacza rejestr, podany 
w r. 1229 przez Jaśka z Makowa księciu 
Konradowi mazowieckiemu, z którego wi- 
dać, jak starannie prowadzona była hodo- 
wla bobrów na Mazowszu w XIII wieku, 
jak baczono na maść przy rozmnażaniu 
się bobrów, aby była jednakowa i ciemna. 
Gdzieś nad Narwią za Pułtuskiem było 
obliczonych 251 ntgricini casłores, z któ- 
rych wzięto na dwór książęcy 101, a na 
sprzedaż 50. Ogół dochodu z bobrów ks. 
Ziemowita mazow. wynosił w jednym ro- 
ku na późniejszą monetę złp. 1300. Dono- 
si także Jaśko bobrownik, że drzewa im 
klonowego wiele zostawił, którego będą 
miały zasób na przezimowanie. W Kra- 



Digitized by 



Google 



BOCHNAK. 



183 



kowskiem znane były żeremia bobrowe 
nad Nidą, w Wielkopolsce nad Notecią, w 
Lubelskiem nad Wieprzem, ale podobno 
najliczniejsze były na Podlasiu nad górną 
Narwią i Biebrzą, którą dawniej nazywa- 
no Bobra od obfitości tych zwierząt. Osta- 
tnie bobry wyginęły nad Narwią w Tyko- 
cińskiem i nad Bobra — w pierwszej poło- 
wie XIX wieku. Sędziwy starzec poka- 
zy wał piszącemu miejscowości na kępie 
Lipnickiej i przy stawie Frąckowskim nad 
Nereślą (dopływ Narwi) w dobrach Tyko- 
cińskich, gdzie za jego dzieciństwa chciwi 
na futra kłusownicy zniszczyli ostatnie 
gony czyli chaty bobrów podlaskich. W 
ziemi Lwowskiej słynęły żeremia nad wiel- 
kim stawem koło G-ródka, a lud wiejski w 
tamtej okolicy zachowuje dotąd grę ^w 
bobra". Zebrane chłopięta obierają jedne- 
go za bobra, drugiego za strzelca, inni u- 
dają psy gończe. Bóbr się kryje; szukają 
go wszyscy aby ułowić, śpiewając: 

O mój miły bobrze, 
Schowaj że się dobrze 
Od niedzieli do niedzieli, 
Żeby cię charty nie wzięli. 
Jak moje charty wylecą, 
To z ciebie kiszki wywleką. 

Najwięcej było bobrów na Litwie: w 
puszczy Białowieskiej i na Polesiu, na 
Białorusi. Gdy w Polsce wyginęły, uwa- 
żano litewskie, ciemnej maści, za najprze- 
dniejsze. Piękna czapka czyli kołpak z 
czarnego bobra, jakie nosili senatorowie 
i prałaci, a z zakonów jezuici, kosztował 
niekiedy 300 złotych. „Statut litewski** 
zastrzega: ,Grdyby kto miał w czyjej zie- 
mi bobrowe gony, mógł żądać, aby wła- 
ściciel tego gruntu, ani sam, ani ludziom 
pozwalał podory wać pole, lub karczować 
sianożąć w odległości rzucenia kija, celem 
aby nie były bobry płoszone: gdyż raz 
wypłoszony z gonu, tracił cały przemysł, 
który społeczeństwu bobrów czyni go uży- 
tecznym. A jeśliby pod żeremia podorał. 



a tym bobry wygonił, ma płacić 12 rubli, 
a temu żeremieniu przecie ma dać pokój. 
A jeśliby bóbr z tego starego żeremienia 
wyszedł, a przyszedł w insze żeremie na 
grunt inszego pana, tedy w czyim grun- 
cie żeremie będzie, temu też i łowienie bo- 
brów należeć ma". Kuchnia polska przy- 
swoiła sobie „plusk" czyli ogon bobra, 
który, jako pokryty łuskami, jadano w 
post, uważając go za rybę. Strój bobrowy 
jako środek lekarski dał powód przysło- 
wiu: „Okupić się jako bóbr strojami**, — 
gdyż utrzymywano, że bóbr, ratujący się 
ucieczką, sam sobie „strój" odgryzał. My- 
śliwi twierdzili, że bóbr zabijany lub ści- 
gany płacze, i stąd powstało przysłowie: 
„płakać jak bóbr rzewnie**. Jak od myszy 
mamy słowo „myszkować", tak od bobra 
„bobrować", czyli, jak bóbr w wodzie 
i kniei nadrzecznej, wyszukiwać czego w 
spiżarni, składach i zachowankach. W cza- 
sie wojen i napadów mówiono, że nieprzy- 
jaciel ^bobruje** po kraju, zwłaszcza gdy 
podzielony na mniejsze oddziały rabował 
wsie i dwory. Na Wołyniu (powiada Da- 
rowski w swoim zbiorze przydów od na- 
zwisk szlacheckich), ażeby zganić rzecz 
ladajaką, chodziło w przysłowiu ironiczne 
wyrażenie: „Dobra, jak oczy u starego 
Bobra**, a to z tej przyczyny, że Kajetan 
Bóbr, dziedzic klucza Zahajeckiego, na 
wiele lat przed śmiercią, ociemniał z kata- 
rakty. Wiecznie się on pieniał z sąsiada- 
mi, co dało powód do drugiego przysło- 
wia o nim: „Zowie się Bóbr, ma przydo- 
mek Wydra**. Twórcą jego był Jasieński, 
porucznik kawaleryi narodowej, dziedzic 
cząstkowy z pobliskiej wioski, któremu 
Bóbr wytoczył jakiś niesłuszny proces 
graniczny. 

Bochnar, gatunek monety. Fryderyk 
Boner z rodziny alzackiej, osiadłej w Pol- 
sce w wieku XV i nazywanej u nas Bona- 
rami, był od r. 1504 do 1506 rządcą men- 
nicy głogowskiej w czasie, kiedy Głogów 
i Opawę na Szląsku trzy mał króle wicz Zy- 



Digitized by 



Google 



184 



BOCIAN — BOĆKOWIEC. 



gmunt (I), późniejszy król polski, jako 
księstwa lenne od brata swego Wladyda- 
wa, króla czeskiego. Od tego to Bonera, 
zwanego potocznie przez Polaków Boch- 
narem, poszła podobno nazwa monety, 
tak jak później w wieku XVIII ^tymfy" 
i „boratynki" od toruńczyka Tympfa i wio- 
cha Boratyniego, zarządzających menni- 
cami. Rej w „Wizeruku" mówi: 

Ociec worków potrząsa, przebiera bochnary, 
Bo podobno platniej^sze tam bodą talary. 

Bocian, po łac. cico?iia. w języku ludo- 
wym zwaniy także boćkiem, busłem, 
Wojtkiem, a dawniej i księdzem 
Wojciechem. Ptak ten, jako gady, 
płazy i robactwo niszczący, pozyskał opie- 
kę u ludów słowiańskich i w Polsce stal 
się napół domowym. Długosz opowiada o 
częstych wypadkach przechowywania bo- 
cianów przez zimę w cliatach ludu kra- 
kowskiego. Dopiero pod koniec wieku 
XIX bocian zaczął być prześladowanym 
przez postępowych myśliwców, jako wy- 
jadający młodą zwierzynę i zarybek. 
Obecnie nigdzie w całej Europie nie jest 
tak licznym, jak w wioskach nad Bugiem 
położonych, gdzie często ilość gniazd bo- 
cianich przenosi kilkakrotnie liczbę chat 
i gdzie gniazda te znajdują się nietylko na 
wysokich i nizkich drzewach, ale także na 
dachach chlewków i sklepków. „Bociana 
sprowadzić" — znaczyło szczęście sprowa- 
dzić na swój dom. To też zarówno u szla- 
chty jak ludu zaciągano w tym celu na 
szczyty dachów i wierzchołki drzew stare 
brony i koła wozowe z wiechciem barło- 
gu, a niekiedy i jakimś błyszczącym przed- 
miotem. Na Mazurach utrzymuje się po- 
danie, że Chrystus Pan jakiegoś obmówcę 
zamienił w bociana i kazał mu odtąd świat 
z plugastwa oczyszczać. Gdy w końcu 
sierpnia bociany zbierają się w liczne gro- 
mady do odlotu, lud nazywa to „sejmi- 
kiem bocianim", a gdy około św. Józefa 
bociany przylatują do nas, to mówią o 



nich, że resztki zimowego śniegu przyno- 
szą na skrzydłach. Mamy stare przysło- 
wia i wyrażenia: 1) Albom ja bocian, że- 
bym świat czyścił? 2) Na jednej łące wól 
patrzy trawy, a bocian żaby. 3) Gdzie 
bocian, tam pokój. 4) Jak bocian przyle- 
ci (na wiosnę), możecie wyjść na dwór^ 
dzieci. Piękną monografję zoologiczno- 
obyczajową bociana polskiego napisał i 
wydał oddzielnie ks. Eug. Janota. Wy- 
chodziło także pismo satyryczne w War- 
szawie r. 1858 p. n. „Wolne żarty, świst- 
ki humorystyczno-artystyczne, zebrane 
przez bocianów polskich" (którymi byli 
dwaj wydawcy Jan K. Gregorowicz i Fr. 
H. Lewestam). Do tych bocianów należał 
także zdolny humory sta- wierszopis Fau- 
styn Świderski, illustrował zaś pisemka 
Franc. Kostrzewski. 

Boćkowiec, monitor boćkowski, 
b i zun rzemienny, z byczej skóry, a jak 
niektórzy utrzymują — z żubrzych ogonów 
wyrabiany. Nazwa ta pochodzi od mia- 
steczka podlaskiego Boćki (nad rz. Nur- 
cem), słynnego z wyrobów rymarskich, a 
zwłaszcza bizunów i dyscyplin, w wycho- 
waniu młodzieży szkolnej powszechne ma- 
jących niegdyś zastosowanie. Utrzymuje 
się podanie, iż większą część nałożonego 
przez Szwedów okupu uiścili mieszczanie 
boćkowscy bizunami swego wyrobu. Było 
pospolite przysłowie: 

Boćkow.-ikifigo prawa artykuły 
Niejedną cnoti,^ wykuły. 

Wincenty Pol w przypisach do „Be- 
nedykta Winnickiego" mówi: 

Jeszcześ mi nie wyro&ł z pod władzy ojcowskiej: 
Mam jeszcze ów samy monitor boćkowski. 

Za Stanisława Augusta popularną by- 
ła Adama Naruszewicza „Oda do bizuna", 
drukowana wielekroć na oddzielnych świ- 
stkach, której żacy szkolni uczyli się na 
pamięć, a zaczynająca się od słów: 

O 2 wieków cudotworny synu byczej skóry! ». 



Digitized by 



Google 



BOĆWINA 



BOGARODZICA. 



185 



Boćwina, botwina. z wyrazu łaciń- 
skiego beta — burak, ćwikZa (w słowniku 
Mączyńskiego z r. 1564 jest tylko ć w i k- 
ł a) powstał wyraz: botwa, botwina 
i boćwina, będący nazwą ludową naj- 
pospolitszej odmiany buraka. Z upo- 
wszechnieniem się boćwiny wyszedł ze 
zwyczaju barszcz gotowany z rośliny dzi- 
ko rosnącej, zwanej barszczem, a stał 
się codziennem pożywieniem barszcz go- 
towany na Litwie z naciny boćwinowej, a 
w Koronie z samych burnków. Gdy kto 
wychował się „za piecem" mówiono że 
„wychował się na boćwinie". Było także 
wyrażenie: „do boć winki dołóż słoninki". 
Gdy Litwini, przedrwiwając koroniarzy, 
zapytywali, czy to prawda, że Mazury 
ślepo się rodzą, ci znowu pytali Litwinów: 
„czy u waszego Radziwiłła boćwina się 
urodziła?**. 

Boduła, herb polski, przedstawiający 
na tarczy błękitnej trzy srebrne lilje, je- 
dna pod drugą. Herb ten ma pochodzić 
ze Szkocyi, a według Niesieckiego pieczę- 
tował się nim Marcin Boduła, arcybiskup 
gnieźnieński, zmarły w r. 1279, którego 
ród miał pochodzić ze Szlązka. 

Bogarodzica. Pod taką nazwą znana 
jest najstarsza religijna pieśń polska, bę- 
dąca zarazem najdawniejszym zabytkiem 
poezyi i muzyki polskiej i wymownera 
świadectwem szczególnej czci narodu pol- 
skiego ku Najświętszej Pannie od czasu 
rozkrzewienia chrześcjaństwa. Kto tę 
pieśń ułożył niewiadomo. Długosz, piszą- 
cy o niej w XV wieku, zowie Bogarodzicę 
śpiewem ojczystym, pieśnią narodową 
(pałrium carmen)^ ale nie wspomina wca- 
le, aby ułożona była przez św. Wojciecha. 
Wiadomość tę spotykamy dopiero u Jana 
Łaskiego, kanclerza, który Bogarodzicę 
po raz pierwszy drukiem ogłosił na czele 
statutu swego w r. 1506. Że jednak za 
czasów Św. Wojciecha żaden jeszcze na- 
ród łacińskiego obrządku pieśni kościel- 
nych w języku własnym nie posiadał, a w 



Polsce dopiero powstały takowe w XIV 
wieku, od epoki św. Wojciecha zaś do Ła- 
skiego upłynęło caJych pięć wieków, nie- 
ma zatem żadnych dowodów, aby pieśii 
Bogarodzica z X wieku pochodziła, prze- 
ciwnie, są wskazówki, że jest utworem z 
wieku XIII. Najstarszą wiadomość o tej 
pieśni mamy w dokumencie Jana z Mel- 
sztyna, kasztelana krakowskiego, który 
zapisując dziesięcinę na altarję św. Anto- 
niego i Leonarda w kościele Wszystkich 
Świętych w Krakowie, przeznaczył trze- 
cią część dla przełożonego szkoły para- 
fjalnej z obowiązkiem ćwiczenia uczniów 
we czci Matki Boskiej i śpiewania razem 
z nimi pieśni j,Bogarodzica Dziewica". 
Nadanie to potwierdził biskup krakowski 
Jan z Radlić r. 1386. Najstarsze z docho- 
wanych mamy w wieku XV cztery odpi- 
sy Bogarodzicy. Dwa z nich, z początku 
XV wieku pochodzące, znajdują się w bi- 
bljotece Jagiellońskiej w Krakowie. Trze- 
ci rękopis Bogarodzicy, „warszawski",, 
znajduje się obecnie w bibljotece publicz- 
nej w Petersburgu (po Załuskich). Czwar- 
ty, z nutami, odszukał w Częstochowie 
Aleks. Przezdziecki i napisał o nim dzieł- 
ko p. n. ^ Pieśń Bogarodzica wraz z nutą. 
z rękopismu częstochowskiego z końca 
wieku XV, Warszawa 1866 r." Cała pieśń,, 
znana z odpisów i druków wieku XVI 
i XVII, złożona jest z 20-tu zwrotek i, jak 
się zdaje, nie powstała od razu, lecz ura- 
biała się i rosła stopniowo w różnych cza- 
sach. Najstarszym jest początek pieśni. 
Pierwsza zwrotka z 5-ciu wierszy zawier»'v 
prośbę do Maryi Panny o wyjednanie nam 
u Syna odpuszczenia grzechów. Druga 
z 6-ciu wierszy jest modlitwą do Syna 
Bożego (Bożyca). Obie te zwrotki stano- 
wią część 1-szą Bogarodzicy, liryczną, od- 
rębną od reszty tokiem, myślą i odśpie- 
wem „Kyrie elejson**. Po niej, od zwrot- 
ki 3-ej do 15-ej włącznie, następuje częśó 
wtóra, opisowa, składająca się z dwuch 
pieśni wielkanocnych o zmartwychwsta- 



Digitized by 



Google 



186 



BOGARODZICA. 



niu Pańskiem i umęczeniu, które położyły 
kres trudom, jakie „Adam boży kmieć** 
cierpiał, i przywiodły go do szczęśliwości 
wiecznej. Po tych dwuch częściach idzie 
ostatnia, najpóźniejsza, obejmująca mo- 
dlitwy do Św. Wojciecha, św. Stanisława, 




_i^ 



v»-* 



ur- 



iOiSfic^a 



ijtxi>tefa ooćca*** (ia\3»(iyia tMrut 



-M_ 



-e-^ 



± 



S I .S t 



% — r- — * ' 



}t%a0^ 




■p- 



3 



I ■ ^j jj %A~ 



^ 






>ffii 



:2 




H/ Hf 



-v|i^ 



-C^ 



^a^ yncj^ j(t^§ y>^f»»m tf>^<»(X»)ai^ 



3e: 



^Wi 



Podobizna najstarszego rękopisu muzycznego « Bogarodzicy*, znajdującego 
sic w kodeksie Macieja de Grochowo, z 1407 r., w bibljotcce Jagiellońskiej. 



wszystkich świętych, za króla i jego ro- 
dzinę, dodawane od połowy XV wieku, 
odpowiednio do miejsca i okoliczności. 
Rycerstwo polskie śpiewało pieśń tę, od 
ozasów niepamiętnych, w obozach i przed 
bitwą. Podług kroniki walki grunwaldz- 
kiej w r. 1410, całe wojsko polskie śpie- 



wało tę pieśń, idąc na bój śmiertelny prze- 
ciw potędze niemieckiej. Długosz tak zno- 
wu opisuje pod r. 1431 zwycięstwo kmie- 
ci kujawskich -nad Kjrzyżakami inflancki- 
mi, którzy Kujawy pustoszyli: „A zaśpie- 
wawszy ojczystą pieśń Bogarodzica, któ- 
rej brzmienia powtó- 

^ 1 żyły okoliczne lasy i 

pola, mała garstka z 
przeważną liczbą, bez- 
bronni z uzbrojonem 
wojskiem, wieśniacy z 
rycerzami, tak mężnie 
i ochoczo wzięli się do 
rozprawy (na polach 
wsi Dąbki, nad rzeką 
AVierszą, koło Nakła), 
iż mniemałbyś, że to 
starzy wysłużeńcy z 
młodym i niedoświad- 
czonym żołnierzem, a 
nie gmin -wiejski z ry- 
cerstwem wprawnem 
do boju, toczyli walkę. 
Nastąpiła rzeź strasz- 
na, a gdy przednia 
straż nieprzyjaciela le- 
gła pod mieczem, pie- 
rzchnęli wszyscy In- 
flantczycy, porzuciw- 
szy obóz**. W innem 
miejscu, mówiąco zwy- 
cięstwie Polaków w r. 
1435 pod Wiłkomie- 
rzem nad wojskiem 
Świdrygiełły, z Cze- 
chów i Inflantczyków 
złożonem. Długosz wy- 
raża się: „Rycerstwo 
polskie obyczajem przodków zagrzmiało 
pieśń Bogarodzica, a prześpiewawszy kil- 
ka wierszy, spotkało się z nieprzyjacie- 
lem..." W epoce rozkrzewienia się w Pol- 
sce reformacyi, t. j. w drugiej połowie w. 
XVI, rycerstwo zaniedbywało w obozach 
śpiewania pieśni Bogarodzica. "W djalogu 






■4- 



^^vJ 



^ 



Digitized by 



Google 



B o G o R J A. 



187 



^Albertus powracający z wojny'* napoty- 
kamy wzmiankę, że nie śmiano pomiędzy 
rycerstwem ozwać się z tą pieśnią w owej 
epoce. Różnowiercy okrywali bowiem 
śmiesznością pobożne zwyczaje przodków. 
Śpiewano więc tylko po domach w kole 
rodziny i z czeladzią. Z końcem XVI i w 
początku XVII w. liczne pojawiają się 
przedruki tej pieśni, np. 
w „Kronice polskiej" 
Bielskiego 1597 r., na- 
stępnie u Jana Janu- 
szowskiego na czele 
^ Statutów koronnych" 
1600 r. Później Bar- 
tłomiej Nowodworski, 
kawaler maltański, o- 
głosił drukiem dziełko 
o Bogarodzicy w Kra- 
kowie 1621 r. i w tym- 
że czasie uczynił zapi- 
sy na rzecz szkoły tu- 
cholskiej oraz święto- 
jańskiej w Warszawie, 
z zaleceniem śpiewa- 
nia pieśni Bogarodzi- 
ca. R. 1624 ks. Fabjan 
Birkowski wydruko- 
wał kazanie obozowe 
o tej pieśni z komen- 
tarzem. Były to ozna- 
ki wzrastającej żarli- 
wości religijnej i czci 
dla Najśw. Maryi P., 
zwanej od wieków 0- 
rędowniczką narodu i 
później „Królową Pol- 
ską". Jednocześnie z roTsbrzmieniem staro- 
żytnej pieśni po kościołach za Zygmunta 
III, powrócono do dawnego zwyczaju śpie- 
wania jej w obozach i przed bitwą. Do 
dziś dnia pieśń Bogarodzica śpiewana jest 
u grobu Św. Wojciecha w katedrze gnieź- 
nieńskiej. Już Jan Kochanowski prze- 
czył, aby pieśń ta mogła być dziełem św. 
Wojciecha. W nowszych czasach pisali o 



niej: Feliks Bentkowski, Rakowiecki, Wa- 
cław Al. Maciejowski, ks. Pękalski, Prze- 
żdziecki, Wład. Nehring, A. Kahna, Ro- 
man Piłat, M. Bobowski i Adam Ant. 
Kryński. Muzykę przekładali z klucza 
dawnego na dzisiejszy rozmaici, ale po 
większej części błędnie, dopiero prawdzi- 
wie umiejętnie dopełnił to z odpisu kra- 




Melodja « Bogarodzicy*, przełożona przez A. Polińskiego na dzisiejszą piso- 
wnię muzyczna, z rękopisu z 1407 r., podanego obok w podobiźnie. 



kowskiego z r. 1407, zatem najstarszego, 
Aleks. Poliński i podał w „Wiel. Encykl. 
powsz. ilustr" (t. IX str. 10, a również 
i nam udzielił. 

Bogorja, herb polski: w polu czerwo* 
nem dwa białe bełty od strzał, ostrzami 
przeciwległe zwrócone. Najstarsze pieczę- 
cie z herbem Bogorja, mianowicie pieczęó 
Mikołaja z Bogoryi, wojew. krakowskiego, 



Digitized by 



Google 



188 



BOHATER — BOREJKO. 



Z r. 1334, Świesława, kantora gnieźnień- 
skiego, z r. 1359, Paska z Bogoryi, z roku 
1388, i Marcina Skotnickiego z Bogoryi, 
podstolego i sędziego ziems. sandom. z r. 
1499, przedstawiają ten herb jako dwa 
bełty, nti końcach jednej brzechwy osa- 
dzone (Piekosiński). Gniazdo Bogorjów, 
miasteczko Bogorja, leży w wojew. San- 
domierskiem. 

Bohater, dawniej bohatyr, wyraz 
wzięty z języków wschodnich. Po persku 
behadyr znaczy mężny. W mongolskim 
baghatur^ w tatarskim bahadyr był tytu- 
łem honorowym, nadawanym przez pa- 
nujących ludziom zasłużonym, odważnym. 
Wyraz baghałur skrócono w jeżyku wę- 
gierskim na bałor^ od którego poszło imię 
Batory, t. j. odważny, śmiały. 

Bojary. Bojarowie— powiada Czacki — 
byli w Litwie pośrednim stanem między 
szlachtą a chłopami; jedni byli „putni** — 
ci z gruntu na wojnę służyli, drudzy — 
służkowie — do usług zamkowych, posy- 
łek, egzekwowania podatków i t. d. Zna- 
czenie ^bojarów putnych" mamy w Vol. 
łrgiim określone słowami: „Bojary putne, 
którzy z listami starostów i dzierżawiec 
naszych jeżdżą". Wyższego rzędu był na 
Litwie bojar pancerny, niższego pu- 
tny, a już najniżsi byli bojarowie turem- 
n i, owi służkowie, obowiązani do służby 
przy zamkach i miejscach warownych. Z 
przypuszczenia do szlachectwa całych wsi, 
osiadłych przez bojarów, co się dobrze w 
boju sprawili, powstało mnóstwo drobnej 
szlachty na Litwie, Rusi i Podlasiu. Każ- 
dy wolny chłop lub mieszczanin, także 
i szlachcic, wchodząc na opróżnione lub 
potrzebne miejsce, mógł zostać putnym 
bojarem. Włościanie, zaliczeni do boja- 
rów, nie odrabiali pańszczyzny rolnej. Ta- 
kie wsie tworzono na Podlasiu z Mazu- 
rów, np. Sierki-bojary pod Tykocinem 
i kilka wiosek mazowieckich w okolicy 
Międzyrzeca. W Białymstoku jedna z głó- 
wniejszych ulic, zabudowana w miejscu 



I dawnej wsi bojarskiej, zwana jest dotąd 
: Bojarami. 

Bończa, herb polski, inaczej zwany 
jednorożcem: w polu modrem koń bia- 
I ły z rogiem sterczącym u czoła. W zapis- 
j kach sądowych z r. 1396 znajdujemy naz- 
wę Bończa, a w r. 1440 i 1475 Gło wo- 
rożec. 

Boratynki. Tak nazywano małe szelą- 
gi miedziane, bite za Jana Kazimierza od 
r. 1659 do 1666 pod zarządem Boratinie- 
go; nazywano zaś je tak dla odróżnienia, 
od szelągów cięższych, bitych w r. 1650 w 
Bydgoszczy. Bydgoskie dorównywały 
I wartością użytej na nie miedzi; ale gdy 
: Polska zniszczona została przez najście 
, Szwedów, nowa ustawa mennicza pozwo- 
' liła Boratiniemu bić 150 sztuk z grzywny^ 
czyli 300 z jednego funta miedzi. Wielki 
ten zysk z wybijania monety miedzianej 
zachęcił wielu oszukańców do jej fałszo- 
wania. Szelągów tych- małych wybił Bo- 
ratini w pierwszej seryi (od r. 1659 do 
1661) za miljon ówczesnych złotych, a w 
, drugiej (od 7 kwiet. 1663 do 7 listopada 
I 1666) -za 6,690,822 złotych ówczesnych. 
Pierwsza serja była bita w Ujazdowiepod 
Warszawą, a od r. 1660 w Krakowie; sze- 
lągi więc z r. 1659 wyszły wszystkie z 
mennicy ujazdowskiej. Druga serja była 
: bita w Ujazdowie, Krakowie i w Brześciu 
I lit. pod nadzorem Cyrusa Bandinelli'ego. 
Dziś niema w kraju zakątka, w którym 
nie znajdowanoby bardzo często tę drob- 
ną, lichą, a prawie pierwszą w dawnej Pol- 
sce monetę miedzianą. (/. Przyborowski). 

Borejko, herb polski: na tarczy w polu 
srebrnem dwie błękitne skuby na krzyż, 
tworzące razem znak starożytny, zwany 
swastiką. Herbem tym pieczętują się Bo- 
rejkowie na Litwie. Kitowicz powiada, że 
pan Piotr Borejko. kasztelan zawichost- 
ski (1749 — 55), był tak wysoki i mężny, 
że wszedł w przysłowie w województwie 
krakowskiem, i kiedy kto chciał kląć ko- 



Digitized by 



Google 



BORUSŁAWSKI — BORUTA. 



189 



go dosadnie, to mówił: „Bodajeś tylego 
djabia zjadł jak pan Borejko". 

Borusławski Józef, sławny karzeł, u- 
Todzony r. 1739 na Pokuciu, wysoki cali 
39, słynął dowcipem i dojrzałością umy- 
słu. W pokoju bawialnym opiekunki swo- 
jej, miecznikowej Humieckiej, miał zasto- 
sowane do wzrostu stoliki, kanapkę, krze- 
sełka, bilarek i inne przedmioty, a ubierał 
się jako ^porucznik wielkiej buławy „ i cho- 
dził zawsze przy szabli, bo był z urodzenia 
szlachcicem. Przedstawiony w Wiedniu 
•cesarzowej Maryi Teresie, zadziwił ją do- 
wcipnemi odpowiedziami, tańczył przed 
nią poloneza i otrzymał od 5-letniej jej 
córki, późniejszej nieszczęśliwej Maryi An- 
toniny, królowej francuskiej, djamentowy 
pierścionek. Z Wiednia przybył do Lune- 
wilu na dwór kr. Stanisława Leszczyń- 
skiego, który miał innego karła, Bebe. 
Sławny hr. de Tressan napisał wówczas 
do Encyklopedyi franc. artykuł o karłach 
ze wzmianką o Borusławskini. Z Lune- 
wilu przybył tenże do AVersalu na dwór 
Ludwika XV i królowej Marjń Leszczyń- 
skiej. W Paryżu hetman Ogiński uczył 
go muzyki, a wydając raz wielki obiad, 
ukrył go w wazie srebrnej na stole. Gdy 
karzeł na dany znak zrzucił pokrywę i gło- 
wę ukazał, zaproszone damy zaczęły ucie- 
kać z krzykiem, aż je grzeczną przemową 
zatrzymał. Powróciwszy do Polski, był w 
Warszawie ulubieńcom arystokracyi, i wó- 
wczas, mając lat 40, zakochał się szalenie 
w pannie Izalinie, respektowej na dworze 
pani Humieckiej, co było powodem wyda- 
lenia obojga. Za protekcją króla Stani- 
sława, małżeństwo to przyszło do skutku 
w r. 1780. Wyjechał potem do Krakowa 
i Wiednia, gdzie pokazywać się za pienią- 
dze nie chciał, „gdyż jako szlachcic polski 
(pisze w swoim pamiętniku) miałem wstręt 
do tego", dawał jednak koncerty na gita- 
rze. Obarczony liczną rodziną, przymu- 
szony został biedą do pokazywania się w 
Londynie. W Anglii też stale osiadł i 



zmarł tam w r. 1837 mając lat 98. W roku 
1788 wj'^dał w Londynie swoje pamiętniki 
po francusku i w tłómaczeniu angielskiem. 
Obszerne z nich wyciągi podał Przyjaciel 
ludu (t. I, r. 1838). 

Boruta. Z wyrazu bór powstało imię 
polsko-słowiańskie Bory sław, Borys, Bo- 
rek i Boruta. Że zaś w dawnych poję- 
ciach narodu, przechowanych dotąd przez 
lud wiejski, istniał zły duch czyli czart 
borowy, leśny, borowiec, boro- 
wik, skutkiem więc podobieństwa w 
brzmieniu i związku z pojęciem boru, lud 
przeniósł nazwisko ludzkie Boruta (jak to 
potwierdza i Karłowicz) na djabła, zwa- 
nego także borowym, rokitą, rokic- 
kim, Wierzbickim, łozińskira, jako 
na ducha, mieszkającego w boru, rokitach, 
łozach i suchych wierzbach. Podania o 
Borucie, który zajęty był straszeniem lu- 
dzi nocą po groblach i lasach i płataniem 
psot przez sprowadzanie ich z dobrej dro- 
gi, a ukazywał się nieraz w postaci psa 
czarnego, krążyły w całym kraju, zarów- 
no u ludu jak szlachty, z tą różnicą, że lud 
w nie wierzył, a szlachta z nich się śmiała. 
O przebieraniu czarta w suknie tej lub in- 
nej warstwy narodu, nigdy i nigdzie mo- 
wy nie było, a tembardziej o przyłączaniu 
go do jakiejś kasty społecznej. Dopiero 
niektórzy literaci polscy w pierwszej po- 
łowie XIX wieku włożyli w usta ludu to, 
o czem on nigdy od ojców swoich nie sły- 
szał i nikomu nie opowiadał, t. j. przebrali 
Borutę w kontusz dla większego efektu 
drukowanych swoich legend, i tym sposo- 
bem upowszechnili bajania, o których lud 
może się już z książek dowiedział. Co do 
nas jednak, nie udało nam się jeszcze ni- 
gdzie w ustach ludu znaleść legendy o Bo- 
rucie w kontuszu, a to samo potwierdza 
i Karłowicz. Ossoliński, pisząc w XVIII 
wieku o strachach, mówi: ^Uwiązłszy fur- 
man, wzywa leśnego boruty". Linde tak 
określa znaczenie tego wyrazu w języku 
polskim: „Djabeł borowiec, błotnik, zły 



Digitized by 



Google 



190 



BOZA-MEKA — BOŻNICA. 



duch, podług wieśniackich baśni mieszka- 
jący na biotach i Igniączkach". 

Boia-męka w mowie potocznej ozna- 
cza krzyż czyli figurę z wyobrażeniem u- 
krzyżowanego Chrystusa Pana. Symbol 
ten chrześcjański ofiary życia dla cierpią- 
cej ludzkości stawiany był w Polsce przez 
ludzi pobożnych, ze wszystkich zarówno 
stanów, w miejscu dawnych kościołów 
i kaplic, przy drogach rozstajnych, w miej- 
scu bitew, potyczek i mogił. Grdżie ziemię 
krew chrześcjańska przesiąkła i ciała po- 
ległych pogrzebano, tam czernił się krzyż 
pochylony, aby przechodniów i przejezd- 
nych pobudzić do zmówienia modlitwy za 
dusze zmarłych. Stawiano takie figury 
jako fundacje skruszonych winowajców, 
inne wznosili osieroceni rodzice po stracie 
najukochańszego lub kilkorga dzieci. Lud 
nasz stawiał krzyże z Bożą-męką na po- 
dziękowanie Bogu za podźwignięcie z 
ciężkiej niemocy, na pamiątkę jubileuszu, 
na intencję uśmierzenia zarazy morowej, 
cholery, a nawetpomorku bydła, jako klę- 
ski, uważanej za karę bożą. Pogrzeb sa- 
mobójcy zwykle się dopełnia na ustroniu 
lub rozdrożu, pod Bożą-męką, a nie na 
cmentarza poświęconym; stąd gdy mowa 
o śmierci jakiego złego człowieka, słyszy- 
my wyrażenie: „niewart, aby go nawet 
pod Bożą-męką grzebano". Na gościńcach j 
i drogach więcej uczęszczanych, dziady 
i baby żebrzące pod Bożą-męką siadywa- 
ły, śpiewając pieśni kanty czko we i wzy- 
wając przechodniów do udzielenia im 
„wspomożenia". Powszechnym był także | 
zwyczaj przy wyprawianiu w domu „obia- 
dów żałobnych" po Zaduszkach, udawać 
się gromadnie do krzyżów zawioskowych | 
celem podparcia tych, które się pochyliły, 
lub głębszego wkopania ich w ziemię. Da- 
wniej krzyże drewniane z Bożą-męką usi- 
łowano stawiać jaknaj ozdobniej sze, z da- 
szkami, godłami, t. j. narzędziami męki 



» I 



galeryjką i wprawionym obrazkiem. Wło- 
ścianie dostawali zawsze drzewo na ten 



cel darmo z lasu dziedzica. Pod Bożą-mę- 
kę we wsi lub za wioską zbierano się na 
śpiewanie pieśni nabożnych w wieczory 
wiosenne, zwłaszcza w dni niedzielne od 
Wielkiejnocy do Zielonych świątek. Oko- 
ło r. 1880 w porze zimowej przeszedł po- 
nad krajem tak gwałtowny huragan, że 
prawie wszystkie stare drewniane krzyże 
powaUł. Wydany też został przepis, utru- 
dniający stawianie krzyżów drewnianych^ 
które w skutek tego zaczęto powszechnie 
zastępować żelaznymi, w kamień osadzo- 
nymi. 

Boże Ciało, ob. Wianków święce- 
nie. 

Boże Narodzenie, ob. Wi gil ja Bo- 
żego Narodzenia. 

Bożnica, stara, ogólna nazwa miejsca 
Bogu poświęconego, bożej świątyni, miej- 
sca modlitwy. W znaczeniu powyższem 
używa tego wyrazu Jan Kochanowski w 
przekładzie psalmów Dawida: 

Teraz, o wierni pańscy służebnicy, 
Którzy trzymacie straż w jego bożnicy. 

Później zastosowano tę nazwę do świą- 
tyń pogańskich, a teraz prawie wyłącznie 
oznacza ona domy do nabożeństwa ży- 
dowskie. Paprocki używa tego wyrazu w 
znaczeniu kościoła chrześcjańskiego, pi- 
sząc: „Czynią sobie bożniczki, dzieci chrzcą^ 
wiary nauczają". Starowolski powiada o 
meczetach: „Dwa tysiące bożnic tureckich, 
w Konstantynopolu". Seklucjan o ludzie 
izraelskim powiada: „Kościół w żydow- 
stwie jeden był; bożnic zaś było dosyć, 
gdzie się na naukę słowa bożego schodzi- 
li". Z powodu zgiełkliwego śpiewania 
w bożnicach, powstały wyrażenia polskie: 
1) Krzyczy, jak w bożnicy. 2) Rozumiesz- 
li, żeś w bożnicy? 3) Alboż to tu bożnica? 
4) Tu kościół, nie bożnica. Żydzi w Pol- 
sce nie potrzebowali ukrywać swoich do- 
mów modlitwy, jak do tego bywali nieraz 
zmuszeni różnymi czasy w niektórych in- 
nych krajach i miastach Europy; to też 



Digitized by 



Google 



BOŻNIC A. 



191 



zdarzało się, że okazały ginach bożniczny 
górował nad kościołem panującego w kra- 
ju wyznania. Do takich należy dołączony 
tu widok starej, wiel- 
kiej, murowanej boż- 
nicy w małem mia- 
steczku Szarogrodzio 
na Podolu. W Tyko- 
cinie na Podlasiu, za- 
nim Jan Kłem. Bra- 
nicki wzniósł (r. 1740) 
okazały kościół dla 
misjonarzy, chrześcja- 
nie posiadali drewnia- 
ny kościółek parafjal- 
ny, a nad miastem pa- 
nowały mury synago- 
gi. Przeważnie jednak 
w kraju bogatym w la- 
sy bożnice stawiano 
jak i wiele kościołów 
chrześcjańskich z drze- 
wa. A budowano je o- 
zdobniej, niż chrae- 
ścjanie budowali swo- 
je kościoły drewniane, 
przyczem zachowywa- 
li Żydzi pewien stylo 
wy związek z budow- 
nictw^em drewnianem 
klas możniejszych; nio 
mogli bowiem ani z 
Judei, ani z południo- 
wej Europy, gdzie la- 
sów sosnowych niema, 
przynieść z sobą tra- 
dycyi budow^nictwa ta- 
kiego, jakie panowało 
w dawnej Polsce. Bu- 
dowanie kunsztowne 
przychodziło im o tyle 
łatwiej, że kupno drze- 
wa nie stanowiło zwy- 
kle żadnego wydatku: był bowiem stary 
zwyczaj, zachowywany do naszych cza- 
sów, że gdy miano budować nową bożni- 



cę, kahalni objeżdżali okoliczne dwory 
szlacheckie i pańskie, kwestując drzewo, 
którego od kilku lub kilkunastu dziedzi- 




Stara bożnica w Szarogrodzie podolskim. 




Starożytna bożnica w Zabłudowiu. 



ców dostawali nieraz więcej nad potrze- 
! bę. Zwykle bożnice takie miały wysokość 
I domów piętrowych i były otoczone na ze- 



Digitized by 



Google 



192 



B Ó R. 



-wnątrz gankami, czyli podcieniami, na 
rzezanych słupach, połączonych półkoli- 
stemi arkadami. Balkony te (podobne jak 
n dawnych świronów i lamusów szlachec- 
kich) najpierwej ulegały zniszczeniu od 
starości, przez co budjmek tracił niezmier- 
nie charakterystyczny swój wygląd. Da- 
jemy tu wizerunek (str. 191) takiej bożni- 
cy z wieku XVII w miasteczku Zabłudo- 
wiu pod Białymstokiem, szczegółowo opi- 



zebrali skrzętnie rysunki takiclj zabyt- 
ków, gdzie tylko je wyśledzą, i raczyli na- 
desłać do redakcyi niniejszego dzieła. 

Bór, każdy las sosnowy lub z innych 
drzew iglastych i żywicznych złożony na- 
zywa się „czarnym lasem" i „borem**. Bór 
gęsty, głęboki, bez siedzib ludzkich, zwa- 
no „głuchym borem" lub ^puszczą**. Po- 
między młodszym porostem trupieszały 
sędziwe „starce", podziurawione przez 




Bożnica w Nasielsku. 



sanej przez p. Matjasa Bersohna w wyda- 
wnictwach Akademii Um. Niestety z pię- 
trowych krużganków, które otaczały jej 
narożniki i szczyty, zdobiąc je niepomier- 
nie, pozostały zaledwie ślady. Ostatni ry- 
sunek przedstawia bożnicę w Nasielsku, 
gdy była jeszcze w stanie dobrego zacho- 
wania. Do tego rodzaju budowli należały 
bożnice w Jurborgu, Wołpie i Pohrebysz- 
czach. A że są to już ostatnie i ginące po- 
mniki naszego rodzimego z dawnych wie- 
ków drewnianego budownictwa, jest za- 
tem pożądanem, aby ludzie dobrej woli 



dzięcioły jak rzeszoto. Bór świerkowy 
zwał się „świerkleniec". Drzewa granicz- 
ne z tak z wanemi „ciosnami", czyli wy- 
ciosanj^mi na nich znakami krzyża św. 
lub herbami borów bartniczych, otaczane 
były czcią głęboką. Kto ich nie uszano- 
wał, podrąbał lub znak sfałszował, ten na 
nich obwieszon bywał (Racz., Cod, M, P. 
95). Dzielnica każdego bartnika w pusz- 
czach mazowieckich zwała się również 
„borem". „Bór" bartny obejmował zwy- 
kle CO barci, „półbór" 30 barci, „ćwierć- 
bór" 15 barci. W potocznej mowie wyra 



Digitized by 



Google 



BRACIA. 



193 



żano się: „półborek, ćwierćborek, gospo- 
darz boru, dłużnik boru, robota borowa" 
(ob. Bartne prawo, Bartnictwo, 
Las). Mamy stare przysłowia: 1) Bom 
i lasu — do czasu. 2) Chyłkiem, borem, 
czarnym szlakiem (t. j. robić co zdradziec- 
ko, podstępnie). 3) Do boru szyszki wo- 
zić. 4) Do boru weź powróz i siekierę, a w 
drogę się odziej i chleb miej. 

Braci pięciu PoJalców męczennilców, 
świętych: Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak 
i Chryzostom. Św. Romuald, na prośbę 
króla Bolesława Chrobrego, przysłał z 
Włoch do Polski dwuch zakonników swo- 
jej reguły: Benedykta i Jana, do których 
przyłączyli się świątobliwi Polacy: Mate- 
usz, Izaak, Chrystjan i Barnaba, aby tam- 
tych języka swego nauczyli, asami wy- 
ćwiczyli się w życiu zakonnem. Towarzy- 
szyli oni Św. Wojciechowi do Prus, lecz 
gdy misja apostolska zakończyła się mę- 
czeństwem świętego, powrócili do Wielko- 
polski i osiedli, jako pustelnicy, na pusz- 
czy w pobliżu miasta Kazimierza, gdzie 
dziś wieś Bieniszewo. Bolesław Chrobry, 
dowiedziawszy się o świątobliwem ich ży- 
ciu, osobiście ich pustelnię leśną nawie- 
dził i hojną jałmużną obdarzył. Gdy wieść 
o tem gruchnęła, tej samej nocy napad- 
nięci zostali przez rozbójników, a nawet 
podobno przez żołnierzy bolesławowych. 
Właśnie pustelnicy odesłali byli otrzyma- 
ne dary królowi przez brata Barnabę; zło- 
czyńcy jednak nie wierząc temu, gdy mę- 
czarnie nie pomogły, zabili pięciu obec- 
nych. Stało się to d. 12 listopada 1004 r. 
Król z wielką uroczystością sprowadził 
zwłoki 5-iu męczenników do m. Kazimie- 
rza, a stąd w r. 1005 kazał przenieść je do 
Grniezna. Barnaba powróciwszy na pusz- 
czę, odtąd sam jeden żył świątobliwie, a 
kiedy umarł, pochowano go z rozkazu kró- 
la w jednym grobie z 5-iu męczennikami. 
W miejscu pobytu owych świętych pu- 
stelników, dla uczczenia ich pamięci, Woj- 
ciech Kadzidłowski, kasztelan inowłocław- 

Encyklopedjn staropolska. 



ski, około r. 1640, ufundował niewielki 
klasztor kamedułów, a w r. 1781 zakonni- 
cy ci własnem staraniem kościół dla sie- 
bie w Bieniszewie wymurowali. 

Bracia miłosierdzia {Fratres miseri- 
cordiae beałi Johannis de Deo), Pomiędzy 
zakonami szpitalnymi, zakon bra^i św. Ja- 
na Bożego jedno z pierwszych miejsc zaj- 
muje. Założył go Św. Jan Boży w Hisz- 
panii, r. 1540, na podstawie reguły św. 
Augustyna i własnej ustawy, potwierdzo- 
nej przez Pawła V papieża. Do Polski 
sprowadził Braci miłosierdzia r. 1609 Wa- 
lenty Wilczogórski i oddał im w Barako- 
wie swoją kamienicę przy ul. św. Jana, 
skąd później przenieśli się na Kazimierz, 
do klasztoru po trynitarzach. Mik. Ze- 
brzydowski, wojewoda krak., fundował im 
r. 1612 klasztor i szpital w Zebrzydowi- 
cach, a Henryk Firlej, biskup płocki, roku 
1615 w Pułtusku, lecz zostawszy arcybi- 
skupem gnieżA., przeniósł ich z sobą do 
Łowicza. Jan Teszner, wojew. malborski, 
fundował bonifratrów w GrdaAsku, ks. 
Baltazar Tyszka w Łucku r. 1639, Mik. 
Świrski w Lublinie r. 1649, skąd przenie- 
sieni za miasto, na Czwartek, do klaszt. 
po-karmelickiego. Tenże fundował wKra- 
snymstawie, skąd przeniesieni do Zamoś- 
cia. Również fundowali klasztory: we 
Lwowie r. 1650 Jan Sobieski (gdy był je- 
szcze chorążym koronnym), w Przemyślu 
r. 1665 Piotr Mniszech, w Podegrodziu 
Stanisław Lubomirski. W Warszawie osa- 
dził bonifratrów naprzód na Lesznie roku 
1650 Bogusław Leszczyński, podskarbi 
kor., potem bracia Morsztynowie — Tobi- 
asz i Jan— wymurowali kościół i klasztor 
Św. Jana Bożego w miejscu, gdzie dziś jest 
ogród Saski. Król August II, w zamiarze 
rozszerzenia tego ogrodu, w r. 1725 wybu- 
dował im kościół z klasztorem obecnie ist- 
niejący przy ul. Bonifraterskiej. Na Lit- 
wie sprowadził ich r. 1635 do Wilna Ab- 
raham AYojno, biskup wileński, do Nowo- 
gródka zaś Sapiehowie w r. 1649, do Miń- 



13 



Digitized by 



Google 



19i 



BRACIA — BRACTWA. 



ska r. 1700 Antoni Wańkowicz, stolnik 
miński, do Ghrodna Pancerzyński, biskup 
wileński, a do Wysokiego-litewskiego Sa- 
piehowie r. 1785. 

Bracia dobrzyńscy, ob. Dobrzyń- 
scy bracia. 

Bracia polscy — tak się zwali arjanie 




Bracia ślubni (obraz Juljusza Kossaka) 



polscy czyli socynjanie albo antytrynita- 
rjusze (ob. Arjanie). 

Bracia ślubni. Tradycja głosi o daw- 
nym zwyczaju polskim — zaprzy sięgania 
sobie nawzajem miłości braterskiej do- 
zgonnej przez ludzi, niepołączonych z so- 
bą węzłami pokrewieństwa, ale tylko przy- 
jaźni. I był to ślub przyjaźni — uroczysty, 



piękny, dochowywany wiernie do grobu. 
Ci co sobie dozgonną wiarę przyjaźni po- 
przysięgli, nosili miano „braci ślubnych'^. 
Temat powyższy posłużył w połowie XIX 
wieku dwum wielkim artystom polskim 
do osnucia na nim dwuch utworów: Zyg- 
munt Kaczkowski napisał prześliczną po- 
wieść 3-tomową p. n. 
„Bracia ślubni**, a Ju- 
Ijusz Kossak wykonał 
akwarellę, przedsta- 
wiającą przysięgę wza - 
jemną dwuch rycerzy, 
wyruszających na woj - 
nę. Z obrazu Kossaka 
podajemy podobiznę, 
a z powieści Kaczkow- 
skiego słowa podnio- 
słej przysięgi: „A kie- 
dy byśmy obad wa ty Iko 
jeden grosz mieli, ted\^ 
połowa należeć będzie 
jednemu, apołowa dru- 
giemu. Akiedybynam 
obudwum tylko jedna 
pozostała ręka, tedy ta 
ręka ma pracować na 
chleb dla obudwuch. 
A kiedyby nam obu- 
dwum tylko dwie zo- 
stały nogi, tedy te no- 
gi mają nosić ciała o- 
budwuch**. 

Bractwa kupiecicie, 
tak wogóle nazywano 
w Polsce stowarzysze- 
nia kupców, istniejące 
po większych miastacli 
polskich już za doby piastowskiej. W Po- 
znaniu, który był stolicą Wielkopolski, 
mamy ślady bractwa kupieckiego w wie- 
ku XIV. W w. XVI i XVII istniały tam 
dwa bractwa kupieckie: jedno złożone z 
kupców, handlujących suknem i wogóle 
wyrobami wełnianymi, drugie zaś z kup- 
ców, handlujących wszelkimi innymi 



Digitized by 



Google 



BRACTWA. 



195 



przedmiotami prócz wełnianych. Bractwo 
pierwsze posiadało przywileje: Kazimie- 
rza Jagiellończyka z r. 1483, także Jana 
Olbrachta i Władysława TV. Kazimierz 
i Jan Olbracht zasłaniają kupców przeciw 
krawcom, wdzierającym się w ich prawa. 
Władysław IV zatwierdził statuty, wed- 
ług których handlować mogą towarami 
wełnianymi tylko kupcy, którzy się han- 
dlu nauczyli i wskutek tego do ksiąg brac- 
twa zapisani zostali. Bractwu drugiemu 
Stefan Batory przepisał, aby wybierało 
czterech kandydatów, z których magistrat 
zatwierdzał dwuch na starszych czyli se- 
niorów bractwa. Za Sobieskiego przyda- 
no do statutu obostrzenia, np. że członek 
bractwa nie może byó jednocześnie rze- 
mieślnikiem, chyba gdyby był pasamon- 
nik. Nikomu handlu otwierać niewolno, 
kto do bractwa nie należy. Nikomu oprócz 
członków bractwa niewolno byó faktorem 
kupca zagranicznego. Żaden członek bra- 
ctwa nie może oszukać drugiego członka, 
pod karą wykluczenia z bractwa, co rów- 
nało się wygnaniu z miasta. Po śmierci 
każdego członka żonie jego wolno było 
handel utrzymywać, jednakże synowie, 
chcący być kupcami, powinni byli do bra- 
ctwa wpisać się. Postanowienia bractwa 
powinny być w tajemnicy utrzymywane. 
Kupcy poznańscy wolni byli od ceł zam- 
kowych i kasztelańskich. W r. 1780 „Ko- 
misja dobrego porządku'^ uzupełniła sta- 
tut tego bractwa licznymi dodatkami. Za- 
kazano proch trzymać w tych miejscach, 
do których chodzi się ze światłem. Kup- 
com chrześcjanom pozwolono trzymać tyl- 
ko czeladź z chrzęść jan. Kupcy katolicy 
porównani byli w prawach z wyznawcami 
kościoła greckiego. Świece woskowe i sto- 
czki wolno było brać tylko z fabryk kra- 
jowych. Kupcy korzenni nie mogli sprze- 
dawać artykułów aptekarskich, tak samo 
aptekarze, do bractwa należący, nie mogli 
handlować korzeniami i winem, a tylko w 
niektórych miastach mogli fabrykować 



świece woskowe. Miary i wagi musiały być 
podług prawa koronnego. Bractwo ku- 
pieckie w Poznaniu w wieku XVI i XVII 
liczyło około stu członków, których liczba 
potem w wieku XVIII nie wiele nad trze- 
cią część tej cyfry przenosiła. 

Bractwa rzemieślnicze, ob. Cechy. 

Bractwa strzeiecicie, ob. Kurkowe 
Towarzystwa. 

Bractwo, po łacinie: confraternitasy 
sodalitas, congregałio, W staropolszczyż- 
nie nazywano bractwem każde stowarzy- 
szenie, związek ścisły pewnej liczby osób 
dla wspólnego celu. Dążność do stowarzy- 
szania się była w średnich wiekach tak 
silnie rozwinięta i powszechna, że ludność 
miast składała się prawie z samych bractw. 
Wogóle wszystkie dawno bractwa podzie- 
lić można na -4 główne rodzaje, a miano- 
wicie: 1) religijno-dobroczynne, 2) kupiec- 
kie, 3) rzemieślnicze i 4) strzeleckie. Brac- 
twa religijno-dobroczynne były stowarzy- 
szeniami gorliwych chrześcjan, zawiązy- 
wanemi w celu określonym ustawą, po- 
twierdzoną przez Kościół. Z czasów Ka- 
rola W. i IX wieku pochodzą pierwsze 
wiadomości o bractwach włoskich, które 
jednak dopiero w wieku XII nabierają 
większego znaczenia. Do najstarszych na- 
leżały bractwa miłosierdzia, tudzież 
bracia mostowi, poświęceni naprawie 
i budowaniu mostów dla podróżnych, co 
wówczas było niezmiernem dobrodziej- 
stwem dla ludzkości. Bractwo Ducha Św., 
pod wpływem wojen krzyżowych zawią- 
zane w XII wieku we Francyi, zajmowa- 
ło się pielęgnowaniem chorych. W Polsce 
zaprowadzone zostało naprzód w Krako- 
wie przy kościele św. Krzyża, a potem i po 
innych miejscach. Bractwo Dzieciątka Je- 
zus miało zadanie czuwania nad wycho- 
waniem sierot i dzieci ubogich rodziców. 
Bractwo Męki Pańskiej, założone r. 1595 
przez Marcina Szyszkowskiego przy ko- 
ściele franciszkanów w Krakowie, w cza- 
sie sejmów i wojen obchodziło w uroczy- 



Digitized by 



Google 



im 



BRACTW O. 



stej procesyi 7 świątyń, nawiedzało więź- 
niów, zbierało składki na spłatę długów 
osób uwięzionych za długi, sprawiało o- 
dzież i łaźnię dla więźniów. W Wielką 
środę otrzymywało bractwo listę więż- 
niów^ od sądu, sprowadzało ich na ratusz, 
a następnie do łaźni i do spowiedzi. W 
Wielki czwartek obłóczono więźniów w no- 
we szaty i zasiadano z nimi do przygoto- 
wanego stołu w ratuszu, po obiedzie umy- 
wano im nogi, a pisarz bracki odczytywał 
nazwiska tych, którym wstawiennictwo 
bractwa wolność wyjednało. Burmistrz 
pocałowaniem w czoło przywracał im 
cześć obywatelską, bracia zaś przybierali 
mężczyzn w kaptury własne, a niewia- 
stom okrywali głowy rańtuchami, przyj- 
mując ich tą oznaką do bratniej równości. 
Następnie udarowanych wolnością prowa- 
dzono z zapalonemi świecami po jednym, 
między dwuma braćmi w kapy przybra- 
nymi, do kościoła oo. franciszkanów. U- 
wolnieni od kary śmierci, tak zwani g ł ó- 
w ni cy, postępując naprzód, trzymali w 
ręku po jednej lub dwie trupie głowy, a 
cały orszak śpiewał: „O duszo! jakżeś dro- 
ga" i t. d. Po kazaniu o wielkiem miło- 
sierdziu Pana Boga wprowadzano ich do 
kaplicy Męki Pańskiej. Tu uwolnionych — 
a bywało ich niekiedy kilkunastu — rozbie- 
rano z kap i rańtuchów, dozwalając wra- 
cać do swoich rodzin. Uszczęśliwieni bra- 
terskiem miłosierdziem, w rzewnych sło- 
wach i ze łzami radości dziękowali i bło- 
gosławili bractwu. Były to sceny niezmier- 
nie charakterystyczne i podniosłe, malu- 
jące potężny tryjumf idei chrześcjańskiej 
i godne odtworzenia pędzlem najwięk- 
szych mistrzów, a dziś nawet w tradycyi 
zapomniane. Dodać przytem należy, że 
królowie Zygmunt III, Władysław IV i 
Jan Kazimierz byli członkami tego brac- 
twa i nieraz w jego procesjach brali udział, 
a szeroki przywilej nadał mu Władysław 
lv (ks. Fabisz: „O Synodach" str.* 186). 
Z bractw pod wezwaniem N. Maryi Pan- 



ny najdawniejsze miało być założone w 
Krakowie, na początku Xni wieku, bo już 
posiada przywilej papieski z r. 1232. Bra- 
ctwo tej samej nazwy zawiązało się we 
Lwowie r. 1350, pierwiastkowo z samych 
ludzi rycerskich złożone. Bractwo Wnie- 
bowzięcia N. Maryi Panny przy kościele 
marjackim w Krakowie założone za Wła- 
dysława Łokietka, a r. 1481 na nowo u- 
rządzone. Wpisał się do tego bractwa 
pierwszy Kazimierz W., a potem wszyscy 
królowie z żonami, aż do Stefana Batore- 
go i Anny Jagiellonki. Arcybractwo 
Szkaplerza św. wprowadzone było do Kra- 
kowa razem z karmelitami r. 1393. Bractw 
pod wezwaniem świętych pańskich jest 
tak wiele, iż ich zliczyć prawie niepodob- 
na. W samym Krakowie od wieku XIII 
do XVn było założonych i istniało bractw 
36. Największą popularnością wśród ludu 
prostego i młodzieży akademickiej cieszy- 
ło się bractwo Różańca Św., które tak się 
szybko rozkrzewiło po kraju, iż nie było 
potem parafii w Rzplitej, gdzieby nie ist- 
niało. Przepisy tego bractwa zalecały, 
między innemi, aby spotykający siew dro- 
dze pozdrawiali się zawsze słowami: „Niech 
będzie pochwalony Jezus Chrystus". Bra- 
ctwo N. Maryi P. przy katedrze wileńskiej 
i Św. Łazarza przy katedrze łuckiej obsłu- 
giwało chorych nędzarzy. Bractwo św. 
Rocha opatrywało chorych zaraźliwie. 
Przy kościele jezuickim w KaUszu istnia- 
ło bractw 12. Wszystkie miały swoje sta- 
tuty, księgi brackie, książki do modlitwy, 
przełożonych czyli starszych, skarbony 
i sesje, na których wybierano zarząd, spra- 
wdzano dochody i wydatki, przyjmowano 
nowych członków. Działalność niektórych 
bractw była w swoim czasie wielce dla 
społeczeństwa pożyteczną i postępową, np. 
bractwo Ratunku dusz czyścowych zaj- 
mowało się grzebaniem ubogich zmar- 
łych. Niektóre były instytucjami uorga- 
nizowanej pomocy w nieszczęsnych chwi- 
lach niedoli ludzkiej. Niektóre zakony 



Digitized by 



Google 



BRAKTEATY — BRAMA. 



197 



uważały się za uprzywilejowanych pro- 
tektorów pewnych bractw: tak dominika- 
nie rozszerzali bractwo różańcowe, kar- 
melici — szkapleme, bernardyni— św. An- 
ny. O bractwach pisali: J. Muczkowski 
(„Bractwa krakowskie", 1845 r.), ks. Piotr 
Pękalski i ks. S. Ohodyński. 

Brakteaty, nazwa bardzo cienkich 
średniowiecznych pieniążków, wzięta z ła- 
ciny, w której nummi hractcati znaczy 
monety blaszane; były one wytłacza- 
ne jednostronnie i tym sposobem z jednej 
strony wypukłe, a z drugiej wklęKłe. Na- 
zywają je także pół-denarami dla odróż- 
nienia od denarów, mających po obu stro- 
nach różne odbicia. Brakteaty polskie, 
pojawiające się z wiekiem XI-ym, odbija- 
ne były ze srebra, cenione wedle wagi, a 
noszone w umyślnie na to robionych sak- 
wach. W Wielkopolsce, na Kujawach i za- 
chodniem Mazowszu znaleziono już wiele 
zakopanych niegdyś skarbów, złożonych 
z podobnych pieniążków doby piastow- 
skiej, a wykopalisko trzebuńskie nabrało 
europejskiego rozgłosu przez Lelewela, 
który je w oddzielnej książce opisał. Ko- 
niec wieku Xn i oaly Xni zowie się w 
mennictwie i numizmatyce polskiej okre- 
sem brakteatowym. Z powodu lek- 
kości tych monet lud nazywał je niegdyś 
„plewami", a książęta piastowscy w cią- 
głem ich przebijaniu znajdowali pierwszo- 
rzędne źródło dochodu. Znakomitą rzecz 
o brakteatach napisał Kaz. StronczyAski 
w dziele swojem „Dawne monety polskie 
dynastyi Piastów i Jagiellonów" (Piotr- 
ków, 1883 r.). Jeden z najcelniej szych zbio- 
rów, obejmujący kilkaset odmian braktea- 
tów piastowskich, posiadał uczony Józef 
Przyborowski, profesor Szkoły Głównej, a 
potem bibljotekarz Zamojskich w Warsza- 
wie. 

Bram, bramowanie — listwa u sza- 
ty, obłoga z haftu, galonu, sznura, taśmy, 
pasamonu. „Niech poczynią sobie bramy 
na połach szat swoich i położą na bramie 



! sznur modry" — pisze Budny w w. XVI. 
I „Te bramy były sznury i jakoby kutasy, 
I które Żydzi u czterech rogów szat swoich 
na dole nosili" (Seklucjan w r. 1551). W 
Falibogowskiego „Dyskursie o marnotraw- 
stwie i zbytku" z r. 1626, czytamy: „Pani 
z bramami. Jego Mość w szaf j anie** (safja- 
nie). Bram, bramka na głowie — czół- 
ko niewieście, strój na głowie. Dziewice 
nosiły czółka w kształcie wieńców. „Przy- 
szła panna z brameczką pięknie ustrzępio- 
ną" — pisze Rej w „Wizerunku**. — „Oblu- 
bienicę w Inflanciech gdy do ślubu prowa- 
dzą, w wieniec albo bramkę perłową, sre- 
brną, pozłocistą, okrągłą, mało co wyższą 
niż tkanka, przybierają" (Grwagnin). — 
„Rozpór szaty obwiedziesz bramą plecio- 
ną w pancerzowy wzór, aby się nie roz- 
dzierał** (Biblja gdańska). Bramować, 
obramować — znaczyło obszyć czem, 
obłożyć, wykładać. Bramować kogo, zna- 
czyło w przenośni: obmawiać, osławiać, 
łatkę przyszyć. Rej w Zwierzyńcu pisze: 

Tera się najpiękniej każdy ubramuje, 
Gdy wszetecznego na się nic nie czuje. 

Brama. W dawnej polszczyżnie bra- 
maibrona, bramny ibronny— należądo 
synonimów i bardzo często używane są w 
jednem i tern samem znaczeniu, zwłaszcza 
gdy mowa o bramach warownych, t. j. za- 
mkowych, lub w basztach miejskich. Zwią- 
zek ten zagadkowy dwuch wyrazów, ma- 
jących dzisiaj zupełnie odrębne znaczenie, 
staje się bardzo jasnym, gdy zważymy, z 
czego właściwie składała się w dawnych 
wiekach brama obronna. Oto składała się 
z odrzwi czyli obramowania, t. j. właści- 
wej bramy, w której osadzone były na za- 
wiasach lub biegunach wrota, a w bra- 
mach warowniej szych — z kraty żelaznej, 
Spuszczanej z góry w otwór bramy, stano- 
wiącej właściwą obronę i stąd nazwanej 
„broną". Ponieważ żelazna ta krata czyli 
brona tworzyła dopełnienie bramy i jakby 
jednolitą z nią całość, a otworzenie bramy 



Digitized by 



Google 



198 



BRAMA. 



polegało na podniesieniu w otworze bram- 
nym brony, uważano więc za jedno i to 
samo mówić o otworzeniu bramy czy bro- 
ny, przepuszczeniu kogo przez bramę czy 




Brama Florjańska w Krakowie. 



bronę, zdobyciu bramy czy brony, nazy- 
wając stróża „bramnym" lub „bronnym**. 
Był więc „próg bronny'*, „sionka bronna** 
i „wrota bronne" (czyli bramne), właściwa 
bowiem brona czyli krata żelazna służyła 



tylko w razie niebezpieczeństwa, ale oprócz 
niej każda brama posiadała zwykłe wrota 
z desek dębowych, dobrze okutych. Po- 
nieważ brona żelazna bramna była tak 
samo, jak drewnia- 
na do roU, kratą z 
konturem zewnę- 
trznym prawie ta- 
kim samym, zaczęli 
więc rolnicy nai*zę- 
dzie swoje, które 
pierwotnie musiało 
mieć inną polską na- 
zwę, mianować tak- 
że broną, choć na- 
rzędzie to, oprócz o- 
gólnego podobień- 
stwa, nie miało nic 
wspólnego z bramą 
ani obroną. Pragnąc 
przedstawić głów- 
niejsze typy bram 
w dawnej Polsce 
(nie wrót bram- 
nych, bo te będą pod 
właściwym wyra- 
zem), t. j. odrzwi 
wieżyc i gmachów 
bramnych, obejmu- 
jących otwory bram 
podajemy naprzód, 
zaczynając od daw- 
nej stolicy, bramę 
Florjańską, ostro- 
łukową, wystawio- 
ną, jak pisze Joa- 
chim Bielski, w r. 
1498, z wielką basz- 
tą, której obrona 
należała do cechu 
kuśnierzy krakow- 
skich. Tak jak brama Grodzka, od której 
zaczynała się ulica Grodzka pod zamkiem 
czyli grodem, była główną bramą miejską 
od strony południowej czyli Stradomia 
i Kazimierza, tak Florjańską w murze ob- 



Digitized by 



Google 



B R A M A. 



199 



wodowym była główną bramą północną 
od strony Kleparza, wprost rondla. 
Drugą bramą ostrołukową, którą tu poda- 
jemy, jest Opatowska, t. j. na drodze 
do Opatowa w Sandomierzu istniejąca. 
Sandomierz posiadał 3 bramy miejskie: 
Krakowską, Zawi- 
chostską i Opatow- 
ską. O tej ostatniej 
pisze SobieszczaA- 
ski: ^Z dwuchbram 
w północnej części 
muru miejskiego 
zbudowanych, Opa- 
towska dochowała 
się znakomicie. Bra- 
kuje tylko w niej 
wschodów i podłóg 
tak dalece, że ją w 
górę wskroś przej- 
rzeć można. Prowa- 
dził do niej nad prze- 
kopem most zwo- 
dzony, w miejsce 
którego już pod rzą- 
dem Królestwa mu- 
rowany zaprowa- 
dzono. Brama ta, 
łącząca w stylu wy- 
tworność z powagą, 
jest jednym ze zna- 
komitszych tego ro- 
dzaj u pomników w 
budownictwie pol- 
skiem. Widać, że 
jest dziełem tego sa- 
mego mistrza i po- 
mnikiem tego same- 
go czasu, co ratusz. 
Ściany jej budowa- 
ne są z cegły, a węgły z ciosowego kamie- 
nia, wierzch uwieńczony jest piękną ba- 
lustradą (mowa tu o blankach, które nie 
są już prawdopodobnie pierwotne), a bro- 
na (w bramie) zasuwała się z góry". Kro- 
nikarze wspominają, że Sandomierz opa- 



sany został murem i basztami przez Ka- 
zimierza Wielkiego, czy jednak brama 
Opatowska już wtedy została wzniesiona, 
na to niema pewnych dowodów. Trzecią 
bramą, której widok podajemy (str. 200), 
jest brama Krakowska w Lublinie. O za- 




Braciia Opatowska w Sandomierzu. 



fbytku tym tak pisze Sobieszczański: „Lu- 
blin za króla Kazimierza W. murem był 
obwarowany, śladem ^ego jest pozostała 
brama Krakowska, która nosi na sobie nie- 
wątpliwe piętno owych wieków, chociaż 
niezbyt dawne jej otynkowanie, na pierw- 



Digitized by 



Google 



200 



B K A M 



A. 




Brama Krakowska w Lublinie. 




Brama Kuska w Knmicńcu-podolsk-m. 



szy rzut oka, nowszy jej nadaje pozór. 
Wystawiło ją samo miasto w r. 1342 z ro- 
zkazu i zapewne nie bez przyłożenia się 
króla, szczególnego tego rodzaju budowli 
lubownika, a restaurował, między inny- 
mi, Stanisław August w r. 1787, którego 
też cyfra wznosi się nad gałką kopuły. 
Później odnawiana była kosztem kasy 
miejskiej w r. 1839, a w r. 1845 przybu- 
dowano jej galerję żelazną na pomieszcze- 
nie straży ogniowej. Q-mach to i obszer- 
nością i postacią poważny. Przednia jego 
część, w strzelnice u góry opatrzona, mo- 
że kiedyś przeznaczona była do obrony, 
dziś jednak żadnego nad nią niema tara- 
su i owe blanki nad strzelnicami służą je- 
dynie dla zakrycia dachu podwójnego. 
Sama wieża, na 180 stóp wysoka, aż do 
galery i jest czworograniasta, wyżej zaś 
ośmiogranna. Dolna część tej budowli 
mieści w sobie kramy, średnia mieszkanie 
dla trębacza; w górnej części jest zegar, 
nad bramą od strony miasta zamykany 
obraz św. Antoniego, od strony zaś przed- 
mieścia obraz Niepokalanego Poczęcia N. 
Panny, oraz św. Michała i Florjana". 
Czwaiiiy nasz rysunek przedstawia bra- 
mę tak zwaną Ruską w Kamieńcu Po- 
dolskim, którą zaliczyć można do katego- 
ryi przejściowej od bram miejskich do zam- 
kowych. Piąty rysunek przedstawia bar- 
dzo piękną bramę zamkową — lubo w sty- 
lu więcej pałacowym— w Wiśniczu (str. 
201), fundacyi książąt Lubomirskich w 
wojew. Krakowskiem, z czasów kr. Zy- 
gmunta m. Szósty rysunek przedstawia 
bramę tryjumfalną pod Chęcinami (str. 
202), wzniesioną w r. 1603, to jest w cza- 
sie, kiedy starożytny kościół parafjalny 
chęciński, oddany przez Szafrańca, staro- 
stę chęcińskiego, kalwinom (jeszcze za 
Zygmunta Augusta), po wrócony został 
katolikom przez nowego starostę chęciń- 
skiego, Stanisława z Ruszczy Branickie- 
go. Wznoszenie bram tryjumfalnych przy 
uroczystych ingresach stało się za czasów 



Digitized by 



Google 



BRAMA. 



201 



zygmuntowskich zwyczajem pospolitym. 
Gdy w r. 1646 Marja Ludwika, poślubio- 
na Władysławowi IV, przybywając z Fran- 
cy i, wjeżdżała do Gdańska, na brzegu te- 
go miasta, podług współczesnego opisu, 
wzniesiono dwie bramy tryjumfalne: ^Je- 
dnej wierzchołek tęczę wyobrażał, wspie- 
rał ją Atlas i Herkules, spodem widać by- 
ło Gdańsk, słońcem wschodzącem oświe- 
cony. Wewnątrz tych posągów ukryci lu- 
dzie ruch im nadawali. Atlas krzyknął: 



dzący, podają sobie ręce, za poradą miło- 
ści wśród nich umieszczonej. Wieńczyły 
jej głowę dwie różczki oliwne, na nich 
dwa białe gołąbki — oznaka zgody i spo- 
koju. W górze anioł z nieba poświęcał 
ten związek, bokami 4 figury: 2 męskie, 
2 żeńskie, narody polski i £i'ancuski wyo- 
brażające, aby okazać, że to małżeństwo 
będzie rękojmią ich związku. Na każdej 
stronie bramy posągi czterech królów: Ja- 
giełły, Kazimierza Jagiellończyka, Zyg- 




Brama zamkowa w Wiśniczu. 



That rcx! a Herkules: regifia vivał! i wnet 
obracali się na drugą stronę, ażeby królo- 
wę oczyma ścigać aż do drugiej bramy. 
Druga brama ogromna, wyższa i wspa- 
nialsza była od pierwszej, — zdobiły ją po- 
sągi najsławniejszych królów polskich, u- 
mieszczone wśród kolumn i piramid mar- 
moryzowanych. Na wierzchołku figura 
królowej w płaszczu lazurowym, lśniącym 
się gwiazdami, berło w ręku, na głowie 
korona. W zagłębieniu obraz czworogra- 
niasty, na nim król i królowa obok sie- 



munta Augusta i Zygmunta III. Ogrom- 
na galerja, gdzie muzycy i śpiewacy. Po 
koncercie przez dzieci biało ubrano, na- 
stąpiła reprezentacja przyjęcia królowej u 
króla. Król siedział na tronie, do którego 
zbliżyła się królowa w gronie 9 muz. Król 
podstąpił ku niej i mile uścisnąwszy, obok 
siebie posadził. Przejechała tę bramę Ma- 
rja Ludwika i wysiadła przed nader wspa- 
niałem mieszkaniem. Tu jeszcze znalazła 
mniejszą bramę, ozdobioną piramidami, 
które Apollo i Djana wspierali, na górze 



Digitized by 



Google 



202 



BRAM A. 



ulatywał orzeł polski. W Elblągu była pi- 
ramida nakształt bramy tryjumfalnej, któ- 
ra otworzyła się dla przejazdu królowej. 
Z drzewa zrobiona, okryta malowanem 
płótnem, uwieńczona w górze kwiatem li- 
Ijowym, ozdobiona wizerunkami króla, 
królowej polskiej, francuskich monarchów 
i napisami. Pod bramą anioł trzymał koro- 




Brama tryjumfalna pod Chęcinami, wzniesiona w r. 1603 



nę, ul. okryta była choiną, usiana kwiatami. 
W Warszawie bramy tryjumfalnej nie u- 
kończono, droga zła była, przeprowadzo- 
no królowę boczną bramą, z ciesielki 
płótnem pomalowanem okrytej; około niej 
były dwie mniejsze i przypierała galerja 
dla muzyki; posągi królów, królowych 
i napisy ukazywały się wszędzie. U wierz- 



chołka, palmowemi, laurowemi i oliwne- 
mi gałązkami okrytego, czarny orzeł z 
kwiatem lilii w dziobie, zdawało się, jak- 
by gniazdo chciał układać". Wznoszono 
także bramy tryjumfalne na uroczystości 
koronacyi cudownych obrazów Matki Bo- 
skiej. Podajemy na str. 203 rysunek bra- 
my tego rodzaju, wzniesionej w Berdy- 
czowie na pamiętną u- 
roczystość d. 16 lipca 
1756 r., w którym Ka- 
jetan Ignacy Sołtyk, 
biskup kijowski, dopeł- 
nił obrzędu koronacyi 
cudownego obrazu Bo- 
garodzicy u karmeli- 
tów bosych. Brama ta 
przez hetmanowąOgi A- 
ską w Siedlcach wznie- 
siona umyślnie jako 
tryjumfalna na przy- 
fazd kr. Stanisława 
Augusta, przerobio- 
na później została na 
dzwonnicę. Przez oka- 
załe bramy piętrowe, 
w których baszta śre- 
dniowieczna zastąpio- 
na została wieżą z mie- 
szkaniem dla odźwier- 
nego i zegarem, wjeż- 
dżało się na wielkie 
dziedzińce pałacowe 
panów polskich. Taką 
bramę widzieć jeszcze 
można przed pałacem 
Gryfów Branickich w 
Białymstoku. Wysoką 
wieżę przedstawiała brama przed zam- 
kiem Ossolińskich w Ciechanowcu, póź- 
niej, za dziedzictwa Szczuków, na dwór 
przerobiona. Magnatów naśladowała szla- 
chta, która, posiadając dwory drewniane, 
budowała i bramy drewniane, ale na wzór 
murowanych, mieszcząc w nich mieszka- 
nia stróżów, służby lub składy gospodar- 



Digitized by 



Google 



BRAJCARKI — BRANT. 



203 



skie. W Dudziczach, na Litwie w MiA- 
szczyżnie, na dziedziniec ogromnego dwo- 
ru (po Prozorze, wojewodzie witebskim), 
wjeżdża się przóz bramę, umieszczoną w 
środku wielkiego drewnianego spichlerza. 
W Paplinie, nad Liwcem, gdzie dotąd ist- 
nieje staroświecki dworzec po tarczyń- 
skich, pożar niedawno 
zniszczył drewniany 
budynek, w którym 
mieściła się brama z 
mieszkaniami po obu 
stronach, z facjatą nad 
bramą i wieżyczką ze- 
garową na dachu. Cie- 
kawy ten zabytek gi- 
nącego już budownic- 
twa staropolskiego po- 
dajemy tut^j (str. 204) 
ze współczesnego drze- 
worytu. O bramie by- 
ły przysłowia: 1) Przed 
kim bramę zamkną, 
niech do furtki puka. 
2) Większa brama, niż 
miasto. W roku 1809 
miasto Warszawa wy 
stawiło wspaniałą bra- 
mę tryjumfalną, przy 
r, Trzech Krzyżach ** , 
na powitanie wojska 
polskiego po zwycię- 
skich jego walkach - 
Austrjakami. Bramz 
forteczna trzy wieżowa 
znajduje się w herbach 
miast: Krakowa, Łę- 
czycy, Płocka, Siera- 
dza, Bełza i kapituły warmińskiej. Brama 
forteczna dwuwieżowa jest herbem Kali- 
sza. Bramy obozowe z krzyżami mają w 
herbach swoich Jałowiccy i Ogińscy. Bra- 
mę o dwuch drzwiach ma herb Owada. 
Bramę z Matką Boską, Chrystusem i św. 
Wawrzyńcem oraz rokiem 1681 posiada 
ra. Śrem. 



Brajcarki, kółka metalowe, na których 
wisi pas czyli binda lub rąbcie od szabli. 

Brandys, herb polski: w polu czerwo- 
nem korona złota, nad którą sterczy ręka 
zbrojna, miecz trzymająca. Pieczętowali 
się nim Brandy sowie szląscy, w woj. kra- 
kowskiem osiedli, używali h. Radwan. 




Brama tiyjumfalna, wystawiona na uroczystość koronacyi cudownego obrazu 
Matki Boskiej w Berdyczowie r. 1756. 



Brant, Brandt v. Przysługa, herb 
polski: na tarczy w polu srebrnem pocho- 
dnia, buchająca płomieniem. Trzej bracia: 
Oswald, Michał i Achacy Brantowie z wo- 
je w. pomorskiego, otrzymali ten herb ze 
szlachectwem polskiem w r. 1512. 

Branty tak zwano czyste, wypalone sre- 
bro i złoto. .,W ogniu próbuje złotnik. 



Digitized by 



Google 



204 



BRAT — BREWIARZE. 



gdzie brant prawy"— pisze Rej. „Z bran- 
iu złoto poznają, srebro zwykle dzwoni" — 
pisze Wacław Potocki. „Boskie słowa — 
brant szczery, siedmkroó przelewany" — 
wyraża się J. Kochanowski. 

Brat. Pierwiastkowo każdy zakonnik 
nazywał się bratem (Włosi skracając wy- 
Y2.zfrałe^ przed imieniem zakonnika mó- 
wią/ra). Później wyrobiły się rozróżnie- 
nia, których przestrzegano w staropol- 
szczyźnie, a mianowicie: wszyscy zakonni- 
cy zgromadzeń żebrzących, jak: dominika- 




Dawna brania dworska w Papliuie nad Liwcem. 



nie, franciszkanie, bernardyni, augustja- 
nie, karmelici, trynitarze, bracia miłosier- 
dzia, również i dostojnicy kościelni, do tych 
zakonów należący, np. biskupi, nazywali 
się braćmi; zakonnicy zaś, należący do 
zgromadzeń nieżebrzących, tytułowali się 
ojcami (pałer)^ a nadto po łacinie pana- 
mi {domtnus). Braćmi nazywali się jesz- 
cze we wszystkich klasztorach laicy (fra- 
łres conversi)^ którzy złożyli śluby zakon- 
ne, lecz nie otrzymali święceń, czyli nie 
zostali wyksiężeni i spełniali służbę w kla- 
sztorze i kościele. U dawnych Polaków — 



pisze „Monitor" z czasów Stanisława Au- 
gusta — „najpierwszy był tytuł: bracie; pó- 
źniej przydano: panie bracie, a w końcu 
mówiono: mości panie bracie". Skrzetuski 
w „Prawie politycznem" powiada: „Dla 
okazania równości, szlachta nazywać się 
zwykli wzajemnie bracią, i senatorowie 
to im dają nazwisko; ci znowu senatorów 
w obradach publicznych nazywają starszą 
bracią... stan rycerski zaś zowią młodszą 
bracią**. Wargocki w druku z r. 1609 wy- 
raża się: „Uznaję chęci i rozsądek Ich Mość 
Panów braci moich 
starszych i młod- 
szych. Ich Mość Pa- 
nów Senatorów i 
Posłów". 

Brevi manu, wy- 
rażenie łacińskie po- 
wszechnie w Polsce 
używane na ozna- 
czenie pisma urzę- 
dowego, skreślone- 
go odręcznie, na- 
tychmiastowo, np. 
jakiegoś rozkazu, u- 
wiadomienia i t. p., 
bez zachowania 
zwykłej formy u- 
rzędowej. Dlatego z 
pism takich nie wy- 
dawano interesan- 
tom urzędowych 
kopii. 

Brewiarz, po łac. Breviarium (od wy- 
razu brevis — krótki), krótki zbiór modlitw, 
psalmów, pieśni, nauk, lekcyi Pisma św. 
i zdań ojców kościoła. 

Brewiarze poislcie. W bibljotekach i 
wykazach bibljograficznych znajdujemy 
brewiarze, drukowane dla kościołów: gnie- 
źnieńskiego, krakowskiego, poznańskiego, 
płockiego i włocławskiego. Inne djecezje 
używały albo brewjarzy powyżej wymie- 
nionych, albo w odpisach pargaminowych. 
Krakowskiego brewjarza było wydań naj- 



Digitized by 



Google 



BREZA 



BRONA. 



205 



więcej; najdawniejszy wyszedł w Norym- 
berdze r. 1-194, przedrukowany potem u 
Jana Hallera r. 1614 w Ejrakowie. Bre- 
wiarz krakowski z r. 1507 i płocki z r. 1520 
podają nazwy miesięcy po polsku, różnią- 
ce się od dzisiejszych w tem tylko, że li- 
piec nazwany jest lipień. Brewiarz wło- 
cławski mniej ozdobnie i nie tak staran- 
nie jak płocki był wydany. 

Breza, herb polski: na tarczy trzy po- 
la klinowate: czerwone, błękitne i srebrne. 
Herb ten pochodzi z Francyi i pieczętują 
się nim Brezo wie, przybyli do Polski w 
końcu wieku XVI i osiadli naprzód w 
Wielkopolsce, a później i na Wołyniu. 

Broda, wąsy, ob. Włosy. 

Brody, Brodzie (Borodzicz), herb 
polski: trzy krzyże niebieskie w polu czer- 
wonem w gwiazdę ułożone, t. j. zbiegają- 
ce się podstawami w środkowym punkcie 
tarczy. W zapiskach sądowych wzmian- 
kowany jest pod nazwą „Brody" w roku 
1425. Król Aleksander Jag. nadał go tak- 
że w r. 1505 Jakubowi z Brzeziny, boja- 
rowi litewskiemu, a podskarbiemu księż- 
ny Anny mazowieckiej, i stąd wzięli się 
na Litwie Borodziczowie. 

Brona, krata żelazna spuszczana z gó- 
ry w bramach zamkowych, nazwana tak 
od obrony, broniła bowiem wejścia 
nieprzyjacielowi przez bramę do obronne- 
go zamku lub miasta. Wskutek zupełne- 
go podobieństwa brony bramnej do na- 
rzędzia rolniczego, służącego do włócze- 
nia po roli, narzędzie to zostało przezwa- 
ne równie broną, choć w żadnym związku 
z bramą forteczną nie zostaje. Ponieważ 
należy przypuszczać, że w kraju odwiecz- 
nie rohiiczym dawniej znane było narzę- 
dzie do włóczenia po roli, niż kraty bron- 
ne w bramach wjazdowych, musiało więc 
ono mieć pierwej nazwę właściwą swemu 
przeznaczeniu, która po upowszechnieniu 
nowej zapomnianą została. Że zaś nie- 
zależnie od słowa bronować, przecho- 
wały się w staropolszczyżnie dwa inne 



słowa, bezpośrednio z działaniem rolui- 
czem brony związane, a mianowicie: włó- 
czyć i skródlić, należy więc przypusz- 
czać, że pierwotna nazwa brony pozosta- 
wała w związku bezpośrednim z temi sło- 
wami. Nie uważając niniejszego domy- 
słu za pewnik, przytaczamy wywód lin- 
gwistyczny prof. Hieron. Łopacińskiego, 
który twierdzi, że W językach słowiańskich 
nazwa brona pochodzi od pierwiastku 
bor, stąd starosłowiańskie b r a t i-s e — 
walczyć, rosyjskie borofsia, polskie 
gwarowe bróć się, zbarać się i t. p. 




Dawna brona polska. 

Z tegoż pnia mają pochodzić wyrazy pol- 
skie: brona, brama, obrona i bronić 
się. Pierwsze rolnicze dziełko polskie 
„Księgi o gospodarstwie", tiómaczone z 
włoskiego przez Jędrzeja Trzycieskiego 
i wydane w r. 1649, powiada, że „brony 
mają zęby długie a cienkie**, zapewne więc 
mówi o bronach z zębami żelaznymi. An- 
zelm Gostomski, wojewoda rawski, w swo- 
jem „Gospodarstwie" z r. 1588 w wielu 
miejscach mówi o bronie, a jak ją wysoko 
ceni, widać ze słów następnych: „Brona — 
panrolej, bona bronie wszystko zale- 
ży, której trzeba takiego czasu patrzyć, 
jako na sianie: bo choć rolą zorze, a z niej 
perzu nie wywlecze, tedy tam po oraniu 



Digitized by 



Google 



206 



B R o N. 



nic^.Haur w swojej „Ekonomice ziemiań- 
skiej" z r. 1675 zaleca staranne bronowa- 
nie na perz i chwasty. W edycyi z r. 1693 
powiada Haur, że na Mazowszu brony 
mają zęby drewniane, a w Krakowskiem 
żelazne. Ksiądz Klak w czasach Stani^a- 
wa Augusta pisze: „Żelazna brona, którą 
ciężką zowiem, ma żelazne zęby; drewnia- 
na lekką zwana robi się u nas z wici". Po- 
dajemy tu w rysunku (str. 205) odwiecz- 
ny typ drewnianej brony polskiej, prze- 
chowany dotąd u ludu na Mazowszu i Pod- 
lasiu w okoUcach nadnarwiańskich i nad- 
bużnych. Brona taka składa się: 1) z „ka- 
błąka", wygiętego z nJodej dębiny lub 
grabiny, 2) z 23 „lasek** tej samej co ka- 
bląk grubości, leszczynowych lub jarzę- 
binowych, z których 15 krzyżuje się z 
8-ma, 3) z 25 witek dębowych, jałowco- 
wych, a w ostateczności rokitowych, zwa- 
nych „obwarzankami**, 4) z 25 „zębów" 
zwykle grabowych. Każdy ząb ma na so- 
bie blizko łba „narębę" i wbija się tak głę- 
boko w obwarzanek na skrzyżowaniu, aby 
w tę narębę wpadła bokiem laska górna, 
stanowiąca jego główne oparcie w czasie 
bronowania. Brona dobrze „ubita" wy- 
starcza na 2 i 3 lata, a potem służy jesz- 
cze nieraz lat kilkadziesiąt pod gniazdem 
bocianiem. Rzędy zębów nazywają się w 
bronie „pięciorkami**. Długość brony, u- 
ważana jako cięciwa między dwoma koń- 
cami kabłąka, wynosi zwykle stóp 4 do 
47^, szerokość zaś w połowie kabłąka wy- 
nosi 4 stopy. Laski i kabłąk mają 1V^ ca- 
la średnicy, a zęby około 16 cali długości. 
Częścią dodatkową do brony jest wić brzo- 
zowa lub dębowa, zwana „pojmą", łokieć 
długa, z pętlicami („okami") na końcach, 
z których jeden zakłada się przy orczyku, 
a drugi przewleka się przez bronę i prze- 
tyka kołkiem. Z powodu brony są wyra- 
żenia i przysłowia: 1) Brona — to matka 
rodzona. 2) Jak się za broną kurzy, to się 
żytko burzy, a jak się wlecze, to gospo- 
darz ledwie się nie wściecze. 3) Kiedy się 



za broną kurzy, będzie urodzaj duży. 4) 
Nie zawsze pomoże brona, kiedy rola za- 
perzona. 5) Nakryj się broną, to się za- 
grzejesz. Jest i zagadka ludowa: Dziura- 
wa płachta — całe pole oblata. O bronie 
podlaskiej pisał dość obszernie p. Tymo- 
teusz Łuniewski w „Gazecie Rolniczej". 

Broń. Uzbrojenia i oręże w wiekach 
dawnych przedstawiają tak wielką pod 
wszystkimi względami różnorodność, że 
jest niemożliwem, w dziele ułożonem sło- 
wnikowo, zebrać w jeden rozdział o broni 
opisy zarówno dział jak buław, hełmów 
i t. d.; wiadomości zatem odpowiednie 
znajdą się przy każdej nazwie właściwego 
przedmiotu. Że zaś wyraz „broń" w naj- 
ogólniejszem pojęciu oznacza uzbrojenie 
wojskowych, podajemy tu zatem odpo- 
wiedniej treści artykuł p. B. Gembarzew- 
skiego, najgruntowniejszego dzisiaj znaw- 
cy tego przedmiotu z XVni wieku i pier- 
wszych trzech dziesiątków lat w. XIX. 
Oto co mówi ten autor: Broń dzieli się 
na palną czyli ognistą i białą czyli siecz- 
ną. W wieku XVIII piechota polska była 
uzbrojona w karabiny z bagnetem; drago- 
ni zaś i pocztowi kawaleryi narodowej 
i pułków straży przedniej, stanowiący 
drugi szereg w szyku bojowym, byli u- 
zbrojeni w karabinki lżejsze; jazda zaopa- 
trzona była również w pistolety. Broń 
palna w owej epoce pochodziła częścią z 
fabryk broni krajowych, znajdujących się 
w Kozienicach, Końskich i Przysusze, 
częścią zaś z fabryk berlińskich, belgij- 
skich i nadreńskich, oraz z Saksonii. Przy 
formacyi wojsk Wielkiego Księstwa War- 
szawskiego w r. 1806 — 7 zaopatrywano 
się w broń, pochodzącą z arsenałów pru- 
skich, wkrótce jednak pruska zastąpioną 
została bronią francuską. Począwszy od 
roku 1815, t. j. za W. Ks. Konstantego, 
zaczęto wprowadzać do wojska polskiego 
broń modelu rosyjskiego z fabryk w Tu- 
lę, Siestrorecku i Złotouściu. Broń palna 
między latami 1815 — 1830 była nast.: 



Digitized by 



Google 



BRDZCEM — BROŻEK. 



207 



piechotna t«zdv pistolet 

Kaliber lufy. 7'" angl. 1"' T" 

Długość lufy. 3' 8" 97/" 2' 1" V" 10" 5i'" 
Wsga broni z 

bagnetem . 10f.88zol. 1 i. \ zol. 3 f. 71 zol. 
Waga prochu 

w naboju . 2*74 zolot. l*/4 zolot. 1 \ zolot. 

Karabin piechotny trafiał pewnie na 
70 sążni, dosięgał kulą na 500 sąż. Bronią 
białą w wieku XIX była w piechocie u 
oficerów szpada, u żołnierzy pałasz krótki 
czyli tasak, noszony w epoce między ro- 
kiem 1807 — 1830 zwykle tylko przez gre- 
nadjerów i woltyżerów; oficerowie tych 
oddziałów używali również pałaszy za- 
miast szpad. W r. 1830 oficerowie całej 
piechoty otrzymali pałasze (zwane półsza- 
blami). Jazda uzbrojona była w pałasze. 
Strzelcy konni i artylerja konna miała 
pałasze bardziej proste, ułani i huzarzy — 
krzywe. Pułk kirasjerów, egzystujący mię- 
dzy rokiem 1809 i 1814, uzbrojony był w 
wielkie pałasze proste, rapirami zwane. 
Bronią narodową polską była kopja czyli 
lanca. W wieku XVni kopii używali to- 
warzysze kawaleryi narodowej i pułków 
straży przedniej. Jazda legii włoskiej, 
z której utworzono później pułk uła- 
nów legii nadwiślańskiej, potem pułki 
7-my, 8-my i 9-ty ułanów, będąc uzbrojo- 
na lancami, okryła chwałą tę broń. W r. 
1809 szwoleżerowie gwardyi, dowództwa 
Wincentego hr. Krasińskiego, otrzymali 
również lance i stali się przez to ułanami. 
W r. 1813 strzelcy konni wojsk Księ- 
stwa Warszawskiego byli uzbrojeni lan- 
cami. Jazda, posiadająca lance, była nad- 
to uzbrojona w pistolety i karabinki lek- 
kie. W różnych epokach stosunek tej os- 
tatniej broni do lanc był rozmaity. W jeź- 
dzie polskiego autoramentu, t. j. kawale- 
ryi narodowej i pułkach straży przedniej, 
w wieku XVin, pierwszy szereg, jako zło- 
żony ze szlachty, był uzbrojony w kopje — 
broń rycerską, drugi zaś szereg w kara- 
binki. W epokach następnych stosunek 



ten albo był podobny, lub też oba szeregi 
były uzbrojone w lance, przyczem tylko 
plutony flankowe miały karabinki, lub oba 
szeregi przy lancach posiadały i karabin- 
ki. Niezwykłem było uzbrojenie oficerów 
ułanów nadwiślańskich w karabinki w ro- 
ku 1806, przy wkroczeniu do Hiszpanii. 
W r. 1794 niektóre oddziały piechoty no- 
wozorganizowane były uzbrojone w kosy 
lub piki. Podobnież w r. 1831, w braku 
broni palnej, kosą często zastępowano ka- 
rabin. Niektóre oddziały strzelców nowej 
formacyi, uzbrojone w strzelby myśliw- 
skie, zasłynęły celnością strzałów, stąd 
nazwano ich „ptasznikami" (pticełowy). 
{B. Gembarzewskt), 

Broicem, albo Brodżcem — sposób 
to był (jak twierdzi Ł. Gołębiowski) no- 
szenia czapki albo sukni na bakier. Fere- 
zję lub kontusz nie wdziewano czasem na 
rękawy, ale na jeden tylko, a z drugiego 
zwieszano lub jeno zarzucano. Już o tym 
zwyczaju mamy wzmiankę w Rysińskiego 
„Przysłowiach" i w Potockiego „ Joviali- 
tates". Był to w XVII i XVni wieku oby- 
czaj zamaszystych junaków. 

Brożek. Wyraz ten miał kilka zna- 
czeń. Był nazwą pewnego rodzaju sieci 
pomniejszych, do łowienia ptactwa służą- 
cych. Kluk powiada, że jedna strona ta- 
kiego brożka przywiązuje się do kołecz- 
ków w ziemię wbitych, druga padniesiona 
jest na słupeczku. Brożkiem, broż y- 
s k i e m nazywano stóg ze zbożem czyli 
stertę okrągłą, także kosz do kurcząt „krę- 
glasty**, t. j. nieco do kształtu takiej ster- 
ty zbliżony. Brożek wreszcie był-to ga- 
tunek karety pańskiej, i o takim mówi au- 
tor „Lekarstwa na uzdrowienie Rzplitej" 
(r. 1649): „Jedne białogłowę, z którąby 
dobrze mucha uleciała, wbrożku 6 wo- 
źników (koni cugowych) tureckich, każdy 
po kilkaset złotych kupiony, wozi... Zaś- 
by to nie lepiej na potrzebę Rzplitej wy- 
prawić na owych koniach, co w broż- 
kach chodzą". 



Digitized by 



Google 



208 



BRÓG — BRYGADA. 



Bróg, inaczej B róży na, Laski, Le- 
szczyc, Wyszowie, herb polski, przed- 
stawiający w polu czerwonem bróg żółty 
na zielonej murawie. Jest-to taki sam da- 
szek słomiany na czterech słupach (któ- 
rych wierzchołki sterczą nad nim), do pod- 
noszenia i zniżania, jakie stawiano nie- 
gdyś po dworach, a dziś jeszcze widzieć 
można u ludu wiejskiego. Zapiski sądo- 
we od r. 1401 nazywają ten herb: Las- 
ką, Leszczycem i Brogiem, DJugosz 
zaś zowie go W y s z a m i. Znana jest pie- 
częć z tym herbem Wojciecha, wojewody 
brzeskiego z r. 1343 i druga Piotra Wy- 
sza, biskupa krakow. z r. 1406. Bróg 
jest także herbem miasta Radolina. W da- 
wnych autorach i przysłowiach, bróg, ja- 
ko budynek, a raczej dach na siano i zbo- 
że, często jest wspominany; oznacza jed- 
nak i stertę zboża, postawioną bez dachu, 
pod gołem niebem. Gwagnin za Zygmun- 
ta III pisze: „Na Rusi u dobrego gospoda- 
rza do czterech i do sześciu set brogów na- 
ksztalt jakich wież czworograniastych, ro- 
żnem zbożem napełnionych najdzie**. „Le- 
piej mięć więcej brogów, niż łańcuchów 
złotych" —pisze Petrycy w „Ekonomii" r. 
1618. Rej zaś w „Wizerunku" powiada: 
„Lepszy bróg niźli snop". „Na brogu le- 
żeć" — znaczyło próżnować, gnuśnieć. By- 
ły przysłowia: 1) Bróg i stodoła, na co 
chcę, wydoła. 2) Bróg myszy nie zagnie- 
cie. 3) Bróg dziesięcinny wszystko przyj- 
muje. 

Brózda. Starożytne nazwisko rodziny 
kmiecej, we wsi Łobzowie pod samym 
Krakowem zamieszkałej. Stare podanie 
krakowskie utrzymuje, że za panowania 
Kazimierza Wielkiego jeden z Brózdów 
był wójtem łobzowskim; a kiedy słynna z 
urody czeszkaRokiczana, którą król chciał 
poślubić i dla której pałac czy zamek w 
Łobzowie zbudował, skrzywdziła jednego 
z kmieci łobzowskich, wtedy wójt Brózda 
zaniósł o to skargę do króla; ton oburzo- 
ny jej postępkiem, miał ją wydalić od sie- 



bie. Legenda powyższa, zgodna z wybit- 
nym rysem charakteru „króla chłopków", 
przeszła z podania ludowego do piśmien- 
nictwa. Konstanty Majeranowski napisał 
3 - aktową operę wierszem: „Kazimierz 
Wielki i Brózda czyli król chłopków" 
(Kraków, 1822 r.), a Józef Korzeniowski 
jest autorem utworu p. t. „Rokiczana, dra- 
ma liryczna w 3 aktach do muzyki Stani- 
sława Moniuszki" (Warszawa, 1859 roku), 
Marcin Bielski za powód wzgardzenia Ro- 
kiczany przez Kazimierza podaje to, że 
pomimo „cudnej urody, była głowy nie- 
zdrowej". Naruszewicz powtórzył to w 
sposób mniej delikatny: „Wypatrzyli ją 
chłopięta komorni (pokój owcy), że miała 
na głowie parchy, i królowi donieśli". 
Prof. Balzer w znakomitem swojem dzie- 
le „Genealogja Piastów" rzuca nowe po- 
ważne światło na stosunek Kazimierza do 
Rokiczany i jest pierwszym, który traktu- 
je ten przedmiot źródłowo, wobec czego 
opowiadanie Bielskiego i Naruszewicza nie 
ma więcej znaczenia, niż gawędy kumo- 
szek łobzowskich. 

Brygada, oddział wojska z dwuch puł- 
ków złożony, dowodzony przez generała 
brygady, czyli generał-majora. Na sejmie 
roku 1776 uchwalono sformowanie z cho- 
rągwi hussarskich i pancerny eh — czterech 
brygad kawaleryi narodowej. Brygadami 
temi dowodzili brygadjerowie: 1-ą — Rafał 
Dzierżek, 2-gą— Michał Zielonka, 3-cią — 
Stefan Lubomirski, 4-tą - - Lipski. Skład 
brygady roku 1778 był następujący: w 
sztabie wyższym 2 sztaboficerów, w niż- 
szym 9 oficerów, w szwadronach: 48 ofice- 
rów, 24 namiestników, 288 towarzystwa, 
48 podoficerów, 6 trębaczy i 288 poczto- 
wych. Brygada składała się z 6-ciu szwa- 
dronów, każdy szwadron z 4-ch chorągwi. 
Brygady kawaleryi narodowej nosiły na- 
zwy dowódców, szefów lub prowincyi — 
stąd zawikłanie i trudność określenia, do 
jakiej brygady należały kolejno różne na- 
zwy. 1) Brygada 1-sza wielkopolska. Łuby, 



Digitized by 



Google 



BRYGITKI 



BRYK LA. 



209 



Mioduskiego, Madalińskiego (1794 r.); 2) 
brygada Il-ga wielkopolska Biernackie- 
go; 3) brygada I- sza małopolska Gole- 
jewskiego, Hadziewicza, Ożarowskiego 
Kajetana, Rzewuskiego (r. 1794); 4) bry- 
gada Il-ga małopolska J. Potockiego, 
Walewskiego, Mangeta, Jażwińskiego; 
5) brygada I-sza ukraińsko -wołyńska 
Dzierżka, Wyszkowskiego (1794 r.), Lu- 
bowidzkiego Stefana, Swiejkowskiego Ja- 
na, od r. 1795 wcielona do armii rosyjskiej 
pod nazwą „dnieprskiej"; 6) brygada Il-a 
uki-aińska Wielhorskiego, Mokronowskie- 
go, Sanguszki, Łażnińskiego, Kołyszki; 
7) brygada Il-ga wołyńska Jerlicza, Zie- 
lonki; 8) brygada Perekładomskiego, r. 
1793 wcielona do armii rosyjskiej pod na- 
zwą „dniestrzańskiej'*;9) Suchorze wskiego 
Jana, od 15 czerwca 1792 r. zwana bra- 
cławską; 10) „Złotej wolności* Złotnickie- 
go, 6 maja 1793 r. wcielona do armii ro- 
syjskiej pod nazwą pułku owruckiego. 
Brygady }Ci}Ci 8, 9 i 10 należą do formacyi 
targowickiej z r. 1793. W r. 1794 tworzą i 
się brygada Yll-ma Błaszkowskiego i w 
wojsku w. księstwa Litewskiego brygady 
kawaleryi narodowej: I-sza (ussarska) 
Frankowskiego, potem Sulistrowskiego (r. 
1794); Il-ga czyli petyhorska Chomińskie- 
go, potem Józefa Kopcia (1794 r.), zwana 
również pińską i Ill-cia Kossakowskiego 
Józefa r. 1794. W epoce między 1815 i 
1830 r. ai-tylerja piesza dzieliła się na dwie 
brygady, każda brygada na trzy kompa- 
nje, z których pierwsza pozycyjna, drugie 
dwie lekkie (B. Gembarzexvski\ 

Brygitki. Mieszkańcy Elbląga, przez 
pamięć na prorocką przepowiednię św. I 
Brygidy o upadku drapieżnego zakonu | 
Krzyżaków niemieckich, ufundowali w ' 
swem mieście, śród murów po-krzyżackie- 
go zamku, klasztor dla brygitek i brygi- 
tanów z kościołem. Zgromadzenie to jed- 
nak niebawem upadło i kr. Zygmunt I 
przeniósł r. 1521 fundusze jego do klasz- 
toru gdańskiego. Klasztory brygitek by- 

EncyklopoOja staropolska. 



ły: we Lwowie (zamieniony przez cesarza 
austr. Józefa II na główne więzienie); w 
Brześciu-litewskim (przy budowie twier- 
dzy przeniesiony do Łucka); w Grodnie — 
założony r. 1643 przez Aleksandrę Wie- 
siołowską (której mąż Krzysztof, marsza- 
łek W. ks. Lit., fundował alumnat dla in- 
walidów w Tykocinie); w Lublinie — zaJ^o- 
żony przez kr. Władysława Jagiełłę na 
pamiątkę zwycięstwa pod Grrunwaldem 
(zamknięty r. 1819, a w r. 1838 oddany 
wizytkom wraz z kościołem). Do Warsza- 
wy brygitki sprowadzone zostały w roku 
1622 ze wsi Lipie w ziemi Czerskiej i osie- 
dlone przy kościele św. Trójcy przy ulicy 
Długiej (wprost Bielańskiej). Z fundu- 
szów, jakie miały w Lipiu, nadanych im 
przez Krzysztofa Lipskiego, zakupiły 
grunty, które nazwały Nowolipiem i No- 
wolipkami (stąd nazwa dzisiejszych dwuch 
ulic). Większą część ich klasztoru zajmo- 
wały znakomite damy, zamieszkałe w ci- 
szy klasztornej na starość, ale nie wiążące 
się ustawami zakonemi. W r. 1807, po u- 
tworzeniu Księstwa Warszawskiego, bry- 
gitki przeniesione zostały do wizytek, a 
klasztor zajęty przez wojsko i na kwatery 
dla oficerów emerytów, w roku zaś 1813 
przerobiony wraz z kościołem na arsenał 
i warsztaty puszkarskie. Ostatecznie . zo- 
stały suprymowane i u wizytek w r. 1819. 
Brykia, brekla (z języka dolno-nie- 
mieckiego, w którym Prickel, Prcckel oz- 
nacza tyczkę, zatyczkę) w staropolszczyż- 
nie pręt, listwa, podkładana przez niewia- 
sty pod sznurówki z przodu. Już Kochow- 
ski za Jana Kazimierza pisze we „Frasz- 
kach'^: „Przykry kabat, przykrym brzuch 
ciemiężący popychaniem brykU". W książ- 
ce: J'o7npendium 7nedicuvi^ t. j. krótkie 
zebranie chorób", wydanej r. 1767 w Czę- 
stochowie, czytamy: „Sznorówki niewia- 
sty dla stroju podkładają bryklami". Łą- 
cznowolski w broszurze: „Nowe zwiercia- 
dło modzie dzisiejszej przystosowane" 
(roku 1682) nazywa bryklę „kijem, co go 



Digitized by 



Google 



210 



BRYZ — - BUDOWNICTWO. 



Z przodu pod kabat wsuwają". Brykle sta- 
lowe używane są dotąd. 

Bryz, bryzy, bryzeczki — szame- 
runki, opustki, buchty haftowane, wyszy- 
wane, przetykane, różnobarwne, kędzie- 
rzawe, w stroju osobliwie niewieścim, a 
stąd i same suknie kobiece, kędzierzawe 
i pstro haftowane, tak niekiedy były na- 
zywane. Gors u koszuli i mankiety bry- 
zami również mianowano. Wspominają o 
bryzach nieraz pisarze polscy wieku XVI 

ixvir. 

Brzechwa, strzała do łuku lub kuszy, 
składała się z drewnianego, zwykle okrąg- 
łego jesionowego pręta, zwanego b r z e ch- 
wą, na którym osadzonebyłożeleżce, zwa- 
ne bełtem. Długość strzały polskiej wy- 
nosiła zwykle 3 stopy, lub była nieco krót- 
szą. Była to miara od środka piersi do 
końca palców wyprostowanej na bok rę- 
ki u mężczyzny średniego wzrostu. Miara 
taka, do strzał naszych stosowana, dosta- 
ła nawet, jako miara, nazwę strzały i dziś 
jeszcze kobiety wiejskie na Podlasiu tyko- 
cińskiem mierzą samodział czyli sukno 
domowej roboty nie inaczej, tylko na 
„strzały", przymierzając od połowy klat- 
ki piersiowej do końca palców i licząc, ile 
takich długości ma sukno. 

Brzeszczot w siecznej broni znaczy to 
samo, co głownia, płacha i klinga. Glicz- 
ner w XVI wieku pisze: „Nauka-ć bez o- 
byczajówjest jakoby nóż bez okładzin, 
który jednem słowem zowią brzesz- 
czot". Pierwotnie nazywano podobno 
brzeszczotem pewien rodzaj miecza cere- 
monjalnego. Jeżeli oręż nie jest obosiecz- 
nym, to brzeg jego ostry zowie się brzu- 
ścem, a przeciwny tylcem. Brzeszczot 
ostry Dazywano „sieczystym", połyskują- 
cy— „lasserowanym*; nabicie czyli inkru- 
stowanie srebrem lub złotem na tle zsinia- 
łej od ognia stali zwano w Polsce „blach- 
malem"— z niemieckiego blmc ?nalen^ t. j. 
barwić sinym kolorem. 

Budnik. Tak nazywano na Litwie i Ku- 



si Mazurów, osiadających tam na prawie 
czynszowem wśród lasów. Zwykle osadni- 
cy ci, tak z włościan jak z zagrodowej 
szlachty pochodzący, wziąwszy grunta w 
lasach obszernych, zaczynali od postawie- 
nia sobie „budy" na mieszkanie (od czego 
poszła ich nazwa), potem krudowali czyli 
karczowali na pole oznaczone części lasu 
i zajmowali się następnie wypalaniem po- 
piołów, smoły, terpentyny, potażu, węgli 
kowalskich, wyrobem klepek, gątów, dra- 
nic, desek. J. I. Kraszewski pod tym ty- 
tułem napisał piękną powieść (drukowaną 
r. 1848 w „Bibljoteoe Warszaw.*), w któ- 
rej dał obraz życia takiego budnika. Bud- 
nicy polscy przez kilka wieków napływali 
licznie w pustkowia Litwy i Rusi i przy- 
czynili się bardzo do rozszerzenia rolnic- 
twa w dzielnicach leśnych, ale osiadając 
małemi gromadkami, wsiąkali w ludność 
miejscową, przyjmując jej ubiór i mowę. 

Budownictwo, jako sztuka i jej dzieje 
w Polsce, przechodzi zakres choćby naj- 
obszerniejszego artykułu w dziele niniej- 
szem; może więc być tylko traktowanem 
pod pojedyńczemi wyrazami, jak: Baszty, 
Balustrady, Blanki, Bożnice, Bramy, Bu- 
downiczowie, Dwory, Dzwonnice, Oanki, 
Gospody, Lamusy, Odrzwia, Ratusze i t.d. 
O dziele więc Opalińskiego p. t. „Krótka 
nauka budownicza dworów" i t. d. poda- 
na będzie wiadomość pod wyrazem: Dwór, 
i w ogólności przyjdzie nam w niejednem 
miejscu odesłać czytelników do dzieł spe- 
cjalnych. Tu niech nam wolno będzie 
przytoczyć z Szajnochy ustęp z jego dzie- 
ła „Jadwiga i Jagiełło", odnoszący się do 
epokowego przełomu, jaki w budownictwie 
polskiem nastąpił za Kazimierza W., o 
którym-to królu tradycja dotąd nie bezza- 
sadnie powtarza, że „zastał Polskę drew- 
nianą, a pozostawił murowaną". Szajno- 
cha, podnosząc „najwszechstronniejszą 

i pracowitość** narodu w epoce tego króla, 
powiada, że plemię to musiało pomyśleć o 

i wygodzie i ozdobności: „Do tylu rozmai- 



Digitized by 



Google 



B u D f> W X I C Z Y. 



211 



tych zatrudnień przybyło budownictwo 
ceglane. Kazimierz W., „murował" Pol- 
skę. Za przykładem króla szli świeccy 
i duchowni panowie. Każdy z ówczesnych 
biskupów zostawił po sobie pamięć zało- 
żenia wsi, miast, zamków, pałaców. Wszy- 
stkich ogarnął szał murowania. Pozba- 
wieni wzroku, ślepcy, chcieli bogdaj w du- 
chu widzieć swoją rodzimą wioskę „uszla- 
chconą** murowanym kasztelem. „Ślepe- 
mu biskupowi" Bodzancie nie żal było o- 
gromnych sum, składanych co chwila w 
ręce brata Zawiszy, byle mu tylko wspa- 
niały w Jankowskiej ojcowiźnie zmuro- 
wał zamek. Ale marnotrawny Zawisza 
trwonił na co innego pieniądze nakłado- 
we, a brata okłamywał, że fabryka nieba 
dosięga. Po kilku latach ciągłego szafo- 
wania złota, postanowił biskup udać się 
osobiście do Jankowa, aby przynajmniej 
ręką omacać mur budowy. Na szczęście 
śmierć nagła 'zaoszczędziła mu zgryzotę 
nieznalezienia tego kłamanego zamku w 
rzeczywistości. Gdzie na prawdę budowa- 
no, tam po kilkaset ludzi, po kilkadziesiąt 
par wołów, przez wiele lat pracowało. 
Możemy sobie wyobrazić, w jakim ruchu 
było pokolenie, które samemu Kazimie- 
rzowi W. do kilkuset takich fabryk, a do 
iluż dopiero fabryk całemu tłumowi jego 
duchownych i rycerskich wielmożów — mo- 
gło nas tarczyc rąk". Tu dodać musimy 
uwagę— o czem Szajnocha nie wspomina, 
że naj główniej szą z przyczyn tej gorączki 
murowania był spółczesny wynalazek bro- 
ni palnej. 

Budowniczy, urzędnik za dawnych cza- 
sów w W. Ks. Litewskiem, do którego na- 
leżało czuwanie i dozór nad wszystkimi 
budynkami publicznymi. Hartknoch i Len- 
gnich liczą go do urzędników ziemskich, 
wyznaczając mu miejsce po za wszystki- 
mi innymi; Lengnich wspomina po nim 
tylko leśniczego. W znaczniejszych mia- 
stach koronnych i litewskich budowniczy 
należał do składu urzędników miejskich. 



Kromer pisze, iż budowniczowie wybiera- 
ni są (jeden lub dwaj) z pomiędzy rajców, 
a należy do nich pobór podatków i czuwa- 
nie nad budowlami. O ile wszystkie bu- 
dynki drewniane stawiali majstrzy cie- 
sielscy pochodzenia polskiego, o tyle dla 
wznoszenia murów przybywali do Polski 
architekci z innych krajów Europy połu- 
dniowej i zachodniej, gdzie kunszt budo- 
wnictwa murowanego sięgał jeszcze cza- 
sów rzymskich. Cudzoziemcy ci jednak 
najczęściej osiadali już stale w kraju na- 
szym, a potomkowie ich przyjmowali na- 
rodowość polską. Pozwalamy tu sobie 
wymienić porządkiem alfabetycznym nie- 
które z wiadomych nam nazwisk archi- 
tektów swojskich i obcych, którzy dzieła- 
mi swemi przyozdabiali dawną Polskę: 
Aders Sebastjan, budowniczy wojskowy 
Zygmunta III; Affati Izydor, r. 1657 — 
1685; Almpelli, sztukator w Ołyce, r. 1640; 
Annus, bud. w Wilnie, r. 1522; Arciszew- 
ski Samuel w Birżach, r. 1664; Arler Hen- 
ryk, r. 1351—1380; Arler Piotr, r. 1333— 
1386; Baczkowicz Jan, bud. w Ołyce, r. 
1635 — 1640; Bahr Jakób, budował zamek 
w Brzegu na Szląsku r. 1553; Barbier Wil- 
helm, bud. wojsk., r. 1607; Bartłomiej, flo- 
rentczyk, budował kaplicę zygrauntowską 
na Wawelu, r. 1520 — 1538; Basta Jan z 
Żywca, bud. wojsk., r. 1514; Baudarth Pa- 
weł w Kalwaryi Zebrzyd., r. 1603 — 1617; 
Beauplan Wilhelm, bud. wojsk., pracow^ał 
w Polsce za trzech królów: Stefana Bato- 
rego, Zygm. III i Władysława IV; Beber 
Jan, bud. królewski w Krakowie za Jana 
ni; Beifka, bud. w Ołyce, r. 1635—1640; 
Belloto Józef, budował kościół św. Krzy- 
ża w Warsz. za Jana III; Bernardono, 
jezuita, zmarły r. 1605, budował w Kra- 
kowie, Kaliszu, Nieświeżu; BlecherHans, 
budował ratusz lwowski r. 1491; Błock 
Abraham, bud. gdański, r. 1612; Błock 
Jakób, bud. wojsk. Zygmunta III; Breitt- 
fuss Job, przełożony nad budowlami w 
Wilnie, r. 1552; Bucciusz Józef, bud. ko- 



Digitized by 



Google 



212 



BUDO W N 1 C Z Y. 



ścioła Św. Piotra w Krakowie, r. 1597 — 
1599; Ceroni Jan, bud. kość. franciszka- 
nów warsz. za Jana III; Ceroni Karol, 
kończył kościół kapucynów warsz. około 
r. 1700; Dankers Piotr, budował kaplicę 
Św. Kazim. w Wilnie, zm. r. 1661; Degen, 
bud. za Zygm. III; Dekan Jan, bud. mia- 
sta Leszna, r. 1632; Deybel Jan, budował 
pałac brylowski w Warszawie, zmarł r. 
1752; Dore, bud. kość. ormiańskiego we 
Lwowie za Wład. Jagiełły; Domaszewski, 
bud. w Smoleńsku i Wieliżu, zm. r. 1667; 
Esrazm z Zakroczymia, wybudował pier- 
wszy most na Wiśle w Warszawie za Zy- 
gmunta Augusta; FaUmer Oktawjan, kra- 
kowianin, budował w XII wieku kościół 
Św. Stefana w Wiedniu; Ferri Jan, malarz, 
budowniczy i snycerz królewski, w począt- 
ku XVI w.; Fontanna Antoni, bud. Rzpli- 
tej w Warszawie, r. 1742—1766; Fontan- 
na Jakób syn i Fontanna Józef ojciec, bu- 
dowu, warszawscy za Augusta III; Fran- 
ciszek Włoch, bud. król. na Wawelu za 
Zygm. I; Frankstin Jan, bud. przy zamku 
krakowskim i Sukiennicach, 1555 — 1582 
r.; Frigidianus, budował z Zaora kościół 
Św. Piotra w Wilnie, r. 1677; Galie An- 
drzej, toskańczyk, budował kolumnę Zy- 
gmunta m r. 1644; Grenga Szymon, bud. 
kr. Stefana Batorego; Gribel Jakób, bud. 
i burmistrz wileński, ur. 1569, zm. 1637; 
Grisleni Jan, bud. królewski w Warszawie, 
r. 1600 — 1672; Giżycki Paweł, jezuita, 
malarz i bud. cerkwi w Poczajowie, zm. r 
1753; Glaubicz, budował kościół ewangie- 
licki w Wilnie, r. 1739; Głuski Janusz kra- 
kowianin, bud. we Lwowie, r. 1610; Gru- 
ber Gabrjel, generał jezuitów, malarz i bu- 
downiczy w Połocku, r. 1738 —1805; Guc- 
ci, budował i rzeźbił grobowiec Stef. Ba- 
torego na Wawelu; Gucewicz, bud. w 
Warszawie i Wilnie za Stan. Augusta; 
Guci Mateusz, florentczyk, budował skle- 
pienia w Krakowie za Wład. Jagiełły; 
Hegner Andrzej, budował zamek w\irszaw- 
ski w latach 1603—1623; Hiż, budował w 



Warszawie dom Malczar. 1767; Huss Jan, 
rodem z Węgier, budował farę w Kras- 
nymstawie r. 1695; Jakób, rzeźbiarz, wy- 

' konał facjatę kość. na Bielanach pod Kra- 
kowem r. 1630; Jan ze Skrzynna, bud. 
Kazimierza W.; Janowicz Józef, bud. za 
Stanisława Augusta; Jarzemski Adam, 
bud., opisał Warszawę r. 1643; Jerzy, bu- 
dował wieżę przy kolegjacie pułtuskiej r. 
1507; Kapinos Woje, bud. w Warszawie 
i Lwowie, r. 1544 — 1629; Kluczewsk! Ja- 
kób, bud. Władysława IV; Knaifus, bud. 

I Stan. Augusta, budował obserwatorjum w 
Wilnie; Krassowski Piotr, bud. we Lwo- 
wie za Zygm. Augusta, wybudowaJ: wieżę 
przy cerkwi ruskiej, która się r. 1570 za- 
waliła; Kuntz Jan, krakowianin, bud. na- 
dworny Zygm. Augusta, Walezjusza, Ba- 
torego i Zygmunta III; Laitner, budował 
kolegjatę Nowodworskiego w Krakowie r. 
1643; Locci, budował Sobieskiemu pałac 
w Wilanowie; Michałowicz Jan z Urzędo- 
wa, bud. i rzeźb, za Batorego i Zygmun- 
ta III; Mieroszewski Krzysztof, bud. wojsk, 
w Krakowie i Częstochowie za Jana Ka- 

I zimierza; Mikołaj, krakowianin, bud. w 
Wiedniu, r. 1524 — 1534; Mora Dominik, 
budowniczy Batorego i Zygm. III; Ma- 
kowski, r. 1459, Morandi, budował bramę 
twierdzy w Zamościu r. 1599; Opaliński 
Andrzej, marszałek w. kor., autor „Krót- 
kiej nauki budownictwa**, r. 1670; Pado- 
vano Jan, wiele budował 1532 — 1559; Pa- 
neczek Jan, r. 1694 — 1764; Papinian Leo- 
pard, bud. wojsk. Batorego; Passaroti Au- 
reljusz, fortyfikował Lwów r. 1607; Perti, 
Włoch, budował kościół i klasztor Pacowi 
w Pożajściu r. 1662; Piotr, z Krakowa, 
bud. krakowski, r. 1399; ks. Piskowski Se- 
bastjan, bud., r. 1677; Placidi, budował 
kościół pijarski w Krakowie, r. 1720 — 
1759; Pokora Adam we Lwowie, r. 1605; 
Praet Job, budował basztę w Kamieńcu 
r. 1544; Prom Joachim, dokończał kate- 
drę lwowską r. 1479; l:*rzychylny Ambro- 
ży, r. ir)05— 1629; Purbach Jan zMalbor- 



Digitized by 



Google 



BUIJONY — BUŁAWA. 



213 



ga, budował słynny kościół św. Anny w 
Wilnie r. 1392— 1396; Rodolfinoda, bud. 
wojsk, przy twierdzy w Zamościu, ur. r. 
1500, zm. 1580; ks. Salomon Jan w Kra- 
kowie, r. 1515—1630; Scamozzi Winc. (bu- 
dował zamek w Zbarażu), znany w latach 
1580 — 1614; Scheller (był przy budowie 
katedry Iwowsk.), r. 1370—1414; Scholz 
Jakób, budowniczy, rajca lwowski r. 1612; 
Schomberg Teofil, bud. wojsk, w Kamień- 
cu i Kudaku r. 1621—1638; Scoto z Par- 
my, budował Batoremu zamek w Grod- 
nie; Skiedel Jan, obwarowywał Wilno 
r. 1498 — 1503; Skowroński Jan, zm. roku 
1610; Solari, tego nazwiska było 4-ch bu- 
downiczych od r. 1679 — 1779, z nich: 
Tranciszek przebudowywał kościół św. 
Anny w Krakowie około r. 1700, Bona- 
wentura zaś budował teatr na placu Kra- 
sińskich r. 1775—1779; ks. Solski Stani- 
sław, jezuita, autor dzieł i znakomity ma- 
tematyk, r. 1623—1694; Sommerfeld Piotr 
budował książętom mazowieckim farę św. 
Jana w Warszawie r. 1473; Stanisław z 
Mogilna, budował archidjakonję w Pułtu- 
sku r. 1526; Stecher Piotr zaczął budować 
katedrę lwowską r. 1370; Stella Jan, ma- 
larz, bud. i sztycharz w wieku XVn; Suc- 
catori Jan, bud. królewski, wzniósł ko- 
ściół na Bielanach pod Krakowem za Zy- 
gmunta ni; Szubei-t Marcin, bud. królew- 
ski w r. 1633; Schlitter Andrzej, ur. 1662, 
zm. 1714, budow^ał w Warszawie za Jana 
III; Tauchen (Grniezno — Wrocław), roku 
1436—1470; Tobiasz z Krakowa, bud. w 
Wiedniu r. 1190—1202; Tylman, bud. Lu- 
bomirskich, r. 1689— 1693; Tyrold Miko- 
łaj, pracował przy farze św. Jana w War- 
szawie, r. 1473; ks. Wacław z Tęczyna, 
budował Kazimierzowi W. zamek we Wło- 
dzimierzu na Wołyniu, zm. r. 1376; Wy- 
socki Bartł., jezuita, budował kościół je- 
zuicki w Poznaniu, ur. r. 1617, zm. r. 1687; 
Zacherla Jan, bud. irajca krak. za Jana 
III; Zanobi, odbudowywał katedrę wileń- 
ską w latach 1533 — 1538; Zaora Jan, bu- 



dował kościół Św. Piotra na Antokolu r. 
1677; Zug Szymon, budował w latach 
1760— 17 70 kościół ewangielicki w War- 
szawie, ur. r. 1733, zm. r. 1807. Bardzo 
liczny zastęp architektów ze stanu ducho- 
wnego, t. j. księży polskich, zajmujących 
się niegdyś fachowo budowaniem kościo- 
łów i kaplic, nie będzie nigdy z nazwisk 
wiadomym, ponieważ pracę swoją poświę- 
cali chwale Bożej bezimiennie, bez kon- 
traktów i zapłaty. 

Buljony (z francuskiego), torsady, fren- 
dzle metalowe grube przy szlifach gene- 
ralskich lub oficerów wyższych w woj- 
skach księstwa Warszawskiego, również 
przy kapeluszach generalskich, tembla- 
kach i kordonach u czapek {B, G). 

Bulza, torba skórzana do podróży. 
Marcin Bielski w „Sejmie niewieścim** (r. 
1595) pisze: 

Gdy na Moskwę jedziecie, miejcie te potrzeby: 
Namiot, pancerz, tarcz, drzewce, w bulzach sery, 

[chleby. 

Bułany. Po tatarsku łoś zowie się bu- 
ł a n, stąd i konia maści ptowej czyli ło- 
siej zwali Polacy bułanym, bułankiem. 
Maść ta była w Polsce lubianą równie jak 
siwa i kara czyli wrona, to też w pieśniach 
i poezyi polskiej jest naprzemian mowa o 
konikach siwych, wrony eh, wreszcie bu- 
łankach. 

Bułat, szeroka szabla turecka. Nazwa 
pochodzi od wyrazu perskiego piilad — 
stal, stąd szablę lub miecz perski z szero- 
ką głownią, z wybornej polerowanej stali, 
zwano bułatem. Miecze takie i szable by- 
ły rozszerzone ku końcowi. Pisarze dawni 
polscy, przejąwszy z perskiego ten wyraz, 
używali go pospolicie i w znaczeniu stali. 
Mówiono więc: bułatowa tarcza, bułatowe 
zwierciadło, bułatowy miecz, czyli z wy- 
bornej, polerownej stali. 

Buława, wyraz pochodzenia tatarskie- 
go, oznacza w języku polskim maczugę, 
laskę niedługą z gałką na końcu — symbol 
j godności, władzy hetmańskiej. Jak buław 



Digitized by 



Google 



214 



BUŁAWA. 



f 



Buńoz 
ku 



uk z wie- 
XVII. 



mogli używać tylko hetmani, tak wyłącz- 
nie regimentarze, pułkownicy, rotmistrze, 
porucznicy i cliorążowie używali buzdy- 
ganów. Pomiędzy buławą a buzdyganem 
ta zachodziła różnica, że gałka u buławy 
bywała zwykle okrągła, niekiedy mister- 
nie ozdabiana i drogimi kamieniami wy- 
sadzana, zaś buzdygany, także często sre- 
brne Inb pozłociste, kończyły się gałką 
kształtu gruszki, podłużnie pokarbowanej. 
Podobnie, jak urząd kanclerski nazywali 
Polacy „pieczęcią", marszałkowski — „la- 
ską**, tak hetmański — „buławą". Buła- 
wie—znaczyło hetmanić, przywodzić woj- 
sku. „Buława wielka** oznaczała urząd 
wielkiego hetmana, „buława mniejsza" 
czyli „polna" — ui-ząd hetmana polnego. 
Buławy hetmańskie przechowują się do- 
tąd jako drogocenne pamiątki w możniej- 
szych domach polskich, a w muzeach 
szwedzkich te, które były zabrane z Pol- 
ski podczas wojen. Niektórzy hetmani 
składali buławy jako wota przy cudow- 
nych obrazach. Tak Marcin Kalinowski, 
hetman polny koronny, powróciwszy w r. 
1651 z niewoli kozackiej, buławę, drogi- 
mi kamieniami sadzoną, przy obrazie N. 
Panny jasnogórskiej zawiesił. Wielka 
złocista buława, turkusami sadzona, zło- 
żona tamże została przez Stanisława Po- 
tockiego, przezwanego Rewerą, hetmana 
w. kor. Królowie polscy, dla okazania 
swej łaski z wierzchniczej, posyłali buławy 
w darze hetmanom Ukrainy. Tak Batory 
miał posłać Bohdanowi buławę z buńczu- 
kiem i chorągwią, Zygmunt III Konasze- 
wiczowi Sahajdacznemn, Michał Korybut 
Michałowi Hanence. Rysunek oboczny 
przedstawia buławę po Janie Tarnowskim 
hetmanie wiel. koronnym, która jako dro- 
gocenna pamiątka przechowuje się w 
zbiorach hr. Tarnowskich w Dzikowie. 
Jest ona srebrna, złocona, turkusami i ru- 
binami wysadzana, w stylu odrodzenia, 
pięknej i misternej roboty, w rękojeści u- 
; kryty ma sztylet. Miasta polskie, osiadłe 



Digitized by 



Google 



BUNCZUK — BURGRABIA. 



215 



na prawie magdeburskiem, otrzymywały 
buławy sprawiedliwości. Starsi i mistrze 
w cechacłi rzemieślniczycłi noszą podczas 
uroczystych procesyi buzdygany. „Sła- 
wetne zgromadzenie kupców miasta War- 
szawy** posiada dwie takie odznaki. W o- 
kolicach, zamieszkanycli przez drobną 
szlachtę, wybierany przez nią porucznik, 
który w czasie pospolitego ruszenia dru- 
żyną miejscową dowodził, gdy chciał ze- 
brać sąsiadów na naradę, posyłał swój bu- 
zdygan do najbliższego szlachcica z zapo- 
wiedzią miejsca i czasu zebrania, ten zno- 
wu odsyłał natychmiast sąsiadowi, a tak 
buzdygan, okrążywszy okolicę, jako wi- 
domy znak rozkazu i symbol kary na nie- 
posłusznych, powracał do porucznika. Zu- 
pełnie w podobny sposób, który jest za- 
bytkiem starożytnych polsko-słowiańskich 
wici, zwołują się górale polscy obesła- 
niem laski sołtyskiej lub wójtowskiej, któ- 
rą kładąc w każdym domu na stole, woła 
przynoszący, np.: „Dziśopółnocku wielka 
gromada!" (ob. Buzdygan). 

Buńczuk, sztandar turecki z ogona 
końskiego, na wysokiej lasce zawieszone- 
go, zamiast chorągwi służący. Przed ba- 
szami, będącymi w stopniu wezyra, no- 
szono buńczuk ze złotą gałką i trzema ra- 
mionami, u których wisiały bogato opra- 
wne trzy ogony; przed sułtanem noszono 
buAczuk siedmioogonowy. Niższych sto- 
pni baszowie mieli buńczuki pojedyncze 
lub podwójne. Polacy, gromiąc Turków, 
zdobywali ich buńczuki, stąd buńczuk, z 
wojny przyniesiony, należał do znamion 
zwycięstwa i zwykle zawieszany bywał 
wysoko w kościele parafialnym rycerstwa, 
które go zdobyło. Zwyczaj noszenia buń- 
czuków przeszedł następnie do Polski, a 
mianowicie w pochodach i wyprawach 
wojennych przeciw Turkom i Tatarom 
noszono przed hetmanem wielkim buń- 
czuk dwuogonowy, przed polnym zaś po- 
jedynczy. Sobieski tak przywykł do tego, 
że zostawszy królem, nie ruszał na wojnę 



bez buńczuka. Gdy rokosz Jerzego Lubo- 
mirskiego poddał się kr. Janowi Kazimie- 
rzowi i nastąpiła zgoda, wówczas (d. 22 
lipca r. 1663) nastąpiła ceremonja strza- 
skania buńczuka marszałka rokoszowego 
i spalenia akt rokoszowych. Polacy buń- 
czukami, oprawnymi w złoto,srebrolub mo- 
siądz pozłacany, ozdabiali swoje szyszaki 
lub zawieszali na piersiach swych koni. 
Buńczuk biały był najstrojniejszy. Od na- 
zwy buńczuk powstały w języku polskim 
wyrazy: buńczuczny, buńczuczno, buń* 
czuczyć się, znaczące to samo, co pysznić 
się, junaczyć. Bogatsi mieszczanie lwow- 
scy, jak to widzimy z dzieła Wł. Łoziń- 
skiego p. n. „Patrycjat", używali także 
dla parady buńczuków „pod gardło ko- 
niowi". 

Burdzilłk. Pisarze nasi dawni nieraz u- 
ży wają tego wyrazu na oznaczenie naczy- 
nia skórzanego lub skórą obszytego, słu- 
żącego do nabierania wody lub wina, a 
mniejszego od bukłaka. Nazwa pocho- 
dzi z języka tureckiego, w którym dzban 
zowie się bardak^ a dzbanuszek bardadtyk^ 
z czego na Ukrainie zrobiono bardziak, 
burdziuk. 

Burgrabia (z niemieckiego Burggraf,) 
namiestnik czyli zastępca starosty grodo- 
wego. Burgrabia grodowy (po łac. burg- 
gravius capiłanei) należał do urzędników 
grodzkich i był mianowany przez kaszte- 
lana lub starostę, których zastępował i w 
nieobecności ich czuwał nad zamkiem. 
Widzimy burgrabiego w grodzie kaliskim 
r. 1305, w czchowskim r. 1356, w wie- 
luńskim r. 1386. Ustawa z r. 1507 okre- 
śliła bliżej jego obowiązki. Utrzymywał 
on w miastach i po kraju policję królew- 
ską, z drabami grodowymi imał ludzi swa- 
wolnych i podsądnych. Gdy starosta nie 
utrzymywał wojska, a draby nie wystar- 
czały na przywrócenie porządku, wtedy 
burgrabia brał w pomoc cechy rzemieślni- 
cze. Jeżeli na wsi miał do czynienia prze- 
ciw rozbójnikom lub łotrom, dopomagała 



Digitized by 



Google 



216 



BURKA 



BURMISTRZ. 



mu wtedy szlachta. Burgrabia pilnował 
wykonania wyroków kryminalnych sądu 
grodzkiego i w razie potrzeby naprawiał 
zamek, do czego okoliczni mieszkańcy, 
którzy w razie niebezpieczeństwa znajdo- 
wali w nim schronienie, obowiązkową da- 
wali pomoc. Burgrabia miasta Grdańska 
mianowany był przez króla z rajców miej- 
skich, odbywał niektóre sądy, czuwał nad 
dobrami osieroconemi i rzeczami wyrato- 
wanemi z rozbitych okrętów. Podobne o- 
bo wiązki musiał spełniać burgrabia mia- 
sta Rygi, ustanowiony na zasadzie ugody 
z dnia 28 listopada 1561 r. pomiędzy kró- 
lem Zygmuntem Augustem a Kettlerem, 
mistrzem kawalerów inflanckich. Burgra- 
biowie zamku krakowskiego należeli do u- 
rzędników ziemskich województwa kra- 
kowskiego; postanowieni przez Kazimie- 
rza "Wielkiego, pobierali wynagrodzenie z 
żup królewskich. Było ich w wieku XVI 
dziesięciu, a w wieku XVni dwunastu. 
Władzy żadnej nie mieli, tylko prawa 
strażników zamkowych i obowiązek ob- 
chodzenia zamku w pewnych godzinach 
dnia i nocy osobiście lub przez zastępców. 
Ale urząd ten uważany był za zaszczytny 
ze względu na majestat królewski i zna- 
czenie narodowe Wawelu z jego katedrą, 
grobami królów i skarbcem, mieszczącym 
w sobie klejnoty koronne. Uchwała z r. 
1562 zabrania dawać urzędu tego kaszte- 
lanom i wogóle urzędnikom ziemskim, po- 
nieważ burgrabiowie krakowscy, mając 
dozór nad zamkiem, zostali uwolnieni 
przez Wł. Jagiełłę od pospolitego rusze- 
nia. Burgrabia mógł tylko na 3 miesiące 
w roku oddalać się z zamku, biorąc po- 
zwolenie od starosty krakowskiego, jako 
swego bezpośredniego zwierzchnika. Mia- 
nował ich król, a odebrać urząd mógł tyl- 
ko sejm. Po przeniesieniu stolicy z Kra- 
kowa do Warszawy, za Zygmunta III, 
burgrabiowie krakowscy do 1795 r. pozo- 
stali więcej dla joamiątki majestatu i za- 
chowania prawa, niż z potrzeby. 



Burka. Po persku berek, berk — sukno z 
pilśni wielbłądziej, a po turecku burk oz- 
nacza opończę, uszytą z takiego sukna. Ta- 
tarzy krymscy i astrachańscy używali po- 
dobnych opończ na deszcz i w czasie na- 
jazdów na Ruś i Polskę. Prawdopodobnie 
więc pierwsze burki używane w Polsce 
były zdobyte na Tatarach, lub od kupców 
krymskich i astrachańskich kupowane, bo 
stamtąd pochodzące zasłynęły u nas \sr 
wieku XVII. Nabywano je nieraz drogą 
zamiany, co widzimy ze słów Wacł. Po- 
tockiego: „WzięU burki od ordy, pistolety 
dali za nie". Tenże Potocki pisze w „Jo- 
Ylalitates**: „Jedzie ktoś, że Tatar — rozu- 
miałem z burki", lub: „Szewc w burce za 
żołnierza, furman za szlachcica". Haur w 
wieku XVII powiada, że „na deszcz dobra 
krymska burka". Rycerstwo polskie za- 
częło używać powszechnie burek za Jana 
III, gdyż i jeźdźca i konia w znacznej czę- 
ści pokrywały. Podszywano je świetnymi 
kolorami i klamry czyli zapony pod' szyją 
dawano ozdobne i bogate. Już w wieku 
XIX zasłynęły burki z fabryki sangusz- 
kowskiej w Sławucie na Wołyniu. Po ła- 
cinie biirrus (u Mączyńskiego burrhus) o- 
znacza kolor lisowaty, bury, rusy. Litwi- 
ni buras — bury wzięli z polskiego. J. Kar- 
łowicz nie uważa za pewnik, aby nazwa 
burki przeszła do polskiego z języków 
wschodnich. Bura— w znaczeniu wyłaja- 
nia, zbuzowania, wygderania, zburczenia, 
niema związku z nazwa ubioru, ale ze sło- 
wem burczyć. 

Burmistrz, z niemieckiego Burgermei- 
ster, po łacinie proconsid, praeconsuly via- 
gisłcr ciznim, przełożony w urzędzie miej- 
skim nad sprawami radzieckiemi. Grdy 
Polska poszła w podziały między wnu- 
ków i prawnuków Krzywoustego, książę- 
ta ci piastowscy, pragnąc podnieść swoje 
uszczuplone dochody, sprowadzali groma- 
dnie niemieckich rzemieślników, którj^m 
nadawali przywileje samorządu miejskie- 
go pod ogólną nazwą prawa teutońskiego 



Digitized by 



Google 



BURSA. 



217 



ub magdeburskiego, t. j. pozwolili im za- 
chować taką samą organizację miejską, 
jaką mieli w ojczyźnie, którą porzucili emi- 
grując do Polski. Mieszczanie tacy mieli 
wolny wybór swojej zwierzchności admi- 
nistracyjnej i sądowej, która składała ma- 
gistrat, dzielący się na urząd radziecki 
czyli radę, niby senat miejski^ z rajców 
i burmistrza złożony, oraz wójtowsko-ła- 
wniczy czyli sądowy. Według prawa ma- 
gdeburskiego, burmistrz stał na czele ra- 
dy i był głową rządu miejskiego, przewo- 
dnicząc wszelkim czynnościom i mając 
pierwsze miejsce w ratuszu, w kościele, 
na procesjach i wszelkich zebraniach miej- 
skich. Jemu też powierzona była piecza 
i używanie pieczęci miasta. Rządy staro- 
ścińskie czyli grodzkie nie miały prawa 
mieszać się do elekcyi burmistrza, jedynie 
starosta książęcy winien był od burmi- 
strza nowoobranego odebrać przysięgę 
wierności dla księcia lub króla i gminy 
miejskiej. W Litwie dopiero w XV wieku, 
t. j. za panowania Kazimierza Jagielloń- 
czyka, mieszczanie poczęli się rządzić na 
prawie magdeburskiem i obierać burmi- 
strzów i ławników. Zygmunt I przy wile- 
jem z r. 1536 radę wileńską uorganizował 
i urządził troskliwie. Żeby uniknąć cią- 
głych agitacyj wyborczych, nakazał wy- 
bierać co lat 6 po 12 burmistrzów i 24 raj- 
ców, tak, żeby co rok zasiadał nowy kom- 
plet z 2 burmistrzów i -4 rajców złożony. 
Nadto obierani byli mistrze czyli starsi 
cechowi, którzy przed burmistrzami skła- 
dali przysięgę, że o dobro miasta pilnie 
i gorliwie starać się będą. Powaga bur- 
mistrzów znacznie podniosła się przywi- 
lejem Zygmunta Augusta, danym na sej- 
mie grodzieńskim r. 1558, który uszlacli- 
cił burmistrzów i magistrat wileński, po- 
dobnie jak i urzędy w innych głównych 
miastach. Odtąd Wilno za przykładem 
Krakowa, Warszawy, Lwowa i Poznania 
stale swoje posły na sejmy wysyłało. De- 
kretami królów były zastrzeżone i opisa- 



ne uchwałami, następujące obowiązki bur- 
mistrza i rajców: Codziennie, lub w miarę 
potrzeby na ratusz się schodzić, o rzeczy 
publicznej radzić, spory między ludźmi 
rozsądzać i godzić, sierot i wdów uciśnie- 
nia i wszelkiej sprawiedliwości bronić, 
wedle najwyższego rozumu baczyć, aby 
drogości jedzenia i picia w mieście nie by- 
ło, miary i wagi sprawiedliwej przestrze- 
gać, piekarzów, rzeżników, karczmarzów 
doglądać, jako też i przekupniów, któi-zy- 
by przeciw pospolitej uchwale wykraczali, 
gry nadmierne i pijańswo powściągać 
i wykorzeniać. W drugiej połowie XVII 
wieku tytuł burmistrzów zachowai się tyl- 
ko po miastach małych, w większych zaś 
zaczęli się tytułować prezydentami. W 
Piotrkowie i Lublinie, dla poszanowania 
prezydenta trybunalskiego podczas odby- 
wania sądów trybunalskich, zawieszano 
tytuł prezydenta miasta, powracając na 
ten czas do starej nazwy burmistrza. Wła- 
dysław Łokietek przybywszy do Krako- 
wa r. 1310 po buncie mieszczan krakow- 
skich pod przewodem Alberta wójta ki'a- 
kowskiego, aby zapobiedz na przyszłość 
podobnym wypadkom, odjął następnym 
wójtom prawie zupełnie władzę admini- 
stracyjną, którą głównie urzędowi radziec- 
kiemu powierzył, prawo zaś kierowania 
wyborami burmistrza i rajców poruczył 
wojewodom krakowskim. Odtąd burmistrz 
przewodniczył urzędowi radzieckiemu i 
rządził miastem, a wójt przewodniczył ła- 
wnikom czyli tak z w. przysiężnikom, 
t. j. władzy sądowej, zwanej potocznie 
ł a w ą. 

Bursa, z łaciny średniowiecznej: mie- 
szek, worek. Lud polski nie znał i nie u- 
żywał nigdy wyrazu portmonetka, ale 
tjlko: burska, bursiczka, kaleta, mieszek. 
W aparatach kościelnych dwojakie są bur- 
sy: jedna, którą się kładzie do mszy na . 
welonie kielicha, z korporałem wewnątrz; 
druga zaś — używana do schowania na- 
czyńka z Najśw. Sakramentem albo z ole- 



Digitized by 



Google 



218 



BURUNCZUK — BUTY. 



jem Św., niesionym przez kapłana do cho- 
rych. Bursa oznaczała także życie wspól- 
ne t. j. wspólnym kosztem, ze wspólnego 
worka, kasy, a mianowicie konwikt i ko- 
legjum. „Jadwiga w Pradze bursę li- 
tewską, aby się tam uczyli, założyła" — 
pisze Bielski w „Kronice". „Oleśnicki w 
Krakowie bursę Jeruzalem założył dla 
studentów** — pisze KJromer. Na oznacze- 
nie ludzi lub przedmiotów jednakowej 
wartości mówiono; „Jedna- to bursa". Przy- 
słowie: „Wierna bursa zje bez obrusa", 
znaczyło to samo, co: „Dobra dusza zje 
bez obrusa", lub „Dobra duszka zje i z 
garnuszka". W bursach szkolnych uczo- 
no także młodzież muzyki i śpiewu. Za 
czasów saskich celowała pod tym wzglę- 
dem bursa u jezuitów w Warszawie. W 
Kj*akowie, jako stolicy kraju, było naj- 
więcej burs. Przy Akademii Krakowskiej 
były następne: 1) Jagiellońska — czyli u- 
bogich, 2) Jerozolimska — fundacyi Oleś- 
nickich, 3) Długosza — czyli prawników, 
4) Filozofów — fundacyi Noskowskiego, 
biskupa płockiego, 5) Staryngielska i 6) 
Smieszkowicza. Oprócz tych były jeszcze 
przy akademii w różnych epokach i inne. 
Z czasem, gdy Kraków zubożał, fundusze 
tych burs przepadły, a gmachy poszły w 
ruinę; dwie tylko pozostały: „Jerozolim- 
ska" i „Filozofów", lecz i te w r. 1851, 
podczas olbrzymiego pożaru ogień znisz- 
czył, poczem na bursę obrócono gmach 
Św. Barbary przy Małym rynku, gdzie 
pod dozorem senjora (był takim w ostat- 
nich czasach prof. un. Malinowski) istnie- 
je dotąd dla ubogiej szkolnej młodzieży. 
Bliższe szczegóły o urządzeniu pierwot- 
nych burs ob. pod wyrazem: Szkoły 
dawne. 

Buruńczulc, tatarskie płótno przezro- 
czyste, dawniej sprowadzane do Polski na 
zasłony w oknach, na zawoje czyli na- 
miotki wieśniaczek i na suknie kobiece. 

Buty. Jaka w ubiorach dawnej szlach- 
ty i mieszczan, taka i w obuwiu była ro- 



zmaitość. Noszono raz obszerne, to zno- 
wu ciasne, cholewy do kroku prawie się- 
gały i sznurkami przywiązywane były; 
wykładać je zaczęto — i stąd później sztyl- 
py gładzone powstały; skracane nareszcie 
cholewy — zniżyły się do półbucików i ci- 
żemek. Przyszwa czyli stopa miała nosy 
czyli końce zaokrąglone, spiczaste, ucięte, 
zakrzywione, blaszką obijane. Skóra by- 
wała prosta, palona, elastyczna, fałdowa- 
na, rybią zwana, szara — do woskowania 
czyli szuwaksu, z czarną wyprawą, kolo- 
rowa — zwana safjanem. Nogi obwijano 
do butów chustą płócienną latem, w zimie 
kuczbają i takowe płaty zwano onuczka- 
mi. Jan KI. Branicki, hetman wiel. kor., 
zawsze używał onuczek. Buty wyściełano 
słomą, czyli wiechciami. Wiechci używali 
senatorowie i hetmani; do chłopców, haj- 
duków i pajuków należało codzień przy- 
cinać je albo słomę w ręku wymiąć. Pod 
koniec czasów saskich, panowie zamienili 
onuczki na skarpetki i meszty tureckie, a 
wiechcie na podeszwy pilśniowe; wielu je- 
dnak utrzymywało, że słoma bardziej cie- 
pło utrzymuje, osusza i codzień odmienia- 
na — sprzyja ochędostwu. Buty kolorowe, 
od wielkiego stroju, bywały haftowane 
drucikiem lub nicią srebrną i złotą. W w. 
XVn robiono obuwie z najprzedniejszego 
safjanu, zwanego te kin, czerwonego lub 
żółtego, tureckiego lub wołoskiego. Szew- 
cy niemieccy i francuscy dostarczali naj- 
wytwomiejszego obuwia, polscy zaś uży- 
wali czabanów czyli skór podolskich, ru- 
skich i słynnych juchtów: bielskich, słuc- 
kich, mińskich, kowalskich, litewskich, 
gdańskich. Buty z „te kinu" kosztowały 
złotych ówczesnych 8, tureckie 7, woło- 
skie 4 gr. 10, podszycie złoty 1 gr. 20. 
Ks. Kitowicz powiada, że za panowania 
Augusta III używane były buty trojakie: 
żółte, czerwone i czarne. Napiętek u bu- 
. ta, łubem drewnianym wśrodek włożo- 
nym umocowany, pod piętą podkówka że- 
lazna wysoka na 3 palce, u panów pobie- 



Digitized by 



Google 



BUZDYGAN — BYKOWE. 



219 



lana lub srebrna. Za tegoż panowania na- 
stały podkówki płaskie nakształt końskich, 
trzema ćwieczkami do podeszwy przybite. 
Ostatnią modą za Augusta III było u mo- 
żnych zarzucenie podkówek, a wprowa- 
dzenie w ich miejsce obcasów („abcasów") I 
skórzanych. Widzimy z tego wszystkiego 
że owe onuczki, wiechcie słomiane, pod- 
kówki i cholewy, które uważamy obecnie 
za właściwości ludowe, były w dawnych 
czasach przyjęte przez lud ten od klas 
wyższych i do naszych czasów zakonser- 
wowane. W większych miastach, gdzie tyl- 
ko były kramy szewckie, tam znajdował 
się specjalny przy nich kowal na ulicy, 
który buty podkówkami podbijał, biorąc 
od pary prostych po 6 gr., od pogładzo- 
nych pilnikiem gr. 12, od kobiecych po 3 
grosze. Przysłowie: „znać pana po chole- 
wach" powstać musiało w owych czasach, 
kiedy panowie nosili cholewy wielkie i z 
kolorowej skóry, a ubodzy ludzie poprze- 
stawali na czarnej skórze lub łyczakach. 
Drobna szlachta, aby się odróżnić od gmi- 
nu pospolitego, gdy nie stać ją było na 
całe buty kolorowe, dawała żółte lub czer- 
wone przyszwy do czarnych cholew, albo 
odwrotnie. Za Stanisława Augusta, wy- 
rocznią mody byli w stohcy: Dembski, 
marszałek Załuskiego, biskupa krakow- 
skiego, Szaniawski, starosta konkolownic- 
ki, Kraszewski, dworzanin wojewody ki- 
jowskiego i Kazimierz ks. Sapieha, mar- 
szałek konf. lit. Oni to, jakie mieli żupa- 
ny, takiej barwy wdziewali i buty, żółte, 
czerwone, zielone, błękitne ifijałkowelecz 
mało kto ich naśladował. P. Bron. Gem- 
barzewski wymienia następujące buty, u- 
żywane w wojsku polskiem: 1) but polski, 
z cholewkami, do połowy łydek gładko 
ścięty; 2) but palony za kolana; 3) huzar- 
ski czyli węgierski, dochodzący do kolan 
z wycięciem z przodu i z tyłu i z kutasi- 
kiem; 4) but ze sztylpami czyli wy winięte- 
nii żółtemi klapami; 5) półbuciki noszone 
pod długie spodnie. Buty kolorowe (żół- 



te), będąc oznaką stanu szlacheckiego, no- 
szone były w wieku XVin przez oficerów, 
niekiedy towarzyszów kawaleryi narodo- 
wej i pułków Straży przedniej. Pocztowi, 
jako zwykle nieszlachta, nosili buty czar- 
ne, ale pod koniec bytu Rzplitej wszyscy 
wojskowi, bez różnicy rodu i stopnia, no- 
sili już buty czarne. 

Buzdygan. Po turecku buzdygan ozna- 
cza maczugę żelazną lub stalową. U nas 
używali jej rotmistrze, pułkownicy, poru- 
cznicy i chorążowie; była kształtu gruszki 
podłużnie pokarbowanej, ze stali demesz- 
kowanej lub z innego kruszcu. Karby te 
czyli liście buzdyganu zwano piórami, któ- 
rych zwykle było 6, czasem 8. Od grusz- 
kowatego kszałtu gałki nazwali Turcy 
gruszki bonkrety buzdygan armadu^ t. j. 
gruszka maczuga. Pod wyrazem buła- 
w a podane są wiadomości i o buzdyga- 
nach. Tu dołączamy rysunek (str. 220), 
wykonany przez p. Jana Strzałeckiego z 
trzech pięknych buzdyganów, znajdują- 
cych się w bogatej zbrojowni jego brata 
Antoniego Strzałeckiego. Buzdygan środ- 
kowy ma kształt najdawniejszy, pospoli- 
ty w wieku XV. Obok przedstawiony tu 
sztylet, który zwykle jest ukryty we- 
wnątrz buzdyganu, a w razie potrzeby 
wyszrubowuje się z niego i osadza na koń- 
cu, tak żeby buzdygan do pchnięcia mógł 
służyć. Dopełnia się zaś to w ten sposób, 
że na końcu gruszki buzdyganowej jest 
rodzaj guzika, który po jego wyszrubowa- 
niu pozostawia otwór, służący do zaszru- 
bowania trzonka sztyletu. Buzdygan pier- 
wszy, t. j. lewy, ma trzon drewniany, pię- 
knie okuty i był prawdopodobnie buzdy- 
ganem cechowym. Trzeci zaś, t. j. ostatni, 
nader kunsztownej roboty, należał do Ra- 
dziwiłłów, jak na to są pewne dowody. 
Przed dostojnikami w czasie pewnych ce- 
remoniałów dworskich, np. poselstw, no- 
szono buzdygany długości bereł akade- 
mickich. 

Bykowe, kara czyli wina, opłacana dwo- 



Digitized by 



Google 



220 



BYK O W E. 



rowi za uwiedzenie dziewki poddańczej. I Gawiński w „Sielankach** pisze: „Z ciebie 
Tak wymagało stare prawo zwyczajowe, staroście, gdy mu co rok bykujesz, dobry 
że w którym domu nastąpiło uwiedzenie procent roście". Szymonowicz także w 



dziewczyny, tam gospodarz, u którego 
służyła i pod czyją opieką zostawała, albo 
ojciec (jeżeli była u rodziców), wreszcie 



„Sielankach" powiada: 

Chociaż czeladź trzymają gorzej niź w klasztorze. 
Przecie co rok bywają z by ko wy m we dworze. 




Buzdygany ze zbiorów p. Antoniego Si rzaleck i olto, 



sam winowajca opłacał do dworu za ten 
występek karę, zwaną „bj^kowem". By- 
kować — znaczyło karę bykowego opłacać. 
Pisarze nasi z wieku XVI i XVII często 
o tym zwj^czaju wspominają. Wzmian- 
kuje o nim ^Stadło małżeńskie, z r. loGl. 



Trzeci sielankopisarz Zimorowicz rów- 
nie nie przemilcza ti\] kwestyi, widocznie 
w życiu sielankowem nie należącej do 
rzadkich wypadków: 

Nio wiolo on .NioliHzkoni na fawory tracił, 
Tylko bykowo przez rok kilka razy placil. 



Digitized by 



Google 



CABAN 



CAPSTRZYK. 



221 



Wreszcie pisze o bykowem i W. Potoc- 
ki w s^oicYi /ovialiłaies, tudzież autorowie 
duchowni uniccy i prawosławni, ci, którzy 



pisali w wieku XVII po polsku, jak Sako- 
wicz, archimandryta dubieński, i Piotr 
Mohiła, metropolita kijowski. 





K. lóTS. 



Wiek XV r. Akta Nuncjatury w Arch. gł. KróL, ks. 10. 



Caban, tak w Polsce nazywano owce i 
barany wołoskie, czabanami zaś woły 
podolskie, mieszając te nazwy częstokroć, 
co wynikało już z samej pisowni polskiej, 
w której do litery ^, aby nie czytać jej z 
łacińska brzmieniem k^ dodawano z, Z tu- 
reckiego i perskiego c z o b a n — pasterz, 
wzięli wyraz ten Rumunowie, a od nich 
dostał się do Polski, gdzie został zmazu- 
rzonym na c a b a n. Kluk, opisując nasze 
zwierzęta domowe i dzikie (r. 1779), po- 
wiada, że „są u nas dwojakie owce, pospo- 
lite i cabanki, ostatnie nieco są większe i 
dłuższą i lepszą wełnę mają". W. Potocki 
w XVII w. pisze: „I mały baran często 
czabana wybodzie". Stryjkowski w XVI 
w. wspomina „wełnonośne czabany'^. Ga- 
tunek ten odznacza się wielką skłonnością 
do osadzania w ciele tłuszczu, a zwłaszcza 
w ogonie, który przeradza się w tłuszczo- 
wą bryłę, dochodzącą do 10 funtów w^agi. 
Krążyła niegdyś legenda przez kronika- 
rzy powtarzana, że Swidrygiełło, wojując 
z Zygmuntem Kiejstutowiczem, pobity na 
głowę, szukał schronienia w ziemi wołos- 
kiej, gdzie przez lat 7 w ukiyciu pasał w 



stepach cabany, zanim mógł powrócić na 
Litwę. 

Cal, z niem. Zoll, 24-ta część łokcia, 
miara wzięta pierwotnie z szerokości wiel- 
kiego palca. Uważano także, że równała 
się 12-tu ziarnkom jęczmienia, obok siebie 
położonym. Cztery takie cale stanowiło 
dłoń., sześć dłoni łokieć. Ks. Solski w dzieł- 
ku „Geometra polski** (r. 1683) pisze: „Ło- 
kcia ćwierć dzieli się na sześć części, któ- 
re calami zowiemy, tak że w łokciu jed- 
nym znajduje się calów 24". 

Całun, całon, wielka opona, pokrowiec, 
tkanina wełniana lub jedwabna, zwłaszcza 
żałobna, służąca do przykrycia trumny, 
mar lub zwłok nieboszczyka. Pierwsze 
głośne fabryki tego rodzaju tkanin po- 
wstały w mieście francuskiem Chalons, a 
sprowadzane do Polski, jak słusznie twier- 
dzi Karłowicz, od tego miasta otrzymały 
powyższe spolszczone nazwy. 

Capstrzyk albo czapstrych. Znak, 
dawany w w^ojsku do spoczynku o godzi- 
nie 9- tej wieczorem. W instrukcjach dla 
komendantów placu z r. 1809 jest nastę- 
pujący przepis względem eapstrzyka: 



Digitized by 



Google 



222 



CASTELLUM — CECHY. 



-Wszyscy dobosi i trębacze załogi, przy- 
prowadzeni w porządku przez doboszów 
pułkowych, i najstarszych trębaczó w swych 
pułków, staną wcześnie przed godziną oz- 
naczoną na placu głównej warty, uszyku- 
ją się w jeden lub dwa szeregi i czekać bę- 
dą godziny oznaczonej do bicia i trąbie- 
nia capstrzyka; wszyscy zaczną trąbić i 
bębnić razem, na znak dany przez starsze- 
go dobosza lub trębacza i będą szli bębniąc 
i trąbiąc, od głównego placu, aż do kwater 
swego pułku lub oddziału. Trębacze od- 
trąbią na placu razem, a potem w kwate- 
rach swego pułku lub oddziału, gdy po- 
wrócą z placu". {B. G,) Wyraz capstrzyk 
jest spolszczeniem niem. Zapfenstreich^ 
Zapf — czop i Słreich — uderzenie, czyli 
dosłownie w niemieckim — zatkanie czo- 
pem (beczki), jakby przenośnia humory- 
styczna z czasów wojny 30-letniej, zasto- 
sowana do wieczornego gaszenia świateł. 
{Karłowicz), 

Castellum, po łac. znaczy: gródek, za- 
mek, mała warownia, zdrobniałe od ca- 
słruvi — obóz warowny. Inkasztelo- 
w a ć, od incasłellare^ znaczyło obwarowy- 
wać. Ponieważ wszystkie pierwsze ko- 
ścioły w Polsce były małemi warowniami, 
z łacińskiej więc nazwy castellum powstał 
wyraz polski kościół, a nie od kości, jak 
wywodzili: Czechowic (r. 1577), Potocki, 
Winc. Pol w „Mohorcie" i Lepko wski w 
rozprawie „O tradycjach". W starej piosn- 
ce weselnej ludu krakowskiego słyszymy: 
„Już dochodzimy pod ten kościelny 
z amek". 

Cecha, z dwuch wyrazów niemieckich 
Zicche i Zcichen spolszczona cecha, cy- 
cha, miała też dwojakie znaczenie. Z 
pierwszego wyrazu — Ziechc — oznaczała 
cecha powłokę, poszewkę, futerał płó- 
cienny na pierzynę i każdy wielki wór, 
zwłaszcza na chmiel. W drugiem znacze- 
niu od Zeichcn — znak, cecha oznacza pię- 
tno i narzędzie do znaczenia, np. stempel 
albo młotek żelazny z cj^frami lub herbem 



do wybijania piętna na naczyniach, sprzę- 
tach metalowych, plombach, monetach, 
drzewie i t. d. Cechowano bydlęta inaczej, 
a złoczyńców piętnowano w inny sposób. 
Mączyński w słowniku z r. 1564 tłómaczy 
wyraz łaciński cauierium: „Żelazna cecha, 
którą rozpaliwszy cechują, piątnują. Pią- 
tno". 

Cechy. Ponieważ w dawnych wiekach, 
kiedy umiejętność czytania należała do 
rzeczy niepoślednich, każde rzemiosło mu- 
siało mieć swój znak do wywieszania przed 
mieszkaniem rzemieślnika, a znaki wogó- 
le nazywano w Polsce, od niemieckiego 
wyrazu Zeichen — cechami, więc też i ka- 
żde stowarzyszenie rękodzielników, zaj- 
mujących się tym samym procederem w 
danej miejscowości, połączonych razem w 
rodzaj bractwa, zwało się również ce- 
chem. Początek stowarzyszeń profesjo- 
nistów w południowej Europie ginie w 
mroku przeszłości. Podług G-aja, już w 
drugim wieku po Chrystusie istniały w 
Rzymie stowarzyszenia piekarzy, prze- 
woźników na Tybrze, dzierżawców po- 
datków, górników kopiących srebro, sól 
i t. p. W wiekach średnich cała społecz- 
ność miast większych składała się z sa- 
mych stowarzyszeń cechowych. Źródłem 
tego była konieczność zdobywania sobie 
wspólną siłą praw ludzkich, politycznych, 
przywilejów ekonomicznych i bezpieczeń- 
stwa podczas wojny i zaburzeń. Miasta, 
opasując się murami, wyznaczały oddziel- 
ne baszty i bramy do obrony cechom ro- 
zmaitym. W Polsce, gdy rozdrobnieni 
książęta piastowscy za doby podziałowej 
zaczęli w wieku XIir, dla podniesienia do- 
chodu ze swoich miast, - sprowadzać gro- 
madnie rzemieślników niemieckich, po- 
wstały pierwsze bractwa i ustawy cecho- 
we ze zwyczajów i praktyk, które kupcy 
i rękodzielnicy niemieccy do nas z sobą 
przynosili. Bractwa kupieckie [frałerni' 
tatcs) i cechy rzemieślnicze {co7iłubernid) 
były w Polsce od XIII w., za małoletno- 



Digitized by 



Google 



C E C H Y. 



223 



śei Bolesława Wstydliwego i rządów na- 
miestniczych Henryka Brodatego. W wie- 
ku XIV widzimy już cechy rzemieślni- 
ków u nas w całej sile. Gdy król Ludwik 
węgierski wjeżdżał do Krakowa, wyszli 
naprzeciw niemu na Lasocką górę: urząd 
miejski z czerwonemi chorągwiami, odda- 
jący mu klucze miasta, następnie cechy 
rzemieślników krakowskich z chorągwia- 
mi cechowemi, na któiych były okazałe 
ich godła. Wogóle cechy przyjęły za swe 
godła chorągwie z obrazami swoich patro- 
nów i wyobrażeniem głównych narzędzi 
swego rzemiosła. We wsz3''stkich mia- 
stach, które z przywileju panujących ksią- 
żąt otrzymały prawo niemieckie (magde- 
burskie albo chełmińskie), rozwijały się 
szybko cechy rzemieślnicze. Nie ulega wąt- 
pliwości, że organizacja ta przynosiła z 
początku bardzo pożyteczne owoce. Te 
same jednak przyczyny, które wzbudziły 
niechęć przeciwko cechom na Zachodzie, 
działały także i w Polsce. Starszyzna rze- 
mieślnicza, za pomocą organizacyi cecho- 
wej, monopolizowała zyski na rzecz swo- 
ją, wyzyskując nietylko możnych, ale i ca- 
łą rzeszę swej czeladzi. To też gdy pano- 
wie zaczęli domagać się od Władysława 
Jagiełły zniesienia cechów, statut warteń- 
ski z r. 1423 zakazał takowych. Jan Ol- 
bracht potwierdził to zniesienie w r. 1496. 
Pomimo to cechy istniały ciągle jak pier- 
wej, bo obyczaj tradycyjny silniejszym 
był niż powaga prawa w państwie, które- 
go monarchowie nie byli samowładcami. 
To też Zygmunt I r. 1532 pozwolił na ist- 
nienie prawne cechów, pod warunkiem, 
aby wojewodowie ustanawiali ceny spra- 
wiedhwe na wyroby (Vol. leg.,t. I, f. 504). 
W r. 1538 znów ich zabroniono, a r. 1543 
dozwolono, pod warunkiem, aby nie przy- 
nosiły uszczerbku wolności ziemskiej. W 
r. 1552 prawo je uznało, o tyle wszakże tyl- 
ko, o ile miały znaczenie religijne i ko- 
ścielne. Pomimo to istniały, rządząc się 
swymi statutami, które nieraz w drodze 



prawodawczej były zatwierdzane, jak to 
widać z konstytucyj w w. XVII i XVIIL 
Do późnych czasów mieh żeglarze polscy 
nad każdą niemal rze^cą, jak np. nad Sa- 
nem w Jarosławiu, osobną „konfraternię 
wodną", złożoną z szyprów, retmanów, 
szkutników, flisów i wielkiej mnogości ry- 
bitwów (rybaków). W wieku XVI cechy 
po wszystkich miastach polskich nadzwy- 
czajnie się rozwinęły, a krakowskie rości- 
ły sobie nawet prawo do zwierzchnictwa 
nad innymi. Każdy cech miał troistą kla- 
sę ludzi, t. j. mistrzów czyli braci, czeladź 
wyzwoloną czyli towarzyszów i, nakoniec, 
uczniów. Na czele każdego cechu stali 
zwykle dwaj cechmistrze czyli „panowie 
starsi", także przysięgłymi zwani; tym do- 
pomagali stołowi i pisarz. Ten ostatni po- 
spolicie nie był rzemieślnik, lecz zwykle 
uczeń z wyższej szkoły, od cechu płatny. 
Starsi sądzili sprawy cechowe, zatargi 
między czeladnikami i braćmi (mistrzami), 
skargi o złą robotę i t. d. Stronom spor- 
nym, które musiały stawać osobiście, nie 
wolno było mieć czapek na głowach i pię- 
ściami w stół uderzać. Winnych skazywa- 
no na kary, płacone woskiem do kościo- 
łów, na wieżę lub grzywny, wreszcie na 
grosze do puszki brackiej. Przy obradach 
cechowych nikt obcy znajdować się nie 
mógł, więc piwo nalewali starszym bracia 
młodsi, czyli później do czechu przyjęci, a 
stąd było i przysłowie: „młodsi w cechu 
posługują" lub: „najmłodszy w cechu 
świeczki gasi", „najmłodszy w cechu drzwi 
pilnuje". Rej pisze w „Zwierzyńcu**: „W 
jakim cechu siędziesz, takim sam będziesz** . 
Do obowiązków cechowych należało od- 
noszenie do grobu zmarłych braci, opie- 
kowanie się ich wdowami i sierotami, grze- 
banie ubogich braci kosztem cechu, czu- 
wanie nad obyczajami uczniów. Rzemie- 
ślnicy jednego cechu starali się zwykle 
mieszkać w jednej ulicy, stąd powstały 
takie nazwy ulic, jak rymarska, stolarska, 
szewcka, garbarska, bednarska i t. d. Nie- 



Digitized by 



Google 



224 



E C H 



kiedy dzielił się cech na polski i niemie- 
cki, a w Poznaniu, do którego przychodzi- 
ły futra z Rusi i Litwy, byli kuśnierze: ko- 
ronni i litewscy. Czeladnicy wyzwoleni 
zgromadzali się co tydzień w gospodzie 
swego cechu, w której czuwał wówczas 
„ojciec gospodni**. U niektórych cechów 
towarzysz, zostający mistrzem, musiał do 
arsenału brackiego podarować muszkiet. 
Gdy bowiem większe miasta opasane by- 
ły murami, mieszczanie i cechy miały po- 
dzielony między siebie obowiązek obrony 
murów i baszt poszczególnych, w których 
swoje cechowe arsenały utrzymywały wła- 
snym kosztem i które własnemi piersiami 
zasłaniały podczas szturmów. Gdy szlach- 
cic stawał do boju w otwartem polu, to 
mieszczanin i rzemieślnik na murze, u 
strzelnicy. Stąd ćwiczenie się w strzela- 
niu do kurka i bractwa kurkowe miały 
takie w całej Europie znaczenie. Cechy 
miały organizację, przez magistraty u- 
chwaloną. a prawa swoje zwały, jak wszy- 
stkie miejskie uchwały, wilkierzami 
Kto sprawiedliw^ości nie znalazł w cechu, 
udawał się do magistratu, który sądził 
rzemieślników bez apelacji. Przyznać je- 
dnak trzeba, że nie było w Polsce tak gło- 
śnych nadużyć cechowych i takich z tego 
powodu zaburzeń, jak zagranicą. Cechy 
rzemieślnicze w miastach mazowieckich 
nabrały najwięcej znamion narodowych. 
W urządzeniach cechów warszawskich 
znajdujemy więcej łagodności i ludzkości, 
niż w zagranicznych. Gdy np. gdziein- 
dziej nie przyjmowano do terminu wąt- 
pliwie urodzonych, to w Polsce sieroty i 
podrzutków kazano uczyć rzemiosł, a za 
to występek kradzieży nie dozwalał wy- 
zwolenia na czeladnika a tembardziej na 
majstra. W księstwie Mazowieckiem, mia- 
nowicie w Warszawie, najdawniejszy ślad 
istnienia cechów mamy z r. 1282. Po wcie- 
leniu Mazowsza do Korony, Zygmunt I w 
r. 1527 prawa cechów warszawskich po- 
twierdził i z pod zwierzchności krakow- 



skich uwolnił. Miasto stara i nowa War- 
szawa miały oddzielne magistraty i sto- 
warzyszenia cechowe. Cech krawiecki w 
Warszawie zawiązał się jeszcze za Bole- 
sława mazowieckiego w r. 1315. Cech 
szewców warszawskich posiadał liczne pa- 
miątki. Książę Bolesław II pozwolił im (r. 
1318) sprzedawać obuwie w okręgu 10-cio 
milowym bez żadnej opłaty. Zabroniona 
tylko w r. 1571 nosić szewcom nożów i 
broni przy sobie. Biegłość kuśnierzy war- 
szawskich znaną była już za książąt ma- 
zowieckich. Zygmunt August dozwolił 
im jeździć z War- 
szawy po wszyst- 
kich miastach ko- 
ronnych, bez żad- 
nej opłaty ceł i mo- 
stowego. Cech zło- 
tników warszaw- 
skich posiadał już 
w r. 1438 pięknie 
wyrzeźbioną srebr- 
ną pieczęć cechową, 
którą tu w podobiź- 
nie (tłok i rączkę z 
wyrytą na niej da- 
tą), jako cenną dla 
dziejów Warszawy 
pamiątkę ze zbiorów 
piszącego podaje- 
my. Cech rybacki w 
Warszawie posiada 
ustawę swoją, spi- 
saną po polsku w r. 
1532. Cech szklar- 
ski połączony był z 

malarskim, bo szklarze niektórzy umieli 
malować na szkle okien obrazy. Piwowarzy 
warszawscy, oprócz piwa wareckiego i ło- 
wickiego, wszelkie inne przywożone do 
Warszawy mogli przywożącym zabierać. 
Zegar na wieży zamkowej zrobił Jan Su- 
lej, zegarmistrz warszawski za króla Wła- 
dysława IV. Zwolnienia w opłatach ce- 
cliowych dla niezamożnych ślusarzy do- 




Pieczęć cechu złotników 
warszawskich. 



Digitized by 



Google 



E K A u 



225 



wodzą, że cechy warszawskie nie układały 
wcale swoich przepisów na wzorach ce- 
chów zagranicznych. Podług spisu ce- 
chów, dokonanego w r. 1781 przez Komi- 
sję porządkową, znajdowało się tychże w 
Warszawie 33. Połączyli się wtedy stel- 
machy z kołodziejami, kowale z kotlarza- 
mi, złotnicy z zegarmistrzami. Rzemie- 
ślnicy warszawscy nie mieU nigdy upodo- 
bania do zaburzeń lub zatargów z władza- 
mi i magistratem. Tylko na procesjach, w 
których cechy brały z chorągwiami swe- 
mi udział, zachodziły czasem gorszące spo- 
ry z powodu nieporozumień o starszeń- 
stwo, aż się musiał w to wdawać marsza- 
łek wielki koronny. Cechy występowały 
na j uroczyściej na procesję Bożego Ciała, 
odprawiając także swoje pochody na po- 
witanie wojsk lub wjazdy monarchów. W 
czasie chorpb epidemicznych (np. w roku 
1737), magistrat wkładał na cechy obo- 
wiązek dozorowania nieszczęśliwych. Za 
Stanisława Poniatowskiego zachęty i na- 
grody, obstalunki i wzrastający zbytek o- 
śmieliły rzemieślników warszawskich do 
mierzenia sił swoich z angielskimi i fran- 
cuskimi, a wspaniałe powozy, piękne za- 
przęgi i siodła, gustowne obicia i wyroby 
jedwabne tutejsze, nie ustępowały zagra- 
nicznym i sprzedawane były pod ich na- 
zwą. Zato wskutek szerzącej się zmiany 
ubioru polskiego podupadły w całej Pol- 
sce cechy kuśnierzy, czapników, szmukle- 
rzy, pasamonników, mieczników czyli pła- 
tnerzy i krawców polskiego stroju. Zna- 
komity minister spraw wewnętrznych w 
Królestwie kongresowem, Tadeusz Mo- 
stowski, przeprowadził w r. 1817 znaczne 
ulepszenia i zmiany w urządzeniu cechów 
i stosunków rzemieślniczych w Króle- 
stwie, uzupełnione w r. 1821 przez Komi- 
sję spraw wewnętrznych i policji. Cechów 
liczyta odtąd Warszawa 5(3, a w ich sze- 
regu, najliczniejszy zawsze i cieszący się 
po wszechnem uznaniem dobroci wyrobu — 
cech szewcki. Nad każdą niemal rzeką, 

Kncyklopodja staropolska . 



np. nad Sanem, przetrwały z wieków śre- 
dnich do późnych czasów bractwa czyli 
cechy żeglarzy polskich, złożone z szyp- 
rów, retmanów, szkutników i flisów. Wie- 
le ciekawych szczegółów o cechach lwow- 
skich podał Wł. Łoziński w dziele „Pa- 
trycjat lwowski", wyd. 2-gie, str. 341 i 
374-376. 

Cekauz (z niem. Zeughaus}^ budynek 
przeznaczony na skład wszelkich ryn- 
sztunków wojennych. Przechowywano w 
nim zwłaszcza działa, łoża, kule, prochary 
i wszelkie przybory wojenne i broń ręcz- 
ną. Cekauzami w Polsce nazywano to, co 
gdzieindziej arsenałami. Każde miasto 
warowne i w większych miastach każdy 
cech, każdy zamek królewski czy prywat- 
ny miał swój cekauz w oddzielnym bu- 
dynku, lub w baszcie na to przeznaczonej. 
Kazimierz Wielki kazał urządzić cekauz 
w jednej z baszt Wysokiego zamku we 
Lwowie. Jagiełło miał go znacznie j^o- 
mnożyó, a budował cekauzy i w innych 
miejscach kraju. W Krakowie jeden był 
zbudowany przez Olbrachta r. 1499, a dru- 
gi przez Zygmunta Starego pod Wawe- 
lem r. 1533. Istniały też w Polsce, za cza- 
sów tego króla, cekauzy we wszystkich 
zamkach. Władysław IV, troszcząc się 
wielce o obronność Rzplitej, wyjednał na 
sejmie r. 1638 konstytucję w której po- 
stanowiono: „aby cekauzy na miejscach 
sposobnych pobudowane były" i przezna- 
czono na artylerję i cekauzy część kwarty 
podwojonej. Ówczesny generał artyleryi 
Paweł Grodzicki nietylko że poprawił pod- 
rujnowane cekauzy w Krakowie i Lwo- 
wie, ale wybudował nowy w Warszawie, 
do dziś dnia, lubo w odmiennyw kształ- 
cie, przy rogu ul. Długiej i Nalewek ist- 
niejący. W czasie wojen szwedzkich za 
Jana Kazimierza i Augusta II, wszystkie 
cekauzy polskie, zwłaszcza działa prze- 
chowujące, zostały przez Szwed()w zrabo- 
wane. Dopiero minister Augusta II Hen- 
ryk Briihl oporządził nieco cekauz war- 



Digitized by 



Googje 



226 



CEKLARZ — CEN AR. 



*szawski. Ale gruntownie odnowił i upo- 
rządkował cekauzy w Warszawie i Klra- 
kowie generał artyleryi Aloizy Briilil, syn 
Henryka. Sejm r. 1767 wyznaczył na po- 
dobne wydatki 300,000 złotych. Odtąd 
cekauz warszawski utrzymał się w nale- 
żytym porządku aż do ostatnich lat ist- 
nienia Rzplitej. Wyraz arsenał nie był 
używany w Polsce przed wiekiem XVIII. 
Za Stanisława Augusta cekauzem na- 
zywano skład wszelkich przyborów wo- 
jennych i ręcznej broni, arsenałem zaś 
skład armat i amunicyi artyleryjskiej. Ce- 
kauzowi warszawskiemu (który zostawał 
pod władzą generała artyleryi koronnej) 
sejm wielki dał etat na dwuch obercajg- 
wartów, dwuch cajgwartów i czterech pi- 
sarzy cekauzowych. Po r. 1815 broń w 
wielkich salach tego arsenału ułożona by- 
ła w pięknym i ozdobnym porządku, jak 
to widzimy z rysunów malarza Piwar- 
skiego, wydanych w r. 1829 (ob. Arse- 
nał). 

Ceklarz, sługa miejski do chwytania i 
bicia winnych, wyraz spolszczony z niem. 
Z/>/ł/rr— stróż nocny miejski, który Niem- 
cy utworzyli ze słowa łac. circare — krą- 
żyć, obchodzić, a od którego pochodzą tak- 
że nasze cyrk i cyrkiel. Frycz Modrze- 
wski w XVI wieku pisze: „Urzędnik z ce- 
klarzami we dnie i w nocy miasto wszę- 
dzie nawiedzał, doglądając domów, które 
za podejrzane miał". W biblii radziwił- 
łowskiej z r. 1563 czytamy: „By cię kiedy 
sprzeciwnik nie oddał sędziemu, a sędzia 
ceklarzowi, a takbyś był wrzucon do cie- 
mnicy". Ponieważ ceklarze stawiali szu- 
bienice i wykonywali chłostę, więc też 
przezywano ich także oprawcami, zbira- 
mi i siepaczami. Przełożony nad nimi po 
miastach większych zwał się ce ki mi- 
strzem, cekmistrzem, i nie należy go 
mieszać z cechmis trzem, który był 
starszym w cechu i poważanym zwykle 
rękodzielnikiem. Ceklować, ceglować 
znaczyło: włóczyć się po nocy. Yohuu. leg. 



(V, 647) przepisują: „Ktoby w nocy po 

ulicy krzesał albo ceglował, tego słudzy 

marszałkowscy pojmać mają". Takich 

włóczęgów nocnych nazywano ceklow- 

n i k a m i, a wołanie nocne stróżów miej - 

i skich ceklowaniem. Stryjkowski po- 

I wiada, że raz młody król Jan Olbracht w 

I nocy po Krakowie ceklował, a był pod- 

i chmielony i trafił na pijaniców. 

Cel, celik, celownik (domierzenia 
przy strzelaniu z broni ręcznej skałkowej) 
znajdował się na tylnej części lufy kara- 
binków i pistoletów jazdy polskiej, u bro- 
ni zaś piechotnej na górnym bączku ru- 
chomym (A C). 

Celebra (z łac. celebriias, celebratio) — 
liczne zgromadzenie ludu, uroczystość, so- 
lenność, festyn. W liturgice celebra zna- 
czy uroczyste odprawianie jakiego obrzę- 
du, zwłaszcza mszy Św., np. z djakonem i 
subdjakonem. Celebrans albo cele- 
: brant — kapłan albo biskup, odprawują- 
j cy uroczyście, t. j. z okazałością kościelną 
I nabożeństwo. 

! Celstad, celsztad(z niem. Ztelsfałt)^ 
strzelnica, miejsce, plac strzelania do ce- 
I lu, służące bractwom kurkowym po mia- 
i stach (ob. Kurkowe towarzystwa). 
i Cenar, taniec w wieku XVI i XVII 
; powszechnie w Polsce znany i lubiony. 
Jan Kochanowski tak o nim wspomina: 

Tam już pieśni rozmaite, 

Tam lH;dą gadki pokryte (zagadki), 

, Tam trefne plęsy z ukłony, 

I Tam cenar, tam i goniony. 

Cenar musiał należeć do tańców ży- 
wych, skoro Rej powiada o nim: „Umysł 
stateczny nigdy się okazać nie może, je- 
dno w rzeczach przeciwnych; bo pewnie 
w cenarze ani w gonionym nic się tam 
nie okaże". Za Rejem powtarza prawie to 
samo Wereszczyfiski: -Pewnie w cynarze, 
ani w gonionym, albo w tańcu szalonym, 
I nic się tam nie okaże". Melodję cenara u- 
I ważano w naszych czasach za zaginioną 



Digitized by 



Google 



CENTNAR — CENY. 



227 



bez wieści; szczęśliwem jednak trafem u- 
dało się p. Aleksandrowi Polińskiemu od- 
kryć w tabulaturze organowej z XVI w. 
jedyną melodję tego tańca starodawne- 
go z podpisem „cenar", którą na dzisiej- 
szy sposób pisania nut przełożył i do En- 
cyklopedji naszej łaskawie przesłał. „Są- 
dząc z nastroju kompozycyi, jej rytmu i 



centnar lwowski miał tylko kamieni 4, a* 
funtów krakowskich 126. Centnarówkami 
nazywano beczki, zawierające w sobie po 
centnarze prochu. 

Ceny. Chcąc porównywać dawne ceny 
z dzisiejszemi, potrzeba nietylko znać sto- 
sunek wartości dawnych pieniędzy do te- 
raźniejszych, ale także znać ceny da- 



j)u. i hB s 


1 m mi 


h-Ti . n 1 


' I [ = = 


y^^ f "• — 1-4- 




i TY 

U LI 


Ii i .i i 



^ .i, i i w 



^^ 



u 



fr^'^ i frrflri f 



ffnrtn 




Starożytna melodja do tańca, zwanego «cenarem: . 



charakteru — pisze o cenarze p. Poliński — 
był to ów „trefny taniec z ukłony"^ o któ- 
rym wspominają Rej i Kochanowski. 

Centnar, cetnar, tak nazwany od te- 
go, że powinien ważyć sto funtów. W rze- 
czjni^istości jednak przyjęto dla cetnara 
kupieckiego znacznie wyższą wagę, i tak 
centnar warszawski zawierał w sobie ka- 
mieni 5 (32 funtowych) czyli funtów IGO, 



wniejsze produktów rolniczych i ceny 
pracy człowieka. Na tej zasadzie Czacki 
ułożył ze starych dokumentów przytoczo- 
ną tutaj tabelkę cen niektórych produk- 
tów i pracy w Krakowie, obliczając wszy- 
stko na złote i grosze polskie według sto- 
py z r. 1766, t. j. 80 złotych z grzywny 
kolońskiej srebra i 30 groszy w jednym 
złotym. 



Digitized by 



Google 



228 



E N Y. 























1 

' Roku 

■ 


Wóz siana 
czterokonny 


Krowa | 


i 
Faska 

masła 


Baran 1 

j 

• i 


Zaplata rocz- j, 
na parobka !' 


Zaplata za 

dzień pracy i 

cieśli 






Zl. 


_ .^. 1 


Zł. 


pr^ 


___^^k. 


.EF: 


Zł. 
2 


_Kr. 


Zł. 1 


F- " 


.zi^l 


gr. 






1497 i 


6 


12 


12 


28 


9 


18 i 


8 • 


15 


10 





8 


1520' 


7 


18 


— 


— i 


8 


173 


2 


« 


16 10 


- i 12Vs' 


1561] 


17 


7 


— 




17 


12 


3 


22 


21 


20 , 


- j 18^3. 


, 1590, 


20 


15 


20 


15 


18 


10 


— 


— 


27 


20 1 


- ' mz 


1650' 


17 


10 


20 


— 


17 


15 


4 


137, 


— 


1 


— 


26V, 




• 1675- 


24 


— 


16 


22 


— 


— 


5 


— 


35 


— ' 


— 


— ■ 




1764 


27 


i 


27 


— 


29 


— 


— 


— ; 


60 


— 


1 


8 




1780, 


32 


— ' 


50 


— 


; 38 


— 


8 


— 


72 


— 


2 


— 





Łukaszewicz w „Obrazie m. Pozna- 
nia** przytacza ceny przedmiotów spożyw- 
czych w wieku XVI podług ówczesnej 
monety. W r. 1593 kamień oliwy kosz- 
tował zł. 5 gr. 25, kamień migdałów we- 
neckich zŁ 5 gr. 772, ^ migdałów zwy- 
czajnych zł. 5 gr. 15, fig zł. 2 gr. 15— tak 
samo jak i rodzenków wielkich, rodzenki 
małe były droższe, bo kosztowały zł. 3 gr. 
4. Ryż wenecki był tylko o jeden grosz 
na kamieniu tańszy od tych ostatnich. 
Kamień wyziny płacono zł. 5 gr. 12, a śli- 
wek suszonych 20 groszy. Taksa chleba 
na r. 1598 głosiła: „Kiedy ćwiertnia żyta 
kosztować będzie 10 gr., chleb groszowy 
ma ważyć 16 fantów i 25 łótów; kiedy 
ćwiertnia żyta kosztować będzie 20 gr., 
chleb groszowy ma ważyć 8 funtów i 12 
łótów; kiedy ćwiertnia żyta kosztować 
będzie 40 gr., chleb groszowy ma ważyć 4 
funty 6 łótów". Gręś kosztowała wtedy 4 
gr., kapłon 5 gr., zając 8 groszy, jaj kopa 
6 gr., masła funt 2 gr. Wiedzieć jednak 
trzeba, że wówczas nie znano jeszcze w 
Polsce groszy miedzianych, tylko srebrne, 
a gdy za Sasów grosz spadł do wartości 
miedzianego, to już potem płacono w Po- 
znaniu (r. 1779) funt wołowiny gr. 6, wie- 
przowiny 12, słoniny 18 gr. Rachunki wy- 
datków Jagiełły z r. 1389 okazują, że król 
pościł środy, piątki i soboty. W niedzielę 
trzecią po Wielkiojnocy, gdy z królową 



Jadwigą był w Niepołomicach, wyszedł 
na obiad wół karmny, kupiony za 22 skoj- 
ce czyli późniejsze 44 złote, wieprz za 12 
skojców, skop za 3 skojce, kurcząt 40 za 
10 skojców, gęsi 4 za 2 skojce, kapłonów 
4 za 3 skojce, prosiąt 2 za V/^ skojca, po- 
łeć słoniny za 7 sk., 200 jaj za 3 sk., 20 se- 
rów z Sędzisławic za 2 sk., 4 beczki piwa 
z Wiślicy kosztowały grzywnę 1 i 16 sk. 
(24 skojce szło na grzywnę). Kapusta, 
groch, jagły, chleb żytni, pszenny (ze- 
melle) i cebula z własnej królewskiej by- 
ły spiżarni. Ogół wydatków na ten obiad 
dla królestwa Ich Mci wynosił 4 grzywny 
i 1872 sk., czyli późniejszych złotych oko- 
ło 229. Reduty wyższego świata warszaw- 
skiego z czasów Augusta III Sasa, odby- 
wające się przy ulicy Piekarskiej, w do- 
mu pod liczbą 105, odznaczały się drogo- 
ścią. Szklanka wody albo filiżanka herba- 
ty kosztowała 12 groszy, limonady i or- 
szady tymfa, czekolady 2 tymfy, wina 
francuskiego do wody butelka 2 tymfy, 
węgierskiego 8, burgundzkiego 9, lepsze- 
go węgierskiego, szampana i reńskiego po 
dukacie; piwa krajowego nie było, angiel- 
skie po 4 tymfy. Kapłon pieczony, albo 
pieczeń cielęca w ćwiartce — talar bity, w 
zrazikach na półmisku — od osoby po tym- 
fie, do czego dawano po bułeczce chleba 
francuskiego; para kuropatw zaprawnych 
dukat 1. Pieczeni wołowej i potraw gru- 



Digitized by 



Google 



CEP — CEREKWICKI PRZYWILEJ. 



229 



bych nie dawano, szynki, ozory, salceso- 
ny drogo liczyły się równie. Kolacya z 
gorących potraw— od osoby po dukacie. 
Były przysłowia: 1) Cena w mieszek nie 
idzie. 2) Kto pół ceny daje, ten kupcem 
zostaje. 

Cep, narzędzie drewniane, ręczne do 
młócenia, składa się: 1) z trzona czyli oe- 
piska, zwanego dzierżakiem — od trzy- 
mania w ręku, 2)bijaka zwykle dębo- 
wego, którym się uderza w warstwę zbo- 
ża, rozpostartego na boisku, 3) dwuch u- 



Cepuch, czopuch — w dawnych pie- 
cach staropolskich otwór czyli czeluść, od- 
prowadzająca dym do komina, a zatyka- 
na b a b ą czyli zatyka z grochowin, owi- 
niętych w płachtę. 

Ceratówka albo cyratówka. W mar- 
szu lub podczas niepogody czapki, kasz- 
kiety lub kapelusze wojskowe pokrywano 
pokrowcem z ceraty. Oficerowie wojska 
polskiego między 1815 i 1830 rokiem, za- 
miast nakładania futerałów ceratowych, 
nosili czapki i kaszkiety tekturowe kształ- 




Cep wojenny średniowieczny. 



wiązaków rzemiennych, j akby uszu u 
dzierżaka i bijaka, które łączyło takież o- 
gniwo, zwane gązwą, gązewkąlub ce- 
pigą. Mieszczanie, broniący swoich miast, 
uzbrajali się nieraz w cepy wojenne, dę- 
bowe i żelazem okute, które w ręku sil- 
nych ludzi bywały bronią straszną, zwła- 
szcza dla wdzierających się na mury. W 
oryginale, z którego robiliśmy ten rysu- 
nek, dzierżak jest ośmioboczny, 3 łokcie i 
3 cale długi, o dwucalowej z okuciem śre- 
dnicy. Bijak ma długości 2 stopy i cali 6, 
a jest okuty czterema sztabkami żelazne- 
mi wzdłuż, uzbrojonemi każda w 12 główek 
od ćwieków. Bijak jest także okuty od 
strony gązwy, ale tylko na mniejszej po- 
łowie swej długości, i ćwiekami znacznie 
rzadziej ubity. Uwiązaki oczywiście są 
żelazne i gązew takaż, z dwuch ogniw o- 
krągłych złożona. Cepy takie używane 
były przy obronie miast polskich jeszcze 
w wieku XVII. Później (w XVIII w.) ce- 
pem nazywano narzędzie, do prędkiego 
nabijania armat polowych służące. Cepak 
lub młocek -ten co niłóci zboże cepem. 



tu przepisanego dla każdej broni, oklejo- 
ne ceratą, co się ceratówka nazywało. 
Wiele oddziałów wojsk nowej formacyi z 
r. 1831 nosiło ceratówki {B, G.). 

Ceregiele. Zimorowicz w jednej z sie- 
lanek swoich powiada: 

Ujrzawszy lada mońkę przed karczmą w niedzielę. 
Zaraz jej pośle pierścień, albo ceregiele. 

Ceregiele były to jakieś obszywki, o- 
bramowania, czy koronki u stroju niewie- 
ściego, tak nazwane od wyrazu z gwary 
niemieckiej Zćirgel, Zarge — obrębek, kra- 
wędź. Zdaje się, że od przesady w tej oz- 
dobie, zaczęto „ceregielami** nazywać 
wszelką przesadę w stosunkach i obcowa- 
niu towarzyskiem, czyli niepotrzebne ko- 
rowody. 

Cerelcwicki przywilej. Kiedy w r. 1454 
postanowiono wyprawę przeciwko Krzy- 
żakom dla wypędzenia ich z Pomorza, Ka- 
zimierz Jagiellończyk, wkroczywszy 23 
maja do ziem pruskich, nakazał obleganie 
Chojnic. AVó wczas to, z powodu wieści o 
nadciągającem na pomoc Krzyżakom ry- 



Digitized by 



^^oogle 



230 



CEREKWICKI PRZYWILEJ. 



cerstwie niemieckiem, zwołał król pospo- 
lite ruszenie szlachty z poblizkich ziem 
wielkopolskich. Rycerstwo wezwania u- 
słuchało z zapałem i w początku września 
stanęło pod wsią Cerekwicą, o dwie mile 
od Chojnic. Dnia 12 września przybył 
sam król z Torunia do obozu cerekwickie- 
go, a na trzeci dzień potem, t. j. 14 wrze- 
śnia, powstać! przed namiotem królewskim 
wielki wrzask, wołający o zatwierdzenie 
stanowi szlacheckiemu praw jego, połą- 
czony z groźbą, że rycerstwo nie zmierzy 
się z nieprzyjacielem, dopóki zadośćuczy- 
nienia nie otrzyma. Było to w dziejach 
polskich pierwsze zbiorowe wystąpienie 
szlachty, żądającej pewnych swobó 
praw, mających ją zasłonić od przewagi 
panów czyli arystokracyi, która od czasu 
podzielenia Polski między licznych po- 
tomków Krzywoustego urosła w wielką 
potęgę i stała się panującą w narodzie. A 
że panowanie możnowładztwa nie było 
lekkiem, więc nie można było dziwić się 
szlachcie, że skorzystała z jedynej do te- 
go chwili, aby wymódz na królu równou- 
prawnienie rycerstwa z magnat erją. Ka- 
zimierz Jag. uległ i w d. 14 września pod- 
pisał przywilej t. zw. ccrekwicki dla szla- 
chty wielkopolskiej, składający się z 35 
ustępów, z których 6 ma na względzie sto- 
sunki ekonomiczne Kujaw i obszarów po- 
łożonych za Nakłem (i rz. Notecią), oraz u- 
regulowanie granic Wielkopolski ze Szlą- 
skiem i Mazowszem, a więcej niż połowa 
pozostałych 29-ciu zmierza do uporządko- 
wania sądownictwa i zapewnienia bez- 
stronnego wymiaru sprawiedliwości. Przy- 
wilej opiewał, że żaden dostojnik ziemski 
lub oficjał nie będzie kumulował godnoś- 
ci starosty, nie będzie mógł w czasie ro- 
ków czyli kadencyi sądowej podstawiać w 
swoje miejsce innej osoby. Na opróżnio- 
ne przez śmierć miejsca sędziego, podsęd- 
ka i notarjusza, ziemianie przedstawią 4 
kandydatów, z których król wybierze je- 
dnego. Sądy ziemskie i starościńskie ma- 



ją mieć stale oznaczone kadencje i tylko 
w trzech miejscach, a starostowie na ty- 
dzień przed otwarciem swych sądów po- 
winni o tem ogłaszać i sądzić tylko 4 ro- 
dzaje spraw. Król przez listy swoje bę- 
dzie mógł zmienić tylko jeden termin — i 
to osobom w usługach jego zostającym. 
Sądy przy roztrząsaniu spraw nie powin- 
ny wdawać się w spory uboczne, wszczęte 
przez strony, a sędziowie nie mają sądzić 
z własnych głów, lecz wedle statutów u- 
chwalonych w Warcie, które król prześle 
w odpisach urzędowych do wszystkich po- 
wiatów. Szlachcic osiadły nie będzie ka- 
rany konfiskatą ziemi lub śmiercią, ani 
więziony, chyba że zostanie przekonany 
prawem, albo gdyby był złodziejem lub 
podpalaczem. Król nie będzie odmawiał 
rozgraniczenia z dobrami prywatnemi, a 
dzierżawcy dóbr królewskich, za niepraw- 
ne zajęcia u sąsiadów, winni odpowiadać 
sądownie. Poddani szlachty za przestęp- 
stwa, popełnione w miastach, mających 
prawo niemieckie, mają być sądzeni pra- 
wem polskiem. Starostowie przy zajęciach 
powinni poprzestawać na wzięciu fantów, 
czyli t. zw. ciąży. Najważniejszym jest je- 
dnak § 10, według którego żadna nowa 
uchwała nie będzie wydana z mocy pry- 
watnej narady, ani też nie będzie podjęta 
wojna bez zezwolenia powszechnego zjaz- 
du szlachty, a wszystko, co ma być posta- 
nowionem, powinno uledz pierwej roztrzą- 
śnięciu ziemian. W układzie, dokonanym 
wśród rozruchu i gwaru obozowego, nie 
mogło być systemu • i ładu. Widocznym 
jest tylko skład przywileju z dwuch czę- 
ści. Pierwsza, z 29-ciu przepisów złożona, 
odnosi się do województw: poznańskiego 
; i kaliskiego, czyli Wielkopolski ówczesnej, 
druga zaś, 6 końcowych obejmująca, u- 
I chwalona została osobno przez szlachtę 
kujawską. Stylizacja prosta i krótka, bez 
, ozdób kancelaryi królewskiej. Treść przy- 
wileju zmierzała do wyzwolenia szlachty 
z pod przewagi możnowładztwa, bardzo 



Digitized by V^OOQlC 



CEROCtRAF — CHAŁUPA. 



231 



dotkliwej, zwłaszcza przy pełnieniu przez 
nią władzy sądowej. Nic więc dziwnego — 
powiada WŁ Smoleński — że szlachta, wo- 
bec swoich utrapień, skorzystała z oko- 
liczności, aby poprawić swe położenie spo- 
łeczne. Akt wystawiony w Cerokwicy był 
tylko tymczasowym, jako wydany nie 
przez kanclerza, lecz podkanclerzego i o- 
patrzony tylko mniejszą pieczęcią królew- 
ską, co do zupełnej ważności takich doku- 
mentów nie wystarczało. W trzy dni po 
nim spotkała rycerstwo polskie pod Choj- 
nicami klęska. Dla pomszczenia jej, Ka- 
zimierz Jag., w jesieni roku następnego 
(1454), wezwał znowu pospolite ruszenie 
z wszystkich ziem polskich, z wyjątkiem 
ruskich, jako najdalszych. G-dy król przy- 
był do obozu pod wieś Opoki, o 2 mile od 
Nieszawy, powtórzył się znowu wybuch 
na wzór cerekwickiego, tylko w większych 
rozmiarach, bo przybyło rycerstwo z nie- 
równie większego obszaru. Było do prze- 
widzenia, że król musi uledz i wystawić 
dla szlachty małopolskiej tymczasowy 
przywUej opocki. Podczas dalszego po- 
chodu oba przywileje tymczasowe zastą- 
pione zostały pod Nieszawą uroczystymi: 
11 listopada (r. 1464) dla Małopolski, 12 — 
dla Wielkopolski, 16— dla ziemi Sieradz- 
kiej, 11 grudnia w Radzyniu dla Chełm- 
skiej — znanymi pod ogólną nazwą statu- 
tów nieszawskich. Przywilej cerekwicki, 
jako tymczasowy, został przez kancelarję 
królewską wycofany i, na znak skasowa- 
nia go, w pięciu miejscach przecięty, był 
jednak pierwowzorem statutów nieszaw- 
skich, zlanych później r. 1496 w powszech- 
ny piotrkowski. Tekst oryginału cerekwi- 
ckiego, przechowywany w zbiorach pu- 
ławskich, ogłosił Bandtkie w dziele „Jus 
polonicum". Ruch szlachecki pod Cerek- 
wicą opisał treściwie Wapowski („Dzieje 
korony polskiej " w przekładzie Malinow- 
skiego). O statutach nieszawskich, a tem 
samem i przywileju cerek wickim, pisali ob- 
szernie Bobrzyński, Hubę i Caro. ( W.Smol.) 



Cerograf , cyrograf, z greckiego Kei- 
rogra/ofi i złacińszczonego chirographutn, 
skrypt własnoręczny, oblig, na dowód zo- 
bowiązania i długu przez pożyczającego' 
napisany z oznaczeniem terminu zwrotu. 
Obligi surowo napisane nazywano cyro- 
grafami, że jakby na żądanie djabła były 
wystawione. Stąd wedle przesądu dziś lu- 
dowego, a niegdyś ogólnego (bo wierzenia 
ludowe są zwykle echem starych mnie- 
mań ogólnych), człowiek sprzedający du- 
szę swoją djabłu (jak to uczynił był cne- 
go czasu Twardowski), wypisuje mu cero- 
graf krwią, dobytą ze swego palca ser- 
decznego. 

Cet, cetno, oznacza parę, do pary, t. 
j. liczbę parzystą, a licho — nieparzystą, 
stąd grać w „cetno — licho" albo „liszkę** 
znaczy w grę hazardowną, polegającą na 
zgadywaniu, czy w zamkniętej dłoni prze- 
ciwnika są pieniądze lub inne przedmioty 
parzyste lub nieparzyste. Gra ta znana 
już była w Polsce przed wielu wiekami i 
należy do najstarszych. O słupach, stoją- 
cych parami (parzysto), mówiono że po- 
stawione „cetnem**. 

Chałupa, nazwa słowiańska domu mie- 
szkalnego, zapewne starożytna, bo jest 
wspólna kilku innym językom słowiań- 
skim (po czesku chałupa^ po dolnołużycku 
chałupa^ znana także na Rusi, gdzie jed- 
nak chata jest nazwą ludową i pospolitą). 
Litwini, podlegając odwiecznym wpły- 
wom kultury polskiej, a w brzmieniach 
swojej mowy zmieniając eh na k przyjęli 
nazwę kałupa, Niemcy ze słowiańskiego 
utworzyli Galupe, Kaluppe i Kalupje, Mi- 
klosicz wyprowadza wyraz chałupa z gre- 
ckiego kalibe — chata, namiot, altana. Pro- 
fesor Kalina utrzymuje, że chałupa jest 
wyrazem czysto słowiańskim. Naszem 
zdaniem Słowianie mogli wziąć wyrazy 
kaliba i kolebka z greckiego, a wyra- 
zy: chałupa i kalibe mogły wziąć oba 
narody ze wspólnego źródła, pierwotniej- 
szego niż ich języki. Dziś lud polski po- 



Digitized by 



Google 



232 



CHATA. 



spolicie Używa tylko wyrazu chałupai 
izba, chata zaś jest wyrazem książko- 
wym, a ludowym tylko na Rusi. Z poję- 
ciem chałupy łączy się ubóstwo domowe i 
znaczenie najprostszego i starego typu 
domów mieszkalnych ludu polskiego. Dom 
^dwuględny", t. j. mający sieŹL i wejście 
w połowie swej długości, a izby z oknami 
jednakowej wielkości po obu stronach sie- 
ni i w obu szczytach — to już w dzisiej- 
szych pojęciach ludu nie chałupa, ale 
dom. Najstarsze chałupy, jakie napotka- 



fłj/tfl 



1 .>•/, 



1 



rn ł w€/snł, 

fiu 



W/J 

r I 



łCominu I y ^ «j 



ptefnłmik\ 



fzOa 



^ 



} O^róde/c i Auualami 



tvarxł/taełn. 



da fi r. A WłShł4fł/jł^ 



.<y 



r/p// wtjrzfj 



yw/r^ 



i//u 



Łca ŁOtc/s/iO. 



Kozklad i otoczenie chałupy dawnej 



liśmy u ludu na Mazowszu i Podlasiu nad- 
narwiańskiem, sięgające końca XVII wńe- 
ku, miały rozkład przedstawiony tu na 
dołączonym planiku. Z bardzo dawnej, bo 
z połowy XV wieku pochodzącej, w^zmian- 
ki o chałupie wieśniaczej (casa rusticaiia) 
we wsi Tarnówce, pod Łaskarzewem, w 
pow. Garwolińskim, na Mazowszu, dowia- 
dujemy się, że miała ona 10 łokci długo- 
ści i zawierała (jak ta, której planik dołą- 
czamy) izbę z piecem (słuba auu foruace), 
sień {palachim) i komnatę {coinuata)^ t. j. 



światełkę, niewątpliwie położoną wprost 
sieni („Księga ziemi czerskiej, wyd. ks, 
J. T. Lubomirskiego, str. LXVn). Że ko- 
wnatą lub komnatą nazywano izbę dru- 
gorzędną, mniejszą — mamy tego dowód w 
Górnickim, który powiada, że biskup Ma- 
ciejowski, otrzymawszy listy od króla, po- 
szedł „dla odprawy ich do kownaty, 
bo ta rozmowa na sah była". 

Chata, chaó, to samo co chałupa, 
która jest (jak już to pod wyrazem chału-* 
pa objaśniliśmy) ludowym powszechnym 
wyrazem, chata zaś 
jest w języku polskim 
wyrazem więcej książ- 
kowym, a tylko na Ru- 
si ludowym. J. Karło- 
wicz powiada, że po- 
nieważ wyraz ten zna- 
ny jest tylko w obrę- 
bie Polszczyzny i Ru- 
szczyzny, przypusz- 
czać więc wolno, że po- 
chodzi ze Wschodu, 
gdzie dzisiejsi jeszcze 
Persowie nazywają do- 
my kadami. Trzeba je- 
dnak \viedzieć, czem 
była chata w dalszej 
przeszłości. W wybor- 
nej rozprawie swojej 
p. n. „Chata polska" 
^(Pamiętnik fizjogra- 
ficzny" z r. 1881) po- 
wiada Karłowicz, że pierwotna lepian- 
ka była gacona z gałęzi i oblepiona gliną, 
że domy pierwotne były z chnistu plecio- 
ne, jak dowodzą tego znajdowane bryły 
wypalonej gliny, gdzie skutkiem spalenia 
lepianki, drzewo znikło, a pozostała glina 
z wyciśniętą w niej ścianą plecioną. Zwy- 
czaj budowania takich chat z chróstu, 
chlewów i stajenek w wielu miejscowo- 
ściach do naszych przetrwał czasów. Że 
zaś o-rodzić w ten sposób nazywa się g a- 
ció, hació, i grobla płotami z chróstu 



Digitized by 



Google 



CHEŁMIŃSKIE PRAWO — CHLEB. 



233 



wygrodzona nazywa się gacią, hacią, jest 
więc bardzo prawdopodobnem, że nazwa 
chaty od hacenia czyli gacenia pochodzi. 
Podajemy tutaj rysunek chaty" typowej 
ze starodrzewu sosnowego budowanej, od- 
rysowanej r. 1875 przez p. Jul. MaszyA- 
skiego we wsi Kuzawce nad Bugiem, w 
okolicy Terespola, gdzie lud nazywa zwy- 
kle dom swój chatą, a nie chałupą. W ro- 
gu tej chaty znajduje się charakterystycz- 
ny przedsionek czyli zagłębienie, w domu 
przy słupie dźwigającym róg strzechy. O 
chacie mamy przysłowia i wyrażenia: 1) 
Chata bogata nie węgłami, ale pierogami 
(to znaczy — nie ze- 
wnętrznym wygląd em, 
ale obfitością chleba 
wewnątrz). 2) Czem 
chata bogata, tem ra- 
da. 3) Choćby w chat- 
ce — byle z nim. 4) Cu- 
dza chata gorsza od 
kata. 5) Czyja chata, 
tego prawda. 6) Dó- 
br j'- do chaty (piecze- 
niarz). 7) Jak się ma- 
cie w swojej chacie? 
8) Jedna jaskółka nie 
czyni lata, ani miasta 
jedna chata. 9) Nawet 
dym słodki w swojej 
chacie. 10) Ostatki z chatki. 11) Swoja 
chatka — jak rodzona matka. 12) Wielka 
tarapata — dziurawa w deszcz chata. 

Chełmińskie prawo. Mistrz krzyżacki 
Herman de Saltz, przywilejem z 28 grud- 
nia 12)^3 r., nadał miastu Chełmnu prawo 
magdeburskie i ustanowił w niem sąd, 
który dla innych miast krzyżackich sta- 
nowił instancję najwyższą. Prawo to na- 
zwane chełmińskiem {jus culmeitse ), a 
będące właściwie niemieckiem {jus łlieu- 
łonictirti) zwane także średzkiem {jus sre- 
dense)^ nadawało osadzie, która się niem 
rządziła, naj rozleglej szy samorząd, uwal- 
niając jej mieszkańców z pod ogóhiej ju- 



rysdykcyi krajowej. Obywatele, rządzący 
się tem prawem, stanowili sami dla siebie 
statuty zwane Wilkirzami, sądzili się i ka- 
rali. Gdy samorząd podobny korzystnie 
oddziaływał na ekonomiczny rozwój kra- 
ju, przeto książęta mazowieccy nadawali 
prawo chełmińskie wielu miastom i osa- 
dom wiejskim w swych dzielnicach. Ka- 
zimierz Jagiellończyk, po odzyskaniu Prus 
Zachodnich dla Polski, zniósł panującą 
tam różnorodność praw i ogłosiły^^j ctil- 
mensę za ogólnie obowiązujące, zarówno 
dla mieszczan jak szlachty. Dopiero w r. 
1598 szlachta pozyskała osobne dla sie- 




Chata w Kuzawce nad Bugiem. 



bie prawo, zwane „korrekturą pruską". 
Pierwszy zbiór prawa chełmińskiego z r. 
1394 wydrukował w Gdańsku r. 1538 
Franc. Rohden. Potem systematyczny u- 
kład tegoż prawa wyszedł tamże r. 1744 
1767, a w r. 1814 wydał w Warszawie 
Jerzy Samuel Bandtkie według redakcyi 
z r. 1580. Tłómaczenie polskie z różnymi 
dodatkami ogłosił r. 1623 w Poznaniu Pa- 
weł Kuszewicz. Pisali o prawie chełmiń- 
skiem: Bandtkie, Czacki i Roeppel. (Wł. 
Sm.). 

Chleb. Początkowo, jak twierdzi Kar- 
łowicz i inni, używano zbóż na pokarm w 
postaci ziarn prażonych, kaszy lub mąki; 



Digitized by 



Google 



234 



CHLEB. 



później pieczono na rozpalonym kamieniu 
lub w popiele placki, podpłomyki i t. p. 
U ludów słowiańskich przechowały się 
dawne te postaci chleba często w połą- 
czeniu z różnymi obrzędami i wierzenia- 
mi. Do takich postaci należy: żur, Siemie- 
niec, kasza, lemieszka, pęcak, krupnik, ki- 
siel, kluski, zacierka, prażucha i t. d. Pla- 
cek żytni, pieczony w popiele bez droż- 
dży, do dziś dnia jadają w Kjrakowskiem. 
Ważną rolę chleba w obrzędach u wszy- 
stkich ludów wykazuje znaczna rozmai- 
tość postaci, rodzajów i nazw chlebów ob- 
rzędowych, przywiązanych do pewnych 
dni i uroczystości. Były więc i u nas chle- 
by weselne (kołacz, korowaj), zapustne 
(reczuchy, pampuchy, pączki, chróst), 
wielkanocne (baby, mazurki), wigilijne, 
pogrzebowe, zaduszkowe (perebuszki, pe- 
retyczki i t. d. „Chlebem żałobnym" lub 
żałosnym zwano stypę, czyli ucztę pogrze- 
bową; „chlebem zimowym" hiberną czyli 
żywnośp dla wojska na leżach zimowych, 
dawaną z królewszczyzn pierwej w natu- 
rze, a od r. 1649 w pieniądzach. Lud pol- 
ski w wielu okolicach nazywa chleb świę- 
tym („święty chlebuś"), równie jak i zie- 
mię która go rodzi („święta ziemia**). Sia- 
dając do posiłku, zawsze Polacy zdejmują 
nakrycie z głowy, a gdy kęs chleba upa- 
dnie na ziemię, podnosząc go całują jakby 
dla przeproszenia za zniewagę. Żywo to 
przypomina słowa broszury „Dworstwo 
obyczajów" z r. 1674: „Czemu chleb, kiedy 
z trafunku na ziemię upadnie, całujemy 
podniósłszy? — bowiem chleb jest święty". 
Na stole ziemianina polskiego, w świetli- 
cy, gdzie przyjmował gości, zawsze leżał 
bochen chleba, białym lnianym domowej 
roboty obrusem lub ręcssnikiem przysło- 
nięty. Tak bywało niegdyś we wszyst- 
kich dworach szlachty, i dziś jeszcze wi- 
dzieć to można u zagrodowej szlachty i 
włościan na nadnarwiańskiem Mazowszu 
i Podlasiu. W wyrażeniach i przysło- 
wiach naszych chleb bardzo często jest 



wspominany. S. Adalberg w pierwszem 
wydaniu „Księgi przysłów" zebrał 179 
przypowieści polskich o chlebie, a niewąt- 
pliwie w wydaniu drugiem zgromadzi ich 
jeszcze więcej. Oto niektóre z nich: 1) 
Chlebem i solą ludzie ludzi niewolą. 2) 
Chleb i woda— niema głoda. 3) Chleb ma 
rogi, nędza nogi. 4) Chleb płacze, gdy go 
darmo jedzą. 5) Każdy kraje chleb do sie- 
bie. 6) Nie dospaó trzeba, kto chce dostać 
chleba. 7) Będzie miał chleb, jak psu wy- 
drze. 8) Bez chleba nie obiad. 9) Chleb cu- 
dzym nożem krajany — niesmaczny. 10) 
Chleb najmocniej wiąże. 11) Chleb, piwo i 
świeca zdobią szlachcica (to znaczy, że 
u porządnego szlachcica powinien być 
chleb domowy smaczny, piwo domowe do- 
bre na stole i oświetlenie nie łuczywem, 
ale świecami, które także w dobrych go- 
spodarstwach robiono w domu). 12) Chleb 
pracą nabyty, bywa smaczny i syty. 13) 
Chleb stracił, a bułki nie znalazł. 14) Chleb, 
w drodze nie cięży. 15) Dał Pan Bóg zę- 
by, da i chleb. 16) Choćby chleb był rża- 
ny (żytni), byle leżany (znaczy to nie pró- 
żniacki, jak niektórzy sobie tłómaczą, ale 
zapaśny, na stole osiadłego rolnika zawsze 
leżący). 17) Dla chleba, nie dla nieba (chce 
być księdzem). 18) Dano mi chleb, gdym 
zębów pozbył (krążyła przypowieść o ry- 
cerzu, którego rozmaicie nazywano, że gdy 
na wojnie wystrzelono mu zęby, a król 
dał mu w nagrodę męstwa starostwo czyli 
„chleb zasłużonych **, mawiał o sobie żai'- 
tobliwie: dano mi chleb, gdym zębów po- 
zbył). 19) Gdzie chleb, tam się zęby znaj- 
dą. 20) Jedz chleb z każdą warzą, a rób 
co ci każą. 21) Kiedy gospodyni pierze i 
chleb piecze, to się ledwie nie wściecze. 
22) Komu chleb zaszkodzi, temu kij po- 
może. 23) Kto chleba nie chce, nie godzien 
kołacza. 24) Kto chlebem gardzi, to nim 
Pan Bóg bardziej. 25) Kto chleb nosi, te- 
go też chleb nosi (kto skrzętny i pracuje, 
ten ma). 2()) Kto ma panem (z łac), ten 
jest panem, 27) Kto zo mną chleba jeść 



Digitized by 



Google 



C II L E B. 



235 



nie chce, ja z nim — nie będę kołacza. 28) 
Trzeba chleba i nieba. 29) U wdowy chleb 
gotowy, ale niezdrowy. 30) Zjedziony 
chleb bardzo ciężko odrabiać. 31) Złemu 
wrogowi daj chleba i soli. 32) Dobry chleb 
z solą, byle z dobrą wolą. Lud krakow- 
ski śpiewa: 

Za chfopa ale napierała, 
Chleba upiec nie umiała: 
Tak się jej pięknie wydarzył — 
Pozaskórzu kotek łaził, 
Ogonek podniósł do góry— 
Jeszcze nie dostał do skóry. 

Szymon Syreński w ogromnym swoim 
zielniku, wydanym za panowania Zy- 
gmunta III, w znacznej części kosztem 
Anny siostry królewskiej, w Krakowie, du- 
żo pisze o chlebie. Powiada np., że„hanyż 
albo kmin polny, u nas bardzo pospolity, 
używają do chleba, do placków, obwa- 
rzanków"... „Chleb z nim pieczony, nie- 
tylko w smaku przyjemny, ale i pomocny 
w wielu chorobach** (str, 414). „Nasienie 
czarnuchy piekarze pospolicie radzi do 
chleba rżanego i do białego kładą, dla po- 
silenia mózgu i smaku przyjemnego" (str. 
459). „Chleb żytni, u nas najpowszechniej 
i najwięcej używany, jest też zdrowy i sma- 
czny, ale którzy mu się nie przyłożyli 
(przywykli), jako są niektórzy cudzoziem- 
scy narodowie, mają go za chleb niesma- 
czny i zdrowiu szkodliwy "(str. 920). „Naj- 
wyborniejszy chleb z cudnej, jasnej i w 
miarę wypytlowanej mąki, ktemu dobrze 
wykwaszony i dobrze upieczony. Nie zby- 
tnie mały, nie zbytnie wielki. Chleb, do 
którego ciasta drożdży albo kwasu nie leją, 
bywa słodki. Ciasto także nie ma być bar- 
dzo rzadko rozczynione, nie zbytnie też 
gęsto i twardo. Drożdży i soli w miarę 
przydać. Przytem ma być w przestronnym 
23iecu pieczony i przestronnie sadzony nie 
do nagłego i zbytniego gorąca. Chleb cie- 
pły wszystkim szkodliwy. Chleb rżany, na 
poły z mąką pszeniczną albo orkiszową, 
smaczniejszy i pożyteczniejszy bywa" (str. 



922). „Chleb: 1) pszenny najlepszy chle- 
bem królewskim abo pańskim zowiemy; 
2) z średniej mąki, niezupełnie otrąb po- 
zbawionej, miejskim albo kupieckim 
mianujemy, 3) z powszechnej a z pospoli- 
tej mąki zhruba pytlowanej chleb pospo- 
lity piekają; 4) niemal z szrotowanego zbo- 
ża, abo nader hrubej, otrębiastej mąki, 
takiego chłopi na wsi używają: to jest 
gry sowy; 5) jest i piąty bardzo hruby, 
z zboża niewychędożonego, albo zmiesza- 
nego z pszenice, żyta, owsa, jęczmienia, 
tatarki, prosa, jakiego pospolicie Litwa i 
Ruś na wsiach używa, a ten Borysem 
zowią, bo go borowi ludzie używają, zwła- 
szcza czasu nieurodzaju i głodu, jako z 
wrzosu, z żołędzi, z bukwie, z rząsy lesz- 
czynowej (str. 937), z kory dębowej i z in- 
nych niesposobnych rzeczy, by jeno głód 
oszukać". „Chleb z owsa nie zawsze jest 
w pospolitym używaniu, tylko czasu gło- 
du. Chleb z otrąb pospolicie przy wielkich 
dworach pańskich tylko dla psów piekają. 
Tatarczany, albo chleb tatarski, też i u nas 
bywa w używaniu czasu roku drogiego. 
Chleb z prosa między wszelkim zbożem, z 
którego chleb czynią, namniej pokarmu 
daje i żołądek ziębi" (str. 1008). „Piekarze, 
a ile u nas, gdzie chleba bez drożdży upiec 
nie umieją, a snadż zawsze w ciasto droż- 
dży dostatek leją, miasto kwasu albo n a- 
ci as ty, żeby chleb pulchny a roślejszy 

I był. Ale takowy niezdrowy, bo wiele ma 
dziur w sobie i gębczasty, w którym że 
się powietrza wiele zachowywa, przeto 

I wiele też w ciele wietrzności czyni** (st. 

i 949). „Wodą, w którejby główki chmielu 
były przewarzone, mąka^ rozczyniona na 
chleb, uczyni ciasto prędko kisnące i chleb 
lekki i pulchny- (str. 1460). MohiławXVII 
w. pisze: „Chleby nietylko okrągłej, jako 

I buły, ale i podługowatej, albo inakszej 

I formy, według zwyczaju miast, rozmaite 

! bywają". „Niech jem i chleb suchy, byle 
zarobiony" (broszura „Albertus z wojny" 

! r. 1596, str. 17). „Proszę cię na chleb-mó- 



Digitized by 



Google 



236 



CHŁODNIK — CHOBOTY. 



wią Polacy, kiedy jeden drugiego na obiad 
prosi* (stare kazanie ks. Dambrowskiego). 
Najobszemiej o chlebie pisał J. Łepkow- 
ski w dodatkach do „Czasu* krakowskiego, 
później zaśw^NoworocznikudlaPolek* na 
r. 1861, oraz Sumcow w „Wiśle* (t. IV,str. 
639 — 657) i potem „Dodatek do spisu chle- 
bów obrzędowych" przez tegoż p. Sumco- 
wa, „Wisła- (t. IV,str. 873). Z. Gloger po- 
dał także w „Wiśle" (t. XII, str. 336), w ar- 
tykule „Chleb", opis sposobów i zwycza- 
jów przy wypiekaniu chleba na Podlasiu, 
zachęcając, aby z każdej okolicy kraju na- 
desłano podobną monografję do „Wisły*, 
co utworzyłoby wyczerpującą i pożytecz- 
ną dla etnografii polskiej książkę. Ksiądz 
Siarko wski napisał: „Potrawy, ciasta i 
chleby ludowe* („Wisła* t. VII, str. 73). 
Chłodnik, chłodniczek, altana ogrodo- 
wa. Potrzeba chłodu w upały dawała po- 
wód zasadzania owych lip, pod których 
cieniem siadał Kochanowski i które opie- 
wał. Z lip to, z grabiny lub pnących się 
na kratki z łat roślin, t. j. chmielu, powoju 
i wina, robiono chłodniki. „W ciasnym 
gdy chłód niczku siędę, pić tam będę" — 
pisze Libicki w swojem tłómaczeniu pieśni 
Horacjusza, wydanem r. 1647. „Chłodni- 
cami" nazywano ulice cieniste, chłód da- 
jące, aleje, szpalery. Niekiedy drzewa, 
któremi chłodnica była wysadzona, strzy- 
żono w laki sposób, że przedstawiała 
kształt sklepionego korytarza. Taką wiel- 
ką chłodnicę widzieliśmy jeszcze niedaw- 
no w starożytnym ogrodzie po-radziwił- 
iowskim w Annopolu, pod Mińskiem, na 
Litwie. Do urządzania takich chłodnic 
byli Polacy zachęcani dziełem średniowie- 
cznego autora rolniczego, Włocha Kres- 
centyna: Riiraliitm coiujnodoriim libr i XII ^ 
które dwukrotnie przotłómaczone było i 
wydane po polsku: raz przez Andrzeja 
Trzycieskiego p. n. „Piotra Crescentyna 
księgi o gospodarstwie" (Kraków, r. 1549), 
następnie przez Bartłomieja Kłodzińskie- 
go (r. 1570). W dziele tern spotykamy wie- 



lokrotne wzmianki o chłodnicach; np.: 1) 
„Chłodnice z wina, albo przechadzki, jako- 
by zasklepione*. 2) „Chłodnica lub chę- 
doga przechadzka, ku ochłodzie pańskiej 
przy parkanie, albo przy wale, między 
drzewy stojącym". 3) „Z winnego drzewa 
przyprawiają sobie chłodnice albo prze- 
chodniki nad ścieżkami, tak, iż od dołu 
macice prosto puszczają na żerdziach po- 
przecznych, wierzchy jednej ku drugiej 
przechylając, tak, iż gdy się zejdą latoro- 
śle, a liście się też złączy jedno z drugiem, 
tedy pod onym będzie chłodne siedzenie 
albo przechodzenie*. Nie idzie zatem, że- 
by chłodnice nie były znane w Polsce pier- 
wej, skoro z tychże Włoch, gdzie Krescen- 
tyn żył w wieku Xin, przybywali jeszcze 
wcześniej zakonnicy do Polski i zakładali 
ogrody przy klasztorach. Bielski w „Kro- 
nice" swojej powiada: „Prowadzony był 
mistrz (krzyżacki) ku wielkiemu chłodni- 
kowi, który był na jego hołdowanie chę- 
dogo nagotowany, w którym król na miej- 
scu wyniosłym siedział". 

Choboty, CZOboty, buty safjanowe z 
wielkiemi cholewami i spiczastymi nosa- 
mi. W innych językach słowiańskich cho- 
bot znaczy koniec, klin, cypel lub ogon, a 
i nie obuwie. Klonowicz pisze: „Z czobo- 
tów mu dziurawych wyglądają wiechcie". 
Rej zaś mówi w „Zwierzyńcu": „Owecho- 
boty, co się w nich pośladek jako korzec 
widzi: ubrałby się był za to dobrze pier- 
wej poczciwy szlachcic i z czeladzią*. W 
innem miejscu w tymże „Zwierayńcu" wy- 
raża się: „Pyszny idzie, nawieszawszy dzi- 
wnych pstrych cliobotów około $iebie". 
Paprocki powiada, że szlachcic nazwany 
tak dla spraw szlachetnych, a 

Nic dla togoć Jancucha, nio dla tych klejnotów, 
Ani dla tych na zadzie rzezanych chol>ot/)\v. 

Widzimy z tego, że choboty mogły oz- 
naczać buty do stroju razem ze spodnia- 
mi. Zwykłe bowiem, codzienne obuwie, 
trgnłitia pcduni^ nazywa Mączyński (rok 



Digitized by 



Google 



CH(K:HLA — CIIODKIEWICZOWA. 



237 



1564) wprost butami. Fantazyjne skrzy- 
dlate obuwie z jakiem Merkurego Rzy- 
mianie przedstawiali, Knapski (r. 1641) 
nazywa „chobotami". Chobotaó zna- 
czyło tupać butami. Chobotem Syreń- 
ski zowie ziele, które ,,chobotną wyką, 
drudzy powojem wielkim mianują, Clymc- 
fiittn Calycantkemurn'^ {st,Vi7\), Chobotnia 
jest starą nazwą sieci rybackiej, przy upu- 
stach zastawianej. Jest i wioseczka Cho- 
botki na Podlasiu. 

Chochla (z niem. A^A/^// — holować) jest 
u rybaków naszych nazwą oskrobanej 
gładko tyczki, żerdzi, długiej laski, uwią- 
zanej na powrozie u skrzydła niewodu i 
służącej do posuwania go, t. j. holowania 
pod lodem w czasie zimowego połowu, 
czyli „zaciągania toni". Chochle, powiada 
Kluk, „bywają sosnowe i przywiązują się 
do długich sznurów od chomolców nie- 
wodu". 

Chochoł, wierzchołek kończatookrągły, 
czub sterczący np. na głowie, na brogu. 
Mączyński powiada: „ Culmcn, chochoł na 
brogu i na inszych rzeczach". Klonowicz 
w „Worku Judaszowym" pisze: 

Panienka przy wieńczona, z wymuskanem czołem, 
Z wynio.<Jym chochołem. 

W strojnej uprzęży zwano końskim 
chochołem czub na łbie konia, ze wstążek 
lub piór przystrojony. Myśliwi zowią cho- 
chołem snopek zboża dla przynęty zwie- 
rza stawiany. 

ChOCimska rocznica. Zwycięstwo Ka- 
rola Chodkiewicza, odniesione nad potęgą 
sułtana Osmana w dniu 10 października 
1621 r. pod Chocimem, było tak radosnym 
wypadkiem dla świata chrześcjańskiego, 
iż papież Grzegorz XV wysłał z tego po- 
wodu list do Zygmunta III, w którym po- 
wiada, że .,w powszechnej ti-wodze naro- 
dów chrześcjańskich powstał Pan zastę- 
pów i takiem męstwem piersi polskich wo- 
jowników uzbroił, iż pokonawszy srogiego 
nieprzyjaciela, zmusili go do proszenia o 



pokój pod uciążliwymi warunkami". List 
ten zakończa Grzegorz XV: „A jako rze- 
ka Tyras (Dniestr) będzie pomnikiem hań- 
by tureckiej, tak niechaj płynie wieczna 
chwała dla imienia polskiego". Na wieku- 
istą pamiątkę tego zwycięstwa, pozwolił 
tenże papież Polakom obchodzić corocznie 
dzień 10-ty października obrzędem ko- 
ścielnym (od r. 1623), a jego następca, Ur- 
ban VIII, mszę oraz pacierze kapłańskie 
na ten dzień ułożyć polecił, które kapłani 
polscy dotąd odmawiają. 

Chodkiewiczowa Anna Aloiza należy 
do świetnych legendowych postaci inatron 
polskich. Córka Aleksandra ks. Ostrog- 
skiego, wojew. wołyńskiego, i Anny Kost- 
czanki, wr. 1621, przed samą wyprawą 
chocimską, zaślubiła hetmana Jana Karo- 
la Chodkiewicza, a w 10 miesięcy po we- 
selu odebrała wieść o śmierci męża. Wów- 
czas przywdziawszy dożywotnio żałobę, 
poświęciła cały swój żywot sprawom mi- 
łosierdzia a Bogu i ogromne dochody ma- 
jątku obracała na rzecz miłości bliźnich. 
Często objeżdża-ła dziedziczne miasta i 
włości, zalecając najsurowiej swoim staro- 
stom i podstarościm, aby nie krzywdzili w 
niczem poddanych, lecz przeciwnie - opie- 
kowali się nimi naj troskliwiej. Nawiedza- 
ła szpital w Ostrogu, utrzymując lekarza i 
aptekę dla ubogich. Otworzyła w zamku 
ostrogskim obszerną szkołę, w celu nawra- 
cania i wychowywania dzieci żydowskich 
i tatarskich; w licznej tej szkole, oprócz 
nauk, uczono robót ręcznych; dziewczęta 
przędły, szyły i haftowały, starsze uczyły 
młodsze i usługiwały chorym. Córki szla- 
checkie na jej dworze dopomagały pani w 
sprawie wychowania. Hetmanowa wypo- 

1 sażała mnóstwo biednych dziewcząt, wsta- 
wiała się za więźniami i wykupowała ska- 

I zanycli na śmierć, wynagradzając krzyw- 
dy poszkodowanym przez nich. Fundowa- 
ła kolegjum jezuickie r. 1624 w Ostrogu, 
a r. 1653 w Jarosławiu. Pod koniec swe- 
go życia, w czasie wojen kozackich, zmu- 



Digitized by 



Google 



238 



CHOLEWA — CHOMĄT. 



szona była opuścić rodzinny Ostróg i prze- 
nieść się do Wielkopolski, gdzie d. 27 sty- 
cznia 1654 umarła. Źródło do życiorysu 
tej matrony mamy w rządkiem dziś dzieł- 
ku: „Życie ku podziwieniu chwalebne j. o. 
ks. Ostrogskiej" i t. d. (Kraków, 1698 r.). 

Cholewa, herb polski, o którym Pieko-' 
siński pisze: j,Dwie klamry żelazne w słup, 
barkami do siebie zwrócone, pomiędzy 
niemi miecz otluczony. Długosz bai^w nie 
podaje; herbarz arsenalski (z XV w. w Pa- 
ryżu) kładzie krzyż miasto miecza otłu- 
czonego, barwy zaś herbu: białą w polu 
czerwonem. W zapiskach sądowych przy- 
chodzi herb ten pod r. 1434. Paprocki po- 
daje odmianę, wyobrażającą nie dwie kla- 
mry, ale dwie krzywaśnie (laski zakrzy- 
wione), przęsłem poprzecznem połączone 
i u góry przekrzyżowane. Ten jednak 
herb, który Paprocki jako odmianę Cho- 
lewy podaje, jest niewątpliwie odmianą 
h. Kopaszyna, z czego wynikałoby, że 
Cholewa od Kopaszyny pochodzi** („He- 
raldyka pols. wieków średn.", str. 32). 

Cholewy, okrycie skórzane goleni od 
kostki ku kolanom, będące górną częścią 
butów. Cholewy należały do stroju u pa- 
nów, którzy nosili buty saf janowe czerwo- 
ne, żółte, zielone, szafranowe i t. p., mając 
barwy stale używane. Stąd, jak się zdaje, 
poszło przysłowie: „Poznać pana po cho- 
lewach**, i drugie, pochodzące od upiększa- 
nia cholew swoich przez gachów i zalotni- 
ków: „cholewki smalić (lub) palić", czyli 
stroić koperczaki, umizgać się. Mawiano 
także: „Czerwone i żółte cholewy do sto- 
łu, a czarne za drzwi", co znaczyło — że pa- 
nowie strojni siadali przy stole biesiad- 
nym, a szaraczki i służba gdzieindziej. Za- 
błocki (w wieku XVIII) pisze: 

«Arafitryjon na wojnie gdy siecze i pali, 
Jowisz w męża postaci, kolo jego pani, 
Zwija sio co żywo i cholewy smali ». 

Flisacy, fryców swoich przy obrzędzie 
zwanym frycowe, bili cholewą w lewą 
rękę. 



Chomąt, chomąto, wjrraz starożytny 
polski, z małemi zmianami znany i sąsie- 
dnim ludom słowiańskim. Litwini dawni 
wzięli chomąt i jego nazwę od Polaków, 
przekształciwszy chomąto na kamanłau 
Chomąta bywały zawsze skórzane, słomą 
lub włosiem wypchane, kleszczami dre- 
w;nianymi ściągnięte, żeby koń całym kar- 
kiem mógł ciągnąć. Przysłowie stare mó- 
wi: „W kaftan bawełna, a w chomąto sło- 
ma", t. j. co komu przystoi, przynależy. 
Dwa były główne typy chomąt: krakow- 
skie i ruskie. Naj ozdób niej sze z chomąt 
polskich i słynne w kraju są krakowskie, 
strojne w kółka mosiężne (odpowiadające 
pasom i brzękadłom stroju ludowego) i w 




Chomąt krakowski z r. 1837. 

płaty różnokolorowe, z okuciem kleszczy 
w mosiądz. W Sztokholmie zachowane 
są chomąta krakowskie z czasów najazdów 
szwedzkich na Polskę. Gdy śmierć nieod- 
żałowanego P. Bukowskiego przeszkodzi- 
ła nam w otrzymaniu opisu i rysunku po- 
wyższych zabytków, zmuszeni jesteśmy, w 
braku innych z pewną datą, podać rysu- 
nek ozdobnej części typowego chomąta 
krakowskiego z r. 18B7, przechowanego 
w zbiorach piszącego. Jakkolwiek daty 
powyższej na chomącie tym niema, ale 



Digitized by 



Google 



CHORAł: — CHORĄGIEW. 



239 



jest wiadoma dokładnie, bo uprząż spra- 
wiana była w Warszawie przez ojca na- 
szego, gdy w roku powyższym się że- 
nił. Boki kleszczy osłonięte były płata- 
ini białymi i czerwonymi, z których jed- 
nak mole nie zostawiły już śladu. Cho- 
mąto jest znane w heraldyce polskiej 
jako herb szlachecki prusko-polski Wul- 
kowskich-Cygenberków. W zapisce ka- 
pituły poznańskiej z r. 1547 powiedzia- 
ne jest: ^circa choinąto kleszcze*^ ^ co Pie- 
kosiński słusznie każe rozumieć jako clio- 
raątowe kleszcze. W rysunkach tego her- 
bu przedstawione są kleszcze starodaw- 
ne, podobne do zwykłego jarzma; Kuro- 
patnicki też powiada: „Chomąto, klesz- 
cze zwyczajne jak u chomąta prostego**. 

Chorał, księga zawierająca w sobie 
zbiór melodyj chóralnych, używanych w 
kościele. Chorrfem nazywano także wo- 
góle pieśni religijne chórem śpiewane, 
dla odróżnienia ich od figur ału. 

Chorągiew. Oddział jazdy, liczący zwy- 
kle od 100 do 200 koni, a będący jedno- 
stką taktyczną w organizacji wojska, na- 
zywano w czasach jagiellońskich, a mo- 
że i dawniej, rotą. Gdy jednak za Zy- 
gmunta III zamieniono dawną polską 
organizację piechoty na zagraniczną czy- 
li na autorament cudzoziemski i zaczęto 
rzędy piechurów nazywać rotami, jazda 
zmieniła nazwę roty na chorągiew, po- 
nieważ każda jej rota miała swój od- 
dzielny proporzec czyli chorągiew, a jak 
dziś nazywają— sztandar. Odtąd mówio- 
no: służyć w chorągwi, jechać do cho- 
rągwi, zaciągać (werbować) chorągiew 
i t. d. Chorągwie bywały nadworne kró- 
lewskie, Rzeczypospolitej i nadworne pa- 
nów polskich. Prawie bowiem wszyscy 
magnaci polscy własnym kosztem utrzy- 
mywali mniejsze lub większe oddziały 
jazdy, które nosiły nazwę ich chorągwi 
nadwornych i czasu wojny wysyłane by- 
ły w obronie kraju, a zwykle strzegły 
włości pańskich od napadu Tatarów, to- 



! w^arzyszyły panu w podróży, służyły do 
I parady, a nieraz i wojny domowej. W 
starej broszurze p. t. „Światowa roskosz" 
I czytamy, jak „żołnierze dworscy paradę 
czyniąc, powdziewawszy na siebie lam- 
party, piórno, świetno, ogromno, złoty- 
mi błyskali szyszakami, a sępimi skrzy- 
dły powiewali, mając takowe do ramion 
przymocowane dla okazałości i przestra- 
szenia ich chrzęstem nieprzyjaciół w bo- 
ju. Brzmiały trąby i kotły. Obok nich 
stało kozactwa stado, ubrane w prze- 
stronne giermaki, trzymając napięte łuki 
i migocąc zawieszonymi na barkach po- 
złocistymi sajdakami. Tym surmacze nu- 
cili wojnopamiętne dumy ruskie. Za ni- 
mi stała piechota w błękitnej barwie, 
porządkowana przez dziesiętników, z wy- 
sokimi dardami (oszczepami). W środku 
nich bębnista bił w głośny bęben, któ- 
ry łagodziły towarzyszące mu multanki. 
Nad wszystkimi przy wrzaw^ie i* odgło- 
sach wojennych powiewała chorągiew 
dworska, wijąc się od wiatru jako wąż '^. 
Przy wjeździe do Krakowa Henryka Wa- 
lezjusza wiedli Maciejowscy 200 nadwor- 
nej konnicy z tarczami i sępiemi skrzy- 
dłami, wojewoda bracławski 200 koni po 
kozacku z sajdakami złocistymi, Dulski 
wojewoda pruski 36 kozaków w pance- 
rzach pozłocistych. Komorowski kaszte- 
lan miał swej piechoty do tysiąca. Ze 
szlachty mieli słudzy Rejów tarcze z bia- 
łymi łabędziami, a na piersiach łabędzi 
były lilje białe. W wieku XVIII chorą- 
gwią — powiada p. B. Oembarzewski — 
nazywano oddział jazdy. Szwadron dzie- 
lił się na chorągwie czyli kompanje. W 
roku 1775 brygada kawalerji narodowej 
I Dzierżka składała się z 6 szwadronów, 
każdy złożony z 4-ch kompanii, czyli 
chorągwi. „Regulamin exerceruuku dla 
regimentów kawalerji", wydany r. 1775 
dla dragonów, tak określa skład chorą- 
gwi: „3 officjerów, 6 unter-officjorów, 1 
trębacz, 1 konnował albo feldseher, 52 



Digitized by 



Google 



240 



CHORAGIEAYKA 



CHORĄŻY. 



dragonów, koni prócz officjerskich 60. 
Przy każdej chorągwi jeden woźnica i 
•i konie do powiantowego wozu są wy- 
znaczone". (O chorągwi w znaczeniu sztan- 
daru ob. Proporzec). 

Chorągiewka. O ludziach chwiejnych, 
nie mających żadnego stałego ani głęb- 
szego zdania, mówią, że są jakoby „chorą- 
giewka na dachu". Wyrażenie to powsta- 
ło z porównania ich charakteru do chorą- 
giewek żelaznych, umieszczanych na zna- 
czniejszych budynkach miejskich i wiej- 
skich, a tak urządzonych, aby obracając 
się za najlżejszym powiewem wiatru, wska- 
zyw^ały jego kierunek. Na chorągiewkach 
takich wycinano zwykle rok wzniesienia 
budynku i inicjały lub herb je- 
go fundatora. Na chorągiewce 
wieżowej ratu.sza dawuogo, a 
mczł*j bazaru w Białymstoku 
widnieje zdała r. 1761, bt^dący 
datą wzniesenift tego budynku 
przez Jana Kłem. Brani* 'kiego, 






w 



Ówczesnego dziedjilca* Nu sta- 
łym murowanym dworze w 
( lirisęsnemznajrlowały si<^ dwie 
fhoragiłnvki, z których jedną 

fi 1u pudajijmy z tcUogrnfii. Rok 

l<j:ł5 v\'vkatIiijo datę funrłaryi 
dworu. Pomiędzy literami, 
wskazującemi nazwisko fundatora, znaj- 
duje się wycięta tarcza z herbami obojga 
małżonków. Jeden z tych herbów jest Hab- 
dank czyli Abdanieo. Na wierzchołku 



chorągiewki orzeł dwugłowy wskazuje, iż 
fundator mógł być dygnitarzem ziemi 
Przemyskiej, której herbem był orzeł dwu- 
głowy żółty w polu czerwonem. 

Chorąży, po łac. vexillifer, nazywany 
inaczej propornikiem, t.j.t^n, który dzier- 
ży przed wojskiem chorągiew, proporzec^ 
czyli, jak dziś mówią, sztandar. Statut li- 
tewski powiada: „Chorąży, kiedy chorą- 
giew będzie trzymał, ma mieć na sobie 
zbroję dobrą, a chorągiew sam chorąży w 
ufie swym madzierżeć". Chorążowie ziem- 
scy, t. j. ci, którzy za doby Piastów nieśli 
do boju chorągwie swoich ziem, byli nie- 
wątpliwie najdawniejsi. Według Długo- 
sza, na pogrzebie Kazimierza W. było 12 
chorążych, t. j. 11-tu niosących herby ty- 
luż księstw, składających Polskę kazimie- 
rzową i 12-ty z orłem białym Korony. 
Wzmianki jednak o chorążych są dawniej- 
sze. Gallus nazywa Masława mazowiec- 
kiego i wojewodę Skarbimira z XI wieku 
chorążymi. W urzędowych dokumentach 
spotykamy poraź pierwszy chorążych za 
Łokietka. Ohorąstwo stało się wreszcie u- 
rzędem koronnym i ziemskim. Był cho- 
rąży wielki koronny {vcxillifer rcgni) ich. 
wielki litewski {vcx. magn, duc. Liłhua- 
niac)y chorąży nadworny koronny [vcx. 
ciiriac rcgni) i (»horąży nadworny litew- 
ski (vrx. ciiriac tnag. dtic. Lił)^ a oprócz 
tych byli chorążowie ziemscy po woje- 
wództwach i powiatach (vcx. łcrrcsłris). 
Podczas pospolitego ruszenia obowiązani 
oni byli stawać ze sztandarami ziem swo- 
ich. Województwa Sieradzkie i Łęczyc- 
kie miały po dwuch chorążych: wielkiego 
i mniejszego; sandomierski wielkim się w 
województwie swojem mianował. Chorą- 
żowie wojew()dzcy mieli prawo ustana- 
w^iać powiatowych, gdzie ich nie było. 
Urząd chorążego wielkiego powstał w w. 
XY; litewskiego nazywano pierwiastkowo 
ziemskim. Mogli chorążowie wielcy i in- 
ne piastować urzędy. Jan Branicki był 
naprzód generałem artyleryi, potem het- 



Digitized by 



Google 



CHOROBY 



(:hrzan(^\vska. 



241 



manem polnym, a jednocześnie nie prze- 
stawcił być chorążym w. koronnym. W 
liierarchii urzędniczej chorążowie stali 
wyżej od mieczników, a po podkomorzych, 
tak wśród urzędników koronnych, jak 
ziemskich. Przy koronacyi króla, przy od- 
bieraniu przysięgi od miast po koronacyi, 
przy hołdach książąt lennych, na pogrze- 
bach królewskich, podczas pospolitego ru- 
szenia i wielkich uroczystości — chorąży 
wielki koronny z chorągwią Korony stał, 
szedł lub jechał po prawej stronie osoby 
króla, przed marszałkiem w. koronnym, 
chorąży zaś w. litewski ze sztandarem AV. 
księstwa Litewskiego — po lewej stronie 
króla. Chorążowie ziemscy stawali na cze- 
le rycerstwa swoich województw i powia- 
tów. W razie nieobecności wielkich zastę- 
powali ich nadworni, a gdy i tych nie by- 
ło—ziemscy. Na pogrzeb Zygmunta Au- 
gusta roku 1573 byli wszyscy wezwani. 
Wolft' w dziele „Senatorowie i dygnitarze 
W. ks. Litewskiego" podał spis chorążych 
wielkich i nadwornych litewskich; J. Błe- 
szczyński w dodatku do III tomu „Mono- 
grafii" Kossakowskiego podał regestr cho- 
rążych koronnych. W wojsku polskiem 
za Stanisława Augusta chorąży oznaczał 
najniższy stopień oficerski; znakiem jego 
była jedna gwiazdka na szlifie, tak samo 
jak u towarzyszów kawaleryi narodowej. 
Choroby. Karol Szajnocha w dziele 
swojem „Jadwiga i Jagiełło" powiada, że 
do najpowszechniejszych w owej dobie na- 
leżała choroba oczu. „Wszyscy prawie gło- 
śniejsi mężowie onego czasu, Jagiełło, 
Witołd, arcybiskup gnieźnieński Dobro- 
gost (od czerwonych powiek Wydrzeoko 
nazwany) cierpią na oczy. Biskupa wła- 
dy sławskiego (kujawskiego) Macieja, kra- 
kowskiego Bodzantę, arcybiskupa Jaro- 
sława, znamy całkowitymi ślepcami. Mo- 
kra zima podwajała wszelkie cierpienia. 
Wtedy jako jedynego ratunku pragniono 
mrozów. Bo też zważywszy wszelkie na- 
stępstwa ówczesnej błotnistości, nie było 

Encyklopcdja staropolsko . 



większego dobrodziejstwa nad tęgą zi- 
mę**; 

Chrzanowska Anna (według niektó- 
rych Zofja), z domu Frezen, żona Jana 
Samuela Chrzanowskiego, była, podług 
powszechnej tradycyi, bohaterką w obro- 
nie Trębowli, obleganej przez Turków w 
r. 1675. Grdy mąż jej, dowodzący załogą, 
wobec wyczerpanej żywności i poczynio- 
nych wyłomów w murach, przewidywał 
konieczność kapitulacyi, wtedy Anna, 
trzymając broń w ręku z groźbą, że jemu 
i sobie życie odbierze, taki obudziła w wo- 
dzu i załodze zapał, iż zrobiono śmiałą na 
Turków \vycieczkę, która o tyle przedłu- 
żyła obronę, że zanim bisurmąni do nowe- 
go szturmu przystąpili, nadciągnął Jan 
Sobieski na odsiecz. Sejm krakowski 1676 
r. uwiecznił bohaterstwo Chrzanowskich 
następującą uchwałą: „ Gratitudo kom- 
mendantowi łręboivelskiemu. Zawdzięcza- 
jąc odważnie wytrzymaną absydyą trębo- 
welską urodzonemu Janowi Samuelowi 
Chrzanowskiemu, kommendantowi/r^ illo 
temporc na Trębowli, oberszterleytnanto- 
wi naszemu, za zgodą wszech stanów, o- 
nego i potomkówjegokleynotem szlachec- 
twa polskiego condecorainus^ na co przy- 
wiley w kancelaryi naszey wydać każemy. 
: Przytym summę pięć tysięcy złotych w 
skarbie koronnym naznaczamy, którą 
Wielm. Podskarbi Koronny z podatku sze- 
lężnego, na teraźnieyszym Seymie uchwa- 
lonego, wypłacić ma w pierwszym półro- 
czu" ( Vol. leg.^ V, f. 376). AVidzimy potem 
Chrzanowskiego komendantem lwowskim 
(r. 1678), a w dziesięć lat później dowód- 
cą twierdzy Mikuhniec. Jako herb rodo- 
wy nadano mu Poraj. Obrońcy zamku trę- 
bowelskiego uczcili bohaterską niewiastę 
pomnikiem, wzniesionym na pobliskiem 
wzgórzu, który jednak z upływem lat w 
gruzy się rozsypał i legenda o niej w us- 
tach ludu przebrzmiała; przechowała się 
wszakże w sztuce i literaturze. Powszech- 
nie jest znanym z reprodukcyi litograficz- 



IG 



Digitized by 



Google 



242 



C H R z C I E L X I C A. 



nych obraz Lessera, przedstawiający 
Chrzanowską na murach, zamkowych Trę- 
bowli. („Starożyt. Polsk." Balińskiego i 
Lipińs.; „Pamiątki trębowelskie** A. Bie- 
lo wskiego). 

Chrzcielnica, babłisłerium. Dopiero w 
Vn wieku, odkąd chrzest przez polewa- 
nie, zamiast zanurzania, wszedł w po- 
wszechne użycie, zaczęto w miejsce od- 
dzielnych budynków zewnętrznych, jakie 
dotąd w Rzymie przetrwały, urządzać we- 
wnątrz kościołów ze strony lewej sameyć?«- 
łes babłismales , które my dzisiaj chrzciel- 
nicami, a w wieku XVI „krzesnicami" al- 
bo „krzcilnicami" (Sł. Mączyńskiego z r. 
1564) nazywano. Zakres niniejszej ency- 
klopedyi nie pozwala na szczegółowe opi- 
sy kilkudziesięciu chrzcielnic średniowie- 
cznych i z wieku XVI, jakie się w kościo- 
łach polskich przechowały. Zadaniem je- 
dnak tej ogólnikowej o nich wiadomości 
powinno być pobudzenie którego z mło- 
dych badaczów do zebrania wiadomości i 
szczegółowego opisania w jednej książce 
wszystkich tego rodzaj u zabytków. „Przy- 
jaciel ludu" w r. 1844 zamieścił podobiznę 
napisu, znajdującego się na starożytnej 
chrzcielnicy spiżowej w kościele św. Jana 
w Toruniu. Głośny swego czasu lingwista, 
prof. Andrzej Kucharski, napis ten poczy- 
tał za „najdawniejszy zabytek polszczyz- 
ny'^ („Bibl. Warsz.", r. 1850, t.H st. 113). 
Al. Przezdziecki podał we „Wzorach sztu- 
ki średniowiecznej ** rysunek tego staro- 
żytnego zabytku, nadmieniając, że odpis 
w „Przyjacielu ludu", z którego korzystał 
Kucharski, był niedokładny; znajdując, że 
ozdoby na chrzcielnicy okazują przejście 
od stylu romańskiego do gotyckiego, zah- 
czył zabytek do wieku XIII. Najdokład- 
niejszy rysunek całości i napisu podał 
Wilh. Kolberg w „Bibl. Warsz." r. 1872. 
Przezdziecki we „Wzorach sztuki średnio- 
wiecznej" podał rysunek jeszcze drugiej 
chrzcielnicy, już nie spiżowej, ale kamien- 
nej, znajdującej się w Bodzentynie, z na- 



pisem: *^ Jesus Maria, Anno Domini Mil- 
le, CCCCLXXXX scctindo^^ t. j. „Jezus 
Mar ja. Roku Pańskiego 1492". O chrzciel- 
nicy tej, której rysunek podajemy tu ze 
„Wzorów sztuki", uczony nasz takie daje 
objaśnienie: „Herby biskupów krakow- 
skich wyrzeźbione są naokoło chrzcielni- 
cy: Dębno kardynała Zbigniewa; Prus To- 
masza Strzępińskiego; Poraj Gruszczyń- 
skiego; Doi iwa Jana z Brzezia; Półkozic 




Chrzcielnica w Bodzentynie z r, 1492. 

Jana Rzeszowskiego. Nakoniec orzeł pol- 
ski jagielloński oznacza herb kardynała 
Fryderyka Jagiellończyka, arcybiskupa 
gnieźnieńskiego i biskupa krakowskiego, 
za rządów którego chrzcielnica ukończo- 
ną została". Czasopisma: „Tygodnik Ilu- 
strowany" i „Kłosy" podawały także ry- 
sunki starych chrzcielnic, a mianowicie: 
„Tygodnik" podał chrzcielnice: grójecką, 
ze Starego Sącza, z Łącka, z kościoła do- 
minikanów krakowskich i bodzentyńską; 
„Kłosy" podały chrzcielnicę w Charłupi 
Małej w Sieradzkiem z r. ló^S (t. XXni, 
nr. 593). W wydawanych przez Akade- 



Digitized by 



Google 



CHRZCINY. 



243 



mję Urn. w Krakowie „Sprawozdaniach 
komisyi do badania historyi sztuki w Pol- 
sce" znajdujemy w IV tomie wiadomości 
o chrzcielnicach, znajdujących się we wsi 
Bejsce, w Bieczu (bronzowa), w Biegani- 
cach, w Binarowej, w Bobowej, w Libu- 
szy, w Odrowążu (podany rysunek), w 0- 
pocznie, w Paczołtowicach (spiżowa), w 
Rudzie (podany rysunek), w Starym Są- 
czu, w Sękowej, w Tumie pod Łęczycą i w 
Wilczyskach. Do starszych chrzcielnic w 

w kraju należy 
bronzowa raw- 
ska, pochodząca 
prawdopodo bnie 
z w. XIV, której 
rysunek tu poda- 
jemy, a której 
podstawa i przy- 
krywa nie są ró- 
wnie starożytne. 
Opisał ją wraz z 
ruinami zamku 
rawskiego p. Fe- 
liks Kopera na 
podstawie rysun- 
ków i wiadomo- 
ści, dostarczo- 
nych mu przez p. 
Mar. Wawrzenie- 
ckiego. Encyklo- 
pedja wielka Orgelbrandów (t. V, str. 548) 
podaje wiadomości o starj^ch chrzcielni- 
cach w Rogoźnie (wielkopolskiem), w 
Gdańsku (w kościele Panny Maryi, z roku 
1343), o kilku chrzcielnicach krakowskich, 
jak również znajdujących się w Kłobucku 
(z r. 1492), w Koprzywińcy, Jeżowie, Iwa- 
nowicach (z r. 1462). 

Chrzciny należały w Polsce do uroczy- 
stości mniej więcej hucznie obchodzonych. 
W każdym, nawet ubogim stanie w dniu 
tym wyprawiali rodzice według możności 
większą lub mniejszą ucztę. Rodzice chrze- 
stni dają w darze dla dziecka ozdobną cza* 
peczkę i koszulkę. Zamożniejsi ofiarowują 




Chrzciolnira bronzowa w Ra- 
wie Mazowieckiej. 



sztukę płótna białego, lub krzyżyk koszto- 
wny. Na Litwie goście zaproszeni na 
chrzciny ofiarowywali matce pierogi i cia- 
sta najdelikatniejsze. Czapeczkę chrzest- 
ną dziecka chowają na pamiątkę dla kilku 
pokoleń. Mik. Rej w postylli swej na św. 
Jan Chrzciciel powiada: „Patrzajże, iż tu 
słyszysz, iż tu nie były ani bębny, ani pi- 
szczałki, ani skrzypce, ani sobie w oczy 
dmuchały imbierem ani cynamonem z 
konfektów albo z muszkateli, ani skaka- 
jąc, śpiewając rozlicznych pieśni. Nie mó- 
wią tu: daj mu dwoje imion: Wojciech, 
Piotr, Bartosz, Marcin z innemi wymysły, 
a ojciec ju^eó nie palił beczek, nie strzelał 
z dział" i t. d. Widzimy z tego co Rej ga- 
ni, że na chrzcinach w Polsce bywały: pi- 
szczałki, bębny, skrzypce, konfekty z cy- 
namonem i muszkatelą, skoczne tańce, 
śpiewanie rozlicznych pieśni, palenie be- 
czek (smolanych) i strzelanie z dział. 
Caetani opisał chrzciny córki Zygmunta 
III (Zbiór pamiętników historycznych o 
dawnej Polsce) w słowach następujących: 
„W kościele św. Jana warszawskim ru- 
sztowanie około chrzcielnicy pokryto zło- 
tem wezgłowiem, chrzcielnicę lamą srebr- 
ną w polu ponsowem. Księżna ołycka Ra- 
dziwiłłowa niosła dziecię przykryte boga- 
to haftowanem powiciem.' Król siedział 
na tronie; senatorowie i kardynał byli 
przytomni, nuncjusz chrzcił królewnę, da- 
ne jej imię Katarzyna, zaśpiewano potem 
Te Dcum z muzyką, w czasie którego król 
Jmó, kardynał i nuncjusz klęczeli przed 
wielkim ołtarzem". Chrzesnakiem na- 
zywano koszulę, w której chrzczono dzie- 
cię. Stan. Grochowski w r. 1608 pisze: 
„Przy chrzcie obloką cię w chrzesnak, w 
szatę białą, która niewinność znaczy". W 
dawnych wiekach uważano trzymanie do 
chrztu za bliski już stopień pokrewieństwa. 
Dla tego arcybiskup Karnkowski w cza- 
sach Zygmunta III pisze: „Powinowactwo* 
chrzesne przeszkadza do małżeństwa". 
W następnych jednak czasach przepis ten 



Digitized by 



Google 



24i 



CIĄŻAĆ — CIĘCnVA. 



kościelny uchylany był zwykle za pomo- 
cą dyspensy, dawanej przez duchownych. 

Ciążać znaczyło to samo, co później, z 
niemieckiego pfdnden^ nazwano fantować 
i z łac. — egzekwować. W Litwie ciążę 
zwano zajmowaniem. Statut Htewski 
przepisywał, aby zajmujący bydło ze szko- 
dy zawiadamiał właściciela bydła, aby je 
na porękę odebrał, a szkody, jak gromada 
czyli „kopa" oszacuje, zapłacił. Ciąża 
miała także znaczenie kary sądowej, a po- 
bierana była nietylko w pieniądzach, ale i 
w naturze. Według statutu wiślickiego 
ciąża w bydle, gdzie dwory królewskie 
dalekie, do dworu wojewodzińskiego lub 
kasztelańskiego gnana być ma. Według 
prawa z r. 1470 przewyższać powinna 
wartość szkody, według zaś statutu z r. 
1496 nie powinna być większa nad to, o 
co „ciążają". To samo powtarza w wieku 
następnym statut polski Herburta. Jan 
Tarnowski w „Ustawach prawa polsk.** 
mówi: „Kto komu w łące pasie, taki ma 
być ciążan na sukni" . Widzimy z tego, że 
praktykujące się do dzisiaj, lubo zabro- 
nione obecnymi przepisami, „grabienie" 
czapek, butów, sukman, chustek u szkod- 
ników, pasących w cudzej łące, zbożu, le- 
sie, dokonywane na dowód szkodnictwa i 
pewność wynagrodzenia szkody, jest prze- 
chowanym tradycyjnie przez lud wiejski 
prawnym niegdyś zwyczajem ciąży doraź- 
nej. Były stare przysłowia: 1) Kto ma cią- 
żą (fanty), tego nie wiążą. 2) Kto żołnie- 
rza w ciąży niema, sam się zwojuje bez 
wojny. 

Ciechoniewski Kacper. Gdy Samuel 
Bogumił Linde ogłosił w Warszawie roku 
1804, w formie broszury o 36 stronicach, 
prospekt na „Słownik języka polskiego", 
wówczas stał się głośnym i wyśmianym 
dziwak K. Cicchoniewski, który jednocze- 
śnie z Lindem wydał broszurę o 58 stroni- 
cach, będącą wzorem, jak powinien być 
słownik ułożony. Broszura ta nosi tytuł: 
„Oko Hieroglifik twór rzeczy, źródło- 



słów, pierwszy wyraz słownika polskiego, 
z względami nad nim gramatycznemi, z 
postrzeżeniami, a jego sposobem mówie- 
nia czyli frazesami, i z niektóremi w ogól- 
ności uwagami, za wzór całego słownika 
polskiego, jaki może być zrobiony, wysta- 
wione przez..." 

Cierlica. Narzędzie drewniane na czte- 
rech nogach i o dwuch szparach, w które 
zapadają odpowiednie listwy; służy do o- 
cierania włókien lnu i konopi z paździe- 
rzy. Na Mazowszu i Podlasiu lud upra- 
wiający len i konopie używa dwuch po- 
dobnych narzędzi: cierlicy i międlicy, 
tem się różniących od siebie, że międlica 
ma tylko jedną szparę, a cierlica — dwie. 
Konopie po wymoczeniu i wysuszeniu pier- 
wej międlą na międlicy, a potem trą na 
cierlicy, len zaś odrazu trą na cierlicy. Ks. 
Kluk w dziele pod tyt. „Roślin potrzeb- 
nych utrzymanie" (r. 1777) pisze: „Po u- 
suszeniu len połamie się w drewnianej 
cierlicy, gdzie się części przędzy od nieu- 
żytecznych paździerzy oddzielają. Cierli- 
ce te bywają dębowe lub bukowe". W sta- 
rej książce p. t. ^Przędziwa, lnu, konopi 
przyprawa" czytamy: „Naczynia do wy- 
czyszczenia paździorów są: międlica albo 
łamaczka i cierlica albo pięciornia; pierw- 
sze dwie o dwuch żłobkach, drugie o czte- 
rech być powinny. Że w cierlicy dwa ra- 
zy tyle łamie się przędziwo ile w międli- 
cy, wprzód przez międlicę, a potym przez 
cierlicę przepuszczone być ma". 

Ciemnogród, nazwa miejscowości uro- 
jonej, oznaczająca miasto albo krainę, 
gdzie panuje ciemnota umysłowa i zaco- 
fanie pojęć, spoj^ularyzowana przez Sta- 
nisława Potockiego, słynnego mówcę, mi- 
nistra i męża stanu, zasłużonego w edu- 
kacyi krajowej , który w r. 1820 wydał 
swoją satyiyczną 4-tomową „Podróż do 
Ciemnogrodu". 

Cięciwa, struna z kiszek bydlęcych, 
rozpięta między dwuma końcami łuku, do 
wyrzucania strzały za pomocą natężenia 



Digitized by 



Google 



CIEGATURA — CIURA. 



245 



służąca. W mowie dawnych wojowników 
naszych „cięciwy brzęczą, lotne strzały 
świszczą**. „Gdy im do łuków cięciw nie- 
dostawało —pisze Bielski w „Kronice świa- 
ta" — niewiasty warkocze swoje urzynały 
i cięciwy kręciły". Szymonowicz w sie- 
lankach swoich mówi: 

Strzałka Kiipid3ma maluchna, lecz cięciwa tęga: 
Kiedy strzeli — i nieba samego dosięga. 

Kłokocki w r. 1678 pisze: „Poty sułtan 
baszę pieści, póki go kat, cięciwę na szyję 
zawiązawszy, nie udusi". Mawiano nie- 
gdyś, że „zbyt silona cięciwa najprędzej 
się zerwie", a lud polski dotąd, choć już 
zwykle nie wie, co to jest cięciwa, mówi o 
ludziach lub zwierzętach chudych, cien- 
kich, że są „jako cięciwa". 

Clęgatura, cięgaturka, cyngatur- 
ka, (z łac. a>/^/2^r^^-pas), przepaska, prze- 
pasanie. Jedwabne cięgatury wspomina 
Twardowski. „Zbądź cięgatury, suknio, o- 
płakanej; niech będą tvolne z pięścią łok- 
cie oba". Mączyński w słowniku, wyd. r. 
1564, pod w jTSLzem/ascm pisze: „Podwiąz- 
ki, powiąsło albo pas sukienny, w którym 
dzieci powijają, też cingatura". 

Ciołeky herb polski: w białem polu cio- 
łek czerwony. O herbie tym mamy wia- 
domości w zapiskach sądowych z r. 1409, 
a w zapisce sądowej radomskiej z r. 1411 
nosi nazwę Biała. Wyobrażonym jest 
na pieczęciach Stanisława biskupa poznań- 
skiego w r. 1430, Klemensa Ciołka z Bo- 
lan w r. 1438, Jana z Regulic, doktora 
medycyny, rajcy krakowskiego, w r. 1501 
i Samuela Maciejowskiego, biskupa kra- 
kowskiego, w r. 1549. Najgłośniejszą z 
rodzin, używających tego herbu, stała się 
w w. XVIII rodzina Poniatowskich. 

Ciosna, nacięcie, narznięcie, znak her- 
bowy lub inny, jakie pospolicie wycinano 
na starych drzewach granicznych. Ciosn- 
ka-nazwa statku czyli narzędzia żelazne- 
go, służącego zwłaszcza bartnikom mazo- 
wieckim do robiena ciosnek na drze- 
wach bartnych. 



Cisowe drzewo. W starych pieśniach 
ludu polskiego, zwłaszcza weselnych, na 
Mazowszu, Podlasiu i w Lubelskiem, sły- 
szymy o wrotach i stołach ciso- 
wych. Drzewo cisowe, o którem pisze 
Kluk w XVIII wieku: „niewielkie, zawsze 
zielone, twarde, giętkie, dające się polero- 
wać, mające czerwony kolor", w średnich 
wiekach było w środkowej Europie naj- 
więcej poszukiwane na wyroby snycer- 
skie, tokarskie i stolarskie dla możnych. 
Cis zwyczajny ( Taxus baccatd) nie two- 
rzył nigdy w Polsce zwartych lasów, ale 
rósł u nas gdzieniegdzie w ciemnych bo- 
rach, a już w XV wieku fabrykanci kusz 
i innych narzędzi wojennych narzekali na 
brak cisu, używanego w ich wyrobach. 
W „Gazecie Warszawskiej" z r. 1864 (nr. 
87) czytamy, że tępiony był chciwie przez 
wieśniaków, używających go na łyżki, 
skrzyneczki i t. p. przedmioty. Odwar z 
liści cisowych, podług mniemania ludu, 
wywoływał u niewiast poronienie płodu. 
Cóżkolwiekbądź, nni na stoły, ani nawro- 
ta czyli bramy, gmin wiejski cisu nigdy 
nie używał, ale tylko przechował do na- 
szych czasów pieśni, które przed kilku 
wiekami śpiewała i szlachta, gdy zacho- 
wywała jeszcze prastare obyczaje narodo- 
we, dziś ludowemi nazywane. 

Ciura. Szlachta idąc na wojnę, a zwła- 
szcza na pospolite ruszenie, brała z sobą 
wozy pod broń, chleby i obroki, a przy 
nich conaj dzielniej szych z czeladzi. Stąd 
za hufcami rycerstwa ciągnęły się licz- 
niejsze od nich taboiy, rojne tłumem lu- 
zaków wojskowych czyli tak zw. czela- 
dników, pachołków, posługaczów, których 
najwięcej obawiała się ludność wiejska, 
' bo zręcznie chwytali gdzie co mogli, i prze- 
zywała ich złośliwie ciurami. To też 
Wacław Potocki vj Jovialitałes ułożył ta- 
ki nagrobek: 

Ciura leży w tym grobie, radujcie r»ię kuryl 
Ale o cóż na świecie łatwiej jak o ciury? 

W konstytucjach sejmowych, o sprawie 



Digitized by 



Google 



246 



CIWUN 



CŁO. 



wojennej mówiących, spotykamy przepi- 
sy, odnoszące się do ciurów. Wodzowie 
i hetmani często używali ich z pomyślnym 
skutkiem w czasie wojny. Stefan Czar- 
niecki za Jana Kazimierza przy ich pomo- 
cy odebrał Szwedom Warszawę. Dzielnie 
się także odznaczyli w bitwie pod Choci- 
mem r. 1673. Później jednak wyraz ten 
nabrał wyłącznie pogardliwego znaczenia 
na określenie niedołęgi i głupca. 

Clwun, tywoń, wyraz który (podług 
Karłowicza) dostał się od Normandów 
przez Psków na Białoruś i Litwę, pierwo- 
tnie oznaczał urzędnika książęcego na 
właściwej Litwie i Żmudzi, którego głów- 
nym obowiązkiem było zarządzanie do- 
brami panującego i wybieranie podatków. 
Urzędy ciwuńskie bywały tak intratno, że 
nieraz ubiegała się o nie można szlachta, 
a nawet senatorowie, choć właściwie ci- 
wun był tylko rządcą dóbr skarbowych 
i dzierżawcą dochodów księcia, a jedynie 
podczas pospolitego ruszenia gospodarzem 
całego powiatu. Gdy wskutek unii lubel- 
skiej swobody szlachty litewskiej znacz- 
nie rozszerzone zostały, ciwuństwo stało 
się z książęcego urzędem ziemskim i ciwu- 
nów nie naznaczał już król, ale tylko obie- 
ranych na sejmikach i przedstawionych 
sobie zatwierdzał. Konstytucja z r. 1588 
przyznała ciwunowi w hierarchii urzędni- 
czej ziemskiej miejsce naczelne. W księ- 
stwie żmudzkiem urzędowało 14-tu ciwu- 
nów: ejragolski, wielko-dyrwiański, mało- 
dyrwiański, retowski, użwencki, pojurski, 
twerski, szadowski, berżaóski, tędziagol- 
ski, korszewski, wiekszwiański, gondyń- 
ski i birżyniański. Widzimy z tego, że ci- 
wuństwo było jakby właściwością żmudz- 
ką, bo poza granicami księstwa żmudz- 
kiego istniały na Litwie tylko • 2 ciwuń- 
stwa: wileńskie i trockie. Ciwunowie wi- 
leński i trocki mieli jednak większe pre- 
rogatywy od żmudzkich, bo przodkowali 
przed wszystkimi urzędnikami ziemskimi 
i zagajali sejmiki. Sędziami wogóle, tak 



grodzkimi jak ziemskimi, być nie mogli, 
że jednak na całe księstwo żmudzkie był 
tylko jeden podkomorzy ziemski, więc 
konstytucja z r. 1764 dozwoliła ciwunom 
odbywać sądy graniczne, jeżeli wykonali 
przysięgę podług roty podkomorskiej i za- 
mianowali sobie do pomocy jeometrów 
czyli t. z w. komorników. Apelacja od tych 
sądów szła do starosty żmudzkiego (taki 
tytuł nosił wojewoda żmudzki), lub do ka- 
sztelana żmudzkiego (Lengnich: ^ Prawo 
posp. król. Polsk.** i Fi?/. leg,ll, fol. 1464). 
Na wzór ciwunów królewskich, zaczęto 
nazywać ciwunami oficjalistów prywrat- 
nych pańskich na Litwie, aż w końcu na- 
zwa ta, podobnie jak namiestnika, ozna- 
czała włodarza czyli karbowego folwarcz- 
nego. Więc też Petrycy w czasach Zyg- 
munta III pisze: „Urzędnikom, włoda- 
rzom, tywonom nie każą robić, ale doglą- 
dać\ 

Ciżmy, ciżemki, obuwie płytkie, bez 
cholew, po litewsku czitma^ po węgiersku 
csizma^ po turecku czisme. Niewątpliwie 
zatem wyraz turecki przez Ruś i Węgry 
przybył nad Wisłę i Niemen, a nawet da- 
lej, bo i niemcy mają Tschisme, Pisarze 
polscy wieku XVII i XVIII używają czę- 
sto tego wyrazu. 

Cło, inaczej zwane myto, mi to (ze 
starogermańskiego Miitd)^ już w wieku XI 
należało w Polsce do dochodów panujące- 
go. Że jednak na granicach Polski pia- 
stowskiej z innemi państwami porastały 
wszędzie puszcze, w których najpowolniej 
osiadała ludność i gdzie niepodobna było 
straży leśnej rozciągać, pobór więc ceł 
i należącego do nich targowego odbjrwał 
się wewnątrz kraju przy wielu zamkach, 
na główniej szych traktach lądowych i wo- 
dnych, do prowadzenia towaru zagranicz- 
nego wyznaczonych. Podobne główniej- 
sze komory celne istniały np. w Gnieźnie 
i Zbąszynie, w Wojniczu i Opatowie, na 
trakcie pruskim w Makowie, nad Wartą w 
Poznaniu, nad Wisłą w Korczynie, nad 



Digitized by 



Google 



C Ł O. 



247 



Odrą w Lubiążu, nad Bugiem w Drohiczy- 
nie, nad Narwią w Wiżnie i wielu innych 
miejscowościach. Są wzmianki, że Bole- 
sław Śmiały pobierał cła na rzece Bugu. 
Panujący wydzierżawiali prawo pobiera- 
nia myta w różnych miejscowościach, lub 
obdarowywali tem prawem zasłużonych 
sobie ludzi. R. 1238 zawarli książęta pol- 
scy umowy handlowo-celne z Krzyżaka- 
mi. R. 1317 Wład. Łokietek uwolnił mia- 
sto Lublin od ceł na zawsze. Kazimierz 
Wielki, troskliwy o podniesienie dobroby- 
tu krajowego ekonomista, nadawał więk- 
szym miastom prawo składowego, wyzna- 
czał i regulował drogi handlowe dla tran- 
sportów kupieckich. Jagiełło, odebrawszy 
hołd od kilku książąt pomorskich, zapew- 
nił przywilejem z 16 sierpnia 1390 roku 
zmniejszenie opłat cłowych na drogach 
z Poznania, Krakowa, Santoku do Szwe- 
rynu, Sztralzundu, Szczecina, Wolgastu 
i miast innych. Był to traktat handlowy 
z Hamburgiem, Lubeką, Rostokiem i wie- 
lu miastami nadbaltyckiemi. W trakta- 
cie brzeskim z Krzyżakami r. 1 436 książę- 
ta mazowieccy, litewscy, biskupi i pano- 
wie polscy, wymówili dla kupców ziem 
polskich, litewskich, Mazowsza i Rusi 
wszelki© prawa wysyłania okrętów swo- 
ich na morze bez opłat cła funtowego, po- 
bieranego przez Krzyżaków. Oła czyli 
myta wewnętrzne pobierane były zwykle 
w naturze, np. od wozu soli brano tyle sit 
soli, ile koni było do wozu zaprzęgniętych; 
od wozu śledzi — po pół kopy tychże od 
każdego konia; od wina pobierano naczy- 
nie. Jako myto wymieniany jest także ło- 
kieć sukna szkarłatnego, grzywna pie- 
przu i t. p. Cudzoziemcy, przybywający 
z towarem zagranicznym, płacili o poło- 
wę większe cło niż krajowcy; i tak, gdzie 
Polak dawał 3 kopy śledzi, tam Niemiec 
kop. 4V2. Za Kazimierza Jagiellończyka 
sejm piotrkowski 1447 r. uchwalił dwie u- 
stawy o zniesieniu myt „na lądach i wo- 
dach", które pobierali różni panowie w 



posiadłościach swoich, wyjednawszy so- 
bie po śmierci Jagiełły od regencyi i od 
młodocianego Władysława III przywileje 
nadawcze, lub nawet bez żadnego przywi- 
leju, samowolnie, naśladując w tem nadu- 
życie, praktykowane przez całe możno- 
władztwo w Niemczech i Europie zachod- 
niej. Postanowiono w Piotrkowie, iż ceł 
żadnych bez dozwolenia królewskiego w 
dobrach swoich nikomu ustanawiać nie- 
wolnopod karą konfiskaty dóbr ( VoL leg,^ 
I, f. 153). Gdy kupcy miasta Kaffy, osady 
genueńskiej nad morzem Czarnem, pro- 
wadząc obszerny handel z Europą zacho- 
dnią, towary swoje przewozili traktem 
lwowskim przez Polskę, Kazimierz Jag. r. 
1466 uwolnił ich od cła, z w^yjątkiem tyl- 
ko jednego rodzaju towaru, którym byli 
niewolnicy. Chrześćjaństwo dawno wy- 
rugowało już z Polski handel niewolnika- 
mi, więc starano się i ludziom obcym go 
utrudnić. Większe miasta handlowe, jak: 
Kraków, Warszawa, Wilno, Lwów, Lub- 
lin, Jarosław i inne, otrzymywały nieraz 
przywileje na różne ulgi celne, a synowie 
Kazimierza Jag. musieli zwolnić cały stan 
szlachecki od opłaty cła, jeżeli towar przy- 
wożony był nie na sprzedaż, lecz na wła- 
sną potrzebę. Ustawa Olbrachta z r. 1496 
mówi jeszcze o ,, poddanych króla wszel- 
kiego stanu", kmieciach i szlachcie. Ale 
w r. 1505, w nieobecności kr. Aleksandra, 
panowie koronni uchwalili, że cła nałożo- 
ne są tylko na handlujących, a Zygmunt 
I, w pierwszym statucie swoim z r. 1507 
prawo to zatwierdził. Opanowanie wła-' 
dzy prawodawczej przez ziemian, w dru- 
giej połowie XVI wieku — pis^e 1\ Kor- 
zon — doprowadziło tym sposobem do wy- 
tworzenia w Polsce pojęć fizjokratycznych 
na dwa wieki przed ukazaniem się szko- 
ły fizjokratów we Francyi. Szlachta wciąż 
domagała się zniżania ceny towarów, a 
więc i ceł, czyli, jak nazywano, „opłac- 
ków". Uchwała z r. 1576 orzekała, iż król 
nie może ustanawiać ceł żadnych bez sej- 



Digitized by 



Google 



248 



CMENTARZE. 



mu, ani monopolów tych rzeczy, które z 
państw koronnych i litewskich pochodzą 
( VoL leg.^ II, f. 901). Zła organizacja cel- 
nictwa, w trudnych zresztą warunkach, 
była powodem, że skarb polski miał zna- 
cznie mniej dochodów celnych, niż mieć 
był powinien. Podskarbiowie urządzili 
wprawdzie od wszystkich „ścian" granicz- 
nych łańcuch komór i przj^^komórków 
(których w samej Wielkopolsce, na grani- 
cach i wewnątrz, istniało w wieku szesna- 
stym 27) ze szczupłą liczbą rewizorów, pi- 
sarzy, strażników, i wydawali „instrukta- 
rze celne" z wyliczeniem wszelkiego ro- 
dzaju towarów i wysokości opłat; lecz we- 
dług jednakowej skali obliczano cło od to- 
warów dowożonych i wywożonych czyli 
od inv€cły i €vecty, zwykle w stosunku 3^ 
od wartości, i tylko dla kupców. Za szla- 
chcica składał zwykle przysięgę jego eko- 
nom lub szyper, dozorujący transportu, że 
towar idzie na własną wiejską potrzebę, 
lub pochodzi z własnego gospodarstwa. 
Tylko w nadzwyczajnych wypadkach za- 
wieszała szlachta czasowo swój przywilej 
cło wy, jak np. po najeździe szwedzkim za 
Jana Kazimierza, gdy sejm r. 1661 uchwa- 
lił „cło generalne" od stanu szlacheckie- 
go, duchownego, a nawet od transportów, 
prowadzonych dla króla, królowej i dwo- 
ru ( Vol. leg.^ lY, f. 726). Ostatecznie zrze- 
kła się szlachta swego przywileju na sej- 
mie r. 1764, który, za sprawą Czartorys- 
kich, przeprowadzając reformę rządu 
Rzplitcj, uchwalił cło generalne „począw- 
szy od naj. króla, aż do ostatniego obywa- 
tela i kupca, cujnsciinquc gencris ac coii- 
ditionis'*' , Wówczas to wykonaniu tej po- 
żądanej dla skarbu państwa uchwały prze- 
szkodził środkami gwałtownymi król pru- 
ski Fryderyk 11. Dopiero podczas pierw- 
szego rozbioru sejm delegacyjny zdołał 
wprowadzić do budżetu owo cło general- 
ne pod nazwami: cło kupieckie, cło 
szlacheckie, cło od soli. Fryderyk 
nie opierał się już wtedy, bo miał w ręku 



ujścia Wisły i nowe środki gnębienia han- 
dlu polskiego. Oto prowadząc akcję pier- 
wszego rozbioru Polski, narzucił r. 1774 
bezsilnemu sejmowi delegacyjnemu trak- 
tat handlowy, ustanawiający cło w wyso- 
kości 2^ na towary polskie, wprowadzane 
do Pras, 4^ na tranzyt przez Prusy i 12^ 
na sprowadzane z innych krajów przez 
Prusy do Polski lub wysyłane z Polski do 
i innych krajów, czem przygnębił niezmier- 
nie spław na Odrze i Wiśle, a w szczegól- 
ności najważniejszy dla handlu polskiego 
rynek gdański (T. Korzon: „Wewnętrzne 
dzieje Polski", t. II i III). 

Cmentarze polskie i ciał grzebanie. 
Pomimo przyjęcia chrześójaństwa, prze- 
chowały się długo w narodzie starożytne 
zwyczaje z czasów pogańskich, a do tych 
należało rzucanie gałęzi na mogiły przez 
przechodniów. Przejeżdżający lub idący 
już zdaleka szukał gałązki, aby rzucić ją 
na mogiłę, gdy się zbliżył, a jeśli o tern za- 
pomniał, zsiadał z wozu, łamał gałąź z po- 
bliskiego drzewa, żegnał i mówiąc „wiecz- 
ny odpoczynek" za dusze zmarłych, nieo- 
glądając się za siebie, odjeżdżał. W braku 
gałęzi, rzucał wiecheć słomy lub siana z 
wozu wyjęty. Nigdzie tak płastycznie, jak 
w tym momencie, nie połączyły się z sobą 
pojęcia dwuch światów — pogańskiego i 
chrześćjańskiego. Poganin rzucał gałąź, 
aby, gdy stos się nagromadzi, zgorzała o- 
gniem, przez który czyściły się dusze nie- 
boszczyków. Zostawszy chrześćjaninem, 
czynił długo to samo, ale z modlitwą za u- 
marłych na ustach. Kto tego nie dopełnił, 
miano przesąd, że duch nieboszczyka gnie- 
wał się za to i mógł podróżnemu drogę 
zmylić. Chrześćjaństwo nakazywało grze- 
banie zmarłych pod kościołami i na cmen- 
tarzach, zwykle kościół otaczających. Nie- 
łatwo przecież było pokonjić dawne zwy- 
czaje, zwłaszcza na Litwie i Rusi, gdzie 
dotąd jeszcze istnieją cmentarze wiejskie, 
nieparafjalne, w polach i lasach. Przeciw- 
ko temu zwyczajowi występował już ener- 



Digitized by 



Google 



CMENTARZ K. 



2-i9 



gicznie Jerzy Tyszkiewicz, biskup żmudz- 
ki, na synodzie r. 1636, zakazując księżom 
żmudzkim pogrzebów, mów i ceremonij 
po za kościołami. Podobnie wyraża się 
synod łucki r. 1641. Biskup łucki, Rup- 
niewski, na synodzie r. 1726, nakazuje o- 
głosić ludowi, że gdy kto w polu lub ga- 
jach pochowa zmarłego, ma być biskupo- 
wi doniesiony, za co przezeń będzie wy- 
klęty. Synod wileński r. 1744, za pocho- 
wanie ciała w polu lub lesie, wzbrania win- 
nemu wstępu do kościoła przez 3 miesią- 
ce. Oczywiście wszystkie te zakazy stosu- 
ją się do miejsc niepoświęconych, w odda- 
leniu od kościołów, gdzie mogły się jesz- 
cze odbywać resztki praktyk pogrzebo- 
wych pogańskich, o których wykorzenienie 
pasterzom djecezjalnym głównie chodziło, 
a przytem o cześć dla zmarłych i dla miej- 
sca poświęconego. Starano się to okazać 
przez utrzymanie porządku i dlatego wy- 
dawane były przez synody i biskupów 
przepisy, wzbraniające na cmentarzach 
paszenia bydła i wpuszczania trzody (sy- 
nod włocławski r. 1568). Synod gnieźnień- 
ski w r. 1512 nakazuje ogradzanie cmenta- 
rza murem, parkanem drewnianym, lub o- 
kopanie rowem. Synod chełmiński z roku 
1583 chce mieć w bramie cmentarnej u- 
mieszczoną kratę żelazną lub drewnianą, 
która pokrywając dół wykopany, broniła- 
by wejścia zwierzętom. Synod warmiński 
z r. 1610 zabrania rozwieszania na cmen- 
tarzu pościeli, wystawiania i mycia naczyń 
kuchennych i browarnych, przesiewania 
i suszenia zboża. Synod kijowski z r. 1762 
zakazuje rozwieszać suknie świeckie i bie- 
liznę, jeździć przez cmentarz, odbywać na 
nim targi. Inni biskupi nakazują uprzą- 
tać z cmentarzy zielsko, wióry, beczki z 
wapnem, a dozwalają sadzić drzewa, aby 
osłaniały kościół od pożaru, byle nie za- 
ciemniały zbyt okien. Fundusz na ogro- 
dzenie i naprawę dają parafjanie, zacho- 
wanie zaś porządku należy do plebana, je- 
śli ma odpowiednie dochody. Kostnica 



(ossorta) powinna mieć kraty gęste, aby 
zwierzętarnie wchodziły, a na zewnątrz 
napis j aki większemi literami o wieczności 
lub sądzie ostatecznym. Synody prowin- 
cjonalne polskie z lat 1233 i 1248 stano- 
wią, że cmentarze ogrodzone, przez bisku- 
pów urządzone i poświęcone, mają prawa 
imminitatis ccci, (schronienia), stąd gwał- 
ciciele ich podlegają klątwie i jako wyklę- 
ci ogłaszani być powinni. Kościół para- 
fjalny i jego cmentarz są właściwem miej- 
scem wiecznego spoczynku dla każdego 
parafjanina, chyba że gdzieindziej sobie 
grób wybrał, albo przodkowie dla siebie 
i następców swoich gdzieindziej go zało- 
żyli. Ojciec wybiera grób dla dzieci nie- 
letnich, a pan dla sług nieletnich. Kolato- 
rom służyło prawo budowania grobów mu- 
rowanych, inni zaś powinni na to mieć po- 
zwolenie biskupa. Wolność grobu w ko- 
ściele mieli sami tylko kapłani, dobroczyń- 
cy, rodziny kolatorów i członków dozoru 
kościelnego, zmarłych na tym urzędzie. 
Ponieważ niektórzy ubodzy kolatorowie, 
niemający murowanych grobów, chcą je- 
dnak być pochowani w kościołach swej 
kolący i, nie zważając na to, że przez cią- 
głe wzruszanie posadzki, naprawiać ją 
trzeba, synod łucki r. 1727, bez względu 
n^jiis patronatus, na cmentarzu chować 
ich, każe. Do sklepów dziedzicznych fami- 
Ija nie mogła przyjmować dalszych krew- 
nych. Nagle zmarli nie powinni byli być 
chowani przed upływem 24 godzin, lub 
dopóki jest nadzieja przywrócenia ich do 
przytomności. Synod włocławski r. 1641 
zabrania odprawiać pogrzebów przed i po 
zachodzie słońca i usilnie zaleca, aby zmar- 
li, nawet najubożsi, z przyzwoitością byli 
chowani przez kapłanów, bez nadziei zy- 
sku doczesnego, a choć będą chowani na 
cmentarzu, jednak pierwej wypada wnieść 
ich do kościoła i odprawić kondukt mniej- 
szy z użyciem kadzidła, jeśli można. Ple- 
bani powinni radzić spadkobiercom i przy- 
jaciołom zmarłych, aby koszta pogrzebo- 



Digitized by 



Google 



250 



CMENTARZE. 



we były skromne, raczej w celu zaspoko- 
jenia głodu ubogich, niż na \!tystawnośó 
katafalków lub sute uczty czynione. Po- 
nieważ zaś zdarzało się, że lud prosty na 
tych ucztach dawał zgorszenie z pijań- 
stwa, a wieśniacy niszczyli swą chudobę, 
synod więe poznański r. 1738 zaleca dzie- 
dzicom, aby tego zabraniali. Biskup Ma- 
ciejowski w XVI w. zabronił na pogrzebach 
panów wprowadzać konie do kościoła, ła- 
mać kopje, z koni w gwałtownym pędzie 
spadać, pozostawiając zwyczaje pieszym 
i poza kościołem. Synod włocławski roku 
1641 zaleca kapłanom w mowach pogrze- 
bowych nie zajmować się genealogją fa- 
milii ani zbytniemi pochwałami niebosz- 
czyka, alo życzy sobie, aby i w czasie po- 
grzebu biednych, miewano krótką przemo- 
wę o jakim szlachetnym czynie zmarłego, 
z podziękowaniem dla towarzyszących ża- 
łobnemu pochodowi. Wszystkie synody, 
począwszy od włocławskiego z r. 1568, u- 
ważając modlitwy i obrzędy pogrzebowe 
za rzeczy święte, sacramentalia, zabrania- 
ją kapłanom targów i umów o nie, każąc 
poprzestawać na dobrowolnym datku, a 
synod chełmski r. 1624 gi'Ozi kapłanom 
karą zwrócenia podwójnego. Synod chełm- 
ski r. 1745 grozi duchownym ciężką karą 
za odmówienie, lub zwłóczenie pogrzebu 
dla nieopłaconych pieniędzy, wydatki je- 
dnak na świece, lampy, powinny być zwró- 
cone. Dla uniknienia sporów, prawie wszy- 
stkie synody stanowiły taksy bogrzebo- 
we, warując, aby biedni, po których nic 
lub bardzo mało pozostało, chowani byli 
darmo z ceremonjami, procesją, krzyżem 
i śpiewem, dzwonieniem pobudzając para- 
fjan do modlitwy, a i sam pleban na pier- 
wszej mszy, jaką odprawi, ma mieć imien- 
ną o nich komemorację. Synod chełmski 
r. 1624 każe na pogrzeby biednycli wy- 
stępować uczniom ze szkółki, a przemys- 
ki r. 1641 każe biednych grzebać kosztem 
plebana lub skarbony kościelnej. Synod 
poznański r. 1720 mówi: „Gdy umrze bie- 



dny, za pogrzeb którego nic dać nie mo- 
gą, dusza jego ma być wspierana miłoś- 
cią; więc wszystko będzie darmo; wypro- 
wadza się ciało jego z wszelką okazałoś- 
cią, odprawi się msza św. i kondukt. Ża- 
dne ciało pochowane nie będzie, któreby 
wpierw nie było wystawione w kościele 
podczas mszy Św., aby każdy wiedział, że 
nie zbywa kapłanom na miłości tam, gdzie 
tego wymaga potrzeba". Za to starym 
zwyczajem, na pogrzebach możnych, 
wszystko co było użyte do przystrojenia 
katafalka, zostawało się na własność ko- 
ścielną. Aby zapobiedz sporom, biskup 
Maciejowski stanowi, że podług zwyczaju, 
należą się kościołowi: pochodnie, świece 
woskowe, płótno, sukno lub jedwab', o in- 
ne zaś rzeczy należy się wcześnie umówić 
z plebanem, aby nie było potem w koście- 
le kłótni i wzajemnego sobie wydzierania. 
Zdarzały się bowiem- niezgody w czasie u- 
roczystych pogrzebów, gdy duchowni z 
odwiecznego zwyczaju chcieli brać okry- 
cia jedwabne z trumny i katafalku, konie, 
którymi ciało przywieziono, i rumaka, na 
którym, podług obyczaju polskiego, sie- 
dział jeździec w zbroi, przedstawiający 
stan rycerski nieboszczyka, a gdy słudzy 
zmarłego i krewni sprzeciwiali się temu. 
Synod płocki r. 1643 każe nauczać lud, 
iżby, przechodząc przez cmentarz, modlił 
się za umarłych tam spoczywających. To 
też znamienną była zawsze w Polsce go- 
rąca pobożność ludu ku duszom zmarłych, 
czego świadectwem zakładane w tym ce- 
lu bractwa i powszechny zwyczaj hojnego 
wspierania ubogich w dzień zadusz- 
ny. O nadużyciach z tego powodu wspo- 
mina synod poznański r. 1738, że lud przed 
kościołem rozdaje ubogim pokarmy i na- 
poje, skąd czasem pijaństwo i inne zgor- 
szenia. Aby temu przeszkodzić, poleca bi- 
skup plebanom, iżby radzili te ofiary da- 
wać na szpitale, lub dla prawdziwie po- 
trzebujących wsparcia, a jeśli nie da się 
lud odwieść od tego, niech przynajmniej 



Digitized by 



Google 



COLLOgUIA — COLLOgUIUM. 



251 



owe potrawy nie będą dawane w kościele. 
(X. Z. Chód.). 

Cdlloqilia, inaczej łcrminigeneraleslMh 
Wie ca. Sądy -wiecowe judicia generalia 
(ob. Wiec). Zwano je także „Wielkie Są- 
dy'^ (Vol, leg. II, f. 749) lub .Wielkie Ro- 
ki" ( VoL leg, n, f. 792). Były to sądy a- 
pelacyjne od sądów ziemskich i grodzkich, 
odbywane w każdej ziemi pod przewo- 
dem wojewody lub kasztelana, na które 
się zbierali wszyscy urzędnicy ziemscy. 
Sądy te wiecowe przestały istnieć po usta- 
nowieniu Trybunału za Stefana Batorego. 
(W. Dutkiewicz). Raz za Zygmunta Au- 
gusta w r. 1563, Wie ca zastąpione były 
przez sądy nadzwyczajne/w^/«iz nova na- 
zwane. 

Colloquium charitativum, rozmowa 
przyjacielska. Wczasach w których 
we Francyi następca Richelieu'ego, Maza- 
rini, protestantyzm do reszty wytępiał; w 
czasach w których wojna religijna w 
Niemczech od lat 27, wsie i miasta w pe- 
rzynę obracała; w roku w którym Crom- 
well, na czele Purytanów, pobił na głowę 
Karola I — w tych samych czasach król 
polski Władysław IV pamiętny uchwały 
sejmu warszawskiego z r. 1573, niedopu- 
szczającej żadnych prześladowań religij- 
nych, powziął wzniosły zamiar za pomocą 
rozmowy przyjacielskiej czyli jak po ła- 
cinie nazywano colloquium chariłałroum 
zjednoczyć wyznania protestanckie z pa- 
nującą w kraju wiarą rzymsko-katolic- 
ką. Krok ten w drodze miłości chrześci- 
jańskiej uczyniony, lubo w rezultacie nie 
osiągnął pożądanego skutku, przyniósł je- 
dnak prawdziwy zaszczyt w dziejach hu- 
manitaryzmu nie tylko królowi, ale i tym 
panom polskim, którzy mu w tern poma- 
gali. „Najgorliwsi nawet biskupi polscy — 
pisze Wł. Smoleński — odwracali się że 
wstrętem od wojny domowej i w planach 
króla widzieli jedyny sposób pokonania 
przeciwników katolicyzmu, bez narażania 
państwa na klęskę**. Jakoż w myśl króla 



sjniod warszawski wydał odezwą do wszy- 
stkich różnowierców w Polsce z zaprosze- 
niem ich na d. 10 września r. 1644 do To- 
runia na rozmowę przyjacielską. Dnia 18 
września tegoż roku zjechał do Torunia 
biskup żmudzki Jerzy Tyszkiewicz, na cze- 
le teologów katolickich, dla wzięcia udzia- 
łu w rozprawach. Gdy jednak różnowier- 
cy wysłali posłów do króla z żądaniem je- 
go obecności na zjeździe i z prośbą aby 
spory religijne w ostatniej instancyi roz- 
strzygał, Władysław godząc się na to, 
zjazd toruński odroczył do d. 28 sierpnia 
r. 1645, a gdy termin się zbliżył, wyzna- 
czył kanclerza Jerzego Ossolińskiego na 
swego zastępcę. Collogiiium otwarte zo- 
stało 28 sierpnia w wielkiej sali ratusza 
toruńskiego. Trzy wyznania t. j. katoHcy, 
kalwini i luteranie siedzieli w osobnych 
grupach. Arjanie czyli tak zw. „bracia 
polscy" w skutek ogólnego życzenia 
wszystkich wyznań, nie byli (równie jak 
i na zjazd w Sandomierzu r. 1570) wcale 
zaproszeni. Przy długim stole, w środku, 
zajął miejsce Ossoliński, jako prezes zjaz- 
du, przy nim Jan Leszczyński, kaszt, gnie- 
źnieński jako wice-prezes, obok Tyszkie- 
wicz, biskup żmudzki, dalej siedział dy- 
rektor kalwinów Zbigniew Gorajski, ka- 
sztelan chełmski i dyrektor lutrów Zyg- 
munt Guldenstem, starosta sztumski. Sa- 
la zapełniona była notarjuszami wszyst- 
kich wyznań, jezuitami, ministrami kal- 
wińskimi i mnóstwem cudzoziemców. Na 
prośbę lutrów wielkopolskich stawił się 
Jan Huelsemann z Witenbergi; na pomoc 
kalwinom elektor brandenburski i książę 
brunświcki przysłali swoich teologów. 
Czynnych członków zjazdu było 80, z tych 
28 teologów katolickich z różnych dyece- 
zyj, potwierdzonych przez prymasa; ty- 
luż wyznania augsburskiego i 24 reformo- 
wanych. Kanclerz Ossoliński zagaił po- 
siedzenie pochwałą króla, który, jak dru- 
gi Konstantyn, pragnie święty pokój 
Rzplitej ugruntować, utrzymując miłość 



Digitized by 



Google 



252 



CrjLUMBATIO — CONDICTIO. 



i Zgodę pomiędzy współobywatelami. Pier- 
wsze dni zeszły na sporach nad porząd- 
kiem obrad i koleją pierwszeństwa. Po 
odczytaniu wyznania wiary katolików, re- 
formowani podali swoje, zawierające kilka 
wyrażeń katolikom ubliżających. Wów- 
czas biskup żmudzki wystąpił przeciwko 
deklaracyi, jako niezgodnej z instrukcją 
królewską. Ossoliński nazwał tę deklara- 
cję paszkwilem i zabronił umieścić ją w 
aktach, a powołany nagle pismem królew- 
skiem wyjechał z Torunia, oddawszy kie- 
rownictwo zjazdu wice-prezesowi Lesz- 
czyńskiemu. Jezuita Schoenhoff zwalał 
winę pogwałcenia instrukcyi królewskiej, 
zalecającej zgodę na ewangelików; ci o- 
statni naodwrót przypisywali ją katoli- 
kom. Gdy obronę kalwinów czytać zaczął 
teolog Berg, Bojanowski jął dowodzić pra- 
wa pierwszeństwa lutrów w tym wzglę- 
dzie i założył protestację, a Gorajski imie- 
niem kalwinów reprotestację. Jezuita 
SchoenhoiF udał się do bawiącego we wsi 
Staroźrebach w Płockiem Władysława IV 
z wiadomością, że Colloqiiiinn schodzi na 
samych kłótniach. Lutrzy wysłali z tem 
samem Guldensterna, a kalwini Adama 
Reja. Kanclerz odpowiedział wysłańcom 
w imieniu króla, iż ten pragnie aby uczest- 
nicy zjazdu równych używali praw, albo- 
wiem tylko przy miłości wzajemnej osią- 
gnie się cel rozpraw. Gdy każde wyzna- 
nie obstawało przy swojem. Leszczyński 
po 36 posiedzeniach zamknął (d. 21 listo- 
pada 1645 r.) narady mową, w której u- 
bolewał nad niepomyślnym wynikiem zja- 
zdu. Dyrektorowie odpowiedzieli na mo- 
wę prezesa, poczem nastąpiło pożegnanie. 
Katolicy i kalwini protokóły swoje podpi- 
sali wzajemnie, ewangelicy osobne zreda- 
gowali sprawozdanie i wnieśli manifest 
do ksiąg sądowych toruńskich. ^ Każdy 
ze swojem zdaniem odjechał, ale po przy- 
jacielsku i uprzejmie rozstali się za powa- 
gą króla i łagodnością biskupa żmudzkie- 
go'^. Królowi przyniósł ten zjazd wiele 



sław}^ w Europie, Rzplitej żadnego poż^-t- 
ku. Koszta „rozmowy przyjacielskiej •* po- 
krył Toruń sumą 50,000 złp. (Kubala, Łu- 
kaszewicz, Lengnich, Krzyżanowski, Wł. 
Smoleński). 

ColumbatiO, było poprostu kolędą, po- 
darkiem dla proboszcza, a nie dziesięciną 
lub podatkiem z gołębi ( VoL leg. I, f. 
98, 101). 

Comber. Zabawa przekupek krakow- 
skich w tłusty czwartek nazywana była 
combrem, lub babskim combrem. 
Tańczono i śpiewano na ulicach, zwłaszcza 
w rynku, wleczono na powrozie bałwana 
słomianego, zwanego combrem, i rozry- 
wano go w kawałki. W Radomskiem w 
środę popielcową baby zgromadzają się 
wieczorem w karczmie „na comber", stro- 
ją lalkę ze słomy, mającą przedstawiać 
„Mięsopust** i chodzą po domach, zmusza- 
jąc młode panny i mężatki do okupu. W 
Poznańskiem, w tłusty czwartek, dziewki 
wyprawiają parobkom c u m b e r lub o u m- 
per, opłacając wódkę, przekąski, i muzy- 
kę. Wywodzono — powiada Karłowicz — 
zwyczaj i nazwę co mb r u od bajecznego 
burmistrza krakowskiego, który miał b>'ć 
okrutnym, niecierpianym i zmarł jakoby 
w tłusty czwartek. Taką legendę wydini- 
kował Majeranowski w „Pszczółce ki-ak.'* 
(r. 1820, I, 110), a za nim poszli: Wójcic- 
ki, Gołębiowski, Łepkowski i inni. Ale 
Maciejowski („Piśmiennictwo", I, 181) 
przytoczył podobny zwyczaj i wyraz nie- 
miecki zampcrHy zempern, a potwierdził 
to i Bruckner. Jakoż zdaje się że comber, 
znany też i u Łużyczan pod nazwą c a m- 
por, camper, przyniesiony został do 
miast polskich przez osadników z Marchii 
Brandenburskiej w wiekach średnich. 

CondictiO, (z łac. condicłio — umowa 
i odezwa), w prawie rzymskiem oznaczało 
skargę osobistą; u nas zaś znaczył wyraz 
i^w po prostu zmowę, zmowne działanie 
na cudzą szkodę, i Jus Pol Bandłkie f. 
405). 



Digitized by 



Google 



CORYLUS 



CUDZOZIEMCY. 



253 



Corylus alias Zalaska ob. Laska. 

Crinile, pro crjnill (z łac. ^////^i^— wło- 
sy). Jeżeli panna wychodząca zamąż nie 
miała oprawy czyli posagu, to prawo pol- 
skie na odwiecznym zwyczaju oparte, sta- 
nowiło, aby pan młody dał jej wynagro- 
dzenie za wieniec, czyli warkocz, który 
każdej dziewicy przed ślubem rozplatano, 
a po ślubie przy oczepinach ucinano. 
Bandtkie i Czacki błędnie er mile uważali za 
^przywianki", t. j. przypisy posagowe czy- 
nione przez mężów żonom, które wniosły 
posagi. Czacki również niewłaściwie po- 
równał crifiile z niemiecką 'Morgeiigabe, 
donum małułiniun, co było u Niemców 
darem dla żony nazajutrz po ślubie przez 
męża czynionym, wcale różnym od pol- 
skiego crinilc. Gdyby uczeni nasi Bandt- 
kie i Czacki znali obyczaje weselne ludu 
wiejskiego, to spostrzegliby niezawodnie, 
że lud ten jeszcze w ich czasach zachowy- 
wał powszechnie dawny średniowieczny 
zwyczaj narodowy kupna warkocza pan- 
ny młodej przed ślubem i rozplatania go 
po dobiciu rzekomego targu drużbów pa- 
na młodego z braćmi panny młodej. Lud 
zachował do wieku XIX to, co musiało 
być w średnich wiekach powszechnem n 
szlachty, skoro prawo polskie . miało na to 
łacińskie wyrażenia. 

Cuda świata. W dawnych książkach 
naszych, a zwłaszcza w mowie potocznej 
Polaków, tak często każdą rzecz niezwy- 
kłą mianowano bądź poważnie, bądź żar- 
tobliwie „ósmym cudem świata**, że nie 
zawadzi tutaj wymienić, co uważano za 
7 cudów świata starożytnego. Erudyci 
wymieniali następujące: 1) piramidy egip- 
skie, 2) „wiszące ogrody** Semiramidy ba- 
bilońskie, 3) świątynię Djany czyli Arte- 
midy w Efezie, 4) posąg Jowisza w Olim- 
pii, dzieło Fidjasza, 5) grób wystawiony 
mężowi przez Artemizę, 6) Kolos rodyj- 
ski i 7) latarnię morską w Aleksandryi. 

Cudzoziemcy w dawnej Poisce. Za Pia- 
stów cudzoziemcy przyjmowani bvli w 



Polsce z wielką gościnnością, obdaraani 
hojnie prawami obywatelstwa, a w doku- 
mentach owoczesnych nazywani gośćmi 
(hospiłcs). Żydzi, którzy chroniąc się od 
prześladowań w Europie zachodniej, u- 
ciekali do Polski, otrzymywali tu rozmai- 
te przywileje, tak samo jak osadnicy nie- 
mieccy, którzy ściągani przez książąt pia- 
stowskich, pragnących przez to podnieść 
dochody ze swoich miast, osiedleni w nich, 
rządzili się swemi prawami. Konrad ma- 
zowiecki zapewnia im te same prawa 
(prawdopodobnie sądownictwa), co ryce- 
rzom. Byli i wśród ludności wiejskiej przy- 
bysze {advenae\ napływający do Polski 
dla zarobku. Bolesław V w r. >260 daje 
przywilej przychodniom takim, w dobrach 
klasztoru wąchockiego przebywającym, 
niepodlegania jurysdykcyi kasztelańskiej 
i wojewodzińskiej, lecz tylko sądowi księ- 
cia. Podług dawnego prawa polskiego, 
cudzoziemcy, nie mający indygienatu, t.j. 
obywatelstwa polskiego, nie mogli obej- 
mować urzędów, posłować, trzymać kró- 
lewszczyzn i zamków, nabywać dóbr ziem- 
skich i otrzymywać kaduków, lecz za to 
łatwo otrzymywali szlachectwo czyli in- 
dygienat. Według statutu z r. 1538, ci 
którzy nie mając obywatelstwa, ale do- 
stawszy dygnitarstwa lub zamki, upo- 
mnieni, takowych nie porzuciliby, podle- 
gali konfiskacie i infamii. Zygmunt III 
zobowiązał się nie dawać żadnemu cudzo- 
ziemcowi opatrzenia bez zezwolenia sena- 
tu. Według konstytucyi z r. 1669, tylko 
najwyżej 6-ciu cudzoziemców mogło po- 
zostawać przy boku królewskim. Niewol- 
no było cudzoziemców sprowadzać na e- 
lekcję. Nieosiedli stale w mieście, nie mie- 
li prawa prowadzić handlu i niewolno im 
było wywozić z kraju majątku pod karą 
konfiskaty, z wyjątkiem Krakowa, Pozna- 
nia, Lwowa i Wilna, gdzie tylko dziesią- 
tą część musieli złożyć na rzecz miasta. 
Spadek po cudzoziemcu, zmarłym bezpo- 
tomnie i beztestamentowo, stawał się ,,ka- 



Digitized by 



Google 



254 



CUKROWA KOLACJA — CYKATA. 



dokiem*', czyli przechodził na skarb ki*ó- 
lewski. Konstytucja z r. 1768 pozwoliła 
tylko krewnym wziąć sobie taki spadek 
za opłatą dziesiątej części dla miasta lub 
dziedzica miejsca, w którem nieboszczyk 
mieszkał. Podział spadku podlegał prawu, 
z pod którego pochodził cudzoziemiec. 
Prawo polskie zapewniało cudzoziemcom 
jaknajspieszniejszy wymiar sprawiedliwo- 
ści. Konstytucja z r. 1768 sprawy o pie- 
niądze cudzoziemców, nieobecnych w Pol- 
sce, zalecała komisyi skarbowej sądzić 
jaknajśpieszniej. Według Statutu litew- 
skiego, dla kupców cudzoziemskich był 
sąd „prawem gościnnem" w każdym cza- 
sie gotowy, a mianowicie w dobrach kró- 
lewskich starosta lub dzierżawca, w pry- 
watnych dziedzic, a w stoHcy sąd potocz- 
ny, t.j. stale zasiadający. Obwiniony choć- 
by pozwu dla nieobecności nie oglądał, za- 
ocznie był sądzony. Według artykułu IV 
ustawy z r. 1791, „każdy człowiek, do 
państw Rzplitej nowo z którejkolwiek 
strony przybyły, lub powracający, jak tyl- 
ko stanie nogą na ziemi polskiej, wolnym 
jest zupełnie użyć przemysłu swego, jak 
i gdzie chce; wolny jest czynić umowy na 
osiadłość, robociznę lub czynsze, wolny 
jest osiadać w mieście lub na wsiach; wol- 
ny jest mieszkać w Polsce, lub do kraju, 
do którego zechce, powrócić, uczyniwszy 
zadosyć obowiązkom, które dobrowolnie 
przyjął" (Hubę: „Prawo polskie w wieku 
KIII'*, Vo/. leg., Statut litewski i Wład. 
Smoleńskiego artykuł w „Wielk. Encyk. 
powsz. ilustr.", t. Xni, str. 428). Zasłu- 
żony badacz dziejów naszych, Ksawery 
Liske, jest autorem wydanego we Lwo- 
w^ie r. 1876 dzieła p. n. „Cudzoziemcy w 
Polsce: L. Naker, U. Werdum, J. Bemoul- 
li, J. E. Bister, J. J. Kausch". 

Cukrowa kolacja. Po obiedzie wesel- 
nym przeciągały się do późnej nocy tań- 
ce, podczas których następowały oczepi- 
ny, a po oczepinach i odśpiewaniu pieśni, 



mach zamożniejszych „cukrowa kolacja^, 
zastawiana w sypialni państwa młodych. 
Niewiasty zamężne czyli swachy wraz z 
mężami, pozostawiwszy na sali tańczących 
drużbów i druchny, odprowadzali polone- 
zem państwa młodych do ich sypialni, 
gdzie był zastawiony stół słodyczami, po- 
między któremi marcepan migdałowy pier- 
wsze zajmował miejsce (w przyrządzaniu 
marcepanów celowali w wielu miastach 
aptekarze). Napoje podawano najsłodsze, 
więc miody, a z win muszkatel. Dopiero 
za Stanisława Augusta wprowadzono wi- 
no szampańskie. Rozochoceni goście, a 
zwłaszcza bliżsi krewni, zdjąwszy z nogi 
trzewiczek panny młodej i stawiając weń 
kielich, który nieraz okręcano jej podwiąz- 
ką, jeżeli zdołano zręcznie ukraść z nóżki, 
pili zdrowie państwa młodych i przyszłej 
ich konsolacyi. przyczem zwykle jeszcze 
raz śpiewano obrzędowego „chmielą". 

Cyc, spolszczenie wyrazu holenderskie- 
go sits, tkanina bawełniana, biała lub 
kolorowa , zwana obecnie perkalem,w 
końcu XVIII wieku pod nazwą cyc u we- 
szła w powszechne użycie na spódnice 
i suknie kobiece, firanki i pokrycie mebli. 

Cyga, kręglica, bąk, fryga, war- 
tołka, warchołka, zabawka dziecinna 
od wieków u nas znana. Kula wydrążona 
na trzonku czyli rączce, dokoła której o- 
kręca się sznurek lub rzemyk, służący do 
puszczenia w ruch cygi. Andrzej Kocha- 
nowski (synowiec Jana) pisze: „Jaką po 
długich salach grą się bawią dzieci. W dłu- 
giem kole patrzając, ta biczmi pędzona, 
krzywem kołem polata". Pobożny Łazarz 
Baranowicz, arcybiskup czernihowski o- 
brządku greckiego w XVII w. pisujący po 
polsku, z tej gry chwyta religijne porów- 



nania: 



Borcc jako cyga, gdy ją zacinają 
Obrót ustalon z cygi z zajęciem miewają. 
Serce jak cyga nasze obrót stroi, 
Pańi^kiego bicia jak cyga się boi. 



zwanej „chmielem", następowała w do- | Cykata, cykada, (z włoskiego ^'wrrrt- 



Digitized by 



Google 



CYMBAŁ K I. 



!^00 



^/a), tak nazywano w kuchni polskiej osma- 
żane w miodzie lub cukrze skórki cytry- 
nowe lub melonowe, używane do pierni- 
ków lub ciast wielkanocnych, bądź we- 
wnątrz tychże, bądź na ich powierzchni. 
W „ Compcndium medicum^ z r. 1767, za- 
leca autor „do pierników toruńskich na- 
kłaść cykady. krajanej albo skórek cy- 
trynowych". Marcin Sennik w zielniku 
swoim z r. 1568 pisze: „Niewiasta przed 
rodzeniem ma być posilona dobremi trun- 
kami, konfekty miodunczanemi, cytryna- 
ty", (lud też dotąd położnicom daje do pi- 
cia wódkę). W r. 1643 sejm naznaczył cła 
między innemi na zagraniczne „cukaty, 
słodkie rzeczy w cukier wprawione" VoL 
leg., IV, f. 81). 

Cymbałki, narzędzie muzyczne, po- 
wszechnie użjwane niegdyś w całej środ- 
kowej Europie. W Polsce grywali na niem 
zwłaszcza Żydzi i Cygani. Mączyński w 
słowniku łacińsko-polskim z r. 1564 poda- 
je: Cyjnbalum — cymbał, zwonki brzmiące; 
0'^^^//^/*^— cymbałtownik. który cimba- 
ły czyni". Linde, który znał „cymbały" 
z końca XVIII i początku XIX w., oki-e- 
śla je słowami: „narzędzie muzyczne, stro- 
nami drócianemi pokładane, które w gra- 
niu uderza się palcatkami". Cymbałami 
nazywano także „dzwony u zegara, które 
godziny biją", a ks. Solski w dziełku swo- 
jem „Architekt" (z r. 1690) powiada, że 
„na wieży ratusza krakowskiego były dwa 
cymbały zegarowe". W „Teatrze polskim" 
wydanym pod koniec XVin wieku, czy- 
tamy: „Cymbałki słomiane, modno zro- 
bione, uchodzą teraz za foi-tepiano". Al. 
Poliński pisze, że „w starożytnej Assyryi 
budowano cymbały bardzo podobne do 
cygańskich, ale z mniejszą ilością strun. 
Niemcy w wiekach średnich cymbałkom, 
budowanym w formie trapeza, dali nazwę 
Alackbrełł. Ten instrument, mało zresztą 
różniący się od cymbałków cygańskich, o- 
patrzono z czasem klawiszami, które, za 
przyciśnięciem, uderzały w struny mło- 



teczkami. To dało początek dzisiejszemu 
fortepianowi, który aż do końca wieku ze^ 
szłego zwano klawicymbałem, t. j. cymba- 
łem klawiszowym (ccjjibalo lub claincem- 
bało), Kiedy weszły w użycie cymbałki z 
tabliczkami szklannemi — tego nie umie- 
my objaśnić. Saini widzieliśmy na Litwie 




Mordko Fajcrmnii, ostatni cymbalista warszawski, 
podług fotografii Karola Bejcra. 

starego żyda, grającego na dużych cym- 
bałkach strunowych bez tabliczek. W 
Warszawie słyszeliśmy wielokrotnie osta- 
tniego cymbalistę, Mordkę Fajermana, któ- 
rego instrument w kształcie płytkiej szu- 
fladki był tabliczkowy. Tygodnik ilustro- 
wany podał w swoim czasie jego podobiz- 
nę, a Wacław Szymanowski sylwetkę. Fa- 



Digitized by 



Google 



2bi) 



C V N A. 



jerman opowiadał nam, że urodził się w 
Kałuszynie około r. 1810, że po wielkim 
pożarae Kałuszyna, straciwszy całe mie- 
nie, przeniósł się do Warszawy, gdzie wy- 
chował o-ro dzieci z gry na cymbałkach po 
domach i podwói:zach. Nazywali go wszy- 
scy Jankiem, i on temu nie przeczył, bo 
słyszał często pochwały dla Jankla, które- 
go opisał wielki poeta. Instrument swój 
kochał nadewszystko, sam sporządzał do 
niego koreczki i naprawiał w potrzebie. 
Skrzypce, lubo grał na nich dobrze, nie 
wiele cenił, na fortepian patrzył z ukosa, 
dla katarynek miał najwyższą pogardę. 
Niema, powiadał, piękniejszego instru- 
mentu do muzyki nad cymbałki! Posiadał 
też repertoar do nich szeroki, prawie wy- 
łącznie z rzeczy polskich złożony. W ma- 
zurach był nieporównany i sam je najle- 
piej grać lubił. Kiedy bywało zajdzie na po- 
dwórko- powiada Szymanowski — a dzie- 
ci go otoczą, daje im z uśmiechem pałecz- 
kę i każe próbować, uszczęśliwiony nie- 
fortunnemi ich usiłowaniami. Dopieroż 
poproszony, żeby sam zagrał, rozpoczynał 
gammy chromatyczne i cały labirynt pa- 
sażów, które zdawały się niepodobne do 
wygrania na cymbałkach. Tony mieszają 
się. dźwięczą jeden za drugim, że trudno 
je uchwycić, a jednak to wszystko stano- 
wi całość i nie znajdziesz tam nic nie po- 
trzebnego. Pałeczki jak zaczarowane la- 
tają w palcach starego mistrza błyskawi- 
cznie, że nieraz \vzrokiem doścignąć je 
trudno. Starzec był wątłym, a jednak gdy 
pałeczki ujął w palce i w cymbałki ude- 
rzył, tak się odradzał i taką miał pewność 
uderzenia, że dopiero poznawałeś w nim 
niezmordowanego i pełnego zapału arty- 
stę. Zagadnięty gdzie się uczył, kiwał tyl- 
ko głową i mówił: ,, Trzeba było słyszeć 
takich, jakich ja słyszałem, ale już dawno 
nie ma ich na świecie, i mnie już czas za 
nimi''. Miał kilka swoich ulubionych rze- 
cz}^, których nie grywał na podwórkach 
ani za pieniądze, ale dawał jako dodatek 



gdy był zaproszony do mieszkania praw- 
dziwego swojej gry zwolennika. Był zaś 
bardzo czuły na pochwały, które wolał niż 
pieniądze, lubo i te bardzo cenił. Gdy pi- 
szący to, był uczniem w zakładzie Lesz- 
czyńskiego, około r. 1860, a „Jankiel" 
przyszedł na Świętojerską, zapraszaliśmy 
go do naszej sypialni i tu nieraz całą go- 
dzinę budził w nas młodzieńczy zapał grą, 
której nie słyszały nigdy podwórka. Prze- 
stał chodzić po Warszawie zapewne z po- 
wodu śmierci lub starości okftło r. 1880, 
nie wyuczywszy grać na cymbałkach ni- 
kogo, bo — jak mówił — ludzie wolą teraz 
handlować i większych potrzebują zarob- 
ków, a z cymbałków człowiek ledwie żyć 
może. 

Cyna jako materjał na naczynia stoło- 
we była w Polsce powszechnie używana w 
wieku XVI, XVII i XVIII. Szlachta 
mniej zamożna, mieszczanie, klasztory, in- 
stytuty naukowe, wszystkie talerze, misy, 
konwie, kufle do piwa, łyżki stołowe, li- 
chtarze, mieli pospolicie cynowe. W Gdań- 
sku wyrabiano tego wiele z materjału przy- 
wożonego z zagranicy, jak świadczą stem- 
ple fabryczne z herbem Gdańska na wielu 
jirzedmiotach cynowych. Po kraju cho- 
dzili tak zwani konwisarze, którzy na- 
czynia w użyciu domowem pogięte i zni- 
szczone, przelewali na nowe. W rachun- 
kach Andrzeja Kościeleckiego podskarbie- 
go kor. z lat 1510 i 1511, znajduje się wy- 
datek za 5 mis i 24 talerzów cynowych, 
ważących funtów 68, na stół pokojówców 
królewskich, zapłacono grzywien 7 zł 4. 
W wyprawie królowej Elżbiety, pierwszej 
żony Zygmunta Augusta, poślubionej r. 
1548, której dokładny spis przekaz ałZygm. 
Herberstein, wymienione są także naczy- 
nia cynowe, do użytku fraucymeru królo- 
wej przeznaczone. Ratusz krakowski po-, 
siadający niegdyś do przyjmowania do- 
stojnych gości własne sprzęty godowe, 
miał w r. 1595 rozt ruchany, kubki i łyżki 
si-ebrne, resztę zaś naczynia, a mianowicie 



Digitized by 



Google 



CYNEK 



CYSTERSI. 



257 



talerze cynowe. Ratusz zaś warszawski, 
który, jak wszystkie w miastacli głów- 
nych, miał także własną zastawę, przecho- 
wuje dotąd dużych dzbanów cynowych 5, 
przeszło łokciowej wysokości, z początku 
wieku XVn pochodzących. Bractwa strze- 
leckie tym, którzy ustrzelili wystawione- 
mu na ten cel kurkowi skrzydła, ogon lub 
łeb, dawały w nagrodę półmiski cynowe 
z wyobrażeniem tych samych członków. 
Na wystawie starożytności i przedmiotów 
sztuki, urządzonej r. 1856 w pałacu Po- 
tockich w "Warszawie, były okazy 4 tale- 
rzyków cynowych norymberskiej roboty 
z XVII wieku, dokładnie opisanych w wy- 
danym katalogu. 

Cynek. Tak nazywano w Polsce pe- 
wien szyk bojowy, w którym pikinierowie 
zajmowali środek, a muszkieterowie byli 
u stawieni na rogach. Cynkiem (z niem. 
Zinke) nazywano również instrument dę- 
ty, w rodzaju piszczałki, podobny do kor- 
netu, używany w Polsce za czasów sas- 
kich. 

Cynowacizna, każda tkanina, w której 
nitki pozornie idą w ukos. W tkactwie 
domowem w Polsce był to stary i powszech- 
ny rodzaj tkania. Cynowatym, cynkowa- 
tym, zowie się deseń tkacki, zapewne od 
wyrazu cynek, oznaczającego figurę, 
•złożoną z dwuch trójkątów przeciwleg- 
łych, t. j. wierzchołkami stykających się 
z sobą. Krosna cynowate mają: 3, 4, 
6 lub 8 cepów czyli nicionek. 

Cystersi, wsławiona gałąź zakonu be- 
nedyktyńskiego, tak nazwani od pierwsze- 
go swojego klasztoru, założonego w koń- 
cu XI wieku w Cisteaux (Cisłertium) pod 
Dijon, sprowadzeni zostali do Polski przez 
Janika, czyli Janisława, biskupa wrocław- 
skiego, który około roku 1140 wybudował 
im kościół i klasztor w dziedzicznej wsi 
swojej Brzeźnicy (późniejszy Jędrzejów) 
w dyecezyi krakowskiej. Sława zakonu 
zjednała mu wielu dobroczyńców. Prawie 
wszystkie fundacje w Koronie i Prusiech 

Eucyklopedja staropolska. 



pochodzą z wieku XII i XIII. W Litwie 
dopiero w XVII w. zaczęto im stawiać 
klasztory. Drugiem z. kolei opactwem cy- 
stersów w Polsce było założone przez Mie- 
czysława Starego około r. 1 145 w Lędzie 
nad Wartą. Trzeci klasztor stanął r. 1147 
w Wągrowcu, przeniesiony ze wsi Łekna. 
Czwarty w Sulej o wie, fundowany przez 
Kazimierza II Sprawiedliwego r. 1176. W 
Wąchocku fundował cystersów biskup 
krakowski Gedeon r. 1179, a w Koprzyw- 
nicy pod Sandomierzem r. 1185 Kazimierz 
II Sprawiedliwy wspólnie z panami her. 
Bogorja i Habdank. Wisław z Iwonem 
Odrowążem dopełnili fundacyi r. 1222 w 
Mogile pod Krakowem; fundacya w Obrze 
nad Odrą nastąpiła w latach 1231 — 40; 
klasztor w Gościchowie, który nazwano 
Paradyżem, ma datę r. 1234. Dalej idzie 
Szczyrzyca (1239), Bledzew nad Odrą 
(1232), Przenięt (1285), Szpetal naprzeciw 
Włocławka . (1244), Byszew, przezwany 
później Koronowem (1256), Oliwa pod 
Gdańskiem (1173), Palplin (1251). Zakon- 
nice cysterski wprowadziła do Polski 
Św. Jadwiga, żona Henryka Brodatego ks. 
szląskiego, która wraz z mężem r. 1208 
zaczęła stawiać i hojnie uposażyła klasz- 
tor ich w Trzebnicy. Ale najbogatszym 
i najwspanialszym był klasztor cystersek 
w Ołoboku nad Prosną o 2 mile od Kali- 
sza, fundowany przez Władysława Plwa- 
cza ks. Kaliskiego r. 1213. Zakonnice te 
trudniły się wychowaniem i nauką panien 
szlacheckich. W Owińskach nad Wartą, 
IY2 DOiili od Poznania, założył klasztor cy- 
sterskom między r. 1242 a 1250 Przemy- 
sław ks. poznański z bratem swoim Bole- 
sławem. Do Chełmna sprowadzone były 
te zakonnice podobno z Trzebnicy r. 1267. 
W Toruniu stanął ich klasztor roku 1311. 
Na Litwie miały klasztor w tak zwanej 
„Dolinie anielskiej" blizko Kimbarówki, 
fundowany r. 1743, cystersi zaś mieli kla- 
sztory w Wistyczach, Olizarowym stawie 
i Kimbarówce, założone w XVII i XVIII 



Digitized by 



Google 



258 



CYWILNA LISTA. 



wiekach. Cystersi nie zajmowali się nau- 
kami i wpływ cywilizacyjny tego zakonu 
w Polsce nie polegał na jego działalności 
literackiej ani szkolniczej, ale na praco wi- 
tem zagospodarowaniu ziem klasztornych 
i zasiedlaniu pustych przestrzeni koloni- 
stami. Ponieważ cystersi trzymali się dłu- 
go w odrębności cudzoziemskiej, nie przyj- 
mując Polaków do swych konwentów, 
więc też doba zapału w zakładaniu opactw 
cysterskich zakończyła się około r. 1280, 
i zakon ich, chociaż wzorowy, stracił w 
narodzie swoją wziętośó, którą natomiast 
pozyskały dla siebie zakony żebrzące Do- 
minikanów i Franciszkanów. Kasata cy- 
stersów w Królestwie Pols. nastąpiła w r. 
1819. Na Litwie po r. 1832 został tylko 
jeden klasztor w Kimbarówce. W Pru- 
siech poznoszono klasztory i opactwa cy- 
sterskie w latach 1823—36. Pozostały tyl- 
ko w Galicy i dwa klasztory męskie — w 
Mogile i Szczyrzycu. 

Cywilna lista oznacza wydatki pań- 
stwowe, przeznaczone na utrzymanie mo- 
narchy, jego rodziny i dworu. W dawnej 
Polsce— powiada T. Korzon — zastępowa- 
ły ją regalia i uposażenie w dobrach kró- 
lewskich czyli królewszczyznach. Pierwsi 
Jagiellonowie byli jeszcze posiadaczami 
całego obszaru ziemi, jaki pozostawał za 
obrębem dóbr ziemskich szlacheckich 
i duchownych, mając przytem dochody 
pieniężne z ceł, mennicy, kopalń i 2-gro- 
szowego podatku łanowego od szlachty. 
Za to musieli zaspakajać wszystkie potrze- 
by rządu i obrony kraju, a więc budować 
i utrzymywać zamki i ponosić koszta woj- 
ny, jeżeli pospolite ruszenie rycerstwa 
przekroczyło granicę królestwa. Gdy król 
nie mógł wystarczyć na wydatki nadzwy- 
czajne w wojnach z Krzyżakami, Turcją, 
Tatarami i Moskwą, prosił szlachtę o do- 
browolną ofiarę i wówczas sejmiki woje- 
wódzkie lub generalne prowincyj, wresz- 
cie sejmy walne, uchwalały po 6, 8, 10, 
12, 20 aż do 25 poborów, t. j. 2 grosze z 



łanu, pomnożone przez 6, 8, 10, 12, 20^ 
25. Do obliczenia i wydatkowania takich 
sum pobranych używano szafarzy i pod- 
skarbich, aż wytworzył się urząd pod- 
skarbiego koronnego, który stał na stra- 
ży skarbu koronnego, czyli, jak później na- 
zywano, skarbu Rzplitej. Gospodarstwo 
zaś pieniężne króla tworzyło jego skarb 
oddzielny pod zarządem podskarbiego na- 
dwornego, którego tytuł ukazuje się za 
Aleksandra Jagiell. w r. 1504. W rachun- 
kach ten rozdział skarbów ustalił się za 
Zygmunta I od r. 1512. Tenże król Ale- 
ksander zubożył siebie i następców swo- 
ich rozdaniem mnóstwa królewszczyzn pa- 
nom i szlachcie, co wywołało burzliwą i 
trudną sprawę odzyskania tych dóbr. Na 
pamiętnym sejmie r. 1562 — 3, tak zw. „e- 
gzekucyjnym", Zygmunt August odebrał 
je, lecz „z miłości" dla Rzplitej ofiarował 
z nich „kwartę**, czyli czwartą część do- 
chodu czystego, na utrzymanie wojska 
stałego, nazwanego stąd kwarcianem. 
Wróciły przeto znowu do dyspozycyi mo- 
narszej tysiączne włości, starostwa gro- 
dowe czyli zamkowe i starostwa niegro- 
dowe czyli dzierżawy. "Wydana d. 12 ma- 
ja 1574 r. ordynacja Henryka Walezjusza 
opisała sposób zarządu i zmieniła nieco 
podział dochodów pomiędzy króla i staro- 
stów, nie naruszając kwarty. Tak więc po 
wygaśnięciu dynastyi Jagiellońskiej kró- 
lowie elekcyjni otrzymali skarb nadwor- 
ny z następnymi dochodami: 1) królew- 
szczyzny wydzierżawiane i bezpośrednio 
zarządzane, czyli, jak mówiono, powierza- 
ne „w wierne ręce" {ad fideles tnamcs)\ 2) 
żupy krakowskie w Wieliczce i Bochni, 
ruskie soli warzonej, warzelnie w Wiel- 
kopolsce i Prusiech; 3) cła i myta targo- 
we i drogowe; 4) podwodne, stacyjne, ko- 
ronacyjne; 5) olbora olkuska — dochód 
menniczny; 6) funtcol w Gdańsku, cło 
portowe w Elblągu i Rydze. Zygmunt III, 
na sejmie r. 1590, przeprowadził taką re- 
formę, żeby z całej sumy królewszczyzn 



Digitized by 



Google 



CYZELOWANIE — CZAKO. 



259 



pewne ekonomje i dochody były wydzie- 
lone w całości dla stołu królewskiego, t. j. 
zwolnione od płacenia kwarty, jako to: 
wielkorządy krakowskie, żapy krakow- 
skie, olkuskie, ruskie; starostwa: sędomier- 
skie, Samborskie, ekonom ja malborska, 
Rogoźno, Czczew, funtcol gdański, elbląg- 
ski i ruski, dochody menniczne i podwod- 
ne, cła koronne, ruskie i cło płockie, a w 
Litwie ekonomje: grodzieńska, brzeska, 
szawelska, mohylewska i Krzyczew; nad- 
to, do czasu zajęcia Inflant przez Szwedów, 
należał jeszcze do stołu królewskiego Dor- 
pat. Tak powstały dobra stołowe, czyli 
ekonomje wolne od wszelkich opłat do 
skarbu Ezplitej. Wszystkie inne królew- 
szczyzny, t. j. starostwa grodowe i niegro- 
dowe, dzierżawy, sołectwa, postanowiono 
rozdawać w nagrodę zasług publicznych, 
jako „chleb dobrze zasłużonych [panis be- 
ne niereniium),^ z obowiązkiem płacenia 
kwarty do skarbu „rawskiego" w ilościach, 
oznaczonych przez lustracje lub inwenta- 
rze podawcze. Spis tych dóbr sporządził 
i ogłosił r. 1758St.Duńczewski p. t. „Tra- 
ktat o starostwach tak w Koronie jak i w 
W. Ks. Lit." Najdokładniejszy zaś mamy 
w książce p. t. „Płata wojska i chleb za- 
służonych..." (r. 1771). KjóI nie ciągnął 
już z tych dóbr żadnego dochodu, a po- 
siadał prawo rozdawnictwa do r. 1774. 
Podskarbi nadworny, zarządzający do- 
brami stołowemi, rachował się tylko z kró- 
lem, nie podlegając kontroli sejmów. Wy- 
kaz wszystkich dochodów królewskich, 
sporządzony r. 1674 dla Jana III, przed- 
stawia sumę zł. 980,80. August III mie- 
wał około miljona złp. Stanisław August 
w pierwszych trzech latach swego pano- 
wania miał przeciętnie rocznego przycho- 
du po 6,097,087 złp. Skutkiem jednak 
pierwszego rozbioru, ekonomje pruskie, z 
litewskich: mohylewska i Krzyczew, z 
wielkorządów: Wieliczka i Bochnia, na 
Rusi ekonomja Samborska — odpadły za 
kordon. Dla wynagrodzenia tej straty, 



sejm r. 1774 wyznaczył królowi 4 wielkie 
starostwa: białocerkiewskie, bohusławskie, 
kaniowskie i chmielnickie, lecz Stanisław 
August zaraz je rozdał blizkim serca oso- 
bom (pierwsze Ksaw. Braniokiemu, a B 
inne swoim synowcom). Dalej sejm prze- 
znaczył gotowizną po 5 miljonów złp. ro- 
cznie, lecz sejm następny r. 1776 zmniej- 
szył tę sumę do 4 miljonów. Dzięki takim 
zasiłkom dochód skarbu królewskiego 
zwiększył się i w r. 1787 dosięgnął sumy 
7,909,695 złp., a w przeddzień drugiego 
rozbioru 1793 r. zamknięto przeszłorocz- 
ny rachunek, z wcieleniem pożyczki za- 
granicznej, sumą 10,078,746. (Korzon, T. 
ks. Lubomirski, A. Pawiński). 

Cyzelowanie. Po łacinie od słowa cae- 
lare zowie się caelator ten, który ryje, wy- 
rzyna i dłubie na kruszcach, a zwłaszcza 
na złocie i metalu, ozdoby i płaskorzeźby. 
Stąd cyzelowaniem zowie się obrabianie 
metali za pomocą ostrych narzędzi (ryl- 
ców, pilników, dłutek), w celu ostateczne- 
go wykończenia przedmiotów odlanych 
lub wykutych, wygładzenia ich i nadania 
wyrazistszych form ozdobom. 

Czako, wyraz wzięty z francuskiego 
chakot^ oznacza! wojskowy ubiór głowy; 
od r. 1815 zwany tak był również giwer 
lub kiwer czyli kaszkiet. Czako żołnier- 
skie było z wojłoku, oficerskie z sukna 
czarnego. Za czasów Księstwa Warszaw- 
skiego czako nosili: strzelcy konni (za wy- 
łączeniem kompanij wyborczych w bermy- 
cach), huzarzy (pułk 13 huzarów miał cza- 
ko sukienne niebieskie), artylerja piesza^ 
saperzy, gwardja narodowa, kadeci Szko- 
ły elementarnej artyleryi i inżenierów; 
w epoce między r. 1815 — 1830 cała pie- 
chota linjowa i strzelcy piesi, artylerja 
konna i piesza, strzelcy konni, kompanja 
rzemieślnicza, pociągi, kadeci, weterani 
i inwalidzi. Przed rokiem 1828 giwer był 
niższy, okolony grubemi plecionemi gir- 
landami białemi lub czerwonemi, z pra- 
wej strony zwieszały się dłup^ie kordony, 



Digitized by 



^^oogle 



260 



CZAMARA — CZANKI. 



zakończone kutasami, idącymi równo z ra- 
mieniem. Od r. 1828 wprowadzono czako 
nowego kształtu, jak na załączonym ry- 
sunku. Kompanje grenadjerskie i karabi- 
nierskie miały długie kity włosiane czar- 
ne, muzykanci — czerwone, a podoficero- 
wie — czarne, u góry zaś białe; kompanje 
fizyljerskie miały pompony białe, wol tyżer- 
skie — żółte. Pompony jazdy i artyleryi 




Czako czyli giwer 

grenadjerów z lat 

1815—1831. 



Czako huzarów z cza- 
sów Księ.^twa Warszaw- 
skiego. 



konnej były podłużne, a od r. 1824 okrą- 
głe, jak w piechocie. Artylerja i wojska, 
należące do tej broni, miały pompony 
czerwone. Oficerowie nosili srebrne pom- 
pony, girlandy i kordony. {B. Gemb,). 

Czamara, czamarka, z perskiego 
dtame, czarne^ suknia perska zwierzchnia 
z guzikami do zapinania aż pod szyję, w 
przypadkowaniu języka perskiego dtame' 
ra, czamcra. Linde określa, że „czamara 
(w Polsce) jest to gatunek sukni długiej z 
rękawami do ziemi, zwyczajnie prałackiej 
i kanoniczej". Józef Ossoliński w „Stra- 



chach" (w. XVIII) pisze: „Na głowie kło - 
bak; czamara czarna zamiatała ziemię". 
Mohiła w XVII w. wyraża się: „Zającami 
czamarę aksamitną miasto rysiów pod- 
szył". W „Monitorze Warszawskim" z r. 
1771 czytamy: „Miasto kirysu włóczy się 
w czamarze", w Gazecie Narodowej zaś 
(z r. 1791): „Miał na sobie żupan gredyto- 
rowy, czamarkę sukienną". Łuk. Gołę- 
biowski mówi, że „czamarka" sukienna, 
której rękawy nie były długie, wiele mia- 
ła potrzeb czyli obszycia sznurkami na 
piersiach i w stanie, modnym była ubio- 
rem za Stanisława Augusta, zwłaszcza 
przez ciąg sejmu czteroletniego, bo do na- 
rodowego poniekąd zbliżała się stroju. Pod 
czamarka noszono żupaniki. 

Czambuł, czamboł, najazd, napad. 
Uczony nasz orjentalista, Antoni Much- 
liński, objaśnia, że po tatarsku czapu, cza- 
puł znaczy najazd gwałtowny i krótki, 
zagon t. j., jak określa Czartoryski: wpaść, 
porwać, uciec. Wyraz ^2^/ w/ pochodzi od 
słowa czap mak, które znaczj : biedź, cwa- 
łować, a przenośnie: napadać, zapuszczać 
zagony. Stąd mamy wyrażenia: w czam- 
buł konia puścić, czyli w cwał, iść w czam- 
buł czyli hurmem. Muchliński przypusz- 
cza, że i wyraz cwał, czwał pochodzi z 
tatarskiego czapiU, bo nawet w niektórych 
narzeczach tatarskich głoska / zamienia 
się na w i wymawia się czawuł zamiast 
czapiU, w znaczeniu jazdy najszybszej. 

Czanki. Części boczne munsztuka, do 
których przypinane są cugle. Zamieszczo- 
ny na str. 261 rysunek czanek większych 
i ozdobniejszych wzięty jest z „Hippiki" 
Dorohostajskiego, dzieła wydanego po raz 
pierwszy w r. 1603; mniejszy zaś przed- 
stawia czanki, używane w jeździe polskiej 
1815— 1830 roku. {B. G.). Dorohostajski 
powiada, że „munsztuk złożony jest z cza- 
nek, z wędzidła i z podbródka. Czanki by- 
wają proste abo wprzód pochylone; są za- 
krzywione nieco nazad, są też i bardzo 
krzywe. Uszko u czanek, gdzie nagłówek 



Digitized by V^OOQlC 



A P K A. 



261 



przypinają, nie ma być bardzo nizkie, ani 
też nazbyt -wysokie". Po czesku czanka 
zowie się cank. 




1. Czanki z wieku XVI. 

2. Czanki jazdy 1815 — 1830 r. 

Czapka. Karłowicz w swoim „Słowni- 
ku wyrazów obcego a mniej jasnego po- 
chodzenia " wywodzi od wyrazu średnio- 
wieczno-łacińskiego capfa, capa wiele wy- 
razów w języku polskim jak: czapka, cza- 
pa, czepiec, kapa, kapka, kapuza, kapica, 
kapiszon, kabat, kapota, kapelusz, kapli- 
ca, kapelan, kapłan i kapela. Czapka od 
czasów najdawniejszych bywała futrzana, 
u uboższych z domowych baranów, u mo- 
żniejszych: lisia, rysia, niedźwiedzia lub 
bobrowa. Później zaczęto robić przykry- 



cia głowy z wełny i sierści zwierząt, t. j. z 
filcu i sukna, zostawiając boki futrzane 
lub nadając filcowi kształt kapelusza. Ka- 
pelusz jednak nie był przykryciem staro- 
żytnem, bo gdy pierwotna Lechja była le- 
śna i cienista, nie było koniecznej potrze- 
by zasłaniania twarzy przed słońcem. Łuk. 
Gołębiowski w dziele „Ubiory w Polsz- 
czę" (Warszawa r. 1830), pod wyrazem 
Czapka pisze: „Okrycie głowy, część ubio- 
ru Polaka, do różnego stanu, wieku, do 
stroju i do pory roku zastosowana. Ksią- 
żęcą czapką nazywano mitrę, biskupią in- 
fułę, kołpak odznaczał senatorów, księ- 
ży— jarmułka i pjuska, jezuitów — czapka 
bobrowa, uboższą szlachtę i mieszczan — 
kapuza, chłopów— kuczma (zwłaszcza na 
Rusi). Po chrzcie kapłan małym dzieciom 
dawał białą czapeczkę; upominkiem rodzi- 
ców chrzestnych bywała czapeczka dzie- 
cinna z materyi z bramką koronkową lub 
muślinową, albo i płócienną u uboższych. 
Wiek młody nosił patryotki, konfederat- 
ki, od Węgrów przejęte magierki, od Niem- 
ców mycki, od Rusinów szły ki; poważ- 
niejsi mężowie szkarłatne czapki gładkie, 
albo z kutasem takiegoż jedwabiu, srebr- 
nym lub złotym. W zupełnym i wytwor- 
niejszym ubiorze, jakiej materyi i koloru 
był kontusz, taki musiał być i wierzch 
czapki, a baranek tak dobrany, ażeby od- 
bijał przyjemnie. Były czapki nocne, du- 
chenki, zimowe z futra, skrzydlaste z 4 
cyplami (zawiązywanymi na krzyż na wie- 
rzchu) zwane zawieruchami, letnie mate- 
rjalne z barankiem jedwabnym albo z da- 
szkiem dla ochrony od słońca. Wedle mo- 
dy: okrągłe, podłużne, nizkie, wysokie, 
czworograniaste i t. p. Różnica była i w 
sposobie noszenia: wdziewano na bakier, 
nasuwano mocniej na głowę, wierzch na 
tył spuszczano albo naprzód, aby chronił 
od promieni zbyt rażących. Zdjęciem cza- 
pki należną cześć wyrządzano, stąd po- 
wstały przysłowia: „czapką a papką" lub 
„czapką, chlebem i solą, ludzie ludzi nie- 



Digitized by 



Google 



262 



c z 



K 



wolą". Jeśli kto niebaczny tej czci star- 
szemu i poważniejszemu nie okazał, odzy- 
wano się: „Cóż to, przyówiekował kto Waś- 
ci czapkę?" lub: „Przyrosłaż(przymarzłaż) 
to czapka do głowy?" Ugrzeczniony Po- 
lak, mając pocałować rękę damy, kładł na 
swej dłoni czapkę, na której dopiero poło- 
żona rączka odbierała jego pocałowanie; 
mając co ofiarować, podawał również na 
czapce. Czapka i w tańcu nieodstępna by- 
ła: to w ręku ją trzymano, to pod pachą, 
to zawieszano na szabli. Jeszcze jeden 




Piotr Pctocki, starosta szczyrzycki. 

piękny obyczaj: dawniej u nas sędzia, po- 
twierdzając kupno jakiego majątku, brał 
czapkę od tego, który przed awał, a kładł 
ją na głowę kupującego (Groicki „Porzą- 
dek sądów"), przenosząc tym sposobem 
symbolicznie zwierzchnictwo nad dobra- 
mi". Gołębiowski pominął bardzo charak- 
terystyczną cechę słowiańską obyczaju 
naszego, nie podając, że Polacy nie siada- 
li nigdy do jedzenia mając czapki na gło- 
wie. Nawet w mróz, gdy siedli do posiłku, 
żegnając się, zdejmowali czapkę z głowy. 



a przywdziewali dopiero po spożyciu śnia- 
dania, obiadu czy wieczerzy. Obyczaj ten, 
płynący z czci dla chleba jako daru Boże- 
go, wspólny niegdyś wszystkim warstwom 
rolniczego narodu, zachowuje dotąd bar- 
dzo ściśle lud wiejski w wielu okolicach 
kraju. Co innego znaczyło „czapkę na 
stole położyć". Czynili to tylko goście 
hardzi lub wielmożni. To też zuajdujemy 
u Rysińskiego przysłowie z czasów zy- 
gmuntowskich: ,Kto ma 6 koni w wozie, 
tysiąc złotych w szkatule, a pannę we 
dwu milach, ten może czapkę na stole po- 
łożyć". Gwagnin powiada, że czapka ksią- 
żęca litewska była z aksamitu czerwone- 
go w strefy złote, kamieniami drogimi o- 
sadzona. Zapewne taką czapkę miał na 
myśli Stryjkowski, pisząc: , Roman w cza- 
pce książęcej na stolicę Halicza od metro- 
polity był podniesień", lub „Giermontbył 
na stoUcę litewską w czapce książęcej pod- 
niesień według obyczaju z dawna zwy- 
kłego i od przodków podanego". Łukasz 
Górnicki o dworzanach szpakowatych i ły- 
sych pisze: „chcą pokazać, iż nie są starzy 
i dlatego farbują sobie brodę albo w cza- 
peczce chodzą". Czapkę „teletową z o- 
gonkiem" znajdujemy zapisaną w testa- 
mencie z r. 1653 dla Stanisława Dydyń- 
skiego, niemniej czapeczkę „tabinową" i 
inne czapki. Czapki były męskie i niewie- 
ście. Oto np. w inwentarza rzeczy po 
zmarłej żonie Walentego Sitońskiego, 
mieszczanina i cyrulika warszawskiego, 
spisanym w r. 1692 przez męża, znajdo- 
wała się pomiędzy innemi „czapka złoto- 
głowa na czarnem dnie z koroną srebrną 
marcypanową ogonkami obłożona, Iłem 
czapka turkusowa atJtasowa z kwiatami 
srebrnymi (Dr. Giedroyó „Ustawy cechów 
cyrulickich" str. 10). Czapki poświęcone 
przesyłali królom papieże; bywały one 
aksamitne karmazynowe, podszyte grono- 
stajami, okrążone złotym sznurkiem, w 
środku haftowany gołąbek oznaczał Du- 
cha Sw. Taki podarek otrzymał w r. 1448 



Digitized by 



Google 



CZAPKA. 



263 



Kazimierz Jagiellończyk; w r. 1525 Zy- 
gmunt Stary od Klemensa VII w Krako- 
wie; d. 15 lutego w czasie sejmu r. 1510 
poseł Hieronim Eozarius oddawał króle- 
wiczowi Zygmuntowi Augustowi w kate- 
drze na Wawelu uroczyście, wobec rodzi- 
ców, miecz i czapkę przez papieża Pawła 
III z błogosławieństwem przysłane. Roku 
1580 Stefanowi Batoremu Paweł Uchań- 
ski, wojewoda bełski, brat prymasa, dorę- 
czył w Wilnie czapkę od Grzegorza XIII. 
Jan m po uratowaniu Wiednia otrzymał 
w Żółkwi taki sam podarek od Innocen- 
tego XI, przez nuncjusza d. 20 lipca 1684 
r. uroczyście mu na głowę włożony. Osta- 
tni tego rodzaju dar papieski otrzymaj 
August II; doręczył mu go w Warszawie 
r. 1726 Stanisł. Miaskowski. Ksiądz Ki- 
towicz w ^Opisie obyczajów i zwyczajów 
za Augusta III* powiada o czap- 
kach: „Za panowania Augusta III 
były kilkorakie; najpierwsze z waż- 
kim barankiem okrągłym, rozcina- 
nym na przodzie i w tyle, z wierz- 
chem czworograniastym, cienką ba- 
wełną wyściełanym, po szwach, 
gdzie się kwaterki schodzą, sznur- 
kiem srebrnym albo złotym okłada- 
ne, lub też rygielkami takiemiż uj- 
mowane. Po nich nastały czapki 
kozackie z wysokim wierzchem, z waż- 
kim barankiem, miałko wyściełane. Da- 
lej weszły w modę czapki z wysokiemi 
baranami, wierzchem płaskim, od modni- 
siów jeszcze w głąb barana wtłaczanym, 
tak iż nie widać było nic wierzchu, tylko 
sam baran na głowie. Forma takich cza- 
pek utrzymywała się długo, z tą różnicą, 
że baranka zwężono, a wierzchu podnie- 
siono. Takie czapki zwały się z początku 
kuczmami, potem krymkami od Tatarów 
krymskich, od których modę takich cza- 
pek Polacy przejęli. Do wszelkich czapek 
nżyivano baranków naturalnych, czar- 
nych, siwych, kasztanowatych, białych 
i pstrych. Lecz najwięcej czarnych i si- 



wych; inne baranki były tylko w guście 
ludzi młodych i gaszków. Baranki krym- 
skie były cenniejsze od węgierskich, a 
bułgarskie najdroższe. Niekiedy udał się 
baranek i z domowej owczarni, który u- 
szedł za węgierski i bułgarski, mianowi- 
cie wyporek, ale tylko kasztanowaty, 
pstry lub biały, nigdy czarny i siwy. 
Wierzchy u czapek rozmaitego koloru, 
zawsze sukienne, aż do ostatnich lat Au- 
gusta m, w których zaczęto używać na 
lato czapek z wierzchami bławatnemi 
dla lekkości i chłodu. Kapeluszów bo- 
wiem chodzący w stroju polskim nie uży- 
wali, wyjąwszy chłopów. Komu dogrze- 
wał upał słoneczny, rozwieszał chustkę, 
głowę i twarz okrywając, aby się gaszko- 
wi nie opaliła. O którą szkodę mniej dba- 
jąc mężczyźni dawnego sarmatyzmu, po- 




Rogatywka starosty żmudzkicgo Zaranka. 

mimo to, że głowa była ogolona, zdjąwszy 
czapkę i zawiesiwszy ją na jednem uchu, 
albo wpłask położywszy na głowie, skwar 
słońca wytrzymywali. Jak nastały wierz- 
chy bławatne, nastały i baranki atłasowe. 
Z czarnego atłasu na nić marszczonego 
i prutego robił się baranek czarny, z po- 
pielatego siwy, przedziwnie piękny i lu- 
strowny. Podszewka do czapki zwykle 
bławatna, jak żupan i podszycie rękawów 
u kontusza. Ludziom starym, wygody 
przestrzegającym, czapki były upodoba- 
ne z lisiego futra albo łapek baranich, 
zwane kapuzami, były zawijane i mogły 
się spuszczać na kark, zasłonić twarz, nos 
i usta, oczy do patrzenia zostawiając. 



Digitized by 



Google 



264 



CZAPKA. 



(W takiej zielonej aksamitnej kapuzie i w 
wilczurze, przez jakiegoś obywatela li- 
tewskiego darowanej, wracał Napoleon z 
kampanii r. 1812). Senatorowie i majętna 
szlachta wieku podeszłego, na wielką pa- 
radę zażywali kołpaków sobolich z wierz- 
chami aksamitnemi, karmazynowemi, gra- 
natowemi, albo zielonemi, przypinając do 
kołpaka w środek opuszki sobolej nad czo- 
łem jaki drogi kamień świecący, albo sy- 
gnet brylantowy, co Polaka dziwnie po- 
ważnym i okazałym wydawało. Krój koł- 
paka był ten sam co i krymki, lecz przez 
wysokość i ogromnośó sobolej opuszki wy- 
dawał się inakszym". Ł. Gołębiowski po- 
wiada, że w takim stroju widział w mło- 




1 2 

1. Czapka towarzyszów Kawaleryi Narodowej i 
pułków Straży Przedniej z czasów Stanisława Au- 
gusta. 2. Czapka włościan wołyńskich. 

dych swych latach przejeżdżającego przez 
Dąbrowicę Karola Radziwiłła, wojewodę 
wileńskiego. Rysunki tu dołączone (patrz 
str. 262 i 263) przedstawiają czapki roga- 
te panów polskich z drugiej połowy XVIII 
wieku. Rogatywka z szerszym barankiem 
przedstawiona jest na portrecie Piotra Po- 
tockiego, starosty szczyrzyckiego, amba- 
sadora Rzplitej do Stambułu w czasie sej- 
mu czteroletniego. Rogatywka wyższa z 
barankiem węższym znajduje się w zbio- 
rach p. Al. Jelskiego w Zamościu pod Miń- 
skiem gubernjalnym. Wierzch ma z suk- 



na ciemnobronzowego, a nad barankiem 
czarnym pas aksamitny złotem haftowa- 
ny i na 4 szwach takiż haft. Czapka czwo- 
rokątna, czyli tak zwana rogatywka, kon- 
federatka, noszona była w wieku XVIII 
przez Towarzyszów Kawaleryi Narodo- 
wej i pułków Straży Przedniej. R. 1791 
Komisja wojskowa wydała następujący 
przepis: „Czapka polska sukna koloru kar- 
mazynowego w Kawaleryi, ponsowego w 
Pułkach, mocno pikowana, 7 calów wyso- 
kości mająca, z których trzy cale baranek 
czarny, a cztery cale sukno nad baran- 




1 2 

1. Czapka szwoleżerów gwardyi napoleońskiej 
za Księstwa Warszawskiego, r. 1807—1815. 

2. Czapka ułańska lat 1815—1830. 

kiem ma zajmować Rzemyk czyli podgar- 
dle na pół cala wązkie dla zapinania pod 
szyję w czasie musztry, z drugiej strony 
nad barankiem guziczek dla zatwierdze- 
nia czapki. Zamiast kokardy u Kawaleryi 
Narodowej krzyż srebrny kawalerski po- 
dług modelu, który porządniej może być 
utrzymany, niżeli kokardy, które od 
dżdżów i kurzawy, mimo największego o- 
chędostwa, często się brukają. Przy czap- 
ce pióro białe strzyżone wysokości cali 8 
dlatego, że nierównie lepiej się konserwu- 
je i podczas deszczu formy swojej nie tra- 



Digitized by 



Google 



C z A P K 



265 



ci". R. 1789 oficerom regimentów pie- 
szych i artyleryi przepisano nosić czapki 
ponsowe i czarne, kształtu czapek Kawa- 
leryi Narodowej; toż samo tyczyło się ge- 
nerałów i sztabów. Legje włoskie nosiły 
czapki krojem do powyższych podobne, 
lecz zamiast baranka była skóra glansowa- 
na. Szeregowcy piechoty Księstwa War- 
szawskiego nosili czapki rogate (jak kasz- 
kiety ułańskie), również generałowie, kor- 
pus pociągów, weterani, pułki u- 
łańskie i w pierwszych chwilach 
formacyi artylerja konna. W r. 
1810 wydano następujący prze- 
pis co do czapek dla oficerów u- 
łańskich: „Czapka z kapelusza 
(filcu) czarna, u dołu okrągła, u 
góry czworograniasta, 9 cali wy- 
soka, każdy z czterech boków po 
10 cali mający, u dołu galon zło- 
ty, na dwa cale szeroki, każdy z 
czterech rogów blachą żółtą oku- 
ty z haczykiem do zawieszania 
kordonów; po lewej stronie krzyż 
kawalerski na kokardzie białej, na- 
około kordon srebrny z kutasika- 
mi; z przodu nad galonem blacha 
żółta w deseń z numerem pułku, 
na wierzch wydany z przodu da- 
szek ze skóry czarnej, palonej, z 
obwódką żółtą; pióro czarne, 15 
cali długości; podpinka czarna; 
sztabs - oticjerowie pióro białe 
mieć powinni". Nader kształtne 
czapki nosili szwoleżerowie polscy 
gwardyi Napoleona i trzy pułki 
polskich ułanów linii w wojsku 
francuskiem w latach 1807-1815. W woj- 
sku polskiem Kongresówki pozostawiono 
czapki rogate jedynie czterem pułkom u- 
łańskim. Pułk pierwszy nosił czapki ta- 
kie do r. 1818 granatowe, potem karma- 
zynowe; pułk drugi — białe; trzeci— żółte; 
czwarty — niebieskie. R. 1831 wiele puł- 
ków i oddziałów nowej formacyi przy- 
wdziało czapki rogate. Może skutkiem 



dzielności i sławy oręża w dobie napoleoń- 
skiej rogata czapka polska stała się ubio- 
rem głowy charakterystycznym dla uła- 
nów, przyjętym prawie we wszystkich 
państwach europejskich, w których znaj- 
dowała się ta broń. W regulaminach fran- 
cuskich aż po r. 1871, w którym zniesiono 
ułanów, używano z języka polskiego wy- 
razu „chapska** dla określenia rogatego 
ubioru głowy ułanów. {B. Gem). Czapka 




Typ mieszczanina litewskiego w czapce zwanej «ablauchą» 



rogata z grubego bronzowego sukna, po- 
wszechnie noszona przez włościan wołyń- 
skich jeszcze w wieku XIX i przedstawio- 
na tu na rysunku (str. 264), posłużyć mo- 
że za dowód, jak lud w niektórych stro- 
jach swoich, np. w czapkach, naśladował 
ubiory szlachty. Czapka bowiem wołyń- 
ska, o której tu mowa, pochodząca z pod 
Ostroga i z połowy XIX wieku, jest pro- 



Digitized by 



Google 



266 



CZAPRAK — CZARY I CZAROWNICE. 



Stern naśladownictwem czapki starosty 
żmudzkiego Zaranka, o sto lat wcześniej- 
szej. Ostatni rysunek przedstawia czapkę 
litewską, zwaną abłauchą, na głowie 
mieszczanina ze Święcian (str. 265). I ta 
ostatnia czapka (odrysowana z natury r. 
1880 przez Alfreda Romera) pochlubić się 
może prototypem na głowie króla Zyg- 
munta Augusta, którego znany jest por- 
tret w czapce podobnego rodzaju. Ma tak- 
że ona blizkie pokrewieństwo z czterokla- 
pową kapuzą nadwiślańską, od której tem 
tylko się różni, że u abłauohy klapy bocz- 
ne i tylna nie rozcięte, stale kark osłania- 
jąc, nigdy się do góry nie podnosiły i nie 
zawiązywały. Adalberg podaje 16 przy- 
słów polskich, odnoszących się do czapki, 
nie licząc wielu ich odmian. 

Czaprak, z tureckiego czaprak, w wie- 
ku XVin Mitug zwany. Czapraki uży- 
wane były w wojsku polskiem pod siodła 
lub na wierzch kulbaki; w ostatnim wy- 
padku czapraki były dłuższe, używane 
przez lekką jazdę; do tych zaliczają się 
czapraki, zwane krojem huzarskim, mają- 
ce tylne końce ostro ścięte. W wieku XIX 
ciężka jazda, oficerowie piechoty, pełnią- 
cy służbę konno i oficerowie artyleryi pie- 
szej, używali pod siodła angielskie lub 
francuskie czapraki małe, równo ścinane, 
z kapami na przedzie do pokrycia olstrów 
pistoletowych. (A Gem.). Piotr Kocha- 
nowski za czasów Zygmunta III pisze: 
„Obaczyli konia z bogatym rzędem i cza- 
prakiem złotym". Starowolski w Refor- 
macyi obyczajów polskich: „Zlej szkapie 
czaprak haftowany nic zacności nie przy- 
daje". Czapraszkami nazywano pętli- 
ce srebrne przyszyte na żupanach. Wac- 
ław Potocki w „Argenidzie" pisze: „Do- 
ściągnąwszy mu pod szyję czapraszki od 
płaszcza, zrzuca go z niego matrona i roz- 
gaszcza go". Czapracznikiem nazy- 
wano rzemieślnika, robiącego czapraki. 

Czarny szlak ob. Szlaki napadów 
tatarskich. 



Czary | czarownice. Nieznajomość ta- 
jemnic przyrody, przy braku lub w nie- 
mowlęctwie nauk przyrodniczych, była 
naturalnym powodem, że człowiek, obser- 
wując rozmaite skutki i zjawiska bez prze- 
wodników światła, wytwarzał w umyśle 
swoim najdziwniejsze pojęcia o przyczy- 
nach tychże skutków i zjawisk. Pragnąc 
z jednej strony zabezpieczyć się przed 
działaniem złych ludzi, a z drugiej chcąc 
sam szkodliwie lub pomyślnie oddziały- 
wać, człowiek wytworzył sobie mniemane 
ku temu sposoby i całą praktykę, którą 
zowiemy czarodziejstwem, czara- 
mi i gusłami. Prawie wszystko, co wro- 
go dotykało człowieka, np.: choroby, u- 
łomności, śmierć, niepowodzenia, susze 
i najróżnorodniejsze klęski, przypisywano 
nie przyczynom i skutkom przyrodzonym, 
lecz złej woli duchów, ludzi i całego stwo- 
rzenia, wywartej za pomocą czarów. Cza- 
rami też starano się od tego ochronić, lub 
czarami na innych to sprowadzić. J. Kar- 
łowicz przytacza wiersz Atharwawedy, 
staroindyjskiej księgi modlitw i zaklęć, 
który dosadnie to wyraża, tak przemawia- 
jąc do pewnej rośliny cudownej: ^Odpędź 
od nas złe duchy i czarodzieja; weź czar 
za rękę i odprowadź go do czarownika, 
niech jego samego porazi". U ludu nasze- 
go najbardziej zakorzenioną jest wiara w 
czary: mleczne, miłosne, myśliwskie, wzro- 
kowe, lekarskie, oraz dotyczące suszy i po- 
gody. Mamy cały słowniczek wyrazów, 
odnoszących się wyłącznie do czarów i za- 
mawiań. Narzucić komu czary wzrokiem 
lud polski nazywa w różnych stronach: 
ozionąó, zazionąć, zaziorać, prze- 
kosić, uroczyć i (za pomocą tchnienia) 
nadąć. Pojęcie czarowania wyraża się u 
ludów aryjskich przeważnie słowami czy- 
nić, robić. Lud polski używa wyrazów 
oczynić, odczynić, uczynek, w zna- 
czeniu czarów. Gdy z wprowadzeniem 
chrześcijaństwa do krajów europejskich ro- 
la czarodziejów - kapłanów - znachorów 



Digitized by 



Google 



CZARY I CZAROWNICE. 



267 



upadła, resztki jej dostały się czarowni- 
com, wiedźmom, babom bez rodziny imie- 
nia, istotom poniewieranym w społeczeń- 
stwie, które, aby sobie nadać znaczenie, 
często uciekały się do praktyk czarodziej- 
skich i same w nie wierzyły. Wszystkie 
wierzchołki „łysych" gór na całym świe- 
cie (Monte calvo, Chaumont, Kahlenberg, 
Łysa góra w wojewódz. Sandomierskiem), 
gdzie za pogaństwa zbierały, się niewiasty 
na obrzędy i biesiady, ogłoszono teraz ja- 
ko miejsca zebrań czarownic i djabłów, z 
którymi się one bezeceństw tam dopusz- 
czają. Stąd też każda „babia" góra zna- 
czy to samo, co łysa, albo góra czarownic. 
Już księgi Mojżeszowe wyrzekły groźne 
słowa przeciwko czarodziejom: „Czarow- 
nicy żyć nie dopuścisz" (ks. 2, XXII, 18); 
^Mąż albo niewiasta, w który chby był 
duch czarnoksięski albo wieszczy (wróż- 
biarski), śmiercią umrą: kamieniem uka- 
mienują ich" (ks. 3, XX, 27). Więc też nic 
dziwnego, że w średnich wiekach wzięto 
się do prześladowania osób, podejrzanych 
o rozpowszechnione bardzo praktyki cza- 
rodziejskie. Na początku XIII wieku roz- 
poczęto prześladowanie czarownic we 
Prancyi i Niemczech, w XV — w Szwajca- 
ryi, a w XVI przeniosło się ono do Pol- 
ski. Najstraszniejszych rozmiarów dosię- 
gło to prześladowanie w Niemczech, gdzie 
po mękach, któremi dręczono delinkwentki 
podczas badań, następowało zwykle gro- 
madne palenie ich na stosie. Tak np. w 
ciągu 5-ciu lat w dyecezyi bamberskiej 
spalono 600 kobiet, a w wircburskiej 9O0! 
W Szwajcaryi, jeszcze w r. 1782, w kan- 
tonie Glarus spalono publicznie Annę 
Oóldi, a jeszcze r. 1836 w pow. Wejherow- 
skim w Prusiech zamęczono 50-letnią Cej- 
nową, posądzoną o „zczarowanie'* chore- 
go od lat kilku rybaka. Dochodzenie są- 
downe czarnoksięstwa jako przestępstwa, 
jak twierdzi \Vł. Smoleński, przeszło do 
Polski z Niemiec. Dowodem tego współ- 
czesność spraw o czary, tożsamość proce- 



dury sądowej i zgodność wyroków, opar- 
tych na prawie magdeburskiem, a w szcze- 
gólności na Zwierciedle saskiem. Sejm 
krakowski z r. 1543 sprawy o czary odda- 
wał pod jurysdykcję duchowieństwa, z 
tem jednak zastrzeżeniem, że w razie wy- 
nikającej czyjejkolwiek z czarów szkody, 
sądy świeckie mają prawo mieszania się 
do rozpoznawania przestępstwa. Skutkiem 
tego zastrzeżenia, sprawy o czary przeszły 
faktycznie całkowicie do sądów świeckich 
miejskich. Statut litewski oddawał je pod 
jurysdykcję starostów. To prawo zr. 1543 
dla Korony i statut z r. 1564 dla Litwy o- 
bowiązywały aż do konstytucyi sejmowej 
z r. 1776. Proces o czary w prawie mag- 
deburskiem rozpoczynał się od oskarże- 
nia, wniesionego przez powoda do sądu z 
v7yszczególnieniem zarzutów, np. uszko- 
dzeń na zdrowiu, bydle, urodzaju i t. p. 
Sąd zadawał pytania skarżącemu i świad- 
kom, a na oskarżonym wymuszał odpo- 
wiedzi za pomocą tortury, powtarzanej 
trzykrotnie. Zasadnicze pytania były: skąd 
się czarować przestępczyni nauczyła i jak 
dawno, z jakiej czarowała okazyi? ile zna 
czarownic? gdzie jest Łysa góra? jakie za- 
dawała czarostwa? Po zbadaniu oskarżo- 
nej, sąd przesłuchiwał świadków. Odpo- 
wiedzi zazwyczaj świadczyły, że umiejęt- 
ność czarowania, nabywana od różnych 
niewiast, zasadzała się na wsypywaniu do 
mleka grzybków startych na proszek, u- 
zbieranych przed wschodem słońca; na fa- 
brykowaniu myszy z odpowiednio ułożo- 
nych i ochuchanych liści i na rzucaniu 
włosów do potraw. Torturowane przestęp- 
czynie bredziły wreszcie, na którą łysą 
górę jeździły nocą na łopacie lub miotle, 
aby obcować tam nieprzystojnie z djabła- 
mi, tańczyć, warzyć zioła, bluźnić i t. p. 
Jako środka do otrzymania dowodu uży- 
wano także pławienia. Wierzono, że cza- 
rownica utrzymywała się na powierzchni 
wody, zaś niewinnie oskarżona pogrążała 
się w głąb. Dekret orzekał za czary spa- 



Digitized by 



Google 



268 



CZARY I CZAROWNICE. 



lenie na stosie lub chłostę i wypędzenie z 
miasta. Posądzano najczęściej niewiasty 
stare, zabobonne i kłótliwe, rzadko obwi- 
niano mężczyzn. R. 1595 wyszła w Kra- 
kowie książka p. n. „Pogrom, czarnoksię- 
skie błędy, latawców zdrady i alchemickie 
fałsze jak rozprasza Stanisław z Gór Po- 
klatecki". Potem część dzieła inkwizyto- 
rów: Henryka Institora i Jakóba Sprenge- 
ra, wydanego w Kolonii p. t. „Mallens 
maleficarum", przetłómaczył na język 
polski i ogłosił w Krakowie r. 1614 p. n.: 
„Młot na czarownice'* Stanisław Ząbkie- 
wicz, sekretarz księcia Ostrogskiego. Był 
to niejako kodeks karny w sprawach o 
czary, żywcem z Europy zachodniej prze- 
niesiony. Inne stanowisko zajmuje dzieł- 
ko nieznanego autora: „Czarownica powo- 
łana, albo krótka nauka i przestroga ze 
strony czarownic", ogłoszone w Poznaniu 
r. 1639 i powtórnie w Gdańsku r. 1714. 
Podziela ono wprawdzie wiele ówczesnych 
poglądów na czary, niemaJo ich jednak 
poczytuje za zabobon; przy dochodzeniu 
tego rodzaju przestępstw zaleca oględność 
i potrzebę nagromadzenia dowodów licz- 
nych i oczywistych. W dziełku „Thesau- 
rus Magicus domesticus" (Kraków, 1637 r.) 
autor wykłada czarnoksięstwo, które— jak 
sam o sobie powiada — od lat 37 prakty- 
kuje. W „Bibljotece Warszawskiej"* (z 
kwietnia r. 1844) znajduje się opis cieka- 
wego procesu w r. 1728 przeciw Kazimie- 
rzowi Kamińskiemu, który faktycznie za- 
pisał duszę swoją djabłu. Cyrograf ten 
przedstawiony był w oryginale sądowi 
krakowskiemu. W drugiej połowie XVin 
w. wiara w czary słabnie. Pod koniec cza- 
sów saskich, sprawy tego rodzaju w nader 
małej figurują już liczbie. Za Stanisława 
Augusta, wiarę w czary — jak twierdzi 
Wł. Smoleński — ludzie wykształceni u- 
ważali za przesąd, z którego drwił „Moni- 
tor" z r. 1767. Potężnie podkopywało wia- 
rę w czary dzieło księdza Jana Bohomol- 
ca „Djabeł w swojej postaci" (r. 1772), ró- 



wnie komedja jezuity Franciszka Boho- 
molca p. t. „Czary" (r. 1775) i wiele arty- 
kułów po czasopismach ówczesnych. Zda- 
rzały się wprawdzie jeszcze wypadki tra- 
cenia czarownic, które jednak wywoływa- 
ły naganę opinii publicznej. Członek de- 
legacyi sejmowej, wojewoda gnieźnień- 
ski, August Sułkowski w przemówieniu z 
26 sierpnia 1774 r. potępiał karę śmierci 
na podejrzanych o gusła i czary, a opinj^ 
jego uzasadniał także podkomorzy gnieź- 
nieński Gurowski. Wreszcie na sejmie z 
r. 1776, na wniosek Wojciecha Kluszew- 
skiego, kasztelana bieckiego, uchwalona 
osobną konstytucję, zabraniającą docho-. 
dzenia czarów za pomocą tortur i karę 
śmierci za nie zniesiono na zawsze. Ku u- 
pamiętnieniu tego zwycięstwa cywilizacyi 
wybito medal z odpowiednim napisem i w 
czasopismach uwielbiano tryumf światła 
nad mrokami zabobonu. A był on tak jesz- 
cze w całej Europie zakorzenionym, że 
równocześnie prawie w szwedzkiej gór- 
skiej prowincyi Dalekarlii, we wsi Mora, 
wyznaczona przez króla szwedzkiego ko- 
misja, wespół z duchowieństwem miejsco- 
wem i sędziami, w jednym dniu spalić ka- 
zała 72 stare kobiety i 15 niedorosłych 
dzieci, obwinionych o czary. Niemniej w 
Bawaryii Szwajcaryi palono jeszcze wów- 
czas nietylko stare baby, ale i młode dzie- 
wczęta. W r. 1770 parlament angielski 
wydał prawo, mocą którego kobiety, oszu- 
kujące mężczyzn sztucznymi wdziękami, 
skazywane być mają na tę samą karę, ja- 
ka ustanowiona jest przeciw czarom. 
Widzimy z tego, że zniesienie kar za cza- 
ry nie uprzedziło w Anglii reformy podo- 
bnej u nas. Lubo i w Polsce, a zwłaszcza 
na Rusi, wydarzały się już po wydaniu 
prawa z r. 1776 wypadki pławienia i mę- 
czenia czarownic. Wiara bowiem ludu 
w czarodziejstwo, ugruntowana wiekami 
przy pomocy książek, od których w wieku 
XVI i XVn roiło się w całej Europie, po- 
trzebowała także wieków na jej wykorze- 



Digitized by 



Google 



CZARY I CZAROWNICE. 



269 



nienie. Piszący to pamięta jeszcze, jak o- 
koło r. 1860, gdy susza czerwcowa zaczę- 
ła źle wpływać na posiewy, kilku starych 
włościan przyszło do jego ojca we wsi Je- 
żewie (pod Tykocinem), użalając się na 
Piotrowę Miastkowską, komornicę, która 
najęta była do bielenia płótna na dwor- 
skim bielniku a posądzona we wsi o „roz- 
pędzanie chmur". Gdy ojciec zgromił ich 
zabobon, przytaczali jako dowód, na któ- 
ry chcieli przysiądz, że kilkakrotnie sami 
widzieli, gdy chmury zaczęły się zbierać 
nad Jeżewem, że Piotrowa, wyszedłszy z 
budy, w której siedziała przy bielniku, 
i obejrzawszy chmury, mówiła zawsze: 
, pewnie deszczu nie będzie!** i biegła z ko- 
newką po wodę do sadzawki (nad której 
brzegiem na łące był bielnik), a gdy tylko 
machnęła z konwi wodą w jedną i drugą 
stronę, chmury zaraz się rozchodziły i 
deszcz padał gdzieindziej. Prosili więc 
włościanie o nic więcej, jak tylko o pozwo- 
lenie „spławienia baby w sadzawce dla do- 
kumentnego przekonania się, czy używa- 
ła czarów do rozpędzania chmur*; a gdy 
im tego nie pozwolono i starano się oświe- 
cić gruby przesąd, odeszli z niezadowole- 
niem i pozornem tylko zachwianiem swe- 
go wierzenia. Oczywiście gdyby nie było 
dworu w Jeżewie, Piotrowa na sznurze 
byłaby pławioną niezawodnie, jak to lud 
robił już w XIX wieku tam, gdzie nie by- 
ło dworu ani kościoła, które stawały 
w obronie kobiet, podejrzanych o cza- 
ry. Wiara w czary nic dziwnego, że 
była silna, bo była tak starą, jak ciem- 
nota ludzkości. Dla zabezpieczenia się od 
napaści złych duchów, niektóre ludy ota- 
czały swe mieszkania gęstwiną cierni; 
mamka rzymska gałązką tarniny dotyka- 
ła trzykrotnie progu i drzwi domowych, 
celem ochrony dziecięcia od szkodliwych 
wpływów. Marcin z Urzędowa powiada, 
że „gałązki agi^estu z liściem w oknach, 
we drzwiach, czarów, guseł w domu nie 
dopuszczają". Palce, rozstawione widło- 



wato naprzód, chronią dzisiejszego wie- 
śniaka włoskiego od uroku, rzucanego 
„złem okiem". Wiek XVI na południu 
Europy — mówi prof. Kazimierz Morawski 
— był klasycznym wiekiem zabobonu 
i czarów. Wśród rozpasania namiętności 
wieku, wśród intryg miłosnych ówczes- 
nych, najczęściej w głębi obrazu widnieje 
postać jakiejś czarownicy, która oporne 
serca owładnąć i do wzajemności zmusić 
usiłuje. Zaklęcia, inwokacje, obrzędy taj- 
ne przy k-siężycu odprawiane, były nieod- 
łącznem tych czarów narzędziem. Zna- 
nych jest dużo listów Krzyckiego, pisa- 
nych w r. 1520 do chorującego podkancle- 
rzego Piotra Tomickiego, w których por 
wtarzane są upomnienia, aby prawdzi- 
wych lekarzy zechciał się radzić, a odpy- 
chał „syreny", nie dawał posłuchu szaleń- 
stwom kobiecym, wystrzegał się podszep- 
tów i leków jakiejś kobiety, niepochleb- 
nem mianem ^Circe" tu opatrzonej, którą 
była czeszka Telniczanka, usiłująca uwi- 
kłać Tomickiego w sieci miłosne. Krąży- 
ły swego czasu w dawnej Polsce wieści, 
że napój miłosny, przez zabobonnych lu- 
dzi i zalotnice podsuwany, stał się przy- 
czyną nagłej śmierci Kazimierza Sprawie- 
dliwego, jak również i później zmarłych 
w młodym wieku dwuch ostatnich książąt 
mazowieckich. Niemniej opowiadano so- 
bie, że do tak stałej i gorącej miłości Zyg- 
munta Augusta do Barbary Radziwiłłów- 
ny przyczyniła się jej matka zadaniem 
królowi napoju zalotnego. Zygmunt Au- 
gust podejrzewał natomiast własną mat- 
kę, królową Bonę, o złe zamiary względem 
Barbary i babę, którą posądzał, że służy- 
ła tajemnie Bonie, kazał osadzić w zamku 
sieradzkim, a potem przenieść do Brze- 
ścia, wreszcie do Dubinek radziwiłłow- 
skich. Za Aleksandra Jagiellończyka, by- 
ła posądzona jedna Sapieżyna o czary. 
Sławę największego (ale nieszkodliwego) 
czarodzieja w Polsce miał napół bajeczny 
Twardowski (ob. Twardowski). Ł. Gór- 



Digitized by 



Google 



270 



CZARY I CZAROWNICE. 



nicki w „Dworzaninie" pisze: „Powiedział- 
bych ja tobie o jednym, który się u Twar- 
dowskiego uczył, i tak wiele jako on u- 
miał..." „a to ja prawi — uczeń Twardow- 
skiego...** Pisarz niemiecki Gondelman 
powiada w dziele Tracłatits de Magis i t. d., 
że przejeżdżając z Prus do Inflant r. 1588, 
był wezwany o radę względem pławienia 
czarownic i że ziściło się widocznie jego 
przepowiedzenie, bo prawdziwe czarowni- 
ce nie tonęły. Widzimy z tego, jak zabo- 
bony Europy zachodniej zakorzeniały się 
w Polsce nietylko za pomocą książek ba- 
łamutnych, ale nieraz i osobistego wpły- 
wu cudzoziemców, których uważano za 
źródło mądrości i z łatwowiernością sło- 
wiańską zasięgano ich rady. Współcze- 
sny Bartosz Paprocki zapisuje w Herba- 
rzu swoim wiadomość, że niewiasty tatar- 
skie tak umieją czarować strzelby, iż ża- 
dna nie wystrzeli, a cięciwy tracą w łu- 
kach moc swoją. Wierzono wówczas w 
całej Furopie w czary myśliwskie. Ks. Jan 
z Przeworska w kazaniu swojem (druk. r. 
1593) opowiada, że są myśliwce czarowni- 
ki, którzy innym psują ruśnice, a gdy raz 
przeklęty bies był w ruśnicy, którą prze- 
jeżdżający kapłan przeżegnał, bies, nie 
czekając dokończenia krzyża, aby uciec, 
rurę roztrzaskał. Był znowu raz bies w 
jeleniej skórze, a kiedy przeżegnano, za- 
mienił się w kupę nawozu. Opowiadano 
sobie w Polsce, że strzelcy, którzy duszę 
djabłu zapiszą, mają moc w każdej chwili, 
nie widząc wcale zwierza, po każdym wy- 
strzale, dostać, jakiego zechcą. Tak mia- 
ło się zdarzyć jednemu z legjonistów na- 
szych, gdy z Włoch wróciwszy, zanoco- 
wał u gajowego w puszczy Myszy nieckiej. 
Gajowy, chcąc uraczyć gościa i starego 
kuma, a nic w domu na razie nie mając, 
stanął przy kominie i weń wystrzelił. Za 
pierwszym razem spadły z czarnej czelu- 
ści 4 kuropatwy, za drugim — zając, a za 
trzecim zwalił się tęgi rogacz. Legjoni- 
sta z przerażeniem ujrzał pierwszy raz w 



życiu takie łowy, tembardziej, że po każ- 
dym strzale słyszał w kominie śmiech sza- 
tański. Ale gdy zakosztował potem sma- 
cznie upieczonej zwierzyny i zakropił go- 
rącym z miodu i wódki uwarzonym krup- 
nikiem, uściskał gajowego i dopiero po je- 
go śmierci opowiadał o tem zdarzeniu^ 
budząc jednak u ludzi podejrzenie, że sam 
również musiał być myśliwym. Kurpie 
wierzą dotąd — pisze Gołębiowski i Wój- 
cicki — w zepsucie strzelby przez czarow- 
nice lub zazdrosnego myśliwca. Na za- 
radzenie temu używają poświęconego zie- 
la ^czartopłochu", którem okadzają strzel- 
bę i siebie, mniemając, że nic już im odtąd 
zaszkodzić nie może. Przy laniu kul i śró- 
tu rzucają w roztopiony ołów wątróbkę 
i serce nietoperza, dla szczęścia i celnego 
strzału. Mają pewne dnie, w których przy 
świetle księżyca czyszczą strzelby, lejł^ 
kule, czatują na zwierzynę. Wystrzegać 
się powinni myśliwi kłamstwa, gdy się 
pali świeca, bo lój na ich stronę spływać 
zacznie, a wkrótce, uganiając się za zwie- 
rzem, karku nadkręcą. Jako najsławniej- 
sze miejsce schadzek i biesiad czarownic,, 
słynęła w całej Polsce Łysa góra w San- 
domierskiem. Udając się tam na miotle, 
ożogu, łopacie, w niecce lub w stępie, co 
zwykle następowało nocną porą, w każdy 
czwartek po nowiu księżyca, wzywały 
czarta zaklęciem: „Płot nie płot, wieś nie 
wieś, ty biesie nieś!** Tu nadmienić win- 
niśmy, iż, zdaniem naszem, cała wiara lu- 
dowa w schadzki i biesiady czarownic na^ 
wierzchołkach gór wzięła swój początek 
w pierwszych wiekach po zaprowadzeniu 
w Polsce chrześcijaństwa, gdy duchowień- 
stwo, usiłując obudzić w ludzie wstręt do 
obyczaju starodawnego zbierania się nie- 
wiast i dziewcząt na nocne biesiady i uro- 
czystości pogańskie na wierzchołkach 
wzgórz, ogłosiło te zebrania za sprośne 
pogańskie schadzki czarownic, w co lud 
z upływem wieków uwierzył, a co dzii 
wygląda pozornie jakby zab)'tek wierzeń 



Digitized by 



Google 



CZARY I CZAROWNICE. 



271 



jego pogańskich. Głośny wydawca ka- 
lendarzy Stanisław z Łazów Duńczewski 
w kalendarzu na r. 1759 podaje wiado- 
mość o różnorodnych czarach w Polsce, 
zaczynającą się od słów, że „W żadnej na- 
cyi tak wiele czarów, czarowników i czaro- 
wnic nie masz, jak u nas w Polsce, a oso- 
bliwie w górach i na Rusi, także w Litwie, 
Ukrainie i około Wołoszczyzny". K. Wł. 
Wójcicki w artykule o „czarach" (Encykl. 
powsz. S. Orgelbr. t. VI r. 1861) przywo- 
dzi z Duńczewskiego cały obszerny ten 
ustęp, w którym widzi wszelkie przesądy 
„z różnych czasów i religij pomieszane**. 
Możeby słuszniej było, zamiast wyrazu 
„religij**, użyć „narodowości*, bo oto np. 
ostatni ustęp, zacytowany z Duńczew- 
skiego, o sposobach uwolnienia się od cza- 
rów przez włożenie do swego buta eks- 
krementu czarownicy lub okurzenie się 
zębem trupim, jest dosłownem powtórze- 
niem z głośnych na zachodzie Europy w 
XVI i XVn wieku, a tłómaczonych na ję- 
zyk polski dzieł Pedemontana. Nie przy- 
tacza natomiast Duńczewski najpospolit- 
szej w Polsce ochrony domu przed czara- 
mi, a mianowicie przybijania starej pod- 
kowy (znalezionej na drodze) na progu 
domowym. Czacki w dziele swojem „O li- 
tewskich i polskich prawach" pisze: „Są- 
dziłem jedną sprawę w assesoryi, że ma- 
gistrat w miasteczku Zgierz (nie Zegrze) 
w Łęczyckiem jednej babie na mieczu ka- 
towskim przysiądz kazał, że ludziom i by- 
dłu szkodzić nie będzie". Widzimy, że 
miecz pod koniec XVni w. służył już tyl- 
ko za pogróżkę w magistracie przeciwko 
czarownicy, o której czarach urząd miasta 
Zgierza był jeszcze najmocniej przekona- 
ny, ale spalić jej już nie śmiał, więc tylko 
kazał odprzysiądz się czarów na mieczu 
katowskim. Wiek XIX przynosi już nam 
starą tradycję w szacie wiersza humory- 
stycznego: 

ująwszy gromnicę, 

Palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownicę; 



Chcąc jednak pierwej dociec zupełnej pewności, 
Pławił ją na powrozie w stawie podstarosci. 
Zdejmowały uroki stare baby dziecku, 
Skakał na pustej baszcie djabeł po niemiecku. 
Krzewiły się kołtuny czarami nadane. 
Gadały po francusku baby opętane, 
A czkając na kruźgankacłi po miejscach cudownych, 
Nabawiały patrzących strachów niewymownych. 

Przyszła wreszcie kolej na naukowe 
badanie dawnych przesądów, czarów i ro- 
ślin czarodziejskich, a prawie wszyscy au- 
torowie, piszący u nas o tym przedmiocie, 
byli przekonani, że owe wierzenia wśród 
ludu są wyobrażeniami, zachowanemi je- 
szcze z prastarych czasów pogańskich. 
Pierwszy Barwiński w dziele na swoje 
czasy znakomitem p. t. „Studja o litera- 
turze ludowej ze stanowiska historycznej 
i naukowej krytyki" (Poznań, 1854, to- 
mów 2) zajął wśród pisaragr sobie współ- 
czesnych wręcz odmienne stanowisko, wy- 
kazując, jaką drogą przesądy o roślinach 
przechodziły z dawnej literatury do ludu. 
Drugą wysokiej wartości w tym przed- 
miocie pracą jest „Zielnik czarodziejski" 
prof. Józefa Rostafińskiego (Kraków 1893), 
który przyszedł do przeświadczenia, że 
chrześcijaństwo i idąca w ślad za niem 
kultura zatarły zupełnie pierwotne wyo- 
brażenia naszego świata pogańskiego. Na- 
stąpiło to w znacznej części w wieku XVI 
za pomocą popularnej polskiej literatury 
ludowej, o której prof. Rostafiński wydał 
w r. 1888 osobną rozprawę (Nasza litera- 
tura botaniczna XVI w., oraz jej autoro- 
wie lub tłómacze). Do tej to literatury 
tak wpływowej należą w pierwszym rzę- 
dzie ^Ogrody zdrowia", które miały 4 wy- 
dania (wiatach 1534, 1542, 1556 i 1568). 
ifastępują potem „Księgi o gospodarstwie"* 
Piotra de Crescentis w dwuch wydaniach 
z lat 1549 i 1571. Dalej „Lekarstwa do- 
świadczone, które zebrał uczony lekarz p. 
Jana Pileckiego". Kraków 1564. Wiek 
XVI kończy się na „Herbarzu polskim* 
(roślinnym) Marcina z Urzędowa, wyda- 
nym r. 1595. Najobfitszego plonu z wie- 



Digitized by 



Google 



272 



CZARY I CZAROWNICE. 



ku X^r[I dostarczył zielnik Szymona Sy- 
reńskiego, wydany r. 1613 i rokiem pó- 
źniejszy „Młot na czarownice", dalej Za- 
wacki Teodor, wydany r. 1616 i przedru- 
kowany w latach 1620, 1637, 1643 i 1647, 
Pedemontan, Haur, „Sekreta białogłow- 
skie" i wiele, wiele innych. Jeżeli zwa- 
żymy, że sam zielnik Syreńskiego obej- 
muje przeszło 1500 stron in folio ścisłego 
druku, naszpikowanych tysiącami przesą- 
dów, pojmiemy, jak potwornie obfitą była 
ta strawa, płynąca przeważnie z zachodu 
i południa Europy do Polski dla nakar- 
mienia ogółu polskiego, łaknącego, tak 
jak wszystkie inne, wszelakich sekretów 
i wiedzy, w codziennem życiu stosowanej. 
Prof. Rostafiński z literatury powyższej 
spożytkował do swego „Zielnika czaro- 
dziejskiego" wszystko, co się tyczy chorób 
ludzi i zwierząt, czarów, duchów, wróżb, 
wpływu roślin na: miłość, zgodę, niezgo- 
dę, wymowę, pamięć i t. d. Dowiaduje- 
my się tu między innemi, że ziele „Dzie- 
więćsił", włożone dzieciom do kolebki, za- 
chowywa je „od złego urzeczenia bab". 
„Boże drzewko" dobrze jest przeciw cza- 
rom w małżeństwie w łoże słać. „Dębo- 
we liście i drzewo są środkiem przeciw 
czarom, a dymu z liści dębowych czart się 
boi". „Dziewanna" oddala czary, „wy- 
mowność dawa, język wolny czyni ku wy- 
mowności..." „i tam, gdzie rad siadasz, 
pokrop tą wódką, a będą przy tobie do- 
brzy duchowie ku potwierdzeniu ciebie..." 
„Dzięgiel noszony zabezpiecza od zczaro- 
wania personę i dom..." „żuty serce smę- 
tne rozwesela..." „strachy, cienie nocne 
odpędza..." „Gwoździki kramne czynią 
mocnych w małżeństwie..." „Koszyszcz- 
ko miłośnie zczarowanym pomaga..." 
„Lubczyk dobry jest przeciw czarom rzu- 
conym na bydło..." „Oman wszczął się 
z łez Heleny..." „tęskność oddala, serce u- 
wesela, człowieka wdzięcznego, miłego 
i przyiemnego czyni, kłopot odpędza i za- 
pomnienie przywodzi, cerę cudną czyni..." 



„Pietruszka paniom niepłodnym służy..." 
„Pięciornik... kto co od króla będzie żądał, 
otrzyma wszystko, mając przy sobie to 
ziele, albowiem czyni człowieka wymow- 
nym i przyjemnym..." „Piołun pod po- 
deszwami noszony rozbudza apetyt..." 
„Piwonia... (korzeń i nasiona) lekarstwo 
dla opętanych i przeciw czarom..." „Po- 
krzyk roślina jest czarodziejska..." „Po- 
krzywa trzymana w ręku ze złocieniem 
zabezpiecza od strachów i widm..." „Po- 
lej kreteński, kto chciwy czci, chwały i u- 
wielbienia, ma go nosić przy sobie..." 
„Przestęp noszony na szyi chroni od cza- 
rów..." „Rośnik noszony na szyi zamie- 
nia nieprzyjaciół w przyjaciół, we wszel- 
kich zawodach daje szczęście, chroni przed 
czarami..." „Rozchodnik używa się do 
czarów z pokrzywą..." „Ruta, zebrana 
przed wschodem słońca i używana na su- 
rowo, dobra przeciw czarom..." „Słonecz- 
nik mężom sił dodaje..." „Szafran w mia- 
rę użyty rozwesela serca, nadużyty czyni 
człowieka smutnym..." „Szałwja — jak 
zapewnia Sy reński — tak jest skuteczna 
do płodności, że w Egipcie po morowem 
powietrzu przymuszano pozostałych mie- 
szkańców do jej picia..." „Trędownik, 
zbierany przed wschodem słońca i jedzo- 
ny na surowo, służy przeciw czarom" i t.d. 
Wracając jeszcze do procesów przeciwko 
czarom, to — jak twierdzi ks. Z. Chodyń- 
wski w obszernej i gruntownej pracy swo- 
jej, temu przedmiotowi poświęconej —naj- 
dawniejszy przepis prawa prowincjonal- 
nego polskiego o czarnoksięstwie znajdu- 
jemy w synodzie prow., odbytym r. 1279 
przez Filipa, legata papieskiego w Budzie 
na Węgrzech, powtórzony później i uzu- 
pełniony w ustawach Mikołaja Trąby, ar- 
cybiskupa gnieźn. za Wład. Jagiełły, a zgo- 
dny z duchem łagodności chrześcijańskiej. 
, Czytamy tam: „Ze społeczności wiernych 
wyłączamy i wyklinamy wszystkich cza- 
rowników (sorHlegos\ którzy czynią cza- 
ry przez wzywanie djabłów, lub użycie 



Digitized by 



Google 



CZARY I CZAROWNICE. 



273 



rzeczy poświęconych, surowo zabraniając, 
aby nikt, oprócz własnego ich biskupa, 
nie dawał im rozgrzeszenia, wyjąwszy w 
godzinę śmierci; inni zaś czarodzieje mo- 
gą być rozgrzeszeni przez miejscowych 
kapłanów, po naznaczeniu im odpowied- 
niej pokuty**. Już z synodu prowinc. r. 
1248 dowiadujemy się, że do czarów i za- 
bobonów używano wody chrzestnej, ole- 
jów Św., a nawet najśw. Sakramentu. Dłu- 
go jednak nie znajdujemy przykładów, 
aby kto za nie śmierć poniósł. Dopiero 
za najświetniejszych czasów dla różno- 
wierstwa, a przed wprowadzeniem do nas 
jezuitów, sejm r. 1543 zajmuje się spra- 
wami czarnoksięstwa. Że zaś tego ro- 
dzaju występki połączone były zwykle z 
zamiarem szkodzenia drugim, przeto i są- 
dy świeckie zaprzątały się niemi, wymie- 
rzając kary kryminalne. Odtąd dzieje 
zaczynają notowaó procesy o czary, a 
przepisów do nich dostarczyli nam Niem- 
cy. Ząbkowicz w przedmowie do przy- 
niesionego z obczyzny „Młotu na czarow- 
nice" narzeka, że w Polsce sądy czarów 
nie karzą, bo w nie ludzie nie wierzą, al- 
bo jeśli wierzą, lekce je ważą. Dlatego 
opisał: jakich sposobów czarownice uży- 
wają i jak się ich czarów obronić i od nich 
leczyć: „Com wziął (mówi) z rozmaitych 
doktorów, teologów i w niemieckiej ziemi 
na tę bezbożność inąuisitorów, w język 
polski przetłumaczywszy". Nauka w las 
nie poszła, bo odtąd spotykamy egzeku- 
cje. Sprawy czarownic sądzono w Pol- 
sce podług praw niemieckich, gdyż pol- 
skie prawodawstwo wcale się tem nie za- 
trudniało. Pomimo, że statut oddawał 
duchowieństwu sprawy o czary, te jednak 
wszystkie były sądzone przez urzędy miej- 
skie i wiejskie. Zaczęli się o udział w nich 
dopominać biskupi, ale zapóżno, bo dopie- 
ro po r. 1700, gdy przez cały wiek XVII 
jeden tylko Florjan Czartoryski, biskup 
kujawski, podniósł głos oburzenia na na- 
dużycia sądów niższych: że odmawiają ob- 

EncyUopedja staropolska. 



winionym obrońców, że w wyrokach nie 
wymieniają przyczyn potępienia obwinio- 
nych, że nie pozwalają apelować od wy- 
roku tortury, a tem samem sądzą nieważ- 
nie; że wymyślają nowe sposoby tortur 
nieznane w prawie i w nich dopuszczają 
się nadużyć; że na torturach zostające py- 
tają o wspólniczki, poddając im nazwiska 
i nie spuszczają z mąk, dopóki nie wymie- 
nią podsuniętych sobie osób, a jeśli po tor- 
turach odwołają wyznanie, znowu je bio- 
rą na męki; że umarłym w więzieniu odma- 
wiają pogrzebu chrześcijańskiego i grze- 
bią je pod szubienicą. Za główny powód 
tych błędów uznaje szlachetny biskup ku- 
jawski to, że sprawy czarownic sądzą lu- 
dzie bez nauki, częstokroć czytać nieumie- 
jący, że co zdaje się im zaczarowanem, po- 
spolicie pochodzi z przyczyn naturalnych, 
których prostacy nie znają. Sędziom za- 
brania kogobądż podawać na męki z sa- 
mego oskarżenia lub wieści bez dowodów, 
również pławić, więzić i wydawać wyro- 
ki, nim cały proces do biskupa odesłany 
nie zostanie. Oświadcza, że chce, aby 
pierwej teologowie osądzili, czy postępek 
jest magją karygodną, czy tylko prostym 
zabobonem i przesądem. Za nieposłu- 
szeństwo grozi sędziom klątwą i mówi, że 
radby, aby przestano ścigać czarownice, 
a raczej wykorzeniano inne zbrodnie, nie 
z głupoty, jak czary, ale ze złości pocho- 
dzące. Ks. Z. Chodyński wyznaje, iż z 
poczuciem chluby narodowej przywodzi 
następne słowa Czartoryskiego, za które 
należy mu się cześć wiekuista: „Życzymy 
nakoniec i napominamy wszystkich sę- 
dziów, którzy mają żarliwość świętej spra- 
wiedliwości, aby karali grzechy, jednak 
nie tajemne i których trudno dowieść, ale 
tylko jawne, np. zabójstwa, kradziestwa, 
wydarcia, oszukiwania i gwałty, zdrady 
w kupiectwach, w rzeczach, do odziewa- 
nia, albo pożywienia należących. Cudzo- 
łóstwa także, obciążenia ubogich, pijań- 
stwa, świąt nieświęcenie, potwarze i t. p.; 

18 
Digitized by L^OOClC 



-274 



CZARY I CZAROWNICE. 



szpetna albowiem inieprzystojnarzecz jest, 
opuściwszy jawne grzechy, pytać się o ta- 
jemnych.'* . Oryginał okólnika z pieczęcią 
tego wielkodusznego biskupa, wydany w 
Smardzewie d. 11 kwietnia 1669 r., wy- 
przedzający myślą o cały wiek wszystkie 
prawodawstwa europejskie, przechowywa- 
ny jest w archiwum kapituły włodawskiej. 
Książka „Czarownica powołana" (zapo- 
zwana), wyrzucając także sądom niespra- 
wiedliwość i nadużycia, pławienie suro- 
wo gani, mówiąc, że znajduje się ono tyl- 
ko w Niemczech, skąd je Polska przyjęła. 
Kanony kościelne surowo zakazują prób 
przez pławienie, przez rozpalone żelazo, 
wodę zimną lub gorącą, bo to od pogan 
Longobardów poszło i głupie jest. Synod 
łucki z r. 1607 zabrania duchownym czy- 
tać i posiadać dzieła astrologiczne, które 
utrwalają przesądy i zabobony, i nakazu- 
je plebanom upominać parafjan, aby ta- 
kich książek nie kupowali i bajkom przez 
nie rozsiewanym nie wierzyli. Synod war- 
miński r. 1610 wylicza długi szereg róż- 
nych praktyk zabobonnych owego czasu 
i nakazuje spowiednikom surowo naga- 
niać je przy spowiedzi. Synod wileński r. 
1717 poleca na kazaniach i w katechiz- 
mach występować przeciwko zabobonom 
czarnoksięskim, a kijowski r. 1762 chce, 
aby plebani dowiadywali się, kto w ich 
parafii wykonywa praktyki zabobonne, 
zaklinania, wróżby i t. p. Obszerniej nad 
środkami moralnymi przeciwko prakty- 
kowanym między ludem gusłom, zwanym 
czarami, rozwodzą się synody: poznański 
r. 1720 i płocki r. 1733. Niekiedy groźbą 
starano się wykorzeniać praktyki czarno- 
księskie. Tak synod przemyski r. 1641 ka- 
że donosić biskupowi o ludziach, trudnią- 
cych się czarodziejstwem, i ogłasza na 
nich klątwę ipso/acło^ od której sam tylko 
biskup może rozgrzeszyć. Toż samo u- 
ch walono na synodziepłockimr. 1643 i wło- 
cławskim r. 1653. Biskupi polscy, biorąc 
w opiekę nieszczęśliwe ofiary zabobonnej 



ciemnoty lub złości ludzkiej, często pod- 
nosili głos w obronie mniemanych czarow- 
nic. Oni to wyjednali dekret królewski a- 
sesoryjny r. 1672 i inny r. 1673, ograni- 
czające jurysdykcję sądów świeckich, a 
gdy to nie pomogło, biskup kujawski, Sta- 
nisław Szembek, uzyskał reskrypt króla 
Augusta II z d. 5 maja 1703 r., zabrania- 
jący sądzić sprawy czarownic sędziom 
miejskim pod karą tysiąca dukatów, a 
wiejskim pod karą śmierci. Inni biskupi, 
opierając się na tym reskrypcie i na zwo- 
ływanych często w dobie saskiej synodach 
djecezjalnych, wydawali surowe upomnie- 
nia do władz świeckich, dyktowane gło- 
sem szczerej boleści. Ten głos biskupów 
odbijał się w sercach niższego duchowień- 
stwa, które wpływem swoim na sędziów 
przyczyniało się do zmniejszenia liczby 
nieszczęśliwych ofiar po małych miastecz- 
kach, gdzie czarownice były najzapalczy- 
wiej ścigane. Przerażający widok okru- 
cieństw stawia nam przed oczy dziełko p- 
n. „Przestrogi duchowne sędziom, inwes- 
tygatorom i instygatorom czarownic**, na- 
pisane przez ks. Serafina Gamalskiego 
franciszkanina, wydane w Poznaniu roku 
1742, a dedykowane Szembekowi, arcyb* 
gnieżn. Rupniewski, biskup płocki, w liś- 
cie swoim pasterskim przy objęciu rządów 
djecezyi (r. 1722) surowo naganił rządy 
świeckie, że w zabobonnie prowadzonych 
śledztwach przeciwko czarownicom naj- 
grubszych dopuszczają się błędów, używa- 
jąc niegodziwych sposobów przekonania 
obwinionych. W r. 1726, odprawiwszy z 
duchowieństwem swem synod, ponowną 
w tymże duchu wydał odezw;ę (Encyklop, 
kość. m, 640). Tejże treści listy paster- 
skie ogłaszali: Brzostowski, biskup wileń- 
ski, i synody: poznańskie r. 1720 i 1738^ 
płocki r. 1733, żmudzki 1752, kijowski 
1762 i kilka innych. Potrzeba było sce- 
ny, któraby wstępąsła i oburzyła całą 
Rzplitę, aby wj^wołać znaną uchwałę sej- 
mową, znoszącą karę śmierci w spra^ 



Digitized by 



Google 



CZASOPISMA POLSKIE. 



275 



-wach o czarodziejstwa. Taka scena stra- 
szna odegrała się r. 1776 we wsi Dorucho- 
wie, w pow. Ostrzeszowskim, ziemi Wie- 
luńskiej, na granicy Szląska, gdzie zginę- 
ło na stosie 14 kobiet, podejrzanych o spro- 
wadzenie chorób i suszy za pomocą cza- 
rów. Jakoż gdy na sejmie r. 1776 król zar 
żądał zniesienia tortur, a Woje. Kluszew- 
ski, kasztelan biecki, zniesienia kary śmier- 
ci za czary, sejm jednomyślnością przyjął 
obadwa wnioski i wówczas to stanęła kon- 
stytucja, zabraniająca używania tortur we 
wszystkich sprawach kryminalnych, a ka- 
ry śmierci w sprawach o czary (Vol. leg. 
VIII, f. 882, tit.: „Konwikcje w sprawach 
kryminalnych"). Pozwalamy sobie arty- 
kuł niniejszy zakończyć przypomnieniem 
jego czytelnikom dogmatu, uznanego w 
nauce dziejów, że w sądach o przeszłości, 
miarą jedynie sprawiedliwą i jedynie kry- 
tyczną jest miara porównawcza. 

' Czasopisma polakie do r. 1880. Znaj- 
dujący się w bibljotece Jagiellońskiej w 
Krakowie rękopis pod tyt. Relationes fu- 
blicae,,.. z wiadomościami politycznemi z 
różnych krajów od r. 1568 do 1673 prze- 
konywa, że już w w. XVI isiniał w Pol- 
sce Ewyczaj udzielania sobie tego rodzaju 
nowin i donoszenia o wypadkach i zdarze- 
niach, zaszłych w różnych częściach kra- 
ju, Magnaci, w następnych czasach bio- 
rący udział w życiu publicznem, posiadali 
swoich korespondentów (najczęściej księ- 
ży jezuitów lub pijarów) w głównych mia- 
st ach krajni sąsiednich stolicach, którzy 
za zapłatę (wynoszącą około 100 dukatów 
rocznie) zbierali wszelkie nowiny politycz- 
ne i opisywali wydarzenia. Nietylko pa- 
nowie, ale i magistraty większych miast 
odbierały takie gazety pisane, które chci- 
wie czytano i przepisywano sobie, bo za- 
wierały zwykle mnóstwo wiadomości o in- 
trygach i skandalach, których w druku 
starannie wówczas unikano. To też pra- 
wie do końca bytu Rzplitej istniała w Pol- 
sce obszerna literatura gazet pisanych 



niezależnie od drukowanych. Innego ro- 
dzaju były od czasów Batorego drukowa- 
ne: Lisły^ Nowiny, Re lagę, Opisy i t. p., 
wychodzące w Krakowie i w obozach, 
gdzie królowie i hetmani miewali podróż- 
ne drukarnie. Takie opisy współczesnych 
wypadków, a niekiedy pieśni i wiersze w 
obozach składane, rzadko nad arkusz ob- 
szerniejsze, dziś do białych kruków nale- 
żące, bo przez nikogo nie zachowywane, 
były poprzednikami stałych czasopism. 
Liczba ich w swoim czasie była znaczna, 
a wymienił niektóre Wiszniewski w „Hi- 
storyi literatury" (t. VIII str. 45); Macie- 
jowski w „Piśmiennictwie polskiem" (t. II 
str, 677); Wójcicki w „Bibhotece starożyt- 
nych pisarzów"; Szajnocha w „Bibliotece 
naukowego zakładu Ossolińskich" r. 1848 
t. II str. 206; Siarczyński w „Obrazie wie- 
ku Zygmunta m* (t. I str. 180 i 320). 
Wychodziło ich najwięcej za Zygmunta 
III i Władysława IV nietylko w Krako- 
wie i z obozów, lecz i po innych miastach 
Rzplitej. Dopiero za Jana Kazimierza 
pierwszy raz zjawiła się próba właściwe- 
go czasopisma, gdy od 3 stycznia 1661 r. 
zaczął wychodzić tygodniowo w Krako- 
wie „Merkurjusz polski". Od owego to 
czasu do r. 1830 czyli w ciągu lat 170 — 
ukazało się ogółem przeszło 320 czasopism 
polskich lub w języku łacińskim, które po- 
niżej w porządku alfabetycznym wymie- 
niamy: 1) Acła litłeraria Regni Poloniae 
M. D. Liihuaniae, wydawał po łacinie 
Mitzler przez 2 lata (1765—1767 w War- 
szawie, 4 zeszyty na rok), pomieszczając 
w nich rozbiory i doniesienia dzieł no- 
wych, życiorysy sławnych Polaków i roz- 
prawki z nauk przyrodzonych; 2) Acła 
Sociełatis Jablonovianae^ 1767; 1771 — 
1839; 3) Acła insłił, cłinici Univ. Vilnen. 
Wilno i Berlin, 1804—12, roczników VI, 
pod red. Franka; 4) Addyłamenł do Gti- 
zet ob. Kurjcr Polski 1759—60; 6) Alma- 
nach lubelskie Warszawa 1815 — 16, to- 
mów 2, wyd.Urmowski; 6) Annales Juris- 



Digitized by 



Google 



276 



CZASOPISMA POLSKIE. 



prudentiae, Lwów 1810—11, red. Rosber- 
ski; 7) Asłrea^ pamiętnik narodowy. War- 
szawa 1821 — 25, w zeszytach 2 razy na 
miesiąc, wyszło tomów 5, redagowaJ: Grzy- 
mała, poświęcając pismo literaturze, poe- 
zyi, sztukom pięknym 
i historyi; 9>) A7vizy ró- 
tne cudzoziemskie z po- 
czty i extraordynaryj' 
ne z Krakowa 1686 — 
1699, wydawał je ja- 
kiś profesor akademii 
za przywilejem kró- 
lewskim, t. j. mający 
wyłączne do tego pra- 
wo, przy ulicy św. An- 
ny, w kamienicy pod 
Czarnym orłem. Były 
to kartki luźne, osob- 
ne z wiadomościami 
krajowemi, a osobne z 
zagranicznemi. Krajo- 
we były starannie po- 
dawane i są nadzwy- 
czaj ciekawe; jeżeli 
wiadomości zagranicz- 
nych brakowało, to re- 
daktor donosił, że nie- 
masz żadnych cieka- 
wości. Od nowego 17CX) 
r. zmieniły Awizy swój 
tytuł na Gazety, W w. 
XVII wychodziły tak- 
że: Awizy gdańskie, 
grodzieńskie, z Brześ- 
cia, ze Lwowa, z War- 
szawy, z pod Rygi i. t. 
d.; 9) Awizki czyli do- 
niesienia tygodniowe^ 
Warszawa 1786, wyd. 



krajowego i t. d., nakładem i drukiem 
Groella, Warszawa 1788, tomów 3, z któ- 
rych ostatni zatytułowany Dziennik war- 
szawskie bo widocznie pod tym tytułem pi- 
smo miało dalej wychodzić; 12) Biblioteka 



m^^mt M'M 



MERKVRIVSZ 

POLSKI, 

Dzicic wfzytkicgo świata w fobie za mykai^cy 
dla Informacycy po(politcy 




V0 Krakowie s lanuarij i6^/\ 

wćipu (ubt^fiego/ ttiifec t ivub>uć jiif 
ttafwucc^ ttv^ futatmi/ tyittfućje/ 
f t tvni fu rottr^ntiiie. tflubsy wM' 
oonsoecidmi yiś t$cą^ ro{tiv4l/ ^^^5 
po SSiog'!!/ na^piatc^c mitffic ma/ y 
tiaypocr)cbiticY0a <3{oivi>rotPi/ ^ce^m 
4iorerumt(!f ^flhnum bułffanArum^ f(0# 

fnaier ffrudenn£^ & mdgiftfd tfiu^ Cif 
pn^Hib^mi 7 b^en^mbcjc nfcm VQy/ pticffrłcga/tt^pomiiiA/ ffro^ 
fuk/ 7 vmitmnoeć fpraw lubshcb y po/liptow ąytiL iLi4 ^(^ 
f{oryaf{4rv<& ttd}bvt yj^icpdmfrtnfc&t^telfott) me(rf}bbUS0C4l! 
Vtuticim/ fóro tycb/ fiorc nam f« tli^^^e. Jn^t h^wUm 4ifl/ 
<o ra^ m^c tifofa Oby^iiu s & e/rpcnmłid non ajniritur^^tiaU^ 
similUiidine temporuht dr mwunLj. 

5r<:b(*e nie 114341110110 pobcbno/ lubóiidki^aborab p6i$ĄvTii^ 
Tjcb(Tc bior*/ gbym vmY0Ul/ wutu teraftifenf igo^Wbonioriil 
prsYtł^bcm obcycb iiarebow/cotybsicri bobmifu pob<w4ć/yfl<] 
■ 2J " jbol 









Dufour; 10) Biblioteka 
fizyko-ekonomiczna^ Warszawa 1788, to- 
mów 4; 11) Biblioteka warszawska litera- 
tury zagranicznej i narodowej, zawierają- 
ca w sobie między innemi wiadomości sta- 
tystyczne, tudzież o wzroście przemysłu 



geograjiczna, tomów 12, Wrocław 1808; 
13) Biblioteka handlowa,^\^TCLO zeszytowe, 
wydawał Kazimierz Kontrym w Warsza- 
wie 1829—30; 14) Biblioteka klassyków ła- 
cińskich, wyszło we Wrocławiu od r. 1806 



Digitized by 



Google 



CZASOPISMA POLSKIE. 



277 



do 1839 t. 6. 16) Biblioteka Naukowego 
Żaki, Imienia Ossolińskich, Lwów 1828 — 
48; 16) Biblioteka polska, pamiętnik po- 
święcony umiejętnościom, historyi, litera- 
turze i rzeczom krajowym, numerami dwa 



TT5rxvnr 



to^ 



MERKVRYVSZ POLSKI 
ORDYNARYINY- 

Od dnia 4. do 14* Mata^ 1661. 




Z €^f^dfydu 12. Marti h J(56j. 

! Andcm po btugie^ negortacYe^ ctf}^ 
^mai D* loannes dc Auftria titulum 
|GencraHfsfmi.pr3ecTOto pcrtugd» 
I Iky. Vigorct€by diplomatis na to ob 
: ccnti 9 obrał OfTiciaies fubaltcrnos^ 
taSiajfćisi de S* Gcrmano,lfonfero^ 
[o^AłCcncralatum armorum. D. Loi 
semu Podcrico, Campi Marfchalca 
I tum Generałem. XiaU^iii dcOfsuAai 
Gcneralatum ttdb toriw^ym wot(Rcm. 
Po obrAff iu (DfficYeroto rit^iylo fi$ ioov(Fo hi miafłtt SettUna. 
tnuti^nov9i€ m€ltimitupdmipQ^yndi(kfU p€ltdi^wdŁ 
«totorta6<9o m«a(ładeOranoto 2(ffrycc/ y <fhdwidui^iU ohlt 
lettia. &aOtii4 tu tc&7 €^trit0wtUfdiprtwidntm^imunu 
tydmi/ a tdm to wfiyCif^ idt tiaprcDłev pófl4* 

W^ucbałjwbtinfatiiebiulremtf Pofeł TLnaielCiiptyfsi^ 
tnuiluM.onl}ynom/idt0Cxmvt>at/t>l^ pć}»nycb bcm^wd} 
(>otr^^b/30(lawia?Py w ŚcfricwrjajWgo/t 4^(^bi ^W^^i 
Qym Oif t marcrya bo r^lny<b tyyClarnów. 

Co tei obreftlatum tu v Otpom/ śe poflowle ^oUń1>etł 
(gy/nie fpramUt fobie $a(obY p^ imierii 3Euśrt€y de Orangcs 9 
d^o^ 2^roIe(łoDO y i96Yt^S Di9or ^0 nicy 10 jat obie cbobiilu 

ZLisbony 22. Mariii i6ót^ 
/^1>po|lart«^goewrta>4>ómbiirlfii rewotiie/ miewamy 
v^ qi(fle pofith/ eaf! q9 bobryci) (Dfftcyeracb/ iaCo o) or^iacb 
ymmnmcyacb/ y ptiy Ufge Jftojcy/nllad fufficientem de* 
f to&m tiatumebcllaiei ' 



TT 



razy na miesiąc pod redakcją Fr. Sal. 
Dmochowskiego, wyszło tomów 7 w la- 
tach 1826 — 27. W niej to Dmochowski 
wydrukował głośny artykuł „Pierwszy 
pogląd na utwory nowej szkoły poezyi na- 
szej", w którym przyznał im wartość, a na- 



wet ku oburzeniu starszych literatów wy- 
żej stawił nad płody szkoły klas., dopomi- 
nając się jednak o zachowanie klasycznej 
poprawności stylu i karcąc surowo mier- 
nych naśladowców Mickiewicza. Ważne 
są także w niej zapiski 
bibljograficzne Chy- 
liczkowskiego; 17) Bi- 
bliołeka romansów, po- 
wieści, Warszawa 1820 
—26, pod redakcją W. 
Małeckiej; 18) Biblio- 
teka romansów nowych^ 
tomów 17, Warszawa 
1830, pod red. F. S. 
Dmochowskiego; 19) 
Polnische Bibliothek^ 
Danzig 1718, zeszytów 
10, wydanych przez 
Lengnicha; 20) Polni- 
sche Bibliothek, War- 
szawa 1787—8, zeszy- 
tów 9, wydanych przez 
Steinera; ^1) Bronisła- 
wa czyli pamiętnik Po- 
lek, Warszawa 1822 r., 
wyszły 4 numery pod 
redakcją Małeckiej, pi- 
smo wznowione jeszcze 
r. 1827; 22) Bałamut 
petersburski, pismo hu- 
morystyczne, wycho- 
dziło w Petersburgu 
od r. 1830 — 1835 pod 
redakcją Bułharyna, 
Rogalskiego Adama, 
Sękowskiego Józefa i 
Konarskiego Michała; 
23) Courrier de Polo- 
gne, 1776 — 79; 24) 
Ćwiczenia naukowe. Warszawa 1818, pod 
red. Skomorowskiego; 26) Codziennik pol- 
ski, polityce, rolnictwu, handlowi i prze- 
mysłowi poświęcony, Warszawa 1823, pod 
red. Małeckiego; 26) Ceres czyli dziennik 
rolniczy^ Warszawa 1823 — 25, pod red. 



2>yt 



Digitized by 



Google 



278 



CZASOPISMA POLSKIE. 



Bogumiła Flatta; 27) Chwile spoczynku, 
dziennik mód, Warszawa 1827; 28) Go ty- 
dzień, Poznań 1798, pod red. arcybiskupa 
Ignacego Krasickiego; 29) Co kto lubi. 
Warszawa 1824, tomów 3, pod red. Hil. 
Zalewskiego; 30) Czasopis księgozbioru im. 
Ossolińskich, 1828 — 34; 31) Dodatek do 
Gazety Korrespondenta, Warszawa 1800 — 
1810; 32) Dodatek rolniczo-przemysłowy i 
handlowy do Gazety Poznańskiej, Poznań 
1806; 33) Dodatek urzędowy do Gazety 
lwowskiej, Lwów 1811 — 61; 34) Dekada 
polska, dziennik polityczny i literacki pod 
red. Heltmanna, Piątkiewicza i Bronikow- 
skiego, Warszawa 1821; 35) Dzienne do- 
niesienia, Warszawa 1807, dwa razy w ty- 
dzień; 36) Doniesienia obozowe, z czasów 
Władysława IV; 37) Dostrzegacz nadwi- 
ślański, Warsz. 1823— 24, pismo wydawa- 
ne w dwuch językach, polskim i żydow- 
skim przez starozak. Eisenbauma; 38) Do- 
strzegacz ekonomiczny i polityczny lubelskie 
Lublin 1816; 39) Dekameron polski, pis- 
mo literaoko-polityczne, nie bez zalety, 
wydane w 3 tomach r. 1830 przez J. K. 
Ordyńca; 40) Dziedzilja, Płock 1824, red. 
Zdziarski; 41) Dzieje dobroczynności \LVdk- 
jowej i zagranicznej z wiadomościami ku 
wydoskonaleniu jej służącemi, Wilno 1820 
— 1824, pod redakcją Kazim. Kontryma, 
ks. Mich. Olszewskiego, Mik. Malinowskie- 
go, Leona Rogalskiego, Chlebowskiego, 
Marcinowskiego i Ant. Ed. Odyńca. Pis- 
mo to pomieszczało doskonałe rozprawy 
historyczne i dzieje zakł. dobroczynnych 
w byłej Rzplitej; 42) Dziennik damskie 
(tygodnik). Warszawa 1830; 43) Dziennik 
departamentowy krakowski, Kraków 1812 
— 16; 44) Dziennik departamentowy łom- 
żyński, 1812; 45) Dziennik departamento- 
wy warszawski, 1814 — 16, pod red. Ku- 
rzewskiego; 46) Dziennik dla dzieci. War- 
szawa 1830, pod redak. Chrzanowskiego i 
Jachowicza; 47) Dziennik doniesień, przy 
Gońcu Krakowskim, Kraków 1829; 48) 
Dziennik ekonomiczny zamojskie Zamość 



1803—4; 49) Dziennik gospodarczo-rolni- 
czy, Warszawa 1812; 50) Dziennik gospo- 
darski krakowski, 1806—7; 51) Dziennik 
handlowy i ekonomiczny^ Warszawa 1786 
—93, tomów 10 (w roku 1793 miał tytuł: 
„Dziennik rolniczo-ekonomiczny handlo- 
wy**). W r. 1786 zawiązane w Warszawie 
Towarzystwo handlowe, ze znakomitych 
ludzi złożone, poczęło wydawać to czaso- 
pismo miesięcznymi poszy tami p. t. „Dzien- 
nik handlowy, zawierający w sobie wszy- 
stkie okoliczności czyli ogniwa całego łań- 
cucha handlu polskiego''. Pismo to szcze- 
gólnie protegowane i hojnych mające pre- 
numeratorów, po rozwiązaniu się rzeczo- 
nego Towarzystwa wychodziło nakładem 
redaktora Podleskiego. Dziennik jak na 
swoje czasy był wyborny, a pomieszczał 
między innemi i rozprawy pisane przez 
Tad. Czackiego; 52) Dziennik Konfedera - 
cyi generalnej Królestwa Polskiego, War- 
szawa 1812, red. Krępowiecki; 53) Dzień-- 
nik medycyny, chirurgii i farmacyi (Wil- 
no 1822 -30) był kontynuacją Pamiętni- 
ka farmaceutycznego, przez Towarz. le- 
karskie wileńskie wydawany; 54) Dzien- 
nik Nadwiślański, pod red. Krępowiockie- 
go wychodził w Warszawie r. 1822; 55) 
Dziennik obwieszczeń rząd. i pryw. dla 
Król. Pols., Warszawa 1827 — 28; 56) 
Dziennik ogrodniczy wychodził kwartal- 
nie w Krak. r. 1829 pod red. Stan. hr. Wo- 
dzickiego; 57) Dziennik patryotyczny poli- 
tyków, którego wyszło tomów 12 pod red. 
Onyszkiewicza i Marcinkiewicza we Lwo- 
wie 1792—97; 58) Dziennik podróty lądo- 
wych t morskich. Warszawa 1824, tomów 
4; 59) Dziennik powstania narodu^ wycho- 
dził w Warszawie od września do paź- 
dziernika r. 1794; 60) Dziennik powszech- 
ny krajowy, Warsz. 1828—37; 61) Dzien- 
nik praw Kięstwa warszawskiego^ Warsz. 
1808—12; 62) Dziennik praw KróL Polsk.. 
od 1816 — 70; 63) Dziennik praw wolnego 
miasta Krakowa, 1816—47; 64) Dziennik 
praw tyczących się nominacyi urzędników. 



Digitized by 



Google 



CZASOPISMA POLSKIE. 



279 



Warszawa 1809 r.; 66) Dziennik rozporzą- 
dzeń rządowych wolnego, niepodległego i 
ściśle neutralnego m. Krakowa, 1816 — 26; 
66) Dziennik rządowy woln. m. Krakowa i 
jego okręgu, 1816 — 21; 67) Dziennik rzą- 
dowy Rzplitej Krakowskiej, 1822; 68) 
Dzien7iik Towarzystwa kro'le7vskiego rolni- 
czego. Warszawa 1812; 69) Dziennik uni- 
wersalny i rozmaite wiadomości, 1793 lub 
1794; 10) Dziennik urzędowy Deparłamen- 
iu Opolskiego, Opole 1816—38; lY) Dzien- 
nik urzędowy Wojei.vćdztwa Augustowskie- 
go od r. 1817, a następnie gubernii Augu- 
stows. do r. 1865; 72) Dziennik urzędowy 
wojew. Kaliskiego od r. 1816; 73) Dzien- 
nik urzędowy wojew. Krakowskiego^ 1819 
— 1838; 74) Dziennik urzędowy wojew. Lu- 
belskiego, 1818 —38; 75) Dziennik urzędo- 
wy wojew. Mazowieckiego, 1818 — 38, póź- 
niej gubernii Mazow.; 76) Dziennik urzę- 
dowy wojew. Płockiego, 1817 — 38; 77) 
Dzicfinik urzędowy wojew. Podleskiego, 
Siedlce 1818—38, później od r. 1839 gub. 
Podlaskiej; 78) Dziennik urzędowy wojew. 
Sandomierskiego, od 1818 — 38, a od r. 
1839 gub. Sandomierskiej; 79) Dziennik 
warszawskie taki tytuł nosi wydany r. 1788 
trzeci tom ówczesnej „Biblioteki warszaw- 
skiej"; 80) Dziennik warszawski, założony 
przez Mich. Podczaszyńskiego od maja 
1825, starannie redagowany przez OrdyA- 
ca i Mochnackiego. Wyszło 8 tomów do 
r. 1830, zawierających między innemi wa- 
żne rozprawy o literaturze i filozofii Mo- 
chnackiego, dzieje bibljotek przez J. Le- 
lewela i t. d.; 81) Dziennik wielkopolski, 
wychodził w Kaliszu od grudnia 1830 do 
czerwca roku następnego; 82) Dzien?tik 
zdrowia, Warszawa 1801 — 2; 83) Dziennik 
7vileński, zał. r. 1805 przez ks. Stan. Jun- 
dziłła, Jędrzeja Śniadeckiego i Józ. Kos- 
sakowskiego, wychodził 2 lata, a potem 
od r. 1815 — 30 wychodziło po kilka to- 
mów rocznie, tak że komplet obejmuje o- 
gółem t. 64 z treścią pierwszorzędnej do- 
niosłości dla owej epoki; 84) Domownik, 



pismo redagowane w Warszawie przez 
Wandę Małecką od 3 maja 1818 do 1 ma- 
ja 1820, ale dla braku funduszów nie dru- 
kowane, tylko obiegające w rękopiśmie; 
85) Feriae Varsavienses, Warszawa 1818 
— 20; 86) Flora^ rocznik damski nar. 1821, 
wydany w Warsz. przez Godebskiego; 87) 
Flora polska- czyli rozrywki przyjemne i 
pożyt.; 88) G^<?/a, Warsz. 1700—2; ^d) Ga- 
zeta codzie7tna^ narodowa i obca, Warsza- 
wa 1818 — 19; 89a) Gazeta grodzieńska, 
podług Sobieszczańskiego już od r. 1775, 
a podług Estreichera w latach 1779 — 80, 
wyd. A. Tyzenhauz; 90) Gazeta korespon- 
denta warszawskiego i zagranicznego, 
Warszawa 1792—1831, od 1818 do 1829 z 
dodatkiem literackim p. t. Rozmaitości; 
91) Gazeta krajowa,^ (później: Gazeta wol- 
na warszawska, później Gazeta warszaw- 
ska, 1794, pod red. Włodka, Dmochow- 
skiego i F. X. Lesznowskiego; 92) Gazeta 
krakowska, 1794 — 1849; 93) Gazeta lite- 
racka wileńska, 1806; 94) Gazeta literacka^ 
która wychodziła tygodniowo w Warsza- 
wie, 1821 — 20, pod red. Chłędowskiego; 
95) Gazeta litewska, Wilno 1804; 96) Ga- 
zeta lwowska, 1811 — 71; 97) Gazetapolska, 
Mińsk lit. 1812; 97a) Gazeta narodowa i 
obca, Warszawa, 1791 do 4 sierp. 1792 pod 
red. Mostowskiego, Niemcewicza i Weis- 
senhofa (ustała z rozkazu konfederacyi 
Targowickiej); 98) Gazeta narodowa wi- 
leńska, za rozkazem najw. Rady, Wilno 
1794; 99) Gazeta obywatelska i patryotycz- 
na warszawska. Warszawa 1794; 100) Ga- 
zeta ogrodnicza,^ Lwów 1830; 101) Gazeta 
polska, ^B.vszd^vr^ 1826—31; 102) Gazeta 
powszechna literacka, Wilno 1806; 103) 
Gazeta Prus południowych, 1794 — 1806; 
104) Gazeta poznańska, 1806—15 (przeob- 
rażona r. 1806 z Gazety Prus południo- 
wych); 105) Gazeta Wiel, Ks, Pozna?iskie- 
go, od 1815; 106) Gazeta rządowa, W arszai- 
wa 1794 i później pod tymże tytułem w r. 
1807; 107) Gazeta warszawska, pierwotnie 
p. t. Wiadomości warszawskie zaczęła wy- 



Digitized by 



Google 



280 



CZASOPISMA POLSKIE. 



chodzić w r. 1774, obchodziła stuletni ju- 
bileusz swego istnienia w r. 1874; 108) Ga- 
zeta wiejska. 1817 — 19; 109) Gazełłc de 



1734 — 36; 112) Gazety wileńskie wycho- 
dziły w różnych latach od r. 1761 — 94; 
113) Gębacz, Wilno 1822; 114) Goniec 



ANNO 



KURYER 




«7SO. 



POLSKL 



ZWirfidity i. U.Xbrii. Xi>źc IMĆ 
Prymis w Skierniewicach Swictuie i po 
Nowym Roku ni j^rw/irr. Ciiro leyMći 
• P. Rcgemowy KoronDCy i/. x}. curremu 
farłicyi/irieer wieczorem crńniporcowaoe 
do KoićiołaOO.RirmcItfow Bofych t?k- 
łącu y po Kondukcie przcipicwśnym od- 
tjshpe OO: do Grobu depo no wanct po* 
grzeb oncgo po Nowym Rokit ma ySr^/f- 
f»/. Na Wiśoicu </. 1 1. currentk byt po- 
grzeb Xi(żney I Mci Marlzalkowy ^^L. 
fihnmJjSmo ornament o 6* appMnttH ptzj il- 
luminicyi rz^jiftey c4łego śhintm Ko*- 
<ćio^4 y Panegiryku XX. SchołarU PiarS. 
Z LubUnA 25. Xbrii. w Wigilią S.To- 
mafza po prżeczycjtncy Itmićie od IMĆP. 
PodrędkiLubelHcicgo o godzinie 10 przed 
potudoiem pożegoaf Przciwictoy Tryba* 
naf, IMć P. Szyminowiki Burgrabia Wy- 
fzogrodzki/irririrtf/o or^ » potym naftąpifa 
iwyczayna przysięga IchM.PP. Deputa- 
tów po ktorey wfzyfcy IchMć zcTzli zRa- 
tofzi doOO.Je'żQitow»eddie TeDcnm Uui 
damut przy eippzjcjiPertemhilt^ cantatu, 
I.P.Starofta Lidzki w Szerokomii ad pra^ 
fins'znky4uie ficzleyMći% fwoi^ która d. 
19 frafentu powi?i Jyni maino mm fila- 
tio IMći Twego. 

ZZamoiłiad. ij. Xhris. IchMć. PP. 
Ordynaci f^mi kontynuiąRezydencyą fwo 
ic Z IMćią P.Koniufzyną Kor. tu wZam- 
ku« IMĆ X. Biflcup Cheimiki w Rezyden- 
cji fwoiey Skierbiefzowiktey/jy^/^ff IMć 
P. Wdźna Lubcjrka Wdowa wKtafnynr- 
Aiwie mil zrąd cztery rezyduie y tam 
Świętować będzie. IMĆ P. Ordynat mfo- 
dy towimi prawic codii«& zabawią {\\. 



ŻPoznAmd di^- X^ri#.WSobotc przć^ 
(z\% zAkoAczyfa fic tu Kom mi (Ty a Skat 
bowa ktor« ki ad d. 3. Jul^ zalimitowi 
na. Wprowadzenie owego Cudownego 
Xrucyfixa iefzcze nie odprawiła fic ob ab* 
fentlam iMći X. Surrogata który odiechit 
do IMćf X Biikupa Poznińlkiego. Zia* 
wiło C\% tu nicmafo grkifantow którzy DO 
nocy fobicKamicnice ecwicraią y okradł* 
1) ale z tych iuś złapano 6. mifdzy kto- 
remi icd Doktor yKac. Xina IcyMćKi- 
fztcl Krak. niedi»wno a choroby powfla* 
wfry niemotę iefzcze w tych cz&ficb ni 
Ru< pośpiefzyć. 

Z Kamieńca d. 16, KhtH, Banty Kozi* 
ckie o których fic przefzł^ Pocztą pifałor 
nic uftai^ owfzcm co raz bardźicy chło(^« 
(lwem cutccznym au^meawuithr rożne po 
rożnych micyfcich czynią cxorbicancye» 
rabuiąc zabiikiąc cak Szlachtę Cbrześći- 
ao lako y Żydów. U IMći P.Oftrowlkie- 
go, o którym pred tym, prttor mobika za- 
brili w gotowiznie yo Tysięcy. Schowa- 
no ciało iego uOOJefeuiiow w Winnicy^ 
zkąd Hektoi doKamiefici pilał, aby nafi 
00. MobiLia Kościelne tu z Migiftrami 
pricnrozłfzy fnfiiurhato zachow4ć. R02- 
dźielclJ Cę.ći hultiic oitrzy paitye y tym 
fpofobem wiccey złego broią. Lubo od 
Dnicflru cicho y fpokoyno dU odgłofu 
iednik niby powietrza rozkazano od Ko- 
mendy tuteczneyaby żadnego towaru kto 
tego o cym ciaśiczwykliKupcy ptowadiić 
powraciiąc zStatnbułti y Wołdcb^doFor* 
iccy niepufzczano, leżeliby fic który bez- 
wikdomośći,Forwachu nad Dnifftrcmpil^ 
ne oko maiicego ztamtąd przeprawił. 

Hi 



Varsovie, 1758~G4; potem 1791 — 2 i w 
r. 1807; 110) Gazety, Kijaków 1700 — 2; 
111) Gazety polskie i Gazety cudzoziemskie^ 



krakowski, dziennik polityczny, historycz- 
ny i literacki 1828 — 31, w r. 1830 doda- 
wano tygodnik Wanda; 115) Goniec hi- 



Digitized by 



Google 



CZASOPISMA POLSKIE. 



281 



bełski, Lublin 1830—31; 116) Goniec ptoc- 
ki, Płock 1830 — 31; 117) Haliczanin, 
Lwów 1830, tomów 2, red. Chłędowski; 
118) Inwalid ruski, wychodził po polsku 
w Petersburgu od r. 1817 — 22 w drukar- 
ni Głównego sztabu Jego Cesarskiej Mości 
pod red, Markianowicza; 119) Izy s polska. 
Warszawa 1820 — 28, pod red. Korwina, 
Lelowskiego i Mochnackiego, wyszło to- 
mów 18; IW) Journal UŁUraire, VarsoYie 
1785—63 i w roku 1760; Vii) Journal lit- 
tćraire de Pologne, Varsovie 1754; 122) 
Journal litłćraire de Varsovie, 1111 — 78; 
V2!S) Journal polonais, Varsovie 1770 (mie- 
sięcznik); Vi^) Journal de Varsovie, 1807 
— 8; Vlb) Jutrzenka, Rocznik poezyi, War- 
szawa 1824 — 25; 126) Krakowskie Koin- 
łelligencye, Kraków od sierpnia 1769; 127) 
Kolęda krakowska (z kalendarzykiem), 
1769—77; \i&) Kolęda warszawska (z ka- 
lendarzykiem), 1753—93 i 1827—28; 129) 
Kolumb. Pamiętnik opisom podróży po- 
święcony. Warszawa 1828 — 29, tomów 8; 
130) Koresponde7icya bankowa, pomagają- 
ca kredytorom, Warsz. 1793 — 94; 131) 
Korespondent warszawskie Warsz. 1792; 
l?/2) Korespondent krajowy i zagraniczny, 
w r. 1793, a w r. 1794 od Xs 36 Korespon- 
dent narodowy i zagraniczny- następnie w 
latach 1795 — 97: Koresp, warszaw, i za- 
graniczny, a od r. 1798 do 1828, t. j. przez 
lat 30: Gazeta Korespondenta warszaw, i 
zagranicznego'- 133) Kronika, Warszawa 
1819; 134) Kronika codzienna, Kraków 
1823; 135) Kronika literatury polskiej {crzy 
Gaz. Polskiej), Warszawa 1828; 135a) Ku- 
rjer cudzoziemski. Warszawa 1735; 136) 
Kurjer krakowskie płci pięknej i literatu- 
rze poświęcony, Kraków 1827; 137) Ku- 
rjer litewski, Wilno 1759 — 1831. Dodawa- 
no osobno „Wiadomości literackie" (1760 
—63), „Wiad. cudzoziemskie** (1762), „Ga- 
zety wileńskie" (1761 - 64); 138) Kurjer 
lubelski, Lublin 1830—31; ISd) Kurjer dla 
płci pięknej- Warszawa 1823; 140) Kurjer 
polski. Warszawa 1729— 90, wychodził za- 



tem przez lat 70 z różnymi dodatkami, 
np. Supplement do O-azet polskich, Addy- 
tament do Gazety, Uprzywilejowane wia- 
domości z cudzych krajów; 1^1) Kurjer 
polski (codzienny). Warszawa 1829 — 31, 
pod red. Mochnackiego, Żukowskiego, 
Majewskiego, Józ. Hubego; 142) Kurjer 
extraordynaryjny warszawski, 1760; 143) 
Kurjer warszawski, 1761 — 64, z różnymi 
dodatkami, w roku 1765 zmienił tytuł na 
„Wiadomości warszawskie"; 144) Kurjer 
warszawski, od r. 1821 (dotąd istniejący); 
145) Krakus, Kraków 1822—23; l\^)LecIu 
dziennik polski poświęcony literaturze, 
dziejom ojczystym i współczesnym. War- 
szawa 1822 — 23; 147) Listy literackie^ 
Warszawa 1807; 148) Listy litewskie, 1812, 
wyszło nrów 12 pisanych przez Niemcewi- 
cza; 149) Ltuowskie tygodniow e wiadomo- 
ści, 1786; 150) DwancLŚcie Łokci śmiechu, 
(miesięcznik humorystyczny), Warszawa 
1792; 151) Magazyn anegdotów. Warsza- 
wa 1786 — 87, tomów IV; 152) Magazyn 
literatury polskiej, Gdańsk i Piotrków 
1805; 153) Magazyn warszawski pięknych 
nauk. Warszawa 1784— 85, tomów 8; 154) 
Magazyn wesołych i moralnych zabaw, Wil- 
no 1812; 155) Melitele (noworocznik Ant. 
Edw. Odyńca, wydany wWarszawie roku 
1829 i w Lipsku r. 1837); 156) Mercuritis 
/te/£?«/i:«j,Lechiopolil697— 98; lXil)Mer' 
kuryusz polski ordynaryjny, Kraków (pó- 
źniej Warszawa) od 3 stycznia 1661 wy- 
dawał Al. Gorczyn i Merkuryusz polski 
extraordynaryjny, Kraków 1661, tenże 
Gorczyn; 158) Merkuryusz historyczny i po- 
lityczny. Warszawa 1736 — 37, tomów 12; 

159) Merkury, dziennik polityczny, han- 
dlowy i literacki. Warszawa 1830 — 31; 

160) Miesięcznik połocki,V6loQk 1818; 161) 
Miesięcznik warszawski (litografowany), 
Warszawa 1818; 162) Miscella^iea Craco- 
viensia, Kraków 1814—15 i 1829, red. J 
S, Bandtkie; 163) il/(?wwj. Warszawa 1820, 
tomów 3, pisał genjalny aktor polski Aloi- 
zy Żółkowski. Żółkowski wydawał naj- 



Digitized by 



Google 



282 



CZASOPISMA POLSKIE. 



przód „Gazetę pisaną", t. j. krążącą tylko 
w odpisach (1711 — 19), następnie skłonio- 
ny przez wydawców „Tygodnika warszaw- 
skiego", przemienił ją w „Momusa**, wy- 
chodzącego co tydzień i dołączanego do 
„Tygodnika''; 164) Monitor warszawski, 
Warsz. 1765 — 84, red. ks. Bohomolec; 
165) Monitor różnych ciekawości, Kraków 
1795, red. J. Przybylski; im) Monitor, 
Warsz. 1824-28; 167) Motyl, pismo pe- 
rjodyczne tygodniowe z rycinami, Warsz. 
1828-31 (od maja 1829 r. „Motyl" zmie- 
nił swój tytuł na „Tygodnik"), wydawcą 
był książę Lubecki; \Q&) Mrówka poznań- 
ska, Poznań, 1821—22; 169) Mucha war- 
szawska, Warsz. 1822; 170) Muza nadwi- 
ślańska, dzieło poświęcone pięknej litera- 
turze, Kraków 1823; 171) Muzeum ma- 
łe dla pilnych dzieci. Warszawa 1830; 
172) Novalia ordinaria sive relationes 
novalium^ Warszawa 1646; 173) Nozviny 
polskie. Warszawa 1729; 174) Nowiny (lu- 
źno wydawane w Krakowie) w latach: 
1557 — 1645; 175) Nowiny lubelskie, Lub- 
lin 1567; 176) Nowiny pewne z Rakuz, 
Kraków 1620; 177) Nowe wiadomości eko- 
nomiczne i uczone^ Warszawa 1758—60; 
178) Nowy pamiętnik warszawski, War- 
szawa 1801—1805; 179) Orzeł biały, War- 
szawa 1819-20, tomów 13; 180) Pamięt- 
nik farmaceuty czno-chirurgiczny, Wilno 
1820 — 21; 181) Pamiejnik fizycznych, ma- 
tematycznych i statystycznych umiejętnością 
z zastosowaniem do przemysłu, Warszawa 
1830; 182) Pamiętnik galicyjskie Lwów 
1821; 183) Pamiętnik gospodarczy i nau- 
kowy lubelski, Lublin 1817; 184) Pamięt- 
nik historyczno -polityczny, ekonomiczny, 
przypadkowy, ustaw, osób^ miejsc i pism 
(miesięcznik, tomów 21), Warszawa 1782 
— 92 (ustał z rozkazu Konfederacji targo- 
wickiej); 185) Pamiętnik historyczno -poli- 
tyczny, Warszawa 1795; 186) Pamiętnik 
krakowski nauk i sztuk pięknych, 1830; 
187) Pamiętnik lekarski. Warszawa 1828 
— 30; 188) Pafniętnik lwowski, Lwów 



1816; 189) Pamiętnik magnetyczny wileń- 
ski, Wilno 1816-18 i 1826—28; 190) Pa- 
miętnik dla młodziety polskiej\ Warszawa 
1830; 191) Pamiętnik naukowy (dalszy 
ciąg „Ćwiczeń**), Warsz. 1819—22; 192) 
Pamiętnik dla płci pięknej', Warsz. 1830; 

193) Pamiętnik pierwszy e Warszawa 1772; 

194) Pamiętnik rolniczy warszawskie 1817; 

195) Pamiętnik sandomierski. Warszawa 
1829—30, tomów 2, red. Ujazdowski; 196) 
Pamiętnik umiejętności sztuk i nauk. War- 
szawa 1824 — 26; 197) Pamiętnik warszaw- 
skie 1809; 198) Pamiętnik warszawski, czy- 
li Dziennik nauk i umiej'ętnoście Warsz. 
1815— 21, tomów 21; 199) Nowy pamięt- 
nik warszawskie 1801—5; 200) Pamiętnik 
warszawski, 1822 — 23, red. Brodziński, 
Skarbek, Skrodzki; 201) Pamiętnik war- 
szawski umiejętności czystych i stosowa- 
nyche 1829 —30; 202) Pamiętnik warszaw- 
ski umiejętności moralnych i literatury] 
203) Pamiętnik zagraniczny, naukowy, hi- 
storyczny i polityczny^ Warsz. 1816; 204) 
Pamiętnik zagraniczny, Warsz. 1822; 205) 
Pamiętniki Towarzystwa lekarskiego wi- 
leńskiegoe Wihio 1818—1821; 206) Pa- 
miętniki woźnego cenzury, Warsz. 1830, 
Nrów 17; 207) Pasztet nie z truflami, ale 
z/acecyjami, Warsz. 1822, Nrów 7; 208) 
Pątnik narodowy, Lwów 1827; 209) Pa- 
tryjota polski, kartki tygodniowe zawiera- 
jący ^ Warsz. 1761— 63(?); 210) Piast, czyh 

Pamiętnik technologiczny, Warsz. 1829 — 
34; 211) Pielgrzym nadwiślański, Warsz. 
1822—23; 212) Pielgrzym polskie Lwów 
1822—23; 213) Pielgrzym z Tęczyna, Kra- 
ków 1823; 214) F^mo miesięczne poznań- 
skie, Poznań 1823; 215) Pismo miesięczne 
Prus południowych^ 1802—1806; "Łl^) Pi- 
smo perjodyczne korrespondenta, Warsz. 
1794; 217) Pismo tygodnio7ve o stanie poli- 
tycznym, Warsz. 1772; 218) Pismo tygod- 
niowe medyczne, (Grodno 1792; 219) Pismo 
uwiadamiające Galicyi, Lwów 1783—84; 
220) Polak patryjota, dzieło nowe perjody- 
czne Towarzystwa uczonych (pamiętnik 



Digitized by 



Google 



CZASOPISMA POLSKIE. 



283 



gospodarczo - polityczny), Warsz. 1785; 
221) Polichymnia, Lwów 1827; 222) Po- 
siedzenie publiczne uniwersytetu warszaw- 
skiego, 1818—29; 223) Potpouri {ciąg dal- 
szy Momusa), Warsz. 1821 — 23, pisał Żół- 
kowski; 224) Powieści i romanse z dzieł 
celniejszych, Wilno 1827—29; 226) Primi- 
iiae phisico-medicae, Leszno i Celichów 
1751—53; 226) Przewodnik polski, Warsz. 
1829; 227) Przewodnik warszawski (tygo- 
dnik), 1788 — 92; 228) Przyjaciel ludu, 
dzieło perjodyczne, Warsz. 1794; 229) 
7V2jva;//.(owane) wiadom,{oic\) z cudzych 
krajów^ 1730; 230) Pszczoła polska, Lwów 
1820; 231) Pszczółka krakowska, ISs^k^o^ 
1819—22; l^^Ł) Pszczółka polska*,lLxdk.6vf 
1823; ^^S) Pustelnik z Krakowskiego przed- 
mieścia^ Warsz. 1818; 234) Pustelnik z u- 
iicy Pikadylli, Warsz. 1822—23; 235) Re- 
lacje z lat: 1620 — /7^p, drukowane prze- 
ważnie w Warszawie i Krakowie; 236) 
Relata refero. Gazeta polska (tygodnik), 
Warsz. 1729; 237) Rocznik instytutów re- 
Ugijnych i edukacyjnych, Warsz. 1824 — 
30; 238) Rocznik ogrodniczy, Wilno 1830 
— 44, Strumiłly; 239) Rocznik teatru poU 
skiego we Lwowie, 1814—17, 1822—23, 
1845 —54; 240) Rocznik teatru narodowe- 
go warszawskiego^ Warsz. 1809—17 iw 
Poznaniu 1816 (także p. t. Kalendarz tea- 
tralny 1780 r. wydany przez ks. Ad. Czar- 
toryskiego); 241) Rocznik Towarz, dobr,^ 
Warsz. 1816; 242) Rocznik Towarz. dóbr,, 
Kraków od r. 1816....; 243) Rocznik Tow. 
naukowego krak. od r. 1817....; 244) Rocz- 
nik wojskowy Królestwa Polsk., Warsz. 
1817 — 30; 246) Rocznik Tow. ekonomicz, 
Prus połtidn., Poznań 1806; 246) Rocznik 
Tow. warsz. Przyjaciół nauk. Warszawa 
1807-30, tomów 21; 247) Rocznik {czy 
Rok) Jizyczno-moralny, Warsz. 1792 — 93; 
248) Rozmaitości (dodawane do Gazety 
Lwowskiej) od r. 1817; 249) Rozmaitości 
(dodawane do Gazety korespondenta war- 
szawskiego) 1818—27; 250) Rozmaitości 
naukowe. Kraków 1828—29; 251) Roz- 



maitości ofiarowane dziatkom, Warszawa 
1828 — 29; 262) Rozmaitości warszawskie^ 
Warsz. 1828; 263) Rozmowy w ciekawych 
i potrzebnych, w filozoficznych i politycz- 
nych materjach, w Kolleg, Nobilium War, 
Schol Piar miane, Warsz. 1760—62; 264) 
Rozmowy o leśnictwie, Warsz. 1821; 255) 
Rozrywki dla dzieci, Warsz. 1824 — 28, to- 
mów 10, pod red. Tańskiej (Hofmanowej); 
256) Rozrywki dla dobrych dzieci, WarśZ. 
1829, red. Małecka; 257) Rozrywki literac- 
kie prozą i wierszem, Poznań 1824 — 25; 
258) Rozrywki przyjemne i pożyteczne, Kra- 
ków 1826—27; 259) Sarmatka, pismo dla 
Polek, Warsz. 1830; 260) Seryjarz posłów 
i projektów do prawa na sejm grodzieński, 
Warsz. 1784 — 85 (miesięcznik prawa po- 
litycznego); 261) Skarbiec dla dzieci (mie- 
sięcznik), Puławy 1830; 262) Sławianin, 
tygodnik dla rzemiosł, Warsz. 1829—30; 

263) Śmieszek, Warsz. 1827, tomów 4; 

264) Suplement do gazet wileńskich, Wil- 
no 1761; 265) Sybilla nadwiślańska. War- 
szawa 1821, Grzymała; 266) Sybilla sar- 
macka wskrzeszona^ Warsz. 1830, Grzy- 
mała; 267) Sylwan, Warsz. 1820-46, to- 
mów 21; 268) Teatr rozmaitości, ^dkTSz. 
1830; 269) Teatr wileński, 1828; 270) Te- 
legra/ (politycznj), Kraków 1821 (doda- 
tek do Pszczółki kr.); 271) Themis polska, 
Warsz. 1828-30, tomów 8, Hubę; 272) 
Tygodnik dla dzieci, Warsz. 1829; 273) 
Tygodnik muzyczny (pod red. Kurpińskie- 
go), Warsz. 1821; 274) Tygodnik peters- 
burski, Petersburg 1830—58, red. Par- 
czewski i Przecławski; 275) Tygodnik pol- 
ski i zagraniczny, Warsz. 1818 —20; 276) 
Tygodnik wileński, 1804, red. Olszewski, 
Starzyński, Izbicki; 277) Tygodnik wileń- 
ski, 1816—22, tomów 13, red. Szydłowski; 
278) Uwagi rótne fizyczno-chemiczne Tow, 
warszawskiego, Warsz. 1769 (tak tytuł pi- 
sze Estreicher, zaś Sobieszczański: Rótne 
uwagi)\ 279) Uwagi tygodniowe, Warsz. 
1768-69; 280) Wanda, tygodnik mód 
i powieści, Kraków 1830; 281) Wanda, 



Digitized by 



Google 



284 



CZASOPISMA POLSKIE. 



tygodnik polski, Warsz. 1820—22; 282) 
Wanda, tygodnik warszawski, 1826, red. 
Grodebski; 283) Warszawianin, tygodnik 
mód, Warsz. 1822-23; 284) Weteran po- 
znański, Poznań. 1826; 285) Wiadomości 
brukowe, Wilno 1816—22; 286) Wiado- 
mości rótne cudzoziemskie z Krakowa, 
Warsz. 1679, 1698, 1699; 287) Wiadomo- 
ści rótne cudzoziemskie, Kraków 1700; 
288) Wiadomości cudzoziemskie, Wilno 
1762; 289) Wiadomości z Krakowa, Yi^'^', 
290) Wiadomości ekonomiczne, albo ma^ 
gazyn, Warsz. 1768; 291) Nowe wiadomo^ 
ści ekonomiczne uczone, albo magazyn 
wszystkich nauk, Warsz. 1760; 292) Wia- 
domości handlowe, Warsz. 1829 — 36 (z do- 
daniem wr. 1830 „Biblioteki handlowej" 
poszytami); 293) Wiadomości literackie, 
Wilno 1760-63; 294) Wiadomości lite- 
rackie, Lwów 1760 — 62 (miesięcznik); 
295) Wiadomości lwowskie tygodniowe, 
1786-87; 296) Wiadomości tiprzywilejo- 
wane z cudzych krajów, Warsz. 1730 -67 
(dodawano je do Kurjera polskiego); 297) 
Wiadomości uprzywilejowafie warszawskie, 
1761 — 63; 298) Wiadomości warszawskie, 
1765—74; 299) Wiadomości warszawskie, 
lwowskie, litewskie z Krakowa, 1698; 300) 
Wiadomości do udoskonalenia rozumu^ 
Warsz, 1782-86; 301) Wybór pisarzów 
polskich, Warsz. 1803—1808, wyd. Mos- 
towskiego, tomów 26; 302) Wybór podró- 
ży znakomitszych, Warsz. 1805, tomów 12; 
303) Wybór podróty najciekawszych,^ zx^ 
szawa 1830, tomów 9; 304) Wybór powie- 
ści moralnych i romansów, Warsz. 1804; 
305) Wybór powieści wierszem i prozą, 
Warsz. 1809; 306) Wybór wiadomości go- 
spodarskich, Warsz. 1786—88, red. Świt- 
kowski; 307) Zabawa literatów, Przemyśl 
1790; 308) Zabawy obywatelskie, miesięcz- 
nik polityczno-ekonomiczny, Warszawa 
1792—3, red. Świtkowski; 309) Zabawy 
obywatelskie (miesięcznik), Kraków 1806; 
310) Zabawy przyjemne i pożyteczne. War- 
szawa 1769 — 77, tomów 16, pod red. Na- 



ruszewicza i Albertrandego; 311) Zabawy 
przyjemne i pożyteczne^ Warsz. 1803 — 
1806, pod red. Godebskiego, tomów 5; 
312) Zbiór książek pożytecznych, Warsz. 
1829—36, tomów 18; 313) Zbiór pamięt- 
ników o dawnej Polsce, Warsz. 1822 — 30 
i 1833, tomów 6, pod red. Niemcewicza; 
314) Zbiór pisarzów polskich, Warsz. 1828 
— 33, tomów 19; 316) Zbiór pism cieka- 
wych, służących do poznania różnych naro- 
dów, Lwów 1795—96, tomów 6 (miesięcz- 
nik); 316) Zbiór pis m^ tyczących się pow- 
stania Królestwa PolsL, Kraków 1812; 
317) Zbiór powieści różnych autorów, Wil- 
no 1825; 318) Zbiór rzeczy ciekawych i po- 
żytecznych, Wilno 1828; 319) Zbiór różne- 
go rodzaju wiadomości, Warsz. 1770; 320> 
Zbiór tygodniowych wiadomości uczonych, 
Kraków 1784, tomów 4; 321) Ziemomysf 
(dla dzieci), Warsz. 1830, tomów 4. Z po- 
wyższej liczby dzienników, czasopism 
i wydawnictw zbiorowych perjodycznych 
w okresie czasu od r. 1660 do 1830, wypa- 
da: na Warszawę 188, na Kxaków 42, na. 
Wilno 29, na Lwów 22, na Poznań 9, na. 
Lublin 6, na Gdańsk, Grodno i Płock po 
3, na Kalisz i Petersburg po 2, a na Wro- 
cław, Przemyśl, Leszno, Łomżę, Kielce, 
Zamość, Siedlce, Puławy, Piotrków, Opo- 
le (szląskie) i Połock, po jednem. Na sa- 
mą zaś Warszawę wypada prawie dwie 
trzecie ogólnej liczby polskich wydaw- 
nictw czasopiśmienniczycłi. O ile wydaw- 
nictwa te stanowią ciekawe zwierciadło 
współczesnego sobie życia i stosunków 
krajowych, a zarazem są niewyczerpanem 
dotąd należycie źródłem dziejowem, o ty- 
le ze smutkiem zaznaczyć tu musimy, że 
żadna z bibljotek polskich nie posiada 
kompletnego ich zbioru. Nasi ludzie mo- 
żni, t. j. ci, dla których byłoby najłatwiej o 
czas, miejsce i pieniądze dla tworzenia po- 
dobnych zbiorów bibljotecznych, z nielicz- 
nymi wyjątkami, nie rozumieją potrzeby i 
obowiązku uczestniczenia wtakich pracach 
kulturalnych dla swego społeczeństwa. 



Digitized by 



Google 



CZASZA 



CZEKAN. 



285 



Czasza, naczynie do picia, w kształcie 
miski. MuchliAski powiada, że z wyrazu 
arabskiego łas — kubek, pochodzi w języ- 
ku hiszpańskim taza^ we francuskini tasse 
i węgierskim tsesze. Polacy prawdopodo- 
bnie wzięli z węgierskiego. Wysocki w 
, Żywocie Lojoli* pisze: ^Kurpie miał na 
nogach, a czaszkę u pasa". Ks. Skar- 
ga wyraża się: „Czasza drewniana". Wi- 
docznie czaszki były to pierwotnie miski 
'drewniane, bo i miarę do miodu przaśne- 
go znacznej objętości naz3rwano na Litwie 
czaszą lub miednicą. Uniwersał Komi- 
syi skarbowej litewskiej z r. 1765 oznacza, 
źe czasza miodu zawiera garncy polskich, 
czyli szynkowych 12, a cechowych 6. W 
inwentarzu sprzętów Aleksandra Jagiel- 
lończyka, przy testamencie tego króla po- 
zostałym, wyliczono międzj^ innemi 12 
■czaszek. W spisie naczyń stołowych kró- 
lewny Jadwigi z r. 1475 znajdujemy cza- 
szę srebrną złocistą, czyli wyzłacaną. Ka- 
sper Miaskowski w rytmach swoich (wy- 
danych r. 1622) wspomina „szkła różne 
i tureckie czasze". Nazwa czaszy zdaje 
się nie mieć związku z nazwą czary, która 
prawdopodobnie pochodzi pierwotnie od 
wyrazu arabskiego dtarra^ oznaczającego 
duże naczynie gliniane na wodę. 

Czatownia, schronienie, szylderhaus, 
czyli budka szyldwacha. Czatownia, jak 
również barjery, szlabany, słupy latami, 
daszki kasowe i t. p. przedmioty na odwa- 
chach, malowane były w dwuch barwach 
— białej i czerwonej. {B. Gemb.), Cza- 
t ą (z turec. czete — zasadzka) zwano lózo- 
wanie straży w nocy, dobę żołnierską. 
^ Czatą zbieżeć nieprzyjaciela" znaczyło: 
czatując napaść. C z a t n i k był to stróż 
nocny obozowy. Czaty są to zwiady, 
szpiegowanie nieprzyjaciela za pomocą 
małych oddziałów. Niegdyś u rzymian 
nocna pora dziehła się na cztery czaty vi' 
£iliae; na początku każdej dawano znak 
trąbieniem, po którym to znaku czatnik 
obchodził straże, czy są w porządku. 



Czechczery (z tureckiego czachczyr, 
czahszyr, gacie), spodnie wojskowe długie 
białe z płótna. U jazdy polskiej wcho- 
dziły w skład ubioru stajennego, w pie- 
chocie były używane latem przy ubiorze 
wielkim. W epoce od 1815 — 1830 czech- 
czery noszone były od 13 maja do 13 pa- 
ździernika. Piechota w tej epoce miała 
czechczery obcisłe, z klapami na podbiciu 
i z 7-ma guzikami obszytymi w płótno, 
znajdującymi się na szwie z boku, od do- 
łu do kolan. {B, Gemb), 

Czecbeł, czechło, gzło, giezłko, 
koszula, osobUwie niewieścia, ciasnocha, 
płócienny kitel, prześcieradło, koszula 
śmiertelna, w Polsce zawsze z płótna bia- 
łego. Muchliński wywodzi ten wyraz z 
perskiego rcw^Aa— sukno, tkanina. Kar- 
łowicz słusznie powątpiewa o trafności te- 
go wywodu i powiada, że byłoby właści- 
wiej szukać źródła w niemieckiem Ziechc, 
Ziechel — poszewka, kapa. 

Czeczuga, gatunek jesiotra poławiane- 
go w Dnieprze, z którego ikry przypra- 
w^iano kawior. Także rodzaj szabli, tak 
nazwanej zapewne przez podobieństwo 
kształtu do pomienionej ryby. Muchliń- 
ski w swoim ^Zródłosłowniku" powiada, 
że „czeczuga, czeczega — szabla tatarska 
żelazna, krótsza od kordą, nazwana od lu- 
du tatarskiego Czeczan, zamieszkałego na 
Kaukazie" . Karłowicz ma słuszność, twier- 
dząc, że Muchliński się myli, bo szablę 
nazwano od kształtu ryby. Szable te na- 
stały w wieku XVII, gdyż Wacław Potoc- 
ki pisze pod koniec tego stulecia: „Gdy 
nastąpiły z karabelkami czeczugi, nie zdo- 
łamy Ordzie'*. Ignacy Krasicki w „Sa- 
tyrach", wydanych r. 1779, powiada: 

Ten wziął konia z siedzeniem, tamten za przysługę 
Nieboszczyka pradziada z lamusa czeczugę. 

Czekan. Po turecku wyraz ten pomię- 
dzy innemi znaczy młot, a zapożyczony 
jest podobno z języka perskiego. Po pol- 
sku czekany zwano także nadziakami 



Digitized by 



Google 



286 



z E K A N. 



i ciupagami. Książę Adam Czarto- 
ryski, jenerał ziem podolskich, w notat- 
kach swoich, udzielonych Lindemu, pisze: 
„Czekan, albo nadziak, różni się tym od 
obucha, że koniec od młotka idący jest za- 
krzywiony w obuchu, w czekanie zaś na 
prost idzie**. Na sejmie r. 1620 uchwalo- 
no prawo następujące: „Zabronienie cze- 
kanów. Objaśniając dawne prawa i sta- 
tuta, około bezpieczeństwa i pokoju po- 
spolitego uczynione, a przychylając się 




Czekan króla Jana Kazimierza z boku. 




Czekan króla Jana Kazimierza z góry 



do konstytucyi a7ini 1578 eł 1601 i do in- 
szych, o zabronieniu niezwykłych broni 
i oręża postanowionych, bacząc, że co da- 
lej większa swywola w ludziach roście, 
ani na miejsca poświęcone, ani na żadną 
zwierzchność nie oglądają się: przeto, aby 
się złym zamysłom zabieżało, postana- 
wiamy omnium Ordinum unanimi eon- 
sensu accedente, aby żaden cujuscunctic 
condiłionis nie ważył się odtąd zażywać, 
albo nosić czekanów hi loco ptihlico, pod 



winą dwuch set grzywien... Wszakże na 
wojnie przeciwko nieprzyjacielowi koronr 
nemu, zażywanie czekanów i inszych bro- 
ni, zachowujemy". W zbrojowni ordy- 
natów Krasińskich w Warszawie przecho- 
wywany jest pamiątkowy czekan, czyli 
siekierka stalowa, po królu Janie Kazi- 
miei^zu, którą tu w rysunku przedstawia- 
my. Ozdoby na niej głęboko złotem na- 
bijane przedstawiają z jednej strony bi- 
twę, a z drugiej sojusz z tatarami. Na o- 
buszku z dwuch stron 
przeciwległych są or- 
ły, których rysunek 
wskazuje, że czekan 
musiał być zrobiony 
dla króla polskiego we 
Francy i lub przez fran- 
cuza. Na wierzchu o- 
prawy jest cyfra kró- 
lewska J. C. R. i na 
obuszku korona kró- 
lewska. Czekan ten za- 
razem jako laska i do 
obrony służyć mógł 
królowi. Trzonek jego 
mahoniowy, na koń- 
cu skówką żelazną o- 
kuty, długi jest na 
0,840 metra. Na wy- 
stawie starożytności i 
przedmiotów sztuki, u- 
rządzonej r. 1856 w 
pałacu Potockich w 
Warszawie, znajdowały się pod liczba- 
mi 379, 380 i 381 trzy czekany pochodze- 
nia wschodniego, zawieszane w łęku sio- 
dła, a używane w pogoni za nieprzyjacie • 
lem do zahaczenia go i ściągnięcia z ko- 
nia, jak niemniej do rozbijania hełmów 
i naramienników, utrzymujących pance- 
rze. Ponieważ, mając czekan w ręku^ 
można było uderzyć jego ostrzem, obu- 
chem, płazem lub laską, na której toporek 
był osadzony, mawiali więc polacy: „U 



Digitized by 



Google 



CZELADNA IZBA — CZEPIEC. 



287 



czekana obuch na złodzieja, blat na przy- 
jaciela, ostrze na nieprzyjaciela, toporzy- 
sko (laska) na chłopa". Było także narzę- 
dzie muzyczne, zwane czekanem dlatego, 
że się nosiło w postaci laski z rączką na- 
kształt kilofa. 

Czeladna izba, czeladni a, czela- 
dni c a , izba dla czeladzi, tak rzemieślni- 
czej, jako też służby dworskiej, drużyny 
domowników wziętych na wojnę, pomoc- 
ników retmana i szkutnika przy spławie, 
wreszcie w ogólnem znaczeniu wszelkich 
najemników. Po dawnych dworkach szla- 
checkich, z sieni, która bywała zwykle w 
środku domu, wchodziło się na jedną stro- 
nę do mieszkania ziemianina, a na drugą — 
do jego czeladni i kuchni. W czeladni 
pod jedną ścianą stała zwykle długa ława, 
a przed nią stół, dokoła którego zasiadała 
czeladź na posiłek rano, w południe i wie- 
czorem. Na stole leżał zawsze wielki bo- 
chen razowego chleba, a na kołku wisisił 
bielony ręcznik do rąk obcierania. Chleb 
w czeladni szlacheckiej nie schodził ze sto- 
łu nigdy, bo zanim jeden bochen skończo- 
no, kładziono drugi. Nie znano bowiem 
dawniej zwyczaju tygodniowego wydzie- 
lania chleba na fanty, ale dawano go cze- 
ladzi tyle, ile spożyć zdołała. 

Czeladź. Służba gospodarska u szlach- 
cica, t. j. parobcy, dziewki i wogóle wszy- 
scy pracujący bądź w domu, bądź w polu, 
jak również pomocnicy w warsztacie rę- 
kodzielnika, zowią się czeladzią dworską 
lub cechową, czyli rzemieślniczą. Ponie- 
waż każdy szlachcic był z obowiązku ry- 
cerzem, więc i na wojnę szedł z wybrany- 
mi przez siebie czeladnikami. Mieć spo- 
rą drużynę czeladzi, znaczyło „jechać cze- 
ladno". W obronie zaś murów miejskich 
walczyła przy boku mistrzów, czyli maj- 
strów, czeladź cechowa. Uboga zagrodo- 
wa szlachta służyła często za czeladników 
w gospodarstwach możniejszej. Gospo- 
darz wśród swojej czeladzi, lub zastępują- 
cy go „włodarz", był „ojcem czeladnym", 



obowiązanym do czuwania nad porząd- 
kiem, posłuszeństwem i moralnością dru- 
żyny czeladnej. Uboższa szlachta folwar- 
czna, w czasach dawniejszych, szła do pra-* 
cy, do kościoła, siadała do kądzieli, do 
stołu i biesiadowała, zwłaszcza podczas 
mięsopustu, sobótek, dożynek, okrężnego 
i t. d., razem ze swoją czeladzią. Że zaś 
zawiązek wsi, położonych przy dworach 
szlacheckich, stanowiła najczęściej w da- 
wnych wiekach czeladź dworska, więc też 
lud wiejski przechował w swoich zwycza- 
jach wierne echa obyczaju niegdyś wspól- 
nego kmieciom i szlachcie piastowskiej, 
czyli ogólno-narodowego z owej doby. Są 
stare o czeladzi przysłowia: 1) Gąszcz (t. j. 
gęste potrawy) czeladzi nie rozgania. 2) 
Kto czeladź wielką chowa i buduje, by 
miał najwięcej, wyszafuje. 

Czepiec. Już powyżej nadmieniliśmy, 
że czapka i czepiec są zesłowiańszczonemi 
formami średniowieczno-łaoińskiego wy- 
razu cap(p)a^ od którego Karłowicz wywo- 
dzi wiele wyrazów w językach nowożyt- 
nych, a w polskim oprócz czapki i czepca: 
czapa, kapa, kaplica, kapelan, kapuza, ka- 
piszon, kabat, kapota, kapelusz i t. d. Jak 
wieniec na warkoczach lub rozpuszczo- 
nych włosach był godłem dziewictwa i tyl- 
ko przez panny mógł być noszony, tak 
biały czepiec, okrywający ucięte włosy, 
znakiem był białogłowy, czyli mężatki. 
Oczepiny, c^syli pierwsze włożenie czepca 
na głowę młodej mężatki po ślubie, są je- 
dnym z najważniejszych obrzędów wesela 
polskiego. W dawnych wiekach dwa u 
nas główne typy czepców były znane: 
1) Białe płócienne, rąbkowe, którymi za- 
wijały głowy niewiasty podług obyczaju 
narodowego i 2) kapturki jedwabne w 
kwiaty lub ze złotej lamy, galonami i bla- 
szkami zloconemi wyszywane lub złotem 
bogato haftowane, a używane głównie 
po miastach polskich przez mieszczki, któ- 
re, jako w znacznej liczbie niemki, modę 
powyższą przejęły w średnich wiekach 



Digitized by 



Google 



288 



CZEPIEC. 



Z zachodniej Europy. W zbiorach, pozo- 
stałych po Matejce, t. j. w tak zwanym 
dzisiaj „domu Matejki", znajduje się naj- 
liczniejszy zbiór staroświeckich złocistych 
czepców, a właściwie kapturków miesz- 
czek krakowskich. Ale prototypem wszy- 
stkich jest kapturek z siatki złotej na tle 
z czerwonego jedwabiu, znajdujący się na 
głowie zmarłej w r. 1057 królowej polskiej 
Ryksy (Richezy), żony Mieczysława II, a 
matki Kazimierza Odnowiciela. Grób ten, 
istniejący obecnie w słynnej katedrze Ko- 




Czaszka królowej polskiej Ryksy (-i* 1057 r.^ w czepcu z siatki złotej na 
tle z czerwonego jedwabiu. 



louskiej, w kaplicy św. Michała, otwiera- 
no r. 1845 na żądanie Aleksandra Prze- 
ździeckiego i on to polecił do „Wzorów 
sztuki średniowiecznej" zdjąć najdokład- 
niejszy rysunek, który tutaj w podobiżnie 
z tego pomnikowego dzieła podajemy. Nie 
ulega wątpliwości, że zwyczaj noszenia 
wieńców tylko przez dziewice, a czepców 
wyłącznie przez mężatki, był narodowym 
i j)rzestrzeganym w Polsce od czasów 
przedchrześcijańskich. Gdy Dąbrówka, 
żona Mieczysława I, wychowana w Cze- 



chach pod wpływem wiejącej z Zachodu 
kultury niesłowiańskiej, lekceważyła so- 
bie odwieczny zwyczaj słowiański i w wie- 
ku podeszłym nie osłaniała czepcem wło- 
sów, ale (jak powtarza za współczesnymi 
Długosz) przystrajała się w czółko i wie- 
niec, na wzór dziewic, tak to się dziwnem 
i niezwykłem wydawało Polakom, że prze- 
szło do podań i na karty dziejopisów. Ten-, 
że Długosz powiada, że r. 1271 żona Le- 
szka Czarnego, wówczas księcia sieradz- 
kiego, „Gryfina, córka Rościsława, księcia 
Rusi, choć już z Leszkiem 
6-ty rok mieszkała, zo- 
stająca w panieństwie, 
zarzucała mężowi niemoc 
i oziębłość i na zwołanem 
zgromadzeniu panów i 
ważniej szych niewiast 
ziemi Sieradzkiej oświad- 
czyła, że czepiec, który 
na głowie jako mężatka 
nosiła w Krakowie, w 
klasztorze braci mniej- 
szych wobec wielu osób 
już dawno zdjęła i jak 
panna poczęła chodzić z 
odkrytą głową". Chwilę 
powyższą, upokarzającą 
dla Leszka, przedstawił 
na jednym z obrazów 
swoich Jan Matejko. Mar- 
cin Bielski w swojej kro- 
nice powiada o Zygmun- 
cie I-ym, że „w czepcu za młodu chadzał, 
włosy długie nosił". Czepiec ten siatko- 
wy, na niektórych medalach i pieniądzach 
tego króla przedstawiony, był rodzajem 
czapeczki, ogarniającej długie włosy mo- 
narchy. „Niewieściuchowie czepkami gło- 
wy zawijają", powiada A. Kochanowski. 
W wyprawie ślubnej jednej z księżniczek 
polskich z r. 1650 znajdowało się podług 
rejestru czepków 14, a w tej liczbie „je- 
dwabnicowych 2 z niesokorowymi guzi- 
kami i wpuszczką przez środek, hflam- 



Digitized by 



Google 



CZERKIESKA 



CZERWIEC. 



289 



skich 2 olęderskiemi koronami, 6rąbko- 
'wych z różnymi koronkami i 14-ty jedwa- 
bnicowy bez koronek". Ifa znajdującym 
się w zbiorach piszącego portrecie z wie- 
ku XVn dama polska ubrana jest w ro- 
dzaj futrzanej czapeczki z 4-ma wywinię- 
temi, jak u kapuzy, klapkami. Od bocz- 
nych klapek nad uszami spadają dwa dłu- 
gie końce z koronki, zwanej w naszych 
czasach .gipiurą. Krakowskie czepce mu- 
siały wyróżniać się strojnościąiświecidła- 
mi, skoro Wacław Potocki w wieku XVII 
pisze: „Grotuj jeść, kucharko, będziesz mia- 
ła na krakowski czepiec". WwiekuXVin 
biorą górę komety i moda, pośpiesznie za- 
chód Europy naśladująca. Za Stanisława 
Augusta piszą: „Kornet tej jest własności, 
co u mieszczek kapturek, czyli czapka 
(złocista), a u wiejskich kobiet czepiec" . 
Ksiądz Jan Bohomolec w dziełku ^Djabeł 
w swojej postaci", wymierzonem przeciw- 
ko zabobonom o czarach, pisze: „Płód 
ludzki zawiniony jest w dwuch blonkach: 
te przed porodzeniem pospolicie otwierają 
się; przytrafia się zaś, iż miasto otworze- 
nia się, część ich oderwana zostanie na 
głowie dziecka, nakształt czepka. Pospól- 
stwo bierze to za znak przyszłego jego 
szczęścia; przeto części te pilnie chowają, 
rozumiejąc, iż gdyby zginęły, ci, którzy 
2 niemi się urodzili, nieszczęśUwszemi nad 
innych byliby". Haur na sto lat przed 
Bohomolcem już pisał: „Dla lepszego 
szczęścia niektórzy przy sobie nosić zwy- 
kli czepek swój, w którym się rodzUi". 
Koszutski znowu mówi: ^Ten, który szczę- 
śliwym jest, pospolicie mówią, iż się z bia- 
łej kokoszy, albo, wedle polskiej mowy, w 
•czepku urodził". Bysiński przytacza przy- 
słowie: „W czepku się urodził, a w po- 
wrózku zginie", t. j. na szubienicy. 

Czerkieska moda pojawiła się za Au- 
gusta III. Były to kontusze i żupany 
krótkie, tylko do kolan, bez fałdów z tyłu. 

Czernina, polewka z „juszki" prosięcia, 
gęsi lub kaczki, z kawałkami tegoż pro- 

Enoyklopedja staropolska. 



sięcia, dróbkami, kluskami krajanymi 
i śliwkami lub gruszkami suszonemi zgo- 
towana. Dla smaku dodawano do czer- 
niny: pieprz, imbier, cynamon, gwoździki 
i sok wiśniowy. Była to polewka niegdyś 
ulubiona zarówno na stołach panów, jak 
szlachty średniej, zagrodowej i możniej- 
szych kmieci. Gdy chciano zalotnikowi 
dać do poznania, że nie otrzyma ręki pan- 
ny, podawano na obiad, gdy przyjechał 
do jej domu, czerninę. 

Czerwiec, szósty miesiąc w roku, jak 
również nazwa rośliny Scleranthus (Ros- 
tafińskiego Słownik, str. 448) i owadu na 
jej korzonkach żyjącego, zwanego cocctis 
Polonictcs (Linde). Większość języków 
europejskich, a w tej liczbie i niektóre ze 
słowiańskich, nazywają miesiąc czerwiec 
z łacińska oAjunius. Polska nazwa czer- 
wiec i ukraińska czerweń albo czerweć po- 
chodzi, jak to stanowczo dowiódł Miklo- 
sich, od owadu czerwcem zwanego. 
O czerwcu mamy między innemi przysło- 
wia: 1) Czerwiec— przerwiec, bo przerywa 
gospodarkę aż do żniwa; 2) Grzmoty 
czerwca rozweselają rolnikom serca; 3) 
W czerwcu się pokaże, co nam Bóg da w 
darze; 4) W czerwcu pod czerwcem siedzi 
czerwiec. To ostatnie przysłowie odnosi 
się do owadu, który składał swoje jajka 
najczęściej na korzonkach rośliny Czerw- 
c a, pospolitej w Polsce i na Rusi. Po- 
czwarki tego owadu barwy blado-czerwo- 
nej (poczytywane niegdyś przez niektó- 
rych za części roślinne) służyły w średnich 
wiekach za jedyny w Europie barwnik 
purpurowy i były przedmiotem handlu 
wywozowego z Polski. Pola czerwcowe, 
na których rosła najobficiej roślina Scle- 
ranłhus (zwana dawniej Polygonum polo- 
nicum\ panowie wydzierżawiali lub sami 
trudnili się pielęgnowaniem. Z nadej- 
ściem miesiąca czejwca zbierano czerwiec 
przez wykopywanie roślin, których korze- 
nie otrząsano na płachty i wsadzano na- 
po wrót w ziemię. Tak zebrane poczwar- 



19 



Digitized by 



Google 



290 



CZERWIEŃ — CZERWIŃSKI PRZYWILEJ. 



ki suszono na słońcu lub w piecu po upie- 
czeniu chleba. Ormianie i żydzi wywozi- 
li czerwiec polski do Turcyi na farbę do 
saganów, ale znajdował on także pokup 
i w zachodniej Europie. Dopiero, gdy po 
odkryciu Ameryki zaczęto przywozić 
stamtąd t. zw. koszenillę, czyli czerwiec 
amerykański silniejszej barwy od polskie- 
go, ten ostatni stracił na wartości. Ju^ 
Miechowita za Zygmunta I mówi o czerw- 
cu polskim, jako o wychodzącym zużycia. 
Według S3nrenjusza, za Zygmunta III już 
tylko kobiety wiejskie farbowały nim swo- 
je jd:achty. Rzączyński za czasów saskich 
świadczy, że na polu elekcyjnem pod Wo- 
lą rosła obficie i dziko roślina z tym owa- 
dem. Ks. Ostrowski w ^Prawie cywil- 
nem" powiada: „Gdzie niegdzie dawniej 
chłopi robaczki szkarłatne, czerwiec zwa- 
ne, na dwór zbierać musieli". Ks. Kluk 
twierdzi, że choć czerwiec polski jest bled- 
szy od amerykańskiego, to jednak dwa 
funty polskiego z takim samym skutkiem 
farbują, jak amerykańskiego funt. Ks. 
Jundziłł pisze w r. 1791: „Owad ten, nie- 
gdyś znaczne handlu polskiego źródło, je- 
dyna karmazynowego koloru zasada, te- 
raz po wynalezieniu amerykańskiej kosze- 
nilli, a podobno bardziej po zaniedbanem 
u nas tak drogiego owadu zbieraniu, u sa- 
mych tylko poleskich wieśniaczek na bru- 
dno-czerwoną farbę zażywany. Marcin 
z Urzędowa w zielniku swoim z r. 1595 
podaje, że „w Wenecyi, nie mogąc wymó- 
wić naszego języka, przewrócili abecadło, 
mówiąc k zamiast r, a m zamiast ti\ tak iż 
mówią kernics za czerwiec abo szkarłat". 
Jeżeli kolor szkarłatny stał się w dobie 
Piastów narodowym, to niewątpliwie przy- 
czyniła się do tego obfitość czerwca w zie- 
miach polskich. 

Czerwień. Płótno bielone i wełna u- 
farbowana czerwcem, były to dwie farby 
panujące w ubiorze całego narodu, więc 
też zostały panującemi i na tarczach jego 
władców i jego mężnego rycerstwa. Lud 



ubierał się przeważnie w białe płótno, 
szlachta rycerska w czerwień. Starowol- 
ski (w „Reformacyi obyczajów polskich") 
powiada, że czerwona suknia szlachtę i ry- 
cerstwo od ludu wyróżniała. Jest dawna 
gra dziecinna, w której czworgu dzieciom 
rozdaje się cztery „maści kart". Jedno 
więc niech będzie wino, drugie czer- 
wień, trzecie żołądź, czwarte dzwonka. 
Do każdego z nich jest oddzielna przemo- 
wa-- do mającego czerwień następna: 

Nie pancś ty w czerwieni chodzie, 
Lepsza na mnie lachmanina, 
Jak na tobie żupanina, 

Łup, cup, cup, i t. d. 

Czerwiński przywilej. R. 1422, pod- 
czas wyprawy na Krzyżaków, gdy Wła- 
dysław Jagiełło z rycerstwem ziem: Kra- 
kowskiej, Ruskiej i Podolskiej przybył z 
Wolborza nad Wisłę i gdy po złączeniu 
się z rycerstwem wielkópolskiem przepra- 
wił się przez Wisłę do Czerwińska po mo- 
ście na statkach zbudowanym, gdzie nie- 
bawem nadciągnął z ludem litewskim 
wielki książę Aleksander Witold, wów- 
czas to (nazajutrz po św. Małgorzacie d. 
23 lipca) w kole obozowem nad Wisłą, 
blizko klasztoru czerwińskiego, na prośbę 
panów i za wstawieniem się obecnego Wi- 
tolda, wydał król Władysław przywilej z 
9-ciu artykułów złożony. W 1-szym ar- 
tykule zrzekał się prawa bicia monety bez 
zezwolenia prałatów i panów; w 3-im zo- 
bowiązywał się nie konfiskować dóbr dzie- 
dzicznych czyichkolwiek bez poprzednie- 
go przekonania sądowego; w 4-ym obie- 
cywał załatwić spory graniczne pomiędzy 
dobrami ziemskiemi. Artykuł 5-ty orzekał, 
że odtąd żaden sędzia nie może być staro- 
stą w ziemi, w której pełni urząd sędziow- 
ski; w 6-ym zobowiązywał się król wszel- 
kie kary pieniężne ściągać przez swo- 
ich urzędników, nie przelewając tego o- 
bowiązku na inne osoby. Artykuł 2-gi 
i 7-my stanowił, że we wszystkich zie- 



Digitized by 



Google 



CZESNE — CZÓŁKO. 



291 



miacli królestwa ma obowiązywać jedno 
prawo Kazimierza Wielk., a artykuł 8-my, 
że poradlne pobierane będzie w monecie, 
kurs bieżący mającej. Artykuł 9-ty za- 
twierdzał wszystkie przywileje dawniej- 
sze. Po takich więc zasadniczych przy- 
wilejach dawniejszych, jak Koszycki z r. 
1374, Nowokorczyński z r. 1386, Piotr- 
kowski z r. 1388, czwarte miejsce z kolei 
zajął przywilej Czerwiński z r. 1422. 

Czesne, opłata dla sędziego za sądze- 
nie sprawy, uporządkowana przez statut 
wiślicki i znana odtąd pod mianem p a- 
miętnego. ( Kć?/. /r^. I, f. 22). W sta- 
tucie Herburta czytamy: „Czesne albo pa- 
miętne, któie zwykło być sędziemu, gdy 
którą rzecz skazował, dawane, było odję- 
te; wszakże taż płaca, pod innem imie- 
niem, które pamiętnem zowią, jest 
odnowiona, które na miejscu onego czes- 
nego bywa brane i jeszcze to czesne w 
wielkości przewyższa". 

Cześć. Każdy miał prawo do części, 
ale jeżeli dopuścił się czynu zagrożonego 
utratą honoru, tracił ją i nazywany był 
„bezecnym" czyli „infamisem". Z infa- 
mją łączyło się „wywołanie z kraju** (ob. 
Bannicja). 

Cześnik, 'pola.cmiepincerna, jeden z 
najdawniejszych urzędów na dworach pia- 
stowskich. Kronikarz Gallus powiada, że 
Masław był cześnikiem Mieczysława II. 
Obowiązkiem cześników było podawać kró- 
lowi przy biesiadach puhary z winem. 
Gdy powstały urzędy piwniczych i pod- 
czaszych, miało być obowiązkiem cześni- 
ka podane przez krajczego potrawy sta- 
wiać przed biesiadującym królem. Z cza- 
sem, gdy posługi przy osobie królewskiej 
dworzanie odbywać zaczęli, wszystkie o- 
bowiązki cześników ustały i tylko tytuł 
dla pamiątki i świetności majestatu król 
nadawał. Na dworze Kazimierza "Wielkie- 
go obok cześnika widzimy podcześnika 
(subpinc€rna\ czyli podczaszego {poctlla- 
for). Między cześnikiem a podczaszym ta 



miała być różnica, iż podczaszy powinien 
był podawać królowi czaszę, a cześnik na- 
lewać do niej napój. Cześników wielkich 
było dwuch: koronny i litewski (istnieją- 
cy od r. 1494), mianowani zawsze przez 
króla. Cześnikowie wielcy zajmowali miej- 
sce (podług konstytucyi z r. 1768) popod- 
stolim a przed łowczym. Każda ziemia i 
powiat w Koronie i Jjitwie miały cześni- 
ków ziemskich. Urząd cześnika powiato- 
wego na Litwie szedł po podczaszym, a 
przed horodniczym. Spis cześników litew- 
skich podał Wolff w dziele „Senatorowie 
i dygnitarze W. Księstwa Litewskiego 
(Kraków 1885), koronnych zaś od r. 1390 
i litewskich od 1499 Jul. Bartoszewicz w 
„Bibl. Warsz.- z r. 1860, t. HI. Ostatnim 
cześnikiem wielkim koronnym był Jerzy 
Ożarowski, litewskim zaś Michał Hier. 
Brzostowski. Odróżnić należy w staropol- 
szczyżnie wyraz „cześnik" i „czestnik". 
Pierwszy oznaczał rodzaj urzędnika, a 
drugi uczestnika w jakiejś sprawie, czyn- 
ności. Maciej z Różana, który w połowie 
XV wieku tłómaczył statuty mazowieckie 
z łaciny na język polski, używa stale wy- 
razu „czestnik**, mianując nim panów, któ- 
rzy uczestniczyU w sądach książęcych. 

Czołdar, z tureckiego czułdar, pokro- 
wiec długi wełniany na konia, dziś jesz- 
cze w Turcyi używany z deseniem w kost- 
ki i strefy czerwone. Pisarze polscy z w. 
XVII często o nim wspominają, np. Wac- 
ław Potocki wyraża się; „Ubrawszy ko- 
nia w kosztowne czołdary**... „Koń pod 
złotym czoldarem"... „Rzędy, siodła, czoł- 
dary**. Kochowski pisze: 

Koń sekiel wszystek w bród ufarbowany, 
Na którym c z o t d a r zlotem haftowany. 

Czółko, CZÓłeczko, niewieści ubiór gło- 
wy, noszony w Polsce powszechnie w w. 
XVIII, stanowiący rodzaj półkolistej opa- 
ski nad czołem. Wówczas, kiedy panny 
rodzin szlacheckich ubierały się do ślubu 
w takie czółka, matka przy błogosławień- 



Digitized by 



Google 



292 



CZÓŁNO. 



stwie, gdy wyjeżdżano do kościoła, zakła- 
dała córce za czółko chleb, sól i cukier, 
aby zamożność gościła zawsze w jej do- 
mu. Po wielu dworach wiejskich przybie- 
rano w czółka do ślubu te dziewczęta ze 
wsi, które dobrem prowadzeniem się na 
takie ukoronowanie cnoty swojej zasłuży- 
ły. Zwyczaj ten przyczynił się zapewne 
do upowszechnienia czółek u ludu wiej- 
skiego. Krasicki w „Panu podstolim", 
chcąc dać obraz stroju matrony polskiej, 
pisze: „Jejmość w długich kornetach, w 
czułku i mantoleciku, prezentowała postać 
naszych prababek". Łukasz Gołębiowski 
w dziele „Ubiory w Polszczę** pisze krót- 
ko: „Czółenka, ubiór na głowie krako- 
wianek. Czółko, Czółeczko, opaska 
czoła, używana za Stanisława Augusta". 
Gołębiowski, pamiętając czasy stanisła- 
wowskie, pisze to, co widział, ale strój, o 
którym mowa, musiał być znacznie star- 
szym i sięgać przynajmniej całej epoki sa- 
skiej, skoro Krasicki za panowania Stani- 
sława Augusta przedstawia w tym stroju 
„postać naszych prababek". Lud wiejski, 
jak zwykle, naśladował w wielu ubiorach 
i modach klasy możniejsze i dłużej tako- 
we konserwował. Więc też kiedy u moż- 
nych nie widzimy już czółek w w. XIX, 
kiedy pod koniec panowania Stanisł. Au- 
gusta pisano: „Co przed tym chodziły w 
czółeczkach, dziś o trzech piętrach noszą 
fryzury", a za Księstwa Warszawskiego 
„jejmość czółkowa" znaczyło mieszczkę, 
parafjankę (Słownik Lindego), to, jak z o- 
pisów Gołębiowskiego i Wójcickiego wi- 
dzimy, w trzecim dziesiątku lat XIX wie- 
ku, „w czasie uroczystości wiejskich, dzie- 
wczęta krakowskie ubierają głowy w ak- 
samitne, albo lamowe złote czółenka, przy- 
strojone mnóstwem wstążek". Tak samo 
ubierał się wówczas lud na Mazowszu i 
Podlasiu. Piszący to przytacza tutaj ustęp 
odnośny z notatek matki swojej, która, pa- 
miętając dobrze epokę powyższą, pisze, co 
następuje: „W stronach moich rodzinnych. 



między Narwią i Bugiem położonych, w 
latach 1820—30 zarówno mężatki jak dzie- 
wczęta mazowieckie i podlaskie w dnie 
tylko świąteczne stroiły się w ^czółka**. 
Czółka takie miały kształt zwężonego nie- 
co półksiężyca, a robiono je na podkładce 
z tektury, pokrytej czarnym aksamitem z 
obramowanymi kolorowo brzegami. Czół- 
ko było nad czołem jak dłoń szerokie, a 
na obu końcach miało tasiemki do zawią- 
zania z tyłu głowy. Dziewczęta przybie- 
rały czółko czubiasto latem w kwiaty ze 
swych ogródków, a zimą w kwiaty sztucz- 
ne. Mężatki, nie nosząc nigdy kwiatów, 
ozdabiały swe czółka świecidlami z tak 
zwanej nędzy, szychów i galonów". Czół- 
ka, jako upowszechniona w wieku XVIII 
moda w całej prawie Słowiańszczyżnie, 
najdłużej przetrwały w Rosyi i zapewne 
dlatego poczytane tam zostały za ubiór 
niewieści narodowy. 

Czółno, czyli łódka rybitwia (Linde), 
wyrobione z jednej kłody drzewa, zwykle 
sosnowego, czasem topolowego lub buko- 
wego, jest pierwotnym typem statków ry- 
backich na rzekach, jeziorach i stawach 
polskich. Długie na 2 do 3 sążni, szerokie 
jak wystarczała kłoda, głębokie jak pół 
grubości kłody, z dnem płaskiem dla utru- 
dnienia wywrotności i ułatwienia przybi- 
jania do lądu, z przodem więcej spiczas- 
tym i nieco podniesionym, a tylnym koń- 
cem półokrągłym, było podzielone na dwie 
części nierównej wielkości pozostawioną 
niewyżłobioną przegrodą dla wzmocnie- 
nia. Na czółnach nie miewano nigdy ma- 
sztu i żagli, tylko poruszano je wiosłem. 
W staropolszczyżnie mówiono „czółn", w 
rodzaju męskim; Klonowicz np. pisze: 
„Czołny albo łodzi z jednego drzewa są 
wydrążone"; Birkowski tak samo: „Wło- 
żyli go na czółn i szukali największej głę- 
biny w rzece, tam go wrzucili"; Haur ró- 
wnież: „Przy statkach mieć potrzeba czółn, 
także dla potrzeb jakich sprawowania i 
ceł odprawienia". Lud, który przechowu- 



Digitized by 



Google 



2 O 



OWE. 



293 



je wiernie wiele archaizmów staropol- 
skich, mówi dotąd nad Narwią „cołn". U- 
życie czółen w ostatniej ćwierci XIX wie- 
ku bardzo się zmniejszyło z powodu dro- 
gości odpowiednich kłód drzewa i więk- 
szego ciężaru czółna od łódki z desek. W 
wielu okolicach, gdzie w połowie XIX stu- 
lecia rybacy nie znali jeszcze łódek zbija- 
nych, tam pod koniec 
tegoż w. znają „czół- 
na" już tylko z trady- 
cyi. Podajemy tu ry- 
sunek typowego stare- 
go czółna rybaków 
nadniemeńskich, któ- 
re odrysowaliśmy w 
okolicach Olity pod- 
czas podróży naszej po 
Niemnie w r. 1872. Są 
stare przysłowia: 1) 
Bez wiosła na czółno 
nie siadaj. 2) Czółn na 
wodzie płynący, ptak 
w powietrzu lecący, 
panna czystość tyra- 
jąca, jednaki znak po sobie zostawują. 

Czopowe, nazwa podatku akcyznego w 
dawnej Polsce, pobieranego od piwa, mio- 
du, gorzałki i wina, uformowana od czo- 
pa, którym zatykano beczki i kufy, a któ- 
ry należało wyjąć przed rozlewaniem do 
mniejszych naczyń, co wskazuje, że pier- 
wotnie czopowe płacone było przez szyn- 
karzy. Za Kazimierza Jagiellończyka, po 
wojnie z zakonem krzyżackim, gdy po- 
trzeba było pieniędzy na opłacenie rot wo- 
jennych, uchwalono raz pierwszy r. 1466 
w Piotrkowie podatek, zwany „cyza". Ze 
wszystkich miast królewskich, duchow- 
nych i szlacheckich Wielko i Małopolski 
uchwalono go w r. 1479. W r. 1511 Zyg- 
munt I zwolnił browary szlacheckie, pro- 
dukujące na domowy użytek, od płacenia 
„contributionem dictam czopowe". Czopo- 
we opłacały browary miejskie i szynkarze 
po wsiach królewskich i duchownych. Ste- 



fan Batory w myśl prawa polskiego, przy- 
znając r. 1576, iż ziemie stanu rycerskie- 
go są ^wolne zawżdy ze wszemi pożytka- 
mi, któreby się na tych grunciech pokazo- 
wały*, uznał tem samem prawo dziedzica 
do dochodów propinacyjnych za wyłącz- 
ną jego własność. Za to uniwersał pobo- 
rowy z r. 1613 stanowi, że nawet szlachta 




Czółno rybaków nadniemeiiskich z okolic Olity. 



i starostowie, którzy w miastach królew- 
skich i duchownych domy mają i piwo w 
nich na wyszynk warzą, płacić czopowe 
powinni. Z czasem pobierać zaczęto po- 
datek od każdego waru i od słodu (w Pru- 
siech), od garnców lub kotłów gorzałcza- 
nych i od przywożonych z zagranicy piw, 
od każdej beczki (której niewól no było z 
wozu zdejmować przed zapłaceniem czo- 
powego). Wysokość czopowego, opłacane- 
go przez browary, wynosiła Yg ceny, po 
jakiej browar piwo sprzedawał. Szynkarz 
zaś, biorąc beczkę już przez browar opła- 
coną, płacił jeszcze tak zwane ^szelężne" 
po denarze od grosza, zatem 7i8 ceny. 
Czasem stopę tę podwajano. Gdy sejm u- 
chwalił podatki i pobory, wyznaczał też 
zwykle poborcę ze szlachty na każde wo- 
jewództwo, a ten, objeżdżając miasta i mia- 
steczka, stanowił w każdem z nich czopo- 
wnika, który wybierał czopowe za kwita- 



Digitized by 



Google 



294 



CZTERDZIESTNICA — CZUPRYNA. 



rai i co kwartał oddawał wybrane pienią- 
dze poborcy. Po wielkich miastach czyn- 
ność tę wykonywali burmistrze i rajco- 
wie, po wsiach płacili karczmarze urzęd- 
nikowi starosty. Poborca odwoził zebra- 
ne podatki i pobory podskarbiemu koron- 
nemu. Obliczanie i kwitowanie z odbioru 
należności odbywało się na podstawie kwi- 
tów szczegółowych. Niekiedy czopowe by- 
wało wypuszczane w arendę. W r. 1629 
czopowe rozciągniętem zostało na wina, 
które do owego czasu podlegały tylko o- 
płacie składowego; odtąd od węgrzyna 
płacono po 2 złt. od półkufka; od win mo- 
rzem przychodzących: francuskich, włos- 
kich, hiszpańskich, piniołów i innych —od 
każdej baryły składowego po gr. 24 i czo- 
powego drugie tyle; od kufy małmazyi, 
muszkateli, basztardu, alikantu, kanaru, 
petersymentu soku, po złt. 5, a drugie ty- 
le płacił, kto kupował na wyszynk; od ko- 
magi albo pipy win pomienionych składo- 
wego i czopowego po złt. 8; od każdego 
wiadra wina morawskiego i reńskiego po 
gr. 15, edenburskiego i świętojurskiegopo 
gr. 20 od każdego drelinku wina gubiń- 
skiego, krosieńskiego po gr. 16 składowe- 
go i tyleż czopowego. Od każdej beczki 
miodu nierozsyconego przasnego- do 4go 
grosza po złot. 1, a od borówki miodu — 
po gr. 15; od beczki miodu rozsyconego 
pitego, w której by 3 baryły były -od ka- 
żdej po gr. 12; od miodów starych sowito 
od beczki po gr. 24, a od baryły albo pół- 
boczki — gr. 12; od trójniku," kiestrzanku i 
malinniku, jak od starego miodu, do 4go 
grosza każdy płacić powinien. Od palenia 
gorzałki z bani, kotła w miastach płacono 
gr. 24, na wsiach gr. 14. W miastach sto- 
łecznych kontrolę nad poborem czopowe- 
go wykonywali nietylko urzędnicy skar- 
bowi wojewódzcy i miejscy, ale i marsza- 
łek wielki, jako naczelnik policyi w rezy- 
dencyi królewskiej. Tak w Warszawie r. 
1650 Jerzy na Wiśniczu i Jarosławiu Lu- 
bomisrki, celem ścisłego wykonania taksy. 



postanowił, aby urzędy marszałkowski i 
miejski schodziły do piwnic, taksowały wi- 
na i pieczętowały beczki, a wtedy dopiero 
wolno było winiarzom sprzedawać na 
garnce. R. 1717 czopowe wraz z szelęż- 
nem, na żołd dla wojska litewskiego prze- 
znaczone, wynosiło złt. 492,300. Przy u - 
rządzeniu systematu podatkowego na sej- 
mie delegacyjnym (1773 — 1775 r.) wpro- 
wadzono do budżetu koronnego: „czopo- 
we krajowe", „czopowe od likworów za- 
granicznych" i „składne winne", a w W. 
Ks. Litewskiem „czopowe 10-go grosza 
wiejskie z karczem i szynków", oraz „czo- 
powe miejskie" w Wilnie, Kownie, Miń- 
sku, Nowogródku, Wiłkomierzu i Połoc- 
ku. Produkcyjność tych wszystkich ro- 
dzajów czopowego stanowiła przeciętnie 
około dziesiątej części ogólnej sumy do- 
chodów Rzplitej za Stanisława Augusta. 
Cesarz Aleksander I zniósł czopowe de- 
kretem z 1 lutego 1813 r. 

Czterdzlestnica, czterdziesiątni- 
c a, stara nazwa postu czterdziestodniowe- 
go; że zaś dawniej nietylko post Wielki, 
ale i adwent trwał dni 40, więc czterdzie- 
stnicą lub czterdziesiątnicą nazywano nie- 
tylko post Wielki, ale i adwent (ob. Ad- 
went). 

Czupryna. Czupryny strzyżono po pol- 
sku, z czerkieska, po szwedzku. Kto gło- 
wę strzygł nizko, jak benedyktyni, pu- 
drem ją posypawszy, zwało się to: po 
szwedzku. Niesiecki mówi, że Samuel 
Łaszcz (zm. r. 1649) pierwszy w Polsce 
nosił czub wysoki, podgalając dokoła gło- 
wę, co podług Rysińskiego zwano płasz- 
czową czupryną". Jan Kazimierz i Michał 
Korybut Wiśniowiecki nosili z francuska 
fryzowane peruki. Jan Kazimierz nie za- 
wsze, bo np. na pięknym portrecie, prze- 
chowywanym w pałacu ordynatów Kra- 
sińskich w Warszawie, przedstawiony jest 
z łysiną, bez żadnej peruki. Jan III no- 
sił czuprynę staropolską. Krasicki, przy- 
ganiając modzie cudzoziemskiej w stolicy 



Digitized by 



Google 



CZWARTKOWE OBIADY — CZYNSZ. 



295 



za Stanisława Augusta, pisze w „Panu 
Podstolim": ,W Warszawie u pewnego 
stołu między 40-tą perukami znalazła się 
tylko jedna czupryna** (ob. Włosy). Są 
stare przysłowia: 1) Dwa razy się po czu- 
prynie poskrobiesz, niżeli się raz do mo- 
jej zerwiesz. 2) Kiedy dwaj do czupryny, 
do kalety trzeci. 

Czwartkowe obiady. Stanisław Ponia- 
towski, który obok wielkich wad, płyną- 
cych z miękkości jego charakteru i kosmo- 
politycznego wychowania, odznaczał się 
cywilizacyjnemi dążnościami, pragnąc się 
zbliżyć towarzysko do ludzi naukowych i 
być opiekunem literatury, zapraszał do 
siebie uczonych i poetów na tak zwane 
^obiady czwartkowe". Kto napisał jaką 
dobrą książkę, znajdował w serwecie 
czwartkowej medal z wizerunkiem króla 
i napisem po drugiej stronie j^merenłibtis^ . 
Zwykle przy pierwszych potrawach, gdy 
większość słuchała tylko rozmów króla, 
Naruszewicza i Trębeckiego, którzy nieja- 
ko przewodniczyli na tych zebraniach, u- 
sposobienie obecnych bywało dosyć mil- 
czące. Stąd złośliwy, ale dowcipny Kaje- 
tan Węgierski, młody poeta i szambelan, 
napisał uszczypliwie: 

A uczone obiady? zna«tz to może imię? 

Gdzie polowa nie gada, a polowa drzyniie, 

W których król wszystkie musi zastąpić ekspensa, 

Dowcipu, wiadomości, i wina, i mięsa. 

Atoli gdy w czasie obiadu dobre wino 
i poufałość towarzyska rozochociły umy- 
sły obecnych, wesoły nastrój ogarniał ca- 
łe grono i dowcip płynął wówczas potoka- 
mi. Oprócz ks. Naruszewicza i Trębeckie- 
go do najczęstszych zamkowych gości 
czwartkowych należeli: Jan Albertrandy, 
dziej opis i językoznawca, Franciszek Za- 
błocki, komedjopisarz, Ksawery Wojna, 
dyplomata polski, ksiądz Franciszek Bo- 
homolec, historyk i najwcześniejszy kome- 
djopisarz, uczony i zasłużony krajowi Ig- 
nacy Potocki, Karol Wyrwicz, autor pier- 
wszej geografii politycznej, uczeni: Wy- 



bicki i Feliks Łojko. Bjwał także Kazi- 
mierz Ustrzycki, zdolny i wykształcony 
szla<;hcic z Galicyi, oraz kilku innych zie- 
mian, zajmujących się naukami i literatu- 
rą. Stół czwartkowy był okrągły, na 10 
do 12 osób, bez miejsc starszych i młod- 
szych. W sali zamku warszawskiego, w 
której jadano, król kazai pomieścić popier- 
sie Naruszewicza. 

Czwarty grosz, czyli czwarcizna. 
W prawie spadkowem polskiem, jeżeli po- 
zostawali synowie i córki, to te ostatnie 
nie dziedziczyły ziemi, tylko otrzymywa- 
ły spłatę w pieniądzach. Statut litewski 
już w roku 1529 przepisał córkom czwar- 
ty grosz czyli czwarciznę wartości pozo- 
stałych dóbr ziemskich. -To poniżenie ma- 
jątkowe córek wykładali dawni prawnicy 
w ten sposób, i nie bez pewnej zasady, że 
jedną część powinien mieć syn na wojnę, 
na którą w obronie kraju szlachcic dzie- 
dziczący ziemię szedł o własnym koszcie 
i nieraz z liczną czeladzią. Drugą część 
powinien mieć na urzędy publiczne, które 
były bezpłatne. Trzecią tylko miał dla 
siebie czyli porównany był tym sposobem 
z siostrami, które nie ponosiły podobnych, 
jak on, ciężarów. O „czwartym groszu" 
pisał obszernie Jan Winc. Bandtkie-Stę- 



Czynsz, czynszownik. Z łacińskie- 
go wyrazu census — szacunek majętności 
utworzyli Niemcy wyraz Zins — czynsz, 
komorne, odsetek czyli dochód procento- 
wy z nieruchomości. Czynsz albo ka- 
non — powiada Libicki — oznacza opłatę, 
jaką otrzymuje właściciel (dominus di- 
rectus)^ od użytkownika {dominus utilis) 
za prawo użytkowania z gjruntu. Zamiast 
opłaty w pieniądzach znane były u nas 
daniny w naturze, np. w zbożach, drobiu 
i t. p. Wysokość czynszu, sposób użytko- 
wania i czas określały umowy, oparte 
przeważnie na zwyczaju. Z początku po- 
siadanie czynszowe było terminowe i za- 
leżne w zupełności od właściciela; później 



Digitized by 



Google 



296 



CZYŻE — ĆWIK. 



jednak stosunek czynszowy zamieniany 
był zwykle na trwały, „wieczysty", zwła- 
szcza w królewszczyznach i dobrach bi- 
skupich. Ponieważ uważano dawniej bra- 
nie procentu od pożyczonych pieniędzy 
za niegodziwe, aby więc mieć korzyść z 
pieniędzy bez przekroczenia prawa, wyna- 
leziono sobie na to sposób przez kupno 
pewnych dochodów stałych za swój kapi- 
tał. Tak powstały „czynsze odkupcze** 
census reempłionales^ „widerkafami" po- 
spolicie zwane. Dłużnik miał tu tyle ko- 
rzyści, że wierzyciel nie mógł wymagać 
kapitału, gdyż od dłużnika zależało, kie- 
dy chciał, zwracając kapitał, czynsz odku- 
pić (Dutkiewicz). Powstała z tego forma 
zastawu nieruchooności jest u ludu nasze- 
go dotąd w zwyczaju powszechnym. Czyn- 
sze wnicy rolni znani byli w Polsce od cza- 
sów bardzo dawnych. Wiadomy jest akt 
sprzedaży 6-ciu włók gruntu we wsi Os- 
trowąs kmieciom na czynsz r. 1470. Sta- 
tut toruński kr. Zygmunta I postanowił, 
aby kmiecie z łanu odbywali swym panom 
dzień jeden pańszczyzny na tydzień, z wy- 
jątkiem tych, którzy czynsz płacili. Wieki 
XIV-XVI były dobą tworzenia przez szla- 
chtę folwarków rolniczych, których byt 
wymagał stałej robocizny w naturze, bo 
przy dawnej skali zaludnienia i organiza- 
cyi społecznej nie było jeszcze mowy o ist- 
nieniu klasy robotników, którzy najmo- 
waliby się za pieniądze do obrabiania po- 
wstających gospodarstw folwarcznych. 
Prostym wynikiem podobnego położenia 
było to, że liczba czynszowników w do- 
brach szlacheckich malała, bo szlachta za- 
mieniała czynsze na pewną liczbę dni ro- 
boczych w naturze, czyli t. zw. „pańszczy- 
znę". Przeważnie więc w dobrach szla- 
checkich pozostawały tylko czynsze z mły- 
nów, rybołówstw, browarów i karczem, lub 
w wioskach zbyt daleko od folwarku po- 
łożonych. Przy braku rąk do żniwa, sia- 
nożęci i t. p., karczmarze zobowiązywali 
się także czasem do odrabiania w danych 



razach pańszczyzny w miejsce czynszu. 
Na Litwie i Rusi, gdzie folwarki długo 
były małe i rzadsze, szlachta drobna osia- 
dała tylko na czynszach w dobrach moż- 
nej. Gdy w wieku XVin ludność rolni- 
cza znacznie już wzrosła, zdarzały się wy- 
padki, że zacni obywatele kraju usiłowali 
w swoich dobrach zamienić na czynsz pie- 
niężny robociznę kmieci czyli pańszczyz- 
nę, dającą, zwłaszcza oficjalistom dwor- 
skim, łatwy powód do nadużyć. Po znie- 
sieniu r. 1773 zakonu jezuitów, pozostałe 
po nich dobra ziemskie przeszły przeważ- 
nie w posiadanie wieczyste prywatne na 
prawie czynszowem. O czynszu królew- 
skim ob. Podatki i daniny. 

Czyże, z niem. Zause^ w domowem sta- 
ropolskiem tkactwie, dwie szerokie, dru- 
ciane szczotki do „czyżowania" czyli cze- 
sania (gremplowania) wełny przed jej przę- 
dzeniem. Na jedną z tych szczotek nakła- 
da się wełna, a drugą, mającą dwie rącz- 
ki, grempluje się po niej, aby uczynić 
zdatną do przędzenia. 

Ćwlertowanie. Do liczby okrutnych 
kar, które w wiekach średnich w powsze- 
chnem były użyciu w Europie całej i w 
' Polsce, a miały cel przerażenia tłumów i 
powstrzymania złych ludzi od zbrodni, 
należało „ ćwierto wanie " . Przestępcę, po 
pozbawieniu go życia przez powieszenie 
lub ścięcie, ćwiertowano, t. j. rozcinano 
zwykle na 4 części, które zawieszano na 
słupach i szubienicach w okolicy, gdzie 
zbrodnia była spełniona. 

Ćwik, znaczy ćwiczony, wyćwiczony, 
czyli doświadczony, szczwany, przebieg- 
lec, nienowak, niefryc, bywalec, wyja- 
dacz, weteran, kuty na cztery nogi, kar- 
miony szpakami. Wyraz ćwik, oznacza- 
jący człowieka z powyższymi przymiota- 
mi, o którym mówią: „stary ćwik", ma 
jeszcze kilka znaczeń, a mianowicie: 1) 
kogut z przyciętym grzebieniem i niezu- 
pełnie wykapłoniony, który głosu zupeł- 
nie nie traci, ale go znacznie odmienia*, 



Digitized by 



Google 



DACH. 



297 



2) Karp' stary: „Za trzy lata stare karpie 
już będą ćwikami i okrasą gatunku", pisze 
Haur, 3) woreczek konopny na pieniądze 
w wieku XVI; 4) rodzaj dość hazardow- 
ali g^y w karty, rozpowszechnionej za 
Stanisława Augusta i w pierwszej poło- 
wie XIX wieku; 5) gracz, rozdający karty 
w tej grze i obowiązany przez to do wzię- 
cia dwuch lew, stąd mówiono: „zobowią- 
zać się na ćwika"; 6) ćwiczenie, mustra, 
rygor, np. mówiono: „był tam ćwik do- 
bry"; 7) ptak, którego podejść ani zwabić 
nie można, lub który sam dobrze wabi. 
Stąd w języku myśliwskim ćwik jest to 



stary cietrzew albo gracz, który już w 
sierpniu niekiedy poczyna tokować, t. j. 
wabić, również sokół, krogulec, który po- 
jedynczo zwalczał dropie, łabędzie, żóra- 
wie lub drugiego sokoła. Jest stare przy- 
słowie: „Dostała ćwika za nieboszczyka", 
to się znaczy męża czerstwiejszego i dziel- 
niejszego, niż był poprzedni, który umarł. 
Ćwikiem nazywają bowiem człowieka choć 
niemłodego ale rumianego i krewkiego, u- 
żywając nieraz porównania: „czerwony 
jak ćwik", stąd i buraki czerwone nazy- 
wają się ćwikłowymi, ćwikłą. 




Lit. D. z Historyi o Skander- 
bergu druk. w Brześciu litew- 
skim r. 15(59. 



Lit. D. z Biblii Leopolity 
dr. Szarlfenbergerów w Krakowie r. 1561. 



Z druków polskich 
wieku XVI. 



Dach. Karłowicz w cennej swojej roz- 
prawie „Chata polska" pisze: „Dach jest 
wyrazem giermańskim przez nas zapoży- 
czonym; nie wynika stąd jednak, aby 
przodkowie nasi poznali i nauczyli się dach 
robić od giermanów, jak np. odwrotnie, z 
tego że niemcy zapożyczyli naszego wy- 
razu granica w postaci Greń ze lub Gran- 



ze, nie wynika, że nauczyli się pojęcia i 
znaczenia granicy od nas. Jak my obok 
wyrazu dach posiadamy swojskie strze- 
cha, poszycie, tak też i giermanie ma- 
ją własny wyraz Mark na oznaczenie gra- 
nicy". Wszyscy Słowianie posiadają w 
różnych postaciach na oznaczenie dachu 
wyraz strzecha, a ten pochodzi od — 



Digitized by 



Google 



298 



DACH. 



strzec (rozpostrzeć, rozpościerać), 
oczywiście rozpościerać to, z czego robili 
Słowianie pierwotnie wszystkie swoje da- 
chy (a czego dotąd zresztą lud używa), t. 
j. w okolicach rolniczych: słomy, w leś- 
nych: kory świerkowej i dranic, w błot- 
nych: trzciny. Trzcina w czasach, gdy 
kraj był o wiele bagnistszym, niż dzisiaj, 
musiała być na j pospoliciej na dachy uży- 



wana, jak to jeszcze dotąd w wielu wios- 
kach między moczarami położonych wi- 
dzimy, a tem się tłómaczy łatwo wspól- 
ność pierwiastku w wyrazach t r z cina i 
strzecha. Tak samo i po łacinie sfra- 
vicnUim znaczy poszycie, a stramen—slo- 
mę od tegoż pnia językowego: str. Podob- 
nież adimis znaczy źdźbło zbożowe, a 
ciclmcn—Ad^ch., Więc pierwotnie niebyło 
mowy o kryciu chaty, ale o rozpostarciu 




nad nią słomy lub trzciny. Dach pierwot- 
ny, prototypowy, był niewątpliwie budo- 
wy najprostszej, t. j. z czterech równych 
boków złożony, czyli piramidalny, namio- 
towy. Taki kształt mają najstarsze bu- 
dynki na kuli ziemskiej, jakimi są pirami- 
dy egipskie, a w Polsce dachy średnio- 
wiecznych brogów, dotąd przez lud nasz 
podobnym kształtem budowane. W takim 
dachu nie było jeszcze wcale boków szczy- 
towych, bo wszystkie cztery były sobie 
równe, jednakowo pochylone ku sobie i je- 
den wspólny mające wierzchołek czyli 
strop. Najstarsze chaty wiejskie, XVII-go 
wieku sięgające, jakie piszący to w zaką- 
tach kraju dawniej napotkał, miały właś- 
nie strzechy swoje kształtem do brogo- 
wych zbliżone (typ. 1). Gdy jednak wsku- 
tek wzrostu ludności, potrzeb jej i zaso- 
bów domowych, mieszkanie zaczęło się 
wydłużać, więc i dach, stosujący się do 
zrębu, zmieniał swój kształt, przechodząc 
w przedstawiony na rysunku typ 2 i 3, w 
których są już po końcach boków długich 
dwa krótsze szczytowe. Typ 3-ci przed- 
stawia szczyty łamane, w których część 
pochyła b—c była strzechą, a pionowa a -b 
dawana była z desek, żeby umieścić w nich 
okienko. Załomek ten i okienko jest jak- 
by pamiątką po załomku i otworze pier- 
wotnej strzechy, służącym do wyjścia dymu 
w dawnych chatach „kurnych", a wpu- 
szczania światła na poddasze (typ 1, lit. a 
i b). Gdy zasoby wieśniacze ciągle się po- 
większały, a poddasze jest najodpowied- 
niejszym ich składem, nastąpiło rozprze- 
strzenienie tego poddasza za pomocą bu- 
I dowy szczytów typu 4-go i 5-go. W typie 
I 4-ym zachowany jest jeszcze załamek 
strzechy a — i, a ściana b — c jest już pio- 
nowa dla pomieszczenia okien i izdebki 
I szczytowej na strychu. Szczyt typu 5-go 
I jest już cały drewniany. Podobnego ro- 
, zwoju w budowie dachów naszych, stano- 
I wiącego wybitny charakter domostwa 
I polskiego, nie można jednak podciągnąć 



Digitized by 



Google 



DAĆ SIE WZDĄĆ — DAGA. 



299 



pod żadną chronologję historyczną, ani 
prawidło budownictwa. Różne okolicami 
czynione były wyjątki i przemagają dotąd 
typy. Dachy wszystkich pięciu kształtów 
Tia domach z drzewa mieliśmy już w Pol- 
sce w wiekach średnich, lubo typ 1-szy i 
^-gi dawniej, jakopierwotniejsze, przewa- 
żały. Za naszych czasów pamiętamy już 
takie zmiany w wioskach na Podlasiu i 
Mazowszu, że tam, gdzie przed laty 40-tu 
większość dachów należała do typu 3-go, 
dzisiaj przemaga typ 4- ty i 6-ty. Na koś- 
ciołach średniowiecznych w Polsce bywa- 
ły zwykle dachy dachówkowe, a dachów- 
ki bywały niekiedy kolorowo polewane. 
AV Krakowie, skutkiem zapewne blizkości 
żup czyli kopalni olkuskich, znajdowały 
się nawet dachy ołowiane, przeciwko któ- 
rym tak występuje Długosz, opisując wy- 
padek z wieku XIV-go: „W Krakowie 
AYszczął się pożar blizko kościoła Wszyst- 
kich świętych, skąd gdy węgiel wiatrem 
uniesiony padł na kościół katedralny, bla- 
chą ołowianą pokryty, cały spłonął og- 
niem, od którego mury i ściany popękały. 
Wypadek ten może być nauką i przestro- 
gą dla potomnych, ażeby w pokrywaniu 
kościołów nie zawierzali blachom ołowia- 
nym, pozór tylko świetny i okazały mają- 
cym, ale raczej używali dachówek, chociaż 
mniej ozdobnych i błyszczących". Gdy w 
wieku XVI Polacy, zostając pod wpły- 
wem włoskim, zaczęli zniżać na domach 
swoich bardzo wysokie pierwotne dachy, 
łiukasz Górnicki tak przemawiał przeciw- 
ko temu w „Dworzaninie": -Kiedy na- 
przód ludzie budować poczęli, wywiedli 
na domiech wysokie dachy, nie dlatego 
aby się dom zdał ozdobniejszy, ale iżby 
łatwiej deszczowa woda ściekać mogła, a 
dach się nie kaził: a wszakoż ku temu po- 
żytkowi i ozdoba przystąpiła, tak iż owe 
dachy, co je włoskimi zowią, a nie są i 
stoją by kominy, abo studnie niepokryte, 
nigdy tej piękności, tego kształtu, ani po- 
żytku nie mają, bo ogniowi czym innym, 



a nie tym oszpeceniem, zabieżećby się mo- 
gło*. Najpospolitszem wiązaniem dachu 
wiejskiego w Polsce były krokwie połą- 
czone ^ jętką", z którą tworzyły kształt li- 
tery A. W budynkach szerszych dawano 
pod jętkami przez całą długość domu dwa 
^podciągi*, przy bokach leżące na piono- 
wych „stolcach". Bywały jednak wyjąt- 
ki. Dwór np. we wsi Dobrochach (na Ma- 
zowszu łomżyńskiem), postawiony w r. 
1799, może dlatego że miał ciężki dach 
dachówkowy na ścianach drewnianych, 
posiadał wiązanie dachu przedstawione 
tu pod fig. 6. Grzbiety i okapy dachów 
gontowych lubiono ozdabiać wyrzynany- 
mi gontami. Podajemy tutaj zanotowany 
przez nas w r. 1870 rysunek grzbietu i o- 
kapu na starym dachu kościelnym w Tę- 
czynku (fig. 7 i 8). 

Dać 8l9 wzdąć, pospolite wyrażenie w 
potocznej mowie palestrantów polskich. 
Jeżeli kto został pozwany, a ugodził się ze 
swoim przeciwnikiem lub nie widział po- 
wodu bronienia się i nie zgłosił się z umy- 
słu, gdy jego sprawę woźny wsadzie przy- 
wołał i tym sposobem ją przepuścił, aby 
jako niestawający być skazanym, wtedy 
nazywano to: dał się wzdąć {J, Mor.). 

Dadźbóg, Daćbóg, imię niegdyś w 
Polsce dość często używane. Spotykamy 
rycerza Dadźboga w dokumencie mazo- 
wieckim z r. 1254 i w wielu późniejszych. 
Paprocki wymienia ród Dadzi bogów her- 
bu Pobóg w wojew. Lubelskiem. Od te- 
goż imienia nosi nazwę kilka wsi polskich, 
a mianowicie: Daćbogi- Jastrzębie, Daćbo- 
gi-Rostki, Daćbogi-Drewnowo i Daćbogi- 
Borzuchowo. Nestor i inni latopisowie 
wspominają Dażboga jako istotę nadprzy- 
rodzoną w wierzeniach niektórych ludów 
słowiańskich. Czy i w Polsce wiedziano co 
o bóstwie Dadźbogu, nie mamy na to ża- 
dnych dowodów. 

Daga (po francusku Dague), sztylet, 
puginał, szpada, znana już w średnich 
wiekach jako broń u nas cudzoziemska i 



Digitized by 



Google 



300 



DAJNA — DAROWANY. 



uważana w Polsce za zdradziecką i rozbój- 
niczą a nie rycerską i przez rycerzy pol- 
skich nie była używana. Zna też ją tylko 
prawo Chełmińskie, mówiąc: „Rana mie- 
czem, puinałem, dagą albo inszą bronią, 
sposobną do zamordowania kogo szty- 
chem, zadana"... Leonard z Urzędowa, 
opisując zburzenie Jerozolimy, wyraża się: 
„Zbójcy mieli krótkie dagi pod pancerz- 
mi". Mączyński w słowniku z r. 1564 tłó- 
maczy pugio łacińskie na polskie: tulich, 
deka, daga. 

Dajna, dajka, dajneczka, w gwa- 
rze ludowej polskiej wielu okolic stara na- 
zwa piosnki krótkiej, wesołej, w której 
zwykle powtarza się okrzyk przy śpiewie 
i tańcu: da dana! da ino dana! dana moja 
dana! Od okrzyku tego poszła niewątpli- 
wie nazwa „dajneczki" i nazwa litewska 
pieśni: daifta^ dajnos^ przeniesiona z powi- 
śla nad Niemen z gromadami ludu mazo- 
wieckiego, uprowadzanego przez Litwi- 
nów w niewolę. 

DantiSCUSy pseudonim ks. Adama Ka- 
zimierza Czartoryskiego, generała ziem 
podolskich, pod którym wydał pracę swo- 
ją: „Myśli o pismach polskich, z uwagami 
nad sposobem pisania w rozmaitych ma- 
terjach". Ważne to dzieło, po raz pierw- 
szy wydane w Wilnie u Zawadzkiego w r. 
1801, miało później kilka edycyi wileń- 
skich i ostatnią w Krakowie u Turowskie- 
go r. 1860. 

Daporty, deporty albo oporty, ro- 
dzaj jabłek dobrze znany i ceniony w da- 
wnej Polsce. Wymienia je ks. Ładowski 
w historyi naturalnej obok „słodkich, win- 
nych i bursztó wek". Marcin z Urzędowa 
w wieku XVI powiada: „Rajskie albo da- 
porto we jabłka". Kromer i Bielski objaś- 
niają, że sprowadził Bolesław książę wro- 
cławski (Piastowicz) z klasztoru Porteń- 
skiego do Lubińskiego Cystersów, którzy 
rozkoszne to jabłko rozkrzewili. Kromer i 
Bielski powtarzają to niedokładnie za 
Długoszem, więc przytaczamy tu słowa 



długoszowe z w. XV: „Pierwszym opa- 
tem klasztoru (Lubińskiego w r. 1175) był 
Florenty. Od tego to opata i jego braci, 
z Porty do Polski przybyłych i w rzeczo- 
nym klasztorze osadzonych, pochodzi i na- 
zwisko swoje bierze gatunek jabłek, któ- 
re oni z sobą do Polski przywieźli, a które 
od klasztoru Porty, skąd pochodziły, na- 
zwane Daport, rozmnożyły się u nas i do- 
tąd jeszcze je hodują". 

Darda, włócznia, oszczep, pocisk, po 
węgiersku darda, po włosku dardo. Dawni 
autorowie polscy piszą: „Groty, dardy, 
glewie, im z wyższego miejsca puszczone 
bywają, tym mocniej biją... Piechotny ma 
być wyprawiony z rusznicą, szablą, sie- 
kierą, a dziesiętnik z dardą... Żołnierz nie 
idzie do kościoła, to musi przed kościołem 
dardy pilnować..." 

DardaAski osioł, wielki głupiec. Wyra- 
żenie to, spotykane już dość często w 
XVIII wieku, zdaniem Lindego i Karło- 
wicza, wzięło początek z legendy o olbrzy- 
mim koniu trojańskim czyli dardańskim, 
Dardania bowiem w starożytności stano- 
wiła część Troady, więc dardański i tro- 
jański znaczyło to samo. Że zaś z koniem 
dardańskim, w którego wnętrzu tradycja 
dziejowa grecka pomieszcza 300 wojowni- 
ków, łączy się pojęcie olbrzymiości, zatem 
rzecz prosta, że gdy kogo chciano nazwać 
potężnym osłem, nazwano go dardańskim. 
Ponieważ od Dardanii wzięła nazwę leżą- 
ca przy tej krainie cieśnina Dardanelska, 
więc też i w mowie potocznej często dziś 

I używają lubo niewłaściwie: dardanelski, 
zamiast dardański. 

I Darowany, gra towarzyska, którą w 
trojaki sposób opisuje w początkach XIX 
wieku Łukasz Gołębiowski: 1) Osoby sie- 
dzące wkoło dają sobie po cichu dary, po- 
czem każda zapytuje sąsiada, po drugiej 
ręce siedzącego, także po cichu, co z tern 
robić? Gdy wszyscy dostaną upominki i 
dowiedzą się o ich przeznaczeniu, każdy 
mówi na głos, jaki miał dar i co mu z nim 



Digitized by 



Google 



DAROWIZNA ~ DARY. 



301 



zrobić kazano, a trafność lub niestosow- 
ność rozkazów pobudza towarzystwo do 
śmiechu. 2) Każdy otrzymuje od sąsiada 
trzy upominki, a gdy wszyscy już tak ob- 
clarzeni zostali, każdy oświadcza na głos, 
ie dwa z tych darów zatrzymuje, a trzeci 
odrzuca i przytoczyć musi słuszną tego 
przyczynę. 3) Każdy dostaje od sąsiada 
podaiek, a jedna z osób, która nic nie da- 
-ła ani wzięła, zadaje każdemu kolejno ja- 
Łieś pytanie, np.: co kocha najwięcej? 
Wówczas zapytana osoba wymienia głoś- 
no dar posiadany. 

Darowizna. Do poszczególnych sposo- 
bów nabycia własności należy w prawie 
polskiem darowizna. Bandtkie w „Prawie 
prywatnem" kładzie darowiznę pomiędzy 
umowami, ale ona do umów chyba tylko 
dlatego liczyćby się dała, że, aby skutecz- 
ną być mogła, musi być przyjętą przez ob- 
darowanego (bo i dobrodziejstwa nikomu 
narzucić nie można). Stąd, że u nas każdą 
aljenację, a zatem i sprzedaż nazywano 
, donacją", zatarły się wybitne cechy da- 
rowizny. Ściśle rzeczy biorąc, takie tylko 
przeniesienie własności nazywa się daro- 
wizną, darem, które następuje z czystej 
szczodrobliwości ex mera liheraliiate nul- 
lojure cogenłe. Darowizna rzeczy rucho- 
mych nie potrzebowała żadnej formy, sa- 
mo wydanie było dostateczne. Darowizna 
nieruchomości, tak podług praw Koron- 
nych, jak i Korrektury, winna być przed 
aktami zeznana, a zatem urzędownie, za- 
wsze tylko między żyjącymi. Uczyniona 
w sposób, aby po śmierci skutek mieć mo- 
gła, była nieważną, boby się zamieniała w 
testament, którym dobrami nieruchome- 
mi rozporządzać nie było wolno. Darowiz- 
nę taką mógł robić tylko bezpotomny, po- 
dług prawa Koronnego, tyt. 12 Korrektu- 
ry. Z formy statutowej ( VoL leg. I, f. 419) 
wynikało, że darowizna potrzebowała in- 
tromissyi, czyli wwiązania, do swej waż- 
ności; wynikało także z formy statutowej, 
że darujący pisał w darowiźnie ewikcję 



(W. Dutkiewicz). O darowiźnie powiada 
Ostrowski w „Prawie cywilnem polskiem", 
że była ona więcej litewskiemi niż polskie- 
mi prawami opisana. Musiała być ona co 
do nieruchomości zeznana do akt w gro" 
dzie lub ziemstwie i zwała się zapisem 
(między żyjącymi); musiała być na piśmie, 
bo oddawanie dóbr mogło tylko dziać się 
przez urzędnika sądowego, albo przynaj- 
mniej woźnego i dwuch szlachty, ci zaś 
do tej czynności musieli być sądownie u- 
poważnieni, a to mogło stać się jedynie po 
podaniu o darowiźnie do ksiąg sądowych. 
Dary, podarunki, zależnie od oko- 
liczności, którym towarzyszyły, miały ró- 
żne nazwania: Na imieniny dawano wią- 
zanie, na Nowy rok powszechny był w 
Polsce zwyczaj dawania kolędy; poda- 
rek za dobrą nowinę zwał się no winne, 
za znalezienie rzeczy zgubionej —znaleź- 
ne, ofiara dla dziedzica lub zwierzchnoś- 
ci — p o c z e s n e, dla narzeczonej — z a 1 o t- 
n e; powracając z miasta lub podróży przy- 
wożono gościniec. W darach przesadza- 
li się Polacy, jak to widzimy z tradycyi 
kronikarskiej o hojności Bolesława Chro- 
brego. Jagiełło posłał ojcu św. cztery mi- 
sy i dwie czasze szczerozłote, kożuchy so- 
bolowe i inne drogie futra. Jędrzej Lip- 
ski, biskup krakowski, umierając niewie- 
le zapisał dla swych krewnych, ale zato 
cały majątek, który ceniono na 900,000 
dukatów, podarował królowi Zygmunto- 
wi m. Wszystkie pamiętniki historyczne 
i dawne rachunki przepełnione są wiado- 
mościami o darach, które panujący swym 
podwładnym, panowie królom i królowym, 
jeden drugiemu między sobą albo swym 
dworzanom, oficjalistom i czeladzi czynili. 
Dary te stanowiła: broń kosztowna, sre- 
bra, konie, osobliwości, pierścienie, namio- 
ty, kobierce, futra i t. p. rzeczy. Podar- 
kiem cennym była jeszcze w XVII wieku 
w Polsce misa cytryn lub pomarańcz. Kró- 
lewskie dary ślubne składały się z pier- 
ścieni, koron, djademów. Jan Zamojski, 



Digitized by 



Google 



302 



D A W NOS C. 



poślubiając synowicę ki\ Stefana Batore- 
go, podarował jej wielkiej ceny krzyżyk 
djamentowy, drogi pierścień i djamento- 
wą koronę. Po dworach szlachty panny 
haftowały pasy dla swoich narzeczonych, 
których powrotu z wojny nieraz wycze- 
kiwrfy latami. Narzeczeni przywozili bo- 
gdankom swoim jedwabie zamorskie i 
trzewiki. Od szlachty możnej przechodzi- 
ły zwyczaje do zagrodowej i do ludu, u 
którego dotąd panna młoda obdarza ręcz- 
nikami pana młodego, a on przywozi jej 
przed ślubem chustkę i trzewiki. Gdy dzie- 
wczyna wiejska obchodzi z drużkami wieś 
całą, prosząc wszystkich o błogosławień- 
stwo i na swoje wesele, wszędzie dają jej 
podarki, na jakie kogo stać; we dworze 
dawano wtedy zwykle „ćwierć pszenicy 
na pierogi", a jeżeli dziewczyna była pra- 
cowita i cnotliwa, to pszenicy pół korca i 
jaskrawe wstążki do ślubnego wieńca czy 
korony. Obdarzanie panny młodej przy 
oczepinach przez wszystkich obecnych 
krewnych i weselników jest niejako od- 
dzielnym obrzędem i odbywa się przy 
śpiewie pieśni odpowiednich. Przy chrzci- 
nach, zarówno położnica jak jej dziecię, 
odbierają dary od zebranych na tę uroczy- 
stość gości. Dary pogrzebowe pochodzą z 
zapisu lub od rodziny zmarłego i przezna- 
czają się dla księży i ubóstwa. W dzień 
zaduszny są to głównie chleby, rozdawa- 
ne obficie żebrzącym na cmentarzach, aby 
modlili się za dusze zmarłych. 

Dawność w prawie polskiem i litew- 
skiem, po łac. pracscripłio^ znaczyła to 
samo, co w prawie dzisiejszem przedaw- 
nienie. W Galicyi używają obecnie w tern 
znaczeniu wyrazu „zasiedzenie", który 
jest tłómaczeniem niemieckiego Ersiłzung^ 
dla Polaków niezrozumiałem. Dawność 
była środkiem nabycia nieruchomości, je- 
żeli posiadanie trwało czas prawem zakre- 
ślony i środkiem uwolnienia się od zobo- 
wiązań, gdy mający prawo lub skargę 
przez pewien przeciąg czasu prawa tego 



lub skargi nie dochodził. Pierwszy rodzaj 
nazywał się przedawnieniem naby wczem 
praescripŁio adquisiłiva^ drugi — przedaw- 
nieniem umarzającem praescripłio exłin' 
cłwa. Od preskrypcyi różne hyly/aialia^ 
t. j. zaniedbanie procesu i stąd jego upa- 
dek. Fałum oznaczało czas, po którego u- 
pływie apelować lub popierać zaniechanej 
apelaoyi nie było wolno. Były nierucho- 
mości, do których nigdy nie stosowało sie 
żadne przedawnienie we władaniu, a mia- 
nowicie: jeżeli ze strony króla zabrano 
grunt ziemianinowi i wzajemnie, jeżeli zie- 
mianin przywłaszczył sobie ziemię kró- 
lewską. Sprzedaż majątku, chociażby sza- 
cunek nie był w całości zapłacony, po u- 
pływie lat 3 i miesięcy 3, stawała się nie- 
wsmiszoną. Zwyczajna ta co do dóbr pre- 
skrypcja była dłuższą ze względu na oso- 
by. I tak dla niezamężnej kobiety, w szcze- 
gólności wdowy, przepisywało prawo pol- 
skie lat 6, dla zamężnej lat 10, dla panien 
zakonnych lat 20. Panna przecież, która^ 
będąc sierotą, za mąż wyszła, przeciwko 
opiekunowi swemu w 3 latach i 3 miesią- 
cach działać tylko mogła, bo to była zwy- 
czajna dla opiekunów preskrypcja. Wy- 
rok, którego egzekucyi nie żądano przez 
3 lata i 3 miesiące, podlegał preskrypcyi i 
upadał. Był także bardzo mądry przepis^ 
który takie samo przedawnienie stosował 
do skarg o granice w tym przypadku, kie- 
dy pray intromisyi czyli wwiązaniu woźny 
wezwał sąsiadów i granice dóbr w ich o- 
becności okazanemi zostały. Jeżeli ci są- 
siedzi milczeli wówczas i potem przez 3 
lata i 3 miesiące, to takie granice, jakie 
wobec nich były okazane, stawały się wie- 
czyście prawomocne. Przedawca był wo- 
bec nabywcy odpowiedzialnym czyli obo- 
wiązanym do rękojmi przez lat 3 i miesięcy 
3, po których zapadała dawność. Ponie- 
waż nieraz sąsiedzi, gdy odpowiedzialność 
przedawcy już upadła z tym terminem, 
przestawali milczeć i świadczyli, że gra- 
nice były inne, otóż kr. Władysław Ja- 



Digitized by 



Google 



D Ą B. 



303 



giełło postanowił, że skoro milczeli, gdy 
przedawca był odpowiedzialnym, to mu- 
szą milczeć i nadal. Dział, prywatnie zro- 
biony, po upływie lat 3 i miesięcy 3 sta- 
wał się niewzruszony. Na Litwie, po upły- 
wie lat 10, dział bez pisma nie miał zna- 
czenia i dawność nie nadawała mu żadnej 
mocy. Pokrzywdzenia w działach do lat 
3 i miesięcy 3 w Koronie wolno było do- 
chodzić. Ta 3-letnia i 3-miesięczna daw- 
ność tak była zwyczajna w prawie koron- 
nem, jak 10-letnia na Litwie. W Mazow- 
szu bez wwiązania nie było dawności, po 
w wiązaniu zaś do dawności wymagano 
3-letniego posiadania. Poszukiwanie zbie- 
głego włościanina, po upływie roku od je- 
go wyjścia, upadało. Kto zgubił przywi- 
lej otrzymany od króla, jeżeli w ciągu ro- 
ku nie postarał się o renowację, przywi- 
lej J®go upadał. Utrącał prawo do skargi, 
kto skradzionego bydła lub pomniejszych 
rzeczy przez rok nie dochodził. O woły 
tylko i konie skradzione lub gwałtem za- 
brane skarga służyła przez dwa lata. Kto 
rok i 6 niedziel rozpoczętej sprawy nie po- 
pierał, sama przez się upadała. Zapisy wie- 
czyste nie zeznano we właściwem ziem- 
stwie, jeżeli nie były w rok i 6 niedziel do 
właściwego ziemstwa przeniesione, traciły 
moc. Później grody zyskały przywilej wie- 
czystości — perpełuitatis. To też od owej 
pamiętnej konstytucyi z r. 1588 o ważno- 
ści zapisów, ( Vol leg., U f. 1219), przeno- 
szenia z grodów do ziemstwa ustały. Ży- 
dzi mogli upominać się o niezapłaconą im 
lichwę tylko za 2 lata. Gdy kto przemil- 
czał przez 2 lata płot na swym gruncie 
przez sąsiada postawiony i dopuścił mu u- 
żytkowania z miejsca płotem zagrodzone- 
go, posiadania sąsiada nie mógł już wzru- 
szać. Dekret upadał przedawnieniem, ale 
zapis, a jak teraz nazywamy oblig, nie u- 
padał. W takich zdarzeniach, jak: wojna i 
zewnętrzne zamieszki, zagony Tatarskie, 
nieobecność w kraju, znajdowanie się w 
niewoli, p^^ietrze, małoletność, bezkró- 



lewie (w którein zwyczajnych sądów nie 
było) — nie szło przedawnienie, dormiebat, 
ale czas ubiegły przed tem nie ginął. Szla- 
chta pruska zupełnie oddaliła się od ko- 
ronnej co do rozciągłości przedawnienia, 
postanowiwszy 30 lat posiadania z tytu- 
łem sprawiedliwym i dobrą wiarą, a 40 lat 
bez tytułu, do prawomocności posiadania 
przez dawność (Dutkiewicz, Kamieński, 
Michniewski). 

Dąb. Już w pojęciach wszystkich lu- 
dów starożytnych dąb uważany był za 
króla roślin na ziemi, za drzewo niejako 
święte. Rzym dawny największe zasługi 
obywatelskie wieńczył nie laurem, lecz 
liściem dębowym. W Romowe żmudzkiem, 
wśród gajów świętych, dąb głównem był 
drzewem, poświęconem Perkunowi i czczo- 
nem przez lud i kapłanów. Słowianie czci- 
li starożytne dęby od wieków. W jednej 
starej koladzie podkarpackiej mowa jest o 
stworzeniu świata, kiedy nie było nieba ni 
ziemi, tylko morze sine, a pośród morza 
stały dwa dęby. Helmold wspomina o 
„dębach świętych*, szeroko ogrodzonych, 
z dwiema bramami w płocie; tam odbywa- 
ły się różne obrzędy i uroczystości, a wej- 
ście wolne było tylko kapłanom i książę- 
tom, obcym zaś zabronione pod karą śmier- 
ci. W Szczecinie — powiada Hesbord (w 
„Żywocie św. Ottona") —stał dąb rozłoży- 
sty przy gątynie i był wedle mniemania 
ludu przybytkiem bóstwa. Po zburzeniu 
świątyni lud błagał, aby drzewo czczone 
zostawiono na pamiątkę. Konstanty Por- 
firegeneta podaje, że Rusini, idąc na Ca- 
rogród, pod wielkim dębem przynieśli na 
ofiarę: ptaki, chleb i mięsa. Sarnicki pi- 
sze, że Polacy „/w dei Piorun landem'*' 
podsycali dzień i noc ogień drzewem dę- 
bowem. W starych dokumentach, opisu- 
jących granice, spotykamy nieraz wzmian- 
ki o ^dębach piorunowych", jako znakach 
granicznych. Zdaje nam się jednak, że 
pod tą nazwą rozumiano raczej dęby u- 
szkodzone przez piorun, aniżeli od Peruna^ 



Digitized by 



Google 



304 



D 



i skutkiem wierzeń bałwochwalczych tak 
nazwane. Niektóre plemiona słowiańskie 
i litewskie nie budowały bogom swoim 
świątyń, ale posągi bożyszcz osłaniały tyl- 
ko przy drzewach świętych strzechą na 
slupach od słoty i nieczystości ptactwa. 




Dąb Jagielloński we Wróblewicach. 

Podobny dąb napotkał sw. Otto u Pomo- 
rzan w wieku XII. Hartknoch wymienia 
trzy święte dęby u Prusaków: jeden w Ro- 
mowe, a raczej w Rykojoth pod Romowe, 
miał także szopę i przez cały rok jakoby 
liścia nie tracił. Wierzono, że liście tego 
dębu noszone na szyi zabezpieczały od 



złych przygód. Miano go ściąć w czasach 
krzyżackich za Jana biskupa warmińskie- 
go. Gdy drugi dąb święty kazał ścinać 
biskup warmiński Anzelm, a siekiera przy 
pierwszem uderzeniu odbiwszy się zraniła 
rąbiącego, poczem żaden z obecnych nie 
chciał jej wziąć do 
ręki, sam dopiero 
biskup wyciął ot- 
wór i ogień podło- 
żyć kazał. Trzeci 
dąb blizko Welawy 
miał być tak wielki, 
że koń w jego wy- 
próchniałości mógł 
się obrócić. Próbo- 
wał tego Albert 
książę pruski i syn 
jego Fryderyk wr. 
1595, jak to piśmien- 
nie i pod pieczęcią 
magistrat welawski 
zaświadczył. Potęż- 
nym musiał być tak- 
że dąb na pograni- 
czu pogan pruskich, 
na którego kona- 
rach br . Dobrzyńscy 
w w. Xin założy- 
li sobie warownię 
dla kilkunastu ry- 
cerzy. Odgłosem 
prastarych wierzeń 
narodu polskiego są 
liczne jeszcze dotąd 
podania i mniema- 
nia ludowe, doty- 
czące dębu. W Kie- 
leckiem np., na dro- 
dze z Bejsc do Zagórzyc, stoi w lesie po- 
tężny dąb, zwany przez lud „doktorem", 
ponieważ leczyć ma choroby gardła, dzią- 
seł i zębów. Pacjent udaje się przed wscho- 
dem słońca do lasu i obchodzi dąb trzy- 
krotnie, mówiąc: 



Digitized by 



Google 



A 



R. 



305 



Powiedzże mi, powiedz, mi)j kochany dębie, 
Jakim sposobem leczyć zęby w gębie. 

Albo wrzody, dzią- 
sła i t. d. B. Gusta- 
wicz spisa J liczne za- 
stosowania gałęzi dę- 
bowych, żołędzi i liści 
do wróżb i lekarstw 
ludu galicyjskiego, Os- 
kar Kolberg w Poz- 
nańskiem, a Z. Rokos- 
sowska na Wołyniu. 
W tym ostatnim zbior- 
ku czytamy, że aby 
się pozbyć „kurzej śle- 
poty", trzeba odma- 
wiając pacierz i pewne 
zaklęcie, pomalutku o- 
bejść trzy razy wkoło 
„głuchy dąb% t. j. ta- 
ki, który się później 
rozwija. W baśniach 
ludu kieleckiego, za po- 
mocą liści dębowych 
wskrzeszony zostaje 
wisielec i zamordowa- 
na królewna. Zrąba- 
nie starego dębu w Sto- 
biecku pod Radom- 
skiem spowodowało, w 
mniemaniu wieśnia- 
ków, tyfus na okolicę, 
jako karę za święto- 
kradztwo (Kolberg 
„Kaliskie" I, 19). Na 
Mazowszu i Podlasiu 
nadnarwiańskiem lud 
utrzymuje, że aby się 
chleb domowy dobrze 
„darzył" czyli udawał, 
w dzieży powinno być 
choć kilka klepek dę- 
bowych. Prawdopodo- 
bnie dawniej cała dzie- 
ża bywała dębowa, aie 



rają się, aby choć część takowych była z 
dębu. W wałach grodzisk zdobypiastow- 




Dąb plarożytny w lasku na Bielanach pod Warszawą. 



^dy o klepki dębowe coraz trudniej, to sta- j skiej znaleźliśmy wszędzie pnie ostroko- 



^'"Olrlop^jja staropolski!. 



Digitized by 



Google 



306 



B. 



łów dębowych. To też jedynie drzewo dę- 
bowe miaJo wówczas pewną wartość, i dla- 
tego w statucie wiślickim są już przepisa- 
ne kary za ścinanie dębów w cudzym lesie. 
Dostarczało ono także żołędzi na karmę 
dla trzody chlewnej, co było cenną bardzo 
rzeczą w czasach, kiedy nie znano jeszcze 
kartofli i ulepszonych narzędzi do oddzie- 
lania pośladów ze zboża. Klepka dębowa 
jest już także od kilku wieków przedmio- 
tem handlu wywozowego z Polski do kra- 
jów, które potrzebowały dużo beczek na 




Pień dębu 500-letniego w puszczy Białowieskiej 



wino a nie miały dosyć dębiny. Wyraz 
Dąb — jak twierdzi Karłowicz — brzmiał 
pierwotnie w językach słowiańskich dąbr 
(skąd dąbrów a) i oznaczał drzewo wogó- 
le. W obrębie Królestwa kongresowego 
znajduje się obecnie 433 wsi i miasteczek, 
biorących swoją nazwę w rozmaitych for- 
mach od dębu, przeważnie zaś w następ- 
nych: Dąb, Dąbek, Dąbie, Dąbki, Dąbro- 
wa, Dąbrowica, Dąbrowice, Dąbrówka, 
Dąbrowo, Dębe, Dębina, Dębnik, Dębowa, 
Dęby i t. p. . Wogóle na ziemiach dawnej 
Polski istnieje około półtora tysiąca nazw 



wsi i miast, mających językowy początek 
od dębu. Poza temi, istnieje co najmniej 
kilka tysięcy podobnych nomenklatur 
miejscowości niezaludnionych, t. j. uro- 
czysk, pól, lasów i t. d. Jest też i przysłów 
kilkanaście, z dębem związanych, np.: 1) 
Bać się trzeba trzcinie, gdy wiatr dąb wy- 
winie. 2) Co dąb to nie brzoza, co krowa 
to nie koza. 3) Dąb się powalił, a trzcina 
została. 4) Dębowa wić uczy robić, a brzo- 
zowa rozum dawa. 5) Kiedy się dąb obali, 
każdy go rąbie i pali. 6) Nie raz siekierą 
musisz ciąć, gdy dąb 
chcesz zwalić. 7) Za- 
grać komu w dębową 
wić. 8) Póki dębczak 
młody, da się nagiąć 
do ziemi. 9) Nie rodził 
się, kto się z Dąbskiej 
nie rodził. To ostatnie 
przysłowie było znane 
głównie na Kujawach, 
gdzie Grodziembowie 
Dąbscy z I-.ubraiica 
byli w wieku XVn i 
XVTII rodziną najzna- 
czniejszą i tak z Kuja- 
wami zrosła, że każdy 
dom zamożny szlachec- 
ki musiał być z nią spo- 
krewniony. Co się ty- 
czy dębów słynnych w 
nowszych czasach swo- 
im ogromem i starością, to pierwszeństwo 
ma przed innymi żmudzki „Baublis". Na- 
zwę taką nosił olbrzymi dąb w majętnoś- 
ci Bordziach w pow. Rosieńskim na Żmu • 
dzi. Przypuszczano, że miał przeszło ty- 
siąc lat wieku i że już za czasów pogań- 
skich uważany za święte drzewo, odbierał 
cześć Żmudzinów. To pewna, że Żmudzi- 
ni i Łotysze stare a wypróchniałe dęby u- 
ważali do naszych czasów jako mieszka- 
nia duchów, którym jeszcze niedawno zno- 
szono tam ofiary. Baublis był majesta- 
tycznym podobnego drzewa okazem. Wr. 



Digitized by 



Google 



A 



307 



1811 miał już gałęzie po większej części 
suche, a listki na innych małe i jakby 
zwiędnięte. Gdy przez pastucha podpalo- 
ny został, właściciel w obawie, żeby bez 
śladu nie zniknął, ściął go w r. 1812. 
Dziesięciu ludzi cały dzień pracowało nad 
jego powaleniem. Pień miał obwodu łok- 
ci litewskich 19 i cali 6, średnicy przy 
ziemi łokci 7, wyżej óYj. Sprowadzoną 
kłodę na 6 łokci wysoką, wypróchniałą 
w środku, ustawił Dyo- 
nizy Paszkiewicz w ogro- 
dzie, pod cieniem rozło- 
żystego dębu i zrobił z 
niej altanę, mającą obwo- 
du łokci 13 i cali 5, po- 
święciwszy ją na zacho- 
wanie zebranych pamią- 
tek. Rozwiesił w niej 
zbroje, wykopaliska z mo- 
gił żmudzkich i portrety 
znakomitych rodaków, u- 
stawił też śmigownicę z 
czasów szwedzkich. Dzie- 
sięć osób mogło we wnę- 
trzu tego pnia usiąść wy- 
godnie, a gdy r. 1812 
wkroczyła armja Napo- 
leona I, wojskowi rozmai- 
tych narodowości oglą- 
dali z podziwem pień ol- 
brzyma, zapewniając, że 
nie widzieli nigdy dębu 
takiej wielkości. Staro- 
żytności, przechowywane w tem jedynem 
tego rodzaju muzeum w Europie, opisał 
^Dziennik Wileński" z r. 1823, t. III, zaś 
opis Baublisa podał „Dziennik Warszaw- 
ski** t. IV r. 1826. Mickiewicz w „Panu 
Tadeuszu" uwiecznił go także wzmianką: 

•Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy, 
Bym was ogląda! znowu, przyjaciele starzy. 
Czyli was znajdę jeszcze? czy do:ąd żyjecie? 
Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię: 
Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie, 
Wiekami wy^raionym, jakby w dobrym domie. 
Dwunastu l^^Ą^i fnog\o wieczerzać za stołem? » 



We wsi Wróblewicach w pow. Droho- 
byckim w Galicyi znajduje się dąb z wy- 
próchniałem wnętrzem u dołu, w którem 
mieści się kapliczka (patrz str. 304). Dąb 
ten, zwany z dawna przez lud miejscowy 
„dębem murowanym", ma u podstawy 
36 stóp obwodu, a z tego powodu jest 
bardzo ciekawym, że pomimo ogromnej 
wypróchniałości odznacza się pełnią ży- 
cia i okrywa cały co wiosna bujną ziele- 




Dąb pamiątkowy pod Guzowem. 

nią, jak o tem świadczy dołączona tu je- 
go podobizna z fotografii. W mniemaniu 
dawnych ludzi, każdy dąb ze znaczniej- 
szą wypróchniałością przy ziemi był mie- 
szkaniem złych czy dobrych duchów, któ- 
rym lud okoliczny składał ofiary dla u- 
proszenia ich o pomoc lub nieszkodzenie. 
Ktoby sądził, że tak bywało tylko przed 
wiekami, tego może piszący to zapewnić, 
że jeszcze w r. 1882 w tak zw. Inflan- 
tach polskich, w lasach, do Marienhauzu 
należących, widział podobny dąb, do któ- 



Digitized by 



Google 



303 



DĄBROWA — DEFINITOR. 



rego skrycie przynosili Łotysze na ofiarę 
duchowi: zwitki Inn, plastry miodu i sery 
lub jaja. Znikanie tycli przedmiotów 
wśród nocy służyło zabobonnym za do- 
wód, że ofiara przyjętą została przez du- 
cha. Ludzie pobożni w Polsce, aby wyko- 
rzenić pododne zabobony, umieszczali na 
takich drzewach poświęcane obrazy, zwła- 
szcza Matki Boskiej, a obraz taki nabierał 
uroku świętości, jeżeli powstała legenda, 
że Najświętsza Panna objawiła się komu 
na drzewie (w kształtach promieni słonecz- 
nych, migocących przez liście). Ezecz o 
dębach starością wypróchniałych zakoń- 
czymy tu wzmianką o bardzo także sta- 
rych, a jednak zupełnie zdrowych, które 
w wędrówkach naszych po kraju zdarzyło 
nam się nieraz spotykać. Podobizna ze 
zdjętej przez nas fotografii przedstawia tu 
najgi-ubszy dąb w lasku na Bielanach pod 
Warszawą (patrz str, 305), mający około 
20-tu stóp obwodu, pamiętający zatem 
niewątpliwie czasy zygmuntowskie. Trze- 
cia podobizna fotograficzna przedstawia 
pień dębu, ściętego około r. 1885, który 
napotkaliśmy, znajdując się w puszczy 
Białowieskiej z aparatem fotograficznym 
(patrz str. 306). Pień tego dębu nie miał 
także więcej nad 20 stóp obwodu, ale 
przedstawiał drzewo naw skroś zdrowe, co 
umożebniło nam dokładne obrachowanie 
słojów. Że zaś ich liczba dosięgała 500, 
więc dąb słusznie mógł się nazwać Jagieł- 
łowym. Ostatni z czterech rysunków, któ- 
ry tu podajemy, przedstawia starożytny 
dąb pod Guzowem, gdzie d. 6 lipca 1607 r. 
'wojska królewskie Zygmunta III zadały 
"klęskę rokoszanom Zebrzydowskiego, któ- 
ry następnie króla przeprosił. Wojska ro- 
Tcośzan rozłożone były między Wolą gu- 
"zowską, Orońskiem i Krogulczą o 2 mile 
od Radomia. Gzy dąb ten, świadek krwa- 
wej bitwy bratobójczej (odiysowan j^ w r. 
1883) istnieje dotąd --nie wiemy. ■ 

"Dąbrowa, herb polski w kilku odmia- 
nach, o którj^ch Piekosiński tak pi^ze: Dą- 



browa pierwsza ma być w polu czerwonem 
strzała biała w słup, żelezcem do góry 
zwrócona, u dołu dwakroć przekrzywiona. 
Opis ten odpowiada szczegółowo herbowi 
Lis. Wobec tego nie istnieje żadna osob- 
na Dąbrowa pierwsza, jeno herb Lis, a ba- 
łamuctwo z proklamą Dąbrowa dla herbu 
Lis stąd mogło powstać, że jakiś jeden lub 
kilku ubogich Dąbrowczyków, mieszkają- 
cych w okolicy osiadłej przez Lisów, nie 
mogąc mieć podczas wyprawy wojennej 
osobnej własnej chorągwi z herbem swo- 
im, a w myśl statutu Kazimierza Wielkie- 
go, nie mogąc iść na wyprawę luzem, przy- 
łączyli się do chorągwi sąsiedzkiej Lisów 
i w ten sposób zatracili swą Dąbrowę, a 
przyjęli Lisa, zatrzymując jednak zawoła- 
nie swoje Dąbrowa, gdyż w obozie trzy- 
mali się razem kupy, więc się swem god- 
łem zwoływali. Dąbrowa wtóra, w po- 
lu niebieskiem podkowa barkiem do góry 
obrócona, na barku zaś na każdym ocelu 
krzyż. Odmianę taką nazywa Długosz 
„Dąbrowa altera". Pieczęcie średniowiecz- 
ne dwa jeszcze odmienne typy tego herbu 
przedstawiają. 

Definitor był dekanalny albo zakonny. 
I Dawniej w każdj^m dekanacie, stosownie 
j do jego wielkości, był jeden lub dwuch 
j proboszczów, w^ybranych do obliczania i 
dzielenia dochodów probostw wakujących 
' pomiędzy dawnego proboszcza lub jego 
I sukcesorów i proboszcza nowego. Nazj^- 
wano takich proboszczów d e f i n i t o r a m i 
, lub administratorami, co jeden i ten 
I sam urząd oznaczało. Zakony żebrzące 
dzieliły się zwykle na prowincje, a w pi'a- 
wincjach — na okręgi, zwane „definicja- 
mi". Przełożeni pojedynczych klasztorów 
(u benedyktynów opaci lub prałaci, u fran- 
ciszkanów, bernardynów i kapucynów 
gwardjani, a u dominikanów przeorowie) 
zostawali pod zwierzchnictwem przełożo- 
nych okręgowych, którzy zwali się „defi,-^ 
nitorańii** zakonnymi, a zależeli od przeło- 
żonego prowincyi, t. j. „pix>wincjała*'. 



Digitized by 



Google 



DEI GRATIA — DELEGACJE SEJMOWE. 



309 



Dei Gratia, z łaski Bożej; formułę 
lę po raz pierwszy spotykamy w IV wie- 
ku, a mianowicie użytą r. 356 przez papie- 
ża Feliksa II w jego dekrecie przeciwko 
arjanom. Ze świeckich panujących pierw- 
szym, który użył wyrażenia z łaski Bo- 
żej, był Pepin, za nim poszli Karlowingo- 
wie, cesarze rzymscy, królowie niemieccy, 
książęta, elektorzy i prawie wszyscy pa- 
nujący świeccy i dygnitarze kościelni w 
Europie, zatem i w Polsce. 

Dekretarz w języku prawniczym staro- 
polskim był nazwą księgi sądowej, w któ- 
"cej zapisywano wyroki sądu z motywami 
w tej formie, jak je pisarz oddawai stro- 
nom (ob. Sentencjonarz). Dekretarz 
trybunalski po zamknięciu kadencyi piotr- 
kowskiej pisarz trybunału zamykał na 
składzie u pisarza ziemskiego sieradzkie- 
go, a dekretarz kadencyi lubelskiej u pi- 
sarza ziemskiego w Lublinie. 

Dekrety kondiktowe były prawie rodza- 
jem sądownictwa. Wyraz kondikt ozna- 
czał w języku palestranckim zmowę. Je- 
żeli więc strony sporne ułożyły się z sobą 
i chciały, żeby ich ugoda miała moc wy- 
roku sądowego, natenczas pisały same so- 
t)ie wyrok i podawały go sądowi przez il- 
lację, na trzeci dzień tę illację powtarzały. 
Wówczas wyrok ten wpisywano w senten- 
•cjonarz i dekretarz, a dekret stawał się 
prawomocnym. Dekrety podobne pozwo- 
ione zostały dopiero konstytucją z r. 1768 
i to tylko w Koronie. Na Litwie zaś były 
'Wyraźnie zabronione przez konstytucję z 
r. 1764. Ale i w Koronie nie mogły pocią- 
gać do sprawy osób trzecich, do kondiktu 
nie należących i poruszać wielu punktów, 
•które tylko rozstrzygnięciu przez sądy 
podlegały. 

Delata w staropolszczyźnie miała dwo- 
jakie znaczenie: 1) doniesienie do sądu, a 
zwłaszcza oskarżenie tajemne i 2) wykaz 
» zaległych podatków skarbowych. D e 1 ?t- 
t o r to samo, có oskarżyciel. 

Del^fgf donosiciel, z łac. dełałio, wno- 



szenie, przynoszenie, dostarczanie. Tak 
nazywano zwykle każdego skarżyciela 
czyli powoda w sprawach kryminalnych, 
t. j. takich, w których pozwany mógł był 
odpowiadać głową, a jak Polacy mówili, 
„gardłem**. W sprawach obrażonego ma- 
jestatu królewskiego i zdrady kraju, o- 
skarżyoielem był instygator, a donosiciel 
stawał jako świadek, którego imię i naz- 
wisko, jako donosiciela, musiało być w po- 
zwie wymienione. W pierwszej instancyi 
donosiciel musiał stanąć w sądzie osobiś- 
cie. Jeżeli nie stanął, sąd zawieszał wyrok, 
a wydawał tylko sentencję o przypozwa- 
niu donosiciela: Teneri adesse delatorem. 
W apelacyi donosiciel mógł nie stawać i 
wolno było każdemu wystąpić przeciw a- 
pelacyi, byle złożył rękojmię (vadimoni' 
ujn), że w razie przegranej karę za nie- 
słuszny zarzut poniesie. Jeżeli donosiciel 
nie był posesjonat, a skarżył posesjonata, 
był także obowiązany do rękojmi. Zamy- 
kano go nawet do wieży, aby w razie 
przegranej nie uciekł przed karą za po- 
twarz. O przypłaszczanie szlachectwa tyl- 
ko szlachcic mógł być oskarżycielem. Po- 
między ustawami o delatorach były takie 
np. że: 1) Delator, dowodzący deputatowi 
nabytku lub sprzedaży dóbr w czasie jego 
zasiadania na trybunale, zyskuje 2000 
grzywien. 2) Delatorowi, który dowiedzie 
vacua s patia czyli zostawienie czystego 
papieru w protokółach kancelaryi ziem- 
skiej lub grodzkiej, pisarz ziemski lub re- 
gent grodzki o to przekonany zapłacić wi- 
nien 2000 grzywien. (O delatorach w sta- 
ryżytnym Rzymie ob. „Wielka encyklop. 
powsz. ilustr.^ t. XV str. 268). ' 

Delegacje sejmowe i Sejmy dele- 
gacyjne w dziejach Polski ukazują się 
dwukrotnie: w r. 1767—8 i 1773—6, lubo 
tylko ten ostatni sejm znany jest pow- 
szechnie pod nazwą „delegacyjnego**. Gdy 
konfederacja radomska, zawiązana pod 
laskami marszałków: koronnego ks. Karo- 
la Radziwiłła i Htewskiega Michała Brzo- 



Digitized by 



Google 



310 



DELIKWENT. 



stowskiego, przeniósłszy się do Warsza- 
wy, miała przeprowadzić na sejmie eks- 
traordynaryjnym dwie sprawy: równo- 
uprawnienie dyssydentów i traktat wie- 
czysty między Rzplitą a Rosją, lecz już 
zaraz ujawniła się silna opozycja w gło- 
sach Sołtyka, biskupa krakowskiego, i Rze- 
wuskiego, wojewody krak. i hetm. poln. 
kor.,— książę Repnin, aby sprawy pomie- 
nione przeprowadzić, przyjął projekt od- 
roczenia, czyli limitowania sejmu i zastą- 
pienia go przez uległą sobie „delegację". 
Kto był pierwszym autorem tego projek- 
tu? — nie wiadomo z pewnością. Ks. Rep- 
nin miewał częste konferencje w gabine- 
cie samego króla Stanisława Augusta 
i w pałacu prymasa Podoskiego z królem, 
z podkomorzym wiel. kor. Kazim. Ponia- 
towskim, z księdzem Michałem Poniatow- 
skim, wówczas opatem czerwińskim, póź- 
niej prymasem, z Ksawerym Branickim, 
łowczym kor., z Wesslem, podskarbim 
wiel. kor., obu marszałkami sejmu skon- 
federowanego i prymasem Podoskim. W 
tern gronie wyróżniał się znajomością 
praw krajowych i usłużnością Podoski: je- 
mu więc — zdaniem Korzona — najprawdo- 
podobniej autorstwo projektu „delegacyi" 
przyznać potrzeba. Gdy potem w r. 1773 
zawiązanie konfederacyi i obiór marszałka 
Ponińskiego, co odbyło się w mieszkaniu 
prywatnem biskupa Massalskiego w kole 
7-u osób, wywołało protestacje Rejtana 
i innych, które tamowały otwarcie urzę- 
dowe sejmu, a potem prawie przez miesiąc 
sejm ten opierał się deklaracjom trzech 
dworów — ambasadorowie postanowili u- 
żyć wypróbowanego już sposobu zała- 
twienia sprawy przez ^jdroczenie sejmu, a 
wybranie „delegacyi*. Delegacja ta (któ- 
rej prezesem został biskup kujawski, An- 
toni Ostrowski, późniejszy prymas, a czyn- 
nym członkiem Adam Poniński, obaj zaś 
wykonawcami zleceń barona Stackelber- 
ga, biorącego często czynny udział w jej 
obradach), urzędując blizko dwa lata, od- 



bywała swoje posiedzenia w pałacu wów- 
czas Radziwiłłowskim pi^y Krakowskiem 
Przedmieściu. Oprócz spisania trzech żą- 
danych traktatów rozbiorowych i handlo- 
wych, delegacja uchwaliła: ustanowienie 
Rady Nieustającej z 5-ciu Departamenta- 
mi, czyli ministerjami, nowy system po- 
datkowy, ustawę o wekslach, przepisy o 
liczbie i urządzeniu wojska i t. d. Apro- 
bacja i ratyfikacja dzieła Delegacyi doko- 
nane zostały krótkim aktem podpisanym 
przez króla, Adama Ponińskiego i Micha- 
ła Hieronima Radziwiłła, jako marszał- 
ków, oraz Florjana Drewnowskiego i An- 
drzeja Malczewskiego, jako sekretarzy 
konfederacyj sejmowych koronnych i li- 
tewskich. Była wyznaczona Delegacja 
jeszcze w r. 1793, ale ta podpisała tylko 
przedstawione przez ambasadorów rosyj- 
skiego i pruskiego traktaty drugiego roz- 
bioru, nie sprawując żadnej innej czyn- 
ności. 

Delikwent, delinkwent (z łac. delin- 
quentia — zbrodnia, kryminał). Tak na- 
zywano w Polsce skazańca, czyli człowie- 
ka na śmierć wyrokiem sądowym skaza- 
nego. Po odczytaniu wyroku w izbie są- 
dowej, na kilka dni przed śmiercią, insty- 
gator lub pisarz sprowadzali do delikwen- 
ta księdza. W ciągu tych ostatnich dni 
zaopatrywano skazanego we wszystko, 
czego tylko do jadła i picia żądał. Każ- 
demu dozwolony był do niego wolny przy- 
stęp. Obowiązkiem nawet sąda było sta- 
! rać się o jak najliczniejsze odwiedziny, 
aby uwidomić ogółowi przykład kary za 
zbrodnie. Po ścięciu, delikwenta przez 
{ kata, składano ciało w trumnie, umiesz- 
I czając zwykle głowę pomiędzy kolanami. 
Jeżeli delikwent skazany był na powie- 
szenie, wtedy wyprowadzano go pod szu- 
bienicę, która dawniej stała przy każdem 
sadowem mieście. Kobiety nader rzadko 
skazywane były w Polsce na śmierć — a 
nie wieszane nigdy, tylko topione lub du- 
szone. Częstsze wyroki, stosy i męczenie 



Digitized by 



Google 



D E L 1 K w E N T. 



311 



przestępczyń, wprowadzone były do Pol- 
ski przez niemieckie prawo miejskie. Nie- 
które zakony miały prawo zwyczajowe u- 
walniania od śmierci jednego ze skaza- 
nych w dzieA Wielkiego Piątku. Za pa- 
nowania kr. Kazimierza Jagiellończyka, 
Boglewską z Łęczeszyc, za której wiado- 
mością mąż jej został zabity, zakonnicy 
warszawscy wyprosili od kary śmierci, po- 
czem uciekła do Krzyżaków i u nich mie- 
szkała, a pamięć jej zbrodni pozostała w 
pieśni, dotąd przez lud śpiewanej: „Stała 
nam się nowina, pani pana zabiła". Je- 
żeli delikwent zdołał umknąć i schronić 
się do kościoła, tam już nie mógł być poj- 
many. Kitowicz opisuje, jak za Augusta 
III studenci warszawscy odbili niejakiego 
Dąbrowskiego i wprowadzili go do kościo- 
ła dominikanów (przy ulicy Freta), skąd, 
pomimo żądania marszałka Bielińskiego, 
wydać go dominikanie nie chcieli. Bie- 
liński trzymał w oblężeniu klasztor i ko- 
ściół. Wówczas nuncjusz, bawiący w War- 
szawie, zwołał na naradę po dwuch teolo- 
gów z każdego warszawskiego klasztoru, 
a ci rozstrzygnęli, że przestępca nie może 
być z kościoła wydany. Sądy wysokie 
przyznawały sobie prawo ułaskawiania. 
Marszałek wiel. kor. także kogo chciał, to 
nawet i po wyroku wolno puszczał. Żona 
Augusta m, jak świadczy Kitowicz w 
^ Opisie obyczajów " , często zanosiła instan- 
cje do marszałka Bielińskiego o ułaska- 
wienie rozmaitych przestępców, ale pra- 
wie zawsze daremne. Jeżeli delikwent, 
prowadzony na śmierć, podj^ się zrobić 
coś bardzo ważnego, np. żyd obowiązywał 
się przyjąć chrzest, wtedy nieraz darowa- 
no mu życie. Czacki wspomina, że z Wę- 
gier przyszedł do Polski zwyczaj, iż gdy 
delikwentowi nieżonatemu, prowadzone- 
mu na śmierć, dziewczyna rzuciła chust- 
kę na znak, że chce go poślubić, wtedy 
magistraty dawały ułaskawienie pod wa- 
runkiem zawarcia związku małżeńskiego. 
Zwyczaj ten, jeżeli istniał, musiał pocho- 



dzić z czasów wielkiego wyludnienia przez 
wojny i powietrze. Z „Dworzanina" Gór- 
nickiego zdawałoby się, że to nie był oby- 
czaj pierwiastkowe węgierski, jak mnie- 
ma Czacki, ale raczej hiszpański lub za- 
chodnio-europejski. Oto co pisze nasz 
starosta tykociński: „Jako kiedyś na kró- 
la hiszpańskiego dworze trafiło się, iż jed- 
nego zacnego młokosa król o różne prze- 
winienie w więzienie wziąć kazał: w któ- 
rem kiedy był przez noc, a nazajutrz wy- 
nijść mu kazano, przyszedł na pałac, gdzie 
dworzan, pań, panien, pełno było: także 
gdy to ten to ów szydził z onej jego przy- 
gody, rzekła jedna zacna wdowa do nie- 
go: Zaprawdę żałowałam ja bardzo tej 
niefortuny Waszmości, a zwłaszcza, iż tu 
drudzy za pewne mieli, że król Jegomość 
każe Waszmość obwiesić. A młokos on 
zaraz tak: I jam się nie pomału bał tego; 
alem wżdy miał nadzieję, że mię Wasz- 
mość za męża uprosić sobie miała. Już 
to w Hiszpaniej i w innych królestwach 
jest ten obyczaj, i u nas też to snadż pier- 
wej było; że kiedy złodzieja tracić wiodą, 
jeśli wszetecznica jawna prosi go sobie za 
męża, gardłem takiego darują*^. Krążyła 
też w Polsce dowcipna dykteryjka, że 
gdy jednemu delikwentowi szpetna baba 
ofiarowała swą rękę. i tym sposobem mógł 
się ocalić od śmierci, spojrzawszy na nią, 
zawołał na kata: „Panie Jakóbie, wieszaj 
Waćpan!** Słowa te poszły w przysłowie, 
kiedy kto jakiej niekorzystnej łaski przy- 
jąć nie chce. Zdarzały się w Polsce wy- 
padki, że i kat, przekonany o niewinności 
delikwenta, odmawiał wykonania wyroku 
magistrackiego i nieraz tym sposobem 
przyczynił się do uwolnienia go od śmier- 
ci. Szlachcica karano zawsze mieczem, a 
nie szubienicą. Za rozboje, najazdy i gra- 
bieże spełniano taki wyrok nocą w piwni- 
cy. Nawet za porwanie się do szabli w 
Trybunale, jeszcze za Stanisława Augu- 
sta, kazał Trybunał ściąć szlachcica w pi- 
wnicy i przez wzgląd na cześć dla jego 



Digitized by 



Google 



312 



D E L J A. 



stanu i rodziny wyprawiono mu nazajutrz 
pogrzeb okazały z nabożeństwem i dzwo- 
nami we wszystkich kościołach. Wypadek 
ten — powiada Jędrzej Moraczewski — wy- 
bornie maluje sprawiedliwość połączoną z 
miłością braterską. Z sądów szlacheckich 
tylko marszałkowskie same egzekwowały 
wyroki na śmierć; sądy grodzkie, trybuna- 
ły i wszelkie inne sądy oddawały wyko- 
nywanie wyroków sądom miejskim, w któ- 
rych żywiołem prawa niemieckiego był 
miecz i tortury. Według praw litewskich, 
za uwięzionego poddanego i za jego egze- 
kwowanie, nie strona, ale jego pan pono- 
sił koszta. Gdy delikwent był zamknięty 
a oskarżyciel nie sprowadzać kata, naten- 
czas dehkwenta wypuszczano z więzienia. 
Delja, deljura, telej, telet; dwa 
pierwsze wyrazy były nazwą sukni, dwa 
ostatnie nazwą tkaniny. Muchliński wszy- 
stkie wywodzi z tureckiego tellu, telli — 
tkanina z nitek ciągnionych ze złota, wła- 
ściwie przeszywana złotem, bardzo boga- 
ta. Briickner zalicza wyraz delja do za- 
pożyczonych z Węgier, Karłowicz, jednak 
twierdzi, że w słownikach węgierskich nie 
znalazł odpowiedniego wyrazu, co wszak- 
że nie znaczy, aby moda bogatej sukni te- 
go rodzaju nie mogła przyjść do Polski 
przez Węgry, gdzie tak samo jak w Pol- 
sce panowie naśladowali stroje wschodnie. 
Ł. Gołębiowski pisze o delii: Delja, u tur- 
ków telej, suknia obszerna z szerokimi 
rękawami, dlatego — jak pisze Starowol- 
ski— aby, nie rozbierając się, mogli pod- 
ług swego obrządku ręce obmywać. Na- 
sza delja, którą i deljurą zwano, przy- 
wdziewana zwykle przez konnych ryce- 
rzy na zbroję i tak przekręcana, żeby rę- 
ka prawa była do boju swobodną, miała 
krój ściętej opończy i podbita być musia- 
ła grzbietami rysimi lub innem futrem. 
Kołnierz musiał być futrzany, a im był 
większy przy skróconej delii, tem uważa- 
no go za ozdobniejszy. Przesada pod tym 
względem nie uszła pióra pisarzy owej 



epoki. Więc też Kochanowski powiada: 

Poradźmy sie rady czyjej, 
Kołnierz-li to u delijej? 
Czy deli ja u kołnierza 
Na grzbiecie cnego rycerza? 

To samo pisze Rysiński w swej satyrze z 
czasów Zygmunta III: 

Więc te kołnierze, do takiej w tej dobie 
Przyszły u nas powagi, że już nie o.-<obio, 
Ale im się kłaniają. To u nas nie żołnierz, 
Nikt i grzecznym przy dworze, tylko kto ma kołnierz, 

O deljach wspominają: Petrycy, Rej, Sa- 
kowicz, Mączyński, Birkowski, Chojnow- 
ski i inni. „Suknia żołnierska, którą na 
zbroję kładą" (Mączyński). „Skanderberg 
włożywszy na się, wedle zwyczaju, delja 
na pancerz, jechał miasto oglądywać'^ 
(Cyprjan Bazylik). „Dziś co kurta to doło- 
man, co delijka to nasuwień** („Dwór'^ 
Trztyprztyckiego). „Zdjąwszy impoddań- 
ską suknią, w delje je ubierają i do siebie 
na służbę biorą** (Petrycy). j,One z dziw- 
nemi kołnierzami delje" (Rej w „Zwie- 
rzyńcu"). Delijki i delutki bywały penso- 
we i purpurowe, bez rękawów, ze złotym 
pasamonem dokoła. Delje, jak każdy u- 
biór z początku modny i przez możnie j- 
szych noszony, upowszechniły się z cza- 
sem, zwłaszcza u ludzi młodych, różniąc 
się od kier ei tylko stanem wciętym, cze- 
go nie było u kierei. Takie delje przezwa- 
no potem czuj ami, choć przez odmianę 
nazwy w niczem się nie zmieniły. Gołe- 
biowski pisze w początku XIX wieku: „Z 
panów przeszła na dworzan, dziś furma- 
nów już tylko zdobi". Delje, które w XVI 
wieku lśniły się od złota, w XVIII robio- 
ne były z „bawetnicy". W spisach szat 
Zygmunta Augusta wspominane są i delje 
obok futer i kożuchów. Wśród szat Stef, 
Batorego wymienione są dwie delje: jedna 
szara turecka z pilśni zielonej atłasem 
podszyta, druga szarłatna (szkarłatna) z 
długimi ważkimi rękawami, podszyta atła- 
sem czerwonym. 



Digitized by 



Google 



DEM BOLECKI. 



313 



Dembołęcki Wojciech z Konojad, fran- 
ciszkanin, pamiętnikarz i słynny ze swo- 
ich dziwactw etymolog. Miewał kazania 
przepełnione podobno dziwactwami. W r. 
1619 przyłączył się do stowarzyszenia 
„chrześcijańskiej żołnierki", założonego w 
Ołomuńcu przez hrabiego Adolfa Althana. 
\Vr. 1622 został kapelanem Lisowczykó w, 
pomagających cesarzowi austrjackiemu w 
wojnie 30-letniej. Prowadził djarjusz ich 
^ dzieł odważnych**, ale go zgubił w gó- 
rach szląskich, z pamięci więc już tylko 
napisfiJ: pośpiesznie i wydał r. 1623 w Po- 
znaniu historję ich wypraw, w których 
sam uczestniczył i dawniejszych p. n.: 
„Przewagi elearów polskich, co ich nie- 
gdy Lisowczykami zwano, które czynili w 
państwach cesarskich przeciwko herety- 
kom za czasów niezwyciężonych monar- 
chów: Ferdynanda II, cesarza chrześci- 
jańskiego i Zygmunta III króla polskiego 
i szwedzkiego etc. w leciech pańskich od 
1619 do 1623, krótko na prędce zgroma- 
dzone". Dziełko to zostało przedrukowa- 
ne powtórnie r. 1630, a w wieku XIX u- 
kazało się w druku dwukrotnie: r. 1830 w 
Puławach i r. 1859 w Krakowie u Turow- 
skiego. Autor przedstawia Elearów jako 
najcnotliwszych i najwzorowszych żołnie- 
rzy, użala się, że pościć tylko nie byli ra- 
dzi, ale żadnych gwałtów się nie dopusz- 
czali, cudów męstwa i zręczności dokazy- 
wali, cesarstwa chrześcijańskie sami od 
heretyków i rebellizantów obronili. Fan- 
tazyi plastycznej -powiada Chmielowski- 
ma autor sporo, dowcipu jowialnego nie- 
mało, lubi igraszki słowne; jako dzieło li- 
terackie posiada ten utwór żywość, barw- 
ność i powab, ale jako historja bardzo ma- 
łą ma wartość. Prowincjałem franciszka- 
nów wybrany, sprawował Demb. ten obo- 
wiązek tylko przez miesiąc, wyprosił się 
od niego i przeniósł do prowincyi ruskiej, 
gdzie został gwardjanem w Kamieńcu po- 
dolskim. Ale nawykły do wojaczki i ży- 
cia wędrownego, nie smakował już w ci- 



chym żywocie klasztornym. Wyrobił więc 
sobie komisarstwo jeneralne w zakonie, co 
pozwalało mu na ciągłe z klasztoru do 
klasztoru podróże. Jako członek towarzy- 
stwa „chrześcijańskiej żołnierki", Demb. 
został (r. 1626) pełnomocnikiem w stro- 
nach wschodnich do wykupywania więź- 
niów z rąk pogańskich i głównym skarb- 
nikiem, a jak się często pisał „jenerałem 
społeczności wykupywania więźniów " . Dla 
stowarzyszenia tego pisał statuty. Akta 
franciszkanów prowincyi ruskiej w bar- 
dzo niekorzystnem świetle wystawiają 
Dembołęckiego , który „dworno jeździł, 
trzymał 8 koni i służbę świecką, nie w kla- 
sztorach ale w świeckich domach i zajaz- 
dach przemieszkiwał i wiele głupstw z wiel- 
ką zgrozą i wrzaskiem ludu i szlachty wy- 
rabiał**. Z akt tych, przytoczonych przez 
J. Bartoszewicza w rozprawie o Dembo- 
łęckim („Bibl. Warsz." 1854 r.), widzimy 
jak błędnie zapewniał Bentkowski w swo- 
jej Historyi literatury, że franciszkanie 
mieli Dembołęckiego za osobliwsze świat- 
ło i zaszczyt zakonu. Wójcicki i Maciejow- 
ski poszli łatwowiernie za Bentkowskim i 
utrwalili to fałszywe mniemanie, a za ni- 
mi Turowski i Encykl. Orgelbranda (28 
tomowa) już po sprostowaniach Bartosze- 
wicza. Tymczasem rzecz miała się wprost 
przeciwnie. Wyżej wspomniane akta tam- 
toczesne przekonywają, że pomiędzy pun- 
ktami obwinienia, stawionego przeciw 
Dembołęckiemu na kapitule zakonnej r. 
1634 w Międzyrzecu, zarzucają mu fran- 
ciszkanie także i jego dzieła. ^ Wydał Dem- 
bołęcki — mówią oni —książeczkę czyli ra- 
czej głupstwo (Ici^iłatem) o historyi przed- 
potopowej, w której uczy, że język sło- 
wiański jest najdawniejszy ze wszystkich 
języków, że językiem słowiańskim i pol- 
skim mówił Bóg i Adam w raju i poplótł 
wiele innych straszliwych dziwactw, które 
wstyd przynoszą dla mężów rozsądnych. 
Tę książeczkę wszędzie rozrzuca i zakon 
bardzo ohydza, tak dalece, że wielu panów 



Digitized by 



Google 



314 



D E M E R Y C I. 



i szlachty gorszy się i dziwi, jak może być 
zakon franciszkański tak bardzo rozpusz- 
czony, żeby jednego brata wagabundę nie 
mógł poskromić i zatrzymać w klasztorze 
pod furtą''. Wcale więc franciszkanie nie 
zachwycali się uczonością Dembołęckiego, 
jak to błędnie zapewniał potem Bentkow- 
ski oraz wielu innych. Autorstwo Dembo- 
łęckiego, równie jak jego żywot, było ele- 
arskie. Jak jedno jego dziełko opiewało 
przewagi ukochanych jego Lisowczyków, 
tych machabeuszów i „boskich wojenni- 
ków", tak drugie z elearskim zamachem 
zdobywało narodowi sławę pochodzenia z 
najdawniejszego na świecie gniazda. Sły- 
szał Demb. zagranicą jak wielu cudzoziem- 
ców w3rwodziło swój język i naród od 
stworzenia świata, a że Polacy byli dla nie- 
go narodem nad narody, zatem pozazdro- 
ścił tej wyższości innym i stąd powstało 
drugie jego dziełko, które dziwacznymi 
wywodami zapewniło mu wiekopomny 
rozgłos wśród ziomków i w piśmiennictwie 
polskiem. Dziełko to wydane w Warsza- 
wie r. 1633 (druk gocki, str. 111) nosi ty- 
tuł: „Wywód jednowładnego państwa 
świata, w którym pokazuje ks. Wojciech 
Dembołęcki z Konojad, franciszkanin, do- 
któr teologii Św., a jenerał społeczności 
wykupywania więźniów, że najstarodaw- 
niejsze w Europie królestwo Polskie, lub 
Scytyjskie, samo tylko na świecie ma pra- 
wdziwe sukcessory Jadama, Seta i Jafeta, 
w panowaniu świata od Boga w raju po- 
stanowione, i że dlatego Polaki Sarmata- 
mi zowią. A gwoli temu i to się pokazu- 
je, że język słowiański pierwotny jest na 
świecie. Nie gań, aż przeczytasz, bo wy- 
dany jest za pozwoleniem Jego Królew- 
skiej Mości i po przejrzeniu wysadzonych 
na to teologów i historyków**. W dedyka- 
cyi dzieła „narodom Korony Polskiej i 
wszem inszym słowiańskiego języka" oś- 
wiadcza Dem., że „ten sok Jstorjej ofiaru- 
je na ulżenie bólu serca w dzisiejszym do- 
Gzesnem osłabieniu". Dalej prosi czytelni- 



ków, aby się przyczynili do nowego pana, 
obranego niedawno Władysława IV, o na- 
kład na Speculum istoricum universalis 
Isłoriae^ które światu łacińskim językiem 
gotuje. W samym wykładzie jest dziwacz- 
na mieszanina prawdy historycznej i baś- 
ni, zjednoczona dziwacznymi wywodami 
etymologicznymi. Babilon według Dem- 
bołęckiego to — „babie łono", Grek — 
„grzeczny", Gallus — „goły", Bachus to 
zepsuty wyraz ,Beczkos", arystokracja zo- 
st^a tak nazwana od „parzystokroczenia", 
Azja powinna się nazywać „Ożyją", bo w 
niej powstała czyli ożyła wszelka rzecz 
stworzona, żyjąca, Europa — „ Narody cą**, 
bo się w niej wszystkie narody z pierwot- 
nych azjatyckich słowiano- polaków po- 
tworzyły, Ameryka— „Synrodycą*, bo w 
niej synowie Narody cy osiedli, Australja 
— „Zobodwicą", bo z obudwu części świa- 
ta są tam mieszkańcy, Afryka — „Ja wra- 
ca**, iż Jaweta przewróciła na drugą część 
świata. Wdaje się też Demb. w przepowie- 
dnie, wywodząc np. z Pisma Św., że się 
tron polski przeniesie kiedyś na górę Li- 
banu i t. p. Pisał — jak się wyraża Chmie- 
lowski — językiem czystym, wolnym od 
makaronizmów, lubił wyrazy złożone, 
zwłaszcza przymiotniki, np. „bujnoszczęs- 
nykraj**, „wieloróżne herezje", „próżno- 
myślne narody **, „zbrój no wojenna ręka** 
i t. p. W aktach pofranciszkańskich wszel- 
kie wzmianki o Dembołęckim ustają w r. 
1647, który prawdopodobme był rokiem 
jego śmierci. 

O emeryci. Tak zwano księży skaza- 
nych przez władzę duchowną za wykro- 
czenia przeciw swojemu powołaniu na za- 
mknięcie w murach klasztornych. W Kró- 
lestwie Polskiem oddzielny dom Demery- 
tów istniał od r. 1836 w klasztorze podo- 
minikańskim w Liszkowie (w malowniczej 
miejscowości nad Niemnem, w pow. Sej- 
neńskim), skąd go w r. 1849 przeniesiono 
do klasztoru pobenedyktyńskiego na Ły- 
sej górze, gdzie zostawał pod zarządem 



Digitized by 



Google 



DEMESZKA — DENAR. 



315 



regensa, ojca duchownego i pisarza. Za- 
mknięto go około r. 1870 i odtąd domów 
takich w Królestwie już niema. Poza gra- 
nicą Kongresówki do podobnego użytku 
służył klasztor pofranciszkański w Grod- 
nie na zaniemniu i podominikański w Ag- 
lonie, na prawym brzegu Dźwiny, w daw- 
nem wojew. Inflanckiem. 

Demeszka, damascenka, szabla tu- 
recka ze stali damasceńskiej, uważanej za 
najtwardszą i najlepszą, wyrabianej wmie- 
ście Damaszku w Syryi, głośnem także z 
wyrobu tkanin. Czartoryski gen. ziem po- 
dols. pisze: „Są to tedy głownie (klingi) w 
Damaszku abo w Szamie pławione**. Sza- 
mem nazywali często Turcy, a za nimi i 
Polacy, Damaszek. Oprócz tych zalet głó- 
wną cechą demeszek była ukwiecona po- 
wierzchnia ich głowni. Demeszkowaó — w 
języku płatnerzy polskich, znaczyło na 
wzór fabryk damasceńskich żelazo kwie- 
cić. Mina^owicz pisze w swoich rytmach: 

Mars wzywa do boju, 
Już lemiesze na demesze Wulkan przetapia. 

Denar ma dwojakie znaczenie w staro- 
polszczyżnie: 1) Denar, dynarek, dry- 
fus czyli trójnóg żelazny, na którym sta- 
wiają się w ogniu sagany, garnki, rondle 
i t. d. dla szybszego zagotowania. Karło- 
wicz uważa tę nazwę za rdzennie polską, 
uformowaną od wyrazu dno, denarek bo- 
wiem podstawia się zawsze pod dno na- 
czynia. 2) D e n a r, jako nazwa pieniądza, 
nie ma wcale polskiego pochodzenia, bo 
jest skróconą formą łacińskiego dcnarius^ 
dziesiętny, od deni^ po dziesięć. Prof. Jó- 
zef Przyborowski powiada, że kiedy w r. 
268 przed Chrystusem zaczęto bić w Rzy- 
mie pieniądze srebrne, ważące po 4 7a gra- 
ma, nową tę monetę nazwano denarem 
(dziesiątakiem), gdyż wartością równała 
się 10-ciu ówczesnym asom. Na ziemiach 
dawnej Polski rzadko znajdują się denary 
rzeczypospolitej rzymskiej lub cesarza Au- 
gusta, bo stosunki handlowe Rzymian z 
naszemi ^^..^jiaini zaczęły się dopiero za 



Nerona. Zato denary od czasów Nerona 
do Trajana Decjusza (r. 251 po nar. Chr.) 
są wykopywane pospolicie, nieraz w wiel- 
kich ilościach, po najzapadlejszych zakąt- 
kach Mazowsza, Podlasia i innych okolic 
kraju między Karpatami i Bałtykiem. Na- 
zwa denara przeszła w wiekach średnich 
od Rzymian do innych krajów w formie 
denier u Francuzów, denaro u Włochów, 
dinar u Bizantynów, denar u Polaków. W 
Polsce najdawniejsze monety, począwszy 
od Mieczysława I, są również denarami, 
bitymi z zastosowaniem do systemu mo- 
netarnego Karola W., jak wnosić można z 
ich wagi, gdyż podobnie jak współczesne 
denary niemieckie ważą (za Mieczysława i 
Bolesława Chrobrego) około 17j grama. 
Niesłusznie nazywają je niektórzy solida- 
mi, bo solid w tych czasach był monetą li- 
czebną, zawierającą 12 denarów i nie był 
wybijany. Pierwszą niewątpliwą polską 
monetą jest denar Mieczysława I, mający 
na stronie głównej wyobrażenie korony i 
napis Misico, t. j. Mieszko, a na stronie od- 




Fig. 1. 

wrotnej krzyż (fig. 1.). Bardzo czynna by- 
ła mennica Bolesława Chrobrego, jak to 
wskazuje przeszło 20 typów dotąd odkry- 
tych, z których jeden podajemy (fig. 2) z 




Fig. 2. 

głową króla i napisem Bolizaus na str. 
głównej, a krzyżem i napisem Civiłas 



Digitized by 



Google 



316 



DENAR. 



Gnezdun (miasto Gniezno) na str. odwrot- 
nej. Denary Mieszka I i Bolesława I nada- 
ły nazwę denarowego całemu okreso- 
wi mennicznemu w Polsce aż do r. 1300, 
chociaż dopiero na monecie Krzywouste- 
go w wieku XII napotykamy po raz pierw- 
szy nazwę Denarhis (fig. 3). Od końca 
wieku XII denary polskie zmalały do for- 




Fig. 3. 

my jednostronnie bitych brakteatów. Po 
okresie denarowym nastąpił u nas, od Wa- 
cława począwszy, okres menniczny gro- 
szowy, czy U okres monety zwanej grubą, 
grossus, w porównaniu z poprzednimi 
brakteatami. Denar wszakże nie zniknął 
po zmianie systemu monetarnego, ale po- 
został jako najdrobniejsza moneta zdaw- 
kowa, bita ze srebra, a stanowiąca za Ka- 




Fig. 4. 

zimierza W. osiemnastą część grosza. Wi- 
dzimy z tego, że pozostała nazwa zaprowa- 
dzona przez Rzymian, lecz zmieniło się 



całkiem znaczenie pierwotne do tej nazwy 
przywiązane. Pierwszym, który w oki*e- 
sie groszowym bił u nas denary jako mo- 
netę zdawkową srebrną, był ^^adysław 
Łokietek. Denary te należą dziś do naj- 
większych rzadkości numizmatycznych, a 
zadziwiają wytworną robotą, bo na bardzo 
drobnej powierzchni dają wyobrażenie 
głowy króla i zupełny napis Wladislaus 
C na str. głównej, z orłem i napisem Rex 
Polonie na str. odwrotnej (fig. 4). Dena- 
rów Łokietkowych znane są 3 tjrpy od- 
mienne. Za Kazimierza W. ukazują się po 
raz pierwszy monety miejskie (wielkopol- 
skie). Wschowa uzyskała od tego króla r. 
1343 prawo bicia denarów, nie wiemy je- 
dnak, czy wówczas z tego przywileju sko- 
rzystała. Zato mamy denary kaliskie i po- 
znańskie z napisami Moneta Kalis i Monc- 
ta Poznani, Później mamy denary Ludwi- 
ka węgierskiego, kr. Jadwigi, Jagiełły, 
Warneńczyka, Jana Olbrachta, Aleksan- 
dra Jagieł., Zygmunta I, denary dla Prus 
królewskich, gdańskie, elbląskie, denary 
Zygmunta Augusta (z lat 1546 i 1547). 
Za Batorego bito denary w latach 1581 i 
1582. Panowanie Zygmunta III dostar- 
cza denarów poznańskich, wschowskich i 
łobżenickich. Te ostatnie, wielkiej dziś 
rzadkości, biła w Łobżenicy wielkopolska 
rodzina Krotoskich, z mocy przywileju 
królewskiego, w latach 1612—24. (Zagór- 
ski, Stronczyński, Piekosiński, J. Przj^- 
borowski). 



KONIEC TOMU PIERWSZEGO. 



Digitized by 



Google 



Digitized by 



Google 



'1 1 /- 



\ 



Digitized by 



Google 



UNIVER8rrY OF MCHIOĄN 




3 0015068306601 



i 




Digitized by 



Google